background image

Rozdział 5 

 

 
Dayton, Ohio 

 

Opady śniegu i lodowaty wiatr ustąpiły miejsca błękitnemu niebu i ciepłym 

promieniom słońca. Nagie gałęzie drzew kołysały się na parkingu 
autobusowym. Jade jeszcze bardziej podkręciła temperaturę w aucie. Teraz była 
jej kolej jazdy, co oznaczało, że miała władzę nad klimatyzacją oraz muzyką. 

- Chcesz mnie upiec?  

Rzuciła okiem na Samaela mówiąc: 

- Ty w szczególności powinieneś być przyzwyczajony do ciepła. 

Zwróciła swoją uwagę powrotem na drogę, przemilczając to, że Samael 

mruknął pod nosem przekleństwo. Już nie raz nazywano ją suką, więc i tym 
razem nie powinno jej to przeszkadzać. Ale z jakiegoś powodu to, co mówił o 
niej Samael, obchodziło ją i to nawet bardzo. 

Jej wczorajszy, wolny dzień składał się z „Opery”, podziwiania widoków za 

oknem, jakiś pokazów gotowania w telewizji i maratonu „Dokrota House’a”. 
Nuda. Samael nie wrócił aż do późnego popołudnia. Nie było go całą noc i 
połowę dnia. 

Gdzie on się podziewał? 

Nie powinno jej to interesować. Mógł przecież spędzić swój wolny dzień tak,  

jak mu się tylko spodobało. A to, że nie zdecydował się spędzić go z nią, było 
przecież bez znaczenia. Nie pożądała już go tak jak wcześniej, ponieważ dostała 
dokładnie to, co chciała – seks bez żadnych zobowiązań. Powinna być tym 
zachwycona. 

- Zjedź do następnego zjazdu. – głos Samael’a przywrócił ją do 

teraźniejszości. 

Zabójczyni zacisnęła zęby i uczyniła tak jak jej rozkazał – rozkazał było tu 

najlepszym słowem. Nie było nic, czym wampirzyca mogłaby przekonać 
demona, że go nie wykorzystała, ale przecież on także się nią posłużył. Ani razu 
nie słyszała, aby przeprosił za swoje zachowanie. I choć poprzednio Jade miała 

background image

własne, ukryte motywy pójścia z nim do łóżka, to teraz - z chęcią - jeszcze raz 
by to zrobiła. 

Zabójczyni nie była młoda, a już z pewnością nie była nastolatką, której serce 

pęka na myśl, że chłopak ją wykorzystał. Ale znienawidziła go za to, że posłużył 
się nią, aby zdobyć lepsze stanowisko. Ona była przecież w Sojuszu znacznie 
dłużej niż on. Ambrose dość niedawno zaczął przyjmować demony, co bardzo 
zaskoczyło wszystkich wampirów-zabójców. Delikatnie mówiąc -Ambrose 
nigdy nie był miły dla żadnego demona. 

Jej szef zaczął zatrudniać demony, ponieważ miały one bardzo przydatne 

moce. Jeśli jakiś wampir potrzebował prysnąć z więzienia - tak jak Jade - lub 
potrzebował szybkiej pomocy to wysyłano demona, który w takim przypadku 
był bardzo przydatny. Demony stanowiły nową elitę Sojuszu, co było naprawdę 
ciężkie do zaakceptowania. 

Przed ich poprzednimi misjami, Samael był beztroski, miał wręcz 

niefrasobliwe podejście do całej tej sprawy i pomagał jej zmniejszyć 
zdenerwowanie i zapomnieć (no, może nie do końca) o wizji swojej śmierci. 
Teraz zaś siedział sztywno i był śmiertelnie poważny. Kiedy nie żartował, Jade 
było o wiele gorzej jechać na misję. 

Tylko Bóg wiedział, co tym razem przydarzy im się na akcji. Jade ciekawa 

była, co Samael powie Ambrose’owi. Jak upokarzające by to było? Zaledwie 
kilka miesięcy temu Lexie została zwolniona za niewykonywanie poleceń, a 
teraz Jade była zawieszona. Ambrose był na dobrej drodze do śmieci. Jednak 
tym razem Jade musiała się bardzo postarać na akcji, inaczej do Bożego 
Narodzenia nie uda jej się wrócić na samodzielne misje. 

Odepchnęła wszystkie myśli na bok i starała się skupić na czymś 

pozytywnym, czyli… obecnej akcji? Dwa wampiry i sześć morderstw w 
przeciągu ostatnich trzech tygodni. Oczywiście Sojusz już dawno ustalił, że to 
wina tych wampirów, więc zadaniem Jade i Samaela było tylko potajemne 
zlikwidowanie tamtej dwójki. 

