background image

Linda Goodnight 

Zatańcz ze mną

Gorący Romans Duo 878

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

To miała być zwyczajna, spokojna niedziela w małym szpitalu w Rattlesnake. I tak było, 

aż do chwili, kiedy na izbie przyjęć pojawił się pewien kowboj... 

Dyżurna   pielęgniarka,   Rebeka   Washburn,   usłyszała   niemiłosiernie   fałszowaną   wersję 

„Sunshine” i odruchowo zerknęła w głąb korytarza. Zdołała jednak zobaczyć tylko zakurzone 
kowbojskie buty i długie nogi w opiętych dżinsach, znikające za zakrętem. 

Na chwilę zaległa cisza, ale po sekundzie kowboj znów zaczął śpiewać. 
Pokręciła głową z dezaprobatą i powiedziała do mężczyzny na drugim końcu linii:
–   Rób   tylko   to,   co   niezbędne,   Sid.   Mam   nadzieję,   że   jakoś   zdobędę   pieniądze.   – 

Zmartwionym   głosem   podziękowała   jedynemu   mechanikowi   w   mieście   i   z   ciężkim 
westchnieniem odłożyła słuchawkę. 

Nie miała pojęcia, jak zdobędzie pieniądze. Usłyszała, że śpiewający maniak przypomniał 

sobie przeboje z bajek dla dzieci i najwyraźniej chciał się tym publicznie pochwalić. 

Trzeba   zakończyć   ten   koncert,   zanim   obudzą   się   wszyscy   pacjenci.   Zdecydowanie 

odsunęła od siebie wizję rozpadającego się samochodu i wstała zza biurka. 

Szybkim krokiem szła w stronę izby przyjęć i czuła, jak jej twarz przybiera służbowy 

wyraz,   zarezerwowany   dla   wyjątkowo   rozrywkowych   pacjentów.   Podczas   jej   dyżuru 
wszystko musiało przebiegać bez zakłóceń. Każda karta choroby była wypełniana na czas, 
przeliczone leki stały w równych szeregach w szpitalnych szafkach, a pacjenci otrzymywali 
najlepszą opiekę, na jaką mogli liczyć w prowincjonalnym szpitalu. Kontrolowanie, to było 
to, co wychodziło jej najlepiej. 

Dlatego   teraz   musi   uciszyć   rozbawionego   kowboja   i   przypomnieć   mu,   że   to   nie   bar 

przydrożny. 

Skrzywiła   się   w   duchu   na   myśl   o   tej   rozmowie.   Nie   znosiła   lekkomyślnych, 

nieodpowiedzialnych  mężczyzn,  którzy nie rozumieją,  że nawet kilka piw może  stwarzać 
śmiertelne niebezpieczeństwo. Ona wiedziała to aż nazbyt dobrze. Ostatnie lata nauczyły ją 
tego lepiej, niżby sobie życzyła, ale widok pijanego pacjenta zawsze przypominał jej tamte 
straszne chwile. 

Opanowała się i pchnęła drzwi gabinetu. Poczuła powiew zimnego powietrza i zapach 

środków antyseptycznych. 

– Może zaprzestanie pan tych  arii, zanim ktoś dostanie ataku serca – zaproponowała 

chłodnym tonem. 

Kowboj najwyraźniej wstał już z wózka inwalidzkiego. Jego muskularne ciało z trudem 

mieściło się na wąskiej, szpitalnej kozetce. Czarna koszula była cała poszarpana, a ładnie 
zarysowaną linię podbródka przecinały liczne zadrapania. 

Becky odruchowo zacisnęła zęby. A więc nie tylko był pijany i zakłócał porządek na jej 

dyżurze. Najwyraźniej brał też udział w jakiejś bójce. 

Mężczyzna, zaskoczony ostrą reprymendą, zamilkł i próbował spojrzeć w jej kierunku. 

Twarz wykrzywił mu grymas bólu, ale nie tracił rezonu. 

background image

– Ej, Jackson, patrz, kto nas odwiedził! – zawołał do wysokiego, milczącego kowboja, 

który stał obok. – To chyba sama miss rodeo!

– Zmartwię cię, Jett, ale ona mi wygląda raczej na małą, wściekłą pielęgniarkę – mruknął 

Jackson. 

– Pielęgniareczka? Na rodeo? Co ona tu robi? – Jett poderwał się gwałtownie, strącając 

kapelusz, a jego niebieskie oczy błysnęły niebezpiecznie. – Ktoś jest ranny? – Zaraz jednak 
opadł na leżankę i wymruczał: – Coś dziwnego dzieje się w mojej głowie... Nie mogę jej 
uspokoić. 

– To nie jest arena, kowboju! – odezwała się Becky. – I nic dziwnego, że kręci ci się w 

głowie. Ile dzisiaj wypiłeś?

Obaj mężczyźni spojrzeli na nią zaskoczeni. 
– Czy my coś dziś piliśmy, Jackson?
– Ani kropelki – powiedział Jackson, zdecydowanie kręcąc głową. – Chyba nie podobają 

jej się twoje śpiewy. 

– Co to za żarty?  – spytała  lekko zirytowana.  Nie znosiła takich rozmów,  ale pijani 

pacjenci rzadko wykazywali się rozsądkiem i opanowaniem. – Co panu właściwie jest? Brał 
pan udział w bójce?

– Byk potraktował go mało przyjacielsko – wyjaśnił spokojnie Jackson. 
– Byk? – powtórzyła bez sensu i poprzednia irytacja rozpłynęła się bez śladu. – Miał pan 

wypadek na rodeo?

– A co innego może ściągnąć faceta do szpitala w niedzielny poranek? – usłyszała w 

odpowiedzi. 

Poczuła,   jak   wypełnia   ją   zawstydzenie.   Zachowała   się   zupełnie   nieprofesjonalnie. 

Pozwoliła,  żeby osobiste wspomnienia przesłoniły jej obiektywną ocenę sytuacji. Zamiast 
zbadać pacjenta, założyła, że jest nietrzeźwy i potraktowała go jak zwykłego łobuza. 

Drgnęła   poruszona.   Czy   tamte   okropne   wspomnienia   nigdy   nie   przestaną   jej 

prześladować?

Szybko wyjęła z szuflady aparat do mierzenia ciśnienia i opięła pas na muskularnym 

ramieniu. Pacjent był doskonale zbudowany. Miał silne, umięśnione ciało. Idealne, musiała 
przyznać, choć, oczywiście, nie miało to żadnego znaczenia. 

– Proszę dokładnie opowiedzieć, co się stało – zwróciła się do drugiego mężczyzny. 
Ranny przymknął oczy, mogła więc dokładnie mu się przyjrzeć. Mała blizna koło nosa 

zdradzała, że był już kiedyś ranny. Ale to wcale nie ujmowało uroku jego przystojnej twarzy. 
Wręcz przeciwnie. Nie wątpiła, że kobiety nie pozostawały obojętne na ten urok. 

– Co tu opowiadać? – mruknął Jackson. – Wielki byk zrzucił go z karku i trzepnął na 

ziemię jak worek mąki. Nie wyglądało to najlepiej... 

Delikatnie ujęła przegub, żeby wyczuć puls. Na twardej skórze wciąż odciśnięte były 

ślady liny. 

Skrzywiła   się   z   dezaprobatą.   Jak   każdy   jeździec   rodeo,   ten   facet   nie   miał   za   grosz 

rozsądku. Żyją na krawędzi ryzyka, nie potrafią funkcjonować bez adrenaliny i narażają na 
niebezpieczeństwo siebie i innych!

background image

– Jak długo był pan nieprzytomny?
– Nieprzytomny? Ja? – Kowboj uniósł się na łokciu i spojrzał na nią zdziwiony. – Nigdy 

w życiu nie zemdlałem... – I w tym momencie opadł bezwładnie na łóżko. 

– Jest pan jego krewnym? – spytała Jacksona. 
– Nie, tylko kolegą z rodeo. Ale wiem, że w pobliżu mieszka jego brat, jeśli jest do 

czegoś potrzebny... 

Zanim   zdążyła   odpowiedzieć,   w   drzwiach   stanęła   koleżanka   z   rejestracji   z   plikiem 

dokumentów w ręku. 

– Becky, co robimy? Czekamy, aż pan Garett się ocknie i sam będzie w stanie podpisać 

dokumenty, czy... 

–   Garett?   Jett   Garett?   –   Drgnęła   zaskoczona   i   spojrzała   uważnie   na   twarz   leżącego 

mężczyzny. – Poznałam go kiedyś... 

Teraz zaczęła sobie przypominać... Jakieś pięć lat temu on i jej mąż Chris brali razem 

udział   w   rodeo.   Pamiętała,   że   nawet   Chris,   chociaż   sam   pełen   brawury,   był   zdumiony 
szalonymi wyczynami Jetta. 

– Tak, to on. Młodszy braciszek Colta Garetta – pokiwał głową Jackson. – Zna go pani?
–   Cóż,   w   tym   mieście   wszyscy   się   znają.   Mój   synek   chodzi   do   przedszkola,   które 

prowadzi żona Colta, Kati. 

Z   ust.   Jetta  zaczęły  się  wydobywać  niewyraźne  dźwięki   kolejnej   piosenki  i   Becky  z 

trudem zdobyła się na uśmiech. 

– Zawsze śpiewa, kiedy jest ranny?
– Śpiewa nawet przez sen – zaśmiał się Jackson. 
Jej   palce   szybkimi   ruchami   przeczesywały   czuprynę   Jetta,   badając   kości   czaszki.   Na 

szczęście, nie znalazła nic poza kilkoma guzami. 

Zadzwoniła do lekarza dyżurnego i zdała mu relację ze wstępnych oględzin. 
– Miał dużo szczęścia – zwróciła się do Jacksona. – Nie wygląda to bardzo źle. Doktor 

Clayton przyjdzie tu za kilka minut i jeszcze raz go zbada, ale przypuszczam, że będzie chciał 
go zatrzymać u nas na kilka dni na obserwację. Ze wstrząśnieniem mózgu lepiej uważać... 

Nie zdążyła powiedzieć nic więcej. Jett Garett poderwał się gwałtownie i krzyknął:
– Nigdzie nie zostaję!
Próbował wstać, ale zachwiał się niebezpiecznie i tylko szybka reakcja kolegi uchroniła 

go przed upadkiem. 

– Nie stawiaj się, stary! Lepiej róbmy to, co każe ta miła pielęgniareczka – doradził 

Jackson. 

– Dzięki za radę, ale nic z tego! Przyrzekłem Melissie... – Ale zanim zdradził, co takiego 

ważnego obiecał Melissie, znowu zemdlał. 

Becky wiele słyszała o burzliwym życiu uczuciowym Jetta Garetta i nie miała ochoty 

słuchać opowieści o jego kolejnej przyjaciółce. Szybko sięgnęła po nożyczki i pochyliła się 
nad jego nogą. 

– Dobry Boże! – westchnęła. – Nic dziwnego, że zemdlał. Nikt by nie ustał na takiej 

nodze. 

background image

Sprawnie przecinała nogawkę dżinsów i uwalniała z niej zakrwawioną nogę. Patrzyła na 

opalone, muskularne ciało i czuła mimowolnie rosnący podziw. 

On potrzebuje twojej pomocy, nie zachwyconych spojrzeń, upomniała się w duchu. Ale 

trudno było opanować podziw, patrząc na to umięśnione, atletyczne ciało. 

Ciało Chrisa też było takie. Ale jak widać, to za mało, żeby przeżyć katastrofę. 
Odpędziła wspomnienia i próbowała skupić się na tym, co widziała. Nie mogła już pomóc 

Chrisowi, ale może pomóc Jettowi. Niestety, jego kolano wyglądało fatalnie. 

– Fiu, fiu! – gwizdnął Jackson cicho. – Kowboje mówią, że dopóki oddychasz, nie jest 

źle, ale nie wiem, czy Jett wciąż tak myśli. Kiepsko to wygląda. Pewnie byk na nim stanął, a 
ważył pewnie z tonę... 

– Doktor na pewno zrobi  prześwietlenie,  ale już teraz  mogę  panu powiedzieć,  że na 

pewien czas będzie musiał dać sobie spokój z rodeo – powiedziała, delikatnie oczyszczając 
ranę. 

– To niemożliwe! – zaprotestował Jackson gwałtownie. – Jeszcze tylko kilka punktów i 

będzie mógł wziąć udział w ogólnokrajowym finale w Vegas. To dla niego ogromna szansa 
i... 

Becky rzuciła mu krótkie, chłodne spojrzenie. 
– Nie chciałabym niszczyć waszych marzeń, ale sam pan widzi, jak to wygląda... 
Jackson westchnął ciężko, zsunął kapelusz na tył głowy i skrzywił się smętnie. Oboje 

spojrzeli na leżącego pacjenta, ale każde z nich myślało o czym innym. Jackson serdecznie 
współczuł koledze, któremu niemal pewny puchar przejdzie koło nosa, a Becky zastanawiała 
się, jakim szaleńcem trzeba być, żeby siadać na dzikiego byka i ryzykować życie... 

Rano Jett obudził się z potwornym bólem głowy. Próbował ostrożnie spojrzeć w bok, ale 

nie   bardzo   mu   się   to   udało.   Kątem   oka   dostrzegł   telewizor,   niewielki   stolik   i   wózek 
inwalidzki. 

Zamknął oczy, policzył do dziesięciu i znowu otworzył, ale nic się nie zmieniło. Był w 

piekle. 

– Szpital? – wyszeptał z trudem. 
– Tak, szpital w Rattlesnake. Co najmniej  do jutra – potwierdził  rozparty na krześle 

Jackson. 

Jett chciał poruszyć nogą, ale przeszył go ostry ból i syknął zaskoczony. To niemożliwe, 

jutro powinien być na zawodach w Austin. 

– Ja cię tu przywiozłem – przyznał się Jackson. – A jutro przyjedzie Colt i zabierze cię do 

Amarillo. 

– To chyba ty jesteś chory! – warknął Jett. – Jutro jedziemy do Austin!
Jackson nie odpowiedział, ale na szczęście w tym momencie drzwi otworzyły się i stanęła 

w nich drobna, rudowłosa pielęgniarka. Gdyby nie służbowy strój i identyfikator z napisem 
„Rebeka Washburn – dyplomowana pielęgniarka”, mógłby ją wziąć za dziecko. 

Podeszła bliżej i wtedy szybko zmienił zdanie. Na pewno nie była dzieckiem. Może była 

dość filigranowa, ale posiadała wiele interesujących kobiecych atrybutów. 

Sprawnie odwinęła opatrunek i posmarowała czymś ranę, a wtedy przeszył go ból tak 

background image

silny, że niemal zapomniał, jak się nazywa. Zaklął pod nosem. Wiele razy był już przecież 
ranny, ale to było gorsze niż wszystko, co dotąd przeżył. 

Pielęgniarka zerknęła na niego ze współczuciem. 
– Chce pan środek przeciwbólowy?
–   Jaki   ból?   –   Z   trudem   wciągnął   powietrze   przez   zaciśnięte   zęby.   –   Nie   potrzebuję 

żadnego środka, chcę dostać moje spodnie. 

Pielęgniarka rzuciła Jacksonowi zagadkowe spojrzenie. Ten westchnął ciężko i podrapał 

się po głowie. Jett zaczynał mieć złe przeczucia. 

– Nie masz spodni – mrukną) wreszcie przyjaciel. – Ona je pocięła. 
– Naprawdę?  – Uśmiechnął  się z trudem.  – I co było  dalej, kiedy byłem  już nagi  i 

nieprzytomny? – Zerknął na Rebekę filuternie, ale nie zrobiło to na niej wrażenia. Nawet się 
nie zaczerwieniła. Była tak atrakcyjna, że pewnie musiała przywyknąć do niewybrednych 
męskich   zaczepek   Właściwie   nie   wiedział,   dlaczego   to   zrobił.   Próbuje   z   nią   flirtować,   a 
przecież zupełnie nie miał na to teraz czasu. Zbliżał się ogólnokrajowy finał rodeo i Jett 
Garett nie miał głowy ani serca do dziewczyn. 

Ale ta była naprawdę niezła. 
Może później. 
– Jak mam wyjść bez spodni? – Postanowił być  rzeczowy,  tylko  wtedy pozwolą mu 

szybko stąd zwiać. 

Becky zmarszczyła czoło i przechyliła głowę. 
– Nie pamięta pan, co mówił doktor? – spytała łagodnie. – Nigdzie pan nie wyjdzie. Jutro 

wysyłamy pana do Amarillo, na konsultację z chirurgiem ortopedą. 

– Z powodu bólu głowy? – próbował żartować. Żadne z nich się nie uśmiechnęło, więc 

zacisnął powieki i usiłował poskładać wszystko w całość. Pękała mu głowa, ale ostatecznie to 
już nieraz się zdarzało, zwłaszcza po imprezach z kolegami. Gorsze było to, że miał wrażenie, 
jakby stado rekinów rozszarpywało mu kolano. 

– Co mi jest?
Pielęgniarka sięgnęła po kartę i dość szczegółowo opisała jego położenie. Pełno tam było 

medycznych sformułowań i dziwnie brzmiących nazw, a to nie poprawiło mu humoru. 

Do tej pory z każdej kontuzji udawało mu się wyjść cało. Nienawidził ich i szczerze 

współczuł kolegom, których rozmaite wypadki wyłączały z gry, ale na szczęście jego to nie 
dotyczyło. On nigdy nie był pechowcem siedzącym na ławce rezerwowych. Aż do tej pory. 
Nie miał pojęcia, że jest tak źle. Ruda powiedziała, że jego kolano jest zdemolowane. 

– Kiedy będę mógł znowu jeździć? – spytał poruszony. 
– To stwierdzi ortopeda. Ale ostrzegam, że może to potrwać kilka miesięcy albo nawet 

dłużej. 

– O nie! Nie zrobicie ze mnie kukły w gipsie! – zawołał przerażony. – Mogę chodzić!
Zamierzał to udowodnić, ale zdradliwa noga odmówiła mu posłuszeństwa. 
–   Proszę   nie   robić   głupstw!   Myślałam,   że   ujeżdżanie   byków   to   największe   pana 

szaleństwo, ale widzę, że może być gorzej! Jeśli ma pan w sobie odrobinę rozsądku, musi pan 
pozwolić nam wyleczyć tę nogę. Inaczej nigdy nie wróci pan do zdrowia, a wówczas z rodeo 

background image

może się pan pożegnać na zawsze. 

To go nieco otrzeźwiło. Opadł z powrotem na łóżko i nie protestował, kiedy bez wysiłku 

ułożyła jego nogę na wyciągu. 

– Jaka silna kobieta... – mruknął z podziwem. – Zna pani judo czy coś... 
– Czy coś... – Uśmiechnęła się wreszcie. 
I wtedy poczuł, jakby nagle zabłysło słońce, a jego żołądek zalało dziwne ciepło. 
Miał coraz większą ochotę poznać ją bliżej... 
– Ej, ludzie, co się dzieje?! Świat zwariował, jednego dnia powala mnie byk, drugiego 

kobieta! – Pajacował w swoim zwykłym stylu, który zawsze pomagał mu ukryć prawdziwe 
emocje. – Jackson, dzwoń na policję, musimy zgłosić kradzież spodni i porwanie. 

Becky uśmiechnęła się lekko i spojrzała na niego wielkimi oczami koloru miodu. Było w 

nich tyle powagi i współczucia. .. i nagle zapomniał, że to zapewne jej zawodowy nawyk. 
Może nawet zdają z tego egzamin w szkole pielęgniarskiej... 

Zaczynały go ogarniać coraz gorsze przeczucia. Odnosił nieodparte wrażenie, że czekają 

go zupełnie niezaplanowane wakacje w Amarillo. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Rebeka właśnie kończyła swoją zmianę i uzupełniała ostatnie wpisy do kart pacjentów, 

kiedy nagle niemal zesztywniała. Z niedowierzaniem wpatrywała się w kartę Jetta Garetta i 
nie mogła uwierzyć w to, co widziała. 

– Mindy – zwróciła się do siedzącej obok koleżanki. – Dawałaś pacjentowi z 14B środki 

przeciwbólowe?

– Nie. Byłam pewna, że ty mu je podałaś, jeszcze na izbie przyjęć. A co, nie dostał 

żadnych? – Mindy zaśmiała się lekko i pokręciła głową. – Twardy kowboj z niego!

Becky westchnęła ciężko. Twardy czy nie, to niemożliwe, żeby zasnął z takim bólem 

głowy   i   zmiażdżonym   kolanem.   A   ona,   jeszcze   przez   kilkanaście   minut,   była   za   niego 
odpowiedzialna i nie mogła zaniedbać obowiązków, niezależnie od tego, jak gburowaty był 
ten jeździec rodeo. 

Szybko dokończyła wypełnianie dokumentów i przeszła do pokoju Jetta. 
Już   z   daleka   słyszała   fałszywe   dźwięki   „Itsy   Bitsy   Spider”   i   nawet   nie   próbowała 

powstrzymać uśmiechu – to była ulubiona piosenka jej syna. 

Jednak   kiedy   weszła   do   pokoju   Jetta,   uśmiech   znikł   z   jej   twarzy.   Nie   mogła   mieć 

wątpliwości – głośne śpiewy miały uśmierzyć  ból. Przystojna twarz wykrzywiona była w 
dziwnym grymasie, a z ust co chwilę wydobywał się cichy syk. 

– Panie Garett – odezwała się łagodnym tonem. Śpiew natychmiast ustał. 
– Jett – poprawił ją kowboj. 
– Dobrze, Jett – zgodziła się. – Przyniosłam ci zimny okład na kolano. Poza tym muszę ci 

zrobić zastrzyk przeciwbólowy. To powinno pomóc. 

– Nic mi nie jest – zaprotestował gwałtownie. 
– Lepiej bądź rozsądny i przestań grać twardziela – poradziła. – Doktor Clayton zalecił 

zastrzyk i powinieneś go dostać. Poza tym powinieneś wiedzieć, że proces gojenia następuje 
szybciej, jeśli mięśnie są wypoczęte i rozluźnione. A twoje są stale spięte. 

– Przyglądałaś się moim mięśniom? – spytał z szerokim uśmieszkiem. 
Nie zareagowała na zaczepkę. 
– Zaraz zrobię ci zastrzyk i niedługo ból minie – powiedziała. 
– Zgoda, ale pod jednym warunkiem. 
– Jakim? – spytała ostrożnie. Wiedziała, że z takim facetem trzeba uważać. 
Nie odpowiedział od razu. Milcząco wskazał krzesło stojące obok łóżka i wyjaśnił:
– Usiądziesz tu i będziesz rozmawiała ze mną, dopóki leki nie zadziałają. 
Spojrzała   na   niego   zaskoczona   i   na   moment   utonęła   w   wielkich   błękitnych   oczach. 

Czyżby właśnie usłyszała zaproszenie od znanego podrywacza? A może naprawdę się bał i 
nie chciał zostać sam?

Zaintrygował ją. Nie wiedziała,  co  odpowiedzieć. Jej dyżur kończył się za kwadrans, a 

potem musiała jeszcze odebrać samochód z warsztatu i jechać do przedszkola po Dylana. 

Jednak z drugiej strony, wszystkie dokumenty były już wypełnione, karty wypisane, leki 

background image

rozdane i nie miała nic więcej do roboty. 

– Mam tylko piętnaście minut – odezwała się w końcu. – Ale mogę zostać z tobą przez 

ten czas. 

– Trzymam cię za słowo. – Przymknął oczy i opadł na poduszki. 
Stała przez chwilę przy łóżku, wpatrując się w jego interesującą twarz. Reprezentował to 

wszystko, czego się bała i przed czym uciekała. Był nieprzewidywalny, żył na granicy ryzyka, 
ciągle   szukając   kolejnych   wyzwań   i   pewnie   nigdy   nie   zagrzał   długo   miejsca   ani   nie 
wytrzymał długo z jedną kobietą. 

Była w nim jakaś ekscytująca dzikość i żądza nowych doznań. Promieniowała z niego siła 

życia tak wielka, że sam mógł od niej spłonąć, jak spadająca gwiazda. I pewnie nawet by o 
tym nie wiedział. 

Ale ona wiedziała. Już kiedyś była świadkiem tego, jak żądza życia zniszczyła pewnego 

człowieka... 

Nie wiedziała, dlaczego zgodziła się przy nim zostać. Oczywiście, robiła to już wcześniej 

setki   razy,   ale   ten   mężczyzna   nie   był   tylko   kolejnym   pacjentem.   Był   niebezpieczny. 
Przypominał o wszystkim, o czym chciałaby zapomnieć. 

Nagle przyszła jej do głowy straszna myśl – a co będzie, jeśli Dylan przejął takie same 

skłonności po Chrisie? Co by zrobiła, jeśli jemu przydarzyłoby się coś podobnego?

– Dostanę ten zastrzyk, czy może wolisz dać mi całusa? – usłyszała niewyraźny głos 

Jetta. – Zgadzam się na wszystko. 

To przerwało jej ponure rozmyślania. Drgnęła lekko i wyszła przygotować zastrzyk. 
Znała ten typ mężczyzn i starała się go unikać za wszelką cenę. Już raz cierpiała, płacąc 

za swoje zauroczenie. 

Jett Garett przerażał ją. 
W takim razie dlaczego zadrżała, kiedy wspomniał o pocałunku? I dlaczego tak nagle 

skoczyło jej tętno?

Ścisnęła skronie rękoma i próbowała się skoncentrować. Była przecież profesjonalistką. 

Dzięki Dylanowi nauczyła się, że może znieść wszystko. Wróci więc tam i zrobi mu zastrzyk. 
A potem usiądzie obok i porozmawia z nim. I nie będzie zwracała uwagi na jego imponujące 
ciało ani na przystojną twarz. I z całych sił postara się zignorować ten dziwny dreszczyk, 
który ją przebiegał, gdy stała zbyt blisko Jetta. 

Może sobie na to pozwolić, bo kiedy jutro tu wróci, on będzie już w Amarillo i nigdy 

więcej się nie zobaczą. 

Kiedy godzinę później parkowała obok przedszkola, w jej głowie nie było nawet śladu 

myśli   o   poturbowanym   kowboju.   Jego   miejsce   zajął   Sid,   miejscowy   mechanik.   Właśnie 
powiedział, że nie jest nawet pewien, czy uda mu się choćby zdobyć części do tak starego 
samochodu jak jejRadził, żeby się poddała, zanim spowoduje wypadek. 

Wiedziała, że Sid ma rację. Powinna kupić nowe auto, ale nie miała pojęcia, skąd wziąć 

na to pieniądze. 

Westchnęła ciężko i stanęła przed furtką, wiodącą do Ośrodka Aniołki Kati. Ta nazwa 

zawsze ją bawiła, ale przyznawała, że Kati Garett, właścicielka tego miejsca, rzeczywiście 

background image

traktowała każde dziecko, jak dar niebios. 

Zerknęła do ogródka i starała się wyłowić Dylana z grupy dokazujących dzieci. Nie było 

to specjalnie trudne – właśnie wraz z kilkoma innymi chłopcami biegał wokół niewielkiego 
krzaczka i udawał pędzący samochód. 

Becky zdrętwiała. Biegał zbyt szybko. Mógł się przewrócić, uderzyć w głowę... Zabić. 
– Dylan! – krzyknęła ostro i ruszyła w jego kierunku. Na dźwięk jej głosu Kati Garett, 

siedząca   z kilkoma  dziewczynkami  i  popijająca  herbatkę   na wyimaginowanym   przyjęciu, 
wstała i uśmiechnęła się do niej szeroko. Mimo zaawansowanej ciąży, wciąż poruszała się z 
dawnym wdziękiem, lekko i zwinnie. 

Dylan też usłyszał jej krzyk. Musiał zauważyć również strach, przebijający w głosie, bo 

natychmiast stanął jak wryty. Rozpędzony maluch, biegnący z nim, uderzył Dylana z całym 
impetem i przewrócił. Becky błyskawicznie skoczyła do niego i czuła, że jej serce bije jak 
szalone. 

– Nic ci nie jest? – spytała, podnosząc go z ziemi. 
Wiedziała, że w jej głosie brzmi panika zupełnie niewspółmierna do całego zdarzenia, ale 

nic nie mogła na to poradzić. Gdyby Dylanowi stało się coś złego, nie umiałaby dalej zyć. Nie 
tym razem. 

Mały wykrzywił usta przestraszony, w oczach błysnęły mu łzy. 
– Przepraszam, mamo. Bardzo cię przepraszam. Szybko obejrzała, czy nie ma żadnych 

obrażeń i odetchnęła z ulgą. 

– Nic mu nie jest – zawołała do nadchodzącej Kati. – Na szczęście nic mu się nie stało, 

ale nie rozumiem, jak możesz pozwolić, żeby tak szalał!

Kati łagodnie dotknęła jej ramienia i powiedziała spokojnie:
– Becky, to nic takiego. To zupełnie normalne, że mali chłopcy biegają. W ten sposób się 

rozwijają.   Nie   zmusisz   go   przecież   do   siedzenia   na   krześle   przez   cały   dzień.   Szczerze 
mówiąc, cieszyłam się, że wreszcie zaczął się ganiać z kolegami. Był dotąd bardzo nieśmiały 
i nie chciał bawić się z innymi. 

Becky wciągnęła powietrze i starała się uspokoić rozszalałe tętno. 
–   Masz   rację,   wiem.   Ale   to   przecież   takie   niebezpieczne.   Zanim   Kati   zdążyła 

odpowiedzieć, podbiegł do nich Evan, jej czteroletni synek. 

– Mamo, czy Dylan jest ranny? Biegłem za nim i niechcący go przewróciłem... 
– Nic mu nie jest – uspokoiła go z uśmiechem. – Leć się dalej bawić. 
Becky patrzyła z niedowierzaniem i spytała:
– Naprawdę pozwalasz mu na takie zabawy?
– Oczywiście. Nie masz pojęcia, jak wygłupiają się w domu z Coltem. Szaleją obaj jak 

dwa szczeniaki. Na drugie urodziny Evan dostał własne siodło i Colt osobiście wsadził go na 
konia. 

Becky zesztywniała na samą myśl o tym, czym to groziło. 
– Zgodziłaś się na to? Nie bałaś się, że coś mu się stanie?
– Nie – odparła Kati, śmiejąc się lekko. – Wiem,  że Colt  kocha go nad życie  i nie 

pozwoliłby, żeby coś mu się stało. 

background image

Becky słuchała tego z niedowierzaniem i zazdrością. Widziała, jak oczy Kati rozbłysły, 

kiedy opowiadała o mężu. Wciąż pamiętała jaką sensacją w miasteczku był ślub Kati i Colta. 
Wszyscy byli zaskoczeni, że Colt Garett, zdeklarowany kawaler z reputacją niewiele lepszą 
niż jego braciszek, zdecydował się poślubić spokojną nianię i adoptować małego Evana. Ale 
każdy, kto widział ich potem razem, rozumiał, że Coltowi trafiło się coś wyjątkowego i na 
szczęście, miał dość rozumu, żeby tego nie przegapić. 

–  Jak  czuł  się  Jett,   kiedy  wychodziłaś  ze   szpitala?  –  spytała  Kati,   zmieniając  temat. 

Widząc   zaskoczone   spojrzenie   przyjaciółki,   wyjaśniła:   –   Colt   był   tu   jakiś   czas   temu   i 
wszystko mi opowiedział. Czy z jego kolanem rzeczywiście jest tak źle?

– Jeszcze gorzej – odparła Becky. 
– Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Ci kowboje, a zwłaszcza Garettowie, myślą, 

że   są   niezniszczalni.   –   Kati   uśmiechnęła   się   miękko   i   potrząsnęła   lekko   głową.   Długie, 
ciemne   loki   zatańczyły   wokół   jej   głowy   i   Becky   pomyślała,   że   Colt   rzeczywiście   miał 
mnóstwo szczęścia. – Chociaż czasami sama myślę, że Colt rzeczywiście jest niezniszczalny. 

Becky   słuchała   tych   słów   i   zastanawiała   się,   jak   to   jest   kochać   kogoś   tak,   jak   Kati 

swojego męża.  Bezgranicznie,  z pełnym  zaufaniem i poczuciem bezpieczeństwa.  Ona też 
kiedyś kochała Chrisa, ale nigdy nie czuła takiego spokoju i szczęścia, które promieniowały 
od przyjaciółki. Jej życie z Chrisem było mało przewidywalne, pełno w nim było napięcia i 
szaleństwa. Ale ten okres, choć krótki, wiele ją nauczył. Dlatego dziś ponad wszystko ceniła 
spokój,   pewność   i   poczucie   bezpieczeństwa.   Wszystko,   czego   pragnęła,   to   nudne   i 
przewidywalne życie. No, i nowy samochód. 

To przypomniało jej o fatalnym stanie własnego konta i z trudem zmusiła się, aby teraz o 

tym nie myśleć. 

– Nie martw się, twój szwagier będzie miał świetną opiekę w Amarillo – uspokoiła Kati. 

– Mają tam najlepszy zespół ortopedów w tym stanie. Na pewno mu pomogą. 

– Mam nadzieję. Ale Colt wspominał też coś o śpiewaniu. .. – rzuciła Kati z uśmiechem. 
– Tak, trudno było go nie słyszeć – zaśmiała się Becky. – Nigdy nie widziałam nikogo, 

kto reagowałby na ból w tak rozrywkowy sposób. 

– To właśnie cały Jett. Zwykle  robi to, czego się najmniej  spodziewasz. Zawsze był 

nieprzewidywalny. 

– Nieprzewidywalny... – powtórzyła Becky. 
No właśnie. Jett Garett był nieprzewidywalny, a ona nie lubiła niespodzianek. Tęskniła do 

bezpieczeństwa, rutyny i spokoju. 

