Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 11

background image

Rozdział jedenasty

Ariyal zatoczył się w tył z odrazą, gdy zombie zaczęły padać wokół niego

dosłownie jak muchy. Nie, żeby miał coś przeciwko ich zatrzymaniu się,
upadkowi i powrotowi do martwej rutyny. Stos gnijących trupów był znacznie
lepszy niż niszcząca horda gnijących trupów. A co ważniejsze, ten widok
upewnił go, że Jaelyn udało się pokonać tego, kto był odpowiedzialny za
wezwanie tych obrzydliwości z grobów.

Poczuł ulgę przemieszaną z gorzkim humorem. Nie wiedział, dlaczego się

martwił. Jaelyn była kobietą, która potrafiła o siebie zadbać. Do diabła, mógł się
założyć, że potężna Łowczyni była teraz w lepszej formie niż on. Opierając się o
drzewo Aryial spojrzał na swoje liczne rany, z których nadal wypływała krew.
Zombie były bezwzględne w swoim pełnym determinacji dążeniu do rozerwania
go na strzępy i musiał zebrać wszelkie swoje umiejętności, aby zredukować
szkody do minimum. Na szczęście żaden z urazów nie zagrażał życiu, ale
wszystkie osłabiały jego energię. Co gorsza, bolały jak cholera.

Przeklinając zombie i czarownice, i każdego innego sługę Mrocznego

Lorda, który prawdopodobnie czaił się w cieniu, Ariyal podniósł głowę, gdy
chłodny strumień mocy wypełnił powietrze, patrząc jak Jaelyn płynęła ku
niemu, zachwycając pięknem. Smukła, ponętna kobieta, która była tak zabójcza,
jak cudownie piękna. Jego całe ciało poddało się… czemu?

Akceptacji, w końcu zdecydował. Po prostu nie było na to innego

określenia. Ale akceptacji czego?

Pragnienia? Potrzeby? Przeznaczenia?
To pytanie pozostało bez odpowiedzi, kiedy zatrzymała się przed nim,

wyciągając rękę, by dotknąć jego nagiej piersi i cofając ją gwałtownie, jakby w
obawie, że on może ją skazić.

- Bardzo jesteś ranny? – zapytała lodowatym tonem.
Skrzywił usta. Nikt nie mógł się domagać, by tą kobietą rządziły emocje.

Ale czego on się właściwie spodziewał? Okropnego przerażenia, że został
ranny? Czułej opieki i pielęgnowania go podczas powrotu do zdrowia? Z
pewnością, bardziej prawdopodobne było to, że wyrosną jej skrzydła i na nich
odleci.

- Nic, co się nie uleczy.
- Jak długo?

background image

Skrzywił się, wyczuwając coś więcej w jej pytaniu niż zwykłą

niecierpliwość.

- Dwie, może trzy godziny.
Spojrzała przez ramię.
- Nie mamy tyle czasu.
- Spieszy ci się gdzieś?
- Tutaj jesteśmy zbyt narażeni.
Zdecydowanie więcej niż niecierpliwość. Powstrzymując jęk bólu Ariyal

oderwał się od drzewa i spojrzał badawczo na pozornie pustą łąkę.

- Narażeni na co?
- Mag uciekł.
- Ten, który kontrolował zombie? – pochylił się, by podnieść miecz, który

upadł do jego stóp.

- Tak – skrzywiła się. – I jest jeszcze coś gorszego.
Było coś gorszego niż zombie? Fantastycznie.
- Słucham.
- Używający magii był kundlem.
Ariyal nagle przypomniał sobie, że wyczuł wcześniej zapach kundla.

Oczywiście, powinien zwrócić na to większą uwagę. Ale z kolei, czy ktoś
kiedykolwiek słyszał o kundlu – magu? A może to był mag – kundel?

- Nie wiedziałem, że to możliwe – mruknął.
- Nie tylko możliwe, ale to prawdziwy wrzód na tyłku.
Ukrył uśmiech spowodowany jej wkurzonym tonem. Jaelyn była

przyzwyczajona do bycia zwycięzcą. Bez względu na to, co lub kogo miała za
przeciwnika. Teraz była wyraźnie zirytowana, że kundel uciekł, chociaż krew na
jej rękach świadczyła, iż poważnie uszkodziła psa.

