The Light and The Dark

background image

The Light and The Dark

by

AngstGoddess003

Tłumaczenie: ZuzZa
Beta: mylover


Sen nie jest ucieczką. Moje zdradliwe myśli szeptały, kiedy wpatrywałam się w swoje

zamknięte powieki. Ciemność, z ostrymi przebłyskami kolorów, wystawała spod powiek,
pośród nisefornych fajerwerków tańczących naprzeciw moich tęczówek.

To było prawdopodobnie kłamstwo. Nawet jeśli nie było kłamstwem, nie miało to

znaczenia. To była dla mnie ucieczka i te rzadkie godziny, którymi zostałem obdarzony,
poprzez błogą pustkę, którą to wytworzyło. Odrętwienie. Nie było to wiele w kontekście
całego dnia, ale dobre i to.

Potrzebowałam więcej tego. Godzin, a najlepiej dni, jeśli jest to możliwe.
Nieustanne ćwierkanie rozradowanej, błękitnej sójki zakłóciło mój niespokojny sen o

szóstej trzydzieści tego poranka. Było dla mnie za wcześnie, by zebrać w sobie energię
niezbędną do przegonienia bezmyślnej żywej istoty, z jego miejsca na drzewie za rozmazaną
szybą, więc sięgnęłam po omacku ręką i wzięłam zmięta poduszkę, przykładając ją do uszu z
ochrypłym jękiem.

Poduszka śmierdziała pleśnią i zwietrzałym alkoholem. Wepchnęłam nos głębiej i

wciągnęłam ten zapach z zawziętym… namaszczeniem. Pleśń była gorsząca, ale zapach
ambrozyjskiego alkoholu był bardziej niż nieznośny.

To była ucieczka. Nawet nie byłam wystarczająca głupia, żeby temu zaprzeczyć.

Chociaż zaprzeczenie nie było czymś, na co zasłużyłam ani czego szukałam. Prawda mojej
Ciemności zakażała mnie codziennie, skradając się w głąb mojego bytu i ciągnąc mnie w dół.
Przestałam walczyć z tym dawno temu: wybierając odrętwienie alkoholem i spanie. Czekając.

Ale teraz, ponownie się obudziłam. Sama w moim zaniedbanym łóżku ze znajomym

smrodem mojego istnienia i dźwiękami życia za oknem mojego mieszkania. Drwiącymi.
Mocniej przycisnęłam poduszkę do twarzy, zbierając siły, z zaciśniętą pięścią na
chropowatym materiale. Wiedziałam, że wspomnienia napadną na mnie, ponieważ było tak
każdego ranka, kiedy się budziłam. Otrzeźwiona.

Przyszły szybko, ostrymi blaskami, kiedy zacisnęłam oczy i mocniej przyłożyłam

poduszkę do twarzy, na tyle ile moja siła mi pozwoliła.

background image

Lukrecja i Mięta. Sztruks i aksamit. Kwiaty Dali i lwia paszcza

1

Znowu wymiotowałam. Skręcając się przy poplamionym, porcelanowym sedesie,

wymiotując niczym w ciemną muszlę. Suche wymioty. Nie kwasy żołądkowe. Nie jedzenie.
Nie alkohol. Nic.

. Wypłowiały brąz i

jedwabiste włosy. Ciche brzęki metalu. Brudne białe płótno i emocjonalne szepty. Pobrudzone
błotem ręce. Zielone oczy.

Byłam pusta.
Nie patrzyłam w lustro, kiedy wstałam. Nigdy tego nie robiłam. Nigdy nie mogłam. Za

to włożyłam duży brązowy trencz, który spełniał rolę bariery przez krótki czas, gdy będę go
potrzebować.

Nie było powodu, żeby sie ubierać. Nigdy nie byłam rozebrana.

Bolała mnie głowa, pulsując świstem w moich uszach, kiedy potknęłam się w

ciemnym korytarzu mieszkania. Smród był wszędzie. Wilgotny zapach wypełnił wnętrze
czymś, co mogło być jedynie opisem śmierci. Całe to miejsce śmierdziało tym. Wsiąknął w
ściany ze złuszczona powierzchnią, w szorstki materiał dywanu, który prowadził do
nieużywanego pokoju dziennego.

