1100 DUO Child Maureen Seksowna szantażystka

background image
background image
background image

MaureenChild

Seksownaszantażystka

Tłu​ma​cze​nie:

AnnaBień​kow​ska

<

background image

ROZDZIAŁPIERWSZY

–Taze​szło​ty​go​dnio​wakra​dzieższma​rag​dówtoro​bo​tapapy,praw​da?–Gian​niCo​ret​tiści​-

szyłgłos,spo​glą​da​jącnasie​dzą​ce​gopodru​giejstro​niesto​łubra​ta.

Pau​lowzru​szyłra​mio​na​mi,upiłłykszkoc​kiejiuśmiech​nąłsięlek​ko.
–Znaszpapę.
Gian​nispo​chmur​niał,prze​cią​gnąłdło​niąpoczu​pry​nie.Wie​dział,żebratce​lo​woogra​ni​czył

siędola​ko​nicz​nejod​po​wie​dzi.Zresz​tącze​gomógłsięspo​dzie​wać?Wia​do​mo,żePau​losta​nie
postro​nieojca.

Prze​niósłwzroknado​sko​na​leutrzy​ma​nytraw​nikprzedluk​su​so​wymho​te​lemVin​leyHall,

ulu​bio​nym miej​scem Co​ret​tich, ema​nu​ją​cym nie​wy​mu​szo​ną ele​gan​cją. Po​sia​dłość w ser​cu
Hamp​shi​re, na po​łu​dnio​wym wy​brze​żu An​glii i – co naj​waż​niej​sze – w po​bli​żu pry​wat​ne​go
lot​ni​skaBlack​thorn.

Co​ret​tini​g​dynieko​rzy​sta​lizrej​so​wychli​nii.
Wdro​dzenalot​ni​skoza​trzy​ma​lisięwho​te​lunadrin​ka.Pau​lowra​całzLon​dy​nudoPa​ry​ża.

Tetrzydnizbra​temdlaGian​nie​gotrwa​łyjaktrzylata.Nieprze​pa​dałzago​ść​mi,na​wetznaj​-
bliż​szejro​dzi​ny.Awto​wa​rzy​stwiebra​tajegocier​pli​wośćbyławy​sta​wio​nananaj​wyż​sząpró​bę.

Wdaw​nejbi​blio​te​cemie​ściłsięte​razele​ganc​kibar.Nawi​dokzbli​ża​ją​cejsiękel​ner​kiGian​-

niprze​szedłnawło​ski.

– Za​po​mnie​li​ście, że rok temu za​war​łem układ z In​ter​po​lem, za co od​pu​ści​li nam wcze​-

śniej​szegrze​chy?

Pau​lowzdry​gnąłsięiwy​piłspo​ryłykwhi​sky.
– Tak się z nimi za​przy​jaź​ni​łeś? Nie wiem, jak ci się to uda​ło. I cze​mu za​wra​ca​łeś so​bie

nami gło​wę. – Od​sta​wił krysz​ta​ło​wą szklan​kę, prze​cią​gnął pal​cem po brze​gu szkła. Wbił
wzrokwbra​ta.–Niepro​si​li​śmyoto.

Nie pro​si​li, to praw​da, jed​nak po​sta​rał się i za​pew​nił im nie​ty​kal​ność, choć wca​le nie byli

muzatowdzięcz​ni.Po​mysł,żemie​li​bystra​cić„ro​dzin​nyfach”,niemie​ściłimsięwgło​wie.

RódCo​ret​tichprzezwie​kido​sko​na​liłsięwkra​dzie​żykosz​tow​no​ści.Zło​dziej​skieumie​jęt​no​-

ściprze​ka​zy​wa​nozpo​ko​le​nianapo​ko​le​nie.Co​ret​timie​liswo​jespo​so​byichro​nio​neta​jem​ni​-
ce.Bylizręcz​niiby​strzy,po​tra​fi​liprze​ni​kaćprzezza​ry​glo​wa​nedrzwi,niepo​zo​sta​wia​jącśla​du.
Po​li​cjanaca​łymświe​cieszu​ka​łado​wo​dówprze​ciw​konim,do​tądbez​sku​tecz​nie.

Co​ret​tibyliświet​ny​mifa​chow​ca​mi,wdo​dat​kumie​liszczę​ście.Jed​nakGian​nizda​wałso​bie

spra​wę,żeszczę​ściesiękie​dyśskoń​czy.

Dopapyibra​tatoniedo​cie​ra​ło.
–Tyna​praw​dęwtowie​rzysz,co?–za​py​tałPau​lo.
–Wco?–Wgło​sieGian​nie​goza​brzmia​łoznie​cier​pli​wie​nie.
–Wtonoweży​cie.Wuczci​wośćido​bro–wy​ja​śniłPau​loziro​nią.
Gian​niztru​demtłu​miłwzbie​ra​ją​cąiry​ta​cję.
– Ga​dasz, jak​bym na​gle zmie​nił się w… – przez mo​ment szu​kał wła​ści​we​go okre​śle​nia –

har​ce​rzy​ka.

Pau​loro​ze​śmiałsię.
–Anie?
Roz​ma​wia​liotymodroku,aleoj​ciecibratwciążniemo​glipo​jąćjegode​cy​zji.Wsu​mienic

background image

dziw​ne​go.Trud​nona​gleod​rzu​cićzło​dziej​skątra​dy​cjęizdnianadzieństaćsiępra​wo​rząd​nym
oby​wa​te​lem.ChoćGian​nioddaw​namiałnatoocho​tę.

Na szczę​ście wspie​ra​ła go sio​stra. Te​re​sa ro​zu​mia​ła jego po​bud​ki, bo sama przed laty wy​-

bra​ła po​dob​ną dro​gę. Dla resz​ty ro​dzi​ny to było nie do po​ję​cia. By​wa​ły mo​men​ty, że na​wet
jegoogar​nia​łozdu​mie​nie.

–Gian​ni,tymasznor​mal​nąpra​cę.–Pau​loznówosten​ta​cyj​niesięwzdry​gnął.–Co​ret​titego

niero​bią.Mytyl​kocho​dzi​mynaro​bo​tę,atoróż​ni​ca.

W ka​mien​nym ko​min​ku pło​nął ogień, rzu​ca​jąc re​flek​sy świa​tła na dę​bo​wą bo​aze​rię. Za

okna​miwiatrtar​gałga​łę​zia​midrzew.Miłowtakąpo​go​dępo​sie​dziećwprzy​tul​nymwnę​trzu.
Gdy​bytyl​konietabez​na​dziej​naroz​mo​wazbra​cisz​kiem.

–Róż​ni​cajesttaka,żemo​że​cietra​fićzakrat​ki.
–Ja​kośdotejporytosięniezda​rzy​ło.
Jesz​czenie.Jed​nakDo​mi​nickCo​ret​ti,oj​ciecGian​nie​go,miałco​razwię​cejlat,azwie​kiem

na​wetnaj​lep​siwbran​żytra​cąkunszt.Oczy​wi​ścieNickwży​ciusiędotegonieprzy​zna.Todla​-
te​goGian​niza​trosz​czyłsięojegonie​ty​kal​ność.Gdy​byNicktra​fiłdowię​zie​nia,szyb​koby​ło​by
ponim.

Rzeczja​sna,toniebyłje​dy​nypo​wód„zdra​dyro​dzin​ne​godzie​dzic​twa”,jakokre​ślałtooj​ciec.

By​cie świa​to​wej sła​wy zło​dzie​jem ma swo​je plu​sy, ale też mi​nu​sy. Na przy​kład ko​niecz​ność
nie​ustan​ne​goza​cho​wy​wa​niaczuj​no​ści.

Gian​nichciałodży​ciacze​goświę​cej.
Je​ślioj​ciecibratnieza​prze​sta​nąswejdzia​łal​no​ści,od​bi​jesiętoinanim.Coztego,żedo​-

ga​dałsięzIn​ter​po​lem.Wra​ziewpad​kipo​cią​gnągonadno.Niemiałzłu​dzeń.Agen​ci,zktó​ry​-
miza​warłukład,zmiej​scauzna​jągozaze​rwa​ny.

–Gian​ni,tysięzabar​dzoprzej​mu​jesz–rzekłPau​lo.–Je​steśCo​ret​ti.Jakmy.
–Wiem,kimje​ste​śmy.
–Wiesz?–Pau​loprze​krzy​wiłgło​węiprzezchwi​lęprzy​pa​try​wałsiębra​tuuważ​nie.–Amy​-

śla​łem, że za​po​mnia​łeś. Jak już so​bie w koń​cu przy​po​mnisz, od​rzu​cisz to swo​je nowe ży​cie.
Itozwiel​kąchę​cią.

Gian​nido​piłdrin​kaipo​pa​trzyłnabra​ta.
–Do​brzewiem,kimje​stem.Kimje​ste
–Tomojesło​wo–wark​nąłGian​ni.–Umo​wazIn​ter​po​lemdo​ty​czywy​łącz​nietego,cobyło

wcze​śniej.Je​ślite​razzła​piącie​bieczyojca…

–Zno​wusięprzej​mu​jesz.–Pau​lopo​krę​ciłgło​wą.–Niktnasniezła​pie.Ni​g​dynasniezła​-

pa​li.Zresz​tąznaszpapę.Po​wie​dziećmu,żebyprze​stałkraść,tojakka​zaćprze​staćmuod​dy​-
chać.

–Wiem.–Ża​ło​wał,żeniemożepo​zwo​lićso​bienadru​gie​godrin​ka,bopood​sta​wie​niubra​-

tanalot​ni​skochciałwró​cićdodomuwMay​fa​ir.Le​piejnieku​sićlosu.Tyl​kotegotrze​ba,byja​-
kiśgli​naza​trzy​małgozajaz​dęzyg​za​kiem.

Pau​loza​śmiałsięgło​śno.
–Gian​ni,papajest,jakijest.AladyvanCo​urtsamasiępro​si​ła,żebyktośzwę​dziłteszma​-

rag​dy.

Ro​bo​tatakła​twa,żeoj​ciecniebyłwsta​niesięoprzeć.Gian​niwes​tchnął.
–Po​wiedzmu,żebyprzy​cza​iłsię,ażspra​waprzy​cich​nie.Za​mknijgowsza​fie.
Pau​loznówsięza​śmiał.Do​piłwhi​sky,od​sta​wiłszklan​kęipod​niósłsięzmiej​sca.
–Po​zo​sta​więtobezod​po​wie​dzi,bodo​brzewie​my,żeondoni​cze​goniedasięzmu​sić.

background image

–Nie​ste​ty–mruk​nąłGian​ni.–Wstałipo​dą​żyłzabra​tem.Wsie​dlidosa​mo​cho​du.
Gdychwi​lępóź​niejzna​leź​lisięnapa​siestar​to​wym,zim​nywiatrude​rzyłichwtwa​rze.
–Uwa​żajnasie​biewtymsza​cow​nymświe​cie,bra​cie.
–Tyteżsiępil​nuj.–Gian​nimoc​nouści​snąłbra​ta.–Ojcateż.
–Ja​sne.–Pau​lood​wró​ciłsięiru​szyłwstro​nępry​wat​ne​good​rzu​tow​ca.
Gian​niwró​ciłdosa​mo​cho​du.

–Jakwi​dać–szep​nę​łaMa​rieO’Hara–zło​dziej​stwobar​dzopo​pła​ca.

Za​kra​dłasiędodomujed​ne​goznaj​słyn​niej​szychzło​dzieibi​żu​te​riiwświe​cie.Wewnę​trzu

po​grą​żo​nym w mro​ku ci​sza dzwo​ni​ła w uszach. Ma​rie mia​ła ner​wy na​pię​te jak po​stron​ki.
Czu​łauciskwżo​łąd​ku,ztru​demod​dy​cha​ła.Za​wszekie​ro​wa​łasięsu​ro​wy​miza​sa​da​miini​g​dy
niena​ru​sza​łapra​wa.Te​razporazpierw​szywży​ciupo​sta​wi​ławszyst​konajed​nąkar​tę.Wimię
spra​wie​dli​wo​ści.

Choćtaświa​do​mośćnieuspo​ka​ja​ła.Takczyina​czejzna​la​złasiętu​tajimusizro​bićswo​je:

bły​ska​wicz​nieista​ran​nieprze​szu​kaćmiesz​ka​nie.

Przez wie​le ty​go​dni ob​ser​wo​wa​ła Gian​nie​go, po​zna​wa​ła jego tryb ży​cia. Na pew​no nie bę​-

dziegojesz​czeprzezparęgo​dzin,jed​nakle​piejmiećsięnabacz​no​ściidmu​chaćnazim​ne.

Nieza​pa​li​łaświa​tła.Wpraw​dziery​zy​ko,żektó​ryśzsą​sia​dówmógł​byjąza​uwa​żyć,byłorów​-

ne zeru, jed​nak wo​la​ła nie ry​zy​ko​wać. Luk​su​so​wy pen​tho​use Co​ret​tie​go mie​ścił się na dzie​-
sią​tejkon​dy​gna​cjiiwi​doknaLon​dynza​pie​rałdech.Przezprze​szklo​nąścia​nędośrod​kawle​-
wa​łosięświa​tłoksię​ży​ca.

–Pięk​nietu,aletobar​dziejprzy​po​mi​nano​wo​cze​snemu​zeumniżdom–wy​szep​ta​ła,idąc

polśnią​cejpo​sadz​cezbia​łe​gomar​mu​ru.

Wszyst​koutrzy​ma​newbie​li,jakbia​łypian​ko​wycu​kie​rek,jed​nakostrekątyisu​ro​weli​nie

prze​czy​łytemuwra​że​niu.Zim​neinie​przy​tul​newnę​trze.

Po​krę​ci​ła gło​wą i opu​ści​ła pięk​ny ste​ryl​ny sa​lon. Dłu​gi ko​ry​tarz z mar​mu​ro​wą po​sadz​ką.

Ostroż​niesta​wia​łasto​py,leczwprze​ni​kli​wejci​szykaż​dykrokod​bi​jałsięechem.

Mia​łaszpil​kinanie​bo​tycz​nymob​ca​sie,kró​ciut​kączar​nąspód​nicz​kęibluz​kęzczer​wo​ne​go

je​dwa​biu.Strójmałood​po​wied​nidojejza​da​nia,jed​nakbyniezwró​cićnasie​bieuwa​gipor​tie​-
ra,mu​sia​łaupodob​nićsiędoosób,zja​ki​mispo​ty​kałsięCo​ret​ti.

Kuch​nia jak resz​ta miesz​ka​nia, zim​na i od​py​cha​ją​ca, wy​po​sa​żo​na w pro​fe​sjo​nal​ny sprzęt:

re​stau​ra​cyj​nąpły​tęiogrom​nąlo​dów​kę,alechy​banikttuniego​to​wał.Obokja​dal​nia.Notak,
mo​gła się tego spo​dzie​wać – szkla​ny stół i sześć krze​seł z prze​zro​czy​ste​go pla​sti​ku. W prze​-
stron​nympo​miesz​cze​niuteme​blegi​nę​ły.

Jaktojest,żetacylu​dziemajątylekasy?Mi​nę​ładwago​ścin​nepo​ko​jeiwe​szładogłów​nej

sy​pial​ni.Uciskwżo​łąd​kusięna​si​lił.Niemia​łana​tu​rywła​my​wa​cza,wprze​ci​wień​stwiedowła​-
ści​cie​lategopa​ła​cuzchro​mo​wa​nejsta​liiszkła.

– Mógł​by wpro​wa​dzić tu tro​chę cie​pła. – Jej ci​chy głos od​bi​jał się echem, po​tę​gu​jąc zło​-

wiesz​czyna​strój.

Ode​pchnę​łaodsie​bietęmyśl. Przy​szłatuwkon​kret​nym celu,chcezna​leźćcoś prze​ciw​ko

Co​ret​tie​mu.Po​li​cjanaca​łymświe​cieodlatbez​sku​tecz​nietegopró​bu​je,jed​nakonamacoś,co
niepo​zo​sta​wiGian​nie​goobo​jęt​nym.Onamaszczę​ście,alecza​semtoniewy​star​czy.

Rzeczwtym,żechcia​ła…cze​goświę​cej.Zwłasz​czawkon​tek​ściepla​nu,któ​rywięk​szośćlu​-

dziuzna​ła​byzasza​lo​ny.

background image

–Niejestsza​lo​ny–po​wie​dzia​łapół​gło​sem.Wo​la​łaechoniżtęna​pię​tąci​szę.
Za​miastścia​nyko​lej​naszkla​nata​fla,zaniąroz​le​gływi​doknaroz​świe​tlo​nemia​sto.Sy​pial​-

niarów​nieżutrzy​ma​nawbie​li.

Przy jed​nej ścia​nie ol​brzy​mie łoże, na wprost łóż​ka ogrom​ny pła​ski te​le​wi​zor nad ko​min​-

kiem. Wbu​do​wa​ne ko​mo​dy, obok gar​de​ro​ba i ła​zien​ka z gi​gan​tycz​ną wan​ną i prysz​ni​cem
wfor​miewo​do​spa​du.Izno​wutaolśnie​wa​ją​cabiel.Nieprze​pa​da​łazata​kimsty​lem,aledo​ce​-
ni​łarzu​ca​ją​cysięwoczyluk​sus.

We​szła do gar​de​ro​by i przej​rza​ła ubra​nia. Ostroż​nie prze​szu​ka​ła kie​sze​nie płasz​czy, ma​ry​-

na​rekispodni.Je​ślicho​dziostro​je,Co​ret​timado​brygust,zgo​da.Zaj​rza​ładoszu​fladwko​-
mo​dzie,sta​ra​jącsięniezwra​caćuwa​ginaczar​neje​dwab​nebok​ser​ki.

Do​tądni​cze​goniezna​la​zła.Przy​klę​kłaizaj​rza​łapodłóż​ko.Lu​dziezwy​kletamcoścho​wa​ją.

Do​strze​gładłu​giepła​skiepu​deł​koiuśmiech​nę​łasiędosie​bie.

– Ta​jem​ni​ce, Co​ret​ti? – wy​szep​ta​ła, sta​ra​jąc się do​się​gnąć pu​dła. Mu​snę​ła pal​ca​mi drew​-

nia​nybok,spo​chmur​nia​łaiwsu​nę​łasięgłę​biej.

Na​gleznie​ru​cho​mia​ła.Cotozaod​głos?Wstrzy​ma​łaod​dechiod​cze​ka​łase​kun​dę.Dru​gą.To

chy​ba tyl​ko jej na​pię​te ner​wy. Wszyst​ko jest do​brze. Poza nią w tym zim​nym pa​ła​cu ni​ko​go
niema.Za​razoka​żesię,cotenCo​ret​tituukrył.Jesz​czemo​menti…jużma!

–Icojatuznaj​dę?–wy​szep​ta​ła.
–Py​ta​niebrzmi–gdzieśzaniąroz​ległsięgłę​bo​kigłos–cojatuzna​la​złem?
Zdą​ży​łatyl​kokrzyk​nąć.Po​czu​ła,żedwiesil​nedło​niechwy​ta​jąjązakost​kiiwy​cią​ga​jąspod

łóż​ka.

Le​d​wieprze​kro​czyłprógmiesz​ka​nia,wie​dział,żeniejestsam.Możetoszó​styzmysł,amoże
głę​bo​koza​ko​rze​nio​nyin​stynktprze​trwa​nia.Wmgnie​niuokapo​czuł,żecośsięzmie​ni​ło.Ina​-
tych​miastza​re​ago​wałtak,jakro​biłtojesz​czeroktemu.

Są​dził, że tam​te do​świad​cze​nia zo​sta​wił za sobą, jed​nak wy​uczo​nych za​cho​wań trud​no się

po​zbyć. Bez​sze​lest​nie prze​su​nął się w głąb miesz​ka​nia, płyn​nie jak kot omi​ja​jąc me​ble, wta​-
pia​jąc się w cie​nie na ścia​nach. Srebr​ne świa​tło księ​ży​ca roz​świe​tla​ło bia​łą po​sadz​kę, roz​ja​-
śnia​łomrok.Gian​niza​mie​niłsięwsłuch,od​bie​ra​jącnaj​cich​szeod​gło​sy.Sze​lesttka​ni​ny.Mi​-
mo​wol​newes​tchnie​nie.Ci​chut​kieszur​nię​ciebutapopod​ło​dze.

Mi​ja​jącko​lej​nepo​ko​je,prze​su​wałwzro​kiemposzkla​nychścia​nach,niezwra​ca​jącuwa​gina

swo​jeod​bi​cie.Sku​pio​nyiczuj​ny,czułna​ra​sta​ją​cena​pię​cie.

Po​bież​niezlu​stro​wałpo​ko​jego​ścin​ne,zaj​rzałdoła​zie​nek.In​stynk​tow​nieczuł,żein​tru​zatu

nie znaj​dzie. Nie wie​dział, skąd bie​rze się to prze​ko​na​nie. Może to in​stynkt, może in​tu​icja.
Wie​dział,żemusiiśćda​lej.

Usły​szałją,nimzo​ba​czył.Mó​wi​łacośdosie​biestłu​mio​nymszep​tem.Mia​łani​skigłos.In​-

try​gu​ją​cy.Gian​niza​trzy​małsięprzywej​ściuipo​pa​trzyłnale​żą​cąnapod​ło​dzeko​bie​tę.Wy​cią​-
gnię​tąrękąsię​ga​łapodłóż​ko.

Toniepo​li​cjant​ka.
Nieztakąfi​gu​rą.
Zapro​ba​tąprze​su​nąłponiejwzro​kiem.Czer​wo​naje​dwab​nabluz​ka,czar​naminipod​kre​śla​-

ją​cabio​dra,zgrab​nenogiidrob​nesto​pywwy​so​kichszpil​kach.

Zpew​no​ściątoniejestpo​li​cjant​ka.
Po​czułprzy​jem​nydresz​czyk.Chęt​niesięjejprzyj​rzy.Nietyl​kopoto,bydo​wie​dziećsię,kim

background image

jest.Chcespraw​dzić,czybu​ziajestrów​niein​te​re​su​ją​cajakresz​ta.

Po​chy​liłsięichwy​ciłko​bie​tęzanogi.Zdu​szo​nyokrzyk,jakiwy​rwałsięjejzpier​si,byłmu​-

zy​ką dla jego uszu. Nie dość, że zła​pał ją na go​rą​cym uczyn​ku, to do​dat​ko​wo jej spód​nicz​ka
prze​su​nę​łasię,jesz​czebar​dziejod​sła​nia​jącuda.

Nie​zna​jo​ma szarp​nę​ła się gwał​tow​nie i wy​zwo​li​ła z uści​sku. Jed​ną ręką ob​cią​gnę​ła spód​-

nicz​kę i mach​nę​ła nogą obu​tą w mor​der​cze szpi​le. Gian​ni uchy​lił się w ostat​niej chwi​li. Ko​-
bie​tacof​nę​łasię,zie​lo​neoczyrzu​ca​łyognie.Ciem​newło​syopa​dłyjejnaczo​ło,nie​cier​pli​wie
od​gar​nę​łajewtył.Po​de​rwa​łasię,go​tu​jącsiędoata​ku.Gian​niomalsięniero​ze​śmiał.

–Nieza​mie​rzamztobąwal​czyć–rzekłszorst​ko.
Ko​bie​taza​śmia​łasięipo​krę​ci​łagło​wą.
–My​liszsię.
Bły​ska​wicz​nierzu​ci​łasięwjegostro​nę,wy​mie​rza​jąccios.Gdy​byniebyłczuj​ny,pew​nieby

gotra​fi​ła.Zła​pałjejrękęiwy​krę​ciłdotyłu.Pchnąłko​bie​tęnałóż​ko.

Nimzdą​ży​łasięru​szyć,przy​siadłnaniej,przy​gnia​ta​jącjąswo​imcię​ża​rem.
–Zejdźzemnie!–za​wo​ła​łaostro.
Ame​ry​kan​ka,są​dzącpoak​cen​cie.
Mie​rzy​łagogniew​nymspoj​rze​niem.Możektośinnybyuległ,Gian​nijed​nakpo​sta​no​wiłją

przy​ci​snąć.

– Ni​g​dzie cię nie pusz​czę. Na pew​no jesz​cze nie te​raz – oznaj​mił, przy​trzy​mu​jąc ją za ra​-

mio​na.Dziew​czy​naza​czę​łasięszar​pać,pró​bu​jączrzu​cićgozsie​bie.Zgię​tymko​la​nemrąb​nę​ła
gowple​cy.

–Dośćjużtego!–zde​ner​wo​wałsię.
–Spró​bujmniepo​wstrzy​mać!–Wal​czy​łada​lej.
–Chy​bategoniezro​bię.–Zna​czą​cozni​żyłgłos.–Praw​dęmó​wiąc,tocał​kiemmisiępo​do​-

ba.

Tesło​wapo​dzia​ła​łynaniąjakku​bełzim​nejwody.Znie​ru​cho​mia​ła.Ibar​dzodo​brze,bojego

cia​łoza​re​ago​wa​ło.Nie​czę​stomusięzda​rzamiećpodsobąatrak​cyj​nąnie​zna​jo​mą.Nicdziw​ne​-
go,żetonanie​godzia​ła.

Jejzie​lo​neoczypło​nę​łyogniem.Od​dy​cha​łapłyt​koigwał​tow​nie.Nie​któ​regu​zi​kibluz​kisię

roz​pię​ły.Zmu​siłsiędokon​cen​tra​cji.

–Sko​rojużsięopa​no​wa​łaś,możeła​ska​wiepo​wiesz,coro​biszwmoimdomu.
–Puśćmnie,topo​ga​da​my–wy​ce​dzi​ła.
Gian​niro​ze​śmiałsię.
–Czyjawy​glą​damnagłup​ca?–Po​trzą​snąłgło​wą.–Cotyturo​bisz?–po​wtó​rzył.
Wy​pu​ści​łapo​wie​trze,przezmo​mentsięza​sta​na​wia​ła.Wresz​ciesięode​zwa​ła:
–Cze​ka​łamnacie​bie.My​śla​łam,żemożesię…za​ba​wi​my.
Roz​ba​wio​nyiza​in​try​go​wa​nyjed​no​cze​śnieprzyj​rzałsięjejba​daw​czo.Wie​dział,żegra.
–Na​praw​dę?
Mi​nę​łase​kun​da,możedwie.
–Nodo​brze.Nie.
–Je​ślinie,tocoturo​bisz?Cze​goszu​kasz?
Mil​cza​ła, wle​pia​jąc w nie​go wzrok. Nie wie​dzia​ła, jak to pło​mien​ne spoj​rze​nie na nie​go

dzia​ła.Tako​bie​tana​praw​dęcośwso​biema.Możedla​te​go,żejestdrob​naiape​tycz​na.Amoże
dla​te​go,żeoddaw​najestsam.

–Niemaszminicdopo​wie​dze​nia?Wta​kimra​ziejacitopo​wiem.Je​steśzło​dziej​ką,toje​-

background image

dy​newy​ja​śnie​nie.Bar​dzoatrak​cyj​ną–do​dał,prze​su​wa​jącwzro​kiempojejpeł​nychpier​siach.
–Coniezmie​niafak​tu,żekrad​niesz.Je​ślili​czysz,żeoka​żęsiębar​dziejwy​ro​zu​mia​łyniżinni,
doktó​rychsięwła​ma​łaś,tobar​dzosięroz​cza​ru​jesz.

–Niewła​ma​łamsię…
Prze​rwałjej,boczuł,żeniepo​wiemupraw​dy.
–Je​stemcie​ka​wy,wjakispo​sóbdo​sta​łaśsiętuicochcia​łaśzna​leźć.Niewyj​dziesz,pókimi

nieod​po​wiesz,zło​dziej​ko.

Za​nie​mó​wi​ła.Po​trzą​snę​łagło​wą,za​śmia​łasięiwbi​ławnie​gozdu​mio​nespoj​rze​nie.
–Wtympo​ko​jujesttyl​koje​denzło​dziej.Co​ret​ti.
–Achtak.–Za​in​try​go​wa​łagojesz​czebar​dziej.–Znaszmojena​zwi​sko,czy​liwła​ma​nienie

byłoprzy​pad​ko​we.

–Tonie…
– Jak na wła​my​wa​cza je​steś wy​jąt​ko​wo do​brze ubra​na – za​uwa​żył, znów prze​su​wa​jąc po

niejwzro​kiem.

–Nieje​stemwła​my​wa​czem.
–Czy​lije​steśdrob​nązło​dziej​kąiprzy​szłaśsięuczyć?Sko​roznaszmnieimojąro​dzi​nę,po​-

win​naś wie​dzieć, że nie bie​rze​my uczniów. A na​wet gdy​by​śmy bra​li, to za​pew​niam cię, że to
nie jest spo​sób na zy​ska​nie w mo​ich oczach. – Spo​waż​niał na​gle. – Kim je​steś i po co przy​-
szłaś?

–Kimś,ktomawy​star​cza​ją​cydo​wód,żebypo​słaćtwo​je​goojcazakrat​ki.
Aha,po​my​ślałzim​no.Te​razna​praw​dęgoza​in​te​re​so​wa​ła.

śmy.Pau​lo,da​łemsło​wowza​mianzaobiet​ni​cę,żenamod​pusz​czą.

Pau​lozno​wuprych​nął.
–Da​łeśsło​wopo​li​cji.

background image

ROZDZIAŁDRUGI

Błyskroz​ba​wie​nia,jakilśniłwbrą​zo​wychoczachGian​nie​go,znik​nąłwjed​nejchwi​li.Ma​rie

na​bra​ła po​wie​trza, pró​bu​jąc uspo​ko​ić gwał​tow​nie bi​ją​ce ser​ce. Co nie było ła​twe, bio​rąc pod
uwa​gę, że jej „plan” spa​lił na pa​new​ce. Nie spo​dzie​wa​ła się, że Co​ret​ti wró​ci tak wcze​śnie
i przy​ła​pie ją na bu​szo​wa​niu w jego domu. Tak jak nie spo​dzie​wa​ła się, że rzu​ci ją na łóż​ko
iprzy​gwoź​dzidoma​te​ra​ca.Cogor​sza,wca​leniebyłojejprzy​kro,gdyczu​łanaso​biejegocię​-
żar.

Gian​nibyłwyż​szy,niżmy​śla​ła.Po​czu​łateżjegode​li​kat​nyko​rzen​nyza​pach,ku​szą​cyiuwo​-

dzi​ciel​ski.Aleprze​cieżnieprzy​szłatupoto,byulecbu​zu​ją​cymhor​mo​nom,speł​nićna​gleroz​-
bu​dzo​nepra​gnie​nia.

Jużrazpo​peł​ni​łatakibłąd.Ule​ga​łacza​ro​wizło​dzie​ja–iwię​cejtegoniepo​wtó​rzy.
Cho​le​ra.Dla​cze​gowszyst​kopo​to​czy​łosiętakfa​tal​nie?Za​kła​da​ła,żeskon​fron​tu​jesięznim

wod​po​wied​nimmo​men​cie,samawy​bie​rzemiej​sceiczas.Bę​dziemiećwszyst​kopodkon​tro​lą.
Awy​szłonato,żejestzda​nanajegoła​skę.Są​dzącpopo​nu​rymspoj​rze​niuGian​nie​go,niebar​-
dzomanacoli​czyć.

Po​stą​pi​łatakjakza​wszewta​kiejsy​tu​acji–pierw​szaprzy​pu​ści​łaatak.
–Puśćmnieiwte​dypo​roz​ma​wia​my.
–Za​cznijmó​wić,awte​dyciępusz​czę–od​parł.
Czy​li pu​dło. W bla​dej po​świa​cie księ​ży​ca wi​dzia​ła su​ro​we rysy Gian​nie​go. Tyl​ko na po​zór

sy​tu​acjawy​glą​da​łanaro​man​tycz​ną–Gian​nimiałza​ci​śnię​teusta.

Ma​rieza​czerp​nę​łapo​wie​trzaipo​my​śla​ła,żemusizdo​byćsięnaod​wa​gę.Odmie​się​cyszy​ko​-

wa​łasiędotejkon​fron​ta​cjiijejwy​sił​kispeł​złynani​czym.Tyl​kodla​te​go,żeCo​ret​tiwró​ciłdo
domuzawcze​śnie.Gdysięnadtymza​sta​no​wić,tojegowina.

Tamyślna​peł​ni​łajązło​ścią.
–Niemogęod​dy​chać,kie​dymnieprzy​gnia​tasz.
Na​wetniedrgnął.
–Wta​kimra​ziega​dajszyb​ko.Comaszprze​ciw​komo​je​muojcu?
Naj​wy​raź​niejtęrun​dęprze​gra​ła.
–Mamzdję​cie.
Gian​niprych​nąłiro​nicz​nie.
–Zdję​cie?Po​win​naśpo​sta​raćsięocoślep​sze​go.Wdzi​siej​szychcza​sachcy​fro​waob​rób​kato

oczy​wi​stość.

–Tegozdję​cianiktnietknął.Możejestnie​cociem​ne,aletwo​je​goojcamoż​nała​tworoz​po​-

znać.

TwarzGian​nie​gosta​łasięjesz​czebar​dziejchłod​na.Ijesz​czebar​dziejatrak​cyj​na.
–Mamciuwie​rzyć?Na​wetniewiem,jaksięna​zy​wasz.
–Ma​rie.Ma​rieO’Hara.
Zsu​nąłsięnie​cozjejbrzu​cha.Te​razmo​głaode​tchnąćtro​chęgłę​biej.
–Odtegoza​cznij​my–ode​zwałsięcierp​ko.–Mów.Skądmnieznasz?Skądwieszomo​jej

ro​dzi​nie?

–Czyżar​tu​jesz?
Oddzie​się​cio​le​ciro​dzi​naCo​ret​tichbyłanace​low​ni​kupo​li​cjica​łe​goświa​ta.Przy​ła​pa​nieich

background image

nakra​dzie​żypo​zo​sta​wa​łoma​rze​niem.Nie​praw​do​po​dob​ne,żeGian​niotopyta.

–Je​steśzro​dzi​nyCo​ret​tich,naj​słyn​niej​szychwświe​ciezło​dzieikosz​tow​no​ści.
Za​ci​snąłmoc​niejusta.Czytodo​bryznak?Czymożezły?Nie​waż​ne.
–Rze​ko​mychzło​dziei–spro​sto​wał,nieod​ry​wa​jącodniejoczu.–Niktnasonicnieoskar​-

żył.

–Bonieuda​łosięzna​leźćdo​wo​dów.Ażdote​raz.
–Ble​fu​jesz.
–Nie.–Wy​trzy​ma​łajegospoj​rze​nie.
Przezdłu​gąchwi​lęmie​rzyłjąprze​ni​kli​wymwzro​kiem.Po​krę​ciłgło​wąiza​py​tał:
–Cze​mumiał​bymwie​rzyćko​bie​cie,któ​rawła​ma​łasiędomo​je​godomu?
–Niewła​ma​łamsię–spro​sto​wa​ła.–Jatyl​kotuwe​szłam.
Zwę​ziłoczy,jesz​czemoc​niejza​ci​snąłusta.
–Jakmamtoro​zu​mieć?Wjakispo​sóbsiętu​tajdo​sta​łaś?
Prych​nę​ła,sły​szącjegoton.
–Na​praw​dęniewiesz?Wy​star​czy​łowło​żyćkrót​kąspód​ni​cęinie​moż​li​wiewy​so​kieob​ca​sy,

a por​tier z miej​sca się przede mną kła​niał. – Jej uwa​dze nie uszedł lu​bież​ny błysk w oczach
por​tie​ra.Zpew​no​ściąwpusz​czałdoGian​nie​gosek​sow​nepa​nien​ki.–Na​wetniepo​pro​siłodo​-
wód.Za​pew​nił,żewin​da,doktó​rejmniepo​pro​wa​dził,do​jeż​dżawy​łącz​niedotwo​je​goapar​ta​-
men​tu,więcniepo​trze​bu​jęklu​czy.Wca​lesięnieprze​jął,żecięniema.Naj​wy​raź​niejjestprzy​-
zwy​cza​jo​nydota​kichsy​tu​acji.

Gian​ni zmarsz​czył brwi. Czy​li tra​fi​ła cel​nie. To do​brze, bo musi prze​cią​gnąć go na swo​ją

stro​nę.Niepo​do​ba​łajejsięmyśl,żenieobej​dziesiębezpo​mo​cyzło​dzie​ja,jed​nakbeznie​go
niewy​peł​nimi​sji.

–Wi​dzę,żemu​szęroz​mó​wićsięzpor​tie​rem.
Uśmiech​nę​łasię,wi​dzącjegozi​ry​to​wa​nąminę.
– Czy ja wiem? Do​brze go wy​szko​li​łeś. Od​pro​wa​dza pa​nien​ki do win​dy i wpusz​cza do

miesz​ka​nia,nie​za​leż​nieczyje​steśwdomu,czynie.

Do​pie​kłamu,wi​dzia​łatopojegotwa​rzy.
–Wpo​rząd​ku,po​wie​dzia​łaśswo​je.Te​razwy​ja​śnij,pocotuprzy​szłaś.Nie​czę​stosięzda​rza,

żebyktośzmo​ichgo​ściza​glą​dałpodłóż​ko.Cze​gotamszu​ka​łaś?

–In​nychdo​wo​dów.
–In​nychdo​wo​dów?–Za​śmiałsięostro.
Po​pa​trzy
–Po​trze​bu​jętwo​jejpo​mo​cy.
Ro​ze​śmiałsięgło​śno,od​rzu​ca​jącgło​wędotyłu.Takjątymza​sko​czył,żeniebyławsta​nie

wy​do​byćzsie​biesło​wa.Wle​pi​ławnie​gowzrok.Gdysięśmiał,wy​glą​dałjesz​czebar​dziejuwo​-
dzi​ciel​sko. Sta​ra​ła się nie za​uwa​żać jego oczu, cu​dow​nie za​ry​so​wa​nych ust. Gład​ka, świe​żo
ogo​lo​naskó​ra,gę​steczar​newło​sylek​kopod​wi​ja​ją​cesięnadkoł​nie​rzy​kiemko​szu​li.Czu​łabi​-
ją​ceodnie​gocie​pło,drże​niecia​ławstrzą​sa​ne​gośmie​chem.Trud​nojejbyłoze​braćmy​śli.Cóż,
najejmiej​scukaż​dako​bie​taby​ła​bynie​co…roz​ko​ja​rzo​na.

Wkoń​cuprze​stałsięśmiaćipo​pa​trzyłnanią.
– Po​trze​bu​jesz mo​jej po​mo​cy. Fan​ta​stycz​ne stwier​dze​nie. Wdar​łaś się do mo​je​go domu,

gro​ziszmo​jejro​dzi​nieispo​dzie​waszsię,żeciwczymśpo​mo​gę?

–Je​ślisą​dzisz,żemitood​po​wia​da,tosięmy​lisz–od​par​ła.Ko​rzy​sta​niezjegopo​mo​cyod​-

strę​cza​łoją,jed​nakniemia​ławyj​ścia.Ina​czejniedo​pad​niezło​dzie​ja.

background image

–Ajakchcia​łaśna​kło​nićmniedopo​mo​cy?Szan​ta​żem?
–Niewpu​ścił​byśmniedodomu,gdy​bympopro​stuprzy​szłapo​roz​ma​wiać.
– No nie wiem. – Prze​su​nął spoj​rze​niem po jej twa​rzy, po​pa​trzył na biust opię​ty czer​wo​-

nymje​dwa​biem.–Możebymcięwpu​ścił.

Za​czer​wie​ni​łasię,do​tknię​tatąuwa​gą.
–Tenstrójmożemy​lić,alenieje​stemtakajaktwo​jeci​zie.
–Ci​zie?–Uniósłlek​kobrwi.
–Cociętakzdzi​wi​ło?Prze​cieżciętuod​wie​dza​ją.
Uśmiech​nąłsię,codo​da​łomuuro​ku.Musisięsku​pić,od​su​nąćodsie​bienie​wcze​snemy​śli.

Prze​cieżtozło​dziej.Sy​tu​acjaitakjestwy​star​cza​ją​cotrud​na.

–Świet​nie.Nieje​steści​zią,nieje​steśwła​my​wacz​ką,wta​kimra​ziekimje​steś?
Po​ru​szy​łasię,leczGian​nina​wetniedrgnął.Niemaszans,bymusięwy​rwa​ła.
– Za​wrzyj​my układ – ode​zwa​ła się po se​kun​dzie. – Od​po​wiem na py​ta​nie, a ty mnie pu​-

ścisz.

–Uwa​żasz,żewtwo​jejsy​tu​acjimo​żeszne​go​cjo​wać?
Miałuro​czywło​skiak​cent,gdy zni​żałgłos,ak​centsta​wał sięjesz​czewy​raź​niej​szy.Nie po​-

win​notakbyć.Miećtakiwy​gląd?Takiak​cent?Dodia​bła,możeonwca​leniemu​siałkraść,ko​-
bie​typew​niesamewrę​cza​łymukosz​tow​no​ści.Tamyśldo​dat​ko​wojązi​ry​to​wa​ła.

–Mamdo​wódob​cią​ża​ją​cytwo​je​goojca–oznaj​mi​łaina​tych​miasttegopo​ża​ło​wa​ła.
Gian​nizmie​niłsięnatwa​rzy.Prze​stałsięuśmie​chać,po​pa​trzyłnaniątwar​do.
–Taktwier​dzisz.–Umilkł,jak​bycośroz​wa​żał.–Zgo​da.Po​wiedzmi,kimje​steś,awte​dycię

pusz​czę.

–Jużpo​wie​dzia​łam,na​zy​wamsięMa​rieO’Hara.
–Je​steśAme​ry​kan​ką.
–Tak.
–Icoda​lej?Na​zwi​skotomało.Kimje​steś?
Wpa​try​wałsięwniąin​ten​syw​nie.Świa​tłoksię​ży​caod​bi​ja​łosięwjegooczach.
–By​łampo​li​cjant​ką…
–By​łaś?–Wy​pu​ściłpo​wie​trze,zwę​ziłoczy.–Jakmamtoro​zu​mieć?
–Od​po​wie​dzia​łamnajed​nopy​ta​nie.Puśćmnie,aopo​wiemciresz​tę.
–Do​brze.–Od​su​nąłsię.
Wresz​ciemo​głagłę​bo​koode​tchnąć.Usia​dła,po​pra​wi​łabluz​kęiob​cią​gnę​łaspód​nicz​kę.Ru​-

chemgło​wyod​rzu​ci​ławło​syiwbi​ławzrokwGian​nie​go.

– Cze​go była po​li​cjant​ka szu​ka w moim domu? – Gian​ni pod​niósł się, wło​żył ręce do kie​-

sze​niiba​daw​czoprzy​pa​try​wałsięMa​rie.–Pocojejmojapo​mocijakzdo​by​łado​wo​dyprze​-
ciw​komo​je​muojcu?

Ma​rieteżwsta​ła.Sto​jąc,czu​łasiępew​niej.Dochwi​li,gdypo​pa​trzy​łamuwoczy.Wy​czu​wa​ła

skry​wa​nąwnimsiłę.Sa​miecalfa.

– Wy​ja​śnij mi, dla​cze​go nie po​wi​nie​nem za​dzwo​nić na po​li​cję z in​for​ma​cją, że zła​pa​łem

wła​my​wa​cza.

–Słyn​nyzło​dziejwzy​wa​ją​cypo​li​cję?Cozairo​nia.
Nie​cier​pli​wiewzru​szyłra​mio​na​mi.
–Niewiem,oczymmó​wisz.Je​stempra​wo​rząd​nymoby​wa​te​lem.Do​damjesz​cze,żepra​cu​ję

dlaIn​ter​po​lu.

Wie​dzia​ła o tym, lecz to ni​cze​go nie zmie​nia​ło. Co z tego, że od nie​daw​na współ​pra​cu​je

background image

zmię​dzy​na​ro​do​wąpo​li​cją?Jegoro​dzi​nana​dalżyjenaba​kierzpra​wem.Zresz​tąwia​do​mo,że
zwy​kletojestja​kiśukład.Bar​dzopraw​do​po​dob​ne,żeGian​nipo​szedłnawspół​pra​cęwza​mian
zada​ro​wa​niewcze​śniej​szychwin.Nieporazpierw​szyprze​stęp​caprze​cho​dzinadru​gąstro​nę,
żebyra​to​waćskó​rę.

–Notopro​szę,dzwońnapo​li​cję.Napew​noza​in​te​re​su​jeichzdję​cieDo​mi​nic​kaCo​ret​tie​go

wy​my​ka​ją​ce​gosięprzezoknozwło​skie​gopa​ła​cy​ku,dzieńprzedzgło​sze​niemprzezvanCo​ur​-
tówwła​ma​nia.