- Czy coś jeszcze? – zapytał.
- On nie jest sam.
Prychnął. Po prostu coraz lepiej.
- Tearloch?
Pokręciła głową.
- Nie, co najmniej jeden kundel i czarownica.
W zamyśleniu pogłaskała uchwyt broni. Ariyal podejrzewał, iż ten

nieświadomy gest niósł jej pociechę. Stłumił jęk, gdy wyobraził sobie te smukłe
palce głaszczące coś bardziej interesującego.

- Jest też stworzenie, które potrafi maskować swój zapach – wyznała,

nieświadoma jego erotycznych fantazji.

background image

Niechętnie odsunął od siebie rozpraszające myśli, zachęcające go do

przyciśnięcia jej do drzewa i ugaszenia pragnienia, które pulsowało tuż pod
powierzchnią, gdy ona była w pobliżu. Jego życiu zagrażało wystarczająco
wiele niebezpieczeństw, bez dodawania do kolekcji seksu z nieobliczalnym
wampirem. Nie, żeby nie chciał…

Syknął z frustracją, tłumiąc myśl, zanim jeszcze powstała w jego głowie.
- Inny używający magii? – wychrypiał.
Wzruszyła ramionami.
- Moim zdaniem to jakiś demon, a może inny wampir.
- Łowca?
- Nie wiem – w oczach koloru indygo błysnął niepokój. – To właśnie mnie

martwi.

Ariyal odchylił głowę do tyłu, by wziąć głęboki oddech i prześledzić różne

zapachy wypełniające łąkę. Rodzina chochlików pędziła z pobliskiej jaskini
przez pola kukurydzy w ewidentnej panice. Grupa demonów polowała na
jelenia. I gdzieś w oddali smród kundli jak również dziwny, stłumiony zapach,
który tak niepokoił Jaelyn. Wszystko to oddalało się od nich. Zostali sami na
opustoszałej łące.

Sami? Otworzył oczy w zdumieniu.
- Gdzie jest gargulec?
Spojrzała na linię drzew, marszcząc brwi.
- Nalegał, by podążyć śladem kundli, podczas gdy ja wróciłam tutaj.
Ariyal prychnął, nie podzielając żalu swojej towarzyszki z powodu

nieobecności Leveta.

- Najwyższy czas, żeby się do czegoś przydał.
- Nie lekceważ go. Ma… - przerwała, ważąc słowa i odwracając się z

lekkim uśmiechem – nadspodziewane talenty.

- Jego talent to doprowadzanie rozsądnego człowieka na skraj załamania

nerwowego.

- Nie ulega wątpliwości, że to wszystko przez testosteron – uśmiechnęła się

szerzej, przesuwając się i obejmując jedną ręką jego talię, jednocześnie
przyciągając jego wolną rękę na swoje ramiona. – On psuje mózg.

Ariyal zesztywniał, gdy jego ciało zareagowało na jej dotyk możliwym do

przewidzenia podnieceniem, mimo iż jego duma gwałtownie zbuntowała się
przeciwko użyciu jej jako wampirzej kuli. Inną rzeczą było zaoferowanie mu
współczucia dla jego obrażeń, a czymś zupełnie innym traktowanie go jak

background image

jakiegoś cholernego inwalidę. Nie po tym jak Morgana le Fey czerpała taką
makabryczną radość z dręczenia go, kiedy był ranny i bezbronny.

- Tak bardzo chciałbym być w twoich ramionach dziecinko, ale nie sądzę,

że jest teraz ku temu czas i miejsce – zadrwił.

Prychnęła zniecierpliwiona.
- Musimy znaleźć schronienie, w którym będziesz mógł się uleczyć.
Uwolnił się z jej uścisku, ignorując osłabienie, które mogło się pogłębić,

gdy jego rany nadal będą krwawić.

- Nie.
- Nie?
- Nie pozwolę, byś mnie taszczyła, jakbym był jakąś słabą kwiatową

wróżką.

Ujęła się pod boki.
- Dlatego, że jestem kobietą, a z ciebie to wielki, twardy, męski facet?
- Dlatego, że nigdy nie będę na niczyjej łasce. Nigdy więcej.
Jego twarde słowa zadźwięczały w powietrzu i na kilka sekund twarz

Jaelyn złagodniała, gdy go zrozumiała. Ta kobieta dokładnie wiedziała, co
znaczy być bezradnym i wykorzystywanym.

