Jayne Ann Krentz Noc poślubna

background image

JAYNE ANN KRENTZ

NOC POŚLUBNA

background image

Sute fałdy wspaniałej atłasowej sukni ślubnej spływały miękko za Angie, kiedy jej

nowo poślubiony małżonek sprowadzał ją za rękę po schodach do czekającej limuzyny. Roze-

śmiana gromada krewnych panny młodej wyległa na trawnik, formując wiwatujący szpaler.

Członków rodziny Townsendów łatwo było odróżnić od reszty gości. Prawie wszyscy mieli

miedzianorude włosy i oczy koloru morza, podobnie jak Angie. Teraz hałaśliwie i wesoło, ze

zwykłą sobie spontanicznością, żegnali odjeżdżających nowożeńców.

- Zupełnie zapomniałem, że jeszcze to nas czeka - mruknął Owen Sutherland

zanurzając się w tłum z Angie u boku.

Obsypani gradem ryżu i płatkami kwiatów, z trudem torowali sobie drogę poprzez

niechętnie rozstępujących się gości weselnych. Kilku mężczyzn nie omieszkało pospieszyć z

pikantnymi radami na temat nocy poślubnej, wywołując na twarzy Angie krwawy rumieniec.

- To wszystko twoja wina - szepnęła do Owena. - Jeśli zależało ci na skromnym

ślubie, nie powinieneś był oddawać sprawy w ręce mojej rodziny. Niczego nie robimy

połowicznie.

- Nie mogę powiedzieć, że nie zostałem uprzedzony - przyznał Owen.

Angie odwróciła się, żeby pomachać na pożegnanie rodzicom i bratu, którzy z

kieliszkami szampana stali w drzwiach ekskluzywnego klubu wiejskiego. Matka Angie, jedna

z nielicznych nierudowłosych osób w rodzinie, roniła łzy w chusteczkę. Zwierzyła się kiedyś

córce, że we wczesnej młodości była dobrze ułożoną i dystyngowaną panienką, ale po ślubie

z Palmerem Townsendem jej powściągliwe maniery diametralnie się zmieniły.

Palmer Townsend, krzepki, barczysty mężczyzna, którego doskonale skrojone ubranie

nie całkiem tuszowało nieco wydatny brzuch, patrzył na córkę promieniejąc ojcowską dumą.

Wzniósł jej z daleka toast kieliszkiem, odprowadzając ją wzrokiem do limuzyny.

Harry, jej starszy o trzy lata dwudziestodziewięcioletni brat, pożegnał ją szerokim

uśmiechem. Był równie mocno zbudowany jak ojciec i miał gęste, płomiennorude włosy,

które u nestora rodu Townsendów zdążyły się już nieco przerzedzić.

- Jednak warto było urządzić pełną galę - powiedział Owen. - W tej sukni wyglądasz

jak księżniczka z bajki.

- Jego jasnoszare oczy przesunęły się po niej z wyraźnym uznaniem, kiedy szofer w

liberii otwierał im drzwi samochodu.

To spojrzenie przeszyło Angie żywym ogniem. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe.

Owen był taki przystojny! I taki niewiarygodnie, zniewalająco męski. Wszystko w nim, po-

cząwszy od kruczoczarnych włosów i ostrych drapieżnych rysów, poprzez wysmukłe, mocno

zbudowane ciało, emanowało siłą i witalnością.

background image

Policzki Angie spłonęły pod jego zdecydowanym, zaborczym wzrokiem. Dziś w nocy

Owen posunie się dalej, nie skończy na pożądliwych spojrzeniach. Dziś w nocy po raz

pierwszy będzie się z nią kochać. Ta myśl zaparła jej dech w piersiach.

Tylko z braku okazji, nie z braku chęci, nie poszła z nim dotąd do łóżka. Zawiniły tu

przede wszystkim jego wypełniony co do minuty plan zajęć i szybkie jak burza konkury. A

także jego zdecydowanie, aby narzeczona nie stała się przedmiotem dwuznacznych plotek w

lokalnej prasie czy w klubie, do którego należał wraz z jej ojcem. Swoją rolę odegrała też

oczywiście nadopiekuńcza, staroświecka postawa jej rodziny.

Po prostu zabrakło nam czasu, pomyślała Angie z żalem. Ostatecznie znała Owena

zaledwie od trzech miesięcy, z czego pierwsze dwa bała się go jak diabeł święconej wody.

On zaś, z nieomylnym instynktem myśliwego, starał się jej nie spłoszyć i nie dążył do

bardziej intymnej zażyłości. Wabił ją łagodnymi zalotami i oswajał powoli jak płochą

zwierzynę.

Wielką pomocą służyła mu w tym jej rodzina, zachwycona projektem ich małżeństwa.

Jak zwykle członkowie klanu Townsendów byli przekonani, że wiedzą najlepiej, co służy

dobru Angie, i nie omieszkali jej tego powiedzieć.

Sama Angie zdawała sobie sprawę, że ich protekcjonalność i nadopiekuńczość wynika

nie tyle z faktu, że jest najmłodsza, ile z jej braku predyspozycji do prowadzenia rodzinnego

przedsiębiorstwa, czyli Pensjonatów Townsend.

Od najmłodszych lat pociągał ją raczej świat sztuki niż świat finansów. Ten brak

smykałki do interesów, tak niecodzienny w jej rodzinie, przyczynił się do uznania jej za osobę

z gruntu prostoduszną i naiwną. W rezultacie cały klan dokładał starań, aby trzymać ją z dala

od spraw wielkiego biznesu. Jej brat, Harry, przygotowywał się do przejęcia po ojcu

rodzinnego imperium, a ją zachęcano do kontynuowania zamiłowań artystycznych.

Angie na ogół tolerowała ten paternalistyczny stosunek do siebie, pod warunkiem, że

nie usiłowano zbyt daleko ingerować w jej życie. Zaś w przypadku Owena Sutherlanda

uznała, że rodzina ma rację. Ten człowiek był jakby dla niej stworzony.

Dopiero przed miesiącem ośmieliła się sama przed sobą przyznać, że jest w nim

zakochana. I z niedowierzaniem skonstatowała, że i jemu naprawdę na niej zależy. Jednak

jakieś sprawy niecierpiące zwłoki wciąż zmuszały go do wyjazdu z Tucson. A kiedy już

zdarzało się im zostać sam na sam, zawsze gdzieś na horyzoncie pojawiali się jej ojciec, brat

lub matka. Owenowi zdawało się to nie przeszkadzać.

Nikt nie był bardziej zdumiony jej uczuciem do Owena niż ona sama. Wcale nie tak

wyobrażała sobie mężczyznę, który miałby zostać jej mężem lub kochankiem. Doskonale

background image

rozumiała swoją początkową obawę, gdy patrzyła teraz na niego, stojąc przy drzwiach

limuzyny. Ubrany w surową czerń i oficjalną biel, z pierwszymi nitkami srebra w ciemnych

włosach, był wysoki, ciemny i groźny.

Kiedy ojciec po raz pierwszy go przedstawił, miała ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie.

Jej reakcja nie miała nic wspólnego z faktem, że rodziny Sutherlandów i Townsendów od lat

konkurowały ze sobą na rynku turystycznym. Sprawy związane z hotelarstwem niewiele ją

obchodziły i całą rywalizację uważała za głupotę. Ale jedno spojrzenie w niezgłębione,

stalowoszare oczy Owena powiedziało jej, że z tym mężczyzną mogą być kłopoty. Już

podczas ich pierwszego spotkania Angie odczuła jakiś dziwny, niewytłumaczalny niepokój.

Jakby do krainy słońca zstąpił Książę Ciemności, zastawiając na nią pułapkę.

Oczywiście było to jeszcze zanim go lepiej poznała, zanim przekonała się, jak bardzo

mu na niej zależy. Co nie znaczy, że dawał temu ostentacyjnie wyraz, jak zrobiłby każdy z

Townsendów. Owen był bardzo skryty, nieprzywykły do demonstrowania uczuć. Angie

przeczuwała, że może minąć jakiś czas, zanim nauczy się otwarcie mówić z nią o miłości, ale

była już zakochana i gotowa poczekać.

Jej świeżo poślubiony małżonek był człowiekiem twardym, nieludzko opanowanym i

trzymającym się w ryzach. Cechowała go pewna chłodna wyniosłość, wrodzona ludziom

nawykłym do rządzenia i zauważalna również u jej ojca i brata, ale w przeciwieństwie do nich

niezłagodzona przez wewnętrzny spokój ducha, jaki daje miłość.

Tak, Owenowi niełatwo będzie wyznać, że potrzebuje kobiecego uczucia i ciepła. Ale

Angie to wiedziała. Była tego pewna. Gdzieś w głębi duszy pragnął czułości i bliskości, które

mogła mu dać. Potrzebował kobiety, której mógł ufać duszą i ciałem. I wiedziała, że on sam

nie sprzeniewierzy się danemu słowu - zwłaszcza tak poważnemu, jak przysięga małżeńska.

Pod tym względem niczym nie różnił się od Townsendów.

Dzisiaj w obecności trzystu świadków złożył jej oficjalną przysięgę. „Dopóki śmierć

nas nie rozłączy". Nieśmiało, lecz z całym oddaniem zakochanej kobiety, Angie też ofia-

rowała mu się na zawsze.

Nigdy nie była szczęśliwsza, niż w chwili, gdy Owen wsuwał jej obrączkę na palec.

Uśmiech, którym go obdarzyła, niósł obietnicę miłości i wierności na całe życie. Owen

spojrzał jej głęboko w oczy i wyczuła, że ją zrozumiał i z wdzięcznością przyjął ten dar.

Nagle tuż pod ich nosem przed drzwiami limuzyny wyrósł mikrofon. Trzymał go jakiś

bardzo elokwentny dziennikarz, za którym stał młody człowiek z kamerą na ramieniu. Angie

dojrzała znak znajomej stacji telewizyjnej.

- Gdzie spędzicie miesiąc miodowy, panie Sutherland? - Dopytywał się reporter. - W

background image

jednym z pańskich hoteli? Czy też w którymś z pensjonatów Townsendów?

W oczach Owena zaiskrzyła się irytacja, ale natychmiast ją zdusił. Obdarzył reportera

chłodnym, przelotnym uśmiechem.

- Miejsce naszego miesiąca miodowego to tajemnica. Jestem pewien, że rozumie pan

dlaczego. Ostatnią rzeczą, jaką chciałbym znaleźć dziś pod łóżkiem, to ciekawscy

dziennikarze.

Młody człowiek z kamerą wyszczerzył zęby, ale Angie już zdążył osaczyć inny

reporter.

- Serdeczne gratulacje, pani Sutherland. To dopiero będzie nowina w świecie biznesu i

tutaj w Tucson, prawda? Wszyscy wiedzą, że obie rodziny od lat zacięcie rywalizowały. A

teraz Sutherland poślubia pannę Townsend. Czy to znaczy, że pogłoski o fuzji są prawdziwe?

Czy przekształcicie się w spółkę akcyjną? Można spodziewać się sprzedaży akcji?

Przestraszona Angie potrząsnęła przecząco głową. Mikrofony wprawiały ją w

zdenerwowanie. W przeciwieństwie do Owena i reszty członków rodziny nie była przy-

zwyczajona do udzielania wywiadów. Nie znała się na zawiłościach świata biznesu, w którym

jej krewni prowadzili kosztowne i niebezpieczne gry.

- Coś się panu pomyliło - powiedziała do reportera.

- To jest ślub, a nie transakcja handlowa.

- Ślub, który może przynieść fortunę obu stronom, jeśli to prawda, że obie rodziny

postanowiły wreszcie po tylu latach połączyć siły. Czy należy się spodziewać, że fuzja

zostanie ogłoszona oficjalnie już dzisiaj?

- Nie należy się spodziewać niczego podobnego - odparta oschle Angie, zirytowana

nachalnością dziennikarza. - Nie będzie żadnej fuzji. Nasze małżeństwo nie ma nic

wspólnego z interesami. Wytłumacz mu to, Owen.

Owen przystąpił do akcji, ucinając dalszą dyskusję.

- Proszę nam wybaczyć - zwrócił się gładko w stronę następnego reportera,

podtykającego im mikrofon - ale musimy zdążyć na samolot. Po wszelkie informacje możecie

się panowie zwrócić do mojego teścia lub szwagra.

- A więc to Palmer i Harry Townsendowie wydadzą oficjalne oświadczenie?

Angie podniosła welon z oczu i obrzuciła mężczyznę wściekłym spojrzeniem.

- Mówiłam już, że nie będzie żadnego oświadczenia. To jest ślub.

- Moja żona ma rację. To jest ślub - powiedział Owen, sadzając Angie na tylnym

siedzeniu limuzyny. - I pan młody zaczyna się już niecierpliwić. Musimy jechać.

Usiadł obok niej, a szofer zdecydowanym ruchem zamknął drzwi i obszedł samochód,

background image

siadając za kierownicą.

Angie odwróciła się jeszcze, żeby po raz ostatni pomachać matce, ojcu i bratu, nadal

stojącym w drzwiach klubu. Matka odmachała jej chusteczką, a ojciec uśmiechnął się szeroko

i ujrzała jeszcze odblask płomiennorudych włosów Harry'ego, zanim obu mężczyzn zalała

fala reporterów i kamer.

- To było bardzo sprytne z twojej strony, żeby odesłać ich do taty i Harry'ego -

powiedziała, odwracając się z uśmiechem do Owena. Wolę, żeby zamęczali ich niż mnie.

Mam dzisiaj coś lepszego do roboty. Zacisnął rękę wokół jej dłoni, poczym podniósł jej palce

do ust i pocałował. Ich oczy spotkały się, kiedy musnął wargami jej gładką złotą obrączkę.

Jego pierścionek, szeroki, z kutego złota, mający oddać męskość i siłę, Angie sama dla niego

zaprojektowała.

- Może powinienem był pozwolić ci wymyślić coś i dla siebie - powiedział.

Potrząsnęła głową. Chociaż bardzo lubiła projektować biżuterię i z wielką

przyjemnością pracowała nad pierścionkiem Owena, pomyślała, że nic, co zdołałaby wymy-

ślić, nie byłoby równie doskonałe jak obrączka, którą od niego dostała. Jej szlachetna prostota

zachwycała. Poza tym, nie była to zwykła sztuka biżuterii, tylko odwieczny symbol, tym

droższy jej sercu.

- Nie, to nie byłoby to samo - odparła z żarem. - Kocham ten pierścionek, ponieważ ty

go wybrałeś i ty mi go dałeś.

Owen uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem.

- A co powiesz o mnie, pani Sutherland? Czy mnie też kochasz?

- Wiesz, że tak. - Angie impulsywnie przylgnęła do niego i pocałowała w same usta.

- Uhm... - Objął ją promieniejącym wzrokiem. - Będziesz o tym pamiętać, prawda?

- Jak mogłabym zapomnieć?

- Racja. Sam ci na to nie pozwolę. Zwłaszcza po tym wszystkim, przez co

przeszedłem.

Angie podniosła głowę, słysząc dziwną nutę w jego głosie, ale nie wiedziała, jak

spytać, co ma na myśli. Był bardzo skrytym, bardzo opanowanym człowiekiem, a ona

przyrzekła sobie to respektować. Owen się wkrótce zmieni. Miłość skruszy jego twardą

skorupę, była tego pewna.

- Ten dziennikarz miał rację przynajmniej pod jednym względem - mruknęła, patrząc

przez przydymioną szybę na gęstą zieloną murawę pola golfowego. - świat biznesu będzie

teraz przez jakiś czas spekulował na temat interesów naszych obu rodzin, prawda?

Owen wzruszył ramionami, rozluźniając elegancką czarną muszkę przy szyi.

background image

- To, co pisze prasa, nie ma znaczenia. Palmer i Harry nie przejmują się tym, ja też

nie.

- Ale to przykre, że ludzie mogą uważać, iż zawarliśmy małżeństwo z przyczyn

koniunkturalnych - zasępiła się Angie.

Owen obrzucił ją szybkim spojrzeniem, sięgając po butelkę szampana chłodzącego się

w wiaderku stojącym przed nimi na konsoli.

- Twój ojciec mnie ostrzegł, że jesteś wielką romantyczką. Lepiej pogódź się z faktem,

że będzie trochę szumu przez jakiś czas. To nieuniknione. W końcu wszyscy w naszej branży

wiedzą, że sieć hoteli Sutherlanda zawsze rywalizowała z pensjonatami Townsenda.

- Zupełna głupota, nie uważasz?

- Nasza odwieczna rywalizacja? Nie powiedziałbym. - Owen podał jej kieliszek

szampana. - Miała swoje zalety. Ciągłe próby wyprzedzenia konkurenta mobilizowały obie

strony do większych starań.

Spojrzała na niego uważnie.

- Mówisz tak, jakby słynna wojna hotelowa należała już do przeszłości.

- Kto wie? - Owen uniósł kieliszek. - W końcu mamy tu historię Romea i Julii z happy

endem. Przecież poślubiłem jedyną córkę mojego rywala.

Angie przygryzła wargi, zamyślając się.

- Tak, to prawda. Ale to nic nie zmieni w waszych interesach? W każdym razie w

najbliższej przyszłości?

- A miałabyś coś przeciwko temu?

- Nie, oczywiście, że nie - zapewniła go pośpiesznie.

Problemy hotelarstwa były ostatnią rzeczą, o jakiej pragnęła w tej chwili mówić.

Uśmiechnęła się ponownie. - I tak nigdy się specjalnie nie interesowałam naszymi pensjona-

tami.

- Wiem - przyznał Owen sucho. - Twoi rodzice i Harry wielokrotnie mi to mówili.

Powiedzieli, że zaczęłaś malować i projektować w wieku trzech lat i nigdy ci to nie przeszło.

Angie spojrzała na swoje ręce złożone na wspanialej sukni ślubnej.

- Szczęśliwie się składa, że ojciec ma Harry'ego, bo ja nigdy nie umiałabym pójść w

jego ślady. Mam nadzieję, że twoja rodzina i przyjaciele nie będą oczekiwać, że stanę się

ekspertem w branży hotelarskiej.

Owen ujął jej podbródek między kciuk a palec wskazujący i zwrócił jej twarz ku

sobie. Spojrzał w oczy spokojnie i stanowczo.

background image

- Nikt nie będzie oczekiwał od ciebie żadnej zmiany zainteresowań. A już najmniej ja

sam. Projektuj sobie dalej biżuterię i bądź moją żoną, a prowadzenie firmy zostaw mnie,

dobrze?

- Dobrze - zgodziła się z ulgą.

- Poza tym właśnie zaczęliśmy naszą podróż poślubną - dodał znacząco. - I nie mam

najmniejszej ochoty rozmawiać o interesach.

- Rozumiem cię, ja też nie - zapewniła go. - Och, Owen, jestem taka szczęśliwa.

- Bardzo się cieszę - uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Ja również.

- Więc gdzie właściwie spędzimy nasz miesiąc miodowy? - Spytała z szelmowskim

błyskiem w oku.

Owen uniósł brew patrząc wyniośle.

- W jednym z moich hoteli, oczywiście. Tym nowym. Na wybrzeżu kalifornijskim w

pobliżu San Luis Obispo. Nie sądziłaś chyba, że pojedziemy do jednego z pensjonatów

twojego ojca?

Angie roześmiała się i przytuliła do jego boku, a on objął ją silnym ramieniem i

przycisnął mocniej.

- Nie, oczywiście, że nie. Nie ma mowy, żeby Sutherland zatrzymał się w pensjonacie

Townsenda.

Owen pocałował ją w zagłębienie szyi odsłonięte przy wyciętym w serce dekolcie

sukni. Jego usta ciepło i kusząco przesunęły się po nagiej skórze.

- Ale za to dziś w nocy pewna panna Townsend będzie spać w łóżku pewnego pana

Sutherlanda i kiedy się rano obudzi, nie będzie już panną Townsend.

Angie zadrżała z tajemnego podniecenia. Dziwne, że taka gorąca iskra mogła przeszyć

ją zimnym dreszczem. To z pewnością nerwy, pomyślała.

Na lotnisku w Kalifornii czekała na nich inna limuzyna. Ostatnie promienie

zachodzącego słońca płomiennym blaskiem oświetlały postrzępione wybrzeże. Zaczął już

zapadać łagodny zmrok, kiedy Angie i Owen podjechali pod wspaniały nowy hotel,

wznoszący się na urwistym cyplu nad samym morzem. Bajkowa, egzotyczna architektura

odbijała się w lazurowych wodach basenów otoczonych bujną roślinnością. Do dyspozycji

gości było też pole golfowe, korty tenisowe i inne obiekty rekreacyjne, nie licząc kilku

restauracji, klubu nocnego i baru na otwartym powietrzu. Hotele Sutherland znane były z

tego, że stanowiły samowystarczalne enklawy luksusu.

- No, no. Nieźle tu, wcale nieźle. - Wychodząc z limuzyny, Angie rozejrzała się wokół

background image

z ostrożną aprobatą. - Prawie tak milo jak w naszych pensjonatach.

- Miarkuj się, kobieto - ostrzegł Owen. - Należysz teraz do rodziny Sutherlandów.

- Zabawne, ale wcale się tak nie czuję.

- Poczujesz się jutro rano. Już ja się o to postaram. Angie zaczerwieniła się pod jego

wymownym, zmysłowym spojrzeniem.

Godzinę później stała na tarasie reprezentacyjnego, srebrnobiałego apartamentu dla

nowożeńców i patrzyła na pogrążony w nocy Pacyfik. Przebrała się w srebrzysty strój, który

wybrała dla niej matka. Ten jedwabny peniuar, ni to koszula nocna, ni to suknia wieczorowa,

dodawał jej jeszcze powabu i kobiecości. Z biżuterii - oprócz obrączki - miała na sobie tylko

ręcznie robione srebrne kolczyki, sięgające niemal gołych ramion. Angie sama je zaprojekto-

wała.

Luksusowy apartament za jej plecami był pusty. Owen zniknął przed kilkoma

minutami, żeby omówić parę spraw z dyrektorem hotelu. Powiedział, że kiedy wróci, zjedzą

kolację w pokoju.

Angie głęboko wciągnęła aromatyczne nocne powietrze. Po raz pierwszy od rana była

tego dnia sama i mogła pozwolić sobie na moment wytchnienia.

Townsendowie byli pełni radości życia i zawsze gotowi świętować każde wydarzenie.

Wszystko, począwszy od chrzcin, a skończywszy na stypie, stanowiło ku temu okazję. Ale

chociaż lubili się dobrze bawić, dla nikogo nie było tajemnicą, że rodzina stanowiła dla nich

świętość. Jedną z rzeczy, która ujęła jej rodziców w Owenie, było to, że nie miał opinii

kobieciarza. Niewiele się też udzielał w kręgach towarzyskich. Rzadko występował

publicznie i od swojej żony będzie zapewne oczekiwał tego samego. Angie nie miała nic

przeciwko temu.

W ciągu ostatnich trzech miesięcy dręczyła ją jednak pewna sprawa. Nie poznała

dotąd nikogo z jego rodziny. Był to zapewne znów zbieg nieszczęśliwych okoliczności,

powiedziała sobie. Rok temu siedziba Zarządu Głównego Hoteli Sutherland została

przeniesiona do Arizony i Owen jako jedyny przeprowadził się do innego stanu.

Nie znała, oczywiście, zbyt dokładnie jego przeszłości. We wczesnym dzieciństwie

stracił matkę, a ojciec zginął dwa lata temu w katastrofie lotniczej. Reszta rodziny Owena,

czyli chora macocha, siostra będąca z mężem w podróży na Hawajach, nieco zniedołężniały

wuj i ciotka nie mogąca się ruszyć z miejsca z powodu niedawnej operacji kolana, mieszkała

w Kalifornii. Owen powiedział, że ich dom rodzinny mieści się na wyspie pośrodku jeziora

Jade w górach na północ od San Francisco. Wspomniał też, że jego macocha, ciotka i wuj

spędzają tam większość czasu.

background image

To dziwne być żoną mężczyzny, którego rodziny się nie zna, pomyślała patrząc w

ciemność. A jeszcze dziwniejsze, że nikt z krewnych Owena z takich czy innych powodów

nie mógł przyjechać na Ślub. Ale jej ojciec zdawał się nie przywiązywać do tego wagi i nie

zgodził się na pomysł odłożenia ślubu, dopóki obie rodziny się nie poznają.

- Nie martw się tym starym sporem, Angie - uspokajał ją. - Owen rządzi teraz całą

rodziną, tak jak rządzi swoją siecią hoteli. Zrobią, co im każe. A każe im powitać cię z

otwartymi ramionami. Poza tym, co to szkodzi, jeśli nawet mają mu trochę za złe ożenek z

panną Townsend? Będziesz mieszkać tu w Arizonie, a nie w Kalifornii. Wasze kontakty będą

siłą rzeczy bardzo ograniczone.

Owen powiedział mniej więcej to samo, gdy taktownie poruszyła z nim ten temat.

- Nie przejmuj się moją rodziną, Angie. Wychodzisz za mąż za mnie, a nie za nich.

- Co innego, gdyby żyli jego rodzice i nie chcieli przyjechać na ślub - argumentowała

matka. - Ale przecież to tylko dalsi krewni.

- Jedną z nich jest jego macocha - przypomniała Angie.

- Zdaje się, że nie są ze sobą zbyt blisko. Z tego, co wiem, Owena wychowywał

ojciec. I musisz pamiętać, że nasze rodziny się różnią. Sutherlandowie nie są tacy otwarci i

emocjonalni jak my. Popatrz tylko na Owena. Jest zimny i opanowany jak głaz.

Angie nie przekonało to wszystko do końca, ale była zbyt zakochana, żeby się

stanowczo opierać. Wyznaczono datę ślubu i ceremonia odbyła się tak szybko, jak sobie tego

życzył Owen.

A teraz, na dobre czy złe, było już po wszystkim. Angie po raz kolejny zerknęła na

obrączkę na palcu. Na dobre czy źle? Trochę to złowieszczo brzmi, jak na dzień weselny.

Wzdłuż kręgosłupa przebiegł znowu dziwny, zimny dreszcz.

Na stoliku nocnym przy łóżku zadzwonił biały telefon, przerywając jej pełne

niepokoju rozmyślania. Z ulgą porzucając ponure myśli, wbiegła przez otwarte oszklone

drzwi i podniosła słuchawkę.

- Halo?

- Czy to pani Sutherland? - Glos po drugiej stronie miał chrapliwe, głuche brzmienie,

jakby rozmówca specjalnie starał się mówić nienaturalnie nisko.

- Tak, tu Angie. To znaczy, Angie Sutherland. - Poczuła się nieswojo, przedstawiając

się swoim nowym nazwiskiem.

- Serdeczne gratulacje, pani Sutherland. Mam nadzieję, że jest pani zadowolona z

targu, którego pani dobiła. W każdym razie wiem, że pani rodzina jest zadowolona.

- Słucham?

background image

- Niech mi pani powie, jak to jest, kiedy się człowiek przekonuje, że jest pionkiem w

wielkiej handlowej transakcji? Sądzę, że miała pani przynajmniej tyle rozumu, aby w

kontrakcie małżeńskim zastrzec sobie godziwy udział w akcjach. Jeśli nie, to gorzko pani tego

pożałuje, pani Sutherland.

- Kto mówi? Co to w ogóle ma znaczyć?

- A więc miałem rację. Naprawdę nic pani nie wie o umowie, jaką pani mąż zawarł z

pani ojcem? Jakaż pani naiwna. Tak mi zresztą mówiono. Podobno jest pani artystką i

marzycielką, niezwracającą uwagi na realia świata biznesu. Owen Sutherland miał tym

łatwiejsze zadanie.

- Jeśli natychmiast nie powie pan, jaki jest cel tego telefonu, dam znać na policję.

- Owen rozwiedzie się z panią zaraz po sprzedaży akcji. Ślub Romea i Julii to tylko

sprytny chwyt reklamowy, choć Townsendowie dali się na to złapać. Ale wy jesteście tacy

sentymentalni, prawda? Nawet w interesach. Połknęliście przynętę Sutherlanda wraz z

haczykiem i linką.

- Może mi pan wreszcie wyjaśni, o co właściwie chodzi?

- Chodzi o interesy, droga pani Sutherland. Czy pani tego nie rozumie? Cała sprawa

opiera się na interesach. Jak zawsze w przypadku Owena Sutherlanda.

- Niech pan przestanie.

- A pani niech chwilę pomyśli. Wiadomość o ślubie i kresie słynnej wojny hotelowej

wywoła wielkie zainteresowanie akcjami, kiedy w przyszłym miesiącu ukażą się na giełdzie.

Akcjonariusze będą je sobie wyrywać. - Chrapliwy głos mówił teraz tonem niemal

przyjacielskim. - Pani rodzina myśli, że udało jej się mistrzowskie posunięcie, ale wkrótce

przekona się, że została wystrychnięta na dudka.

Sądzili, że mogą sprzymierzyć się z Sutherlandem, lecz mocno się przeliczą.

Angie mówiła sobie, że powinna odłożyć słuchawkę, że to tylko telefon od jakiegoś

kiepskiego żartownisia. Jednak ogarnęło ją złe przeczucie. Coś tu było nie w porządku,

bardzo nie w porządku.

- Za dwa lata albo jeszcze szybciej Townsendowie przekonają się, że nie mają nic do

powiedzenia w nowym zarządzie. Owen Sutherland będzie sam decydować o wszystkim. A

potem to już tylko kwestia czasu, zanim całkiem usunie ich ze sceny.

- Nie rozumiem, o czym pan mówi.

- Oczywiście, że nie rozumiesz, ty mała naiwna idiotko. Może byś choć raz

background image

spróbowała spojrzeć prawdzie w oczy? Zadaj sobie sama pytanie: Po co Owen Sutheriand

miałby z tobą zostawać, kiedy już spełnisz swoje zadanie? Aha, i jeszcze jedno. Wyjrzyj na

korytarz. Myślę, że zainteresuje cię to, co znajdziesz za drzwiami.

Angie nie wahała się dłużej. Rzuciła ze wstrętem słuchawkę na widełki, jakby to była

żmija. Powinnam była od razu ją odłożyć, powiedziała sobie. Owen będzie wściekły, kiedy

się dowie, co zaszło.

„Po co Owen Sutheriand miałby z tobą zostawać, kiedy już spełnisz swoje zadanie?”

Niemal bezwiednie ruszyła po białym puszystym dywanie ku drzwiom i zimnymi

palcami przekręciła gałkę. Na podłodze pod progiem leżała koperta. Podniosła ją całkiem

odrętwiała. W środku znajdował się fax oświadczenia dla prasy wydanego przez zarząd Hoteli

Sutheriand, Odręczna notatka w prawym rogu zalecała, aby wstrzymać ten komunikat do

następnego dnia po ślubie, a potem przekazać głównym komentatorom giełdowym, działom

gospodarki w dziennikach i innym środkom przekazu.

„Hotele Sutherland i Pensjonaty Townsend postanowiły dzisiaj ogłosić fuzję. Dwie

główne sieci hotelowe, od lat rywalizujące ze sobą o pierwszeństwo, połączyły siły, aby

wkroczyć na arenę międzynarodową, W celu zgromadzenia funduszy nowa korporacja pod

nazwą "Sutheriand i Townsend" w przyszłym miesiącu wypuści na rynek swoje akcje.

Spekulacje na temat ewentualnej spółki krążyły na giełdzie już od paru tygodni, kiedy

to ogłoszono zaręczyny Owena Sutherlanda, prezesa i dyrektora generalnego Hoteli

Sutherland, z Angelą Townsend, córką Palmera Townsenda. Umowa spółki została podpisana

w dniu ślubu.

Owen Sutheriand i Palmer Townsend zgodnie oświadczyli, że to małżeństwo

zwiastuje nową erę w rozwoju wspólnej sieci hotelowej".

Angie wpatrywała się osłupiała w kartkę trzymaną w ręku, dopóki nie wyrwał jej z

odrętwienia jakiś hałas na końcu korytarza. To pokojówka wyszła zza rogu pchając tacę na

kółkach, i widząc Angie stojącą w otwartych drzwiach, uśmiechnęła się pytająco.

- Dobry wieczór pani. Czy mogę czymś służyć? Angie zaprzeczyła i cofnęła się do

pokoju. Nagle coś przyszło jej do głowy.

- Chwileczkę. Czy nie widziała pani przypadkiem, kto zostawił tu te kopertę?

Pokojówka potrząsnęła głową.

- Przykro mi, proszę pani. Nikogo nie widziałam.

- Dziękuję.

Angie zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie całym ciężarem, ściskając w ręku

oświadczenie prasowe. Wciągnęła głęboko powietrze, próbując zebrać myśli.

background image

To nie może być prawda, powtarzała raz po raz. A potem przypomniała sobie

dziennikarzy przy limuzynie i sposób, w jaki Owen chłodno odesłał ich do jej ojca i brata.

Jej ojciec i brat. Musieli zaplanować to z Owenem całe tygodnie, a nawet miesiące

temu. Tej wielkości spółki nie powstają z dnia na dzień.

Było to całkiem w stylu jej rodziny, żeby nie zaprzątać główki małej, naiwnej Angie

nużącymi detalami dotyczącymi prowadzenia interesów, uzmysłowiła sobie z goryczą. Oni

wszyscy zaakceptowali Owena i to wystarczyło. Jak zwykle, sami najlepiej wiedzieli, co jest

dla niej dobre.

Podskoczyła do telefonu i szybko wystukała domowy numer rodziców. Nikt nie

odpowiadał. Kiedy wolno odkładała słuchawkę, drzwi pokoju otworzyły się i stanęła oko w

oko z Owenem.

- Angie? Czy coś się stało, kochanie? - Spojrzał na nią z troską. - Wyglądasz, jakbyś

zobaczyła ducha.

- Oto, co zobaczyłam - wyjąkała. Drżącymi palcami podała mu kartkę. - Wygląda na

to, że było kilka drobnych szczegółów dotyczących naszego ślubu, o których zapomniano

wspomnieć pannie młodej.

Owen natychmiast rozpoznał na faksie znak firmowy swojego przedsiębiorstwa. Od

razu zrozumiał, co trzyma w ręku i postanowił, że w ciągu najbliższych dwudziestu czterech

godzin poleci czyjaś głowa. Najprawdopodobniej jego rzecznika prasowego, choć trudno było

uwierzyć, żeby Calhoun tak marnie się spisał. Calhoun, jak i reszta personelu, dobrze

wiedział, że jeśli prezes życzy sobie utrzymać coś w tajemnicy, to ma swoje powody. Za takie

błędy wylatuje się z pracy.

Możliwe, oczywiście, że za przeciek odpowiedzialny był ktoś z drugiej strony.

Townsendowie ze swoją spontaniczną żywiołowością dalecy byli od chłodnego opanowania

Sutherlandów. Niemniej obie rodziny zgodziły się, aby nowinę o fuzji utrzymać w sekrecie do

następnego dnia po ślubie.

Co więcej, nalegał na to sam Palmer. Powiedział, że Angie z jej romantyczną,

artystyczną naturą i brakiem rozeznania w interesach może nie zrozumieć, dlaczego jej ślub

miałby być łączony z ogłoszeniem spółki.

Nie, Townsendowie nie mieli powodu zdradzać przedwcześnie tej wiadomości. Poza

tym, fax został wysłany z biura jego zarządu głównego w Tucson. Przeciek wyszedł z jego

firmy.

- Niech to cholera! - Przebiegł wzrokiem po tekście. - Dla lepszego efektu miało się to

background image

ukazać dopiero jutro.

- Myślę, że to już przyniosło całkiem niezły efekt - powiedziała Angie z

nienaturalnym spokojem.

Oczy Owena zwęziły się, kiedy podniósł wzrok znad kartki. Pomyślał, że nigdy dotąd

nie słyszał w jej głosie tej nuty goryczy. Jej słowa zawsze były podszyte ciepłem albo

śmiechem, kobiecą ciekawością lub słodyczą, czasem namiętnością - nigdy tym obcym

chłodem.

Patrzył na żonę stojącą przed nim z rękami obronnym gestem skrzyżowanymi na

piersiach. Wiotka i delikatna, z płomiennymi włosami zebranymi w węzeł na karku, patrzyła

na niego wzrokiem pełnym zranionej kobiecej dumy. Jej turkusowe, lekko skośne oczy jak

zawsze zapierały mu dech w piersiach. Angie wyglądała jak najpiękniejszy z

zaprojektowanych przez siebie klejnotów: elegancka i kobieca, emanowała jednocześnie siłą i

spokojem. Jedwabny peniuar spowijał jej lekko zaokrąglone piersi. Owen poczuł, jak ogarnia

go fala namiętności. Czekał na tę noc przez całe trzy miesiące. Wprawdzie nie tak długo jak

na zawiązanie spółki, ale wystarczająco, aby zacząć tracić kontrolę nad swym słynnym

opanowaniem.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał, starając się zyskać na czasie i wybadać

reakcję Angie. Nie był pewien, co jej chodzi po głowie. Po raz pierwszy nie potrafił odgadnąć

jej myśli.

- Zadzwonił telefon. - Ruchem głowy wskazała aparat przy łóżku. - Ktoś powiadomił

mnie o spółce i poradził, żebym wyjrzała za drzwi.

Owen w pierwszej chwili zesztywniał na te słowa, a potem ogarnęła go zimna furia.

- Ktoś zadzwonił, żeby ci o tym powiedzieć?

- Tak.

- Co mówił?

- Niewiele, tylko, że zostałam użyta jako pionek w jednej z twoich biznesowych

manipulacji.

Owen czekał. Kiedy Angie nie kwapiła się z dalszymi informacjami, zapytał

ostrożnie:

- Czy to wszystko, co miał do powiedzenia?

- Nie.

- Nie sądzisz, że lepiej będzie, jeśli powiesz mi całą resztę?

Wzruszyła ramionami. Srebrzysty jedwab przesunął się na jej piersiach.

- Mówił niewiele więcej. Tylko tyle, że za parę lat Townsendowie znajdą się na

background image

lodzie, a ty będziesz sam wszystkim zarządzał. Aha, no i jeszcze wyraził głębokie

przekonanie, że kiedy przestanę być użyteczna, czyli zaraz po sprzedaży akcji, rozwiedziesz

się ze mną.

- Zetrę tego drania na proch, kimkolwiek by był - warknął Owen, mnąc kartkę w

garści.

- Naprawdę?

- Możesz być pewna. Nie pozwolę nikomu bezkarnie robić ci takich przykrości.

Angie, nie wzięłaś chyba poważnie tych bzdur o wykorzystaniu cię jako pionka w transakcji?

Jej oczy natychmiast rozjaśniły się nadzieją.

- A więc to wszystko kłamstwo? Ten komunikat prasowy jest nieprawdziwy? Och,

Owen, tak się cieszę! Nawet nie masz pojęcia, jak...

Owen wziął głęboki oddech i podszedł do barku, po czym nalał sobie kieliszek

koniaku.

- Rzeczywiście zawiązaliśmy spółkę. Twój ojciec i ja podpisaliśmy umowę dziś rano,

tuż przed ceremonią ślubną.

Nadzieja w jej oczach zgasła.

- Rozumiem.

- Nie, nie rozumiesz. - Odwrócił się do niej z kieliszkiem w ręce. - Przypisujesz temu

całkiem mylne znaczenie.

- Czyżby?

- Angie, nie mówiliśmy ci o spółce, bo cała sprawa miała być aż do jutra utrzymana w

ścisłej tajemnicy. Tak to jest w interesach. Nigdy się nimi nie zajmowałaś, więc nie było

powodu, żeby cię w to wciągać.

- Chyba ci nie wierzę, Owen. Myślę, że nie mówiliście mi o fuzji, bo jeszcze

zaczęłabym się zastanawiać, dlaczego się ze mną żenisz. Powiedz, czy mój ojciec potraktował

mnie jako część kontraktu? Jako gwarancję, że moja rodzina na tym nie straci? Czy po prostu

uznał to za odpowiedni koniec starej waśni? Townsendowie zawsze byli niepoprawnymi

romantykami. Romeo i Julia z happy endem to coś, co musiało mu się spodobać.

- Interesy nie miały nic wspólnego z naszymi sprawami osobistymi.

- Możesz przysiąc, że to prawda?

- Posłuchaj, Angie, przecież wiesz, że w dzisiejszych czasach tak się tych rzeczy nie

załatwia. - Owen uśmiechnął się uspokajająco. - To nie jest małżeństwo z rozsądku, czy jak to

się tam nazywa. Nie jestem masochistą. Przyznaję, że pragnąłem tej spółki, ale nie aż tak

bardzo, żeby się wiązać z kobietą, na której mi nie zależy.

background image

- Ale nie jesteś uwiązany do mnie do końca życia, prawda? Możesz się mnie pozbyć,

jak tylko akcje zostaną sprzedane. Ten, kto do mnie zadzwonił, przynajmniej pod jednym

względem miał rację. Sztuczka z Romeo i Julią to doskonały chwyt reklamowy. Nawet ja

potrafię to docenić.

- Angie, uspokój się.

Zignorowała go, dramatycznym ruchem ręki podkreślając dalsze słowa.

- Już widzę te tytuły w gazetach: „Ślub kończy wojnę między konkurentami." „Nowa

firma «Sutherland i Townsend» rusza na podbój świata". Ludziom się to niewątpliwie

spodoba, prawda?

- Angie, posłuchaj - powiedział łagodnie. - Całkiem mylnie wszystko interpretujesz.

- Mylnie? Czy chcesz mi powiedzieć, że data naszego ślubu nie miała nic wspólnego z

terminem zawiązania spółki? Że był to po prostu czysty przypadek?

Owen zacisnął szczęki. Najchętniej uciąłby tę dyskusję jakimś oczywistym prostym

argumentem, który uspokoiłby Angie, ale wiedział, że to niemożliwe. Została już wyrządzona

nieodwracalna szkoda.

