Piotr Gontarczyk Kłopoty z historią Warszawa Arwil, 2006 ISBN 978 83 60533 03 1

background image

1

K³opoty z histori¹

background image

2

background image

3

K³opoty z histori¹

Publicystyka z lat 1996-2005

Piotr Gontarczyk

Warszawa 2006

background image

4

Copyright © by Piotr Gontarczyk

Copyright © by Arwil s.c., 2006

Wydanie I

ISBN: 83-60533-03-2

978-83-60533-03-1

Projekt ok³adki:

Cezary Jaworski

Sk³ad i ³amanie:

Arwil s.c.

Korekta:

Katarzyna Szaraniec

Zdjêcie na ok³adce:

Sergey Chuskin, Petar Ishmeriev - FOTOLIA

Wydawca:

Wydawnictwo ARWIL s.c.

ul. Czereœniowa 16

02-456 Warszawa

(22) 722 03 17

Druk i oprawa:

ARWIL s.c.

Sprzeda¿ w Internecie:

www.multibook.pl

background image

5

Wstêp

Od Autora

Rozdzia³ I

Burzliwe lata trzydzieste

Pod sztandarem ¯abotyñskiego

Krótki kurs KPP

Renegat

W deklu i z rapierem

Rozdzia³ II

Komuniœci

Odbiór kosztownoœci kwitujê

Uszczêœliwiacze

Rêce precz od niemieckiego Gdañska – KPP bez szafa¿u

Jak krawiec rozwi¹za³ generalski problem, czyli

prawda o PKWN

Rozdzia³ III

Polska Partia Robotnicza

Mord pod Borowem, czyli jak reakcyjne podziemie

r¹ba³o toporami bohaterów lewicy

Brudna gra

Nieznany Sekretarz PPR

Fiasko operacji PPR

Rozdzia³ IV

Ludzie PRL-u

Stefan Szymañski, czyli jak zostaæ

komunistycznym genera³em

Myœli betoniarza

Ostatni prawdziwy komunista

Ryszard Nazarewicz, czyli jak zostaæ

komunistycznym profesorem

Spis treœci:

7

10

17

27

36

46

51

57

67

80

89

97

107

116

123

131

142

background image

6

Rozdzia³ V

Judaica

Przytyk, 9 marca 1936 roku. Starcia czy pogrom?

Wypaczona historia

Trudne s¹siedztwo

Morderca z Ludmi³ówki

Rozdzia³ VI

W sprawie Jana Tomasza Grossa

Upiory Jana Tomasza Grossa

Gross przemilczeñ

Gross kontra fakty

Historia czy propaganda

Rozdzia³ VII

SB i lustracja

Pseudonim „Œwiêty”

Jedyni sprawiedliwi

Maleszka o lustracji

Prawdziwa twarz Maleszki

Rozdzia³ VIII

Historiografia

Prawda, nieprawda, prawda, nieprawda...

Fa³szywe obrazki z wystawy

Historia dla b³¹dz¹cych

Historyczne zwyciêstwo towarzysza Susajkowa

Rozdzia³ IX

Polemiki

Armia agentów

Jeœli nie pogrom, to zajœcia

Niech przemówi¹ archiwa

Pochwa³a krucjaty

150

159

170

180

194

202

210

220

228

239

248

257

266

272

277

284

296

300

308

314

background image

7

Publicystyk¹ historyczn¹ zajmujê siê ju¿ 10 lat. W okresie tym na-

pisa³em kilkadziesi¹t tekstów dotycz¹cych rozmaitych wydarzeñ z naj-

nowszej historii. Znaczn¹ czêœæ z nich opublikowa³em w nieistniej¹cym

ju¿ „¯yciu”, ale dostêp do innych artyku³ów – dla osób spoza w¹skiego

grona naukowców, którzy bywaj¹ w specjalistycznych bibliotekach

– jest bardzo utrudniony. Tak¿e i ci ostatni nie zawsze pamiêtaj¹, co kto

napisa³ 10 lat temu.

Dorastaj¹ te¿ kolejne generacje m³odych ludzi, z których – daj Bóg,

jak najwiêksza – czêœæ interesuje siê histori¹. Wielokrotnie spotyka³em

siê z sytuacj¹, kiedy w rozmowie z naukowcem czy studentem odwo³y-

wa³em siê do – jak mniema³em – oczywistej wiedzy historycznej z mo-

ich tekstów i widzia³em, ¿e mój interlokutor by³ wyraŸnie zaskoczony.

Po którymœ takim wydarzeniu z kolei, ktoœ podsun¹³ mi myœl, by naj-

wa¿niejsze swoje teksty zebraæ i wydaæ w formie ksi¹¿kowej.

Powtórna publikacja okaza³a siê dobr¹ okazj¹ do poprawienia istot-

nych b³êdów, zawinionych zarówno przez rozmaite redakcje, jak i po-

wsta³ych z winy autora. Niektóre artyku³y, które wczeœniej ukaza³y siê

w formie znacznie okrojonej, tu opublikowa³em w ca³oœci. Niekiedy,

jak w przypadku „Rzeczpospolitej” czy „Gazety Wyborczej”, s¹ to ich

inne wersje. Do tego wszystkiego do³o¿y³em dwa teksty, których ni-

gdzie nie opublikowa³em.

Tematyka prezentowanych artyku³ów jest œciœle zwi¹zana z moimi na-

ukowymi zainteresowaniami. S¹ to wiêc teksty dotycz¹ce spraw polsko-¿y-

dowskich w XX w. ze szczególnym naciskiem na zwi¹zane z tym kontrower-

sje. Szczególnie du¿o miejsca poœwiêci³em sprawie ksi¹¿ki Jana Tomasza

Grossa S¹siedzi, któr¹, co zawsze podkreœla³em, mo¿na bardziej traktowaæ

jako przejaw intelektualnej patologii, ni¿ powa¿ne dzie³o naukowe.

Od Autora

background image

8

Drugi, znacznie wa¿niejszy obszar moich poszukiwañ, to kwestie

zwi¹zane z komunizmem, histori¹ Polskiej Partii Robotniczej i Polski

Ludowej. Piszê wiêc o KPP w latach 30., partyzantce komunistycznej,

a tak¿e ludziach wykreowanych przez PRL. Zbiór artyku³ów uzupe³-

niaj¹ teksty dotycz¹ce czêstych problemów, przed którymi staje nauko-

wiec zajmuj¹cy siê histori¹ XX w. S¹ to zarówno kwestie dotycz¹ce

miejsca historii w ¿yciu publicznym, sprawy metodologiczne, jak i moje

spory z tym, co mi siê w historiografii polskiej nie podoba. Spieram siê

wiêc z luminarzami nauki PRL pokroju Eugeniusza Duraczyñskiego,

czy te¿ Jerzym Eislerem, którego dzia³alnoœæ intelektualn¹, a w szcze-

gólnoœci propozycje warsztatowe, trudno traktowaæ inaczej, jak zagro-

¿enie dla wiarygodnoœci nauki.

Kilka uzupe³niaj¹cych ksi¹¿kê tekstów wi¹¿e siê tak z histori¹, jak

i moimi zainteresowaniami politologicznymi. Mowa oczywiœcie o pro-

blemie lustracji.

Oddaj¹c tê ksi¹¿kê do druku mam nadziejê, ¿e jej lektura bêdzie

doœwiadczeniem przyjemnym, kszta³c¹cym i ciekawym. Tego Pañstwu

i sobie ze szczerego serca ¿yczê.

Piotr Gontarczyk

background image

9

Burzliwe lata trzydzieste

R

OZDZIA£

I

background image

10

H

istoria ¿ydowskiego ruchu narodowego rozpoczê³a siê u schy³ku

XIX w. Mniej wiêcej wtedy, gdy Roman Dmowski pisa³ Myœli nowo-

czesnego Polaka, wielki myœliciel ¿ydowski Teodor Herzl rozpocz¹³

wœród rodaków propagowanie syjonizmu.

W 1896 r. ukaza³a siê jego ksi¹¿ka pt.: Judenstaat (Pañstwo ¿y-

dowskie). Mo¿na by j¹ streœciæ jednym herzlowskim zdaniem: Niech

oddadz¹ nam na zasadzie zupe³nej niezale¿noœci terytorium, o rozmia-

rze wystarczaj¹cym sprawiedliwym potrzebom narodu, a o resztê po-

staramy siê sami.

Rok póŸniej Herzlowi udaje siê zorganizowaæ Œwiatow¹ Organiza-

cjê Syjonistyczn¹, której dzia³alnoœæ koncentrowa³a siê wokó³ stworze-

nia politycznych warunków umo¿liwiaj¹cych emigracjê ¯ydów do Pa-

lestyny znajduj¹cej siê wówczas w granicach Turcji. Niebawem do ru-

chu przyst¹pi³ m³ody dziennikarz z Rosji, W³odzimierz (Zeew) ¯abo-

tyñski, który bardzo szybko sta³ siê jednym z jego liderów.

Kiedy wybuch³a I wojna œwiatowa, ¯abotyñskiemu uda³o siê stwo-

rzyæ legion ¿ydowski, który przy boku Anglików bra³ udzia³ w walkach

przeciwko Turkom. Sam fakt, i¿ walczy³ on pod ¿ydowskim sztanda-

rem z mieczem, sierpem i menor¹ zapewni³ ¯abotyñskiemu niekwestio-

nowany autorytet i du¿¹ popularnoœæ w ruchu syjonistycznym.

Po wojnie ¯abotyñski zosta³ cz³onkiem w³adz Œwiatowej Or-

ganizacji Syjonistycznej, w której zacz¹³ propagowaæ has³a walki

o mo¿liwoœæ nieograniczonej kolonizacji Palestyny znajduj¹cej siê

ju¿ w rêkach Anglików oraz zbudowania pañstwa ¿ydowskiego

nawet przy pomocy rozstrzygniêæ zbrojnych. Jego radykalizm ra-

zi³ zdominowane przez lewicê w³adze ŒOS, która sta³a na stanowi-

sku systematycznej emigracji i rozwi¹zañ dyplomatycznych przy

Pod sztandarem ¯abotyñskiego

background image

11

wspó³pracy z Angli¹. Has³a ¯abotyñskiego, z punktu widzenia tej

drogi, uwa¿ano za szkodliwe.

Pomimo stosowania wobec jego zwolenników (tzw. aktywistów lub

inaczej rewizjonistów) rozmaitych form represji i nacisku, popularnoœæ

radykalnych hase³ wewn¹trz ŒOS systematycznie ros³a.

W po³owie lat 30. ¯abotyñski ostatecznie zrezygnowa³ ze wspó³-

pracy ze œwiatowym ruchem syjonistycznym i utworzy³ Now¹ Organi-

zacjê Syjonistyczn¹. W plebiscycie dotycz¹cym celowoœci jej powsta-

nia ¯abotyñskiego popar³o – wed³ug danych rewizjonistów – ponad

700 000 ¯ydów, z czego ok. 450 000 z Polski.

Programem NOS by³o stworzenie ¿ydowskiego pañstwa w Palesty-

nie w granicach historycznych, masowa emigracja, która po 10 latach

umo¿liwi³aby powstanie ¿ydowskiej wiêkszoœci w Palestynie oraz roz-

pisanie po¿yczki narodowej na sfinansowanie ca³ego przedsiêwziêcia.

W sprawie woli zamieszka³ej tam ludnoœci arabskiej ¯abotyñski dekla-

rowa³ wprost: Istnieje tylko jedna droga kompromisu: powiedzcie Ara-

bom prawdê (...) W chwili, gdy istnieje kilka pañstw arabskich, jest

sprawiedliwoœci¹ to, co ma dziaæ siê w Palestynie, a mianowicie jej

zamiana w Pañstwo ¯ydowskie.

Rewizjoniœci nader krytycznie wypowiadali siê o d¹¿eniach ¯y-

dów do odbudowy w³asnego pañstwa twierdz¹c, ¿e bardzo d³uga „nie-

wola galutowa” (czyli diaspora) poczyni³a tragiczne spustoszenie

w kondycji narodu. Szydzili, ¿e religijny ¯yd chodzi do synagogi, roz-

prawia o narodzie wybranym, a po kwadransie prezentuje uni¿on¹

s³u¿alczoœæ wobec byle urzêdnika. Zwolennicy ¯abotyñskiego dekla-

rowali: temu przeciwstawia siê rewizjonizm, walcz¹cy o zdrow¹ psy-

chikê ¿ydowsk¹, o duszê narodu ¿ydowskiego. Rewizjonizm wo³a: Precz

z poczuciem ni¿szoœci i upokorzenia, nie jesteœmy s³absi od innych,

ka¿da spo³ecznoœæ, ka¿dy naród maj¹cy instynkt samozachowawczy,

ma prawo do bytu i zapewniania swej egzystencji.

Aby zbudowaæ pokolenie ¯ydów przygotowanych od strony ducho-

wej, obywatelskiej i wojskowej do odbudowy Izraela, zdaniem ¯abo-

tyñskiego, niezbêdny by³ Betar.

Brith Trumpeldor (Zwi¹zek Trumpeldora, w skrócie Betar lub Bej-

tar) powsta³ po serii odczytów do m³odzie¿y ¿ydowskiej, jakie ¯abotyñ-

background image

12

ski wyg³osi³ w 1923 r. w Rydze. Nazwa organizacji pochodzi³a od na-

zwiska Józefa Trumpeldora, by³ego oficera legionu ¿ydowskiego, który

zgin¹³ w kolonii Tel Haj w Palestynie w walce z Arabami.

Ideologia Betaru by³a ca³kowicie podporz¹dkowana celom politycz-

nym Nowej Organizacji Syjonistycznej. Sam ¯abotyñski nazwa³ j¹ cza-

sem „monizmem”: Podstawa œwiatopogl¹du Bejtarowego opiera siê

na jednym, jedynym pojêciu – Pañstwo ¯ydowskie.

Betar by³ organizacj¹ zhierarchizowan¹, pos³uguj¹c¹ siê wewn¹trz

wojskow¹ dyscyplin¹ i terminologi¹ („oddzia³”, „rozkaz”), a jej cz³on-

kowie zobowi¹zani byli do bezwzglêdnego pos³uszeñstwa wobec prze-

³o¿onych. Poszczególnych cz³onków w³adz centralnych mianowa³ ¯a-

botyñski, który oficjalnie pos³ugiwa³ siê tytu³em wódz Betaru („Rosh

Betar”).

Zwi¹zku Trumpeldora nie omija³y ¿adne znacz¹ce nowinki poli-

tyczne epoki, w której przysz³o mu funkcjonowaæ: w 1928 r. zosta³ on

umundurowany w br¹zowe jak piasek Palestyny koszule z koalicyjka-

mi, a symbolem przypinanym do czapek sta³a siê ma³a, metalowa „me-

norka”. Obowi¹zuj¹cym powitaniem by³o wyci¹gniêcie prawicy w rzym-

skim pozdrowieniu z okrzykiem „Tel Chaj!”, wypowiadanym na czeœæ

miejsca œmierci Trumpeldora.

Betarowcy nie akceptowali liberalizmu i demokracji parlamentar-

nej, ho³dowali militaryzmowi i przemocy. Bardzo wrogo odnosili siê

do innych m³odzie¿owych organizacji, nawet z syjonistycznej lewicy,

traktuj¹c je jako demoralizuj¹ce i odci¹gaj¹ce od najwa¿niejszego celu.

Wszystkie klasyczne partie lewicowe traktowane by³y jako ekspozy-

tura Kominternu, które nale¿a³oby brechen (z³amaæ). Te ze swej stro-

ny odp³aca³y siê narodowcom etykiet¹ faszyœci.

Zamiast „walki klas” betarowcy proponowali metody rozstrzyga-

nia sporów pomiêdzy pracodawcami i pracobiorcami w drodze arbitra-

¿u, wzorowane na rozwi¹zaniach w³oskiego korporacjonizmu. Pomiê-

dzy m³odymi rewizjonistami a lewicow¹ m³odzie¿¹ ¿ydowsk¹ regular-

nie dochodzi³o do bójek: dla tej drugiej betarowska „menorka” by³a rów-

nie cenn¹ zdobycz¹, co endecki „mieczyk Chrobrego”.

Najwiêksz¹ estym¹ betarowcy darzyli zawsze W³ochy. Zespó³ re-

dakcyjny jednego z najpowa¿niejszych tygodników rewizjonistycznych

background image

13

deklarowa³ wprost: uznajemy chêtnie pozytywne wartoœci w³oskiego

faszyzmu. Nie chodzi tu o formê rz¹du, bo tê ka¿dy naród urz¹dza jak

uwa¿a za stosowne, ale chodzi nam o podnios³oœæ, napiêcie i ¿ywot-

noœæ patrjotycznego uczucia, sposobu myœlenia i ofiarnoœci. W tym

kierunku idzie ca³y nasz wysi³ek wychowawczy i w tym kierunku bez

zastrze¿eñ podziwiamy dzie³o italskiego faszyzmu. Benito Mussolini

traktowany by³ jak m¹¿ opatrznoœciowy narodu w³oskiego, który ura-

towa³ kraj przed komunizmem. Pomiêdzy Œwiatow¹ Komend¹ Betaru

a w³osk¹ m³odzie¿ówk¹ faszystowsk¹ Balili¹ istnia³y oficjalne poro-

zumienia, wymiana doœwiadczeñ i wspólne obozy.

We W³oszech, w Civita Vecchia, funkcjonowa³a tak¿e szko³a mor-

ska Betaru, w której m³odzie¿ ¿ydowska, przede wszystkim z Polski,

szkoli³a siê na okrêcie szkolnym „Sara I”.

Takiej wspó³pracy nie nawi¹zano oczywiœcie z niemieckimi naro-

dowymi socjalistami. Syjoniœci-rewizjoniœci potêpiali anty¿ydowskie

przeœladowania w Niemczech i bardzo aktywnie dzia³ali we wszelkiego

typu akcjach pomocy uchodŸcom, traktuj¹c je jako patriotyczny obo-

wi¹zek. Uczestniczyli tak¿e w propagowaniu akcji bojkotu towarów

i filmów niemieckich.

Dostrzegano zarazem, ¿e przeœladowania ¯ydów w Niemczech nie

tylko sprzyja³y temu, co Herzl nazwa³ czynieniem ze sprawy ¿ydowskiej

sprawy œwiata, lecz tak¿e u³atwia³y syjonistom walkê polityczn¹ wewn¹trz

spo³ecznoœci ¿ydowskiej. Stanowi³y najlepszy dowód koniecznoœci budo-

wy w³asnego pañstwa, gdzie ka¿dy ¯yd bêdzie „u siebie w domu”.

¯abotyñski uwa¿a³ Polskê za kraj szczególny, bowiem znajdowa³o

siê w niej najwiêksze skupisko ¯ydów w Europie. W znacznej mierze

od sukcesów osi¹gniêtych w tym kraju uzale¿nia³ on mo¿liwoœæ zreali-

zowania swoich hase³.

W 1929 r. w Warszawie powsta³a Œwiatowa Komenda Betaru,

a sama organizacja liczy³a ok. 4 tys. ludzi. Lata wielkiego kryzysu gospo-

darczego zaowocowa³y gwa³townym rozwojem organizacji: w 1931 r.

mia³a ona ok. 16 000, a dwa lata póŸniej 33 000 cz³onków. W momen-

cie oficjalnej rejestracji s¹dowej w 1936 r. Stowarzyszenie M³odzie¿y

¯ydowskiej im. Józefa Trumpeldora w Polsce liczy³o ponad 40 000

cz³onków i by³o jedn¹ z najsilniejszych organizacji narodowo-rady-

background image

14

kalnych w kraju (Polski ONR w szczytowej fazie liczy³ kilka tysiêcy

cz³onków).

Jednak pomimo tak olbrzymiej liczebnoœci Betar nie by³ zbyt wi-

doczny w polityce bie¿¹cej. W przeciwieñstwie do polskich narodow-

ców, którzy wcielali swe idea³y „tu i teraz”, betarowcy przygotowywali

siê do pracy i walki dopiero w Palestynie. W Polsce najsilniejszy nacisk

k³adziono na wychowanie.

Kszta³towano w m³odzie¿y ca³kowite oddanie syjonizmowi, karnoœæ,

dyscyplinê, szacunek dla religii i tradycji. Idea³em betarowca by³ rycerz

asceta: jedn¹ z najpopularniejszych dyskusji programowych, jaka toczy³a

siê w latach 30. na ³amach rewizjonistycznej prasy, by³a kwestia nowo-

czesnych tañców, uwa¿anych przez wielu za demoralizuj¹cy objaw cho-

rej cywilizacji demokratyczno-liberalnej. Zwolennicy tañców bynajmniej

nie uwa¿ali, ¿e jest inaczej, jednak zajmuj¹c bardziej praktyczne stanowi-

sko twierdzili, ¿e m³ody cz³owiek za krótko trzymany „na smyczy” zde-

moralizuje siê znacznie gwa³towniej, gdy siê „ze smyczy” zerwie. Nale¿y

wiêc tañce dopuszczaæ – w granicach przyzwoitoœci.

W oddzia³ach Betaru m³odzi ludzie uczyli siê historii narodu ¿y-

dowskiego, jêzyka hebrajskiego, szeroko rozumianych nauk politycz-

nych. Mê¿czyŸni i kobiety obowi¹zkowo przechodzili szkolenie woj-

skowe, rozwijali tê¿yznê fizyczn¹, uczyli siê przetrwania w trudnych

warunkach. Obowi¹zkowa by³a tak¿e nauka zawodu.