- Dobrze – zgodziła się bez kłótni. Co za rzadkie i wspaniałe zdarzenie. –

Więc jaki masz plan?

Plan? Stłumił chęć roześmiania się. Było już trochę za późno na plan.

Potrzebowali teraz szybkiego sposobu na przywrócenie mu siły do walki.

- Potrzebuję twojej krwi – przyznał bez ogródek.
Cofnęła się w tył, jej twarz zesztywniała z szoku.
- Po co?
Uniósł brwi. Jej oburzenie wydawało się trochę obłudne biorąc pod uwagę

to, że była cholerną pijawką.

- Aby pomóc mi się uleczyć?
- To jakiś żart?
- Nie – podniósł miecz. Światło księżyca zatańczyło w srebrnym metalu. –

Mogę czerpać moc z mojego ostrza.

- Jak?
- Nasi ludzie mają wiele broni, ale prawdziwe ostrza Sylvermystów zostały

wykute jeszcze przed wygnaniem Mrocznego Lorda – powiedział powoli.

Zmrużyła oczy.
- To znaczy?

background image

- Metal był wytapiany na samym dnie piekła wraz ze srebrem i sercem

demona Lamsunga.

Popatrzyła na miecz.
- Kradnący dusze – mruknęła.
Skinął głową. Lamsungi były rzadkimi demonami, które żyły dzięki

wysysaniu życia swoich wrogów.

- Ostrze chłonie moc moich wrogów.
Odwróciła się, by spojrzeć mu w oczy. Jej twarz skrywała emocje.
- I daje ci siłę.
- Dokładnie.
Krótka, dziwnie napięta cisza zapanowała pomiędzy nimi, nim Jaelyn

ponownie postąpiła krok w tył.

- Stań tutaj – wyciągnął rękę, by chwycić ją za ramię. – Dokąd idziesz?
- Zdobyć dla ciebie krew – skinęła głową w kierunku lasu. – Mniej niż milę

stąd jest grupa demonów.

Zauważył jej zakłopotanie.
- Mogę użyć twojej. Nie potrzebuję wiele.
Odsunęła się dalej, oblizując usta. Prawie tak, jakby była zdenerwowana.
- Nie.
- Dlaczego nie?
- Ja… - to z innej przyczyny oblizywała usta. – Nie mogę.
Nie, nie może. Nie chce.
Wampirzyca dała jasno do zrozumienia, że nie zniży się do bycia

pokarmem wstrętnego Sylvermysta. Stało się też jasne, iż nie zamierza się
zniżyć do zaoferowania swojej cennej krwi, aby przywrócić mu siły.
Wyprostował ramiona, pokrywając zranioną dumę kpiącym uśmiechem i
przechodząc obok jej sztywnego ciała.

- W porządku. Na razie, dziecinko.
- Aryial, co robisz?
- Sam sobie zorganizuję cholerne polowanie, dziękuję bardzo.

Jaelyn przeklinała własną głupotę, gdy patrzyła, jak Aryial maszeruje dalej,

jego plecy zesztywniały z urażonej dumy, a kroki nie były tak stabilne, jakby
tego pragnął. Zepsuła wszystko. W spektakularny sposób.

background image

Pacnęła się dłonią w czoło. Na litość Boską, wszystko, co musiała robić, to

mieć oko na jednego Sylvermysta. Praca, którą powinna wykonać nawet we
śnie. Ale wielokrotnie udało jej się schrzanić to zadanie. Teraz utknęła tu,
patrząc jak odchodzi wściekły za jej słabość, ale wystarczająco inteligentny, by
wiedzieć, że na tą chwilę nie miała innego wyboru. Nie mogła mu pozwolić na
wzięcie jej krwi. Nie, kiedy nie była w stanie w pełni pojąć konsekwencji.

Tak, było bardziej niż prawdopodobne, że ostrze wchłonęłoby jej krew i nic

więcej by się nie stało, poza dodaniem Aryialowi sił potrzebnych mu do
uleczenia się. Poza tym…

Zadrżała, odwracając się, aby spojrzeć na ciche pola. A co, jeśli krew

zareagowałaby tak, jakby wziął ją prosto z jej żył? Konsekwencje mogłyby być
tylko ciut mniejsze od kataklizmu.

