1
K³opoty z histori¹
2
3
K³opoty z histori¹
Publicystyka z lat 1996-2005
Piotr Gontarczyk
Warszawa 2006
4
Copyright © by Piotr Gontarczyk
Copyright © by Arwil s.c., 2006
Wydanie I
ISBN: 83-60533-03-2
978-83-60533-03-1
Projekt ok³adki:
Cezary Jaworski
Sk³ad i ³amanie:
Arwil s.c.
Korekta:
Katarzyna Szaraniec
Zdjêcie na ok³adce:
Sergey Chuskin, Petar Ishmeriev - FOTOLIA
Wydawca:
Wydawnictwo ARWIL s.c.
ul. Czereniowa 16
02-456 Warszawa
(22) 722 03 17
Druk i oprawa:
ARWIL s.c.
Sprzeda¿ w Internecie:
www.multibook.pl
5
Wstêp
Od Autora
Rozdzia³ I
Burzliwe lata trzydzieste
Pod sztandarem ¯abotyñskiego
Krótki kurs KPP
Renegat
W deklu i z rapierem
Rozdzia³ II
Komunici
Odbiór kosztownoci kwitujê
Uszczêliwiacze
Rêce precz od niemieckiego Gdañska KPP bez szafa¿u
Jak krawiec rozwi¹za³ generalski problem, czyli
prawda o PKWN
Rozdzia³ III
Polska Partia Robotnicza
Mord pod Borowem, czyli jak reakcyjne podziemie
r¹ba³o toporami bohaterów lewicy
Brudna gra
Nieznany Sekretarz PPR
Fiasko operacji PPR
Rozdzia³ IV
Ludzie PRL-u
Stefan Szymañski, czyli jak zostaæ
komunistycznym genera³em
Myli betoniarza
Ostatni prawdziwy komunista
Ryszard Nazarewicz, czyli jak zostaæ
komunistycznym profesorem
Spis treci:
7
10
17
27
36
46
51
57
67
80
89
97
107
116
123
131
142
6
Rozdzia³ V
Judaica
Przytyk, 9 marca 1936 roku. Starcia czy pogrom?
Wypaczona historia
Trudne s¹siedztwo
Morderca z Ludmi³ówki
Rozdzia³ VI
W sprawie Jana Tomasza Grossa
Upiory Jana Tomasza Grossa
Gross przemilczeñ
Gross kontra fakty
Historia czy propaganda
Rozdzia³ VII
SB i lustracja
Pseudonim wiêty
Jedyni sprawiedliwi
Maleszka o lustracji
Prawdziwa twarz Maleszki
Rozdzia³ VIII
Historiografia
Prawda, nieprawda, prawda, nieprawda...
Fa³szywe obrazki z wystawy
Historia dla b³¹dz¹cych
Historyczne zwyciêstwo towarzysza Susajkowa
Rozdzia³ IX
Polemiki
Armia agentów
Jeli nie pogrom, to zajcia
Niech przemówi¹ archiwa
Pochwa³a krucjaty
150
159
170
180
194
202
210
220
228
239
248
257
266
272
277
284
296
300
308
314
7
Publicystyk¹ historyczn¹ zajmujê siê ju¿ 10 lat. W okresie tym na-
pisa³em kilkadziesi¹t tekstów dotycz¹cych rozmaitych wydarzeñ z naj-
nowszej historii. Znaczn¹ czêæ z nich opublikowa³em w nieistniej¹cym
ju¿ ¯yciu, ale dostêp do innych artyku³ów dla osób spoza w¹skiego
grona naukowców, którzy bywaj¹ w specjalistycznych bibliotekach
jest bardzo utrudniony. Tak¿e i ci ostatni nie zawsze pamiêtaj¹, co kto
napisa³ 10 lat temu.
Dorastaj¹ te¿ kolejne generacje m³odych ludzi, z których daj Bóg,
jak najwiêksza czêæ interesuje siê histori¹. Wielokrotnie spotyka³em
siê z sytuacj¹, kiedy w rozmowie z naukowcem czy studentem odwo³y-
wa³em siê do jak mniema³em oczywistej wiedzy historycznej z mo-
ich tekstów i widzia³em, ¿e mój interlokutor by³ wyranie zaskoczony.
Po którym takim wydarzeniu z kolei, kto podsun¹³ mi myl, by naj-
wa¿niejsze swoje teksty zebraæ i wydaæ w formie ksi¹¿kowej.
Powtórna publikacja okaza³a siê dobr¹ okazj¹ do poprawienia istot-
nych b³êdów, zawinionych zarówno przez rozmaite redakcje, jak i po-
wsta³ych z winy autora. Niektóre artyku³y, które wczeniej ukaza³y siê
w formie znacznie okrojonej, tu opublikowa³em w ca³oci. Niekiedy,
jak w przypadku Rzeczpospolitej czy Gazety Wyborczej, s¹ to ich
inne wersje. Do tego wszystkiego do³o¿y³em dwa teksty, których ni-
gdzie nie opublikowa³em.
Tematyka prezentowanych artyku³ów jest cile zwi¹zana z moimi na-
ukowymi zainteresowaniami. S¹ to wiêc teksty dotycz¹ce spraw polsko-¿y-
dowskich w XX w. ze szczególnym naciskiem na zwi¹zane z tym kontrower-
sje. Szczególnie du¿o miejsca powiêci³em sprawie ksi¹¿ki Jana Tomasza
Grossa S¹siedzi, któr¹, co zawsze podkrela³em, mo¿na bardziej traktowaæ
jako przejaw intelektualnej patologii, ni¿ powa¿ne dzie³o naukowe.
Od Autora
8
Drugi, znacznie wa¿niejszy obszar moich poszukiwañ, to kwestie
zwi¹zane z komunizmem, histori¹ Polskiej Partii Robotniczej i Polski
Ludowej. Piszê wiêc o KPP w latach 30., partyzantce komunistycznej,
a tak¿e ludziach wykreowanych przez PRL. Zbiór artyku³ów uzupe³-
niaj¹ teksty dotycz¹ce czêstych problemów, przed którymi staje nauko-
wiec zajmuj¹cy siê histori¹ XX w. S¹ to zarówno kwestie dotycz¹ce
miejsca historii w ¿yciu publicznym, sprawy metodologiczne, jak i moje
spory z tym, co mi siê w historiografii polskiej nie podoba. Spieram siê
wiêc z luminarzami nauki PRL pokroju Eugeniusza Duraczyñskiego,
czy te¿ Jerzym Eislerem, którego dzia³alnoæ intelektualn¹, a w szcze-
gólnoci propozycje warsztatowe, trudno traktowaæ inaczej, jak zagro-
¿enie dla wiarygodnoci nauki.
Kilka uzupe³niaj¹cych ksi¹¿kê tekstów wi¹¿e siê tak z histori¹, jak
i moimi zainteresowaniami politologicznymi. Mowa oczywicie o pro-
blemie lustracji.
Oddaj¹c tê ksi¹¿kê do druku mam nadziejê, ¿e jej lektura bêdzie
dowiadczeniem przyjemnym, kszta³c¹cym i ciekawym. Tego Pañstwu
i sobie ze szczerego serca ¿yczê.
Piotr Gontarczyk
9
Burzliwe lata trzydzieste
R
OZDZIA£
I
10
H
istoria ¿ydowskiego ruchu narodowego rozpoczê³a siê u schy³ku
XIX w. Mniej wiêcej wtedy, gdy Roman Dmowski pisa³ Myli nowo-
czesnego Polaka, wielki myliciel ¿ydowski Teodor Herzl rozpocz¹³
wród rodaków propagowanie syjonizmu.
W 1896 r. ukaza³a siê jego ksi¹¿ka pt.: Judenstaat (Pañstwo ¿y-
dowskie). Mo¿na by j¹ streciæ jednym herzlowskim zdaniem: Niech
oddadz¹ nam na zasadzie zupe³nej niezale¿noci terytorium, o rozmia-
rze wystarczaj¹cym sprawiedliwym potrzebom narodu, a o resztê po-
staramy siê sami.
Rok póniej Herzlowi udaje siê zorganizowaæ wiatow¹ Organiza-
cjê Syjonistyczn¹, której dzia³alnoæ koncentrowa³a siê wokó³ stworze-
nia politycznych warunków umo¿liwiaj¹cych emigracjê ¯ydów do Pa-
lestyny znajduj¹cej siê wówczas w granicach Turcji. Niebawem do ru-
chu przyst¹pi³ m³ody dziennikarz z Rosji, W³odzimierz (Zeew) ¯abo-
tyñski, który bardzo szybko sta³ siê jednym z jego liderów.
Kiedy wybuch³a I wojna wiatowa, ¯abotyñskiemu uda³o siê stwo-
rzyæ legion ¿ydowski, który przy boku Anglików bra³ udzia³ w walkach
przeciwko Turkom. Sam fakt, i¿ walczy³ on pod ¿ydowskim sztanda-
rem z mieczem, sierpem i menor¹ zapewni³ ¯abotyñskiemu niekwestio-
nowany autorytet i du¿¹ popularnoæ w ruchu syjonistycznym.
Po wojnie ¯abotyñski zosta³ cz³onkiem w³adz wiatowej Or-
ganizacji Syjonistycznej, w której zacz¹³ propagowaæ has³a walki
o mo¿liwoæ nieograniczonej kolonizacji Palestyny znajduj¹cej siê
ju¿ w rêkach Anglików oraz zbudowania pañstwa ¿ydowskiego
nawet przy pomocy rozstrzygniêæ zbrojnych. Jego radykalizm ra-
zi³ zdominowane przez lewicê w³adze OS, która sta³a na stanowi-
sku systematycznej emigracji i rozwi¹zañ dyplomatycznych przy
Pod sztandarem ¯abotyñskiego
11
wspó³pracy z Angli¹. Has³a ¯abotyñskiego, z punktu widzenia tej
drogi, uwa¿ano za szkodliwe.
Pomimo stosowania wobec jego zwolenników (tzw. aktywistów lub
inaczej rewizjonistów) rozmaitych form represji i nacisku, popularnoæ
radykalnych hase³ wewn¹trz OS systematycznie ros³a.
W po³owie lat 30. ¯abotyñski ostatecznie zrezygnowa³ ze wspó³-
pracy ze wiatowym ruchem syjonistycznym i utworzy³ Now¹ Organi-
zacjê Syjonistyczn¹. W plebiscycie dotycz¹cym celowoci jej powsta-
nia ¯abotyñskiego popar³o wed³ug danych rewizjonistów ponad
700 000 ¯ydów, z czego ok. 450 000 z Polski.
Programem NOS by³o stworzenie ¿ydowskiego pañstwa w Palesty-
nie w granicach historycznych, masowa emigracja, która po 10 latach
umo¿liwi³aby powstanie ¿ydowskiej wiêkszoci w Palestynie oraz roz-
pisanie po¿yczki narodowej na sfinansowanie ca³ego przedsiêwziêcia.
W sprawie woli zamieszka³ej tam ludnoci arabskiej ¯abotyñski dekla-
rowa³ wprost: Istnieje tylko jedna droga kompromisu: powiedzcie Ara-
bom prawdê (...) W chwili, gdy istnieje kilka pañstw arabskich, jest
sprawiedliwoci¹ to, co ma dziaæ siê w Palestynie, a mianowicie jej
zamiana w Pañstwo ¯ydowskie.
Rewizjonici nader krytycznie wypowiadali siê o d¹¿eniach ¯y-
dów do odbudowy w³asnego pañstwa twierdz¹c, ¿e bardzo d³uga nie-
wola galutowa (czyli diaspora) poczyni³a tragiczne spustoszenie
w kondycji narodu. Szydzili, ¿e religijny ¯yd chodzi do synagogi, roz-
prawia o narodzie wybranym, a po kwadransie prezentuje uni¿on¹
s³u¿alczoæ wobec byle urzêdnika. Zwolennicy ¯abotyñskiego dekla-
rowali: temu przeciwstawia siê rewizjonizm, walcz¹cy o zdrow¹ psy-
chikê ¿ydowsk¹, o duszê narodu ¿ydowskiego. Rewizjonizm wo³a: Precz
z poczuciem ni¿szoci i upokorzenia, nie jestemy s³absi od innych,
ka¿da spo³ecznoæ, ka¿dy naród maj¹cy instynkt samozachowawczy,
ma prawo do bytu i zapewniania swej egzystencji.
Aby zbudowaæ pokolenie ¯ydów przygotowanych od strony ducho-
wej, obywatelskiej i wojskowej do odbudowy Izraela, zdaniem ¯abo-
tyñskiego, niezbêdny by³ Betar.
Brith Trumpeldor (Zwi¹zek Trumpeldora, w skrócie Betar lub Bej-
tar) powsta³ po serii odczytów do m³odzie¿y ¿ydowskiej, jakie ¯abotyñ-
12
ski wyg³osi³ w 1923 r. w Rydze. Nazwa organizacji pochodzi³a od na-
zwiska Józefa Trumpeldora, by³ego oficera legionu ¿ydowskiego, który
zgin¹³ w kolonii Tel Haj w Palestynie w walce z Arabami.
Ideologia Betaru by³a ca³kowicie podporz¹dkowana celom politycz-
nym Nowej Organizacji Syjonistycznej. Sam ¯abotyñski nazwa³ j¹ cza-
sem monizmem: Podstawa wiatopogl¹du Bejtarowego opiera siê
na jednym, jedynym pojêciu Pañstwo ¯ydowskie.
Betar by³ organizacj¹ zhierarchizowan¹, pos³uguj¹c¹ siê wewn¹trz
wojskow¹ dyscyplin¹ i terminologi¹ (oddzia³, rozkaz), a jej cz³on-
kowie zobowi¹zani byli do bezwzglêdnego pos³uszeñstwa wobec prze-
³o¿onych. Poszczególnych cz³onków w³adz centralnych mianowa³ ¯a-
botyñski, który oficjalnie pos³ugiwa³ siê tytu³em wódz Betaru (Rosh
Betar).
Zwi¹zku Trumpeldora nie omija³y ¿adne znacz¹ce nowinki poli-
tyczne epoki, w której przysz³o mu funkcjonowaæ: w 1928 r. zosta³ on
umundurowany w br¹zowe jak piasek Palestyny koszule z koalicyjka-
mi, a symbolem przypinanym do czapek sta³a siê ma³a, metalowa me-
norka. Obowi¹zuj¹cym powitaniem by³o wyci¹gniêcie prawicy w rzym-
skim pozdrowieniu z okrzykiem Tel Chaj!, wypowiadanym na czeæ
miejsca mierci Trumpeldora.
Betarowcy nie akceptowali liberalizmu i demokracji parlamentar-
nej, ho³dowali militaryzmowi i przemocy. Bardzo wrogo odnosili siê
do innych m³odzie¿owych organizacji, nawet z syjonistycznej lewicy,
traktuj¹c je jako demoralizuj¹ce i odci¹gaj¹ce od najwa¿niejszego celu.
Wszystkie klasyczne partie lewicowe traktowane by³y jako ekspozy-
tura Kominternu, które nale¿a³oby brechen (z³amaæ). Te ze swej stro-
ny odp³aca³y siê narodowcom etykiet¹ faszyci.
Zamiast walki klas betarowcy proponowali metody rozstrzyga-
nia sporów pomiêdzy pracodawcami i pracobiorcami w drodze arbitra-
¿u, wzorowane na rozwi¹zaniach w³oskiego korporacjonizmu. Pomiê-
dzy m³odymi rewizjonistami a lewicow¹ m³odzie¿¹ ¿ydowsk¹ regular-
nie dochodzi³o do bójek: dla tej drugiej betarowska menorka by³a rów-
nie cenn¹ zdobycz¹, co endecki mieczyk Chrobrego.
Najwiêksz¹ estym¹ betarowcy darzyli zawsze W³ochy. Zespó³ re-
dakcyjny jednego z najpowa¿niejszych tygodników rewizjonistycznych
13
deklarowa³ wprost: uznajemy chêtnie pozytywne wartoci w³oskiego
faszyzmu. Nie chodzi tu o formê rz¹du, bo tê ka¿dy naród urz¹dza jak
uwa¿a za stosowne, ale chodzi nam o podnios³oæ, napiêcie i ¿ywot-
noæ patrjotycznego uczucia, sposobu mylenia i ofiarnoci. W tym
kierunku idzie ca³y nasz wysi³ek wychowawczy i w tym kierunku bez
zastrze¿eñ podziwiamy dzie³o italskiego faszyzmu. Benito Mussolini
traktowany by³ jak m¹¿ opatrznociowy narodu w³oskiego, który ura-
towa³ kraj przed komunizmem. Pomiêdzy wiatow¹ Komend¹ Betaru
a w³osk¹ m³odzie¿ówk¹ faszystowsk¹ Balili¹ istnia³y oficjalne poro-
zumienia, wymiana dowiadczeñ i wspólne obozy.
We W³oszech, w Civita Vecchia, funkcjonowa³a tak¿e szko³a mor-
ska Betaru, w której m³odzie¿ ¿ydowska, przede wszystkim z Polski,
szkoli³a siê na okrêcie szkolnym Sara I.
Takiej wspó³pracy nie nawi¹zano oczywicie z niemieckimi naro-
dowymi socjalistami. Syjonici-rewizjonici potêpiali anty¿ydowskie
przeladowania w Niemczech i bardzo aktywnie dzia³ali we wszelkiego
typu akcjach pomocy uchodcom, traktuj¹c je jako patriotyczny obo-
wi¹zek. Uczestniczyli tak¿e w propagowaniu akcji bojkotu towarów
i filmów niemieckich.
Dostrzegano zarazem, ¿e przeladowania ¯ydów w Niemczech nie
tylko sprzyja³y temu, co Herzl nazwa³ czynieniem ze sprawy ¿ydowskiej
sprawy wiata, lecz tak¿e u³atwia³y syjonistom walkê polityczn¹ wewn¹trz
spo³ecznoci ¿ydowskiej. Stanowi³y najlepszy dowód koniecznoci budo-
wy w³asnego pañstwa, gdzie ka¿dy ¯yd bêdzie u siebie w domu.
¯abotyñski uwa¿a³ Polskê za kraj szczególny, bowiem znajdowa³o
siê w niej najwiêksze skupisko ¯ydów w Europie. W znacznej mierze
od sukcesów osi¹gniêtych w tym kraju uzale¿nia³ on mo¿liwoæ zreali-
zowania swoich hase³.
W 1929 r. w Warszawie powsta³a wiatowa Komenda Betaru,
a sama organizacja liczy³a ok. 4 tys. ludzi. Lata wielkiego kryzysu gospo-
darczego zaowocowa³y gwa³townym rozwojem organizacji: w 1931 r.
mia³a ona ok. 16 000, a dwa lata póniej 33 000 cz³onków. W momen-
cie oficjalnej rejestracji s¹dowej w 1936 r. Stowarzyszenie M³odzie¿y
¯ydowskiej im. Józefa Trumpeldora w Polsce liczy³o ponad 40 000
cz³onków i by³o jedn¹ z najsilniejszych organizacji narodowo-rady-
14
kalnych w kraju (Polski ONR w szczytowej fazie liczy³ kilka tysiêcy
cz³onków).
Jednak pomimo tak olbrzymiej liczebnoci Betar nie by³ zbyt wi-
doczny w polityce bie¿¹cej. W przeciwieñstwie do polskich narodow-
ców, którzy wcielali swe idea³y tu i teraz, betarowcy przygotowywali
siê do pracy i walki dopiero w Palestynie. W Polsce najsilniejszy nacisk
k³adziono na wychowanie.
Kszta³towano w m³odzie¿y ca³kowite oddanie syjonizmowi, karnoæ,
dyscyplinê, szacunek dla religii i tradycji. Idea³em betarowca by³ rycerz
asceta: jedn¹ z najpopularniejszych dyskusji programowych, jaka toczy³a
siê w latach 30. na ³amach rewizjonistycznej prasy, by³a kwestia nowo-
czesnych tañców, uwa¿anych przez wielu za demoralizuj¹cy objaw cho-
rej cywilizacji demokratyczno-liberalnej. Zwolennicy tañców bynajmniej
nie uwa¿ali, ¿e jest inaczej, jednak zajmuj¹c bardziej praktyczne stanowi-
sko twierdzili, ¿e m³ody cz³owiek za krótko trzymany na smyczy zde-
moralizuje siê znacznie gwa³towniej, gdy siê ze smyczy zerwie. Nale¿y
wiêc tañce dopuszczaæ w granicach przyzwoitoci.
W oddzia³ach Betaru m³odzi ludzie uczyli siê historii narodu ¿y-
dowskiego, jêzyka hebrajskiego, szeroko rozumianych nauk politycz-
nych. Mê¿czyni i kobiety obowi¹zkowo przechodzili szkolenie woj-
skowe, rozwijali tê¿yznê fizyczn¹, uczyli siê przetrwania w trudnych
warunkach. Obowi¹zkowa by³a tak¿e nauka zawodu.
Stosunek do Polski by³ bardzo ¿yczliwy: m³odzi rewizjonici uczyli
siê polskiej historii i literatury. Na spotkaniach i apelach, nawet tych
zamkniêtych, o których policja posiada³a poufne informacje, piewano,
oprócz hymnu Bejtar migow rikawon i ¿ydowskiej pieni narodowej
Hatikva, tak¿e Mazurka D¹browskiego. Szacunek dla Rzeczpospoli-
tej by³ obowi¹zkiem ka¿dego cz³onka Brith Trumpeldoru: uwa¿ano, ¿e
nie bêdzie dobrym obywatelem Izraela ten, kto nie bêdzie nale¿ycie do-
pe³nia³ obowi¹zków w swojej obecnej, tak ¿yczliwej dla ¯ydów ojczynie.
Prawdziw¹, niemal religijn¹ czci¹ otaczany by³ Józef Pi³sudski.
Betarowcy utrzymywali, ¿e po odbudowie pañstwa Izrael bêdzie on
zaliczony w poczet jego twórców. Po mierci Marsza³ka, z nale¿yt¹
powag¹ i olbrzymi¹ atencj¹, betarowcy przywieli urnê z ziemi¹ z gro-
bu swego patrona i dosypali do kopca Pi³sudskiego.
15
W³adze pañstwowe z sympati¹ odnosi³y siê do rewizjonistów. Przy-
czyni³y siê do tego najprawdopodobniej dwa elementy: lojalnoæ wo-
bec Rzeczpospolitej oraz popieranie przez w³adze idei syjonizmu jako
pokojowego i bezkonfliktowego sposobu zmniejszania liczby ¯ydów
w Polsce. Organizacja Brith Trumpeldor by³a regularnie szkolona
w ramach Przysposobienia Wojskowego. Nie jest znany pe³en zakres
pomocy udzielanej Betarowi przez w³adze, bowiem czêæ dzia³añ
w tym zakresie, ze wzglêdu na probrytyjsk¹ politykê w³adz sanacyj-
nych, by³a utajniona. Ze strzêpów informacji mo¿na jedynie wysnuæ
hipotezê, ¿e dzia³aniami tymi kierowa³ II Oddzia³ Sztabu Generalnego
WP, za w ród³ach znajduj¹ siê szcz¹tkowe informacje o tajnej szkole
instruktorów wojskowych Betaru w Zielonce ko³o Warszawy.
Oficjalne relacje z w³adzami pañstwowymi równie¿ by³y ciep³e: na zlo-
ty i wiêta m³odzie¿y rewizjonistycznej obowi¹zkowo przybywali przed-
stawiciele w³adz i wojska. Na jednym ze zjazdów po miejscowym starocie
wyst¹pi³ oficer 38 Pu³ku Piechoty. Prasa betarowa relacjonowa³a: W pu³ku
moim mówi³ mia³em wielokrotnie ¿o³nierzy, którzy wychowali siê na
Trumpeldorze i stwierdzam, ¿e byli to wzorowi, obowi¹zkowi i przyk³adni
¿o³nierze. Pracuj¹c dalej po linji wytyczonej przez waszych przywódców
rzek³ doprowadzicie do upragnionego celu, do samodzielnego pañstwa
w Palestynie. Pan Pu³kownik Majewski zakoñczy³ okrzykiem: Niech ¿yje
wolne i samodzielne Pañstwo ¿ydowskie w Palestynie!
Burza d³ugo trwaj¹cych, ci¹gle siê powtarzaj¹cych oklasków by³a
odpowiedzi¹ zebranych na te s³owa, p³yn¹ce z zacnego serca Wielkiego
Cz³owieka, powszechnie cenionego oficera i Przyjaciela naszego ruchu.
Ciekawa by³a te¿ postawa endeków wobec Betaru. Do konflik-
tów dochodzi³o rzadko: co prawda tu i ówdzie protestowano prze-
ciw ¿ydowskiemu militaryzmowi, ale nie tak znowu czêsto i nie tak
znowu ostro. Deklaracje lojalnoci wobec Polski i silny antykomu-
nizm ¿ydowskiej m³odzie¿y narodowo-radykalnej musia³y wp³ywaæ
koj¹co na anty¿ydowski przecie¿ ruch narodowy.
Co ciekawe, jedna z najbardziej znanych polskich korporacji stu-
denckich, której cz³onkowie w przyt³aczaj¹cej wiêkszoci nale¿eli do
Stronnictwa Narodowego i ONR, mia³a pod swym patronatem ¿ydow-
sk¹ korporacjê akademick¹ wyznaj¹c¹ idea³y ¯abotyñskiego.
16
Betarowcy spotykali siê te¿ z sympati¹ zwyk³ych obywateli. Na
przyk³ad w mocno endeckiej £odzi podczas zbierania podpisów pod
jedn¹ z wielu petycji kierowanych przez syjonistów do króla angielskie-
go, mia³a miejsce scena, wrêcz niesamowita jak na ówczesne relacje
w miecie umundurowani betarowcy chodzili po miecie i krzyczeli
Niech ¿yje Rzeczpospolita Polska!, a ³odzianie podpisywali petycjê
z okrzykami Niech ¿yje Izrael, niech ¿yj¹ ¯ydzi!
Po tragedii II wojny wiatowej schematy ocen ró¿norodnych zja-
wisk i postaw powszechnych w latach 30. uleg³y znacznym zniekszta³-
ceniom i uproszczeniom.
Raczej pó³gêbkiem wspomina o Betarze historiografia anglojêzycz-
na, traktuj¹c go jako organizacjê, z punktu widzenia poprawnoci poli-
tycznej, niewygodn¹. Niekiedy przedstawia siê jej cz³onków jako skau-
tów. W innych miejscach retuszuje siê fotografie, wycinaj¹c wyci¹gniê-
te w rzymskim pozdrowieniu prawice. Okalecza siê zdjêcia i historiê.
W PRL betarowcy zniknêli ca³kowicie. Znacznie u³atwi³o to roz-
powszechnianie pseudonaukowych teorii i absurdalnych porównañ s³u-
¿¹cych mistyfikacji naszej historii m.in. stawianie znaku równoci
pomiêdzy umundurowanym Stronnictwem Narodowym a hitlerowca-
mi czy zaliczanie przedwojennych prawicowców wyci¹gaj¹cych rêkê
w rzymskim pozdrowieniu do zwolenników komór gazowych.
W rzeczywistoci lat 30. mundury, dyscyplina, radykalne has³a by³y
objawem charakterystycznej dla epoki fascynacji wizj¹ narodowej re-
wolucji.
¯ycie z 22-23 sierpnia 1998 r.
17
W
czasach PRL o Komunistycznej Partii Polski powsta³o wiele arty-
ku³ów naukowych i ksi¹¿ek. Nie napisano jednak najwa¿niejszego, skoro
w swoim doæ krytycznym szkicu dziejów KPP prof. Antoni Czubiñski
w 1988 r. przyzna³: pe³na historia KPP czeka jeszcze na swego autora.
£atwoæ, z jak¹ bolszewicy siêgnêli po w³adzê w Rosji, oszo³omi³a
wszystkich. Jednak sprawcy jednej z najwiêkszych sensacji XX w. nie uwa-
¿ali swego sukcesu za ostateczny. G³êboko wierzyli, ¿e w szybkim czasie
p³omieñ rewolucji poch³onie stary porz¹dek na ca³ym wiecie: nale¿a³o jed-
nak podj¹æ niezbêdne dzia³ania, aby ów ogieñ tylko trochê podsyciæ.
W marcu 1919 r. utworzono w Moskwie Miêdzynarodówkê Ko-
munistyczn¹ (Komintern), która mia³a zaj¹æ siê kontrol¹, koordyna-
cj¹ i wspieraniem ruchów wywrotowych na wiecie. Na jej przewod-
nicz¹cego, zatwierdzonego potem przez kierownictwo Kominternu, wy-
znaczono Zinowjewa (Grigorija Jewsiejewicza Apfelbauma vel Rado-
myslskiego).
Oficjalny manifest Miêdzynarodówki g³osi³: Proletariat nie scho-
wa miecza do pochwy tak d³ugo, dopóki nie stworzymy federacji repu-
blik radzieckich na ca³ym wiecie. Komintern jest parti¹ rewolucyjne-
go zrywu proletariatu miêdzynarodowego.
Od samego pocz¹tku by³a to organizacja ca³kowicie fasadowa: na
za³o¿ycielskim zjedzie Kominternu wielu delegatów reprezentowa³o kra-
je, w których nigdy nie by³o. Jeszcze inni zabierali g³os w imieniu partii,
które w rzeczywistoci nie istnia³y.
Organizacje, które przystêpowa³y do Miêdzynarodówki, musia³y
zaakceptowaæ 21 punktów, które redukowa³y ich znaczenie do bezwol-
nych, ca³kowicie podporz¹dkowanych Moskwie sekcji partii miêdzy-
narodowego proletariatu.
Krótki kurs KPP
18
Tu¿ po rewolucji sowieccy dyplomaci i emisariusze w walizkach
wozili olbrzymie iloci pieniêdzy, carskie klejnoty, bezcenne dzie³a sztuki
wszêdzie tam, sk¹d przychodzi³y informacje o istnieniu ruchu komuni-
stycznego.
Z czasem ca³y system zacz¹³ jednak dzia³aæ coraz sprawniej. Na
pocz¹tku 1921 r. powsta³ tajny wydzia³ ds. ³¹cznoci z poszczególnymi
sekcjami Miêdzynarodówki (OMS Oddie³ Mie¿dunarodnych Swia-
ziej), na którego czele stan¹³ Josif Aronowicz Piatnicki. Od samego
pocz¹tku jego dzia³alnoæ by³a kontrolowana przez wydzia³ zagranicz-
ny sowieckiej bezpieki INO (Innostrannyj Oddie³) kierowany przez
Michai³a Abramowicza Trilissera.
Wskazówki i polecenia przywódców Kremla przyjmowano w ru-
chu komunistycznym z wielk¹ atencj¹ i pobo¿noci¹. Komintern prze-
kszta³ca³ wyznawców nowej wiary w zinstytucjonalizowany i ca³kowi-
cie podporz¹dkowany poleceniom Moskwy organizm.
Niepodleg³oæ reakcyjny twór mieszczañstwa
Odrodzenie pañstwa polskiego nie znalaz³o w Moskwie ani zro-
zumienia, ani tym bardziej akceptacji. I nie by³ to tylko przypadek
Polski. Klasowa wizja wiata lekcewa¿y³a patriotyzm i przekrela³a
ideê posiadania w³asnego pañstwa. Fala uczuæ narodowych, która
leg³a u podstaw tworzenia nowego porz¹dku europejskiego, pop³ynê-
³a w poprzek fali rewolucyjnej, w której moc tak wierzyli komunici.
W ich mniemaniu proces powstania pañstw narodowych, takich jak
Polska, oddala³ dzieñ ostatecznej rozprawy z bur¿uazj¹. Nie ukrywa-
no wiêc irytacji i zawodu.
W manifecie uchwalonym na II Kongresie Miêdzynarodówki
Komunistycznej (lipiec-sierpieñ 1920 r.) g³oszono: jakim¿e potwor-
nym naigrawaniem siê z historii jest fakt, ¿e odbudowanie Polski,
które stanowi³o czêæ sk³adow¹ rewolucyjnej demokracji i by³o ha-
s³em pierwszych wyst¹pieñ miêdzynarodowego proletariatu, zosta-
³o urzeczywistnione przez imperializm w celach przeciwdzia³ania
rewolucji.
W podobnym duchu utrzymane by³y pierwsze programy i odezwy
ruchu komunistycznego dzia³aj¹cego na terenie naszego kraju.
19
Powsta³a w 1918 r. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski (KPRP,
potem od marca 1925 r. KPP) g³osi³a koniecznoæ natychmiastowego
rozpêtania rewolucji: Jeli nie chcemy, by nas zakuto w nowe kajdany,
musimy rozpaliæ w Polsce w³asn¹ rewolucjê, zburzyæ panowanie bur-
¿uazji, zdobyæ w³adzê dla Rad Delegatów Robotniczych miast i wsi
w niez³omnym przekonaniu, ¿e stan¹ siê one organem walki szerokich
mas proletariatu.
Stosunek polskich komunistów do odrodzonej Rzeczpospolitej okre-
la³o wypracowane jeszcze w SDKPiL stanowisko tzw. luksemburgi-
zmu. Traktowa³o ono wszelkie has³a niepodleg³ociowe jako reakcyjny
twór mieszczañstwa stoj¹cy w sprzecznoci z has³ami proletariackiej
rewolucji. W samych s³owach Polska i niepodleg³a dopatrywa³o
siê przejawów nacjonalizmu.
Komunici negowali nie tylko ustrój niepodleg³ej Rzeczpospolitej,
jej dzia³ania dyplomatyczne i zbrojne, lecz tak¿e ca³y dorobek kultu-
rowy i polskie tradycje. Podobnie jak Ukraiñcy i Niemcy, zbojkoto-
wali pierwsze wybory do Sejmu, nazywaj¹c je bur¿uazyjn¹ komedi¹.
Naturaln¹ konsekwencj¹ tak radykalnego stanowiska komunistów by³a
ich postawa w czasie wojny polsko-bolszewickiej, kiedy to jednoznacz-
nie opowiedzieli siê po stronie pañstwa robotników i ch³opów, wal-
cz¹c z broni¹ w rêku przeciwko pañskiej Polsce i tworz¹c zrêby
nowej Republiki Rad.
Ruch komunistyczny by³ obserwowany przez w³adze pañstwo-
we z du¿¹ uwag¹ i niepokojem. Tu¿ po odzyskaniu niepodleg³oci
rewolucjonici bardzo szybko znaleli siê w obszarze zaintereso-
wañ sekcji defensywnej Oddzia³u II (wywiadu) Sztabu Generalne-
go WP, a tak¿e Wydzia³u IV D (policja polityczna) Komendy G³ów-
nej Policji Pañstwowej. Powód by³ oczywisty dzia³alnoæ komu-
nistów godzi³a w najbardziej ¿ywotne interesy spo³eczeñstwa pol-
skiego.
Próba wyjcia z politycznej izolacji
Na pocz¹tku lat 20. w Kominternie zdano sobie sprawê, ¿e nie-
ustanne nawo³ywanie do zbrojnego powstania marginalizuje wp³yw
komunistów i ci¹ga surowe represje. Zmieniono wiêc taktykê.
20
G³ówn¹ jej osi¹ by³a leninowska koncepcja przerastania rewolucji bur-
¿uazyjnej. Oznacza³a ona rezygnacjê z agresywnego nawo³ywania do rewo-
lucji oraz z hase³ wprowadzenia dyktatury proletariatu, nacjonalizacji i ko-
lektywizacji. W zamian wysuniêto klasyczne postulaty ekonomiczne lewi-
cy: podwy¿ki p³ac, poprawy warunków socjalnych ludnoci, reformy rolnej
itp. w sojuszu z tradycyjnymi partiami robotniczymi i ch³opskimi. Nie od-
rzucano te¿ szermowania patriotyzmem.
Tak radykalna zmiana by³a jedynie zmian¹ metod dzia³ania, prób¹
wyjcia z politycznej izolacji. Cel pozostawa³ zawsze ten sam: wiato-
wa dyktatura proletariatu.
O dyspozycjach w sprawie nowej taktyki Kominternu dyskutowano
w czasie II Zjazdu KRRP. Wywo³a³y one prawdziw¹ burzê. Przeciwko re-
zygnacji z radykalnego rewolucyjnego programu protestowa³o wielu dzia³a-
czy twierdz¹c, ¿e Polska musi znikn¹æ, w przeciwnym bowiem razie có¿
sta³oby siê z naszym programem? Najbardziej nieprzejednane stanowisko
prezentowali m.in. Alfred Lampe, Jan Paszyn (Horst), Aleksander Leno-
wicz (Izaak Gordin), Stefan Henrykowski (Saul Amsterdam), Henryk Do-
mski (Stein). Ten ostatni zas³yn¹³ zw³aszcza artyku³ami w prasie niemiec-
kiej, w których obraliwymi s³owami wyra¿a³ siê o powstañcach l¹skich.
Jednak cz³onkostwo w Kominternie zobowi¹zywa³o. Dokonane
zmiany programowe zosta³y przyjête z wielkimi oporami szybko oka-
za³o siê, ¿e by³y równie¿ bardzo nietrwa³e.
Wrogi stosunek wobec Polski, a przede wszystkim dowiadczenia
wojny bolszewickiej bardzo silnie odcisnê³y siê na wp³ywach KPP
w kraju. S³owo komunista by³o doæ powszechnie synonimem s³owa
zdrajca, a Polacy zachowywali wobec nowej wiary du¿¹ wstrze-
miêliwoæ. Nic te¿ dziwnego, ¿e przez ca³y okres dzia³alnoci ruch
komunistyczny w Polsce pozostawa³ w zasadzie domen¹ mniejszoci
narodowych Bia³orusinów, Ukraiñców i ¯ydów.
Wojna najkrótsza droga do celu
Lata 1923-1924 by³y okresem wyranych pora¿ek partii miêdzyna-
rodowego proletariatu. Klêskê ponios³a rewolucja w Bu³garii, ca³ko-
witym fiaskiem zakoñczy³a siê próba dokonania bolszewickiego puczu
w Niemczech. Sytuacja polityczna w Europie uleg³a wyranej stabili-
21
zacji i na szybk¹ rewolucjê nie by³o co liczyæ. Taktyka dwustopniowej
rewolucji polegaj¹ca na wspólnej walce z partiami klasycznej lewicy
nie powiod³a siê, tote¿ w Moskwie dokonano kolejnej zmiany politycz-
nej platformy.
Jeden z komunistycznych historyków okreli³ j¹ tak: zwyciê¿y³a
myl polegaj¹ca na d¹¿eniu do osi¹gania celów rewolucyjnych przez
dialektyczny sposób prowadzenia polityki miêdzynarodowej przy wy-
korzystaniu sprzecznoci istniej¹cych pomiêdzy pañstwami kapitali-
stycznymi.
Przek³adaj¹c na jêzyk polski oznacza to mniej wiêcej tyle, ¿e
w Moskwie stracono ju¿ wiarê w mo¿liwoæ rozsadzenia pañstw kapi-
talistycznych od wewn¹trz. Za niezbêdny warunek przyspieszenia re-
wolucji uznano demonta¿ systemu wersalskiego, który stanowi³ bardzo
kruchy fundament pokoju w Europie.
Do klasycznego repertuaru poszczególnych sekcji Kominternu
dosz³o g³oszenie hase³, które mog³yby doprowadziæ do nowej wojny.
Komunistyczna Partia Polski podobnie jak Komunistyczna Partia
Niemiec g³osi³a potrzebê przy³¹czenia Gdañska do Rzeszy, a tak¿e
zagrabionych przez imperializm Polski l¹ska, Wielkopolski i Po-
morza. Obiecywa³a te¿ powrót do ZSRS ziem zachodniej Ukrainy
i zachodniej Bia³orusi, a tak¿e oddanie Wilna Litwinom, którzy sta-
nowili w miecie ok. 1% mieszkañców. Cel takiego dzia³ania jasno
sprecyzowa³ jeden z wysokich funkcjonariuszy Kominternu Dymitr
Manuilski: rozluniæ szwy narodowociowe wspó³czesnego pañstwa
polskiego nie pozwalaj¹c mu ustaliæ siê i nabraæ równowagi.
W podobny sposób has³em prawa do samostanowienia podjudzano
w ca³ej Europie, nawet w pañstwach, w których po³¹czenie siê ró¿-
nych narodów we wspólny organizm polityczny przebieg³o raczej
dobrowolnie.
Nowa wojna wydawa³a siê przywódcom Kremla najkrótsz¹ drog¹
do wiatowej rewolucji gdy wyniszczona Europa tonê³aby w chaosie,
ukojenie mog³aby przynieæ niezwyciê¿ona Armia Czerwona.
W KPP zrezygnowano z has³a dwuetapowoci rewolucji, a tak¿e
obowi¹zuj¹cej od kilku miesiêcy oficjalnej akceptacji dla niepodleg³o-
ci Polski. Stare kierownictwo partii (na czele z Adolfem Warskim)
22
wyrzucono, powo³uj¹c zamiast niego najbardziej nieprzejednanych luk-
semburgistów. Przywódc¹ partii zosta³ Julian Leñski (Leszczyñski),
który w czasie dyskusji na II Zjedzie KPP stwierdzi³, i¿ istnienie
niepodleg³ej Polski jest niepotrzebne i szkodliwe.
Parawan dla operacji szpiegowskich
Wobec przyjêcia programu zniszczenia kapitalistycznej Europy od
zewn¹trz, poprzez wojnê zrealizowanego z powodzeniem w latach
1939-1945 Komintern wyranie straci³ na znaczeniu.
Od 1924 r. Oddie³ Mie¿dunarodnych Swiaziej Miêdzynarodówki
zosta³ poddany ca³kowitej kontroli wydzia³u zagranicznego OGPU.
Jego struktury wykorzystywa³ równie¿ klasyczny wywiad wojskowy
Wydzia³ IV Sztabu Generalnego Armii Czerwonej. Obydwie wspo-
mniane struktury prowadzi³y poprzez Komintern i podporz¹dkowane
mu partie komunistyczne wywiad, dywersjê ideologiczn¹, a tak¿e wer-
bunek agentów przekonanych, ¿e dzia³aj¹ dla lewicy spo³ecznej czy
dobra rewolucji.
Nie inaczej sta³o siê z KPP, która ostatecznie straci³a cechy
jakiejkolwiek partii politycznej, bêd¹c w nastêpnych latach jedy-
nie parawanem dla sowieckich operacji dywersyjno-szpiegowskich
w Polsce.
Zwi¹zki z Polsk¹ poszczególnych funkcjonariuszy Kominternu
kierowanych do roboty po linii KPP stawa³y siê coraz bardziej sym-
boliczne. Równie dobrze mogli oni pracowaæ dla dobra swojej so-
cjalistycznej ojczyzny zupe³nie gdzie indziej: Wiktor Bertyñski (¯y-
t³owski) by³ wczeniej cz³onkiem Komunistycznej Partii Wêgier,
Julian Leñski (Leszczyñski) reprezentowa³ na jednym z kongresów
Kominternu Komunistyczn¹ Partiê Francji. Stefan Henrykowski (Saul
Amsterdam) odbudowa³ KP Czechos³owacji, potem pracowa³ w KP
Szwajcarii. Póniejszy sekretarz PPR Pawe³ Finder (Pinkus Finder)
by³ funkcjonariuszem KP Francji i Austrii. Jednak oficjalne kierow-
nictwo nie mia³o wiêkszego wp³ywu na dzia³alnoæ partii. Jego za-
danie sprowadza³o siê praktycznie do oficjalnego sygnowania pod-
pisem KC KPP opracowywanych w Kominternie hase³ i progra-
mów. Cz³owiekiem, który rzeczywicie kierowa³ robot¹ partyjn¹
23
od koñca lat 20., by³ W³adys³aw Bronkowski (Bortnowski), którego
¿yciorys jest bardzo ciekawym przyczynkiem do badañ nad rzeczy-
wist¹ rol¹ KPP.
Od pocz¹tku istnienia pañstwa sowieckiego nale¿a³ on do elity apa-
ratu bezpieczeñstwa (CzeKa), a w czasie wojny polsko-bolszewickiej
by³ oficerem sztabu Frontu Zachodniego walcz¹cego przeciwko Polsce.
Zajmowa³ siê wtedy wywiadem wojskowym, prowadzonym przez struk-
tury komunistyczne dzia³aj¹ce na terenie kraju. Po zakoñczeniu wojny
wróci³ do Moskwy, gdzie nale¿a³ do najbli¿szych wspó³pracowników
Jana Kar³owicza Berzina, wieloletniego szefa Zarz¹du Wywiadu Szta-
bu Generalnego Armii Czerwonej, a nastêpnie pierwszego szefa GRU.
Kiedy na pocz¹tku lat 30. ca³e kierownictwo KPP znajdowa³o siê
w Berlinie, praw¹ rêk¹ Bronkowskiego by³ m.in. Alfred Lampe. Czy-
stoci¹ kadr z ramienia GPU zajmowa³ siê wówczas w KPP Wiktor
Bertyñski (¯yt³owski).
Faszyzm z pomoc¹ rewolucji
Karol Radek (Sobelsohn) stwierdzi³ tu¿ po powstaniu Kominter-
nu, ¿e robotnicy na ca³ym wiecie winni byæ patriotami Rosji, po-
niewa¿ Rosja jest jedynym pañstwem, w którym robotnicy przejêli
w³adzê.
Wypowied ta najlepiej charakteryzuje wizjê wiata komunistów,
którzy nie mieli nic wspólnego z interesami spo³eczeñstwa polskiego.
Przez wiêkszoæ okresu swojej dzia³alnoci KPP otwarcie g³osi³a has³a
demonta¿u II Rzeczpospolitej, oddania Kresów Wschodnich ZSRS,
oderwania Wilna, a nawet najbardziej jednorodnych etnicznie ziem pol-
skich Wielkopolski, l¹ska i Pomorza. Program ten uzupe³nia³y has³a
kolektywizacji, nacjonalizacji oraz wprowadzenia dyktatury proletaria-
tu. Masowa eksterminacja elit politycznych w Rosji, miliony ofiar g³o-
du na Ukrainie, niszczenie i wynaradawianie ludnoci polskiej w ZSRS
by³y najlepsz¹ zapowiedzi¹ tego, czym grozi³a Polsce realizacja komu-
nistycznego programu.
W po³owie lat 30. oficjalna propaganda KPP ponownie zrezygno-
wa³a z agresywnych hase³. Sukcesy faszyzmu w Europie i bezporednie
zagro¿enie ze strony hitlerowskich Niemiec dawa³y znakomit¹ po¿yw-
24
kê dla dzia³añ komunistów. Has³a zagro¿enia kultury, obrony demokra-
cji, jednolitego frontu lewicy przeciw faszyzmowi mia³y umo¿liwiæ prze-
nikniêcie i majoryzacjê tradycyjnej lewicy.
Antyfaszyzm, wt³aczany bezrefleksyjnie do KPP-owskiej pro-
pagandy, tworzy³ przedziwne konstrukcje mylowe najlepiej wiad-
cz¹ce o tym, jak g³êboko tkwili komunici w wiecie w³asnych ilu-
zji. Odezwa Bracia katolicy z 1937 r. g³osi³a na przyk³ad: Kler z³¹-
czy³ siê z faszyzmem i wspólnie z nim uprawia³ reakcyjn¹ politykê
antyludow¹. Dlatego walczymy przeciwko klerowi, domagamy siê
oddzielenia kocio³a od pañstwa i zerwania konkordatu, tej karty
przywilejów kleru. Nie jest to walka z religi¹. Jestemy zwolennika-
mi wolnoci sumienia, swobody wiary i praktyk religijnych. Nie
chcemy tylko, by ksiê¿a wtr¹cali siê w nie swoje sprawy. Niech
z ambony p³ynie nauka mi³oci, a nie agitacja faszystowska. Wasze
przekonania religijne nie mog¹ byæ przeszkod¹ dla wspólnej walki
w szeregach obozu demokratycznego przeciwko wyzyskiwaczom
i ciemiêzcom faszystowskim.
Oficjalny program spo³eczno-polityczny KPP by³ niczym innym,
jak tylko zbiorem równie prymitywnej demagogii. Rolnikom obiecy-
wano podwy¿szenie cen ¿ywnoci, mieszkañcom miast ich powa¿ne
obni¿enie. W ulotkach i enuncjacjach programowych rozdawano mi-
lionowe kwoty robotnikom i bezrobotnym. Nawet funkcjonariusze
partyjni nie traktowali tego typu hase³ powa¿nie.
Tylko jeden punkt programu KPP nie uleg³ nigdy ¿adnej zmianie.
By³o nim demaskowanie polskich przygotowañ do napadu na ZSRR:
Masy nie zdaj¹ sobie sprawy i zadaniem partji jest stale i z najwiêksz¹
energj¹ otwieraæ im stale oczy ¿e wbrew pokojowej gadaninie fa-
szyzm zbroji siê bez przerwy przeciw ZSRR, ¿e wszystkie fabryki amu-
nicyjne pracuj¹ gor¹czkowo na kilka zmian, ¿e sztab generalny opra-
cowuje do najdrobniejszych szczegó³ów plan kampanji wojennej prze-
ciw ZSRR.
W razie konfliktu zbrojnego ze wschodnim s¹siadem ulotki i ode-
zwy komunistyczne zaleca³y ¿o³nierzom zastrzelenie w³asnych ofice-
rów i przejcie na drug¹ liniê frontu.
25
Umrzeæ jako cz³onek partii
Znana dzia³aczka komunistyczna Eugenia Brun wspomina³a po
wojnie o incydencie, jaki zdarzy³ siê jej w moskiewskiej szkole Komin-
ternu. Zarówno ona, jak i jej brat Mieczys³aw Hejman (Mordka Hej-
man) zostali skrytykowani za niew³aciwe pojmowanie jakiego wyda-
rzenia politycznego na wiecie. Incydent tego typu koñczy³ siê zazwy-
czaj aresztowaniem, wyrzuceniem z partii i rozstrzelaniem odszczepieñ-
ca. Hejman pobieg³ wiêc do w³asnego pokoju i usi³owa³ pope³niæ samo-
bójstwo. Nie ze strachu przed mierci¹ czy ciê¿kim ledztwem, tylko
by... umrzeæ, zanim odbior¹ mu legitymacjê partyjn¹. Brunowa wspo-
mina³a: Wywalilimy drzwi (...) I on wtedy zap³aka³: Jak to, ja ca³e
¿ycie, ca³¹ m³odoæ odda³em partii. Nie mam nic innego poza parti¹,
to mnie teraz wyrzuc¹ z partii? Ja tego nie prze¿yjê! (...) Ja wolê od
razu z tym skoñczyæ, to przynajmniej bêdzie wiadomo, ¿e umar³em jako
cz³onek partii.
Sama Brunowa równie¿ przestraszy³a siê nie na ¿arty, tote¿ ude-
rzy³a siê w pier i przeprosi³a za grzechy: Przyzna³am siê do luksem-
burgizmu nieprzezwyciê¿onego. I t¹ samokrytykê przeczyta³am na
zebraniu.
G³êboka ideowoæ partyjnych funkcjonariuszy sz³a w parze z ca³-
kowitym za³amaniem tradycyjnej etyki. Straszliwa demoralizacja, de-
fraudacje partyjnych pieniêdzy by³y niemal tak powszechne jak marnie
op³acana wspó³praca z policj¹ ta wiedzia³a o komunistach wszystko
lub prawie wszystko.
G³oszone idea³y braterstwa i równoci mog³y znaleæ miejsce wszê-
dzie, tylko nie w partii. Regu³¹ by³a bezwzglêdna walka o wp³ywy, eli-
minowanie przeciwników i konkurentów donosami do NKWD. W kra-
ju, na ni¿szych szczeblach aparatu partyjnego, dyskusje polityczne,
ambicje czy podejrzenia o wspó³pracê z policj¹ rozwi¹zywano za po-
moc¹ rewolweru, ³omu lub no¿a. Morderstwa zlecali w partii nawet
gloryfikowani w PRL partyjni teoretycy jak Alfred Lampe.
Jan Alfred Regu³a (vel Józef Mitzenmacher), cz³onek w³adz KPP
zna³ wspó³towarzyszy jak nikt inny. Kiedy na pocz¹tku lat 30. zerwa³ z
komunistami i opublikowa³ o nich ksi¹¿kê, napisa³ w niej bez ogródek:
Ca³a partia to kilka, mo¿e kilkanacie tysiêcy ludzi, najczêciej fanaty-
26
ków, a jednoczenie wykolejeñców i histeryków, marz¹cych o dorwaniu
siê do w³adzy drog¹ krwawego przewrotu i w³¹czenia Polski do tzw.
Zwi¹zku Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Jak to czasem w ¿yciu bywa, wyznawcy nowej religii pierwsi zna-
leli mieræ na jej o³tarzu. Wielka czystka, jaka mia³a miejsce w Rosji
Sowieckiej w drugiej po³owie lat 30., poch³onê³a wiêkszoæ najbardziej
oddanych Moskwie kapepowców, a sama partia zosta³a rozwi¹zana przez
Komintern w 1938 r.
¯ycie z 21-22 listopada 1998 r.
27
J
ózef Mitzenmacher by³ jednym z przywódców przedwojennego ru-
chu komunistycznego w Polsce. Mimo to po wojnie jego nazwiskiem
nie nazywano ulic, placów ani zak³adów pracy. Jego podobizna nie
zdobi³a sztandarów PZPR, a jego nazwisko nie by³o wymieniane
w oficjalnych opracowaniach naukowych. Mitzenmachera wymazano
z pamiêci tak skutecznie, ¿e i dzi wielu historyków w¹tpi, czy kiedy-
kolwiek istnia³.
Przyczyna zacierania ladów po Józefie Mitzenmacherze jest bar-
dzo prozaiczna. Otó¿ ten wielki rewolucjonista, wysoki funkcjonariusz
KPP i wychowawca wielu zas³u¿onych dzia³aczy na pocz¹tku lat 30.
podj¹³ tajn¹ wspó³pracê z polskimi w³adzami. Niewykluczone, ¿e jego
dzia³alnoæ by³a dla komunistów bardziej szkodliwa, ni¿ ca³a przedwo-
jenna policja polityczna razem wziêta.
Pocz¹tkowo nic nie zapowiada³o sensacyjnej kariery Mitzen-
machera, bowiem jego ¿yciorys by³ bardzo typowy dla wielu ów-
czesnych przywódców komunistycznych: kolaboracja z Armi¹ Czer-
won¹ w czasie najazdu bolszewickiego w 1920 r., ucieczka do Nie-
miec, a potem wyjazd do Moskwy i studia na Komunistycznym Uni-
wersytecie Zachodu. W pracy partyjnej Mitzenmacher u¿ywa³ pseu-
donimów Urban, Mietek oraz Redyko ten ostatni od skrótu
rewolucja, dyktatura, komunizm, które pokocha³ szczerze jesz-
cze jako nastolatek. By³ nieprzeciêtnie inteligentny, przebieg³y i bez-
wzglêdny.
W Polsce zjawi³ siê ponownie w 1924 r., kolejno obejmuj¹c wiele
odpowiedzialnych funkcji partyjnych, miêdzy innymi w Komitecie Cen-
tralnym Komunistycznej Partii Polski. Kierowa³ te¿ Komunistycznym
Zwi¹zkiem M³odzie¿y Polski. Potem znowu znalaz³ siê w Moskwie;
Renegat
28
tam wszed³ w sk³ad w³adz Komunistycznej Miêdzynarodówki M³odzie-
¿y. Niebawem wróci³ na nielegaln¹ robotê do kraju, gdzie szybko
zosta³ aresztowany jako przywódca KZMP. S¹d skaza³ go na karê kilku
lat pozbawienia wolnoci, któr¹ odsiadywa³ na Pawiaku, we Wronkach
i Rawiczu.
W czasie ledztwa Mitzenmacher podj¹³ wspó³pracê z w³adzami.
Szybko zosta³ wypuszczony na urlop zdrowotny. Tylko kilka osób
z kierownictwa przedwojennego MSW wiedzia³o, ¿e to fikcja, a ca³a
choroba tow. Mietka zosta³a zainscenizowana po to, by bez wzbu-
dzania podejrzeñ wypuciæ na wolnoæ w³asnego agenta.
Oczywicie Mitzenmacher do wiêzienia nie wróci³. Uciek³ do Mo-
skwy, gdzie szkoli³ kadry funkcjonariuszy na robotê partyjn¹ do Pol-
ski. Sam wróci³ do kraju po dwóch latach i zosta³ cz³onkiem KC
KPP. Jego agenturalna dzia³alnoæ nie ogranicza³a siê tylko do kla-
sycznego przekazywania informacji w³adzom bezpieczeñstwa. Mit-
zenmacher by³ niezwykle skutecznym tzw. agentem wp³ywu, który za
pomoc¹ zrêcznych intryg wywo³ywa³ wewnêtrzne tarcia we w³adzach
partii komunistycznej, puszcza³ plotki i pomówienia, pog³êbiaj¹c at-
mosferê nieufnoci i donosicielstwa, które królowa³y w najwy¿szych
strukturach KPP.
Sfingowane morderstwo
Jednak funkcji partyjnych Mitzenmacher nie pe³ni³ zbyt d³ugo. Po
kilku miesi¹cach, obawiaj¹c siê o ¿ycie bezcennego agenta, w³adze MSW
wycofa³y go z dalszej niebezpiecznej gry. Sfingowano jego mieræ,
o której nie omieszkano poinformowaæ zaufanych dziennikarzy.
23 sierpnia 1933 r. Kurier Polski zamieci³ krótk¹ notatkê pt.
Tajemnicza zbrodnia pod Warszaw¹. Wynika³o z niej, ¿e w podwar-
szawskich W³ochach znaleziono zw³oki zmasakrowanego mê¿czyzny
lat ok. 40. Treæ artyku³u, a nade wszystko informacje o braku portfela
oraz wyrwanej kieszeni w spodniach sugerowa³y, ¿e chodzi³o o klasycz-
ny mord rabunkowy. Dopiero kilka dni póniej krakowski Ilustrowany
Kurjer Codzienny doniós³, ¿e zamordowanym by³ wybitny dzia³acz
komunistyczny Józef Mitzenmacher, który mia³ zgin¹æ w wyniku we-
wnêtrznych porachunków partyjnych.
29
Nielegalne wydawnictwa komunistyczne zdecydowanie zaprzeczy-
³y tym doniesieniom twierdz¹c, ¿e tow. Redyko zosta³ aresztowany
i zabity przez polsk¹ policjê polityczn¹, zwan¹ potocznie defensy-
w¹. Organ KPP Czerwony Sztandar grzmia³ z oburzeniem: Po-
przez gêsty sos kryminalnej sensacji, jakim szmaty defensywniackie
podlewa³y swoj¹ notatkê, przeziera³y straszliwe znamiona mordu
policyjnego. (...) Gdymy uderzyli na alarm w prasie ca³ego wiata,
mordercy z defensywy polecili gadzinom reakcyjnym podaæ do wia-
domoci nazwisko zamordowanego towarzysza i dodaæ ³ajdackie
oszczerstwo, ¿e sprawcami zbrodni bylimy my, towarzysze i wspó³-
bojownicy Mietka.
Przez nastêpne kilka lat komunici usi³owali ustaliæ bli¿sze szcze-
gó³y mierci towarzysza, jednak problemy z bie¿¹c¹ dzia³alnoci¹ par-
tii spowodowa³y, ¿e niewiele w tej sprawie zdzia³ano. Potem przysz³y
zarz¹dzone przez Stalina czystki, likwidacja KPP, a wiêc o Mitzenma-
cherze prawie nikt ju¿ nie pamiêta³.
Historia Regu³y
Wiêcej czasu, a przede wszystkim si³ i rodków na wyjanienie ró¿-
nych szczegó³ów dotycz¹cych dzia³alnoci KPP znaleziono dopiero po
wojnie. A by³o co wyjaniaæ: aresztowania, które w po³owie lat 30.
niemal ca³kowicie parali¿owa³y dzia³alnoæ kierownictwa KPP, wska-
zywa³y na istnienie g³êboko uplasowanej agentury na najwy¿szych szcze-
blach partii.
Komunistyczni przywódcy doskonale pamiêtali opublikowan¹
w 1934 r. ksi¹¿kê tajemniczego Jana Alfreda Regu³y Historia Komuni-
stycznej Partii Polski w wietle faktów i dokumentów, z której wynika-
³o, ¿e polskie w³adze bezpieczeñstwa wiedzia³y bardzo du¿o o najwiêk-
szych tajemnicach komunistycznej konspiracji. Za dowód g³êbokiej pe-
netracji ruchu komunistycznego uwa¿ano powszechnie tak¿e wsypê
i mieræ Józefa Mitzenmachera vel Mietka Redyko.
Wyjanieniem zagadki by³o zainteresowanych wielu uczniów i bli-
skich przyjació³ Mietka: szef MBP Stanis³aw Radkiewicz, os³awiona
Luna Brystygierowa, dyrektor V Departamentu MBP i wielu, wielu in-
nych towarzyszy z najwy¿szych stanowisk partyjnych i pañstwowych.
30
Wprawdzie niektórzy z nich sami wydawali polecenia zamordowania
ró¿nego typu prowokatorów, odszczepieñców, zdrajców, ale akurat nie
Mietka Redyki.
Sporo informacji na temat agentury w ruchu komunistycznym od-
naleziono w dokumentach by³ego MSW i Oddzia³u II Sztabu G³ównego
WP. Zidentyfikowanych renegatów, na polecenie bezpieki i za wie-
dz¹ najwy¿szych czynników partyjnych, na ogó³ likwidowano bez
ladu w ustronnych miejscach. Ale tak uda³o siê usun¹æ z ¿ycia publicz-
nego jedynie p³otki. O najcenniejszych agentach raczej nie pozostawia
siê informacji na pimie lub te¿ niszczy je w pierwszej kolejnoci. Nie-
zbêdne by³o wiêc odszukanie funkcjonariuszy i pracowników przedwo-
jennego Ministerstwa Spraw Wewnêtrznych, którzy przed wojn¹ zaj-
mowali siê komunistami.
Metodyczne rozpracowanie przedwojennego MSW rozpoczê³o siê
w 1948 r., a poniewa¿ bezpieka dysponowa³a olbrzymimi mo¿liwo-
ciami technicznymi i pomocniczymi (kadry, przedwojenne dokumen-
ty, biura meldunkowe itp.), wkrótce aresztowano wszystkich wyso-
kich funkcjonariuszy by³ego MSW, których uda³o siê odnaleæ. Do
wiêzienia MBP trafili miêdzy innymi szef Referatu Informacyjnego
Wydzia³u Bezpieczeñstwa MSW Jerzy Krzymowski oraz jego zastêp-
ca Stefan Bakalarz. Aresztowano równie¿ Stefana Zgliñskiego, który
w Referacie Informacyjnym zajmowa³ siê tzw. dossier, czyli jak by-
my dzi powiedzieli, teczkami. Choæ pocz¹tkowo komunici sami
o tym nie mieli pojêcia, to klucze do tajemniczej mierci Mitzenma-
chera mieli ju¿ w rêku.
Cios dla UB
Pierwszym tropem by³y zeznania Stefana Bakalarza. Kiedy za¿¹-
dano, by ten opisa³ wszystkie osoby, które pojawia³y siê w Wydziale
Bezpieczeñstwa, Bakalarz wspomnia³ o niejakim Kamiñskim, który mia³
byæ informatorem policji. Doda³ przy tym, ¿e wie o nim niewiele, bo-
wiem kontakty z nim utrzymywa³ jeden z jego nie¿yj¹cych ju¿ prze³o¿o-
nych. Poniewa¿ w teczce personalnej Bakalarza odnaleziono dokument,
z którego wynika³o, i¿ za zajmowanie siê spraw¹ Kamiñskiego otrzy-
ma³ on nagrodê, s³usznie uznano, ¿e by³y funkcjonariusz MSW k³amie.
31
Oficerowie UB postanowili wiêc wzi¹æ go porz¹dnie w obroty. Po pra-
wie roku przes³uchañ, w sierpniu 1949 r. ubecy us³yszeli od Bakalarza
rzeczy, od których w³os zje¿y³ im siê na g³owie.
By³y pracownik MSW zezna³, ¿e Kamiñski to nie kto inny, tylko
Józef Mitzenmacher. Zrelacjonowa³ te¿ dok³adnie jego dalsze losy.
Okaza³o siê, ¿e rzewnie op³akany przez ca³y miêdzynarodowy pro-
letariat tow. Mietek Redyko zosta³ etatowym wspó³pracownikiem
MSW i wybitnym specjalist¹ od zwalczania ruchu komunistycznego.
Jego wiedza by³a zupe³nie unikatowa: zna³ struktury i metody dzia³ania
KPP, s³u¿y³ pomoc¹ w analizie komunistycznych publikacji, identyfi-
kowa³ cile zakonspirowanych dzia³aczy. Ze wzglêdu na pracê w m³o-
dzie¿owym Kominternie i d³ugi pobyt w Moskwie z jego us³ug korzy-
sta³o nie tylko pañstwo polskie, lecz tak¿e wiele innych s³u¿b policyj-
nych z oplecionej mackami Kominternu Europy.
Ponadto wysz³o na jaw, ¿e to w³anie Mitzenmacher-Redyko jest
autorem wspomnianej ju¿ ksi¹¿ki Historia Komunistycznej Partii Pol-
ski w wietle faktów i dokumentów, która by³a tak ciê¿kim ciosem pro-
pagandowym w dzia³alnoci KPP. Wed³ug s³ów Bakalarza mia³a ona
powstaæ na zamówienie MSW i zosta³a napisana przez tow. Redyko
w lokalu konspiracyjnym defensywy w Bydgoszczy. Autor mia³ za
ni¹ otrzymaæ honorarium w wysokoci 3000 z³.
W 1936 r. Mitzenmacher przeprowadzi³ siê do Warszawy i oficjal-
nie by³ zatrudniony w Instytucie Naukowego Badania Komunizmu. Tam
pracowa³ jako bibliotekarz, wspó³redagowa³ te¿ antykomunistyczne
wydawnictwa propagandowe. U¿ywaj¹c ró¿nych pseudonimów napisa³
dziesi¹tki broszur i artyku³ów drukowanych w prawicowej i katolickiej
prasie. Przyj¹³ te¿ chrzest, dzia³a³ aktywnie w Akcji Katolickiej.
Miêdzy gestapo a AK
Kierownictwo MBP by³o zaszokowane odtworzonymi losami re-
negata. Wieloletni dyrektor Centralnego Archiwum MSW p³k Zyg-
munt Okrêt pisa³: Niesamowita relacja Stefana Bakalarza przed-
stawiaj¹ca Józefa Mitzenmachera jako konfidenta policyjnego (...)
spotka³a siê z wielkim niedowierzaniem, poniewa¿ w powierzchow-
nym mniemaniu niektórych towarzyszy z aparatu bezpieczeñstwa
32
zakrawa³a na swoist¹ prowokacjê ze strony defensywiaka maj¹-
c¹ na celu bezczeszczenie zas³u¿onego rewolucjonisty, by zagma-
twaæ ledztwo.
Wiara wiar¹, jednak wszystkie informacje podane przez Stefana
Bakalarza nale¿a³o dok³adnie sprawdziæ. Najpierw na podstawie przed-
wojennych archiwaliów sprawdzono okolicznoci pierwszego spotka-
nia Bakalarza z Mitzenmacherem w 1926 r., które Bakalarz dok³adnie
opisa³ w czasie ledztwa. Wszystko zgadza³o siê co do joty: data i miej-
sce aresztowania Mitzenmachera, fa³szywe nazwisko Józef Redyko, na
które mia³ wystawiony paszport, a tak¿e osobiste uczestnictwo w ca³ym
wydarzeniu samego Bakalarza. Przy okazji wyda³o siê, ¿e zatrzymanie
ówczesnego szefa KZMP nie by³o przypadkow¹ wizyt¹ policji krymi-
nalnej w mieszkaniu pasera, gdzie mieszka³ Mitzenmacher. Tak¹ wersjê
wydarzeñ zgrabnie zainscenizowa³a policja, która w ten sposób chcia³a
ukryæ ród³o swoich informacji. Dok³adne dane o Mitzenmacherze otrzy-
mano bowiem od wysoko uplasowanego w strukturach KPP konfidenta
ps. Bohdan.
Potem odnaleziono pracownicê MSW, maszynistkê Stanis³awê Hej-
nikowsk¹, która wspó³pracowa³a z Kamiñskim w czasie pisania Histo-
rii KPP. Przes³uchiwana Hejnikowska jednoznacznie wskaza³a, kto by³
autorem ksi¹¿ki: Po napisaniu maszynopisu wróci³am do Warszawy.
Po pewnym czasie zosta³a wydana ksi¹¿ka bodaj¿e pt. Historia KPP
lub komunizmu. Autorem tej ksi¹¿ki by³ Regu³a, takie bowiem nazwi-
sko umieci³ (na maszynopisie) Kamiñski.
Kluczowy dowód, który uci¹³ dalsz¹ dyskusjê, odnaleziono nieco
póniej. By³ nim akt lubu Kamiñskiego pochodz¹cy z po³owy lat 30.
Jako rodziców poda³ Salomona i Ma³kê z domu Stein. Tak nazywali siê
rodzice towarzysza Mietka, a przypadek by³ raczej wykluczony. Do-
kument ten nie tylko jednoznacznie potwierdza³ zeznania Bakalarza.
Ponadto otworzy³ bezpiece drzwi do kolejnego fragmentu dzia³alnoci
towarzysza Mietka.
Nazwisko panieñskie ¿ony Mitzenmachera (Berdych) nie by³o funk-
cjonariuszom MBP obce. Nieco wczeniej, przy rozpracowywaniu
w³adz Polskiego Pañstwa Podziemnego, natkniêto siê na niejakiego
Berdycha wspó³pracownika wywiadu antykomunistycznego Dele-
33
gatury, który by³ podejrzewany o kontakty z Niemcami. Gestapo aresz-
towa³o go w 1943 r. i lad po nim zagin¹³. Odnalezione dokumenty
Delegatury i niemieckich w³adz bezpieczeñstwa, a tak¿e zeznania osób,
które zetknê³y siê z Mitzenmacherem, pozwoli³y na dok³adne odtwo-
rzenie jego okupacyjnych losów.
Kiedy Niemcy wkroczyli do Warszawy, od razu zaczêli poszukiwaæ
tajemniczego autora Historii KPP. Odnaleli go szybko poprzez by³ych
pracowników MSW dalej mieszka³ w Warszawie, tyle tylko, ¿e jako
Jan Berdych, czyli pod nazwiskiem panieñskim ¿ony. Przyj¹³ propozy-
cjê wspó³pracy z³o¿on¹ mu przez gestapo i otrzyma³ pen-
sjê 600 z³ miesiêcznie. W zamian za ni¹ Mitzenmacher zajmowa³ siê
propagand¹ antykomunistyczn¹: pisa³ pod ró¿nymi pseudonimami pro-
pagandowe broszury, artyku³y do prasy gadzinowej. By³ te¿ niezwykle
cenionym ekspertem w sprawach komunizmu.
Berdych wspó³pracowa³ równie¿ z Polskim Pañstwem Podziemnym.
W bli¿ej nieznanych okolicznociach podj¹³ wspó³pracê z Biurem Infor-
macji i Propagandy Komendy G³ównej AK, a w drugiej po³owie 1942 r.
zacz¹³ pracowaæ w Wydziale Bezpieczeñstwa Delegatury Rz¹du na
Kraj, który zajmowa³ siê rozpracowywaniem ruchu komunistyczne-
go. Ukrywa³ siê pod pseudonimami JAR (Jan Alfred Regu³a), Do-
cent, XIII i by³ dla podziemia cennym ród³em informacji. Nie
wiedziano wówczas, ¿e te same meldunki, które przekazywa³ Delega-
turze, oddawa³ tak¿e Niemcom. Jeden z raportów przes³anych do Ber-
lina przez warszawskie gestapo donosi³: Agent szefa III Oddzia³u S³u¿-
by Specjalnej, którego mo¿na nazwaæ znawc¹ komunizmu w Polsce,
zosta³ pozyskany przez polsk¹ Delegaturê Rz¹du jako jej cz³onek
i wspó³pracownik. Dzia³alnoæ jego w polskiej Delegaturze Rz¹du
jest przez nas kierowana.
Siatka wywiadowcza Mitzenmachera, z³o¿ona z przedwojennych
dzia³aczy Akcji Katolickiej uplasowanych w rodowisku robotniczym
oraz by³ych cz³onków KPP, by³a dla komunistów niezwykle grona.
Na podstawie jej informacji aresztowano wielu przedwojennych dzia-
³aczy ruchu komunistycznego, a po jej powstaniu tak¿e cz³onków
PPR. Prawdopodobnie najcenniejsz¹ informacj¹, jak¹ Berdych prze-
kaza³ gestapo, by³y uzyskane od dzia³acza PPR i agenta NKWD
34
Stanis³awa Szczota namiary na cz³onków tzw. trójki kierowniczej
PPR: Paw³a Findera i Ma³gorzatê Fornalsk¹, aresztowanych w koñ-
cu 1943 r.
Wiadomoci o wspó³pracy Mitzenmachera z Niemcami dotar³y
w koñcu do Delegatury. Kiedy informacja potwierdzi³a siê, zamierzano
go zlikwidowaæ. Gestapo zorganizowa³o jednak demonstracyjne aresz-
towanie Mitzenmachera i przerzucono go do Bia³egostoku. Tam zamiesz-
ka³ pod nazwiskiem Jan Roszkowski i dalej pisywa³ artyku³y antyko-
munistyczne, póki latem 1944 r. pod miastem nie pojawi³y siê wojska
sowieckie. Wtedy przewieziono go do Krakowa.
Wielkie polowanie
Mitzenmacher-Roszkowski nie przyj¹³ oferty wyjazdu w g³¹b Nie-
miec. By³ przekonany, ¿e zarówno jego fikcyjna mieræ w 1933 r., jak
te¿ wielokrotne zmienianie nazwisk zatar³y za nim lady na tyle sku-
tecznie, ¿e nikt go do mierci nie znajdzie. I nie pomyli³ siê.
Kiedy w 1949 r. ca³a historia Mitzenmachera wysz³a na jaw, wcie-
k³oæ komunistów nie mia³a granic. Straty, jakie zada³ im jeden z naj-
bli¿szych towarzyszy, by³y nie do oszacowania. Teraz okazywa³o siê,
¿e zarzuty zamiecenia prowokacj¹, jakie w 1938 r. Komintern posta-
wi³ rozwi¹zywanej KPP, wcale nie by³y wyssane z palca. Przypomina-
no sobie wielu towarzyszy, których w latach 1937-1938 aresztowa³o
i zlikwidowa³o NKWD pod zarzutem wydania polskiej policji tow. Miet-
ka Redyko. Ustalono te¿ nazwiska wielu komunistów, których wyda³ on
Niemcom w czasie okupacji. Przy próbie jakiegokolwiek rzetelnego bi-
lansu wychodzi³o na to, ¿e dzia³alnoæ jednego cz³owieka by³a dla ko-
munistów bardziej szkodliwa ni¿ ca³a przedwojenna polska policja.
Kiedy wiêc upewniono siê, ¿e by³y pracownik MSW mówi prawdê,
a nadto stwierdzono, ¿e kto widzia³ Mitzenmachera po wojnie, pojawi-
³o siê zasadnicze pytanie: gdzie jest tow. Redyko?
Wielkie polowanie zakoñczy³o siê miesi¹c póniej, kiedy ustalono,
¿e Mitzenmacher-Roszkowski mieszka³ i pracowa³ we Wroc³awiu, gdzie
by³ znany jako wybitny dzia³acz PPR i komunistycznych zwi¹zków
zawodowych. Za zas³ugi dla Polski Ludowej otrzyma³ nawet order
z podpisem towarzysza Boles³awa Bieruta...
35
Do Wroc³awia wys³ano specjaln¹ ekipê pod kierownictwem s³ynne-
go wicedyrektora Departamentu X MBP p³k. Józefa wiat³y, który za-
puka³ do drzwi Roszkowskich 18 wrzenia 1949 r. Publicznego obdzie-
rania ze skóry jednak nie by³o. Agent nad agentami, gracz nad gracze,
cz³owiek o stu twarzach Józef Mitzenmacher vel Mietek Redyko vel
Józef Kamiñski vel Jan Regu³a vel Jan Berdych vel Jan Roszkowski
zmar³ pó³tora roku wczeniej. Zwyczajnie, w ³ó¿ku, mierci¹ naturaln¹.
Pochowano go w styczniu 1948 r. w Warszawie, na cmentarzu bród-
nowskim. W ostatniej drodze znanego dzia³acza, towarzysza Jana Rosz-
kowskiego wziê³o udzia³ wielu dzia³aczy partyjnych i pañstwowych.
Podobno gra³a nawet orkiestra...
Nawet w³asnym pogrzebem po raz kolejny drugi pomiert-
nie Józef Mitzenmacher oszuka³ i omieszy³ swoich by³ych towarzy-
szy. Dla funkcjonariuszy MBP, którzy mieli go aresztowaæ, a wracali
do Warszawy z pustymi rêkami, marnym pocieszeniem by³o to, ¿e okpi³
ich po raz ostatni.
¯ycie z 6-7 maja 2000 r.
36
C
o ma robiæ m³ody cz³owiek, który rozpoczynaj¹c studia chcia³by
jednoczenie wychowywaæ siê w duchu patriotycznym, uczyæ szermier-
ki, jazdy konnej, dobrze siê bawiæ i zawrzeæ przyjanie na ca³e ¿ycie?
Przed wojn¹ odpowied by³aby oczywista: zostaæ korporantem.
Pierwsza polska korporacja akademicka, Konwent Polonia, po-
wsta³a w 1828 r. na Uniwersytecie w Dorpacie (obecnie Tartu, Esto-
nia). Za³o¿y³o j¹ kilkudziesiêciu Polaków, w wiêkszoci by³ych cz³on-
ków Zwi¹zku Filaretów, którzy schronili siê tam przed represjami w³adz
carskich. W³anie podczas studiów za³o¿yli wspomniany zwi¹zek, trak-
tuj¹c go jako kontynuacjê dzia³alnoci spiskowej prowadzonej wcze-
niej w Wilnie.
Herb Polonii przypomina³ herb dawnej Rzeczpospolitej i sk³a-
da³ siê z Bia³ego Or³a, litewskiej Pogoni oraz symbolizuj¹cego Ru
archanio³a Micha³a. Zwi¹zek mia³ tak¿e trójkolorowy (bia³o-czerwo-
no-b³êkitny) sztandar, trójbarwny by³ te¿ codzienny strój korporanta:
wstêga noszona przez ramiê (banda) oraz czapka zwana z niemiecka
dekiel. Wprawdzie zasady funkcjonowania korporacji wzorowane by³y
na niemieckich zwi¹zkach studenckich tzw. bruszenszaftach, to jed-
nak m³odzi Polonusi bardzo ³atwo tchnêli w obce formy narodowe-
go ducha.
G³ównym zadaniem, jakie postawili sobie cz³onkowie zwi¹zku, by³o
wspólne wychowanie w duchu braterstwa i mi³oci do Ojczyzny. Pielê-
gnowano jêzyk, staropolskie obyczaje, tradycje rycerskie i honorowe. Obo-
wi¹zkiem ka¿dego korporanta by³y równie¿ regularne postêpy w nauce,
które gwarantowa³y, ¿e w przysz³oci zajmie on w³aciw¹ pozycjê w spo-
³eczeñstwie i tym samym bêdzie móg³ godnie pracowaæ dla Polski.
W deklu i z rapierem
37
Obowi¹zkowa by³a nauka fechtunku i strzelania. Umiejêtnoæ
pos³ugiwania siê broni¹ mog³a siê w ka¿dej chwili przydaæ nie tylko
w walce o niepodleg³oæ, lecz tak¿e do ¿¹dania i dawania satysfak-
cji, czyli do pojedynków, bo sprawy honorowe traktowano w XIX w.
bardzo powa¿nie. Dla naszych pierwszych korporantów szczególnie
uci¹¿liwi byli pod tym wzglêdem Niemcy, którzy odmawiali Pola-
kom, tak¿e £otyszom i Estoñczykom, prawa do bycia prawdziwym
korporantem. A ¿e Niemcy byli dobrze wyszkoleni w fechtunku,
chêtnie prowokowali Polonusów do pojedynków i zw³aszcza na
pocz¹tku czêsto ich obijali. Prawo przynale¿noci do owego, b¹d
co b¹d bardzo elitarnego, korporacyjnego rodowiska trzeba by³o
sobie wywalczyæ. W 1851 r., po serii pojedynków, w których zginê-
³o kilku Polaków i kilku Niemców, Konwent Polonia otrzyma³
specjalne prawa honorowe, stawiaj¹ce go nawet ponad niemieckimi
burszenszaftami.
Idea³y korporacji przyci¹ga³y rzesze m³odych Polaków. W drugiej
po³owie XIX w. zaczê³y powstawaæ kolejne, podobne do Polonii
zwi¹zki akademickie. W 1879 r. w Rydze za³o¿ono Arkoniê, potem
w 1883 r. w Dorpacie powsta³a Welecja. Rok póniej w tym samym
miecie narodzi³a siê Lutycja. Do odzyskania niepodleg³oci za³o-
¿ono jeszcze kilka korporacji akademickich w Rydze, Dorpacie, Gdañ-
sku, Wiedniu i Petersburgu.
Fuks, barwiarz i filister
Burszem (jak czasem z niemiecka nazywano korporantów) móg³
zostaæ tylko mê¿czyzna i tylko Polak. Z za³o¿enia do zwi¹zku nie przyj-
mowano kobiet: wprawdzie ka¿dy cz³owiek honoru by³ im winien opie-
kê i szacunek, ale panowa³o powszechne mniemanie, ¿e bia³og³owa do
szabli jest niesposobna, a jej obecnoæ w zwi¹zku opieraj¹cym siê na
braterstwie i mêskiej przyjani mo¿e byæ tylko destrukcyjna. W spra-
wie przynale¿noci narodowej korporantów warto wyjaniæ, ¿e s³owo
Polak oznacza³o formê przynale¿noci duchowej i nie mia³o nic wspól-
nego z kwesti¹ pochodzenia etnicznego. Wród polskich burszów by³y
osoby pochodzenia ¿ydowskiego, byli Rusini, Tatarzy i Ormianie, o ile
tylko w duszy czuli siê Polakami.
38
Przede wszystkim jednak korporant musia³ byæ cz³owiekiem o nie-
poszlakowanej opinii, gdy¿ tylko takim mo¿na by³o powierzyæ nosze-
nie symboli zwi¹zku. Przepisy honorowe wyklucza³y z burszowskie-
go grona prawie trzydzieci grup osób, z którymi nawet nie mo¿na
by³o utrzymywaæ kontaktów. Nale¿eli doñ tchórze, alkoholicy, hazar-
dzici, osoby ³ami¹ce s³owo honoru, obra¿aj¹cy gocia we w³asnym
domu, nara¿aj¹cy na szwank godnoæ kobiety swoj¹ niedyskrecj¹, nie
daj¹cy i ¿¹daj¹cy satysfakcji honorowej etc. Ludmi pozbawionymi
praw honorowych byli, w wietle stosowanych kodeksów, tak¿e ho-
moseksualici.
Poniewa¿ studia by³y w XIX w. bardzo drogie, ówczesne korpora-
cje sk³ada³y siê g³ównie z m³odzie¿y ziemiañskiej. W dwudziestoleciu
miêdzywojennym wiêkszoæ zwi¹zków mia³a mniej elitarny charakter,
choæ niewiele utraci³y z elitarnoci ducha. Zreszt¹ w kwestii pochodze-
nia nigdy nie istnia³y jakiekolwiek wymogi formalne: wszyscy mieli byæ
braæmi i wywy¿szanie siê z tytu³u urodzenia czy maj¹tku by³o najkrót-
sz¹ drog¹ do usuniêcia ze zwi¹zku.
Jednak otrzymanie statusu pe³noprawnego cz³onka zwi¹zku wcale
nie by³o takie ³atwe. Najpierw, przez oko³o rok, m³ody cz³owiek przeby-
wa³ na swego rodzaju sta¿u, podczas którego, jako tak zwany fuks (czyli
nowy) wdra¿a³ siê w rygory ¿ycia korporacyjnego. W tym okresie mu-
sia³ wykazaæ siê pracowitoci¹, sumiennoci¹, w³aciwym poziomem
duchowym i moralnym. Uczy³ siê tradycji zwi¹zku, pieni, wszystkich
zasad i obyczajów zwi¹zanych z przynale¿noci¹ do macierzystego
zwi¹zku. Przez ca³y czas by³ bacznie obserwowany przez starszych
kolegów, których musia³ przekonaæ, ¿e w przysz³oci nie przyniesie im
wstydu.
Pe³noprawny korporant, inaczej mistrz lub barwiarz, do koñca stu-
diów mia³ prawo uczestniczenia we wszystkich dzia³aniach zwi¹zku.
Do jego obowi¹zków nale¿a³y regularne postêpy w nauce, aktywnoæ
na forum korporacji oraz obecnoæ na wszystkich uroczystociach pañ-
stwowych. Po zakoñczeniu studiów opuszcza³ on grono czynnych cz³on-
ków zwi¹zku, jednak tak naprawdê nigdy nie przestawa³ byæ korporan-
tem: zobowi¹zany specjaln¹ przysiêg¹, jako tzw. filister, do koñca ¿ycia
wspiera³ korporacjê duchowo i materialnie.
39
Sto korporacji
Po odzyskaniu niepodleg³oci niemal wszystkie istniej¹ce korpora-
cje przenios³y siê do Polski: Konwent Polonia do Wilna, Arkonia
i Welecja do Warszawy. Lutycja ostatecznie znalaz³a siedzibê we
Lwowie. Przywiezione przez nie idea³y i formy zewnêtrzne ruchu przy-
pad³y do gustu studenckiej braci. Jak grzyby po deszczu we wszystkich
orodkach akademickich Polski zaczê³y powstawaæ kolejne, podobne
zwi¹zki. O ile w 1921 r. Zwi¹zek Polskich Korporacji Akademickich
liczy³ 7 stowarzyszeñ, o tyle w 1927 r. by³o ich ju¿ 73. Oblicza siê, ¿e
u progu II wojny wiatowej istnia³o ponad sto polskich korporacji.
Tak gwa³towny rozwój ruchu by³ skutkiem nie tyle odzyskania nie-
podleg³oci, ile tak¿e ¿yczliwoci elit politycznych i intelektualnych
Rzeczpospolitej, ¿ywo zainteresowanych patriotycznym wychowaniem
m³odzie¿y. Opiekunami poszczególnych zwi¹zków bardzo czêsto byli
znani politycy, przedstawiciele nauki, genera³owie Wojska Polskiego
czy te¿ hierarchowie Kocio³a, którzy przydawali wspomnianym zwi¹z-
kom akademików blasku i autorytetu. Honorowymi cz³onkami polskich
korporacji akademickich byli miêdzy innymi: Ignacy Paderewski (Pa-
tria), gen. Józef Haller (Sparta), Wojciech Korfanty (Silesia), gen.
Lucjan ¯eligowski (Vilnensia), gen. W³adys³aw Sikorski (Leopol-
dia), gen. Józef Dowbór-Municki (Lechia), ks. Prymas Aleksander
Kakowski (Ostoja).
Wielkim skarbem ka¿dego zwi¹zku byli wspomniani ju¿ filistrzy,
którzy, ukoñczywszy studia, wspierali swoich m³odszych kolegów.
Wystarczy³o, ¿e tylko czêæ z nich zosta³a lekarzami, adwokatami, na-
uczycielami akademickimi, oficerami czy urzêdnikami, aby zwi¹zek
dysponowa³ solidnym zapleczem intelektualnym i duchowym. Filiste-
riat by³ te¿ zapleczem finansowym korporacji: wspiera³ utrzymanie
kwatery, czyli siedziby korporacji, naukê fechtunku, wycieczki, fundo-
wa³ nagrody za dobr¹ naukê czy stypendia dla mniej zamo¿nych stu-
dentów.
Z si³¹ tak prê¿nych i elitarnych organizacji nikt w dwudziestoleciu
miêdzywojennym nie móg³ siê równaæ. Mimo ¿e korporanci stanowili
oko³o 6% ogólnej liczby ¿aków, w mniej lub bardziej oficjalny sposób
kontrolowali ¿ycie studenckie. Dysponowali w³asn¹ pras¹, mieli olbrzymi
40
wp³yw na struktury samorz¹du studenckiego, kontrolowali wiele kó³
naukowych czy akademickich zwi¹zków sportowych. W ich rêkach
znajdowa³a siê te¿ tak zwana Bratnia Pomoc z jej potê¿nym zaple-
czem w postaci domów akademickich i sto³ówek.
Stara anegdotka korporacyjna mówi, ¿e kiedy w Wilnie po kwate-
rach piwnych cz³onkowie Konwentu Polonia wyruszali na miasto, by
trochê popiewaæ i popsociæ, to cieszyli siê bardzo du¿¹ tolerancj¹ ze
strony policji. Nic dziwnego: rektor Uniwersytetu Stefana Batorego,
starosta wileñski, prezes S¹du Okrêgowego i tamtejszej prokuratury
wszyscy byli Polonusami...
Przez korporacje przewinê³o siê co najmniej kilkudziesiêciu profe-
sorów wy¿szych uczelni, wielu polityków, ludzi kultury. Cz³onkiem
Arkonii by³ gen. W³adys³aw Anders, który wst¹pi³ doñ jeszcze na
Politechnice w Rydze. Welet¹ by³ prezydent Ignacy Mocicki,
a z Aquilonii wywodzi³ siê Zbigniew Stypu³kowski, adwokat, polityk
narodowy, cz³onek w³adz Polski Podziemnej s¹dzony w procesie szes-
nastu. S³ynny piewak, Jan Kiepura, by³ cz³onkiem Grunwaldii,
a Boles³aw Piasecki Patrii. Korporantem by³ przed wojn¹ tak¿e
prof. Kazimierz Lepszy, rektor Uniwersytetu Jagielloñskiego, a tak¿e
kilkunastu innych powojennych rektorów polskich uczelni. Ale trafi³o
siê te¿ kilka osób ciemnych, jak komunistyczny pisarz Jerzy Putra-
ment czy s³ynny prokurator Zarakowski.
Kwatery piwne
Oczywicie zwi¹zki burszowskie nie ¿y³y wy³¹cznie tradycj¹ rycersk¹
i szczytnymi idea³ami. Z za³o¿enia, prócz patriotycznego wychowania,
korporacja mia³a byæ miejscem, gdzie mo¿na by³o mile spêdziæ czas.
Najpopularniejsz¹ form¹ zabawy by³a tak zwana kwatera piwna.
Organizowana raz w tygodniu, raz w miesi¹cu lub na specjaln¹ okazjê,
przyci¹ga³a du¿¹ liczbê korporantów. Na kwaterze unikano mocnych
trunków symbolem weso³ej zabawy by³ zawsze kufel piwa, choæ
z rzadka pijano równie¿ wino. Obowi¹zkowo du¿o piewano. Oprócz
oficjalnych pieni pañstwowych czy patriotycznych do bogatego reper-
tuaru korporantów wchodzi³a ca³a gama pieni weso³ych i typowo bie-
siadnych.
41
Przebieg kwatery by³ cile regulowany tradycj¹. W³adza nad zgro-
madzonym towarzystwem znajdowa³a siê w silnych rêkach Nieomyl-
nego Prezydium, które pilnowa³o, by w zabawê nie wkrad³ siê zamêt.
To Prezydium udziela³o g³osu, nakazywa³o odpiewanie której z pie-
ni, wznosi³o toasty, organizowa³o konkursy krasomówcze i inne zaba-
wy. Równie¿ picie piwa by³o cile reglamentowane.
Mniej huczne spotkania urz¹dzano z okazji wi¹t Bo¿ego Naro-
dzenia czy Wielkiej Nocy. Czêsto, podobnie jak na kwatery piwne,
zapraszano na nie kolegów spoza zwi¹zku lub przyjació³ z innych
korporacji.
Najbardziej uroczystym dniem w ¿yciu burszów oczywicie oprócz
wi¹t pañstwowych by³ komersz, czyli uroczysta kwatera z okazji
rocznicy powstania korporacji. Wystawne przyjêcia zamo¿niejszych
zwi¹zków, organizowane niekiedy w luksusowych hotelach, gromadzi-
³y nierzadko kilkaset osób sporód korporacyjnej braci i zaproszonych
goci.
Spotkania korporantów nie odbywa³y siê tylko w mêskim gronie:
organizowano wystawne bale i skromne potañcówki, na które ka¿dy
przychodzi³ z rodzin¹, ¿on¹ lub narzeczon¹. Poniewa¿ zdarza³o siê, ¿e
podczas takich spotkañ ten i ów upatrzy³ sobie siostrê lub krewn¹ kole-
gi, potem odbywa³y siê korporacyjne luby i wesela. A poniewa¿ czê-
sto cz³onkiem tego samego zwi¹zku by³ dziadek, syn i wnuki, korpora-
cje stawa³y siê zupe³nie dos³ownie, nie w przenoni jedn¹ wielk¹
rodzin¹, której wiêzy by³y w stanie przetrwaæ wszystkie zawieruchy
dziejowe.
Z za³o¿enia korporacje akademickie mia³y byæ ca³kowicie apolitycz-
ne. Wewn¹trz zwi¹zku obowi¹zywa³ surowy zakaz agitacji politycznej
i tworzenia jakichkolwiek stronnictw. Z drugiej jednak strony idea³y ru-
chu wychowywa³y m³odych ludzi w duchu patriotyzmu i obywatelskiej
odpowiedzialnoci, co zupe³nie wyklucza³o biernoæ wobec problemów
spo³eczno-politycznych kraju. Bo jak mo¿na by³o uciec od polityki, kiedy
w 1926 r. w Warszawie rozpocz¹³ siê przewrót majowy? Opowiedzenie
siê po której ze stron by³o tak¹ sam¹ decyzj¹ polityczn¹ jak udawanie, ¿e
nic siê nie dzieje ponad 150 korporantów wziê³o wówczas udzia³
w obronie legalnych w³adz pañstwowych. Kilku poleg³o.
42
Wiêkszoæ polskich burszów sympatyzowa³a z obozem narodowym.
To w³anie z korporacji wywodzi³o siê wielu aktywnych dzia³aczy
i przywódców tzw. pokolenia m³odych, które objê³o kierownictwo Stron-
nictwa Narodowego czy utworzy³o ONR. Sympatie do narodowców
powodowa³y, ¿e burszowie pozostawali w pewnym dystansie do w³adz
sanacyjnych. Te nêka³y akademików drobnymi szykanami i administra-
cyjnymi ingerencjami. Poniewa¿ ruch korporacyjny nie mia³ etatów
i jednolitej struktury, nie uda³o siê go zmusiæ do uleg³oci czy te¿ po
prostu przej¹æ, jak na przyk³ad harcerstwo.
Pod koniec lat 30. z inicjatywy Zwi¹zków Filistrów korporacyjna
m³odzie¿ wyci¹gnê³a d³oñ w kierunku sanacji. Równie¿ obóz rz¹dowy,
niemal zupe³nie pozbawiony zaplecza wród m³odzie¿y akademickiej,
by³ zainteresowany jakim pozytywnym zwrotem we wzajemnych sto-
sunkach.
Na komersz Arkonii przyby³ w 1938 r. Naczelny Wódz marsza-
³ek Edward Rydz-mig³y i wielu innych przywódców obozu sanacyj-
nego: pad³o wiele s³ów o potrzebie jednoci wobec zbli¿aj¹cej siê woj-
ny. Niebawem jednak w³adze utonê³y w euforii spowodowanej zajê-
ciem Zaolzia i do koñca wojny do ¿adnej wspó³pracy z m³odzie¿¹ nie
dosz³o.
Zwi¹zki emocjonalne i personalne z endecj¹ zaowocowa³y aktyw-
noci¹ korporantów w dziedzinie, która wzbudza dzi szczególnie spo-
ro emocji. Chodzi mianowicie o stosunek do studentów narodowoci
¿ydowskiej. Czêæ burszów, czy to w barwach zwi¹zku czy te¿ nie,
uczestniczy³a w akcji tzw. getta ³awkowego (czyli sadzania studentów
¿ydowskich w oddzielnych ³awkach ni¿ Polacy), a tak¿e w wielu bój-
kach i awanturach z ¯ydami i sympatykami lewicy. Jednak by³ to drob-
ny fragment dzia³alnoci czêci korporantów, który w niewielkim stop-
niu mo¿e wp³yn¹æ na ocenê ca³ego ruchu.
Odrodzenie po latach
W czasie II wojny wiatowej korporanci podzielili tragiczny los ca-
³ego spo³eczeñstwa. Wielu poleg³o w kampanii wrzeniowej, setki zgi-
nê³y w masowych egzekucjach, wiêzieniach i obozach. Zarówno hitle-
rowcy, jak i Sowieci doskonale zdawali sobie sprawê, jakie zagro¿enie
43
stanowi¹ dla nich ludzie wychowani w duchu korporacyjnym; znalezie-
nie dekla burszowskiego podczas rewizji, czy to przez gestapo, czy przez
NKWD, by³o równoznaczne z wyrokiem mierci. Potem dosz³y kolejne
straty poniesione w konspiracji, Powstaniu Warszawskim i Polskich
Si³ach Zbrojnych na Zachodzie.
Wyzwolenie Polski w 1944 r. tylko w niewielkim stopniu zmieni-
³o sytuacjê. Korporanci, w olbrzymiej wiêkszoci zaanga¿owani w pra-
cê niepodleg³ociow¹, masowo trafiali do wiêzieñ, ginêli z broni¹
w rêku czy jako ofiary komunistycznych s¹dów. Dla wielu innych, tych
z Polskich Si³ Zbrojnych na Zachodzie, droga do kraju by³a praktycznie
zamkniêta.
Oczywicie o reaktywacji ruchu w PRL nie mog³o byæ mowy.
Zamiast wylêgarni faszystów i najczarniejszej reakcji, za jak¹ so-
wiecka prasa uzna³a korporacje jeszcze w 1939 r., mo¿na by³o zo-
staæ cz³onkiem postêpowego i internacjonalistycznego ZMP czy
dru¿yn walterowców Jacka Kuronia. Przedwojenne zwi¹zki aka-
demickie straci³y ocala³y z po¿ogi wojennej maj¹tek. Znacjonalizo-
wano ich domy i kamienice, nawet skromne, piwniczne kwatery. Do
1989 r. przedwojenni burszowie mogli spotykaæ siê jedynie w do-
mach, w konspiracji...
Pierwsze próby odbudowy polskich korporacji akademickich pod-
jêto dopiero po 50 latach niewoli. Dziêki aktywnoci przedwojennych,
sêdziwych ju¿ korporantów idea³ami i tradycj¹ ruchu zainteresowali siê
pierwsi studenci. Niebawem reaktywowano kilka zwi¹zków w Warsza-
wie, Poznaniu i Wroc³awiu.
Wspó³czesnym burszom jest jednak znacznie trudniej ni¿ tym
z dwudziestolecia miêdzywojennego. Przewa¿aj¹ca czêæ m³odzie¿y nie
wynosi z domu ¿adnego przywi¹zania do tradycji czy w³asnej historii,
a tak zwana kultura masowa zwalnia ich od niemal wszelkich trosk,
naturalnie poza samym sob¹. Kwestia patriotycznego i obywatelskiego
wychowania m³odego pokolenia znajduje siê poza sfer¹ zainteresowa-
nia w³adz pañstwowych, jak te¿ elit politycznych i intelektualnych kra-
ju. Poza Poznaniem, gdzie tamtejsza korporacja Lechia cieszy siê
¿yczliwoci¹ w³adz miejskich i poznañskich wy¿szych uczelni, normal-
na dzia³alnoæ jest korporantom wrêcz utrudniana.
44
Na przyk³ad w³adze Uniwersytetu Warszawskiego jednemu ze zwi¹z-
ków odmówi³y niedawno rejestracji. W oficjalnej odpowiedzi wskazano
na jakie nieistotne wzglêdy formalne. W nieoficjalnej rozmowie stu-
denci us³yszeli, ¿e nie zarejestruj¹ zwi¹zku ze wzglêdu na to, i¿ w jego
statucie jest zapis mówi¹cy o przyjmowaniu doñ tylko Polaków. Podob-
nie, jak sowieckiej prasie z 1939 r., w³adzom uniwersyteckim zapach-
nia³o szowinizmem i reakcj¹...
Ruch korporacyjny w Polsce dwiga siê wiêc powoli, bez wiêksze-
go zainteresowania i wsparcia w³adz pañstwowych i akademickich. Czy
uda mu siê odzyskaæ przedwojenny blask i chwa³ê?
¯ycie z 29-30 lipca 2000 r.
45
R
OZDZIA£
II
Komunici
46
W
latach 1944-1945 kierownictwo Polskiej Partii Robotniczej po-
zyskiwa³o spore sumy pieniêdzy, z³ota i kosztownoci. Pochodzi³y one
przede wszystkim z konfiskat, jakich dokonywa³ aparat bezpieczeñstwa
podczas aresztowañ przestêpców, folksdojczów, dzia³aczy polskiego pod-
ziemia czy wrogów klasowych lub bur¿ujów. Niewielka czêæ z tych
rodków sz³a na finansowanie dzia³alnoci partyjnej, znacznie wiêcej
trafia³o do kieszeni cz³onków aparatu centralnego PPR.
Istnieje wiele wiadectw i dokumentów, z których wynika, ¿e w cza-
sie wojny kierownictwo Polskiej Partii Robotniczej utrzymywa³o siê
z pospolitego bandytyzmu. Grupy bojowe z³o¿one z cz³onków aparatu
centralnego PPR, a nawet dzia³acze cis³ego kierownictwa komunistycz-
nej konspiracji w dzieñ dzia³ali w partii, a w nocy by u¿yæ terminolo-
gii z dokumentów PPR robili sklep na Pradze.
Celem innych, podobnych akcji by³y urzêdy pocztowe, zak³ady us³u-
gowe, sklepiki jubilerskie w centrum Warszawy (³upione w 1943 r.) czy
mieszkania zwyk³ych obywateli. Zbli¿on¹ dzia³alnoæ prowadzi³o wielu
lokalnych dzia³aczy PPR, a tak¿e przyt³aczaj¹ca wiêkszoæ oddzia-
³ów komunistycznej partyzantki. Ofiarami przeprowadzanych przez
nie akcji zaopatrzeniowych padali przede wszystkim Polacy. Co cie-
kawe, po wojnie wysocy funkcjonariusze partyjni nie uwa¿ali podob-
nej dzia³alnoci za co niew³aciwego. Wieloletni przywódca PPR/
PZPR, W³adys³aw Gomu³ka, ps. Wies³aw, napisa³ w pamiêtnikach:
Funkcjonariusze partyjni i pracownicy aparatu GL musieli przecie¿
z czego ¿yæ. Skoro kierownictwo PPR i Gwardii Ludowej nie by³o
w stanie zapewniæ im rodków na utrzymanie, rozwi¹zanie przez nich
tego problemu na drodze prywatnych eksów trudno by³o potêpiaæ.
Odbiór kosztownoci kwitujê
47
Zupe³nie innego zdania w tej kwestii by³o polskie podziemie niepodle-
g³ociowe, które podobne akcje traktowa³o jako zwyk³¹ przestêpczoæ
kryminaln¹.
Objêcie w³adzy w 1944 r. nie wp³ynê³o wyranie na poziom i mora-
le aktywu PPR, otworzy³o za to przed jego cz³onkami nieporównywal-
nie wiêksze mo¿liwoci dzia³ania. Wiele wojewódzkich i powiatowych
komitetów PPR, maj¹c do dyspozycji aparat administracyjny, wojsko,
bezpieczeñstwo i milicjê, dzia³a³o niemal z takim samym rozmachem
jak w czasie okupacji. Wed³ug jednego z meldunków Urzêdu Bezpie-
czeñstwa, dotycz¹cego sytuacji w P³ockiem jesieni¹ 1945 r. na terenie
powiatu p³ockiego zosta³y utworzone trzy grupy terrorystyczno-rabun-
kowe, rekrutuj¹ce siê z b. Cz³onków PPR -GL z czasów okupacji, cz³on-
ków PPR i funkcjonariuszy MO po wyzwoleniu. Dowódcami tych grup
byli Krajewski Jakub, Markowski Lucjan i Krypiñski (Jan). Grupy te
dzia³a³y na polecenie Krajewskiego Jakuba, jako sekretarza Komitetu
Powiatowego PPR w P³ocku, w porozumieniu z niektórymi szefami
powiatowych UBP.