Ona nigdy nie rozumiała dlaczego wampiry łamały prawo, skoro oznaczało to 

dla nich pewną śmierć. Pozbawiali krwi niewinnych ludzi, mordowali ich. 
Krew… Jeśli kiedykolwiek pożywisz się z demona to wiedz, że będziesz 
‘pijany’ jego krwią i mocą w niej zawartą. 

Nagle telefon Jade zadzwonił. Wyjęła go ze schowka, przypadkowo ocierając 

się o ramię Samael’a. Ten dotyk sprawił, że serce zabiło jej szybciej.  

background image

- Tak? – warknęła do telefonu. 

- Jade?  Tak mi przykro… Ja…  mam dla ciebie wiadomość od Wesley’a. – 

głos Lexie załamywał się. 

-  Co się stało? – zapytała mimo iż prawdopodobnie wiedziała o co chodzi. 

Słyszała to po tonie głosu Lexie. Jade poczuła jak ciśnienie jej skacze, złapała 
mocniej za kierownicę. 

- Sven zadzwonił i powiedział, że… Wesley nie żyje. Trzy wampiry zabiły go, 

kiedy był na służbie. 

Jade na chwilę zamknęła oczy, aby po chwili je otworzyć. To nie było zbyt 

mądre prowadząc samochód z Samael’em. Nie tuż przed samą misją. Czas 
zebrać się do kupy
.  

Tak, śmierć Wesley’a była straszna, ale o jego śmierci bardziej zadecydował 

czas… tak, czas Wesley’a nadszedł. Zabójca był już w Sojuszu przeszło pięćset 
lat. Był zdyscyplinowany, dobrze wyszkolony i po krótkim czasie stał się 
jednym z najlepszych zabójców jakich miał Sojusz. 

- Boże… - wyszeptała zszokowana Jade. 

Po tym co przed chwilą usłyszała miała największego stresa wszechczasów, 

jakiego można było mieć przed misją . Przypomniała sobie o obecności 
Samael’a w aucie i wzięła głęboki wdech. Demon siedzący obok niej posiadał 
większą moc niż Wesley, więc samo to sprawiało, że trochę mniej się bała. W 
końcu nie była sama. 

W tym samym czasie naszły ją myśli, że może Samael nie jest taki dobry, za 

jakiego go uważa. Zobaczyła przed oczami męskie ręce umazane jej krwią… 

- Ambrose zorganizował uroczystość, która zdaje się, że odbędzie się za 

tydzień. Zaprosił cię, ale dopiero jak ukończysz tę misję. W końcu wiedział jak 
dobrze znasz się z Wesley’em. – głos Lexie przerwał jej rozmyślania. 

To było mało powiedziane. Jade jako jedyna w pełni wyszkoliła Wesley’a. 

Długo utrzymywali ze sobą kontakt, a nawet spotykali się w kwaterach szkoleń 
centrali. Byłoby teraz dziwnie, nie spotkać go tam. 

- Dobrze, przyjadę. Aha i dzięki za poinformowanie mnie, Lexie. 

- Nie ma problemu. Pamiętaj, bądź twarda, ale przede wszystkim uważaj na 

siebie. 

- Będę. 

background image

Jade zamknęła klapkę komórki i odłożyła ją do schowka. Była tak 

roztrzęsiona, że ledwo utrzymywała samochód na drodze. To, co przed chwilą 
usłyszała sprawiło, że zaczęła się jeszcze bardziej lękać o swój los. To trochę 
egoistyczne, ale takie wiadomości zawsze przypominały jej, że nie jest 
niepokonana. Skoro śmierć dopadła Wesley’a to tym bardziej mogła dopaść i ją. 
Cholera. 

Samael pochylił się w stronę Jade, oderwał jedną z jej rąk od kierownicy i 

zatrzymał w swojej własnej mówiąc: 

- Przykro mi z powodu twojej straty. 

Skinęła tylko głową nie mogąc wymówić ani jednego słowa, ponieważ jakaś 

wielka gula utknęła jej w gardle. Oczywiście słyszał wszystko, co powiedziała 
Lexie, w końcu jego słuch był jeszcze lepszy niż jej. Jade nie spodziewała się 
jego dotyku, ale było jej przyjemnie. Nie mogła się powstrzymać i ścisnęła jego 
rękę. Zaskoczyło ją to, że zachowywali się tak normalnie, nawet po tym, co 
między nimi zaszło. 