- On odchodzi, wiesz o tym.
Bezcielesny głos przeciął powietrze zaledwie kilka sekund po tym, jak

zapachniało siarką i nagle na wprost przed nią pojawiła się Yannah. Jaelyn
krzyknęła, łapiąc za broń i celując w intruza. Jej palec był gotowy, aby nacisnąć
spust, kiedy poniewczasie rozpoznała twarz w kształcie serca i czarne oczy,
które migotały jak hebanowe paciorki w świetle księżyca.

- Cholera – Jaelyn schowała strzelbę do kabury, patrząc na stworzenie,

które spokojnie gładziło dłonią dół białej, jedwabnej szaty. – Jezu,
przestraszyłaś mnie.

- Tak? – Yannah zamrugała z przesadną niewinnością. – Myślałam, że

Łowcy są tak szkoleni, by nigdy nie dać się zaskoczyć?

- Nie byłabym zaskoczona, gdybyś przychodziła jak zwykły demon –

Jaelyn broniła się zimno, skrywając wstyd za warstwą lodu. To nie była jej wina,
że pozwoliła się tak niebezpiecznie zdekoncentrować, prawda? Jeśli Aryial
przestałby być wrzodem na tyłku, wtedy mogłaby się skoncentrować na
ważniejszych rzeczach. A i on nie był jedynym winnym. Yannah i jej matka
Siljar też miały w tym swój udział. – Powinnaś nosić dzwoneczek albo coś
podobnego. To niegrzecznie tak po prostu wyskakiwać przed ludźmi.

Yannah uniosła brwi.
- Cóż, nie jesteś czasem zbyt kapryśna?
- Ty też byłabyś kapryśna, jeśli byłabyś zmuszona grać opiekunkę tego… -

Jaelyn zacisnęła usta, zabrakło jej słów.

- Tego przemiłego, zachwycającego, kompletnie znośnego…
Słowa wróciły w pośpiechu:
- Wybuchowego, upartego, egoistycznego Sylvermysta.

background image

- To w końcu mężczyzna – Yannah wzruszyła ramionami. – Oni wszyscy są

jak wrzody na tyłku.

Cóż, czyż to nie była pieprzona prawda?
- Niektórzy nawet bardziej niż inni – mruknęła.
- Przypuszczam, że tak – Yannah wyglądała tak, jakby rozważała różne

wady płci męskiej, zanim głęboko westchnęła. – Jednak szkoda.

- Czego?
- Kosztowałaś mnie tysiąc latinum

1

.

Jaelyn zmarszczyła brwi, czy ten demon pojawił się tu, by z niej kpić?
- To miałoby może sens, gdyby to był „Star Trek”, a my byłybyśmy

Frengami.

- Założyłam się z moim sąsiadem, a matka nie pozwoliła mi postawić

prawdziwych pieniędzy – zmarszczyła mały nos. – Poza tym dżiny są
przewrażliwione na punkcie swoich skarbów.

Dżin? Jasna cholera. Co to za dzielnica, w której mieszka ta kobieta?

Odsunęła od siebie idiotyczne myśli i zamiast tego skoncentrowała się na
podejrzeniu, że zastawiono na nią pułapkę.

- A jakie były szczegóły tego zakładu?
- Powiedziałam, że do końca tygodnia będziesz miała Sylvermysta na

smyczy i to nauczonego porządku. Maric powiedział, iż prędzej go zabijesz, niż
dotrzesz do dziecka – wskazała palcem na Jaelyn. – Żadne z nas nie
przypuszczało, że potężny Łowca po prostu się podda. Muszę powiedzieć, iż to
ogromne rozczarowanie.

Jaelyn zmrużyła oczy. Tak. Zdecydowanie pułapka.
- Czy jest jakiś konkretny powód… twojego pojawienia się? – spytała nie

łykając przynęty.

- Czy zapomniałaś, że miałaś obowiązek informować mnie o wszystkim?
- Nie, nie zapomniałam, ale na razie nie ma o czym.
- Nie ma? – Yannah uśmiechnęła się szelmowsko po krótkiej, dramatycznej

pauzie. – W ogóle nic?

