Rozdział 2
Teraz poszło dobrze.
Phil zmarszczył brwi w miejscu, które Vanda opuściła. Jej zapach był słodki i
kwiecisty jak jaśmin. Podejrzewał, że pochodzi od żelu na jej włosach, ale nigdy
na tyle nie zbliżył się do niej wystarczająco by wiedzieć na pewno. Była tak
silna jak dziki kot, sycząc i pokazując pazury, gdy ktoś się do niej zbliżył. Już
samo to było intrygujące. W połączeniu z jej burzliwymi, szarymi oczami,
słodkimi ustami, porcelanową skórą i cudowną figurą, tworzyła kobietę, która
może zniszczyć mężczyznę, nawet nigdy nie kładąc na nim palca ani kła.
Zachęca, a potem odsuwa. Ona robiła tak przez pięć długich lat, gdy on
pracował jako strażnik w kamienicy Romana. Nieszkodliwy flirt, tak to nazwała,
gdy jego szef, Connor, zrobił jej awanturę. To nigdy nie był flirt. Nie
nieszkodliwy. To były tortury.
On zawsze działał z honorową powściągliwością. Honorowy, pomyślał. Jakby
się zastanowić, on jej pożądał.
Kiedy ona opuściła kamienicę Romana trzy lata temu, próbował o niej
zapomnieć i iść dalej. Niestety, widząc ją dziś wieczorem, rozpętała się w nim
od lat tłumiona, niespełniona żądza. Wszystkie wspomnienia powróciły.
Wspomnienia jej wyglądu, kokieteryjne słowa i światło padające na jej ramiona
i klatkę piersiową. Niech Bóg mu pomoże, nadal jej chciał. Chciał jej zajadle.
Tym razem będzie inaczej. Nie był już jej strażnikiem. Niech spróbuje teraz z
nim swojego „nieszkodliwego flirtu”. Kilka zadrapań jej ostrych pazurów go nie
odstraszy. Zamknął oczy, wyobrażając sobie jej miękkie, nagie ciało pod jego,
eksplozję emocji w szaleństwie. Tak, to byłby najlepszy sposób, aby wyleczyć
ją z problemu z opanowaniem gniewu. On z kolei szalał by jak wściekły tygrys
przytulając się do małej kotki. Ona będzie tak dzika i tak słodka…
Zamknięte drzwi kliknęły i Phil otworzył oczy. Cholera. Powstrzymał się od
popatrzenia w dół na wypukłość w jego spodniach. – Ojciec Andrew. Dobrze cię
znowu widzieć.
- Pan Jones. – kapłan wyciągnął rękę.
Potrząsnął ją. – Proszę, mów do mnie Phil.
- Phil. Dziękujemy za zgodę sponsorowania Vandy.
- Cieszę się, że mogłem pomóc. – Jak on mógł jej odmówić? Ona wyglądała tak
zacięcie i wyzywająco, kiedy nikt nie chciał być jej sponsorem. Czy on był
jedynym, który widział jak bardzo ukrywa ból odrzucenia?
- Próbowałem pomóc jej wcześniej. – powiedział Ojciec Andrew. – Ale
oczywiście nie udało mi się dotrzeć pod jej gruby pancerz. Mam nadzieję, że
będziesz miał więcej szczęścia niż ja.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy. – Przez chwilę miał wizję zbroi Vandy,
która opadając ujawnia jej miękką, nagą skórę, ale szybko zwalczył ten obraz.
Nie mógł pozwolić sobie na większe wybrzuszenie w spodniach.
- Wierzę, że jej gniew skrywa wiele emocjonalnego bólu. – kontynuował kapłan.
– Biedna dziewczyna, pilnie potrzebuje naszej dobroci i współczucia.
Teraz czuł się jak pies. Który był bardzo blisko prawdy.
- Chciałbym wiedzieć więcej o Tobie, jeśli nie masz nic przeciwko. – Ojciec
Andrew zaciekawił się nim. – Jak długo pracowałeś dla MacKaya – Usługi
ochroniarskie i detektywistyczne?
- Osiem lat. Dołączyłem na drugim roku studiów na Uniwersytecie
Nowojorskim. Byłem strażnikiem w kamienicy Romana.
- Jaki kierunek?
- Psychologia. Psychologia zwierząt.
- Ah. Szukałeś wiedzy na temat swojego rodzaju?
Phil spojrzał ostro na kapłana. – Wiesz o mnie?