- Jego czas już nadszedł, Jade, musisz w to uwierzyć. Śmierć jest tylko 

słowem. Ciało umiera, ale dusza żyje dalej i wędruje do innego świata. 

Zabójczyni szybko wyrwała rękę z jego uścisku i wściekle wytarła łzę 

spływającą po policzku, nie chciała płakać tuż przed samą misją, choć miała 

ś

wiadomość, że jej czas również nadchodził. Jade wiedziała, że może zginąć 

nawet na tej misji. Miała zamiar opłakać Wesley’a później, o ile przeżyje. 

- Gdzie teraz? – zapytała Jade. 

Samael zrozumiał, że chciała trochę przestrzeni, więc z powrotem opadł się o 

swój fotel.  

- Za kilometr skręć w prawo. Będziesz jechać według moich wskazówek 

dopóki nie powiem stop. Wtedy się zatrzymasz. Wampiry mieszkają w małym 
domku z dwoma sypialniami. Zaparkujemy kawałek dalej, przy drodze i 
podejdziemy do domu. 

- Dobrze. 

Kierowana przez Samael’a zaparkowała kawałek drogi od domu wampirów. 

Biorąc głęboki wdech rozejrzała się po domach widocznych z samochodu. 
Spokojna okolica nie wskazywała na to, że któryś z właścicieli załatwił sobie 
psa, który chciałby ją pogryźć. Jeżeli Jade coś schrzani, to tym razem będzie 
skazana na niepomyślny raport, a co za tym idzie - będzie skończona.  

background image

- Jeśli uważasz, że jesteś dobrym zabójcą to weźmiesz tę misję na własną rękę. 

Muszę ocenić, jak byś się zachowała, gdyby mnie z tobą nie było. Tu masz 
kartkę z adresem wampirów – powiedział demon wręczając Jade kawałek 
papieru.  

Doskonale. Kurwa. Ale wyczucie czasu. Jade wyrwała mu świstek z ręki 

opierając się pokusie, aby poprosić go o pomoc. Niech to szlag, przecież robiła 
to już setki lat. Mały denerwujący głosik mówił jej, że już dawno powinna 
zginąć, jednak ona wciąż oddychała. W końcu podpisała umowę tylko na 
pięćdziesiąt lat, więc po tym czasie mogła spokojnie odejść, a Ambrose nie 
miałby jej tego za złe.  

Nerwy i obawa wzrastały w Jade z każdą misją, a zwłaszcza teraz, kiedy Lexie 

powiedziała jej o śmierci Wesley’a. Gdy wychodziła cało z misji, to tak jakby 

ś

miała się w oczy śmierci.  

Ś

mierć zawsze przychodziła wtedy, kiedy akurat miała taki kaprys. Dopiero 

kilka sekund przed śmiercią człowiek zdaje sobie sprawę, że ona koło niego stoi 
i śmieje mu się w twarz. Jade nie miała wątpliwości, że jej czas nieubłaganie 
nadchodzi. Wiedziała, że niewiele życia jej już pozostało. 

Pieprzyć to. Mogłaby spokojnie wykonać tę misję sama. Musiała. 

Jej serce zatrzymało się na moment, kiedy wysiadła z samochodu. Zimny 

wiatr uderzył ją w twarz wyrywając z otępienia. Spojrzała na kartkę trzymaną w 
ręku i zapamiętała wyryte na niej cyfry. Zanim zamknęła drzwi do auta, Samael 
powiedział: 

- Jeśli będziesz mnie potrzebować, dzwoń. Przybędę w kilka sekund. Ale 

zanim mnie wezwiesz, weź pod uwagę, że tę misję powinnaś wykonać sama. 
Mam nadzieję, że Ambrose to zrozumie. 

Zabójczyni w niej odezwała się. Jade odwróciła się do Samael’a i warknęła: 

- Jestem więcej niż zdolna do samodzielnej pracy, Sam

Zatrzasnęła wściekle drzwi auta i skupiła się na stawianiu kroków, jeden po 

drugim. Duża skórzana kurtka pomieściła całą broń, którą Jade pod nią 
upchnęła. Teraz poklepała się po wypchanych bronią kieszeniach, aby poczuć 
się pewniej. 

Uznała, że dobry wampir nie może umrzeć z powodu zawału, a jedyną rzeczą 

jaka mogła ją w tej chwili uśmiercić, było jej szaleńczo galopujące serce. 

background image

Wesley był cholernie dobrym zabójcą, a niedawno okazało się, że stał się nawet 
lepszy niż ona. 