Z nagłym zainteresowaniem pomyślała o Shermanie Benchleyu – znajomym, z którym 

czasami umawiała się na niezobowiązujące randki. Dawno się nie widzieli, chyba powinna 
zadzwonić do niego i zaprosić go do kina i na spacer. O Shermanie z całą pewnością nie 
można było powiedzieć, że jest nieprzewidywalny. W kinie na pewno kupi popcorn, a na 
spacer weźmie parasol. Tak, zawsze wiedziała, czego można po nim oczekiwać. 

Dwa tygodnie później zdarzyło się coś, co przewróciło jej uporządkowane życie do góry 

nogami. 

Uzupełniała właśnie karty szczepień, kiedy zadzwoniła do niej Marsha Simek, przełożona 

background image

pielęgniarek. 

Znały się z Marshą od lat i bardzo się lubiły, mimo to idąc do jej gabinetu, Becky nie 

potrafiła opanować lekkiego zdenerwowania. 

–   Miałam   dziś   interesujący   telefon   –   zaczęła   Marsha,   wpatrując   się   w   nią   dziwnym 

spojrzeniem. – Wygląda na to, że zrobiłaś duże wrażenie na jednym z naszych pacjentów... – 
rzuciła zagadkowo. – Chce cię zatrudnić do opieki domowej. 

Becky pochyliła się zainteresowana. Wizyty domowe już nie raz ratowały jej budżet. A 

dawno nie potrzebowała gotówki tak bardzo jak teraz. 

– Kto to? – spytała z przejęciem. – Pan Novotny, ten po amputacji stopy?
– Nie. – Marsha podała jej niewielką kartkę z numerem telefonu. – Jett Garett. Pamiętasz 

go?

–   Jett...   –   Dalsze   słowa   utkwiły   jej   w   gardle.   Każdy,   tylko   nie   on.   Wciąż   jeszcze 

pamiętała fałszywie śpiewane piosenki i przystojną twarz wykrzywioną bólem. I napięcie, 
które ją ogarniało, gdy zbliżała się do niego. – Co się dzieje? Dlaczego musi mieć wizyty 
domowe?

– Wygląda na to, że rehabilitacja potrwa jakiś czas. Mieszka teraz na ranczu Garettów i 

dochodzi do siebie po operacji. 

– Nie jestem przecież rehabilitantką – zaprotestowała Becky. 
– Nie szkodzi, na pewno sobie poradzisz. Masz wystarczające doświadczenie, żeby się 

nim zajmować. Na ranczu jest już cały sprzęt niezbędny do ćwiczeń, chodzi tylko o to, żeby 
pokazać, jak ma go używać. Z twoją praktyką, nie powinno być z tym problemu. Zresztą pan 
Garett wyraźnie nalegał, żeby zatrudnić właśnie ciebie. 

– Cóż... – odezwała się po chwili. – Niestety nie jestem zainteresowana. 
– Jak to – nie jesteś?! – Marsha nawet nie kryła zdziwienia. – Nawet nie zapytałaś o 

zarobki. A są doskonałe. 

Nie   zapytała,   bo   wolała   nie   wiedzieć,   jakie   pieniądze   odrzuca.   Mimo   to   Marsha 

wymieniła kwotę, wyższą niż jej pensja w szpitalu. 

Becky   nerwowo   zagryzła   wargi.   Rozpaczliwie   potrzebowała   tych   pieniędzy,   ale   nie 

mogła się zgodzić na pracę dla Jetta – szalonego kowboja z dużą dawką testosteronu. Nie ma 
mowy. Sama myśl o spędzeniu kilku godzin w jego obecności wywoływała w niej dziwne 
napięcie. 

– Nie mogę, Marsha. Przepraszam – powiedziała szybko i wstała. 
– A jak się miewa twój ojciec? – usłyszała za plecami. Zacisnęła powieki i z trudem 

przełknęła ślinę. 

– W porządku. Ale wiesz, że to nieładne zagranie. Marsha znała jej problemy finansowe i 

kłopoty z chorym ojcem. Jego renta nie starczała nawet na leki, nie mówiąc już o rachunkach 
ze szpitala, które ciągle spłacała. 

– Chcę tylko, żebyś się dobrze zastanowiła. To naprawdę taki problem pracować dla tego 

miłego chłopaka przez kilka tygodni? Zarobisz pieniądze, które pomogą ci stanąć na nogach, 
pacjent szybciej wróci do zdrowia, wszyscy zyskają... – kusiła. 

Becky wciąż trzymała rękę na klamce i nie wiedziała, co odpowiedzieć. W wersji Marshy 

background image

to było takie proste... Być może rzeczywiście wszyscy zyskają. Wszyscy, oprócz niej. 

– Zastanowię się – obiecała w końcu. 
Zastanawiała się przez cały dzień. Co kilka minut wyciągała z kieszeni kartkę z telefonem 

i wpatrywała się w nią z napięciem. Rozważała wszystkie za i przeciw, aż wreszcie podjęła 
decyzję. Niezależnie od tego, jak bardzo potrzebowała pieniędzy, nie będzie pracowała dla 
Jetta Garetta. 

Pod koniec zmiany zadzwoniła do Marshy i krótko poinformowała ją o swojej decyzji. 

Szybko odłożyła słuchawkę, żeby nie usłyszeć kolejnych przekonywać, zebrała swoje rzeczy i 
przeszła na parking. 

W całym ciele czuła napięcie i stres. Bolał ją zesztywniały kark, mięśnie ramion, a gdzieś 

u nasady czaszki promieniował silny ból, ogarniający całą głowę. 

To przez wczorajsze zdenerwowanie, tłumaczyła sobie. 
Wczoraj wieczorem Dylan jakimś cudem otworzył drzwi frontowe i wybiegł do ogródka 

bez jej wiedzy. Kiedy wyszła spod prysznica i nie znalazła go w domu, omal nie dostała 
zawału. W końcu dostrzegła go bawiącego się kilka metrów od ruchliwej ulicy i to wcale jej 
nie uspokoiło. Szybko zabrała go stamtąd, ale wciąż czuła, jak na samo wspomnienie tego 
zdarzenia ogarniają zdenerwowanie i strach ściska gardło. Nieustannie zastanawiała się, jak 
uchronić Dylana przed podobnymi niebezpieczeństwami. 

Oczywiście, wystarczyłoby, gdyby ogrodziła ogródek niewielkim płotem, ale to kosztuje. 

Póki co, przełoży po prostu zamek w drzwiach trochę wyżej. 

Dylan   był   coraz   bardziej   zainteresowany   odkrywaniem   nowych   przestrzeni   i   to 

powodowało,   że   żyła   w   ciągłym   napięciu.   Denerwowało   ją,   że   wszystkie   jej   zabiegi, 
wcześniej czy później, okazują się bezskuteczne. Tyle czasu i energii poświęcała na to, żeby 
uchronić go przed wszelkimi potencjalnymi niebezpieczeństwami, a i tak nie była w stanie 
przewidzieć wszystkiego. 

Wprawdzie ojciec wciąż jej wyrzucał, że wychowuje Dylana na mięczaka i lałusia, ale nie 

słuchała   go.   Ojciec   nie   potrafił   zrozumieć,   co   czuła.   Sam   przez   lata   był   zawodnikiem 
motocyklowym, i zanim zapadł na cukrzycę, mimo podeszłego wieku, wciąż pojawiał się na 
torze. Zawsze uważał, że mężczyzna powinien być twardy i umieć sprostać w życiu każdemu 
wyzwaniu. Ale przecież to, że czteroletnie dziecko ciągle ssie kciuk i czasami moczy się w 
nocy, nie znaczy jeszcze, że jest maminsynkiem. 

Miała dość tych przeżyć. Wczoraj przygoda z Dylanem, a dziś ta irytująca propozycja 

Jetta. Marzyła o tym, żeby wreszcie znaleźć się w domu i wypić gorącą herbatę. 

Otworzyła drzwi starego forda i przekręciła kluczyk w stacyjce. Rozległa się seria dobrze 

znanych  trzasków i prychnięć, typowe zachowanie jej samochodu. Tym razem jednak po 
kanonadzie  zwykłych  odgłosów, silnik nie zaskoczył  i nie zamruczał  w  znajomy sposób. 
Spróbowała jeszcze raz, i jeszcze, aż w końcu zrozumiała, że musi się poddać. 

Westchnęła ciężko i oparła głowę na kierownicy. Dlaczego wszystko spadło na nią naraz?
A   może...   Wiedziała,   gdzie   mogłaby   zdobyć   pieniądze.   Wyjęła   z   kieszeni   kartkę   z 

numerem telefonu i patrzyła na nią zamyślona. To było rozwiązanie jej problemów, ale była 
zbyt wystraszona. Nie ma co ukrywać, bała się Jetta Garetta. Bała się promieniującej od niego 

background image

energii, wspomnień, jakie w niej wywoływał, a przede wszystkim bała się własnych emocji. 

Trudno. Niezależnie od tego, jak bardzo była  przerażona, nie miała  wyboru. Musiała 

wziąć tę pracę. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Jett, odprężony po szybkim prysznicu, na jednej nodze skakał do pokoju. Z wysiłkiem 

włożył bokserki i koszulkę i usiadł na krawędzi łóżka. 

Uff,   był   prawie   bez   tchu.   Wciąż   go   zdumiewało,   ile   wysiłku   musi   włożyć   w 

najzwyklejsze czynności. Nie miał pojęcia, że drobne uszkodzenie kolana zamienia silnego 
mężczyznę niemal we wrak. 

Spojrzał z niesmakiem na swoją nogę i poprawił się – no, może nie takie drobne. Z każdej 

strony kolana sterczały dziwne druty i szyny mocujące. Wszystko wyglądało jak zagubiona 
część sondy kosmicznej. Nikt go nie uprzedził, że opuści szpital z taką ilością żelastwa. 

Nie szkodzi. Musi to przezwyciężyć. I to szybko. I tak stracił kilka zawodów i za chwilę 

jego marzenia prysną jak bańka mydlana. 

Podniósł się z wysiłkiem i podszedł do kalendarza wiszącego na ścianie. Finały odbędą 

się w grudniu, a teraz jest połowa sierpnia. Miał duże szanse na zwycięstwo. Potrzebował 
tylko kilku wygranych i kilku dodatkowych punktów, które pozwoliłyby mu zakwalifikować 
się do wielkiego finału. Będzie musiał coś z tym zrobić... 

Usłyszał z tyłu lekkie pukanie do drzwi, ale nie odwrócił się. To pewnie Cookie, były 

marynarz, który teraz kucharzował na ranczu i ciągle narzekał, że Jett potwornie bałagani. O 
co mu chodzi tym razem? A, pewnie o stan łazienki. 

– W porządku, Cookie, później posprzątam – mruknął, wpatrując się w kalendarz. 
– Nie powinieneś stać na chorej nodze – usłyszał miękki kobiecy głos. 
Przez plecy szybko przebiegł mu znajomy dreszczyk. Nic tak nie podnosi na duchu, jak 

miłe sam na sam z piękną kobietą. 

Z trudem przeniósł ciężar ciała na zdrową nogę i odwrócił się powoli. W progu stała 

drobna kobieta w uniformie pielęgniarki. Bez dwóch zdań dyplomowana pielęgniarka Rebeka 
Washburn we własnej osobie. 

Rzucił   szybko   okiem   na   zegar   i   uśmiechnął   się   w   duchu.   Nie   tylko   zgrabna,   ale   i 

punktualna, no, no... 

Cieszył się, że już jest. Będą mogli swobodnie porozmawiać, jak tamtego dnia w szpitalu. 

Miło wspominał tamtą pogawędkę. Bezwstydnie z nią wtedy flirtował, żeby zapomnieć o 
bólu i poprawić sobie fatalny nastrój, ale nie podejmowała jego gry. Odpowiadała żartami na 
jego zaczepki i opowiadała o swoje pracy. Śmieszne, mówić o pracy, gdy można się bawić!

Weszła do pokoju, postawiła torbę i z całych sił starała się nie patrzeć na jego skąpo 

ubrane ciało. Jednak Jett był  pewien, że pochwycił  jej szybkie, pełne uznania spojrzenie. 
Wiedział, że nie ma się czego wstydzić. Dzięki ciągłym treningom utrzymywał się w formie i 
nieźle wyglądał. A kobiety już nieraz dały mu odczuć, że to doceniają. 

To podniosło go nieco na duchu. Był  już śmiertelnie znudzony,  potrzebował jakiegoś 

dreszczyku emocji. A nic nie mogło tego lepiej zapewnić niż nowa kobieta. Oczywiście tylko 
tymczasowo. Bo Jett zupełnie nie wierzył w stałość. Nigdy nie tęsknił za stałą pracą, stałym 
domem, a już z pewnością za stałym związkiem. Drżał na samą myśl o zbyt długim związku z 

background image

jedną kobietą. Jak dotąd, kilka tygodni w zupełności mu wystarczało. 

– Łatwo trafiłaś? – spytał. 
– Tak, dałeś mi doskonałe wskazówki. Oczywiście, jak na mężczyznę – zaśmiała się. – A 

mówiąc o wskazówkach – zaczęła poważniej i sięgnęła do torby – przywiozłam instrukcję 
obsługi twoich urządzeń rehabilitacyjnych i książkę z ćwiczeniami. Przećwiczymy najpierw 
wszystko razem, a potem będziesz robił je sam. 

Najwyraźniej chciała szybko stąd uciec, ale nie zamierzał jej na to pozwolić. Potrafił 

udawać   durnia,   kiedy   było   mu   to   potrzebne,   a   te   urządzenia   z   pewnością   są   bardzo 
skomplikowane... Nie zrozumie instrukcji szybciej niż po kilku lekcjach... 

– Co oznacza to „B” wyszyte na twojej koszulce? – spytał z uśmiechem. 
–   „B”?   –   Odruchowo   spojrzała   na   lewą   kieszeń.   –   Ach,   to.   Becky   –   wyjaśniła.   – 

Właściwie Rebeka, ale wolę Becky. Krócej i łatwiej. 

– Becky – powtórzył. – Pasuje do ciebie. 
–   Podejdź   tu   i   usiądź   –   przerwała   mu.   Jak   na   jej   gust,   rozmowa   zbaczała   na   zbyt 

niebezpieczne tory. – Zbadam ci nogę i zrobimy pierwsze ćwiczenie. 

Z trudem wcisnął się na skomplikowaną maszynę, pełną lin, dźwigni i dziwnych pokręteł. 
– To wygląda jak średniowieczna machina tortur – wystękał. 
Rozbawił ją na chwilę. 
– O! Czyżbyś interesował się historią?
– A co? Założyłaś, że skoro jestem kowbojem, to muszę być głupi? – spytał prowokująco. 
Przez chwilę nie odpowiadała, zajęta badaniem jego kolana. Podobał mu się delikatny 

dotyk jej subtelnych dłoni. Jeśli o niego chodzi, to badanie może trwać jeszcze długo. 

–   Myślę,   że   jesteś   głupi,   jak   sam   powiedziałeś,   bo   jeździsz   na   bykach   i   zarabiasz, 

ryzykując życie – powiedziała się w końcu. 

Patrzył na jej pochyloną głowę, na rude włosy związane w koński ogon, opadający na 

ramiona i zastanawiał się, jak wyglądają, kiedy są rozpuszczone i okalają delikatną twarz. 
Uśmiechnął się do siebie. Takie myśli oznaczały, że wraca do formy. Kobiety zawsze były dla 
niego wyzwaniem i przygodą. Oznaczały mnóstwo zabawy, o ile nie traktować ich zbyt serio. 

– Nie zarabiam – wyjaśnił. – Jeżdżę dla przyjemności. 
– To jeszcze głupsze. 
– Skąd wiesz, skoro nigdy nie próbowałaś? – Nagle klasnął w dłonie ucieszony. – Mam 

pomysł. Chcesz się nauczyć jeździć na byku? Będę cię szkolił!

– Nikogo nie będziesz szkolił przez najbliższe osiem tygodni – zaprotestowała stanowczo. 
– Co najwyżej cztery!
I tak nie powiedział całej prawdy. Miał zamiar wystartować w dorocznych zawodach w 

Albuquerque, czyli za trzy tygodnie. Do tego czasu mieli zdjąć mu szyny, a bez tego żelastwa 
na pewno będzie w stanie dosiąść byka. 

Spojrzała na niego z naganą i w jej oczach błysnęły złote plamki. 
– Mamy wyleczyć twoje kolano. Jestem dobrą pielęgniarką, ale nie cudotwórczynią. Jeśli 

będziesz uczciwie ćwiczył, po sześć godzin dziennie, za dwa miesiące może odzyskasz dawną 
sprawność, choć nie obiecuję. Ale jeśli nie będziesz ćwiczył odpowiednio długo, być może 

background image

już nigdy nie będziesz jeździł. 

Wiedział,   że   Becky   ma   rację,   ale   zrobiłby   wszystko,   żeby   przyspieszyć   ten   proces. 

Pokiwał głową z rezygnacją. 

– Dobrze. Zaczynajmy więc. 
Położyła jego nogę na wysięgniku, po czym zaczęła pociągać i popuszczać kolejne linki, 

ciągle   zmieniając   ustawienia   sprzętu.   Przy   okazji   tłumaczyła   mu,   jak   to   wszystko 
funkcjonuje, ale niewiele słyszał, a jeszcze mniej rozumiał, wpatrzony w jej płynne ruchy. W 
końcu   uznała,   że   wszystko   jest   prawidłowo   ustawione   i   uruchomiła   urządzenie.   Zaczęło 
pracować w równym rytmie i Jett natychmiast poczuł, że znajome stado rekinów nadpływa 
ponownie. Próbował ukryć grymas bólu, ale chyba mu się nie udało. 

– Mogę ustawić na mniejsze obroty – zaproponowała. 
– Nie musisz. Wytrzymam,  nie jestem dzieckiem.  – Spojrzał na nią i uśmiechnął się 

uspokajająco. – Poza tym bez bólu nie ma zabawy. Nie zmniejszaj obrotów, ale włącz radio i 
zatańcz ze mną. 

Była pewna, że oszalał. 
– Coś nie tak z twoją głową?
– Skąd! Po prostu chciałbym  zatańczyć  z piękną dziewczyną.  No, chodź, nie daj się 

prosić. To poprawi mi nastrój. Jestem przecież biednym, rannym kowbojem, który nie może 
nawet stanąć pewnie na dwóch nogach. – Zrobił żałosną minę zbitego psa i wyciągnął rękę w 
jej kierunku. 

Cofnęła się, ale nie na tyle szybko, żeby nie zauważył błysku podekscytowania w jej 

oczach. Zaraz jednak jej twarz przybrała zwykły, oficjalny wyraz. 

– Myślę, że teraz już sobie poradzisz. Powinnam iść. 
– Żartujesz? – Był pewien, że zwariuje z nudów, jeśli zostanie sam. – Nie możesz jeszcze 

iść, to niedopuszczalne. Jesteś przecież moją opiekunką, pielęgniarką i trenerką. Zatańcz ze 
mną – kusił swoim najbardziej przekonującym uśmiechem. 

– Nie mogę, Jett. To praca, a nie wizyta towarzyska. 
– O tym właśnie mówię! Jesteś mężatką? – spytał nagle. 
– Nie. – Potrząsnęła głową zaskoczona. 
– To dobrze. Nie ma więc powodu, żebyśmy nie mogli razem zatańczyć. Wyłącznie w 

celach zawodowych. Potraktuj to jak część terapii – przekonywał ją. – Nie słyszałaś nigdy o 
leczniczych właściwościach tańca? Czego was uczą w tej szkole?

Chrząknęła lekko, ale widział, że miała ochotę się roześmiać. 
– Strasznie mnie boli, możesz mi ulżyć  w cierpieniu, tylko włóż, proszę, tę płytę do 

odtwarzacza. 

– Cóż... tyle mogę zrobić. 
Wcisnęła klawisz i z głośników popłynęła stara piosenka Gartha Brooksa. 
– A teraz tańczmy – zachęcił ją z seksownym uśmiechem. Wiedziona dziwnym impulsem 

podeszła do niego, jedną rękę położyła mu na ramieniu, a drugą splotła z jego dłonią. Silnym 
wyrzutem spróbował podnieść swoje ciało, ale nie udało mu się. Za to straciła równowagę i z 
cichym okrzykiem opadła na jego klatkę piersiową. 

background image

Niesamowite,  jak ona na niego działała.  Pachniała  jak świeżo wyprane  płótno. A on 

uwielbiał zapach kobiety zmieszany z wonią czystego płótna. 

Becky podniosła się szybko, ale nadal trzymał ją za rękę. Dźwięki muzyki wypełniały 

pomieszczenie, położył więc jej dłoń z powrotem na swoim ramieniu i kołysał się łagodnie. 

– Rozluźnij się, Becky – wyszeptał prosto do jej ucha. – Rany goją się lepiej, gdy mięśnie 

są rozluźnione, nie pamiętasz?

Zmieszana   nie   wiedziała,   co   odpowiedzieć.   Zaśmiała   się   lekko   i   czuła,   że   jej   ciało 

rzeczywiście staje się mniej spięte. Nie wiedziała, czy to reakcja na słowa Jetta, czy po prostu 
czuje się bardziej swobodnie. 

Jett wykorzystał jej słowa i wiedziała, że to nie do końca czyste zagranie. Ale to w końcu 

jej pacjent, nawet jeśli jest trochę szalony i potrzebuje terapii. 

Jett czuł, jak głowa Becky wsparła się na jego ramieniu i było mu z tym dobrze. Nie 

rozumiał, czemu, u licha, nigdy wcześnie nie próbował tańca na krześle?

– Jeszcze trochę treningów i możemy ruszyć w trasę – zażartował. 
Wygięła ciało w kuszący łuk, a on odchylił głowę. Wyglądali niemal jak kopia Ginger i 

Freda. 

– Już widzę te afisze – podjęła grę. – „Najnowszy hit – taniec na krześle! Gwarantowana 

ulga. Zwalcza bóle, choroby i odciski! Jeśli zamówisz teraz, drugie krzesło gratis!”

– Płatność kartą lub gotówką – ciągnął Jett. – Jedyne dwadzieścia dolarów. Oferta ważna 

tylko dzisiaj!

Muzyka   skończyła   się   nagle,   ku   wielkiemu   żalowi   Jetta.   Jego   rozczarowanie   jeszcze 

wzrosło, kiedy Becky odsunęła się od niego i usiadła na krześle obok. 

Na jej twarzy nie było śladu rozbawienia. Przeciwnie, robiła wrażenie, jakby żałowała 

tych chwil szaleństwa. 

–   Cóż...   –   Wstała   po   chwili   i   wygładziła   fartuch.   –   Teraz   naprawdę   muszę   już   iść. 

Powinnam odebrać syna z przedszkola przed szóstą. 

– Masz dzieci? – zdziwił się. 
– Tak – odpowiedziała i przez chwilę jej oczy błyszczały miękkim, ciepłym światłem. – 

Mam synka. Dylan ma prawie cztery latka. 

Ha!   Więc   nie   miała   męża,   ale   miała   syna.   Chętnie   dowiedziałby   się   więcej,   ale 

przeczuwał, że to nie jest odpowiedni moment. Jeszcze za wcześnie... 

– Zadzwoń do Kati i poproś, żeby przywiozła go tutaj, wtedy będziesz mogła zostać 

chwilę dłużej. 

– Nie mogę jej o to prosić – zaprotestowała. – Naprawdę muszę już iść. 
Wstała zdecydowanie i profesjonalnym, pełnym opanowania tonem udzieliła mu jeszcze 

kilku wskazówek dotyczących ćwiczeń i sprzętu rehabilitacyjnego. 

– Poczekaj! – zawołał, gdy już stała w drzwiach. Odwróciła się, posłał jej więc swój 

najbardziej uwodzicielski uśmiech. 

– Dziękuję za taniec – dokończył. 
Odpowiedziała uśmiechem, którego nie potrafił zinterpretować, i nacisnęła klamkę. 
I   Jett   został   sam.   Rozczarowany,   opuszczony   i   poirytowany   jednostajnym   ruchem 

background image

maszyny. O co chodzi? Dlaczego tak szybko uciekła? Nie prosił jej przecież o rękę, chciał 
tylko odrobiny rozrywki, zanim stąd wyjedzie. 

Od kiedy to kobiety wychodzą bez słowa od Jetta Garetta?
To zły znak. Chyba traci swój słynny urok. 
Becky   wsiadła   do   samochodu   i   dopiero   teraz   poczuła   się   bezpiecznie.   Świeżo 

wyremontowany  ford był  nagrzany słońcem,   ale  nie  miała  wątpliwości,  że  to  nie  z  tego 
powodu było jej tak gorąco. 

– Taniec na krześle... – Uśmiechnęła się na samo wspomnienie tamtych chwil. 
Wystarczyła   niecała   godzina   w   obecności   tego   faceta,   a   traciła   całą   powagę   i 

zachowywała   się   jak   nastolatka.   Gdzie   jej   profesjonalizm   i   z   trudem   wypracowana 
powściągliwość?

Nie potrafiła się oszukiwać. Jett sprawiał, że traciła rozsądek i starannie skrywana część 

jej natury wychodziła na powierzchnię. Wciąż czuła, jak krew wrzała w jej żyłach, a mięśnie 
dygotały z napięcia. To niebezpieczne, pomyślała, przy tym mężczyźnie tracę kontrolę. 

Tak naprawdę powinna zostać z nim dłużej, sprawdzić, jak funkcjonuje urządzenie do 

rehabilitacji i jak pacjent radzi sobie z ćwiczeniami. Ale każda kolejna minuta z Jettem była 
ponad jej siły. Ten facet był zbyt niebezpieczny. Czuła to od początku, ale teraz wiedziała na 
pewno. Załamana oparła głowę na kierownicy i zastanawiała się, co robić. 

Nie powinna tu przyjeżdżać. Musi znaleźć jakąś wymówkę, żeby nie wracać na ranczo. 

Tyle wysiłku kosztowało ją okiełznanie swojej natury, nie może pozwolić na to, aby wszystko 
zaprzepaścić tylko dlatego, że jakiś przystojny kowboj uśmiechał się kusząco. 

Trudno, będzie musiała jakoś poradzić sobie bez tych pieniędzy. Choć wolała teraz nie 

myśleć, jak to zrobi. 

– Przepraszam... – usłyszała z boku. 
Oderwała   głowę   od   kierownicy.   Obok   samochodu   stał   Colt   Garett   i   patrzył   na   nią 

badawczo. 

– Wszystko w porządku?
–   Tak,   oczywiście   –   zapewniła   pospiesznie.   –   Chciałam   sprawdzić   poziom   płynu   w 

chłodnicy, zanim ruszę. To stary samochód i często się przegrzewa. 

Colt pokiwał głową ze zrozumieniem, podniósł maskę i zajrzał do środka. Dolał płynu, 

obejrzał silnik i wytarł ręce o dżinsy. 

Becky patrzyła, jak spokojnie wykonywał te wszystkie czynności i zastanawiała się, czy 

dużo łączy go z Jettem poza podobieństwem fizycznym.  Colt wydawał się dużo bardziej 
opanowany i małomówny. 

Kiedy skończył, podszedł do niej znowu i powiedział:
– Mam nadzieję, że mój brat nie sprawiał pani kłopotów. 
– Żadnych – zaprzeczyła gwałtownie i czuła, jak jej policzki pokrywa krwisty rumieniec. 
– Chcę, żeby Jett miał najlepszą pomoc – ciągnął Colt, wpatrując się w nią uważnie. – 

Poniosę wszelkie koszty. Jeśli on pani potrzebuje, zapłacę ekstra, byle zgodziła się pani tu 
przyjeżdżać i trenować z nim. 

Spojrzała na niego zaskoczona. Nie miała pojęcia, czy właśnie poddawał w wątpliwość 

background image

jej profesjonalizm, czy wręcz przeciwnie – oferował dodatkowe wynagrodzenie. 

Ale nawet gdyby nie ufał w jej zawodowstwo, nie mogła mieć do niego pretensji. Czyż 

sama właśnie nie straciła do siebie zaufania?

– Może pan być spokojny, zapewnię Jettowi najlepszą opiekę – uspokoiła go. – Ale teraz 

muszę już jechać, powinnam być w mieście przed szóstą. 

– Pani syn chodzi chyba do przedszkola mojej żony? – spytał z uśmiechem. 
– Tak, i właśnie dlatego powinnam się pospieszyć. Nie mogę dopuścić, aby zostawała 

dłużej w pracy ze względu na Dylana. 

– Zadzwonię do niej i poproszę, żeby przywiozła go tutaj – zaproponował. – Nie będzie 

pani musiała się spieszyć. 

Świetnie, tego tylko brakowało. Zaraz namówi ją, żeby wróciła do Jetta i poćwiczyła z 

nim jeszcze trochę, zanim Kati przywiezie Dylana. 

– Dziękuję, ale nie mogę się na to zgodzić – zaprotestowała. 
– Skoro już o tym mowa, ranczo od miasta dzieli znaczna odległość. Nie sądziłam, że 

dojazd tutaj zajmie mi tyle czasu. Obawiam się, że będę musiała zrezygnować z tej pracy... 

Spojrzał na nią zaskoczony. 
– Wspominała pani o tym Jettowi?
– Jeszcze nie. 
– Więc proszę tego nie robić. – Pochylił się nad samochodem i oparł dłonią o dach. – 

Chciałbym,   żeby   pani   coś   zrozumiała   –   mój   brat   włożył   wiele   serca   i   wysiłku   w 
przygotowania do tegorocznych finałów. Wiem, że to szaleństwo, ale chcę zrobić wszystko, 
żeby wykorzystał swoją szansę. To może być dla niego ostatnia okazja. 

– Ostatnia okazja? – zdziwiła się. 
– Trzydzieści jeden lat to dość poważny wiek jak na kowboja. To pewnie jego ostatni 

sezon, szykował się do niego od lat. 

– Cóż... Mam więc nadzieję, że mu się uda – powiedziała zdawkowo. Nie chciała mówić 

tego głośno, ale pomyślała, że Jett jest szalony, jeśli myśli o wsiadaniu na byka zaraz po tym, 
jak jeden właśnie po nim przebiegł. 

– Ale musi mu pani pomóc. Jett potrzebuje kogoś, kto będzie go motywował i sprawdzał, 

czy dobrze wykonuje ćwiczenia. Zapłacę, ile pani zechce. 

– Och, płaca już teraz jest bardzo dobra. 
– Nieważne. Chcę, żeby postawiła go pani na nogi tak szybko, jak to możliwe. Proszę 

przyjeżdżać   tu   jak   najczęściej   i   zostawać   tak   długo,   jak   to   konieczne.   Zapewniam,   że 
wynagrodzę to pani. – Popatrzył na nią z napięciem i zaproponował sumę, od której zakręciło 
jej   się   w   głowie.   Gdyby   zarabiała   takie   pieniądze,   mogłaby   wpłacić   zaliczkę   na   nowy 
samochód... 

Colt najwyraźniej dostrzegł jej wahanie i postanowił kuć żelazo póki gorące. 
– Więc jak? Umowa stoi? – Uniósł brew i wyciągnął rękę. 
Westchnęła ciężko. Chociaż dzwony ostrzegawcze głośno biły w jej głowie, rozpaczliwie 

potrzebowała nowego samochodu. 

Podała dłoń Coltowi i starała się nie myśleć, że właśnie przypieczętowuje swój los. Jest w 

background image

stanie to zrobić. Chociaż nie miała pojęcia jak. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

– O, już jest! Ależ z niej drobinka!
Jett wyjął lotki z tarczy i spojrzał na Cookiego. Stary marynarz właśnie przyniósł tacę z 

lemoniadą i jagodziankami. Stał teraz oparty wytatuowanym ramieniem o futrynę i spoglądał 
w okno. 

– Kto? – spytał Jett, choć dobrze znał odpowiedź. Od kilku dni punktualnie o piętnastej 

trzydzieści pojawiało się napięcie w żołądku, które trwało, dopóki Becky nie wyjechała. Jak 
w zegarku. 

– Nie udawaj durnia, Jett – zachichotał Cookie. – Od co najmniej dziesięciu minut jesteś 

napięty i rozdrażniony jak kocur Katie. I tak jest codziennie, dopóki ta pielęgniareczka nie 
przyjedzie. 

–   Nie   zapominaj,   że   ona   jest   moim   biletem   powrotnym   na   rodeo   –   rzucił   z   udaną 

obojętnością. 

– Dobrze, dobrze, gadaj zdrów. – Cookie zaśmiał się i machnął ręką, jakby nie chciał 

słuchać tych kiepskich tłumaczeń. – Ale posłuchaj dobrej rady, nie graj przy niej takiego 
szybkiego kowboja. To nie ten typ. 

–   Nie   musisz   mi   tego   mówić   –   mruknął   lekko   zirytowany.   Szczerze   mówiąc,   był 

niezwykle   sfrustrowany   zupełnym   brakiem   zainteresowania   z   jej   strony.   Nudziło   go   już 
spokojne życie, jakie musiał prowadzić, zaczął nawet oglądać seriale. A ona odmawiała mu 
nawet odrobiny rozrywki. Postanowił, że nie może dłużej czekać. Albo dziś to się zmieni, 
albo ją zwolni. 

Mijał przecież już tydzień, odkąd Becky torturowała go bez cienia litości. A wyglądała 

przy tym  tak zniewalająco,  że chwilami  zastanawiał  się, czy to na pewno rzeczywistość. 
Chyba wolałby wierzyć, że to tylko wytwór oszalałego z bólu umysłu. 