Stosunek do Polski by³ bardzo ¿yczliwy: m³odzi rewizjoniœci uczyli

siê polskiej historii i literatury. Na spotkaniach i apelach, nawet tych

zamkniêtych, o których policja posiada³a poufne informacje, œpiewano,

oprócz hymnu „Bejtar migow rikawon” i ¿ydowskiej pieœni narodowej

„Hatikva”, tak¿e Mazurka D¹browskiego. Szacunek dla Rzeczpospoli-

tej by³ obowi¹zkiem ka¿dego cz³onka Brith Trumpeldoru: uwa¿ano, ¿e

nie bêdzie dobrym obywatelem Izraela ten, kto nie bêdzie nale¿ycie do-

pe³nia³ obowi¹zków w swojej obecnej, tak ¿yczliwej dla ¯ydów ojczyŸnie.

Prawdziw¹, niemal religijn¹ czci¹ otaczany by³ Józef Pi³sudski.

Betarowcy utrzymywali, ¿e po odbudowie pañstwa Izrael bêdzie on

zaliczony w poczet jego twórców. Po œmierci Marsza³ka, z nale¿yt¹

powag¹ i olbrzymi¹ atencj¹, betarowcy przywieŸli urnê z ziemi¹ z gro-

bu swego patrona i dosypali do kopca Pi³sudskiego.

background image

15

W³adze pañstwowe z sympati¹ odnosi³y siê do rewizjonistów. Przy-

czyni³y siê do tego najprawdopodobniej dwa elementy: lojalnoœæ wo-

bec Rzeczpospolitej oraz popieranie przez w³adze idei syjonizmu jako

pokojowego i bezkonfliktowego sposobu zmniejszania liczby ¯ydów

w Polsce. Organizacja Brith Trumpeldor by³a regularnie szkolona

w ramach Przysposobienia Wojskowego. Nie jest znany pe³en zakres

pomocy udzielanej Betarowi przez w³adze, bowiem czêœæ dzia³añ

w tym zakresie, ze wzglêdu na probrytyjsk¹ politykê w³adz sanacyj-

nych, by³a utajniona. Ze strzêpów informacji mo¿na jedynie wysnuæ

hipotezê, ¿e dzia³aniami tymi kierowa³ II Oddzia³ Sztabu Generalnego

WP, zaœ w Ÿród³ach znajduj¹ siê szcz¹tkowe informacje o tajnej szkole

instruktorów wojskowych Betaru w Zielonce ko³o Warszawy.

Oficjalne relacje z w³adzami pañstwowymi równie¿ by³y ciep³e: na zlo-

ty i œwiêta m³odzie¿y rewizjonistycznej obowi¹zkowo przybywali przed-

stawiciele w³adz i wojska. Na jednym ze zjazdów po miejscowym staroœcie

wyst¹pi³ oficer 38 Pu³ku Piechoty. Prasa betarowa relacjonowa³a: W pu³ku

moim – mówi³ – mia³em wielokrotnie ¿o³nierzy, którzy wychowali siê na

Trumpeldorze i stwierdzam, ¿e byli to wzorowi, obowi¹zkowi i przyk³adni

¿o³nierze. Pracuj¹c dalej po linji wytyczonej przez waszych przywódców –

rzek³ – doprowadzicie do upragnionego celu, do samodzielnego pañstwa

w Palestynie. Pan Pu³kownik Majewski zakoñczy³ okrzykiem: Niech ¿yje

wolne i samodzielne Pañstwo ¿ydowskie w Palestynie!

Burza d³ugo trwaj¹cych, ci¹gle siê powtarzaj¹cych oklasków by³a

odpowiedzi¹ zebranych na te s³owa, p³yn¹ce z zacnego serca Wielkiego

Cz³owieka, powszechnie cenionego oficera i Przyjaciela naszego ruchu.

Ciekawa by³a te¿ postawa endeków wobec Betaru. Do konflik-

tów dochodzi³o rzadko: co prawda tu i ówdzie protestowano prze-

ciw ¿ydowskiemu militaryzmowi, ale nie tak znowu czêsto i nie tak

znowu ostro. Deklaracje lojalnoœci wobec Polski i silny antykomu-

nizm ¿ydowskiej m³odzie¿y narodowo-radykalnej musia³y wp³ywaæ

koj¹co na – anty¿ydowski przecie¿ – ruch narodowy.

Co ciekawe, jedna z najbardziej znanych polskich korporacji stu-

denckich, której cz³onkowie w przyt³aczaj¹cej wiêkszoœci nale¿eli do

Stronnictwa Narodowego i ONR, mia³a pod swym patronatem ¿ydow-

sk¹ korporacjê akademick¹ wyznaj¹c¹ idea³y ¯abotyñskiego.

background image

16

Betarowcy spotykali siê te¿ z sympati¹ zwyk³ych obywateli. Na

przyk³ad w mocno endeckiej £odzi podczas zbierania podpisów pod

jedn¹ z wielu petycji kierowanych przez syjonistów do króla angielskie-

go, mia³a miejsce scena, wrêcz niesamowita jak na ówczesne relacje

w mieœcie – umundurowani betarowcy chodzili po mieœcie i krzyczeli

Niech ¿yje Rzeczpospolita Polska!, a ³odzianie podpisywali petycjê

z okrzykami Niech ¿yje Izrael, niech ¿yj¹ ¯ydzi!

Po tragedii II wojny œwiatowej schematy ocen ró¿norodnych zja-

wisk i postaw powszechnych w latach 30. uleg³y znacznym zniekszta³-

ceniom i uproszczeniom.

Raczej pó³gêbkiem wspomina o Betarze historiografia anglojêzycz-

na, traktuj¹c go jako organizacjê, z punktu widzenia poprawnoœci poli-

tycznej, „niewygodn¹”. Niekiedy przedstawia siê jej cz³onków jako skau-

tów. W innych miejscach retuszuje siê fotografie, wycinaj¹c wyci¹gniê-

te w rzymskim pozdrowieniu prawice. Okalecza siê zdjêcia i historiê.

W PRL betarowcy zniknêli ca³kowicie. Znacznie u³atwi³o to roz-

powszechnianie pseudonaukowych teorii i absurdalnych porównañ s³u-

¿¹cych mistyfikacji naszej historii – m.in. stawianie znaku równoœci

pomiêdzy umundurowanym Stronnictwem Narodowym a hitlerowca-

mi czy zaliczanie przedwojennych prawicowców wyci¹gaj¹cych rêkê

w „rzymskim pozdrowieniu” do zwolenników komór gazowych.

W rzeczywistoœci lat 30. mundury, dyscyplina, radykalne has³a by³y

objawem charakterystycznej dla epoki fascynacji wizj¹ narodowej re-

wolucji.

„¯ycie” z 22-23 sierpnia 1998 r.

background image

17

W

czasach PRL o Komunistycznej Partii Polski powsta³o wiele arty-

ku³ów naukowych i ksi¹¿ek. Nie napisano jednak najwa¿niejszego, skoro

w swoim doœæ krytycznym szkicu dziejów KPP prof. Antoni Czubiñski

w 1988 r. przyzna³: pe³na historia KPP czeka jeszcze na swego autora.

£atwoœæ, z jak¹ bolszewicy siêgnêli po w³adzê w Rosji, oszo³omi³a

wszystkich. Jednak sprawcy jednej z najwiêkszych sensacji XX w. nie uwa-

¿ali swego sukcesu za ostateczny. G³êboko wierzyli, ¿e w szybkim czasie

p³omieñ rewolucji poch³onie stary porz¹dek na ca³ym œwiecie: nale¿a³o jed-

nak podj¹æ niezbêdne dzia³ania, aby ów ogieñ tylko trochê podsyciæ.

W marcu 1919 r. utworzono w Moskwie Miêdzynarodówkê Ko-

munistyczn¹ (Komintern), która mia³a zaj¹æ siê kontrol¹, koordyna-

cj¹ i wspieraniem ruchów wywrotowych na œwiecie. Na jej przewod-

nicz¹cego, zatwierdzonego potem przez kierownictwo Kominternu, wy-

znaczono Zinowjewa (Grigorija Jewsiejewicza Apfelbauma vel Rado-

myslskiego).

Oficjalny manifest Miêdzynarodówki g³osi³: Proletariat nie scho-

wa miecza do pochwy tak d³ugo, dopóki nie stworzymy federacji repu-

blik radzieckich na ca³ym œwiecie. Komintern jest parti¹ rewolucyjne-

go zrywu proletariatu miêdzynarodowego.

Od samego pocz¹tku by³a to organizacja ca³kowicie fasadowa: na

za³o¿ycielskim zjeŸdzie Kominternu wielu delegatów reprezentowa³o kra-

je, w których nigdy nie by³o. Jeszcze inni zabierali g³os w imieniu partii,

które w rzeczywistoœci nie istnia³y.

Organizacje, które przystêpowa³y do Miêdzynarodówki, musia³y

zaakceptowaæ 21 punktów, które redukowa³y ich znaczenie do bezwol-

nych, ca³kowicie podporz¹dkowanych Moskwie sekcji partii miêdzy-

narodowego proletariatu.

Krótki kurs KPP

background image

18

Tu¿ po rewolucji sowieccy dyplomaci i emisariusze w walizkach

wozili olbrzymie iloœci pieniêdzy, carskie klejnoty, bezcenne dzie³a sztuki

wszêdzie tam, sk¹d przychodzi³y informacje o istnieniu ruchu komuni-

stycznego.

Z czasem ca³y system zacz¹³ jednak dzia³aæ coraz sprawniej. Na

pocz¹tku 1921 r. powsta³ tajny wydzia³ ds. ³¹cznoœci z poszczególnymi

sekcjami Miêdzynarodówki (OMS – Oddie³ Mie¿dunarodnych Swia-

ziej), na którego czele stan¹³ Josif Aronowicz Piatnicki. Od samego

pocz¹tku jego dzia³alnoœæ by³a kontrolowana przez wydzia³ zagranicz-

ny sowieckiej bezpieki – INO (Innostrannyj Oddie³) kierowany przez

Michai³a Abramowicza Trilissera.

Wskazówki i polecenia przywódców Kremla przyjmowano w ru-

chu komunistycznym z wielk¹ atencj¹ i pobo¿noœci¹. Komintern prze-

kszta³ca³ wyznawców nowej wiary w zinstytucjonalizowany i ca³kowi-

cie podporz¹dkowany poleceniom Moskwy organizm.

Niepodleg³oœæ – reakcyjny twór mieszczañstwa

Odrodzenie pañstwa polskiego nie znalaz³o w Moskwie ani zro-

zumienia, ani tym bardziej akceptacji. I nie by³ to tylko przypadek

Polski. Klasowa wizja œwiata lekcewa¿y³a patriotyzm i przekreœla³a

ideê posiadania w³asnego pañstwa. Fala uczuæ narodowych, która

leg³a u podstaw tworzenia nowego porz¹dku europejskiego, pop³ynê-

³a w poprzek fali rewolucyjnej, w której moc tak wierzyli komuniœci.

W ich mniemaniu proces powstania pañstw narodowych, takich jak

Polska, oddala³ dzieñ ostatecznej rozprawy z bur¿uazj¹. Nie ukrywa-

no wiêc irytacji i zawodu.

W manifeœcie uchwalonym na II Kongresie Miêdzynarodówki

Komunistycznej (lipiec-sierpieñ 1920 r.) g³oszono: jakim¿e potwor-

nym naigrawaniem siê z historii jest fakt, ¿e odbudowanie Polski,

które stanowi³o czêœæ sk³adow¹ rewolucyjnej demokracji i by³o ha-

s³em pierwszych wyst¹pieñ miêdzynarodowego proletariatu, zosta-

³o urzeczywistnione przez imperializm w celach przeciwdzia³ania

rewolucji.

W podobnym duchu utrzymane by³y pierwsze programy i odezwy

ruchu komunistycznego dzia³aj¹cego na terenie naszego kraju.

background image

19

Powsta³a w 1918 r. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski (KPRP,

potem od marca 1925 r. – KPP) g³osi³a koniecznoœæ natychmiastowego

rozpêtania rewolucji: Jeœli nie chcemy, by nas zakuto w nowe kajdany,

musimy rozpaliæ w Polsce w³asn¹ rewolucjê, zburzyæ panowanie bur-

¿uazji, zdobyæ w³adzê dla Rad Delegatów Robotniczych miast i wsi

w niez³omnym przekonaniu, ¿e stan¹ siê one organem walki szerokich

mas proletariatu.

Stosunek polskich komunistów do odrodzonej Rzeczpospolitej okre-

œla³o wypracowane jeszcze w SDKPiL stanowisko tzw. luksemburgi-

zmu. Traktowa³o ono wszelkie has³a niepodleg³oœciowe jako reakcyjny

twór mieszczañstwa stoj¹cy w sprzecznoœci z has³ami proletariackiej

rewolucji. W samych s³owach „Polska” i „niepodleg³a” dopatrywa³o

siê przejawów nacjonalizmu.

Komuniœci negowali nie tylko ustrój niepodleg³ej Rzeczpospolitej,

jej dzia³ania dyplomatyczne i zbrojne, lecz tak¿e ca³y dorobek kultu-

rowy i polskie tradycje. Podobnie jak Ukraiñcy i Niemcy, zbojkoto-

wali pierwsze wybory do Sejmu, nazywaj¹c je bur¿uazyjn¹ komedi¹.

Naturaln¹ konsekwencj¹ tak radykalnego stanowiska komunistów by³a

ich postawa w czasie wojny polsko-bolszewickiej, kiedy to jednoznacz-

nie opowiedzieli siê po stronie pañstwa robotników i ch³opów, wal-

cz¹c z broni¹ w rêku przeciwko „pañskiej Polsce” i tworz¹c zrêby

nowej Republiki Rad.

Ruch komunistyczny by³ obserwowany przez w³adze pañstwo-

we z du¿¹ uwag¹ i niepokojem. Tu¿ po odzyskaniu niepodleg³oœci

rewolucjoniœci bardzo szybko znaleŸli siê w obszarze zaintereso-

wañ sekcji defensywnej Oddzia³u II (wywiadu) Sztabu Generalne-

go WP, a tak¿e Wydzia³u IV D (policja polityczna) Komendy G³ów-

nej Policji Pañstwowej. Powód by³ oczywisty – dzia³alnoœæ komu-

nistów godzi³a w najbardziej ¿ywotne interesy spo³eczeñstwa pol-

skiego.

Próba wyjœcia z politycznej izolacji

Na pocz¹tku lat 20. w Kominternie zdano sobie sprawê, ¿e nie-

ustanne nawo³ywanie do zbrojnego powstania marginalizuje wp³yw

komunistów i œci¹ga surowe represje. Zmieniono wiêc taktykê.

background image

20

G³ówn¹ jej osi¹ by³a leninowska koncepcja przerastania rewolucji bur-

¿uazyjnej. Oznacza³a ona rezygnacjê z agresywnego nawo³ywania do rewo-

lucji oraz z hase³ wprowadzenia dyktatury proletariatu, nacjonalizacji i ko-

lektywizacji. W zamian wysuniêto klasyczne postulaty ekonomiczne lewi-

cy: podwy¿ki p³ac, poprawy warunków socjalnych ludnoœci, reformy rolnej

itp. w sojuszu z tradycyjnymi partiami robotniczymi i ch³opskimi. Nie od-

rzucano te¿ szermowania patriotyzmem.

Tak radykalna zmiana by³a jedynie zmian¹ metod dzia³ania, prób¹

wyjœcia z politycznej izolacji. Cel pozostawa³ zawsze ten sam: œwiato-

wa dyktatura proletariatu.

O dyspozycjach w sprawie nowej taktyki Kominternu dyskutowano

w czasie II Zjazdu KRRP. Wywo³a³y one prawdziw¹ burzê. Przeciwko re-

zygnacji z radykalnego rewolucyjnego programu protestowa³o wielu dzia³a-

czy twierdz¹c, ¿e Polska musi znikn¹æ, w przeciwnym bowiem razie có¿

sta³oby siê z naszym programem? Najbardziej nieprzejednane stanowisko

prezentowali m.in. Alfred Lampe, Jan Paszyn (Horst), Aleksander Leno-

wicz (Izaak Gordin), Stefan Henrykowski (Saul Amsterdam), Henryk Do-

mski (Stein). Ten ostatni zas³yn¹³ zw³aszcza artyku³ami w prasie niemiec-

kiej, w których obraŸliwymi s³owami wyra¿a³ siê o powstañcach œl¹skich.

Jednak cz³onkostwo w Kominternie zobowi¹zywa³o. Dokonane

zmiany programowe zosta³y przyjête z wielkimi oporami – szybko oka-

za³o siê, ¿e by³y równie¿ bardzo nietrwa³e.

Wrogi stosunek wobec Polski, a przede wszystkim doœwiadczenia

wojny bolszewickiej bardzo silnie odcisnê³y siê na wp³ywach KPP

w kraju. S³owo „komunista” by³o doœæ powszechnie synonimem s³owa

„zdrajca”, a Polacy zachowywali wobec nowej „wiary” du¿¹ wstrze-

miêŸliwoœæ. Nic te¿ dziwnego, ¿e przez ca³y okres dzia³alnoœci ruch

komunistyczny w Polsce pozostawa³ w zasadzie domen¹ mniejszoœci

narodowych – Bia³orusinów, Ukraiñców i ¯ydów.

Wojna – najkrótsza droga do celu

Lata 1923-1924 by³y okresem wyraŸnych pora¿ek partii miêdzyna-

rodowego proletariatu. Klêskê ponios³a rewolucja w Bu³garii, ca³ko-

witym fiaskiem zakoñczy³a siê próba dokonania bolszewickiego puczu

w Niemczech. Sytuacja polityczna w Europie uleg³a wyraŸnej stabili-

background image

21

zacji i na szybk¹ rewolucjê nie by³o co liczyæ. Taktyka dwustopniowej

rewolucji polegaj¹ca na wspólnej walce z partiami klasycznej lewicy

nie powiod³a siê, tote¿ w Moskwie dokonano kolejnej zmiany politycz-

nej platformy.

Jeden z komunistycznych historyków okreœli³ j¹ tak: zwyciê¿y³a

myœl polegaj¹ca na d¹¿eniu do osi¹gania celów rewolucyjnych przez

dialektyczny sposób prowadzenia polityki miêdzynarodowej przy wy-

korzystaniu sprzecznoœci istniej¹cych pomiêdzy pañstwami kapitali-

stycznymi.

Przek³adaj¹c na jêzyk polski oznacza to mniej wiêcej tyle, ¿e

w Moskwie stracono ju¿ wiarê w mo¿liwoœæ rozsadzenia pañstw kapi-

talistycznych od wewn¹trz. Za niezbêdny warunek przyspieszenia re-

wolucji uznano demonta¿ systemu wersalskiego, który stanowi³ bardzo

kruchy fundament pokoju w Europie.

Do klasycznego repertuaru poszczególnych sekcji Kominternu

dosz³o g³oszenie hase³, które mog³yby doprowadziæ do nowej wojny.

Komunistyczna Partia Polski – podobnie jak Komunistyczna Partia

Niemiec – g³osi³a potrzebê przy³¹czenia Gdañska do Rzeszy, a tak¿e

zagrabionych przez imperializm Polski Œl¹ska, Wielkopolski i Po-

morza. Obiecywa³a te¿ powrót do ZSRS ziem zachodniej Ukrainy

i zachodniej Bia³orusi, a tak¿e oddanie Wilna Litwinom, którzy sta-

nowili w mieœcie ok. 1% mieszkañców. Cel takiego dzia³ania jasno

sprecyzowa³ jeden z wysokich funkcjonariuszy Kominternu Dymitr

Manuilski: rozluŸniæ szwy narodowoœciowe wspó³czesnego pañstwa

polskiego nie pozwalaj¹c mu ustaliæ siê i nabraæ równowagi.

W podobny sposób has³em prawa do samostanowienia podjudzano

w ca³ej Europie, nawet w pañstwach, w których po³¹czenie siê ró¿-

nych narodów we wspólny organizm polityczny przebieg³o raczej

dobrowolnie.

Nowa wojna wydawa³a siê przywódcom Kremla najkrótsz¹ drog¹

do œwiatowej rewolucji – gdy wyniszczona Europa tonê³aby w chaosie,

ukojenie mog³aby przynieœæ niezwyciê¿ona Armia Czerwona.

W KPP zrezygnowano z has³a dwuetapowoœci rewolucji, a tak¿e

obowi¹zuj¹cej od kilku miesiêcy oficjalnej akceptacji dla niepodleg³o-

œci Polski. Stare kierownictwo partii (na czele z Adolfem Warskim)

background image

22

wyrzucono, powo³uj¹c zamiast niego najbardziej nieprzejednanych luk-

semburgistów. Przywódc¹ partii zosta³ Julian Leñski (Leszczyñski),

który w czasie dyskusji na II ZjeŸdzie KPP stwierdzi³, i¿ istnienie

niepodleg³ej Polski jest niepotrzebne i szkodliwe.

Parawan dla operacji szpiegowskich

Wobec przyjêcia programu zniszczenia kapitalistycznej Europy od

zewn¹trz, poprzez wojnê – zrealizowanego z powodzeniem w latach

1939-1945 – Komintern wyraŸnie straci³ na znaczeniu.

Od 1924 r. Oddie³ Mie¿dunarodnych Swiaziej Miêdzynarodówki

zosta³ poddany ca³kowitej kontroli wydzia³u zagranicznego OGPU.