W latach 1945-1947 grupy dzia³aczy PPR: Jakuba Krajewskiego,
braci Siemi¹tkowskich i inne, z³o¿one z lokalnych dzia³aczy partyjnych,
funkcjonariuszy MO i UB, dokona³y co najmniej kilkunastu zabójstw
i wielu napadów rabunkowych. Jednak, wed³ug ustaleñ aparatu bezpie-
czeñstwa, niektóre elementy aktywnoci wspomnianych dzia³aczy mo¿-
na interpretowaæ jako dzia³ania o charakterze na po³y politycznym:
W listopadzie 1945 r. czêæ grupy pod dowództwem Markowskiego do-
kona³a likwidacji kierownika Spo³em w P³oñsku Mielcarzyka, któ-
rego przywieli w okolice Warszawy i zastrzelili. Po tej akcji ca³a gru-
pa przyjecha³a do Warszawy i zatrzyma³a siê w lokalu Komitetu Woje-
wódzkiego PPR, a po trzech dniach wyjecha³a do Grójca, gdzie zatrzy-
ma³a siê u ówczesnego sekretarza Powiatowego Komitetu PPR wie-
czorem tego dnia w porozumieniu z szefem PUBP Grójec Zapartym
Stanis³awem i referentem nieustalonego nazwiska zabrali z miasta
czterech ludzi, rzekomo cz³onków PSL, których wywieli za Grójec
i zastrzelili. W kilka dni po likwidacji w Grójcu Markowski ostrzeg³
Siemi¹tkowskiego Boles³awa, aby siê wystrzega³, gdy¿ jeden z tych czte-
rech zlikwidowanych w Grójcu by³ prezesem powiatowym PSL i ponie-
48
wa¿ odniós³ jedynie rany, odkopa³ siê i uda³ prosto do Warszawy. (...)
W koñcu 1945 r. dokonali rabunku na ksiêdza Zu³kowskiego w Bielsku,
któremu zrabowali 10 tys. z³otych, a nastêpnie na ksiêdza Kobukow-
skiego, któremu zrabowali 12 tys. W lutym 1946 r. dokonali napadu na
ksiêdza we wsi Zagroba, któremu zrabowali konie, bryczkê, winie,
oraz na ksiêdza w Proboszczowie, któremu zrabowali konie i wóz.
Podobnie jak w czasie niemieckiej okupacji powa¿n¹ czêæ kance-
larii wewnêtrznej komunistycznego aparatu partyjnego z lat 1944-1945
zajmowa³y sprawy nierozliczonych pieniêdzy, fikcyjnej sprawozdaw-
czoci dotycz¹cej liczby cz³onków, nadu¿yæ, kradzie¿y i morderstw
pope³nianych przez cz³onków lokalnych struktur PPR.
Analiza wielu dokumentów archiwalnych wskazuje, ¿e aparat par-
tyjno-pañstwowy komunistów by³ obok Armii Czerwonej i pospoli-
tych bandytów jednym z najpowa¿niejszych róde³ przestêpczoci kry-
minalnej na terenie kraju. Rabunek by³ normaln¹ metod¹ dzia³ania Mi-
licji Obywatelskiej i UB. Doæ powiedzieæ, ¿e nigdy nie uda³o siê rozli-
czyæ co najmniej kilku milionów dolarów, które przesy³ane wczeniej
z Londynu na potrzeby walcz¹cego kraju wpad³y w rêce Ministerstwa
Bezpieczeñstwa Publicznego podczas likwidacji struktur polskiego pod-
ziemia. Przejête rodki finansowe po prostu znika³y za spraw¹ cz³on-
ków kierownictwa MBP. Nie ma w¹tpliwoci, ¿e zasila³y ich prywatne
kieszenie. Mo¿na postawiæ tezê, ¿e taki stan aparatu nowej w³adzy by³
skutkiem wojennej demoralizacji i by³ daleki od intencji ówczesnych
przywódców PPR, którzy mogli nie wiedzieæ o ró¿nych aspektach prze-
stêpczej dzia³alnoci kierownictwa MBP. Wielu czo³owych komunistów,
jak choæby W³adys³aw Gomu³ka, do dzi jest przedstawianych jako wzór
ascetycznych rewolucjonistów. Czy zasadnie?
Prezentowane archiwalia przez wiele lat znajdowa³y siê w tzw.
szafach Boles³awa Bieruta i do upadku komunizmu nale¿a³y do naj-
tajniejszych dokumentów przechowywanych w archiwach Komitetu
Centralnego PZPR. Nigdy nie by³y publikowane. Niemal wszystkie
zosta³y sporz¹dzone przez cz³onków cis³ego kierownictwa partii na
zwyk³ych kartkach papieru tylko czêæ z nich zawiera oficjalne na-
druki lub piecz¹tki Urzêdu Bezpieczeñstwa i KC PPR. Z dokumentów
tych wynika, ¿e w latach 1944-1945 komunistyczne kierownictwo
49
pozyskiwa³o (g³ównie z UB) spore sumy pieniêdzy, z³ota i kosztowno-
ci, z których co najmniej czêæ zasila³a kieszenie cz³onków aparatu
centralnego PPR.
Mechanizm funkcjonowania lewej kasy KC PPR by³ prosty. Pod-
czas licznych aresztowañ przestêpców, osób, które podpisa³y niemiec-
k¹ listê narodowociow¹ (lub tylko z niemiecka brzmi¹cym nazwiskiem),
dzia³aczy polskiego podziemia, czy po prostu ludzi zamo¿nych (wro-
gów klasowych lub bur¿ujów) w rêce aparatu bezpieczeñstwa wpada³y
du¿e iloci pieniêdzy, z³ota i kosztownoci. Dobra te by³y gromadzone
przez poszczególne wojewódzkie urzêdy bezpieczeñstwa publicznego
i po zinwentaryzowaniu przesy³ane do KC. Jednym z najwa¿niejszych
dostarczycieli fantów by³ szef ³ódzkiego UB Myko³a Demko vel Mie-
czys³aw Moczar, który przesy³a³ do KC du¿e iloci pieniêdzy, bi¿uterii,
kamieni szlachetnych i z³ota.
Czy dzia³ania te by³y legalne? W czasie wojny ³upy zdobyte na nie-
przyjacielu (np. osobach narodowoci niemieckiej czy w urzêdach niemiec-
kich) powinny zasiliæ skarb pañstwa. Tym bardziej po jej zakoñczeniu. Struk-
tury bezpieki mog³y dokonywaæ konfiskat mienia i zabezpieczaæ dowody
przestêpstwa nale¿¹ce do aresztowanych, jednak o ich przepadku na rzecz
skarbu pañstwa móg³ zadecydowaæ tylko wyrok s¹dowy. Proceder przesy-
³ania do KC PPR pieniêdzy, z³ota i kosztownoci nale¿¹cych do osób aresz-
towanych przez UB by³ wiêc niezgodny z prawem.
Co ciekawe, obok UB podobn¹ dzia³alnoæ prowadzi³y: milicja, znaj-
duj¹ce siê na ziemiach zajmowanych przez Armiê Czerwon¹ oddzia³y
Armii Ludowej, a tak¿e lokalne struktury partyjne. Tak¿e one zdoby-
wane mienie przekazywa³y do KC PPR: odbiór z³ota, bi¿uterii
i waluty w wiêkszoci przypadków kwitowa³ ówczesny sekretarz partii,
W³adys³aw Gomu³ka. Nastêpnie gotówka i wartociowe przedmioty by³y
dzielone. Niewielka czêæ sz³a na finansowanie dzia³alnoci partyjnej,
znacznie wiêcej trafia³o do kieszeni cz³onków aparatu centralnego PPR.
wiadcz¹ o tym przede wszystkim zapiski na dokumentach informuj¹-
ce, komu dany z³oty zegarek lub inny wartociowy przedmiot zosta³
przydzielony. Zachowa³y siê te¿ pokwitowania, wystawione przez wy-
sokich funkcjonariuszy partyjnych pobieraj¹cych pieni¹dze z lewej
kasy KC PPR.
50
Charakterystyczne, ¿e wiêkszoæ wspomnianych pokwitowañ pod-
pisywanych miêdzy innymi przez Jakuba Bermana czy zaprzyjanione-
go z KC poetê Stanis³awa Jerzego Leca informuje, ¿e otrzymali oni
pieni¹dze jako po¿yczkê lub do oddania. Autorowi niniejszego artyku³u
nie uda³o siê jednak odnaleæ ani jednego dokumentu potwierdzaj¹cego,
¿e pieni¹dze te rzeczywicie zosta³y zwrócone do KC PPR.
Los przyt³aczaj¹cej wiêkszoci pieniêdzy i kosztownoci pokwito-
wanych przez towarzysza Wies³awa jest nieznany. W swych audy-
cjach radiowych zbieg³y na Zachód wicedyrektor X Departamentu MBP
pp³k Józef wiat³o twierdzi³, ¿e du¿e rodki finansowe z lewej kasy
KC PPR wys³ano jako wsparcie dla partii komunistycznych zachodniej
Europy. Ale na podstawie prezentowanych tu dokumentów mo¿na twier-
dziæ, ¿e przynajmniej czêæ z nich zasila³a prywatne kieszenie cz³onków
kierownictwa partii. Fakt ten, podobnie jak sam sposób pozyskiwania
rodków finansowych przez KC PPR w latach 1944-1945 mo¿e wp³y-
n¹æ na rewizjê wielu obiegowych opinii na temat ideowoci rewolucjo-
nistów z KC PPR.
Skrócona wersja tekstu ukaza³a siê
w Rzeczpospolitej z 16-17 sierpnia 2003 r.
51
T
riumfuj¹cy po rewolucji padziernikowej bolszewicy nie uwa¿ali
swego sukcesu powstania pierwszego na wiecie pañstwa komuni-
stycznego za ostateczny. Zak³adali, ¿e ³ad doskona³y zapanuje dopie-
ro wtedy, gdy spod kapitalistycznego wyzysku uda siê wyzwoliæ ca³y
wiat. W marcu 1919 r. z polecenia przywódców Kremla utworzono
Miêdzynarodówkê Komunistyczn¹ (Komintern), która mia³a skupiaæ
partie komunistyczne na wiecie i wspieraæ ruchy rewolucyjne wszê-
dzie tam, gdzie by³o to potrzebne.
Miêdzynarodówka Komunistyczna od pocz¹tku by³a struktur¹ fa-
sadow¹: na jej zjedzie za³o¿ycielskim, wielu delegatów reprezentowa-
³o kraje, w których partii komunistycznej nie by³o. Inni zabierali g³os
w imieniu partii, które w rzeczywistoci nie istnia³y.
Faktycznie wszelkie polecenia dotycz¹ce dzia³alnoci Kominternu
wyp³ywa³y z Kremla. Kierownicy sowieckiego pañstwa byli dla wiêk-
szoci komunistów ca³ego wiata niemal prorokami. Ich opinie, po-
gl¹dy i teorie straci³y walor g³osu doradczego staj¹c siê wyk³adni¹
prawdy objawionej, traktowanej z wielk¹ czci¹ i nabo¿noci¹. W³ady-
s³aw Gomu³ka wspomina³ po latach o swojej dzia³alnoci w KPP: Praw-
da mia³a wówczas dla nas tylko jeden wymiar: zawiera³y j¹ zawsze
zmieniaj¹ce siê rzekomo wed³ug regu³ dialektycznych oceny sytuacji,
a faktycznie w zale¿noci od potrzeb polityki WKP (b) i Zwi¹zku Ra-
dzieckiego uchwa³y zjazdów i posiedzeñ plenarnych KC KPP, Miê-
dzynarodówki Komunistycznej i jej Komitetu Wykonawczego, którym
przewodzi³a jak nas uczono nieomylna, s³u¿¹ca za wzór wszyst-
kim partiom komunistycznym wiata, Wszechzwi¹zkowa Komunistycz-
na Partia (bolszewików) na czele ze Stalinem.
Uszczêliwiacze
52
Wyrabiaj mi³oæ do kierownika
Dla dzia³aczy komunizm by³ nie tylko nurtem politycznym czy defi-
nicj¹ okrelonego porz¹dku spo³ecznego. By³ ród³em zasad wkracza-
j¹cych w najbardziej intymne zak¹tki ¿ycia prywatnego, takie jak oby-
czajowoæ, ¿ycie seksualne czy wychowanie dzieci.
Jeden ze znanych polskich dzia³aczy komunistycznych, Anastazy
Kowalczyk, pisa³ w 1941 r. do partyjnej ¿ony, Marii Goldszlak, jak
ma wychowywaæ ich syna nazywanego ma³ym krasnoarmiejcem:
A Lut, nasz syn? On jest przecie¿ kochany [sowiecki] patriota! Jego
ma³e serduszko bije z radoci na widok Czerwonej Armii. Rozumi¹,
rozumi¹ jego ma³e oczki, ¿e ta Armia po³o¿y kres faszystowskim Niem-
com. Och, te Niemcy dzisiejsze to hañba na wsze czasy! Marysiu!
kultywuj w nim ten entuzjazm do naszej wielkiej Ojczyzny, do naszej
kochanej Armii i Mary, nie zapominaj w nim wyrabiaæ uczucia mi-
³oci do kierownika partii. Lut jest naszym synem synem partyj-
niaków.
Inny polski komunista Mordka vel Mieczys³aw Hejman, popad³
kiedy w konflikt z wyk³adowc¹ szko³y Kominternu. Zamkn¹³ siê
w pokoju i chcia³ pope³niæ samobójstwo z obawy, ¿e zostanie wyrzu-
cony z partii. Jego siostra, Eugenia Brunk, która by³a z nim wówczas
w szkole, wspomina³a: (...) Mymy wywalili drzwi. On le¿a³ na kana-
pie i jêcza³, w³aciwie ³ka³, a w³aciwie dziwne jakie jêki by³y. Wy-
gl¹da³ straszliwie. Ja zamknê³am pokój, usiad³am ko³o niego. I on
wtedy zap³aka³: Jak to, ja ca³e ¿ycie, ca³¹ m³odoæ odda³em partii.
Nie mam nic innego poza parti¹ to mnie teraz wyrzuc¹ z partii? Ja
tego nie prze¿yjê! (...) Ja wolê od razu z tym skoñczyæ, to przynaj-
mniej bêdzie wiadomo, ¿e umar³em jako cz³onek partii (...) trwa³o to
kilka godzin. (...) Póniej siê uspokoi³. Po tym g³êbokim prze¿yciu
leczy³ siê, bo on doprawdy by³ chory.
Wiêkszoæ dzia³aczy komunistycznych koñczy³a po kilka klas szkó³
ludowych i elementarnych. Niektórzy prawdopodobnie nie chodzili do
szko³y w ogóle. Brak wykszta³cenia zastêpowa³a im wiedza zdobyta na
ró¿nego rodzaju kursach partyjnych i komunistycznych uniwersyte-
tach. wiat pojmowali i definiowali pojêciami wyjêtymi z ówczesnej
sowieckiej propagandy. A to wcale nie by³o proste. Znaczenie poszcze-
53
gólnych s³ów, postaw i doktryn zmienia³o siê z dnia na dzieñ. To, która
interpretacja rzeczywistoci obowi¹zywa³a w danym momencie w da-
nej partii, zale¿a³o najczêciej wy³¹cznie od aktualnej taktyki przywód-
ców Kremla.
W procesie deifikacji bolszewickich przywódców niebagateln¹ rolê
odgrywa³o wsparcie instytucjonalne i finansowe, jakiego sowieccy
przywódcy mogli udzieliæ niektórym sporód wiernych. To w Mo-
skwie podejmowano kluczowe decyzje personalne, okrelano, kto
i jakie has³a ma g³osiæ, kto dostanie albo nie pieni¹dze na dzia³al-
noæ partyjn¹.
Komunici jawni...
Miêdzynarodówka Komunistyczna mia³a dwa oblicza: jawne i taj-
ne. Jawne by³y struktury kierownicze, ca³a masa przybudówek oraz ró¿-
nego typu miêdzynarodówki: Miêdzynarodowa Organizacja Pomocy
Rewolucjonistom (MOPR), Miêdzynarodówka Ch³opska, zwi¹zków
zawodowych, miêdzynarodówki m³odzie¿owe, sportowe. Jawne by³o
równie¿ ca³e oficjalne ¿ycie organizacyjne: zjazdy, proklamacje, na-
rady teoretyczne. Ale ¿ycie to by³o w znacznej mierze sztuczne. Wszyst-
kie kongresy, konferencje, narady teoretyczne starannie re¿yserowa-
no. Dokumenty, które oficjalnie by³y sygnowane przez kierownictwa
poszczególnych partii komunistycznych, w istocie wydawa³y w³adze
Kominternu. To one równie¿ sterowa³y tajn¹ dzia³alnoci¹ ruchu ko-
munistycznego na wiecie.
Literatura PRL czêsto g³osi³a, i¿ komunici zostali zmuszeni do dzia-
³alnoci konspiracyjnej, a niekiedy uciekania siê do przemocy, bo ich
partia by³a w II RP zdelegalizowana. Nieprawda. Komunici dzia³aliby
nielegalnie i siêgali po metody terrorystyczne bez wzglêdu na to, czy
KPP by³aby legalna, czy nie.
Jeden z najwa¿niejszych dokumentów reguluj¹cych kszta³t Miêdzy-
narodówki Komunistycznej (tzw. 21 punktów) nakazywa³: (...) ko-
munici nie mog¹ mieæ ¿adnego zaufania do legalnoci bur¿uazyjnej.
S¹ oni obowi¹zani stworzyæ wszêdzie równoleg³y nielegalny aparat
organizacyjny, który w momencie decyduj¹cym pomo¿e partii spe³niæ
swe obowi¹zki wobec rewolucji.
54
... i dwuetatowcy
Tajne struktury Kominternu by³y bardzo rozbudowane. Tworzy³ je
szereg komórek (oddzia³y, biura, komisje), których istnienie ukrywano
nie tylko przed ogó³em obywateli ZSRS, lecz tak¿e przed czêci¹ prze-
bywaj¹cych w Sowietach zagranicznych komunistów. Bardzo wa¿n¹
struktur¹ by³ Oddzia³ £¹cznoci Miêdzynarodowej (Oddie³ Mie¿duna-
rodnych Swiazi OMS), za pomoc¹ którego utrzymywano ³¹cznoæ
z komunistycznymi organizacjami na ca³ym wiecie, wydaj¹c im in-
strukcje, zaopatruj¹c w broñ, pieni¹dze i rodki techniczne. OMS, po-
dobnie zreszt¹ jak sowieckie struktury wywiadowcze, oprócz partii ko-
munistycznych, wykorzystywa³ w swej dzia³alnoci sowieckie przed-
stawicielstwa zagraniczne. Funkcjonariusze OMS byli zakonspirowani
nawet przed cz³onkami partii komunistycznych. Dzia³ali jako nielegalni
rezydenci, czêsto pod przykrywk¹ dyplomatów, dziennikarzy, pra-
cowników przedstawicielstw gospodarczych i kulturalnych. Przez pla-
cówki dyplomatyczne utrzymywano ³¹cznoæ radiow¹ z Moskw¹, poczt¹
dyplomatyczn¹ przesy³ano polecenia, fa³szywe dokumenty, instrukcje,
materia³y propagandowe i pieni¹dze.
Do zadañ OMS nale¿a³ tak¿e wywiad rozpracowywano nie tylko
struktury polityczne, armie i si³y bezpieczeñstwa obcych pañstw, lecz
tak¿e przez specjaln¹ s³u¿bê wywiadowcz¹ OMS prowadzono wy-
wiad wewn¹trz podporz¹dkowanych Kominternowi partii politycznych.
Dzia³alnoæ OMS, podobnie zreszt¹ jak i innych struktur Komin-
ternu, by³a cile powi¹zana z sowieckim aparatem policyjnym
WCzK GPU-NKWD.
Wielu cz³onków nomenklatury Miêdzynarodówki Komunistycznej
by³o oddelegowanych ze s³u¿b specjalnych, a nierzadko pe³nili obie funk-
cje jednoczenie. Z sowieckim wywiadem wojskowym zwi¹zany by³ je-
den z przywódców Kominternu fiñski komunista Otto Kuusinen, do
wp³ywowych postaci nomenklatury Kominternu nale¿eli m.in. twórca
sowieckiego wywiadu Majer Abramowicz Trilisser (ps. Moskwin),
Osip Aronowicz Piatnicki, Józef Unszlicht jeden z twórców Armii
Czerwonej i WCzK. Doæ ciekaw¹ postaci¹ by³ jeden z najbli¿szych
wspó³pracowników Unszlichta, Bronis³aw Bortnowski ps. Bronkow-
ski. Oficjalnie w latach 30. cz³onek w³adz KPP i Kominternu, mia³ za
55
sob¹ d³ug¹ karierê w sowieckiej bezpiece i wywiadzie wojskowym.
W czasie wojny polsko-bolszewickiej by³ wysokim oficerem wywiadu
Armii Czerwonej na froncie polskim, potem zosta³ pierwszym rezyden-
tem póniejszego GRU w Niemczech. Pracuj¹c w KPP, zajmowa³ jed-
noczenie wysokie stanowiska w sowieckim wywiadzie.
Uboczne produkty ententy
Odrodzenie niepodleg³ego pañstwa polskiego po I wojnie wiatowej
nie znalaz³o w miêdzynarodowym ruchu komunistycznym ani zrozu-
mienia, ani akceptacji. I nie by³ to tylko przypadek Polski. Proces po-
wstawania szeregu pañstw narodowych w Europie rodkowowschod-
niej traktowano jako zjawisko sprzeczne z logik¹ historii, oddalaj¹ce
dzieñ wybuchu rewolucji i wprowadzenia wiatowej dyktatury proleta-
riatu. Komunici nie ukrywali wiêc irytacji, nazywaj¹c nowo powsta³e
pañstwo ubocznym produktem imperialistycznych interesów ententy.
W manifecie uchwalonym na II Kongresie Miêdzynarodówki Komuni-
stycznej (lipiec-sierpieñ 1920 r.) g³oszono: Jakim¿e potwornym naigry-
waniem siê z historii jest fakt, ¿e odbudowanie Polski, które stanowi³o
czêæ sk³adow¹ rewolucyjnej demokracji i by³o has³em pierwszych wy-
st¹pieñ miêdzynarodowego proletariatu, zosta³o urzeczywistnione przez
imperializm w celach przeciwdzia³ania rewolucji.
Jednak w pierwszej po³owie lat 20., po zwyciêstwie Polski nad
Armi¹ Czerwon¹ i w miarê opadania fali rewolucyjnej oraz stabiliza-
cji sytuacji politycznej w Europie, wizja rewolucyjnego przewrotu sta-
wa³a siê coraz bardziej odleg³a. Komintern przyst¹pi³ wiêc do ostrego
zwalczania traktatu wersalskiego, który stanowi³ kruch¹ gwarancjê
stabilizacji i pokoju na kontynencie. Uznano bowiem, ¿e najkrótsz¹
drog¹ do wprowadzenia wiatowej dyktatury proletariatu bêdzie po-
nowne pogr¹¿enie Europy w wojennym chaosie. Jednym z g³ównych
hase³ miêdzynarodowego ruchu robotniczego sta³a siê koniecznoæ
walki o samookrelenie a¿ do oderwania rozmaitych mniejszoci na-
rodowych. Mia³o to poprzez podsycanie nacjonalizmów i istniej¹-
cych konfliktów etnicznych doprowadziæ do demonta¿u mieszanych
narodowociowo pañstw europejskich i tym samym zburzenia kru-
chego pokoju.
56
Komunistyczna Partia Jugos³awii poczê³a g³osiæ has³a samookre-
lenia siê Chorwacji, Czarnogóry, Macedonii i S³owenii, KP Rumu-
nii Bukowiny, Besarabii i Dobrud¿y, KP Czechos³owacji wysunê³a
has³o samookrelenia siê S³owaków i Niemców sudeckich. Komunici
polscy wysunêli wtedy has³o przy³¹czenia do Zwi¹zku Sowieckiego Za-
chodniej Ukrainy i Zachodniej Bia³orusi, a dla Górnego l¹ska
i mniejszoci litewskiej za¿¹dali prawa do samookrelenia (w latach
30. i dla Pomorza).
Do wrót Królestwa Wolnoci
Taktyka Kominternu, obliczona na zwyciêstwo rewolucji proleta-
riackiej w Niemczech, zakoñczy³a siê klêsk¹ w 1933 r. wraz z dojciem
do w³adzy Adolfa Hitlera. Trzeba wiêc by³o j¹ zmieniæ. Nowe za³o¿enia
przedstawiono po dwóch latach przygotowañ teoretycznych, na VII
Kongresie Kominternu, w 1935 r. Wedle nowej taktyki g³ówn¹ osi¹ dzia-
³añ komunistów mia³o byæ d¹¿enie do nawi¹zania wspó³pracy ze wszyst-
kimi partiami lewicy oraz stworzenia wspólnego frontu ludowego do
obrony przed faszyzmem i wszystkimi si³ami wrogimi wolnoci i demo-
kracji. Oczywicie wysuniêcie programu frontu ludowego nie oznacza-
³o rzeczywistego zwrotu w kwestii zasadniczych celów strategicznych
tzw. miêdzynarodowego ruchu robotniczego. Komunici ani na jotê nie
zmienili swojego stosunku do liberalnej demokracji. Po zniszczeniu fa-
szyzmu zamierzali rozprawiæ siê ze swymi jednolitofrontowymi sojusz-
nikami: Celem naszej walki przeciwko faszyzmowi nie jest odbudowa
bur¿uazyjnej demokracji, tylko zdobycie w³adzy sowieckiej. (...) Tylko
w³adza sowiecka jest dla ludzkoci GWARANCJ¥ zabezpieczaj¹c¹ od
kolejnego powrotu do barbarzyñstwa, jakim jest re¿im faszystowskiej
przemocy. Tylko w³adza Sowietów usunie z drogi zgni³¹ bur¿uazjê, otwie-
raj¹c przed ludzkoci¹ wrota do królestwa wolnoci.
Gazeta Polska z 12 stycznia 2004 r.
57
K
iedy PPS, ludowcy i narodowcy poczêli organizowaæ pierwsze wie-
ce pod has³ami obrony niepodleg³oci, KPP zwalcza³a imperializm pol-
ski i wysunê³a has³o: Rêce precz od [niemieckiego] Gdañska! Gdy mo-
skiewska centrala wyda³a komunistom rozkaz tworzenia antyfaszystow-
skich frontów ludowych, partia, która kilka miesiêcy wczeniej ¿¹da³a
zwrotu zagrabionych przez polski imperializm l¹ska i Pomorza, roz-
poczê³a akcjê propagandow¹ w obronie zagro¿onej przez Niemcy nie-
podleg³oci Polski. Jednak okaza³o siê to tylko mistyfikacj¹ g³ównym
podmiotem dzia³añ KPP nie by³a przecie¿ Polska, tylko ZSRS
i wiatowa rewolucja.
Kontrrewolucyjny prze¿ytek
Komunistyczna Partia Robotnicza Polski powsta³a w grudniu 1918 r.
Jej przywódcy zwalczali polskie aspiracje niepodleg³ociowe, traktu-
j¹c je jako nacjonalizm i szowinizm. Jednoznacznie kwestionowali te¿
utworzenie pañstwa polskiego jako kontrrewolucyjnego prze¿ytku sta-
rego wiata.
Kiedy w lipcu 1920 r. armia bolszewicka podchodzi³a pod Warsza-
wê, KPRP wyda³a odezwê, w której nawo³ywa³a do walki przeciwko
Polsce: Rada Obrony Pañstwa, werbunek ochotnika, nowe pobory, wiece
i pochody patriotyczne, gwiazdki i kokardki (...) Klasa robotnicza stoi
na uboczu tej wrzaskliwej komedji, komedji niegronej dla zwyciêskich
wojsk Czerwonej Armii (...) Towarzysze! Sprawa robotnicza w niebez-
pieczeñstwie. Je¿eli w chwili os³abienia rz¹du bur¿uazyjnego nie zdo-
³amy obaliæ panowania klas posiadaj¹cych, jeli werbunkowi bia³ej
Rêce precz od niemieckiego
Gdañska KPP bez sztafa¿u
58
gwardji nie przeciwstawimy rewolucyjnego powo³ania klasy robotni-
czej, u³atwimy bur¿uazji zakucie nas w kajdany niewoli klasowej. Do
walki Towarzysze!
Na III zjedzie partii (styczeñ-luty 1925 r.) KPP ustali³a nowe zasa-
dy dzia³ania. By³y one zgodne z aktualnymi poleceniami Kominternu,
którego w³adze przyst¹pi³y do ostrego zwalczania traktatu wersalskie-
go kruchej gwarancji pokoju w Europie. Uznano bowiem, ¿e najkrót-
sz¹ drog¹ do wprowadzenia wiatowej dyktatury proletariatu bêdzie
ponowne pogr¹¿enie kontynentu w wojennym chaosie.
Polscy komunici wysunêli wiêc has³o przy³¹czenia do Zwi¹zku
Sowieckiego, Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Bia³orusi, a dla mniej-
szoci litewskiej i Górnego l¹ska za¿¹dali samookrelenia.
Historyk KPP Henryk Cimek upatrywa³ konsekwentnie antypol-
skiego stanowiska KPP w sk³adzie narodowociowym partii. Polacy
stanowili w niej mniejszoæ, a wród aktywu kierowniczego domino-
wa³y osoby pochodzenia ¿ydowskiego. Ale wydaje siê, ¿e najwa¿niej-
sz¹ przyczyn¹ takiego stanowiska by³o ca³kowite uzale¿nienie ruchu
komunistycznego w Polsce od poleceñ Moskwy. Przywódcy sowieccy
za zawsze traktowali Niemcy jako klucz do rewolucji europejskiej.
Nakazuj¹c komunistom w Polsce otwarte negowanie zachodniej gra-
nicy kraju, wspierali Komunistyczn¹ Partiê Niemiec kwestionuj¹c¹
ustalenia traktatu wersalskiego i ¿¹daj¹c¹ rewizji granic w Europie.
Ale nie tylko. W ten sposób Moskwa realizowa³a cel, który by³ osi¹
polityki sowieckiej przed wojn¹: rozpêtanie nowego konfliktu euro-
pejskiego. Propagandowe ataki komunistów na Polskê trwa³y tak¿e
po dojciu do w³adzy Adolfa Hitlera. Kiedy PPS, ludowcy i narodow-
cy poczêli organizowaæ pierwsze wiece pod has³ami obrony niepodle-
g³oci, KPP zwalcza³a imperializm polski i wysunê³a has³o: Rêce precz
od [niemieckiego] Gdañska!
W 1935 r. Komintern ponownie zmieni³ taktykê i wyda³ komuni-
stom polecenie tworzenia frontów ludowych z innymi partiami lewicy
do obrony przed faszyzmem. Nie oznacza³o to rzeczywistego zwrotu
w kwestii zasadniczych celów strategicznych tzw. miêdzynarodowego
ruchu robotniczego. Chodzi³o tylko o metody. Po zwyciêstwie komuni-
ci zamierzali rozprawiæ siê ze swymi jednolitofrontowymi sojusznika-
59
mi. W³adys³aw Gomu³ka po latach napisa³ w pamiêtnikach: (...) KPP
nie naruszy³a ¿adnego ze swoich celów strategicznych, utrzymywa³a
wszystkie poprzednie kierunki g³ównego uderzenia. Zmieni³a jedynie
swoj¹ taktykê, zastosowa³a do warunków polskich wytyczone przez VII
Kongres Miêdzynarodówki Komunistycznej sposoby i metody dzia³a-
nia, obliczone na osi¹gniêcie takich podstawowych celów strategicz-
nych jak obalenie ustroju kapitalistycznego, ustanowienie dyktatury
proletariatu, utworzenie Polskiej Republiki Rad.
Swoj¹ liniê polityczn¹ choæ z pewnymi oporami zmieni³a
i KPP. Partia, która jeszcze kilka miesiêcy wczeniej ¿¹da³a zwrotu
zagrabionych przez polski imperializm l¹ska i Pomorza, têpi³a wszel-
kie przejawy postaw, które mo¿na by uznaæ za mniej lub bardziej uro-
jony nacjonalizm, rozpoczê³a akcjê propagandow¹ w obronie zagro-
¿onej przez Niemcy niepodleg³oci Polski. Jednak by³a to tylko propa-
gandowa mistyfikacja, ³atwo odrzucona przez komunistów we wrze-
niu 1939 r., po agresji sowiecko-niemieckiej na Polskê. G³ównym
podmiotem dzia³añ KPP nie by³a przecie¿ Polska, tylko ZSRS i wia-
towa rewolucja.
Zabiæ Pi³sudskiego
Po³o¿enie strategiczne powodowa³o, ¿e pañstwo polskie cieszy³o siê
olbrzymim zainteresowaniem Zwi¹zku Sowieckiego, który prowadzi³
na terenie Polski szereg w³asnych dzia³añ, zarówno za pomoc¹ struktur
Kominternu, jak i klasycznych s³u¿b wywiadowczych.
Wa¿n¹ rolê w tych dzia³aniach odgrywa³a tzw. wojskówka, specjalna
struktura wewn¹trz KPP. Sk³ada³a siê z przeszkolonych w ZSRS funkcjo-
nariuszy komunistycznych, powi¹zanych z wywiadem wojskowym lub
NKWD. Na czele wojskówki sta³ Centralny Wydzia³ Wojskowy KC KPP,
któremu podlega³y wydzia³y obwodowe i okrêgowe. Struktura ta by³a ci-
le zakonspirowana wewn¹trz KPP, nie dzia³a³a na ni¿szych szczeblach
partyjnych, których cz³onkowie mieli obowi¹zek przekazywania wy¿szym
instancjom wszelkich informacji natury wojskowej. Oprócz dzia³alnoci
szpiegowskiej prowadzi³a akcjê propagandow¹, polegaj¹c¹ g³ównie na pró-
bach wywo³ywania konfliktów miêdzy kadr¹ oficersk¹ a ¿o³nierzami, pod-
sycania nastrojów niezadowolenia wród tych ostatnich.
60
Typowe odezwy komunistów nawo³ywa³y ¿o³nierzy, by w wypadku
zbrojnego konfliktu mordowali polskich oficerów i przechodzili na stronê
ZSRS.
Moskwa realizowa³a swoj¹ politykê w Polsce nie tylko przez woj-
skówkê. Organizowanie i wspomaganie dzia³alnoci partyzantki bia³o-
ruskiej i ukraiñskiej na polskim pograniczu, uzbrajanie i wspieranie
pospolitych band rabunkowych, organizowanie napadów na polskie
urzêdy i placówki graniczne, miasteczka, poci¹gi, zabójstwa urzêdni-
ków pañstwowych, ¿o³nierzy i policjantów, ziemian, przedstawicieli
nauki wszystko to stanowi³o normalne metody dzia³añ zagranicznych
ZSRS. Grigorij Biesiedowski, jeden z sowieckich dyplomatów, który
pracowa³ w Warszawie w latach 20., wspomina³: Wkrótce [ok. 1923 r.
przyp. PG] odczulimy robotê [szefa rezydentury wywiadu sowieckie-
go w Polsce, Mieczys³awa] £oganowskiego. W lokalach ró¿nych pol-
skich organizacji politycznych i czasopism zaczê³y wybuchaæ bomby
i maszyny piekielne. Wybuchy nastêpowa³y w okrelonej kolejnoci; to
bomba wybuchnie w lokalu organizacji prawicowej, to znowu lewico-
wej. Zdawa³o siê, ¿e w parlamentarnej republice polskiej partje poli-
tyczne przesz³y do meksykañskich form walki. Atmosfera jakiej trwogi
i straszliwej zagadki zawis³a nad Warszaw¹. Nieuchwytni bombici
robili swoje. Polityczni dzia³acze polscy w ka¿dej chwili mogli spo-
dziewaæ siê wybuchu maszyny piekielnej w bramie domu, w którym
mieszkali, w redakcji swojej gazety, nawet w kominie. (...) Wkrótce, po
nieudanej próbie wysadzenia w powietrze sztabu generalnego, £oga-
nowskiemu przysz³a do g³owy inna myl. Marsza³ek [Józef] Pi³sudski
mieszka³ wtedy w Sulejówku. Ochronê stanowi³o kilku ludzi sporód
jego zwolenników. Ochrona ta g³ównie mia³a na uwadze mo¿liwoæ
napadu na willê marsza³ka ze strony nieprzejednanych jego wrogów
nacjonalistycznej m³odzie¿y studenckiej. (...) £oganowski postanowi³
wykorzystaæ tê modê dla swojego zasadniczego celu: podszczuwa-
nia jednych partyj politycznych w Polsce przeciwko drugim. Plan jego
by³ nadzwyczaj prosty: przebraæ za studentów czêæ bojówki komuni-
stów warszawskich. Studenci wiêc dokonaj¹ nocnego napadu na willê
Pi³sudskiego w Sulejówku i zamorduj¹ marsza³ka. Rzecz zrozumia³a,
¿e taki czyn musia³by wywo³aæ w istniej¹cej wtedy sytuacji politycznej
61
szereg aktów odwetowych ze strony zwolenników Pi³sudskiego. Pod
obuchem znaleliby siê najwybitniejsi politycy nacjonalistyczni... (...)
[nadzoruj¹cy CzeKa GPU Feliks] Dzier¿yñski postawi³ stanowcze
veto przeciwko projektowi zabójstwa, aczkolwiek [zastêpca Dzier¿yñ-
skiego, nadzoruj¹cy Razwiedupr Józef] Unszlicht sk³ania³ siê rozstrzy-
gn¹æ tê kwestiê pozytywnie.
Ostatecznie do zorganizowania zamachu na Pi³sudskiego nie do-
sz³o. Ale od listopada 1924 r. do wrzenia 1925 r. na granicy polsko-
sowieckiej dosz³o do ponad 200 przypadków ostrzelania przez Sowie-
tów ¿o³nierzy i placówek Korpusu Ochrony Pogranicza. Z r¹k sowiec-
kich dywersantów, czy te¿ cz³onków pospolitych band rabunkowych,
znajduj¹cych siê pod ¿yczliw¹ opiek¹ s³u¿b specjalnych i pograniczni-
ków ZSRS, zginê³o w tym okresie 7 ¿o³nierzy KOP, a 11 zosta³o ran-
nych. W zamachu na Uniwersytecie Warszawskim zgin¹³ prof. Micha³
Orzêcki, bomba wybuch³a te¿ w domu rektora Uniwersytetu Jagielloñ-
skiego prof. W³adys³awa Natansona. Najs³ynniejszym atakiem terrory-
stycznym dokonanym przez wojskówkê KPP w tym okresie by³o wysa-
dzenie w powietrze magazynu prochu w warszawskiej Cytadeli (13 pa-
dziernika 1923 r.). W wyniku eksplozji zginê³o 28 osób, a kilkadziesi¹t
odnios³o rany.
Szko³y konspiratorów
W póniejszym okresie wiêkszy nacisk po³o¿ono na d³ugofalowe
dzia³ania: wywiad, manipulacje na scenie politycznej, systematyczne
przygotowania do wojny z Polsk¹ i do dokonania w tym kraju rewolu-
cyjnego przewrotu. I tu jednym z najwa¿niejszych narzêdzi Moskwy
by³a KPP. Zdecydowana wiêkszoæ zawodowych funkcjonariuszy par-
tyjnych i przywódców partii zosta³a przeszkolona w ró¿nego rodzaju
szko³ach Kominternu lub szkole wojskowej KPP. Absolwent jednej
z nich Eugeniusz Kuszko (po wojnie genera³, a w latach 1947-1948 szef
G³ównego Zarz¹du Politycznego LWP) wspomina³: W mojej dzia³alno-
ci partyjnej (...) najwa¿niejszym wydarzeniem konspiracyjnym by³
udzia³ w szkole wojskowo-politycznej w Moskwie, znajduj¹cej siê pod
bezporednim kierownictwem polskiej sekcji Komitetu Wykonawczego
Miêdzynarodówki Komunistycznej. (...) szko³a mia³a za zadanie przy-
62
gotowywaæ dla naszej partii dzia³aczy konspiracyjnych w armii sana-
cyjnej oraz przysz³ych wojskowych kierowników powstania zbrojnego
i walk ulicznych.
Innym charakterystycznym elementem dzia³alnoci ZSRS w Pol-
sce by³a szeroko zakrojona penetracja ¿ycia spo³eczno-politycznego
i gospodarczego. Masowo wykorzystywano w niej polskich komuni-
stów. Nie chodzi³o tylko o zdobywanie informacji poprzez agenturê
werbowan¹ na szczytach w³adzy i w rozmaitych strukturach pañstwo-
wych. W szerokim zakresie stosowano tak¿e rodki oddzia³ywania na
istniej¹ce partie polityczne i ruchy spo³eczne w celu ich w zale¿no-
ci od potrzeb rozbicia, opanowania, przynajmniej ich radykaliza-
cji. Jeden z ówczesnych dzia³aczy polskiej lewicy (a w rzeczywistoci
tajny cz³onek komunistycznej konspiracji) Leon Chajn wspomina³ po
latach: W 1929 r. dosta³em polecenie wst¹pienia do ZNMS i OM TUR
[zwi¹zane z PPS studencki Zwi¹zek Niezale¿nej M³odzie¿y Socjali-
stycznej i Organizacja M³odzie¿y Towarzystwa Uniwersytetu Robot-
niczego], a nastêpnie tak¿e PPS. W krótkim czasie rozwin¹³em na
tym terenie aktywn¹ dzia³alnoæ, przygotowuj¹c roz³am. (...)
Z ramienia PPS by³em delegatem na kongres Centrolewu, na którym
mia³em wyst¹piæ z przemówieniem demaskuj¹cym rolê prawicowego
kierownictwa PPS i Ludowców (takie mia³em zlecenie organizac.[yj-
ne Komunistycznego Zwi¹zku M³odzie¿y Polskiej] ).
Wa¿n¹ rolê odgrywa³y rozmaite instytucje sowieckie (konsulaty,
poselstwa, przedstawicielstwa handlowe itp.) rozsiane na terenie kraju.
Tu magazynowano broñ i materia³y wybuchowe. Przygotowywano roz-
maite warianty ewentualnego komunistycznego przewrotu, ewidencjo-
nowano przysz³ych (przeszkolonych w ZSRS) przywódców komuni-
stycznego powstania i polskiego NKWD. Prowadzono te¿ listy pro-
skrypcyjne osób przeznaczonych do natychmiastowej eliminacji.
Mordercy i funki
Aktyw kierowniczy KPP sk³ada³ siê z zawodowych funkcjonariu-
szy partyjnych funków, otrzymuj¹cych regularne pensje z ZSRS. Funk
dostawa³ w latach 30. ok. 200-500 z³ miesiêcznie, plus pieni¹dze na
dzia³alnoæ organizacyjn¹, noclegi itp. By³y to, jak na owe czasy, bar-
63
dzo du¿e kwoty. Wspomnienia komunistów, ich przedwojenne fotogra-
fie, opisy zawarte w aktach policyjnych i listach goñczych wskazuj¹, ¿e
¿yli na wysokiej stopie. Znana dzia³aczka PPR Jadwiga Goldszlak-Lu-
dwiñska a jej przypadek nie jest odosobniony pochodzi³a z biednej
rodziny robotniczej, a dzia³alnoæ komunistyczn¹ rozpoczyna³a jako
prz¹dka w jednej z ³ódzkich fabryk. W drugiej po³owie lat 30. wedle
rysopisu policyjnego, mia³a wygl¹daæ nastêpuj¹co: poñczochy jedwab-
ne koloru bronzowego, czarne pantofle na s³upkowych obcasach (...)
torebkê du¿¹ skórzan¹ koloru ciemno bronzowego, przewa¿nie pod lew¹
pach¹, a na rêce lewej damski z³oty zegarek.
Perspektywa urz¹dzenia siê w aparacie partii komunistycznej by³a
w realiach przedwojennej Rzeczpospolitej nader kusz¹ca. St¹d te¿ do
KPP trafili nie tylko ideowcy, lecz osoby zdeklasowane, pochodz¹ce
(g³ównie z ¿ydowskiej) bur¿uazji i inteligencji, ca³a masa osób nie po-
trafi¹cych znaleæ sobie miejsca w normalnym spo³eczeñstwie, czy zwy-
kli przestêpcy.
KPP nagminnie pos³ugiwa³a siê terrorem. Ich ofiarami pada³y przede
wszystkim osoby podejrzewane o wspó³pracê z polsk¹ policj¹. W ³a-
godnych przypadkach podejrzenie to oznacza³o wykluczenie z partii
i kl¹twê rodowiska, a w skrajnych wyrok mierci.
Mordowano tzw. prowoków tych, którzy dzia³aj¹c w KPP, wspó³-
pracowali z Oddzia³em II SG WP lub polsk¹ policj¹ polityczn¹, dzia-
³aczy politycznych i spo³ecznych prowadz¹cych aktywn¹ propagandê
antykomunistyczn¹, policjantów. Zabójstw dokonywano nawet na te-
renie oficjalnych placówek dyplomatycznych ZSRS, czasem w ulicz-
nych strzelaninach lub po pocigach z no¿em w rêku opisywanych
potem przez brukow¹ prasê. Zabójców nazywano w KPP wykonaw-
cami wyroków partyjnych. Jeden z takich aktywistów, Jan Foremniak
ps. Maks, do wybuchu wojny odbywa³ karê do¿ywotniego wiêzie-
nia. Po 1939 r. zamieszka³ w Bia³ymstoku, w schronisku dla by³ych
KPP-owców kierowanym przez W³adys³awa Gomu³kê. Nikt by o Fo-
remniaku nawet nie us³ysza³, gdyby wywiad sowiecki nie przerzuci³ go
w 1944 r. do okupowanej Polski. Zgin¹³ w styczniu 1945 r. w Ostrow-
cu, pierwszego dnia po wkroczeniu do miasta wojsk sowieckich. Ko-
rzystaj¹c z chwilowego braku w³adzy, Maks i jego towarzysze z AL
64
dokonali napadu rabunkowego na prywatne mieszkanie przy ul. Wa-
³owej. Z³apany na gor¹cym uczynku przez patrol miejscowej samo-
obrony z AK, podj¹³ walkê. Zgin¹³ zastrzelony przez jednego z AK-
owców, Stanis³awa Kosickiego. Wydarzenie to, choæ odpowiednio
spreparowane na potrzeby propagandowe, sta³o siê kanw¹ powieci
Jerzego Andrzejewskiego Popió³ i diament.
mieræ donosicieli
W latach 1936-1937 sowieckie represje poch³onê³y powa¿n¹ czêæ
kierownictwa i aktywu partii. Na ogó³ komunistów represjonowanych
w latach 30. traktowano jako ofiary NKWD. Prawda jest jednak bar-
dziej z³o¿ona. Przynajmniej czêæ z nich by³a gor¹cymi zwolennikami
czystek, a przede wszystkim ich aktywnymi uczestnikami.
W KPP zawsze istnia³a atmosfera bezwzglêdniej walki o w³adzê,
intryg i obrzucania siê zarzutami dotycz¹cymi trockistowskich, lewac-
kich, nacjonalistycznych etc. odchyleñ i zboczeñ. W³adze Kominternu
(a zapewne i organa NKWD) by³y zasypywane elaboratami poszcze-
gólnych cz³onków w³adz KPP, którzy odkrywali ca³e dziesi¹tki i setki
wrogów ludu w szeregach partii. Pod donosami widniej¹ nazwiska m.in.
Ludwika Komorowskiego (Jana Borowskiego), Jana Bielewskiego (Jana
Pszyna), Marabuta (Henryka Muszkata), Jana Janickiego (Beniamina
Goldflama). Niemal wszyscy zginêli w czasie czystek jako zdemasko-
wani cz³onkowie kolejnej grupy wrogów ludu bêd¹cej rzekomo na us³u-
gach polskiej policji. Ale nie wszyscy. Niektórzy sporód delatorów prze-
¿yli wielki terror i prawdopodobnie ¿yj¹ do dzi.
Ciekawym materia³em do badañ nad atmosfer¹ w kierownictwie KPP
s¹ np. donosy do w³adz Kominternu podpisane A. Starewicz. Przyk³a-
dowo, kiedy w 1937 r. policja czechos³owacka aresztowa³a z transpor-
tem literatury komunistê Miko³aja Orechwê, A. Starewicz mia³ do-
nieæ, ¿e w transporcie by³a te¿ literatura antytrockistowska, wiêc Ore-
chwa swoj¹ wpadkê zorganizowa³ sam, bo jest trockist¹.
Nie chcia³, by owe dzie³a zosta³y wys³ane na Zachód. Jednak wartoæ
pism donosiciela podpisuj¹cego siê A. Starewicz prawdopodobnie by³a
ju¿ w tym okresie kwestionowana, bowiem po krótkim okresie odsuniê-
cia od roboty Orechwa zosta³ oczyszczony z zarzutów. Byæ mo¿e wp³y-
65
n¹³ na to fakt, i¿ jeden z listów podpisanych przez A. Starewicza koñczy
siê prob¹ o stanowisko w aparacie partyjnym, a inny o wsparcie
materialne.
Inni komunici np. Wiktor ¯yt³owski (Bertyñski) sami byli funk-
cjonariuszami GPU-NKWD lub, wchodz¹c w sk³ad kierownictwa KPP,
aktywnie uczestniczyli w czystkach, zanim sami nie zostali wykryci
i zlikwidowani. Do tej grupy nale¿y m.in. wieloletni przywódca KPP
Julian Leszczyñski Leñski. 16 sierpnia 1938 r. Prezydium Komitetu
Wykonawczego Kominternu podjê³o uchwa³ê o rozwi¹zaniu KPP. Do-
kument ten stwierdza³ na podstawie niepodwa¿alnych danych doku-
mentalnych, ¿e niemal ca³a dzia³alnoæ partii le¿a³a w rêkach polskiej
policji: Defensywa polska, kieruj¹c aresztowaniami w taki sposób, by
usun¹æ z organizacji komunistycznych najbardziej oddane elementy,
stopniowo wysuwa³a swych agentów na stanowiska kierownicze w par-
tii komunistycznej. Jednoczenie (...) faszyzm niejednokrotnie skazy-
wa³ swych agentów na karê wiêzienia, inscenizuj¹c komediê procesów
przeciwko nim by ich uwolniæ przy pierwszej nadarzaj¹cej siê okazji,
organizuj¹c ucieczki, b¹d te¿ wymianê na szpiegów i dywersan-
tów, z³apanych na gor¹cym uczynku w ZSRR.
Niew³aciwy stosunek do kasy
Uchwa³a o rozwi¹zaniu partii nie podawa³a ¿adnych szczegó³ów
dotycz¹cych rzekomo g³êbokiej policyjnej penetracji KPP ani nie przy-
bli¿a³a przyczyn tego zjawiska. Ale w tajnym referacie o KPP, którym
w latach 1939-1941 dysponowa³y w³adze Komunistycznej Partii (bol-
szewików) Bia³orusi, wskazywano, ¿e za taki stan odpowiedzialny by³
przede wszystkim niew³aciwy stan etyki partyjnej. Mia³o to polegaæ na
demoralizacji wysokich funkcjonariuszy KPP (rozwi¹z³oci seksualnej
i niew³aciwym stosunku do kasy partyjnej), dziêki której organa pol-
skiej policji mog³y werbowaæ sporód nich swoich wspó³pracowników.
Ale informacje na temat ca³kowitej penetracji KPP przez policjê by³y
zapewne przesadzone. Wprawdzie tajni wspó³pracownicy organów bez-
pieczeñstwa pañstwa docierali do wysokich stanowisk partyjnych (jak
chocia¿by cz³onek KC KPP Józef Mitzenmacher vel Mietek Redyko vel
Jan Alfred Regu³a autor s³ynnej ksi¹¿ki Historja Komunistycznej Partji
66
Polski w wietle faktów i dokumentów (Warszawa 1934), lecz zjawisko
to prawdopodobnie nie mia³o charakteru masowego. Znacznie bardziej
mo¿liwe jest, ¿e represje wobec komunistów polskich zwi¹zane by³y z
ogólnym mechanizmem funkcjonowania pañstwa sowieckiego w dru-
giej po³owie lat 30. Tak czy inaczej, w ostatnim roku przed wybuchem
II wojny wiatowej rodowisko komunistyczne nie odgrywa³o
w Polsce ¿adnej istotnej roli. Jednak jeszcze w 1934 r. Josek Mitzenma-
cher vel Jan Alfred Regu³a przestrzega³: (...) Nie sposób (...) lekcewa-
¿yæ ruchu komunistycznego w Polsce, bo w pewnych momentach mo¿e
on byæ szkodliwy.
Czy Mitzenmacher mia³ racjê, czy nie, mia³o siê okazaæ dopiero po
latach.
Gazeta Polska z 4 lutego 2004 r.
67
P
o rozbiciu polskiej armii wiêkszoæ zdolnych do walki mê¿czyzn po-
zosta³a na terenie Polski. W interesie pañstwa [ZSRS red.] musimy
podj¹æ pewne konieczne kroki. (...) W Polsce trzeba koniecznie rozpa-
liæ wojnê partyzanck¹. Oprócz efektu wojskowego spowoduje to po¿¹-
dane wydatki ludnoci polskiej na dzie³o walki z niemieckimi okupan-
tami i spowoduje, ¿e Polakom nie uda siê zachowaæ swoich
si³ szef Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego ZSRS, Pantielej-
mon Ponomarienko, styczeñ 1943 r.
Polakom ju¿ dziêkujemy
Po bitwie stalingradzkiej, Moskwy nie interesowa³a ju¿ wspó³praca
z Polsk¹ i Polakami. Z punktu widzenia Kremla bardziej istotna by³a
kwestia skali oporu w wypadku zajêcia kraju przez Armiê Czerwon¹
i podjêcia próby jego sowietyzacji. W interesie ZSRS le¿a³o, by jeszcze
rêkami Niemców wyniszczyæ spo³eczeñstwo polskie tak, by nie by³o
ono zdolne do obrony w chwili wkroczenia Sowietów.
Zadanie to poprzez skrytobójstwa, rozbijanie polskich oddzia³ów
partyzanckich i denuncjowanie do gestapo na terenach sowieckiej
okupacji z lat 1939-1941 by³y realizowane przez sowieckie podziemie.
Na obszarze okupacji niemieckiej podobnymi metodami dzia³a³a Pol-
ska Partia Robotnicza (PPR). Propaganda tej partii rozmiêkcza³a na-
stroje antykomunistyczne, rozbija³a doæ jednolit¹ postawê spo³eczeñ-
stwa wobec polskich w³adz i polskich celów wojny. Oprócz tego PPR
popularyzowa³a te¿ ustrój i politykê ZSRS, przygotowuj¹c Polaków do
bli¿ej (jeszcze) niesprecyzowanych, wielkich przemian spo³ecznych.
Jak krawiec rozwi¹za³ generalski
problem, czyli prawda o PKWN
68
Polem niew¹tpliwych zas³ug polskich komunistów dla Moskwy by³o
tak¿e intensywne rozpracowywanie polskiej konspiracji przez struktury
PPR/NKWD, a tak¿e zwalczenie jej cz³onków: czy to przez fizyczn¹
likwidacjê, czy to przez denuncjowanie ich gestapo.
Nale¿y przypuszczaæ, ¿e opisane wy¿ej formy dzia³alnoci wyczer-
pywa³yby zainteresowania konspiracyjnego KC PPR, gdyby nie posta-
wa jednego z cz³onków kierownictwa partii, W³adys³awa Gomu-
³ki Wies³awa, który we wrzeniu 1943 r. opublikowa³ artyku³
O myl polityczn¹ polskiej demokracji. Przemodelowa³ w nim obowi¹-
zuj¹ce wszystkie partie komunistyczne has³o budowy jednolitego fron-
tu do walki z okupantem na postulat budowy jednolitego frontu antyfa-
szystowskiego. Zmiana nie by³a tylko nic nie znacz¹c¹ gr¹ s³ów. G³ów-
nym wrogiem komunistów powoli przestawali byæ Niemcy, a stawali
siê nimi faszyci podobnymi inwektywami komunici obrzucali ka¿d¹
podziemn¹ organizacjê, która nie podziela³a wizji PPR.
Oprócz nowych akcentów w komunistycznej propagandzie Gomu³-
ka by³ tak¿e autorem pomys³u powo³ania Krajowej Rady Narodowej.
Krajowa Rada Narodowa,
czyli skutki nieporozumienia
Struktura ta mia³a stanowiæ przeciwwagê dla organów Polskiego
Pañstwa Podziemnego, a w wypadku wkroczenia Sowietów do Polski
mog³aby obj¹æ w³adzê w kraju. Wies³aw uwa¿a³ bowiem, ¿e z punktu
widzenia interesów przysz³ych w³adz komunistycznej Polski celowe jest
stworzenie pozorów, ¿e maj¹ one krajow¹ genezê, ¿e nie zosta³y przy-
niesione na sowieckich bagnetach.
Pocz¹tkowo sekretarz PPR, Pinkus vel Pawe³ Finder Pawe³,
nie chcia³ nawet s³yszeæ o pomyle powo³ania KRN. Dopiero po d³u-
gich namowach przekona³ siê do koncepcji Gomu³ki i skontaktowa³
siê w tej sprawie z Moskw¹ bez zgody centrali o realizacji pomys³u
nie mog³o byæ nawet mowy a ze wspó³pracownikami zacz¹³ rozma-
wiaæ o szczegó³ach przedsiêwziêcia. W trakcie tych ustaleñ, 12 listo-
pada 1943 r. zosta³ aresztowany. Wraz z nim wpad³a Ma³gorzata For-
nalska Jasia. £¹cznoæ radiowa z Moskw¹ zosta³a przerwana.
Sekretarzem partii zosta³ Gomu³ka. Cz³onkowie nowego kierownic-
69
twa uznali, ¿e skoro Finder rozmawia³ z nimi na temat szczegó³ów
planu KRN, to na powo³anie tej organizacji musia³ otrzymaæ zgodê
Moskwy. I tak, na skutek zwyk³ego nieporozumienia, KC PPR przy-
st¹pi³ do powo³ania KRN.
W noc sylwestrow¹ 1943 r. odby³o siê zebranie za³o¿ycielskie KRN,
wedle w³asnych deklaracji, mia³a stanowiæ krajowe kierownictwo re-
prezentuj¹ce wolê, d¹¿enia i interesy najszerszych mas spo³eczeñ-
stwa polskiego. W rzeczywistoci poza s³abiutk¹ PPR niczego ani
nikogo nie reprezentowa³a. Gomu³ka napisa³ w pamiêtnikach: pozo-
sta³e organizacje (...) by³y czyst¹ fikcj¹ w tym znaczeniu, ¿e repre-
zentowali je cz³onkowie PPR, którzy w okresie przedwojennym przyj-
mowali jaki udzia³ w ich dzia³alnoci lub przynale¿eli do nich
w charakterze cz³onków.
Przewodnicz¹cym KRN zosta³ Boles³aw Bierut Janowski z PPR.
Wczeniej broni³ siê przed udzia³em w tej organizacji, doskonale wie-
dz¹c, ¿e bêdzie ona nic nie znacz¹c¹ atrap¹. Swoj¹ nominacjê traktowa³
jako odsuniêcie na boczny tor w ramach ostrej walki o w³adzê, jaka
toczy³a siê wtedy w KC PPR.
W czasie sylwestrowego spotkania, po wznios³ych przemówieniach
Krajowa Rada Narodowa przyst¹pi³a do wydawania zarz¹dzeñ i dekre-
tów, które wbrew ¿yczeniom KC PPR nie przynosi³y ¿adnych skutków
dla podziemnego ¿ycia polskiego, jedyn¹ istotn¹ zmian¹ by³o dla pepe-
erowców obsadzenie stanowiska dowódcy komunistycznych si³ zbroj-
nych. Funkcjê tê, po zastrzelonym rok wczeniej w czasie wewnêtrz-
nych porachunków Boles³awie Mo³ojcu, obj¹³ Micha³ £y¿wiñski vel
¯ymierski.
Tadeusz ukrad³ maszynê do pisania,
czyli rozszerzenie bazy
Na pocz¹tku 1944 r. komunici podjêli ostr¹ kampaniê, której
celem by³o osi¹gniêcie jakiegokolwiek poparcia dla KRN. Na pierw-
szy ogieñ posz³a RPPS Robotnicza Partia Polskich Socjalistów.
Podstaw¹ dzia³añ PPR sta³a siê grupa dzia³aczy odsuniêtych z kie-
rownictwa partii w czasie III Zjazdu RPPS (wrzesieñ 1943 r.) na
czele z Edwardem Osóbk¹-Morawskim Tadeuszem. Przy jego
70
pomocy i grupki jego zwolenników kierownictwo komunistycznej kon-
spiracji rozpoczê³o dzia³ania obliczone na dezorientacjê cz³onków
RPPS i opanowanie ca³ej organizacji. Osóbka-Morawski nie by³
wtedy cz³onkiem tej partii, bowiem wczeniej zosta³ z niej wyrzuco-
ny. Okolicznoci tego wydarzenia zosta³y wyjanione w pimie RPPS
do PPR z lutego 1944 r.: Tadeusz ukrad³ nam maszynê do pisa-
nia, dokona³ w³amania do lokalu partyjnego przepi³owuj¹c k³ódkê
i usi³owa³ zjednywaæ sobie zwolenników drog¹ przekupstwa obiet-
nicami lukratywnych posad. Wobec powy¿szego zosta³ usuniêty
z partii uchwa³¹ KC.
Informacje o wyrzuceniu tow. Tadeusza RPPS-owcy opubliko-
wali w prasie. Riposta PPR i Osóbki by³a natychmiastowa. W War-
szawie ukaza³a siê gazetka pod tytu³em Robotnik, która wygl¹dem
nawi¹zywa³a do oficjalnego organu RPPS. Artyku³ wstêpny pisma
informowa³, ¿e dotychczasowe kierownictwo partii nie jest reprezen-
tatywne, ³amie uchwa³y i statuty, a tak¿e prezentuje nies³uszn¹ liniê
polityczn¹. W zwi¹zku z tym mia³ powstaæ Tymczasowy Komitet Cen-
tralny, jedyne od tej pory, prawdziwe kierownictwo partii. Wspomi-
nany Robotnik, podszywaj¹cy siê pod RPPS, by³ wydawany przez
PPR. Grupa Osóbki-Morawskiego by³a tak s³aba, ¿e nie potrafi³a na-
wet zapewniæ jego kolporta¿u. Wed³ug wspomnieñ Gomu³ki: po³owê
nak³adu przeznaczalimy na rozprowadzenie przez organizacjê gru-
py Osóbki. Zdarza³o siê, ¿e ludzie Osóbki nie zg³aszali siê nawet na
punkt rozdzielczy dla pobrania Robotnika i jego kolporta¿u. Nasi
ludzie z techniki centralnej zastawali niekiedy w punktach, poprzed-
nio dostarczone paczki Robotnika w momencie, kiedy przynosili
nowy numer tego pisma.
Konkurencyjny Robotnik nie by³ ostatnim s³owem kierownictwa
PPR w sprawie RPPS. Komunici podjêli bowiem kroki w kierunku
usuniêcia niewygodnych przywódców tej partii za pomoc¹ donosów do
Niemców. Próbowali na przyk³ad ich rêkami zlikwidowaæ jednego
z przywódców RPPS, Teofila G³owackiego. Bogus³aw Hrynkiewicz,
agent jednoczenie i NKWD-PPR, i gestapo, opowiada³ po wojnie:
Z pocz¹tkiem roku 1944, kiedy mia³em kontakt z [oficerem gestapo]
Birknerem, otrzyma³em polecenie od [Mariana] Spychalskiego, by prze-
71
kazaæ dane dotycz¹ce G³owackiego, jak równie¿ i jego adres [gestapo]
(...) Dane, które otrzyma³em od Spychalskiego, przekaza³em Birknero-
wi na najbli¿szym spotkaniu.
Znacznie wa¿niejsz¹ ofensywê podjê³o kierownictwo PPR na
gruncie ch³opskim. Zdaj¹c sobie sprawê z wa¿nej roli ludowców na
polskiej scenie politycznej, komunici próbowali wszelkimi dostêpny-
mi metodami os³abiæ lub ewentualnie rozbiæ Stronnictwo Ludowe
i przej¹æ jego elektorat. Wiosn¹ 1944 r. u¿yli wobec SL tych samych
metod, co wczeniej wobec RPRS. W Warszawie ukaza³a siê gazetka
pod nazw¹ Wola Ludu, która mia³a byæ oficjalnym organem SL. Na
jej pierwszej stronie opublikowano odezwê, i¿ 21 lutego 1944 r. odby³
siê w Warszawie zjazd delegatów SL w sprawie polityki w³adz stron-
nictwa. Zjazd ten mia³ odmówiæ pos³uszeñstwa dawnemu kierownic-
twu i na jego miejsce powo³aæ nowe. To za, zgodnie z wol¹ szerokich
mas ch³opskich, mia³o zdecydowanie odci¹æ siê od rz¹du polskiego na
uchodstwie i jego deledatury w kraju, jednoczenie dokonuj¹c zwro-
tu w kierunku wspó³pracy z PPR i KRN. Rzecz jasna nie by³o ¿adne-
go zjazdu SL, a pismo, które poinformowa³o o zmianie w³adz tej par-
tii, wyprodukowano w drukarni PPR, ale Gomu³ka oraz jego najbli¿si
wspó³pracownicy dobrze wiedzieli, ¿e w warunkach okupacji spraw-
dzenie, jak sprawa w³adz SL wygl¹da w rzeczywistoci, bêdzie nie³a-
twe, a dla wielu lokalnych dzia³aczy ch³opskich wrêcz niemo¿liwe.
Ofensywa PPR przynios³a niewielkie sukcesy. Podsumowuj¹c licz-
ne wysi³ki nakierowane na rozszerzenie bazy Krajowej Rady Narodo-
wej, pepeerowska Trybuna Wolnoci pisa³a w lipcu 1944 r.: jedyn¹
odpowiedzi¹, jak¹ us³yszelimy na nasze argumenty by³o, ¿e jestemy
agentur¹.
K³opoty z Moskw¹
W pocz¹tkach 1944 r. kana³ami wywiadowczymi do sowieckiego
kierownictwa zaczê³y docieraæ pierwsze informacje o powstaniu i dzia-
³alnoci KRN. Jeden z meldunków NKWD podawa³: zjednoczenie pol-
skich partii demokratycznych, a mianowicie PPR, czêci Robotniczej
Partii Polskich Socjalistów, czêci Stronnictwa Ludowego i grupy de-
mokratycznej, nazywa siê Krajowa Rada Narodowa. Pierwsze plenum
72
Rady odby³o siê 1 stycznia 1944 r. Plenum postanowi³o (...) nie dopu-
ciæ do w³adzy reakcjonistów, ale samemu utworzyæ w³adzê socjali-
styczn¹.
Moskwa mia³a wówczas plan rozwi¹zania kwestii polskiej inny ni¿
to sobie wyobra¿a³o kierownictwo PPR i konsekwentnie go realizowa³a.
Stalin chcia³ zrekonstruowaæ rz¹d polski na uchodstwie. Po stosownej
(pierwszej albo kolejnej) przebudowie w jego sk³ad mieliby wejæ nie-
którzy przedstawiciele emigracji polskiej w Londynie, przedstawiciele
Polonii amerykañskiej i reprezentacja emigracji polskiej w ZSRS. Oczy-
wicie nie chodzi³o o to, by ów rz¹d mia³ rzeczywicie reprezentatywny
charakter. Moskwa zadba³aby o odpowiedni dobór elementów demokra-
tycznych ludzi, którzy byliby sk³onni dzia³aæ na warunkach podykto-
wanych przez ZSRS lub po prostu sowieckich agentów.
W takim scenariuszu nie by³o miejsca na budowanie przez komuni-
stów w³asnego orodka w³adzy. Ponadto enuncjacje PPR o niedopusz-
czeniu do w³adzy reakcjonistów i budowy w³adzy socjalistycznej dema-
skowa³y ukrywane na razie plany sowieckie. Nic te¿ dziwnego, ¿e dzia-
³ania PPR wywo³ywa³y konsternacjê centrali. W Moskwie nie wyobra-
¿ano sobie, by ktokolwiek móg³ powo³aæ KRN i prowadziæ tak¹ propa-
gandê wbrew poleceniom prze³o¿onych. Nie wiedz¹c, ¿e dzia³ania Go-
mu³ki by³y wynikiem zwyk³ego nieporozumienia, wiosn¹ 1944 r. Mo-
skwa liczy³a siê z tym, i¿ po aresztowaniu Findera i Fornalskiej dzia³al-
noæ kierownictwa PPR by³a prowokacj¹ Niemców.
Tymczasem tow. Wies³aw kompletnie nie zdawa³ sobie sprawy
ani z zamiarów Kremla, ani z powagi sytuacji. Depesze, jakie potem
dosta³ z Moskwy, wrêcz wymiewa³y dzia³alnoæ KRN. Centrali nie
podoba³o siê równie¿ to, ¿e g³ówne ostrze propagandowe partii jest skie-
rowane przeciwko polskiej reakcji, a nie Niemcom. Dla Moskwy by³o
te¿ oczywiste, ¿e wbrew jednoznacznym enuncjacjom PPR przedsta-
wiaj¹cym rz¹d polski jako klikê ozonowo-faszystowskiej reakcji, na
emigracji znalaz³yby siê przecie¿ jakie demokratyczne elementy sk³on-
ne do wspó³pracy z ZSRS.
W koñcu lutego lub w pierwszych dniach marca 1944 r. Wies³aw
podj¹³ decyzjê o wys³aniu na drug¹ stronê frontu tak zwanej delegacji
KRN. G³ównym jej zadaniem mia³o byæ dok³adne poinformowanie o sy-
73
tuacji w kraju, dzia³alnoci PPR i KRN, a tak¿e uzyskanie zrzutów broni
dla AL. Delegacjê tworzyli: ówczesny szef sztabu AL Marian Spychal-
ski Marek, którego w zwi¹zku z poruczon¹ misj¹ awansowano do
funkcji cz³onka KC, Edward Osóbka-Morawski, formalnie reprezentuj¹-
cy ruch socjalistyczny, w Lubelskiem do³¹czy³ do nich Kazimierz
Sidor Kazik, rzekomo cz³onek Wojewódzkiej Rady Narodowej
w Lublinie, w której reprezentowa³ ruch ludowy, w rzeczywistoci komu-
nista, który z ludowcami nie mia³ nic wspólnego. Czwartym cz³onkiem
grupy by³ Jan Haneman, w podstawowej literaturze przedmiotu przedsta-
wiany jako delegat KRN. Naprawdê nie mia³ z t¹ organizacj¹ nic wspól-
nego, a do grupy maj¹cej przedostaæ siê przez front do³¹czono go na
stanowcze ¿¹dania Osóbki, który chcia³ pomóc Hanemanowi zagro¿one-
mu w Warszawie ze wzglêdu na ¿ydowskie pochodzenie.
Decyzja
Delegacja KRN dotar³a na drug¹ stronê frontu w maju 1944 r. Tu,
przebywaj¹c pod troskliw¹ opiek¹ GRU, przeprowadzi³a kilka roz-
mów z przedstawicielami w³adz sowieckich i polskimi komunistami.
Delegaci przedstawili projekt rozwi¹zania spraw polskich: w chwili
wkroczenia Armii Czerwonej do Polski KRN mia³aby wy³oniæ koali-
cyjny rz¹d z udzia³em PPR. Oczywicie pluralizm nowych w³adz mia³
byæ mistyfikacj¹: role ludowców, socjalistów i demokratów
odgrywaliby b¹d agenci komunistyczni jeszcze przed wojn¹ uplaso-
wani w tych stronnictwach, b¹d po prostu ludzie wyznaczeni przez
PPR. Budowa kontrolowanego przez komunistów systemu partyjnego
by³aby przeprowadzana metodami zbli¿onymi do metod rozszerzania
bazy KRN.
19 maja 1944 r. delegacjê KRN przyj¹³ Stalin. Spotkanie to, prócz
kurtuazyjnych gestów, nie wnios³o niczego nowego do polityki ZSRS.
Ale Stalin dzia³a³ elastycznie i wielowariantowo. Delegatom zorganizo-
wano spotkanie z ambasadorami Wielkiej Brytanii i USA, chc¹c oswo-
iæ Anglosasów z myl¹ o istnieniu innych ni¿ rz¹d londyñski orodków
polskich. W czasie rozmów delegaci zapewniali o szacunku PPR dla
demokracji, deklarowali gotowoæ przeprowadzenia demokratycznych
wyborów w kraju, a tak¿e chêæ wspó³pracy z niektórymi przedstawicie-
74
lami emigracji londyñskiej. Opowiadali te¿ o powa¿nych sukcesach
politycznych i organizacyjnych KRN, o powszechnym poparciu, jakim
cieszy siê ta inicjatywa w spo³eczeñstwie. Atakowali te¿ reakcyjn¹
i antydemokratyczn¹ politykê AK i Delegatury. Póniej delegacjê KRN
wys³ano do jednostek Wojska Polskiego, jako przedstawicielstwo wal-
cz¹cego kraju. Zredukowanie delegacji do swoistego objazdowego te-
atrzyku by³o najlepszym dowodem, ¿e w ówczesnych planach Stalina
nie by³o miejsca dla KRN. Zwrot nast¹pi³ póniej.
23 czerwca 1944 r. na ca³ym froncie wschodnim ruszy³a kolejna
wielka ofensywa sowiecka, która mia³a doprowadziæ do zajêcia cen-
tralnej Polski. W Londynie trwa³y rozmowy pomiêdzy premierem Sta-
nis³awem Miko³ajczykiem a sowieckim ambasadorem Wiktorem Lie-
biediewem na temat wznowienia stosunków pomiêdzy krajami. Jed-
nak przyjêcie warunków postawionych przez Moskwê oznacza³oby
podporz¹dkowanie siê rz¹du polskiego ZSRS. Ostateczna odmowa
Miko³ajczyka rozwi¹zywa³a Stalinowi rêce, ale jednoczenie zmusi³a
go do szukania innych rozwi¹zañ w sprawach polskich. Sowiecki przy-
wódca móg³ w doæ swobodny sposób kreowaæ polityczn¹ rzeczywi-
stoæ w tej czêci Europy najpowa¿niejsz¹ granic¹, której nie chcia³
przekraczaæ, by³o otwarte instalowanie komunistycznych dyktatur.
Chcia³, by rz¹d powo³any w Polsce sprawia³ wra¿enie wielopartyjne-
go, reprezentuj¹cego ró¿ne od³amy spo³eczeñstwa polskiego. Najlep-
sz¹ legitymacj¹ dla takiej w³adzy wobec niemo¿noci zrekonstru-
owania rz¹du londyñskiego by³o odwo³anie siê do KRN, wczeniej
prezentowanej aliantom jako wielopartyjna inicjatywa powo³ana przez
samych Polaków.
Przygotowania
Realizacjê nowej koncepcji rozpoczêto w drugiej po³owie czerwca
1944 r. Wtedy to Zarz¹d G³ówny Zwi¹zku Patriotów Polskich przyj¹³
rezolucjê o uznaniu KRN za prawdziwe przedstawicielstwo narodu
polskiego i wyrazi³ przekonanie, ¿e Krajowa Rada Narodowa stworzy
przes³anki dla wy³onienia obdarzonego zaufaniem narodu Tymczaso-
wego Rz¹du Narodowego. Ok. 24-25 czerwca 1944 r. w podmoskiew-
skiej willi, gdzie przebywali cz³onkowie delegacji KRN, pojawi³ siê
75
przedstawiciel w³adz sowieckich Dymitr Manuilski, który po spotkaniu
sporz¹dzi³ notatkê opisuj¹c¹ pomys³y delegacji KRN na kontrolowany
przez komunistów uk³ad partyjny. Ju¿ wówczas by³o zdecydowane, i¿
bêd¹ budowane trzy partie koalicyjne PPR: PPS, SL i SD. Nieco dalej
sz³y propozycje Spychalskiego, który chcia³, by komunici za³o¿yli tak-
¿e w³asne Stronnictwo Narodowe.
Sowieci ci¹gnêli z Warszawy kolejn¹ grupkê cz³onków i wspó³pra-
cowników komunistycznej konspiracji z Micha³em ¯ymierskim na cze-
le. Z ró¿nych rejonów ZSRS do Moskwy zwo¿ono ró¿nej maci dzia-
³aczy: komunistów, sowieckich kolaborantów, politycznych awantur-
ników lub po prostu ludzi sterroryzowanych przez NKWD. Wkrótce
mia³o siê okazaæ, ¿e nie s¹ oni w Polsce tak zupe³nie nieznani. Kogo
wyrzucono za plagiat z Polskiej Akademii Literatury, komu innemu
w sejmowej restauracji mia³y siê przed wojn¹ przykleiæ do rêki srebr-
ne widelce...
W po³owie lipca 1944 r. sowieckie przygotowania wyranie nabra-
³y tempa. Rozdzielano stanowiska, ustalano taktykê dzia³añ i oficjaln¹
liniê propagandow¹, która mia³a obowi¹zywaæ w wyzwalanym kra-
ju. Przygotowywano siê te¿ do budowy kierownictw przysz³ych partii
sojuszniczych. Zgodnie z ówczesn¹ lini¹ polityki sowieckiej, komu-
nici opowiadali siê jedynie za umiarkowanymi reformami gospodar-
czymi. Na okres póniejszy odk³adali sowietyzacjê kraju.
Elementów, które mia³y zmyliæ opiniê publiczn¹ Zachodu, by³o
w tej fazie dzia³añ Moskwy znacznie wiêcej. Nazwê Polskiego Komite-
tu Wyzwolenia Narodowego (bo tak ostatecznie miano nazwaæ nowy
orodek w³adzy) skopiowano z gaullistowskiego FKWN. Ze wzglêdu
na znane nazwisko do PKWN ci¹gniêto brata Wincentego Witosa, An-
drzeja. A¿eby instytucjê tê pokazaæ aliantom jako twór na pewno postê-
powy, zadbano te¿ o obecnoæ znanego dzia³acza ¿ydowskiego Emila
Sommersteina. Poniewa¿ na przewodnicz¹cego PKWN, ze wzglêdów
propagandowych, nie chciano mianowaæ komunisty, funkcjê tê otrzy-
ma³ Edward Osobka-Morawski. Dla wyrównania jego zastêpczyni¹
zosta³a Wanda Wasilewska. Na licie cz³onków nowego rz¹du, przez
kolejn¹ pomy³kê, znalaz³ siê i Jan Haneman. Wprawdzie przed wyjaz-
dem z kraju Gomu³ka da³ Spychalskiemu list do centrali, w którym in-
76
formowa³, ¿e cz³owiek ten nie ma nic wspólnego z KRN, ale Spychalski
kartkê zgubi³. Sowieci zrobili z Hanemana kierownika resortu gospo-
darki narodowej i finansów PKWN.
Ale ¿e mistyfikacja ma swoje granice, dwa kluczowe resorty (woj-
sko i bezpieczeñstwo) musia³y pozostaæ w rêkach ludzi naprawdê pew-
nych. Za bezpieczeñstwo publiczne mia³ odpowiadaæ zaufany komuni-
sta Stanis³aw Radkiewicz. Na stanowisko kierownika resortu obrony
narodowej Sowieci wyznaczyli ¯ymierskiego, a na jego zastêpcê Zyg-
munta Berlinga. Ale tu pojawi³ siê pewien problem, bo Berling wspó³-
pracownik NKWD i dezerter z Wojska Polskiego by³ starszy stop-
niem od ¯ymierskiego. Generalski problem rozwi¹za³ Osóbka-Mo-
rawski: kaza³em (...) zanieæ mundur gen. Roli (...) do krawca, ¿eby
on do tej jednej gwiazdki, umieszczonej na ka¿dym epolecie, doszy³
jeszcze dwie. Krawiec szybko wywi¹za³ siê z zadania, za gen. dyw.
Zygmunt Berling, po swym przybyciu, bez wahania salutowa³ gen. Mi-
cha³a ¯ymierskiego. Zmianê epoletów ¯ymierskiego zna³o tylko kilka
osób obecnych w czasie narady.
Pozosta³a jeszcze kwestia legitymizacji przysz³ej w³adzy PKWN.
W komunistycznej prasie ukaza³y siê informacje o dekrecie KRN z 21
lipca 1944 r., w którym owo krajowe kierownictwo reprezentuj¹ce wolê,
d¹¿enia i interesy najszerszych mas spo³eczeñstwa polskiego powo³y-
wa³o Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Sêk w tym, ¿e by³o to
fikcj¹, bo komunici przebywaj¹cy w Warszawie, z Boles³awem Bieru-
tem na czele, nigdy takiego dekretu nie wydali, a o powstaniu nowego
organu w³adzy dowiedzieli siê z radia. Dopiero po wojnie w archiwum
KC PPR spreparowano stosowny dekret, wydany rzekomo przez KRN.
Ca³a mistyfikacja nie zmienia³a faktu, ¿e Dekret PKWN by³ gotowy ju¿
20 lipca, a wiêc wczeniej ni¿ oficjalnie mia³ powstaæ PKWN.
Wystarczy³oby kilku dzielnych ludzi
22 lipca 1944 r. sowieckie radio poinformowa³o o powstaniu
w Che³mie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. By³a to
informacja nieprawdziwa. PKWN powsta³ w Moskwie, a jego cz³on-
kowie dotarli do Che³ma dopiero kilka dni póniej, po hucznym ban-
kiecie urz¹dzonym na ich czeæ przez Stalina. Wczeniej podpisali
77
umowy z rz¹dem sowieckim, które ustala³y obecn¹, wschodni¹ gra-
nicê Polski i oddawa³y pod jurysdykcjê sowieckiego wymiaru spra-
wiedliwoci polskich obywateli.
27 lipca przedstawiciele PKWN przylecieli do Che³ma. W swoich
wspomnieniach Andrzej Witos stwierdzi³, ¿e by³ pe³en obaw co do dal-
szego losu Komitetu: wystarczy³oby stu, a nawet mniej mia³ych ludzi,
których w Polsce w tych czasach na pewno nie brakowa³o, aby ca³y
PKWN wraz z ochron¹ w ci¹gu godziny zlikwidowaæ.
W Che³mie PKWN-owcy nie mieli specjalnie nic do roboty.
W miecie dzia³a³y w³adze polskie podporz¹dkowane rz¹dowi pol-
skiemu w Londynie. Przybysze spróbowali zorganizowaæ wiec dla
ludnoci. Z przemówieniami wyst¹pili Osóbka-Morawski i dzia³acz
socjalistyczny Boles³aw Drobner. Ale nikt nie chcia³ ich s³uchaæ, bo
po pierwszych s³owach, kiedy wysz³o, kto zacz, ludnoæ rozesz³a siê
do domów. Po kilku dniach PKWN-owcy wyjechali do Lublina. Tu
ju¿ wszystko przebieg³o sprawniej. W³adze polskie i polskie s³u¿by
porz¹dkowe zosta³y wczeniej usuniête przez Sowietów i w pierw-
szych dniach sierpnia 1944 r. rozpoczê³y siê rz¹dy PKWN.
Gazeta Polska z 21 lipca 2004 r.
78
79
R
OZDZIA£
III
Polska Partia Robotnicza
80
N
ajbardziej znanym i nag³onionym w PRL mordem bratobójczym,
dokonanym przez polskie podziemie niepodleg³ociowe na komunistach,
by³a akcja NSZ pod Borowem. Nazwa tej miejscowoci trafi³a jako
symbol zbrodni na bohaterskich, lewicowych partyzantach nie tylko
do literatury fachowej, lecz tak¿e do s³owników, encyklopedii, kalenda-
rzy i oczywicie do podrêczników szkolnych. To fa³szerstwo nie docze-
ka³o siê weryfikacji do dzi.
Grupa Liska
Sprawdzonym sposobem rekrutacji do partyzantki GL by³o zago-
spodarowywanie pospolitych band rabunkowych, które w czasie oku-
pacji sta³y siê prawdziw¹ plag¹ prowincji. Jedn¹ z nich by³a ok.
20-osobowa grupa przedwojennego kryminalisty Józefa Liska (ps. Li-
sek), z któr¹ lokalni dzia³acze komunistyczni rozpoczêli rozmowy ju¿
w po³owie 1942 r. Z ramienia PPR-GL prowadzi³ je Tadeusz Szymañ-
ski (Lis), obecny prezes rodowiska kombatanckiego AL. Wspomnia³
on po wojnie, ¿e w czasie negocjacji mia³ Liskowi zagroziæ rozbiciem
jego grupy: (...) jeli siê bêdzie nadal opiera³, oddzia³ [GL Antoniego
Palenia] Jastrzêbia przeprowadzi odpowiedni¹ akcjê. Zdaje siê, ¿e
imiê Jastrzêbia podzia³a³o najbardziej jako argument przekonywu-
j¹cy. W czasie drugiej rozmowy Lisek by³ ju¿ ustêpliwszy (...).
Lisek dogada³ siê z Lisem dopiero pod koniec 1942 r. i jego
grupa oficjalnie zosta³a oddzia³em GL, a Szymañski zast¹pi³ dotych-
czasowego herszta. Jednak gdy pewnego dnia przyby³ na inspekcjê gru-
py, ta w dalszym ci¹gu ma³o przypomina³a grupê partyzanck¹: (...) Grali
Mord pod Borowem, czyli jak reakcyjne
podziemie r¹ba³o toporami bohaterów lewicy
81
w zegarki. Gra polega³a na tym, ¿e chêtny podrzuca³ zegarek jak
najwy¿ej i czeka³, a¿ przedmiot upadnie na ziemiê. Wygrywa³ ten, któ-
rego zegarek spada³ nie uszkodzony i zabiera³ innym zegarki. Nie mogê
powiedzieæ, a¿eby mi siê tego rodzaju zabawa podoba³a. Ci partyzanci
mieli za du¿o wolnego czasu i za du¿o... zegarków, o które przecie¿
w okresie okupacji nie by³o tak ³atwo (...) ludzie nie poczuwali siê do
¿adnej odpowiedzialnoci. Odchodzili z bazy, kiedy chcieli, nie opo-
wiadaj¹c siê nawet, tak ¿e stan oddzia³u by³ ci¹gle p³ynny (...).
Poniewa¿ Szymañski najwyraniej nie radzi³ sobie z grup¹, do-
konano reorganizacji, powierzaj¹c dowództwo grupy Józefowi Pacynie
Bartoszowi. Lisek, w dalszym ci¹gu maj¹cy olbrzymi mir u swoich
kompanów, nadal by³ zastêpc¹ dowódcy.
Niewiele to da³o: jak napisa³ komunistyczny historyk J. Garas
w swej monografii dotycz¹cej oddzia³ów AL: (...) Lisek ze swoimi zwo-
lennikami wróci³ na dawne meliny, nak³ania³ partyzantów do odej-
cia z GL, usi³owa³ rozbrajaæ gwardzistów (...). W koñcu zosta³ za-
strzelony przez gwardzistê Tadeusza Pikiewicza ps. Serce, za z jego
grupy utworzono w drugiej po³owie lipca 1943 r. (a wiêc dwa tygodnie
przed Borowem!) odzia³ GL im. Kiliñskiego pod dowództwem Stefana
Skrzypka S³owika.
Gwardia Ludowa
Zarówno sami Liskowcy, jak i ich nowy dowódca, Stefan Skrzy-
pek S³owik, byli doskonale znani w okolicy, bynajmniej nie z promo-
cji pomys³owych gier zrêcznociowych: rabowali dwory i zwyk³ych ch³o-
pów, ponadto dopucili siê wielu morderstw na tle politycznym i rabun-
kowym.
Wed³ug róde³ archiwalnych byli oni odpowiedzialni m.in. za mieræ
5-osobowej rodziny m³ynarza Wójcickiego z Trzydnika oraz gospoda-
rza nazwiskiem D³ugosz z tej samej wsi. Liskowcy zabili równie¿
trzy osoby z rodziny Olszowych w miejscowoci £¹¿ek i m³ynarza Ro-
gowskiego z Ksiê¿omierzy. Natomiast Stefan Skrzypek S³owik i jego
brat W³adys³aw ps. Orze³, Grzybowski jeszcze jesieni¹ 1942 r. za-
mordowali ch³opa Bronis³awa P³echtê ze wsi Suchodo³y. Oko³o grudnia
1942 r. Skrzypkowie do spó³ki ze Stefanem Kilanowiczem vel Grze-
82
gorzem Korczyñskim Grzegorzem oraz Janem Wziêtkiem Murzy-
nem napadli na maj¹tek ziemski pod Gocieradowem, gdzie oprócz
rabunku dokonali zbiorowego gwa³tu na jego w³acicielce. Ponadto za-
bili dzier¿awcê maj¹tku Linik-£u¿yna rotmistrza Stanis³awa Malanow-
skiego z ZWZ-AK, szwagra p³k. Beliny-Pra¿mowskiego. Sami Skrzyp-
kowie zastrzelili równie¿ leniczego Antoniego £aksarzewskiego, a jesz-
cze w lipcu 1943 r. pod wsi¹ Baraki napadli i wymordowali czterooso-
bowy patrol NSZ, w tym Wac³awa Raka z Kranika i Mieczys³awa
Pirona z D¹brownicy. Ofiar napadów rabunkowych, dokonanych przez
gwardzistów, doliczyæ siê nie sposób.
Ocala³e dokumenty komunistów wiadcz¹ jednoznacznie, ¿e przed
akcj¹ NSZ pod Borowem byli oni wielokrotnie ostrzegani przez polskie
podziemie niepodleg³ociowe, ¿e bandyckie wyczyny, rabunki, morder-
stwa i gwa³ty mog¹ siê dla nich le skoñczyæ.
Borów
Mniej wiêcej dwa tygodnie po jego powstaniu oddzia³ im. Kiliñski-
go (8 sierpnia 1943 r.), natkn¹³ siê na ¿o³nierzy NSZ mjr. Leonarda
Zub-Zdanowicza Zêba przedwojennego oficera 29 dyw. piechoty,
uczestnika walk pod Narvikiem, cichociemnego.
Pocz¹tkowo NSZ-owcy tolerowali przebywaj¹c¹ w pobli¿u grupê
komunistycznej partyzantki, tote¿ na drugi dzieñ rano zostali odwiedze-
ni przez szeciu gwardzistów. Obie strony t³umaczy³y takie zachowanie
ludzi Zêba zupe³nie inaczej: komunici twierdzili, ¿e pocz¹tkowy brak
agresji wobec gwardzistów by³ podstêpem, za NSZ-owcy wspominali,
¿e przyst¹pili do rozbrojenia grupy S³owika dopiero wskutek agitacji
prowadzonej przez przyby³¹ delegacjê GL.
Mjr Zub-Zdanowicz napisa³ po wojnie: (...) Licz¹c siê z niespo-
dziewanym atakiem z ich strony i maj¹c dowody szerzenia propagandy
komunistycznej wród nas i w okolicy, postanowi³em dzia³aæ natych-
miast. Akcj¹ dowodzi³em osobicie. U¿y³em 20 ludzi. Najpierw rozka-
za³em zaaresztowaæ i rozbroiæ szeciu goci. Nastêpnie stosownie
do ich wskazówek odszuka³em biwak S³owika. Sam rozbroi³em war-
townika i tyralier¹ zaatakowa³em obóz zajmuj¹c go bez jednego wy-
strza³u (...).
83
Na decyzji o dalszym losie gwardzistów, którzy po rozbrojeniu zo-
stali rozstrzelani, zawa¿y³ fakt, ¿e rozpoznano w nich cz³onków grupy
rabunkowej Liska.
Mjr Zub-Zdanowicz Z¹b dzia³a³ w myl rozkazu dowódcy Na-
rodowych Si³ Zbrojnych p³k. Ignacego Oziewicza Czes³awa z 1 grud-
nia 1942 r., który jako jedno z g³ównych zadañ NSZ stawia³ ochronê
cywiln¹ ludnoci: (...) Na terenach band uzbrojonych wykonaæ napa-
dy kontrdywersyjne, które zlikwiduj¹ bandy i zdobêd¹ broñ, amuni-
cjê, radio-aparaty itp. Cz³onków band rozstrzeliwaæ, gdy¿ s¹ albo
elementem nas³anym przez wroga, albo dzia³aj¹, jak bandyci miej-
scowi przeciw ¿yciu i mieniu Polaków, o których nie dbaj¹ okupanci
(...).
Nale¿y podkreliæ, ¿e podobny rozkaz o koniecznoci wystêpowa-
nia przeciw pl¹druj¹cym lub wywrotowo-bandyckim grupom zosta³
wydany oddzia³om AK przez gen. Bora-Komorowskiego na trzy tygo-
dnie przez Borowem 15 lipca 1943 r. Co wiêcej: w dziedzinie zwal-
czania komunistycznego bandytyzmu AK posiada du¿o wiêksze, choæ
mo¿e nie tak spektakularne sukcesy, jak NSZ.
Po scaleniu NSZ z AK mjr Z¹b zosta³ zobowi¹zany przez swoich
prze³o¿onych do z³o¿enia szczegó³owego raportu z akcji. Meldunek ten,
nigdzie dotychczas nie publikowany, nosi datê 5 kwietnia 1944 r. Po-
wody rozstrzelania gwardzistów mjr Zub-Zdanowicz t³umaczy³ na-
stêpuj¹co: (...) Jak siê okaza³o z przes³uchania herszta bandy by³ to
przedwojenny bandyta ze wsi £ychów nazwiskiem Skrzypek, poza tym
pamiêtam jeszcze nazwiska przedwojennych bandytów, którzy byli naj-
bli¿szymi wspó³pracownikami herszta. (...) Dowodem jak po¿yteczna
by³a akcja wiadcz¹ liczne podziêkowania ludnoci wiejskiej (...) Na
bandzie zdoby³em [tu wyliczenie broni] du¿o zrabowanych uprzednio
przez bandê przedmiotów. Mniej wiêcej w po³owie przeprowadzania
dochodzenia i egzekucji przyby³ Komendant rejonowy NSZ pan Ka-
nia [kpr. Jan Kamiñski przyp. PG], który rozpozna³ wród pods¹d-
nych znanych dawniej i obecnie w okolicy bandytów (...). Po akcji
pod Borowem w Biuletynie Informacyjnym, oficjalnym organie Armii
Krajowej, ukaza³a siê informacja o likwidacji bandytów w powiecie
janowskim].
84
Propaganda
Wokó³ sprawy borowskiej ruszy³a machina propagandowa PPR:
artyku³y prasowe, ulotki. Komunici nie omieszkali poskar¿yæ siê swo-
im moskiewskim mocodawcom: 11 wrzenia 1943 r. sekretarz KC Pa-
we³ Finder depeszowa³ do Dymitrowa przedstawiaj¹c Liskowców jako
prawdziwych bohaterów: (...) 9 sierpnia nasz oddzia³ imienia Kiliñ-
skiego znajduj¹cy siê w lesie spotka³ siê z oddzia³em licz¹cym do
50 ludzi pod dowództwem polskich oficerów uzbrojonym w ciê¿kie
i rêczne karabiny maszynowe.
W czasie pokojowych rozmów o wspólnej walce z okupantem ci
znienacka napadli na naszych, okr¹¿yli ich i rozstrzelali z karabinów
maszynowych, rozbroili i w zwierzêcy sposób zar¹bali toporami. Ra-
zem oko³o 30 ludzi. Wród zabitych by³o 4 ch³opów, którzy przybyli
popatrzeæ na ludow¹ armiê. (...) Wszyscy bez wyj¹tku byli Polaka-
mi, prawie rok znajdowali siê w lesie, przeprowadzili wiele znacz¹cych
operacji, bez strat przetrwali wielkie pacyfikacje. Warto zaznaczyæ, ¿e
w Biuletynie Informacyjnym z 2 wrzenia Komitet Walki Cywilnej
og³osi³ fakt likwidacji bandytów w powiecie Janów Lubelski. Nie-
w¹tpliwie chodzi o ten bandycki napad. Prosimy o rozwiniêcie kampa-
nii radiowej wokó³ tej sprawy.
Nieprawdziwa informacja o r¹baniu toporami zmylona na po-
trzeby sowieckiej propagandy do dzi znajduje gorliwych propagato-
rów.
Pod wp³ywem nagonki, rozpêtanej przeciwko w³adzom AK i Dele-
gaturze Rz¹du przez komunistów w kraju i Moskwê na arenie miêdzy-
narodowej, w Biuletynie Informacyjnym z 18 listopada 1943 r. opu-
blikowano komunikat zupe³nie innej treci ni¿ poprzedni w sprawie Bo-
rowa, ten o likwidacji bandytów: Komendant Si³ Zbrojnych w Kraju
informuje, ¿e zosta³o ustalone, i¿ oddzia³y Si³ Zbrojnych w Kraju nie
maj¹ nic wspólnego z ohydnym wymordowaniem w dn. 5 sierpniu od-
dzia³u tzw. Armii Ludowej pod Borowem w woj. Lubelskim.
Polska racja stanu musia³a stan¹æ ponad rzeczywist¹ ocen¹ wyda-
rzeñ.
W nastêpnym numerze Biuletynu ukaza³ siê artyku³ pt. Narodo-
we Si³y Zbrojne potêpione, który z Borowem nie mia³ nic wspólnego,
85
lecz stanowi³ próbê nacisku politycznego na NSZ w zwi¹zku z prowa-
dzonymi wówczas rozmowami scaleniowymi. Jednak zestawienie oby-
dwu komunikatów wywo³a³o ostr¹ reakcjê w rodowiskach NSZ.
W Szañcu odpowiedziano artyku³em pod znamiennym tytu³em NSZ
potêpione Armia Ludowa uznana, który g³osi³ m.in.: (...) nie ma w
Polsce i dla Polski wrogów nr 1 i 2. Jest wróg jeden. Obojêtnie jak siê
nazywa Niemiec czy Bolszewik. Mo¿e kto z was woli gin¹æ metod¹
katyñsk¹ z nagana w ty³ czaszki, ale w obozach sowieckich, albo te¿
w komorze gazowej lub w obozach niemieckich. To jest rzecz gustu.
Dla nas to jednakowa przyjemnoæ. Z Niemcami walczy ca³y wiat.
Niemcy ju¿ wojnê przegra³y. Z Rosj¹ sowieck¹ walcz¹ dzi tylko Niem-
cy. Dlatego te¿ zlikwidowanie w Polsce agentur sowieckich, choæby
stroi³y siê w najpiêkniejsze patriotyczno-polskie piórka to obowi¹-
zek, to koniecznoæ. Tego wymaga polska racja stanu. (...) walczyæ
bêdziemy bez wzglêdu na to, czy to siê komu podoba czy nie. Chyba,
¿e Delegat Rz¹du na Kraj posiada gwarancje naszych dostojników:
prezydenta RP, premiera Rz¹du i Wodza Naczelnego, ¿e nawet w wy-
padku wkroczenia do Polski wojsk sowieckich zaistniej¹ takie okolicz-
noci, i¿ suwerennoæ Polski zostanie uszanowana, a nasza wolnoæ
osobista bêdzie nietykalna (...). (Szaniec z 4 grudnia 1943 r.).
A wiêc jeszcze w czasie wojny czysto polityczne motywy akcji pod
Borowem by³y podawane przez obydwie strony. Historycy zajmuj¹cy
siê podziemiem niepodleg³ociowym bardzo czêsto nie dysponowali
odpowiedni¹ dokumentacj¹ (bo ta by³a niedostêpna w archiwach MSW
i KC PZPR) i najczêciej opierali siê na argumentacji Szañca. Dla
komunistów taka wersja wydarzeñ by³a prawdziw¹ nobilitacj¹ i przy-
nios³a wymierne korzyci polityczne. Z cz³onków grupy GL im. Kiliñ-
skiego uczyniono prawdziwych mêczenników wielkiej sprawy, boha-
terskich bojowników polskiej lewicy, zamordowanych toporami przez
faszystowskich siepaczy, choæ w zasadzie jedyn¹ ich zas³ug¹ dla PPR
by³o to, ¿e ich rozstrzelano. Grupa Liska oddzia³ im. Kiliñskiego,
nie ma bowiem ¿adnego dorobku w walce z Niemcami.
Oczywicie rzetelne wywietlenie przyczyn i przebiegu wydarzeñ
pod Borowem nie le¿a³o w interesie piewców s³awy komunistycznej
partyzantki: usprawiedliwiano nim nie tylko masowe zbrodnie dokona-
86
ne przez komunistyczn¹ partyzantkê na ¿o³nierzach i sympatykach pod-
ziemia niepodleg³ociowego jeszcze w czasie okupacji, lecz tak¿e prze-
ladowania powojenne. Ponadto prawda o Borowie by³aby ca³kowit¹
kompromitacj¹ tych organizacji; obna¿eniem ich genezy, prawdziwego
charakteru dzia³alnoci, poziomu kadr i dokonanych zbrodni.
Sprawa przesz³a do historii w wersji podanej przez komunistów nie
tylko, jak siê okazuje, za ich przyczyn¹ i co najbardziej niezrozumia³e
w najlepsze funkcjonuje i dzi. Najwy¿sza ju¿ pora na prawdê.
Jak powsta³ i walczy³ oddzia³ im. Kiliñskiego na podstawie
relacji by³ego dowódcy Liskowców Tadeusza Szymañskiego
Lisa, obecnego prezesa rodowiska kombatanckiego Armii Lu-
dowej.
(...) Od dawna niepokoi³o mnie zachowanie siê innej grupy, mia-
nowicie Liska. Dzia³a³a ona w naszym powiecie na w³asn¹ rêkê
i to czêsto kosztem ch³opów. Organizacja nie mog³a pozwoliæ na ist-
nienie dzikich oddzia³ów partyzanckich, gdy¿ to w konsekwencji
mog³o prowadziæ do terroru niemieckiego, lepego, bij¹cego nie w tych,
którzy doprowadzili do tego stanu swym nieodpowiednim postêpowa-
niem, lecz ludnoæ.
Lisek by³ sprytny, zgodnie ze swoim pseudonimem, umia³ siê
przemykaæ ze wsi do wsi i wszêdzie podszywa³ siê pod ró¿ne organiza-
cje podziemne. Ale dochodzi³y skargi ch³opów, z którymi ludzie Li-
ska postêpowali bezwzglêdnie, ka¿¹c siê utrzymaæ, czêsto grabi¹c
ich po prostu. Otrzyma³em wiêc od kierownictwa trudn¹ misjê podpo-
rz¹dkowania Liska naszym oddzia³om, za w przypadku odmowy
mielimy po prostu rozbroiæ tych dzikich partyzantów. Nie by³o rady,
trzeba by³o dzia³aæ stanowczo.
W czerwcu 1942 r. nawi¹za³em poprzez znajomych ch³opów kon-
takt z Liskiem i poszed³em z nim na rozmowy. Zdawa³em sobie spra-
wê z niebezpieczeñstwa, jakie dla mnie osobicie przedstawia ta misja,
szed³em wiêc niechêtnie i z pewn¹ obaw¹. Có¿ znaczy³o dla niezdyscy-
plinowanych ludzi z broni¹ w rêku zrobiæ z niej u¿ytek? Mog³em wiêc
nie wróciæ do domu. (...) Szed³em bez broni, uwa¿aj¹c, ¿e tak bêdzie
pewniej. Sam przeciw ca³ej grupie i tak nie da³bym rady.
87
By³em trochê zaskoczony Liskiem i jego zachowaniem. By³ to
trzydziestoletni mê¿czyzna, inteligentny, który jak siê póniej dowie-
dzia³em siedzia³ w wiêzieniu przed wojn¹ za napady z broni¹ w rêku.
Traktowa³ siebie po trosze jak Janosika, pozuj¹c na przyjaciela i opie-
kuna miejscowej ludnoci, ale kiedy przytoczy³em mu parê konkret-
nych faktów postêpowania jego podw³adnych, nachmurzy³ siê i by³ z³y.
Usi³owa³ mnie skaptowaæ, postawi³ butelkê wódki i poczêstunek, od-
mówi³em, nie kry³ swego niezadowolenia i g³ono podkrela³, ¿e wi-
docznie nim gardzê. On przecie¿ tak¿e walczy z okupantem, a ¿e cza-
sem który niesforny ch³opiec zabierze ch³opu kurê, to ziemia siê nie
zapadnie. W miarê naszej rozmowy miêk³, ale nie odpowiada³ wyra-
nie na moje pytania, gra³ na zw³okê (...).
Rozmowa by³a tym razem krótka, postawi³em Liskowi ultima-
tum, d³ugo waha³ siê, wykrêca³ siê ludmi nim zdecydowa³ siê na przej-
cie do GL. To prawda, ¿e wielu z nich by³o zdemoralizowanych ³a-
twym chlebem i wcale nie umiecha³o siê im podporz¹dkowaæ twar-
dej dyscyplinie partyzanckiej. Nam jednak nie umiecha³o siê, ¿eby
prowadzi³ on akcjê, w której czêsto poszkodowani byli ch³opi. Uwolniæ
miejscow¹ ludnoæ od niepotrzebnej opieki Liska, wdro¿yæ jego
ludzi w ¿elazne karby dyscypliny oto nie³atwe zadanie, jakie mnie
czeka³o. Lisek odpowiedzi wyranej nie da³, po paru nastêpnych
jednak rozmowach z³o¿y³ uroczyste zapewnienie, ¿e on, jak i jego lu-
dzie bêd¹ walczyli wy³¹cznie z okupantem. Zosta³em dowódc¹ tego
oddzia³u, moim zastêpc¹ zosta³ dotychczasowy szef Lisek (...)