- Nie, to nie był przypadek. Ale to nie było także takie makiawelistyczne działanie, jak

przypuszczasz.

- Jak mogę w to wierzyć? - Angie zmierzyła go płonącym wzrokiem.

Owen czuł, że zwykłe opanowanie zaczyna go opuszczać. Z wysiłkiem przywołał na

pomoc swój rozsądek, który tak dobrze sprawdzał się w interesach. Nie było powodu, żeby

nie miał równie dobrze sprawdzić się w małżeństwie.

- Myślałem o tej spółce już od ponad roku - powiedział. - Pół roku temu zwróciłem się

z tym do twojego ojca. Wykazał zainteresowanie i zaczęliśmy prowadzić rozmowy. A potem

poznałem ciebie i postanowiłem się z tobą ożenić. Te dwa wydarzenia nie miały ze sobą nic

wspólnego.

- Och, rzeczywiście?

- Tak. Ale kiedy okazało się, że będzie zarówno spółka, jak i ślub, twoja rodzina i ja

doszliśmy do wniosku, że najlepiej to połączyć. Nie można było nie wykorzystać tak świetnej

okazji do reklamy, zwłaszcza, że mieliśmy zaraz wypuścić akcje.

Angie uniosła gniewnie brodę, jej turkusowe oczy rzucały złe błyski.

- Dlaczego nic mi nie powiedzieliście? Owen wypił łyk koniaku.

- Ponieważ obawialiśmy się, że zareagujesz tak jak teraz. Jesteś projektantką, artystką,

a nie kobietą interesu. Palmer i Harry zgodzili się ze mną, że prawdopodobnie wyciągniesz z

background image

tego fałszywe wnioski. Twoja matka była zdania, że zrozumiesz, jeśli ci się to wszystko

wytłumaczy, ale przegłosowaliśmy ją.

- Nie wierzę. Brzmi to, jakbyście zwołali radę zarządu i głosowali nad moją

przyszłością.

Owen zacisnął zęby.

- Angie, zrobiliśmy to dla twojego własnego...

- Dla mojego własnego dobra. Wiem. Owen, nie cierpię, kiedy ludzie podejmują za

mnie decyzje dla mojego własnego dobra. A właściwie, kiedy miałam się dowiedzieć o tej

praktycznej stronie mojego małżeństwa?

Owen westchnął.

- Jutro rano.

- Dlaczego dopiero wtedy? - zdziwiła się. - Co to za różnica?

- Jutro rano będziesz moją żoną w każdym znaczeniu tego słowa - przypomniał jej

łagodnie. - Będziesz miała pewność, że to, co do ciebie czuję, nie ma nic wspólnego z

żadnymi interesami.

Jej oczy rozszerzyły się.

- A więc sądziłeś, że twoja fantastyczna technika miłosna tak mnie zbije z nóg, że nie

będę wiedziała, ile jest dwa dodać dwa, kiedy się dowiem o spółce? Że jutro rano znajdę się

pod wpływem czegoś w rodzaju seksualnego zniewolenia? Coś podobnego! Może i jestem

sentymentalna i romantyczna, ale nie jestem głupia. Potrząsnął głową, uśmiechając się lekko.

- Nigdy nie twierdziłem, że jesteś głupia. Mam wiele szacunku dla twojej inteligencji.

- Zerknął na swoją obrączkę. - I dla twojego talentu. Ale sama przyznasz, że nie masz głowy

do interesów, Angie.

- Powiedz mi coś - odparowała. - Czy zalecałbyś się do mnie i poprosił o moją rękę,

gdybyś nie był zainteresowany utworzeniem spółki? Czy ożeniłbyś się ze mną, gdyby to się

nie wiązało z dobrą okazją do ubicia interesu?

- Angie, pomyśl logicznie - perswadował jej cierpliwie. - Nigdy bym cię nie poznał,

gdyby nie moja chęć doprowadzenia do fuzji. Townsendowie i Sutherlandowie nie spotykali

się na gruncie towarzyskim. Wojna między naszymi rodzinami może i była przydatna jako

chwyt reklamowy, ale nie została wymyślona. Toczyła się naprawdę. Zaczęła się przed

trzydziestu laty i prawdopodobnie nadal by trwała, gdyby mój ojciec nie zginął dwa lata temu

i nic zostawił mi firmy. Uznałem, że już najwyższy czas zakończyć tę waśń, a twój ojciec

zgodził się ze mną.

- To było całkiem absurdalne - szepnęła. - I ten absurd trwał tyle lat. Zawsze byłam

background image

ciekawa, jak do tego doszło.

- To miało coś wspólnego z poprzednią próbą fuzji, podjętą trzydzieści lat temu. W

końcu nic z tego nie wyszło i Sutherlandowie stracili jakieś obiecane kredyty, które potem

dostała wasza firma. Mój ojciec winił twojego, a twój twierdził, że to przez mojego ojca nie

doszło do spółki. Po wszystkich tych latach trudno dociec, co było przyczyną.

I jeśli o mnie chodzi, to nie ma znaczenia.

- Jesteś tego pewien? - spytała.

- Absolutnie. Nie obchodzi mnie, co stało się trzydzieści lat temu, Angie. Obchodzi

mnie przyszłość mojego przedsiębiorstwa, nie przeszłość. I oddaję twojemu ojcu

sprawiedliwość za chęć zakończenia sporu. Mój ojciec nigdy by się na to nie zgodził. Bóg

wie, ile razy kłóciliśmy się na ten temat.

Angie odwróciła się do niego tyłem, ukazując Owenowi delikatną linię karku i piękne

włosy. Jego wzrok przesunął się chciwie po jej zgrabnej sylwetce. Zacisnął palce wokół

kieliszka, patrząc na srebrzysty jedwab opinający powabnie zaokrąglone pośladki. To jest

moja noc poślubna, pomyślał.

- Owen, chciałabym cię o coś zapytać. O coś ważnego. Czy nikt z twojej rodziny nie

przybył na ślub, dlatego że podobnie jak twój ojciec, nadal żywią dawną urazę?

- Zadawnione pretensje z trudem wygasają - przyznał. - Moja rodzina nie przypomina

twojej. Nie jesteśmy otwarci ani bezpośredni.

- A może myślałeś, że mnie polubią, kiedy mnie poznają? Liczyłeś na to, że mój urok i

wdzięk osobisty zjednają mi ich sympatię?

- Nic mnie nie obchodzi ich sympatia. Obchodzi mnie tylko, żeby cię traktowali z

szacunkiem należnym mojej żonie. - A jeśli nie, poprzysiągł w duchu, to odetnie im dochody

z Hoteli Sutherland. Miał takie prawne możliwości.

- A z drugiej strony, po co mieliby się fatygować, żeby mnie poznawać, skoro po

sprzedaży akcji mogę już nie być panią Sutherland? - spytała Angie podejrzanie łagodnym

tonem.

Owen poczuł, że znów zaczyna tracić zimną krew. Wcale mu się to nie podobało.

Zawsze potrafił panować nad sobą, swoją firmą i całym otoczeniem. Nikt nie będzie go

wodzić za nos. Ojciec nauczył go dominować w każdej sytuacji i to małżeństwo nie będzie

wyjątkiem. On tu jest panem i władcą. Przede wszystkim jednak musi zachować spokój.

- Posuwasz się za daleko - ostrzegł. - Angie, mówię ci po raz ostatni, że nie ożeniłem

się z tobą z powodu spółki.

- Więc dlaczego się ze mną ożeniłeś? - spytała, nie odwracając się.

background image

- Bo pragnąłem mieć cię za żonę.

- Owen, czy ty mnie kochasz? Naprawdę kochasz? - zapytała cicho, nadal na niego nie

patrząc. - Nigdy mi tego nie powiedziałeś. Wierzyłam, że tak jest, mówiłam sobie, że pewno z

trudem przychodzi ci wyrażać uczucia, ale może tylko tak to sobie tłumaczyłam, bo sama

byłam bardzo zakochana.

Brzęk kieliszka odstawionego z furią na szklany blat barku zabrzmiał w ciszy jak

strzał z pistoletu. Owen przeszedł przez pokój, chwycił Angie za ramiona i odwrócił do

siebie. Zobaczył, jak jej piękne oczy rozszerzają się ze zdumienia i strachu.

- Nie musiałaś szukać żadnych tłumaczeń - wybuchnął. - Ożeniłem się z tobą. Jesteś

jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek prosiłem o rękę. Od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałem,

wiedziałem, że będziesz wymarzoną żoną dla mnie. Jesteśmy teraz razem i wszystko będzie

dobrze. Daję ci na to słowo honoru.

- Gdybym tylko mogła być pewna...

Spojrzał głęboko w jej niespokojne oczy i z chrapliwym, gniewnym pomrukiem

pochwycił ją w ramiona. Nie pozwalając dokończyć zdania, przycisnął wargi do jej drżących

ust. Całkiem świadomie postanowił wykorzystać własne pożądanie, żeby rozbudzić Angie.

Był pewien, że mu się to uda. W ciągu ostatnich paru tygodni była mu tak cudownie oddana -

czuła i gorąca, gotowa do uległości. Sprawiało mu niekłamaną satysfakcję, że tak mocno na

nią działa, ale używał swojego seksualnego magnetyzmu z umiarem i ostrożnie, nie chcąc jej

spłoszyć ani wykorzystać. Teraz jednak był już na granicy wytrzymałości.

W końcu była jego żoną. Miał prawo ją uwieść i wziąć do łóżka. Kiedy zostaną już

kochankami, wszystko będzie dobrze, był tego pewien. - Owen... Owen, proszę...

Usłyszał nutę pożądania w tym błagalnym szepcie i poczuł, że Angie zaczyna się do

niego przytulać. Jej piersi przylgnęły do jego torsu. Jej ramiona oplotły mu szyję, a usta się

rozchyliły. Wsunął język głębiej, a ręką delikatnym, pieszczotliwym ruchem zaczął gładzić

jej plecy. Westchnęła cicho i zamknęła oczy. Przywarła do niego udami, rozpalając go do

białości.

Ogarnęła go gwałtowna fala pożądania. Marzył tylko, aby zanieść Angie na łóżko,

zedrzeć z niej jedwabny peniuar i kochać się z nią do utraty tchu. Wciągnął zapach perfum

zmieszany z zapachem jej pobudzonego ciała i wiedział, że i ona go pragnie, że jest gorąca i

chętna...

Nie mógł dłużej czekać. Porwał Angie w ramiona i ruszył w stronę wielkiego białego

łoża pod baldachimem. Owładnęło nim jedno przemożne pragnienie: żeby uczynić ją

wreszcie swoją żoną pod każdym względem. To była jego noc poślubna, a on płonął

background image

pożądaniem.

Rano Angie zrozumie, że nie pragnął jej wcale ze względu na spółkę z ojcem.

Przekonają o tym w ich łożu małżeńskim.

- Owen...

- Ciii, kochanie. Porozmawiamy jutro. Zaufaj mi, Angie. Wszystko będzie dobrze.

Wszystko się miedzy nami ułoży, zobaczysz.

Położył ją na łóżku i pochylił się, żeby zsunąć cienkie ramiączka peniuaru. Angie nie

poruszyła się, kiedy błyszczący jedwab rozchylił się, odsłaniając piersi, Owen wstrzymał

oddech na widok różowych sutek. Wziął delikatnie jedną z nich w palce i lekko potarł. Angie

wydała głębokie westchnienie, a dreszcz, który przebiegł jej ciało, przeszedł na niego niczym

iskra elektryczna.

Owen uśmiechnął się i wyprostował. Patrzył na nią, szarpiąc guziki koszuli. Angie

leżała z szeroko otwartymi oczami, w których odbijało się zwątpienie i niepewność. Równie

mocno pragnął pocieszyć ją i ukoić, jak posiąść i zdobyć jako kochanek.

Za kilka minut będzie należeć do niego.

Pukanie do drzwi postawiło go na równe nogi.

- Niech to diabli!

- Przyniosłem kolację, proszę pana.

Owen zmrużył oczy z grymasem wściekłości, lecz zaraz się opanował.

- Rzeczywiście. - Uśmiechnął się do Angie. - Kiedy ją zamawiałem, myślałem, że

może zechcemy coś zjeść. Jak widać, był to głupi pomysł. Nie przejmuj się, kochanie. Ja się

tym zajmę.

Podszedł do drzwi i otworzył je jednym szarpnięciem, wbijając gniewny wzrok w

kelnera. Młody człowiek uśmiechnął się nerwowo.

- Przepraszam, pan zamawiał kolację, p... panie Sutherland? - wyjąkał.

- Tak. Niech pan to zostawi. Nie będziemy pana potrzebować. Sami się obsłużymy. -

Owen uzbroił się w cierpliwość, wiedząc, że zawsze tak paraliżująco działa na personel,

ilekroć zatrzymuje się w jednym ze swoich hoteli. A teraz musiał wyglądać jeszcze groźniej

niż zwykle.

- Tak, oczywiście, proszę pana. I... chciałem jeszcze... szef kuchni prosił, żeby

przekazać jego gratulacje, proszę pana. - Kelner wycofał się, oblany krwistym rumieńcem na

widok rozpiętej koszuli Owena. - Przepraszam najmocniej... Proszę dać nam znać, gdyby pan

jeszcze czegoś potrzebował.

- Naturalnie - skwitował Owen sucho. Wciągnął wózek z kolacją do pokoju i zamknął

background image

drzwi.

Odwrócił się do Angie, która siedziała na brzegu łóżka, poprawiając peniuar. Nie

patrzyła na niego.

- Może zjemy później? - zasugerował. - Kolacja poczeka.

- Nie! - Skoczyła na równe nogi. - Jestem... jestem bardzo głodna. Prawie nic nie

wzięłam do ust na przyjęciu i nie mogłam przełknąć śniadania. Właściwie nic nie jadłam

przez cały dzień.

- Angie...

- Pomogę ci. - Podbiegła do wózka i zaczęła zdejmować srebrne pokrywy z

półmisków. Powietrze wypełnił smakowity aromat karczochów w złocistym sosie holen-

derskim i soczystego łososia z rusztu. - Czyż to nie wygląda apetycznie?

Owen zmełł przekleństwo w ustach, świadom, że okazja została zmarnowana. Angie z

kobiety gotowej już ulec przeistoczyła się w kłębek nerwów. Zacisnął wargi i posłusznie

zaczął rozkładać naczynia.

- Może masz ochotę zjeść na tarasie? - zapytał uprzejmie.

- Cudowny pomysł! - Wyniosła półmisek z rybą i postawiła na szklanym blacie

białego stolika z kutego żelaza.

Owen wyszedł wolno za nią, wciągając głęboko w płuca nocne powietrze, żeby

ochłodzić wzburzoną krew.

- Mgła nadciąga - zauważył niedbale.

- To prawda. Trochę się ochłodziło.

- Możemy zjeść w środku, jeśli wolisz.

- Nie, nie - zaprotestowała szybko. - Jeszcze przez jakiś czas nie będzie zimno. A jest

coś bardzo przyjemnego w widoku mgły unoszącej się nad oceanem, nie uważasz?

- Jeśli się lubi mgłę.

- Ja lubię.

Usiadła na brzeżku krzesła i bez reszty zajęła się nakładaniem potraw na talerze.

Owen obserwował ją z pobłażliwym rozbawieniem.

- Dlaczego nagle tak się zdenerwowałaś, Angie? Całowaliśmy się już nieraz. Miałem

wrażenie, że ci się to podoba, A dziś jest w końcu nasza noc poślubna.

- Proszę cię, Owen. Czy możemy mówić o czymś innym?

- O czymś innym niż nasza noc poślubna?

- Tak, do diaska!

Przymrużył tylko leniwie powieki, nie reagując na ten wybuch złości, i sięgnął po

background image

chrupiącą bułeczkę.

- Jak sobie życzysz, kochanie.

Im bardziej nerwowa stawała się Angie, tym bardziej spokojny robił się Owen,

mówiąc sobie, że wszystko będzie dobrze. Była takim popędliwym, gorącym stworzeniem i to

nie dawało jej dużych szans w rozgrywce z kimś chłodnym i opanowanym. Dopóki będzie

zdenerwowana, on pozostanie panem sytuacji. Zgubił się tylko wtedy, gdy zaskoczyła go

nagle tym swoim dziwnym, powściągliwym zachowaniem.

Przez parę minut jedli w milczeniu. Owen nie próbował rozładować sytuacji. Niech

trochę skruszeje, pomyślał. Wówczas podda mu się bez reszty i będzie koniec problemu.

Takie nerwowe, delikatne istoty jak Angie są często same swoimi najgorszymi wrogami.

Odkroił właśnie kawałek brie z tacy z serami, kiedy Angie nagle odłożyła nóż, splotła

ręce na kolanach i wyprostowała się w krześle.

- Posłuchaj, Owen. Podczas kolacji wiele rzeczy sobie przemyślałam i podjęłam

pewne decyzje.

- To ciekawe.

- Byłabym ci wdzięczna, gdybyś powstrzymał się od sarkastycznych uwag. To

poważna sprawa.

- To, że będziemy się po raz pierwszy kochać? Masz rację, to poważna sprawa, ale

myślę, że sobie jakoś poradzimy.

- Owen, proszę cię. To nie jest farsa.

- Wiem, kochanie. Czy nie sądzisz jednak, że zaczyna to już trochę na farsę zakrawać?

Wstała nagle, a srebrzysty, lejący się materiał otulił kusząco jej smukłą figurę.

Podeszła do bariery tarasu i wbiła wzrok w osnuty mgłą ocean.

- Doszłam do wniosku, że nie mogę dzisiaj podjąć racjonalnej, rozsądnej decyzji co do

przyszłości naszego małżeństwa.

- Nie musisz podejmować żadnych decyzji - powiedział Owen spokojnie, odkładając

nóż. - Decyzja już zapadła, kiedy w obecności trzystu świadków włożyłem ci obrączkę na

palec.

Potrząsnęła gwałtownie głową, nie odwracając się. Zacisnęła ręce na barierce.

- Nie wiem, co robić. Nie rozumiesz? Jestem zdezorientowana i pełna obaw. Muszę

mieć trochę czasu, żeby to wszystko przemyśleć.

- Ach, tak. - Owen zaczął wreszcie rozumieć, do czego ta nieskładna rozmowa ma

prowadzić. Odrzucił serwetkę z monogramem i zerwał się z krzesła. Przeszedł przez taras i

stanął tuż za Angie, nie dotykając jej.

background image

- A jak sądzisz, kiedy będziesz gotowa uznać, że jesteś jednak moją żoną?

- Po sprzedaży akcji - powiedziała cichutko drżącym, ale zdeterminowanym głosem.

Owen zobaczył czerwone plamy przed oczami. Przez ułamek sekundy zdawało się, że

wybuchnie. Dopiero po dobrej chwili zdołał się jakoś opanować, ale nawet wtedy nie śmiał

jej dotknąć. Zmusił się, żeby mówić wolno i spokojnie, mając nikłą nadzieję, że może się

przesłyszał.

- Co właściwie chcesz przez to powiedzieć, Angie?

- Że... że nie chcę konsumpcji naszego małżeństwa, dopóki spółka "Sutherland i

Townsend" oficjalnie nie wejdzie na rynek.

Owen nie wierzył własnym uszom.

- Akcje pojawią się na giełdzie dopiero pierwszego dnia następnego miesiąca. To

znaczy za trzy tygodnie.

- Wiem.

Wyciągnął rękę i chwycił ją za ramię. Bardzo ostrożnie, świadom swojej tłumionej

pasji i palącej namiętności, odwrócił ją twarzą do siebie.

- Chcesz powiedzieć, że nie pójdziesz ze mną do łóżka, dopóki się nie przekonasz, czy

ten ktoś, kto dzwonił, nie mówił prawdy?

Przytaknęła bez słowa.

- Jak sądzisz, co muszę w tej chwili czuć, Angie? Jej piękne oczy wypełniły się łzami.

- Przepraszam. Ale boję się, Owen. Dałam się namówić na szybki ślub i teraz zadaję

sobie pytanie, czy nie popełniłam strasznego błędu. Wiesz, co się mówi o pośpiesznie

zawieranych małżeństwach.

- Nie popełniłaś błędu.

- Nie rozumiesz? Moja rodzina i ty nie powinniście byli ukrywać przede mną niczego.

Po tym telefonie i komunikacie prasowym poczułam się, jakbym dostała obuchem w głowę.

Uświadomiłam sobie, jak bardzo naiwnie patrzyłam na nasz związek.

- Kochanie, to nieprawda.

- To prawda. Musisz przyznać, Owen, że nawet nie znam cię zbyt dobrze. Nie znam

twojej rodziny, nie mówiąc już o twoich prawdziwych uczuciach wobec mnie. Potrzebuję

trochę czasu.

- Dokładnie trzy tygodnie, tak? Chcesz zobaczyć, czy wystąpię o rozwód po

rozprowadzeniu akcji. Chcesz się przekonać, czy nie ukartowałem tego małżeństwa z powo-

dów merkantylnych.

- Po części to też - przyznała załamującym się głosem. - Ale przede wszystkim chcę

background image

się upewnić, że wiem, co robię.

- Angie, nie zapominaj, że twoi rodzice pochwalali nasz związek. Twój ojciec i brat

nie mieli nic przeciwko połączeniu daty ślubu i podpisania spółki. Sama wiesz, że twoja

rodzina nigdy nie przystałaby na to małżeństwo, gdyby nie pewność, że będziesz szczęśliwa.

- Wiem, Ale nie wiem, na ile potrafiłeś być przekonujący, że ci naprawdę na mnie

zależy. Nie rozumiesz? - Podniosła głos z nutą rozpaczy. - To cały problem. Po prostu zbyt

wielu rzeczy o tobie nie wiem.

- Jak na przykład czego? - zapytał gniewnie.

- Chcę poznać twoją rodzinę i dowiedzieć się, dlaczego nikt z nich nie pofatygował się

na ślub. Chcę przemyśleć fakt, że ukryliście przede mną powstanie spółki. Mam mętlik w

głowie i chcę mieć szansę uporządkować to jakoś i zdecydować, co z naszym związkiem.

- I sądzisz, że nie będziesz w stanie jasno myśleć, jeśli zgodzisz się ze mną spać, tak? -

Nadal ściskał ją mocno za ramię. - Tak?

- Tak.

- Do wszystkich diabłów, Angie, nie wiesz, co robisz.

- Właśnie. I dlatego chcę to przemyśleć. Owen potrząsnął ponuro głową.

- Nie to miałem na myśli. - Przyciągnął ją delikatnie do siebie. Stała sztywno i

nieruchomo, ale czuł, że drży. Zastanawiał się, jakby zareagowała, gdyby ją pocałował.

Zawsze była taka uległa w jego ramionach... - Moja rodzina nie będzie dla mnie żadną

rekomendacją, skarbie. Sam widuję się z nimi jak mogę najrzadziej.

- Owen, to brzmi okropnie - powiedziała z nosem w jego koszuli.

- Wiem. Sądzisz tak, bo wy, Townsendowie, jesteście bardzo rodzinni. Ale to nie

znaczy, że wszyscy są do was podobni.

- Ale czy nie rozumiesz? Prędzej czy później będę musiała mieć z nimi do czynienia.

Chcę wiedzieć, co mnie czeka.

- Angie, zaufaj mi, jeśli chodzi, o te sprawy. Zostaw mi zajmowanie się rodziną i

interesami, a sama bądź tylko moją żoną i wszystko świetnie się ułoży.

- Zapominasz o czymś, Owen - powiedziała spokojnie. - Ten dzisiejszy telefon

stanowi oczywisty dowód, że nie da się oddzielić naszego związku od interesów.

Zdobyła punkt i zdawał sobie z tego sprawę. Utrzymywał wybór miejsca na ich

miesiąc miodowy w absolutnej tajemnicy, podobnie jak fakt podpisania spółki. Jednakże ktoś

odkrył oba te sekrety i wykorzystał do wbicia klina między niego a Angie.

- Mocno też wątpię, żebyśmy mogli zignorować zupełnie twoją rodzinę -

kontynuowała Angie. - Choćbyśmy nie wiem jak chcieli.

background image

- W każdym razie możemy się postarać - mruknął. Poruszyła się niespokojnie, jakby

chcąc wyzwolić ramię z jego uścisku, i podniosła głowę. Jej oczy były nieugięte w bladym

świetle przenikającym z pokoju.

- Jest jeszcze coś, co musimy rozstrzygnąć, Owen. Coś, czego nie chciałam zbytnio

dociekać aż do dzisiejszego wieczoru.

- Do jasnej cholery! To się staje już nieco nużące, nie uważasz? Co jeszcze musisz

przemyśleć oprócz kwestii dotyczących mojej rodziny, moich interesów i moich prawdziwych

intencji?

Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu prosto w oczy z wyrazem niespotykanej dotąd

powagi.

- Muszę wiedzieć, czy mnie naprawdę kochasz. To właściwie jedyna istotna kwestia.

Wszystkie inne są pochodną tego zasadniczego pytania, na które nie znam odpowiedzi.

Zesztywniał.

- Angie, powiedziałem ci przecież, że jesteś wymarzoną żoną dla mnie.

- Tak, ale czy mnie kochasz? Może czas się o tym przekonać. A także o tym, czy

potrafisz to przyznać przede mną i przed sobą samym. Muszę się dowiedzieć, czy twoje

uczucia do mnie nie wynikają jedynie z fizycznego pociągu i mojej użyteczności w zawarciu

interesu.

- Zmiłuj się, Angie... Wyprostowała się.

- Postanowiłam, że odłożymy naszą noc poślubną do czasu, aż będziemy mieć

pewność, na czym oparty jest nasz związek i jak długo potrwa.

Owen zacisnął zęby.

- Rozumiem Więc może jeszcze tylko się dowiem, gdzie zamierza pani spędzić

dzisiejszą noc, pani Sutherland?

Zamrugała nerwowo i zerknęła do środka.

- No cóż, jesteśmy w hotelu. Powinno tu być mnóstwo pokoi.

Najwyższą siłą woli Owen zdołał zdusić wybuch gniewu. Ale przybliżył twarz tak

blisko do Angie, żeby bez trudu dostrzegła, jak bardzo jest wściekły.

- Chyba nie sądzisz, że pozwolę swojej żonie iść w naszą noc poślubną do recepcji

mojego hotelu i prosić o osobny pokój.

Angie przygryzła wargi.

- Wierz mi, nie chciałabym cię upokorzyć.

- Bardzo mądra decyzja.

background image

- Rozumiem, że byłoby to trochę krępujące, gdyby wyszło na jaw, że nie spędziliśmy

nocy razem.

- Krępujące? Byłbym pośmiewiskiem całego hotelu, nie mówiąc już o całej branży

hotelowej.

- Tak, musimy dbać o pozory, prawda? - sarknęła. - Ostatecznie, w grę wchodzą

interesy. Wszyscy wiedzą, że w spółkę akcyjną "Sutherland i Townsend" zaangażowane są

setki tysięcy, a może i milionów dolarów. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, prześpię się na

kanapie.

- Będziesz spać na łóżku - powiedział Owen przez zaciśnięte zęby. - I ja też.

Położymy między sobą miecz lub coś równie odpowiedniego. Czy to pani odpowiada, pani

Sutherland?

Angie obrzuciła go bacznym spojrzeniem, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że jest

bliska przeciągnięcia struny.

- Tak, dziękuję - odpowiedziała bardzo uprzejmie.

W końcu zamiast miecza użyli dwóch dużych zapasowych poduszek, które Angie

znalazła w szafie. Ale kiedy leżała w ogromnym łóżku, nie mogąc zasnąć i licząc minuty do

świtu, pomyślała, że mogłyby równie dobrze być zrobione ze stali, tak ostrą i nieprzebytą

barierę tworzyły między nią a jej mężem.

Czuła się nieszczęśliwa. Winna, zraniona, zła, niepewna i po prostu nieszczęśliwa. A

najgorsze, że Owen natychmiast zasnął, ledwo jego głowa dotknęła poduszki.

Postępuję słusznie, powtarzała sobie raz po raz, podczas gdy godziny mijały z

irytującą powolnością. Postępuję słusznie.

Zrozumiała, że mimo wszystko musiała się w pewnym momencie zdrzemnąć, bo tuż

przed świtem zerwała się nagle, wyrwana ze snu. Ujrzała przed sobą bezmierny obszar

szarego, leniwego morza. Przez kilka sekund nie mogła się zorientować, gdzie jest i dlaczego

ma nad głową ogromny, biały baldachim.

- Obudziłaś się? - zapytał Owen z drugiej strony łóżka.

Skurczyła się na dźwięk jego lodowatego głosu. No cóż, powiedziała sobie, czego się

możesz spodziewać od nowo poślubionego męża po takiej nocy poślubnej, jaką mamy za

sobą?

- Tak - odpowiedziała.

- To dobrze. Poczyniłem pewne ustalenia.

- Ach tak...

background image

- Czy może miałaś jakieś własne plany? - wycedził.

- Nie. Właściwie nie. To znaczy, nie myślałam o tym, co będziemy dalej robić. Wiem,

że mieliśmy tu spędzić dwa tygodnie.

, - Byłoby to trochę niezręczne w tych warunkach, nie uważasz?

- No, nie wiem. To wspaniały hotel i skoro już tu jesteśmy, moglibyśmy spędzić miło

czas poznając się trochę lepiej.

- Angje, nie mam zamiaru marnować dwóch tygodni na udawaniu zakochanego

żonkosia przed paroma setkami ludzi, którzy tu dla mnie pracują i będą obserwować nas,

ilekroć wyjdziemy z pokoju - oznajmił stanowczo.

- Rozumiem, że to może być trudne - odparowała. - Udawanie zakochanego żonkosia.

Zwłaszcza, jeśli się nim nie jest. To znaczy, nie jest się zakochanym.

- Popatrz na to z innego punktu widzenia - mruknął. Angie odwróciła się do niego,

wsparta na łokciu. Jego widok, gdy leżał tak na śnieżnobiałej pościeli wielki, ciemny i

niebezpieczny, zapierał oddech w piersiach.

Zeszłego wieczoru Owen rozebrał się w mrokach nocy, a ona odwróciła wzrok, żeby

na niego nie patrzeć, kiedy wsuwał się obok do łóżka. Teraz zobaczyła, że od góry nie ma nic

na sobie.

- Angie, czy ty mnie słuchasz?

Zdała sobie sprawę, że wpatruje się bezwstydnie w jego potężny tors, myśląc, jak

przyjemnie by było zanurzyć palce w porastającą go gęstwinę ciemnych kręconych włosów.

Podniosła szybko wzrok, oblewając się rumieńcem.

- Tak, oczywiście.

Spojrzał na nią uważnie, mrużąc szare oczy pod ciemnymi rzęsami. Podłożył sobie

ręce pod głowę i wyglądał, jakby czuł się całkiem swobodnie leżąc w łóżku z kobietą, która

nie była do końca jego żoną.

- No więc posłuchaj, co postanowiłem. Zabieram cię do Jade Lake. Zostaniemy tam aż

do czasu sprzedaży akcji.

- Do Jade Lake? To tam, gdzie mieszka twoja macocha, wuj i ciotka?

- Tak, Jedna wielka kochająca się rodzina. Jeśli będziemy mieli szczęście, może

wpadnie tam też moja siostra z mężem.

- Jeśli tak bardzo nie lubisz swojej rodziny, to dlaczego mamy spędzić z nimi trzy

tygodnie?

- O ile pamiętam, powiedziałaś, że chcesz ich poznać. Poza tym, mam tam w domu

własne biuro. Nieczęsto z mego korzystam, bo rzadko tam jeżdżę, ale przynajmniej będę

background image

mógł trochę popracować przez te parę tygodni i cały ten czas nie zostanie kompletnie

zmarnowany.

Angie usiadła gwałtownie, podciągając nerwowo ramiączko peniuaru. Spostrzegła, że

wzrok Owena spoczął na jej piersiach, i wiedząc, że sutki muszą prześwitywać przez cienki

jedwab, przygarbiła się, żeby to ukryć.

- Poczekaj no - powiedziała. - Chyba nie masz zamiaru wpakować mnie na trzy

tygodnie do obcego domu, a sam zagrzebać się w pracy?

- To najlogiczniejsze wyjście z sytuacji. Będziesz miała okazję poznać moją rodzinę i

czas, którego się domagasz na podjęcie decyzji. Da nam to także możność zejścia ludziom z

oczu, dopóki akcje nie wpłyną na giełdę.

- Nie jestem pewna, czy mi się to podoba. Podejrzewam, że postanowiłeś usunąć mnie

w cień, z obawy że mogę narazić na szwank twoje interesy. Ludzie zaczną kwestionować

trwałość spółki i stracą zainteresowanie akcjami, jeśli rozejdą się pogłoski, że nasze

małżeństwo się nie układa, tak?

Wzruszył ramionami.

- Istnieje taka możliwość.

- No właśnie. A jeśli będą kwestionować spółkę, zakwestionują też wartość akcji. I

gdy zakwestionują wartość akcji, ty i tata nie dostaniecie za nie odpowiednio dobrej ceny. A

jeśli akcje nie sprzedadzą się wysoko, nie zdobędziecie kapitału potrzebnego na rozwój.

- Nic dodać, nic ująć - skwitował Owen krótko.

- Jak widzisz, nie jestem tak naiwna w tych sprawach, jak się wszystkim wydaje -

oznajmiła Angie z nutą dumy w głosie.

Owen z ironią skinął głową, ale jego oczy pozostały zimne.

- A co najważniejsze, nie życzę sobie, żebyś przez następne trzy tygodnie biegała po

świecie dając na prawo i lewo wywiady.

- Nie zamierzam udzielać żadnych wywiadów - powiedziała Angie z wściekłością.

- Dziennikarze i konkurenci branżowi mają swoje sposoby, żeby wyciągnąć z takich

niewiniątek jak ty, co tylko zechcą. Gdybyś była jaśniejącą szczęściem oblubienicą,

przekonaną, że poślubiła księcia z bajki, to co innego. Stanowiłabyś żywy dowód na to, że

miłość wszystko zwycięża. Ale w twoim obecnym nastroju nie mam zamiaru ryzykować.

Wolę trzymać cię pod kluczem, dopóki cała transakcja nie zostanie przeprowadzona do

końca.

- Trzymać mnie pod kluczem!

- Figura retoryczna. Powiedzmy, że chcę, abyśmy te trzy tygodnie spędzili sami w

background image

spokoju i odosobnieniu. Mój dom rodzinny leży na wyspie na środku jeziora. Można się tam

dostać tylko łódką i wyjść na brzeg tylko za zaproszeniem. A możesz mi wierzyć, że nie

będziemy nikogo zapraszać.

- Doprawdy, trzeba nie lada bezczelności, żeby w ten sposób do mnie przemawiać.

Jeśli choć przez chwilę myślisz, że dam się zamknąć na jakimś odludziu, dopóki nie

rozprowadzisz swoich akcji, to chyba postradałeś zmysły!

- Angie...

- W każdym razie w jednym na pewno masz rację: nie jesteś księciem z bajki.

Owen rzucił się ku niej z szybkością błyskawicy, chwycił ją za nadgarstek, odsunął

poduszki i przyciągnął do siebie. Oczy płonęły mu gniewem.

- Jesteś mi to winna, Angie, za to wszystko, co przez ciebie znoszę. Zaczynam chyba

rozumieć, jak doszło do waśni między naszymi rodzinami. Najwidoczniej Townsendowie

mają niemiły zwyczaj niewywiązywania się z danych obietnic. Ja, jak dotąd, zostałem

pozbawiony żony, nocy poślubnej i miesiąca miodowego.

- Chwileczkę, Owen...

- Niech mnie diabli, jeśli pozwolę na dokładkę zepsuć sobie jeszcze interes giełdowy.

Jeżeli nawet nie masz ochoty zrobić tego dla mnie, pomysł o własnej rodzinie. Ma tyle samo

do stracenia co ja. Pojedziesz na wyspę Jade Lake i zostaniesz tam przez cale trzy tygodnie.

Zrozumiano?

- Dobry Boże, nie brak ci tupetu, co?

- Po prostu próbuję zażegnać nadchodzące niebezpieczeństwo. To się nazywa obrona

przeciwawaryjna. Jesteś chodzącą bombą zegarową zarówno dla Sutherlandów, jak i dla

Townsendów. A ponieważ, przynajmniej wedle litery prawa, jesteś teraz moją żoną, muszę

wziąć odpowiedzialność za ciebie na swoje barki.

- Dziękuję bardzo. - Jej oczy błyszczały łzami bezsilnej wściekłości. - Jeśli już mam

być trzymana w ukryciu, dlaczego nie odwieziesz mnie raczej do mojej rodziny? Na pewno

czułabym się tam szczęśliwsza, a oni też by dopilnowali, żebym nie rozmawiała z nikim

niewłaściwym. Rzucił jej drwiące spojrzenie. - Gdzie twoje poczucie dumy, Angie? Czy

sytuacja, że małżonek zaraz po nocy poślubnej odwozi cię z powrotem do domu, nie wydaje

ci się trochę krępująca?

Trafił w sedno. Wyobraziła sobie, jak próbuje wytłumaczyć wszystko

rozgorączkowanym, podekscytowanym członkom swojej rodziny. Trudno przewidzieć, jak

zareagują, ale jedno było pewne: będzie to reakcja głośna i wybuchowa.

Owen miał rację - ostatnia rzecz, o jakiej marzyła, to wywoływanie teraz

background image

dramatycznych scen. Miała poważne wątpliwości, czy ojciec i brat uwierzyliby w jej

wyjaśnienia, a matka zalałaby się łzami. Po prostu nie zrozumieliby, że tym razem ich

nadopiekuńczość przyniosła zgubny efekt. Zdała sobie sprawę, że musi przemyśleć nie tylko

SWÓJ

stosunek do Owena, ale i swoje stosunki rodzinne.

Zebrała się na odwagę, buńczucznie odrzuciła włosy do tyłu i oznajmiła:

- Zastanowię się nad twoją propozycją wyjazdu do Jade Lake.

- Doskonale. Zastanów się. Będziesz mieć na to masę czasu w drodze. - Owen usiadł. -

Zacznij się pakować. Wyjeżdżamy za godzinę.

Dużo później w ciągu tego wieczora zaczęła żałować, że nie pomyślała o trzeciej

możliwości spędzenia następnych tygodni. Powinna była uciec. Schować się w hotelowym

pojemniku na brudną bieliznę. Albo pójść na daleki spacer po plaży i nie wrócić. Trudniej

byłoby pozostać w ukryciu.

Zdążyła już poznać Owena na tyle dobrze, że wiedziała, iż odnalazłby ją i przywlókł z

powrotem. Wszystko po to, aby nie narazić na szwank swojej męskiej dumy ani dobra spółki,

pomyślała z irytacją.

Rodzinny dom Sutherlandów przycupnął niczym ciemne, drapieżne zwierzę nad małą

zatoczką u wschodniego krańca gęsto zalesionej niewielkiej wysepki. Jade Lake było nazwą

dużego, głębokiego jeziora położonego w górach. Woda w nim miała niecodzienny odcień

nefrytu, a jej zieleń ciemniała z zachodem słońca, otaczając fortecę Sutherlandów nieprzebytą

fosą.

Forteca to jedyne słowo, które pasowało do tego posępnego, wielkiego, starego

gmaszyska. Okna zdawały się nie przepuszczać światła, całe wnętrze od solidnych boazerii na

ścianach, poprzez wschodnie dywany, do ciężkich mebli było ciemne i ponure. Na widok

obrzydliwego, ciemnozielonego koloru ścian w holu Angie zatęskniła za wiaderkiem białej

farby i pędzlem.

W chwili gdy tuż przed zmierzchem przekroczyła niechętnie próg frontowych drzwi,

wiedziała już, że następne trzy tygodnie jej życia nie będą należeć do przyjemnych.

Z drugiej strony, siadając do kolacji pocieszyła się, że i Owen nie będzie się tu

szampańsko bawił. Z całą pewnością perspektywa wieczoru na łonie rodziny zachwycała go

nie bardziej niż ją.

Grzebiąc teraz widelcem w sałacie, odważyła się ogarnąć spojrzeniem biesiadników

siedzących przy długim dębowym stole. Członkowie rodziny Owena sprawiali wrażenie ludzi

zamkniętych w sobie i oschłych, diametralnie różnych od jej wesołych, spontanicznych,

rudowłosych krewnych.

background image

- Muszę powiedzieć, że sprawiłeś nam prawdziwą niespodziankę, zjawiając się tu

nagle dziś wieczorem, Owen.

Oczywiście, bardzo nam miło poznać twoją młodą żonę.

- Celia Sutherland obdarzyła Angie chłodnym uśmiechem.

Macocha Owena, ubrana w wytworną czarną suknię, królowała na drugim końcu

stołu. Była przystojną, nieco wyniosłą kobietą po pięćdziesiątce. Miała szlachetne ary-

stokratyczne rysy, a odcień jej włosów misternie przeplecionych siwizną i uczesanych w

modny kok zdradzał rękę doskonałego fryzjera.

- Dziękuję, Celio. - Owen rzucił macosze krótkie spojrzenie. - Wiedziałem, że chętnie

ją poznacie.

- Muszę jednak przyznać - kontynuowała Celia zimno - że jesteśmy ciekawi, co cię tu

sprowadza.

- To prawda - przytaknęła Helen Fulton ze swego miejsca pośrodku stołu. - Czy

należy przyjąć, że ma to coś wspólnego z nową spółką?

Ciotka Owena była mniej więcej w tym samym wieku co Celia, lecz pozwoliła już

swym włosom przybrać elegancki Śnieżnobiały kolor. Jasnoszare oczy i wystające kości

policzkowe świadczyły niezbicie o jej przynależności do rodziny Sutherlandów. W szarej

sukni i perłach na szyi mogłaby przypominać łagodną gołąbeczkę, gdyby nie lodowate

spojrzenie właściwe bardziej drapieżnym ptakom. Ten wyraz twarzy czynił z niej, w ocenie

Angie, typową przedstawicielkę swojego rodu.

