Autor: bester
Korekta: Alberich i Szymon39
Pre-reading: Foley
Ostatni uśmiech
[slice of life] [sad] [normal]
Słońce było wysoko na niebie. Kilka chmurek mąciło piękny kolor letniego nieboskłonu
nad Ponyville. Lekki wiaterek poruszał leniwie liśćmi drzew i tęczową grzywą pegaza
wylegującego się na jednej z chmurek. Rainbow przeciągnęła się, ziewnęła, obróciła na brzuch i
spojrzała w dół. W miasteczku właśnie mijał kolejny leniwy dzień. Ponyville o tej porze było
niemal puste. Mimo że sklepy były pootwieranie, nie było kupujących. W okolicach południa nigdy
nikt nie kręcił się po mieście. Zdarzał się jakiś przejeżdżający wóz czy mała karoca, ale bardzo
rzadko. Przez główny plac przechodziło wolno kilka kucyków, rozmawiając między sobą. Z tej
wysokości wyglądali jak małe mróweczki, wędrujące tylko sobie znanym kierunku. Takie
kolorowe plamki daleko na ziemi. Jedna była biała, druga szara, albo grafitowa? Rainbow, mimo
że była dziewczyną, nie znała się dokładnie na kolorach, nie uznawała tego za potrzebne. Rarity,
ta to podałaby zaraz z milion określeń na ten jeden kolor. Rainbow skupiła wzrok na tym szarym
kucyku. Niósł coś.
- Hmm... wygląda jak jakiś futerał, czy coś... - zastanawiała się – a czekaj, czekaj... Tavia! No
tak, jak mogłam jej nie poznać. Idzie gdzieś z Vinyl.
Kątem oka spostrzegła charakterystyczny różowy punkcik, szybko zbliżający się do
wędrujących klaczy. Punkcik prawdopodobnie podskakiwał. Hyc, hyc, hyc.
- Pinkie... - szepnęła sobie Dash.
Różowy punkcik pokicał do muzykantek. Pegaz zaczął się uważniej przyglądać. Biały punkcik
chyba podskoczył z radości, Rainbow miała wrażenie jakby usłyszała coś w stylu „YAY”.
- Trzeba to sprawdzić!
Podskoczyła na chmurce, i zapikowała w dół. Przez chwilę spadała ze złożonymi skrzydłami.
Uwielbia to uczucie, pęd powietrza muskający grzywę, szyję, kopytka i świadomość zbliżającej
się ziemi. Na chwilę zamknęła oczy i oddała się sile grawitacji. Nagle, rozłożyła skrzydła, niemal
instynktownie, wyrównała lot i wylądowała miękko przy teraz już znacznie większych
punkcikach.
- Siemka! – rzuciła na przywitanie.
- Hej Rainbow!
- Cześć Dashie!
- Sieeema! – Vinyl przybiła kopytko z Rainbow. – Co tam, kolorowa? – spytała.
1
- A nic ciekawego, latałam sobie, zobaczyłam was i pomyślałam, że podlecę... - odparła
Rainbow jakby od niechcenia, mimo że zżerała ją ciekawość, co tak zachwyciło Vinyl.
- Hej, hej, hej, Rainbow! – zaczęła uchachana Pinkie – może wpadniesz dzisiaj wieczorem do
mnie na imprezkę, właśnie zapraszam wszystkich znajomych, Twilight powiedziała, że będzie
Rarity i Applejack też, zostałaś mi ty i Fluttershy! – wyrzuciła z siebie serią niczym z karabinu
Pinkie.
- Impreza? U ciebie? ZAWSZE! – odparła ucieszona.
- Ej, to świetnie, więc widzimy się o siódmej! – zakomunikowała Vinyl.
- O! Wy też będziecie? – spytała Rainbow.
- Oczywiście! Chyba nie sądzisz, że pozwolę sobie przegapić imprezę u Pinkie? – odparła
Vinyl.
- Ej - Rainbow trąciła Scratch – może uda nam się rozruszać Tavi?
Obie klacze spojrzały na zdziwioną Octavię. Vinyl wyszczerzyła się.
- Co proponujesz? – spytała DJ-ka.