- To, że jesteś wilkołakiem? Tak.
Phil się skrzywił. – Wilk. To jest prawidłowa nazwa. Albo „Lycan”.
- Przepraszam. Uważam twój rodzaj za fascynujący, oczywiście.
- Oczywiście. – powiedział Phil cierpko. Właśnie dlatego chciał zachować
istnienie swojego rodzaju w tajemnicy. Ciekawscy, tacy jak Ojciec Andrew będą
go prześladować pytaniami. Źli z nich chcieli by go zabić. Naukowcy
przeprowadzać wnikliwe badania, a rząd wykorzystać go jako broń. Cena tej
fascynacji nim była zbyt wysoka.
Ojciec Andrew zdjął parę okularów do czytania z kieszeni płaszcza i założył je.
– Wierzę, że podwójny charakter daje Ci wyjątkową pozycję, aby pomóc
Vandzie nauczyć się kontrolować jej gwałtowne emocje.
- Ponieważ jestem zwierzęciem? – Phila denerwowała ta rozmowa.
- No właśnie. Wierzę, że wszyscy mamy… podstawowe cechy, z którymi
możemy walczyć. A od czasu walki muszą być bardziej odczuwalne, to
prawdopodobnie najbardziej praktyczne podejście do uzyskania kontroli.
- To znaczy, że nauczyłem się poskramiać bestię.
Ksiądz patrzył na niego spod okularów. – A nauczyłeś?
Phil zwrócił się do starego człowieka, bez cienia mięśni. On potrafił zachować
kontrolę nad zwierzętami, a to nie był przeklęty biznes. Potem zdał sobie sprawę
co przebiegły ksiądz robi. – Sprawdzasz mnie, prawda? Aby upewnić się, czy
mogę kontrolować własny gniew, zanim wezmę się za Vandę.
Ojciec Andrew wyglądał na zakłopotanego. – Wybacz mi, mój synu, ale
muszę być pewny. Obawiam się, że Vanda przetestuje twoją kontrolę do granic
możliwości. Ona będzie chciała ją zwalczyć na każdym kroku.
- Potrafię sobie z nią poradzić. – Phil czuł rosnącą ciekawość księdza. –
Dlaczego to cię obchodzi co się w niej dzieje? Lub któregokolwiek z
wampirów? Dlaczego akurat sprawy nieumarłych?
Rumieniec księdza wypłynął aż na skraj srebrnych włosów nad czołem. – Cenię
wszystkie stworzenia, które zostały stworzone przez Stwórcę.
- Ale na pewno, robią rzeczy, które sprawiają, że musicie się czołgać.
- Jezus połamał chleb pomiędzy celników i prostytutki. Mam szczęście, że
jestem w stanie podążać za Jego przykładem.
Usta Phila drgnęły. – Innymi słowy, w wampirach znalazłeś ostatecznych
grzeszników. Musisz być zachwycony.
- Każdy musi wiedzieć, że są dziećmi Boga. To odnosi się do kształtu zmian,
które mógłbym dodawać. – wyciągnął mały dzienniczek z kieszeni płaszcza. –
Teraz chciałbym ustalić harmonogram sesji dla Ciebie i Vandy. Mogę
potrzebować twojej pomocy, aby upewnić się, że uczęszcza na zajęcia.
- Nie ma problemu. – To mógłby być pewien problem. Phil wiedział, że jego
wykształcenia psychologicznego, nie można użyć na kimś. Osoba nie może się
zmienić, chyba, że by tego naprawdę chciała. Vanda tego nie chciała.
- Dobrze. – Ojciec Andrew odczepił pióro od grzbietu kalendarza. – Zobaczmy.
Mam spotkanie modlitewne jutro w nocy. Konsultacje w czwartek. W piątkową
noc jest przyjęcie zaręczynowe Jacka i Lary.
- Zróbmy to wtedy.
Ksiądz spojrzał spod okularów. – Podczas imprezy?
- Dlaczego nie? Możemy wślizgnąć się do sali konferencyjnej na piętnaście
minut. To najlepszy sposób by nakłonić ją do współpracy. Ona wie, że prawie
każdy będzie obecny, więc wątpię, że zrobi scenę przed nimi. Jej poczucie dumy
jest większe od gniewu.
- Może po prostu odmówić udziału w imprezie.
Phil wzruszył ramionami. – Wtedy jej nie powiemy co planujemy zrobić.
