Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
29
** Meredith**
Ile to już razy obiecałam, że nie będę uciekać, ale nic na to nie
poradzę. Dla nich niewiedza będzie lepsza, niż prawda. Klaus mógłby to
wykorzystać.
Myśli kłębiły się w mojej głowie, kiedy oparłam się o wewnętrzne drzwi
mojej sypialni. Pomysł z otwartym oknem był dobry, żeby odwrócić jego
uwagę. Na szczęście to wszystko niedługo się skończy, pomyślałam.
Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież, a chłodne powietrze chodź
przez chwilę przyniosło orzeźwienie. Spojrzałam na księżyc, który porażał
swoim niesamowitym pięknem . Zmęczenie stawało się niedoniesienia, a
oczy powoli zamykały się. Położyłam się na łóżku w dalszym czasie
wpatrując się w księżyc, w mojego niemego świadka wszystkich
wydarzeń, które kiedyś miały tu miejsce. Zamknęłam oczy i zasnęłam…
Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
30
1864
- Emily, nic się nie stanie, Katherine niczego się nie dowie, bo jej tu nie
ma. Przybyłyśmy do Mystic Falls ponad tydzień temu, a ja cały czas siedzę
w tej wozowni, nic konkretnego nie robiąc
- Nie wiem panienko Meredith, panienka Katherine nie będzie z tego
zadowolona - powiedziała cały czas wahając się Emily
- Obiecuję, że nikt mnie nie zobaczy, wrócę zanim zrobi się ciemno,
obiecuję..
- Panienko, chodzenie samej po lesie nie jest bezpieczne, a do tego
niedaleko stacjonują żołnierze, nie chcę by panience coś się stało
- Oj Emily - narzekałam i nalegałam w dalszym czasie
- No dobrze, ale uważaj na siebie
- Dziękuję Emily - powiedziałam podlatując do niej, aby ją uściskać
Kiedy wyszłam na zewnątrz zaczęłam doceniać i podziwiać to czego
nie widziałam wcześniej. Promienie słoneczne przebijały się przez korony
drzew, ptaki śpiewały, a wszystko wyglądało tak niesamowicie pięknie, że
zapierało dech w piersiach. Zaczęłam biec coraz szybciej przed siebie
pozostawiając wozownię w tyle.
Byłam taka szczęśliwa, że nareszcie chodź przez chwile jestem wolna. Nie
zwracałam uwagi ile czasu minęło, ani jak daleko odbiegłam od swojego
nowego domu. Tak często zmieniałyśmy miejsce zamieszkana, że ani do
jednego, nigdy nie zdołałam się przyzwyczaić.
Musiałam odbiec naprawdę spory kawałek. Zatrzymałam się przy pięknym
jeziorze, dookoła którego rosły płaczące wierzby. Taki krajobraz pozwalał
mi zapominać o bożym świecie. Nie trwało to długo, bo usłyszałam jakieś
Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
31
hałasy. Oczywiście nie byłabym sobą, jakbym nie poszła zobaczyć co się
dzieje.
Zbliżyłam się do pobliskiego drzewa, zarazem chowając się za nim.
Zauważyłam młodego chłopaka z kruczoczarnymi włosami
rozmawiającego z jakimiś żołnierzami, najwyraźniej się z nimi żegnał, bo
oni po chwili zniknęli za zaroślami.
Młodzieniec wyciągnął z kieszeni stary zegarek, żeby sprawdzić, która
była godzina, a ja poczułam, że nie powinno mnie tu być, nie tyle
myślałam o tym co powie Emily, a raczej bałam się reakcji Katherine.
Zaczęłam się powoli wycofywać, kiedy pod moim pantoflami pękła
gałązka.
- Kto tu jest?? - zaczął krzyczeć chłopak, rozglądając się wkoło
Nie mogłam czekać, musiałam stąd uciekać. Chwyciłam za kłęby swojej
sukni podciągając ją do wysokości kostek, obróciłam się i zaczęłam biec.
- Poczekaj, nic Ci nie zrobię - krzyczał za mną, ale ja dalej nie
przestawałam biec.