- Upijemy ją, a potem wyciągniemy na parkiet – rzuciła Rainbow.
Octavia spojrzała na obie lekceważącym wzrokiem.
- Próbujcie! – odparła, unosząc dostojnie głowę.
- HAHA! Tavi, nie bądź taka sztywna.
Octavia uśmiechnęła się, spojrzała z nadal uniesioną głową na przyjaciółki.
- Ja wiem, ja wiem, JA WIEM! – wrzasnęła Pinkie.
Klacze spojrzały na różowy żywioł.
- Może poczęstujemy Octavię moim superhipermocnymcukrowolukrowymmusemjabłkowym?
Nastała chwilowa zwiecha w umysłach słuchających jej przyjaciółek.
- Zaraz, czy to, to coś różowo–żółtego, co jakieś dwa tygodnie temu dałaś mi do spróbowania?
– spytała Rainbow.
- TAK! Tylko ulepszone – stwierdziła Pinkie, spoglądając tajemniczo na klacze. Octavia aż się
cofnęła.
Rainbow na chwilę zbladła.
- NIE! ZDECYDOWANIE NIE! – krzyknęła.
Pinkie posmutniała.
- Czemu?
- Właśnie, czemu? – dodała Vinyl.
- Nie chcę tego wspominać... - westchnęła Rainbow.
2
Octavia spojrzała na tęczową klacz pytającym wzrokiem.
- Musi być jakiś mniej drastyczny sposób – zaczęła się zastanawiać.
- To nie było drastyczne – żachnęła się Pinkie.
Vinyl również spoglądała pytająco na Rainbow.
- Nie, nie, nie... - kręciła głową – ale spokojnie Tavi, coś na ciebie znajdziemy – Rainbow puściła
oczko do Vinyl. Ta tylko uśmiechnęła się szelmowsko. Octavia westchnęła.
- Więc do zobaczenia o siódmej – rzuciła Vinyl.
Klacze rozeszły się. Pinkie w podskokach ruszyła w stronę domu Fluttershy. Kiedy Rainbow
odleciała by się przygotować, klacz zwolniła nieco. Przystanęła na chwilę. Musiała odpocząć.
Zaczęła głęboko oddychać. Zakręciło jej się w głowie, zachwiała się.
- Dasz radę Pinkie, dasz radę... - szeptała.
Uniosła głowę, wzięła głęboki wdech. Wypuściła powietrze z płuc. Ponownie wzięła głęboki
oddech. Wstrzymała powietrze na chwilę. Usiadła.
- Tak lepiej... - wypuściła powietrze z płuc.
Po krótkiej chwili wstała i ponownie ruszyła w stronę domu żółtego pegaza.
- Musisz wytrzymać, przyjaciele na ciebie liczą... - szeptała.
Szła wolno. Oddech już się uspokoił, zawroty minęły. Pewniejszym krokiem podążała przed
siebie. Była już nawet w stanie podskakiwać, jednak wolała nie ryzykować kolejnego ataku.
****
Wszyscy już się zbierali. Dom Pinkie Pie wypełnił się wszystkimi jej przyjaciółmi.
Szwedzki stół stał przy ścianie, każdy mógł się częstować czym tylko chciał, były tam wszelkie
owoce, od jabłek, przez banany, po ananasy, pocięte i ułożone w smacznej zalewie na
niewielkich półmiskach. Było też mnóstwo ciast, jak zwykle przepysznych, pieczonych przez
samą mistrzynię kuchni – Pinkie. Tort czekoladowy, czekoladowa fontanna, pierniki, makowce,
ciasta z galaretką, ułożoną w tęczę, nie dziwne, że to one szczególnie przypasowały Rainbow,
która zajadała się kolejnym już kawałkiem. Na kolejnym stole znajdowały się napoje, jabłkowe
soki czy cydry od Applejack, najlepsze w całym Ponyville i prawdopodobnie w promieniu wielu
setek kilometrów. W przezroczystej wazie znajdował się różowy poncz. Na innych stołach było
mnóstwo kolorowych i zachęcających do zjedzenia przystawek, sałatek czy innych
wyszukanych potraw.