Kiedy zjawi³em siê niespodziewanie w Marynpolu i nie zastawszy
czêci ludzi poszed³em do pobliskiego lasu, ¿eby zobaczyæ, jak siê czuj¹
i jak siê urz¹dzili. Zasta³em ich bawi¹cych siê i miej¹cych siê
w g³os. Nie wiedzia³em, z czego s¹ tacy zadowoleni. Moje przyjcie nie-
co ich speszy³o, ale zabawy nie przerwali. Dopiero Drewniak z Budek
wyjani³ mi, o co chodzi³o. Grali w zegarki. Gra polega³a na tym, ¿e
chêtny podrzuca³ zegarek jak najwy¿ej i czeka³, a¿ przedmiot upadnie na
ziemiê. Wygrywa³ ten, którego zegarek spada³ nie uszkodzony i zabiera³
innym zegarki. Nie mogê powiedzieæ, a¿eby mi siê tego rodzaju zabawa
podoba³a. Ci partyzanci mieli za du¿o wolnego czasu i za du¿o... zegar-
ków, o które przecie¿ w okresie okupacji nie by³o tak ³atwo. (...)
88
Zapozna³em siê wiêc z niektórymi partyzantami bli¿ej i prowa-
dzi³em rozmowy oddzia³ by³ niezwykle trudny do prowadzenia, ludzie
nie poczuwali siê do ¿adnej odpowiedzialnoci. Odchodzili z bazy,
kiedy chcieli, nie opowiadaj¹c siê nawet, tak, ¿e stan oddzia³u by³
ci¹gle p³ynny.
Pewnego razu, ju¿ w 1943 roku, przechodzi³em z Liskiem i jego
ludmi z Gizówki do lasów gocieradowskich przez Ksi꿹 Rzeczycê,
gdzie zatrzymalimy siê na kolacjê. Czêæ oddzia³u ubezpiecza³a od-
dzia³, wystawi³em czujki na wszystkie strony, czêæ ludzi posz³a do wsi,
by zdobyæ ¿ywnoæ. Trwa³o to ze trzy godziny. Oko³o pó³nocy wyruszy-
limy w dalsz¹ drogê i dotarlimy do Budek Górnych. Tam zatrzymali-
my siê i rozlokowalimy na kwaterach. Rano zbudzi³ mnie goniec
z Komitetu Gminnego PPR w Rzeczycy, przynosz¹c nieprzyjemn¹ wia-
domoæ, ¿e moi ludzie w czasie pobytu w Ksiê¿ej Rzeczycy okradli na-
uczycielkê, zginê³y jej m.in. skrzypce. Wciek³y zawo³a³em Liska
i powiedzia³em mu, ¿e w ci¹gu godziny skrzypce oraz inne rzeczy mu-
sz¹ siê odnaleæ, trzeba bêdzie ponadto odnieæ te rzeczy i przeprosiæ
poszkodowan¹. Lisek nic nie odpowiedzia³, zarz¹dzi³ jednak zbiór-
kê oddzia³u. Stan¹³ przed frontem i powiedzia³, o co chodzi, dodaj¹c,
¿e jeli skrzypce siê nie znajd¹, to on w³asnorêcznie rozstrzela z³odzie-
ja. Mia³ mir u swoich ludzi. Po godzinie rzeczy znalaz³y siê i goniec
móg³ je zabraæ ze sob¹. Zapowiedzia³em partyzantom, ¿e w przysz³oci
za kradzie¿ bêdziemy rozstrzeliwaæ bez pardonu. Walczymy przecie¿
w obronie ludnoci, ka¿dy taki wypadek podrywa dobre imiê PPR-u,
wiêc postêpowaæ bêdziemy bezwzglêdnie. Wyst¹pienie Liska i moje
wywar³o wra¿enie. Na jaki czas mia³em spokój, chocia¿ w ka¿dej chwili
mog³em spodziewaæ siê wszystkiego najgorszego (...).
Archiwum Akt Nowych Zes. 474, t. 44, k. 72-96
¯ycie z 5-6 lipca 1997 r.
89
D
nia 17 lutego 1944 r. grupa niezidentyfikowanych osobników napa-
d³a na lokal konspiracyjnej Delegatury Rz¹du na Kraj, mieszcz¹cy siê
w Warszawie przy ul. Poznañskiej 37. Napastnicy zabrali ukryte w skryt-
ce archiwum, znikn¹³ te¿ w³aciciel mieszkania Wac³aw Kupecki ps.
Kruk oraz blisko 10 osób, które odwiedzi³y go feralnego dnia. Nikt
z porwanych nigdy siê nie odnalaz³.
Czynniki kierownicze Polskiego Pañstwa Podziemnego usi³owa³y usta-
liæ, kto dokona³ napadu, bowiem sposób jego przeprowadzenia wyranie
odbiega³ od metod dzia³ania niemieckich w³adz bezpieczeñstwa. Podej-
rzewano, ¿e akcja by³a dzie³em NKWD lub komunistów z PPR. Jednak
bli¿szych szczegó³ów na ten temat nie uda³o siê w czasie wojny ustaliæ.
Historiografia komunistyczna pomija³a sprawê akcji na Poznañ-
skiej ca³kowitym milczeniem. Nie ma siê czemu dziwiæ, bowiem na-
padu w rzeczywistoci dokonali ludzie z NKWD i ze zbrojnej bojówki
PPR Armii Ludowej i to... wspólnie z funkcjonariuszami gestapo.
Jak w ogóle dosz³o do tak pozornie szokuj¹cej kombinacji?
Agent Aleksander
Inspiratorem i g³ównym wykonawc¹ akcji by³ przedwojenny dzia-
³acz komunistyczny Bogus³aw Hrynkiewicz ps. Lux, Aleksander.
Zwerbowany przez sowiecki wywiad, zosta³ cz³onkiem siatki NKWD
dzia³aj¹cej w Warszawie od koñca 1941 r. Wspomnian¹ siatk¹ kierowa³
Czes³aw Skoniecki, zrzucony przez Sowietów na spadochronie w ra-
mach tzw. grupy inicjatywnej PPR.
Poniewa¿ g³ównym zadaniem grupy Skonieckiego by³o rozpraco-
wanie polskiego podziemia niepodleg³ociowego, Hrynkiewicz otrzy-
ma³ polecenie przenikniêcia do której z organizacji konspiracyjnych
Brudna gra
90
tak, by móc stamt¹d uzyskaæ informacje wywiadowcze dla NKWD.
Zgodnie z poleceniem prze³o¿onych, Aleksander nawi¹za³ kontakt
z organizacj¹ Miecz i P³ug, w której jako rzutki i zdolny organizator
w krótkim czasie awansowa³ do cis³ego kierownictwa. Po pewnym cza-
sie Hrynkiewicz zorientowa³ siê, ¿e na czele Miecza i P³uga stoj¹
dwaj agenci gestapo: Anatol S³owikowski ps. Andrzej Nieznany i Zbi-
gniew Grad ps. Doktor Zbyszek, którzy przejêli kontrolê nad organi-
zacj¹ na skutek aresztowañ przeprowadzonych przez Niemców jeszcze
w 1940 r. Równie¿ Hrynkiewicz szybko nawi¹za³ kontakty z Niemca-
mi, uznaj¹c, ¿e bêd¹ one korzystne dla NKWD.
Po nawi¹zaniu wspó³pracy Aleksander zacz¹³ przekazywaæ ge-
stapo listy rozpracowanych przez PPR i NKWD dzia³aczy polskiego
podziemia, przede wszystkim z Armii Krajowej, któr¹ komunici uwa-
¿ali za wroga numer 1. Aby jednak nie wzbudzaæ podejrzeñ, kto jest
jego prawdziwym mocodawc¹, od czasu do czasu wydawa³ hitlerow-
com równie¿ niektórych dzia³aczy komunistycznych.
Oprócz kontaktów z NKWD i gestapo Bogus³aw Hrynkiewicz utrzy-
mywa³ równie¿ zwi¹zki z kierownictwem Polskiej Partii Robotniczej.
Pocz¹tkowo wspó³pracowa³ z sekretarzem partii Paw³em Finderem,
a po jego mierci z szefem sztabu Armii Ludowej Marianem Spychal-
skim Markiem. Komunici uzyskiwali od Aleksandra informacje
dotycz¹ce dzia³alnoci Miecza i P³uga. W drug¹ stronê przekazywali
dla gestapo materia³y o rozpracowanych cz³onkach polskich organiza-
cji niepodleg³ociowych.
Wspólna grupa operacyjna
Jesieni¹ 1943 r. Aleksander nawi¹za³ bli¿sze kontakty z funk-
cjonariuszem Wydzia³u Bezpieczeñstwa Delegatury Rz¹du na Kraj
Wac³awem Kupeckim Krukiem. Kupecki, bez nale¿ytego sprawdze-
nia, zaanga¿owa³ Hrynkiewicza do pracy konspiracyjnej, nie zdaj¹c
sobie sprawy, z kim ma do czynienia. W mieszkaniu Kupeckiego przy
ul. Poznañskiej 37 znajdowa³o siê archiwum Delegatury, w którym
gromadzono meldunki dotycz¹ce Niemców, ich konfidentów oraz ko-
munistów, których dzia³ania by³y coraz wiêkszym zagro¿eniem dla
Polskiego Pañstwa Podziemnego. Porz¹dkowaniem dokumentacji zaj-
91
mowa³ siê w³anie Hrynkiewicz. Przy okazji, oczywicie bez wiedzy
Kupeckiego, sporz¹dza³ z niej notatki dla PPR te przekazywa³ Spy-
chalskiemu.
Kiedy liczba meldunków wp³ywaj¹cych do archiwum szczególnie
dotycz¹cych dzia³añ komunistów zaczê³a lawinowo rosn¹æ, Hrynkie-
wicz przesta³ nad¹¿aæ nad ich bie¿¹cym przegl¹daniem. Dowiedziaw-
szy siê o tym, Spychalski zdecydowa³, ¿e trzeba przerwaæ dzia³alnoæ
Kupeckiego. Nakaza³ wiêc Hrynkiewiczowi, by ten wyda³ Kruka
w rêce gestapo.
Ale sprawa nie by³a taka prosta. Co prawda Aleksander infor-
mowa³ gestapo o swojej pracy u Kupeckiego, to jednak jego oficer
prowadz¹cy, gestapowiec Birkner, nie by³ spraw¹ specjalnie zaintere-
sowany. Mia³ on w Delegaturze znacznie lepsze ród³a informacji ni¿
Hrynkiewicz, a ponadto nie chcia³ podejmowaæ ¿adnych dzia³añ prze-
ciwko Kupeckiemu. Katastrofalna sytuacja militarna Niemiec powo-
dowa³a, ¿e w tym okresie hitlerowskie w³adze bezpieczeñstwa coraz
wyraniej poszukiwa³y porozumienia lub choæby jakiego modus vi-
vendi z polskim podziemiem niepodleg³ociowym. Spektakularna ak-
cja aresztowania funkcjonariusza Delegatury nie by³a im wówczas na
rêkê.
Ostatecznie jednak Birkner wyrazi³ zgodê na akcjê przeciwko Ku-
peckiemu, ale zdecydowa³, ¿e Hrynkiewicz ma j¹ zorganizowaæ sam,
przy pomocy ludzi z Miecza i P³uga. Obieca³ jedynie, ¿e udzieli mu
pomocy w postaci kilku cywilnych funkcjonariuszy gestapo. Ponie-
wa¿ jednak Hrynkiewicz nie ufa³ ludziom z MiP-u, zwróci³ siê
o pomoc do Mariana Spychalskiego Marka. Ten oddelegowa³ do
akcji na lokal Delegatury dwóch ludzi z wywiadu AL: Wincentego
Romanowskiego Romana i Bogus³awa Buczyñskiego Stefana.
Obydwaj zostali poinstruowani, jak maj¹ siê zachowaæ podczas akcji
na lokal Delegatury. Mieli tam wystêpowaæ jako ludzie z Miecza i
P³uga i unikaæ jakichkolwiek bli¿szych kontaktów z innymi uczestni-
kami operacji.
Tak wiêc do lokalu archiwum Delegatury przy ul. Poznañskiej mia-
³o udaæ siê oko³o 6 ludzi: Bogus³aw Hrynkiewicz z NKWD, dwóch
ludzi oddelegowanych przez Mariana Spychalskiego z AL oraz dwóch
92
lub trzech cywilnych funkcjonariuszy niemieckiej tajnej policji oddele-
gowanych przez Birknera. W du¿ych bólach i nie bez pewnych proble-
mów wspólna grupa operacyjna NKWD, PPR-AL i gestapo by³a goto-
wa do dzia³ania.
Podzia³ ³upów
16 lutego 1944 r. po po³udniu Bogus³aw Hrynkiewicz uda³ siê do
mieszkania Wac³awa Kupeckiego Kruka. Pod pretekstem obawy przed
aresztowaniem by³a ju¿ godzina policyjna zosta³ u niego na noc.
Na drugi dzieñ o wicie, upewniwszy siê, ¿e Kupecki jeszcze pi,
Aleksander wyj¹³ ze skrytki znajduj¹ce siê tam dokumenty i dokona³
szybkiej selekcji. Podzia³ ³upów pomiêdzy sojuszników by³ prawdziwie
d¿entelmeñski: Hrynkiewicz schowa³ do przygotowanej uprzednio tor-
by wiêkszoæ materia³ów antykomunistycznych, któr¹ zamierza³ prze-
kazaæ PPR, za resztê dokumentów wetkn¹³ z powrotem do skrytki. Te
mia³o zabraæ gestapo.
Nied³ugo potem do mieszkania wtargnêli ludzie Spychalskiego: Bu-
czyñski i Romanowski, którzy sterroryzowali i zwi¹zali Kupeckiego.
Hrynkiewicz wrêczy³ im cyjanek i kaza³ Kruka otruæ. Obawia³ siê, ¿e
gdy ten wpadnie w rêce Niemców, mo¿e wyjæ na jaw, ¿e w skrytce
znajdowa³o siê znacznie wiêcej materia³ów, ni¿ Hrynkiewicz przezna-
czy³ dla gestapo. Trucizna okaza³a siê zwietrza³a i Kupecki kona³ wiele
godzin w straszliwych mêczarniach.
Krótko po komunistach do mieszkania przy Poznañskiej weszli funk-
cjonariusze gestapo. Sojusznicza sielanka nie trwa³a zbyt d³ugo, gdy¿
obydwaj PPR-owcy nie znali niemieckiego, a ponadto wykonali ju¿ za-
sadnicz¹ czêæ swojego zadania. Aleksander wskaza³ gestapowcom
skrytkê z dokumentami, po czym razem z AL-owcami opuci³ mieszka-
nie, nie czekaj¹c na dalszy rozwój wypadków.
Gestapowcy zabawili w lokalu na Poznañskiej nieco d³u¿ej. Nie
zadowolili siê jedynie zdobytymi dokumentami, zak³adaj¹c tzw. kocio³,
w który do koñca dnia wpad³o oko³o 10 osób, w tym kilku wspó³pra-
cowników Delegatury. Tych, którzy nie mieli nic wspólnego z podzie-
miem i do mieszkania Kruka trafili przypadkiem, wypuszczono, po-
zostali za zostali wieczorem wywiezieni z mieszkania i zamordowani.
93
Na drugi dzieñ Hrynkiewicz spotka³ siê ze Spychalskim i przekaza³
mu dokumenty zdobyte w mieszkaniu Wac³awa Kupeckiego. £up by³
obfity: wród przejêtych materia³ów znaleziono wiele meldunków na te-
mat dzia³alnoci polskich organizacji konspiracyjnych oraz informacje
o cz³onkach PPR, w tym nawet o tych ze cis³ego kierownictwa partii.
Spychalski, który pomiêdzy zdobytymi dokumentami odnalaz³ na-
wet swoje zdjêcie, by³ bardzo zadowolony ze sprawnego przeprowa-
dzenia ca³ej operacji. Wyrazi³ tylko ¿al, i¿ gdyby wczeniej wiedzia³, ¿e
w archiwum na Poznañskiej bêd¹ tak cenne materia³y, to kaza³by zrobiæ
Kupeckiego samodzielnie. Wtedy nie trzeba by³oby dzieliæ siê
³upem z gestapo.
Po kilku dniach Spychalski zapozna³ ze zdobytym archiwum ówcze-
snego sekretarza PPR W³adys³awa Gomu³kê, nie wtajemniczaj¹c go
w szczegó³y przeprowadzonej akcji. Towarzysz Wies³aw podszed³ do
ca³ej akcji na Poznañskiej z du¿¹ rezerw¹. Nie zna³ wszystkich szczegó-
³ów brudnej gry Hrynkiewicza i nie bardzo móg³ sobie wyobraziæ, jak
uda³o mu siê wynieæ z mieszkania Kupeckiego du¿¹ torbê z dokumenta-
mi bez wiedzy i zgody gestapo. Przestraszy³ siê zw³aszcza wtedy, gdy
uczestnicy akcji oddelegowani przez AL Buczyñski i Romanowski
nie potrafili zdaæ z niej dok³adnej relacji. Owiadczyli tylko, ¿e nie orien-
tuj¹ siê dok³adnie, co dzia³o siê w lokalu Delegatury podczas ich obecno-
ci, poniewa¿ wiêkszoæ uczestników akcji mówi³a po niemiecku...
Tak wiêc w zastrze¿eniach, jakie Gomu³ka zg³asza³ wobec akcji na
Poznañskiej, nie chodzi³o o jakiekolwiek skrupu³y moralne. Towarzysz
Wies³aw, zreszt¹ podobnie jak inni cz³onkowie cis³ego kierownic-
twa PPR, by³ oddanym sowieckim patriot¹ s³uszne i moralne by³o dla
niego wszystko, co s³u¿y³o interesom Moskwy. Ba³ siê tylko, ¿e Hryn-
kiewicz pracuje na dwie strony, a w wypadku ujawnienia szczegó³ów
akcji mo¿e doprowadziæ do ca³kowitej kompromitacji patriotycznego
szyldu, którym oszukañczo pos³ugiwa³a siê PPR.
Jednak dokumenty zdobyte na Poznañskiej Gomu³ka kaza³ czym
prêdzej przekazaæ do Moskwy. Spychalski zabra³ je wiêc na Lubelsz-
czyznê, sk¹d drog¹ lotnicz¹ archiwum przewieziono na drug¹ stronê
frontu. Bardzo przyda³o siê to póniej wkraczaj¹cym do Polski jednost-
kom NKWD.
94
Ofiara stalinizmu
Napadem na lokal Delegatury przy ul. Poznañskiej natychmiast
zainteresowa³ siê kontrwywiad Armii Krajowej. Ze wzglêdu na sposób
jego przeprowadzenia z krêgu potencjalnych sprawców raczej wyklu-
czono Niemców.
Aby wiêc rozwi¹zaæ zagadkê, intensywnym rozpracowaniem ob-
jêto wszystkie osoby, które styka³y siê z Kupeckim, w tym tak¿e Bo-
gus³awa Hrynkiewicza. Nie dalej jak po miesi¹cu ustalono, ¿e Alek-
sander ma kontakty z gestapo. Do szefa kontrwywiadu AK por./p³k.
Bernarda Zakrzewskiego Oskara wp³yn¹³ nawet meldunek o spo-
tkaniu Hrynkiewicza z najwybitniejszym niemieckim specjalist¹ od
spraw polskiego podziemia, szefem radomskiego gestapo Paulem
Fuchsem.
Jednak wszystkich okolicznoci akcji na ul. Poznañskiej nie uda³o
siê w czasie wojny ustaliæ. Wkrótce wybuch³o powstanie warszawskie
i by³y znacznie wa¿niejsze sprawy.
Bogus³aw Hrynkiewicz przetrwa³ wojenn¹ zawieruchê. Doskonale
poinformowany o dacie wybuchu powstania zreszt¹ podobnie jak PPR
i Niemcy wyjecha³ z Warszawy i po pewnym czasie przedosta³ siê na
drug¹ stronê frontu. Mia³ jednak pecha ju¿ po sowieckiej stronie wszed³
na minê i straci³ nogê. Mimo to dotar³ do Lublina, gdzie jak inni ludzie
wywiadu sowieckiego w Polsce sk³ada³ przed funkcjonariuszami NWKD
wielodniowe, obszerne zeznania na temat swojej okupacyjnej dzia³alno-
ci. A mia³ o czym opowiadaæ, zw³aszcza o wspó³pracy z gestapo. Hryn-
kiewicz musia³ te¿ wspomnieæ o pospolitym bandytyzmie, jaki on i ca³e
kierownictwo PPR uprawiali na terenie Warszawy, napadaj¹c na skle-
py, mieszkania i zamo¿niejszych obywateli Polaków, o wydawaniu
Niemcom bogatych ¯ydów, którzy byli wyci¹gani przez PPR z getta
i przekazywani Hrynkiewiczowi. Zamiast jechaæ za granicê, jak im obie-
cywano, znikali bez wieci...
Po z³o¿eniu wyjanieñ Bogus³aw Hrynkiewicz Aleksander zosta³
aresztowany i stan¹³ przed sowieckim s¹dem. Nie za bandytyzm, szmal-
cownictwo czy kolaboracjê z Niemcami, tylko za to, ¿e... nawi¹za³ kon-
takty z gestapo bez zgody swojego prze³o¿onego z NKWD w osobie
Czes³awa Skonieckiego.
95
Po kilku latach, kiedy w Polsce zaczêto rozpracowywanie grupy
Gomu³ki, Sowieci przekazali Hrynkiewicza polskiej bezpiece. Ta by³a
bowiem ¿ywo zainteresowana wyjanieniem wszystkich szczegó³ów
okupacyjnej dzia³alnoci Spychalskiego oraz Gomu³ki i zbiera³a pod
kluczem tych, którzy mogli na ich temat udzieliæ jakichkolwiek istot-
nych informacji. A Bogus³aw Hrynkiewicz wiedzia³ wiele: jak na wiê-
tej spowiedzi, tygodniami opowiada³ o najtajniejszych aspektach dzia-
³alnoci NKWD i PPR w Warszawie, w tym równie¿ o wspó³pracy
z gestapo. Zeznania te zachowa³y siê i s¹ dzi dostêpne w archiwach.
Nie ma ¿adnych dowodów na to, ¿e jakiekolwiek zeznania zosta³y na
Hrynkiewiczu wymuszone. Wiêcej nawet: w czasie przes³uchañ zacho-
wywa³ siê on swobodnie, odpowiada³ na te pytania, które chcia³, przy
innych mówi¹c na przyk³ad, ¿e o tych sprawach nie bêdzie mówi³, bo
zosta³y ju¿ za³atwione w Moskwie.
Hrynkiewicz opuci³ wiêzienie oko³o 1955 r. Niebawem W³adys³aw
Gomu³ka i jego towarzysze z komunistycznej konspiracji objêli najwy¿-
sze stanowiska partyjne i pañstwowe. Peerelowski wymiar sprawiedli-
woci uzna³ ich wszystkich za nies³usznie przeladowane ofiary stali-
nizmu niezale¿nie od tego, co w rzeczywistoci mieli na sumieniu. Na
przyk³ad Marian Spychalski, odpowiedzialny za akcjê na Poznañskiej,
zosta³ naczelnym dowódc¹ WP i Marsza³kiem Polski.
Bogus³aw Hrynkiewicz nie zrobi³ w PRL wielkiej kariery i to nie
tylko dlatego, ¿e by³ kalek¹. Sprawa okupacyjnej dzia³alnoci towarzy-
sza Aleksandra by³a na tyle kompromituj¹ca, ¿e nawet PZPR nie mo-
g³a mu zaoferowaæ wiêcej, jak tylko bezkarnoæ.
Kiedy niedawno opublikowano obszerne zeznania Bogus³awa Hryn-
kiewicza, dotycz¹ce jego okupacyjnej dzia³alnoci, ten napisa³ owiad-
czenie, w którym kategorycznie zaprzeczy³ podanym w czasie ledztwa
informacjom. Stwierdzi³, ¿e wszystko, co wówczas mówi³, by³o nie-
prawd¹, a zeznania na nim wymuszono. Na temat oryginalnych doku-
mentów z czasów okupacji, które jednoznacznie mówi¹ o jego zas³u-
gach dla NKWD oraz gestapo, nie wspomnia³ ani s³owem.
Mimo i¿ komunizm upad³ ponad 10 lat temu, Hrynkiewicz nie po-
niós³ za sw¹ dzia³alnoæ ¿adnej odpowiedzialnoci. Co ciekawe, podob-
no posiada nawet uprawnienia kombatanckie i z tytu³u zas³ug dla RP
96
mieszka spokojnie w Warszawie, ca³kiem blisko od doskonale mu zna-
nej, czynszowej kamienicy przy ul. Poznañskiej 37. Zupe³nie niedaleko
od alei Armii Ludowej.
Raport Spo³ecznego Komitetu Antykomunistycznego
krypt. Antyk:
(...) akcjê przeprowadzi³o 5 uzbrojonych w pistolety cywilów, mê¿-
czyzn, którzy wdarli siê do mieszkania Kruka oko³o godziny 7.00
rano. Terroryzuj¹c, wi¹¿¹c przybywaj¹cych w ci¹gu dnia interesan-
tów, znajomych, domowników (...).
Ca³a akcja, odbiegaj¹ca zupe³nie przebiegiem od akcji niemiec-
kich organów policyjnych, przeprowadzona zosta³a z du¿¹ sprawno-
ci¹ (...). Do chwili obecnej nie wiadomo, co siê sta³o z uprowadzony-
mi, nie dali znaku ¿ycia o sobie, jak równie¿ mimo zarz¹dzonych
poszukiwañ i obserwacji nie wykryto zw³ok ¿adnego z porwanych.
Podobnie, aczkolwiek prowadzone w dalszym ci¹gu ledztwo usta-
li³o ju¿ szereg pozytywnych momentów, m.in. lokale, gdzie bywaj¹ od
czasu do czasu niektórzy z uczestników akcji nie mo¿na z ca³¹ pew-
noci¹ okreliæ rodka dyspozycyjnego samej akcji i w tej dziedzinie
obracamy siê jeszcze w zakresie mniej lub wiêcej uprawdopodobnio-
nych poszlakami hipotez.
22 IV 1944.
Raport Armii Krajowej:
W mieszkaniu tym [na Poznañskiej] zosta³ dokonany napad przez
komunê na [Wac³awa] Kupeckiego krypt. Kruk, który by³ kierowni-
kiem komórki Delegatury Rz¹du do rozpracowania komuny. W miesz-
kaniu tym by³o archiwum i kartoteka antykomunistyczna. Sprawê roz-
pracowan¹ przekazujemy do wgl¹du jako klasyczny przyk³ad akcji
NKWD na terenie Warszawy.
Nasz Dziennik z 13-14 stycznia 2001 r.
97
W
edle niedawno opublikowanego dziennika szefa III Miêdzynaro-
dówki Komunistycznej Georgija Dymitrowa (Tagebücher 1933-1943,
Berlin 2000) w styczniu 1943 r. Witold Kolski zosta³ wyznaczony na
nowego sekretarza Polskiej Partii Robotniczej. Jednak jego nazwisko
nie figuruje w ¿adnych monografiach dotycz¹cych PPR. Ten przypadek
jest tylko wierzcho³kiem góry lodowej. W pisanych i dzi pracach na-
ukowych a co za tym idzie, tak¿e w wiadomoci historycznej Pola-
ków nie funkcjonuje wiele kluczowych informacji dotycz¹cych po-
wstania PRL.
Niemal od pierwszych dni swojej dzia³alnoci w okupowanym kra-
ju PPR spotyka³a siê z powa¿nymi zarzutami polskich organizacji nie-
podleg³ociowych. Wszyscy, od skrajnej prawicy do skrajnej lewicy,
uwa¿ali tê partiê za twór Kominternu i agenturê ZSRS dzia³aj¹c¹ na
szkodê spo³eczeñstwa polskiego.
Propaganda PPR stanowczo zaprzecza³a jakimkolwiek powi¹zaniom
z Miêdzynarodówk¹ Komunistyczn¹, twierdzi³a te¿, ¿e nowa partia jest
inicjatyw¹ grupy polskich dzia³aczy robotniczych i spo³ecznych prze-
bywaj¹cych w okupowanym kraju. Zarzuty agenturalnych powi¹zañ ze
Zwi¹zkiem Sowieckim traktowa³a jako niewarte komentarza donosy
hitlerowskich agentów. Dostêpne dzi materia³y ród³owe pozwalaj¹ na
zweryfikowanie zasadnoci ówczesnych opinii o PPR.
Patriotyczna mobilizacja
Kiedy 22 czerwca 1941 r. wojska niemieckie uderzy³y na swojego
sowieckiego sojusznika, polityka Stalina musia³a ulec gwa³townej re-
orientacji. Równie szybk¹ przemianê przesz³a dzia³alnoæ sterowanego
z Kremla Kominternu. Propaganda wchodz¹cych w jego sk³ad partii
Nieznany Sekretarz PPR
98
komunistycznych przesta³a nawo³ywaæ do solidarnoci z niemieck¹ klas¹
robotnicz¹ walcz¹c¹ z anglo-francusk¹ agresj¹ i poczê³a g³osiæ has³a
narodowowyzwoleñcze i antyfaszystowskie. W myl nowych dyrektyw
Kremla ca³y wysi³ek ruchu komunistycznego mia³ siê skupiæ na pomo-
cy ZSRS.
Oczywicie organizowanie walki narodowowyzwoleñczej nie mia³o
prowadziæ do spe³nienia niepodleg³ociowych aspiracji narodów podbi-
tych przez hitlerowskie Niemcy i to niekiedy (jak Polska) w sojuszu
z ZSRS. Chodzi³o o to, by za pomoc¹ patriotycznych hase³ zmobilizo-
waæ narody podbitej Europy do zbrojnej walki, która godzi³aby w nie-
mieck¹ machinê wojenn¹. Wa¿ne miejsce w tych kalkulacjach przypa-
d³o Polsce têdy przechodzi³a wiêkszoæ linii komunikacyjnych ³¹cz¹-
cych Niemcy z frontem wschodnim.
Instrukcje Stalina
Sytuacja by³a jednak doæ skomplikowana: Komunistyczna Partia
Polski zosta³a zlikwidowana przez Stalina w 1938 r., a sami komunici
skompromitowani m.in. g³oszeniem has³a zwrócenia Niemcom zagra-
bionych przez polski imperializm Pomorza i l¹ska oraz oddania kre-
sów wschodnich Zwi¹zkowi Sowieckiemu. Ponadto agresja z 17 wrze-
nia 1939 r. oraz sowiecki terror na okupowanych kresach sprawi³y, i¿
spo³eczeñstwo polskie nie darzy³o sympati¹ ani komunistycznych ha-
se³, ani tym bardziej ZSRS.
Kierownictwo sowieckie zosta³o wiêc zmuszone do stworzenia no-
watorskiej formu³y dzia³ania partii komunistycznej w Polsce. Jej pomy-
s³odawc¹ by³ Józef Stalin, który 27 sierpnia 1941 r. w rozmowie z Dy-
mitrowem naszkicowa³ zasady dzia³ania PPR. Po tym spotkaniu szef
Kominternu zanotowa³ w swoim dzienniku (s. 419): Bêdzie lepiej za³o-
¿yæ Polsk¹ Partiê Robotnicz¹ z komunistycznym programem. Partia
komunistyczna odstrasza nie tylko obcych, lecz tak¿e niektórych z tych,
którzy z nami sympatyzuj¹. Na aktualnym etapie streci³ dalej s³owa
Stalina walka o wyzwolenie narodowe. Jednak samo przez siê jest
zrozumia³e, ¿e to nie bêdzie partia typu Labour Party.
Dwa dni póniej Dymitrow spotka³ siê z grup¹ polskich komuni-
stów wyjaniaj¹c im zadania i formu³ê nowej partii. W dzienniku zano-
99
towa³ wydane wtedy polecenia: za³o¿yæ partiê robotnicz¹ (z komuni-
stycznym programem). Formalnie nie mo¿e byæ powi¹zana z Komin-
ternem. Polscy komunici przyjêli nowe dyspozycje z konsternacj¹
chcieli dzia³aæ otwarcie, pod komunistycznym szyldem. Ale dyspozycje
Stalina nie mog³y byæ kwestionowane: zaczêto wiêc sporz¹dzaæ pierw-
sz¹ odezwê nowej partii. Dokument ten by³ kilkakrotnie przerabiany
pod nadzorem pracowników Kominternu, nim 16 wrzenia 1941 r. wy-
s³ano go Stalinowi do akceptacji. Tak powsta³a pierwsza deklaracja
programowa PPR.
W szkole NKWD
Jednak przygotowania do operacji PPR rozpoczêto ju¿ wczeniej.
Jeszcze w lipcu 1941 r. w³adze sowieckie przyst¹pi³y do kompletowa-
nia dzia³aczy przeznaczonych do przysz³ej pracy w Polsce. Wybranych
zgromadzono w szkole partyjnej w Puszkino pod Moskw¹, a kiedy
wojska niemieckie zbli¿y³y siê do Moskwy, przerzucono j¹ do Kuszna-
renkowa ko³o Ufy. Warto pamiêtaæ, ¿e pod zwrotami szko³a partyjna
lub szko³a specjalna kry³ siê po prostu orodek szkoleniowy NKWD.
Komunici æwiczyli tam strzelanie, skoki spadochronowe, uczyli siê to-
pografii, sporz¹dzania tajnopisów, itp. Wedle powojennych wspomnieñ
absolwentów szko³y specjalnej wolny czas po zajêciach mia³ im mijaæ
na za¿artych sporach o taktykê i strategiê nowej partii. Ale z dziennika
Dymitrowa wynika, ¿e powa¿nym problemem wspomnianego orodka
szkoleniowego by³o tak¿e czêste picie wódki i nierzadko urz¹dzane or-
gie seksualne.
Z przygotowañ polskiej grupy Dymitrowowi zdawa³ relacjê [p³k
Piotr] Gudimowicz. Oficer ten do wybuchu wojny niemiecko-sowiec-
kiej by³ rezydentem wywiadu NKWD w Warszawie. Potem, w drugiej
po³owie 1941 r., zosta³ cz³onkiem Oddzia³u Specjalnego NKWD pod-
leg³ego bezporednio £awrientijowi Berii. Struktura ta, kierowana
przez gen. Paw³a Sudop³atowa, zajmowa³a siê organizacj¹ dywersji
i wywiadu na niemieckim zapleczu. Wiele wskazuje na to, ¿e komuni-
ci z przysz³ego KC PZPR byli regularnymi ¿o³nierzami specjalnej
brygady sowieckich organów bezpieczeñstwa (OMBSON NKWD).
Fakt ten mo¿e byæ traktowany jako wiadectwo, jak¹ rolê pe³ni³o wów-
100
czas w planach Moskwy utworzenie PPR. W 1941 r. z parti¹ t¹ nie
wi¹zano powa¿niejszych planów politycznych traktowano j¹ g³ów-
nie jako jedn¹ z wielu akcji dywersyjnych, które mia³y poprawiæ sytu-
acjê militarn¹ ZSRS.
Niektórzy cz³onkowie przerzuconej do Polski tzw. grupy inicjatyw-
nej PPR w ogóle nie prowadzili dzia³alnoci partyjnej. Wed³ug W³ady-
s³awa Gomu³ki Ma³gorzata Fornalska (Jasia) pracowa³a wy³¹cznie
po linii wywiadu radzieckiego. Fornalska rozpracowywa³a polskie pod-
ziemie niepodleg³ociowe. Inny cz³onek tzw. grupy inicjatywnej PPR,
Czes³aw Skoniecki (Ksi¹dz) kierowa³ siatk¹ NKWD w Warszawie,
która co najwy¿ej wspó³pracowa³a z PPR. Podobn¹ rolê odgrywa³ Jan
Gruszczyñski, który zrzucony z tzw. drug¹ grup¹ inicjatywn¹ PPR
w 1942 r. w dzia³alnoæ partyjn¹ zaanga¿owa³ siê dopiero w 1944 r.
Przez ca³y okres okupacji struktury aparatu centralnego partii i NKWD
przenika³y siê tak g³êboko, ¿e trudno dzi okreliæ, czy pod szyldem
PPR dzia³a³o wielu pracowników wywiadu sowieckiego, czy te¿ czêæ
struktur wywiadu sowieckiego tworzy³a kierownictwo partii.
Strana maja radnaja
Wiêkszoæ cz³onków grupy inicjatywnej PPR by³a przed wojn¹ tak
zwanymi funkami, czyli zawodowymi funkcjonariuszami partii komu-
nistycznej. Wielu w momencie wybuchu II wojny wiatowej siedzia³o
w wiêzieniach, gdzie odbywali kary pozbawienia wolnoci za dzia³al-
noæ antypañstwow¹. W latach 1939-1941 przebywali na kresach
wschodnich, gdzie prowadzili dzia³alnoæ polityczn¹ i propagandow¹
na rzecz okupanta, a nawet wspó³pracowali z NKWD. Za swoj¹ ojczy-
znê uwa¿ali nie by³¹ pañsk¹ Polskê, tylko ZSRS. wiadcz¹ o tym do-
stêpne w archiwach fragmenty prywatnej korespondencji przysz³ych
przywódców PPR. Tak¿e z cytowanego ju¿ dziennika Dymitrowa wy-
nika, ¿e misjê lec¹cych do kraju komunistów uwa¿ano za realizacjê
w Polsce zadañ WKP (b), czyli partii sowieckiej.
Moskiewska centrala musia³a powstrzymywaæ kierownictwo PPR
przed ujawnieniem swego komunistycznego oblicza. W radiogramie
z 1 marca 1943 r. Dymitrow poucza³: W swojej ostatniej depeszy do
towarzysza Stalina piszecie o ustanowieniu w³adzy robotniczo-ch³op-
skiej w Polsce. Na tym etapie jest to politycznie nieprawid³owe.
101
W waszej kampanii politycznej unikajcie takiego sformu³owania. Naj-
wa¿niejszymi has³ami waszej walki powinny byæ: 1) wypêdzenie z Pol-
ski okupantów, 2) wywalczenie swobody narodowej, 3) ustanowienie
w³adzy autentycznie ludowej i demokratycznej, a nie w³adzy robotni-
czo-ch³opskiej. Miejcie to na uwadze.
25 wrzenia 1941 r. grupa polskich komunistów po¿egna³a siê z Dy-
mitrowem i na drugi dzieñ wylecia³a do Polski. Jak dwa miesi¹ce póniej
zapisa³ Nowotko: Po puszczeniu motorów w ruch zaczêlimy na po¿e-
gnanie naszej sowieckiej ojczyzny piewaæ pieñ Sziroka strana maja
radnaja. Sowieccy emisariusze przystêpowali do dzia³ania.
Dwa oblicza partii
Jednak pierwszy lot do Polski zakoñczy³ siê fiaskiem: tu¿ po starcie
samolot spad³ na ziemiê. Jeden z cz³onków grupy zgin¹³, a trzech zosta-
³o rannych. Dopiero druga próba przerzucenia do Polski (koniec grud-
nia 1941 r.) by³a udana.
Tworzenie partii przychodzi³o jednak bardzo opornie. Wielu dzia³a-
czy komunistycznych z niedowierzaniem przyjmowa³o now¹ liniê poli-
tyczn¹. W³adys³aw Gomu³ka zapisa³ po latach o swojej rozmowie
z Paw³em Finderem: Z mieszanymi uczuciami s³ucha³em Findera, jego
informacji i zarazem instrukcyjnych wskazówek nawietlaj¹cych rolê,
zadania i oblicze PPR. Wynika³o z nich, ¿e kierownictwo Kominternu
realizuj¹ce zawsze dyrektywy WKP (b) nowo powsta³ej partii nada³o
niejako dwa oblicza, jawne i tajne. Na jawne oblicze partii sk³ada³a siê
ca³a jej nieskrywana przed nikim dzia³alnoæ podziemna, tajne za, czyli
skrywane przed narodem, mia³y pozostaæ powi¹zania kierownictwa par-
tii z Moskw¹, z Kominternem, uznawanie ich zwierzchnictwa nad parti¹
mimo formalnego wyrzeczenia siê przez ni¹ przynale¿noci do Miêdzy-
narodówki Komunistycznej. O tym drugim, tajnym aspekcie oblicza par-
tii wiedzia³ jedynie w stopniu bardzo zró¿nicowanym jej kierowniczy aktyw.
Najg³êbiej zna³a te sprawy trójka kierownicza partii wchodz¹ca w sk³ad
pierwszej grupy [Nowotko, Finder, Mo³ojec przyp. P.G.], jak te¿ prze-
rzuceni póniej do kraju cz³onkowie II Grupy Inicjatywnej.
Jak pisa³ Gomu³ka w swych pamiêtnikach, aktyw krajowy PPR by³
w tym przedmiocie na ogó³ powierzchownie zorientowany, z wyj¹tkiem
tych dzia³aczy, którzy wspó³pracowali z wywiadem sowieckim.
102
Podobnych rozmów jak z Gomu³k¹ nie mo¿na by³o przeprowadziæ
ze wszystkimi przedwojennymi komunistami. A w tych nieznaj¹cych
istoty nowej formu³y dzia³ania PPR oficjalne has³a nowej partii bu-
dzi³y konsternacjê. I trudno siê dziwiæ: po wielu latach dzia³alnoci
w KPP, gdzie patriotyzm traktowano jako przejaw nacjonalizmu i szo-
winizmu, has³a PPR stanowi³y spore zaskoczenie. Byli i tacy, którzy
traktowali now¹ organizacjê komunistyczn¹ jako prowokacjê rz¹du lon-
dyñskiego.
Donosy do gestapo
Komunistom nie uda³o siê rozwin¹æ powa¿niejszego ruchu party-
zanckiego ani spowodowaæ oczekiwanego w Moskwie powstania. Sta³o
siê tak g³ównie dlatego, ¿e w kraju dzia³a³o ju¿ polskie podziemie,
które przyci¹gnê³o najbardziej aktywnych ludzi. Prasa konspiracyjna
ostrzega³a przed konsekwencjami przedwczesnego wyst¹pienia zbroj-
nego, przed komunizmem i sowieck¹ ekspozytur¹, za jak¹ uwa¿ano
PPR.
Po kilku miesi¹cach Moskwa zorientowa³a siê, ¿e operacja PPR
nie powiod³a siê. Mimo usilnych prób z Warszawy, centrala nie chcia³a
pomagaæ partii zrzutami pieniêdzy i broni. Zadania PPR zredukowa-
no g³ównie do wywiadu przeciwko polskiemu podziemiu
i Niemcom oraz propagandy na rzecz ZSRS. Komunici niszczyli te¿
polsk¹ konspiracjê donosz¹c na gestapo. W pocz¹tkach 1943 r. do-
sz³o nawet do pomy³ki kierownictwo PPR zadenuncjowa³o w³a-
sn¹ drukarniê w Warszawie przy ul. Grzybowskiej myl¹c, ¿e to lokal
AK.
Z opublikowanych dokumentów sowieckich wiemy, ¿e donosy do
Niemców by³y normaln¹ procedur¹ stosowan¹ przez Sowietów wobec
polskiego podziemia. Podczas narady Centralnego Sztabu Partyzanc-
kiego w czerwcu 1943 r. jego szef, Pantielejmon Ponomarienko, zaleci³
wykrywanie i likwidowanie polskiej konspiracji na kresach wschodnich:
Wszystkimi sposobami wystawiaæ ich pod uderzenie niemieckiemu oku-
pantowi. Niemcy bez skrupu³ów rozstrzelaj¹ ich, jeli dowiedz¹ siê, ¿e
s¹ to organizatorzy polskich zgrupowañ partyzanckich lub innych or-
ganizacji. W tych sprawach niezbêdna jest dobra organizacja. (...)
Wychodziæ nale¿y z tymi sprawami na szerok¹ skalê.
103
Dintojra
W koñcu pierwszego roku dzia³alnoci PPR ogarnê³y wewnêtrzne
konflikty. 29 listopada 1942 r. w niewyjanionych okolicznociach za-
strzelony zosta³ sekretarz partii Marceli Nowotko Stary. Jego funk-
cjê przej¹³ Boles³aw Mo³ojec (D³ugi). Z punktu widzenia zasad, jakie
przyjêto jeszcze w Moskwie, by³a to uzurpacja, bowiem na ewentualne-
go nastêpcê Nowotki wyznaczono Paw³a Findera.
Mo³ojec rozpocz¹³ swe rz¹dy od próby usuniêcia z kierownictwa
partii lub zlikwidowania swoich przeciwników: Ma³gorzaty Fornal-
skiej oraz Franciszka Jówiaka. Ci jednak nie czekali z za³o¿onymi
rêkami wspólnie z Finderem i Gomu³k¹ postanowili zastrzeliæ Mo³oj-
ca. Likwidacja D³ugiego mia³a odbyæ siê w po³owie grudnia 1942 r.
na posiedzeniu Komitetu Centralnego PPR zwo³anym w jednej z pod-
warszawskich miejscowoci. Do zabójstwa jednak wówczas nie do-
sz³o, poniewa¿ Mo³ojec przyszed³ na spotkanie razem ze swym po-
plecznikiem Aleksandrem Kowalskim (Olkiem). Prawdopodobnie
obaj byli uzbrojeni. Próba likwidacji D³ugiego mog³a wiêc zakoñ-
czyæ siê strzelanin¹ o trudnych do przewidzenia konsekwencjach. Znie-
cierpliwiona przed³u¿aniem siê sprawy Fornalska postanowi³a dzia-
³aæ sama. Dwóch podleg³ych jej ludzi z aparatu ³¹cznoci PPR zabi³o
Mo³ojca 29 lub 31 grudnia 1943 r. Potem zaczêto likwidowaæ jego
wspó³pracowników.
Oficjalnie choæ nie wiadomo, czy zgodnie z prawd¹ D³ugie-
mu przypisano zabójstwo Nowotki. Jak wynika z partyjnych doku-
mentów, pobudk¹ do [tej] zbrodni by³a wygórowana ambicja i chêæ
odegrania w Polsce roli w rzeczywicie historycznym momencie bli-
skiego zwyciêstwa komunizmu. Moskwa przyjê³a tê wersjê do wia-
domoci i czasowo powierzy³a losy partii spiskowcom. Jednak
w centrali obawiano siê, ¿e jak 9 stycznia 1943 r. zapisa³ w dzien-
niku Dymitrow kierownictwo PPR powybija siê nawzajem. Ponie-
wa¿ Finder nie mia³ osobowoci partyjnego lidera, a PPR-owi by³
potrzebny sprawny przywódca polityczny, zdecydowano wyznaczyæ
nowego sekretarza KC. Intryga polega³a na tym, ¿eby do tej sowiec-
kiej akcji dywersyjnej wci¹gn¹æ patriotycznymi has³ami zwyk³ych
ludzi.
104
Na tropie nacjonalizmu
12 stycznia 1943 r., tu¿ po otrzymaniu depeszy o zastrzeleniu Mo-
³ojca, Georgij Dymitrow zanotowa³ w dzienniku: Napisa³em do Szczer-
bakowa [szefa Zarz¹du Politycznego Armii Czerwonej] w sprawie zwol-
nienia z armii polskiego aktywisty Kolskiego (zastêpca oficera poli-
tycznego). Chcemy go wstawiæ w Polsce na miejsce zamordowanego
Nowotki. Kim by³ cz³owiek, którego Moskwa namaci³a na nowego se-
kretarza PPR?
Witold Kolski (urodzony 15 padziernika 1902 r. w Zgierzu
jako Boruch Cukier) od najm³odszych lat zwi¹za³ siê z ruchem
komunistycznym. Dzia³a³ najpierw w Komunistycznym Zwi¹zku
M³odzie¿y Polski, potem w KPP. Po skoñczeniu Wydzia³u Prawa
Uniwersytetu Warszawskiego, jako dwudziestokilkulatek by³ ju¿
zawodowym funkcjonariuszem kompartii. Wielokrotnie areszto-
wany w pierwszej po³owie lat 30.spêdzi³ dwa lata w wiêzieniu,
by³ te¿ na szkoleniu w ZSRS. Potem, do wybuchu wojny, przeby-
wa³ w Berezie Kartuskiej i w wiêzieniu. W dzia³alnoci wewn¹trz-
partyjnej da³ siê poznaæ jako tropiciel polskiego nacjonalizmu
i szowinizmu.
Po kampanii wrzeniowej znalaz³ siê na kresach, gdzie natych-
miast zaanga¿owa³ siê w sowietyzacjê terenów okupowanych przez
ZSRS i zosta³ zastêpc¹ redaktora naczelnego lwowskiego Czer-
wonego Sztandaru sowieckiej gadzinówki wydawanej w jêzy-
ku polskim. Teksty, które publikowa³, pe³ne by³y wrogoci do przed-
wojennej Polski. W artykule z 11 lutego 1940 r. mo¿na by³o prze-
czytaæ: Pañstwo bêd¹ce okrutnym domem niewoli milionów roz-
pad³o siê za pierwszym podmuchem wichru dziejowego. Jego kie-
rownicy zdrajcy w³asnego narodu (...) znaleli siê tam, gdzie
by³o ich miejsce na mietnisku historii. W tekcie Zgnieæ ga-
dzinê nacjonalistyczn¹ ze stycznia 1940 r. Kolski wychwala³ aresz-
towanie przez NKWD we Lwowie polskich lewicowych intelektu-
alistów, m.in. W³adys³awa Broniewskiego i Aleksandra Wata, do
szpiku koci prze¿artych nacjonalizmem. Przez przebywaj¹cych
we Lwowie Polaków zosta³ zapamiêtany jako jeden z najbardziej
agresywnych propagandystów ZSRS.
105
Ucieczka
Kiedy wojska niemieckie uderzy³y na ZSRS, sowieccy aktywici
zaczêli masowo uciekaæ w g³¹b Rosji, nierzadko porzucaj¹c w³asne ro-
dziny. Kolski pozostawi³ na pastwê losu ¿onê i dziecko. Pisarz Julian
Stryjkowski wspomina³ o spotkaniu z ¿on¹ Kolskiego w czasie ucieczki
ze Lwowa: Chcia³em siê jej przys³u¿yæ. Ofiarowa³em pomoc. Bêdê nosi³
jej dziecko. Zapyta³a, czy nie widzia³em Witka. Czeka³a w domu,
a potem wysz³a, ¿eby go szukaæ. Co musia³o siê z nim staæ. To niemo¿-
liwe, ¿eby po ni¹ nie przyszed³. Wraca, mo¿e on na ni¹ czeka. W¹tpi-
³em i nic nie powiedzia³em. ¯eby ideologiczny autorytet Czerwonego
Sztandaru, niez³omny komunista i prawy cz³owiek opuci³ ¿onê w ta-
kiej sytuacji.
Rodzina Kolskiego zginê³a w czasie holocaustu, ale on sam ocala³
i trafi³ do Armii Czerwonej. By³ oficerem politycznym, walczy³ pod
Stalingradem. Zwolniony po interwencji Kominternu, trafi³ na szkole-
nie specjalne. Georgij Dymitrow zapisa³ w dzienniku pod dat¹ 10 lute-
go 1943 r.: Polski towarzysz Cukier-Kolski zosta³ zwolniony i przeka-
zany nam do dyspozycji. Rozmawia³em z nim. Robi dobre wra¿enie.
Przygotowa³em go do wys³ania do Polski. Kolski zosta³ przerzucony
do kraju w maju 1943 r., ale wpad³ w niemieck¹ ob³awê i zgin¹³ tu¿ po
l¹dowaniu. Nie zdo³a³ wiêc obj¹æ obowi¹zków sekretarza PPR.
Okolicznoci jego mierci wyjania prawdopodobnie raport AK za
okres od 20 kwietnia do 20 maja. Wed³ug niego w nocy z 27/28 marca
(tutaj jest najwidoczniej pomy³ka w dacie, poniewa¿ Kolski wylecia³
z Moskwy po 5 maja 1943 r., w tym dniu otrzyma³ ostatecznie instruk-
cje od Dymitrowa przyp. BM) ko³o wsi Branka (w gminie K³oczew,
powiat Pu³awy) wyl¹dowa³a grupa spadochroniarzy. Jeden z nich z po-
wa¿nym z³amaniem nogi wisia³ przez kilka godzin na drzewie. Mimo
wezwañ o pomoc do okolicznych ch³opów i zaoferowania wynagrodze-
nia w dolarach amerykañskich ch³op z pobliskiego gospodarstwa nie
odwa¿y³ siê mu pomóc. Obawia³ siê, ¿e zostanie za to zadenuncjowany
przez którego z innych gospodarzy. Nad ranem skoczek pali³ jakie
dokumenty, po czym zastrzeli³ siê z posiadanego pistoletu. Nied³ugo
potem zosta³ zdjêty przez wezwan¹ ¿andarmeriê niemieck¹. Wedle za-
chowanego raportu kontrwywiadu AK z maja 1943 r. znaleziono przy
nim du¿¹ iloæ gotówki w walucie polskiej i dolarach, stacjê nadaw-
106
czo-odbiorcz¹ oraz dowód na nazwisko [?] olski [najprawdopodobniej
Kolski, chocia¿ litera K nie jest dobrze czytelna przyp. BM] ur. w
£odzi, pistolet i granaty.
Skrywana prawda
Sprawa nominacji Kolskiego na nowego sekretarza Polskiej Partii
Robotniczej by³a w czasach PRL pomijana ca³kowitym milczeniem.
Dlaczego? Sam Baruch Cukier vel Julian Kolski by³ wspominany
w PRL raczej rzadko. Nawet komunici pamiêtali jak obrzydliw¹ po-
stawê zachowa³ on tak¿e wobec swoich wspó³towarzyszy we Lwowie.
W 1955 r. wydano czêæ jego pism politycznych (W s³u¿bie ludu pod
sztandarem KPP). Starannie wybranych i ocenzurowanych zgodnie
z ówczesnym duchem czasów. Ale o planach mianowania Kolskiego
sekretarzem PPR by³o cicho. Co najmniej kilku dzia³aczy PPR-PZPR,
pracuj¹cych w czasie wojny w aparacie Kominternu, wiedzia³o o jego
misji. Wiedzieli o tym zapewne tak¿e niektórzy partyjni historycy, ma-
j¹cy dostêp do moskiewskich archiwów. Dlaczego nadal milcz¹?
Wydaje siê, ¿e historia Witolda Kolskiego by³a dla w³adców PRL
a tak¿e dla funkcjonuj¹cych niekiedy do dzi partyjnych historyków
wyj¹tkowo niewygodna. Okolicznoci nominacji Kolskiego na szefa
Polskiej Partii Robotniczej pokazuj¹ bowiem stopieñ jej podporz¹d-
kowania moskiewskiej centrali. To czynniki polityczne ZSRS decydo-
wa³y o obsadzie stanowisk kierowniczych partii. Tak¿e wczeniejsza
dzia³alnoæ Kolskiego powiêcona walce z polskim szowinizmem
w KPP i WKP (b) obna¿a propagandowy charakter oficjalnego, pa-
triotycznego oblicza PPR.
W wietle opisanych faktów i zacytowanych dokumentów dzia³al-
noæ tej partii trzeba widzieæ przede wszystkim jako operacjê dywer-
syjn¹ ZSRS. Dopiero w 1944 r., po wkroczeniu wojsk sowieckich do
Polski, PPR zaczê³a przeistaczaæ siê w partiê polityczn¹, która po
zmianie nazwy na PZPR rz¹dzi³a Polsk¹ przez nastêpne czterdzie-
stolecie.
Bogdan Musia³, Piotr Gontarczyk, skrócon¹ wersjê tekstu
opublikowano w Rzeczpospolitej, z 15 czerwca 2002 r.
107
A
utorem nazwy Polska Partia Robotnicza by³ Józef Stalin. A na
jego polecenie komunici mieli chwilowo unikaæ radykalnych, komuni-
stycznych hase³ i udawaæ, ¿e walcz¹ o niepodleg³oæ Polski.
22 czerwca 1941 r. wojska niemieckie uderzy³y na swojego dotych-
czasowego, sowieckiego sojusznika. Taktyka Józefa Stalina zmierza-
j¹ca do pogr¹¿enia Europy w wojennym chaosie, a nastêpnie zajêcia jej
przez Armiê Czerwon¹ lub doprowadzenia do rewolucji niespodzie-
wanie obróci³a siê przeciw ojczynie wiatowego proletariatu. Polityka
Kremla musia³a wiêc ulec gwa³townej reorientacji. Stalin szybko za-
war³ sojusz z Wielk¹ Brytani¹ i nawi¹za³ stosunki z konsekwentnie nie-
uznawanymi do tej pory w³adzami polskimi. Nowa linia polityczna ZSRS
nieuchronnie oznacza³a ca³kowit¹ zmianê regu³ dzia³alnoci podporz¹d-
kowanej Moskwie Miêdzynarodówki Komunistycznej. Skoñczy³a siê
walka o przekrelenie wojennych planów angielskiego i francuskiego
imperializmu oraz unicestwienie wrogów narodu niemieckiego, o której
mówi³y wczeniejsze dokumenty Kominternu, a zaczê³o siê zwalczanie
barbarzyñskiego faszyzmu.
Nadto Stalin, nie chc¹c dra¿niæ i straszyæ kapitalistycznego wia-
ta widmem dyktatury proletariatu, nakaza³ schowanie Sztabu miê-
dzynarodowej rewolucji przed opini¹ publiczn¹ i dostosowa³ jego liniê
propagandow¹ do swoich aktualnych potrzeb. Notuj¹cy nowe dyspozy-
cje Stalina Dymitrow pisa³: Komintern nie mo¿e wystêpowaæ publicz-
nie i partie na miejscu powinny rozwin¹æ ruch do obrony Zwi¹zku So-
wieckiego. Problem rewolucji socjalistycznej nie mo¿e byæ poruszany.
(...) Idzie o rozbicie faszyzmu, który zniewoli³ wiele narodów i d¹¿y do
zniewolenia innych.
Fiasko operacji PPR
108
Po co Stalinowi by³a PPR
Oczywicie organizowanie walki narodowowyzwoleñczej nie
mia³o na celu realizacji niepodleg³ociowych aspiracji narodów pod-
bitych przez Niemcy. Chodzi³o o to, by za pomoc¹ patriotycznych
hase³ zmobilizowaæ narody podbitej Europy do zbrojnej walki, która
godzi³aby w niemieck¹ machinê wojenn¹, a w szczególnoci w jej
wysi³ek na froncie wschodnim. Takie zadanie postawiono te¿ polskim
komunistom, którzy w okupowanym kraju mieli utworzyæ now¹ par-
tiê: PPR. Autorem nazwy Polska Partia Robotnicza by³ Józef Sta-
lin, który 27 sierpnia 1941 r. w rozmowie z Dymitrowem naszkicowa³
zasady dzia³ania polskich komunistów. Szef Kominternu zanotowa³
w dzienniku wskazówki Stalina: Bêdzie lepiej za³o¿yæ Polsk¹ Partiê
Robotnicz¹ z komunistycznym programem. Partia komunistyczna
odstrasza nie tylko obcych, lecz tak¿e niektórych z tych, którzy z nami
sympatyzuj¹. Na aktualnym etapie streci³ dalej s³owa Stalina
walka o wyzwolenie narodowe.
Tak wiêc na polecenie Stalina komunici mieli chwilowo unikaæ
radykalnych, komunistycznych hase³ i udawaæ, ¿e walcz¹ o niepodle-
g³oæ Polski. Pomys³ nie by³ nowy. Zastosowania podobnej mistyfikacji
ju¿ w 1940 r. chcia³ przebywaj¹cy wtedy w Pary¿u Boles³aw Mo³ojec
Edward. W tajnym sprawozdaniu dla Kominternu proponowa³, by
utworzyæ now¹ partiê na ziemiach zajêtych przez Niemców. Jej g³ów-
nym zadaniem mia³a byæ i jest to wyra¿one wprost sowietyzacja
[reszty] Polski. Ale Edward obawia³ siê, ¿e has³o walki o Polsk¹ Re-
publikê Sowieck¹ nie uzyska poparcia spo³ecznego. Komunici mieli
wiêc najpierw wysun¹æ has³o walki o niepodleg³oæ i wykorzystaæ pa-
triotyczne nastroje Polaków, a dopiero potem mia³o okazaæ siê, ¿e tu
chodzi o co zupe³nie innego. Mo³ojec konstatowa³: Nowa Polska mo¿e
byæ tylko robotniczo-ch³opsk¹ Polsk¹. [ale...] powinnimy mieæ po-
czucie realizmu w wysuwaniu naszych hase³. Niew¹tpliwie mo¿e przyjæ
taki czas, ¿e bêdziemy mogli powiedzieæ jasno: Polska Republika So-
wiecka; a mo¿e byæ tak, ¿e celem bêdzie republika sowiecka, a my bê-
dziemy nazywaæ j¹ jeszcze bardziej ogólnie. Najwa¿niejsze jest to,
w jakim kierunku pracujemy i mobilizujemy do osi¹gniêcia celu wszyst-
kie si³y i rodki.
109
W³adza robotniczo-ch³opska
na tym etapie has³o nieprawid³owe
Jednak w drugiej po³owie 1941 r. przyszli przywódcy PPR przyjêli
taki pomys³ z niedowierzaniem. Chcieli walczyæ otwarcie, pod czerwo-
nym, a nie polskim sztandarem. Ale o kwestionowaniu poleceñ Stalina
nie mog³o byæ mowy musieli wiêc udawaæ, ¿e walcz¹ o niepodleg³oæ
Polski. Co ciekawe, nawet w czasie dzia³alnoci w konspiracyjnej PPR
komunici czasem zapominali o patriotycznym szyldzie i odkrywali swo-
je prawdziwe oblicze. W takich wypadkach byli jednak przywo³ywani do
porz¹dku przez prze³o¿onych. W jednej z depesz Dymitrow pisa³ do War-
szawy: W swojej ostatniej depeszy do towarzysza Stalina piszecie o usta-
nowieniu w³adzy robotniczo-ch³opskiej w Polsce. Na tym etapie jest to
politycznie nieprawid³owe. W waszej kampanii politycznej unikajcie ta-
kiego sformalizowania. Najwa¿niejszymi has³ami waszej walki powinny
byæ: 1) wypêdzenie z Polski okupantów, 2) wywalczenie swobody naro-
dowej, 3) ustanowienie w³adzy autentycznie ludowej i demokratycznej, a
nie w³adzy robotniczo-ch³opskiej. Miejcie to na uwadze.
W celu realizacji operacji PPR w specjalnym orodku szkolenio-
wym pod Moskw¹ zgromadzono grupê kilkunastu polskich komunistów.
Po wojnie orodek ów nazwano szko³¹ polityczn¹ Kominternu. Raczej
nietrafnie. Za szkolenie Marcelego Nowotki i jego towarzyszy odpo-
wiada³ p³k Piotr Gudimowicz z NKWD. W latach 1940-1941 by³ rezy-
dentem wywiadu NKWD w Warszawie, a potem wszed³ w sk³ad tzw.
grupy specjalnej dowodzonej przez gen. Paw³a Sudop³atowa, podleg³ej
bezporednio szefowi NKWD £awrientijowi Berii. Wydane kilka lat
temu w Moskwie pamiêtniki gen. Sudop³atowa opisuj¹ podleg³ych mu
¿o³nierzy: Pierwszego dnia wojny polecono mi obj¹æ kierownictwo nad
ca³¹ robot¹ dywersyjno-wywiadowcz¹ na ty³ach armii niemieckiej, or-
ganizowan¹ po linii radzieckich organów bezpieczeñstwa (..) Od razu
stworzylimy wojskow¹ jednostkê Grupy Specjalnej: Samodzieln¹ Bry-
gadê Strzelców Zmotoryzowanych Specjalnego Przeznaczenia (OMS-
BON NKWD SSSR) (...). Pod swoim dowództwem mielimy 25 tys. ¿o³-
nierzy i oficerów, w tym 2 tys. obcokrajowców Niemców, Austriaków,
Hiszpanów, Amerykanów, Japoñczyków, Wietnamczyków, Polaków,
Czechów, Bu³garów i Rumunów.
110
W interesie sowieckiej ojczyzny
26 wrzenia 1941 r. z sowieckiego lotniska wystartowa³ sowiecki
samolot z grup¹ spadochroniarzy, których zamierzano przerzuciæ na
robotê partyjn¹ do Polski. Ka¿dy z nich zosta³ zaopatrzony w adresy
kontaktowe w kraju, pistolet, pieni¹dze oraz zaszyty w ubraniu mikro-
film opracowanej w Kominternie pierwszej odezwy PPR. Póniejszy
sekretarz partii, Marceli Nowotko, wspomina³ o tej chwili: Po puszcze-
niu motorów w ruch, zaczêlimy na po¿egnanie naszej sowieckiej oj-
czyzny piewaæ pieñ Sziroka strana maja radnaja.
Jednak Nowotce i jego towarzyszom nie uda³o siê opuciæ ojczyzny,
bowiem samolot spad³ na ziemiê niemal natychmiast po starcie. Dopie-
ro druga próba przerzutu (grudzieñ 1941 r.) zakoñczy³a siê sukcesem.
Od pocz¹tku 1942 r. sowieccy emisariusze rozpoczêli w Warszawie
budowê nowej partii. Mia³a ona jedno zadanie: rozwin¹æ szerok¹ dzia-
³alnoæ dywersyjn¹ i partyzanck¹, która mog³aby przerwaæ niemieckie
linie zaopatrzeniowe. Komunici mieli w miarê mo¿liwoci wci¹-
gn¹æ do tej akcji tak¿e polskie podziemie niepodleg³ociowe.
Ze wzglêdu na zdecydowanie antysowieckie i antykomunistyczne
nastroje spo³eczeñstwa polskiego, PPR nie mog³a oficjalnie przedsta-
wiaæ siê jako partia komunistyczna i organizacja dzia³aj¹ca na rzecz
ZSRS. Jej przywódcy, zgodnie z dyspozycjami Stalina, ukryli wiêc swe
prawdziwe oblicze. Nie wszystkim siê to podoba³o. W³adys³aw Gomu³-
ka wspomina³ o tym w pamiêtnikach: Z mieszanymi uczuciami s³ucha-
³em [w 1942 r. cz³onka kierownictwa PPR Pinkusa] Findera, jego in-
formacji i zarazem instrukcyjnych wskazówek nawietlaj¹cych rolê,
zadania i oblicze PPR. Wynika³o z nich, ¿e kierownictwo Kominternu
realizuj¹ce zawsze dyrektywy WKP (b) nowo powo³anej partii nada-
³o niejako dwa oblicza, jawne i tajne. Na jawne oblicze partii sk³ada³a
siê ca³a jej nieskrywana przed nikim dzia³alnoæ podziemna, tajne za,
czyli skrywane przed narodem, mia³y pozostaæ powi¹zania kierownic-
twa partii z Moskw¹, z Kominternem, uznawanie ich zwierzchnictwa
nad parti¹ mimo formalnego wyrzeczenia siê przez ni¹ przynale¿noci
do Miêdzynarodówki Komunistycznej.
Nowa formu³a partii wywo³a³a spore zamieszanie w rodowisku
komunistycznym. Starzy, wytrawni dzia³acze, na których tak liczy³a
111
grupa Nowotki, czêsto w ogóle nie chcieli dzia³aæ w organizacji pozba-
wionej przydomku komunistyczna. Pracownica tzw. aparatu central-
nego PPR Jadwiga Mijal wspomina³a: Wkrótce ukaza³a siê platforma
programowa [PPR]. Starzy komunici, fanatyczni i nieustêpliwi, przy-
jêli j¹ z nieufnoci¹. Rzodkiewka mówili z wierzchu czerwona,
a w rodku bia³a.
Inni wyszydzali patriotyczne has³a PPR twierdz¹c, ¿e to musi
byæ londyñska prowokacja. Opory wielu dzia³aczy zosta³y prze³ama-
ne przede wszystkim na skutek indywidualnych rozmów przeprowa-
dzanych przez obdarzonych du¿ym autorytetem w rodowisku No-
wotkê i Findera. Ci t³umaczyli, ¿e takie jest polecenie Kominternu i w
opracowanej tam pierwszej deklaracji PPR nie mo¿na zmieniæ nawet
przecinka.
Nieudany kamufla¿
Geneza Polskiej Partii Robotniczej oraz okolicznoci rozpoczêcia
przez ni¹ dzia³alnoci nie stanowi³y tajemnicy dla polskiego podziemia.
Wyspecjalizowana jednostka kontrwywiadu AK zajmuj¹ca siê ruchem
komunistycznym (Korweta) pisa³a w okresowym raporcie za grudzieñ
1941 r. - styczeñ 1942 r.: Nazwa PPR zosta³a ustalona po d³ugich de-
batach w ³onie Kominternu na wyrane zlecenie Stalina, który ze wzglê-
dów taktycznych zaleci³ unikanie okrelenia Komunistyczna (...)
5.1.1942 powo³ano w Warszawie Polsk¹ Partiê Robotnicz¹ (...)
Z przywiezionej kliszy odbito w Warszawie manifest Partii, rozpoczy-
naj¹cy siê od s³ów: W wyniku haniebnej i zdradzieckiej polityki Rz¹-
du mig³ego, Becka naród nasz popad³ w straszn¹ niewolê (...) Ze
wzglêdów taktycznych zaniechano chwilowo deklarowania ca³ej robo-
ty jako roboty K[omunistycznej] i w cis³ej tajemnicy postanowiono
zachowaæ fakt przynale¿noci do Kominternu.
Wkrótce potem (luty 1942 r.) pierwsz¹ wiadomoæ o PPR opubli-
kowano na ³amach narodowo-radykalnego Szañca: Z wiarygodne-
go ród³a otrzymalimy nastêpuj¹ce informacje: W wyniku obrad de-
legatów Kominternu z przedstawicielami tutejszych organizacji ko-
munistycznych, a przede wszystkim z ich central¹ t.[ak] zwanym Zwi¹z-
kiem Walki o Wyzwolenie ukonstytuowana zosta³a w dn. 5 stycznia
112
1942 r. Polska Partia Robotnicza (PPR) w charakterze wy³¹cznej
ekspozytury Kominternu w Polsce. Nazwa PPR zosta³a ustalona na
wyrane polecenie Stalina, który ze wzglêdów taktycznych zaleci³
unikania terminu komunistyczna. Jednoczenie uleg³y rozwi¹za-
niu istniej¹ce dotychczas organizacje komunistyczne, kryptokomuni-
styczne lub komunizuj¹ce.
Powy¿sze informacje, w dodatku opublikowane przez tak nieprze-
jednanych wrogów ZSRS i Kominternu, musia³y byæ powa¿nym cio-
sem wymierzonym w plany komunistycznych przywódców. Podanie tak
dok³adnych danych o genezie nowej partii, i to zanim organizacja ta
rozpoczê³a powa¿niejsz¹ dzia³alnoæ propagandow¹, stawia³o pod du-
¿ym znakiem zapytania mo¿liwoæ skutecznego przeprowadzenia ope-
racji PPR.
Kiedy ukaza³y siê pierwsze ulotki i gazetki nowej partii, zosta³a ona
ostro zaatakowana przez polskie podziemie niepodleg³ociowe. Nikt nie
mia³ w¹tpliwoci, czym w istocie jest i jak¹ rolê pe³ni PPR. Powszech-
nie ostrzegano, ¿e za szumnymi, patriotycznymi has³ami stoi sowiecka
agentura. W Biuletynie Informacyjnym AK pisano o genezie PPR:
Poniewa¿ zdawano sobie sprawê z niepopularnoci komunizmu w Pol-
sce nie nadano tej partii nazwy komunistyczna. Jako jej zadanie
postawiono zjednoczenie klasy robotniczej oraz utworzenie frontu na-
rodowego (tak jest, narodowego!) dla walki o woln¹ i niepodleg³¹ Pol-
skê! (...) Polsk¹ Partiê Robotnicz¹ i jej organy prasowe uwa¿amy za
obc¹ agenturê.
Impreza polityczna
Propaganda PRL utrzymywa³a, ¿e geneza podobnych ataków tkwi-
³a w tradycyjnej niechêci prawicy do lewicy. Ale to nieprawda. PPR
tak po lewej, jak i po prawej stronie polskiej sceny politycznej nikt
w ogóle nie uwa¿a³ za ¿adn¹ lewicê. Ca³e podziemie polskie w tym
tak¿e ludowcy, syndykalici i socjalici traktowa³o PPR jako cia³o
obce nie maj¹ce ¿adnych zwi¹zków ze spo³eczeñstwem polskim. Bar-
dzo ciekawe, z punktu widzenia interpretacji istoty PPR, jest stanowi-
sko zajête wobec tej partii przez radykalnie lewicowe rodowisko Pol-
skich Socjalistów. Choæ organizacja ta identyfikowa³a oficjalny pro-
113
gram PPR zdecydowanie na prawo od w³asnego (!), to jednak jej przed-
stawiciele nie mieli w¹tpliwoci, ¿e PPR jest mistyfikacj¹: Gdyby mia³o
siê s¹dziæ wed³ug g³oszonych hase³, PPR nale¿a³oby zaliczyæ do poli-
tycznych grup centrowych. Ale PPR nie jest ani centrum, ani grup¹
polityczn¹ w normalnym znaczeniu. PPR jest polityczn¹ imprez¹.
O powo³aniu do ¿ycia PPR-u zadecydowa³y kierownicze czynniki so-
wieckie. Prawdopodobnie chodzi³o czynnikom sowieckim przede wszyst-
kim o efekt bezporedni: zorganizowanie w Polsce powstania w mo-
mencie rozpoczêcia przez Niemców wiosennej ofensywy na wschodzie.
Naszym zdaniem plan tej jest skazany na kompletne fiasko. Przede
wszystkim dla polskich orodków politycznego kierownictwa istnieje
inny ni¿ dla kierownictwa Sowietów rachunek polskiej krwi. Gdyby
powstanie mia³o wybuchn¹æ ju¿ teraz, zosta³oby w obecnym stanie rze-
czy krwawo zd³awione przez okupanta, przy czym straty, jakie by po-
nios³o spo³eczeñstwo polskie, by³yby niewspó³miernie wiêksze od strat,
jakie by wskutek powstania poniós³ okupant.
Kilka pierwszych miesiêcy organizowania Polskiej Partii Robotni-
czej nie przynios³o jej przywódcom ¿adnych powa¿nych sukcesów.
Komunistyczna konspiracja by³a s³aba i nie uzyska³a ¿adnego poparcia
spo³ecznego. Organizacja zbrojna PPR-Gwardia Ludowa przedsta-
wia³a siê wrêcz ¿a³onie, a o jakichkolwiek próbach wci¹gniêcia do
wspó³pracy polskich organizacji konspiracyjnych nie mog³o byæ nawet
mowy. W depeszy z 29 lipca 1942 r. Nowotko informowa³ centralê:
Nazywaj¹ nas rosyjsk¹ agentur¹ Stalina (...) Wszystkie te partie i or-
ganizacje, za wyj¹tkiem barykadowców, wysuwaj¹ has³o czekaæ
sygna³u z Londynu, a na razie sabota¿, dywersja i dzia³ania party-
zanckie s¹ przedwczesne (...) Polscy Socjalici, WRN, ludowcy, sikorsz-
czaki i czêæ endeków s¹ zjednoczeni w przedstawicielstwo rz¹du lon-
dyñskiego. W kraju nie ma frontu narodowego.
Klêska organizacyjna operacji PPR spowodowa³a, ¿e Sowieci prze-
stali przywi¹zywaæ do niej wiêksz¹ uwagê. Nie przysy³ali Warszawie
ani broni, ani pieniêdzy, o które niemal w ka¿dej depeszy prosili przy-
wódcy PPR. Na prze³omie 1943-1944 r. Moskwa nosi³a siê nawet
z zamiarem ca³kowitej rezygnacji z dalszej dzia³alnoci pod szyldem tej
partii. PPR istnia³a jednak do koñca okupacji prowadz¹c aktywn¹ pro-
114
pagandê prosowieck¹ i utrzymuj¹c w³asn¹ partyzantkê. Ale sowiecki
plan zorganizowania w Polsce powstania spali³ na panewce. Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, ¿e w kraju nie by³o pró¿ni, w której rz¹d
dusz mogliby obj¹æ fa³szywymi, patriotycznymi has³ami komunici.
Aktywny element, na który tak liczono w Moskwie, znalaz³ ju¿ miejsce
w polskiej konspiracji, która dok³adnie informowa³a spo³eczeñstwo, czym
w istocie jest PPR. Komunici znaleli siê wiêc w ca³kowitej pró¿ni,
niezdolni do realizacji zamys³ów swych prze³o¿onych. Kto wie, czy nie
jest to jedna z najwiêkszych (a na pewno ju¿ najmniej docenianych)
zas³ug polskiego pañstwa podziemnego.
Gazeta Polska z 23 lipca 2003 r.
115
Ludzie PRL-u
R
OZDZIA£
IV
116
T
ak naprawdê nie wiadomo, kiedy przysta³ do komunistów. Wed³ug
dokumentów Armii Ludowej, Stefan Szymañski ps. Osa, Góral po-
jawi³ siê w organizacji dopiero na pocz¹tku 1944 r. Natomiast wed³ug
róde³ sowieckich, które trudno uznaæ za nieprzychylne komunistom:
oddzia³ Górala by³ organizowany z jego w³asnej inicjatywy wiosn¹
1943 r. Mo¿na zapytaæ, czym Szymañski i jego grupa zajmowali siê
pomiêdzy wiosn¹ 1943 r. a przyst¹pieniem do AL?
Klucz do odpowiedzi mo¿e tkwiæ w samym sformu³owaniu w³a-
sna inicjatywa. Wojna demoralizuje. Z pospolitych band rabunkowych
powsta³o wiele s³ynnych oddzia³ów Gwardii i Armii Ludowej. Na
samej Kielecczynie zdarza³o siê, ¿e dowodzili nimi przedwojenni kry-
minalici, tacy jak póniejszy oficer polityczny w oddziale Szymañskie-
go Julian Ajzenman-Kaniewski.
Spostrze¿enie to jednoznacznie potwierdza opinia sowieckiego spa-
dochroniarza, który przebywa³ w dowodzonym przez Szymañskiego
oddziale latem 1944 r.: (...) Okrelonych celów ani okrelonych pogl¹-
dów politycznych w tym oddziale nie by³o. Jednoczenie z nalotami na
Niemców, odk¹d tylko dostali broñ, oddzia³ zajmowa³ siê grabie¿¹
maj¹tków, a czasami po prostu ludnoci. Tym niemniej jednak oddzia³
nazywa³ sam siebie AL, przynale¿¹cy do PPR, ale swoimi napadami
na maj¹tki i ludnoæ zdoby³ z³¹ s³awê, kompromituj¹c organizacjê PPR...
Dorobek bojowy
Komunistyczny historyk Boles³aw Garas w swojej monumentalnej
pracy pt. Oddzia³y Gwardii Ludowej i Armii Ludowej 1942-1945 po-
trafi³ wymieniæ tylko jedn¹ (!) operacjê zaczepn¹, jak¹ wykona³ oddzia³
im. Bartosza G³owackiego, dowodzony przez Stefana Szymañskiego.
Stefan Szymañski
czyli jak zostaæ komunistycznym genera³em
117
Niewiele, jak na s³ynnego dowódcê AL, tym bardziej ¿e jak relacjono-
wa³ po wojnie jeden z uczestników akcji Osa czeka³ na jej wynik
w pobliskim lesie.
W archiwach pozosta³ych po komunistach jest du¿o wiêcej infor-
macji na temat dzia³alnoci Szymañskiego. wiadcz¹ one, ¿e okoliczna
ludnoæ nie zawsze wita³a go z otwartymi ramionami. Jeden z meldun-
ków Armii Ludowej donosi³: (...) oddzia³ AL im. Bartosza G³owackie-
go przy zajmowaniu kwater w nadlenictwie Glina w dobrach Ba³tów
natrafi³ na z³oliwy opór ze strony w³aciciela, który nie chcia³ otwo-
rzyæ. Po wtargniêciu si³¹ zosta³a przeprowadzona rewizja przez ko-
mendanta oddzia³u sier¿. Osê. Natrafiono na magazyn: ubrañ, butów,
skóry, siod³o, motocykl, p³ótno i ró¿ne artyku³y ¿ywnociowe...
Szymañski ma na koncie du¿o wiêksze akcje ni¿ ta w Glinie. Jedn¹
z nich by³ najazd na miasteczko I³¿a, przeprowadzony w maju 1944 r.
Wed³ug raportu AL: Miasto by³o opanowane przez oddzia³y od godz.
23 do 3-ciej. W miecie tym znajdowa³ siê posterunek ¿andarmerii
w sile 20 ¿and. i posterunek policji w sile 13 policjantów, którzy dosko-
nale wiedzieli o ruchach oddzia³ów w miecie i nie próbowali zupe³nie
przeciwstawiaæ siê...
Alowcy w ogóle nie zaatakowali Niemców, za to doszczêtnie obra-
bowali bank, pocztê, spó³dzielniê, restauracjê, sklepy i mieszkania bo-
gatszych obywateli. W podobny sposób komunici Szymañski opo-
wiada o tym w swoich wspomnieniach spustoszyli Szyd³owiec.
Mord w Denkówku
13 kwietnia 1944 r. w miejscowoci Denkówek ko³o Ostrowca wiê-
tokrzyskiego zatrzyma³o siê piêciu ¿o³nierzy AK z oddzia³u Eugeniusza
Kaszyñskiego Nurta. Wracali z urlopu do macierzystej jednostki. Tam,
jak twierdzi³ potem jeden z tej pi¹tki, Nowakowski, napad³ na nich od-
dzia³ Szymañskiego. Szymañski kaza³ ich rozstrzelaæ: Zawirowa³o mi
w g³owie wspomina³ Nowakowski. Nie chcia³em uwierzyæ, ¿e ma-
j¹c zaledwie 17 lat, ju¿ muszê umrzeæ. W dodatku tak g³upio, nie
w walce z okupantem, a z rêki »rodaków«. (...) z odleg³oci 2-3 metrów
ujrza³em b³ysk ognia, rozleg³ siê huk i poczu³em sw¹d prochu. Pad³em
w przekonaniu, ¿e to koniec (...). Le¿¹c jak martwy s³ysza³em jêki mo-
118
ich kolegów i rozkazy Osy: rozebraæ ich do bielizny, kopaæ dó³,
znieæ choiny i nikt siê nie dowie, gdzie siê podziali. A ty Alosza sprawd,
czy ka¿dy ma dosyæ! .
Po egzekucji alowcy przyst¹pili do ograbiania zw³ok. Kiedy prze-
ciêto sznury Nowakowskiego, ¿eby ci¹gn¹æ zeñ ubranie, ten zerwa³ siê
i zacz¹³ uciekaæ: (...) Po chwili dopiero us³ysza³em g³os: strzelaæ, bo
sukinsyn nam ucieknie!. Us³ysza³em za sob¹ strzelanie, a wokó³ mnie
wist przelatuj¹cych kul. Noc by³a doæ ciemna, strzelali raczej na
olep ni¿ do celu. Bez szwanku uda³o mi siê dobiec do gêstego zagajni-
ka. Odsapn¹³em, dziêkuj¹c Bogu za ocalenie...
O rozstrzelaniu przez Osê wspomnianych ¿o³nierzy donosi Ra-
port nr 36 dowództwa Radomskiego AL z 17 maja 1944 r.: Po rozbro-
jeniu wywieziono ich do lasu i wykonano na nich wyrok mierci. Jedne-
mu uda³o siê zbiec. Dowódca Osa nie wykona³ tej akcji w myl rozkazu
Sztabu, lecz kierowa³ siê w³asn¹ inicjatyw¹...
Nowakowski z³o¿y³ obszern¹ relacjê lokalnym w³adzom AK. Te
jednak od³o¿y³y sprawê Szymañskiego na póniej: mia³ stan¹æ przed
s¹dem dopiero w wolnej Polsce.
Dowództwo GL-AL nie potêpi³o tych czynów, jednak w trosce
o bezpieczeñstwo Szymañskiego nakaza³o mu zmianê pseudonimu. Tak
z Osy narodzi³ siê Góral.
W I Brygadzie
W lipcu 1944 r. utworzono tzw. I Brygadê AL im. Ziemi Kielec-
kiej. W³aciwie nie wiadomo po co: AK tworzy³a du¿e jednostki
w celu realizacji planu Burza, ale komunici? Ca³a struktura Pol-
skiej Partii Robotniczej i Armii Ludowej na Kielecczynie by³a kon-
trolowana i kierowana przez sowieckie s³u¿by specjalne. Dowódc¹
Obwodu Kieleckiego AL by³ w tym czasie p³k AL Mieczys³aw Mo-
czar, który w kartotekach wywiadu sowieckiego funkcjonowa³ od
1939 r. pod pseudonimem Woron. Podobnie by³o z dowódcami
okrêgów, oficerami Informacji AL, Dowódc¹ Brygady zosta³ mjr
AL Henryk Po³owiak Zygmunt (kilka miesiêcy wczeniej by³ plu-
tonowym, lecz jako dowódca Okrêgu Radomskiego GL-AL sam so-
bie nadawa³ awanse!).
119
Szymañski, który przed wojn¹ w ogóle nie s³u¿y³ w wojsku, zosta³
dowódc¹ drugiego batalionu. Niebawem dosta³ stopieñ podporuczni-
ka. Kadra oficerska sformowanej jednostki sk³ada³a siê z oficerów
z równie ciekawymi co Szymañski ¿yciorysami. Dowódc¹ I batalionu
by³ Jan Byk vel Czes³aw Borecki Brzoza, którego dorobek bojowy
obci¹¿a m.in. obrabowanie i spalenie maj¹tku Grzegorzewice, po³¹czo-
ne z dwudniowym znêcaniem siê, a nastêpnie zamordowaniem jego miesz-
kanek. Inny oficer, Zenon Ko³odziejski ps. Tank by³ kilka miesiêcy
wczeniej cigany za rabunki przez AK i... AL.
Wed³ug relacji szefa sztabu Brygady, kpt. AL Adama Korneckiego,
atmosfera w jednostce by³a doæ swobodna. Cz³onkowie dowództwa
pili wódkê i myleli o stanowiskach, jakie zajm¹ po wojnie.
Bitwa pod Gruszk¹ i wspomnieniowa lipa
Bitwa pod Gruszk¹ by³a jedn¹ z najczêciej opisywanych walk par-
tyzanckich na ziemiach polskich. Doczeka³a siê nawet w³asnej mono-
grafii: do dzi rocznica wielkiej, zwyciêskiej bitwy jest prawdziwym
wiêtem dla kombatantów AL.
Szymañski twierdzi³ po wojnie, ¿e si³y, z którymi przysz³o siê zma-
gaæ pod Gruszk¹, by³y olbrzymie: (...) brygada pancerna pod dowódz-
twem gen. Steinbocka, podobno jaka dywizja pacyfikacyjna SS i od-
dzia³y w³asowców.
Wed³ug innych danych starcie pod Gruszk¹ w ogóle trudno nazwaæ
bitw¹: ugrupowanie AL zosta³o rozpêdzone na przys³owiowe cztery
wiatry przez jednostki ka³muków i kozaków, czyli by³ych jeñców
sowieckich s³u¿¹cych w niemieckich formacjach pomocniczych. Ich war-
toæ bojowa by³a znikoma.
Nie by³o komu dowodziæ, poniewa¿ w kwaterze sztabu Brygady
w³anie odbywa³ siê bankiet na czeæ narzeczonej Po³owniaka. Z tej
okazji zorganizowano w okolicznych dworach nawet suknie balowe.
Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Kielcach Kazimierz
Rokoszewski, napisa³ w 1953 r.: Tañce trwa³y ca³¹ noc; gra³y harmo-
nie; pito wódkê, a hitlerowcy (...) zacieniali wokó³ LA ¿elazny pier-
cieñ gotuj¹c siê do zadania krwawego ciosu. Nic te¿ dziwnego, ¿e
w wyniku tej walki, dziêki karygodnemu stanowisku dowództwa na cze-
120
le z Po³owniakiem, AL ponios³a olbrzymie straty w ludziach (oko³o 70
[zabitych] i kilkudziesiêciu rannych) oraz w sprzêcie bojowym, które-
go olbrzymia czêæ wie¿o otrzymana ze Zwi¹zku Radzieckiego dosta-
³a siê w rêce wroga (...).
Jak delikatnie napisa³ o Szymañskim dowódca tzw. II Brygady AL
Tadeusz Maj ps. £okietek skorzysta³ on z zamieszania na pocz¹tku
walki... i wymkn¹³ siê.
Po d³u¿szym b³¹kaniu siê po lasach, resztki zgrupowania AL pod-
jê³y próbê przedarcia siê na przyczó³ek sandomierski. Podczas akcji,
wskutek ognia zaporowego sowieckiej artylerii i ostrza³u Niemców,
z tysi¹cosobowej grupy zginê³o, wed³ug ró¿nych wersji, od 300 do
700 ludzi!
Szymañski przedosta³ siê na tereny zajête przez Armiê Czerwon¹.
Jak wspomina³ po wojnie, bardzo cieszy³ siê ze spotkania z pierwszym
napotkanym czerwonoarmist¹: (...) padlimy sobie w objêcia, uca³o-
walimy siê i pomyla³em sobie, ¿e nareszcie prze¿y³em wojnê.
W UB
Major Urzêdu Bezpieczeñstwa i pseudohistoryk Stefan Skwarek
napisa³ o pocz¹tkach w³adzy ludowej na Kielecczynie: (...) Podczas
formowania aparatu bezpieczeñstwa publicznego nawi¹zywano do
dowiadczeñ pierwszych lat w³adzy radzieckiej w zakresie formowania
milicji robotniczo-ch³opskiej ogólnorosyjskiej komisji nadzwyczajnej
do walki z kontrrewolucj¹ i sabota¿em (WCzK).
Alowcy byli niezbêdnym uzupe³nieniem tych koncepcji: znali teren,
ludzi, mieli dowiadczenie w zwalczaniu reakcji. Szymañski otrzy-
ma³ stopieñ majora i w okresie od 30 XI 1944 r. do 1 II 1945 pracowa³
w WUBP w Kielcach. By³ szefem wydzia³u ds.... walki z bandytyzmem,
czyli w jêzyku komunistów z powojennym podziemiem.
W³anie w UB podczas przes³uchania Krystyna Mazur, siostra S³o-
nia, mia³a rozpoznaæ na rêku Szymañskiego zegarek brata zamordo-
wanego w Denkówku.
Stefan Skwarek opisywa³, ¿e Szymañski sumiennie wykonywa³
swe obowi¹zki: (...) nazajutrz w pocig za band¹ wyjecha³a znacznie
silniejsza grupa operacyjna WUBP z Kielc, na której czele stan¹³
121
mjr Stefan Szymañski (...) tylko piêtnastu bandytów zdo³a³o wydo-
staæ siê z tego kot³a (...). Wed³ug tej samej pracy, czêæ owych ban-
dytów, czyli ¿o³nierzy WiN, pochodzi³a z by³ego oddzia³u Eugeniu-
sza Kaszyñskiego Nurta. Tego samego oddzia³u, co zabici w Den-
kówku.
Z UB skierowano Szymañskiego do wojska, gdzie dos³u¿y³ siê stop-
nia genera³a brygady. Losy kolegów Osy-Górala pozwalaj¹ zrozu-
mieæ, sk¹d tak b³yskotliwa kariera. Dowódca Obwodu Kieleckiego AL
Mieczys³aw Moczar, przedwojenny sowiecki szpieg, mia³ w przysz³o-
ci zostaæ szefem MSW. Wspomniany Henryk Po³owniak ps. Zyg-
munt, który sam nadawa³ sobie stopnie, zosta³... pu³kownikiem. Jan
Byk vel Czes³aw Borecki ps. Brzoza zosta³ szefem WUB w Kielcach.
Oficer polityczny oddzia³u Szymañskiego, analfabeta i przedwojenny
bandyta, który nigdy nie chodzi³ do szko³y, zosta³ porucznikiem WUBP
w Poznaniu. Jego kolega, Ryszard Nazarewicz, zosta³ pu³kownikiem
UB, a potem... profesorem historii.
Na emeryturze
Nie ma ju¿ ludowej ojczyzny, ale Szymañski (obecnie gen. dyw.
w stanie spoczynku) dba przynajmniej o jej dobre imiê. Gdy znany hi-
storyk i publicysta dr Cezary Chlebowski przypomnia³ sprawê zamor-
dowania czterech akowców w programie Dariusza Baliszewskiego pt.
Rewizja nadzwyczajna, gen. Szymañski opublikowa³ broszurê pt. Osy-
Górala odpowied oszczercom. Wed³ug niej Szymañski nie uczestni-
czy³ w akcji w Denkówku z powodu rany, jak¹ odniós³... tydzieñ po
wspomnianej zbrodni! Rozstrzelani w Denkówku mieli byæ zwyczajny-
mi rabusiami, a Nowakowski oprawc¹ bohaterskich alowców. Nie
oszczêdzi³ te¿ Chlebowskiego: (...) Wszystkie te oszczerstwa kwalifiku-
j¹ siê do postawienia przed s¹dem redaktorów telewizji i p. Chlebow-
skiego. Natomiast stosowanie fa³szywej historii i tendencyjne naci¹-
ganie jej w celu politycznym, zmierzaj¹cym do wzbudzania niechêci
i nienawici do Polaków walcz¹cych z okupantem hitlerowskim w sze-
regach AL, podlegaæ powinno os¹dowi spo³ecznemu, jako ur¹gaj¹ce
elementarnym zasadom moralnoci i etyki (...). Pozwu do s¹du jednak
nie wniós³.
122
Bogus³aw Nowakowski, który prze¿y³ w³asn¹ mieræ i musia³ emi-
growaæ ze strachu przed Szymañskim i jego kolegami, napisa³: (...)
Mnóstwo lat up³ynê³o, a winowajcy nie tylko ¿e nie zostali poci¹gniêci
do odpowiedzialnoci, ale jeszcze w 1950 r. zaaresztowali, kogo tylko
mogli, z oddzia³u Ponurego i w procesie sprawiedliwoci PRL-u
w Kielcach skazali ich na kary od piêciu lat wiêzienia do kary mierci.
A Osa, Stefan Szymañski, w tym morzu zak³amania i ob³udy cieszy³
siê zaszczytami i awansami w UB. Ile ma innych ofiar oprócz moich
kolegów na sumieniu, on tylko sam wie.
¯ycie z 11-12 stycznia 1997 r.
123
P
o dwudziestu latach od Sierpnia tow. Albin Siwak nadal wierzy, ¿e
PRL mo¿na by³o naprawiæ: Jak sami widzicie koledzy i czujecie to na
sobie, sprawy nie posz³y tak, jak mi tu w 1982 roku mówilicie. Nie
mam satysfakcji z tego, ¿e to ja wtedy mia³em racjê tak Albin Siwak
ze zwyk³¹ sobie robociarsk¹ szczeroci¹ wywali³ ca³¹ prawdê w oczy
by³ym towarzyszom z PZPR. Betoniarz, który w latach 80. zosta³ cz³on-
kiem KC i Biura Politycznego, bezkompromisowy przeciwnik Soli-
darnoci, znany niegdy z p³omiennych przemówieñ, mia³ znów swoje
piêæ minut: promocjê ksi¹¿ki, która odby³a siê w szacownych murach
Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.
Albin Siwak urodzi³ siê w rodzinie robotniczej w 1933 r. Choæ po-
chodzi³ z Wo³omina, to po zakoñczeniu wojny znalaz³ siê na Mazurach,
gdzie w ma³ej wiosce Lutry jego rodzina uprawia³a kilkuhektarowe go-
spodarstwo. W odleg³ym od 10 kilometrów Bisztynku Siwak skoñczy³
siedem klas szko³y podstawowej. Z tych czasów najlepiej zapamiêta³
ko³chonika, czyli megafon zawieszony na s³upie, z którego p³ynê³a
muzyka: a piewano wtedy normalnie, po ludzku, s³owa wpada³y
w ucho i tonê³y w sercu. O Mariensztacie, MDM, Trasie W-Z i Mura-
nowie. Ros³o we mnie przekonanie, ¿e bêdê budowlañcem wspomina
Siwak. Mo¿na powiedzieæ, ¿e ten megafon zadecydowa³ o jego losach
w 1950 r. siedemnastoletni Albin jedzie za prac¹ do Warszawy. A ¿e by³
ch³op na schwa³ wysoki, prawie sto kilo wagi to zaraz przyjêli go do
S³u¿by Polsce i skierowali do brygady murarskiej na MDM-ie. Zosta³
przodownikiem pracy, potem zrobili go brygadzist¹. Kiedy w 1952 r.
skoñczyli budowê MDM-u, otrzyma³ Br¹zowy Krzy¿ Zas³ugi; prawie
po ka¿dej nastêpnej budowie dostawa³ kolejne wysokie odznaczenia
pañstwowe.
Myli betoniarza
124
Raz na lokomotywie...
Czasy Gomu³ki Siwak uwa¿a za dobre dla Polski, ale prawdziwy
rozwój kraju, jego zdaniem, zacz¹³ siê za Edwarda Gierka. W przedsiê-
biorstwach budowlanych i produkuj¹cych materia³y dla budownictwa
pracowa³o wtedy 2 miliony osób. Zwi¹zek zawodowy budowlañców,
w którym aktywnie dzia³a³ Siwak, liczy³ ju¿ milion cz³onków. Robotnik
zarabia³ dwa razy wiêcej od in¿yniera, a w dodatku, jak chcia³, to móg³
jeszcze na ró¿ne sposoby dorobiæ. Jak? A choæby tak, jak to opisuje
Siwak w swoich wspomnieniach: pracowali na du¿ej budowie ko³o
Dworca Wschodniego w Warszawie. Robotnicy z jego brygady spieniê-
¿ali w skupie jako z³om wszystkie metalowe przedmioty, jakie znajdo-
wali na placu budowy. Wykopywali z ziemi tak¿e zbiorniki kolejowe na
paliwo, na smary. Wielkie, po kilkanacie ton. Wrzucali do tych zbior-
ników po kilka wywrotek piachu i ca³oæ sprzedawali w skupie jako
z³om. Jak siê skoñczy³y zbiorniki, powyci¹gali z ziemi o³owiane kable.
Siwak wspomina po latach: na placu budowy zosta³a tylko potê¿na
lokomotywa, która nie dawa³a ludziom spokoju. Takie ciê¿ary po sto
ton, mog³y podnosiæ wtedy tylko dwigi kolejowe. A przecie¿ nie pójd¹
do PKP i nie powiedz¹: dajcie nam swój dwig, bo chcemy ukraæ
wasz¹ lokomotywê. Brygadzista Siwak co tam wykombinowa³ i nie-
d³ugo parowóz znalaz³ siê w skupie. Ale ówczesne przepisy pozwala³y
przyj¹æ od jednej osoby tylko kilkaset kilogramów z³omu. Siwak wzi¹³
dowody osobiste od robotników z brygady i uda³o siê lokomotywê na
ludzi rozpisaæ.
Potem by³o trochê szumu milicja zaczê³a szukaæ, kto ukrad³ ze
stacji lokomotywê. Doszli do brygadzisty Siwaka i jego kole-
gów wszyscy mieli sprawê w s¹dzie. Ale kiedy s¹d wezwa³ eksper-
tów, to okaza³o siê, ¿e w Polsce nie ma dwigu, który by móg³ tak
wielk¹ lokomotywê podnieæ do góry. Sprawê umorzono, bo s¹d nie
potrafi³ udowodniæ, jakim sposobem brygada Siwaka zdo³a³a zawieæ
lokomotywê do skupu. Po latach mia³ siê z ca³ej sprawy rzeczywi-
cie, ¿adnego dwigu nie u¿ywali. Po prostu zrobili podkop, wsunêli
lawetê kolejow¹ pod lokomotywê i na tej lawecie zawieli j¹ do sku-
pu. In¿ynierkowie, tacy szkoleni. A tu proszê, prosty robociarz ich
wyko³owa³.
125
...raz pod lokomotyw¹
Po raz pierwszy do partii zapisa³ siê w 1965 r. Doszed³em do wnio-
sku wspomina Siwak ¿e nie nale¿y staæ z boku, gdzie na krawê¿-
niku, gdy jezdni¹ wartko idzie ¿ycie. W 1967 r. wys³ali go jako delegata
na zebranie do Podstawowej Organizacji Partyjnej w zak³adach FSO na
¯eraniu. A w FSO to nie by³y takie sobie spotkania, bo cz³onkiem tam-
tejszego POP by³ W³adys³aw Gomu³ka. Na tym spotkaniu tow. Siwak
wszed³ nieproszony na trybunê i waln¹³ z grubej rury, ¿e BHP siê nie
przestrzega, ¿e normy produkcji za wysokie i tak dalej. Na koniec do-
da³: Towarzyszu Wies³awie! Do ludzi nie docieraj¹ takie argumenty, ¿e
w Polsce, i to znacznie, stania³y lokomotywy. Lokomotywy nikt nie ugry-
zie i chleba ni¹ nie posmaruje. Na sali zapanowa³a cisza. Gomu³ka
zacz¹³ krzyczeæ: To czysta demagogia, co tu mówicie. Kto was z takimi
pogl¹dami rekomendowa³ do partii? Proszê zejæ z mównicy! Legity-
macjê PZPR zabrali Siwakowi jeszcze na sali. Znowu k³opoty i znowu
przez lokomotywê.
Ja ciê, dyrektorku, przegoniê
Po pewnym czasie wszyscy zapomnieli o jego wyst¹pieniu w FSO
i znów przyjêli do partii. W 1976 r. zosta³ nawet cz³onkiem egzekutywy
Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Ale na wielkie wody wyp³yn¹³ dopie-
ro kilka lat póniej. To sta³o siê na konferencji partyjnej, na której byli
pierwszy sekretarz Edward Gierek i premier Piotr Jaroszewicz. Tow.
Siwak wszed³ na trybunê i wyj¹³ pas, jaki wszyscy budowlañcy musieli
nosiæ. Sk³ada³ siê on z dwóch czêci, z których jedna obejmowa³a cz³o-
wieka wpó³, a druga przechodzi³a miêdzy nogami. Pas by³ gruby, nie-
wygodny, tak uwiera³, ¿e nie mo¿na by³o chodziæ. Kiedy tow. Siwak
zapyta³, kto tak¹ g³upotê wymyli³, wsta³ jaki doktorek od ergonome-
trii. Siwak do niego: Idê o du¿y zak³ad, ¿e jak przegoniê kilka razy
towarzysza dyrektora wko³o tej sali, to z tego, co nale¿y do mêskich
rzeczy w kroku zostan¹ ¿a³osne strzêpy. Ca³a sala gruchnê³a miechem.
Wówczas Siwak wyj¹³ z teczki rêkawice robocze. Tak ma³e, ¿e na niko-
go nie pasowa³y. Tow. Gierek te¿ próbowa³ za³o¿yæ, ale nie da³ rady.
Wtedy pierwszy sekretarz przemówi³: Trudny temat podj¹³ towarzysz
Siwak. Chcê od razu powiedzieæ, ¿e bardzo przypad³ mi do serca spo-
126
sób przedstawiania trudnoci, które hamuj¹ budownictwo oraz sposób
wyjcia z tych trudnoci. Nie sztuka jest krytykowaæ stoj¹c z boku, jak
to robi wielu. Ale wielk¹ sztuk¹ jest byæ w samym centrum tych proble-
mów i pokonywaæ je tak, jak próbuje to zrobiæ tow. Siwak. Kolega par-
tyjny szepn¹³ Siwakowi: No bracie, ty ju¿ jeste jedn¹ nog¹ w KC.
Rzeczywicie, nied³ugo potem tow. Siwak zosta³ zastêpc¹ cz³onka,
a potem cz³onkiem Komitetu Centralnego PZPR. By³ w KC w najtrud-
niejszych dla PRL czasach. Za Solidarnoci.
Znik¹d ratunku
Siwak jest dzi przekonany, ¿e kiedy w 1980 r. wybuch³ strajk
w Stoczni Gdañskiej, to z klas¹ robotnicz¹ mo¿na siê by³o dogadaæ. Ale
przyjechali KOR-owcy, robotników sko³owali i zacz¹³ siê w kraju wielki
zamêt. Siwak opowiada z przejêciem, jak to w jego kombinacie Solidar-
noæ zak³ada³ znany pijak i nierób. Judzi³, pisa³ donosy, a potem zmar³
z pijañstwa. W ca³ym kraju zapanowa³ terror jemu podobnych: niszczo-
no w ró¿ny sposób organizacje zwi¹zkowe. Wyrzucano si³¹
z lokali rady zak³adowe. Wywo¿ono ludzi za bramê na taczkach. Znik¹d
ratunku i pomocy, ka¿dy odwraca siê i udaje, ¿e to nie jego sprawa.