Cho​le​ra.Tyl​kosiłąwolizdo​łałza​cho​waćka​mien​nątwarz.Szma​rag​dyvanCo​ur​tów.Je​ślible​-
fo​wa​ła, to tra​fi​ła bez​błęd​nie. Szma​rag​dy znik​nę​ły w ze​szłym ty​go​dniu. Wie​dział, że to oj​ciec
stoizatymsko​kiem.Je​ślionarów​nieżtowie,tojaknicmazdję​cieNic​ka.Atowy​star​czy,by
oj​ciecwy​lą​do​wałwwię​zie​niu.

Po​pa​trzyłwzie​lo​neoczyMa​rie.Żeteżjątuprzy​nio​sło!Odpo​nadrokuwie​dzienoweży​cie,

aprzeztędrob​nąko​bie​tęwszyst​kostra​ci.Nie​waż​ne,żemusiępo​do​ba.Niepo​zwo​lijejznisz​-
czyćży​ciaswo​je​goiro​dzi​ny.

–Zo​bacz​myto.–Pod​szedłdościa​nyiwłą​czyłświa​tło.Wpo​ko​juzro​bi​łosięja​sno.
–Co?
Wpół​mro​kuwy​glą​da​łapo​cią​ga​ją​co,alete​raz,przyza​pa​lo​nymświe​tle,niemógłode​rwaćod

niejwzro​ku.Nie​sa​mo​wi​ciezie​lo​neoczy,lśnią​cekasz​ta​no​wewło​sy,po​nęt​nekształ​tyskry​wa​-
nepodczer​wo​nąbluz​kąiczar​nąspód​nicz​ką.Po​czułfalęgo​rą​ca.

To była po​li​cjant​ka. To przy​po​mnie​nie po​dzia​ła​ło jak zim​ny prysz​nic. Co z tego, że była?

Zdo​świad​cze​niawie​dział,żegli​naza​wszepo​zo​sta​niegli​ną.

–Zdję​cie,naktó​rymja​ko​byjestmójoj​ciec.Chcęjezo​ba​czyć.Za​raz.
–Mamjewto​reb​ce.
Szyb​koprze​su​nąłponiejwzro​kiem.
–Gdzieonajest?
–Wsa​lo​nienaka​na​pie.
Uniósłbrwi.Niewi​działtamżad​nejto​reb​ki.Gdywszedłdodomuipo​czuł,żektośtujest,

skon​cen​tro​wałsięnazna​le​zie​niuin​tru​za.

–Po​czu​łaśsięjakusie​bie,co?
–Mia​łamza​braćją,wy​cho​dząc.–Po​sła​łamuostrespoj​rze​nie.–Są​dzi​łam,żewró​ciszdo​-

pie​rozaparęgo​dzin.

–Mamcięprze​pro​sićzapo​mie​sza​nieszy​ków?
Gło​śnowcią​gnę​łapo​wie​trze.
–Chceszzo​ba​czyćtozdję​cie?
Wca​leniechciał.Bogdyjeuj​rzy,bę​dziemu​siałja​kośspra​węza​ła​twić.Zna​leźćspo​sób,by

za​mknąćjejustaichro​nićojca.Wszyst​kopoko​lei.

–Chodź​my.
Cof​nął się, ro​biąc jej przej​ście. Z przy​jem​no​ścią pa​trzył na idą​cą przed nim po​stać. Po​li​-

cjant​kaczynie,alejestnaczymokoza​wie​sić.Onzaś,zło​dziejczynie,na​daljestmęż​czy​zną.

Stu​kotob​ca​sówniósłsięechempopo​grą​żo​nymwci​szyapar​ta​men​cie.Gian​nipoko​leiza​-

pa​lałświa​tła,bia​łapo​sadz​kaiścia​nyja​śnia​łyzim​nymbla​skiem.

Kie​dy zna​leź​li się w sa​lo​nie, Ma​rie po​chy​li​ła się nad bia​łą ka​na​pą i się​gnę​ła po to​reb​kę.

Czar​naitakmała,żepew​niemie​ściłsięwniejtyl​kodo​wódite​le​fon.Wcze​śniejjejnieza​uwa​-

background image

żył,bozsu​nę​łasięmię​dzypo​dusz​ki.

Ma​riewy​ję​łate​le​fon,włą​czy​łagoipo​ka​za​łaGian​nie​muekran.
–Po​wie​dzia​łamci,żetomam.
Wziąłodniejapa​rat,spoj​rzałnazdję​cieipo​czułprzy​kryuciskwżo​łąd​ku.Tooj​ciec.Niema

wąt​pli​wo​ści.Je​dy​napo​cie​cha,żezdję​ciebyłociem​neiroz​po​zna​nieczło​wie​kawy​my​ka​ją​ce​go
sięprzezoknomo​głospra​wićpro​ble​my.

–Przejdźdona​stęp​ne​gozdję​cia.
Usłu​chał.Nadru​giejfot​ceNicknada​chu.Nie​wy​raź​nerysy,aleonodrazugopo​znał.
–Tomożebyćkaż​dy–od​rzekłszorst​ko,ka​su​jącobazdję​cia.
–Alejestina​czejiobo​jetowie​my–od​pa​ro​wa​ła.–Mo​głeśso​bieda​ro​waćka​so​wa​nie.Mam

wię​cejko​pii.

–Noja​sne.Czu​jeszsięjakbo​ha​ter​kafil​mówszpie​gow​skich?Tociębawi?
– To ra​czej jak film „Zło​dziej w ho​te​lu” – od​po​wie​dzia​ła i po raz pierw​szy lek​ko się

uśmiech​nę​ła.

Tensta​ryfilmna​le​żałdojegoulu​bio​nych.CaryGrantwroliwy​traw​ne​gozło​dzie​jabi​żu​te​rii.

Niedość,żeprze​chy​trzyłpo​li​cję,tojesz​czezdo​byłser​cepięk​nejdziew​czy​nygra​nejprzezGra​-
ceKel​ly.

–PaniO’Hara,docze​gopanizmie​rza?
–Cóż,pa​nieCo​ret​ti–od​par​ła,cho​wa​jącte​le​fondoto​reb​ki–totakjakwtychfil​mach…Po​-

trze​bu​jęzło​dzie​ja,żebydo​paśćzło​dzie​ja.
łananie​gopo​sęp​nie.

–Mamjed​nozdję​cie.Chcia​łamzdo​byćcoświę​cej.
–Poco?–Spo​chmur​niałjesz​czebar​dziej.

background image

ROZDZIAŁTRZECI

–Mówja​śniej.
Zer​k​nę​łananie​go.Wkosz​tow​nymsza​rymgar​ni​tu​rze,bia​łejko​szu​liiczer​wo​nymkra​wa​cie

wy​glą​dałnaban​kie​ra.Do​pó​kinieuj​rza​łosięjegooczu,bonatympo​do​bień​stwosiękoń​czy​ło.
By​stre, in​te​li​gent​ne, z nie​bez​piecz​nym bla​skiem. Taki wi​dok z pew​no​ścią dzia​łał na ko​bie​ty.
Na​wetnanią,choćprze​cieżwie​dzia​ła,zkimmadoczy​nie​nia.

–Mogęusiąść?–za​py​ta​ła.
–Amogęciępo​wstrzy​mać?
– Ra​czej nie – mruk​nę​ła, sia​da​jąc na ka​na​pie. Tak jak my​śla​ła, oka​za​ła się bar​dzo nie​wy​-

god​na.–Nogimnieroz​bo​la​ły–wy​zna​ła,zrzu​ca​jącszpil​kiima​su​jącsto​py.

–Notousiądźipo​czujsięle​piej–rzekłiro​nicz​nie.
–Natejtwar​dejka​na​pie?–skrzy​wi​łasię.
–Mamciprzy​nieśćpo​dusz​kę?
–Prze​pra​szam.Nodo​brze,jużmó​wię.
–Za​mie​niamsięwsłuch–po​wie​działuprzej​mie.
Nie dała się zwieść. Jego oczy świad​czy​ły o tym, że jest skon​cen​tro​wa​ny i spię​ty, choć się

kon​tro​lo​wał.

Toniepo​win​nojejdzi​wić.Przezostat​niety​go​dnieze​bra​łain​for​ma​cjenate​matjegoro​dzi​ny

iuzna​ła,żeGian​nijestnaj​bar​dziejpre​de​sty​no​wa​nydoroli,jakąza​pla​no​wa​ła.Dlado​braro​dzi​-
nygo​tówjestzro​bićwszyst​ko.Toonnaj​prę​dzejjejpo​mo​że,na​wetwbrewso​bie.

–Jużciwspo​mnia​łam,żeby​łampo​li​cjant​ką.
–Ow​szem.
Czytomoż​li​we,żesięwzdry​gnął?
–Po​cho​dzęzro​dzi​nypo​li​cyj​nej.Oj​ciec,wu​jo​wieiku​zy​nisłu​ży​liwpo​li​cji.
–Fa​scy​nu​ją​cahi​sto​ria–stwier​dziłoschle.–Jakitomazwią​zekzmojąro​dzi​ną?
–Jużdotegodo​cho​dzę.
Po​czu​ła pra​gnie​nie. Może z po​wo​du zde​ner​wo​wa​nia. Gian​ni przy​siadł na sto​li​ku, nie​mal

do​ty​kałjejko​la​na​mi.Po​wie​trzewi​bro​wa​ło,niemo​głasięsku​pić.

Po​de​rwa​łasięzka​na​py,cogoza​sko​czy​ło.Noido​brze.Onświet​niesiękon​tro​lu​je,jejprzy​-

cho​dzitozco​razwięk​szymtru​dem.Musisięopa​no​wać.

–Na​pi​ła​bymsięher​ba​ty.Maszher​ba​tę?
–Prze​pra​szam,żeoka​za​łemsięmar​nymgo​spo​da​rzem–mruk​nął,pod​no​szącsię.–Oczy​-

wi​ście,żemamher​ba​tę.Je​ste​śmywLon​dy​nie.

–Świet​nie.–Ru​szy​ławstro​nękuch​ni,przy​ci​ska​jącdosie​bieto​reb​kę,jak​bytobyłokołora​-

tun​ko​we. Pod sto​pa​mi czu​ła zim​ny do​tyk mar​mu​ru, ale przy​najm​m​niej nie mu​sia​ła mę​czyć
sięnaob​ca​sach.Gian​niszedłtużzanią.

–Usiądźipo​roz​ma​wiaj​my–po​wie​dział,gdyzna​leź​lisięwkuch​ni.
Usia​dłanaprze​zro​czy​stymkrze​śleisięskrzy​wi​ła.
–Tekrze​słasąstrasz​ne.
– Za​pa​mię​tam so​bie. – Na​peł​nił bia​ły czaj​nik wodą, po​sta​wił go na bla​cie i włą​czył. – Nie

otymmie​li​śmymó​wić.

–Ra​cja.–Na​bra​łapo​wie​trzaiprzy​pa​try​wa​łasię,jakGian​niwyj​mu​jekub​kiibia​łydzba​nek.

background image

Na​sy​pałher​ba​ty,oparłdło​nienabla​ciezbia​łe​gogra​ni​tuipo​pa​trzyłnaniązna​czą​co.

– Kil​ka lat temu za​pro​po​no​wa​no mi sta​no​wi​sko sze​fa ochro​ny no​wo​jor​skie​go ho​te​lu Wa​-

inw​ri​ght–za​czę​ła.–Zre​zy​gno​wa​łamzesłuż​bywpo​li​cjiiprzy​ję​łamtępo​sa​dę.

–Bar​dzopre​sti​żo​wą–mruk​nął.
–Ow​szem.Wszyst​kobyłodo​brzedodnia,gdykil​kamie​się​cytemuAbi​ga​ilWa​inw​ri​ghtzo​-

sta​łaokra​dzio​na.

–Wa​inw​ri​ght–po​wtó​rzyłGian​ni,wza​du​miemarsz​czącbrwi.–Na​szyj​nikCon​tes​sa.
–Tak.–Kiw​nę​łagło​wąipo​ru​szy​łasię,szu​ka​jącwy​god​niej​szejpo​zy​cji,aleszyb​kosiępod​-

da​ła.

Po​ło​ży​łaręcenaszkla​nymbla​cie.Zim​nyjakwszyst​kowtymmau​zo​leum,aletonie​istot​ne.

Gian​niwie,oczymjestmowa.Takjakza​kła​da​ła.

– Abi​ga​il jest po osiem​dzie​siąt​ce, od trzy​dzie​stu lat miesz​ka w apar​ta​men​cie na ostat​nim

pię​trzeho​te​lu.–Wspo​mnie​nieele​ganc​kiejmi​łejpanina​peł​ni​łojąża​lem.Zo​sta​łaob​ra​bo​wa​na
wewła​snymdomu,na​szyj​nikbyłwjejro​dzi​nieodpo​ko​leń.Adokra​dzie​żydo​szło,gdytowła​-
śnieMa​rieod​po​wia​da​łazabez​pie​czeń​stwo.

Niemia​łanicnaswo​jąobro​nę.Dałasiępo​dejść.
–Nieukra​dłemna​szyj​ni​ka.Aniniktzmo​jejro​dzi​ny.
–Niepo​wie​dzia​łam,żetotwo​jaspraw​ka.Wiem,ktotozro​bił.
–Tak?–Na​peł​niłdzba​nekwodą,od​sta​wiłczaj​niknablat.–Kto?
–JeanLucBap​ti​ste.
Nieod​ry​wa​łaodnie​gowzro​ku.Wi​dzia​łajegore​ak​cję.Skrzy​wiłsiępo​gar​dli​wie,oczygniew​-

niemubły​snę​ły.Zdjąłkra​watirzu​ciłgonablat.Nabia​łymgra​ni​ciewy​glą​dałjakkrwa​wapla​-
ma.Gian​niroz​piąłkoł​nie​rzykko​szu​liizdjąłma​ry​nar​kę.

–Na​zwi​skoobi​łomisięouszy.
Wko​szu​liwy​glą​dałnapo​staw​niej​sze​go.Pa​trzy​ła,jakpod​wi​jarę​ka​wy,od​sła​nia​jącopa​lo​ne

przed​ra​mio​na.Ztru​demprze​łknę​łaśli​nę.

–JeanLuc–po​wtó​rzył.–Nie​udol​nyiaro​ganc​ki,alepo​tra​fitakomo​taćko​bie​tę,żenieod​-

mó​wimupo​mo​cy.

Ma​rieza​ci​snę​łazęby.Byłazła,wdo​dat​kuGian​nitowi​dzia
Ztru​demprze​łknę​łaupo​ko​rze​nie.Nie​ła​twoprzy​znać,żepo​łknę​łaha​czyk.Dałasięomo​tać.

Po​zwo​li​ła,byuśpiłjejczuj​ność.Zdru​giejstro​nyczymo​głamusięoprzeć?Przy​stoj​nyiuro​czy
Fran​cuz.Cza​ro​wałją,aonawewszyst​koświę​ciewie​rzy​ła.Całeszczę​ście,żenieoka​za​łasięaż
takąidiot​ką,bypójśćznimdołóż​ka.Choćktowie,cobysięsta​ło,gdy​byzo​stałjesz​czety​dzień
czydwa?

Gian​niprych​nąłznie​sma​kiem.Przy​niósłkub​ki,wró​ciłpodzba​nek,po​temwy​jąłzkre​den​su

pacz​kęcia​stek.Usiadłnawprostniejido​pie​rowte​dysięode​zwał.

–JeanLucjestśle​pynapraw​dzi​wąuro​dęiwdzięk.Amimotociępod​szedł.
Za​pie​kły ją po​licz​ki. Gian​ni z pew​no​ścią wi​dział, że zro​bi​ła się czer​wo​na. W do​dat​ku miał

ra​cję.Przezcałeży​cieob​ra​ca​łasięwśródpo​li​cjan​tów.Oj​ciecna​uczyłjąroz​trop​no​ściikry​tycz​-
nejoce​nyludz​kichza​cho​wań,ajed​nakJeanLucoka​załsięspryt​niej​szy.

–Topraw​da.
–Jestta​kimdo​brymko​chan​kiem,jakmó​wią?
Po​pa​trzy​łananie​goroz​sze​rzo​ny​miocza​mi.
–Tegoniewiem.Toje​dy​nybłąd,przedja​kimsięustrze​głam.
Gian​niza​śmiałsięci​cho.

background image

–JeanLucnaj​wy​raź​niejstra​ciłurok.Czy​li–do​dał,niedo​pusz​cza​jącjejdogło​su–wy​cią​-

gnąłodcie​biein​for​ma​cjenate​matho​te​luisys​te​muochro​ny.Akie​dyjużtowie​dział,ukradł
na​szyj​nikiznik​nął.

Ma​riewes​tchnę​łacięż​ko.
–Mniejwię​cejtak.
Gian​nina​peł​niłkub​kiher​ba​tą.
–Mle​ko?Cu​kier?
–Nie,dzię​ku​ję.–Upi​łałyk.–Dla​cze​goje​steśtakimiły?Her​ba​ta,cia​stecz​ka?
–Chy​baniemapo​wo​du,że​by​śmynieza​cho​wy​wa​lisięjakcy​wi​li​zo​wa​nilu​dzie?
–Nonie–rze​kłacierp​ko.–Po​li​cjant​kaizło​dziejsie​dząprzyjed​nymsto​leiczę​stu​jąsięcia​-

stecz​ka​mi.Toko​me​dia.

–Cia​stecz​kasąna​praw​dędo​bre.–Gian​nipod​su​nąłjejpu​deł​ko.
Rze​czy​wi​ście nie były złe. Dziw​na sy​tu​acja. Nie tak wy​obra​ża​ła so​bie pierw​sze spo​tka​nie

zGian​nim.

–Wra​caj​mydoopo​wie​ści.
–Je​stembar​dzocie​ka​wy,jaktosięskoń​czy​ło.Wprostniemogęsiędo​cze​kać.
Zmie​rzy​łagochmur​nymspoj​rze​niem.Wja​snymświe​tlejegooczylśni​ły.Bawisięjejkosz​-

tem?

–Abi​ga​ilniemia​ładomniepre​ten​sji,jed​nakradady​rek​to​rówbyłain​ne​gozda​nia.Zo​sta​łam

zwol​nio​na.

–Nicdziw​ne​go.Da​łaśsiępo​dejśćzło​dzie​jo​wi.–Gian​niod​chy​liłsięnakrze​śle,spo​chmur​-

niał.–Ito,mu​szępo​wie​dzieć,nie​spe​cjal​nielot​ne​mu.

– Dzię​ki, od razu po​czu​łam się le​piej. – Dała się omo​tać zło​dzie​jo​wi, w do​dat​ku ta​kie​mu,

któ​re​goko​le​dzypofa​chuniece​nią.

Za​ci​snę​łapal​cenakub​ku,po​pa​trzy​łanaGian​nie​go.
–Po​peł​ni​łambłądiAbi​ga​ilprzeztoucier​pia​ła.Niemogęsięztympo​go​dzić.Chcęod​zy​skać

na​szyj​nik.Nie,mu​szęgood​zy​skaćizwró​cićwła​ści​ciel​ce.

Gian​niski​nąłgło​wą,jak​bywczu​wałsięwjejsy​tu​ację.Jed​nakgdysięode​zwał,towra​że​nie

pry​sło.

–Ży​czępo​wo​dze​nia.
–Po​trze​bamicze​goświę​cej.Po​trze​bu​jęcie​bie.
Ro​ze​śmiałsię,po​trzą​snąłgło​wą,upiłłykher​ba​tyisię​gnąłpona​stęp​neciast​ko.
–Nibycze​mumia​ło​bymnietoob​cho​dzić?
–Zpo​wo​dutegozdję​cia.
Zmie​niłsięnatwa​rzy.
–Achtak.Szan​taż.
–Jawolęsło​wo„wy​mu​sze​nie”.
–Jakzwał,takzwał.
Za​czerp​nę​łapo​wie​trza.
–Ze​bra​łamspo​roin​for​ma​cji.Pokra​dzie​żywy​je​cha​łamzNo​we​goJor​ku.Pod​ję​łamoszczęd​-

no​ści,ku​pi​łambi​letdoFran​cjiiza​czę​łamkrą​żyćpoEu​ro​pie.Niemia​łampo​ję​cia,gdziemiesz​-
kaJeanLuc.Po​cząt​ko​woszu​ka​łamgowPa​ry​żu,bez​sku​tecz​nie…

–Onmiesz​kawMo​na​ko.
–Nowi​dzisz!–Wy​ce​lo​wa​ławnie​gopal​cem.–Wła​śniedla​te​gociępo​trze​bu​ję.Maszin​for​-

ma​cje,któ​rychjaniemam.

background image

–Itonie​ma​ło–przy​znał,poczymspo​sęp​niał.
–Niemo​głamtra​fićnaśladtegodra​niaiwte​dyzda​łamso​biespra​wę,żepo​trze​bu​jępo​mo​-

cy.–Opar​łasię,leczkrze​słobyłona​praw​dęnie​wy​god​ne.Wy​pro​sto​wa​łasięzno​wu.–Eu​ro​pa
towiel​kiob​szariwy​tro​pie​niezło​dzie​jawy​da​jesięnie​wy​ko​nal​ne.Zatowa​sząro​dzi​nęznapo​-
li​cjanaca​łymświe​cie,nieukry​wa​ciesię…

–Bopoco?–Wzru​szyłra​mio​na​mi.–Niktnasnieści​ga.
Po​zo​sta​wi​łatobezko​men​ta​rza.
–Po​trze​bu​jęnaj​lep​szych,awa​szaro​dzi​natakajest.
–Bar​dzonampo​chle​biasz–pod​su​mo​wałiro​nicz​nie.
– Ja my​ślę. – Uśmiech​nę​ła się, wie​dząc, że mimo sar​ka​zmu jest sku​pio​ny. Tak było od

chwi​li, gdy zo​ba​czył zdję​cie ojca. – Po​je​cha​łam do Włoch, ko​le​gów w Sta​nach po​pro​si​łam
okil​kain​for​ma​cjiizna​la​złamtwo​je​goojca.

Ja​kiśmię​sieńza​drgałwjegotwa​rzy.
–Za​czę​łamgośle​dzić.
–Śle​dzi​łaśmo​je​goojca.–Gian​niza​ci​snąłzęby.
Ma​riekiw​nę​łagło​wą.
– Ca​ły​mi dnia​mi. Za​trzy​ma​łam się w miej​sco​wym ho​te​lu i po​zna​wa​łam jego tryb ży​cia.

Oka​zał się uro​czym czło​wie​kiem. Raz na​wet po​sta​wił mi kawę w swo​jej ulu​bio​nej knajp​ce.
Po​wie​dział,żemamcza​ru​ją​cyak​centiży​czyłuda​nychwa​ka​cjiweWło​szech.

Gian​niwes​tchnąłiprze​wró​ciłocza​mi.
–Twójoj​ciecjestbar​dzoprzy​stoj​ny.Po​dob​nydo…
–Geo​r​ge’aClo​oneya–pod​su​nąłcierp​ko.–Mojasio​stratwier​dzi,żejeststar​sząibar​dziej

wło​skąwer​sjąClo​oneya.

Ma​rieuśmiech​nę​łasię.
– Bar​dzo traf​nie. – Przy​glą​da​ła mu się przez mo​ment. – Ty chy​ba bar​dziej po​sze​dłeś

wmamę.

–Bar​dzoza​baw​ne.Czytahi​sto​riamaja​kiśko​niec?
– Ow​szem. – Szko​da, że mu​szą wra​cać do kon​kre​tów. Z dru​giej stro​ny nie przy​szła tu na

po​ga​węd​kę.–Ztymzdję​ciemmisiępo​szczę​ści​ło–przy​zna​ła.–Nickpo​szedłnaprzy​ję​ciedo
pa​laz​zo.Ob​ser​wo​wa​łamtomiej​sceprzezdo​brągo​dzi​nę,przy​glą​da​jącsięsław​nymibo​ga​tym.
Wkoń​cumia​łamdośćijużchcia​łamodejść,gdynada​chuspo​strze​głamtwo​je​goojca.

Gian​ni za​ci​snął zęby na ciast​ku, na stół po​sy​pa​ły się okrusz​ki. Ma​rie uśmiech​nę​ła się do

sie​bie.

–Nieza​uwa​żyłmnie.Po​szedłpro​stododomu.Zro​bi​łamko​piezdjęć,po​cho​wa​łamjewróż​-

nychmiej​scachiza​czę​łamcięszu​kać.

–Dla​cze​gomnie?Dla​cze​goniepo​szłaśdomo​je​goojca?Albobra​ta?
– Bo ty masz naj​wię​cej do stra​ce​nia – od​par​ła, pa​trząc mu w oczy. – Śle​dzi​łam cię przez

ostat​nity​dzieńimamprze​czu​cie,żelon​dyń​skąpo​li​cjębar​dzoza​in​te​re​su​jefakt,ilecza​suspę​-
dzi​łeśwluk​su​so​wychskle​pachju​bi​ler​skich.

–Ni​cze​gonieukra​dłem,by​łemnaza​ku​pach.Szu​ka​łempre​zen​tu.
–Niewy​da​jemisię,żebytwo​jepa​nien​kipo​tra​fi​łyod​róż​nićpraw​dzi​wąbi​żu​te​rięodsztucz​-

nej.Alon​dyń​skapo​li​cjanapew​nobę​dziecie​ka​wa,pocotamcho​dzi​łeś.

–My​ślę,żepo​li​cjamanagło​wieważ​niej​szespra​wy.
–Moż​li​we–zgo​dzi​łasię–nieza​po​mi​najjed​nakoIn​ter​po​lu.Maszznimiukład.Wy​co​fa​łeś

sięzin​te​re​su,aletwo​jaro​dzi​nana​dalwnimsie​dzi.Je​ślitozdję​ciewy​pły​nie,twójoj​ciectra​fi

background image

dowię​zie​niaibar​dzopraw​do​po​dob​ne,żeIn​ter​polze​rwietęumo​wę.

–Dla​cze​gotaksą​dzisz?
–Do​pie​roodnie​daw​naje​steśpra​wo​rząd​nymoby​wa​te​lem,wie​dziesznoweży​cie.Lo​kal​nym

wła​dzomnietrze​bawie​le,żebyzwąt​pićwtwo​jąuczci​wość.

Gian​niprze​su​nąłdło​niąpokar​ku,wes​tchnąłcięż​ko.Po​pa​trzyłnaMa​rie.
–Sta​wiaszmniepodścia​ną?Do​brze.Mów,cze​gochcesz.Kon​kre​ty.
–Chcę,że​byśpo​mógłmigona​mie​rzyćizna​leźćna​szyj​nik,że​bymmo​głagozwró​cićAbi​ga​il.

Chcęod​zy​skaćdo​brąopi​nię.–Po​ło​ży​łanasto​lesple​cio​nedło​nie.–Wte​dyod​damcizdję​cie
iznik​nę.

Gian​niwy​piłłykher​ba​ty,ża​łu​jąc,żetoniewhi​sky.Ma​riegoosa​czy​ła.Wzbie​ra​ławnimzim​na
fu​ria.

Popierw​sze,niezno​siłin​tru​zów.Podru​gie,śle​dzi​łago,aonni​cze​gonieza​uwa​żył.Niemógł

so​bietegoda​ro​wać.Potrze​cie,mi​mo​wol​nieprzy​po​mi​nałso​biechwi​lę,kie​dyprzy​ci​skałjądo
ma​te​ra​caiczułpodsobąjejcia​ło.Anadewszyst​kowku​rza​łogo,żeMa​riemagowgar​ści.

Wy​ra​zi​łasięja​sno.Tu​tej​szapo​li​cja,ana​wetIn​ter​pol,mogąnieuwie​rzyćwjegouczci​wość,

je​śliMa​riesięznimiskon​tak​tu​je.Ostat​niorze​czy​wi​ściespę​dziłdużocza​suunaj​lep​szychlon​-
dyń​skichju​bi​le​rów.Po​li​cjamożeuznać,żelu​stro​wałbu​dyn​kiisys​te​myza​bez​pie​czeń,bopla​-
no​wałskok.Aontyl​koszu​kałpre​zen​tudlasio​stry,któ​ranie​daw​nozo​sta​łamat​ką.

Po​li​cjazpew​no​ściąwtonieuwie​rzy.Pa​trzyłnasie​dzą​cąprzednimMa​rieichoćroz​pra​sza​-

łygojejlśnią​cewło​syizie​lo​neoczy,tojegoumysłpra​co​wałnanaj​wyż​szychob​ro​tach,szu​ka​-
jącopty​mal​ne​gowyj​ścia.Cho​le​ra,ja​kie​go​kol​wiekwyj​ścia.Iżad​ne​goniewi​dział.Je​ślisięznią
nieuło​ży,NickCo​ret​tinieprze​ży​jewy​ro​ku.Byłprzy​zwy​cza​jo​nydoży​ciawkom​for​cie,to​wa​-
rzy​stwako​biet,nie​ogra​ni​czo​nejwol​no​ści.Je​śligoza​mkną,umrzejegodu​sza.Niemamowy,
bysyndotegodo​pu​ścił.

– Zaj​mę się tym – mruk​nął, wier​cąc się na krze​śle i za​sta​na​wia​jąc, dla​cze​go za​okrą​glo​ne

opar​ciewbi​jamusięwple​cy.–Od​naj​dęna​szyj​nikiskon​tak​tu​jęsięztobą.

– To od​pa​da. – Po​krę​ci​ła gło​wą, wło​sy za​tań​czy​ły wo​kół jej twa​rzy. – Nie spusz​czę cię

zoczu,do​pó​kiniedo​sta​nędorąkna​szyj​ni​ka.

–Pro​siszmnieopo​moc,aniemaszdomnieza​ufa​nia?–Prych​nąłdrwią​co.
–Jakmamciufać,sko​rotępo​mocwy​mu​si​łamszan​ta​żem?–Uśmiech​nę​łasięiwy​pi​łałyk

her​ba​ty.–Za​po​mnia​łeś,żeby​łampo​li​cjant​ką?

Ta​kichrze​czysięnieza​po​mi​na.Byłzły.
– Po​słu​chaj – za​czął, sta​ra​jąc się mó​wić spo​koj​nie. – Za kil​ka dni mam ro​dzin​ną uro​czy​-

stośćnawy​spieTe​so​ro.Do​pie​ropo​tembędęmógłza​jąćsiętwo​jąspra​wą.

–Do​brze.Po​ja​dęztobą.
Gwał​tow​niewcią​gnąłpo​wie​trze,sta​ra​jącsięstłu​mićna​ra​sta​ją​cązłość.Ma​riezmu​si​łagodo

współ​pra​cy,aleniechniespo​dzie​wasię,żeprzed​sta​wijąro​dzi​niejakouro​cząszan​ta​żyst​kę.

–Tochrzestdziec​kamo​jejsio​stry.Niemogępo​ja​wićsięzobcąoso​bą.
Na​wetniemru​gnę​łaokiem.
–Mu​siszcośwy​my​ślić.
Prze​niósł wzrok na szkla​ną ścia​nę, za któ​rą wid​nia​ło roz​świe​tlo​ne mia​sto. Zwy​kle urze​kał

gotenwi​dok,leczdziśmiałwgło​wiego​ni​twęmy​śli.

Nie może zre​zy​gno​wać z wy​jaz​du, Te​re​sa ni​g​dy by mu nie wy​ba​czy​ła nie​obec​no​ści na

background image

chrzciesyn​ka.Byłjesz​czeinnypo​wód:wtymsa​mymcza​sienawy​spieod​bę​dziesiępo​kazluk​-
su​so​wejbi​żu​te​riiiIn​ter​polna​le​gał,byGian​nibyłwte​dynamiej​scu.Czytonieiro​nialosu?

In​ter​po​lo​wiza​le​ży,żebyzło​dziejmiałokonain​nychzło​dziei.TakjakMa​rie.
Upiłłykher​ba​ty.Pro​szę,jaksięomnieza​bi​ja​ją,po​my​ślałzsar​ka​zmem.Niemiałwyj​ścia.

Musipo​go​dzićsięzsy​tu​acją,naktó​rąniemawpły​wu.Ta​kiepo​dej​ścienie​je​denrazra​to​wa​ło
muskó​rę.Po​pa​trzyłnaMa​rie.

–Do​brze.Po​je​dzieszzemną,apo​tempo​le​ci​mydoMo​na​kood​zy​skaćna​szyj​nik.
–Tomiod​po​wia​da.–Wsta​ła.–Kie​dywy​jeż​dża​my?
–Zatrzydni–od​parłroz​wście​czo​ny.
–Trzydni?–Za​gry​zładol​nąwar​gę.Do​my​ślałsię,cojejcho​dzipogło​wie.Za​sta​na​wiasię,

jakgoprzy​pil​no​wać,byjejniezwiał.Roz​wią​za​niebyłooczy​wi​ste.

–Zo​sta​niesztu​taj–oznaj​mił.
–Słu​cham?
–Po​trze​bu​je​mycza​su,żebysięprzy​go​to​wać–wy​ja​śnił,od​cho​dzącodsto​łu.
–Docze​go?
Po​pa​trzyłjejwoczy.Do​pie​rote​razuj​rzałwnichcieńwąt​pli​wo​ści.Totro​chępo​pra​wi​łomu

na​strój.

–Doby​ciaparą.
–Parącze​go?
Wto​nieMa​rieza​brzmia​ławy​so​kanuta.Jejwzbu​rze​niespra​wi​łomuprzy​jem​ność.
–Ro​dzi​nani​g​dybyminieda​ro​wa​ła,gdy​bymnachrzestprzy​je​chałzobcąoso​bą.–Umilkł

dlawzmoc​nie​niaefek​tuiba​daw​czoob​ser​wo​wałre​ak​cjęMa​rie.–Dla​te​goprzezna​stęp​nyty​-
dzieńbę​dzieszmojąuko​cha​nąna​rze​czo​ną.
łimiałsa​tys​fak​cję.

–Takczyina​czej–zmu​si​łasiędoza​cho​wa​niaspo​ko​ju–JeanLucza​trzy​małsięwna​szym

ho​te​luibył…cza​ru​ją​cy.

background image

ROZDZIAŁCZWARTY

–Na​rze​czo​ną?–Je​ślili​czy​ła,żepo​wtó​rze​nietegonagłoscośzmie​ni,tobar​dzosięza​wio​-

dła.–Zwa​rio​wa​łeś?

–Za​pew​niamcię,żenie.–Stałnatleszkla​nejścia​ny,wdolewid​niałroz​ja​rzo​nyświa​tła​mi

Lon​dyn.–Je​ślichceszpo​le​ciećzemnąnawy​spę,toniemain​ne​gospo​so​bu.Ro​dzi​nani​g​dyby
miniewy​ba​czy​ła,gdy​bymnachrzciepo​ja​wiłsięzobcąko​bie​tą…

–Ale…–we​szłamuwsło​wo,oszo​ło​mio​natympo​my​słem–wy​ba​cząci,żeprzy​wie​zieszna​-

rze​czo​ną,októ​rejnicniesły​sze​li?

–Niein​for​mu​jęro​dzi​nyoswo​ichpry​wat​nychspra​wach.Uwie​rząmi,gdyoświad​czę,żeza​-

ko​cha​łemsiębezpa​mię​ci.

Za​śmia​łasię.Tochy​baniedzie​jesięna​praw​dę?
–Wo​lał​bymnieokła​my​waćro​dzi​ny–cią​gnąłGian​ni–aleniewi​dzęin​ne​gowyj​ścia.
–Jestjesz​czeszcze​rość–pod​su​nę​ła.
–Na​zy​waszmniezło​dzie​jemiocze​ku​jeszszcze​ro​ści?
Punkt dla nie​go. Jed​nak nie po​do​bał się jej ten po​mysł. Ow​szem, była skłon​na kła​mać

wzboż​nymcelu,aleta​kiejsy​tu​acjiso​bieniewy​obra​ża​ła.Jakmauda​waćza​ko​cha​ną,sko​rona​-
wetniejestpew​na,czywogó​legolubi?

–Maszwąt​pli​wo​ści?–za​py​tał,krzy​żu​jącręcenapier​siibu​ja​jącsięnapię​tach.Jejza​kło​po​-

ta​niespra​wia​łomuprzy​jem​ność.–Od​zy​wasiętwo​japo​li​cyj​naprze​szłość.Trud​nocizmu​sić
siędokłam​stwa.

–Cozawy​ro​zu​mia​łość.
–Praw​da?–po​tak​nął.–Niemu​si​mysięnatode​cy​do​wać.Je​śliwo​liszpo​cze​kaći…
–Nie.–Te​razmagowgar​ści,aleje​ślispu​ścigozoczu,Gian​nimożeroz​pły​nąćsięwpo​-

wie​trzu,jegooj​ciecteż.Awte​dysamozdję​cienanie​wie​lejejsięprzy​da.Ow​szem,możepo​ka​-
zaćjepo​li​cji,alenicztegoniewy​nik​nie,je​śliCo​ret​tiukry​jąsięprzezświa​tem.

Niemożery​zy​ko​wać.Musibyćprzynim,nie​za​leż​nieodoko​licz​no​ści.
–Jużcipo​wie​dzia​łam,żeniepo​zbę​dzieszsięmnie,do​pó​kiniedo​sta​nęna​szyj​ni​ka.
–Wta​kimra​ziejedź​mydoho​te​lupotwo​jerze​czy.Mu​si​mypo​ćwi​czyćrolęza​ko​cha​nych.–

Przyj​rzałsięjejtak​su​ją​cymwzro​kiem.–Cobę​dziewy​ma​ga​łospo​rowy​sił​ku.

–Wiel​kiedzię​ki.
Jegouśmiechjąpo​ru​szył.Nie,niepo​win​nasięgo​dzićnatenpo​mysł.Tenczło​wiekzabar​-

dzonaniądzia​ła.Zresz​tąnicdziw​ne​go.Aimdłu​żejbędąra​zem,tymtrud​niejbę​dziejejstłu​-
mićtęfa​scy​na​cję.JeanLucomo​tałjąbeztru​du,aGian​nijestjesz​czebar​dziejnie​bez​piecz​ny.

Gian​nijestnad​zwy​czajatrak​cyj​ny,pew​nieteżpo​tra​fibyćcza​ru​ją​cy,je​ślize​chce.Win​nych

oko​licz​no​ściachtakaprze​bie​ran​kachy​ba​byjąba​wi​ła.Szko​da,żeniesąpotejsa​mejstro​nie.

Ru​szy​ładosa​lo​nuiza​trzy​ma​łasięgwał​tow​nie,boGian​niprzy​trzy​małjązara​mię.Prze​bie​-

głająfalago​rą​ca.Gdypo​pa​trzy​łanajegodłoń,cof​nąłjąpo​śpiesz​nie.

–Ostat​niachwi​la,że​byśsięroz​my​śli​ła–oświad​czył,nieod​ry​wa​jącodniejoczu.–Je​ślisię

zgo​dzisz,toniemaod​wro​tu.Moibli​scyniemogąsięde​ner​wo​wać,żewpa​ku​jesznamojcaza
krat​ki.

Jegociem​neoczywpa​try​wa​łysięwniąprze​ni​kli​wie.Po​czu​ławy​rzu​tysu​mie​nia,aletrwa​ły

onekrót​ko.Niechcia​łapo​słaćNic​kadowię​zie​nia.Jestzło​dzie​jem,topraw​da,alebyłdlaniej

background image

wy​jąt​ko​womiły.Skrzy​wi​łasięmi​mo​wol​nie.Nicdziw​ne​go,żewy​rzu​ci​lijązho​te​lu.

Byłażycz​li​wiena​sta​wio​nadoNic​ka,młod​sze​muzło​dzie​jo​widałasięotu​ma​nić,ate​razpo​-

cią​gałjąko​lej​ny.Chy​bajestbli​skaza​ła​ma​nia.

–Niewy​co​famsię.Chcędo​pro​wa​dzićspra​wędokoń​ca.
Gian​niski​nąłgło​wą,uśmiech​nąłsięką​ci​kiemust.
–Umo​wastoi.Czy​lije​ste​śmyparąza​ko​cha​nych.
Po​czu​łaskurczżo​łąd​ka,gdypo​chy​liłsiękuniej.
–Przy​pie​czę​tu​je​mytobu​zia​kiem?
– Uhm – wy​szep​ta​ła, jak urze​czo​na wpa​tru​jąc się w jego usta. Co​raz bli​żej i bli​żej… Po​-

śpiesz​niezro​bi​łakrokdotyłu.–Toniejestko​niecz​ne.

Na wi​dok jego uśmie​chu ogar​nę​ła ją złość na samą sie​bie. Po​win​na pod​jąć wy​zwa​nie i go

po​ca​ło​wać.Możetobyuspo​ko​iłona​pię​tąat​mos​fe​rę.Aje​ślinie,je​ślido​dat​ko​wobyjąpod​grza​-
ło? Bała się, dla​te​go się cof​nę​ła. Naj​gor​sze, że Gian​ni zo​rien​to​wał się, jak bar​dzo jest spię​ta.
Tozłypo​czą​tek.Je​śliniebę​dzieczuj​na,onprzej​miekon​tro​lę,anatoniemożesięzgo​dzić.

–Ko​cha​nie–zro​biłura​żo​nąminę–czytaksiętrak​tu​jeuko​cha​ne​go?
Ma​riepra​wiesięza​krztu​si​ła.
Gian​niuśmiech​nąłsię,leczszyb​kospo​waż​niał.
–Toje​dy​nyspo​sób,żebyosią​gnąćcel.Mu​siszsięprze​móc.
–Pu​blicz​niejaknaj​bar​dziej–od​par​ła,lecznieza​brzmia​łotoprze​ko​nu​ją​co.
–Pry​wat​nieteż.Mojaro​dzi​nabę​dziespo​dzie​waćsięko​bie​tyza​ko​cha​nejpouszy.Je​steśdo​-

brąak​tor​ką?

Niebę​dzieuda​waćpo​żą​da​nia.Zoka​zy​wa​niemmi​ło​ścija​kośso​biepo​ra​dzi.
–Wpo​li​cjiby​łamtaj​nąagent​ką.Damradę.
–Notosięprze​ko​na​my.–Wziąłjązarękęipo​pro​wa​dzi

Wsie​dli do sa​mo​cho​du Gian​nie​go. Dwu​gwiazd​ko​wy ho​tel, w któ​rym się za​trzy​ma​ła, wpraw​-
dzieznaj​do​wałsięwtejsa​mejdziel​ni​cy,leczniemógłsięrów​naćzapar​ta​men​temGian​nie​go.
Ja​kimścu​demGian​nizna​lazłpar​kingdo​kład​nienawprostwej​ścia.Ma​rieznie​do​wie​rza​niem
po​krę​ci​łagło​wą.Wi​daćtenczło​wiekmanie​by​wa​łeszczę​ście.

Po​pa​trzy​łanaho​tel.Gdyprzy​je​cha​ładoLon​dy​nu,wy​dałsięjejsta​ry,leczmiałwso​biewie​-

leuro​ku.Te​raz,pa​trzącnanie​goocza​miGian​nie​go,po​strze​ga​łagocał​kiemina​czej.

–Jaksięna​zy​wa?–za​py​tałdrwią​co.
–Bra​ku​jejed​nejli​te​ry–wy​ja​śni​ła.–Chy​bawy​pa​dła.
–Bra​ku​jenietyl​kotego–rzekł,wy​sia​da​jąciokrą​ża​jącsa​mo​chód,byotwo​rzyćjejdrzwi.–

Rów​nieżwiel​ko​ści,wy​go​dy,wy​glą​dumi​łe​godlaoka…

–Mówitoktoś,ktomiesz​kawpa​ła​cuzlodu.
–Mampre​sti​żo​wyad​resiwspa​nia​ływi​dok.
–Ianijed​ne​gowy​god​ne​gokrze​sła.
Spo​chmur​niał.Te​razza​uwa​ży​ła,żetoczę​stomusięzda​rza.Czyż​byprzeznią?Amożetaki

mana​wyk?

– Za​sko​czy​ło mnie, że krze​sła oka​za​ły się nie​wy​god​ne. Mia​łem wra​że​nie, że coś wpi​ja mi

sięwple​cy.