- Jak będziesz tyle wcinać, to nie oderwiesz się od ziemi! – Zaśmiała się Vinyl, Rainbow
skrzywiła się.
- Ya fafsze po...lece – próbowała wyartykułować coś z pyszczkiem pełnym galaretki.
3
Twilight podeszła do Pinkie zajętej rozstawianiem ostatnich talerzy.
- WOW! Pinkie, przeszłaś samą siebie! – stwierdziła z zachwytem.
Pinkie odstawiła ostatni talerz na stół, uśmiechnęła się do przyjaciółki i podskakując, odparła:
- Chciałam, żeby wszyscy poczuli się wyjątkowo!
- Pinkie! Ale my zawsze czujemy się wyjątkowo na twoich imprezach! – odpowiedziała
lawendowa klacz.
Pinkie uśmiechnęła się szeroko.
- EJ! Zamiast tak stać i gadać powinnaś spróbować tego! – krzyknęła różowa klacz,
podsuwając Twilight pod nos zachęcająco wyglądającą i pachnącą sałatkę.
Twilight spróbowała i prawie odpłynęła.
- Niebo w bębie – wyartykułowała z pełnym pyszczkiem.
Pinkie uśmiechnęła się.
- Nie krępuj się, próbuj wszystkiego!
Pinkie przeszła do innej części pomieszczenia by sprawdzić, czy z muzyką wszystko w
porządku.
- PINKS! – zawołała Vinyl.
- Hej! Cieszę się, że jesteś! – wyszczebiotała Pinkie.
- Mam dla ciebie niespodziankę z Tavią! – odparł biały jednorożec.
Pinkie przechyliła głowę ze zdziwienia.
- Jaką, jaką, jaką? Lubię niespodzianki! – zaczęła podskakiwać i cieszyć się jak źrebak.
Vinyl uśmiechnęła się. Tak jej plan zaskoczenia Pinkie powiódł się.
- Słuchaj mnie! – Vinyl objęła kopytkiem Pinkie za szyję – damy ci tu taki koncert, że Ponyville
zapamięta tę imprezę na wieki!
Pinkie zrobiła wielkie oczy.
- Ale ja miałam przygotowaną muzykę... - zaczęła zbita z tropu.
- A teraz masz jeszcze lepszą – odparła Vinyl.
Octavia weszła spokojnie do pokoju, niosąc wiolonczelę.
- Gotowa? – Spytała.
- Jeszcze chwila – odrapał jednorożec – EJ! Chłopaki! Pomożecie mi? – rzuciła w stronę kilku
ogierów zajadających się przystawkami.
- PANOWIE! Dama w potrzebie! – zawołał jeden z nich, ziemski kucyk z klepsydrą na boku.
- EYUP! – padła odpowiedź.
Kilka kucyków ruszyło za Vinyl Scratch. Z wozu stojącego pod domem zdjęli kilka głośników,
4
mixer i kilka co potrzebniejszych rzeczy. Jednorożec skupił się na podłączeniu wszystkiego.
Kiedy całość była gotowa, na środek wyszła Octavia.
- Uwaga, uwaga! – zaczęła – mam zaszczyt przedstawić wam...
Głęboki, czysty i soczysty bas z niskotonowych głośników idealnie zagłuszył szarą klacz, aż jej
grzywę rozwiało.
- DAJEMY CZADU! – krzyknęła Vinyl.
Kuce z radości zatupały kopytkami.
- TAAAK!
- VINYL DAJESZ!
- OCTAVIA!
Padały głosy z tłumu.
- Tavi... czyń honory – zakomunikowała Vinyl, wskazując przyjaciółce miejsce obok siebie.
Octavia szybkim krokiem i z uśmiechem na pyszczku wskoczyła za mikser do Vinyl, wyciągnęła
swoje skrzypce, ustawiła wszystko, rozejrzała się tajemniczym wzrokiem po zebranych.
- TO JEDZIEMY!