- Młody człowieku, to nie jest tak jak normalnie prowadzę swoją działalność.
- Vanda nie jest zwykłą klientką.
Ojciec Andrew się skrzywił. – To prawda. Ale doradztwo zawodowe powinno
być oparte na zaufaniu. Jak ona kiedykolwiek nam zaufa, jeśli odwołamy się do
oszustwa?
- Jeżeli ładnie spytamy, odmówi. Pomyśli o tym jak o interwencji.
Ojciec Andrew zmarszczył brwi. Z westchnieniem notował w swoim
kalendarzu. – Dobrze, spróbujemy to zrobić na twój sposób. Ale nie czuję się
dobrze robiąc to w ten sposób. Co zrobimy jeśli wywołamy u niej skrajny
wybuch gniewu?
- Pomożemy jej się nauczyć, jak sobie z nim radzić. W tym cały sens, prawda?
Ojciec Andrew powoli skinął głową. – Nie boisz się jej wściekłości. To może
być dobre. – wsadził kalendarz do kieszeni płaszcza. – To może odbyć się tam,
gdzie Gregoriemu pierwszy raz poszło źle. Uczyłem ją ćwiczeń relaksacyjnych i
Gregori starał się utrzymać wszystko w spokoju.
Phil potrząsnął głową. – Trzeba zmierzyć się z bestią, aby ją oswoić. Uwierz
mi, wiem to.
- Wiem o co chodzi. – Ojciec Andrew wyciągnął rękę. – Dziękuję, Phil.
Uścisnął dłoń księdza. – Proszę bardzo.
Ojciec Andrew udał się z powrotem do sali spotkań, a następnie zatrzymał się
przy drzwiach. – Jest jeszcze jedno. I… waham się nawet o nim wspomnieć.
Zdajesz sobie pewnie sprawę z tego, że sponsora obowiązują zasady i biorąc
pod uwagę fakt, że jesteście dwoma zupełnie różnymi gatunkami…
- O czym ty mówisz, Ojcze? – zapytał Phil.
Ksiądz zdjął okulary i schował je. – Jestem pewien, że nie musisz tego
słuchać, ale sponsora nigdy nie powinno coś… łączyć ze swym klientem.
Cholera. Phil był ostrożny, żeby nie wykazywać żadnych emocji, mimo że
wyły w nim w środku. Plan A właśnie legł w gruzach. Tyle jeśli chodzi o
skierowanie gniewu Vandy na wybuchy pożądania. Musiałby się uciekać do
planu B.
Nie było planu B. Jego myśli nie ominęły sypialni. Ksiądz miał rację. On był
zwierzęciem.
Ojciec Andrew uśmiechnął się przepraszająco. – Jestem pewien, że nie będzie
to dla Ciebie problem. Z resztą, pokazałeś już, że przestrzegałeś tej zasady,
kiedy byłeś strażnikiem Vandy. Do zobaczenia w piątek. – wszedł z powrotem
do sali konferencyjnej.
Phil wpatrywał się w zamknięte podwójne drzwi. Podwójna cholera. Znów
ogarnęła go żądza w stosunku do pięknej wampirzycy. I znów była zabroniona.
Zacisnął ręce w pięści. Był wilkiem Alpha, jednym z najpotężniejszych
nadprzyrodzonych stworzeń na ziemi. Jeśli chciał kobiety, żaden kapłan nie
mógł go powstrzymać. Śmieszne zasady nie zatrzymają go.
On zawsze będzie czuł połączenie z Vandą. Ona nigdy nie pasowała do
haremu Romana, podobnie jak on nigdy nie pasował do sfory swojego ojca.
Podczas, gdy inne dziewczyny z haremu, bezskutecznie próbowały zdobyć
uwagę Romana, Vanda od samego początku się nie opowiedziała za nikim. Była
samotnikiem jak on.
Z westchnieniem przemierzał korytarz. Ojciec Andrew miał rację.
Potrzebowała jego zrozumienia i współczucia. Niestety, w tej chwili jego
najsilniejszymi uczuciami były pożądanie i gniew.
On już był na głodzie jako dziewiętnasto-letni student, desperacko próbując
zawrócić swoją drogę, kiedy Connor go zatrudnił. Musiał znosić wszystko, aby
utrzymać pracę, która była dobrze płatna, dawała mu darmowe zakwaterowanie
i wyżywienie i pozwolili mu skończyć szkołę. Miał mnóstwo spraw. Wszystkie
z Vandą. Przez pięć długich lat torturowała go jej „nieszkodliwym flirtem”.
