Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
124
** Meredith**
Dookoła panowała ciemność, a ja chciałam być jak najdalej od tego
miejsca. Biegłam przed siebie w wampirzym tempie i zastanawiałam się co
było ze mną nie tak. Jako wampir powinno mi być łatwiej wyłączyć
wszystkie uczucia i być wolną, ale moja moc, ten promyk nadziei, nie
chciał mi pozwolić zapomnieć o tym kim byłam i jakie zadanie przede mną
stoi. Fakt, że stałam się wampirem, było tylko jednie konsekwencją tego
wszystkiego. Po niedługim czasie dotarłam do rezydencji, w której
mieszkałam teraz z Klausem i Rebekah. Marzyłam o tym by znaleźć się w
swoim pokoju. Przeszłam przez długi korytarz idąc w kierunku schodów
prowadzących do mojej sypialni.
- Meredith pozwól - usłyszałam głos Klausa, który zobaczył mnie
przechodzącą obok pokoju
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
125
- Czy musimy teraz rozmawiać? Nie może to zaczekać do jutra? -
zapytałam spokojnie opierając się o futrynę drzwi
Klaus spojrzał na mnie zdziwiony moim zachowaniem.
- Czy coś się stało? Gdzie jest Rebekah? - zadawał kolejne pytania chcąc
się ode mnie czegoś dowiedzieć, a w jego głosie czuć było lekkie
zdenerwowanie
- Rebekah zajmuje się swoją nową zabawką, a poza tym jestem raczej
rozczarowana!? - powiedziałam, zmieniając niewygodny dla mnie temat
Przebywając jedynie w obecności dwójki Pierwotnych byłam w stanie
odzyskiwać swój spokój i chodź był on złudny to przynosił mi coś w
rodzaju odprężenia. Starałam się więc trzymać tego, na tyle na ile mogłam.
Tak wiele lęków pływało w mojej głowie na okrągło, że właśnie w tych
ciemnościach odnajdywałam równowagę.
- Rozczarowana? A to niby czym? - zapytał Klaus i był najwyraźniej
zdziwiony moją wypowiedzią
Powoli podeszłam do niego siadając na kanapie.
- Sądzę, że nie po to przywróciłeś mnie do życia, by chcieć ze mną
porozmawiać. Od tygodnia nic nie robię tylko zabijam ludzi, ale to chyba
nie o to w tym chodzi? - stwierdziłam próbując wyciągnąć od niego jakieś
konkretne informacje
Zauważyłam jak obrócił się w stronę stolika stojącego nieopodal i chwycił
za leżącą na nim księgę.
- Pamiętasz jak wspominałem ci, że była druga księga rodu Petrovy?, a oto
i ona - powiedział kartkując strony w poszukiwaniu... czegoś
Księga zbytnio nie różniła się od tej, którą ja miałam. Moja była w kolorze
brązowym, natomiast ta miała barwy ciemnej zieleni.
- Jak już zapewne wiesz, chcę odzyskać moją rodzinę. Trumny z ich
ciałami znajdują się u mnie w piwnicy, ale jest jeden problem. Został na
nie rzucony czar, a same trumny zamknięte są na klucze. Niestety
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
126
czarownice zadbały o to bym ich nie odnalazł, ale najwyraźniej
zapomniały o tej księdze - ciągnął swoje opowiadanie Pierwotny, a mnie
coraz bardziej zaczynało to wciągać, więc przysunęłam się do niego bliżej
by spojrzeć na strony w księdze
Podał mi ją po chwili, a ja ułożyłam tom Petrovy wygodnie na swoich
kolanach, siadając bokiem na kanapie, ale cały czas na wprost do Klausa.
Na starym pożółkłym papierze, który wyglądał tak jakby za chwilę miał się
rozpaść były narysowane stare klucze. Moją uwagą przykuło, to że każdy z
nich wyglądał inaczej. Udało mi się jedynie rozszyfrować, że jeden klucz
odpowiadał jednej trumnie. Uśmiechnęłam się do siebie, ponieważ lekcje
łaciny nie poszły na marne.