Zaczęła delikatnie smyczkiem muskać struny. Początkowo nie było dokładnie słychać
poszczególnych dźwięków. Spoglądała na zebrane kucyki, każdy obserwował ją z uwagą,
czekając na to, co zaraz miało się wydarzyć. Vinyl gotowa czekała przy mixerze. Delikatne
dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze, głębsze i mocniejsze, tempo zwiększało się, tonacja
powoli zaczynała szaleć, wchodziła wysoko, by tam muskać uszy cienkimi i ostrymi dźwiękami,
by zaraz zejść niżej i zaatakować zmysł słuchu z innej strony, tempo znacznie zwiększyło się,
pojawiły się cykliczne tony wyższe na przemian z niższymi, układając się w pewną znaną w
Ponyville i okolicach melodię. Z głośników począł płynąć początkowo niepewny, cichy dźwięk.
Melodyjna nuta poczęła przeplatać się z muzyką Octavii, która teraz była w swoim żywiole,
zamknęła oczy, jej ciało zgrało się z tonami generowanymi przez struny jej skrzypiec, unosiła
się i pochylała, obracała i kiwała.
Głośniki zaczynały być coraz pewniejsze siebie, Vinyl założyła na jedno ucho słuchawkę,
rozejrzała się po wkręcających się kucykach i coraz pewniej popychała suwak głośności,
spojrzała na Octavię. Jej przyjaciółka była już w innym wymiarze, żywioł całkowicie ją owładnął,
muzyka spowiła jej ciało, Vinyl zaraz miała do niej dołączyć, do swojego świata muzyki. Pewny,
soczysty i głęboki bas wydobył się z głośników, remix Vinyl idealnie zgrywał się z muzyką
Octavii, nie zakłócając jej, przeciwnie, podkreślając charakter skrzypiec. Każdy dźwięk był
idealnie spasowany z kolejnym, elektroniczny bit zostawiał miejsce skrzypcom, by za chwilę to
one ustąpiły mu miejsca. Impreza rozkręciła się na dobre, nie było w domu żadnego kucyka,
który by stał. Każdy tańczył, każdy miał swój styl, albo szalał jak epileptyk, albo starał się
przypomnieć jakieś dawno poznane kroki i użyć ich teraz. Światło przygasło, pokój wypełniło
niebieskie światło, kilka promieni przeszyło powietrze, zaczął się taniec kolorów. Kula Vinyl
ożyła. Teraz jednorożec nie tylko mixował muzykę, ale i kolory, tęczowe barwy przeplatały się z
ostrymi i jaskrawymi barwami mocnych lamp, zgrywając się w muzyką i tańczącymi kucykami,
5
kontrolowany chaos, tylko tak można było to nazwać, kolory, dźwięki, ruchy. Tak wszystko
rozkręciło się na dobre. Muzycy w swoim żywiole, w swoim wymiarze, oddani całym sercem
temu, co robią.
Pinkie z uznaniem spoglądała na przyjaciółki. Nie spodziewała się takiej niespodzianki.
Miała wszystko przygotowane, a tu proszę, koncert pary najlepszych muzyków jakich Equestria
nosiła. Dostojna Octavia w duecie z rozszalałą Vinyl Scratch? To skazane jest na sukces. Mimo
że poczuła narastające kłucie w klatce piersiowej dała się porwać rytmowi muzyki. Teraz i
Pinkie wchodziła do swojego świata, do swojego raju. Czuła muzykę każdą cząstką swojego
ciała, wirowała na parkiecie, chłonęła otoczenie, każdy jego szczegół, od muzyki, przez taniec
kolorów i kucyków, po obecność swoich najlepszych przyjaciół. Uśmiech na pyszczkach swoich
najlepszych i oddanych powierniczek sprawiał jej nieopisaną radość, czuła się szczęśliwa, że
udało jej się po raz kolejny zorganizować imprezę, na której każdy dobrze się bawi, nikt nie jest
smutny, każdy jest uśmiechnięty i radosny, czuła, że wykonała zadania, dała im radość,
oderwanie od świata, chwilę zapomnienia. Sama zapomniała o wszystkim. Ból w klatce zniknął,
przepadł, nie ma go.