Podejmował   wiele   prób,   żeby   przełamać   jej   lodowatą   obojętność,   ale   kiedy   to   robił, 

natychmiast wycofywała się i odjeżdżała. Bardzo go to irytowało. Czuł, że przed nim ucieka. 
Miał   wrażenie,   że   ona   też   chciałaby   pozwolić   sobie   na   odrobinę   zabawy,   ale   z   jakichś 
powodów nie dawała sobie do tego prawa. 

Coraz   bardziej   go   intrygowała.   Piękna,   fascynująca   kobieta,   która   zachowuje   się   tak 

niezrozumiale. 

Zastanawiał go też jej stosunek do syna. Mały był normalnym, zdrowym dzieckiem, ale 

Becky wciąż trzymała go pod kloszem, jakby był chorym niemowlakiem. 

Nie pozwalała mu biegać i dokazywać, zamiast tego wymagała, żeby przez całe godziny 

siedział przed telewizorem. Widać było, że chłopak chętnie pobawiłby się z synkiem Kati i 
Colta, ale Becky z nieznanych powodów nie chciała go spuszczać z oczu. 

Usłyszał, że stanęła w drzwiach, podrzucił więc lotki w dłoni, a potem umieścił je kolejno 

w czarnym polu. 

Klasnął w dłonie i zerknął na nią zadowolony. 
– Zobaczymy, czy będziesz w stanie to powtórzyć!

background image

Odłożyła torbę i uśmiechnęła się lekko. 
– Myślisz, że nie umiem? – W jej oczach błysnęła iskra zainteresowania, ale nie podjęła 

gry. – Mamy robotę – ucięła krótko i włączyła sprzęt do rehabilitacji. 

Ogarnęło   go   potworne   zniechęcenie.   Zaczynał   wątpić,   czy   cokolwiek   jest   w   stanie 

przebić ten mur. 

Może naprawdę lepiej byłoby zrezygnować? Uwolniłby się chociaż od tego nieznośnego 

napięcia. 

Eee, może nie. A jeśli zamiast Rebeki przyślą mu tu jakąś starą wiedźmę? Nie, ryzyko 

było   zbyt   duże.   Becky   chociaż   dobrze   wyglądała.   I   wspaniale   pachniała.   Jak   świeże 
ciasteczka. A od czasu tego szalonego tańca na krześle nie mógł przestać myśleć o drobnym 
ciele wspartym na jego twardej piersi. 

Nerwowo sięgnął po następną lotkę. 
– Ej, poczekaj, kowboju – usłyszał nagle z tyłu. – Teraz moja kolej. 
Sięgnęła po lotkę i bez wysiłku umieściła ją w samym środku tarczy. 
Ha, więc jednak było coś, co mogło ją poruszyć. 
– Może jednak zagramy? Podejmujesz wyzwanie? – prowokował. – Ale ostrzegam – jeśli 

przegrasz, będziesz musiała ze mną zatańczyć. 

– A co będzie, jeśli wygram?
– Żądaj, czego chcesz – uśmiechnął się kusząco. 
– Dodatkowa godzina ćwiczeń? – zaproponowała podstępnie. 
–   O   nie!   To   niehumanitarne!   –   Program   ćwiczeń,   który   mu   przygotowała,   i   tak 

przypominał bardziej rozrywkę szalonego sadysty niż rehabilitację. 

– A pół godziny? – nie ustępowała. 
– Twardo grasz, ale zgoda. 
Uśmiechnęła się z triumfem i Jett odniósł wrażenie, że właśnie dał się wkopać. 
Pomogła   mu   zająć   miejsce   na   siedzisku   przyrządu   do   ćwiczeń,   ustawiła   zegar   na 

dodatkowe trzydzieści minut, po czym spokojnym ruchem sięgnęła po lotki i wbiła je kolejno 
w sam środek tarczy. 

Wygrała   bezapelacyjnie,   ale   wyjątkowo   nie   czuł   się   tak   marnie,   jak   zwykle   po 

najmniejszej nawet przegranej. Z przyjemnością obserwował, jak koncentrowała się przed 
rzutem, podziwiał koniuszek różowego języka wsunięty w kącik zmysłowych ust. 

–  Rozumiem,   że  właśnie   mnie   ograłaś  –  przyznał  z   uśmiechem.   –  Lubisz   wyzwania 

sportowe?

Przez   jej   twarz   przemknęła   jakaś   chmura.   Znowu   go   zaintrygowała.   Jakie   sekrety 

ukrywała ta dziewczyna?

– Zawsze lubiłam sport – odpowiedziała sztywno. 
– Jakąś konkretną dyscyplinę?
– Nie, lubiłam  wszystkie.  – Uśmiechnęła  się lekko, jakby wspominała  coś miłego.  – 

Zwłaszcza wodne. Ale potem zrozumiałam, że sport może być bardzo niebezpieczny. A kiedy 
jesteś odpowiedzialny za małe dziecko, bezpieczeństwo staje się nagle niezwykle ważne. I 
dlatego wybrałam w końcu aerobik – zakończyła ze śmiechem. 

background image

– Jakie to nudne! – jęknął. – Nie rozumiem, jak można żyć bez odrobiny adrenaliny. 
– Dobra zabawa nie musi oznaczać niebezpieczeństwa, Jett. 
– Dla mnie odrobina niebezpieczeństwa jest niezbędna. 
– Właściwie dlaczego? – zdziwiła się. 
Cóż, sam zadawał sobie to pytanie setki razy i wciąż nie znajdował odpowiedzi. 
–   Może   dlatego,   że   kiedy   byłem   dzieckiem,   uwielbiałem   straszyć   mamę?   Widocznie 

strach wszedł mi w krew i nie umiem przestać. 

– Lubiłeś straszyć matkę? – Spojrzała na niego zaskoczona. 
Zamyślił się na chwilę wpatrzony w szklankę z lemoniadą. Czy miał jej wyjaśnić, że takie 

szczeniackie wyczyny były jedyny sposobem, aby przyciągnąć uwagę matki choć na chwilę?

– Mama miała inne rzeczy na głowie – odparł wymijająco. 
– Co może być ważniejszego niż bezpieczeństwo własnego dziecka?
Hm, on też zastanawiał się nad tym wiele razy... 
– Powiedzmy, że moja matka miała niezbyt rozwinięty instynkt macierzyński. Wiesz, o 

co mi chodzi. Nie przypominała tych matek z reklam, które pieką ciasta, robią kanapki do 
szkoły i sprawdzają, czy odrobiłeś lekcje. Ona i jej mężowie mieli trochę inne cele. 

– Mężowie? – powtórzyła. – Było ich wielu?
Nie zaskoczyło go to pytanie. Nie raz już na nie odpowiadał, a w głosie Becky było 

więcej życzliwego zainteresowania niż zwykłej ciekawości. 

– Według ostatnich obliczeń czterech, chociaż z moim ojcem brała ślub dwa razy, chyba 

za karę. – Przełknął ostatni łyk lemoniady i uśmiechnął się. – To co, teraz tańczymy?

– Przecież przegrałeś!
– Wydawało mi się, że obiecałaś nagrodę pocieszenia dla przegranego... – próbował ją 

przekonać ze swoim najbardziej uroczym uśmiechem. 

– Nieźle zagrane – zaśmiała się. – Ale nic z tego. Zaraz przyjedzie tu Kati z chłopcami, a 

my mamy jeszcze dużo pracy przed sobą. 

Westchnął ciężko i nie naciskał więcej. Znowu uciekła, pomyślał. Robi to za każdym 

razem, kiedy zaczyna się dobrze bawić. 

Godzinę później Becky co chwilę zerkała w okno i z trudem ukrywała zdenerwowanie. 

Kati dawno już powinna tu być, spóźniała się ponad piętnaście minut. 

Przez głowę przelatywały jej kolejne katastrofalne wizje i żarty Jetta wcale nie pomagały 

odpędzić tego nastroju. 

Wreszcie samochód zaparkował na podjeździe, a po chwili drzwi się otworzyły i wbiegł 

przez nie Dylan. 

– Wolniej! – krzyknęła szybko. – Możesz upaść!
Mały zastygł, uśmiech odpłynął z jego twarzy, a kciuk automatycznie powędrował do ust. 
–   Nie   dziw   się,   że   tak   pędził   –   próbowała   go   wytłumaczyć   Kati.   –   Jest   bardzo 

podekscytowany,   chce   ci   powiedzieć   wielką   nowinę.   Nie   mógł   się   doczekać,   kiedy 
przyjedziemy,  a musieliśmy trochę poczekać, bo pani Marshal spóźniła się z odebraniem 
synka. 

Takie proste. Dlaczego sama na to nie wpadła? Dlaczego zawsze myśli o najgorszym i 

background image

strach odbiera jej rozsądek?

–   Cześć,   chłopaki   –   wtrącił   się   Jett.   –   Przybijcie   piątkę.   Evan   podbiegł   do   Jetta   z 

uśmiechem, a Dylan ruszył powoli, ale widać było, że dużo dla niego znaczy to zaproszenie. 

Becky już kilka  razy zauważyła,  że mały wyraźnie  ożywia  się w towarzystwie  Jetta. 

Wyglądało to wręcz tak, jakby zabiegał o jego uwagę. Chodził z nim jak cień, chwytał w locie 
każde słowo kowboja i zadawał mu naiwne, dziecinne pytania. 

Domyślała się, że to pewnie przez brak ojca, Dylanowi po prostu brakuje kontaktów z 

mężczyznami. Była wdzięczna Jettowi, że miał tyle cierpliwości dla małego, chociaż biorąc 
pod uwagę jego styl życia,  nie pochwalała tej znajomości. Jakim przykładem dla małego 
chłopca mógł być beztroski, szalony jeździec rodeo? Pocieszała się, że ich kontakty zaraz się 
skończą i Jett nie będzie już miał wpływu na jej syna. 

– Evan, leć przywitać się z tatą! – powiedziała Kati, i chłopiec pomknął jak rakieta. 
– Ależ to wulkan energii! – zauważyła Becky, patrząc za nim z uśmiechem. 
–   To   zupełnie   normalne   u   dzieci   w   tym   wieku,   Becky   –   odparła   z   uśmiechem 

przyjaciółka. – Energia to nieodłączna część tego pakietu. 

Czyżby to była łagodna krytyka Dylana? Becky drgnęła poruszona. I co z tego, że nie 

biegał i ciągle ssał kciuk? Nie miała ochoty wysłuchiwać kolejnych pouczeń na ten temat. 
Uwagi, które ciągle słyszała od ojca, zupełnie jej wystarczały. 

– Nie chcę, żeby Dylan zachowywał się tak gwałtownie – odezwała się stanowczo. – 

Mógłby się uderzyć. 

–   Upadki   i   siniaki   to   także   część   pakietu   –   ciągnęła   spokojnie   Kati.   –   Ale   przecież 

zwykłe, na szczęście, nic im się nie dzieje. Dzieci są bardzo odporne. 

Nie miała ochoty ciągnąć tego tematu. Co mogła powiedzieć? „Zwykle” to nie jest słowo, 

które ją uspokaja. Bo czasami jest inaczej, a wtedy... 

– Jak ci minął dzień? – zwróciła się do syna. 
Dylan zupełnie ją zignorował. Zamiast tego wyciągnął rękę do Jetta, a ona poczuła głupie, 

dziecinne ukłucie zazdrości. 

Jett posadził go sobie na kolanach. 
– Opowiadaj, co się stało – zachęcił go. 
Mały podniósł na niego wielkie, niepewne oczy, ale nie odezwał się. 
– Dylan napisał dziś samodzielnie swoje imię – oznajmiła Kati z uśmiechem. 
– Naprawdę? – zdziwił się Jett głośno. – Ej, Becky, daj nam kawałek kartki. Dylan chce 

nam coś zaprezentować. 

A więc to z tą nowiną jej syn wpadł tu taki rozentuzjazmowany. Szybko podała im notes i 

czekała, co będzie dalej. 

– Do roboty, chłopcze – zachęcił go Jett, trzymając zeszyt. Dylan ścisnął ołówek i w 

skupieniu   zaczął   pracować.   Mocno   kreślił   krzywe   kreski   i   po   chwili   Becky   zobaczyła 
najpiękniejszy napis w swoim życiu – koślawe literki, każda innej wielkości, wędrowały po 
całej kartce. 

– Wspaniale, kochanie! – zawołała z uznaniem. 
– Hej, daj mi ten rysunek – poprosił Jett. – Powieszę go na drzwiach. 

background image

– Mama zawsze wiesza moje rysunki na lodówce – pochwalił się Dylan. 
– Domyślam się. Ale ja nie mam lodówki, więc powieszę go tutaj. To naprawdę świetny 

napis. Powinieneś dostać coś w nagrodę, może ciastko?

–   Dzięki.   –   Mały   sięgnął   po   jagodziankę,   a   potem   spojrzał   błagalnie   na   matkę.   – 

Mógłbym teraz pobawić się z Evanem?

Nienawidziła takich chwil, ale nie miała wyjścia, musiała mu odmówić. 
– Nie, obejrzyj lepiej telewizję – powiedziała stanowczo. Kątem oka zauważyła minę 

Jetta,  ale zignorowała  to. Co on mógł  wiedzieć  o tym,  jak trudno  wychować  dziecko  w 
świecie pełnym niebezpieczeństw?

Dylan   siedział   do   ósmej   na   kanapie,   tępo   wpatrując   się   w   telewizor   i   ssąc   kciuk,   a 

rozzłoszczony Jett zaciskał zęby. 

Jego ciało było wymęczone czterema godzinami intensywnych ćwiczeń, wszystkie kości 

mu trzeszczały i czuł każdy mięsień. A jednak nie chciał nawet myśleć o tym, że Becky zaraz 
stąd wyjedzie. 

Ta kobieta robiła na nim coraz większe wrażenie, chociaż wcale się o to nie starała. Nie 

próbowała   być   nawet   specjalnie   miła.   Ale   intrygowała   go   i   przyciągała.   Dziś   na   chwilę 
wyszła zza muru, za którym się ukryła, dzięki czemu dowiedział się czegoś o jej życiu. A 
nawet kilka razy zmusił ją do uśmiechu. Nadal jednak, jak na jego gust, za dużo w tym 
wszystkim było pracy, a za mało zabawy. 

– Poradzisz sobie z tym jutro sam? – usłyszał głos Becky i to przerwało jego rozmyślania. 
– Chyba nie chcesz rzucić tej pracy? – spytał z przestrachem. – Nie teraz. Jeszcze nie 

wszystko gra mi w nodze jak należy... 

– Nie. – Zaśmiała się i pokręciła głową. – Ale myślę, że opanowałeś już te ćwiczenia na 

tyle, że sam dasz sobie z nimi radę. A wtedy będziemy mogli skupić się na intensywniejszym 
treningu. 

Zesztywniał na sam dźwięk tego słowa. Intensywniejszy... Już po tych ćwiczeniach czuł 

się, jakby ktoś przemielił go przez maszynkę do mięsa, wolał sobie nie wyobrażać, jak będzie 
potem. 

– Musimy? – spytał bez entuzjazmu. 
Oparła dłoń na kusząco zaokrąglonym biodrze i rzuciła prowokująco:
– A chcesz wrócić na rodeo?
To   była   jedyna   rzecz,   o   której   poważnie   myślał.   Oczywiście   oprócz   uwiedzenia 

dyplomowanej pielęgniarki Rebeki Washburn. 

– Zgoda, ale wiesz, że to nie fair – mruknął. – Myślę, że wcale nie chodzi o moją nogę. 

Po prostu te tortury sprawiają ci przyjemność. Ale znam dużo przyjemniejsze ćwiczenia i 
chętnie cię ich nauczę. Chcesz zobaczyć?

Nawet   nie   zaszczyciła   go  odpowiedzią.   Spakowała   swoje  rzeczy,   ściągnęła   z  kanapy 

znudzonego Dylana i pożegnała się. 

Kiedy wyszli, stanął w oknie i patrzył za nimi. Widział, jak mały ze spuszczoną głową 

idzie w stronę samochodu i znowu zrobiło mu się go żal. Nie rozumiał, dlaczego Becky 
postanowiła wychowywać go pod kloszem, ale serdecznie współczuł chłopcu, który nie mógł 

background image

bawić się jak inne dzieci. 

Obserwował jej zgrabne ruchy i zastanawiał się, co on właściwie robi. Dlaczego stoi tu i 

wpatruje się, jak jego pielęgniarka otwiera samochód? I dlaczego, od kiedy wyszła z tego 
pokoju, czuje się taki samotny?

Nuda, zdecydował. To pewnie dlatego. Nie przywykł do takiego trybu życia i stąd to 

poczucie. 

Zachodzące sierpniowe słońce rzucało ciepłe światło na jej rude włosy i Jett przyglądał 

się temu  z dużą  przyjemnością.  Chciałby  kiedyś  zobaczyć  je rozpuszczone  i połyskujące 
wszystkimi odcieniami. 

Nagle zobaczył, że Becky robi coś dziwnego – zatrzasnęła już drzwi, ale wysiadła jeszcze 

z samochodu i wyjęła baniak z wodą. Colt wspominał coś o tym, że często musi uzupełniać 
płyn w chłodnicy, przypomniał sobie. 

Tak szybko, jak mógł, wybiegł z domu. 
–  Co  ty  wyprawiasz!   –  krzyknęła   Becky  na   jego  widok.  –  Nie  powinieneś   obciążać 

chorego kolana, pamiętasz?

Starając się ukryć ciężki oddech, oparł się o samochód. Wskazał otwartą maskę i baniak z 

wodą. 

– Z twoim samochodem jest aż tak źle? Miał wrażenie, że zesztywniała lekko. 
– Potrzebuje tylko trochę wody do chłodnicy, to wszystko. 
– W tej okolicy nie działają telefony komórkowe, nie ma tu zasięgu. Gdyby coś się stało, 

będziesz zdana tylko na siebie. 

– I tak nie mam komórki. To zbędny wydatek Ha, więc to pieniądze, a nie jego słynny 

urok spowodowały, że podjęła tę pracę. Cóż, taka świadomość nie wpływa zbyt dobrze na 
męskie ego... 

Powoli zamknął maskę, wyłapując wzrokiem kolejne defekty starego auta. To nie był 

samochód dla samotnej kobiety z dzieckiem. Gdyby to była jego kobieta... 

– Weź mojego pikapa – zaproponował nagle. 
Sam nie miał pojęcia, skąd przyszła mu do głowy taka myśl. Nikomu dotąd nie pozwalał 

prowadzić swojego auta. 

Ale czuł się lepiej na myśl o tym, że Becky będzie za kierownicą nowego wozu, a nie 

jeżdżącej trumny. 

– Przecież i tak go nie używam – dodał, żeby ją ostatecznie przekonać. 
Uśmiechnęła się. 
– Dzięki, to miłe, ale nie mogę. 
Ależ była piękna. Patrzył na nią z zachwytem i z trudem trzymał ręce przy sobie. 
Z wysiłkiem przenosząc ciężar ciała na zdrową nogę, oderwał się od samochodu i stanął 

tuż przed nią. 

Zauważył, że jej wielkie złote oczy rozszerzyły się, jakby przebiegły między nimi jakieś 

iskierki. I wiedział, że tym razem to nie są odblaski zachodzącego słońca. Mogła się bardzo 
starać, udawać chłodną i zdystansowaną, ale widział, że pod tą skorupą płonie silny ogień. 

Delikatnie położył dłonie na jej policzkach i zmusił, żeby patrzyła mu prosto w oczy. 

background image

Czuł, jak drżała pod jego dotykiem, ale nie uciekła. 

–   Weź   mój   wóz   –   powiedział   miękko,   i   sam   się   czuł,   jakby   oferował   jej   nie   tylko 

bezpieczny samochód. 

Rozchyliła lekko usta i Jett miał wrażenie, że ktoś walnął go w żołądek. 
– Nie. – Pokręciła głową i miękki kosmyk wysunął jej się zza ucha. 
Nie   próbowała   uwolnić   się   spod   jego   dotyku.   Stała   spokojnie,   wpatrzona   w   niego 

błyszczącymi oczami, i miał coraz większą pewność, że to jakiś rodzaj gry i nie mówią tylko 
o samochodzie. 

– Weź, proszę – szepnął i przysunął się bliżej. 
– To zbyt ryzykowne – wymruczała. 
– Przecież chcesz tego – kusił. – Nie. 
– Kłamczucha. – Uśmiechnął się i przesunął palcem po jej nosie, miękkich ustach, aż do 

delikatnej skóry na szyi. Czuł mocno bijący puls. Prawie tak mocno, jak jego własny, i to 
spowodowało, że krew zawrzała mu jeszcze bardziej. 

Nagle odepchnęła go gwałtownie i zawołała:
– Dylan!
Rozejrzał się przestraszony. Zupełnie zapomniał o obecności małego. 
Nie   musiał   długo   szukać.   Kilkanaście   metrów   dalej   Dylan   wspiął   się   na   niewysokie 

ogrodzenie i trzymając się górnej belki, przesuwał się wzdłuż płotu. Wyglądał na bardzo 
zadowolonego i nic mu nie groziło. 

– Nic mu nie jest – próbował uspokoić Becky. Drżała nerwowo i nie zwracała na niego 

uwagi. 

– Dylan, natychmiast zejdź z tego płotu!
Chłopiec zwiesił smętnie głowę, opuścił ramiona i powlókł się do samochodu. 
– Becky, nic mu nie groziło! Daj mu spokój! To niski płot, nawet gdyby spadł, nic by mu 

się nie stało!

Obróciła się gwałtownie i puknęła palcem w jego klatkę piersiową. 
–   Nie   mów   mi,   co   mam   robić!   To   mój   syn   i   jestem   za   niego   odpowiedzialna!   Nie 

pozwolę, żeby narażał się na niebezpieczeństwo! Jemu nie może stać się nic złego!

Zdumiony  słuchał  tego   wybuchu.   Jego  zdaniem   chodzenie  po  płocie  nie  było  aż   tak 

groźne, żeby wywoływać tyle emocji. A może to ukryta krytyka jego własnego stylu życia, w 
którym nie brakowało ryzyka i niebezpieczeństw?

– Wobec tego chcesz zrobić z niego fajtłapę? – spytał tak spokojnie, jak potrafił. 
– Jak śmiesz mnie krytykować?! Nie masz pojęcia... – przerwała nagle i przycisnęła ręce 

do ust. 

–  Dobrze!  –  zawołał   coraz  bardziej   poirytowany  i  uniósł  ręce  ku niebu.  –  To  twoje 

dziecko. Zrób z niego niezgułę, co mnie to obchodzi. To twój wybór. 

Odwrócił się powoli i tak dostojnie, jak pozwalały na to szyny w kolanie, po czym ruszył 

w stronę domu. 

Na szczęście nie był odpowiedzialny za żadne z nich, czym się więc tak przejmował? Co 

go to w ogóle obchodziło?

background image

Przez resztę wieczoru starał się znaleźć odpowiedź na to pytanie. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Następnego dnia Becky miała wolne. Od kilku godzin snuła się po domu i rozkoszowała 

leniwymi chwilami. Nie miała dyżuru w szpitalu, czekały ją więc tylko ćwiczenia z Jettem. 
Najchętniej by je odwołała, niebieskie oczy Jetta wprowadzały zbyt duże zamieszanie w jej 
życiu. Wiedziała jednak, że nie może sobie na to pozwolić. 

Ciągle nie mogła uwierzyć  w swoje wczorajsze zachowanie. Nie miała pojęcia, co ją 

opętało. Chwila zapomnienia mogła się skończyć nieszczęściem – nie wybaczyłaby sobie, 
gdyby coś złego stało się Dylanowi. 

Jak widać, lekcja, którą dostała od Chrisa, niewiele ją nauczyła. A przecież przekonała się 

wtedy boleśnie, że jedna chwila nieuwagi może zniszczyć wszystko. 

A jednak, kiedy widziała wczoraj, jak Jett odchodzi zagniewany, z trudem powstrzymała 

się, żeby nie biec za nim i nie przeprosić go. Chociaż właściwie nie wiedziała, za co miałaby 
przepraszać. Przecież tylko chroniła własne dziecko. 

W drzwiach pojawił się Dylan z kolejnymi kartkami. Od wczoraj ciągle wypisywał swoje 

imię i przyklejał je do lodówki. 

– Mamo, kiedy pojedziemy do Jetta? – spytał podekscytowany. 
Westchnęła ciężko i nie odpowiedziała. Tak naprawdę wcale nie miała ochoty tam jechać. 

Już wczorajszy dzień spowodował, że nie mogła sobie poradzić z własnymi emocjami. Ciągle 
wyrzucała sobie, że traci przy nim samokontrolę. 

Nie ma co ukrywać, lubiła tego faceta. Był ciepły, zabawny i niezwykle seksowny. Wciąż 

czuła dotyk jego dłoni na policzkach. Kiedy prawie przyparł ją do maski samochodu, serce 
omal nie wyskoczyło jej z piersi. Wiedziała, że chce ją pocałować. I, szczerze mówiąc, ona 
też  tego chciała.  I jakby tego nie  było  dość – w  tamtej  chwili  czuła  się tak, jakby ktoś 
troszczył się o nią. Zaproponował jej swój samochód, a wiedziała, co taka propozycja oznacza 
dla mężczyzny. 

Tak,   zdecydowanie   Jett   Garett   ją   niepokoił.   Chwilami   sama   już   nie   wiedziała,   czy 

bardziej ją pociąga, czy przeraża. 

Siedziała   zmyślona,   gdy  nagle   poczuła   czyjeś   ciepłe   ramionka   ciasno   obejmujące   jej 

szyję. To Dylan postanowił ją pocieszyć. Ogarnął ją słodki zapach dziecięcego ciałka i wtuliła 
się w synka. 

Nagłe pukanie do drzwi przerwało tę sielankę. 
– Cześć, Sherm! – przywitała się. 
To Sherman Benchley, agent ubezpieczający samochody, z którym umawiała się czasem 

na niezobowiązujące randki. 

Mimo upału mężczyzna ubrany był  w garnitur i krawat, słońce pobłyskiwało na jego 

perfekcyjnie ułożonej fryzurze, a o kanty spodni pewnie można się było skaleczyć. 

– Wejdź, proszę. Co cię tu sprowadza? – spytała zdziwiona. 
– Twój sąsiad miał niewielką stłuczkę i chciałem obejrzeć jego wóz. A skoro byłem w 

sąsiedztwie, pomyślałem, że wpadnę. 

background image

– Cieszę się, że zajrzałeś – powiedziała, prowadząc go na kanapę. – Napijesz się czegoś? 

Woda niegazowana?

Wiedziała, że Sherman ma wieczne problemy z żołądkiem i nie pija niczego z bąbelkami. 
– Chętnie, bardzo dziś gorąco. – Usiadł na kanapie i starannie umieścił nogę na nodze. 

Była pewna, że potrafi zrobić to tak, żeby nie zagnieść kantów. 

Przyniosła mu wodę i usiadła naprzeciwko, na krawędzi fotela. Sherman był taki banalny 

i nieskomplikowany, zupełnie inny niż Jett. Odruchowo spojrzała na zegarek i uświadomiła 
sobie, że zaraz muszą jechać. 

– Nie chcę być niegrzeczna, ale niedługo będę musiała wyjść. Mam wizyty domowe. 
–   To   cię   tak   zajmuje   ostatnio?   –   spytał   ciekawie,   upijając   łyk   wody.   –   Dzwoniłem 

kilkakrotnie, ale nigdy cię nie zastałem. 

– To prawda, dużo ostatnio pracuję. Wiesz, że bardzo potrzebuję dodatkowych pieniędzy. 
Polisa na życie Chrisa była wykupiona w firmie Shermana, ale nie starczyła na wiele 

więcej poza opłaceniem kosztów pogrzebu. Poznała go przy okazji załatwiania rozmaitych 
formalności i wiele mu zawdzięczała. Wolała nie wnikać, czy to zwykłe współczucie, czy też 
inne   względy   spowodowały,   że   z   takim   zaangażowaniem   opiekował   się   młodą   wdową. 
Niemniej jego pomoc okazała się nieoceniona – pomagał jej załatwiać pożyczki w banku, 
radził, jak wynegocjować korzystne raty, pomagał ustalać harmonogram spłat. Sama pewnie 
by   sobie   z   tym   nie   poradziła   tak   sprawnie,   była   więc   wdzięczna   Shermanowi   za   jego 
wsparcie. 

Dylan właśnie skończył po raz kolejny kaligrafować swoje imię, podszedł więc dumny do 

Shermana i oświadczył:

– Umiem napisać moje imię! – Zaprezentował kartkę. 
– To miło – rzucił zdawkowo i zerknął krótko na kartkę. – Pomyślałem, że może wpadnę 

do ciebie w poniedziałek. Moglibyśmy obejrzeć jakiś film... Chyba że wtedy też pracujesz?

Ledwo   słyszała,   co   mówił.   Jej   wzrok   wędrował   od   Shermana   do   syna,   który   stał 

rozczarowany, z kartką w opuszczonej dłoni, ssąc kciuk. Było jej bardzo żal chłopca. Taki był 
dumny ze swojego sukcesu, a Sherman ledwie to zauważył. 

Mimo   woli   przypomniała   sobie   reakcję   Jetta.   Nie   spodziewała   się,   że   rozrywkowy 

kowboj zauważy i doceni osiągnięcie małego chłopca. 

Różnica   w   ich   podejściu   była   aż   szokująca   i   to   zdenerwowało   ją   jeszcze   bardziej. 

Dlaczego   w   ogóle   o   tym   myśli?   W   końcu   jakie   znaczenie   ma   to,   jak   reagują   na   takie 
drobiazgi.   Dylan   potrzebuje   rozsądnego,   spokojnego   mężczyzny,   z   którego   mógłby   brać 
wzór, a nie szaleńca jak Jett. 

– Jeszcze nie wiem, czy będę pracowała. Dam ci znać. 
Sherman skinął głową i sztywno podniósł się z kanapy.  Odprowadziła go do drzwi i 

właśnie się żegnali, kiedy przed domem zatrzymał się nowy niebieski pikap. 

Drgnęła zaskoczona. Jett był ostatnią osobą, jakiej się tu spodziewała. Nigdy dotąd nie 

zdarzyło   się,   żeby   pacjenci   odwiedzali   ją   w   domu.   A   ten   pacjent   mógł   wprowadzić 
szczególny zamęt w jej życie. 

Zrobiła kilka kroków w jego stronę i zdumiona zobaczyła, że wysiadł z samochodu i 

background image

wyciągnął ramiona. Czyżby oczekiwał, że rzuci się w nie jak rozkochana nastolatka?

Okazało się jednak, że chodziło o Dylana. Mały wyskoczył jak z procy i wpadł prosto w 

ramiona Jetta. Potem usadowił się wygodnie w fotelu i odezwał się wyraźnie uszczęśliwiony:

– Fajnie, że przyjechałeś. Bałem się, że jesteś na nas zły. 
– Zły? – zdziwił się Jett. – Nie mogę się na ciebie złościć, stary. Jesteś moim kumplem. 
– O, to super! – Chłopiec odetchnął z ulgą. – A na mamę?
– upewniał się jeszcze. 
– Na mamę... – Jett popatrzył na nią dziwnie i odpowiedział po chwili: – Nie, na nią też 

nie mógłbym się złościć. 

To wyraźnie uspokoiło Dylana. Rozparł się w fotelu i zadysponował:
– No, to jedziemy!
– Jedziemy? – powtórzył Jett, wpatrując się w Becky z figlarnym uśmiechem w oczach. 
Musiała zmobilizować wszystkie siły, żeby nie dać się uwieść temu spojrzeniu. 
– Co ty tu robisz? – zapytała, z całych sił starając się, aby jej głos brzmiał chłodno i 

spokojnie. 

Z lekkim uśmiechem zerknął na Shermana i odparł:
– Wygląda na to, że przeszkadzam. 
– To mój przyjaciel, Sherman Benchley. – Przypomniała sobie o obowiązkach gospodyni. 

– A to Jett Garett, mój pacjent. 

Mężczyźni bez uśmiechu podali sobie ręce. Sherman, uprzejmy jak zwykle, spojrzał na 

nogę Jetta i rzucił:

– Mam nadzieję, że jest pan odpowiednio ubezpieczony. 
– Po czym odwrócił się jeszcze do Becky i dodał krótko: – Zadzwoń. 
Jak zwykle sztywno wsiadł do samochodu i odjechał. 
– Pan Bentley chyba mnie nie lubi – odezwał się Jett z uśmiechem. 
Nie sądziła, żeby sympatia Shermana lub jej brak miały dla niego jakiekolwiek znaczenie. 
– Benchley – poprawiła go. – Jest bardzo miły – dodała, nie wiadomo dlaczego. 
– Jest w twoim typie? – Jett rzucił jej badawcze spojrzenie i sam sobie odpowiedział: – 

Bezpieczny, ułożony, nudny, przewidywalny. Ma chyba wszystkie zalety, których oczekujesz 
od mężczyzny, prawda? – spytał prowokująco. 

Tak. Musiała przyznać, że to były dokładnie te cechy, na których jej zależało. Łącznie z 

nudą. Życie z Chrisem zapewniło jej sporą dawkę adrenaliny, teraz miała ochotę na małą 
odmianę. Sherman nie sprawiał, że tętno biło jej jak oszalałe i nie mogła zebrać myśli. 

– Jeśli pytasz o to, czy spotykam się z Shermanem, to odpowiedź brzmi – tak. Czasami 

się widujemy. Ale nie myśl, że uda ci się uniknąć odpowiedzi na moje pytanie, co tu robisz – 
powtórzyła stanowczo. 