Oczywiście, że był nieużyteczny. To znaczy do mieszkania, nieprawdaż?.
Gdy moja blada dłoń nacisnęła na klamkę i otworzyłam powoli drzwi, syknęłam,

odwracając twarz od jaskrawego światła porannego nieba. Zmrużyłam oczy, powoli
obracając twarz w stronę słońca, by się przyzwyczaić.

Było ciepło na zewnątrz i poczułam zdecydowanie znajomy zapach w powietrzu,

kiedy szłam po chodniku z opuszczoną głową. Te dwa fakty były jedyną wskazówką dla mnie
co do bieżącej pory roku. Lato w Chicago. Nie pamiętałam daty, ponieważ nigdy jej nie
śledziłam. Czas był nieprzyjazny i coraz bardziej bezsensowny.

Szybko doszłam do sklepu na rogu Siedemdziesiątej Piątej i Lexington, a znajoma

codzienna droga przywitała mnie bez wyrazu, kiedy wpatrywałam się w dół. Kilka osób
przemierzało ulice, kiedy przechodziłam: niektórzy czekali na taksówki, a inni mijali mnie
bezinteresownie.

Czteroosobowa rodzina wysiadła z taksówki, kiedy zbliżyłam się do znajomego sklepu,

zatrzymując w powietrzu rękę nad metalową rączką. Najpierw pojawiła się kobieta, a za nią
mała dziewczynka. Były podobne, obie mały rude włosy i niebieskie oczy. Matka i córka
trzymały się za ręce, odsuwając się na bok, kiedy kolejna dwójka wyszła. Mężczyzna, ojciec
jak przypuszczałam, z komicznie przesuniętą linią włosów i w odrażająco żółtej koszuli na
guziki, której kolor był podobny do tygodniowych wymiocin.

Ten człowiek wyglądał na rozwścieczonego, trzymał za nadgarstek małego chłopca i

pomagał mu.

- Co ci mówiłem o byciu niegrzecznym? – mężczyzna zapytał gniewnie chłopca.
Chłopiec tylko podniósł na niego wzrok z raczej znudzonym wyrazem, czym tylko

bardziej zirytował swojego ojca. Ten młody chłopiec nie mógł mieć więcej niż osiem lat. Jego
włosy miały kolor włosów ojca. Ciemny blond, który układał się w bezwładną fryzurę na jego
głowie. Jeśli jego geny byłyby jakąś wskazówką, lepiej niech się nimi cieszy dopóki może.

1

Lwia paszcza (Antirrhinum majus) - jednoroczna roślina

background image

To miało być pytanie retoryczne. Nawet chłopiec to wiedział, wzruszając ramionami

nieprzekonująco i odwrócił się do swojej matki. Nie wydawali się szczęśliwi. Matka wyglądała
na przemęczoną i kiedy mężczyzna zapłacił taryfiarzowi, pochwyciła nadgarstek chłopca,
wciągając go do sklepu z cichymi, złymi sykami. Chłopiec wydawał się nie troszczyć o to, co
powiedział jego ojciec.

Był prawie jak…
Papier i masa. Łzy ze śmiechu i zaciekłe łaskotki. Pióra i złote błyski. Kroki i chichoty.

Mruczenie i ciepłe palce. Miękkie i słodkie. Brązowe włosy. Zielone oczy.

Zacisnęłam boleśnie dłoń wokół metalowej rączki, otworzyłam drzwi, powodując

brzęczenie dzwonka, który oświadczał pracownikom w środku moje przybycie, obijając się o
duże drzwi.

To było niepotrzebne w moim wypadku. Wiedzieli, kiedy spodziewać się mnie

każdego ranka. Byłam tak samo punktualna, jak niezawodna była błękitna sójka za moją
mroczną szybą okienną. Wybrałam swoją truciznę z półki, standardowa butelka,
prawdopodobnie jedna na pięć godzin. Zastanawiałam się, czy kupić jedną ekstra, wpatrując
się tęsknie w półkę. Wizja rodziny mogła na pewno uczynić ten dzień gorszym niż wczorajszy.