Pinkie złapała jakiegoś kucyka za kopytka, zawirowała z nim w tańcu, partner znał kroki,
których użyła bezproblemowo i perfekcyjnie wykonali kolejne sekwencje aż do samego końca,
po czym puściła go, kucyk, uśmiechnął się do niej i pomachał, odwrócił się, po czym powrócił
do swojego żywiołu tanecznego. Tak, to było to, tego potrzebowała. Szczęścia innych, radości i
śmiechu, szczęśliwych przyjaciół, nawet nie zorientowała się, kiedy łzy zaczęły spływać jej po
policzku. Nie mogła ich powstrzymać, płynęły same, kropla za kroplą, nawet mimo zamkniętych
powiek nie przestawały płynąć.
- „Czemu? Czemu to wszystko musi się skończyć...” – pomyślała – ja nie chcę... - wyszeptała
- PINKS! – usłyszała z boku, to Cloud Chaser
Pegaz porwał różowego kucyka do tańca, ponownie Pinkie zawirowała w tanecznym
szaleństwie, tym razem prowadziła Cloud, Pinkie dostosowała się do tempa i stylu kompanki,
obracały się wokół siebie, trzymały to za jedno kopytko, to za dwa, nagle, uścisk Cloud zniknął,
Pinkie bezwładnie poleciała do tyłu, ale momentalnie jej kopytko zostało pochwycone przez inne.
Rainbow, ucieszona od ucha do ucha, trzymała Pinkie i rozpoczynała kolejny układ.
Pinkie uśmiechnęła się. Rainbow świetnie wyglądała w niebieskim świetle, jej futro nabierało
jaśniejącej poświaty, genialny efekt. Klacz uśmiechnęła się i dała prowadzić przyjaciółce. Taniec
Dash przypominał lot, długie obroty i nagłe zmiany kierunku, typowy styl Dash. Ostry i pewny,
szybki i niebezpieczny, dający zawsze nutkę ekscytacji, sprawiał, że krew przestawała płynąć
jak należy, nie docierała w wystarczającej ilości do mózgu, to potęgowało efekt upajającego
tańca, który na chwilę stępia ci zmysły, by w tej samej sekundzie przetestować je wszystkie,
kolejna zmiana.
Twilight. Perfekcyjny układ, wszystko wydaje się przemyślane i opracowane, mimo braku
spontaniczności jej kroki mają swój charakter, Pinkie wyczuła w nim nutkę magii, przyjaciółka
idealnie umiała dostosować się to rytmu muzyki i otoczenia, profesjonalne ułożenie i magiczne
zakończenie.
6
Kolej na Fluttershy, spokojne i delikatne rozpoczęcie dające poczucie swobody,
nieśmiałe, jednak z charakterem, ruchy pegaza odpowiadały na spływające na zebranych tony z
głośników i skrzypiec. Tańcząc z nią mogło, się odnieść wrażenie, że tańczy się samemu, ale
nic bardziej mylnego, ona tam zawsze była i kiedy już się myśli, że to czas na zmianę, ona się
pojawia i prowadzi dalej. Cała Fluttershy, zawsze przy tobie. Kolejna zmiana. Tak! Zmiana stylu
jest ewidentna.
Rarity. Coś na kształt dostojnego tańca z wyższych sfer, jednak... jest w nim coś innego.
Coś, czego niema nigdzie indziej. Styl i kroki, tempo, układ, to wszystko wydaje się mieć jakiś
wspólny czynnik. Coś tajemniczego. Szyk i klasa, to czuć, nawet z zamkniętymi oczyma, jest
się pewnym, że tańczy się z nikim innym jak z Rarity, prowadzi pewnie, acz delikatnie, z gracją i
dostojnością. Nie jest to zlepek przypadkowych ruchów, każdy z nich pochodzi z poprzedniego,
każdy z nich ma swoje znaczenie, ma swoje miejsce i czas. Wszystko jest zaplanowane i
ułożone, zupełnie inaczej niż z Applejack.
Jej styl można by porównać do stylu Rainbow, jednak AJ zdecydowanie pewniej i silniej
prowadzi swoją partnerkę. Ma to swój charakter, Pinkie oddała się bez oporów prowadzeniu
przyjaciółki, kroki są skoczne i sprężyste, wymagają dużo energii, są wyczerpujące, ale też
podkreślają swój silny i zdecydowany charakter, idealne odzwierciedlenie Applejack.