- To fascynujące, że istnieje druga księga, chodź w pierwszej nie było
żadnej wzmianki o tym. Natomiast jeśli chodzi o te klucze.. jakie jest moje
zadnie? - zapytałam, bo pewna byłam tego, że to właśnie dlatego wróciłam
do życia
Klaus spojrzał na mnie ufnie, zadowolony z tego, że domyśliłam się
wszystkiego, a i jednocześnie, że wyrażałam takie żywe zainteresowanie
tymi nowymi informacjami. Spojrzałam na niego nie uzyskując żadnej
konkretnej informacji, a on jedynie założył mój niesforny lok za moje
ucho. Ta sytuacja przypominała mi pierwszy dzień kiedy znalazłam się w
rezydencji Salvatorów i 1864 roku, gdy Damon zrobił to samo. Odsunęłam
się od niego zdecydowanie i nie interesowało mnie to czy go urażę.
- Według księgi klucze zostały ukryte w tym mieście, a dokładnie trafiły
po jednym do każdego z założycieli tego miasta, czyli do Lockwoodów,
Forbesów, Fellów oraz Gilbertów. Jeden już mam od trumny mojego brata
Elijah - rzucił po chwili ciszy - ale żeby otworzyć pozostałe trumny każdy
z kluczy musi zostać zanurzony w krwi Białej Mocy
- Czyli podsumowując... - powiedziałam spoglądając w jego kierunku -
Mam znaleźć dla ciebie te klucze, a później wedle jakieś chorej tradycji,
która została założona w tej księgę mam poświęcić swoje życie...
ponownie - dodałam na koniec
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
127
- To nie będzie potrzebne, ponieważ wystarczy kilka kropli. Powiedziałem
ci, już że należysz do mojej rodziny i nie pozwolę cię skrzywdzić - rzekł
Pierwotny zabierając ode mnie księgę i odkładając ją z powrotem na
miejsce
Sprawa faktycznie wyglądała dziwnie. Klaus z jakiś niewyjaśnionych dla
mnie powodów chronił mnie i na pewno spełniłby każdą moją zachciankę.
Niestety nie miałam nawet możliwości przejrzenia tomu. Z drugiej strony
czułam, że Pierwotny nie chciał mi zdradzać wszystkiego, tak jakby była
zapisana w niej jakaś informacja, o której nie powinnam wiedzieć.
Wiedziałam jednak, że muszę ją zdobyć, ale mieszkając tu mam na to
jeszcze dużo czasu. W końcu znalezienie tych kluczy może faktycznie
potrwać kilka tygodni jak i nie miesięcy.
- Naprawdę zależy ci tak na swojej rodzinie? - zapytałam i spostrzegłam,
że Klaus podszedł to stolika, przy którym stała butelka z whisky i nalał do
dwóch szklaneczek trochę alkoholu
Nie odpowiedział nic, a jedynie znalazł się przy mnie w wampirzym
tempie, po czym podał jedną ze szklanek i usiadł z powrotem na swoim
miejscu na kanapie.
- Dlaczego to cię dziwi? Myślisz, że ktoś taki jak ja nie może mieć uczuć?
- zapytał, po czym upił odrobinę alkoholu
- Patrząc na twoje wcześniejsze działania nie byłabym tego taka pewna, a
bardziej zastanawia mnie fakt co na to powie twoja rodzina kiedy dowie
się, że to ty ich w to wszystko wpakowałeś. Ja nie była bym z tego
zadowolona, skąd wiesz czy nie staną przeciwko tobie? - spytałam,
rzucając nowe pytanie pod rozwagę - Z jednego brata możesz spokojnie
wyciągnąć sztylet, a tego nie robisz?!
W tym momencie usłyszałam trzaśniecie drzwi wejściowych. Oczywiście
to była Rebekah, która w tak wyśmienity sposób dała znać o swoim
przybyciu.