Jego struktury wykorzystywa³ równie¿ klasyczny wywiad wojskowy

– Wydzia³ IV Sztabu Generalnego Armii Czerwonej. Obydwie wspo-

mniane struktury prowadzi³y poprzez Komintern i podporz¹dkowane

mu partie komunistyczne wywiad, dywersjê ideologiczn¹, a tak¿e wer-

bunek agentów przekonanych, ¿e dzia³aj¹ dla lewicy spo³ecznej czy

dobra rewolucji.

Nie inaczej sta³o siê z KPP, która ostatecznie straci³a cechy

jakiejkolwiek partii politycznej, bêd¹c w nastêpnych latach jedy-

nie parawanem dla sowieckich operacji dywersyjno-szpiegowskich

w Polsce.

Zwi¹zki z Polsk¹ poszczególnych funkcjonariuszy Kominternu

kierowanych do roboty po linii KPP stawa³y siê coraz bardziej sym-

boliczne. Równie dobrze mogli oni pracowaæ – dla dobra swojej so-

cjalistycznej ojczyzny – zupe³nie gdzie indziej: Wiktor Bertyñski (¯y-

t³owski) by³ wczeœniej cz³onkiem Komunistycznej Partii Wêgier,

Julian Leñski (Leszczyñski) reprezentowa³ na jednym z kongresów

Kominternu Komunistyczn¹ Partiê Francji. Stefan Henrykowski (Saul

Amsterdam) odbudowa³ KP Czechos³owacji, potem pracowa³ w KP

Szwajcarii. PóŸniejszy sekretarz PPR Pawe³ Finder (Pinkus Finder)

by³ funkcjonariuszem KP Francji i Austrii. Jednak oficjalne kierow-

nictwo nie mia³o wiêkszego wp³ywu na dzia³alnoœæ partii. Jego za-

danie sprowadza³o siê praktycznie do oficjalnego sygnowania pod-

pisem „KC KPP” opracowywanych w Kominternie hase³ i progra-

mów. Cz³owiekiem, który rzeczywiœcie kierowa³ „robot¹ partyjn¹”

background image

23

od koñca lat 20., by³ W³adys³aw Bronkowski (Bortnowski), którego

¿yciorys jest bardzo ciekawym przyczynkiem do badañ nad rzeczy-

wist¹ rol¹ KPP.

Od pocz¹tku istnienia pañstwa sowieckiego nale¿a³ on do elity apa-

ratu bezpieczeñstwa (CzeKa), a w czasie wojny polsko-bolszewickiej

by³ oficerem sztabu Frontu Zachodniego walcz¹cego przeciwko Polsce.

Zajmowa³ siê wtedy wywiadem wojskowym, prowadzonym przez struk-

tury komunistyczne dzia³aj¹ce na terenie kraju. Po zakoñczeniu wojny

wróci³ do Moskwy, gdzie nale¿a³ do najbli¿szych wspó³pracowników

Jana Kar³owicza Berzina, wieloletniego szefa Zarz¹du Wywiadu Szta-

bu Generalnego Armii Czerwonej, a nastêpnie pierwszego szefa GRU.

Kiedy na pocz¹tku lat 30. ca³e kierownictwo KPP znajdowa³o siê

w Berlinie, praw¹ rêk¹ Bronkowskiego by³ m.in. Alfred Lampe. Czy-

stoœci¹ kadr z ramienia GPU zajmowa³ siê wówczas w KPP Wiktor

Bertyñski (¯yt³owski).

Faszyzm z pomoc¹ rewolucji

Karol Radek (Sobelsohn) stwierdzi³ tu¿ po powstaniu Kominter-

nu, ¿e robotnicy na ca³ym œwiecie winni byæ patriotami Rosji, po-

niewa¿ Rosja jest jedynym pañstwem, w którym robotnicy przejêli

w³adzê.

WypowiedŸ ta najlepiej charakteryzuje wizjê œwiata komunistów,

którzy nie mieli nic wspólnego z interesami spo³eczeñstwa polskiego.

Przez wiêkszoœæ okresu swojej dzia³alnoœci KPP otwarcie g³osi³a has³a

demonta¿u II Rzeczpospolitej, oddania Kresów Wschodnich ZSRS,

oderwania Wilna, a nawet najbardziej jednorodnych etnicznie ziem pol-

skich – Wielkopolski, Œl¹ska i Pomorza. Program ten uzupe³nia³y has³a

kolektywizacji, nacjonalizacji oraz wprowadzenia dyktatury proletaria-

tu. Masowa eksterminacja elit politycznych w Rosji, miliony ofiar g³o-

du na Ukrainie, niszczenie i wynaradawianie ludnoœci polskiej w ZSRS

by³y najlepsz¹ zapowiedzi¹ tego, czym grozi³a Polsce realizacja komu-

nistycznego programu.

W po³owie lat 30. oficjalna propaganda KPP ponownie zrezygno-

wa³a z agresywnych hase³. Sukcesy faszyzmu w Europie i bezpoœrednie

zagro¿enie ze strony hitlerowskich Niemiec dawa³y znakomit¹ po¿yw-

background image

24

kê dla dzia³añ komunistów. Has³a zagro¿enia kultury, obrony demokra-

cji, jednolitego frontu lewicy przeciw faszyzmowi mia³y umo¿liwiæ prze-

nikniêcie i majoryzacjê tradycyjnej lewicy.

Antyfaszyzm, wt³aczany bezrefleksyjnie do KPP-owskiej pro-

pagandy, tworzy³ przedziwne konstrukcje myœlowe najlepiej œwiad-

cz¹ce o tym, jak g³êboko tkwili komuniœci w œwiecie w³asnych ilu-

zji. Odezwa Bracia katolicy z 1937 r. g³osi³a na przyk³ad: Kler z³¹-

czy³ siê z faszyzmem i wspólnie z nim uprawia³ reakcyjn¹ politykê

antyludow¹. Dlatego walczymy przeciwko klerowi, domagamy siê

oddzielenia koœcio³a od pañstwa i zerwania konkordatu, tej karty

przywilejów kleru. Nie jest to walka z religi¹. Jesteœmy zwolennika-

mi wolnoœci sumienia, swobody wiary i praktyk religijnych. Nie

chcemy tylko, by ksiê¿a wtr¹cali siê w nie swoje sprawy. Niech

z ambony p³ynie nauka mi³oœci, a nie agitacja faszystowska. Wasze

przekonania religijne nie mog¹ byæ przeszkod¹ dla wspólnej walki

w szeregach obozu demokratycznego przeciwko wyzyskiwaczom

i ciemiêzcom faszystowskim.

Oficjalny program spo³eczno-polityczny KPP by³ niczym innym,

jak tylko zbiorem równie prymitywnej demagogii. Rolnikom obiecy-

wano podwy¿szenie cen ¿ywnoœci, mieszkañcom miast – ich powa¿ne

obni¿enie. W ulotkach i enuncjacjach programowych rozdawano mi-

lionowe kwoty robotnikom i bezrobotnym. Nawet funkcjonariusze

partyjni nie traktowali tego typu hase³ powa¿nie.

Tylko jeden punkt programu KPP nie uleg³ nigdy ¿adnej zmianie.

By³o nim demaskowanie polskich przygotowañ do napadu na ZSRR:

Masy nie zdaj¹ sobie sprawy i zadaniem partji jest stale i z najwiêksz¹

energj¹ otwieraæ im stale oczy – ¿e wbrew pokojowej gadaninie fa-

szyzm zbroji siê bez przerwy przeciw ZSRR, ¿e wszystkie fabryki amu-

nicyjne pracuj¹ gor¹czkowo na kilka zmian, ¿e sztab generalny opra-

cowuje do najdrobniejszych szczegó³ów plan kampanji wojennej prze-

ciw ZSRR.

W razie konfliktu zbrojnego ze wschodnim s¹siadem ulotki i ode-

zwy komunistyczne zaleca³y ¿o³nierzom zastrzelenie w³asnych ofice-

rów i przejœcie na drug¹ liniê frontu.

background image

25

Umrzeæ jako cz³onek partii

Znana dzia³aczka komunistyczna Eugenia Brun wspomina³a po

wojnie o incydencie, jaki zdarzy³ siê jej w moskiewskiej szkole Komin-

ternu. Zarówno ona, jak i jej brat Mieczys³aw Hejman (Mordka Hej-

man) zostali skrytykowani za niew³aœciwe pojmowanie jakiegoœ wyda-

rzenia politycznego na œwiecie. Incydent tego typu koñczy³ siê zazwy-

czaj aresztowaniem, wyrzuceniem z partii i rozstrzelaniem odszczepieñ-

ca. Hejman pobieg³ wiêc do w³asnego pokoju i usi³owa³ pope³niæ samo-

bójstwo. Nie ze strachu przed œmierci¹ czy ciê¿kim œledztwem, tylko

by... umrzeæ, zanim odbior¹ mu legitymacjê partyjn¹. Brunowa wspo-

mina³a: Wywaliliœmy drzwi (...) I on wtedy zap³aka³: Jak to, ja ca³e

¿ycie, ca³¹ m³odoœæ odda³em partii. Nie mam nic innego poza parti¹,

to mnie teraz wyrzuc¹ z partii? Ja tego nie prze¿yjê! (...) Ja wolê od

razu z tym skoñczyæ, to przynajmniej bêdzie wiadomo, ¿e umar³em jako

cz³onek partii.

Sama Brunowa równie¿ przestraszy³a siê nie na ¿arty, tote¿ ude-

rzy³a siê w pierœ i przeprosi³a za grzechy: Przyzna³am siê do luksem-

burgizmu nieprzezwyciê¿onego. I t¹ samokrytykê przeczyta³am na

zebraniu.

G³êboka „ideowoœæ” partyjnych funkcjonariuszy sz³a w parze z ca³-

kowitym za³amaniem tradycyjnej etyki. Straszliwa demoralizacja, de-

fraudacje partyjnych pieniêdzy by³y niemal tak powszechne jak marnie

op³acana wspó³praca z policj¹ – ta wiedzia³a o komunistach wszystko

lub prawie wszystko.

G³oszone idea³y braterstwa i równoœci mog³y znaleŸæ miejsce wszê-

dzie, tylko nie w partii. Regu³¹ by³a bezwzglêdna walka o wp³ywy, eli-

minowanie przeciwników i konkurentów donosami do NKWD. W kra-

ju, na ni¿szych szczeblach aparatu partyjnego, dyskusje polityczne,

ambicje czy podejrzenia o wspó³pracê z policj¹ rozwi¹zywano za po-

moc¹ rewolweru, ³omu lub no¿a. Morderstwa zlecali w partii nawet

gloryfikowani w PRL partyjni teoretycy jak Alfred Lampe.

Jan Alfred Regu³a (vel Józef Mitzenmacher), cz³onek w³adz KPP

zna³ wspó³towarzyszy jak nikt inny. Kiedy na pocz¹tku lat 30. zerwa³ z

komunistami i opublikowa³ o nich ksi¹¿kê, napisa³ w niej bez ogródek:

Ca³a partia to kilka, mo¿e kilkanaœcie tysiêcy ludzi, najczêœciej fanaty-

background image

26

ków, a jednoczeœnie wykolejeñców i histeryków, marz¹cych o dorwaniu

siê do w³adzy drog¹ krwawego przewrotu i w³¹czenia Polski do tzw.

Zwi¹zku Socjalistycznych Republik Radzieckich.

Jak to czasem w ¿yciu bywa, wyznawcy nowej religii pierwsi zna-

leŸli œmieræ na jej o³tarzu. Wielka czystka, jaka mia³a miejsce w Rosji

Sowieckiej w drugiej po³owie lat 30., poch³onê³a wiêkszoœæ najbardziej

oddanych Moskwie kapepowców, a sama partia zosta³a rozwi¹zana przez

Komintern w 1938 r.

„¯ycie” z 21-22 listopada 1998 r.

background image

27

J

ózef Mitzenmacher by³ jednym z przywódców przedwojennego ru-

chu komunistycznego w Polsce. Mimo to po wojnie jego nazwiskiem

nie nazywano ulic, placów ani zak³adów pracy. Jego podobizna nie

zdobi³a sztandarów PZPR, a jego nazwisko nie by³o wymieniane

w oficjalnych opracowaniach naukowych. Mitzenmachera wymazano

z pamiêci tak skutecznie, ¿e i dziœ wielu historyków w¹tpi, czy kiedy-

kolwiek istnia³.

Przyczyna zacierania œladów po Józefie Mitzenmacherze jest bar-

dzo prozaiczna. Otó¿ ten wielki rewolucjonista, wysoki funkcjonariusz

KPP i wychowawca wielu zas³u¿onych dzia³aczy na pocz¹tku lat 30.

podj¹³ tajn¹ wspó³pracê z polskimi w³adzami. Niewykluczone, ¿e jego

dzia³alnoœæ by³a dla komunistów bardziej szkodliwa, ni¿ ca³a przedwo-

jenna policja polityczna razem wziêta.

Pocz¹tkowo nic nie zapowiada³o sensacyjnej kariery Mitzen-

machera, bowiem jego ¿yciorys by³ bardzo typowy dla wielu ów-

czesnych przywódców komunistycznych: kolaboracja z Armi¹ Czer-

won¹ w czasie najazdu bolszewickiego w 1920 r., ucieczka do Nie-

miec, a potem wyjazd do Moskwy i studia na Komunistycznym Uni-

wersytecie Zachodu. W pracy partyjnej Mitzenmacher u¿ywa³ pseu-

donimów „Urban”, „Mietek” oraz „Redyko” – ten ostatni od skrótu

„rewolucja, dyktatura, komunizm”, które pokocha³ szczerze jesz-

cze jako nastolatek. By³ nieprzeciêtnie inteligentny, przebieg³y i bez-

wzglêdny.

W Polsce zjawi³ siê ponownie w 1924 r., kolejno obejmuj¹c wiele

odpowiedzialnych funkcji partyjnych, miêdzy innymi w Komitecie Cen-

tralnym Komunistycznej Partii Polski. Kierowa³ te¿ Komunistycznym

Zwi¹zkiem M³odzie¿y Polski. Potem znowu znalaz³ siê w Moskwie;

Renegat

background image

28

tam wszed³ w sk³ad w³adz Komunistycznej Miêdzynarodówki M³odzie-

¿y. Niebawem wróci³ na „nielegaln¹ robotê” do kraju, gdzie szybko

zosta³ aresztowany jako przywódca KZMP. S¹d skaza³ go na karê kilku

lat pozbawienia wolnoœci, któr¹ odsiadywa³ na Pawiaku, we Wronkach

i Rawiczu.

W czasie œledztwa Mitzenmacher podj¹³ wspó³pracê z w³adzami.

Szybko zosta³ wypuszczony na urlop zdrowotny. Tylko kilka osób

z kierownictwa przedwojennego MSW wiedzia³o, ¿e to fikcja, a ca³a

choroba tow. „Mietka” zosta³a zainscenizowana po to, by bez wzbu-

dzania podejrzeñ wypuœciæ na wolnoœæ w³asnego agenta.

Oczywiœcie Mitzenmacher do wiêzienia nie wróci³. Uciek³ do Mo-

skwy, gdzie szkoli³ kadry funkcjonariuszy na robotê partyjn¹ do Pol-

ski. Sam wróci³ do kraju po dwóch latach i zosta³ cz³onkiem KC

KPP. Jego agenturalna dzia³alnoœæ nie ogranicza³a siê tylko do kla-

sycznego przekazywania informacji w³adzom bezpieczeñstwa. Mit-

zenmacher by³ niezwykle skutecznym tzw. agentem wp³ywu, który za

pomoc¹ zrêcznych intryg wywo³ywa³ wewnêtrzne tarcia we w³adzach

partii komunistycznej, puszcza³ plotki i pomówienia, pog³êbiaj¹c at-

mosferê nieufnoœci i donosicielstwa, które królowa³y w najwy¿szych

strukturach KPP.

Sfingowane morderstwo

Jednak funkcji partyjnych Mitzenmacher nie pe³ni³ zbyt d³ugo. Po

kilku miesi¹cach, obawiaj¹c siê o ¿ycie bezcennego agenta, w³adze MSW

wycofa³y go z dalszej niebezpiecznej gry. Sfingowano jego œmieræ,

o której nie omieszkano poinformowaæ „zaufanych” dziennikarzy.

23 sierpnia 1933 r. „Kurier Polski” zamieœci³ krótk¹ notatkê pt.

Tajemnicza zbrodnia pod Warszaw¹. Wynika³o z niej, ¿e w podwar-

szawskich W³ochach znaleziono zw³oki zmasakrowanego mê¿czyzny

lat ok. 40. Treœæ artyku³u, a nade wszystko informacje o braku portfela

oraz wyrwanej kieszeni w spodniach sugerowa³y, ¿e chodzi³o o klasycz-

ny mord rabunkowy. Dopiero kilka dni póŸniej krakowski „Ilustrowany

Kurjer Codzienny” doniós³, ¿e zamordowanym by³ wybitny dzia³acz

komunistyczny Józef Mitzenmacher, który mia³ zgin¹æ w wyniku we-

wnêtrznych porachunków partyjnych.

background image

29

Nielegalne wydawnictwa komunistyczne zdecydowanie zaprzeczy-

³y tym doniesieniom twierdz¹c, ¿e tow. „Redyko” zosta³ aresztowany

i zabity przez polsk¹ policjê polityczn¹, zwan¹ potocznie „defensy-

w¹”. Organ KPP „Czerwony Sztandar” grzmia³ z oburzeniem: Po-

przez gêsty sos kryminalnej sensacji, jakim szmaty defensywniackie

podlewa³y swoj¹ notatkê, przeziera³y straszliwe znamiona mordu

policyjnego. (...) Gdyœmy uderzyli na alarm w prasie ca³ego œwiata,

mordercy z defensywy polecili gadzinom reakcyjnym podaæ do wia-

domoœci nazwisko zamordowanego towarzysza i dodaæ ³ajdackie

oszczerstwo, ¿e sprawcami zbrodni byliœmy my, towarzysze i wspó³-

bojownicy Mietka.

Przez nastêpne kilka lat komuniœci usi³owali ustaliæ bli¿sze szcze-

gó³y œmierci towarzysza, jednak problemy z bie¿¹c¹ dzia³alnoœci¹ par-

tii spowodowa³y, ¿e niewiele w tej sprawie zdzia³ano. Potem przysz³y

zarz¹dzone przez Stalina czystki, likwidacja KPP, a wiêc o Mitzenma-

cherze prawie nikt ju¿ nie pamiêta³.

Historia Regu³y

Wiêcej czasu, a przede wszystkim si³ i œrodków na wyjaœnienie ró¿-

nych szczegó³ów dotycz¹cych dzia³alnoœci KPP znaleziono dopiero po

wojnie. A by³o co wyjaœniaæ: aresztowania, które w po³owie lat 30.

niemal ca³kowicie parali¿owa³y dzia³alnoœæ kierownictwa KPP, wska-

zywa³y na istnienie g³êboko uplasowanej agentury na najwy¿szych szcze-

blach partii.

Komunistyczni przywódcy doskonale pamiêtali opublikowan¹

w 1934 r. ksi¹¿kê tajemniczego Jana Alfreda Regu³y Historia Komuni-

stycznej Partii Polski w œwietle faktów i dokumentów, z której wynika-

³o, ¿e polskie w³adze bezpieczeñstwa wiedzia³y bardzo du¿o o najwiêk-

szych tajemnicach komunistycznej konspiracji. Za dowód g³êbokiej pe-

netracji ruchu komunistycznego uwa¿ano powszechnie tak¿e „wsypê”

i œmieræ Józefa Mitzenmachera vel Mietka Redyko.

Wyjaœnieniem zagadki by³o zainteresowanych wielu uczniów i bli-

skich przyjació³ „Mietka”: szef MBP Stanis³aw Radkiewicz, os³awiona

Luna Brystygierowa, dyrektor V Departamentu MBP i wielu, wielu in-

nych towarzyszy z najwy¿szych stanowisk partyjnych i pañstwowych.

background image

30

Wprawdzie niektórzy z nich sami wydawali polecenia zamordowania

ró¿nego typu prowokatorów, odszczepieñców, zdrajców, ale akurat nie

Mietka Redyki.

Sporo informacji na temat agentury w ruchu komunistycznym od-

naleziono w dokumentach by³ego MSW i Oddzia³u II Sztabu G³ównego

WP. Zidentyfikowanych „renegatów”, na polecenie bezpieki i za wie-

dz¹ najwy¿szych czynników partyjnych, na ogó³ likwidowano bez

œladu w ustronnych miejscach. Ale tak uda³o siê usun¹æ z ¿ycia publicz-

nego jedynie p³otki. O najcenniejszych agentach raczej nie pozostawia

siê informacji na piœmie lub te¿ niszczy je w pierwszej kolejnoœci. Nie-

zbêdne by³o wiêc odszukanie funkcjonariuszy i pracowników przedwo-

jennego Ministerstwa Spraw Wewnêtrznych, którzy przed wojn¹ zaj-

mowali siê komunistami.