Jade zgodnie z podanym adresem, stanęła niedaleko niebiesko-białego domu, 

aby po chwili przejść na jego tyły. Słońce przygrzewało dość mocno w tej 
niewielkiej dzielnicy, a był dopiero ranek. Szła, jak gdyby miała konkretny cel - 
taka taktyka zazwyczaj była najlepsza. Jeśli ktoś wyglądał podejrzanie, to 
dlatego, że był. Jade sprawiała wrażenie, jakby miała być tam, gdzie właśnie się 
znajdowała. Nikt nie powinien zwrócić na nią uwagi, a nawet jeśli by się tak 
stało, to co najwyżej zapamiętałby zwykłą kobietę, może dość nietypowo 
ubraną. 

Dzięki Bogu na werandzie nie było żadnego szklanego stołu, tylko kilka 

wiklinowych krzeseł i niewielkie poduszki leżące w kącie. Musiała działać 
szybko, w razie gdyby wampiry miały włączony alarm lub gdyby wyczuły jej 
obecność. Ponieważ misja odbywała się w niezbyt zatłoczonym miejscu, Jade 
spokojnie mogła użyć swojego sztyletu oraz miecza, aby zabić te wampiry. 
Niestety musiałaby podejść do nich dość blisko, co mogło spowodować 
spełnienie się wizji Lexie. 

Zasłony zostały zaciągnięte, więc zabójczyni nie mogła zajrzeć do środka, 

przez szklane drzwi. Sprawdziła czy są otwarte i nie zdziwiła się gdy drzwi nie 
ustąpiły. Jedyny zamek był od środka, więc Jade musiała coś wymyślić. 

Szybkim krokiem podeszła do najbliższego oka i zajrzała przez nie do środka. 

Przystojny wampir właśnie pozbywał się swoich ubrań, aby wziąć prysznic. 
Przyjrzała mu się dokładnie zapamiętując jego twarz i budowę ciała, centymetr 
po centymetrze. Obok niego leżała koszulka i dżinsy. Kiedy dokładnie 
przeanalizowała jego ciało, mogła się spokojnie w niego przemienić. To dałoby 
jej bezproblemowe wejście do domu i ułatwienie podczas walki. 

Kiedy wampir wszedł pod prysznic Jade odeszła od okna i zapukała do drzwi, 

zaciskając w ręce swój sztylet. Po chwili drzwi frontowe zaskrzypiały. Zimne, 
niebieskie oczy spotkały się z jej, widać w nich było obawę i zaskoczenie. Nie 
zwlekała tylko od razu weszła. 

- Jack, co do cholery… 

Szybko kopnęła wampira, aby zdobyć nad nim przewagę przez zaskoczenie. 

Zamknęła za sobą drzwi. Poczuła jak przechodzi ją dreszcz, a później zalewa 
fala adrenaliny, która napędzała ją i przyspieszała jej ruchy. Jade nie miała czasu 
na zastanowienie się co dalej, przyszedł czas, aby w końcu zabić. Wampir, który 

background image

był pod prysznicem z pewnością usłyszał odgłosy walki i zaraz przybiegnie 
pomóc przyjacielowi. Zabójczyni musiała go szybko zgładzić, aby móc zająć się 
tym drugim. 

Rzuciła się na niego i wbiła ostrzę w jego szyję. Wampir próbował krzyknąć, 

ale jedynym dźwiękiem jaki opuścił jego usta było bulgotanie, którego się nie 
spodziewał. Krew trysnęła z jego rany. Tym lepiej dla niej. 

Jedną ręką próbował zatamować krwawienie, drugą broniąc się przed ciosem 

Jade. Dwa palce upadły na podłogę. 

Podcięła mu nogi, a wampir z łoskotem upadł na podłogę. Akurat wtedy jego 

przyjaciel wpadł do przedpokoju - cały mokry i nagi. Jade wiedziała, że ją 
usłyszał, choć starała się robić wszystko jak najciszej. Zabójczyni wiedziała, że 
w tym fachu, każda sekunda była na wagę złota. Musiała zostawić rannego 
wampira na podłodze, ponieważ ten nowy był zdecydowanie większym, dla 
niej, zagrożeniem. 

Wampir wpatrywał się w nią w osłupieniu widząc swój własny obraz. 

Jej skórzana kurtka strasznie jej przeszkadzała, podczas gdy jej przeciwnik 

miał swobodę ruchów. Nawet jeśli z zewnątrz wyglądało jakby miała na sobie 
niebieską koszulkę i dżinsy to tak naprawdę wciąż ubrana była we własne 
ciuchy. A mogła przecież zostawić kurtkę przy drzwiach. Jednak nie było czasu 
na krytykowanie siebie. Nowy wampir złapał ją za nadgarstek i gardło, 
przyciskając do muru. Musiał widocznie słyszeć, że niektórzy członkowie 
Sojuszu mieli zdolności zmieniania swojej postaci. Mógł być dupkiem, ale z 
pewnością nie głupim dupkiem, a do tego bardzo silnym. 