Jej przyjaciółki, jej najdroższe przyjaciółki. Twilight, Applejack, Rainbow, Fluttershy i
Rarity. Musi je opuścić, zostawi je. Łzy ponownie zaczęły jej spływać po policzkach. Piekły pod
powiekami, nie chciały przestać spływać. Tańczyła teraz z Twilight, przyległa do niej, najsilniej
jak umiała, jednorożec odwzajemnił uścisk, momentalnie pozostałe klacze dołączyły się do
uścisku. Wszystkie jej przyjaciółki, były teraz przy niej, teraz kiedy najbardziej tego
potrzebowała.
- Kocham was! – krzyknęła.
- A my ciebie! – padła odpowiedź ledwo przebijająca się przez muzykę.
Pinkie nagle poczuła silne kłucie w klatce piersiowej, momentalnie zakręciło się jej w głowie,
straciła dech, zachwiała się, wszystko zawirowało, muzyka stała się cichsza, światło jakby
ściemniało, straciła równowagę, wpadła w objęcia Rainbow. Pegaz początkowo chciał ponownie
poprowadzić przyjaciółkę, jednak Pinkie osunęła się jej z kopyt.
****
Różowa klacz odzyskała przytomność. Świadomość wróciła. Leżała na łóżku, obok
słyszała monotonny dźwięk czujnika tętna. PIK. PIK. PIK. Gdzieś w oddali szumiał wentylator. W
powietrzu unosił się szpitalny zapach leków i środków do sterylizacji. Pościel była świeżo prana,
pachniała krochmalem i była sztywna. Zupełnie inny świat niż ten, w którym była przed chwilą.
Otworzyła oczy. Ujrzała Fluttershy wpartujacą się w nią.
- Obudziła się! – Pisnęła.
7
W pokoju zapanowało chwilowe zamieszanie, okazało się, że w szpitalu były wszystkie jej
przyjaciółki. Pinkie uniosła głowę. Były tam.
- Pinkie!
- PINKS!
- Żyjesz!
- Tak się bałam kochanie...
- Um...
- Co ci się stało?
- Martwiłyśmy się!
- Jak się czujesz?
Przekrzykiwały się wzajemnie. Do sali wszedł doktor.
- Prosiłbym nie przemęczać pacjentki – zakomunikował.
Klacze ucichły.
- Panie doktorze, co jej jest? – spytała Rainbow.
Doktor spojrzał na Pinkie.
- Sama im powiem... - zakomunikowała cicho.
Przyjaciółki spojrzały na różową klacz.
- Od roku... - zaczęła niepewnie – rok temu zasłabłam, nie wiem czemu, po prostu nagle
zabrakło mi sił. Upadłam, pamiętacie? Wtedy co miałam takiego wielkiego guza na czole.
Klacze zamyśliły się.
- Pamiętam! To było kiedy pomagałaś mi zbierać jabłka! – oznajmiła Applejack.
Pinkie pokiwała głową.
- Myślałam, że nabiłaś go sobie, biegając gdzieś... - dodała.
Pinkie pokręciła głową.
- Po tym upadku... poszłam do lekarza. Pan doktor zrobił kilka badań i ... - głos jej się załamał.
Łzy zaczęły płynąć po jej twarzy, zacisnęła powieki.
- NIE CHCĘ WAS ZOSTAWIAĆ! – krzyknęła – NIE CHCĘ UMIERAĆ!
Klacze patrzyły na nią w szoku.
- Pinkie... jak.. to.. umierać? – spytała z przerażeniem Rarity.
- Panna Pinkie – zaczął doktor – jest – widać było, że waży każde słowo – śmiertelnie chora...
Przyjaciółki patrzyły teraz w szoku na doktora, który z trudem powstrzymywał łzy. Oczy miał
szkliste, jednak trwał w postawie lekarza, kucyka nie dającego się ponieść emocjom.
- Pinkie, kochanie, czemu nam o niczym nie powiedziałaś? - spytała Rarity.
8
Pinkie zaszlochała.
- Nie chciałam was martwić, nie chciałam, byście były smutne z mojego powodu, chciałam
żebyście były szczęśliwe... - odparła przez łzy
- Pinkie... - zaczęła Twilihgt – mogłaś nam powiedzieć... byłoby ci lżej...