Metodyczne rozpracowanie przedwojennego MSW rozpoczê³o siê

w 1948 r., a poniewa¿ bezpieka dysponowa³a olbrzymimi mo¿liwo-

œciami technicznymi i pomocniczymi (kadry, przedwojenne dokumen-

ty, biura meldunkowe itp.), wkrótce aresztowano wszystkich wyso-

kich funkcjonariuszy by³ego MSW, których uda³o siê odnaleŸæ. Do

wiêzienia MBP trafili miêdzy innymi szef Referatu Informacyjnego

Wydzia³u Bezpieczeñstwa MSW Jerzy Krzymowski oraz jego zastêp-

ca Stefan Bakalarz. Aresztowano równie¿ Stefana Zgliñskiego, który

w Referacie Informacyjnym zajmowa³ siê tzw. dossier, czyli jak by-

œmy dziœ powiedzieli, teczkami. Choæ pocz¹tkowo komuniœci sami

o tym nie mieli pojêcia, to klucze do tajemniczej œmierci Mitzenma-

chera mieli ju¿ w rêku.

Cios dla UB

Pierwszym tropem by³y zeznania Stefana Bakalarza. Kiedy za¿¹-

dano, by ten opisa³ wszystkie osoby, które pojawia³y siê w Wydziale

Bezpieczeñstwa, Bakalarz wspomnia³ o niejakim Kamiñskim, który mia³

byæ informatorem policji. Doda³ przy tym, ¿e wie o nim niewiele, bo-

wiem kontakty z nim utrzymywa³ jeden z jego nie¿yj¹cych ju¿ prze³o¿o-

nych. Poniewa¿ w teczce personalnej Bakalarza odnaleziono dokument,

z którego wynika³o, i¿ za zajmowanie siê spraw¹ Kamiñskiego otrzy-

ma³ on nagrodê, s³usznie uznano, ¿e by³y funkcjonariusz MSW k³amie.

background image

31

Oficerowie UB postanowili wiêc wzi¹æ go porz¹dnie w obroty. Po pra-

wie roku przes³uchañ, w sierpniu 1949 r. ubecy us³yszeli od Bakalarza

rzeczy, od których w³os zje¿y³ im siê na g³owie.

By³y pracownik MSW zezna³, ¿e Kamiñski to nie kto inny, tylko

Józef Mitzenmacher. Zrelacjonowa³ te¿ dok³adnie jego dalsze losy.

Okaza³o siê, ¿e rzewnie op³akany przez ca³y miêdzynarodowy pro-

letariat tow. „Mietek” „Redyko” zosta³ etatowym wspó³pracownikiem

MSW i wybitnym specjalist¹ od zwalczania ruchu komunistycznego.

Jego wiedza by³a zupe³nie unikatowa: zna³ struktury i metody dzia³ania

KPP, s³u¿y³ pomoc¹ w analizie komunistycznych publikacji, identyfi-

kowa³ œciœle zakonspirowanych dzia³aczy. Ze wzglêdu na pracê w m³o-

dzie¿owym Kominternie i d³ugi pobyt w Moskwie z jego us³ug korzy-

sta³o nie tylko pañstwo polskie, lecz tak¿e wiele innych s³u¿b policyj-

nych z oplecionej mackami Kominternu Europy.

Ponadto wysz³o na jaw, ¿e to w³aœnie Mitzenmacher-Redyko jest

autorem wspomnianej ju¿ ksi¹¿ki Historia Komunistycznej Partii Pol-

ski w œwietle faktów i dokumentów, która by³a tak ciê¿kim ciosem pro-

pagandowym w dzia³alnoœci KPP. Wed³ug s³ów Bakalarza mia³a ona

powstaæ na zamówienie MSW i zosta³a napisana przez tow. „Redyko”

w lokalu konspiracyjnym „defensywy” w Bydgoszczy. Autor mia³ za

ni¹ otrzymaæ honorarium w wysokoœci 3000 z³.

W 1936 r. Mitzenmacher przeprowadzi³ siê do Warszawy i oficjal-

nie by³ zatrudniony w Instytucie Naukowego Badania Komunizmu. Tam

pracowa³ jako bibliotekarz, wspó³redagowa³ te¿ antykomunistyczne

wydawnictwa propagandowe. U¿ywaj¹c ró¿nych pseudonimów napisa³

dziesi¹tki broszur i artyku³ów drukowanych w prawicowej i katolickiej

prasie. Przyj¹³ te¿ chrzest, dzia³a³ aktywnie w Akcji Katolickiej.

Miêdzy gestapo a AK

Kierownictwo MBP by³o zaszokowane odtworzonymi losami „re-

negata”. Wieloletni dyrektor Centralnego Archiwum MSW p³k Zyg-

munt Okrêt pisa³: Niesamowita relacja Stefana Bakalarza przed-

stawiaj¹ca Józefa Mitzenmachera jako konfidenta policyjnego (...)

spotka³a siê z wielkim niedowierzaniem, poniewa¿ w powierzchow-

nym mniemaniu niektórych towarzyszy z aparatu bezpieczeñstwa

background image

32

zakrawa³a na swoist¹ prowokacjê ze strony „defensywiaka” maj¹-

c¹ na celu bezczeszczenie zas³u¿onego rewolucjonisty, by zagma-

twaæ œledztwo.

Wiara wiar¹, jednak wszystkie informacje podane przez Stefana

Bakalarza nale¿a³o dok³adnie sprawdziæ. Najpierw na podstawie przed-

wojennych archiwaliów sprawdzono okolicznoœci pierwszego spotka-

nia Bakalarza z Mitzenmacherem w 1926 r., które Bakalarz dok³adnie

opisa³ w czasie œledztwa. Wszystko zgadza³o siê co do joty: data i miej-

sce aresztowania Mitzenmachera, fa³szywe nazwisko Józef Redyko, na

które mia³ wystawiony paszport, a tak¿e osobiste uczestnictwo w ca³ym

wydarzeniu samego Bakalarza. Przy okazji wyda³o siê, ¿e zatrzymanie

ówczesnego szefa KZMP nie by³o przypadkow¹ wizyt¹ policji krymi-

nalnej w mieszkaniu pasera, gdzie mieszka³ Mitzenmacher. Tak¹ wersjê

wydarzeñ zgrabnie zainscenizowa³a policja, która w ten sposób chcia³a

ukryæ Ÿród³o swoich informacji. Dok³adne dane o Mitzenmacherze otrzy-

mano bowiem od wysoko uplasowanego w strukturach KPP konfidenta

ps. „Bohdan”.

Potem odnaleziono pracownicê MSW, maszynistkê Stanis³awê Hej-

nikowsk¹, która wspó³pracowa³a z Kamiñskim w czasie pisania Histo-

rii KPP. Przes³uchiwana Hejnikowska jednoznacznie wskaza³a, kto by³

autorem ksi¹¿ki: Po napisaniu maszynopisu wróci³am do Warszawy.

Po pewnym czasie zosta³a wydana ksi¹¿ka bodaj¿e pt. „Historia KPP”

lub komunizmu. Autorem tej ksi¹¿ki by³ Regu³a, takie bowiem nazwi-

sko umieœci³ (na maszynopisie) Kamiñski.

Kluczowy dowód, który uci¹³ dalsz¹ dyskusjê, odnaleziono nieco

póŸniej. By³ nim akt œlubu Kamiñskiego pochodz¹cy z po³owy lat 30.

Jako rodziców poda³ Salomona i Ma³kê z domu Stein. Tak nazywali siê

rodzice „towarzysza Mietka”, a przypadek by³ raczej wykluczony. Do-

kument ten nie tylko jednoznacznie potwierdza³ zeznania Bakalarza.

Ponadto otworzy³ bezpiece drzwi do kolejnego fragmentu dzia³alnoœci

„towarzysza Mietka”.

Nazwisko panieñskie ¿ony Mitzenmachera (Berdych) nie by³o funk-

cjonariuszom MBP obce. Nieco wczeœniej, przy rozpracowywaniu

w³adz Polskiego Pañstwa Podziemnego, natkniêto siê na niejakiego

Berdycha – wspó³pracownika wywiadu antykomunistycznego Dele-

background image

33

gatury, który by³ podejrzewany o kontakty z Niemcami. Gestapo aresz-

towa³o go w 1943 r. i œlad po nim zagin¹³. Odnalezione dokumenty

Delegatury i niemieckich w³adz bezpieczeñstwa, a tak¿e zeznania osób,

które zetknê³y siê z Mitzenmacherem, pozwoli³y na dok³adne odtwo-

rzenie jego okupacyjnych losów.

Kiedy Niemcy wkroczyli do Warszawy, od razu zaczêli poszukiwaæ

tajemniczego autora Historii KPP. OdnaleŸli go szybko poprzez by³ych

pracowników MSW – dalej mieszka³ w Warszawie, tyle tylko, ¿e jako

Jan Berdych, czyli pod nazwiskiem panieñskim ¿ony. Przyj¹³ propozy-

cjê wspó³pracy z³o¿on¹ mu przez gestapo i otrzyma³ pen-

sjê – 600 z³ miesiêcznie. W zamian za ni¹ Mitzenmacher zajmowa³ siê

propagand¹ antykomunistyczn¹: pisa³ pod ró¿nymi pseudonimami pro-

pagandowe broszury, artyku³y do prasy gadzinowej. By³ te¿ niezwykle

cenionym ekspertem w sprawach komunizmu.

Berdych wspó³pracowa³ równie¿ z Polskim Pañstwem Podziemnym.

W bli¿ej nieznanych okolicznoœciach podj¹³ wspó³pracê z Biurem Infor-

macji i Propagandy Komendy G³ównej AK, a w drugiej po³owie 1942 r.

zacz¹³ pracowaæ w Wydziale Bezpieczeñstwa Delegatury Rz¹du na

Kraj, który zajmowa³ siê rozpracowywaniem ruchu komunistyczne-

go. Ukrywa³ siê pod pseudonimami „JAR” (Jan Alfred Regu³a), „Do-

cent”, „XIII” i by³ dla podziemia cennym Ÿród³em informacji. Nie

wiedziano wówczas, ¿e te same meldunki, które przekazywa³ Delega-

turze, oddawa³ tak¿e Niemcom. Jeden z raportów przes³anych do Ber-

lina przez warszawskie gestapo donosi³: Agent szefa III Oddzia³u S³u¿-

by Specjalnej, którego mo¿na nazwaæ znawc¹ komunizmu w Polsce,

zosta³ pozyskany przez polsk¹ Delegaturê Rz¹du jako jej cz³onek

i wspó³pracownik. Dzia³alnoœæ jego w polskiej Delegaturze Rz¹du

jest przez nas kierowana.

Siatka wywiadowcza Mitzenmachera, z³o¿ona z przedwojennych

dzia³aczy Akcji Katolickiej uplasowanych w œrodowisku robotniczym

oraz by³ych cz³onków KPP, by³a dla komunistów niezwykle groŸna.

Na podstawie jej informacji aresztowano wielu przedwojennych dzia-

³aczy ruchu komunistycznego, a po jej powstaniu – tak¿e cz³onków

PPR. Prawdopodobnie najcenniejsz¹ informacj¹, jak¹ Berdych prze-

kaza³ gestapo, by³y uzyskane od dzia³acza PPR i agenta NKWD

background image

34

Stanis³awa Szczota namiary na cz³onków tzw. trójki kierowniczej

PPR: Paw³a Findera i Ma³gorzatê Fornalsk¹, aresztowanych w koñ-

cu 1943 r.

Wiadomoœci o wspó³pracy Mitzenmachera z Niemcami dotar³y

w koñcu do Delegatury. Kiedy informacja potwierdzi³a siê, zamierzano

go zlikwidowaæ. Gestapo zorganizowa³o jednak demonstracyjne aresz-

towanie Mitzenmachera i przerzucono go do Bia³egostoku. Tam zamiesz-

ka³ pod nazwiskiem Jan Roszkowski i dalej pisywa³ artyku³y antyko-

munistyczne, póki latem 1944 r. pod miastem nie pojawi³y siê wojska

sowieckie. Wtedy przewieziono go do Krakowa.

Wielkie polowanie

Mitzenmacher-Roszkowski nie przyj¹³ oferty wyjazdu w g³¹b Nie-

miec. By³ przekonany, ¿e zarówno jego fikcyjna œmieræ w 1933 r., jak

te¿ wielokrotne zmienianie nazwisk zatar³y za nim œlady na tyle sku-

tecznie, ¿e nikt go do œmierci nie znajdzie. I nie pomyli³ siê.

Kiedy w 1949 r. ca³a historia Mitzenmachera wysz³a na jaw, wœcie-

k³oœæ komunistów nie mia³a granic. Straty, jakie zada³ im jeden z naj-

bli¿szych towarzyszy, by³y nie do oszacowania. Teraz okazywa³o siê,

¿e zarzuty zaœmiecenia prowokacj¹, jakie w 1938 r. Komintern posta-

wi³ rozwi¹zywanej KPP, wcale nie by³y wyssane z palca. Przypomina-

no sobie wielu towarzyszy, których w latach 1937-1938 aresztowa³o

i zlikwidowa³o NKWD pod zarzutem wydania polskiej policji tow. Miet-

ka Redyko. Ustalono te¿ nazwiska wielu komunistów, których wyda³ on

Niemcom w czasie okupacji. Przy próbie jakiegokolwiek rzetelnego bi-

lansu wychodzi³o na to, ¿e dzia³alnoœæ jednego cz³owieka by³a dla ko-

munistów bardziej szkodliwa ni¿ ca³a przedwojenna polska policja.

Kiedy wiêc upewniono siê, ¿e by³y pracownik MSW mówi prawdê,

a nadto stwierdzono, ¿e ktoœ widzia³ Mitzenmachera po wojnie, pojawi-

³o siê zasadnicze pytanie: gdzie jest tow. Redyko?

Wielkie polowanie zakoñczy³o siê miesi¹c póŸniej, kiedy ustalono,

¿e Mitzenmacher-Roszkowski mieszka³ i pracowa³ we Wroc³awiu, gdzie

by³ znany jako wybitny dzia³acz PPR i komunistycznych zwi¹zków

zawodowych. Za zas³ugi dla Polski Ludowej otrzyma³ nawet order

z podpisem towarzysza Boles³awa Bieruta...

background image

35

Do Wroc³awia wys³ano specjaln¹ ekipê pod kierownictwem s³ynne-

go wicedyrektora Departamentu X MBP p³k. Józefa Œwiat³y, który za-

puka³ do drzwi Roszkowskich 18 wrzeœnia 1949 r. Publicznego obdzie-

rania ze skóry jednak nie by³o. Agent nad agentami, gracz nad gracze,

cz³owiek o stu twarzach Józef Mitzenmacher vel Mietek Redyko vel

Józef Kamiñski vel Jan Regu³a vel Jan Berdych vel Jan Roszkowski

zmar³ pó³tora roku wczeœniej. Zwyczajnie, w ³ó¿ku, œmierci¹ naturaln¹.

Pochowano go w styczniu 1948 r. w Warszawie, na cmentarzu bród-

nowskim. W ostatniej drodze znanego dzia³acza, towarzysza Jana Rosz-

kowskiego wziê³o udzia³ wielu dzia³aczy partyjnych i pañstwowych.

Podobno gra³a nawet orkiestra...

Nawet w³asnym pogrzebem po raz kolejny – drugi poœmiert-

nie – Józef Mitzenmacher oszuka³ i oœmieszy³ swoich by³ych towarzy-

szy. Dla funkcjonariuszy MBP, którzy mieli go aresztowaæ, a wracali

do Warszawy z pustymi rêkami, marnym pocieszeniem by³o to, ¿e okpi³

ich po raz ostatni.

„¯ycie” z 6-7 maja 2000 r.

background image

36

C

o ma robiæ m³ody cz³owiek, który rozpoczynaj¹c studia chcia³by

jednoczeœnie wychowywaæ siê w duchu patriotycznym, uczyæ szermier-

ki, jazdy konnej, dobrze siê bawiæ i zawrzeæ przyjaŸnie na ca³e ¿ycie?

Przed wojn¹ odpowiedŸ by³aby oczywista: zostaæ korporantem.

Pierwsza polska korporacja akademicka, „Konwent Polonia”, po-

wsta³a w 1828 r. na Uniwersytecie w Dorpacie (obecnie Tartu, Esto-

nia). Za³o¿y³o j¹ kilkudziesiêciu Polaków, w wiêkszoœci by³ych cz³on-

ków Zwi¹zku Filaretów, którzy schronili siê tam przed represjami w³adz

carskich. W³aœnie podczas studiów za³o¿yli wspomniany zwi¹zek, trak-

tuj¹c go jako kontynuacjê dzia³alnoœci spiskowej prowadzonej wcze-

œniej w Wilnie.

Herb „Polonii” przypomina³ herb dawnej Rzeczpospolitej i sk³a-

da³ siê z Bia³ego Or³a, litewskiej Pogoni oraz symbolizuj¹cego Ruœ

archanio³a Micha³a. Zwi¹zek mia³ tak¿e trójkolorowy (bia³o-czerwo-

no-b³êkitny) sztandar, trójbarwny by³ te¿ codzienny strój korporanta:

wstêga noszona przez ramiê (banda) oraz czapka zwana z niemiecka

dekiel. Wprawdzie zasady funkcjonowania korporacji wzorowane by³y

na niemieckich zwi¹zkach studenckich tzw. bruszenszaftach, to jed-

nak m³odzi „Polonusi” bardzo ³atwo tchnêli w obce formy narodowe-

go ducha.

G³ównym zadaniem, jakie postawili sobie cz³onkowie zwi¹zku, by³o

wspólne wychowanie w duchu braterstwa i mi³oœci do Ojczyzny. Pielê-

gnowano jêzyk, staropolskie obyczaje, tradycje rycerskie i honorowe. Obo-

wi¹zkiem ka¿dego korporanta by³y równie¿ regularne postêpy w nauce,

które gwarantowa³y, ¿e w przysz³oœci zajmie on w³aœciw¹ pozycjê w spo-

³eczeñstwie i tym samym bêdzie móg³ godnie pracowaæ dla Polski.

W deklu i z rapierem

background image

37

Obowi¹zkowa by³a nauka fechtunku i strzelania. Umiejêtnoœæ

pos³ugiwania siê broni¹ mog³a siê w ka¿dej chwili przydaæ nie tylko

w walce o niepodleg³oœæ, lecz tak¿e do ¿¹dania i dawania satysfak-

cji, czyli do pojedynków, bo sprawy honorowe traktowano w XIX w.

bardzo powa¿nie. Dla naszych pierwszych korporantów szczególnie

uci¹¿liwi byli pod tym wzglêdem Niemcy, którzy odmawiali Pola-

kom, tak¿e £otyszom i Estoñczykom, prawa do bycia prawdziwym

korporantem. A ¿e Niemcy byli dobrze wyszkoleni w fechtunku,

chêtnie prowokowali „Polonusów” do pojedynków i – zw³aszcza na

pocz¹tku – czêsto ich obijali. Prawo przynale¿noœci do owego, b¹dŸ

co b¹dŸ bardzo elitarnego, korporacyjnego œrodowiska trzeba by³o

sobie wywalczyæ. W 1851 r., po serii pojedynków, w których zginê-

³o kilku Polaków i kilku Niemców, „Konwent Polonia” otrzyma³

specjalne prawa honorowe, stawiaj¹ce go nawet ponad niemieckimi

burszenszaftami.

Idea³y korporacji przyci¹ga³y rzesze m³odych Polaków. W drugiej

po³owie XIX w. zaczê³y powstawaæ kolejne, podobne do „Polonii”

zwi¹zki akademickie. W 1879 r. w Rydze za³o¿ono „Arkoniê”, potem

w 1883 r. w Dorpacie powsta³a „Welecja”. Rok póŸniej w tym samym

mieœcie narodzi³a siê „Lutycja”. Do odzyskania niepodleg³oœci za³o-

¿ono jeszcze kilka korporacji akademickich w Rydze, Dorpacie, Gdañ-

sku, Wiedniu i Petersburgu.

Fuks, barwiarz i filister

Burszem (jak czasem z niemiecka nazywano korporantów) móg³

zostaæ tylko mê¿czyzna i tylko Polak. Z za³o¿enia do zwi¹zku nie przyj-

mowano kobiet: wprawdzie ka¿dy cz³owiek honoru by³ im winien opie-

kê i szacunek, ale panowa³o powszechne mniemanie, ¿e bia³og³owa do

szabli jest niesposobna, a jej obecnoœæ w zwi¹zku opieraj¹cym siê na

braterstwie i mêskiej przyjaŸni mo¿e byæ tylko destrukcyjna. W spra-

wie przynale¿noœci narodowej korporantów warto wyjaœniæ, ¿e s³owo

„Polak” oznacza³o formê przynale¿noœci duchowej i nie mia³o nic wspól-

nego z kwesti¹ pochodzenia etnicznego. Wœród polskich burszów by³y

osoby pochodzenia ¿ydowskiego, byli Rusini, Tatarzy i Ormianie, o ile

tylko w duszy czuli siê Polakami.

background image

38

Przede wszystkim jednak korporant musia³ byæ cz³owiekiem o nie-

poszlakowanej opinii, gdy¿ tylko takim mo¿na by³o powierzyæ nosze-

nie symboli zwi¹zku. Przepisy honorowe wyklucza³y z burszowskie-

go grona prawie trzydzieœci grup osób, z którymi nawet nie mo¿na

by³o utrzymywaæ kontaktów. Nale¿eli doñ tchórze, alkoholicy, hazar-

dziœci, osoby ³ami¹ce s³owo honoru, obra¿aj¹cy goœcia we w³asnym

domu, nara¿aj¹cy na szwank godnoœæ kobiety swoj¹ niedyskrecj¹, nie

daj¹cy i ¿¹daj¹cy satysfakcji honorowej etc. LudŸmi pozbawionymi

praw honorowych byli, w œwietle stosowanych kodeksów, tak¿e ho-

moseksualiœci.