- Możecie przyjąć, co się wam podoba - powiedział Owen. - Bądźcie tylko uprzejmi

nie zapominać, że ten dom należy do mnie i mam prawo przywieźć tu moją żonę.

- Święta racja. - Derwin Fulton, mąż Heleny, spojrzał na Owena ponuro spod

krzaczastych siwych brwi. - Twój ojciec zostawił ci go wraz z całą resztą, łącznie z firmą,

czyż nie? Ciekawe, co by teraz powiedział na to, że ożeniłeś się z panną Townsend.

Siwowłosy i barczysty, Derwin przedstawiał się mimo swoich lat całkiem okazale i

bynajmniej nie wyglądał na zniedołężniałego, pomyślała Angie ze złością.

- Nie sądzę, aby miało to w tej chwili jakieś znaczenie - odparł Owen znudzonym,

chłodnym tonem. - Jedyne zlecenia, jakie mi zostawił, to dbać o interesy firmy i nie dopuścić,

aby rodzina znalazła się na zasiłku społecznym. Jak dotąd mi się to udało.

Celia zmarszczyła brwi.

- Skoro już mowa o interesach, to czy nie sądzisz, że jesteś nam winien jakieś

wyjaśnienia, Owen? Wiadomość o spółce była dla nas wszystkich wielkim szokiem. Musiałeś

planować ją od wielu miesięcy.

background image

- Spółki zazwyczaj wymagają wcześniejszego zaplanowania. I najlepiej robić to w

tajemnicy. - Owen podniósł kieliszek do ust i upił łyk wina. Jego oczy poszukały Angie,

przesyłając jej ostrzegawcze spojrzenie.

- No cóż, muszę powiedzieć, że twoje pospieszne małżeństwo z Town... z panną

Townsend było już dla nas wystarczającym przeżyciem - mruknęła Helen. - Ale żeby jeszcze

zaskakiwać nas tą drugą niespodzianką, to już trochę za wiele. Wiemy, że prowadzisz firmę

tak samo jak mój brat, nie licząc się z niczyim zdaniem. Mógłbyś jednak przynajmniej

skonsultować się z nami przed podjęciem tak drastycznego kroku jak spółka. I to jeszcze z

Townsendem. Derwin ma rację. Twój ojciec pewno przewraca się w grobie. A co do tego

małżeństwa...

- Nie martw się, Hotele Sutherland w ciągu następnych paru miesięcy potroją swoją

wartość - przerwał Owen chłodno. - To powinno złagodzić nieco szok wywołany przez

utworzenie spółki.

- Jesteś tego pewien? - zapytała Celia ostro, - Potroją wartość?

- Jeśli tylko sprzedaż akcji pójdzie tak dobrze, jak Palmer Townsend i ja się

spodziewamy. Obie strony powinny zrobić na tym znakomity interes. Radzę wam o tym

pamiętać, w chwili gdy tak miło witacie moją żonę.

Celia rzuciła krótkie, badawcze spojrzenie na Angie.

- Czy mam przez to rozumieć, że wasze małżeństwo to przede wszystkim kontrakt

zawarty w interesach?

- To by z pewnością wiele tłumaczyło - ożywiła się Helen. - Zwłaszcza twoje dziwne

zachowanie ostatnio, Owen. Ale jeśli to małżeństwo jest fikcyjne, dlaczego nam tego od

początku nie powiedziałeś?

- Właśnie - wtrąciła Celia. - Może byśmy się nawet wybrali na ślub, gdybyśmy

wiedzieli, że to tylko krótkoterminowy związek dla interesów. Ostatecznie, nasza obecność

dodałaby imprezie wiarygodności, nie sądzisz?

Angie zastygła, zmrożona, kiedy dotarło do niej pełne znaczenie tych słów.

- Słyszałam, że nie może pani przyjechać z powodu choroby. - Spojrzała na ciotkę

Owena. - A pani podobno nie mogła wybrać się w podróż z powodu niedawnej operacji

kolana. Proszę mi powiedzieć, czy siostra Owena, Kimberly, naprawdę jest na Hawajach, czy

zaraz wychyli się zza zasłony?

- Kimberly naprawdę wyjechała - powiedział Derwin. - Kupiła bilety natychmiast,

kiedy Owen oznajmił, że zamierza się z panią ożenić. A jaką wymówkę znalazł dla mnie?

Owen wkroczył do akcji, zanim zdążyła odpowiedzieć.

background image

- Powiedziałem jej, że jesteś zniedołężniały, Derwin. Właściwie miałem ochotę

powiedzieć, że cała rodzina jest zniedołężniała, ale potem pomyślałem, że Angie i jej rodzice

mogą się zacząć obawiać, czy nasze geny są w porządku. Bałem się, żeby Angie ze mną nie

zerwała.

Klan Sutherlandów zaniemówił z oburzenia.

Angie zaczęła chichotać. Nie mogła się powstrzymać. To bezczelne oświadczenie

rozładowało jej napięcie i trafiło bezbłędnie do poczucia humoru. Wszyscy przy stole wbili w

nią wzrok. Chichot przeszedł w głośny śmiech. Angie otarła oczy serwetką.

- Przepraszam. Ale wizja Owena, jak siedzi przy biurku i próbuje wymyślić dla

każdego jakieś usprawiedliwienie. .. To po prostu ponad moje siły...

- Doprawdy, panno Townsend - skarciła ją Helen. Angie próbowała ukryć jakoś swoje

rozbawienie przyłożoną do twarzy serwetką, ale bezskutecznie.

- Nie mogę się doczekać, aż opowiem o tym rodzicom i Harry'emu. - Na widok miny

Owena, który patrzył na nią z sarkastycznie uniesionymi brwiami, dostała nowego napadu

śmiechu, omal nie spadając z krzesła.

Skwaśniali krewni Owena siedzieli w kamiennej ciszy. Derwin poczerwieniał, a jego

oczy rzucały gniewne błyski. Ciotka Helena była wyraźnie obrażona, a dezaprobata na twarzy

Celii przybrała wyraz jawnego oburzenia.

- Obawiam się, że nie ma w tym nic śmiesznego.

- To jedna z rzeczy, do których musicie się przyzwyczaić - powiedział łagodnie Owen.

- Townsendowie często reagują w sposób niespodziewany. I śmieszą ich najdziwniejsze rze-

czy pod słońcem. Mają bardzo pogodne usposobienie.

- W przeciwieństwie do Sutherlandów. - Angie zdążyła się już opanować na tyle, żeby

zabrać głos. - Skala nastrojów twojej rodziny, Owen, waha się od zachmurzenia po

zasępienie. Musicie się świetnie bawić przy takich okazjach jak Boże Narodzenie albo

przyjęcia urodzinowe.

- Coś podobnego - zasyczała Helen. - Ma pani maniery ulicznika, panno Townsend.

Owen odwrócił się do ciotki z wyrazem zimnej wściekłości na twarzy. Angie

wstrzymała oddech, przestraszona groźbą szykującej się awantury.

Sytuację uratowała Betty, szpakowata, krępa gospodyni koło sześćdziesiątki, która w

tym momencie weszła sprzątnąć ze stołu przed następnym daniem. Zaczęła się niespiesznie

krzątać, trzaskając talerzami i robiąc dużo zamieszania. W pewnym momencie, sięgając po

nakrycia Angie, mrugnęła do niej porozumiewawczo. Angie skryła uśmiech.

Chwila bezpośredniej konfrontacji minęła. Owen opadł na krzesło. Nadal wyglądał

background image

wojowniczo, ale widać było, że nie zamierza wszczynać walki. Helen wzięła kieliszek i upiła

duży łyk wina.

Kiedy podano drugie danie, Angie poczuła nagle przypływ apetytu. Z przyjemnością

zabrała się do jedzenia.

- Jeśli chodzi o tę spółkę i akcje - przemówił Derwin, dążąc najwyraźniej do zmiany

tematu - to czy nie uważasz, Owen, że powinieneś skonsultować się z nami przed podjęciem

tak radykalnego kroku?

- Nie - odparł Owen. Wziął do ust następny kęs.

- Moim zdaniem to szczyt arogancji! - wybuchnął Derwin. - Twój ojciec przynajmniej

przedyskutowałby to z nami. Dałby nam znać o swoich zamiarach.

- Nie, przedyskutowałby to ze mną, ale nie z resztą z was. Wiesz to równie dobrze jak

ja, Derwin. Teraz, kiedy ojciec nie żyje, sam podejmuję decyzje. Najwyższy czas, żeby

Hotele Sutherland weszły na rynek międzynarodowy, a najszybszym i najskuteczniejszym

sposobem na to jest spółka z Townsendem. A teraz, jeśli nie macie nic przeciwko temu,

wolałbym zakończyć już rozmowę o interesach. W końcu przyjechałem tu na miesiąc

miodowy.

- Ale jeśli to małżeństwo jest tylko fikcją, to po co mówić o miesiącu miodowym? -

spytała Helen patrząc zjadliwie na Angie.

- Chyba zaszło tu jakieś nieporozumienie, Helen - odparł Owen chłodno. - To

małżeństwo nie jest fikcją. Jest jak najbardziej prawdziwe. Na dobre i złe, póki śmierć nas nie

rozłączy, i tak dalej. Lepiej, żebyście się przyzwyczaili do tej myśli.

Angie wiedziała, że to ostrzeżenie było przeznaczone także i dla niej. Zmarszczyła

brwi i zagłębiła nos w talerzu.

- Jeśli to jest prawdziwe małżeństwo i prawdziwy miesiąc miodowy, to po co, na

Boga, tu przyjechaliście? - spytała Celia.

- Żeby mieć spokój. Dziennikarzom nie przyjdzie do głowy nas tu szukać. Będą

przeczesywać wszystkie hotele Sutherland i Townsend.

- Nie sądzę, aby odszukanie was tu przekraczało ich możliwości - powiedział z

ostrzegawczą nutą Derwin.

- Dałem polecenie Jeffersowi, żeby nie pozwolił nikomu spoza rodziny cumować tu

łodzi i wychodzić na brzeg bez mojego pozwolenia. Betty ma przełączać też do mnie

wszystkie telefony.

- Czy ja dobrze słyszę? - spytała oniemiała Helen. - Chcesz przejmować nasze

prywatne rozmowy? To niesłychane.

background image

- Posłuchaj no, Owen, nie możesz przyjeżdżać tu sobie jakby nigdy nic i zaczynać się

szarogęsić, wydając na prawo i lewo rozkazy służbie - poinformowała go Celia lodowatym

tonem.

- Dlaczego nie? To ja im płacę. A ponieważ w moich rękach leżą również dochody

wszystkich tu obecnych, mogę podczas swojej wizyty rozkazywać, ile mi się podoba. Ten

dom jest duży. Z pewnością pomieścimy się tu wszyscy przez następne trzy tygodnie, nie

wchodząc sobie zbytnio w drogę.

Celia nie posiadała się z oburzenia.

- Co za niesłychana, niewiarygodna bezczelność! Twój ojciec zawsze chciał, żebym to

ja miała ten dom. Dobrze ó tym wiesz.

- Wobec tego powinien był zostawić go tobie, a nie mnie - odparł Owen spokojnie.

Celia wbiła w niego piorunujący wzrok, lecz po chwili pełnej napięcia ciszy

zdecydowała, że kłótnia nic nie da. Toteż przeniosła swoje stalowe spojrzenie na Angie.

- A co pani na to, panno Townsend? Rozumiem, że godzi się pani na to wszystko z

powodu pieniędzy, jakie ma przynieść sprzedaż akcji?

Angie odwzajemniła jej spojrzenie przez całą długość stołu i uśmiechnęła się

uprzejmie.

- Mówisz do mnie, Celio? W takim razie pomyliłaś się. Nazywam się teraz

Sutherland. Pani Owenowa Sutherland. Nie panna Townsend.

Nastał kolejny moment nabrzmiałej ciszy, którą tym razem przerwał wybuch śmiechu

Owena.

- Miejcie się na baczności - powiedział szczerząc zęby. - Jeśli się jej nadepnie na

odcisk, potrafi się odciąć.

Angie nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek przedtem słyszała, jak jej mąż

głośno się śmieje. Spojrzała na niego zdumiona, podobnie jak reszta zgromadzonych. Owen

wstał, nadal chichocząc, i wyciągnął do niej rękę.

- I na tym zakończymy już dzisiejszy wieczór, moja żono, mówiąc wszystkim

dobranoc. Chodźmy, pani Sutherland. W końcu to nasz miesiąc miodowy i czas już iść na

górę.

Angie zaczerwieniła się pod jego pałającym zaborczym wzrokiem. Potem bardzo

starannie złożyła serwetkę, jak ją lata temu nauczyła matka, wstała i podała mu dłoń. Jego

palce zacisnęły się wokół niej w żelaznym uścisku, który mówił wszystko o targających nim

emocjach, choć twarz pozostała jak zwykle chłodna i niewzruszona.

Wyprowadził ją z ponurej, ciemnej jadalni i powiódł szerokimi schodami na piętro.

background image

- No to już mamy wyklarowaną sytuację - powiedział miękko w połowie schodów. -

Ty i ja kontra całej reszcie.

- Tak sądzisz?

- Obawiam się, że tak. Przepraszam cię za to. Niezbyt mnie tu lubią, jak mogłaś się

zorientować, chociaż niby należę do rodziny.

Weszli na piętro i ruszyli przez hol w kierunku swojego apartamentu.

- Wiesz, Owen - powiedziała Angie po chwili zastanowienia - jakoś nie widzę ich jako

członków twojej rodziny.

- Nie? A jako kogo?

- Jako ludzi, za których jesteś odpowiedzialny. Spojrzał na nią zdumiony, otwierając

drzwi pokoju, a potem wolno pokiwał głową.

- Masz rację. Ojciec od dzieciństwa powtarzał mi do znudzenia, że pewnego dnia będę

odpowiedzialny za całą resztę rodziny. Że to część mojego dziedzictwa. Zostawił mi ich w

spadku razem z firmą, Czasem żałuję, że nie zostałem astronautą.

Dwie godziny później Owen leżał w wielkim łożu pod baldachimem, należącym

niegdyś do jego ojca, i nasłuchiwał dźwięków dochodzących z sąsiedniego pokoju. W małym

przyległym do sypialni saloniku zapadła cisza. Angie kręciła się tam jeszcze niedawno, ale

najwyraźniej położyła się w końcu spać na tapczanie.

Owen obawiał się, że jeszcze długo nie zaśnie, sądząc po dolegliwym napięciu w

lędźwiach. Ta myśl go zirytowała.

To niepojęte, żeby będący świeżo po ślubie mężczyzna spędzał drugą noc swego

miesiąca miodowego sam.

Prawdę mówiąc, nietrudno było przywołać w pamięci wizerunek jej wysokich,

krągłych piersi i delikatnie zaokrąglonych bioder. Tęsknił za widokiem błysku pożądania w

jej pięknych oczach i płomiennych włosów rozrzuconych na białej poduszce. Kiedy pomyślał

o tych wszystkich okazjach, w których mógł ją mieć, a powstrzymał się, zgrzytał zębami z

wściekłości. Ta ostrożna polityka wydawała mu się wówczas rozsądna. Widział, że Angie

przez pierwsze dwa miesiące ich znajomości była w jego obecności zdenerwowana i płocha

jak łania. Wabił ją wolno, nie chcąc spłoszyć. I tak musiał się spieszyć z powodu terminu

ogłoszenia spółki, który - jak uzgodnili z Townsendem - miał się pokryć z datą ślubu. Ale

zachowywał się powściągliwie wobec narzeczonej również dlatego, że budziła w nim dziwnie

opiekuńcze uczucia. Było to dla niego całkiem nowe doświadczenie. Marzył o tym, by Angie

została jego i tylko jego, lecz był pewien, że gdy włoży jej obrączkę na palec, wszystko samo

się ułoży.

background image

Dopiero teraz się przekonał, jak bardzo się mylił. Postawił wszystko na jedną kartę

przywożąc Angie do Jade Lake po niepowodzeniach zeszłej nocy. Wymyślił tę bzdurę o

potrzebie prywatności, lecz pobyt tu z Celią, Helen i Derwinem depczącymi im po piętach

trudno było nazwać uroczym sam na sam z nowo poślubioną małżonką. Żeniąc się z Angie

nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić jej spędzić choćby jednej nocy pod tym samym

dachem co oni.

Jednakże tego ranka, kiedy obudził się po owej nieszczęsnej nocy poślubnej, podjął

nagle, pod wpływem impulsu - co mu się nigdy dotąd nie zdarzało - szaleńczą i odważną

decyzję. Postanowił znaleźć sposób, aby zmusić Angie do uznania faktu ich małżeństwa. W

tym celu należało uczynić wszystko, żeby poczuła się panią Sutherland.

Celia, Helen i Derwin co do joty spełnili jego oczekiwania, napadając na niego, kiedy

tylko przekroczył próg. Oczywiście, wiedział, że tak będzie. To było nieuniknione,

zważywszy na jego stosunki rodzinne.

Przyjazd tu był zdecydowanie ryzykowny, ale to ryzyko się opłaciło. Owen

uśmiechnął się, patrząc na światło księżyca odbite w jeziorze. Chciał zmusić Angie, aby

poczuła się jego żoną, a najszybciej można było to osiągnąć każąc jej opowiedzieć się po

jednej ze stron. Dziś wieczorem zdała ten test śpiewająco. Zawsze istniała możliwość, że

odetnie się zarówno od niego, jak i od jego rodziny. Tu leżało prawdziwe niebezpieczeństwo.

Mogła zdecydować, że należy do Townsendów i wystąpić przeciwko obu stronom, zarówno

przeciwko mężowi, jak i jego krewnym.

Ale nie zrobiła tego. Owen zagrał wysoko i szczęście mu dopisało.

„Mówisz do mnie, Celio? W takim razie pomyliłaś się. Nazywam się teraz Sutherland.

Pani Owenowa Sutherland.”

- Prędzej czy później - mruknął Owen w ciemności - naprawdę będziesz panią

Owenową Sutherland. Będziemy mieć naszą noc poślubną, Angie. I wtedy udowodnię ci, że

nigdy nie byłaś częścią kontraktu.

Angie cicho jak duch przemknęła obok łóżka Owena. Jej bose stopy stąpały

bezszelestnie po dywanie, a wokół kostek powiewała kolejna koronkowo - jedwabna kreacja z

jej wyprawy ślubnej. W ręku niosła pantofle i pikowany szlafrok.

Wpadające przez okno światło księżyca oświetlało gołe ramiona i gładkie muskularne

plecy Owena, który leżał w białej pościeli twarzą do poduszki. Angie poczuła gwałtowny

skurcz tęsknoty i zwykłą kobiecą ciekawość, gdy tak stała obserwując swojego męża.

Wyglądał wspaniale, rozciągnięty w wielkim łożu, i emanował męskością, mimo że był

background image

pogrążony w głębokim śnie.

Idąc na palcach do drzwi pomyślała ze smutkiem, że mogła leżeć w tym łóżku razem z

nim. Miała do tego wszelkie prawo. Ale się bała. W tym cały problem. Po prostu się bała.

Wszystkie niepokojące pytania, które wyłoniły się podczas jej nocy poślubnej, zaczęły

ją teraz dręczyć jeszcze bardziej. Musiała dostać na nie jakąś odpowiedź i znała na to tylko

jeden sposób. Harry może nie będzie zachwycony telefonem o trzeciej nad ranem, ale to jego

sprawa. I w gruncie rzeczy zasłużył sobie na to swoim postępowaniem. Nie miała zamiaru tak

łatwo mu przebaczyć, że uczestniczył w spisku rodzinnym, aby wydać ją za Owena

Sutherlanda. Nawet jeśli sądził, że to dla jej dobra.

Wiedziała jednak z przeszłości, że mimo paternalistycznej i protekcjonalnej postawy

wobec niej, którą z całą rodziną zajmował, na wprost zadane pytanie odpowie jej prawdę. A

takie pytanie właśnie zamierzała mu zadać.

Wyszła do holu i zamknęła cicho drzwi. Szybko włożyła szlafrok i pantofle. Zeszła

ostrożnie po oświetlonych nikłym światłem schodach i zatrzymała się na dole, przypominając

sobie, że widziała jeden aparat telefoniczny w kuchni, a drugi w pracowni, której Owen

używał jako tymczasowego biura. Nie chcąc skradać się po domu w poszukiwaniu innych

aparatów, skierowała się prosto do pracowni, która znajdowała się bliżej niż kuchnia.

Drzwi były zamknięte, ale otworzyły się z łatwością pod naciskiem klamki. Angie

wsunęła się do ciemnego pokoju i podeszła do biurka, na którym w świetle księżyca dojrzała

komputer, a obok telefon. Wyjęła z kieszeni małą latarkę i trzymając ją w jednej ręce, zaczęła

drugą wystukiwać numer brata. Nie skończyła jeszcze wybierać numeru kierunkowego, kiedy

z ciemności wyłoniła się męska ręka, przerwała połączenie i spokojnie wyjęła jej z rąk

słuchawkę.

- Owen!

- Co się stało, Angie? Nie mogłaś spać?

- Dobry Boże, Owen, śmiertelnie mnie przeraziłeś!

- Naprawdę?

Pochylił się niedbale nad biurkiem, wpatrując się w nią w świetle księżyca. Przed

zejściem na dół włożył dżinsy, ale nic więcej. Wyglądał groźnie i... bardzo męsko.

- Tak, naprawdę. Nie masz żadnego prawa tak mnie straszyć.

- Do kogo dzwoniłaś?

- Nie twoja sprawa.

- Do brata?

- Powiedziałam, nie twoja sprawa. Ale jeśli chcesz wiedzieć, to tak. Chciałam z nim

background image

porozmawiać. Jest mi winien wyjaśnienie.

- Dlaczego nie spróbujesz zadać tych pytań mnie? - zapytał Owen miękko.

Podniosła hardo głowę.

- Bo nie wiem, czy usłyszę prawdę. Możesz powiedzieć mi, co chcesz. Dla mojego

własnego dobra, oczywiście.

Twarz Owena stężała.

- Do diaska, Angie, zachowujesz się, jakbyś była ofiarą spisku.

- Dokładnie tak się czuję.

- Czy musisz robić z tego taki melodramat? Angie wzięła głęboki oddech.

- Nie mogę ufać nikomu w tym domu. A ty nie kryjesz, że mam tu być praktycznie

więźniem przez następne trzy tygodnie. Twoja rodzina jasno dała do zrozumienia, że wcale

mnie nie pragnie. I jest rzeczą oczywistą, że są absolutnie przeciwni naszemu małżeństwu.

Wydaje mi się, że mają czelność uważać, że ożeniłeś się z kimś gorszym od siebie.

- Angie, skarbie... - Jestem zdenerwowana i zła, i chcę porozmawiać kimś z mojej

własnej rodziny. Co w tym złego? Jak ty byś się czuł w mojej sytuacji? Owen westchnął

ciężko i objął ją, przyciągając łagodnie jej sztywne, oporne ciało ku sobie.

- Angie, bardzo mi przykro, że tak to wszystko wypadło. Nigdy tego nie chciałem.

- Więc pozwól mi odejść - wyszeptała z twarzą przy jego gołym torsie. Ciepło jego

skóry było dziwnie kojące.

- Nie mogę. Dokąd pójdziesz?

- Wrócę do domu.

- Mówiliśmy już o tym, - Głaskał delikatnie jej plecy silnymi, gorącymi rękami. -

Byłoby to dla ciebie krępujące.

- Przeżyję to jakoś. Teraz też jestem skrępowana, a do tego wściekła. Mam ochotę ich

wszystkich udusić.

Owen pocałował ją lekko w czubek głowy, przeczesując palcami jej gęste włosy.

- Jeśli już chcesz kogoś udusić, to uduś mnie.

- Nie myśl, że to mi nie przyszło do głowy. Niestety, jesteś za silny. Przestań całować

mnie w ucho. Nie chcę od ciebie żadnych romantycznych gestów.

- Do diabła, to wszystko zupełnie inaczej by wyglądało, gdybyśmy mieli normalną

noc poślubną.

- Seks nie rozwiązałby tych problemów, które teraz mamy. - Zadrżała i szybko

odsunęła głowę, gdy Owen podniósł pasemko jej włosów i pocałował ją w szyję.

- Owen, powiedziałam, przestań. Nie żartuję.

background image

Niechętnie podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy.

- Nadal mnie pragniesz, Angie, chociaż jesteś zła. Czuję to. Drżysz, kiedy cię

dotykam.

- To oznaka zdenerwowania, nie namiętności.

- Czyżby? Dokładnie tak samo drżałaś wtedy, gdy chciałaś, żebym się z tobą kochał.

Wbiła w niego gniewny wzrok.

- Jeśli nie potrafisz odróżnić zdenerwowania od namiętnych uniesień, to tylko

dowodzi braku wrażliwości.

- Wysunęła się z jego ramion.

Owen westchnął z rezygnacją.

- Trzy tygodnie, Angie, to wszystko, o co proszę. Zostań tu ze mną przez następne trzy

tygodnie do czasu sprzedaży akcji. Potem się przekonasz, że nie ożeniłem się z tobą dla

interesów.

- I co dalej, Owen? - Angie podeszła do okna i spojrzała w noc, - Jakie małżeństwo

nas czeka po takim katastrofalnym starcie? Czy będę mogła znów ci zaufać po tym, jak mnie

okłamałeś?

Chwycił ją za ramię.

- Nie nazywaj mnie kłamcą!

Spojrzała na niego uważnie, przestraszona jego płomiennym wybuchem dumy i

drapieżnym wyrazem twarzy. Pomyślała, że gdzieś na dnie czai się w nim prawdziwy gniew.

- Dobrze - powiedziała sztywno. - Nie będę nazywać cię kłamcą.

Owen puścił jej ramię ze zduszonym przekleństwem i odwrócił się tyłem. Wbił ręce w

tylne kieszenie spodni.

- Nie mogę w to uwierzyć. Nikt dotąd nie kwestionował mojego słowa. Nikt,

załatwiam najważniejsze transakcje uściskiem ręki, moje słowo jest uważane za równie

wiążące jak kontrakt. Tak prowadził interesy mój ojciec i tak ja je prowadzę. A teraz moja

własna żona imputuje mi, że jestem kłamcą i oszustem.

- Wcale tak nie powiedziałam - bąknęła Angie. Było jasne, że go mocno obraziła.

- Ale mało brakowało. Gdybyś była mężczyzną... - Potrząsnął głową ze złością. -

Dajmy temu spokój. Mam dość tej głupiej rozmowy. - Odwrócił się do niej, nadal patrząc

gniewnie. - Jeśli to małżeństwo ma przypominać pojedynek na polu bitwy, to musimy ustalić

pewne podstawowe zasady.

- To znaczy, że ty musisz ustalić pewne podstawowe zasady.

Wzruszył ramionami.

background image

- Jeśli trzeba, to tak. Zasada numer jeden brzmi, że możesz zawsze wierzyć w to, co

mówię. Nigdy cię nie okłamałem i nigdy nie okłamię. Rozumiesz?

Angie czuła, jak przenika ją dziwny dreszcz. Nigdy dotąd nie widziała Owena tak

wytrąconego z równowagi. Zawsze był taki chłodny, opanowany i spokojny.

- No cóż, dobrze - powiedziała z namysłem. Owen zacisnął szczęki.

- Rozumiem, że mam się tym zadowolić, tak? Moja własna żona uprzejmie zgadza się

okazać mi minimum zaufania. Ale ze mnie szczęściarz. Aż trudno uwierzyć.

- Najwyraźniej miałeś o mnie całkiem mylne wyobrażenie, Owen. Nie jestem ani tak

naiwna, ani tak łatwowierna, jak sądziłeś. Potrafię doskonale myśleć i oceniać fakty.

- Tak uważasz?

- Umiem też bez pomocy wyciągać prawidłowe wnioski. Pod warunkiem że mam

właściwe dane, oczywiście.

- Co to ma znaczyć? Spojrzała na niego hardo.

- To ma znaczyć, że jeśli już ustalamy zasady pojedynku, ja też domagam się

przestrzegania jednej z nich.

- Jakiej? - zapytał ostrożnie.

- Takiej, że w przyszłości nie będziesz ukrywać przede mną żadnej istotnej informacji.

Nie jestem dzieckiem i nie pozwolę traktować się jak dziecko.

Zmarszczył gniewnie brwi.

- Nie jesteś również osobą znającą się na prowadzeniu firmy. Nie rozumiem, czemu

miałbym cię informować o każdej drobnej decyzji, którą podejmuję w interesach.

- Nie proszę cię, żebyś informował mnie o każdej drobnej decyzji Tylko o takiej, która

bezpośrednio mnie dotyczy.

- Plany spółki i sprzedaży akcji nie dotyczyły cię bezpośrednio, a jednak obwiniasz

mnie za to, że ci o nich nie powiedziałem - odparował.

- Jak najbardziej - przytaknęła, - Ponieważ moim zdaniem zdecydowanie mnie

dotyczyły.

- Tylko twoim zdaniem. Skąd mam wiedzieć, co uznasz za takie decyzje w

przyszłości?

Angie uśmiechnęła się.

- Masz babo placek! Będziesz musiał bardzo się pilnować, co? Lepiej dmuchać na

zimne. Po prostu, przyzwyczaj się do mówienia mi wszystkiego, w ten sposób na pewno nie

zbłądzisz.

Owen zaniemówił z oburzenia.

background image

- Ty, ty mała... - Urwał, kręcąc głową. - Wprost nie mogę w to uwierzyć. Co ty sobie

wyobrażasz? Za kogo ty się masz?

- Za panią Owenową Sutherland. Na dobre i złe, jak twierdzisz.

Przeszła obok niego, kierując się w stronę drzwi, w nastroju o niebo lepszym niż parę

minut temu.

- Angie, wracaj! Przecież mówię do ciebie, - Owen wyszedł za nią z pracowni. - Gdzie

idziesz, do licha?

- Idę coś zjeść. Umieram z głodu. - Ruszyła przez hol w stronę kuchni. - Podczas

kolacji rodzinnej jakoś nieszczególnie dopisywał mi apetyt. Ale teraz kłótnia z tobą go

zaostrzyła. Mam nadzieję, że wasza gospodyni ma zwyczaj zostawiania resztek.

Owen nie odezwał się już ani słowem, idąc za nią przez długi hol. Kiedy weszli do

dużej, nieskazitelnie czystej kuchni, stanął z rękami na biodrach na środku wykafelkowanej

podłogi i patrzył ze zdumieniem, jak Angie otwiera jedną z dwóch dużych białych lodówek.

W poświacie padającego z wewnątrz światła zaczęła przeglądać półki pełne porządnie

zapakowanych produktów.

- Mamy szczęście. Zaopatrzenie jak w pierwszorzędnych delikatesach. - Nachyliła się,

podnosząc wieczko plastikowego pojemnika. - O, tuńczyk. - Wzięła następny pojemnik. -

Sałatka. Coraz lepiej. Musimy tylko znaleźć trochę krakersów.

Wyjęła z lodówki produkty i zaniosła do stołu w rogu. Zapaliła światło, które

oświetliło fluoryzującym blaskiem śnieżnobiałą kuchnię, i zabrała się za przeszukiwanie sza-

fek.

- Masz zamiar to wszystko zjeść? - spytał Owen, patrząc na pojemniki z żywnością na

stole. Wciąż stał na środku kuchni.

- Powiedziałam ci, że jestem głodna. Kłótnia zawsze zaostrza mi apetyt. -

Uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc pudełko krakersów. - No, to mamy już wszystko.

Wyjęła z szuflady dwa noże i widelce i zasiadła do stołu. Owen nadal się nie poruszył,

kiedy rozstawiała naczynia i nakładała sobie przysmaki na talerz.

- Nie masz ochoty mi towarzyszyć? - zapytała uprzejmie. Coraz bardziej zdumiony

podszedł wolno i usiadł po przeciwnej stronie. Bez słowa wziął krakersa i zaczął wolno

przeżuwać. Angie, która zaspokoiła już pierwszy głód, spojrzała teraz z zainteresowaniem na

sałatkę.

- Angie?

- Co? - Nałożyła sobie sporą porcję na talerz.

- Mogłabyś mi wyjaśnić, o co tu chodzi? Jeszcze parę minut temu dyszałaś

background image

wściekłością, a teraz najspokojniej się objadasz, jakby nigdy nic.

- No cóż, pokłóciliśmy się, to prawda. Ale teraz jest już po wszystkim i jestem głodna.

- Czy zawsze po kłótni tak się zachowujesz? - Owen sięgnął po następnego krakersa.

- Przeważnie.

- Nawet jeśli przegrałaś? - W jego oczach pojawiły się figlarne błyski.

- Kto mówi, że przegrałam? - Uśmiechnęła się słodko.

Czuła się już zupełnie zadowolona. Zdumiewające, jak jedzenie może wpłynąć na

dobry nastrój.

- Nadal trzymam cię tu zamkniętą w ponurym zamku, otoczonym fosą i

zamieszkanym przez kilku irytujących krewnych - zauważył kpiąco.

- Rzeczywiście są irytujący, prawda?

- Bardzo. - Uciął ten temat, wpatrując się w nią badawczo. - Angie, dlaczego uważasz,

że nie przegrałaś naszej kłótni? Dlaczego się już nie pieklisz i nie miotasz?

- Nigdy się nie pieklę i nie miotam.

- Przestań chwytać mnie za słówka. Powiedz, czemu jesteś nagle w o wiele lepszym

humorze niż byłaś piętnaście minut temu?

Angie westchnęła i odłożyła widelec.

- Pewno dlatego, że ta kłótnia coś mi powiedziała. - Co takiego? Spojrzała mu prosto

w oczy.

- Że masz bardzo duże poczucie godności osobistej i dumy. Tacy sami są wszyscy

członkowie mojej rodziny. Rozumiem ten rodzaj dumy. I jestem skłonna przyznać, że może

wychodząc za ciebie nie popełniłam mimo wszystko życiowej pomyłki. Nie jesteś bezduszną

maszyną myślącą tylko o interesach. To krzepiąca świadomość, jeśli chcesz wiedzieć.

Spojrzał na nią z osłupieniem.

- Uważasz to za krzepiące, że straciłem panowanie nad sobą? Jeśli tylko tego ci trzeba

do szczęścia, to mogę się postarać zrobić jeszcze kilka awantur.

- Powiedziałam tylko, że doceniam twoje poczucie dumy. Rozumiem cię i dlatego

sądzę, że może jednak mamy ze sobą coś wspólnego. A teraz nie życzę sobie więcej dyskusji

na ten temat.

Ach, nie życzysz sobie? - wycedził Owen z groźną miną.

Angie wzięła krakersa, położyła na wierzch trochę tuńczyka i wepchnęła kanapkę do

ust Owena.

- Mama zawsze mówiła, że najlepszy sposób, żeby mężczyznę uciszyć, to dać mu jeść.

Następnego dnia Angie obudziła się zadziwiająco wypoczęta. Leżała bez ruchu przez

background image

parę minut, nasłuchując odgłosów z sąsiedniego pokoju. Obok panowała cisza, toteż wstała

ostrożnie i zajrzała przez drzwi.

Łóżko Owena było puste, a pościel rozrzucona. Najwidoczniej zostawił zrobienie

porządku po sobie gospodyni. Gospodyni albo swojej nowej żonie, pomyślała Angie ze

złością, wchodząc do łazienki i odkręcając prysznic. Nie miała najmniejszego zamiaru dać się

wciągnąć w usługiwanie Owenowi.

Po wzięciu prysznica włożyła dżinsy i jasnożółty sweter. Podchodząc do toaletki

zobaczyła zatkniętą za lustro kartkę:

Angie.

Byłbym wdzięczny, gdybyś posłała swój tapczan. Betty przyjdzie tu posprzątać.

Wolałbym, żeby nie widziała, że śpimy w osobnych łóżkach. Na pewno to rozumiesz. Owen.

Westchnęła z rozdrażnieniem, odkładając szczotkę do włosów, ale nie była specjalnie

zaskoczona. Nic dziwnego, że Owen nie chce dawać żadnych powodów do jakichś

domysłów. Jego męska duma bardzo by ucierpiała, gdyby Betty zauważyła, że nowo

poślubiona żona nie dzieli z nim łóżka.

I tak miała zamiar po sobie posłać, pomyślała wygładzając prześcieradła i kapę;

zawsze to robiła u siebie w Tucson. Wspomnienie eleganckiej sypialni w stylu hiszpańskim,

którą opuściła wychodząc za Owena, wzbudziło w niej tęsknotę za domem. Podeszła do okna

i wyjrzała. Słońce wyszło już zza gór i odbijało się w jeziorze.

Na myśl o śniadaniu z Owenem i jego rodziną postanowiła zrezygnować z jedzenia i

przejść się wokół wysepki. Wybiegła do holu niemal zderzając się z Betty.

- Och, dzień dobry, Betty - uśmiechnęła się przepraszająco.

- Dzień dobry. - Betty zmierzyła ją wzrokiem. - Spieszy się pani gdzieś?

- Nie, wybieram się tylko na spacer - wyjaśniła Angie. Betty pokiwała ze smutkiem

głową.

- Nic dziwnego. Ten dom może podziałać na człowieka przygnębiająco. Sama pracuję

tu od trzydziestu lat, więc się zdążyłam przyzwyczaić, ale pani to co innego. Podobno

pochodzi pani z Tucson? Nie narzekacie tam na brak słońca, co?

Angie spojrzała na nią z ciekawością.

- Tu jest trochę ponuro, prawda?

- I to pod niejednym względem. Ale wszystko dałoby się zmienić, gdyby się

odpowiednio do tego zabrać - oświadczyła Betty stanowczo. - Ten dom potrzebuje tylko

odrobiny miłości.

- Miłości?

background image

- A tak. Domy potrzebują miłości tak samo jak ludzie. Owen Sutherland niemal całe

życie był jej pozbawiony. Jego matka umarła, kiedy był jeszcze dzieckiem, a ojciec był po-

rządnym człowiekiem, ale twardym jak skała, jeśli pani rozumie, co mam na myśli.

Wychował syna na swoje podobieństwo. Nie ustępuj ani na jotę - to motto Sutherlandów.

- Rozumiem.

- No właśnie. Jak mówiłam, odpowiednia kobieta może jeszcze to wszystko naprawić.

Zajmie się tym pani, pani Sutherland?

Angie była tak zaskoczona tym bezpośrednim pytaniem, że nie wiedziała, co

odpowiedzieć.

- Hmm, no cóż, Betty... - zająknęła się. - Przepraszam, ale muszę już iść.

Zbiegła po schodach i wyszła na zewnątrz. Na trawniku przed domem ani w ogrodzie

nie ujrzała nikogo z Sumer - landów. W pobliskiej przystani był tylko Jeffers, ogrodnik i

pomocnik do wszystkiego, który pomachał do niej ręką i wrócił do pracy przy motorówce.

Angie ruszyła wzdłuż brzegu. Świeże poranne powietrze było rześkie i ożywcze. Idąc

po kamiennej plaży dopiero teraz zaczęła rozglądać się po otoczeniu. Poprzedniego dnia była

zbyt roztrzęsiona zaistniałą sytuacją, żeby zwracać uwagę na krajobraz.

Teraz dostrzegła skupisko domków i miasteczko Jade po drugiej stronie jeziora. Na

gładkiej, lśniącej powierzchni wody kołysało się kilka łódek, należących pewno do

zapalonych wędkarzy, którzy już od wczesnego ranka wyruszyli na połów. Wszystko to

wyglądało bardzo malowniczo, przyznała w duchu. W tym momencie usłyszała zbliżające się

kroki, lecz nawet nie odwracając głowy wiedziała, że to nie Owen.

- Zobaczyłam, że tu jesteś - powiedziała zimno Helen, podchodząc z tyłu. -

Pomyślałam, że się do ciebie przyłączę. Sama co rano chodzę zawsze na spacer.

- Dzień dobry, pani Fulton - powiedziała Angie uprzejmie.

- Możesz mówić do mnie po imieniu. Owen i tak będzie na to nalegał, a on zawsze

potrafi postawić na swoim. Zupełnie jak jego ojciec.

Angie wzruszyła ramionami.

- Jak wolisz.

- Wolałabym przede wszystkim, żeby nigdy nie doszło do tej spółki - powiedziała

Helen ostro, - Ale wygląda na to, że będziemy musieli jakoś to znieść. To będą bardzo długie

trzy tygodnie, prawda?

- Bez wątpienia, zwłaszcza jeśli się wszyscy o to postaramy - przyznała Angie,

odwracając się z niewesołym uśmiechem do starszej kobiety. - Jestem pewna, że przy

odrobinie wysiłku potrafimy doszczętnie zatruć sobie życie. Wy, Sutherlandowie, macie do

background image

tego, zdaje się, wyjątkowy talent.

Oczy Helen zwęziły się ze złości.

- Nie wiesz, co mówisz. Uwierz mi na słowo, że nasze zdolności do

unieszczęśliwiania innych są niczym w porównaniu do zdolności Townsendów w rym

względzie. Ja osobiście nie zapomniałam, co się wydarzyło trzydzieści lat temu.

- Naprawdę? A co się wydarzyło?

- Nie twój interes. To sprawa rodzinna i nie mam zamiaru jej wywlekać po tylu latach

jedynie dla zaspokojenia twojej ciekawości. Mój brat chciał, żeby to zostało raz na zawsze

pogrzebane, i mam zamiar respektować jego wolę. Szkoda tylko, że Owen nie porozumiał się

z nami, zanim otworzył to gniazdo szerszeni. Z tej spółki nic dobrego nie wyniknie.

Angie spojrzała na nią uważnie.

- Zdajesz się być tego całkiem pewna.