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
128
- Widzę, że impreza przeniosła się do naszego salonu - rzuciła
uszczypliwie wampirzyca kładąc swój beżowy płaszcz na fotelu -
Niezgadnięcie kogo spotkałam? - kontynuowała swoją wypowiedź
- Rebekah daj spokój i powiedz nam co takiego mogło się wydarzyć w tym
mieście - powiedział Klaus szydząc sobie trochę ze swojej siostry
Mogłam się jedynie domyślać co chce powiedzieć wampirzyca i powoli
przygotowywać na to, że sytuacja ujrzy za chwilę światło dzienne, a oczy
dwójki Pierwotnych będą obserwować moje reakcje na nowe wiadomości.
- Wielką męczennicę Elenę, która myśli, że świat kręci się wokół niej,
Stefana, który wrócił do swojego nudnego zachowania, Damona
wampirzego gigolo oraz tego łowcę wampirów, Alarica.. chyba tak miał na
imię - wyrzuciła z siebie z całą nienawiścią - Czy nie spotkałaś ich może w
Grillu? - zapytała, po czym skrzyżowała ręce na piersiach czekając na
moją odpowiedzieć
- Nie, nie spotkałam i nie rozumiem dlaczego zadajesz mi takie pytanie?.
Nie mam przecież z nimi już nic wspólnego. Czy przez całą wieczność
będziesz musiała mi to wypominać? - wstałam z miejsca i spojrzałam jej
prosto w oczy - Czy ty nie masz w swoim wiecznym życiu błędów,
których byś nie żałowała? - wyrzuciłam z siebie kilka pytań
Spojrzałam na wampirzycę, która nic nie odpowiedziała i chyba tak
naprawdę trafiłam w samo sedno. Rebekah dobrze wiedziała, że działa
głównie pod wpływem emocji, a atakowanie kolejnego sprzymierzeńca
może się nie dobrze skończyć. Klaus nie zabrał głosu w tej dyskusji, tylko
obserwował moje zachowanie oraz swojej siostry, która nie ważyła się już
odezwać. Dziwiło mnie, że dała za wygraną, bo zawsze miała coś
ciekawego do powiedzenia. Nie oglądając się za siebie postawiłam
szklaneczkę na stoliku. Pozostawiłam rodzeństwo bez żadnego słowa, po
czym opuściłam to pomieszczenie i udałam się do swojego pokoju.
W wampirzym tempie pokonałam schody i weszłam przez drzwi
zamykając je za sobą. Oparłam się o drzwi, po czym usiadłam pod nimi
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
129
podciągając moje kolana pod brodę, na których oparłam ręce. Musiałam
pomyśleć i chodź przez chwilę złapać oddech.
Nie było łatwo żyć w ten sposób, ale jedno wiedziałam, że nie mogłam
wrócić tą droga, którą tu przybyłam. Przez tyle lat trwałam zakochana we
własny smutku, w Damonie, który nigdy nie był mój. Ta miłość mnie
pogrążała i dlatego chciałam się jej za wszelką cenę pozbyć.
Właśnie moje ludzkie uczucia sprawiły to, że przegrałam i nie pokonałam
Klausa wtedy kiedy miałam możliwość.
Musiałam mieć nowy plan, chodź wymagał ode mnie dużo siły. To było
właśnie to czego nauczyłam się od Katherine, która zawsze miała kilka
planów na wypadek tego jakby, któryś nie wypalił.
Po pierwsze musiałam odnaleźć księgę i dowiedzieć się czego Pierwotny
mi nie powiedział.
Skomplikowany charakter Rebekah mówił mi, że nie należy jej ufać.
Lubiła kontrolować każdego i bawić się nim zgodnie ze swoimi
zachciankami. Pomimo tygodnia spędzonego na tropieniu ludzi czy
trwonieniu czasu w sklepach ona nadal mi nie wierzyła i chyba miała rację.