Wzięłam dwie. Płacąc po cichu, kiedy starsza kobieta za ladą spojrzała na mnie katem

oka i wydała mi resztę. Nigdy nie rozmawiałyśmy i udawałam, że nie widzę litości w jej
oczach, kiedy odwróciłam się do wyjścia ze sklepu z moimi skarbami. Jej litość była czymś, na
co nie zasługiwałam i czego nie szukałam. Litość i zaprzeczenie były dziwnie podobne pod
tym względem.

Wróciłam do domu, nie patrząc na drogę, moje wspomnienia tradycyjnej ścieżki,

ostre i wyraźne, odwrotnie do mojego zmęczonego ciała. Drzwi nie były zamknięte na klucz i
łatwo sie otwierały, ale moja ręka się trzęsła, kiedy popchnęłam je do otwarcia. Zadrżałam,
gdy ponownie spotkałam się ze smrodem mojej rzeczywistości.

Podeszłam do łóżka, było takie spokojne i czekało na mój powrót. Brudny materac i

pogniecione prześcieradła kusiły codzienną rutyną, kiedy zdejmowałam z siebie okrycie i
opadłam na piszczącą maskotkę na środku pokoju.

Błękitna sójka odleciała już dawno. Zawsze robiła to, zanim wracałam.
Drżącymi rękami wyjęłam z brązowej torby moją pociechę. Oblizałam wargi w

oczekiwaniu, usuwając zakrętkę z minimalną ilością siły do tego potrzebną.

Było ciepłe, kiedy spłynęło w moim gardle. Gorzkie w najsłodszy sposób, gdy

odchyliłam do tyłu głowę i połykałam tak dużo tego, ile mogłam bez oddychania. To było
wstrętne i podłe, zupełnie tak samo jak ja. Pasowaliśmy do siebie, kiedy spowodowało to u
mnie zmniejszenie zdrętwienia.

Zabrało mi to więcej czasu, by upoić się i odprężyć na twardym materacu, ale było

warto. Był to czas, w którym mogłam sobie przypomnieć wszystko. Bez mojego zaproszenia,
wizja rodziny na ulicy powróciła do mnie.

Doprowadzało mnie to do szału.
Ponieważ nikt z nich nie wyglądał na szczęśliwego i żadne z nich nie uświadamiało

sobie tego co oczywiste. Widziałam to samo każdego dnia, kiedy szłam na róg

background image

Siedemdziesiątej Piątej i Lexington. Matki i ojcowie, którzy nigdy nie mieli czasu, aby
doceniać ich błogosławieństwa. Sprzeczali się, walczyli oraz byli niewierni w ciemnych
zaułkach i na tylnych siedzeniach samochodów, bez oznak wyrzutów sumienia, gdy
sprawiało, że przez to rozpadały się ich rodziny.

Raz miałam szansę. Z dziarskim człowiekiem i dziarskimi uśmiechami, które przerwały

moje obawy i wyniosły mnie ponad nieistotne różnice, które najbardziej nas rozdzielały.
Ideałem każdej kobiety było wzięcie ślubu przed osiemnastym rokiem życia i mieć dziecko w
wieku dwudziestu trzech lat. Ale to był Ed i ja, ponieważ wiedzieliśmy od pierwszego
spojrzenia na przyjęciu w Cleveland, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Spleceni i nierozłączni
od pierwszej sekundy, pierwszego tygodnia, pierwszego roku i szczęśliwi jeszcze długo.

Czasami jeśli znieczulę się wystarczająco, by stracić funkcje motoryczne, mogę wyczuć

jego zapach unoszący sie w stęchłym powietrzu, zniszczonego czynszowego mieszkania.
Pachniało to jak dom.

Pachniało jak zniszczenie. Jak koniec mojej woli do życia, ponieważ to odeszło i nigdy

tego nie poczuję. Pijana i całkowicie nie przydatna.

Mieliśmy plany, nadzieje i sny. Chatka w lesie na zachód od miasta, gdzie mogliśmy

uciec. Wakacje we Francji i spacery po molo nad rzeką, kiedy słonce zachodziło za paryskimi
chmurami. Śmiałam się i rzucałam w jego ramiona, kiedy o tym wspominał. Ed był
zdesperowanym romantykiem. Romansował ze mną beznadziejnie. Owijał mnie sobie wokół
palca, z jednym błyskiem jego dziarskiego uśmiechu i dotknięciem jego delikatnych warg.