Poniewa¿ studia by³y w XIX w. bardzo drogie, ówczesne korpora-

cje sk³ada³y siê g³ównie z m³odzie¿y ziemiañskiej. W dwudziestoleciu

miêdzywojennym wiêkszoœæ zwi¹zków mia³a mniej elitarny charakter,

choæ niewiele utraci³y z elitarnoœci ducha. Zreszt¹ w kwestii pochodze-

nia nigdy nie istnia³y jakiekolwiek wymogi formalne: wszyscy mieli byæ

braæmi i wywy¿szanie siê z tytu³u urodzenia czy maj¹tku by³o najkrót-

sz¹ drog¹ do usuniêcia ze zwi¹zku.

Jednak otrzymanie statusu pe³noprawnego cz³onka zwi¹zku wcale

nie by³o takie ³atwe. Najpierw, przez oko³o rok, m³ody cz³owiek przeby-

wa³ na swego rodzaju sta¿u, podczas którego, jako tak zwany fuks (czyli

nowy) wdra¿a³ siê w rygory ¿ycia korporacyjnego. W tym okresie mu-

sia³ wykazaæ siê pracowitoœci¹, sumiennoœci¹, w³aœciwym poziomem

duchowym i moralnym. Uczy³ siê tradycji zwi¹zku, pieœni, wszystkich

zasad i obyczajów zwi¹zanych z przynale¿noœci¹ do macierzystego

zwi¹zku. Przez ca³y czas by³ bacznie obserwowany przez starszych

kolegów, których musia³ przekonaæ, ¿e w przysz³oœci nie przyniesie im

wstydu.

Pe³noprawny korporant, inaczej mistrz lub barwiarz, do koñca stu-

diów mia³ prawo uczestniczenia we wszystkich dzia³aniach zwi¹zku.

Do jego obowi¹zków nale¿a³y regularne postêpy w nauce, aktywnoœæ

na forum korporacji oraz obecnoœæ na wszystkich uroczystoœciach pañ-

stwowych. Po zakoñczeniu studiów opuszcza³ on grono czynnych cz³on-

ków zwi¹zku, jednak tak naprawdê nigdy nie przestawa³ byæ korporan-

tem: zobowi¹zany specjaln¹ przysiêg¹, jako tzw. filister, do koñca ¿ycia

wspiera³ korporacjê duchowo i materialnie.

background image

39

Sto korporacji

Po odzyskaniu niepodleg³oœci niemal wszystkie istniej¹ce korpora-

cje przenios³y siê do Polski: „Konwent Polonia” do Wilna, „Arkonia”

i „Welecja” do Warszawy. „Lutycja” ostatecznie znalaz³a siedzibê we

Lwowie. Przywiezione przez nie idea³y i formy zewnêtrzne ruchu przy-

pad³y do gustu studenckiej braci. Jak grzyby po deszczu we wszystkich

oœrodkach akademickich Polski zaczê³y powstawaæ kolejne, podobne

zwi¹zki. O ile w 1921 r. Zwi¹zek Polskich Korporacji Akademickich

liczy³ 7 stowarzyszeñ, o tyle w 1927 r. by³o ich ju¿ 73. Oblicza siê, ¿e

u progu II wojny œwiatowej istnia³o ponad sto polskich korporacji.

Tak gwa³towny rozwój ruchu by³ skutkiem nie tyle odzyskania nie-

podleg³oœci, ile tak¿e ¿yczliwoœci elit politycznych i intelektualnych

Rzeczpospolitej, ¿ywo zainteresowanych patriotycznym wychowaniem

m³odzie¿y. Opiekunami poszczególnych zwi¹zków bardzo czêsto byli

znani politycy, przedstawiciele nauki, genera³owie Wojska Polskiego

czy te¿ hierarchowie Koœcio³a, którzy przydawali wspomnianym zwi¹z-

kom akademików blasku i autorytetu. Honorowymi cz³onkami polskich

korporacji akademickich byli miêdzy innymi: Ignacy Paderewski („Pa-

tria”), gen. Józef Haller („Sparta”), Wojciech Korfanty („Silesia”), gen.

Lucjan ¯eligowski („Vilnensia”), gen. W³adys³aw Sikorski („Leopol-

dia”), gen. Józef Dowbór-Muœnicki („Lechia”), ks. Prymas Aleksander

Kakowski („Ostoja”).

Wielkim skarbem ka¿dego zwi¹zku byli wspomniani ju¿ filistrzy,

którzy, ukoñczywszy studia, wspierali swoich m³odszych kolegów.

Wystarczy³o, ¿e tylko czêœæ z nich zosta³a lekarzami, adwokatami, na-

uczycielami akademickimi, oficerami czy urzêdnikami, aby zwi¹zek

dysponowa³ solidnym zapleczem intelektualnym i duchowym. Filiste-

riat by³ te¿ zapleczem finansowym korporacji: wspiera³ utrzymanie

kwatery, czyli siedziby korporacji, naukê fechtunku, wycieczki, fundo-

wa³ nagrody za dobr¹ naukê czy stypendia dla mniej zamo¿nych stu-

dentów.

Z si³¹ tak prê¿nych i elitarnych organizacji nikt w dwudziestoleciu

miêdzywojennym nie móg³ siê równaæ. Mimo ¿e korporanci stanowili

oko³o 6% ogólnej liczby ¿aków, w mniej lub bardziej oficjalny sposób

kontrolowali ¿ycie studenckie. Dysponowali w³asn¹ pras¹, mieli olbrzymi

background image

40

wp³yw na struktury samorz¹du studenckiego, kontrolowali wiele kó³

naukowych czy akademickich zwi¹zków sportowych. W ich rêkach

znajdowa³a siê te¿ tak zwana „Bratnia Pomoc” z jej potê¿nym zaple-

czem w postaci domów akademickich i sto³ówek.

Stara anegdotka korporacyjna mówi, ¿e kiedy w Wilnie po kwate-

rach piwnych cz³onkowie „Konwentu Polonia” wyruszali na miasto, by

trochê poœpiewaæ i popsociæ, to cieszyli siê bardzo du¿¹ tolerancj¹ ze

strony policji. Nic dziwnego: rektor Uniwersytetu Stefana Batorego,

starosta wileñski, prezes S¹du Okrêgowego i tamtejszej prokuratury –

wszyscy byli „Polonusami”...

Przez korporacje przewinê³o siê co najmniej kilkudziesiêciu profe-

sorów wy¿szych uczelni, wielu polityków, ludzi kultury. Cz³onkiem

„Arkonii” by³ gen. W³adys³aw Anders, który wst¹pi³ doñ jeszcze na

Politechnice w Rydze. „Welet¹” by³ prezydent Ignacy Moœcicki,

a z „Aquilonii” wywodzi³ siê Zbigniew Stypu³kowski, adwokat, polityk

narodowy, cz³onek w³adz Polski Podziemnej s¹dzony w procesie szes-

nastu. S³ynny œpiewak, Jan Kiepura, by³ cz³onkiem „Grunwaldii”,

a Boles³aw Piasecki – „Patrii”. Korporantem by³ przed wojn¹ tak¿e

prof. Kazimierz Lepszy, rektor Uniwersytetu Jagielloñskiego, a tak¿e

kilkunastu innych powojennych rektorów polskich uczelni. Ale trafi³o

siê te¿ kilka osób „ciemnych”, jak komunistyczny pisarz Jerzy Putra-

ment czy s³ynny prokurator Zarakowski.

Kwatery piwne

Oczywiœcie zwi¹zki burszowskie nie ¿y³y wy³¹cznie tradycj¹ rycersk¹

i szczytnymi idea³ami. Z za³o¿enia, prócz patriotycznego wychowania,

korporacja mia³a byæ miejscem, gdzie mo¿na by³o mile spêdziæ czas.

Najpopularniejsz¹ form¹ zabawy by³a tak zwana kwatera piwna.

Organizowana raz w tygodniu, raz w miesi¹cu lub na specjaln¹ okazjê,

przyci¹ga³a du¿¹ liczbê korporantów. Na kwaterze unikano mocnych

trunków – symbolem weso³ej zabawy by³ zawsze kufel piwa, choæ

z rzadka pijano równie¿ wino. Obowi¹zkowo du¿o œpiewano. Oprócz

oficjalnych pieœni pañstwowych czy patriotycznych do bogatego reper-

tuaru korporantów wchodzi³a ca³a gama pieœni weso³ych i typowo bie-

siadnych.

background image

41

Przebieg kwatery by³ œciœle regulowany tradycj¹. W³adza nad zgro-

madzonym towarzystwem znajdowa³a siê w silnych rêkach „Nieomyl-

nego Prezydium”, które pilnowa³o, by w zabawê nie wkrad³ siê zamêt.

To „Prezydium” udziela³o g³osu, nakazywa³o odœpiewanie którejœ z pie-

œni, wznosi³o toasty, organizowa³o konkursy krasomówcze i inne zaba-

wy. Równie¿ picie piwa by³o œciœle reglamentowane.

Mniej huczne spotkania urz¹dzano z okazji Œwi¹t Bo¿ego Naro-

dzenia czy Wielkiej Nocy. Czêsto, podobnie jak na kwatery piwne,

zapraszano na nie kolegów spoza zwi¹zku lub przyjació³ z innych

korporacji.

Najbardziej uroczystym dniem w ¿yciu burszów – oczywiœcie oprócz

œwi¹t pañstwowych – by³ komersz, czyli uroczysta kwatera z okazji

rocznicy powstania korporacji. Wystawne przyjêcia zamo¿niejszych

zwi¹zków, organizowane niekiedy w luksusowych hotelach, gromadzi-

³y nierzadko kilkaset osób spoœród korporacyjnej braci i zaproszonych

goœci.

Spotkania korporantów nie odbywa³y siê tylko w mêskim gronie:

organizowano wystawne bale i skromne potañcówki, na które ka¿dy

przychodzi³ z rodzin¹, ¿on¹ lub narzeczon¹. Poniewa¿ zdarza³o siê, ¿e

podczas takich spotkañ ten i ów upatrzy³ sobie siostrê lub krewn¹ kole-

gi, potem odbywa³y siê „korporacyjne” œluby i wesela. A poniewa¿ czê-

sto cz³onkiem tego samego zwi¹zku by³ dziadek, syn i wnuki, korpora-

cje stawa³y siê – zupe³nie dos³ownie, nie w przenoœni – jedn¹ wielk¹

rodzin¹, której wiêzy by³y w stanie przetrwaæ wszystkie zawieruchy

dziejowe.

Z za³o¿enia korporacje akademickie mia³y byæ ca³kowicie apolitycz-

ne. Wewn¹trz zwi¹zku obowi¹zywa³ surowy zakaz agitacji politycznej

i tworzenia jakichkolwiek stronnictw. Z drugiej jednak strony idea³y ru-

chu wychowywa³y m³odych ludzi w duchu patriotyzmu i obywatelskiej

odpowiedzialnoœci, co zupe³nie wyklucza³o biernoœæ wobec problemów

spo³eczno-politycznych kraju. Bo jak mo¿na by³o uciec od polityki, kiedy

w 1926 r. w Warszawie rozpocz¹³ siê przewrót majowy? Opowiedzenie

siê po którejœ ze stron by³o tak¹ sam¹ decyzj¹ polityczn¹ jak udawanie, ¿e

nic siê nie dzieje – ponad 150 korporantów wziê³o wówczas udzia³

w obronie legalnych w³adz pañstwowych. Kilku poleg³o.

background image

42

Wiêkszoœæ polskich burszów sympatyzowa³a z obozem narodowym.

To w³aœnie z korporacji wywodzi³o siê wielu aktywnych dzia³aczy

i przywódców tzw. pokolenia m³odych, które objê³o kierownictwo Stron-

nictwa Narodowego czy utworzy³o ONR. Sympatie do narodowców

powodowa³y, ¿e burszowie pozostawali w pewnym dystansie do w³adz

sanacyjnych. Te nêka³y akademików drobnymi szykanami i administra-

cyjnymi ingerencjami. Poniewa¿ ruch korporacyjny nie mia³ etatów

i jednolitej struktury, nie uda³o siê go zmusiæ do uleg³oœci czy te¿ po

prostu przej¹æ, jak na przyk³ad harcerstwo.

Pod koniec lat 30. z inicjatywy Zwi¹zków Filistrów korporacyjna

m³odzie¿ wyci¹gnê³a d³oñ w kierunku sanacji. Równie¿ obóz rz¹dowy,

niemal zupe³nie pozbawiony zaplecza wœród m³odzie¿y akademickiej,

by³ zainteresowany jakimœ pozytywnym zwrotem we wzajemnych sto-

sunkach.

Na komersz „Arkonii” przyby³ w 1938 r. Naczelny Wódz marsza-

³ek Edward Rydz-Œmig³y i wielu innych przywódców obozu sanacyj-

nego: pad³o wiele s³ów o potrzebie jednoœci wobec zbli¿aj¹cej siê woj-

ny. Niebawem jednak w³adze utonê³y w euforii spowodowanej zajê-

ciem Zaolzia i do koñca wojny do ¿adnej wspó³pracy z m³odzie¿¹ nie

dosz³o.

Zwi¹zki emocjonalne i personalne z endecj¹ zaowocowa³y aktyw-

noœci¹ korporantów w dziedzinie, która wzbudza dziœ szczególnie spo-

ro emocji. Chodzi mianowicie o stosunek do studentów narodowoœci

¿ydowskiej. Czêœæ burszów, czy to w barwach zwi¹zku czy te¿ nie,

uczestniczy³a w akcji tzw. getta ³awkowego (czyli sadzania studentów

¿ydowskich w oddzielnych ³awkach ni¿ Polacy), a tak¿e w wielu bój-

kach i awanturach z ¯ydami i sympatykami lewicy. Jednak by³ to drob-

ny fragment dzia³alnoœci czêœci korporantów, który w niewielkim stop-

niu mo¿e wp³yn¹æ na ocenê ca³ego ruchu.

Odrodzenie po latach

W czasie II wojny œwiatowej korporanci podzielili tragiczny los ca-

³ego spo³eczeñstwa. Wielu poleg³o w kampanii wrzeœniowej, setki zgi-

nê³y w masowych egzekucjach, wiêzieniach i obozach. Zarówno hitle-

rowcy, jak i Sowieci doskonale zdawali sobie sprawê, jakie zagro¿enie

background image

43

stanowi¹ dla nich ludzie wychowani w duchu korporacyjnym; znalezie-

nie dekla burszowskiego podczas rewizji, czy to przez gestapo, czy przez

NKWD, by³o równoznaczne z wyrokiem œmierci. Potem dosz³y kolejne

straty poniesione w konspiracji, Powstaniu Warszawskim i Polskich

Si³ach Zbrojnych na Zachodzie.

„Wyzwolenie” Polski w 1944 r. tylko w niewielkim stopniu zmieni-

³o sytuacjê. Korporanci, w olbrzymiej wiêkszoœci zaanga¿owani w pra-

cê niepodleg³oœciow¹, masowo trafiali do wiêzieñ, ginêli z broni¹

w rêku czy jako ofiary komunistycznych s¹dów. Dla wielu innych, tych

z Polskich Si³ Zbrojnych na Zachodzie, droga do kraju by³a praktycznie

zamkniêta.

Oczywiœcie o reaktywacji ruchu w PRL nie mog³o byæ mowy.

Zamiast wylêgarni faszystów i najczarniejszej reakcji, za jak¹ so-

wiecka prasa uzna³a korporacje jeszcze w 1939 r., mo¿na by³o zo-

staæ cz³onkiem postêpowego i internacjonalistycznego ZMP czy

dru¿yn „walterowców” Jacka Kuronia. Przedwojenne zwi¹zki aka-

demickie straci³y ocala³y z po¿ogi wojennej maj¹tek. Znacjonalizo-

wano ich domy i kamienice, nawet skromne, piwniczne kwatery. Do

1989 r. przedwojenni burszowie mogli spotykaæ siê jedynie w do-

mach, w konspiracji...

Pierwsze próby odbudowy polskich korporacji akademickich pod-

jêto dopiero po 50 latach niewoli. Dziêki aktywnoœci przedwojennych,

sêdziwych ju¿ korporantów idea³ami i tradycj¹ ruchu zainteresowali siê

pierwsi studenci. Niebawem reaktywowano kilka zwi¹zków w Warsza-

wie, Poznaniu i Wroc³awiu.

Wspó³czesnym burszom jest jednak znacznie trudniej ni¿ tym

z dwudziestolecia miêdzywojennego. Przewa¿aj¹ca czêœæ m³odzie¿y nie

wynosi z domu ¿adnego przywi¹zania do tradycji czy w³asnej historii,

a tak zwana kultura masowa zwalnia ich od niemal wszelkich trosk,

naturalnie poza samym sob¹. Kwestia patriotycznego i obywatelskiego

wychowania m³odego pokolenia znajduje siê poza sfer¹ zainteresowa-

nia w³adz pañstwowych, jak te¿ elit politycznych i intelektualnych kra-

ju. Poza Poznaniem, gdzie tamtejsza korporacja „Lechia” cieszy siê

¿yczliwoœci¹ w³adz miejskich i poznañskich wy¿szych uczelni, normal-

na dzia³alnoœæ jest korporantom wrêcz utrudniana.

background image

44

Na przyk³ad w³adze Uniwersytetu Warszawskiego jednemu ze zwi¹z-

ków odmówi³y niedawno rejestracji. W oficjalnej odpowiedzi wskazano

na jakieœ nieistotne wzglêdy formalne. W nieoficjalnej rozmowie stu-

denci us³yszeli, ¿e nie zarejestruj¹ zwi¹zku ze wzglêdu na to, i¿ w jego

statucie jest zapis mówi¹cy o przyjmowaniu doñ tylko Polaków. Podob-

nie, jak sowieckiej prasie z 1939 r., w³adzom uniwersyteckim zapach-

nia³o szowinizmem i reakcj¹...

Ruch korporacyjny w Polsce dŸwiga siê wiêc powoli, bez wiêksze-

go zainteresowania i wsparcia w³adz pañstwowych i akademickich. Czy

uda mu siê odzyskaæ przedwojenny blask i chwa³ê?

„¯ycie” z 29-30 lipca 2000 r.

background image

45

R

OZDZIA£

II

Komuniœci

background image

46

W

latach 1944-1945 kierownictwo Polskiej Partii Robotniczej po-

zyskiwa³o spore sumy pieniêdzy, z³ota i kosztownoœci. Pochodzi³y one

przede wszystkim z konfiskat, jakich dokonywa³ aparat bezpieczeñstwa

podczas aresztowañ przestêpców, folksdojczów, dzia³aczy polskiego pod-

ziemia czy wrogów klasowych lub bur¿ujów. Niewielka czêœæ z tych

œrodków sz³a na finansowanie dzia³alnoœci partyjnej, znacznie wiêcej

trafia³o do kieszeni cz³onków aparatu centralnego PPR.

Istnieje wiele œwiadectw i dokumentów, z których wynika, ¿e w cza-

sie wojny kierownictwo Polskiej Partii Robotniczej utrzymywa³o siê

z pospolitego bandytyzmu. Grupy bojowe z³o¿one z cz³onków aparatu

centralnego PPR, a nawet dzia³acze œcis³ego kierownictwa komunistycz-

nej konspiracji w dzieñ dzia³ali w partii, a w nocy – by u¿yæ terminolo-

gii z dokumentów PPR – robili sklep na Pradze.

Celem innych, podobnych „akcji” by³y urzêdy pocztowe, zak³ady us³u-

gowe, sklepiki jubilerskie w centrum Warszawy (³upione w 1943 r.) czy

mieszkania zwyk³ych obywateli. Zbli¿on¹ dzia³alnoœæ prowadzi³o wielu

lokalnych dzia³aczy PPR, a tak¿e przyt³aczaj¹ca wiêkszoœæ oddzia-

³ów komunistycznej partyzantki. Ofiarami przeprowadzanych przez

nie „akcji zaopatrzeniowych” padali przede wszystkim Polacy. Co cie-

kawe, po wojnie wysocy funkcjonariusze partyjni nie uwa¿ali podob-

nej dzia³alnoœci za coœ niew³aœciwego. Wieloletni przywódca PPR/

PZPR, W³adys³aw Gomu³ka, ps. „Wies³aw”, napisa³ w pamiêtnikach:

Funkcjonariusze partyjni i pracownicy aparatu GL musieli przecie¿

z czegoœ ¿yæ. Skoro kierownictwo PPR i Gwardii Ludowej nie by³o

w stanie zapewniæ im œrodków na utrzymanie, rozwi¹zanie przez nich

tego problemu na drodze „prywatnych eksów” trudno by³o potêpiaæ.

Odbiór kosztownoœci kwitujê

background image

47

Zupe³nie innego zdania w tej kwestii by³o polskie podziemie niepodle-

g³oœciowe, które podobne akcje traktowa³o jako zwyk³¹ przestêpczoœæ

kryminaln¹.