Brygada tow. Siwaka mia³a pe³ne rêce roboty: tu skuwali glazurê,
tam co musieli rozebraæ. W Magdalence zasypywali dwa baseny
i w ich miejsce sadzili trawê. Tak to towarzysze w strachu przed So-
lidarnoci¹ pozbywali siê zgo³a niesocjalistycznego bogactwa. Raz
przyszed³ do Siwaka towarzysz minister. Ca³y trz¹s³ siê ze strachu
i prosi³, ¿eby mu przez noc domek na Mazurach rozebraæ, bo bêdzie
mia³ solidarnociow¹ kontrolê. Rozebrali. Tylko ¿e pomylili dzia³ki
i rozebrali dom jednej dziennikarki, stoj¹cy po drugiej stronie ulicy. Co
by³o robiæ? Nastêpnej nocy przestawili domek ministra na miejsce tego
rozebranego u dziennikarki. Domek prawie taki sam, a jeszcze lepiej
wyposa¿ony i wykoñczony. Wiêc kobieta po obejrzeniu nie robi³a
awantury widz¹c, ¿e du¿o zyska³a wspomina tow. Siwak Poprosi³a
tylko, ¿eby jej mebelki zwróciæ. A ludziom da³a na wódkê.
Gierek i Kania bez przerwy Solidarnoci ustêpowali. A robotnicy
przychodzili do tow. Siwaka i pytali: Dok¹d to tak bêdziecie siê cofaæ.
Co, sprzedalicie ju¿ partiê i socjalizm?
127
Tow. Siwak jedzi³ po kraju, t³umaczy³, wyjania³. Nie poddawa³
siê w najgorszych momentach, nawet wtedy, gdy lecia³y na niego wy-
zwiska. ¯ali³ siê, ¿e ci z Solidarnoci robili z niego zwyk³ego lumpa,
analfabetê, a on przecie¿ by³ cz³onkiem Biura Politycznego. Kiedy nawet
wydali tak¹ ulotkê, ¿e niby Wajda krêci kolejny film po Cz³owieku z
¿elaza i Cz³owieku z marmuru. Bohaterem tego filmu mia³ byæ on,
Siwak, tytu³: Cz³owiek z pustaków.
Mia³ te¿ swoich popleczników. Polska Agencja Prasowa dawa³a na
przyk³ad takie depesze: Popularnoæ, jak¹ zdoby³ sobie tow. Albin Si-
wak w spo³eczeñstwie, nie jest wynikiem zajmowania wysokich funkcji
spo³ecznych. Jej ród³em jest przede wszystkim bezkompromisowe i od-
wa¿ne stanowisko, jakie zajmowa³ zawsze i obecnie w sprawach wa¿-
nych dla kraju, dla klasy robotniczej. Telewizja wybra³a Siwaka Cz³o-
wiekiem Roku.
Pozazdrociæ Pol-Potowi
W tym czasie, jak ocenia Siwak, w partii brakowa³o woli walki,
pog³êbia³ siê rozdwiêk pomiêdzy do³ami partyjnymi a kierownictwem.
Kiedy wiêc zaczê³o siê IV Plenum, Cz³owiek Roku wyst¹pi³ z gwa³-
town¹ krytyk¹ I sekretarza KC PZPR Stanis³awa Kani: Nikt nie po-
sprz¹ta dok³adnie domu, jeli zacznie zamiataæ mieci tylko na dole.
Na przyk³ad schodów nikt nie zamiata z do³u do góry. Trzeba je
posprz¹taæ porz¹dnie od najwy¿szego stopnia a¿ do do³u. Temu, kto
zmiata pod górê, mieci spadn¹ za ko³nierz. A i takie s¹ tu próby po-
sprz¹tania naszego domu. No i posprz¹tali z góry do do³u. Wiêkszo-
ci¹ g³osów wybrano nowego I sekretarza, gen. Wojciecha Jaruzelskie-
go. Nied³ugo potem wprowadzi³ stan wojenny. Moim zdaniem pisze
tow. Siwak powinni Jaruzelskiemu postawiæ pomnik i sk³adaæ tam
kwiaty.
W latach 1981-1985 Albin Siwak kierowa³ Komisj¹ Skarg i Inter-
wencji KC PZPR. Zajmowa³ siê ludzkimi bol¹czkami, ró¿nymi nad-
u¿yciami. Wspomina, jak pewna robotnica opowiedzia³a mu
o kombinacjach prof. Jerzego Wiatra z mieszkaniami. Co rusz dosta-
wa³ z przydzia³u nowe, zmienia³ ¿ony, poprzedniej zostawia³ miesz-
kanie, potem dostawa³ nastêpne, które zamienia³ na wiêksze i zosta-
128
wia³ kolejnej ¿onie. I tak w kó³ko, a w tym samym czasie na w³asny
k¹t ludzie czekali po dwadziecia lat. Jak tow. Siwak to sprawdzi³
i wysz³o, ¿e to prawda, pewien robotnik powiedzia³ roz¿alony: Ja ro-
zumiem, ¿e przed wojn¹ hrabia obdarowywa³ mieszkaniami kochan-
ki, ale robi³ to za swoje. Tow. Siwak interweniowa³ w tej sprawie
w KC. Nic nie wskóra³, bo profesor by³ dyrektorem Katedry Podsta-
wowych Problemów Marksizmu Leninizmu KC PZPR, czyli by³ nie-
tykalny: mimo ¿e Centralna Komisja Kontroli Partyjnej zajmowa³a
siê spraw¹, mimo ¿e prokuratura robi³a dochodzenie, to i tak sprawê
udupiono wspomina Siwak. W dokumentach X Zjazdu PZPR napi-
sano, ¿e Komisja Interwencji KC PZPR za³atwi³a szeæ i pó³ miliona
spraw. Ale potem, jak ocenia Siwak, zaczê³y siê knowania partyjnych
libera³ów, którzy oderwali siê od partyjnych do³ów. Najgorsi byli
Wojciech Jaruzelski i Mieczys³aw Rakowski. Jaruzelski, jak s¹dzi Si-
wak, nie lubi³ go, bo genera³ nie szanowa³ polskich robotników. Mia³
kiedy powiedzieæ z pogard¹: czêciej rozpinaj¹ rozporek ni¿ otwiera-
j¹ ksi¹¿ki. Rakowski z Jaruzelskim w 1986 r. usunêli Albina Siwaka
z Biura Politycznego. Potem go zes³ali na placówkê dyplomatyczn¹
do Libii.
Tow. Siwak podkrela, ¿e wczeniej mia³ ju¿ dowiadczenia dy-
plomatyczne, bowiem wielokrotnie jedzi³ do NRD, Czechos³owacji
i Zwi¹zku Sowieckiego. Kiedy zaproponowali mu wyjazd do Pol-
Potowskiej Kambod¿y. Chêtnie siê zgodzi³em wspomina Siwak
bo to i egzotyka, i nowe dowiadczenia w ruchu robotniczym. Najle-
piej z tej podró¿y do dalekiego kraju tow. Siwak zapamiêta³ brak
¯ydów w kierownictwie partii. Oni nawet nie wiedz¹, jak s¹ szczêli-
wi t³umaczy³ potem gen. Jaruzelskiemu w ich rasê nie mo¿e siê
wmieszaæ inny cz³owiek ni¿ Azjata. A wiêc autentycznie rz¹dz¹ sami
sob¹ i to jest ich szczêcie w przeciwieñstwie do nas. Kiedy Siwak
lecia³ do Afryki, jego najwierniejsi zwolennicy zgotowali mu owacyj-
ne po¿egnanie. By³o nawet kilku genera³ów. Delegacja zwi¹zków za-
wodowych na czele z Ew¹ Spychalsk¹ ciskaj¹c go owiadczy³a: Wa-
sze miejsce towarzyszu Albinie jest tu w kraju, a nie w Libii. Ale
musia³ jechaæ. Wróci³ w marcu 1990 r., odwo³any przez ministra
Krzysztofa Skubiszewskiego.
129
Kapuciñski to betka
O nowej Polsce mówi z niesmakiem. Do kierowania krajem trzeba
dorosn¹æ i posiadaæ kwalifikacje stwierdza mentorsko. Nie mo¿na
z furmanki przesiadaæ siê za kierownicê samochodu. Jak i z samocho-
du na rakietê. Wszystkie te funkcje wymagaj¹ kolejno nauczenia siê
i predyspozycji. Po nazwisku, albo tylko za pomoc¹ aluzji, pan Albin
wymienia ca³¹ plejadê niekompetentnych ekonomistów, polityków, tak-
¿e tych ze swojej dzia³ki, czyli dyplomacji: w wielu wêz³owych sferach
naszego ¿ycia, a szczególnie polityce i ekonomii, s¹ ludzie, którzy jak
najmniej powinni zabieraæ g³os. Na prawie ka¿dy temat w telewizji
odpowiada ci¹gle ten sam profesor, który tytu³ swój zdoby³ za pracê
w temacie: prostytucja we Francji w XVII wieku. Ale w Polsce zna siê
na wszystkim. Przede wszystkim jednak ostrzega, ¿e niepolacy do-
rwali siê do w³adzy, rz¹dz¹ telewizj¹, radiem, gazetami. Obecnie spora
czêæ naszej w³adzy wcale nie ukrywa swego pochodzenia i gdy upada
kolejna firma czy bank, to ten rdzenny Polak siedzi sobie ju¿ w Izraelu
i mieje siê z g³upich goi.
Stan Polski jest naprawdê tragiczny twierdzi tow. Siwak. Z pre-
medytacj¹ do³o¿ono rêki, ¿eby rozgrabiæ, co by³o do zagrabienia i znisz-
czyæ tak, ¿eby zosta³a sama ziemia.
(...) Prawie ca³y dorobek ostatnich 50 lat ju¿ zmarnowali albo
rozkradli. Jest wielkie bezrobocie, ludzie ¿yj¹ w nêdzy, bez przysz³o-
ci. Starzy umieraj¹ na ulicy pod przychodniami, a m³odzi nie maj¹
gdzie mieszkaæ. A przecie¿ ludzie dobrze pamiêtaj¹, ¿e w Polsce Lu-
dowej by³o inaczej: praca dla wszystkich, darmowe mieszkania, wcza-
sy, przedszkola, ¿³obki i kolonie; w latach szczytowych oddawano
w kraju 29 8000 mieszkañ. W samej tylko Warszawie rocznie budowa-
no 19 000 mieszkañ. A drogi i komunikacja. Dzisiaj nawet dziur w tych
drogach nie ma za co za³ataæ. Dzi Albin Siwak jest cz³onkiem SLD,
ale do wielkiej polityki raczej nie wróci. Mieszka w Rembertowie,
w willi z³ukami i podcieniami. Pisze ksi¹¿ki. Jedna z nich to wspomnie-
nia ze s³u¿by dyplomatycznej w Afryce: opisy ró¿nych kombinacji
i przekrêtów (miêdzy innymi z udzia³em autora), doprawione pieprz-
nymi opisami stosunków mêsko-damskich. Przed kilkoma tygodniami
Albin Siwak wyda³ najwie¿sze wspomnienia pt. Rozdarte ¿ycie.
130
Maszynopis ksi¹¿ki udostêpni³ kilku starym towarzyszom, którzy napi-
sali entuzjastyczne recenzje. W jednej z nich by³y dziennikarz Trybu-
ny Ludu twierdzi: Zmierzy³ siê Pan zwyciêsko z nie byle jakimi tuzami
pióra. To p. Melchior Wañkowicz wmówi³ Polakom, ¿e jest jedynym
polskim dziennikarzem, który opisa³ losy Polaków na wszystkich kon-
tynentach. Pan udowodni³, ¿e to nie ca³kiem prawda (...) Pan Kapu-
ciñski, wielki mocarz pióra utrzymuje, ¿e zna Afrykê jak w³asn¹ kie-
szeñ. A Pan udowodni³, ¿e to nie ca³kiem jest prawd¹. Z dum¹ opowia-
da, ¿e niedawno mia³a go odwiedziæ pani z telewizji, redaktor Teresa
Torañska. Zgadzali siê we wszystkim: i co do prawicy, i co do polskiej
biedy. Pani redaktor obieca³a zrobiæ z nim godzinny program w polskiej
telewizji. Tej samej, która kiedy wybra³a go Cz³owiekiem Roku.
Cytaty pochodz¹ z ksi¹¿ek A. Siwaka Od ³opaty do dyplomaty
(1993), Rozdarte ¿ycie (2000).
¯ycie z 21 padziernika 2000 r.
131
R
ewolucyjna klasa robotnicza przegra³a bitwê. Nie mog³o byæ inaczej,
skoro parti¹ kierowa³a rewizjonistyczna Targowica, która nakaza³a wy-
prowadziæ sztandar PZPR. Ale przegrana bitwa nie oznacza koñca woj-
ny twierdzi Kazimierz Mijal, jeden z najbli¿szych wspó³pracowników
Boles³awa Bieruta, a w latach 60. szef nielegalnej Komunistycznej Partii
Polski. Chwilowa restytucja kapitalizmu w Polsce nie zmieni ogólnego
rozwoju praw dziejowych. Rewolucja proletariacka jest bliska.
Urodzi³em siê 15 wrzenia 1910 roku we wsi Wilków gmina Lipie,
powiatu grójeckiego tak rozpocz¹³ Kazimierz Mijal ¿yciorys z³o¿ony
w Komitecie Centralnym Polskiej Partii Robotniczej w 1946 r. Wynika
z niego, ¿e przysz³y minister, cz³onek Biura Politycznego Komitetu
Centralnego PZPR by³ osiemnastym dzieckiem ubogich rodziców, z któ-
rych tylko matka nauczy³a siê liter z ksi¹¿eczki do nabo¿eñstwa. Ojciec
nie umia³ pisaæ w ogóle.
Ale dalsze losy Mijala przecz¹ tezom komunistycznej propagandy,
jakoby w II Rzeczypospolitej ludzie z nizin spo³ecznych nie mieli szans
na zdobycie wykszta³cenia i zrobienie kariery. Dziêki uporowi i praco-
witoci Mijalowi uda³o siê skoñczyæ szko³ê, a potem eksternistycznie zdaæ
maturê. W czasie s³u¿by wojskowej w maju 1932 r. uleg³ wypadkowi.
Jako inwalidzie wojskowemu pañstwo polskie wystawi³o mu specjalny
dokument, który gwarantowa³ posadê otrzyma³ j¹ w Komunalnej Kasie
Oszczêdnoci, gdzie zrobi³ b³yskotliw¹ karierê. Dzia³a³ w zwi¹zkach za-
wodowych i rozpocz¹³ te¿ wieczorowe studia. Tu¿ przed wojn¹ ukoñczy³
Szko³ê Nauk Politycznych. Na pewno nie by³ wtedy komunist¹.
W domu swoich krewnych pozna³ W³adys³awa Kowalskiego wów-
czas tajnego cz³onka Komunistycznej Partii Polski, a oficjalnie dzia³a-
cza ruchu ludowego powojennego marsza³ka sejmu. Pod jego wp³y-
Ostatni prawdziwy komunista
132
wem zacz¹³ czytywaæ Marksa, Engelsa i Lenina, coraz bardziej sk³a-
niaj¹c siê do prezentowanej przez nich wizji wiata. Po klêsce wrze-
niowej Mijal zwi¹za³ siê z komunistyczn¹ grup¹ Proletariusz, a pó-
niej z PPR. W latach 1942-1944 wspó³pracowa³ z czo³owymi dzia³a-
czami komunistycznej konspiracji: Marcelim Nowotk¹, Pinkusem Fin-
derem, Boles³awem Mo³ojcem, W³adys³awem Gomu³k¹ i Boles³awem
Bierutem. To dziêki przygotowanej przez Mijala akcji kierownictwu
PPR 30 lipca 1942 r. uda³ siê s³ynny napad na Komunaln¹ Kasê Oszczêd-
noci, w czasie którego zdoby³o ono ponad milion z³otych.
Po wkroczeniu wojsk sowieckich do Polski Mijal zosta³ pierw-
szym prezydentem £odzi. Od grudnia 1945 r. by³ zastêpc¹ cz³onka,
a od 1948 r. cz³onkiem KC PPR. W latach 1947-1950 by³ szefem
Kancelarii Prezydenta i jednym z najbli¿szych wspó³pracowników Bie-
ruta. Potem przez cztery lata (1952-1956) pe³ni³ funkcjê szefa Urzêdu
Rady Ministrów.
To z tych czasów pochodzi najs³ynniejszy dokument podpisany przez
Mijala, który zapewni³ mu miejsce w historii, choæ prawdopodobnie nie
takie, jakiego by sobie ¿yczy³. Sprawa jest doæ zagadkowa i nie do
koñca wyjaniona. W 1992 r. profesor Aleksander Kochañski opubli-
kowa³ w Polityce tajne dokumenty zwi¹zane z aresztowaniem kardy-
na³a Stefana Wyszyñskiego. Wród nich by³a tak¿e uchwa³a Prezydium
Rz¹du Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej z 24 wrzenia 1953 r., która
sta³a siê podstaw¹ izolowania prymasa. W swoich Zapiskach wiê-
ziennych kardyna³ Wyszyñski wspomina³ o wizycie, jak¹ z³o¿yli mu
funkcjonariusze UB: Jeden z panów zdj¹³ palto, wyj¹³ list z teki i otwo-
rzywszy, poda³ papier, zawieraj¹cy decyzjê rz¹du z dnia wczorajszego
moc¹ tej decyzji mam natychmiast byæ usuniêty z miasta. (...) Na kar-
cie dolnej listu napisa³em wrêczonym mi piórem: czyta³em i umie-
ci³em swoje inicja³y.
Z zapisów kancelaryjnych wynika jednak, ¿e tego dnia Prezydium Rz¹du
nie debatowa³o nad rzekom¹ uchwa³¹ w sprawie uwiêzienia prymasa, a jej
orygina³u nigdy nie odnaleziono. Zachowa³ siê tylko jej odpis sporz¹dzony
przez Kazimierza Mijala. Ten w³anie dokument pokazano Wyszyñskie-
mu. Tak czy inaczej, uwiêzienie Wyszyñskiego bez wyroku s¹dowego lub
chocia¿by sankcji prokuratorskich by³o bezprawne nawet w PRL.
133
Zmiany w obozie
Kiedy w 1956 r. do w³adzy powróci³ Gomu³ka, Mijal zosta³ pozba-
wiony wy¿szych stanowisk. Powszechnie uwa¿ano go wtedy za stali-
nowca. Jeszcze dzi podkrela zas³ugi generalissimusa dla Polski i ZSRS.
Ci, którzy pisz¹ o tych czasach zdaniem Mijala myl¹ podstawowe
fakty. Podkrelaj¹ na przyk³ad, ¿e kolektywizacja poch³onê³a miliony
ofiar. A przecie¿ by³a ona prawdziwym dobrodziejstwem dla milionów
obywateli sowieckich. Represje dotknê³y tylko marginaln¹ czêæ ku³a-
ków, którymi nie ma co siê przejmowaæ: przemoc stosowana przez so-
cjalistyczne pañstwo przeciwko oporowi najbardziej wrogiej czêci ku-
³actwa by³a legalna.
Owszem, Stalin pope³ni³ kilka b³êdów i jest odpowiedzialny za obec-
ny kryzys wiatowego komunizmu, ale nie ze wzglêdu na nadmierne
represje. Najwiêkszym b³êdem sowieckiego przywódcy by³o twierdzi
Mijal zaprzestanie czystek. W partii zagniedzili siê wrogowie kla-
sowi, bur¿uazyjni inteligenci, karierowicze, prawicowi oportunici
i rewizjonici. Zaczê³a siê degeneracja. I tak w³adza w KPZR przesz³a
w rêce grupy Nikity Chruszczowa, który odszed³ od szczytnych ide-
a³ów marksizmu-leninizmu: Chruszczow jeszcze nie otar³ ³ez po wnie-
sieniu na swoich barkach zw³ok Stalina do Mauzoleum Lenina, a ju¿
rozwin¹³ kampaniê bur¿uazyjnej odwil¿y.
Pe³zaj¹ca kontrrewolucja chruszczowowska objê³a tak¿e inne kraje
pozostaj¹ce pod wp³ywem Zwi¹zku Sowieckiego i powoli, w ci¹gu na-
stêpnych 30 lat, spycha³a je na dno bur¿uazyjnej przepaci. Z³owrogiej
fali opar³y siê jednak Chiñska Republika Ludowa i jej sojusz-
nik Albania.
Komunistyczna Partia Polski
Otwarty konflikt Mijala z Gomu³k¹ rozpocz¹³ siê w 1957 r. Pod-
czas majowego plenum partii niez³omny marksista ostro skrytykowa³
polityczn¹ liberalizacjê, odwrót od kolektywizacji i rewizjonistyczn¹
nutkê suwerennoci w sensie antyradzieckim. Nieustannie cytuj¹c Mark-
sa, Engelsa i Lenina, nawo³ywa³ do zdecydowanej obrony zdobyczy
rewolucji: Towarzysze! (...) Najwy¿szy czas daæ zdecydowany odpór
wrogim elementom (...) Tylko jednoæ partii na gruncie marksizmu-
134
-leninizmu zdo³a pohamowaæ rozprê¿enie gospodarcze, umocniæ w³a-
dzê ludow¹ i dyktaturê proletariatu. Gomu³ka nie ustosunkowa³ siê do
uwag Mijala, za to po kilku miesi¹cach usun¹³ go z KC.
Na pocz¹tku lat 60. Mijal napisa³ anonimow¹ broszurkê W walce
o zwyciêstwo, biernoæ i milczenie to zguba, w której ostro potêpi³
Gomu³kê za odejcie od linii Marksa Engelsa Lenina i bur¿uazyj-
ne eksperymenty (tajemnic¹ poliszynela by³o, ¿e za drukiem broszury
w nak³adzie 10 tys. egzemplarzy sta³a albañska ambasada). Tezy Mi-
jala wzbudza³y spore zainteresowanie nie tylko w aparacie partyjnym,
lecz tak¿e wród robotników. Dla w³adz by³y one wyj¹tkowo niewy-
godne. Gdyby kto chcia³ walczyæ z komunizmem, wprowadzaæ de-
mokracjê i kapitalizm, sprawa by³aby prostsza. Poszed³by do wiêzie-
nia i tyle. Ale Mijal? Jeszcze by tego brakowa³o, ¿eby by³y minister,
cz³onek KC i bliski wspó³pracownik Boles³awa Bieruta stan¹³ przed
s¹dem i obala³ ustrój PRL za pomoc¹ dzie³ Karola Marksa. Zreszt¹
problem ten nie dotyczy³ tylko samego Mijala. Którego razu SB za-
stawi³a sieci na kolporterów jego broszur i ulotek. Jednego nawet aresz-
towano. Okaza³ siê nim Boles³aw Malankiewicz, wielokrotnie od-
znaczany budowniczy Polski Ludowej, by³y ¿o³nierz komunistycznych
Brygad Miêdzynarodowych w Hiszpanii. Malankiewicz by³ ciê¿ko
poszkodowany w jego g³owie tkwi³a kula wystrzelona przez franki-
stowskiego faszystê. No i trzeba by³o go wypuciæ.
Sprawê broszury Mijala skierowano do Centralnej Komisji Kontroli
Partyjnej na rozprawie Mijal wypar³ siê jej autorstwa i postêpowanie
zosta³o umorzone. Sprawa nieco przycich³a. Ale kiedy Gomu³ka pojawi³
siê na wiecu w Hucie Warszawa, jeden z robotników zacz¹³ krzyczeæ, ¿e
milicja aresztowa³a kilku robotników za posiadanie broszurki Mijala. To
jak to jest, towarzyszu Wies³awie? pyta³ Robotników aresztuje siê za
posiadanie broszurki, a jej autor chodzi spokojnie po ulicy?
Miarka siê przebra³a. W czerwcu 1965 r. do Mijala zadzwoni³ ów-
czesny wiceminister finansów Julian Kole. Powiedzia³, ¿e zgodnie
z decyzj¹ góry Mijal przesta³ byæ dyrektorem banku i ma dwie godziny
na opuszczenie gabinetu. Niebawem w stosunku do Mijala i jego bliskich
przyjació³ cz³onków partyjnego kierownictwa rozpoczê³y siê szykany
S³u¿by Bezpieczeñstwa. Mijalowcy postanowili dzia³aæ: za³o¿yli praw-
135
dziw¹, konspiracyjn¹ partiê klasy robotniczej Komunistyczn¹ Partiê
Polski. Spotkanie za³o¿ycielskie odby³o siê 4 grudnia 1965 r. w Warsza-
wie w mieszkaniu Czes³awa Blicharskiego na Krakowskim Przedmieciu
21. Uczestniczy³o w nim kilku znanych dzia³aczy partyjnych wczeniej
odsuniêtych przez Gomu³kê. Wród nich byli m.in. Hilary Che³chowski,
by³y cz³onek KC i zastêpca cz³onka Biura Politycznego oraz W³adys³aw
Dworakowski, w chwili powo³ania KPP zwyk³y lusarz, a wczeniej cz³o-
nek Biura Politycznego KC PZPR i przewodnicz¹cy Komitetu do spraw
Bezpieczeñstwa Publicznego, czyli szef bezpieki.
Kapepowcy powo³ali Komitet Centralny i Biuro Polityczne. Przez
nastêpne kilka lat odbywali regularne posiedzenia plenarne w podwar-
szawskich lasach. Rozpoczêli te¿ aktywn¹ dzia³alnoæ propagandow¹.
W odezwie Pod sztandarem marksizmu do walki o socjalizm któr¹
cytowa³ w swoich Dziennikach politycznych Mieczys³aw F. Rakowski
ostro zaatakowali ekipê Gomu³ki za konszachty z syjonistami i zdra-
dê interesów klasy robotniczej: Dzisiaj z perspektywy dziesiêciu lat ka¿dy
cz³owiek pracy widzi i czuje, ¿e polityka prawicowej grupy Gomu³ki
i jego sojuszniczej grupy syjonistycznej nie s³u¿y interesom klasy ro-
botniczej i mas pracuj¹cych miast i wsi, lecz elementom bur¿uazyj-
nym, drobnomieszczañskim, ku³akom, karierowiczom, biurokratycznym
dziennikarzom i z³odziejom. Wiedz¹c, i¿ s¹ ledzeni i pods³uchiwani,
cz³onkowie kierownictwa KPP zaapelowali równie¿ do towarzyszy
z MO i SB, by tworzyli proletariack¹ konspiracjê i zaniechali jakichkol-
wiek dzia³añ wymierzonych w prawdziw¹ partiê klasy robotniczej.
Oczywicie o rozwiniêciu szerszej dzia³alnoci przez KPP nie mog³o
byæ mowy. Kierownictwo partii uzna³o wiêc, ¿e tylko ucieczka z PRL
dawa³a prawdziwemu komunicie mo¿liwoæ swobodnego dzia³ania.
Na emigracji
W lutym 1966 r. Kazimierz Mijal znikn¹³. Jego ¿ona znalaz³a po-
¿egnalny list, w którym niez³omny rewolucjonista zawiadamia³ o ko-
niecznoci wyjazdu z kraju w celu dalszej walki o socjalizm. Dopiero
po pewnym czasie na skutek szeroko zakrojonych dzia³añ S³u¿by Bez-
pieczeñstwa uda³o siê wyjaniæ zagadkê jego znikniêcia Mijal wyje-
cha³ z Polski poci¹giem do Berlina, zaopatrzony w paszport dyploma-
136
tyczny zaprzyjanionej Albanii. W odwecie Warszawa wyrzuci³a
z Polski ambasadora tego kraju, a wkrótce potem Kazimierza Mijala
z PZPR.
Przez pewien czas o Mijalu nie by³o s³ychaæ. Dopiero po kilku mie-
si¹cach chiñska agencja prasowa Ping Pong poinformowa³a, ¿e przeby-
wa on w Tiranie, gdzie zosta³ otoczony troskliw¹ opiek¹ kierownictwa
partii komunistycznej. Jako wielki znawca dzie³ Marksa, Engelsa, Le-
nina i Stalina by³ traktowany wrêcz z namaszczeniem. Sam Enver Ho-
d¿a zwraca³ siê do niego o konsultacje w ró¿nych kwestiach politycz-
nych i gospodarczych.
Z Albanii Mijal utrzymywa³ kontakt korespondencyjny z Polsk¹.
Sterowa³ konspiracyjn¹ KPP, wydawa³ Czerwony Sztandar i kiero-
wa³ nadaj¹cym audycje do Polski Radiem Tirana. Zorganizowane grup-
ki jego zwolenników dzia³a³y miêdzy innymi w Warszawie, Wroc³a-
wiu, £odzi, Katowicach, Pabianicach, ¯yrardowie. Ale SB rozpraco-
wywa³a kana³y ³¹cznoci, werbowa³a agentów i nasy³a³a prowokato-
rów. Przywódca KPP nie wiedzia³ o tym, ¿e nawet wród kilku cz³on-
ków-za³o¿ycieli nowej partii by³ jeden agent SB (pseudonim Jurek).
Kilkunastu cz³onków partyjnego aktywu (w tym by³ego cz³onka apa-
ratu KC PZPR Stanis³awa Brodziñskiego) aresztowano i skazano na
kilkuletnie wiêzienie. W ci¹gu 3-4 lat w ramach dzia³añ operacyjnych
SB pod kryptonimem Znak rodowisko KPP zosta³o rozbite, a jej
dzia³aczy rozmaitymi szykanami zmuszono do zaprzestania dzia³al-
noci. W latach 70. dzia³alnoæ partii by³a ju¿ tylko operacj¹ S³u¿by
Bezpieczeñstwa.
Sytuacja Mijala w Tiranie te¿ nie by³a najlepsza. Zaczê³y siê
konflikty z towarzyszami albañskimi, którzy mieli zapisaæ w kon-
stytucji, ¿e pañstwo socjalistyczne nie mo¿e braæ zagranicznych
kredytów. Chcieli te¿ wcieliæ w ¿ycie zasadê rotacyjnego obsadza-
nia stanowisk pañstwowych. Ale oba pomys³y zosta³y skrytykowa-
ne przez Mijala. Sprawê rezygnacji z kredytu uzna³ za niedorzeczn¹
przecie¿ Marks twierdzi³, ¿e kredyt w pewnych warunkach mo¿e
przyczyniæ siê do rozwoju gospodarki socjalistycznej. A o rotacji
stanowisk ani Marks, ani Engels, ani Lenin, ani Stalin nie napisali
ani s³owa. Mijal argumentowa³, ¿e taka polityka kadrowa doprowa-
137
dzi do obni¿enia poziomu zarz¹dzania. Kiedy towarzysze albañscy
byli nieustêpliwi, zapyta³, czy rotacja uwzglêdni ich przywódcê,
Envera Hod¿ê. Bo jeli nie, to w partii powstan¹ dwa rodzaje cz³on-
ków: jedni bêd¹ rotowani, a inni nie. W ten sposób mówi³ Mijal
Albania odejdzie od leninowskiego wzorca partii, w której wszyscy
cz³onkowie s¹ równi. Tego by³o ju¿ za wiele. Mijal znalaz³ siê
w areszcie domowym i separacji. Dopiero po pewnym czasie uzy-
ska³ zgodê na wyjazd do Pekinu.
W lipcu 1977 r. znalaz³ siê w Chinach. Kraj ten wydawa³ siê wów-
czas najlepszym realizatorem idei Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina,
od której dawno ju¿ zdaniem Mijala odszed³ ca³y obóz podporz¹d-
kowany ZSRS. Polski komunista szybko znalaz³ wspólny jêzyk z eki-
p¹ nie¿yj¹cego ju¿ Mao. By³ przecie¿ wietnym znawc¹ komunistycz-
nej klasyki, nadto doskonale orientowa³ siê w sprawach ZSRS i Euro-
py Wschodniej. Wielokrotnie doradza³ cz³onkom kierownictwa KPCh,
ale po mierci Mao zaczê³y siê dziaæ dziwne rzeczy. Po krótkiej walce
w kierownictwie partii do w³adzy doszli pragmatycy. Zaczêto mówiæ
o otwarciu na wiat, socjalistycznej gospodarce rynkowej i temu po-
dobne g³upstwa. Mijal znalaz³ siê w nie³asce i na pocz¹tku lat 80.
powróci³ do Europy.
Przegrana bitwa
Sytuacjê w Polsce lat 70. i 80. Mijal ocenia³ bardzo krytycznie.
Ju¿ za Gomu³ki do PZPR mia³o przenikn¹æ wielu wrogów klasowych,
zdrajców i oportunistów. Za Edwarda Gierka by³o jeszcze gorzej: na
pierwszym zjedzie po objêciu w³adzy Gierek rzuci³ has³o zbudowa-
nia trzymilionowej partii jako partii ogólnonarodowej. W ten spo-
sób zdaniem Mijala aparat partyjny ulega³ stopniowej degenera-
cji. Potem nast¹pi³ protest robotniczy w Gdañsku pod has³em socja-
lizm tak wypaczenia nie. Jednak do tego s³usznego protestu pod-
³¹czyli siê ró¿nej maci oszuci i syjonici, zak³adaj¹c NSZZ Soli-
darnoæ. Ale najbardziej haniebn¹ rolê w tych czasach mia³a odegraæ
grupa zdrajców klasy robotniczej, którzy d¹¿yli wprost do obalenia
ustroju PRL: trójka likwidatorów socjalizmu w Polsce (Kania, Jaru-
zelski, Rakowski) zleci³a wstêpowanie cz³onków PZPR do NSZZ So-
138
lidarnoæ, nowej organizacji zwi¹zkowej powo³anej do ¿ycia przez
aktyw syjonistycznej bermanowszczyzny zorganizowanej w KOR i troc-
kistowskich bojówkach komandosów, kierowanych przez takich
syjonistów jak Kuroñ, Michnik i Modzelewski.
Wprowadzaj¹c stan wojenny ekipa Jaruzelskiego na chwilê po-
wstrzyma³a nawa³ê reakcji. Ale có¿ z tego, skoro nie dokonano czyst-
ki w PZPR i nie przywrócono jej proletariackiego charakteru, wpro-
wadzaj¹c leninowsk¹ zasadê, ¿e robotnicy musz¹ stanowiæ co naj-
mniej 70 % cz³onków partii. Degeneracja postêpowa³a dalej, a ele-
ment kontrrewolucyjny znajdowa³ siê wrêcz pod opiek¹ w³adz PRL:
Kierownictwo PZPR, jak i Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego
by³y wyj¹tkowo tolerancyjne, przesadnie humanitarne i nadgorliwie
katolickie. Dzia³aczy i przywódców bur¿uazyjnej rebelii aresztowano
nie jako krwawych przestêpców politycznych, lecz tylko internowano
(...) na probê genera³ów, biskupi utrzymywali z nimi ³¹cznoæ poli-
tyczn¹.
Mijal wróci³ do Polski w koñcu 1983 r. pos³uguj¹c siê paszportem
jednego z krajów zachodnich. Do dzi nie chce powiedzieæ, sk¹d go
wzi¹³. Wedle oficjalnej wersji dosta³ go od której z tamtejszych partii
komunistycznych, choæ niektórzy szepcz¹, ¿e powrót do kraju w celu
uciszenia niewygodnego dzia³acza zorganizowa³a KGB. Mijal przy-
wióz³ ze sob¹ sporo dolarów, za które drukowa³ ulotki oraz odezwy
i wysy³a³ je do przywódców partyjnych i pañstwowych. Pod has³em
Wojsko do koszar! W³adza w rêce ludu! bezkompromisowo zwalcza³
splamion¹ robotnicz¹ krwi¹ juntê wojskow¹ genera³a Jaruzelskiego.
Zaczê³a go szukaæ bezpieka, 16 listopada 1984 r. zosta³ aresztowany
dziêki pomocy towarzysza z KC KPP, agenta SB Jurka. Postawiono
mu zarzut rozpowszechniania druków godz¹cych w ustrój PRL i przez
kilka miesiêcy przetrzymywano w areszcie na Mokotowie. Mia³ wów-
czas 74 lata. W czasie przes³uchañ zaprezentowa³ postawê niez³omne-
go marksisty i dowodzi³, ¿e nie obala, tylko broni pryncypiów ustrojo-
wych PRL. A socjalizm zdradza ekipa PZPR. O wytyczeniu mu proce-
su nie mog³o byæ mowy. Na najwy¿szym szczeblu partii i bezpieki za-
pad³a decyzja, ¿eby przestêpcz¹ dzia³alnoæ Mijala obj¹æ amnesti¹
i odes³aæ go do domu.
139
Mijal dzia³a³ wiêc dalej rozsy³aj¹c po Polsce i wiecie broszury,
listy i elaboraty. Zawsze cieszy³y siê one wielkim zainteresowaniem
nomenklatury PZPR. Ich kopie, zaraz po przechwyceniu, przesy³ano
z Biura ledczego MSW bezporednio na biurka wielu towarzyszy,
w tym m.in. Wojciecha Jaruzelskiego, Jerzego Urbana i Mieczys³awa
F. Rakowskiego. Ale oficjalnej polemiki z pogl¹dami Mijala PZPR
nigdy nie podjê³a. Poprzestano tylko na inwigilacji, rewizjach i roz-
mowach profilaktycznych przeprowadzanych przez wysokich funk-
cjonariuszy Departamentu III MSW. Po jednej z takich rozmów,
w marcu 1986 r. na biurku genera³a Kiszczaka wyl¹dowa³a notatka
wiadcz¹ca, ¿e wszelkie rozmowy z Mijalem s¹ bezowocne: Poinfor-
mowany o konsekwencjach prawnych, które mo¿e spowodowaæ prze-
jawiana przez niego dzia³alnoæ, stwierdzi³, ¿e zdaje sobie z nich spra-
wê, lecz jako rewolucyjny komunista musi walczyæ o prawa klasy ro-
botniczej bez wzglêdu na konsekwencje. W kolejnej ulotce pod tytu-
³em G³os w dyskusji przed X Zjazdem Mijal przekonywa³: Warunkiem
zwyciêstwa polskiej klasy robotniczej jest oddzielenie siê rewolucyj-
nej lewicy komunistycznej od wspó³czesnego rewizjonizmu, wraz z
odrzuceniem skorumpowanej, skompromitowanej i splamionej krwi¹
robotników PZPR.
Ostatni¹ rozmowê profilaktyczn¹ oficerowie SB przeprowadzili
z Mijalem w lutym 1989 r. Efekt by³ taki sam, jak zawsze. Mijal by³
niez³omny: nie da³ siê ani przekonaæ, ani zastraszyæ. Zrobi³ swemu
rozmówcy wyk³ad z Marksa i próbowa³ go przekonaæ o koniecznoci
usuniêcia woskowej junty Jaruzelskiego i oddania w³adzy w rêce pro-
letariatu. Ale upadku socjalizmu nie powstrzyma³. Genera³owie, par-
tyjni rewizjonici i spiskowcy usiedli przy Okr¹g³ym Stole z bur¿u-
azyjnymi agentami oszukuj¹cymi klasê robotnicz¹ i dogadali siê w
sprawie restytucji kapitalizmu. By³a jeszcze szansa powstrzymania
jawnej kontrrewolucji podczas X Plenum KC PZPR: Grupê genera-
³ów na czele z Jaruzelskim i Rakowskim [nale¿a³o] aresztowaæ i po-
stawiæ przed Trybuna³em Stanu za zdradê rewolucji i socjalizmu oraz
próbê oddania w³adzy w rêce bur¿uazji w drodze pokojowej przy
Okr¹g³ym Stole. Nie uda³o siê, bo partia nie mia³a ju¿ proletariackie-
go oblicza.
140
W przededniu rewolucji
Rewolucyjna klasa robotnicza przegra³a bitwê. Nie mog³o byæ ina-
czej, skoro parti¹ kierowa³a rewizjonistyczna targowica, która osta-
tecznie nakaza³a wyprowadziæ sztandar PZPR. Ale przegrana bitwa
nie oznacza jeszcze koñca wojny. Chwilowa restytucja kapitalizmu
w Polsce nie zmieni ogólnego rozwoju praw dziejowych, które nie-
uchronnie doprowadz¹ wiat do realizacji wizji komunistycznych kla-
syków. Historia napiêtnuje nie Marksa i nie marksizm-leninizm
przekonuje Mijal w jednym ze swych ostatnich artyku³ów lecz rewi-
zjonistycznych awanturników, którzy zrywaj¹c z naukowym socjali-
zmem, zdradzili klasowe interesy miêdzynarodowego proletariatu, re-
wolucji socjalistycznej i dyktatury proletariatu.
Mijal twierdzi, ¿e rewolucja proletariacka jest bliska. Odrzuca Fu-
kuyamê i jego teoriê o ostatecznym zwyciêstwie kapitalistycznego libera-
lizmu. Równie ³atwo rozprawia siê z ka¿d¹ bur¿uazyjn¹ teoryjk¹ spo-
³eczn¹, roznosz¹c j¹ w puch niezniszczalnym orê¿em marksizmu-lenini-
zmu. Podkrela, ¿e wszystko co pisze, to nie jakie tam spekulacje, tylko
naukowa wiedza oparta na faktach. Fakty te pokazuje rêk¹ za szyb¹
biblioteczki: 39 tomów dzie³ Marksa, liczne prace Engelsa, 13 tomów
Stalina i 4 tomy Mao. To one pozwalaj¹ mu ch³odnym okiem analizowaæ
otaczaj¹c¹ rzeczywistoæ.
Wszechogarniaj¹ca nêdza, regres gospodarczy i powiêkszaj¹ca siê
armia bezrobotnych s¹ wyranymi symptomami ostatniej fazy gnicia
kapitalizmu. Polska coraz wyraniej dojrzewa do proletariackiej rewo-
lucji. Problem polega na tym, ¿e blisko siedmiomilionowa klasa robot-
nicza nie ma dzi na kogo g³osowaæ, czego dowodem jest niska fre-
kwencja wyborcza: ostatnie wybory do Sejmu przemawiaj¹ liczbami
w sposób zdecydowanie wrogi przeciw bur¿uazji, syjonistom i ich ¿y-
dowskim Wojtkom. (...) 16 mln 312 tys. ludzi (...) To oni w³anie zboj-
kotowali wybory, poniewa¿ czekaj¹ na powo³anie do ¿ycia Polskiej Partii
Klasy Robotniczej i zjednoczenie robotników w jednym Klasowym
Zwi¹zku Zawodowym Robotników. (...) Robotnicy nie mog¹ zapomi-
naæ o swojej partii, poniewa¿ bez takiej organizacji politycznej prole-
tariat jest niczym, igraszk¹ w rêkach ¿onglerów, sprzedajnych s³ug
bur¿uazji.
141
Mijal wie, ¿e jeli proletariat zjednoczy siê pod sztandarem Mark-
sa-Engelsa-Lenina-Stalina, odniesie historyczne zwyciêstwo: Polska
Partia Klasy Robotniczej stanie siê potêg¹ spo³eczn¹ nie do pokona-
nia dla swoich wrogów klasowych. (...) W najbli¿szych wyborach par-
lamentarnych klasa robotnicza odniesie prze³omowe zwyciêstwo.
Wszystko przemawia za tym, ¿e taki kierunek rozwoju jest nieuniknio-
ny. Klasa robotnicza mo¿e odnieæ zwyciêstwo tylko w walce, biernoæ
i milczenie to zguba.
Ostatnio Mijal zebra³ swoje cytowane tu artyku³y z lat 1990-2000
w pracê G³ówna przyczyna klêski rewolucyjnego socjalizmu. Jej rêko-
pis przekaza³ do kilku bibliotek i uniwersytetów, podj¹³ te¿ próbê wyda-
nia. Ale wszechw³adna w Polsce zwyciêska bur¿uazja (kieruj¹c siê ego-
izmem klasowym) roztropnie blokuje przedsiêwziêcie mog¹ce dopro-
wadziæ j¹ do zguby. Rewizjonistyczni likwidatorzy PZPR, kieruj¹cy
dzi SLD, te¿ siê od niego odcinaj¹. Nie za Wyszyñskiego, pochwa³y
Mao i Stalina. Nawet nie za kolektywizacjê. Zarzucaj¹ mu antysemi-
tyzm, bo od czasu do czasu pisze broszurki, w których ujawnia praw-
dziwe nazwiska ca³ej polskiej (¿ydowskiej) elity politycznej. S¹ na niej
niemal wszyscy czo³owi politycy polscy od Tadeusza Mazowieckiego
do Lecha Wa³êsy.
Sojusz reakcji ze zdrajcami klasy robotniczej trwa wiêc nadal i ksi¹¿-
ka na razie nie wysz³a. Ale nawet gdyby nigdy nie uda³o siê jej opubli-
kowaæ, czy podwa¿y to osi¹gniêcia naukowego socjalizmu i zatrzyma
rozpêdzone ko³o historii?
Rzeczpospolita z 13-14 wrzenia 2003 r.
142
R
yszard Nazarewicz urodzi³ siê we Lwowie 11 padziernika 1921 r.
Pocz¹tkowo nic nie zapowiada³o, ¿e bêdzie jednym z bardziej interesuj¹-
cych i wp³ywowych luminarzy nauki historycznej w PRL.
Komsomolec
Ojciec Nazarewicza, Wiktor Raps, by³ synem lwowskiego rzemiel-
nika. W latach 30. pracowa³ jako adwokat, a po wkroczeniu Sowietów
podj¹³ pracê jako prawnik w Ukraiñskim Kombinacie Naftowym. Kie-
dy do Lwowa przyszli Niemcy przeniós³ siê do Warszawy, gdzie ukry-
wa³ siê na aryjskich papierach do Powstania Warszawskiego. Wtedy
zamordowali go Niemcy. Matka Nazarewicza, Gizela Raps z domu
Cengut, by³a córk¹ lwowskiego kupca, która przed wojn¹ zarabia³a na
utrzymanie lekcjami muzyki. W czasie okupacji sowieckiej zosta³a kie-
rownikiem oddzia³u we Lwowskim Domu Pionierów. Potem tak¿e ukry-
wa³a siê w Warszawie jako Natalia Nowakowska. Po wojnie praco-
wa³a w aparacie ZMP.
Pocz¹tkowo nic nie zapowiada³o wielkiej kariery naukowej ich syna,
Ryszarda Rapsa vel Nazarewicza. Wiosn¹ 1939 r. zda³ maturê i po
wkroczeniu Sowietów rozpocz¹³ studia na Politechnice. By³ starost¹
roku i aktywnym komsomolcem. Z tego powodu po zajêciu Lwowa przez
Niemców musia³ ukrywaæ siê przed miejscow¹ ludnoci¹, która wy³a-
pywa³a podobnych sowieckich kolaborantów.
W wrzeniu 1941 r. Raps wyjecha³ do Warszawy. Tu kupi³ doku-
menty na nazwisko Ryszard Nazarewicz i rozpocz¹³ pracê w firmie
Arbor produkuj¹c¹ beczki. Do PPR trafi³ przypadkiem sublokator-
k¹ matki by³a Krystyna Arciuch, komunistyczna ³¹czniczka, a po woj-
nie oficer milicji ci¹gaj¹ca polskich bandytów i historyków z PZPR.
Ryszard Nazarewicz,
czyli jak zostaæ komunistycznym profesorem
143
W³anie przez Arciuchow¹ Nazarewicz nawi¹za³ kontakt z komunistycz-
n¹ konspiracj¹. Kiedy pochwali³ siê sw¹ komsomolsk¹ dzia³alnoci¹, z
miejsca zosta³ aktywist¹ ZWM i PPR. W po³owie 1943 r., po kolejnej
wsypie komunistycznej konspiracji w Warszawie, Nazarewicz uciek³
do Radomska. Tu pracowa³ w Komitecie Okrêgowym PPR jako towa-
rzysz Stefan. Po utworzeniu KRN i powo³aniu Armii Ludowej zosta³
oficerem informacji sztabu okrêgu AL. Struktura ta zajmowa³a siê m.in.
rozpracowywaniem polskiego podziemia niepodleg³ociowego dla so-
wieckiego wywiadu. Swoje meldunki przywozi³ do Warszawy, do os³a-
wionej Leny Woliñskiej, a czasem do szefa jednej z siatek NKWD
w Warszawie, Józefa Ma³eckiego Sêka. Nazarewicz próbowa³ te¿ par-
tyzantki zostaj¹c oficerem tzw. Brygady AL im. Bema. Z marnym
skutkiem ich grupa zosta³a rozpêdzona przez Niemców zanim podjê³a
jak¹kolwiek powa¿niejsz¹ dzia³alnoæ. Warto przy tym wspomnieæ, ¿e
swoich dokonañ w PPR i AL Nazarewicz nie traktowa³ jako czynów
wynikaj¹cych z obowi¹zków polskich: w powojennym kwestionariuszu
poda³, ¿e do 1945 r. by³ obywatelem ZSRS (!).
W ³ódzkim UB
W pocz¹tkach 1945 r. Raps vel Nazarewicz rozpocz¹³ pracê w s³y-
n¹cym z przestêpczoci i okrucieñstwa ³ódzkim UB. Pocz¹tkowo by³
zastêpc¹ naczelnika Miejskiego UBP, za miesi¹c póniej zosta³ zastêp-
c¹ Kierownika Sekcji 3 Wydzia³u I Wojewódzkiego UBP. Jednostka ta
zajmowa³a siê zabezpieczeniem operacyjnym tzw. partii koalicyjnych,
a tak¿e zwalczaniem wrogiej agentury wród duchowieñstwa, inteli-
gencji i m³odzie¿y. W ³ódzkim UB mia³ drobne k³opoty dyscyplinarne.
Którego dnia zagin¹³ znajduj¹cy siê pod jego piecz¹ depozyt nale¿¹-
cy do jednego z aresztowanych. Jaki znajomy aresztowanego przyby³
do UB w celu odzyskania, jak twierdzi³, swoich rzeczy. Oferowa³ przy
tym 6 000 z³ za pomylne za³atwienie sprawy. Wedle pisma z 2 czerwca
1947 r.: proponowane pieni¹dze Bergman na polecenie kpt. Nazarewi-
cza przyj¹³ i z³o¿y³ do kpt. Nazarewicza a kpt. Nazarewicz po porozu-
mieniu z Z-c¹ szefa WUBP mjr Paszkowski[m] pieni¹dze te zu¿y³ na
cele operacyjne. Sprawa kpt. Nazarewicza zosta³a umorzona z uzasad-
nieniem, ¿e pieni¹dze przyj¹³ na polecenie prze³o¿onych i wobec ogól-
144
nego braku nale¿ytej organizacji w UBP. I s³usznie. UB w £odzi bra³o
³apówki i krad³o na potêgê. Dlaczego za wziêcie pieniêdzy na cele ope-
ratywne mia³by odpowiadaæ akurat Nazarewicz?
K³opoty mia³a te¿ ¿ona kpt. Nazarewicza. Cieszy³a siê fataln¹ opi-
ni¹ obyczajow¹, podejrzewano j¹ te¿ o malwersacje i kradzie¿e. Szef
³ódzkiego UB p³k Mieczys³aw Moczar mia³ j¹ te¿ oskar¿yæ o przyw³asz-
czenie czêci z³ota, które przekazywa³ Komitetowi Wojewódzkiemu PPR
w £odzi. W tym wypadku akurat przygania³ kocio³ garnkowi: UB
pod kierownictwem Moczara przypomina³o dobrze zorganizowan¹ grupê
przestêpcz¹, a nie organ w³adzy. Dochody z dzia³alnoci operatywnej
(piercionki, obr¹czki, kamienie szlachetne i inne cenne przedmioty)
Mietek przekazywa³ nie tylko lokalnym towarzyszom, lecz tak¿e do
KC PPR. W Warszawie fanty kwitowa³ W³adys³aw Gomu³ka
Tow. Nazarewicz skar¿y³ siê na ma³¿onkê do Komisji Kontroli Par-
tyjnej i ostatecznie w 1949 r. uzyska³ rozwód. Potem znalaz³ drug¹ ¿onê,
ju¿ z aparatu UB. Niby sprawdzona, ale strze¿onego .. Mo¿e te¿
kradnie, albo, co gorsza, ma niew³aciwe pochodzenie klasowe? Zanim
wiêc wyst¹pi³ z raportem o zezwolenie na lub, kpt. Nazarewicz wypo-
¿yczy³ i dok³adnie przeanalizowa³ jej akta.
Precz z Gomu³k¹!
W 1946 r., podczas protestów spo³ecznych w £odzi, ujawni³y siê
silne nastroje anty¿ydowskie zwi¹zane miêdzy innymi ze sk³adem naro-
dowociowym i metodami dzia³ania ³ódzkiego aparatu PPR i bezpieki.
Towarzysz Moczar zacz¹³ od¿ydzaæ miejscowe UB. Do warszawskiej
centrali trafi³o pismo z prob¹ o odsuniêcie od pracy operacyjnej Rapsa
vel Nazarewicza. Sam zainteresowany skar¿y³ siê na Moczara w 1949 r.:
W pocz¹tku 1946 ( ) p³k Moczar zaproponowa³ mi przejcie do pracy
w Wydziale II, wobec zbyt wielkiej jak uwa¿a³ iloci ¿ydów [pisownia
orygina³u!] na pracy operacyjnej. Uwa¿a³em to za nies³uszne
i krzywdz¹ce i poprosi³em tow. Dyr. Brystygier [sic! Brystiger dyrek-
tor Departamentu MBP] o przeniesienie mnie, co te¿ nast¹pi³o. Po in-
terwencji towarzyszki Luny Nazarewicz obj¹³ funkcjê kierownika Wy-
dzia³u V Miejskiego UBP w Warszawie zajmuj¹cego siê likwidacj¹ resz-
tek polskiego podziemia. Potem zosta³ nawet zastêpc¹ szefa UBP War-
145
szawa. Tu bohatersko trwa³ na posterunku do 1956 r. walcz¹c z faszy-
stowsk¹ reakcj¹ i klerykalizmem. Wedle opinii s³u¿bowej z 1954 r.: pod
jego osobistym kierownictwem prowadzono i realizowano takie spra-
wy jak: rozpracowanie i likwidacja bandy Wa³achowskiego, rozpraco-
wanie i realizacja bandy ROAK ( ) i szereg innych spraw do-
tycz.[¹cych] nielegalnych grup i organizacji m³odzie¿owych.
Oprócz zwalczania wrogów zewnêtrznych mjr Nazarewicz dba³ te¿
o czystoæ szeregów PZPR. Jako dzia³acz partyjny z oddaniem godnym
lwowskiego komsomolca niszczy³ gomu³kowszczyznê w macierzystej
UB. Tak¿e w pracy operacyjnej gorliwie zwalcza³ odchylenie prawico-
wo-nacjonalistyczne, czyli ciga³ swoich kolegów z PPR i GL-AL. Je-
den z jego aresztowanych podw³adnych pisa³ po latach: w dniu 25 lipca
1951 r. dniu aresztowania mego [Nazarewicz] owiadczy³ mi, ¿e musze
odpokutowaæ d³ugie lata w wiêzieniu, gdy¿ odmówi³em mu dania ma-
terja³u gomu³kowszczyzny-spychalszczyzny.
Ale zaanga¿owanie tow. Nazarewicza nie zawsze by³o nale¿ycie
doceniane przez PZPR. W 1952 r. zrobiono mu nawet sprawê dyscypli-
narn¹ za u¿ycie niedozwolonych metod ledztwa. Ot, wpadli do bursy
Seminarium Duchownego przy ul. Kawêczyñskiej, przeprowadzili re-
wizjê i aresztowania, a mo¿e przy okazji komu siê i oberwa³o. Skoñ-
czy³o siê tylko nagan¹. W sumie nie ma o co rozdzieraæ szat, takie by³y
czasy
Warto wspomnieæ, ¿e w po³owie lat 50. specjalna grupa operacyjna
Departamentu V MBP dowodzona przez p³k Józefa Czaplickiego pro-
wadzi³a na terenach Bia³ostocczyzny akcjê przeciwko oddzia³owi Kazi-
mierza Kamieñskiego Huzara. Jej dzia³ania nie przypad³y do gustu
nawet KC PZPR. To, ¿e w przypadku znalezienia broni, bez s¹du roz-
strzeliwali ch³opów pod cha³up¹, niszcz¹c przy okazji ca³y dobytek, to
jeszcze nic. Ale po co zaraz wyszukiwaæ i mordowaæ ich krewnych
z okolicznych wiosek? Ludzie Czaplickiego rabowali na potêgê. Pro-
wadzili te¿ specjaln¹ ksiêgê dochodów i rozchodów, w której spisywa-
no kradzione ludnoci pieni¹dze, cenne przedmioty, zegarki. Wiêkszoæ
kosztownoci zniknê³a bez ladu, ale czêæ zosta³a zapisana w rubrycz-
ce rozchody. Z ksiêgi wynika³o, ¿e jeden zegarek marki IWC pokwi-
towa³ niejaki Nazarewicz.
146
Naukowiec
W 1954 r. s³u¿ba w UB by³a coraz bardziej nudna. Bandy ju¿
w zasadzie rozbite, PSL opanowany, a po znienawidzonej gomu³kowsz-
czyznie nie pozosta³o ju¿ ladu. Pracy du¿o mniej i przylaæ nie za
bardzo by³o komu. Nazarewicz zapragn¹³ zostaæ naukowcem. Co praw-
da z pisaniem w jêzyku polskim nie zawsze sz³o mu najlepiej, ale by³
przecie¿ majorem UB. Motywuj¹c probê o skierowanie na front na-
uki otwarcie pisa³, ¿e tzw. obiektywizm naukowy nie jest tu rzecz¹
najwa¿niejsz¹: wykorzysta³bym w ten sposób swe dowiadczenie na-
byte w ci¹gu blisko 10-letniej pracy w S³u¿bie Bezpieczeñstwa Pu-
blicznego. Nabyta wiedza da mi mo¿noæ lepszego ni¿ dotychczas
s³u¿enia sprawie naszej Partii.
Rok póniej Nazarewicz zosta³ skierowany do Wy¿szej Szko³y Mark-
sizmu Leninizmu, a potem zosta³ pracownikiem naukowym Wy¿szej Szko-
³y Nauk Spo³ecznych (WSNS). Mo¿e i warsztatu naukowca tu za bardzo
nie uczyli, ale za to obydwie szko³y by³y afiliowane przez KC PZPR.
Po pewnym czasie, maj¹c szereg publikacji, Nazarewicz urós³ do grona
czo³owych znawców polskiego podziemia lat 1939-1945. Szczególnie du¿o
pisa³ o konspiracji PPR i GL-AL, czyli, jak siê mia³ wczeniej wyra¿aæ
o szpiegach i dwójkarzach Spychalskiego-Gomu³ki. Ale od tamtych cza-
sów sporo siê zmieni³o. W latach 60. w jego ksi¹¿kach by³a to ju¿ prze-
wodnia si³a narodu pod wiat³ym przewodnictwem tow. Wies³awa.
W pisarstwie Nazarewicza nie obowi¹zywa³y ¿adne regu³y uczciwoci:
tu wyci¹³ fragment niewygodnego dokumentu, tam kaza³ ukrywaæ w ar-
chiwach niewygodne informacje. Gdzie z kompletnej nicoci zrobi³ kil-
kutysiêczny Okrêg ¿o³nierzy AL. Nazarewicz nie odpuci³ te¿ polskiej
konspiracji, próbuj¹c wymazaæ z pamiêci Polaków wszystko, co wcze-
niej fizycznie têpi³ w UB. I tak z NSZ robi³ hitlerowskich kolaborantów,
a z AK bratobójcz¹ reakcjê. Tam, gdzie komunici napadali i mordowali
polskich dzia³aczy, z regu³y okazywa³o siê, ¿e by³o odwrotnie. A Brygada
wiêtokrzyska NSZ to nawet z broni¹ w rêku walczy³a wspólnie z Niem-
cami Ca³e to pisarstwo ma dzi wartoæ makulaturow¹: ot, kontynu-
acja tego, co Nazarewicz rozpocz¹³ we Lwowie jeszcze jako komsomolec
i dla zmylenia klasowego przeciwnika podpisywa³ jako profesor, za-
miast otwarcie: pu³kownik UB.
147
Ostatki
Polska po 1989 r. to dla Nazarewicza tragiczne czasy. Co prawda
niektórzy twierdz¹, ¿e dziêki upadkowi komunizmu dzi odk³amuje siê
historiê, ale Nazarewicz uwa¿a, ¿e jest odwrotnie. Wczeniej by³y rzetel-
ne badania naukowe, a dzi jest prawicowa propaganda i kampania dy-
famacyjna znies³awiaj¹ca bohaterów lewicy. W 1998 r. wyda³ wiêc ksi¹¿kê
pt. Armii Ludowej dylematy i dramaty, bêd¹c¹ odpowiedzi¹ na próby
fa³szowania historii PPR. Napisa³ w niej otwarcie, ¿e rodowisko kom-
batanckie AL jest z siebie dumne i nie boi siê niczego: wielu z nas to
ludzie, którzy nie ulêkli siê hitlerowskich oprawców ani te¿ rodzimych
terrorystów. Ten ostatni zwrot dotyczy zapewne AK i NSZ.
Obraz, jaki Nazarewicz namalowa³ w ksi¹¿ce jest smutny: AL-owcy
i PPR-owcy znowu s¹ dzi ofiar¹ represji: sytuacja AL-owców zatrud-
nionych w MBP i podleg³ych mu strukturach sta³a siê nieznona. Czêæ
z nich nie wytrzyma³a atmosfery podejrzeñ i zdecydowa³a siê pod
ró¿nymi pretekstami na rezygnacjê ze s³u¿by. Przygniecieni rozmia-
rem przeladowañ, musimy wszelako zapytaæ: a co robi³ wówczas mjr
Nazarewicz? Czy¿by sam wówczas nie ciga³ kolegów z AL?
Na promocji nowej ksi¹¿ki towarzysza pu³kownika zebra³a siê eli-
ta historiografii PRL. Profesorowie ledwoanalfabeci z ludowego WP,
I sekretarz Stanis³aw Kania i prof. Eugeniusz Duraczyñski z Polskiej
Akademii Nauk. Pojawi³ siê te¿ pose³ Piotr Gadzinowski z SLD, choæ
tym razem bez ¿adnej gwiazdy porno. Ostatnio p³k Nazarewicz przesta³
ju¿ pisywaæ w Dziejach Najnowszych, najbardziej presti¿owym pi-
mie historycznym w Polsce, które pod kierownictwem prof. Czes³awa
Madajczyka przez wiele lat III RP pozostawa³o ¿a³osnym skansenem
historiografii PRL. Pozosta³o mu jeszcze Biuletyn Kombatantów
AL, Nie i niezawodna Trybuna. Ciê¿kie walki z fa³szerzami histo-
rii ostatnio os³odzi³o mu zaproszenie na sesjê naukow¹ zorganizowan¹
przez Pana Prezydenta Aleksandra Kwaniewskiego. Kto wie, mo¿e
kiedy razem odbuduj¹ PRL?
Tekst niepublikowany, padziernik 2005 r.
148
149
R
OZDZIA£
V
Judaica
150
P
rzytyk sta³ siê symbolem przedwojennego polskiego antysemity-
zmu i stronniczoci w³adz. Amerykañski historyk Ezra Mendelsohn
nazwa³ rozruchy w tym miecie pogromem. Ani ¿yæ, ani broniæ
siê oto do jakiego stanu doprowadzi³a m³odzie¿ ¿ydowsk¹ sana-
cja w ostatnim okresie swych rz¹dów pisa³ po wojnie Bernard Mark,
s³ynny historyk, o zajciach w Przytyku. Rzeczywistoæ by³a du¿o
bardziej z³o¿ona, korzystniejsza dla wizerunku s¹du i policji II Rzecz-
pospolitej.
Przytyk by³ przed wojn¹ ma³¹, kilkutysiêczn¹ osad¹, w której ¯ydzi
stanowili ok. 90% mieszkañców. Nie byli ludmi bogatymi, lecz docho-
dy, jakie osi¹gali, mog³y byæ dla wiêkszoci okolicznych, polskich ch³o-
pów jedynie obiektem marzeñ. Kiedy wieniacy zmuszeni wskutek
kryzysu gospodarczego w latach 30. do szukania zarobku poza rolnic-
twem zaczêli imaæ siê handlu, rzemios³a i us³ug, a wiêc zajêæ dotych-
czas zmonopolizowanych przez spo³ecznoæ ¿ydowsk¹, pojawi³o siê
kolejne pole konfliktów: konkurencja.
Oliwy do ognia dola³a Narodowa Demokracja, która rzuci³a ha-
s³o bojkotu ekonomicznego ¯ydów. Coraz czêciej dochodzi³o do
awantur spowodowanych przede wszystkim agresywn¹ propagand¹
endeck¹. W samym Przytyku i okolicy mno¿y³y siê incydenty: wybi-
jano szyby, obrzucano wyzwiskami, zdarzy³o siê kilka wypadków
pobicia.
¯ydzi stworzyli samoobronê (selbszutz) dowodzon¹ przez syjo-
nistê Icka Frydmana. Uzbrojona w ¿elazne ³omy, pa³ki i rewolwery,
mia³a podj¹æ akcjê obronn¹ w wypadku zagro¿enia ze strony ch³opów.
Wyprzedzaj¹c nieco wypadki nale¿y stwierdziæ, ¿e przygotowania te
mia³y powa¿ny wp³yw na rozmiary póniejszej tragedii.
Przytyk, 9 marca 1936 roku. Starcia czy pogrom?
151
By³y te¿ niezgodne z prawem. Od zapewnienia porz¹dku i bezpie-
czeñstwa by³y bowiem w³adze pañstwowe i policja. Te ledzi³y dzia³a-
nia polskich narodowców z równie du¿¹ uwag¹ co niechêci¹, traktuj¹c
je jako niebezpieczne z punktu widzenia spokoju spo³ecznego.
Kiedy wiêc w listopadzie 1935 r. w pobliskim Odrzywole dosz³o do
powa¿nych konfliktów na tle narodowociowym, policja dzia³a³a bar-
dzo zdecydowanie. Aresztowano wiêkszoæ ch³opów bior¹cych udzia³
w zajciach, a do tych, którzy usi³owali ich odbiæ, bezceremonialnie
otworzono ogieñ. 12 ch³opów zosta³o zabitych. W pobliskim Przytyku,
w którym po wydarzeniach w Odrzywole zapanowa³a jeszcze bardziej
wroga atmosfera, wzmocniono za³ogê policyjn¹ z 5 do 16 osób.
9 marca 1936 r. handel na targowisku przebiega³ pocz¹tkowo spo-
kojnie, choæ wczenie rano dosz³o do drobnego incydentu. Kupcy ¿y-
dowscy przewrócili i uszkodzili kram czapnika, Polaka, kiedy ten zaj¹³
miejsce ich kolegi. Jednak po interwencji posterunkowego wyznaczono
rzemielnikom cile okrelone miejsca i konflikt zosta³ za¿egnany.
Ok. godz. 15 ¯ydzi poskar¿yli siê patroluj¹cym policjantom, ¿e kto
utrudnia handel jednemu z piekarzy. Przeszkadzaj¹cym by³ Józef Strza³-
kowski, cz³onek Stronnictwa Narodowego ze wsi Goszczewice, który sie-
dzia³ na swoim wozie obok straganu piekarza i nawo³ywa³ swój do swe-
go. Posterunkowy Anio³ek chcia³ go wylegitymowaæ, a gdy okaza³o siê, ¿e
Strza³kowski nie ma dokumentów, usi³owa³ zabraæ go na posterunek.
Obroñcy Polaków podnosili potem na rozprawie s¹dowej, ¿e inter-
wencja Anio³ka by³a niezgodna z prawem: karalne by³o ubli¿anie, od-
ci¹ganie si³¹, natomiast siedz¹cy na wozie i nawo³uj¹cy do kupowania
u swego ¿adnego wykroczenia nie pope³nia³.
Wokó³ zatrzymanego i policjanta zebra³ siê kilkudziesiêcioosobo-
wy t³um, który coraz g³oniej domaga³ siê wypuszczenia Strza³kow-
skiego. Anio³ek wycofa³ siê do posterunku, by powróciæ po kilku mi-
nutach z piêcioosobowym patrolem z komendantem posterunku poli-
cji na czele.
Rosn¹cy t³um stan¹³ w obronie zatrzymanego ch³opa. Strza³kowski
zbieg³, a policjantów zablokowano w komisariacie. Zostali uwolnieni
dopiero po ok. 20 minutach, kiedy interweniowali nauczyciele widz¹cy
ca³e zajcie z okien szko³y dwaj. Przypomnieli oni tragiczny fina³ star-
152
cia ch³opów z policj¹ w Odrzywole i nawo³ywali do spokoju. Kiedy
za³oga posterunku wyleg³a na plac w pe³nym rynsztunku i z bagnetami
na karabinach, ch³opi uspokoili siê.
Nieco wczeniej, po przeciwleg³ej stronie rynku, kilku osobników
oderwa³o siê od t³umu i napad³o na ¿ydowskie stragany, rozrzucaj¹c
towar i bij¹c ich w³acicieli. Ch³opi, nie chc¹c wdawaæ siê w awanturê,
poczêli pospiesznie pakowaæ towar i opuszczaæ targowisko. Interwe-
niowa³a samoobrona ¿ydowska, której cz³onkowie wybiegli z podwó-
rek i zaatakowali Polaków. Dowódca bojówki Icek Frydman odda³ kil-
ka niecelnych strza³ów z rewolweru do jednego z awanturników. Reszta
grupy, uzbrojona w rewolwery, ¿elazne ³omy i pa³ki, napad³a na ch³o-
pów wyje¿d¿aj¹cych z miasteczka.
Wieniacy wpadli w panikê, wskakiwali na wozy lub biegiem ucie-
kali przed padaj¹cymi razami i rzucanymi kamieniami. Kilka strza³ów
w ich kierunku odda³ Luzer Kirszencwajg. Ranni od kul zostali trzej
Polacy nie bior¹cy udzia³u w zajciach. Do bicia Polaków przy³¹czy³a
siê ludnoæ ¿ydowska mieszkaj¹ca wzd³u¿ ulicy Warszawskiej jedy-
nej trasy ucieczki.
Ch³opi, podnieceni dotychczasowym przebiegiem wypadków, prze-
ra¿eni u¿yciem broni, widokiem rannych i pobitych, poczêli gromadziæ
siê z dala od rynku. Kierownictwo obj¹³ Szczepan Zarychta. Ranny
w twarz i z orczykiem w rêku zacz¹³ nawo³ywaæ do powrotu i zemsty.
Rozpoczê³a siê regularna bitwa na kamienie. W tym momencie wkro-
czy³a policja rozdzielaj¹c walcz¹cych i wypieraj¹c ch³opsk¹ ci¿bê z mia-
steczka. Nastêpnie funkcjonariusze zawrócili na rynek, gdzie, jak ra-
portowa³ po zajciach komendant posterunku: ¯ydzi z kamieniami i roz-
maitemi ¿elaznemi narzêdziami w rêkach gonili za ch³opami.
Za policjantami ruszy³ coraz liczniejszy t³um wzmacniany tymi,
którzy wracali do miasteczka na wieæ, i¿ ¯ydzi morduj¹ Polaków.
Funkcjonariusze próbowali rozpêdziæ walcz¹cych na rynku, lecz wi-
dz¹c nadci¹gaj¹c¹ czerñ, rzucaj¹c¹ po drodze kamieniami w szyby
¿ydowskich mieszkañ, zaatakowali ch³opów powracaj¹cych do Przy-
tyka. Kiedy ci zaczêli uciekaæ, z okna na I piêtrze Szulim Chil Leska
odda³ kilka strza³ów w kierunku t³umu. Jedna z kul miertelnie rani-
³a Stanis³awa Wieniaka.
153
Ch³opi w panicznej ucieczce poczêli uciekaæ z rynku. Zabitego
zaniesiono do mieszkaj¹cego przy ul. Kocielnej dra Gazdowskiego.
Po drodze t³um rzuci³ siê na mieszkania ¿ydowskie demoluj¹c, nisz-
cz¹c, mci³ siê za mieræ Wieniaka. Ani policjanci, ani nauczyciele
znajduj¹cy siê na ulicy Warszawskiej nie byli w stanie opanowaæ
zamieszek.
Najwiêksze rozruchy mia³y miejsce w dzielnicach Podgajek i Za-
chêta, gdzie grupy ci¿by ch³opskiej, uzbrojone w dr¹gi, kamienie i k³o-
nice, przyst¹pi³y do masowego demolowania domów, których miesz-
kañcy w wiêkszoci zd¹¿yli skryæ siê na strychach i w piwnicach. £¹cz-
nie ich ofiar¹ pad³o ok. 20 pobitych i rannych ¯ydów oraz kilkadziesi¹t
zniszczonych mieszkañ.
Do najwiêkszej tragedii dosz³o vis a vis domu dra Gazdowskiego,
gdzie le¿a³ Wieniak. Kilku napastników napad³o tam na mieszkanie Min-
kowskich: Chaja Minkowska otrzyma³a miertelne ciosy jeszcze w miesz-
kaniu, natomiast jej m¹¿ Josek zosta³ dopadniêty na podwórzu, przed
drzwiami kowala Józefa Rogulskiego. Kowal, który wczeniej schowa³
w mieszkaniu kilkuosobow¹ ¿ydowsk¹ rodzinê Sztarków, wyszed³ przed
dom. Na widok zmasakrowanego cz³owieka krzykn¹³: Co robicie, zabi-
jecie go! co spowodowa³o otrzewienie i ucieczkê bij¹cych go Polaków.
Jednak Minkowski, z rozbit¹ czaszk¹, dogorywa³.
Kiedy ok. godz. 16.30 do Przytyka przyby³ starosta Jerzy Trameco-
urt z dodatkowym oddzia³em policji i prokuratorem, by³o ju¿ po zaj-
ciach. Ich bilans by³ naprawdê tragiczny: dwie osoby zabite, trzecia
zmar³a w szpitalu. Rannych by³o ok. 30 osób, w tym kilka ciê¿ko,
w wiêkszoci ¯ydów poszkodowanych w ostatniej fazie zajæ. Dla nich
starosta zorganizowa³ pomoc medyczn¹ z radomskiej ubezpieczalni.
Prokurator przyst¹pi³ do natychmiastowych aresztowañ.
W³adze, pocz¹tkowo zdezorientowane, nie dowierza³y ch³opom
i w areszcie znaleli siê niemal wy³¹cznie Polacy. Jednak ju¿ po kilku
dniach wojewoda kielecki pisa³ w poufnym raporcie do MSW: Jak wy-
nika z toku dotychczasowych dochodzeñ prokuratorskich, omawiane
zajcia przybra³y tak powa¿ny rozmiar jedynie na skutek u¿ycia przez
¯ydów broni palnej, ofiar¹ której pad³ Wieniak, co spowodowa³o do-
piero dalsze krwawe zaburzenia.
154
Sprawa zajæ w Przytyku nabra³a ogromnego rozg³osu. Pocz¹tkowo
w prasie ukaza³ siê tylko oficjalny komunikat, który donosi³ o ofiarach
krwawych zaburzeñ i przywróceniu spokoju przez policjê. Lecz ju¿ 12 marca
1936 r. na forum parlamentu wyst¹pi³ senator Moj¿esz Schorr, który przed-
stawi³ ca³kowicie zmylon¹ wersjê wydarzeñ. Wedle niej zajcia by³y przy-
gotowane przez endeckie bojówki. Zarzuci³ on w³adzom pañstwowym ca³-
kowit¹ biernoæ, a nawet sprzyjanie rozruchom: Na oczach policji, stoj¹cej
bezczynnie, przygl¹daj¹cej siê biernie i ze spokojem wypadkom, rozgry-
waj¹ siê rozruchy. Masa ch³opska uzbrojona w pa³ki owiniête drutem
i zakoñczone ga³kami ¿elaznemi, specjalnie w tym celu przez zbrodnicz¹
rêkê dostarczone, w k³onice i orczyki wdziera siê do mieszkañ i sklepów
¿ydowskich, niszcz¹c, ³ami¹c, rabuj¹c.
Dziêki mowie senatora Schorra, szeroko przedrukowywanej w pra-
sie, nieprawdziwa wersja wydarzeñ sta³a siê znana na ca³ym wiecie.
Spowodowa³a ona nieprzychylny dla Polski rezonans, szczególnie
wród skupisk ludnoci ¿ydowskiej: Doar Hayom pisa³ w Palesty-
nie 23 marca 1936 r.: Nie ma prawa, które nie by³oby skierowane
przeciwko ¯ydom i nie ma miasta w Polsce, gdzie ¯ydzi nie piliby
zatrutego pucharu pogromów i zniewag; nie ma ¯yda na wiecie,
który by ¿ywi³ sympatiê do tej Polski. Dzieñ wczeniej w Tel Awiwie
po wiecu syjonistów-rewizjonistów (odpowiednik polskiego ONR) kil-
kusetosobowy t³um uda³ siê pod polski konsulat. W placówce powy-
bijano szyby i przy aplauzie zgromadzonej publicznoci pozrywano
z budynku polskie tablice.
Podobne echa rozleg³y siê w Stanach Zjednoczonych: oprócz kilku
artyku³ów w prasie odby³y siê masowe wyst¹pienia i protesty przeciw-
ko pogromom w Polsce. Kongresman Pittman, prezes Komisji Spraw
Zagranicznych Senatu, nazwa³ Polaków narodem stoj¹cym u progu po-
stradania zmys³ów.
Raporty z polskich placówek dyplomatycznych i konsularnych po-
twierdza³y, ¿e nieprzychylna Polsce kampania nie jest spowodowana
wrogoci¹ diaspory ¿ydowskiej do Polski, lecz wynika³a przede wszyst-
kim z braku rzetelnej informacji o sytuacji w kraju.
Proces przeciwko uczestnikom zajæ przytyckich rozpocz¹³ siê
2 czerwca 1936 r. w Radomiu i nale¿a³ do najwiêkszych w przedwo-
155
jennej Polsce; oskar¿onych by³o a¿ 57 osób, powo³ano ponad 300
wiadków.
Najciê¿sze zarzuty postawiono Szulimowi Lesce, który mia³ oddaæ
miertelne strza³y do Wieniaka oraz domniemanym zabójcom Minkow-
skich: Gustawowi Iwañskiemu, Franciszkowi Kwietniewskiemu, Anto-
niemu i Stanis³awowi Fr¹czkiewiczom.
O strzelanie do ch³opów w zamiarze pozbawienia ¿ycia oskar¿ono
tak¿e innych cz³onków samoobrony: Icka Frydmana i Luzera Kirszen-
cwajga. Pozosta³ym obwinionym, tak Polakom, jak i ¯ydom, postawio-
no drobniejsze zarzuty: uczestnictwo w zbiegowisku, demolowanie do-
mów ¿ydowskich, pobicie.
Punktem kluczowym procesu by³a sprawa zabójstwa Wieniaka
przez Leskê. Przyznanie przez jego obroñców, ¿e Leska jest zabójc¹
i szukanie dla niego okolicznoci ³agodz¹cych mog³o spowodowaæ ob-
ni¿enie kary. Wtedy jednak ca³a koncepcja obrony, wedle której spo-
³ecznoæ ¿ydowska by³a tylko bezbronnym, biernym obiektem ataków,
leg³aby w gruzach. Wybrano wersjê najgorsz¹ z mo¿liwych: ukuto le-
gendê, i¿ strza³y w kierunku Wieniaka pad³y ze skrzyni ciê¿arówki
przeje¿d¿aj¹cej przez miasteczko. By³a to wersja stoj¹ca w sprzeczno-
ci z relacjami wielu wiadków, którzy widzieli strzelaj¹cego Leskê
w oknie, a do tego szybko skompromitowana; odnaleziono ciê¿arówkê
i jej kierowcê, który krytycznego dnia przewozi³ ni¹ winie. Skutki by³y
katastrofalne: Leskê skazano za umylne zabójstwo, natomiast legenda
o ciê¿arówce, podtrzymywana przez zeznaj¹cych wiadków ¯ydów,
podwa¿a³a ich wiarygodnoæ nawet w tych kwestiach, kiedy mówili
prawdê. O wyjanieniu przyczyn ataku samoobrony ¿ydowskiej na Po-
laków (wczeniejszy napad kilku ch³opów na krawców ¿ydowskich) nie
mog³o byæ mowy wobec faktu, i¿ jej cz³onkowie uparcie twierdzili, ¿e
nic nie widzieli i udzia³u w zajciach nie brali. Co wiêcej: ledztwo
wykaza³o jednoznacznie, ¿e ch³opi zostali napadniêci podczas ucieczki
ulic¹ Warszawsk¹, a wszystkich postrzelonych Polaków, którzy w ogó-
le nie brali udzia³u w zajciach, kule trafi³y od ty³u.
26 czerwca 1936 r. ok. godz. 17.45 sêdzia Adam Bobkowski og³osi³
wyrok w procesie radomskim. Szulim Leska zosta³ skazany na 8 lat wiê-
zienia, podobnie wysokie kary otrzymali strzelaj¹cy do Polaków: Icek
156
Frydman 5 lat i Luzer Kirszencwajg 6 lat. Domniemanych zabójców
Minkowskich z powodu braku dowodów uniewinniono, a wiêkszoæ ch³o-
pów zosta³a skazana za udzia³ w zajciach na wyroki od kilku do kilkuna-
stu miesiêcy wiêzienia, przewa¿nie w zawieszeniu.
Spo³ecznoæ ¿ydowska by³a przygnêbiona. Adwokaci odwo³ywali
siê od wyroku, jednak przynios³o to tylko po³owiczne sukcesy: zmniej-
szono karê Luzera Kirszencwajga i Szulima Leski, lecz niektórym oskar-
¿onym ¯ydom nawet j¹ podwy¿szono.
Dla endecji wyrok by³ sporym sukcesem propagandowym; lokalne
ko³a Stronnictwa Narodowego powita³y uwolnionych jak bohaterów.
Ukaza³a siê tak¿e broszura autorstwa jednego z obroñców oskar¿onych
Polaków, Stefana Niebudka, pod tytu³em Wojna Polaków z ¯ydami.
Wobec takiego obrotu sprawy S¹d Apelacyjny w Lublinie uzna³, ¿e skoro
oskar¿eni Polacy wiêtuj¹ otrzymanie wyroków w zawieszeniu, urz¹-
dzaj¹ fety, to widaæ kara nie spe³ni³a swojej wychowawczej roli: wszystkie
wyroki w zawieszeniu zamieniono na karê bezwzglêdnego wiêzienia,
w wielu wypadkach znacznie je podwy¿szaj¹c, nawet dwukrotnie.
Naprawiono te¿ b³¹d s¹du okrêgowego: czterej domniemani zabój-
cy Minkowskich, którzy w pierwszej instancji zostali ca³kowicie unie-
winnieni, na wszelki wypadek otrzymali po pó³tora roku wiêzienia za
udzia³ w rozruchach.
Znajomoæ faktów dotycz¹cych zajæ w Przytyku powinna zweryfi-
kowaæ pokutuj¹ce w historiografii przekonanie o zaplanowanym po-
gromie i niesprawiedliwych polskich przedwojennych s¹dach.
Uzasadnienie wyroku s¹dowego
Na podstawie przewodu s¹dowego s¹d doszed³ do nastêpuj¹cych usta-
leñ. Skutkiem uprawiania od kilku miesiêcy przed zajciami w Przytyku
dnia 9 marca 1936 r. przez ludnoæ polsk¹ skutecznego bojkotu handlu
¿ydowskiego oraz zdarzaj¹cych siê w tym czasie wypadków napaci na
ludnoæ ¿ydowsk¹ w postaci wybijania szyb i pobicia, ludnoæ ¿ydowska
Przytyka zdradza³a, zw³aszcza w ostatnich czasach przed wypadkami,
¿ywe zdenerwowanie, co siê wyrazi³o w zg³aszaniu siê licznych delega-
cyj tej¿e ludnoci do w³adz administracyjnych z ¿¹daniem przywrócenia
stanu i stosunków, jakie istnia³y przed okresem bojkotu (...)
157
Dnia 9 marca 1936 r. w godzinach popo³udniowych na rynku
w Przytyku na skutek interwencji policji, usi³uj¹cej kilkakrotnie dopro-
wadziæ Józefa Strza³kowskiego za energiczne stosowanie bojkotu stra-
ganu ¿ydowskiego z pieczywem do posterunku P [olicji] P [añstwowej],
zebrany t³um odbi³ tego¿ Strza³kowskiego i zgrupowa³ siê ko³o poste-
runku, wznosz¹c okrzyki przeciwko policji. W czasie tego zajcia rzu-
cono w policjê orczykiem, kamieniami i krzese³kiem, lecz nikt z policji
nie zosta³ uderzony (...)
W pewien czas póniej, lub pod koniec zajcia przed posterunkiem,
co nie zosta³o na rozprawie cile ustalone, strzeli³ na rynku Icek Fryd-
man. Rozpoczê³o siê zamieszanie z wybijaniem gdzieniegdzie okien ka-
mieniami, przewracaniem straganów i pobiciem Józefa Kubiaka, krawca
Dalmana oraz Lejzora Feldberga i Abrama Haberberga, ch³opca chrze-
cijanina, tudzie¿ gremjalne opuszczenie przez w³ocian na wozach
targu ulic¹ Warszawsk¹ w kierunku przedmiecia Zachêta, przyczem
kolejnoæ powy¿szych zajæ i zwi¹zek przyczynowy miêdzy sob¹ i na-
stêpnemi zajciami nie zosta³ ustalony.
W tym czasie, kiedy w³ocianie opuszczali pospiesznie Przytyk, na
rogu rynku i ul. Warszawskiej, z tej ostatniej Luzer Kirszencwajg strze-
li³ do przechodz¹cego Stanis³awa Kubiaka, a drugim wystrza³em praw-
dopodobnie zrani³ Stanis³awa Popiela. Jednoczenie zgrupowana pod
domami ul. Warszawskiej i w tzw. ciankach ludnoæ ¿ydowska do-
puci³a siê na uciekaj¹cych w³ocianach czynnej napaci, obrzucaj¹c
ich kamieniami i bij¹c ¿elazami i pa³kami oraz u¿ywaj¹c broni palnej,
co spowodowa³o akcjê obronn¹ ze strony napastowanych, nieposiada-
j¹cych broni w³ocian. Przy mocie, prowadz¹cym na Zachêtê, ucieka-
j¹cy pod wp³ywem nawo³ywania Szczepana Zarychty i innych zatrzy-
mali siê i powrócili na ul. Warszawsk¹, prawdopodobnie w celu odwe-
tu, usi³uj¹c dojæ do miasta. Jednak przyby³a w tym czasie policja po-
czê³a w dwóch rzutach wypieraæ t³um ulic¹ Warszawsk¹ w kierunku
mostu. T³um ten poza nielicznemi rzucanemi kamieniami wycofa³ siê
spokojnie i gdy przechodzi³ ko³o domu Leski, z rozbitego okna na piê-
trze wychyli³a siê skierowana w dó³ rêka Szulima Leski, który da³ kilka
strza³ów w t³um. Jednym z tych strza³ów zosta³ zabity Stanis³aw Wie-
niak. T³um, podniecony wy¿ej wspomnian¹ napaci¹ ludnoci ¿ydow-
158
skiej w ulicy Warszawskiej, a w szczególnoci zabójstwem Wieniaka
zdemolowa³ najbli¿sze mieszkania ¿ydowskie na Zachêcie i Podgajni-
ku [Podgajnku], w trakcie czego zosta³o powa¿nie pobitych wielu ¯y-
dów i bestjalsko zostali zamordowani Minkowscy. (...)
Skazuj¹c, s¹d podzieli³ kwalifikacjê prawn¹ czynów oskar¿onych,
przytoczon¹ w akcie oskar¿enia, uzna³ bowiem i¿ stan faktyczny, od-
tworzony na przewodzie s¹dowym, w zupe³noci odpowiada powo³a-
nym przepisom prawa. S¹d odrzuci³ podniesion¹ przez obronê kon-
cepcjê obrony koniecznej, jako niczem nieuzasadnion¹, zw³aszcza,
¿e objektywnie zosta³o ustalone, i¿ wszystkie postrza³y w³ocian
zosta³y oddane w ich plecy, wzglêdnie od ty³u. Równie¿ w okoliczno-
ciach faktycznych sprawy nie dopatrzy³ siê s¹d danych, które prze-
mawia³yby za dzia³aniem strzelaj¹cych pod wp³ywem silnego wzru-
szenia duchowego. (...)
¯ycie z 7-8 lutego 1998 r.
159
P
ogrom kielecki, którego rocznica minê³a kilka dni temu, traktowany
jest na Zachodzie jako czeæ brutalnej rozprawy Polaków z ¯ydami.
Historyk amerykañski Joseph Kermish napisa³ w 1974 r.: Trzeba pod-
kreliæ, ¿e do samego koñca niemieckiej okupacji polskiej ziemi a na-
wet potem jednostki i grupy z polskiego podziemia kontynuowa³y zabi-
janie ¯ydów, nawet wtedy, kiedy demokratyczny rz¹d Polski ju¿ powsta³
w wyzwolonej Polsce. Na terenie ca³ej Polski mia³y miejsce skrytobójcze
mordy ¯ydów, którym uda³o siê ocaleæ, ¯ydów, którzy wrócili z obozów
i z oddzia³ów partyzanckich.
Taka interpretacja historii Polski mo¿e oburzaæ: nazwanie wkro-
czenia wojsk sowieckich do Polski wyzwoleniem jest tak¹ mniej wiêcej
niedorzecznoci¹, jak zdefiniowanie rz¹dów komunistycznych s³owem
demokratyczne. Równie¿ wizja dzia³añ polskiego podziemia z okresu
okupacji niemieckiej jest bardzo symptomatyczna. Wed³ug Kermisha
jego g³ównym zadaniem by³o w zasadzie zabijanie ¯ydów.
Wiêkszoæ innych prac historycznych powsta³ych w USA maluje
obraz Polski jako kraju powszechnego, dzikiego antysemityzmu, który
powodowa³, ¿e ¯ydzi ocaleni z holocaustu wrêcz nie mogli poruszaæ siê
swobodnie po ulicach w obawie o w³asne ¿ycie. Polacy za, zamiast
cieszyæ siê z odzyskanej wolnoci i nowego rz¹du demokratycznego,
najchêtniej mordowali ¯ydów. Podobne wywody na temat powojennej
rzeczywistoci w Polsce uzupe³niaj¹ ró¿nego rodzaju statystyki ofiar
polskiego antysemityzmu. Niezwykle wp³ywowa historyczka Lucy Da-
widowicz stwierdzi³a na przyk³ad, ¿e pomiêdzy marcem 1945 r. a lip-
cem 1946 r. w Polsce zabito ok. 800 ¯ydów. Jest to liczba i tak niezbyt
wysoka, skoro inny naukowiec, Jaff Schatz, napisa³ w 1992 r., ¿e po
Wypaczona historia
160
wojnie zamordowano ok. 1500 osób, a dwa lata póniej Michael Stein-
lauf doliczy³ siê ju¿ ok. 1500-2000 ¯ydów, w znakomitej wiêkszoci
zabitych tylko dlatego, ¿e byli ¯ydami.
Sk¹d siê te tezy i liczby wziê³y? G³ównym sposobem powstawa-
nia cytowanych prac historycznych by³o tzw. p¹czkowanie geome-
tryczne. Na czym ów system polega? Wystarczy, ¿e zbierze siê kilka
relacji, doda do tego piêæ przypadkowych dokumentów i ju¿ jest kil-
ka przypisów do mniej lub bardziej ba³amutnej tezy. Kolejny histo-
ryk pisze bardzo podobn¹ pracê, dodaj¹c do przypisów jedynie ksi¹¿-
kê poprzednika i nieco podwy¿szaj¹c liczbê rzekomych ofiar. Trzeci
ma ju¿ do dyspozycji o jedno ród³o wiêcej: mo¿e wiêc podwy¿szyæ
szacunki. Potem powstaj¹ kolejne artyku³y i ksi¹¿ki, których liczba
tak jak liczba ¯ydów zabitych w Polsce po wojnie bêdzie ros³a
w postêpie geometrycznym. Po kilku latach 27-tysiêczna pozycja
wydana na ten temat bêdzie mia³a w przypisach bardzo potê¿n¹ bazê
ród³ow¹.
Przestrzegam jednak przed porównywaniem amerykañskiego rynku
historycznego do zgrabnych oszustw a la ³añcuszek szczêcia, miê-
dzy obydwoma systemami jest bowiem zasadnicza ró¿nica. W klasycz-
nym uk³adzie jedni gracze oszukuj¹ innych, tu za nabieraj¹ siê wszy-
scy: i historycy, i czytelnicy.
Propaganda
Od pocz¹tku Polski Ludowej komunici przyst¹pili do bardzo gwa³-
townej rozprawy z politycznymi przeciwnikami. Polem walki by³y nie
tylko lasy, w których ukrywali siê cigani i zaszczuwani niepodleg³ociow-
cy, lecz tak¿e umys³y Polaków. ¯o³nierze polskiego podziemia mieli zo-
staæ nie tylko unicestwieni fizycznie, lecz tak¿e zohydzeni moralnie.
Okólnik Ministerstwa Informacji i Propagandy z kwietnia 1945 r.
nakazywa³: Nale¿y ukazaæ akcjê AK w ca³ej jej rzeczywistej ohydzie,
staraæ siê odizolowaæ politycznie bandyckie, faszystowskie elementy
AK i NSZ jako ludzi, których zalepienie i g³upota polityczna i niena-
wiæ do demokracji [sic! komunizmu] uczyni³a faktycznymi agentami
Hitlera. (...) Kampania przeciwko AK musi byæ prowadzona bardzo
ostro, ale bez histerii.
161
Jednym z ulubionych argumentów komunistycznej propagandy by³o
ukazywanie niepodleg³ociowców jako rzezimieszków i zbirów mordu-
j¹cych bohaterskich ¿o³nierzy radzieckich, kobiety, dzieci i niewinnych
¯ydów. Opinie tego typu prezentowa³a nie tylko polska prasa, lecz od-
powiednie wydawnictwa komunistyczne preparowane na Zachodzie.
W 1946 r. agencja Soviet News opublikowa³a w Londynie wybór
dokumentów dotycz¹cych stosunków polsko-sowieckich. Ukazywa³ on
w ró¿owych barwach rzekom¹ przyjañ polsko-sowieck¹ i niezwykle
¿yczliwy stosunek Stalina do naszego kraju. Sytuacja polityczna Polski
zosta³a weñ ukazana jako walka si³ demokracji i postêpu z reakcj¹,
faszyzmem i antysemityzmem. Przedstawicielami si³ wstecznych by³y
m.in. Polskie Si³y Zbrojne na Zachodzie, rz¹d RP w Londynie i podzie-
mie antykomunistyczne w kraju.
Soviet News z emfaz¹ godn¹ wielkiej sprawy przytacza³a opiniê
komunistycznego genera³a Micha³a £y¿wiñskiego vel ¯ymierskiego,
dotycz¹ce AK: W okolicach Sandomierza ci byli cz³onkowie Armii
Krajowej, którzy zeszli do podziemia, urz¹dzaj¹ pogromy, napadaj¹
na miasteczka i morduj¹ ¯ydów. To udowadnia, ¿e organizacja ta jest
faszystowska i moralnie skorumpowana (...).
Podobne informacje dociera³y na Zachód równie¿ za porednictwem
Centralnego Komitetu ¯ydów Polskich, którego odezwy i owiadczenia
by³y równie ostre w formie, co enuncjacje w³adz warszawskich. Na
przyk³ad w oficjalnym dokumencie z 13 stycznia 1946 r. CD¯P nazwa³
rz¹d polski na wychodstwie reakcyjn¹ klik¹ spod znaku zbankrutowa-
nego rz¹du londyñskiego, po czym stwierdzi³, ¿e Rz¹d Jednoci Naro-
dowej stoi na stra¿y interesów wszystkich obywateli Polski, a tym sa-
mym i ocala³ej ludnoci ¿ydowskiej, której udziela od czasu wyzwole-
nia Polski spod okupacji niemieckiej jak najdalej id¹cej pomocy mate-
rialnej i moralnej, prowadzi nieub³agan¹ walkê z bandami NSZ.
Niektórzy politycy ¿ydowscy swoim zaanga¿owaniem zdystanso-
wali komunistyczne gadzinówki. Przedwojenny pose³ na Sejm RP, syjo-
nista Emil Sommerstein, w wyst¹pieniu na sesji KRN w lipcu 1945 r.
perorowa³: nie tylko z r¹k zbirów hitlerowskich, ale i z r¹k polskiej
reakcji nie bêdziemy tu mierzyli z czyich r¹k wiêcej du¿o setek
tysiêcy ¯ydów zginê³o.
162
Nieco mniej gwa³town¹ kampaniê propagandow¹ prowadzili na are-
nie miêdzynarodowej polscy komunici. Liczyli, ¿e ukazuj¹c w jak naj-
gorszym wietle si³y niepodleg³ociowe w kraju, armiê gen. Andersa
czy rz¹d RP w Londynie, poprawi¹ swój w³asny wizerunek i ³atwiej
uzyskaj¹ przyzwolenie aliantów zachodnich na zniewolenie Polski. Ak-
cja ta przynios³a im wiele sukcesów.
W wydanych w 1951 r. wspomnieniach prezes wiatowego Zwi¹z-
ku Polskich ¯ydów, Józef Tennenbaum wzi¹³ za dobr¹ monetê uzyska-
nie od szefa MB Stanis³awa Radkiewicza informacjê, ¿e za anty¿ydow-
skimi wyst¹pieniami w Polsce, a w tym równie¿ wypadkami kieleckimi,
stali genera³ Anders i Brygada wiêtokrzyska NSZ.
Amerykañski libera³ John Vachon pisa³ na bie¿¹co o sytuacji w Pol-
sce: Odby³o siê referendum. By³o ono bardzo porz¹dnie i uczciwie prze-
prowadzone. W innym miejscu o tzw. pogromie kieleckim stwierdzi³:
36 ze 136 ¯ydów w Kielcach zosta³o ukamienowanych. Oko³o szeæ-
dziesiêciu bardzo pobitych znajduje siê w szpitalu. Ludzie Andersa
okazali siê przywódcami zamieszek i zostali aresztowani.
Postronni obserwatorzy zachodni, w tym równie¿ ¯ydzi amerykañ-
scy, bardzo czêsto odbierali wydarzenia w Polsce zgodnie ze scenariu-
szem pisanym przez PPR. To by³y wielkie triumfy komunistycznej pro-
pagandy, których skutki odczuwamy do dzi.
Relacje, wspomnienia
G³ównym ród³em informacji historyków amerykañskich by³y i s¹ re-
lacje ¯ydów, którzy wyjechali z Polski po wojnie. Wielu z nich wynios³o
z kraju bardzo z³e wspomnienia i da³o temu wyraz w ostrych i nie zawsze
wywa¿onych s¹dach. Obrazy tworzone we wspomnianych relacjach nie
tylko nios¹ ze sob¹ silny baga¿ emocjonalny, lecz tak¿e zawieraj¹ niedo-
k³adne, wyolbrzymione lub te¿ po prostu nieprawdziwe informacje.
Rachela Sutin napisa³a na przyk³ad: Jednego dnia us³yszelimy, ¿e
w polskim miecie na po³udnie od £odzi w miecie nazwanym Kato-
wice mia³ miejsce du¿y pogrom. Wszyscy ocaleni z Zag³ady ¯ydzi
w tym miecie zostali zabici przez miejscowych Polaków. I to wydarzy-
³o siê po tym jak wojna mia³a byæ skoñczona! A ¯ydów wci¹¿ zabijano
nie tylko w Katowicach, ale równie¿ w innych miastach Polski tak
163
jakby Polacy w tych miastach starali siê za³atwiæ to, czego Niemcy nie
zd¹¿yli.
Oczywicie, o takim pogromie nikt nigdy w Polsce nie s³ysza³, ale
autorka wspomnieñ, a za ni¹ powo³uj¹cy siê nañ historycy nie maj¹
¿adnych w¹tpliwoci, ¿e rze ¯ydów w Katowicach to fakt historyczny.
Wiele wydarzeñ funkcjonuj¹cych w amerykañskich pracach nauko-
wych jako brutalne ataki na ¯ydów jest w kraju doæ dobrze znanych,
ale z zupe³nie innej strony.
W padzierniku 1944 r. oddzia³ AK pod dowództwem pchor. Micha-
³a Babula (ps. Gaj) przeprowadzi³ w Ejszyszkach zamach na oficera
sowieckiego kontrwywiadu (Smierszu). Akcja zakoñczy³a siê sukce-
sem: zginê³o trzech Sowietów, w tym rzeczony oficer. Niestety, w czasie
strzelaniny zginê³o dwoje ¯ydów: kobieta i dziecko. Po latach córka tra-
gicznie zmar³ej kobiety, Yaffa Sonenson-Eliach napisa³a we wspomnie-
niach, ¿e w Ejszyszkach mia³ miejsce pogrom ¯ydów. W 1996 r., kiedy
sprawa pogromu w Ejszyszkach sta³a siê g³ona, zarówno w Polsce,
jak i w USA ukaza³o siê kilka artyku³ów, które bardzo dok³adnie wyja-
nia³y ca³¹ sprawê. Kto przypomnia³ nawet wspomnienia oficera NKWD
¿ydowskiego pochodzenia, Leona Kahana, z których równie¿ jednoznacz-
nie wynika³o, ¿e akcja AK nie mia³a podtekstu etnicznego.
Sprawa ta nie jest niczym szczególnym. Innych, mniej lub bar-
dziej zawinionych oczywistych zniekszta³ceñ i zafa³szowañ, jest bar-
dzo wiele. Wiadomo dzi doskonale pisa³a o tym m.in. prof. Teresa
Preker ¿e sk³adane po wojnie relacje w miarê up³ywu czasu i zmian
koniunktur politycznych ulega³y kolejnym modyfikacjom. Znane s¹
w Polsce wspomnienia osób, które najpierw opisywa³y mieræ swoich
bliskich z rêki Niemców, a w miarê za up³ywu czasu hitlerowców
zastêpowali faszyci z AK i NSZ.
Podobnie choæ z zupe³nie innych przyczyn, raczej nie ideologicz-
nych by³o i na Zachodzie: mieræ bliskich z rêki Niemców by³a do-
wiadczeniem powszechnym i nie budzi³a takich emocji i zainteresowa-
nia co innego mieræ z rêki polskiego antysemity. Równie¿ zabójstwo
dokonane przez pospolitego bandytê nie mog³o byæ imponuj¹ce co
innego z rêki faszysty z AK czy NSZ. To by³o dowiadczenie niemal
z pogranicza holocaustu.
164
Oprócz typowych mankamentów metodologicznych, jakie zawiera-
j¹ prace oparte na tego typu relacjach, du¿¹ rolê odgrywa³y uprzedzenia
ideologiczne. W licie z lutego 1994 r. Stanis³aw Aronson pisa³ z Izra-
ela do Gazety Wyborczej: Jak wiadomo, w 1955 r. powsta³ w Jerozo-
limie Instytut Pamiêci Narodowej Yad Vashem i wkrótce przyst¹pi³ do
zbierania relacji o losach ¯ydów podczas wojny. Niektórzy z zajmuj¹-
cych siê tym m³odych historyków byli to komunici,wyszkoleni w stali-
nowskiej Polsce. Mieli oni wpojon¹ nienawiæ do AK i uwielbienie do
AL i innych formacji komunistycznych. St¹d te¿ wysoce prawdopodob-
nie jest redakcyjne modelowanie uzyskiwanych relacji, czêsto wiêc
nie mo¿na mieæ do nich pe³nego zaufania.
Zdarza³o siê, i¿ interpretacjê treci relacji wiadków ¿ydowskich dopa-
sowywano (podobnie jak inne dokumenty) do ju¿ funkcjonuj¹cej, negatyw-
nej opinii o Polsce, parafrazuj¹c i wypaczaj¹c ich sens. Bardzo znana
w USA ksi¹¿ka Unequal Victims: Poles and Jews During World War Two
Izraela Gutmana i Szmula Krakowskiego jest podrêcznikowym wrêcz przy-
k³adem takiej dzia³alnoci. Ponadto jest publiczn¹ tajemnic¹, ¿e kilku sza-
nowanych w USA naukowców zajmuj¹cych siê stosunkami polsko-¿ydow-
skimi, ma za sob¹ niezwykle bogat¹ kartê w Ludowym Wojsku Polskim,
milicji lub UB. Przedstawienia rzetelnego opisu wydarzeñ w Polsce lat 1944-
1947 po ludziach takiego formatu spodziewaæ siê raczej nie nale¿y.