Za​trzy​ma​łasięiwbi​ławnie​gowzrok.
–Niewy​pró​bo​wa​łeśichprzezza​ku​pem?

background image

–Niewy​bie​ra​łemich.Za​jąłsiętymde​ko​ra​tor.
–Aha.–Po​krę​ci​łagło​wąiru​szy​ładowej​ścia.
Jak zna​leźć wspól​ny ję​zyk z czło​wie​kiem, któ​ry ma nie​ogra​ni​czo​ne środ​ki? Ku​pu​je rze​czy

bezoglą​da​nia,robi,cochce,aje​ślicośmunieod​po​wia​da,popro​stusię​gapocośin​ne​go?Nie
po​do​ba​ją mu się prze​zro​czy​ste krze​sła, to je wy​mie​nia. Znu​dził mu się zło​dziej​ski fach, to
idzienawspół​pra​cęzpo​li​cją.Tacylu​dziezanicniepo​no​sząkon​se​kwen​cji.

–Maszkrze​sła,zktó​rychnieko​rzy​stasz,iścia​ny,któ​repro​sząsięoodro​bi​nęko​lo​ru.–Po​-

now​niepo​krę​ci​łagło​wą.–Je​dy​ne,coza​chwy​cawtwo​immiesz​ka​niu,towi​dok.

Gian​nispo​chmur​niał.Zno​wu.
–Je​ślimy​ślisz,żeprzej​mu​jęsięopi​niąszan​ta​żyst​ki,tosięmy​lisz.
Wzru​szy​łara​mio​na​mi,sta​ra​jącsięzwal​czyćpo​czu​ciewiny.Szan​ta​żyst​ka.Pięk​neokre​śle​nie

by​łejpo​li​cjant​ki.Aleczymawy​bór?Ina​czejbygoniena​kło​ni​ładowspół​pra​cy.Za​le​ża​łojejna
od​zy​ska​niuna​szyj​ni​ka.Nietyl​kozewzglę​dunaAbby,któ​raoka​za​łajejtyledo​bro​ci,rów​nież
zewzglę​dunasie​bie.Niespraw​dzi​łasię,za​wio​dłanaca​łejli​nii.Wdo​dat​kudałasięwziąćna
lepczu​łychsłó​wek,stra​ci​łaczuj​ność.Jużsamowspo​mnie​niebo​la​ło.Iutwier​dza​łojąwpo​sta​-
no​wie​niu.

Zro​bi wszyst​ko, cze​go wy​ma​ga sy​tu​acja. Bę​dzie prze​ko​nu​ją​co grać rolę na​rze​czo​nej Gian​-

nie​go,uda​wać,żejestwnimbez​gra​nicz​nieza​ko​cha​na.Coztego,żeonna​praw​dęjąpo​cią​ga?
Ja​koś so​bie z tym po​ra​dzi. A kie​dy mi​sja zo​sta​nie wy​ko​na​na, wró​ci do No​we​go Jor​ku i do
swo​je​goży​cia.Nawła​snychza​sa​dach.

Gian​ni wszedł za nią do nie​wiel​kie​go lob​by. Czy​ste​go, lecz tro​chę pod​nisz​czo​ne​go. Ho​tel

mie​ścił się w West​min​ste​rze, w po​bli​żu me​tra. Oko​li​ca była wpraw​dzie dość ha​ła​śli​wa, lecz
cena w sam raz na jej kie​szeń. Jej po​kój był na trze​ciej, ostat​niej kon​dy​gna​cji. Jak na złość
win​dabyłaze​psu​ta.Idą​cyztyłuGian​niza​mru​czałcośpowło​sku.

–Comó​wi​łeś?
Wes​tchnąłipo​pa​trzyłnanią.Sta​łakil​kascho​dówwy​żej.
–Je​steśna​praw​dęza​wzię​ta,sko​rowy​bra​łaśpo​kójnagó​rze.
–Przy​kromi,aleniemogępo​zwo​lićso​bienaRit​za.
–Mnieteżjestprzy​kro,cara–po​wie​dział,wol​noki​wa​jącgło​wą.
Zdu​si​łapo​trze​bę,bysięja​kośuspra​wie​dli​wić,iwspi​na​łasiępową​skichdrew​nia​nychscho​-

dach. Prze​su​wa​jąc dło​nią po po​rę​czy, przy​po​mnia​ła so​bie, jak wcho​dzi​ła tu po raz pierw​szy.
Za​sta​na​wia​ła się wte​dy, kto przez mi​nio​ne stu​le​cia wcho​dził po tych scho​dach. Stop​nie były
wy​tar​te.Ocza​miwy​obraź​niwi​dzia​łaty​sią​celu​dzi,któ​rzytubyliprzednią.Ry​ce​rze?Po​ko​jów​-
kizku​beł​ka​migo​rą​cejwodydlawy​ma​ga​ją​cychgo​ści?Ra​bu​sie,ba​ro​no​wie,możeteżko​chan​-
ko​wiespo​ty​ka​ją​cysiętupo​ta​jem​nie?Ate​razoni,po​li​cjant​kaizło​dziej.

–Do​my​ślamsię,żemaszpo​kójnasa​mejgó​rze.
–Tak.–Nieza​trzy​my​wa​łasię.
–Pięk​nie.
–Gian​ni,nieprze​sa​dzasz?Przezlataskra​da​łeśsiępoda​chach,atakprzej​mu​jeszsięscho​-

da​mi?

–Doni​cze​gosięnieprzy​zna​łem.Aleje​ślitwo​jein​sy​nu​acjesąpraw​dą,tona​gro​dazawspi​-

nacz​kębyłanie​po​rów​ny​wal​niewięk​szaniżte​raz.

Od​wró​ci​ła się. W świe​tle są​czą​cym się ze sta​re​go kin​kie​tu jego oczy lśni​ły zło​ci​stym bla​-

skiem.Miałza​ci​śnię​teusta,amimotouzna​ła,żedo​tądniewi​dzia​łarów​nieprzy​stoj​ne​gomęż​-
czy​zny.

background image

Niebę​dzielek​ko,po​my​śla​ła,ru​sza​jąc.Gdydo​tar​linanaj​wyż​szepię​tro,wy​ję​łaklucziotwo​-

rzy​ładrzwi.Po​kójbyłnie​wiel​ki.Łóż​ko,sto​lik,sta​ro​świec​kasza​fa,małyte​le​wi​zorielek​trycz​ny
grzej​nik,któ​rysięprzy​da​wałna​wette​raz,wsierp​niu.

– Za mi​nu​tę będę go​to​wa. – Przez ostat​nie ty​go​dnie prze​no​si​ła się z miej​sca na miej​sce,

śle​dzącCo​ret​tichiszu​ka​jącdo​wo​dówprze​ciw​konim.

Wy​cią​gnę​łaspodłóż​kaskó​rza​nątor​bę,wło​ży​ładoniejubra​nia.Nawierz​chupo​ło​ży​łate​ni​-

sów​kiipo​szładoła​zien​kiporesz​tęrze​czy.Ro​zej​rza​łasiępopo​ko​juipo​pa​trzy​łanawy​glą​da​ją​-
ce​goprzezoknoGian​nie​go.

–Mo​że​myiść.
Od​wró​ciłsięiuniósłbrwi.
–Je​stempodwra​że​niem.Wży​ciuniewi​dzia​łem,żebyko​bie​tatakbły​ska​wicz​niesięspa​ko​-

wa​ła.

–Ostat​niona​bra​łamwpra​wy.
–Notak.–Kiw​nąłgło​wą.–Po​lu​jącnaCo​ret​tich.
Prze​szedłprzezpo​kój.Jegoskó​rza​nebutyja​skra​wokon​tra​sto​wa​łyzwy​tar​tymdy​wa​ni​kiem

napod​ło​dze.

–Je​steśupar​taizde​ter​mi​no​wa​na.Bę​dziezcie​bienie​sa​mo​wi​tana​rze​czo​na.
–Nie​sa​mo​wi​ta?
Pod​szedłbli​żej.Takbli​sko,żemu​sia​łaunieśćgło​wę,bypo​pa​trzećmuwoczy.Czu​łalek​ką

wońjegowodypogo​le​niu.Igęst​nie​ją​cąat​mos​fe​rę.

–Przeztewszyst​kielatana​bra​łemprze​świad​cze​nia,żeko​bie​ta,któ​ramaplan,jestbar​dzo

nie​bez​piecz​na.

Nie​bez​piecz​na?Czu​łasięra​czej…nie​pew​nie.Jejplanspełzłnani​czym.Te​razbę​dziemiesz​-

kaćzGian​nim,uda​waćjegona​rze​czo​ną.Po​zwo​lisobąkie​ro​wać,aztymtrud​nojejsiępo​go​-
dzić.

–Jakdłu​gototrwa?–Jegogłosprzy​wo​łałjądorze​czy​wi​sto​ści.
–Co?
– To. – Wska​zał ręką na po​kój. – Po​dró​żo​wa​nie po Eu​ro​pie, miesz​ka​nie w ta​kich ho​te​li​-

kach,śle​dze​niemo​jejro​dzi​ny.

–Dwamie​sią​ce.
–Staćcięna…takiluk​sus?WAme​ry​cesłuż​bawochro​niemusibyćbar​dzoopła​cal​na.
–Nieażtakjakby​ciezło​dzie​jem,aleniena​rze​kam.
Wziąłodniejtor​bę.
–Rze​czy,któ​respa​ko​wa​łaś,ab​so​lut​nieniena​da​jąsiędlamo​jejna​rze​czo​nej.
Za​czer​wie​ni​łasięlek​ko.Topraw​da,żeniemia​ławie​luko​bie​cychstro​jów.Wła​ści​wietyl​ko

to,wczymbyłate​raz.Wpo​dró​życięż​kiba​gażtoprze​szko​da.

–Trud​no,towszyst​ko,cozsobąmam.
–Wta​kimra​zieju​trowy​bie​rze​mysięnaza​ku​py.
–Niestaćmnienaza​ku​pywtwo​imsty​lu–od​pa​ro​wa​ła,pró​bu​jącode​braćmutor​bę.
–Je​steśmojąna​rze​czo​ną.Tojazro​bięza​ku​py.
–Wy​klu​czo​ne.
–Niktnieuwie​rzy,żesięztobąza​rę​czy​łem,kie​dyzja​wiszsięnawy​spiewspra​nychdżin​-

sachista​rychte​ni​sów​kach.

Pew​niemiałra​cję,alejejsiętoniespodo​ba​ło.
–Do​brze.Alejakjużbę​dziepowszyst​kim,zwró​cęciterze​czy.

background image

–Cozaszczo​drość.–Ru​szyłdodrzwi.–Zo​sta​wiszjeso​biealbood​daszbied​nym,je​ślize​-

chcesz.

Pa​trzy​ła,jakGian​niwy​cho​dzizpo​ko​ju.Po​li​czy​ładodzie​się​ciuido​pie​rowte​dypo​dą​ży​łaza

nim.Cze​kająpraw​dzi​wapró​bacier​pli​wo​ściiopa​no​wa​nia.

Wszyst​ko wska​zu​je na to, że dla Gian​nie​go li​czy się tyl​ko i wy​łącz​nie ro​dzi​na. Tym le​piej

dlaniej.Dla​cze​gowięcznówobu​dzi​łosięwniejpo​czu​ciewiny?Obo​jero​biąto,comu​szą.

Przy​naj​mniejtoichłą​czy.

Je​dliśnia​da​nienata​ra​sie,gdyGian​nipo​pro​sił:

–Opo​wiedzmioso​bie.
Za​chłyst​nę​łasiękawą.Gdyklep​nąłjąpople​cach,spio​ru​no​wa​łagowzro​kiem.
–Dzię​ku​ję–po​wie​dzia​ła,gdyod​zy​ska​łaod​dech.
–Nieumie​raj,za​nimdo​sta​nętozdję​cie.–Się​gnąłpoku​bekiwy​piłspo​ryłyk.Od​chy​liłsię

dotyłuiuśmiech​nąłdosie​bie.Przy​naj​mniejtokrze​słojestwy​god​ne.Dla​cze​godotejporynie
za​uwa​żył,żeca​łymdomuniemagdziewy​god​nieusiąść?

Możedla​te​go,żerzad​kotuby​wał?Nie​waż​ne.Gdytaspra​wasięza​koń​czy,zmie​nime​ble.
–Cochceszwie​dzieć?–za​py​ta​łaMa​rie,pa​trzącnanie​goznadbrze​gukub​ka.
–Wszyst​ko.Wskró​cie,je​śliła​ska.Mu​si​myconie​cooso​biewie​dzieć,za​nimspo​tka​mysię

zmojąro​dzi​ną.

–Wra​mach„przy​go​to​wań”?
–Moż​nataktoująć.
–Do​brze.Je​stemcór​ką,wnucz​kąipra​wnucz​kągli​nia​rzy.
–Współ​czu​ję.
Po​sła​łamugniew​nespoj​rze​nie,cogoroz​ba​wi​ło.
– Moja mama umar​ła, kie​dy mia​łam czte​ry lata. Wy​cho​wy​wał mnie tata. Mia​łam dwóch

wuj​kówitrzechku​zy​nów,rzad​kosięznimiwi​dy​wa​łam.Wza​sa​dziebyłtyl​kotataija.

–Był?
–Umarłkil​kalattemu–od​par​łaci​cho.
Wez​bra​łownimwspół​czu​cie,choćtegoniechciał.Ma​riewdar​łasięwjegoży​cie,jestza​gro​-

że​niemdlatych,któ​rychko​cha.Ajed​naksmu​tekwjejoczachgopo​ru​szył.

–Wkaż​dymra​zie–na​bra​łapo​wie​trza–pojegośmier​cipra​casta​łasięca​łymmoimży​ciem

ikie​dyjąstra​ci​łam…

–Ro​zu​miem.Mojeży​cieprzezlatateżob​ra​ca​łosięwo​kółpra​cyi…
–Pra​cy?Dlacie​bietobyłapra​ca?Kra​dzież?
–Kra​dzież,pra​ca…Totyl​kosło​wa.Dlamnietobyłaka​rie​raalbo…po​wo​ła​nie.
–Nopięk​nie.Po​wo​ła​niedoza​wo​dumi​strzazło​dzieibi​żu​te​rii.
–Mi​strza.–Uniósłku​bek.–Tomisiępo​do​ba.
Za​śmiał się i do​pił kawę, a po​tem wstał i wy​sta​wił twarz do słoń​ca. Spoj​rzał na Ma​rie

iuśmiech​nąłsię.

–Kie​dybę​dzieszgo​to​wa,po​je​dzie​mynaza​ku​py.
–Niezno​szęza​ku​pów.
–Wiel​kaszko​da–od​rzekł,idącdoszkla​nychdrzwi.–Bojacał​kiemlu​bię.

Za​ku​pyzGian​nimotwo​rzy​łyjejoczy,oka​za​łysięzu​peł​nieno​wymdo​świad​cze​niem.

background image

Gdywcho​dziłdoskle​pu,sprze​daw​cysięprzednimkła​nia​li.Aniebyłytobyleja​kieskle​py,

lecznaj​lep​szeinaj​droż​sze.

Prze​szlicałąBondStre​et.Naubra​niaGian​niwy​dałfor​tu​nę,pew​niewy​star​czy​ło​bynakup​no

nie​wiel​kie​go domu. Za​ku​py mia​ły zo​stać ode​sła​ne na do​mo​wy ad​res Gian​nie​go, żeby mo​gli
spo​koj​niebu​szo​waćda​lej.

Szyb​koprze​sta​łapa​trzećnaceny,zresz​tąnawie​lurze​czachichniebyło.Do​my​śla​łasię,że

w ta​kich skle​pach nie pyta się o cenę, bo to zna​czy, że cię nie stać. Gian​ni ka​zał jej mie​rzyć
stro​je, na ja​kie sama by nie spoj​rza​ła. I za każ​dym ra​zem oka​zy​wa​ło się, że wy​glą​da w nich
świet​nie. Miał fan​ta​stycz​ne wy​czu​cie sma​ku i naj​wy​raź​niej za​le​ża​ło mu, by jego na​rze​czo​na
pre​zen​to​wa​łasięide​al​nie.

Gdywkoń​cuwy​bra​libutyito​reb​kiuFer​ra​ga​ma–Gian​niuparłsię,żetomu​sząbyćwło​-

skiewy​ro​by–byławy​czer​pa​na,głod​na,bo​la​łyjąnogiiczu​ła,żeje​ślijesz​czerazbę​dziemu​sia​-
łacośmie​rzyć,towolipo​zo​staćnago.

–Lunch,ko​cha​nie?–Pod​sko​czy​ła,sły​szącpiesz​czo​tli​wygłosGian​nie​go.
Od dwóch go​dzin Gian​ni ćwi​czył rolę ko​chan​ka. Ko​rzy​stał z każ​dej oka​zji, by przy​trzy​mać

jej dłoń, po​gła​dzić po wło​sach czy na​mięt​nie szep​nąć jej coś do ucha, tak by inni sły​sze​li.
Oświad​czył, że po​win​na się z tym oswo​ić, bo Wło​si nie kry​ją się z oka​zy​wa​niem uczuć. Dla
nie​gotocał​kiemna​tu​ral​neza​cho​wa​nie.Itegosa​me​gobę​dzieocze​ki​wa​łajegoro​dzi​na.

Była wy​koń​czo​na. Mia​ła za sobą nie​prze​spa​ną noc. Wpraw​dzie go​ścin​na sy​pial​nia była

kom​for​to​wa,jed​nakświa​do​mość,żeGian​nijesttużzaścia​ną,niepo​zwa​la​łajejzmru​żyćoka.
Sły​sza​łajegokro​ki,cojesz​czemoc​niejnaniądzia​ła​ło.Jaktomoż​li​we,żeGian​niażtakjejsię
po​do​ba?Prze​cieżtoja​kiśab​surd.Szan​ta​żu​jego.Gian​nijestkry​mi​na​li​stą.Ta​kichjakonaresz​-
to​wa​łaiwsa​dza​łazakrat​ki.Ajed​nak…

Za​sko​czyłją,boprze​su​nąłdło​niąpojejra​mie​niu.Prze​szyłjądreszcz.Pró​bo​wa​łaprzy​zwy​-

cza​ićsiędojegodo​ty​ku,leczdzi​siej​szydzieńbyłpo​nadjejsiły.Bez​u​stan​nauwa​ga,jakąsku​-
piałnaniejGian​ni,iza​ku​pywy​czer​pa​łyją.Wluk​su​so​wychskle​pachczu​łasięnie​swo​jo,ele​-
ganc​kie eks​pe​dient​ki ją onie​śmie​la​ły. Tak jak ta, któ​ra te​raz przy​glą​da​ła się jej zza zło​co​nej
kasy.

Wy​so​ka,zgrab​na,sta​ran​nieupię​teja​snewło​sy.Wy​raź​nieza​ry​so​wa​neko​ścipo​licz​ko​we,ak​-

centoso​byzwyż​szychsfer.Gian​nipew​niezta​ki​mizwy​klemadoczy​nie​nia.Zna​czą​cespoj​rze​-
nienie​bie​skichoczu,któ​reza​trzy​ma​łosięnapal​cuMa​rie.Bezpier​ścion​ka.

Eks​pe​dient​kazuśmie​chemwzię​łaczar​nąkar​tęGian​nie​goizer​k​nę​łanaMa​rie,pró​bu​jącpo​-

jąć, jak zdo​ła​ła usi​dlić ta​kie​go fa​ce​ta. Gdy​by zna​ła praw​dę! Ale czy to ma zna​cze​nie? Mu​szą
ode​graćswo​jerole.Prze​ko​naćro​dzi​nęinie​zna​jo​mych,żesąwso​bieza​ko​cha​ni.

Spró​bu​jejużte​raz.Za​sko​czyGian​nie​go,niechzo​ba​czy,żejestdo​brąak​tor​ką.Uję​łagopod

ra​mię,przy​lgnę​ładonie​goiusta​wi​łatwarzjakdopo​ca​łun​ku.Je​ślimy​śli,żeniepo​tra​figrać,
tote​razmupo​ka​że.Tejsprze​daw​czy​niteż.

–Ma​rzęolun​chu,ko​cha​nie.Do​kąddziśpój​dzie​my?Możewja​kieś…pry​wat​nemiej​sce?–

spy​ta​ła na​mięt​nym szep​tem, wpa​tru​jąc się w nie​go za​ko​cha​nym wzro​kiem. W brą​zo​wych
oczachGian​nie​gocośbły​snę​ło.

–Ku​siszmnie,skar​bie–wy​szep​tał,prze​su​wa​jącrękąpojejple​cach.Wjegooczachbły​snę​-

ło roz​ba​wie​nie. Od​pła​cił jej pięk​nym za na​dob​ne. Niech to dia​bli. – Ku​pi​my jesz​cze tro​chę
rze​czy.

–Och,tak–wy​szep​ta​ła.
– Szczę​ścia​ra z pani – wes​tchnę​ła eks​pe​dient​ka. – Do​brze mieć chło​pa​ka, któ​ry ob​sy​pu​je

background image

pre​zen​ta​mi…

–Toniejestchło​pak–spro​sto​wa​łaMa​rie,się​ga​jączasie​bieiod​su​wa​jącrękęGian​nie​go.
–Je​stemjejna​rze​czo​nym–po​twier​dził,niezwra​ca​jącuwa​ginaspoj​rze​nie,ja​kimko​bie​ta

ob​rzu​ci​łarękęMa​rie.Le​ciut​kouszczyp​nąłMa​riewpo​śla​dek,przy​po​mi​na​jąc,żena​dalgra​ją.

Przy​war​ławięcdonie​gojesz​czemoc​niej,za​bor​czymge​stemprze​su​nę​ładło​niąpojegopier​-

si.Gian​nipo​chwy​ciłjąipo​wie​działci​cho:

–Możewró​ci​mydodomunalunch?Niemogęsiędo​cze​kać,kie​dyzno​wubędęcięmiećtyl​-

kodlasie​bie,ko​cha​nie.–De​li​kat​nieuszczyp​nąłzę​ba​mijejdłoń.

Za​bra​kłojejpo​wie​trzawpłu​cach,za​la​łająfalago​rą​ca.Cozausta!Po​czu​łaiskrynaskó​rze,

prze​sta​łamy​śleć.Gian​nijestgórą.

Chcia​łamupo​ka​zać,żeświet​nieso​biepo​ra​dzi,aleprze​gra​ła.Icote​raz?Jakztegowy​brnąć,

pa​trzącnaza​zdro​snąeks​pe​dient​kęifał​szy​we​gona​rze​czo​ne​go,pod​czasgdyjejcia​łopło​nie?
łdosa​lo​nu.–Za​in​sta​lu​je​mycięwna​szymmi​ło​snymgniazd​ku,żebyjaknaj​szyb​ciejwcią​gnąć
sięwna​szerole.

Te​razura​tu​jejątyl​kospo​kój.

background image

ROZDZIAŁPIĄTY

–Mamcośdlacie​bie–po​wie​działGian​ni,się​ga​jącdokie​sze​ni.
–Nie!–jęk​nę​łaMa​rie,pod​no​sząckie​li​szekzbia​łymwi​nem.–Bła​gam,jużnicminieda​-

waj.Na​ku​pi​łeśtyleubrań,żewy​star​czydladzie​się​ciuko​biet.Jajużnicniechcę.

Uśmiech​nąłsię,pa​trzącnanią.Tosau​vi​gnonblancmadwa​dzie​ściaje​denlat,aonapijeje

jakwodęzkra​nu.Do​tądniespo​tkałta​kiejko​bie​ty.Te,któ​reznał,uwiel​bia​ły,gdyza​bie​rałje
naza​ku​py.Ob​sy​py​wałjąpięk​ny​mi rze​cza​mi,aMa​riema​ru​dzi​ła, jak​bytospra​wia​łojejprzy​-
krość.

Imbar​dziejgotoba​wi​ło,tymnie​szczę​śliw​sząmia​łaminę.Wy​szu​kałdlaniejod​po​wied​nie

stro​je. W wy​ra​zi​stych bar​wach, któ​re pod​kre​śla​ły pło​mien​ny od​cień wło​sów. Ob​ci​słe spód​-
nicz​ki, wy​de​kol​to​wa​ne bluz​ki i buty na wy​so​kich ob​ca​sach, w któ​rych jej nogi wy​da​wa​ły się
jesz​czedłuż​sze.Wy​glą​da​łanie​sa​mo​wi​cieku​szą​co.Paręrazy,gdywy​cho​dzi​łazprzy​mie​rzal​ni,
pre​zen​tu​jącko​lej​nąkre​ację,le​d​wiesiępo​wstrzy​mał,byza​razjejtamniedo​paść.

Za​brałjądojed​nejznaj​lep​szychlon​dyń​skichre​stau​ra​cjiina​dalmy​ślałtyl​kootym,byzo​-

stać z nią sam na sami i „prze​ćwi​czyć” bli​skość obo​wią​zu​ją​cą mię​dzy na​rze​czo​ny​mi. Ode​-
pchnąłodsie​bietemy​śli.Chy​baniepoj​mie,dla​cze​goMa​rietaknanie​godzia​ła.Musisiępil​-
no​wać,tako​bie​tasta​no​wiza​gro​że​nie.Dlajegoprzy​szło​ściidlaca​łejro​dzi​ny.Ajed​nak…

Wi​dział, że jest wy​koń​czo​na, on zaś z tru​dem za​cho​wy​wał spo​kój. Był pod​mi​no​wa​ny, czuł

ad​re​na​li​nęjaknie​gdyśprzedkaż​dymwiel​kimsko​kiem.Togozdu​mie​wa​ło,boprzyin​nychko​-
bie​tachni​g​dycze​gośta​kie​goniedo​świad​czał.Zmie​niałjejakrę​ka​wicz​ki.Bru​net​ki,blon​dyn​ki,
rude – nie przy​wią​zy​wał się do nich i ni​g​dy wie​le dla nie​go nie zna​czy​ły. Zna​jo​mość zwy​kle
koń​czy​łasięponocyczydwóch.Zdo​świad​cze​niawie​dział,żedłuż​szyukładnie​uchron​niepro​-
wa​dzidowięk​szychocze​ki​wańzichstro​ny.

Ma​riejestinna.Wjejzie​lo​nychoczachwi​działde​ter​mi​na​cję.Napew​noniepra​gnie​nie,by

ten układ zmie​nić w coś trwa​łe​go. Gdy tyl​ko osią​gnie cel, znik​nie z jego ży​cia. Ude​rzy​ła go
myśl,żeporazpierw​szytoko​bie​tamaza​miarodnie​goodejść.

Dla​cze​gotojestta​kie…in​try​gu​ją​ce?
–Mogęjużprzy​jąćza​mó​wie​nieczyzachwi​lę?
Gian​nispoj​rzałnamło​dąkel​ner​kę.
–Je​ste​śmygo​to​wi.–Za​mknąłkar​tęioznaj​mił:–Pro​si​mydwaro​st​be​fy.
–Bar​dzopro​szę.–Kel​ner​kawzię​łakar​tyiode​szła.
–Możeniemamocho​tynaro​st​bef?–Ma​riezmie​rzy​łagogniew​nymspoj​rze​niem.–Może

wolękur​cza​ka?Alborybę?

–By​ła​byśza​wie​dzio​na–od​rzekł,upi​ja​jącłykwina.
–Za​wszemu​siszowszyst​kimde​cy​do​wać?
–Tyniepró​bu​jeszrzą​dzićin​ny​mi?
–Niemamta​kiejob​se​sji–oznaj​mi​ła.–Popro​stuwiem,jakpo​win​nobyć.
–Jateż–od​parł,zroz​ba​wie​niemob​ser​wu​jącjejfru​stra​cję.–Jakjużwspo​mnia​łem,mam

cośdlacie​bie.

–Co?–Po​pa​trzy​łananie​gonie​uf​nie.
–Aha,niemo​żeszsiędo​cze​kać.Jakdziec​kowBożeNa​ro​dze​nie.
Za​baw​najesttaMa​rie.Wciążpro​te​stu​je,cobar​dzogopo​cią​ga.Przy​wykłdotego,żeko​bie​ty

background image

za​wsze mu po​ta​ki​wa​ły, i to z czu​łym uśmie​chem. A ta cią​gle go za​ska​ku​je, co jest dla nie​go
no​wo​ścią.Pod​nie​ca​ją​cymdo​świad​cze​niem.

–Nieje​stemdziec​kiem…
–Za​uwa​ży​łem.
Za​ci​snę​łausta.
–ToniejestBożeNa​ro​dze​nie,ajanadziśmamdośćnie​spo​dzia​nek.
–Za​wszemożebyćjed​nawię​cej.–Pod​su​nąłjejpu​de​łecz​ko.
Znie​ru​cho​mia​ła.Wpa​try​wa​łasięwpu​de​łecz​ko,jak​bycze​ka​jąc,żeza​razwy​sko​czyznie​goja​-

do​wi​tako​bra.Wresz​ciepod​nio​sławzrok.

–Pier​ścio​nek?
–Prze​cieżje​ste​śmyza​rę​cze​ni–od​parł,wzru​szyw​szyra​mio​na​mi.–Wi​dzia​łem,jaktasprze​-

daw​czy​nipa​trzy​łanatwójser​decz​nypa​lec.

–Tobezzna​cze​nia.
–My​liszsię.Wna​szymprzy​pad​kutobar​dzoistot​narzecz.Za​bra​łemtenpier​ścio​nekrano,

gdywy​cho​dzi​li​śmyzdomu,aleza​po​mnia​łemcigodać.

Zno​wupo​pa​trzy​łanapu​de​łecz​koiwes​tchnę​ła.
– Moja ro​dzi​na jest jesz​cze bar​dziej spo​strze​gaw​cza niż eks​pe​dient​ka. Dla nich to oczy​wi​-

ste,żeno​siszpier​ścio​nekodemnie.Ma​rie,toczęśćtwo​jejroli.

Wzię​ła się w garść. Się​gnę​ła po pu​de​łecz​ko, pod​nio​sła wiecz​ko i gło​śno wy​pu​ści​ła po​wie​-

trze.

–Niemogęgono​sić.Tomon​strum!
Prze​peł​ni​ła go duma. Bry​lant na​praw​dę był ogrom​ny. Je​den z naj​więk​szych, ja​kie ukradł.

Dlanie​gomiałwar​tośćsym​bo​licz​ną,dla​te​gogotrzy​mał,choćjużdaw​notemupo​wi​nienpu​-
ścićgodopa​se​ra.

– Wła​śnie taki pier​ścio​nek ku​pił​bym na​rze​czo​nej – wy​ja​śnił, wyj​mu​jąc go z wy​ście​ła​ne​go

ak​sa​mi​tempu​de​łecz​ka.

–Czy​liefek​ciar​skiiosten​ta​cyj​ny?
Zno​wugoza​sko​czy​łaiza​in​try​go​wa​ła.
–Je​steśpierw​sząko​bie​tą,któ​ramimówi,żebry​lantjestzaduży.
–Nieje​stemtakajakwięk​szośćk
–Po​wie​dzia​łeś,żewzią​łeśgozdomu.Kie​dygoku​pi​łeś?Jestja​kaśna​rze​czo​na,októ​rejnie

wiem?Niebę​dziewście​kła,żeda​łeśmipier​ścio​nek,któ​ryku​pi​łeśdlaniej?

–Nieku​pi​łemgo.
Po​pa​trzy​łananie​goroz​sze​rzo​ny​miocza​mi.Byławszo​ku,itomusiępo​do​ba​ło.
–Chceszpo​wie​dzieć…
– Cza​ru​ją​ca nie​win​ność – mruk​nął, krę​cąc gło​wą. – Tyle wiesz o mnie i mo​jej ro​dzi​nie,

amimotoje​steśwszo​ku.

–Ukra​dłeśgo.
–Rze​ko​mo–od​parł.Nawszel​kiwy​pa​dekle​piejnieda​waćjejar​gu​men​tówprze​ciw​konie​-

mu.–Tenpier​ścio​nekmadlamniewar​tośćsen​ty​men​tal​ną.

–Dla​cze​go?
Przezdłu​gąchwi​lęprzy​pa​try​wałsięjejwmil​cze​niu,wkoń​cuode​zwałsięci​cho:
– Sko​ro mamy uda​wać na​rze​czo​nych, po​win​ni​śmy się po​znać, czy​li do​wie​dzieć się tro​chę

ona​szejprze​szło​ści.Cho​ciaż–ba​wiłsiękie​lisz​kiem–mampew​neoba​wy,czymojana​rze​czo​-
nanieprze​ka​żetychin​for​ma​cjiswo​imkum​plomzpo​li​cji.

background image

Oczyjejbły​snę​ły.Ura​ziłją. Tymzno​wugoza​in​try​go​wa​ła. Onajestnie​sa​mo​wi​ta,cią​gle go

za​ska​ku​je.Jestwniejcoświę​cej,niżpo​cząt​ko​wosą​dził.Na​praw​dęgoin​te​re​su​je.Niemó​wiąc
otym,żegopo​cią​ga.Takjakte​raz.

–Słu​cham?–za​py​ta​łaci​cho,leczwjejgło​siebrzmia​łafu​ria.–My​ślisz,żewszyst​kono​tu​-

ję?Żeje​stemnapod​słu​chu?

–Otymniepo​my​śla​łem–rzekłwza​du​mie.
Może po​wi​nien wziąć pod uwa​gę taką ewen​tu​al​ność. Służ​by wy​ko​rzy​stu​ją pięk​ne ko​bie​ty

doswychce​lów,do​ty​czy​łototak​żejego.Żad​nejnieuda​łosięzdo​byćdo​wo​dówob​cią​ża​ją​cych
Co​ret​tich,ni​cze​goodnie​goniewy​cią​gnę​ły.

Jed​nak…możetoagent​ka?Spryt​naza​gryw​kazszan​ta​żem,te​raztenzwią​zeknaniby.Może

chcewtenspo​sóbpo​znaćjegota​jem​ni​ce?

Ba​daw​czo po​pa​trzył jej w oczy, wsłu​chał się w jej głos. Ob​ser​wo​wał mowę cia​ła. Już jako

dziec​ko na​uczył się roz​po​zna​wać kłam​cę. W za​cho​wa​niu Ma​rie nie do​strzegł ni​cze​go po​dej​-
rza​ne​go.

–Niemamprzyso​bieżad​ne​gourzą​dze​nia.Je​ślichceszsięupew​nić,mo​żeszmniepóź​niej

ob​szu​kać.

Ku​szą​capro​po​zy​cja.Zsu​nąćjejzra​miontęnowąbluz​kęzbia​łe​goje​dwa​biu,roz​piąćko​ron​-

ko​wysta​nikido​kład​niespraw​dzić,czypo​li​cjacze​gośgdzieśnieukry​ła.Nasamąmyślzro​bi​ło
musięgo​rą​co.

–Brzmitobar​dzoza​chę​ca​ją​co.
W oczach Ma​rie po​ja​wił się krót​ki błysk. Jej re​ak​cja, acz​kol​wiek na​tych​miast ukry​ta, po​-

dzia​łamanie​gojesz​czemoc​niej.Dodia​bła.

–Po​miń​mytote​raz–ode​zwa​łasięcierp​ko.–Wja​kimcelumia​ła​bymprze​ka​zy​waćpo​li​cji,

coodcie​bieusły​szę?

–Możezniąwspół​pra​cu​jeszitojestza​pla​no​wa​naak​cja.–Niesą​dził,bywrze​czy​wi​sto​ści

takbyło,alele​piejwy​ło​żyćkawęnaławę.

–Niktbyniewy​my​śliłta​kie​gosce​na​riu​sza.–Pa​trzy​łananie​gosze​ro​kootwar​ty​miocza​mi.

–Aleje​ślitocipo​mo​że,toza​rę​czam,żedlani​ko​goniepra​cu​ję.Zresz​tącomo​gła​bympo​wie​-
dziećpo​li​cji?–Za​śmia​łasięgorz​ko,roz​ło​ży​łaręce.–Niktbyminieuwie​rzył.Niemia​ła​bym
żad​nychdo​wo​dównapo​par​cieswo​ich słów,atypew​nie byśutrzy​my​wał,żecię szan​ta​żo​wa​-
łam.Nieby​ła​bymwia​ry​god​na.

– Bar​dzo prze​ko​nu​ją​ce wy​ja​śnie​nie – uznał, ki​wa​jąc gło​wą. Praw​dę mó​wiąc, o nic jej nie

po​dej​rze​wał,leczdo​brzesięupew​nić.–Alechciał​bymmiećtwo​jesło​wo,żeniepo​wtó​rzyszni​-
cze​go,cousły​szyszodemnieczyko​gośzmo​jejro​dzi​ny.

Miałsa​tys​fak​cję,wi​dzączdu​mie​niewjejoczach.
–Uwie​rzyszminasło​wo?
Uśmiech​nąłsiędosie​bie.Po​li​cjant​kadoszpi​kuko​ści.Pro​sto​li​nij​naiuczci​wamimopró​by

szan​ta​żu.Spoj​rzałjejgłę​bo​kowoczy.Niemu​siałsięwa​hać.

–Tak,tomiwy​star​czy.
–Wta​kimra​zieobie​cu​ję,żeniepo​wtó​rzęni​cze​go,oczymusły​szę.Tu​tajinawy​spie.
–Sko​rotak…–Wy​jąłpier​ścio​nekiprzyj​rzałmusięuważ​nie.Po​ru​szyłnimde​li​kat​nie,ob​-

ser​wu​jąc re​flek​sy świa​tła. – Ukra​dłem go dwa​na​ście lat temu. Ra​zem z Pau​lem. To był nasz
pierw​szywiel​kiskok.

Ma​riewcią​gnę​łapo​wie​trzeiwstrzy​ma​łaod​dech.Za​pew​neztru​demsłu​cha​łatychzwie​rzeń

iwszyst​kosięwniejbun​to​wa​ło,alepa​no​wa​łanadsobą.

background image

–By​li​śmywHisz​pa​nii–cią​gnął,wra​ca​jącmy​ślądotam​tejgo​rą​cejnocywBar​ce​lo​nie.Ra​-

zemzbra​temsa​mo​dziel​nieza​pla​no​wa​liskokisku​tecz​niegoprze​pro​wa​dzi​li.Porazpierw​szy
po​ka​za​liro​dzi​nie,żesągod​niro​do​we​godzie​dzic​twa.

Ko​lej​nepo​ko​le​niaCo​ret​tichkon​ty​nu​owa​łyro​dzin​nątra​dy​cję.Dzie​ciodma​łe​gouczo​nopo​-

słu​gi​wa​niasięwy​try​cha​mi,bez​sze​lest​ne​gopo​ru​sza​nia,bez​piecz​ne​goprze​kra​da​niasiępoda​-
chach,od​róż​nia​niabry​lan​tówodstra​sów,sku​tecz​ne​gowy​my​ka​niasięznaj​bar​dziejkło​po​tli​-
wychsy​tu​acji,la​wi​ro​wa​niaprzedpo​li​cją.Co​ret​tibylimi​strza​miwswo​imfa​chu,naj​lep​szy​mi
znaj​lep​szych,aro​dzin​nybiz​neskwitł.

Je​dy​nieTe​re​sa,sio​straGian​nie​go,wy​ła​ma​łasięztra​dy​cji,wy​bra​łauczci​wądro​gę.Niktnie

mógł tego po​jąć. Do​pie​ro rok temu Gian​ni za​czął ro​zu​mieć ra​cje, ja​kie nią kie​ro​wa​ły. Otwo​-
rzy​ły mu się oczy. Zro​zu​miał, że w ten spo​sób nie moż​na żyć, że krad​nąc lu​dziom ich wła​-
sność,okra​dasięichzczę​ściży​cia.

Dziw​ne,botare​flek​sjaprzy​szłatużpotym,jakukradłan​tycz​nyszty​letna​le​żą​cydoczło​wie​-

ka,któ​ryoka​załsięmę​żemTe​re​sy.Prze​żyłwte​dywe​wnętrz​nąprze​mia​nę,po​sta​no​wiłzmie​nić
do​tych​cza​so​weży​cie.Jed​nakresz​taro​dzi​nypo​zo​sta​łaprzyswo​im,aonniechciałichna​ra​żać.

–Tenpier​ścio​nekna​le​żałdouro​czejko​bie​ty.Pau​lobyłwniąza​pa​trzo​ny–po​wie​dział.
–Mimotojejgoukradł.
–Oczy​wi​ście.Tobyłona​szeza​da​nie.Wdłu​giweek​endurzą​dzi​ławiel​kieprzy​ję​ciewdomu

podBar​ce​lo​ną.Pau​loijawmie​sza​li​śmysięwtłumgo​ści,apo​temdo​bra​li​śmysiędobi​żu​te​rii,
któ​rątrzy​ma​ławsej​fiewsy​pial​ni.Po​szłonamjakpoma​śle.

–Niktwasniepo​dej​rze​wał?
–Nas?–Uśmiech​nąłsięiza​ci​snąłpal​cenaka​mie​niu.–Naprzy​ję​ciubyłodwie​ścieosób,

amywy​mknę​li​śmysięnadłu​goprzedprzy​jaz​dempo​li​cji.

–Niewiem,czypo​win​nambyćpodwra​że​niem,czyra​czejzbul​wer​so​wa​na.
Gian​niza​śmiałsię,otwo​rzyłdłońipo​pa​trzyłnapier​ścio​nek.
–Wolę,że​byśbyłapodwra​że​niem.
Przy​nie​sio​noza​mó​wio​neda​nia.Gdykel​nerod​szedł,Ma​riepo​pa​trzy​łanata​lerz.
–Tenro​st​befwy​glą​danie​źle–przy​zna​łanie​chęt​nie.
–Totu​tej​szaspe​cjal​ność.Zwy​kletuprzy​cho​dzę,kie​dyje​stemwLon​dy​nie.
–Coczę​stocisięniezda​rza.
Stwier​dzi​ła fakt. Gian​ni wzru​szył ra​mio​na​mi. Przy​glą​dał się, jak Ma​rie od​kra​wa ka​wa​łek

mię​sa.

–Ow​szem.Dużopo​dró​żu​ję.
–Towiem.
– Od​bie​głaś od te​ma​tu. Mó​wi​li​śmy o two​im pier​ścion​ku. – Pod​su​nął go w jej stro​nę. Od​-

cze​kałchwi​lę,leczMa​rieniedrgnę​ła.Samwsu​nąłgojejnapa​lec.

–Toniejestmójpier​ścio​nek.Na​le​żydotejko​bie​tyzBar​ce​lo​ny.
–Te​razjużnie.Oddwu​na​stulatjestmój.
–To,żegomasz,jesz​czeniezna​czy,żejesttwój.
–Dlamniezna​czy.–Się​gnąłposztuć​ce.GdyMa​rieza​czę​łazdej​mo​waćpier​ścio​nek,zmie​-

rzyłjąostrymspoj​rze​niem.–Zo​stawgo.Toistot​nyre​kwi​zytwgrze,naktó​rąsięumó​wi​li​śmy.
Patrznanie​gotak,jak​bytobyłstras.Mu​si​myuda​waćprze​ko​nu​ją​co.

–Stras.–Po​pa​trzy​łanaol​brzy​mibry​lant.–Niewiem,czytocośpo​mo​że.
Gian​nipo​krę​ciłgło​wą.
–Przezna​stęp​nyty​dzieńmu​sisz ha​mo​waćteswo​jeuczci​we za​pę​dy.Po​go​dzićsię,że poza

background image

bie​ląiczer​niąjestjesz​czewie​leod​cie​nisza​ro​ści.

MinaMa​riemó​wi​ła,żenieprzyj​dziejejtoła​two.Imiałprze​czu​cie,żejestzbytuczci​wa,by

uda​wa​niepo​szłojejjakzpłat​ka.

Niemia​łapew​no​ści,czyspro​stawy​zwa​niu.

Niesą​dzi​ła,żebę​dzieażtaktrud​no.Odkil​kudnicałyczasspę​dza​ławto​wa​rzy​stwieGian​-

nie​go. Do​pie​ro w nocy, gdy za​mknę​ła drzwi ste​ryl​nie urzą​dzo​nej sy​pial​ni, mo​gła ode​tchnąć
ipo​my​śleć,za​sta​no​wićnadsy​tu​acją,wktó​rejsięzna​la​zła.Jakzdo​łaprze​żyćtena​stęp​nedni?

Gian​nioka​załsięuro​czyisek​sow​ny.Ow​szem,byłzło​dzie​jem,alezszedłzezłejdro​gi.Imiał

mnó​stwoza​let.Byłza​baw​ny,urze​ka​łojąjegocierp​kie,czę​stoau​to​iro​nicz​nepo​czu​ciehu​mo​ru.
Lu​biłwłó​czyćsiępocie​ka​wychmiej​scach,ko​rzy​staćzży​cia.Za​brałjąnawy​ciecz​kępoLon​dy​-
nie,po​ka​załmnó​stworze​czy,októ​rychsły​sza​łaiwie​leno​wych.Byliwtwier​dzyTo​wer,zwie​-
dzi​liskar​biec,przedpa​ła​cemBuc​kin​ghamoglą​da​lizmia​nęwar​ty.