Uderzył jej ręką o ścianę, chcąc w ten sposób pozbawić ją sztyletu, lecz 

zamiast tak się stać, w murze zrobiła się dziura. Jade uderzyła go głową i 
przemknęła mu pod ramieniem, kopiąc go w bok. Wampir przytrzymał ją za 
nadgarstek, pociągnął do siebie i rzucił nią o ścianę. Jade pojawiły się gwiazdki 
przed oczami. Jeśli szybko nie zdobędzie przewagi, zginie. 

Jeśli będziesz mnie potrzebować, dzwoń. 

Cholera ją weźmie, jeśli tak zrobi. Wampir starał się zabrać jej sztylet z ręki. 

Gdyby straciła broń byłoby naprawdę źle. W Sojuszu od zawsze uczono: jeśli 
jesteś bezbronny, umrzesz – łatwe i proste.  

Chwila zapomnienia i nagi wampir był tylko kilka centymetrów od niej, na 

szczęście Jade nie potrzebowała mapy, aby wiedzieć, gdzie uderzyć następnym 
razem. 

background image

Wampir jęknął, a jego głowa poturlała się po podłodze jak piłka. Zabójczyni 

zerknęła na wampira, który próbował czołgać się po dywanie, zostawiając za 
sobą ślady krwi. Jade podeszła do niego, złapała za włosy i jednym, szybkim 
cięciem zakończyła misję. 

Puściła jego włosy, a głowa potoczyła się po podłodze, zatrzymując na Jade 

puste spojrzenie martwych oczu. Zupełnie jak niegdyś spojrzenie Kelsey. 

- Kurwa, czyś ty widziała jaką pieprzoną masakrę żeś tu zrobiła? 

Zdyszana i wyczerpana odwróciła się w stronę Samael’a, który stał w 

drzwiach. Czyżby był tam przez cały ten czas? Znów poczuła się rozpieszczana, 
gdy pomyślała, że ją chronił. Z powrotem odwróciła się do niego tyłem, 
odganiając natrętne myśli. Z jakiej racji miałby się o nią troszczyć? 

- Gotowe – powiedziała. 

- Dobra robota. Zostawiłaś swoją komórkę w samochodzie, więc ja zadzwonię 

do kogoś, aby to sprzątnął.  

Jade spojrzała na siebie, krew pokrywała jej ręce i buty. Nie chciała korzystać 

z umywalki, bo to by dało więcej do czyszczenia załodze sprzątającej. Nie tylko 
musieli zabrać ciała, ale także usunąć wszelkie ślady po nich. 

Nie miała wyboru. Wychodząc z kałuży krwi, zdjęła buty i na boso poszła do 

łazienki. Stanęła nad wanną i zaczęła się porządnie myć. Kolejna misja 
zakończona zwycięstwem – kolejny pieprzony krok w stronę nieuniknionej 

ś

mierci. Kapiąca krew mieszała się z wodą tworząc czerwone błoto. Jade stała 

sztywno, zahipnotyzowana czerwonym kolorem i myślała o wampirach, które 
przed chwilą zginęły w salonie. Dziwne, że bała się śmierci, przecież niosła ją 
codziennie innym wampirom. Ironia ta była kurewsko prawdziwa.  

Jade wzięła szmatę i starła resztę krwi. Pięć minut później była już w drodze 

do samochodu. Wszystko wyglądało normalnie, tak jak przed zabiciem tamtych 
wampirów. Misja zakończyła się sukcesem. Lecz ona nie chciała świętować. 
Nie, kiedy przed chwilą dowiedziała się o śmierci Wesley’a. 

Zajęła miejsce pasażera i zapatrzyła się przed siebie. Adrenalina opadła, a Jade 

rozluźniła się. Nie chciała, aby Samael zobaczył jak dopada ją nerwica - co w 
ostatnim czasie działo się dosyć często. 

- Ian, facet, który po tobie posprząta, zaraz tu przyjedzie. 

Nigdy nie wiedziała jak wygląda takie ‘sprzątnie’. W pewnym momencie Jade 

pomyślała, kto będzie sprzątał jej ciało, kiedy zostanie zabita. 

background image

- Wspaniale – powiedziała ignorując spojrzenie jakie jej posłał, wpatrując się 

uporczywie w drogę przed sobą. 