- Bo jestem. Townsendowie zawsze oznaczali kłopoty. - Westchnęła. - Musimy mieć

nadzieję, że Owen wie, co robi, i panuje nad sytuacją.

- Zwykle tak było, prawda?

Helen potrząsnęła głową, jej mina jasno wskazywała, że spodziewa się wszystkiego

najgorszego.

- Tak mu się tylko wydaje. Prawda jest taka, że w prowadzeniu interesów nie do końca

przypomina ojca. Ten chłopak ma zbyt wiele nowoczesnych pomysłów. Mój brat był bardzo

konserwatywny w sprawach firmy. Zawsze stawiał je na pierwszym miejscu. I nigdy nie

zaufałby nikomu z Townsendów. Zwłaszcza po tym, co się wydarzyło trzydzieści lat temu.

- Nie wiem, co się wydarzyło trzydzieści lat temu, a ty najwyraźniej nie zamierzasz mi

tego powiedzieć, Helen. Ale mogę gwarantować, że jeśli chodzi o interesy, to moja rodzina

dotrzymuje zawartych umów.

Helen przeniosła wzrok z jej twarzy na drugi brzeg jeziora.

- Jak długo zamierzasz pozostać panią Sutherland, Angie?

Tak bezpośrednio postawione pytanie zdumiało Angie. Nawet jeśli sama miała

wątpliwości na temat swojej przyszłości, nie miała zamiaru zwierzać się z nich tej zgorzknia-

łej kobiecie. Przywołała na twarz uprzejmy uśmiech.

- Członkowie mojej rodziny traktują poważnie śluby małżeńskie, Helen. Równie

poważnie jak umowy w interesach.

- Daj spokój tym romantycznym nonsensom - ucięła Helen krótko. - Po prostu

powiedz mi, ile.

Angie odsunęła pasmo włosów z oczu i zmarszczyła brwi.

background image

- Co: ile?

- Ile chcesz za zniknięcie z naszego życia po sprzedaży akcji? Jeśli będziesz rozsądna,

to na pewno się dogadamy. Muszę cię jednak ostrzec, że jeśli zamierzasz zgarnąć, co się da,

występując o niebotyczne odszkodowanie w procesie rozwodowym, to się lepiej zastanów.

Owen nie jest głupcem. Dopilnuje, żebyś dostała niezbędne minimum.

Angie głęboko wciągnęła powietrze.

- Czy proponujesz mi łapówkę, Helen?

- Cóż, ujęłaś to nieco obcesowo, ale owszem, to właśnie ci proponuję. Jak

przypuszczam, będziesz mieć swój udział w akcjach. To powinno wystarczyć, ale zapewne

cię nie usatysfakcjonuje. Więc pytam, ile chcesz w gotówce, żeby odejść nie czyniąc hałasu.

- Mam dla ciebie nowinę, Helen. Townsendowie zawsze czynią mnóstwo hałasu.

To mówiąc, Angie odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę lasu.

Owen stał przy oknie jadalni z filiżanką kawy w ręce i w milczeniu obserwował tę

scenę.

- Pewno Helen próbowała ją przekupić - powiedziała Celia, podchodząc do okna. -

Wygląda na to, że pierwsza oferta była za niska.

Palce Owena zacisnęły się kurczowo na uszku filiżanki, ale jego głos pozostał chłodny

i spokojny.

- Gdyby Helen miała odrobinę rozumu, wiedziałaby, że to nie jest właściwe podejście

do Angie.

Celia uniosła brew.

- A dlaczegóż to?

- Angie ma swoją dumę. - Owen upił łyk kawy. - Wierz mi, Townsendowie są nie

mniej dumni od nas. Myślisz, że ktoś z Sutherlandów dałby się przekupić?

- Nie bądź śmieszny, - Celia z kwaśną miną obserwowała Angie wchodzącą między

drzewa. - Twój ojciec zawsze powtarzał, że nie ma żadnego porównania miedzy

Sutherlandami a Townsendami, jeśli chodzi o prawość czy poczucie godności. Zawsze mówił,

że za odpowiednią cenę gotowi są zaprzedać duszę.

- Ojciec nigdy nie był obiektywny, jeśli chodzi o Townsendów.

- Myślisz, że twój osąd jest słuszniejszy? Owen wzruszył ramionami.

- Ojciec nie znał Angie.

- Może i nie. Ale z pewnością znał jej ojca.

- Myślał, że zna. Wcale nie jestem pewien, czy miał rację. - Owen odwrócił się od

background image

okna. - Palmer Townsend jest prostolinijnym i uczciwym człowiekiem. Nie wiem, co się stało

trzydzieści lat temu, ale bardzo wątpię, żeby to była w całości jego wina.

Celia spojrzała na niego z dziwnym wyrazem twarzy.

- Jak było, tak było, ale wszyscy wiemy, że obie rodziny mają ze sobą niewiele

wspólnego. Wprost nie mogę uwierzyć, że naprawdę się z nią ożeniłeś, Owen.

- Czemu tak cię to dziwi?

Owen nalał sobie drugą filiżankę kawy ze srebrnego dzbanka. Zdał sobie sprawę, że

naprawdę jest ciekaw odpowiedzi Celii.

- No cóż, przede wszystkim to jasne, że ta dziewczyna nie jest dla ciebie odpowiednia.

- Tak uważasz? - Owen uśmiechnął się. - A kto byłby dla mnie odpowiedni?

- Ktoś trochę bardziej dystyngowany. Bardziej subtelny. A już na pewno ktoś o

lepszych manierach niż te, które ta młoda dama zaprezentowała wczoraj przy kolacji - odparła

Celia cierpko. - Mówiąc wprost, była wręcz niegrzeczna.

Owen wzruszył ramionami.

- Nie bez powodu. Nikt z was się specjalnie nie wysilił, żeby ją milo powitać.

- A czego się spodziewałeś? Powinieneś z góry to przewidzieć. Po co w ogóle ją tu

przywoziłeś? Nie wierzę w tę bajeczkę o szukaniu ucieczki przed dziennikarzami. Mogłeś

sobie zapewnić schronienie gdzie indziej.

- Miałem swoje powody, które zachowam dla siebie. Od was oczekuję tylko, żebyście

traktowali moją żonę uprzejmie i z należnym jej szacunkiem. Czy to jasne?

Celia upiła łyk kawy.

- Nie mogę gwarantować, jak będzie traktowana. Znasz wuja Derwina. Dyszy

nienawiścią już na samo nazwisko Townsend. Twoja ciotka jest niewiele lepsza.

- A ty, Celio? - spytał Owen miękko. - Jak ty zamierzasz ją traktować?

- Osobiście uważam, że powinnam w tym względzie respektować życzenia twojego

ojca. Wiesz równie dobrze jak ja, co by powiedział na wiadomość o tej spółce i tym

małżeństwie. Wolałby, żeby Hotele Sutherland zbankrutowały.

- Bardzo wątpię. Postaraj się być dla niej miła, Celio. I pamiętaj, że was ostrzegałem.

Każdy, kto zrobi przykrość Angie, odpowie mi za to.

Celia obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem.

- Jesteś wobec niej bardzo opiekuńczy.

- Jest moją żoną. Opiekuję się wszystkim, co do mnie należy.

- Jaka szkoda, że nie dotyczy to członków twojej własnej rodziny. Zdawałoby się, że

taka troskliwość im się w pierwszym rzędzie należy.

background image

- Czy nie wracamy przypadkiem do kwestii mojego szwagra?

Celia zacisnęła usta.

- I owszem. Nie masz prawa wykluczać Glena z prowadzenia firmy. Wiesz, jak to boli

Kimberly. Możesz bez najmniejszego trudu dać mu wysokie stanowisko. Dlaczego nie chcesz

tego zrobić?

- Glen Langley jest inżynierem. Nie ma żadnego doświadczenia w hotelarstwie. Niech

mnie diabli, jeśli dam mu kierownicze stanowisko tylko po to, żeby zadowolić Kimberly, A

poza tym, co to za mężczyzna, który żeniąc się z kobietą, od razu oczekuje wejścia w

rodzinny interes?

- Glen nie ożenił się z Kimberly dla pieniędzy. Naprawdę ją kocha.

- Ach, tak? Więc niech sam znajdzie sobie pracę i zacznie utrzymywać swoją żonę na

poziomie, do jakiego przywykła. Nie widzę powodu, dla którego ja miałbym utrzymywać to

małżeństwo. - Odstawił z trzaskiem filiżankę na stół. - A niech to, powinienem był się

domyślić, że nie unikniemy tego tematu. Dzięki Bogu, że oboje są na Hawajach.

- Kimberly i Glen wracają dzisiaj do Kalifornii - powiedziała Celia ze spokojem. - A

jutro spodziewamy się ich tutaj.

- To świetnie. Od razu zrobi się weselej. - Owen skierował się do drzwi. - Nie mogę

się doczekać, aż Angie pozna moją kochaną małą siostrzyczkę i uczepionego jej spódnicy

męża. Z pewnością zacznie się poważnie zastanawiać, do jakiej rodziny weszła, nie uważasz?

Następnego ranka Owen zadzwonił do głównego zarządu swojej firmy i po

zakończeniu rozmowy wyciągnął się fotelu, głęboko zamyślony. Spoglądając przez okno ana-

lizował rozmowę, którą przed chwilą przeprowadził z Calhounem, swoim rzecznikiem

prasowym. Był na niego ściekły i gotów zwolnić go ze skutkiem natychmiastowym, ale teraz

postanowił poczekać z podjęciem decyzji o czasu, aż uzyska jakieś nowe informacje.

Wszystko skazywało na to, że ani Calhoun, ani nikt inny w jego biurze nie wiedział o

zaistniałym przecieku. Owen był skłonny temu wierzyć. Sytuacja mocno się komplikowała i

wymagała jakiegoś związania, które Owen zamierzał znaleźć. Ale na razie zło już zostało

wyrządzone i miał pilniejszy problem na głowie. Mianowicie małżeństwo, które nie było

małżeństwem.

Te rozmyślania przerwało mu krótkie i stanowcze pukanie do drzwi. Zastanawiał się,

kto z jego krewnych przyszedł z nową porcją pretensji.

- Proszę - powiedział, nie podnosząc głowy.

- Jeśli nie weźmiesz mnie do miasteczka, to ukradnę łódź i popłynę sama - oznajmiła

background image

Angie dramatycznym tonem.

Owen zdumiony odwrócił się na krześle. Angie miała na sobie obcisłe dżinsy i zielony

pulower. Płomienne włosy spięła na karku złotą klamrą. Patrzyła na niego buńczucznie i

wyzywająco.

- Dlaczego chcesz jechać do Jade? - zapytał ostrożnie.

- Bo oszaleję, jeśli się choć na chwilę nie wydostanę z tego więzienia. - Posłała mu

prowokujący uśmiech. - Pomyśl tylko, jak to będzie wyglądać w gazetach: „Magnat hotelowy

zamyka nowo poślubioną żonę na odludnej wyspie i doprowadza ją do szaleństwa".

- To ja jestem doprowadzony do szaleństwa. - Owen podniósł się wolno z krzesła. -

Musisz wiedzieć, że tam nie ma nic ciekawego. To tylko parę sklepików, skład kolonialny,

kawiarnia i stacja benzynowa.

- Bez obrazy, ale to brzmi nieporównanie bardziej interesująco niż to, co mamy tutaj.

Płyniesz ze mną czy mam zarekwirować łódź biednemu Jeffersowi?

- Zawiozę cię do miasteczka, jeśli naprawdę tego chcesz.

- Nie, naprawdę chcę wyjechać stąd i nigdy nie wrócić. Ale ponieważ nie mam na to

większych szans przez następne trzy tygodnie, to na razie zadowolę się wycieczką do Jade.

Owen patrzył na nią i. zastanawiał się, jakim cudem wszystko, co się tak obiecująco

zaczynało, przybrało taki zły obrót.

- Angie, wciąż powtarzam, że wcale nie musi tak być.

- Zaraz będę gotowa - powiedziała szybko. Widząc, że Owen się do niej zbliża,

odwróciła się czym prędzej do drzwi. - Muszę coś wziąć z kuchni.

- Co takiego?

- Koszyk z jedzeniem, który Betty dla nas przygotowała.

Zniknęła w głębi holu, a oszołomiony Owen przez chwilę patrzył za nią zbierając

myśli. Potem otrząsnął się i poszedł na przystań. Jeffers zajęty był oliwieniem silnika.

- Wybiera się pan do Jade? - spytał, nie podnosząc głowy.

- Tak. Przywieźć ci coś?

- Nie, nic mi nie trzeba. Niech pan weźmie motorówkę. Śmiga jak złoto. Pański wuj

coś dłubał przy wszystkich motorach, wymyślił jakiś sposób, żeby mniej smrodziły i

zużywały mniej benzyny. Działa nie najgorzej.

- Derwin nadal majsterkuje?

- Zna go pan. Zawsze była z niego taka złota rączka.

- Taak... - Owen obserwował przez chwilę w milczeniu, jak Jeffers krząta się koło

łodzi.

background image

- Widzi mi się, że to dobry pomysł, żeby zabrać stąd na chwilę młodą panią, Betty

mówi, że w domu trudno wytrzymać.

- Jakoś to się ułoży.

- Może i tak. A może i nie.

- Jeffers, pocieszyłeś mnie, wiesz o tym?

- Trele - morele. Z pana to cały ojciec. Ciekawym, czy młodej pani uda się trochę pana

zmiękczyć.

- Nie potrzebuję żadnego zmiękczania - najeżył się Owen. - Potrzebuję tylko trochę

czasu, żeby przywrócić tu porządek.

- Jeśli pan tak uważa. - Jeffers pochylił się znów nad robotą.

Kiedy po paru minutach zjawiła się Angie w dużym słomkowym kapeluszu, z

koszykiem wiklinowym przewieszonym przez ramię, Owen czekał już na nią w motorówce.

Pomagając jej wejść, rzucił okiem na koszyk, ale powstrzymał się od wszelkich komentarzy.

Obawiał się, że jeśli da wyraz jakimś nadziejom w związku z przygotowanym przez nią

piknikiem, Angie gotowa jeszcze wyrzucić wszystko za burtę. Nie bardzo wiedział, czego się

po niej spodziewać.

Niemniej, odcumowując motorówkę, mówił sobie w duchu, że perspektywa pikniku to

dobry znak. Czuł się o wiele raźniej niż parę minut temu. Postanowił znów poruszyć temat ich

małżeństwa, ale tym razem ostrożniej.

- Wiesz, Angie - zaczął, kiedy byli już na wodzie rozmyślałem ostatnio o tym i owym.

- Lepiej z tym uważaj. Myślenie nie jest twoją najmocniejszą stroną. To właśnie twoje

genialne pomysły wpędziły nas w tę sytuację.

- Bardzo śmieszne. - Owen spiorunował ją wzrokiem. - Angie, prawdę mówiąc, nasza

obecna sytuacja nie jest w pełni normalna.

- Co ty powiesz? - Angie włożyła wielkie słoneczne okulary, nie odrywając oczu od

miasteczka przycupniętego na drugim brzegu. - Jaki piękny widok! Szkoda, że nie wzięłam

aparatu fotograficznego.

- Angie, mówię poważnie. - Był zły, że musiał podnieść glos, żeby przekrzyczeć

warkot motoru. - Spójrz na to obiektywnie. Niby jesteśmy małżeństwem, a nie jesteśmy. W

każdym razie jeszcze nie jesteśmy. Ten nienaturalny stan rzeczy wprowadza między nami

mnóstwo niepotrzebnego napięcia.

- Nie żartuj.

- Sarkazm do niczego nas nie doprowadzi, skarbie.

- Nic nas do niczego nie doprowadzi, dopóki nie nastąpi sprzedaż akcji. - Oderwała

background image

wreszcie wzrok od brzegu i spojrzała na niego, - Dlatego proponuję, żebyśmy nie ciągnęli

tego tematu.

- Jesteś nierozsądna i uparta jak osioł.

- Mam swoje powody. Czy mam ci przypominać, że to ja jestem stroną

poszkodowaną?

- A ja to niby co? - odparował. - Ja jestem mężem, który nie może skonsumować

swojego małżeństwa, I kto tu mówi o krzywdzie.

- Jesteś po prostu nieco wytrącony z równowagi, ponieważ sprawy potoczyły się nie

po twojej myśli.

- Jestem wściekły, ponieważ nie miałem nocy poślubnej.

- Seks to nie wszystko, Owen - powiedziała poważnie.

- Ale to z pewnością pierwszy krok we właściwym kierunku, jeśli chodzi o

małżeństwo.

- Najwyższy czas, żebyś zaczął się przyzwyczajać, że nie zawsze wszystko będzie tak,

jak ty chcesz. Niektóre rzeczy ulegną teraz zmianie.

Owen przypomniał sobie swoje mocne postanowienie. Jeśli chce wygrać, musi

zachować spokój i rozsądek. Sama logika wskazywała na to, że Angie prędzej czy później

padnie ofiarą swojej własnej zmienności nastrojów.

- Może masz rację - zgodził się, wprowadzając motorówkę do małej zatoczki. - Może

rzeczywiście jestem przyzwyczajony do stawiania na swoim. To chyba nawyk. Od tak dawna

podejmuję decyzje w firmie, że pewno przeniosłem ten zwyczaj na inne dziedziny życia.

Angie rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie.

- Cóż, jeśli potrafisz to przyznać, to już jest krok we właściwym kierunku.

- Dziękuję. - Owen starał się, aby zabrzmiało to skromnie i ujmująco. Niełatwo mu to

przyszło i stanowiło całkiem nowe przeżycie.

Angie uśmiechnęła się z wahaniem.

- Właściwie nic dziwnego, że taki jesteś. To znaczy taki władczy. Mój ojciec i brat też

przejawiają ku temu duże skłonności. Czasami doprowadza nas to z mamą do szału.

- Może po prostu wszyscy trzej jesteśmy opiekuńczy wobec bliskich nam kobiet -

podsunął przymilnie Owen, podprowadzając łódkę do brzegu.

- Mama też tak twierdzi. Ale ja nie bardzo w to wierzę. Myślę, że tacy mężczyźni jak

wy są po prostu z natury aroganccy.

No i tyle mi przyszło z moich subtelnych zabiegów, pomyślał Owen, wyskakując na

brzeg i przywiązując motorówkę do palika.

background image

- Angie...

- Co zaszło między naszymi rodzinami trzydzieści lat temu, Owen? - spytała Angie,

gramoląc się z łódki i usiłując podtrzymać ręką kapelusz i koszyk.

- Mówiłem ci już, że nie wiem, - Owen pochylił się i chwycił ją za ramię. - Ojciec

nigdy nie chciał o tym mówić.

- Sądzisz, że twoja ciotka i wuj znają całą prawdę?

- Może. Od czasu do czasu rzucali na ten temat jakieś nieprzyjazne uwagi. Ale trudno

powiedzieć, czy wiedzą, co się stało, czy są tylko lojalni.

Angie zdjęła okulary i przyjrzała mu się spod ronda wielkiego kapelusza.

- A ty nie jesteś ciekaw tej historii? Owen wzruszył ramionami.

- Spytałem o to twojego ojca prosto z mostu, kiedy zaczęliśmy rozmowy o spółce.

Przysiągł, że nie wie, o co dokładnie poszło. Wie tylko, że ta pierwsza spółka nie doszła do

skutku, bo bankierzy się wycofali. Mówi, że cała wina spadła na Townsendów, chociaż nikt

nie udzielił im żadnych wyjaśnień. Dla niego to już historia i ja się z tym zgadzam.

- Nie byłabym tego taka pewna - powiedziała w zamyśleniu Angie. - Dla twojej

rodziny ta sprawa wydaje się być równie żywa dzisiaj, jak była wtedy.

- Mówiłem ci już, że moja rodzina jest inna niż twoja. Umiemy pielęgnować w sobie

urazy. - Owen wziął koszyk od Angie i zdecydowanym gestem objął ją za ramię, prowadząc

po huśtającym się pomoście. - Co ty masz w tym koszyku? Waży chyba tonę.

- Prawdziwy piknik polega na tym, żeby było dużo smakołyków - oświadczyła. - A

wracając do twojej rodziny...

- Przestań myśleć o mojej rodzinie.

- Dosyć to trudne, skoro dzięki tobie jestem nią dzień i noc otoczona - odgryzła się.

Owen zaklął pod nosem.

- Chodziło mi o to, żebyś przestała myśleć o tym, co się wydarzyło trzydzieści lat

temu. To już nieważne.

- Hmm.., Wcale nie jestem tego pewna. Zerknął na nią z ukosa i postanowił zmienić

temat.

- Witaj w pięknym mieście Jade - powiedział, pokazując krótką uliczkę z garstką

małych, odrapanych sklepików. - Co chcesz robić najpierw? Pójdziemy zobaczyć, co słychać

na stacji benzynowej? Czy może chciałabyś zwiedzić sklep spożywczy? Podobno mają nową

ladę chłodniczą. To może być ekscytujące.

- Po prostu przejdźmy się trochę. Owen wzruszył ramionami.

- Jak sobie życzysz.

background image

- Pod warunkiem że nie zażyczę sobie wyjechać, tak? - rzuciła mu wyzywające

spojrzenie.

- Właśnie - mruknął. Przez chwilę szedł obok niej w milczeniu, zastanawiając się, jaką

obrać taktykę. W końcu ciekawość zwyciężyła i spytał: - Ile Helen zaoferowała ci za spokojne

odejście po sprzedaży akcji? Angie spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Skąd o tym wiesz?

- To było do przewidzenia. Któreś z tej trójki musiało podjąć taką próbę. Widziałem

ciebie i Helen przez okno wczoraj rano i domyśliłem się, że to ją wybrano do tego zadania.

- Rozumiem. Jesteś starym cynikiem, wiesz?

- Jestem realistą. Angie westchnęła.

- Nie padła żadna kwota. Nie doszło do tego.

- Pewno wyobraża sobie, że wolisz wystąpić o duże odszkodowanie rozwodowe.

- Ostrzegła mnie, że wyciągnę od ciebie o wiele mniej, niż dostałabym od niej.

Powiedziała, że nie mam szansy wygrać z tobą w sądzie.

- Taka sytuacja w ogóle nie zaistnieje. Nie będzie żadnego rozwodu. Prędzej czy

później dojdziemy jakoś do ładu, Angie.

Nie odpowiedziała. Przez chwilę szli w milczeniu, zostawiając za sobą wioskę i

wchodząc w gęsty las, otaczający jezioro.

- Tu będzie dobre miejsce - oznajmiła wreszcie Angie, zatrzymując się na usłanej

igłami sosnowymi skarpie.

- Dobre miejsce na co?

- Na piknik, oczywiście.

Wzięła od niego koszyk i postawiła na ziemi. Rozłożyła kraciasty obrus i zaczęła

wykładać kanapki i inne przysmaki.

- Chyba poznaję tego tuńczyka - powiedział Owen, siadając obok.

- Nic z tych rzeczy. To świeża porcja. Betty przyrządziła to wszystko dziś rano

specjalnie dla nas. - Angie podała mu kanapkę, drugą wzięła sobie, i leżąc oparta na łokciu,

patrzyła na ponure gmaszysko wznoszące się na wyspie pośrodku jeziora.

- Kto zbudował tę fortecę, którą nazywasz domem, Owen?

Poszedł śladem jej spojrzenia.

- Mój pradziadek. Przybył na zachód w poszukiwaniu szczęścia. I zbił majątek na

hodowli bydła. Potem wrócił na wschód po narzeczoną. Właśnie dla niej postawił tę

monstrualną budowlę. Od tej pory stanowi nasz dom rodzinny. Mam zamiar to wkrótce

sprzedać komuś z odpowiednią fantazją, aby urządzić tu na przykład pensjonat.

background image

- A nie chcesz przerobić tego domu na jeden z hoteli? Owen skrzywił się.

- Nie, nie. Podniesienie go do poziomu, jaki reprezentują inne nasze hotele,

kosztowałoby fortunę. Nie warto.

- Niezbyt lubisz ten dom, co?

- Nie. I do tego trudno w nim mieszkać i prowadzić interesy. Nigdy nie spędzaliśmy tu

z ojcem wiele czasu. Dopiero kiedy ożenił się z Celią, zaczęliśmy tu częściej przyjeżdżać.

- Celia lubi ten dom? Uśmiechnął się ironicznie.

- Myślę, że uważa go za coś w rodzaju posiadłości rodowej. Celia jest bardzo czuła na

punkcie tradycji rodzinnych. Lubi odgrywać panią na włościach. Ojciec zwykle jej ustępował.

Dlatego trzymał ten dom. Ale teraz, kiedy już nie żyje, mam zamiar się go pozbyć.

- Czy powiedziałeś o tym Celii i wujostwu?

- Nie, nie rozmawiałem z nimi na ten temat.

- Nie będą zachwyceni tym projektem.

- To prawda - przyznał Owen. - Ale nie oni utrzymują szkaradzieństwo.

- Możesz sobie na to pozwolić.

- Nie o to chodzi - rozzłościł się. - Utrzymywanie tego domu jest nieopłacalne, więc

muszę się go pozbyć. Jeśli tylko mi się uda. Bóg jeden wie, że nie będzie łatwo znaleźć na

niego kupca.

- Czy na wszystko patrzysz pod kątem opłacalności, Owen?

- Nie, nie na wszystko - odparł ostrożnie, wietrząc pułapkę.

- A wybór żony? Czy oczekiwałbyś, że żona też będzie opłacalnym nabytkiem?

Teoretycznie rzecz biorąc, oczywiście.

- To nie jest pytanie teoretyczne. - Odłożył kanapkę i ujął jej podbródek. Nie

próbowała wyszarpnąć głowy. - Mam już żonę. I na razie okazała się zupełnie nieopłacalnym

nabytkiem. Ale nie mam zamiaru jej się pozbywać.

Angie nie odpowiedziała. Szeroko otwartymi oczami patrzyła badawczo w jego twarz.

Owen dopiero po chwili zbliżył wolno usta do jej ust. Dał jej możliwość uniknięcia

pocałunku, ale z niej nie skorzystała.

- Angie... - wyszeptał drżącym z namiętności głosem, przewracając ją na plecy.

Przez ułamek sekundy wyczuł w niej opór, lecz zaraz jej ramiona oplotły mu miękko

szyję. Nadal mnie pragnie, powiedział sobie z triumfem. Choć wciąż mu się przeciwstawia,

nadal budzi jej pożądanie, gdy ją bierze w ramiona. Poczuł ogromny przypływ ulgi.

- Angie, skarbie, wszystko będzie dobrze - szeptał, pieszcząc ustami jej szyję. Jego

ciałem wstrząsnął dreszcz gwałtownego podniecenia.

background image

- Owen, nie powinnam ci na to pozwolić. Wiem, że nie powinnam.

- Ciii... kochanie. - Przesunął rękę na jej biodro. - Jesteśmy małżeństwem, nie

pamiętasz? Tak właśnie powinno być między nami.

- Jeszcze nie teraz. Jest wiele spraw, które trzeba najpierw wyjaśnić. Muszę być

pewna, że...

Włożył rękę pod zielony pulower i przykrył dłonią jej pierś. Angie jęknęła i nie

dokończyła zdania. Owen z gorączkową niecierpliwością zabrał się teraz za jej ubranie.

Wszystko w postaci guzików, haftek i zamka jakby się przeciw niemu sprzysięgło. Dopiero

po chwili zdał sobie sprawę, że Angie nie na żarty mu się wyrywa. - Angie, uspokój się.

Oboje tego chcemy. To zupełnie naturalne. Jesteśmy małżeństwem. Zrelaksuj się, kochanie.

Zaczął ją koić pocałunkami, od szyi po głębokie wycięcie swetra. Pod kciukiem poczuł

wypukłość jej brodawki i pomyślał, że zaraz oszaleje z pożądania.

- Owen, powiedziałam, przestań! Ktoś nas obserwuje - zasyczała Angie.

Jej zdeterminowany ton wreszcie do niego dotarł i Owen podniósł głowę.

- Co jest, do diabła?

Usłyszał dźwięk silnika na wolnych obrotach i odwróciwszy się, zobaczył grupę

śmiejących się nastolatków w motorówce stojącej na wodzie tuż przy brzegu. Zaklął

siarczyście; młodzi ludzie wybuchnęli głośnym śmiechem, uruchomili łódź i pomknęli w głąb

jeziora.

- Żonaty mężczyzna nie powinien być narażony na coś podobnego - poskarżył się. -

Powinien móc kochać się ze swoją żoną w zaciszu pokoju.

- Całe szczęście, że nam przeszkodzili. - Angie szybko usiadła i zaczęła wrzucać

produkty do koszyka. - Nie jestem jeszcze na to gotowa, Owen. Powiedziałam ci, że chcę

poczekać. Byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyś zaprzestał prób uwodzenia mnie przy każdej

nadarzającej się okazji. To nie w porządku.

- Nie w porządku? Jestem twoim mężem, do cholery! Będę cię uwodził, kiedy mi się

spodoba.

Angie potrząsnęła zdecydowanie głową, zamykając koszyk.

- Wolałabym, żebyś tego nie robił. - Westchnęła, - Nie sądziłam, że to będzie problem.

- O czym ty mówisz?

- Byłam na ciebie tak zła, odkąd dowiedziałam się o spółce i sprzedaży akcji, że

miałam nadzieję bez trudu poradzić sobie z fizyczną stroną naszego związku.

- Czy chcesz przez to powiedzieć, że miałaś nadzieję bez trudu mi się oprzeć, bo byłaś

na mnie wściekła? - Owen poczuł nagły przypływ poprawy humoru, gdy zrozumiał, do czego

background image

Angie się przyznaje. Usta wolno rozchyliły mu się w uśmiechu.

- Mniej więcej.

- Ale nie możesz mi się oprzeć, prawda, kochanie? Pragniesz mnie tak samo, jak ja

ciebie, i kiedy biorę cię w ramiona, topniejesz jak masło. To nic złego, Angie. Jestem twoim

mężem. Po co z tym walczyć?

- Potrafię ci się oprzeć i nie zamierzam ustępować - oznajmiła stanowczo, wstając z

ziemi - dopóki nie będę usatysfakcjonowana innymi elementami naszego związku.

- Przestań nazywać to związkiem. Jesteśmy małżeństwem - odparował, ale w jego

głosie nie było już złości.

Od czasu owej pechowej nocy poślubnej ani razu nie czuł się tak dobrze. Powiedział

sobie, że powinien był okazać więcej śmiałości zeszłego wieczoru. Dzisiaj na pewno spróbuje

nowego podejścia do swojej upartej żony. Seks, a nie subtelne podchody, rozwiąże jego

dylemat.

Angie spojrzała na niego spod oka.

- Zetrzyj ten głupi uśmieszek z twarzy, Owenie Sutherland. Nie jestem znowu taką

bezwolną lalką. Sama bym cię powstrzymała, gdyby nie zjawili się ci chłopcy.

- Tak, kochanie.

- Nie pozwolę ci wykorzystywać fizycznego pociągu między nami - oblizała dolną

wargę - do manipulowania mną.

- Gdzież bym śmiał?

Owen pochylił się, biorąc koc i starannie go składając. Miał nadzieję, że ukryje w ten

sposób radosny triumf wyzierający mu z oczu.

- Mówię poważnie, Owen.

- Rozumiem, kochanie. - Spakował koc i wziął koszyk. - Wracamy? - Uśmiechnął się

niewinnie. - Czy wolisz kontynuować naszą wycieczkę?

- Jestem gotowa na powrót do lochów - mruknęła Angie.

- Popatrz na to od jaśniejszej strony. Nie próbuję zakuć cię w pas cnoty. Wręcz

przeciwnie.

W drodze powrotnej przez jezioro Angie była milcząca. Jeszcze rano przed wycieczką

czuła się panią sytuacji. Teraz uzmysłowiła sobie, że tę niebezpieczną pewność siebie dała jej

owa nocna konfrontacja z Owenem sprzed dwóch dni. Wyczuła wtedy jego szaloną dumę i

pasję i powiedziała sobie, że na pewno drzemią w nim i inne głębokie namiętności.

Rozumiała takie uczucia i potrafiła sobie z nimi radzić. A przynajmniej tak jej się wydawało.

Ale teraz stanęła twarzą w twarz z faktem, że jest nadal równie czulą na męskie

background image

wdzięki Owena, jak przedtem. Musi być ostrożna, bardzo ostrożna. Musi starać się zachować

równowagę sił w tej delikatnej sytuacji. Bała się, ze straci tę odrobinę przewagi, jaką zdobyła,

jeśli ulegnie namowom Owena.

Kiedy wpływali do zatoczki pod domem, dostrzegli w przystani nową łódź. Owen

skrzywił się na jej widok.

- Mamy gości? - spytała Angie z nadzieją. Z przyjemnością powitałaby tu jakąś

przyjazną twarz.

- To tylko kolejni członkowie rodziny. - Owen wysiadł i podał jej rękę. - Moja

przyrodnia siostra i jej mąż. Szykuje się niezła zabawa.

- Myślałam, że ze sobą nie rozmawiacie?

- Ależ nie, rozmawiamy, jak najbardziej. Przedtem nawet byłem z Kim w całkiem

dobrych stosunkach. Ale to się zmieniło, odkąd pół roku temu wyszła za Glena Langleya.

- Dlaczego? Nie lubisz go? Owen ruszył w stronę domu.

- Problem polega na tym, że Kim i Celia uważają, że powinien natychmiast dostać

stanowisko kierownicze w naszej firmie, po prostu dlatego że się wżenił w rodzinę.

Najwyraźniej sam Langley też tak uważa.

- A ty nie?

- Oczywiście, że nie. Ten facet jest inżynierem. Nigdy nie miał nic wspólnego z

branżą hotelarską.

- I myślisz, że ożenił się z Kim, żeby wyrwać dla siebie cząstkę rodzinnej fortuny,

tak?

Owen spojrzał na nią spod oka.

- Myślę, że istnieje taka możliwość. Angie uśmiechnęła się.

- A czy nie dopuszczasz w ogóle myśli, że mógł się z nią ożenić z miłości? Czy też

jest w tym względzie zbyt podobny do ciebie?

Owen zatrzymał się w miejscu i odwrócił do niej gwałtownie, mierząc ją zimnymi z

furii oczami.

- Co przez to rozumiesz?

Przestraszona tą nagłą zmianą jego nastroju, Angie cofnęła się o krok.

- Zastanawiałam się tylko, czy nie odrzucasz możliwości, że twój szwagier zakochał

się w Kim, bo po prostu nie wierzysz w miłość.

- Na litość boską, Angie...

- Owen, właściwie sam przyznałeś, praktycznie rzecz biorąc, że mnie nie kochasz. A

jednak się ze mną ożeniłeś. Więc jaki można wyciągnąć stąd wniosek? Czy nie taki, że

background image

zrobiłeś to dla interesu? I wobec tego, jak możesz obwiniać Glena Langleya?

- Posuwasz się naprawdę za daleko, moja pani. - Mina Owena nie wróżyła nic

dobrego. - Radzę ci, przestań igrać sobie z tym, co ja czuję czy nie czuję, zanim przebierzesz

miarkę. Powiedziałaś, że nie chcesz, żebym manipulował tobą za pomocą seksu? No to wiedz,

że ja nie chcę, żebyś manipulowała mną za pomocą słów. Zrozumiałaś?

- Oczywiście, Owen. Uważam, że osiągnęliśmy obopólne porozumienie. Jest dużo

prawdy w powiedzeniu, że prawdziwą naturę mężczyzny poznaje się po ślubie.

Przemknęła szybko obok, zdążając do drzwi frontowych. Kiedy znalazła się poza

zasięgiem Owena, odetchnęła z głęboką ulgą, ocierając pot z czoła. Tym razem, prowokując

go, nieco się zagalopowała.

- No, no, no - dobiegł ją spod drzwi lekko kpiący męski głos. - To ty jesteś zapewne

najnowszą zdobyczą klanu Sutherlandów. Miło wiedzieć, że nie tylko ja ośmieliłem się wejść

do tej rodziny. Jestem Glen Langley.

Angie podniosła szybko głowę i uśmiechnęła się, widząc u szczytu schodów

przystojnego, jasnowłosego mężczyznę. Glen Langley, ubrany na sportowo w sweter i

spodnie, sprawiał wrażenie człowieka sympatycznego i bezpośredniego. Miał otwartą, szczerą

twarz o niebieskich oczach, patrzących na świat z pewną dozą humoru.

Polubiła go od pierwszego wejrzenia. Przypominał jej brata, Harry'ego.

- Jestem Angie - uśmiechnęła się. - Pewno już ci powiedziano, skąd się wzięłam i

dlaczego tu jestem.

- Tak. Jesteś najnowszą inwestycją handlową Owena, sądząc po relacji jego krewnych.

Ale ja nie zwracam na nich większej uwagi. Są tacy ponurzy i zgorzkniali.

- Ty też tak uważasz?

- Cały problem polega na tym, że oni wszyscy za bardzo się przejmują swoim

bezcennym przedsiębiorstwem hotelowym. Próbuję wyperswadować Kimberly ten nawyk.

- Fascynujące spostrzeżenie - mruknęła Angie, słysząc za sobą kroki Owena. - Sama

poczyniłam podobne obserwacje.

- Cześć, Langley. - Owen uniósł brew. - Jak było na Hawajach?

- Witam, Sutherland. - Glen skinął uprzejmie głową. - Było bardzo przyjemnie, dopóki

nie dowiedziałem się, dlaczego Kim zdecydowała się tak nagle na tę wycieczkę. Wcześniej

nic nie wiedziałem o twoich planach małżeńskich: Jak widzisz, wróciliśmy przed czasem.

Przykro mi, że nie wzięliśmy udziału w tym wiekopomnym wydarzeniu..

- Nie przejmuj się. Nikt z rodziny się nie pofatygował. Przeżyliśmy to jakoś. Gdzie

jest Kim?

background image

- Rozmawia z matką. - Glen zerknął przez ramię w głąb ciemnego holu. - O, właśnie

idzie. Kim, kochanie, chodź poznać swoją bratową. Przeprosiłem już, że nie byliśmy na

ślubie.

Atrakcyjna młoda kobieta, która do niego podeszła, miała dość przyzwoitości, żeby

się zaczerwienić. Kimberly Langley była wysoka i szczupła. Miała na sobie szare spodnie i

kremową bluzkę, które podkreślały jej chłodną elegancję. Twarz okalały ciemnobrązowe

włosy obcięte na pazia. Skinęła Angie głową.

- Dzień dobry. Mama i ciocia Helen opowiadały mi o tobie.

- Nic dobrego, jak sądzę - powiedziała Angie wesoło. Owen posłał jej ostrzegawcze

spojrzenie i wbił wzrok w swoją przyrodnią siostrę.

- Zapamiętaj sobie, Kim, że Angie ma być traktowana z szacunkiem. Jest moją żoną i

każdy, kto jej uchybi, będzie mieć ze mną do czynienia.

- Nikt nie zamierza ci robić wbrew, braciszku - odparła Kimberly słodko. - Wszyscy

czujemy się w tej sytuacji niezbyt zręcznie, ale dla dobra firmy chyba potrafimy zachować się

cywilizowanie do czasu sprzedaży akcji.

- Byłem pewny, że tak właśnie do tego podejdziesz. Będę w pracowni, gdyby ktoś

mnie potrzebował.

Kimberly odprowadziła go wzrokiem, a potem zwróciła się do Angie.

- Mam nadzieję, że wiedziałaś, co robisz, kiedy wychodziłaś za mojego brata.

- Prawdę mówiąc, nie wiedziałam - odparła Angie, uśmiechając się promiennie. - Ale

teraz już wiem. Zawsze to miło znaleźć się pośród miłej, kochającej rodziny, czyż nie?

- Mama miała rację. Jesteś dość grubiańska. - Kimberly odwróciła się na pięcie i

zniknęła w głębi domu.

Glen poczekał, aż zeszła z pola widzenia, i zwrócił spojrzenie ku Angie. W

niebieskich oczach nie lśniły już iskierki humoru, lecz zastąpił je wyraz powagi.

- Przepraszam cię za moją żonę. Zapewniam, że zachowuje się tak tylko na łonie

swojej rodziny. Doszedłem do wniosku, że Sutherlandowie wyzwalają w człowieku wszystko

co najgorsze. Zawsze kiedy tu przyjeżdżam, czuję się jak nieproszony gość.

- Doskonale cię rozumiem. Ja sama też się tak czuję.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, żeśmy się poznali, Angie - powiedział Glen,

wchodząc za nią do holu. - Coś mi mówi, że mamy pokrewne dusze. Może połączylibyśmy

siły przeciwko tym zaciętym, napuszonym Sutherlandom? Co powiesz?

Angie uśmiechnęła się, wdzięczna, że spotkała przyjazną twarz w tym ponurym domu.

- Umowa stoi.

background image

W tym momencie poczuła mrowienie w karku. Odwróciła się i zobaczyła Owena

stojącego w drzwiach pracowni, z kciukiem zatkniętym za pasek. Wiedziała, że musiał usły-

szeć uwagę Glena o łączeniu sił przeciw Sutherlandom.

Owen patrzył na nią przez chwilę nieprzeniknionym wzrokiem, po czym odwrócił się

bez słowa i bardzo cicho zamknął za sobą drzwi.

Powinienem był się tego spodziewać, powiedział sobie Owen. To zupełnie naturalne.

Dwoje obcych w rodzinie, Angie i Glen, prędzej czy później musieli się sprzymierzyć.

Obserwował ich ukradkiem podczas kolacji. Teraz, kiedy wszyscy w pozornej zgodzie

przeszli na kawę do salonu, linie demarkacyjne między tą parą a resztą rodziny zaznaczyły się

jeszcze wyraźniej. Zaczął się zastanawiać, czy przyjeżdżając tu nie popełnił zasadniczego

błędu. Na tę myśl oblał go zimny pot. Zawsze wiedział, jak postępować w interesach. Ale gdy

przychodziło do spraw rodzinnych, nie był już taki pewien.