Starał się ją ignorować. Wampiry były jego przyjaciółmi, bardziej jak jego
rodzina, faktycznie, od czasu gdy jego ojciec wydziedziczył go w wieku
osiemnastu lat. Nie było już odwrotu. I w porę, Phil zdał sobie sprawę z tego,
jak cenny był dla wampirów i w ich walce z Malkontentami. Był ochroniarzem
nie tylko jego przyjaciół, ale całego świata.
Przesunął kartą przed biurem ochrony w celu sprawdzenia jego tożsamości i
przyłożył dłoń do czytnika. Nowo dodane środki bezpieczeństwa przypomniały
mu, jak bardzo pogorszyła się sytuacja z Malkontentami w ciągu ostatnich lat.
Lampka zapaliła się na zielono i wszedł do biura.
Howard Barr, szef dziennej ochrony, siedział za biurkiem patrząc na ścianę
monitorów podłączonych do kamer. Ze względu na Sabat, Howard pracował
późno. Przed biurkiem siedział Phineas McKinney, młody, czarny wampir z
Bronksu. On pracował wcześniej na okrągło, kiedy Phil po raz pierwszy
przybył, więc brakowało mu go.
- Co tam wolf-bro?
– Phineas wstał i podniósł rękę na piątkę. – Przybij futrzaną
łapę.
Phil uderzył ręką. – Jak leci, dr Kieł?
- Nie można narzekać. – powiedział Phineas.
- Chcesz pączka? – Howard pchnął pudełko po biurku.
- Nie, dziękuję. – Phil pokręcił głową uśmiechając się. Howard Barr zawsze
zjadał pudełko pączków dziennie i nigdy nie wydawało się, żeby przybrał na
wadze. To musi mieć coś wspólnego z koniecznością przemiany w
niedźwiedzia. Phineas usiadł z powrotem na krześle.
- Więc, stacjonujesz tu teraz?
- Tak. – Phil był zadowolony z powrotu do Nowego Yorku, gdzie mógł być
bardziej przydatny w walce z Malkontentami. Przyjechał wcześniej tego lata,
aby pomóc Jackowi uratować narzeczoną, która została porwana przez
Malkontentów.
Przez ostatni rok Phil został przydzielony oficjalnie w Teksasie, gdzie zapewniał
bezpieczeństwo Mistrzowi Sabatu i słynnemu projektantowi mody, Jean-Lucowi
Echarpe. – Musiałem wrócić na kilka dni do Jean-Luca zająć się problemem.
- Co to za problem? – zapytał Phineas. – Masz pchły, człowieku? Słyszałem, że
robią obroże dla takich jak ty.
Howard zachichotał.
Phil spojrzał na nich łagodnie. – To nie były pchły. To był Billy.
- Billy? – Howard wybrał Niedźwiedzi Pazur z pudełka. – Czy on nie jest
nowym dziennym ochroniarzem Jean-Luca?
- Tak. Był miejscowym szeryfem. – wyjaśnił Phil. – Ale odszedł, więc mógł
pracować dla MacKay Usługi Ochroniarskie i Detektywistyczne. Miałem trochę
problemów ze szkoleniem go. Był bardzo na mnie zły.
Phineas parsknął. – Cóż, ugryzłeś go, wiesz.
- On mnie pierwszy postrzelił. – mruknął Phil.
Phineas uśmiechnął się. – Wyglądałeś dla niego zabawnie.
- Więc w czym problem z Billym? – Howard jadł Niedźwiedzie Pazury. – Nie
lubi być wilkołakiem?
- Był w szoku, to po pierwsze. – zaczął Phil.
- Jestem pewien, że był. – Howard wepchnął ostatni Niedźwiedzi Pazur do ust. –
To może być trudne dostosować się tym którzy zmienili się jako dorośli. Jest dla
nas dużo łatwiej, kiedy urodzili się w takich rodzinach.
Phineas parsknął śmiechem. – A więc miałeś Mamę Miś i Papę Misia? Twoja
owsianka była za gorąca czy za zimna?
1
Wolf-bro – znaczy coś w tym stylu, co bracie wilku, ale nie byłam pewna więc zostawiłam w oryginale
- To było dobre. – Howard uśmiechnął się i zlizał resztki cukru z palców. –
Więc co się stało z Billym?