Coraz bardziej brakował mi tchu. Spojrzałam za siebie, żeby sprawdzić jak
daleko jest za mną, po czym straciłam równowagę i upadłam. Dobiegł do
mnie bardzo szybko.
- Jesteś naprawdę szybka i bardzo uparta - powiedział w moim kierunku,
również usiłując złapać powietrze
Próbowałam się podnieść, ale jedynie co poczułam to ostry ból w kostce.
- Jak masz na imię? - zapytał pokrótce
Byłam tak przerażona, że nie mogłam wydobyć z siebie głosu, chwyciłam
się tylko za kostkę, która cały czas przypominała o bólu
- Jesteś ranna? Coś cię boli? - zadawał w dalszym ciągu pytania
- Mieszkam tutaj z moim bratem i ojcem, nasza służąca Cordelia na pewno
będzie Ci w stanie pomóc. Pomogę panience wstać.
Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
32
Podchodził do mnie tak powoli, jakby bał się, że mnie przestrasz, albo
przepłoszy. Objął mnie swoim silnym ramieniem w talii i pomógł wstać,
po czym znalazłam się w jego ramionach. Najwidoczniej droga była dość
daleka, a ja i tak nie mogłam chodzić.
To było naprawdę dziwne uczucie z jednej strony czułam się źle obawiając
o to co powiedzą inni.. młoda panienka w ramionach nieznajomego, to
było uwłaczające godności. Nie wypadało pojawiać się młodej kobiecie
bez przyzwoitki, w gronie mężczyzn, a teraz jeden z nich niósł mnie
właśnie na rękach.. nawet nie wiedziałam jak ma na imię. Natomiast z
drugiej strony czułam się bezpieczniej niż nigdzie indziej i nie obchodziło
mnie to wszystko, liczyła się tylko ta chwila. Przyłożyłam głowę do jego
koszuli i poczułam zapach dymu tytoniowego i alkoholu.
- Mam na imię Damon - powiedział chłopak z kruczoczarnymi włosami
wpatrując się w moje oczy, które były równie błękitne jak moje własne
- Meredith - powiedziałam bez żadnych ogródek, zahipnotyzowana, jego
głosem, po czym się zarumieniłam. Uśmiechnął się do mnie i spojrzał
przed siebie, a ja podążyłam wzrokiem w miejsce gdzie patrzył
- Jesteśmy na miejscu panienko
Zauważyłam drugiego chłopaka zbiegającego po schodach tej przepięknej
rezydencji i podążającego w naszym kierunku.
- Bracie, co się stało? - spojrzał na mnie, a później na Damona
- To jest panienka Meredith, przewróciła się i chyba skręciła kostkę.
- Witam panienkę, nazywam się Stefan Salvatore, syn Giuseppe. Zanieś
naszego gościa do gabinetu ojca, a ja sprowadzę pomoc - powiedział
Stefan po czym pobiegł na tył domu
Kiedy Damon przeniósł mnie przez próg rezydencji, nie mogłam nacieszyć
swoich oczu tym pięknym pomieszczeniem. Ściany były pomalowane na
biało, a gdzieniegdzie wisiały cudowne obrazy.
Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
33
Chłopak posadził mnie na dużej sofie stojącej w gabinecie swojego ojca i
podał mi szklaneczkę z wodą.
- Piękny dom, tyle tu książek - powiedziałam, żeby przełamać ciszę, która
od kilku minut strasznie mi ciążyła
- Może być - rzucił chłopak, nalewając sobie czegoś mocniejszego z
karafki stojącej na pięknym dębowym biurku
- Dziękuję za pomoc
Damon zbliżył się i usiadł obok mnie na sofie.
- Jakbyś nie uciekała, to nic by się takiego nie stało - mówił do mnie
uświadamiając mi jednocześnie, że to całe zamieszanie wynikło z mojego
głupiego zachowania
Na pewno miał rację, ale strach był dużo silniejszy ode mnie. Nie
zdążyłam nic mu odpowiedzieć, bo usłyszałam głosy dobiegające z
korytarza. On natomiast wstał i usiadł na kancie biurka.