– Nie zabrałaś wczoraj samochodu, więc samochód przyjechał do ciebie – wyjaśnił lekko. 
– To nie było konieczne. 
– Owszem, było. Sama wiesz, że twój wóz zaraz padnie. Nie mogę ryzykować. Zdobyłem 

twój adres w szpitalu i przyjechałem. Przy okazji dowiedziałem się, że masz dzisiaj wolne – 
ciągnął, patrząc na nią z uśmiechem. – Pomyślałem, że moglibyśmy wyjechać wcześniej i 

background image

zabrać Dylana na wyścigi quadów. 

To przywołało wspomnienia z jej dawnego życia. Kiedyś  uwielbiała się ścigać, miała 

nawet własnego quada. Ale nie zamierzała wtajemniczać w to Jetta. Zresztą te dni szaleństwa 
dawno należały do przeszłości. 

Widziała na sobie błagalne spojrzenie Dylana, ale nie zamierzała mu ulec. Nie może 

przecież tak po prostu spełniać niedorzecznych zachcianek Jetta. 

– Chodziłeś na chorej nodze! – zaatakowała. 
– Nie – odparł, leniwie przeciągając głoski. – Przyleciałem na skrzydłach. 
– Słuchaj, kowboju – zaczęła ostro. – Rozmawiałam ostatnio z twoim ortopedą. Jeśli 

przeciążysz tę nogę w jakikolwiek sposób, to... 

– Przestań już, Becky – przerwał jej miękko. – Słyszałem to milion razy. Jeden fałszywy 

ruch, i będę inwalidą do końca życia. – Spojrzał na nią z łagodnym uśmiechem. – Będzie 
dobrze, obiecuję. Bardzo na nią uważam. Poza tym powinnaś mnie pochwalić, zrobiłem już 
dziś ćwiczenia! – Patrzył na nią, wyraźnie czekając na pochwałę, a kiedy się jej nie doczekał, 
westchnął ciężko i dodał: – Daj spokój, nie złość się. To siedzenie w domu doprowadza mnie 
już do szaleństwa. Musiałem wyjść, mam na kciuku odciski od pilota. 

A, więc to dlatego przyjechał. Po prostu się nudził. A ona przez chwilę uwierzyła, że 

rzeczywiście martwił się o nią. Powinna była się domyślić... 

– Chodź, pojedziemy na wcześniejszy obiad – zaproponował. – Co powiesz na pizzę? – 

dodał, zerkając na Dylana. 

Nie zawiódł się. Mały aż podskoczył, zachwycony pomysłem i zawołał radośnie:
– O, tak! Pizza! Zgódź się, mamo!
Wiedziała,   że   dla   Dylana   to   nie   lada   atrakcja.   Nieczęsto   mogła   sobie   pozwolić   na 

zabranie go do pizzerii, a mały uwielbiał takie wyjścia. 

– Nie odmówisz chyba małemu chłopcu takiej przyjemności. .. – kusił. 
–   Chcę   jechać   z   Jettem!   –   krzyczał   Dylan   i   Becky   poczuła   się   wmanewrowana   w 

niewygodną sytuację. 

– Nie powinieneś wykorzystywać mojego syna do takich rozgrywek – zaprotestowała, 

kręcąc głową. – To nie w porządku. 

– Nigdy nie twierdziłem, że gram czysto. – Uniósł brwi i zerknął na nią spod oka. – Ale 

wygrywam. 

I właśnie tego najbardziej się bała. 
Spojrzała jeszcze raz na Dylana i westchnęła ciężko. 
– Chyba jednak się poddam. Ale musicie chwilę poczekać, przebiorę się. 
Wzrok Jetta powoli przesunął się po krótkich spodenkach i skąpej koszulce. 
– Jeśli o mnie chodzi, nie musisz. Wolałbym nawet, żebyś pracowała dla mnie w takim 

stroju. Myślę, że dobrze by to wpływało na moje mięśnie. 

Spojrzała na niego karcąco, ale wolała nie rozwijać tematu. 
– Dajcie mi pięć minut. Przebiorę się i wracam – zakończyła stanowczo. 
– A wtedy jedziemy na pizzę? – upewnił się Jett. Uśmiechnęła się pokonana. Właściwie i 

tak musiała coś zjeść, a posiłek z Jettem w publicznym miejscu nie powinien być specjalnie 

background image

krępujący. 

–   Ale   jadę   swoim   samochodem   –   odezwała   się   stanowczo.   Może   i   dała   się 

wmanewrować, ale zachowa choć odrobinę niezależności. 

Uniosła dumnie głowę i skierowała się do domu. Za plecami słyszała tylko rechotanie 

Jetta. 

–   Wszelki   duch...   !   Toż   to   Jett   we   własnej   osobie!   –   zawołała   głośno   ciemnowłosa 

właścicielka „Pizza Palące” i wyciągnęła rękę do Jetta. Obrzuciła go zalotnym spojrzeniem i 
zatrzymała je na kolanie. – O! A to co? Znowu jakieś szaleństwa szybkim samochodem?

Ku zaskoczeniu Becky, Jett najwyraźniej również zamierzał flirtować. 
–   Nie   zdradzaj   mnie,   Barbie!   Nie   chcę,   aby   wszyscy   tu   wiedzieli   o   błędach   mojej 

młodości!

– Nie próbuj mnie mamić, Jett! – Barbie ze śmiechem pogroziła mu palcem. – Ty nigdy 

się nie zmienisz. Słyszałam, że miałeś jakiś wypadek na rodeo, ale nie myślałam, że to aż tak 
groźnie wygląda. 

– To plotki, Barbie. Potknąłem się, zbierając stokrotki w ogródku babuni. 
Barbie westchnęła i machnęła ręką. 
– Mam rozumieć, że ciągle zamierzasz wziąć udział w finałach?
– Nic mnie ńie powstrzyma – oświadczył Jett z mocą. 
– Nic już nie nauczy cię rozumu. – Barbie z dezaprobatą pokręciła głową. – A co z tymi 

drutami w nodze?

– I tu wkracza moja pielęgniarka. – Jett przesunął się lekko i wskazał Becky, stojącą za 

jego plecami. – To jest Becky. Postawi mnie na nogi już za chwilę. 

– W to mogę uwierzyć – nieoczekiwanie zgodziła się Barbie. – Opatrywałaś mojego syna 

po pogryzieniu przez psa, pamiętasz?

Kobiety   zaczęły   gawędzić   przyjaźnie,   a   Jett   podszedł   do   lady   i   wyciągnął   zza   niej 

brązowo-czerwoną czapkę firmową. Skrócił pasek z tyłu i nałożył ją Dylanowi na głowę. 

–   No,   teraz   jesteś   prawdziwym   pizzero   –   powiedział   z  uśmiechem.   –   Założę   się,  że 

potrafiłbyś   nawet   skomponować   swoją   pizzę.   Co   ty   na   to,   Barbie?   –   zwrócił   się   do 
właścicielki. – Zgodzisz się, żebym razem z moim najlepszym kumplem przygotował pizzę?

Barbie uśmiechnęła się aprobująco i skinęła głową. 
– Możecie się pobawić. Nie ma jeszcze dużego ruchu, więc nie będziecie przeszkadzać. 

Powodzenia!

Dylan podskoczył podekscytowany i zawołał radośnie:
– Hura! Zrobię własną pizzę!
Jett objął go ramieniem i znikali już prawie w drzwiach wiodących na zaplecze, gdy nagle 

Becky ogarnęło złe przeczucie. 

– Nie! – krzyknęła  tak ostro, że zatrzymali  się gwałtownie.  – Nie chcę,  żeby Dylan 

przebywał w pobliżu pieca. Mógłby się oparzyć!

– Nic mu się nie stanie – próbował ją uspokoić Jett. Nagle jednak przerwał i popatrzył na 

nią uważnie. Podszedł do Becky i położył jej delikatnie rękę na ramieniu. – Chodź z nami – 
poprosił łagodnie. – Ty też możesz zrobić swoją pizzę. Zobaczysz, jaka to fajna zabawa. 

background image

Równie dobrze mógłby prosić, żeby włożyła rękę w ogień. Każda chwila spędzona w 

jego   towarzystwie   była   dla   niej   bardzo   niebezpieczna.   Jego   obecność   osłabiała   jej 
samokontrolę, a wtedy robiła rzeczy, których później żałowała. 

– Proszę, mamo! – Dylan desperacko przenosił wzrok z Jetta na nią i czuła, jak jej opór 

zaczyna się kruszyć. 

W końcu to nic takiego. Poprosił tylko, żeby zrobili razem pizzę, a nie poszli do sypialni. 

Nie powinna chyba robić z tego problemu. A przy okazji będzie mogła pilnować Dylana. 

Gdy   owionął   ją   cudowny   aromat   gorącej   pizzy,   wszystkie   uprzedzenia   gdzieś   się 

rozpłynęły. 

– Ale zanim tam wejdę, musisz mi coś obiecać... 
– Cokolwiek zechcesz – zgodził się szybko. 
– Żadnych sardeli! I w ogóle żadnych ryb!
– Absolutnie żadnych. Słowo honoru, prawda, Dylan? Mały ochoczo skinął głową. 
– Prawda!
–   Więc   zgoda.   Ale   musimy   się   pospieszyć.   Mamy   dziś   jeszcze   sporo   pracy   – 

przypomniała. 

Jett westchnął ciężko. 
– A ja się łudziłem, że omamię cię pizzą i zapomnisz o swojej katowskiej misji. 
– Nie łudź się – powiedziała z uśmiechem. – Zadawanie bólu zarozumiałym kowbojom to 

moja pasja. 

Przeszli do kuchni, gdzie dostali od Barbie po kawałku ciasta i blachy, na których mieli je 

rozciągać. 

Wyraźnie   zafascynowany   Dylan   rozglądał   się   po   pomieszczeniu   i   podziwiał   wielkie 

piece. 

– Chodź, chłopie, posadzę cię na blacie, stąd wszystko lepiej widać – zaproponował Jett i 

podniósł   małego.   Nie   chciał   dodawać,   że   przy   okazji   tam   będzie   bezpieczniejszy,   co   na 
pewno spodoba się jego matce. 

Mały zaraz zaczął oglądać pojemniki z dodatkami, wąchał przyprawy i podjadał ser. 
– Co najbardziej lubisz? – podpytywał go Jett wesoło, ale Becky zauważyła, że chwilami 

z trudem ukrywał grymas bólu. Wyraźnie też przeniósł cały ciężar ciała na zdrową nogę. 

– Jett, powinieneś usiąść – odezwała się stanowczo. Ogarnęło ją poczucie  winy.  Jest 

przecież odpowiedzialna za swojego pacjenta, nawet jeśli jemu nie starcza rozsądku, żeby 
traktować poważnie zagrożenie. 

– Za minutkę. Właśnie robimy pizzę, zobacz, jak sobie radzi twój syn!
Dylan właśnie wyciągał ręce z pojemnika z serem i posypywał obficie placek. Kawałki 

mozzarelli rozsypywały się wokół i spadały na podłogę. 

– Ej, uważaj, robisz bałagan – zwróciła mu uwagę. 
– Niech robi, co chce. – Jett spojrzał na nią z wyrzutem. – Potem posprzątamy. 
– Ale może spaść! – Wiedziała, że wydaje mu się śmieszna ze swoimi obawami, ale nic 

nie mogła na to poradzić. 

– Mówiłem ci, że nic mu nie będzie. – Jett przysunął się bliżej do blatu i oparł się o niego, 

background image

asekurując Dylana. Chłopczyk spojrzał na niego z wyrazem takiego uwielbienia na twarzy, że 
Becky znów poczuła idiotyczne uczucie zazdrości. 

– Lubię ser – rzucił mały, wyraźnie czekając na reakcję. 
– Ja też – szybko odparł Jett. 
– To weź trochę – zaproponował Dylan, przesuwając w jego stronę plastikowy pojemnik. 

– Podzielimy się. 

Becky obserwowała to wszystko ze ściśniętym gardłem. Dawno nie widziała swojego 

syna w tak dobrym nastroju. Układał właśnie jakieś dziwne wzory na swoim kawałku ciasta, 
przekomarzał się z Jettem i najwyraźniej świetnie się bawił. W niczym nie przypominał tego 
zastraszonego chłopca ssącego kciuk, którego zwykle widywała. 

– Mama lubi oliwki – zawołał, posypując z fantazją jej pizzę. 
Jett szybko dorzucił jeszcze kilka i odwrócił się do niej. 
– Becky, nie leń się. Jak nam nie pomożesz, możesz tu potem znaleźć niespodzianki! – 

zagroził żartobliwie. – Dylan, nie ma tam gdzieś pojemnika z sardelami? Dobrze, dobrze – 
krzyknął, widząc jej imię. – Żartowałem tylko! Chodź, zrobimy ci pizzę z buzią. 

Zaintrygowana   podeszła   bliżej.   Tuż   obok  miała   umięśnione   ciało   Jetta,   i   przez   kilka 

rozkosznych chwil czuła się jak beztroska nastolatka. Układali wspólnie oczy z oliwek, długi 
nos z pepperoni i usta z pomidora. Co chwila wybuchali przy tym śmiechem i było jej z tym 
tak dobrze, że przez sekundę uległa czarowi tej chwili. 

I nagle obudziło się w niej jakieś pragnienie. Znowu poczuła się jak młoda kobieta, która 

ma prawo oczekiwać od życia czegoś więcej niż tylko pracy i kłopotów. 

Głupie, bezsensowne marzenia. Wiedziała, że towarzystwo Jetta jest niebezpieczne. 
Usłyszała głośny śmiech Dylana i oderwała się od swoich rozmyślań. Spojrzała na synka i 

znowu poczuła niewysłowioną wdzięczność do losu, że ma dla kogo żyć. To jest treść jej 
życia. A jeśli kiedykolwiek będzie potrzebowała mężczyzny, zawsze był Sherman. Jett tylko 
kłopotliwym,   wyzwalającym   wspomnienia   i   skrywane   emocje   pacjentem,   który   niedługo 
stanie na nogi i wtedy ich kontakty się skończą. Nie ma się więc czym martwić. 

A skoro tak, może się teraz zrelaksować i zapomnieć o rozsądku chociaż na kilka minut. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Jett otarł pot z czoła i z wysiłkiem wykonał kolejny ruch. Kolano unieruchomione na 

wyciągu zatrzeszczało lekko i ból znowu dał znać o sobie. 

Próbował oglądać nagrania z zawodów podczas ćwiczeń, ale nie na wiele się to zdało. Nie 

potrafił analizować techniki konkurentów ani zachowań byków. Jego myśli wciąż wracały do 
drobnej, rudowłosej pielęgniarki, która budziła w nim nieznane opiekuńcze instynkty. 

Raz jeszcze spojrzał na ekran i wyłączył telewizor. To nie miało sensu, i tak nie wiedział, 

co się dzieje na ekranie. 

Dlaczego nie mógł przestać myśleć o Rebece? Nigdy dotąd nie dbał przesadnie o kobiety, 

co więc się stało? Dlaczego wciąż przypominał mu się jej stary, przerdzewiały samochód na 
łysych oponach? I do tego te irytujące wspomnienia, jak wspaniale wyglądała z kawałkiem 
ciasta na nosie i ustami pobrudzonymi sosem pomidorowym. 

Dzisiaj wróci do domu jego samochodem, choćby miał spuścić powietrze z kół w tym 

starym gracie. 

– Cookie! – krzyknął głośno. 
Kucharz nie pojawiał się przez chwilę, Jett sięgnął więc po but i rzucił nim w drzwi. Tym 

razem poskutkowało. Cookie stanął w progu po sekundzie. 

– Czemu, u licha, robisz raban? – spytał rozzłoszczony. – Właśnie piekę ciasto dla Kati. 
Rzeczywiście, cały pokryty był białym pyłem i rozsiewał wokół zapach cynamonu. 
– Kati prowadzi cię na krótkim sznurku – rzucił Jett prowokująco. 
– Kati oczekuje dziecka, gdybyś nie zauważył – odparł Cookie z godnością. – Kobiety w 

ciąży mają różne wymyślne życzenia. A ona ma ochotę na moje ciasto. I zapewniam cię, że 
na pewno nie robiłbym tego dla żadnej z tych panienek, które kibicują na rodeo. 

Jett   westchnął   z   udanym   rozczarowaniem.   Swoją   drogą   o   ileż   prościej   wszystko   by 

wyglądało, gdyby Becky była jedną z dziewczyn piszczących na trybunach i podkochujących 
się w zawodnikach... 

– Nie złość się już – próbował poskromić Cookiego. – Zawołałem cię, bo pomyślałem, że 

może zaproszę Becky i Dylana, żeby zjedli z nami kolację... 

Nie, żeby cokolwiek dla niego znaczyła. Po prostu nudził się jak mops i każda rozrywka 

była dobra. 

Cookiemu błysnęło coś w oczach i zaśmiał się dziwnie. 
– To chyba cud. Myślałem, że nigdy tego nie usłyszę. Jett prychnął zniecierpliwiony. 
– Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Po prostu są na miejscu, więc równie dobrze mogliby 

zjeść z nami. 

– Czemu nie? Przydałoby się trochę ją podpaść – dodał Cookie rubasznie. 
Już chciał odpowiedzieć, że jak dla niego kształty Becky są doskonałe, ale wiedział, że 

stary marynarz nie dałby mu żyć po takim oświadczeniu. 

– To pewnie przez to, że ciężko pracuje – odezwał się w końcu. – Przyjeżdża tu już kilka 

tygodni, a jeszcze nigdy sobie nie odpuściła. Szczerze mówiąc, czasami wolałbym, żeby nie 

background image

była taka ostra, bo przez to też muszę się nieźle, wysilać. 

– Tyle to sam widzę – mruknął Cookie. – Trochę uczciwej pracy jeszcze nikomu nie 

zaszkodziło. – Podrapał się po głowie i złożył ręce na wydatnym brzuchu. – Dwa etaty i 
dziecko każdego mogą wykończyć. 

– I jeszcze pomaga choremu ojcu – dodał Jett w zamyśleniu. – Pewnie zgodziła się na te 

wizyty, żeby zarobić trochę pieniędzy... 

– Brawo! Co za mądrość! – Cookie zarechotał złośliwie i spojrzał na niego kpiąco. – A ty 

myślałeś, że przyjeżdża tu i męczy się z takim wałkoniem tylko ze względu na twój słynny 
urok? Zapomnij, stary. Wydaje mi się, że jest na to zbyt rozsądna. 

Jett skrzywił się zabawnie i odruchowo spojrzał na zegarek. Dokładnie wpół do czwartej. 

Gdzieś tam Becky jedzie po wąskich dróżkach swoim przerdzewiałym trupem. Nie podobało 
mu się, że wciąż o tym myślał. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio martwił się o kogoś. 
Nigdy dotąd się tak nie zachowywał. To pewnie przez te środki przeciwbólowe. 

– Dzięki, stary, wiedziałem, że jesteś po mojej stronie – zakpił. – Zamiast tak stać bez 

sensu i obrażać mnie, wrzuć następną kasetę do magnetowidu. Przygotowuję się do zawodów. 

– Nie masz za grosz rozumu. – Cookie z dezaprobatą pokręcił głową. – Chyba czas już 

skończyć z tymi bykami. Lepiej rozejrzyj się za jakąś miłą dziewczyną, ożeń się i pomóż 
wreszcie bratu. 

– W czym? – Skrzywił się Jett. – Nie nadaję się do pracy na farmie. Kastrowanie byków 

to nie to samo, co jazda na nich. 

Kucharz spojrzał na niego z przyganą i wyjaśnił: – Jest jeszcze dużo innych rzeczy do 

zrobienia. Colt w dzień objeżdża pastwiska, a wieczory spędza nad papierami, a tobie tylko 
żarty w głowie. 

– Colt nie potrzebuje mojej pomocy, świetnie sobie radzi. – Już dawno ustalili, że jego 

brat   będzie   prowadził   ranczo,   a   Jett   będzie   miał   udział   w   kosztach   i   zyskach   tego 
przedsięwzięcia. – To świetne miejsce, ale znasz mnie, Cookie, nie umiem nigdzie długo 
usiedzieć – tłumaczył staremu przyjacielowi. 

Cookie patrzył na niego lekko zdegustowany. 
–   Kiedy   ty   wreszcie   dorośniesz?   –   spytał   z   wyrzutem.   –   Umiesz   tylko   się   bawić. 

Wszystko zostawiłeś na głowie Colta, wpadasz tu i wypadasz, kiedy przyjdzie ci ochota. Nie 
myślałeś nigdy, że on też chciałby mieć więcej czasu dla żony i dzieci? Twój brat od lat nie 
brał urlopu, a ty brykasz jak młody źrebak!

Hm, rzeczywiście, jakoś nigdy o tym nie pomyślał. Był przekonany, że Colt jest równie 

zadowolony z takiego układu, jak on. 

– To czemu nie odpocznie i nigdzie nie wyjedzie? – Próbował się bronić. 
– Bo uważa, że tylko on jest w stanie wszystkiego dopilnować. 
– Widzisz! Sam masz odpowiedź. Colt nie chce, żebym się wtrącał w zarządzanie tym 

interesem. 

Odetchnął z ulgą. Nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby pomóc bratu, ale najwyraźniej 

on wcale tego nie potrzebował. Spyta go o to przy okazji. Właściwie, skoro i tak jest tu 
uwięziony na kilka tygodni, mógłby mu pomóc z tymi papierami. Może to pozwoliłoby zabić 

background image

nudę i przestałby myśleć o zgrabnych, rudowłosych pielęgniarkach... 

Kucharz ciągle stał w drzwiach. Nie wydawał się przekonany. 
– Mów, co chcesz. Ranczo należy do was obu, a tylko jeden wkłada w to czas i serce – 

powiedział zdegustowany, kręcąc głową. 

–   No,   dobrze   –   uciął,   żeby   przerwać   tę   niewygodną   rozmowę:   –   Obiecuję,   że 

porozmawiam z Coltem. Ale nie sądzę, żeby rzeczywiście potrzebował mojej pomocy. 

I tak nie zamierzał zostawać tu zbyt długo. To nie było życie dla niego, po miesiącu 

nadawałby się tylko do szpitala psychiatrycznego. 

– Jest tyle miejsc do odwiedzenia – zerknął na Cookiego z łobuzerskim uśmiechem. – I 

nie mogę przecież rozczarować tylu samotnych kobiet... 

Kucharz zrobił kilka kroków w kierunku wyjścia, ale odwrócił się jeszcze i przygwoździł 

Jetta ciężkim i ponurym spojrzeniem. 

– Nie musisz się nigdzie włóczyć, żeby znaleźć interesującą kobietę. Jedna przyjeżdża tu 

co dzień. I coś mi się zdaje, że bardzo ci wpadła w oko, tylko nie chcesz się do tego przyznać. 
Na mój  gust, to masz  metal  w kolanie,  ale za to pusto w głowie  – zakończył  z mocą  i 
wytoczył swój wielki brzuch za drzwi. 

Jett jęknął i wykrzywił twarz w grymasie. Nie szukał kobiety. Był zbyt blisko zwycięstwa 

w finałach, żeby się teraz poddać. Nic go nie zatrzyma. Ani to cholerne kolano, ani ranczo. 
Ani, tym bardziej, kobieta. 

Becky zaparkowała przed domem Garettów, wyłączyła silnik, ale przez chwilę jeszcze 

nie wysiadała z samochodu. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła powieki. Była ledwo żywa 
po ciężkim dniu w szpitalu i nie wiedziała, skąd ma wziąć siły na kolejne godziny ćwiczeń z 
Jettem. 

W końcu otworzyła drzwiczki, uwolniła Dylana z fotelika i wysiadła. W progu domu stał 

Cookie i patrzył na nią z troską. 

– Cześć, Cookie! – powiedziała z mizernym uśmiechem. 
– Cześć. Coś kiepsko wyglądasz. – Przyjrzał jej się uważnie i dodał: – Przydałaby ci się 

dobra kolacja i duży kawałek pysznego ciasta. Lubisz szarlotkę? To moja specjalność. 

– W takim razie uwielbiam – zaśmiała się. 
–  To  się dobrze  składa.  Przygotuję   dwa  talerze  więcej,  zjecie  dziś  z  nami  kolację  – 

oznajmił, jakby to było coś oczywistego. – Jemy o szóstej. 

Zmieszana, nie wiedziała, jak zareagować. Zwykle zabierała jakąś przekąskę dla Dylana i 

jedli dopiero po powrocie do domu. Zastanawiała się, czy powinna przyjąć to zaproszenie, ale 
zanim zdążyła coś wymyślić, Cookie popędził ją żartobliwie:

– No już, wchodź prędzej. Twój facet czeka. 
Zdziwiła się, skąd przyszło mu to do głowy. Ani Jett nie był jej facetem, ani ona jego 

kobietą. Przecież fakt, że poszli razem na pizzę, nic nie znaczy. Ani to, że Dylan wciąż o nim 
mówił. Ani to, że ciągle o nim myślała... Nie, to bzdura. Chwilowo rzeczywiście wprowadził 
trochę zamieszania w jej życie, ale głównie dlatego, że przypominał wiele rzeczy, o których 
chciałaby zapomnieć. Jett niedługo dojdzie do siebie, znowu będzie ujeżdżał byki, a wtedy 
ich drogi się rozejdą. 

background image

Włączyła Dylanowi telewizor w salonie i przeszła do pokoju, w którym trenował Jett. 
Zapukała lekko i weszła do środka. Pacjent pilnie ćwiczył, ale na jej widok uśmiechnął 

się szeroko. 

Usiłowała zignorować ten dziwny dreszczyk, który pojawiał się zawsze w jego obecności. 
– Długo już ćwiczysz? – spytała oficjalnym tonem. 
– Prawie sześć godzin – wysapał. – Zaraz kończę. – Z widocznym wysiłkiem wykonał 

kolejny ruch. – Może potem zatańczymy? Czas mijałby mi szybciej... 

– Raczej nie. – Pokręciła głową stanowczo. Nie pozwoli, żeby znowu znalazł się tak 

blisko niej, oplatał ją silnym ramieniem i przyciągał do siebie. To zbyt niebezpieczne. 

– Chyba  jednak tak  – powiedział  z  dziwnym  uśmiechem  i zanim zdążyła  cokolwiek 

zrobić, w powietrzu świsnęło lasso i miękkim ruchem opadło na jej talię. Jett zaciągnął węzeł 
i ręce przylgnęły jej do boków. Była unieruchomiona. Poczuła dreszczyk ekscytacji i zaśmiała 
się. 

Jett   ściągał   lasso,   aż   doprowadził   ją   bliżej   siebie.   Jego   błękitne   oczy   błyszczały 

rozbawieniem i czymś jeszcze, nad czym wolała się nie zastanawiać. 

– Zatańcz ze mną, Becky – poprosił, patrząc jej prosto w oczy. 
– To zbyt ryzykowne – zaprotestowała. 
– No cóż, sama tego chciałaś! – Ściągnął linę jeszcze mocniej, tak że Becky prawie 

opierała się o niego. – Mam cię! – oświadczył zadowolony i objął ją ramieniem. 

Próbowała się wyrwać, ale nie miała szans. Tym bardziej że jakaś część jej natury wcale 

tego nie chciała. 

Czuła tuż obok zapach jego wody po goleniu, a jego ręce prawie parzyły jej skórę. 
– Jak tylko mnie uwolnisz, zobaczysz, co o tym myślę – oświadczyła, patrząc na niego 

groźnie. – I wtedy pożałujesz, że kiedykolwiek wpadłeś na taki pomysł. 

– Tym bardziej więc tego nie zrobię. – Przysunął twarz do niej i spojrzał w miodowe 

oczy. – Będę rozkoszował się tą chwilą. Mam cię pod kontrolą – zaśmiał się cicho. Przejechał 
palcami po jej karku, aż dotarł do luźnego warkocza, opadającego na plecy. – Od dawna o 
tym myślałem – wymruczał, rozczesując jej włosy palcami. 

Przez kilka chwil bawił się miękkimi puklami, a potem przesunął dłonie na kark i zaczął 

go delikatnie masować. 

Przymknęła oczy, odchyliła głowę i dała się ponieść uczuciu czystej błogości. Dotyk Jetta 

rozpalał jej zmysły i budził dawno uśpione pragnienia. Zapomniała już, że można się czuć tak 
wspaniale. Znikły gdzieś wszystkie opory i wątpliwości. 

– Cudownie – wyszeptała. 
Czuła jego ciepły oddech na swojej skórze, uniosła powieki. Był blisko, zbyt blisko. Jego 

spojrzenie błądziło po jej twarzy, aż spoczęło na ustach. 

Krew niemal wrzała w żyłach Becky, ale tliły się w niej jeszcze resztki rozsądku. 
– Nawet o tym nie myśl, kowboju – powiedziała na tyle stanowczo, na ile potrafiła. 
– Czemu nie? Myślałem o tym od dawna. – Przysunął się jeszcze bliżej. – A teraz muszę 

wreszcie coś z tym zrobić. 

Pochylił się nad nią i delikatnie musnął ją wargami. Łagodnie, drażniąco – i wycofał się. 

background image

Ku swemu zaskoczeniu Becky odczuła rozczarowanie. 

Ale zaraz jego usta wróciły po więcej. Tym razem pocałował ją naprawdę. Czuła jego 

zachłanne usta na swoich wargach i żałowała, że ma związane ręce. Chciała go dotykać, 
przyciągać   bliżej,   przebiegać   palcami   przez   jego   ciemne,   gęste   włosy   i   szeroką   klatkę 
piersiową. 

Pocałunek był krótki, ale intensywny. I kiedy Jett odsunął się od niej, widziała, że ma 

zamglone oczy, a jego oddech był równie szybki, jak jej. 

Kiedy już odzyskała głos, była w stanie powiedzieć tylko:
– Nigdy więcej tego nie rób!
Uniósł lekko brwi, a wokół warg błąkał mu się kpiący uśmieszek. 
– Dlaczego? Nie podobało ci się?
Nie mogła skłamać. Wiedziała przecież, że i tak by nie uwierzył. 
– Dobrze wiesz, że to nie tak. Po prostu nie jesteś w moim typie. 
– Co ty powiesz? – przekomarzał się. – Chyba się mylisz. Albo nie wiesz jeszcze, jaki jest 

twój typ. 

Nie miała ochoty ciągnąć tej dyskusji. Zwłaszcza że nie była pewna, czy Jett nie ma 

racji... 

– Puść mnie. – Szarpnęła się lekko, ale to sprawiło tylko, że pętla zacisnęła się jeszcze 

mocniej. 

– A ja myślę, że masz ochotę na następny pocałunek – powiedział Jett, spoglądając na nią 

przekornie. 

– Nie ma mowy. Rozwiąż mnie, a zobaczysz, na co mam ochotę!
Roześmiał się ubawiony. 
– Sama widzisz, że nie mogę. Muszę dbać o reputację. Co by powiedzieli koledzy z 

rodeo, gdyby się dowiedzieli, że dałem się pobić drobnej kobiecie?

– Tchórz! – drwiła z niego. 
Miała nadzieję, że sprzeczka rozmyje nieco ten romantyczny nastrój. Nie chciała, żeby 

wpatrywał się w nią wzrokiem, od którego rozwiewały się wszystkie jej skrupuły. Ale nie 
mogła   zaprzeczyć,   że   ten   pocałunek   poruszył   ją   i   obudził   jakąś   część   duszy,   która   była 
uśpiona od śmierci Chrisa. I Jett miał rację – pragnęła więcej. 

– Powiem ci, co zrobimy – odezwał się Jett, przesuwając w palcach jedwabisty kosmyk 

jej włosów. – Puszczę cię, pod jednym warunkiem. 

– Jakim?
– Póki nie wyzdrowieję, będziesz jeździła moim pikapem. 
– Chyba już o tym rozmawialiśmy i powiedziałam ci, że nie mogę – odparła stanowczo. 
– Tak, ale wtedy nie byłaś związana – zaśmiał się. 
Podobał   jej   się   ten   dźwięk.   Lubiła   wtedy   na   niego   patrzeć,   ale   nie   chciała   dać   się 

owładnąć temu uczuciu. Już kiedyś uwierzyła, że można żyć na krawędzi niebezpieczeństwa i 
wiedziała,   czym   to   grozi.   Teraz   była   mądrzejsza   o   tamte   doświadczenia.   Wiedziała,   jak 
bolesne może być zderzenie z prawdziwym życiem. 

– Musisz się zgodzić – ciągnął Jett, wpatrując się w nią uważnie. – W przeciwnym razie 

background image

będę codziennie jeździł po ciebie do miasta, a to na pewno odbije się na moim zdrowiu. Jeśli 
więc nie chcesz mieć mnie na sumieniu, lepiej się zgódź!

Ten facet był uparty jak osioł. I wiedziała, że nie żartuje. Naprawdę jest gotów jeździć po 

nią codziennie,  a na to nie mogła  pozwolić.  Nigdy by sobie nie  wybaczyła,  gdyby  z jej 
powodu przeciążył kolano. 

Jego palce ciągle błądziły po jej szyi. Wolała nie myśleć, co będzie, jeśli szybko nie 

wydostanie się z tego uścisku. 

– Zgoda. Tym razem wygrałeś. Wezmę twój samochód, ale ja też mam pewien warunek. 
Westchnął ciężko i pokiwał głową. 
– Coś mi się zdaje, że to oznacza zwiększoną dawkę upiornych ćwiczeń... 
– W takim  razie  jesteś  bystrzejszy,  niż  sądziłam.  Dodatkowe pół  godziny ćwiczeń  – 

zakończyła bezlitośnie. I od razu poczuła się lepiej. – A teraz mnie wypuść. 