Przeżyła już mnóstwo stuleci, by nie ufać wszystkim dookoła.
Wspomniałam jej, że jesteśmy do siebie podobne, ale nie chodziło mi o to,
że obydwie potrafimy zabić człowieka z zimną krwią, ale o to, że tak samo
zostałyśmy zranione. Bałam się tego, że stanę się taka jak ona, a co jeśli
już tak się właśnie stało?.
Rzuciłam się na ogromne łóżko, które zajmowało dość sporą część pokoju.
Niestety zmęczenie dawało mi się ostro we znaki, a za nim się obejrzałam
moje powieki opadły, a ja zapadłam w sen.
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
130
** Damon**
Błądziłem po ulicach, tak jakbym nie mógł znaleźć dla siebie
miejsca. Zobaczenie podobnej dziewczyny w barze dało mi sporo do
myślenia, że czas zapomnieć o wszystkim co się stało w ubiegłych
tygodniach. Nie mogłem tego zrozumieć, jak mogła mi tak zawrócić w
głowie. To było silniejsze ode mnie i co gorsza było to silniejsze od
uczucia jakim darzyłem Elenę, ale w tym wypadku mogłem liczyć na jakiś
cud, że ona przejrzy na oczy i wybierze mnie zamiast mojego brata, nawet
jeśli szanse były minimalne. Z Meredith było inaczej, ona była martwa i to
powinienem pamiętać.
Dotarłem pod drzwi rezydencji, gdy na dworze nie było już żywej duszy.
Przekroczyłem próg, po czym rzuciłem klucze na stojącą nieopodal
komodę. Przechodząc pomiędzy korytarzem w kierunku schodów,
spostrzegłem, że Elena siedzi na kanapie. Co ona tu robiła? Już dawno
powinna być u siebie w domu? W wampirzym tempie znalazłem się u
siebie w pokoju. Pchnąłem drzwi tak szybko, że z hukiem zamknęły się.
Niestety nie mogłem się cieszyć spokojem, bo po pewnej chwili
spostrzegłem jak klamka się poruszyła, a drzwi otworzyły i stanęła w nich
Elena.
- Puka się! - rzuciłem, byłem wściekły, a to że przebywała w tej chwili w
moim pokoju nie mogło wróżyć niczego dobrego
- Dlaczego nie możesz przyznać, że sobie z tym nie radzisz! - krzyknęła w
moją stronę coraz bardziej zdenerwowana
Coś przeczuwałem, że ten dzień dla mnie się jeszcze nie skończył.
- Nie wiem o czym mówisz - powiedziałem spokojnie, starając się ją zbyć
- Dobrze wiesz, że mówię o Meredith, czemu nie możesz przyznać, że coś
do niej czujesz?! - kontynuowała swoją wypowiedź dziewczyna
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
131
- Bo to nie ma żadnego znaczenia Eleno, jakbyś zauważyła to ona nie żyje
i lepiej będzie dla ciebie jeśli opuścisz mój pokój - coraz bardziej
zaczynała mnie męczyć ta rozmowa
Po chwili w drzwiach pojawił się Stefan.
- Co się dzieję? - spojrzał na Elenę, a później przeniósł swój wzrok na
mnie
- Jeszcze ciebie tu brakowało! - rzuciłem całkowicie go ignorując -
Obydwoje powinniście stąd wyjść - zaakcentowałem ostatnie słowa tak, by
Stefan wiedział, że w tym stanie jestem zrobić wszystko. Nawet tego czego
później mógłbym żałować.
Mój brat objął Elenę ramieniem i próbował ją stąd zabrać, ale była na tyle
uparta, że stawiała opór, chodź na końcu się poddała. Wyszli po chwili
chodź usłyszałem słowa Eleny. Mówiła do siebie, ale dobrze zdawała sobie
sprawę, że i ja to usłyszę - To nie koniec
Wiedziałem, że nie da mi spokoju, to było pewne. Ona po prostu
uwielbiała zmieniać ludzi na lepszych. Miała rację nie radziłem sobie
całkowicie, ale to był mój i tylko mój problem.