Po​ka​załjejOpac​twoWest​min​ster​skie,Tra​fal​garSqu​are,po​pro​wa​dziłnaCar​na​byStre​et.Na

lunchwpa​da​lidopu​bów,nako​la​cjeza​bie​rałjądoele​ganc​kichpię​cio​gwiazd​ko​wychre​stau​ra​-
cji,wczo​rajwy​bra​lisiędoklu​bunatań​ce.

Cza​ro​wałjąico​razbar​dziejsięjejpo​do​bał.Ko​rzy​stałzkaż​dejspo​sob​no​ści,bypo​trzy​maćją

zarękę,od​gar​nąćjejwło​syztwa​rzy.Dotejporynieod​wa​żyłsięnapo​ca​łu​nek,aonaniemia​ła
pew​no​ści, czy się z tego cie​szyć, czy nie. Do​my​śla​ła się, że to też po​win​ni prze​ćwi​czyć, choć
czu​ła, że w tej dzie​dzi​nie Gian​nie​mu nie brak do​świad​cze​nia. Jed​nak wte​dy sa​mot​ne noce
jesz​czebar​dziejbędąsięjejdłu​żyć.

Po​pa​trzy​łanapier​ścio​nekzbry​lan​temiwes​tchnę​ła.Ogrom​ny.Ukra​dzio​ny.Ionaco​razbar​-

dziejsiędonie​goprzy​zwy​cza​ja.Jaktooniejświad​czy?

Wczo​rajwie​czo​rem,gdytań​czy​li,Gian​niobej​mo​wałjąmoc​no.Czu​łanaple​cachcie​płydo​-

tykjegodło​ni,pul​so​wa​łojejwskro​niach.Wo​kółnichupoj​niebrzmia​łamu​zy​ka.Ma​rieza​po​-
mnia​łaoin​nychpa​rachnapar​kie​cie.Nie​maluto​nę​ławoczachGian​nie​go,onteżnieod​ry​wał
odniejwzro​ku.Pa​trzyłnaniątak,jak​bypozanimijużni​cze​goniebyło…

–Tuje​steś.–GłosGian​nie​gowy​rwałjązza​my​śle​nia.
Sta​łaza​pa​trzo​nawTa​mi​zę.Od​wró​ci​łasięodka​mien​nejba​rier​ki.Gian​nimiałwło​syroz​wia​-

newia​trem.Wczar​nejko​szu​lizkrót​ki​mirę​ka​wa​mi,nie​bie​skichdżin​sachiczar​nychbu​tach
wy​glą​dałfan​ta​stycz​nie.

Niósłdwakub​ki.Po​dałjejje​den.
–Lat​te?
–Dzię​ki.
–Oczymtakroz​my​śla​łaś?–za​py​tał.
–Oni​czym–skła​ma​ła,dzi​wiącsię,żetakła​twojejtoprzy​cho​dzi.Po​pa​trzy​łanaBigBena

igmachpar​la​men​tu.

–Nieumieszjesz​czedo​brzekła​mać–za​uwa​żyłzuśmie​chem.
–Dzię​ku​ję.Wła​śniemy​śla​łam,żeumiemażzado​brze.
–Nie.Uczci​wośćna​dalbijecizoczu.Na​praw​dęwstyd.
Ro​ze​śmia​łasię,onteż.Pew​niechciałjąroz​śmie​szyć.
–Uczci​wośćtoniecho​ro​ba.Nieza​ra​ziszsię.
–Po​wiedztomo​je​mubra​tu.–Oparłłok​cienaba​rier​ceiza​pa​trzyłsięwwodę.–Od​kądpo​-

sze​dłemnaukładzIn​ter​po​lem,Pau​loutrzy​mu​jedy​stans,jak​bysiębał,żetauczci​wośćgodo​-

background image

pad​nie.Jakna​sząsio​strę.

–Te​re​sę?–Od​wró​ci​łasiędonie​go.–TęzTe​so​ro?
– po​wie​dział mięk​ko, a w jego oczach po​ja​wił się czu​ły uśmiech. Ten wi​dok po​ru​szył

Ma​rie.–Tomojaje​dy​nasio​stra.Oddziec​kawie​dzia​ła,żeniechcebyćjakmy.

–Aha.–Samawy​cho​wa​łasięwro​dzi​niestró​żówpra​wa.Cobyjejbli​scypo​wie​dzie​li,gdy​by

niechcia​łakon​ty​nu​owaćro​dzin​nejtra​dy​cji?–Jakprzy​jąłtotwójoj​ciec?

–My​ślę,żenapo​cząt​kubyłbar​dzoza​wie​dzio​ny–za​du​małsięGian​ni–chciałjed​nak,żeby

byłaszczę​śli​wa.Niero​zu​miałjejde​cy​zji,alejąwspie​rał.

–Jakdo​bryoj​ciec.
Gian​niod​wró​ciłsięipo​pa​trzyłjejwoczy.
–Jestdo​brymoj​cem.Za​wszemo​gli​śmynanie​goli​czyć.Pośmier​cimamyjestsa​mot​ny,ale

siętrzy​ma.

–Mójtatateżbyłwspa​nia​ły–po​wie​dzia​łatę​sk​nie.Ogrom​niegojejbra​ko​wa​ło.–Byłbar​-

dzofaj​ny.Za​wszemnieroz​śmie​szał.Przy​tu​lałimó​wił,żewszyst​kobę​dziedo​brze.Za​wszeaż…
ażgoza​bra​kło.

–Daw​nogostra​ci​łaś?
–Pięćlattemu.Pi​ja​nykie​row​carąb​nąłwra​dio​wóz.Tatazgi​nąłnamiej​scu.
–Przy​kromi.–Wziąłjązarękę.
Cie​płojegodło​nida​wa​łopo​cie​chę…icoświę​cej.Iwła​śnietojąmar​twi​ło.
Gian​niwy​pro​sto​wałsięiru​szyłprzedsie​bie.Niepusz​czałjejręki.
–Do​kądidzie​my?
–Dodomu,mu​si​mysięspa​ko​wać.Ju​trowy​jeż​dża​my.
–Ju​tro?–Po​znajegoro​dzi​nę.Bę​dzieuda​waćza​ko​cha​ną,oszu​ki​waćlu​dzi,któ​rychjesz​cze

niezna.Nogijejzmię​kły.

–Tak–po​wie​dział.–Jużpora.Lu​dziomzIn​ter​po​luza​le​ży,że​bymbyłprzedotwar​ciemwy​-

sta​wy,miałnawszyst​kooko.Pozatymsio​strachce,że​bymna​cie​szyłsięsio​strzeń​cem.

–Aha.–Kiw​nę​łagło​wą.Czy​liza​czy​na​ją.
Naj​pierwchrzestiza​da​niezle​co​neGian​nie​muprzezIn​ter​pol,po​temod​zy​ska​niena​szyj​ni​ka

ipo​wrótdodomu.DoNo​we​goJor​ku.

Cie​ka​we,żetaper​spek​ty​wawca​leniebu​dzi​ławniejta​kie​goen​tu​zja​zmujakjesz​czenie​daw​-

no.
o​biet–od​par​ła,po​trzą​sa​jącgło​wąiod​su​wa​jącpu​de​łecz​ko.

–Zdą​ży​łemza​uwa​żyć.
Przy​mknę​łaoczy.

background image

ROZDZIAŁSZÓSTY

Wca​lesięniede​ner​wu​je.Na​praw​dęnie.Popro​stuniemożeza​snąć.Todużaróż​ni​ca.
Na pal​cach szła przez ste​ryl​ny apar​ta​ment. Wszę​dzie tyl​ko biel i biel. Miesz​ka​ła tu już od

kil​kudni,alena​dalczu​łasięnie​swo​jo.Niepo​tra​fi​łaprzy​zwy​cza​ićsiędotejwszech​ogar​nia​ją​-
cejbie​li.CzyGian​nie​muna​praw​dępo​do​basiętakiwy​strój?Wąt​pli​we.Zdą​ży​łagotro​chępo​-
znać. Miesz​ka​nie zwy​kle od​zwier​cie​dla cha​rak​ter wła​ści​cie​la, tak się uwa​ża. Je​śli to praw​da,
townio​sekjestoczy​wi​sty–de​ko​ra​torniemiałoka​zjipo​znaćGian​nie​go.

Tesu​ro​weod​py​cha​ją​cewnę​trzazu​peł​nieniepa​su​jądojegocie​płejży​wio​ło​wejoso​bo​wo​ści.

Je​dy​nemiej​sce,wktó​rymczu​łasięwmia​rędo​brze,tota​ras.Wła​śnietamza​mie​rza​łapójść.

Ostroż​nie,cen​ty​metrpocen​ty​me​trze,prze​su​wa​łaszkla​nedrzwi,wzdry​ga​jącsięzakaż​dym

ra​zem,gdyci​choza​skrzy​pia​ły.Niechcia​łaobu​dzićGian​nie​go.

Lek​kipo​wiewwia​truwdarłsiędośrod​ka,gdyodro​bi​nęroz​su​nę​ładrzwi,bywy​do​staćsięna

ze​wnątrz.Wy​sta​wi​łatwarzdowia​tru,po​czu​łanaskó​rzeprzy​jem​nychłód.

Zdołudo​cho​dziłda​le​kiszummia​sta.Nanie​biemi​go​ta​łygwiaz​dy,ja​śniałksię​życ.Lon​don

Eyejakla​tar​niamor​ska.

Wzdłuż ba​rier​ki wo​kół ta​ra​su ro​sły ro​śli​ny. Na tle ciem​nej zie​le​ni ró​żo​we, po​ma​rań​czo​we

iżół​tekwia​ty.Mi​nę​łastółifo​te​le,za​ska​ku​ją​cowy​god​ne,ipo​de​szładokra​wę​dzita​ra​su.Za​pa​-
trzy​łasięwmia​stowdole.

Przeztekil​kadniwie​lesięwy​da​rzy​ło.Gian​nioka​załsięzu​peł​nieinny,niżsą​dzi​ła,atospra​-

wi​ło, że stra​ci​ła pew​ność sie​bie. Za​kła​da​ła, że w ja​kimś sen​sie jest złym czło​wie​kiem, bo to
prze​cieżzło​dziej.Awrze​czy​wi​sto​ścibyłcie​pły,we​so​łyimiałdo​breser​ce.

Wczo​rajwziąłjąnaspa​cerpoWestEn​dzie.Prze​cha​dza​lisiębru​ko​wa​ny​miulicz​ka​mi,usie​-

dlinalunchwka​wiar​nia​nymogród​ku.

Wczo​rajzno​wująza​sko​czył.
Nawy​sta​wiebu​ti​kuza​cie​ka​wi​łyjąskó​rza​nebot​ki.Mi​ja​lijąprze​chod​nie,zzachmurwy​glą​-

da​łosłoń​ce,lek​kiwiatrpo​de​rwałzuli​cyzmię​tąga​ze​tę,ktośrzew​niegrałnaskrzyp​cach.Nie
od​ry​wa​łaoczuodwy​sta​wy,gdyna​glewoknieuj​rza​łaod​bi​cieGian​nie​go.Pod​szedłdostar​sze​-
gomęż​czy​znygra​ją​ce​gonaskrzyp​cachidosto​ją​ce​gonazie​mipu​de​łecz​kawło​żyłkil​kabank​-
no​tów.

Lu​dzieprze​cho​dzi​li,nieza​uwa​ża​jącgraj​ka.Gian​niprzezchwi​lęwsłu​chi​wałsięwbrzmie​nie

in​stru​men​tu,oka​zu​jącpo​dziw.Gdypod​szedłdoMa​rie,po​wi​ta​łagouśmie​chem,uda​jąc,żeni​-
cze​goniewi​dzia​ła.

I co ma o nim my​śleć? Zło​dziej, któ​ry przez lata okra​dał bo​ga​tych, do​strzegł czło​wie​ka

wpo​trze​bieihoj​niegowspo​mógł.

Uj​rza​ła go na​gle z in​nej stro​ny. I to zbi​ło ją z tro​pu. Przez całe ży​cie wi​dzia​ła tyl​ko do​bro

izło,czerńibiel.Takzo​sta​ławy​cho​wa​na.Te​razna​gleotwo​rzy​łysięjejoczy,za​czę​łado​strze​-
gać,żeniewszyst​kojestta​kiejed​no​znacz​ne.Bieliczerńprze​cho​dząwsza​rość.

Zmie​nia​łosięjejpo​dej​ściedowie​lurze​czy,po​zna​wa​łanoweemo​cje.Wbrewso​bie.Wiel​ki

bry​lantcią​żyłjużnietyl​konapal​cu,od​ci​skałsięwjejświa​do​mo​ści.Spoj​rza​łanapier​ścio​nek,
rzu​ca​neprzeznie​gore​flek​sy.Ukra​dzio​nyko​bie​ciezBar​ce​lo​ny.Cen​netro​feumdlazło​dzie​ja,
októ​rymniemożeprze​staćmy​śleć.

–Nodo​brze–po​wie​dzia​łaci​cho.–Możesięde​ner​wu​ję.

background image

–Niemaszpo​wo​du.
Pod​sko​czy​ła,sły​szączasobągłosGian​nie​go.Od​wró​ci​łasięgwał​tow​nie.
–Chcesz,że​bymspa​dłazta​ra​su?
Oparłsięofra​mu​gęprze​szklo​nychdrzwi.Byłwspodniachodpi​ża​my,zczar​ne​goje​dwa​biu.

Wpo​świa​cieksię​ży​cajegoskó​ramia​łamie​dzia​nypo​łysk.Pięk​nieumię​śnio​naklat​kapier​sio​-
wa, luź​no za​wią​za​ny pa​sek w ta​lii. Wy​star​czy lek​ki ruch, by spodnie zsu​nę​ły się na zie​mię.
Zro​bi​łosięjejgo​rą​co.Mia​łana​dzie​ję,żewpół​mro​kuGian​niniewi​dzijejtwa​rzy.

– Gdy​byś chcia​ła spaść – jego wło​ski ak​cent cza​ro​wał ją – mu​sia​ła​byś wejść na skrzyn​ki,

przejśćzaba​rier​kęisko​czyć.Chy​banieje​steśażtakzde​ner​wo​wa​na?

–Alemogębyć,je​ślipo​dej​dzieszbli​żej.
Czu​łaprze​peł​nia​ją​cejąpra​gnie​nie.Jesttrud​niej,niżmy​śla​ła.Znacz​nietrud​niej.Teo​re​tycz​-

niemia​łobyćina​czej.Mie​lityl​kouda​wać,jed​nakemo​cjeniedająsiępod​po​rząd​ko​wać,zra​cjo​-
na​li​zo​wać.Wy​my​ka​jąsięspodkon​tro​li.Za​bra​kłojejtchu,gdyGian​nipo​wo​liza​cząłiśćwjej
stro​nę.

Za​czerp​nę​łapo​wie​trza,wstrzy​ma​łaod​dech.Możewtenspo​sóbtro​chęsięuspo​koi.Jed​nak

tena​dzie​jeoka​za​łysiępłon​ne.Wi​ro​wa​łojejwgło​wie.Tagrasta​wa​łasięco​razbar​dziejre​ali​-
stycz​na.Inie​bez​piecz​na.

–Niezbli​żajsię,Co​ret​ti.
–Bo​iszsię,O’Hara?–Jegogłosota​czałją,obej​mo​wał.Jaktomoż​li​we,żesamgłostakna

niądzia​ła?

–Popro​stuje​stemostroż​na.
–Mniebar​dziejin​te​re​su​je,dla​cze​goje​steśtakaspię​ta.Ococho​dzi?
–O…cie​bie.Omnie.Tora​czejkiep​skipo​mysł.–Po​stą​pi​łakrokczydwadotyłu,do​szłado

koń​cata​ra​su.

– Dla mnie świet​ny. Je​ste​śmy do​ro​śli. Wie​my, cze​go chce​my. Dla​cze​go tak się de​ner​wu​-

jesz?–za​py​tał,ro​biącko​lej​nykrokwjejstro​nę.

–Chceszwie​dzieć?Prze
–Jakmiło.–Ro​zej​rza​łasię,szu​ka​jącdro​giuciecz​ki.–Cie​szęsię,żeje​steśszczę​śli​wy.
–Mo​gli​by​śmyobo​jebyćszczę​śli​wi.
Spoj​rza​łananie​gouważ​nie.Stałtakbli​sko.Wy​star​czywy​cią​gnąćrękę,bydo​tknąćjegotor​-

su. Och, jak tego chcia​ła! Pal​ce same się do nie​go wy​cią​ga​ły. Za​ci​snę​ła je w pię​ści, opu​ści​ła
ręce.

–Tozna​czy…
Za​śmiałsiękrót​ko.
–Wiesz,cotozna​czy.
Oczy​wi​ście.Na​wetje​śliniedokoń​cagoro​zu​mia​ła,tocia​łowie​dzia​łobar​dzodo​brze.
–Tak,wiem.–Od​gar​nę​ławło​syztwa​rzyizmu​si​łasię,bypo​pa​trzećmuwoczy.Wy​star​czy

jed​nanoczGian​nim,żebypo​czu​łasięwię​cejniższczę​śli​wa.–Aletosięniesta​nie.

Gian​niwzru​szyłra​mio​na​mi.
–Oczy​wi​ściede​cy​zjana​le​żydocie​bie,aleje​ste​śmyza​rę​cze​ni.
Jak ła​two zre​zy​gno​wał! Do​pie​ro co cza​ro​wał ją uwo​dzi​ciel​skim gło​sem i wpa​try​wał się

wniąpło​ną​cymwzro​kiem,ate​razzbyłjąwzru​sze​niemra​mion.Jak​bymię​dzynimiwca​lenie
iskrzy​ło.Po​win​nagozatopo​dzi​wiaćczymożepo​czućsięura​żo​na?Boże,dla​cze​gosamanie
po​tra​firoz​pra​wićsięzeswo​iminie​po​kor​ny​mimy​śla​mi?

–Dla​cze​gonieśpisz?

background image

–Mamlek​kisen.Sły​sza​łem,jakotwie​raszdrzwiiwy​cho​dzisznata​ras.Za​nie​po​ko​iłemsię,

po​my​śla​łem,żele​piejspraw​dzę.

–Je​steśbar​dzo…tro​skli​wy.
–Ow​szem,je​stem.–Prze​su​nąłwzro​kiempojejnoc​nejko​szul​ce.Od​ga​dła,cote​razmy​śli.

Czar​na,ozdo​bio​nadwie​maży​ra​fa​miiza​baw​nympod​pi​sem:„Tobyłabar​dzodłu​ganoc”.

–Chy​bapo​win​ni​śmyspę​dzićdziświę​cejcza​suwskle​piezbie​li​zną.
Zi​ry​to​wał ją. Skrzy​żo​wa​ła ra​mio​na na pier​si. Tę ko​szul​kę do​sta​ła w pre​zen​cie od taty, gdy

wBożeNa​ro​dze​niepra​co​wa​łananoc​nejzmia​nie.TomiałbyćżartiMa​rietaktoode​bra​ła.To
jejulu​bio​nako​szul​ka.Odtaty.

Niechcia​ławra​caćmy​ślądodzi​siej​szychza​ku​pów.Ni​g​dywcze​śniejniero​bi​łaichwto​wa​-

rzy​stwiemęż​czy​zny.Ini​g​dyniktniewy​bie​rałjejta​kichrze​czy.

–Nowięc–ode​zwałsię,gdymil​cze​nieza​czę​łosięprze​dłu​żać–sły​sza​łem,jakmó​wisz,że

je​steśzde​ner​wo​wa​na.

–Niepo​wi​nie​neśpod​słu​chi​wać.
–Atymó​wićdosie​bie.Czy​liobo​jepo​win​ni​śmysięwsty​dzić.Alewróć​mydotwo​je​gozde​-

ner​wo​wa​nia.

–Nicminiejest.
–Napew​no?–Przy​su​nąłsiębli​żej.
– Na pew​no. Tro​chę de​ner​wu​ję się spo​tka​niem z two​ją ro​dzi​ną i tym uda​wa​niem. Ale… –

uśmiech​nę​łasięzprzy​mu​sem–tochy​baniebę​dziestrasz​ne?

–Uda​wa​niemo​jejna​rze​czo​nej?–Pu​ściłdoniejoko.–Obie​cu​ję,żebędębar​dzotro​skli​wy.

Zro​bięwszyst​ko,cowmo​jejmocy,żebycipo​móc.

Wła​śnietegosięoba​wia​ła.Przezostat​niedninie​malnonstopbylira​zemitajego„tro​skli​-

wość”mą​ci​łajejwgło​wie.Atakniepo​win​nobyć.Po​win​nakon​cen​tro​waćsięnaswo​impla​-
nie,nietra​cićgło​wy,niere​ago​waćnajegobli​skość.Takjakte​raz.

Lek​kipo​wiewwia​truuzmy​sło​wiłjej,żezro​bi​łosięchłod​niej.Ostat​niednibyływy​jąt​ko​wo

cie​płe,aletosięzmie​nia.Mapre​tekst,bystąduciec.

–Zim​nomi–oznaj​mi​ła.BogdyGian​nitaknaniąpa​trzył,nierę​czy​łazasie​bie.
–Bra​wo.
–Słu​cham?
–Pięk​nieskła​ma​łaś–od​rzekł.–Zka​mien​nątwa​rzą.Pra​wieciuwie​rzy​łem.
–Pra​wie?–Pod​nio​sławy​żejgło​wę.
–Nietrzę​sieszsięzzim​na–wy​ja​śnił–abłyskwtwo​ichoczachzdra​dza,żejestcigo​rą​co.
–Gian​ni,daj​mytemuspo​kój–wy​szep​ta​ła,ro​biąckrokdoprzo​duima​jącna​dzie​ję,żezej​-

dziejejzdro​gi.

Nic z tego. Nie prze​su​nął się, tyl​ko po​ło​żył dło​nie na jej bar​kach i przy​trzy​mał w miej​scu.

Pod​nio​słananie​gowzrok.Jegoustabyłytużprzyjejwar​gach.

–Przezwy​jaz​dempo​win​ni​śmyza​ła​twićjed​nąrzecz.
Po​czu​łasu​chośćwustach,ser​ceszyb​kojejza​bi​ło.
–Tozna​czy?–Zmu​si​łasię,żebyza​daćpy​ta​nie.–Comasznamy​śli?
–Po​ca​łu​nek.–Jegogłosprze​ni​kałjądogłę​bi.
Boże,jak​żetegopra​gnę​ła,choć niepo​win​na.Prze​su​nę​łaspoj​rze​nie najegousta,a Gian​ni

uśmiech​nąłsię,jak​byczy​tałwjejmy​ślach.Po​pa​trzy​łamuwoczy.

–Natosięnieuma​wia​li​śmy–po​wie​dzia​łaci​cho.
–Umo​węmoż​nare​ne​go​cjo​wać–za​uwa​żył.

background image

–Poco?–Po​trzą​snę​łagło​wą.–Prze​cieżobo​jewie​my,żetotyl​konachwi​lę.
–Coniezna​czy,żeniemożebyćmiło–od​parł.–Ma​rie,żyjchwi​lą.Tomożecisięspodo​-

bać.

Ni​g​dynieżyłachwi​lą.Za​wszesta​ran​niepla​no​wa​łaprzy​szłość,wy​zna​cza​łaso​biecele,na​wet

gdybyładziec​kiem.Innerze​czysiędlaniejnieli​czy​ły.Nieuga​nia​łasięzamęż​czy​zna​mi,ni​g​dy
szcze​gól​nie jej to nie in​te​re​so​wa​ło. Mia​ła swo​je spra​wy i swo​je ży​cie, na męż​czyzn nie było
wnimmiej​sca.Zresz​tąniespo​tka​łani​ko​go,dlakogochcia​ła​bytozmie​nić.

Ażdote​raz.
PrzyGian​nimza​czę​łamy​ślećorze​czach,ja​kiewcze​śniejnieprzy​cho​dzi​łyjejdogło​wy.Nie

po​zna​wa​łasa​mejsie​bie.Coztego,żeporazpierw​szyjejcia​łotakre​agu​je,tojesz​czenicnie
zna​czy.

Prze​su​wałrę​ka​mipojejbar​kach,przezko​szu​lęczu​łacie​płojegopal​ców.Przy​gar​nąłjąbli​-

żej,aonain​stynk​tow​niepo​chy​li​łasięwjegostro​nę.Tobłąd,prze​mknę​łojejprzezmyśl.Wiel​-
kibłąd.

–Za​ży​ło​ściniedasięuda​wać.–Czu​łajegood​dech.Mi​mo​wol​nieroz​chy​li​łausta.–Mojaro​-

dzi​nabę​dzienasob​ser​wo​wać.Je​śliza​uwa​żą,żecośjestnietak,za​cznąsiędo​my​sły,aprze​cież
tegoniechce​my?

–Chy​banie–po​tak​nę​ła,bomiałra​cję.Po​win​niro​bićwra​że​nieza​ko​cha​nejpary.Ina​czejpo

coba​wićsięwtouda​wa​nie?

Wsu​nąłdłońwjejwło​sy.
–Po​win​ni​śmysiępo​ca​ło​wać,Ma​rie.Jużczas.
Mil​cza​ła. Nie mu​sia​ła nic mó​wić. Zresz​tą chy​ba nie mo​gła, na​wet gdy​by chcia​ła. Prze​sta​ła

my​śleć,li​czy​łosiętyl​kopra​gnie​nie,ja​kiejąprze​peł​nia​ło.Za​wszewie​rzy​ła,żele​piejbyćsa​mej
niżznie​wła​ści​wymmęż​czy​zną.Niedo​pusz​cza​ładogło​suhor​mo​nówiswo​ichpo​trzeb.Te​raz
tamapę​kła.

Wie​dzia​ła, że Gian​ni nie jest od​po​wied​nim męż​czy​zną, ale w tym mo​men​cie tyl​ko on dla

niejist​niał.Póź​niejbę​dziesiętymmar​twić,aleniete​raz.Toniejestporanaroz​my​śla​nie.Pra​-
gniegopo​czuć,ityl​kotosięli​czy.

Po​chy​liłsiękujejtwa​rzy.Wes​tchnę​ła,czu​jącdo​tykjegowarg.Towes​tchnie​niepo​dzia​ła​ło

nanie​go,boob​jąłjąwpa​sieiprzy​cią​gnąłdosie​bietakmoc​no,żejużniemia​ławąt​pli​wo​ści:
pra​gnąłjejrów​niego​rą​co,jakonajego.

Od​da​łamupo​ca​łu​nek.Prze​su​nę​ładłoń​mipocie​płejzło​ci​stejskó​rze,za​rzu​ci​łamuręcena

szy​ję.Bi​ją​ceodnie​gocie​płoprze​ni​ka​łojąnawskroś.Wsu​nąłpal​cewjejwło​syica​ło​wałco​raz
bar​dziejna​mięt​nie.

Po​ca​łu​nektenniósłroz​kosz​nąobiet​ni​cęcze​goświę​cej.Wy​obraź​niapod​su​wa​łajejpod​nie​-

ca​ją​cecu​dow​neob​ra​zy.Ma​riewi​dzia​łaichwogrom​nymłożuGian​nie​go,roz​pa​lo​nychiroz​na​-
mięt​nio​nych,ob​sy​pu​ją​cychsiępiesz​czo​ta​mi,za​tra​co​nychwbli​sko​ści.Niechcia​łamy​śleć,je​-
dy​nieczuć.Ni​g​dywcze​śniejnieza​zna​łata​kichemo​cji.Byłobo​sko.

Gian​nitu​liłjądosie​bieco​razmoc​niej,jużnieumia​łastwier​dzić,gdziekoń​czysięjejcia​ło,

aza​czy​najego.Chciałwię​cejida​wałwię​cej.Po​ca​ło​wałjągo​rę​cejijęk​nąłgłu​cho,gdypo​czuł
do​tykjejję​zy​ka.Mie​sza​łysięichod​de​chy,ser​cabiłysza​lo​nymnie​rów​nymryt​mem.

Możetobyłymi​nu​ty,możego​dzi​ny.Niebyławsta​niemy​śleć,cia​łojejpło​nę​ło.Nocota​cza​-

łaichmięk​kimko​ko​nem,nadgło​wa​mimi​go​ta​łygwiaz​dyiświe​ciłksię​życ,chłod​nywiatrmu​-
skałtwa​rze.Światwo​kółprze​stałist​nieć,bylityl​koonidwo​jenata​ra​sie,pozacza​semiprze​-
strze​nią.Ma​riewie​dzia​ła,żeodtejporymię​dzyniąaGian​nimjużni​g​dyniebę​dzietakjakdo​-

background image

tąd.

Kie​dyod​su​nąłodniejusta,wi​ro​wa​łojejwgło​wie,ko​la​namia​łajakzwaty.Za​chwia​łasię,

beztchuopar​łasięonie​go.Je​dy​nąpo​cie​chąbyłaświa​do​mość,żejegoser​cebiłorów​niesza​-
leń​czojakjej.Czy​linanie​gototeżpo​dzia​ła​ło.

–Tobyłoob​ja​wie​nie–po​wie​działnieodrazu.
Ro​ze​śmia​łasię,po​ru​szy​łagło​wą.
–Ob​ja​wie​nie?
–Tak.–Spoj​rzałjejwoczy.–Ni​g​dynieca​ło​wa​łemsięzpo​li​cjant​ką.Chy​baprzezlatacoś

so​biewma​wia​łem.

–Po​wiemci–ce​lo​woprzy​bra​łapo​dob​nielek​kiton–żeni​g​dynieca​ło​wa​łamsięzezło​dzie​-

jemimu​szęprzy​znać,żebyłocał​kiemnie​źle.

–Cał​kiemnie​źle?–Oczymusięśmia​ły.–Przy​wo​ła​łaśmniedopo​rząd​ku.
Uśmiech​nę​łasiędonie​go.
–Ktowie?Je​ślitro​chępo​ćwi​czysz,możebyćle​piej.
Od​gar​nął jej wło​sy z twa​rzy, prze​su​nął pal​cem po po​licz​ku. W ciem​nych oczach na​dal ja​-

śniałuśmiech.

–Po​ćwi​częznaj​więk​sząchę​cią,cara.Pocopo​prze​sta​waćnadrob​nejpo​praw​ce,sko​romoż​-

nadojśćdoper​fek​cji?

Nonie.

LotnaSt.Tho​masdłu​żyłsięnie​mi​ło​sier​nie.

Gian​ni z tru​dem pa​no​wał nad emo​cja​mi. Pa​trzył na Ma​rie ubra​ną w mar​ko​we ciusz​ki,

a ocza​mi wy​obraź​ni wi​dział ją w śmiesz​nej ko​szul​ce z ży​ra​fa​mi, le​d​wie przy​kry​wa​ją​cej uda.
Wciąż pa​mię​tał chwi​lę, gdy miał Ma​rie w ra​mio​nach. Przy​gar​niał ją do sie​bie tak moc​no, że
czułjejna​brzmia​łepier​si.

Mia​ła sta​ran​nie ucze​sa​ne roz​pro​sto​wa​ne wło​sy i ide​al​ny ma​ki​jaż, a on cią​gle przy​wo​ły​wał

wspo​mnie​nia tam​tej nocy: Ma​rie z bu​rzą roz​wia​nych wia​trem lo​ków, z sen​ny​mi ocza​mi
i usta​mi na​brzmia​ły​mi od po​ca​łun​ków. Po​wi​nien się opa​mię​tać. Nie może się w to wcią​gać,
niemożeza​po​mi​nać,żetotyl​kogra.

Ma​rie jest szan​ta​żyst​ką, za​gro​że​niem dla ro​dzi​ny. To od razu usta​wia ich re​la​cję. Po​do​ba

musię,leczztakąko​bie​tąniepój​dziedołóż​ka,tozbytry​zy​kow​ne.

Za​cho​wady​stans.Ja​kośwy​trzy​matenty​dzień.Po​temod​zy​skadlaniejna​szyj​nikiod​bie​rze

tonie​szczę​snezdję​cie.Ichdro​gisięro​zej​dą.Staw​kąjestbez​pie​czeń​stworo​dzi​ny,więcgo​tów
jestsiępo​świę​cić.Na​wetza​miesz​kaćzMa​riewjed​nympo​ko​ju.

Lottrwałdłu​go.Przezostat​nirokGian​niwie​lo​krot​nieod​wie​dzałTe​re​sę,po​dob​niejakresz​-

taro​dzi​ny.Za​wszetrzy​ma​lisięra​zemiko​rzy​sta​lizkaż​dejoka​zji,bysięspo​tkać.ZSt.Tho​mas
naTe​so​ropły​nę​liło​dziąmo​to​ro​wą.

Za​pa​no​wałnadmy​śla​mi,wie​dział,naczymmusisięsku​pić.Na​wetje​śliczułnie​po​kój,ce​lo​-

wogoigno​ro​wał.

–Tujestpięk​nie.
Od​wró​ciłsięipo​pa​trzyłnaMa​rie.Sie​dzia​łanawprostnie​go,nanie​bie​skiejław​ce.Wsłoń​cu

jejwło​sylśni​łyciem​nymogniem,oczybłysz​cza​ły.

Pozaniminiebyłoin​nychpa​sa​że​rów,adotejporynieza​mie​ni​lizsobąsło​wa.Odwczo​raj​-

szejnocymię​dzynimiwciążbyłona​pię​cie.Tojegowina.Dałsiępo​nieśćchwi​li.Je​denpo​ca​łu​-

background image

nek.Wma​wiałso​bie,żetotyl​kozręcz​naza​gryw​ka,bywy​trą​cićMa​riezrów​no​wa​gi,zbu​rzyćjej
opa​no​wa​nie.Efektprze​szedłjegowy​obraź​nię.

Ni​g​dydo​tądje​denpo​ca​łu​nekniepo​dzia​łałnanie​goztakąsiłą.Le​d​wiedo​tknąłjejust,za​-

pra​gnąłwię​cej.Tobyłocośnie​sa​mo​wi​te​go.Nie​malza​po​mniał,kimonajesticze​gochce.Za​-
wsze taki ostroż​ny i czuj​ny, pra​wie stra​cił nad sobą kon​tro​lę. Z tru​dem się po​wstrzy​mał, by
niepójśćda​lej,aprzezna​stęp​nego​dzi​nyoszu​ki​wałsie​bie.

Samjestso​biewin​ny.Izanicniemożejejpo​ka​zać,cote​razczu​je.
– Te​so​ro ci się spodo​ba – rzekł, przy​glą​da​jąc się jej twa​rzy. Nie mu​siał pa​trzeć na wy​spę,

wie​dział,jakwy​glą​da.Ki​lo​me​trybia​łychplaż,pal​myko​ły​szą​cesięnawie​trze,drze​waocie​nia​-
ją​ce wą​skie dro​gi i dom​ki z czer​wo​ny​mi da​cha​mi. W por​cie ku​try ry​ba​ków i łód​ki dla tu​ry​-
stów.

–Cu​dow​nywi​dok.–Pod​nio​słagłos,byprze​krzy​czećszumsil​ni​ka.Od​wró​ci​łasiędoGian​-

nie​goipa​trzy​łananie​goroz​pro​mie​nio​na.

Jakoprzećsiętejko​bie​cie?Jestnietyl​kopięk​na,mawso​biecoświę​cej,by​stryumysłisiłę

woli,cowy​jąt​ko​wodonie​goprze​ma​wia​ło.Tymgo​rzejdlanie​go.

–Bar​dzotupięk​nie–po​tak​nął,zmu​sza​jącsiędokon​cen​tra​cjinaroz​mo​wie.–Te​re​sako​cha

tomiej​sce.

–Tynie?
–Je​steśdo​myśl​na,co?Te​so​rojestide​al​nymmiej​scemnakrót​kiewa​ka​cje.Mia​stecz​kocię

za​chwy​ci.Mnó​stwokwia​tów,bru​ko​wa​neulicz​ki,ko​lo​ro​weskle​pi​ki.

–Za​po​wia​dasięfan​ta​stycz​nie.
–Itakjest.Alepoty​go​dniuczydwóchza​czy​namnieno​sić.–Po​pa​trzyłnaMa​rie.–Chy​ba

naj​le​piejczu​jęsięwmie​ście.Lu​bięmiej​skipo​śpiech,miej​skiha​łas.Po​czu​cie,żecośsiędzie​-
je.Tu​tajży​ciebie​gnieswo​imryt​mem,spo​koj​nymisen​nym.

Ma​riesięza​my​śli​ła.
–Mnieteżnaj​bar​dziejod​po​wia​dadużemia​sto.Mó​wią,żeczło​wiekjestwnimano​ni​mo​wy,

ale ja tak nie uwa​żam. Lu​dzie są za​bie​ga​ni, nie wtrą​ca​ją się w spra​wy in​nych. – Wy​sta​wi​ła
twarz do słoń​ca i wia​tru, za​mknę​ła oczy. – Masz przy​ja​ciół i zna​jo​mych, a kie​dy zda​rzy się
wol​nachwi​la,mia​stomawie​ledoza​ofe​ro​wa​nia.

Cho​le​ra.Wręczcho​dzą​cyide​ał,gdy​bynietenszan​taż.Musimiećsięprzyniejnabacz​no​ści.

Ich„zwią​zek”totyl​kogra.Cona​pa​wa​łogoco​razwięk​szymża​lem…
zcie​bie.

Le​ciut​kouniósłką​cikust.
–Tomisięcał​kiempo​do​ba–oznaj​mił,omi​ja​jącstółipod​cho​dzącdoMa​rie.

background image

ROZDZIAŁSIÓDMY

–Chy​bamamyko​mi​tetpo​wi​tal​ny–za​uwa​żyłGian​ni,pa​trzącwstro​nębrze​gu.–Tomoja

sio​straiRico,jejmąż.Wy​szliponas.

–Cho​le​ra.Zno​wusięde​ner​wu​ję.
Ro​zu​miał ją. W spra​wach za​wo​do​wych kłam​stwo było dla nie​go czymś na​tu​ral​nym, lecz

okła​my​wa​nie ro​dzi​ny bu​dzi​ło w nim opo​ry. Tyl​ko czy ma wyj​ście? Robi to dla ojca, w imię
jego bez​pie​czeń​stwa. Kie​dy to się skoń​czy i Ma​rie wy​je​dzie, wy​tłu​ma​czy się przed ro​dzi​ną.
Zro​zu​mie​jąjegora​cje.Takąmiałna​dzie​ję.

–Bę​dziedo​brze.
–Ła​twocimó​wić.Tyichznasz.
–Atyznaszmnie–od​parł.
–Na​praw​dę?–Wbi​ławnie​gowzrok.
Uniósłbrwiilek​kosięuśmiech​nął.
–Uwa​żasz,żetood​po​wied​nimo​mentnaroz​mo​węnate​ma​tyeg​zy​sten​cjal​ne?Do​bi​ja​mydo

brze​gu.

–Nie–od​rze​kła,wy​pro​sto​wa​łasięiunio​słagło​wę,jak​byszy​ko​wa​łasiędowej​ścianaszu​-

bie​ni​cę.

Nie​sa​mo​wi​ta jest ta Ma​rie. Za​ska​ku​ją​ca kom​bi​na​cja nie​ugię​tej de​ter​mi​na​cji i skry​wa​nej

wraż​li​wo​ści.Naj​chęt​niejwziął​byjąte​raznaręceitu​lił,do​pó​kizjejoczunieznik​nienie​uf​na
czuj​ność.Do​pie​robywy​szedłnaidio​tę.Albojesz​czego​rzej.

–Todo​brze.
– Gian​ni! – za​wo​ła​ła Te​re​sa. Czar​ne wło​sy spię​ła w koń​ski ogon, była w bia​łych lnia​nych

szor​tach,czer​wo​nejba​weł​nia​nejbluz​ceiwsan​da​łach.

Gian​nize​sko​czyłnaląd,chwy​ciłsio​stręwra​mio​naiuści​snąłjąmoc​no.
–Ma​cie​rzyń​stwocisłu​ży.
–Tyza​wszewiesz,copo​wie​dzieć.
–Mamtakidar–od​parł,pusz​cza​jącoko.
Ricopod​szedłiwy​cią​gnąłrękę.
–Cie​szęsię,żeje​steś–oznaj​mił.–Te​re​sastrasz​nietę​sk​nizaro​dzi​ną.
Ricona​wetnatro​pi​kal​nejwy​spieniezmie​niłsty​lu.Ubra​nybyłnaczar​no,cowtejsce​ne​rii

wy​glą​da​łodziw​nie.

–Po​win​ni​ścieprzy​je​chaćdomniedoLon​dy​nu.Od​po​cząćodtejwy​spy.
–Wy​je​chaćstąd?–Te​re​saza​śmia​łasię,po​trzą​snę​łagło​wą.–Dzię​ki,aleniemamowy.
Gian​niod​wró​ciłsiędoMa​rieiwy​cią​gnąłrękę,bypo​mócjejzejśćnaląd.Sio​strana​gleza​-

mil​kła. W ci​szy sły​chać było tyl​ko krzyk mew, ude​rze​nia fal o bur​tę, z po​bli​skie​go ku​tra do​-
cho​dziłprzy​tłu​mio​nydźwiękra​dia.

Ma​riepo​pa​trzy​łamuwoczy;bar​dzochciał,bychoćtro​chęsięroz​luź​ni​ła.Lek​kaner​wo​wość

na​rze​czo​nejniezdzi​wiTe​re​syiszwa​gra,bopo​zna​jącnowąro​dzi​nę,Ma​riemapra​woczućsię
nie​cospię​ta.Jed​naknad​mier​naczuj​nośćmożewzbu​dzićpo​dej​rze​nia.

Ma​rie,jak​byczy​ta​jącwjegomy​ślach,ski​nę​łagło​wąiuśmiech​nę​łasięzprzy​mu​sem.Te​re​sa

na​bie​rzesięnatenuśmiech,leczjegoniezwie​dzie.Zado​brzeznaMa​rie.Mi​nę​łoza​le​d​wiekil​-
kadni,ajużumieroz​po​znaćjejminyina​stro​je.Ijestniąza​fa​scy​no​wa​ny.

background image

–Gian​ni?–GłosTe​re​syprzy​wo​łałgodorze​czy​wi​sto​ści.
Przy​cią​gnąłMa​riedosie​bieiob​jąłra​mie​niem.Od​wró​ciłsiędosio​stryiszwa​gra.
–Te​re​so–za​czął–przed​sta​wiamciMa​rieO’Harę.
Za​kło​po​ta​nie,ja​kiebły​snę​łowoczachsio​stry,zmie​ni​łosięwra​dość,gdydo​dał:
–Mojąna​rze​czo​ną.
–Cota​kie​go?Och,Bożedro​gi!Towspa​nia​le!–wy​krzyk​nę​łaiuści​snę​łaMa​rie.–Jak​żesię

cie​szę!Tocu​dow​nano​wi​na.Mójbratsiężeni!–Pu​ści​łaMa​rieiza​rzu​ci​łamuręcenaszy​ję.

Po​czu​ciewiny,ja​kiegoogar​nę​ło,spo​tę​go​wa​łosię,gdyTe​re​saszep​nę​łamudoucha:
–Gian​ni,je​stemtakaszczę​śli​wa.Chcę,że​byśko​chałibyłko​cha​ny,takjakja.Chcia​ła​bym

tegodlanaswszyst​kich.

Przy​gar​nąłjądosie​biejesz​czemoc​niej.Źlesięczuł,okła​mu​jącsio​strę.Wdo​dat​kutodo​pie​-

ropo​czą​tektejko​me​dii.Odktó​rejniemaod​wro​tu.

Gdypu​ściłroz​pro​mie​nio​nąsio​strę,Te​re​saod​wró​ci​łasiędoMa​rieiwzię​łająpodrękę.
–Jakawspa​nia​łanie​spo​dzian​ka!–Po​cią​gnę​łaMa​rie,pro​wa​dzącjąwzdłużbrze​gu.Gian​ni

iRicozo​sta​liwtyle.–Zo​ba​czysz,jaksięza​przy​jaź​ni​my!Ma​rie,mu​siszmiwszyst​koopo​wie​-
dzieć.Je​stemstrasz​niecie​ka​wa,jakigdziesiępo​zna​li​ście.Ach,mu​si​myteżpo​ga​daćoślu​bie
iwe​se​lui…

Ma​rieprzezra​miępo​sła​łaGian​nie​muroz​pacz​li​wespoj​rze​nie,jed​nakte​razniemógłjejpo​-

móc.GdyTe​re​sana​bie​rzeroz​pę​du,nicjejnieza​trzy​ma.Moż​naalbojejulec,albowziąćnogi
zapas.