Spojrzał na nią figlarnie i nie przestawał błądzić palcami po jej włosach. 
– A może zamienimy to na dodatkowe pół godziny całowania? – zaproponował kusząco. 
Udawała, że nie usłyszała tej propozycji. 
– Puszczaj. Przyniosłam ci prezent. Lasso nawet nie drgnęło. 
– Zobaczysz, spodoba ci się... – mówiła tonem, którym zwykle namawiała Dylana do 

jedzenia. – Obiecuję. 

Uwolnił ją wreszcie z ciężkim westchnieniem. Roztarła nadgarstki i powoli wyciągnęła z 

plecaka spory, okrągły przedmiot. 

Rozpakował prezent z ciekawością i wpatrywał się w niego zaskoczony. 
– Słodkie – uśmiechnął się. – Kusza do strzelania z lotkami na gumce. 
– Nie będziesz musiał po każdej serii podchodzić do tarczy – wyjaśniła niepewnie. – 

Dzięki temu oszczędzisz kolano. 

Gdy   tylko   zobaczyła   tę   zabawkę,   przyszedł   jej   na   myśl   Jett   i   nie   mogła   się   oprzeć 

pokusie, żeby jej nie kupić. Przez cały dzień zastanawiała się, jaka będzie jego reakcja. 

Rozumiała jego potrzebę aktywności bardziej niż większość ludzi. Sama kiedyś taka była. 
Obracał opakowanie w dłoniach, w końcu spojrzał na nią i powiedział poważnie:
– Dziękuję. 
– Nie ma za co – odpowiedziała. – A teraz wracamy do ćwiczeń. 
Mruknął coś pod nosem, więc wskazała szyny i zapytała:
–   A   chciałbyś   to   zdjąć   w   przyszłym   tygodniu?   Mam   jeszcze   jedną   niespodziankę   – 

przywiozłam trochę sprzętu treningowego. Urządzimy ci tu małą siłownię. 

– Będziemy ćwiczyć razem? – zaproponował od razu. 
– W zasadzie tak. Zabierasz cały mój  czas, nie mam kiedy ćwiczyć,  a muszę być  w 

formie. Dobrze, ale dość już tych rozmów. Teraz pompki. 

Jęknął głucho, ale zszedł z urządzenia treningowego i robił, co kazała. Nie przestawał 

jednak komentować wszystkiego. 

– To świetny pomysł, żebyśmy razem ćwiczyli.  Powinnaś tylko zmienić strój. Tamte 

szorty byłyby doskonałe. 

Roześmiała się, ale szybko zamilkła. Jett nie powinien myśleć, że ona dobrze się tu bawi. 

background image

Wystarczyło   zamieszanie,   jakie   wprowadził   ten   pocałunek.   Na   kilka   chwil   kompletnie 
zawiódł jej doskonalony od lat system ochronny. 

Od początku wiedziała, że tak będzie i dlatego właśnie nie chciała tej pracy. Była pewna, 

że Jett skruszy jej mur, nawet tego nie zauważając. 

Ostre treningi to była jej forma obrony. Bezlitośnie zmuszała go do pracy,  ale ciągle 

pamiętała  tamten  zbyt  krótki pocałunek i oblewała  się rumieńcem  na samo wspomnienie 
swojego zachowania. Na szczęście mogła udawać, że to z wysiłku. Sumiennie wykonywała 
wszystkie ćwiczenia razem z Jettem, ale jej myśli krążyły wokół wszystkiego, co się dzisiaj 
wydarzyło. 

Dlaczego tak bardzo nalegał, żeby pożyczyła jego samochód? Zastanawiała się, skąd ten 

upór. Nie była  przyzwyczajona  do tego, aby ktoś się o nią troszczył.  A może  wcale nie 
chodziło o nią? Może raczej o Dylana? Albo po prostu Jett Garett bał się, że jego pielęgniarka 
i osobista trenerka nie dojedzie kiedyś na lekcje i marzenia o rodeo odejdą w siną dal. 

– Jeszcze pięć – wysapała ciężko. 
– Damy radę. – Widziała krople potu, spływające mu po twarzy, i zaczynała w to wątpić, 

ale nie powiedziała tego głośno. – Nie pamiętam już, czy kiedykolwiek się tak męczyłem. 
Marzę o dniu, w którym wszystko się skończy i wyjadę stąd. 

– Jeszcze dwie. Jedna. Już. 
Opadła na podłogę całkowicie wyczerpana. 
To jej pacjent, ma go postawić na nogi. W tym celu ją wynajęto. Dlaczego więc tak ją 

zasmuciła wzmianka o wyjeździe?

Oboje leżeli wyciągnięci na plecach i oddychali ciężko. 
– Zabijasz mnie, kobieto – wysapał z trudem. – Nie miałem pojęcia, że tak bardzo brak 

mi formy. Ty nie zmęczyłaś się tak jak ja. 

–  Bo  miałeś  kilka  tygodni  przerwy,  to   wystarczy.   Obrócił   głowę  i  spojrzał  na  nią   z 

ciekawością. 

– Od jak dawna trenujesz fitness?
–   Zaczęłam   niedługo   po   urodzeniu   Dylana,   żeby   poprawić   swoją   kondycję.   Potem 

zainteresowało mnie to, zapisałam się na kurs i zdałam egzaminy instruktorskie. 

– To było wtedy, kiedy zmarł twój mąż? – spytał łagodnie i westchnął. 
– Tak. – Pokiwała głową. 
Nie zdziwiło ją, że wie o śmierci Chrisa. Rattlesnake to małe miasteczko. Wszyscy tu 

wszystko wiedzieli. 

Bardziej zaskakujące było, że potrafiła rozmawiać z Jettem o Chrisie. Do tej pory ten 

temat był zbyt bolesny, aby poruszać go z kimkolwiek. 

– To był fajny facet – rzucił zamyślony Jett. 
– Pamiętasz go?
– Każdy pamięta szalonego Chrisa Washburna. Facet umiał żyć pełnią życia. 
–   Naprawdę?   –   Nawet   się   nie   starała   ukryć   goryczy   w   głosie.   –   Zginąć   w   wieku 

dwudziestu pięciu łat to pełnia życia?

Jett z trudem przekręcił się na bok i lekko dotknął jej ramienia. Rozsądek podpowiadał, że 

background image

powinna się odsunąć, ale nie była w stanie tego zrobić. Czuła się zupełnie rozbrojona jego 
dobrocią i łagodnością. 

– Becky, życie to ryzyko, niezależnie od tego, jak do niego podchodzisz. Możesz się 

przed nim ukryć  i mieć nadzieję, że nic ci się nie stanie, albo ryzykować i korzystać ze 
wszystkiego, co oferuje. W obu przypadkach nie masz na nic wpływu. Życie będzie toczyło 
się dalej, na dobre i złe. 

Wiedziała, że w dużej mierze ma rację. Ale nie do końca. Nie była już odpowiedzialna 

tylko   za   siebie.   Miała   syna   i   musiała   być   ostrożna.   To   jedyna   droga,   aby  zapewnić   mu 
bezpieczeństwo. 

– Nawet w najśmielszych marzeniach nie sądziłam, że będę musiała sama wychowywać 

moje dziecko – odezwała się smutno. 

– A o czym marzyłaś? – spytał od razu. Jego głos był niski i kojący jak balsam. 
Wzruszyła lekko ramionami i odparła:
– To śmieszne pytanie. Nie pamiętam już, o czym kiedyś marzyłam. 
– Każdy ma jakieś marzenie – nie ustępował. – Jakie są twoje?
Zastanowiła się chwilę i odpowiedziała:
– Chcę wychować syna na dobrego człowieka. 
– I pewnie ci się to uda. Ale ja pytam o twoje marzenia. Musisz czegoś pragnąć dla siebie. 

– Nie. 

– To smutne. Każdy powinien mieć gwiazdę, do której podąża. 
Miał rację. Życie bez marzeń nie miało celu. I ona była właśnie takim statkiem błądzącym 

bez steru od dłuższego już czasu. 

– Większość kobiet chciałaby mieć męża, dom, rodzinę. A ty?
Śmieszne, że takie pytanie zadaje najbardziej zatwardziały kawaler w okolicy. Ale była 

mu wdzięczna za to zainteresowanie. 

–   Naturalnie,   że   tak   Dylan   coraz   bardziej   potrzebuje   obecności   mężczyzny,   a   ja 

chciałabym mieć dzieci. Dużo dzieci. 

Jej nastrój poprawił się na samo wyobrażenie wielu małych Dylanów do kochania. Ale 

wiedziała, że nie powiedziała wszystkiego – ona też chciałaby być kochana. 

Uniosła   się   na   łokciu   i   obróciła   ku   niemu.   Zapach   rozgrzanej   skóry   i   bliskość   jego 

imponującego ciała burzyły jej zmysły. Ciemne, mokre z wysiłku włosy opadały w nieładzie 
na   czoło,   ale   to   tylko   dodawało   mu   uroku.   Bez   wątpienia   Jett   Garett   był   niezwykle 
pociągającym mężczyzną. 

– A co z tobą? – odbiła piłeczkę. – Oczywiście, oprócz rodeo. Jakie ty masz marzenia? 

Nie możesz przecież przez całe życie jeździć na bykach. 

– Wszystko po kolei. – Spojrzał na nią i zmarszczył brwi. – Najpierw finały. A potem... – 

zamyślił się na chwilę. – Potem znajdę jakiś nowy cel. Zawsze są jakieś góry do zdobycia. 
Ale na razie najważniejsza sprawa to finały. 

Wpatrywała   się   w   jego   przystojną   twarz   i   ogarniał   ją   zupełnie   irracjonalny   smutek. 

Wiedziała, że nic i nikt nie będzie dla niego nigdy tak ważne, jak kolejne wyzwanie, które go 
wezwie. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY Jett stał przed stajnią i wygrzewał się we wrześniowym słońcu. 

Dawno już nie jeździł konno. I jeśli lekarze z Amarillo mieli rację, nie powinien jeździć 
jeszcze przez kilka tygodni. Ale w sumie zgodzili się na lekkie obciążenie, a to chyba znaczy, 
że może ostrożnie wsiąść i przejechać się kawałek... 

Wiedział,   że   ryzykuje,   ale   musiał   coś   zrobić.   Zaczynał   być   rozdrażniony.   Szczerze 

mówiąc, był rozdrażniony od chwili, kiedy pocałował Becky. Nie miał pojęcia, co się z nim 
dzieje. Całował dziewczyny, od kiedy skończył czternaście lat i nigdy dotąd nie wywoływało 
to w nim takiego silnego napięcia. 

Zaczęło się od niewinnego flirtu i sam nie wiedział, kiedy to się zmieniło. Ale musiał 

przyznać,   że   teraz   czuł   się   dobrze   tylko   w   towarzystwie   Becky   i   Dylana.   Zupełnie 
irracjonalne uczucie. Najlepszy dowód, jak bardzo był rozbity po tym wypadku. 

Noga też go drażniła. Nawet teraz, kiedy lekarze zdjęli mu już metalowe szyny i założyli 

lekki opatrunek, nie zachowywała się tak dobrze, jak by się spodziewał. 

Wiedział jednak, że nie te dolegliwości dręczą go najbardziej. Nie mógł się oszukiwać – 

jego największym problemem była Becky. 

Widywał ją codziennie i codziennie zadawała mu nową partię tortur. Pachniała tak słodko 

i wyglądała tak cudownie, że znowu miał ochotę chwycić ją na lasso. 

Wychodziła trochę ze swojego pancerza, ich rozmowy stały się głębsze, bardziej osobiste. 

Ale sam już nie wiedział, czy przełamanie tej bariery było najlepszym pomysłem. Im lepiej ją 
poznawał, tym bardziej chciał się do niej zbliżyć. 

Jeden pocałunek i chwila rozmowy całkiem zburzyły jego spokój. I wcale mu się to nie 

podobało. Wiedział, jak rozwiązać ten problem, ale nie sądził, żeby Becky się na to zgodziła. 

Cóż, skoro nie może liczyć na jej pomoc w tym względzie, musi sobie poradzić inaczej. 
Powoli   dosiadł   starego   konia   i   ruszył   ostrożnie.   Nie   zaimponowałby   nikomu   stylem 

jazdy, ale lepsze to niż nic. Ta bezczynność go wykańczała. Tyle opuszczonych zawodów. I 
zbyt wiele dziwnych myśli. 

Codziennie się widywali, razem ćwiczyli i złapał się na tym, że zastanawia się, jak to by 

było budzić się i zasypiać obok niej każdego dnia. 

To stanowczo niepokojący objaw u Jetta Garetta. 
Nagły warkot przerwał te rozmyślania. Tuż obok zatrzymała się Kati i z trudem wysiadła 

z wysokiej terenówki. Otworzyła tylne drzwi i wypuściła Dylana i Evana. 

Chłopcy wyskoczyli z samochodu i podbiegli do ogrodzenia. Wdrapali się na najniższą 

belkę i patrzyli na jego nieudolne próby jazdy. Kati też podeszła bliżej i oparła się z ulgą. 

– Wcześnie dzisiaj jesteście – zauważył Jett zdziwiony. 
– Tak Mam wizytę u lekarza, więc przywiozłam ich trochę wcześniej. Becky oczywiście 

wie o wszystkim. 

– Ufa ci – zauważył Jett, podjeżdżając do ogrodzenia. 
– Tobie też zaufa, musisz tylko dać jej czas. – Kati wyciągnęła rękę i pogłaskała konia. – 

Boi się, że Dylanowi może stać się coś złego. Ale trudno jej się dziwić, była w ciąży, kiedy 
zginął jej mąż, wiesz przecież. 

– Tak, wspominała o tym. 

background image

Rozumiał, że obawy Becky są uzasadnione i tym bardziej chciałby pomóc je pokonać. 
Ale skąd Kati wiedziała, że zależy mu na tym, aby zdobyć zaufanie Becky?
Odwrócił wzrok, jakby bał się, że bratowa zbyt wiele w nim wyczyta i próbował zamienić 

temat:

– Zastanawiające, że taka ostrożna kobieta wyszła za szalonego Chrisa. 
– Niezupełnie. Kiedyś była tak samo szalona jak on. Wypadek wszystko zmienił. Chris 

był chyba po kilku piwach i jechał jak wariat. A Becky była przy tym. 

– Każdy, kto spędził trochę czasu z Chrisem, miał powód, żeby się bać. Ten facet nawet 

mnie przerażał. Podejmował najbardziej szalone ryzyko i nie myślał o konsekwencjach. 

– A ty tak nie robisz? – spytała Kati, patrząc na niego uważnie. 
– Ja nie. Zawsze dokładnie analizuję wszystkie za i przeciw. Nie rzucam się na oślep w 

niebezpieczeństwo. Chris najpierw działał, a potem myślał. – Przerwał nagle, jakby nie chciał 
powiedzieć za dużo. Spojrzał na bratową z troską i zobaczył, że jest wyraźnie zmęczona. – 
Dobrze się czujesz?

– Tak, zupełnie nieźle. Trochę męczą mnie te upały, ale już za kilka tygodni będzie po 

wszystkim. I wtedy zostaniesz wujkiem, a Colt ojcem. Mam tylko nadzieję, że nie zdarzy się 
to w czasie dorocznego targu bydła. 

– Jakiego targu? – zdziwił się. – Colt nic mi nie mówił. – Uświadomił sobie nagle, jak 

niewiele wie o funkcjonowaniu rancza. – Nie powinien wyjeżdżać w tym czasie. 

– Och, nie martw się. Zostało jeszcze trochę czasu, zobaczymy, co się wydarzy. A co 

lekarze mówią o tobie?

–   Podobno   rehabilitacja   przebiega   błyskawicznie.   To   pewnie   dzięki   mojemu 

morderczemu treningowi. Powiedzieli, że za tydzień lub dwa będę już w formie. – I wtedy 
poważnie porozmawia z Coltem. 

Tak naprawdę lekarze ostrzegali, że najbliższe dwa tygodnie będą decydujące, ale tego 

wolał jej nie mówić. 

Na szczęście dzieci przerwały tę rozmowę. Evan zażądał jedzenia, a Dylan odezwał się 

nieśmiało:

– Chciałbym usiąść na koniu razem z Jettem. 
– Chyba  powinniśmy najpierw zapytać  twoją mamę  – powiedziała  Kati łagodnie, ale 

stanowczo. – Chcesz coś zjeść?

Mały pokręcił głową, więc wzięła Evana za rękę i zniknęła w głębi domu. Jett czekał 

tylko, aż drzwi się za nią zamkną. Uśmiechnął się. 

– Chyba już czas na pierwszą lekcję konnej jazdy – odezwał się do chłopca i widział, jak 

rozbłysły mu oczy. 

Przez kilka następnych minut Jett udzielał mu podstawowych wskazówek i tłumaczył, jak 

bezpiecznie obchodzić się ze zwierzęciem. 

– I pamiętaj – nigdy nie podchodź do konia od tyłu i nie zbliżaj się do niego bez opieki 

kogoś   dorosłego.   –   Dylan   skwapliwie   kiwał   głową   i   chłonął   wszystkie   uwagi.   –   Jesteś 
gotowy, żeby usiąść w siodle?

Mały przytaknął z zapałem, więc Jett posadził go ostrożnie, czując, jak mocno bije małe 

background image

serduszko. Ucieszyło go to. Widział, jaka to frajda dla chłopca i miał ochotę uwiecznić tę 
pierwszą lekcję na zdjęciu. Chciałby, żeby Becky to zobaczyła. Hm, może jednak lepiej nie... 

Stary koń stał spokojnie. Jett znał go dobrze i wiedział, że nie zrobi nic nieoczekiwanego. 

Pokazywał małemu, jak prawidłowo siedzieć w siodle, jak kierować wodzami i klepać konia 
po dobrze wykonanej komendzie. 

– Jestem duży! – zaśmiał się Dylan radośnie, z dumą spoglądając z wysokości końskiego 

grzbietu. 

I nagle jego śmiech zamarł. 
Jett nie musiał się odwracać, po minie chłopca wiedział, co się stało. Po chwili trzasnęły 

drzwi samochodu i wyskoczyła z niego Becky. Miała wzrok wściekłej tygrysicy, ale jej głos 
drżał z przerażenia. 

– Natychmiast go zdejmij!
Dylan zaczął płakać, a Jett zastanawiał się, jak to się stało, że spokojny, beztroski śmiech 

dziecka w jednej chwili zamienił się w histerię. Powoli wysadził małego z siodła i odwrócił 
się spokojnie, gotów na konfrontację z rozjuszoną kocicą. 

Podbiegła do nich i jedną ręką złapała Dylana, a drugą szarpała Jetta za ramię. 
– Co ty wyprawiasz! Mógł się zabić! Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny! – Jej głos 

drżał,   słychać   było,   że   jest   przestraszona,   a   Jett,   chociaż   jej   współczuł,   nie   potrafił 
powstrzymać złości. 

– Nie dopuściłbym, żeby stało mu się coś złego. Uspokój się i przestań nim trząść, zaraz 

wpadnie w histerię jak ty!

– Nie jestem histeryczką! A z tobą jeszcze porozmawiam – obiecała groźnie i odwróciła 

się do Dylana. – Już dobrze, mamusia jest tutaj – szeptała, kucając i przytulając chłopca do 
siebie. 

Jett czuł, jak narasta w nim irytacja. Miał ochotę coś kopnąć. Czy ona nie widziała, że 

dzieciak miał się całkiem dobrze, zanim tu nie przyleciała i nie zaczęła krzyczeć?

– Dobry pomysł – odezwał się przez zęby. – Dylan, biegnij do Evana, pewnie Cookie 

przyniósł mu jakieś ciastka. My z mamą troszkę tu porozmawiamy. 

Mały spojrzał na matkę niepewnym wzrokiem, ale nie zaprotestowała, więc ssąc kciuk, 

powoli przeszedł do domu. 

Gdy tylko zniknął za drzwiami, Becky znów przemieniła się w walczącą tygrysicę. 
– Nie obchodzi mnie, co robisz ze swoim życiem. Jednak nie pozwolę, żebyś narażał 

niewinne dziecko!

– Wiem, wolisz zrobić z niego kompletną fajtłapę! Jak będziesz go tak traktowała, nie ma 

szans wyrosnąć na normalnego chłopaka!

– Ale chociaż będzie żył!
– I co to za życie? Ciągły krzyk i przerażenie. Boi się ruszyć, bo może się przewrócić i 

potłuc. I to przez ciebie! To nie w porządku wobec niego. 

–   Nie   mów   mi,   jak   mam   wychowywać   moje   dziecko!   Czuł,   że   jego   cierpliwość   się 

wyczerpuje. 

– Ktoś  musi  ci  to powiedzieć.  Ty nie żyjesz  naprawdę.  Tylko  wegetujesz. Boisz  się 

background image

wszystkiego, boisz się coś odczuć i przeżyć naprawdę!

– Co ty wiesz o uczuciach!? Nie patrzyłeś na to, jak umiera ktoś, kogo kochasz. I to tylko 

dlatego, że lubił żyć na krawędzi ryzyka. 

– Ale chociaż poczuł, co to znaczy żyć. Ty tylko uciekasz z domu do pracy, zdziwiona, że 

niebo jeszcze nie runęło ci na głowę. Trzęsiesz się nad Dylanem, chociaż on wcale tego nie 
potrzebuje.   Wiesz,   że   nigdy   nie   ssie   kciuka,   kiedy   ciebie   nie   ma?   –   Spojrzała   na   niego 
zdziwiona, więc wyjaśnił: – To przez ciebie i twój ciągły strach czuje się niepewnie. 

– Jak śmiesz mnie osądzać? Boję się o niego, bo go kocham. Jest sensem mojego życia. 

Czasami   drżę   z   przerażenia,   kiedy   myślę,   że   mógł   odziedziczyć   zamiłowania   Chrisa   do 
ryzyka – tłumaczyła poruszona. Nieoczekiwanie po policzkach popłynęły jej łzy i czuł, że coś 
ścisnęło mu serce. – Jego bezpieczeństwo to dla mnie najważniejsza sprawa na świecie. I 
nagle zjawiasz się ty, tak samo nieodpowiedzialny jak Chris i budzisz w moim dziecku ochotę 
do szalonych zabaw. 

Współczuł   jej   z   całego   serca,   ale   miał   już   dość.   Po   raz   kolejny   usłyszał,   że   jest 

nieodpowiedzialny, a przecież nigdy nikogo nie naraził. 

– Przykro mi z powodu śmierci twojego męża – zaczął gwałtownie. – Ale wiesz co? Nie 

jestem nim. Nie jestem – powtórzył z mocą. – To, że też lubię ryzykowne zabawy, nic nie 
znaczy.   Chris   czasami   rzeczywiście   zachowywał   się   jak   szaleniec,   nie   myślał   o 
konsekwencjach,   ani   dla   siebie,   ani   dla   innych.   Ja   tak   nie   robię.   Nigdy   nie   naraziłbym 
Dylana!

– Chcesz powiedzieć, że Chris nie dbał o mnie? – spytała lekko urażonym głosem. 
Nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. 
– Mężczyzna musiałby być głupcem, żeby o ciebie nie dbać – mruknął po chwili. 
– Co masz na myśli? – zdziwiła się. 
Za żadne skarby świata nie zamierzał jej zdradzić, co miał na myśli. 
– Posłuchaj, Becky – odezwał się, wzdychając ciężko. – To była tylko niewinna lekcja 

dosiadu w siodle. Nawet nie jazdy. Dylan po prostu posiedział chwilę na koniu. I obiecuję, że 
nigdy więcej nie zrobimy tego bez twojej zgody. Dobrze? – Spokojny ton jego głosu sprawił, 
że nagle cały jej gniew odpłynął. 

– Mój ojciec też mówi, że robię z niego niedorajdę – powiedziała nagle zmartwiona. 
– W porządku, to twoja sprawa, jak go wychowujesz. Jest świetnym dzieciakiem. Ale 

pamiętaj czasami o tym, że chłopcy po prostu muszą biegać, skakać i współzawodniczyć ze 
sobą. To, że będzie zachowywał się jak normalny chłopak, nie oznacza od razu, że skończy 
jak Chris. 

Milczała przez chwilę zamyślona. 
– Uważasz, że jestem nadopiekuńcza? – spytała niepewnie. 
Uśmiechnął się lekko. 
– Trochę luzu by nie zaszkodziło. Pozwól mu czasami usiąść na tym koniu. To stary 

kucyk Evana, najłagodniejszy koń, jakiego znam. 

– Będziesz na niego uważał? – Usłyszała swoje słowa i nie mogła uwierzyć, że w ogóle 

bierze taką sytuację pod uwagę. 

background image

– Nie spuszczę go z oka. Zaufaj mi, Becky. Nawet nie wiesz, jak go ucieszysz, marzył o 

tym od dawna. 

Wiedziała, że ma rację. Mały od tygodni nie mówił o niczym innym. Był zapatrzony w 

Jetta jak w obrazek Wzięła głęboki oddech i powoli kiwnęła głową. Czuła się, jakby właśnie 
wypuszczała Dyłana spod bezpiecznych objęć i narażała na wszystkie niebezpieczeństwa tego 
świata. Ale nagle uwierzyła, że tak właśnie powinno być. 

Przerażona chciała odjechać, ale coś kazało jej zostać i pełnym obaw wzrokiem patrzeć 

na to, jak jej syn po raz pierwszy w życiu dosiada konia. 

Długo później, już po ekscytującej jeździe Dylana, po wyczerpującym treningu i pysznej 

wspólnej kolacji, która stała się zwyczajem,  wszyscy siedzieli  na patio, popijali mrożoną 
herbatę i obserwowali zachód słońca. Chłopcy bawili się nieopodal w piaskownicy, a oni 
gawędzili leniwie o błahostkach. 

Dziesiątki myśli przebiegały jej przez głowę. Nie potrafiła wyzbyć się niepokoju, ale była 

zadowolona, że ustąpiła. Po raz pierwszy wypuściła Dylana spod swoich skrzydeł i nieco 
zdziwiona zauważyła, że nie stało się nic złego. 

Jett był niezwykle cierpliwy. Widziała, że kontroluje każdy ruch konia i dziecka i to ją 

nieco uspokajało. 

Z kuchni dobiegał ich brzęk talerzy i Becky podniosła się z fotela. 
– Może powinnam pomóc Cookiemu?
Jett złapał ją za rękę i posadził z powrotem. 
– Zostań. Nikt, oprócz Kati, nie ma wstępu do jego królestwa. 
Usiadła więc znowu i wygrzewała się w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. 
Po kilku minutach Colt podniósł się z westchnieniem. 
– Miło tu, ale muszę was opuścić. Mam jeszcze trochę pracy. 
Kati wyciągnęła do niego rękę i wstała z trudem. 
–   Ja   też   już   pójdę   –   powiedziała,   ziewając.   –   Nie   rozumiem,   dlaczego   jestem   taka 

zmęczona. 

Wszyscy się uśmiechnęli. Zaawansowana ciąża i praca w przedszkolu wyczerpałyby trzy 

kobiety. 

Oboje pożegnali się i odeszli. 
Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, gdzieś na horyzoncie widoczne były odległe 

światła miasta. 

– Dziś wieczór nawet powietrze ładnie pachnie – powiedział Jett i przeciągnął się leniwie. 
Becky sączyła chłodny napój i z całych sił starała się zignorować bliskość Jetta. Miała w 

tym niezłą praktykę. Codziennie podczas ćwiczeń musiała się skupiać i nie zwracać uwagi na 
magnetyzm, którym promieniowało jego ciało. 

– Czuć już jesień w powietrzu – odezwała się cicho. – Lubię tę porę roku. 
– Ja też. Na ogół. 
Rozumiała, skąd się biorą jego rozterki. 
– To sezon rodeo, prawda?
– Tak – potwierdził z westchnieniem. – Finały już za kilka miesięcy. Jeśli szybko nie 

background image

wrócę do klasyfikacji, moje szanse zmaleją do zera. 

–   Nie   możesz   spróbować   za   rok?   –   Myślała,   że   właśnie   zaproponowała   mu   świetne 

rozwiązanie, ale widok jego skrzywionej miny rozwiał te złudzenia. 

– Nie mogę. – Pokręcił głową stanowczo. – Nigdy jeszcze nie byłem tak blisko. I wiem, 

że nigdy już nie będę. To ten rok. Jeśli nie wygram teraz, nie zrobię tego nigdy. Muszę 
pojechać jeszcze w tym sezonie. Znam swój organizm i jego możliwości. Jeszcze teraz mam 
szansę, za rok może nie być tak dobrze. Wiek jest nieubłagany dla sportowców. 

– A co zrobisz, jeśli się nie uda? Jeśli nie zdążysz dojść do formy przed finałem?
Rzucił jej ostre spojrzenie i odpowiedział:
– Nawet o tym nie myśl. Musi się udać. Wszystko idzie dobrze i za parę tygodni będę 

gotów. 

Gotów   do   czego?   –   zastanowiła   się.   Gotów   znowu   ryzykować?   Podczas   następnego 

wypadku może nie mieć tyle szczęścia, co ostatnio, a wtedy... 

Nie chciała nawet przyznać, jak bardzo boi się o niego. 
–   Co   cię   tak   pociąga   w   tych   zawodach?   –   spytała   ciekawie.   –   Nie   musisz   przecież 

zarabiać w ten sposób na życie. 

Zastanawiał się przez chwilę. 
– Nie wiem – przyznał w końcu. – Może chcę pokazać, że potrafię zrobić coś, czego nie 

umie zwykły człowiek? Może chcę coś udowodnić... ? – Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem 
w oczach i łagodnie zmienił temat. Nigdy nie lubił zastanawiać się zbyt głęboko nad swoim 
życiem. – Jak sprawuje się samochód?

– Doskonale. To cud na czterech kółkach – powiedziała z uznaniem. – Za każdym razem, 

kiedy   do   niego   wsiadam,   nie   mogę   się   nadziwić,   że   wszystko   sprawnie   działa.   Nie 
wiedziałam, że istnieją takie samochody – zaśmiała się. 

Nie   chciała   dodawać,   że   za   każdym   razem,   kiedy   do   niego   wsiadała,   jej   myśli 

nieubłaganie   biegły   w   kierunku   Jetta.   Samochód   był   przesiąknięty   zapachem   jego   wody 
kolońskiej, w odtwarzaczu były płyty z muzyką, której słuchał, a w schowku znalazła jego 
ulubioną gumę miętową. Wszystko to sprawiało, że myślała o nim częściej, niżby chciała. 

– Naprawdę miło z twojej strony, że mi go pożyczyłeś – dodała z uśmiechem. – Nie 

wiem, jak ci dziękować. 

– Już to zrobiłaś, swoją pracą. Bez ciebie rehabilitacja nie przebiegałaby tak szybko. Sam 

nie ćwiczyłbym tak długo ani tak efektywnie. – Zerknął na chłopców, ciągle bawiących się w 
piaskownicy i powiedział: – Dziękuję, że pozwoliłaś Dylanowi na jazdę konno. Wiem, ile to 
dla ciebie znaczyło. Cieszę się, że mi zaufałaś. 

Podążyła  za jego wzrokiem i ze zdumieniem uświadomiła sobie, że rzeczywiście mu 

zaufała. Dziś po południu patrzyła, jak Jett instruuje jej syna i wiedziała, że nie pozwoli, aby 
stało mu się coś złego. 

– Bardzo się bałam, ale nie mogłam się nie zgodzić – odparła cicho. – Wiedziałam, że 

Dylan  o tym  marzy.  Nawet wczoraj w centrum handlowym  uparł się, żeby pojeździć  na 
plastikowym koniu. 

Jett uśmiechnął się lekko. 

background image

– Jest fajnym chłopcem. Chris byłby z niego dumny. 
– Wiesz dobrze, że Chris też nazwałby go ciapą. 
– I nie miałby racji. Ja nie miałem. Jest może trochę nieśmiały, ale ma charakter. 
Westchnęła i odezwała się cicho:
– Czasami widzę w nim tyle Chrisa, że aż się boję. Drżę na samą myśl, że jego też mogę 

stracić. 

– Przeszłaś ciężkie chwile. Byłaś przy tym wypadku, to musiało być dla ciebie bardzo 

trudne... 

– Było straszne – potwierdziła ze ściśniętym gardłem. – Chciałabym, żeby to się nigdy 

nie stało. Gdybyśmy tam nie pojechali... 

– Pamiętam, kiedy to się stało. Byłem wtedy w Kolorado, ale wieści szybko się rozniosły. 

Nikt nie mógł uwierzyć, że szalony Chris nie żyje. 

– Gdybym była ostrożniejsza... Zamarł. 
– Ty?! Powoli skinęła głową. 
– Tak, ja. To ja jestem odpowiedzialna za śmierć Chrisa. Nie zaprzeczył pospiesznie, jak 

zrobiłaby to większość ludzi. Przysunął się do niej i delikatnie uniósł palcem jej podbródek. 

– Co się stało?
Czuła jego bliskość tuż obok. Łagodny głos, pełne współczucia zrozumienie, dotyk jego 

ręki obezwładniły ją zupełnie. Nigdy nie rozmawiali o śmierci Chrisa. I nagle, zanim sama 
zrozumiała, co się dzieje, postanowiła powierzyć mu swój najgłębszy sekret. 