Podszedłem powoli do szuflady i wyciągnąłem z niej srebrny łańcuszek, na
którym powiewało błękitne serduszko. Myślałem kiedyś, że należało do
Katherine i troszczyłem się o nie by kiedyś jej je zwrócić, ale prawda była
taka, że należało do Meredith. Teraz nie kojarzyło mi się z utraconą
miłością, a jedynie z brzemieniem, które było cały czas przy mnie.
Zacisnąłem mocniej pięść wokół naszyjnika i rzuciłem nim tak mocno, że
przeleciał przez cały pokój, uderzył w półkę z książkami i upadł na
podłogę. Nie miałem sił, chciałem jedynie się położyć i chodź przez chwile
odpocząć w końcu jutro miałem się stawić u pani Szeryf w gabinecie.
Rzuciłem się na łóżko i zasłoniłem oczy rękami.
W tym momencie usłyszałem trzask, a następnie wiatr tak jakby ktoś
otworzył okna.
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
132
- Eleno dałabyś wreszcie spokój - rzuciłem pewny, że dziewczyna w
dalszym czasie nie daje za wygraną
- Masz zamiar teraz tak się zachowywać - usłyszałem czyjś głos, ale z
pewnością nie należał on do Eleny
Od razu usiadłem i nie mogłem uwierzyć własnym oczą.. to była Meredith,
chodź wyglądała całkiem inaczej. Naprawdę musiałem zwariować, a moje
myśli tylko wyostrzały jej przepiękny wygląd. Ubrana była w długą białą
prostą suknię sięgającą aż do ziemi i ciągnącą się za nią przy każdym jej
ruchu. Blask księżyca z otwartego okna padał na jej proste włosy przez co
wydawały się jeszcze bardziej złociste, a jej zwykle alabastrowa skóra
wyglądała jakby była przezroczysta.
Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami, po czym
zobaczyła leżący na ziemi naszyjnik i do niego podeszła.
- Myślałam, że go zgubiłam - powiedziała schylając się po błękitne
serduszko, a następnie położyła je na stojącą nieopodal komodę
Powinienem do niej podejść i dziękować za to, że chodź przez chwilę
mogę ją zobaczyć wiedząc, że jest teraz bezpieczna, ale czułem jedynie
złość.
- Czemu tu przyszłaś? - rzuciłem siedząc cały czas na łóżku
- Nie wiem ile to jeszcze będzie trwało, ale chyba nie mam za dużo czasu.
Chciałam się pożegnać - usłyszałem jej cichy głosik, a ona jedynie smutno
się do mnie uśmiechnęła - oraz prosić o przysługę. Następnym razem kiedy
mnie zobaczysz nie będę już sobą, dlatego nie wierz w ani jedno moje
słowo. Nie chcę być taka jak ona, po prostu nie mogę, dlatego chcę cię
prosić o to byś mnie zabił - powiedziała, tak jakby powstrzymywała się od
płaczu
W jej ręku zauważyłem sztylet, którego szukaliśmy by zabić Klausa.
Wyciągnęła go w moją stronę, ale nie brałem na poważnie tego co mówiła.
Jak mogła mnie prosić o coś takiego skoro była martwa? Nie widząc,
żadnej mojej reakcji położyła sztylet na komodzie obok naszyjnika.
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
133
- Dlaczego mnie o to prosisz? - zapytałem chodź w ogóle chyba nie
powinienem pytać o to kogoś kto i tak już nie żył
- Bo tylko ty będziesz w stanie to zrobić.. w takim razie to chyba wszystko
- powiedziała i zaczęła kierować się w stronę okna, z którego w tym
momencie zaczęło bić mocne światło
Nie mogłem na to pozwolić, by znowu zniknęła. Znalazłem się przy niej w
wampirzym tempie, chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie, a
następnie namiętnie pocałowałem. Ona również oddała pocałunek, tak
jakby również zdawała sobie sprawę, że za chwilę wszystko się skończy.