Glen i Angie siedzieli sami na sofie przy oknie. Z ożywieniem omawiali kwestie

związane z projektowaniem biżuterii. Glen wykazywał niezwykłe zainteresowanie tematem.

Owen pomyślał, że ani się obejrzy, a ci dwoje zaczną stanowić zwarty front przeciwko reszcie

Sutherlandów. Niewiele brakuje, a straci wszystko, co udało mu się zyskać na początku

pobytu. Nie będzie już w oczach Angie samotnym wilkiem broniącym się przed resztą stada.

Zaklął pod nosem, pamiętając krągły kształt jej piersi w swojej dłoni.

Ciekaw był, czy taka tortura odrzuconego męża prowadzi do śmierci, czy też może

trwać wiecznie.

- Ci dwoje znaleźli, zdaje się, wspólny temat - mruknęła Kimberly, siadając obok

Owena.

- Na to wygląda.

- Owen, powiedz, co się właściwie dzieje - poprosiła cicho. - Trudno mi się w tym

wszystkim połapać. Mama, Helen i Derwin oświadczyli, że zwariowałeś, kiedy oznajmiłeś, że

zamierzasz ożenić się z córką Townsenda. Powiedzieli, że tato by się w grobie przewrócił.

Mówią, że zdradziłeś jego pamięć, zadając się z nimi.

- To miło, że wszyscy tak się przejmują moim szczęściem małżeńskim.

- Owen, to nie żarty. Igrasz z naszą przyszłością i jak zwykle nic nam nie mówisz.

Mama twierdzi, że ten związek to tylko fikcja na pokaz, dla interesu. Czy to prawda?

- Nie. Ale nie spodziewam się, żebyś w to uwierzyła. - Do cholery, nikt w to nie

wierzy, pomyślał Owen ponuro. Nawet Angie. Jedyna osoba, która się liczy.

Kimberly zmarszczyła z namysłem wyraźnie zarysowane brwi.

background image

- Owen, wiem, że odkąd poślubiłam Glena, stosunki między nami się popsuły, ale w

końcu jesteś moim bratem. Czy nie uważasz, że winien mi jesteś jakieś wyjaśnienie, nawet

jeśli odmawiasz tego innym?

- Dałem wszystkim jedyne wytłumaczenie, jakie istnieje. Nie moja wina, że nikt tego

nie przyjmuje do wiadomości.

Oczy Kimberly zrobiły się okrągłe jak spodki.

- Nie mów mi, że się w niej zakochałeś? Nie wierzę... Nigdy w to nie uwierzę. Żadna

kobieta nie miała dotąd na ciebie większego wpływu. W sprawach miłosnych jesteś zimny jak

lód. A teraz chcesz, żebym uznała, że dałeś się usidlić córce Townsenda?

- Można to tak nazwać. Owen przypomniał sobie uczucie radosnego ożywienia, jakie

go ogarnęło, kiedy po raz pierwszy zobaczył Angie, i to przemożne pragnienie, aby ją zdobyć,

które niczym iskra elektryczna przebiegło jego ciało. Przypomniał sobie, jak nieśmiało ją

adorował i jak starał się skłonić ją do małżeństwa. Pamiętał też, jak gorąco reagowała, kiedy

brał ją w ramiona, nawet gdy była na niego wściekła. Tak, nie ulegało wątpliwości, że został

usidlony.

Dziwne. Nigdy nie myślał o tym w tych kategoriach. Od początku uważał, że

doskonale nad wszystkim panuje. Teraz jednak nie był już taki pewien.

- Mówmy poważnie, Owen. Oboje wiemy, że nie jesteś typem człowieka, który da się

ponieść wielkiej namiętności. - Kimberly wpatrywała się w niego uważnie. - Nigdy w życiu

nie byłeś zakochany. Nie wiesz chyba nawet, co to znaczy.

- Zmieńmy lepiej temat, Kim.

- Ale mam prawo wiedzieć, co się dzieje.

- Wiesz wszystko, co trzeba. Jestem żonaty. Sutherlandowie i Townsendowie

zawiązali spółkę. Za niecałe trzy tygodnie nasze akcje ukażą się na giełdzie. Co jeszcze

chcesz wiedzieć?

Kimberly zamieszała wolno kawę, w jej oczach czaił się bunt.

- No trudno, jeśli nie chcesz mi powiedzieć, to nie mogę cię zmusić, prawda? Ty

dzierżysz w rękach całą władzę. Ojciec zadbał o to, żeby tobie wszystko zostawić, jak zresztą

należało się spodziewać.

Owen odwrócił ku niej głowę.

- Co właściwie chcesz przez to powiedzieć?

- Dobrze wiesz, co chcę powiedzieć - odparła z goryczą.

- Nie możesz chyba zaprzeczyć, że dbam o to, aby każde z was dostało swój udział.

- Ale to ty rządzisz, tak jak przedtem ojciec. Ty trzymasz lejce i bat, a my tylko

background image

biegniemy w zaprzęgu. Zawsze byłeś jego ulubieńcem i spadkobiercą. Jego pierworodnym

synem. Tym, którego najbardziej kochał i którego przygotowywał do objęcia Hoteli

Sutherland.

- Bądź rozsądna, Kim. Nigdy nie interesowałaś się sprawami firmy.

- Nigdy mnie do tego nie zachęcano - odparowała, - Ale to nie znaczy, że nasze

przedsiębiorstwo nic mnie nie obchodzi. Wszystkich nas obchodzi. Niestety, wszyscy je-

steśmy zależni od ciebie. A ty rządzisz się sam jak szara gęś i nikogo nie pytasz o zdanie.

- Kogo miałbym pytać? - powiedział łagodnie. - Wuja Derwina, który nigdy nie

wykazał najmniejszego zmysłu do interesów i spędził całe życie na majsterkowaniu? Czy

ciocię Helen, która zajmuje się wyłącznie uzupełnianiem drzewa genealogicznego naszej

rodziny i zasiadaniem w zarządach różnych towarzystw dobroczynnych?

- Jesteś niesprawiedliwy, Owen.

- A może powinienem prosić o wkład twórczy Celię, tak? Daj spokój, Kim. Oboje

wiemy, że twoja matka patrzy na wszystko pod kątem tego, co zrobiłby ojciec. Nie za-

akceptowałaby żadnego mojego ruchu, który według niej byłby nie po jego myśli.

- Jest po prostu wierna jego pamięci, to wszystko - Kim stanęła w obronie matki.

- Tak wierna, że trudno jej przyjąć do wiadomości, że teraz ja zarządzam firmą.

Posłuchaj, Kim, prawda jest taka, że nikt w tej rodzinie nie ma kwalifikacji do prowadzenia

sieci hoteli oprócz mnie. Chcą być tylko pewni, że dostają należną im część zysków. Ojciec

miał świętą rację nie zostawiając im prawa głosu. Już widzę te nasze zebrania zarządu.

Kłócilibyśmy się zażarcie o każdą decyzję i nic nigdy nie ruszyłoby z miejsca.

- Wraz z tą spółką dopuszczasz Townsenda do współzarządzania. Jak myślisz, co

ojciec by na to powiedział?

Owen wzruszył ramionami.

- Nie byłby zachwycony. Ale ojca już nie ma pośród nas. Kimberly zacisnęła usta.

- Za to Glen jest - przypomniała mu spokojnie.

- Zauważyłem.

Owen rzucił kolejne posępne spojrzenie w kierunku pary na sofie. Angie tłumacząc

jakiś szczegół dotyczący projektowania biżuterii zdjęła z palca obrączkę i beztrosko podała ją

Glenowi. Owen omal nie zerwał się z miejsca, żeby mu ją wyrwać. Nie miała prawa ot, tak

sobie, szafować swoją obrączką na prawo i lewo. - Proszę cię, Owen.

Zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, że nie dosłyszał czegoś, co siostra do niego

mówiła.

- O co mnie prosisz?

background image

- Żebyś dał Glenowi szansę. Prosta sprawiedliwość tego wymaga. Zaoferuj mu

stanowisko w firmie. Jakieś ważne stanowisko. Pozwól mu się wykazać.

- Rozmawialiśmy już na ten temat. Moja odpowiedź nadal brzmi: nie. Langley może

się wykazać gdzie indziej. I niekoniecznie w zarządzie Hoteli Sutherland.

- Niech cię wszyscy diabli! - Kimberly wstała gwałtownie, filiżanka zabrzęczała na

trzymanym przez nią spodeczku. - Jakim prawem mianujesz się naszym panem i władcą? Nic

cię nie obchodzi oprócz ciebie, prawda? Robisz co chcesz, podejmujesz decyzje jakie chcesz i

masz w nosie, czy się nam to podoba, czy nie.

- Jeśli Langley chciał się wykazać, mógł to zrobić przed zawarciem małżeństwa -

powiedział brutalnie Owen.

- Nadal myślisz, że ożenił się ze mną dla pieniędzy, tak? Zobaczył podejrzaną wilgoć

w jej oczach i przez chwile poczuł wyrzuty sumienia. Wiedział, że Celia mierzy go

wściekłym wzrokiem z drugiego końca pokoju. Źle się stało, że tu przyjechał. To był błąd,

kardynalny błąd.

- Nie chcę do tego wracać. Dajmy już spokój tej dyskusji, Kim.

- Jak chcesz. Ale w końcu, kto to wszystko mówi, braciszku? - Rzuciła znaczące

spojrzenie w kierunku sofy. - Jeśli ktoś tutaj ożenił się dla interesu, to raczej ty.

Owen poczuł, że ogarnia go furia. Najwyższym wysiłkiem woli zdusił w sobie

wybuch i wstał wolno, cedząc przez zaciśnięte zęby:

- Nie waż się więcej tego mówić, zrozumiałaś? Przynajmniej wiem na pewno, że

Angie nie wyszła za mnie dla majątku.

- Więc dlaczego za ciebie wyszła? - Kimberly cofnęła się nerwowo o krok, ale nie

zrejterowała. - Tylko mi nie mów, że z miłości. Nawet ze sobą nie śpicie.

- Skąd to wiesz, do cholery?

- Od Betty, oczywiście. - Kimberly cofnęła się jeszcze o krok i odstawiła filiżankę. -

Mówi, że jedno z was śpi na tapczanie w saloniku. I choć jest on zawsze bardzo starannie

zasłany, rogi prześcieradła są założone inaczej, niż ona to robi.

- Może już czas, żeby dobra, stara Betty znalazła sobie inną pracę - powiedział

lodowatym tonem.

- Daj spokój, Owen. Jeśli ktoś tu jest winien, że tajemnica wyszła na jaw, to ja. Po

prostu spytałam Betty, co się naprawdę dzieje, i ona mi szczerze odpowiedziała. Ty płacisz jej

pensję, ale rzadko kiedy tu bywasz. A ona jest nam wierna i oddana od wielu lat. - Kimberly

odwróciła się i odeszła do matki na drugi koniec pokoju.

Owen odprowadził ją wzrokiem i skierował się na taras. Jeszcze nigdy w życiu tak nie

background image

pragnął świeżego powietrza. Wychodząc, zmusił się, żeby nie patrzeć w stronę sofy, na której

siedziała Angie z Glenem Langleyem.

- Wiesz, to ją strasznie gryzie - zwierzył się Glen półgłosem Angie.

- Co ją gryzie?

- To, że nie może namówić Owena, aby ofiarował mi pracę w firmie. Kimberly

poczuła się niesprawiedliwie odrzucona, kiedy dwa lata temu okazało się, że ojciec zostawił

wszystko jej bratu. A teraz ten brat nie chce mnie zaakceptować i ona uważa to za kolejne

odrzucenie. Matka i wujostwo jeszcze ją podjudzają.

- A ty chciałbyś pracować w rodzinnej firmie? - spytała Angie z ciekawością.

- Ależ niech Bóg broni! Nie chciałbym pracować u Owena, nawet gdyby był ostatnim

facetem na ziemi, który daje emeryturę i świadczenia socjalne. - Glen uśmiechnął się kątem

ust - Ale dałbym sobie uciąć prawą rękę, żeby złożył mi taką propozycję.

- Dla dobra Kim?

- Właśnie. To by miało dla niej ogromne znaczenie, że brat zdecydował się

zaoferować mi stanowisko. W jej oczach stanowiłoby dowód, że zaakceptował jej wybór. -

Glen wzruszył ramionami. - Dla mnie, oczywiście byłby to duży problem.

- Jak to?

- Nie wiem, co Kim by zrobiła, gdybym odmówił. Dostałem doskonałą ofertę pracy z

Seattle. Ale jeszcze jej o tym nie mówiłem, bo nie wiem, jak zareaguje.

- Boisz się, że nie zechce jechać tam z tobą? - spytała Angie ze zrozumieniem.

- Otóż to. Celia wciąż forsuje pomysł, żeby mnie umieścić w rodzinnej firmie, I to nie

na byle jakiej posadce, ale co najmniej na fotelu wiceprezesa lub kogoś równie ważnego.

- Prawdopodobnie myśli, że jeśli jej zięć uzyska wysokie stanowisko, ona i reszta będą

mieć wreszcie coś do powiedzenia - zauważyła Angie. - Na razie są zdani na dobrą wolę i

poczucie odpowiedzialności Owena.

- Widzę, że zdążyłaś już rozgryźć tę zwariowaną rodzinkę - parsknął śmiechem Glen.

- Jeszcze nie całkiem, ale się staram. Ciągle pozostaje jeszcze jedna zasadnicza

kwestia.

- Jaka?

- Chciałabym wiedzieć, co wywołało przed trzydziestu laty wojnę między naszymi

rodzinami. Nikt nie potrafi mi tego wyjaśnić.

- Raczej nikt nie chce. Ta szajka potrafi być bardzo skryta. Zwłaszcza Helen i Derwin.

- Zauważyłam. - Chciała powiedzieć coś więcej, ale przeszkodził jej Derwin, który w

tym momencie podszedł do sofy.

background image

- Wygląda na to, że się nieźle bawicie - mruknął ponuro. Jego krzaczaste brwi były

ściągnięte w prostą linię.

- Dobrze, że przynajmniej wy dwoje.

- Trochę smętny nastrój tu panuje, prawda? - zgodziła się Angie. - Czy zawsze tak

przyjemnie spędzacie czas po kolacji?

- Uważasz się za bardzo dowcipną, co, młoda damo?

- nasrożył się Derwin. - Ale nie jesteś ani w połowie tak sprytna, jak ci się wydaje.

- Tak też podejrzewałam - przyznała Angie. Gdyby była sprytna, nie znalazłaby się w

tej sytuacji.

Derwin poczerwieniał.

- Śmiej się, śmiej, ale my i tak swoje wiemy. Ciekawe tylko, jakim cudem udaje ci się

tak wodzić Owena za nos. Jaki on jest, taki jest, ale nie sądziłem, że da się omotać przez

pierwszą lepszą wygadaną panienkę. I to do tego z rodziny Townsendów. Jak widać, nie

miałem racji. Glen zmarszczył brwi.

- Wystarczy, Derwin.

- To jeszcze nie wszystko - oświadczył Derwin. - Panna Townsend wyobraża sobie, że

udało jej się wywieść nas w pole, ale się myli. I chcę, żeby o tym wiedziała.

Angie bardzo starannie odstawiła filiżankę.

- Możesz mi wyjaśnić, w jaki to mianowicie sposób usiłowałam wywieść was w pole?

Twarz Derwina poczerwieniała jeszcze bardziej. Jego oczy uciekły w bok.

- Nie jesteś wcale żoną Owena - wysyczał. - W każdym razie prawdziwą żoną.

Gospodyni powiedziała Kimberly, że nawet ze sobą nie śpicie. Ha! Dość dziwne zachowanie

jak na nowożeńców, gdyby mnie kto pytał.

- Nikt cię nie pytał, Derwin - przerwał szorstko Glen. - Trochę się zagalopowałeś, nie

uważasz?

- Bynajmniej. - Derwin jeszcze nie skończył. - Ona pochodzi z Townsendów, a

wiadomo, że nie można im ufać ani na jotę. Jeśli nawet udało jej się omamić Owena, niech

nie myśli, że wszyscy jesteśmy zaślepieni. Wiemy, że na pewno coś knuje, ale nie ujdzie jej

to na sucho. Owen prędzej czy później odzyska rozum.

Derwin odwrócił się i odszedł sztywno do żony. Twarz Helen była stężała z napięcia.

Nastąpiła krótka, kłopotliwa cisza, którą po chwili przerwał Glen.

- Nie przejmuj się Derwinem. Od lat jest zgorzkniały, bo ani ojciec Owena, ani sam

Owen nigdy nie powierzyli mu żadnego stanowiska w firmie.

- Skąd on pochodzi?

background image

- Biedny, stary Derwin pochodzi z dobrej, znanej rodziny właścicieli winnic z doliny

Napy. Ale nigdy nie interesował się wyrobem wina. Lubi majsterkować.

- Majsterkować?

- Tak, zajmuje się konstruowaniem rozmaitych gadżetów. Ma nawet parę patentów,

ale żaden z wynalazków nie przyniósł mu większych pieniędzy. Ojciec Owena, jak twierdzi

Kim, uważał go za ekscentrycznego zwariowanego naukowca, czy kogoś w tym rodzaju.

Można powiedzieć, że łączy nas przynajmniej jedna rzecz.

- Chodzi ci o to, że żaden z was nie dostał wysokiego stanowiska w rodzinnej firmie?

- Tak. Różnica między nami polega na tym, że Derwin oddałby duszę za to, żeby

traktowano go jako ważnego członka rodziny, a ja za to, żeby zaoferowano mi pracę.

- Wydaje się, że cały problem polega na tym, że ani Owen, ani jego ojciec nie zadali

sobie trudu, aby w jakiś taktowny sposób załatwić sprawę wujka Derwina. Ich polityka

sprowadzała się do ignorowania go, co z pewnością oboje z Helen bolało. - Angie potrząsnęła

głową. - Co za beznadziejna sytuacja.

- Nie da się ukryć. - Glen podniósł filiżankę w ironicznym toaście. - Witaj na polu

bitwy, Angie. Jak widzisz, jesteśmy wszyscy jedną wielką, szczęśliwą rodziną.

Nie wiedzieć czemu, ujawnienie faktu, że śpi w osobnym pokoju, bardzo Angie

wzburzyło. Właściwie nie powinno jej to obchodzić, mówiła sobie. Ostatecznie, ucierpiała na

tym duma Owena, a nie jej. Ona od początku nie chciała utrzymywać fikcji tego małżeństwa.

Duma Owena. Angie wychowywała się pod kuratelą energicznego brata i

wpływowego ojca. Wiedziała, że męska duma jest czymś potężnym, a zarazem kruchym. Ma

ścisły związek z ego i potrzebą panowania nad swoim życiem i nad światem. Matka

wytłumaczyła jej kiedyś, że duma mężczyzny jest źródłem jego siły i jego największej

słabości. Mądra kobieta powinna umieć się z nią obchodzić z największą ostrożnością.

Angie zerknęła przez pokój i zobaczyła, że Owen wyszedł na taras. Ktoś - zapewne

Kim - niewątpliwie go już powiadomił, że cała rodzina szepcze po kątach o ich osobnych

łóżkach. Dumie Owena wymierzono ciężki cios.

Angie uśmiechnęła się przepraszająco do Glena i wstała.

- Pozwolisz, że cię opuszczę?

- Oczywiście. - Glen spojrzał na nią spod oka. - Nie chcę się wtrącać między ciebie a

Owena, ale radzę ci, nie przejmuj się zanadto jego rodziną.

- Jedyna osoba, którą się przejmuję, to Owen - powiedziała Angie miękko.

- Znam to. Jedyna, którą ja się przejmuję, to Kim.

Angie kiwnęła głową ze zrozumieniem i ruszyła w stronę drzwi tarasowych.

background image

Wychodząc w mrok, czuła na sobie oczy całego klanu Sutherlandów.

Nie widząc nigdzie Owena, podeszła do murku ogradzającego taras, a potem zeszła na

ścieżkę wiodącą do przystani.

- Witaj, Angie. Czyżbyś usiłowała wymknąć się stąd łodzią pod osłoną nocy?

- Dobry Boże, Owen, nie zauważyłam cię.

Stał nieruchomo pod drzewem i byłaby go minęła, gdy - by się nie odezwał.

- Wyszedłeś zaczerpnąć świeżego powietrza? - spytała niepewnym głosem.

- Można to tak nazwać. A ty czemu wyszłaś? Wydawało mi się, że świetnie się bawisz

w towarzystwie Langleya.

- Polubiłam Glena - powiedziała spokojnie.

- Zauważyłem. Jak mogłaś go nie polubić? Macie ze sobą tyle wspólnego. Wy dwoje

przeciwko reszcie, co?

Zadrżała, słysząc jego złowrogo zniżony głos. Zdała sobie sprawę, jak bardzo musi

być wściekły. Nagle przyszła jej do głowy dziwna myśl.

- Owen, czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosny?

- Nie, do cholery! Nigdy w życiu nie byłem zazdrosny o żadną kobietę. Ale widzę, co

się tu szykuje. Jeśli wasza zażyłość się pogłębi, to będziemy mieć wszyscy niezły problem.

- Nic mnie z Glenem nie łączy. On kocha twoją siostrę. O ile wiem, tylko dlatego

wytrzymuje z tobą i resztą rodziny - powiedziała Angie.

- A więc zdążył ci się już wypłakać na ramieniu, tak? Szybko mu to poszło. Ale może

ty pierwsza się przed nim wyżaliłaś? Zwierzyłaś mu się, że nie spałaś jeszcze ze swoim

mężem?

- Nikomu nie mówiłam ani słowa o naszych osobistych sprawach - rozzłościła się

Angie.

- Czyżby? Jakoś wszyscy zdają się doskonale o wszystkim wiedzieć.

- To nie moja wina. Z uprzejmości dla ciebie co rano słałam ten głupi tapczan.

- Ale nie najlepiej ci to wychodziło, co? Betty od razu się zorientowała, że ktoś śpi w

saloniku.

- Jeśli nie podoba ci się mój sposób słania łóżka, to, proszę bardzo, rób to sam -

odgryzła się.

- Gdybyś spała ze mną, jak pan Bóg przykazał, nie byłoby żadnej sprawy. A teraz cała

kochana rodzinka wie, że mam żonę, która nawet nie dzieli ze mną łoża.

Angie wzięła głęboki oddech. Zrozumiała, że ta kłótnia może przybrać niebezpieczny

obrót i nie wiadomo czym się skończyć.

background image

- Bardzo mi przykro, Owen. Starałam się, żeby to się nie wydało.

- Nie powinienem był cię tu przywozić.

- W tym akurat się zgadzamy. - Angie zerknęła na niego. - Zawsze możemy wyjechać.

Popatrzył na nią z niedowierzaniem.

- Zwariowałaś? Żadna siła mnie stąd teraz nie ruszy. Miałbym dać się wyrzucić z

mojego własnego domu?

- Przecież nawet nie lubisz tego miejsca.

- Co to ma do rzeczy? Nie pozwolę tej bandzie zmusić się do wyjazdu. Ani myśleć, że

padłem ofiarą jakiegoś spisku Townsendów.

Na te słowa Angie straciła panowanie nad sobą.

- Świetnie się składa, Owenie Sutherland. Ja również mam po uszy insynuacji ze

strony twojej rodziny. Wujek Derwin uważa, że wzięliśmy cię podstępem. Mówi, że cię

wodzę za nos, i sugeruje, że cię usidliłam czy coś takiego.

- A może byś spróbowała?

- Czego mam spróbować? - spytała z rozdrażnieniem.

- Usidlić mnie. Uwieść, Jesteś w końcu moją żoną, tak czy nie? Miałaś być po mojej

stronie w tym konflikcie. Myślałem, że mogę na ciebie liczyć. Powiedziałaś, że rozumiesz

poczucie dumy. Gdyby tak było, spełniłabyś swój obowiązek jako żona.

- Rozumiem twoją dumę. Ale sama też ją mam - odparowała. - A żona nie powinna

spać z mężem z obowiązku. Powinna spać z nim z miłości.

- No więc, gdzie problem? Przecież kochasz mnie, Anie. Sama mi to powiedziałaś w

dniu naszego ślubu.

- To było całe trzy dni temu! - zawołała ze złością. Owen uśmiechnął się groźnie,

odsłaniając zęby.

- Wolne żarty. Trzy dni i już zdążyłaś się odkochać? A ja myślałem, że to miłość na

całe życie. Może jednak oni mieli rację.

- O czym ty mówisz?

- Zostałem zwiedziony przez pannę Townsend. Okpiony. Tak, tak, moja pani, udało ci

się zrobić ze mnie durnia. Jestem pośmiewiskiem całej rodziny.

Angie z wściekłości tupnęła nogą.

- Niech cię wszyscy diabli, Owenie Sutherland! Przekręcasz wszystko i wywracasz

kota ogonem.

- To ty wszystko przekręcasz i stawiasz na głowie, Angie. Gdybyś się zachowywała,

jak przystało na żonę, nie znaleźlibyśmy się w tej idiotycznej sytuacji.

background image

- Tylko mi nie mów, jak się powinna zachowywać żona. Nie masz zielonego pojęcia o

tym, jak wygląda dobre małżeństwo. Jesteś najmniej odpowiednim człowiekiem pod słońcem,

żeby kogokolwiek pouczać w tej materii.

- W każdym razie wiem, jak wygląda moje małżeństwo. Moja żona śpi osobno i przy

pierwszej okazji rzuca się na szyję mężowi mojej siostry. Ciekawe, co będzie dalej.

- Nie mieszaj w to Glena. On nie ma z tym nic wspólnego - zasyczała Angie.

- Nie ja go w to wmieszałem, tylko ty!

- To twoja własna wina, że nie potrafisz się z nim dogadać.

- Rzeczywiście?

- Rzeczywiście - potwierdziła Angie zdecydowanie.

- Co więcej, twoje złe stosunki z siostrą to też twoja wina. Chcesz usłyszeć moją radę?

- Radę żony, która nie jest żoną? Nieszczególnie.

- Dam ci ją i tak - oświadczyła przez zaciśnięte zęby.

- Powiem ci, jak za jednym zamachem rozwiązać większość rodzinnych problemów.

- A to ciekawe. No jak?

- Zaproponuj Glenowi przyzwoitą posadę w twojej firmie.

- Co? - Owen spojrzał na nią oczami, w których płonęła pełna niedowierzania

wściekłość. Na moment zastygł w bezruchu. - To przekracza wszelkie granice - wycedził w

końcu z zimną furią. - Przeholowałaś, moja pani. Byłem wobec ciebie anielsko cierpliwy, ale

tym razem przebrała się miarka. Nie będziesz mi mówić, co mam robić we własnej firmie.

- Owen, nie! - Angie szybko cofnęła się, ale było za późno. Ani się obejrzała, jak

Owen wyskoczył spod drzewa i błyskawicznym ruchem chwycił ją wpół, zarzucając sobie, na

plecy. - Puść mnie w tej chwili! - zaczęła krzyczeć, waląc go na oślep pięściami.

- Puszczę cię dopiero, kiedy już będziesz leżeć w moim łóżku - oświadczył zimno,

wchodząc na schody tarasu. Długim krokiem przemierzył kamienną posadzkę i wkroczył do

salonu, gdzie jego rodzina zamarła na ten widok.

- Dobranoc wszystkim - powiedział z całym spokojem, przechodząc przez pokój. -

Wiem, że jeszcze jest wcześnie, ale Angie mówi, że chce już iść do łóżka. Postanowiłem jej

towarzyszyć. Wiecie, jak to jest z nowożeńcami.

Angie prychnęła, rozdarta między niepohamowaną żądzą śmiechu a równie silną

chęcią głośnego wrzasku. Ta strona natury Owena była jej niewątpliwie do tej pory nieznana.

To prawda, że męskiej dumy nie należało wystawiać na ... szwank. Powinna była

przewidzieć ryzyko związane z tą ostatnią konfrontacją. Pomachała czerwoną płachtą przed i

oczami rozjuszonego byka.

background image

Owen zaniósł Angie do sypialni na piętro i rzucił bezceremonialnie na łóżko. Stanął

nad nią, objąwszy ręką rzeźbiony słupek baldachimu, i zmierzył ją płonącym wzrokiem.

- No i co teraz? - spytał wyzywająco.

- Z czym? - Angie usiadła, odgarniając włosy z czoła. Zwinęła nogi pod siebie i

starannie wygładziła spódnicę, zakrywając kolana.

- Nie masz zamiaru krzyczeć i wzywać pomocy? Nie chcesz, żeby Langley przybiegł

ci na ratunek?

- Niespecjalnie.

Włożyła ręce we włosy, chcąc poprawić rozpiętą klamrę. Palce tak się jej trzęsły, że

nie mogła sobie poradzić. Rzuciła więc klamrę niedbałym ruchem na stolik nocny, mając

nadzieję, że nie widać po niej zdenerwowania.

Owen oparł się kolanem o łóżko. Gruby materac ugiął się pod jego ciężarem.

- Dlaczego nie chcesz wezwać Langleya na ratunek?

- Nie widzę powodu, żeby ktoś mnie ratował przed własnym mężem. - Angie

uśmiechnęła się trochę niepewnie, wiedząc, do czego ta sytuacja prowadzi.

Kości zostały rzucone podczas awantury na dole. Zdała sobie sprawę, że nadszedł

czas, aby przestać odrzucać awanse Owena. Zrozumiała, że zbliżenie fizyczne to dla niego

jedyny sposób przekazania jej swych uczuć. Nie dopuszczała do intymności, bo wymagało to

od niej wielkiego emocjonalnego ryzyka. Ale teraz należało podjąć to ryzyko. Owen był jej

mężem i pragnął jej. Intuicja podpowiadała jej, że w stosunkach z Owenem nastąpił punkt

przełomowy.

- A więc nie widzisz powodu, żeby cię ratowano przed własnym mężem? - Ręka

Owena, ciepła, silna i nieustępliwa, zacisnęła się na jej nodze. - Jeśli mówisz o mnie, to

muszę ci wyznać, że na razie nie bardzo się czuję twoim mężem.

- Czy czujesz się kawalerem?

- Nie. - Potrząsnął przecząco głową, nie spuszczając z niej oczu. - Nie czuję się

kawalerem, tylko kimś zatrzaśniętym w pułapce bez wyjścia. Pragnę mojej żony, a ona mnie

nie chce.

Przełknęła z trudem ślinę.

- To nieprawda, Owen. Wiesz, że to nieprawda. Nigdy nie mówiłam, że cię nie chcę.

Pochylił się nisko, wciskając ją w poduszki. Jego wzrok przewiercał ją na wylot. Pod

wpływem tego ognistego spojrzenia obudził się w niej pierwotny, kobiecy instynkt. Poczuła,

jak całe jej ciało zastyga w oczekiwaniu pod naporem jego ciała.

background image

- A więc chcesz mnie?

- Tak.

- Pokaż mi. - Zanurzył palce w jej włosy, przytrzymując delikatnie jej głowę. - Pokaż,

że mnie chcesz, moja żono. Bóg jeden wie, jak bardzo cię pragnę. To pragnienie doprowadza

mnie do szału.

Widziała prawdę w jego oczach. Może nie wiedział do końca, co to miłość, ale znal

uczucie pożądania. I to ona była obiektem tej palącej namiętności.

Był jej mężem. Kochała go całym sercem i nigdy żaden mężczyzna nie był jej

droższy.

- Owen - szepnęła - ja też cię pragnę. Zawsze cię pragnęłam. Dobrze wiesz. - Widząc

wyraz jego oczu, ujęta w dłonie pochyloną nad nią twarz i przyciągnęła jego usta do swoich.

- Angie...

Pocałował ją z gwałtowną zachłannością, jakiej dotąd nie znała. Poprzednio jego

pocałunki też były gorące, ale zawsze trzymał namiętność na wodzy. Wyczuwała drzemiącą

w nim pasję i siłę, lecz pokrywał to chłodem i spokojem. Tej nocy jego chłód miał przemienić

się w żar, który spali ich oboje.

Ujął jej twarz w dłonie i rozchylił wargi swoimi ustami, całując z czułą

agresywnością, która rozpaliła jej zmysły. Gdy wbiła palce w jego ramiona, jęknął chrapliwie

i uniósł się. Chciała zaprotestować, ale zaraz znieruchomiała, bo poczuła jego palce na

guzikach swojej jedwabnej bluzki. Nie mógł sobie z nimi poradzić i zrozumiała, że nie tylko

ona drży z niecierpliwości. Ten brak zręczności w kluczowym momencie, tak do niego

niepodobny, rozczulił ją i wzruszył. W końcu szarpnął gorączkowo delikatny materiał i guziki

rozsypały się po całym pokoju.

- Co ty wyprawiasz, Owen! - krzyknęła zdumiona.

- Nie przejmuj się, najdroższa - mruknął, okrywając gorącymi pocałunkami jej szyję. -

Kupię ci wszystkie bluzki świata. Ale teraz muszę cię wreszcie dotknąć, muszę cię poczuć.

Jego wargi przesunęły się niżej, pieszcząc teraz jej pierś. Wstrzymała oddech,

wyginając się pod nim, a jego dłoń powędrowała miękkim ruchem wzdłuż brzucha do luku jej

biodra. Znalazł haftkę przy spódnicy, lecz znów napotkawszy opór, zarzucił próby jej

rozpięcia i podciągnął spódnicę do góry.

Angie zadrżała, czując jego palce na udzie. Zaczęła ciężko oddychać, kiedy kolanem

rozchylił jej nogi. Szorstki materiał jego spodni drażnił jej skórę. Niemal bezwiednie wygięła

się mocniej, przyciągając Owena do siebie, pragnąc intymniejszego kontaktu.

- Angie, powiedz mi jeszcze raz, że mnie chcesz. Powiedz mi to.

background image

- Chcę cię, chcę cię, chcę cię. - Pokryła jego mocno i zarysowaną szczękę i silną szyję

krótkimi, zachłannymi pocałunkami.

Owen niecierpliwym ruchem zdarł z niej rajstopy i przesunął wolno rękę po jej nodze,

zatrzymując ją na chwilę tuż przy rąbku podwiniętej do góry spódnicy. A potem z głuchym,

namiętnym jękiem sięgnął dalej i przykrył zaborczo dłonią widoczną spod niej ciemną,

trójkątną kępkę włosów.

- Owen... Och, Owen... Proszę cię...

Angie zaczęła wić się pod jego dotykiem, czując intymną pieszczotę palców, która

doprowadzała ją do wrzenia. Przylgnęła do niego, pragnąc go do szaleństwa. Wszystko działo

się tak szybko, że straciła zdolność myślenia. Była we władaniu jakiejś niewidzialnej siły,

która nieubłaganie niosła ją ze sobą.

- Tak, kochanie. Tak. Jesteś cudowna. Taka miękka i ciepła, i namiętna. - Jego kciuk

wślizgnął się głębiej, pieszcząc delikatnym okrężnym ruchem najczulszy punkt jej

rozpalonego ciała. - Jesteś moja. Chcesz tego tak samo jak ja.

Angie krzyknęła cicho. Każdy nerw drżał w niej z napięcia. Wiedziała, że Owen to

czuje. Usłyszała jego głębokie, pełne satysfakcji westchnienie, a potem zgrzyt zamka

błyskawicznego.

- Owen? - Spojrzała na niego spod wpółprzymkniętych powiek.

- Już, kochanie. Tak bardzo cię pragnę. Tak bardzo pragnę, żebyś została wreszcie

moją żoną. Ty też tego chcesz, prawda?

- Tak. Tak. Tak.

Zamknęła oczy i zarzuciła mu ręce na szyję, kiedy wolno i delikatnie złączył się z jej

ciałem. Jego ruchy były stanowcze i zdecydowane, lecz jednocześnie ostrożne i

wstrzemięźliwe.

- Nie boli cię? - zapytał z troską.

Zaprzeczyła, przywierając do niego z całą mocą i kiedy był już w niej głęboko,

poczuła, że oto bierze go całego, jego siłę, jego męską witalność, jego najtajniejszą istotę.

Teraz, w tym momencie, należał do niej równie niepodzielnie, jak ona należała do niego.

Owen wziął jej twarz w swoje ręce i przez nieskończenie długą chwilę patrzył na nią z

takim żarem w oczach, że miała ochotę śmiać się i płakać z radości.

- Witam, pani Sutherland - szepnął. Jego głos był przepełniony czułością, lecz

jednocześnie pełen nie ukrywanej, męskiej dumy.

Powinnam czuć się rozdrażniona tym błyskiem triumfu w jego wzroku, powiedziała

sobie Angie. Ale się tak nie czuła. Może dlatego, że oprócz triumfu zobaczyła też obietnicę

background image

dozgonnych więzów. Tej nocy Owen biorąc ją, w równym stopniu oddawał jej siebie.

A potem zaczął się w niej poruszać i wszystkie myśli odpłynęły w niebyt. Z cichym,

zduszonym okrzykiem poddała się narastającej fali rozkoszy.

Gdy w jakiś czas później obróciła się w jego ramionach, zobaczyła, że nadal ma na

sobie podciągniętą do pasa spódnicę i rozpiętą bluzkę na gołych piersiach. Owen leżał obok,

obejmując ją zaborczo jedną ręką, drugą podłożywszy pod głowę. Ich nogi były wciąż

splątane i czuła na skórze szorstki materiał jego spodni. Podniosła głowę, patrząc na swojego

męża w rozchełstanej koszuli i rozpiętych spodniach, i na jego ciemne, muskularne ciało,

budzące w niej takie pożądanie.

- Musi to wyglądać jak obraz po scenie nieokiełznanej namiętności.

- Prawdę mówiąc, tak - uśmiechnęła się Angie. - Jeśli już o to chodzi, to czuję się

niemal zniewolona.

Owen otworzył jedno oko.

- Nie tak to planowałem.

- Wiem, jak to planowałeś. Szampan, obsługa hotelowa i apartament dla nowożeńców.

W końcu byłam przy tym. - Angie wsunęła mu palce pod koszulę.

- Trudno zaprzeczyć. - Uśmiechnął się lekko i otworzył drugie oko; w jego wzroku

błyszczała nie ukrywana satysfakcja. - Wszystko potoczyło się trochę inaczej, ale to nie

szkodzi. - Przesunął ręką po jej gołym udzie. - I tak jest cudownie.

- Naprawdę?

- Yhm... - Podłożył jej dłoń pod głowę i przyciągnął usta do swoich warg. Pocałował

ją wolno, namiętnie, z czułą zaborczością. - Po prostu cudownie. I najwyższy czas. Dość

długo kazałaś mi czekać, moja pani.

- Owen...

- Ciii... - Położył się na niej, obejmując jej twarz rękami. - Nie skończyliśmy jeszcze

naszej nocy poślubnej.

- Jesteś pewien?

- Jestem. Ale tym razem zrobimy to z większą klasą.

Kiedy po jakimś czasie obudziła się u jego boku, zobaczyła, że Owen nie śpi, lecz

szeroko otwartymi oczami wpatruje się w sufit. Wyczuła zmianę jego nastroju.

- Owen? Czy coś się stało?

- Nie, kochanie. Rozmyślam sobie tylko. - Jego ramię zacisnęło się wokół niej

uspokajająco.

- O czym? O nas?

background image

- Nie.

- Wielkie dzięki. - Wykrzywiła się do niego w ciemności.

Odwrócił się, patrząc na nią ze zdumieniem.

- O co ci chodzi? Dlaczego miałbym myśleć o nas? Wszystko jest już w porządku.

Jesteśmy w końcu prawdziwym małżeństwem. Wszystko między nami wreszcie się ułożyło.

Okręcił sobie jej włosy wokół palców i delikatnie ją przyciągnął.

- Pocałuj mnie.

Posłuchała i nachyliła się nad nim, muskając go ustami. Pochwycił w delikatnej

pieszczocie jej dolną wargę, a potem przytulił ją mocno do siebie, obdarzając prawdziwie

gorącym pocałunkiem.

- Jak mówiłem, między nami już wszystko w porządku - mruknął. - Myślałem o tym,

co powiedziałaś mi tam na tarasie.

- O czymś, co przemieniło cię z chłodnego dżentelmena w jaskiniowca?

Zignorował tę uwagę.

- O twojej propozycji pracy dla Langleya.

- Ach, o tym.

- Tak. Co to miało znaczyć, Angie?

- Znowu się rozzłościsz, jak zacznę ci wyjaśniać.

- Jednak spróbuj.

- No więc dobrze. Uważam, że powinieneś zaoferować Glenowi wysokie stanowisko

w swojej firmie. Możesz to z łatwością zrobić. Twoja pozycja ci na to pozwała.

- Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałbym zaoferować Langleyowi wysokie

stanowisko.

- Podam ci trzy takie powody. Pierwsze dwa to Celia i twoja siostra, Kim. Docenią to

bardziej niż myślisz. Czują się pokrzywdzone przez testament twojego ojca. A twój brak

akceptacji dla Glena jeszcze to pogłębia. Gdybyś złożył mu ofertę pracy, dałbyś im dowód, że

przynajmniej respektujesz ich życzenia, że liczysz się z ich zdaniem. Byłby to miły gest,

Owen.

- Firmy takiej jak Hotele Sutherland nie prowadzi się z pomocą miłych gestów.

- Jeden miły gest nic nie zaszkodzi. Możesz sobie na to pozwolić.

- Powiedziałaś, że są trzy powody, dla których powinienem to zrobić. Jaki jest trzeci?

Angie uśmiechnęła się, wyciągając z zanadrza swój największy atut.

- Możesz wykonać swój wspaniałomyślny gest bez najmniejszego ryzyka. Glen nie

przyjmie twojej oferty.

background image

- Co takiego?

- Słyszałeś. Glen nie ma zamiaru pracować dla ciebie. I wcale mu się nie dziwię.