–   Byłam   taka   nieostrożna   i   głupia...   –   zaczęła   szeptać   w   wieczornym   powietrzu.   – 

Zabiłam go. – Zamilkła na chwilę, a on nie przerywał tej ciszy. – Byłam w szóstym tygodniu 
ciąży, lekarz właśnie to potwierdził. Oboje bardzo się ucieszyliśmy i pojechaliśmy świętować 
nad nasze ulubione jezioro. Zawsze lubiliśmy sporty wodne, narty, motorówki. Ja nic nie 
piłam, ale Chris był po kilku piwach. – Przerwała znowu i zacisnęła powieki. – Znaliśmy to 
jezioro od dawna, jeździliśmy tam prawie co tydzień. Nigdy nie myślałam, że może nas tam 
spotkać nieszczęście. Żadne z nas nie traktowało wody jako zagrożenia. Byliśmy młodzi, 
wysportowani, sprawni... Tak myślałam... – Patrzyła Jettowi prosto w oczy, zobaczyła w nich 
współczucie i ze ściśniętym gardłem mówiła dalej: – Ścigaliśmy się na skuterach wodnych. 
Rozpędzaliśmy się, ruszaliśmy naprzeciw  sobie i straszyliśmy się. Zawsze w końcu to ja 
ustępowałam. Nie wiem, dlaczego tym razem było inaczej – wyszeptała. Słyszał, jak rwał się 
jej oddech, ale nie mógł jej teraz przerwać. Chciał, żeby opowiedziała wszystko do końca. – 
Nie wiem, co było nie tak. Może zbyt długo czekałam? W każdym razie wpadliśmy na siebie. 
Mnie nic się nie stało. Ale Chris tego nie przeżył. 

Czuła,   jak   ręka   Jetta   łagodnie   głaszcze   jej   ramię.   Nic   nie   mówił   i   była   mu   za   to 

wdzięczna, ale wiedziała, że ją rozumie. 

– Jeden ze skuterów uderzył go w głowę – dodała jeszcze. – Nie wiadomo, który. 
– Ale ty winisz siebie... 
– Tak. Zawsze zjeżdżałam z drogi, taki był nasz zwyczaj. Nie mógł wiedzieć, że tym 

razem będzie inaczej. Zabiłam go, Jett. Byłam nieostrożna i dlatego teraz Dylan nie ma ojca... 

Pokręcił głową z niedowierzaniem i powiedział:

background image

– Nie oskarżaj się. Chris w ogóle nie powinien był cię tam zabierać. Gdyby moja kobieta 

była w ciąży... – przerwał nagle i potarł twarz z zakłopotaniem. 

– Muszę iść – odezwała się z wahaniem, ale nie ruszyła się z miejsca. 
Zastanawiała się, jakie wrażenie zrobiła na nim ta opowieść. Co myśli o kobiecie, która 

narażała nie tylko swoje życie, ale i życie nienarodzonego dziecka. I która w końcu zabija 
męża podczas zabawy. 

Spojrzała   na   niego   niepewnie.   Słabe   światło   dochodzące   z   kuchni   oświetlało   jego 

sylwetkę. Pomyślała, że nie potrzebuje światła, żeby wiedzieć, gdzie on jest. Jett emanował 
własnym blaskiem. 

Patrzyła na tego mężczyznę – tak podobnego do jej zmarłego męża, a jednocześnie tak 

różnego. Chris śmiałby się z jej lęków, Jett zdawał się je rozumieć i współczuł jej. 

– Są ludzie, którzy uwielbiają ryzyko – odezwał się w końcu po długim milczeniu. – Jak 

Chris. Ja. I ty. Chris dokonał wyboru, a ty zachowałaś się po prostu jak fascynująca młoda 
kobieta, którą jesteś. 

Potrząsnęła głową przecząco. 
– Ale już nie chcę taka być. To zbyt ryzykowne. 
– Od natury nie uciekniesz, Becky. Jesteś ekscytującą, pełną fantazji kobietą, czy ci się to 

podoba, czy nie. – Wyciągnął ręce i przytulił ją do siebie łagodnie. Słyszała jego szept tuż 
przy swoim uchu. – Przykro mi z powodu wszystkiego, co musiałaś przejść. – Głaskał jej 
włosy miękkim ruchem i kołysał ją łagodnie. 

Nigdy nikomu nie powiedziała aż tyle. I nikt nigdy nie podszedł do niej z taką troską i 

zrozumieniem. Nie chciała teraz myśleć. Była mu wdzięczna za tę troskliwość. Otoczyła go 
ramionami w pasie i oparła głowę na jego piersi. Czuła się tak pewnie i bezpiecznie, jak nigdy 
dotąd. 

– Nie obwiniaj się, Becky. Znałem Chrisa, ludzie takiego pokroju jak on czy ja dokonują 

samodzielnych  wyborów. Nikt nie jest w stanie nic im narzucić ani od niczego odwieść. 
Gdybym choćby jutro zdecydował się na start w rodeo, nic nie mogłoby mnie zatrzymać. I 
Chris też taki był. Nie możesz ciągle rozpamiętywać przeszłości. Ze względu na Dylana, żeby 
zrozumiał, kim jest. Ale też ze względu na siebie. Ty też musisz odkryć swoją prawdziwą 
naturę. 

Wtulona w szeroką pierś słyszała miarowe i spokojne bicie jego serca. Wiedziała, że Jett 

ma rację. Ale takie życie wymagałoby od niej wielkiej odwagi. Kto wie, czy nie większej niż 
ta potrzebna do wyścigów skuterem... 

Jett lekko odchylił się, aby spojrzeć jej w twarz. I wtedy uświadomiła sobie, że sprawy 

zaszły za daleko. Stali zbyt blisko siebie, ich rozmowa była zbyt  osobista, a on był  zbyt 
pociągający... 

– Naprawdę muszę iść. 
– Jeszcze nie. – Duże, ciepłe dłonie łagodnie objęły jej twarz. A każda komórka w jej 

ciele drżała, odpowiadając na te pieszczoty. – Czy wiesz, co ze mną wyprawiasz, Becky? 
Pragnę cię – wymruczał i poparł to pocałunkiem. 

Ich   pierwszy   pocałunek   był   jak   obietnica.   Ten   był   spełnieniem.   Poczuła   jego   usta   i 

background image

wszystkie bariery pękły. 

To była namiętność. Czysta i tak silna, że nie była w stanie jej kontrolować. Nawet gdyby 

chciała, nie mogłaby zatrzymać swoich ust, żarliwie odpowiadających na pocałunki Jetta. 

Miał cudowne, ciepłe i pełne obietnic wargi. Odkąd pocałował ją pierwszy raz, marzyła, 

żeby zrobił to znowu. Chciała zatracić się w nim, zapomnieć o całym bólu i strachu, podążyć 
za obietnicą rozkoszy. 

Czuła się jak pływak bezsilnie walczący z nurtem rzeki. Jett skruszył wszystkie mury, 

którymi się otoczyła. Chciała czuć tę namiętność każdą komórką ciała. 

Pocałunek   się skończył,  i  gorący dreszcz  przebiegł  jej   ciało.   Nagle,   nie  zdając  sobie 

sprawy z tego, co robi, Becky wyciągnęła rękę i dotknęła jego wilgotnych ust. Przytrzymał jej 
rękę i pocałował opuszki palców. 

Przez całe lata broniła się przed dziką, namiętną częścią swojej natury. Czy to możliwe, 

żeby jeden płomienny pocałunek zniszczył jej rozsądek?

– Mówiłam ci, żebyś nigdy więcej tego nie robił – powiedziała cicho. 
– Naprawdę? Chyba zapomniałem – odparł, muskając ustami jej palce. 
– Nie zapominaj więcej. – Z olbrzymim wysiłkiem zabrała rękę i wysunęła się z jego 

objęć. 

– Nie idź – poprosił cicho i zrobił ruch, jakby chciał ją objąć. 
Cofnęła się szybko. Wiedziała, że jeśli znowu poczuje jego ciało, nie będzie w stanie mu 

się oprzeć. 

–  Chodź,   Becky  –  kusił.  –  Oboje  jesteśmy   młodzi   i  wolni,   możemy   się  bawić,  jeśli 

chcemy. 

Czyżby tego właśnie pragnął? Bawić się nią jak nową zabawką?
Te słowa były jak kubeł zimnej wody. Nie chciała być zabawką dla Jetta. Chciała... 
Nie. 
Czuła,  jak kolejna dawka adrenaliny  wzburzyła  jej krew. Drgnęła  zaskoczona  swoim 

odkryciem. Nie mogła zakochać się w tym facecie. Nie w nim!

Ale   wszystkie   znaki   wokół   niej   mówiły   co   innego.   Czuła,   że   jeśli   szybko   tego   nie 

zakończy, będzie miała złamane serce. 

Otworzyła usta i powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy:
– Jett, musisz wiedzieć, że ja... nie jestem wolna. Spotykam się z kimś. 
Jego  oczy  zwęziły  się  w   małe   szparki.  Przez   chwilę   przestraszyła   się,  że   wyczuł  jej 

kłamstwo. 

– Chyba nie masz na myśli tego Bentona?
– Benchleya – poprawiła odruchowo. – Mam. Nie spodobałoby mu się, że całuję kogoś 

innego, teraz, kiedy widujemy się tak często. 

Rzeczywiście,   widziała   go   ostatnio   kilka   razy,   w   sumie   uzbierałoby   się   z   piętnaście 

minut.   Ale   nagle   wydało   jej   się   to   doskonałym   pomysłem.   Powinna   umówić   się   z 
Shermanem. Potrzebowała zwyczajnego, statecznego mężczyzny, a nie kolejnego szaleńca. 

– Kiedy? – Jett zesztywniał. – Całe dnie pracujesz, wieczorami jesteś tutaj... Zostaje noc... 

– Rzucił pytające spojrzenie, jakby chciał, żeby zaprzeczyła jego podejrzeniom. 

background image

Nie wiedziała, jak na to zareagować. Chciało jej się z tego śmiać, ale wiedziała, że nie 

może tego zrobić. Ostatecznie jej życie osobiste to nie jest sprawa Jetta. Powinna utwierdzić 
go w tych podejrzeniach, to pomoże utrzymać go na dystans. 

– Postawmy sprawę jasno – my... to znaczy ja i ty... Nasza relacja jest tylko zawodowa – 

powiedziała w końcu. – Jutro nie przyjeżdżam – dodała, żeby nadać większej mocy swoim 
słowom. – Mam randkę. 

Cóż, nawet jeśli Sherman będzie zajęty, może mieć randkę z ojcem albo z Shannon – jej 

najlepszą przyjaciółką. 

A  od  tego  momentu   ich  relacje  pozostaną  tylko   zawodowe.  Żadnego  grania   w  lotki. 

Żadnych wyzwań ani oszałamiających pocałunków. I żadnych lęków, że właśnie zakochała 
się w dzikim, szalonym kowboju. 

Absolutnie żadnych!

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

– Nie możesz tego zrobić! – Jego głos był bliski paniki. Przerażony ściskał słuchawkę i 

próbował zaklinać los. Jeden gorący pocałunek, i świat wokół niego zaczął się walić. Gdyby 
wiedział, że tak to na nią wpłynie, nigdy by jej nie pocałował. 

E, chyba jednak tak. 
– Nie jestem ci już potrzebna – słyszał jej seksowny głos tuż przy uchu i cały drżał. – 

Doskonale znasz program ćwiczeń, Jett. Nie ma więc sensu, żebym przyjeżdżała codziennie 
na całe pięć godzin. Wystarczy godzina raz na jakiś czas. 

– Nie dam sobie rady bez ciebie! Zostanę kaleką!
– Po prostu ćwicz jak dotąd, a będzie dobrze. 
Jak mogła  mówić  tak spokojnie? Gdyby tu była, przyciągnąłby ją do siebie i zmusił 

pocałunkami do tego, żeby przyznała, że pragnie go równie mocno, jak on jej. I wtedy na 
pewno zmieniłaby zdanie. 

– Uda ci się – zapewniała. – Za bardzo ci zależy na tych finałach i idiotycznej jeździe na 

byku. 

Do licha, miała rację. Ale po prostu chciał, żeby była tutaj. Jeszcze trochę i może udałoby 

się namówić ją na prawdziwą zabawę. Poza tym to miejsce bez niej wydawało się puste. 

– Dlaczego to robisz? – zaatakował. – Dlatego, że cię pocałowałem? Bo zmusiłem, żebyś 

przyznała się, że jesteś namiętną, pełną pasji kobietą? – Ciszę po drugiej stronie słuchawki 
odebrał jako potwierdzenie. – To był tylko jeden pocałunek. 

– Mam swoje życie – odparła zdawkowo. 
– Och, tylko nie Bentley – jęknął. – Zapomniałem o nim. 
– Może to rzeczywiście wstrząśnienie mózgu. Zapominasz ostatnio o wielu rzeczach. 
Nie odpowiedział, nadąsany. Nie czuł się tak, od kiedy miał dziesięć lat i rodzice nie 

chcieli mu kupić Harleya. Co się z nim działo? Od kiedy to jedna kobieta przyprawia go o 
takie kłopoty? Naprawdę, wciąż jeszcze wiele dziewczyn czeka na telefon od Jetta Garetta!

Ale nie miał ochoty spotykać się z żadną z nich. Chciał rudowłosej tygrysicy, która go 

dręczyła, torturowała ćwiczeniami i rozśmieszała. 

Wczoraj nieoczekiwanie stało się coś dziwnego – kiedy Becky opowiadała mu, jak się 

czuła po śmierci Chrisa, nagle poczuł, że był gotów zmienić dla niej cały świat, aby nigdy już 
nie było jej tak źle. 

–   Jett?   –   miodowy   głos   w   słuchawce   wyrwał   go   z   zamyślenia.   –   Jutro   oddam   ci 

samochód, dobrze?

Poczuł nerwowy skurcz żołądka. Ruda kocica przyprawi go o wrzody. 
– Zatrzymaj go! – I rzucił słuchawkę, zanim Becky zdążyła zaprotestować. 
Odwrócił się gwałtownie i ku swemu niezadowoleniu przy stole zobaczył Cookiego. 
– Nakrywani do kolacji – odparł kucharz, widząc jego zachmurzone spojrzenie. 
– Nie szykuj miejsca dla Becky i Dylana – rzucił gniewnie. – Nie przyjadą. 
– Słyszałem. 

background image

Jett zatrzymał  się w drzwiach zaskoczony.  – I co? – prowokował. – Żadnych  uwag, 

mądrości, dobrych rad?

– Dla ciebie nie. Dobrą radę mam tylko jedną, dla Becky, żeby uciekała stąd szybko – 

odpowiedział Cookie spokojnie. 

– Nie musisz się wysilać. Już uciekła. 
Uciekała, od kiedy ją spotkał, ale teraz zrobiła to na dobre. 
– I dobrze. Taka kobieta nie potrzebuje playboya, który będzie ją całował po ciemku. 

Potrzebuje prawdziwego mężczyzny, a ty nie masz o tym pojęcia. 

Jett spojrzał na niego ostro. Cookie widział ten pocałunek czy tylko blefował?
– Najwyraźniej znalazła sobie już mężczyznę, Cookie. I dobrze. Ja nie mam czasu na 

zabawy. Za dwa tygodnie jest rodeo w Santa Fe. Zamierzam tam wystartować. 

Odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z jadalni. 
Becky starała się skoncentrować na ekranie  telewizora,  ale było  to coraz  trudniejsze. 

Starannie ubrany Sherman siedział obok i miarowo pogryzał chipsy. Dylan uciekł do swojego 
pokoju i ona najchętniej zrobiłaby to samo. 

Randki   z   Shermanem   nigdy   nie   były   specjalnie   ekscytujące,   ale   nie   o   to   przecież 

chodziło. Były miłe i spokojne, a tego szukała. 

Ale   dzisiaj   było   gorzej   niż   zwykle.   Ciągle   miała   na   ustach   gorące   wspomnienia 

namiętnych pocałunków Jetta i to odbierało jej spokój. Gdyby jej nie pocałował... 

Jednak zrobił to i czuła się jak ćma lecąca prosto w płomień. Nie mogła teraz myśleć o 

niczym innym. 

Najgorsze jednak było to, że od czasu ich nocnej rozmowy czuła do niego coś więcej niż 

tylko pociąg seksualny. Nigdy nie rozmawiała z nikim tak otwarcie o Chrisie, jego śmierci i 
swoim  poczuciu   winy.  I  nigdy  nikt  nie  okazał   jej  takiego   zrozumienia.  I  ta  świadomość 
działała na nią równie magnetycznie, jak jego doskonałe ciało. 

Wzięła   kolejnego   chipsa   i   chrupnęła   głośno.   Sherman   rzucił   jej   ostre   spojrzenie. 

Zamyśliła   się   i   nie   słuchała,   co   mówił,   ale   najwyraźniej   przerwała   mu   nieustanne 
komentowanie filmu. Zaczynało ją to już drażnić. Zawsze uprzedzał, co się stanie. 

– Teraz uważaj. Z pokoju zaraz wyskoczy facet z rewolwerem. 
Z trudem kryjąc irytację, powiedziała:
– Wiesz, Sherman, mam doskonały wzrok. Sama to zobaczę. 
Zatrzymał kasetę i odwrócił się do niej. 
– Naprawdę, Becky, jesteś jakaś zdenerwowana. Ciągle ostatnio jesteś zdenerwowana. 
– Jestem po prostu zmęczona. 
–   Jesteś   przepracowana.   Powinienem   wiedzieć...   –   Jego   miękka   dłoń   dotknęła   jej 

ramienia, a ona mimo woli przypomniała sobie silny, szorstki, ale delikatny dotyk Jetta. – 
Jeździsz na to ranczo co wieczór i godzinami trenujesz z tym... kowbojem. – Ostatnie słowo 
wymówił   z   wyraźnym   niesmakiem.   –   Wiem,   że   potrzebujesz   pieniędzy,   ale   naprawdę 
uważam, że powinnaś przestać. 

– Już przestałam – przyznała. – Ograniczyliśmy terapię do godziny co drugi dzień. 
Sherman pokiwał głową zadowolony, a ona patrzyła na niego i zastanawiała się, czy ten 

background image

facet zrobił choć raz w życiu coś spontanicznie. 

– To dobrze – pochwalił ją. – Ten człowiek miał maniery jaskiniowca. Zaczęłaś  tam 

spędzać coraz więcej czasu... Myślałem już, że coś między wami jest... 

Prychnęła lekko. 
– Między mną i Jettem? – Próbowała się zaśmiać, ale nie najlepiej to wyszło. – Ten 

człowiek wpędzi mnie w nerwicę. 

–   No,   to   przynajmniej   była   prawda.   I   dlatego   teraz   siedziała   obok   faceta,   któremu 

największej dawki emocji dostarczało podpisanie nowej polisy. 

– Nie podobało mi się, jak na ciebie patrzył – dodał Sherman urażonym tonem. – Jak wiłk 

pilnujący swojej watahy. Takiemu człowiekowi nie można zaufać. 

Poczuła dreszcz rozkoszy na myśl, że Jett tak właśnie na nią patrzył. 
Nie   odezwała   się,   chociaż   Sherman   wyraźnie   czekał   na   jakieś   słowo.   Co   mogła 

powiedzieć? Wiedziała przecież, że to Sherman jest mężczyzną dla niej. Był odpowiedzialny, 
spokojny, przewidywalny. Życie z nim nie będzie pasmem niespodzianek. I Dylan będzie 
miał doskonały wzór solidnego, zrównoważonego mężczyzny. 

Jakby przyciągnięty jej myślami, w drzwiach pojawił się jej syn. Ujeżdżał drewnianego 

konia i krzyczał:

– Jestem kowbojem jak Jett!
Poczuła na sobie świdrujące spojrzenie Shermana, ale nie odezwała się. Dylan tymczasem 

podjechał do stołu i sięgnął po wielką garść chipsów. Wsadził je wszystkie do buzi i mówił 
dalej:

– Jett powiedział, że jak będę duży, da mi prawdziwego konia. 
– Dylan, nie mów z pełną buzią. – To wszystko, co była w stanie powiedzieć. – Jedz po 

jednym. 

– Tak, po jednym – obiecał z figlarnym uśmiechem i włożył w usta kolejnego chipsa. 
– Ty mały oszuście! – zaśmiała się. 
Sherman jednak nie wyglądał na rozbawionego. 
–   Doprawdy,   Becky   –   odezwał   się   sucho.   –   Nie   powinnaś   mu   pozwalać   na   takie 

zachowanie. Dyscyplina wpajana w młodym wieku jest podstawą późniejszego kształcenia 
charakteru. 

Nie raz już słyszała teorie Shermana na temat wychowania i na ogół się z nimi zgadzała. 

Ale dziś, z jakiegoś powodu, postanowiła bronić Dylana. 

– Nie robi przecież nic takiego. Trochę biega i dokazuje, ale to normalne. Taki już urok 

małych   chłopców.   A   ja   chcę,   żeby   mój   syn   był   normalnym,   zdrowym   dzieckiem,   a   nie 
zahukaną myszką. 

Sherman spojrzał na nią zaskoczony, wstał z kanapy i otrzepał z garnituru niewidzialne 

pyłki. 

– Nie jesteś dziś sobą, Becky. Lepiej już pójdę. W milczeniu odprowadziła go do drzwi. 
W progu odwrócił się jeszcze i powiedział:
– Powinnaś odpocząć, jesteś wyczerpana. Wpadnę jutro o wpół do szóstej i zabiorę cię na 

kolację. 

background image

To przypomniało jej pizzę z Jettem, ale wątpiła, czy tym razem będzie równie zabawnie. 
– Może lepiej trochę później? Mam jutro kilka wizyt. 
– U tego kowboja?
– Tak, ale tylko godzinę. Jett dochodzi już do siebie. Wkrótce wraca na rodeo i będę go 

miała z głowy – uspokajała go. 

– Oby jak najszybciej!
Pochylił się i pocałował ją na dobranoc. Jego usta były suche i łagodne. Nie mogła nic 

zarzucić   temu   pocałunkowi,   ale   nie   poruszył   jej.   Nie   było   żadnego   drżenia,   napięcia, 
pragnienia kolejnego dotyku. 

– Do widzenia – powiedziała i patrzyła, jak wsiada do samochodu. 
Długo jeszcze stała w progu, patrzyła na nocne niebo i myślała o innym pocałunku. I nie 

po raz pierwszy zastanawiała się, czy Jett nie zrujnował jej szans na szczęśliwy związek z 
Shermanem... 

Jett   odłożył   księgę   rachunkową   i   przeciągnął   się.   Od   kilku   dni   próbował   pomagać 

Coltowi. Papierkowa robota, treningi i snucie się po ranczu pomagały mu nie oszaleć. Odkąd 
Becky go opuściła,  nie  mógł  znaleźć  sobie miejsca.  Owszem,  zjawiała  się  na umówione 
ćwiczenia, ale była chłodna, profesjonalna i nie przypominała już dawnej Becky. 

Usłyszał, że właśnie weszła, i wstał zza biurka. Miał ochotę kazać jej czekać, ale nie 

wytrzymał. Już po kilku sekundach pędził do sali ćwiczeń. 

– Cześć, wyglądasz na zmęczoną – odezwał się zaczepnie. – Wyczerpała cię kolejna 

gorąca randka?

Tak naprawdę wyglądała doskonale. Ale złościła go myśl, że Sherman mógł dotykać jej 

włosów, a on nie. 

Odłożyła torbę i spojrzała na niego chłodno. Nienawidził tego dystansu, jaki wytworzył 

się między nimi. 

–   To   nie   twoja   sprawa,   Jett.   Ale   jeśli   koniecznie   chcesz   wiedzieć,   rzeczywiście 

wychodziłam z Shermanem. 

Przez   ostatni   tydzień,   od   kiedy   oświadczyła,   że   będzie   dla   niego   tylko   pielęgniarką, 

ćwiczyła   z   nim   intensywnie   i   zaraz   potem   uciekała.   A   on   zostawał   sam,   wyczerpany   i 
wściekły. 

– I dokąd to zabrał cię Pan Rozrywkowy? – spytał bardziej kpiąco, niż zamierzał. 
Było w tym typku coś, co go denerwowało. Wątpił, żeby zabrał ją w miejsce bardziej 

interesujące niż lodziarnia w supermarkecie. 

Nie odpowiedziała  od razu. Badała jego kolano,  naciskając je lekko palcami.  To był 

zawodowy, bezosobowy dotyk. Nie chciał tak, chciał prawdziwej Becky!

– Trochę graliśmy – powiedziała w końcu. 
– Tak? Brzmi ekscytująco – drażnił się z nią. – A jaki to rodzaj gry?
Zaczerwieniła się i przez chwilę bał się odpowiedzi. 
– Bingo – wyjaśniła po chwili. 
–   Bingo?   –   Gdzie   w   tym   mieście   gra   się   w   bingo?   Wreszcie   się   domyślił   i   prawie 

zachichotał. Stary, poczciwy Sherman przeszedł jego najśmielsze oczekiwania. – Środowe 

background image

bingo w domu seniora? – spytał z niedowierzaniem. 

– Jego matka chciała gdzieś wyjść wieczorem. Było bardzo miło. 
–   Nie   wątpię.   –   Teraz   już   chichotał   otwarcie.   –   I   na   pewno   dało   ci   niezły   zastrzyk 

adrenaliny!

–   Co   jest   złego   w   spokojnym   wieczorze   w   dobrym   towarzystwie?   –   spytała 

rozzłoszczona. 

Musiał przyznać, że nie było w tym  nic złego, choć on sam nie wpadłby na to, aby 

spędzać   z   nią   wieczory   w   ten   sposób.   Prowokował   ją,   bo   w   głębi   duszy   chciał,   żeby 
przyznała,   że   Sherman   Bentley   nie   ma   za   grosz   wyobraźni,   a   on   –   Jett   Garett   –   jest 
najbardziej fascynującym facetem w całym Teksasie. Kiedy to wreszcie zrozumie i rzuci tego 
nudziarza?

Ciekawe, co ją w ogóle trzymało przy Shermanie. Mogła przecież spotykać się z każdym 

wolnym facetem w tym mieście. 

Wyobraził sobie te tłumy przed jej drzwiami i znowu poczuł dziwne ukłucie. 
Niedobrze, bardzo niedobrze. Zafrapowany podrapał się w brodę. Nigdy jeszcze nie czuł 

się dobrze z kobietą dłużej niż przez kilka dni. Tymczasem Becky znał od kilku tygodni i 
ciągle mu było mało. 

Musiało być z nim naprawdę kiepsko. Może to skutki tego wypadku. Jett Garett nie był 

typem monogamisty. Nigdy. 

– Bingo może być całkiem zajmujące – broniła się Becky. 
– A czy ja mówię, że nie?
– Ale tak myślisz. – Uśmiechnęła się lekko i poczuł, jakby coś walnęło go w żołądek. 
– Więc jesteście już parą z tym Bentleyem?
– Benchleyem – poprawiła go odruchowo. 
–   Nie   zmieniaj   tematu!   –   Sam   był   zaskoczony   swoim   gwałtownym   tonem,   ale   miał 

przecież prawo wiedzieć. 

Nic osobistego, po prostu braterskie pytanie do osobistej pielęgniarki. Ten cały Bentley 

nie   był   dla   niej   wystarczająco   dobry.   Ani   dla   Dylana.   Mały   nie   powinien   mieć   takiego 
sztywniaka za ojca. Jak on nauczy chłopca grać w piłkę albo łowić ryby? Śmieszne. 

– Więc? – naciskał. 
– Cóż... Chyba tak. 
Nieznane  dotąd   uczucie  rozrywało   mu  pierś.  Nie   zazdrość,  nie   znał   jej.  Coś  innego, 

bardzo nieprzyjemnego i tak silnego, że musiał zmienić temat, inaczej gotów byłby pojechać 
do miasta, wywlec Shermana z jego biura i sprać go tak, żeby została z niego mokra plama. 

– Byłem u doktora Jamesona – powiedział szybko. – Colt akurat jechał do Amarillo, więc 

wykorzystałem sytuację. Złożyłem doktorowi niezapowiedzianą wizytę. 

– I co powiedział? – spytała z zainteresowaniem. 
– Jego zdaniem za tydzień już będę na chodzie. Podobno kolano jest prawie zaleczone. 

Jeśli nic się nie pogorszy, mogę wystartować w Santa Fe w przyszłą niedzielę. 

Podeszła do biurka i sięgnęła po kopertę z wynikami ostatnich badań. 
– To wspaniale – powiedziała z szerokim uśmiechem, wracając do niego. – Rzeczywiście, 

background image

całkiem dobrze to wygląda. Gratuluję, wiem, jakie to dla ciebie ważne. 

Badał wzrokiem jej twarz, szukając choćby śladu żalu, że niedługo się rozstaną, ale nie 

znalazł zupełnie nic. Wyglądała pogodnie jak zwykle. Pewnie marzyła o chwili, w której 
zniknie wreszcie z jej życia. 

– Jeszcze kilka dni i będę wolnym człowiekiem – odezwał się bez emocji. – A potem już 

tylko finały... 

– Pewnie nie możesz się doczekać?
Wzruszył lekko ramionami. To nie było do końca tak. 
Cieszył się oczywiście, że wreszcie znowu stanie na nogach i wróci do dawnego życia, 

ale nie odczuwał tak wielkiej radości, jak oczekiwał. Miał nieodparte wrażenie, że właśnie 
traci coś ważnego. Jeśli teraz wyjedzie, Becky wpadnie w sidła nudziarza Shermana. Nie 
wierzył, że będzie z nim szczęśliwa. Na pewno uschnie z nudów i umrze. 

– Codziennie przed ćwiczeniami bierz masaż wodny. – Jej głos wyrwał go z zamyślenia. 
Odwrócił się ku niej i zobaczył, że spokojnie pakuje swoją torbę. 
Ból,   podobny   do   tego   w   kolanie,   tylko   znacznie   silniejszy,   przeszył   końcówki   jego 

nerwów. Na końcu języka miał prośbę, żeby została, nie odważył się jednak. 

Wreszcie, kiedy minęła próg, zawołał:
– Hej, Becky,  uważaj. Bingo to niebezpieczna gra! – Pogroził jej palcem. – Bądźcie 

grzeczni. 

Obróciła   się   miękko,   a   ten   ruch   podkreślił   łagodną   linię   jej   bioder,   smukłość   talii   i 

subtelny zarys szyi. 

Z jakiegoś powodu, którego wolał się nie domyślać, ciągle się uśmiechała. 
– Bingo było wczoraj – powiedziała i zamknęła za sobą drzwi. 
Chwilę jeszcze patrzył za nią, a potem sięgnął po lotki i zaczął rzucać, wyobrażając sobie, 

że środek tarczy to twarz pewnego agenta ubezpieczeniowego. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Becky zbiegała szybko ze schodów, nie oglądając się za siebie. Treningi z Jettem były dla 

niej coraz trudniejsze. Nie umiała dojść do ładu z własnymi uczuciami. 

Dość tego, musi przerwać ten absurd, zanim zrobi coś naprawdę głupiego. 
Przeszła na parking przed domem i powzięła decyzję – nie będzie już używać samochodu 

Jetta. Przyjeżdżała tu teraz tak rzadko, że nic tego nie uzasadniało. 

Szczerze mówiąc, w ogóle nie powinna go brać. Pożyczanie samochodu wykraczało poza 

zwykłe zawodowe stosunki. 

Potrząsnęła głową. Kogo ona chce oszukać? Jett od początku nie był dla niej zwykłym 

pacjentem. Długo starała się nie dostrzegać oczywistej prawdy, ale czas chyba się przyznać, 
chociażby przed sobą. 

To Jett był mężczyzną, jakiego potrzebowała. Mogła dowolnie długo powtarzać sobie, że 

jest szalony i nieodpowiedzialny, ale coraz trudniej było jej odjeżdżać od niego. 

A przecież przyrzekała, że nigdy więcej nie zwiąże się z takim mężczyzną. Tymczasem 

właśnie zakochała się w facecie, który pewnie nie podjął w życiu jednej rozsądnej decyzji. 

Szybko uruchomiła starego forda stojącego tu od kilku tygodni. Silnik zakasłał znajomo, 

po czym ruszył z widocznym wysiłkiem. 

Powinna czuć ulgę, że zostawia za sobą ranczo i tego mężczyznę, ale czuła tylko ból 

rozstania i tęsknotę za niespełnionym. 

Ujechała   kilka   kilometrów,   kiedy   na   polnej   drodze   zobaczyła   jadącą   z   naprzeciwka 

czerwoną terenówkę Kati. 

Zatrąbiła lekko i obie zjechały na pobocze. Na jej widok Dylan wyskoczył i podbiegł do 

niej pędem. 

– Nigdy tak nie wyskakuj! – zawołała, czując znajomy przypływ strachu. 
Chłopiec stanął jak wryty i włożył palec do buzi. Cała jego radość wyparowała w jednej 

chwili. Wzięła go mocno za rękę i podeszła do Kati. 

– Dziękuję, że go przywiozłaś. 
– Przepraszam, nie zdążyłam go złapać. Ten mały Garett – wskazała na brzuch – zrobił ze 

mnie żółwia. Chyba szykuje się już do wyjścia ze swojej skorupy – zaśmiała się. – Prawie cię 
nie poznałam w tym samochodzie. Jett może już jeździć swoim pikapem? – spytała ciekawie. 

–   Prawie.   A   odkąd   nie   przyjeżdżam   tu   codziennie,   nie   ma   powodu,   żebym   z   niego 

korzystała. Na krótkie trasy mój samochód wystarczy – wyjaśniła. 

– A co Jett na to? – Kati rzuciła jej uważne spojrzenie. 
– Właściwie to mu nie powiedziałam – przyznała. 
– Becky... – zaczęła Kati z wahaniem. – Nie chciałabym się wtrącać, ale powinnaś chyba 

wiedzieć, że Jett jeszcze nigdy nikomu nie pożyczył swojego samochodu. Wydawało mi się, 
że doskonale się rozumiecie. Nawet Colt to zauważył, Miałam nadzieję, że to coś więcej niż 
zwykłe treningi i ćwiczenia... 

Becky starała się ukryć rumieniec. 

background image

– Wspólne domowe treningi są bardziej efektywne niż krótkie wizyty w przychodni – 

wyjaśniła chłodno. – Ale to nie znaczy, że są mniej profesjonalne. 