Był wszystkim. Ciężkość trzymała mnie na podłodze naszego domu, kiedy pracował

cały dzień. Czekałam niecierpliwie, czasami przegrywając bitwę z moją wolą i podając mu
lunch jako spontaniczną niespodziankę. Kochał to oczywiście, zawsze witając mnie z
otwartymi ramionami, kiedy wskakiwałam w nie z podnieceniem. Rozłąka nigdy nie była dla
nas łatwa, więc nawet jedna godzina lunchu na ławce w parku, z nim obok mnie wystarczała,
by sprawić, że chciałam, aby ten moment trwał wiecznie.

Dał mi życie i oświetlił Światłem próżnię Ciemności, w której byłam, gdy nie

wiedziałam o jego istnieniu. Wciąż jasno mogę sobie przypomnieć dzień, w którym
dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży. Nasze rodziny i przyjaciele byli wstrząśnięci,
insynuując, że jesteśmy za młodzi albo zbyt obiecujący, by w ogóle rozważać taką myśl.
Śmialiśmy się i spędziliśmy wieczór w dwójkę. Jego duża, ciepła dłoń leżała na moim nagim,
wciąż jeszcze płaskim brzuchu, a głowę oparł na mojej klatce piersiowej. Był absolutnie
zachwycony.

Przebierałam palcami w jego ciemnych włosach, kiedy leżeliśmy w łóżku tej nocy.
- Co wolisz? – zapytałam o płeć dziecka.
Jego ciało zadrżało pod wpływem cichego śmiechu, kiedy patrzył się w dół, gdzie

nasze stopy były splecione jak nasze serca.

- To jest nieważne – odpowiedział z uśmiechem.
Nie miało to dla niego znaczenia. Dziewczynka czy chłopiec, dziecko byłoby

wytworem naszej miłości i oddania. Idealny byt, ze wzoru, który nasze serca stworzyły na
długo zanim zakiełkował i zaczął rosnąć w moim brzuchu.

background image

To było najszczęśliwsze dziewięć miesięcy nieszczęścia, jakie kiedykolwiek miałam

nadzieje przeżyć.

Byłam tą osobą, która wybrała jego imię. Edward Senior nalegał, że to staromodne i

nie cierpiał myśli o przykrościach jakie musiałoby znieść nasze dziecko, mając tak
tradycjonalne imię, jak to było w przypadku jego samego. Ale na tym stanęło. Wyglądał dla
mnie jak Edward. W połowie jak Ed i w połowie jak ja oraz inkarnacja bezkresnego
stworzenia.

Edward był doskonałością.
Był Światłem takim, jakie Ed zapalił w mojej duszy. Promieniował życiem i

niewinnością, z jego błyszczącymi zielonymi oczami i burzą brązowych włosów. Wszystko, co
miał do zrobienia to uśmiech, a ja i Ed już byliśmy skłonni dać mu wszystko, czego chciał. Nie,
żeby kiedykolwiek korzystał z tego. Nawet jako małe dziecko pokazał niewiarygodną ilość
opieki i uczciwości.

Taka była prawda o moim Edwardzie. Miał wielkie serce. Był bystry, dowcipny i mógł

pójść gdziekolwiek na tym świecie, ze swoim niewiarygodnym darem inteligencji i
współczucia. To był Ed i powtarzałam to wielokrotnie.

Każda matka miała takie zdanie o swoim dziecku, ale ze mną i Edwardem było inaczej.

Byliśmy bliżsi sobie niż inni, spleceni razem nocami, kiedy kołysałam go z miłości i nuciłam
mu tę samą starą kołysankę, którą moja matka mi nuciła, gdy byłam małym dzieckiem.

Dawaliśmy mu tylko to, co najlepsze. Najlepszą edukację, najlepsze ubrania, najlepsze

lekcje muzyki, najlepsze… wszystko. Ponieważ zasługiwał na to. I ofiarowywanie mu tych
rzeczy czyniło nas szczęśliwymi i zadowolonymi. Szczęśliwa rodzina.