- Tutaj jest Cordelio - rozpoznałam głos Stefana
Kiedy pojawili się w drzwiach, skinęłam głową w stronę Cordeli.
Faktycznie Damon miał rację to wszystko była moja wina. Cały czas
powtarzałam jego słowa w mojej głowie, nie mogąc się na niczym
skoncentrować.
- Pokaż kochanie, co Ci się stało - powiedziała służąca podchodząc do
mnie.
Podciągnęłam swoją sukienkę do kostek i powiedziałam:
- Chyba skręciłam nogę
Cordelia spojrzała na moją kostkę, po czym dotknęła ją swoimi chłodnymi
palcami i odwróciła się w stronę Stefana
- Stefanie przynieś ściereczkę namoczoną zimna wodą ze studni
Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
34
Następnie obróciła się w moim kierunku.
- Nic takiego panience się nie stało to lekkie zwichnięcie. Przyłożymy
kompres z chłodnej wody i opuchlizna za chwile minie.
Uśmiechnęłam się do niej, a ona go odwzajemniła. Cordelia była bardzo
miła i przypominała mi Emily
- Co robiłaś kochanie w lesie. To niebezpieczne młodej damie chodzić
samej, mogło Ci się coś stać. Na szczęście skończyło się to tylko w ten
sposób.
Emily i Cordelia, miały racje las to niebezpieczne miejsce i nie tyle ktoś
mógł zrobić mi krzywdę, co ja sobie sama.. jak wynikało z tego przypadku,
ale nie żałowałam tego… pomyślałam i spojrzałam na podłogę, na której
leżał perski dywan.
Drzwi do gabinetu ojca otworzyły się, a w nich stanął Stefan, trzymając
mokra ściereczkę i zwracając się do kobiety, która stała w holu.
- Pani Pearl, ojca nie ma. Przekazać mu coś? - zapytał grzecznie chłopak
Ta kobieta, wyglądała jakby w ogóle go nie słuchała, a jedynie wpatrywała
się we mnie, po czym ponownie spojrzała w jego kierunku i dodała:
- Paniczu proszę o przekazanie, że Jonathan Gilbert, ma ważne informację
dla pańskiego ojca i prosi o spotkanie - powiedziała, po czym dygnęła
kłaniając się. Obróciła w stronę wyjścia i ponownie spojrzała w moją
stronę, a jej uśmiech, którym jeszcze przed chwile obdarowała Stefana,
nagle znikł. Usłyszałam jedynie stukniecie zamykających się drzwi.
Proszę Cordelio powiedział chłopak podając służącej ściereczkę.Służąca
wzięła ją od Stefana i przyłożyła do mojej kostki, której ból zaczął słabnąć,
a opuchlizna powoli odpuszczała.
- Posiedź tak chwilę i przytrzymują kompres wokół bolącego miejsca.
- Dziękuję bardzo za pomoc, czy długo tak będę musiała siedzieć, muszę
zaraz wracać do domu - mówiłam patrząc jej w oczy
Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
35
- Czy się czegos boisz, tutaj jesteś bezpieczna - mówiła do mnie Cordelia
- Wiem, tylko obiecałam, że wrócę do domu przed zmierzchem
- Nie musisz się o nic martwić Da.. - zaczęła mówić, po czym spojrzała na
chłopka, który popijał whisky swojego ojca, pokiwała głową i powiedziała
- Stefan odprowadzi cię do domu
- Nie trzeba, poradzę sobie - jeszcze by tego brakowało, by ktoś mnie
odprowadzał
Kiwnęła głową, nie odpowiadając nic.
- Twój ojciec Cię szukał Damonie, zastanawia się gdzie jego syn zabawił
ostatniego wieczora, skoro niebyło go w domu
- Tak jakby go to obchodziło - rzucił Damon
Cordelia nie odpowiedziała nic, jedynie spojrzała na nasze twarze i wyszła
w gabinetu.
