background image

Sherry Stuart

Wybranka Apollina

Przełożyła Renata Kochan

1

List od Daphne nadszedł całkiem nieoczekiwanie. Nie dawała znaku życia niemal od 

pięciu lat — od tamtej pamiętnej kłótni! Andrea wzdrygnęła się na samo wspom-
nienie owej straszliwej sceny.

Obie zakochały się w tym samym mężczyźnie i z miejsca stały się zaciętymi 
rywalkami. To Andrea zwyciężyła w potyczce o ukochanego człowieka, a jej siostra 
Daphne, zawiedziona i rozczarowana, zaraz potem wyjechała do Grecji, ojczyzny ich 
rodziców. Od tamtego czasu Andrea nic o niej nie słyszała.

A teraz oto leżał przed nią list, w dodatku z załączonym zaproszeniem na wesele! 
Andrea bardzo cieszyła się ze szczęścia siostry, życzyła jej przecież jak najlepiej.
Co powie Daphne, gdy usłyszy, że owa nieszczęsna historia miłosna z tamtym 
młodym człowiekiem skończyła się w niecały miesiąc po jej wyjeździe?

Andrea nigdy nie zdobyła się na odwagę, aby napisać o tym Daphne. Myśl, że to z jej 
powodu serce Daphne zostało złamane, dręczyła ją przez te wszystkie lata. Tak 

bardzo się lękała, że siostra nie przyjmie jej przeprosin, a tego by nie zniosła.
W tej chwili to była już przeszłość, a Daphne wyciągała rękę do zgody jako 
szczęśliwa narzeczona.
Andrei zrobiło się wstyd. Dlaczego spędziły tyle lat z dala od siebie? Dlaczego nie 

trzymały się z siostrą razem, tym bardziej że ich rodzice już nie żyli? Były przecież 
same na świecie, nie miały krewnych, a jedyna ciotka też dawno umarła. 
Straciłyśmy tyle lat, myślała z goryczą.
Potem zaczęła się zastanawiać, jakiego pokroju człowiekiem mógł być Costa, którego 

miała poślubić Daphne, i czy zamierzają zostać po ślubie w Grecji. W liście nie było 
nic na ten temat.
Andrea zapytywała siebie samą, czy chciałaby całe życie spędzić w Grecji. W 
Chicago właściwie nic jej nie trzymało. Pracowała jako nauczycielka w szkole pod-
stawowej i wiodła raczej monotonne życie. Nie powinna chyba jednak oczekiwać od 
siostry, że ta będzie ją namawiać do pozostania w Grecji. Nie mogła się tak wiele 

spodziewać i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
List był co prawda przyjazny, a nawet serdeczny. Daphne pisała, że znalazła 
mężczyznę swego życia, ale że jej ślub tylko wtedy będzie naprawdę piękny, jeśli 
Andrea zaszczyci go swoją obecnością. Zapraszała ją więc na tydzień albo dwa przed 
ślubem do domu swego przyszłego męża.

background image

Tylko ostatnie zdanie zdradzało coś niecoś ze stanu uczuć Daphne. Pismo było tu 

nierówne, widać te słowa nakreśliła drżącą ręką: Tak długo się nie widziałyśmy... O 
wiele za długo... To właśnie one ostatecznie przesądziły o podjętej decyzji. Co 
prędzej poszukała w szkole zastępstwa, a gdy to się udało, zarezerwowała miejsce w 
samolocie do Grecji.
Już sama myśl o czekającej ją podróży była rozkosznie podniecająca, od lat bowiem 
pragnęła poznać ojczyznę swoich rodziców. Z początku nawet odrobinę zazdrościła

Daphne, że ta przebywa w Grecji. Najważniejsze jednak było pojednanie z siostrą i 
Andrea nie mogła się wprost doczekać, kiedy wreszcie wyruszy w podróż.

Nastały gorączkowe, wypełnione pracą i załatwianiem tysiąca spraw dni. Mając za 
sobą długą wędrówkę po sklepach kupiła wreszcie dla Daphne srebrny serwis do 
herbaty i komplet serwetek ozdobionych delikatnym haftem, które zamierzała 
ofiarować siostrze w prezencie ślubnym, a dla siebie wybrała w butiku elegancką, 
drogą sukienkę. Sukienka była z jasnoniebieskiego jedwabiu i doskonale pasowała 
do jej blond włosów o metalicznym połysku. W tej to kreacji Andrea zamierzała 
wystąpić na uroczystości.
Kiedy wreszcie znalazła się na lotnisku, miała wrażenie, że zaczyna całkiem nowe 

życie. Była tak podekscytowana, że w porcie lotniczym zjawiła się o dwie godziny za 
wcześnie. Przez ostatnią noc nie zmrużyła oka, dopiero kiedy znalazła się w 

samolocie, owo napięcie nieco opadło i zasnęła. We śnie przeżywała spotkanie z 
siostrą po latach...
Serce Andrei biło jak szalone, kiedy przez megafon zapowiedziano, że za kilka 
minut lądują w Atenach. Pospiesznie sprawdziła makijaż, a jej ręka, trzymająca 

małe kieszonkowe lusterko, drżała z emocji. Czy Daphne będzie czekać na nią na 
lotnisku? A może będzie jej towarzyszył narzeczony? Ze zdenerwowania zaczęła ją 
boleć głowa, a kiedy opuszczała samolot, zrobiło jej się niedobrze i poczuła mdłości.
Kolana się pod nią uginały, kiedy zmierzała do kontroli celnej. Jeszcze nie zdążyła 

schować paszportu, gdy w tłumie oczekujących odkryła Daphne. Siostra stała tuż 
obok młodego mężczyzny. To musiał być jej narzeczony!

Andrei na moment zaparło dech. Mężczyzna u boku Daphne był nieprawdopodobnie 
przystojny. Wysoki i szczupły, miał ciemne włosy, pałające oczy i przyciągał 
spojrzenia kobiet, które wpatrywały się w niego jak zahipnotyzowane.
Andrea też wpatrywała się w niego jak urzeczona. Dopiero kiedy Daphne 

wykrzyknęła jej imię i rzuciła się w jej kierunku, udało jej się oderwać od niego 
wzrok. Costa trzymał się w pewnym oddaleniu, gdy witały się żywiołowo po latach 
niewidzenia.
— Andrea, jakże się cieszę! — Daphne ucałowała ją w oba policzki. — To cudownie, 
że tak od razu dostałaś urlop. — Łzy radości stanęły jej w oczach, a twarz 
promieniała radością. Odsunęła nieco Andreę od siebie i przyglądała jej się pełnym 
uniesienia wzrokiem. — Wspaniale wyglądasz, moja duża siostrzyczko!
— Jestem taka szczęśliwa, że cię znowu oglądam — Andrea z uniesieniem objęła 
Daphne. — Nie miałam właściwie kłopotów z dostaniem urlopu, gdyż udało mi się 
znaleźć zastępstwo, i to dosłownie po kilku dniach. Tylko moi uczniowie nieco 
posmutnieli na wieść o moim wyjeździe.

background image

— Jakoś się z tym pogodzą. Najważniejsze, że jesteśmy razem. Tak mi ciebie 

brakowało...
— Mnie ciebie też, Daphne.
Siostry nie wypuszczały się z objęć. Szczególnie Daphne nie mogła się uspokoić, 
powtarzając raz po raz, jaka jest szczęśliwa. Narzeczony, odebrawszy tymczasem 
bagaż Andrei, czekał cierpliwie, aż Daphne go przedstawi. Ta wreszcie wypuściła z 
objęć Andreę i wzięła przystojnego mężczyznę za rękę. Andrea z podziwem patrzyła 

na nich. Idealna para, przemknęło jej przez głowę.
— Andreo, to mój Costa — rzekła Daphne chłodno. — Mężczyzna, jakiego sobie 

wymarzyłam.
Nie było w tych słowach uniesienia, i Andrea rzuciła uważne spojrzenie na siostrę.
— Bycie wymarzonym mężczyzną to naprawdę wyczerpujące zajęcie — rzucił ze 
śmiechem Costa. — Oczywiście jednak czuję się naprawdę zaszczycony i pragnę 
uczynić twoją siostrę szczęśliwą, bo w pełni na to zasługuje. Miło cię powitać, 
Andreo — wyciągnął do niej rękę. — Cieszę się, że nie odrzuciłaś zaproszenia. U nas 
jest dość miejsca i mam nadzieję, że będziesz się czuła jak u siebie w domu. W końcu 
należysz przecież do rodziny!

— Nie obejmiesz mnie? — spytała spontanicznie Andrea. — Szwagierki nie wita się 
potrząśnięciem dłoni.

Costa uśmiechnął się lekko i przyciągnął ją do siebie, po czym uścisnął tak 
gwałtownie, jakby tylko na to czekał, a zanim wypuścił ją z objęć, zajrzał głęboko w 
oczy.
Andrea była tak zmieszana, że co prędzej musiała się odwrócić. Czyż to możliwe, 

aby jego oczy naprawdę zabłysły? Pewnie się myliła, bo trudno sobie wyobrazić, aby 
widział w niej kogoś więcej niż tylko siostrę swojej przyszłej żony. Czując, że robi się 
czerwona z zakłopotania, cofnęła się pospiesznie o krok, zawstydzona własnymi 
myślami i owym osobliwym podnieceniem, jakie wywołał w niej jego wzrok. Przyszło 

jej do głowy, że już raz przeżyła podobną sytuację. I to właśnie przed pięciu laty! No, 
moją droga, taka historia nie może się w żadnym wypadku powtórzyć, myślała 

wzburzona. Spojrzenie Costy nic nie znaczyło. Ów błysk w jego oczach to tylko gra 
wyobraźni, nic więcej.
Andrea spróbowała zapanować nad swoimi dziwnymi odczuciami, które peszyły ją i 
napełniały osobliwym niepokojem. Przecież przyleciała do Grecji, aby pojednać się z 

siostrą i życzyć jej wszystkiego najlepszego w przyszłości, jaka czekała ją u boku 
Costy. Z trudem wzięła się w garść i uśmiechnęła do obydwojga.
— Tak się cieszę, że jesteście razem — rzekła serdecznie. — Nie życzę Daphne nic 
więcej, jak tylko szczęśliwego małżeństwa. Będziesz z pewnością idealnym mężem, 
Costo, a Daphne dla ciebie dobrą żoną. Ona jest...
— Daj spokój komplementom, Andreo, i chodź zobaczyć mój nowy dom.
Wzięła siostrę pod rękę i poprowadziła do wyjścia. Gdy Andrea zobaczyła drogą 
limuzynę, przed którą zatrzymała się Daphne, po raz drugi zaparło jej dech. Czyżby 
śniła? A więc przyjechali po nią takim wspaniałym samochodem? Nie, to nie mogła 
być prawda. Kim był jej przyszły szwagier, że mógł sobie pozwolić na taki luksusowy 
wóz?

background image

W tym momencie klapki spadły jej z oczu. Znała jego twarz z fotografii w gazetach! 

To był przecież Costa Thermopohs, syn i spadkobierca znanej w całym świecie firmy 
budującej okręty! Jego rodzina należała do najbogatszych i najbardziej wpływowych 
w całej Grecji, panie Thermopolis były znane z udzielania się w przedsięwzięciach 
charytatywnych, a mężczyźni z dobrej prezencji i rozlicznych miłostek.
Dopiero teraz Andrea przypomniała sobie, że niedawno w jakimś magazynie 
ilustrowanym czytała artykuł poświęcony Coście. Była w nim mowa o tym, że 

zaręczył się z jakąś nieznaną Amerykanką, która jednak woli pozostać w cieniu.
— A więc to ty! — zawołała nagle. Costa i Daphne musieli się roześmiać.

— Byłam ciekawa, czy się zorientujesz — rzekła Daphne. — To brzmi jak bajka, 
nieprawda? Jak myślisz, ile razy musiałam się uszczypnąć, by stwierdzić, że nie 
śnię? Wkrótce zobaczysz na własne oczy, jak niecodzienne jest życie przy Coście.
Wydaje mi się, że już wiem, myślała Andrea wsiadając do samochodu.
Costa odnosił się do niej uprzedzająco grzecznie, a przecież, mimo jego wysiłków, 
wyczuwało się w jego zachowaniu, że wzrastał w bogactwie. Ona i Daphne nie 
wywodziły się ze slumsów, o nie, lecz wobec bogactwa i znaczenia rodziny 
Thermopolis Andrea czuła się jak żebraczka.

— Mam dom w Atenach, lecz korzystam z niego tylko wtedy, gdy załatwiam 
interesy — opowiadał Costa. — Posiadłość rodzinna leży w Pireusie, nad samym 

morzem. Już od pokoleń mieszkamy w zamku na górze. Rybacy uważają, że nasza 
obecność w tym miejscu przynosi im szczęście.
— Nie umiesz sobie nawet wyobrazić, jaka odpowiedzialność ciąży na Coście — 
wtrąciła żywo Daphne. — Jego brat zginął dwa lata temu w czasie rejsu jachtem. 

Costa jest więc w tej chwili jedynym dziedzicem całej fortuny i rodzina wymaga od 
niego, aby niezwłocznie się ożenił i spłodził syna-spadkobiercę. To nie do wiary, jak 
kurczowo trzymają się starych tradycji w naszych nowoczesnych czasach. Kiedy się 
wreszcie pobierzemy, każdego dnia będzie mnie odwiedzać pół Pireusu, aby 

przekonać się na własne oczy, czy już się zaokrąglam. Mam jednak nadzieję, że nie 
zajdę w ciążę od razu w miodowym miesiącu!

Andrea nadstawiła uszu. Nie podobał jej się ton głosu Daphne. To dawało do 
myślenia.
— Jak widzisz, wkrótce będzie nosić nie taki znowu mały ciężar — zauważył 
dwuznacznie Costa. — Ostrzegałem ją jednak. Związać się poprzez małżeństwo z 

taką dynastią jak nasza oznacza nie tylko same blaski, jak się niektórym wydaje. 
Wiąże się to z wieloma obowiązkami. Nasza firma zatrudnia całe rzesze ludzi, 
którzy bez nas po prostu by głodowali, dlatego nie da się tych obowiązków 
zlekceważyć.
Podczas tego wywodu Andrea obserwowała siostrę. Uśmiech znikł z jej zwykle 
wesołej twarzy, która stała się teraz poważna i zamyślona. Czyżby buntowała się w 
duchu przeciwko zadaniom, o jakich mówił Costa?
Nie, to przecież czysty absurd. Przecież od początku wiedziała, co oznacza wejście do 
takiej rodziny. Zresztą czegóż mogła sobie jeszcze życzyć kobieta, która kochała 
takiego mężczyznę jak Costa?

background image

Andrea nie wiedziała, co o tym sądzić. Owszem, z pewnością chodziło o większe 

obowiązki niż w zwykłym małżeństwie, Daphne jednak przecież nigdy przed niczym 
się nie cofała.
W tym momencje spojrzenia sióstr się spotkały. Daphne widząc, że Andrea 
przygląda jej się z troską, natychmiast się znowu rozpromieniła.
— Bez względu na to, co mnie czeka w przyszłości: radość czy odpowiedzialność, 
cieszę się z losu, jaki mnie spotkał — oświadczyła z przekonaniem. — Już ja się o to 

postaram, aby Costa- był ze mnie dumny. — Wskazała w kierunku okna 
samochodu, za którym przesuwał się wspaniały krajobraz, zręcznie zmieniając 

temat: — Nie chcesz obejrzeć nabrzeża, Andreo? Czy widziałaś kiedykolwiek 
piękniejszą okolicę?
Andrea musiała przyznać siostrze rację. Widok po obu stronach szosy był 
fascynujący. Mimo to nie dała się wywieść w pole. Szczęśliwy uśmiech Daphne 
wydał jej się teraz jakby sztuczny, przyklejony do twarzy, a przez to mało 
przekonujący.
Między tymi obojgiem coś się nie zgadzało, coś, co poważnie zaniepokoiło Andreę. 
Kiedy Costa wskazywał na godne obejrzenia budowle i ciekawe miejsca, przyglądała 

się Daphne kątem oka, ta jednak niczego już nie dała po sobie poznać.

2

Pozostawili Ateny za sobą i jechali teraz wzdłuż zabudowań wiejskich. W małych 
wioskach przeważały jeszcze chaty wybudowane z kamienia, jak w średniowieczu, a 

ich mieszkańcy uprawiali ziemię, hodowali bydło i zajmowali się połowem ryb. 
Andrea nie mogła nigdzie odkryć śladu zdobyczy, jakie zwykle niesie ze sobą 
cywilizacja.
A więc jej dziadkowie właśnie tak żyli. Wiedziała o tym od swego ojca. Zawsze kiedy 

mówił o własnych rodzicach, opowiadał jedną z cudownych historii składających się 
na mitologię grecką.

Godzinami z uwagą przysłuchiwała się opowieściom ojca. Teraz przyszła jej do 
głowy jedna z nich: o wyprawie Jazona w poszukiwaniu złotego runa.
Niestety nie było czasu na snucie wspomnień. Zaledwie kilka kilometrów za kolejną 
wsią stały w przystani na kotwicy nowoczesne jachty. Costa wskazał na olbrzymi 

budynek, wzniesiony na samej plaży.
— To centrum wypoczynkowe, ż kortami tenisowymi, basenami i dyskotekami. U 
nas jest wszystkiego po trochu. Z jednej strony dysponujemy najnowocześniejszymi 
urządzeniami technicznymi, a z drugiej spora liczba ludzi żyje jeszcze jak przed 
setkami lat. Jeśli o mnie chodzi, wcale bym tego nie chciał zmienić. Owszem, jestem 
za postępem, ale przy tym wszystkim musimy też zachować naszą tradycję.
Już sam ton jego głosu podszepnął Andrei, że Costa nie ścierpiałby w swoim 
„królestwie" wielkiego centrum handlowego z licznymi parkingami i wieżowcami.
Wkrótce dotarli do Pireusu, miasta portowego nad Morzem Śródziemnym. Ulice 
były tu tak wyboiste, że kierowca raz po raz musiał zwalniać. Korzystali z tego 
przechodnie, gromadząc się wokół samochodu, aby powitać Costę i Daphne. Wśród 

background image

nich znalazła się też dziewczyna, która koniecznie chciała ofiarować Daphne bukiet 

kwiatów, przecisnęła się więc przez tłum i rozradowana wręczyła kwiaty, a Daphne 
wychyliła się z okna samochodu i pocałowała ją w policzek. Dziewczyna z entuzjaz-
mem zaczęła klaskać w dłonie, po czym długo jeszcze machała za oddalającą się 
limuzyną.
— Teraz mogę zrozumieć, dlaczego tutaj w Grecji nigdy nie czułaś się samotnie — 
zauważyła Andrea, mając na myśli dopiero co zaobserwowaną scenę. — Ci ludzie 

traktują cię jak swoją.
— Tak jest każdego dnia, od kiedy jestem z Costą, ale wcześniej, w ambasadzie 

amerykańskiej... — Daphne umilkła.
— Pracowałaś w ambasadzie? — spytała Andrea, mając cichą nadzieję, że Daphne 
wreszcie wyrzuci z siebie to, co ją dręczy.
— Tak, prawie przez te całe pięć lat. Wtedy naprawdę doskwierała mi samotność, 
czułam się wszędzie jak obca, która nauczyła się mówić po grecku. — Owemu 
wyznaniu towarzyszył słaby uśmiech. — A potem poznałam Costę. Z dnia na dzień 
moje życie się zmieniło. — Twarz Daphne była znowu całkiem poważna. — 
Właściwie do dziś nie mogę pojąć, jak to się stało. Wszystko poszło tak szybko..

— Teraz to już nieważne — głos Costy zdradzał lekkie zdenerwowanie. — Jesteśmy 
razem i tylko to się liczy.

Daphne drgnęła.
— Przepraszam, Costa. Przecież wiesz, jaka jestem szczęśliwa przy tobie. Tylko że 
to stało się tak nagle... — szepnęła odwracając się.
I wtedy stało się coś, co do tej pory wydawało się Andrei niemożliwe. Daphne, 

wciśnięta w kąt samochodu, zaniosła się płaczem.
Swobodny nastrój prysł jak bańka mydlana. W samochodzie zapanowała napięta 
atmosfera, a Andrea nic nie mogła na to poradzić. Nie mogła nawet pocieszyć 
siostry, gdyż Costa siedział nieruchomo między nimi.

— Zróbże coś! — natarła na niego wytrącona z równowagi. — Co się dzieje z 
Daphne? Możesz mi powiedzieć?

Costa uniósł niechętnie rękę, jakby pragnął skłonić ją do milczenia, Andrea była 
jednak tak podenerwowana, że nie zważając na to wybuchnęła:
— Przysięgam ci, jeśli zauważę, że wywierasz na nią presję, lub że ją w jakikolwiek 
sposób zraniłeś...

— Dosyć! Twoja fantazja za bardzo cię ponosi — przerwał jej ostro Costa. — Nie ma 
nic takiego, z czym bym nie umiał dać sobie rady, wiem także, jak postępować z 
twoją siostrą.
Odwrócił się do okna i jakby nigdy nic podjął na powrót rolę przewodnika, który 
wyczerpująco omawia mijane obiekty.
Andrea jednak nie słuchała. Targał nią gniew i tylko z trudem udało jej się 
powstrzymać od kolejnego wybuchu.
Co za człowiek! Traktuje Daphne tak chłodno i lekceważąco, że to wprost woła o 
pomstę do nieba.
Na pierwszy rzut oka Costa jej się bardzo spodobał. Teraz, kiedy poznała go bliżej, 
musiała z przykrością stwierdzić, że jest zarozumiały i władczy. Takich mężczyzn,

background image

którzy oczekiwali, że wszyscy inni im się bez słowa podporządkują, nie cierpiała z 

całego serca!
Biedna Daphne! Że też musiała trafić na kogoś takiego. Zawsze była taka 
samowolna i pewna siebie, więc jakże teraz może dawać sobie tak chodzić po 
głowie?! Czyżby to jego bogactwo tak ją ogłupiło?
Nie, stwierdziła z całą pewnością Andrea, to nie pasuje do Daphne. Musi być jakiś 
inny powód. Może pomógł jej, kiedy miała jakieś kłopoty, a teraz zmusza ją do 

małżeństwa?
Posłała siostrze ukradkowe spojrzenie. Daphne, już uspokojona, znowu się 

uśmiechnęła, lecz ten uśmiech zdradzał wewnętrzną udrękę. Costa trzymał ją za 
rękę jak zakochany narzeczony.
— Dojeżdżamy do miejsca, z którego będzie już widać nasz zamek — jego słowa 
przerwały rozmyślania Andrei. — Nie wolno ci przegapić tego widoku.
Skręcili w lewo i wjechali na wąską drogę, która zakosami pięła się do góry. Andrea 
na moment zapomniała o siostrze i całą swą uwagę skupiła na mijanym krajobrazie.
Mniej więcej w połowie drogi Costa kazał szoferowi zatrzymać samochód.
— Wysiądź na chwilę — zwrócił się do Andrei. Obydwoje pozostałych zrobiło to 

samo.
— Stąd masz najlepszy widok — powiedział Costa stojąc tuż za plecami Andrei. — 

Cofnij się nieco Nie byłabyś pierwszą osobą, która oniemiawszy z zachwytu 
nieopatrznie postąpiła krok do przodu i runęła w przepaść.
Andrea rzuciła krótkie spojrzenie w dół i co prędzej się odwróciła. Stała na krawędzi 
pionowej ściany skalnej, u której stóp, gdzieś daleko w dole, rozbijały się morskie 

fale.
Zakręciło jej się w głowie, na szczęście Costa ujął ją za ramię, wskazując przy tym 
na szczyt góry.
— To mój dom — oświadczył z dumą. — A za parę dni będzie to także dom Daphne.

Andrea spojrzała we wskazanym kierunku. Nie, to nie mogło być prawdą! Zamknęła 
oczy i otworzyła je znowu. Na samym szczycie wyrastało zza wysokiego muru wiele 

dachów. Mur stanowił zwieńczenie góry, nadając olbrzymiej rezydencji wygląd 
prawdziwej twierdzy.
— Tam naprawdę mieszka tylko jedna rodzina? — spytała z niedowierzaniem.
— Oczywiście — Costa był- wyraźnie rozbawiony jej zdziwieniem. — Wszyscy 

należący do kręgu najbliższej rodziny mieszkają tu także po swoim ślubie. Każdy 
otrzymuje własny dom. Zdziwisz się, gdy zobaczysz, co jeszcze kryje się za tym 
grubym kamiennym murem. Mamy tu warzywniki, ogrody kwietne, winnice, 
warsztaty — a nawet starą świątynię.
— Niemożliwe! Prawdziwą starożytną świątynię? Czy jeszcze odbywają się w niej 
nabożeństwa?
— Tak — odparł Costa. — Jesteśmy co prawda chrześcijanami, lecz nie zerwaliśmy 
z tradycją. To nigdy się nie stanie. Na przykład przed moim ślubem z Daphne 
odbędzie się w świątyni uroczystość według starego ceremoniału.
Oczy Andrei zabłysły. W jakim fascynującym świecie się znalazła!
— Czy goście też wezmą w niej udział?

background image

— Tylko rodzina. A teraz chodź, czekają już tam na nas.

Costa najwyraźniej nie chciał rozmawiać na ten temat, dalsze wypytywanie nie 
miało więc sensu.
Daphne pierwsza wróciła do samochodu. Nawet nie spojrzała w stronę zamku, przez 
cały czas miała wzrok utkwiony w powierzchni morza. Andrea z troską przyglądała 
się nienaturalnie bladej twarzy siostry. Nie przemyśliwa ona aby o samobójstwie, 
aby uciec życiu, które ją czeka? Czyżby miała wrażenie, że jest w ślepym zaułku, z 

jakiegoś powodu wydana Coście i bezsilna? Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. 
Czuła, że Costa ma dziwną władzę nad jej siostrą i doskonale umie to wykorzystać.

Poczuła na sobie wyczekujące spojrzenie Costy, otrząsnęła się więc z zamyślenia.
— Jak myślisz, ile za tym białym murem znajduje się budynków?
Andrea rzuciła okiem na wystrzelające w niebo dachy rezydencji, która sprawiała 
imponujące wrażenie, i potrząsnęła bezradnie głową.
— To cała wieś — pospieszył z wyjaśnieniem. -Wszystko, co jest potrzebne w 
codziennym życiu, jest dziełem naszych rąk, poczynając od ziarna, które sami 
mielemy na mąkę, aż do garbowania skór. Zawsze tak było. Wcześniej, w czasie 
wojny, potrafiliśmy się nawet sami wyżywić, nie oszczędzając specjalnie, a teraz, 

kiedy panuje pokój, żyjemy tutaj spokojnie, nie nagabywani przez nikogo.
— Ależ to cudowne! — rozpływała się w zachwytach Andrea. — Będąc członkiem 

waszej rodziny można się odwrócić od świata i rozkoszować sielskim życiem. Zawsze 
o tym marzyłam. Chętnie też -wyuczyłabym się jakiegoś rzemiosła, takiego choćby 
jak tkactwo czy pieczenie chleba. Mogłabym spróbować?
— Nie ma przeszkód — przystał z zapałem Costa. — Mamy własną garncarnię, 

tkalnię i inne warsztaty. Wyszukaj coś sobie, a ja już się zatroszczę, aby ci wszystko 
po kolei pokazano. W tej chwili jednak nie będziesz mogła tym się zajmować. 
Daphne potrzebuje pomocy — spojrzał na nią znacząco. — Zaniedbuje nieco 
przygotowania do ślubu. Moja matka nie chce się mieszać, zresztą u nas nie jest to 

w zwyczaju. Mam nadzieję, że rozumiesz...
Skinęła głową, choć w głębi duszy była niepomiernie zdziwiona. To dziwne, że 

Daphne nie interesuje się uroczystością ślubną i całą jej oprawą. Może się nie 
cieszy? Może opadły ją wątpliwości? Dlaczego nie przesunie ślubu, jeśli ciągle 
jeszcze waha się nad zrobieniem tego decydującego kroku? Przecież z własnej woli 
zgodziła się poślubić Costę. Gdyby tego nie chciała, nikt nie mógłby jej zmusić, 

nawet Costa.
Andrea była coraz bardziej niespokojna. Zaledwie od paru godzin była w Grecji, a 
już zdążyła zwątpić w szczęscie Daphne, jeśli ta poślubi Costę. Nie mogła dłużej 
zachowywać się tak, jakby niczego nie zauważyła. Skłonienie Daphne do rozmowy 
nie było jednak rzeczą prostą. Siostra siedziała wciśnięta w kąt samochodu, 
nieobecna duchem, milcząca, utkwiwszy pusty wzrok w przestrzeni.
Samochód zbliżył się do wielkiej, wykutej w żelazie bramy w murze. Z bliska widać 
już było tylko główny budynek rezydencji, który prezentował się tak dostojnie jak 
cała reszta. Andrea przyglądała się, jak szofer włącza mikrofon, po czym czeka, aż 
wysunie się ukryta w murze kamera. Dopiero wtedy otwarły się olbrzymie skrzydła 
bramy i limuzyna mogła wjechać do środka.

background image

— Chyba nie macie problemów ze złodziejami. Takich zabezpieczeń nie sforsuje 

żaden włamywacz — zauważyła ze śmiechem.
Costa się rozpromienił.   
— Nie, na to rzeczywiście nie możemy się uskarżać. Niektórzy ludzie we wsi tam na 
dole uważają naszą rezydencję za coś w rodzaju więzienia. Nigdy tak tego nie 
odczuwałem, przeciwnie, dzięki zainstalowanym urządzeniom zabezpieczającym 
przynajmniej nikt nie zakłóca naszego spokoju.

— Co ty na to, Daphne? — spytała Andrea wychylając się nieco do przodu, aby móc 
spojrzeć na siostrę.

— Zarówno jedno stwierdzenie, jak i drugie nie mija się z prawdą — odparła 
spokojnie Daphne — choć niekiedy wydaje mi się, że to pierwsze jest trafniejsze, i
Andrea miała nadzieję, że siostra coś jeszcze powiej lecz zanim udało jej się zadać 
dalsze pytanie, Costa rzucił Daphne takie spojrzenie, że kazało jej ono zamilknąć, po 
czym ujął rękę narzeczonej i lekko uścisnął. Daphne zesztywniała i siedziała 
nieporuszona, jak posąg. Dopiero kiedy zatrzymali się przed głównym budynkiem, 
wstąpiło w nią życie. Odwróciła się do Andrei:
— Jedna z naszych pokojówek pokaże ci twój apartament, przecież zamieszkasz z 

nami, prawda? Ja w każdym razie tak bardzo bym tego chciała... — dorzuciła cicho.
— Dziękuję, Daphne. Chciałabym być z tobą choć przez ten krótki czas. Pójdziesz 

teraz ze mną?
— Niestety nie. Muszę towarzyszyć Coście. Z biegiem czasu zdążyłam już poznać 
swoje obowiązki.
W głosie Daphne zabrzmiała taka ironia, że Andrea popatrzyła pytająco na Costę, 

lecz ten umknął spojrzeniem, jakby chciał dać do zrozumienia, że nie ma z tym nic 
wspólnego.
Andrea powstrzymała się od komentarza, gdyż właśnie wkroczyli do rozległego 
hallu, gdzie czekali na nich rodzice Costy i kilkoro ze służby. Państwo Thermopolis 

powitali ją uprzejmie, acz z dystansem, i Andrea była szczęśliwa, kiedy wreszcie 
mogła oddalić się do przeznaczonego dla niej apartamentu..