Po raz pierwszy od wieków Jaelyn poczuła ulgę, że nie może się rumienić.

Czy ta kobieta wiedziała, iż popełniła największy grzech, uprawiając seks ze
swoją ofiarą?

- Ariyal wciąż szuka dziecka – powiedziała szorstko. – Zostaliśmy

zaatakowani przez zombie. Tearloch wezwał ducha czarodzieja z głębi

1 Fikcyjna waluta z filmu „Star Trek”. To specjalnie przygotowany, wysokociśnieniowy stop platyny i
złota, honorowany głównie przez Kardasjan, Klingonów i Ferengi (gatunki istot z innych planet).

background image

podziemi, szalonego dupka i możliwe, że z nimi jest jeszcze Sergei – w
zamyśleniu pogłaskała drewnianą kolbę swojej strzelby, robiąc również
dramatyczną pauzę. – Och i jest tutaj gargulec Levet, który podąża za mną jak
zagubiony szczeniak, bo szuka ciebie.

Stworzenie uśmiechnęło się tylko szeroko, ukazując ostro zakończone

zęby.

- Jak słodko.
Zamyślona Jaelyn machnęła ręką.
- On jest tam, jeśli chcesz skrócić jego cierpienie.
- Nie – mlasnęła językiem. – Nie teraz.
- Dobrze – Jaelyn przesunęła się z rosnącym zniecierpliwieniem. – Teraz

jesteś na bieżąco. Potrzebujesz jeszcze czegoś?

Yannah podpłynęła bliżej, jej moc zawisła namacalną siłą w powietrzu.
- Mam pytanie.
Jaelyn zadrżała.
- Jakie?
Czarne oczy badały ją z niewzruszoną ciekawością.
- Czy mam powiedzieć matce, że zdecydowałaś się zerwać umowę?
Jaelyn wzdrygnęła się na tę niebezpieczną propozycję. Łowcy, którzy

zawiedli, nie dostają drugiej szansy. A kto, do diabła, wiedział, co się dzieje z
kimś na tyle głupim, by zerwać umowę podpisaną przez Wyrocznie?

- Oczywiście, że nie.
- A więc zamierzasz iść po Sylvermysta?
A miała jakiś wybór?
- W ostateczności – niechętnie obiecała.
- To mi się wydaje mało precyzyjne.
Słysząc ostrzeżenie w jej niskim głosie, Jaelyn uniosła ręce w geście

poddania.

- Idę, idę – warknęła, omijając malutkiego demona i krocząc ciężko przez

łąkę.

Zignorowała uczucie, że jest obserwowana przez Yannah i skupiła się na

mężczyźnie, który szybko stawał się zmorą jej istnienia. Nie musiała używać
sporych umiejętności Łowcy, by podążać śladem Ariyala. Mogła wyłączyć
zmysły całkowicie, a i tak byłaby go w stanie znaleźć. A to, oczywiście,
przerażało ją jak cholera.

background image

- Chryste, dlaczego ktoś mnie po prostu nie zastrzeli? – mruknęła, gdy

zwiększyła tempo, omijając drzewa i przekraczając strumień, gdzie złowiła
zapach rannego demona.

Oczywiście Aryialowi udało się zdobyć krew potrzebną mu do

przywrócenia siły. Ale zamiast wrócić do niej, szedł dalej. I to w takim tempie,
że upewniła się, iż to nie były tylko dąsy. Naprawdę starał się ją zostawić.
Irytująca wróżka.

Skacząc przez płot, który wyznaczał granice pastwiska dla krów, w końcu

dostrzegła Aryiala, jak szedł przez zarośnięte podwórze wiejskiej zagrody. Przez
chwilę przyglądała się białemu, dwupiętrowemu domowi z czarnymi
okiennicami i łuszczącą się farbą, zanim przeniosła wzrok na pobliski kurnik,
który przechylił się pod katem jak pijany i bardziej odległe szopy oraz pokryte
blachą stodoły, nadal pachnące sianem.

Miejsce było opuszczone przez ludzi, choć stęchły smród puszek po piwie

ostrzegał, że od czasu do czasu wykorzystywano tą osamotnioną nieruchomość
na prywatne imprezy. A w okolicy Jaelyn nie wykryła żadnych demonów. To
wydawało się być dobrym miejscem na konfrontację z wściekłym
Sylvermystem.