Zresz​tąmożeido​brzewy​szło,po​my​ślał.Ma​riezo​sta​łarzu​co​nanagłę​bo​kąwodę,musisama

sięwy​bro​nić.

– Te​re​sa mar​twi się o cie​bie, Pau​la i wa​sze​go ojca – po​wie​dział Rico. – Cią​gle je​ste​ście

sami.

–Je​ste​śmysamityl​kowte​dy,kie​dytegochce​my.
Ricoza​śmiałsięci​cho.
–Samtakmia​łem,więcświet​niero​zu​miem.Nie​ste​tyTe​re​sanie.Dlaniejtorów​no​znacz​ne

zsa​mot​no​ścią.

Sa​mot​ność.Ni​g​dydo​tądtakoso​bieniemy​ślał.Bratrów​nież,tegobyłpe​wien.Żyliposwo​-

je​mu,spo​ty​ka​lisięzko​bie​ta​mi,mie​liczasdlasie​bie.Samni​g​dyniewcho​dziłwdam​sko-mę​-
skieukła​dynadłu​żejniżkil​kadni.Wie

Jed​nakdnispę​dzo​nezMa​riewca​legonieznu​dzi​ły.Prze​ciw​nie,czułsięzniąza​ska​ku​ją​co

do​brze.Skrzy​wiłsięwdu​chu,uświa​da​mia​jąctoso​bie.Nieznie​chę​ci​łagodosie​bie,ajesz​cze
na​wetsięzniąnieprze​spał.

Jesz​cze.
– Dam gło​wę – mó​wił Rico – że Te​re​sa za​raz wy​cią​gnie z Ma​rie wszyst​kie szcze​gó​ły na

waszte​mat.Nimdo​łą​czy​mydopań,chciał​bymcośztobąusta​lić.

Wiatrniósłza​pachmo​rzaitro​pi​kal​nychkwia​tów.Gian​nipo​pa​trzyłnaszwa​gra.
– W związ​ku z wy​sta​wą bi​żu​te​rii – rzekł Rico i przy​mknął oczy. – Daj sło​wo, że Co​ret​ti

wtymcza​sieniebędą…pra​co​wać.

Gian​niza​śmiałsiękrót​ko.Szwa​giermapra​wobyćostroż​ny.Przedlatyskradłaz​tec​kiszty​let

zko​lek​cjiRicaitam​towy​da​rze​nieza​po​cząt​ko​wa​łojegowe​wnętrz​nąprze​mia​nę.Zmie​niłswo​-
jedo​tych​cza​so​weży​cie.

Nicdziw​ne​go,żeRicomawąt​pli​wo​ści,bona​wetonsamcza​semsięza​sta​na​wiał,czydaradę

wy​trwać.

background image

– Masz moje sło​wo. Mó​wię też w imie​niu papy i bra​ta. Je​ste​śmy te​raz ro​dzi​ną, a ro​dzi​nę

trak​tu​je​myzsza​cun​kiem.

–Cie​szęsię.Niechciał​bym,żebywy​ni​kłyja​kieśpro​ble​my.Przy​go​to​wa​niadowy​sta​wycią​-

gnąsiępra​wieodroku.Za​le​żymi,żebywszyst​kosięuda​ło.

–Je​stemza.Jakcimó​wi​łem,je​stemtunazle​ce​nieIn​ter​po​lu.Mammiećokonaod​wie​dza​-

ją​cych,wy​chwy​ty​waćpo​dej​rza​neza​cho​wa​nia.

Ricoru​szyłnad​brze​żem,Gian​nisięznimzrów​nał.
–Mamnaj​lep​szynaświe​cieze​spółochro​nia​rzy.
–Sądo​brzy–przy​stałGian​ni–alejaje​stemlep​szy.
–Pew​nietak–po​tak​nąłRico.Po​pa​trzyłnaidą​ceprzednimiko​bie​ty.–Czy​lije​steśza​rę​czo​-

ny.Cosięsta​ło?

Gian​niza​du​małsięnamo​ment.Mógłskła​mać,jakza​mie​rzał.Jed​nakpa​trzącnaru​do​wło​są

ko​bie​tę,októ​rejmi​mo​wol​niewciążmy​ślał,po​wie​działpraw​dę:

–Stra​ci​łemdlaniejgło​wę.

–Tosta​łosięznie​nac​ka.–Ma​rieupi​łałykkawy.

Nie mo​gła so​bie da​ro​wać, że zgo​dzi​ła się na tę ma​ska​ra​dę. W żywe oczy okła​mu​je tę miłą

ko​bie​tęiczu​jesięztymco​razgo​rzej.

Te​re​sa Co​ret​ti King oka​za​ła się fan​ta​stycz​ną oso​bą. Cie​płą, otwar​tą, od​da​ną ro​dzi​nie. Cie​-

szy​ła się szczę​ściem bra​ta, była prze​ję​ta jego „za​rę​czy​na​mi”. Ma​rie zży​ma​ła się w du​chu na
swą de​cy​zję, ale prze​cież już się nie wy​co​fa. Gdy​by wy​zna​ła praw​dę, wy​szło​by na jaw wcze​-
śniej​sze kłam​stwo. I szan​taż, do któ​re​go się ucie​kła. Na​sta​wie​nie Te​re​sy na​tych​miast by się
zmie​ni​ło.Mil​cza​ławięc,uśmie​cha​jącsięzprzy​mu​semiczu​jącżal.

Ob​rzu​ci​łaspoj​rze​niempen​tho​use,wktó​rymmiesz​ka​liwła​ści​cie​leluk​su​so​we​goho​te​luTe​-

so​roCa​stle.Prze​stron​newnę​trzeurzą​dzo​newzu​peł​niein​nymsty​luniżste​ryl​nyapar​ta​ment
Gian​nie​go. Za​miast wszech​obec​nej bie​li na​sy​co​ne bar​wy. Na żół​tych ka​na​pach sza​fi​ro​we
iciem​no​czer​wo​nepo​dusz​ki,do​bra​nedonichfo​te​le.Wpro​mie​niachsłoń​calśni​łabam​bu​so​wa
pod​ło​ga, przez otwar​te ta​ra​so​we drzwi wle​wa​ło się świa​tło, wiatr niósł za​pach tro​pi​kal​nych
kwia​tów.

Wi​dok za​pie​rał dech w pier​siach: bia​łe pla​że, drze​wa i ob​sy​pa​ne kwia​ta​mi krze​wy, w dali

nie​bie​skatońsię​ga​ją​ce​gopoho​ry​zontoce​anu,bia​łejach​ty.

Od go​dzi​ny prze​by​wa​li na raj​skiej wy​spie. Po wspa​nia​łym lun​chu w ho​te​lo​wej re​stau​ra​cji

po​szlinagórę;Ma​riedo​my​śla​łasię,żeTe​re​sachcejąpo​znaćipo​cią​gnąćzaję​zyk.Wzdry​ga​ła
sięnamyśl,żezno​wubę​dziemu​sia​łakła​mać.

–Ogrom​niesięcie​szę–po​wie​dzia​łaTe​re​sa.Sie​dzia​łanaka​na​piepodru​giejstro​nieszkla​-

ne​go sto​li​ka, na wprost Ma​rie. Trzy​ma​ła w ra​mio​nach dwu​mie​sięcz​ne​go Mat​tea. – To ta​kie
ro​man​tycz​ne,praw​da,Rico?

–Trze​baprzy​znać,żenie​złetem​po–od​rzekłcierp​ko.
Ma​rie zer​k​nę​ła na Gian​nie​go. Po​ru​szył się nie​spo​koj​nie. Bar​dzo do​brze. A więc nie tyl​ko

onaczu​jesięnie​swo​jo.

–Oileso​bieprzy​po​mi​nam,tyteżnietra​ci​łeścza​suzmojąsio​strą–mruk​nąłGian​ni.
–Topraw​da.
–Niepatrznanie​go–żar​to​bli​wieskrzy​wi​łasięTe​re​sa.–Onuwa​ża,żesko​rosiępo​bra​li​-

śmy,tojużniemusisięsta​rać.

background image

–Jesz​czecimało?–Ricopo​chy​liłsięipo​ca​ło​wałżonę.Uśmiech​nąłsięzna​czą​co.–Prze​-

cieżprze​ra​bia​mydom,że​byśmo​głaurzą​dzićgoposwo​je​mu.

Te​re​sana​bra​łapo​wie​trzaiwes​tchnę​ła.
– No do​brze, je​steś ro​man​tycz​ny. I po​bła​żasz mi. – Po​pa​trzy​ła na Ma​rie. – Mamy pięk​ny

domnawzgó​rzuzaho​te​lem.Ricozbu​do​wałgo,kie​dybyłka​wa​le​rem.Te​raz,gdyje​ste​śmyro​-
dzi​ną… – prze​nio​sła spoj​rze​nie na syn​ka – chcę, żeby dom stał się bar​dziej przy​ja​zny dzie​-
ciom. Ku​zyn Rica, Sean King, miesz​ka na wy​spie z żoną Me​lin​dą. Zna​lazł nam eki​pę, któ​ra
prze​pro​wa​dzaka​pi​tal​nyre​mont,dla​te​gochwi​lo​womiesz​ka​mywho​te​lu.

–Ma​rieniejestza​in​te​re​so​wa​nata​ki​mispra​wa​mi–za​uwa​żyłGian​ni.
–Cotyopo​wia​dasz!–zgro​mi​łagosio​stra.–Wszyst​kieko​bie​tylu​biąaran​żo​waćwnę​trza.
–Kie​dyskoń​czy​ciere​mont,towy​ślij​cietęeki​pędomiesz​ka​niaGian​nie​go–za​su​ge​ro​wa​ła

Ma​rie.–Przy​damusiętro​chęzmian.

–Ode​zwa​łasięwto​biede​ko​ra​tor​ka?–skrzy​wiłsięGian​ni.–Praw​dzi​wako​bie​tare​ne​san​-

su.

–Je​dy​newy​god​nekrze​słamasznata​ra​sie.Nietrze​babyćde​ko​ra​to​rem,żebytostwier​dzić

–od​pa​ro​wa​ła.

Gian​nipo​pa​trzyłnaniąkrzy​wo,Te​re​saro​ze​śmia​łasięser​decz​nie.
–Mojemiesz​ka​niejestbar​dzoprak​tycz​ne.–Gian​nizre​zer​wąpo​pa​trzyłnasio​strę.
–Notak,takprze​cieżpo​win​nobyć–zgo​dzi​łasięTe​re​sa,uśmie​cha​jącsiędoMa​rie.
–Naszdomteżjestprak​tycz​ny–pod​jąłRico.
–Nowła​śnie!
Ide​al​napara,po​my​śla​łaMa​rie.Jaktojest,kie​dyktośko​chacięnaj​bar​dziejnaświe​cie?Kie​-

dypa​trzynacie​bietak,jakte​razRicopa​trzynaTe​re​sę?

–Jużwiem!Po​bie​rze​ciesiętu​taj!–oznaj​mi​łaTe​re​sa.
Za​sko​czo​naMa​riezezdu​mie​niemprze​no​si​ławzrokzTe​re​synaGian​nie​go.
–Mo​że​myzor​ga​ni​zo​waćtowtymty​go​dniu!PapaiPau​loteżtubędą,czy​liwszyst​kodo​sko​-

na​lesięskła​da.–Te​re​sapo​rwa​łazesto​li​kano​tesiza​czę​łacośza​pi​sy​wać.

– Te​re​sa wszę​dzie ma kart​ki i dłu​go​pi​sy, żeby na​tych​miast za​pi​sy​wać po​my​sły na nowe

prze​pi​sy–wy​ja​śniłRico.

Ma​riezza​kło​po​ta​niempo​pa​trzy​łanaGian​nie​go.
–Mojasio​straod​rzu​ci​łazło​dziej​skątra​dy​cjęizo​sta​łasze​femkuch​ni.Wczymjestświet​na.
Te​re​saprzyj​rza​łasiębra​tu,prze​nio​słaspoj​rze​nienaMa​rie.
–Czy​liznaszpraw​dęoro​dzi​nieCo​ret​tich?
– Tak – po​twier​dzi​ła. Cie​szy​ła się, że przy​naj​mniej te​raz nie mu​sia​ła kła​mać. – Wiem, że

za​wo​do​wozaj​mu​je​ciesiękra​dzie​ża​mi.

Te​re​saza​mru​ga​ła,Gian​nisięza​śmiał.
–My​śla​łaś,żebymjejniepo​wie​dział?
–Nie,alecie​szęsię,żetozro​bi​łeś.Je​ślimał​żeń​stwoza​czy​nasięodkłam​stwa,tomogąpo​-

ja​wiaćsiępro​ble​my,wiemposo​bie.

–Tobyłoimi​nę​ło,Te​re​so–po​wie​działRico.–Iniechtakzo​sta​nie.
–Wiem.–Uśmiech​nę​łasiędomężaipo​pa​trzy​łanaMa​rie.–Alecie​szęsię,żewiesz.Kłam​-

stwotrud​noukry​wać.

–Zga​dzamsię.–Ma​riepo​ru​szy​łasięnie​spo​koj​nie.
–Wra​ca​jącdoślu​bu.Ma​rie,Ricoza​ła​twiprzy​jazdtwo​jejro​dzi​ny,atyiGian​nizo​sta​nie​cie

tunamie​siącmio​do​wy.Mysięowszyst​koza​trosz​czy​my,praw​da.Rico?

background image

–Te​re​so…–od​parłRicozwa​ha​niem.
–Or​ga​ni​zu​je​mywspa​nia​łewe​se​la–cią​gnę​łaTe​re​sa.–Wmia​stecz​kujestfan​ta​stycz​nybu​-

tik z suk​nia​mi ślub​ny​mi, z pew​no​ścią znaj​dziesz od​po​wied​nią dla sie​bie. Albo mo​że​my wy​-
braćsięnaza​ku​pydoSt.Tho​mas!Samaprzy​go​tu​jęwamślub​nytort.Tozbytważ​naspra​wa,
że​bymmo​głająko​muśpo​wie​rzyć.

Ma​rieczu​ładła​wie​niewgar​dle.Toniedzie​jesięna​praw​dę…
–Te​re​so–ła​god​nymto​nemode​zwałsięRico.Zroz​ba​wie​niempa​trzyłnażonę.
–Nicniemów.Prze​cieżtoświet​nypo​mysł.Czymożebyćlep​szemiej​scenaślub?Jestpięk​-

nie,wszyst​kokwit​nie…

Ba​sta–Gian​niprze​rwałmo​no​logsio​stry.–Te​re​so,wy​star​czy.Niepo​bie​rze​mysięwtym

ty​go​dniu.

Ma​rieode​tchnę​ła.Do​brze,żesięwtrą​cił.Jużsiębała,żewszyst​kozrzu​cinanią.
Ko​bie​ta,któ​rawe​szładosa​lo​nu,zuśmie​chempo​da​łaTe​re​siebu​tel​kędlasyn​ka.
–Zaj​mijsiędziec​kiemidajspo​kójbra​tu–rzekłGian​ni.
–Prze​cieżmogęro​bićjed​noidru​gie–od​par​ła,czu​leuśmie​cha​jącsiędosyn​ka.
Ma​rieprzy​pa​try​wa​łasiętejsce​nie,czu​jącza​zdrość.Tobezsen​su.Chcia​ła​bymiećdziec​ko,

a do​tąd na​wet ni​g​dy nie była na praw​dzi​wej rand​ce… Ode​pchnę​ła od sie​bie te my​śli. To ani
miej​sce, ani czas. Pa​trzy​ła na pulch​ne rącz​ki ma​leń​stwa. Wy​ma​chi​wa​ło nimi, do​ma​ga​jąc się
je​dze​nia.Głów​kaocie​nio​naczar​nympusz​kiem,ja​sno​nie​bie​skieoczy.Ta​kiejakojca.

Two​rzą pięk​ną ro​dzi​nę, po​my​śla​ła, co​raz bar​dziej czu​jąc się tu jak in​truz. Gian​ni też ich

okła​mał,alena​le​żydoro​dzi​ny.Onajesttuprze​jaz​dem.Gdyod​zy​skana​szyj​nikiwró​cidoNo​-
we​goJor​ku,wszy​scycilu​dzieszyb​kooniejza​po​mną.

Gian​nipo​dej​mieswo​jedaw​neży​cie:coty​dzieńujegobokubę​dzieinnako​bie​ta.Te​re​sana​-

dalbę​dzieży​wićna​dzie​ję,żebra​ciasięustat​ku​ją.Atoma​leń​stwodo​ro​śnieiniebę​dziemia​ło
po​ję​cia,żeonakie​dyśtubyła.

Znówznaj​dziesięwNo​wymJor​ku,leczniemaszansnapo​wrótdopo​przed​niejpra​cy.Nie

jesttakna​iw​na,bysięłu​dzić.Nieprzy​wró​cąjejnadaw​nesta​no​wi​sko.Ode​szłazpo​li​cji,więc
tamteżjejnieprzyj​mą.Bę​dziemu​sia​łaszu​kaćno​wejpo​sa​dy.Po​zo​sta​nietyl​kowspo​mnie​nie
tro​pi​kal​nejwy​spy,eks​klu​zyw​nychstro​jówiste​ryl​ne​goapar​ta​men​tuGian​nie​go.

– Dla​cze​go nie chcesz ślu​bu w tym ty​go​dniu? Wy​tłu​macz mi. – Te​re​sa po​ca​ło​wa​ła syn​ka

wczo​łoichmur​niepo​pa​trzy​łanaGian​nie​go.–WiemodMa​rie,żeza​rę​czy​li​ściesięwbły​ska​-
wicz​nymtem​pie.Cze​muwięcślubniemożebyćszyb​ki?

–Wtymty​go​dniupra​cu​jędlaIn​ter​po​lu.Pozatymprzy​je​cha​łemnachrzestsio​strzeń​ca.To

niezadużoatrak​cjijaknaje​denty​dzień?

DlaMa​rietowy​ja​śnie​nieza​brzmia​łoroz​sąd​nie.
–Nomoże.–Wto​nieTe​re​sysły​chaćbyłonutęza​wo​du.–Ale…
–Te​re​so,dajspo​kój–wszedłjejwsło​woGian​ni.–Maszmężaisyn​ka.Za​cznijmę​czyćich.
Ricoro​ze​śmiałsię,akie​dyżonapo​pa​trzy​łananie​gozura​zą,uśmiech​nąłsięjesz​czesze​rzej.

Po​chy​liłsięimoc​nopo​ca​ło​wałjąwusta.

–Do​padłcię,skar​bie.Te​razjużmuod​puść.
Te​re​sapo​trzą​snę​łagło​wąiod​wró​ci​łasiędoMa​rie.
–Ży​częciszczę​ściazmoimbra​tem.Onjest…te​stadura.Re​ali​stą.
– Pięk​nie. – Gian​ni wzniósł szklan​kę ze szkoc​ką. Opróż​nił ją, po​sta​wił na sto​li​ku i wziął

Ma​riezarękę.–Ileosóbweź​mieudziałwpo​ka​ziebi​żu​te​rii?–za​py​tał.

Ricopo​pa​trzyłnanie​gozpo​wa​gą.

background image

–Kil​ku​dzie​się​ciupro​jek​tan​tówiju​bi​le​rów,pra​saitro​chęsta​ra​nieprze​świe​tlo​nychgo​ści.
–Prze​świe​tlo​nych?–spy​ta​łaMa​rie.
Gian​niuści​snąłjejdłoń.
–Cho​dziowy​eli​mi​no​wa​niepo​ten​cjal​nychzło​dziei.
–Och,notak.
–Wy​sta​wata​kiejran​giprzy​cią​gazło​dzieizca​łe​goświa​ta,nie​za​leż​nieodtego,czyichumie​-

jęt​no​ścisąwy​star​cza​ją​ce.–Zna​czą​copo​pa​trzyłnaMa​rie.

Wie​dzia​ła,kogomiałnamy​śli.Czytomoż​li​we,byJeanLucsiętupo​ka​zał?Ser​ceza​bi​łojej

szyb​ciej.Chy​baode​zwa​łasięwniejdu​szapo​li​cjant​ki.Gdy​byuda​łosięgozła​paćizmu​sićdo
od​da​niana​szyj​ni​ka…

Na​glecośjątknę​ło.Je​śliJeanLuctuprzy​le​ci,po​win​nasięukry​wać,bojąpo​zna.Aje​ślizo​-

ba​czyjązGian​nim,na​bie​rzepo​dej​rzeńiuciek​nie.

–Jestktoś,przedkimpo​wi​nie​nemszcze​gól​nieuczu​lićmojąochro​nę?–za​py​tałRico.Czy​li

jegouwa​dzenieumknę​łaichszyb​kawy​mia​naspoj​rzeń.

–JeanLucBap​ti​ste–od​parłGian​ni.Te​re​sarap​tow​niepod​nio​słananie​gowzrok.
–JeanLuc?–Skrzy​wi​łasięznie​sma​kiem.–Tunieod​wa​żysięniczro​bić.Jestzasła​by.
Ma​rie uśmiech​nę​ła się w du​chu. Te​re​sa od​cię​ła się od ro​dzin​nej tra​dy​cji, lecz pew​ne pre​-

dys​po​zy​cje w niej po​zo​sta​ły. Czu​ła się ura​żo​na po​my​słem, że Jean Luc mógł​by pró​bo​wać
okraśćjejmęża.

–JeanLucjestsła​by–po​tak​nąłGian​ni–alemaroz​bu​cha​neego.Jesttakpew​nysie​bie,że

możeza​ry​zy​ko​wać.

–Ktotojest?
Gian​nipo​pa​trzyłnaszwa​gra.
–Toaro​ganc​kizło​dziejzma​niąwiel​ko​ści.Bar​dzoprze​ce​niaswo​jeumie​jęt​no​ści.
Ma​riewes​tchnę​ła.Jak​żetraf​nieGian​nigooce​nił!JeanLucbyłatrak​cyj​nyicza​ru​ją​cy.Po​-

tra​fiłtakjąomo​tać,żestra​ci​łaro​zum.Taświa​do​mośćjąprzy​gnę​bia​ła.

Ricoprze​cha​dzałsiępopo​ko​ju.
–Sko​roniejestmi​strzemwswo​imfa​chu,topocomiał​bysięna​ra​żać?Zpew​no​ściąwie,że

niezo​sta​niewpusz​czo​nynawy​spę.

–Popierw​sze,niezja​wisiętupodswo​imna​zwi​skiem–wy​ja​śniłGian​ni.–Wąt​pięteż,żeby

za​mel​do​wałsięwwa​szymho​te​lu,ra​czejwy​bie​rzeinny.Mniej​szyinietakstrze​żo​ny.

Ricopo​nu​ropo​ki​wałgło​wą.
Ma​rieniespusz​cza​łaoczuzGian​nie​go.Nicdziw​ne​go,żeIn​ter​polza​pro​po​no​wałmuwspół​-

pra​cę.Jestin​te​li​gent​nyiby​stry,ajegowie​dzajestbez​cen​na.

Ricowy​raź​niesięza​nie​po​ko​ił.
–Tona​dalniemasen​su.Je​śliniejestwy​star​cza​ją​cospraw​ny…
–Jesttakza​ro​zu​mia​ły,żeniezdo​łaoprzećsiępo​ku​sie.–Gian​niniewy​pusz​czałdło​niMa​-

rie.Prze​su​wałpal​cempojejskó​rze.–Wmó​wiso​bie,żeje​ślipo​wie​dziemusięskoknata​kiej
pre​sti​żo​wejim​pre​zie,towy​ro​biso​bieopi​nię.

–Po​dajmijegoopis,prze​ka​żęgoochro​nie.
–Jacigoopi​szę–ode​zwa​łasięTe​re​sa.–Oddaw​nado​brzegozna​my.
–Notoza​ła​twio​ne.–Gian​niwstałipo​cią​gnąłMa​rienanogi.–Pój​dzie​myod​po​cząćitro​-

chęsięod​świe​żyć.Spo​ty​ka​mysięnako​la​cji,praw​da?

–Tak.–Te​re​sapo​ma​cha​ładonichzuśmie​chem.–Idź​cie.Masztensamapar​ta​mentcopo​-

przed​nio.Pa​mię​tasz?

background image

– Tak. – Trzy​ma​jąc Ma​rie za rękę, ob​szedł sto​lik, po​chy​lił się i cmok​nął sio​strę. – Nie

martwsię,JeanLucniemaszans.Rico,ochro​naijado​pil​nu​je​my,żebyni​cze​goniezwę​dził.

–Wiem–od​par​łazuśmie​chem.
–Tonara​zie–rzekł,pro​stu​jącsię.–Dozo​ba​cze​nia.
Do​pie​rogdywy​szlinako​ry​tarz,Gian​nipo​pa​trzyłnaMa​rieistwier​dził:
–Po​szłonie​źle.

�dział,żedłuż​szazna​jo​mośćmaswo​jekon​se​kwen​cje:ko​bie​tyza​czy​na​jąsnućpla​ny,ma​rzy
imsiędomiro​dzi​na,gro​mad​kadzie​ci,psy.Onbyłjaknaj​da​lejodta​kichpo​my​słów.

background image

ROZDZIAŁÓSMY

Do​tar​li do apar​ta​men​tu, roz​pa​ko​wa​li ba​ga​że i kwa​drans póź​niej byli go​to​wi do wyj​ścia.

Ogrom​nełożetakku​si​ło,żeGian​niwo​lałniery​zy​ko​wać.Wie​dział,żetenty​dzieńbę​dziepraw​-
dzi​wymwy​zwa​niem.Tymbar​dziejniewar​tosięnie​po​trzeb​nietor​tu​ro​wać.

–Tojestnie​sa​mo​wi​temiej​sce.–Ma​rieniekry​łaza​chwy​tu,gdyszliprzezho​te​lo​wyogród.
Do​sko​na​lejąro​zu​miał.Sammiałpo​dob​neod​czu​cia,kie​dybyłtu​tajporazpierw​szy.
Rico stwo​rzył praw​dzi​wy Di​sney​land dla do​ro​słych. Ba​se​ny z wi​do​kiem na ho​ry​zont, pry​-

wat​nespa,wewszyst​kichpo​ko​jachwi​doknaoce​an.Eks​klu​zyw​nyho​telza​pew​nia​ją​cygo​ściom
dys​kre​cjęiwy​szu​ka​nyluk​sus.Miałstopięć​dzie​siątpo​koiiza​to​pio​newzie​le​nipry​wat​nebun​-
ga​lo​wy.Kom​for​to​wepo​ko​je,do​sko​na​łaob​słu​ga,jed​nymsło​wemrajdlatych,któ​rzymo​glipo​-
zwo​lićso​bienaKing’sCa​stle.

Sta​le wie​ją​cy pa​sat niósł za​pach tro​pi​kal​nych kwia​tów. Mi​go​ta​ła nie​bie​ska ta​fla oce​anu,

wgłąbwy​spycią​gnę​łysięlasyben​gal​skichba​na​now​ców.Wi​dokbyłprze​pięk​ny.

–Robiwra​że​nie–po​tak​nąłGian​ni.
Za​trzy​ma​ła się i po​pa​trzy​ła na nie​go. Od tyłu ob​le​wa​ło ją słoń​ce, roz​świe​tla​jąc pło​mien​ne

wło​sy.

–Na​praw​dęmy​ślisz,żeJeanLucmożesiętuzja​wić?
Spo​chmur​niał i po​pa​trzył w dal, w stro​nę ba​se​nów. Pięk​ne ko​bie​ty opa​la​ły się na ko​lo​ro​-

wychle​ża​kach,kil​kaosóbpły​wa​ło,kel​ne​rzyroz​no​si​lidrin​ki.

At​mos​fe​ra,któ​rajakma​gnesprzy​cią​gata​kichjakJeanLuc.Zo​stałzło​dzie​jem,boma​rzy​ło

mu się luk​su​so​we ży​cie. Co​ret​ti trak​to​wa​li swój fach z sza​cun​kiem, to było ich dzie​dzic​two,
spo​sóbnaży​cie.JeanLucro​zu​miałswójza​wódjakogrę–iza​wszechciałwy​gry​wać.Niebył
wy​star​cza​ją​codo​bry,leczroz​bu​cha​neegoniepo​zwa​la​łomusiędotegoprzy​znać.Więcry​zy​-
ko​wał.

–Tak–po​wie​działci​cho.
–Je​ślituprzy​je​dzie,tobezCon​tes​sy.
Prze​niósłwzroknaMa​rie.
–Na​szyj​nikzo​sta​wiwdomu.Niemasen​suwo​zićzsobąłu​pów,gdypla​nu​jesięskoknako​-

lej​ne.

– Ra​cja. – Kiw​nę​ła gło​wą. Oczy jej błysz​cza​ły. – Czy​li tak czy owak mu​si​my po​je​chać do

Mo​na​ko.

–Ow​szem.Poza​mknię​ciupo​ka​zu.
Ma​riezno​wukiw​nę​łagło​wą.
–Aleje​ślizła​pie​mygotu​taj,tobę​dzie​mymiećuła​twio​nąsy​tu​ację?
–Zła​pie​my?
Ma​rieunio​słagło​węipo​pa​trzy​łamuwoczy.
–Słu​ży​łamwpo​li​cji,je​stemspe​cemodochro​ny.Mojapo​mocsięprzy​da.
–Ajaby​łemzło​dzie​jemimojedo​świad​cze​nieoka​żesięte​razbar​dzopo​moc​ne.Ricoza​trud​-

niadoochro​nynaj​lep​szychlu​dzi.

–Toniezna​czy,żenieprzy​dasiędo​dat​ko​waparaoczu–niezra​ża​łasięMa​rie–więcza​-

miastopro​wa​dzaćmniepoogro​dzie,możepo​ka​żeszmisalę,wktó​rejbę​dziewy​sta​wa?

Znałjużtospoj​rze​nie.Upóride​ter​mi​na​cja.Je​śliniepo​ka​żejejsali,Ma​riesamająznaj​dzie.

background image

Wy​jąłzkie​sze​niko​mór​kęiwy​brałnu​merRica.
–Do​wiemsię,gdzietobę​dzie.
–Świet​nie.–TwarzMa​riesięroz​pro​mie​ni​ła.
Tenwi​dokgoza​chwy​cił.Po​czułprzy​pływad​re​na​li​ny.Wła​ści​wiesta​lesięprzyniejtakczuł.

Prze​ma​wia​ładonie​gonietyl​kouro​daMa​rie–tako​bie​tamia​ławso​biecoświę​cej.De​ter​mi​-
na​cję,wia​ręwsie​bie,nie​złom​ność.Itogowniejpo​cią​ga​ło.Trud​nosięjejoprzećichoćbar​-
dzosięsta​rał,chy​babyłnaprze​gra​nejpo​zy​cji.

–Cześć,Rico–po​wi​tałszwa​gra.Nieod​ry​wa​jącoczuodMa​rie,do​dał:–Chcie​li​by​śmyobej​-

rzećsalęwy​sta​wo​wą.

–Maszja​kieśpo​my​słynawzmoc​nie​nieochro​ny?
–Naj​pierwmu​szęsięro​zej​rzeć.
– Dam znać Fran​kli​no​wi Hick​so​wi, że się po​ja​wi​cie. To szef ochro​ny. Ła​two go po​zna​cie.

Trzy​dzie​ścipięćlat,pra​wiedwame​trywzro​stu,ogo​lo​nynałyso,by​strenie​bie​skieoczy.

–Zopi​sudośćgroź​ny.
–Itakijest.Nie​wie​lemuumy​ka,alezpew​no​ściąucie​szygowspar​cieta​kie​gofa​chow​cajak

ty.

–Zło​dzie​ja,chcia​łeśpo​wie​dzieć–mruk​nąłGian​ni.
–Jed​ne​goznaj​lep​szych–uści​śliłRico.
–Oczymonmówi?–za​py​ta​łaMa​rie.
Gian​niuci​szyłjąge​stem.
– Wie​my, jak wy​glą​da ten Jean Luc – mó​wił Rico. – Te​re​sa dała mi do​kład​ny opis. Za​po​-

zna​li​śmyznimna​szychlu​dzi.

–Todo​brze–od​rzekłGian​ni.–Mógł​byśro​ze​słaćjegoopisdoin​nychho​te​linawy​spie?
–Tojużzo​sta​łozro​bio​ne.
– Opis? – wtrą​ci​ła się Ma​rie. – Opis tego dra​nia? – Po​trzą​snę​ła gło​wą. – Nie sły​sze​li​ście

ocha​rak​te​ry​za​cjachiprze​bra​niach?

–Ma​rieprzy​po​mi​na,żeonmożepo​ja​wićsięwprze​bra​niu–po​wie​działdosłu​chaw​ki.
–Do​brze.Zro​bi​mywszyst​ko,żebygona​mie​rzyć.
–Myteż.
–Świet​nie.Spró​bu​jęzła​paćFran​kli​naiuprze​dzićgoowa​szymprzyj​ściu.
–Do​bra.Dzię​ki.Zo​ba​czy​mysiępóź​niej.
GdyRicosięroz​łą​czył,Gian​niwzru​s
Ma​rieuśmiech​nę​łasięsze​ro​ko.
–Wspa​nia​le.Notochodź​my.
Gian​niwziąłjązarękęiru​szyłwstro​nęgłów​ne​gowej​ścia.Nie​sa​mo​wi​tajesttaMa​rie.Za​-

miastpo​dzi​wiaćho​te​lo​weogro​dy,idzieoglą​daćza​bez​pie​cze​niasali.Któ​rako​bie​tabytakzro​-
bi​ła?Tyl​kota,któ​ranie​po​trzeb​niesta​jesiędlanie​goco​razważ​niej​sza.

Salagłów​nejre​stau​ra​cjizmie​ni​łasięniedopo​zna​nia.

Gian​ni pa​mię​tał ją z wcze​śniej​szych po​by​tów. Ele​ganc​kie sty​lo​wo oświe​tlo​ne wnę​trze

zosza​ła​mia​ją​cymwi​do​kiemnaoce​an,dys​kret​nikel​ne​rzy,kil​ka​dzie​siątokrą​głychsto​li​ków,na
każ​dymbu​kie​cikkwia​tów.

Te​razichmiej​sceza​ję​łokil​kadłu​gichsta​ro​świec​kichsto​łówna​kry​tychczer​wo​nymak​sa​mi​-

tem.Wmięk​kimświe​tlezło​ci​ścielśni​łabam​bu​so​wapod​ło​ga,lek​kieprze​pie​rze​niawy​dzie​la​ły

background image

ka​me​ral​neką​ci​kizfo​te​la​midlago​ści,któ​rzychcie​linaosob​no​ściprzyj​rzećsięklej​no​tom.

Wdal​szejczę​ścisaliusta​wio​nobam​bu​so​westo​li​kizeszkla​ny​mibla​ta​mi,wo​kółnichkrwi​-

sto​czer​wo​neka​na​pyifo​te​le.Tuwy​staw​cyiklien​cimo​gliwy​god​nieusiąśćispo​koj​niepo​roz​-
ma​wiać. O ni​czym nie za​po​mnia​no. Wnę​trze olśnie​wa​ło wy​ra​fi​no​wa​nym pięk​nem. Pod​ło​ga
lśni​ła,mo​sięż​nekin​kie​tyja​śnia​łysub​tel​nymświa​tłem,przezszkla​nąścia​nęroz​ta​czałsięwi​-
doknaoce​an.

–Jakmy​ślisz,czytaścia​naioknasąpodalar​mem?–za​py​ta​łaMa​rie.
–Do​brepy​ta​nie.Niewiemnapew​no,alepo​dej​rze​wam,żetak.Riconi​cze​gobynieza​nie​-

dbał.

Ro​zej​rzał się po sali. Ochro​na pod​wyż​szo​na, to od razu rzu​ca​ło się w oczy. Wszę​dzie dys​-

kret​ne ka​me​ry. Z miej​sca na​li​czył dwa​na​ście, każ​da obej​mu​ją​ca inny re​jon. Ma​rie też je od
razuza​uwa​ży​ła.

–Wi​dzędwa​na​ścieka​mer,nawi​do​ku–po​wie​dzia​ła,zwę​ża​jącoczyipo​wo​liprze​su​wa​jącpo

wnę​trzuba​daw​czymspoj​rze​niem.

–Zga​dzasię.–Gian​niru​chemgło​wywska​załod​le​głykąt.–Musibyćjesz​czewię​cej,mniej

wi​docz​nych.Chy​bawi​dzęjed​nąwtam​tychkwit​ną​cychhi​bi​sku​sach.

–Do​brzeukry​ta.–Uśmiech​nę​łasię.–Jestteżjed​nazaramątam​te​goob​ra​zu.
Po​pa​trzyłnaniązuśmie​chem.
–Wi​dzisz,żebygdzieśichbra​ko​wa​ło?
– Trud​no po​wie​dzieć. Mu​sia​ła​bym zo​ba​czyć mo​ni​to​ry w biu​rze ochro​ny – rze​kła w za​du​-

mie.Ob​ró​ci​łasiępo​wo​li,uważ​nieoglą​da​jącsalę.–Za​wszejestpro​blemzta​kimroz​miesz​cze​-
niemka​mer,żebyichza​sięgobej​mo​wałca​łośćpo​miesz​cze​nia.Choćdo​my​ślamsię,żeototu
za​dba​no.

–Teżtakmy​ślę–po​tak​nął–jed​nakza​wszezo​sta​jeja​kiśmar​gi​nes.Do​sko​na​łaochro​nanie

ist​nie​je. Jak sama po​wie​dzia​łaś, ka​me​ra obej​mu​je tyl​ko wy​ci​nek prze​strze​ni. Wy​traw​ne​mu
zło​dzie​jo​winiepo​trze​bawie​le.

–Zga​dzasię.–Po​pa​trzy​łananie​go.–By​łeśwy​traw​nymzło​dzie​jem,praw​da?
Po​słałjejszyb​kiuśmiech.
–Za​wo​dow​cem.
–Ja​sne.–Uśmiech​nę​łasię.–Wta​kimra​zie,za​wo​dow​cu,jaktybyśtuso​biepo​ra​dził?
–Hm.–Wes​tchnąłwdu​chu.Nieporazpierw​szysta​wiałsięwsy​tu​acjipla​nu​ją​ce​goskok

prze​stęp​cy.

Uwa​żałtozaro​dzajćwi​cze​niaumy​sło​we​go.Mu​siałbyćwświet​nejfor​mie,bybyćprzy​dat​-

nymdlaIn​ter​po​lu.Pozatymspra​wia​łomutofraj​dę.Wpraw​dziesamstałsiępra​wo​rząd​nym
oby​wa​te​lem,aleza​wszemiłoso​biepo​ma​rzyć.

Wła​śnieota​kichrze​czach.Sy​tu​acji,wktó​rejosią​gasuk​cesmimowszel​kichmoż​li​wychza​-

bez​pie​czeńzestro​nypo​sia​da​cza.Wy​ko​rzy​stu​jewszyst​kieswo​jeumie​jęt​no​ści,byzro​bićskok
iniedaćsięzła​pać.

Po​czułprzy​pływad​re​na​li​ny,wy​obraź​niaza​czę​ładzia​łać.Przyj​rzałsięszkla​nejścia​nie,sto​ją​-

cym przy niej sto​łom, oknom po dru​giej stro​nie, wy​so​kie​mu na po​nad czte​ry me​try skle​pie​-
niu.Za​wszejestja​kiśspo​sób.Ka​na​ływen​ty​la​cjiikli​ma​ty​za​cji,po​my​ślał,za​trzy​mu​jącnanich
wzrok, choć ten po​mysł go od​strę​czał. Nie zno​sił za​mknię​tych prze​strze​ni, ko​ja​rzy​ły mu się
zwię​zie​niem.Możeoknoda​cho​we,przezktó​rete​razwi​daćbez​chmur​nenie​bo?

–Jesttylemoż​li​wo​ści–rzekłpół​gło​sem.
–Bra​ku​jecitego.

background image

Po​pa​trzyłnaniąza​sko​czo​ny.Przej​rza​łago.Choćmożeniepo​wi​niensiędzi​wić.Ma​riebyła

do​myśl​na,wi​dzia​ławię​cejniżinni.Sku​piłsięnajejsło​wach.

–Chy​batak.–Za​my​śliłsię.–Maszsa​tys​fak​cję,kie​dyprze​chy​trzyszochro​nę,kie​dypo​wie​-

dziesiętwójplan,kie​dywśliź​nieszsiędodomuczybu​dyn​ku,apo​temwyj​dziesznie​zau​wa​żo​-
ny.Skra​daszsiępoda​chu,ajesttakciem​no,żenicniewi​dziszimu​siszzdaćsięnain​stynkt.–
Uśmiech​nąłsiętę​sk​nie.–Toświat,októ​rymwięk​szośćlu​dziniemapo​ję​cia.

–Mó​wisztak,jak​bycho​dzi​łotyl​kooza​pla​no​wa​nieiwy​ko​na​niesko​ku–po​wie​dzia​łaci​cho.

Gian​niob​ser​wo​wał,jakod​gar​niazauchopa​smowło​sów.–Czy​litoniełupbyłdlacie​bieważ​-
ny?Nietocięcią​gnę​ło?

Po​ru​szyłusta​mi,bonie​sfor​nepa​sem​kowło​sówwy​su​nę​łosięzzaucha.Od​gar​nąłjedotyłu,

de​li​kat​nieprze​su​wa​jącpal​ca​mipojejskó​rze.Pa​li​ła,jak​bydo​tknąłprze​wo​dupodna​pię​ciem.

–Skła​mał​bym,gdy​bymtopo​wie​dział,samawiesz.
Ma​riekiw​nę​łagło​wą.Cze​ka​ła.
Ni​g​dywcze​śniejzni​kimotymniemó​wił.Niepró​bo​wałni​cze​gowy​ja​śniać.Ma​rie,jakobyła

po​li​cjant​ka,orien​tu​jesięwspra​wachkry​mi​nal​nych,acz​kol​wiekoce​niajezin​ne​gopunk​tuwi​-
dze​nia.Na​gleza​pra​gnął,byspoj​rza​łananiezjegoper​spek​ty​wy.

–Zło​dziejnieza​kra​dasiędostrze​żo​nychmiejscje​dy​niedlasa​mejsa​tys​fak​cji,żepo​tra​fito

zro​bić.Nakoń​cumusibyćna​gro​da,torzeczoczy​wi​sta.–Ująłjejdłoń,prze​su​nąłpal​cempo
pier​ścion​ku. Je​den z łu​pów z uda​ne​go sko​ku. – Nie wiem, jak ci wy​tłu​ma​czyć, co się wte​dy
czu​je.Nikttegoniezro​zu​mie,je​ślitegoniedo​świad​czył.

–Spró​buj–wy​szep​ta​ła,spla​ta​jącznimpal​ce.
Po​pa​trzyłwjejpięk​neoczy.Zie​lo​nejaklato.
–Weź​mynaprzy​kładtenpier​ścio​nek–za​cząłci​cho.–Mia​łemtyl​kokie​szon​ko​wąla​tar​kę.

Otwo​rzy​łemsejf…

–Je​steśteżka​sia​rzem?–za​py​ta​ła.
– Wszy​scy Co​ret​ti od ma​łe​go uczą się za​wo​du. Pra​cy wy​try​chem, otwie​ra​nia sej​fów, kra​-

dzie​żykie​szon​ko​wych…

–Na​praw​dę?
–Mu​siszmiećde​li​kat​neizręcz​nepal​ce,je​ślichceszbyćzło​dzie​jeminieskoń​czyćwwię​zie​-

niu.–Wzru​szyłra​mio​na​mi.–Wra​ca​jącdotam​tejhi​sto​rii,przy​ję​cieod​by​wa​łosięnapar​te​rze.
Napię​trze,wga​bi​ne​cie,gdziebyłsejf,pa​no​wa​łanie​zmą​co​naci​sza.Nocbyłaczar​najaksmo​ła,
tyl​kochwi​la​mizzachmurwy​glą​dałksię​życ.Spie​szy​łemsię,boza​wszele​piejnietra​cićcza​su.