Więc w ta wietrzną majową noc, kiedy dostałam telefon o pożarze w domu, mój świat

się załamał.

Chciałam krzyczeć, stojąc przed palącymi się ruinami naszego szczęśliwego domu. Ale

żadne dźwięki nie uszły z moich ust i tylko osunęłam się na kolana na ciemnym żwirze drogi.
Paliły się światła syren, a ludzie biegali po naszym trawniku. Ale jedyne, co mogłam zrobić to
patrzeć, kiedy wszystko, co kochałam spalało się i leciało w górę do ciemnego nieba.

To była nasza rocznica.
Chciałam płakać, ale byłabym tego nieświadoma, gdyby łzom udało się wydostać

poprzez moje szeroko otwarte, udręczone przerażeniem oczy. Ciemność, którą żal przyniósł
do mojej duszy zagrażała pociągnięciem mnie w dół i przytrzymaniem. Poruszyłam się na
twardej ziemi i patrzyłam, jak moja szczęśliwa rodzina stoi w płomieniach.

I wtedy go zobaczyłam. Wysoki strażak w usmolonym żółtym stroju z dzieckiem w

ramionach. Nie dziecko. Moje Światło. Mój Edward. Przeżył pożar, który szalał ze
wściekłością przede mną.

To było w tym momencie, kiedy zobaczyłam jego bose, czarne stopy machające na tle

płonącego domu, który wiedziałam, że muszę zepchnąć na bok. Jakkolwiek niemożliwe
mogło się to wydawać, musiałam ukryć żal przez wzgląd na niego. Musiałam wstać i podejść
do noszy, na których położyli jego ciało.

background image

Był ledwie świadomy, kiedy leżał w swojej przypalonej piżamie. Została spalona w

miejscu jego brzucha i klatki piersiowej, a widok przypalonego ciała, które się roztapiało i
pokryło pęcherzami jego miękką niewinną skórę, sprawił, że miałam silne odruchy wymiotne,
stojąc obok zaparkowanego ambulansu.

Ludzie mówili do mnie, a ja próbowałam odzyskać kontrolę nad swoimi funkcjami

życiowymi i podejść bliżej, ale nie słyszałam ich. Jedyną rzeczą widoczną dla mnie były łzy
Edwarda na jego usmolonej twarzy i jego przypalone brązowe loki, kiedy władowywali go na
tył ambulansu.

Przyłączyłam się do niego. I nie dlatego, że powiedziano mi to lub mnie zaproszono, i

nawet nie dlatego, że musiałam wiedzieć, czy z nim wszystko dobrze, chociaż ten instynkt na
pewno był w moim umyśle. Pojechałam z nim, by nucić mu do snu, kiedy podawali mu środki
uspokajające. Głaskałam jego ziemiste włosy i nie patrzyłam na udzielających mu pomocy
sanitariuszy, kiedy usypiał przez lek.

Gdy pracowali nad jego łóżkiem za zamkniętymi drzwiami gabinetu i przystąpili do

oceny stanu zdrowia rannych, administracja przekazała mi historię pożaru i losów mojego
męża. Powiedzieli mi najbardziej makabryczne szczegóły w związku z jego śmiercią.
Szczegóły, które mogłyby siedzieć we mnie i dręczyć wspomnieniami przez następne lata.

Edward był w szpitalu jedynie przez dwie noce i naprawdę chciałabym móc

powiedzieć, że opieka nad nim była wystarczająca, by zająć mój umysł i trzymać z dala od
nieodpartego żalu z powodu straty męża. Ale to wciąż tam było. Walczyłam, by to przemóc z
każdym gramem kontroli, którą miałam, kiedy doglądałam moje Światło, ale to wciąż było we
mnie i zagrażało, że ściągnie mnie w dół w Ciemność mojej rozpaczy.

Mój Edward niezwykle przez to cierpiał. To znaczy, opiekowałam się nim i

opatrywałam jego rany, jakkolwiek fizyczne lub psychiczne mogły one być. Ale moje rany
sprawiały ból nam obojgu i nie nadawałam się do niczego za każdym razem, kiedy Ciemność
skradała się do mojego umysłu i wpatrywałam się w jego matowe, zielone oczy.