Ró¿nice w percepcji
Partyzant ¿ydowski Hersz Cymerman vel Harold Werner jest jednym
z wielu ¯ydów, którzy wywieli z Polski bardzo z³e wspomnienia. O swo-
ich dowiadczeniach powojennych napisa³ z gorycz¹: Po wyzwoleniu spo-
dziewalimy siê, ¿e nas bêd¹ witaæ jako bohaterów za to, ¿e zwyciêsko
walczylimy ze wspólnym wrogim, aby pomóc wyzwoliæ Polskê. Zamiast
tego nasi ¿ydowscy partyzanci spotkali siê z zupe³nie przeciwn¹ reakcj¹
i ze smutkiem zdali sobie sprawê, ¿e polskie podejcie do ¯ydów zosta³o
takie samo po wojnie, jak by³o przed wojn¹. I mo¿na by uwierzyæ
w antysemicki podtekst z³ego stosunku Polaków do Cymermana, gdyby
w innym miejscu sam nie napisa³, ¿e wst¹pi³ z kolegami do miejscowego
UB. Doda³ przy tym, ¿e zupe³nie nie rozumie, dlaczego w niektórych
wypadkach atakowa³y nas bandy z oddzia³ów by³ej Armii Krajowej.
165
Przytoczony fragment wspomnieñ wyranie sygnalizuje ró¿nice po-
strzegania powojennej rzeczywistoci przez ¯ydów i Polaków. Dla tych
pierwszych skoñczy³ siê ludobójczy koszmar, który poch³on¹³ miliony
ich wspó³rodaków. Pozytywny stosunek ¯ydów do wkraczaj¹cych So-
wietów nie oznacza³ wiêc wrodzonej sympatii do komunizmu, jak to
czasem wówczas postrzegano, lecz by³ skutkiem przywrócenia im pra-
wa do ¿ycia. Natomiast dla wiêkszoci Polaków wkroczenie Armii Czer-
wonej i tworzenie komunistycznego aparatu w³adzy oznacza³o zamianê
jednej okupacji na drug¹.
Owa zasadnicza ró¿nica w percepcji wydarzeñ by³a przyczyn¹ od-
miennych postaw i wielu nieporozumieñ. Wspomniany Hersz Cymerman
dziwi³ siê, dlaczego AK-owcy do niego strzelaj¹. W innym miejscu swo-
ich wspomnieñ uzna³ za przejaw polskiego antysemityzmu wypadek ze
stycznia 1945 r., kiedy to oficer rzeszowskiego UB, kpt. Chyl Grynszpan,
otrzyma³ paczkê, która okaza³a siê byæ bomb¹ i wybuch³a Grynszpanowi
w rêkach. Nie wspomnia³ przy tym ani s³owa byæ mo¿e o tym nie wiedzia³
¿e kilka miesiêcy póniej za pomoc¹ podobnej paczki AK zlikwidowa³a
innego zas³u¿onego funkcjonariusza rzeszowskiego UB, Polaka, sier¿.
Jacentego Grodka. Nie ma wiêkszych w¹tpliwoci, ¿e w obu przypadkach
celem byli po prostu funkcjonariusze komunistycznego aparatu bezpieczeñ-
stwa. Ale dla ka¿dego czytaj¹cego w USA wspomnienia Cymermana oczy-
wiste jest, ¿e zamach na Grynszpana mia³ kontekst etniczny. A przecie¿
podobnych udokumentowanych przypadków likwidacji funkcjonariuszy UB,
milicjantów, aktywistów partyjnych i konfidentów UB czy NKWD ¿ydow-
skiego pochodzenia znamy dziesi¹tki, o ile nie setki!
Weteran walk z Niemcami i antykomunistycznego powstania, re-
daktor Jerzy laski, wspomina³: W Melbourne rozmawia³em z bardzo
bogat¹ i dystyngowan¹ starsz¹ pani¹, ¯ydówk¹ z Bia³egostoku, która
skar¿y³a siê na polski antysemityzm, obci¹¿aj¹c tym zarzutem równie¿
Armiê Krajow¹, i gdy usi³owa³em z ni¹ polemizowaæ, przygwodzi³a
mnie takim oto argumentem:
Jeli pan nie wierzy, to mogê zaprowadziæ pana do mego brata,
który te¿ tu mieszka. AK-owcy chcieli go zabiæ i tak postrzelili, ¿e do
dzi jest inwalid¹! I to ju¿ po wojnie!
A co brat robi³? spyta³em.
166
By³ oficerem. Polskim oficerem! Zastêpc¹ szefa bezpieczeñstwa
w Bia³ymstoku!
Czy¿ mia³em jej t³umaczyæ, ¿e jeliby UB-owiec tego szczebla nie
by³ z pochodzenia ¯ydem, lecz Hiszpanem lub Australijczykiem, to te¿
by do niego strzelano?
Historycy amerykañscy zapominaj¹, ¿e wkroczenie wojsk sowiec-
kich nie przynios³o Polsce ani wolnoci, ani bezpieczeñstwa. Krwawe
pacyfikacje hitlerowców zast¹pi³y nie mniej brutalne sowieckie i prze-
prowadzane przez rodzimych kolaborantów. Trwa³o antykomunistycz-
ne powstanie. Brak stabilizacji, wojenne zdziczenie i ³atwy dostêp do
broni wp³ywa³y na rozwój plagi bandytyzmu. Ginêli przede wszystkim
Polacy, ginêli tak¿e ¯ydzi za spraw¹ wojsk NKWD, MO, UB, ludo-
wego wojska; jako ofiary antykomunistycznych powstañców, z r¹k UPA,
Werwolfu, sowieckich maruderów i rodzimych bandytów. ¯ydzi byli
zabijani tak¿e z powodu uprzedzeñ etnicznych, nienawici czy obawy
przed rewindykacjami maj¹tkowymi. Ginêli z r¹k funkcjonariuszy ko-
munistycznego aparatu bezpieczeñstwa LWP, którzy tak jak podw³adni
gen. Grzegorza Korczyñskiego likwidowali wiadków swoich zbrod-
ni z czasów, kiedy byli jeszcze partyzantami AL. Wiele wskazuje rów-
nie¿ na to, ¿e zabijano ich w zaplanowanych akcjach aparatu w³adzy,
zmierzaj¹cych do skompromitowania Polski i usuniêcia z niej ¯ydów,
którzy nijak nie pasowaliby do przysz³ej PRL syjonistów, ortodoksów
i tradycjonalistów innej maci których oficjalne zwalczenie mog³oby
wywo³aæ miêdzynarodowe reperkusje.
Jednak kluczowe jest pytanie kto i dlaczego zgin¹³? Historycy
amerykañscy wrzucaj¹ wszystkie ofiary do jednego worka i twierdz¹,
¿e znakomita wiêkszoæ zabitych w Polsce ¯ydów pad³a z rêki polskich
antysemitów.
Pole dyskusji
Prawdziwa debata na temat stosunków polsko-¿ydowskich, a za-
tem i o sytuacji ¯ydów polskich w latach 1944-1947, mog³a zacz¹æ siê
dopiero po 1989 r. Niestety, mimo up³ywu 10 lat w dalszym ci¹gu bra-
kuje rzetelnych badañ historycznych, a publikacje, które siê ukazuj¹,
zamiast opieraæ siê na solidnej analizie dostêpnych w kraju róde³, czê-
167
sto podaj¹ zupe³nie nie zweryfikowane dane, skopiowane z prac amery-
kañskich lub po prostu wyssane z palca hipotezy naukowe i inter-
pretacje. Przyk³adów takiej dzia³alnoci mo¿na podaæ bardzo wiele.
W 1992 r. prof. Krystyna Kersten opublikowa³a w VIII tomie Pol-
skiej Myli Politycznej XX wieku artyku³ pt. Pogrom kielecki znaki
zapytania. Zawar³a w nim nastêpuj¹cy passus: Klisze wzajemnego po-
strzegania, które wp³ynê³y na interpretacjê pogromu w Kielcach, tkwi-
³y korzeniami w przesz³oci, tak¿e tej w czasie najbli¿szej wojennej,
przede wszystkim jednak karmi³y siê dowiadczeniem powojennym. Ze
strony ¯ydów poczucie zagro¿enia nie by³o bezpodstawne: jest faktem
niezaprzeczalnym, ¿e po wojnie z r¹k polskich zginê³o wieluset ¯ydów
szacunki ró¿ni¹ siê miêdzy sob¹.
Fakt niezaprzeczalny, wieluset ¯ydów ¿adnych ustaleñ ród³o-
wych, konkretnych badañ czy te¿ bli¿szych danych na temat przywo³y-
wanych szacunków. Czy¿by autorka korzysta³a z ustaleñ amerykañ-
skich? A mo¿e, jak to siê ju¿ zdarza³o, nie korzysta³a z ¿adnych badañ?
Zaraz potem prof. Kersten wskaza³a winnych atmosfery niechêci
do ¯ydów, jaka wytworzy³a siê po wojnie. Mia³a to byæ propaganda
NSZ. Podobna teza bêd¹ca najlepszym dowodem, ¿e autorka nigdy
nie mia³a w rêku chocia¿by publicystyki WiN i innych ugrupowañ po-
akowskich, które nie ró¿ni³y siê pod tym wzglêdem niczym od ostrych
s¹dów wydawanych przez prasê NSZ wrêcz zdumiewa sw¹ p³ytko-
ci¹ i naiwnoci¹.
W innej wersji tego¿ artyku³u, opublikowanej w ksi¹¿ce pt. Polacy,
¯ydzi, Komunizm. Anatomia pó³prawd 1939-68 znajdujemy jeszcze cie-
kawszy fragment: ¯ydzi nie byli jedynymi ofiarami tamtego okrutnego
czasu, choæ bez w¹tpienia byli ofiarami szczególnymi, albowiem t³em
wielu ataków i pope³nianych morderstw by³a antysemicka ideologia
nienawici. ¯ydzi ginêli dlatego, ¿e byli ¯ydami, ¿e wrócili, ¿e wrócili
z niebytu ich ju¿ przecie¿ mia³o nie byæ; slogan ¿ydokomuny, uto¿-
samianie z moskiewskim jarzmem, stanowi³ tylko element wspomaga-
j¹cy.
Ja jednak w¹tpiê, czy ¯yd zabity w czasie napadu rabunkowego
przez polskiego bandytê lub sowieckiego marudera jest ofiar¹ szcze-
góln¹. Ponadto autorka ustali³a ponad wszelk¹ w¹tpliwoæ, ¿e ¯ydzi
168
ginêli, bo byli ¯ydami, a slogan ¿ydokomuny odgrywa³ w postawach
Polaków rolê jedynie pomocnicz¹. Bóg jeden wie, sk¹d zosta³y wziête
podobne konstatacje: ¿adnych prób logicznego uzasadnienia czy te¿ ra-
cjonalnej analizy.
Za to na nastêpnej stronie podobne do praktykowanego przez
Amerykanów wrzucanie do jednego worka wszystkich ¿ydowskich
ofiar. Przy próbie wyjanienia przyczyn mierci ok. 150 ¯ydów, któ-
rzy mieli rzekomo zgin¹æ w województwach bia³ostockim i warszaw-
skim, autorka zadowoli³a siê przytoczeniem dokumentu z lat 40., stwier-
dzaj¹cego, ¿e winni morderstw byli bandyci rekrutuj¹cy siê z szere-
gów AK. I tak dobrze, ¿e nie z Brygady wiêtokrzyskiej NSZ czy
armii gen. Andersa.
Inn¹ kuriozaln¹ pozycj¹ jest artyku³ Danuty Blus-Wêgrowskiej At-
mosfera pogromowa opublikowany w Karcie w 1996 r. (numer 18).
Znów mamy tu nic nie mówi¹ce wyliczanie ofiar, bezkrytyczne cytowa-
nie ma³o wiarygodnych róde³ historycznych itp. Wród nich prawdzi-
we pere³ki: Pogrom, jaki mia³ miejsce 4 lipca 1946 r. w Kielcach, móg³
siê wydarzyæ wszêdzie. Z raportu o stanie bezpieczeñstwa w wojewódz-
twie kieleckim, który wicewojewoda Henryk Urbanowicz wys³a³ do Mi-
nisterstwa Administracji Publicznej, wynika, ¿e w okresie od 1 lipca
1945 r. do 1 lutego 1946 r. dokonano tam 840 napadów rabunkowych,
w tym 135 morderstw!
Po pierwsze, podzbiór morderstwo nie zawiera siê w zbiorze na-
pad rabunkowy. A po drugie, zastanawiaj¹ce jest, ile krêgów absurdu
trzeba przekroczyæ, ¿eby na podstawie statystyki kryminalnej wojewódz-
twa kieleckiego dojæ do wniosku, ¿e pogrom móg³ siê wydarzyæ wszê-
dzie? Wed³ug podobnych regu³ logiki i warsztatu historycznego skon-
struowany jest ca³y artyku³.
Innym przyk³adem jest podana w 1993 r. przez Józefa Adelsona
w ksi¹¿ce Najnowsze dzieje ¯ydów w Polsce (w zarysie do 1950 r.)
liczba oko³o 200 ofiar tzw. akcji poci¹gowych NSZ, polegaj¹cych na
mordowaniu ¯ydów powracaj¹cych z ZSRS. W 1985 r. ten sam autor
podawa³, ¿e ofiar tych by³o tylko 120, a ponadto ani za pierwszym, ani
za drugim razem nie popar³ swoich ustaleñ ¿adnymi powa¿nymi bada-
niami. Mimo ¿e Adelson mia³by powa¿ne k³opoty z wiarygodnym udo-
169
kumentowaniem chocia¿by dziesi¹tej czêci podanej liczby ofiar, infor-
macja ta pojawia siê coraz czêciej w kolejnych artyku³ach i opracowa-
niach.
Rynek historiografii polskiej jest zalewany pracami o podobnej war-
toci. Zazwyczaj podaj¹ one zupe³nie niesprawdzone, zestawiane bez
¿adnego merytorycznego sensu wyliczenia i statystyki rzekomych ofiar
polskiego antysemityzmu. Nale¿y siê spodziewaæ, ¿e wedle wszelkich
regu³ historiografii amerykañskiej informacje w nich podane nied³u-
go wywêdruj¹ do USA. Potem powróc¹ bumerangiem do Polski po-
mno¿one przez dwa i obudowane solidnym materia³em ród³owym. Po-
szerzy siê obszar ciemnoty, wzajemnych zarzutów, zatruwaj¹cych at-
mosferê uprzedzeñ.
Urodzony w 1951 r. w USA syn ¿ydowskich emigrantów z Polski,
prof. Sutin, napisa³ w pos³owiu do wspomnieñ swoich rodziców: Nazi-
ci i neonazici oraz ich sympatycy do dzi chc¹ mojej mierci. Na
razie jestem ca³kiem bezpieczny w Ameryce. Ale jelibym nagle prze-
transportowa³ cz³onków mojej rodziny i mnie do Niemiec, Polski, Rosji
czy na £otwê i Litwê aby wymieniæ tylko najbardziej prominentne
miejsca gdzie neonazistowskie ruchy i sentymenty ciesz¹ siê wymieni-
tym zdrowiem wtedy nagle znalelibymy siê w niebezpieczeñstwie.
Dla mnie s¹ to proste fakty.
Nie dziwmy siê profesorowi Sutinowi. Wszak po zakoñczeniu woj-
ny, mimo ¿e nasz kraj odzyska³ niepodleg³oæ i ustanowiono w nim de-
mokratyczny porz¹dek, dzicy antysemici zamordowali kilka tysiêcy ¯y-
dów.
¯ycie z 8 lipca 1999 r.
170
J
eli pominie siê rzeczywisty obraz stosunków polsko-¿ydowskich
w Jedwabnem i okolicy, niemo¿liwe jest zrozumienie bo przecie¿ nie
chodzi o usprawiedliwianie dlaczego po wkroczeniu Niemców zna-
leli siê ludzie, którzy gotowi byli zabijaæ ¯ydów.
Wojna przynios³a ziemiom wschodnim II Rzeczpospolitej dowiad-
czenie bezwzglêdnego wykorzystywania przez okupantów nawarstwio-
nych antagonizmów narodowych. Napiêcia mo¿na by³o zauwa¿yæ ju¿
w czasach niepodleg³ej Polski. Jednak liczne czynniki os³abia³y ich si³ê:
wiêzi s¹siedzkie, handlowe, czasem rodzinne, wreszcie polityka w³adz
nie zawsze m¹dra, ale zazwyczaj maj¹ca na celu unikniêcie eskalacji
wzajemnej niechêci.
W II Rzeczpospolitej Polacy stanowili we wschodnich wojewódz-
twach tylko oko³o 40% ogó³u populacji. Mimo to oni byli ludnoci¹
dominuj¹c¹. Ich jêzyk by³ jêzykiem pañstwowym, polska by³a policja
i wymiar sprawiedliwoci. Niezwykle istotn¹ rolê w ¿yciu politycznym,
spo³ecznym, a nawet gospodarczym odgrywa³o tu wojsko i Korpus
Ochrony Pogranicza, których jednostki ze wzglêdu na zagro¿enie ze
strony ZSRS stacjonowa³y rozsiane we wszystkich wiêkszych mia-
stach wschodniej Polski.
Ze wzglêdu na mieszany charakter etniczny tych ziem tak w³adza,
jak i spo³eczeñstwo polskie odczuwa³o potrzebê ustawicznego podkre-
lania ich polskoci. St¹d wszelkie wiêta pañstwowe czy rocznice wa¿-
nych dla Polaków wydarzeñ historycznych obchodzono tu szczególnie
uroczycie. Wielu przedstawicieli mniejszoci traktowa³o tego typu de-
monstracje jako arogancjê i pokaz nacjonalistycznej buty. Inna by³a
optyka: przecie¿ jedno z najwa¿niejszych wi¹t przedwojennego Lwo-
wa to rocznica jego powrotu do Macierzy, czyli zdobycia miasta po
Trudne s¹siedztwo
171
krwawych walkach z Ukraiñcami. Czy mo¿na siê dziwiæ, ¿e Ukraiñcy
wówczas nie wiêtowali?
Aspiracje narodowe Bia³orusinów i Ukraiñców by³y lekcewa¿one
prowadzono wobec nich politykê brutalnej, niekiedy, polonizacji. Warto
równie¿ pamiêtaæ, ¿e przedstawiciele wspomnianych mniejszoci byli
na ogó³ biednymi ch³opami, za wielka w³asnoæ ziemska znajdowa³a
siê niemal wy³¹cznie w rêkach Polaków. Taki stan powodowa³, i¿ na
prowincji granice podzia³ów religijnych, etnicznych, spo³ecznych i go-
spodarczych w znacznej mierze nak³ada³y siê na siebie.
Nieco inna sytuacja panowa³a w miastach. W miastach zamiesz-
kiwali g³ównie Polacy i ¯ydzi. Ci pierwsi pracowali jako urzêdnicy,
kolejarze, pocztowcy, nauczyciele, funkcjonariusze aparatu pañstwo-
wego i wymiaru sprawiedliwoci. Czêæ zajmowa³a siê drobnym rze-
mios³em i handlem, choæ dziedziny te by³y niemal zmonopolizowane
przez ludnoæ ¿ydowsk¹. Warstwa ¿ydowskiej bur¿uazji i inteligencji
by³a tu niezwykle cienka. Dominowa³a biedota walcz¹ca co dzieñ
o kawa³ek chleba oraz tak zwani luftmenschen ludzie bez jakiego-
kolwiek maj¹tku i zawodu, utrzymuj¹cy siê z dorywczych prac.
Silne poczucie w³asnej odrêbnoci powodowa³o, ¿e spo³ecznoæ
¿ydowska trwa³a w separacji. Ortodoksi obracali siê w krêgu religijne-
go mistycyzmu, syjonici marzyli o budowie w³asnego pañstwa w Pale-
stynie. Dominuj¹c¹ pozycjê na lewicy ¿ydowskiej zajmowa³ Bund, któ-
ry co prawda zwalcza³ ortodoksów i syjonistów, ale sta³ na stanowisku
szerokiej autonomii kulturalnej i narodowej. Tak wiêc d¹¿enia politycz-
ne wiêkszoci przedstawicieli spo³ecznoci ¿ydowskiej sytuowa³y siê
gdzie obok spo³eczeñstwa polskiego. Postawê tak¹ determinowa³o
nie tylko silne poczucie w³asnej odrêbnoci, lecz tak¿e poczucie dyskry-
minacji i niechêæ okazywana przez czêæ polskiego spo³eczeñstwa. Nie-
³atwo by³o ¯ydom dostaæ pañstwow¹ posadê, obowi¹zywa³y ich ogra-
niczenia w dostêpie do wy¿szych uczelni. Tak¿e w ¿yciu codziennym
¯ydzi dowiadczali pogardliwego traktowania.
Tak oto zupe³nie archaiczna struktura spo³eczno-gospodarcza, na-
³o¿enie siê wielu konfliktów ekonomicznych i politycznych czyni³o
z Kresów co, co prof. Marian Zdziechowski nazwa³ Puszk¹ Pandory.
Otwarto j¹ 17 wrzenia 1939 r.
172
Wkroczenie Sowietów
Wkroczenie wojsk sowieckich do Polski spowodowa³o g³êbok¹
polaryzacjê postaw poszczególnych narodów. O ile wiêkszoæ Pola-
ków z oczywistych wzglêdów zachowywa³a siê lojalnie wobec w³a-
snego pañstwa, o tyle Bia³orusini i Ukraiñcy z ulg¹ i radoci¹ przy-
jêli jego rozpad. Uwa¿ali siê za upoledzonych pod ka¿dym wzglê-
dem, wiêc ¿ywili przekonanie, ¿e ka¿da zmiana mo¿e im przynieæ
tylko poprawê losu. Bardzo przychylnie odnios³a siê do Sowietów
powa¿na czêæ ludnoci ¿ydowskiej. O przyczynach takiej reakcji
historyk Andrzej ¯bikowski napisa³ przed kilkoma laty: Entuzjazm
by³ reakcj¹ psychologiczn¹ w skali masowej, poszukiwaniem rekom-
pensaty za wczeniejsze upoledzenie prawne i ekonomiczne. Od-
zwierciedla³ uprzedzenia, niechêæ, a nawet wrogoæ wobec Pola-
ków i ich pañstwa oraz wyra¿a³ zadowolenie z niedopuszczenia na
te tereny Niemców. To pierwsze uczucie, wydaje siê, by³o znacznie
silniejsze.
Jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej w wielu miejscach
powsta³y oddzia³y partyzanckie z³o¿one z Bia³orusinów, Ukraiñców
i ¯ydów, które wyst¹pi³y zbrojnie przeciwko Polakom. Wielokrotnie
Wojsko Polskie musia³o toczyæ regularne walki tak jak w Grodnie
czy Skidlu ze zbrojnymi rebeliami mieszkañców kresowych miast
i miasteczek. Armiê Czerwon¹ witano w nich kwiatami i radosnymi
okrzykami. Organizacjê uroczystych mityngów czêsto wspierali lo-
kalni przywódcy spo³ecznoci ¿ydowskiej. Niekiedy, tak jak w Ró¿a-
nach, dzieñ wkroczenia Sowietów przekszta³ca³ siê w religijne wiêto.
Samorzutnie powstawa³y czerwone milicje na wsi sk³ada³y siê
z Ukraiñców i Bia³orusinów, za w miastach g³ównie z ¯ydów. Doko-
nywa³y one, samodzielnie lub wspólnie z NKWD, pierwszych aresz-
towañ przedstawicieli miejscowej elity: ziemian, rezerwistów, poli-
cjantów, dzia³aczy politycznych, sêdziów, prokuratorów przede
wszystkim Polaków.
Legendarny kurier Polski Podziemnej Jan Karski raportowa³ w³a-
dzom o postawie ¯ydów pod okupacj¹ sowieck¹: (...) denuncjuj¹ oni
Polaków, polskich narodowych studentów, polskich dzia³aczy politycz-
nych, gdy kieruj¹ prac¹ milicji bolszewickich zza biurek lub s¹ cz³on-
173
kami tej milicji, gdy w dawnej Polsce, trzeba stwierdziæ, ¿e wypadki te
s¹ bardzo czêste, du¿o czêstsze, ni¿ wypadki, wskazuj¹ce na ich lojal-
noæ wobec Polaków, czy sentyment wobec Polski.
Sowietyzacja
Kiedy Sowieci przyst¹pili do tworzenia w³asnego aparatu pañstwo-
wego, stanêli przed zasadniczym pytaniem: z kogo ów aparat tworzyæ?
Polaków wykluczono a priori. Bia³orusini byli na ogó³ s³abo wykszta³-
ceni, a warstwa inteligencji ukraiñskiej szybko wykaza³a tendencje an-
tykomunistyczne i sama sta³a siê obiektem represji. Pozostali wiêc g³ów-
nie ¯ydzi dominowa³y wród nich tendencje antypolskie i antynie-
mieckie, wielu z nich, zw³aszcza pochodz¹cych z ma³omiasteczkowej
biedoty, ochoczo anga¿owa³o siê w nowe porz¹dki, licz¹c na poprawê
swojego losu. Poniewa¿ jednak Sowieci nie ufali miejscowej ludnoci,
przy konstruowaniu aparatu w³adzy zastosowali nastêpuj¹cy klucz:
najwy¿sze stanowiska w administracji, NKWD, partii komunistycznej
zarezerwowane by³y dla przybyszów z g³êbi ZSRS. Dominowali wród
nich Rosjanie, ale by³o te¿ sporo ¯ydów. Przy kompletowaniu sk³adu
organów w³adzy oficjalnie pochodz¹cych z wyborów (komitety miej-
skie, wiejskie itp.), ich cz³onków dobierano g³ównie sporód Bia³orusi-
nów i Ukraiñców. Cia³a te mia³y znikome kompetencje, a zatem ich
sk³ad narodowociowy pe³ni³ propagandow¹ rolê i by³ dobierany we-
d³ug klucza etnicznego.
Pozosta³a jednak olbrzymia liczba stanowisk w rozbudowanej so-
wieckiej administracji ni¿szego szczebla, zwi¹zanych z redystrybucj¹
dóbr, szkolnictwem, opiek¹ medyczn¹, wymiarem sprawiedliwoci itp.
Z badañ izraelskiego historyka Ben-Ciona Pinchuka wynika, ¿e stano-
wiska te by³y masowo zajmowane przez ¯ydów. Obraz stworzony przez
Pinchuka g³ównie na podstawie relacji ocala³ych z holocaustu po-
krywa siê z treci¹ zachowanych dokumentów sowieckich pochodz¹-
cych z lat 1939-1941. Te wskazuj¹ bowiem na wyran¹ nadreprezen-
tatywnoæ osób pochodzenia ¿ydowskiego poród tak zwanych wy-
dwi¿eñców, czyli tych którzy, wywodz¹c siê z miejscowej ludnoci, ro-
bili kariery w sowieckim aparacie w³adzy. O ile wiêc ¯ydzi stanowili
ok. 8% populacji Kresów, o tyle na przyk³ad w obwodzie piñskim sta-
174
nowili blisko 50% pracowników miejscowej nomenklatury. Na innych
terenach, zw³aszcza w instytucjach zwi¹zanych z gospodark¹, odsetek
ten by³ jeszcze wy¿szy. Niekiedy przekracza³ 70%.
Ludnoæ ¿ydowska korzysta³a te¿ z olbrzymich mo¿liwoci awan-
su spo³ecznego, jakie w Sowietach dawa³ wolny dostêp do szkó³ i
urzêdów. Z badañ Richarda Lucasa wynika na przyk³ad, ¿e na Uni-
wersytecie Lwowskim, gdzie przed wojn¹ osoby pochodzenia ¿y-
dowskiego stanowi³y ok. 15% studentów, w 1940 r. odsetek ten wy-
nosi³ ju¿ 85%.
Ale nie mo¿na zapominaæ, ¿e spo³ecznoæ ¿ydowsk¹ dotknê³y te¿
przeladowania. Zniszczono tradycyjne instytucje spo³eczno-religijne,
a ca³¹ ludnoæ poddano sowietyzacji. W g³¹b ZSRS wywieziono ok.
70-80 tys. ¯ydów, g³ównie tak zwanych bie¿eñców, czyli uciekinierów
z terenów zajêtych przez Niemcy.
Stosunki polsko-¿ydowskie
Sowietyzacja Kresów ca³kowicie zniszczy³a stare struktury, wywra-
caj¹c do góry nogami panuj¹ce wczeniej relacje pomiêdzy poszczegól-
nymi nacjami. Polacy, którzy przed wojn¹ znajdowali siê na szczycie
drabiny spo³ecznej, teraz byli przeladowani. Ci, których wczeniej dys-
kryminowano, nagle stali siê uprzywilejowanymi, a czêsto tak¿e prze-
ladowcami. Z oczywistych wzglêdów now¹ sytuacjê najboleniej od-
czuli Polacy.
Anonimowy wiadek ¿ydowski, którego relacja znajduje siê w ar-
chiwum Emanuela Ringelbluma, przechowywanym w ¯ydowskim In-
stytucie Historycznym, tak opisywa³ ówczesn¹ sytuacjê: Jeli chodzi
o ¯ydów to ci odgrywali siê na Polakach w sposób czêstokroæ bar-
dzo ohydny; wyra¿enia To ju¿ nie s¹ wasze czasy bywa³y nie tylko
zbyt czêsto u¿ywane, ale przewa¿nie nadu¿ywane. Pewnego razu sama
by³am wiadkiem, jak w przepe³nionym wagonie kolejowym stoj¹cy
¯yd zwróci³ siê do siedz¹cego Polaka z pretensj¹, ¿e ten mu nie ust¹-
pi³ miejsca. Gdy Polak odpowiedzia³, i¿ nie widzi powodu dlaczego
mia³by ust¹piæ, zosta³ obrzucony ca³¹ lawin¹ inwektyw i obelg, wród
których jak refren powtarza³o siê Co pan myli, ¿e to s¹ dawne cza-
sy?.
175
O szczególnie bolesnym fragmencie stosunków polsko-¿ydowskich
na Kresach napisa³ ostatnio w swych wspomnieniach Michel (Mendel)
Mielnicki pochodz¹cy z Wasilkowa na Bia³ostocczynie: Mój ojciec
i oficer NKWD, który potajemnie do nas przyje¿d¿a³ rozmawiali przy-
ciszonymi g³osami przy przegl¹daniu list podejrzanych pi¹tej kolumny
(...) polskich faszystów, ultranacjonalistów, i innych zdrajców i kontr-
rewolucjonistów. Wtedy zrozumia³em, ¿e on [ojciec] s³u¿y³ jako do-
radca NKWD w celu ustalenia, kto sporód lokalnych Polaków mia³
byæ wys³any na Sybir lub inaczej potraktowany. (...) Przypominam so-
bie, jak matka prosi³a ojca, ¿eby siê nie anga¿owa³. On siê z tym nie
zgadza³. Musimy uwolniæ siê od faszystów mówi³ do niej oni zas³u-
¿yli na wyjazd na Syberiê. Oni nie s¹ dobrzy dla ¯ydów.
Pinchuk uwa¿a, ¿e miejscowi komunici ¿ydowscy odegrali wa¿-
n¹ rolê, wyszukuj¹c by³ych dzia³aczy politycznych i przygotowuj¹c
listy elementów niepo¿¹danych i wrogów klasowych. Inny historyk
izraelski Dov Levin napisa³: W niektórych przypadkach ¯ydzi
brali udzia³ w profanacji obiektów chrzecijañskiego kultu religijne-
go. W Wo³o¿ynie na przyk³ad ¯yd, któremu powiedziano, aby przygo-
towa³ rynek miejski na wystawienie pomnika Stalina, wysadzi³ w po-
wietrze du¿y krzy¿, który mu w tym przeszkadza³. W Wiszniewie (...)
¿ydowscy komunici w miejscowym kociele zdjêli chor¹gwie kocielne
z drzewc i przyczepili do nich czerwone sztandary i paradowali
z nimi przez ca³e miasto a¿ do rynku.
W takiej sytuacji wielu Polaków postrzega³o ¯ydów jako co naj-
mniej wspó³odpowiedzialnych za w³asne tragedie. By³a to jednak su-
biektywna ocena, bowiem wiêkszoæ tych, którzy pocz¹tkowo z entuzja-
zmem witali Sowietów, szybko zniechêci³a siê do nowych porz¹dków
i nie mia³a nic wspólnego ani z represjami, ani z sowieckimi zbrodniami.
Ale liczy³ siê efekt psychologiczny. Polaków kolaborantów postrzegano
indywidualnie, a na ¯ydów powszechnie patrzono jak na zbiorowoæ.
Ponadto w wiadomoci funkcjonowali przecie¿ nie ci ¯ydzi, którzy sie-
dzieli w domu i nie ci, których aresztowano, tylko ci, których dotkliw¹
obecnoæ odczuwa³o siê na co dzieñ: agitatorzy, milicjanci, enkawudzi-
ci i wydwi¿eñcy na stanowiskach pañstwowych. To oni kszta³towali ne-
gatywne emocje przenoszone potem na ogó³ spo³ecznoci ¿ydowskiej.
176
Nie wolno jednak zapominaæ, ¿e byli i tacy ¯ydzi, którzy do Polaków
odnosili siê ¿yczliwie, spiesz¹c im z pomoc¹, choæ czasem spotyka³y ich
za to szykany ze strony w³asnych rodaków. Tak wiêc problem wydaje siê
bardzo skomplikowany i wymaga rzeczowych badañ naukowych, które
mog³yby zast¹piæ naros³e nieporozumienia i fa³szywe stereotypy.
£om¿yñskie
W swojej ksi¹¿ce dotycz¹cej sprawy Jedwabnego Jan T. Gross sta-
wia tezê, ¿e w stosunkach pomiêdzy ludnoci¹ ¿ydowsk¹ a polsk¹
w latach 1939-1941 nic istotnego nie zasz³o. Jednak ród³a historyczne
wskazuj¹ na co dok³adnie przeciwnego.
Przede wszystkim warto wspomnieæ, ¿e ludnoæ £om¿yñskiego cha-
rakteryzowa³a siê bardzo wysokim poczuciem wiadomoci narodowej.
Do sowieckich porz¹dków podchodzono tu z wyj¹tkow¹ wrêcz wrogo-
ci¹. Polacy stanowili tu blisko 100% mieszkañców wsi, z których nie-
kiedy nawet po³owa legitymizowa³a siê szlachectwem. Sowieckie has³a
wyzwolenia bia³oruskich i ukraiñskich braci od ucisku polskiej szlach-
ty brzmia³y równie niedorzecznie, co prowokuj¹co.
25 wrzenia 1940 r. cz³onek KC WKP(b) Bia³orusi Pantelejmon
Ponomarienko raportowa³ do Stalina: Za Bia³ymstokiem przyjmuj¹ nas
wyj¹tkowo wstrzemiêliwie, jêzyk rosyjski znaj¹ w mniejszym stopniu,
czêciej s³ychaæ strza³y zza wêg³a i z lasu oddawane w kierunku czer-
wonoarmistów i dowódców.
Na naradzie, która nieco wczeniej odby³a siê w Miñsku, przedstawi-
ciel NKWD z £om¿y opowiada³ o stosunkach panuj¹cych na podleg³ym
mu terenie: U nas utar³a siê taka praktyka. Poparli nas ¯ydzi
i tylko ich wci¹¿ by³o widaæ. Zapanowa³a te¿ moda, ¿e ka¿dy kierownik
instytucji czy przedsiêbiorstwa chwali³ siê tym, ¿e u niego nie pracuje
ju¿ ani jeden Polak. Nietrudno zgadn¹æ, jak tak¹ sytuacjê postrzegali
Polacy. Warto równie¿ wspomnieæ, ¿e brak innych prócz ¯ydów mniej-
szoci narodowych tworzy³ tu zupe³nie odmienn¹ sytuacjê ni¿ na innych
obszarach Kresów. Tam Polacy spotykali siê z prosowieckimi nastrojami
przedstawicieli ró¿nych nacji. Gdzie indziej odpowied na pytanie kto
jest zdrajc¹ Polski brzmia³a: mniejszoci. Na zachód od Bia³egostoku
¯ydzi.
177
£om¿yñskie by³o te¿ obszarem, na którym szybko powsta³o pol-
skie podziemie. Prowadzono intensywn¹ dzia³alnoæ organizacyjn¹,
likwidowano pojedynczych ¿o³nierzy sowieckich, milicjantów, a tak-
¿e miejscowych kolaborantów. W czerwcu 1940 r. na drodze z Je-
dwabnego do Wiznej zastrzelono dyrektora tamtejszej szko³y redniej,
komunistycznego aktywistê i prawdopodobnie równie¿ agenta NKWD
Lejbê Guzowskiego. Zabito te¿ kilku innych kolaborantów Polaków.
Powa¿niejsz¹ akcjê wykonano w Rajgrodzie, gdzie do sali domu kul-
tury, w którym bawili siê czerwonoarmici i miejscowa m³odzie¿ ¿y-
dowska, wrzucono granaty. Co najmniej 4 osoby zosta³y zabite, by³o
te¿ wielu rannych.
Latem 1940 r. Sowieci podjêli szeroko zakrojone dzia³ania anty-
partyzanckie. Zapanowa³a atmosfera strachu i terroru, za któr¹ Pola-
cy obarczali win¹ tak¿e ludnoæ ¿ydowsk¹. Nie by³a to specyfika £om-
¿yñskiego: Eugeniusz Rozenblat, historyk z Miñska, uwa¿a, ¿e po
dowiadczeniach z pierwszych miesiêcy okupacji na terenie tak zwa-
nej Zachodniej Bia³orusi antysemityzm sta³ siê jednym z elementów
antysowietyzmu.
Separacja obydwu narodów sta³a siê zjawiskiem równie g³êbo-
kim, co powszechnym. Rwa³y siê wiêzi, które wczeniej ³¹czy³y
lokalne spo³ecznoci. Znajomi przestawali byæ znajomymi, a s¹-
siedzi s¹siadami. Do podzia³ów dosz³o nawet na podwórku czy
w szkole. W tej ostatniej zdarza³o siê, ¿e oddzielnie siada³o ¿y-
d³actwo, a oddzielnie polskie psy, jak siê nawzajem nazywano.
Krótko mówi¹c, stosunki polsko-¿ydowskie pod okupacj¹ sowiec-
k¹ by³y tak z³e, ¿e grozi³y otwartym konfliktem przy pierwszej
nadarzaj¹cej siê okazji. Nastroje te eksplodowa³y po wkroczeniu
Niemców.
Jak Karski pisa³ przewiduj¹co o nastrojach panuj¹cych na Kre-
sach: W zasadzie jednak i w masie, ¿ydzi stworzyli tu sytuacjê,
w której Polacy uwa¿aj¹ ich za oddanych Bolszewikom i mia³o
mo¿na powiedzieæ czekaj¹ na moment, w którym bêd¹ mogli po
porostu zemciæ siê na ¿ydach. W zasadzie wszyscy Polacy s¹ roz¿a-
leni i rozczarowani do ¿ydów olbrzymia wiêkszoæ (przede wszyst-
kim m³odzie¿) dos³ownie czeka na sposobnoæ krwawej zap³aty.
178
Wkroczenie Niemców
Kiedy latem 1941 r. na Podlasie wkroczyli Niemcy, powitano ich
z wyran¹ ulg¹, a niekiedy wrêcz z radoci¹. Cieszono siê z koñca so-
wieckiej okupacji i radoæ ta mia³a swoje konkretne ród³a: dwa dni
wczeniej zaczê³a siê kolejna fala sowieckiej deportacji. Gdy weszli
Niemcy, ludzie, którzy wczeniej ukrywali siê w lasach, mogli powró-
ciæ do domów. Niemcy wypucili wielu Polaków z rozbitego wiêzienia
w £om¿y.
Z zachowanych dokumentów niemieckich wynika, ¿e tu¿ po wkro-
czeniu Wehrmachtu na ziemie okupowane przez Sowietów, Polacy chêt-
nie pomagali Niemcom w wy³apywaniu ¿o³nierzy Armii Czerwonej, ko-
misarzy, aktywistów politycznych tak Rosjan, jak i Polaków i ¯ydów.
Szczególnie dramatyczny by³ los tych ostatnich. Bo zemsta jest
rzecz¹ straszn¹: kiedy nie mog³a dosiêgn¹æ rzeczywistych kolaboran-
tów, którzy zazwyczaj przezornie uciekali z armi¹ sowieck¹, wtedy
siêga³a po ich krewnych, znajomych lub po prostu ¯ydów. Podobnie
by³o w £om¿yñskiem. W sumie w pierwszych dniach po zajêciu tych
terenów przez Niemców w okolicznych miasteczkach ró¿ne grupy
Polaków zabi³y co najmniej kilkadziesi¹t osób, w wiêkszoci ¯ydów,
choæ zabijano tak¿e Sowietów i Polaków. Ró¿nica polega³a tylko na
tym, ¿e polskich kolaborantów traktowano ze szczególnym okrucieñ-
stwem nie zabijaj¹c ich od razu, a czasem znêcaj¹c siê nad nimi nawet
godzinami.
Dopiero znaj¹c powy¿sze fakty i problemy odbiorca ma szanse co-
kolwiek zrozumieæ z dramatycznych wydarzeñ, jakie mia³y miejsce na
Kresach latem 1941 r. Ale Gross za pomoc¹ wymownych przemilczeñ,
pozbawionej powa¿niejszych podstaw naukowych faktografii stworzy³
taki opis kontekstu historycznego wydarzeñ w Jedwabnem, który na
dobr¹ sprawê bardziej rzeczywistoæ zaciemnia, ni¿ cokolwiek wyja-
nia. Problem dramatycznych stosunków polsko-¿ydowskich pod oku-
pacj¹ sowieck¹ dla niego nie istnieje. Konsekwentnie ignoruje on w swej
pracy dobrze znane, cytowane przeze mnie, dokumenty i relacje wiad-
ków ¿ydowskich, a sprzeczne z jego tezami ustalenia historyków ¿y-
dowskich i izraelskich pomija g³uchym milczeniem. £atwiej radzi sobie
z Polakami tych nazywa po prostu antysemitami.
179
Jeli pominie siê rzeczywisty obraz stosunków polsko-¿ydowskich
w Jedwabnem i okolicy, niemo¿liwe jest zrozumienie bo przecie¿ nic
nie mo¿e usprawiedliwiæ mordów na niewinnych, bezbronnych ludziach
dlaczego po wkroczeniu Niemców znalaz³y siê osoby, które gotowe
by³y zabijaæ ¯ydów.
Jan T. Gross napisa³ w S¹siadach: Oczywicie potrzeba by³o z³ego
ducha, aby te potwory drzemi¹ce w ludziach obudziæ i uruchomiæ. (...)
W tle, jak s¹dzê, zawsze majaczy³o przekonanie o tym, ¿e ¯ydzi u¿ywa-
j¹ krwi chrzecijañskich dzieci do wyrobu macy. Tam, gdzie nie ma
analizy róde³ i próby zrozumienia kontekstu historycznego, zaczynaj¹
siê uprzedzenia, zabobony i metafizyczno-religijny mistycyzm.
¯ycie z 31 marca-1 kwietnia 2001 r.
180
S
tefan Kilanowicz vel Grzegorz Korczyñski, w czasach PRL jeden
z najbardziej prominentnych dzia³aczy, z komunistami zwi¹za³ siê ra-
czej przypadkiem. W 1932 r., po mierci ojca, przerwa³ naukê w gim-
nazjum. Ambitny i konfliktowy, nie do koñca potrafi³ znaleæ sobie miej-
sce w spo³eczeñstwie. Pracowa³ jako robotnik, goniec, korepetytor
i urzêdnik. Z ostatniej pracy (szpital na Karowej) zosta³ wyrzucony po
konflikcie z prze³o¿onymi. W pocz¹tkach 1937 r. wyjecha³ do Hiszpa-
nii, gdzie walczy³ w tzw. brygadach miêdzynarodowych. Tam mia³ siê
wykazaæ nie tylko odwag¹, ale jak ostro¿nie nazwano w jego PRL-
-owskim biogramie sk³onnoci¹ do awanturnictwa.
W koñcowym okresie hiszpañskiej wojny domowej by³ cz³on-
kiem specjalnej (NKWD?) jednostki Andre Marthyego zajmuj¹cej
siê, z ramienia Moskwy, czystoci¹ kadr armii republikañskiej.
W 1939 r. trafi³ do obozu internowania w Gurs we Francji, a po jego
opuszczeniu dzia³a³ we Francuskiej Partii Koministycznej. Stamt¹d
w sierpniu 1942 r., przedosta³ siê do Polski w jednej z grup d¹browsz-
czaków, ci¹gniêtych do kraju przez ówczesnego dowódcê Gwardii Lu-
dowej Boles³awa Mo³ojca Edwarda. W Warszawie KC PPR skiero-
wa³ Grzegorza Korczyñskiego na Lubelszczyznê, gdzie mia³ zak³adaæ
partyzantkê PPR-GL. Do czo³owych dzia³aczy komunistycznych na tym
terenie nale¿eli wówczas: Aleksander Szymañski Ali, Stanis³aw Szot
Micha³, Jan Gruchalski Sokó³ i Micha³ Wójtowicz Zygmunt.
Partyzanci
We wrzeniu 1942 r. Korczyñski znalaz³ siê na terenie powiatu kranic-
kiego razem z bratem Edwarda Mo³ojca, Zygmuntem ps. Anton. Obaj
przywieli z Hiszpanii doæ specyficzne wyobra¿enia o walce
Morderca z Ludmi³ówki
181
z wrogiem. Jedn¹ z pierwszych akcji Grzegorza i jego gwardzistów by³
napad na polski maj¹tek ziemski w miejscowoci P., podczas którego zgwa³-
cono jego w³acicielkê. Podobne akcje przeprowadza³ Zygmunt Mo³ojec.
Niebawem jednak Anton powróci³ do Warszawy, a na Lubelszczynie
zosta³ sam Korczyñski. Swój oddzia³ zbudowa³ na bazie grupy rabunkowej
Antoniego Palenia Jastrzêbia, za sztab utworzy³ z trzech ludzi: Jana
i Edwarda P³owasiów (Luby i Lutek) oraz Stefana Starêgowskiego
Stefana. Do jego bliskich wspó³pracowników nale¿eli równie¿: Edward
Gronczewski Przepiórka oraz Jan Wziêtek Murzyn. Ca³a kompania
nie cieszy³a siê najlepsz¹ opini¹ w okolicy. Wedle powojennych zeznañ jed-
nego z dowódców GL-AL Andrzeja Flisa Maksyma:
(...) LUBEGO i jego syna LUTKA P£OWASIÓW, przypro-
wadzi³ do oddzia³u JASTRZ¥B PALEÑ Antoni, o którym s³ysza-
³em, ¿e mia³ opiniê z³odzieja kieszonkowego i bardzo dobrze ¿y³
z P£OWASIAMI. Nawet jeszcze w 1941 r., jak s³ysza³em, JASTRZ¥B
i P£OWASIE LUBY i LUTEK ukrywali siê razem, z tego JA-
STRZ¥B za kradzie¿e, co siê za tyczy P£OWASIÓW, to nie znam
powodów cigania ich przez policjê. Stwierdzam jednak, ¿e nie mieli
oni nic wspólnego z dzia³alnoci¹ polityczn¹, a w szczególnoci lewi-
cow¹, lub chocia¿ postêpow¹. Dodajê, ¿e ogólna opinia cz³onków AL
o JASTRZÊBIU by³a taka, ¿e jest w oddziale po to, aby co zrabo-
waæ i zawieæ do domu. Stale nosi³ na rêku jeden zegarek, a w kiesze-
ni drugi oraz kilka piercionków na palcach. Taka sama opinia by³a
o [Edwardzie Gronczewskim] PRZEPIÓRCE i [Janie Wziêtku]
MURZYNIE.
W rejonie, gdzie operowa³ Korczyñski, we wsiach Ludmi³ówka, Gra-
bówka i okolicznych lasach, ukrywa³o siê nie mniej ni¿ 100-150 ¯ydów,
mieszkaj¹c w bunkrach i schowkach przemylnie zamaskowanych w za-
budowaniach poszczególnych gospodarzy. Zamo¿niejsi utrzymywali siê
ze zgromadzonych pieniêdzy i kosztownoci. Biedniejsi b¹d pracowali
u okolicznych gospodarzy, b¹d po prostu byli utrzymywani przez ch³o-
pów. Czêæ z ¿ydowskich uciekinierów werbowano do GL.
Prawdopodobnie pierwsz¹ ofiar¹ komunistów w Ludmi³ówce by³
Jankiel Skrzyl Kaczor. W listopadzie 1942 r. Skrzyl wszed³ do domu,
w którym przebywa³ Grzegorz i cz³onkowie jego sztabu. Korczyñski
182
kaza³ go zabiæ, argumentuj¹c, ¿e jeli Kaczor dostanie siê w rêce
Niemców, to mo¿e zdekonspirowaæ wszystkich znanych mu cz³onków
GL. Kilku gwardzistów wprowadzi³o Skrzyla na skraj lasu i tam za-
mordowa³o rozbijaj¹c g³owê drewnianym ko³kiem. W ci¹gu kilku, kil-
kunastu dni po tym zabójstwie z r¹k najbli¿szych wspó³pracowników
Grzegorza zginê³o jeszcze piêciu ¯ydów, w tym dwie kobiety.
Wed³ug historyka Marka Chodakiewicza mniej wiêcej w tym sa-
mym czasie, za spraw¹ ludzi Korczyñskiego, dope³ni³ siê los grupy ok.
20-30 polskich ¿o³nierzy z kampanii wrzeniowej ¯ydów, którzy, od-
separowani przez Niemców od swych towarzyszy-Polaków, zostali
uwiêzieni w specjalnym obozie w Lublinie przy ul. Lipowej. Kiedy
z niego zbiegli i zg³osili siê do walki w partyzantce, zostali wymordo-
wani.
Wyrok
Dzia³alnoæ Korczyñskiego budzi³a niechêæ czêci miejscowego kie-
rownictwa GL. Jego akcje nie przynosi³y wiêkszego efektu militarnego,
a skutkowa³y odwetem i ob³awami ze strony Niemców. Przywódc¹ opo-
zycji przeciw Korczyñskiemu sta³ siê sekretarz powiatowy PPR Jan
Gruchalski Sokó³ popierany przez grupy GL: Szymona (NN), Alek-
sandra Mi³ka Koguta i Wac³awa Marsza³ka Myliwego. Jesieni¹
1942 r. otwarty konflikt miêdzy gruchalszczakami a Grzegorzem
wisia³ na w³osku.
W listopadzie tego samego roku Grzegorz za¿¹da³ od ukrywa-
j¹cych siê w Ludmi³ówce ¯ydów ogromnej kwoty 600 tys. z³, która
mia³a byæ rzekomo przeznaczona na zakup broni dla partyzantów.
Wkrótce potem opuci³ wie z uzbieranymi pieniêdzmi, pozostawia-
j¹c czêæ kosztownoci pod opiek¹ cz³onków swojego sztabu. Zobo-
wi¹za³ ich przed odjazdem do dalszego zbierania pieniêdzy. Ludzie
Korczyñskiego zaczêli grabiæ i mordowaæ ukrywaj¹cych siê nieszczê-
ników miarka przebra³a siê prawdopodobnie wtedy, gdy kilkuletnia
siostrzenica jednego z gwardzistów pojawi³a siê we wsi w ubraniu
zaginionego ¿ydowskiego dziecka, a bliski wspó³pracownik Korczyñ-
skiego, Stefan Starêgowski Stefan zacz¹³ snuæ przed lokalnym ko-
mitetem PPR plan usuniêcia z okolicy stanowi¹cych zagro¿enie ¯y-
183
dów. Mi³ek i Gruchalski wykorzystali nieobecnoæ Grzegorza i roz-
prawili siê najpierw z jego wspó³pracownikami, a potem z nim sa-
mym. Gruchalszczacy pojawili siê w Grabówce, gdzie odnaleli
cz³onków sztabu Korczyñskiego. Udusili powrozami Jana i Edwarda
P³owasiów oraz oficera sztabu Stefana. Zniszczyli te¿ radiostacjê
Grzegorza i zabrali posiadane przez sztab kosztownoci. Potem
Gruchalski i Mi³ek zwo³ali posiedzenie komitetu dzia³aczki komuni-
stycznej Feliksy Wyganowskiej. Na posiedzeniu jako dowód winy lu-
dzi Korczyñskiego przed³o¿yli ubrania, bi¿uteriê i rzeczy osobiste (bie-
liznê, chustki, perfumy itp.) zamordowanych ¯ydów. Komitet PPR
nie tylko w pe³ni zaakceptowa³ postêpowanie Mi³ka i Gruchalskiego
wobec cz³onków sztabu GL, lecz wyda³ wyrok mierci na Korczyñ-
skiego. Stosowny dokument w tej sprawie zosta³ podpisany przez
wszystkich obecnych na zebraniu.
Krwawa zemsta
6 grudnia 1942 r. w nocy Grzegorz wróci³ do Ludmi³ówki. Za-
czê³a siê zemsta. Jego ludzie rozstrzeliwali na miejscu schwytanych prze-
ciwników oraz jak uznano wspieraj¹cych ich ¯ydów. Feliksa Wyga-
nowska opowiada po latach: (...) do mego mieszkania przyszed³ Grze-
gorz [Grzegorz Korczyñski] wraz z Maksymem Flisem imienia nie
znam [Andrzej przyp. P.G.] oraz Kuciap¹ Stanis³awem, synem Mar-
cina, który sta³ w sieni. Grzegorz poleci³ mi wydaæ ukrywaj¹cych
siê ¿ydów, pocz¹tkowo twierdzi³am, ¿e ich u mnie nie ma, jednak na
stanowcze naleganie Grzegorza zdecydowa³am siê ich przyprowa-
dziæ do mieszkania. Tu Grzegorz kaza³ im oddaæ posiadane pieni¹-
dze. Wy³o¿yli na stó³ posiadane monety, walutê zagraniczn¹ oraz pi-
stolet, który im kupi³am. Mnie kaza³ [Korczyñski] przyszykowaæ dla
nich jedzenie na 24 godz., poniewa¿ zabiera ich do oddzia³u. Ukrywa-
j¹cy siê u mnie czterej ¿ydzi jedzenia nie chcieli przyj¹æ, twierdz¹c, ¿e
jest im ju¿ niepotrzebne, poniewa¿ zdaj¹ sobie sprawê, ¿e id¹ na
mieræ. Grzegorz ich wyprowadzi³, na ulicy czekali cz³onkowie gru-
py Grzegorza, który ¿ydów tych wyprowadzili na rozdo³y dru¿kow-
skie. Po pewnym czasie us³yszelimy strza³y. Jak mi opowiada³ mój syn
Zbigniew, który chodzi³ ogl¹daæ zabitych, to miêdzy nimi rozpozna³
184
Mi³ka i jego ¿onê. Jak opowiadali mieszkañcy, ³¹cznie tej nocy zabito
18-tu ¿ydów, których obdarto z ubrania. Ca³¹ furê odzie¿y zawieziono
do zagrody £ojka, w której kwaterowa³ Grzegorz. Ubraniami tymi
podzielili siê uczestnicy zabójstwa. Wiosn¹ 1943 r. psy w do³ach dru¿-
kowskich rozkopa³y cztery trupy, w których wraz z mê¿em rozpozna³am
ukrywaj¹cych siê ¿ydów w moim gospodarstwie.
Czystkê przeprowadzono nie tylko w Ludmi³ówce i Grabów-
ce, lecz tak¿e w okolicznych lasach, gdzie wyszukiwano i mordowa-
no ukrywaj¹cych siê ¯ydów. Jeden z uczestników akcji opowiada³
po latach: Oddzia³ pod dowództwem GRZEGORZA uda³ siê do
lasu gocieradowskiego, gdzie otoczylimy dwa bunkry, które wska-
za³ [Adam Tyzo] IWAN kierownik miejscowej placówki. Jeden
z partyzantów, WASIK, wszed³ do bunkrów i poleci³ znajduj¹cym
siê tam ¯ydom wyjæ. Z bunkrów wysz³o 9 wzglêdnie 10 osób (...)
Krótko z nimi rozmawia³ GRZEGORZ nastêpnie poleci³ im siê
rozebraæ do bielizny. KORCZYÑSKI, JASTRZ¥B i ja rewidowa-
limy Per³ê [Per³a Flam lub Per³a ¯urek], lecz nic przy niej nie
znalelimy. Do rozebranych kaza³ GRZEGORZ strzelaæ. Ja
z JASTRZÊBIEM wzglêdnie PRZEPIÓRK¥ strzelalimy do
Per³y. Chcia³bym zaznaczyæ, ¿e rozebranym kazalimy stawaæ nad
wejciem do bunkru tak, ¿e po strzale cia³a wpada³y do rodka, tam
te¿ je pozostawilimy, nie grzebi¹c ich. Garderobê zabitych z pole-
cenia GRZEGORZA zabra³ oddzia³. Ja wówczas dosta³em od
GRZEGORZA p³aszcz wojskowy, IWAN za otrzyma³ buty
z cholewami.
Innych ¯ydów rozrywano granatami, zabijano strza³em w ty³ g³o-
wy albo za pomoc¹ drewnianych ko³ków lub innych, przygodnych na-
rzêdzi. Niektórych po prostu go³ymi rêkami. Jeden z uczestników ak-
cji zeznawa³ w latach 50.: Zgodnie z rozkazem [KORCZYÑSKIE-
GO] ja, Tyzo, Wojtaszek i Kuciapa udalimy siê do ¯AKA, gdzie ze
stajni zabralimy ukrywaj¹cych siê tam trzech ¯ydów (...), których
zaprowadzilimy w do³y dzieszykowskie i tam zastrzelilimy. Z za-
mordowanych zdjêlimy garderobê, któr¹ zabralimy i wymienilimy
na wódkê u SUDO£A Stanis³awa. W tym samym czasie ja wspólnie z
WOJTASZKIEM Janem i TYZO Adamem udalimy siê do BRYCZEK
185
Stefanii, gdzie przechowywa³a siê w stajni jedna ¯ydówka. Po wej-
ciu do stajni TYZO Adam z³apa³ t¹ ¯ydówkê za gard³o i rêkami
udusi³, gdy¿ nie chcia³ robiæ huku od strza³u w nocy.
Polowanie
W pewnym momencie akcja GL-owców przybra³a formê swobod-
nego polowania, podczas którego mordowano ka¿dego napotkanego
¯yda, dopuszczaj¹c siê przy tym rabunków i profanacji zw³ok. Wedle
materia³ów zebranych po wojnie przez Naczeln¹ Prokuraturê Woj-
skow¹: W styczniu 1943 r. skaz.[any] Gronczewski na rozkaz Kor-
czyñskiego odszuka³ i strza³em z pistoletu zamordowa³ ³¹czniczkê
[Per³ê Flam] Per³ê. W tym okresie skaz.[any] Gronczewski, id¹c
wieczorem przez wie Ludmi³ówkê, zauwa¿y³ dwie osoby, które na
jego widok uskoczy³y w bok. Skazany w ich kierunku odda³ kilka strza-
³ów z pistoletu. Okaza³o siê, ¿e zastrzeli³ kobietê i mê¿czyznê narodo-
woci ¿ydowskiej.
Wedle powojennych zeznañ Feliksy Wyganowskiej: Korczyñski
[prawd. Andrzej], Flis i inni chodzili po wszystkich gospodarstwach
w Ludmi³ówce i wyci¹gali ¯ydów. Byli tak¿e i u mnie i wziêli czterech
¯ydów wojskowych... By³y jeszcze inne wypadki wyci¹gania i mordo-
wania ¯ydów, tak z mieszkañ od gospodarczy, jak z bunkrów po lasach.
Szczególnie pamiêtam dzia³alnoæ (...) Edwarda Gronczewskiego. Gron-
czewski Edward pewnego razu odgra¿a³ siê, ¿e jak znajdzie u mnie
ho³ociarzy [ha³aciarzy czyli ¯ydów], to Wyganowska bêdzie gni³a
razem z nimi, kiedy Gronczewski zamordowa³ Per³ê, to zhañbili jej
zw³oki wsadzaj¹c kij w przyrodzenie.
Jednoczenie z mordowaniem ¯ydów oddzia³y GL prowadzi³y
intensywn¹ dzia³alnoæ partyzanck¹, której skutki odczuwa³a nie-
mal wy³¹cznie okoliczna ludnoæ. Rabowano zbo¿e, inwentarz go-
spodarski, narzêdzia, damsk¹ bieliznê. Jedn¹ z nielicznych osób, która
odwa¿y³a siê otwarcie przeciwstawiæ gwardzistowskiej dzia³alno-
ci PPR, by³ ksi¹dz Skibiñski z parafii Grabówka. Zaapelowa³ pu-
blicznie do cz³onków komunistycznych oddzia³ów, by przestali zaj-
mowaæ siê bandytyzmem i obieca³, ¿e ka¿dy, kto bêdzie chcia³ wal-
czyæ w prawdziwej partyzantce, zostanie przez niego skierowany do
186
niepodleg³ociowego podziemia. U Skibiñskiego pojawi³o siê kilku
AL-owców z Przepiórk¹ i Mieczys³awem Olszewskim Mietasem
na czele. Kazali mu spakowaæ rzeczy i iæ z nimi. W lesie nieopodal
Grabówki zosta³ zastrzelony.
Ostateczn¹ rozprawê z przeciwnikami wewn¹trz GL u³atwi³o Kor-
czyñskiemu to, i¿ Niemcy zaskoczyli i zlikwidowali grupê Wac³awa
Marsza³ka Myliwego. Do zwyciêskiego Grzegorza przy³¹czy³a siê
te¿ grupa rabunkowa/oddzia³ GL przedwojennego jeszcze kryminalisty
Józefa Liska. Sam Gruchalski Sokó³ zosta³ porwany przez ludzi Kor-
czyñskiego w lutym 1943 r. z Urzêdowa i przewieziony przed oblicze
s¹du partyjnego, w którym zasiedli m.in. Antoni Paleñ Jastrz¹b,
Micha³ Iskra, Jan Pachuta i sam Korczyñski. Zapytany o przyczynê
wymordowania cz³onków sztabu, Gruchalski opowiedzia³ o rabunkach
i zabójstwach, jakich dopuci³ siê na ¯ydach. T³umaczenia Soko³a
nie przypad³y do gustu s¹dowi partyjnemu jego cz³onkowie przewró-
cili i masakrowali oskar¿onego butami. Wobec takiego obrotu sprawy
wyrok na Gruchalskiego móg³ byæ tylko jeden. Wedle zeznañ jednego
z dowódców GL, Andrzeja Flisa Maksyma: Po doprowadzeniu go na
miejsce, PACHUTA Jan w g³owê zada³ mu cios szabl¹, od którego Gru-
chalski nie upad³ na ziemiê. Dopiero za drugim ciosem upad³ na zie-
miê. Kiedy Gruchalski le¿a³ na ziemi, wówczas PACHUTA kilkoma ciê-
ciami szabli odci¹³ mu g³owê. Przy opowiadaniu tym wszyscy siê mia-
li, a PALEÑ Antoni pochwali³ PACHUTÊ, ¿e dobrze zrobi³, i¿ zabi³ go
szabl¹, gdy¿ na niego szkoda by³o kuli.
Niedobitki
Owo symboliczne uciêcie g³owy opozycji zamknê³o tê fazê pora-
chunków wewn¹trz kranickiej PPR. Wprawdzie Grzegorz triumfo-
wa³, ale jedn¹ z pierwszych decyzji, któr¹ podjê³y w³adze PPR (Alek-
sander Szymañski Ali, Antoni Paleñ Jastrz¹b, Stanis³aw Szot Kot,
Jan S³awiñski Tyfus) by³o pozbycie siê Korczyñskiego. Wys³ano
w tej sprawie list do KC PPR, w którym napisano, i¿ Grzegorz nie
prowadzi dzia³añ przeciwko Niemcom, jest niekompetentny (co dopro-
wadza do powa¿nych strat w szeregach GL), a tak¿e morduje ¯ydów.
Po pewnym czasie Korczyñski zosta³ wys³any przez KC w lasy par-
187
czewskie (a potem zabrany do Warszawy). Na jego miejsce przyby³
Myko³a Demko vel Mieczys³aw Moczar. Brutalne rozprawy z ¯ydami
w GL trwa³y jednak dalej. Wiêkszoæ z gwardzistów-¯ydów znajdowa-
³a siê wówczas w grupie Szymona (NN), któr¹ rozwi¹zano w koñcu
1943 r. Sowietów z tego oddzia³u wcielono do grupy W³adys³awa Skrzyp-
ka Or³a, Grzybowskiego, natomiast ¯ydów do oddzia³u Karola
Hercenberga Lemiszewskiego. Tam zostali niebawem wymordowani.
Wedle oficjalnego raportu GL: 22 IX [1943 r.] grupa ¿ydowska (...)
wystawi³a 2 wartowników. Przechodzi³ tamtêdy jeden cz³onek bandy,
nie nale¿¹cy do ¿adnej organizacji i rozbroi³ obu [pi¹cych] wartowni-
ków i przyniós³ karabiny do oddzia³u i pokaza³ to kom.[endantowi]
Leniszewskiemu [Lemiszewskiemu] i kom. III Baonu, którzy na miej-
scu wykonali wyrok mierci na tych 2 wartownikach. Jeden z ¯ydów,
prawdopodobnie kuzyn jednego z zabitych, wyrazi³ siê do kom. Lemi-
szewskiego, ¿e gdyby wiedzia³, kto zastrzeli³ wartownika, to by go za-
bi³. Wtedy kom. Lemiszewski wyci¹gn¹³ rewolwer, który siê jednak za-
ci¹³ i wtedy jeden z grupy ¿ydowskiej strzeli³ i rani³ Lemiszewskiego
w bok (prawdopodobnie przestrzelone nerki). Na dany strza³ zlecieli
siê wszyscy gwardzici (...) i widz¹c rannego, porwali za broñ i samo-
rzutnie zaczêli strzelaæ do ¿ydowskiej grupy.
Wedle powojennych zeznañ Marii Klajman, prawdopodobnie jedynej
osoby, która prze¿y³a masakrê, zranienie Lemiszewskiego wywo³a³o
furiê gwardzistów: W tym momencie wszyscy partyzanci z grupy KA-
ROLA i naszej [Grzybowskiego] z okrzykiem biæ ¯ydów jak psów
rzucili siê na nich i zaczêli mordowaæ. Ja i moi trzej bracia i ojciec
nale¿elimy do oddzia³u GRZYBOWSKIEGO i nam pocz¹tkowo nic nie
robili. (...) Kiedy strzelanina siê uspokoi³a, ja gdzie siê oddali³am
z obozu, w tym czasie us³ysza³am krzyk moich braci, kiedy dolecia³am do
obozu spotka³am komisarza [politycznego oddzia³u Stanis³awa] BIEÑ-
KA [ps. Szela] pyta³am, czy nas te¿ chc¹ zabiæ i dlaczego bracia moi
krzycz¹. (...) Kiedy podesz³am bli¿ej, zauwa¿y³am rozwcieczonego bra-
ta GRZYBOWSKIEGO nazwiskiem SKRZYPEK ps. OJCIEC, obec-
nie zam.[ieszka³y] we wsi Potok gm. Kranik, który uwija³ siê z erka-
emem w rêku. Dopad³am do Grzybowskiego i zapyta³am za co on nas
bije, on odrzuci³ mnie od siebie mówi¹c: doæ ju¿ mam ¯ydów. W tej
188
chwili Skrzypek wystrzeli³ do jednego brata, do drugiego strzela³
STACH, do trzeciego brata ju¿ nie widzia³am, kto strzela³, gdy¿ w tym
czasie szarpali siê ze mn¹, chc¹c i mnie zastrzeliæ. Ja siê chwyci³am
jednego z partyzantów nazwiskiem BIA£Y ps. KAROL, oderwa³ mnie
i rzuci³ na ziemiê ja wsta³am i zaczê³am uciekaæ. W czasie ucieczki ten¿e
BIA£Y strzela³ za mn¹ i przestrzeli³ mi rêkê. (...) Zaznaczam, ¿e w tym
czasie ju¿ nikt nie chcia³ przechowywaæ ¯ydów, gdy¿ bali siê nie tylko
Niemców, ale i partyzantów z GL (...) Wszystkiego wymordowano tam 22
¯ydów.
Ciekawskich i gadatliwych likwidowaæ
Po wkroczeniu Armii Czerwonej, Stefan Kilanowicz vel Grzegorz
Korczyñski zosta³ pierwszym komendantem MO w zajêtym przez So-
wietów Lublinie. Potem podobne funkcje pe³ni³ w Warszawie i Gdañ-
sku. W tym samym czasie jego ludzie likwidowali ka¿dego (nawet
sporód swoich), kto za du¿o mówi³ albo jak cz³onek ¿ydowskiej
komisji z Lublina za bardzo interesowa³ siê spraw¹ Ludmi³ówki.
Wedle powojennych zeznañ Edwarda Gronczewskiego: Cz³onek [¿y-
dowskiej] komisji, który ustala³ przyczyny zabójstw dokonanych na
¯ydach w okolicy Ludmi³ówki w okresie okupacji, by³ zatrzymany
przez ludzi [Jana Rasia vel] CZY¯EWSKIEGO Wac³awa z ochrony
sztabu generalnego WP. CZY¯EWSKI Wac³aw w tym czasie by³ do-
wódc¹ ochrony Sztabu Generalnego WP. Ochrona Sztabu General-
nego wówczas sk³ada³a siê z wy³¹cznie z by³ych cz³onków oddzia³ów
partyzanckich [AL]. Cz³onek tej komisji zosta³ rzekomo zatrzymany
za to, ¿e wa³êsa³ siê w pobli¿u gmachu, w którym mieci³ siê sztab
generalny, jako podejrzany. (...) Kiedy go wyprowadzono do ubika-
cji, zosta³ on zastrzelony rzekomo dlatego, ¿e usi³owa³ zbiec. (...)
W rzeczywistoci by³o inaczej (...) Ci, którzy zastrzelili tego cz³owie-
ka, otrzymali polecenie CZY¯EWSKIEGO, a¿eby go zastrzeliæ w tym
czasie, kiedy go bêd¹ wyprowadzaæ do ubikacji, a¿eby w ten sposób
stworzyæ wszelkie pozory, ¿e strzelano do niego i go zabito jedynie
dlatego, ¿e cz³owiek ten usi³owa³ uciec.
Edward Gronczewski Przepiórka pocz¹tkowo zosta³ oficerem Ko-
mendy G³ównej MO, a potem trafi³ do ludowego WP i KBW. Dowodzi³ te¿
189
na Lubelszczynie jedn¹ z band pozorowanych, które przebiera³y siê za
polskie podziemie i dopuszcza³y siê powa¿nych przestêpstw kryminalnych
(zabójstw i rabunków) na konto niepodleg³ociowców. Z informacji uzy-
skanych przez X Departament MBP wynika³o, i¿ wówczas Gronczewski
prawdopodobnie zlikwidowa³ cz³onków komisji, która badaj¹c sprawê nie-
mieckich zbrodni na ¯ydach w Lubelskiem, nieopatrznie zaczê³a jedziæ po
wsiach i interesowaæ siê spraw¹ Ludmi³ówki. Jak siê potem przechwala³,
kropi³ do nich tak, ¿e a¿ im cha³aty skaka³y. Innym razem, kiedy grupa
Przepiórki zosta³a rozpoznana jako grupa komunistycznego wojska w
przebraniu i otoczona przez oddzia³ polskiego podziemia, Gronczewski wy-
dosta³ siê z okr¹¿enia u¿ywaj¹c ¿ywej tarczy ze spêdzonych w tym celu
mieszkañców wsi. O ca³ej sprawie napisa³ po latach: Na krótko przed na-
szym odejciem przyby³ w rejon plebanii brat sier¿. Rawki ze wsi Rybitwy,
z wiadomoci¹, ¿e jestemy okr¹¿eni przez liczn¹ bandê i okoliczne garni-
zony [polskiego podziemia]. (...) Rozkaza³em wyprowadziæ na podwórze
wszystkich zatrzymanych (120 osób), zarówno mê¿czyzn, jak i kobiety
i uformowa³em ich w czwórki do zatrzymanych i czekaj¹cych rodziców
wyg³osi³em krótkie przemówienie na temat koniecznoci zwalczania ban-
dytyzmu. (...) Por. Zaborowi wyda³em rozkaz, by prowadzi³ ca³¹ kolumnê
zatrzymanych. (...) Bandyci strzelali intensywnie, lecz tylko, by wywo³aæ
wród nas pop³och. Do nas nie strzelali, gdy¿ chodzi³o im o siostry i braci,
których prowadzilimy ze wzglêdu na w³asne bezpieczeñstwo.
Zbrodnia jako pretekst
21 maja 1950 r., w zwi¹zku ze zbrodniami na ¯ydach w czasie
okupacji, Grzegorz zosta³ aresztowany przez grupê operacyjn¹ X
Departamentu MBP dowodzon¹ przez pp³k. Józefa wiat³ê. Sprawy
z czasów wojny stanowi³y tu tylko pretekst, bowiem by³y one znane
kierownictwu partyjnemu jeszcze w czasie okupacji. Chodzi³o praw-
dopodobnie o to, by uzyskanym w tej sprawie bardzo ciê¿kim mate-
ria³em dowodowym zmusiæ Korczyñskiego do uleg³oci i wykorzy-
staæ go w przygotowywanym procesie Gomu³ki. Ale po mierci Jó-
zefa Stalina i pierwszych zmianach w komunistycznym aparacie
w³adzy w KC PZPR podjêto decyzjê o koniecznoci pozamykania
ledztw dotycz¹cych spraw z czasów okupacji. Oskar¿eni o liczne
190
zbrodnie na ¯ydach komunistyczni partyzanci stawali wiêc przed
s¹dem i dostawali miesznie niskie wyroki. Co ciekawe, nie wszyst-
kie z nich w ogóle wspomina³y o sprawach zabójstw ¯ydów (pomi-
jano je milczeniem w akcie oskar¿enia i na sali s¹dowej), tylko doty-
czy³y innych, drobniejszych ujawnionych przy okazji przestêpstw:
nadu¿ycia w³adzy, nielegalnego posiadania broni czy... bigamii.
Wyroki wydawane w tych sprawach na ogó³ opiewa³y na tak¹ liczbê
lat pozbawienia wolnoci, ile oskar¿eni aresztowani na czas ledz-
twa ju¿ przebywali w wiêzieniach. Ale wyj¹tkiem od tej regu³y by³
Korczyñski. 22 maja 1954 r. S¹d Wojewódzki dla miasta sto³eczne-
go Warszawy skaza³ go w tajnym procesie na karê do¿ywotniego
wiêzienia. S¹d Najwy¿szy zmieni³ wyrok s¹du pierwszej instancji
i ostatecznie 24 grudnia 1954 r. Korczyñski dosta³ 15 lat. Ni¿sze
kary otrzyma³o wielu z jego ówczesnych podw³adnych, m.in. An-
drzej Flis Maksym, Edward Gronczewski Przepiórka. Kiedy do
w³adzy dosz³a ekipa W³adys³aw Gomu³ki, wszyscy wspomniani zo-
stali uznani za ofiary stalinowskich wypaczeñ i zwolnieni. Dok³ad-
nie instruowani w KC PZPR, co maj¹ robiæ dalej, odwo³ywali swoje
wczeniejsze zeznania, twierdz¹c, ¿e byli bici, a odpowiedzialnoci¹
za morderstwa ¯ydów obci¹¿ali tych, którzy zginêli jeszcze w cza-
sie okupacji. Potem partyzanci wrócili do wojska, aparatu bezpie-
czeñstwa, otrzymuj¹c awanse i wysokie odszkodowania. Sam Kor-
czyñski wyszed³ z wiêzienia prawdopodobnie ju¿ w kwietniu 1956 r.
Jego s¹dowa rehabilitacja nie odby³a siê nigdy.
Zosta³ bliskim wspó³pracownikiem W³adys³awa Gomu³ki. W cza-
sie jednej z poufnych narad z Wies³awem, które odbywa³y siê w miesz-
kaniu brata Grzegorza, Stefana Kilanowicza, obaj napisali memoria³
do KC PZPR, w którym Korczyñski domaga³ siê rehabilitacji, zwrotu
legitymacji partyjnej, zadoæuczynienia za wyrz¹dzone krzywdy. Za-
¿¹da³ te¿ poci¹gniêcia do odpowiedzialnoci winnych ³amania prawo-
rz¹dnoci (czyli osób, które prowadzi³y ledztwo i wydawa³y wyroki
w sprawie mordów na ¯ydach na Lubelszczynie). Ju¿ po Padzierniku
powo³ano w tej sprawie specjaln¹ komisjê partyjn¹. Podaj¹c wiele nie-
prawdziwych informacji na temat wydarzeñ w Ludmi³ówce, zani¿aj¹c
liczbê ofiar, jednoczenie nie podwa¿aj¹c najwa¿niejszych ustaleñ ledz-
191
twa komisja wnioskowa³a o uchylenie prawomocnych wyroków. Nie-
bawem, dopuszczaj¹c siê kolejnych, ewidentnych fa³szerstw i nadu¿yæ,
sprawê Ludmi³ówki zatuszowano. W tym samym czasie Grzegorz
otrzyma³ stanowisko szefa Zarz¹du II (wywiadu) Sztabu Generalnego
ludowego WP, a w 1968 r. zosta³ wiceministrem obrony narodowej.
Jako jeden z g³ównych odpowiedzialnych za masakrê na Wybrze¿u w
1970 r. zosta³ usuniêty ze stanowiska i wys³any jako ambasador do
Algierii. Tam zmar³ prawdopodobnie mierci¹ samobójcz¹ w 1971 r.
Gazeta Polska z 6 sierpnia 2003 r.
192
193
R
OZDZIA£
VI
W sprawie Jana Tomasza Grossa
194
K
ilka miesiêcy temu ukaza³a siê ksi¹¿ka J. T. Grossa Upiorna deka-
da. Trzy eseje o stereotypach na temat ¯ydów, Polaków, Niemców i
komunistów 1939-1948. Zawiera ona przemylenia autora na temat
postaw Polaków wobec holocaustu, losów ¯ydów podczas okupacji
sowieckiej lat 1939-1941 oraz wzajemnych stosunków pomiêdzy oby-
dwoma narodami w latach 1944-1948.
Praca Grossa ma otwieraæ nowy okres w historiografii polskiej, bo-
wiem to, co do tej pory na powy¿sze tematy powsta³o, zosta³o napisane,
jak twierdzi autor, raczej w obronie dobrego imienia, ku pokrzepieniu
serc, a nie w imiê rzetelnoci historycznej. Nadesz³a wreszcie pora re-
wizji naszej wiedzy historycznej o epoce drugiej wojny wiatowej
pisze Gross i uderza w tak zwan¹ potoczn¹ wiadomoæ historyczn¹,
¿¹daj¹c, by o swojej historii Polacy opowiedzieli sobie tak szczerze, jak
wczeniej Niemcy o fascynacji Hitlerem czy Francuzi o rz¹dach mar-
sza³ka Petaina.
Podobne zestawienie mo¿e szokowaæ. I szokuje, tym bardziej, ¿e
w innym miejscu pisze autor o jak¿e czêstym uczestnictwie Polaków
w Zag³adzie, a wczeniej twierdzi, ¿e odby³a siê ona wród nas. ci-
lej: wród polskiego spo³eczeñstwa, wród pokolenia naszych rodzi-
ców i dziadków, przy wiadkach, na oczach bior¹cych w niej udzia³
na ró¿ne sposoby t³umów gawiedzi.
Propozycje Grossa s¹ wiêc rzeczywicie rewolucyjne, bowiem do tej
pory by³em przekonany, ¿e Polska by³a w przeciwnym obozie ni¿ hitlerow-
skie Niemcy czy Francja Petaina, a ¯ydów wymordowano w obozach mier-
ci, bez udzia³u polskich t³umów gawiedzi. Ale nic to: by³bym gotów do-
konaæ nawet tak radykalnych przewartociowañ swojej wiadomoci histo-
rycznej, o ile autor Upiornej dekady zdo³a³by przekonaæ mnie rzeteln¹ fak-
Upiory Jana Tomasza Grossa
195
tografi¹ po³¹czon¹ z przekonywaj¹c¹ logik¹. Czy jednak ksi¹¿ka J.T. Grossa
rzeczywicie jest rzeczowa i przekonywaj¹ca?
Kontekst
Jednym z najwiêkszych mankamentów eseju Grossa na temat losu
¯ydów pod sowieck¹ okupacj¹ jest brak jakiejkolwiek próby nawietle-
nia skomplikowanej sytuacji spo³eczno-politycznej we wschodniej Polsce
przed wybuchem wojny. Aspiracje polityczne Bia³orusinów i Ukraiñców
by³y lekcewa¿one w³adze liczy³y na ich stopniow¹ polonizacjê.
Równie trudne by³o po³o¿enie ¯ydów. ¯yli oni przede wszystkim
w miastach, zajmuj¹c siê handlem i rzemios³em, które, ze wzglêdu na
niski poziom gospodarczy Kresów, nie mog³y zapewniæ godziwych wa-
runków utrzymania. Warstwa bur¿uazji ¿ydowskiej by³a wielokrotnie
szczuplejsza ni¿ warstwa tzw. luftmenchen, ludzi bez ¿adnego sta³ego
zajêcia, zawodu czy kapita³u. Powa¿na czêæ ¯ydów wegetowa³a. Ich
frustracjê pog³êbia³o poczucie dyskryminacji i niechêci ze strony oto-
czenia: trudniej by³o im dostaæ siê na wy¿sz¹ uczelniê, otrzymaæ pañ-
stwow¹ posadê. ¯ydzi byli obiektem z³oliwych dowcipów, pogardli-
wego traktowania.
Gross s³usznie zauwa¿y³, ¿e wiêkszoæ Bia³orusinów, Ukraiñców
i ¯ydów nie mia³a emocjonalnych zwi¹zków z pañstwem polskim. Jed-
nak wy³¹czn¹ winê za tak¹ sytuacjê obarczy³ Polskê i Polaków.
Mniejsza z tym, ¿e w¹tpliwe jest czy autor Upiornej dekady po-
trafi³by uzasadniæ tezê o obsesyjnym tworzeniu przez Polaków pañstwa
narodowego. Gorzej, ¿e tak u³omna wizja historii lekcewa¿y ca³y skom-
plikowany kontekst ekonomiczno-spo³eczny na Kresach i aspiracje po-
szczególnych narodów. Twierdzê, ¿e ukraiñski ruch narodowy d¹¿y³by
do zbudowania niepodleg³ego pañstwa bez wzglêdu na to, czy Ukraiñcy
byliby w Polsce przeladowani, czy nie. Podobnie rzecz mia³a siê
z ¯ydami, których d¹¿enia polityczne by³y zasadniczo odmienne od reszty
spo³eczeñstwa polskiego: ortodoksi obracali siê w krêgu religijnego
mistycyzmu, syjonici marzyli o w³asnym pañstwie w Palestynie. Ra-
dykalna lewica, której pogl¹dy by³y bardzo rozpowszechnione szcze-
gólnie wród m³odzie¿y, najchêtniej chcia³aby Polskê, tak samo jak inne
pañstwa bur¿uazyjne i faszystowskie, po prostu zniszczyæ.
196
Sowieci wchodz¹
Opisy wkroczenia wojsk sowieckich, jakie mo¿na znaleæ
w Upiornej dekadzie mog¹ wprawiæ w os³upienie. W ksi¹¿ce nie ma
ani opisu walk z Sowietami, ani uczestnictwa w nich organizacji stu-
denckich, harcerzy, uczniów szkó³ rednich czy zwyk³ych obywateli.
Mo¿na odnieæ wra¿enie, ¿e Polacy witali Sowietów orkiestr¹ i pie-
wem na ustach.
Ten zabieg by³ potrzebny, by udowodniæ, ¿e pomiêdzy zachowania-
mi Polaków a reakcjami mniejszoci narodowych na wkroczenie wojsk
sowieckich nie by³o wiêkszej ró¿nicy. Otó¿ by³a i to zupe³nie zasadni-
cza. Polacy tracili w³asne pañstwo, co w znacznym stopniu determino-
wa³o ich postawê. Ogó³ spo³eczeñstwa polskiego obserwowa³ wkracza-
j¹c¹ Armiê Czerwon¹ ze strachem i przygnêbieniem.
Wyraÿnie odmienne by³y reakcje przedstawicieli mniejszoci.
Nie uto¿samia³y siê one z pañstwem polskim, a ich pozycja spo-
³eczna i materialna nie mog³y ulec powa¿niejszemu pogorszeniu.
Zarówno biednym ch³opom bia³oruskim i ukraiñskim, jak i ma³o-
miasteczkowej biedocie ¿ydowskiej niewiele mo¿na by³o znacjona-
lizowaæ.
Relacje Polaków pamiêtaj¹cych wkraczaj¹ce wojska sowieckie pe³-
ne s¹ oburzenia na postawê mniejszoci: napaci na polskich ¿o³nierzy
i policjantów, wiwaty na czeæ wkraczaj¹cej Armii Czerwonej i nisz-
czenie symboli pañstwowych.
J. T. Gross ma jednak w³asn¹ wersjê wydarzeñ. Radosne powitania
i stawianie bram triumfalnych to, jego zdaniem, albo efekt strachu, albo
sowiecka inscenizacja, ale na pewno nie objaw radoci.
Jeszcze dziwniej brzmi t³umaczenie, sk¹d w wielu relacjach pol-
skich, ukraiñskich, litewskich czy ¿ydowskich wziê³y siê t³umy ¯y-
dów witaj¹cych sowieckie wojska. Owa radoæ przekonuje J.T.
Gross to nic innego, jak efekt iluzji, a t³ok na ulicach spowodo-
wany by³... trudnymi warunkami mieszkaniowymi. Wedle autora
Upiornej dekady wziê³o to siê st¹d, ¿e na Kresach przebywa³o ty-
si¹ce ¯ydów-uciekinierów z zachodniej Polski: Nie mieli gdzie
mieszkaæ, co te¿ poniek¹d przes¹dza o tym, to ile czasu spêdzali
na ulicy.
197
Nowe porz¹dki
Kiedy Sowieci przyst¹pili do budowy w³asnych struktur pañstwo-
wych na Kresach, powsta³o zasadnicze pytanie: z kogo ów aparat two-
rzyæ? Polacy raczej nie wchodzili w rachubê, Bia³orusini byli na ogó³
s³abo wykszta³ceni, cienka warstwa inteligencji ukraiñskiej szybko wy-
kaza³a tendencje antyrosyjskie, antykomunistyczne i proniemieckie i sama
sta³a siê obiektem represji. Pozostali wiêc ¯ydzi.
Z badañ izraelskiego historyka Ben-Cion Pinchuka (Shtetl Jews
under the Soviet Rule. Easter Poland on The Eve of the Holocaust)
wynika, ¿e ¯ydzi masowo zajmowali rednie i ni¿sze posady w sowiec-
kiej biurokracji, szkolnictwie, ró¿nego typu instancjach gospodarczych.
Najwy¿sze stanowiska zarezerwowane by³y dla przybyszów
z g³êbi Rosji, wród których, jak ustali³ Pinchuk, równie¿ by³o wielu
¯ydów.
Gross twierdzi jednak stanowczo, ¿e wizja sowietyzacji zachodniej
Ukrainy i zachodniej Bia³orusi przy pomocy ¯ydów jest nieprawdziwa.
Jako dowód s³usznoci swojej teorii autor Upiornej dekady przytoczy³
informacje na temat sk³adu narodowociowego ró¿nego typu rad depu-
towanych, w których ¯ydzi rzeczywicie stanowili niewielki odsetek.
Problem w tym, ¿e wspomniane rady spe³nia³y funkcje dekoracyjne i
nie mia³y nic wspólnego z rzeczywistymi orodkami w³adzy. Ich sk³ad
by³ ustalany z góry i jako jeden z fragmentów sowieckiej mistyfikacji
mia³ potwierdzaæ prawdziwoæ tezy o wyzwoleniu jak to zgrabnie
nazwa³ Gross Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Bia³orusi. Jest to
wiedza ze szkolnych podrêczników i tego typu argumenty u¿ywane przez
powa¿nych historyków mo¿na okreliæ jako zdumiewaj¹ce.
Kolejnym dowodem, który ma przekonaæ czytelnika, ¿e ¯ydzi nie
tylko nie uczestniczyli w tworzeniu okupacyjnych porz¹dków, lecz od-
wrotnie, byli najbardziej przeladowani mia³ byæ fakt zniszczenia przez
Sowietów sieci tradycyjnych spo³eczno-polityczno-kulturalnych insty-
tucji ¿ydowskich.
Argument ten, zaczerpniêty ze wspomnianej ksi¹¿ki Pinchuka, jest
o tyle nietrafny, ¿e szczególn¹ rolê w procesie sowietyzacji Kresów mia³a
odegraæ ¿ydowska m³odzie¿. W przedwojennej Polsce pozbawiona wiêk-
szych perspektyw, mocno zlaicyzowana i wyemancypowana z tradycyj-
198
nych norm spo³ecznych i politycznych korzysta³a teraz z wielkiej szan-
sy. Otêpia³y j¹ has³a spo³ecznej równoci, urzeka³ widok ¯ydów-ofice-
rów, ¯ydów-funkcjonariuszy pañstwowych, urzêdowe zwalczanie an-
tysemityzmu. Likwidacjê tradycyjnych ¿ydowskich instytucji spo³ecz-
nych, o których pisze Gross, z ³atwoci¹ rekompensowa³a sobie mo¿li-
woci¹ awansu spo³ecznego, wolnym dostêpem do szkó³ i urzêdów. Te,
jak stwierdzi³ Ben-Cion Pinchuk, zosta³y dos³ownie masowo zape³nio-
ne w³anie przez ¯ydów.
Autor Upiornej dekady zna pracê Pinchuka. Jednak skorzysta³
tylko z takich jej fragmentów, które mu pasowa³y. Dlatego znajdziemy
w jego ksi¹¿ce fragment dotycz¹cy niszczenia tradycyjnych instytucji
¿ydowskich, a nie znajdziemy interesuj¹cych wyników badañ Pinchu-
ka, dotycz¹cych uczestnictwa ¯ydów w tworzeniu sowieckiego aparatu
w³adzy.
Oczywicie, ¿e nie wszyscy ¯ydzi byli zadowoleni z okupacyj-
nych porz¹dków. Wielu dotknê³y sowieckie represje, jeszcze inni, szcze-
gólnie uciekinierzy z zachodniej i centralnej Polski, chcieli powróciæ
do niemieckiej strefy. Ta w³anie grupa zosta³a sklasyfikowana jako
element niepewny i w czerwcu 1940 r. wywieziona w g³¹b Sowietów.
By³a to tzw. trzecia wywózka, która objê³a ok. 80 tys. osób, w znacz-
nej czêci ¯ydów. Nie jest jednak prawd¹, ¿e stanowili oni a¿ 30%
wszystkich deportowanych. W rzeczywistoci by³o ich du¿o mniej.
Ponadto dyskusyjne jest, czy owa chêæ powrotu do niemieckiej strefy
okupacyjnej rzeczywicie by³a demonstracj¹ antyre¿ymow¹, jak to
pompatycznie nazywa Gross, czy wynika³a z wyczerpania rodków
do ¿ycia i chêci powrotu do pozostawionych w czasie dzia³añ wojen-
nych rodziny i dobytku.
Jednak Gross zupe³nie zapomnia³ o tych, którzy na sowieckich po-
rz¹dkach skorzystali. Na Uniwersytecie Lwowskim na przyk³ad, gdzie
przed wojn¹ ¯ydzi stanowili ok. 15% studentów, w 1940 r. by³o ich, jak
podaje Richard Lukas, ju¿ 85%. Bardzo czêsto zajmowali miejsca de-
portowanych lub zamordowanych Polaków. Ale w Upiornej dekadzie
mówi siê tylko o represjach czêsto bezzasadnie. Tak jest miêdzy inny-
mi z masami rzemielników ¿ydowskich, których J.T. Gross zalicza do
grona ofiar systemu. Tymczasem z powodu braku prawdziwej klasy
199
robotniczej w³anie szewców i krawców obwo³ano na Kresach bohate-
rami pracy socjalistycznej. Ponadto z powodu znikniêcia wolnego ryn-
ku ich po³o¿enie uleg³o, w porównaniu z 1939 r., wyranej poprawie.
Jak wiêc by³o naprawdê?
S³ynny kurier Polskiego Pañstwa Podziemnego Jan Karski napisa³
w raporcie z kraju o sytuacji na terenie okupacji sowieckiej: ¯ydzi s¹ tu
u siebie, nie tylko, ¿e nie doznaj¹ upokorzeñ i przeladowañ, ale posia-
daj¹ dziêki swemu sprytowi i umiejêtnoci przystosowania siê do ka¿-
dej nowej sytuacji pewne uprawnienia natury zarówno politycznej, jak
i gospodarczej. Wchodz¹ do komórek politycznych, w du¿ej czêci za-
jêli powa¿niejsze stanowiska polityczno-administracjne, odgrywaj¹ du¿¹
rolê w zwi¹zkach zawodowych, na wy¿szych uczelniach, no i przede
wszystkim w handlu, a zw³aszcza w lichwie i paskarstwie, w handlu
nielegalnym (kontrabanda, handel obcymi dewizami, spirytusem, nie-
czyste interesy i nieczyste porednictwo czy strêczenie). Na tych tere-
nach w bardzo wielu wypadkach sytuacja ich jest lepsza i gospodar-
czo, i politycznie ni¿ by³a przed wojn¹.
Podobny obraz wydarzeñ pojawia siê we wspomnieniach wielu Po-
laków, Bia³orusinów, Ukraiñców, ¯ydów, a tak¿e w relacjach nielicz-
nych obcych dyplomatów, którzy te tereny odwiedzali.
Niemcy czy Polacy
Czytaj¹c ksi¹¿kê Grossa momentami trudno jest siê zorientowaæ,
kto tak naprawdê wymordowa³ ¯ydów: Niemcy czy Polacy? Gross twier-
dzi, ¿e straszliwie gromi¹c ¯ydów, Polacy wystawili im wyimaginowa-
ny rachunek krzywd za przeladowania w³adzy sowieckiej.
Jest to fragment ksi¹¿ki, w którym odnajdujemy dalekie echa rze-
czywistego obrazu wydarzeñ. W 1941 r. rzeczywicie dosz³o na Kre-
sach do brutalnych rozpraw z ¯ydami. Jednak ich autorami byli przede
wszystkim Ukraiñcy i Litwini, a w znacznie mniejszym stopniu na przy-
k³ad Bia³orusini czy Polacy.
Jaka by³a przyczyna tego niekontrolowanego wybuchu nienawici?
Nie ma co ukrywaæ, stosunek wielu ¯ydów do w³adzy sowieckiej by³,
zw³aszcza w pierwszych miesi¹cach okupacji, wrêcz entuzjastyczny
i entuzjazm ten bolenie odczuwali Polacy. Historyk ¿ydowski Emmanu-
200
el Ringelblum zanotowa³: Za czasów za bolszewickich wzmóg³ siê w
silnym stopniu pr¹d antysemicki u Polaków w du¿ej mierze ponosz¹ za
to winê ¯ydzi. Wykorzystywali oni sytuacjê w ten sposób, ¿e przy ka¿dej
okazji miali siê z Polaków, wykrzykiwali To ju¿ nie wasza Polska, mi-
nê³y te czasy itp. Czêsto denuncjowali Polaków za rzekome przezywa-
nie ¿ydowska morda, a w nastêpstwie tego osadzano Polaków w wiê-
zieniach i wywo¿ono na Sybir. ¯ydowscy komunici igrali z uczuciami
patriotycznymi Polaków, denuncjowali ich nielegalne rozmowy, wskazy-
wali polskich oficerów oraz by³ych wy¿szych urzêdników, z w³asnej woli
pracowali w NKWD i brali udzia³ w aresztowaniach. Do wzrostu antyse-
mityzmu Polaków przyczyni³ siê te¿ fakt, ¿e po wkroczeniu bolszewików
rozbrajali ¯ydzi ¿o³nierzy polskich. Czynili za to w brzydki sposób,
z wielk¹ satysfakcj¹. ¯yd móg³ np. podejæ do ¿o³nierza polskiego i za-
bieraj¹c mu karabin, napluæ w twarz.
Dramaty wielu Polaków rozpoczyna³y siê w³anie od wspomniane-
go przez Ringelbluma schematu. Barbara Obuchowska-Du pisa³a po
latach: S¹siadka-¯ydówka, Chana, przyprowadzi³a ¿o³nierzy sowiec-
kich i powiedzia³a: Polska Pani, jej m¹¿ to wojskowy. No i zaczê³o
siê. Wyrywali deski z pod³ogi, klawisze z fortepianu, pruli materace.
Szukali mego ojca i or¿uja.
Oczywicie nie wszyscy ¯ydzi brali udzia³ w sowieckich represjach.
Byli tacy, którzy Polakom pomagali i tacy, jak Ringelblum, którzy zacho-
wanie swych rodaków potêpiali. Jednak by³a to doæ nieliczna grupa i nie
jej postawa zdominowa³a wiadomoæ Polaków. Jak bowiem twierdzi Jan
Karski, na Kresach dominowa³o rozczarowanie i roz¿alenie w stosunku
do ¯ydów, których jednoznacznie postrzegano jako zdrajców i kolabo-
rantów. Nastroje te bardzo szybko roznios³y siê po ca³ym kraju.
Rzetelnoæ historyka
Moje uwagi dotyczy³y praktycznie tylko jednego z trzech esejów
J.T. Grossa, jednak, niestety, z treci¹ pozosta³ych jest podobnie. Stwier-
dzam to ze smutkiem, bowiem J.T. Gross jest autorem wielu prac, któ-
rych wartoæ gwarantuje mu pozycjê autorytetu w trudnej dziedzinie
skomplikowanych problemów II wojny wiatowej. Ale tej pracy chyba
obroniæ nie sposób. Jak na przyk³ad interpretowaæ opiniê jej autora, ¿e
201
brutalne represje za ukrywanie ¯ydów mog³y byæ przez Niemców sto-
sowane tylko dlatego, ¿e pomoc ¯ydom mia³a ze strony Polaków incy-
dentalny charakter ¿adna policja nie jest w stanie egzekwowaæ maso-
wego ³amania przepisów. Gdyby jeden Polak na piêciu czy dziesiêciu
nie za jeden na stu czy na dwustu pomaga³a ¯ydom, gestapo by³oby
bezradne.
A co s¹dziæ o twierdzeniu, ¿e zag³ada ¯ydów odby³a siê wród
nas. cilej: wród polskiego spo³eczeñstwa, wród pokolenia na-
szych rodziców i dziadków, przy wiadkach, na oczach bior¹cych w
niej udzia³ na ró¿ne sposoby t³umów gawiedzi? Równie dyskusyjne,
co faktografia, s¹ tak¿e warsztatowe propozycje Grossa. Otó¿ w za-
koñczeniu ksi¹¿ki autor Upiornej dekady po raz kolejny domaga siê
badawczej uczciwoci. Sam pojmuje j¹ przedziwnie: A jakie bêdzie j¹
obowi¹zywa³o kryterium prawdy, wiemy bardzo dobrze z historii Pol-
ski: takie mianowicie, aby w sporz¹dzonej narracji ofiara mog³a roz-
poznaæ obraz w³asnego losu. Tak biali Amerykanie musz¹ sobie opo-
wiedzieæ o niewolnictwie i dyskryminacji rasowej, Rosjanie o stalini-
zmie, a Niemcy o fascynacji Hitlerem, tak samo Polacy ze wzglêdu
na Holokaust musz¹ sobie opowiedzieæ historiê przeladowania
¯ydów w Polsce.
Autor postrzega relacje polsko-¿ydowskie wed³ug schematu ofiary-
przeladowcy i twierdzi, ¿e racjê zawsze maj¹ ci pierwsi. Nie podzie-
lam tej opinii. Twierdzê, ¿e racjê nale¿y sk³adaæ nie w rêce Polaków czy
¯ydów, lecz naprawdê rzetelnych historyków.
¯ycie z 9 marca 1999 r.
202
C
o siê wydarzy³o w Jedwabnem 10 lipca 1941 r.? Do tej pory znali-
my jedn¹ wersjê wydarzeñ, upowszechnion¹ przez J.T. Grossa. Przed
kilkoma dniami uda³o nam siê dotrzeæ do akt ledztwa w tej sprawie
z 1949 r. To te same akta, którymi pos³ugiwa³ siê autor S¹siadów. Zdu-
miewa, jak wiele z zawartych tam informacji i w¹tków profesor Gross
pomin¹³. Pomija³ to, co nie pasowa³o mu do z góry za³o¿onej tezy, ¿e
niemiecki udzia³ w zbrodni w Jedwabnem ograniczy³ siê tylko do filmo-
wania.
Oto, co uda³o siê ustaliæ na podstawie tych akt: 10 lipca 1941 r.
przyjechali do Jedwabnego Niemcy. Nie wiadomo dok³adnie ilu. We-
d³ug niektórych osób sk³adaj¹cych zeznania jeden samochód z piêcio-
ma funkcjonariuszami gestapo; wedle innych kilka taksówek, co nale¿y
rozumieæ jako kilka samochodów osobowych. W ka¿dym razie mo¿na
przypuszczaæ, ¿e krytycznego dnia nie by³o w Jedwabnem ¿adnych du-
¿ych oddzia³ów niemieckich. Ale to w³anie ci Niemcy, którzy przybyli
rano do miasteczka, wydaj¹ siê byæ spiritus movens póniejszej trage-
dii. W dokonaniu zbrodni pos³u¿yli siê miejscow¹ ¿andarmeri¹ i cz³on-
kami w³adz magistratu na czele z Karolem Bardoniem i burmistrzem
Marianem Karolakiem.
Gross przedstawia wspomnianych jako przedstawicieli spo³eczeñstwa
polskiego, choæ bardziej prawdopodobne jest, ¿e do zarz¹du miasta po-
wo³ali ich Niemcy sporód swoich lokalnych zauszników. Na przyk³ad
Bardoñ, jeden z g³ównych bohaterów negatywnych z 10 lipca 1941 r.,
w czasie I wojny s³u¿y³ w armii austriackiej i by³ traktowany przez
Niemców jako swój. Wkrótce po tragedii w Jedwabnem, prawdopo-
dobnie jako volksdeutsch, zosta³ funkcjonariuszem niemieckiej policji
pomocniczej. W ramach jej dzia³alnoci miêdzy innymi przeprowadza³
Gross przemilczeñ
203
aresztowania Polaków. Wspomniani dobrali sobie do towarzystwa jesz-
cze kilku Polaków, przynajmniej niektórzy z nich cieszyli siê fataln¹
opini¹ u miejscowej ludnoci. Jeden zosta³ potem zabity przez polskie
podziemie. Inny znalaz³ siê w szpitalu dla umys³owo chorych. To w³a-
nie oni, zmuszaj¹c przy okazji niektórych Polaków, wypêdzili du¿¹
grupê jedwabieñskich ¯ydów na centralny plac miasteczka. Potem, ju¿
po spêdzeniu ¯ydów na rynek, wspomniani osobnicy, w towarzystwie
niemieckich ¿andarmów, poczêli wyci¹gaæ kolejnych Polaków z domów
i zmuszali ich do udania siê na rynek w celu pilnowania ¯ydów. Oto
fragmenty zeznañ, z³o¿onych w ledztwie przez mieszkañców Jedwab-
nego w 1949 r.: Roman Górski: (...) przyszed³ do domu Karolak Marian,
który by³ burmistrzem i ¿andarm niemiecki, który mnie kopn¹³ i zabrali
mnie na rynek m. Jedwabnego gdzie kazali mi pilnowaæ (...) ¿ydów. W³a-
dys³aw Miciura: W lipcu 1941 roku daty dok³adnej nie pamiêtam przyje-
cha³o kilka taksówek z gestapo i urz¹dzili ³apankê na ¿ydów spêdzaj¹c
ich na rynek. Mnie samego wys³ali ¿andarmi do domu na niadanie i po
powrocie moim do pracy po godzinie czasu przyszed³ ¿andarm i kaza³ mi
iæ na rynek pilnowaæ ¿ydów, by nie uciekali. Ja pilnowa³em ¿ydów (...)
do godziny 16-tej, udaj¹c siê nastêpnie z powrotem do pracy, lecz nie
kazali mi pracowaæ, tylko wyganiaæ ¿ydów do stodo³y co ja te¿ uczyni-
³em. I by³em tam a¿ do czasu podpalenia pe³nej stodo³y z ¿ydami. W³a-
dys³aw D¹browski: Zadaniem moim by³o pilnowaæ ¿eby ani jeden ¿yd
nie wyszed³ za liniê co ja uczyni³em, otrzyma³em ja taki rozkaz od Karo-
laka, Sobuty i jednego Niemca. Stanis³aw Zejer: Razem ze mn¹ brali
udzia³ jeszcze w spêdzaniu ¿ydów z rozkazu burmistrza i gestapo (...).