–Wy​obra​żamso​bie–rze​kłacierp​ko.
Uśmiech​nąłsiędoniej.
–Niemoż​nadzia​łaćzbytner​wo​wo,bocośniewyj​dzie.Niemoż​nateżzabar​dzoma​ru​dzić,

bo cię zła​pią. Trze​ba do​brze utra​fić. W każ​dym ra​zie otwo​rzy​łem sejf, się​gną​łem do środ​ka
iwy​ją​łemczar​nyak​sa​mit​nywo​re​czek.Wie​dzia​łem,cownimznaj​dę.Ra​zemzbra​templa​no​-
wa​li​śmytenskokodmie​się​cy.Wie​dzie​li​śmy,gdziejestscho​wa​nabi​żu​te​ria,ja​kieklej​no​tysą
wsej​fie…

–Byłoichwię​cej?
–Jakza​wsze.Alena​wetwie​dząc,cozo​ba​czę,mu​sia​łemnaniespoj​rzeć.–Wzru​szyłra​mio​-

na​miido​dał:–Pau​loijawło​ży​li​śmymnó​stwowy​sił​kuwtęro​bo​tę,więcchcia​łemwkoń​cu
zo​ba​czyć na​gro​dę. Wy​sy​pa​łem za​war​tość wo​recz​ka na rękę i dia​men​ty roz​bły​sły w świe​tle
księ​ży​ca.Wstą​pi​łownieży​cie.

Ma​riemil​cza​ła,wpa​tru​jącsięwnie​goin​ten​syw​nie.Pa​trzyłjejwoczy,dzie​lącsięwspo​mnie​-

background image

niemtam​tejchwi​li.Ni​g​dyni​ko​muotymnieopo​wia​dał.

– W wo​recz​ku był na​szyj​nik z sie​dem​dzie​się​cio​ma sied​mio​ma bry​lan​ta​mi opra​wio​ny​mi

w pla​ty​nę i ten pier​ścio​nek – po​wie​dział, de​li​kat​nie prze​su​wa​jąc pal​ca​mi po jej pal​cu. – Za​-
mknię​tewmro​ku,jak​byska​za​nenawiecz​neza​po​mnie​nie.Kie​dyjewy​ją​łemipadłnaniepro​-
mieńksię​ży​ca,tojak​bywes​tchnę​ływpo​dzię​ce,żejeoca​li​łem.Dia​men​typo​win​nylśnić,od​bi​-
jaćświa​tło,byćno​szo​ne,po​dzi​wia​ne,bu​dzićza​zdrość.–Uśmiech​nąłsięsze​rzej.–Pa​trzy​łem
narzu​ca​neprzeznieświe​tli​stere​flek​syitobyłojakma​gia.Jak​bycośzim​ne​go,za​po​mnia​ne​go
imar​twe​gona​gleoży​ło.

Po​pa​trzy​łanapier​ścio​nek.Gian​nina​dalprze​su​wałponimkciu​kiem.
–Za​cho​wa​łeśgoso​bienapa​miąt​kętam​tejchwi​li.
–Tak–od​rzekłido​dałzuśmie​chem:–iżebydaćgomo​jejsłod​kiejna​rze​czo​nej.
Po​ru​szy​łausta​mi,jak​bypró​bo​wa​łazdu​sićuśmiech.Togoza​sta​no​wi​ło.Możewtymjejczar​-

no-bia​łymob​ra​zieświa​tapo​ja​wiłsięcieńsza​ro​ści?Dla​cze​gotogowniejtakpo​cią​ga?

–Acozna​szyj​ni​kiem?–za​py​ta​ła.
–Ach…–Pu​ściłjejdłoń.–Sprze​da​li​śmygozbra​tem,tobyłyna​szepierw​szewięk​szepie​-

nią​dze.

–Wca​leniejestciprzy​kro,praw​da?
– Że by​łem zło​dzie​jem? – za​py​tał, a kie​dy upew​nił się, że o to jej cho​dzi​ło, po​wie​dział: –

Nie.By​łemwtymbar​dzodo​bry.Pra​co​wa​łemprzezlatainiktprze​zemnienieucier​piał,je​dy​-
nie to​wa​rzy​stwa ubez​pie​cze​nio​we. – Uśmiech​nął się. – Nie mam pro​ble​mów z tym, jaki je​-
stem,skądpo​cho​dzę,ja​kichdo​ko​na​łemwy​bo​rów.Pocomiał​bymsiętymprzej​mo​wać?Prze​-
szłośćjestza​mknię​ta,żalni​cze​goniezmie​ni.

–Ale…
–Za​czą​łeminneży​cie,aleniedla​te​go,żewsty​dzęsięprze​szło​ści.–Po​ło​żyłdłońnakar​ku

Ma​rie,po​chy​liłsiękuniej.–Je​stemCo​ret​tiini​g​dyniebędęsięwsty​dziłro​dzi​nyanina​sze​go
dzie​dzic​twa. Mój wy​bór nie ma nic wspól​ne​go z prze​szło​ścią. Mia​łem mo​ment ob​ja​wie​nia,
któ​ryskie​ro​wałmnienainnetory,alewgłę​bidu​szyje​stemzło​dzie​jem,Ma​rie.

Po​krę​ci​łagło​wąiwbi​ławnie​gowzrok.
–Nie,Gian​ni.Je​steśkimśznacz​niewię​cej.
–Niewma​wiajso​bietego–mruk​nął,choćbyłomumiło,żeMa​riepa​trzynanie​gocie​pło.

Wi​dzia​ła w nim męż​czy​znę, nie zło​dzie​ja, i to go cie​szy​ło. Chciał, żeby tak było, jed​nak nie
mógłwy​rzecsięswejna​tu​ry.

Niezmie​niłsię,jesttaki,jakiza​wszebył.Wi​dokdia​men​tówna​tych​miastbu​dziłwnimza​in​-

te​re​so​wa​nieichęćzdo​by​cia.Topra​gnie​niejestczę​ściąjegoisto​ty.Itakza​wszebę​dzie.

– Nie łudź się, że jest we mnie coś wię​cej – po​wie​dział ci​cho. – Je​stem tym, do kogo się

wła​ma​łaś.Tym,kimgar​dzi​łaś.

–Niegar​dzi​łamtobą…
Uniósłbrwi,ująłdło​niąpo​li​czekMa​rie.
–Gar​dzi​łaś.Iniechtakzo​sta​nie.Chy​bale​piej,że​byśsięnatymskon​cen​tro​wa​ła.Le​piejza​-

pa​mię​tasz,żetona​rze​czeń​stwotoko​me​dia,naktó​rąsięumó​wi​li​śmy.

Na​kry​ładło​niąjegorękę.
–Gian​ni,toniejamampro​blem,żebyotympa​mię​tać.
Praw​datychsłówza​sko​czy​łagotak,żepu​ściłjąipo​stą​piłkrokdotyłu.Wpadłwta​ra​pa​ty.

Za​po​mniał, w każ​dym ra​zie chwi​lo​wo, od cze​go za​czę​ła się ich zna​jo​mość i dla​cze​go się tu
zna​leź​li.Ma​riegoszan​ta​żu​je.Ma wrękudo​wódob​cią​ża​ją​cy ojca,jestdlanich za​gro​że​niem.

background image

Za​miast wciąż o tym pa​mię​tać, za dużo cza​su tra​ci na za​sta​na​wia​nie się, jak za​cią​gnąć ją do
łóż​ka.

–PanCo​ret​ti?
Zulgąod​wró​ciłsięwstro​nęwy​so​kie​go,ogo​lo​ne​gonałysomęż​czy​znyoprze​ni​kli​wychnie​-

bie​skichoczach.Zpew​no​ściąszefochro​ny.Riconieprze​sa​dzał,wy​chwa​la​jącgo.Jakoza​wo​-
do​wyzło​dziejGian​nina​tych​miastwy​czułwnimza​gro​że​nie.Czło​wiek,któ​rysta​no​wiwy​zwa​-
nie.

–Tak.Fran​klinHicks?
–Toja.–Męż​czy​znaski​nąłgło​wąipo​pa​trzyłnaMa​rie.–Wi​tam.PanKingpro​sił,że​bym

po​ka​załpań​stwunaszsys​temochro​nyiod​po​wie​działnapy​ta​nia.

Ol​brzym prze​su​nął po Ma​rie uważ​nym wzro​kiem i w jego oczach od​ma​lo​wa​ło się czy​sto

mę​skieuzna​nie.Gian​ninaj​chęt​niejosło​nił​byjąsobąprzedtymspoj​rze​niem.

–Dzię​ku​je​my.–Ma​riepo​pa​trzy​łanaGian​nie​go,zno​wunaFran​kli​na.–Bę​dzie​mywdzięcz​-

ni.

Hicksru​szyłprzo​dem,Ma​riezanim,Gian​niza​my​kałpo​chód,mi​mo​wol​nieob​ser​wu​jącbio​-

draidą​cejprzeznimMa​rie.Coztego,żewciążpo​wta​rzałso​bie,żemusikon​cen​tro​waćsięna
za​da​niu,sko​rojegocia​łomia​łoinnepo​my​sły?

–Łóż​kojestażzasze​ro​kienanasdwo​je.–Gian​ni,le​żącwpo​przeknaogrom​nymłożu,za​pra​-
sza​ją​coroz​ło​żyłra​mio​na.

Ma​rieza​czerp​nę​łapo​wie​trza.Musisiętrzy​mać,bynieulecpo​ku​sie.Zresz​tąniecho​dzioto.

Odwie​ludniniespa​ła,atołóż​kowy​glą​da​łonie​sa​mo​wi​cieza​chę​ca​ją​co.Wca​leniezpo​wo​du
fan​ta​stycz​ne​gomęż​czy​zny,któ​rynanimle​żał.

Ro​zej​rza​ła się po urzą​dzo​nym z prze​py​chem po​ko​ju. Sta​ra​ła się za​cho​wać obo​jęt​ną twarz,

choćczu​łanaso​biewzrokGian​nie​go.Ce​lo​wouni​ka​łajegospoj​rze​nia.Po​pa​trzy​łanaotwar​te
ta​ra​so​wedrzwinapa​tio.Wdaliwi​daćbyłooce​an.Prze​pięk​nywi​dok.

Bam​bu​so​wa pod​ło​ga lśni​ła w słoń​cu, ocie​pla​ły ją róż​no​barw​ne dy​wa​ni​ki. Przed ga​zo​wym

ko​min​kiemmiej​scedowy​po​czyn​ku,nasto​li​kuprzyfo​te​lachsrebr​nyku​be​łek,wnimbu​tel​ka
szam​pa​na.Przyszkla​nejścia​niebrzo​skwi​nio​wyszez​long,naktó​rymmoż​nasięwy​god​nieuło​-
żyćipo​dzi​wiaćwi​doknaoce​an.Kre​mo​weścia​nyozdo​bio​netro​pi​kal​ny​miob​ra​za​miizwiew​ne
za​sło​nyde​li​kat​niepo​ru​sza​nepo​wie​wemnie​usta​ją​ce​gowia​tru.

Z po​ko​jem są​sia​do​wa​ła ła​zien​ka z ogrom​ną wan​ną, w któ​rej mo​gły​by się zmie​ścić czte​ry

oso​by.Otwar​tynapo​kójprysz​niczsze​ścio​mady​sza​mi.Jed​naknaj​więk​szewra​że​niero​bi​łogi​-
gan​tycz​nełóż​ko.

Ogrom​ne, za​sła​ne na​rzu​tą w od​cie​niu mor​skiej zie​le​ni, z wez​gło​wiem z ja​sne​go drew​na

imasąpo​du​szek.Jed​naktole​żą​cynanimmęż​czy​znaprzy​ku​wałjejuwa​gę.Natlebia​łychpo​-
du​szekjegoczar​newło​sywy​da​wa​łysięjesz​czeciem​niej​sze.Sze​ro​kitors,urze​ka​ją​cyuśmiech.
Le​d​wiezdu​si​łapo​ku​sę,byrzu​cićsięnatomu​sku​lar​necia​ło.

– Nie bę​dzie​my tu ra​zem spać – oświad​czy​ła, za​sta​na​wia​jąc się w du​chu, kogo pró​bu​je

prze​ko​nać.Sie​bieczyjego?

–Jakchcesz.–Jegowło​skiak​centcza​ro​wał.–Aleoba​wiamsię,żenaszez​lon​guniebę​dzie

ciwy​god​nie.

–Je​ślije​steśdżen​tel​me​nem,po​wi​nie​neśza​pro​po​no​wać,żeod​stą​piszmiłóż​ko.
–Czyjaje​stemdżen​tel​me​nem?–Wsu​nąłręcepodgło​węiwy​god​nieroz​parłsięnapo​dusz​-

background image

kach.–Je​stemzło​dzie​jem.

–Czy​lipo​zwo​lisz,że​bymspa​łanaszez​lon​gu?
–Za​pra​sza​łemciędołóż​ka.
Ma​rie za​gry​zła war​gi. Gian​ni świet​nie się bawi. Sam prze​śpi się w tym wy​god​nym łożu,

aonabę​dzieku​lićsięnaszez​lon​gu,któ​ryna​razwy​dałsiędziw​niewą​ski.

–Prze​cieżje​ste​śmyza​rę​cze​ni–mruk​nąłza​chę​ca​ją​co.
Wez​bra​ławniejfalago​rą​caidziw​nejtę​sk​no​ty.Za​czerp​nę​łapo​wie​trza,lecznie​wie​letopo​-

mo​gło.

–Sammnieostrze​ga​łeś,żepo​win​nampa​mię​tać,wcogra​my–po​wie​dzia​ła.
Przy​mknąłpo​wie​ki,sek​sow​nyuśmiechzgasł.
–Maszra​cję.Wta​kimra​zietrzy​majsięodemniezda​le​ka,boje​śliprzyj​dziesztudomnie–

do​dał,nieod​ry​wa​jącodniejoczu–tonie,żebyspać.Obie​cu​ję.

Dwadnipóź​niejwrazzTe​re​sąod​po​czy​wa​łaprzypry​wat​nymba​se​nienada​chuho​te​lu.Słoń​ce
roz​kosz​niepie​ści​łoskó​rę,lek​kiwiatrła​god​niechło​dził,wi​doknaoce​anuspo​ka​jałna​pię​tener​-
wy.Przy​jem​niebyłochoćtro​chępo​byćzdalaodGian​nie​go,bowresz​ciemo​głaodro​bi​nęsię
roz​luź​nić.Oczy​wi​ścieprzedTe​re​sąna​dalgra​łarolęjegona​rze​czo​nej,aleprzy​naj​mniejmia​ła
chwi​lęod​de​chu.

Od​kądza​czę​łasiętama​ska​ra​da,nieprze​spa​łado​brzeanijed​nejnocy.Tu​tajbyłojesz​czego​-

rzej. Dzie​le​nie z Gian​nim wy​staw​ne​go apar​ta​men​tu przy​cho​dzi​ło jej z co​raz więk​szym tru​-
dem.

Wciąż mia​ła w pa​mię​ci jego sło​wa. Ostrzegł ją, a mimo to wy​obraź​nia sta​le pod​su​wa​ła jej

go​rą​ce ob​ra​zy, przez któ​re nie mo​gła za​snąć i któ​re do​pro​wa​dza​ły ją do sza​leń​stwa, pod​czas
gdyGian​nispałjakza​bi​ty!Wsłu​chi​wa​łasięwjegogłę​bo​kirów​nyod​dechimia​łaocho​tękrzy​-
czeć. Za​miast tego prze​wra​ca​ła się na nie​wy​god​nym szez​lon​gu i po​wta​rza​ła w du​chu ar​gu​-
men​typrze​ma​wia​ją​cezatym,żesekszGian​nimtozłypo​mysł.

Coztego,sko​rocia​łowie​dzia​łoswo​jeipo​zo​sta​wa​łogłu​chenaar​gu​men​ty.Mu​sia​ławal​czyć

zsobą,zespa​la​ją​cymjąpra​gnie​niem.Możegdy​bynachwi​lęprze​sta​łamy​ślećroz​sąd​nie,pod​-
da​łasięiwsko​czy​ładołóż​ka…

Po​trzą​snę​ła gło​wą. Musi się trzy​mać, da radę. Dzi​siaj, w przed​dzień po​ka​zu, za​pla​no​wa​no

uro​czy​stykok​tajlprzymu​zy​cedlawy​staw​cówigo​ści.Zatrzydnichrzest,apoza​mknię​ciuwy​-
sta​wywrazzGian​nimpo​le​cidoMo​na​ko.Gdyod​zy​ska​jąCon​tes​sę,każ​deznichpój​dzieswo​ją
dro​gą.Onawró​cidoNo​we​goJor​ku,doswo​je​gonud​ne​goży​ciaiza​po​mniotym,cosiętu​taj
wy​da​rzy​ło.

–Cojestmię​dzytobąaGian​nim?
GłosTe​re​syprzy​wo​łałMa​riedorze​czy​wi​sto​ści.Rap​tow​niepod​nio​sławzrok.Sie​dzia​łyprzy

ba​se​nie,ra​czącsięprze​ką​ska​miibrzo​skwi​nio​wymdrin​kiem.Szko​da,żeniejestmoc​niej​szy,
na​glepo​my​śla​łaMa​rie.Byłysame,boMat​teospałwdomu.

–Tozna​czy?
Te​re​saza​śmia​łasię,opu​ści​łaciem​neoku​la​rynaczu​beknosaiuważ​niepo​pa​trzy​łanaMa​-

rie.

–Dajspo​kój,prze​cieżwi​dzę,żecośjestnietak.Gian​nini​g​dydo​tądtakiniebył.Za​ko​cha​ny

pouszy,akie​dyjestprzyto​bie,spra​wiawra​że​nieudrę​czo​ne​go.

–Na​praw​dę?

background image

Te​re​sauśmiech​nę​łasięła​god​nie.
–Ztobąjesttaksamo.Więcococho​dzi?
Czy​li Gian​ni nie jest taki wy​wa​żo​ny i spo​koj​ny. Do​brze wie​dzieć. Naj​gor​sze, że Te​re​sa za​-

czę​ła się cze​goś do​my​ślać. Nie po​win​na się de​ma​sko​wać, jed​nak sko​ro nada​rza się oka​zja,
możewar​tosięzwie​rzyć?

Przez dzie​sięć se​kund biła się z my​śla​mi, roz​wa​ża​jąc ra​cje za i prze​ciw. Zde​cy​do​wa​ła się

wresz​cieiza​czę​łamó​wić.Natwa​rzyTe​re​syma​lo​wa​łysięmie​sza​neuczu​cia,odszo​kuilękudo
roz​ba​wie​niaizno​wupo​wa​gi.Ma​rienieprze​sta​wa​łamó​wić.Czu​łaulgę,żewkoń​cumo​głato
zsie​biewy​rzu​cić.Niechcia​łasięza​sta​na​wiać,jakTe​re​satood​bie​rzeanijakoce​nijejpo​stę​po​-
wa​nie.Za​gra​żajejojcu,szan​ta​żu​jebra​ta.Gdyskoń​czy​łamó​wić,zna​pię​ciemcze​ka​łanare​ak​-
cję.

–Maszdo​wo​dyprze​ciw​komo​je​muojcu?
–Tak,mam.Aleniechcęichużyć.
Kie​dy wy​po​wie​dzia​ła to na głos, uzmy​sło​wi​ła so​bie, że rze​czy​wi​ście tak było. Nie chcia​ła

skrzyw​dzićCo​ret​tich.Niechcia​ławy​daćichojcapo​li​cji,wtrą​cićgodowię​zie​nia.Jużniesłu​ży​-
ławpo​li​cji,czy​liniemazo​bo​wią​zańwo​becspo​łe​czeń​stwa.Jed​nakza​le​ża​łojejnazwró​ce​niu
Con​tes​sywła​ści​ciel​ce.Dlasie​bieiwimięspra​wie​dli​wo​ści.

–Alepo​su​nę​łaśsiędoszan​ta​żu?
–Niemia​łamwyj​ścia.Czyina​czejGian​nibymipo​mógł?Tobyłmójje​dy​nyar​gu​ment.
–Ro​zu​miem.–Te​re​sawy​pu​ści​łapo​wie​trze.–Alepapa…
–Wiem,jaktowy​glą​da.JeanLucokradłuro​cząstar​sząpa​nią.Prze​zemnie.Da​łammusię

omo​tać,stra​ci​łamczuj​ność,aontowy​ko​rzy​stał.Za​kradłsiędojejmiesz​ka​nia,zra​bo​wałcen​-
nąpa​miąt​kę.Po​czu​wamsiędowiny.

Te​re​saza​sę​pi​łasię.
–Notak.JeanLucmógłcięocza​ro​wać,boniemia​łaśpo​ję​cia,kimna​praw​dęjest.–Usia​dła

ipo​pa​trzy​łanaMa​rie.–Niepo​wiem,żepo​do​bamisięszan​taż,alero​zu​miemtwo​jepo​bud​ki.

– Dzię​ki. – Spły​nę​ła na nią ulga. Wresz​cie wy​zna​ła praw​dę, a Te​re​sa po​sta​wi​ła się na jej

miej​scu.

Oka​za​łasięwy​ro​zu​mia​łaiwiel​ko​dusz​na.Ro​dzi​naCo​ret​tichbyłajejco​razbliż​sza,na​praw​dę

ich po​lu​bi​ła. Za​zdro​ści​ła Te​re​sie jej ży​cia, nie tyle bo​gac​twa, co od​da​ne​go męża i słod​kie​go
dziec​ka.Miej​scanazie​miiko​cha​ją​cychbli​skich.

Jejbar​dzotegobra​ko​wa​ło.Te​raz,kie​dypa​trzy​łanaCo​ret​tich,jesz​czein​ten​syw​niejma​rzy​ła

ota​kimży​ciu.

–Wie​rzę,żeniechceszza​pusz​ko​waćojca–po​wie​dzia​łaTe​re​sa.–Szan​tażbyłdlacie​bieje​-

dy​nymspo​so​bemnaod​zy​ska​niena​szyj​ni​ka.

–Tak.Aimle​piejpo​zna​jęGian​nie​goiwa​sząro​dzi​nę,tymmniejchcęwi​dziećwa​sze​goojca

zakrat​ka​mi.Tyl​kote​razjużniemamod​wro​tu.Gdy​bymdałaGian​nie​mutendo​wód,topoco
miał​bymipo​ma​gać?

–Mo​gła​byśsięzdzi​wić–od​rze​kłaTe​re​sa.–Alecobę​dziepo​tem,kie​dyod​zy​ska​ciena​szyj​-

nik?Costa​niesięztobąiGian​nim?

–Każ​deznaspój​dzieswo​jądro​gą.
–Takpopro​stu?–Te​re​sapo​krę​ci​łagło​wąiwzię​łaMa​riezarękę.–Niewy​da​jemisię.Nie​-

za​leż​nieodtego,jaktosięza​czę​ło,mię​dzywamijestcoświę​cej,cho​ciażsamiprzedsobąnie
chce​cietegoprzy​znać.

–My​liszsię–za​prze​czy​ła,choćwśrod​kuczu​łapa​lą​cyżar,tensamodkil​kudni.

background image

–Maminnezda​nie.Cościopo​wiem–do​da​łaTe​re​sa,niewy​pusz​cza​jącjejdło​ni.–Omnie

iRicu.Błę​dach,ja​kiepo​peł​ni​li​śmy.

Ma​riesłu​cha​ławmil​cze​niu,oszo​ło​mio​naichhi​sto​rią.Ifak​tem,żechoćichzna​jo​mośćza​-

czę​łasięodkłam​stwa,uda​łoimsięstwo​rzyćsil​nyiuda​nyzwią​zek.

– Wiem, jak to jest, kie​dy po​czu​cie ho​no​ru prze​sła​nia wszyst​ko inne – mó​wi​ła Te​re​sa. –

Chcia​łamosła​niaćojcaibra​ci,tobyłodlamnienaj​waż​niej​sze,waż​niej​szeodwła​sne​goszczę​-
ścia. Przez pięć lat umie​ra​łam z mi​ło​ści do Rica, każ​dy dzień bez nie​go był dla mnie męką.
Akie​dyna​szedro​giznówsięze​szły,po​now​niegood​trą​ci​łamwimięho​no​ruro​dzi​ny.–Uści​-
snę​ładłońMa​rie.

–Róż​ni​capo​le​ganatym,żewysięko​cha​li​ście–za​uwa​ży​łaMa​rie.
–Tyko​chaszmo​je​gobra​ta.
–Co?–Ma​rieuwol​ni​ładłońzuści​skuTe​re​sy,po​trzą​snę​łagło​wąipo​spiesz​niesię​gnę​łapo

ko​lo​ro​we​godrin​ka,ża​łu​jąc,żejesttakisła​by.

Sło​waTe​re​sywy​war​łynaniejsil​newra​że​nie,aleniechcia​łaza​sta​na​wiaćnadswy​miemo​-

cja​mi.

ZGian​nimłą​czyjątyl​koukład.Ko​me​dia,któ​raszyb​ki​mikro​ka​mizmie​rzadokoń​ca.Czy​li

le​piejniean​ga​żo​waćsięuczu​cio​wo.

–My​liszsię.Le​d​wiegoznam.Ajużnapew​nonieko​cham.
–My​ślisz,żejanicniewi​dzę?–Te​re​sauśmiech​nę​łasiędoniej.–Wo​dziszzanimwzro​-

kiem, kie​dy wej​dzie do po​ko​ju. Drżysz, kie​dy cię do​ty​ka. Bły​ska​wicz​nie wpra​wia cię w fu​rię,
atoznakskry​wa​nejmi​ło​ści.Do​pro​wa​dzaciędosza​łu,atopo​tra​fiątyl​koci,naktó​rychnam
za​le​ży.

Uchwy​ci​ła się tego jak to​ną​cy brzy​twy. Za​le​ży jej na Gian​nim, to ja​sne. Jest cie​pły, miły

iwe​so​ły,choćteżiry​tu​ją​cy.Pra​gniego,toteż.Któ​rabygoniepra​gnę​ła?

–Mi​łośćtocoin​ne​go.
Mi​łośćniespa​danaczło​wie​kaznie​nac​ka.Ro​dzisiępo​wo​li,wci​szy,wrazzewza​jem​nympo​-

zna​wa​niem,po​czu​ciemwspól​no​ty.Mu​sząbyćwspól​nepa​sje,przy​jaźń,po​ciągfi​zycz​ny.Musi
być…dużowię​cej.

–Toniejestmi​łość–po​wie​dzia​łazprze​ko​na​niem.–Po​żą​da​niemożetak,aleniemi​łość.
Te​re​sauśmiech​nę​łasiętyl​ko.CiCo​ret​tipo​tra​fiąbyćde​ner​wu​ją​cy,po​my​śla​łaMa​rie.
–Znammo​je​gobra​ta–ode​zwa​łasięTe​re​sa.–Chro​nina​sząro​dzi​nę.Mimoszan​ta​żuni​g​dy

byciętu​tajnieprzy​wiózł,gdy​bynieczuł…

–Tuje​ste​ście!–roz​ległsięgłosGian​nie​go.
Ilebydała,byTe​re​sazdą​ży​łaskoń​czyćzda​nie!Coonachcia​łapo​wie​dzieć?Cze​goGian​ninie

czuł?

Gian​niiRicoszlidonichszyb​kimkro​kiem.Gian​nispoj​rzałnaMa​rie,wjegooczachpo​ja​wił

siębłysk.Byławno​wymbi​ki​niku​pio​nymwLon​dy​nie.Wie​dzia​ła,żewtymską​pymko​stiu​mie
wod​cie​niuli​mon​ko​wejzie​le​niwy​glą​danie​źle.Możena​wetle​piejniżnie​źle,są​dzącpowy​ra​-
zietwa​rzyGian​nie​go.

Wpa​try​wałsięwniąprzezkil​kase​kund,do​pie​roci​chyśmiechTe​re​sywy​rwałgoztransu.
–Zna​leź​li​śmyJeanLuca.Jestnawy​spie.

zyłra​mio​na​mi.

–Po​kazod​bę​dziesięwnaj​więk​szejre​stau​ra​cjiho​te​lu.Mo​że​myjąobej​rzeć.Ricouprze​dzi

background image

ona​szymprzy​by​ciusze​faochro​ny.

background image

ROZDZIAŁDZIEWIĄTY

Półgo​dzi​nypóź​niej,jużwichapar​ta​men​cie,da​rem​niepró​bo​wałprze​mó​wićMa​riedoroz​-

sąd​ku.Takjaksięspo​dzie​wał.Tako​bie​tazdu​mie​wa​łago,boodsa​me​gopo​cząt​kunieda​wa​ła
sięna​mó​wićdowspół​pra​cy.Tyl​kodla​cze​gotogoza​chwy​ca​ło?

–Po​win​namtambyć.Po​mo​gęgona​mie​rzyć.
Gian​ni z de​spe​ra​cją prze​cią​gnął dło​nią po czu​pry​nie. Cho​le​ra, gdy​by cho​ciaż coś na sie​bie

wło​ży​ła,okry​łasięszla​fro​kiem.Tenską​pyko​stiumpod​kre​ślaape​tycz​nekształ​tyitakkusi,że
czło​wie​ko​witrud​noskon​cen​tro​waćsięnawy​szu​ki​wa​niuar​gu​men​tów.

Wi​dokjejnie​malna​gie​gocia​łanie​sa​mo​wi​cienanie​godzia​łał.CotamJeanLuc,wtymmo​-

men​ciemógł​bydlanie​gonieist​nieć.Naj​chęt​niejbygopo​słałdodia​bła.Jed​nakdrańzja​wiłsię
nawy​spieimu​szągomiećnaoku.Ipo​sta​raćsię,bynieuj​rzałMa​rie.JeanLucniejestnaj​by​-
strzej​szymzło​dzie​jemnaświe​cie,jed​nakna​wetonzo​rien​tu​jesię,żecośtuniegra.

Te​so​rotoniemiej​scedlata​kichjakMa​rie.
– Jean Luc za​trzy​mał się w jed​nym ze star​szych ho​te​li na wy​spie, na​le​żą​cym do dziad​ka

żonySe​ana,ku​zy​naRica.

Ma​riepo​pa​trzy​łananie​gozza​kło​po​ta​niem.
–Wiem,todośćza​gma​twa​ne.Wkaż​dymra​zieza​trzy​małsiętam,alejużzdą​żyłtuzaj​rzeć.

Ochro​naza​uwa​ży​łagonate​re​nieho​te​lu.Wie​czo​remspró​bu​je​mygoująć.

–Comuzro​bi​cie,sko​rojesz​czeni​cze​gonieukradł?
–Po​stą​pi​myznimtak,jakro​biątowka​sy​nach,kie​dypo​ja​wiasięzna​nyzło​dziej.Na​wetje​-

śli jesz​cze nic nie zro​bił, pro​fi​lak​tycz​nie się go wy​pro​wa​dza. Wy​star​czy od​po​wied​nia re​pu​ta​-
cja.

–Aha.Wy​pro​wa​dzągoiwy​pro​szązwy​spy,tak?
–Tak.Wy​spana​le​żydoosóbpry​wat​nych,mogągostądwy​rzu​cić.
–Alenaj​pierwmu​siszgozła​pać,ajamogęwtympo​móc–upie​ra​łasię.–Je​stemdo​dat​ko​-

wąparąoczu.

Tomałopo​wie​dzia​ne,po​my​ślał,sta​ra​jącsięsku​piaćnapro​ble​miedoroz​wią​za​nia,aniena

cie​leMa​rie,doktó​re​gowy​cią​ga​łymusięręce.Samsięwtowpa​ko​wał,wkoń​cutobyłjegopo​-
mysł.Tenprze​krętzna​rze​czo​ną,za​miesz​ka​niewewspól​nymapar​ta​men​cie.Drę​czy​łagoświa​-
do​mość,żeMa​rieśpinaszez​lon​gu,nie​malnawy​cią​gnię​cieręki.Moż​naosza​leć.

Wszyst​ko w niej go po​cią​ga​ło. Wes​tchnie​nia, śmiech, po​ca​łun​ki. Na​gle od​kry​wał w so​bie

mrocz​neza​ka​mar​ki,októ​rychdaw​noza​po​mniał.Ma​riebez​wied​nienanowomujeuzmy​sło​-
wi​ła.Zdałso​biespra​wę,żejegoży​cieniejesttakpeł​ne,jakdo​tądsą​dził.Albojakso​biewma​-
wiał.Zbytdużocza​suspę​dzałsam.Zabar​dzoizo​lo​wałsięodlu​dzi,na​wetodro​dzi​ny.

Te​razpo​ja​wi​łasięona.Ico,dodia​bła,ztympo​cząć?Ode​pchnąłodsie​bietemy​śli.
–A je​śli Jean Luccię zo​ba​czy? Co wte​dy?Na​wet on nie jest ażtak głu​pi, żeby niena​brać

po​dej​rzeń.Como​gła​byśturo​bićwprzed​dzieńeks​klu​zyw​ne​gopo​ka​zubi​żu​te​rii?Nieuwie​rzy,
żetoprzy​pa​dek.

Ma​rieza​mru​cza​łacośpodno​sem.
–Nibydla​cze​goniemo​gła​bymtubyć?
Gian​nityl​kopar​sk​nął.
–Pra​cawochro​niebyłatakdo​brzepłat​na,żestaćcięnata​kiewa​ka​cje?

background image

Ma​rieskrzy​wi​łasięlek​ko.
–Nie,alemogębyćbo​ga​tazdomu.Cosięsta​nie,je​ślionmniezo​ba​czy?
–Zło​dzie​jesąprze​sąd​ni–spró​bo​wałzin​nejbecz​ki.Za​le​ża​łomunatym,byjąznie​chę​cić.

Niechciał,żebynajejwi​dokJeanLucwpadłwpa​ni​kę.–Mar​nizło​dzie​jetymbar​dziej.Je​śli
cięzo​ba​czy,prze​ra​zisięiuciek​nie,na​wetniepró​bu​jącsko​ku.Wte​dy–do​dałzna​dzie​ją,żeto
ją prze​ko​na – może zli​kwi​do​wać miesz​ka​nie w Mo​na​ko i znik​nąć. I jak za​bie​rze​my mu na​-
szyj​nik?

Praw​dęmó​wiąc,samwtoniewie​rzył.Bar​dzopraw​do​po​dob​ne,żewta​kiejsy​tu​acjiJeanLuc

wró​cidodomunawy​brze​żuMo​na​koiprzy​czaisięnaja​kiśczas.Od​cze​ka,ażzno​wupo​ja​wisię
oka​zja.AletegoMa​rieniemusiwie​dzieć.

Przezotwar​tedrzwita​ra​suzaple​ca​miMa​riewpa​da​łoja​skra​weświa​tło,ota​cza​jącjązło​ci​stą

po​świa​tą.Gdy​bybyłma​rzy​cie​lem,uj​rzał​bywniejisto​tęznie​rze​czy​wi​ste​goświa​ta.

Niebu​jałwob​ło​kach,byłra​cjo​na​li​stą.Mógłso​bietyl​kowy​obra​żać,żetakako​bie​tamożesię

przy​śnić.Gład​kaje​dwa​bi​staskó​ra,twarzoko​lo​nabu​rząnie​sfor​nychwło​sów,wszyst​kowniej
gopo​cią​ga​ło.Na​wetgniew​nybłyskwoczachizu​chwa​łeunie​sie​niegło​wy.

Ma​rieza​ci​snę​łazębyiskrzy​żo​wa​łara​mio​na,nie​świa​do​mieeks​po​nu​jącpier​si.Gian​niza​ci​-

snąłpal​cewpię​ści.

–Do​brze,niechcibę​dzie.Niepój​dęztobąnapo​kaz.
–Świet​nie.–Bi​twawy​gra​na.
–Aletrze​bado​pil​no​wać,żebyka​me​ryobej​mo​wa​łycałąsalę.Ricopo​wi​niensiętymza​jąć–

przy​po​mnia​ła.

–Roz​ma​wia​li​śmyjużotymzHick​sem.
–Notak.–Na​bra​łapo​wie​trza,poczymwy​pu​ści​łajeprze​cią​gle.–Czy​lite​razmamgraćrolę

damywopa​łach,tak?Sie​dziećwukry​ciu,asil​nimęż​czyź​niwszyst​koza​ła​twią?

–Wiel​kiedzię​ki.Bę​dziedo​brze,zo​ba​czysz.
Wpa​try​wa

Od​gar​nę​ławło​sydotyłu,tup​nę​łanogąipo​ma​sze​ro​wa​ładoła​zien​ki.Kie​dypochwi​lizniej

wy​szła,mia​łanaso​biebia​łyho​te​lo​wyszla​frok.Za​ci​snę​łapa​sekwta​lii.Gian​nichciałjejzato
jed​no​cze​śniedzię​ko​waćibła​gać,żebyzno​wugozdję​ła.

Cotako​bie​taznimwy​pra​wia!
–Wo​la​ła​bymiśćztobą–oznaj​mi​ła.
–Wiem,alepo​patrznatoina​czej.Je​śligozła​pie​my,zmu​si​my,żebyzwró​ciłna​szyj​nik.
–Jak?
–Po​tra​fiębyćprze​ko​nu​ją​cy.JeanLucznaj​dziesięwmałokom​for​to​wejsy​tu​acji,je​śliprzy​-

ła​pie​my go mysz​ku​ją​ce​go na po​ka​zie bi​żu​te​rii. Po​stra​szę go, że po​wia​do​mię In​ter​pol, to po​-
win​nowła​ści​wiegona​sta​wić.

–Po​win​no–po​tak​nę​ła.
–Takbę​dzie–rzekłpół​gło​sem.–Wprze​szło​ściJeanLucniewy​ka​załsiętakąostroż​no​ścią

jakro​dzi​naCo​rel​lich.Jestno​to​wa​nyinapew​noniechcemiećdoczy​nie​niazpo​li​cją.–Te​raz,
kie​dyMa​riebyławszla​fro​ku,ła​twiejsiękon​cen​tro​wał.Asko​rojużusta​li​li,żebę​dzietrzy​ma​ła
sięnaubo​czu,chciałwy​ja​śnićjesz​czecoś.–Kie​dyprzy​szli​śmy,roz​ma​wia​łaśzTe​re​są.Mia​łem
wra​że​nie,żewczymśprze​szko​dzi​li​śmy.

–Nie–od​par​ła,od​wra​ca​jącsięiwy​cho​dzącnata​ras.
Nie dał się zwieść i ru​szył za nią. Po​czuł na skó​rze cie​pły do​tyk słoń​ca i orzeź​wia​ją​cy po​-

wiewwia​tru.Ma​riesta​łaprzyże​la​znejba​rier​ce.

background image

–Wiesz,mia​łaśra​cję–za​gad​nął.
Po​pa​trzy​łananie​go.
–Wzwiąz​kuzczym?
– Kie​dy się po​zna​li​śmy, po​wie​dzia​łaś, że nie umiesz do​brze kła​mać. Zga​dzam się. – Pod​-

szedłdoniej.–Oczymroz​ma​wia​ły​ściezTe​re​są?

–Po​wie​dzia​łamjejpraw​dę–od​par​ła,pa​trzącmuwoczy.–Żenieje​ste​śmyza​rę​cze​ni…
Za​sko​czy​ła go. Nie są​dził, że wy​zna ko​muś praw​dę, bo to po​sta​wi ją w złym świe​tle. Choć

możepo​wi​niensiędo​my​ślić,żejejwro​dzo​nauczci​wośćzwy​cię​ży.

–Po​wie​dzia​łaśjej,żemnieszan​ta​żu​jesz?
–Tak.–Wes​tchnę​łaiwzru​szy​łara​mio​na​mi,jak​byzrzu​ca​łaznichcię​żar.–Te​raztojużnie

mazna​cze​nia,praw​da?Na​dalbędętwo​jąprzy​kryw​kądlaIn​ter​po​lu,cho​ciażniewiem,jakto
ro​zu​mieć,sko​roniechcesz,że​bymcito​wa​rzy​szy​ła,boJeanLucmniezo​ba​czy…

–Tosięzmie​ni,kie​dygozła​pie​my.
–Je​ślitygozła​piesz.
–Ja​sne.Znamjegospo​sóbmy​śle​nia.–Umilkłnachwi​lę.–Nie​po​trzeb​niepo​wie​dzia​łaśTe​-

re​sieona​szymukła​dzie.Niechcia​łem,żebyro​dzi​nawie​dzia​łaodo​wo​dachprze​ciw​kopa​pie.

–Two​jasio​strajestbar​dzodo​cie​kli​wa.Czu​ła,żecośjestnietakipo​sta​no​wi​łamnieprzy​ci​-

snąć.

Prze​niósłspoj​rze​nienaroz​cią​ga​ją​cysięprzednimioce​an,że​glu​ją​cejach​ty,opa​lo​necia​łana

bia​łympia​sku.

–Praw​dajestprze​re​kla​mo​wa​na–po​wie​działpół​gło​sem.
Ma​rieza​śmia​łasięci​cho.
–Po​dej​ściewsamrazdlazło​dzie​ja.
Po​pa​trzyłnanią,od​cze​kał,ażspoj​rzymuwoczy.
–By​łe​gozło​dzie​ja–wy​szep​tał.
– No tak. – Uśmiech​nę​ła się. – Wciąż o tym za​po​mi​nam. – Od​krę​ci​ła się, opar​ła się bio​-

drem o ba​rier​kę. – Jesz​cze coś. Sko​ro two​ja ro​dzi​na już o nas wie, to nie mu​si​my ra​zem
miesz​kać.

–Ach,niepo​wie​dzia​łemci?–Wy​su​nąłrękęide​li​kat​niepo​cią​gnąłpołęjejszla​fro​ka,od​sła​-

nia​jąc de​kolt. Ma​rie za​sty​gła. Gian​ni prze​su​nął pal​ca​mi po jej na​giej skó​rze; Ma​rie za​drża​ła,
jego prze​bie​gła fala go​rą​ca. – Ho​tel jest za​re​zer​wo​wa​ny do ostat​nie​go miej​sca. Nie ma wol​-
nychpo​koi.

Na​bra​łapo​wie​trzaiwstrzy​ma​łaod​dech.
–Czy​lije​ste​śmynasie​bieska​za​ni–pod​su​mo​wał.
–Nara​zie–po​wie​dzia​ła.
–Li​czysiętyl​kote​raz.–Pod​su​nąłsiębli​żej,po​chy​liłsięipo​ca​ło​wałją.
Tomiałbyćtyl​kole​ciut​kipo​ca​łu​nek,mu​śnię​ciewarg.Jed​nakgdydo​tknąłjejust,sta​łosię

ina​czej. Wszyst​ko się zmie​ni​ło. Owład​nę​ło nim po​żą​da​nie i mu​siał przy​gar​nąć ją do sie​bie
moc​no,ażpo​czułbi​ciejejser​ca.Biłotaksamogwał​tow​niejakjego.

Przy​war​ładonie​gojesz​czemoc​niej,ob​ję​łagozaszy​jęiod​da​łapo​ca​łu​nek.Po​czułdo​tykję​-

zy​ka,tchnie​nieod​de​chu,na​ra​sta​ją​cewniejpo​żą​da​nie.Brałwszyst​ko,cobyłago​to​wamuofia​-
ro​wać, i mil​cząc, bła​gał o wię​cej. In​tu​icyj​nie wie​dział, że za​wsze bę​dzie mu za mało. Chciał
miećjąbli​żej,ca​ło​waćjesz​czemoc​niej.Miałgło​węwy​peł​nio​nąsza​lo​ny​mimy​śla​mi.Je​śliza​-
razsięnieopa​mię​tainiewy​co​fa,tojużni​g​dytegoniezro​bi.

Ode​rwałodniejusta,oparłczo​łooczo​łoMa​rie.Pró​bo​wałuspo​ko​ićzdy​sza​nyod​dech.

background image

–To„te​raz”tocośdużowię​cej–wy​szep​ta​łapodłu​giejchwi​li.

–Papaniepój​dziedowię​zie​nia.–Gian​niza​ci​snąłpal​cenasłu​chaw​ce,skrzy​wiłsięiza​pa​trzył
wciem​ność.Pau​lonieprze​sta​wałwrzesz​czeć.

Uro​czy​ste otwar​cie wy​sta​wy roz​po​czę​ło się trzy go​dzi​ny temu. Gian​ni krą​żył wśród go​ści,

wmie​sza​ny w ele​ganc​ki tłum na​sta​wiał uszu i uważ​nie ob​ser​wo​wał przy​by​łych. Kon​tro​lo​wał
te​ren nie​za​leż​nie od ochro​nia​rzy Fran​kli​na, wy​czu​lo​ny na ewen​tu​al​ne pro​ble​my. Jean Luc
chy​basięniepo​ja​wił,bonieuda​łosięgoroz​po​znać.Możeprzezostat​nirokstałsięmi​strzem
ka​mu​fla​żu.