Pełnym gracji ruchem Jaelyn wskoczyła na szczyt osłoniętego ganku

znajdującego się przy domu, a następnie zsunęła się tuż przed Aryialem.
Sylvermyst zatrzymał się niechętnie, jego niezwykle piękna twarz zdradzała
powstrzymywaną furię. Był tak inny od mężczyzn wampirów, którzy dążyli do
tego, by zostać jej kochankami. Nie było zimnej kalkulacji. Powściągliwości w
słowach i czynach, która oferowała kliniczną przyjemność bez zawracania sobie
głowy zaangażowaniem emocjonalnym.

Nie. Aryial był gwałtowny i pełen temperamentu oraz tak namiętny, że

omal nie podpalił powietrza siłą swoich emocji. Był apodyktyczny, ale nie był
tyranem. A choć miał w sobie więcej niż trzeba męskiej arogancji, to czuła się
bezbronna wobec niego, kiedy dotykał ją w tych miejscach, o których nawet nie
wiedziała, że chce być tam dotykana. Był dokładnie tym, czego nie
potrzebowała w tym niesprzyjającym czasie. Brązowe oczy płonęły zapierającą
dech w piersiach mocą.

- Zejdź mi z drogi, wampirze.
Zignorowała nagłe ciepło, które zawirowało w powietrzu. Była stosunkowo

bezpieczna. Przynajmniej dopóki nie wezwał tego przeklętego, drewnianego
łuku i strzał, które wyczarowywał z powietrza. Wtedy sprawy mogły się
skomplikować.

background image

- Gdzie ty się, do cholery, wybierasz?
- Nie rozmawiam o moich planach z moimi wrogami.
- Dąsasz się, bo nie chciałam podzielić się z tobą moją krwią?
- Ty jesteś tą, która traktuje mnie jak wroga – warknął. – Więc albo zrobisz

to, po co cię tu wysłano, albo zejdź mi z drogi.

Nieprzyjaciel? Wróg?
Ach, gdyby tylko.
Rozumiała to. Ten chaos, mącący w głowie bałagan, który nie dawał jej

żyć…

- Potrzebujesz mnie – powiedziała nagle.
Prychnął, krzyżując ręce na piersi. Obraz mężczyzny w jego największym

uporze.

- I ty twierdzisz, że jestem arogancki?
Pochyliła głowę.
- Wiesz, gdzie jest dziecko?
- Dowiem się.
- I będziesz walczył ze swoimi współplemieńcami oraz duchem na

sterydach beze mnie?

Zacisnął zęby, jego duma po raz kolejny została urażona.
- Tak.
- A co z Sergeiem?
Wzruszył ramionami.
- A co z nim?
- Dość – syknęła z irytacją. – Nie pozwolę ci wleźć prosto w pułapkę tylko

dlatego, że jesteś na mnie wkurzony.

Zmarszczył brwi z drwiną.
- A jak zamierzasz mnie zatrzymać, Łowco?
Później Jaelyn zastanawiała się, czy była zbyt zestresowana – przeżyła

przecież, mimo wszystko, kilka szalonych dni i każdy wampir poczułby się
bliski załamaniu nerwowemu – czy też była to chwilowa niepoczytalność. W tej
jednak chwili, nie myślała. Zadziałał bezwiedny, prymitywny instynkt. Ujęła
jego twarz w dłonie i pochyliła się, by pocałować go z całą mocą dzikiego
pragnienia, które nie chciało zostawić jej w spokoju.

- Właśnie tak.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 8
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 4
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 9
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 12
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 3
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 1
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 7
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 10
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 13
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 6
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 5
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 2
Alexandra Ivy Strach przed ciemnością rozdział 2
Alexandra Ivy Strach przed ciemnością rozdział 1
Alexandra Ivy Strach przed ciemnością rozdział 3
Cynthia Eden Związani przez krew Rozdział 1 2
Cynthia Eden Związani przez krew Rozdział 1 4
Cynthia Eden Związani przez krew Rozdział 1 3
Ta scena została usunięta z rozdziału 11, eboki, teksty z Twilight niby wycięte przez wydawce

więcej podobnych podstron