Kiedy przestałem ją całować patrzyłem jak powoli otwiera oczy i na mnie
spogląda. Sprawiała, że zmieniałem się przy niej w tak łatwy sposób, że
znowu byłem tym chłopakiem, który był w niej zakochany w 1864 roku.
- Czemu to zrobiłaś?. Nie prosiłem cię o to byś się za mnie poświęcała -
mówiłem do niej spokojnie, głaszcząc jej miękkie włosy, a następnie
przenosząc swoją dłoń na jej policzek, tak jakbym faktycznie musiał
sprawdzić, że nie jest duchem, a wszystko nie jest wyłącznie moim snem
- Wiem, że niczego nie pamiętasz... - zaczęła mówić, ale przerwałem jej
pocałunkiem, tym razem znacznie delikatniejszym
- Pamiętam wszystko - powiedziałem cicho do jej ucha i czułem, że
zadrżała w moich ramionach - Nie wiem jak to się stało, ale kiedy wypiłem
twoją krew przed tą walką z Klausem, wszystkie wspomnienia we mnie
ożyły. Natomiast resztę wydusiłem z Katherine - spojrzałem na nią, a łzy,
przed którymi tak się wcześniej broniła, zaczęły lecieć po jej policzkach
Miałem ochotę jej już nigdy nie wypuścić ze swoich objęć. Obiecałem być
za nią odpowiedzialny, a nie zrobiłem niczego by ją ochronić, więc jeśli to
miało być nasze pożegnanie, to chciałem by i ona pamiętała je na zawsze.
Przytuliłem ją mocno do siebie i starałem uspokoić.
- Cssii.. - powtarzałem tylko w kółko cały czas głaszcząc ją po plecach i
przytulając, ale ona po chwili odsunęła się ode mnie
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
134
- Ty niczego nie rozumiesz - powiedziała spoglądając na mnie swoimi
załzawionymi oczami - Teraz wszystko się zmieni. Zapamiętaj mnie taką
jaką byłam, ale nie próbuj mnie ratować. Nie chcę ci zrobić krzywdy, tak
bardzo cię kocham.., ale on znalazł sposób... trzymaj się ode mnie jak
najdalej - zaczęła wyrzucać z siebie jakieś strzępki zdań, których
kompletnie nie rozumiałem
- Meredith opowiedz mi wszystko po kolei. Pomogę ci! - wyrzuciłem, ale
ona jedynie pokiwała głową, tak jakby temu zaprzeczała
- Nikt nie jest mi już w stanie pomóc - powiedziała, a łzy ciągle płynęły po
jej policzkach - Sam zobaczysz jak bardzo mnie znienawidzisz i będziesz
pragnął mojej śmierci - rzuciła, po czym zaczęła w panice rozglądać się
dookoła
Jej postać w moich oczach zaczęła się rozmazywać, a światło było tak
silne, że musiałem zamknąć oczy. Niestety kiedy ponownie je otworzyłem
spostrzegłem, że leżę na łóżku tak jak wcześniej zanim to wszystko się
zaczęło. Spojrzałem na okno, ale było cały czas zamknięte jedynie dało się
słyszeć hałas z ulicy świadczący o tym, że zaczął się kolejny dzień.
Zmieniło się tylko to, że faktycznie po tym śnie odczuwałem ulgę, tak
jakbym faktycznie tego potrzebował by zostawiać za sobą pewne sprawy i
stanąć ponownie na nogi. Sprawa Meredith była teraz całkowicie za mną,
więc czas było udać się do biura Szeryfa, ale chciałem się jeszcze przebrać.