- Wasz ojciec ma niesamowite zbiory ciekawych książek - powiedziałam
podchodząc do pierwszego rzędu i przesuwając palcami po grzbietach
każdej z nich
- Tak nasz ojciec, gromadzi dosłownie wszystko od poezji po najróżniejsze
książki dotyczące świata i jego zakamarków - powiedział Stefan
- Mogę.. - zapytałam kierując się pomiędzy regały by móc wszystko z
bliska obejrzeć
- Ojciec byłby zadowolony, przynajmniej jedna osoba jest wstanie
„podziwiać” te zalegające kurzem tomy, co nie Stefanie, chodź ty też
spędzasz tu tyle czasu, może pochwalisz się co takiego ciekawego
ostatnimi czasy przeczytałeś
- Bardziej interesującą sprawą będzie jak ty wytłumaczysz się ojcu, ze
swoich kolejnych wybryków
Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
36
Przekomarzali się ze sobą tak jak Katherine kiedyś ze mną, co było
naprawdę zabawne, aż zaczęłam się uśmiechać do siebie.
- Ktoś tu się najwyraźniej dobrze bawi - powiedział Damon spoglądając na
mnie
- Nie widziałem tu nigdy panienki - zapytał Stefan, puszczając wszystkie
uwagi Damona mimo uszu
- Przeprowadziłam się do Mystic Falls niedawno, z moją siostrą, która w
ciągu najbliższych dni ma dojechać do mnie i Emily, naszej służącej
Stałam w dalszym ciągu pomiędzy regałami, gdy usłyszałam krzyki
dobiegające z poza domu i zbliżające się w naszym kierunku.
- Gdzie on jest, czy on nigdy się nie nauczy, że ma mnie słuchać?? Damon
gdzie jesteś?
Stefan spojrzał na brata, a później na mnie, tak jakby było mu wstyd, że
musze tego słuchać.
- Tu jesteś. Ile razy ja mam Ci powtarzać… - kontynuował starszy
mężczyzna
- Ojcze, mamy gościa powiedział nieśmiało Stefan - pociągając go za
rękaw
Kiedy nasze relacje z Katherine, popsuły się ona często na mnie krzyczała,
ukazując mi jak nieroztropnie postępuje w moich decyzjach. Czasami
wyglądało to tak jakby bała się, że zdradzę jej jakiś sekret, albo pokrzyżuje
plany, a przecież ja o niczym nie wiem.
Wyszłam z cienia, z pomiędzy regałów.
- Witam pana - dygnęłam w jego stronę by się przywitać
- Ojcze to panienka Meredith - przedstawił mnie Stefan
- Przepraszam, że musiała być panienka świadkiem naszych rozmów -
powiedział mężczyzna, a Damon tylko stłumił śmiech. Najwidoczniej dla
Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
37
niego zachowanie ojca było czymś normalnym i nie zawracał sobie tym
głowy
- Nazywam się Giuseppe Salvatore i jest ojcem tu oto obecnych
młodzieńców
- Chciałam pogratulować panu i pańskiej żonie tak dobrego wychowania
swoich synów - chciałam sprawić by jego gniew zaczął znikać
- Pański syn Damon uratował mnie kiedy przewróciłam się w lesie i
skręciłam nogę - powiedziałam, obserwując zmieszaną minę ich ojca
- Ma pan wspaniałą bibliotekę, panie Salvatore, to naprawdę imponujące
by w jednym miejscu zgromadzić najlepsze dzieła, tak wybitnych autorów
Poskutkowało, ich ojciec podszedł do mnie i powiedział:
- Bardzo jest mi miło, że wreszcie ktoś jest w stanie docenić prawdziwe
piękno. Proszę mi uczynić ten zaszczyt i przyjąć moje zaproszenie na
jutrzejszy obiad, może moi synowie się czegoś od panienki nauczą
- Dziękuję bardzo za zaproszenie - zgodziłam się, chodź nie wiedziałam
jak o tym wszystkim będę musiała powiedzieć Emily
- Jak nazwisko panienki, bo chyba nie usłyszałem - zapytał Giuseppe
Salvatore, kiedy już miał opuścić gabinet
- Meredith Pierce - odpowiedziałam grzecznie
- Pierce.. - powtórzył starszy mężczyzna
- Gdzieś już słyszałem to nazwisko, a może tylko obiło mi się o uszy
- To dość popularne nazwisko - próbowałam wybrnąć z tej sytuacji
- Prawdopodobnie tak. Jeszcze raz bardzo mi miło poznać panienkę, ale
my Damon tej rozmowy jeszcze nie skończyliśmy
Skinął głową w moim kierunku i wyszedł z gabinetu.