Gian​nida​rem​nielu​stro​wałwzro​kiemgo​ści,pró​bu​jącgowy​ło​wić.Byłpod​eks​cy​to​wa​ny,jak

nie​gdyśprzyro​bo​cie.Po​dob​nie,choćwpew​nymsen​sieina​czej.Roz​mo​wazbra​temdo​dat​ko​-
wogopo​bu​dzi​ła.

–Te​re​samiwszyst​kopo​wie​dzia​ła–po​wtó​rzyłPau​lo,aGian​niprze​wró​ciłocza​mi.
Spo​dzie​wałsię,żetaksięsta​nieipod​świa​do​miecze​kałnatente​le​fon.Dziw​ne,żebra​tuza​-

bra​łototylecza​su.Gian​nipod​szedłdokra​wę​dzita​ra​su,zo​sta​wia​jączasobąroz​świe​tlo​nąsalę.
Bezżaluwy​co​fałsięztłu​mu.Na​wetiry​tu​ją​caroz​mo​wazbra​tembyłalep​szaniżtam​tenświat.

–Onacięszan​ta​żu​je!–Pau​lomó​wiłco​razgło​śniej,takżeGian​nimu​siałod​su​nąćte​le​fon

oducha.–Mado​wódprze​ciw​koojcu,atyzniąsy​piasz?

–Jawca​le…–Po​wstrzy​małsię,na​brałpo​wie​trza.Zanicsięnieprzy​zna,żedotejporynie

za​cią​gnąłMa​riedołóż​ka.–To,zkimsy​piam,tonietwójin​te​res.

–Ow​szem,mój,bokie​dymy​śliszswo​imcaz​zo,na​ra​żaszro​dzi​nę.
Gian​niza​go​to​wałsięzezło​ści.Od​wró​ciłsięodroz​ja​rzo​nejświa​tłemsaliipo​pa​trzyłnaoce​-

an w dole. Mie​nił się w świe​tle księ​ży​ca. Gian​ni ob​ser​wo​wał mi​go​czą​cą ta​flę, pró​bu​jąc po​-
wścią​gnąćwście​kłość.

Na szczę​ście na ta​ra​sie poza nim ni​ko​go nie było. Ze​bra​ni gro​ma​dzi​li się przy sto​łach, po​-

dzi​wia​jąc wy​sta​wio​ne klej​no​ty, roz​ma​wia​jąc z ju​bi​le​ra​mi. Szam​pan lał się stru​mie​nia​mi
iGian​nimiałstu​pro​cen​to​wąpew​ność,żeniktgonieob​ser​wu​je.

–My​ślisz,żena​ra​żał​bymojca?–za​py​tał,zni​ża​jącgłosdoszep​tu,byprzy​pad​kiemktośgo

nieusły​szał.–Tojapró​bu​jęprze​ko​naćcie​bieipapę,że​by​ściedaliso​biespo​kójzza​wo​dem,bo
ina​czejobajwy​lą​du​je​ciewki​ciu.

–Zmie​niaszte​mat,Gian​ni?
– Nie zmie​niam te​ma​tu, tyl​ko przy​po​mi​nam ci, że je​stem star​szym bra​tem – prych​nął ze

zło​ścią.–Pau​lo,prze​stańmniepo​uczaćisięwy​mą​drzać.

Za​pa​dładłu​gaci​sza.Ocza​miwy​obraź​niwi​dział,jakPau​losięuspo​ka​ja.Byłpo​ryw​czyiwgo​-

rą​cejwo​dzieką​pa​ny,alejegoemo​cjeszyb​koopa​da​ły.

–Nodo​brze.Nie​dłu​gozja​wi​mysiętamzpapąichciał​bympo​znaćtęko​bie​tę.
Gian​ni prze​niósł spoj​rze​nie na pla​żę. W świe​tle księ​ży​ca wi​dział sa​mot​ną syl​wet​kę. Ja​kaś

ko​bie​taszławzdłużbrze​gu.Przy​mknąłoczyipose​kun​dzieroz​po​znałwniejMa​rie.

Mia​łazo​staćwapar​ta​men​cie.Czytako​bie​tani​g​dygoniepo​słu​cha?
–Po​znaszją–od​rzekł.–Ibę​dzieszmi​lut​ki,je​śliniechceszmisięna​ra​zić.
–Za​wszeje​stemmi​lut​ki–ob​ru​szyłsięPau​lo.
Gian​nipar​sk​nąłszy​der​czo.
–Takjakte​raz?Drzeszsięjakopę​ta​nyimó​wisz,żeje​steś„mi​lut​ki”?
–Je​ste​śmyWło​cha​mi–za​uwa​żyłPau​lo.–Wia​do​mo,żepo​win​ni​śmywrzesz​czeć.

background image

Napla​żyza​ma​ja​czy​łajesz​czejed​nasyl​wet​ka.DoMa​riezbli​żałsięmęż​czy​zna.Niewi​dzia​ła

go,byłaza​pa​trzo​nawmo​rze.Teo​re​tycz​nienicjejniegro​zi​ło,jed​nakwgłę​bidu​szyGian​nipo​-
czułdziw​nylęk.Ina​glestałsięczuj​ny.Chmur​nymwzro​kiemob​ser​wo​wałzbli​ża​ją​ce​gosiędo
niejczło​wie​ka.Byłownimcoś,cogoza​nie​po​ko​iło.

Ciao,Pau​lo–rzu​ciłdosłu​chaw​ki,roz​łą​czyłsięischo​wałko​mór​kędokie​sze​ni.
Topew​nienic.Jed​nakza​nimtopo​my​ślał,prze​sko​czyłprzezba​rier​kęiwy​lą​do​wałwpia​sku.

Czu​łasięfa​tal​nie.Za​miastiśćnaotwar​ciewy​sta​wy,otrzy​ma​łapo​le​ce​nie,bysie​dziećwpo​ko​-
ju. Prze​cież nie brak jej do​świad​cze​nia, ma by​stre oko i umie​jęt​no​ści, mo​gła​by się przy​dać.
Gian​nika​załjejniewy​chy​laćnosa.Bę​dziejakdziec​koza​mknię​tewpo​ko​ju,boowszyst​koza​-
trosz​cząsięro​dzi​ce.Atakbar​dzochcia​łapójśćnatenpo​kaz!Cóż,niezro​bitego,bomożepo​-
mie​sza​ła​byimszy​ki.Jakobyłapo​li​cjant​kazda​wa​łaso​biespra​wę,żepod​czasdzia​łańope​ra​cyj​-
nychniepo​win​nawcho​dzićimwpa​ra​dę.

Jed​nakniewy​trzy​mawpo​ko​ju.Tylerazyner​wo​woprze​mie​rzy​łaapar​ta​ment,za​sta​na​wia​jąc

się,cote​raztamsiędzie​je,żewkoń​cupo​sta​no​wi​ławyjść.Pój​dziesięprzejśćpopla​ży,bę​dzie
siętrzy​maćzdalaodwy​sta​wy,niktjejnieza​uwa​ży.JeanLuc,je​ślisiętupo​ja​wił,tonapew​no
niepoto,byukraśćkil​kazia​re​nekpia​sku.

Choćtonieonza​przą​tałjejmy​śli.Nie​ustan​niezaj​mo​wałjeGian​ni.Za​trzy​ma​łasięprzyli​nii

wody,cie​płafalamięk​kozmo​czy​łajejsto​pyicof​nę​łasięwgłąboce​anu.

Tenpo​ca​łu​nek.Cootymmy​śleć?
Le​d​wie jej do​tknął, a za​pło​nę​ła. Po​ca​ło​wał ją, i na​tych​miast go za​pra​gnę​ła. Może Te​re​sa

mia​łara​cję?MożeGian​nie​muteżnaniejza​le​ży,takjakjejnanim?Tyl​koczytosiędzie​jena​-
praw​dę?Nie,nie​moż​li​we.Totyl​kochwi​lapozacza​sem,pozanor​mal​nymży​ciem.

Znagonie​ca​łyty​dzień,aczu​je,jak​byzna​łagoodza​wsze.Czytakmożebyć?Jaktojest,że

Gian​nibu​dziwniejtyleuczuć,choćdwaty​go​dnietemusięniezna​li?Dla​cze​goso​biewma​wia,
żetocośzna​czy?Toniejestpraw​dzi​weży​cie.Toniejestjejświat.

Zna​la​złasięwraj​skimza​kąt​kudlasław​nychibo​ga​tych.Iwma​wiaso​bie,żezło​dziejklej​no​-

tówstałsiępo​rząd​nymczło​wie​kiem.

–Wie​dzia​łem,żetoty.
Wstrzy​ma​łaod​dechiod​wró​ci​łasięgwał​tow​nie.Zna​łatengłos.Księ​życoświe​tliłtwarzmęż​-

czy​znyiprzezchwi​lęza​sta​na​wia​łasię,jakmo​głauwa​żaćgozaprzy​stoj​ne​go.Ja​snewło​sy,zbyt
rzad​kieizadłu​gie,ni​ja​kienie​bie​skieoczy,szczę​kaibro​dasła​boza​ry​so​wa​ne.

–JeanLuc.
Pod​szedłdoniejzde​cy​do​wa​nymkro​kiemiprze​su​nąłponiejtak​su​ją​cymspoj​rze​niem.
–Ma​rie,coro​bisztakda​le​kooddomu?Icze​muje​steśtuzGian​nim?
Chcia​łaskła​mać,leczchy​bająroz​szy​fro​wał,bopo​krę​ciłgło​wą.
–Da​rujso​bie.Wczo​rajwi​dzia​łemwasra​zem.
Czy​lina​wetgdy​byzo​sta​ławapar​ta​men​cie,ni​cze​gobytoniezmie​ni​ło.
–Nowięc,Ma​rie?–po​wtó​rzyłci​cho,przy​my​ka​jącoczyipod​cho​dzącbli​żej.Jegofran​cu​ski

ak​centbyłjesz​czewy​raź​niej​szy.–Pocotuprzy​je​cha​łaś?Iznim?

Nie​zau​wa​żal​nieza​par​łasięsto​pa​miwpiach,przy​bie​ra​jącobron​nąpo​sta​wę.Nawszel​kiwy​-

pa​dek.Pozaniminapla​żyni​ko​goniemaije​śliJeanLucjąza​ata​ku​je,bę​dzieprzy​go​to​wa​na,
cho​ciażwgrun​cierze​czyni​g​dyniewi​dzia​ławnimza​gro​że​nia.Nędz​nykłam​li​wyzło​dziej.

–Po​słu​ży​łaśsięnim,żebymniezna​leźć?–Uśmiech​nąłsięnie​szcze​rze.–Tomipo​chle​bia.

background image

Możetodla​te​go,żemię​dzynaminiedo​szłodosek​su?Ża​łu​jesztego,Ma​rie?–Wy​cią​gnąłdo
niejrękę.–Jateż.Aledziświe​czo​remmo​że​mytonad​ro​bić.

Nimzdą​ży​łaza​pro​te​sto​wać,chwy​ciłjąiprzy​cią​gnąłdosie​bie,chcącjąpo​ca​ło​wać.Ma​rieza​-

mie​rzy​łasięnanie​gopra​wąpię​ścią,go​to​wajed​nymcio​sempo​wa​lićgonazie​mię.

Na​gleJeanLucznik​nął.
Ma​rieza​chwia​łasię,za​sko​czo​naizdez​o​rien​to​wa​na.Do​biegłjąod​głoscio​su,po​temgłu​chy

od​głospa​da​ją​ce​gonapiachcia​ła.Roz​ległsięsła​byjękitużprzedniąwy​rósłGian​ni.Chwy​cił
jąimoc​noprzy​tu​lił.

–Nicciniejest?
–Nie,dzię​ki.–Za​rzu​ci​łamuręcenaszy​ję.
Mo​gła sama uniesz​ko​dli​wić na​past​ni​ka, ale to nie​spo​dzie​wa​ne przy​by​cie Gian​nie​go, jak

baj​ko​we​go jeźdź​ca na bia​łym ko​niu, było… fan​ta​stycz​ne. Ro​man​tycz​ne. Jak cu​dow​nie czuć
siłęukry​tąwjegora​mio​nach,gdyjąobej​mu​je!Tachwi​lajestnie​sa​mo​wi​ta.

Wtu​li​łatwarzwszy​jęGian​nie​goiwdy​cha​łajegoza​pach.Niemia​łapo​ję​cia,jakjątuzna​lazł,

alecie​szy​łasię,żejestprzyniej.Agdyjąpo​ca​ło​wał,żar​li​wieod​da​łapo​ca​łu​nek,wie​dząc,żeto
naza​wszewszyst​kozmie​ni.

Przy​tu​lałjądosie​biezca​łychsił,achciałmiećjąjesz​czebli​żej.Gdybiegłdoniej,niesą​dził,że
Ma​riena​praw​dęcośgro​zi.Za​mie​rzałwy​ra​zićswenie​za​do​wo​le​nieztego,żeopu​ści​łaapar​ta​-
ment, jed​nak gdy zo​ba​czył, jak Jean Luc wy​cią​ga do niej ręce, szar​pie i pró​bu​je po​ca​ło​wać,
krewgoza​la​ła.

Jesz​cze ni​g​dy nie bu​zo​wa​ła w nim taka wście​kłość. Gniew wręcz go roz​sa​dzał. Na​wet nie

przy​pusz​czał,żejestzdol​nydotakin​ten​syw​nychemo​cji.Jed​naktenwi​dokdo​pro​wa​dziłgodo
sza​łu.

Wsu​nąłpal​cewewło​syMa​rie,od​chy​liłjejgło​węizaj​rzałwoczy.Mi​nę​ładłu​ga,peł​nana​pię​-

ciachwi​la,nimdo​tknąłusta​mijejwarg.Obo​jetegochcie​li,obo​jeule​glina​ra​sta​ją​ce​muwnich
pra​gnie​niu.Za​tra​ci​lisięwna​mięt​nympo​ca​łun​ku.

Ma​rieob​ję​łagowpa​sieno​ga​mi,Gian​nipod​trzy​my​wałją,czu​jącwniejtensamogień,jaki

tra​wiłjego.Po​żą​dałjejiwie​dział,żemusiza​braćjądoho​te​lu.Jaknaj​szyb​ciej.Alenaj​pierw…

Ode​rwałodniejustaiza​czerp​nąłpo​wie​trza.Za​to​piłwzrokwoczachMa​rie.
–Naj​pierwza​ła​tw​mypil​niej​sząspra​wę.JeanLuc…
Ma​riepo​pa​trzy​ławdalpo​nadjegora​mie​niem.
–Jegotuniema.
– Co? – Nie wy​pusz​cza​jąc jej z ob​jęć, od​wró​cił się i spoj​rzał na pla​żę. Jean Luc znik​nął.

Wte​dy,gdyoniMa​riesięca​ło​wa​li.–Cho​le​ra,możejużbyćda​le​ko.

Po​ło​ży​łarękęnapo​licz​kuGian​nie​goiod​wró​ci​łagodosie​bie.
–Kogotoob​cho​dzi?
Przezmo​mentbyłza​sko​czo​ny.JeanLucjejnieob​cho​dzi?Prze​cież…
Po​pa​trzyłwjejpło​ną​ceoczy.Jejcia​łodrża​ło.Te​razobo​jechcie​litegosa​me​go.Ityl​kotosię

li​czy​ło.

–Maszra​cję–od​rzekł,ca​łu​jącjągo​rą​co.–Chodź​my.
Po​sta​wił ją na zie​mi, wziął za rękę i ru​szy​li w stro​nę ho​te​lu. W po​wie​trzu roz​brzmie​wa​ły

dźwię​kimu​zy​kiiwe​so​łygwar,leczniezwra​ca​linatouwa​gi.Coin​ne​goichte​razpo​chła​nia​ło.

Gdywe​szlidoapar​ta​men​tu,Gian​niza​trza​snąłdrzwi,od​wró​ciłsiędoMa​rie,aonapa​dłamu

background image

wra​mio​na.Przy​gar​nąłjądosie​bie,ob​ję​łagowpa​sieno​ga​mi.Wsu​nąłdło​niepodjejciem​no​-
zie​lo​nąje​dwab​nąbluz​kę.

Ma​riewes​tchnę​łaiwy​gię​ładotyługło​wę.Gian​niprze​su​wałdłoń​mipojejpier​siach,przez

ko​ron​kęsta​ni​kaczułpodpal​ca​mina​brzmia​łesut​ki.Zjegoustwy​rwałsiębez​wied​nyokrzyk.
Chy​bacałelatacze​kałnatęchwi​lę.

–Mu​szęcięmieć–wy​szep​tał,prze​no​szącustanajejszy​ję.
–Tak–wy​krztu​si​łazdła​wio​nymszep​tem.–Tak.
Po​sta​wił ją, zdjął jej przez gło​wę bluz​kę, a po​tem zsu​nął ra​miącz​ka sta​ni​ka. Ma​rie za​czę​ła

roz​pi​naćmuko​szu​lę.Po​mógłjej,boniemógłsiędo​cze​kaćchwi​li,kie​dypo​czu​jedo​tykjejskó​-
ry. Gdy resz​ta ubrań sfru​nę​ła na pod​ło​gę, de​li​kat​nie po​pchnął ją na ma​te​rac. Ma​rie upa​dła
iza​śmia​łasięgar​dło​wo.

Uśmiech​nąłsię,po​ło​żyłprzyniejiwy​cią​gnąłdoniejręce.Gła​skałjejskó​rę,po​zna​jącjądo​-

kład​nie.Ma​rieprzy​cią​gnę​łagodosie​bieiroz​chy​li​łaustadopo​ca​łun​ku.Byłgo​rą​cyina​brzmia​-
łydo​ma​ga​ją​cymsięspeł​nie​niapra​gnie​niem.

Wbi​ja​łapa​znok​ciewjegople​cyiprze​su​wa​łanimiposkó​rze,roz​pa​la​jącgojesz​czebar​dziej.

Niecof​nę​łasię,gdyjegorękapo​wę​dro​wa​łani​żej.Ma​rieroz​chy​li​łanogi,spra​gnio​najegopiesz​-
czot.Za​mru​czał,czu​jącza​le​wa​ją​cąichfalępo​żą​da​nia.Jużniebyłood​wro​tu.

Ode​rwał od niej usta, prze​su​nął je ni​żej. Pie​ścił jej pier​si zmy​sło​wo i na​mięt​nie, a Ma​rie

wiłasięzroz​ko​szy.Ję​cza​ła,bood​szu​kałjejnaj​czul​szemiej​sceipiesz​czo​ty,ja​ki​mijąte​razob​-
sy​py​wał, do​pro​wa​dza​ły ją do kra​wę​dzi roz​ko​szy. Ma​rzył o tym, by wresz​cie po​czuć ją ca​łym
sobą.Unio​słabio​dra,in​stynk​tow​niepod​da​jącsięjegodło​ni.Po​pa​trzyłwjejoczy.Wi​dział,że
chcia​ławię​cej,czu​łanad​cho​dzą​cyor​gazm.Tegopra​gnął.Chciałpa​trzeć,jakjejoczyza​cho​dzą
mgłą.

Przy​spie​szył. Czu​ła w so​bie jego pal​ce, gdy po​ru​szał nimi co​raz szyb​ciej, a ona pod​da​wa​ła

siętemuzra​do​snymunie​sie​niem.

–Tak.Gian​ni.Tak.Pro​szę–bła​ga​łaszep​tem.
–Takbę​dzie,cara–od​parłci​cho.–Patrznamnie.Chcęcięwi​dzieć.
Ma​riepod​nio​słapo​wie​ki,po​pa​trzy​łamuwoczyiski​nę​łagło​wą.Go​rącz​ko​wochwy​ta​łapo​-

wie​trze,po​ru​sza​łasięzgod​niez jegoryt​mem.Bosesto​pyśli​zga​ły siępoje​dwab​nejna​rzu​cie,
alejużtegonieza​uwa​ża​lipo​chło​nię​cisobą,chwi​lą,któ​ranad​cho​dzi​ła.

–Gian​ni,pro​szę.Chcę…
–Wiem,cara.Wiem,cze​gochcesz.
Nieod​ry​wałodniejoczu.Czułwzbie​ra​ją​cewnimpod​nie​ce​nieikaż​dewes​tchnie​nieMa​rie,

każ​dyurwa​nyod​dechpo​bu​dza​łygojesz​czemoc​niej.Te​razprzy​szłako​lejnanie​go.

Chy​bastra​ci​ławzrok.

Nie,maza​mknię​teoczy.OBoże.Wciążcaładrży,jak​bybyłozim​no.Cia​łojed​nakmaroz​pa​-

lo​ne,jak​bymia​łago​rącz​kę,aleje​dwab​nana​rzu​tawy​da​jesięchłod​na.Czu​łasięoszo​ło​mio​na,
chy​bajesz​czeniecał​kiemwró​ci​łanazie​mię.Po​wo​liotwo​rzy​łaoczy.Gian​nisię​gałdonoc​nej
szaf​ki.Pa​trzy​ła,jakwyj​mu​jezszu​fla​dypre​zer​wa​ty​węibły​ska​wicz​niejąza​kła​da.

Pochwi​libyłprzyniej.
–Gian​ni!
Byłtakiduży,takcia​snojąwy​peł​niał.Po​ru​szy​łasię,bygoprzy​jąć.Jesz​czenieoprzy​tom​nia​-

ła,aprze​ży​łako​lej​nyor​gazm.Obej​mo​wa​łaGian​nie​gorę​ka​miino​ga​mi,bra​ko​wa​łojejpo​wie​-

background image

trza.Po​ru​szałsięswo​imryt​mem, szyb​ciejiszyb​ciej,nanowo roz​bu​dza​jącwniejpo​żą​da​nie.
Pra​gnę​łagode​spe​rac​koisza​leń​czo.Czytomoż​li​we?Po​pa​trzy​ławjegociem​neoczyiwie​dzia​-
ła,żetodo​pie​ropo​czą​tek.

Jegodo​tykjąpo​bu​dzał,spoj​rze​nieelek​try​zo​wa​ło.To,comię​dzynimisiędzia​ło,wy​my​ka​ło

się okre​śle​niom, było cu​dow​ne i nie​okieł​zna​ne. Emo​cje prze​peł​nio​ne unie​sie​niem, roz​kosz
bezgra​nic,osza​ła​mia​ją​caiprze​kra​cza​ją​cawy​obraź​nię.Byłojesz​czecu​dow​niejniżprzedchwi​-
lą.Omdle​wa​ła,gdycia​łemGian​nie​gowstrzą​snąłdreszczipo​czu​łanaso​biejegocię​żar.

–Mu​si​mypo​roz​ma​wiać.–Ma​rieusia​dłanałóż​ku,od​gar​nę​łaztwa​rzywło​syipo​pa​trzy​łana
le​żą​ce​goobokniejna​gie​gomęż​czy​znę.

Gian​niza​śmiałsięci​cho.
–Dla​cze​goposek​sieko​bie​tyza​wszechcąpo​ga​dać?
Posek​sie?Tobyłocośznacz​niewię​cej.Przy​naj​mniejdlaniej.Prze​ży​łacośnie​sa​mo​wi​te​go,

coś,cowszyst​kosta​wia​łowin​nymświe​tle.Zmie​nia​łoży​cie.Cud.

Oczy​wi​ścieniepo​wiemutego.Jużsamospoj​rze​nienaGian​nie​go,gdyle​żałnazie​lo​nejna​-

rzu​cie,bu​dzi​łowniejpo​ku​sę.Jed​nakmusinadsobąza​pa​no​wać.

–Chodź,cara–po​wie​dział,za​pra​sza​ją​cowy​cią​ga​jącrękę.Chęt​niebyztegosko​rzy​sta​ła.
Alepoko​lei.
–Gian​ni,aJeanLuc?Cote​razbę​dzie?
– Ach… – wes​tchnął, za​mru​czał coś pod no​sem po wło​sku, po​pa​trzył na Ma​rie i wzru​szył

ra​mio​na​mi.–Zmyłsię,cara.Na​wetonniejestażtakgłu​pi,żebyzo​staćnawy​spie,wie​dząc,
żegowy​pa​tru​je​my.

–Towiem.–Przezdrzwinata​rasob​ser​wo​wa​łaroz​gwież​dżo​nenie​bo.–Py​ta​łam,cote​raz

zro​bi​my.

–Tozna​czy?
–Cho​dziotenprze​krętzna​rze​czo​ną.–Lek​kipo​wiewwia​truprzy​jem​niechło​dziłskó​rę.–

Two​jaro​dzi​najużznapraw​dę,JeanLucuciekł.Więccote​razzro​bi​my?

Gian​nioparłsięnałok​ciu,wziąłjązarękęiprze​su​wałpal​cemposkó​rze,bu​dzącroz​kosz​ne

dresz​cze.

–To,copla​no​wa​li​śmy.Jużniemu​si​myuda​wać,żeje​ste​śmyza​rę​cze​ni,alejamu​szętubyć

dokoń​cawy​sta​wy.

–Apo​tem?
–Po​temdo​pad​nie​mygoiod​zy​ska​myna​szyj​nik,atyod​daszmizdję​cie.Nicsięniezmie​ni​ło,

cara.

Uśmiech​nąłsiędoniejuwo​dzi​ciel​skoipo​cią​gnąłzarękę,prze​wró​ciłMa​rienaple​cyiza​czął

jąpie​ścić.

Wes​tchnę​ła i go ob​ję​ła. I choć czu​ła na​ra​sta​ją​ce pod​nie​ce​nie, w gło​wie mia​ła tyl​ko jed​ną

myśl:Gian​ni,bar​dzosięmy​lisz.Wszyst​kosięzmie​ni​ło.
�łasięwnie​goprzezdłu​gąchwi​lę,poczymza​śmia​łasiębez​rad​nie.

–Je​steśnie​moż​li​wy.
–Jużmitomó​wio​no.

background image

ROZDZIAŁDZIESIĄTY

–Do​braro​bo​ta.–Ricozza​do​wo​le​niemski​nąłgło​wą,ob​ser​wu​jąc,jakFran​klinHickspro​-

wa​dziza​ku​te​gowkaj​dan​kimęż​czy​znęwstro​nęło​dziob​słu​gu​ją​cejtu​ry​stów.

Pobłę​kit​nymnie​biepły​nę​łybia​łechmu​ry,bia​łejach​tywy​cho​dzi​łyzpor​tu.Nafa​lachko​ły​-

sa​łysięry​bac​kieku​try,gdzieśwpo​bli​żugra​łora​dio.

–Po​szłoza​ska​ku​ją​coła​two.–Wgło​sieGian​nie​goza​brzmia​łapo​gar​dli​wanuta.
Ma​riesta​łatużoboknie​go.Gdyoto​czyłjąra​mie​niem,namo​mentlek​koze​sztyw​nia​ła,za​-

nim przy​tu​li​ła się do nie​go. Tak było od tam​tej nocy, kie​dy po raz pierw​szy po​szli do łóż​ka.
Sta​lisięso​biebli​scy,ajed​no​cze​śniezkaż​dymdniemro​słamię​dzynimiścia​na.Ico​raztrud​-
niejbyłosięprzezniąprze​bić.Ostat​niedwadnibyłypeł​newspa​nia​łe​gosek​suizakaż​dymra​-
zembyłoco​razle​piej.

Wca​leniemiałjejdość.Jak​żeina​czejbyłozpo​przed​ni​miko​bie​ta​mi!Spo​dzie​wałsię,żegdy

pierw​szy głód zo​sta​nie za​spo​ko​jo​ny, Ma​rie prze​sta​nie go po​cią​gać. Sta​ło się ina​czej: po​żą​dał
jejjesz​czebar​dziej.Te​razbezprze​rwyoniejmy​ślał,wciążjejpra​gnął.Iniepo​tra​fiłtegowso​-
biezdu​sić.

ZMa​riechy​babyłotaksamo.Gdysięko​cha​li,za​tra​ca​łasięwna​mięt​no​ści,alepo​temnie​-

spo​dzie​wa​nie mu się wy​my​ka​ła, za​my​ka​ła w so​bie, od​da​la​ła. Nie umiał do niej do​trzeć.
Amożewca​letegoniechciał?Ostat​nity​dzieńob​fi​to​wałwmnó​stwozda​rzeń,tylera​zemprze​-
ży​li,ajed​nakwciążwie​leichdzie​li​ło.Iobo​jeniemo​gli,amożeniechcie​litegozmie​nić.

Ma​rie była z nim tyl​ko z po​wo​du szan​ta​żu. Sta​no​wi​ła re​al​ne za​gro​że​nie dla jego ro​dzi​ny

ichoćin​tu​icjapod​po​wia​da​łamu,żeniechcepo​słaćojcadowię​zie​nia,tojakąmiałgwa​ran​cję?
Czy może jej za​ufać? Roz​są​dek ostrze​gał, że wia​ra to za mało. Nie są praw​dzi​wą parą. Są
zsobącza​so​wo,agdyprzyj​dziepora,każ​deznichwró​cidoswo​je​goży​cia.

Je​śliwy​czu​wałwtympust​kę,sta​rałsiętoigno​ro​wać.
–Jaktenzło​dziejwpadł?–za​py​tałRico,przy​glą​da​jącsię,jakFran​klinwsa​dzawięź​niana

łódź.

–Za​uwa​ży​łam,żenieoglą​dabi​żu​te​rii–od​par​łaMa​rie.–In​te​re​so​wa​łygoka​me​ry,spraw​-

dzałichza​sięg.Akie​dysą​dził,żeniktgonieob​ser​wu​je,ro​biłzdję​ciako​mór​ką.

Ricospo​chmur​niał.
–Ro​bie​niezdjęćwsaliwy​sta​wo​wejjestza​bro​nio​ne.
–Zło​dzie​jeno​to​rycz​nieła​miąza​ka​zy–od​rzekłcierp​koGian​ni.
Ricospo​chmur​niałjesz​czebar​dziej.
–Czy​lispraw​dzałza​bez​pie​cze​nia?
–Ow​szem.Atak​żewkie​sze​nimiałwskaź​nikla​se​ro​wy–po​wie​działGian​ni.
–Skądtowie​dzia​łeś?–Ricopo​pa​trzyłnanie​gospodprzy​mknię​tychpo​wiek.
–GdyMa​riezwró​ci​łaminanie​gouwa​gę,zba​da​łemjegokie​sze​nie.
– A niech cię… – Rico ze zło​ścią prze​stą​pił z nogi na nogę. – Da​łeś sło​wo, że ni​cze​go nie

ukrad​niesz.

–Je​ślikrad​nęzło​dzie​jo​wi,totakakra​dzieżchy​basięnieli​czy?
Przy​glą​dał się, jak Rico pró​bu​je nad sobą za​pa​no​wać. Uśmiech​nął się pod no​sem, sły​sząc

jegomru​cze​nie:

–Nodo​brze.Cze​muza​nie​po​ko​iłciętenla​se​ro​wywskaź​nik?

background image

Gian​nipo​pa​trzyłnaszwa​gra.
– Od nie​daw​na po​słu​gu​ją się nim ha​ke​rzy. Z jego po​mo​cą moż​na zha​ko​wać kom​pu​ter,

usta​la​jącnaj​czę​ściejwy​bie​ra​nekla​wi​sze,iwtenspo​sóbzła​two​ściądo​braćsiędosys​te​mu.

–Niero​zu​miem–zza​kło​po​ta​niemprzy​znałRico.
Ma​rieprze​ję​łapa​łecz​kę.
– Gdy​by zha​ko​wał two​je ka​me​ry, w nocy bez pro​ble​mu mógł​by do​stać się do środ​ka, nie​-

zau​wa​żo​ny.Inieby​ło​byśla​du,boznał​bytwo​jekody.

Ricoprych​nąłiwsu​nąłręcedokie​sze​ni.
–Asej​fy?Jakbysięprzedarłprzezza​bez​pie​cze​nia?
– W jego po​ko​ju zna​leź​li​śmy wzmac​niacz – od​rze​kła Ma​rie, wy​sta​wia​jąc twarz w stro​nę

wie​ją​ce​gowia​tru.Roz​wie​wałjejwło​syitakąbu​rzęlo​kówGian​nilu​biłuniejnaj​bar​dziej.

–Niero​zu​miem–po​wie​działRico.
–Tocośwro​dza​juwy​ra​fi​no​wa​ne​goste​to​sko​pu–zlek​kimwes​tchnie​niemwy​ja​śniłGian​ni.
Pa​mię​tał cza​sy, gdy sam otwie​rał sej​fy. Wszy​scy Co​ret​ti byli do​sko​na​le wy​szko​le​ni i dla

więk​szo​ściznichża​densejfniebyłpro​ble​mem.Pra​co​wa​liwe​długsta​rejszko​ły,niepo​słu​gi​-
wa​lisięga​dże​ta​mi.Choćtenoweza​baw​kimo​gły​bybyćfraj​dą.

–Słu​chaw​kipod​łą​czo​nedoelek​tro​nicz​ne​gourzą​dze​niawzmac​nia​jądźwię​kiwy​da​wa​neprzy

wbi​ja​niukodu.Zta​kimwy​po​sa​że​niemuta​len​to​wa​nyzło​dziejwmgnie​niuokado​sta​niesiędo
każ​de​gosej​fu.

–Uta​len​to​wa​ny,toklu​czo​wewtymwy​pad​ku–pod​kre​śli​łaMa​rie.
–Topraw​da–po​tak​nąłGian​ni.–Otym,któ​re​gozła​pa​li​śmy,tegoniemoż​napo​wie​dzieć.

Prze​trze​pa​łem mu kie​sze​nie, a on ni​cze​go nie za​uwa​żył. – Z nie​sma​kiem po​krę​cił gło​wą. –
Szko​dasłów.Dziśtasztu​kajużpod​upa​dła.

Ricowle​piłwnie​gozdu​mio​nespoj​rze​nie.Ma​rieza​chi​cho​ta​ła,aGian​nisięuśmiech​nął.Ona

przy​naj​mniejwie,oczymmó​wił.Ze​tknę​łasięz

–Sko​romó​wi​myomar​nychfa​chow​cach–Ma​rieusu​nę​łasięspodra​mie​niaGian​nie​go–to

wia​do​mo,wjakispo​sóbJeanLucwy​mknąłsięzwy​spy?

– Tak. Ka​me​ry uchwy​ci​ły go na te​re​nie ho​te​lu. Fran​klin po​ka​zał zdję​cie w mia​stecz​ku

iwpor​cie,py​tałlu​dzi.Je​denzry​ba​kówza​wiózłgonaSt.Tho​mas.Uwie​rzyłwhi​sto​ryj​kę,że
musipil​niewra​caćdodomu.Niemiałpo​ję​cia,żetozło​dziej,któ​ryucie​kaprzedpra​wem.

–Do​my​ślamsię,żeJeanLucwy​ka​załsięhoj​no​ścią–pod​su​mo​wa​łaMa​rie.
–Itowiel​ką.Dałmutyle,iletenry​bakza​ra​biaprzezkil​kamie​się​cy.
Gian​nipo​pa​trzyłnaMa​rie.Byłasfru​stro​wa​na.Togoniedzi​wi​ło,bosamczułsiępo​dob​nie.

Spryt​ny Fran​cuz zręcz​nie ich wy​ma​new​ro​wał. Jed​nak z dru​giej stro​ny tro​chę się cie​szył, że
takwy​szło.Gdy​bygozła​pa​li,wkrót​ceod​zy​ska​li​byCon​tes​sęiichwspól​nyczasdo​biegł​bykoń​-
ca.Ategoniechciał.Niebyłjesz​czego​to​wy,bysięroz​staćzMa​rie.

Cosięznimdzie​je?Ni​g​dynieszu​kałko​gośnadłu​żej,uni​kałzwiąz​ków.Lu​biłsięza​ba​wić,

aleroz​sta​wałsięzko​chan​ka​mibezżalu.Iniewra​całdonichpa​mię​cią.

ZMa​riebę​dzieina​czej,czułto.Bę​dzieoniejmy​śleć.Tę​sk​nić.Nie​chęt​nietoprzy​zna​wał,ale

tojestpraw​da.Sa​me​gosie​bieniebę​dzieoszu​ki​wać.

Wszedłwtenukład,zda​jącso​biespra​wę,żepo​trwaontyl​koja​kiśczas.Wte​dywy​da​wa​łosię

topro​ste.Te​raz…jużtakniebyło.

–Czy​liniemamypo​ję​cia,do​kądpo​je​chał–po​nu​rostwier​dzi​łaMa​rie.
–Nie​ste​ty–po​tak​nąłRico.–Do​my​ślamsię,żezpor​tuodrazuru​szyłnalot​ni​sko.Alenic

wię​cejniewie​my.

background image

Gian​niob​ser​wo​wałemo​cjema​lu​ją​cesięnatwa​rzyMa​rie.Po​pa​trzy​łananie​go.
–My​ślisz,żepo​le​ciałdoMo​na​ko?
–Praw​do​po​dob​nietak,aleotymprze​ko​na​mysię,gdysamitampo​le​ci​my.
Ma​riekiw​nę​łagło​wąiza​gry​zładol​nąwar​gę.
–Chy​bazo​sta​nie​ciedokoń​cawy​sta​wy?
Gian​nispoj​rzałnaRica.
–Tak.Obie​ca​łemtoIn​ter​po​lo​wi,aniechcęza​wieśćno​wychpra​co​daw​ców.
–Ja​sne,cie​szęsię.Przy​dasiękaż​dado​dat​ko​waparaoczu,tojużsięopła​ci​ło.–Po​pa​trzyłna

od​pły​wa​ją​cąłódź.–Czy​lipopo​łu​dniuzja​wi​ciesięnapo​ka​zie?

–Tak.–Gian​niprze​niósłwzroknaMa​rie.–Przyj​dzie​my.
–Wie​czo​remprzy​je​dziePau​loiwaszoj​ciecnaju​trzej​szychrzest–przy​po​mniałRico.
–Uhm.–Gian​niniemógłode​rwaćwzro​kuodzie​lo​nychoczuMa​rie.
–Do​brze–za​śmiałsięRico.–Wra​camdoho​te​lu.Bę​dzie​ciezago​dzi​nę?
–Tak–po​wie​dzia​łaMa​rie.
–Świet​nie.–Ricood​szedłdwakro​ki,za​trzy​małsięiod​wró​cił.–Nie​złyzwasduet.
–Co?–za​py​tałGian​ni.
–Co?–za​wtó​ro​wa​łamuMa​rie.
Ricoro​ze​śmiałsięgło​śno.
–To,copo​wie​dzia​łem.Nie​złyzwasduet.
–Jakiduet?–Gian​nile​ciut​kosięuśmiech​nął.–Sher​lockiWat​son?
Ma​rieteżsięuśmiech​nę​ła,oczyjejroz​bły​sły.
–My​ślę,żera​czejTur​neriHo​och.
Zmarsz​czyłbrwi,apochwi​liprzy​po​mniałso​biefilm.
–Nonie,skar​bie,je​steśdużoład​niej​szaodma​sti​fa.
Zgod​niezjegoocze​ki​wa​niem,Ma​riesięro​ze​śmia​ła.Wziąłjąpodra​mię,awte​dypo​chy​li​ła

siękunie​muipo​wie​dzia​łaszep​tem:

–Roz​śmie​szy​łeśmnie.Aleje​ślije​ste​śmyjakSher​lockiWat​son,toWat​so​nemje​steśty.

Na​de​szłaporachrztu.Ma​rieczu​łasięjakpią​tekołouwozuinaj​chęt​niejniebra​ła​byudzia​łu
wtejuro​czy​sto​ści.Odwczo​raj​sze​goprzy​jaz​duPau​lojaw​nieoka​zy​wałjejwro​gość.Pod​czasko​-
la​cjiwapar​ta​men​cieTe​re​syiRicarzu​całnaniąpo​dejrz​li​wespoj​rze​nia,leczdoroz​mo​wynie
do​szło,je​dy​niesięprzy​wi​ta​li.

Te​raz,przedwyj​ściemdoko​ścio​ła,zno​wuspo​tka​lisięwsa​lo​nie.Pau​lojużniebyłtakipo​-

wścią​gli​wyjakwczo​raj.Ma​riewzdry​gnę​łasię,czu​jącnaso​biejegosu​ro​wywzrok.Niepo​win​-
nasięprzej​mo​wać,wkoń​cutonieonajestczar​nymcha​rak​te​rem,choćPaulmożebyćin​ne​go
zda​nia. Ma do​wo​dy prze​ciw​ko ich ojcu, szan​ta​żo​wa​ła jego bra​ta. Mi​mo​wol​nie zer​k​nę​ła na
Gian​nie​go.Ro​biłwra​że​nie,jak​bywzbu​rze​niePau​lawogó​legonieob​cho​dzi​ło.

Gian​niiPau​lobylidosie​biepo​dob​ni,aleGian​nipo​do​bałjejsiębar​dziej.Byłwyż​szy,szczu​-

plej​szy – acz​kol​wiek pięk​nie umię​śnio​ny, co przez te ostat​nie dni zdą​ży​ła stwier​dzić – i nie
miałpo​ryw​czejna​tu​ryPau​la.

Po​ru​szy​łasięnie​spo​koj​nie.Sie​dzia​łanaka​na​pieiczu​łasięjaknacen​zu​ro​wa​nym,bood​no​-

si​ławra​że​nie,żeoczyze​bra​nychsązwró​co​nenanią.Trud​noichwi​nić,jed​nakczu​łasięztym
nie​do​brze.

Te​re​sasie​dzia​łanaka​na​pieobokojca,Nicktrzy​małnarę​kachwnucz​ka.Ricostałprzybar​-

background image

ku i pio​ru​no​wał wzro​kiem Pau​la, da​rem​nie pró​bu​jąc go utem​pe​ro​wać. Gian​ni sie​dział obok
niej,zjegotwa​rzyni​cze​goniemo​gławy​czy​tać.

Oddwóchdnipra​wiesięnieroz​sta​wa​li,od​da​nina​mięt​no​ści,jakaichpo​łą​czy​ła.Ma​rieprze​-

sta​łasięnadtymza​sta​na​wiać,li​czy​łosiętyl​kotuite​raz.Chcia​łacie​szyćsięchwi​lą,pókitrwa​-
ła.

Nie cho​dzi​ło tyl​ko o sza​leń​stwo zmy​słów. Cie​szył sam fakt by​cia ra​zem. Każ​da wspól​nie

spę​dzo​nachwi​la,wdzieńiwnocy.Zda​wa​łaso​biespra​wę,żetylerze​czydo​pie​rocze​kanaroz​-
strzy​gnię​cie,wza​sa​dzienicniejestjesz​czeza​ła​twio​ne.JeanLuc,Con​tes​sa,do​wo​dyprze​ciw​ko
Nic​ko​wi…Jed​nakprzeztedwadniniemy​śla​łaoprzy​szło​ściicie​szy​łasiętym,cojestte​raz.
Takjakwcze​śniejpo​wie​działGian​ni.Tyl​koto„te​raz”bywacza​semmniejprzy​jem​ne.Jakwtej
chwi​li.

–Onamado​wo​dyprze​ciw​kopa​pie–zem​fa​ząrzu​ciłPau​lo–amimotosie​dziznami,jak​by

byłaczłon​kiemro​dzi​ny,jak​bytubyłojejmiej​sce.–Pau​lote​atral​nymge​stemuniósłręceiru​-
szyłdobar​ku,gdzieRicona​szy​ko​wałdlanie​gozim​nepiwo.

Gian​ni pew​nie nie zda​wał so​bie spra​wy, lecz Ma​rie te sło​wa ode​bra​ła jak sma​gnię​cie bi​-

czem.Wie​dzia​ła,żejestdlanichobca.Odśmier​citatyza​wszeczu​łasięoso​bąpo​stron​ną,obcą.
Co​ret​tista​no​wi​lizwar​tykrąg,mo​głaimtyl​koza​zdro​ścić.Choćmiesz​ka​lizdalaodsie​bieiwi​-
dy​wa​lisiękil​karazywroku,bylinie​sa​mo​wi​ciezży​ci.Czło​wiekzze​wnątrzodrazutowy​czu​-
wał.

Jestout​si​der​kąijużtakzo​sta​nie,nie​za​leż​nieodtego,copo​łą​czy​łojąiGian​nie​go.
–Pau​lo–uspo​ka​ja​ją​coode​zwa​łasięTe​re​sa–Ma​rienieza​mie​rzawsa​dzićgozakrat​ki.
Ma​riepo​pa​trzy​łananiązwdzięcz​no​ścią.Te​re​saoka​za​łajejser​ce,za​przy​jaź​ni​łysię.Bę​dzie

jejżalsięzniąroz​stać.