Objêcie w³adzy w 1944 r. nie wp³ynê³o wyraŸnie na poziom i mora-

le aktywu PPR, otworzy³o za to przed jego cz³onkami nieporównywal-

nie wiêksze mo¿liwoœci dzia³ania. Wiele wojewódzkich i powiatowych

komitetów PPR, maj¹c do dyspozycji aparat administracyjny, wojsko,

bezpieczeñstwo i milicjê, dzia³a³o niemal z takim samym rozmachem

jak w czasie okupacji. Wed³ug jednego z meldunków Urzêdu Bezpie-

czeñstwa, dotycz¹cego sytuacji w P³ockiem jesieni¹ 1945 r. na terenie

powiatu p³ockiego zosta³y utworzone trzy grupy terrorystyczno-rabun-

kowe, rekrutuj¹ce siê z b. Cz³onków PPR -GL z czasów okupacji, cz³on-

ków PPR i funkcjonariuszy MO po wyzwoleniu. Dowódcami tych grup

byli Krajewski Jakub, Markowski Lucjan i Krypiñski (Jan). Grupy te

dzia³a³y na polecenie Krajewskiego Jakuba, jako sekretarza Komitetu

Powiatowego PPR w P³ocku, w porozumieniu z niektórymi szefami

powiatowych UBP.

W latach 1945-1947 grupy dzia³aczy PPR: Jakuba Krajewskiego,

braci Siemi¹tkowskich i inne, z³o¿one z lokalnych dzia³aczy partyjnych,

funkcjonariuszy MO i UB, dokona³y co najmniej kilkunastu zabójstw

i wielu napadów rabunkowych. Jednak, wed³ug ustaleñ aparatu bezpie-

czeñstwa, niektóre elementy aktywnoœci wspomnianych dzia³aczy mo¿-

na interpretowaæ jako dzia³ania o charakterze na po³y politycznym:

W listopadzie 1945 r. czêœæ grupy pod dowództwem Markowskiego do-

kona³a likwidacji kierownika „Spo³em” w P³oñsku – Mielcarzyka, któ-

rego przywieŸli w okolice Warszawy i zastrzelili. Po tej akcji ca³a gru-

pa przyjecha³a do Warszawy i zatrzyma³a siê w lokalu Komitetu Woje-

wódzkiego PPR, a po trzech dniach wyjecha³a do Grójca, gdzie zatrzy-

ma³a siê u ówczesnego sekretarza Powiatowego Komitetu PPR wie-

czorem tego dnia w porozumieniu z szefem PUBP Grójec – Zapartym

Stanis³awem – i referentem nieustalonego nazwiska zabrali z miasta

czterech ludzi, rzekomo cz³onków PSL, których wywieŸli za Grójec

i zastrzelili. W kilka dni po likwidacji w Grójcu Markowski ostrzeg³

Siemi¹tkowskiego Boles³awa, aby siê wystrzega³, gdy¿ jeden z tych czte-

rech zlikwidowanych w Grójcu by³ prezesem powiatowym PSL i ponie-

background image

48

wa¿ odniós³ jedynie rany, odkopa³ siê i uda³ prosto do Warszawy. (...)

W koñcu 1945 r. dokonali rabunku na ksiêdza Zu³kowskiego w Bielsku,

któremu zrabowali 10 tys. z³otych, a nastêpnie na ksiêdza Kobukow-

skiego, któremu zrabowali 12 tys. W lutym 1946 r. dokonali napadu na

ksiêdza we wsi Zagroba, któremu zrabowali konie, bryczkê, œwinie,

oraz na ksiêdza w Proboszczowie, któremu zrabowali konie i wóz.

Podobnie jak w czasie niemieckiej okupacji powa¿n¹ czêœæ kance-

larii wewnêtrznej komunistycznego aparatu partyjnego z lat 1944-1945

zajmowa³y sprawy nierozliczonych pieniêdzy, fikcyjnej sprawozdaw-

czoœci dotycz¹cej liczby cz³onków, nadu¿yæ, kradzie¿y i morderstw

pope³nianych przez cz³onków lokalnych struktur PPR.

Analiza wielu dokumentów archiwalnych wskazuje, ¿e aparat par-

tyjno-pañstwowy komunistów by³ – obok Armii Czerwonej i pospoli-

tych bandytów – jednym z najpowa¿niejszych Ÿróde³ przestêpczoœci kry-

minalnej na terenie kraju. Rabunek by³ normaln¹ metod¹ dzia³ania Mi-

licji Obywatelskiej i UB. Doœæ powiedzieæ, ¿e nigdy nie uda³o siê rozli-

czyæ co najmniej kilku milionów dolarów, które – przesy³ane wczeœniej

z Londynu na potrzeby walcz¹cego kraju – wpad³y w rêce Ministerstwa

Bezpieczeñstwa Publicznego podczas likwidacji struktur polskiego pod-

ziemia. Przejête œrodki finansowe po prostu „znika³y” za spraw¹ cz³on-

ków kierownictwa MBP. Nie ma w¹tpliwoœci, ¿e zasila³y ich prywatne

kieszenie. Mo¿na postawiæ tezê, ¿e taki stan aparatu nowej w³adzy by³

skutkiem wojennej demoralizacji i by³ daleki od intencji ówczesnych

przywódców PPR, którzy mogli nie wiedzieæ o ró¿nych aspektach prze-

stêpczej dzia³alnoœci kierownictwa MBP. Wielu czo³owych komunistów,

jak choæby W³adys³aw Gomu³ka, do dziœ jest przedstawianych jako wzór

ascetycznych rewolucjonistów. Czy zasadnie?

Prezentowane archiwalia przez wiele lat znajdowa³y siê w tzw.

szafach Boles³awa Bieruta i do upadku komunizmu nale¿a³y do naj-

tajniejszych dokumentów przechowywanych w archiwach Komitetu

Centralnego PZPR. Nigdy nie by³y publikowane. Niemal wszystkie

zosta³y sporz¹dzone przez cz³onków œcis³ego kierownictwa partii na

zwyk³ych kartkach papieru – tylko czêœæ z nich zawiera oficjalne na-

druki lub piecz¹tki Urzêdu Bezpieczeñstwa i KC PPR. Z dokumentów

tych wynika, ¿e w latach 1944-1945 komunistyczne kierownictwo

background image

49

pozyskiwa³o (g³ównie z UB) spore sumy pieniêdzy, z³ota i kosztowno-

œci, z których co najmniej czêœæ zasila³a kieszenie cz³onków aparatu

centralnego PPR.

Mechanizm funkcjonowania „lewej kasy” KC PPR by³ prosty. Pod-

czas licznych aresztowañ przestêpców, osób, które podpisa³y niemiec-

k¹ listê narodowoœciow¹ (lub tylko z niemiecka brzmi¹cym nazwiskiem),

dzia³aczy polskiego podziemia, czy po prostu ludzi zamo¿nych (wro-

gów klasowych lub bur¿ujów) w rêce aparatu bezpieczeñstwa wpada³y

du¿e iloœci pieniêdzy, z³ota i kosztownoœci. Dobra te by³y gromadzone

przez poszczególne wojewódzkie urzêdy bezpieczeñstwa publicznego

i po zinwentaryzowaniu przesy³ane do KC. Jednym z najwa¿niejszych

dostarczycieli „fantów” by³ szef ³ódzkiego UB Myko³a Demko vel Mie-

czys³aw Moczar, który przesy³a³ do KC du¿e iloœci pieniêdzy, bi¿uterii,

kamieni szlachetnych i z³ota.

Czy dzia³ania te by³y legalne? W czasie wojny ³upy zdobyte na nie-

przyjacielu (np. osobach narodowoœci niemieckiej czy w urzêdach niemiec-

kich) powinny zasiliæ skarb pañstwa. Tym bardziej po jej zakoñczeniu. Struk-

tury bezpieki mog³y dokonywaæ konfiskat mienia i zabezpieczaæ dowody

przestêpstwa nale¿¹ce do aresztowanych, jednak o ich przepadku na rzecz

skarbu pañstwa móg³ zadecydowaæ tylko wyrok s¹dowy. Proceder przesy-

³ania do KC PPR pieniêdzy, z³ota i kosztownoœci nale¿¹cych do osób aresz-

towanych przez UB by³ wiêc niezgodny z prawem.

Co ciekawe, obok UB podobn¹ dzia³alnoœæ prowadzi³y: milicja, znaj-

duj¹ce siê na ziemiach zajmowanych przez Armiê Czerwon¹ oddzia³y

Armii Ludowej, a tak¿e lokalne struktury partyjne. Tak¿e one zdoby-

wane mienie przekazywa³y do KC PPR: odbiór z³ota, bi¿uterii

i waluty w wiêkszoœci przypadków kwitowa³ ówczesny sekretarz partii,

W³adys³aw Gomu³ka. Nastêpnie gotówka i wartoœciowe przedmioty by³y

dzielone. Niewielka czêœæ sz³a na finansowanie dzia³alnoœci partyjnej,

znacznie wiêcej trafia³o do kieszeni cz³onków aparatu centralnego PPR.

Œwiadcz¹ o tym przede wszystkim zapiski na dokumentach informuj¹-

ce, komu dany z³oty zegarek lub inny wartoœciowy przedmiot zosta³

przydzielony. Zachowa³y siê te¿ pokwitowania, wystawione przez wy-

sokich funkcjonariuszy partyjnych pobieraj¹cych pieni¹dze z „lewej

kasy” KC PPR.

background image

50

Charakterystyczne, ¿e wiêkszoœæ wspomnianych pokwitowañ – pod-

pisywanych miêdzy innymi przez Jakuba Bermana czy zaprzyjaŸnione-

go z KC poetê Stanis³awa Jerzego Leca – informuje, ¿e otrzymali oni

pieni¹dze jako po¿yczkê lub do oddania. Autorowi niniejszego artyku³u

nie uda³o siê jednak odnaleŸæ ani jednego dokumentu potwierdzaj¹cego,

¿e pieni¹dze te rzeczywiœcie zosta³y zwrócone do KC PPR.

Los przyt³aczaj¹cej wiêkszoœci pieniêdzy i kosztownoœci pokwito-

wanych przez towarzysza „Wies³awa” jest nieznany. W swych audy-

cjach radiowych zbieg³y na Zachód wicedyrektor X Departamentu MBP

pp³k Józef Œwiat³o twierdzi³, ¿e du¿e œrodki finansowe z „lewej kasy”

KC PPR wys³ano jako wsparcie dla partii komunistycznych zachodniej

Europy. Ale na podstawie prezentowanych tu dokumentów mo¿na twier-

dziæ, ¿e przynajmniej czêœæ z nich zasila³a prywatne kieszenie cz³onków

kierownictwa partii. Fakt ten, podobnie jak sam sposób pozyskiwania

œrodków finansowych przez KC PPR w latach 1944-1945 mo¿e wp³y-

n¹æ na rewizjê wielu obiegowych opinii na temat ideowoœci rewolucjo-

nistów z KC PPR.

Skrócona wersja tekstu ukaza³a siê

w „Rzeczpospolitej” z 16-17 sierpnia 2003 r.

background image

51

T

riumfuj¹cy po rewolucji paŸdziernikowej bolszewicy nie uwa¿ali

swego sukcesu – powstania pierwszego na œwiecie pañstwa komuni-

stycznego – za ostateczny. Zak³adali, ¿e ³ad doskona³y zapanuje dopie-

ro wtedy, gdy spod kapitalistycznego wyzysku uda siê wyzwoliæ ca³y

œwiat. W marcu 1919 r. z polecenia przywódców Kremla utworzono

Miêdzynarodówkê Komunistyczn¹ (Komintern), która mia³a skupiaæ

partie komunistyczne na œwiecie i wspieraæ ruchy rewolucyjne wszê-

dzie tam, gdzie by³o to potrzebne.

Miêdzynarodówka Komunistyczna od pocz¹tku by³a struktur¹ fa-

sadow¹: na jej zjeŸdzie za³o¿ycielskim, wielu delegatów reprezentowa-

³o kraje, w których partii komunistycznej nie by³o. Inni zabierali g³os

w imieniu partii, które w rzeczywistoœci nie istnia³y.

Faktycznie wszelkie polecenia dotycz¹ce dzia³alnoœci Kominternu

wyp³ywa³y z Kremla. Kierownicy sowieckiego pañstwa byli dla wiêk-

szoœci komunistów ca³ego œwiata niemal prorokami. Ich opinie, po-

gl¹dy i teorie straci³y walor g³osu doradczego staj¹c siê wyk³adni¹

prawdy objawionej, traktowanej z wielk¹ czci¹ i nabo¿noœci¹. W³ady-

s³aw Gomu³ka wspomina³ po latach o swojej dzia³alnoœci w KPP: Praw-

da mia³a wówczas dla nas tylko jeden wymiar: zawiera³y j¹ zawsze –

zmieniaj¹ce siê rzekomo wed³ug regu³ dialektycznych oceny sytuacji,

a faktycznie w zale¿noœci od potrzeb polityki WKP (b) i Zwi¹zku Ra-

dzieckiego – uchwa³y zjazdów i posiedzeñ plenarnych KC KPP, Miê-

dzynarodówki Komunistycznej i jej Komitetu Wykonawczego, którym

przewodzi³a – jak nas uczono – nieomylna, s³u¿¹ca za wzór wszyst-

kim partiom komunistycznym œwiata, Wszechzwi¹zkowa Komunistycz-

na Partia (bolszewików) na czele ze Stalinem.

Uszczêœliwiacze

background image

52

Wyrabiaj mi³oœæ do kierownika

Dla dzia³aczy komunizm by³ nie tylko nurtem politycznym czy defi-

nicj¹ okreœlonego porz¹dku spo³ecznego. By³ Ÿród³em zasad wkracza-

j¹cych w najbardziej intymne zak¹tki ¿ycia prywatnego, takie jak oby-

czajowoœæ, ¿ycie seksualne czy wychowanie dzieci.

Jeden ze znanych polskich dzia³aczy komunistycznych, Anastazy

Kowalczyk, pisa³ w 1941 r. do partyjnej ¿ony, Marii Goldszlak, jak

ma wychowywaæ ich syna – nazywanego ma³ym krasnoarmiejcem:

A Lut, nasz syn? On jest przecie¿ kochany [sowiecki] patriota! Jego

ma³e serduszko bije z radoœci na widok Czerwonej Armii. Rozumi¹,

rozumi¹ jego ma³e oczki, ¿e ta Armia po³o¿y kres faszystowskim Niem-

com. Och, te Niemcy dzisiejsze to hañba na wsze czasy! Marysiu!

kultywuj w nim ten entuzjazm do naszej wielkiej Ojczyzny, do naszej

kochanej Armii i Maryœ, nie zapominaj w nim wyrabiaæ uczucia mi-

³oœci do kierownika – partii. Lut jest naszym synem – synem partyj-

niaków.

Inny polski komunista Mordka vel Mieczys³aw Hejman, popad³

kiedyœ w konflikt z wyk³adowc¹ szko³y Kominternu. Zamkn¹³ siê

w pokoju i chcia³ pope³niæ samobójstwo z obawy, ¿e zostanie wyrzu-

cony z partii. Jego siostra, Eugenia Brunk, która by³a z nim wówczas

w szkole, wspomina³a: (...) Myœmy wywalili drzwi. On le¿a³ na kana-

pie i jêcza³, w³aœciwie ³ka³, a w³aœciwie dziwne jakieœ jêki by³y. Wy-

gl¹da³ straszliwie. Ja zamknê³am pokój, usiad³am ko³o niego. I on

wtedy zap³aka³: Jak to, ja ca³e ¿ycie, ca³¹ m³odoœæ odda³em partii.

Nie mam nic innego poza parti¹ to mnie teraz wyrzuc¹ z partii? Ja

tego nie prze¿yjê! (...) Ja wolê od razu z tym skoñczyæ, to przynaj-

mniej bêdzie wiadomo, ¿e umar³em jako cz³onek partii (...) trwa³o to

kilka godzin. (...) PóŸniej siê uspokoi³. Po tym g³êbokim prze¿yciu

leczy³ siê, bo on doprawdy by³ chory.

Wiêkszoœæ dzia³aczy komunistycznych koñczy³a po kilka klas szkó³

ludowych i elementarnych. Niektórzy prawdopodobnie nie chodzili do

szko³y w ogóle. Brak wykszta³cenia zastêpowa³a im wiedza zdobyta na

ró¿nego rodzaju kursach partyjnych i komunistycznych „uniwersyte-

tach”. Œwiat pojmowali i definiowali pojêciami wyjêtymi z ówczesnej

sowieckiej propagandy. A to wcale nie by³o proste. Znaczenie poszcze-

background image

53

gólnych s³ów, postaw i doktryn zmienia³o siê z dnia na dzieñ. To, która

interpretacja rzeczywistoœci obowi¹zywa³a w danym momencie w da-

nej partii, zale¿a³o najczêœciej wy³¹cznie od aktualnej taktyki przywód-

ców Kremla.

W procesie deifikacji bolszewickich przywódców niebagateln¹ rolê

odgrywa³o wsparcie instytucjonalne i finansowe, jakiego sowieccy

przywódcy mogli udzieliæ niektórym spoœród „wiernych”. To w Mo-

skwie podejmowano kluczowe decyzje personalne, okreœlano, kto

i jakie has³a ma g³osiæ, kto dostanie – albo nie – pieni¹dze na dzia³al-

noœæ partyjn¹.

Komuniœci jawni...

Miêdzynarodówka Komunistyczna mia³a dwa oblicza: jawne i taj-

ne. Jawne by³y struktury kierownicze, ca³a masa przybudówek oraz ró¿-

nego typu miêdzynarodówki: Miêdzynarodowa Organizacja Pomocy

Rewolucjonistom (MOPR), Miêdzynarodówka Ch³opska, zwi¹zków

zawodowych, miêdzynarodówki m³odzie¿owe, sportowe. Jawne by³o

równie¿ ca³e „oficjalne” ¿ycie organizacyjne: zjazdy, proklamacje, na-

rady teoretyczne. Ale ¿ycie to by³o w znacznej mierze sztuczne. Wszyst-

kie kongresy, konferencje, narady teoretyczne starannie re¿yserowa-

no. Dokumenty, które oficjalnie by³y sygnowane przez kierownictwa

poszczególnych partii komunistycznych, w istocie wydawa³y w³adze

Kominternu. To one równie¿ sterowa³y tajn¹ dzia³alnoœci¹ ruchu ko-

munistycznego na œwiecie.

Literatura PRL czêsto g³osi³a, i¿ komuniœci zostali zmuszeni do dzia-

³alnoœci konspiracyjnej, a niekiedy – uciekania siê do przemocy, bo ich

partia by³a w II RP zdelegalizowana. Nieprawda. Komuniœci dzia³aliby

nielegalnie i siêgali po metody terrorystyczne bez wzglêdu na to, czy

KPP by³aby legalna, czy nie.

Jeden z najwa¿niejszych dokumentów reguluj¹cych kszta³t Miêdzy-

narodówki Komunistycznej (tzw. „21 punktów”) nakazywa³: (...) ko-

muniœci nie mog¹ mieæ ¿adnego zaufania do legalnoœci bur¿uazyjnej.

S¹ oni obowi¹zani stworzyæ wszêdzie równoleg³y nielegalny aparat

organizacyjny, który w momencie decyduj¹cym pomo¿e partii spe³niæ

swe obowi¹zki wobec rewolucji.

background image

54

... i dwuetatowcy

Tajne struktury Kominternu by³y bardzo rozbudowane. Tworzy³ je

szereg komórek (oddzia³y, biura, komisje), których istnienie ukrywano

nie tylko przed ogó³em obywateli ZSRS, lecz tak¿e przed czêœci¹ prze-

bywaj¹cych w Sowietach zagranicznych komunistów. Bardzo wa¿n¹

struktur¹ by³ Oddzia³ £¹cznoœci Miêdzynarodowej (Oddie³ Mie¿duna-

rodnych Swiazi – OMS), za pomoc¹ którego utrzymywano ³¹cznoœæ

z komunistycznymi organizacjami na ca³ym œwiecie, wydaj¹c im in-

strukcje, zaopatruj¹c w broñ, pieni¹dze i œrodki techniczne. OMS, po-

dobnie zreszt¹ jak sowieckie struktury wywiadowcze, oprócz partii ko-

munistycznych, wykorzystywa³ w swej dzia³alnoœci sowieckie przed-

stawicielstwa zagraniczne. Funkcjonariusze OMS byli zakonspirowani

nawet przed cz³onkami partii komunistycznych. Dzia³ali jako nielegalni

rezydenci, czêsto pod „przykrywk¹” dyplomatów, dziennikarzy, pra-

cowników przedstawicielstw gospodarczych i kulturalnych. Przez pla-

cówki dyplomatyczne utrzymywano ³¹cznoœæ radiow¹ z Moskw¹, poczt¹

dyplomatyczn¹ przesy³ano polecenia, fa³szywe dokumenty, instrukcje,

materia³y propagandowe i pieni¹dze.

Do zadañ OMS nale¿a³ tak¿e wywiad – rozpracowywano nie tylko

struktury polityczne, armie i si³y bezpieczeñstwa obcych pañstw, lecz

tak¿e – przez specjaln¹ s³u¿bê wywiadowcz¹ OMS – prowadzono wy-

wiad wewn¹trz podporz¹dkowanych Kominternowi partii politycznych.

Dzia³alnoœæ OMS, podobnie zreszt¹ jak i innych struktur Komin-

ternu, by³a œciœle powi¹zana z sowieckim aparatem policyjnym

WCzK – GPU-NKWD.