Spojrzałam wzrokiem po obydwóch braciach, którzy nie odstępowali mnie
na krok
Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
38
- Nie powiem to było niesamowite, najwidoczniej ojciec kupił tą cała
bajeczkę. Moje gratulacje panienko - skomentował Damon
- Ja nie żartowałam, to naprawdę jest niesamowite
- Jesteś pełna sekretów i może faktycznie czegoś będę się mógł od ciebie
nauczyć.. - mówił to podchodząc do mnie po czym obdarzył mnie swoim
olśniewającym uśmiechem, a niesforny kosmyk moich blond loków
założył za moje ucho
Czułam, że to całe zdanie, które przed chwilą wypowiedział, ma jakieś
podwójne dno. Mój puls przyspieszył, a serce zaczęło szybciej uderzać.
- Yhmm.. - odchrząknął Stefan
Popatrzyłam zmieszana w jego stronę, a następnie spojrzałam za okno,
robiło się coraz ciemniej
- Musze już iść - rzuciłam pokrótce
- Panienko Meredith to nie niebezpiecznie chodzić samej o tej godzinie po
lesie. Odprowadzę panienkę
- Proszę się o mnie nie martwić, poradzę sobie. Mówcie do mnie po
imieniu - powiedziałam spoglądając w ich kierunku
- Jeszcze raz dziękuję za udzieloną mi pomoc - ukłoniłam się nisko, a
Stefan odprowadził mnie do drzwi
Dopóki posiadłość Veritas, nie zniknęła mi za oczami szłam powoli, czując
na sobie wzrok pozostawionych w niej przed chwilą młodzieńców.
Spojrzałam na niebo, było już na prawdę ciemno, a księżyc swoim
niesamowitym blaskiem przypatrywał mi się, jak niemy świadek
niedawnych zdarzeń. Uśmiechnęłam się do niego, przyłożyłam palec do
ust i powiedziałam Csiii.. po czym zaczęłam biec do domu.
Mimo, że boląca kostka dawała znać o sobie to nie obchodziło mnie to jak
wyjaśnię Emily, dlaczego wracam tak późno, co robiłam dzisiejszego dnia,
bo nie miało to teraz dla mnie żadnego znaczenia.
Ro
zd
zi
ał
V
: Me
re
d
ith
Pi
er
ce
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
39
Teraźniejszość
Obudziłam się niesamowicie przerażona, jakby przed chwilą śnił mi
się jakiś koszmar. Ciężko mi było odróżnić czy było to coś dobrego czy
złego. Spojrzałam na stojący na komodzie zegarek, była godzina 6.30.
Katherine miała racje właśnie takie wspomnienia sprawiały, że stawałam
się słaba, ale jak mogłam o tym zapomnieć. Siedziałam na łóżku, a łzy
ciekły po moich policzkach, to wszystko zabijało mnie od wewnątrz, ale
już niedługo ostatecznie się zakończy i wreszcie odnajdę spokój.
Wstałam i zmierzałam do łazienki, kiedy moją uwagę przykuły
rzeczy pozostawione na krześle. Najwidoczniej musiała pozostawić je
Elena, ciemno granatowe jeansy i błękitna bluzka. Czas było się pozbierać,
chwyciłam za rzeczy i poszłam do łazienki.
Przede mną nowy dzień, za dużo obietnic i za dużo odpowiedzialności
ciążyło na mnie by się teraz poddać.. dam radę powtórzyłam patrząc na
swoje odbicie w lustrze. Ubrałam się i ruszyłam po schodach, aby stawić
czoło nowemu dniu..
Ciąg dalszy nastąpi…