Pau​loza​śmiałsięcierp​ko.
–Wie​rzyszjejnasło​wo?Sło​wogli​ny?
– Już nie je​stem gli​ną – za​pro​te​sto​wa​ła, sta​wia​jąc mu czo​ło. Po​sła​ła gniew​ne spoj​rze​nie

wstro​nęGian​nie​go.Dla​cze​gona​wetsięnieode​zwie?

Sama po​tra​fi się bro​nić, ale on też mógł​by coś po​wie​dzieć. By​ło​by miło. Jed​nak wi​dać, że

niemaconanie​goli​czyć.Od​wró​ci​łasiędoPau​la.

–Te​razniemampra​cy.JeanLucmitoza​ła​twił.
Pau​lopo​cią​gnąłdłu​giłykpiwa.
–Alewśrod​kuna​dalje​steśgli​ną–dlapod​kre​śle​niatychsłówude​rzyłsięwpierś–itojest

naj​waż​niej​sze. Zjeź​dzi​łaś świat, szu​ka​jąc do​wo​dów prze​ciw​ko nam. Po​tem za​szan​ta​żo​wa​łaś
Gian​nie​go,żebyod​zy​skaćna​szyj​nik,któ​ryJeanLucbuch​nąłcisprzednosa.Ty​po​wepo​dej​ście
gli​ny.Towa​szepo​czu​ciespra​wie​dli​wo​ści!

Ma​riewsta​łaiwy​pro​sto​wa​łasię.
– To za​brzmia​ło jak obe​lga, ale praw​da jest inna. Mój oj​ciec był gli​nia​rzem, tak jak wcze​-

śniejjegooj​ciec.Je​steśdum​nyzeswo​jejro​dzi​ny?

Po​pa​trzyłnaniązwę​żo​ny​miocza​miikiw​nąłgło​wą.
–Ajaje​stemdum​nazeswo​jej–od​pa​ro​wa​ła.–Wku​rzacię,żetuje​stem,alenieży​częso​-

bie,że​byśmnieata​ko​wał.

Pau​logo​to​wałsięwśrod​ku,alewi​dzia​ła,żewjegooczachbły​snąłsza​cu​nek.Naniclep​sze​-

gora​czejniepo​win​nali​czyć.

Przezchwi​lętrwa​łaci​sza.Gian​niza​cząłpo​wo​likla​skaćwdło​nie.Ze​bra​niob​ró​ci​lisięwjego

stro​nę.Gian​niwstał,przy​gar​nąłMa​riedosie​bieiprzy​trzy​małmoc​no.

background image

–Pau​lo,wy​star​czy.Ma​riejestzemnąiwię​cejanisło​wa.
Pau​lona​brałpo​wie​trza,jak​byza​mie​rzałsięspie​rać,aleGian​niuci​szyłgowzro​kiem.
–Mó​więse​rio.To,cojestmię​dzyMa​rieimną,totyl​kona​szaspra​wa.
–Ado​wo​dy,któ​reonama?
Ma​riepo​ru​szy​łasięnie​spo​koj​nie.Gian​niob​jąłjąmoc​niej.
–Tojużzo​stawmnie.
–Ła​twocimó​wić,sko​rotopapajestza​gro​żo​ny.
Ma​rie skrzy​wi​ła się, spoj​rza​ła na Nic​ka ko​ły​szą​ce​go w ra​mio​nach śpią​ce nie​mow​lę. Nick,

jak​byczu​jącnaso​bieoczyze​bra​nych,ode​zwałsię,nieod​ry​wa​jącspoj​rze​niaoddziec​ka.

–Pau​lo,wię​zie​nianiemasięcobać.Je​ślitauro​czako​bie​tauwa​ża,żetakpo​win​napo​stą​pić,

prze​ka​żezdję​ciewło​skiejpo​li​cjiibę​dziepospra​wie.

–Papo…–Pau​loumilkłpodostrymspoj​rze​niemojca.
–Dość.JakGian​nimówi,comabyć,tobę​dzie.Dzi​siajjestchrzestmo​je​gownu​kainieży​-

częso​bie,żebycośtendzieńpo​psu​ło–oświad​czył.–Zro​zu​mia​no?

Ze​bra​ni po​tak​nę​li zgod​nie, Gian​ni moc​no uści​snął Ma​rie. Gdy po​pa​trzy​ła na nie​go,

uśmiech​nąłsię.Iwte​dyspły​nę​łonaniązro​zu​mie​nie.Chciał,byprze​mó​wi​ławswo​imimie​niu,
po​sta​wi​łasięPau​lo​wi.

Toko​cha​ławGian​nim.Gdytrze​ba,bę​dziery​ce​rzemnabia​łymko​niu,alenatylejejufa,że

po​zwa​lajejprze​jąćini​cja​ty​wę,wal​czyćoswo​je.

Za​czerp​nę​łapo​wie​trzaiza​my​śli​łasięgłę​bo​ko.Ro​dzi​nazbie​ra​łasiędowyj​ścia,amy​śliMa​-

rie szy​bo​wa​ły wo​kół Gian​nie​go. Przy​jem​nie było ra​zem z nim ob​ser​wo​wać go​ści na po​ka​zie,
wspól​niezła​paćzło​dzie​ja.

Ricostwier​dził,żesta​no​wiązgra​nyduet.Gian​nijestwy​jąt​ko​wy,po​tra​fijąroz​śmie​szyćito

w nim ko​cha. Tak jak to, że sza​nu​je jej zda​nie. Ko​cha, gdy pa​trzy na nią z ża​rem. Ko​cha…
och…

Ko​chago.Jaktosięsta​ło?
Dodia​bła,jaktowogó​lesięsta​ło?Gian​niuosa​biawszyst​ko,zczymwal​czy​łaprzezcałedo​-

ro​słeży​cie.Jestzło​dzie​jem–by​łymczynie–ijestztegodum​ny.Po​cho​dzizro​dzi​ny,któ​ra
sta​wia sie​bie po​nad pra​wem. Re​pre​zen​tu​je wszyst​ko, cze​go po​win​na się wy​strze​gać –
iwszyst​ko,cze​gopra​gnie.

Bez​na​dziej​nasy​tu​acja.

Małyko​ściółka​to​lic​kistałnakoń​cumia​stecz​ka.Byłzbu​do​wa​nyzrzecz​nychka​mie​niispra​-
wiał miłe wra​że​nie. Chrzciel​ni​ca zo​sta​ła wy​rzeź​bio​na z pnia fi​gow​ca, wi​tra​żo​we okna, przez
któ​redośrod​kawpa​da​łoko​lo​ro​weświa​tło,roz​ja​śnia​ływnę​trzeiro​dzi​nębio​rą​cąudziałwuro​-
czy​sto​ści.

Ma​rie na​dal czu​ła się jak oso​ba z ze​wnątrz. Gian​ni chy​ba to wy​czuł, bo trzy​mał ją za rękę

alboobej​mo​wał,włą​cza​jącjądoichgro​na.

Ro​dzi​natrzy​ma​łasięra​zem,sku​pio​nanaod​by​wa​ją​cejsięuro​czy​sto​ści.Ro​dzi​ca​michrzest​-

ny​mibyliku​zynRicaijegożonaMe​lin​da.Nickzaj​mo​wałsiędwój​kąichma​lu​chów.Uro​czy​-
stośćbyłaskrom​naibez​pre​ten​sjo​nal​na.Byłotakro​dzin​nieizwy​czaj​nie,żeMa​riepo​czu​ładła​-
wie​niewgar​dle.

Co​ret​tibyliso​biebez​gra​nicz​niebli​scy iod​da​ni.Tenwi​dok jąpo​ru​szył,uświa​do​mił,że nie

możewpro​wa​dzićwży​ciepla​nu,któ​ryjątuprzy​wiódł.

background image

Po​pa​trzy​ła na ojca Gian​nie​go. Star​szy pan z uśmie​chem szep​tał coś do ma​łych urwi​sów.

Jestzło​dzie​jem,aletoprze​cieżniewszyst​ko.

Wjejczar​no-bia​łyświatwkra​dłysięod​cie​niesza​ro​ści.Po​ja​wi​łysięnowebar​wy,nowespoj​-

rze​nienaży​cie.Po​działnado​broizłojużniewy​star​czał,zbytogra​ni​czał.Jakmo​głado​tądtak
żyć? Nie po​śle Nic​ka do wię​zie​nia. Nie mo​gła​by so​bie da​ro​wać, że przez nią sie​dzi w celi,
zdalaoduko​cha​nejro​dzi​ny.

Gian​niści​skałjejdłoń.Szan​ta​żo​wa​łago,aleztymko​niec.Gdywró​cądoho​te​lu,oddamu

zdję​cieiza​pew​ni,żezjejstro​nyjużnicimniegro​zi.Niemożeszan​ta​żo​waćko​goś,kogoko​-
cha.Zwłasz​czagro​żącro​dzi​nie,któ​ratyledlanie​gozna​czy.Mia​ławgło​wietakągo​ni​twęmy​-
śli,żepra​wieniere​je​stro​wa​łaprze​bie​guchrztu.

Poce​re​mo​niiwy​szlinasłoń​ce,śmie​jącsięiroz​ma​wia​jąc.Ma​rieczu​łasiętakwy​czer​pa​na,

jak​byprze​bie​głama​ra​ton.Po​trze​bo​wa​łapo​wie​trza,prze​strze​ni.Cza​su,bywspo​ko​jusięza​sta​-
no​wić,roz​wa​żyć,cozro​bićzży​ciem.

Jed​naktegocza​suniebyło.Gian​nipo​chy​liłsiękuniej.
– Te​re​sa za​pra​sza wszyst​kich na lunch – oznaj​mił szep​tem. – Ale po​tem może pój​dzie​my

donasna…drzem​kę.

Jegouśmiechdo​dałjejsiły.Ule​głapo​ku​sieipo​gła​dzi​łagopal​ca​mipopo​licz​ku.Niemado​-

bre​goza​koń​cze​nia.Nie​ste​ty.Niemażad​ne​godo​bre​gowyj​ścia.

Jed​nakchcia​łajesz​czerazbyćznim,po​czućgowso​bie.Niechtachwi​lajesz​czetro​chępo​-

trwa.Jesz​czetajed​nawspól​nanoc.Bojużwie​dzia​ła,copo​win​nazro​bić.

Obytyl​kozna​la​zławso​biedośćod​wa​gi.

Le​że​lisple​ce​niwmi​ło​snymuści​sku,po​wo​liwra​ca​jącnazie​mię.Ma​rieprze​su​nę​ładło​niąpo
gę​stych wło​sach Gian​nie​go, roz​ko​szu​jąc się ich je​dwa​bi​stym do​ty​kiem. Za​pa​mię​ta tę chwi​lę
naza​wsze.Wsłu​chi​wa​łasięwjegozdy​sza​nyod​dech,bi​cieser​ca.Pa​trzy​liso​biewoczy.Gian​ni
prze​krę​ciłsięnabok,wsparłnałok​ciuispy​tał:

–Po​wiesz,oczymmy​ślisz?
–Możele​piejnie.–Czu​ławzbie​ra​ją​cywniejnie​po​kój.Ismu​tek.
–Ma​rie…
Chciałprzy​cią​gnąćjądosie​bie,leczuchy​li​łasięiwy​szłazłóż​ka.
–Gian​ni,wy​jeż​dżam.
Lek​kozmarsz​czyłczo​łoipo​trzą​snąłgło​wą.
–Obo​jewy​je​dzie​my,kie​dywy​sta​wasięskoń​czy.
–Nie.–Po​krę​ci​łagło​wą.–Jawy​jeż​dżamza​raz.
–Za​raz?–Usiadł.–Dla​cze​go?
–Botyl​kotomogęzro​bić.–Niespo​dzie​wa​łasię,żeGian​nizro​zu​miejejra​cje.Bez​na​dziej​-

nie za​czę​ła tę roz​mo​wę. – Pró​bu​ję po​wie​dzieć, że wszyst​ko skoń​czo​ne. Jean Luc uciekł. Już
wie,żeje​ste​śmyra​zem,więctymbar​dziejbę​dziesiępil​no​wać.Niemamyszansnaod​zy​ska​nie
Con​tes​sy.

Gian​nipo​de​rwałsięzłóż​ka.Wy​glą​dałcu​dow​nie,jejręcesamesiędonie​gowy​cią​ga​ły.
Tyl​kopo​sęp​naminamo​głabu​dzićgro​zę.
–Po​wie​dzia​łemci,żeod​zy​skamna​szyj​nik,itozro​bię.
–Wiem,żebyśpró​bo​wał.–Jegotwarzpo​ciem​nia​ła.
–Pró​bo​wał?Je​stemGian​niCo​ret​ti.Jakpo​wie​dzia​łem,żecośzro​bię,todo​trzy​mamsło​wa.

background image

Jestnie​moż​li​wy,zu​chwa​łyipew​nysie​bie.Wie​rzy,żewszyst​kojestwjegomocy.Dla​cze​go

przeztoonajesz​czebar​dziejgoko​cha?

–Alejaniechcę.Naj​le​piejbę​dzie,je​ślikaż​deznaswró​cidoswo​je​goży​ciai…za​po​mni​my

oso​bie.

Gian​niza​nie​mó​wił.Porazpierw​szyniewie​działcopo​wie​dzieć.Przy​gnę​bie​niema​lu​ją​cesię

najejtwa​rzy,smu​tekwoczach.Po​że​gna​łasięznim,jużtowie​dział.Gdysięko​cha​li,po​zwo​li​-
łamuodejść,men​tal​niepo​wró​ci​ładoswo​je​gowcze​śniej​sze​goży​cia.

Niebyłnatogo​to​wy.Niechciałoniejza​po​mnieć,niechciał,byznik​nę​ła.Jesz​czenie.Sza​-

leń​cze my​śli wi​ro​wa​ły mu w gło​wie. Za​sko​czy​ła go. Nie spo​dzie​wał się, że Ma​rie bę​dzie dla
nie​gotylezna​czyć.Zna​jąsięprze​cieżtakkrót​ko.Niebyłwy​star​cza​ją​coczuj​nyiprzyj​dziemu
zatopła​cić.

Pod​szedłdoniejszyb​ko.
–JedźzemnądoLon​dy​nu–po​pro​sił.–Za​miesz​kaszzemną,pókiniewy​my​śli​mydo​bre​go

pla​nunazna​le​zie​niena​szyj​ni​ka.

Ma​riezesmut​kiempo​krę​ci​łagło​wą.Ogar​nąłgonie​po​kój.Dla​cze​gotakła​twosiępod​da​je?

Zro​biłkrokwjejstro​nę,alesięcof​nę​ła.

–Wta​kimra​ziejedź​myra​zemdoMo​na​ko–pró​bo​wałjąza​chę​cić.–JakRicopo​wie​dział,

sta​no​wi​myzgra​nyduet.Ra​zemod​zy​ska​myna​szyj​nik.Ra​zem,cara.

Ma​rieuśmiech​nę​łasiębla​do.
–Lon​dyn,Mo​na​ko,ty.Brzmitocu​dow​nie.
–Więczo​stań.
–Nie.Niemogę.
–Dla​cze​go?–Po​ło​żyłręcenajejbar​kachiprzy​trzy​mał,gdychcia​łasięcof​nąć.–Po​wiedz.
Po​pa​trzy​łamuwoczy.Zża​lem.
–Bogdy​byprzy​ła​pa​licięnakra​dzie​żyiza​mknę​li,toni​g​dybymso​bietegoniewy​ba​czy​ła.
Za​śmiałsięlek​ce​wa​żą​co.
–Co​ret​tiniedająsięzła​pać.Ni​g​dy.
–Za​wszejestpierw​szyraziniechcęry​zy​ko​wać–po​wie​dzia​łaszyb​ko.
–Cho​dziocośin​ne​go.–Przy​glą​dałsięjejba​daw​czo.
–Tak.–Uwol​ni​łasięzjegouści​sku,alenieod​ry​wa​łaodnie​gooczu.–Gian​ni,je​steśzło​-

dzie​jem.Wiem,by​łym–uści​śli​ła,niedo​pusz​cza​jącgodogło​su–jed​nakwgłę​bidu​szyje​steś
zło​dzie​jem.Takjakjaza​wszebędęgli​ną.

–Cotomazazna​cze​nie?
Od​gar​nę​ławło​sydotyłu,wy​pu​ści​łapo​wie​trze.
– Przez ten ostat​ni ty​dzień otwo​rzy​ły mi się oczy na wie​le rze​czy. Od kie​dy cię po​zna​łam,

mójświatsięzmie​nił,wy​da​jemisięobcy.Two​jaro​dzi​na,tomiej​sce.–Po​krę​ci​łagło​wąiwes​-
tchnę​ła.–Towszyst​kojestzin​ne​goświa​ta.Wy​cho​wa​łamsięwpo​sza​no​wa​niupra​wa.Mamto
wekrwi,wDNA.Je​ślitostra​cę,kimbędę?

–Dla​cze​gomia​ła​byśstra​cić?–Wy​cią​gnąłdoniejręce,leczsięcof​nę​ła.
Po​pa​trzy​łanapier​ścio​nekipo​wo​lizsu​nę​łagozpal​ca.Po​ło​ży​łagoso​bienadło​ni.
– Ten pier​ścio​nek wy​star​czy za sło​wa. Na​le​ży do ko​bie​ty, któ​rej nie zna​łam. Zo​stał zra​bo​-

wa​ny,uzna​nyzatro​feum,apo​temdanymnie,że​bymuda​wa​łacoś,cze​goniema.–Zesmut​-
kiemwsu​nę​łagonapa​lecGian​nie​go.–Gian​ni,towszyst​kobyłaułu​da.Coś,cobyłotyl​kote​-
raz.

Chęt​niezgnió​tł​bytenbry​lantnamia​zgę.

background image

–„Te​raz”toniczłe​go,cara.
–Nie.–Mi​nę​łago,leczjejnieza​trzy​mał.Boipoco?–Jed​nakwcze​śniejczypóź​niej„te​raz”

sta​jesięprze​szło​ściąipo​zo​sta​jątyl​kowspo​mnie​nia.

Gian​niza​ci​snąłzębyipo​pa​trzyłnapier​ścio​nek.Porazpierw​szyniedo​strzegłwnimpięk​na.

Wy​glą​dałjakka​wa​łekszkła.Zim​ny.Mar​twy.

–Gian​ni…
Prze​niósłwzroknaMa​rie.Za​trzy​ma​łasięprzydrzwiachdoła​zien​ki.
– Od​dam ci zdję​cia ojca. Nie chcę, że​byś się mar​twił. Nick nie tra​fi do wię​zie​nia prze​ze

mnie.Anite​raz,anini​g​dy.

Znik​nę​ła w ła​zien​ce. Gian​ni stał w po​grą​żo​nej w pół​mro​ku sy​pial​ni, ze wsty​dem uświa​da​-

mia​jącso​bie,żegdyMa​riesięznimże​gna​ła…aniprzezmgnie​nieniepo​my​ślałoojcu.
eświa​temprze​stęp​czym.Ichoćsta​łapodru​giejstro​nieba​ry​ka​dy,todo​sko​na​lezda​wa​łaso​bie
spra​wę,żesamsprytiumie​jęt​no​ścitozamało,bywtejbran​żyosią​gnąćkunszt.

background image

ROZDZIAŁJEDENASTY

–Niemogęuwie​rzyć,żena​praw​dęwy​jeż​dżasz.–Te​re​saser​decz​nieuści​snę​łaMa​rie.
–Mu​szętozro​bić,pókijesz​czemogę–od​par​ła,ma​jącwpa​mię​cinoc​nąroz​mo​węzGian​-

nim.

W pa​mię​ci wi​dzia​ła, jak ubie​ra się, mil​cząc, i wy​cho​dzi z apar​ta​men​tu. Nie wró​cił, a ona

przezcałąnocroz​pa​mię​ty​wa​łaspę​dzo​neznimchwi​le.

Jak to moż​li​we, że tyle się wy​da​rzy​ło, choć zna​li się za​le​d​wie kil​ka dni? Uczu​cia, ja​kie

w niej obu​dził… Czy moż​na tak bły​ska​wicz​nie się za​ko​chać? Po​ko​chać bez​gra​nicz​nie, ca​łym
ser​cem?

Roz​sta​nie z Gian​nim jest naj​trud​niej​szą rze​czą, z jaką kie​dy​kol​wiek przy​szło się jej zmie​-

rzyć.Bę​dziejejteżbra​ko​wa​łoTe​re​syijejmęża,jużsięznimiza​przy​jaź​ni​ła.

–Prze​cieżko​chaszGian​nie​go–rze​kłamięk​koTe​re​sa,przy​glą​da​jącsięjejba​daw​czo.
–Tak,wkaż​dymra​zietaksą​dzę.Alemyzna​mysięnie​wie​lepo​nadty​dzień,ami​łośćniewy​-

bu​chatakszyb​ko.

– Ile cza​su musi mi​nąć? Ty​dzień? Rok? A może mi​łość od pierw​sze​go wej​rze​nia ist​nie​je?

Wtejkwe​stiinieobo​wią​zu​jąre​gu​ły.Gdymi​łośćsiępo​ja​wia,odrazutowiesz.

Świę​tapraw​da.Boprze​cieżko​chaGian​nie​go,tyl​kowma​wiaso​bie,żetakniejest.
–Toniemazna​cze​nia–wy​szep​ta​ła.
–Jaknaj​bar​dziejma–za​opo​no​wa​łaTe​re​sa.–Gian​niteżcięko​cha.
Pod​nio​sła na nią wzrok, lecz na​dzie​ja, jaką obu​dzi​ły sło​wa Te​re​sy, zga​sła nie​mal na​tych​-

miast.

–Tegoniewiesz.
–Oczy​wi​ście,żewiem.Znamgooddziec​kaiwi​dzę,cosięznimdzie​je.Za​cząłsięśmiać,na​-

brałin​ne​gosto​sun​kudoświa​ta.Wszyst​kodzię​kito​bie.

Gdy​bymo​gławtouwie​rzyć!Możewte​dyina​czejbytowszyst​kopo​trak​to​wa​ła.Jed​nakrze​-

czy​wi​stośćjestinna.Gian​nichciał,bypo​je​cha​łaznimdoLon​dy​nuiMo​na​ko,leczna​wetnie
wspo​mniałomi​ło​ści.Onateżnie,botakimie​liukład.Ro​mans,prze​lot​naprzy​go​da.Wy​pu​ści​li
sięwświatfan​ta​zji.

Itosięskoń​czy​ło.
–Onmnienieko​cha.–Musiprze​ko​naćsamąsie​bie,uwie​rzyćwto.–Jestdo​brze,Te​re​so.

Na​praw​dę.Ja…mu​szęwy​je​chać.

–Mójbrattoskoń​czo​nyidio​ta.
Ma​rieuści​snę​łająjesz​czeraz.Obie​ca​łyso​bie,żesięspo​tka​ją,Ma​riejed​nakwie​dzia​ła,żedo

tegoniedoj​dzie.

Z cięż​kim ser​cem ru​szy​ła do win​dy. Wkrót​ce do​trze do por​tu, stam​tąd na lot​ni​sko na St.

Tho​mas.Po​wró​cidopo​nu​rejrze​czy​wi​sto​ści.

–Po​wi​nie​neśsięcie​szyć!–Pau​loznie​do​wie​rza​niemspo​glą​dałnaGian​nie​go.Zdję​ciaob​cią​-
ża​ją​ceojcazo​sta​łyznisz​czo​ne,jużnicimniegro​zi​ło.Ma​riewy​je​cha​ła.

Gian​niwciążniemógłsięotrzą​snąć.Wwy​obraź​nibez​u​stan​nieoglą​dałostat​niąsce​nęzMa​-

rie.Niemie​ści​łomusięwgło​wie,żena​praw​dęodnie​goode​szła.Za​wiódłwnaj​waż​niej​szym

background image

mo​men​cie.Na​wetluk​su​so​wawhi​skyser​wo​wa​naprzezRicaniepo​ma​ga​ła.

–Pau​lo,dajmuspo​kój–rze​kłapół​gło​semTe​re​sa.
–Ocowamcho​dzi?–Pau​louniósłbu​tel​kęzpi​wem.–Za​cho​wu​je​ciesięjaknapo​grze​bie.

Wy​je​cha​łaijużpowszyst​kim.Po​win​ni​śmyświę​to​wać.

– Pau​lo – ode​zwał się Nick ci​cho i po​pa​trzył na Gian​nie​go – ty jesz​cze wie​lu rze​czy nie

wiesz.

–Naprzy​kład?
Nickwes​tchnąłiprze​niósłspoj​rze​nienadru​gie​gosyna.
–Naprzy​kładniewiesz,czymjestpraw​dzi​wami​łość.
Gian​nipo​de​rwałgło​węiwbiłwzrokwojca.
–Mi​łość?Ktośotymmó​wił?
–Naj​wy​raź​niejnikt.Tyjed​nakpo​wi​nie​neś.
–Dzię​ki,papo!–Te​re​saostropo​pa​trzy​łanaGian​nie​go.–Go​dzi​nętemupo​wie​dzia​łammu

tosamo.

–Ajacipo​wie​dzia​łem,że​byśpil​no​wa​łaswo​je​gonosa–mięk​kood​rzekłGian​ni.
–Li​czy​łeśnato?–za​śmiałsięRico.–Nieznaszswo​jejsio​stry?–Te​re​sawbi​łamuło​kieć

wże​bra,aRicoczu​leprzy​gar​nąłjądosie​bie.

– Ro​dzi​na to jak naj​bar​dziej moja spra​wa – od​pa​ro​wa​ła, ce​lu​jąc pal​cem w Gian​nie​go. –

Dla​cze​gopo​zwo​li​łeśjejodejść?

Za​ci​snąłzęby,niechcącwy​po​wia​daćnie​wła​ści​wychsłów.Do​brzejed​nakwie​dział,żeTe​re​sa

nieod​pu​ści.

–Acomo​głemzro​bić?–Po​cią​gnąłłykszkoc​kiej.–Chcia​ławy​je​chać,towy​je​cha​ła.
– Oczy​wi​ście, że nie chcia​ła – za​pro​te​sto​wa​ła Te​re​sa. – Gian​ni, nie wi​dzia​łeś tego w jej

oczach?Onacięko​cha.

Ser​ceza​bi​łomuszyb​ciej.
–Gdy​bytakbyło,zo​sta​ła​bytu​taj.
–Po​wie​dzia​łeśjej,codoniejczu​jesz?–za​py​tałNick.
–Jasamtegoniewiem–wy​znał.Pod​szedłdodrzwinata​rasiza​pa​trzyłsięwksię​życod​bi​-

ja​ją​cysięwoce​anie.–Pro​si​łem,żebyzo​sta​ła,aleod​mó​wi​ła.

–Nieda​łeśjejpo​wo​du,żebyzo​sta​ła–za​uwa​żyłoj​ciec.
Pro​po​no​wałjejswo​jemiesz​ka​nie.Po​dróż.Przy​go​dę.Comógłwię​cej?Ma​rieode​szła.Te​raz

pew​niezbli​żasiędoNo​we​goJor​ku.Sama.Czymy​ślionim?Ża​łu​je,żegozo​sta​wi​ła?

–Je​ste
Ba​sta.Do​brzewiesz,żeonabymnieniewy​da​ła.
–Byłapo​li​cjant​ką–wtrą​ciłPau​lo.–Zro​bi​ła​byto.
–Nie.–Nickzprze​ko​na​niempo​krę​ciłgło​wą.–Niechcia​ła​byskrzyw​dzićGian​nie​go.
–Tato,tuniecho​dziomi​łość–od​rzekłGian​ni–aleowy​bór.Ma​riegodo​ko​na​ła.Wo​la​ła

wró​cićdoNo​we​goJor​ku,bowciążwi​dziwemnieko​goś,kimby​łemwcze​śniej.

Scioc​co. – Nick pod​niósł się i pod​szedł do nie​go. – Za​cho​wu​jesz się jak głu​piec. Nie

chceszspoj​rzećda​lej,żebynieuj​rzećpraw​dy.

–Toniejesttak,papo.DlaMa​rieży​ciejestczar​no-bia​łe,do​broizłosądo​kład​niezde​fi​nio​-

wa​ne.Niechceiśćnakom​pro​mis.

Byłazu​chwa​łaiupar​ta,alejużmujejbra​ko​wa​ło.Jaktomoż​li​we,żetakgoza​wo​jo​wa​ła?Bez

niejwszyst​kobyłobez​barw​neipo​zba​wio​nesen​su,na​wetpo​wie​trzeniemia​łoza​pa​chu.Ikaż​-
dyod​dechpo​tę​go​wałtę​sk​no​tę.

background image

–Icote​raz?–wy​szep​tałtakci​cho,żetyl​koNickgousły​szał.
Star​szypanpo​ło​żyłrękęnara​mie​niusyna.
–Otosięmo​dli​łem.Zna​la​złeśko​bie​tędlasie​bie,jaknie​gdyśja.Two​jamat​kazna​czy​ładla

mniewię​cejniżży​cie.Bezniejby​łemni​kim,zniąmia​łemwszyst​ko.

Gian​nipo​trzą​snąłgło​wąipo​pa​trzyłnaojca.
–Alemamachcia​łabyćztobą.
–Nieodrazu.–Nickpu​ściłoko.–Nieodrazudałasięna​mó​wić–do​dał,uśmie​cha​jącsię

tę​sk​nie.–Prze​ko​ny​wa​niejejbyłona​praw​dęsłod​kie.

–Prze​ko​ny​wa​nie.–Gian​niza​pa​trzyłsięnaoce​an.
Niewi​działbez​mia​ruwód,leczwiel​kiezie​lo​neoczy,bu​rzękasz​ta​no​wychlo​kówiza​gad​ko​-

wyuśmiech.

Przy​mru​żyłoczyiza​ci​snąłwar​gi.Jesz​czeni​g​dyniestra​ciłcze​goś,naczymmuna​praw​dęza​-

le​ża​ło.Ite​razteżtakbę​dzie.

Ma​rieude​rzy​ładło​niąwkli​ma​ty​za​toriza​klę​łapodno​sem,bonictoniepo​mo​gło.Po​psułsię
naamen.

Włą​czy​ławen​ty​la​tor,na​sta​wi​łagonanaj​wyż​szeob​ro​ty.Przezotwar​teoknowpa​dałulicz​ny

gwar,dźwiękklak​so​nów,roz​mów.Jak​żeina​czejwy​glą​dalatowNo​wymJor​kuwpo​rów​na​niu
zTe​so​ro!

Usia​dła przy ku​chen​nym sto​le, się​gnę​ła po mro​żo​ną her​ba​tę i mi​mo​wol​nie przy​po​mnia​ła

so​biebrzo​skwi​nio​wyna​pój,któ​rysą​czy​łyzTe​re​sąprzyba​se​nie.Przy​wo​ła​łasiędopo​rząd​ku–
oddwóchty​go​dnijestwdomuiczasza​po​mniećoeg​zo​tycz​nejwy​spie.

IoGian​nim.Conocpo​wra​całdoniejwsnach.Bu​dzi​łasięzmę​czo​na,spra​gnio​najegobli​-

sko​ści,stę​sk​nio​nazanim…Jed​naktojużprze​szłość,musiznówza​cząćżyćjakwcze​śniej.

Roz​ło​ży​ła ga​ze​tę i prze​bie​gła wzro​kiem ogło​sze​nia. Nic, co by ją za​in​te​re​so​wa​ło. Szu​ka​ła

cie​ka​wejpra​cy,roz​sze​rza​ją​cejho​ry​zon​ty.Gdy​bymo​głamiećcośta​kie​go…NoiGian​nie​go.

Po​stą​pi​ła wła​ści​wie. Nie mo​gła z nim zo​stać, sko​ro nie od​wza​jem​niał jej uczuć. Jed​nak

myśl,żejużni​g​dygoniezo​ba​czy,roz​dzie​ra​łajejser​ce.Bra​ko​wa​łojejłez,boprze​pła​ka​ładwa
ty​go​dnie.

Pod​sko​czy​ła,gdyktośza​dzwo​niłdodrzwi.Szyb​kopo​szłaotwo​rzyćiznie​ru​cho​mia​ła.
–Gian​ni…
Gra​fi​to​wy gar​ni​tur, ciem​no​nie​bie​ski kra​wat, sty​lo​wa fry​zu​ra i za​pach, któ​ry na​tych​miast

roz​po​zna​ła.

Wy​glą​dał świet​nie, w prze​ci​wień​stwie do niej, zmę​czo​nej i spo​co​nej. Była boso, w bia​łej

bluz​cebezrę​ka​wówiczer​wo​nychszor​tach.Niemo​gławy​do​byćzsie​biegło​su.

–Wej​dędośrod​ka.
Mi​nąłją.Po​pa​trzy​łanaswo​jemiesz​ka​niejegoocza​mi.Byłonie​wiel​kie,leczmiłeiprzy​tul​-

ne.Małaka​na​paifo​telobi​tekwie​ci​stątka​ni​ną,bar​dzowy​god​ne.Wkuch​niwą​skistółidwa
krze​sła. Mała ła​zien​ka i sy​pial​nia, w któ​rej nie mie​ści​ło się nic poza du​żym łóż​kiem. Szko​da
tyl​ko,żeaku​ratjesttakgo​rą​co.

–Cotyturo​bisz?
–Nieza​koń​czy​li​śmyspra​wy.–Po​pa​trzyłnaga​ze​tęzogło​sze​nia​miipo​krę​ciłgło​wą.–Ma​-

rie,niepo​trze​bu​jeszno​wejpo​sa​dy.Mo​żeszod​zy​skaćpo​przed​nią.

Pod​szedłbli​żejiwy​jąłzkie​sze​niak​sa​mit​nywo​re​czek.Wstrzy​ma​łaod​dech,ob​ser​wu​jąc,jak

background image

Ma​riegoroz​wią​zu​jeiwy​sy​pu​jeza​war​tośćnasto​likprzyka​na​pie.

Con​tes​saza​bły​sławsłoń​cu,tę​czo​were​flek​sywy​peł​ni​łypo​kój.
–OBoże.–Prze​nio​sławzrokzna​szyj​ni​kanaGian​nie​go.–Jaktozro​bi​łeś?
–Po​je​cha​łemdoMo​na​koiza​bra​łemmutenna​szyj​nik.JeanLucna​wetniemasej​fu,trzy​-

małjąwszu​fla​dziewsy​pial​ni.Na​praw​dęża​ło​sne.Za​le​ża​łomi,że​byśmo​głazwró​cićCon​tes​sę,
od​zy​skaćdo​breimię,któ​rejestdlacie​bietakważ​ne.

Za​wszebyłoważ​ne,aletosięzmie​ni​ło.Te​raznaj​waż​niej​szyjestGian​ni.
–Niepo​wi​nie​neśry​zy​ko​wać.Mo​glicięzła​pać,wsa​dzićdowię​zie​nia.
–Dajęsięzła​paćtyl​kowte​dy,kie​dysamtegochcę.–Nieod​ry​wałodniejoczu.
–Jakmamtoro​zu​mieć?
– Po​wiem ci, kie​dy od​po​wiesz mi na py​ta​nie. – Roz​luź​nił kra​wat i roz​piął koł​nie​rzyk. –

Strasz​nietugo​rą​co.

–Kli​ma​ty​za​torznówsiępo​psuł.
Gian​nizdjąłma​ry​nar​kęirzu​ciłjąnafo​tel.
–Chceszwró​cićdopra​cywho​te​luWa​inw​ri​ght?Kie​dyod​daszna​szyj​nik,tosta​niesięmoż​-

li​we.

Niebyłategotakapew​na.Jużprzy​ję​toko​gośnajejmiej​sce.Możetoido​brze?
–Nie,niechcę.Cie​szęsię,żebędęmo​głagozwró​cić.Idzię​ku​ję,choćwca​lecięotoniepro​-

si​łam.Niepo​wi​nie​neśbyłsięna​ra​żać.

–Cozawdzięcz​ność.Jużsięzatymstę​sk​ni​łem.
–Po​dróżpoEu​ro​piezmie​ni​łamojepo​dej​ściedoży​cia.Chcęcze​goświę​cej…przy​go​dy.Dla​-

te​goniewró​cędopo​przed​niejpra​cy.

–Do​brzewie​dzieć.–Skrzy​wiłsięipod​wi​nąłrę​ka​wy.–Nie​moż​li​wiego​rą​co.Mo​żeszotwo​-

rzyćokno?

–Oknasąotwar​te.
San​taMa​dre–mruk​nąłza​sko​czo​ny.
–Ta​kiemamylato.–Skrzy​żo​wa​łara​mio​nanapier​siipo​pa​trzy​łananie​go.–Od​po​wie​dzia​-

łamnatwo​jepy​ta​nie,te​razko​lejnacie​bie.Cotomia​łozna​czyć,żeda​jeszsięzła​pać,je​ślisam
tegochcesz?

Przy​gar​nąłjądosie​bie.
–Żetotymniezła​pa​łaś.Ajategochcia​łem.
–Chcia​łeś?–Ser​ceza​bi​łojejszyb​ciej,woczachbły​snę​łyłzy.
De​li​kat​nieotarłjepal​ca​miiuśmiech​nąłsięlek​ko.
–Niepłacz,cara,bonatenwi​dokser​cemisiękra​je.
Na​bra​łapo​wie​trzaista​ra​łasięuspo​ko​ić.
–Gian​ni,copró​bu​jeszmipo​wie​dzieć?
– Że przy​go​da jest na wy​cią​gnię​cie ręki. Wspól​na. Dla nas oboj​ga. Bra​ko​wa​ło mi cie​bie,

cara.–Po​ca​ło​wałjąmoc​no.–Chcę,że​byśzamniewy​szła.NiechTe​re​sawy​pra​winamślubna
Te​so​ro.Prze​nieśsiędomniedoLon​dy​nuipo​móżzro​bićcośztymikosz​mar​ny​mime​bla​mi.

Za​śmia​łasięnie​pew​nie.Niewie​rzy​ła,żetodzie​jesięna​praw​dę.Możetotyl​kosen?
– A je​śli ko​niecz​nie chcesz słu​żyć w po​li​cji, to mam te​raz kon​tak​ty w In​ter​po​lu. Mo​gli​by​-

śmypra​co​waćra​zem…

Drża​ła na ca​łym cie​le. Czu​ła się jed​no​cze​śnie szczę​śli​wa i za​kło​po​ta​na. Tyle jej ofia​ro​wał,

jed​nakniepo​wie​działtego,naconaj​bar​dziejcze​ka​ła.

–Nieod​po​wia​dasz–mruk​nął.–Chy​baporazpierw​szyza​nie​mó​wi​łaś.Wta​kimra​ziemoże

background image

tocięprze​ko​na…Ko​chamcię,Ma​rie,cór​koiwnucz​kopo​li​cjan​tów.

–OBoże!–Za​śmia​łasięiza​kry​ładło​niąusta.
–Takbar​dzocięko​cham,żezwró​ci​łemtwójtym​cza​so​wypier​ścio​nekza​rę​czy​no​wypra​wo​-

wi​tejwła​ści​ciel​ce.

– Na​praw​dę? – Uśmiech​nę​ła się sze​ro​ko. Od​dał swo​je tro​feum, zro​bił to dla niej. – Och,

Gian​ni!

– Nie patrz na mnie, jak​bym był bo​ha​te​rem. Nie od​da​łem go oso​bi​ście, wy​sła​łem eks​pre​-

semimampo​twier​dze​nie,żegootrzy​ma​ła.

–Na​dalniemogęwtouwie​rzyć–wy​szep​ta​łazuśmie​chem.
–TakjakPau​lo.–Pu​ściłdoniejoko.–Alesko​rotobyłoważ​nedlacie​bie,toidlamnie.
–Gian​ni…
–Dajmiskoń​czyć–uci​szyłjązuśmie​chem.–Naj​pierwniemo​żeszwy​do​byćzsie​biegło​su,

ate​razmiprze​ry​wasz.Przyj​dzieczasnacie​bie.Cościprzy​nio​słem.–Wy​jąłzkie​sze​niciem​-
no​czer​wo​nepu​de​łecz​ko.

Ser​cewniejza​mar​ło.Chy​baza​razze​mdle​je.
–Dotegomniedo​pro​wa​dzi​łaś.Ku​pi​łemtospe​cjal​niedlacie​bie.Iza​pła​ci​łem,corzad​komi

sięzda​rza.

Za​śmia​ła się po​now​nie. Jak​że bra​ko​wa​ło jej śmie​chu przez te ostat​nie dni! Przy Gian​nim

oży​ła,jak​byobu​dzi​łasięześpiącz​ki.

–Zo​ba​czy​łemgonawy​sta​wieju​bi​le​rawMay​fa​iriodrazuwie​dzia​łem,żeotomicho​dzi.–

Otwo​rzyłpu​de​łecz​ko.–Szma​ragdwod​cie​niutwo​ichoczu.Ita​kiejsa​mejwiel​ko​ścijaktam​ten
bry​lant…

Za​par​łojejdechwpier​si.Po​pa​trzy​ławoczyGian​nie​go,prze​peł​nio​neuczu​ciem.Porazdru​gi

do​sta​łaszan​sęnami​łośćitymra​zemjejniepo​grze​bie.

Gian​niwsu​nąłjejnapa​lecpier​ścio​nek.
– Ma​rie, wyjdź za mnie. Bądź moją uko​cha​ną. Przy​ja​ciół​ką. Stwórz​my ra​zem ro​dzi​nę. Bez

cie​bieje​stemni​czym.

–Gian​ni,takbar​dzomicie​biebra​ko​wa​ło.–Wspię​łasięnapal​ceipo​ca​ło​wa​łagomoc​no.–

Jateżcięko​cham.Chy​baodtegopierw​sze​gowie​czo​ruwtwo​immiesz​ka​niu.

Gian​niuśmiech​nąłsię.
–Wpierw​sząrocz​ni​cęmu​siszpo​ło​żyćsięnapod​ło​dzewtejkrót​kiejspód​nicz​ce…–Wes​-

tchnąłte​atral​nieiude​rzyłsiędło​niąwser​ce.–Prze​pa​dłem,kie​dyuj​rza​łemtwo​jepięk​nenóż​-
kiwy​sta​ją​cespodmo​je​gołóż​ka.

Ma​riero​ze​śmia​łasięiob​ję​łagozaszy​ję.Gian​niob​jąłjąwpa​sieiokrę​ciłwko​ło.Spoj​rzałjej

woczy.

–Ma​rzę,żebypójśćztobądołóż​ka,aletujestjakwsau​nie.Pój​dzie​mydoho​te​lu?
–Gdziesięza​trzy​ma​łeś?
–WWal​dorfAsto​ria–od​parłgład​ko,aMa​riepo​pa​trzy​łananie​gopo​dejrz​li​wie.
–Ską​d​inądwiem,żemajątamdo​sko​na​łąochro​nę…
Tyl​kosięuśmiech​nął.
–Po​wta​rzamci,cara,żeje​stemby​łymzło​dzie​jem.
Ma​riepo​pa​trzy​łananie​gouśmiech​nię​ta.
–Gli​naizło​dziej.Dwiestro​nyjed​nejmo​ne​ty.
–Czy​stapo​ezja.–Po​ca​ło​wałjązno​wu.–Zresz​tąmożeije​stemzło​dzie​jem,cara,aletoty

skra​dłaśmiser​ce.

background image

mbar​dzode​lu​sio​ne–wes​tchnąłNick.

–Roz​cza​ro​wa​ny?–Gian​nipo​pa​trzyłnaojca.–Dla​cze​go?Jużnicciniegro​zi.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Child Maureen Seksowna szantażystka
1082 DUO Child Maureen Miłosny dług
Child Maureen Gorący Romans Duo 867 Uwięziona w raju
MIŁOSNY BLUES Child Maureen
Child Maureen Mieszane uczucia
Child Maureen Biurowy romans 01
Child Maureen Powtórka z namiętności
Child Maureen Duchy z przeszłości(2)
Child Maureen Lato pełne sekretów Razem przez zycie
Child Maureen Razem przez zycie
03 Lato pełne sekretów Child Maureen Domowe ognisko
01 Lato pełne sekretów Child Maureen Razem przez zycie…
Child Maureen Lato pelne sekretow Duchy z przeszlosci
Child Maureen Panna mloda pod choinke
Marchand Child Maureen Miłosny blues
Child Maureen Skandale w wyższych sferach 01 Rok z Julią (Gorący Romans 894)
Child Maureen Trojaczki Reilly 02 W pulapce namietnosci
03 Child Maureen Skandal w wyższych sferach
MIŁOSNY BLUES Child Maureen

więcej podobnych podstron