Cisza, jaka panowała w samochodzie, tylko potęgowała jej niepokój, Jade 

ledwie wytrzymywała psychicznie. W końcu w złości powiedziała: 

- Wiesz, nie wykorzystałam cię, aby uzyskać lepszy raport. To jest po prostu 

cholernie śmieszne. Albo wracam do Sojuszu jak nowa, albo wracam do 
harmonogramu treningowego. Proste. 

- Uważam to za dziwne, że najpierw nie chcesz mnie znać, bo nie poszło ci na 

misji, a następnie próbujesz mnie uwieść. 

Tak, rzeczywiście nie wyglądało to zbyt dobrze. Ale jak do cholery miała mu 

powiedzieć, że miała na niego ochotę od miesiąca? To nie była już szkoła 

ś

rednia, a Jade była dorosła. 

- Prawdą jest, że… ja… cóż… 

Ja pierdolę. Wzięła głęboki wdech i spróbowała ponownie: 

- Ja nigdy cię nie nienawidziłam, Samael’u.  

- Nigdy nie powiedziałem, że mnie nienawidzisz. Jedyne, co powiedziałem to, 

ż

e nigdy się mną nie interesowałaś, a nagle zmieniłaś zdanie. Musiał być jakiś 

powód. 

Pas bezpieczeństwa dusił ją jak diabli. Odsuwając go, wzięła głęboki wdech 

mówiąc: 

- To nie tak… Ja… - Po prostu to powiedz, kurwa. Przestań być dzieckiem! – 

Od początku mi się podobałeś. Myślisz, że mogłam to tak po prostu zostawić?  

To po prostu nie mogło tak być! Zabójca w Sojuszu nie pracował w grupie. Ta 

praca zawsze jest wykonywana w samotności i w jakimś sensie Jade się to 
podobało. W ten sposób nie musiała się tłumaczyć nikomu, czemu po każdej 
misji była takim wrakiem. A mężczyzna w zespole tylko by to skomplikował. 

Lexie i Azazel pracowali razem, bo musieli – Lexie go trenowała. Zabawne, 

bo Azazel nie potrzebował szkolenia, ponieważ był kiedyś najlepszym zabójcą 
Lucyfera. Ich partnerstwo tylko się tak nazywało. Ambrose nigdy nie 
rozdzieliłby tych dwojga. Ale oni - to był bardzo szczególny przypadek. 

- Chciałbym ci uwierzyć – odparł po chwili Samael. 

Były czasy, kiedy Jade, sama czuła się cholernie dobrze. Seks między dwoma 

pełnoletnimi to jedno, ale kiedy wchodzą w to uczucia, to robi się to bardziej 

background image

skomplikowane. Skąd u niej uczucia do Samael’a? Jade przecież nigdy nie 
myślała o niczym innym niż o seksie. 

Odchrząknęła. 

- Jedziemy do hotelu, czy urzędu Sojuszu? 

Wbił wzrok w drogę mówiąc: 

- Wczoraj dostałem nowe zlecenie. Jedziemy na Florydę. 

Dlaczego Ambrose dał im kolejne zadanie zanim skończyli to? Widocznie 

musiał być to jakiś szczególny przypadek. 

- Floryda? Ambrose nie dał niczego, co mogłoby być bliżej? 

- Narzekasz na sześćdziesiąt stopni upału? 

Nie narzekała na pogodę, ale coś jej podpowiadało, że to nie jest zwykła 

misja. Sojusz starał się obniżyć koszty przydzielając misje blisko siebie. 

- O co chodzi? – zapytała. 

Samael zacisnął ręce na kierownicy, a mięśnie ramion opięły jego koszulkę. 

Miła przemożną ochotę go dotknąć. Skarciła się za to w duchu i wyjrzała przez 
okno. Obrazy ich wspólnej nocy zalały jej głowę, a Jade nie mogła tego 
odpędzić. Na szczęście głos Samael’a przebił się przez ten wir obrazów. 

- Dwie wampirzyce. Najwidoczniej polubiły Klub Tease, bo często się tam 

pożywiają. Znajduje się on gdzieś w Miami. 

Misja ta brzmiała łatwo – zbyt łatwo. Nie było mowy, aby Ambrose wysyłał 

ich tak daleko na jakąś zwyczajną misję, gdzieś z pewnością krył się jakiś 
haczyk. To musiała być chyba jej ostatnia misja, do tego Jade czuła, że mogła 
być to także ostatnia misja w jej życiu, ponieważ wszystko się zgadzało. 
Ciemne, klubowe pomieszczenie, ludzkie głosy… Jade przeszedł nieprzyjemny 
dreszcz. Zamrugała i pokręciła głową, mówiąc: 

- I co? Wiemy coś więcej? 