Wielu cz³onków nomenklatury Miêdzynarodówki Komunistycznej

by³o oddelegowanych ze s³u¿b specjalnych, a nierzadko pe³nili obie funk-

cje jednoczeœnie. Z sowieckim wywiadem wojskowym zwi¹zany by³ je-

den z przywódców Kominternu – fiñski komunista Otto Kuusinen, do

wp³ywowych postaci nomenklatury Kominternu nale¿eli m.in. twórca

sowieckiego wywiadu Majer Abramowicz Trilisser (ps. „Moskwin”),

Osip Aronowicz Piatnicki, Józef Unszlicht – jeden z twórców Armii

Czerwonej i WCzK. Doœæ ciekaw¹ postaci¹ by³ jeden z najbli¿szych

wspó³pracowników Unszlichta, Bronis³aw Bortnowski ps. „Bronkow-

ski”. Oficjalnie w latach 30. cz³onek w³adz KPP i Kominternu, mia³ za

background image

55

sob¹ d³ug¹ karierê w sowieckiej bezpiece i wywiadzie wojskowym.

W czasie wojny polsko-bolszewickiej by³ wysokim oficerem wywiadu

Armii Czerwonej na froncie polskim, potem zosta³ pierwszym rezyden-

tem póŸniejszego GRU w Niemczech. Pracuj¹c w KPP, zajmowa³ jed-

noczeœnie wysokie stanowiska w sowieckim wywiadzie.

Uboczne produkty ententy

Odrodzenie niepodleg³ego pañstwa polskiego po I wojnie œwiatowej

nie znalaz³o w miêdzynarodowym ruchu komunistycznym ani zrozu-

mienia, ani akceptacji. I nie by³ to tylko przypadek Polski. Proces po-

wstawania szeregu pañstw narodowych w Europie Œrodkowowschod-

niej traktowano jako zjawisko sprzeczne z logik¹ historii, oddalaj¹ce

dzieñ wybuchu rewolucji i wprowadzenia œwiatowej dyktatury proleta-

riatu. Komuniœci nie ukrywali wiêc irytacji, nazywaj¹c nowo powsta³e

pañstwo ubocznym produktem imperialistycznych interesów ententy.

W manifeœcie uchwalonym na II Kongresie Miêdzynarodówki Komuni-

stycznej (lipiec-sierpieñ 1920 r.) g³oszono: Jakim¿e potwornym naigry-

waniem siê z historii jest fakt, ¿e odbudowanie Polski, które stanowi³o

czêœæ sk³adow¹ rewolucyjnej demokracji i by³o has³em pierwszych wy-

st¹pieñ miêdzynarodowego proletariatu, zosta³o urzeczywistnione przez

imperializm w celach przeciwdzia³ania rewolucji.

Jednak w pierwszej po³owie lat 20., po zwyciêstwie Polski nad

Armi¹ Czerwon¹ i w miarê opadania fali rewolucyjnej oraz stabiliza-

cji sytuacji politycznej w Europie, wizja rewolucyjnego przewrotu sta-

wa³a siê coraz bardziej odleg³a. Komintern przyst¹pi³ wiêc do ostrego

zwalczania traktatu wersalskiego, który stanowi³ kruch¹ gwarancjê

stabilizacji i pokoju na kontynencie. Uznano bowiem, ¿e najkrótsz¹

drog¹ do wprowadzenia œwiatowej dyktatury proletariatu bêdzie po-

nowne pogr¹¿enie Europy w wojennym chaosie. Jednym z g³ównych

hase³ miêdzynarodowego ruchu robotniczego sta³a siê koniecznoœæ

walki o samookreœlenie a¿ do oderwania rozmaitych mniejszoœci na-

rodowych. Mia³o to – poprzez podsycanie nacjonalizmów i istniej¹-

cych konfliktów etnicznych – doprowadziæ do demonta¿u mieszanych

narodowoœciowo pañstw europejskich i tym samym – zburzenia kru-

chego pokoju.

background image

56

Komunistyczna Partia Jugos³awii poczê³a g³osiæ has³a samookre-

œlenia siê Chorwacji, Czarnogóry, Macedonii i S³owenii, KP Rumu-

nii – Bukowiny, Besarabii i Dobrud¿y, KP Czechos³owacji wysunê³a

has³o samookreœlenia siê S³owaków i Niemców sudeckich. Komuniœci

polscy wysunêli wtedy has³o przy³¹czenia do Zwi¹zku Sowieckiego Za-

chodniej Ukrainy i Zachodniej Bia³orusi, a dla Górnego Œl¹ska

i mniejszoœci litewskiej za¿¹dali prawa do samookreœlenia (w latach

30. i dla Pomorza).

Do wrót Królestwa Wolnoœci

Taktyka Kominternu, obliczona na zwyciêstwo rewolucji proleta-

riackiej w Niemczech, zakoñczy³a siê klêsk¹ w 1933 r. wraz z dojœciem

do w³adzy Adolfa Hitlera. Trzeba wiêc by³o j¹ zmieniæ. Nowe za³o¿enia

przedstawiono po dwóch latach przygotowañ teoretycznych, na VII

Kongresie Kominternu, w 1935 r. Wedle nowej taktyki g³ówn¹ osi¹ dzia-

³añ komunistów mia³o byæ d¹¿enie do nawi¹zania wspó³pracy ze wszyst-

kimi partiami lewicy oraz stworzenia wspólnego frontu ludowego do

obrony przed faszyzmem i wszystkimi si³ami wrogimi wolnoœci i demo-

kracji. Oczywiœcie wysuniêcie programu frontu ludowego nie oznacza-

³o rzeczywistego zwrotu w kwestii zasadniczych celów strategicznych

tzw. miêdzynarodowego ruchu robotniczego. Komuniœci ani na jotê nie

zmienili swojego stosunku do liberalnej demokracji. Po zniszczeniu fa-

szyzmu zamierzali rozprawiæ siê ze swymi jednolitofrontowymi sojusz-

nikami: Celem naszej walki przeciwko faszyzmowi nie jest odbudowa

bur¿uazyjnej demokracji, tylko zdobycie w³adzy sowieckiej. (...) Tylko

w³adza sowiecka jest dla ludzkoœci GWARANCJ¥ zabezpieczaj¹c¹ od

kolejnego powrotu do barbarzyñstwa, jakim jest re¿im faszystowskiej

przemocy. Tylko w³adza Sowietów usunie z drogi zgni³¹ bur¿uazjê, otwie-

raj¹c przed ludzkoœci¹ wrota do królestwa wolnoœci.

„Gazeta Polska” z 12 stycznia 2004 r.

background image

57

K

iedy PPS, ludowcy i narodowcy poczêli organizowaæ pierwsze wie-

ce pod has³ami obrony niepodleg³oœci, KPP zwalcza³a imperializm pol-

ski i wysunê³a has³o: Rêce precz od [niemieckiego] Gdañska! Gdy mo-

skiewska centrala wyda³a komunistom rozkaz tworzenia antyfaszystow-

skich frontów ludowych, partia, która kilka miesiêcy wczeœniej ¿¹da³a

zwrotu zagrabionych przez polski imperializm Œl¹ska i Pomorza, roz-

poczê³a akcjê propagandow¹ w obronie zagro¿onej przez Niemcy nie-

podleg³oœci Polski. Jednak okaza³o siê to tylko mistyfikacj¹ – g³ównym

podmiotem dzia³añ KPP nie by³a przecie¿ Polska, tylko ZSRS

i œwiatowa rewolucja.

Kontrrewolucyjny prze¿ytek

Komunistyczna Partia Robotnicza Polski powsta³a w grudniu 1918 r.

Jej przywódcy zwalczali polskie aspiracje niepodleg³oœciowe, traktu-

j¹c je jako nacjonalizm i szowinizm. Jednoznacznie kwestionowali te¿

utworzenie pañstwa polskiego jako kontrrewolucyjnego prze¿ytku sta-

rego œwiata.

Kiedy w lipcu 1920 r. armia bolszewicka podchodzi³a pod Warsza-

wê, KPRP wyda³a odezwê, w której nawo³ywa³a do walki przeciwko

Polsce: Rada Obrony Pañstwa, werbunek ochotnika, nowe pobory, wiece

i pochody patriotyczne, gwiazdki i kokardki (...) Klasa robotnicza stoi

na uboczu tej wrzaskliwej komedji, komedji niegroŸnej dla zwyciêskich

wojsk Czerwonej Armii (...) Towarzysze! Sprawa robotnicza w niebez-

pieczeñstwie. Je¿eli w chwili os³abienia rz¹du bur¿uazyjnego nie zdo-

³amy obaliæ panowania klas posiadaj¹cych, jeœli werbunkowi bia³ej

Rêce precz od niemieckiego

Gdañska – KPP bez sztafa¿u

background image

58

gwardji nie przeciwstawimy rewolucyjnego powo³ania klasy robotni-

czej, u³atwimy bur¿uazji zakucie nas w kajdany niewoli klasowej. Do

walki Towarzysze!

Na III zjeŸdzie partii (styczeñ-luty 1925 r.) KPP ustali³a nowe zasa-

dy dzia³ania. By³y one zgodne z aktualnymi poleceniami Kominternu,

którego w³adze przyst¹pi³y do ostrego zwalczania traktatu wersalskie-

go – kruchej gwarancji pokoju w Europie. Uznano bowiem, ¿e najkrót-

sz¹ drog¹ do wprowadzenia œwiatowej dyktatury proletariatu bêdzie

ponowne pogr¹¿enie kontynentu w wojennym chaosie.

Polscy komuniœci wysunêli wiêc has³o przy³¹czenia do Zwi¹zku

Sowieckiego, Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Bia³orusi, a dla mniej-

szoœci litewskiej i Górnego Œl¹ska za¿¹dali samookreœlenia.

Historyk KPP Henryk Cimek upatrywa³ konsekwentnie antypol-

skiego stanowiska KPP w sk³adzie narodowoœciowym partii. Polacy

stanowili w niej mniejszoœæ, a wœród aktywu kierowniczego domino-

wa³y osoby pochodzenia ¿ydowskiego. Ale wydaje siê, ¿e najwa¿niej-

sz¹ przyczyn¹ takiego stanowiska by³o ca³kowite uzale¿nienie ruchu

komunistycznego w Polsce od poleceñ Moskwy. Przywódcy sowieccy

zaœ zawsze traktowali Niemcy jako klucz do rewolucji europejskiej.

Nakazuj¹c komunistom w Polsce otwarte negowanie zachodniej gra-

nicy kraju, wspierali Komunistyczn¹ Partiê Niemiec kwestionuj¹c¹

ustalenia traktatu wersalskiego i ¿¹daj¹c¹ rewizji granic w Europie.

Ale nie tylko. W ten sposób Moskwa realizowa³a cel, który by³ osi¹

polityki sowieckiej przed wojn¹: rozpêtanie nowego konfliktu euro-

pejskiego. Propagandowe ataki komunistów na Polskê trwa³y tak¿e

po dojœciu do w³adzy Adolfa Hitlera. Kiedy PPS, ludowcy i narodow-

cy poczêli organizowaæ pierwsze wiece pod has³ami obrony niepodle-

g³oœci, KPP zwalcza³a imperializm polski i wysunê³a has³o: Rêce precz

od [niemieckiego] Gdañska!

W 1935 r. Komintern ponownie zmieni³ taktykê i wyda³ komuni-

stom polecenie tworzenia frontów ludowych z innymi partiami lewicy

do obrony przed faszyzmem. Nie oznacza³o to rzeczywistego zwrotu

w kwestii zasadniczych celów strategicznych tzw. miêdzynarodowego

ruchu robotniczego. Chodzi³o tylko o metody. Po zwyciêstwie komuni-

œci zamierzali rozprawiæ siê ze swymi jednolitofrontowymi sojusznika-

background image

59

mi. W³adys³aw Gomu³ka po latach napisa³ w pamiêtnikach: (...) KPP

nie naruszy³a ¿adnego ze swoich celów strategicznych, utrzymywa³a

wszystkie poprzednie kierunki g³ównego uderzenia. Zmieni³a jedynie

swoj¹ taktykê, zastosowa³a do warunków polskich wytyczone przez VII

Kongres Miêdzynarodówki Komunistycznej sposoby i metody dzia³a-

nia, obliczone na osi¹gniêcie takich podstawowych celów strategicz-

nych jak obalenie ustroju kapitalistycznego, ustanowienie dyktatury

proletariatu, utworzenie Polskiej Republiki Rad.

Swoj¹ liniê polityczn¹ – choæ z pewnymi oporami – zmieni³a

i KPP. Partia, która jeszcze kilka miesiêcy wczeœniej ¿¹da³a zwrotu

zagrabionych przez polski imperializm Œl¹ska i Pomorza, têpi³a wszel-

kie przejawy postaw, które mo¿na by uznaæ za mniej lub bardziej uro-

jony nacjonalizm, rozpoczê³a akcjê propagandow¹ w obronie zagro-

¿onej przez Niemcy niepodleg³oœci Polski. Jednak by³a to tylko propa-

gandowa mistyfikacja, ³atwo odrzucona przez komunistów we wrze-

œniu 1939 r., po agresji sowiecko-niemieckiej na Polskê. G³ównym

podmiotem dzia³añ KPP nie by³a przecie¿ Polska, tylko ZSRS i œwia-

towa rewolucja.

Zabiæ Pi³sudskiego

Po³o¿enie strategiczne powodowa³o, ¿e pañstwo polskie cieszy³o siê

olbrzymim zainteresowaniem Zwi¹zku Sowieckiego, który prowadzi³

na terenie Polski szereg w³asnych dzia³añ, zarówno za pomoc¹ struktur

Kominternu, jak i klasycznych s³u¿b wywiadowczych.

Wa¿n¹ rolê w tych dzia³aniach odgrywa³a tzw. wojskówka, specjalna

struktura wewn¹trz KPP. Sk³ada³a siê z przeszkolonych w ZSRS funkcjo-

nariuszy komunistycznych, powi¹zanych z wywiadem wojskowym lub

NKWD. Na czele wojskówki sta³ Centralny Wydzia³ Wojskowy KC KPP,

któremu podlega³y wydzia³y obwodowe i okrêgowe. Struktura ta by³a œci-

œle zakonspirowana wewn¹trz KPP, nie dzia³a³a na ni¿szych szczeblach

partyjnych, których cz³onkowie mieli obowi¹zek przekazywania wy¿szym

instancjom wszelkich informacji natury wojskowej. Oprócz dzia³alnoœci

szpiegowskiej prowadzi³a akcjê propagandow¹, polegaj¹c¹ g³ównie na pró-

bach wywo³ywania konfliktów miêdzy kadr¹ oficersk¹ a ¿o³nierzami, pod-

sycania nastrojów niezadowolenia wœród tych ostatnich.

background image

60

Typowe odezwy komunistów nawo³ywa³y ¿o³nierzy, by w wypadku

zbrojnego konfliktu mordowali polskich oficerów i przechodzili na stronê

ZSRS.

Moskwa realizowa³a swoj¹ politykê w Polsce nie tylko przez woj-

skówkê. Organizowanie i wspomaganie dzia³alnoœci partyzantki bia³o-

ruskiej i ukraiñskiej na polskim pograniczu, uzbrajanie i wspieranie

pospolitych band rabunkowych, organizowanie napadów na polskie

urzêdy i placówki graniczne, miasteczka, poci¹gi, zabójstwa urzêdni-

ków pañstwowych, ¿o³nierzy i policjantów, ziemian, przedstawicieli

nauki – wszystko to stanowi³o normalne metody dzia³añ zagranicznych

ZSRS. Grigorij Biesiedowski, jeden z sowieckich dyplomatów, który

pracowa³ w Warszawie w latach 20., wspomina³: Wkrótce [ok. 1923 r.

przyp. PG] odczuliœmy robotê [szefa rezydentury wywiadu sowieckie-

go w Polsce, Mieczys³awa] £oganowskiego. W lokalach ró¿nych pol-

skich organizacji politycznych i czasopism zaczê³y wybuchaæ bomby

i maszyny piekielne. Wybuchy nastêpowa³y w okreœlonej kolejnoœci; to

bomba wybuchnie w lokalu organizacji prawicowej, to znowu lewico-

wej. Zdawa³o siê, ¿e w parlamentarnej republice polskiej partje poli-

tyczne przesz³y do meksykañskich form walki. Atmosfera jakiejœ trwogi

i straszliwej zagadki zawis³a nad Warszaw¹. Nieuchwytni „bombiœci”

robili swoje. Polityczni dzia³acze polscy w ka¿dej chwili mogli spo-

dziewaæ siê wybuchu maszyny piekielnej w bramie domu, w którym

mieszkali, w redakcji swojej gazety, nawet w kominie. (...) Wkrótce, po

nieudanej próbie wysadzenia w powietrze sztabu generalnego, £oga-

nowskiemu przysz³a do g³owy inna myœl. Marsza³ek [Józef] Pi³sudski

mieszka³ wtedy w Sulejówku. Ochronê stanowi³o kilku ludzi spoœród

jego zwolenników. Ochrona ta g³ównie mia³a na uwadze mo¿liwoœæ

napadu na willê marsza³ka ze strony nieprzejednanych jego wrogów –

nacjonalistycznej m³odzie¿y studenckiej. (...) £oganowski postanowi³

wykorzystaæ tê „modê” dla swojego zasadniczego celu: podszczuwa-

nia jednych partyj politycznych w Polsce przeciwko drugim. Plan jego

by³ nadzwyczaj prosty: przebraæ za studentów czêœæ bojówki komuni-

stów warszawskich. „Studenci” wiêc dokonaj¹ nocnego napadu na willê

Pi³sudskiego w Sulejówku i zamorduj¹ marsza³ka. Rzecz zrozumia³a,

¿e taki czyn musia³by wywo³aæ w istniej¹cej wtedy sytuacji politycznej

background image

61

szereg aktów odwetowych ze strony zwolenników Pi³sudskiego. Pod

obuchem znaleŸliby siê najwybitniejsi politycy nacjonalistyczni... (...)

[nadzoruj¹cy CzeKa – GPU Feliks] Dzier¿yñski postawi³ stanowcze

veto przeciwko projektowi zabójstwa, aczkolwiek [zastêpca Dzier¿yñ-

skiego, nadzoruj¹cy Razwiedupr Józef] Unszlicht sk³ania³ siê rozstrzy-

gn¹æ tê kwestiê pozytywnie.

Ostatecznie do zorganizowania zamachu na Pi³sudskiego nie do-

sz³o. Ale od listopada 1924 r. do wrzeœnia 1925 r. na granicy polsko-

sowieckiej dosz³o do ponad 200 przypadków ostrzelania przez Sowie-

tów ¿o³nierzy i placówek Korpusu Ochrony Pogranicza. Z r¹k sowiec-

kich dywersantów, czy te¿ cz³onków pospolitych band rabunkowych,

znajduj¹cych siê pod ¿yczliw¹ opiek¹ s³u¿b specjalnych i pograniczni-

ków ZSRS, zginê³o w tym okresie 7 ¿o³nierzy KOP, a 11 zosta³o ran-

nych. W zamachu na Uniwersytecie Warszawskim zgin¹³ prof. Micha³

Orzêcki, bomba wybuch³a te¿ w domu rektora Uniwersytetu Jagielloñ-

skiego prof. W³adys³awa Natansona. Najs³ynniejszym atakiem terrory-

stycznym dokonanym przez wojskówkê KPP w tym okresie by³o wysa-

dzenie w powietrze magazynu prochu w warszawskiej Cytadeli (13 paŸ-

dziernika 1923 r.). W wyniku eksplozji zginê³o 28 osób, a kilkadziesi¹t

odnios³o rany.

Szko³y konspiratorów

W póŸniejszym okresie wiêkszy nacisk po³o¿ono na d³ugofalowe

dzia³ania: wywiad, manipulacje na scenie politycznej, systematyczne

przygotowania do wojny z Polsk¹ i do dokonania w tym kraju rewolu-

cyjnego przewrotu. I tu jednym z najwa¿niejszych narzêdzi Moskwy

by³a KPP. Zdecydowana wiêkszoœæ zawodowych funkcjonariuszy par-

tyjnych i przywódców partii zosta³a przeszkolona w ró¿nego rodzaju

szko³ach Kominternu lub szkole wojskowej KPP. Absolwent jednej

z nich Eugeniusz Kuszko (po wojnie genera³, a w latach 1947-1948 szef

G³ównego Zarz¹du Politycznego LWP) wspomina³: W mojej dzia³alno-

œci partyjnej (...) najwa¿niejszym wydarzeniem konspiracyjnym by³

udzia³ w szkole wojskowo-politycznej w Moskwie, znajduj¹cej siê pod

bezpoœrednim kierownictwem polskiej sekcji Komitetu Wykonawczego

Miêdzynarodówki Komunistycznej. (...) szko³a mia³a za zadanie przy-

background image

62

gotowywaæ dla naszej partii dzia³aczy konspiracyjnych w armii sana-

cyjnej oraz przysz³ych wojskowych kierowników powstania zbrojnego

i walk ulicznych.

Innym charakterystycznym elementem dzia³alnoœci ZSRS w Pol-

sce by³a szeroko zakrojona penetracja ¿ycia spo³eczno-politycznego

i gospodarczego. Masowo wykorzystywano w niej polskich komuni-

stów. Nie chodzi³o tylko o zdobywanie informacji poprzez agenturê

werbowan¹ na szczytach w³adzy i w rozmaitych strukturach pañstwo-

wych. W szerokim zakresie stosowano tak¿e œrodki oddzia³ywania na

istniej¹ce partie polityczne i ruchy spo³eczne w celu ich – w zale¿no-

œci od potrzeb – rozbicia, opanowania, przynajmniej ich radykaliza-

cji. Jeden z ówczesnych dzia³aczy polskiej lewicy (a w rzeczywistoœci

tajny cz³onek komunistycznej konspiracji) Leon Chajn wspomina³ po

latach: W 1929 r. dosta³em polecenie wst¹pienia do ZNMS i OM TUR

[zwi¹zane z PPS – studencki Zwi¹zek Niezale¿nej M³odzie¿y Socjali-

stycznej i Organizacja M³odzie¿y Towarzystwa Uniwersytetu Robot-

niczego], a nastêpnie tak¿e PPS. W krótkim czasie rozwin¹³em na

tym terenie aktywn¹ dzia³alnoœæ, przygotowuj¹c roz³am. (...)