Ściągnąłem swoją ciemnoniebieską koszulę, ale moją uwagę przykuły
drobne mokre krople. Zacząłem sobie przypominać sen, w końcu Meredith
płakała, więc to musiały być jej łzy. Obróciłem się za siebie i
spostrzegłem, że naszyjnik, nie leżał już pod półką z książkami, a jedynie
na komodzie obok srebrnego sztyletu. Chwyciłem go w ręce i starałem
sobie wszystko poukładać w głowie, ale w tym czasie usłyszałem pukanie
do drzwi. Nie chciałem by ktoś się o tym dowiedział, więc wrzuciłem
sztylet do pierwszej lepszej szuflady w komodzie.
- Jak się czujesz? - zapytał Stefan, stając w progu
- Daj spokój! Elena cię nasłała? Słyszałem, że stałe pary zaczynają się do
siebie upodabniać, ale to już chyba przesadza - rzuciłem zakładając czarną
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
135
koszulę - Nie myśl, że ta cała sprawa w jakiś sposób mnie zmieni. Jak
widzisz zaczynam już wracać do formy - powiedziałem klepiąc go po
ramieniu
- Dokładnie, dałeś wczoraj świetny popis swojego dawnego zachowania,
biegnąć za dziewczyną podobną do Meredith - rzucił Stefan, cały czas mi
się przyglądając i stając w drzwiach tak bym nie mógł przejść
- Wypadek przy pracy - odpowiedziałem mu szybko - Jakbyś zauważył to
już jestem spóźniony na spotkanie. Widzisz braciszku, ja już coś robię dla
tego miasta, może i ty byś zrobił coś pożytecznego.
- Przed chwilą dzwoniła pani Szeryf z informacją, że spotkanie odbędzie
się u Lockwoodów, żeby nie było, żadnych podejrzeń - wyrzucił z siebie,
po czym odsunął bym mógł przejść
Wpadłem jedynie jeszcze do piwnicy by zabrać kilka torebek z krwią, a
następnie ubrałem swoją skórzaną kurtkę wiszącą w korytarzu. Chwyciłem
za kluczyki do auta, po czym otworzyłem drzwi, ale moim oczą ukazała się
Elena, która właśnie miała zapukać do drzwi.
- Witam rannego ptaszka. Coś często na siebie wpadamy, to się chyba
nazywa przeznaczenie - rzuciłem do dziewczyny uśmiechając się do niej
- Musimy porozmawiać - powiedziała stanowczo, jeszcze nie
przekraczając progu drzwi
- Eleno wybacz, ale mam ważniejsze sprawy, niż tracenie czasu, w gronie
twojego kółka wsparcia - wyminąłem dziewczynę i powiedziałem ściszając
głos - Mam nowego wampira do zabicia - puściłem do niej oczko i
skierowałem się do swojego samochodu
Ro
zd
zi
ał
X
V
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
136
** Meredith**
Moje oczy zaczęły się powoli otwierać. Obróciłam swoją głowę w
kierunku okien i zadałam sobie sprawę, że słońce już mocno świeci.
Czułam się dziwnie, zarówno tak jakbym była odprężona, a z drugiej tak
jakby spadł mi kamień z serca. Moja głowa nie krążyła już wokół Damona
i mojego dawnego życia. Dopiero teraz proces wyciszenia wszystkich
uczuć dobiegł końca, a przynajmniej miałam taką nadzieję. Nie wiedziałam
czym było to spowodowane, ale pamiętałam, że o czymś śniłam i byłam
bezpieczna tak jak nigdy w życiu. Czas było wprowadzić plan w życie i
doprowadzić sprawy do końca.
Otworzyłam szafę z moimi rzeczami i wyciągnęłam z niej czarne dżinsy,
niebieska bluzkę i takiego samego koloru szpilki, ale postanowiłam wziąć
jeszcze prysznic. Chwyciłam za wszystkie rzeczy i udałam się do łazienki,
miałam jakieś przeczucie, że ten dzień będzie pełen wrażeń.
Ciąg dalszy nastąpi…