Samael spojrzał na nią. 

- One były kiedyś członkiniami Sojuszu. 

Byłe członkinie Sojuszu – powtórzyła w myślach Jade. Skoro tak, to 

oznaczało to, że wiedziały jak rozpoznać innego zabójcę. Do tego Jade pewnie 
je znała, co czyniło tę misję szczególnie osobistą i niebezpieczną. 

- Ich imiona? 

background image

- Rachel i Christie. 

Cholera. Rachel była naprawdę dobra w tym co robiła, suka. Jade nigdy nie 

lubiła Rachel. Ale Chris zawsze była taka miła i wesoła. Dlaczego zeszły one na 
złą drogę? Nie żeby jakikolwiek powód był dobry, aby zdezerterować, ale 
czemu to zrobiły? Przecież tak mało jest kobiet-zbójców. 

- Kiedy lecimy? 

- Jedziemy właśnie na lotnisko. 

- Co? Przecież nie jestem spakowana, wszystkie moje rzeczy są jeszcze w 

hotelu. 

- Nie po tym jak je zdematerializowałem. Musimy szybko dotrzeć na Florydę, 

bo te kobiety zwracają na siebie uwagę z najgorszy z możliwych sposobów. Po 
za tym twój bagaż jest z tyłu. 

Jade przez całą drogę na lotnisko milczała. Wszystkie jej myśli miały taką 

samą tematykę –  śmierć – nie licząc jednej, tej o Samael’u. Kiedy dowiedział 
się o śmierci Wesley’a, Jade zobaczyła w jego oczach zrozumienie i czułość. 
Była tak zajęta walką, że nawet nie poczuła, kiedy Samael stanął w drzwiach 
patrząc i chroniąc ją przed wampirami. 

To było inne niż kiedy Ambrose troszczył się o wszystkich swoich zabójców, 

zarówno o nią jak i o Lexie, czy Kelsey. Samael robił to inaczej. 

Po przybyciu na lotnisko Samael wykupił miejsce parkingowe i właśnie zaczął 

wysiadać z auta, kiedy Jade złapała go za ramię. Gdy odwrócił się w jej stronę, 
pocałowała go. Był to pocałunek, jakiego jeszcze nigdy nie zaznała. Taki czuły i 
pełen nadziei. Samael wyczuł w nim szczerość. Jego dwudniowy zarost lekko 
pocierał delikatną skórę jej twarzy, a tak dobrzej jej już znany zapach wody 
kolońskiej, uderzył ją w nozdrza. 

Odsunęła się niechętnie, choć miała przemożną ochotę przytulić się do niego. 

Jej oczy zrobiły się wielkie, kiedy zajrzała w jego. Były czarne jak smoła, jak 
otchłań bez dna. 

- Samael, twoje oczy – powiedziała zdziwiona Jade. 

Demon zamrugał i po chwili jego oczy na powrót stały się normalne. 

- Co to miało być? – zapytał. 

- Ja… Ja chciałam ci podziękować za twoją troskę i za to, że mnie chronisz. 

background image

Samael zmarszczył brwi. Jade nie wiedziała tylko, czy zrobił to z dezaprobaty 

czy może ze zdziwienia. Demon szybko otworzył drzwi i wysiał z samochodu. 

Oparła się z powrotem o siedzenie i potarła palcami mostek nosa. Oczekiwała 

od niego jakiejś odpowiedzi, ale nie tego. Tak dawno nie obcowała z żadnym 
mężczyzną, że już kompletnie zapomniała jak wyrażać uczucia. Dodatkowo 
odczytywanie czyichś emocji okazało się dla niej trudniejsze niż przypuszczała. 

Gdy demon  otworzył jej drzwi, wysiadła nie patrząc na niego. Próbowała 

obalić mur, który między nimi powstał, ale nie udało jej się. Usłyszała 
trzaśnięcie drzwi i w ułamku sekundy była przypięta do boku auta, 
przygnieciona ciałem Samael’a. Jade spojrzała na demona, który zdecydowanie 
górował nad nią. 

- Dlaczego nie mogę cię zrozumieć, Jade? 

Schyl się trochę i pocałuj mnie, durniu. 

- Może rzeczywiście to wszystko nie ma sensu. 

- Nie dawałaś mi szansy. Za każdym razem zaskakujesz mnie swoim 

zachowaniem. Nie sądzę, żebyś pragnęła mnie lub kogokolwiek innego. 