Musisz być okropnym szefem. Ale nie w tym rzecz. Dostał doskonałą propozycję od pewnej

firmy inżynieryjnej w Seattle i chce ją przyjąć.

- Więc dlaczego mam dokonywać jakichś sztuczek z oferowaniem mu stanowiska? -

spytał podejrzliwie Owen.

- Mówiłam ci już. Dla dobra Kim i Celii. Glen mówi, że Kim się bardzo gryzie twoim

brakiem akceptacji jej męża.

- Dlaczego miałaby się tym przejmować? - mruknął Owen.

- Bo jesteś jej starszym bratem. To całkiem naturalne, że jej zależy na twojej

aprobacie. Sama jestem młodszą siostrą, więc wiem, co mówię, Glen chce, żebyś zrobił ten

gest właśnie dla Kim. Wtedy grzecznie ci odmówi i wyjedzie do Seattle.

- Sam ci to powiedział?

- Tak, kiedy rozmawialiśmy po kolacji.

- I ty mu wierzysz?

Dopiero teraz dostrzegła oznaki sceptycyzmu z jego strony. Zmarszczyła gniewnie

brwi.

- Oczywiście, że mu wierzę. Dlaczego miałby mnie okłamywać?

- Żeby skłonić cię do tego, co właśnie robisz.

- Owen, jak możesz mówić coś podobnego? - nasrożyła się.

- Mam więcej doświadczenia życiowego niż ty, kochanie. Nie zajmowałaś się nigdy

takimi przyziemnymi sprawami i nic dziwnego, że jesteś trochę naiwna. Niestety, Kim ma ten

sam problem. Ona też dała się nabrać Langleyowi.

Angie usiadła, rozzłoszczona nie na żarty.

- Owen, powiedz mi prawdę. Czy masz jakieś konkretne dowody, że Glen ożenił się z

twoją siostrą dla jej udziałów w Hotelach Sutherland? Czy jesteś wobec niego podejrzliwy po

prostu z zasady?

- Nie potrzebuję żadnych dowodów. Wystarczą mi fakty. Ten facet błyskawicznie się

przy niej zawinął. Doprowadził do ślubu w niecałe trzy miesiące po pierwszym spotkaniu. A

dwa miesiące później Kim zamęcza mnie, żebym urządził go w firmie. Sama powiedz, czy to

nie brzmi podejrzanie?

- Błyskawicznie się zawinął, powiadasz? - Angie uśmiechnęła się kątem ust. - Pobrali

się w trzy miesiące, tak? Czy nie tyle trwała nasza znajomość przed ślubem?

- Nie próbuj tego porównywać, Angie! Nasza sytuacja była zupełnie inna.

background image

Angie z namysłem ściągnęła usta.

- No tak, zaledwie trzy miesiące znajomości i tuż po ślubie okazuje się, że pan młody

jest mocno zainteresowany firmą rodzinną panny młodej. Bardzo podejrzane. Doskonale

rozumiem, dlaczego ci się to nie podoba. Prawdę mówiąc, dokładnie wiem, co możesz czuć.

- Do diabła, Angie, nie zaczynaj wszystkiego od nowa. Nie chcę już dzisiaj o tym

słyszeć.

- Jak sobie życzysz, Owen. Popatrzył na nią spod zmrużonych powiek.

- To już lepiej. - A kiedy nie zaoponowała, uśmiechnął się z satysfakcją, oplatając ją

ramionami. - O wiele lepiej.

Owen obudził się tuż przed świtem. Leżał spokojnie, rozkoszując się ciepłem ciała

Angie, która spala zwinięta u jego boku. Czuł się wspaniale. Nareszcie wszystko było tak, jak

być powinno. Angie była jego żoną. Naprawdę jego żoną.

Odwrócił głowę, żeby się jej przyjrzeć w bladym świetle poranka. Jej splątane włosy

płomiennym wachlarzem rozłożyły się na poduszce, ciemne rzęsy skrywały pod zamkniętymi

powiekami piękne, turkusowe oczy, a kuszące wargi były lekko rozchylone, jakby domagały

się pocałunku nawet we śnie. Wciągnął w nozdrza nieuchwytny kobiecy zapach i poczuł

narastającą ponownie falę pożądania. Przez chwilę miał ochotę ją obudzić, żeby znów się z

nią kochać, ale pamiętając, jak wiele dała mu zeszłej nocy, niechętnie postanowił zachować

się po dżentelmeńsku i dać się jej wyspać.

Ostatniej nocy nie był takim dżentelmenem, pomyślał, wysuwając się spod kołdry. Ta

pierwsza noc z Angie nie przebiegła bynajmniej według planu, ale teraz to już nie miało

znaczenia. Małżeństwo zostało skonsumowane. Byli mężem i żoną.

W nastroju radosnej euforii wszedł do łazienki i odkręcił prysznic. Nie pamiętał, kiedy

czuł się tak dobrze. Z uśmiechem cichej satysfakcji wszedł pod strumień wody.

Dwadzieścia minut później nadal się uśmiechał, kiedy zszedł na śniadanie do jadalni.

Betty stawiała właśnie na stole dzbanek z kawą i koszyk świeżo upieczonych bułeczek.

- Dzień dobry panu.

- Dzień dobry, Betty. - Owen usiadł i wziął dzbanek, z przyjemnością wdychając

zapach kawy. - Przy okazji, dam ci dobrą radę. Jeśli chcesz dożyć u nas do emerytury, to

powstrzymaj się lepiej od plotkowania na temat moich prywatnych spraw.

Betty uśmiechnęła się szeroko, bynajmniej nie speszona.

- Nie może mnie pan zwolnić, Owenie Sutherland. Pracuję dla tej rodziny od ponad

trzydziestu lat. Pamiętam cię z czasów, kiedy się wkradałeś do kuchni i ustawiałeś krzesła

jedno na drugim, żeby się dostać do pudełka z ciastkami.

background image

- Bardzo wzruszające wspomnienie, Betty, ale nie muszę już podkradać ciasteczek. W

każdej chwili mogę ich sobie wziąć, ile dusza zapragnie.

- Tacy niby jesteśmy bezwzględni, co? To mi pan chce powiedzieć? - Betty

zachichotała, najwyraźniej niezbyt przejętą. - Oszczędź sobie tych pogróżek, chłopcze. Nie

dam się przestraszyć. A jeśli chce pan wiedzieć, czemu zdradziłam pańskiej siostrze, że nie

śpicie razem z żoną, to zaraz powiem.

- No więc, dlaczego powiedziałaś o tym Kim?

- Bo wiedziałam, że to migiem do pana wróci i trzeba będzie jakoś ten problem

rozwiązać. I coś mi się widzi z pańskiej miny, że dziś w nocy go pan rozwiązał.

Owen zmarszczył groźnie brwi.

- Zabawiłaś się w Amora, co?

- A jakże! Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak między panem a pańską żonką. A

przecież było widać gołym okiem, że jest w panu po uszy zakochana, tylko czuje się jakoś tak

niepewnie. Jak zobaczyłam, że nawet razem nie śpicie, to już wiedziałam, w czym największy

problem.

- Ach, tak?

- Ano tak. Pomyślałam, żeby tak trochę pana pchnąć we właściwym kierunku, a

najlepiej to zrobić za pomocą urażonej dumy, i tyle.

- Masz szczęście, Betty, że jestem dzisiaj w takim dobrym humorze. To wszystko, co

ci powiem. - Owen wziął ciepłą bułeczkę, przekroił i posmarował miodem.

- W dobrym humorze, tak? Czego to należyta kobieta nie zrobi z mężczyzną. A ta

pańska żonka jest całkiem w porządku.

Z tymi słowami Betty wzięła tacę i skierowała się do drzwi. Owen uznał, że trudno nie

zgodzić się z tą konkluzją. W dwóch kęsach pochłonął smakowitą bułkę i sięgnął po następną.

W tym momencie w drzwiach pojawił się, ziewając, Glen Langley.

- Dzień dobry, Sutherland. Czy masz zamiar sam zjeść te wszystkie bułki?

- Możesz wziąć sobie jedną.

- Wielkie dzięki. Widzę, że pan domu jest dziś wyjątkowo łaskawy.

Glen usiadł i nalał sobie kawy. Owen zignorował tę uwagę, żując przez chwilę w

milczeniu.

- Czy naprawdę chcesz dla mnie pracować? - odezwał się w końcu.

Glen spojrzał na niego ze zdumieniem.

- Ależ broń Boże. Bez obrazy, ale nie mogę sobie wyobrazić gorszego szefa. Jedyne,

czego od ciebie chcę, to propozycji pracy. I chciałbym, żebyś ją złożył w obecności Kim.

background image

- Angie mówi, że jej nie przyjmiesz. Ale jaką mam gwarancję, że tak będzie?

Glen wzruszył ramionami.

- Żadnej. I jeśli powiesz to w obecności świadka, to znaczy twojej siostry, a ja zmienię

zdanie, to będziesz mieć mnie na karku.

- Tego właśnie się boję.

- Doskonale cię rozumiem. Masz wszelkie powody do niepokoju. Mogę cię zapewnić,

że choćby wszyscy inni przed tobą drżeli, ja, jako twój pracownik, potrafię ci dać w kość.

Owen uśmiechnął się lekko, doceniając tę szczerość.

- Tak, nie wątpię, że potrafisz. Dlaczego ożeniłeś się z Kim?

- Powód był dość oczywisty. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia.

Chciałem ją zdobyć jak najszybciej, żeby jej nie stracić. Jak się da kobiecie zbyt dużo czasu

do myślenia, to zacznie wynajdywać mnóstwo przeszkód, które potem trudno pokonać.

Rozumiesz, co mam na myśli?

- Chyba tak. - Owen pomyślał o wszystkim, co sam ostatnio przeszedł.

- No właśnie. Zorientowałem się w waszej rodzinnej sytuacji i postanowiłem działać

szybko. Wiedziałem, że ty będziesz największą przeszkodą. Namówiłem Kim do ślubu, zanim

zaczęła się martwić o twoją aprobatę.

- A skąd wiedziałeś, że jej nie dam?

- Jesteś jej starszym bratem, tak czy nie? Starsi bracia rzadko akceptują mężczyzn,

których poślubiają ich siostry. Wiem to z własnego doświadczenia. Sam mam młodszą

siostrę. A na dodatek, Kim dwa lata temu straciła ojca. Co znaczyło, że ty przejąłeś i jego

rolę, więc sytuacja była dla mnie jeszcze trudniejsza.

- I dlatego postanowiłeś ją uprościć i szybko doprowadzić Kim do ołtarza? Glen

spojrzał mu prosto w oczy.

- Można to tak nazwać. Teraz, oczywiście, muszę ponieść tego konsekwencje. Ale

przynajmniej mam już żonę i mogę poczekać, aż przejrzysz.

- Niech to wszyscy diabli - powiedział Owen.

- Zgadzam się. Myślę, że my obaj mamy ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż ci się

wydaje, Sutherland. Powiedziałbym, że działamy bardzo podobnie.

- Chodzi ci o to, że szybko osiągamy cel, a potem ponosimy konsekwencje? - Owen

skończył jeść i skrzyżował ręce na stole.

- A czy nie jest tak? - spytał Glen spokojnie. – Mówię o konsekwencjach. O ile wiem,

nie przyjeżdżasz tu raczej, jeżeli nie musisz. Fakt, że przywiozłeś do Jade Lake swoją żonę,

background image

wiedząc, jak zostanie przyjęta, może znaczyć tylko tyle, że wpakowałeś się w niezłą kabałę.

Czy nie chodzi przypadkiem o tę spółkę? Mam rację?

Owen nie odpowiedział.

- Zawrzyjmy układ. Złożysz mi propozycję, i to dobrą. Ja ją odrzucę i zabiorę stąd

Kim. Będziesz miał jeden problem z głowy.

- A jeśli nie zechce z tobą wyjechać? - spytał Owen łagodnie. - Kim marzy, żebyś

pracował w naszej firmie.

I jej matka też.

- To ryzyko, które muszę podjąć. Ale liczę na to, że ona mnie kocha i wierzy w moją

miłość. Sądzę, że zgodzi się oddać naszą przyszłość w moje ręce.

Owen zaklął cicho i wyciągnął się w krześle, wpychając ręce do kieszeni. Langley

miał charakter. Miał o wiele więcej charakteru, niż się można było spodziewać. Ocena Angie

okazała się mimo wszystko słuszna. Zaczął podejrzewać, że choć Angie nie znała się na

interesach, to w sprawach stosunków rodzinnych była większym ekspertem od niego. Wciąż

jeszcze nad tym rozmyślał, a Glen popijał kawę, kiedy do jadalni weszła Kim. Podeszła

prosto do męża i pocałowała go lekko, przysuwając sobie krzesło do stołu.

- Dzień dobry, Owen - powiedziała chłodno.

- Cześć, Kim.

- Niezłe widowisko zrobiłeś z siebie wczoraj wieczorem.

Owen uznał, że nie warto psuć sobie humoru od samego rana.

- Wiesz, jak to jest. Angie i jej rodzina reagują na wszystko bardzo spontanicznie i

żywiołowo. My, z drugiej strony, jesteśmy bardzo drażliwi i potrafimy się wściec, kiedy ktoś

urazi naszą dumę, prawda?

Kim spojrzała na niego niepewnie.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Nieważne. - Podjął decyzję. - Miałem właśnie zamiar zaoferować twojemu mężowi

stanowisko naczelnego inżyniera spółki «Sutherland i Townsend». Może przystąpić od razu

do pracy w zarządzie głównym nad pierwszym projektem naszego wspólnego hotelu nad

południowym Pacyfikiem, W początkowej fazie budowy będzie to wymagało jego obecności

na miejscu robót, ale możesz mu towarzyszyć.

Widelec Kim opadł z brzękiem na talerz.

- Owen, mówisz poważnie? - Spojrzała na niego ze zdumieniem. - Nie żartujesz?

Owen przytrzymał wzrokiem spojrzenie Langleya.

background image

- Wiesz, że zawsze mówię poważnie. Jeśli Glen tylko zechce, ta praca na niego czeka.

Coś mi mówi, że świetnie się sprawdzi w spółce «Sutherland i Townsend».

- Owen, to po prostu cudownie! Nie pożałujesz swojej decyzji. - Kim skoczyła na

równe nogi, obiegła stół i zarzuciła ramiona wokół szyi brata. - Dziękuję ci, Owen. Bardzo ci

dziękuję.

Owen kątem oka dojrzał łzy w jej oczach. Uśmiechnął się z trudem.

- W porządku, mała. Przynajmniej tyle mogę zrobić dla nowego członka rodziny,

prawda?

- Prawda - roześmiała się Kim. Puściła go i wróciła tanecznym krokiem do męża. -

Sam powiedz, czy to nie wspaniale?

- Wspaniale - przyznał Glen. - Jest tylko jedno małe ale.

- Jakie? - ściągnęła brwi Kim.

- Takie, że dostałem lepszą ofertę z Seattle. I prawdę mówiąc, wolę pracować nad

układem sterowniczym samolotów niż nad układem hydraulicznym i klimatyzacją hoteli.

Jestem bardzo wdzięczny twojemu bratu, ale muszę odrzucić jego propozycję.

- Ależ Glen... Owen zdecydował, że należy wkroczyć do akcji.

- Moja propozycja jest wciąż aktualna, Langley - powiedział spokojnie. - Nie

składałbym jej w innym wypadku. Jak powiedziałem, zawsze mówię poważnie.

- Wiem - uśmiechnął się Glen. - Doceniam to. Ale myślę, że lepiej będzie, jeśli

pojedziemy z Kim do Seattle.

Owen wstał.

- Rozumiem. Przemyślcie to sobie. Zgadzam się na wszystko, co postanowicie. Do

zobaczenia później.

Co za piękny dzień, pomyślał Owen wychodząc z domu w poranne słońce. Jeszcze

nigdy jezioro nie było tak szmaragdowe. A góry tak malownicze. Spojrzał w okno sypialni i

zobaczył Angie wychyloną na świat w jedwabnej koszuli, z burzą płomiennych włosów na

ramionach. Przesłała mu ręką pocałunek. Uśmiechnął się i pomachał do niej, nawet z tej

odległości widząc jej rumieniec. Gwiżdżąc wesoło ruszył w stronę przystani, zobaczyć, co

porabia Jeffers.

Kiedy Angie weszła do jadalni, Celia stała samotnie przy oknie, trzymając filiżankę z

kawą.

- Dzień dobry, Celio.

- Dzień dobry, Angie. - Celia odwróciła się wolno, z niepewnym uśmiechem na

ustach. - Przypuszczam, że to tobie winni jesteśmy podziękowanie za nagłą zmianę decyzji

background image

Owena.

Angie nachyliła się nad koszyczkiem z pieczywem, starannie wybierając bułeczkę.

- Jaką zmianę decyzji?

- Kim powiedziała, że oferował Glenowi stanowisko w firmie. Dobre stanowisko.

- Naprawdę? Nie masz mi za co dziękować. Nie miałam z tym nic wspólnego.

- Trudno mi w to uwierzyć, Angie. Owen jest jednym z najbardziej upartych ludzi,

jakich znam. Ma to po ojcu - dodała Celia kwaśno. - Kiedy raz coś postanowi, nigdy nie

zmienia zdania. Jego duma na to nie pozwala. A dziś rano postąpił dokładnie odwrotnie.

Angie ugryzła kęs bułki.

- Owen jest uparty, ale nie jest nierozsądny.

- Może nierozsądny to niewłaściwe słowo. Lepsze by było nieprzejednany.

- Albo nieubłagany? Czy niewzruszony? Nieugięty? Niezłomny? A czasem może

trochę niemądry?

- Wydaje ci się to wszystko bardzo zabawne, prawda? - spytała Celia spokojnie.

- Właściwie nie. Przepraszam, jeśli moje żartobliwe podejście do sprawy cię uraziło,

Celio. To bez wątpienia jeszcze jedna irytująca cecha Townsendów.

Celia spojrzała na nią przeciągle.

- Bez wątpienia. Tak czy owak, jestem ci winna podziękowanie za naprawienie

stosunków między Owenem a Kim. Bardzo boleśnie odczuwałam ich konflikt. To prawda, że

Kim zbyt pospiesznie wyszła za Glena i jego motywy mogły się wydać podejrzane. Ale

wiedziałam, że go kocha, a on robił na mnie wrażenie uczciwego młodego człowieka, który

szczerze darzy ją uczuciem.

- Akurat tu się z tobą zgadzam, Celio. Polubiłam Glena.

- Myślałam, że kiedy Owen pozna go bliżej, też go polubi. Ale Kim wyskoczyła z tym

pomysłem zatrudnienia Glena w firmie i Owen się wściekł.

- Pewno Kim chciała go w ten sposób zmusić, żeby zaakceptował jej męża -

zauważyła Angie. - Ale Owena nie można do niczego zmusić.

- To prawda - westchnęła Celia. - Zapewniam cię, że był równie uparty i niedostępny

jako dziecko. Miał trzynaście lat, kiedy wyszłam za mąż za jego ojca. I już wtedy uważał się

za dorosłego. Nigdy nie zaakceptował mnie jako matki. Och, był bardzo uprzejmy i dobrze się

sprawował, ale zawsze istniał między nami dystans. Owen już jako mały chłopiec był chłodny

i zamknięty w sobie.

- Jakoś nie mogę go sobie wyobrazić, jako małego chłopca.

- Ja właściwie też nie - przyznała Celia. - Kiedy zjawiłam się w jego życiu, już

background image

zupełnie nie zachowywał się jak dziecko. Sprawiał raczej wrażenie młodszej wersji swojego

ojca. Od pierwszej chwili dal mi do zrozumienia, że to on zostanie dziedzicem Hoteli

Sutherland i opiekunem całej rodziny. Przyjął na siebie odpowiedzialność, zanim jeszcze

wiedział, co to oznacza.

- A ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, była nowa matka, tak? - spytała Angie łagodnie.

Celia odstawiła filiżankę.

- Właśnie. Jak mówiłam, był zawsze dla mnie bardzo uprzejmy, ale nigdy nie widział

we mnie matki. Myślę, że patrzył na mnie jedynie jak na jeszcze jeden ciężar, który w

przyszłości spadnie mu na barki. Ale trzeba mu przyznać, że przyjął tę odpowiedzialność i

wywiązuje się z niej zarówno wobec mnie, jak i wobec pozostałych. Co jak co, ale Owen jest

bardzo obowiązkowy na swój własny, arogancki sposób - zakończyła Celia smutnym,

zrezygnowanym tonem.

Angie zamilkła, szukając odpowiednich słów, kiedy przez drzwi wpadła Kim z

Glenem za plecami. Była radosna i kipiąca życiem.

- Cześć, Angie. Właśnie cię szukałam, mamo. Chciałam ci powiedzieć, że

zdecydowaliśmy się z Glenem wyjechać. Omówiliśmy wszystko i zrozumiałam, że on woli

pracować przy samolotach niż w hotelarstwie. Dostał wspaniałą ofertę z pewnej firmy w

Seattle, prawda, kochanie?

Glen uśmiechnął się, patrząc na swoją promieniejącą żonę.

- Myślę, że to będzie dobra praca. I że Kim spodoba się w Seattle.

- Na pewno mi się spodoba - oświadczyła Kim.

W drzwiach pokazał się Derwin z głębokim marsem na czole.

- Co się tu, do diabła, dzieje? Podobno Owen zaoferował ci stanowisko głównego

inżyniera, Glen? Czy to prawda?

- Prawda - przyznał Glen wesoło. - Ale odrzuciłem jego propozycję.

- Co takiego? Chyba nie mówisz poważnie?

- Jak najbardziej poważnie. - Glen spojrzał na zegarek, a potem na Kim, - Chodźmy

się lepiej pakować. Twój brat obiecał zawieźć nas motorówką na drugi brzeg do samochodu.

Mamy przed sobą długą drogę.

- Nie martw się. Za pół godziny będę gotowa. - Kim odwróciła się do Angie z

uśmiechem. - Dziękuję ci, Angie. Czuję w tym twoją rękę. Ten mój okropny brat potrafi być

uparty jak osioł.

- Myślę, że po prostu jest trochę zbyt nadopiekuńczy - mruknęła Angie. -

Zaobserwowałam tę samą cechę u mojego brata, Harry'ego. Starsi bracia często się tak za-

background image

chowują wobec swoich młodszych sióstr.

- Może masz rację - pokiwała głową Kim. - Nigdy mi to nie przyszło go głowy.

Uważałam, że Owen jest po prostu władczy i arogancki. - Podeszła do Angie i uścisnęła ją. -

Wiesz, cieszę się, że będziemy mieć cię w rodzinie.

- Dziękuję - powiedziała Angie, wzruszona i zaskoczona tym odruchem serdeczności.

Glen roześmiał się cicho.

- Coś mi mówi, że wiele rzeczy się tu zmieni. Do zobaczenia na następnym zjeździe

rodzinnym, Angie. - Pocałował ją w policzek, szepcząc: - Dzięki, to twoja zasługa.

- Wcale nie - zaprotestowała szybko, ale on już jej nie słuchał. Kiwnął głową Celii i

Derwinowi i pociągnął Kim do drzwi.

Derwin odprowadził ich chmurnym wzrokiem.

- Nie mogę uwierzyć, że ten chłopak odrzucił taką dobrą ofertę pracy w Hotelach

Sutherland.

- Może to i lepiej - powiedziała Celia. - Młoda para powinna sama stanąć na nogi po

ślubie. Daje jej to poczucie niezależności. Tak naprawdę, to Kim tylko chciała mieć pewność,

że Owen zaakceptował Glena. Teraz jest zadowolona. I w gruncie rzeczy to się najbardziej

liczy, nie uważasz, Derwin?

- Mnie nikt nigdy nie oferował żadnej pracy w firmie - sarknął Derwin. - Nawet

gońca. - Odwrócił się, łypiąc wściekle na Angie. - To twoja sprawka, tak?

- Daj spokój, Derwin - wtrąciła Celia szybko.

- To jej sprawka. I jeśli o mnie chodzi, to chciałbym wiedzieć, co się tu właściwie

dzieje. Wszyscy byliśmy świadkami tego widowiska z epoki jaskiniowców, jakie Owen

zafundował nam wczoraj wieczorem. Nigdy w życiu nie widziałem nic równie gorszącego.

Może takie zachowanie jest typowe dla Townsendów, ale na pewno zupełnie nie pasuje do

Owena. To wszystko są jej sztuczki.

- Proszę cię, Derwin - powiedziała Celia. Zignorował ją, dalej przeszywając Angie

wściekłym wzrokiem.

- Usidliłaś Owena, ot co. Doprowadziłaś do tego, że zrobił z siebie głupca na oczach

całej rodziny. A teraz jeszcze zaczynasz się wtrącać do naszych spraw. Ty coś knujesz, jestem

pewien.

- Derwin - przerwała Celia, tym razem ostro. - Dość już.

- Moim zdaniem to dopiero początek. - Derwin rzucił serwetkę i sztywnym krokiem

skierował się do drzwi. - Nie należy ufać Townsendom. Zawsze spiskują. Wykorzystują ludzi.

Sama zobaczysz, Celio. Zapamiętaj moje słowa. Owen jeszcze pożałuje, że się z nią ożenił.

background image

Po jego wyjściu zapadła niemiła cisza. Celia uśmiechnęła się przepraszająco.

- Bardzo mi przykro, Angie. Derwin i Helen są strasznie zawzięci. Ludzie niełatwo

zmieniają zdanie, a oni nienawidzą Townsendów od wieków.

- Chciałabym wiedzieć, dlaczego. - Angie spojrzała pytająco na Celię. - Czy ty wiesz?

Celia potrząsnęła głową.

- Właściwie nie. Tylko tyle, że wszystko zaczęło się przy próbie pierwszej spółki

między obiema firmami. Nie byłam jeszcze wtedy żoną ojca Owena, więc nie znam

szczegółów. W każdym razie cała sprawa zostawiła po sobie przykry osad. Przyznaję, że i ja z

poczucia lojalności byłam nastawiona wrogo wobec twojej rodziny, chociaż z nikim z was

oprócz ciebie dotąd się nie zetknęłam.

- Jesteśmy całkiem sympatyczni, jak się nas bliżej pozna.

Zanim Celia zdążyła odpowiedzieć, w drzwiach ukazał się Owen.

- Dzień dobry, Celio. Widziałaś Angie? Ach, tu jesteś, kochanie, - Oczy mu się

rozjaśniły. - Właśnie cię szukałem. Za parę minut odwożę do miasteczka Kim i Glena. Może

byś tymczasem poprosiła Betty, żeby nam znów przygotowała jedzenie na piknik?

Popłyniemy sobie później na wycieczkę i pokażę ci parę wysepek na południowym krańcu

jeziora.

- Dobrze - zgodziła się Angie. - Kiedy wrócisz?

- Po odprowadzeniu Kim i Glena muszę wpaść do sklepu z narzędziami po parę

rzeczy dla Jeffersa. Powinienem być z powrotem za jakieś dwie godziny.

- Doskonale.

Angie zaczerwieniła się pod jego spojrzeniem. Wiedziała, co Owen chce robić na

jednej z tych wysepek. Gorące wspomnienia zeszłej nocy przepełniły ją rozkosznym ocze-

kiwaniem.

- Do zobaczenia - Owen ruszył do drzwi.

- Owen! - zawołała za nim Celia.

- Tak? - Odwrócił się.

- Dziękuję.

- Za co? Za ofertę pracy dla Langleya? Nie ma o czym mówić. I tak ją odrzucił.

- Ale to znaczyło bardzo dużo dla Kim. I dla mnie. Owen zawahał się chwilę, a potem

kąciki ust podniosły mu się w lekkim uśmiechu.

- Glen jest w porządku. Ojciec by go polubił. Facet ma charakter.

Owen zakotwiczył motorówkę w małej zatoczce przy jednej z wysepek na

południowym krańcu jeziora. Angie zmierzyła wzrokiem odległość do brzegu.

background image

- Tu nie jest głęboko. Podwiń dżinsy i zdejmij buty

- poradził. - Chyba że chcesz, żebym cię zaniósł na brzeg?

- Dam sobie sama radę. Ty weź koszyk.

Widok jej gołej nogi przerzuconej przez burtę wywołał w nim falę przyjemnych

wspomnień z zeszłej nocy. Nie mógł się już doczekać, żeby znów wziąć swoją żonę w ra-

miona. Angie podniosła wzrok i widząc jego gorące spojrzenie, oblała się pąsowym

rumieńcem. Szybko spuściła oczy, koncentrując się na swoich stopach. Owen dojrzał blask jej

obrączki w promieniach słońca i poczuł, jak rozpiera go duma posiadacza.

- Myślałam, że przypłynęliśmy tu na drugie śniadanie.

- Angie wskoczyła do wody i skierowała się do brzegu.

- Przypłynęliśmy tu dla przyjemności w szerokim znaczeniu tego słowa. - Owen

zarzucił sobie na ramię koszyk z jedzeniem, czując się lekko i radośnie jak nigdy dotąd. -

Poza tym już za późno na drugie śniadanie. Będzie to raczej podwieczorek.

- Wszystko przez to, że tak późno wróciłeś z miasteczka - przypomniała mu Angie.

- Jest coś takiego w sklepach z narzędziami, że jak raz się tam wejdzie, to zaraz

przychodzi do głowy cała masa rzeczy, które chce się kupić. A ja przecież nawet nie lubię

majsterkować, tak jak Derwin. I do tego prawie nigdy nic sam w domu nie naprawiam.

- Wszyscy mężczyźni są tacy sami. Widziałam, jak ojciec i Harry przewracali taki

sklep do góry nogami. - Wyszła na małą, kamienistą plażę, podziwiając porośniętą

paprociami grotę. - Jaki piękny widok!

- Piękny - zgodził się Owen, patrząc na jej płomienne włosy, prześwietlone słońcem.

Ciekaw był, czy uda mu się jak najszybciej skłonić ją do kochania. Postanowił spróbować

szczęścia.

Usiedli na małej polance pod drzewem i Angie zaczęła rozpakowywać zawartość

koszyka.

- Betty tym razem przeszła samą siebie. Patrz, pasztet z wątróbek, bagietki, butelka

francuskiego wina.

Owen z uśmiechem rozciągnął się obok na kocu.

- Chciała, żeby to był romantyczny posiłek kochanków. Nie mam nic przeciwko temu.

- Położył rękę na jej udzie. - Muszę przyznać, że sam czuję się bardzo romantycznie.

- To znaczy, że czujesz się gotów do uprawiania miłości - roześmiała się Angie.

- Co za różnica?

Pieszczotliwym gestem przesunął rękę wyżej. Nawet przez materiał czuł ciepło i

miękkość jej ciała. Pochylił się i pocałował ją w kolano. Kiedy podniósł głowę, zobaczył jej

background image

oczy przepełnione uczuciem. Uśmiechnął się zachęcająco, czekając na wyznanie, że go

kocha.

- Czy udało ci się dostać to, co chciałeś? - spytała Angie, rozpakowując pasztet.

- Co takiego? - zdumiał się Owen, zaszokowany nagłą zmianą tematu.

- Mówię o tych częściach, które miałeś kupić dla Jeffersa.

- Ach, tak. Dostałem je. - Patrzył, jak Angie pieczołowicie rozsmarowuje pasztet na

kawałku bagietki - Wiesz, właściwie wcale nie jestem głodny.

- Na pewno?

- Na pewno. - Wyjął bułkę i nóż z jej ręki i powiedział: - Chodź tu.

- Przecież jestem - szepnęła.

- Bliżej.

Położył ją na kocu i wsunął nogę między jej uda. Objęła go ramionami, obserwując

spod rzęs. Jej uśmiech był czuły i zachęcający, odwieczny uśmiech kobiety, mówiącej

mężczyźnie, że należy do niego. Owen poczuł, jak jego ciało wypełnia się pożądaniem.

- Owen?

- Nie martw się, kochanie. Tym razem nikt nas nie widzi. Jesteśmy dobrze schowani.

Przywarł do jej ust i kanapki z pasztetem poszły w zapomnienie. Po chwili leżała pod

nim naga, a on wsunął się głęboko w jej gorące, pulsujące ciało, czując, jak Angie przywiera

do niego, jak cała się wokół niego zaciska. Jej paznokcie wbijały mu się w plecy. Podniósł

głowę patrząc zachłannie, jak drży w jego ramionach, a jej ciche jęki miłosnego zapamiętania

były najrozkoszniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszał. Sam będąc już na granicy

wytrzymałości, zdał sobie nagle sprawę, że na coś podświadomie czeka. Ale krótkie,

gwałtowne skurcze głęboko w ciele Angie nieuchronnie doprowadziły go do ekstazy.

Zapomniał, na co czekał, dlaczego wstrzymywał ostateczny moment spełnienia. Dal się

ponieść gorącej burzy zmysłów, dając wyraz swojemu upojeniu ochrypłym okrzykiem

triumfu i rozkoszy.

Dopiero kiedy leżał już później spokojnie, wciąż jeszcze okryty potem, przypomniał

sobie, na co czekał w tych ostatnich sekundach zbliżenia. Chciał usłyszeć wyznanie Angie, że

go kocha. Zmarszczył brwi, uświadamiając sobie, że nie powiedziała mu tego ani razu, odkąd

zostali kochankami. Ale czul się teraz zbyt rozluźniony i szczęśliwy, żeby się tym dręczyć.

Zamknął oczy i zapadł w błogą drzemkę...

Kiedy się obudził, Angie siedziała nad koszykiem, kontynuując robienie kanapek.

Tym razem bagietka z pasztetem wydala mu się czymś bardzo pożądanym. Poczuł, że jest

wściekle głodny.

background image

- Mógłbym zjeść konia z kopytami - powiedział.

- To się pospiesz, jeśli chcesz, żeby coś jeszcze dla ciebie zostało. Ja też mam niezły

apetyt.

Owen w dwóch kęsach przełknął podaną kanapkę i sięgnął po wino.

- Wiesz, Angie, tak sobie o czymś myślę.

- Ostrzegałam cię przed tym.

Uśmiechnął się, będąc w zbyt dobrym nastroju, żeby się obrażać.

- Może byśmy skończyli nasz miesiąc miodowy gdzie indziej? - Rozlał wino do

dwóch szklanek i podał jej.

- Sądziłam, że chcesz mnie odizolować, żebym nie zaszkodziła sprzedaży akcji.

- To był tylko pretekst - przyznał. - Mogłem cię dostatecznie odizolować od prasy w

moim hotelu. Ostatecznie, jestem szefem.

- Więc dlaczego upierałeś się, żeby tu przyjechać?

- Wpadłem na myśl, że jak zobaczysz mnie w otoczeniu reszty Sutherlandów,

poczujesz się w obowiązku stanąć po mojej stronie. - Uśmiechnął się. - Należysz do tych,

którzy zawsze bronią słabszych. Więc myślałem, że kiedy zobaczysz, jak się mają sprawy,

między mną a moją rodziną, zrobi ci się przykro i przypomnisz sobie, co naprawdę do mnie

czujesz.

- Rozumiem.

- Może nie wszystko przebiegło całkiem zgodnie z planem, ale ostatecznie dobrze się

skończyło. - Rzucił jej wymowne spojrzenie. - I co, Angie, pamiętasz jeszcze, co do mnie

czujesz?

Angie podciągnęła kolana pod brodę i oplotła je rękami. Patrzyła na niego w

zamyśleniu.

- Zależy ci na tym, żeby nasze małżeństwo było udane, prawda?

- Oczywiście!

- Mnie też - kiwnęła głową. Uśmiechnął się z satysfakcją.

- Wiem. Zawsze to wiedziałem. Potrzebowałaś trochę czasu, żeby przezwyciężyć swój

gniew. I strach, że zostałaś wykorzystana. Częściowo była to moja wina. Może nie dałem ci

szansy, żebyś poznała mnie lepiej przed ślubem. Chciałem jak najszybciej zaprowadzić cię do

ołtarza. Gdyby nasze narzeczeństwo trwało dłużej, czułabyś się przy mnie bardziej

bezpiecznie.

- Chyba masz rację. Teraz znam cię o wiele lepiej - powiedziała Angie poważnie.

- Coś takiego... - Pochylił się nad nią i pocałował z uśmiechem. - Miałem nadzieję, że

background image

jak nasze małżeństwo stanie się normalne, dojdziesz do tego wniosku. - Jesteś bardzo pewny

siebie, prawda, Owen? Roześmiał się cicho.

- Nie mam zamiaru na to odpowiadać. To jedno z tych pytań, które do niczego nie

prowadzą. Ale jeśli cię to pocieszy, to przyznaję, że udało ci się wprowadzić nieco

zamieszania do moich wspaniałych planów na miesiąc miodowy. Teraz jednak można by

powrócić do naszej pierwotnej koncepcji podróży poślubnej, nie sądzisz?

- Jak chcesz.

- To wszystko, co masz do powiedzenia? - Spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Nie

mów mi, że ci się spodobało w Jade Lake?

- Tego nie twierdzę. Ale muszę przyznać, że dowiedziałam się o tobie więcej w ciągu

ostatnich paru dni tutaj niż przedtem przez trzy miesiące.

To go zezłościło.

- Nieprawda. Po prostu tutaj wreszcie zmądrzałaś, i tyle.

- Jeśli tak uważasz.

Owen spostrzegł, że jego dobry humor zaczyna go opuszczać.

- Angie, co jest z tobą? Zwariowałaś, czy co?

- Nie, nie zwariowałam. Zastanawiałam się tylko ostatnio nad tym i owym. - Oparła

podbródek na skrzyżowanych kolanach. - Oboje postanowiliśmy dać naszemu małżeństwu

szansę.

- Nic podobnego - obruszył się. - Nie mówiłem o żadnej szansie. Od początku

twierdziłem, że nasze małżeństwo będzie udane i trwałe. Koniec, kropka.

Kiwnęła zgodnie głową.

- Myślę, że istnieje taka możliwość.

- Możliwość?

- No tak, jest sporo spraw, które nas łączy. Po pierwsze, silny pociąg fizyczny.

- To nie ulega wątpliwości. - Owen upił łyk wina.

- Poza tym, więź materialna wynikająca ze spółki. Najpierw byłam zła, ale teraz

doszłam do wniosku, że wspólnota interesów może być czynnikiem umacniającym nasz

związek.

- Do cholery, Angie - rozzłościł się Owen - nasze interesy nie mają nic wspólnego z

naszym związkiem!

- Ależ mają - tłumaczyła mu cierpliwie, jakby przemawiała do upartego dziecka. -

Sam powiedziałeś, że nigdy byśmy się nie poznali, gdyby nasze rodziny nie prowadziły sieci

hoteli. Nie martw się, zaczynam to postrzegać jako punkt na korzyść naszego małżeństwa.

background image

- Angie, czy mogłabyś już z tym skończyć?

- Dlaczego tak się denerwujesz, Owen? - Spojrzała na niego niewinnie. - Czy mówię

coś nie po twojej myśli?

- Przestań już drążyć sprawę interesów naszej spółki - rzucił przez zaciśnięte zęby. Co

ona znowu, u licha, knuje? - Nie na tym się będzie opierać nasz związek!

- A na czym?

- Na wielu innych rzeczach.

- Jak pociąg fizyczny? Już o tym mówiłam.

- Nie tylko - mruknął. - Na uczuciu. Wzajemnym szacunku, wspólnych

zainteresowaniach. - Twojej miłości do mnie, dodał w duchu.

- Mówiłam już o wspólnych zainteresowaniach. Na przykład hotelarstwo.

- Nie chodzi mi o hotelarstwo. Uśmiechnęła się dobrotliwie.

- No dobrze. A wiec pikniki. Wygląda na to, że oboje lubimy pikniki.

- Łączy nas coś więcej, o wiele więcej.

- Na przykład, co?

Owen czuł się, jakby go przypierano do muru.

- Zaufanie. Przywiązanie. Poczucie odpowiedzialności.

- Tak, myślę, że masz rację. To wszystko bardzo cenne i ważne rzeczy.

- No właśnie. - Ale ani w połowie tak ważne i cenne, jak twoja miłość do mnie, myślał

z rozpaczą. Dlaczego tego nie powiesz, Angie? Dlaczego nie mówisz, że mnie kochasz?

Jesteśmy małżeństwem. Prawdziwym małżeństwem. Ale nie powiedziałaś tych słów, odkąd

zostaliśmy kochankami.

- Owen? Czy coś się stało?

- Co się miało stać? - Uśmiechnął się z trudem. - Po prostu jestem sam na wyspie z

kobietą, którą...

- Tak?

Spojrzał na nią i zobaczył w jej turkusowych oczach wyraz pełnego nadziei

wyczekiwania. Rozzłościło go to. Wiedział, na co czeka. Na nieszczęście dla Angie, czytał w

niej jak w otwartej księdze. Jeśli sobie wyobraża, że wmanewruje go w składanie zaklęć

miłosnych, to się grubo myli. Nikt nie będzie manipulować Owenem Sutherlandem. Ojciec

nauczył go, że to oznaka słabości.

- Jestem sam na wyspie z kobietą, którą poślubiłem - dokończył gładko. - Bardzo

korzystna sytuacja, nie uważasz?

Przyciągnął ją do siebie, kładąc sobie na piersi. Słońce prześwietliło jej rude włosy, a

background image

słodki ciężar ciała wzbudził w nim na nowo pożądanie. Zapomniał o gniewie, w chwili gdy

dotknął jej ust. Była jego żoną i kochała go, jak żadna inna kobieta, choć może duma nie

pozwalała jej tego w tym momencie przyznać. Rozumiał to i postanowił poczekać. Wiedział,

że Angie prędzej czy później się podda i zrezygnuje z cichej wojny, którą ogłosiła.