Nie zabrało mi dużo czasu uświadomienie sobie, że ten żal był nieunikniony. To

osłabiało moją duszę nieskończenie; ciągnąc mnie w dół i zmieniając mnie w połamaną
skorupę. To krwawiłoby i mogło zakazić to, co było ukochane, kiedy zrobiłoby wszystko, by
mnie podnieść. To zniszczyłoby ich każdy moment, kiedy pozostawałam na dole.

Edward dorastałby przyglądając się, jak cierpię i także on mógłby cierpieć. Mógłby

spędzić swoje dzieciństwo opiekując się swoją rozbitą matką i patrząc, jakim wrakiem
człowieka była. To rozbiłoby go i przygasiło tę iskrę, którą tak kochałam.

I absolutnie odmówiłam Ciemności owładnąć moje Światło. Był zbyt wyjątkowy i zbyt

czysty, by pozwolić tak bluźnierczej rzeczy go profanować.

To było na pogrzebie, kiedy poukładałam każdą rzecz w swoim umyśle. Pochyliłam

głowę nad trumną mojego męża i przyrzekłam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by
zapewnić Edwardowi najlepszą szansę na szczęśliwą przyszłość. Jedynym sposobem, by
dotrzymać obietnicy, było poświęcenie. Wysłać go do kogoś lepszego. Do kogoś, kto nie
mógłby go zatruć.

background image

Tej nocy spaliśmy w dużym domu wiejskim rodziców Eda. Nie nuciłam Edwardowi do

snu, tak jak zazwyczaj robiłam i zszedł na dół, prawdopodobnie szukając mnie, kiedy
siedziałam przy stole kuchennym i topiłam żal w zwietrzałej wódce z nigdy nieużywanego
barku w domu Masenów.

Było torturą odmawiać tego mojemu dziecku w tę ostatnią noc. Trzymać go w

ramionach, nucąc mu i patrzeć, jak usypia spokojnie. Ale wiedziałam, że kiedy wejdę na górę,
by trzymać go w ramionach, nie mogłabym już go puścić. Więc pozostałam na miejscu i
powiedziałam mu, bez patrzenia mu w oczy, że żal, który mógłby zobaczyć i Ciemność
przebiłaby i sforsowała moje Światło.

Gdy słowa wyszły z moich ust, patrzyłam w dół na szklankę, uświadamiając sobie, że

będzie potrzebował przez to pocieszenia. Mógł nie zrozumieć logiki i poświęcenia, które mną
kierowały i mógłby być przez to urażony. Rozgniewało mnie to, że nie mogę być tą osobą,
która uśmierzy jego ból. To przygasło z czasem. I modliłam się do jakiegokolwiek Boga o to,
by nowa rodzina dała mu szczęśliwy dom, którego ja już dłużej nie mogłam mu zapewnić.

Ustaliłam wszystko, zanim Masenowie mogli się czegoś domyśleć. Chcieliby go dla

siebie, ale to nie był wystarczająco dobre. Wciąż wiedziałabym, gdzie jest i ciągnęłoby mnie,
aby go zobaczyć, kiedy nie umiałabym się temu sprzeciwić. I przede wszystkim, walczyli ze
swoją Ciemnością po stracie swoje dziecka. Nie było to wystarczająco dobre dla niego.

Kiedy został zabrany przez pracowników pracujących nad tą sprawą, opuściłam dom

Masenów bez słowa. Nie mogłabym znieść oskarżenia w ich oczach. Wyjechałam z kraju
moim samochodem, sama.

Pozwalałam rozgardiaszowi miasta ukryć siebie, kiedy podróżowałam z jednego

nędznego pokoju motelowego do drugiego. Zawsze z jedną rzeczą, która wprawiała mnie w
odrętwienie, pozwalające stawić czoło Ciemności i ładowałam to w siebie w całości. Piłam
każdego dnia.

Rozmyślałam nad samobójstwem przez wiele samotnych nocy, kiedy leżałam w

niewygodnym łóżku. Pragnienie tego było czasami przytłaczające. Po prostu go zobaczyć,
choć raz jeszcze.