Miał rację, ale w jednym się pomylił – gdy mówił o sobie. Ona pragnęła go od 

samego początku, nawet wtedy kiedy zrobił z niej idiotkę na oczach innych 
zabójców. 

Chciała go, mimo iż swoim zachowaniem doprowadzał ją do szaleństwa. 

Chciała znać jego sny, plany, marzenia. Ale nie mogła mu tego powiedzieć. Po 
za tym, po co mu to mówić, skoro i tak by stwierdził, że kłamie? Ciekawe co by 
robił, gdyby dowiedział się, co na prawdę Jade o nim myśli. 

- Wiesz co chcę powiedzieć, ale nie chcesz tego usłyszeć… Boisz się to 

usłyszeć. 

Odepchnęła go od siebie i podeszła do bagażnika czekając, aż go otworzy, aby 

mogła wyjąć swój bagaż. Jade znów dawała mu pewne sygnały, a po chwili go 
od siebie odpychała i zdawała się być niedostępna. 

Tylko czas mógł przynieść odpowiedź na to, czy będą razem. A czas był 

właśnie tym, czego Jade nie miała. 

 

 

**** 

background image

Samael mógł stracić wszystko, jeśli chodziło o uczucia do Jade. Luc mógł 

wykorzystać to, że żywi on wobec Jade uczucia. Nie ważne jak bardzo Samael 
chciał dać im szansę, ponieważ mimo to musiał trzymać się od zabójczyni na 
dystans - zarówno dla własnego, jak i jej bezpieczeństwa. 

Kiedy przespał się z Jade, nie mógł dłużej przebywać z nią w tym samym 

pokoju. Jeśli by tam pozostał, z pewnością padło by pytanie ‘dlaczego’. Nie 
mógł zrozumieć czemu ich relacje nie mogły być czysto zawodowe. Wtedy to 
nawet, gdyby uprawiali seks, nic wielkiego by to nie było. Ale to, co do niej 
czuł było niebezpieczne. Nie mógł sobie pozwolić, aby jego uczucia przyćmiły 
zdrowy rozsadek.  

Samael zapiął pas bezpieczeństwa i w skupieniu słuchał stewardessy, która 

podawała informacje o podróży. Jade w tym czasie siedziała obok i słuchała 
swojego iPod’a. 

Kilka dni temu Samael spacerował po pustych ulicach rozważając ofertę 

Luc’a. Nie miał zbytniego pola manewru. Najlepsze, co mógł w tym momencie 
zrobić to żyć z dnia na dzień i powoli strać się wcielić swój plan w życie. 
Niestety Jade tylko to utrudniała. Samael wiedział, że nie powinien jej pomagać 
w misjach, ale nie mógł jej nie chronić. Jeśli Luc dowiedziałby się, że 
Samael’owi w jakiś sposób zależy na Jade, mógłby to wykorzystać. 

I o co do cholery chodziło Domiel’owi? Im więcej o tym myślał tym więcej 

miał wątpliwości. Czemu ze wzglądu na niego, Domiel nie zabrał żadnej z dusz 
wampirów? To nie miało sensu, żeby dusza któregoś z tych wampirów miała iść 
do Nieba. Zabijali przecież niewinnych ludzi. A co jeśli któryś z nich był bez 
winy? Co jeśli Sojusz się pomylił? Ile w takim razie wampirów zostało 
bezpodstawnie skazanych na śmierć? 

To nie byłoby dobre dla jego zbawienia, gdyby okazało się, że zabija niewinne 

wampiry.  

Gdy samolot ruszył z pasa startowego, a stewardessa powiedziała jeszcze coś 

do mikrofonu, Jade pochyliła się i oparła głowę na ramieniu Samael’a. Demon 
przyłożył policzek do czubka jej głowy i wdychał jej zapach. Cieszył się 
bliskością jej ciała. 

Pożądanie nie było dla niego nowym uczuciem, ale tkliwa, drobna 

wampirzyca jednocześnie posiadająca silną wolę, była jak perłowa brama 
Niebios, którą Samael już dawno temu zostawił za sobą. 

background image

Do tej pory decyzja o opuszczeniu szeregów Luc’a zdawała się być dużym 

krokiem w stronę odkupienia. Jego decyzje, kiedy jeszcze był w Piekle, 
dotyczyły tylko i wyłącznie jego. Jeśli Samael zrobiłby coś złego to kara spadła 
by na niego, a nie na jego demony, którymi dowodził. Teraz te ciężkie decyzje, 
które musiał pojąć, dotyczyły nie tylko jego, ale także osób, które były wokół, a 
w szczególności wampirzycy, która właśnie tuliła się do niego. 

 

Tłumaczenie: zakochana.wariatka