- Gdy wziąłem go na jego pierwsze polowanie, wydawał się w porządku. –
powiedział Phil. – Był bardzo podekscytowany dodatkową siłą, super zmysłami
i znacznie dłuższym okresem życia. Wszystko było dobrze do około dwóch
tygodni, gdy dziewczyna Billego go rzuciła, a on uznał swoje życie za
zrujnowane.
- Hej, pamiętam jego dziewczynę. Była gorąca! – Phineas usiadł. – Czy masz jej
numer? Może potrzebować pocieszenia u Miłosnego Doktora, wiesz co mam na
myśli.
Phil parsknął. – Jeśli ona odrzuciła wilkołaka, to z pewnością odrzuci też
wampira. Osobiście uważam, że ona nie była by z Billym, nawet jeśli nie
przeszedł by przemiany w czasie pełni księżyca. Ona jest sławną modelką w NY
i Paryżu. Życie w małym miasteczku w Teksasie w ogóle by jej nie pasowało.
Powiedziałem to Billy’emu, ale on i tak uważał że jego życie było skończone.
- Co zrobiłeś? – zapytał Howard.
Phil próbował rozmawiać z Billym, ale nowy wilkołak tonął w depresji, że
logiką nie wiele mógł by osiągnąć. – Wziąłem go do Nowego Meksyku. Mam
starego przyjaciela w rezerwacie Indian w Nevajo. Bardzo starego i mądrego.
On pomógł mi wcześniej więc pomyślałem, że może pomóc i Billy’emu. I tak
zrobił.
- Jak ci pomógł? – zapytał Phineas.
- On pomógł mi podjąć… duchową podróż sześć miesięcy temu. Trudno to
wyjaśnić.
Brązowe oczy Phineasa rozszerzyły się. – Jesteś wysoki, nie? Co ty palisz,
człowieku?
Phil skrzyżował ręce. – Wolałbym o tym nie dyskutować.
Phineas parsknął. – Zjadłeś niektóre z tych grzybów, co? Czy śnisz o wielkich
iguanach?
Howard uśmiechnął się a następnie rzucił ciekawskie spojrzenie na Phila. –
Myślę, że to się stało, kiedy został Alpha.
- Super. – szepnął Phineas. – Czy nadal ukrywasz ten sekret o Alphie?
- Tak. – Phil wziął głęboki oddech. – Więc, gdzie poszedł Connor?
- Och, to bułka z masłem, bro. Nigdy nie zauważyłem zmiany przedmiotu. –
Phineas gestem wskazał monitory. – Connor robi obchód.
Phil przeskanował monitory i zauważył rozmazany ruch na zachodzie parkingu
między drzewami. Connor poruszał się z wampirzą prędkością. – Jest szybki.
- Podobnie jak światło, człowieku. – Phineas przekrzywił głowę. – Myślę, że
zwolnił. Musiał coś zobaczyć.
- Tam. – Howard wskazał na inny monitor. – Ktoś po prostu się teleportował.
Wszyscy trzej strażnicy byli skupieni i zawsze gotowi do działania.
Phil się rozluźnił. – To jest Jack.
Phineas rozparł się w fotelu. – Myślę, że po prostu wrócił z Wenecji.
Howard wziął sobie innego pączka. – Wy dwaj będziecie na przyjęciu w piątek?
- Ja tak. – Phil spojrzał na monitory. Connor spotkał się z Jackiem w lesie.
- Ja też. – dodał Phineas. – Człowieku, czy zauważyliście ile ci faceci mają
szczęścia? Roman, Angus, Jean-Luc, Ian, a teraz Jack. Oni wszyscy szukali
gorących lasek.
Phil za biurkiem napełnił filiżankę kawy Howarda przechowywanej w
kredensie. – Życzę im szczęścia.
- Ja też, ale gdzie do cholery jest moje gorące kochanie? – Phineas oparł ręce na
biodrach. – Jestem Doktorem Miłości. Pisklęta powinny się na mnie wzorować.
Howard przesunął mały pojemnik w kierunku Phila. – Cukru?
Phil potrząsnął głową.
- Nie za długo, człowieku? – Phineas chodził po pokoju. – Minął już miesiąc
odkąd nie używałeś cukru.
Howard zaoferował Philowi pojemnik Coffee-mate.
Phil potrząsnął głową. –
Lubię czarną.