Feliks Tarnacki: (...)burmistrz Karolak (...) wraz z gestapowcem wy-
pêdzili mnie na rynek. Antoni Niebrzydowski: W 1941 r. przyszed³ do
mego mieszkania Karolak burmistrz niemiecki Bardoñ [nieczyt.] dali
mnie rozkaz pilnowaæ ¿ydów na rynku których oni zganiali na rynek.
Do wspomnianej stodo³y, nale¿¹cej do Bronis³awa leszyñskiego zapê-
dzono ostatecznie kilkaset osób. Po zamkniêciu stodo³a zosta³a oblana
naft¹ i podpalona. Z akt ledztwa nie wynika dok³adnie przez kogo. Jest
za to oczywiste, ¿e Niemcy nie byli neutralnymi obserwatorami wyda-
rzeñ w Jedwabnem, lecz ich organizatorami. Ale taka wersja wydarzeñ
zosta³a odrzucona przez J.T. Grossa.
204
Postawy wobec zbrodni
Na podstawie wspomnianych dokumentów archiwalnych mo¿emy
wyró¿niæ kilka kategorii osób uczestnicz¹cych w interesuj¹cych nas wy-
darzeniach.
pierwsz¹ z nich s¹ niew¹tpliwie Niemcy, którzy byli inicjato-
rami i g³ówn¹ si³¹ sprawcz¹ jedwabieñskiej tragedii. To oni wyci¹-
gali Polaków z domów, stali za plecami Karolaka, Bardonia i ich
kompanów;
druga grupa to Polacy, którzy prawdopodobnie byli poinformo-
wani o maj¹cej nast¹piæ zbrodni i wziêli w niej ochotniczy udzia³.
W sumie by³o to kilka osób, jednak zostali wyranie zauwa¿eni jako ci,
którzy wykonuj¹ polecenia Niemców, ale te¿ i z w³asnej inicjatywy znê-
caj¹ siê nad ¯ydami. Motywy dzia³ania tych ludzi s¹ trudne do przenik-
niêcia. Wydaje siê, ¿e si³¹ motoryczn¹ ich zachowania by³o wojenne
zdziczenie i ¿¹dza zemsty za sowieck¹ okupacjê;
trzecia grupa to osoby, które zmuszone przez Niemców bra³y udzia³
w gromadzeniu ¯ydów na rynku, pilnowaniu ich oraz w zapêdzeniu do
stodo³y. Liczebnoæ tej grupy jest najtrudniejsza do ustalenia, choæ wy-
daje siê, ¿e by³o to co najmniej kilkanacie osób. Postawy tych ludzi
by³y zró¿nicowane: niektórzy bez sprzeciwu wykonywali rozkazy, inni
uciekali w czasie, kiedy prowadzono ich na rynek lub przy pierwszej
nadarzaj¹cej siê okazji. Niektórzy nawet ratowali ¯ydów. Mo¿na po-
stawiæ tezê, ¿e niemal do ostatniej chwili nie byli wiadomi, jak tragicz-
ny los zgotowano ich s¹siadom.
Prócz nich tragiczny los czêci mieszkañców Jedwabnego widzia³o
wielu wiadków.
Wyrok, który wyda³ S¹d Okrêgowy w £om¿y, uzna³ za niewin-
nych 10 z 22 oskar¿onych. Z pozosta³ych na karê mierci skazany
zosta³ Karol Bardoñ, a jedenacie osób otrzyma³o kary wieloletnie-
go wiêzienia. W sentencji s¹d napisa³: (...) miejscowa ludnoæ,
a wiêc w tej liczbie oskar¿eni [wziêli udzia³ w zabójstwie ¿ydów]
pod terrorem, jak widaæ ze wszystkich wyjanieñ oskar¿onych, gdzie-
kolwiek by by³y one sk³adane i z zeznañ wiadków oskar¿enia i od-
wodowych (...). Gross opar³ swoj¹ ksi¹¿kê na aktach omawianej spra-
wy. Z pewnoci¹ czyta³ cytowane zeznania wiadków oraz konstata-
205
cje z wyroku s¹dowego. Ale w ksi¹¿ce napisa³, ¿e udzia³ Niemców
w zbrodni w Jedwabnem ograniczy³ siê przede wszystkim do robie-
nia fotografii...
ród³a profesora Grossa
Bardzo szczególn¹ rolê w ksi¹¿ce Grossa odegra³y z³o¿one
w czasie ledztwa zeznania dwóch wiadków: Eljasza Gr¹dowskie-
go i Abrama Boruszczaka. Obydwaj mieli byæ naocznymi wiadka-
mi wydarzeñ, którym uda³o siê jako uratowaæ ¿ycie. Ich opowieci
o wyczynach Polaków, stanowi¹ce jedno z podstawowych róde³
narracji historycznej Grossa, s¹ doprawdy wstrz¹saj¹ce. Eljasz Gr¹-
dowski stwierdzi³ na przyk³ad: Czes³aw Mierzejewski najprzód
zgwa³ci³, a potem zamordowa³ Judes Ibram. Drugi ze wspomnia-
nych wiadków, Abram Boruszczak, opisa³ zbrodniê, jakiej mieli siê
dopuciæ Polacy na terenie ¿ydowskiego cmentarza: Wybrali zdrow-
szych mê¿czyzn i zagnali na cmentarz i kazali im wykopaæ rów, po
wykopaniu rowu przez ¯ydków wziêli ich pozabijali bili kto czym
[tak w tekcie] kto ¿elazem, kto no¿em, kto kijem. Obydwaj mocno
podkrelali, ¿e to Polacy mordowali ¯ydów, a Niemcy jedynie pa-
trzyli z boku i fotografowali. I tu pojawia siê jeden z najwa¿niej-
szych problemów z ksi¹¿k¹ Grossa. Otó¿ z akt sprawy jednoznacz-
nie wynika, ¿e obydwaj w ogóle nie byli wiadkami tragedii w Je-
dwabnem. Jeszcze nim zacz¹³ siê proces s¹dowy, jeden z uratowa-
nych ¯ydów (Józef Grondowski) zezna³: Co do Eljasza Gr¹dow-
skiego wyjaniam, ¿e on w czasie okupacji niemieckiej zupe³nie nie
mieszka³ w Jedwabnym, poniewa¿ zosta³ wywieziony do Rosji w roku
1940 i powróci³ dopiero po wyzwoleniu. Mieszkam w Jedwabnym
od urodzenia do obecnej chwili i nie jest mi znany Abram Borusz-
czak, aby taki zamieszkiwa³ na terenie Jedwabnego bardzo dobrze
wszystkich znam. Nied³ugo póniej do prokuratury w £om¿y wp³y-
nê³o pismo podpisane przez siedmiu mieszkañców Jedwabnego: Ni-
niejszym zwracam siê do ob. Prokuratora w £om¿y. Otó¿ Eljasz
Gr¹dowski który z³o¿y³ oskar¿enie zosta³ aresztowany przez w³adze
Rosyjskie za to, ¿e skrad³ w klubie patefon który by³ w³asnoci¹
klubu, zosta³ ukarany i aresztowany w 1940 roku ukarano go 1,5
206
wiêzienia i ca³y czas od 1940 roku przebywa³ w Rosji, a¿ powróci³
po wyzwoleniu Polski z pod okupanta, a Boruszczak Abram to zu-
pe³nie takiego nie by³o nigdy w Jedwabnem. Wszystkie te informa-
cje dotycz¹ce wiarygodnoci wspomnianych wiadków znajduj¹ siê
w aktach sprawy, ale zosta³y one przez autora S¹siadów pominiê-
te. Za to innym osobom, na przyk³ad Czes³awowi Laudañskiemu,
Gross w³o¿y³ w usta opisy czynów, jakich mieli dokonaæ feralnego
10 lipca 1941 r. A tymczasem Czes³aw Laudañski w trakcie prze-
s³uchañ stwierdzi³, ¿e tego dnia le¿a³ w ³ó¿ku ciê¿ko chory, po wyj-
ciu z sowieckiego wiêzienia. Potwierdzi³o to wielu wiadków. Je-
den z ocala³ych ¯ydów z³o¿y³ nawet zeznanie, jak w czasie okupa-
cji Laudañski pomaga³ ukrywaj¹cym siê ¯ydom. Takimi metodami
w ksi¹¿ce Grossa Polacy, którzy nie mieli nic wspólnego z mordem
na ¯ydach, a nawet ich ratowali, staj¹ siê mordercami, a wiadko-
wie niewiarygodni jak Boruszczak czy Gr¹dowski oskar¿ycie-
lami Polaków.
Kluczowe relacje i zeznania, na których Gross opar³ S¹siadów, nie
zosta³y poddane naukowej krytyce. Po jej dokonaniu okazuje siê, ¿e
faktografia oraz g³ówne tezy ksi¹¿ki nie maj¹ powa¿niejszych podstaw
naukowych. Narracjê historyczn¹ Grossa tworz¹ ludzie, którzy nie byli
wtedy w Jedwabnem (o czym autor wie jak s¹dzê), stereotypy, uprze-
dzenia i przekonanie, ¿e spo³eczeñstwo polskie wymordowa³o ¯ydów,
a ksiê¿a i biskupi s¹ ³apownikami. ród³a historyczne zosta³y przez
niego dobrane nie wed³ug oceny ich naukowej wiarygodnoci, tylko
wed³ug klucza: im wiêcej polskich zbrodni i polskich zbrodniarzy, tym
lepiej.
Po zastosowaniu wy¿ej wspomnianych metod naukowych no
i oczywicie po usuniêciu z opisu rzeczywistej roli Niemców mia³o
postawi³ tezê, ¿e ¯ydów w Jedwabnem zamordowa³o polskie spo³e-
czeñstwo. Tymczasem konstatacja ta wydaje siê byæ nieuprawniona.
Jak to siê mog³o staæ, ¿e pomimo ewidentnego mijania siê treci
S¹siadów z dostêpnym materia³em ród³owym ksi¹¿ka ta jest doæ po-
wszechnie traktowana w kategoriach naukowych?
Tezy S¹siadów maj¹ swoich zwolenników nawet w wiecie na-
uki. Nale¿y do nich na przyk³ad Andrzej ¯bikowski, który w stycz-
207
niu 2001 r. napisa³: W przeciwieñstwie do kilku krytycznych recen-
zentów ksi¹¿ki Grossa uwa¿am, ¿e pod wzglêdem warsztatowym
S¹siedzi s¹ prac¹ wzorcow¹. Gross przeprowadzi³ bardzo sta-
rann¹ analizê dostêpnych przekazów ród³owych... Prof. Jerzy Je-
dlicki skrytykowa³ w czasie dyskusji w Polskiej Akademii Nauk tych
historyków, którzy zg³aszali zastrze¿enia do poszczególnych frag-
mentów narracji ksi¹¿ki Grossa: Diabe³ nie tkwi w szczegó³ach, tyl-
ko w generaliach tego, co siê sta³o w Jedwabnem i innych miejsco-
wociach. A przecie¿ wydaje siê, ¿e historyk powinien najpierw ba-
daæ fakty, a dopiero na ich podstawie wyci¹gaæ generalne wnioski.
Z drugiej jednak strony S¹siedzi maj¹ swoich krytyków. Ostre s¹dy
o ksi¹¿ce Grossa wydawali m.in. prof. Tomasz Strzembosz, prof.
Tomasz Szarota, dr Marek Jan Chodakiewicz i dr Pawe³ Machce-
wicz z IPN. Doktor Bogdan Musia³ porówna³ S¹siadów do pokazy-
wanej ostatnio w Niemczech wystawy Zbrodnie Wehrmachtu
i ksi¹¿ki Daniela Goldhagena Gorliwi kaci Hitlera (wszystkim nie
paraj¹cym siê nauk¹ wyjaniam, ¿e mimo pocz¹tkowych zachwy-
tów t³umów, pierwsze przedsiêwziêcie zosta³o zdemaskowane przez
Musia³a jako prymitywna manipulacja róde³, a drugie po prostu
zmiecione przez krytyków za lekcewa¿enie podstawowych zasad
warsztatu naukowego). Jednak pomimo faktu, i¿ ksi¹¿ka Grossa
wród wielu powa¿nych naukowców po prostu nie budzi zaufania,
z czysto technicznych przyczyn nie mo¿na by³o dokonaæ jej rzeczo-
wej krytyki. Powód jest doæ prosty: akta s¹dowe, które by³y pod-
stawow¹ baz¹ ród³ow¹ S¹siadów, ze wzglêdu na likwidacjê G³ów-
nej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i two-
rzenie Instytutu Pamiêci Narodowej od d³u¿szego czasu pozostawa-
³y niedostêpne. Potem archiwaliów nie mo¿na by³o dostaæ, bowiem
zaczê³o siê ledztwo. Podejrzewam, ¿e wielu historyków, którzy wy-
powiadali siê dotychczas w sprawie S¹siadów, jeszcze ich nie wi-
dzia³o, a zatem nie zdaj¹ sobie sprawy, jak daleko siêgaj¹ nieprawi-
d³owoci poczynione w ksi¹¿ce Grossa. Dotychczasowa dyskusja
toczy³a siê wiêc na temat drobiazgów oraz tego, czy i kto powinien
przepraszaæ. Jednak spostrze¿enia, jakie mo¿na poczyniæ konfron-
tuj¹c g³ówne tezy S¹siadów z dokumentacj¹ archiwaln¹, w znacznej
208
mierze przekrelaj¹ wiarygodnoæ podstawowych ustaleñ g³onej
ksi¹¿ki J.T. Grossa. Mam nadziejê, ¿e Instytutowi Pamiêci Narodo-
wej uda siê w miarê szybko opublikowaæ najistotniejsze dla sprawy
dokumenty. Da³oby to nadziejê, ¿e rozpocznie siê wreszcie rzeczo-
wa wymiana pogl¹dów na temat zbrodni w Jedwabnem.
Trzy lata po wojnie do ³om¿yñskiego UB wp³ynê³a relacja jed-
nego z ocala³ych z jedwabieñskiej tragedii Szmula Wasersztajna.
Relacja ta stwierdza³a, ¿e zbrodni w Jedwabnem dokonali Polacy
bez udzia³u Niemców i podawa³a wiele nazwisk jej uczestników.
8 stycznia 1949 r. miejscowa milicja i funkcjonariusze bezpieki
aresztowali kilkanacie osób, które mia³y uczestniczyæ w mordzie
na ¯ydach. Aresztowani zostali przes³uchani w ci¹gu kilku naj-
bli¿szych dni. Protoko³y przes³uchañ, które wówczas prowadzono,
znakomicie ilustruj¹ ówczesne metody pracy UB. Nie chodzi³o
w nich bowiem o wnikliw¹ analizê wydarzeñ w Jedwabnem, tylko
ustalenie nazwisk ludzi, którzy na podstawie tak zwanego dekretu
sierpniowego zostan¹ skazani za udzia³ w zbrodni. Oczywicie nie
oznacza to, ¿e ledztwo by³o manipulowane. Taki by³ po prostu
schemat pracy ówczesnych organów cigania i sposób pojmowa-
nia prawa. Obraz prawdy nikogo nie interesowa³: dopasowywano
zarzuty do sformu³owañ dekretu, dziêki czemu na jego podstawie
jako faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy i zdrajców Narodu
Polskiego skazywano nawet ¿o³nierzy AK. Opis czynów poszcze-
gólnych aresztowanych w znacznej mierze narzuca³ kszta³t stosow-
nych zapisów prawa, za rolê tez wyjciowych spe³ni³a relacja Wa-
sersztajna. Protoko³y przes³uchañ sporz¹dzone w czasie ledztwa
s¹ niezwykle sztampowe, czêsto rozpoczynaj¹ce siê od zdania-tezy,
¿e po wkroczeniu okupantów niemieckich przyst¹pi³a ludnoæ pol-
ska do mordowania ¯ydów, czasem zawieraj¹ te same zwroty
o tym, jakoby Niemcy nie mordowali ¯ydów, a tylko stali i foto-
grafowali, jak ich morduj¹ Polacy. Wszystko to budzi w¹tpliwo-
ci co do rzetelnoci przes³uchuj¹cych, którzy byæ mo¿e treæ czê-
ci zeznañ dopasowywali do wyjciowego schematu. Jednak mimo
pewnych trudnoci z prac¹ nad tego rodzaju ÿród³ami mo¿na z nich,
przy zachowaniu odpowiedniej krytyki, uzyskaæ wiele cennych in-
209
formacji. Zeznania te potwierdzaj¹ inspiracjê, obecnoæ i czynny
udzia³ w zbrodni Niemców.
Ponadto w czasie sprawy s¹dowej wysz³o na jaw, ¿e relacja Szmula
Wasersztajna, która stanowi kanwê ksi¹¿ki Grossa, jest ród³em ma³o
wiarygodnym. Scenariusz wydarzeñ, który zosta³ w niej przedstawiony
okaza³ siê byæ w wielu miejscach nieprawdziwy. Równie¿ inne zeznania
i relacje, które w czasie sprawy s¹dowej okaza³y siê niewiarygodne
sta³y siê jednym z najwa¿niejszych róde³ wykorzystanych przez J.T.
Grossa.
¯ycie z 31 marca 2001 r.
210
O
statnia praca J.T. Grossa wywo³a³a wiele burzliwych sporów. Trudno
siê dziwiæ, bowiem podane w S¹siadach fakty a jeszcze bardziej to-
warzysz¹ce im oceny wyranie godz¹ w potoczn¹ wiadomoæ histo-
ryczn¹ Polaków.
G³ównym tematem ksi¹¿ki jest dramatyczny los ¿ydowskiej ludno-
ci miasteczka Jedwabne (£om¿yñskie), która zosta³a zg³adzona nie-
d³ugo po wkroczeniu na te tereny Niemców (lipiec 1941 r.). Gross
twierdzi, ¿e wspomnianej zbrodni dokona³o spo³eczeñstwo polskie, któ-
re wbrew sugestiom ze strony hitlerowców, by chocia¿ czêæ z nich
oszczêdziæ najpierw w okrutny sposób znêca³o siê nad ¯ydami, a po-
tem niemal wszystkich spali³o ¿ywcem w stodole.
Nikt chyba nie kwestionuje faktu, i¿ w zbrodni w Jedwabnem wziê-
³a udzia³ grupa miejscowych Polaków. Na tym jednak pewniki siê koñ-
cz¹. Dyskusja trwa i dotyczy nawet tak fundamentalnych kwestii jak to,
kto w istocie wymordowa³ ¯ydów: Polacy czy mo¿e Niemcy? W miarê
up³ywu czasu pojawiaj¹ siê coraz to nowe znaki zapytania. Dotycz¹
one nie tylko podanej w S¹siadach faktografii, lecz w ogóle wiarygod-
noci metod badawczych J.T. Grossa.
Jednym z najwa¿niejszych róde³, na jakim Gross opar³ swoje usta-
lenia, by³y materia³y pochodz¹ce ze ledztwa prowadzonego przez
UB w 1949 r. Warto wiedzieæ, ¿e czêæ z tych osób, które wówczas
przes³uchiwano, na sali s¹dowej z³o¿y³o zupe³nie inne wyjanienia twier-
dz¹c, i¿ poprzednie wymuszono na nich biciem. Takie owiadczenie
mo¿na z punktu widzenia realiów lat 40. uznaæ za akt odwagi. Nie-
stety, odwagi daremnej: maj¹c do wyboru zeznania wymuszone w ledz-
twie i te, które zosta³y z³o¿one na sali s¹dowej, Gross uzna³ za wiary-
godne te pierwsze bardziej pasuj¹ce do jego tez.
Gross kontra fakty
211
Drugim ród³em wiedzy autora S¹siadów s¹ wspomnienia osób oca-
la³ych z holocaustu. Wielokrotnie ju¿ pisano, ¿e relacje te zbiera³y po
wojnie ró¿norodne komisje historyczne, które bardziej ni¿ o prawdê,
dba³y czasem o rozmaite interesy polityczne i propagandowe. Ktokol-
wiek zetkn¹³ siê ze wspomnianymi ród³ami ten wie, ¿e czêsto zawiera-
j¹ one olbrzymi baga¿ emocjonalny i pochopne s¹dy bêd¹ce konsekwen-
cj¹ dramatycznych prze¿yæ. Jeszcze inne relacje, zw³aszcza powsta³e
po wojnie w USA, wydaj¹ siê byæ nie opisem minionej przesz³oci, ale
okazj¹ do zaprezentowania niechêci czy te¿ po prostu wrogoci do Pol-
ski i Polaków, nazywanej zwyczajowo antypolonizmem. Ów niezwykle
skomplikowany i wielow¹tkowy problem Gross skwitowa³ w dwóch
zdaniach: Ka¿dy wiadek, oczywicie, mo¿e siê myliæ i ka¿d¹ relacjê,
o ile to mo¿liwe, nale¿y konfrontowaæ z wiedz¹ nabyt¹ z innego ród³a.
Ale o z³¹ wolê wzglêdem s¹siadów Polaków w tej materii ¯ydów nie
mamy podstaw podejrzewaæ (s. 18). Podobne konstatacje mo¿na uznaæ
za miniêcie siê z tematem.
Co ciekawe, Gross nie tylko nie zachowa³ nale¿nego dystansu do
wykorzystanych relacji, lecz nie dokona³ te¿ postulowanej przez sie-
bie, nale¿ytej ich konfrontacji z innymi ród³ami. Efekty s¹ wyranie
widoczne w wielu fragmentach narracji S¹siadów. Na str. 49 za jedn¹
z cytowanych relacji, pojawia siê biskup z £om¿y, który w zamian za
korzyci materialne obieca³ ¯ydom powstrzymanie pogromu. Kontekst
sprawy jest nieprzyjemny, bowiem nie doæ, ¿e hierarcha przyj¹³
haracz (srebrne lichtarze), to jeszcze z obiecanej opieki siê nie wy-
wi¹za³. Autor S¹siadów nie poda³ nawet nazwiska wspomnianego bi-
skupa, nie mówi¹c o próbie wyjanienia sprawy. Biskup ³om¿yñski
Stanis³aw £ukomski, bo o nim mowa, od ¯ydów haraczu raczej nie
wzi¹³. Nie tylko ze wzglêdów etycznych, ale czysto technicznych. Przez
ca³¹ sowieck¹ okupacjê ukrywa³ siê, a do pa³acu biskupiego powróci³
jak wynika nie tylko z opublikowanych fragmentów jego pamiêtnika
w sierpniu 1941 r. Wizyta ¿ydowskiej delegacji u biskupa £ukom-
skiego, która, wedle relacji cytowanych przez Grossa, mia³a mieæ miej-
sce jaki czas przed tragedi¹ Jedwabnego (pierwsza po³owa lipca
1941 r.) chyba nie mog³a mieæ miejsca, podobnie jak wiele innych
opisanych w S¹siadach wydarzeñ.
212
Do podstawowych obowi¹zków historyka nale¿y odnalezienie jak
najwiêkszej liczby dokumentów, artyku³ów i ksi¹¿ek dotycz¹cych opra-
cowywanego tematu. Tymczasem opracowanie Grossa opiera siê na
ubogiej i wybiórczej kwerendzie. Dotyczy to g³ównie problemu stosun-
ków polsko-¿ydowskich w Jedwabnem i okolicach w czasie okupacji
sowieckiej. Autor S¹siadów stwierdzi³, i¿ odnalaz³ tylko jedn¹ (!) rela-
cjê na ten temat i wysun¹³ wniosek, ¿e pomiêdzy miejscowymi ¯ydami
a reszt¹ spo³ecznoci nic istotnego wtedy nie zasz³o. Bezcelowe wydaje
siê wymienianie dos³ownie setek dokumentów, które takiemu postawie-
niu sprawy jednoznacznie przecz¹. Znakomitym przyk³adem bezpod-
stawnoci wspomnianego wniosku autora S¹siadów by³ opublikowany
niedawno w Rzeczpospolitej artyku³ prof. Tomasza Strzembosza.
Znacznie ciekawsze z punktu widzenia warsztatowej analizy S¹sia-
dów wydaj¹ siê obserwacje na temat specyfiki ród³owych poszuki-
wañ J.T. Grossa.
Na str. 32 S¹siadów autor poda³ s³owiañsko brzmi¹ce nazwiska
cz³onków miejscowych w³adz sowieckich. Powo³a³ siê przy tym na pra-
cê Micha³a Gnatowskiego W radzieckich okowach. Studium o agresji
17 wrzenia 1939 r. i radzieckiej polityce w regionie ³om¿yñskim
w latach 1939-1941. Gross nie wspomnia³ jednak s³owem, ¿e znajduj¹
siê tam interesuj¹ce informacje o nastrojach ludnoci polskiej w okoli-
cach Jedwabnego, pochodz¹ce z dokumentów sowieckich. Jest tam na
przyk³ad wypowied Jana Goska, który 20.10.1940 r. mówi³: Teraz to
mamy ¿ydowskie cesarstwo. Tylko ich wybieraj¹ wszêdzie, a Polak jak
koñ, on tylko ci¹gnie i jego bij¹ batem (s. 159).
Na str. 21 S¹siadów znajduje siê krótkie streszczenie efektów kwe-
rendy Grossa w archiwaliach pozosta³ych po Biurze Historycznym przy
armii gen. Andersa, znajduj¹cych siê Instytucie Hoovera. Gross pisze,
¿e znalaz³ tam: trzy ogólnikowe wzmianki o ¯ydach z Jedwabnego su-
geruj¹ce ich nadmiern¹ gorliwoæ wobec nowego ustroju (s. 31). Po-
nadto w przypisie doda³: Wzmianki o ¯ydach z Jedwabnego, w których
zreszt¹ nie wymienia siê ¿adnych konkretnych osób, znaleæ mo¿na na
stronie 14, 45 i 99 maszynopisu opracowania powiatowego o powiecie
³om¿yñskim. Có¿, nale¿y stwierdziæ, ¿e nic siê nie zgadza: nie s¹ to
ogólnikowe wzmianki, tylko konkretne relacje, jest ich tam wiêcej, s¹
213
tak¿e na innych stronach i podaj¹ informacje o konkretnych osobach.
Jako dowód cytujê relacjê lusarza z Jedwabnego Mariana £ojewskiego
znajduj¹c¹ siê na str. 43-44: zaprowadzono odczytywanie konstytucji
Stalinowskiej i jej korzyci i odbywa³y siê pogadanki na temat dobro-
dziejstw Zw. [wi¹zku] Sow. [ieckiego] dla uciskanej przez Polskê lud-
noci, obiecywano du¿o. Gdy po kilku takich przemówieniach ludzie
nie bardzo siê schodzili, wówczas prelegenci w osobach ¿ydówek Nej-
mark i polki Krystowczyk zaczêto straszyæ karami wiêzienia pos¹dza-
j¹c o kontrrewolucyjnoæ czyli niepos³uszeñstwo w³adzom sowieckim.
Podobnych przyk³adów jest wiêcej. Pozwalaj¹ na zadanie pytania: jak
to jest, ¿e w znanych Grossowi archiwaliach i ksi¹¿kach ród³a s¹,
a mimo to w jego ksi¹¿kach napisane jest, ¿e ich nie ma?
Ominiêcie kwestii stosunków polsko-¿ydowskich pod okupacj¹ so-
wieck¹ jest jednym z najwiêkszych mankamentów ksi¹¿ki Grossa. A sto-
sunki te by³y bardzo napiête. Obraz przedstawiany w zachowanych pol-
skich (a tak¿e niektórych ¿ydowskich!) relacjach jest naprawdê drama-
tyczny: obel¿ywe traktowanie Polaków, donosy do NKWD, udzia³ w so-
wieckich represjach czerwonej milicji sk³adaj¹cej siê z jedwabnieñskich
¯ydów. S¹ te¿ opisy odzierania z ubrañ wywo¿onych w g³¹b ZSRS
nomen omen polskich s¹siadów.
Problem wydaje siê naprawdê powa¿ny i nie mo¿na go sprowadziæ
jedynie do skrzywionej percepcji Polaków. Wedle najnowszych ustaleñ hi-
storiografii bia³oruskiej opieraj¹cej siê na zachowanej tam dokumentacji
z lat 1939-1941 w administracji sowieckiej, zw³aszcza zwi¹zanej
z gospodark¹, odsetek ¯ydów by³ wysoki i przekracza³ niekiedy 70%. War-
to pamiêtaæ, ¿e doæ czêsto ¯ydzi zajmowali stanowiska aresztowanych
lub deportowanych Polaków. Historyk z Miñska, Eugeniusz Rozenblat,
stwierdzi³, ¿e udzia³ ludnoci ¿ydowskiej w tworzeniu sowieckich porz¹d-
ków by³ tak du¿y i widoczny, ¿e zdecydowany wzrost nastrojów anty¿y-
dowskich wród Polaków by³ konsekwencj¹ odrzucania komunizmu.
Wydaje siê, ¿e w £om¿yñskiem ze wzglêdu na wysoki stopieñ
wiadomoci narodowej miejscowych Polaków i brak innych mniejszo-
ci Sowieci oparli siê w³anie na ludnoci ¿ydowskiej. O ile wiêc na
innych obszarach Kresów sytuacja by³a bardziej skomplikowana (w grê
wchodzi³y trzy narody: Polacy, ¯ydzi, Bia³orusini b¹d Ukraiñcy) to
214
tutaj subiektywna percepcja rzeczywistoci by³a bardziej wyrazista: my
Polacy ludnoæ podbita, oni komunici, przeladowcy i ich pomoc-
nicy, zdrajcy Polski ¯ydzi. Z wielu przekazów wiemy, ¿e po dowiad-
czeniach z lat 1939-1941 powa¿na czêæ spo³eczeñstwa polskiego po
prostu kipia³a nienawici¹ wobec ¯ydów. Warto by³oby zastanowiæ siê,
jak¹ rolê odegra³y tego typu emocje w umys³ach nie tylko Polaków, ale
te¿ Ukraiñców, £otyszy, Litwinów po wkroczeniu Niemców.
W pe³ni podzielam opiniê, ¿e nawet udzia³ ¯ydów w sowieckich
represjach nie mo¿e staæ siê usprawiedliwieniem zbrodni. Nie chodzi
wszak¿e o to, by kogo usprawiedliwiaæ. Obowi¹zkiem historyka jest
zbadanie okolicznoci, jakie mia³y miejsce logicznie i czasowo przed
opisywanym fragmentem wydarzeñ. Inaczej wnioski na temat genezy
wydarzeñ w Jedwabnem nie bêd¹ mia³y powa¿niejszej podbudowy na-
ukowej. Tak jak jej nie maj¹ tezy Andrzeja ¯bikowskiego przedstawio-
ne w Rzeczpospolitej. Jedna, ¿e Polacy zabijali ¯ydów, bo im zazdro-
cili, druga, ¿e skorzystali z okazji by zrobiæ to, na co od dawna mieli
ochotê: kraæ i mordowaæ.
Wiele faktów opisanych przez Grossa mo¿na uznaæ za w¹tpliwe.
W innych wypadkach, w których nale¿a³oby zachowaæ ostro¿noæ, czy
pozostawiæ trudne do usuniêcia znaki zapytania, autor S¹siadów na
wyrost u¿ywa s³ów zapewne i musia³o. Niektóre stwierdzenia wy-
daj¹ siê wrêcz emanacj¹ niewiedzy lub uprzedzeniami wymieszanymi
z mas¹ p³ytkich stereotypów.
Tak jest na przyk³ad na str. 29, gdzie na podstawie kolejnej w¹tpliwej
wartoci relacji autor twierdzi, ¿e w przedwojennym Jedwabnem miej-
scowy proboszcz przyj¹³ korzyci materialne w zamian za powstrzyma-
nie planowanego jak g³osi³y plotki pogromu. Pobieranie haraczu przez
duchownych katolickich (patrz: biskup £ukomski) sta³o siê wiêc pewn¹
norm¹ w ksi¹¿ce Grossa. Warto jednak przytoczyæ opis metody, jak¹ au-
tor S¹siadów tê informacjê zweryfikowa³: Epizod ten mieci siê doskona-
le w normie ¿ydowskiego losu (...) zagro¿ona spo³ecznoæ (...) przyjmo-
wa³a za rzecz zupe³nie naturaln¹, ¿e w takiej sytuacji w³adzom wieckim
czy duchownym nale¿y siê haracz za opiekê (S¹siedzi, s. 29). Takie prze-
prowadzanie dowodów weryfikowanie faktów za pomoc¹ w³asnych
wyobra¿eñ uwa¿am za niezgodne z historycznym warsztatem.
215
W innym miejscu autor S¹siadów d³u¿szy fragment powiêca filmo-
wi, który mia³ rzekomo powstaæ podczas zajæ: najprawdopodobniej jest
te¿ gdzie film dokumentalny nakrêcony przez Niemców w czasie pogro-
mu. Pokazywano go chyba w kinach warszawskich w 1941 r. (...) nie
wykluczone, ¿e ten pogrom bêdziemy mogli jeszcze kiedy zobaczyæ na
ekranie (S¹siedzi, s. 16-17). Sprawa jest bardzo w¹tpliwa, bowiem gdy-
by taki film istnia³, to ze wzglêdu na stopieñ zaawansowania badañ nad
holocaustem raczej bylibymy go znali. Sk¹d wiêc Gross zaczerpn¹³
informacje o filmie? Z relacji uzyskanej w lutym 2000 r. od jednego
z by³ych mieszkañców miasteczka. Ten za dowiedzia³ siê o nim od
kolegi, z którym w 1944 r. pojawi³ siê w £om¿yñskiem. Autor S¹sia-
dów pisze: pewnego dnia natknêli siê na drogowskaz z napisem Je-
dwabne i jeden z jego towarzyszy, zastanowiwszy siê chwilê, przypo-
mnia³ sobie, ¿e zna tê nazwê z niemieckiej kroniki filmowej ogl¹danej
w Warszawie, w której pokazywano jak Polacy mordowali ¯ydów
w odruchu s³usznego gniewu (S¹siedzi, s. 16-17).
Przy uwzglêdnieniu wymogów warsztatu historycznego informacja
pochodz¹ca z takiego ród³a powinna zostaæ potraktowana z olbrzy-
mim dystansem. Tym wiêkszym, ¿e pochodzi od Avigdora Kochava
tego samego, który z³o¿y³ relacjê o haraczu przyjêtym przez biskupa
£ukomskiego... Jednak w narracji S¹siadów istnienie filmu staje siê z
wolna faktem; kolejnym, niemal namacalnym choæ chwilowo nieobec-
nym dowodem polskiej zbrodni.
Inne podawane przez Grossa informacje maj¹ ju¿ daleko powa¿-
niejszy ciê¿ar. Na przyk³ad na str. 53 twierdzi on, ¿e zarz¹d miasta
Jedwabne bagatela! podpisa³ umowê z Niemcami w sprawie wy-
mordowania ¯ydów. ród³em wiedzy jest relacja osoby, która s³ysza-
³a o tym od ludzi. Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy zamiast
faktów Gross przedstawia zwyczajne plotki. Co ciekawe, wsparte
w tym wypadku tez¹, ¿e brak bli¿szych informacji na temat ca³ej sprawy
nie powinien nas zbytnio martwiæ: nasza niewiedza o tym, do czego
siê dok³adnie umówiono, nie robi wielkiej ró¿nicy. Jakie porozumie-
nie miêdzy Niemcami a bezporednimi organizatorami jedwabieñ-
skiego mordu, czyli zarz¹dem miasta, musia³o zostaæ zawarte (S¹sie-
dzi, s. 53).
216
Konstatacja, i¿ co musia³o siê wydarzyæ, pomimo i¿ nic o tym nie
wiemy, nie mieci siê nawet w szeroko rozci¹gniêtych ramach nauko-
wego warsztatu. Podobnie jak wiele innych wywodów Grossa.
Truizmem jest twierdzenie, ¿e Polacy i ¯ydzi jako przedstawiciele
dwóch narodów ró¿ni¹ siê od siebie, choæby religi¹ i kultur¹. Jednak
w historiografii Grossa odmiennoci te s¹ znacznie g³êbsze: ró¿ne s¹
kryteria w wydawaniu ocen, ró¿ne obowi¹zki obywatelskie i ró¿ne ro-
dzaje odpowiedzialnoci. Nierównoæ obowi¹zuje nawet w dyskursie
o wspólnej przesz³oci. Tak¿e w napisanej wczeniej Upiornej dekadzie
Gross postrzega rzeczywistoæ w kategoriach ofiary (¯ydzi) prze-
ladowcy (Polacy) i twierdzi, ¿e racjê maj¹ ci pierwsi: a jakie bêdzie
j¹ obowi¹zywa³o kryterium prawdy, wiemy bardzo dobrze z historii
Polski: takie mianowicie, aby w sporz¹dzonej narracji ofiara mog³a
rozpoznaæ obraz w³asnego losu (Upiorna dekada, s. 119).
Etniczne kryteria obowi¹zuj¹ te¿ w warsztatowych propozycjach
Grossa: jeli chodzi o warsztat historyka epoki pieców oznacza to,
w moim mniemaniu, koniecznoæ radykalnej zmiany podejcia do ró-
de³. Nasza postawa wyjciowa do ka¿dego przekazu pochodz¹cego od
niedosz³ej ofiary Holocaustu powinna siê zmieniæ z w¹tpi¹cej w afir-
muj¹c¹. Po prostu dlatego, i¿ przyjmuj¹c do wiadomoci, i¿ to, co po-
dane w tekcie takiego przekazu, rzeczywicie siê wydarzy³o, i ¿e goto-
wi jestemy uznaæ b³¹d takiej oceny dopiero wtedy kiedy znajdziemy po
temu przekonywaj¹ce dowody oszczêdzimy sobie znacznie wiêcej b³ê-
dów ni¿ te, które pope³nilimy zajmuj¹c postawê odwrotn¹ (S¹siedzi,
s. 94). Krótko mówi¹c, relacja pochodz¹ca od niedosz³ej ofiary holo-
caustu ma byæ z góry wiarygodna (afirmacja). Inne nie.
Postulaty Grossa s¹ sprzeczne z podstawowymi zasadami histo-
rycznego rzemios³a. Te nakazuj¹ obiektywne badanie ka¿dego ród³a
bez wzglêdu na pochodzenie etniczne autora. Czy autor S¹siadów za-
stanowi³ siê przez chwilê, co bêdzie, jeli pochodzenie autora unikato-
wej relacji bêdzie nieznane albo, ¿e tak powiem, niepewne? Bêdziemy
szukaæ innych róde³ historycznych czy metryki wiadka?
Nierównoæ obydwu narodów jest wyranie widoczna w narracji
historycznej Grossa: cokolwiek z³ego spotka³o ¯ydów ze strony ja-
kiej grupy Polaków, nadaje on temu wydarzeniu wymiar uniwersalny
217
otaczaj¹c parareligijnymi teoriami i s¹dami przepojonymi mistyk¹.
W S¹siadach mo¿na wiêc wyczytaæ o udziale etnicznie polskiej lud-
noci w zag³adzie polskich ¯ydów (s. 95), o odpowiedzialnoci spo-
³eczeñstwa polskiego za ogrom zbrodni Holocaustu (Upiorna deka-
da, s. 19). Nieod³¹czn¹ manier¹ ksi¹¿ek Grossa sta³o siê wnikliwe
zagl¹danie do sumienia Polaków i nawo³ywanie do mówienia sobie o
naszych (?) zbrodniach w imiê g³êbokiej refleksji nad etyk¹ ¿ycia zbio-
rowego (tam¿e, s. 119).
Zupe³nie inny styl narracji obowi¹zuje w drug¹ stronê. Tu nie ma
zniekszta³caj¹cych uogólnieñ, pochopnych ocen moralnych. Nie ma zbio-
rowej odpowiedzialnoci. Ka¿dy temat, który móg³by wydaæ siê niewy-
godny, niepasuj¹cy do schematu przeladowcyofiary, jest bagate-
lizowany albo pomijany. Tak jak kwestia stosunków polsko-¿ydowskich
na okupowanych Kresach. I jest to regu³¹ pisarstwa Grossa.
Ju¿ w Upiornej dekadzie wspomnia³ on o sprawie udzia³u ¯ydów
w komunistycznym aparacie przemocy. A kwestia jest dra¿liwa, bowiem,
wedle dostêpnych danych statystycznych, osoby pochodzenia ¿ydowskie-
go stanowi³y ponad 30% funkcjonariuszy centrali Ministerstwa Bezpie-
czeñstwa Publicznego. Gdyby Gross przy³o¿y³ te same narzêdzia, który-
mi zwyk³ mierzyæ Polaków, mog³oby powiaæ groz¹ (odpowiedzialnoæ
spo³eczeñstwa ¿ydowskiego za zbrodnie komunizmu etc.).
W tym przypadku narracja autora jest bardziej wywa¿ona: konsta-
tacja, i¿ nieproporcjonalnie du¿a liczba ¯ydów-komunistów pracowa-
³a w policji politycznej, nie daje siê sama przez siê klarownie wyinter-
pretowaæ (Upiorna dekada, s. 93). Zamiast zastanawiaæ siê, co to
w ogóle znaczy, zacytujmy zdanie, którym swój wywód autor zakoñ-
czy³: W wietle tej wiedzy zatem [wspó³czesnej wiedzy o komunizmie,
przyp. PG] na pytanie, dlaczego ¯ydzi-komunici byli w aparacie bez-
pieczeñstwa, jedyna sensowna odpowied mo¿e brzmieæ tylko: a dla-
czego nie? (Upiorna dekada, s. 94).
Przedziwna stylistyka narracji po³¹czona z wyranym brakiem od-
powiedzialnoci za s³owo powoduje, ¿e wiele fragmentów ksi¹¿ek Gros-
sa jest dwuznacznych, niezrozumia³ych lub w ogóle pozbawionych
charakteru dociekañ naukowych. Na przyk³ad w Upiornej dekadzie
mo¿na znaleæ fragment: ¿adna policja nie jest w stanie egzekwowaæ
218
nagminnie ³amanych przepisów. Gdyby jeden Polak na piêciu czy na
dziesiêciu nie za jeden na stu czy na dwustu pomaga³ jakiemu
¯ydowi, gestapo by³oby bezradne (s. 51). Co maj¹ wspólnego te kon-
statacje z wiedz¹ o realiach hitlerowskiej okupacji, podczas której nie-
mieckie przepisy (!) grozi³y mierci¹ nie tylko ukrywaj¹cym ¯y-
dów, lecz tak¿e ich rodzin, a nawet s¹siadom?
Gross przekonuje te¿, ¿e w czasie II wojny wiatowej choæ
z drobnymi wyj¹tkami ca³a prasa podziemna jest nastawiona mniej
lub bardziej antysemicko (s. 42). Podziemne wydawnictwa prezentowa³y
bardzo zró¿nicowane pogl¹dy w stosunku do ¯ydów. Bardzo czêsto nie
dzieli³y siê one z czytelnikiem pogl¹dami na temat spo³ecznoci ¿ydow-
skiej, tylko podawa³y konkretne informacje na temat holocaustu, czy choæ-
by stosunków pomiêdzy obydwoma narodami podczas okupacji sowiec-
kiej. Padaj¹ liczby, nazwy miejscowoci, nazwiska. Treæ tych doniesieñ
jest czêsto bardzo odleg³a od stereotypowych wyobra¿eñ Grossa. Na przy-
k³ad w jednym z pisemek, powszechnie zaliczanych do grupy skrajnie
nacjonalistycznych, mo¿na odnaleæ wyrazy oburzenia wobec stra¿aków,
którzy w jednym z polskich miasteczek (zmuszeni przez Niemców si³¹!)
wziêli udzia³ w deportacji miejscowych ¯ydów. I przyznajê, mam pro-
blem: czy w wypadku tego artyku³u mamy do czynienia z mniejszym
czy wiêkszym antysemityzmem? I czy w ogóle o tak ró¿norodnej pale-
cie opinii, jakie reprezentowa³a publicystyka prasy podziemnej, mo¿na
napisaæ co równie sp³ycaj¹cego i zniekszta³caj¹cego?
Tak¿e wiele innych wypowiedzi Grossa, dotycz¹cych zarówno hi-
storii Polski, jak i kwestii dyskutowanych w historiografii niemieckiej
(wystawa dotycz¹ca zbrodni Wermachtu czy pisarstwo Daniela Gol-
dhagena) mo¿na potraktowaæ jedynie jako dowód nieznajomoci poru-
szanych tematów.
W poprzedniej ksi¹¿ce (Studium zniewolenia. Wybory padzierniko-
we 22 X 1939) Gross napisa³: wielka mobilizacja polityczna tak by³a
pomylana, ¿e stoj¹c w milczeniu i bez ruchu (innymi s³owy nie prote-
stuj¹c) ¿yrowa³ cz³owiek swoim zachowaniem nowe porz¹dki
(s. 73). Co w ogóle powiedzieæ o tego typu naukowych konstatacjach?
Ale zostawmy drobiazgi i spróbujmy zastanowiæ siê nad sensem pisa-
nia tego typu ksi¹¿ek, skoro w podsumowaniu dotycz¹cym istoty sowiec-
219
kich wyborów zorganizowanych jesieni¹ 1939 r. na terenach okupowa-
nej Polski Gross napisa³: by³a to lekcja praktyczna oniemielenia i kolabo-
racji (..) Jedynym rzeczywistym efektem wielkiego wysi³ku organizacyjne-
go okupanta by³a cz¹stkowa cesja suwerennoci na rzecz sowieckiego pañ-
stwa ze strony ka¿dego z osobna obywatela tych ziem (s. 117-118). W¹t-
piê, czy dla tych sterroryzowanych ludzi, których si³¹ i grobami zmuszano
do udzia³u w sowieckiej farsie propagandowej, by³a to lekcja oniemiele-
nia i kolaboracji. I czy mogli oni wedle jakiegokolwiek prawa dokonaæ
rzeczywistej cesji suwerennoci na rzecz sowieckiego pañstwa?
Obraz namalowany w S¹siadach jest naprawdê poruszaj¹cy. Oto oka-
zuje siê, ¿e Polacy s¹ hitlerowskimi kolaborantami, którzy podpisuj¹
umowê z Niemcami w sprawie zabijania ¯ydów. Niemcy chc¹ kogo tam
ocaliæ, ale Polacy siê na to nie godz¹ i w okrutny sposób morduj¹ prawie
wszystkich ¯ydów swoich s¹siadów. A tak w ogóle, to jedynym miej-
scem, które gwarantowa³o ¯ydom jakie takie bezpieczeñstwo przed ¿¹d-
n¹ krwi polsk¹ dzicz¹ by³ posterunek hitlerowskiej ¿andarmerii. W zasa-
dzie nie ma siê co dziwiæ zbrodniczej naturze Polaków, skoro duchow¹
opiekê nad nimi sprawowali duchowni kocio³a katolickiego. Gross wspo-
mina tylko o dwóch i obaj s¹ pospolitymi przestêpcami...
Problem nie w tym, czy komu podoba siê taka wizja przesz³oci,
tylko czy jest to obraz w przybli¿eniu prawdziwy, a zatem przek³ada-
j¹c na jêzyk nauki czy zosta³ stworzony zgodnie z wymogami histo-
rycznego rzemios³a. Otó¿ twierdzê, ¿e nie. Autor S¹siadów wykorzy-
sta³ bardzo ubog¹ i tendencyjnie dobran¹ bazê ród³ow¹, nie dokona³ jej
nale¿ytej krytyki, do swoich ksi¹¿ek ustawicznie wprowadza nieudoku-
mentowane twierdzenia i fakty, pomija i zniekszta³ca to, co do jego tez
nie pasuje, buduje narracjê historyczn¹ w oparciu o stereotypy, uprze-
dzenia i zwyk³e plotki, w dowodach naukowych nie przestrzega zasad
logiki i obiektywizmu naukowego, a na koniec wydaje s¹dy nieuzasad-
nione metafizyczno-ideologiczne, pozbawione podstaw naukowych.
Ze wzglêdu na powy¿sze mankamenty, ksi¹¿ka J.T. Grossa nie mo¿e
byæ podstaw¹ powa¿nej dyskusji na temat naszej historii. Zbrodni
w Jedwabnem w szczególnoci.
¯ycie z 28-29 kwietnia 2001 r.
220
Podsumowanie debaty o ksi¹¿ce Jana Tomasza Grossa pt. S¹siedzi
M
niej wiêcej rok temu ukaza³a siê g³ona ju¿ praca Jana Tomasza
Grossa pod tytu³em S¹siedzi. ¯adna inna ksi¹¿ka wydana ostatnimi laty
w Polsce nie wzbudzi³a tak ¿ywego zainteresowania. I nic dziwnego
jej g³ówne tezy w jednoznaczny sposób godz¹ bowiem w wiadomoæ
historyczn¹ Polaków. Wedle scenariusza przedstawionego przez Gros-
sa, 10 lipca 1941 r. Polacy, mieszkañcy Jedwabnego, wpadli na pomys³
wymordowania wszystkich miejscowych ¯ydów. Jak postanowili, tak
zrobili. Najpierw rajcy miejscy podpisali umowê z gestapo w sprawie
wymordowania ¯ydów, a potem jedwabianie przyst¹pili do pracy. Przez
wiele godzin znêcali siê nad swoimi s¹siadami, czêæ z nich wymordo-
wali siekierami, ³omami i bagnetami, a nastêpnie resztê spalili w stodo-
le. W taki to sposób spo³eczeñstwo polskie mia³o wymordowaæ 1600
swoich ¿ydowskich s¹siadów. Niemcy, którzy wówczas okupowali te-
reny ³om¿yñskiego, mieli tylko staæ z boku i fotografowaæ, jak Polacy
morduj¹ ¯ydów. Niektórych z nich ¿andarmi chcieli nawet uratowaæ,
tylko ¿e im Polacy nie pozwolili. Ksi¹¿ka spotka³a siê z doæ ch³odnym
przyjêciem ze strony wielu historyków, którzy od pocz¹tku wskazywali
na widoczne go³ym okiem mankamenty. Bogdan Musia³ z Niemieckie-
go Instytutu Historycznego wskaza³ na analogie pomiêdzy S¹siadami
a wystaw¹ Zbrodnie Wehrmachtu oraz ksi¹¿k¹ Daniela Goldhagena
Gorliwi kaci Hitlera obydwa wspomniane przedsiêwziêcia robi³y na
Zachodzie medialn¹ furorê, póki nie zosta³y zdemaskowane jako pry-
mitywne manipulacje ród³ami. Kto inny porówna³ ca³¹ sprawê do ka-
riery pamiêtników niejakiego Wi³komirskiego, którego ksi¹¿kê niedaw-
no obwo³ano na Zachodzie najbardziej wartociow¹ i autentyczn¹ rela-
Historia czy propaganda
221
cj¹ o Zag³adzie opublikowan¹ w ci¹gu ostatnich kilku lat. Tyle ¿e jak
potem wysz³o na jaw Wi³komirski wszystko zmyli³, bo wcale nie jest
¯ydem i nigdy nie by³ ofiar¹ holocaustu...
Krytyczne uwagi zg³asza³o tak¿e wielu innych naukowców. Godn¹
podziwu trzewoæ umys³u, a tak¿e niew¹tpliw¹ odwagê cywiln¹ zade-
monstrowa³ prof. Jerzy Eisler. Podczas dyskusji nad S¹siadami w In-
stytucie Historii PAN g³ono powiedzia³, ¿e gdyby tak¹ ksi¹¿kê przy-
niós³ mu jaki student jako pracê magistersk¹, to by go wyrzuci³ za
drzwi.
Jednak mimo krytycznych opinii historyków, ksi¹¿ka Grossa spo-
tka³a siê z owacyjnym przyjêciem mediów. Ze zbrodni w Jedwabnem
uczyniono temat dnia, otaczaj¹c ca³e wydarzenie mistyczn¹ historiozo-
fi¹. Z autora S¹siadów zrobiono proroka, który dziêki swemu nowator-
skiemu spojrzeniu i wybitnym kwalifikacjom, dokona³ prawdziwie epo-
kowego odkrycia. Próby naukowej weryfikacji tez postawionych w jego
ksi¹¿ce traktowano jak co wrêcz nieprzyzwoitego, niemal wiêtokradz-
two. Prawie w ka¿dym numerze Wprost czy Polityki ukazywa³y
siê artyku³y dotycz¹ce Jedwabnego. Najwiêksz¹ kampaniê rozpêta³a
Gazeta Wyborcza co dzieñ analizowano historiozoficzny, socjolo-
giczny, psychologiczny, filozoficzny, metafizyczny sens tej polskiej
zbrodni, której inny aspekt zosta³ omówiony dnia poprzedniego. Brak
poczucia odpowiedzialnoci wspó³czesnych za wydarzenia sprzed 60
lat ja urodzi³em siê lat temu trzydzieci Marek Beylin przyrówna³
do czego w rodzaju choroby roznoszonej przez wirus obojêtnoci (Ga-
zeta Wyborcza z 2 grudnia 2000 r.). Pojawi³y siê wiêc wyznania winy
i pokutnicze rytua³y. Kolejne autorytety moralne bi³y siê w pier, prze-
praszaj¹c za nasz¹ wspóln¹ zbrodniê. Moralny i intelektualny poziom
ca³ej tej kampanii najlepiej obrazuje przypadek prezydenta Aleksandra
Kwaniewskiego. On te¿ poczu³ siê winny i za nas wszystkich przepro-
si. Zapewne uczyni to z tak¹ sam¹ szczeroci¹ i z takim samym g³êbo-
kim ¿alem, z jakimi wczeniej w imieniu milionów Polaków przeprasza³
w Knesecie za wypêdzenie ¯ydów w 1968 r. Nie za siebie, nie swoj¹
partiê (PZPR), która wówczas tymi milionami cokolwiek niedemokra-
tycznie rz¹dzi³a. A w jego kancelarii, jak gdyby nigdy nic, nadal spo-
kojnie pracuj¹ towarzysze, którzy tê anty¿ydowsk¹ nagonkê w 1968 r.
222
organizowali. W marcu 2001 r. w ca³ej sprawie pojawi³ siê pewien zgrzyt.
Do akt archiwalnych dotycz¹cych Jedwabnego przez d³ugi czas nie-
osi¹galnych ze wzglêdu na zamieszanie wokó³ tworzenia Instytutu Pa-
miêci Narodowej dostali siê historycy. Natychmiast wysz³o na jaw, ¿e
co siê z tymi S¹siadami nie zgadza. W prasie pojawi³o siê kilka arty-
ku³ów, w których ksi¹¿ce Grossa postawiono bardzo powa¿ne zarzuty:
braki w podstawowej wiedzy, liczne b³êdy faktograficzne, ominiêcie
niewygodnych róde³, notoryczne przemilczenia i manipulacje. Nie cho-
dzi³o bynajmniej o jakie drobiazgi, tylko o rzeczy zupe³nie podstawo-
we, rozstrzygaj¹ce o wiarygodnoci ksi¹¿ki. Z akt archiwalnych wyni-
ka bowiem, ¿e zbrodnia w Jedwabnem nie by³a pomys³em Polaków, jak
przedstawi³ to Gross, tylko elementem zaplanowanej polityki hitlerow-
skiej na terenach zajmowanych po 22 czerwca 1941 r. Niemcy nie ogra-
niczyli siê wy³¹cznie do fotografowania wydarzeñ, lecz byli g³ównym
czynnikiem sprawczym tragedii ¿ydowskich mieszkañców Jedwabne-
go. A Polacy nie dokonali jakiego mistyczno-rytualnego mordu, ale
zachowywali siê ró¿nie. Jedni, wci¹gniêci w wir wydarzeñ przez uwa-
runkowania historyczne, wojenne zdziczenie lub obydwa czynniki na-
raz, wziêli udzia³ w zaplanowanej przez Niemców zbrodni. Inni zostali
do tego zmuszeni przez hitlerowców. Jeszcze inni ratowali ¯ydów. Tak-
¿e kolejne niezwykle istotne fragmenty Grossowskiego scenariusza
wydarzeñ takie jak umowa w sprawie mordu podpisana z gestapo
przez jedwabnieñskich radnych miejskich okaza³y siê smutnym skut-
kiem ignorancji pomieszanej z bujn¹ wyobrani¹ autora. Na takie dic-
tum w kwietniu 2001 r. wiêkszoæ mediów zamilk³a jak no¿em uci¹³.
Jedni ju¿ poczuli, ¿e siê omieszyli, inni za czekali, co bêdzie dalej.
Poniewa¿ kaliber zastrze¿eñ zg³oszonych pod adresem S¹siadów by³
bardzo du¿y, J.T. Gross stan¹³ przed prost¹ alternatyw¹: albo rzeczo-
wymi argumentami zechce dowieæ, ¿e to on ma racjê, albo wycofa siê
z tez i twierdzeñ, które wczeniej opublikowa³ w S¹siadach. Tertium
non datur mawiaj¹ lecz Gross wybra³ mimo to trzecie wyjcie. Zu-
pe³nie pomijaj¹c meritum sporu, zacz¹³ mieszaæ z b³otem swoich ad-
wersarzy. Najbardziej dosta³o siê prof. Tomaszowi Strzemboszowi, który
zosta³ og³oszony fa³szerzem historii i antysemit¹. W sukurs Grossowi
przysz³a niezawodna Gazeta Wyborcza, która przeciwko naukowym
223
zarzutom szacownego profesora wyci¹gnê³a argumenty nie lada. Oka-
za³o siê, ¿e Strzembosz nie ma moralnej legitymacji, ¿eby krytykowaæ
S¹siadów, bo ma niew³aciwy ¿yciorys: zawsze taki niez³omny, patrio-
ta i jeszcze ca³e ¿ycie oddany harcerstwu. Gdyby tak kiedy da³ siê
uk¹siæ Heglowi, napisa³ ksi¹¿kê o gen. wierczewskim czy choæby wier-
szyk o S³oñcu Stalinie. Co ciekawe ale i niezbyt zaskakuj¹ce dru-
gim pismem, które wziê³o udzia³ w próbach dyskredytacji prof. Strzem-
bosza, by³ miesiêcznik Wiê. Opublikowano w nim niezbyt rzeczowy
i taktowny atak autorstwa prof. Israela Gutmana z Instytutu Yad Va-
shem w Jerozolimie wp³ywowego zwolennika tez Grossa. Postawa
tego naukowca nie jest niczym nowym. Wczeniej by³ on gor¹cym zwo-
lennikiem i prominentnym promotorem wspomnianych ju¿ pamiêtników
Wi³komirskiego. Kiedy tamto oszustwo zosta³o zdemaskowane, stan¹³
w obronie jego autora. Pisa³, ¿e wprawdzie pamiêtnik Wi³komirskiego
jest byæ mo¿e (!) nie do koñca prawdziwy, ale ból autora jest na tyle
autentyczny, ¿e jego ksi¹¿ka i tak jest cennym wk³adem w historiografiê
holocaustu. ¯eby by³o mieszniej, angielskojêzyczne wydanie Wiêzi
z tekstem prof. Gutmana jest rozdawane w polskich placówkach dyplo-
matycznych i konsularnych jako co w rodzaju oficjalnego stanowiska
w³adz polskich w sprawie Jedwabnego. I jak tu nie nazywaæ Polski kra-
jem wszechobecnej paranoi? Wprawdzie publikacje prof. prof. Grossa
czy Gutmana nie zawieraj¹ godnych uwagi argumentów rzeczowych,
jednak stanowi¹ ciekaw¹ ilustracjê ca³ej dyskusji. S¹ namacalnym do-
wodem, ¿e robiæ z kogo fa³szerza historii i antysemitê jest dzi znacz-
nie taniej, ³atwiej i bezpieczniej ni¿ podejmowaæ merytoryczn¹ dysku-
sjê. Dodatkowo powa¿niejsze badania w sprawie Jedwabnego rozpo-
cz¹³ Instytut Pamiêci Narodowej. Jego ustalenia w ca³ej rozci¹g³oci
potwierdzi³y zastrze¿enia zg³aszane wczeniej przez historyków. Odna-
leziono dokumenty wskazuj¹ce, ¿e grupa Niemców, która by³a g³ów-
nym sprawc¹ zbrodni, to prawdopodobnie komando Schapera z Cie-
chanowa. Badania ekshumacyjne na miejscu wydarzeñ przynios³y ko-
lejne wa¿kie informacje. Okaza³o siê, ¿e feralnego 10 lipca 1941 r. zgi-
nê³o ok. 150-250 ¯ydów, a nie 1600 i co znacznie wa¿niejsze, odnale-
ziono kule oraz ³uski, jednoznacznie wiadcz¹ce o rzeczywistej roli Niem-
ców. W s¹dzie pojawi³ siê pierwszy pozew cywilny przeciwko autorowi
224
S¹siadów. Jego autorem jest Kazimierz Laudañski, którego ojca, Cze-
s³awa, Gross zaliczy³ w swej ksi¹¿ce do grupy najaktywniejszych uczest-
ników zbrodni. Nie ma cienia w¹tpliwoci, ¿e racjê w tym sporze ma
powód: dokumenty archiwalne jednoznacznie wskazuj¹, ¿e jego ojciec
by³ 10 lipca 1941 r. ciê¿ko chory po wyjciu z sowieckiego wiêzienia
i ¿adnego udzia³u w tragicznych wydarzeniach nie bra³. By³ ofiar¹, nie
zbrodniarzem. Kiedy kilka miesiêcy wczeniej ukaza³y siê na ten temat
pierwsze doniesienia prasowe, Gross powtórzy³ w Rzeczpospolitej
wszystkie postawione wczeniej pod adresem Czes³awa Laudañskiego
oskar¿enia i zarzuty (Rzeczpospolita z 21 kwietnia 2001 r.) Nawet
gdy autor S¹siadów dowiedzia³ siê z mediów o pozwie, dalej by³ pewny
siebie. Owiadczy³, ¿e s¹d rozstrzygnie kto ma racjê i cokolwiek za-
bawnie doda³, ¿e wiarygodnoæ tej ksi¹¿ki jak dot¹d nie zosta³a przez
nikogo podwa¿ona (Rzeczpospolita z 16 czerwca 2001 r.). Jednak
tydzieñ póniej, zapewne po konsultacji z prawnikiem, radykalnie zmieni³
zdanie. Opublikowa³ w Rzeczpospolitej bardzo ciekawe owiadcze-
nie. Stwierdzi³ w nim, ¿e w pomy³ce w sprawie Czes³awa Laudañskiego
zorientowa³ siê ju¿ jaki czas temu, przed przyjazdem do Polski i jesz-
cze w Ameryce podj¹³ kroki, ¿eby usun¹æ jej skutki (Rzeczpospolita
z 23-24 czerwca 2001 r.). Czy¿by Gross zapomnia³, co mówi³ kilka dni
wczeniej? Co ciekawe, we wspomnianym owiadczeniu nie ma s³owa
przepraszam czy choæby cienia ¿alu za bezpodstawne pomówienie.
S¹ za to kolejne insynuacje pod adresem Czes³awa Laudañskiego. Ca³a
sprawa rzuca jednoznaczne wiat³o na kwestiê wiarygodnoci S¹sia-
dów i publicznych wypowiedzi J.T. Grossa. Ka¿dy z nas mo¿e siê myliæ
i wszyscy pope³niamy b³êdy. Ale rzetelny i odpowiedzialny naukowiec
ma obowi¹zek odpowiadaæ na stawiane publicznie zarzuty i rzeczowo
ustosunkowaæ siê do zastrze¿eñ innych historyków. Chyba, ¿e prawdê
traktuje siê instrumentalnie tacy historycy do ostatniej chwili g³osz¹
urbi et orbi o swej nieomylnoci, krêc¹, kombinuj¹ i przyznaj¹ siê do
drobnej pomy³ki dopiero ze strachu przed s¹dem. Mniej wiêcej
w kwietniu tego roku polska zbrodnia w Jedwabnem niemal zupe³nie
znik³a z pierwszych stron gazet. Przepad³y gdzie krzykliwe tytu³y, hi-
storiozoficzne analizy i pokutnicze rytua³y. Jedynie Gazeta Wybor-
cza, w myl starej peerelowskiej zasady, ¿e rz¹d siê sam wy¿ywi,
225
wynios³a siê z Jedwabnego do s¹siedniego miasteczka. Zajmuje siê te-
raz polsk¹ zbrodni¹ w Radzi³owie. Narratorami historii s¹ przewa¿nie
anonimowi wiadkowie (nikt ich nie widzia³ poza autorami artyku³ów),
kilkuletnie wówczas dzieci. Nawet osoby, które urodzi³y siê ju¿ po woj-
nie. Nic to wszystko dobrze wiedz¹ i wszystko nieomal widzia³y.
Historia pisze siê sama: a to jaki ksi¹dz katolicki wysy³a parafian,
¿eby poder¿nêli gard³o jakiemu ¯ydowi i przynieli mu z³oto (Gazeta
Wyborcza z 2 kwietnia 2001 r.), a to przedwojenny wikary Kamiñski
tak nienawidzi³ ¯ydów, ¿e jak sobie popi³, strzela³ w okna [¿ydowskie-
go] s¹siada (Gazeta Wyborcza z 16 kwietnia 2001 r.). Tu nie ma akt
s¹dowych, jak w przypadku Jedwabnego. Kto udowodni, ¿e to niepraw-
da? Sam J.T. Gross nieco przycich³ i raczej unika dziennikarzy. Telewi-
zja Puls nakrêci³a nawet materia³, jak ucieka³ du¿ymi susami po pierw-
szym niewygodnym pytaniu. Ale niedawno zwo³a³ w Krakowie konfe-
rencjê prasow¹, w której ostro skrytykowa³ IPN za dokonanie ustaleñ,
które nie by³y zgodne z tezami jego ksi¹¿ki. Utrzymuje, ¿e ofiar zbrodni
w Jedwabnem by³o 1600 (a nie ok. 200) oraz ¿e za zbrodniê odpowie-
dzialna jest polska po³owa miasteczka, która po zejciu diab³a na zie-
miê wymordowa³a swoich s¹siadów. Przekonuje o swym pos³annictwie
i historycznej roli swojego dzie³a. Niektórzy dziennikarze ju¿ siê nawet
umiechali. Wbrew zachwytom mediów i twierdzeniom samego Gros-
sa, jego ksi¹¿ka nie wnosi do nauki nic nowego czy wartociowego.
Przeciwnie zarówno w sferze wizji historii, jak i w ogóle naukowej
wiarygodnoci S¹siedzi s¹ typow¹ wizytówk¹ patologicznych zjawisk
od d³ugiego czasu obserwowanych w USA. Tam literatura dotycz¹ca
holocaustu dawno sta³a siê odrealnionym elementem masowej kultury,
ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tak¿e i t¹ najsmutniejsz¹: iloæ
zast¹pi³a jakoæ. Niewiele umiesz a chcesz zrobiæ karierê? Napisz ksi¹¿-
kê o holocaucie! zasada ta niemal zupe³nie zdominowa³a wspó³cze-
sn¹ historiografiê amerykañsk¹. Odkryjesz nowe, brakuj¹ce ogniwo
Zag³ady (czy nie taki tytu³ mia³a pierwotnie nosiæ amerykañska wersja
S¹siadów?), a na pewno ciê zauwa¿¹. Potem dostaniesz zaproszenie na
konferencjê naukow¹ i napisz¹ ci ¿yczliw¹ recenzjê w New York Ti-
mesie. Ma³o kto w Ameryce wie, gdzie w ogóle le¿y Polska, wiêc tym
bardziej nikt nie sprawdzi, czy z twoj¹ ksi¹¿k¹ na pewno wszystko jest
226
w porz¹dku. Racjê mia³ chyba prof. Norman Finkelstein, który nie-
dawno napisa³ w Rzeczpospolitej: Przypominaj¹c Gorliwych ka-
tów Hitlera, w jednych miejscach bardziej, w innych mniej, S¹sie-
dzi maj¹ ³atwo rozpoznawalny znak firmowy Przedsiêbiorstwa
Holocaust. Poprzez Przedsiêbiorstwo Holocaust rozumiem te
osoby i instytucje, które wykorzystuj¹ dla celów politycznych i finan-
sowych ludobójstwo dokonane na ¯ydach w czasie drugiej wojny
wiatowej (Rzeczpospolita z 20 czerwca 2001 r.) Niestety, poja-
wianie siê tego typu ksi¹¿ek wystawia na pomiewisko autentyczn¹
tragediê, która poch³onê³a miliony europejskich ¯ydów. Omiesza te¿
dzia³ania tych, którzy g³ono mówi¹, ¿e stosunek Polaków do ¯ydów
nie zawsze by³ najlepszy i ¿e warto szczerze pisaæ, jak by³o naprawdê.
Nie ma dzi w Polsce klimatu dla solidnych badañ naukowych, które
ustêpuj¹ pod presj¹ nachalnej propagandy i modnej tandety. Chocia¿-
by przebieg publicznej debaty na temat Jedwabnego wskazuje, ¿e pod
wzglêdem orwellizacji historii i wszechobecnoci intelektualnej mize-
rii jestemy ju¿ wiatowym mocarstwem, co najmniej na miarê USA.
Nie ³udmy siê by³ Wi³komirski, by³ Goldhagen, a i po Grossie przyjd¹
nastêpni. Stan¹ siê bohaterami Wprost, Polityki i Wyborczej,
wyst¹pi¹ wieczorem w Kropce nad i oraz w Monitorze Wiadomo-
ci. Wyrosn¹ na intelektualnych herosów, którzy w³anie dokonali wiel-
kiego prze³omu. Pan prezydent uderzy siê w pier wspólnie z kolegami
z kancelarii, inni te¿ odprawi¹ pokutnicze rytua³y. I co z tego, ¿e
w pewnym momencie znów kto siê w tym wszystkim po³apie?
¯ycie z 9 lipca 2001 r.
227
R
OZDZIA£
VII
SB i lustracja
228
A
kta sprawy lustracyjnej Mariana Jurczyka zawieraj¹ wiele doku-
mentów wytworzonych i zebranych przez S³u¿bê Bezpieczeñstwa w la-
tach 70. Wród nich znajduj¹ siê: teczka personalna i teczka pracy taj-
nego wspó³pracownika SB, pseudonim wiêty, sprawa operacyjnego
rozpracowania kryptonim Nawiedzony, zeznania wiadków, a tak¿e
wyjanienia z³o¿one przez Jurczyka w toku postêpowania s¹dowego.
Pozwalaj¹ one na odtworzenie prawie nieznanego fragmentu biografii
jednego z przywódców Solidarnoci, a dzi prezydenta Szczecina.
Na tropie Szerszenia
Marian Jurczyk rozpocz¹³ pracê w 1951 r. jako stra¿ak w Czêsto-
chowskich Zak³adach Przemys³u Lniarskiego Stradom. Cztery lata pó-
niej z powodu k³opotów mieszkaniowych przeniós³ siê do Szczecina. Tu
podj¹³ pracê w Stoczni im. Adolfa Warskiego pocz¹tkowo jako robot-
nik niewykwalifikowany, potem jako spawacz. Bra³ udzia³ w pierwszych
strajkach, jakie wybuch³y na Wybrze¿u w grudniu 1970 r. Podczas kolej-
nego robotniczego protestu, który rozpocz¹³ siê 22 stycznia 1971 r. Jur-
czyk wszed³ w sk³ad 38-osobowego Komitetu Strajkowego. Nie odgry-
wa³ w nim wybitnej roli: przywódc¹ strajku by³ Edmund Ba³uka.
Ten 37-letni wówczas lusarz by³ znany SB z antysocjalistycz-
nych pogl¹dów w 1956 r. trafi³ do wiêzienia za próbê ucieczki
z kraju. To w³anie Ba³uka zorganizowa³ robotników, którzy og³osili
strajk okupacyjny i za¿¹dali przybycia przedstawicieli w³adz. W nocy
z 24 na 25 stycznia 1971 r. w strajkuj¹cej stoczni odby³o siê drama-
tyczne spotkanie nowego I sekretarza PZPR Edwarda Gierka i jego
ekipy ze stoczniowcami. Nastêpca obalonego w wyniku strajków gru-
Pseudonim wiêty
229
dniowych Gomu³ki, d¹¿¹c do jak najszybszego zakoñczenia konflik-
tu, z³o¿y³ niedotrzymane potem obietnice. Po rozmowach powo³ano
Komisjê Robotnicz¹, która mia³a zaj¹æ siê realizacj¹ postulatów stocz-
niowców. W sk³ad komisji wszed³ Jurczyk, lecz jej dzia³aniami kiero-
wa³ Ba³uka. Komunistyczne w³adze próbowa³y pozyskaæ popularne-
go dzia³acza, który na pewien czas zosta³ przewodnicz¹cym Zwi¹zku
Zawodowego Metalowców oferowali mu nawet dyrektorskie stano-
wisko. Ba³uka odmówi³ i po zakoñczeniu protestu powróci³ do pracy
w stoczni. Kiedy nastroje opad³y, w koñcu 1972 r. zosta³ usuniêty
z ZZM, a potem z pracy.
Jerzy Morawski napisa³ w Plusie Minusie (8-9 czerwca 2002 r.):
Koledzy zebrali piêæ tysiêcy z³otych, aby wyrobiæ mu ksi¹¿eczkê ¿e-
glarsk¹. Wszystko robiono w tajemnicy, aby w³adze na to nie wpad³y.
W oznaczonym dniu Ba³uka zapuka³ do pokoju w szczeciñskim Urzê-
dzie Morskim. Jaki cz³owiek wyszed³ na korytarz, wrêczy³ mu ksi¹-
¿eczkê ¿eglarsk¹. Musi pan siê dzi zamustrowaæ w winoujciu na
statek Siekierki szepn¹³. Myla³ do dzi, ¿e sw¹ ucieczk¹ na Za-
chód przechytrzy³ SB. Kiedy zajrza³ do teczek, okaza³o siê, ¿e jego
wyp³yniêcie na Siekierniach by³o zaplanowane przez bezpiekê. Cho-
dzi³o o pozbycie siê przywódcy strajkowego ze Szczecina.
Podczas rejsu Ba³uka poprosi³ o azyl polityczny w pierwszym nieko-
munistycznym porcie, na Wyspach Kanaryjskich. Na emigracji, w 1976 r.,
dziêki stypendium trockistowskiego zwi¹zku zawodowego z Francji, Ba-
³uka rozpocz¹³ wydawanie radykalnego pisma Szerszeñ. Podj¹³ te¿ sta-
rania, by pisemko to dotar³o do kraju, przede wszystkim do wspó³uczest-
ników protestów w stoczni: okrelanego w dokumentach SB mianem czo-
³owego siewcy niepokojów Józefa Szymañskiego, Eugeniusza Szerkusa
(obaj byli cz³onkami komitetu strajkowego Stoczni Szczeciñskiej) i in-
nych. Próby te z oczywistych wzglêdów zainteresowa³y S³u¿bê Bezpie-
czeñstwa. W roku 1976 lub 1977 Wydzia³ III SB KWMO w Szczecinie
za³o¿y³ sprawê operacyjnego rozpracowania o kryptonimie Szerszeñ,
w ramach której usi³owano obj¹æ kontrol¹ operacyjn¹ i przeci¹æ drogi
kolporta¿u do Polski wydawanego przez Ba³ukê pisma. Komunistyczna
tajna policja zainteresowa³a siê te¿ bli¿ej rodowiskiem jego dawnych
kolegów ze stoczni, miêdzy innymi Marianem Jurczykiem.
230
Kandydat na TW
1 czerwca 1977 r. Marian Jurczyk zosta³ wezwany na przes³ucha-
nie, podczas którego wypytywano go o Józefa Szymañskiego i innych
kolegów z pracy. Po z³o¿eniu obszernych wyjanieñ Jurczyk zosta³ zwol-
niony. Podczas nastêpnych dwóch, trzech tygodni kilkakrotnie rozma-
wia³ z nim oficer sekcji Via Wydzia³ III SB KWMO w Szczecinie kpt.
Leon Dynak. O rozmowach tych napisa³ w raporcie: Podczas prowa-
dzonych ostatnich rozmów na tematy dzia³alnoci e. Ba³uki i o kolpor-
ta¿u wrogich wydawnictw Szerszenia [Jurczyk] (...) nie przejawia³
wiêkszego za¿enowania, dyskusjê prowadzi³ chêtnie i na temat. (...) Na
podstawie prowadzonych z kandydatem rozmów wywnioskowa³em, ¿e
wyra¿a chêci udzielania pomocy Organom S³u¿by Bezpieczeñstwa. Pra-
wid³owo rozumuje potrzebê utrzymywania z nami kontaktu i zapobie-
gania kolporta¿u wydawnictwa Szerszenia oraz ujawniania innych
nieprawid³owoci.
Doæ miêkka postawa Jurczyka w kontaktach ze S³u¿b¹ Bezpie-
czeñstwa spowodowa³a, ¿e podjêto próbê pozyskania go w charakterze
tajnego wspó³pracownika (TW). W raporcie Dynak podkrela³, ¿e ze
wzglêdu na uczestnictwo w strajkach prze³omu lat 1970/1971, komen-
towanie ró¿nych potkniêæ w³adzy, Jurczyk cieszy siê zaufaniem figu-
rantów wspomnianej ju¿ sprawy o kryptonimie Szerszeñ.
22 czerwca Marian Jurczyk po raz kolejny spotka³ siê z Dynakiem.
Podczas rozmowy oficer SB owiadczy³ Jurczykowi, ¿e jego kontakty
z Szymañskim i innymi kolegami z pracy (jeden ze wspomnianych by³
wówczas aresztowany) mog¹ skoñczyæ siê k³opotami. Niedwuznacznie
zasugerowa³, ¿e Jurczyk mo¿e byæ zwolniony z pracy. Wedle raportu
Dynaka sporz¹dzonego po rozmowie: udowodni³em memu rozmówcy, ¿e
(...) bêdzie zamieszany w sprawê wrog¹ politycznie, co ujemnie mo¿e
wp³yn¹æ na jego dalsz¹ egzystencjê ¿yciow¹. Pozyskany na moje twier-
dzenia owiadczy³, ¿e jest uczciwym Polakiem i nie chce siê mieszaæ
w sprawy polityczne, chce pracowaæ i dalej siê uczyæ (...). W dalszej
rozmowie kandydat na TW udowadnia³, ¿e jako Polak nigdy nie bêdzie
wystêpowa³ przeciwko swojej ojczynie, ¿e on p³acze jak us³yszy Polski
hymn, ¿e jest gotów pomagaæ w zwalczaniu z³a i wrogów Polski Ludo-
wej, ¿e gdyby widzia³ wrogi napis, to sam by star³ go.
231
Wobec takiej postawy Jurczyka kapitan Dynak zaproponowa³ mu
wspó³pracê ze S³u¿b¹ Bezpieczeñstwa. Propozycja zosta³a przyjêta. Jako
pierwszy dowód wspó³pracy Jurczyk napisa³ raport o jak zaznaczy³
Dynak swoich dobrych przyjacio³ach Szerkusach (rêkopis w aktach
sprawy). W raporcie z pozyskania TW Dynak napisa³, ¿e pobra³ od
Mariana Jurczyka w³asnorêczne zobowi¹zanie do wspó³pracy. Treæ
owego dokumentu, zachowanego w aktach sprawy, brzmi nastêpuj¹co:
Ja Jurczyk Marian syn Kazimierza ur. 16.10.1935 r. w Karczewicach
zobowi¹zujê siê dobrowolnie [wspó³pracowaæ] z Organami S³u¿by
Bezpieczeñstwa w Szczecinie, w celu ujawniania dywersyjnych dzia³al-
noci pañstw zachodnich oraz innych faktów dotycz¹cych nieprawi-
d³owoci. Informacje na wy¿sze tematy przekazywa³ bêdê w formie pi-
semnej i ustnej, które bêd¹ obiektywne i prawdziwe, dla konspiracji
wspó³pracy informacje podpisywa³ bêdê pod pseudonimem...
W tym miejscu pojawi³ siê problem. Zapewne z powodu wczeniej-
szych starañ Jurczyka o wydanie ksi¹¿eczki ¿eglarskiej Dynak wymyli³
dla niego pseudonim Kolumb. K³opot zacz¹³ siê wtedy, kiedy nazwisko
s³ynnego ¿eglarza nowy TW usi³owa³ napisaæ. Efekt tych wysi³ków by³
nieudany (prawdopodobnie Kolómb) i zosta³ przekrelony. Dalsza czêæ
dokumentu brzmi: Jurczyk Marian pseudonim wiêty. Dopiero potem
sporz¹dzono drugie zobowi¹zanie, pozbawione b³êdów i niecis³oci.
Oblany egzamin
Kolejne spotkanie Jurczyka z funkcjonariuszami SB odby³o siê 28
czerwca 1977 r. By³o to tzw. spotkanie sprawdzaj¹ce, na którym oprócz
kapitana Dynaka zjawi³ siê jego prze³o¿ony, zastêpca naczelnika Wy-
dzia³u III SB KWMO w Szczecinie mjr Leszek Puszczewicz. Spotka-
nia tego rodzaju mia³y wykluczyæ mo¿liwoæ wprowadzenia do ewiden-
cji SB fikcyjnej agentury. Jurczyk podtrzyma³ wszystkie wczeniejsze
deklaracje w sprawie wspó³pracy i otrzyma³ pierwsze zadanie. Mia³ siê
spotkaæ z ¿on¹ Józefa Szymañskiego, Janin¹ i przeprowadziæ rozmowê
rozpoznawcz¹ na temat jej mê¿a.
TW wiêty zgodzi³ siê na realizacjê zadania, zaznaczaj¹c przy
tym, ¿e mo¿e je wykonaæ niezbyt dobrze ze wzglêdu na jego nieumiejêt-
noci. Misja zosta³a jednak wype³niona nale¿ycie, potem Jurczyk do-
232
stawa³ kolejne polecenia: sk³ada³ wizyty w domach interesuj¹cych SB
figurantów, zbiera³ informacje o Szymañskim, Szerkusie i innych oso-
bach. Wszystko to by³o bardzo pomocne SB kopie informacji uzyska-
nych od Jurczyka przekazywano do ró¿nych spraw operacyjnych. Na
ich podstawie podjêto te¿ obserwacjê Józefa Szymañskiego, a tak¿e
zaplanowano zatrzymanie go w trakcie przewo¿enia nielegalnych wy-
dawnictw. Wspó³praca uk³ada³a siê dobrze, a oficer prowadz¹cy wiê-
tego raportowa³, i¿ TW podchodzi do wykonywanych zadañ z uwag¹
i powa¿nie.
W 1977 r. dosz³o do aresztowañ figurantów sprawy o kryptonimie
Szerszeñ (w tym tak¿e kuriera z Francji), o których zbiera³ informa-
cje Jurczyk. Kopie jego meldunków zosta³y równie¿ przekazane do akt
ledczych przeciwko Józefowi Szymañskiemu.
Chc¹c zmobilizowaæ wiêtego do jeszcze dok³adniejszego wyko-
nywania zadañ w sprawie Szymañskiego, kapitan Dynak obieca³ TW
pieni¹dze. 22 sierpnia tego¿ roku Jurczyk sporz¹dzi³ w³asnorêcznie do-
kument, który znajduje siê w aktach sprawy: kwitujê odbiór 1000 z³
tysi¹c z³otych od pracownika S³u¿by Bezpieczeñstwa z tytu³u wspó³-
pracy i za przekazane informacje dotycz¹ce Józefa Szymañskiego.
W pocz¹tkach 1978 r. owocne jak dot¹d kontakty uleg³y pewnemu
za³amaniu. 4 stycznia Jurczyk otrzyma³ poczt¹ kolejny numer czasopi-
sma Szerszeñ. Na drugi dzieñ uda³ siê na komendê MO i poprosi³
o rozmowê z kim ze S³u¿by Bezpieczeñstwa. Pod nieobecnoæ Dynaka
przyj¹³ go jego prze³o¿ony, kierownik Sekcji VI Wydzia³u III kpt. S³a-
womir Soko³owski. W notatce dotycz¹cej spotkania wspomniany oficer
napisa³: [Jurczyk] by³ wzburzony, ujawni³, ¿e oko³o pó³ roku temu by³
zamieszany w sprawê J. Szymañskiego, ¿e by³a u niego w domu rewi-
zja, ¿e w miejscu pracy maj¹ go za przeciwnika ustroju i wspó³pracow-
nika KOR-u. Owiadczy³ ponadto, ¿e wczoraj poczt¹ otrzyma³ przesy³-
kê z broszur¹ Szerszeñ przegl¹da³ j¹ stwierdzi³, ¿e jest ona o wro-
giej treci i postanowi³ oddaæ w nasze rêce.
Kapitan Dynak otrzyma³ polecenie natychmiastowego spotkania
siê z TW i wyjanienia przyczyny takiego zachowania. Egzemplarz
Szerszenia zosta³ bowiem wys³any Jurczykowi przez SB. Chodzi³o
o to, czy wiêty zgodnie z otrzymanymi wczeniej instrukcjami
233
zachowa fakt otrzymania opozycyjnego pisma w tajemnicy przed naj-
bli¿szymi i powiadomi o tym oficera prowadz¹cego. By³a to wiêc swego
rodzaju próba, czy TW jest na tyle odpowiedzialny, by wykonaæ bar-
dziej skomplikowane zadania operacyjne, które planowano wobec
Edmunda Ba³uki. Poniewa¿ o otrzymaniu Szerszenia Jurczyk po-
wiadomi³ ¿onê i pobieg³ na komendê MO, egzamin zosta³ uznany przez
SB za oblany. W notatce sporz¹dzonej po tym wydarzeniu Dynak
napisa³, ¿e nale¿y: wy³¹czyæ TW wiêty z wykonywania zadañ spe-
cjalnych w planie gry z orodkiem dywersji, gdy¿ TW swoim zacho-
waniem mo¿e doprowadziæ do dekonspiracji (...) Ukierunkowaæ TW
wiêty do informowania nas o nieprawid³owociach wystêpuj¹-
cych w jego zak³adzie pracy.
Wniosek oficera SB oznacza³ dla Jurczyka wyran¹ degradacjê.
Uznano, ¿e nie ma zdolnoci do wykonywania zadañ operacyjnych
w sprawie o kryptonimie Szerszeñ.
Wspó³praca bez zadowolenia
Nie oznacza to jednak, ¿e dalsze informacje dostarczane przez wiê-
tego by³y dla SB nieprzydatne. Wrêcz przeciwnie. W aktach TW po-
jawiaj¹ siê nazwiska wielu osób, o których pada³y niepochlebne, a na-
wet obci¹¿aj¹ce informacje. O ich wykorzystywaniu przez szczeciñsk¹
SB wiadcz¹ zapisy kancelaryjne sporz¹dzane na odrêcznych rapor-
tach Jurczyka oraz informacjach sporz¹dzonych z jego s³ów przez ofi-
cerów SB.
W dalszych kontaktach pomiêdzy SB a Jurczykiem zaczê³y siê jed-
nak trudnoci. W notatce z 23 maja 1978 r. Dynak napisa³: TW wiê-
ty powiedzia³, ¿e taka wspó³praca nie daje mu ¿adnego zadowolenia,
poniewa¿ nie otrzyma³ konkretnego zadania do wykonania. W zwi¹zku
z tym wyjani³em wymienionemu, ¿e zadania dotychczasowe, które
wykonywa³ by³y bardzo wa¿ne.
Kolejny zwrot w sprawie Jurczyka nast¹pi³ w styczniu 1979 r., kie-
dy to prze³o¿eni poinformowali Dynaka, ¿e kontakt z Jurczykiem na-
wi¹za³ inny dzia³acz póniejszych Wolnych Zwi¹zków Zawodowych.
Mimo ¿e kapitan próbowa³ naprowadziæ rozmowê z TW na ten te-
mat, wiêty milcza³. SB potraktowa³a to jako nielojalnoæ, bowiem
234
o wspomnianych kontaktach mia³a bardzo dok³adne informacje. Ów dzia-
³acz, który nawi¹za³ kontakt z Jurczykiem, te¿ by³ tajnym wspó³pra-
cownikiem SB (pseudonim Rybak).
Ponadto wiêty zacz¹³ unikaæ kontaktów z oficerem prowadz¹-
cym, udziela³ informacji nieistotnych, pozwalaj¹c sobie nawet na ko-
mentarze, ¿e w Polsce jest gorszy ba³agan jak w 1945, nie ma swobody
religijnej itp. Dynak pisa³: zapyta³em TW wiêty czy to jest powo-
dem, ¿e unika z nami spotkañ, ¿e my S³u¿ba Bezpieczeñstwa nikogo nie
zmuszamy do wspó³pracy, ¿e jeli nie chce z nami wspó³pracowaæ, to
niech powie, przecie¿ sam dobrowolnie zobowi¹za³ siê do wspó³pracy.
Przekaza³ kilka informacji o pracownikach stoczni negatywnie siê za-
chowuj¹cych. TW wiêty odpowiedzia³, ¿e on zgodzi³ siê wspó³pra-
cowaæ i pomagaæ nam w ujawnianiu kolporta¿u wrogich wydawnictw
Szerszeñ, natomiast przekazywanie innych informacji uwa¿a za b³ahe
i nieuzasadnione.
Po kolejnym spotkaniu, które mia³o miejsce 29 listopada 1979 r.,
Dynak zapisa³: [TW] poinformowa³ tylko, ¿e wród pracowników Wy-
dzia³u zaistnia³o niezadowolenie z powodu niew³aciwego podzia³u
talonów na pralki automatyczne, samochody i telewizory. TW stwier-
dzi³, ¿e ka¿dy chcia³by otrzymaæ pralkê, lecz ich ma³a iloæ nie za-
spokoi³a wszystkich potrzebuj¹cych, st¹d niezadowolenie. Wobec ta-
kiej postawy TW, na dole notatki oficer SB zapisa³: proponujê roz-
wi¹zanie z TW wiêty wspó³pracy, a teczkê personaln¹ i robocz¹
z³o¿yæ do archiwum. Formalne zakoñczenie sprawy mia³o miejsce ju¿
w zupe³nie innych okolicznociach, w lutym 1981 r. Kpt. Dynak opi-
sa³ wspó³pracê z TW 19 spotkañ, 9 pisemnych informacji wspo-
mnia³ te¿ o wrêczeniu wynagrodzenia. Jurczyka zdefiniowa³ jako cz³o-
wieka skrytego, przeciwnika ustroju socjalistycznego i jednoczenie
zagorza³ego kleryka³a.
W celu rozpracowania Mariana Jurczyka wówczas ju¿ dzia³a-
cza Solidarnoci za³o¿ono sprawê operacyjnego rozpracowania
o kryptonimie Nawiedzony, prowadzon¹ do roku 1990. W teczce
tej sprawy znajduje siê kilka dokumentów dotycz¹cych TW wiê-
ty (zobowi¹zanie do wspó³pracy, pokwitowanie przyjêcia 1000 z³
i pisemne informacje). Akt wytworzonych w latach 1980-1990 nie
235
ma w niej prawie wcale. Mo¿na przypuszczaæ, i¿ zosta³y one wy-
czyszczone przez SB. Co w nich naprawdê by³o stwierdziæ nie
sposób.
Lustracja
W pierwszych dniach lipca 1999 r. do S¹du Lustracyjnego wp³yn¹³
wniosek o wszczêcie postêpowania lustracyjnego wobec znanego dzia-
³acza opozycyjnego senatora Mariana Jurczyka. Jak potem donios³y
media, Zastêpca Rzecznika Interesu Publicznego, prokurator Krzysztof
Lipiñski, który prowadzi³ sprawê, podejrzewa³, ¿e Jurczyk zatai³ w swoim
owiadczeniu fakt wspó³pracy ze szczeciñsk¹ SB.
Proces I instancji trwa³, jak na S¹d Lustracyjny, wyj¹tkowo krót-
ko. S¹d nie mia³ chyba zbyt wiele w¹tpliwoci co do istoty sprawy,
skoro ju¿ 23 listopada wyda³ orzeczenie stwierdzaj¹ce, i¿ Marian Jur-
czyk z³o¿y³ nieprawdziwe owiadczenie lustracyjne. Wprawdzie orze-
czenie to ma klauzulê cile tajne, to jednak z kolejnych wyroków
w tej sprawie wynika, i¿ s¹d przyj¹³ na podstawie owiadczenia
samego lustrowanego ¿e wspó³praca Mariana Jurczyka z SB zosta-
³a wymuszona pod grob¹ mierci. Ale publikowane ni¿ej dokumenty
archiwalne s¹ w tej sprawie jednoznaczne. Nic takiego nie mia³o miej-
sca Jurczyka postraszono co najwy¿ej wyrzuceniem z pracy lub, co
jest mniej prawdopodobne, poci¹gniêciem do odpowiedzialnoci kar-
nej. Opowieci, jakoby gro¿ono mu mierci¹ by³y jedn¹ z wielu ma³o
prawdopodobnych historii opowiadanych przez lustrowanego w s¹-
dzie. Zosta³o jednak, na wiarê i wbrew oczywistych w wymowie
dokumentów archiwalnych, przyjête.
W styczniu 2000 r. do S¹du Apelacyjnego wp³ynê³o odwo³anie
od wyroku I instancji z³o¿one przez obroñcê lustrowanego mecenasa
Jacka Wasilewskiego, które nie zawiera³o ¿adnych powa¿niejszych
zarzutów pod adresem ustaleñ orzeczenia I instancji. G³ówne tezy
tego dokumentu dotyczy³y twierdzenia, ¿e informacje przekazywane
przez Jurczyka nikomu nie zaszkodzi³y, a tak¿e tezy, ¿e wobec bez-
poredniego zagro¿enia ¿ycia lustrowanego jego dzia³ania nale¿y
uznaæ za podjête w obliczu zagro¿enia ¿ycia wzglêdnie obrony ko-
niecznej. Jednak S¹d Lustracyjny, dzia³aj¹c w trybie apelacji, mia³
236
ich zapewne jeszcze mniej, skoro ju¿ 24 marca 2000 r. sêdziowie:
Grzegorz Karziewicz, Jan Kronicki, Rafa³ Kaniok podtrzymali ne-
gatywne dla Jurczyka rozstrzygniêcie I instancji. Poniewa¿ jednak
ów niedorzeczny passus na temat tego, i¿ Jurczyk mia³ zostaæ zmu-
szony do wspó³pracy z SB pod grob¹ mierci nie zosta³ zaskar¿ony
przez Rzecznika, powy¿sze ustalenie s¹du znalaz³o siê tak¿e
w drugim orzeczeniu i potem ze wzglêdów proceduralnych, nie mo-
g³o byæ ju¿ kwestionowane.
Wyrok wydany 5 padziernika 2000 r. przez S¹d Najwy¿szy
w sk³adzie: przewodnicz¹cy Ewa Gaberle, sprawozdawca Józef
Skwierawski, Jacek Sobczak nakaza³ ponowne rozpatrzenie sprawy.
W uzasadnieniu napisano: Konsekwentne zapewnienie M. Jurczyka
w postêpowaniu przed S¹dem, ¿e w rezultacie wymuszonych na nim
kontaktów z funkcjonariuszem organów bezpieczeñstwa nie ujawni³
¿adnych informacji, które mog³yby zaszkodziæ osobom, o które by³
indagowany. Jest wprawdzie oczywiste, ¿e okolicznoæ, czy przeka-
zana informacja spowodowa³a negatywny skutek dla innej osoby
pozostaje bez znaczenia dla mo¿liwoci uznania, ¿e stanowi³a ona
informacjê przydatn¹ i pomocn¹ dla organu bezpieczeñstwa nie-
mniej wyjanienia M. Jurczyka nie zosta³y w tym zakresie w ogóle
sprawdzone i ocenione.
Spróbujmy prze³o¿yæ powy¿sze twierdzenia na jêzyk polski. Pod-
staw¹ w¹tpliwoci s¹du co do charakteru kontaktów M. Jurczyka z SB
by³y jego w³asne twierdzenia, ¿e nie przekaza³ ¿adnych istotnych infor-
macji. Oczywicie s¹d móg³by sobie te w¹tpliwoci rozwiaæ zapozna-
j¹c siê z materia³ami archiwalnymi. £atwo zauwa¿y³by, ¿e Jurczyk prze-
kazywa³ cenne i obci¹¿aj¹ce informacje nie tylko czynnie wspó³pracu-
j¹c z SB, lecz tak¿e donosz¹c na prze³o¿onych, którzy blokowali mu
drogê awansu na kierownika magazynu. W dalszej czêci swojego wy-
wodu s¹d stwierdzi³, ¿e ustalanie, czy informacje przekazane przez Jur-
czyka SB by³y dla kogo obci¹¿aj¹ce, czy nie, nie ma znaczenia z punk-
tu widzenia litery prawa (wiêc w ogóle nie powinno znajdowaæ siê
z zainteresowaniu s¹du), ale nie zosta³o przeprowadzone, a zatem spra-
wê trzeba rozpatrzyæ ponownie...
237
Ostateczny wyrok
Kolejne dwa wyroki w sprawie Mariana Jurczyka by³y dla niego
niekorzystne. Ponownie wiêc z³o¿y³ apelacjê do S¹du Najwy¿szego. Ten
2 padziernika 2002 r. wyda³ ostateczny wyrok. Wzbudzi³ on olbrzy-
mie kontrowersje, nie tylko wród dziennikarzy, ale te¿ wewn¹trz ro-
dowiska prawniczego. SN orzek³, ¿e ca³a wspó³praca Jurczyka z SB
by³a tylko pozorowana, a informacje przekazane SB bezwartociowe:
( )informacje, które Marian Jurczyk S³u¿bie Bezpieczeñstwa przeka-
za³, nie mia³y w rzeczywistoci jakiejkolwiek wartoci operacyjnej (trud-
no bowiem za informacje u¿yteczne uznaæ te, z których wynika³o, i¿
...w Polsce jest gorszy ba³agan ni¿ w 1945 r. ..., ¿e ...przedsiêbior-
stwo komunikacyjne w Szczecinie ma za ma³o opon i ludzie spóniaj¹
siê do pracy..., czy te¿ ¿e ...jest mniej pralek do podzia³u ni¿ wyda-
nych na pralki talonów)...
Przede wszystkim warto wspomnieæ, ¿e s³owa przytoczone w wy-
roku padaj¹ ju¿ w ostatnich rozmowach oficera SB z Marianem Jur-
czykiem i w ¿adnej mierze nie oddaj¹ charakteru wczeniejszych kon-
taktów. Wtedy Jurczyk chêtnie wykonywa³ ró¿ne zadania stawiane
przez oficera SB, przekazywa³ tak¿e z w³asnej inicjatywy wa¿ne
i obci¹¿aj¹ce informacje. Po drugie trzeba wspomnieæ, i¿ orzekanie,
która informacja jest wartociowa z perspektywy lat jest czêsto nie-
mo¿liwe. SB zbiera³a równie¿ dane o nastrojach spo³ecznych, a z po-
zoru b³ahe informacje mog³y byæ z powodzeniem wykorzystywane
w pracy operacyjnej. Dysponuj¹c nawet banalnymi, z pozoru niegro-
nymi (dostarczonymi przez sieæ TW) informacjami na temat jakiej
osoby, oficer SB móg³ wykorzystaæ chocia¿by pokazuj¹c przed t¹ osob¹
S³u¿bê Bezpieczeñstwa jako instytucjê wszechwiedz¹c¹. Nieopatrzne
zdanie na temat tego, ¿e kto czêsto przesiaduje z kolegami, a rzadziej
z kobietami, mog³o naprowadziæ SB na fakt, i¿ kto jest homosek-
sualist¹ i tym samym dopomóc w uzyskaniu przydatnych w szanta¿u
materia³ów kompromituj¹cych. Najwa¿niejsze jest tu jednak to, i¿ samo
dociekanie, czy przekazana informacja by³a wartociowa, czy nie, jest
wymys³em s¹du, który nie mia³ do tego rodzaju dociekañ ¿adnych
podstaw prawnych. Nie ma to nic wspólnego z realizacj¹ ustawy lu-
stracyjnej.
238
O konstrukcji ca³ego wyroku jeszcze lepiej ilustruje kwestia za-
chowanego w aktach pokwitowania, które Marian Jurczyk wystawi³
w zamian za pieni¹dze otrzymane od SB. Treæ tego dokumentu jest
chyba doæ oczywista. Ale sk³ad sêdziowski mia³ na ten temat inne
zdanie: Kwota 1000 z³, wrêczona Marianowi Jurczykowi nie by³a w
istocie wynagrodzeniem za przekazane informacje, czy zap³at¹ za jego
lojalnoæ, lecz mia³a na celu umotywowanie go do dok³adniejszego
wykonywania zadañ w stosunku do Szymañskiego i Szerkusa; z per-
spektywy M. Jurczyka pobranie tej kwoty stanowi³o za jedynie uze-
wnêtrznienie pozoru wspó³pracowania.
Wyrok S¹du Najwy¿szego w sprawie Mariana Jurczyka nie stano-
wi jakiego powa¿niejszego wy³omu w procedurze funkcjonowania lu-
stracji. Podobne wyroki zapadaj¹ w ni¿szych instancjach i w ogóle nie
docieraj¹ do S¹du Najwy¿szego. Ich rzetelnoæ i adekwatnoæ w sto-
sunku do historycznych faktów s¹ wielokrotnie kwestionowane.
Kompetencje s¹du do tworzenia w³asnych (czasem doæ odleg³ych
o rzeczywistoci) zasad pracy operacyjnej SB, interpretowania intencji
i zasadnoci dzia³añ oficerów SB, ustalania istoty minionych wydarzeñ,
motywów dzia³ania lustrowanych, ich wiedzy lub niewiedzy na temat
charakteru podejmowanej dzia³alnoci czy te¿ ich minionych kilkadzie-
si¹t lat temu stanów wiadomoci, pozaustawowe próby ustalania czy
informacje przekazywane przez tajnego wspó³pracownika komu za-
szkodzi³y, czy nie, by³y wielokrotnie krytykowane. Jest wiêc rzecz¹ dys-
kusyjn¹ czy podobne wyroki przyczyniaj¹ siê do rzetelnego i sprawie-
dliwego rozliczenia z przesz³oci¹ czy te¿ mo¿e jest dok³adnie odwrot-
nie. Wydaje siê, ¿e praktycznie jednym mo¿liwym sposobem wyjania-
na wszelkich w¹tpliwoci jest otwarcie archiwów komunistycznych (woj-
skowych i cywilnych) organów bezpieczeñstwa pañstwa.
Skrócona wersja tekstu ukaza³a siê w Rzeczpospolitej
23-24 listopada 2002 r.
Przedruk: G³os Szczeciñski z 25 padziernika 2002 r.
239
Brutalna akcja szkalowania Rzecznika Interesu Publicznego
przez Gazetê Wyborcz¹
W
sierpniu 1999 r. na ³amach kilku dzienników pojawi³y siê notatki
o wszczêciu postêpowania lustracyjnego wobec Roberta Mroziewicza.
Informacja wywo³a³a prawdziw¹ burzê, bowiem Mroziewicz, ówcze-
sny wiceminister obrony narodowej, desygnowany na to stanowisko przez
Uniê Wolnoci, z pewnoci¹ nie nale¿y do trzeciego garnituru polity-
ków III Rzeczypospolitej.
Kariera Mroziewicza przebiega³a w sposób typowy dla jego poli-
tycznego rodowiska: do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wst¹pi³
jeszcze na studiach w Instytucie Historii Uniwersytetu Warszawskiego,
tam te¿ dzia³a³ w dru¿ynie komunistycznych harcerzy (tzw. walterow-
ców) kierowanej przez Jacka Kuronia. Potem pracowa³ w Polskim In-
stytucie Spraw Miêdzynarodowych i pisa³ doktorat w Polskiej Akade-
mii Nauk. W 1978 r. wyst¹pi³ z PZPR i rozpocz¹³ wspó³pracê z Komi-
tetem Obrony Robotników (KOR); w latach 80. by³ zastêpc¹ redaktora
naczelnego podziemnej Krytyki (skupiaj¹cej wielu obecnych dzienni-
karzy Gazety Wyborczej). Po upadku PRL rozpocz¹³ pracê w Mini-
sterstwie Spraw Zagranicznych i przez pewien czas by³ nawet przedsta-
wicielem Polski przy ONZ. Potem, w latach 1992-1997, pe³ni³ funkcjê
wiceministra spraw zagranicznych, a w rz¹dzie Jerzego Buzka, jako
wiceminister obrony narodowej, odpowiada³ za integracjê Polski
z NATO.
Kiedy rzecznik interesu publicznego sêdzia Bogus³aw Nizieñski
skierowa³ do s¹du lustracyjnego wniosek w sprawie Mroziewicza,
powaga sytuacji kaza³a spokojnie poczekaæ na wyjanienie sprawy
Jedyni sprawiedliwi
240
przed niezawis³ym s¹dem. I to mo¿liwie jak najciszej, by jak naj-
mniej ucierpia³ autorytet Polski w oczach naszych sojuszników
z NATO.