Angie też rozumiała jego dumę i była zdecydowana poczekać. Na drugi dzień rano

stała na brzegu jeziora, odprowadzając wzrokiem motorówkę z Owenem zmierzającym do

miasteczka, żeby wymienić w sklepie którąś z części kupionych wczoraj dla Jeffersa. Co

prawda, Jeffers gotów był sam to zrobić, ale Owen najwyraźniej nie mógł już usiedzieć w

Jade Lake i zaczynał się wyrywać z wyspy. Gdy poprzedniego dnia wspomniał o spędzeniu

reszty miodowego miesiąca gdzie indziej, ona sama sprowadziła rozmowę na inne tory

nieudolną próbą sprowokowania go do wyznań miłosnych.

Ściągnęła usta na to wspomnienie. Ten człowiek był uparty jak osioł. Najwyraźniej

wystarczała mu jej miłość i nie miał zamiaru sam poddawać się takiemu niebezpiecznemu

uczuciu. Jak cała jego rodzina Owen nie był zbyt wylewny.

Rozumiała jego zahamowania i zamknięcie w sobie. Stracił matkę we wczesnym

dzieciństwie, a ojciec wychowywał go na silnego człowieka, o przywódczych instynktach i

władczym usposobieniu, które to cechy miały Owenowi pomóc w pełnieniu roli spadkobiercy

rodzinnego imperium.

Celia zbyt późno wkroczyła w jego życie, żeby cokolwiek zmienić, W wieku trzynastu

lat Owen miał już jasno wytyczoną ścieżkę życiową. Tak czy owak wkrótce Celia zajęła się

własną córką i z chęcią przekazała opiekę nad nim ojcu.

Helen i Derwin zaś byli zbyt rozgoryczeni swoją niską pozycją w hierarchii rodzinnej,

żeby przejmować się chłopcem, który miał objąć stanowisko po ojcu i być ich prawnym

opiekunem. Już wtedy musieli czuć do niego niechęć.

Odwróciła się na odgłos kroków. Szurając nogami po poszyciu z igieł, zbliżał się do

niej Derwin.

- Dzień dobry - powiedział chłodno. - Ładny dzień.

- Tak, bardzo ładny.

- Widzę, że Owen już jest w drodze. Słyszałem, jak mówił, że wybiera się do Jade.

Pewno zajmie mu to ze dwie godziny.

- Chyba tak. Wspominał coś o kluczach francuskich i jakichś zaworach. Ale jak

wejdzie do sklepu, na pewno przypomni mu się jeszcze wiele rzeczy, które należałoby kupić.

- Na pewno - zgodził się Derwin. Ściągnął krzaczaste brwi i nie przestając wpatrywać

się w jezioro, powiedział: - Ktoś tu do nas płynie.

background image

- Ciekawe, kto? - zainteresowała się Angie. Kilkunastoletni chłopak w malej

motorówce zbliżył się do brzegu i zwinął ręce w trąbkę przy ustach.

- Mam wiadomość dla pani Sutherland! - krzyknął.

- To ja!

- Od kogoś, kto pracuje dla pani brata! Mówi, że to ważne! Chce się z panią zaraz

widzieć! Prosił, żebym panią przywiózł!

Nagły strach chwycił Angie kleszczami za serce.

- Niech pan podpłynie do pomostu! - krzyknęła i zaczęła biec w stronę przystani.

- Powiedział, że nazywa się Rawlings i pracuje dla Harry'ego i Palmera Townsendów.

To wszystko, co wiem, proszę pani. Prosił, żebym panią przywiózł, bo musi zaraz z panią

porozmawiać. Podobno nie może się do pani dodzwonić.

Angie spojrzała na Derwina, który przyszedł za nią do przystani.

- Czy wiesz coś o telefonach od pana Rawlingsa? Derwin skrzywił się kwaśno.

- Nie. Ale Betty miała przełączać wszystkie rozmowy do Owena, jeśli pamiętasz. Nie

wolno nam nawet odbierać telefonów we własnym domu.

Dopiero teraz Angie przypomniała sobie instrukcje Owena. Myślała, że je cofnął,

odkąd zostali kochankami, ale właściwie dlaczego miałby to robić, pomyślała ponuro, skoro

według niego nic się właściwie między nami nie zmieniło?

Oczywiście, że się zmieniło. Jeśli ten głupi, nadęty, uparty osioł nie chce przyjąć tego

do wiadomości, to już ona mu pokaże!

- Dobrze, pojadę z tobą. - Angie wskoczyła do motorówki. - Derwin, powiedz w

domu, że niedługo wrócę. Jak się nazywasz? - krzyknęła poprzez ryk motoru.

- Dave. Dave Markel. Mieszkam w miasteczku od urodzenia.

- To pewno dobrze znasz Sutherlandów? Chłopak wzruszył ramionami.

- Tyle, żeby się ukłonić na ulicy. Oni się z nikim nie zadają. Trzymają się na uboczu.

Nie wiedziałem nawet, że Owen Sutherland się ożenił, dopóki ten Rawlings nie spytał o

panią. Szukał kogoś, żeby po panią pojechał.

Dobili do brzegu. Motorówka Owena kołysała się przy pomoście, ale jego samego nie

było nigdzie widać.

- Gdzie on jest, ten Rawlings?

- Czeka tu w kawiarni na przystani.

Nietrudno było wypatrzyć Rawlingsa w małym pomieszczeniu barowym na końcu

mola. Był jedynym mężczyzną w krawacie, doskonale dobranym do kosztownego garnituru.

Na widok Angie wstał i uprzejmie zaprosił ją do zajęcia miejsca przy stoliku.

background image

- Czy coś się stało, panie Rawlings? Podobno pracuje pan dla mojego brata?

Rawlings przesłał jej czarujący uśmiech.

- Niezupełnie. Przyznaję, że tak powiedziałem, ale tylko dlatego że chciałem tu panią

jak najszybciej sprowadzić i nie mogłem wymyślić nic innego. Próbowałem porozumieć się z

panią, ale nikt nie odbierał telefonów.

- Ach, tak... - Angie zmarszczyła brwi. - Kim pan właściwie jest i dlaczego chciał się

pan ze mną widzieć?

Rawlings odsunął filiżankę z kawą i nachylił się ku niej przez stół, przygważdżając ją

wzrokiem.

- Będę z panią szczery. Reprezentuję grupę inwestorów, którzy chcą kupić dużą część

akcji spółki «Sutherland i Townsend».

- Co to ma wspólnego ze mną?

- Nie owijając w bawełnę, doszły mnie niepokojące słuchy, że pani małżeństwo z

Sutherlandem to kompletna fikcja. Jak plotka głosi, ta spółka wkrótce się rozleci. Ludzie

mówią, że wrogość między waszymi rodzinami wcale nie wygasła i Owen Sutherland nie da

rady tuszować tego dłużej niż rok.

Angie zesztywniała.

- To śmieszne. Skąd pan wziął te rewelacje?

- Jak już mówiłem, krążą takie plotki. - Rawlings wzruszył ramionami. - Niech mnie

pani zrozumie. Moi klienci są gotowi zainwestować w to przedsięwzięcie duże pieniądze.

Jeśli spółka okaże się niepewna, mogą stracić sporą gotówkę.

- Zwabił mnie pan tutaj, żeby się dowiedzieć, czy moje małżeństwo będzie trwałe i

zagwarantuje trwałość spółki? - spytała Angie z niedowierzaniem.

- Powiedzmy, że chcę wyjaśnić sytuację. Jeśli to wszystko było ukartowane dla celów

reklamowych, to naturalnie spółka może na tym ucierpieć. Jak słyszę, stara waśń między

waszymi rodzinami napsuła wszystkim wiele krwi.

- Jak pan śmie! - Angie była wściekła.

- Niech pani zrozumie mój problem. Dawne zadrażnienia mogą zepsuć interesy. A to

odbije się niekorzystnie na moich klientach.

- Doskonale rozumiem pański problem. - Angie wstała i odsunęła krzesło, - Polega on

na tym, że słucha pan plotek. Zapewniam, że te sekretne rewelacje są nieprawdziwe. W

przeciwieństwie do mojego małżeństwa. A ponadto uważam pańskie kłamstwa i metody

działania za oburzające. Jeśli o mnie chodzi, to nie zależy mi szczególnie, żeby pańscy klienci

inwestowali w naszą firmę.

background image

- Niech się pani nie denerwuje. - Rawlings ruszył za nią do wyjścia. - Chciałem tylko

wybadać, co się kroi.

W tym momencie drzwi kawiarni się otworzyły i stanął w nich Owen. Jednym rzutem

oka ogarnął sytuację i w dwóch skokach znalazł się przy Angie, przyciągając ją do siebie. W

jego oczach czaiły się zimne błyski.

- Co się tu dzieje?

- To jest pan Rawlings - powiedziała Angie szybko. - Reprezentuje grupę inwestorów,

którzy są zainteresowani akcjami spółki "Sutherland i Townsend".

- Wiem, kim on jest. - Owen mocno przycisnął ją do boku. - Jeśli ma pan jakieś

pytania, to proszę zwrócić się do mnie. Moja żona nie zajmuje się interesami.

- Nie ma się co złościć, panie Sutherland. Wykonuję tylko swoją pracę. Wie pan, jak

to jest. Interes to interes.

- Niech pana wszyscy diabli! Jestem w podróży poślubnej. Nie interesuje mnie w tej

chwili rozmowa o interesach. - Owen przesłał Angie porozumiewawczy uśmiech, który nie do

końca zgasił gniew w jego oczach. Przeniósł spojrzenie na Rawlingsa. - I niech pan

zapamięta, że nie podobają mi się takie metody. Może pańskie stadko rekinów znajdzie sobie

inny żer.

- Niech pan tak nie mówi, Sutherland, Moi klienci mają sporo gotówki do

zainwestowania, a o to chyba panu chodzi.

- Spółka «Sutherland i Townsend» obejdzie się bez pańskich klientów. Akcje będą

rozchwytywane, kiedy ukażą się na giełdzie, i dobrze pan o tym wie. Pańskie wysiłki, żeby

obniżyć ich cenę, na nic się nie zdadzą. A teraz niech się pan wynosi, zanim wyląduje pan w

jeziorze.

- Działam w oparciu o wiarygodne informacje. I mam prawo wiedzieć, co się za tym

kryje. Ciągle słyszę, że spór między waszymi rodzinami wcale nie został zakończony.

- Owszem, został. Moja żona i ja przyczyniliśmy się do tego. Prawda, skarbie?

Spojrzał znacząco, zaciskając palce na jej ramieniu. Angie przywołała na twarz

anielski uśmiech czułej żony w podróży poślubnej.

- Jak najbardziej, kochanie.

- Tamta historia to już stare dzieje - powiedział Owen lekko. - A poza tym nigdy nie

była to żadna zażarta waśń.

Raczej chwyt reklamowy dla obu firm. Dobrze się nam przysłużył w przeszłości, ale

teraz czasy się zmieniły. Hotele Sutherland i Pensjonaty Townsend szybciej się rozwiną

działając razem.

background image

- Słyszałem coś zupełnie innego - mruknął Rawlings.

- To źle pan słyszał - uciął Owen, - A teraz pójdziemy już, jeśli pan pozwoli.

Spędzamy tu miesiąc miodowy i mamy parę przyjemniejszych rzeczy do roboty niż rozmowy

o interesach.

Wyszedł z kawiarni nie oglądając się za siebie i bez słowa pociągnął Angie do

przystani. Pomógł jej wsiąść do motorówki i wskoczył za nią, zapalając motor. W chwilę

później niknęli już w stronę domu. Świadoma jego złego humoru, Angie nie odzywała się. W

połowie drogi Owen zwolnił szybkość i przerwał ciszę.

- No więc, co właściwie zaszło?

- Sam widziałeś. Rawlings chciał wydobyć jakieś informacje o spółce.

- Tyle wiem. Chodzi mi o to, jak znalazłaś się w tej kawiarni? Kto cię przewiózł przez

jezioro?

- W gruncie rzeczy to dość interesująca historia, jak się temu bliżej przyjrzeć.

- Nie wątpię.

- Rawlings wysłał po mnie jakiegoś chłopaka pod pretekstem, że pracuje dla mojego

brata i musi się natychmiast ze mną widzieć.

- Powinienem był wybić mu zęby.

- Podobno próbował porozmawiać ze mną przez telefon, ale jakoś nigdy nie mógł

mnie zastać w domu. Czy to prawda, Owen?

- Nie. Nikt nie dzwonił. - Owen skupił się na podprowadzeniu motorówki do brzegu.

- Na pewno?

Gwałtownie uniósł głowę i przeszył żonę ostrym spojrzeniem.

- Czy znów oskarżasz mnie o kłamstwo? Angie zaprzeczyła, nie spuszczając z niego

oczu.

- Nie. Przyrzekłeś, że nie będziesz mnie okłamywać. I ja ci wierzę.

- To świetnie. - Jego gniew trochę zelżał. - To znaczy że poczyniliśmy pewne postępy.

Powinienem być wdzięczny za te drobne oznaki przychylności. Do diabła, Angie, jak mogłaś

dać się tak nabrać! Twój ojciec i brat mieli rację, że jesteś naiwna jak dziecko.

- Wcale nie jestem naiwna! - zirytowała się Angie. - Gdyby ktoś zadał sobie trochę

trudu, żeby o czymkolwiek mnie informować, nie dawałabym się tak łatwo oszukać. Ale nikt

nic mi nie mówi, prawda? Utrzymujecie mnie w stanie błogiej nieświadomości, a potem się

złościcie, kiedy zrobię błąd albo dojdę do fałszywych wniosków.

- Nie da się ukryć, że zrobiłaś błąd, i to duży. Powinnaś była wykazać trochę

zdrowego rozsądku w tej sytuacji. Mogłaś się domyślić, że to jakiś podstęp, kiedy cię nagle

background image

wzywa nie wiadomo kto, pracujący rzekomo dla twojego brata.

- Przestań mnie besztać, Owen. Zachowałam się całkowicie normalnie i racjonalnie,

biorąc pod uwagę okoliczności.

- Jakie okoliczności?

- Ten facet twierdził, że próbował się ze mną porozumieć telefonicznie, ale ty przecież

kazałeś Betty łączyć wszystkie rozmowy do ciebie. Dla mojego własnego dobra, oczywiście.

Bo jestem taka naiwna i tak dalej.

- Uspokój się, Angie. Podchodzisz do tego bardzo emocjonalnie.

- Nic nie poradzę. Taka już jestem, nie pamiętasz? A ponadto nie podoba mi się to

wzywanie na dywanik, jak pracownika, który źle się spisał.

- Bo też rzeczywiście niezbyt się popisałaś - upierał się Owen.

- To nie była moja wina.

- Owszem, była. - Spojrzał na nią z marsem na czole, grożąc palcem. - Powinnaś mieć

na tyle oleju w głowie, żeby nie wsiadać do łódki pierwszego lepszego faceta. A przede

wszystkim nie przyjmować tak bezkrytycznie przesłanej ci wiadomości. Powinnaś poczekać,

aż wrócę, a nie pędzić na łeb, na szyję na spotkanie z nie wiadomo kim. Powinnaś była

wykazać trochę zdrowego rozsądku, do wszystkich diabłów!

- Jesteś na mnie wściekły, bo boisz się, czy nie powiedziałam czegoś, co może

zaszkodzić sprzedaży akcji - mruknęła Angie.

- Nic mnie akurat w tej chwili nie obchodzi sprzedaż akcji! Jestem wściekły, że ten

gnojek, Rawlings, usiłował cię wykorzystać, a ty dałaś się nabrać i zrobiłaś dokładnie, co

chciał.

Angie dumnie podniosła podbródek.

- Myślę, że lepiej odłożyć tę rozmowę do czasu, kiedy będziesz w lepszym nastroju.

- W lepszym nastroju? Chcesz, żebym podchodził do tego bardziej beztrosko?

- Tak.

- To już przekracza wszelkie granice. - Owen znów pełną parą puścił motorówkę

przez jezioro i przekrzykując ryk silnika, odparował: - W jednym masz rację. Odłóżmy tę

rozmowę na później. Jeszcze chwila, a wrzucę cię do wody i będziesz musiała wpław płynąć

do brzegu!

Kiedy przybyli do przystani, Owen nadal czul się poirytowany, ale już odzyskał

kontrolę nad sobą. Ze zdziwieniem pomyślał, jak łatwo Angie wpływa na zmianę jego

nastrojów. Potrafi przy niej w jednym momencie stracić chłodne opanowanie i zawrzeć

męskim gniewem.

background image

Kiedy zobaczył ją w tej kawiarni z Rawlingsem, przepełniła się miara jego goryczy.

Cały ranek zżymał się w duchu na jej głupi upór, żeby nie wyznawać mu miłości. Powiedział

sobie, że najlepiej to przeczekać. Był pewien, że ma rację - Angie jest zbyt miękka i

uczuciowa, żeby długo wytrzymać. Prędzej czy później zapomni się w jego ramionach i

wypowie słowa, które tak pragnął usłyszeć. I wtedy już będzie wiadomo, że wygrał tę małą,

cichą wojnę.

- Owen?

- Tak?

- Skąd wiedziałeś, że jestem w tym barze z Rawlingsem?

Owen znieruchomiał przy cumie. Później wyciągnął rękę, żeby pomóc jej wyjść z

łódki.

- Powiedział mi to jakiś chłopak w przystani w Jade.

- Pewno Dave.

- Może i Dave. A bo co?

- Zastanawiam się tylko nad tym i owym. Położył ręce na biodrach i wbił w nią wzrok.

- Nad czym konkretnie się zastanawiasz, Angie?

- No cóż, prawdę mówiąc, przyszło mi do głowy, że nastąpiła jakaś dziwna zbieżność

w czasie.

- Mów dalej.

- Pomyśl, ty wyjeżdżasz do miasteczka i dosłownie w chwilę potem dostaję

wiadomość, że ktoś reprezentujący mojego brata chce się ze mną widzieć.

- Rawlings mógł obserwować naszą wyspę przez lornetkę. Jak zobaczył, że

odpływam, wysłał tego chłopaka wiadomością. Wiedział, że tylko wtedy zastanie cię samą.

- Tak, to prawda... - Angie przygryzła dolną wargę. Wciąż się powoływał na

dochodzące go plotki.

- O czym? O dawnym sporze?

- Tak. Twierdził, że spór jest nadal żywy i to martwi ego inwestorów, bo może

oznaczać kłopoty w interesach.

Owen wzruszył ramionami.

- Jeśli się tak niepokoją, mogą nie kupować akcji. Nie są mi potrzebni do szczęścia.

Rozmawiałem dziś rano z moim zarządem. Świat biznesu jest bardzo poruszony naszym

ślubem i ogłoszoną spółką. Wierz mi, że na rynku nie brakuje zainteresowania firmą

«Sutherland i Townsend.”

- Nie o to mi chodzi, Owen.

background image

- A o co? Spojrzała na niego z powagą.

- Przed naszą nocą poślubną ktoś zadał sobie dużo trudu, żeby nas poróżnić,

podrzucając mi fax komunikatu prasowego, jaki miał się ukazać na drugi dzień.

- I świetnie mu się udało! - warknął Owen. - Ilekroć pomyślę o tej zaporze z poduszek

wtedy na łóżku między nami, na nowo ogarnia mnie wściekłość.

- To bardzo wzruszające - powiedziała Angie chłodno - ale nadal nie rozumiesz, do

czego zmierzam.

- A więc, do czego zmierzasz?

- Do tego, że tak wtedy, jak i teraz ktoś najwyraźniej próbuje zaszkodzić interesom

spółki. Czy nie uważasz, że lepiej dowiedzieć się, kto to jest?

- Myślisz, że się nad tym nie zastanawiałem? - powiedział cicho.

- No i do jakich wniosków doszedłeś?

- Nie chcę jeszcze nic mówić.

- Dlaczego?

- Bo nie jestem niczego pewien, rozumiesz? - Usłyszał irytację w swoim głosie i

ugryzł się w język.

- Boisz się, że stoi za tym ktoś z twoich krewnych? Że to sprawka kogoś z rodziny?

Przez chwilę chciał zaprzeczyć, lecz Angie patrzyła na niego uważnie tymi swoimi

jasnymi, turkusowymi oczami i zrozumiał, że intuicyjnie odgadła to, co jemu podyktowała

bezlitosna logika.

- Tak. Do jasnej cholery, tak. Angie delikatnie ujęła go za ramię.

- Nie martw się. Nie musisz osłaniać nikogo przede mną. Ja też należę teraz do

rodziny.

- Nie myślałem o tym w ten sposób. Uśmiechnęła się lekko, obejmując go ciepłym

spojrzeniem.

- Nie próbuj mnie izolować ani trzymać z dala od kłopotów. Poradzimy sobie z tym

razem, Owen. Jestem twoją żoną.

- To się jeszcze jakoś nie wydaje pewne - mruknął.

- Co się nie wydaje pewne?

- Ty i ja. Nasz związek. Mamy świadectwo ślubu. Mamy obrączki. Mamy za sobą

naszą noc poślubną. Ale czegoś ciągle brak.

- Czego więcej ci trzeba?

- Nie wiem.

Angie uniosła brwi.

background image

- Powiedz mi, jak już będziesz wiedział. A na razie spróbuj traktować mnie jak żonę i

pozwól pomóc sobie w załatwieniu tej sprawy.

Bardzo chciał wyznać jej, co mu leży na sercu i zmusić, żeby powiedziała, że go

kocha, że go darzy tym samym uczuciem co przed ślubem. Ale nie wiedział, jak poruszyć ten

temat, stojąc na pomoście w przystani. Poczeka, aż znajdą się w łóżku, a wtedy znów

wszystko będzie dobrze. Wiedział, jak się z nią porozumieć, kiedy trzymał ją w ramionach.

- Owen?

- Nie musimy nic załatwiać - powiedział chłodno. - W każdym razie w tej chwili. -

Wziął ją za ramię i ruszył w stronę domu.

- Owen, proszę cię, nie próbuj mnie znów odsuwać. To jest także mój problem.

- To tylko interesy, Angie.

- Nieprawda To sprawy rodzinne. Sam wiesz.

- Zwykle radzę sobie sam - mruknął.

- Wiem. Ale teraz już nie jesteś sam. Masz mnie, zapomniałeś?

- Jak mógłbym zapomnieć?

- No właśnie. Jak kiedyś powiedziałeś, jesteśmy razem na dobre i złe. Powinniśmy

zebrać fakty i zobaczyć, co z nich wynika.

- Cały problem, że nie mamy zbyt dużo faktów. Ale wciąż prześladuje mnie myśl, że

to ktoś z mojej kochanej rodziny stara się przysporzyć nam kłopotów. Nikt inny nie odniósłby

żadnej korzyści ze szkodzenia spółce.

- Ale nikt z twojej rodziny nie odniesie też z tego korzyści - zauważyła Angie, - W

każdym razie pod względem finansowym. Materialnie wszyscy zyskają, jeśli akcje się dobrze

sprzedadzą.

- No tak. Ale to chyba oczywiste, że za tym działaniem kryją się inne motywy.

- Ktoś stara się rozdmuchiwać starą waśń rodzinną - przyznała mu rację Angie. - Ktoś

woli stracić profity ze spółki, niż dopuścić do zakończenia spora.

Owen westchnął.

- Celia, Derwin albo Helen. Ktoś z tej trójki.

- Celii trzydzieści lat temu jeszcze tu nie było.

- Ale czy znasz powiedzenie: być bardziej papieskim niż papież? Celia przez związek

z ojcem ułożyła sobie życie i jest ślepo wierna jego pamięci. Mogła uznać to za swój

obowiązek, żeby zniszczyć spółkę, ponieważ ojciec nigdy by jej nie pochwalał.

- A ciotka i wuj?

- Nie wiem. Nigdy nie chcieli mówić o tym, co się zdarzyło trzydzieści lat temu.

background image

- Może byśmy porozmawiali z Betty?

- Z Betty? - zdumiał się Owen.

- Pracowała już przecież dla was wtedy, prawda?

- Chyba właśnie zaczęła. Ale nie sądzę, żeby się orientowała w naszych osobistych

sprawach.

- Zdziwiłbyś się, ile służba wie o osobistych sprawach swoich chlebodawców.

Porozmawiajmy z nią.

Owen zawahał się przez chwilę, ale uznał, że nie zaszkodzi spróbować.

- No dobrze.

Betty zdjęła czajnik z ognia i zaparzyła herbatę.

- Oczywiście, wiedziałam, że stało się coś strasznego. Nikt nic nie mówił, ale wszyscy

chodzili jak struci. Pańska ciotka bez przerwy płakała, a ojciec był wściekły. Derwin wciąż

się tu kręcił, chyba jakoś wtedy się zaręczyli. Pewno wiedział, co zaszło. Zachowywał się

bardzo dziwnie.

- A ty sama słyszałaś coś bliżej? Betty nalała trzy filiżanki herbaty.

- Nic szczególnego. Tylko, że to miało związek z interesami i wszyscy byli wściekli

na jakiegoś Townsenda.

- Mrugnęła do Angie. - Bez obrazy.

- Ona się teraz nazywa Sutherland, me Townsend - przypomniał Owen. - Nie musisz

się martwić, że się obrazi.

- Nie zwracaj na niego uwagi, Betty - powiedziała Angie, biorąc filiżankę.

- Tak czy tak, trudno uwierzyć, że ta niechęć przetrwała tyle lat. Nigdy nie mogłam

tego zrozumieć. Żyję na tyle długo, żeby wiedzieć, że co chwilę coś komuś nie wychodzi w

biznesie. Ale nikt nie żywi urazy przez trzydzieści at.

- Chyba że nie chodziło tylko o interesy - mruknęła Angie. Spojrzała na Owena. - A

wiemy, że kryje się za tym coś jeszcze.

- Tak - zgodził się. - Dla kogoś z tej rodziny to bardzo osobista sprawa.

- Chciałabym wam pomóc - zapewniła Betty - ale nic nie wiem ponadto, że

Townsendowie spowodowali tu wiele złej krwi trzydzieści lat temu. Moim zdaniem czas już

pogrzebać tę waśń i puścić w zapomnienie.

- Waśń została pogrzebana - powiedział Owen. - Ale ktoś z całą pewnością nie puścił

jej w zapomnienie.

- Niedługo będzie po wszystkim - przepowiedziała Betty patrząc na Owena. - Zawsze

uważałam, że ma pan więcej zdrowego rozsądku niż pański ojciec. Był dobrym człowiekiem

background image

na swój sposób, ale kiedy się przy czymś uparł, to nie można mu tego było wybić z głowy. A

z Townsendami najwyraźniej nie potrafił się dogadać.

- No tak - powiedział Owen, uśmiechając się znacząco do Angie - ale trzeba przyznać,

że to czasem trudne i wymaga specjalnego talentu.

Angie pokazała mu język. Owen wybuchnął śmiechem. Piętnaście minut później, nie

dowiedziawszy się nic nowego, wziął ją za rękę i wyciągnął z kuchni.

- I co teraz? - spytała.

- Sam nie wiem. Chyba będę musiał wezwać wszystkich do salonu i zarządzić

konfrontację. Zmusić ich do ujawnienia prawdy.

- Możesz sprawić tym komuś wielki ból.

- Gwiżdżę na to. Zwłaszcza po tym, co dzisiaj zaszło.

- A co takiego specjalnego dzisiaj zaszło?

Owen zatrzymał się w pół kroku i wbił palce w ramiona Angie, odwracając ją twarzą

do siebie.

- Naprawdę nie zdajesz sobie z tego sprawy?

- No cóż, ktoś powiedział Rawlingsowi, że nasze małżeństwo jest fikcyjne. Jeszcze

jedna próba zaszkodzenia spółce.

Zaklął pod nosem na jej naiwność.

- To tylko efekt uboczny. Naprawdę temu komuś chodziło o to, żeby wbić jeszcze

jeden klin pomiędzy nas, Angie. Pomiędzy ciebie i mnie.

- O czym ty mówisz?

- Nie rozumiesz? Ktoś chciał, żebym cię zobaczył z Rawlingsem. Ktoś z premedytacją

nastawił na ciebie pułapkę, zresztą na niego też. Tylko dlatego nie wybiłem mu zębów.

- Nie rozumiem.

- Doprawdy, jesteś łatwowierna jak dziecko! Posłuchaj, to nie przez przypadek

doniesiono mi, że siedzisz w tym barze z Rawlingsem. Ktoś chciał, żebym pomyślał, że prze-

kazujesz mu tajne informacje, może nawet omawiasz sposób licytowania akcji. Ktoś chciał mi

udowodnić, że Townsendom nie można ufać.

Oczy Angie zrobiły się okrągłe jak spodki, a po chwili zaczęły ciskać błyskawice.

- Co za draństwo! Co za straszne, nieprawdopodobne draństwo! Miałam wyjść na

zdrajczynię, tak?

- Tak. Więc teraz znasz już całą prawdę. - Owen nie mógł powstrzymać uśmieszku

triumfu. I jeszcze się dziwisz, że my wstrętni, męscy szowiniści uważamy cię za cokolwiek

naiwną?

background image

- Ale ja nic złego nie zrobiłam! - krzyknęła.

- Przecież wiem - uciął niecierpliwie.

Twarz Angie powoli się zmieniła. Odpłynął z niej gniew, a jej usta zaczęły się

rozchylać w ciepłym, radosnym, kobiecym uśmiechu.

- Ach, wiesz... - powiedziała.

- Co cię tak cieszy? - zapytał ze złością.

- Nic. - Uśmiechała się niewinnie dalej, pewna wreszcie jego miłości jak nigdy dotąd.

Czuła przepełniającą ją euforię.

- Angie, nie jestem w nastroju do żartów.

- Tak, kochanie.

- Więc czemu masz taką rozanieloną minę?

- Bo właśnie doszłam do całkowicie logicznej konkluzji - powiedziała lekko. -

Będziesz z pewnością zadowolony, że nie kierowały mną przy tym żadne emocje, kobieca

intuicja czy pobożne życzenia, a wyłącznie chłodne rozumowanie. Takie jak twoje, Owen.

Wzięłam pod uwagę tylko fakty, gołe fakty.

- Angie, o czym ty, do diabła, mówisz?

- Muszę podkreślić, że i tak byłam tego pewna, zanim potwierdziła mi to żelazna,

niepodważalna logika, ale pomyślałam, że się ucieszysz, iż doszłam do tego wniosku również

i na twój sposób.

- Posłuchaj, Angie, jeśli zaraz mi nie powiesz, o co chodzi, to...

- Ależ powiem ci, powiem. Chodzi o to, że mnie kochasz.

Kompletnie zdetonowany, spojrzał na nią osłupiałym wzrokiem.

- Co takiego?

- Kochasz mnie. Właśnie to udowodniłeś.

- Ja to udowodniłem?

- Jak najbardziej. - Uśmiechnęła się do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. -

Przyznałeś, że zobaczyłeś mnie dziś w tym barze z Rawlingsem w sytuacji, którą można na-

zwać dwuznaczną, i ani przez chwilę nie pomyślałeś, że robię coś złego.

Oczy Owena znów się zachmurzyły.

- Nie zrobiłaś nic złego, jeśli chodzi o przekazywanie informacji, ale tak czy owak

zawiniłaś.

- Też coś! Ciekawe czym.

- Impulsywnością, brakiem rozsądku i przewidywania konsekwencji. A przede

wszystkim wykazałaś irytującą tendencję do działania na własną rękę, bez porozumienia się z

background image

mężem.

- Przecież cię nie było.

- Mogłaś poczekać, aż wrócę! - podniósł głos Owen. W tym momencie do holu

wkroczył Derwin z bardzo zafrasowaną miną.

- Czy coś się stało?

- Nie - odpowiedziała Angie, uśmiechając się do niego promiennie.

- Nie - warknął Owen. - To nasza prywatna sprawa. Derwin pokiwał głową z ponurą

miną.

- Tak, rozumiem. Przepraszam. Mam nadzieję, że udało ci się spotkanie na przystani,

Angie?

Spojrzała na niego i dostrzegła dziwny wyraz drapieżnego oczekiwania w jego

oczach. Szczęście, które przed chwilą ją przepełniało, gdzieś znikło.

- Tak, dziękuję.

- Skąd wiedziałeś o tym spotkaniu? - Owen odwrócił się do Derwina.

- Och, nie powiedziała ci? Byłem nad jeziorem, kiedy przypłynął ten chłopak, Dave, z

wiadomością do Angie, że ktoś chce ją widzieć. Odprowadziłem ją nawet na przystań.

- Czy to prawda? - Owen nie poruszył się.

- Tak.

- Ale wracała już chyba z tobą? Czy może się mylę? - spytał Derwin, przyszpilając

Owena wzrokiem.

Owen uśmiechnął się zimno.

- Nie mylisz się - powiedział lekko. - Znalazłem ją w kawiarni z Jackiem Rawlingsem.

Może o nim słyszałeś. Reprezentuje grupę inwestorów, którzy chcą nabyć pakiet akcji spółki

«Sutherland i Townsend».

- Rozumiem. - Derwin mierzył ich zwężonymi oczami. - To raczej dziwne, nie

uważasz?

- Nie. - Owen ścisnął Angie za rękę. - Powiedziałbym raczej, że nieetyczne. Rawlings

przesłał wiadomość, że pracuje dla jej brata. Angie, naturalnie, chciała się przekonać, o co

chodzi. Ale szybko zdała sobie sprawę z podstępu. Próbował tylko wyciągnąć z niej jakieś

informacje. Odesłała go do wszystkich diabłów. Prawda, Angie?

- Oczywiście.

- I ty jej wierzysz? - warknął Derwin.

- Naturalnie. Jest moją żoną, dlaczego miałbym jej nie wierzyć?

Oczy Derwina zaczęły ciskać błyskawice.

background image

- Jest z Townsendów, dlatego. Ale to jasne, że jesteś zbyt zaślepiony, żeby dojrzeć to,

co masz przed nosem.

Wyszedł, nie mówiąc już ani słowa. Angie poczuła, że Owen zesztywniał, patrząc

posępnie za wujem.

- Owen?

- Chodźmy wreszcie z tego holu. - Pociągnął ją do pracowni i zamknął drzwi.

- Nie wyciągaj zbyt pochopnych wniosków.

- To Derwin stoi za tym wszystkim. Jestem pewien. - Owen wbił wzrok w okno. - Jest

rozgoryczony, ponieważ zawsze trzymano go z dala od zarządu naszych hoteli. Miał to za złe

od lat, a teraz jest na mnie wściekły, bo też mu nie dałem stanowiska.

- Przecież nie wiesz, że to on.

- Wiem. - Skąd?

- Widziałaś go parę minut temu. Myślał, że się kłócimy, ponieważ przyłapałem cię na

rozmowie z Rawlingsem.

- I właśnie o to się kłóciliśmy.

- Tak, ale z całkiem innego punktu widzenia, niż się Derwin spodziewał. Byłem na

ciebie zły, ponieważ dałaś się oszukać Rawlingsowi. Ani przez chwilę nie myślałem, że

wchodzisz z nim w jakieś układy. Ale Derwin najwyraźniej nie mógł się doczekać, żeby

usłyszeć, jak mówię, że nas sprzedałaś. To on zaaranżował to spotkanie, Angie.

- A inne incydenty? Fax, który mi podrzucono w naszą noc poślubną? Telefon

mówiący, że się ze mną rozwiedziesz zaraz po sprzedaży akcji?

- To wszystko jego sprawka. Angie rozłożyła ręce.

- Ale w jaki sposób? Przecież nie rusza się stąd od tygodni. A jak sam powiedziałeś,

powołanie spółki było objęte ścisłą tajemnicą. Nikt o niej nie wiedział oprócz ciebie, moich

rodziców i Harry'ego.

Oczy Owena spoczęły na komputerze stojącym na biurku.

- W naszych czasach nie trzeba mieć szpiegów w czyimś przedsiębiorstwie, żeby

wiedzieć, co się dzieje. Derwin mógł się nie ruszać stąd na krok. Popatrz - Owen nacisnął

parę klawiszy - wystarczy komputer i telefon. Że też o tym wcześniej nie pomyślałem. To

oczywista odpowiedź.

Angie wstała i obeszła biurko, patrząc na zapisy pojawiające się na ekranie.

- Dla wszelkiej pewności nie wprowadzałem informacji o spółce do komputera aż do

ostatniego tygodnia negocjacji. Ale tuż przed ślubem musiałem powiadomić o wszystkim

mojego rzecznika prasowego, żeby przygotował odpowiednie oświadczenie i zorganizował

background image

konferencję prasową. I wtedy ta wiadomość już stała się w pewnym zakresie dostępna.

- Bo te dane i komunikat znalazły się w sieci komputerowej?

- Właśnie. Wiedziałem, że istnieje możliwość przecieku do świata biznesu. Dość już

było szumu od naszych zaręczyn. Pamiętasz tych reporterów czekających na nas przy

limuzynie w dniu ślubu?

- Doskonale - powiedziała Angie sucho.

- Twojego ojca i brata widywano ze mną wystarczająco często, żeby zaczęły się

plotki. Nie miałem nic przeciwko temu. Takie szeptane pogłoski mogą być bardzo przydatne.

- Dlaczego?

- Zwiększają zainteresowanie wśród potencjalnych akcjonariuszy. Palmer, Harry i ja

doszliśmy do wniosku, że to nic nie szkodzi, dopóki...

- Dopóki nie dotrą do mnie, tak? - dokończyła Angie słodkim tonem.

- Było mało prawdopodobne, żebyś się miała o czymś dowiedzieć. Miałaś mnóstwo

roboty z przygotowaniami do ślubu, a poza tym przecież i tak nigdy nie interesowałaś się

tymi sprawami.

- Moje zainteresowania z pewnością ostatnio uległy zmianie, prawda?

- Bardzo śmieszne - sarknął. - Ale chodzi o to, że ten komputer plus ciągotki Derwina

do dłubania się w różnych rzeczach wiele tłumaczą. Nauczył się, jak wejść do zasobu danych.

- A co z faxem?

- Można stąd przecież wysłać i fax. - Owen bębnił palcami po biurku. - A skoro już

wiedział, że jego wiadomość została dostarczona, zadzwonił do naszego pokoju w hotelu. -

Zacisnął rękę w pięść. - Mój własny wuj.

- No dobrze - powiedziała Angie spokojnie. - Wiemy już, jak to się mogło zdarzyć, ale

nadal nie wiemy, dlaczego.

- Mówiłem ci już, dlaczego. Derwin od lat nosi w sobie żal, że ojciec go nie chciał w

naszej firmie.

- Ale ma potężny udział w zyskach Hoteli Sutherland, tak jak wszyscy inni w rodzinie.

Dlaczego miałby szkodzić własnym interesom? W grę wchodzi mnóstwo pieniędzy.

Owen wzruszył ramionami.

- Miał dużo czasu, żeby pielęgnować swoją urazę.

- Myślę, że chodzi o coś więcej. - Angie zamilkła na chwilę, myśląc nad czymś. -

Mam wrażenie, że wszystko znów się sprowadza do dawnej waśni. Betty mówiła, że było w

tym coś więcej, nie tylko nieudany interes.

- To nie ma znaczenia, dlaczego Derwin czuje się pokrzywdzony - zniecierpliwił się

background image

Owen. - Ważne, że miał motyw i... - wskazał na komputer - środek do osiągnięcia celu.

- Podobnie jak inni w tym domu. Dopóki nie oferowałeś swojemu szwagrowi pracy,

twoja siostra i Celia też miały motywy. Nawet twoja ciotka nienawidzi Townsendów. I

wszyscy mieli dostęp do komputera.

- Helen nie ma pojęcia, jak obsługiwać komputer. Ani Celia czy Kim. Glen dałby

sobie z tym radę, ale po co. Nie miał powodu szkodzić spółce.

- I co masz zamiar teraz zrobić?

- Przyprę go do muru. Powiem mu, ze wiem o wszystkim. Zagrożę, że jeśli jeszcze raz

wejdzie nam w drogę, obetnę dochody jemu i Helen też.

- Może znalazłby się lepszy sposób rozwiązania tej sytuacji, Owen. - Przysiadła na

brzegu biurka.

Odwrócił się ku niej w fotelu.

- Tak? Co proponujesz?

- Myślę, że należałoby najpierw dowiedzieć się, dlaczego twój wuj to wszystko robi.

A potem może powinieneś podejść do sprawy trochę inaczej niż twój ojciec. Czy bardzo by ci

szkodziło dać mu miejsce w nowym zarządzie spółki «Sutherland i Townsend»?

Owen spojrzał na nią kompletnie osłupiały.

- Czyś ty zwariowała?

- Owen, pomyśl nad tym chwilę, proszę. Zawsze dasz sobie z nim radę, jeśliby

sprawiał jakieś kłopoty. Ale moim zdaniem nie będziesz mieć z nim żadnych problemów. Bę-

dzie popierał każdy twój ruch.

- Nie wierzę własnym uszom. Najpierw kazałaś mi oferować pracę Glenowi

Langleyowi, a teraz Derwinowi. Usiłujesz dyktować mi, jak mam prowadzić interesy i moje

sprawy rodzinne?

- Jestem udziałowcem w jednym i drugim, dlaczego miałabym trzymać buzię na

kłódkę?

- Bo nie wiesz, co mówisz! - Owen wstał. - Nie chcę więcej słyszeć ani słowa. Sam

będę decydować, co i jak.

- Skoro już o tym mówimy, to naprawdę powinieneś pomyśleć o przeniesieniu aktu

własności tego domu na Celię. Ona uważa, że ojciec chciał go jej zostawić. A ty nawet nie

lubisz tego miejsca. Wręcz przeciwnie.

- Mam przekazać dom Celii? Dobry Boże, nie uznajesz kompromisów, co, moja pani?

- Tak sobie tylko pomyślałam, Owen. - Uśmiechnęła się swoim najbardziej

czarującym uśmiechem.

background image

- Więc przestań myśleć!

- Tak, Owen.

- Mówię poważnie, Angie. Nie wyobrażaj sobie, że nie widzę, jak próbujesz mną

ostatnio manipulować.