- Ja jestem czarny. – Phineas nagle się zatrzymał. – Ale nie jestem uprzedzony,
wiesz. Nigdy nie odtrącam kobiety na podstawie jej koloru czy religii. Miłosny
Doktor nigdy nie odwraca się od żadnej pani.
- To jest prawdziwe sportowe zachowanie, Phineas. – Phil wziął łyk kawy.
Zauważył na monitorze, że Jack i Connor dotarli do bocznego wejścia. Connor
zeskanował swoją kartę, a następnie uaktywnił czujnik.
Phineas opuścił ręce. – Ja po prostu nie rozumiem.
- Czego? – Howard nalał sobie filiżankę kawy, a następnie wsypał ogromną
ilość cukru.
- Wszystkie żonate wampiry wydają się bardzo szczęśliwe. – Phineas wrócił do
obserwacji. – Wystarczy im jedna kobieta. Kiedy jest tak wiele gorących
laseczek na świecie, jak można godzić się tylko na jedną?
- Ona musi być naprawdę wyjątkowa. – Ze wszystkich kobiet jakie Phil spotkał
w ciągu 27 lat, to tylko Vanda przyszła mu do głowy. Ona nie „nosiła” fasady
obojętności jak inne wampirzyce. Była pełna pasji i boleśnie szczera. To był
widać w jej twarzy. Intrygowała go od samego początku.
- Myślę, że to się nazywa miłość. – powiedział Howard.
Phil się wzdrygnął. – Nie o tym mówię. Zauroczenie, może.
Howard wyglądał na zdziwionego. – Nie sądzisz, że Jack kocha Larę? Albo
Roman nie kocha Shanny? Lub…
- Oh, tak. – Phil uświadomił sobie, że zgubił szlak rozmowy. – To absolutnie
jest miłość. Ja… Ja myślałem o kimś innym.
Howard spojrzał na niego z zaciekawieniem. – O kim?
Phil został uratowany, gdy zabrzmiał brzęczyk przy drzwiach. Connor
uaktywnił środki bezpieczeństwa na zewnątrz, powodując odblokowanie drzwi.
Connor i Jack weszli.
2
Coffee-mate – prawdopodobnie mleko do kawy
Jack uśmiechnął się i podał rękę każdemu z kim się witał. – Wszyscy
przyjdziecie na przyjęcie zaręczynowe, tak? Chcę, żeby Lara czuła się przyjęta
do świata wampirów.
- Przyjdziemy. – powiedział Howard.
- Gdzie jest Lara? – zapytał Phil.
- W jej mieszkaniu. – odpowiedział Jack. – Teleportowaliśmy się tam najpierw,
żeby mogła się trochę przespać. Jest zmęczona od zwiedzania Wenecji przez
cały dzień.
- Cieszę się, że jesteś z powrotem. – Connor stanął obok biurka i założył ręce na
piersi. – Phil przyjechał dzisiaj, dlatego chciałem złapać wszystkich.
- Dobrze. – Jack siedział na rogu biurka. Howard usiadł za biurkiem, a Phineas i
Phil zajęli krzesła z przodu. Kiedy wszyscy się skoncentrowali na Connorze, ten
zaczął.
- Z najnowszych informacji, jakie posiadamy wynika, że Casimir przeniósł się
do Ameryki Północnej. Nie mamy pojęcia, gdzie on tworzy nową bazę, ale
wiemy, że będzie chciał odwiedzić swojego przyjaciela Apollo w Maine.
Zakładamy, że wiesz, że Apollo i Atena zostali zabici.
Phil napił się kawy. Wcześniej, w lipcu tego roku pomógł Jackowi w ratowaniu
jego narzeczonej Lary, która była przetrzymywana w kompleksie Apolla w
Maine. Jack zabił Apolla, a Phil pomógł Larze zabić Atenę. – Gdy
wyjechaliśmy kompleks był pusty. Większości śmiertelników usunięto
wspomnienia i odesłano do domu.
- Co się stało z tą dziewczyną, która chciała zachować wspomnienia? – zapytał
Jack.
- Jest w szkole Shanny. – odpowiedział Connor. – Jest tam nauczycielką. Carlos
pilnuje bezpieczeństwa. Teraz chodzi mi o to, że nikt nie powiedział
Casimirowi, że nikogo nie ma w kompleksie. Tak więc, Angus zorientował się,
że istnieje duża szansa, że Casimir może wrócić.
- Zastawimy pułapkę? – zapytał Jack.