Różowa klacz spojrzała na przyjaciółkę. Uśmiechnęła się.
- Ten atak – zaczął znów doktor – był dotychczas najsilniejszy. Nie mogliśmy go powstrzymać
nawet lekami. Obawiam się, że kolejny... - załamał mu się głos, rozpłakał się – przepraszam... -
wyciągnął chusteczkę, otarł łzy.
Po tych słowach klacze uświadomiły sobie, że to ostatnie chwile, by pożegnać się ze swoją
przyjaciółką. Pinkie wsparła się na kopytkach.
- Przepraszam, że to przed wami ukrywałam... - wyszeptała.
- PINKIE! – Rarity z płaczem rzuciła się na szyję przyjaciółki, pozostałe klacze zrobiły to samo,
za wyjątkiem Rainbow. Dash stała ze spuszczoną głową, miała zaciśnięte zęby, łzy spływały po
jej policzkach. Oczy miała zasłonięte tęczową grzywą.
- Nie może pan nic zrobić? – syknęła w stronę doktora.
Kucyk spojrzał na nią.
- Niestety... to... - głos ponownie mu się załamał – nieuleczalne... - wyszeptał.
Dash złapała go za fartuch.
- KŁAMIESZ! MUSI BYĆ JAKIŚ SPOSÓB! MUSI! – krzyczała, wściekle szarpiąc kucyka. Łzy
spływały jej po twarzy.
- Rainbow! – krzyknęła Twilight – uspokój się!
- Musi być jakiś sposób, MUSI!
Rainbow puściła fartuch, usiadła na podłodze.
- Musi... być... sposób... - szeptała, łzy spadały na podłogę.
Czuła, że nie może nic zrobić, czuła się taka bezsilna. Jej najlepsza przyjaciółka umiera, a ona
może tylko patrzeć, może czekać na to, co nieuniknione. Rainbow uderzyła kopytkiem w
podłogę. Zabolało, ale nie tak bardzo, jak bolało ją serce. Czuła jakby ktoś chciał wyrwać jej ten
mięsień. Czuła ten uścisk, czekało tylko najgorsze, ból straty, rozrywający, paraliżujący i
przerażający ból, którego nie można niczym zaleczyć, który będzie z tobą do końca życia.
Zmaleje, ale pozostanie na zawsze. Teraz będzie on potworny, okrutny, niepowstrzymany.
- Pinkie... - wyszeptała Dash.
Pinkie uniosła się jeszcze bardziej na łóżku.
- Rainbow... przepraszam... - zaczęła.
Dash spojrzała na przyjaciółkę. Zacisnęła usta. Rzuciła się jej na szyję. Uścisnęła najmocniej jak
potrafiła.
9
- To niesprawiedliwe... - szeptała Rainbow.
- Już dobrze... - odparła Pinkie, starając się być dzielną – przecież jeszcze się spotkamy, nie? –
dodała
Rainbow puściła przyjaciółkę.
- Pewnie, latam wysoko, zajrzę do ciebie – odparła, starając się uśmiechnąć.
Pinkie uśmiechnęła się. Jednak na sekundę grymas bólu pojawił się na jej twarzy.
- PINKIE! – krzyknęły przyjaciółki.
Pinkie mimo kującego bólu w klatce, uśmiechnęła się.
- Kocham was – wyszeptała – złapała się kopytkiem za pierś, ból narastał, zaczynało jej
brakować tchu, pojawiły się zawroty głowy.
- PINKIE NIE! – krzyczała Rainbow, podtrzymując przyjaciółkę.
- Trzymaj się!
- NIE! Nie odchodź! Oddychaj! PINKIE!
Klacz poczuła jak kilka kopytek zaczyna ją podtrzymywać, głowę, ciało, kopytka. Krzyki stawały
się coraz cichsze, niewyraźne. Ostatni uśmiech, jaki im posłała, był najpiękniejszy, najmilszy.
Szczery i przyjacielski.
- Nigdy nie przestawajcie się uśmiechać – wyszeptała.
KONIEC
10