Idąc za pokojówką rozglądała się oszołomiona. Naokoło stały starożytne rzeźby i 
wspaniałe antyki, a jeden egzemplarz był rzadszy i cenniejszy od drugiego.
Na wyższe kondygnacje prowadziły szerokie, lekko kręcone schody. Przygotowane 
dla niej pokoje znajdowały się na pierwszym piętrze. Apartament składał się z 

saloniku, sypialni i łazienki, a każde z tych pomieszczeń było utrzymane w innej 
tonacji. Na wyposażenie składały się dobrane ze smakiem meble i całe mnóstwo 
gustownych drobiazgów. W saloniku znajdowało się urządzenie stereofoniczne, a do 
tego kasety z muzyką klasyczną i współczesną.
W kącie Andrea odkryła nawet mały barek zaopatrzony we wszelkiego rodzaju 
trunki. Wielkie szklane drzwi prowadziły na balkon, z którego rozciągał się 
wspaniały widok na morze.
Nie rozkoszowała się nim jednak długo, gdyż ciągnęło ją, aby obejrzeć dokładnie 
inne pomieszczenia.
Najpierw weszła do sypialni. Równie piękną można było oglądać chyba tylko we 
śnie. W takim otoczeniu dojdzie do tego, że wydam się sobie gwiazdą filmową, 

background image

pomyślała. W niszy obok drzwi stało trzyczęściowe lustro, a przed nim ładna 

toaletka. Jedna z dziewcząt zdążyła już rozpakować walizkę Andrei i ułożyć na niej 
kosmetyki i przybory toaletowe. Przedstawiały się one na niej wyjątkowo skromnie.
Łóżko, a raczej łoże, było szerokie i miękkie. Stało na podeście na środku pokoju, z 
wyrzeźbionymi bogatymi ornamentami u wezgłowia i w nogach.
Także i z tego pokoju wychodziło się na balkon. W dole rozciągał się ogród, a 
pośrodku olbrzymiego zadbanego trawnika połyskiwał basen, za którym widniały 

korty tenisowe.
Kiedy tak stała na balkonie rozkoszując się widokiem, jedna z dziewcząt, które 

widziała już wcześniej, wniosła na tacy napój orzeźwiający i owoce na przepięknie 
rżniętej kryształowej paterze.
— Mam na imię Xenia — przedstawiła się dziewczyna. — Kazano mi przekazać, że 
pan zaprasza panią, madame, dziś wieczorem, na obiad.
Andrea przełknęła ślinę. Nie spodobał jej się sposób, w jaki została, zaproszona, bez 
wątpienia jednak tak oficjalną formułę narzucił Costa. Poczyna sobie tutaj jak 
udzielny książę, pomyślała z gniewem. Chyba nie ma na świecie drugiego tak 
zarozumiałego człowieka.

— O której godzinie pan i władca oczekuje nas przy stole? — spytała drwiąco, choć 
za wszelką cenę chciała być uprzejma.

— Obiad jest o dziewiątej. Proszę wybaczyć, madame, lecz musi pani wiedzieć, że 
jest to uroczysta okazja. Życzy sobie pani, madame, abym wyprasowała pani suknię?
Andrea nie była na coś takiego przygotowana. Wzięła co prawda ze sobą dwie 
eleganckie sukienki, ale miała w nich wystąpić dopiero na uroczystości ślubnej więc 

nie mogła żadnej z nich włożyć zaraz pierwszego dnia.
Była tak speszona, że nie mogła zdobyć się na odpowiedź. Xenia w lot pojęła 
sytuację, uśmiechnęła się uspokajająco i przysuwając się bhżej spytała z odrobiną 
poufałości w głosie:

— Mam przynieść coś od pani siostry? Na pewno chętnie pani pomoże.
Andrea odetchnęła z ulgą.

— Dobra myśl, Xeniu. Moja siostra i ja mamy niemal identyczne figury. Wytłumacz 
jej, proszę, że nie byłam na coś takiego przygotowana, Daphne zrozumie.
— Proszę się nie martwić, madame — pocieszała Xenia. — Tak samo było z madame 
Daphne, gdy po raz pierwszy znalazła się w tym domu. Pan od razu zatroszczył się o 

to, aby miała wystarczającą liczbę sukien na każdą okazję. Jaki jest pani ulubiony 
kolor?
— Poproś moją siostrę, aby mi sama wybrała sukienkę — zaproponowała Andrea.
— Zrobię to nie zwlekając. Madame Daphne kazała mi przekazać, że otrzyma pani 
od niej wszystko, czego pani potrzebuje, więc proszę tylko wyrazić swoje życzenia. 
Zresztą nie musiała tego wcale mówić, gdyż pan już wcześniej zdążył wydać 
stosowne rozporządzenie.
— A ty nie chcesz go zawieść, prawda? — upewniła się Andrea, nie mogąc pojąć 
takiej uległości.
— O nie! Tutaj każdy musi dokładnie wypełniać swoje obowiązki.

background image

Już dziś słyszałam słowo „obowiązek", pomyślała z przekąsem Andrea. Co prawda z 

innych ust, lecz brzmiało równie uniżenie jak w przypadku tej dziewczyny.
— Przede mną pracowała tu moja matka, a jeszcze wcześniej babka — ciągnęła 
Xenia. — Żadna z nas nigdy nawet jednym słowem nie komentowała rozkazów 
pana. Kto na coś takiego się waży, nie zagrzewa tutaj długo miejsca.
I mnie będzie dane to zauważyć, rzekła do siebie Andrea idąc do łazienki.
Miała wrażenie, że została przeniesiona w inny świat, lecz ze względu na siostrę nie 

zamierzała sprzeciwiać się Coście, choćby miało ją to kosztować wiele wysiłku. Co 
prawda było kilka rzeczy, o których by chętnie z nim porozmawiała, a że była 

przyzwyczajona otwarcie wyrażać własne zdanie, więc taka rozmowa na pewno 
skończyłaby się kłótnią.
Daphne płakała, płakała przez Costę, który nie najlepiej ją traktował. Andrea z 
przyjemnością wymierzyłaby mu siarczysty policzek.
Westchnęła zanurzając się w ciepłej pachnącej wodzie. Szczęście Daphne wydawało 
się poważnie zagrożone.
Kąpiel doskonale Andrei zrobiła. Uspokoiwszy się i odprężywszy, już nie myślała z 
przerażeniem o czekającym ją obiedzie, nawet gdyby miał się odbyć według 

sztywnego ceremoniału.
Włożyła jedwabny płaszcz kąpielowy i przeszła do pokoju obok, aby wypić filiżankę 

herbaty. Ledwie jednak usadowiła się na sofie, po krótkim pukaniu weszła Xenia, 
niosąc kreację od Yves Saint Laurenta. Była to długa czarna suknia z jedwabiu z 
bufiastymi rękawami i wytwornym haftem u dołu. Z przodu miała dość duży dekolt, 
a że Andrea odznaczała się wydatniejszym biustem niż Daphne, z powodzeniem 

mogła sobie na takie wycięcie pozwolić.
Xenia przyniosła też odpowiednie pantofle i etolę w kolorze starego złota. Była ona 
tak kunsztownie wykonana szydełkiem, że przypominała byłszczącą pajęczynę.
— Ta suknia musiała kosztować majątek — pokręciła głową Andrea, Xenia jednak 

nie dała się wciągnąć w rozmowę.
— Madame Daphne prosiła mnie, abym pomogła pani w ubieraniu — rzekła w 

chwilę potem z uśmiechem. -Kilka lat temu ukończyłam kurs fryzjerski. Pozwoli 
pani ułożyć sobie włosy?
— Ależ oczywiście — Andrea otrząsnęła się z zamyślenia. Właściwie dlaczego nie 
miałoby jej sprawić przyjemności wzięcie udziału w uroczystym obiedzie?

— Dziś wieczór będą u nas goście. Musi pani pięknie wyglądać, madame. Znajdą się 
wśród nich przystojni, dobrze sytuowani młodzi panowie, koledzy naszego pana, a 
po obiedzie z pewnością jeszcze będą tańce, jak to zwykle bywa w takich wypadkach. 
— Xenia westchnęła. — Trudno byłoby sobie pani chyba wyobrazić, madame, jak 
poważnie, a ściślej mówią, smutno tu było, zanim nie nastała u nas madame 
Daphne. Od tego czasu noce znowu tętnią życiem, sama pani zobaczy. Chociaż 
ostatnio...
Andrea czekała, mając nadzieję, że poprzez Xenię dowie się czegoś o Coście i 
Daphne. Dziewczyna budziła zaufanie, a pracując tutaj musiała niejedno widzieć i 
słyszeć.

background image

-— Xeniu, miła dziewczyna z ciebie — zaczęła po chwili. — Można ci wierzyć. 

Istnieje parę rzeczy, które koniecznie muszę wiedzieć...
Wyraz twarzy dziewczyny zmienił się błyskawicznie, rysy skamieniały. Xenia 
zagryzła wargi i spuściła głowę.
— Och, proszę mnie nie pytać o madame i pana — poprosiła cicho. — Jestem tylko 
pokojówką i nie mam prawa o tym rozmawiać.
A jednak! Między Costą a Daphne było coś nie w porządku. Nawet służące o tym 

wiedziały. Trzeba było zacząć inaczej.
— Lubisz madame Daphne, Xeniu? — wypytywała zręcznie Andrea.

— O tak. Jest zawsze miła dla mnie. Wszyscy bardzo ją lubimy.
Andrea skinęła w zamyśleniu głową, po czym cicho ciągnęła:
— Martwię się o nią.-Oczywiście wiem, że jesteś winna lojalność swojemu panu, lecz 
gdyby Daphne miała jakieś kłopoty...
— Nie wolno mi o tym mówić, madame Andrea — ucięła sprawę Xenia. — Proszę mi 
wierzyć, gdyby madame Daphne była w niebezpieczeństwie, przysięgam, nie 
przemilczałabym tego przed panią. Więcej nie mogę powiedzieć.
Schyliła się nad głową Andrei i zaczęła energicznie szczotkować jej włosy.

— Musimy się pospieszyć, bo inaczej pani się spóźni, madame, a pan nie będzie tym 
zachwycony.

 — Już dobrze, dobrze, Xeniu — uspokoiła dziewczynę Andrea. Nie chciała jej 
wpędzać w kłopoty, postanowiła zatem w inny sposób wywiedzieć się, co takiego 
mogło być między Costą a Daphne, zanim dla jej siostry nie będzie za późno. — 
Opowiedz mi o rodzinie Thermopolis i kultywowanych przez nią tradycjach. To 

chyba ci wolno zrobić, prawda? Tak mało o nich wiem, że trudno mi będzie 
prowadzić sensowną rozmowę.
— Bardzo chętnie. Moi krewni pracują u nich już od pokoleń, więc zdążyli ich 
doskonale poznać.

Układając włosy Andrei w elegancką wieczorową fryzurę szczerze opowiadała o 
wszystkim, co wiedziała.

Od kilku pokoleń członkowie rodziny Thermopolis należeli do najbardziej 
wpływowych ludzi w Grecji, byli właścicielami wielkiego koncernu, lecz wykupywali 
także pomniejsze firmy.
— A Costa jest dziedzicem tego imperium przemysłowego — wtrąciła Andrea 

przysłuchując się ze zdumieniem.
— Tak. Przy tym całym bogactwie jest niesłychanie przystojnym mężczyzną i 
kobiety lecą na niego. Porównuje się go z Apollinem.
Andrea nie rzekła słowa, lecz w duchu przyznała Xeni rację. Już na lotnisku zdążyła 
zauważyć, że Costa przyciąga spojrzenia wszystkich kobiet. Za to w czasie jazdy 
samochodem poznała go z innej strony, i to tej gorszej Przy całej swojej urodzie był 
arogancki, zarozumiały, a co więcej, oschły i surowy wobec Daphne..
Taki sposób bycia mógł się podobać niektórym kobietom. Może właśnie owa 
władczość pociągała Daphne, choć ta jednocześnie lękała się, że będzie miał nad nią 
przewagę..

background image

Andrea pomyślała o intensywnym spojrzeniu Costy, które ją tak speszyło, że do tej 

pory na samo przypomnienie przenikał ją dreszcz, rozumiała więc siostrę, a w każ-
dym razie tak jej się wydawało. Costa był wyjątkowym mężczyzną. Każda kobieta 
musiała się w nim zakochać! Daphne też to nie ominęło, a teraz musiała się przy-
zwyczaić do świata, w którym żył ukochany. To zrozumiałe, że w którymś momencie 
opadły ją wątpliwości, czy potrafi sprostać zadaniu.
Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? — zapytywała samą siebie Andrea. To 

przecież wszystko wyjaśnia! Żaden człowiek z dnia na dzień nie może przestawić się 
tak bardzo, aby bez oporów zaaprobować odmienny styl życia i sposób myślenia. A 

jeśli chodzi o Costę, jej sąd prawdopodobnie był zbyt pospieszny i dlatego 
krzywdzący. Wzrastał w takim świecie, i to z myślą, że kiedyś przejmie władzę w 
imperium. Za twardym, aroganckim sposobem bycia skrywał się być może dobry 
człowiek, mężczyzna, który naprawdę pokochał jej siostrę.
Xenia uporała się wreszcie z fryzurą i teraz Andrea z zadowoleniem przeglądała się 
w lustrze.
— Na pewno ściągnie pani dziś wieczór na siebie wszystkie spojrzenia, madame — 
zapewniała ją rozpromieniona Xenia, przyglądając się Andrei z zachwytem. — 

Szczególnie męskie.
Miejmy nadzieję, że także Costy, przemknęło Andrei przez głowę, zaraz jednak 

przypomniała sobie, że ten widzi w niej tylko biedną krewną swej narzeczonej, 
nikogo więcej.
— Postaram się zrobić dobre wrażenie — wyszeptała do swego odbicia w lustrze, nie 
uświadamiając sobie, że Xenia mogła to usłyszeć.

— Pani coś mówiła, madame? — Andrea ujrzała wpatrzone w siebie zdziwione oczy 
pokojówki.
— Ach, nic takiego, chciałam tylko powiedzieć, że spróbuję zachowywać się tak, 
jakby ten wielkopański styl życia był dla mnie chlebem powszednim. Nie muszę 

mieć tremy, nikt mnie przecież nie zje.
Stwierdzeniu temu towarzyszył śmiech. Xenia zawtórowała.

W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi i jedna z pokojowych zameldowała, 
że goście już się zebrali. Andrea zaczerpnęła głęboko powietrza, skinęła Xeni i opu-
ściła pokój. Mimo wszystko była zdenerwowana, lecz za wszelką cenę pragnęła to 
ukryć. Jeszcze nigdy nie była proszona na taki uroczysty obiad.

Na szczęście nie będzie sama, przy stole spotka Daphne.

3

Z duszą na ramieniu Andrea schodziła wolno po schodach. Czekały ją wielkie 
emocje, nie dające się nawet porównać z główną rolą w sztuce teatralnej, którą 
kiedyś wystawiano w jej szkole. Był to jedyny w swoim rodzaju oficjalny występ, dla 
niej w dodatku pierwszy, nie miała więc żadnego doświadczenia.
Po kilku minutach, które zdały jej się wiecznością, osiągnęła wreszcie najniższy 
stopień, gdzie się zatrzymała, nie wiedząc, co dalej robić. Drzwi do jadalni były 
otwarte, a z wnętrza dochodziły głosy zebranych gości. Całkiem z tyłu olbrzymiego 

background image

pomieszczenia dostrzegła madame Thermopolis, a tuż obok Daphne, tkwiącą 

nieruchomo na swoim miejscu i wpatrującą się niemo w przestrzeń. Nie zauważyła 
nawet wchodzącej Andrei, tylko Costa rzucił spojrzenie w jej kierunku i pospieszył 
natychmiast naprzeciw.
— Droga Andreo! Jak to miło z twojej strony, że przyszłaś — rzekł szarmancko.
Na dźwięk tych słów mężczyźni zaprzestali na moment rozmowy, aby się przywitać, 
a wszyscy, jeden w jednego, doskonale się prezentowali, choć żaden z nich nie mógł 

się równać z Costą. Panowie czekali cierpliwie, aż Costa ich przedstawi, po czym 
dosłownie zasypali ją komplementami. Podziwianą i oglądaną ze wszystkich stron, 

Costa ujął pod ramię i usadził przy stole.
Takie to wszystko jest sztywne i wyważone, myślała. Nie dziw, że Daphne nie czuje 
się dobrze w takim otoczeniu. Mimo to Andrei udało się przywołać na twarz 
uprzejmy uśmiech i zachowywać w sposób sugerujący pewność siebie, choć tak 
naprawdę tej ostatniej szczególnie w tym momencie bardzo jej brakowało.
Potrawy były wyszukane, zresztą Andrea spodziewała się tego, a siedzący po jej 
bokach panowie zabawiali ją rozmową, bacząc na to, aby się dobrze czuła w ich 
towarzystwie. Niestety, nie udało jej się zamienić nawet paru słów z Daphne. 

Dopiero gdy mężczyźni przenieśli się do biblioteki, nadarzyła się po temu okazja, 
tym bardziej że madame Thermopolis też się podniosła.

— Przykro mi, lecz muszę iść się położyć. Jutro znowu mnie czeka wyczerpujący 
dzień. Dobranoc.
— Szkoda, że nie przejdzie pani z nami do salonu — powiedziała uprzejmie Andrea, 
choć w duchu była rada, że wreszcie będzie mogła zostać sam na sam z siostrą.

— Panie wybaczą — powtórzyła chłodno matka Costy i-skinąwszy głową opuściła 
pokój.
— Ja też się muszę położyć — rzuciła pospiesznie Daphne, kiedy madame 
Thermopolis zamknęła za sobą drzwi. — Powinnam...

— Przez cały dzień wymykałaś mi się, Daphne, więc i nie puszczę cię tak od razu — 
oświadczyła z mocą Andrea.

— Nie wolno ci niczego widzieć — broniła się nerwowo Daphne. — A poza tym mam 
wiele zajęć, więc potrzebuję teraz wypoczynku. Ten upał tutaj jest po prostu 
nieznośny...
— Wierzę ci, choć wydaje mi się, że nie o to chodzi. .

Wcale nie wyglądasz na szczęśliwą narzeczoną, siostrzyczko, i bardzo mnie to 
martwi. Powiedz mi wreszcie, co cię gnębi.
Daphne potrząsnęła z niechęcią głową, a jej oczy zdradzały zmęczenie i udrękę 
zarazem.
— Widzisz to, czego nie ma. Jestem tylko odrobinę podenerwowana, to wszystko. Te 
całe przygotowania i odpowiedzialność, która mnie czeka... to po prostu za dużo jak 
na moje siły... Poza tym jestem bezgranicznie szczęśliwa.
Nie zabrzmiało to przekonująco.
— A więc każda szczęśliwa narzeczona wygląda tak, jakby była bliska załamania 
nerwowego?— spytała kpiąco Andrea, jeszcze bardziej utwierdzona w swym 
niepokoju. — Słuchaj, siostrzyczko, jeśli trzymają cię tu wbrew twojej woli albo cię 

background image

w jakikolwiek inny sposób krzywdzą, powiedz, proszę! Obojętne, co to jest, a 

postaram ci się pomóc — pogłaskała czule ramię Daphne.
Ta spojrzała na nią wielkimi oczami.
— Andreo, chętnie bym ci powiedziała, ale...
— ...ale nie ma tu nic do powiedzenia — dokończył za nią Costa zjawiając się 
niepostrzeżenie w jadalni. — Szukam cię wszędzie, Andreo. Powinnaś być teraz w 
bibliotece i zabawiać rozmową gości. Już nawet zaczęto się sprzeczać na twój temat.

Więcej nic nie powiedział. Andrea też nie rzekła słowa. Ostrzegawczy błysk jego 
oczu wystarczył, aby zrozumiała, że wtargnęła w zakazane rewiry. Nie musiała się 

go bać, sprawa szczęścia własnej sisotry nie mogła być dla niej tematem tabu, mogła 
mu oświadczyć przecież, że ma prawo rozmawiać z Daphne, kiedy chce i o czym 
chce.
Mimo to z jej ust nie padło najmniejsze słowo protestu. Sama nie umiała tego pojąć. 
Ostre spojrzenie doszczętnie sparaliżowało jej wolę.
— Rzeczywiście, nie powinniśmy zostawiać gości samych — rzekła tylko. — Zaraz 
do nich pójdę. Daphne, mogłybyśmy jutro rano popływać razem?
— Daphne czeka jutro ciężki dzień — wmieszał się Costa, zanim ta zdążyła 

odpowiedzieć. — Musi załatwić kilka sprawunków. Pojedziesz z nią do Aten? Moja 
matka też się wybiera. Jest jeszcze tyle rzeczy do załatwienia, więc sama musi wielu 

z nich dopilnować. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Nic nie rozumiem, myślała Andrea, widzę tylko, że nie chcesz dopuścić, abym 
porozmawiała z siostrą w cztery oczy. Przypominasz strażnika więziennego, nie ma 
co mówić, zżymała się w duchu. Głośno zaś rzekła:

— Rozumiem. Ja też zresztą muszę sprawić sobie kilka sukienek. Nie miałam 
pojęcia, że aż tyle ich będę potrzebować.
— Oczywiście to wszystko na mój rachunek — uściślił natychmiast Costa. — Nie 
mogę cię przecież narażać na nieprzewidziane wydatki tylko z powodu zwyczajów 

panujących w moim domu. Poza tym już za parę godzin-staniesz się dla mnie 
siostrą.

Podszedł do niej, a zanim zorientowała się, co zamierza, musnął wargami jej 
policzek. Było to raczej delikatne dotknięcie niż pocałunek, a przecież skóra paliła ją 
żywym ogniem. Zmieszana jak nigdy, wiedząc tylko, że musi za wszelką cenę 
opuścić jadalnię, wyszła co prędzej, nie zdobywszy się na to, aby spojrzeć na siostrę i 

życzyć jej dobrej nocy.
Mimo to, gdy znalazła się już w bibliotece, udało jej się nawiązać swobodną rozmowę 
z gośćmi, choć myślami była przy Coście i do tej pory czuła muśnięcie jego warg na 
policzku.
Było już bardzo późno, kiedy goście zaczęli powoli się żegnać. Andrea czuła się jak 
marionetka, gawędząc wesoło i rozdając naokoło uśmiechy, lecz gdy wszyscy wyszli, 
opadła zupełnie z sił i z trudem dotarła do swego apartamentu.
I znowu pojawiła się przed nią twarz Costy. Był tuż obok, przyglądał się, gdy się 
rozbierała i kładła do łóżka, czekał, aż zaśnie.
A nieco później, już we śnie, leżał obok niej. Całowali się, gorąco, namiętnie, a Costa 
jej pożądał jak żaden mężczyzna dotąd. Wziął ją w ramiona, a Andrea przeżyła wraz 

background image

z nim prawdziwą burzę uczuć, choć zawsze zaklinała się, że nie wierzy, że coś 

takiego istnieje.
Daphne tam nie było. Andrea i Costa byli sami ze swą miłością.
Kiedy obudziła się o świcie, nikogo obok niej nie było. Zawstydzona, ale i 
rozczarowana, rozpłakała się kryjąc twarz w poduszkach.
Jakże coś takiego mogło się jej śnić, pytała siebie przerażona. Przecież Costa był 
narzeczonym jej siostry, a ona nie chciała za nic w świecie po raz drugi zniszczyć 

Szczęścia Daphne. Poza tym był mężczyzną, z którym trudno było wytrzymać. Życie 
u jego boku oznaczałoby nieustanną kłótnię, przecież każdą cząsteczką własnej oso-

by buntowała się przeciwko jego władczemu sposobowi bycia. Niewykluczone, że 
czuliby do siebie pociąg, a prawdziwa namiętność pozwala wiele znosić, lecz mimo 
wszystko nie życzyła, sobie być tak traktowana jak Daphne! Wystarczyłby krótki 
okres, a uczucie pożądania zastąpiłaby nienawiść, tego była pewna.
Potrząsnęła zdecydowanie głową. Nie wolno jej myśleć o Coście. Jeśli jej się to nie 
uda, pozostanie jej tylko uczucie bezdennego smutku i zwątpienie.
Zresztą nie brakuje przystojnych mężczyzn, choćby w najbliższym otoczeniu. Kto 
wie, czy gdy Costa i Daphne udadzą się w podróż poślubną, nie będzie miała już 

wielbiciela?
Ta myśl jednak wcale jej nie pocieszyła, a serce ciążyło jak kamień. Podniosła się i 

spojrzała na otwarte drzwi balkonowe. Płynęło stamtąd chłodne, kojące powietrze. 
Było jeszcze bardzo wcześnie i dom, od parteru aż po najwyższe piętro, wydawał się 
uśpiony.
Zdecydowanym ruchem odrzuciła kołdrę, wyciągnęła z szafy strój kąpielowy i 

zszedłszy na palcach po schodach pobiegła w kierunku basenu. Chłodna kąpiel 
pomoże jej zapomnieć niepokojące senne przeżycia...

4

Po kąpieli Andrea ułożyła się na jednym z leżaków stojących na brzegu basenu i 

zapatrzyła w bezchmurne niebo. Musiała się widać zdrzemnąć, bo gdy na powrót 
otwarła oczy, stała nad nią Xenia ze śniadaniem na tacy.
— Jak to miło z twojej strony — ucieszyła się Andrea. — O czymś takim właśnie 
marzyłam — wyciągnęła rękę po szklankę z sokiem pomarańczowym. — Wspaniały 

— stwierdziła upiwszy łyk. — Teraz brakuje mi już tylko jednego. Chciałabym iść 
się przebrać, a zapomniałam wziąć ze sobą płaszcz kąpielowy. Rodzice Costy nie 
byliby zachwyceni widząc mnie w tym stroju.
To prawda, jej zielone bikini było wyjątkowo skąpe.
— Oni nieczęsto tutaj przychodzą, madame Andrea — więc nie ma pani co się 
martwić. Zresztą tylko pan w tym domu wstaje wcześnie. Ale jeżeli pani sobie życzy, 
zaraz przyniosę ten płaszcz.
— Bardzo proszę. Zrobiło mi się chłodno, a gdyby nadszedł wasz pan, to...
— ...to zabroniłby Xeni iść po płaszcz kąpielowy, bo nie nacieszył się jeszcze twoją 
przepyszną figurą — dokończył za nią znajomy głos. — Nie zapominaj, że jesteśmy 

background image

w Grecji. Piękno ludzkiego ciała podziwiano tu już w starożytności. Andreo, gdybym 

był rzeźbiarzem, musiałabyś mi pozować, a ja stworzyłbym wiekopomne dzieło.
Andrea wpatrywała się w niego jak urzeczona. Jego słowa wzbudziły w niej 
rozkoszny dreszcz emocji.
Stał po drugiej stronie basenu i bez żenady lustrował jej na wpół nagie ciało, a jego 
głos... jego głos wcale nie był arogancki jak zazwyczaj, lecz uwodzicielsko miękki, a 
przy tym taki męski.

Puls Andrei wyraźnie przyspieszył, gdy przypomniała sobie swój sen. Pospiesznie 
zakryła dłońmi falujące od narastającego podniecenia piersi i spuściła zakłopotana 

oczy.
Costa wybuchnął śmiechem.
— Andreo, na to jest za późno — zauważył ubawiony. — Widziałem wszystko, 
zresztą nie znoszę fałszywego wstydu. Nie potrzebujesz się chować z tym swoim 
wspaniałym ciałem. A teraz popatrz na mnie i daj się spokojnie podziwiać. To nic 
niestosownego.
Nie mogła inaczej. Spłoniona, podniosła oczy na Costę, który zdążył już przebyć 
dzielącą ich odległość i stał tuż obok.

Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknego mężczyzny. Był smukły, wysportowany, a 
jego skóra odznaczała się tym wspaniałym odcieniem trwałej opalenizny, jaki 

zapewnić może tylko słońce Południa. Nowy dreszcz podniecenia przebiegł przez jej 
ciało, rozchodząc się jak rozżarzona lawa. To było cudowne, a zarazem deprymujące 
uczucie
Costa był również tylko w skąpych kąpielówkach i stał w promieniach słońca 

dumny, zbudowany jak młody bóg, rosły i kształtny, jakby domagając się podziwu, a 
kiedy wyczytał go z jej oczu, uśmiechnął się zadowolony.
Andrea najchętniej by uciekła, ale na to już było za późno. Costa zdążył już ją 
wciągnąć w swój magiczny krąg, lecz wiedziała, że nie wolno się w nim zatracić. Jej 

serce biło jak oszalałe, gdy uśmiechał się do niej z wyżyn swej doskonałości, widząc 
jej zażenowane, a przy tym zachwycone spojrzenie, jakim lustrowała jego postać. 

Był bardziej niebezpieczny, niż myślała. Czuła, że wystarczy, aby kiwnął palcem, a 
ona zrobi wszystko. Niebezpieczeństwo kryło się w niej samej, w tym, że nie 
potrafiła się przeciwstawić temu człowiekowi i emanującej z niego męskości. Ta 
myśl ją poraziła.

Dziewczyno, czyś straciła rozum? Uciekaj, zanim będzie za późno, ponaglała samą 
siebie. Obojętne, co o tobie. pomyśli, uciekaj, bo będziesz zgubiona.
Siłą woli zmusiła się do sięgnięcia po ręcznik, zarzuciła go sobie na ramiona i nie 
patrząc na Costę wykrztusiła nerwowo:
— Muszę już iść. Daphne może już na mnie czeka. Nie czekając na jego odpowiedź 
puściła się biegiem w kierunku domu.
— Nie odgrywaj pruderyjnej panienki — krzyknął za nią Costa. — Czytam w tobie 
jak w książce i dobrze wiem, czego pragniesz. Udanych zakupów. Kobiety takie jak 
ty potrzebują wielu sukien, aby się za nimi skryć, choć tak naprawdę pragną czegoś 
odwrotnego.

background image

Te słowa była dla Andrei policzkiem, nie zatrzymała się jednak ani nie odwróciła 

głowy. Od razu wzięła lodowaty prysznic, jak gdyby zimna woda mogła zmyć jej 
uczucia do tego fascynującego człowieka, po czym narzuciła bawełnianą sukienkę i 
zadzwoniła na Xenię. Ta zjawiła się natychmiast.
— Nic się nie zmieniło? Miałam dziś jechać do Aten po zakupy — spytała niepewnie.
— Oczywiście że nie. Madame Thermopolis i madame Daphne jedzą właśnie 
śniadanie, ale nie wygląda na to, aby bardzo się spieszyły. Napije się pani przed 

wyjściem kawy?
— Nie, dziękuję. Im szybciej zejdę do nich i opuścimy dom, tym lepiej dla mnie.

— Madame, proszę się nie przejmować tym, co mówi nasz pan — pocieszała Andreę 
Xenia. — On lubi stroic sobie żarty, ale jest wspaniałym człowiekiem, ręczę za to. 
Zresztą w tej chwili żyje w stresie, tak z powodu nie najlepszego stanu interesów, 
jak i czekającej go uroczystości i związanych z nią wizyt z całego świata.
Andrea musiała się uśmiechnąć.
— Dobra dusza z ciebie, Xeniu, i bardzo się cieszę, że tak się o mnie troszczysz. 
Mimo to w przyszłości muszę bardziej uważać. On jest...
Urwała raptownie, bo w tym momencie uświadomiła sobie, co takiego powiedziała. 

Najchętniej ugryzłaby się w język. Cóż, stało się. Zresztą sama myśl, że miałaby 
schodzić Coście z drogi, wydała jej się nie do zniesienia.

Zeszła do salonu, gdzie siedziała jej siostra z przyszłą teściową, po raz nie wiadomo 
który powtarzając sobie w duchu, że musi nad sobą panować. Costa był narzeczo-
nym Daphne, a Andrea nie życzyła sobie nowej tragedii.
— Dzień dobry! — zawołała z przesadną wesołością w głosie. — Zrobiłam właśnie 

kilka okrążeń wokół tutejszego wspaniałego basenu, więc teraz mam szaloną ochotę 
jechać na zakupy. Nie mogę się wprost doczekać, kiedy wyruszymy.
— Bardzo się cieszę, że pani wybiera się z nami — powiedziała uprzejmie madame 
Thermopolis. — Nie zostało nam dużo czasu, a spraw do załatwienia jest mnóstwo. 

Pani siostra ostatnio nie była w najlepszej formie i ciągle jeszcze nie ma kreacji na 
dzisiejszy wieczór, a ma zostać przedstawiona ludziom z kręgu businessu.