–   I   to   profesjonalne   podejście   rozciąga   się   na   wspólne   kolacje,   oglądanie   filmów   i 

popijanie drinków w ogrodzie? – spytała Kati z dobrotliwym, kpiącym uśmiechem. – I na... 
pocałunki?

– Widziałaś nas? – szepnęła zawstydzona. Przyjaciółka spojrzała na nią z uśmiechem i 

lekko dotknęła jej ramienia. 

– Jesteście dla siebie stworzeni, Becky – powiedziała miękkim głosem. – Zakochać się to 

przecież nic złego. 

–   Miłość?   –   próbowała   zaśmiać   się   pobłażliwie.   –   Skąd   przyszedł   ci   do   głowy   taki 

niedorzeczny pomysł?

– Ze sposobu w jaki patrzysz na Jetta – wyjaśniła Kati po prostu. 
Becky czuła, jak oblewa ją na przemian fala zimna i gorąca. To było aż tak widoczne? 

Zastanawiała się, czy Jett też to zauważył... 

– Ale ja nie chcę się w nim zakochać – wyszeptała z bólem i westchnęła. 
– Czemu nie? Ty też mu się spodobałaś, a Jett to fajny facet – przekonywała łagodnie 

Kati. – Zresztą mam już dość bycia jedyną kobietą na ranczo. Tak bym chciała, żebyś została 
moją szwagierką!

Becky uniosła ostrzegawczo dłoń. 
–   Chwileczkę,   Kati!   Może   rzeczywiście   Jett   trochę   mnie   lubi,   ale   to   jeszcze   nic   nie 

znaczy. Obie wiemy, że nigdy nie unikał kobiet, a ostatnio spędzałam z nim dużo czasu. 

–   To   nieprawda.   –  Kati   stanowczo   potrząsnęła   głową.   –  Wierz   mi,   że   gdyby   szukał 

towarzystwa  innych   kobiet,   zaraz   pojawiłoby  się  ich   tu  całe   mnóstwo.   Ale  odkąd  ma  te 
treningi z tobą, nawet nie odbierał telefonów od swoich dawnych przyjaciółek. 

W milczeniu wpatrywała się przed siebie. Czyżby Kati mówiła prawdę? Ale jeśli nawet 

tak było, to co z tego? Z trudem przełknęła ślinę i wyznała:

– Boję się go, Kati. Jett jest dla mnie zbyt szalony. Jeśli nadal będzie tak żył, pewnego 

dnia on też się zabije, a ja nie chcę przeżywać tego jeszcze raz. 

Czuła na sobie współczujące spojrzenie przyjaciółki i z trudem powstrzymywała łzy. 
– Jett to nie Chris – powiedziała po prostu Kati i rozmasowała obolałe plecy. – Nie wiem, 

czy kiedykolwiek ci o tym wspominał, ale nie mieli łatwego dzieciństwa. 

– Mówił kiedyś tylko, że ich matka nie była typem tworzącym ciepłe, rodzinne gniazdo. 
– To łagodnie powiedziane – zaśmiała się Kati. – Była niedojrzałą, zapatrzoną w siebie 

egoistką i obaj, Colt i Jett, bardzo cierpieli z tego powodu. Może nawet chciała dla nich 
dobrze, ale jakoś rzadko jej to wychodziło. Nigdy nie wiedzieli, u którego z rodziców spędzą 
następny miesiąc. Colt wspominał, że ich rodzice kłócili się nawet po rozwodzie, kiedy każde 
z nich miało już nowych partnerów. 

Nie rozumiała,  dlaczego  Kati jej  to opowiada.  Współczuła  im,  ale nie wiedziała,  jak 

miałoby to wpłynąć na jej własne uczucia. 

– To rzeczywiście dość żałosny sposób wychowania dzieci – przyznała. 
Ona sama, na szczęście, nigdy nie miała takich problemów. Chociaż jej matka zmarła, 

background image

kiedy była nastolatką, ojciec zajął się nimi tak troskliwie, jak potrafił. A zanim jej brat wstąpił 
do wojska, byli niezwykle zżyci. 

–   Nie   wiedziałam   tego   i   prawie   straciłam   Colta   –  ciągnęła   Kati   lekko   zamyślona.   – 

Myślałam, że mnie nie kocha, nie rozumiałam, że ciągle boi się powtórzyć błędy rodziców. 

– Być może u Colta rzeczywiście tak było – odezwała się Becky. – Ale Jett jest inny, na 

niczym mu nie zależy. 

Kati uśmiechnęła się wyrozumiałe. 
– Nie daj się nabrać. To tylko gra. Chce, żeby ludzie tak myśleli. 
Czyżby Kati miała rację? A jeśli tak, co kryje się za tą pozą?
– Mamo, jestem głodny! – Dylan pociągnął ją za rękę i przerwał te rozważania. 
– Już jedziemy, leć i zapinaj się w foteliku! – Wysłała syna do samochodu i odwróciła się 

jeszcze do Kati. – Dziękuję, że go podwiozłaś. 

–  Nie  ma   sprawy.   I pamiętaj,   jeśli  kogoś   kochasz, nie   bój  się,  tylko  walcz   o niego. 

Garettowie są tego warci. 

Uśmiechnęła się zmieszana i przeszła do samochodu. Słowa Kati wciąż dźwięczały jej w 

głowie. Otworzyła drzwiczki, ale ku jej zdumieniu Dylana nie było w środku. Rozejrzała się 
zdenerwowana i zobaczyła, że mały biega i podskakuje na łące, krzycząc:

– Jestem króliczkiem!
Poczuła  ulgę i przez chwilę patrzyła  na swoje radosne, beztroskie  dziecko. Kto miał 

rację? Sherman, wymagający więcej dyscypliny, czy Jett, który uważał, że za bardzo chroni 
syna?

Wreszcie sama zaśmiała się radośnie, rozpędziła się, złapała swojego króliczka i turlała 

się z nim po trawie. 

Niestety, ta zabawa nie mogła trwać zbyt długo. Sherman nie lubił czekać, a byli dziś 

umówieni na kolację. 

Wsadziła Dylana do samochodu i ostro ruszyła z miejsca. 
Jakieś dwadzieścia kilometrów przed miastem zepsuł się wentylator. Nic nowego. Nie 

przejmowałaby się tym, gdyby nie to, że temperatura silnika też zaczęła niepokojąco rosnąć. 

– Jeszcze trochę – czule zaklinała stary wóz, ale na nic się to nie zdało. 
Po kilkunastu kilometrach spod maski uniósł się dym, a silnik zamilkł na dobre. Udało jej 

się jeszcze zjechać na pobocze i to był ostatni wyczyn jej samochodu. 

Załamana, oparła łokcie na kierownicy i poczuła, jak po twarzy lecą jej łzy. 
Płakała, bo zepsuł się jej stary ford. Płakała, bo nie wiedziała, jak sobie radzić z Dylanem. 

I płakała, bo wcale nie chciała się dłużej spotykać z Shermanem. 

Chociaż Jett był szalony i nieprzewidywalny, chociaż ją przerażał, to jednak nie mogła 

zaprzeczyć, że go kocha. 

– Nie płacz, mamusiu – usłyszała z tyłu cichy głosik Dylana. – Kocham cię. 
Te słowa sprawiły, że uśmiechnęła się przez łzy i podniosła głowę. 
Wysiadła z samochodu, wypięła Dylana z fotelika i przytuliła go mocno do siebie. 
– Ja też cię kocham – powiedziała. – Ale teraz musisz być dzielny. Dalej idziemy pieszo. 
– Będę dzielny – zapewnił ją żarliwie. – Jestem dzielny jak Jett!

background image

Westchnęła tylko, zabrała rzeczy z samochodu, pozamykała go starannie i ruszyli. 
Szli powoli trawiastym skrajem drogi i śpiewali piosenki, których Dylan nauczył się w 

przedszkolu. Rzadko mijające ich pojazdy nie zatrzymywały się, ale wcale tego nie żałowała. 
I tak pewnie nie miałaby odwagi wsiąść do obcego samochodu. 

– Daleko jeszcze? – zaczął dopytywać się Dylan po jakichś trzydziestu minutach marszu. 
Spojrzała na niego, szedł coraz wolniej, oddychał ciężko, twarz miał pokrytą potem i 

kurzem. 

– Wezmę cię na barana – powiedziała tak wesoło, jak potrafiła. – Wskakuj. 
– A ty nie jesteś zmęczona, mamusiu? – spytał. Wzruszyła się troską swojego małego 

mężczyzny. 

– Wdrapuj się – popędziła go. – Sherman czeka na nas z kolacją. 
– Nie lubię go – odezwał się Dylan, obejmując ją za szyję. – On też mnie nie lubi. Jett 

lubi mnie najbardziej. 

Jett, Jett. Czy wszyscy umówili się, żeby gadać tylko o nim? I bez tego nie potrafiła 

myśleć o nikim innym. 

– Jett wkrótce wyjedzie, kochanie – powiedziała smutno. 
– Nie chcę, żeby wyjeżdżał – zaprotestował Dylan gwałtownie. – Chcę, żeby został i był 

moim tatusiem!

Becky   zamarła.   Dylan   nigdy   dotąd   nie   wspominał   o   ojcu.   Wiedziała,   że   kiedyś   taki 

moment nadejdzie, ale nie sądziła, że tak szybko. I że sam wybierze sobie kandydata do tej 
roli. 

Przyspieszyła kroku i nie odezwała się. Nie chciała rozwijać bolesnego tematu. 
Kolejne  pół   godziny  później  nie   myślała  już  o  Shermanie   ani   o  Jetcie.   Wyczerpana, 

oblepiona kurzem, musiała przystanąć, bo nie była w stanie zrobić kolejnego kroku. 

Nagle usłyszała znajomy szum silnika i po chwili tuż przed nią hamował niebieski pikap. 
Okno się uchyliło i zobaczyła w nim roześmianą twarz Jetta. 
– Hej, autostopowicze, chcecie się zabrać?
Dylan wyskoczył ku niemu jak z procy, a ona stała bez słowa, oddychając ciężko. 
Jett wysiadł i wyciągnął do niej rękę. 
– Cieszysz się, że mnie widzisz?
Uśmiechnęła się z trudem, ale nie była w stanie odpowiedzieć. Podała mu dłoń i poczuła 

się pewnie i bezpiecznie, co było dość zdumiewające, zważywszy na osobę ratownika. 

– Skąd wiedziałeś? – spytała, kiedy siedzieli już w kabinie pikapa. 
– Kati powiedziała, że zabrałaś swój samochód, i miałem złe przeczucia – odpowiedział. 

– I jak widać, słusznie. 

– Dobrze, że się zjawiłeś – przyznała. – Dylan już padał. – Nie chciała dodawać, że ona 

też nie miała już sił. – Jestem tak spragniona, że nic więcej mnie nie interesuje. 

– Zaraz coś na to poradzimy – obiecał. 
Zamilkła wyczerpana. Słuchała, jak Jett gawędzi z Dylanem i zastanawiała się nad tym, 

co powiedziała jej Kati. 

Kątem oka zerkała na opaloną, przystojną twarz i błękitne oczy Jetta. Z przyjemnością 

background image

wsłuchiwała   się   w   brzmienie   jego   śmiechu.   I   uwielbiała   sposób,   w   jaki   ją   traktował   – 
sprawiał, że czuła się prawdziwą kobietą. 

Nie   powinnaś   przyzwyczajać   się   do   tego,   upomniała   się   w   myślach.   Jett   niedługo 

wyjedzie, goniąc za jedyną nagrodą, która była dla niego naprawdę ważna. 

Ale dziś jeszcze tu jest. Taki męski, pociągający, troskliwy. I mogła pozwolić swojemu 

sercu na to małe szaleństwo. Dziś, chociaż przez chwilę, mogła go kochać. I tak nigdy się o 
tym nie dowie. 

Jett podjechał do stanowiska dla samochodów przy przydrożnym barze i zamówił trzy 

lemoniady. 

– Ja chcę hot doga! – krzyknął Dylan. 
Becky też wolałaby usiąść tu i zjeść coś  z Jettem,  w  miłej, radosnej  atmosferze,  ale 

musiała zaoponować:

– Nie mamy czasu, kochanie. Sherman się niepokoi. Mały jęknął, a Jett tylko przewrócił 

oczami. 

Kiedy dojeżdżali do domu, ulica była wyjątkowo spokojna i Becky z daleka zauważyła, 

że Sherman już czeka. 

Siedział   przed   domem   i   z   nieskrywaną   irytacją   patrzył   na   Becky   wysiadającą   z 

samochodu Jetta. 

Nie odezwał się ani słowem, podszedł prosto do niej i wymownie spojrzał na kubki z 

napojami. 

– Więc to zatrzymywało cię tak długo. Nie powiem, żeby podobało mi się, że czekam na 

ciebie, a ty w tym czasie popijasz drinki z innymi mężczyznami – odezwał się obrażonym 
tonem. 

Jett początkowo miał zamiar się nie wtrącać, ale kiedy usłyszał tę przemowę, cały jego 

spokój zniknął. 

– Słuchaj, Benchley... – zaczął uprzejmie, z ledwo wyczuwalną groźbą w głosie. – Chyba 

wypadałoby, żebyś pozwolił wytłumaczyć się damie. 

– W porządku. – Urażony Sherman zerknął na zegarek. – Rezerwacja i tak nam już 

przepadła. 

Becky poczuła, jak narasta w niej złość. Czy tylko to się dla niego liczyło?
– Mój samochód zepsuł się kilka kilometrów stąd – wyjaśniła spokojnie. – Jett zrobił mi 

przysługę i podwiózł mnie do miasta. 

– Tak przypadkiem przejeżdżał obok, tak? – spytał kpiąco Sherman. 
– Tak – potwierdziła, patrząc mu w oczy. – Domyślił się, że coś może się stać i przejechał 

trasę do miasta, żeby sprawdzić. 

Nie  miała  ochoty tłumaczyć   się Shermanowi.  Nagłe  coś   sobie  uświadomiła.  Facet,   z 

którym się spotykała, siedział spokojnie na progu jej domu i jedyne, o co się martwił, to 
rezerwacja w restauracji. 

Początkowe zakłopotanie przeradzało się w złość. Nie tyle na Shermana, ile na siebie. Źle 

go oceniła. Nabrała się na to, że opanowanie gwarantuje troskę i bezpieczeństwo. 

Musi coś z tym zrobić. Być może nie radziła sobie z własnymi uczuciami, ale akurat w tej 

background image

jednej sprawie miała całkowitą jasność. 

–   Sherman   –   odezwała   się   łagodnie,   kładąc   mu   dłoń   na   ramieniu.   –   Musimy   coś 

wyjaśnić... – przerwała na chwilę, nie wiedząc, jak zacząć. Nie chciała go urazić. To co się 
stało, nie było przecież jego winą. On taki po prostu był, a ona niepotrzebnie przypisywała 
mu cechy, których nie posiadał. 

– Byłeś dobry dla mnie i dla Dylana, ale nie pójdziemy już razem na kolację. Ani dziś, ani 

nigdy. 

– Powinienem był się domyślić. – Rzucił wrogie spojrzenie na Jetta. – To przez niego z 

nas rezygnujesz. 

–   Nie   ma   żadnych   „nas”,   Sherman   –   uśmiechnęła   się   smutno.   –   Przykro   mi,   jeśli 

sprawiłam, że tak myślałeś. Jesteś dobrym przyjacielem, ale to za mało. Proszę, powiedz, że 
nie masz żalu... 

Różne uczucia przebiegały mu przez twarz – złość, irytacja, zmieszanie, wreszcie ulga. 
– W porządku – odezwał się w końcu pokojowo. – Mamusia chyba  miała rację, nie 

byłbym z tobą szczęśliwy. – Spojrzał na nią badawczo i po chwili zapytał z niepokojem: – 
Ale będziesz kontynuować ubezpieczenie w naszej firmie?

Pytanie było tak patetyczne, godne wzorowego agenta, że gdyby nie delikatność sytuacji, 

Becky roześmiałaby się. 

–   Oczywiście,   że   tak.   Nie   mogłabym   zrezygnować,   jesteś   doskonałym   agentem 

ubezpieczeniowym. 

Sherman odetchnął z wyraźną ulgą, pożegnał się krótko i odjechał. 
Patrzyła na kurz opadający za jego samochodem i próbowała uporządkować mieszane 

uczucia. Gryzło ją trochę poczucie winy, ale wiedziała, że dobrze zrobiła. Może nie powinna 
załatwiać tego w obecności Jetta, ale nie mogła dłużej czekać. Chciała być uczciwa wobec 
siebie i wobec Shermana. I wreszcie czuła olbrzymią ulgę. 

Odwróciła się i zobaczyła, że Jett wpatruje się w nią uważnie. Serce zabiło jej mocniej. 

Uczciwość uczciwością, ale niektóre prawdy zdecydowanie powinna zachować dla siebie. 

Głośno wciągnęła powietrze i stwierdziła, że kocha tego faceta. Nie może tego zdradzić, 

ale   taka   jest   prawda.   Gdyby   nie   on,   najprawdopodobniej   skończyłaby   w   nieudanym 
małżeństwie z niekochanym mężczyzną. 

Cóż, nawet jeśli nie mogła liczyć na to, że kiedykolwiek będzie dla Jetta równie ważna, 

jak on dla niej, powinna mu być wdzięczna, że uchronił ją przed związkiem z Shermanem i 
pomógł uświadomić sobie własne pragnienia. 

Musi   jednak   pamiętać   o   tym,   że   wciąż   był   tym   samym   szalonym   jeźdźcem   rodeo, 

gotowym opuścić miasto w jednej chwili. I jej miłość tego nie zmieni. 

– Dzięki za pomoc – odezwała się do niego zmieszana. 
– Nie ma sprawy. Teraz chyba nie ma przeszkód, żebyśmy pojechali na te hot dogi? – 

spytał z uśmiechem. 

Straciła już dla niego serce. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby straciła też rozum. Zresztą, 

czy mogło być coś groźnego we wspólnym posiłku?

– Hot dogi... Brzmi nieźle. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Jett otworzył usta z wrażenia i zamarł. 
Zawsze dotąd widywał Becky ubraną na sportowo albo w strój pielęgniarki. A teraz stała 

w drzwiach pokoju w ładnej letniej sukience, której błękit podkreślał barwę jej miedzianych 
loków. Rozpuszczone włosy łagodnymi falami spływały na ramiona i sprawiały, że chciałby 
zanurzyć  w nich dłonie. Przesunął wzrokiem w dół, aż do zgrabnych  nóg w eleganckich 
pantofelkach. 

Nigdy jeszcze nie tracił głosu, ale teraz mógł tylko powiedzieć:
– Fiu, fiu!
Jak zwykła sukienka i para butów na obcasie mogą sprawić, że facet traci dech w piersi?
Becky uśmiechnęła się zadowolona i z niewinnym uśmiechem spytała:
– Słucham? Co chciałeś powiedzieć, kowboju? – Nie odzywał się, pokręcił tylko głową z 

uznaniem, więc po chwili dodała: – Ty też nieźle wyglądasz. 

Spojrzał   w   dół   na   bordową   koszulę   i   świeże   dżinsy   i   z   wdzięcznością   pomyślał   o 

Cookiem, który zmusił go, żeby się przebrał przed wyjazdem. 

Wychodził   już  z   domu,   ubrany  jak  zwykle  w   znoszone  dżinsy,   kiedy  natknął  się   na 

starego kucharza. Cookie wypytał go, dokąd się wybiera, a gdy usłyszał, że jedzie z Becky do 
Amarillo   pomóc   jej   wybrać   nowy   samochód,   zagroził,   że   nie   wypuści   go   z   domu,   jeśli 
natychmiast nie włoży czegoś bardziej eleganckiego. 

– Jedno twoje spojrzenie, i facet w salonie da ci samochód za darmo – odezwał się w 

końcu. 

Roześmiała się lekko. 
– Byłoby nieźle. Chodźmy już, nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę. 
Bezwstydnie  przyglądał  się, jak szła w stronę samochodu,  nie mógł  oderwać od niej 

wzroku. 

Odkąd kilka dni temu rzuciła tego nudziarza Benchleya – chwila, którą będzie wspominał 

z lubością do końca życia – zgodziła się niezobowiązująco spotykać z nim od czasu do czasu. 

Rozumiał to tak, że spędzał z nią każdą wolną chwilę. Ale na szczęście nie wyglądała na 

znudzoną. 

Tak, westchnął z zadowoleniem, życie zdecydowanie idzie ku lepszemu. 
Becky była  fascynującą,  pełną   pasji  kobietą.  A   ten  cały  Sherman  miał   tyle  pasji, co 

środek na mole. Taka dziewczyna zasługiwała na kogoś lepszego. Na... W zasadzie nie mógł 
wyobrazić sobie żadnego mężczyzny u jej boku. Każda taka wizja wywoływała w nim dziką 
irytację. Zwłaszcza w taki piękny dzień jak dziś. 

Pomógł jej wsiąść do samochodu i przy okazji nie mógł sobie odmówić muśnięcia dłonią 

jej talii. Poczuł zapach słodkich perfum i z trudem się powstrzymał, żeby nie oprzeć jej o 
maskę i nie całować do utraty tchu. Do diabła, mieli przecież kupować samochód!

Gdy tylko dowiedział się, że zamierza kupić następny używany wóz, natychmiast wprosił 

się na tę wyprawę. Chciał mieć pewność, że nikt jej nie nabierze i nie wciśnie starego grata. 
Musiał wiedzieć, że ona i Dylan będą bezpieczni. Tłumaczył sobie, że jest jej to winien za 

background image

wszystko, co dla niego zrobiła. Gdyby nie Becky, nie wróciłby tak szybko do formy. Załatwi 
tę ostatnią sprawę i spokojny wyjedzie do Santa Fe. 

– Co zrobiłaś z Dylanem? – spytał, kiedy już ruszyli. 
– Dziadek obiecał mu duże lody – odpowiedziała z uśmiechem. 
– A ja ciężarówkę z otwieranymi drzwiami – przyznał. 
– Naprawdę? – zdziwiła się. – To miłe. 
– Lubię Dylana – powiedział po prostu. 
– On ciebie wprost uwielbia. – Zamilkła na chwilę i dodała: – Zmusiłeś mnie, żebym 

przemyślała swój sposób wychowania. Nadal boję się o niego, ale staram się pozwalać ma na 
więcej samodzielności. 

– Zauważyłem. – Pokiwał głową z uznaniem. Poczuł coś dziwnego, jakby zadowolenie i 

satysfakcję, że zdołał ją przekonać. – Widziałem, że trochę mu odpuściłaś ostatnio. To fajny, 
mądry dzieciak. Zobaczysz, nic mu się nie stanie. A to normalne,  że rodzice się boją. – 
Niestety, to było wszystko, co wiedział o normalnych rodzicach. 

– Wiem, że trochę przesadzałam. Teraz czasami się boję, że zaraziłam go swoim lękiem i 

nie będzie już potrafił bawić się tak beztrosko jak inne dzieci. 

– Nie oskarżaj się ciągle – powiedział łagodnie. 
Rzucił   jej   szybkie   spojrzenie,   ale   natychmiast   przekonał   się,   że   to   był   błąd.   Krótka 

sukienka podwinęła się, odsłaniając niewielki fragment uda. Zaledwie kilka centymetrów, ale 
wystarczyło, żeby rozpalić jego rozszalałą wyobraźnię. 

Musiał szybko skupić się na czymś innym, inaczej nie będzie w stanie prowadzić auta. 
– Jak załatwimy już sprawę samochodu, dasz się porwać na obiad do meksykańskiej 

restauracji? – spytał kusząco. 

–   Nie   mogłabym   odrzucić   takiej   oferty   –   zaśmiała   się.   –   Uwielbiam   kuchnię 

meksykańską. 

Wsłuchiwał się w jej dźwięczny śmiech i czuł nieodpartą potrzebę dotknięcia jej gładkiej 

skóry. Walczył ze sobą przez chwilę, ale wiedział, że jest na przegranej pozycji. W końcu 
wyciągnął   rękę   i   dotknął   jej   dłoni.   Powoli   podniósł   ją,   pocałował   wnętrze   i   umieścił   ją 
delikatnie na swoim udzie. 

Becky uważnie patrzyła na to, co robił, ale nie protestowała. Wreszcie uśmiechnęła się 

słodko, a jego serce gwałtownie podskoczyło. 

Nie miał pojęcia, co się z nim ostatnio dzieje. Wiedział tylko, że wariuje od samego jej 

spojrzenia. Dlatego tak bardzo chciał jechać z nią po ten samochód. Wizja spędzenia całego 
dnia razem była bardzo kusząca. Ale z drugiej strony znał siebie, wiedział, że cały dzień na 
zakupach śmiertelnie go wynudzi. Zanim wrócą do domu, będzie pewnie zły, rozdrażniony i 
zmęczony towarzystwem Becky. 

I o to właśnie chodzi. 
Kilka dni później  Becky zamyślona  spacerowała  nad jeziorem.  Nigdy nie sądziła, że 

kiedykolwiek odważy się przyjechać tu znowu, Nie miała pojęcia, jak Jettowi udało się ją do 
tego namówić, ale ostatnio przestała się dziwić wielu rzeczom. 

Pomógł jej kupić samochód i targował się przy tym  tak zaciekle, że zbił cenę grubo 

background image

poniżej jej oczekiwań. Potem zabrał ją na obiad i długo tańczyli. Czuła się cudownie. Chciała, 
aby ten dzień nigdy się nie skończył. A kiedy w ostatnim tańcu oparła mu głowę na piersi, 
ogarnęła ją taka błogość i szczęście, że mogłaby tam zostać na zawsze. 

A teraz jeszcze przywiózł ją tutaj, żeby rozprawiła się z duchami przeszłości. Nad tym 

jeziorem wydarzyła się największa tragedia jej życia. Od tamtego dnia, prawie pięć lat temu, 
nigdy   tu   nie   była.   Ale   wiedziała,   że   Jett   ma   rację,   powinna   wreszcie   podnieść   głowę   i 
rozprawić się z ciągłym poczuciem winy. 

Minęła kępę drzew i stanęła nad wodą. Sezon się już kończył i plaża była prawie pusta. 

Dylan beztrosko bawił się w piasku nad brzegiem, nieświadom tego, co się tu wydarzyło. Nie 
myślała już stale o zagrożeniach, jakie na niego czyhają i to niewątpliwie była zasługa Jetta. 
Nie  było  jej  z  tym   łatwo,  ale  postanowiła,   że  musi  spróbować,  zanim  skrzywdzi  własne 
dziecko, napełniając je lękami i niepewnością. 

Długo spacerowali w milczeniu. Myślała o Chrisie, jego życiu, tragicznej śmierci i o tym, 

co na ten temat powiedział jej Jett. Czuła łzy spływające po twarzy, ale nie broniła się przed 
tym, chciała, aby ten ból wreszcie znalazł ujście. A kiedy wreszcie przestała płakać, poczucie 
winy z powodu tamtego tragicznego wydarzenia powoli gdzieś odpłynęło. 

Czuła na sobie pełne troski spojrzenie Jetta, odwróciła się więc ku niemu. Przez cały czas 

towarzyszył jej z ogromną delikatnością. Nie odzywał się, pozwolił jej płakać, ale wiedziała, 
że jest obok, gotów pomóc, jeśli tylko będzie tego chciała. Teraz patrzył na nią pytająco, 
jakby niepokoił się o nią. 

– Wszystko w porządku? – spytał. 
Bez kapelusza, w błękitnej koszuli i spranych dżinsach wyglądał tak, że zapierało jej dech 

w   piersiach.   Wyciągnął   rękę   i   objął   jej   drobną   dłoń   w   tak   naturalny   sposób,   że   nie 
protestowała. 

– Dziękuję, że mnie  tu przywiozłeś  – odezwała  się cicho. – Bardzo mi  to pomogło. 

Chociaż nie umiałabym wyjaśnić, dlaczego. 

–   Nie   musisz   nic   tłumaczyć.   Cieszę   się,   że   trochę   cię   to   uspokoiło.   Na   to   właśnie 

liczyłem. 

– Myślałam, że nie będę umiała tak po prostu tu spacerować. I rzeczywiście, trochę mi 

smutno.   Ale to  miejsce  przypomniało  mi  też,   że  Chris  kochał   wodę  i  to  jezioro.  Gdyby 
wiedział, że ma umrzeć, chciałby umrzeć tutaj. 

– Rozumiem – powiedział poważnie i kiwnął głową. Patrzyła na niego uważnie. 
– Tak, ty chyba rozumiesz. – Westchnęła i ciągnęła: – Teraz widzę, jak bardzo sama za 

tym wszystkim tęskniłam, za jeziorem, pływaniem, żeglowaniem. 

– Jeszcze będziesz to robić, obiecuję – zapewnił z przekonaniem. – Wiesz co? Mam 

pomysł, przyjedźmy tu razem popływać w przyszłym sezonie, kiedy znów wpadnę na ranczo. 

Czuła  się, jakby ktoś  rąbał  jej  serce toporem,  kawałek  po kawałku.  Uśmiechnęła  się 

jednak dzielnie i powiedziała:

– Zgoda. 
– Więc jesteśmy umówieni! – zawołał zadowolony. Serce pękało jej z bólu. Nie chciała 

myśleć, że wkrótce znowu wyjedzie i będzie ryzykował życie. 

background image

– Jett, ja... – Kusiło ją, żeby powiedzieć mu prawdę, ale jednocześnie bała się tego. – 

Muszę ci coś powiedzieć... Ja... – zaczęła znowu, ale nie potrafiła się przełamać. Wybrała 
łatwiejszą drogę. – Ja myślę, że pod tą maską macho ukrywa się całkiem miły facet. 

– Cii... – szepnął z uśmiechem. – Nie mów nikomu, zniszczysz mi reputację. 
– Spokojnie, twój sekret jest bezpieczny. 
– Wiem, ufam ci. 
Podszedł   do   niej   z   pytaniem   w   wielkich,   błękitnych   oczach   i   uśmiechnął   się 

uwodzicielsko.   Podniosła   na   niego   miodowe   spojrzenie   i   wiedziała   już,   co   stanie   się   za 
chwilę. 

Jego usta delikatnie  i łagodnie  dotykały jej  warg. To był  niespieszny,  pełen czułości 

pocałunek. 

A kiedy się skończył, Jett zapytał niespodziewanie:
– Byłaś kiedyś w Santa Fe? – I nie czekając na odpowiedź, ciągnął: – Pojutrze tam jadę. 

Może Dyłan mógłby zostać z Kati albo z dziadkiem na kilka dni, a ty pojechałabyś ze mną? 
Chciałbym, żebyś była obok, gdy wsiądę na byka. 

– Nie potrzebujesz tam przecież pielęgniarki – odparła żartobliwie. 
Ale tak naprawdę wiedziała, co jej proponuje. Chciał, aby spędzili razem cały weekend. 

Sami,   we dwoje. Czuła,   że  serce  zaraz   wyskoczy  jej   z  piersi.  Ogarnęły  ją  najróżniejsze, 
sprzeczne   emocje.   Jakaś   szalona   cząstka   jej   duszy   chciała   tam   z   nim   jechać,   ale   Becky 
wiedziała, że nie może tego zrobić. Po kilku wspólnie spędzonych dniach będzie cierpiała 
jeszcze bardziej. 

– To nie jest dobry pomysł. – Potrząsnęła głową. 
– Tak? – spytał z prowokującym uśmiechem. – Myślałem, że jest... 
Ciągle trzymał dłonie na jej talii, przyciągnął ją więc blisko i pocałował. Ten pocałunek 

był słodki, gorący, namiętny. Miał ją przekonać, żeby zmieniła zdanie. Nie mogła tego zrobić, 
ale oddała pieszczotę z całą miłością i żalem, jakie czuła. 

Jego dotyk rozpalał jej zmysły i kruszył rozsądek. Bała się, że jeśli będzie ją tak całował 

jeszcze przez chwilę, dzika część jej natury weźmie górę i zgodzi się spędzić weekend w jego 
ramionach. 

Na szczęście właśnie wtedy podbiegł do nich Dylan i wcisnął się między nich. 
Z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w Jetta i zapytał:
– Ożenisz się z moją mamą?
– Dylan!  – przerwała  mu pospiesznie.  Była  szczęśliwa, że ocalił  jej  rozsądek, ale ta 

sytuacja była nie mniej krępująca. 

– Skąd ci przyszły do głowy takie głupstwa?
Mały wcale nie był speszony. 
–   Całujecie   się.   Jak   się   ostatnio   całowaliście,   wtedy   wieczorem   na   ranczo,   to   Evan 

powiedział, że ludzie najpierw się całują, a potem pobierają. A wtedy Jett będzie moim tatą, 
tak?

– Och, kochanie! – Ukucnęła przy nim i przytuliła go. 
– Jett wyjeżdża w sobotę. Całowałam go na pożegnanie. Ludzie czasami całują się przed 

background image

wyjazdem. – Próbowała uspokoić rozszalałe emocje i zająć się przede wszystkim wyraźnie 
zasmuconym  synem.  –  Ale wiesz  co?  – spytała   radośnie.  – W  następne  lato   Jett  znowu 
przyjedzie na ranczo i zrobimy sobie wycieczkę nad to jezioro, może nawet popływamy. 
Chcesz?

Mały niemrawo skinął głową. 
– Naprawdę? – upewnił się, patrząc niepewnie na swojego bohatera. 
– Obiecuję – potwierdził z powagą Jett. 
– Hura! – Dylan swoim zwyczajem chciał wsadzić kciuk do buzi, ale w ostatniej chwili 

zreflektował się i schował rękę do kieszeni. 