To siê jednak nie uda³o. W zwi¹zku z wnioskiem Nizieñskiego do
kampanii przeciwko lustracji przyst¹pili koledzy i kole¿anki Mroziewi-
cza z dawnej opozycji, skupieni obecnie g³ównie w Gazecie Wybor-
czej. Wiêzi kole¿eñskie okaza³y siê silniejsze ni¿ wiara w procedury
prawa i niezawis³oæ sêdziowsk¹. Wa¿niejsze ni¿ autorytet pañstwa,
bezpieczeñstwo narodowe i wszystkie inne argumenty razem wziête.
Listy lokatorów
Fakt, ¿e dziennikarze Gazety s¹ przeciwni próbom jednoznaczne-
go odciêcia siê od spucizny PRL, nikogo ju¿ nie dziwi. Ale nie tak
³atwo przyzwyczaiæ siê do stosowanych przez GW metod.
W listopadzie 1998 r., a wiêc niejako na inauguracjê dzia³ania rzecz-
nika interesu publicznego, w wi¹tecznym wydaniu Wyborczej uka-
za³ siê du¿y tekst Paw³a Smoleñskiego, który powsta³ rzekomo w opar-
ciu o jego rozmowy z oficerem SB. Piszê rzekomo, bowiem w oficjal-
n¹ wersjê powstania tekstu jako nie chce mi siê wierzyæ. Oto jaki
wysoki pu³kownik bezpieki dzi rozs¹dny i odpowiedzialny obywatel
III Rzeczypospolitej szuka dziennikarza i w poczuciu odpowiedzial-
noci za losy pañstwa i narodu przestrzega go przed nadchodz¹c¹
apokalips¹: Niech Pan mi powie, po co wam (...) ta puszka z Pandor¹
(sic!). Nie wie Pan? Ja te¿ nie wiem, ale co chodzi mi po g³owie.
Ludzie, którzy chc¹ lustracji, maj¹ g³êbokie przekonanie, ¿e kiedy zaj-
rz¹ do papierów, bêd¹ szczêliwsi, bo prawda, a szukaj¹ prawdy, ma
ich uszczêliwiæ. Nie bêd¹.
Artyku³ Smoleñskiego zdradza³ niektóre tajniki dzia³ania s³u¿b spe-
cjalnych PRL i podawa³ konkretne przyk³ady ludzi uwik³anych w kon-
takty z bezpiek¹, ostrzegaj¹c przed zagro¿eniem, jakie niesie ze sob¹
lustracja. G³ównym motywem tekstu by³a teza, ¿e dokumenty S³u¿by
Bezpieczeñstwa s¹ niewiarygodne, bowiem jej funkcjonariusze maso-
wo produkowali fa³szywki i wci¹gali do ewidencji fikcyjnych agen-
tów, których nazwiska wybierali z grona osób staraj¹cych siê o pasz-
port lub nawet spisywali z list lokatorów.
241
Nie wiem, sk¹d Pawe³ Smoleñski czerpa³ wiedzê wykorzystan¹
w artykule. Nie rozumiem, po co w takim razie pomiêdzy marcem a czerw-
cem 1990 r. jego szef Adam Michnik spêdza³ swój czas w archiwach
bezpieki równie dobrze móg³ chodziæ po osiedlach i czytaæ listy lokato-
rów, z których SB podobno czerpa³a nazwiska fikcyjnych agentów.
Jednak od treci publikacji istotniejsza jest zastosowana socjo-
technika. Autor artyku³u wyranie usi³owa³ zniechêciæ nas do idei lu-
stracji, odwo³uj¹c siê do g³êboko osobistych emocji. Chcia³ wywo³aæ
u nas strach i za jego pomoc¹ przekonaæ, ¿e lustracja niesie olbrzymie
zagro¿enie. No bo kto z nas nie stara³ siê kiedy o paszport? Kto nie
figurowa³ na licie lokatorów? I ty zostaniesz konfidentem g³osi wielki
tytu³ artyku³u i pewnie u wielu czytelników wzbudzi³o obawy i w¹t-
pliwoci.
Kole¿eñska lojalnoæ
Tekst Smoleñskiego by³ jednak tylko ³agodnym preludium kampa-
nii, która rozpoczê³a siê po wszczêciu postêpowania lustracyjnego wo-
bec Mroziewicza. Wniosek w tej sprawie dziennikarze Wyborczej ode-
brali bardzo osobicie, niemal jak policzek. I nawet im siê nie dziwiê, to
przecie¿ dzia³alnoæ w opozycji (razem z Mroziewiczem) jest dla ludzi
Gazety najwa¿niejsz¹ legitymacj¹ do zabierania g³osu w sprawach
publicznych. Na opinii nieugiêtych opozycjonistów w ci¹gu dziesiêciu
lat zbudowali prawdziw¹ potêgê na rynku mediów; wykreowali siê na
nieomylnych herosów, którzy gani¹ polityków, pouczaj¹ s¹dy, odwo³u-
j¹ i zawieszaj¹ ministrów, decyduj¹ o politycznych gustach powa¿nej
czêci polskiej inteligencji. A tu taki klops: nie doæ, ¿e wyros³a jaka
konkurencja, która odbiera czêæ monopolu na wiedzê o tym, kto jest
dobry, a kto z³y, to jeszcze w bezczelny sposób dobiera siê do kogo
z naszych. Kto gotów pomyleæ, ¿e byli opozycjonici z KOR-u czy
redakcji Krytyki wcale nie byli tacy nieugiêci, nie s¹ ¿adnymi herosa-
mi, tylko zwyczajnymi ludmi, wród których normalnie, jak to
w ¿yciu bywa mogli siê znaleæ agenci.
Na pocz¹tek Gazeta opublikowa³a owiadczenie by³ych dzienni-
karzy podziemnej Krytyki, którzy w pe³ni solidaryzowali siê z Mro-
ziewiczem, nazywaj¹c wniosek w jego sprawie domniemaniami opar-
242
tymi na manipulacjach komunistycznych s³u¿b specjalnych. Zastana-
wia³em siê wtedy, sk¹d maj¹ tak¹ pewnoæ, bo przecie¿ wniosek rzecz-
nik interesu publicznego by³ tajny i z pewnoci¹ nie mogli znaæ jego
treci.
Kolejne publikacje Gazety by³y ju¿ znacznie mniej stonowane. Ja-
cek Kuroñ uzna³, ¿e samo skierowanie wniosku o zlustrowanie Mrozie-
wicza jest ju¿ skandalem: Robert jest moim przyjacielem, nie pierwszym
który pad³ ofiar¹ ubeckiej intrygi. Od bardzo m³odych lat uczestniczy³
w walce o prawa cz³owieka, nie dziwi wiêc, ¿e sam po raz kolejny zosta³
tych praw pozbawiony przez ludzi wys³uguj¹cych siê ubeckiej prowoka-
cji (...). Ile trzeba kompromitacji, ¿ebymy podjêli dzia³ania dla zmaza-
nia hañby tej ustawy? (Gazeta Wyborcza z 30 sierpnia 1999 r.).
Choæ wiêkszoæ s³ów i czynów autora wspomnianych s³ów zwykle
traktujê z nale¿yt¹ uwag¹, to jednak tym razem Jacek Kuroñ zdecydo-
wanie przesadzi³: czy pe³nienie normalnych obowi¹zków ustawowych
przez urzêdnika pañstwowego mo¿na nazwaæ pozbawieniem praw cz³o-
wieka i skandalem? Czy przeprowadzenie lustracji godz¹cej tylko
i wy³¹cznie w funkcjonariuszy i agentów s³u¿b specjalnych PRL zas³u-
guje na miano wys³ugiwania siê ubeckiej prowokacji?
Równie rzetelne by³y kolejne publikacje Wyborczej. Opisuj¹c za-
sady i praktykê lustracji, bezceremonialnie przekrêcano fakty, opero-
wano k³amstwem i insynuacjami. W marcu tego roku ukaza³ siê tekst
Ewy Milewicz, która komentuj¹c orzeczenia s¹du lustracyjnego unie-
winniaj¹ce od zarzutu wspó³pracy z SB m.in. Jerzego Osiatyñskiego
i Bohdana Pilarskiego, napisa³a: No i co powiedz¹ fanatycy takiej
lustracji Macierewicz, Nizieñski i Kauba oskar¿yli, ale s¹d oczyci³
(Gazeta Wyborcza z 10 marca 2000 r.).
Problem w tym, ¿e zarówno Osiatyñski, jak i Pilarski sami zwrócili
siê do s¹du lustracyjnego o oczyszczenie z zarzutów wspó³pracy. Rzecz-
nik interesu publicznego nigdy ich o nic nie oskar¿y³. Ma³o tego: po
lekturze materia³ów SB Nizieñski jednoznacznie popar³ wnioski oby-
dwu wspomnianych osób, twierdz¹c, ¿e wszelkie stawiane im zarzuty
by³y bezpodstawne.
Cytowany artyku³ Ewa Milewicz zatytu³owa³a Zaszczyt oplucia.
Termin ten mia³ byæ, jak s¹dzê, komentarzem do dzia³alnoci sêdziego
243
Nizieñskiego, a nie efektem g³êbokiej refleksji autorki na temat charak-
teru w³asnego pimiennictwa.
Komunistyczny s³ugus
Zreszt¹ Nizieñskiemu nie oszczêdzono niczego. Urz¹d, którym kie-
ruje, ograniczony przez tzw. ustawê lustracyjn¹ w zasadzie jedynie do
przygotowania dokumentów dla s¹du, opisywano jako skrzy¿owanie
inkwizycji i czerezwyczajki, która bêdzie szpiegowaæ i sprawdzaæ mo-
ralnoæ wszystkich Polaków. Marek Beylin uzna³ lustracjê za rewolu-
cyjne bezprawie, w którym obywateli dzieli siê na dwie czêci i po³owê
morduje w imiê niepoczytalnego szaleñstwa. Dostrzega jednak pewn¹
subteln¹ ró¿nicê: W naszych pokojowych czasach gilotynê zast¹pili-
my piêtnem hañby (Gazeta Wyborcza z 2 wrzenia 1999 r.).
W publikacjach Gazety Nizieñski urós³ do rozmiarów straszliwe-
go monstrum, obsesyjnego maniaka, który biega z brzytw¹ w rêku, z³ak-
niony krwi bohaterskich opozycjonistów. Jeli nic nie znajduje na cz³o-
wieka, to szuka by³ych esbeków, ¿eby wspólnie z nimi co wykombi-
nowaæ.
Ale to i tak by³a tylko przygrywka. Wkrótce okaza³o siê, ¿e Ni-
zieñski cz³owiek o nieposzlakowanej opinii, który tu¿ po wojnie by³
cz³onkiem antykomunistycznego podziemia, któremu ojca, oficera WiN,
zamordowa³o UB, który w 1980 r. zak³ada³ Solidarnoæ w wymia-
rze sprawiedliwoci by³ ni mniej ni wiêcej, tylko komunistycznym
s³ugusem.
Pierwszy bodaj uderzy³ w te tony Adam Michnik, który 23 grudnia
1999 r. napisa³ w Gazecie, ¿e dzisiejsi oskar¿yciele lustracyjni
w czasach PRL wiernie s³u¿yli komunistycznemu aparatowi. Ewa Mi-
lewicz w ogóle nie bawi³a siê w subtelnoci i okreli³a Nizieñskiego
wprost jako politycznego sojusznika UB i SB (Gazeta Wyborcza z 10
padziernika 2000 r.).
Wedle Stanis³awa Podemskiego Nizieñski by³ w przesz³oci ¿o³nie-
rzem partyjnej ideologii i niemal praw¹ rêk¹ KC PZPR: by³a wielka
ró¿nica pomiêdzy szeregowym sêdzi¹ w Limanowej (...) a wizytatorem
Ministerstwa Sprawiedliwoci [Nizieñskim], bacz¹cym czujnie, by s¹dy
przestrzega³y polityki rz¹dz¹cej partii. (...) W³adze nie straci³y wypra-
244
cowanego przez lata zaufania do p. Nizieñskiego mimo jego rocznego
flirtu z Solidarnoci¹ (...). Bogus³aw Nizieñski jest na pewno cz³o-
wiekiem szczerze oddanym swym kolejnym urzêdom, ale jednoczenie
strasznym (Gazeta Wyborcza z 3 marca 2000 r.).
Ernest Skalski napisa³ subtelnie, ¿e w czasach PRL, kiedy Mrozie-
wicz walczy³ z ustrojem, rola Nizieñskiego by³a co najmniej dwuznacz-
na (Gazeta Wyborcza z 1 lutego 2000 r.).
W opublikowanym nieco póniej artykule Andrzeja Szczypiorskie-
go mo¿na by³o ju¿ wyczytaæ, ¿e to nie Kiszczak i nie Jaruzelski bronili
pryncypialnych zasad ustrojowych PRL: na stra¿y tego [ludowo-demo-
kratycznego] maj¹tku sta³y stosowne organa, ofiarna Milicja Obywa-
telska, dziarskie ZOMO, panowie prokuratorzy, a na samym szczycie
tej piramidy naszej ludowej sprawiedliwoci zasiada³ zawsze gotowy
wyrokowaæ i cigaæ z³o, niezrównanie apolityczny sêdzia Nizieñski (Ga-
zeta Wyborcza z 3 stycznia 2000 r.).
Jednak najbardziej z ca³ej tej kampanii utkwi³ mi w pamiêci tekst
Antoniego Pawlaka, zatytu³owany Powrót kapitana ¯bika. Autor, po-
równuj¹c tam rzecznika do znanego bohatera milicyjnych komiksów,
opisa³ dylematy, jakie mia³y nawiedzaæ Nizieñskiego w czasach PRL:
[Nizieñski] rozwa¿a: a mo¿e rzuciæ to wszystko w diab³y, cisn¹æ w k¹t
togê, ³añcuch z oskalpowanym or³em powiesiæ na krzele, wyjæ na
ulicê i zdecydowanie przeciwstawiæ siê znienawidzonej w³adzy komu-
nistycznej. Na przyk³ad pójæ na krakowski dworzec i tam, w szalecie
publicznym napisaæ: Genera³ Franco wam poka¿e! (Gazeta Wy-
borcza z 8-9 stycznia 2000 r.).
Szkalujcie mia³o
Ta publicystyka szaletowa od pocz¹tku wzbudza³a niesmak i pro-
testy znanych polityków i dziennikarzy. W pierwszych dniach stycznia
2000 r. oko³o trzydziestu z nich wystosowa³o list otwarty do Marsza³ka
Sejmu Macieja P³a¿yñskiego, prosz¹c o podjêcie kroków w celu prze-
rwania histerycznej kampanii poprzez objêcie lustracj¹ równie¿ dzien-
nikarzy. Najwyraniej by³o to motywowane powa¿nymi w¹tpliwocia-
mi, czy aby brutalne ataki niektórych tytu³ów na lustracjê nie s¹ skut-
kiem strachu o w³asn¹ skórê.
245
Propozycja lustracji mediów zosta³a wymiana na ³amach Gazety
Wyborczej jako naiwna: uwa¿amy, ¿e ka¿dy pisaæ mo¿e, bo tylko wte-
dy debata publiczna ma sens (Gazeta Wyborcza z 5 stycznia 2000 r.).
Mo¿na siê spieraæ, czy cytowane wy¿ej publikacje nosz¹ znamiona pu-
blicznej debaty, czy mo¿e termin ów jest w tym wypadku grub¹ przesa-
d¹. Jednak poza dyskusj¹ pozostaje fakt, ¿e krytyczne g³osy rodowiska
dziennikarskiego a nawet czêci zdegustowanych czytelników Gaze-
ty Wyborczej nie przesz³y ca³kowicie bez echa. W Wyborczej sto-
nowano ostroæ komentarzy i zredukowano liczbê agresywnych ataków,
zastêpuj¹c je czym w rodzaju dyskusji.
Czym w rodzaju, bo szczegó³owe zestawienie tekstów, które siê
wówczas w Gazecie ukaza³y, nieuchronnie doprowadza do wniosku,
¿e redakcji bynajmniej nie chodzi³o o jak¹kolwiek rzeczywist¹ wymianê
pogl¹dów, tylko o to, by za pomoc¹ zgrabnej sztuczki socjotechnicznej
wt³oczyæ w czytelników kolejn¹ porcjê nachalnej propagandy. Tak siê
bowiem sk³ada, ¿e niemal wszyscy autorzy poza puszczonym dla
ozdoby Stefanem Niesio³owskim raczej lub w sposób bardziej zde-
cydowany, od lustracji wyranie siê dystansowali.
A wartoæ merytoryczna tych publikacji? Najbardziej rzeczowo
i konkretnie bo z innymi by³o ju¿ gorzej wy³o¿y³ swoje racje prof.
Wiktor Osiatyñski, prawnik i konstytucjonalista, który zaj¹³ siê przede
wszystkim sam¹ ide¹ lustracji oraz uwarunkowaniami prawnymi jej
wykonania. Pisa³ on na przyk³ad: W³adzê rzecznika zwiêksza fakt, ¿e
ustawowe okrelenie wspó³pracy nie definiuje, co jest wiadom¹
i tajn¹ wspó³prac¹. Na gruncie tego okrelenia rzecznik mo¿e oskar-
¿yæ o wspó³pracê kogo, kto spotka³ siê raz czy kilka razy z oficerem
SB, ale nie podpisa³ zobowi¹zania do wspó³pracy, nie donosi³, nie spo-
rz¹dza³ meldunków i raportów, nie bra³ pieniêdzy ani nagród (Gazeta
Wyborcza z 5 kwietnia 1999 r.).
Komentuj¹c krótko: kul¹ w p³ot. Otó¿ wyrok Trybuna³u Konstytu-
cyjnego z 10 listopada 1998 r. dokona³ precyzyjnej interpretacji ustawy
lustracyjnej i stworzy³ rozbudowan¹ definicjê wiadomej i tajnej wspó³-
pracy. Okrela ona, ¿e taka wspó³praca musi przynosiæ SB konkretne
zyski operacyjne, ¿e nie mo¿e byæ za ni¹ uznane jedynie podpisanie
deklaracji woli, lecz musz¹ za ni¹ pójæ konkretne kroki w celu jej urze-
246
czywistnienia itd. Utytu³owany prawnik, komentuj¹c przepisy ustawy
lustracyjnej, powinien to wiedzieæ.
Czy przeciêtny czytelnik mo¿e sprawdziæ wiarygodnoæ informacji
podawanych w Wyborczej na temat lustracji? Czy bêdzie w stanie
zorientowaæ siê, ¿e wiêkszoæ sensacji na temat Nizieñskiego najlepiej
okrela maksyma audacter culminare, semper aliquid haeret (szkaluj-
cie mia³o, zawsze co przylgnie)? Czy tak zwany statystyczny Polak
bêdzie na tyle dobrze zna³ prawo, by stwierdziæ, ¿e prof. Osiatyñski
wypowiada siê na temat lustracji w sposób niekompetentny? Czy za-
uwa¿y, ¿e politycy jak Miros³aw Czech atakuj¹cy lustracjê w ogóle
nie wiedz¹ o co chodzi, bowiem horyzont intelektualny maj¹ zwykle
przes³oniêty Gazet¹? Raczej nie i co mi siê wydaje, ¿e w³anie o to
chodzi.
Po kilku miesi¹cach takiej kampanii wiêkszoæ czytelników Wy-
borczej bêdzie pamiêtaæ jedynie tytu³y: Po co nam lustracja (Wiktor
Osiatyñski), Wystarczy pomówienie (Miros³aw Czech), Przed s¹dem
kapturowym (Ernest Skalski). I oczywicie bêd¹ przeciwni ca³ej tej lu-
stracyjnej farsie. No bo skoro w trosce o to, by ich nikt nie zgilotyno-
wa³, lustracjê krytykuj¹ nawet takie autorytety...
Grzech pychy
Czternastego czerwca 2000 r. sêdzia S¹du Lustracyjnego Rafa³ Ka-
niok odczyta³ wyrok w sprawie Roberta Mroziewicza. Niezawis³y s¹d
uzna³, ¿e Mroziewicz jest winien k³amstwa lustracyjnego, bowiem
w latach 1977-1985 by³ tajnym i wiadomym wspó³pracownikiem S³u¿by
Bezpieczeñstwa. Sêdzia poda³ te¿ niektóre szczegó³y: by³y wicemini-
ster MON co najmniej dwadziecia szeæ razy spotka³ siê z oficerem
prowadz¹cym, przekazywa³ mu ustnie i pisemnie informacje, miêdzy
innymi o demokratycznej opozycji.
Krótko mówi¹c wszystko wskazuje na to, ¿e Mroziewicz by³ ko-
munistycznym agentem i pe³ni¹c wa¿ne funkcje pañstwowe stano-
wi³ powa¿ne zagro¿enie dla bezpieczeñstwa pañstwa. Okaza³o siê rów-
nie¿, ¿e Nizieñski nie jest ¿adnym szaleñcem, a lustracja dzia³a ca³kiem
sprawnie i przynosi konkretne efekty.
Przypomnijmy: kilka miesiêcy wczeniej, na pocz¹tku propagando-
247
wej kampanii, Helena £uczywo twierdzi³a stanowczo: Mroziewicza znam
od lat, razem dzia³alimy w opozycji w latach 70. i w podziemiu
w latach 80. Na pewno nie by³ agentem SB (Gazeta Wyborcza z 28-
-29 sierpnia 1999 r.).
Filozoficznie rzecz ujmuj¹c, nale¿a³oby stwierdziæ, ¿e na pewno,
to po niedzieli jest poniedzia³ek, a z innymi rzeczami to ju¿ ró¿nie
w naszym pokrêconym wiecie bywa.
A mówi¹c powa¿nie, bez cienia sarkazmu szczerze wspó³czujê
Adamowi Michnikowi, Helenie £uczywo, Ewie Milewicz i na pewno
nie chcia³bym teraz byæ na ich miejscu. Ale powinni oni zapamiêtaæ, ¿e
nadmierna pycha, objawiaj¹ca siê przekonaniem o w³asnej nieomylno-
ci, jeszcze nie raz mo¿e ich zaprowadziæ na manowce.
Jestem przekonany, ¿e bezceremonialne ataki Gazety na lustracjê
nie ustan¹, bowiem przed s¹dem ma stan¹æ kolejny kolega Adama Mich-
nika z podziemia Maciej Koz³owski. Nastêpny bêdzie cz³owiek,
z którym naczelny Wyborczej wi¹¿e wielkie nadzieje polityczne
W³odzimierz Cimoszewicz. Nie wierzê, by po wyroku w sprawie Mro-
ziewicza dziennikarze Gazety uderzyli siê w pier i przeprosili swo-
ich czytelników za to, ¿e pos³uguj¹c siê nieprawd¹ i pomówieniami,
stworzyli obraz lustracji, który niewiele ma wspólnego z rzeczywisto-
ci¹. Nie wierzê, by przeprosili rzecznika interesu publicznego za kam-
paniê oszczerstw i insynuacji. Nie wierzê te¿, by spróbowali zbilanso-
waæ straty, jakie przynios³a Polsce ich histeryczna kampania. A te s¹
naprawdê du¿e: wielu tysi¹com swych czytelników Gazeta wymówi-
³a, ¿e ¿yj¹ w pañstwie bezprawia, gdzie ¿ycie polityczne przypomina
dintojrê (termin profesora W. Osiatyñskiego) w pijackiej melinie.
¯ycie z 10 lipca 2000 r.
248
W
jednym z programów telewizyjnych Jana Pospieszalskiego pt.
Warto rozmawiaæ dziennikarz Gazety Wyborczej Pawe³ Wroñski
stwierdzi³ niedawno, ¿e zdemaskowany agent SB, jego kolega z Gaze-
ty Les³aw Maleszka nie pisywa³ o lustracji i dekomunizacji. By³o ina-
czej. Zarówno w Gazecie Krakowskiej, któr¹ wspó³tworzy³ w pierw-
szej po³owie lat 90., jak i póniej, w Wyborczej, Maleszka zwalcza³
piórem lustracjê i wszelkie pomys³y dekomunizacyjne.
Na przyk³ad w 1992 r. Gazeta Krakowska ostro atakowa³a dzia-
³ania rz¹du Jana Olszewskiego zwi¹zane z ówczesn¹, pierwsz¹ prób¹
lustracji. Informacje z materia³ów archiwalnych SB nazwano wów-
czas robactwem z puszki Pandory. Dla tych, którzy znaleli siê na
licie Macierewicza, utworzono specjaln¹ rubrykê pt. wolna trybuna
znies³awionych. Tak¿e kolejne artyku³y GK w tej sprawie (czêsto
nie podpisane) trudno traktowaæ inaczej, jak prowadzon¹ jednocze-
nie i wspólnie z Gazet¹ Wyborcz¹ brutaln¹ akcjê antylustracyjn¹.
Kto obywatelem II kategorii (o projektach dekomunizacji), Tajne listy
jawny skandal, Granat w szambie, Zacieranie brudnych ladów,
Czy nie mielicie skrupu³ów?, I ty zostaniesz konfidentem, W wiecie
widm i upiorów; Olszewski chcia³ wyprowadziæ wojsko na ulicê, To
by³a prowokacja, Brudne czyny itd. to tylko niektóre tytu³y publiko-
wanych wówczas artyku³ów.
Równie jednoznacznie wypowiada³ siê wówczas sam Maleszka.
W sprawie tajnego wspó³pracownika SB ps. Bolek opowiedzia³
siê przeciwko odtajnieniu akt, pomimo ¿e chcia³ tego Lech Wa³êsa.
Najwa¿niejszym argumentem, jakiego wówczas u¿y³ by³o twierdze-
nie, ¿e kto mo¿e za¿¹daæ, by odtajniano kolejne akta Tak¿e
w innych przypadkach Maleszka podwa¿a³ wiarygodnoæ akt pozo-
Maleszka o lustracji
249
sta³ych po SB, sprzeciwia³ siê lustracji, a w polemice z Bronis³a-
wem Wildsteinem wyst¹pi³ nawet w obronie oficerów SB. Wiele kry-
tycznych uwag pod adresem polskiej prawicy i swoich adwersarzy
wypowiada³ Maleszka z punktu widzenia charakterystycznego dla
tego rodowiska, czyli poczucia moralnej wy¿szoci. Dowcipkowa³
ze zwolenników wartoci chrzecijañskich, decydowa³, kto jest filo-
zofem, a kto g³upcem. Kto zas³uguje na miano antysemity i komu
brzydko pachnie z buzi.
Publicystyka polityczna w odró¿nieniu na przyk³ad od filozofii
czy literatury ma to do siebie, ¿e nie mo¿na jej uprawiaæ in abstrac-
to, w oderwaniu od kontekstu, miejsca i okolicznoci towarzysz¹cych
przypomnijmy za Maleszk¹ i przypomnijmy sobie kilka fragmentów
publicystyki z Gazety Krakowskiej, a tak¿e wypowiedzi samego au-
tora. Wiele z nich da siê dzi odczytaæ na nowo
Lustracja
W odruchu samoobrony, tu¿ przed swoim upadkiem, rz¹d Olszew-
skiego i min. Macierewicz, wypucili jak napisa³a Gazeta Wybor-
cza robactwo z teczek Pandory. Trudno bêdzie zagoniæ je z po-
wrotem. Po kraju ju¿ kr¹¿¹ listy agentów, zawieraj¹ce obok prawdzi-
wych dane fa³szywe, sfingowane lub zbyt niekompletne, by mog³y
stanowiæ podstawê oskar¿enia kogo o wspó³pracê z UB i SB. ( )
Nasza gazeta i wiêkszoæ powa¿nych polskich pism nie bêdzie tych list
drukowaæ. Na pewno jednak opublikuje je prasa brukowa i niektóre
szukaj¹ce taniej sensacji gazety. Zatem Gazeta Krakowska otwie-
ra swoje ³amy dla wszystkich bez wzglêdu na ich polityczne pogl¹dy
którzy bêd¹ mieli s³uszne podstawy, aby siê broniæ przed pomówie-
niem i nies³aw¹. Tylko w ten sposób zapêdzimy robactwo tam, sk¹d
ono wylaz³o.
Zespó³ Gazety Krakowskiej, 22 czerwca 1992 r.
Przyjaciele w biedzie
Pytanie: Czy spotka³ siê Pan z przejawem niechêci w rodowi-
sku?
Oczywicie tak. By³y rozmaite telefony Jest to poniek¹d zrozu-
250
mia³e. Ludzie maj¹ prawo do moralnej nagany pewnego postêpowa-
nia. Ale jest te¿ i taka prawda, ¿e prawdziwych przyjació³ poznaje siê
w biedzie.
Wolna trybuna znies³awionych. Nie by³em agentem. Gazeta Kra-
kowska rozmawia z Antonim Furtakiem, 22 czerwca 1992 r.
Lustracja i dekomunizacja
Z artyku³u [Wildsteina] nie wynika jasno, jakim w³aciwie celom s³u-
¿yæ by mia³a dekomunizacja wprowadzona w Polsce w formie decyzji
arbitralnej jako nieunikniona konsekwencja rewolucyjnych przemian
ustrojowych. ( ) Nie wystarczy zwyczajna selekcja kadr pod³ug kryte-
rium zdolnoci, aktywnoci zawodowej, umiejêtnoci przyswojenia so-
bie nowych regu³ gry? Nie wystarczy porz¹dna ustawa okrelaj¹ca za-
kres wymagañ i procedurê oceny ludzi zatrudnionych w s³u¿bach pu-
blicznych? A jeli by³y sekretarz Komitetu Zak³adowego PZPR oka¿e siê
wietnym dyrektorem firmy pañstwowej to co? ( ) Moralistyczne od-
s¹dzanie komunizmu od czci i wiary staje siê zajêciem coraz bardziej
ja³owym kogo to dzi obchodzi? ( ) Z imienia i nazwiska wskazuje
Wildstein oficera UOP do zwolnienia bo kiedy dzia³a³ gorliwie w SB.
( ) ¯aden policjant nie wkroczy dzi do zak³adu, nawet gdyby dosz³o
tam do aktów sabota¿u. Dostatecznie jasno dano do zrozumienia, ¿e
wraz z nadejciem nowej w³adzy t³um publicystów zacznie rozprawiaæ
o koniecznoci wyrzucenia z pracy ba, posadzenia na ³awie oskar¿o-
nych funkcjonariuszy, którzy w swoim czasie wykonali polecenia swoich
prze³o¿onych. ( )
We wszystkim, co pisa³ Michnik, obecny jest ten sam duch koncy-
liacji: stabilnoæ pañstwa i budowa zrêbów demokracji winny staæ
siê wspóln¹ spraw¹ ludzi, którzy jeszcze wczoraj stali po dwóch stro-
nach barykady. ( .) Retoryka dekomunizacji za? W istocie jest re-
toryk¹ apartheidu. ( ) Dekomunizatorzy wpadli tak¿e na pomys³
pozbawienia by³ych dzia³aczy partyjnych czêci praw publicznych
i obywatelskich. Có¿ w koñcu oznacza zakaz pe³nienia funkcji redak-
tora gazety czy prywatnej stacji radiowej albo zakaz kandydowa-
nia do parlamentu? Racja w tym sporze le¿y wiêc po stronie Michni-
ka: przy okr¹g³ym stole dyskutowano politycznie i pragmatycznie
251
nad wprowadzeniem w Polsce zasad, które jednoczy³y ca³¹ opozycjê.
Zasady owe przypomnê, to: demokracja, rz¹dy prawa, nade wszystko
za Powszechna Deklaracja Praw Cz³owieka. Retoryka dekomuni-
zacji, bez wzglêdu na to, jak zechcemy j¹ uzasadniaæ prowadzi do
przekrelenia owych zasad.
Les³aw Maleszka, Czy naród oczekuje, ¿e wszystko odbierzemy czer-
wonym ? polemika w sprawie dekomunizacji z Bronis³awem Wildste-
inem, Gazeta Krakowska z 30 listopada 1992 r.
Publicystyka polityczna w odró¿nieniu na przyk³ad od filozofii
czy literatury ma to do siebie, ¿e nie mo¿na jej uprawiaæ in abs-
tracto, w oderwaniu od kontekstu, miejsca i okolicznoci towarzy-
sz¹cych. W swym szkicu Wildstein przeszed³ do porz¹dku dziennego
nad paroma faktami, nawet o nich nie wspomniawszy nad skanda-
lem z teczkami Macierewicza, nad piêcioma projektami ustaw deko-
munizacyjnych z³o¿onymi w Sejmie, nad kontrowersjami, jakie wy-
wo³uj¹ te projekty, gro¿¹c roz³amem w koalicji rz¹dowej, nad akcja-
mi lustracji podejmowanymi tu i ówdzie przez pos³ów KPN Nie-
stety, ignorowanie tych faktów nara¿a publicystê na bon-mot, jakie-
go u¿y³by Napoleon charakteryzuj¹c jednego deputowanych do par-
lamentu: on nie przemawia z obozu prawicy, nie przemawia z obozu
lewicy, on mówi do nas spod sufitu.
Les³aw Maleszka, Historia nie jest czarno-bia³a, ci¹g dalszy pole-
miki z B. Wildsteinem, Gazeta Krakowska z 15 grudnia 1992 r.
Lustracja
Ofensywa pomówieñ podjêta przez autorów Lewego Czerwcowe-
go zaczyna przynosiæ owoce. Archiwa by³ej SB, z mocy przepisów
obowi¹zuj¹cych w naszym kraju s¹ TAJNE. ( ) Je¿eli Milczanowski
udostêpni akta Wa³êsy to po pierwsze Kaczyñski i Macierewicz, Gwiaz-
da i Morawiecki i tak uznaj¹ je za fa³szywe czy spreparowane. Po dru-
gie, zaczn¹ siê domagaæ nastêpnych kartotek: Wachowskiego, Falan-
dysza, Cybuli, Olechowskiego Precedens zosta³ uczyniony spirala
ob³êdu mo¿e siê rozkrêcaæ.
Les³aw Maleszka, Odtajniæ Bolka?, Gazeta Krakowska z 1 lute-
go 1993 r.
252
O lustracji i zapachu z ust pana pos³a Niesio³owskiego
Moczulski móg³by oskar¿yæ Macierewicza o umieszczenie jego na-
zwiska obok 60 innych pos³ów i polityków na licie agentów SB.
By³y minister spraw wewnêtrznych bêdzie wszelako t³umaczy³, ¿e ni-
gdy nikogo nie oskar¿y³, a jedynie zreferowa³ stan kartotek jakie zna-
laz³ w gmachu na Rakowieckiej. Wyjciem z tego klinczu by³oby wiêc
otwarcie akt bezpieki i powo³anie na wiadków by³ych funkcjonariu-
szy. Czy siê to Unii Pracy podoba, czy nie podoba, faktycznie przy³¹-
czy³a siê do chóru olszewików, którzy z teczek uczynili najwa¿niej-
szy problem tego kraju. ( ) Zastanawiam siê jeszcze, kogo i za co
mia³by zaskar¿yæ Niesio³owski? Mo¿e Anastazjê P., ¿e ponoæ w barku
sejmowym smoli³ do niej cholewki, ale nic z tego nie wysz³o? Jeli
nawet to robi³ zwolennicy wartoci chrzecijañskich na razie nie
zabraniaj¹ zalecania siê A mo¿e za to, ¿e jak twierdzi sejmowa
gejsza panu pos³u mierdzi z ust? Ju¿ sobie wyobra¿am przychodzi
Niesio³owski na rozprawê z mocno sfatygowan¹ szczoteczk¹ do zê-
bów i z tubk¹ pasty colgate Czy kto wie, gdzie mo¿na kupiæ dez-
odorant, który zag³uszy zapach polskiego wychodka?
Les³aw Maleszka, O polskim politycznym wychodku. Wdziêczny
zapach pasty Colgate, Gazeta Krakowska, z 6-7 lutego 1993 r.
Lustracja
Prokuratura Wojewódzka w Warszawie 8 lipca wezwa³a by³ego
pos³a i ministra spraw wewnêtrznych Antoniego Macierewicza, w celu
przedstawienia mu zarzutu ujawnienia tajemnicy pañstwowej (art.
206 kodeksu karnego). Macierewicz odmówi³ z³o¿enia wyjanieñ
i za¿¹da³ uzasadnienia na pimie treci zarzutu. Przestêpstwo, o po-
pe³nienie którego podejrzany jest Macierewicz, polegaæ mia³o na udo-
stêpnieniu pos³om archiwaliów MSW objêtych klauzul¹ tajne spe-
cjalnego znaczenia w zwi¹zku z uchwal¹ Sejmu z maja 1992,
domagaj¹c¹ siê ustalenia, który z parlamentarzystów by³ tajnym
wspó³pracownikiem s³u¿b specjalnych PRL ( ). [Rzecznik Prasowy
Ministerstwa Sprawiedliwoci:] Prokuratura Wojewódzka prowadzi
ledztwo przeciwko Gazecie Polskiej, która przedrukowa³a doku-
menty objête klauzul¹ tajnoci. Osob¹ podejrzan¹ jest w tym przy-
253
padku Piotr Wierzbicki, redaktor naczelny gazety.
Les³aw Maleszka, Macierewicz ujawni³ bezprawie, Gazeta Kra-
kowska z 10-11 lipca 1993 r.
Lustracja i dekomunizacja
( ) podzielam obawy, ¿e wiele wyst¹pieñ polityków prawicowych
podminowuje autorytet prawa i kruszy instytucje demokratycznego
pañstwa. Apele o rozliczenie PRL, z icie inkwizytorsk¹ pasj¹ wzywa-
j¹ce do dekomunizacji, lustracji, delegalizacji SDRP, zrealizowaæ by
mo¿na jedynie w warunkach stanu wyj¹tkowego i zawieszenia swobód
obywatelskich.
Les³aw Maleszka, Historia nie lubi kompromisów, Gazeta Wy-
borcza z 11 wrzenia 1995 r.
Lustracja
4 czerwca minister spraw wewnêtrznych Antoni Macierewicz prze-
kazuje szefom klubów parlamentarnych listê pos³ów i senatorów zare-
jestrowanych w archiwach MSW jako tajni wspó³pracownicy SB. Wy-
bucha skandal. Klub parlamentarny Solidarnoci popiera inicjaty-
wê ministra. ( ) Wielu zwi¹zkowców zatraci³o rozs¹dek. Mówili o kryp-
tokomunistycznych rz¹dach agentów SB.
Les³aw Maleszka, Druga Solidarnoæ w Trzeciej Rzeczypospo-
litej, Gazeta Wyborcza z 31 sierpnia 1 wrzenia 1996 r.
Lustracja
ZChN uczestniczy³ w dwóch gabinetach Olszewskiego i Suchoc-
kiej. Oba leczy³y ich z ró¿nych zaburzeñ. Zas³ug¹ rz¹du Olszew-
skiego by³o pokazanie, co w praktyce oznacza lustracja: ZChN-owski
minister umieci³ na licie agentów komunistycznej bezpieki prezesa
Zjednoczenia.
Les³aw Maleszka, Pochwa³a oszustwa, Gazeta Wyborcza z 18
wrzenia 1997 r.
Dekomunizjacja
Wierzbickiego zawiod³o te¿ poczucie prawa. Rozwi¹zañ, które pro-
ponuje nie wprowadzi³ ¿aden kraj pokomunistyczny. Chodzi bowiem
254
o rozwi¹zania fundamentalne sprzeczne z definicj¹ demokratycznego
pañstwa prawnego. ( ) Warto by pamiêtali o tym politycy, którym
dzi w dziewiêæ lat po upadku komunizmu marz¹ siê ustawy deko-
munizacyjne. Tego rodzaju akty prawne by³yby wymierzone nie prze-
ciw niewielkiej w koñcu grupie osób z danej nomenklatury, zajmuj¹-
cych dzi eksponowane stanowiska w administracji pañstwowej. By-
³yby wymierzone przeciw co czwartemu Polakowi, który wzi¹³ udzia³
w wyborach we wrzeniu 1997 r. Konsekwencje takich ustaw ³atwo
sobie wyobraziæ: gwa³towne pomno¿enie nienawici i ró¿nego ro-
dzaju konfliktów spo³ecznych, utrata poczucia wspó³odpowiedzial-
noci za pañstwo przez spor¹ czêæ obywateli, kompromitacja demo-
kracji i prawa, które odt¹d w powszechnym odczuciu traktowane by
by³y nie jako dobro wspólne, lecz jak ³up dla zwyciêzców. Na arenie
miêdzynarodowej Polska uzyska³aby opiniê pañstwa niestabilnego,
³ami¹cego prawa cz³owieka.
Les³aw Maleszka, W pu³apce antykomunizmu, polemika z Piotrem
Wierzbickim, Gazeta Wyborcza z 9 kwietnia 1998 r.
W walce z antysemitami
Odpowied na protest 19 intelektualistów w obronie publicysty Ce-
zarego Michalskiego i prof. Ryszarda Legutki, którym GW zarzuci³a
antysemityzm.
W³adze Unii Wolnoci Michalkiewicz zwyk³ by³ nazywaæ Sanhe-
drynem. Felietonicie wszystko siê jako tak kojarzy ( ) Przypisa-
nie polskiemu inteligentowi antysemityzmu stanowi dzisiaj faktycznie
wyrok mierci frasuje siê Ryszard Legutko w pi¹tkowym ¯yciu.
Dobry Bo¿e, gdyby w tym by³a chocia¿ krztyna prawdy Jak na osobê
zmar³¹ mierci¹ cywiln¹, nasz nieboszczyk ma siê ca³kiem niele ( )
Zastanawiam siê, co z tym fantem zrobi 19 sygnatariuszy. Mog¹, wie-
dzeni trosk¹ o moralnoæ publiczn¹, zacz¹æ zbieraæ podpisy przeciwko
Stanis³awowi Michalkiewiczowi. Mog¹ te¿ powiedzieæ: felietonista mo¿e
trochê przesadzi³ z ¯ydowinami, ale dajmy spokój to w koñcu nasz
cz³owiek, nie ma wrogów na prawicy.
Les³aw Maleszka, Nieboszczycy maj¹ siê niele, Gazeta Wybor-
cza z 26 czerwca 2000 r.
255
Zdemaskowanie konfidenta
Latem tego roku Tygodnik Powszechny opublikowa³ fragmenty
pracy magisterskiej o rozpracowaniu przez SB rodowiska Studenckie-
go Komitetu Samopomocy w Krakowie, pisanej na uczelni peerelow-
skiego MSW przez oficera SB. Postaæ o tym kryptonimie pojawia siê
te¿ w materia³ach zwi¹zanych z inwigilacj¹ przez SB tragicznie zmar-
³ego krakowskiego opozycjonisty Stanis³awa Pyjasa. Na podstawie
zawartych w pracy magisterskiej szczegó³ów dawni dzia³acze SKS sko-
jarzyli tê postaæ z Maleszk¹. Zapyta³em go wprost: przyzna³ mi siê, ¿e
«Ketman» to on mówi PAP Bronis³aw Wildstein, jeden z sygnata-
riuszy listu.
Informacja PAP z 7 listopada 2001 r.
Owiadczenie konfidenta I
W wtorkowej Rzeczypospolitej ukaza³ siê list otwarty 19 moich
kole¿anek i kolegów z krakowskiego i wroc³awskiego Studenckiego
Komitetu Solidarnoci, w którym stwierdzono, ¿e w latach 1977-1980
jako dzia³acz SKS by³em wspó³pracownikiem S³u¿by Bezpieczeñstwa.
Informacja ta jest zgodna prawd¹.
Owiadczenie Les³awa Maleszki, Gazeta Wyborcza z 7 listopada
2001 r.
Owiadczenie konfidenta II
W jednej sprawie stara³em siê programowo nie zabieraæ g³osu.
Nie by³em zwolennikiem lustracji i mówi³em o tym w wielu rozmowach
uwa¿a³em jednak, ¿e nie mnie wyrokowaæ na ³amach gazet, czy lu-
stracja jest potrzebna. Raz jeden pozwoli³em sobie polemikê w spra-
wie dekomunizacji.
Les³aw Maleszka, By³em Ketmanem, Gazeta Wyborcza z 13 li-
stopada 2001 r.
Lustracja
Zawsze uwa¿alimy i uwa¿amy, ¿e w wolnej Polsce wiêcej z³ego ni¿
dobrego przynosi s¹dzenie i skazywanie takich ludzi, publiczne roz-
trz¹sanie jako dowodów w ich sprawie raportów, zeznañ, SB-eckich
fa³szerstw wiadectw ludzkiej s³aboci, strachu i upodlenia. O tym
256
wszystkim pamiêtamy i bêdziemy pamiêtaæ; o tym trzeba wiedzieæ, to
tak¿e budzi moralne obrzydzenie.
Stanowisko redaktorów naczelnych Gazety Wyborczej w spra-
wie Les³awa Maleszki, tam¿e, 13 listopada 2001 r.
Sprawdzi³em w naszym archiwum. Les³aw Maleszka nigdy nie wy-
powiada³ siê w sprawie lustracji.
Pawe³ Wroñski z Gazety Wyborczej [notatka autora z programu
Jana Pospieszalskiego Warto rozmawiaæ z lutego 2005 r.]
W archiwach Instytutu Pamiêci Narodowej zachowa³o siê wiele in-
formacji przekazanych SB przez jej ówczesnego tajnego wspó³pracow-
nika ps. Ketman vel Tomek vel Return, czyli Les³awa Maleszki.
wiadcz¹ one o trudnym do zrozumienia, g³êbokim zaanga¿owaniu
wspomnianego tajnego wspó³pracownika w niszczenie swoich kolegów.
Jednym z nich by³ Bronis³aw Wildstein, którego Maleszka z wy¿szoci¹
poucza³ w polemikach dotycz¹cych lustracji i dekomunizacji. W swoim
przyznaniu siê do winy Maleszka jak zwykle k³ama³. Jego wspó³pra-
ca z SB znacznie wykracza³a poza 1980 r., a zas³ugi dla komunistycz-
nej bezpieki nie ograniczaj¹ siê do niszczenia kolegów z SKS. Prócz
tego rodowiska, Maleszka rozpracowywa³ inne rodowiska podziem-
nego Krakowa, legaln¹ w latach 1980-1981 i nielegaln¹ potem Soli-
darnoæ. Regularnie dostawa³ za to pieni¹dze.
Sprawa Les³awa Maleszki winna byæ brana pod uwagê we wszyst-
kich dyskusjach na temat lustracji, dekomunizacji i kwestii jawnoci
¿ycia publicznego Polski.
Tygodnik Solidarnoæ, z 18 marca 2005 r.
257
Obszerne donosy, notatki i wielostronicowe opracowania o opozy-
cji, stawiaj¹ Les³awa Maleszkê w rzêdzie najbardziej p³odnych agen-
tów w historii SB. Szkody, jakie uczyni³ opozycji, s¹ ogromne. Przy
jego wspó³udziale wiele osób dotknê³y represje, wiele zosta³o z³ama-
nych psychicznie lub wyemigrowa³o. W raportach Ketmana vel Re-
turna vel Tomka nie ma cienia wstrêtu do wspó³pracy.
Po robotniczych protestach w Radomiu i Ursusie z 1976 r. grupa
dzia³aczy niepodleg³ociowych, intelektualistów i studentów za³o¿y³a
w Warszawie Komitet Obrony Robotników. G³ównym zadaniem KOR-u
mia³a byæ pomoc finansowa i prawna osobom represjonowanym za udzia³
w protestach. Tak¿e w innych du¿ych miastach Polski narasta³y posta-
wy opozycyjne.
W Krakowie dzia³alnoæ rozpoczê³a grupa studentów z Bronis³a-
wem Wildsteinem, Stanis³awem Pyjasem i Les³awem Maleszk¹ na cze-
le. Kiedy Wildsteina zawieszono w prawach studenta, protest podpisali
m.in. Lilianna Batko, Józef Ruszar i obecny eurodeputowany z PO
Bogus³aw Sonik. Z czasem do³¹czyli inni.
Jeden z cz³onków grupy, Stanis³aw Pyjas, 7 maja 1977 r. zosta³
zamordowany przez SB. mieræ Pyjasa zaktywizowa³a rodowisko, które
utworzy³o Studencki Komitet Solidarnoci (SKS). Przyjaciele zabitego
podkrelali, ¿e ich decyzja nie mia³a g³êbokiego wymiaru politycznego.
Wielu z nich wywodzi³o siê ze rodowisk hippisowskich, anarchistycz-
nych i do ideologicznego antykomunizmu by³o im daleko. Wa¿niejszy
by³ aspekt moralny, czysto ludzki sprzeciw wobec tego, ¿e mo¿na
bezkarnie mordowaæ ludzi.
Dzia³acze SKS-u nie zdawali sobie sprawy z tego, ¿e ich dzia³alnoæ
od pocz¹tku by³a kontrolowana operacyjnie przez Wydzia³ III SB Ko-
Prawdziwa twarz Maleszki
258
mendy Wojewódzkiej MO w Krakowie. Za pomoc¹ agentury, pods³u-
chów itp., drobiazgowo inwigilowano ich dzia³alnoæ, notowano poszcze-
gólne wypowiedzi. Poród agentów wyró¿nia³ siê jeden. Ketman vel
Return vel Tomek, czyli Les³aw Maleszka. Poniewa¿ by³ cz³onkiem
cis³ego kierownictwa SKS-u, bezpieka wiedzia³a prawie wszystko. Prócz
przekazywania informacji SB, Ketman aktywnie uczestniczy³ w ró¿-
nych kombinacjach operacyjnych, czyli dzia³aniach zmierzaj¹cych do
utrudnienia ¿ycia dzia³aczom opozycji i w intrygach obliczonych na wy-
wo³ywanie konfliktów osobistych. Nie bezinteresownie dostawa³ za to
du¿e pieni¹dze. Utrzymanie tajnego mieszkania kosztowa³o SB ok. 1000
1500 z³. Utrzymanie Ketmana kilkakrotnie wiêcej.
Agent nr 1
Zas³ugi Maleszki dla SB wykracza³y daleko poza krakowskie
podwórko. Tamtejszy SKS inspirowa³ inne rodowiska akademickie
w kraju, gdzie jedzili: Sonik, Batko, Wildstein, no i w³anie Ma-
leszka. Nic te¿ dziwnego, ¿e bezpieka sparali¿owa³a powstawanie
niektórych Studenckich Komitetów Solidarnoci, a do innych wy-
s³a³a przygotowan¹ wczeniej agenturê. Tak by³o we Wroc³awiu,
gdzie ju¿ w sierpniu 1977 r. Wydzia³ III SB wyznaczy³ do tego celu
10 agentów. Wedle cile tajnego szyfrogramu tej jednostki do cen-
trali MSW w Warszawie wymienionych TW przygotowano do wyko-
nania zadañ maj¹cych na celu pe³ne rozpoznanie i kontrolê dzia-
³alnoci tej organizacji. Takie sukcesy SB by³y w znacznej mierze
zas³ug¹ Maleszki.
Ale to nie koniec. Ketman pisywa³ dla SB solidne opracowania,
jakimi metodami niszczyæ w³asnych kolegów. Obszerne donosy, notatki
i wielostronicowe opracowania o opozycji stawiaj¹ go w rzêdzie naj-
bardziej p³odnych agentów w historii SB. W jednym z dokumentów
proponowa³, by: stworzyæ kilkuosobowe grupy aktywistów SZSP, ostro
w³¹czaj¹ce siê w ka¿d¹ dyskusjê publiczn¹, która mog³aby doprowa-
dziæ do zamêtu. Nale¿y rozbijaæ wszystkie wiece, niszczyæ rozwieszone
teksty przez dopisanie na nich humorystyczno-dyskredytuj¹cych komen-
tarzy, itd. (...) Od dynamiki kampanii zale¿¹ sukcesy w ruchu przeciw-
dzia³ania SKS-owi.
259
W raportach Ketmana nie ma cienia wstrêtu do wspó³pracy. Jest za
to lekcewa¿enie kolegów, poczucie wy¿szoci, zwyk³a ludzka zawiæ
i pod³oæ. Bezpieczniacy musieli znaleæ klucz do psychiki Maleszki,
dziêki czemu by³ on tak ofiarny i zaanga¿owany. S³u¿ba odp³aca³a za
Ketmanowi trosk¹ i zainteresowaniem. SB nie zapomnia³a nawet o lu-
bie pupila. Z tej okazji Maleszka dosta³ od morderców Pyjasa
4 tys. z³. 18 padziernika 1978 r. szef Wydzia³u III SB KW MO w Kra-
kowie p³k Jan Bill w porozumieniu z warszawsk¹ central¹ zaproponowa³
Maleszce rezygnacjê z dalszej dzia³alnoci w opozycji. Ch³opak ju¿ zro-
bi³ tyle dobrego niechby siê ustatkowa³, sporz¹dnia³. Jego wycofanie
siê z dzia³alnoci w SKS-ie spowoduje, ¿e nie bêdziemy mieli takiego
rozpoznania, jakie dziêki jego osobie mielimy pisa³ potem do Warsza-
wy p³k Bill ale troska o jego przysz³oæ i stabilizacjê ¿yciow¹ ka¿e nam
w koñcu zdecydowaæ siê na ten krok, bo jak d³ugo bêdzie tkwi³ w grupie
opozycyjnej, tak d³ugo nie bêdzie móg³ myleæ o u³o¿eniu sobie ¿ycia.
Maleszka przysta³ na propozycjê SB. Ale donosi³ dalej.
Donosi³ na stu
Najwa¿niejszym polem dzia³ania Ketmana by³ Komitet Obrony
Robotników (KOR). W jego opracowaniach i raportach przewija siê
co najmniej sto nazwisk czo³owych dzia³aczy opozycji, w tym wszy-
scy czo³owi dzia³acze warszawskiego KOR-u: Jan Józef Lipski, Jacek
Kuroñ, Adam Michnik, Antoni Macierewicz, Jan Kielanowski, Woj-
ciech Ziembiñski, Seweryn Blumsztajn, Miros³aw Chojecki i wielu
innych. Szczególnie starannie Ketman zapisywa³ wypowiedzi Ku-
ronia, Michnika i Macierewicza. Od Ketmana w centrali MSW wie-
dziano, jakie artyku³y wyjd¹ w nielegalnych gazetkach i kto je napi-
sa³. Maleszka bezb³êdnie wskazywa³, ¿e autorem niepodpisanego tek-
stu jest Sergiusz Kowalski, a za nazwiskiem Micha³a Korybuta kryje
siê Antoni Macierewicz. SB zna³a treæ nielegalnych pism, zanim je
wydrukowano.
Maleszka by³ lubiany. W opozycji ceniono jego inteligencjê i oczy-
tanie. Równoczenie jego niechlujny i oryginalny wygl¹d wzbudza³ sym-
patiê, instynkt opiekuñczy, no i zaufanie. Wiele osób chêtnie mu poma-
260
ga³o. W rewan¿u Maleszka denuncjowa³ adresy mieszkañ, w których
przebywa³, podpowiada³, jak mo¿na dokuczyæ dzia³aczom podziemia,
wydawa³ SB znane sobie sk³ady literatury bezdebitowej. Pisa³, gdzie
i który z dzia³aczy KOR-u trzyma nielegalne ksi¹¿ki. 11 padziernika
1977 r. raportowa³: Podczas pobytu u pañstwa Stabrowskich zauwa¿y-
³em, ¿e wiêkszoæ ksi¹¿ek ulokowana jest w tapczanie. Pozosta³a czêæ
ksi¹¿ek znajduje siê w bibliotece oo. dominikanów, zlokalizowane s¹
one w dolnych szufladach. Z równym zaanga¿owaniem Maleszka roz-
pracowywa³ inne rodowiska opozycji: Ruch M³odej Polski, Ruch Obro-
ny Praw Cz³owieka i Obywatela (ROPCiO) oraz KPN. Kogo siê da³o
i gdzie siê da³o.
Szkody, jakie uczyni³ Maleszka opozycji, s¹ ogromne. Przy jego
wspó³udziale wiele osób dotknê³y represje, wiele zosta³o z³amanych
psychicznie lub wyemigrowa³o. Inni wyl¹dowali w wiêzieniu. Ponie-
wa¿ dzia³alnoæ Maleszki po 1983 r. (ze wzglêdu na uregulowania praw-
ne) pozostaje tajna, a sporo dokumentów zniszczono, wiele aspektów
jego dzia³alnoci jest wci¹¿ tajemnic¹. O niektórych pewnie nie dowie-
my siê nigdy. Ale mo¿na wskazaæ, ¿e jedn¹ z ostatnich ofiar Ketmana
by³ dzia³acz krakowskiego KPN-u Krzysztof Bzdyl. To donosy Ma-
leszki przyczyni³y siê do tego, ¿e SB zdecydowa³a siê przerwaæ dzia³al-
noæ Bzdyla. W marcu 1982 r. zosta³ skazany na kilka lat wiêzienia,
a potem wyjecha³ z kraju.
Ketman dzia³a dalej...
Na skutek ustaleñ okr¹g³ego sto³u, akta archiwalne SB mia³y
pozostaæ zamkniête. Byli agenci komunistycznych s³u¿b specjalnych
mogli spaæ spokojnie. Ale Ketman mia³ chyba jakie koszmary.
Wedle trudnej do zweryfikowania relacji anonimowego oficera UOP-
u, za wszelk¹ cenê chcia³ dalej byæ agentem. To w³anie w tym celu
mia³ wraz z innym opozycjonist¹, by³ym agentem SB, pojawiæ siê
na pocz¹tku lat 90. w krakowskiej delegaturze UOP-u. Nie wiado-
mo dlaczego sam mia³by siê tak napraszaæ. Ze strachu przed ujaw-
nieniem przesz³oci? Z g³êbokiej, wewnêtrznej potrzeby? Z przyzwy-
czajenia?
261
Z czasem Maleszka ba³ siê coraz mniej. Zosta³ zastêpc¹ redakto-
ra naczelnego Gazety Krakowskiej. W jej numerach z lat 90. mo¿-
na znaleæ anegdoty o nieco roztargnionych, ale bohaterskich wy-
czynach Maleszki z czasów konspiracji. Dzi mo¿emy dodaæ now¹,
tylko ¿e prawdziw¹.
Pewnego dnia w domu Maleszki pojawi³ siê dzia³acz podziemia.
Szybko zauwa¿y³ zszywacz z imienn¹ piecz¹tk¹ oficera SB nazwi-
skiem Kluczyñski (widaæ Ketman pisa³ tyle, ¿e nawet przybory do-
stawa³ od S³u¿by Bezpieczeñstwa...). Goæ wiedzia³ ju¿, ¿e Maleszka
jest agentem, ale nie poinformowa³ o tym kolegów. Na szczêcie dla
roztargnionego Ketmana, jego kolega te¿ by³ tajnym wspó³pracow-
nikiem bezpieki...
W 1991 r. nad Ketmanem zaczê³y zbieraæ siê czarne chmury. Po-
wo³ano rz¹d Olszewskiego, w którym szefem MSW zosta³ Maciere-
wicz, a UOP-u Piotr Naimski. Wszyscy trzej to zwolennicy lustracji,
osobicie znani Maleszce. Donosi³ na nich jeszcze w latach 70. W czerw-
cu 1992 r., kiedy og³oszono tzw. listê Macierewicza, Gazeta Krakow-
ska wspólnie z Gazet¹ Wyborcz¹ ruszy³a do brutalnego ataku. Gra-
nat w szambie, Zacieranie brudnych ladów, Czy nie mielicie skrupu-
³ów?, W wiecie widm i upiorów, Olszewski chcia³ wyprowadziæ woj-
sko na ulicê, Brudne czyny to tylko niektóre tytu³y artyku³ów publi-
kowanych w gazecie Maleszki.
Zaniepokojenie Ketmana musia³o te¿ wywo³aæ ledztwo w spra-
wie zabójstwa Stanis³awa Pyjasa. Prowadz¹cy je prokurator Stanis³aw
Urbaniak zacz¹³ domagaæ siê ujawnienia wykorzystywanych przez SB
konfidentów. By³ wiêc atakowany w Gazecie Krakowskiej za próby
dokonania dzikiej lustracji. Kiedy koledzy i kole¿anki Pyjasa popro-
sili, by Maleszka podpisa³ list otwarty w sprawie otwarcia archiwów
bezpieki i ostatecznego wyjanienia wszelkich okolicznoci tej zbrodni,
ten po prostu odmówi³. Zacz¹³ straszyæ rozmówców, ¿e przez takich jak
oni ludzie wyjd¹ na ulice.
Jeszcze bardziej zmartwi³ Ketmana pomys³ odtajnienia akt Bol-
ka, o co publicznie poprosi³ sam Lech Wa³êsa. W artykule napisa³:
je¿eli Milczanowski udostêpni akta Wa³êsy (...) spirala ob³êdu mo¿e
siê rozkrêcaæ.
262
Przez nastêpne lata, najpierw w Gazecie Krakowskiej, a potem
w Gazecie Wyborczej, Ketman konsekwentnie walczy³ ze zwolen-
nikami lustracji. W politycznych sporach i publicznych debatach coraz
czêciej prezentowa³ charakterystyczn¹ dla rodowiska butê i arogan-
cjê. Poucza³ z punktu widzenia moralnego autorytetu, decydowa³, kto
jest filozofem, a kto g³upcem. Argumenty, po jakie siêga³, z regu³y by³y
niewybredne. Nielubiany przez rodowisko Gazety Wyborczej kra-
kowski filozof prof. Ryszard Legutko okaza³ siê antysemit¹. Innym ra-
zem Stefanowi Niesio³owskiemu mia³o brzydko pachnieæ z buzi... Szcze-
gólnie ostro Maleszka atakowa³ ró¿nych oszo³omów, co to z teczek
uczynili najwa¿niejszy problem Polski. W jednej z polemik stan¹³
w obronie oficerów SB, których by³y opozycjonista chcia³ wyrzucaæ
z UOP-u za to, ¿e jeszcze w SB gorliwie zwalczali opozycjê. A z kim
polemizowa³ w tej materii? Bo to niezwykle wa¿ne. Z kim, na kogo
przez d³ugi czas donosi³ Bronis³awem Wildsteinem.
Nosi³ wilk razy kilka...
W 2000 r. wspomniany ju¿ prokurator Urbaniak, tropi¹c zabój-
ców Pyjasa, zacz¹³ przes³uchiwaæ oficerów z dawnego Wydzia³u III
SB KW MO w Krakowie. Pyta³ te¿ o agenturê. Esbecy potwierdzili
informacje z dokumentów archiwalnych, ¿e Ketman vel Return
vel Tomek to Maleszka. Poniewa¿ by³ on konfidentem zanim za-
mordowano Pyjasa, musia³ zostaæ przes³uchany. I tak ówczesny re-
daktor Gazety Wyborczej dowiedzia³ siê, ¿e jego przesz³oæ nie jest
tylko tajemnic¹ kilku esbeków, których tak broni³ w polemikach z Wild-
steinem. Ale jego akta dalej by³y tajne. Liczy³ wiêc, ¿e nikt siê o ni-
czym nie dowie. Przeliczy³ siê.
Latem 2001 r. w Tygodniku Powszechnym opublikowano frag-
ment pracy magisterskiej funkcjonariusza SB, napisanej w szkole ofi-
cerskiej w Legionowie. Powsta³a ona na podstawie akt archiwalnych
bezpieki dotycz¹cych zwalczania SKS-u. Poniewa¿ praca mia³a nigdy
nie ujrzeæ wiat³a dziennego, esbek podawa³ w niej pseudonimy i meto-
dy dzia³ania agentury. Opozycjonici, którzy przeczytali fragment ma-
gisterki, nie mieli w¹tpliwoci, kim jest czêsto w niej wspominany
Ketman.
263
Do Maleszki poszed³ Wildstein, którego dotknê³o wiele szykan
i osobista tragedia spowodowana dzia³aniami SB. Maleszka przyzna³
siê. Nie mia³ wyjcia, bo wiedzia³ ju¿, ile ladów jego dzia³alnoci jest
w archiwach IPN.
Nied³ugo potem napisa³ s³ynny tekst pod tytu³em By³em Ketmanem
opublikowany w Gazecie Wyborczej. Przedstawi³ siê jako ofiara sys-
temu, cz³owiek z³amany, który nic nikomu nie zrobi³, chroni³ opozycjê
i tylko oszukiwa³ SB. Stek k³amstw, który stanowi³ zasadnicz¹ czêæ
artyku³u, tylko potwierdza, ¿e od strony moralnej i intelektualnej nigdy
nie przesta³ byæ Returnem, Tomkiem i Ketmanem.
Kierownictwo Gazety Wyborczej nie odciê³o siê ca³kiem od Ma-
leszki i pozostawi³o go w pracy. W oficjalnym owiadczeniu dotycz¹-
cym sprawy, mocniej ni¿ Ketmana, który wyrz¹dzi³ tyle szkód opo-
zycji, zaatakowano sens ujawniania dokumentów SB. Trudno okreliæ,
w jakim stopniu jest to konsekwencja antylustracyjnej linii pisma,
a w jakim brak wiedzy na temat dzia³alnoci Ketmana, bez w¹tpienia
jednego z najgroniejszych agentów, jakiego w opozycji mia³a SB. Ale
co tam Ketman, kiedy Gazeta Wyborcza ma innych, miertelnych
wrogów. Niedawno przedrukowa³a artyku³, z którego ma wynikaæ, ¿e
Bronis³aw Wildstein jest wysoko wtajemniczonym masonem. Có¿ za
dziwna wybiórczoæ w tak oczywistej sprawie. Dodaliby jeszcze, ¿e to
¯yd i cyklista dopiero wtedy wszystko by³oby jasne.
Gazeta Polska z 27 lipca 2005 r.
264
265
R
OZDZIA£
VIII
Historiografia
266
M
iko³aj Demko vel Mieczys³aw Moczar to znany dowódca komuni-
stycznej partyzantki, cz³onek Biura Politycznego KC PZPR, wieloletni
szef MSW. Krótko mówi¹c: jeden z najwa¿niejszych filarów komuni-
stycznego aparatu w³adzy.
Kiedy bra³em do rêki jego biografiê pióra Krzysztofa Lesiakow-
skiego (Mieczys³aw Moczar, wyd. Rytm 1998 r.), obiecywa³em sobie
wiele. Mo¿na ju¿ dzi napisaæ ksi¹¿kê rzeteln¹, wiarygodn¹, mog¹c¹
ukazaæ ciekawy fragment mozaiki politycznej PRL.
Czy jednak autor temu zadaniu podo³a³?
Elementem, który bardzo powa¿nie obni¿a wartoæ pracy, jest spe-
cyficzny jêzyk. Podam przyk³ad. W 1939 r. po sowiecko-niemieckiej
agresji na Polskê, Mietek znalaz³ siê na terenie okupowanego Bia-
³egostoku, gdzie po gorliwej pracy w aparacie propagandowym oku-
panta zosta³ wspó³pracownikiem NKWD.
W omawianej biografii agresja sowiecko-niemiecka to upadek pañ-
stwa polskiego, bolszewicka okupacja to nowa rzeczywistoæ, a zamiast
kolaboracji jest udzielanie siê w pracy propagandowej. Dokumenty
dotycz¹ce pracy Moczara dla sowieckich s³u¿b specjalnych, w interpre-
tacji autora, czyni¹ zeñ osobê, która jest w jakim stopniu znan¹ w³a-
dzom ZSRR.
Do pracy przeniesiono nie tylko terminologiê funkcjonariuszy UB,
lecz tak¿e ich sposób postrzegania rzeczywistoci: st¹d ksi¹¿ka okrela
podziemie niepodleg³ociowe terminem reakcja, polski ziemianin to
obszarnik, a ch³opi, którzy nie chcieli siê daæ skolektywizowaæ, prezen-
tuj¹ postawy oportunistyczne. W opisie faktów Lesiakowski przeoczy³
takie zjawiska i wydarzenia, jak: zag³ada Polskiego Pañstwa Podziem-
nego, istnienie legalnych w³adz w kraju i zagranic¹ czy masowy terror
Prawda, nieprawda, prawda, nieprawda...
267
sowieckiego aparatu bezpieczeñstwa. Jedynym momentem dramatycz-
nym czy maj¹cym wymiar historyczny jest dla biografa Moczara nie
brak suwerennoci i de facto sowiecka okupacja Polski, tylko odciêcie
siê towarzyszy od Wies³awa.
Bardzo znamienna dla ksi¹¿ki jest ocena faktu odpiewania przez
funkcjonariuszy ³ódzkiego UB piosenki koñcz¹cej siê s³owami Niech
¿yje Polska Republika Rad. Lesiakowski postrzega to jako b³¹d tak-
tyczny (a piosenka dobra?). Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem znacznie
powa¿niejszym ni¿ tylko lapsus jêzykowy, bowiem tymi w³anie s³owy
oceniono ca³y incydent podczas obrad KC PPR w maju 1945 r. Naj-
prawdopodobniej autor tak siê uto¿sami³ z opini¹ partii, ¿e przedstawi³
j¹ jako w³asn¹
Ksi¹¿ka jest nijaka i bardziej, ani¿eli efekt ¿mudnych dociekañ,
przedstawia obraz postrzêpionego kola¿u z partyjnych dokumentów.
W miejscach, w których nale¿a³oby jako podsumowaæ prezentowany
materia³, Lesiakowski przytacza cudze opinie, unikaj¹c jakichkolwiek
w³asnych ocen i wniosków. Deklaruje dystans i obiektywizm, jakby
z góry zak³adaj¹c, ¿e prawda musi le¿eæ gdzie porodku, pomiêdzy
skrajnymi (w domyle: zawsze k³amliwymi) ocenami.
Mistrz Tukidydes, ojciec historiografii, zmarszczy³by brwi ze zdu-
mienia. Gdzie historyczna prawda? Ju¿ nie trzeba ustalaæ jak by³o? To
tak, jakby historyk opisuj¹cy proces s¹dowy napisa³, ¿e nie wiadomo,
kto ma racjê: z³odziej, sêdzia, obroñca czy mo¿e prokurator, a tak na-
prawdê to wszyscy trochê ukradli.
Mamy tu do czynienia z powszechnym ostatnio w historiografii bar-
dzo niebezpiecznym zjawiskiem, nie maj¹cymi nic wspólnego z wymo-
gami warsztatu historycznego, rzetelnoci¹ czy obiektywizmem. W ten
sposób wybiela siê g³ównych aktorów sceny politycznej PRL, dorabia-
j¹c postaciom jednoznacznie ciemnym, czy wrêcz zbrodniczym, nieza-
s³u¿on¹ aurê niejednoznacznoci. Metoda bardzo czêsto zastêpuje ciê¿-
k¹ pracê przy analizie dostêpnego materia³u ród³owego. Nie trzeba go
nawet znaæ: wystarczy tylko podaæ, jak postrzegali czy postrzegaj¹ dane
zjawisko inni. U³atwia to obronê przed potencjaln¹ krytyk¹; bardzo trud-
no jest wytkn¹æ b³¹d komu, kto de facto nie pisze nic od siebie, nie
stawia jasnych tez zas³aniaj¹c siê cudzymi opiniami. Poza tym taki styl
268
pisania jest tak¿e bardzo wygodny: przedstawiaj¹c fakty zbyt jedno-
znacznie, acz prawdziwie, mo¿na naraziæ siê wielu uznanym autoryte-
tom, nieraz dobrze zas³u¿onym w fa³szowaniu historii. Dzi w dal-
szym ci¹gu pe³ni¹ eksponowane stanowiska naukowe i promuj¹ prace,
które nie podwa¿aj¹ ich naukowego dorobku. Pisz¹c niejednoznacz-
nie robi siê dzisiaj kariery.
Czy jednak stosuj¹c tego typu metody nie oddalamy siê zanadto od
prawdy?
Zjawisko to najlepiej obrazuje sprawa oceny drakoñskich represji
stosowanych przez Moczara wobec Warmiaków i Mazurów. Autor,
wywo³uj¹c wra¿enie niejednoznacznoci dzia³añ Moczara w tym wzglê-
dzie, przytacza dla wyrównania opiniê lokalnego dzia³acza ZMP
(a póniej sekretarza wojewódzkiego PZPR w Kielcach), wed³ug któ-
rej Mietek by³ cz³owiekiem o szlachetnym usposobieniu, kochaj¹-
cym ludzi.
To tak, jakby równowa¿yæ opiniê wiênia Gu³agu o Józefie Stali-
nie, przeciwstawiaj¹c jej opiniê £awrientija Berii. Ten ostatni stwier-
dzi³by pewnie, ¿e tow. Stalin by³ dobrym cz³owiekiem o szlachetnym
usposobieniu, kochaj¹cym ludzi. Prawda, jak twierdzi Lesiakowski, le¿y
pewnie porodku.
Autor nie podaje imion ani stopni wojskowych pojawiaj¹cych siê
osób, przekrêca nazwiska i nazwy miejscowoci. Ubolewa, ¿e nie uda³o
mu siê ustaliæ imienia jakiego nic nie znacz¹cego urzêdnika, natomiast
nie podaje nazwiska dowódcy V Wileñskiej Brygady AK rtm. Zygmun-
ta Szendzielarza £upaszki.
Podawana faktografia budzi czasem grozê: w jednym miejscu Le-
siakowski zalicza Bataliony Ch³opskie do organizacji akceptuj¹cych
PPR-owsk¹ wizjê przysz³ej Polski, w innym miejscu przeprowadza
repolonizacjê województwa olsztyñskiego (a kiedy Olsztyn by³ pol-
ski?).
Autor przedstawia Moczara jako osobê o czystych rêkach, zdej-
muj¹c zeñ odpowiedzialnoæ za zbrodnie dokonywane przez komuni-
styczn¹ partyzantkê pod jego rozkazami. Rzeczywistoæ przebijaj¹ca
z dokumentów GL-AL jest diametralnie inna: Batalion Nr. 4 rozgro-
mi³ ca³¹ swo³ocz w liczbie 28 ludzi reakcji, 3 zosta³o zlikwidowanych
269
w tym jeden so³tys. (...) M.[ietek]. Podobnych raportów podpisanych
przez bohatera ksi¹¿ki jest du¿o wiêcej, ale w omawianej biografii
Moczara ich nie ma. S¹ za to nic nie znacz¹ce odezwy propagandowe
ZboWiD-owskie sesje naukowe, które przedstawiaj¹ tow. Mietka
jako niechêtnego konfliktom z AK entuzjastê zanikania walki brato-
bójczej.
Ciekawym przyk³adem przepaci, jaka dzieli ksi¹¿kê Lesiakowskiego
od faktów, jest sprawa wymordowania oddzia³u AK ppor. Mieczys³awa
Zieliñskiego przez grupê AL Boles³awa Kowalskiego Cienia.
Na kilka dni przed t¹ zbrodni¹ (4 maja 1944 r. w Owczarni) oddzia-
³y podleg³e Moczarowi (w tym i Cienia) otrzyma³y rozkazy cigania
i likwidowania oddzia³ów AK i NSZ (odpowiedni dokument le¿y w Ar-
chiwum Akt Nowych). Ma³o tego. Po morderstwie, 2 czerwca 1944 r.,
Moczar wyst¹pi³ o awans i odznaczenie dla Cienia za osobist¹ dzia-
³alnoæ w walkach z Niemcami i reakcj¹. Jak¹ wartoæ maj¹ przytoczo-
ne przez Lesiakowskiego rozkazy o zakazie strzelania do AK-owców
czy stwierdzenia, ¿e zbrodnia w Owczarni nie obci¹¿a bezporednio
Moczara?
Równie niewiele, co o samym Moczarze, wie autor o jego wspó³to-
warzyszach z okresu okupacji, a przecie¿ winien to byæ jeden z wa¿niej-
szych tematów pracy. Bez zrozumienia kim byli moczarowcy nie spo-
sób poj¹æ zasad funkcjonowania rodowiska. Bardzo trudno rozgryæ
mechanizmy rozgrywek politycznych po wojnie.
Wymieñmy kilka nazwisk osób z najbli¿szego otoczenia Moczara:
Grzegorz Korczyñski, Tadeusz Maj, Czes³aw Borecki, Henryk Po³ow-
niak, Eugeniusz Iwañczyk i Stefan Szymañski.
O Czes³awie Boreckim u¿ywaj¹cym wtedy nazwiska Jan Byk
jeszcze w czasie wojny pisa³a konspiracyjna prasa, przedstawiaj¹c go
jako zbója i opisuj¹c bestialstwa, jakich dopuszcza siê na polskiej
ludnoci: Po kilku godzinach zjawi³a siê we dworze [w Grzegorzewi-
cach] ca³a banda w liczbie 80-ciu ludzi. Wtargnêli do dworu. Zastali
tylko p. Jadwigê Rauszerow¹, ¿onê w³aciciela maj¹tku, m³od¹ 28-
letni¹ kobietê, matkê dwojga ma³ych dzieci. (...) Krótka rozmowa.
Oto prowadz¹ obydwie do oficyny, wypêdzaj¹c wiadków. Dwa razy
po dwa strza³y z niezawodnych sowieckich pistoletów »pepesz«, oczy-
270
wicie w ty³ g³owy, z tak bliskiej mety, ¿e Jadwiga ma oderwane pó³
g³owy, a twarz Kaliny [Stypiñskiej] doln¹ szczêkê. (...) P³on¹ meble
z XVII i XVIII wieku, p³on¹ sztychy, szkice Noakowskiego, obrazy
mistrzów polskich, zbiory dokumentów kultury i okolicznej przyrody,
p³onie biblioteka z bia³ymi krukami, które gromadzi³y pokolenia. (PPR
dzia³a, Wielka Polska z 8 czerwca 1944 r.).
Dowódca I Brygady AL Henryk Po³owniak Zygmunt stopieñ ofi-
cerski nada³ sobie sam, a w czasie okupacji ¿y³ z rabunku i porywania
ludzi dla okupu. Kolejny bliski kolega tow. Moczara to Stefan Szymañ-
ski Góral. Wprawdzie przed wojn¹ nie by³ w wojsku, ale zosta³ gene-
ra³em. Dokumenty sowieckie z czasów wojny oceniaj¹ oddzia³ Góra-
la jako grupê bezideowych bandytów, którzy w ogóle nie s¹ zdolni do
walki z Niemcami. Sam Szymañski na dniach stanie przed s¹dem oskar-
¿ony o zabójstwo czterech AK-owców w czasie wojny. Nastêpny z par-
tyzantów, Tadeusz Maj £okietek, wed³ug dokumentów KBW: do-
puszcza³ siê rozstrzeliwania ¯ydów zbieg³ych z obozów. O gestapow-
skiej przesz³oci innego moczarowca Eugeniusza Iwañczyka Wili-
cza, po wojnie miêdzy innymi wojewody kieleckiego móg³ Lesia-
kowski przeczytaæ w opublikowanych wspomnieniach Antoniego Hedy
Szarego, a tak¿e w konspiracyjnej prasie.
Mimo braku elementarnego wykszta³cenia wojskowego, skandalicz-
nych kompromitacji z okresu okupacji z dezercjami z pola walki w³¹cz-
nie, zbrodni i rabunków moczarowcy zostali po wojnie pu³kownikami,
genera³ami, ministrami, dyplomatami. Co mog³o, oprócz przyjani, ³¹-
czyæ tych ludzi i co tak strasznie pcha³o ich do w³adzy? Mo¿e straszli-
wa nienawiæ do wysokich funkcjonariuszy partii i UB ¿ydowskiego
pochodzenia wynika³a z faktu, ¿e zaczêli oni grzebaæ im w ¿yciorysach
i wsadzaæ do wiêzienia za zbrodnie na ¯ydach pope³nione w czasie oku-
pacji? Czy nie tak sta³o siê w przypadku Cienia Kowalskiego
i Grzegorza Korczyñskiego? Czy w wypadku moczarowców mamy do
czynienia z klasyczn¹ frakcj¹ polityczn¹, czy raczej z grup¹ pospoli-
tych bandytów, którym mechanizmy kreowania elit politycznych PRL
umo¿liwi³y tak b³yskotliwe kariery? Ale ¿eby takie pytania sobie zadaæ,
trzeba znaæ choæ niektóre z przytoczonych tu faktów i dokumentów.
Tymczasem w omawianej ksi¹¿ce nie znalaz³em ¿adnego z nich
271
Z sowieckiego kolaboranta o trudnych do przecenienia zas³ugach
w komunistycznym aparacie przemocy autor czyni postaæ kontrower-
syjn¹. Wspó³autora antysemickiej machiny z 1968 r., osobnika o nie-
przeciêtnie ubogim intelekcie, porozumiewaj¹cego siê na co dzieñ
w mowie i dokumentach pañstwowych z³odziejskim slangiem i stekiem
rynsztokowych wyzwisk kreuje na polityka. Wdra¿anie niepoczytalnych
koncepcji ekonomicznych, bezmyln¹ brutalnoæ i têpotê, jak¹ wykaza³
Moczar w traktowaniu Warmiaków i Mazurów, przeladuj¹c nawet
przedwojennych dzia³aczy polonijnych, ocenia jako zaznaczenie swojej
obecnoci.
Wprawdzie Krzysztof Lesiakowski zaj¹³ siê tematem niezwykle wa¿-
nym i ciekawym, lecz efekt jego pracy ma nik³¹ wartoæ. Bardzo s³aba
faktografia, liczne b³êdy, warsztatowa niechlujnoæ i niezrozumia³e
wyk³ady ksiê¿ycowej ekonomii nie daj¹ wiêkszych szans na pozytywn¹
ocenê ksi¹¿ki. Fakt, ¿e w ogóle siê ukaza³a, to jednoznaczny dowód, ¿e
historiografia polska jest w bardzo g³êbokim kryzysie.
¯ycie z 2-3 maja 1998 r.
272
N
a wystawie fotograficznej obrazuj¹cej zbrodnie Wehrmachtu poka-
zano zdjêcia dokumentuj¹ce mordy dokonane przez NKWD. Autorzy
wystawy nie chc¹ przyznaæ siê do fa³szowania historii.
Od 1995 r. wêdruje po Niemczech i Austrii wystawa Zbrodnie
Wehrmachtu 1941-1944. Do dzisiaj obejrza³o j¹ ponad 800 tys. osób
w 30 miastach, w kolejce czeka kilkadziesi¹t nastêpnych miejscowoci.
Na temat wystawy napisano dos³ownie setki ksi¹¿ek i tysi¹ce artyku-
³ów, nakrêcono dziesi¹tki filmów dokumentalnych. Dyskutowano o niej
nawet w Bundestagu. Za kilka miesiêcy w wersji anglojêzycznej wysta-
wa powêdruje do Stanów Zjednoczonych i Kanady, potem równie¿ do
Japonii.
Ca³e przedsiêwziêcia mia³o mo¿na zaliczyæ do grupy najwa¿niej-
szych wydarzeñ kulturalnych Niemiec w ostatnich latach. Wydarzeñ,
dodajmy, bardzo kontrowersyjnych, bowiem wystawa doæ celnie go-
dzi w wyobra¿enia Niemców na temat roli Wehrmachtu w czasie II
wojny wiatowej. W wielu z nich g³êboko tkwi przewiadczenie, ¿e za
wszystkie zbrodnie tego okresu odpowiedzialni s¹ narodowi socjalici
i SS, a ¿o³nierze regularnej armii, niczym rycerze bez skazy, mê¿nie
stawali i ginêli na polach bitew. Wystawa wzbudza wiêc wiele emocji.
Z sympati¹ i ¿yczliwoci¹ mówi¹ o niej politycy tradycyjnej lewicy
(SPD), wrêcz entuzjastycznie wyra¿a siê o niej postkomunistyczna
PDS. Nie ma siê czemu dziwiæ: negacja niemieckiej historii by³a fun-
damentem ideologicznym funkcjonowania NRD, a i dzi jest wa¿nym
elementem programowym jej pogrobowca. Ca³e przedsiêwziêcie, zda-
niem jednych i drugich, demistyfikuje mit czystego Wehrmachtu
i zmusza Niemców do dokonania kolejnego prze³omu w wiadomoci
na temat w³asnej historii.
Fa³szywe obrazki z wystawy
273
Ale wystawa ma równie¿ przeciwników. Wielokrotnie protesto-
wa³y przeciw niej zwi¹zki kombatantów II wojny wiatowej, kon-
serwatyci (CDU/CSU) czy partie skrajnej prawicy. Ich zdaniem pre-
zentuje ona obraliwy i wypaczony obraz niemieckiej historii, a ca³a
sprawa ma ewidentny kontekst polityczny. Organ prasowy bawar-
skiego CSU nazwa³ ca³e przedsiêwziêcia kampani¹ zmierzaj¹c¹ do
moralnego zniszczenia narodu niemieckiego. Stwierdzi³ ponadto,
¿e dyskusyjne karty w niemieckiej historii s¹ celowo wykorzystywa-
ne przez lewicê do deprecjonowania uczuæ patriotycznych i legity-
mizacji nihilizmu.
Dialog w sprawie Zbrodni Wehrmachtu przybiera momentami ton
doæ radykalny: miasta, w których pokazywana jest wystawa, staj¹ siê
miejscem staræ lewicowych i prawicowych bojówek; ostatnio pod bu-
dynek, w którym mia³a byæ ekspozycja, pod³o¿ono bombê.
I w zasadzie opowieæ o wystawie mo¿na by w tym momencie skoñ-
czyæ, gdyby nie jeden drobny szczegó³. Otó¿ bardziej ani¿eli termin
historyczny prze³om pasuje do niej okrelenie historyczna lipa.
Autorem wystawy jest Hannes Heer, by³y cz³onek Komunistycz-
nej Partii Niemiec. Z naszego polskiego podwórka doskonale wiemy,
¿e jeli histori¹ zajmuj¹ siê partyjni aktywici i to z tak podejrzanego
towarzystwa jak partia komunistyczna, to z du¿¹ doz¹ prawdopodo-
bieñstwa mo¿emy za³o¿yæ, ¿e nic m¹drego z tego nie wyniknie. I nie
wynika. Heer wszelkimi metodami i za wszelk¹ cenê chce udowodniæ
swoj¹ tezê.
Specjalne miejsce na wystawie zajmuj¹ wstrz¹saj¹ce zdjêcia przed-
stawiaj¹ce stosy trupów i stoj¹cych przy nich niemieckich ¿o³nierzy.
Wedle podpisów fotografie pochodz¹ z Rosji, Serbii i Polski. Z pozoru
wydaje siê, ¿e przedstawiaj¹ katów i ofiary. Ich dramatycznej wymowie
wrêcz trudno siê oprzeæ.
Jednak wprawne oko historyka ³atwo wychwyci, ¿e le¿¹ce na ziemi
zw³oki przedstawiaj¹ osoby zabite przed wieloma dniami, niekiedy na-
wet przed tygodniami. W wielu wypadkach nienaturalne pozycje cia³
i wyrane zmiany anatomiczne wskazuj¹, ¿e zosta³y ekshumowane. Co
tu nie pasuje: czy¿by ¿o³nierze Wehrmachtu zamordowali dziesi¹tki osób,
zakopali je i po tygodniu wykopali, ¿eby sobie zrobiæ zdjêcia?
274
Odpowied jest niezwykle prosta. Otó¿ najwa¿niejsze zdjêcia na
wystawie Heera przedstawiaj¹ nie zbrodnie Wehrmachtu, tylko ofiary
masowych mordów pope³nionych na Kresach Wschodnich przez
NKWD.
Ale sk¹d wziêli siê tam Niemcy? W 1941 r., kiedy wojska niemiec-
kie uderzy³y na Zwi¹zek Sowiecki, na okupowanych Kresach Rzeczpo-
spolitej trwa³y brutalne represje. Ludzie aresztowani przez NKWD zni-
kali bez ladu. Wielu z nich zabijano w ustronnych, niedostêpnych dla
ludnoci miejscach, innych masowo mordowano w wiêzieniach tu¿ po
wybuchu wojny. Niemcy wkraczali do miast i miasteczek dos³ownie
zas³anych trupami. Inne miejsca egzekucji odkrywali Polacy czy Ukra-
iñcy, kiedy zaczêli poszukiwaæ swoich bliskich aresztowanych wcze-
niej przez NKWD. Dokonywano pospiesznych ekshumacji...
Wszystko to obserwowali i fotografowali Niemcy. A ¿e potem wal-
czyli i czêsto ginêli na froncie, zdjêcia wpada³y w rêce Rosjan. Sowiec-
cy eksperci nie mieli w¹tpliwoci, kogo przedstawiaj¹ zdjêcia i skwa-
pliwie, z odpowiednimi podpisami dotycz¹cymi zbrodni niemieckich,
umieszczali w swoich archiwach. Stamt¹d prawdopodobnie uzyska³ je
twórca wystawy.
Oczywicie mo¿na by uznaæ, ¿e Heer jest po prostu ignorantem
i da³ siê wpuciæ w pu³apkê historii. Ale w sprawie zdjêæ przedstawiaj¹-
cych zbrodnie sowieckie interweniowa³ Bogdan Musia³, historyk pol-
skiego pochodzenia, który pierwszy opublikowa³ informacje dotycz¹ce
prawdziwego pochodzenia zdjêæ Heera. Ten w zwi¹zku z rewelacjami
Musia³a podj¹³ pewne kroki. Niestety, mniej dotycz¹ one sprawdzenia
wiarygodnoci zdjêæ zaprezentowanych na wystawie, a bardziej sku-
piaj¹ siê na tym, by przy pomocy gwa³townej kampanii propagandowej
i wynajêtych prawników zatkaæ Musia³owi usta. O wycofaniu z wysta-
wy fotografii ukazuj¹cych zbrodnie sowieckie Heer nawet nie chce s³y-
szeæ.
Zreszt¹ nie tylko ten fragment wystawy budzi w¹tpliwoci ponie-
wa¿ materia³ dowodowy rzeczywicie wygl¹da³ bardzo krucho, autorzy
wystawy postarali siê go odpowiednio wzmocniæ. Metod u¿ytych w tym
celu, zarówno na wystawie jak i w wydawnictwach wokó³ niej powsta-
³ych, jest sporo.
275
Jedn¹ z nich jest tworzenie tzw. historyjek obrazkowych. Sztuka
polega na tym, ¿eby zestawiæ zdjêcia tak, by przekona³y odbiorcê, ¿e
przedstawiaj¹ one pe³ny zapis zbrodni. Tak wiêc znajdziemy tam szereg
fotografii obrazuj¹cych rzekom¹ pacyfikacjê, jak¹ Wehrmacht przepro-
wadzi³ w rosyjskiej wiosce. Kolejne zdjêcia przedstawiaj¹ wypêdzanie
z chat ludnoci cywilnej, przede wszystkim kobiet i dzieci, ostatnie po-
kazuje le¿¹ce na ziemi trupy. Problem w tym, ¿e owo ostatnie zdjêcie
zamiast wypêdzanych wczeniej wieniaków przedstawia zabitych ¿o³-
nierzy lub partyzantów i zosta³o wykonane w innym miejscu i innym
czasie.
Inna historyjka dokumentuje, jak ¿o³nierze niemieccy nierozpo-
znanej formacji podpalaj¹ rosyjsk¹ wie. Dopiero ostatnie zdjêcie, któ-
re mia³o ukazaæ zamaskowanych dot¹d sprawców, przedstawia umiech-
niêtego ¿o³nierza Wehrmachtu niczym przestêpcê na miejscu zbrodni.
Problem tylko w tym, ¿e pierwszych 6 zdjêæ wykonano w zimie przy
pó³metrowym niegu, a ostatnie zrobiono w rodku lata...
Wiêkszoæ zdjêæ przedstawionych na wystawie trudno w ogóle ko-
jarzyæ z tematem. Jedne pokazuj¹ ¯ydów zmuszonych do pracy, inne
s¹ ciekaw¹ dokumentacj¹ kampanii niemieckiej przeciwko ZSRS: ma-
szeruj¹ce kolumny wojskowe, ¿ycie codzienne na froncie. Na której
fotografii umiechniêty ¿o³nierz niemiecki stoi przy wiejskiej zagro-
dzie, po której biegaj¹ zwierzêta gospodarskie. Pewnie mia³ zbrodni-
cze myli... Wiele innych zdjêæ przedstawia np. le¿¹ce na ulicach zw³o-
ki osób cywilnych lub te¿ zabitych ¿o³nierzy armii walcz¹cych z Niem-
cami. Nie wiadomo, czy rzeczywicie zostali oni zamordowani przez
¿o³nierzy Wehrmachtu, czy te¿ mo¿e zginêli w czasie dzia³añ wojen-
nych lub z r¹k formacji policyjnych. Na jeszcze innym zdjêciu ¿o³nierze
niemieccy stoj¹ obok powieszonego w 1941 r. sowieckiego prokurato-
ra, który, jak wyliczyli Ukraiñcy, by³ odpowiedzialny za zamordowanie
ok. 1300 osób. Co do niektórych zdjêæ mo¿na mieæ powa¿ne w¹tpliwo-
ci, czy w ogóle przedstawiaj¹ Niemców, a nie na przyk³ad Finów czy
Wêgrów.
W albumach powiêconych wystawie mo¿na znaleæ zupe³nie mniej
wysublimowane oszustwa, polegaj¹ce miêdzy innymi na retuszowaniu
fotografii. Tak post¹piono na przyk³ad ze zdjêciem kilku Niemców po-
276
wieszonych przez swych rodaków z kartk¹ jestem tchórzem. Usuniê-
to z niego treæ napisów i teraz, na wystawie, s¹ to ju¿ ofiary Wehr-
machtu z Polski lub Rosji.
O tym, ¿e Wehrmacht nie by³ taki czysty, jak siê to wielu Niemcom
wydaje, nikogo w Polsce przekonywaæ nie trzeba. Ju¿ we wrzeniu 1939 r.,
a wiêc na samym pocz¹tku wojny, zdarza³y siê przypadki mordowania
polskich jeñców. To w³anie regularna armia niemiecka, a nie na przy-
k³ad SS, odpowiada za mieræ kilku milionów jeñców sowieckich. Gdy-
by wiêc Heer zechcia³ rzetelnie zbieraæ dowody zbrodni, to pewnie by
ich nie zabrak³o.
Oczywicie mo¿na by uznaæ, ¿e problemy z wystaw¹ Zbrodnie
Wehrmachtu s¹ problemami samych Niemców. Sprawa ma jednak
znacznie szerszy kontekst, bowiem kontrowersyjne zdjêcia przedstawiaj¹
przede wszystkim Polaków ale tak¿e Ukraiñców i ¯ydów zamordo-
wanych w czasie sowieckiej okupacji przez NKWD. Fa³szowanie oko-
licznoci, w jakich zginêli i to w dodatku przez komunistê, jest naigry-
waniem siê z historii. Dzi, na koniec wieku, kiedy mog¹ ju¿ powstaæ
prace takie jak Czarna ksiêga komunizmu chodzi równie¿ o to, by za-
chowywaæ uczciwe miary przy mierzeniu zbrodni niemieckich i so-
wieckich.
¯ycie z 8-9 maja 1999 r.
277
W
ustawie o Instytucie Pamiêci Narodowej Komisji cigania Zbrod-
ni przeciwko Narodowi Polskiemu z 18 grudnia 1998 r. umieszczono
zapis o karaniu tych, którzy zaprzeczaj¹ zbrodniom hitlerowskim i ko-
munistycznym. Stosowny artyku³ 55 g³osi: Kto publicznie i wbrew fak-
tom zaprzecza zbrodniom, o których mowa w art. 1 pkt 1 (tzn. komuni-
stycznym i nazistowskim), podlega grzywnie lub karze pozbawienia wol-
noci do lat 3. Wyrok podawany jest do publicznej wiadomoci.
Wspomniane prawo zosta³o ¿yczliwie przyjête przez tak zwan¹ opiniê
publiczn¹, nie napotka³o równie¿ sprzeciwu ze strony zawodowych hi-
storyków.
Koniecznoæ wprowadzenia tak sformu³owanego zapisu uzasad-
niano przede wszystkim koniecznoci¹ walki z tymi, którzy zaprze-
czaj¹ zbrodniom komunistycznym, zani¿aj¹ liczbê ofiar holocaustu
lub te¿ twierdz¹, ¿e w ogóle nie by³o komór gazowych (tzw. k³amstwo
owiêcimskie). Argumentacja ta mo¿e jednak budziæ sprzeciw: anga-
¿owanie autorytetu prawa do ustalania i sankcjonowania jedynej praw-
dziwej wersji historii, choæby i w imiê szczytnych idea³ów, wydaje siê
pomys³em niem¹drym i szkodliwym. O tym, ile ofiar zginê³o wskutek
nazistowskiej eksterminacji ¯ydów i Cyganów, ilu obywateli polskich
zamordowano w niemieckich obozach koncentracyjnych i sowieckich
³agrach, czy zbrodnia katyñska by³a dzie³em Niemców czy Sowietów,
powinni rozstrzygaæ kompetentni badacze, a nie wymiar sprawiedli-
woci.
Entuzjaci artyku³u 55 ustawy o Instytucie Pamiêci Narodowej twier-
dzili równie¿, ¿e za jego pomoc¹ bêdzie mo¿na skutecznie chroniæ god-
noæ ofiar, które prze¿y³y holocaust lub ³agry i dzi, poprzez zaprzecza-
nie zbrodniom, s¹ obra¿ane.
Historia dla b³¹dz¹cych
278
Szczerze wspó³czujê wszystkim, którzy w obozach zag³ad stracili
bliskich; nie mniej wspó³czujê tym, którym krewnych zamêczono na
Ko³ymie. Ale nie uwa¿am, by z powodu ich subiektywnych odczuæ na-
le¿a³o stawiaæ tamê swobodnej wymianie pogl¹dów na temat historii.
Na podobnej zasadzie w imiê koniecznoci obrony pamiêci rodzin
poleg³ych w kopalni Wujek nale¿a³oby za¿¹daæ, by we wszystkich
encyklopediach i podrêcznikach umieciæ chroniony prawem zapis
o tym, ¿e gen. Wojciech Jaruzelski to zdrajca i komunistyczny zbrod-
niarz. Choæ opiniê tê mogê w pe³ni podzielaæ, to jednak przeciwko ta-
kiemu stawianiu sprawy i karaniu ewentualnych oponentów bêdê prote-
stowa³. Dyskusja historyczna jest miejscem zderzenia ró¿nych, nieko-
niecznie prawdziwych s¹dów, a nie powtarzania niepodwa¿alnych fak-
tów czy sankcjonowanych wiêzieniem ocen.
Przedstawiciele trzeciej grupy zwolenników wspomnianego prawa prze-
konywali, ¿e podobne regulacje obowi¹zuj¹ ju¿ w kilku krajach Unii
Europejskiej, co niejako w sposób oczywisty zobowi¹zuje nas do nala-
downictwa. Poniewa¿ w imiê tych samych racji s¹ oni gotowi mierzyæ do-
puszczalny k¹t zakrzywienia bananów, argument ten pozwolê sobie prze-
milczeæ. Zamiast tego warto wspomnieæ, ¿e przecie¿ nie jest
w Polsce tak, ¿e ka¿dy mo¿e sobie pisaæ co chce, nie ponosz¹c za to odpo-
wiedzialnoci. Kiedy kto nadu¿yje autorytetu naukowca i w swych publi-
kacjach bêdzie nawo³ywa³ do wani religijnych i narodowociowych, to
zostanie ukarany na podstawie istniej¹cych ju¿ zapisów prawa karnego.
O ile wiêc korzyci z artyku³u 55 ustawy o Instytucie Pamiêci Na-
rodowej wydaj¹ siê mocno dyskusyjne, o tyle p³yn¹ce zeñ zagro¿enia
wrêcz rzucaj¹ siê w oczy. Artyku³ ten jest bowiem wyranym z³ama-
niem zasady wolnoci s³owa i wolnoci badañ naukowych. Ponadto
wbrew intencjom autorów podwa¿a istotê nauki, autorytet prawa
i wiarê w zdrowy rozs¹dek. A ju¿ w niedalekiej przysz³oci mo¿e staæ
siê niezwykle gronym narzêdziem ideologizacji historii.
Wprowadzenie do ustawy o Instytucie Pamiêci Narodowej zapisu
o zaprzeczaniu wbrew faktom zbrodniom komunistycznym i hitlerow-
skim, opiera siê na za³o¿eniu, ¿e wspó³czesny stan wiedzy na temat
naszej przesz³oci stanowi katalog obiektywnych i ustalonych prawd,
których warto broniæ nawet za pomoc¹ prawa.
279
Tymczasem twierdzeñ historycznych, które zas³ugiwa³yby na mia-
no pewnych, raczej nie ma, a w ka¿dym razie jest ich bardzo niewiele.
W szczególnoci dotyczy to w³anie historii najnowszej: zniszczone
dokumenty, brak swobodnego dostêpu do archiwów i wiele innych obiek-
tywnych przyczyn powoduje, ¿e odnalezienie prawdy jest mocno utrud-
nione. Niejednokrotnie próba opisania wielu wa¿nych wydarzeñ i me-
chanizmów historii przypomina b³¹dzenie wokó³ kluczowych zagadek.
W kwestiach, w których zdawa³oby siê, powiedziano ju¿ wszystko, cza-
sem trzeba przewartociowywaæ obowi¹zuj¹ce pogl¹dy i opinie. Wy-
starczy, ¿e wiat³o dzienne ujrz¹ kolejne, nieznane wczeniej dokumen-
ty, kto zastosuje doskonalsze metody badawcze, a dos³ownie z dnia na
dzieñ oka¿e siê, i¿ dotychczasowy dorobek naukowy w jakiej dziedzi-
nie sam stanie siê zabytkiem historii.
Wemy chocia¿by sprawê deportacji ludnoci polskiej z okupowa-
nych Kresów Wschodnich w latach 1939-1941. Poniewa¿ dok³adnych
informacji ród³owych brakowa³o, historiografia emigracyjna podawa-
³a jedynie szacunkowe dane, sporz¹dzone przede wszystkim w oparciu
o wspomnienia osób deportowanych. Liczby te waha³y siê pomiêdzy
1,2 miliona a 2 milionami osób. Po 1989 r. wspomniane obliczenia by³y
powtarzane przez opracowania naukowe wydane w kraju. Tymczasem
kilka lat temu ujawniono dokumenty sowieckiego aparatu bezpieczeñ-
stwa (NKWD), z których jednoznacznie wynika, ¿e w latach 1939-1941
wywieziono z Kresów ok. 300 tysiêcy osób, a wiêc wielokrotnie mniej,
ni¿ siê wczeniej wydawa³o. Szacunkowe wyliczenia historiografii emi-
gracyjnej okaza³y siê wiêc zupe³nie chybione.
Przypadek ten winien wywo³aæ nale¿yty dystans do wielu liczb, ja-
kie do dzi obowi¹zuj¹ w podrêcznikach do historii w sprawie zbrodni
nazistowskich i komunistycznych, wiele bowiem wyliczeñ opiera siê na
podobnych, jedynie przybli¿onych danych. To, co kontrowersyjny za-
pis z ustawy o Instytucie Pamiêci Narodowej traktuje jako fakty, bar-
dzo czêsto jest zbiorem informacji niepewnych lub w ogóle trudnych do
weryfikacji.
Nie wiadomo ilu naprawdê obywateli ZSRS ponios³o mieræ pod-
czas niemieckiej okupacji, a ilu Sowieci wpisali na konto Niemców
w celu ukrycia ogromnych niedoborów demograficznych, powsta³ych
280
w wyniku kolektywizacji i masowych represji NKWD. Zreszt¹ podob-
ne trudnoci napotyka próba wyliczenia liczby ofiar komunistycznych
zbrodni w Kambod¿y, Chinach, zmar³ych w czasie wielkiego g³odu na
Ukrainie w latach 30. czy nawet ofiar komunistycznego terroru w Pol-
sce w latach 1944-1956.
Byæ mo¿e podobnie rzecz siê ma z tak dra¿liw¹ kwesti¹, jak spra-
wa liczby ofiar holocaustu. Kluczowe dokumenty niemieckie zosta³y
zniszczone, a funkcjonuj¹ce w historiografii liczby, oparte na przybli-
¿onych szacunkach demograficznych, u czêci naukowców budz¹
w¹tpliwoci. S¹ historycy, tacy jak Norman Davis, którzy podwa¿aj¹
podawan¹ powszechnie liczbê 6 milionów ofiar twierdz¹c, ¿e nie ma
ona podstaw naukowych. Mimo i¿ nie ma to wiêkszego znaczenia dla
miejsca, jakie zbrodnia ta zajmuje w kulturze europejskiej, to jednak
dyskusje trwaj¹.
S¹ tak¿e historycy, którzy neguj¹ podrêcznikowe informacje, wedle któ-
rych w czasie II wojny wiatowej mia³o zgin¹æ 6 milionów obywateli pol-
skich. Twierdz¹ oni, ¿e w rzeczywistoci straty by³y znacznie mniejsze,
a oficjalne dane statystyczne by³y tworem PRL-owskiej propagandy.