Andrea z miejsca wyczuła wymówkę w jej głosie.
— Mam nadzieję, że zdążymy, jeżeli zaraz wyjedziemy — zauważyła taktownie. — 
Słyszałam, że kilka renomowanych magazynów w Atenach prowadzi sprzedaż 
najnowszych modeli ze wszystkich kolekcji europejskich. Daphne ma figurę 

modelki, myślę więc, że nietrudno będzie znaleźć coś odpowiedniego...
Daphne spojrzała z wdzięcznością w jej stronę, lecz nic nie powiedziała. Obojętnie 
sięgnęła po torebkę, gdy madame Thermopolis wzywała przez telefon szofera, aby 
podjechał pod główne wejście.
— Ja też chyba muszę pomyśleć o jakiejś sukni na to przyjęcie — rzekła Andrea 
chcąc przerwać nieznośne milczenie, jakie zaległo w salonie.
— Nie jest to konieczne — oświadczyła chłodno madame Thermopolis. — Pani nie 
weźmie w nim udziału. To byłoby wielce niestosowne.
Bez względu na to, co powie czy zrobi, zawsze daje się jej do zrozumienia, że jest 
tylko gościem, nikim więcej, zżymała się w duchu Andrea. Jak tylko Costa i Daphne 
wyruszą w podróż poślubną, od razu zostanie uprzejmie wyproszona z domu, o ile 

background image

nie będzie się miała na baczności i nie wyjedzie wcześniej. Xenia miała rację. W tym 

domu należało ważyć każde słowo. A Costa? Costa bawił się jej kosztem, pokpiwając 
sobie, jak to zwykli robić mężczyźni w obecności ładnej kobiety.
Ta ostatnia myśl była straszna. Chociaż rozsądek jej podpowiadał, że Costa nie 
powinien odgrywać w jej życiu żadnej roli, serce mówiło co innego...
Podczas wędrówki po sklepach Andrea trzymała się w cieniu. Niczego nie 
proponowała ani nie komentowała, nie wyraziła opinii o sukniach przymierzanych 

przez Daphne, chyba że ją o to zapytano. Na końcu madame Thermopolis 
zaproponowała, aby teraz zająć się Andreą.

— Proszę mi nie mieć za złe — tłumaczyła sztywno — widziałam jednak pani 
garderobę i obawiam się, że pani sukienki nie są wystarczająco szykowne, aby 
można je było założyć na okazje, jakie czekają nas w najbliższych dniach. Pozwoli 
pani, że wyszukam coś sama? Będzie to prezent od rodziny. Mój syn się ucieszy...
Choć madame Thermopolis tego nie powiedziała, Andrea miała wrażenie, że z 
miejsca zostanie odesłana do domu, jeśli nie przyjmie tej propozycji.
A właściwie dlaczego miałaby ją odtrącić? Nie życzyła sobie przecież, aby ktokolwiek 
ją traktował jak ubogą krewną. Zresztą już na samym początku postanowiła się tym 

nie przejmować.
W jednym z eleganckich, francuskich butików zostały uniżenie powitane przez 

właścicielkę. Wystarczyło krótkie wyjaśnienie i kobieta przyniosła kilka modeli. 
Żadna z tych sukni nie odznaczała się odważnym krojem i nie wpadała w oko, jak 
życzyłaby sobie Andrea, choć trzeba było przyznać, że jedna w jedną były szykowne i 
eleganckie — elegantsze od tych, które sprawiła sobie w Stanach.

Madame Thermopolis optowała za pierwszą, jaka im została zaprezentowana, lecz 
ostateczną decyzję pozostawiła Andrei, ona zaś, przymierzając coraz to inną krea 
cję, miała wrażenie, że zmieniono ją w manekin i że wyląduje na wystawie.
Kiedy po zrobieniu zakupów wracały do samochodu, madame Thermopolis dostała 

raptem zawrotów głowy Nie zdoławszy wymówić słowa, osunęła się na ziemię. 
Daphne krzyknęła do szofera, aby wezwał przez telefon lekarza i karetkę, po czym 

przyniósł im koc z samochodu.
— Co jej się stało? — załkała Daphne wpadając w histerię.
Na szczęście szofer nie stracił głowy i podsunęł omdlałej pod głowę złożony koc.
— To z wyczerpania — rzekł spokojnie. — Madame jest już stara, starsza, niż na to 

wygląda. Zaraz będzie tu lekarz. My nic więcej nie możemy zrobić.
Nie musieli długo czekać. Nadjechała karetka i zabrała madame Thermopolis do 
szpitala, gdzie zajął się nią cały zespół lekarzy.
— Natychmiast poślijcie po pana Thermopolis i Costę. Chora przez jakiś czas musi 
mieć absolutny spokój, więc nie będzie mogła wziąć udziału w uroczystościach ślub-
nych. Byłoby to zbyt wielkim zagrożeniem dla jej życia.
Ojciec Costy od razu się zdecydował, że wyjadą z żoną do Tzia, gdzie jest lepszy 
klimat.
— Zrób, co do ciebie należy — oświadczył synowi. — Zawiadom zaraz wszystkich 
krewnych. Zdaję się w tym względzie na ciebie.

background image

— Nie kłopocz się, ojcze, uważaj tylko na matkę — rzekł Costa. — Daphne i ja damy 

sobie radę sami.
— A ja im pomogę — przyrzekła Andrea, gdy stary pan wyciągnal do niej rękę.
— Dziękuję, moja droga. Zdążyłem się już zorientować, że można na panią liczyć.
Zabrzmiało to wręcz przyjaźnie. Andrea nie mogła otrząsnąć się ze zdziwienia. 
Przecież stary pan znał ją zaledwie od paru dni, skąd więc to oświadczenie?
Zostawmy rzeczy takimi, jakimi się przedstawiają, przypomniała sobie stare 

porzekadło. A co do zajścia z madame Thermopolis, może to i dobrze, że tak się 
stało? Co prawda życzyła jej dobrze, lecz jej nieobecność stwarzała możliwość 

częstszych, swobodnych spotkań z siostrą.
Nie było to co prawda pięknie, że właśnie w tej chwili o tym myślała, lecz nie 
potrafiła inaczej. Costa i Daphne kryli się z jakąś tajemnicą, a ona koniecznie 
musiała ją poznać, aby zapobiec ewentualnemu nieszczęściu. Zasłabnięcie i wyjazd 
starszej pani był po prostu Andrei na rękę.
Costa z ojcem chcieli jeszcze raz zajrzeć do sali, gdzie leżała madame Thermopolis, 
więc Andrea i Daphne zostały w poczekalni same. Daphne siedziała blada i roz-
trzęsiona, sprawiając wrażenie osoby bliskiej załamania nerwowego. Andrea 

podejrzewała nawet, że Daphne musi bardzo lubić swoją przyszłą teściową, skoro 
tak się przejęła, choć i z drugiej strony wydawało jej się to mało prawdopodobne.

Upewniła się w tym ostatnim, ale też i przeraziła, gdy usłyszała Daphne mówiącą 
jakby do siebie, ze wzrokiem utkwionym gdzieś w górze:
— Jej nic nie będzie, mam nadzieję, bo inaczej Costa zwali całą winę na mnie, a 
wtedy... Nie, tego nie zniosę...

Mnąc nerwowo chusteczkę poderwała się znienacka, podeszła do okna i wpatrzyła 
się w niebo.
Ona się czegoś boi, pomyślała wstrząśnięta Andrea, nie mając odwagi odezwać się 
do siostry. Za to była zdecydowana porozmawiać z Costą, jeśli tylko nadarzy się 

okazja.
Kiedy w chwilę potem wyszli ze szpitala, zwróciła się do Costy:

— Czy nie powinniście przesunąć ślubu? Tak byłoby lepiej dla wszystkich. Ta 
choroba...  
— Niemożliwe — przerwał twardo Costa — ślub się odbędzie w następnym 
tygodniu, tak jak to było od początku zaplanowane, a w tydzień później zjadą się 

nasi goście z całego świata. Nic się tutaj nie da zmienić, i Daphne doskonale o tym 
wie, a ty nie powinnaś stawiać takich pytań, jeśli rzeczywiście chcesz nam pomóc, 
jak przyrzekłaś.
— No cóż, jeżeli już tak być musi... — bąknęła Andrea.
Nie bała się Costy, lecz nie chciała wywołać kłótni,  gdyż czuła, że ta dosłownie wisi 
w powietrzu. 
— Nie spytasz przynajmniej wcześniej Daphne, czy czuje się na siłach podjąć te 
obowiązki? Jest taka blada i wymizerowana. Odnoszę wrażenie...
— Wiem, że podoła — brzmiała krótka odpowiedź. — Szukając żony brałem to pod 
uwagę, a więc się nie mieszaj do naszych spraw. Jeśli życzysz jej szczęścia, to pro-
szę, ani słowa więcej na ten temat — rzucił jej ponure spojrzenie.

background image

Andrea już miała na końcu języka odpowiedź, na jaką sobie zasłużył. Co za 

impertynencja! Nie pozwoli mu się tak traktować! W tym momencie jednak do 
rozmowy wmieszała się Daphne.
— Przestańcie wreszcie zachowywać się tak, jakby mnie tu nie było. Costa ma rację. 
Znam swoje obowiązki i postaram się je sumiennie wypełniać. Ślub odbędzie się w 
ustalonym terminie, a ty, Andreo, nie zachowuj się jak trzęsąca się nad własnym 
dzieckiem matka.

Podeszła dziwnie sztywnymi krokami do samochodu i wsiadła.
— Moglibyście poczekać z wymianą zdań, aż będziemy w domu? — poprosiła 

dotykając nerwowo skroni i zamknąwszy oczy skłoniła głowę na oparcie, kiedy 
usiedli obok na tylnym siedzeniu.
Costa przyjrzał się jej bacznie, a jego twarz nie wróżyła nic dobrego.
I znowu Andrei nie udało się nic osiągnąć. Jedno wiedziała na pewno: Costa i 
Daphne nie byli w sobie nieprzytomnie zakochani.
Zanim dotarli do zamku, Costa rozkazał:
— Każda z Was usiądzie teraz przy telefonie i będzie dzwoniła po kolei do każdej 
osoby znajdującej się na tej tu liście.

Andrea zatrzęsła się z oburzenia, czując się jak odbierająca zlecenie sekretarka, ale 
nic nie powiedziała.

Zdawała sobie sprawę, że to nie ma najmniejszego sensu i tylko jeszcze pogorszy 
sytuację.
Zanim nadszedł wieczór, wszyscy krewni i znajomi byli już zawiadomieni. Costa 
tymczasem wydał stosowne polecenia w sprawie przygotowań do ceremonii, jaka 

miała odbyć się w świątyni, oraz ustalił z księdzem godzinę przewidzianego na 
niedzielę ślubu.
— Poza kilkoma, transakcjami, z którymi trzeba będzie poczekać, wszystko inne 
zrealizowane zostanie w przewidzianym terminie. Daphne, bal wydamy dopiero 

wtedy, gdy matka poczuje się lepiej i będzie mogła wziąć w nim udział. Obawiam się 
też, że będziemy musieli przesunąć naszą podróż poślubną. Przejmiesz obowiązki 

mojej matki. Spodziewamy się ważnych gości...
— Tak, Costo — odparła posłusznie Daphne, ale jej głos brzmiał dziwnie matowo. — 
Mam nadzieję, że dziś wieczór już nic nie muszę robić. Strasznie boli mnie głowa.
— Nie, nie musisz — zgodził się łaskawie Costa. — Powinnaś dobrze wypocząć, gdyż 

od samego rana czeka cię mnóstwo pracy.
— Wybaczcie w takim razie — Daphne wstała, uśmiechając się z przymusem, i 
wyszła.
Andrea tylko czekała, aź zamkną się za nią drzwi, wpatrując się w 
charakterystyczny profil Costy. Sprawiał wrażenie nieprzejednanego, lecz ona 
musiała się wreszcie dowiedzieć, o co naprawdę szło. I postanowiła zapytać o to 
natychmiast.
— Czy mógłbyś na chwilę zstąpić ze swego niebotycznego tronu i porozmawiać ze 
zwykłym śmiertelnikiem? -zaczęła z lekka kpiącym tonem.
— Nie mogę inaczej, skoro mnie tak pięknie prosisz — -odparł z gryzącą ironią. — 
Uważaj jednak ze swymi pytaniami, dobrze ci radzę. Ton, jakim rozpoczęłaś tę

background image

rozmowę, był już i tak dość wyzywający. Więc co cię tak niepokoi?

Andrea postanowiła nie dać się zbić z tropu.
— Jest coś, co mnie dręczy od chwili mego przyjazdu. Z Daphne coś się dzieje. 
Możesz mi powiedzieć, co to takiego?
Wyglądało na to, że oczekiwał tego pytania.
— Mogę cię zapewnić, że to nic wyjątkowego. Daphne jest jeszcze bardzo młoda i 
niedoświadczona, dlatego miewa ciągle jeszcze wątpliwości, czy podoła obowiązkom, 

które spadną na nią po ślubie. W tej chwili pewnie wydaje się jej, że jest tego 
stanowczo za wiele, stąd niepokoje i rozterki. Ale z czasem dojrzeje i stanie się 

wspaniałą panią domu i matką. Potrzebuje tylko nieco pomocy, a ja ją jej zapewnię.
— Mam nadzieję, że twoja pomoc, czy jak to tam nazywasz, nie będzie aż tak wielka, 
że Daphne w którymś momencie poczuje się do reszty ubezwłasnowolniona. Nie weź 
mi tego za złe, lecz spodziewałam się zastać Daphne jako szczęśliwą narzeczoną, a 
nie posępną kobietę, która odpowiada półsłówkami. A właśnie taką zastałam.
Spiorunował ją wzrokiem.
— Cierpliwości, moja droga. Wkrótce zobaczysz to, czego tak pragniesz, tylko się nie 
mieszaj w nasze sprawy. Twoja siostra może wiele stracić w moich oczach, jeśli 

uparcie będziesz to robić. Możesz w ten sposób zniszczyć nasze wspaniałe plany. Na 
moment ci uwierzy i będzie chciała zerwać zaręczyny, a potem tego gorzko pożałuje i 

jeszcze cię znienawidzi, że ją do tego namówiłaś. Zostaw więc wszystko tak jak jest. 
— Podniósł ostrzegawczo palec. — Dobrze wiem, że już kiedyś boleśnie ją zraniłaś. 
Drugi raz Daphne ci już nie przebaczy, i ja też nie. Nie uciekniesz przed moją 
nienawiścią.

— O, wierzę ci na słowo — rzuciła zgryźliwie Andrea. — Mam tylko jedną prośbę. 
Pozwól mi porozmawiać z Daphne. Jeśli rzeczywiście jest szczęśliwa, nie powiem 
więcej słowa i dam wam swoje błogosławieństwo.
Wyglądało na to, że Costa się zastanawia. Czuła, że nie ma ochoty spełnić jej prośby, 

lecz postanowiła się nie poddawać.
— Dobrze — oświadczył po namyśle, patrząc na nią zimno. — Nie chciałbym, aby 

Daphne niepotrzebnie się denerwowała. Ale widocznie nie da się inaczej. Jest teraz 
u siebie na trzecim piętrze. Idź tam zaraz, lecz nie bądź dłużej niż kilka minut. 
Przecież to ci wystarczy, aby stwierdzić, że wszystko jest w porządku. Jak z nią 
porozmawiasz, może wreszcie uwierzysz, że nie wywieram na nią żadnych nacisków, 

i nie mam zamiaru robić tego w przyszłości. Tym samym uważam sprawę za 
załatwioną.
Podniósł się, aby stanąć tuż obok jej fotela.
— Chciałbym cię widzieć jutro rano w moim biurze — schylił się nad nią z posępną 
miną. — Przyrzekłaś swoją pomoc, a ja z niej skorzystam — o ile oczywiście nie 
zmieniłaś zdania. Jesteś kobietą, która wie, czego chce, to widać na pierwszy rzut 
oka. Bardzo mi się to u ciebie podoba, zamierzam ci więc poruczyć parę delikatnych 
spraw. Dobranoc.
— Zawsze dotrzymuję przyrzeczeń. Bez względu na to czy Daphne mnie przekona, 
czy nie, chętnie ci pomogę.

background image

Czuła się po tej rozmowie nieco lepiej. Costa okazał zrozumienie, przyznał, że 

Daphne jest niepewna i roztrzęsiona, było jednak pewne, że narzuci jej swoją wolę.
Czyżby miała się zgodzić na taki układ? Costa przecież zrobi z niej bezduszną lalkę, 
jeśli Daphne nie okaże odrobiny silnej woli.
Zaraz się tego dowiem, pocieszała się Andrea zmierzając na trzecie piętro.
Niestety, do apartamentów nie można było wejść wprost ze schodów. Najpierw 
trzeba się było zameldować przez interkom. Andrea nacisnęła przycisk, stawiając 

sobie jednocześnie pytanie, jak Daphne, delikatna, czuła, uwielbiająca życie 
dziewczyna mogła znieść lodowatą, bezduszną atmosferę tego domu.

— Daphne, to ja. Mogę wejść? Costa pozwolił mi chwilę z tobą porozmawiać.
— Naprawdę? — Daphne była zaskoczona, ale w jej głosie dało się wyczuć radość.
Andrea odczekała, aż rozlegnie się brzęczyk, i weszła. Daphne rzeczywiście była 
ożywiona.
— Chodź, pokażę ci moje pokoje. Matka Costy kazała je wszystkie odnowić. Będę tu 
mieszkała także po ślubie.
— A Costa? — spytała zdziwiona Andrea.
— Będzie mieszkał piętro wyżej, tak jak do tej pory. Jego rodzice też mieli osobne 

sypialnie, zanim się nie urodziło pierwsze dziecko. To stary zwyczaj w tej rodzinie. 
Mąż odwiedza swoją żonę wtedy, kiedy chce ją widzieć.

— Nie wmówisz mi, że to ci się podoba, Daphne — Andrea wprost zaniemówiła z 
wrażenia. — Przecież nie żyją w średniowieczu!
Czyżby Daphne zapomniała, że jest młodą, postępową dziewczyną, która ma prawo 
mieć własne zdanie?

— Jego matka jest dla mnie bardzo miła, a nawet mnie rozpieszcza. Dlaczego 
miałabym z nią drzeć koty?
Andrea nie rozumiejąc potrząsnęła głową.
— Ale jak mogłaś pozwolić na to, aby tak ci urządzono sypialnię? Popatrz tylko na te 

wszystkie błazeństwa. Wygląda to tak, jakby mieszkała tu nastolatka. Gdzieś jest 
granica, Daphne. Może to łóżko pod baldachimem jest i ładne, ale ten cukierkowaty 

róż, falbanki i koronki! Przed tym stanowczo bym się broniła! " Daphne 
rozśmieszyła zapalczywość siostry.
— Nie jest tak źle. Inne pokoje urządziłam sama, a jeśli chodzi o sypialnię, teściowa 
przyrzekła, że będę ją mogła po ślubie zmienić. Po co więc się kłócić?

— Nie jest ci przykro, że będziecie mieli z Costą oddzielne sypialnie? — Andrea nie 
mogła się uspokoić. — Nie mogę ci dyktować, jak powinnaś urządzić swoje życie, ale 
chciałabym cię widzieć szczęśliwą, Daphne, a nie potrafię sobie wyobrazić, jak w 
ogóle możesz znaleźć zadowolenie pod taką kuratelą. 
— Cóż... — Daphne nagle spoważniała. — Chciałam ci to już wcześniej powiedzieć... 
wybacz. Niełatwo mi określić mój stosunek do Costy. Na swój sposób go kocham i 
chciałabym wierzyć, że on też. — Opuściła zakłopotana głowę. — Mogłoby być 
odrobinę bardziej romantycznie — przyznała cicho po chwili — lecz przy tych 
rozlicznych obowiązkach dla nas samych nie pozostaje za wiele czasu. Costa 
twierdzi, że kiedyś to się zmieni. Powinnam mu wierzyć, i to robię.

background image

— Bardzo to przekonujące, nie ma co mówić — zauważyła sarkastycznie Andrea. — 

Dlaczego Costa tak ukrywa ciebie przede mną? Boi się, że nie zrozumiem twojej 
decyzji?
— Po prostu taki już jest. Najchętniej wszystkich by trzymał ode mnie z daleka. 
Uważa, że tak trzeba, a ja zdążyłam się przyzwyczaić — jak i do wielu innych rzeczy 
Ciesz się ze mną, Andreo — ujęła siostrę za ręce. — Nawet jeżeli to nie jest wielka 
miłość, taka, o jakiej czyta się w powieściach, to i tak przecież robię znakomitą 

partię.
Andrea uścisnęła dłonie Daphne, patrząc badawczo na siostrę. Nie była przekonana.

Jeszcze tylko jedno pytanie i zostawię cię w spokoju. Jesteś pewna, że naprawdę 
życzysz sobie takiego małżeństwa? Mam na myśli małżeństwo z rozsądku a nie z 
miłości?
— Absolutnie pewna — odparła Daphne wytrzymując spojrzenie siostry. A teraz 
powinnyśmy iść spać. Jutro jest tradycyjne święto dla służby, a pojutrze ceremonia 
w świątyni. Czyż to nie obłędne tempo?
Andrea skinęła głową zmuszając się do uśmiechu.
— Dobranoc, Daphne. Życzę ci miłych snów.

— Ja tobie też.
Objęły się i Andrea wyszła. Była teraz nieco uspokojona. Wyglądało na to, że 

Daphne wie, czego chce, a to już było wiele. Jednego tylko Andrea nie mogła 
zrozumieć: jak jej siostra mogła zrezygnować z wielkiej miłości, o jakiej zawsze 
wcześniej marzyła? Oczywiście Costa miał swojej żonie wiele do zaoferowania, to 
Andrea musiała przyznać. Ale czy władza, pieniądze i wpływy mogły zapewnić 

prawdziwe szczęście?
Leżała długo w noc, nie mogąc zasnąć. Ona sama nie byłaby nigdy szczęśliwa bez 
miłości...

5

Kiedy Andrea zeszła następnego ranka na śniadanie, przygotowania do wieczornej 
uroczystości były już w toku. Chętnie by się dowiedziała czegoś więcej na ten temat, 
lecz Xenia nie miała czasu, a Costy nie było. Pojechał z Daphne do miasta, gdzie 
mieli się spotkać z księdzem i z notariuszem. Trzeba było podpisać sterty 

dokumentów i załatwić całe mnóstwo formalności, które przy każdym innym ślubie 
nie były wymagane.
Andrea wyszła na przechadzkę do ogrodu i przyglądała się pracującym tu ludziom. 
Wkrótce i jej udzielił się świąteczny nastrój. Jakże zresztą mogło być inaczej?
Wielki czworokątny plac przed budynkiem głównym został przybrany girlandami 
kwiatów i kolorowymi lampionami. Z trzech stron wielkiej fontanny ustawiono w 
olbrzymią podkowę stoły, a naprzeciw wzniesiono scenę, na której miała grać 
orkiestra. Przygotowano także miejsce do tańca.
Kiedy tak obserwowała uwijających się robotników, miała wrażenie, że święto już 
się zaczęło, gdyż kilku z nich śpiewało wesoło. W chwilę potem zjawiła się orkiestra i 
rozpoczęła próbę, więc niektórzy rzucili pracę i zaczęli tańczyć w takt muzyki.

background image

Andrea też byłaby nie od tego, czuła jednak, że nie wolno jej tego zrobić. Costa byłby 

oburzony. Mogła co najwyżej udzielić rady lub wysunąć jakąś propozycję co do 
ostatecznego kształtu świątecznego wystroju.
Na koniec zajrzała jeszcze do kuchni, gdyż doszły ją smakowite zapachy, była więc 
ciekawa, co zostanie zaserwowane wieczór.
Późnym popołudniem wrócili z Aten Daphne i Costa. Daphne od razu zniknęła w 
domu, a Costa poszedł przyjrzeć się przygotowaniom poczynionym przez robotników. 

Andrea spontanicznie rzuciła mu się na szyję i pocałowała go w policzek. Była 
zarażona świątecznym nastrojem i podekscytowana.

— Pomogłam nieco przy przygotowaniach — opowiadała z dumą.
— Wspaniale. Od kiedy porozmawiałaś z Daphne, wydajesz się jak odmieniona. To 
mnie cieszy. Może przez to staniemy się sobie bliżsi, jak być powinno w rodzinie.
— Ja też mam taką nadzieję — powiedziała Andrea, i rzeczywiście tak myślała. — 
Niczego bardziej nie pragnę jak kochającej się rodziny. Dla Daphne, ale także i 
odrobinę dla siebie.
— Mam na myśli bardzo bliskie związki rodzinne, Andreo. Pragnę tego.
Z wiele mówiącym uśmiechem wziął ją w ramiona, przycisnął mocno do siebie i 

wziął we władanie jej wargi. Jej rozsądek odmówił posłuszeństwa, nie miała siły się 
bronić. Nie panując nad sobą zarzuciła Coście ręce na szyję i z całym oddaniem 

odwzajemniła jego pocałunek, drżąca z tęsknoty, pragnąca wykrzyczeć na głos swe 
uczucia dla niego.
Lecz Costa nie stracił głowy. Odsunął Andreę z lekkim uśmiechem i zadowolony z 
jej reakcji zajrzał speszonej dziewczynie w oczy, po czym przybrał jedną ze swoich 

aroganckich póz.
— Teraz już wiesz, o jakich związkach myślę. Mogłabyś zostać na zawsze w Grecji. I 
byłabyś dobrze przyjęta. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
Andrea nie była zdolna wymówić słowa. Jej serce biło dziko. Najchętniej rzuciłaby 

się Coście w ramiona, lecz na to nie pozwalała jej duma.
Straciłaś rozum! Jesteś w jego objęciach bezwolna, zrobi z tobą, co zechce, a na to 

nie możesz pozwolić, upominała samą siebie, niemile zaskoczona swoją słabością. 
Wiedziała, że nie znajdzie w sobie siły, aby mu się sprzeciwić. Ten człowiek 
wywierał na nią magiczny wpływ, a teraz, kiedy się zorientował, co ona do niego 
czuje, stał się podwójnie niebezpieczny.

Mogła obronić się tylko gniewem, choć i z tym musiała być bardzo ostrożna.
— Staram się nie słyszeć dwuznaczności twoich słów -rzekła wreszcie próbując 
ukryć zakłopotanie. — Dlaczego nie chcesz poprzestać na uczuciach czysto 
platonicznych? Ostatecznie przecież żenisz się z moją siostrą, a nie ze mną. To o niej 
powinienieś myśleć, już ci to chyba zresztą kiedyś powiedziałam. A teraz zostawmy 
to — zmieniła co prędzej temat. — Wkrótce zaczyna się zabawa. Cieszę się na nią. 
Czy wystąpimy w jakichś specjalnych kostiumach?
— Andreo, jesteś kobietą, która wie, czego chce, i ja to w tobie podziwiam. Tę cechę 
nieczęsto spotyka się u kobiet — rzekł z uśmiechem. — Ale masz rację. Nie pora 
mówić o tym. Co do kostiumu — dostaniesz ładną sukienkę w stylu ludowym. Dziś 

background image

wieczór będziemy się nosić jak prości ludzie. To ich święto, nawet jeżeli ja za nie 

płacę.
— A kiedy się zacznie?
— Po zachodzie słońca. Z pewnością teraz chciałabyś iść do siebie i się przygotować. 
Xenia zaraz ci przyniesie kostium.
— Przecież nie znasz moich wymiarów, skąd więc...
— Droga Andreo — Costa pokazał w uśmiechu wszystkie zęby. — Mam w oczach 

każdy centymetr twojego ciała. A teraz idź. Xenia zaraz tam będzie.
Słysząc te słowa Andrea zaczerwieniła się po czubki włosów. Tego ranka widocznie 

znowu jej się przyglądał, kiedy jest taki pewny, że doskonale zna jej wymiary. 
Nawet jej to pochlebiało, choć z drugiej strony było to naprawdę niepokojące. Do 
czego to prowadzi? Ale wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Może powinna uważać 
stosunek Costy do niej za coś normalnego. Kto wie, czy tak nie będzie lepiej. Ale 
przecież Costa był w pierwszym rzędzie mężczyzną, a w drugim narzeczonym jej 
siostry. Wkrótce zostanie jej mężem. O tym jej, Andrei, nie wolno zapomnieć. I nie 
zapomni. Nigdy!
Odwróciła się na pięcie i ruszyła pędem w kierunku domu. Minąwszy w wielkim 

pośpiechu hall, przeskakując po kilka stopni naraz znalazła się w swoim 
apartamencie i padła na łóżko, aby ukryć głowę w poduszkach i rozszlochać się na 

dobre.
Dawno nie całował jej żaden mężczyzna, zresztą żaden z tych wcześniejszych 
pocałunków nie mógł się równać z tym, czego zaznała dziś w objęciach Costy. Jego 
pocałunek to było wyzwanie, zniewalająca siła, odbierająca kobiecie resztki woli, nie 

znosząca sprzeciwu... Dlaczego to właśnie on musiał tak na nią działać?
Ostatecznie jednak zwyciężył zdrowy rozsądek, jak zawsze w jej życiu. Podniosła się 
z łóżka z postanowieniem, że w obecności Costy postara się za wszelką cenę 
zachować spokój i opanowanie.

Ledwo zdążyła otrzeć łzy z twarzy, a rozległo się pukanie do drzwi i weszła Xenia, 
niosąc przepiękną suknię z niebieskiej satyny, ozdobioną bogato białym haftem i 

obszytymi koronką falbankami. Miała długie rękawy z czarnymi naszywkami, a 
przypominająca fartuszek, wierzchnia część sukienki była uszyta z czarnej satyny 
haftowanej w motywy kwiatowe.
— Czyż nie jest piękna? — zachwycała się Xenia. — Materiał, hafty i wszystko inne 

to dzieło naszych warsztatów, tkalni i szwalni. To moja matka kroiła i szyła tę 
suknię. Proszę ją przymierzyć. Może jeszcze trzeba będzie coś poprawić.
Andrea włożyła suknię i obracała się teraz wkoło, podziwiając swoje odbicie. Strój 
był niezwykle twarzowy i wydawała się sobie w nim piękną, lecz całkiem inną 
dziewczyną.
— Twoja matka jest prawdziwą artystką — rzekła, do Xeni, która stała obok i 
patrzyła na nią rozradowanymi oczami. — Czyżbym miała sobowtóra? Ta suknia 
leży na mnie jak ulał, a przecież była krojona z pamięci. Nie wmówisz mi, że została 
uszyta w ciągu jednego dnia.
— Nie. Materiał został utkany o wiele wcześniej, a sukienkę skrojono tego dnia, 
kiedy nasz pan spotkał panią, madame, po raz pierwszy na brzegu basenu. Dziś 

background image

rano udzielił mojej matce ostatnich wskazówek. Nie uważa pani, że ma miarę w 

oku?
— O, bez wątpienia — rzekła z przekąsem Andrea, starając się ukryć wewnętrzne 
wzburzenie.
Xenia zaczesała jej włosy gładko do tyłu i splotła w warkocz, którym otoczyła jej 
głowę, po czym wetknęła jej we włosy parę świeżych kwiatów. Stroju dopełniły 
długie srebrne kolczyki i Andrea była gotowa.

W hallu spotkała Daphne i Costę. Siostra była odziana w podobną suknię, tyle że w 
innej tonacji. Costa, w wyszywanej białej koszuli i wysokich po same kolana butach 

wyglądał porywająco.
Gdy znaleźli się przed domem, zabawa toczyła się już w najlepsze, rozbrzmiewały 
greckie melodie i piosenki, które od stuleci towarzyszyły uroczystościom zaślubin.
Napełniono kieliszki, raczono się przygotowanymi specjałami, a -kilkoro dzieci 
ruszyło między bawiących się z koszami pełnymi słodyczy.
Andrea niemal z miejsca została wciągnięta w krąg tańczących. Trwało chwilę, 
zanim opanowała kroki greckiego tańca, którego dźwięki właśnie się rozległy. Obok 
tańczyli Costa i Daphne, tak lekko i z taką gracją, jakby nic innego w życiu nie 

robili. Potem znaleźli się sami w środku, a mężczyźni i kobiety otoczyli ich kręgiem, 
klaszcząc z zachwytem do wtóru.