- Wcale nie.

- Daj spokój, Angie.

- Podsunęłam ci tylko kilka propozycji. Wiem bardzo dobrze, że ani ja, ani nikt inny

nie mógłby cię zmusić do zrobienia czegoś wbrew twojej woli.

Spojrzał na nią zwężonymi oczami i odchylił się głęboko w fotelu.

- Podejdź do mnie, Angie - rozkazał stłumionym głosem. Przestraszona groźnym

błyskiem w jego oczach, zsunęła się z biurka i zrobiła krok w jego kierunku.

- Po co? Czego ode mnie chcesz?

- Chodź tu, a powiem ci, czego chcę.

- Nie podoba mi się to twoje dziwne spojrzenie, Owenie Sutherland.

- Chodź tu, Angie.

- Nie podejdę, dopóki nie powiesz mi, o co ci chodzi.

- Pani Sutherland, ja czekam. Jego głos był głęboki i aksamitny. Poczuła falę gorąca i

jak zahipnotyzowana postąpiła jeszcze jeden krok z uśmiechem na ustach. Owen chwycił ją

delikatnie za nadgarstek i wstał, przyciągając mocno do piersi.

- No więc? - spytała Angie lekko drżącym głosem. - Czego chcesz?

- Powiedz, że mnie kochasz. - Przesunął wolno rękę wzdłuż kręgosłupa na jej kark.

Ta prośba wprawiła ją w osłupienie. Nie tego oczekiwała.

- Dlaczego miałabym ci to mówić? Nie dbasz o miłość.

- Chcę usłyszeć te słowa. - Przesunął usta po jej wargach, przynaglając, żeby go

posłuchała. - Nie wypowiedziałaś ich od naszego ślubu.

- Nie miałam powodu tego robić. - Zarzuciła mu ręce na szyję, całą sobą wchłaniając

jego ciepło i siłę.

- Teraz masz. - Pocałował ją w brew, a potem w czubek nosa.

- Nie widzę czemu. Ty mi tego nie powiedziałeś.

- Mówimy teraz o tobie, a nie o mnie. - Zacisnął uda wokół jej bioder, więżąc ją jak w

potrzasku, i zaczął wolno rozpinać jej bluzkę. - Zaraz zobaczymy, kto tu kim będzie

manipulował.

- Owen, to nie fair.

- Chcę usłyszeć, że mnie kochasz.

background image

- Dlaczego?

- Lubię, jak to mówisz. - Rozchylił jej bluzkę i wsunął rękę, obejmując dłonią jej

pierś.

- Owen, poczekaj...

- Powiedz mi to, Angie. - Odchylił kołnierzyk i muskając jej szyję, przesunął wargi na

gołe ramię.

- Owen, przestań. Co ty wyprawiasz? - Angie bezskutecznie usiłowała się

wyswobodzić, zdając sobie sprawę, że jej mąż zamierza poddać ją słodkim torturom, dopóki

nie skapituluje.

- Wypowiedz te słowa, Angie. - Jego ręka powędrowała niżej i zaczęła rozpinać

zamek błyskawiczny jej dżinsów.

- Poczekaj - powiedziała, z trudem łapiąc oddech. Jej ciało było napięte i drżące. -

Porozmawiajmy o tym. Wiem, że jesteś zły, bo myślisz, że chcę tobą rządzić, ale to wcale nie

tak.

- Powiedz, że mnie kochasz, Angie. - Wsunął rękę w jej spodnie.

- Dobrze - jęknęła. - Może i próbowałam cię naciskać, ale nie chciałam tobą

manipulować, tylko cię trochę naprowadzić. Chciałam, żebyś sobie uzmysłowił, co czujesz,

co naprawdę do mnie czujesz.

- Powiedz to, Angie. - Jego palce zaczęły delikatnie dążyć do celu, obdarzając ją

intymną pieszczotą.

- Spójrz na to z mojego punktu widzenia, Owen. Nie potrafisz nawet przed sobą

przyznać się do swoich uczuć, a co dopiero przed innymi. Och...

- Czy kochasz mnie, Angie?

- Owen, przestań! Ktoś może wejść.

- Jak wejdzie, to i wyjdzie. - Wyjął rękę i wsunął nogę między jej uda, napierając

lekko. - Kochasz mnie?

I proszę, ile udało mi się uzyskać, pomyślała Angie. Jeśli chodziło o ten rodzaj oporu,

z pewnością radził sobie lepiej od niej. Był zawodowcem w opieraniu się naciskom.

- Kocham cię, niech to diabli! - Chwyciła go obiema rękami za głowę i namiętnie

pocałowała, uniesiona falą entuzjazmu i pożądania. - Kocham cię, kocham cię, kocham! I ty

mnie kochasz, Owenie Sutherland. Przyznaj to wreszcie.

Zignorował to gorące wezwanie, szukając chciwie jej ust. Poddała się jego męskiej,

zaborczej sile, czując, jak bardzo Owen jej pragnie i jak bardzo jest mu bliska. Już to samo

świadczy o jego miłości, powiedziała sobie, kiedy podniósł ją i zaniósł przez pokój na kanapę.

background image

Gdyby tylko potrafił to przyznać.

Nagle drzwi pracowni otworzyły się bez żadnego ostrzeżenia i do środka wkroczyła

Helen.

- Owen? Owen, gdzie jesteś? Rozmawiałam z Derwinem. Podobno przyłapałeś Angie

z jakimś Rawlingsem i... O mój Boże...

Angie, która leżała na plecach na kanapie, otworzyła szybko oczy i ściągnęła bluzkę

na piersiach. Owen odwrócił gniewnie głowę.

- Przepraszam - powiedziała Helena chłodno, nie ruszając się z miejsca. Stała jak

wmurowana, dysząc złością i dezaprobatą.

Owen wyprostował się wolno, z rezygnacją w oczach. Umieszczając się strategicznie

między Angie a ciotką, spytał:

- O co właściwie chodzi?

- Chciałabym wiedzieć, co się tu dzieje - odparła wyzywająco.

Owen niecierpliwie przeczesał włosy palcami.

- No cóż, skoro już pytasz, to miałem właśnie zamiar kochać się z moją żoną, Masz

coś przeciwko temu?

Helen zaczerwieniła się gwałtownie, zaciskając usta.

- Nie będę komentować twojego wulgarnego zachowania. Chcę tylko wiedzieć, czy

Angie dzieliła się z tym Rawlingsem informacjami na temat Sutherlandów?

- Nie. - Owen wepchnął poły koszuli w spodnie i rzucił jej niedowierzające spojrzenie.

- Myślisz, że chciałbym się z nią kochać, gdybym ją właśnie przyłapał na akcie zdrady?

- Kto wie? To jasne, że cię omamiła - powiedziała Helen sztywno. - Derwin ma rację.

Dajesz się wodzić za nos. Ostrzegałam cię, żebyś nie ufał nikomu z Townsendów, prawda?

Ale ty nigdy nikogo nie słuchasz. Zawsze wiesz wszystko najlepiej. - Oczy Helen zabłysły

łzami.

- Helen...

- Wracaj do swojej małej słodkiej żoneczki. Sam się przekonasz, kim są

Townsendowie. - Helen odwróciła się i wybiegła, trzaskając drzwiami.

W pracowni zapadła cisza. Z aury namiętności nie zostało już ani śladu. Angie

usiadła, milcząc przez dłuższą chwilę.

- Owen - odezwała się w końcu - w tym jest coś więcej, niż myślimy. To nie tylko

zawiedzione ambicje Derwina. Gniew twojej ciotki jest zbyt żywy i skierowany wyłącznie na

moją rodzinę.

Owen patrzył na zatrzaśnięte drzwi.

background image

- Myślisz, że ona miała coś wspólnego z tym, co się zdarzyło trzydzieści lat temu?

- Sama nie wiem, co myśleć. - Angie wstała. - Wiem tylko, że musimy się wreszcie

dowiedzieć, co wtedy zaszło, zanim podejmiemy dalsze kroki.

- Może od Celii? - Owen podniósł pytająco brew.

- Nie sądzę, żeby miała nam do powiedzenia coś więcej niż Betty. Ale możemy

spróbować.

- Do diabła z tym - zdecydował nagle Owen, ruszając do drzwi. - Mam zamiar zebrać

ich wszystkich w salonie i wyjaśnić tę sprawę raz na zawsze.

- Poczekaj, Może to nie jest najlepszy pomysł.

- Nie mam w tej chwili ochoty wysłuchiwać twojej opinii! - krzyknął przez ramię

Owen, przemierzając szybko hol, - Chcę wreszcie uzyskać parę odpowiedzi i to zaraz. Idź do

Celii i powiedz jej, że za pięć minut ma być w salonie.

- Ale, Owen...

- Angie, zrób, co mówię.

Angie przystanęła. Może Owen ma rację. Może już czas z tym skończyć. Pod

warunkiem że uda mu się zmusić ich do mówienia.

- Dobrze - powiedziała.

Dziesięć minut później z sofy pod oknem obserwowała swoją nową rodzinę. W

pokoju panowała cisza. Arystokratyczne rysy Celii były stężałe i napięte. Derwin i Helen

siedzieli sztywno na krzesłach; na ich twarzach malowała się gorycz i coś w rodzaju strachu.

Owen stał przy oknie, patrząc na jezioro, niewzruszony i lodowato spokojny. Jeśli tak

wyglądał podczas zebrań zarządu, to nie zazdrościła jego pracownikom. W końcu odwrócił

się i przerwał przedłużające się milczenie.

- Mam już dość tych bzdur na temat waśni między Sutherlandami a Townsendami.

Wiem z całą pewnością, że ktoś z tu obecnych robi wszystko, żeby zepsuć stosunki między

mną a Angie.

- Jak śmiesz nas oskarżać? - spytał Derwin z obrażoną miną.

- Przychodzi mi to z całkowitą łatwością, zwłaszcza po rozpatrzeniu faktów. - Owen

spojrzał mu prosto w oczy.

- Tylko głupiec mógłby nie dostrzec oczywistych powiązań. Townsendowie są w tej

sprawie zupełnie niewinni.

- Na twoim miejscu nie byłbym taki pewien - mruknął Derwin.

- Posłuchaj - powiedział Owen zimnym głosem.

- Wiem, jak i kiedy te intrygi zostały przeprowadzone. Wiem, że mój komputer był w

background image

użyciu. Nie wiem jedynie, dlaczego komuś tak zależy, żeby zniweczyć tę spółkę. Może byś

mi to wyjaśnił?

- Nie rozumiem, o czym mówisz - warknął Derwin, z wzrokiem utkwionym za oknem.

- Mówię o tym, co zdarzyło się trzydzieści lat temu. - Dlaczego nie spytasz o to

Townsendów? - wtrąciła Helen, prostując się na krześle.

- Pytałem - odparł Owen spokojnie. - Palmer Townsend powiedział, że nie wie, o co

rozbiła się spółka, i ja mu wierzę. Że mój ojciec w ostatniej chwili się z niej wycofał i nigdy

więcej nie chciał z nim rozmawiać.

- Palmer Townsend bardzo dobrze wie, co się stało - zasyczał Derwin. - Przecież to on

był tego przyczyną.

- To nieprawda! - oburzyła się Angie. Owen rzucił jej pełne dezaprobaty spojrzenie.

- Uspokój się, Angie. Musimy wreszcie dotrzeć do sedna sprawy. To nie czas na

płomienną obronę twojej rodziny.

- Jeśli sądzisz, że będę spokojnie siedzieć i pozwalać obrażać mojego ojca, to chyba

postradałeś zmysły! - odparowała Angie z furią.

- Sądzę - powiedział Owen bardzo łagodnie - że powinnaś spokojnie siedzieć i

pozwolić mi wyjaśnić tę sprawę do końca. I nie dawać się w tej chwili ponosić swojemu

temperamentowi.

Miał rację, wiec zadowoliła się przesłaniem mu piorunującego spojrzenia.

- Derwin, myślę, że powinniśmy zacząć od ciebie - zwrócił się Owen do wuja. -

Powiedz mi, co zaszło trzydzieści lat temu.

- Nie rozumiem, czemu miałbym się czuć zmuszony do grzebania w przeszłości.

- Choćby dlatego - głos Owena zniżył się złowrogo - że w przeciwnym razie możecie

szukać sobie z Helen innego źródła dochodów.

Derwin wbił w niego wzrok, najwyraźniej zaszokowany.

- Czy grozisz mi odebraniem Helen jej udziałów? Angie zamknęła oczy, w pokoju

zapadła pełna grozy cisza. Jedynie Owen pozostał niewzruszony.

- Nareszcie zaczynasz rozumieć, Derwin. Mów. Derwin wstał sztywno z krzesła.

- Doskonale. Ale nie spodoba ci się to, co usłyszysz.

- Mów, Derwin.

Derwin spojrzał na żonę, a potem na Owena.

- To całkiem proste. Townsend nigdy nie miał zamiaru założyć uczciwej spółki. Tak

naprawdę chciał podstępem przejąć Hotele Sutherland i wystawić nas wszystkich do wiatru.

- Spróbuj z innej beczki, Derwin - zaproponował Owen.

background image

- To prawda! Twój ojciec dowiedział się, że Townsend kupuje po cichu akcje Hoteli

Sutherland przez podstawione osoby. Gdyby zdołał skupić dostatecznie dużo, mógłby

dyktować warunki spółki. I niemal mu się to udało, ale na szczęście twój ojciec w porę się

zorientował, co się święci. Kosztowało go to fortunę, bo musiał odkupić swoje akcje po o

wiele wyższej cenie. Było mu ciężko, ale sobie poradził.

- Mój brat zdołał uprzedzić przejęcie firmy - wtrąciła Helen. - W ostatniej chwili, ale

jednak. Potem uczynił dwa postanowienia. Jedno, nigdy więcej nie tracić kontroli nad akcjami

przedsiębiorstwa, a drugie, nigdy więcej nie ufać Townsendom.

Owen potrząsnął głową z niesmakiem.

- To stek bzdur. Nie myślicie chyba, że dam się tak głupio nabrać.

- Skąd ta pewność, Owen? - spytała Celia.

- Z czystej ciekawości przejrzałem wykaz sprzedaży akcji sprzed trzydziestu lat.

Ojciec nie był idiotą. Zawsze dbał, aby jego udział wynosił przynajmniej pięćdziesiąt jeden

procent. Nigdy nie było możliwości, żeby ktoś mógł przejąć naszą firmę. Niemniej coś

zmieniło jego stosunek do spółki z Townsendem i chciałbym wiedzieć, co.

- Czy zarzucasz mi kłamstwo? - zagrzmiał Derwin.

- Tak. To właśnie ci zarzucam. Pytanie tylko, dlaczego kłamiesz?

Zapadła ciężka, ołowiana cisza. Nie mogąc znieść napięcia, Angie odwróciła wzrok i

spojrzała przez okno na jezioro. Zmarszczyła brwi widząc motorówkę z trzema osobami,

zdążającą w ich kierunku.

- Owen!

- Nie teraz, Angie.

- Wydaje mi się, że będziemy mieć towarzystwo.

- O czym ty mówisz? - Odwrócił się, podążając za jej wzrokiem.

Motorówka przybiła do brzegu i trzy postacie szybkim krokiem zaczęły zbliżać się do

domu. Lampy na tarasie oświetliły płomienną czuprynę Harry'ego i napięte, zdenerwowane

twarze matki i ojca Angie.

- No, no - mruknął Owen. - Tylko tego nam brakowało. Oto rodzina Townsendów

przybywa wyzwolić moją żonę od losu gorszego niż śmierć. To kropla, która przepełnia

czarę.

- Ja otworzę - powiedział do Betty, wychodząc do holu, - Nakryj na trzy osoby więcej

do kolacji i przygotuj dwie dodatkowe sypialnie. Mamy niespodziewaną wizytę moich

teściów.

Betty uśmiechnęła się szeroko, wycierając ręce w fartuch.

background image

- Nie powiem, to powinno być interesujące.

- Na twoim miejscu zostałbym w kuchni, dopóki pierze nie przestanie fruwać.

- Tak właśnie zrobię. Ale dasz sobie radę, Owen. Masz żonę, która ci pomoże.

Owen otworzył frontowe drzwi i stanął twarzą w twarz ze zdenerwowanym teściem,

wściekłym szwagrem i zmartwioną teściową.

- Co za miła niespodzianka. Właśnie o was rozmawialiśmy.

- Żądam wyjaśnień - zagrzmiał Palmer Townsend, jeszcze zanim przekroczył próg.

Harry przecisnął się obok Owena, wchodząc do holu.

- Gdzie Angie? Co się tu, do cholery, dzieje? Otrzymaliśmy dziś rano wiadomość, ze

postanowiłeś ją tu więzić do czasu sprzedaży akcji. Jakiś drań twierdzi, że zaraz potem się z

nią rozwiedziesz.

- Ten drań kłamie - powiedział Owen spokojnie. - Wejdź, Marian - zwrócił się do

matki Angie. - Jesteś chyba zmęczona podróżą.

- Nie uwierzyłbyś, co musiałam dzisiaj przejść. - Marian uśmiechnęła się niepewnie. -

Palmer i Harry dostali szału, kiedy nadeszła ta wiadomość. Polecieliśmy wszyscy do San

Francisco i wynajęliśmy samochód, żeby tu dojechać. Godzinami krążyliśmy po tych krętych

górskich ścieżkach, nie mogąc znaleźć Jade Lake. Ani Palmer, ani Harry nie chcieli się

zatrzymać, żeby spytać o drogę. Coś okropnego.

- Przyjechaliście akurat na kolację - powiedział Owen. W tym momencie weszła do

holu Angie, uśmiechając się promiennie.

- Cześć. Skąd to zamieszanie?

- Typowa reakcja Townsendów na sytuację kryzysową, kochanie - powiedziała z

westchnieniem Marian. - Wszyscy powariowali.

- Nic podobnego - warknął Palmer, ciskając wzrokiem błyskawice. - Ale z pewnością

chcielibyśmy usłyszeć jakieś wyjaśnienia.

- Zaraz je usłyszycie. - Owen objął zaborczo Angie ramieniem, a ona przywarła do

jego boku, demonstrując swoją lojalność.

Ten drobny, lecz znaczący gest nie umknął jej ojcu i bratu. Harry spojrzał na nią

badawczo.

- Na pewno wszystko w porządku, Angie?

- Jak najbardziej, dziękuję. Palmer zwrócił się do Owena.

- Co to wszystko ma, do cholery, znaczyć? Mieliście spędzać swój miesiąc miodowy

w hotelu.

- Tak. Ale nasze plany się zmieniły. - Owen poprowadził wszystkich do salonu, nadal

background image

mocno obejmując Angie.

- Siadajcie, proszę. Dokonam stosownej prezentacji, a potem skończymy porządkować

nasze sprawy.

- Nie widzę tu nic do porządkowania - mruknął Pal - mer. - Oczekuję tylko zwykłego

wyjaśnienia. - Ukłonił się lekko Helen i wyraz jego twarzy na chwilę złagodniał.

- Witaj, Helen. Kopę lat. Mało brakowało, a bym cię nie poznał.

- Dzień dobry, Palmer - powiedziała Helen miękko. Owen dojrzał dziwny, przelotny

błysk w jej oczach.

Patrzył na nią uważnie, przedstawiając sobie zebranych i zorientował się, że Angie

również ukradkiem ją obserwuje.

- Kiedy skończymy wyjaśniać nasze sprawy - oznajmił - zjemy kolację i pójdziemy

spać. A rano Angie i ja wyjedziemy spędzić resztę naszego miesiąca miodowego w jednym z

Hoteli Sutherland.

Angie spojrzała na niego rozradowana.

- Naprawdę?

- Z całą pewnością. Ą teraz kończmy z tą nieszczęsną historią. Twoja kolej, Helen.

- Nie mam nic do powiedzenia na temat tego, co zaszło trzydzieści lat temu - odparła z

godnością. - Uważam, że dość już się stało złego. Owen, czy nie możesz zostawić tej sprawy

w spokoju?

- Nie. - Glos Owena był podejrzanie łagodny. - Nie mogę.

- To nie ma nic wspólnego z tobą - wtrącił gniewnie Derwin. - Byłeś jeszcze

dzieckiem.

- Mylisz się, Derwin. To ma ze mną bardzo wiele wspólnego, bo rzutuje na moje

małżeństwo i moje interesy. Ten konflikt musi zostać raz na zawsze wyjaśniony. Powiedzmy

sobie jasno: nikt nie opuści tej wyspy, dopóki nie dowiem się prawdy. No więc, Helen?

Derwin zerwał się na nogi.

- Daj jej spokój. Mógłbyś przynajmniej okazać odrobinę szacunku własnej ciotce. Nie

zapominaj, że to siostra twojego ojca.

Owen poczuł rękę Angie wsuwającą się w jego dłoń i delikatny uścisk jej palców.

Wiedział, że to znak, aby nie ustępował.

- Przykro mi, Helen, ale muszę otrzymać odpowiedź na moje pytanie.

- Wiem - szepnęła. - Zawsze wiedziałam, że prędzej czy później wszystko wyjdzie na

jaw.

Wybuchnęła płaczem. Derwin pospieszył do niej, podając chusteczkę.

background image

- Nie musisz mu nic mówić, Helen. Wytarła nos i potrząsnęła głową.

- Nie, Owen ma rację. Sprawa zaszła za daleko. Żyliśmy z tym przez wszystkie te lata,

ale sama mam już dość.

Palmer spojrzał na nią uważnie.

- Czy ma to coś wspólnego ze mną, Helen?

- Tak. Bardzo mi przykro, Palmer.

Marian spojrzała na Angie i uniosła brwi, ale się nie odezwała.

- No dobrze, Helen - rzekł spokojnie Owen. - Opowiedz nam, co się stało.

- Stało się to - zaczęła Helen drżącym głosem, który stopniowo się uspokajał - że

trzydzieści lat temu popełniłam głupią pomyłkę. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to,

że byłam bardzo młoda. I raczej naiwna. Krótko mówiąc, od pierwszej chwili zakochałam się

w Palmerze Townsendzie i z typową zarozumiałością Sutherlandów uznałam, że i on mnie

kocha.

Owen rzucił szybkie spojrzenie na teściów. Palmer miał minę zakłopotaną i

nieszczęśliwą, Marian współczującą, a Harry zdumioną.

- W tym czasie nie mówiło się o niczym innym, tylko o planowanej spółce między

Sutherlandami a Townsenda - mi - kontynuowała Helen. - Wszyscy kipieli entuzjazmem i

snuli wspaniałe plany. Pomyślałam, że to będzie bardzo romantyczne, jeśli Palmer i ja

pobierzemy się i połączymy przed ołtarzem zarówno nasze rodziny, jak i nasze firmy.

- Helen, nie musisz mówić nic więcej. - Derwin chwycił ją za ramię.

- To prawda, Helen. Nie zwracaj uwagi na Owena - poparł go Palmer. - To jest sprawa

osobista. Nie musisz zdradzać swoich sekretów przed nami wszystkimi.

- Chyba jednak muszę. - Uśmiechnęła się smutno. - Owen ma rację. To nie tylko moje

sekrety. W taki lub inny sposób dotknęły każdego z nas. Reszta jest całkiem prosta. Poszłam

do Palmera i powiedziałam mu, że go kocham i chcę zostać jego żoną. Był zdumiony,

mówiąc delikatnie. Właściwie należałoby powiedzieć, że przerażony.

Palmer patrzył na czubki swoich butów. Jego twarz oblała się rumieńcem.

Helen mówiła dalej z przepraszającym uśmiechem na ustach.

- Zachował się bardzo szarmancko i jak mógł próbował osłodzić mi gorycz porażki.

Ale kiedy zrozumiałam, że mnie nie kocha i żywi dla mnie jedynie uczucie przyjaźni, a

ponadto ma właśnie zamiar zaręczyć się z kimś innym, wpadłam w szał. I zrobiłam coś

bardzo złego. Coś, czego żałowałam przez wszystkie te lata.

- Helen, dość. - Derwin poklepał ją po ramieniu, niezręcznym, lecz czułym gestem.

- Nie, muszę to wreszcie z siebie wyrzucić. - Dotknęła przelotnie jego dłoni,

background image

przenosząc oczy z Palmera na Owena. - W napadzie zazdrości postanowiłam nie dopuścić do

powstania spółki. To ja przekazałam pewne poufne informacje naszym niedoszłym

kredytodawcom. I dlatego wycofali się z pożyczki, którą mieli dać nowo powstałej firmie. Ci

sami ludzie zdecydowali się później poprzeć plany rozwojowe Palmera. Mój brat oczywiście

uznał, że to jego sprawka, zaplanowana od samego początku.

W pokoju zaległa ciężka cisza. Owen pochylił się do przodu, opierając łokcie na

kolanach.

- Co to były za informacje i jak je zdobyłaś? Helen wzruszyła ramionami.

- Całkiem po prostu. Słyszałam kiedyś, jak brat mówił, że jeden z naszych hoteli

przynosi same straty i wiedziałam, że chce to zatuszować do czasu zawiązania spółki.

Przekazując tę informację do banku, dałam do zrozumienia, że to nie jedyny niedochodowy

hotel w naszej sieci. Bankowcy uwierzyli i cofnęli kredyt. Wiecie, jak to jest, kiedy takie

pogłoski zaczynają krążyć w świecie biznesu.

Palmer spojrzał na Owena.

- Pamiętam ten nieszczęsny hotel. Był źle położony. Twój ojciec zamierzał go

sprzedać i w końcu to zrobił. Nigdy nie miało to znaczenia dla całości jego interesów.

- Mój brat był wściekły, kiedy bankierzy ni stąd, ni zowąd się wycofali, a potem nagle

poparli samego Townsenda - mówiła dalej Helen, z wzrokiem wbitym w ręce złożone na

kolanach, - Był pewien, że za jego plecami uknuto spisek.

- Myślał, że przekonałem ich, że korzystniej będzie zainwestować we mnie samego

niż w spółkę - powiedział Palmer wolno. - Uznał, że zmieniłem zdanie i postanowiłem

wykorzystać zdobyte informacje, żeby zniechęcić do niego finansistów i przekabacić ich na

swoją stronę.

Helen pokiwała głową.

- Mój brat przeczesał całą firmę w poszukiwaniu twojego szpiega. W końcu przyszedł

do mnie. I wtedy jeszcze raz posunęłam się do kłamstwa.

- Powiedziałaś, że cię uwiodłem, żeby wyciągnąć z ciebie to i owo o waszej firmie,

tak?

- Tak - przyznała Helen. - I to przeważyło szalę. Tego nie był w stanie ci wybaczyć.

- Dlatego tak mnie nienawidził przez wszystkie te lata. - Palmer potrząsnął głową. -

Cóż, przynajmniej teraz znam przyczynę jego niechęci po rozpadzie naszych wspólnych pla-

nów. Ale dlaczego nigdy nie usiłował tego ze mną wyjaśnić?

- Ubłagałam go, żeby z tobą nie rozmawiał. Powiedziałam, że moja duma tego nie

zniesie. Zrozumiał.

background image

- Słynna duma Sutherlandów - mruknął Owen. Angie obdarzyła go uroczym

uśmiechem.

- Zawsze wiedziałam, że w tej rodzinie drzemią wielkie namiętności. Wszelkiego

rodzaju.

Ścisnął ją mocniej za rękę, zwracając się do Helen.

- Czy miałem rację, że to Derwin krył się za ostatnimi wypadkami?

- Tak - odpowiedział Derwin sam za siebie. - Miałeś rację. To ja próbowałem

zaszkodzić spółce. Dowiedziałem się o wszystkim zbyt późno, ale sądziłem, że jeśli sprzedaż

akcji się nie powiedzie, możesz jeszcze rozstać się z Townsendem i każdy z was wróci do

prowadzenia przedsiębiorstwa na własną rękę. To wszystko, na co mogłem liczyć, ale

musiałem spróbować.

Palmer spojrzał na niego z najwyższym zdumieniem.

- Ale dlaczego, na miłość boską, dlaczego? Wszyscy zarobimy na tym interesie

mnóstwo pieniędzy.

- Są rzeczy ważniejsze niż pieniądze - oświadczył Derwin dumnie, - Musiałem zrobić

wszystko, co w mojej mocy, aby oszczędzić Helen bólu, który ją czekał, gdyby nazwiska

Sutherland i Townsend zostały nierozerwalnie związane. Wiedziałem, co się wydarzyło

trzydzieści lat temu i wiedziałem, jak bardzo wtedy przez ciebie cierpiała, Palmer.

- Tak, oczywiście - mruknął Palmer.

- To zrozumiałe, że chciałeś chronić swoją żonę - powiedział współczująco Harry.

- Absolutnie - zgodziła się Marian. - Wiem, co musiałaś czuć, Helen. Wzgardzona

miłość potrafi być powodem wielu nierozważnych kroków.

- W tym wypadku może nieco drastycznych - zauważyła Celia. - Ale zapewne w jakiś

sposób zrozumiałych.

- Naturalnie - powiedziała Angie. - Biedna Helen. Jakie to musiało być dla ciebie

straszne. Muszę przyznać, Derwin, że zachowałeś się niezwykle lojalnie, próbując ją chronić

przed konfrontacją z moim ojcem i przykrymi przeżyciami.

Helen uśmiechnęła się smutno do Derwina.

- Najgorsze, że była to kwestia dumy, nie miłości. Bardzo szybko zrozumiałam, że to

Derwin jest mężczyzną mojego życia. Ale bałam się już potem wyznać prawdę. Byłoby to

takie upokarzające, a poza tym i tak nie mogłam już niczego naprawić. Miałam nadzieję, że

wszystko zostanie zapomniane. Ale tak się nie stało.

Owen rozejrzał się po twarzach ludzi zgromadzonych w salonie i z ciężkim

westchnieniem podparł twarz dłońmi.

background image

- Czy doprawdy nie za dużo tych niepohamowanych emocji? Nawet mój biedny ojciec

nie potrafił się im oprzeć. Wprost nie mogę uwierzyć, że wszyscy wokół wykazują pełne

zrozumienie, że można było przez trzydzieści lat podejmować decyzje w interesach kierując

się uczuciem zemsty i wzgardzonej miłości. Całe trzydzieści lat.

- No, no... - Angie poklepała go współczująco po ramieniu. - Nie dramatyzuj. Nie jest

tak źle.

- Nie jest tak źle? - Podniósł głowę i spojrzał na nią ze zgrozą. - Jest jeszcze gorzej.

Jak, na miły Bóg, będziemy prowadzić interesy spółki «Sutherland i Townsend» mając w

zarządzie takich zapalczywych, kierujących się emocjami, przewrażliwionych ludzi?

Wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem, a on odpowiedział im groźnym wzrokiem.

Angie uśmiechnęła się promiennie.

- Czy chcesz dać miejsce w zarządzie komuś ze swojej rodziny? - spytał z

zainteresowaniem Palmer.

- Dlaczego nie? - odparł Owen. - Ty, jako prezes, i ja, jako dyrektor generalny, mamy

prawo wyznaczyć równą liczbę członków zarządu, prawda?

- Prawda.

- I ty na pewno od razu weźmiesz Harry'ego?

- Oczywiście. I moją żonę. Wolę wiedzieć, że mam po swojej strome ludzi, na których

mogę liczyć w razie jakiejś różnicy zdań między tobą a mną.

- Tak? Mnie również przydałby się ktoś absolutnie zaufany w takim wypadku. - Owen

przeniósł wzrok na wuja. - I może właśnie tak lojalny, jak ty byłeś w stosunku do Helen przez

całe trzydzieści lat. Co powiesz, Derwin? Przyjmiesz miejsce w zarządzie?

Derwin zamrugał oczami, całkowicie zaskoczony.

- Ja... no, cóż... Tak. Tak, oczywiście. Z przyjemnością ci pomogę. - Wyprostował się

i spojrzał z dumą na żonę.

- A ty co powiesz, Celio? - Owen przeniósł wzrok na macochę. - Gdybyś była w

zarządzie, mogłabyś dbać o interesy Kim. Na pewno wkrótce pojawią się też wnuki. Będziesz

chciała zabezpieczyć ich przyszłość.

- Czuję się zaszczycona, Owen - powiedziała Celia, patrząc na niego uważnie. - Ale

niewiele wiem o prowadzeniu takiej wielkiej firmy.

- Coś mi mówi, że się szybko nauczysz. A twoja lojalność w stosunku do

Sutherlandów jest powszechnie znana. To też się liczy. A skoro już mówimy o wnukach, to

chciałbym przekazać ci dla nich ten dom. Jest twój. Ojciec na pewno by sobie tego życzył,

tylko zaniedbał zaznaczyć to w testamencie. Wiesz, jaki był.

background image

- Tak, oczekiwał, że ty będziesz sprawować pieczę nad wszystkim. - Celia

uśmiechnęła się i skinęła głową.

- Dziękuję ci, Owen. Bardzo ci dziękuję. I przyjmuję fotel w zarządzie.

Owen spojrzał teraz pytającym wzrokiem na Helen.

- Nie, mnie możesz nie brać pod uwagę - odparła łagodnie, lecz stanowczo. - Wierzę,

że dacie sobie radę beze mnie. A ja, szczerze mówiąc, wolę zasiadać w moich towarzystwach

dobroczynnych.

- Hej, a co ze mną? - Angie podskoczyła na krześle.

- Chętnie bym się znalazła w nowym zarządzie. Na przykład zamiast Helen. To może

być bardzo ekscytujące. Mam całą masę wspaniałych pomysłów dotyczących spółki, łącznie z

nowym znakiem firmowym.

Palmer i Harry jęknęli cicho, zaś Owen z olimpijskim spokojem postanowił

przemówić jej do rozumu za pomocą logiki.

- Angie, przecież zaczynasz już robić karierę jako projektantka biżuterii, zapomniałaś?

- Jestem pewna, że poradzę sobie z jednym i drugim - powiedziała szybko.

- Kochanie, podobnie jak wszyscy inni będziesz miała swój udział w spółce. To ci da i

tak prawo głosu. Nie musisz zasiadać w zarządzie.

- Ale, Owen...

- Kobieto, przecież śpisz z dyrektorem generalnym! - krzyknął Owen, zapominając o

logice. - Czego jeszcze chcesz?

- To nie to samo - upierała się, oblana rumieńcem, ogarniając gniewnym spojrzeniem

roześmiane twarze zebranych. - Daj mi tylko spróbować. Przekonasz się, że będziesz mieć ze

mnie dużo pożytku. Jestem gotowa uczestniczyć we wszystkich zebraniach, a nawet chętnie

wezmę udział w różnych specjalnych komisjach i tym podobnych.

- Nie wątpię, nie wątpię - uśmiechnął się Owen szeroko. - Angie, postawię sprawę

jasno. Będę cię kochać do końca życia, ale po moim trupie wejdziesz do zarządu. I tak czuję,

że jako udziałowiec sprawisz mi dość kłopotu.

- Owen, coś ty powiedział? - Oczy Angie rozszerzyły się ze zdumienia i pojaśniały z

radości.

- Słyszałaś.

- A więc przyznajesz, że mnie kochasz! Wiedziałam to od samego początku!

Zanim się zdążył obejrzeć, rzuciła mu się w ramiona. Objął ją mocno i przytulił na

oczach wszystkich zebranych. Obsypała go pocałunkami, a zgromadzeni główni udziałowcy

spółki «Sutherland i Townsend» zareagowali głośnym aplauzem. W tym momencie do pokoju

background image

wkroczyła Betty, uśmiechając się szeroko.

- Zawsze mówiłam, że wszystko jeszcze da się naprawić, a miłość to najlepsze

lekarstwo. Proszę do stołu. Nie mogę się doczekać chwili, kiedy zobaczę te obie rodziny

zasiadające razem do kolacji.

Następnego wieczoru Angie stała na tarasie znanego jej już apartamentu hotelowego

dla nowożeńców. Oparła się łokciami o balustradę, patrząc na zachód słońca nad Pacyfikiem.

Ciepły wieczorny wiatr przewiewał jej lekki srebrzysty peniuar i kołysał delikatnie długimi

klipsami.

Zaczęła obmyślać kształt wyrafinowanej srebrnej bransoletki, która oddałaby koloryt i

nastrój zmierzchu. Tęskniła już za swoją pracą. Była cząstką jej życia i mimo że oderwała się

od projektowania zaledwie na parę tygodni, zaczynało jej brakować szkicownika i ołówka.

Odwróciła się na dźwięk otwieranych drzwi. Do pokoju wkroczył Owen z butelką

szampana i dwoma kieliszkami. Na jej widok oczy mu rozbłysły, a usta rozchyliły się w

zmysłowym i wiele obiecującym uśmiechu. Zadrżała pod tym spojrzeniem, jak pod dotykiem

jego ręki. Ruszył ku niej po białym dywanie miękkim, kocim krokiem dzikiego zwierzęcia;

była w nim siła i zwycięska męskość. W jego oczach dojrzała miłość i pożądanie i raz jeszcze

pomyślała, jak bardzo go kocha.

- Wszystkiego najlepszego, pani Sutherland.

- Wszystkiego najlepszego, panie Sutherland.

Kiedy Angie upiła łyk szampana, wyjął jej z ręki kieliszek i odstawił na stolik

tarasowy. Podszedł blisko i uwięził ją przy sobie jak w klatce, zaciskając dłonie na poręczach

za jej plecami. Pocałował ją wolno i zmysłowo, dając jej odczuć głębię swojej miłości i

przywiązania.

- A więc, pani Sutherland...

Angie uśmiechnęła się i zarzuciła mu ręce na szyję.

- Słucham, panie Sutherland?

- Mam wrażenie - zamruczał Owen, przesuwając wargami po jej szyi - że jest pewna

sprawa, której dotąd nie załatwiliśmy.

- Jaka? - Odchyliła głowę do tyłu, drżąc pod jego namiętnymi pocałunkami. - Co to

może być?

- Nasza noc poślubna.

- Ach tak... - Spojrzała na niego roześmianymi oczami i zaczęła rozpinać mu koszulę.

- Czy powinniśmy zwołać zebranie zarządu, żeby uzyskać zgodę, czy będziemy działać na

własną rękę?

background image

- Zarząd główny spółki «Sutherland i Townsend» dał nam już pełną aprobatę. Myślę,

że z resztą poradzimy sobie sami.

Przycisnął usta do jej warg, pochwycił w ramiona i zaniósł przez srebrno - biały pokój

do wielkiego łoża pod baldachimem. Uśmiechnęła się, widząc zachłanny wyraz jego oczu,

wyciągnęła ręce i chwyciła za oba końce rozwiązanej muszki, przyciągając go delikatnie do

siebie. Owen zaśmiał się niskim, zmysłowym śmiechem i opadł na nią, zagłębiając palce w jej

włosy cudownie znanym już gestem.

- Powiedz, że mnie kochasz, Angie.

- Kocham cię, Owen. Nigdy nie przestanę cię kochać. - Dotknęła delikatnie czubkiem

palców jego mocno zarysowanego podbródka.

- Całe szczęście, bo chcę cię mieć przy sobie do końca życia. - Podniósł do ust jej rękę

i pocałował złotą obrączkę na palcu. - Ja też cię kocham, moja żono. I zawsze będę cię

kochał.

Dziesięć miesięcy później Owen z dumnym uśmiechem przekroczył próg pokoju

szpitalnego. W jednej ręce miał olbrzymi bukiet róż, w drugiej pokaźną kopertę. Pokój usłany

był prezentami od członków rodzin Sutherlandów i Townsendów. Wszędzie walały się

różowe wstążeczki i kolorowe bibułki.

Angie spojrzała na niego znad główki noworodka, trzymanego przy piersi.

Uśmiechnęła się; jej oczy jaśniały miłością i szczęściem. Owen pomyślał z troską, że jest

trochę blada, ale musiał przyznać, że nigdy nie widział piękniejszego widoku niż jego żona z

dzieckiem w ramionach.

- Owen, co za piękne kwiaty! A co jest w tej kopercie?

- Pakiet akcji spółki «Sutherland i Townsend». - Wyjął plik papierów wartościowych

na nazwisko Samantha Helen Sutherland. - Myślisz, że ją to ucieszy?

Angie roześmiała się.

- Kiedy już skończy szkołę średnią, to na pewno. Jeśli akcje będą dalej tak szły w

górę, to będzie mogła sobie sama opłacić studia medyczne albo prawnicze.

- A może zechce zostać następnym dyrektorem generalnym naszej spółki?

Owen pochylił się nad córeczką, podziwiając ją z bliska. Nie otworzyła oczu, lecz jej

maleńkie paluszki zacisnęły się mocno wokół jego kciuka.

- Wie, jak złapać to, co chce - roześmiał się.

- Zupełnie jak jej tatuś - zgodziła się Angie. Popatrzył na nią z czułością.

- I nigdy cię już nie puszczę, pani Sutherland. Zapamiętuj to sobie.

- Zapamiętam.

background image

Uśmiechnęła się do niego tak samo, jak w dniu ślubu, kiedy wkładał jej obrączkę na

palec. Wiedziała, że ten uśmiech będzie zarezerwowany dla niego już na resztę życia.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jayne Ann Krentz Noc poslubna
Krentz Jayne Ann Długa noc
Jayne Ann Krentz Damy i awanturnicy 03 Kowboj
Jayne Ann Krentz Misterny plan
Jayne Ann Krentz The Ties That Bind(P)
Wakacje na Hawajach Jayne Ann Krentz(1)
Jayne Ann Krentz Arcane Society 03 Sizzle and Burn
Jayne Ann Krentz Próba czasu
Jayne Ann Krentz Oczekiwanie
Jayne Ann Krentz Wielka namiętność
Jayne Ann Krentz Światło i mrok
Jayne Ann Krentz Between the Lines(P)
Jayne Ann Krentz Poszukiwacz skarbów
Jayne Ann Krentz Sezamie otwórz się
Jayne Ann Krentz Lost & Found(P)

więcej podobnych podstron