- Tak. – Connor uśmiechnął się. – Angus pojechał tam 2 tygodnie temu właśnie
dlatego. Ma ze sobą siedmiu ludzi. To powinno wystarczyć by schwytać
Casimira.
Phil poczuł ukłucie zazdrości. Jego marzeniem było brać udział w takim
działaniu. – Jakie są nasze zadania?
- Mamy tu zostać. – powiedział Connor. – Romatech nadal jest głównym celem.
Jeśli Casimir zdecyduje się pomścić masakrę w DVN, to tu zawsze znajdzie
kilku wrogów.
- Będziemy musieli być bardzo ostrożni w noc przyjęcia zaręczynowego. –
powiedział Jack.
- Aye. Wszyscy będziemy na służbie tej nocy. Macie pytania? – kiedy nikt nie
odpowiedział, Connor kontynuował.
Jack spojrzał na monitor, który pokazał, że Spotkanie Sabatu już się skończyło.
– Muszę porozmawiać z Shanną o przyjęciu. Do zobaczenia później. – Ruszył
do drzwi.
- Phineas, upewnisz się, czy wszyscy uczestnicy Sabatu opuścili spotkanie? –
zapytał Connor. – Nie chcemy, żeby ktoś kręcił się po budynku.
- Mam cię. – Phineas wybiegł przez drzwi.
- Howard, zobacz czy Shanna i dzieci nie potrzebują pojechać do domu. –
powiedział Connor.
- Tak, sir. – Howard ociężale wyszedł.
- Phil, będziesz tu przez resztę nocy. – Connor usiadł za biurkiem i przejrzał
kilka dokumentów. – Cieszę się, że jesteś z powrotem, chłopcze.
- Ja też. – Phil dokończył swoją kawę i odstawił pusty kubek do kredensu. Jako
dzienny strażnik, miał spać w nocy, aby mógł być na służbie w godzinach
dziennych. Zwykle spał w domu Romana na Upper East Side. Phineas i Jack
mieli się tam pokazać na krótko przed zapadnięciem w śmiertelny sen.
- Dobranoc, sir. – Phil udał się do drzwi.
- Dobranoc. Och, zastanawiałem się… - Connor ciekawsko na niego spojrzał. –
Widziałem na monitorze jak wcześniej rozmawiałeś z Vandą, a potem
teleportowała się.
Phil trzymał rękę na klamce. – Była trochę zdenerwowana.
- Oczywiście, że była zdenerwowana. Trzech jej byłych tancerzy pozywa ją o
odszkodowanie. Czy wiesz co postanowił Roman?
- Ma podjąć kolejną sesję o zarządzaniu gniewem.
Connor parsknął. – Jak jej pomoże. Vanda jest zła już bardzo długo, znam ją.
- Jak długo? – zapytał Phil.
- Odkąd Roman stał się Mistrzem Sabatu i odziedziczył harem w 1950 roku.
- Więc ona była już w haremie? Musiała dołączyć kiedy poprzedni Mistrz
Sabatu był przy władzy.
- Tak. – Connor skinął głową. – Dlaczego jesteś tak tym zainteresowany?
- Zgodziłem się zostać jej sponsorem.
Connor zmarszczył brwi. – Dlaczego to robisz?
Phil wzruszył ramionami. – Ktoś musiał.
Connor przyglądał mu się przez chwilę, potem przeniósł wzrok na monitory. –
Zostawiła tu swój samochód.
Phil spojrzał na monitor, który pokazywał przód parkingu. – Który samochód
jest jej?
- Czarny Corvette. Mam kluczyki.
Serce Phila podskoczyło w piersi. Zobaczy się z nią jeszcze raz dziś wieczorem.
– Będę szczęśliwy zwracając go jej.
- Jeśli będzie go chciała, może się teleportować po niego z powrotem. Jesteś
oficjalnie po służbie.
- Ale mogę go podrzucić w drodze do kamienicy Romana. – podkreślił Phil. –
Naprawdę mi to nie przeszkadza.
Connor wyciągnął kluczyki ze sporranu. – Pewnie jest w jej klubie.
- Wiem gdzie to jest.
Connor wręczył mu kluczyki. – Bądź ostrożny, chłopcze.
Phil parsknął. – Wiem jak się jeździ.
- Nie mówiłem o samochodzie.
- Wiem, co robię.
Connor się skrzywił. – Wszyscy tak mówią.
Tłumaczenie: Karolcia_1994