Andrea, która -też stała obok nie spuszczając z nich oczu, była zachwycona. 
Naprawdę stanowili idealną parę i każdy, kto ich widział tańczących razem, musiał 
odnieść wrażenie, że są rozkochani w sobie.
Nagle zaczęła zazdrościć siostrze bardziej niż do tej pory. Daphne czekała wspaniała 

przyszłość i życie wolne od trosk. I nie tylko. Najbardziej zazdrościła Andrea 
mężczyzny, za którego jej siostra miała wyjść za mąż. Nie mogła wręcz odwrócić 
wzroku od Costy. Daphne bladła, rozpływała się, aby wreszcie zniknąć zupełnie. 
Teraz ona, Andrea, tańczyła z Costą. Kiedy Costa przyciągał Daphne, do siebie, aby 

ją pocałować przy wtórze burzliwych oklasków, Andrea miała wrażenie, że czuje 
wargi Costy na swych ustach, i ogień rozchodził się po jej żyłach.

Śniła swój sen na jawie, z otwartymi oczami, podświadomie czując, że nie wolno jej 
tego robić. Costa należy do Daphne, do mojej siostry, powtarzała sobie raz po raz w 
duchu. Wszystko na próżno. Pragnęła go tak, jak jeszcze nigdy nie pragnęła żadnego 
mężczyzny. Jeśli Costa poprosi teraz do tańca, będzie zgubiona.

Pozostała jej tylko ucieczka, lecz nie było to wcale łatwe wśród tylu par oczu. 
Opanowała się z trudem na tyle, że torując sobie drogę między bawiącymi się 
dotarła wreszcie do jednego ze stołów, jakby pod pretekstem zjedzenia czegoś, po 
czym zniknęła w tylnym wejściu do domu. Dopiero tutaj puściły jej się łzy z oczu.- 
Nie starała się ich powstrzymać, wierząc, że to przyniesie jej ulgę. Może potem, jak 
już się wypłacze, uda jej się z uśmiechniętą twarzą wrócić do gości.
Nie minęło dziesięć minut, a weszła Dahpne, już od chwili szukająca siostry. 
Popatrzyła na nią zdumiona, po czym zaprowadziła ją na taras po drugiej stronie 
domu gdzie mogły, przez nikogo nie nagabywane, odpoczac przez kilka minut.
— Dlaczego płaczesz? Nie cieszysz się ze mną?

background image

— Skądże znowu. Naprawdę się cieszę, że tak dobrze trafiłaś. Zasłużyłaś na to, aby 

być szczęśliwa. Choć muszę się przyznać, że trochę ci zazdroszczę.
— Ależ Andreo! Naprawdę nie ma czego! — krzyknęła porywczo Daphne. — Wiesz 
przecież, że nie można się zamienić na los z drugim człowiekiem. Któregoś dnia 
poczujesz się zadowolona, że ciebie to ominęło — Daphne naraz spoważniała, a w jej 
twarzy pojawiło się cos twardego.
— Możesz mi to wytłumaczyć? — spytała zbita z tropu Andrea.

— Nie dzisiaj. Może zresztą nigdy nie powinnam tego robić. Mniejsza o to.Lepiej nie 
rozmawiajmy o tym. A teraz chodźmy. Tam jest zabawa, chcę poza tym spróbować 

tradycyjnych greckich potraw, które zostały specjalnie przygotowane na tę okazję.
— Znowu mi się wymykasz — stwierdziła ze smutkiem Andrea. — Choć może masz 
rację. Dziś powinnyśmy myśleć o urokach, a nie o smutkach życia.
Od tej chwili Andrea całym sercem rzuciła się w wir zabawy. Nie trwało długo, a 
znalazła partnera do tańca.
Był przystojny i tańczył znakomicie, czegóż więc jeszcze było trzeba? Starała się 
zapomnieć o Coście i na moment to jej się udało, zaraz jednak na nowo zaczęła go 
szukać wzrokiem. Lecz Costy i Daphne nie było i nie zobaczyła ich już do rana. 

Widocznie poszli spać, ona jednak przyrzekła sobie, że przetańczy całą noc i wróci do 
siebie dopiero wtedy, gdy będzie zupełnie wyczerpana. Liczyła na to, że wtedy 

zaśnie od razu i nie będzie musiała rozmyślać o Coście, który był dla niej owocem 
zakazanym.
Następnego dnia spała do południa. Kiedy zeszła na dół, kończono sprzątanie i 
czyniono ostatnie przygotowania do ceremonii, jaka miała się odbyć tego, wieczoru 

w świątyni. Zjadła śniadanie, po czym nie pytając o Coste i Daphne włączyła się w 
tok prac i nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło się późne popołudnie. W którymś 
momencie podeszła do niej Xenia, że w pokoju czeka na nią specjalna szata, w której 
Andrea ma wystąpić podczas ceremonii.

— Muszę pani jeszcze wytłumaczyć, na czym będzie polegała pani rola w ślubnych 
obrzędach, madame.  Byłby to prawdziwy policzek dla rodziny, gdyby pani popełniła 

błąd. Kazano mi pani to przekazać.
— Nie muszę nawet pytać, kto wydał to polecenie, bo doskonale wiem — skrzywiła 
się Andrea — z pewnością jednak postaram się nikogo nie rozgniewać. To poważna 
sprawa, przystąpmy więc do niej od razu.

Mimo to odczuwała zdenerwowanie. Sprawiło to przesłanie Costy, przekazane jej 
przez Xenię. Za nic w świecie nie chciała popełnić błędu. Daphne powinna być z niej 
dumna, przede wszystkim jednak nie chciała ośmieszyć się w oczach Costy.
Najpiękniejsza ze wszystkiego była suknia, w której miała wystąpić podczas 
ceremonii. Biała szata z cienkiego, na pół przezroczystego materiału, udrapowana 
na ramieniu i kunsztownie ułożonymi fałdami spływająca aż do połowy łydek, 
przypominała w każdym szczególe strój noszony przez greckie kobiety w 
starożytności. Suknię podtrzymywał w talii złoty pasek, a resztę stroju stanowiły 
złote sandały i złote bransolety.

background image

Andrea ubierała się z namaszczeniem. Gdyby ktoś ją obserwował, mógłby odnieść 

wrażenie, że przygotowuje się do koronacji. Dopiero kiedy była gotowa, rzuciła 
okiem w lustro, a to co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Kobieta, którą oglądała w lustrze, była kropka w kropkę podobna do greckiej bogini.
Dreszcz radosnego oczekiwania przeniknął jej ciało. W głowie miała tylko jedną 
myśl: czy w tym stroju spodoba się Coście? Jej tęsknota za mężczyzną, który 
przecież należał do Daphne, stawała się z minuty na minutę silniejsza, a myśli 

nieustannie krążyły wokół niego. Była wobec nich bezsilna.
W tym momencie zapukała Xenia, przywracając Andreę do rzeczywistości.

— Świątynia była kiedyś poświęcona bogini Afrodycie — zaczęła Xenia. — Rodzina 
Thermopolis uważa, że dopóki będzie się dopełniało przekazanych przez tradycję 
rytuałów na cześć bogini miłości, ona będzie sprawowała pieczę nad całą rodziną i 
obdarzy ich najwyższą wartością życia, a także uchroni od przeciwności losu.
Andrea przysłuchiwała się jej z uwagą, zaskoczona, jak wielką wagę przywiązują 
Thermopolisowie do tradycji.
— Poza śmiercią brata Costy nie było nieszczęśliwych wypadków w rodzinie — 
ciągnęła przyciszonym głosem Xenia. — Ta jego śmierć nikogo zresztą nie zdziwiła. 

Wyśmiewał nasze wierzenia, uważając je za zabobony, i nigdy nie brał udziału w 
żadnej z ceremonii, natrząsając się z innych. To musiało się tak skończyć.

Andrea była pewna, że Xenia mówi poważnie, lecz nie odezwała się słowem.
— Mimo wszystko rodzina była chyba wstrząśnięta, gdy zdarzył się ten wypadek... 
— szepnęła tylko.
— Nie tak bardzo, jak by się można było spodziewać. Oczywiście, oficjalnie rodzina 

pogrążona była przez jakiś czas w żałobie, lecz bez wątpienia cierpieliby bardziej, 
gdyby był innym człowiekiem. Costa natomiast czyni wszystko, aby zadośćuczynić 
tradycji i nie wyzywać losu.
— Rozumiem, Xeniu — szepnęła Andrea, w duchu jednak pomyślała, że Costa musi 

to robić chyba jednak tylko z powodu rodziców, a nie dlatego, że wierzy w jakieś 
stare bajdy. Poznała go przecież jako rzeczowego człowieka interesu, który trzeźwo 

myśli i nie daje sobie wmówić byle historyjek. Zabobony absolutnie do niego nie 
pasowały, lecz Andrea strzegła się, aby nie wyrazić tej opinii.
— Postaram się nikogo nie rozczarować. Powiedz mi tylko, co mam robić, a uczynię 
to z przyjemnością — rzekła uprzejmie.

Przez prawie całą następną godzinę Xenia objaśniała jej poszczególne etapy 
uroczystości. Andrei wydawało się to czymś w rodzaju tańca. Nie straciła 
cierpliwości, lecz uczyła się stosownych kroków, gestów i skłonów tak długo, jak tego 
chciała Xenia.
— Ty też weźmiesz udział w obrzędzie? — spytała, gdy ta zamierzała opuścić pokój.
— Oczywiście. Weźmie w nim udział cała służba. Będziemy stać przed świątynią, 
jak to było w starożytności. A teraz muszę się przebrać.
Andrea rzuciła ostatnie spojrzenie w lustro i zeszła do hallu. Byli tam już prawie 
wszyscy. W powietrzu wisiało napięcie, nikt nie rozmawiał, tylko od czasu do czasu 
dało sie słyszeć pojedyncze słowo. Czyżby owo skupienie było przygotowaniem do 
uroczystości?

background image

Antyczne stroje zmieniły wszystkich wręcz nie do poznania, co Andrea odebrała jako 

osobliwie podniecające. Costa był odziany w biało-złotą tunikę, na nogach miał 
wysokie złote buty i wieniec laurowy na głowie. Swym wyglądem przypominał 
greckiego boga.
Daphne była podobnie ubrana jak Andrea, miała jeszcze tylko na sobie szeroką 
pelerynę obszytą złotą taśmą i nieco krótszą suknię.
Andrea czuła się tak, jak gdyby miała grać w filmie, którego akcja rozgrywa się w 

starożytności, i drżała z podniecenia. Nie była tym zdziwiona: ostatecznie nie co 
dzień bierze się udział w obrzędach mających wielowiekową tradycję.

Wreszcie zapalono pochodnie i młoda para w otoczeniu swoich bliskich wyruszyła do 
świątyni.

6

A potem wszystko przebiegało tak jak w prawdziwym filmie. Nawet reżyser by 
lepiej tego nie zaaranżował.
Dwaj postawni mężczyźni ruszyli przodem, oświetlając pochodniami drogę. Za nimi 

postępował Costa. W świetle tańczących płomieni wydawał się wyższy, niż był w 
rzeczywistości, w dodatku tunika uwydatniała jeszcze jego szerokie ramiona. 

Towarzyszyło mu dwóch mężczyzn z pochodniami. Krok za nim kroczyła Daphne w 
towarzystwie dwóch dziewcząt, również dzierżących pochodnie.
Andrea szła zaraz za siostrą, niosąc aksamitną poduszkę, na której stał złoty 
kielich. Obok niego leżał ciężki złoty łańcuch. Tuż za nią kilka dziewcząt niosło 

kosze z ofiarami, na które składały się różne rodzaje owoców i najpiękniejsze 
kwiaty. Pochód zamykało paru mężczyzn z pochodniami.
Na dźwięk trąb stojący u wrót świątyni ludzie wyciągnęli w powitalnym geście ręce, 
a kilka kobiet schyliło się, aby starym zwyczajem ucałować skraj szaty Costy. Po-

zdrawiano także Daphne i Andreę, jako najważniejsze osoby po Coście.
To nie może być prawda, ja tylko śnię, myślała Andrea, przekraczając za Daphne 

próg świątyni. Ale przecież czuję kadzidło, a we śnie chyba nie odróżnia się 
zapachów, widzę z wielką wyrazistością ołtarz...
W Ameryce nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że coś takiego można przeżyć. Po 
niespodziewanym wyjeździe siostry jej egzystencja stała się nudna i samotna. 

Rzuciła się w wir pracy, aby jak najszybciej zapomnieć o człowieku, który ją 
porzucił. To był zły okres w jej życiu.
Tutaj w Grecji wszystko wyglądało inaczej. Od swego przybycia zdążyła już tyle 
przeżyć, że wreszcie czuła, iż naprawdę żyje. W Ameryce była robotem, który mecha-
nicznie wykonuje swoje obowiązki. Dlatego chciała tutaj zostać, nawet gdyby miała 
jej przypaść skromna rola obserwatora stojącego na boku wydarzeń.
Dopiero teraz naprawdę zrozumiała, jak samotne i puste było jej dotychczasowe 
życie, i ta myśl sprawiała, że w jej oczach zabłysły łzy. Być zawsze wśród miłych, 
kochających ludzi i móc dzielić z nimi radości i smutki --oto było życie, jakiego 
zawsze pragnęła... A jeśli w dodatku miały w nim miejsce takie niecodzienne 
wydarzenia, które budziły wzruszenie i zapalały wyobraźnię...

background image

O mały włos się nie potknęła, zamrugała więc powiekami, aż jej wzrok stał się na 

powrót jasny, i skoncentrowała się na tym, aby nie pomylić kroku.
Nie odpędziło to jednak smutnych myśli. Stanęło jej przed oczami amerykańskie 
życie, owe puste lata, które ją czekają, jeżeli nie znajdzie człowieka, który mógłby 
napełnić je treścią.
Muszę wierzyć, że go kiedyś spotkam, szepnęła do siebie i podniosła oczy, aby 
podziwiać starą budowlę, oświetloną teraz wieloma żagwiami.

Świątynia była otwarta ze wszystkich stron. Kopuła dachu wspierała się na 
potężnych marmurowych kolumnach. Podłoga świątyni była wyłożona barwną mo-

zaiką. Naprzeciwko wejścia stał na podeście z białego marmuru posąg bogini 
Afrodyty, której poświęcona była świątynia.
Posąg, trzy razy wyższy niż przeciętna wysokość człowieka, był prawdziwym 
dziełem sztuki. Bogini miała na głowie wieniec ze świeżych kwiatów, których całe 
naręcza rozrzucono także u jej stóp. Prowadziła do niej ścieżka wysypana płatkami 
róż.
Ponownie zagrzmiały trąby, a na ich dźwięk wystąpiły z orszaku dziewczęta niosące 
dary. Jedna po drugiej podchodziły do posągu, klękały i wymawiały parę słów w 

języku starogreckim, których Andrea nie rozumiała.
Teraz przyszła kolej na Costę. Zatrzymał się przed posągiem, wzniósł dłonie w 

geście pozdrowienia i również wypowiedział słowa starogreckiej modlitwy. Kiedy 
skończył, odwrócił się nieco do Daphne i Andrei, nakazując tej ostatniej wzrokiem, 
aby podeszła do przodu.
Andrea wzięła z rąk towarzyszącej dziewczyny uwity z kwiatów łańcuch, przystąpiła 

do ołtarza i uklękła, wypowiadając słowa, których nauczyła ją Xenia, po czym 
zawiesiła łańcuch na prawym nadgarstku bogini.
Pozostała tak klęcząc przed posągiem, aż dołączyła do niej Daphne z peleryną z 
cienkiego żółtego materiału w ręce. Daphne też uklękła, wypowiedziała słowa 

modlitwy i zarzuciła bogini na ramiona pelerynę, po czym zajęła na powrót miejsce 
obok Andrei.

Teraz ponownie przystąpił do ołtarza Costa, aby na zakończenie obrzędu wygłosić 
kilka zdań w języku nowo-greckim.
— Czcigodna bogini miłości — zaczął — składam ci podziękowanie za szczęście, 
jakim obdarzyłaś moją rodzinę. To dzięki tobie znalazłem małżonkę, która wraz ze 

mną będzie zanosić do ciebie modły. Ta kobieta przyrzekła mnie kochać i czcić, 
strzec naszego ogniska domowego i żyć tak, jak tego wymaga nasza odwieczna
tradycja. W tym ducłm będę też wychowywać nasze dziecii aby dobrze poznały swoje 
obowiązki, a przy nas pozostała szczęście. 
Po tych słowach rozbrzmiały znowu trąby, na znak,  ceremonia jest skończona, a 
pochód ruszył w powrotna drogę.
Andrea miała wrażenie, że nie da rady zrobić choćby jednego kroku. Napięcie 
opadło, czuła już teraz tylko śmiertelne zmęczenie. Najgorsze jednak ze wszystkiego 
było uczucie zazdrości. Wmawiała sobie, że to niskie i podłe, starała się zwalczyć w 
sobie to niegodne uczućie, a przecież tym bardziej zazdrościła siostrze człowieka, 
którego ta miała poślubić.

background image

Kiedy znaleźli się wreszcie w domu, Costa i Daphne mieli ochotę jeszcze 

porozmawiać i podzielić się wrażeniami, lecz Andrea, nie mogąc znieść ich 
obecności, jakby zapomniała o podstawowych zasadach grzeczności i bez słowa 
wyjaśnienia czy zwykłych w takich razach przeprosin uciekła do swego 
apartamentu, aby tam rzucić się na łóżko i wypłakać cały swój żal z powodu pustego 
życia i mężczyzny, który nigdy nie miał do niej należeć.

7

Gdy nadszedł dzień zaślubin, Andrea nie wiedziała, czy powinna się śmiać, czy też 
raczej płakać. Owszem, cieszyła się bardzo ze szczęścia siostry i na ile mogła, 
starała się być pomocna we wszystkim, lecz jednocześnie prześladowała ją myśl, jak 
bardzo jest samotna i właściwie nie ma po co wracać do Stanów.
Od kiedy porzucił ją Jonathan, schodziła z drogi każdej poważniejszej znajomości. 
Kłótnia z Daphne i rozczarowanie, jakie w parę dni potem nastąpiło, wytrąciły ją do 
tego stopnia z równowagi, że przez długi czas nie mogła przyjść do siebie. Nie mogła 
winić nikogo, że była teraz sama, i tylko ona mogła to zmienić. Kiedy wróci do 

Ameryki, postara się znaleźć krąg znajomych i częściej wychodzić z domu, nie tkwić 
w czterech ścianach jak do tej pory. Tylko w taki sposób będzie mogła poznać kogoś, 

kto może odmieni jej życie.
Ale i ta myśl jej nie uspokoiła: przecież szanse na poznanie człowieka takiego jak 
Costa, bo tylko on się liczył, były znikome.
O samym Coście nie było co marzyć. Właśnie ubierała sie na uroczystość zaślubin, 

podczas której Costa miał Pojąć za żonę jej siostrę, zastanawiając się ze strachem, 
czy uda jej się nie pokazać po sobie, jak bardzo cierpi. Nigdy nie spotka człowieka 
takiego jak Costa, musi się z tym pogodzic. Choć mówiąc szczerze, czy tak naprawdę 
chciałaby Costę za męża? Wyglądał co prawda jak młody bóg, ale jednocześnie był 

zarozumiały i arogancki. Małżeństwa z nim też nie dałoby się łatwo zaakceptować, 
gdyż z góry wiadomo było, kto w takim stadle będzie rozkazywał, a kto słuchał. Ona, 

Andrea, była za związkiem partnerskim, gdzie obowiązki rozłożone są po równo. 
Doskonale wiedziała, że nigdy nie zdołałaby zrezygnować z własnego „ja" tylko 
dlatego, aby utrzymać przy sobie mężczyznę pokroju Costy.
Nie było zresztą sensu rozmyślać na ten temat. Takich mężczyzn jak Costa nie 

spotyka się na każdym rogu ulicy, a sam Costa miał za chwilę zostać mężem jej 
siostry.
Może i ona niedługo zostanie szczęśliwą narzeczoną. „Szukajcie, a znajdziecie", 
powiedziano w Biblii, i ona musi się tego trzymać.
Uświadomiwszy sobie, że powiedziała to głośno, musiała się roześmiać. Przejrzała 
się jeszcze raz krytycznie w lustrze iw lepszym nastroju niż przed chwilą zeszła do 
hallu, gdzie już na nią czekano.
Na szczęście ceremonia w kościele trwała krótko, więc Andrea nie miała czasu 
użalać się nad samą sobą. Tylko na samym końcu, kiedy kapłan ogłosił Costę i 
Daphne mężem i żoną, ścisnęło jej się serce, a do oczu napłynęły łzy, opanowawszy 

background image

się jednak siłą woli przystąpiła po skończonej uroczystości do młodej pary i życzyła 

jej z całego serca szczęścia.
Andrea była przekonana, że Daphne będzie promienieć z radości. Ostatecznie 
zebrani w kaplicy goście powinni widzieć, jak jest szczęśliwa.
Niestety, oczy Daphne nie błyszczały miłością, a gdy Andrea przyjrzała się jej 
uważnie, dostrzegła na rzęsach łzy.
Daphne nie płakała z radości, przeciwnie, drżała na całym ciele, sprawiając 

wrażenie, że jest u kresu sił. Costa chciał ją wziąć pod rękę i wyprowadzić z kaplicy, 
lecz Daphne oświadczyła łamiącym się głosem, że chce zostać z siostrą.

— To z pewnością wina napięcia — próbowała pocieszyć Costę Andrea. — Proszę, 
zostaw nas na chwilę same. Zaraz tam za wami przyjdziemy. Ponieważ z powodu 
madame Thermopolis samo przyjęcie weselne przesunięto na później, nie rzuci się to 
nikomu specjalnie w oczy, że nie ma przy tobie Daphne.
— Jeszcze i to muszę znieść — mruknął marszcząc niechętnie czoło. — Tylko nie 
bądźcie tam za długo. Daphne ma obowiązki.
Do świeżo poślubionej żony nie odezwał się słowem, rzucił jej tylko przenikliwe 
spojrzenie i wyszedł.

Andrea zmusiła się do zachowania spokoju, choć targały nią złe przeczucia. Coś 
musiało się stać. Podprowadziła Daphne do ławki, a gdy usiadły, zaczęła ostrożnie 

ujmując rękę siostry:
— Wyczerpały cię te ostatnie dni, to normalne. Poczujesz się od razu lepiej, kiedy 
zrzucisz z siebie ten strój, a włożysz zwykłą codzienną sukienkę.
Daphne potrząsnęła z rozpaczą głową.

— Mylisz się, Andreo! Właściwie od początku wiedziałam, że to małżeństwo będzie 
jedną wielką pomyłką. Nie kocham Costy. Kochałam jego brata... To Ari był moją 
wielką miłością, treścią mego życia... — załkała dziko. — Kiedy zdarzył się ten 
nieszczęśliwy wypadek... po śmierci Ariego... Costa mnie, krótko mówiąc, przejął... A 

ja... ja byłam tak zrozpaczona, że godziłam się na wszystko. Costa zrobił to dla 
swego zmarłego brata. To taki stary zwyczaj... Dopiero kiedy ksiądz ogłosił nas 

mężem i żoną, uświadomiłam sobie z przeraźliwą jasnością, w co się wplątałam.
Andrea siedziała oniemiała z wrażenia. A więc to była ta tajemnica! Costa wziął za 
żonę narzeczoną swego nieżyjącego brata — i to tylko z poczucia obowiązku!
Daphne wyłamywała nerwowo palce, a w chwilę potem rozszlochała się na dobre.

— Nie mogę być żoną Costy, Andreo. Tak mi się tylko wydawało. Nie zniosę takiego 
życia, jakiego on ode mnie żąda. I nigdy go nie pokocham. Moją wielką miłością był 
Ari, a Ari nie żyje — powtórzyła głucho. — Byłam tak załamana, że wszystko 
pozostawiłam Coście, a teraz...
Andrea siedziała jak ogłuszona, niezdolna wykrztusić słowa, i wpatrywała się z 
przerażeniem w siostrę.
— Nie pytaj mnie o Ariego — szepnęła ledwie słyszalnie Daphne — w każdym razie 
nie teraz...
— Ale przecież Costa coś dla ciebie znaczy — odzyskała wreszcie mowę Andrea — 
inaczej przecież byś się z nim nie zaręczyła.

background image

— Nie zrozum mnie źle, Andreo. Właściwie nie mam nic przeciwko Coście. Za tą 

jego zarozumiałością kryje się prawy człowiek. Może zresztą nie byłby takim złym 
mężem — ale nie dla mnie! — Urwała na moment i zapatrzyła się w przestrzeń. — 
Zawsze uważałaś mnie za osobę samowolną — podjęła spokojniejszym już głosem — 
a ja w rzeczywistości jestem zbyt uległa. Costa by mnie zdominował, nawet nie 
wiedząc kiedy. Z czasem straciłabym własną wolę, bo Costa by ją złamał. Wierz mi, 
Andreo, nie pasujemy do siebie. Straszne tylko, że zaszło to tak daleko. Byłam jak w 

letargu... nie bardzo zdając sobie sprawę, co się ze mną dzieje... Może zresztą w 
mojej świadomości tkwił strach przed rezygnacją z tego wspaniałego losu, jaki mnie 

czekał?
— Ale teraz jesteś jego żoną. Dlaczego mi tego wszystkiego nie powiedziałaś 
wcześniej? Dlaczego tak długo milczałaś? Przecież można było jeszcze coś zrobić. 
Przeczucie mówiło mi, że coś jest nie tak, a ty nie puściłaś pary z ust — 
denerwowała się Andrea. — Mimo że jestem twoją siostrą, nie chciałaś ze mną 
porozmawiać otwarcie.
— Musiałabym ci wtedy powiedzieć o Arim, a w tym domu jest to zabronione. Nie 
chciałam się pogodzić z rzeczywistością, dlatego wybrałam świat marzeń. Wiesz, co 

nasza matka mówiła zawsze o małżeństwie. Tego się trzymałam. Miałam nadzieję 
urzeczywistnić to marzenie z Arim — a potem u boku Costy. Costa zresztą miał mi 

wiele do zaoferowania, cały luksus tego świata... Jest przecież bogaty, a w dodatku 
taki przystojny... Byłam ślepa, mówię to z przekonaniem. Dopiero przysięga mał-
żeńska przywróciła mnie do rzeczywistości. To był szok, Andreo. Dopiero teraz 
widzę, że nie mogę żyć z Costą. Poradź mi, co mam robić? — łkając przejmująco 

rzuciła się siostrze w ramiona.
— Uspokój się, Daphne — szepnęła Andrea starając się za wszelką cenę zachować 
spokój i przytuliła ją do siebie pocieszającym gestem. — Nie płacz. Na pewno coś się 
da zrobić.

— Ale co? Ja nie widzę wyjścia — jęknęła głucho Daphne.
— Pozwól mi pomyśleć. Nie jestem tego pewna, ale sądzę, że w Stanach 

Zjednoczonych można unieważnić małżeństwo zawarte w takich okolicznościach. 
Zresztą niewykluczone, że tu w Grecji też. Nie będzie to trudne, jeśli tylko Costa 
wyrazi zgodę. Musimy z nim porozmawiać.
— Prędzej dogadałabyś się ze ścianą. Niczego nie wskórasz, Andreo, on mnie już nie 

puści.
— Pewnie masz rację — Andrea potrząsnęła w zamyśleniu głową. — Nigdy nie 
spotkałam bardziej nieustępliwego człowieka. Mimo wszystko tak czy owak musimy 
spróbować unieważnić to małżeństwo.
Słowa Andrei natchnęły Daphne otuchą.
— Tak myślisz? — wyjąkała ocierając łzy.
— Spróbuję porozmawiać z Costą — zaproponowała Andrea. — Zrobię to, jeśli mi 
zaufasz.
— Oprócz ciebie nie mam nikogo, komu mogłabym zaufać, a ja sama z pewnością nie 
zdołam przeciwstawić się Coście. Jestem u kresu wytrzymałości — Daphne potarła 
gorączkowo skronie. — Nie potrafię zebrać myśli.

background image

— Musisz zmobilizować siły, aby uporać się z rzeczywistością, a ja ci w tym pomogę.

— Dzięki, Andreo. Sama nie dałabym rady. Proszę, idź zaraz do Costy, zanim 
sytuacja nie stanie się jeszcze trudniejsza. Będę u siebie.
Andrea była zadowolona, że Daphne się uspokoiła, lecz ciągle dręczyło ją całe 
mnóstwo pytań na temat kłopotliwego położenia Daphne. Daphne kochała nieżyją-
cego brata Costy, a Costa zajął jego miesjce. Dlaczego? Z czystego poczucia 
obowiązku, czy też dlatego że kochał Daphne?

Przeszył ją dreszcz na myśl o czekającej ją rozmowie. Był nieprzystępny, już nieraz 
dał to poznać po sobie, a co dopiero teraz, kiedy wpadnie w złość... Jeszcze bardziej 

niż samego Costy, lękała się jego siły przyciągania, która działała na nią 
zniewalająco. Wiedziała, że nie może sobie wierzyć w takiej sytuacji i traci rozsądek.
Podniosła się z westchnieniem. Kiedyś musiało nastąpić, co nieuniknione, a więc 
chciała mieć to jak najszybciej za sobą. Wiedziała, na co się waży, ale chciała pomóc 
siostrze, choć zdawała sobie sprawę, że ta rozmowa nie będzie łatwa.
Costę spodziewała się znaleźć w bibliotece — i tak też było. Biegał nerwowo po 
pokoju, miotając się z kąta w kąt jak tygrys w klatce, a kiedy usłyszał otwierające 
się drzwi, przystanął, by obrzucić Andreę złym spojrzeniem.

Jest wściekły, przemknęło przez głowę Andrei i serce w niej zamarło, mimo to 
postąpiła krok do przodu, najwyraźniej spodziewał się, że przyjdzie ona, a nie Daph-

ne i że dojdzie do ostrej wymiany zdań, w każdym razie jego wygląd na to 
wskazywał.
— Wiedziałem, że zaszczycisz mnie swoją obecnością — rzucił rozeźlony. — 
Doniesiono mi, że moja żona zamknęła się w pokoju. Co to ma znaczyć? Przyznaj się, 

to ty maczałaś w tym pałce. Co takiego jej naopowiadałaś?
— Jeśli masz tak na mnie krzyczeć, to wcale nie będę z tobą rozmawiać. W ten 
sposób możesz zastraszyć moją siostrę, ale ze mną ci się to nie uda. Przyszłam 
porozmawiać o Daphne, ale nie mam ochoty kłócić się z tobą. Poprośmy służącą, aby 

przyniosła nam herbatę, usiądźmy na tarasie i porozmawiajmy jak dwoje dorosłych, 
kulturalnych ludzi. Wtedy z pewnością uda nam się znaleźć jakieś rozwiązanie.

— Chcesz ubić ze mną interes — zjeżył się Costa.
— Nie sądzę, aby to się mogło udać po jednej rozmowie — oświadczyła spokojnie.
— Już ci przecież powiedziałem, że nie życzę sobie, abyś mieszała się do naszych 
spraw. Zresztą dobrze, powiedz, co masz do powiedzenia, tylko nie zbliżaj się za 

bardzo do mnie.
— Ale dlaczego? — Andrea spojrzała na niego zdumiona. — Staram się przecież, jak 
mogę, odnosić do ciebie serdecznie i po przyjacielsku.
— Iw tym jest problem. Kiedy jesteś blisko, przestaję odpowiadać za swoje reakcje 
— odparł. — Zamów herbatę i coś do przegryzienia. Zaraz wrócę.
Nerwy Anderi były napięte do ostateczności. Wiedziala, że Costa zachowa się wobec 
niej zimno, a może nawet i niegrzecznie, czuła jednak, że musi spróbować go przeko-
nać, aby pozwolił Daphne odejść. Zamiast się z nim kłócić, najchętniej rzuciłaby się 
w jego ramiona. Jego bliskość zawsze budziła w niej to uczucie i zaćmiewała jasność 
myśli, a ta była jej w tej chwili bardzo potrzebna.

background image

Zadowolona, że na moment wyszedł, próbowała uporządkować w głowie to, co 

zamierzała mu powiedzieć. Uspokoiwszy się nieco, wyszła na balkon, aby nasycić 
oczy wspaniałym widokiem na morze.
Tego domu, zupełnie jak z baśni, Daphne nie chciała — i Andrea potrafiła to 
zrozumieć. Gdybyż tak można się było z nią zamienić!, westchnęła w duchu. Już ona 
poradziłaby sobie z Costą! Pokazałabym mu, że też ma własną wolę, którą niełatwo 
złamać. Musiałby się z tym pogodzić.