– Przepraszam za te szalone pomysły – odezwała się, kiedy chłopiec odbiegł. – Wiesz, 

dzieci... 

– Tak – Kiwnął głową, ale nie uśmiechnął się. – Dzieci. 
– Chyba powinniśmy już wracać – odezwała się niepewnie po chwili milczenia. 
Zgodził się bez słowa i równocześnie ruszyli w stronę samochodu. Nie podała mu już 

jednak ręki. Czuła, że niewinne pytanie Dylana uchroniło ją od popełnienia szaleństwa. Ale 
wolała się nie zastanawiać, jak będzie się czuła, kiedy mężczyzna jej marzeń odjedzie stąd, 
nie oglądając się nawet za siebie. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Jett, podśpiewując wesoło, wszedł do kuchni i ukradł Cookiemu garść czekoladowych 

ciasteczek. Dostał za to od kucharza ścierką przez plecy, ale zaśmiał się tylko, dziś nic nie 
było w stanie zepsuć mu humoru. Wkrótce weźmie udział w rodeo. 

Przez cały ranek jeździł konno i sam był zdumiony tym, że nie odczuwał żadnego bólu. 
Z przyjemnością spojrzał w lustro. Był w doskonałej formie. Wpłacił już nawet opłatę 

startową w Santa Fe. Gdyby tylko Becky zgodziła się z nim jechać, życie byłoby wspaniałe. 

Wiedział,   że   miała   ochotę,   ale   w   ostatniej   chwili   z   jakichś   powodów   zrezygnowała. 

Dobrze chociaż, że zgodziła się spotkać z nim dziś wieczorem. 

Becky...  Wciąż  o  niej  myślał,  ale   to  przecież   nic  nie  znaczy.  Jest  po prostu  świetną 

dziewczyną i dobrze się razem bawili. To wszystko. 

Jak co dzień posłusznie zasiadł przy swojej maszynie tortur i przymierzył się do ćwiczeń. 

Zdążył jednak zrobić tylko kilka ruchów, kiedy usłyszał pełen przerażenia głos Kati. Zamarł, 
nasłuchując. Krzyknęła znowu, z niepokojem w głosie. Tym razem wychwycił słowa. 

– Chłopcy! Wracajcie!
Bez namysłu wyskoczył na podwórko. Coś musiało się stać, Kati nie panikowała bez 

powodu. 

Najpierw dostrzegł bratową, ciężko opartą o ogrodzenie i wpatrzoną w horyzont. Podążył 

za jej wzrokiem i w oddali zobaczył dwie niewielkie sylwetki. 

Najgłośniej jak potrafił, krzyknął:
– Dylan! Evan!
Chłopcy nawet się nie odwrócili. Chciał krzyczeć znowu, ale uświadomił sobie, że to nic 

nie da, nie słyszeli go. 

Kati stała blada, oddychała z trudem i trzymała się za brzuch. Na jej spokojnej zwykle 

twarzy malowało się silne napięcie. 

– Bawili się tutaj i nagle, nie wiem nawet kiedy,  byli już za ogrodzeniem – mówiła 

zdenerwowana. – Jeśli dojdą do lasu, na pewno się zgubią!

Jett wołał o tym nawet nie myśleć. W lesie były rozpadliny, wąwóz i strumyki wpadające 

do leśnego jeziorka. Wystarczająco dużo niebezpieczeństw dla małych dzieci. 

Czuł, jak krew pulsuje mu w żyłach, ale starał się zachować spokój. Nie chciał, żeby Kati 

niepokoiła się jeszcze bardziej. 

– Nie martw się, za chwilę ściągnę ich z powrotem – obiecał. 
– Ale twoje kolano... 
Machnął tylko ręką i zaczął biec, nie zważając na ból, który natychmiast się odezwał. 
W wysokiej trawie, wśród krzaków nie widział chłopców, ale co jakiś czas słyszał ich 

głosy i szedł w tamtym kierunku. 

Ból nie dawał mu spokoju, serce biło jak oszalałe, ale wiedział, że nie może przestać biec. 

Jakieś pięćdziesiąt metrów od lasu przystanął zdyszany i rozejrzał się. Już od kilku minut nie 
słyszał ich głosów i to go niepokoiło. Nagłe wśród wysokich traw zobaczył ciemną czuprynę 

background image

Evana i poczuł nagły przypływ energii. Podbiegł do niego szybko i przytulił mocno. 

– Gdzie jest Dylan? – zawołał przejęty. 
– Tam. – Evan machnął ręką w kierunku lasu. – Nie może wyjść, bo się przewrócił – 

wyjaśnił spokojnie. 

Przez ciało przebiegł mu dreszcz przerażenia. Czy coś złego stało się synkowi Becky?
Rzucił szybkie spojrzenie w stronę domu i zobaczył, że Kati z wysiłkiem przedziera się 

do nich. Podniósł Evana wysoko do góry, żeby zobaczyła, że jest bezpieczny i skierował 
małego prosto w jej kierunku. Sam musiał szukać drugiego podróżnika. 

Znowu zaczął biec. Kiedy był już w lesie, rozejrzał się niepewnie, nie wiedząc, w którym 

kierunku   iść.   Co   chwila   wołał   Dylana   głośno,   ale   odpowiadała   mu   tylko   cisza   i   piski 
przestraszonych ptaków. Błądził chaotycznie, a skalisty teren i krzaki utrudniały mu marsz. I 
nigdzie nie było nawet śladu Dylana. 

Usta miał całkiem suche i czuł, że szumi mu w uszach ze zmęczenia, ale nie przystanął 

nawet na chwilę. Wolał nawet nie myśleć, co mogło się stać z chłopcem i jak na to zareaguje 
Becky. 

Dotarł do wąwozu i szedł wzdłuż jego brzegu, mając nadzieję, że Dylan nie spadł na dół. 

Nagle zamarł, a serce skoczyło mu do gardła. 

Na dole rozpadliny, jakieś sześć metrów niżej leżała mała, nieruchoma figurka. 
– Dylan! – zawołał przerażony, ale dziecko nawet nie drgnęło. 
Nie   był   w   stanie   myśleć   logicznie.   Nie   wiedział,   czy   najpierw   wzywać   karetkę,   czy 

schodzić do Dylana. 

W   tym   momencie   usłyszał   szelest   suchych   liści   i   po   chwili   tuż   obok   niego   stanęła 

czerwona z wysiłku Kati. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzała w dół i drgnęła. 

– O, Boże, Jett, on się nie rusza!
Nawet nie chciał o tym myśleć. Starając się, aby jego głos brzmiał spokojnie, powiedział:
– Wracaj do domu i wezwij pogotowie. Ja zejdę do niego. Muszę. 
Nie było innego wyjścia. Colt był w Austin, a Cookie nie dałby rady opuścić się wzdłuż 

ściany ani tym bardziej się wspiąć. On sam też nie bardzo się do tego nadawał, ale nie myślał 
teraz o sobie. Dylan był ranny, a może nawet... odrzucił tę myśl. Musi go wydostać i na tym 
powinien się teraz skupić. 

– Dam radę – szepnął. 
Jeszcze   raz   uważnie   rozejrzał   się   wokół,   szukając   jakiegoś   punktu   zaczepienia.   Jego 

wzrok spoczął na plątaninie dzikiego wina. Nie był pewien, czy wiotkie gałązki go utrzymają, 
ale nie miał wyjścia. 

– Idź już – popędził Kati. 
Gdy   tylko   się   oddaliła,   nerwowo   zaczął   szukać   najgrubszego   pnącza.   Jako   dziecko 

nieustannie wspinał się po dzikim winie. Wątpił jednak, żeby udała mu się ta sztuczka teraz, 
po dwudziestu latach. 

Znalazł najgrubszą gałąź i zawiesił się na niej całym ciężarem. 
– To nic takiego – mruczał do siebie i powoli opuszczał się w dół. 
Parę pierwszych kroków poszło łatwo, ale potem nagły ból przeszył kolano. Przez głowę 

background image

przeleciała mu myśl, że nie da rady. Trzeba było zaczekać na pomoc. 

Ale w tym momencie dobiegł go cichy jęk, więc zacisnął zęby z determinacją. Nieważne, 

jak bardzo go bolało i jakie to będzie miało konsekwencje dla jego zdrowia – musiał się 
dostać do Dylana. 

Jeśli cokolwiek stałoby się małemu, Becky byłaby zdruzgotana. 
I on też. 
Becky, Dylan... nie mógł ich zawieść. 
Każdy ruch powodował nowy, coraz silniejszy przypływ  bólu, ale to nie było ważne. 

Wiedział, że rujnuje swoje kolano. Pewnie nigdy już nie spełni marzeń o finałach, ale nie 
zawahał się nawet na chwilę. Opuszczał się w dół, myśląc tylko o tym, żeby jak najszybciej 
dostać się do Dylana. 

I wtedy dotarła do niego niezwykła prawda. Prawda, którą przeczuwał od kilku tygodni, 

ale wolał jej sobie nie uświadamiać. 

Nic nie było dla niego tak ważne, jak Becky i Dylan. Ani finały, ani własne zdrowie. 

Kochał ich. Potrzebował ich jak powietrza. Prędzej zginie, niż ich opuści. 

Ignorując ból, z siłą jakiej nawet u siebie nie podejrzewał, przeskoczył w dół i dotarł do 

Dylana. 

Przewrócił   chłopca   na   plecy   i   przyłożył   ucho   do   jego   serca.   Na   szczęście   usłyszał 

regularne   uderzenia,   odetchnął   więc   z   ulgą.   I   zrozumiał,   że   nawet   własnego   dziecka   nie 
mógłby kochać bardziej. 

On, Jett Garett, facet, który dotąd nie bał się niczego, nagle był przerażony, że może 

utracić dwoje ludzi, którzy są dla niego ważniejsi niż wszystko inne. 

– Dylan, słyszysz mnie? – spytał z napięciem. 
– Jett... – usłyszał cichy szept. 
Szybko obejrzał drobne ciałko, ale nie znalazł żadnych widocznych ran. Dylan wolno 

uniósł powieki, a kiedy zobaczył swojego wybawcę, rzucił mu się w ramiona. 

Siedział   na   ziemi,   mocno   tuląc   do   siebie   małego   chłopca   i   obmyślał,   w   jaki   sposób 

wydostać się na górę. Nic rozsądnego nie przychodziło mu do głowy, ale wtedy, na szczęście, 
usłyszał sygnał karetki. 

Z ulgą oparł się o ścianę wąwozu, głaskał Dylana uspokajająco po plecach i odkrywał w 

sobie  najbardziej  zaskakujące  uczucia.  Tulił  dziecko,  był  podrapany jak wszyscy diabli  i 
właśnie pożegnał się z marzeniami o finałach. 

Ale jednocześnie zrozumiał, co to znaczy kochać. 
I czuł się z tym jak król. 
Becky miała właśnie dyżur, gdy usłyszała, że obydwie szpitalne karetki są wzywane na 

ranczo   Garettów.   Szybko   zadzwoniła   do   koleżanki,   która   przyjmowała   zgłoszenie   i 
dowiedziała się, że ranny jest mały chłopiec. W jednej chwili powróciły wszystkie jej lęki. 
Tam był Dylan!

Nerwowo wpatrywała się w szklane drzwi i czekała na najgorsze. Każda minuta dłużyła 

jej się w nieskończoność, myślała, że oszaleje z niepokoju. 

Wreszcie usłyszała przeciągły głos syreny i po chwili sanitariusze wnieśli małą istotkę z 

background image

zamkniętymi oczami. Chłopczyk leżał nieruchomo, całkiem bezwładny. 

–  Och,  nie!   Tylko  nie   Dylan!  Nie  przeżyję   tego!  –  jęknęła.   Podbiegła   do  jednego  z 

sanitariuszy i nerwowo złapała go za rękę. – Co mu jest? Niech ktoś mi powie!

Ale   nie   uzyskała   żadnej   odpowiedzi.   Cała   ekipa   szybko   zniknęła   za   drzwiami   izby 

przyjęć. 

Becky walczyła z narastającą histerią. Co się stało z jej dzieckiem?
Właśnie spełnił się jej najgorszy koszmar i ona była za to odpowiedzialna. Spuściła go z 

oczu i zdarzyło się coś strasznego. Od zawsze wiedziała, że tak będzie. 

Nie mogła dłużej znieść tej niepewności. Wtargnęła do izby przyjęć, ale lekarz dyżurny 

spojrzał na nią z naganą i ostrym tonem wyprosił ją z pokoju. 

Wiedziała, że ma rację. W takich sytuacjach rozhisteryzowane matki tylko przeszkadzały. 

Pozwoliła więc, aby jedna z pielęgniarek wyprowadziła ją na korytarz. 

– Damy ci znać, jak będzie coś wiadomo – obiecała i posadziła ją na krześle. 
Becky oparła się o zimną ścianę i starała się uspokoić rwący oddech. Serce biło jej jak 

oszalałe, a w głowie czuła narastający szum. Nie mogła stracić Dylana. Była pewna, że jeśli 
coś mu się stanie, jej serce również przestanie bić. 

– Becky – usłyszała gdzieś obok znajomy głos. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem i 

zdumiona dostrzegła, że kilka metrów dalej na wózku inwalidzkim siedział Jett. 

Skąd się tutaj wziął? I dlaczego był  na wózku? Czyżby też miał wypadek... ? Nagle 

dopadły ją podejrzenia... 

Niemal oszalała ze strachu i poczucia winy, Becky wybuchła:
– Powinnam się domyślić, że jesteś w to zamieszany! Co zrobiłeś z moim dzieckiem!? 

Jak mogłeś... 

– Kochanie, słuchaj... – próbował jej przerwać. 
– Nie masz prawa tak do mnie mówić! – zawołała z wściekłością. – I nie mów mi, żebym 

się uspokoiła! Tym razem przesadziłeś! Teraz nie tylko ty poniesiesz konsekwencje swoich 
szalonych  wyborów!   – Podeszła  bliżej  i  uderzyła   go palcem  w  pierś.  –  Przez   twój   brak 
odpowiedzialności będzie cierpiało niewinne dziecko! Dziecko, które cię uwielbiało, które 
zrobiłoby wszystko, żeby wywrzeć na tobie wrażenie!

Wciąż   się   trzęsła,   usta   jej   drżały,   a   ręce   mimowolnie   zacisnęły   się   w   pięści.   Nie 

zastanawiała się nad tym, co mówi. Wyładowała na nim całe napięcie, jakie w niej narastało 
od kilku godzin. 

Nie odpowiedział nawet słowem. Wpatrywał się w nią z kamienną twarzą, blady, nawet 

powieki mu nie drgnęły. 

Jego milczenie tylko ją rozjuszyło. 
– Co wymyśliłeś tym razem? – krzyczała roztrzęsiona. – Uczyłeś go jeździć na motorze? 

– Przerwała na chwilę, zaczerpnęła powietrza i wybuchła znowu: – A ja głupia zaufałam ci! 
Uwierzyłam, że będziesz się o nas troszczył!

Zamilkła wyczerpana. Kipiała złością i zdenerwowaniem. Chyba całkiem straciła rozum. 

Jak mogła zakochać się w takim bezmyślnym egocentryku!

Zanim   zdążyła   powiedzieć   coś   jeszcze,   drzwi   za   nią   otworzyły   się   i   usłyszała   głos 

background image

koleżanki:

– Becky, teraz możesz już wejść. Panie Garett, pańska kolej za dwie minuty. 
Zerknęła zaskoczona. Nic nie rozumiała. To przecież Dylan był ranny, nie Jett. Nie miała 

teraz jednak czasu zastanawiać się nad tym. Szybko weszła do izby przyjęć i pierwsze, co 
zobaczyła, to pogodna twarz lekarza dyżurnego. 

– Wszystko  w  porządku, Becky – odezwał się z uspokajającym  uśmiechem.  – Kilka 

zadrapań, siniaków i skręcona kostka. Nie ma się czym przejmować. 

Słuchała tych słów łapczywie, niepewna, czy może im uwierzyć. 
– Ale... nie ruszał się, kiedy go przynieśli. Doktor Clayton roześmiał się. 
– Bo spał!
Dylan uniósł głowę i wyjaśnił:
– Jett śpiewał mi piosenki i zasnąłem. 
Patrzyła na synka, nic nie rozumiejąc. Jedyne, co do niej docierało, to całkiem przytomny 

głos Dylana i widok jego radosnej twarzyczki. 

– Na wszelki wypadek zabierzemy jeszcze małego na prześwietlenie – odezwał się znowu 

doktor. – Ale jestem pewien, że wszystko jest dobrze. A teraz wybacz, Becky, ale muszę się 
zająć panem Garettem. 

Wyszedł   pospiesznie,   a   Becky   zaczęły   ogarniać   wątpliwości.   Więc   Jett   był   ranny? 

Przypomniała sobie, że siedział na wózku i to ją zastanowiło. 

– Miałaś szczęście, Becky – powiedział jeden z sanitariuszy. – Dobrze, że Garett się na to 

odważył... To mogło się źle skończyć. 

Spojrzała na niego pytająco. – Nie rozumiem... 
– Garett nic ci nie powiedział?
Nie chciała wspominać, że nawet nie dała mu szansy. Czuła się coraz bardziej nieswojo. 
– Dylan wpadł w rozpadlinę i przez chwilę był nieprzytomny. Na szczęście Jett spuścił 

się na dół i wyciągnął go. Obawiamy się, że znowu poważnie uszkodził kolano. 

Serce na chwilę przestało jej bić. Oblała ją fala gorąca i miała ochotę zapaść się pod 

ziemię. 

Jett   uratował   Dylana.   Nagle   uświadomiła   sobie   całą   prawdę.   Tak   bardzo   bała   się 

szaleńczej odwagi Jetta, a tymczasem dzięki niej jej dziecko żyje! Zawstydzona przycisnęła 
rękę do ust i jęknęła:

– Och, Jett! I co ja najlepszego zrobiłam!
Drzwi znowu się otworzyły i do pokoju wpadła zdenerwowana Kati. Od razu podeszła do 

Dylana i pochyliła się nad nim z niepokojem. 

– Przepraszam, Becky. To wszystko moja wina – mówiła pospiesznie. – Wołałam go, ale 

nie wracał, a ja nie mogłam ich dogonić... 

Becky pokręciła lekko głową i położyła rękę na ramieniu przyjaciółki. Nie miała do niej 

pretensji. Dylan ciągle ostatnio uciekał. Nawet jej. 

– Wszystko w porządku, Kati, nie obwiniaj się – uspokoiła ją. – Nic mu nie będzie. Ale 

Jett...   –   Z   trudem   przełknęła   ślinę.   –   Kati,   zrobiłam   straszny   błąd...   Oskarżyłam   Jetta   o 
straszne rzeczy... Myślałam, że on jest odpowiedzialny za wypadek Dylana. 

background image

– Wiesz, mamusiu? – Synek złapał ją za rękę i pociągnął do siebie. – Jett mnie kocha. 

Bardzo się bałem, ale Jett przytulił mnie i powiedział, że mnie kocha! A potem mi śpiewał. 
Lubię, jak śpiewa. 

Te słowa były jak sól na otwartą ranę. Ona też lubiła, jak Jett śpiewa, ale wątpiła, czy 

jeszcze kiedyś to usłyszy. 

– Chyba nie najlepiej z nim, Becky – powiedziała cicho Kati. – Jak wyciągnęli ich z tego 

wąwozu, w ogóle nie mógł chodzić. Ale dokuśtykał jakoś do karetki, bo nie chciał wypuścić 
Dylana.   Wciąż   powtarzał,   że   zaufałaś   mu   i   nie   może   pozwolić,   żeby   małemu   stała   się 
krzywda. – Milczała chwilę i uważnie, z namysłem patrzyła w oczy Becky. – On cię kocha. 
Może jeszcze o tym nie wie, ale cię kocha. Idź i powiedz mu wszystko, zanim będzie za 
późno. 

Opuściła głowę i z trudem walczyła ze łzami. 
– Teraz już nigdy mi nie uwierzy. – Potrząsnęła głową załamana. 
–  To  go przekonaj   – powiedziała  Kati  ostro.  – Jest  tego  wart.  Idź już.  Ja zostanę  z 

Dylanem. 

Pocałowała  Dylana  i zbierając  całą  odwagę, ruszyła  ku drzwiom.  Musi mu  wszystko 

wyjaśnić.   Nawet   jeśli   nie   będzie   chciał   jej   słuchać,   musi   wiedzieć,   że   w   jej   oczach   jest 
prawdziwym bohaterem. 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Zaglądała do trzech kolejnych sal, zanim wreszcie go znalazła. 
Ze spuszczoną głową siedział samotnie na wysokim szpitalnym łóżku. Usłyszał, że ktoś 

otwiera drzwi i uniósł wzrok. Przez chwilę oczy mu zalśniły, ale zaraz opuścił powieki. 

Nie wiedziała, jak zacząć tę rozmowę, ale musiała wyjaśnić mu wszystko. 
–   Jett...   –   odezwała   się   niepewnie.   –   Jett,   spójrz   na   mnie,   proszę.   Muszę   ci   coś 

powiedzieć. 

Spojrzał na nią zaniepokojony. 
– Co z Dylanem?
Poczuła  kolejne ukłucie  w sercu. Na pewno bardzo cierpiał,  ale nadal  myślał  przede 

wszystkim o Dylanie. 

– Wszystko w porządku. Ma skręconą kostkę i drobne stłuczenia. 
Przymknął powieki z ulgą. 
– Dzięki Bogu – wyszeptał. Pełna wahania podeszła bliżej. 
– Przepraszam za to, co powiedziałam. Przykro mi, nie wiedziałam. 
Potrząsnął głową z lekką irytacją. 
– Daj spokój. Wiem, że i tak cokolwiek zrobię, nigdy mi  nie zaufasz – odezwał się 

gorzko. 

– Mylisz się – zaprzeczyła żarliwie. – Usłyszałam, co się stało w wąwozie. Wiem, że 

poświęciłeś swoje marzenie, żeby ratować Dylana. 

– Nie robiłem tego dla pochwał – mruknął. 
– Wiem. – Przysunęła się do niego. – Uratowałeś go, bo jesteś dzielny i odważny, bo 

działasz, kiedy inni stoją i zastanawiają się, co robić. – Popatrzyła na niego przez chwilę i 
zbierała w sobie siły, żeby powiedzieć mu to, co najważniejsze. – Wiesz, kiedy Chris zginął, 
czułam się okropnie, myślałam, że to moja wina. I dlatego porzuciłam wszystkie pasje. Sport, 
wyścigi, wszystko, co sprawiało, że w żyłach buzuje krew. Byle tylko czuć się bezpiecznie i 
nie  ryzykować   przeżywania  takiej   tragedii  jeszcze  raz.   I  prawie  mi  się  udało,   ale   wtedy 
pojawiłeś  się  ty  i  ciągle   wytrącałeś  mnie  z  równowagi.  Zmusiłeś  mnie,  żebym   wyszła  z 
bezpiecznej, ale nudnej skorupy. 

– Przepraszam. 
– Nie ma za co – uśmiechnęła się z trudem. – Nie pojmujesz? Pomogłeś mi zrozumieć, że 

życie w ciągłym lęku do niczego nie prowadzi. To wegetacja. A ja chcę czegoś więcej. Dla 
siebie i dla mojego syna. 

– To dobrze. On zasługuje na więcej – powiedział krótko. Zagryzła wargi, ale po chwili 

ciągnęła odważnie:

– Pewnie wcale nie chcesz tego słuchać, ale i tak ci powiem. .. – Z sercem ściśniętym 

strachem i niepewnością wyciągnęła rękę i ujęła jego dłoń. Na szczęście jej nie cofnął i to 
dodało jej trochę odwagi. Wzięła głęboki oddech i wyznała: – Kocham cię, Jett. 

Drgnął zaskoczony i otworzył usta, ale powstrzymała go. 

background image

– Nie, pozwól mi mówić. Wiem, że nie szukasz stałego związku, ale pragnę być z tobą. 

Jak długo zechcesz. Jeśli chcesz jechać do Santa Fe, pojadę z tobą. Pragnę przeżyć każdą 
szaloną chwilę u twego boku i niczego nie żałować. 

Długo czekała na odpowiedź. Tak długo, że myślała już, że zrobiła z siebie idiotkę. Serce 

biło jej mocno, nogi trzęsły jej się z napięcia. Wreszcie, gdy już zamierzała się poddać i 
wyjść, usłyszała jego słowa:

– Więc zgodziłabyś się na kilka szalonych, pełnych zabawy dni i gorących nocy?
Kiwnęła głową. 
– Na wszystko. 
Uśmiechnął się z niedowierzaniem. 
– Ale ja nie, kochana. Chcę mieć cię całą, na zawsze. Oczywiście, jeśli wytrzymasz z 

kulawym kowbojem, który niemiłosiernie fałszuje. 

Podniosła wzrok i wpatrywała się w niego, niepewna, czy dobrze rozumie. 
– Mówisz poważnie? – spytała, patrząc mu prosto w oczy. 
– Straszne, prawda? – powiedział żartobliwie. – Wiesz, właśnie się czegoś nauczyłem. 

Długo bałem się stałego związku, tak jak ty wszelkiego ryzyka. Ale dziś, kiedy zobaczyłem 
Dylana w tym wąwozie, zrozumiałem, co chce powiedzieć moje serce. Nie wiem już, czego 
się boję, ale wiem, że dla ciebie i dla Dylana jestem w stanie zrobić wszystko. Ja też cię 
kocham. 

Pochylił się i pocałował ją czule. I nagle cały pokój wypełnił się światłem. 
– Och, Jett... – wyszeptała. – Kocham cię tak bardzo, że już nad tym nie panuję. 
– To dobrze – odparł z uśmiechem. – W takim razie wybaczysz mi, że nie klęknę na 

jedno kolano. Zdaje się, że tak właśnie powinien to zrobić romantyczny bohater. 

– Zrobić co? – spytała zaskoczona. 
– To – powiedział krótko i znowu ją pocałował. Kiedy w końcu oderwał od niej usta, 

zapytał: – Rebeko Washburn, wyjdziesz za mnie?

Nie była w stanie dłużej ukrywać ulgi, szczęścia i uniesienia, roześmiała się więc głośno, 

a potem objęła jego twarz dłońmi i pocałowała go namiętnie. 

– Wybacz, że śmieję się w takiej chwili... – zaczęła mówić kilka minut później. 
– To nieważne. Wyjdziesz za mnie? – O tak!
– Dobrze – uśmiechnął się zadowolony. – Więc teraz mnie pocałuj i spraw, żebym poczuł 

się lepiej. 

I tak właśnie zrobiła. 

background image

EPILOG

Jett patrzył na swoją pannę młodą wchodzącą do kaplicy i pękał z dumy. Wiele rzeczy 

robił już w życiu – skakał na bungee, ze spadochronem, wspinał się po górach, ujeżdżał byki, 
ale nigdy nie czuł się tak, jak teraz. Nic nie mogło się równać z wrażeniem, jakie wywierał na 
nim widok Becky. 

W długiej sukni koloru szampana, z płomiennymi włosami, wijącymi się po szyi, jego 

narzeczona wyglądała jak marzenie, uosobienie wszystkiego, czego pragnął. 

Uśmiechnął się na myśl, jak długo walczył, żeby się w niej nie zakochać. A przecież to 

najwspanialsza rzecz, jaka mu się w życiu trafiła. 

Szła wolno przez kaplicę, aż wreszcie stanęła u jego boku. Otoczył go zapach róż i słodka 

woń jej perfum. 

Nie mógł uwierzyć, ile szczęścia spotkało go w ciągu ostatnich kilku miesięcy. 
Zaangażował  się  w  zarządzanie   ranczem.   Co dzień   objeżdżał   pastwiska i,  ku  swemo 

zdumieniu, polubił to. Tak samo, jak lubił wracać wieczorem do domu, który zbudował dla 
siebie i Becky. 

Jego kolano odzyskało dawną sprawność. Miał najlepszego osobistego trenera, który nie 

miał nad nim litości, ale dzięki temu doprowadził nogę do stanu, który zadziwił wszystkich 
lekarzy. 

Jednak największym prezentem od losu był mały chłopiec chodzący za nim krok w krok. 

Zerknął w  bok i uśmiechnął  się do Dylana.  Mały stał sztywno  w  nowym  garniturku i z 
przejęciem poprawiał krawat. 

Dylan. Jego kolega, jego syn, jego szczęście. 
Słyszał, że pastor coś mówi, ale niewiele do niego docierało. Dopiero gdy spytał, czy 

chce wziąć Becky za żonę, mógł odpowiedzieć tylko: tak, tak, tak. 

Cały dom wypełniony był gośćmi – rodziną i przyjaciółmi, którzy nie wierzyli, że taki 

dzień kiedykolwiek nadejdzie. 

Becky uniosła lekko dłoń i kolejny raz z przyjemnością popatrzyła na obrączkę, a potem 

na cudownego kowboja u jej boku. Była żoną Jetta – najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Nadal 
nie mogła w to uwierzyć. 

Poczuła, że Jett splata jej palce ze swoimi. 
– Widzisz, doskonale do siebie pasują. Tak jak my, kochana żono. 
Uśmiechnęła się szczęśliwa i popatrzyła na niego z miłością. Jego wygląd zapierał dech w 

piersiach. W czarnym  garniturze,  z kamizelką  idealnie  dobraną kolorem do jej  sukni był 
najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziała. A kiedy znowu ją pocałował – dziesiąty raz 
w   ciągu   dziesięciu   minut   –   poczuła   dreszcz   pożądania.   Krew   szumiała   jej   w   żyłach,   a 
wszystkie dawne lęki i wątpliwości zbladły wobec miłości Jetta. 

Usłyszeli znaczące chrząknięcie i zobaczyli, że obok stoi uśmiechnięty Colt. 
– Hm, jak będziecie dłużej tak stać, spóźnicie się na samolot – przypomniał. 
– Racja! – zawołał Jett. – Dzięki, stary. Pani Garett, czas na nas. 

background image

Nie zdążyła zrobić kroku, kiedy poczuła, że ktoś ciągnie ją za suknię. 
– Mamo – usłyszała z dołu. – Kiedy jedziecie? Chyba musicie już iść. Ja i Evan mamy 

dużo pracy – oświadczył Dylan poważnie. 

Od kiedy dowiedział się, że przez kilka tygodni będzie mieszkał razem z Evanem i jego 

rodzicami, najwyraźniej chciał jak najszybciej wysłać ich w podróż poślubną. Jak dla niego 
wesele trwało już stanowczo za długo. 

– Już jedziemy, kochanie. Daj buziaka i obiecaj, że będziesz grzeczny. 
Rozstanie z nim wciąż było dla niej trudne, ale powoli się tego uczyła. 
Jett ukucnął obok chłopca i przytulił go mocno. 
– Nie rozrabiaj za bardzo u Kati, a obiecuję, że w przyszłym miesiącu wszyscy razem 

pojedziemy w specjalne miejsce dla dzieci. 

– Hura! Dziękuję, tatusiu! – Dylan podskoczył zadowolony, a w oczach Jetta błysnęła 

ojcowska duma. 

– I jak? Gotowa na podróż poślubną? – spytał. 
Nie miała pojęcia, dokąd jadą. Jett nie chciał jej tego zdradzić, zapewniał tylko, że na 

pewno będzie zadowolona. Drażniła się z nim i próbowała zgadywać, gdzie ją porywa, ale 
wszystko obracał w żart. 

– Pospieszmy się – powiedział z udaną powagą. – Zaraz odleci samolot do Meksyku, a 

jeśli mamy zdążyć na to polowanie na rekiny... 

– Co?!
– Żartowałem tylko – roześmiał się. – Tę przyjemność zostawię na rocznicę ślubu. 
– Na siedemdziesiątą rocznicę ślubu – zaproponowała z niewinną miną. 
– A co powiesz na wspólne nurkowanie na Florydzie? W nocy, we dwoje?
Jej tętno przyspieszyło. On widocznie myślał o tym samym, bo przycisnął ją do siebie i 

pocałował namiętnie. 

– A może zapomnimy o Florydzie i pojedziemy do najbliższego motelu? – spytała, kiedy 

w końcu oderwali się od siebie. Przebiegła palcami przez jego pierś i dodała: – Ale obiecuję, 
że wynagrodzę ci tę stratę. 

– Trzymam cię za słowo – powiedział z błyskiem w oku. – Więc teraz chodź. – Pociągnął 

ją lekko za rękę. – Nasz powóz czeka. 

Przebiegli przez tłum gości, odbierając jeszcze ostatnie życzenia. Ktoś obsypał ich ryżem 

na szczęście, a kiedy wyszli przed dom, nagle stanęła zaskoczona. 

Na   miejscu,   gdzie   zwykle   parkował   pikap,   stał   wielki   lśniący   motocykl.   Połyskiwał 

chromem, a z tyłu miał przyczepioną wielką tablicę z napisem „Nowożeńcy”. 

– I jak? Co o tym myślisz? – spytał Jett. 
Wyjął z kieszeni dwie pary gogli, założył jej jedne na nos i uniósł pytająco brwi. 
– Myślę, że jesteś szalony – odpowiedziała. – Ale to mi się podoba. 
Zebrała fałdy satynowej sukni i usadowiła się za nim. 
Jednym uderzeniem stopy odpalił silnik Harleya. 
– Trzymaj się, kochanie – zawołał, odwracając się lekko. – Czas na przejażdżkę!
Jej serce przepełnione było miłością i zaufaniem do tego szaleńca. 

background image

Otoczyła ramionami talię męża i pisnęła z podniecenia. 
Wiedziała, że życie  z Jettem Garettem zawsze będzie przypominało  jazdę na pełnym 

przyspieszeniu. 

A ona nie zamierzała stracić z tego ani minuty. 


Document Outline