Nie wiedziałam, czy mogę siebie uważać za głęboko wierzącą kobietę. Ale moja

rodzina wychowała mnie w pewnych przekonaniach i morałach, do których wiernie się
stosowałam. Nie byłam pewna, czy jest niebo albo czy byłabym wpuszczona do takiego
miejsca. Ale Ed i ja byliśmy dwiema częściami całości i wiedziałam w głębi serca, że pójdę
tam, gdzie on. Czekał na mnie gdzieś tam i byłam gotowa, by go spotkać.

Kilka rzeczy mnie powstrzymywało. Przeważnie strach. Strach, że nie zrobiłabym tego

jak trzeba i skończę ranna w jakimś podrzędnym szpitalu, w gorszej części miasta. Była to
także obawa, że przez taki grzech wyrzucono by mnie z nieba. Nie byłam głęboko wierząca,
ale nie podejmowałam żadnego ryzyka, gdy w grę wchodził Ed.

Więc piłam każdego dnia do odrętwienia i otępienia, i jeśli Bóg zgłębił moje zamiary i

czyny, mógłby pomyśleć, że to i tak jest samobójstwem. Oczywiście, chociaż wiedziałam
lepiej, nie mogłam znaleźć siły, by nie zgodzić się z tym, kiedy opróżniałam butelkę i witałam
Ciemność.

background image

To było wtedy, kiedy Ciemność konsumowała mnie po kawałku, jak pozwoliłam

swoim myślom nieść się do mojego Światła. Zastanawiałam się, gdzie jest Edward i co robi.
Czy para, która się nim opiekuje była dla niego dobra. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek
polubi sport, gdy dorośnie, albo czy wciąż brał lekcje grania na pianinie.

Przede wszystkim zastanawiałam się, czy jest szczęśliwy. Modliłam się o to, marzyłam

o tym, błagając o to Ciemność zawzięcie.

Pozwalałam sobie na iluzję jego dziennej rutyny i

zwyczajów. Wyobrażałam sobie, że gdzieś właśnie w tym momencie uśmiecha się i to
zawsze sprawiało, że zasypiałam, w chwili kiedy Ciemność pogrążała mnie przez to tak
spokojnie.

Oczywiście, nie mogłam wiedzieć tego naprawdę. Nie mogę doliczyć, ile razy

chciałam go odszukać. Przekonywałam się, że spojrzałabym tylko na jego twarz, albo
usłyszała jego głos. Tylko jedno spojrzenie na to, jak wyrósł, albo jakie cechy Eda się u niego
pojawiły. Będzie zdecydowanie pewny siebie, jeśli nie więcej.

Dotrzymywałam swojej obietnicy przez lata i nigdy nie zboczyłam ze ścieżki, którą

Ciemność nieuchronnie wymuszała i wskazywała codziennie. Nie mogłam zrobić czegoś
takiego i nie mogłam popełnić takiej zdrady.

Mój Edward miałby w tę noc siedemnaście lat. Nigdy nie śledziłam czasu albo dat, ale

tego zawsze byłam pewna, uświadamiając sobie sprawę, jak zmężniał. I kiedy leżałam w
łóżku ze zbliżającą się Ciemnością, ciągnącą mnie w dół w swoją nicość, wyobrażałam sobie,
że był szczęśliwy i promienny jak srebrny księżyc, który delikatnie rozświetlał łuszczące się
ściany mojego zamkniętego i wilgotnego zapomnienia.

Mój sen powitał mnie z tą samą wspaniałą wizją, która wystarczająco wykroczyła

poza Ciemność, by pozwolić mi na mały uśmiech, kiedy pusta butelka wysunęła się z mojej
ręki i uderzyła w brudny dywan z cichym, głuchym odgłosem.

Ponieważ gdzieś tam na świecie, moje Światło świeciło wśród migoczących gwiazd na

majowym niebie.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tor And The Dark Net Volume 1 (2016)
Gifford, Lazette [Quest for the Dark Staff 08] Hope in Hell [rtf](1)
Gifford, Lazette [Quest for the Dark Staff 03] Crystal stars [rtf]
Death Cab For Cutie I Will Follow You Into The Dark [T]
Elvira Mistress of the Dark Komplettlösung
At The Dark End Of The Street (6 Horn)

więcej podobnych podstron