Zatopiona w myślach, nie słyszała, jak za nią w pokoju nakryto do stołu, nie 
zauważyła też, jak wszedł Costa i stanął tuż za nią na balkonie.

— Widać chcesz zabrać ten wspaniały widok jako pamiątkę do Ameryki — rzucił 
szyderczo. — Z tobą będzie tak samo jak z Kopciuszkiem. Niedługo wybije północ i 
twój elegancki powóz zamieni się w dynię, a ty powrócisz do skromnego życia.
Andrea odwróciła się raptownie, a w jej oczach zapaliły się ogniki gniewu.
— Widzę, że masz ochotę stroić sobie ze mnie żarty — stwierdziła z pozornym 
spokojem, lecz wszystko się w niej gotowało, a serce zaczęło szaleńczo bić, jak 
zwykle kiedy Costa był tuż obok.
— No, zaczynaj, powiedz otwarcie, że mnie nienawidzisz, a także tego wszystkiego, 

co mogę zaoferować — wybuchnął. — Może nawet uda ci się mnie przekonać, że 
moja żona myśli tak samo jak ty. Lecz my obydwoje, ty i ja, wiemy najlepiej, że jest 

inaczej. Ty po prostu zazdrościsz Daphne jej szczęścia i nie spoczniesz, dopóki go nie
zrujnujesz. Twoje życie będzie jeszcze bardziej beznadziejne niż do tej pory, bo 
poznałaś tu przyjemne strony bogactwa. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakim zadość-
uczynieniem jest dla mnie ta myśl.

Andrea udała, że nie słyszy tych obraźliwych słów. Starając się zachować panowanie 
nad sobą usiadła na krześle, czekając, aż Costa zajmie miejsce naprzeciwko.
— Daphne chciała, bym to ja porozmawiała z tobą — zaczęła cicho. — Wiem 
wszystko o Arim. Daphne dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie może cię 

pokochać. Musisz się pogodzić z faktami, czy ci się to podoba, czy nie. Chciałam ci 
przekazać to najoględniej, jak tylko można, ale skoro ty jesteś taki nieuprzejmy, i ja 

nie będę się krępować. A więc krótko: moja siostra życzy sobie unieważnienia 
małżeństwa, i to natychmiast, a zatem powinniśmy się zastanowić, jak to 
przeprowadzić.
Mówiąc to nie odważyła się spojrzeć Coście w oczy, lecz czuła, że jej słowa dotknęły 

go do żywego, choć nie chciał się do tego przyznać.
— Jak ty to sobie wyobrażasz — spytał takim samym kpiącym tonem, jakim zwrócił 
się do niej poprzednio. — Twoja mała siostrzyczka ni stąd, ni zowąd zmienia plany, 
a ja mam się dostosować i narazić na szwank całą moją przyszłość? Wy obie 
zapominacie, jak ważne dla mnie jest to małżeństwo!
— Twój brat... — nie dawała za wygraną Andrea.
— Milcz! On nie żyje. W naszym domu rozmowy na jego temat są zabronione. 
Wróćmy do Daphne. Moi rodzice może nawet by i pogodzili się z tym, że chce odejść, 
gdyż od początku uważali, że nie jest to odpowiednia żona dla mnie, ale są jeszcze 
inne przeszkody, których nie mogę ot, tak sobie zignorować.

background image

— Jakie? — Andrea utkwiła w Coście pytający wzrok. Za wszelką cenę chciała mu 

dać do zrozumienia, że zrobi wszystko, aby dopomóc siostrze. — Jeśli tylko się po-
staramy, z pewnością uda się znaleźć jakieś wyjście. Costa skrzywił się.
— Ciekaw jestem, jakie. Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że małżeństwo ma 
ugruntować moją pozycję. Jeszcze w tym tygodniu muszę przedstawić żonę moim 
zagranicznym kontrahentom. Przyjadą specjalnie na tę okazję. Przy tym mamy 
załatwić jeszcze kilka ważnych interesów. Jeśli dopuszczę do skandalu, rodzina 

Thermopolis straci miliony. Jak chcesz rozwiązać ten problem, mądralo?
— Przecież nie możesz żądać, aby Daphne została przy tobie tylko z tego powodu! — 

potrząsnęła uparcie głową Andrea. — Nigdy się na to nie zgodzę! Wychowano ją w 
przeświadczenu, że miłość jest czymś istotniejszym od pieniędzy. To, czego od niej 
żądasz, przypomina czysty interes.
— Gdybym się ożenił z tobą, lepiej bym na tym wyszedł, tak? — rzucił zgryźliwie. — 
Ty jesteś zimna, a uczuciom dajesz się ponieść tylko wtedy, gdy może ci to przynieść 
jakąś korzyść. Rzeczywiście, pasujemy do siebie — raptem jego głos przerodził się w 
gorący szept.
Co prędzej spuściła głowę, aby uniknąć wzroku Costy. Jej twarz pałała, a ciałem 

wstrząsnął dreszcz. Ich spojrzenia spotkały się na przeciąg sekundy, a ona i tak 
zdążyła wiele wyczytać z jego pałających ciemnych oczu. Wprawiło ją to w 

pomieszanie jak jeszcze nigdy.
— Daphne siedzi tam na górze i wypłakuje sobie oczy. Pomyśl o niej — szepnęła.
— To ty o niej pomyśl — odparł nieporuszony Costa. Naraz poderwał się, uniósł ją z 
krzesła i chwycił w objęcia, tak że nie zdążyła wykonać najmniejszego obronnego 

gestu.
— Ja chcę myśleć tylko o tobie, Andreo — szepnął jej do ucha drżącym z podniecenia 
głosem.
— Och, Costo, nie! — krzyknęła oszołomiona.

Nie bacząc na jej opór ujął twarz dziewczyny w dłonie i wycisnął na jej wargach 
władczy pocałunek. Kiedy Andrea uczuła przez cienki materiał swej sukienki jego 

muskularne ciało, zrezygnowała z wszelkiego oporu. To było ponad jej siły. 
Bezgraniczna tęsknota za tym mężczyzną wzięła nad nią górę do tego stopnia, iż 
Andrea, nie zastanawiając się, przylgnęła do Costy, odpowiadając równie 
namiętnym pocałunkiem, który starczył mu za wszystie wyznania.

— Moja opinia o tobie się potwierdziła — odparł ze śmiechem odsuwając ją lekko od 
siebie. — Okazujesz uczucia tylko wtedy, kiedy masz w tym jakiś interes — dlatego 
tak bardzo pasujemy do siebie.
— Jest jeszcze sprawa Daphne — Andrea próbowała nadać swemu głosowi obojętne 
brzmienie, nie chcąc zdradzić, ile dla niej znaczą jego pocałunki. — Ożeniłeś się z 
nią, a ona żąda rozwodu. Ty i ja, my obydwoje jesteśmy na tyle silni, że szybko 
uporamy się z każdą przeciwnością, ale Daphne... Daphne jest zbyt delikatna i z 
pewnością prędzej czy później się załamie i przypłaci to zdrowiem, a może nawet i 
życiem. Co mam jeszcze powiedzieć, abyś zrozumiał?
— To wszystko zależy od tego, czy rzeczywiście chcesz pomóc siostrze — Costa 
spacerował po pokoju, wychodząc raz po raz na balkon.

background image

— Jestem skłonna zrobić wszystko, oczywiście z wyłączeniem morderstwa.

— W takim razie rozważ moją propozycję — oświadczył, a na jego twarzy pojawił się 
przebiegły uśmiech. — Zajmij miejsce Daphne i przez następne dwa tygodnie 
odgrywaj moją żonę. Potem zezwolę jej odejść.
W pierwszej chwili Andrea była tak zaskoczona, że aż się cofnęła, zaraz jednak jej 
umysł zaczął gorączkowo pracować. Może to rzeczywiście było najprostsze wyjście? 
Tylko jakie wymagania postawi Costa? Może będzie chciał dzielić z nią oprócz stołu 

także łoże?
— Wiesz, czego najbardziej nie lubię? Niezdecydowania — burknął Costa. — Jak 

sama powiedziałaś, Andreo twoja siostra wypłakuje sobie oczy czekając na 
odpowiedz Możesz jej pomóc. Przedstawiłem ci moją propozycję, dlaczego więc się 
wahasz?
Jego oczy lustrowały ją ze zniecierpliwieniem.
— Wygląda na to, że nawet jeśli zmuszę Daphne do wypełnienia obowiązków, zrobi 
to niechętnie, nie angażując się w moje sprawy, a do tego nie mogę dopuścić. Jeśli 
rzeczywiście nie chce nic z tego, co mógłbym jej dać, niech od razu odejdzie. Tak 
będzie lepiej. Ja potrzebuję kogoś, kto by mi pomógł. No, Andreo?

— Dobrze, zrobię, jak chcesz, Costo, ale nie zapominaj, proszę, że będziemy parą 
tylko dla gości. Prywatnie pozostaniemy obcymi ludźmi. Mam nadzieję, że wiesz, co 

mam na myśli.
— Oczywiście, że wiem, i zgadzam się, choć lepiej znam twoje życzenia niż ty sama 
— Costa uśmiechnął się kpiąco. — Nasza dyskusja jest skończona. — W jego głosie 
brzmiał znowu władczy ton. — Idź teraz do siostry i powiedz jej, żeby przeniosła się 

do jednego z domów dla gości. Ona będzie Andreą, a ty Daphne. Gościom powiem, żę 
nazywam ciebie drugim imieniem, ponieważ tak wolisz.
Chciał wyjść, lecz Andrea go zatrzymała.
— Jaką mam gwarancję, że dotrzymasz słowa, gdy ja wywiążę się z naszej umowy?

— Obrażasz mnie! — żachnął się Costa. — Człowiek taki jak ja zawsze dotrzymuje 
słowa. Dobrze jednak, skoro uważasz to za konieczne, sporządzimy umowę w 

obecności notariusza. Zadowolona?
— Tak, Costo. Zobaczysz, tak będzie lepiej i dla ciebie. Będziesz wolny i znajdziesz 
żonę, która cię pokocha i zaakceptuje twój styl życia..
— Nie musisz mi mówić, co mam robić. Na dziś starczy. A teraz biegnij do Daphne, 

zanim się nie rozzłoszczę i nie zmienię zdania.
Andrea wybiegła bez słowa. Udało się! Siostra była wolna, a ona sama miała 
występować przez dwa tygodnie w roli żony Costy i, szczerze mówiąc, bardzo jej się 
ta myśl podobała. Z radością podejmowała wyzwanie, a o tym, co nastąpi potem, 
wolała nie myśleć...
Daphne przyjęła wiadomość spokojnie. Szczegóły jej nie interesowały, ważne dla niej 
tylko było, że za dwa tygodnie będzie daleko od Costy.
— Chyba nie wymaga od ciebie, abyś z nim spała — upewniła się tylko.
— Nie sądzę. Kiedy usłyszał, że chcesz go porzucić, był zadowolony, że nie będzie 
musiał ciebie oglądać. Dla niego ważne jest tylko, abym ja wywiązała się należycie z 

background image

obowiązków. Najważniejsze, aby na rodzinę nie padł cień, reszta się nie liczy — 

Andrea uśmiechnęła się gorzko.
Daphne odetchnęła z ulgą.
— Po śmierci Ariego Grecja stała się dla mnie czjmś w rodzaju sennego koszmaru. 
Mogę być wszędzie indziej, byle nie tutaj.
— To nie potrwa już długo — pocieszała ją Andrea Możesz się zamknąć u siebie i 
robić, co ci się spodoba: pływać, opalać się, czytać książki, a może nawet wyjeżdżać 

na przejeżdżki konne. Dwa tygodnie miną bardzo szybko, wypoczniesz i będziesz 
gotowa rozpocząć nowe życie z dala od Costy.

Daphne podniosła się z westchnieniem.
— Chwała Bogu. Pomożesz mi w pakowaniu, Andreo?
Dzisiejszą noc chciałabym spędzić już w domu gościnnym. Choć właściwie wierzę, że 
Costa dotrzyma słowa, mimo wszystko wolałabym go nie spotkać. To byłoby dla 
mnie straszne.
— Nie martw się. Rezydencja jest tak duża, że miną dwa tygodnie, a ty go nie 
będziesz miała okazji zobaczyć.
Daphne wyciągnęła z szafy sukienki, a Andrea je starannie składała, aby włożyć do 

walizki.
— Będę cię odwiedzać — przyrzekła siostrze. — Mam nadzieję, że nie będziesz się 

czuła samotnie.
— Z pewnością nie. Jestem szczęśliwa, że udało mi się wyplątać z tej koszmarnej 
sytuacji, i to jest najważniejsze. Pomożesz mi zanieść walizkę? Resztę przeniosę już 
później sama. Powiedz mi, jak ci mam dziękować? Nawet nie wiesz, jak bardzo mi 

pomogłaś, Andreo. Zawsze będę twoją dłużniczką. Dlatego mi się to wszystko 
zdarzyło, bo byłam głupia i naiwna.
Wyszukały dom gościnny, dość oddalony od głównego budynku rezydencji, za to z 
basenem i stajniami w pobliżu.

— Nie mogę pojąć, Andreo, dlaczego jesteś taka rozpromieniona — potrząsnęła 
głową Daphne przy pożegnaniu. — Znajdziesz się w jaskini lwa, gdy tymczasem ja 

będę zażywać błogiego spokoju...
— Cieszy mnie, że mogę coś dla ciebie zrobić — odparła poważnie Andrea. — 
Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie tak, jak to zostało zaplanowane.
Andrea postanowiła jeszcze przejść się po ogrodzie. Pomogła przeprowadzić się 

Daphne, a teraz chciała trochę odpoczać, zanim stanie oko w oko z Costą i nowymi 
obowiązkami.
Traktowała nadchodzące dwa tygodnie jak pokutę za ból, jaki sprawiła siostrze pięć 
lat wcześniej. Choć cieszyła ją myśl, że będzie w pobliżu Costy, zdawała sobie 
zarazem sprawę, że nie tak łatwo przyjdzie jej odgrywać jego żonę. Liczyła się z 
możliwością różnicy zdań, tym bardziej że obydwoje byli impulsywni i niełatwo 
zmieniali zdanie. Nie życzyła sobie kłótni. O wiele przyjemniej byłoby żyć z nim w 
zgodzie.
Serce zabiło jej gwałtownie, gdy pomyślała o jego pocałunkach. Nie wolno dopuścić 
do tego, aby się zorientował, jaki jest jej stan uczuć względem niego. Była jedna 
wielka niewiadoma: nie wiedziała, jak Costa się wobec niej zachowa. Może będzie 

background image

chciał wykorzystać jej dwuznaczną sytuację? Kiedy był blisko, nie umiała ukryć 

swych odczuć On to z pewnością zauważy i zacznie się z nią bawić jak kot ż myszką.
Nagle stanęła jak wryta, uświadamiając sobie, że dla Costy to nie będzie nic innego 
jak zwykła zabawa, okazja, aby się zemścić za wszystko, co wyrządziły mu z 
Daphne.
Mimo woli zacisnęła pięści. Byłoby jej o wiele łatwiej, gdyby go nienawidziła! 
Pokochała go ku swemu strapieniu od pierwszego wejrzenia, a teraz musi odgrywać 

jego żonę i nie dać poznać po sobie, że dla niej to coś więcej niż gra. O wiele więcej.
A może istniała dla niej jakaś szansa? Costa był przecież wolny. Jeśli spróbuje 

zdobyć go dla siebie, nikt nie będzie miał prawa wytykać jej palcami.
Andrea zaczerpnęła głęboko powietrze. Chyba jednak powinna spróbować! Raptem 
przed oczami stanęły jej obrazy z przeszłości. Już kiedyś walczyła o mężczyznę, ale 
ten natychmiast ją porzucił.
Costa jest inny niż Jonathan, usiłowała wmówić samej sobie, mimo to opadły ją 
wątpliwości. Był taki pewny siebie... i jednocześnie trudny do rozszyfrowania... Co 
zrobi, gdy on po upływie dwóch tygodni kategorycznie ją odsunie, wykorzystawszy 
wcześniej do własnych celów? To byłoby do niego podobne. Niewykluczone, że i jego 

pocałunki są swego rodzaju taktyką. Pewnie podoba mu się, gdy kobieta traci w jego 
ramionach rozsądek, myślała gorzko.

Przechadzała się wolno po ogrodzie, nie uświadamiając sobie, jak ożywczo pachnie 
wieczorne powietrze, tak była zajęta własnymi myślami. Już już wydawało jej się, że 
jest na tropie właściwego rozwiązania, które by jej pozwoliło zapanować nad 
sytuacją, jaka w ciągu najbliższych dwóch tygodni miała zaistnieć między nią a 

Costą, a w chwilę potem pomysł przestawał jej się podobać jako infantylny i nie 
rokujący nadziei na powodzenie. Niestety, po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie 
mogła liczyć na to, że Costa będzie się do niej dobrze odnosił, choćby dlatego, że była 
siostrą Daphne. To musiało prowadzić do konfliktów — nie mogło być inaczej. Nie 

było sensu być z nim szczerym, kiedy się nie wiedziało, czy on odpowie tym samym. 
Nie wolno jej było zdradzić, co dla niego czuje. Przeciwnie, postanowiła dać się 

poznać jako osoba chłodna i nieprzystępna.
Zbliżyła się do domu, a kiedy uniosła głowę, dostrzegła stojącego na balkonie Costę. 
Tam z góry mógł spokojnie śledzić jej powrót ze spaceru. Był wyniosły i władczy jak 
zwykle, prawdziwe wyzwanie dla kobiety!

Andrea chciała mu pokazać, że nie jest gotowa tańczyć, tak jak on jej zagra, że nie 
należy do tych, które pędzą na jedno skinienie. Miała własną wolę i wiedziała, jak 
postawić na swoim. Costa się zdziwi...
Kiedy tak stał w aroganckiej pozie, na lekko ugiętych nogach i podpierając się pod 
boki, Andrea nie mogła nie udzielić mu lekcji.
— Nie zasługujesz na nic lepszego! — krzyknęła wiedząc dobrze, że Costa nie może 
zrozumieć z tej odległości jednego słowa. — Poczekaj, już ja ci pokażę.
Przyrzekła sobie święcie, że choćby nie wiem co, to nie pozwoli się onieśmielić, a już 
w żadnym wypadku nastraszyć!

background image

9

Kiedy przekraczała próg biblioteki, starała się w myśl przyjętej taktyki być zimna i 
opanowana, mimo to wobec Costy zachowywała się z wyszukaną uprzejmością. Jego 
humor niestety się nie poprawił. Widocznie historia z Daphne bardziej go ugodziła, 
niż jego męska duma pozwalała się przyznać. Zresztą to pewnie tylko gra wobec 
mnie, stwierdziła w duchu, mając przekonanie, że zdołała go przejrzeć.

— Teraz ty jesteś moją żoną... — zaczął.
— Tylko wobec twoich znajomych — uściśliła.

— Oczywiście — przyznał wyniośle Costa.— Ponieważ jesteś moją żoną, wymagam 
od ciebie, abyś lepiej się ubierała. Odzienie, jakie przywiozłaś ze sobą, nie pasuje do 
twojej nowej sytuacji. Pojedziesz jutro rano do Aten i odwiedzisz sklepy, w których 
byłaś z moją matką. Ja wcześniej tam zadzwonię i sprecyzuję, czego sobie życzę. 
Tobie zostawiam wybór kolorów. Strzeż się jednak: jeśli przywieziesz rzeczy w 
krzykliwych barwach, jakie tak chętnie nosi się w Ameryce, to natychmiast odeślę 
wszystko z powrotem.
Andrea wpatrzyła się w niego szeroko otwartymi oczami i aż przełknęła ślinę z 

wrażenia. On rozkazywał, a ona miała słuchać? Wyglądało jednak na to, że nie da 
się odwieść od swej decyzji.

— Nie gustuję w krzykliwych barwach — oświadczyła sucho — a żeby nie wydać za 
wiele z twoich pieniędzy, wybiorę tylko najpiękniejsze modele. Sądzisz, że trzy różne 
sukienki wystarczą na jeden dzień? Ach, potrzebuję jeszcze paru rzeczy sportowych, 
powiedzmy...

— Pieniądze nie grają tutaj roli — przerwał jej ostro Costa. — Kupuj, co chcesz, 
ważne jest tylko, aby pasowiało do roli, jaką masz odgrywać. Za to zapłacę chętnie 
każdą cenę. Chcę ci powiedzieć jedno — uniósł ostrzegawczo dłoń. — Przez te dwa 
tygodnie możesz żyć, jakbyś naprawdę była moją żoną, nie wolno ci tylko grać mi na 

nerwach czy, jeszcze gorzej, wystawiać na pośmiewisko. Jeśli nie dotrzymasz naszej 
umowy, twoja siostra pozostanie w Grecji, a ja już się o to zatroszczę, abyś 

pożałowała, że tak mnie potraktowałaś.
Andrea przeraziła się widząc, że mówi poważnie.
— Doskonale wiem, że umiesz zastraszyć moją siostrę, chciałabym jednak się 
dowiedzieć, jak ukarałbyś mnie — spytała patrząc mu hardo w oczy.

— Nie znasz mnie, Andreo, radzę ci więc, abyś mnie nie prowokowała, bo moja 
reakcja może cię prawdziwie zaskoczyć. Poradzić sobie z tobą to dla mnie pestka — 
oświadczył dobitnie.
— Może jednak porozmawialibyśmy o czym innym? — zaproponowała. — 
Pierwszego wieczoru, kiedy zjadą się goście, ma się odbyć party. Chętnie odegram 
rolę pani domu. Czy wolno mi przedstawić w związku z tym kilka propozycji?
Kiedy omawiali planowane party, nie zdając sobie z tego sprawy zaczęli się odnosić 
do siebie uprzejmiej. Andrea niczego mu nie narzucała, cierpliwie wysłuchując
jego racji i próbując znaleźć dla nich konkretne rozwiązanie. Wiedziała, że 
przyjmowanie gości u boku Costy sprawi jej wielką przyjemność, nie mówiąc już o 
wspaniałych, bezwstydnie drogich kreacjach, które miały jej zapewnić należytą 

background image

oprawę, których mogłoby jej pozazdrościć wiele kobiet. Czyż trzeba czegoś więcej? 

Prawdopodobnie będzie przez całe życie z przyjemnością wspominała te dwa 
tygodnie.
 Zarazem jednak uświadomiła sobie co innego — i serce zatrzepotało jej lękliwie. 
Łatwo było zachować dystans wobec Costy, gdy ten odnosił się do niej władczo i 
nieuprzejmie. Kiedy jednak śmiał się i żartował, z solennych przyrzeczeń nie 
pozostawało nic. Im dłużej rozmawiali, tym bardziej Andrea utwierdzała się w 

przekonaniu, że najzwyczajniej pod słońcem go kocha. Siedzieli zgodnie obok siebie, 
Costa nawet, o dziwo, przyznał się, że są momenty, kiedy odpowiedzialność, jaką 

dźwiga na sobie dla dobra rodziny, nieznośnie mu ciąży.
— Są chwile, że wolałbym być prostym rybakiem — rzucił z goryczą.
Andrea nie wierzyła własnym uszom. Poznawała go teraz od strony, jakiej nigdy by 
w nim nie podejrzewała, i z tym wszystkim wydał jej się naraz bardziej ludzki...
— Powiedz, Costo, ale całkiem szczerze — odważyła się zapytać — czy gdybyś mógł 
porzucić to wszystko tutaj i wyjechać choćby na rok do Stanów, by zobaczyć, jak żyją 
inni ludzie, zrobiłbyś to?
Stali już na schodach, zamierzając powiedzieć sobie dobranoc.

— Tylko pod warunkiem, że ty zostałabyś moją przewodniczką — upewnił się ze 
śmiechem.

— Naprawdę nie wiem... — wykręcała się Andrea. — Nie chciałabym cię 
okłamywać...
— To właśnie w tobie cenię. Ze mną jest dokładnie tak samo, dlatego mówię całkiem 
otwarcie, że jeszcze, nigdy o tym nie myślałem.

Raptem wyciągnął rękę, jak gdyby chciał pogłaskać jej policzek, lecz nie zrobił tego, 
pozwalając opaść ręce z powrotem.
— Najchętniej poznałbym Amerykę właśnie przez ciebie. Jeśli tylko chcesz, 
potrafisz być bardzo pociągającą kobietą, wiesz? Odnoszę wrażenie, że brak ci 

pewności siebie.
— Nigdy nie uważałam siebie za osobę doskonałą w każdym calu — odparła w 

porywie złości. Kpi sobie z niej, to jasne.
— Wiem — uśmiechnął się lekko widząc jej reakcję —i za to właśnie cię podziwiam. 
Podoba mi się twój styl. Do tego jesteś bardzo ładna i wspaniale zbudowana. O tym 
mogłem się przekonać już w pierwszych dniach. Najbliższe tygodnie też nie będą 

chyba tak złe, jak się z początku obawiałem. Kiedy będę szukał nowej żony, 
postaram się znaleźć kobietę podobną do ciebie.
Andrea spuściła głowę. I ona mu była winna wyznanie.
— Dziś po raz pierwszy naprawdę zbliżyliśmy się do siebie i o dziwo, mamy podobne 
zdanie w wielu sprawach. To zdumiewające, a przy tym cudowne... Dopiero teraz 
zrozumiałam, że wcale nie jesteś taki nieprzejednany i zarozumiały, jak mi się 
początkowo wydawało. Zawsze wyobrażałam sobie, że prawdziwy mężczyzna potrafi 
mówić otwarcie o swych odczuciach i nie waha się przyznać, gdy się po prostu boi. 
Jeśli jakiś człowiek uważa, że nigdy nie popełnia błędów i jest niedoścignionym 
wzorem, to trudno go kochać, gdyż tak naprawdę nikogo oprócz siebie nie 
potrzebuje.

background image

— Muszę się nad tym zastanowić — Costa potrząsnął w zamyśleniu głową. Nie był 

obrażony, powiedział to szczerze.
Andrei wydawał się jak odmieniony. Jakie niespodzianki czekają ją jeszcze w 
nadchodzących tygodniach?
— Przyjemnie mi się z tobą rozmawia — stwierdził. A może byśmy się przebrali i 
pojechali do Aten?
Spojrzała na niego zaskoczona.

— Naprawdę tego chcesz?
— Oczywiście. Możemy spędzić razem miły wieczór.. Nię będzie też źle, gdy ludzie 

zobaczą nas razem i zaakceptują ciebie jako moją żonę.
To znowu był stary Costa. Nie myślał tylko o rozrywce, lecz także o tym, jak go 
widzą ludzie. Mimo to propozycja wydała jej się kusząca.
— Dlaczegóż by nie? — powiedziała z lekkim uśmiechem. — Jeśli chodzi o Ateny, 
zdążyłam tam na razie poznać parę ulic i sklepów, to wszystko. Chętnie poznam 
Ateny nocą. Moglibyśmy trochę pospacerować. 
— Włóż więc coś szykownego, lecz nie zapomnij o wygodnych butach — radził Costa. 
— Zrobimy długi spacer, a potem pójdziemy coś zjeść i potańczyć.

— Cudownie — podskoczyła z radości Andrea i już zamierzała wbiec po schodach, by 
się przebrać, gdy Costa chwycił jej rękę i znienacka przyciągnął dziewczynę do 

siebie. Świat zawirował wokoło, a w niej narastało drżące oczekiwanie. Ten nowy 
Costa jest zdecydowanie bardziej niebezpieczny, przemknęło jej przez głowę. Myśl, 
że nie potrafi mu się oprzeć, przeraziła Andreę, lecz nie było to nieprzyjemne 
uczucie.

— Zaczekaj — jego oczy zabłysły swawolnie. — Mam lepszy pomysł. Nie wkładaj nic 
rzucającego się w oczy, najlepiej dżinsy. Ruszymy przez miasto jak zwyczajni 
turyści. To będzie zabawa. Mam parę starych ciuchów, które wkładam tylko wtedy, 
kiedy idę do koni. Pośpiesz się, bo ja zaraz będę gotów.

Z tymi słowami ruszył w górę po schodach, przeskakując po kilka stopni naraz, 
zanim jednak zniknął w korytarzu, pomachał jeszcze do niej. Na jego twarzy widniał 

szczęśliwy, niemal chłopięcy uśmiech.
Andrea potrząsnęła ze zdziwienia głową i powoli zaczęła wchodzić po schodach. 
Costa stał się innym człowiekiem. A może tak jej się tylko wydawało? W każdym 
razie miała przeczucie, że tego wieczora przyjdzie jej się jeszcze wiele razy dziwić.

Owo odkrycie, że Costa nie jest nieprzystępny, jak początkowo sądziła, zupełnie ją 
oszołomiło, choć podświadomie cieszyła się z tego powodu. To, że tak bardzo ją 
pociągał, wydało jej się teraz bardziej zrozumiałe i w gruncie rzeczy doszła do 
wniosku, że nie ma sobie nic do wyrzucenia. Nie musiała sobie zaprzątać głowy 
siostrą. Daphne przecież odrzuciła Costę nie pytając jej, Andrei, o zdanie. Nie kłóciły 
się też o niego — jak wtedy o Jonathana. Daphne zgodziła się bez wahania, aby na 
dwa tygodnie Andrea zajęła jej miejsce, a nawet jej z tego powodu szczerze żałowała. 
Jej zdaniem Andrea, wchodząc nieustraszenie do jaskini lwa, mogła liczyć tylko na 
kłopoty.
Sytuacja się zmieniła. Costa i ona mieli szansę. Na co? Zdrowy rozsądek wzbraniał 
jej o tym myśleć. Nie mogła się niczego spodziewać. Za dwa tygodnie Daphne i ona 

background image

opuszczą na zawsze Grecję. Costa wróci do dawnego trybu życia i z pewnością 

szybko się ożeni. Tego przecież oczekiwała od niego rodzina, a u Costy obowiązek 
stał na pierwszym miejscu. Wspomniał przecież o tym dopiero co, wysuwając 
propozycję wspólnego spędzenia wieczoru.
Daj spokój tym rozmyślaniom, poleciła sama sobie. One do niczego nie prowadzą. 
Lepiej ciesz się teraźniejszością, a nie myśl o jutrze.
Włożyła dżinsy i szeroki biały pulower, po czym wyszczotkowała starannie włosy, 

zostawiając je rozpuszczone.
— Wyglądam jak nastolatka — rzekła do siebie głośno widząc swoje odbicie w 

lustrze i jak burza wypadła z pokoju.
Najatrakcyjniejszy mężczyzna jakiego kiedykolwiek znała, czekał już u podnóża 
schodów. Miał na sobie białe lniane spodnie i rozpiętą pod szyją koszulę w kratkę. 
Na ramiona zarzucił ciemnoniebieski blezer, a na jego szyi Andrea dojrzała ciężki 
złoty łańcuszek.
Jej serce wykonało prawdziwe salto na jego widok, a dłonie aż się spociły, ściskając 
kurczowo poręcz schodów. Zakręciło jej się w głowie i na moment musiała zamknąć 
oczy, aby dojść ze sobą do ładu. Costa wyglądał bosko i był taki męski... Jakże uda 

jej się pozostać niewzruszoną? Cóż znaczyły jej mocne postanowienia, kiedy w grę 
wchodził taki ekscytujący mężczyzna! Jak nic skończy się na tym, że zrezygnuje ze 

swoich pobożnych życzeń, wmawiając sobie, że nie dało się inaczej.
— Już zdążyłem zapomnieć, jak słodko wygląda Amerykanka w dżinsach — spojrzał 
na nią rozpromieniony. Chcę cię przeprosić za to, co dzisiaj powiedziałem o twoim 
ubraniu. Efektowne suknie stanowią co prawda jeden z elementów życia, jakie tu 

prowadzimy, lecz twoja sportowa odzież również ma swój wdzięk, szczególnie jeśli 
nosi ją taka piękna dziewczyna jak ty.
— Ty też się znakomicie prezentujesz, chociaż nie masz na sobie garnituru — 
odwzajemniła komplement, odzyskując na powrót panowanie nad sobą. — 

Zapowiada się udany wieczór, w każdym razie takie jest moje odczucie.
Costa wyciągnął rękę, a Andrea ufnie podała mu swoją, nie czując przy tym 

odrobiny skrępowania. Wybierali się na spacer jak dwoje przyjaciół, a między 
przyjaciółmi nie było miejsca na niedomówienia czy obiekcje.
Kiedy jechali do Aten, Costa zatrzymał się w miejscu, z którego w dniu jej przyjazdu 
oglądali rezydencję, tym razem jednak kazał jej popatrzeć w przeciwnym kierunku.