Ze wspomnianymi pogl¹dami i argumentami mo¿na siê zgadzaæ lub
nie. Ale trudno zaakceptowaæ rozwi¹zania prawne, które wyjmuj¹ spod
ogólnie przyjêtych regu³ dyskusji jakikolwiek fragment historii. Tym-
czasem artyku³ 55 ustawy o Instytucie Pamiêci Narodowej stwarza gro-
ny dla nauki precedens: oto kto arbitralnie, na bli¿ej nie sprecyzowa-
nych zasadach, bêdzie decydowa³, co i jak na temat zbrodni hitlerow-
skich i komunistycznych bêdzie mo¿na pisaæ. Tego typu rozwi¹zania
prawne s¹ sprzeczne z istot¹ nauki o tym, kto ma racjê i który pogl¹d
jest uzasadniony, winna rozstrzygaæ jakoæ argumentacji, a nie s¹d czy
prokurator.
Historia badañ zbrodni faszystowskich i komunistycznych bardzo
dobrze odzwierciedla najnowsze dzieje naszego kontynentu: ich wyniki
bardzo czêsto uzale¿nione by³y od tego, kto, kiedy i gdzie bada³. Tak siê
bowiem z³o¿y³o, ¿e w 1945 r. upad³ tylko jeden zbrodniczy system (fa-
szyzm). Natomiast drugi (komunizm) nie tylko mia³ siê wietnie, lecz
przez nastêpne dziesi¹tki lat z klêski swego brunatnego pobratymca
czerpa³ olbrzymie korzyci polityczne.
281
Komunistyczny antyfaszyzm sta³ siê jednym z ulubionych atutów
komunistycznej propagandy, który legitymizowa³ po³kniêcie przez Sta-
lina sporego kawa³ka Europy. Ze szczególnym upodobaniem Sowieci
eksploatowali motyw zbrodni hitlerowskich: tych, które jak Katyñ
mo¿na im by³o przypisaæ, ale tak¿e i tych, które w celach propagando-
wych po prostu fingowali.
W archiwach rosyjskich do dzi znajduj¹ siê wymuszone przez
NKWD zeznania niemieckich ¿o³nierzy, którzy opisywali, jak w do-
³ach o g³êbokoci piêædziesiêciu (!) i d³ugoci kilkuset metrów (!) umier-
cali dziesi¹tki tysiêcy obywateli radzieckich. Fakt, ¿e niedawno, przy
okazji wystawy Zbrodnie Wehrmachtu, zeznania te ujrza³y w Niem-
czech wiat³o dzienne jako wiarygodne dokumenty historyczne, wiad-
czy o tym, ¿e z wieloma zawi³ociami najnowszej historii dopiero przyj-
dzie nam sobie poradziæ.
Problem ideologizacji badañ w interesuj¹cej nas dziedzinie jest szcze-
gólnie widoczny w Polsce, gdzie przez prawie pó³ wieku fa³szowano rze-
czywisty obraz historii. Ju¿ w 1944 r. zagadnienie niemieckich zbrodni sta-
³o siê jednym z g³ównych atutów komunistycznej propagandy. Szeroko roz-
pisywa³a siê o nich prasa PPR, jednoczenie zachowuj¹c kompletne mil-
czenie w sprawie tego, co mieli na sumieniu Sowieci. Nied³ugo potem zor-
ganizowano pierwsze procesy hitlerowskich zbrodniarzy, które prócz wy-
mierzenia sprawiedliwoci mia³y olbrzymie znaczenie propagandowe.
Podczas jednego z nich by³y komendant obozu koncentracyjnego
w Owiêcimiu R. Höss autorytatywnie stwierdzi³, jakoby zg³adzono tam
3 miliony ludzi. Tymczasem dzi historycy s¹ zgodni, ¿e informacja ta
by³a nieprawdziwa, a we wspomnianym obozie zginê³o nie wiêcej ni¿
pó³tora miliona osób. Jednak liczba 3 milionów ofiar pada³a wczeniej
w prasie i R. Hössowi prawdopodobnie nie pozostawiono innej mo¿li-
woci, jak tylko te dane potwierdziæ.
Podobnym zniekszta³ceniom i nagiêciom do bie¿¹cych potrzeb poli-
tycznych ulega³a oficjalna historiografia na temat zbrodni niemieckich
i sowieckich przez ca³y okres PRL; nie wolno by³o pisaæ ani o sowiec-
kich deportacjach z lat 1939-1941, ani o zbrodni katyñskiej, a u¿ycie
wobec Armii Czerwonej innych terminów ni¿ armia wyzwolicielka
mog³o spotkaæ siê z surowymi represjami.
282
Z punktu widzenia w³adz Polski Ludowej istotne by³y tylko zbrod-
nie niemieckie, które skrupulatnie badano, wyliczano i ewidencjonowa-
no. Wiedza ta przydawa³a siê legitymizacji politycznej zale¿noci od
ZSRS czy mobilizowania spo³eczeñstwa wobec neohitlerowców z RFN.
Dzi, 10 lat po upadku komunizmu, mo¿na swobodnie prowadziæ bada-
nia, wype³niaæ luki w pamiêci i usuwaæ ideologiczne nalecia³oci z okresu
PRL. Ale do tego potrzebna jest swoboda dyskusji, a nie troska s¹dów
i czujnoæ prokuratora.
Najbardziej k³opotliwa wydaje siê w ca³ej sprawie rola wymiaru
sprawiedliwoci, albowiem interpretacja zaprzeczania wbrew faktom
zbrodniom komunistycznym i nazistowskim niew¹tpliwie sprawia nie
lada k³opot. Do tak sformu³owanego zapisu bêdzie mo¿na wt³oczyæ
i wszystko, i nic. Bo jak na przyk³ad rozumieæ sens s³owa zaprzecza-
nie? Jaki katalog faktów bêdzie chroniony drog¹ prawn¹? Czy twier-
dzenie, ¿e Niemcy zabili w czasie pacyfikacji polskiej wsi piêædziesi¹t,
a nie trzysta osób, zmieci siê jeszcze w ramach dozwolonej prawem
dyskusji, czy te¿ jako zaprzeczenie zbrodni hitlerowskiej bêdzie ci-
gane przez prokuratora?
Inny przyk³ad: przypuæmy, ¿e dwóch historyków bêdzie siê sprzeczaæ,
kto wymordowa³ mieszkañców jednej z wiosek na Bia³ostocczynie. Jeden
bêdzie utrzymywa³, ¿e zbrodni dopucili siê Niemcy wiosn¹ 1944 r., a dru-
gi, ¿e to komunistyczna propaganda, a mieszkañców wsi wymordowa³y
kilka miesiêcy póniej oddzia³y NKWD. Obydwaj przedstawi¹ doku-
menty popieraj¹ce ich tezê i bêd¹ twierdziæ, ¿e adwersarz zaprzecza
zbrodni b¹d nazistowskiej, b¹d komunistycznej i zadenuncjuj¹
oponenta do prokuratury.
Kiedy sprawa trafi ju¿ do s¹du, ten bêdzie musia³ rozstrzygn¹æ skom-
plikowany spór historyczny, oceniaæ wartoæ argumentów i wiarygod-
noæ dokumentacji. Krótko mówi¹c, sêdziowie zostan¹ zmuszeni do
rozstrzygania kwestii, w których s¹ zupe³nie niekompetentni. I wtedy
na dwoje babka wró¿y³a: mo¿e wygraæ ten, który lepiej zna³ prawo
i mia³ lepszych adwokatów. Nale¿y tak¿e pamiêtaæ, ¿e w kwestiach cie-
sz¹cych siê zainteresowaniem opinii publicznej do rozstrzygania spo-
rów i orzekania, kto ma racjê niechybnie w³¹czy siê bardzo wp³ywowa
w Polsce prasa.
283
Kto wiêc tak naprawdê bêdzie wyznacza³ ramy dyskusji historycz-
nej, kto bêdzie okrela³, co jest dopuszczalne, a co nie?
Mo¿e siê okazaæ, ¿e z artyku³u 55 ustawy o IPN najbardziej zado-
woleni bêd¹ lewicowi ekstremici, którzy bêd¹ go nadu¿ywaæ równie
³atwo, jak nadu¿ywaj¹ terminów faszysta i antysemita. S³usznoæ
moich obaw potwierdza casus prof. Ryszarda Bendera, który mia³ nie-
dawno w radiu zaprzeczyæ zbrodni holocaustu. Kiedy prokuratura skie-
rowa³a sprawê do s¹du, okaza³o siê, ¿e rzekome przestêpstwo profeso-
ra Bendera zosta³o wyssane z palca przez jak¹ m³odzie¿ówkê partyjn¹,
bodaj Unii Pracy. Ale brzydki zapach pozosta³: niby naukowiec, profe-
sor, a ma k³opoty z prokuratorem...
Najgorsze jest jednak to, ¿e sam pomys³ rozstrzygania typowo hi-
storycznych problemów za pomoc¹ s¹du mo¿e zostaæ ³atwo przeniesio-
ny na wiele innych dziedzin nauk spo³ecznych. Zacznie siê niewinnie:
restrykcje dotkn¹ pism i teorii propagatorów komunizmu i faszyzmu
potem tych, które za takowe zostan¹ uznane. Nastêpni oczywicie
w imiê postêpu i koniecznoci bronienia nas przed sob¹ samymi za-
pragn¹ wprowadziæ inne wzorowane na artykule 55 regulacje prawne,
dotycz¹ce ró¿nych ga³êzi nauki i literatury. Ostatnim akordem akcji bê-
dzie polowanie z nagonk¹ na ocala³ych gdzieniegdzie mylozbrodnia-
rzy i dopiero wówczas w naukach humanistycznych zapanuje tak d³u-
go oczekiwane czystoæ, ³ad i porz¹dek.
Ja jednak z uporem twierdzê póki jeszcze mogê ¿e nauka jest dla
wszystkich: dla tych, którzy poszukuj¹, eksperymentuj¹, i dla tych, któ-
rzy b³¹dz¹. Tak¿e dla tych, którzy zaprzeczaj¹ zbrodniom nazistow-
skim i komunistycznym i dla tych, którzy z uporem utrzymuj¹, ¿e zie-
mia jest p³askim dyskiem wspartym na czterech krokodylach. Nie sta-
nowi¹ oni powa¿nego zagro¿enia dla nauki i powszechnej wiary w si³ê
ludzkiego rozumu. W przeciwieñstwie do tych, którzy chc¹ ich wsadziæ
do wiêzienia.
¯ycie z 23 padziernika 2003 r.
284
Anatomia kontrrewolucji
U
padek ZSRS wywo³a³ wielkie zmiany w rosyjskim pimiennictwie
historycznym. Powsta³y wczeniej dorobek naukowy na temat dziejów
najnowszych Europy rodkowo-Wschodniej, bêd¹cy przed³u¿eniem pro-
pagandy KPZR, straci³ racjê bytu. Mo¿na ju¿ by³o otwarcie mówiæ
o brutalnych metodach, jakimi Zwi¹zek Sowiecki po wojnie zaprowadza³
porz¹dki w tej czêci kontynentu, o skali sowieckich represji i zbrodni.
Ale ju¿ w po³owie lat 90. historiografia rosyjska zaczê³a odcho-
dziæ od kursu obranego po upadku komunizmu. Powodów by³o kil-
ka. Warto pamiêtaæ, i¿ za zmianami politycznymi zwi¹zanymi z roz-
padem Imperium w tamtejszej nauce nie posz³y zmiany strukturalne,
a przede wszystkim kadrowe. Zrzucenie ca³ej odpowiedzialnoci na
brak dostêpu do róde³, naciski ideologiczne, wszechobecn¹ cenzu-
rê niewa¿ne, ¿e nies³usznie rozmy³o kwestiê personalnej odpo-
wiedzialnoci za mistyfikacjê, jak¹ by³a historiografia ZSRS. Kata-
lizatorem przemian by³ te¿ szok wywo³any zetkniêciem z tezami funk-
cjonuj¹cymi poza granicami tego kraju. Dotyczy to w równym stop-
niu literatury dotycz¹cej totalitaryzmu funkcjonuj¹cej na Zachodzie,
jak i publikacji historycznych ukazuj¹cych siê w krajach by³ego obozu
komunistycznego. Trzeba wiedzieæ, ¿e przeciêtny obywatel sowiec-
ki by³ wychowywany w kulcie wielkiej Wojny Ojczynianej.
W wojnie tej ZSRS by³ tylko ofiar¹ agresji hitlerowskich Niemiec,
na skutek której poniós³ ogromne straty ludzkie i materialne, ale potem
przyniós³ wolnoæ okupowanej Europie przez Niemcy. Tymczasem
po 1989 r. w Polsce i innych krajach by³ego obozu zaczê³y ukazy-
waæ siê prace dalekie od prometejskiego obrazu polityki ZSRS. Opi-
Historyczne zwyciêstwo towarzysza Susajkowa
285
sywano w nich brutalne metody faktycznego podboju poszczegól-
nych krajów regionu, komunistyczny terror, zbrodnie Armii Czer-
wonej i NKWD. Istotn¹ rolê odegra³a tu Czarna ksiêga komunizmu,
w której obszerne fragmenty powiêcone by³y Zwi¹zkowi Sowiec-
kiemu, stawianemu na równi z III Rzesz¹, jako totalitarne impe-
rium z³a. Ró¿nica pomiêdzy ukszta³towanym przez propagandê sta-
nem wiadomoci obywateli sowieckich, a historyczn¹ rzeczywisto-
ci¹, by³a ogromna. W naturalny sposób powsta³o zapotrzebowanie
spo³eczne na usprawiedliwianie polityki zagranicznej ZSRS. Ra-
cjonalizacj¹ polityki zagranicznej Stalina zainteresowany by³ tak¿e
Kreml. Dostrzegano tu wagê argumentów historycznych
w polityce miêdzynarodowej. Z jednej strony ograniczano dostêp do
zbiorów archiwalnych, a z drugiej wspierano finansowo wybrane
projekty badawcze. Nie trzeba chyba dodawaæ, ¿e ich efektem koñ-
cowym s¹ publikacje gloryfikuj¹ce politykê ZSRS. A historycy ro-
syjscy? Trudno powiedzieæ, czy z przekonania, czy mo¿e ze s³u¿al-
czego nawyku, zaczêli odwo³ywaæ swoje pogl¹dy z pocz¹tku lat 90.
Specjalici od spraw Europy Wschodniej T. Wo³okitina, G. Murasz-
ko, A. Noskowa, napisali w swojej najnowszej ksi¹¿ce: monografie
i zbiory artyku³ów, które ukaza³y siê w latach 1991-1995 ( ) z po-
zycji dnia dzisiejszego ( ) mo¿na oceniæ jako swego rodzaju okres
przejciowy, w którym dok³adnie odzwierciedla³ trwaj¹cy wówczas
w rodowisku naukowym poszukiwanie nowych podejæ metodolo-
gicznych (Moskwa i wostocznaja Europa. Stanowlienije politiczie-
skich re¿imow sowietskiego tipa 1949-1953, Moskwa 2002). A wiêc
koniec ideologizowania i mitologizowania historii z pocz¹tku lat
90. Dojrza³a i oczyszczona z obcych nalecia³oci historiografia ro-
syjska przyst¹pi³a do dzia³ania.
Prawda a propaganda
Rosyjscy naukowcy maj¹ prawo raz na kilka lat odwo³ywaæ swoje
poprzednie opinie i prezentowaæ nowe. Byleby tylko te nowe pogl¹dy
powstawa³y zgodnie z kanonami warsztatu historycznego. Tylko wtedy
zaistnieje podstawa do powa¿nej dyskusji. A jak ten postulat ma siê do
rzeczywistoci?
286
We wspomnianej wy¿ej ksi¹¿ce skrytykowano Jerzego Eislera za
to, i¿ okreli³ samodzielnoæ Boles³awa Bieruta wobec Moskwy ter-
minem iluzoryczna: opieraj¹c siê na protoko³ach spotkañ Stalina
z przywódcami partii komunistycznych regionu i ich korespondencji
szyfrowej mo¿na wysun¹æ twierdzenie, ¿e stosunki te, politycznie
i psychologicznie, by³y bardziej z³o¿one i bynajmniej nie sprowadza-
³y siê tylko do prostego dyktatu Stalina. (...) Rosyjski historyk
W. Wo³kow prawid³owo wychwyci³ specyfikê kontaktów Stalina z g³o-
wami wchodnioeuropejskich pañstw, kiedy napisa³: kremlowska wy-
rocznia dysponowa³a szczególnym darem wp³ywu na swoich dysku-
tantów, mami¹c ich swoj¹ uwag¹, prostot¹ zachowania, politycznym
dowiadczeniem. Ale oprócz narad protoko³owanych, które s¹ pod-
staw¹ rozwa¿añ historyków rosyjskich, odbywa³y siê te¿ narady poza
protoko³em. Ich przebieg lepiej obrazowa³ polityczne talenty Stalina
i metody sowieckiej dyplomacji w ogóle. W³adys³aw Gomu³ka wspo-
mina³ o wizycie towarzysza Tomasza w Moskwie: atak na niego roz-
pocz¹³ Stalin od pytania: co Ty k... twoja maæ wyrabiasz w Polsce?
Jaki z ciebie komunista sukinsynu Bierut jak nam mówi³ przy-
puszcza³, ¿e Stalin podpiwszy sobie, w ten sposób zabawia siê z nim,
po prostu ¿artuje. Wymylania Stalina przyjmowa³ wiêc z umiechem.
Z b³êdu wyprowadzi³ go Mo³otow, zwracaj¹c siê do niego podobnie
jak Stalin obraliwymi s³owami: czego siê miejesz durniu? To po-
wa¿ne sprawy a nie ¿arty (Pamiêtniki, t. II, s. 308).
Podobnie maj¹ siê do rzeczywistoci tak¿e inne dokumenty wytwa-
rzane przez sowieckie instytucje pañstwowe. Wiele z nich zawiera in-
formacje o charakterze propagandowym, ¿yczeniowym, jeszcze inne
by³y tzw. podk³adkami pod planowane decyzje polityczne. Trzeba wiêc
analizowaæ w jakich okolicznociach powsta³ dokument, kto i dla kogo
go napisa³ dopiero wtedy mo¿na oceniæ jego rzeczywist¹ wartoæ. Ale
naukowcy rosyjscy tego nie rozumiej¹, albo rozumieæ nie chc¹. W spo-
sób zupe³nie powa¿ny traktuj¹ ka¿d¹ zawart¹ w nich niedorzecznoæ,
analizuj¹ i publikuj¹ setki dokumentów pozbawionych wiêkszej warto-
ci naukowej. Przyk³ady? W 1998 r. w Moskwie wydano zbiór ponad
100 dokumentów dotycz¹cych stosunków sowiecko-rumuñskich lat
1944-1946. Jednym ze róde³ wyselekcjonowanych przez naukowców
287
rosyjskich by³y telefonogramy i sprawozdania wysokiego oficera Armii
Czerwonej, genera³a pu³kownika wojsk pancernych I. Susajkowa. Cze-
go w nich nie ma W maju 1945 r. towarzysz Susajkow znalaz³ win-
nych trudnej sytuacji gospodarczej Rumunii. Ustali³, ¿e za znikniêcie
towarów w sklepach odpowiedzialna jest opozycja: zwolennicy cara
oraz libera³owie przyst¹pili do masowych zakupów, zakupuj¹c za an-
gielskie funty wszystko, co siê tylko sprzedaje ( ). Tym sposobem oni
chc¹ zmusiæ [zdominowany przez komunistów ] rz¹d [Petru] Grozy do
uznania swojej niemocy.
Mo¿e i towarzysz Susajkow by³ dobrym czo³gist¹. Ale do jego ra-
portów trzeba podchodziæ ostro¿nie. Problem znikania towarów ze skle-
pów (zaraz po znikaj¹cych zegarkach i rowerach), by³ przecie¿ kon-
sekwencj¹ pojawiania siê w okolicy wojsk sowieckich. Mo¿e wiêc b³¹d
tkwi³ w istocie komunistycznego systemu i metodach dzia³ania Armii
Czerwonej? Czy naprawdê wszystkie k³opoty rz¹du Grozy wywo³a³y
ustawiczne knowania sprzedajnej, rumuñskiej opozycji?
Grunt to mieæ racjê
Kluczowe sprawy polskie s¹ przedstawiane w rosyjskich ksi¹¿kach
równie niekompetentnie, co rumuñskie. Doæ powiedzieæ, ¿e jednym
z podstawowych dokumentów wykorzystywanym do opisywania pro-
blemu zamierzeñ Kremla w stosunku do naszego kraju jest znany histo-
rykom memoria³ Iwana Majskiego ze stycznia 1944 r. Dokument ten
(pozbawiony jakichkolwiek akcentów ideologicznych i operuj¹cy nie-
mal zachodni¹ siatk¹ pojêciow¹) przedstawia przysz³¹ Polskê jako kraj
terytorialnie os³abiony, ale niepodleg³y. Jednak wartoæ dokumentu jest
znikoma. By³ on bowiem nie tyle odzwierciedleniem zamiarów Kremla,
ile instrukcj¹, jakimi argumentami i jakim jêzykiem winny byæ przed-
stawiane interesy Moskwy na arenie miêdzynarodowej. Ale specjalici
rosyjscy od spraw Europy Wschodniej s¹ zdania, ¿e memoria³ oddaje
prawdziwe intencje polityki Stalina. Spór, kto tu ma racjê, by³by mo¿e
burzliwy, gdyby nie to, ¿e ukraiñski historyk Iwan Bi³as opublikowa³
10 lat temu inny, niezwykle wa¿ny dokument. Sporz¹dzi³ go w styczniu
1943 r. na potrzeby cis³ego kierownictwa sowieckiego wysoki funk-
cjonariusz WKP(b) Pantielejmon Ponomarienko. Dokument opisywa³
288
politykê ró¿nych orodków polskich w kraju i zagranic¹ (sprawa grani-
cy wschodniej i wrogoæ do komunizmu) i stwierdza³, ¿e jest ona sprzecz-
na z interesami ZSRS. Zauwa¿y³ te¿, ¿e w wyniku wojny i okupacji
ludnoæ polska ponios³a ma³e straty w sile ¿ywej. W podsumowaniu
autor pisa³: w Polsce trzeba koniecznie rozpaliæ wojnê partyzanck¹.
Oprócz efektu wojskowego spowoduje to po¿¹dane wydatki ludnoci
polskiej na dzie³o walki z niemieckimi okupantami i spowoduje, ¿e
Polakom nie uda siê zachowaæ swoich si³.
A wiêc ju¿ w okresie bitwy stalingradzkiej przywódcy Kremla zasta-
nawiali siê, jak skomunizowaæ Polskê. Poniewa¿ chcieli zminimalizowaæ
ewentualny opór, zamierzali (przy pomocy dzia³añ partyzantki PPR), jesz-
cze rêkami Niemców wytêpiæ jak najwiêksz¹ liczbê Polaków. D¹¿enia
Moskwy opisane w tym dokumencie rzucaj¹ ciekawe wiat³o na mo¿li-
woæ odbudowania po wojnie niepodleg³ej Polski, o której mówi³ memo-
ria³ Majskiego Rosyjscy naukowcy nie znaj¹ wydanej w Kijowie ksi¹¿ki
Bi³asa, nie maj¹ te¿ pojêcia o tym, co pisze siê i publikuje w innych kra-
jach regionu. Nie znaj¹ podstawowych zbiorów archiwalnych. Ale to nie
przeszkadza im przestawiaæ siê jako kompetentni fachowcy i ostro kryty-
kowaæ innych. Jednak ich samoocena jest grubo na wyrost. Bo jak pogo-
dziæ j¹ z faktem, ¿e czo³owi specjalici od spraw polskich identyfikuj¹
wyznania zbieg³ego na Zachód w latach 50. wicedyrektora X Departa-
mentu MBP (Mówi Józef wiat³o. Za kulisami bezpieki i partii) jako
dorobek historiografii polskiej lat 90.? Czy to mo¿liwe, ¿e rosyjscy histo-
rycy ze wspomnian¹ ju¿ prof. Noskow¹ na czele przytaczaj¹ jako twier-
dzenia naukowe publicystyczne pisarstwo Henryka S³abka i przepisane
z cudzych ksi¹¿ek cytaty z przedstawianego jako badacz historii Lesz-
ka Ko³akowskiego?
Ale kwestia osobliwego stosunku do naukowego warsztatu nie wy-
czerpuje zagadnienia. Jest te¿ wyrana niechêæ do przyjmowania in-
formacji niewygodnych. Tak¹ postawê zajmuje m.in. wspomniana prof.
Albina Noskowa z Rosyjskiej Akademii Nauk. Przy okazji publikacji
w jêzyku polskim zbioru dokumentów NKWD i polskie podziemie.
Z teczek specjalnych Józefa Stalina (Kraków, 1998) naukowcy pol-
scy usi³owali dyskutowaæ na temat najbardziej w¹tpliwych twierdzeñ
napisanego przez ni¹ wstêpu. Twierdzili, ¿e trudno mówiæ o zajêciu
289
w 1939 r. ziem bia³oruskich i ukraiñskich, skoro na wiêkszoci z nich
przewa¿ali lub stanowili najliczniejsz¹ grupê narodowociow¹ Pola-
cy; ¿e trudno nazywaæ ob³awy i pacyfikacje urz¹dzane w 1945 r. przez
NKWD we wschodniej Polsce jako zabezpieczenie zaplecza frontu,
bo ten by³ wtedy pod Berlinem. Przekonywali, ¿e tu chodzi³o o znisz-
czenie polskiego podziemia niepodleg³ociowego. W odpowiedzi prof.
Noskowa tylko wyostrzy³a swoje tezy. Polscy wydawcy zamiecili wiêc
w ksi¹¿ce pos³owie pióra prof. Anieli Fitowej, odnosz¹cy siê z kurtu-
azj¹, acz mocno krytycznie do g³ównych tez przedmowy. Prof. No-
skowa nie pozosta³a d³u¿na. W odpowiedzi na te uwagi w 2002 r.
stwierdzi³a: [w Polsce] usuwa siê poza nawias interes Zwi¹zku So-
wieckiego w zabezpieczeniu ty³ów dzia³aj¹cej armii. Za pomoc¹ ce-
lowo dobranego materia³u historycznego czytelnikom podsuwa siê
tezê, ¿e Armia Czerwona pojawi³a siê na polskiej ziemi z tylko dora-
nym zadaniem za pomoc¹ terroru i represji wprowadziæ stalinowski
wariant socjalizmu i ujarzmiæ Polskê. Opinia ta nie zosta³a poparta
merytorycznymi argumentami, które mo¿na by³oby potraktowaæ jako
próbê merytorycznej polemiki. W takiej sytuacji rzeczowa dyskusja
jest niemo¿liwa.
Wêgierscy S³owianie
Prawdy o polityce sowieckiej, osi¹gane przez rosyjskich naukow-
ców opisywanymi wy¿ej metodami, budz¹ w¹tpliwoci. Okazuje siê, ¿e
jednym z najwa¿niejszych elementów polityki Stalina staje siê sojusz
narodów s³owiañskich: konkretne kroki do jego stworzenia by³y podjê-
te jeszcze w latach wojny zawi¹zaniem w 1943 r. porozumienia sowiec-
ko-czechos³owackiego. W kwietniu 1945 r. ju¿ w samym koñcu wojny,
by³y podpisane analogiczne sowiecko-jugos³owiañskie i sowiecko-pol-
skie porozumienia. (W konsekwencji mówi³o siê o koniecznoci podpi-
sania porozumienia pomiêdzy Wêgrami i Polsk¹). Zostawmy rozwa-
¿ania o s³owiañskich korzeniach braci Madziarów. Bardziej martwi fakt,
¿e rosyjscy naukowcy nie identyfikuj¹ najbardziej oczywistych niedo-
rzecznoci (bo tylko tak mo¿na zdefiniowaæ ów sojusz s³owiañski),
jakimi pos³ugiwa³a siê sowiecka propaganda. I miêdzy podobnej warto-
ci rozwa¿aniami mo¿na znaleæ wiele krytycznych uwag wobec wschod-
290
nioeuropejskiej historiografii. Na przyk³ad, ¿e nie jestemy wdziêczni
za wypêdzenie niemieckich okupantów, ¿e czêsto opisujemy wkrocze-
nie wojsk sowieckich do naszej czêci kontynentu jako drug¹ okupacjê.
To ostatnie uogólnienie budzi tak¿e mój protest, choæ z nieco innych
wzglêdów. Dla niektórych krajów regionu, na przyk³ad Rumunii czy
Bu³garii, to by³a raczej pierwsza, a nie druga okupacja Nadto na-
ukowcy z RAN zwracaj¹ uwagê, ¿e zbyt wiele uwagi przywi¹zujemy
do kwestii komunistycznych represji. Co prawda niektórzy patrz¹ na
komunizm w sposób bardziej wywarzony (w tym kontekcie pad³y na-
zwiska prof. Andrzeja Werblana i najchêtniej przywo³ywanej prof. Kry-
styny Kersten), ale generalnie mo¿na uznaæ, ¿e fa³szujemy obraz doko-
nañ systemu: cywilizacyjny skok poprzez industrializacjê, urbanizacja,
przypieszenie awansu spo³ecznego, stworzenie systemu szerokich gwa-
rancji socjalnych, wprowadzenie zasady dostêpu do kultury i powszech-
nego wykszta³cenia. Do takiej interpretacji historii mo¿na mieæ zastrze-
¿enia: ¿e wspomniane gwarancje by³y czêsto fikcyjne, ¿e jedni mogli
kszta³ciæ siê i awansowaæ, a ca³e grupy spo³eczne nie. Mo¿na te¿ posta-
wiæ tezê, i¿ realny socjalizm nie tyle otworzy³ dostêp szerokich mas
spo³eczeñstwa do kultury narodowej, ile go zamkn¹³ Wedle naukow-
ców rosyjskich, nie doceniamy te¿ wa¿nej roli, jak¹ w latach 1944-
-1956 odegrali sowieccy doradcy: w procesie analizy problemu chc¹c,
nie chc¹c, pomija siê tê rolê, któr¹ odegrali doradcy w modernizacji
(albo stworzeniu), kluczowych ga³êzi przemys³u, a tak¿e w rozwoju
wojenno-przemys³owego kompleksu i formowania ówczesnych armii
krajów wschodniej Europy.
Nie wiem, czy na przyk³ad Bu³garzy i Wêgrzy czuj¹ wdziêcznoæ
za to, ¿e wybudowano u nich funkcjonuj¹ce poza rachunkiem ekono-
micznym zak³ady przemys³u ciê¿kiego. Byæ mo¿e w latach 1949-1953
komunistyczne wojsko w Polsce rzeczywicie zosta³o unowoczenione
i dziêki czemu, w porównaniu z latami poprzednimi, by³o lepiej przygo-
towane do podbijania Zachodniej Europy. Tylko, ¿e to odbywa³o siê to
kosztem ogromnych wyrzeczeñ polskiego spo³eczeñstwa i nie w naszym
interesie, tylko sowieckim.
Co ciekawe, analizuj¹c w jednej z ksi¹¿ek tekst pt. System dorad-
ców sowieckich i ich dzia³alnoæ w latach 1949-1953 mo¿na zauwa-
291
¿yæ, ¿e uwagi na temat rozwoju wojska, przemys³u czy aparatu bez-
pieczeñstwa, zosta³y potraktowane jako wyczerpanie tematu. Dopiero
w ma³ym przypisie zauwa¿y³em zdanie: autorzy wiadomie pozosta-
wili poza ramami rozdzia³u kwestie zwi¹zane z prac¹ radzieckich do-
radców i specjalistów w sferze ekonomii, owiaty, wykszta³cenia i
kultury.
Ani s³owa o zaszczepianej w Polsce botanice miczurinowskiej. Nic
o genetyce akademika £ysenki. Znikn¹³ nawet importowany z ZSRS
Krótki kurs WKP(b) tow. Józefa Stalina. I kto tu nie docenia zas³ug
doradców?
Historycy z FSB
Specyficznym materia³em historycznym ukazuj¹cym siê w Rosji,
s¹ liczne publikacje resortów si³owych. Tak Federalna S³u¿ba Bez-
pieczeñstwa, jak i wojsko (ze wzglêdu na dostêp do róde³ i zaplecze
finansowe) odgrywaj¹ w tamtejszej nauce bardzo wa¿n¹ rolê. Równie¿
ksi¹¿ki oficjalnie wydawane przez rosyjskie instytucje stricte naukowe
czêsto pisane s¹ przez ludzi zwi¹zanych ze s³u¿bami specjalnymi daw-
nego ZSRS. Na tym rynku zmiany na pocz¹tku lat 90. by³y niewielkie,
a dzi publikacje s³u¿b specjalnych znajduj¹ siê w czo³ówce sowiec-
kiej i ojczynianej kontrrewolucji. Tu coraz czêciej pojawiaj¹ siê
g³osy rehabilituj¹ce pakt Ribbentropp Mo³otow i jego konsekwencje:
zabór po³owy Polski, aneksjê Estonii, £otwy i Litwy. Dzia³ania Kremla
w tej sprawie przedstawiane s¹ jako obrona wobec zagro¿enia niemiec-
kiego. To nic, ¿e najlepsz¹ obron¹ przed III Rzesz¹ by³o istnienie nie-
podleg³ej Polski i pañstw ba³tyckich, bo kraje te oddziela³y Rosjê od
Niemiec. Przecie¿ gdyby rzeczywicie Zwi¹zek Sowiecki nie chcia³
wojny, to d¹¿y³by do powstrzymania Adolfa Hitlera, a nie dzieli³ z nim
wp³ywy w Europie. Ale tak oczywiste fakty historyczne nie odgrywaj¹
w tych rozwa¿aniach powa¿niejszej roli. Najwa¿niejsze jest poszuki-
wanie jakichkolwiek, choæby absurdalnych, t³umaczeñ dla ówczesnej
polityki ZSRS. W jednej z ksi¹¿ek mo¿na nawet wyczytaæ, ¿e wkrocze-
nie Armii Czerwonej do Litwy £otwy i Estonii by³o czym w rodzaju
przyniesienia swobód obywatelskich i demokracji do pañstw rz¹dzo-
nych przez re¿imy autorytarne. No i po staremu zwalczaniem faszy-
292
zmu: ...zachowa³o siê wiele wiadectw potwierdzaj¹cych, ¿e rz¹dy £o-
twy, Litwy i Estonii zaczê³y naruszaæ swoje zobowi¹zania wynikaj¹ce
z porozumieñ zawartych ze Zwi¹zkiem Sowieckim, przeci¹gaj¹c roz-
mowy o terminie wkroczenia wojsk sowieckich na terytorium pañstw
nadba³tyckich, robi¹c przeszkody dla ich tam rozmieszczenia, nie prze-
rywali prowokacji miejscowych faszystów przeciwko obywatelom so-
wieckim i sowieckim instytucjom.
Uwagê zwraca arogancja trzech ma³ych s¹siadów Rosji: omielali
siê oni opóniaæ dzieñ wkroczenia Armii Czerwonej Zacytowany tekst
nie zosta³ wyjêty z oficjalnych komunikatów sowieckiej propagandy
z 1940 r. Opublikowa³a go w 2003 r. S³u¿ba Wywiadu Rosji w tekcie
bêd¹cym oficjaln¹ histori¹ wywiadu dawnego ZSRS.
W historiografii FSB nie ma represji i zbrodni lat 1944-1945 pod-
czas zajmowania naszej czêci Europy. Jeli bohaterscy czekici ju¿
z kim walczyli, to tylko z faszystami i hitlerowskimi agentami. Cza-
sem, by u¿yæ najnowszej terminologii RAN, przywracali stabilizacjê.
Jest rzecz¹ normaln¹, ¿e sowieckie s³u¿by specjalnie prowadz¹ na ze-
wn¹trz kraju liczne operacje, których g³ównym celem jest mordowa-
nie ludzi uznanych za wrogów lub zdrajców ZSRS. Polska, lub po
prostu bia³opolacy, to zawsze wróg dobrego Zwi¹zku Sowieckiego.
Wszystkie wysi³ki naszej dyplomacji w czasie wojny i dzia³alnoæ
podziemia w kraju przedstawiane s¹ jako szeroko rozga³êziony, anty-
sowiecki spisek. Mno¿¹ siê niedopowiedzenia i przedziwne zwroty.
W 2004 r. autorzy licznych ksi¹¿ek o sowieckim wywiadzie wojsko-
wym napisali o ziemiach bia³oruskich okupowanych w 1924 r. przez
Polskê. W innych pracach nie ma ju¿ agresji 17 wrzenia 1939 r.,
pomija siê te¿ wiele wa¿nych, acz niewygodnych faktów. W najnow-
szej edycji dokumentów NKWD z czasów II wojny wiatowej
(2003 r.,) autorzy stworzyli zwiêz³y obraz stosunków polsko-sowiec-
kich w czasie wojny: po podbiciu [Polski] niemiecki wywiad, wyko-
rzystuj¹c archiwa wywiadu i kontrwywiadu bur¿uazyjnej Polski, za-
trudni³ polskich zwiadowców i agentów do aktywnego zbierania da-
nych wywiadowczych o Zwi¹zku Radzieckim, przysy³aj¹c ich do nas
legalnymi kana³ami, w³¹czaj¹c ich w sk³ad przedstawicielstw woj-
skowych i dyplomatycznych. 25 kwietnia 1943 r. Rz¹d Radziecki prze-
293
rwa³ stosunki dyplomatyczne z emigracyjnym rz¹dem polskim za do-
konanie szeregu kroków wrogich w stosunku do ZSRS.
Zniknê³a sprawa mordu katyñskiego, która by³a przecie¿ bezpored-
nim powodem przerwania stosunków polsko-sowieckich. Rz¹d polski
na wychodstwie, jego placówki w Zwi¹zku Sowieckim, armia gen. An-
dersa wszystko to jakby niemiecka agentura. Podobnych niedorzecz-
noci nie wypisywa³a nawet (trudna w tym wzglêdzie do przecenienia)
przoduj¹ca nauka ZSRS.
Sprawy wydawnictw publikowanych przez Rosyjsk¹ Akademiê
Nauk, (by³ych i obecnych) oficerów armii rosyjskiej i s³u¿by specjalne,
nie mo¿na lekcewa¿yæ. Ich autorzy ucz¹ i wychowuj¹ rosyjsk¹ m³o-
dzie¿, która trafi do elit politycznych, s³u¿b specjalnych, armii i dyplo-
macji. To, czym to pokolenie nasi¹knie za m³odu, w znacznej mierze
ukszta³tuje jego wiatopogl¹d i wyrobi opiniê na temat otaczaj¹cego
wiata. Dzisiejsza, w miarê stabilna sytuacja polityczna w Europie,
gwarantuje Polsce i innym s¹siadom Rosji solidne podstawy bezpie-
czeñstwa. I oby ta korzystna koniunktura trwa³a jak najd³u¿ej.
Tekst niepublikowany
294
295
R
OZDZIA£
IX
Polemiki
296
A
rtyku³ prof. Eugeniusza Duraczyñskiego (Trzeci front, Polityka
nr 29 z 1997 r.) dotyczy bardzo ¿ywych ostatnio sporów i polemik wo-
kó³ Polskiej Partii Robotniczej i jej si³ zbrojnych: Gwardii i Armii Lu-
dowej. Tekst ten zawiera wiele kontrowersyjnych tez oraz pogl¹dów,
które nie znajduj¹ potwierdzenia w dostêpnych materia³ach ród³owych.
Nie sposób ustosunkowaæ siê do wszystkiego, tote¿ ograniczê siê
do generaliów tzn. si³, roli i dokonañ partyzantki komunistycznej i jej
prawdziwego miejsca w historii Polski.
Prof. Duraczyñski twierdzi, ¿e nie mo¿na na podstawie paru przy-
k³adów osób wspó³pracuj¹cych z wywiadem sowieckim twierdziæ, ¿e
PPR i AL mia³y charakter sowieckiej agentury. W sposób mocno za-
woalowany albowiem nie pada ¿adne nazwisko autor podaje dwa
takie przypadki: Micha³a ¯ymierskiego i Mieczys³awa Moczara. Pro-
blem w tym, ¿e sprawa nie ogranicza siê tylko do nich. Agentami
sowieckich s³u¿b specjalnych lub Kominternu o ile rozró¿nienie to
ma jakikolwiek merytoryczny sens by³o wielu innych cz³onków ci-
s³ego kierownictwa PPR: Boles³aw Bierut (ps. Iwaniuk), W³ady-
s³aw Gomu³ka (ps. Kowalski) czy Ignacy Loga-Sowiñski (ps. Gri-
gorij 84). Oczywicie lista ta nie jest pe³na. Dowództwa okrêgów,
obwodów, etaty oficerów politycznych AL równie¿ w powa¿nej mie-
rze obsadzone by³y przez kadrowych pracowników sowieckiego wy-
wiadu wojskowego lub jak wynika z raportów tych organizacji
wprost przez oficerów NKWD.
Nie zawsze trzeba czekaæ, jak radzi autor, na odtajnienie archi-
wów sowieckich, by napisaæ prawdziw¹ historiê PPR: czasem wy-
starczy wzi¹æ oficjalny ¿yciorys danego towarzysza i sprawdziæ datê
zrzucenia z sowieckiego samolotu. Pos¹dzenie takiego spadochro-
Armia agentów
297
niarza o reprezentowanie sowieckich interesów w Polsce jest co naj-
mniej takim zarzutem, jak oskar¿enie irañskich ajatollahów o sprzyja-
nie islamowi.
Równie istotne jak obsada personalna by³y geneza, zadania oraz za-
sady funkcjonowania komunistycznej konspiracji. W tej kwestii autor sam
sobie zaprzecza: na jednej stronie przypomina, ¿e PPR powsta³a na mocy
decyzji Kominternu, czyli Stalina, za na drugiej stronie twierdzi, ¿e so-
wieck¹ agentur¹ nie by³a. Sekretarz KC PPR W³adys³aw Gomu³ka nie
mia³ takich w¹tpliwoci, pisz¹c po latach: kierownictwo Kominternu
realizuj¹ce zawsze dyrektywy WKP(b) nowo powo³anej partii nada³o
niejako dwa oblicza, jawne i tajne. Na jawne oblicze partii sk³ada³a siê
ca³a jej nieskrywana przed nikim dzia³alnoæ podziemna, tajne za, czyli
skrywane przed narodem, mia³y pozostaæ powi¹zania kierownictwa par-
tii z Moskw¹, z Kominternem i uznawanie ich zwierzchnictwa nad parti¹
mimo formalnego wyrzeczenia siê przez ni¹ przynale¿noci do Miêdzy-
narodówki Komunistycznej. O tym drugim, tajnym aspekcie oblicza par-
tii wiedzia³ jedynie w stopniu bardzo zró¿nicowanym jej kierowniczy aktyw.
Najg³êbiej zna³a te sprawy trójka kierownicza partii wchodz¹ca w sk³ad
I Grupy Inicjatywnej. Mniej wtajemniczeni byli pozostali uczestnicy tej
grupy, jak te¿ przerzuceni póniej do kraju cz³onkowie II Grupy Inicja-
tywnej. Aktyw krajowy PPR by³ w tym przedmiocie na ogó³ powierz-
chownie zorientowany, z wyj¹tkiem tych dzia³aczy PPR, którzy wspó³-
pracowali z wywiadem radzieckim...
I komu wierzyæ: prof. Duraczyñskiemu czy W³adys³awowi Go-
mu³ce?
Gdyby na przeszkodzie wspó³pracy polskiego podziemia i komuni-
stów sta³y tylko kwestie innej wizji Polski i cienie przesz³oci, jak suge-
ruje wspomniany artyku³, nie by³oby problemu, ¿eby w³¹czyæ PPR
i AL do wspólnego wysi³ku Polaków. Wszak w AK i w³adzach cywil-
nych Polski Podziemnej dzia³ali wspólnie ludzie z bardzo ró¿nymi ¿y-
ciorysami: od skrajnych endeków, poprzez centrum, PSL, do lewico-
wych socjalistów. £¹czy³ ich wspólny cel: interes Polski.
Inaczej rzecz siê mia³a z komunistami, którzy w swoich doku-
mentach stawiali znak równoci pomiêdzy AK i hitlerowcami, nazy-
waj¹c niepodleg³ociowców reakcj¹, polskimi faszystami lub po pro-
298
stu cierwem. Historia GL-AL to tak¿e historia masowych zbrodni
na akowcach, to tak¿e pacyfikacje wsi, które polskie podziemie wspie-
ra³y.
Punktem odniesienia dla próby oceny rzeczywistego charakteru dzia-
³alnoci komunistycznej konspiracji i prób jej umieszczenia w ogólnym
kontekcie historycznym winien byæ nie dorobek jak sugeruje autor
w walce z Niemcami (który zreszt¹ by³ niewielki), lecz reprezentowanie
przez ni¹ obcych interesów, masowe zbrodnie na ¯ydach oraz udoku-
mentowane fakty prowadzenia przez KC PPR tzw. akcji dezinforma-
cyjnej, polegaj¹cej na donoszeniu na dzia³aczy polskiego podziemia nie-
podleg³ociowego do gestapo.
Czy autor nigdy nie s³ysza³ o s³ynnej sprawie omy³kowego zade-
nuncjowania przez Sztab G³ówny GL w³asnej drukarni przy ulicy Grzy-
bowskiej? Ma³o tego. Znany jest nawet przypadek dokonania przez AL
i gestapo wspólnej akcji przeciwko polskiemu podziemiu, przeprowa-
dzonej wiosn¹ 1944 r. na archiwum Delegatury przy ulicy Poznañskiej.
£up podzielono po równo: AL-owcy zabrali materia³y antykomunistycz-
ne, gestapo antyniemieckie.
Czy i tê dzia³alnoæ nazwie prof. Duraczyñski biletem wstêpu do
Podziemnej Europy? Ma wiêt¹ racjê autor przypominaj¹c, ¿e podzie-
mie nie sk³ada³o siê z samych rycerzy bez skazy. Zdrajcy i przestêpcy
zdarzali siê wszêdzie.
Jednak pomiêdzy polskim podziemiem a GL-AL by³a zasadnicza ró¿-
nica: to pierwsze dba³o o dobr¹ opiniê wród Polaków i bezwzglêdnie
likwidowa³o zjawiska patologiczne we w³asnych szeregach. By³a to nie-
zbêdna gwarancja poparcia spo³eczeñstwa i przygotowywania go do zbroj-
nego powstania. Zupe³nie inaczej rzecz mia³a siê z partyzantk¹ komuni-
styczn¹. Ta, nie maj¹c ¿adnego poparcia spo³ecznego, masowo przyjmo-
wa³a do siebie nie tyle pojedynczych recydywistów, o których s¹ informa-
cje w meldunkach AL, lecz ca³e bandy rabunkowe, z których tworzono
oddzia³y AL. Te nie prowadzi³y walki przeciwko Niemcom, a tylko
rabowa³y polsk¹ ludnoæ. Dzieli³y siê za to ³upami z parti¹.
Z bandytyzmu ¿y³y wszystkie struktury komunistycznej konspira-
cji: od pojedynczych placówek w terenie do KC PPR i Sztabu G³ówne-
go GL. To w³anie a nie wzglêdy polityczne, jak sugeruje autor by³o
299
zasadnicz¹ przyczyn¹ zwalczania partyzantki PPR przez polskie pod-
ziemie.
Oprócz powtórek za dotychczasowymi, bardzo ma³o wiarygodny-
mi opracowaniami dotycz¹cymi GL-AL pojawi³y siê we wspomnianym
artykule tezy ca³kowicie nowatorskie.
Chodzi m.in. o stwierdzenie, jakoby AL mia³a podobny do AK plan
wybuchu powszechnego powstania, którego nie uda³o siê zrealizowaæ.
Zaiste ustalenie niezwyk³e, bo jedyne przygotowania logistyczne tego
typu, jakie uda³o mi siê odnaleæ, dotyczy³y powstania tylko w Warsza-
wie. Problem w tym, ¿e jest to plan powstania przeciwko... AK! Co
prawda zak³ada on opanowanie miasta w walce z dwoma wrogami:
faszystami niemieckimi i faszystami polskimi (AK), lecz w konkret-
nych dyspozycjach nakazuje niewdawanie siê w walkê z tymi pierwszy-
mi. Szczegó³owe polecenia precyzowa³y: nie mo¿emy zapominaæ, ¿e
w gor¹czce walki pierwszych godzin mo¿na bêdzie bezkarnie trzep-
n¹æ ten czy inny oddzia³ reakcyjny w³a¿¹cy nam w parafiê.
Czy taka wersja wydarzeñ, która nie dosz³a do skutku tylko ze wzglê-
du na szczup³e si³y komunistów, by³aby wk³adem w dorobek antyhitle-
rowskiej koalicji?
W artykule padaj¹ nieprawdziwe liczby: szeregi tej formacji liczy³y
na pocz¹tku 1944 r. nie 9,5 tysi¹ca ludzi, które w póniejszym czasie
jakoby jeszcze ros³y, lecz najwy¿ej 5-6 tys. osób i to w szczytowej fazie
rozwoju. Rozumiem fakt opierania siê na ustaleniach kolegów-profeso-
rów, bowiem w dziedzinie badañ nad PPR i GL-AL autor nie ma ¿ad-
nych w³asnych dokonañ, ale czy nie nale¿y podchodziæ do tamtych da-
nych z nale¿ytym dystansem? Stosuj¹c tego typu metodologiê mo¿na
np. wyj¹æ z pó³ki inne wybitne prace tych samych autorów i zacz¹æ
udowadniaæ, ¿e zbrodnia katyñska by³a dzie³em Niemców.
Mo¿na wmawiaæ wbrew dokumentom GL-AL, z których prof.
Duraczyñski w ogóle nie korzysta ¿e pepeerowska partyzantka wal-
czy³a o niepodleg³¹ Polskê. Mo¿na j¹ jak przys³owiowego s³onia do
fortepianu wciskaæ w szeregi Polskiego Pañstwa Podziemnego.
Tylko co to ma wspólnego z histori¹?
Polityka z 16 sierpnia 1997 r.
300
Z
du¿ym zainteresowaniem przeczyta³em recenzjê mojej ksi¹¿ki pió-
ra Jolanty ¯yndul (Gazeta z 8 marca 2001). Z ubolewaniem stwier-
dzam, ¿e wiele zawartych w niej informacji jest niezgodnych z prawd¹
lub nie ma nic wspólnego z treci¹ omawianej pracy. Czujê siê wiêc
zobowi¹zany do sprostowania przynajmniej niektórych nieporozumieñ
i przeinaczeñ.
Nieprawdziwe fakty
Niemal po³owê wspomnianego artyku³u zaj¹³ niezbyt dok³adny opis
genezy, przebiegu i konsekwencji wydarzeñ w Przytyku (9 marca
1936 r.). Fragment ten Jolanta ¯yndul skomentowa³a: przedstawiony
przez autora przebieg zajæ przytyckich nie ró¿ni siê od znanego wcze-
niej z literatury historycznej.
Z opini¹ t¹ trudno siê zgodziæ. W³anie brak rzetelnego opraco-
wania ca³ej sprawy pchn¹³ mnie do napisania ksi¹¿ki. Zreszt¹ jeden
z jej fragmentów powiêci³em kwestii, jak problem Przytyku funkcjo-
nuje w dostêpnej literaturze naukowej. Komentuj¹c ró¿ne opracowa-
nia i artyku³y w jaki sposób dotycz¹ce tego zagadnienia, stwierdzi-
³em, ¿e mo¿e poza jednym wyj¹tkiem ich wartoæ jest niewielka.
Najsurowsza ocena, jak¹ wówczas wyda³em, dotyczy³a ksi¹¿ki... Jo-
lanty ¯yndul Zajcia anty¿ydowskie w Polsce w latach 1935-1937,
czyli pracy mojej obecnej recenzentki. Napisa³em, ¿e znajduj¹cy siê
w niej opis sprawy przytyckiej nie ma zbyt wiele wspólnego z prawd¹
historyczn¹, za ca³¹ ksi¹¿kê podsumowa³em: ze wzglêdu na niewia-
rygodne metody warsztatowe i faktografiê raczej nie mo¿e byæ trak-
towania powa¿nie (s. 14). Moje zarzuty mimo ¿e kaliber nielekki
nie doczeka³y siê odpowiedzi.
Jeli nie pogrom, to zajcia
301
W tym wietle obecne twierdzenia pani ¯yndul, i¿ przedstawiony
przeze mnie scenariusz wydarzeñ w Przytyku nie ró¿ni siê od znanego
ju¿ wczeniej, brzmi¹ równie dziwnie, co nieprzekonuj¹co. Na szczê-
cie jednak, pisz¹c artyku³ do Gazety, autorka opar³a siê na mojej
a nie swojej ksi¹¿ce, co umo¿liwi³o jej unikniêcie wielu wczeniej
pope³nionych b³êdów. W moim mniemaniu sprawa dotyczy nie tylko
dyskusji o historii. Gdzie w tle majacz¹ sprawy du¿o powa¿niejsze,
rzek³bym: fundamentalne. To, i¿ pani ¯yndul opublikowa³a ostry ar-
tyku³ na temat mojej ksi¹zki, nie ustosunkowuj¹c siê do postawionych
w niej zarzutów pod adresem swojej wczeniejszej publikacji, jest do-
wodem zaniku dobrych obyczajów i wymownym wiadectwem jej na-
ukowej wiarygodnoci. Ale mylê, ¿e nie ma co siê obra¿aæ, tylko
trzeba ustosunkowaæ siê do meritum, co niniejszym czyniê.
Najwiêkszym mankamentem wspomnianego artyku³u jest przywo-
³ywanie twierdzeñ, które maj¹ pochodziæ z mojej ksi¹¿ki, a których wcale
tam nie ma. Autorka wylicza pogromy, które mia³y mieæ miejsce w przed-
wojennej Polsce (Lwów 1918, Piñsk, Lida, Wilno 1919 itd.), dodaj¹c:
nie s¹ to miêdzys¹siedzkie awantury wywo³ane pod wp³ywem alkoholu
ani te¿ wybicie kilku szyb, jak twierdzi Gontarczyk, lecz akty przemocy
na du¿¹ skalê.
Zaintrygowany dwukrotnie przeczyta³em w³asn¹ ksi¹¿kê. Z ca³¹
odpowiedzialnoci¹ stwierdzam, ¿e moja ksi¹¿ka dotyczy zajæ w Przy-
tyku w 1936 r. i wspomnianych przez pani¹ ¯yndul wydarzeñ w ogóle
w niej nie ma. Tym bardziej wiêc nie mog³em napisaæ, ¿e którekolwiek
z nich by³o awantur¹ wywo³an¹ pod wp³ywem alkoholu.
Nie potrafiê równie¿ odpowiedzieæ na pytanie, jakimi drogami
dosz³a autorka do wielu konstatacji na temat mojej ksi¹¿ki. Pisze
ona na przyk³ad: Podobnie opisana jest kwestia bojkotu ekonomicz-
nego w Przytyku: endecja prowadzi³a agresywn¹ akcjê bojkotow¹,
¯ydzi wykazywali coraz wiêksze zniecierpliwienie pogarszaj¹c¹ siê
sytuacj¹ ekonomiczn¹ i brakiem poczucia bezpieczeñstwa. I znowu
konkluzja jest jasna: gdyby wykazali wiêcej zrozumienia, nic by siê
w Przytyku nie sta³o. K³opot w tym, ¿e nic takiego nie twierdzi³em
i mylê, ¿e w mojej ksi¹¿ce nie ma nic, co by podobn¹ konkluzjê
podsuwa³o.
302
Dlaczego napisa³em o nastrojach spo³ecznoci ¿ydowskiej tu¿ przed
zajciami? Otó¿ badaj¹c sprawê Przytyku, natkn¹³em siê na wyrok S¹du
Okrêgowego w Radomiu, który orzeka³ o winie poszczególnych uczest-
ników zajæ. Wyrok ten stwierdza³: ludnoæ ¿ydowska dopuci³a siê na
uciekaj¹cych w³ocianach czynnej napaci, obrzucaj¹c ich kamienia-
mi i bij¹c ¿elazami i pa³kami oraz u¿ywaj¹c broni palnej, co spowodo-
wa³o akcjê obronn¹ ze strony napastowanych, nie posiadaj¹cych broni
w³ocian.
Ca³¹ sprawê mog³em skomentowaæ na sposób proponowany przez
pani¹ ¯yndul (w stosunku do Polaków) lub na mod³ê przedwojennych
antysemickich broszurek. Tyle ¿e obydwie odpowiedzi bardzo do
siebie podobne z naukowego punktu widzenia by³yby niewystarcza-
j¹ce. Uzna³em wiêc, ¿e niezbêdne jest zbadanie i rzeczowe a nie
mitologiczne wyjanienie przyczyn zachowañ opisanych w cytowa-
nym wyroku oraz identyfikacja emocji, które je wywo³a³y. Po analizie
róde³ doszed³em do wniosku, ¿e tak silna agresja wobec ch³opów
zosta³a wywo³ana przede wszystkim dzia³aniami Stronnictwa Naro-
dowego. W³anie narodowcy doprowadzili do dyskursu pomiêdzy obie-
ma spo³ecznociami na piêci i kamienie. To g³ównie oni wywo³ali
wród ¯ydów przytyckich poczucie braku bezpieczeñstwa spowodo-
wanego agresj¹ i dotkliwym bojkotem gospodarczym. Tak wiêc pi-
sz¹c powy¿sze s³owa o nastrojach ludnoci ¿ydowskiej, chcia³em wy-
janiæ mechanizmy ludzkich dzia³añ, a nie jak sugeruje pani ¯yndul
podsuwa³em wnioski na temat odpowiedzialnoci ¯ydów za wybuch
zajæ. Na jakiej wiêc podstawie autorka po raz kolejny wyci¹gnê³a
swoj¹ prost¹ konkluzjê nie wiem.
Si³a argumentacji
Wiele argumentów u¿ytych w omawianym artykule nie ma powa¿-
niejszych podstaw naukowych. Tak jest na przyk³ad w wypadku listu
pasterskiego kardyna³a Augusta Hlonda, który w po³owie lat 30. jedno-
znacznie przestrzega³ przed aktami agresji wobec ¯ydów. Pani ¯yndul
napisa³a: wypowiedzi te mia³y wprawdzie na celu przede wszystkim
potêpienie fizycznej przemocy wobec ¯ydów, skutek ich jednak by³ ca³-
kowicie odwrotny. Na pewno? W ilu wypadkach konfliktów polsko-
303
¿ydowskich mo¿emy powiedzieæ, ¿e ich przyczyn¹ by³y wypowiedzi
kardyna³a Hlonda? Czy autorka dysponuje jakimi badaniami na temat
recepcji spo³ecznej owego listu pasterskiego?
W innym miejscu jako dowód, ¿e ze stosunkami polsko-¿ydowski-
mi przed wojn¹ nie by³o najlepiej, autorka przywo³a³a fakt, i¿ w Sejmie
wybranym w 1935 r. na 208 pos³ów by³o tylko czterech ¯ydów. Wobec
takiego argumentu wypada jedynie odes³aæ autorkê do ksi¹¿ki jej opie-
kuna naukowego prof. Jerzego Tomaszewskiego, który g³ówn¹ win¹ za
taki stan rzeczy obarczy³ nie stosunki pomiêdzy obydwoma nacjami,
tylko kszta³t ordynacji wyborczej, k³ótnie wewn¹trz spo³ecznoci ¿y-
dowskiej, które przekreli³y mo¿liwoæ wyborczego sukcesu (Najnow-
sze dzieje ¯ydów w Polsce w zarysie do 1950 roku, 1993).
Nie ukrywam, ¿e niektóre fragmenty omawianego artyku³u spra-
wi³y mi nie lada k³opot. Czyta³em na ró¿ne sposoby: raz nawet od
ty³u. Te¿ bez efektu: pogromy w latach 30. nie zawsze koñczy³y siê
tragicznie. Rezultatem pogromu w Miñsku Mazowieckim w czerwcu
1936 r. by³o kilkudziesiêciu rannych ¯ydów, zniszczone sklepy i miesz-
kania oraz kilka spalonych domów. Znaczy, ¿e co: nie wysadzili
w powietrze synagogi? Có¿ jeszcze powinno by³o siê zdarzyæ w Miñ-
sku Mazowieckim, ¿eby autorka uzna³a, ¿e zajcia te jednak skoñczy-
³y siê tragicznie?
Najwiêcej miejsca powiêci³a autorka kwestii interpretacji zajæ
przytyckich. Postawi³em tezê, ¿e wspomnianych wydarzeñ raczej nie
nale¿y nazywaæ pogromem, bowiem ich natura jest skomplikowana
i niejednoznaczna. Opinii tej da³em wyraz tak¿e na ok³adce ksi¹¿ki,
umieszczaj¹c tam s³owo pogrom z du¿ym znakiem zapytania. Recen-
zentka stwierdzi³a, ¿e w³anie ta ok³adka rozwia³a jej z³udzenia co do
mojej rozwagi i uczciwoci. Doda³a przy tym: Pogrom? (...) Od razu
wiemy, ¿e jest to ksi¹¿ka z jasno okrelon¹ tez¹: ¿adnego pogromu nie
by³o.
Wydaje mi siê, ¿e o wartoci pracy historycznej dobrze jest wyg³a-
szaæ s¹dy po jej przeczytaniu, a nie po obejrzeniu ok³adki. Ponadto
sugerowanie, ¿e autor jest nierozwa¿ny i nieuczciwy tylko dlatego, ¿e
tytu³ jego pracy nie pasuje do w³asnych wyobra¿eñ na temat historii,
uwa¿am za nieco nierozwa¿ne i nieuczciwe. Czy nie powinny liczyæ siê
304
argumenty? Autorka mo¿e nie zgadzaæ siê z moj¹ wizj¹ i ma do tego
prawo. Po to opublikowa³em najwa¿niejsze dla sprawy dokumenty, ¿eby
ka¿dy czytelnik sprawdzi³ moj¹ wiarygodnoæ i o sprawie Przytyka móg³
sobie wyrobiæ w³asne zdanie.
Pani ¯yndul nie zgadza siê wiêc z moim znakiem zapytania, pisz¹c, ¿e
w Przytyku jednak mia³ miejsce pogrom: to nieodparte i lepe pragnienie
zemsty powoduje, ¿e atakuj¹cy t³um nie szuka faktycznych sprawców zdra-
dy czy zbrodni, obci¹¿aj¹c win¹ ca³e spo³eczeñstwo ¿ydowskie, wszystkich
¯ydów i wszystkim chce wymierzyæ sprawiedliwoæ. Tak te¿ ch³opi w Przy-
tyku nie szukali zabójcy Wieniaka, ale skierowali siê przeciwko wszystkim
¯ydom, którzy byli pod rêk¹. To wtedy zacz¹³ siê pogrom.
Sêk w tym, ¿e zanim nast¹pi³y opisane przez pani¹ ¯yndul wyda-
rzenia, to ch³opi byli obiektem agresji. ¯ydowska samoobrona, uzbro-
jona w niebezpieczne narzêdzia, zaatakowa³a wieniaków uciekaj¹-
cych z rynku. Do akcji w³¹czy³a siê czêæ mieszkañców miasteczka
(patrz: cytowany wczeniej wyrok s¹dowy). Bito nie tylko sprawców
wczeniejszej napaci na ¿ydowskiego krawca, tylko ka¿dego, kto
znajdowa³ siê na ulicy. Gdyby wiêc wykorzystaæ przytoczone teorie
pani ¯yndul, ten fragment wydarzeñ musia³bym (po zamianie akto-
rów) opisaæ nastêpuj¹co: to nieodparte i lepe pragnienie zemsty po-
woduje, ¿e atakuj¹cy t³um, nie szuka faktycznych sprawców zdrady
czy zbrodni, obci¹¿aj¹c win¹ ca³e spo³eczeñstwo polskie, wszystkich
Polaków i wszystkim chce wymierzyæ sprawiedliwoæ. Tak te¿ ¯ydzi
w Przytyku nie szukali sprawców napaci na krawca Dalmana, ale
skierowali siê przeciwko wszystkim Polakom, którzy byli pod rêk¹. To
wtedy zacz¹³ siê pogrom.
To kiedy zacz¹³ siê pogrom? Ile by³o pogromów w Przytyku? Chcia-
³em unikn¹æ mistyki i pogromowych wyliczanek, bowiem jedno i dru-
gie bardziej zaciemnia historiê, ni¿ cokolwiek t³umaczy. Wybra³em s³o-
wa zajcia i konflikt jako trafniejsze i pozbawione emocjonalnych
skojarzeñ. Moj¹ niechêæ do s³owa pogrom pisa³em o tym w ksi¹¿ce
wynika tak¿e z tego, ¿e s³owo to jest nadu¿ywane przez ludzi, którzy
nie chc¹ lub nie potrafi¹ badaæ historii. Czêsto nawet nie interesuje ich,
jak by³o naprawdê. Niewa¿ne Polacy napadli na ¯ydów, czy by³y to
jakie porachunki osobiste, czy mo¿e, jak zdarzy³o siê w latach 1919-
305
-1920, konflikty zbrojne, represje lub zemsta za rzeczywist¹ lub wydu-
man¹ wspó³pracê z Ukraiñcami i Armi¹ Czerwon¹. By³ pogrom,
a zatem napadniêto i mordowano ¯ydów.
Na przyk³ad Jolanta ¯yndul wprowadzi³a do obiegu naukowego
pogrom w Warszawie, który mia³ mieæ miejsce jeszcze w XIX w.
W jej ksi¹¿ce mo¿na przeczytaæ: Fala pogromów, która ogarnê³a Rosjê
po zabójstwie cara Miko³aja II, przela³a siê równie¿ przez granicê Kró-
lestwa Polskiego i doprowadzi³a do anty¿ydowskich wyst¹pieñ w War-
szawie w Bo¿e Narodzenie 1881 r., podczas których straci³o ¿ycie oko-
³o 30 ¯ydów.
Szuka³em na ten temat informacji w niemieckojêzycznej ksi¹¿ce, na
któr¹ siê autorka powo³a³a. Nic takiego tam nie ma. Dopiero w Gaze-
cie Warszawskiej z grudnia 1881 r. znalaz³em: Wczoraj, w czasie od-
prawiania nabo¿eñstwa parafialnego kociele w. Krzy¿a, kto ze
le myl¹cych, a prawdopodobnie z³odziej kieszonkowy, wykrzykn¹³:
Pali siê! Który to okrzyk spowodowa³ smutn¹ i op³akan¹ katastrofê,
gdy¿ czêæ ludnoci znajduj¹ca siê przy drzwiach kocio³a, t³ocz¹c siê
razem po schodach kru¿ganka, do dwudziestu dwóch przez podeptanie
i zgniecenie narazi³a na mieræ lub smutne kalectwo. Kilka osób zmar-
³o potem w szpitalu, wiêc liczba ofiar dosz³a do oko³o 30. No dobrze,
pani naukowiec, ale gdzie s¹ pogromieni ¯ydzi?
P³aszczyzna dyskusji
Podobnych przyk³adów nierzetelnoci w opisie mojej ksi¹¿ki mogê
podaæ wiêcej. Pozwalaj¹ one na wysuniêcie twierdzenia, i¿ recenzja ma
z omawian¹ prac¹ podobnie zreszt¹ jak w ogóle z nauk¹ zwi¹zek
raczej luny. Z jedn¹ wszak uwag¹ szanownej dyskutantki wypada mi
siê jednak zgodziæ: czasami, jak w odniesieniu do rzekomych krwa-
wych ofiar politycznych porachunków miêdzy ¯ydami, Gontarczyk nie
podaje ¿adnych przyk³adów. Ja tak¿e ich nie znam. Istotnie, napisa³em,
¿e wewn¹trz spo³ecznoci ¿ydowskiej zdarza³y siê podobnie jak miê-
dzy Polakami krwawe porachunki na tle spo³ecznym, rodzinnym, han-
dlowym, a nie tylko politycznym (s. 36). Kwestii tej nie opisa³em zbyt
precyzyjnie, bowiem praca dotyczy³a zajæ w Przytyku i dotykaj¹c bocz-
nych w¹tków, wielu z nich nie by³em w stanie rozwin¹æ.
306
O organizowaniu zajæ i demolowaniu lokali partii lewicowych
przez syjonistów-rewizjonistów czyta³em miêdzy innymi w miesiêcz-
nych sprawozdaniach wojewody bia³ostockiego. Jeli za chodzi
o krwawe ofiary porachunków politycznych, cytujê prasow¹ notatkê:
Krwawa bójka na Ogrodowej 9 zamieszczon¹ w jednej z przedwojen-
nych ¿ydowskich gazet: Wczoraj w lokalu Bundu, Ogrodowa 9, odby³
siê wiec pracowników piekarskich. Kilku skrajnych lewicowców za-
czê³o domagaæ siê, by zsolidaryzowano siê z robociarzami itd., za co
zostali usuniêci z sali. Pozostali oni na podwórzu i o godzinie 12,
gdy zebrani opucili salê obrad, napadli na nich. Powsta³a ostra
bójka, w której kilka osób odnios³o rany. Ciê¿ko pobitym jest Abram
Dêczycki. Bójce po³o¿y³a kres policja, aresztuj¹c kilka osób (5-ta
rano z 16 marca 1936 r.).
Przecie¿ w Polsce mieszka³y przed wojn¹ trzy miliony ¯ydów.
Stanowili oni spo³ecznoæ niezwykle aktywn¹ i zró¿nicowan¹. Warto
pamiêtaæ, ¿e ca³y czas mówimy o latach 30.: katastrofalne skutki kry-
zysu gospodarczego, radykalizacja postaw, czas tryumfu ideologii glo-
ryfikuj¹cych si³ê i przemoc. Bili siê wszyscy ze wszystkimi i o wszyst-
ko: o religiê, pogl¹dy, o pracê, o klienta, z g³upoty i chêci wy³adowa-
nia nagromadzonych frustracji. Jak wiêc mo¿na by³o wpaæ na po-
mys³, ¿e ostre konflikty niekiedy krwawe i brutalne mog³y omin¹æ
akurat spo³ecznoæ ¿ydowsk¹? Ale pani ¯yndul twierdzi, ¿e takich
przypadków nie zna. Zwa¿ywszy na fakt, i¿ swój artyku³ podpisa³a
jako doktor historii i adiunkt w Instytucie Historii UW, a tak w ogóle
specjalizuje siê w badaniu historii stosunków polsko-¿ydowskich
w latach 30., takie wyznanie nale¿y uznaæ za akt odwagi. Pozostaje
jedynie poleciæ lekturê raportów policji, starostów, sprawozdañ okre-
sowych wojewodów, wspomnieñ, pamiêtników, prasy... Polecam rów-
nie¿ lekturê ostatniej ksi¹¿ki Marka Jana Chodakiewicza ¯ydzi i Po-
lacy 1918-1955. Wspó³istnienie zag³ada komunizm (2000 r.). Tyle
jeszcze przed pani¹
Przypuszczam, ¿e artyku³ Pani ¯yndul nie jest prost¹ konsekwencj¹
zarzutów postawionych w mojej ksi¹¿ce. Twierdzenie, ¿e np. wydarze-
nia we Lwowie w 1918 r. w których zginê³o kilkudziesiêciu ¯ydów na-
zwa³em s¹siedzk¹ awantur¹ wywo³an¹ pod wp³ywem alkoholu, traktu-
307
jê nie jako przyk³ad z³ej woli, tylko zwyk³e przejêzyczenie spowodowa-
ne brakiem pewnej dyscypliny intelektualnej i ostro¿noci.
Cieszê siê, ¿e moja ksi¹¿ka jest czytana i wzbudza chêæ polemiki.
Jednak z naukowego punktu widzenia bardziej stosowny by³by s¹¿ni-
sty tekst naukowy, w którym na podstawie bogatej kwerendy ró-
d³owej pani ¯yndul rozwinie wszystkie poruszone w swoim artykule
kwestie. Stosowne by³oby równie¿ rzetelne opisanie róde³, na pod-
stawie których recenzentka sklasyfikowa³a wydarzenia w Piñsku (1919)
czy Lwowie jako pogrom ¯ydów bo nim raczej nie by³. Nie w¹t-
piê równie¿, ¿e w najbli¿szym czasie opublikuje wyniki swoich badañ
na temat wp³ywu listu pasterskiego kardyna³a Hlonda na eskalacjê
konfliktów polsko-¿ydowskich oraz roli, jak¹ odegra³ polski antyse-
mityzm w pora¿ce wyborczej spo³ecznoci ¿ydowskiej w 1935 r. Ko-
lejne artyku³y winny dotyczyæ bogatej bazy archiwalnej, na podstawie
której mo¿na udokumentowaæ tezê o pogromach we Lwowie (1918)
i Wilnie (1919), bo oba te wydarzenia, moim zdaniem, nimi nie by³y.
No w³anie, a co tam nowego s³ychaæ w sprawie pogromu
w Warszawie?
Inn¹, znacznie krótsz¹ wersjê opublikowano
w Gazecie Wyborczej z 28 marca 2001 r.
308
Z
zaciekawieniem przeczyta³em recenzjê mojej ksi¹¿ki o PPR za-
mieszczon¹ w Nowej Myli Polskiej z 10 padziernika 2004 r. Po-
niewa¿ jej autor, Lech Ma¿ewski, postawi³ tam kilka zarzutów równie
ostrych, co dyskusyjnych, czujê siê w obowi¹zku udzieliæ odpowie-
dzi. Ze wzglêdu na brak miejsca muszê ograniczyæ siê do kilku rzeczy
podstawowych.
Szanowny recenzent ma w¹tpliwoci w sprawie mojej definicji isto-
ty Polskiej Partii Robotniczej: dla autora jest oczywiste, ¿e chodzi³o
o partiê komunistyczn¹, dla mnie za nie jest to takie pewne. PPR
by³a z pewnoci¹ formacj¹ prosowieck¹ w sensie orientacji geopoli-
tycznej, ale jej program trudno uznaæ za komunistyczny (...) ogólniko-
wo lewicowemu programowi spo³eczno-politycznemu towarzyszy³y bo-
wiem patriotyczne wezwania do tworzenia frontu narodowego w celu
podjêcia natychmiastowej walki z Niemcami.
Sêk w tym, ¿e wspomniane przez Ma¿ewskiego has³a by³y narzuco-
nym przez Józefa Stalina oszustwem. Obawiaj¹c siê, ¿e nowa partia
komunistyczna nie uzyska poparcia spo³ecznego i nie wywo³a tak ocze-
kiwanego w Moskwie powstania, Stalin nakaza³ zastosowanie mistyfi-
kacji. Genezê tej operacji wyjania przytoczona przeze mnie notatka
sporz¹dzona w 1957 r. przez Jakuba Bermana (s. 74-75). Komunici
ukryli swój prawdziwy, komunistyczny program, agenturaln¹ podleg³oæ
Moskwie i chêtnie szafowali patriotycznymi has³ami. Jak czasem siê
zapominali, byli przez swych prze³o¿onych strofowani: tak jak sekre-
tarz PPR Pinkus vel Pawe³ Finder w marcu 1943 r.: w swojej ostatniej
depeszy do towarzysza Stalina piszecie o ustanowieniu w³adzy robot-
niczo-ch³opskiej w Polsce. Na tym etapie jest to politycznie nieprawi-
d³owe. (...) Najwa¿niejszymi has³ami waszej walki powinny byæ:
Niech przemówi¹ archiwa
309
1) wypêdzenie z Polski okupantów, 2) wywalczenie swobody narodo-
wej, 3) ustanowienie w³adzy autentycznie ludowej i demokratycznej, a
nie w³adzy robotniczo-ch³opskiej. Proszê mieæ to na uwadze (cytujê s.
89).
W³adys³aw Gomu³ka napisa³ w Pamiêtnikach o swoim zetkniê-
ciu z narzucon¹ przez Moskwê formu³¹ dzia³ania PPR: z mieszany-
mi uczuciami s³ucha³em Findera, jego informacji i zarazem instruk-
cyjnych wskazówek nawietlaj¹cych rolê, zadania i oblicze PPR.
Wynika³o z nich, ¿e kierownictwo Kominternu realizuj¹ce zawsze
dyrektywy WKP(b) nowo powo³anej partii nada³o niejako dwa
oblicza, jawne i tajne. (...) skrywane przed narodem mia³y pozostaæ
powi¹zania kierownictwa partii z Moskw¹, z Kominternem, uzna-
wanie ich zwierzchnictwa nad parti¹ mimo formalnego wyrzecze-
nia siê przez ni¹ przynale¿noci do Miêdzynarodówki Komunistycz-
nej (cytujê s. 75).
Pierwszy sekretarz PPR Marceli Nowotko, napisa³ w 1941 r. o swojej
lotniczej podró¿y do kraju, gdzie mia³ zostaæ pierwszym sekretarzem
PPR: po puszczeniu motorów w ruch zaczêlimy na po¿egnanie naszej
sowieckiej ojczyzny piewaæ pieñ Sziroka strana maja radnaja.
To kim by³ Nowotko? Polskim patriot¹ geopolitycznie patrz¹cym
na wschód, czy jednak po prostu sowieciarzem? To nie Gontarczyk
twierdzi, ¿e ogólnikowo lewicowe i patriotyczne has³a PPR by³y ma-
skarad¹. W kwestii tak wa¿nej, jak to, dok¹d zmierzali i o co walczyli
przywódcy PPR, chêtniej oddajê g³os Bermanowi, Finderowi, Nowotce
i Gomu³ce. Najlepiej zorientowanym i najbardziej zainteresowanym.
Sprawa oszukañczego pos³ugiwania siê przez komunistów ogólni-
kowo-lewicowymi i patriotycznymi has³ami jest jedn¹ z najwa¿niejszych
tez mojej ksi¹¿ki. Ale Lech Ma¿ewski po jej lekturze dalej nie rozró¿nia
kwestii programu politycznego PPR od stosowanej przez tê partiê pro-
pagandy. W zasadzie w tym momencie dalsz¹ dyskusjê z jego tekstem
móg³bym z czystym sumieniem zakoñczyæ. Bez przyswojenia sobie kil-
ku podstawowych informacji o istocie PPR o powa¿niejszej dyskusji na
ten temat chyba nie mo¿e byæ mowy.
Dalej szanowny recenzent zarzuci³ mi, ¿e niepotrzebnie tyle miejsca
powiêci³em kwestiom zwi¹zanym z partyzantk¹ komunistyczn¹: autor
310
zajmuje siê tyloma sprawami naraz obok dziejów samej tytu³owej
PPR jest te¿ historia PPR-GL-AL. Ju¿ sam sposób, w jaki Lech Ma-
¿ewski zapisa³ nazwê komunistycznej konspiracji (w³anie tak: PPR-
GL-AL), dobrze ilustruje nietrafnoæ podobnego zarzutu. Przecie¿ to ta
sama organizacja, tyle, ¿e dzia³aj¹ca pod ró¿nymi szyldami. Nadto trzeba
pamiêtaæ, ¿e rzekome zas³ugi w walce z Niemcami by³y jednym z naj-
wa¿niejszych argumentów, jakich w swym notorycznym wtr¹caniu siê
w sprawy polskie u¿ywa³a PPR-owska propaganda. Po wojnie tymi
samymi argumentami komunici uzasadniali swój tytu³ do sprawowa-
nia w³adzy. I jak¿e to tak? Pomin¹æ to wszystko w rozprawie na temat
historii Polskiej Partii Robotniczej? Nie skonfrontowaæ rzeczywistoci
z propagand¹? To po co w ogóle zajmowaæ siê PPR?
W innym miejscu pan Ma¿ewski polemizuje z treci¹ mojej ksi¹¿ki
i po raz kolejny ma inne zdanie: powstanie przez PKWN wcale nie roz-
strzyga³o do koñca problemu w³adzy w Polsce. Gdyby tak by³o, to dla-
czego nie powo³ano od razu Rz¹du Tymczasowego po przekroczeniu
Bugu przez Armiê Czerwon¹ w lipcu 1944 r. a czekano jeszcze jaki
czas, aby ostatecznie w czerwcu 1945 r. powsta³ Tymczasowy Rz¹d
Jednoci Narodowej.
Nie za bardzo czujê siê kompetentny opisywaæ tu wszystkie ele-
menty doæ dynamicznej polityki sowieckiej wobec Polski w latach 1944-
-1945 r. Jednym zdaniem odpowiem, ¿e w 1944 r. komunici nie powo-
³ali rz¹du, bo Stalin nie chcia³ konfliktu z aliantami, którzy wówczas
uznawali rz¹d polski w Londynie. Dlatego powo³ano tylko quasi rz¹d,
pod nazw¹ PKWN. Piszê o tym na str. 388-391 i twierdzê, ¿e jest to
wiedza od wielu lat funkcjonuj¹ca w podstawowej literaturze przed-
miotu... A o tym, ¿e powo³anie PKWN rozstrzyga³o do koñca problem
w³adzy w Polsce, nigdzie nie napisa³em. Nie domylam siê nawet gdzie
Ma¿ewski móg³by znaleæ w mojej ksi¹¿ce choæ sugeruj¹ce co takiego
s³owa. Twierdzi³em co zgo³a przeciwnego: ¿e Stalin dzia³a³ w spra-
wach polskich elastycznie i wielowariantowo (s. 388).
Tutaj napiszê, i¿ powo³anie PKWN rozstrzyga³o sprawê w tym zna-
czeniu, ¿e w Polsce zerwano z zachowaniem zasady ci¹g³oci pañstwo-
wej i rozpoczêto budowê komunistycznej dyktatury, z pozorami tylko
pluralizmu i suwerennoci. By³a to wyrana odmiennoæ od metod, ja-
311
kie Moskwa zastosowa³a na przyk³ad w Rumunii czy Bu³garii. Tu po-
cz¹tkowo zachowano tradycyjne systemy polityczne, stopniowo nisz-
cz¹c wszelkie atrybuty pluralizmu politycznego i suwerennoci pañ-
stwowej.
Sporo miejsca w swoim tekcie Lech Ma¿ewski powiêci³ moim
twierdzeniom o tym, ¿e Gomu³ka niewiele ró¿ni³ siê od swego politycz-
nego otoczenia i tak¿e chcia³ sowietyzowaæ Polskê: gdyby Gomu³ka
niczym siê nie ró¿ni³ od innych przywódców PPR, to w 1948 r. pos³usz-
nie przyst¹pi³by na rozkaz Stalina do budowy w Polsce porz¹dków praw-
dziwie komunistycznych. D³ugi wywód na temat Gomu³ki pan Ma¿ew-
ski koñczy twierdzeniem, i¿ Wies³aw: broni³ swego stanowiska na-
wet z nara¿eniem ¿ycia. Tak by³o w 1948 r., jak i 8 lat póniej.
Na ten i kilka innych, podobnych argumentów, odpowiem krótko:
Gomu³ka nie przyst¹pi³ w 1948 r. do ostrej sowietyzacji kraju, bo mia³
inne pogl¹dy, co do metod, jakimi ten proces trzeba prowadziæ. Odnosi³
siê z wiêkszym szacunkiem do rzeczywistoci polityczno-spo³ecznej,
do historii Polski i do tradycji polskiej lewicy. Sowietyzowaæ chcia³, ale
spokojniej i roztropniej. By³ przekonany, ¿e w ten sposób Polacy uznaj¹
komunizm za swoje, a nie za ustrój obcy, narzucony przez w³adze
i ZSRS. Ale czy to wiadczy o tym, ¿e nie pragn¹³ sowietyzowania
Polski? A mo¿e tylko chcia³ to zrobiæ lepiej, skuteczniej?
Nadto twierdzê, i¿ nie ma mocnych podstaw do twierdzenia, ¿e Go-
mu³ka mia³ w 1948 r. wiadomoæ dzia³ania z nara¿eniem ¿ycia. A ¿e
tak myla³ w 1956 r., to ju¿, moim zdaniem, konfabulacja.
Podobnych zastrze¿eñ do fundamentów, na których szanowny re-
cenzent buduje swoje intelektualne konstrukcje, a o mojej ksi¹¿ce
i o mnie wydaje ostre s¹dy, mo¿na przytoczyæ znacznie wiêcej. Ma¿ew-
ski pisze na przyk³ad, ¿e opresywnoæ w³adzy w latach 1956-1970 mo¿e
byæ porównywalna z rz¹dami sanacyjnymi w latach 30. No có¿, w la-
tach 30. w Polsce pod wieloma wzglêdami nie dzia³o siê najlepiej. Ale
bez przesady. Wystarczy tylko spojrzeæ na zakres swobód obywatel-
skich, ró¿nice pomiêdzy mo¿liwociami wolnego rozwoju kultury, na-
uki i owiaty, uwarunkowania dotycz¹ce dzia³alnoci gospodarczej, funk-
cjonowania ówczesnych rodków masowego przekazu, takich jak ra-
dio, druki czy prasa. Trzeba spojrzeæ na mo¿liwoci zrzeszania siê
312
i prowadzenia jakiejkolwiek dzia³alnoci spo³eczno-politycznej. Nie
wspomnê ju¿ o takich drobiazgach, jak rola, zadania i liczebnoæ policji
politycznej... To¿ podobne porównania, przynajmniej z naukowego punk-
tu widzenia, to tylko nieszkodliwy absurd. Mniej, ni¿ realia historycz-
ne, oddaj¹ one mojego recenzenta (tak brzmia³ tytu³ jego tekstu:) K³o-
pot z W³adys³awem Gomu³k¹.
Pan Ma¿ewski atakuje te¿ mój opis dzia³añ komunistycznej party-
zantki: nie czujê siê upowa¿niony do obrony czci pepeerowców czy cz³on-
ków GL-AL, ale obraz ten wydaje mi siê zbyt ciemny, podobny do tego,
jaki do 1956 r. historiografia PRL malowa³a odnonie dziejów II RP.
W nauce podobne w¹tpliwoci rozstrzyga siê tak: trzeba pójæ do by³e-
go archiwum KC PZPR, zbadaæ dokumenty i podj¹æ merytoryczn¹ dys-
kusjê. By³aby to realizacja zasady sine rea et studio, której lekcewa¿e-
nie zarzuci³ sam autor. Tak siê sk³ada, ¿e ja parê lat w tych archiwach
siedzia³em i stosowne dokumenty zbada³em. Okaza³o siê, i¿ wiêkszoæ
komunistycznych oddzia³ów ze wzglêdu na brak broni, wyszkolenia,
jakoæ elementu, jaki tam trafia³ nie by³a w stanie podj¹æ walki
z Niemcami. W sposób otwarty o tych sprawach pisali w czasie wojny
sami komunici. Ja ich dokumenty w ksi¹¿ce cytujê. Nie chcia³em nara-
ziæ siê na zarzut stronniczoci, wiêc w ograniczonym zakresie wyko-
rzysta³em archiwalia Polskiego Pañstwa Podziemnego. Narracjê roz-
dzia³ów dotycz¹cych dzia³alnoci zbrojnej GL-AL zbudowa³em g³ów-
nie na podstawie przez lata ukrywanych w archiwach dokumentów PPR
oraz relacjach jej cz³onków. To nie Gontarczyk twierdzi, ¿e Grzegorz
Korczyñski by³ zwyk³ym rzezimieszkiem. To podkomendni póniejsze-
go peerelowskiego ministra i genera³a opowiedzieli, jak z nim rabowali
i mordowali ¯ydów, dziel¹c siê ubraniami ofiar bezporednio na miej-
scu zbrodni. Dodam tylko, ¿e po napisaniu ksi¹¿ki nie przesta³em tej
problematyki badaæ. No i okazuje siê, ¿e rzeczywistoæ jest bardziej
dramatyczna, ni¿ to opisa³em. Zg³aszaj¹ siê kolejni ludzie z relacjami,
IPN udostêpnia mi kolejne dokumenty. Wynika z nich, ¿e skala zbrodni
pope³nionych przez komunistów na ¯ydach jest znacznie wiêksza, ni¿
myla³em.
Szanowny recenzent w archiwach nie by³, dokumentów PPR nie
bada³. Mnie za porównuje do stalinowskich propagandystów i poucza
313
sine rea et studio. O swoich pogl¹dach w tej sprawie, nie popartych
¿adnymi merytorycznymi argumentami, napisa³: wydaje mi siê, ¿e....
Có¿ mogê rzecz? Przynajmniej tu: i skromnie, i s³usznie.
Lech Ma¿ewski napisa³, ¿e i ja i moja ksi¹¿ka jestemy do niczego.
Ale przyznam szczerze, ¿e nie poczu³em siê specjalnie zmieciony z po-
wierzchni ziemi. Zwa¿ywszy na kaliber i kondycjê wytoczonych tu dzia³,
od ich huku tylko trochê rozbola³a mnie g³owa. A ostre s³owa na temat
mojej wiarygodnoci naukowej, porównañ do stalinowskiej propagan-
dy, przez szacunek i sympatiê do autora, którego ceniê i czytam odk¹d
pamiêtam, puszczam mimo uszu. Mam nadziejê, ¿e jeszcze nie raz bê-
dziemy mogli pospieraæ siê i podyskutowaæ. No i nie bêdê siê t³umaczy³
z zarzutów antykomunistycznych obsesji i fascynacji Narodowymi Si-
³ami Zbrojnymi. Przynajmniej nie tu, w Nowej Myli Polskiej mu-
szê zostawiæ jakie asy w rêkawie na pojedynki z Trybun¹.
Nowa myl Polska, 24 padziernika 2004 r.
314
Prawda tak, ale
J
erzy Eisler niepotrzebnie w³o¿y³ w swój tekst tyle negatywnych emo-
cji. Zapewne to tak utrudni³o mu zrozumienie genezy i istoty zg³oszo-
nych przeze mnie zastrze¿eñ. Zredukowa³ je wiêc ad absurdum, do czy-
stej emanacji antykomunizmu. Czytelnikom przypominam, ¿e moje uwagi
na temat zaproponowanych przez Eislera metod zniekszta³cania (tak!
zniekszta³cania!) historii oparte by³y na trzech opisanych przez niego
przyk³adach: 1) towarzysza z PZPR mówi¹cego nolens volens i volens
nolens bez zrozumienia o co chodzi; 2) zas³u¿onego oficera AK, który
wyst¹pi³ w radio w 1968 r., i 3) ostrej wypowiedzi hierarchy Kocio³a
o strajkuj¹cych w kociele w. Marcina w 1977 r.
Nie chcia³bym podejrzewaæ szanownego adwersarza o k³opoty ze
zrozumieniem prostego tekstu, ale jestem zaskoczony. Czy naprawdê
Eisler myli, ¿e protestujê przeciwko pomijaniu informacji niewygod-
nych dla Kocio³a dlatego, ¿e chcê przywaliæ czerwonym? Na wszel-
ki wypadek przypomnê, ¿e wymóg rzetelnego traktowania faktów nie
ma ¿adnego koloru politycznego.
Dalej Eisler broni postulatu pomijania niektórych faktów i zjawisk
ze wzglêdu na dobre obyczaje. Prawda tak, ale nie za wszelk¹ cenê, nie
za cenê naukowej pornografii. Czy zdanie: jeden z hierarchów Kocio-
³a wypowiedzia³ ostre uwagi na temat ¿ydowskiego pochodzenia nie-
których protestuj¹cych w 1977 r. w Kociele w. Marcina jest zdaniem
obscenicznym? Bo ja czu³bym siê w obowi¹zku przynajmniej tyle
w omawianej sprawie napisaæ. Ale Eisler proponuje inaczej. Chce te
informacje przemilczeæ i by mieæ do tego pretekst w ma³o wiarygod-
ny sposób podwa¿a ich ród³o, czyli dokumenty SB: jest wszak mo¿li-
Pochwa³a krucjaty
315
we, ¿e tajny wspó³pracownik napisa³ to, co oficer SB chcia³ przeczy-
taæ. Tu nie o pornografiê i dobre obyczaje chodzi. Jestem przeciwny
przemilczaniu niewygodnych dla kogo (tu: dla Kocio³a) faktów z po-
zanaukowych wzglêdów. Tylko prawda ma jakikolwiek sens i znacze-
nie przekonywa³ kiedy Józef Mackiewicz. Nie wiem, co jeszcze móg³-
bym napisaæ, by Eisler spróbowa³ to zrozumieæ.
Historiografia wra¿liwa
Polemika Eislera sprawi³a mi du¿¹ przykroæ. Nie dlatego, ¿e jego
autor ma odmienne pogl¹dy i nie dlatego, ¿e poprzetyka³ je inwektywa-
mi. K³opot w tym, ¿e po lekturze jego tekstu zw¹tpi³em w elementarne
zasady logiki. Dawniej wiat by³ dla mnie prosty i generalnie by³em
szczêliwym cz³owiekiem. Wypowied Eislera: nie napisa³em ani wte-
dy ani teraz o kogo chodzi, gdy¿ osobicie znam cz³onka rodziny tego
dzia³acza i nie chcia³em mu robiæ przykroci, by³a dla mnie jasna. Jest
i skutek (nie napisa³em ani wtedy ani teraz o kogo chodzi), który mia³
swoj¹ zasadnicz¹ (gdy¿) przyczynê (znam cz³onka rodziny tego dzia³a-
cza i nie chcia³em mu robiæ przykroci). Po pretensjach mego adwersa-
rza, ¿e wypaczam jego wypowiedzi, by przypisaæ mu chêæ rezygnacji
z pisania prawdy ze wzglêdu na kole¿eñskie znajomoci, ¿e nie umiem
cytowaæ, w ogóle nic nie rozumiem, co on napisa³, kiedy napisa³ ¿e
poczu³em siê nieswojo. Eisler móg³ uci¹æ krótko, ¿e to nie on napisa³
powy¿sze zdanie, tylko ja. £adnie, zgrabnie i zmieci³by siê w tej samej
konwencji.
Dalej okaza³o siê, ¿e brak umiejêtnoci (w³aciwego) odczytania
prostych wypowiedzi to tylko czêæ moich k³opotów. Mam tak¿e pro-
blem z wra¿liwoci¹. Mój szanowny polemista pisze: Jak rozumiem,
autor polemiki nie widzi nic niestosownego w tym, ¿e zas³u¿ony oficer
Armii Krajowej, z piêkn¹ wojenn¹ kart¹, akurat w kwietniu 1968 r.,
gdy trwa³a antysemicka nagonka, przed mikrofonami Polskiego Radia
mówi³ o ratowaniu przez Polaków ¯ydów w czasie II wojny wiatowej.
Tutaj znowu ró¿nimy siê zasadniczo ja dostrzegam niezrêcznoæ tej
sytuacji. ( ) Nie poda³em nazwiska tej wielce zas³u¿onej osoby ponie-
wa¿ tu dopowiadam ³opatologicznie wiosn¹ 1968 r. kto o tak piêk-
nym ¿yciorysie w ogóle nie powinien wystêpowaæ w Polskim Radiu
316
Spróbujê ³opatologicznie: moja opinia, czy rzeczony oficer zacho-
wa³ siê stosownie, czy nie, jest tu kwesti¹ drugorzêdn¹. Przyszed³ do
radia sam, nikt go traktorem tam nie ci¹gn¹³. To jest fakt historyczny
i kropka. A fakty niezale¿nie od naszych ocen mamy obowi¹zek
szanowaæ. Nale¿a³o wiêc opisaæ sprawê i dodaæ swoj¹ opiniê na temat
niestosownoci jego zachowania, jeli taka wola. Ale nie, mój adwer-
sarz robi inaczej. Z okrelonych wzglêdów (tutaj: wra¿liwoæ, przed-
tem by³y znajomoci i dobre imiê Kocio³a) ca³¹ sprawê przemilcza. Ja
to nazywam poprawianiem historii i mówiê krótko: veto.
Ale tu muszê wyznaæ szczerze, ¿e intencji mego polemisty, poprzed-
nio wyra¿onych w tej sprawie, rzeczywicie nie zrozumia³em. Nie
przysz³o mi wtedy do g³owy, ¿e mo¿na w tak ostentacyjny sposób nagi-
naæ historyczne fakty. Teraz rozumiem. Oto nauki formu³a nowa: kto
w 1968 r. w radio by³, albo nie by³, dzi zdecyduje Jerzy Eisler.
Sk¹d ja te metody znam? Ano, czyta³em kiedy biogram Micha³a
¯ymierskiego. Jego autor nie chcia³ napisaæ, ¿e Pan Marsza³ek przed
wojn¹ trafi³ do wiêzienia za malwersacje finansowe. Napisa³ wiêc, ¿e
¯ymierski w latach 30. po prostu wyjecha³ z kraju. Mo¿e autor biogra-
mu post¹pi³ w³aciwie? Trochê wstyd: Marszalek Polski i taka g³upia
sprawa A jak daleko w swej wra¿liwoci gotów posun¹æ siê Jerzy
Eisler?
Lekcja Maleszki
Eisler pisze: nie widzê zwi¹zku miêdzy tkwieniem agentury w wie-
cie polityki, mediów i biznesu a rzetelnym opisywaniem i analizowa-
niem niedawnej przesz³oci. Nikt z tych ludzi nie przeszkadza mi
w systematycznych badaniach nad politycznymi dziejami PRL i publi-
kowaniu ich wyników. Czy¿by mojemu polemicie agenci przeszkadza-
li w pracy naukowej?
Medici curate sum mo¿na rzec o wiadomoci historycznej ta-
kich historyków. IPN powsta³ 9 lat po upadku komunizmu. Wcze-
niej, ze wzglêdu na si³ê lobby przeciwstawiaj¹cego siê otwarciu ko-
munistycznych archiwów, badania nad wieloma obszarami historii
Polski by³y niemo¿liwe. Archiwa SB publicznie nazywano puszk¹
Pandory, z której mo¿e tylko wyleæ robactwo. Historyków, którzy
317
chcieli je badaæ, porównywano do ma³ych ch³opców, epatuj¹cych siê
obrazkami z go³ymi paniami. Ubeckie archiwa trzeba spaliæ, zako-
paæ albo zalaæ betonem jak mo¿na by³o us³yszeæ z ust znanych,
publicznych mentorów. Kto mia³ w tej kwestii inne zdanie, by³ trakto-
wany tak, jak ja dzi przez Eislera co tu gadaæ z oszo³omem, co to
wszêdzie wêszy agentów.
Jednym z gard³uj¹cych w sprawie lustracji i archiwów by³ znany
dziennikarz Les³aw Maleszka. Mentorskim tonem, jak dzisiaj mnie Eisler,
poucza³ antykomunistycznych oszo³omów: Bronis³awa Wildsteina i Pio-
tra Wierzbickiego. I co siê okaza³o? Ów autorytet moralny by³ wielo-
letnim, p³atnym konfidentem SB (ps. Ketman). Wczeniej donosz¹-
cym na Wildsteina.
Historyk dziejów najnowszych nie dzia³a w pró¿ni, jak to sobie ima-
ginuje Eisler. Dla tempa odk³amywania historii Polaków wa¿ne s¹ ró¿-
ne elementy. Tak¿e uregulowania prawne, dobre decyzje polityczne,
czytelne mechanizmy funkcjonowania ¿ycia publicznego i nauki. A ilu
jeszcze Ketmanów i Pedagogów (prof. Andrzej Garlicki) ma wp³yw
na publiczne debaty i stan historiografii dziejów najnowszych?
Eisler szydzi ze mnie, ¿e jemu tam w pracy naukowej agenci nie
przeszkadzaj¹. Niech sobie szydzi. Ale ja siê szczerze martwiê, ¿e on
nie pojmuje podstawowych problemów zwi¹zanych z istnieniem dobre-
go klimatu dla odk³amywania historii. No i trochê siê cieszê. Dobrze
jest mieæ intelektualny horyzont siêgaj¹cy dalej, ni¿ czubek w³asnego
nosa.
Anatomia sporu
Konstrukcja, któr¹ wytworzy³ Eisler, jest banalnie prosta: on jest
obiektywny, wywa¿ony i rzeczowy, ja jestem ideologiem, który chce
przywalaæ czerwonym za wszelk¹ cenê nawet za cenê naginania praw-
dy historycznej. Nadto jestem niedouczony, bo nawet cytowaæ nie umiem,
no i niezbyt m¹dry, bo trzeba mi ³opatologicznie proste rzeczy t³uma-
czyæ. Ale za to mam sporo szczêcia, bo mój polemista, to cz³ek mi³o-
sierny. Czasem udziela mi lekcji, a przecie¿ móg³by siê nade mn¹ pa-
stwiæ (ca³a terminologia J. Eislera). Bardzo chwytliwa to wizja. Tylko,
czy oddaje sens naszych ró¿nic i sporów?
318
Na pocz¹tku dygresja: wszêdzie i zawsze twierdzê, ¿e historiogra-
fia najnowsza Polski jest zmistyfikowana. Po pó³wieczu komunizmu
wiêkszoæ obszarów naszej przesz³oci trzeba opisywaæ na nowo. Uwa-
¿am, ¿e jest nam potrzebny masowy proces odk³amywania. Co, co
kilka lat temu prof. Krasnodêbski okreli³ jako przywracanie Polakom
pamiêci. Co na kszta³t (tu puszczam oko do tytu³u polemiki Eislera)
by przywróciæ prawdê, intelektualnej krucjaty. A jak w tym kontekcie
wygl¹da treæ moich ró¿nic z Eislerem?
Kilka lat temu spór poszed³ o to, ¿e mój polemista wychwala³ doro-
bek historiografii PRL. By³em zaszokowany. Protestowa³em, ¿e to oce-
na kompletnie chybiona. Namawia³em do odrzucenia ksi¹¿ek, które ja
uwa¿am za zwyk³¹ poligramotê. Nie wymieniaj¹c osoby z nazwiska,
szczególnie ostro potraktowa³em dorobek prof. Krystyny Kersten. Jej
Narodziny systemu w³adzy (praca powsta³a bez kontaktu z podstawo-
wymi ród³ami archiwalnymi) czy PKWN (antynaukowy paszkwil na
polskie podziemie i rz¹d polski w Londynie) do dzi zak³amuj¹ wiado-
moæ historyczn¹ kolejnych pokoleñ Polaków. Co wyniós³ Eisler z tej
polemiki? Ano nic. Po kilku latach, w 2004 r. stwierdzi³ publicznie, ¿e
prof. Kersten odk³ama³a historiê PKWN. A ¿e w jej ksi¹¿ce a¿ roi siê od
oczywistych k³amstw i manipulacji, a autorka t³umaczy z³o¿one proce-
sy historyczne cytatem z pism W³odzimierza Lenina Podobnych przy-
k³adów wypowiedzi Eislera mogê podaæ wiêcej. Tak samo, jak promo-
wanie historiografii, w której pomija siê niewygodne fakty i deprecjo-
nuje k³opotliwe ród³a budz¹ one mój sprzeciw. Zwracaj¹ nas bowiem
w kierunku przeciwnym, ni¿ tak potrzebne przywracanie pamiêci, s¹
te¿ zagro¿eniem dla wiarygodnoci nauki.
Czy Eisler zanadto nie upraszcza wiata wmawiaj¹c sobie i czytel-
nikom, ¿e jestem tylko oszo³omem, który ¿yje przywalaniem czerwo-
nym?
Szkoda gadaæ
Kolejn¹ polemikê z Jerzym Eislerem podj¹³em wyj¹tkowo niechêt-
nie. Zbyt mocno ró¿nimy siê w ocenie dorobku historiografii PRL, miej-
sca i roli historyka w spo³eczeñstwie. Dzi widzê, ¿e ró¿nimy siê te¿
w kwestii wymogów warsztatu naukowego i stosunku do zasad logiki.
319
Dlatego moj¹ polemikê w tej sprawie chcia³bym ze swej strony zakoñ-
czyæ. Opinii nie zmieniê. Na ró¿norodne uzasadnienia przemilczania
k³opotliwych faktów, niewygodnych róde³ czy pisania historiografii
wra¿liwej, nie zgodzê siê nigdy. Bez wzglêdu na to iloma jeszcze in-
wektywami i insynuacjami obrzuci mnie Jerzy Eisler. Lekce je sobie
wa¿ê. G³ównie dlatego, ¿e w doæ powszechnym odczuciu takie argu-
menty s¹ tylko wizytówk¹ autora.
Chc¹c zakoñczyæ jako weso³o i optymistycznie, opowiem anegdotkê.
Po wspomnianej ju¿, naszej ostrej polemice w ¯yciu, w redakcji tego
pisma odby³a siê ciekawa dyskusja. Nie by³o tam mnie, za to by³ Jerzy
Eisler. Prócz niego historycy i dziennikarze. Obecni twierdzili na ogó³,
¿e napisa³em du¿o za ostro. Ale przy tym byli zgodni, ¿e w kwestii
oceny dorobku naukowego PRL racja jest po mojej stronie. Jerzy Eisler
wyszed³ z pokoju, co tu kryæ, mocno niezadowolony. Z tego punktu
widzenia jego pouczaj¹cy ton i buñczuczne s³owa, jakoby przed laty
udzieli³ mi wystarczaj¹cej lekcji, pozwolê sobie dzi i w przysz³oci
powspominaæ z niczym niezm¹conym, promiennym umiechem.
Artyku³ napisany w marcu 2005 r. zwi¹zku z dyskusj¹ z Jerzym
Eislerem w Gazecie Polskiej. Nie opublikowany przez ówczesn¹
redakcjê GP kierowan¹ przez Piotra Wierzbickiego.
320
321