— Stąd Ateny wyglądają jak miasto-zabawka, a teraz, w nocy, kiedy wszystko jest 
jasno oświetlone, mają szczególny urok.
Stał tuż za nią, mógł ją więc natychmiast chwycić, gdyby zachwiała się i straciła 
równowagę. Uspokojona, rozglądała się dookoła, podziwiając morze świateł miasta.
— Fantastyczny widok. Nie do opisania — szepnęła w zamyśleniu. Costa stał 
niebezpiecznie blisko, objąwszy ją ręką w talii. Drugą ręką wskazał na świątynię 
Dionizosa u stóp Akropolu.
— Pochodzi z drugiego wieku przed Chrystusem. Obok niej, na świątynnym placu, 
odbywają się dzisiaj wszystkie ateńskie uroczystości. To niepowtarzalny widok, 
szczególnie w nocy, z tym morzem świateł w tle. Jest nawet bardziej imponujący niż 
w dzień, prawda?

background image

— W dzień jest też z pewnością urzekający, ale w nocy... w nocy oglądający ma 

wrażenie, że został przeniesiony w przeszłość o całe stulecia. To po prostu 
obezwładnia. Do tej pory nie widziałam nic takiego, co by się dało z tym porównać — 
westchnęła Andrea, nie mogąc oderwać wzroku od imponująco roziskrzonego 
widoku miasta w nocy. Opowiedz coś jeszcze, Costo. Chcę możliwie jak najwięcej 
usłyszeć i zobaczyć, zanim wrócę do domu, gdzie pozostaną mi tylko wspomnienia. 
Musi mi ich wystarczyć na długo...

Wskazał w innym kierunku.
— Widzisz ten mały pagórek tuż obok Akropolu? To było kiedyś miejsce zebrań 

senatu i najwyższych władz sądowych. Tradycja mówi, że w tym miejscu głosił 
kazania Paweł Apostoł. — Costa zatoczył ręką półkole. — A tam stoi pomnik 
Philiopapposa. Wygląda wręcz nowocześnie w porównaniu z innymi budowlami, 
gdyż pochodzi z XVI wieku. Tuż obok jest świątynia Hefajstosa. To jedna z najlepiej 
zachowanych budowli, mniej więcej z 440 roku przed Chrystusem, utrzymana w 
stylu doryckim. Jest tu całe mnóstwo rzeczy godnych obejrzenia, o których mógłbym 
ci opowiedzieć. Z bliska z pewnością wyglądają jeszcze bardziej imponująco — dodał.
— Na pewnp — zgodziła się Andrea. — Wybacz, Costo, lecz muszę cię o coś zapytać. 

Czy oprowadzałeś moją siostrę po Atenach?
Przez jego twarz przemknął cień.

— Chciałem, lecz kiedy się poznaliśmy, ona już przez jakiś czas mieszkała w 
Atenach, więc nie widziała w tym nic szczególnie interesującego. — Westchnął. —- 
Daphne jest cudowną kobietą, lecz nie ma w niej za grosz podziwu dla klasycznego 
piękna Aten. Z tego powodu pojawiały się między nami napięcia. Później 

spróbowałem spojrzeć na to inaczej.
— To się nie zawsze udaje — szepnęła Andrea w zamyśleniu. — Daphne bardziej się 
interesuje teraźniejszością niż historią, ty natomiast wyrosłeś w kulcie tradycji. 
Daphne ma więcej zrozumienia dla aktualnych problemów społecznych. Nie możesz 

jej brać tego za złe. Przecież każdy człowiek jest inny.
— Zdążyłem się o tym przekonać. Daphne nieświadomie oddała mi przysługę. Na 

początku nie chciałem zrozumieć, że także dla mnie jest lepsze to, co się stało. Teraz 
już wiem.
Przyciągnął Andreę do siebie. -
— Podziwiasz ten widok tylko z uprzejmości czy dlatego, że naprawdę ci się podoba? 

— spytał cicho, w napięciu oczekując jej odpowiedzi.
— Mówię szczerze, Costo, jestem nim urzeczona. Zawsze chętnie czytałam książki 
historyczne, a szczególnie mnie interesowała mitologia grecka, może dlatego, że stąd 
pochodzili moi rodzice. Zmuszałam ojca, aby mi o tym opowiadał. Mnie nie potrzeba 
na siłę ciągnąć do galerii, ani namawiać do zwiedzania. Jestem szczęśliwa, że będę 
mogła to wszystko ujrzeć na własne oczy.
— Tak właśnie myślałem. Przy Daphne nigdy nie byłem tego całkiem pewny. Z tobą 
jest inaczej. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to właśnie ty jesteś 
odpowiednią kobietą dla mnie.
Andrea społonęła rumieńcem. A ty jesteś odpowiednim mężczyzną! — krzyczało jej 
serce. Mimo to nic nie powiedziała.

background image

— Jedźmy dalej — zaproponował Costa. Wyglądał na zakłopotanego, kiedy wyznał: 

— Z początku, chciałem, abyś zastąpiła Daphne tylko wobec gości. Czułem, że 
dorosłaś do tego zadania. Teraz jednak chciałbym, abyś także prywatnie spędzała ze 
mną większość czasu. Co ty na to? Nie jestem ci całkiem obojętny?
Serce Andrei skoczyło do gardła. Była zdziwiona, mało tego, wręcz poruszona jego 
wyznaniem, lecz zaraz pomyślała o tym, co sobie solennie przyrzekła. Nie chciała od 
razu pierwszego wieczoru odkrywać własnych kart.

— Doprawdy nie wiem... — odparła. — W każdym razie dziś wieczór dobrze się 
czuję w twoim towarzystwie i nie widzę powodu, dla którego nie miałabym ci tego 

powiedzieć.
Przerwała na moment, zamyśliwszy się. Nie zamierzała zbytnio spoufalać się z 
Costą, nawet jeśli był inny niż zwykle. Następnego dnia okaże się z powrotem tym 
zarozumiałym mężczyzną, jakiego znała aż za dobrze.
— Zaproponuję ci coś, Costo — rzekła. — Dziś wieczór będziemy przyjaciółmi, lecz 
niech to pozostanie między nami, a od jutra postaramy się trzymać umowy, zgoda?
— Przecież mamy jechać do Aten — skierował zręcznie rozmowę na inny temat. — 
Chciałaś się poczuć przeniesiona w dawno minione czasy.

— Tak, jedźmy — zgodziła się Andrea, nie mogąc się oprzeć ochocie, aby pogłaskać 
go po policzku. — Pragnę dokładnie poznać Ateny, każę więc sobie wszystko po kolei 

pokazać.
Szybko cofnęła rękę, bo nawet owo lekkie dotknięcie paliło żywym ogniem skórę jej 
palców.
Costa zdawał się niczego nie zauważać. Prawdopodobnie będzie próbował zdobyć 

nade mną przewagę, myślała z goryczą, a już z pewnością zechce mnie onieśmielić 
tak jak Daphne.
Podczas jazdy był bardzo rozmowny. Zachowywał się jak chłopiec, który zmierza na 
spotkanie przygody. Opowiadał Andrei o swoich szkolnych czasach oraz o sposobie, 

w jaki zwykle spędzał wakacje.
— Wygląda na to, że nie należałeś do wzorowych uczniów — oświadczyła 

rozbawiona, nasłuchawszy się o płatanych przez niego psotach.
— No no, nie mów mi tylko, że sama byłaś taką grzeczną dziewczynką — odparował 
ze śmiechem Costa.
— Oczywiście, że nie, choć moje dzieciństwo wyglądało całkiem inaczej niż twoje. 

Moi rodzice musieli się przystosować do amerykańskiego stylu życia, a że w Stanach 
liczy się przede wszystkim sukces, nie pozwalali nam, Daphne i mnie, za często 
uciekać w świat marzeń i fantazji. Daphne się tego trzymała, właściwie bardziej niż 
ja, choć zanim przyleciałam do Grecji, żyłam tak, jak oczekiwali tego kiedyś od nas 
nasi rodzice.
— Dobrze, że zostało w tobie choć odrobinę zrozumienia dla romantycznej strony 
życia. Nie chodzi mi o to, aby stąpać z głową w chmurach i być całkiem oderwanym 
od rzeczywistości, lecz aby zachować zmysł dla wszystkiego, co piękne i porywające. 
Zapomnij o tym, co się liczyło u ciebie w domu, bądź sobą i rozkoszuj się tym, co ci 
zaoferował los. Gdy wrócisz do Stanów, będziesz miała dość czasu, aby z powrotem 
przystosować się do nudnego, codziennego życia.

background image

— A więc uważasz moje życie w Ameryce za wyjątkowo nieciekawe, skoro mówisz o 

nim z takim przekąsem — żachnęła się Andrea. — Zawsze prawisz kobietom takie 
komplementy?
— Tylko wtedy, gdy mam w tym jakiś cel. Z komplementami trzeba się obchodzić 
ostrożnie — skrzywił się w uśmiechu. Andrea musiała się roześmiać.
— W porządku. Dziś wieczór się okaże, kto z nas dwojga będzie się bardziej nudził: 
ty czy ja.

— To prawdziwe wyzwanie, coś, co naprawdę lubię. Costa kazał zaparkować 
samochód, a szoferowi oświadczył, że ma na nich czekać.

— Zadzwonię do ciebie, choć jeszcze nie wiem, kiedy — uśmiechnął się do niego, 
puszczając oko. Z pewnością wtedy, gdy Andrea nie będzie zdolna zrobić jednego 
kroku więcej.
Zatrzasnął drzwi samochodu i zwrócił się do niej:
— Wystarczy godzina, najwyżej dwie, a będziesz miała serdecznie dość chodzenia.
W trzy godziny później Andrea i Costa schodzili w kierunku starego rynku, 
obejrzawszy z bliska wszystkie budowle, które wcześniej widzieli z góry.
Costa opowiadał o sobie. Chciał kiedyś zostać pianistą, lecz jego rodzice byli temu 

przeciwni, gdyż nie do pomyślenia było, aby ktoś z rodziny Thermopolis występował 
na publicznej scenie.

Costa dostosował się do ich życzenia. 
— Wyuczyłaś się zawodu, który sprawia ci satysfakcję? — spytał. 
— Jestem nauczycielką i bardzo lubię pracę z dziećmi,  szczególnie wtedy, kiedy 
widzę, że uczniowie robią postępy, choć są dni, że działają mi na nerwy — dodała z 

westchnieniem i umilkła.
— Czegoś ci jednak brak w życiu, prawda? — chciał się upewnić Costa.
Spojrzała zdumiona na niego.
— Skąd ci to przyszło do głowy?

— Westchnęłaś, a to znaczy, że jest coś, za czym tęsknisz — ujął jej dłoń i lekko 
uścisnął.

— To prawda — przyznała z ociąganiem Andrea. — To marzenie jeszcze do tej pory 
się nie spełniło. Chciałabym mieć prawdziwą rodzinę, niestety jak dotąd nie miałam 
szczęścia do mężczyzn.
— Ach. To ten przyjaciel Daphne... co z nim? To był cały Costa. Nie znosił 

przemilczeń.
— Jonathan? — szepnęła cicho. — Odszedł zaraz po wyjeździe Daphne. To była 
zwykła przygoda, nic więcej.
— A więc mamy ze sobą coś wspólnego — zauważył z uśmiechem i przyciągnął ją 
lekko do siebie.
— To prawda. Opuścili nas nasi  partnerzy. Nie wszystkie marzenia się spełniają... 
— zamyślona wpatrzyła się w przestrzeń. — Ty nie będziesz dawać koncertów, a ja 
nigdy nie wyjdę za mąż.
— Mówisz jak stara panna — potrząsnął z dezaprobatą głową. — Jesteś piękną 
młodą kobietą, która ma wiele do zaoferowania mężczyźnie. Twoje marzenie jeszcze 
się spełni, musisz tylko zacząć coś robić w tym kierunku. To nie przychodzi samo...

background image

— Proszę, nie rozmawiajmy o tym — według Andrei rozmowa zeszła na 

niebezpieczne tory. Owszem, chciała spędzić z Costą piękny wieczór, lecz bynajmniej 
nie zamierzała z nim roztrząsać takiego poważnego tematu.
Doszli do zegara Andronikusa Kyrestosa, ośmiokątnej marmurowej wieży, 
znajdującej się w pobliżu bramy zachodniej. Andrea z uwagą oglądała wspaniałe 
płaskorzeźby, słuchając objaśnień Costy. Uradowana, że tyle się od niego 
dowiedziała o starożytności, zarzuciła mu ręce na szyję.

Z uśmiechem opasał ramionami jej talię, poderwał ją z ziemi i zaczął się z nią kręcić, 
coraz szybciej, coraz szybciej, aż dostała zawrotu głowy.

— Puść mnie! — wydyszała. Costa ani myślał zwolnić tempo.
— Będę się z tobą kręcić całą wieczność, tak jak wskazówki tego tutaj zegara, chyba 
że mnie pocałujesz i grzecznie poprosisz, abym cię puścił —- zawołał ze śmiechem.
— Och, ty! — Andrea udawała, że się złości.
— Odmowy nie przyjmuję, a sama wiesz, że mój gniew może być straszny — 
ostrzegł. — Z pewnością nie chcesz go wywołać, prawda?
— W żadnym wypadku — wybuchnęła śmiechem. Chciała go pocałować, zresztą to 
przecież była tylko zabawa. Lecz wystarczyło, że dotknęła wargami jego ust, a 

zapłonął w niej ogień.
Zatraciła się w tym pocałunku, nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób zdradza 

Coście swoje uczucia do niego.
Postawił ją na ziemi, przyciskając mocno do siebie. Jego ręce głaskały jej ciało, jak 
gdyby chciały się nauczyć na pamięć jego zaokrągleń.
Nie broniła się. Był cudownym mężczyzną, który umiał obudzić w niej namiętność, 

jakiej nigdy do tej pory nie zaznała i jakiej nie spodziewała się więcej zaznać. Roz-.
koszując się każdą sekundą, przywarła do niego w czułym uścisku.
— Chodź, Andreo — szepnął jej do ucha dyszącym z podniecenia głosem, po czym 
pociągnął ją za sobą za na wpół rozwalony mur. Znaleźli się ńa łące, skąd jak na 

dłoni widać było wzgórze zwieńczone Akropolem.
Costa przygotował dla nich dwojga posłanie z trawy i mchu i złożył na nim Andreę. 

Miała wrażenie, że śni, niezdolna wyrwać się z magicznego kręgu, kiedy poczuła 
jego ciało na swoim. Całował ją namiętnie, pieszcząc ramiona, szyję, wreszcie piersi.
Zadrżała z rozkoszy. Costa na moment oderwał swoje wargi od jej ust: 
— Tutaj będziesz moja... tutaj, pod tym usianym gwiazdami niebem, a bogowie 

dadzą nam swoje błogosławieństwo.
Andrea leżała bez ruchu, przyglądając się, jak Costa rozpina koszulę i odrzuca 
gdzieś w bok. Taki sam los spotkał sweter, po czym jego ręce wśliznęły się pod jej 
pulower.
Kiedy poczuła jego palce na swojej skórze, uświadomiła sobie raptem, że to ostatni 
moment, jeśli nie chce dopuścić do tego, co się miało stać, co nieuchronnie musiało 
nastąpić. Chociaż jej całe ciało wręcz wyrywało się do Costy, choć niczego - bardziej 
sobie nie życzyła, jak należeć bez reszty do tego człowieka, obronnym gestem 
skrzyżowała ręce na piersi.
— Costo, nie! Proszę!
Odsunął delkatnie jej ręce na bok.

background image

— Chcesz tego tak samo jak i ja, dobrze wiem, więc nie broń się jak mała 

dziewczynka. Już czas, abyś zachowywała się jak dorosła kobieta. Przeżyjemy 
najwyższe upojenie i ekstazę, jestem tego pewien — tłumaczył próbując jej ściągnąć 
pulower.
— Przestań albo zacznę krzyczeć — zagroziła Andrea odpychając go gwałtownie. 
Doskonale wiedziała, że Costa jest tak podniecony, iż gotów ją wziąć nawet wbrew 
jej woli.

— Ale dlaczego?! — wyprostował się zdziwiony. — Nie bądź niepoważna.
— Jeszcze chwila, a wydrapię ci oczy. Jak wyjaśnisz to swoim gościom? — rzuciła 

porywczo.
Costa przetoczył się na bok i zastygł w bezruchu.
— Szkoda — westchnął. — W twoim głosie nie ma już śladu namiętności, górę 
wzięła zimna Amerykanka. No cóż, nic ci nie zrobię, możesz być pewna.
Podniósł się powoli i z zaciśniętymi wargami zaczął szukać koszuli i swetra. Ubrał 
się, wstał i podał rękę Andrei, aby jej pomóc wstać.
— Nie chcę cię, a przynajmniej nie dzisiejszej nocy. Nie mam zwyczaju zdobywać 
czegokolwiek siłą. Nie jestem uwodzicielem. Wiele kobiet oddałoby wszystko, aby 

tylko móc znaleźć się na twoim miejscu. A ty? Ty mnie odepchnęłaś. Twoja strata.
To był znowu ten arogancki, nieznośny ton, bardzo prawdopodobne jednak, że za tą 

pogardliwą, wyniosłą maską krył się zraniony w swej próżności człowiek.
— Postaram się wymazać z pamięci to zajście — dodał — a może nawet dam ci 
jeszcze jedną szansę.
Andrea była jak sparaliżowana. Reakcja Costy podziałała na nią jak zimny prysznic.

Pragnęła go. Tak jak on pożądał jej. Ale ja chciałabym być też kochana, myślała 
zrozpaczona, sam fizyczny pociąg, jaki on do mnie czuje, nie wystarczy. Przecież nie 
powiedział słowa o miłości, odniosła nawet wrażenie, że nie jest zdolny do głębszych 
uczuć. Mężczyzna pokroju Costy prawdopodobnie gardził taką słabością.

— Chodź — powiedział — pójdziemy teraz coś zjeść. Chciałbym coś jeszcze uratować 
z tego wieczoru.

Otrząsnęła się z odrętwienia, stwierdzając ze zdumieniem, że z jego twarzy zniknęło 
napięcie, a głos brzmi tak jak zwykle. Otrzepawszy trawę i kurz ze swego ubrania, 
stał się na powrót owym wesołym, otwartym człowiekiem, w którego towarzystwie 
zwiedzała miasto. Odepchnąwszy ponure myśli, dała się porwać jego nastrojowi.

W restauracji, do której ją zaprowadził, Costa zamówił wszelkie możliwe greckie 
specjały, zatroszczył się też o to, aby otrzymała przepisy potraw, które szczególnie 
jej posmakowały. Andrea starała się nie myśleć o tym, co o mały' włos się nie stało 
za starym murem. Wiedziała, że nie była bez winy, trudno więc, aby mężczyzna taki 
jak Costa zareagował inaczej. Podczas kolacji udało jej się odepchnąć na chwilę 
wspomnienie całego wydarzenia, lecz gdy podano kawę i Costa ujął jej rękę, 
wszystko powróciło ze zdwojoną siłą.
— To miło, że podczas kolacji nie wspomniałaś słowem o całym zajściu. Chcę być 
wobec ciebie uczciwy i nie będę cię zmuszał do niczego, jeśli sama tego nie zechcesz, 
Andreo. Ale ja byłem tak przekonany, że mnie pragniesz...

background image

— Myliłeś się — oświadczyła dobitnie Andrea, doskonale wiedząc, że to kłamstwo. 

— To tylko ten niecodzienny nastrój, wygwieżdżone niebo — nic więcej.
Costa spojrzał na nią pytająco, a jego uniesione brwi mówiły same za siebie. 
Odwróciła wzrok, aby się nie zdradzić, choć instynkt podpowiadał jej, że już za 
późno. Mimo to kurczowo trzymała się swego planu, aby nie dać poznać Coście, co 
naprawdę do niego czuje.
Bawiła się nerwowo filiżanką, a jej ręce tak drżały, że wylała całą kawę.

— Spodziewałem się tego — zauważył z lekkim uśmiechem. Przez cały czas nie 
spuszczał z niej oka. — Uspokó się, Andreo. Nie chcę cię dręczyć. Już jest bardzo 

późno dodał rzuciwszy okiem na zegarek. — Wracajmy. Masz przed sobą 
wyczerpujący dzień, ja zresztą też.
Widząc, że zamierza się podnieść, Andrea zatrzymała go.
— Jeszcze chwilę — poprosiła. — Dziś wieczór nabrałam nadziei, że możemy zostać 
przyjaciółmi. Czekające nas najbliższe tygodnie byłyby wtedy o wiele łatwiejsze. 
Myślisz, że to jest możliwe, mimo iż tak cię rozgniewałam?
— Rozgniewałaś? Bzdura! — uciął krótko Costa. — Przecież dopiero co 
powiedziałem, że nie ma sensu o tym więcej mówić. Jeśli chcesz, możemy zostać 

przyjaciółmi, choć nie jestem przekonany, że to jedyne, czego naprawdę pragniesz. 
Nie zapominaj, Andreo — dodał podnosząc się — że nie masz głupiego, 

niedoświadczonego chłopca przed sobą. Znam cię lepiej, niż myślisz.
Co za obrzydliwa zarozumiałość! Rzuciła mu gniewne spojrzenie, próbując nim 
pokryć własne zmieszanie. Przejrzał ją. Jej próby ukrycia prawdziwych uczuć oka-
zały się daremne! Usiłowała coś wyczytać z jego oczu, lecz nie znalazła w nich nic 

poza arogancją. Costa nie dał po sobie poznać, co tak naprawdę czuje — jeśli w ogóle 
mogła być mowa o jakichś uczuciach względem niej, a nie tylko o urażonej męskiej 
ambicji. Jakże mogła się tak zapomnieć!
Zagryzając wargi wyszła za nim z restauracji. Szedł tak szybko, że z trudem 

dotrzymywała mu kroku. Gdybyż chciał we.mnie widzieć więcej niż tylko przelotną 
przygodę, myślała rzucając mu ukradkowe spojrzenia. Lecz to marzenie nie miało 

się spełnić. Zajście przy murze uświadomiło jej z całą ostrością, czego od niej 
oczekiwał. Powodowało nim pożądanie, nie miłość.
— Zmęczona? Jesteś taka milcząca, Andreo — przerwał jej rozmyślania.
— Tak, trochę — wykręciła się, aby nie musieć z nim rozmawiać.

Utkwiła wzrok w szosie. Myślała o Daphne. Costa, nie kochając jej, chciał się z nią 
ożenić. Potrzebował żony, która by u jego boku reprezentowała rodzinę Thermopolis 
i obdarzyła go spadkobiercą. Chodziło mu tylko, aby podtrzymać trydycję i spełnić 
obowiązek. Przy takim nastawieniu trudno się było dziwić, że nie czuje potrzeby 
prawdziwej miłości. Został wychowany w ten sposób, aby odpowiedzialność i 
obowiązek przedkładać ponad własne uczucia...
Gdybyż nie zdarzyła się ta cała historia! Costa doskonale orientował się w stanie jej 
uczuć, nie mogła wykręcić się kłamstwem. Im bardziej będzie się starała wydać 
zimną i nieczułą, tym głośniej on się będzie z niej śmiać.

background image

— Dobranoc, Andreo — powiedział, gdy znaleźli się u stóp schodów. — Ja nie czuję 

się zmęczony, więc pójdę jeszcze trochę popływać. Możesz mnie na pożegnanie 
pocałować w policzek. Zapewniam, że nie gryzę.
Nie wziął jej w ramiona, jak się spodziewała. Skrzyżował ręce na plecach i czekał.
Andrei nie pozostawało nic innego, jak musnąć go wargami w policzek, nie mogła 
jednak powstrzymać się od ciętej uwagi:
— Uważaj, Costo, bo z powrotem się roznamiętnisz.

10

W następnych dniach Andrea była bardzo zajęta. Oprócz zakupów musiała 
przygotować cały szereg uroczystych spotkań, zestawić menu na każdą okazję i 
załatwiać orkiestrę. Costę widywała rzadko, nie mogła też tak często odwiedzać 
Daphne, jak to z początku zamierzała. Na szczęście siostra wydawała się 
zadowolona ze swego losu, Andrea więc mogła skupić się na własnych obowiązkach. 
Costa potrzebował jej pomocy, to było najważniejsze.
W ostatnich dniach zauważyła, że jest bardziej wrażliwy i uczuciowy, niż jej się na 

pierwszy rzut oka wydawało, nie okazywał jednak tego za często. Sprawa z Daphne 
musiała mimo wszystko dotknąć go do żywego. Przed przyjaciółmi i znajomymi grał 

szczęśliwego małżonka, choć jego małżeństwo nie zostało dopełnione, i tak już 
miało zostać. Andrea nie lubiła co prawda jego aroganckiego sposobu bycia, lecz było 
jej go żal, dlatego też z całych sił chciała mu pomóc.
Nie było to takie trudne, jak z początku myślała. Przygotowywała starannie każde 

party, co było związane ze sporym nakładem pracy, za to za każdym razem miała na 
sobie inną suknię i dodatki, co było niezwykle podniecające. Od czasu do czasu 
Costa podnosił ją na duchu  jakąś miłą uwagą lub kilkoma słowami podziękowania 
za szczególnie udane przyjęcie.

Przy wszystkich tych okazjach poświęcano jej, jako żonie Costy, wiele uwagi. 
Andrea nieraz zapytywała siebie samą w duchu, czy aby jednak Daphne nie popełnił 

błędu. Nawet jeśli Costa nie był miłością jej życia, u jego boku mogła spędzić 
ekscytujące chwile...
Pewnego popołudnia leżała w trawie obok basenu. Była tak zmęczona pływaniem, że 
zasnęła. Sen, jaki jej się przyśnił, był po prostu cudowny.

Została żoną Costy i żyli w wielkiej zgodzie, a łączyła ich prawdziwa miłość. Na 
jednym z bali dobroczynnych stała promieniejąc u jego boku i przysłuchiwała się z 
dumą, jak wygłasza mowę. Wieczorem, po kolacji we dwoje, tańczyli jeszcze pod 
usianym gwiazdami niebem na tarasie., Costa obejmował ją czule i szeptał do ucha 
najpiękniejsze słowa. 
— Czy mówiłem ci już dziś, że cię kocham? — pytał. Uśmiechnęła się 
przekrzywiając głowę.
— O tak, nawet kilka razy.
— A czy ci to już udowodniłem?
— Jak to mam rozumieć? — Andrea zatrzymała się w tańcu.

background image

— Całkiem prosto — odparł poważnie Costa. — Pójdziesz teraz ze mną na górę. 

Tam, w jednym z naszych zacisznych pokoi, pokażę ci, co mam na myśli. — Jego 
oczy obiecująco błyszczały. I zanim Andrea zdą żyła odpowiedzieć, porwał ją w 
ramiona i zaniósł d domu.
— Przecież mieliśmy tańczyć — protestowała słabo Lecz Costa nie zważał na jej 
słowa, otworzył drzwi do sypialni i złożył ją na łóżku, aby okryć pocałunkami. 
Dotknięcie jego warg sprawiło, że zapomniała o bożym świecie. Zarzuciła mu ręce na 

szyję i przyciągnęła go do siebie. Całował ją namiętnie, wręcz dziko.
— Kocham cię, Andreo — szeptał jej do ucha, a jego oddech był coraz szybszy. 

Poczuła ciężar jego ciała na swoim...
W tym momencie się obudziła. Oszołomiona rozejrzała się dookoła, stwierdzając ku 
swemu rozczarowaniu, że jest sama.
Nie rozumiejąc potrząsnęła głową. Costa był tak blisko... Nie mogła uwierzyć, że to 
wszystko tylko jej się śniło. Przetarła nawet kilka razy oczy, aby powrócić do rzeczy-
wistości. Z Costą łączyło ją koleżeństwo, które miało się skończyć najpóźniej za 
dziesięć dni na lotnisku w Atenach. Zostało jej tak mało czasu. Musi się cieszyć 
każdą sekundą, bo inaczej to rozstanie będzie nie tylko ciężkie, ale i gorzkie.

Zdecydowanie sięgnęła po notatnik i długopis, które ostatnio zawsze miała przy 
sobie, i zapisała parę dyspozycji co do najbliższego party. To zajęcie uspokoiło ją, 

pozwalając otrząsnąć się z marzeń, które nigdy nie miały się spełnić. Zresztą owe 
spotkania towarzyskie były jedyną okazją, aby przebywać w pobliżu Costy.
Andrea dobrowolnie wzięła na siebie sprawy, którymi wcześniej zajmował się 
sekretarz lub ktoś ze służących.

Nie chciała mieć czasu na rozmyślania.
— Dzięki twojemu wkładowi pracy wszystkie dotychczasowe spotkania się udały, 
można mówić nawet o sukcesie. Wszędzie widać rękę kochającej żony, która o 
wszystko się troszczy — pochwalił ją Costa pewnego wieczoru.

Siedzieli przy zapalonych świecach na tarasie i jedli obiad tylko we dwoje.
— Chciałbym ci podziękować w całkiem szczególny sposób. To, co zrobiłaś, 

wykraczało poza twoje obowiązki. Proszę cię, zamknij oczy i nic nie mów...
— Właściwie nie wiem, czy sobie tego życzę, lecz nie chcę się z tobą kłócić. Czy mam 
otworzyć dłoń, aby otrzymać cukierka? — spytała Andrea starając się nadać swym 
słowom żartobliwy ton.

— To coś więcej niż cukierek. Zamknij oczy. Serce Andrei zaczęło bić szybciej. 
Wiedziała, że Costa jest mężczyzną, który uwielbia niespodzianki. Prezent od niego, 
bez względu na to, co to było, musiał być cudowny. Była w tej chwili samym 
oczekiwaniem.
Usiłowała jeszcze zgadnąć, co też to może być, gdy naraz uczula na szyi chłodne 
dotknięcie metalu. To musiał być naszyjnik. Nie mogła dłużej skrywać podniecenia.
— Nie spodziewałam się tego — rzekła. — Mogę już otworzyć oczy?
— Idź do basenu i przejrzyj się w wodzie. Chcę widzieć twoją twarz w momencie, 
kiedy będziesz się sobie przyglądać. Wtedy będę wiedział, czy rzeczywiście ci się 
podoba.

background image

Andrea pobiegła w kierunku basenu i schyliła się nad lustrem wody. Widząc 

kunsztownie wykonany złoty naszyjnik ozdobiony wielokaratowymi diamentami, aż 
krzyknęła z radości.
— To nie może być prawda! Takie naszyjniki widywałam do tej pory tylko w 
ekskluzywnych żurnalach. — Zaraz jednak spoważniała:
— Nie mogę tego przyjąć, Costo. Ten naszyjnik musi być obłędnie drogi.
— Zgadza się — przyznał otwarcie. — Właściwie miał to być prezent dla Daphne. 

Miała go otrzymać za pracę przy przygotowywaniu spotkań. Ponieważ jednak ty się 
tym ostatecznie zajęłaś i zrobiłaś więcej, niż do ciebie należało, uważam, że należy 

się tobie.
— Ale ja przecież nie jestem twoją żoną — broniła się Andrea.
— Goście o tym nie wiedzą — przypomniał jej. — Poza tym dałaś mi jeszcze w inny 
sposób więcej, niż niektóre żony dają swym mężom. Obstaję więc przy tym, abyś 
jednak przyjęła ten naszyjnik, Andreo: Jeśli go nie włożysz na następne party, to 
zaręczam ci, znajdziesz go w swoich bagażach, gdy wrócisz do domu.
— I nie dasz się odwieść od tej decyzji? — spytała niezdecydowanie.
— Nie. Obrażę się, jeśli go nie przyjmiesz — Costa pozostał nieugięty.

— A ja nie będę prawdziwą kobietą, jeśli wzgardzę tym wspaniałym klejnotem.
— Cudownie. Jeśli już się zdecydowałaś go nosić, musimy to uczcić. Jedź ze mną do 

Aten. Przetańczymy całą noc — zażądał władczym tonem.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
— Za dwa dni przyjadą następni goście i będziesz miała pełne ręce roboty. Wtedy 
nie będziemy mieć dla siebie czasu, lecz dziś możemy bawić się całą noc. Co o tym 

myślisz?
Andrea nie mogła oparzeć się pokusie, a jeszcze mniej czarowi zapraszającego.
Costa wykonał parę tanecznych kroków na brzegu basenu.
— Powiedz tak, bo inaczej wrzucę cię do wody — zagroził widząc, że Andrea jeszcze 

się waha, i zbliżył się do niej z figlarnymi błyskami w oczach.
— Idę, idę — odskoczyła ze śmiechem. — Ale ty przecież nie wrzuciłbyś mnie do 

wody, prawda?
— Co, nie wierzysz mi? — Costa zrobił krok w jej kierunku i zatrzymał się.
— Wierzę. — Ujęła się pod boki i patrzyła na niego wyzywająco.
W mgnieniu oka znalazł się przy niej. W następnej sekundzie była już w, wodzie. 

Wszystko odbyło się tak szybko, że nie zdążyła nawet krzyknąć, udało jej się jednak 
pociągnąć go za sobą. Za moment się wynurzyli, ale tylko po to, aby się nawzajem 
opryskać i z powrotem wciągnąć pod wodę. W takich potyczkach Andrea najczęściej 
przegrywała, gdyż Costa był silniejszy, w którymś momencie więc odwróciła się 
błyskawicznie, chcąc jak najszybciej osiągnąć przeciwległy brzeg basenu, lecz i w 
tym wypadku Costa okazał się szybszy, błyskawicznie wynurzając się tuż obok i 
wciągając ją znowu pod wodę. Na próżno próbowała się uwolnić, Costa chwycił ją w 
objęcia i zaczał całować. Jego pocałunki uczyniły ją bezwolną.
Przycisnął ją namiętnie do siebie, a ona zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła 
całym ciałem do niego, odwzajemniając z żarem jego pocałunki. Miała wrażenie, że 
w jego objęciach odkryła wreszcie ślad miłości.

background image

Ale czar prysł. Oboje byli bez tchu. Andrea na próżno szukała teraz owego śladu 

wschodzącej miłości, lecz wszystkim, co odkryła, był tylko zwycięski uśmiech jak po 
udanym żarcie.
Costa odwrócił się i popłynął w drugi koniec basenu.
Ty draniu! wygrażała mu w duchu Andrea odrzucając z gniewem mokre włosy. 
Jesteś najnieznośniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek przyszło mi spotkać.
Bijąc wściekle rękami wodę przepłynęła basen, a gdy znalazła się na drugim brzegu, 

poczuła, że jej gniew przechodzi. Nie miała prawa się skarżyć. Costa był dla niej 
miły, milszy, niż tego oczekiwała, a więc chcąc nie chcąc musiała być zadowolona. A 

że jej nie kochał? Z tym musi się wreszcie pogodzić. Owszem, pożądał jej, i o to też 
nie mogła się na niego gniewać.
Dlaczego w takim razie tak się rozzłościła? Natychmiast sama sobie udzieliła na to 
odpowiedzi: gniewało ją, że Costa tak niespodziewanie zostawił ją samej sobie. Cóż, 
sama była temu winna. Wystarczyło mu okazać, że go kocha.
Nie! Nigdy! Andrea ze wszystkich sił broniła się przed pokusą. Mam własną dumę, a 
więc nie rzucę mu się sama na szyję, myślała potrząsając stanowcze głową. To nie 
wchodzi w grę. Straciłabym wszelki szacunek dla siebie.

Z zaciętymi ustami wyszła na brzeg basenu. Nie, nie pozwól sobie popsuć tych 
ostatnich dni. Nic sobie z niego nie rób i wykorzystaj każdą minutę, bo nie zostało ci 

już ich tak wiele.
Andrea i Costa tańczyli aż do momentu zamknięcia dyskoteki. Potem poszli jeszcze 
do restauracji i Costa zapłacił ekstra właścicielowi, aby ten przygotował dla nich 
steki z sadzonymi jajkami. Jako śniadanie, dorzucił ze śmiechem.

Andrea była szczęśliwa. To była najwspanialsza noc, jaką do tej pory przyszło jej 
spędzić w towarzystwie Costy, lecz czuła się tak zmęczona, że gdy wracali do domu, 
zasnęła w samochodzie z głową na jego ramieniu.
Kiedy się obudziła w porze obiadu, pamiętała tylko, że Costa wniósł ją po schodach, 

lecz za żadne skarby nie mogła sobie przypomnieć, jak udało jej się włożyć nocną 
koszulę.

Zaczerwieniła się po czubki włosów, gdy sobie uświadomiła, że Costa mógł ją sam 
rozebrać. A może było jeszcze coś więcej? Za nic nie mogła sobie przypomnieć. Z 
początku nawet chciała go o to zapytać, ale było jej wstyd. Lepiej już było udać, że 
nic się nie stało.

Po lekkiej przekąsce poszła popływać. Costa rozgrywał właśnie partię tenisa z 
przyjacielem, który przyjechał do niego na cały tydzień. Gdy ją zobaczył, wyszczerzył 
zęby w porozumiewawczym uśmiechu. Andrea najchętniej zapadłaby się pod ziemię, 
mimo to zadarła dumnie głowę i odwzajemniła uśmiech.
Gdybyż tylko wiedziała, czy wykorzystał sytuację! Mimo woli przyspieszyła kroku, 
aby za chwilę znaleźć się w wodzie. Nurkowała i wynurzała się znowu, raz po raz,, 
bijąc rękami i nogami aż do utraty tchu, opływała dokoła basen lecz to nie 
pomagało. Cała trzęsła się ze złości, przyłapawszy się na myśli, że w gruncie rzeczy 
chciałaby, aby ją uwiódł. Jak mogła tęsknić do człowieka, który jej nie kochał? Z jego 
strony to była przecież tylko gra, ni więcej.

background image

Może powinna poflirtować z innym mężczyzną? Prze cież wielu przewijało się przez 

ten dom, młodych, bogatych i o doskonałej prezencji. Wtedy z pewnością zwróciłby 
na nią uwagę.
Nie, na to się nie odważy, zrezygnowana wzruszyła ramionami. To musiało pozostać 
w sferze życzeń. Przed gośćmi musiała grać kochającą żonę. To należało do umowy.
A więc nie było nic takiego, co by mogła zrobić, aby zwrócić na siebie uwagę Costy? 
Owszem, musiała się ze smakiem ubierać. Nie ujdzie uwagi Costy, kiedy wszyscy 

mężczyźni zgromadzą się wokół niej. Efekt pewny, a on nie będzie mógł czynić jej z 
tego powodu wyrzutów.

Postanowiła zostać czarującą gospodynią, która przyciągnie spojrzenia wszystkich 
mężczyzn. Costa miał cierpieć męki zazdrości.
Następnego dnia wieczorem miało odbyć się party, na które zaproszeni byli prawie 
wyłącznie kawalerowie, a więc znakomita okazja, aby ów plan obrócić w czyn.
Przebrała się i pojechała do Aten, gdzie spędziła resztę dnia szukając sukienek, 
które byłyby bardziej „sexy" niż garderoba kupiona jej przez Costę.
Obszedłszy wiele butików wybrała wreszcie parę modeli, które z pewnością 
zaszokowałyby rodziców Costy. Materiały były w najlepszym gatunku, dokładnie 

takie, jakie zwykła wybierać madame Thermopolis, lecz krój sukienek bardziej 
wyrafinowany, a barwy żywsze, nie pastelowe.

Na końcu poszła jeszcze do dobrego fryzjera. Teraz już była naprawdę 
przygotowana!
Wróciwszy do domu, zastała Costę w hallu. Oczywiście natychmiast zauważył jej 
fryzurę kiwając aprobująco głową, chciał też od razu przejrzeć zawartość paczek.

— Nie ma mowy! — oświadczyła kategorycznie. — Oglądałeś wszystko, co zostało 
zakupione wcześniej. Dziś pozwoliłam sobie kupić to, co mnie się podoba. Jeszcze się 
na to napatrzysz!
— Nie myślisz chyba, że w ten sposób uda ci się mnie spławić. Natychmiast połóż 

tutaj te pakunki. Muszę zobaczyć, na co wydałaś pieniądze.
— Po moim trupie! — krzyknęła Andrea. Upewniwszy się, że pakunki tkwią mocno 

pod pachą, rzuciła się do schodów. Lecz Costa był szybszy. Zanim osiągnęła czwarty 
stopień, już był przy niej, porwał ją brutalnie w ramiona i zaczął całować. To nie był 
pocałunek, to było prawdziwe wyzwanie. Mimo woli upuściła na ziemię zawiniątka, 
a on, nie przestając jej całować, zniósł ją ze schodów.

— Tu będziesz stała! — przykazał jej pokazują w uśmiechu wszystkie zęby.
Andrea była tak zaskoczona, że nie umiała nie posłuchać, Costa tymczasem zebrał 
pakunki i zaniósł je do pokoju.
Naraz w Andreę wstąpiło życie. Możliwe, że Costa zechce odesłać sukienki, zanim 
ona mu zdąży pokazać, jak jej w nich do twarzy!
Costa odłożył na bok torby z sukienkami i otwierał właśnie najmniejsze zawiniątko. 
Przypadkowo była w nim torebka. Zajęty odwijaniem papieru nie zauważył, że 
Andrea, wstrzymując oddech, podkradła się do zakupów i starając się nie wywołać 
najmniejszego szmeru zebrała je ostrożnie, po czym przemknęła z powrotem w 
kierunku schodów.

background image

— Mam nadzieję, że torebka ci się podoba! — krzyknęła w jego stronę wbiegając na 

górę. — Doskonale pasuje do twoich włosów.
— Och, ty mała żmijo — zazgrzytał zębami Costa, gdy zauważył, że Andrea zagrała 
mu na nosie.
Bez tchu dopadła do swego pokoju i przekręciła klucz w drzwiach. Usłyszała jeszcze, 
jak Costa głośno zaklął. Najwidoczniej, chcąc ją dopaść, musiał się o coś uderzyć i 
ostatecznie zrezygnował z pościgu.

Właściwie nie było to znowu takie wesołe, ale Andrea nie mogła powstrzymać się od 
śmiechu. Tym razem odniosła małe zwycięstwo. To dodało jej odwagi. Jej plan z 

pewnością się powiedzie.
Ukryła nowo zakupione sukienki między inną garderobą, czując się jak mała 
dziewczynka, która szuka kryjówki dla swoich tajemnych skarbów, po czym jakby 
nigdy nic zeszła na dół.
Kiedy siedzieli przy kolacji, za wszelką cenę starała się nie roześmiać. Costa ciągle 
jeszcze był wściekły. Miała wrażenie, że najchętniej powiedziałby jej coś niemiłego, 
lecz nie pozwalało mu na to jego dobre wychowanie. Niestety nie umiał ukryć 
gniewu. Był rozkojarzony i bez apetytu dziobał widelcem w talerzu.

Andrea była górą, lecz nie sprawiło jej to takiej przyjemnością jak się spodziewała.
— Nie chcę cię dłużej dręczyć — rzekła nie mogąc znieść dłużej przygnębiającego 

milczenia, jakie panowało przy stole. Sumienie nie dawało jej spokoju. — Nie
kupiłam nic takiego, czego bym się mogła wstydzić. To miała być niespodzianka. 
Mam nadzieję, niespodzianka, która ci się spodoba.
— Więc ty myślisz, że ja się gniewam, bo nie pokazałaś mi zakupów?

— W takim razie o co? — spojrzała na niego zdumiona.
— Andreo, przecież ci powiedziałem, że możesz kupować, co ci się żywnie podoba. 
Złości mnie, że nie chciałaś spełnić mego życzenia. Do tej pory jeszcze nie spotkałem 
kobiety, która by się odważyła mi sprzeciwić. Ty jesteś pierwsza. I to mnie właśnie 

denerwuje.
— Najchętniej byś na mnie nakrzyczał, prawda? — posłała mu jeden ze swych 

najpiękniejszych uśmiechów.
— Nie, wcale nie. To śmieszne, lecz złości mnie, że nie mogłem przeprowadzić swojej 
woli — odparł w zamyśleniu. — To dziwne, ale jeszcze bardziej cię lubię za to, że 
potrafiłaś mi się przeciwstawić.

— Może właśnie dotarło do ciebie, że kobiety także są ludźmi...
— Nie. Raczej utwierdziłem się w przekonaniu, że jesteś wspaniałą kobietą, Andreo 
— oświadczył z powagą. — Jak już powiedziałem, przyzwyczaiłem się do tego, że 
kobiety mnie słuchają, nawet podporządkowują mi się, choć wcale nimi nie 
komenderuję. Robią to po prostu dobrowolnie. Do tej pory nie znalazła się taka, 
która by mi się sprzeciwiła. Gdybym ciebie spotkał kilka lat wcześniej, moje 
nastawienie do kobiet byłoby inne.
— Ależ Costo! Nie uwierzę, że jesteś taki wrażliwy! — puściła do niego oko.
Costa wpadł w jej ton.
— Wierz mi. Jeśli jednak będziesz o tym rozpowiadać, przysięgam, że zaprzeczę. 
Zepsułabyś mi opinię.

background image

— Możesz mi zaufać — Andrea raptem spoważniała. — Nikomu nie pisnę słówka. 

Teraz, kiedy już o tym wiem, lubię cię jeszcze bardziej. Mówiąc szczerze, gdybym nie 
wiedziała, że moja niespodzianka ci się spodoba, nie robiłabym z moich zakupów 
takiej tajemnicy. Wcale nie miałam zamiaru uczyć ciebie dobrych manier wobec 
kobiet.
— Żadnej innej bym tego nie darował. Z tobą, Andreo, jest inaczej. Idź teraz na górę 
i przygotuj się do jutrzejszego party. Wyglądasz ślicznie, a mimo to chciałbym, abyś 

jutro przeszła samą siebie. Musisz zrobić wrażenie.
— Na pewno cię nie rozczaruję — przyrzekła Andrea podnosząc się. — Dobranoc, 

Costo.
Wcale jej się nie chciało wracać na górę, lecz nie za bardzo wiedziała, co by tu 
jeszcze powiedzieć, więc nie pozostało jej nic innego, jak się pożegnać.
— Chwileczkę! — zatrzymał ją Costa, gdy była już w drzwiach.
Rzuciła mu pytające spojrzenie.
— Jeszcze mnie nie pocałowałaś na dobranoc — oświadczył starając się zachować 
powagę.
— Zgadza się — skrzywiła się pociesznie Andrea. Podniósł się, a ona wspięła się na 

palce i złożyła na jego policzku delikatny pocałunek.
— Na dziś musi mi to wystarczyć. Nie mam odwagi żądać więcej. Ale strzeż się, 

Andreo. Nie wiem, jak długo jeszcze uda mi się panować nad sobą.
Serce Andrei zaczęło bić jak szalone, lecz zdrowy rozsądek podpowiadał, że nie ma 
się z czego cieszyć. W słowach Costy ciągle jeszcze było więcej pożądania niż 
prawdziwego uczucia, a ona nie tego sobie życzyła.

Dotarła do swego pokoju i upadła na łóżko, nie mogąc już dłużej powstrzymać łez 
rozczarowania. Nie miała szans na zdobycie jego serca!
Minęło sporo czasu, zanim wreszcie łzy oschły, a ona sama trochę się uspokoiła. 
Próbowała nie myśleć o Coście. Niestety, było to ponad jej siły.

11

Następnego dnia planowano podać obiad wcześniej niż zwykle, gdyż lada moment 
mieli pojawić się pierwsi goście.
Andrei było to na rękę. Przynajmniej nie zostało jej zbyt wiele czasu na 

rozmyślania.
Próbowała przygotować się w myślach do rozmowy z bogatymi, wykształconymi 
ludźmi. Chciała dać z siebie wszystko. Costa powinien być z niej dumny, słysząc 
padające ze wszystkich stron pod jej adresem komplementy.
Do obiadu włożyła trzyczęściowy kostium z białego lnu. Do spódnicy, kamizelki i 
żakietu doskonale pasowała bluzka w odcieniu subtelnego różu, którą wyszukał dla 
niej Costa. Odznaczała się ona wyjątkowo eleganckim krojem, a Andrea wyglądała 
w niej jak prawdziwa dama obracająca się w najlepszym towarzystwie.
Czekała u wejścia, kiedy zajechała limuzyna z Costą i jego gośćmi. Pierwsze oznaki 
uznania wyczytała właśnie z jego oczu. Rzucił jej tak promienne, wiele mówiące 
spojrzenie, że była pewna, iż pożąda jej w tym momencie jeszcze bardziej. 

background image

Oczywiście cieszyło ją, że uważa ją za pociągającą kobietę, lecz jej radość przygasła, 

gdy pomyślała, że on prawdopodobnie ceni tylko jej urodę i dlatego pragnie ją 
zdobyć. Zrobiło jej się przykro, mimo to starała się uśmiechać i serdecznie witać 
przedstawianych jej przez Costę gości. Costa podawał nie tylko nazwiska, lecz także 
kraj, z którego dany gość przybył, oraz rodzaj działalności, jaką się zajmował. 
Andrea zostawiła na boku swoje uczucia i urażoną dumę, aby w sposób 
dystyngowany, lecz swobodnie podejmować gości. Opanowana, pewna siebie, a przy 

tym uprzejma, nawet nie drgnęła, gdy zwrócono się do niej „madame Thermopolis".
Andrea postanowiła być promienną panią domu — i była nią. Ambicja pomogła jej 

zapamiętać nazwisko każdego z gości, udało jej się nawet zamienić z każdym z nich 
parę mniej oficjalnych słów. Goście mieli odnieść wrażenie, że każdym z nich się 
interesuje. Uśmiechała się ujmująco, gdy prawiono jej komplementy, dziękowała 
zniewalającym gestem, gdy ktoś dwornie wyznał, jak bardzo zazdrości jej mężowi.
Costa raz po raz podchodził do niej, ściskał jej rękę lub delikatnie całował w 
policzek. Ona ze swej strony głaskała go po ramieniu lub pieszczotliwie dotykała 
twarzy. Stojący obok uśmiechali się wyrozumiale, przekonani, że mają przed sobą 
rozkochaną w sobie parę.

Podczas obiadu Costa siedział na jednym końcu stołu, a Andrea na drugim. Po jej 
obu stronach siedzieli rozmowni goście, którzy najwyraźniej przybyli, aby przede 

wszystkim porozmawiać. Zadawali jej mnóstwo pytań, więc cały czas była przy 
głosie. Od czasu do czasu rzucała spojrzenie na Costę, aby za każdym razem 
napotkać jego zachwycony wzrok. To co czytała w jego oczach, wywołało drżenie w 
jej sercu. Ich wyraz się zmienił. Z początku myślała, że to coś w rodzaju podziwu, że 

tak doskonale, radzi sobie z gośćmi, lecz instynkt podpowiadał jej, że to coś więcej. 
Byłaby przysięgła, że wyczytała z jego oczu miłość.
To nie mogło być prawdą. Prawdopodobnie jej się wydawało. Swoje życzenia wzięła 
za rzeczywistość. Nie wolno mi fantazjować, myślała z goryczą. To wszystko jest już 

i tak dość trudne. Nie miała prawa oczekiwać czegokolwiek od Costy. Umówili się, 
że przejmie na dwa tygodnie rolę Daphne, i starała się jak najlepiej wywiązać z tego 

zadania. Także Costa grał rolę kochającego męża, a robił to aż za dobrze.
Późnym popołudniem, kiedy nic nieprzewidzianego nie zmąciło spotkania, Andrea 
odetchnęła z ulgą. Wiedziała już, że doskonale potrafi podejmować gości i że nic w 
tym względzie nie powinno jej zaskoczyć.

Wraz z zapadnięciem zmroku nadszedł moment, w którym miała się przebrać w 
wieczorową suknię. Jaką minę zrobi Costa, gdy zobaczy ją w mocno wydekoltowanej 
przylegającej do ciała długiej czarnej kreacji, zamiast w nie rzucającej się w oczy 
szyfonowej sukience, którą sam dla niej na ten wieczór wybrał. Już sama myśl o 
jego reakcji przyspieszyło bicie jej serca.
Przebrała się, na razie jeszcze nie oglądając się w lustrze. Najpierw chciała się 
umalować. Nałożyła bardzo starannie oszczędny makijaż. Miał być prawie 
niewidoczny, a mimo to podkreślać- głębię jej ciemnych oczu. Na końcu pociągnęła 
wargi błyszczkiem i wreszcie stanęła przed olbrzymim lustrem. To, co zobaczyła, 
przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Wyglądała tak elegancko, a przy tym 
uwodzicielsko, że nie poznawała samej siebie, prawie że nie dowierzając, iż to jej 

background image

własne odbicie. Czarna jedwabna suknia na wąskich ramiączkach, z wysokim 

rozcięciem z boku, była odważna, a przy tym wyrafinowana w swej prostocie. Stroju 
dopełniały złote sandały i wspaniały naszyjnik, prezent Costy. Skropiła się jeszcze 
swymi ulubionymi perfumami, po czym po raz ostatni okręciła się przed lustrem. 
Była niesamowicie podniecona.
Czy Costa zaaprobuje ją w tym wyzywającym w mniemaniu rodziny Thermopolis 
stroju, czy też odeśle na górę, nakazując, aby się przebrała? To byłby prawdziwy 

blamaż. Czekało ją coś w rodzaju tańca na linie. Kto się nie odważy, nigdy nie 
zwycięży, myślała hardo.

Poza tym była to ostatnia szansa na zwrócenie swoją osobą uwagi Costy. Dodając 
sobie w duchu odwagi, z determinacją opuściła pokój.
Goście zebrali się na tarasie, stali też w małych grupkach w pobliżu basenu. 
Zewsząd dochodziły śmiechy i szczęk szkła. Kolorowe lampiony i dobywające się z 
głośników tony muzyki sprawiały, że nastrój był niepowtarzalny. Pomiędzy gośćmi 
krążyli kelnerzy, roznosząc przekąski -i napoje.
Costa sprawował pieczę nad całością. Rozmawiał z gośćmi, wydając jednocześnie 
polecenia służbie.

Andrea, przywoławszy na twarz promienny uśmiech, wmieszała się w krąg 
rozmawiających na tarasie, pilnie bacząc na reakcję mężczyzn. Gdy wyczytała z 

oczu większości z nich niekłamany zachwyt, była już pewna swego sukcesu. Obecne 
na party damy również nie poskąpiły jej pełnych zainteresowania spojrzeń, lecz 
odwracały wzrok szybciej niż mężczyźni. Byłaby przysięgła, że dojrzała na ich 
twarzach cień zazdrości.

Dobrze wiedziała, co te spojrzenia mówią. W swej śmiałej, wysoko rozciętej sukni 
była atrakcją wieczoru.
Costa jeszcze jej nie dojrzał. Stał zwrócony do niej tyłem, rozmawiając z dwoma 
wiceprezydentami. Dotknęła delikatnie jego ramienia, uśmiechając się jednocześnie 

do obu panów, którzy przerwali rozmowę i wpatrywali się w nią zachwyconymi 
oczami.

Costa odwrócił się w jej stronę, a jego chłodny, lecz uprzejmy, czysto oficjalny 
uśmiech ustąpił miejsca szczeremu zdumieniu. Andrea odstąpiła krok do tyłu, aby 
mógł się jej lepiej przyjrzeć, uśmiechając się do niego tak niewinnie, jakby miała na 
sobie ową tradycyjną, nieciekawą sukienkę, którą jej wyszukał.

— Andreo... kochanie! Nie znajduję słów...
— Powiedz coś, miły — poprosiła słodkim jak miód głosem — w przeciwnym razie 
przez cały wieczór będę miała niemiłe wrażenie, że ci się nie podobam.
— Ależ to wykluczone — wmieszał się zaraz jeden ze stojących obok mężczyzn. — 
Pani musi się podobać każdemu mężczyźnie,- madame. Costo, na pańskim miejscu 
nie zabierałbym tak pięknej kobiety ze sobą do Paryża. Mogą ją panu tam porwać. 
Przecież pan wie, że my, Francuzi, mamy szczególną słabość do pięknych kobiet.
Na przeciąg sekundy w oczach Costy zapaliła się iskierka gniewu zdradzająca 
dezaprobatę, aby zaraz ustąpić miejsca zachwytowi, jaki zdradzali wszyscy bez 
wyjątku zebrani mężczyźni. Rozmawiając z gośćmi, co chwila odwracał się, aby 
poszukać jej wzrokiem, a jego czułe spojrzenia powodowały szybsze bicie jej serca.

background image

Późnym wieczorem orkiestra wyszła na taras i zaczęły się tańce. Wielu z obecnych 

na przyjęciu panów pospieszyło do Andrei, prosząc o pierwszy taniec, lecz Costa był 
szybszy.
— Kochanie, dziś wieczór nie miałem jeszcze okazji trzymać ciebie w ramionach — 
rzekł całując ją w szyję.
Przeniknął ją słodki dreszcz. Głos Costy brzmiał tak namiętnie i uwodzicielsko!
— Najpierw musisz zatańczyć ze mną — oświadczył przyciągając ją do siebie.

Andrea skinęła głową, niezdolna powiedzieć słowa, tak była oszołomiona czułością, 
jaką odkryła w jego pocałunku.

- Pociągnął ją za sobą na parkiet, a stojący wokół mężczyźni klaskali zachwyceni, 
wychylając się, aby lepiej widzieć.
Orkiestra grała walca angielskiego. Costa był znakomitym tancerzem. Słodkie tony 
muzyki, światło księżyca i zachwyt zebranych gości uczyniły z tego tańca niezapom-
niane przeżycie dla Andrei. Miała wrażenie, że śni. A przecież to była rzeczywistość. 
Czuła jego silne ramię wokół talii, wdychała gorzką, prawdziwie męską woń wody 
do golenia, rozkoszowała się dotknięciem jego policzka, który tak zmysłowo ocierał 
się o jej własny.

Choć tony muzyki umilkły, nie była zdolna wyrwać się z zaklętego kręgu ani 
oswobodzić z jego objęć. Costa ujął jej dłonie i zajrzał przeciągle w oczy.

— Dziś wieczór jesteś dla mnie najpiękniejszą kobietą na świecie — szepnął.
— Nie gniewasz się z powodu sukni?
— W pierwszej chwili byłem niezadowolony, ale gdy uświadomiłem sobie, jak ci w 
niej do twarzy, gniew ustąpił miejsca podziwowi. — Przyciągnął, ją na nowo do 

siebie. — Choć kto wie... Gdyby nie ci wszyscy ludzie dokoła, może bym inaczej z 
tobą rozmawiał...
Andrea już prawie uwierzyła, że ostatecznie podbiła Costę, lecz jego słowa 
wydawały się przekreślać tę nadzieję. Kiedy się tak do niej zwracał, czuła się jak 

zwierzę w potrzasku.
Była tak rozczarowana, że najchętniej wymierzyłaby mu policzek, lecz całowała go, 

bo tego wymagała umowa, i uśmiechała się do niago promiennie. Costa nie powinien 
zauważyć, że sprawił jej ból.
— Goście uważają nas za męża i żonę, nie zapominaj. Mogą nie zrozumieć twojego 
sposobu bycia — szepnęła drwiąco. — To uchodzi tylko między narzeczonymi.

Spojrzał na nią wymownie, lecz nic nie powiedział. Raptem poczuła się nieswojo w 
jego towarzystwie. Dlaczego zawsze musiał zrobić lub powiedzieć coś takiego, aby 
wprawić ją w zakłopotanie?
— A teraz powinniśmy się zająć gośćmi. Rozdzielimy się i...
Nagle rozbrojony, uśmiechnął się i pogłaskał czule jej obnażone plecy.
— Jesteś cudowną panią domu. I taką obowiązkową. Byłabyś zachwycającą żoną. A 
co się tyczy narzeczeństwa...
— Przepraszam, Costo — przerwała mu niecierpliwie Andrea. — Jeden z twoich 
najpoważniejszych partnerów kiwa w moją stronę.
Z uśmiechem — jak maską — odwróciła się od Costy i na powrót wmieszała między 
gości, lecz jej radosny nastrój minął bezpowrotnie. Starała się nie okazać po sobie 

background image

rozczarowania, lecz to było zadanie nieledwie ponad jej siły. Rozmawiała swobodnie 

z gośćmi, tańczyła z licznymi wielbicielami, troszcząc się jednocześnie o tysiąc spraw 
— i uśmiechała niezmordowanie, starając się nie myśleć, bo inaczej wybuchnęłaby 
łzami w obecności zebranych. Tak wiele obiecujący wieczór stał się prawdziwym 
koszmarem. Ze ściśniętym gardłem, ale wysoko podniesioną głową i przyklejonym 
do twarzy uprzejmym uśmiechem pożegnała ostatnich gości.
Costa gdzieś zniknął. Andrea była nawet z tego faktu zadowolona. Śmiertelnie 

zmęczona powlokła się na górę do swego apartamentu, zostawiając na dole 
krzątającą się służbę, i zrzuciła suknię, w której się tak dobrze czuła na początku 

wieczoru. Zostawiwszy ją na podłodze jak pierwszy lepszy zmięty gałganek, rzuciła 
się na łóżko.
— Przeklęty facet — łkała ze złością bijąc wściekle pięściami w poduszki. — W tej 
chwili najchętniej wróciłabym do Ameryki.

12

Kiedy ohudziła się następnego dnia, od razu przypomniało jej się wielkie 

rozczarowanie z poprzedniego wieczoru. Cała aż gotowała się ze złości. Costa jeszcze 
popamięta!

Owszem, wypełni do końca swoje obowiązki, lecz tylko obowiązki, nic więcej. Da mu 
wyraźnie do zrozumienia, jaki wstręt do niego ozuje, i nie da się zmiękczyć po-
włóczystymi spojrzeniami czy namiętnymi pocałunkami. A jeśli to nie pomoże... — 
odepchnęła tę myśl i zaczęła się ubierać.

Nastąpiła teraz seria podobnych do siebie dni. Uśmiechała się do gości, aż bolała ją 
twarz, tańczyła, prowadziła dowcipne rozmowy — czarująca w każdym calu, jak 
tego od niej oczekiwano. Nie nosiła już teraz śmiałych sukienek, tylko rzeczy, które 
wybrał dla niej Costa. Z zachwytu, jaki budziła w niej ta cała maskaradowa historia, 

też już nic nie zostało.
Goście na szczęście nic nie zauważyli, lecz nie uszło to uwagi Costy.

.— Czyżbym cię uraził? — spytał pewnego ranka, kiedy spacerowali po różanym 
ogrodzie. — Byłem zbyt zajęty i zapomniałem ci powiedzieć, jak wspaniale spełniasz
obowiązki pani domu. Dzięki tobie wszystko przebiega znakomicie, bez 
najmniejszych tarć. Dotrzymam słowa. Za dzień, dwa wyjadą ostatni goście, a wtedy 

sprowadzę adwokata i twoja siostra będzie wolna. Ty też.
— Dziękuję ci za komplement — rzuciła gorzko Andrea. — Jedno, czego pragnę, to 
paru dni dla siebie..na pożegnanie...
— Czyżby odgrywanie mojej żony było rzeczywiście takie straszne?— spojrzał na nią 
zdumiony. — Niekiedy miałem wrażenie, że sprawia ci to autentyczną przyjemność. 
A więc ta zabawa była jednak zbyt wyczerpująca — ciągnął. — Ostatnio przygasłaś, 
ruszasz się jak marionetka... Wiesz co? Mam propozycję. Spędźmy jeszcze wspólnie 
wieczór w Atenach. Zjemy wspaniałą kolację, a później pójdziemy potańczyć. No, jak 
ci się to podoba?
— To oznacza, że będę cię musiała znosić o jeden wieczór dłużej — rzuciła 
obraźliwym tonem. Zrobiła to celowo. Niech wie, że jego towarzystwo stało się dla 

background image

niej nieznośne. Czyżby był aż tak ślepy, że nie zauważał, co się z nią dzieje? No tak. 

On nie znał uczuć, tylko obowiązki...
— Bardzo dziękuję — powiedziała już innym tonem. — Chcę mieć to wszystko jak 
najszybciej za sobą. Mam ochotę sama pochodzić po Atenach, przekąsić coś w pier-
wszym lepszym barze, a potem wsiąść do samolotu, aby już nigdy nie wrócić.
— Ależ Andreo, ja chciałem tylko...
Mówił do róż. Andrea zostawiła go stojącego na środku ścieżki, choć zdawała sobie 

sprawę, że to wyjątkowo niegrzeczne i zgoła nie pasujące do kobiety, za jaką chciała 
uchodzić. Co w nią wstąpiło? Była tak zrozpaczona, że chciała się znaleźć jak 

najdalej od niego, a przecież... Dopadła stajni, nie dbając o to, co sobie teraz myśli 
Costa i czy wreszcie domyślił się, co mogło wywołać taką jej reakcję, po czym 
skoczyła na pierwszego z brzegu konia, aby ruszyć tak zwariowanym galopem, że 
biedne zwierzę w mig okryło się potem.
Ale i to jej nie pomogło. Odprowadziła konia do stajni, wzięła z domu kostium 
kąpielowy i poszła popływać, a pływała tak długo, że gdy wyszła z wody, nogi się pod 
nią uginały z wyczerpania.
Mimo to poczuła w sobie przypływ sił i wiedziała, że teraz będzie mogła stawić czoło 

najbliższym godzinom. Tego dnia miał się odbyć koncert. Sekretarz Costy zaan-
gażował w tym celu zespół folklorystyczny.

Twarz Andrei była zaciętą maską, kiedy wracała do domu. Tuż przed wejściem ktoś 
złapał ją za ramię. Obejrzała się przerażona i natrafiła na nieprzenikniony wzrok 
Costy. Wyglądało na to, że czekał na nią.
— Nie skończyliśmy rozmowy, Andreo — rzucił chłodno. — Po prostu uciekłaś. 

Popełniłem błąd mówiąc ci, jak bardzo podziwiam twoją siłę, a ty to wykorzystałaś, 
aby mnie obrazić!
— Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. W tej chwili marzę tylko o prysznicu i kilku 
godzinach snu.

— Tym razem mi się nie wymkniesz — warknął i wpił się palcami w jej ramię, że 
krzyknęła z bólu. — Nie ruszysz się z tego miejsca, dopóki mi nie powiesz, co się 

stało.
Jego oczy miotały błyskawice gniewu, lecz ona wytrzymała to spojrzenie.
— To nie należy do naszej umowy — ofuknęła go ze złością. — Wobec twoich gości 
jestem kochającą żoną, lecz nic ci do moich uczuć. — Próbowała się wyrwać. — Zo-

staw mnie albo zacznę krzyczeć, a co wtedy goście pomyślą sobie o twym 
szczęśliwym małżeństwie?
Jej twarz wyrażała najwyższą pogardę, lecz w głębi duszy było jej strasznie. 
Świadomie, z premedytacją raniła człowieka, który był dla niej wszystkim.
— Andreo, kochanie, czy tego chcesz, czy nie, już i tak mi zdradziłaś, co cię gnębi. To 
ta mistyfikacja, prawda? A teraz mi powiesz, dlaczego. Potrząsnęła z rozpaczą 
głową.
— Nigdy się tego nie dowiesz. Zażądałeś ode mnie więcej niż jakikolwiek inny 
człowiek. Zostało mi już tylko parę dni męki, ale tak czy tak nie mam zamiaru 
wpaść w obłęd. Będę się uprzejmie uśmiechać do gości, ale do niczego więcej mnie 

background image

nie zmusisz. Nie cierpię cię. Najchętniej nigdy bym cię już więcej nie oglądała! — 

wyrzuciła z siebie nie zważając na nic.
— Co? Ty mnie nie cierpisz? Nie wierzę! — szydził. Wzruszyła z udawaną 
obojętnością ramionami.
— To mało ważne, czy mi wierzysz, czy nie. Teraz chcę wziąć prysznic i odpocząć. 
Chcesz usłyszeć, jak głośno potrafię krzyczeć? — w jej głosie zabrzmiała groźba.
— Spróbuj tylko! Wiem, jak ci w tym przeszkodzić.

— Nie odważysz się użyć wobec mnie przemocy! — żachnęła się.
— Powiedziałem ci, żebyś spróbowała. Wtedy uwierzysz — uśmiechnął się drwiąco.

— Żywię wobec ciebie różne uczucia, ale strachu wśród nich nie znajdziesz.
Otworzyła usta, lecz wyszedł z nich tylko zduszony dźwięk, gdyż Costa 
błyskawicznie zamknął je brutalnym pocałunkiem. Przycisnął ją mocno do siebie i 
wyglądało na to, że teraz już jej tak łatwo nie puści. Jego silne palce zostawiły 
niebieskie ślady na jej ramieniu, sprawiając ból, lecz nie próbowała się wyrywać, ale 
i nie odwzajemniła pocałunku. Miała nadzieję, że to podziała na Costę jak lodowaty 
prysznic.
Jak się spodziewała, odepchnął ją zaraz od siebie.

— Powinnaś się cieszyć, że jestem dżentelmenem — warknął. — Zejdź mi z oczu, 
zanim zapomnę o moim dobrym wychowaniu.

— Dokładnie to chciałam zrobić — syknęła. — A zatem do wieczora. Nie zapominaj: 
masz się stale uśmiechać! Jesteś szczęśliwym mężem.
Costa z furią zacisnął pięści. Po raz pierwszy, od kiedy go poznała, zdjął ją przed 
nim strach. Wiedziała, że tym razem posunęła się za daleko. Tak szybko jak mogła, 

wbiegła na górę i zamknęła się swoim pokoju.
Nie żałowała tego, co zrobiła, wręcz przeciwnie, uznała, że jest w tym coś 
podniecającego. Znowu postawiła się Coście, udało jej się także oprzeć jego 
namiętnym pocałunkom. Do tej pory uważała, że to niemożliwe. Costa też wydawał 

się zaskoczony. Zawsze przecież odwzajemniała jego pocałunki, po prostu nie mogła 
inaczej.

Niewykluczone, że ciągle jeszcze tkwił w tym samym miejscu, zastanawiając się, 
czym jej odpłacić. Jeszcze nigdy nie widziała go tak rozwścieczonego.
Raptem uświadomiła sobie, że musiała obudzić w nim jakieś głębsze uczucia. Czuł 
do niej więcej, niżby sobie tego życzył. To wszystko wyjaśniało. Dlatego więc był taki 

zły! Pewnie na koniec się w niej zakochał. Nie, to nie mogła być prawda. A może 
jednak? Skądże znowu, to wyobraźnia płata jej figle, każąc śnić w biały dzień.
Uczucia Costy nie miały nic wspólnego z miłością. Po prostu uraziła jego męską 
dumę, dlatego tak się złościł. Przecież podobnie było, gdy nie pozwoliła mu obejrzeć 
zakupów.
Była zła na samą siebie. Jakże mogła tak się zatracić we własnych marzeniach, aby 
brać je za rzeczywistość? Głupio było wierzyć, że uczucia Costy względem niej kiedyś 
się zmienią. Przecież wiele razy dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nigdy jej nie 
pokocha.

background image

Westchnęła. Po cóż się dręczyć takimi myślami? Zawsze przecież była rozsądna i 

opanowana. Tak, do tej pory kierowała się rozsądkiem. A teraz? Czyżby i on ją 
zawiódł?
Już raz jej się to zdarzyło — przy Jonathanie, mężczyźnie, w którym się zakochały 
razem z Daphne. Była wtedy jak ślepa, a gdy się wreszcie otrząsnęła, przyrzekła 
sobie, że nigdy więcej do tego nie dopuści. I co zostało z tego przyrzeczenia?
Ukryła twarz w dłoniach. Zakochała się beznadziejnie w Coście, a teraz była zła, że 

nie myśli odwzajemnić jej uczuć. Rzuciła mu w twarz, że nie może się doczekać 
chwili wyjazdu. To nie była prawda, przyznała uczciwie sama przed sobą. Była 

rozczarowana, że jej pobyt w Grecji się kończy, a ona bezpowrotnie traci szansę. 
Prawdopodobnie nigdy więcej się nie zobaczą. Będzie musiała na zawsze skryć swe 
uczucia do niego i z ciężkim sercem wróci do Stanów, aby nigdy nie zapomnieć. 
Jeszcze tylko parę dni i wszystko będzie już przeszłością. A może powinna odrzucić 
na bok dumę i wyznać Coście, że go kocha? Przecież nic na tym nie straci. Może on 
wtedy powie, co tak naprawdę do niej czuje? Panujące między nimi napięcie było nie 
do zniesienia. Za każdym razem, gdy nakrzyczała na niego, miała od razu ochotę 
rzucić się mu w ramiona i prosić o wybaczenie. Na niego też te wieczne kłótnie 

wydawały się działać przygnębiająco. Mogło dojść do tego, że przestaną ze sobą 
rozmawiać.

Nie, za nic do tego nie dopuści. Już sama taka myśl sprawiała jej ból. Dobrze 
wiedziała, czego im obydwojgu brakuje: szczerej rozmowy.
Ale jak go zagadnąć? I gdzie to zrobić? Przy tylu gościach trudno było znaleźć 
spokojny kąt.

Jeszcze tylko kilka dni, a bezpowrotnie stracisz szansę. Ta myśl prześladowała ją 
uparcie, dzwoniła w głowie, przyprawiała o rozpacz.
Co robić? Co zaproponować Coście? Nic nie przychodziło jej do głowy.
Naraz uderzyła się w czoło. Przecież Costa już coś zaproponował. Wieczór w 

Atenach! Tak, jutro wieczór będzie okazja do rozmowy. Jakie to proste!
Oczywiście musi się z tym liczyć, że Costa jednak nie żywi do niej żadnych głębszych 

uczuć. Spróbuje wyjaśnić całą sytuację, a wtedy będzie mogła z czystym sumieniem 
opuścić Grecję, zabierając ze sobą wspomnienie kilku wspaniałych tygodni. Może 
nawet rozstaną się jak dobrzy przyjaciele? To już by było coś, chociaż...
Andrea skoczyła na równe nogi i okręciła kilka razy w miejscu. Przyszłość rysowała 

się teraz zdecydowanie lepiej, mimo iż jeszcze nie znała odpowiedzi Costy. Zaraz 
pójdzie go poprosić o wspólne spędzenie ostatniego wieczoru, a jeśli Costa będzie 
obstawał przy zaproszeniu jej do lokalu w Atenach, ona włoży szykowną sukienkę, 
która również miała być niespodzianką.
Jedno było pewne: jutrzejszy wieczór będzie oznaczał początek albo koniec.

13

Tego wieczoru Andrea przeszła samą siebie odgrywając panią domu. 
Optymistycznie patrzyła w przyszłość — to było widać. Costa był zaskoczony widząc 
ją tak wesołą, nic jednak nie powiedział. Dopiero gdy zostali sami, zagadnął ją o to.

background image

— Chciałem ci podziękować, że tak się troszczysz o moich gości. Robisz to po prostu 

cudownie. Kiedy jednak pomyślę, jak mnie nienawidzisz — a mimo to jesteś taka — 
wydajesz mi się prawdziwym fenomenem — wyznał łagodnym głosem. — 
Najchętniej bym cię za to pocałował, ale nie bój się, nie zrobię tego.
— To nie jest tak, że cię nienawidzę, Costo. Nigdy nie żywiłam do ciebie takich 
uczuć — zdobyła się na wyznanie Andrea, dobierając starannie słowa. — Tak mi się 
tylko powiedziało, bo byłam wściekła. Ale nie możemy tutaj o tym rozmawiać.

— Dlaczego więc nie mielibyśmy pożegnać się z gośćmi i nie przejść do mojego 
pokoju czy dokądkolwiek chcesz? — zaproponował Costa. — Jestem pewny, że 

zrozumieją. Zresztą jutro wyjeżdżają, więc będą chcieli wcześnie iść spać.
— Zaczekamy do jutra — powiedziała jakby od niechcenia. — Zawieziesz gości na 
lotnisko, zagramy partię tenisa -— jeżeli oczywiście zechcesz — a wieczorem po-
jedziemy do Aten i spróbujemy dokończyć naszą rozmowę.
Costa uniósł zdziwiony brwi.
— Jesteś pewna, że tego chcesz? Ostatnio o mały włos nie rzuciłem się na ciebie jak 
dzikie zwierzę, tak mnie zdenerwowałaś. Masz szczęście, że wtedy uciekłaś. Chcesz 
sprawdzić, jak daleko jestem zdolny się posunąć?

— Tym razem będzie inaczej — zapewniła go skwapliwie. — To nasz ostatni 
wspólny wieczór, nasze pożegnanie. Mam ci wiele do powiedzenia. Jak myślisz, 

potrafisz się opanować tak długo, aż zdążymy wszystko omówić? — spytała z lekkim 
uśmiechem.
Costa odpowiedział tym samym, wyraźnie odprężony.
— Dziś wieczór czuję się doskonale, a jutro będzie naprawdę cudownie, wiem to — 

dodała.
— Szybko zmieniasz zdanie. Dzisiaj rano miałaś ochotę posłać mnie do diabła. — 
Chrząknął. — Właściwie nie powinienem tego robić, ale nie mogę się oprzeć chęci 
wyrażenia drobnej prośby.

— Mów zatem, a ja się zastanowię, czy będę mogła ją spełnić — odrzekła ze 
śmiechem.

— Czy mogę dać ci całusa, zanim ktoś nas tu odkryje? — spytał, a w jego oczach 
zapaliły się figlrne ogniki.
Skinęła z namysłem głową, starając się zachować powagę.
— Małego, pod warunkiem, że nie będziesz próbował wziąć mnie w objęcia.

Zrobił pocieszną minę.
— Słowo honoru, spróbuję.
— Tylko szybko, bo jeszcze gotowam zmienić zdanie. Costa założył ręce do tyłu, aby 
Andrea upewniła się, że
nie chce jej przyciągnąć do siebie, po czym pocałował ją w policzek.
— To wszystko? — przekomarzała się z nim.
— Myślałem, że tylko na to mi zezwoliłaś.
— Nie sądziłam, że będziesz taki grzeczny. Uważam, że należy ci się nagroda, a więc 
pocałuj mnie jeszcze raz, tym razem jak należy.

background image

Tym razem Costa wyciągnął obie ręce, a jego pocałunek był zdecydowanie inny niż 

tamto niewinne muśnięcie. Andrea nie pamiętając o bożym świecie zarzuciła mu 
ręce na szyję, a Costa przytulił ją do siebie namiętnym gestem.
Tak zastali ich goście, lecz natychmiast się wycofali, nie chcąc im przeszkadzać.
Tego wieczoru Costa i Andrea nie wrócili już do towarzystwa. Prześcigali się w 
propozycjach, jak spędzić ten ostatni wspólny wieczór, śmiali się i żartowali. 
Wreszcie Andrea się poddała, pozwalając się odprowadzić Coście.

— Pod jednym warunkiem — zażądała, gdy wchodzili do domu. — Chcę iść z tobą 
na długi sparce, abyśmy mogli wszystko spokojnie omówić. Nie będzie to z pew-

nością ukoronowanie wieczoru, ale z pewnością jego najważniejszy punkt.
— Ja też jestem za -tym — zapewnił Costa. — Spróbujemy dokończyć tamtą 
nieszczęsną rozmowę, choć tak bardzo bym chciał, aby to był naprawdę miły 
wieczór.
— Nie ma obawy. To, co ci chcę powiedzieć, z pewnością nie zepsuje nastroju — 
przyrzekła Andrea. — Będziemy się cieszyć każdą chwilą.
— Zgodzę się na wszystko, jeśli tylko przyrzekniesz, że będziesz jutro tą dawną 
serdeczną Andrea. W gruncie rzeczy te ostatnie dwa tygodnie mogły być o wiele 

przyjemniejsze. Przykro mi, Andreo. To w dużym stopniu moja wina. Wiem, że moje 
przeprosiny przychodzą za późno, ale mam wrażenie, że te słowa w jakiś sposób 

nam pomogą.
— Pst! — Andrea położyła palec na jego wargach. — To część naszej przyszłej 
rozmowy. Poczekaj z tym do jutra.
— To dla mnie za długo — poskarżył się Costa. — Nie mogę się doczekać.

Stanęli u stóp schodów.
— Zatem do jutra.
— Tak się cieszę — Costa uśmiechnął się tajemniczo. — Życzę ci słodkich snów. 
Mam nadzieję, że i dla mnie znajdzie się w nich miejsce.

W nocy Andrea rzeczywiście śniła o Coście i zbudziła się rano ze świadomością, że 
był to wspaniały sen. Tyle że to projekcja moich własnych życzeń, a nie dobra wóżba 

na przyszłość, myślała. Choć kto wie? Może naprawdę to spotkanie ich przybliży, 
wreszcie się zrozumieją, a ona będzie mogła z czystym sumieniem wrócić do 
Stanów?
Ta ostatnia myśl dosłownie ją ugodziła. Nie umiała sobie wyobrazić powrotu, 

dostania się w tryby codziennego życia. Owszem lubiła uczyć, lecz tygodnie spędzone 
z Costą, mężczyzną jej marzeń, zrobiły swoje. Wiedziała, że nadejdzie dzień, w 
którym będzie musiała porzucić owo wspaniałe życie, świat jak z bajki, i wrócić do 
szarej rzeczywistości, lecz nie miała pojęcia, że to będzie takie trudne.
Po raz ostatni miała czynić honory pani domu i żegnać gości stojąc u boku Costy. 
Zdecydowała się włożyć jasnoniebieską sukienkę o prostym, lecz wytwornym kroju, 
starannie nałożyła makijaż i zeszła na śniadanie. Przy pożegnaniu zamieniła jeszcze 
z każdym z gości parę s decznych słów, po czym długo machała za odjeżdżając-
samochodami.

background image

Zanim Costa wrócił z lotniska, spacerowała po ogrodzie, wyobrażając sobie, jak też 

będzie wyglądał ich ostatni wieczór. Miało być cudownie. Costa przyrzekł się o to 
postarać, już to samo czyniło ją szczęśliwą.
Costa mógł wrócić lada moment, więc poszła na górę się przebrać, a gdy wróciła, 
zastała go w hallu.
Gwizdnął z uznaniem, gdy zobaczył ją w kostiumie do tenisa.
— To szczególna przyjemność grać z taką piękną kobietą. Zaraz schodzę.

Chciał ją wziąć w ramiona, lecz mu się wymknęła. Nie musiała długo czekać. Costa 
przebrał się błyskawicznie.

Rozegrali trzy mecze, rozmawiając o wszystkim i o niczym, przyjaźnie, beztrosko, w 
dobrym nastroju. Po zjedzeniu olbrzymiego półmiska sałaty urządzili zawody w 
pływaniu. Andrea przegrała, lecz nic sobie z tego nie robiła. Costa był po prostu 
znakomitym pływakiem i mało kto potrafił mu dorównać.
Do wieczora pozostało jeszcze kilka godzin, które postanowili przeznaczyć na 
wypoczynek.
Costa odprowadził ją pod drzwi pokoju.
— Moglibyśmy wypoczywać razem — przekomarzał się z nią.

Andrea wśliznęła się do sypialni zostawiając szparę w drzwiach.
— To nie wchodzi w grę.

— A więc przynajmniej pocałuj mnie na pożegnanie — błagał.
— Nie ma mowy! — Andrea była tym razem stanowcza. Costa próbował wstawić 
nogę w szparę, lecz ona była szybsza. Mruknął coś ze złością, po czym odszedł.
Rzuciła się na łóżko, mając zamiar przespać się choć ze dwie godziny, lecz 

przewracała się z boku na bok nie mogąc zmrużyć oka, wstała więc i zaczęła 
spacerować po pokoju. Wreszcie postanowiła rozpocząć przygotowania do wieczoru. 
Tego dnia chciała wyglądać szczególnie ładnie, zadała więc sobie wiele trudu, aby jej 
makijaż był perfekcyjny. Potem zaczęła się ubierać. Na tę okazję wybrała 

szczególnie wyrafinowaną kreację: tunikę z białego jedwabiu z głębokim dekoltem i 
kapturem oraz szerokimi powiewnymi rękawami i spodnie z tego samego materiału.

Gdy zeszła na dół, Costa zachwycony klasnął w dłonie.
— Wiedziałem, że spędzę dzisiejszy wieczór z najpiękniejszą kobietą.
— Dziękuję — uśmiechnęła się uszczęśliwiona. Mogłoby być tak co dzień, 
przemknęło jej przez głowę.

Dłoń w dłoni wsiedli do samochodu i pojechali do Aten. Tam Costa zaprowadził ją do 
jednej z najlepszych restauracji, odznaczającej się poza doskonałą kuchnią także 
wspaniałym wystrojem.
Mimo to Andrei nie spodobało się tam.
— Wolałabym mniejszy, bardziej zaciszny lokal, gdzie moglibyśmy siedzieć blisko 
siebie i gdzie nic nie rozpraszałoby naszej uwagi — wyjaśniła.
Spojrzał na nią zdziwiony. Odpowiedziała uśmiechem, ale nie powiedziała już nic 
więcej.
— Znajdziesz się na śliskim gruncie — ostrzegł ją Costa, lecz jego uśmiech zapewnił 
Andreę, że z jego strony nic jej nie grozi.

background image

Costa był tego dnia inny niż tego pamiętnego wieczoru, pierwszego, jaki spędzili 

wspólnie w Atenach. Nie wyglądał na mężczyznę usidlonego przez namiętność, za to 
było w nim więcej ciepła i wyrozumiałości.
— Nic nie szkodzi. Dziś chcę tańczyć na lodzie. Mam nadzieję, że mi 
potowarzyszysz. Prawdopodobnie już nigdy nie będziemy mieli takiej okazji... To 
musi być szczęśliwy wieczór, abym miała co wspominać przez całe życie.
— Jesteś taka poważna. Powinniśmy się przede wszystkim cieszyć, a łzy zatrzymać 

na drugą część wieczoru, prawda?
— Czy to ma znaczyć, że będziesz za mną płakał? — podniosła na niego z 

niedowierzaniem oczy. — Żartujesz sobie ze mnie. Jesteś przecież dorosłym 
mężczyzną...
— Chciałaś powiedzieć, prawdziwym mężczyzną — wpadł w jej melancholijny ton. 
— Ale żarty na bok, Andreo. Im bliżej jest nasze rozstanie, tym bardziej mi przykro. 
Dziwnie przykro. Będzie mi ciebie bardzo brakowało.
Chciał położyć rękę na jej ramionach, lecz uchyliła się zręcznie.
— Poszukajmy, proszę, innego lokalu. Nie mam ochoty dziś tańczyć, jeśli nie masz 
nic przeciwko temu.

Usiedli bardzo blisko siebie w tonącej w półcieniu niszy małej restauracyjki. Tutaj 
mogli swobodnie rozmawiać.

— Byłem błaznem — zaczął Costa. — Za tę nieudaną historię z Daphne chciałem 
zemścić się na tobie. Sporo czasu minęło, zanim się przekonałem, jaka jesteś 
naprawdę.
Andrea wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Przeczuwała to. Costa 

nakrył jej dłoń swoją.
— Tak, przekonałem się, jaką piękną kobietą jesteś, ale chciałem koniecznie 
otrzymać od ciebie to, czego odmówiła mi Daphne. Dlatego sam przed sobą chciałem 
udowodnić, jakim to wspaniałym mężczyzną jestem.

— Przecież powiedziałeś kiedyś, że kochałeś Daphne. Zrobiłeś wszystko, aby się z 
nią ożenić. A więc to nie była prawdziwa miłość? Przypominam sobie dokładnie, jak 

chcieliście mnie przekonać, że się kochacie.
— Daphne i ja potrzebowaliśmy kogoś. Ta miłość to było coś w rodzaju iluzji, którą 
się nawzajem karmiliśmy. Ona rozczarowała się mną, a ja nią. Nie byłem wobec niej 
szczery, nawet kiedy zauważyłem, że to wszystko jest ułudą. Nie mogłem się 

przemóc, aby jej to wyznać.
Chciałem zachować twarz, dlatego wzbraniałem się przed jej odejściem.
— A teraz? — spytała pełna oczekiwania Andrea.
— Teraz? Teraz jesteś ty, a ja mam wrażenie, że znowu padłem ofiarą iluzji. I 
Daphne, i ty macie już bilety powrotne do Stanów, a ja dopiero teraz zauważyłem, 
ile mam ci jeszcze do powiedzenia.
Zajrzał jej w oczy, a w jego spojrzeniu było całe morze uczucia. Serce Andrei zaczęło 
bić na alarm.
— Może pójdziemy na spacer — próbowała mówić spokojnie, lecz jej głos się 
załamał.
— Nie zdążyliśmy jeszcze nic zjeść — obruszył się zaskoczony.

background image

— Och, na jedzenie mamy całe długie życie, bez względu na to, czy będziemy robić to 

razem, czy każde z osobna. Ten wieczór musi być inny, niepowtarzalny. Chodźmy 
drogą, którą szliśmy ostatnim razem. Chcę ci coś powiedzieć.
— Czyżbyś chciała mi coś wyznać? Zabrzmiało to tak uroczyście...
— To też. Ale najpierw chcę się dowiedzieć, co ty mi masz do powiedzenia. Wtedy 
będzie mi łatwiej się wyspowiadać.
Zbliżając się do ruin starej świątyni ciągle jeszcze rozmawiali o zabytkach, lecz 

rozmowa raz po raz utykała. Obydwoje byli zajęci własnymi myślami, to się rzucało 
w oczy.

Andrea była bardzo podenerwowana, lecz nie miało to nic wspólnego ze strachem. 
Costa ją zrozumie, była tego pewna.
Powodowani wewnętrznym impulsem, zbliżyli się do siebie. Costa mocniej uścisnął 
jej rękę, a gdy popatrzyła na niego szeroko otwartymi, zamyślonymi oczami, 
przyciągnął ją do siebie.
— Andreo, nigdy ciebie nie zapomnę — szepnął. — Gdybym wiedział, jak cię 
zatrzymać, zrobiłbym to. Nie wiem dlaczego, ale ciągle mi się wydaje, że ten wieczór 
może oznaczać dla nas początek.

Andrea wpadła w popłoch. Jeśli kiedykolwiek ma wyznać to, co tak długo przed nim 
skrywała, musi to zrobić teraz, zaraz, inaczej będzie za późno.

— Nie istnieje nic innego, czego bym sobie bardziej życzyła, nie wiedziałam tylko, 
jak ci to wyznać. Właściwie chciałam to przed tobą przemilczeć i zabrać ze sobą za 
ocean. Ale nie mogłam. Przykro mi, ze nigdy nie wyjawiłam swych uczuć do ciebie, 
więc postanowiłam to zrobić przynajmniej na pożegnanie. Kocham cię, Costo — 

szepnęła ledwie słyszalnie.
— Andreo! Moja Andreo! — krzyknął Costa i porwał ją w ramiona. Jego wargi 
przywarły do jej ust w namiętnym pocałunku, że dziewczynie zabrakło tchu.
— Zostań ze mną — oczy Costy wyrażały bezmierną prośbę, błagały, zaklinały. 

Andrea delikatnie wyzwoliła się z jego objęć.
— Myślisz, że po to wyznałam ci miłość, aby teraz zostać twoją kochanką? — Jej 

twarz spłonęła ciemnym rumieńcem, lecz Costa w ciemności nie mógł tego dostrzec. 
— Miałam odwagę, aby wyznać ci moje uczucia, ale mam też na tyle dumy, aby nie 
rzucać się w twoje ramiona tylko dla...
Costa ujął jej dłonie i całował koniuszki palców.

— Ciągle jeszcze masz mnie za uwodziciela bez serca? To, że nic do tej pory nie 
mówiłem, nie oznacza, że nic do ciebie nie czuję. Ja też mam własną dumę. Wiele 
już zdążyłem w ten sposób zepsuć. Nie chciałem zdradzić, że się w tobie zakochałem, 
bo byłem zły na Daphne i chciałem się zemścić. Ty byłaś pod ręką.
Andrei na moment odebrało mowę.
— To prawda? — spytała wreszcie głucho.
— Ależ tak, najdroższa. Nie było mi łatwo. Jeśli chesz, spróbuję ci to wytłumaczyć.
— Proszę, zrób to! Zrób! Tak długo na to czekałam. Dręczyły mnie wątpliwości. Raz 
mi się wydawało, że mnie lubisz, a innym razem, że mnie nienawidzisz... Skąd 
mogłam wiedzieć, co tak naprawdę czujesz?
— Andreo, kocham cię — powtórzył Costa miękkim głosem.

background image

Szczęśliwa, zarzuciła mu ręce na szyję i okryła jego twarz pocałunkami. Costa 

przytulił ją do siebie, jak gdyby nie miał jej nigdy wypuścić z objęć.
Stali tak całą wieczność. Żadne nie powiedziało słowa, każde z nich czuło tylko 
bliskość drugiego i płomień pożądania, które zalało ich gorącą falą.
— Nie mogę ci przyrzec, że zmienię się w ciągu jednego dnia — odezwał się wreszcie 
Costa. — W każdym razie postaram się nie być taki arogancki.
— Wiem, że ci się to uda — uśmiechnęła się Andrea. — Ja też będę musiała się 

jeszcze tego i owego nauczyć. Costo, nie mogę tego pojąć. Czyżbym miała zostać w 
Grecji przy tobie?

— Tylko wtedy, gdy mi coś przyrzekniesz.
— Zabrzmiało to tak, jakbyś chciał ze mną ubić interes.
— Nie całkiem. Jeśli chcesz tu pozostać i żyć moim życiem, będziesz musiała 
podporządkować się panującym tutaj zwyczajom. Mówiąc inaczej, obawiam się, że 
będziesz musiała mnie poślubić.
— Sama nie wiem, jak bym ci mogła odmówić, skoro tak pięknie prosisz — odrzekła 
tak samo uroczyście. — Wiem, Costo, że nie pozostaje mi nic innego.
Obydwoje wybuchnęli śmiechem.

— Chodźmy powiedzieć o tym wszystkim, zanim obudzę się z tego cudownego snu i 
ciebie już nie będzie. Zróbmy to szybko, bo jeszcze byłbyś gotów zmienić zdanie.

— Nic go nie zmieni. Będziesz moją żoną. Spoważnieli, a Costa ponownie 
przyciągnął ją do siebie.
— Andreo, nie odchodź ode mnie. Potrzebuję cię.
— Ja ciebie też — szepnęła między dwoma pocałunkami. — Przyrzekam dać ci 

wszystko, czego sobie zażyczysz.
— Nawet sześcioro dzieci? — rzucił ze śmiechem.
— Siedmioro, jeśli tego chcesz.
— To spora gromadka, więc najlepiej będzie zacząć od razu — oświadczył stanowczo 

Costa i zamknął Andreę w namiętnym uścisku.
Czuła, jak jego ręce wślizgują się pod jej tunikę i pieszczą skórę, aby wresczie 

dotrzeć do piersi. Jęknęła z rozkoszy nie wahając się zatracić w miłości, bo Costa był 
mężczyzną, którego kochała.