Z ramienia PPS by³em delegatem na kongres Centrolewu, na którym

mia³em wyst¹piæ z przemówieniem demaskuj¹cym rolê prawicowego

kierownictwa PPS i Ludowców (takie mia³em zlecenie organizac.[yj-

ne Komunistycznego Zwi¹zku M³odzie¿y Polskiej] ).

Wa¿n¹ rolê odgrywa³y rozmaite instytucje sowieckie (konsulaty,

poselstwa, przedstawicielstwa handlowe itp.) rozsiane na terenie kraju.

Tu magazynowano broñ i materia³y wybuchowe. Przygotowywano roz-

maite warianty ewentualnego komunistycznego przewrotu, ewidencjo-

nowano przysz³ych (przeszkolonych w ZSRS) przywódców komuni-

stycznego powstania i polskiego NKWD. Prowadzono te¿ listy pro-

skrypcyjne osób przeznaczonych do natychmiastowej eliminacji.

Mordercy i funki

Aktyw kierowniczy KPP sk³ada³ siê z zawodowych funkcjonariu-

szy partyjnych – funków, otrzymuj¹cych regularne pensje z ZSRS. Funk

dostawa³ w latach 30. ok. 200-500 z³ miesiêcznie, plus pieni¹dze na

dzia³alnoœæ organizacyjn¹, noclegi itp. By³y to, jak na owe czasy, bar-

background image

63

dzo du¿e kwoty. Wspomnienia komunistów, ich przedwojenne fotogra-

fie, opisy zawarte w aktach policyjnych i listach goñczych wskazuj¹, ¿e

¿yli na wysokiej stopie. Znana dzia³aczka PPR Jadwiga Goldszlak-Lu-

dwiñska – a jej przypadek nie jest odosobniony – pochodzi³a z biednej

rodziny robotniczej, a dzia³alnoœæ komunistyczn¹ rozpoczyna³a jako

prz¹dka w jednej z ³ódzkich fabryk. W drugiej po³owie lat 30. wedle

rysopisu policyjnego, mia³a wygl¹daæ nastêpuj¹co: – poñczochy jedwab-

ne koloru bronzowego, czarne pantofle na s³upkowych obcasach (...)

torebkê du¿¹ skórzan¹ koloru ciemno bronzowego, przewa¿nie pod lew¹

pach¹, a na rêce lewej damski z³oty zegarek.

Perspektywa urz¹dzenia siê w aparacie partii komunistycznej by³a

w realiach przedwojennej Rzeczpospolitej nader kusz¹ca. St¹d te¿ do

KPP trafili nie tylko ideowcy, lecz osoby zdeklasowane, pochodz¹ce

(g³ównie z ¿ydowskiej) bur¿uazji i inteligencji, ca³a masa osób nie po-

trafi¹cych znaleŸæ sobie miejsca w normalnym spo³eczeñstwie, czy zwy-

kli przestêpcy.

KPP nagminnie pos³ugiwa³a siê terrorem. Ich ofiarami pada³y przede

wszystkim osoby podejrzewane o wspó³pracê z polsk¹ policj¹. W ³a-

godnych przypadkach podejrzenie to oznacza³o wykluczenie z partii

i kl¹twê œrodowiska, a w skrajnych wyrok œmierci.

Mordowano tzw. prowoków – tych, którzy dzia³aj¹c w KPP, wspó³-

pracowali z Oddzia³em II SG WP lub polsk¹ policj¹ polityczn¹, dzia-

³aczy politycznych i spo³ecznych prowadz¹cych aktywn¹ propagandê

antykomunistyczn¹, policjantów. Zabójstw dokonywano nawet na te-

renie oficjalnych placówek dyplomatycznych ZSRS, czasem w ulicz-

nych strzelaninach lub po poœcigach z no¿em w rêku opisywanych

potem przez brukow¹ prasê. Zabójców nazywano w KPP wykonaw-

cami wyroków partyjnych. Jeden z takich aktywistów, Jan Foremniak

ps. „Maks”, do wybuchu wojny odbywa³ karê do¿ywotniego wiêzie-

nia. Po 1939 r. zamieszka³ w Bia³ymstoku, w schronisku dla by³ych

KPP-owców kierowanym przez W³adys³awa Gomu³kê. Nikt by o Fo-

remniaku nawet nie us³ysza³, gdyby wywiad sowiecki nie przerzuci³ go

w 1944 r. do okupowanej Polski. Zgin¹³ w styczniu 1945 r. w Ostrow-

cu, pierwszego dnia po wkroczeniu do miasta wojsk sowieckich. Ko-

rzystaj¹c z chwilowego braku w³adzy, „Maks” i jego towarzysze z AL

background image

64

dokonali napadu rabunkowego na prywatne mieszkanie przy ul. Wa-

³owej. Z³apany na gor¹cym uczynku przez patrol miejscowej samo-

obrony z AK, podj¹³ walkê. Zgin¹³ zastrzelony przez jednego z AK-

owców, Stanis³awa Kosickiego. Wydarzenie to, choæ odpowiednio

spreparowane na potrzeby propagandowe, sta³o siê kanw¹ powieœci

Jerzego Andrzejewskiego Popió³ i diament.

Œmieræ donosicieli

W latach 1936-1937 sowieckie represje poch³onê³y powa¿n¹ czêœæ

kierownictwa i aktywu partii. Na ogó³ komunistów represjonowanych

w latach 30. traktowano jako ofiary NKWD. Prawda jest jednak bar-

dziej z³o¿ona. Przynajmniej czêœæ z nich by³a gor¹cymi zwolennikami

czystek, a przede wszystkim ich aktywnymi uczestnikami.

W KPP zawsze istnia³a atmosfera bezwzglêdniej walki o w³adzê,

intryg i obrzucania siê zarzutami dotycz¹cymi trockistowskich, lewac-

kich, nacjonalistycznych etc. odchyleñ i zboczeñ. W³adze Kominternu

(a zapewne i organa NKWD) by³y zasypywane elaboratami poszcze-

gólnych cz³onków w³adz KPP, którzy „odkrywali” ca³e dziesi¹tki i setki

wrogów ludu w szeregach partii. Pod donosami widniej¹ nazwiska m.in.

Ludwika Komorowskiego (Jana Borowskiego), Jana Bielewskiego (Jana

Pszyna), Marabuta (Henryka Muszkata), Jana Janickiego (Beniamina

Goldflama). Niemal wszyscy zginêli w czasie czystek jako zdemasko-

wani cz³onkowie kolejnej grupy wrogów ludu bêd¹cej rzekomo na us³u-

gach polskiej policji. Ale nie wszyscy. Niektórzy spoœród delatorów prze-

¿yli wielki terror i prawdopodobnie ¿yj¹ do dziœ.

Ciekawym materia³em do badañ nad atmosfer¹ w kierownictwie KPP

s¹ np. donosy do w³adz Kominternu podpisane A. Starewicz. Przyk³a-

dowo, kiedy w 1937 r. policja czechos³owacka aresztowa³a z transpor-

tem „literatury” komunistê Miko³aja Orechwê, A. Starewicz mia³ do-

nieœæ, ¿e w transporcie by³a te¿ literatura antytrockistowska, wiêc Ore-

chwa swoj¹ wpadkê zorganizowa³ sam, bo jest trockist¹.

Nie chcia³, by owe „dzie³a” zosta³y wys³ane na Zachód. Jednak wartoœæ

pism donosiciela podpisuj¹cego siê A. Starewicz prawdopodobnie by³a

ju¿ w tym okresie kwestionowana, bowiem po krótkim okresie odsuniê-

cia od roboty Orechwa zosta³ oczyszczony z zarzutów. Byæ mo¿e wp³y-

background image

65

n¹³ na to fakt, i¿ jeden z listów podpisanych przez A. Starewicza koñczy

siê proœb¹ o stanowisko w aparacie partyjnym, a inny – o wsparcie

materialne.

Inni komuniœci – np. Wiktor ¯yt³owski (Bertyñski) – sami byli funk-

cjonariuszami GPU-NKWD lub, wchodz¹c w sk³ad kierownictwa KPP,

aktywnie uczestniczyli w czystkach, zanim sami nie zostali „wykryci”

i zlikwidowani. Do tej grupy nale¿y m.in. wieloletni przywódca KPP

Julian Leszczyñski „Leñski”. 16 sierpnia 1938 r. Prezydium Komitetu

Wykonawczego Kominternu podjê³o uchwa³ê o rozwi¹zaniu KPP. Do-

kument ten stwierdza³ na podstawie niepodwa¿alnych danych doku-

mentalnych, ¿e niemal ca³a dzia³alnoœæ partii le¿a³a w rêkach polskiej

policji: Defensywa polska, kieruj¹c aresztowaniami w taki sposób, by

usun¹æ z organizacji komunistycznych najbardziej oddane elementy,

stopniowo wysuwa³a swych agentów na stanowiska kierownicze w par-

tii komunistycznej. Jednoczeœnie (...) faszyzm niejednokrotnie skazy-

wa³ swych agentów na karê wiêzienia, inscenizuj¹c komediê procesów

przeciwko nim by ich uwolniæ przy pierwszej nadarzaj¹cej siê okazji,

organizuj¹c „ucieczki”, b¹dŸ te¿ „wymianê” na szpiegów i dywersan-

tów, z³apanych na gor¹cym uczynku w ZSRR.

Niew³aœciwy stosunek do kasy

Uchwa³a o rozwi¹zaniu partii nie podawa³a ¿adnych szczegó³ów

dotycz¹cych rzekomo g³êbokiej policyjnej penetracji KPP ani nie przy-

bli¿a³a przyczyn tego zjawiska. Ale w tajnym referacie o KPP, którym

w latach 1939-1941 dysponowa³y w³adze Komunistycznej Partii (bol-

szewików) Bia³orusi, wskazywano, ¿e za taki stan odpowiedzialny by³

przede wszystkim niew³aœciwy stan etyki partyjnej. Mia³o to polegaæ na

demoralizacji wysokich funkcjonariuszy KPP (rozwi¹z³oœci seksualnej

i niew³aœciwym stosunku do kasy partyjnej), dziêki której organa pol-

skiej policji mog³y werbowaæ spoœród nich swoich wspó³pracowników.

Ale informacje na temat ca³kowitej penetracji KPP przez policjê by³y

zapewne przesadzone. Wprawdzie tajni wspó³pracownicy organów bez-

pieczeñstwa pañstwa docierali do wysokich stanowisk partyjnych (jak

chocia¿by cz³onek KC KPP Józef Mitzenmacher vel Mietek Redyko vel

Jan Alfred Regu³a – autor s³ynnej ksi¹¿ki Historja Komunistycznej Partji

background image

66

Polski w œwietle faktów i dokumentów (Warszawa 1934), lecz zjawisko

to prawdopodobnie nie mia³o charakteru masowego. Znacznie bardziej

mo¿liwe jest, ¿e represje wobec komunistów polskich zwi¹zane by³y z

ogólnym mechanizmem funkcjonowania pañstwa sowieckiego w dru-

giej po³owie lat 30. Tak czy inaczej, w ostatnim roku przed wybuchem

II wojny œwiatowej œrodowisko komunistyczne nie odgrywa³o

w Polsce ¿adnej istotnej roli. Jednak jeszcze w 1934 r. Josek Mitzenma-

cher vel Jan Alfred Regu³a przestrzega³: (...) Nie sposób (...) lekcewa-

¿yæ ruchu komunistycznego w Polsce, bo w pewnych momentach mo¿e

on byæ szkodliwy.

Czy Mitzenmacher mia³ racjê, czy nie, mia³o siê okazaæ dopiero po

latach.

„Gazeta Polska” z 4 lutego 2004 r.

background image

67

P

o rozbiciu polskiej armii wiêkszoœæ zdolnych do walki mê¿czyzn po-

zosta³a na terenie Polski. W interesie pañstwa [ZSRS – red.] musimy

podj¹æ pewne konieczne kroki. (...) W Polsce trzeba koniecznie rozpa-

liæ wojnê partyzanck¹. Oprócz efektu wojskowego spowoduje to po¿¹-

dane wydatki ludnoœci polskiej na dzie³o walki z niemieckimi okupan-

tami i spowoduje, ¿e Polakom nie uda siê zachowaæ swoich

si³ – szef Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego ZSRS, Pantielej-

mon Ponomarienko, styczeñ 1943 r.

Polakom ju¿ dziêkujemy

Po bitwie stalingradzkiej, Moskwy nie interesowa³a ju¿ wspó³praca

z Polsk¹ i Polakami. Z punktu widzenia Kremla bardziej istotna by³a

kwestia skali oporu w wypadku zajêcia kraju przez Armiê Czerwon¹

i podjêcia próby jego sowietyzacji. W interesie ZSRS le¿a³o, by jeszcze

rêkami Niemców wyniszczyæ spo³eczeñstwo polskie tak, by nie by³o

ono zdolne do obrony w chwili wkroczenia Sowietów.

Zadanie to – poprzez skrytobójstwa, rozbijanie polskich oddzia³ów

partyzanckich i denuncjowanie do gestapo – na terenach sowieckiej

okupacji z lat 1939-1941 by³y realizowane przez sowieckie podziemie.

Na obszarze okupacji niemieckiej podobnymi metodami dzia³a³a Pol-

ska Partia Robotnicza (PPR). Propaganda tej partii rozmiêkcza³a na-

stroje antykomunistyczne, rozbija³a doœæ jednolit¹ postawê spo³eczeñ-

stwa wobec polskich w³adz i polskich celów wojny. Oprócz tego PPR

popularyzowa³a te¿ ustrój i politykê ZSRS, przygotowuj¹c Polaków do

bli¿ej (jeszcze) niesprecyzowanych, wielkich przemian spo³ecznych.

Jak krawiec rozwi¹za³ generalski

problem, czyli prawda o PKWN

background image

68

Polem niew¹tpliwych zas³ug polskich komunistów dla Moskwy by³o

tak¿e intensywne rozpracowywanie polskiej konspiracji przez struktury

PPR/NKWD, a tak¿e zwalczenie jej cz³onków: czy to przez fizyczn¹

likwidacjê, czy to przez denuncjowanie ich gestapo.

Nale¿y przypuszczaæ, ¿e opisane wy¿ej formy dzia³alnoœci wyczer-

pywa³yby zainteresowania konspiracyjnego KC PPR, gdyby nie posta-

wa jednego z cz³onków kierownictwa partii, W³adys³awa Gomu-

³ki – „Wies³awa”, który we wrzeœniu 1943 r. opublikowa³ artyku³

O myœl polityczn¹ polskiej demokracji. Przemodelowa³ w nim obowi¹-

zuj¹ce wszystkie partie komunistyczne has³o budowy jednolitego fron-

tu do walki z okupantem na postulat budowy jednolitego frontu antyfa-

szystowskiego. Zmiana nie by³a tylko nic nie znacz¹c¹ gr¹ s³ów. G³ów-

nym wrogiem komunistów powoli przestawali byæ Niemcy, a stawali

siê nimi „faszyœci” – podobnymi inwektywami komuniœci obrzucali ka¿d¹

podziemn¹ organizacjê, która nie podziela³a wizji PPR.

Oprócz nowych akcentów w komunistycznej propagandzie Gomu³-

ka by³ tak¿e autorem pomys³u powo³ania Krajowej Rady Narodowej.

Krajowa Rada Narodowa,

czyli skutki nieporozumienia

Struktura ta mia³a stanowiæ przeciwwagê dla organów Polskiego

Pañstwa Podziemnego, a w wypadku wkroczenia Sowietów do Polski

mog³aby obj¹æ w³adzê w kraju. „Wies³aw” uwa¿a³ bowiem, ¿e z punktu

widzenia interesów przysz³ych w³adz komunistycznej Polski celowe jest

stworzenie pozorów, ¿e maj¹ one krajow¹ genezê, ¿e nie zosta³y przy-

niesione na sowieckich bagnetach.

Pocz¹tkowo sekretarz PPR, Pinkus vel Pawe³ Finder – „Pawe³”,

nie chcia³ nawet s³yszeæ o pomyœle powo³ania KRN. Dopiero po d³u-

gich namowach przekona³ siê do koncepcji Gomu³ki i skontaktowa³

siê w tej sprawie z Moskw¹ – bez zgody centrali o realizacji pomys³u

nie mog³o byæ nawet mowy – a ze wspó³pracownikami zacz¹³ rozma-

wiaæ o szczegó³ach przedsiêwziêcia. W trakcie tych ustaleñ, 12 listo-

pada 1943 r. zosta³ aresztowany. Wraz z nim wpad³a Ma³gorzata For-

nalska – „Jasia”. £¹cznoœæ radiowa z Moskw¹ zosta³a przerwana.

Sekretarzem partii zosta³ Gomu³ka. Cz³onkowie nowego kierownic-

background image

69

twa uznali, ¿e skoro Finder rozmawia³ z nimi na temat szczegó³ów

planu KRN, to na powo³anie tej organizacji musia³ otrzymaæ zgodê

Moskwy. I tak, na skutek zwyk³ego nieporozumienia, KC PPR przy-

st¹pi³ do powo³ania KRN.

W noc sylwestrow¹ 1943 r. odby³o siê zebranie za³o¿ycielskie KRN,

wedle w³asnych deklaracji, mia³a stanowiæ krajowe kierownictwo re-

prezentuj¹ce wolê, d¹¿enia i interesy najszerszych mas spo³eczeñ-

stwa polskiego. W rzeczywistoœci poza s³abiutk¹ PPR niczego ani

nikogo nie reprezentowa³a. Gomu³ka napisa³ w pamiêtnikach: pozo-

sta³e organizacje (...) by³y czyst¹ fikcj¹ w tym znaczeniu, ¿e repre-

zentowali je cz³onkowie PPR, którzy w okresie przedwojennym przyj-

mowali jakiœ udzia³ w ich dzia³alnoœci lub przynale¿eli do nich

w charakterze cz³onków.

Przewodnicz¹cym KRN zosta³ Boles³aw Bierut – „Janowski” z PPR.

Wczeœniej broni³ siê przed udzia³em w tej organizacji, doskonale wie-

dz¹c, ¿e bêdzie ona nic nie znacz¹c¹ atrap¹. Swoj¹ nominacjê traktowa³

jako odsuniêcie na boczny tor w ramach ostrej walki o w³adzê, jaka

toczy³a siê wtedy w KC PPR.

W czasie sylwestrowego spotkania, po wznios³ych przemówieniach

Krajowa Rada Narodowa przyst¹pi³a do wydawania zarz¹dzeñ i dekre-

tów, które wbrew ¿yczeniom KC PPR nie przynosi³y ¿adnych skutków

dla podziemnego ¿ycia polskiego, jedyn¹ istotn¹ zmian¹ by³o dla pepe-

erowców obsadzenie stanowiska dowódcy komunistycznych si³ zbroj-

nych. Funkcjê tê, po zastrzelonym rok wczeœniej w czasie wewnêtrz-

nych porachunków Boles³awie Mo³ojcu, obj¹³ Micha³ £y¿wiñski vel

¯ymierski.

Tadeusz ukrad³ maszynê do pisania,

czyli rozszerzenie bazy

Na pocz¹tku 1944 r. komuniœci podjêli ostr¹ kampaniê, której

celem by³o osi¹gniêcie jakiegokolwiek poparcia dla KRN. Na pierw-

szy ogieñ posz³a RPPS – Robotnicza Partia Polskich Socjalistów.

Podstaw¹ dzia³añ PPR sta³a siê grupa dzia³aczy odsuniêtych z kie-

rownictwa partii w czasie III Zjazdu RPPS (wrzesieñ 1943 r.) na

czele z Edwardem Osóbk¹-Morawskim – „Tadeuszem”. Przy jego

background image

70

pomocy i grupki jego zwolenników kierownictwo komunistycznej kon-

spiracji rozpoczê³o dzia³ania obliczone na dezorientacjê cz³onków

RPPS i opanowanie ca³ej organizacji. Osóbka-Morawski nie by³

wtedy cz³onkiem tej partii, bowiem wczeœniej zosta³ z niej wyrzuco-

ny. Okolicznoœci tego wydarzenia zosta³y wyjaœnione w piœmie RPPS

do PPR z lutego 1944 r.: „Tadeusz” ukrad³ nam maszynê do pisa-

nia, dokona³ w³amania do lokalu partyjnego przepi³owuj¹c k³ódkê

i usi³owa³ zjednywaæ sobie zwolenników drog¹ przekupstwa obiet-

nicami lukratywnych posad. Wobec powy¿szego zosta³ usuniêty

z partii uchwa³¹ KC.

Informacje o wyrzuceniu tow. „Tadeusza” RPPS-owcy opubliko-

wali w prasie. Riposta PPR i Osóbki by³a natychmiastowa. W War-

szawie ukaza³a siê gazetka pod tytu³em „Robotnik”, która wygl¹dem

nawi¹zywa³a do oficjalnego organu RPPS. Artyku³ wstêpny pisma

informowa³, ¿e dotychczasowe kierownictwo partii nie jest reprezen-

tatywne, ³amie uchwa³y i statuty, a tak¿e prezentuje nies³uszn¹ liniê

polityczn¹. W zwi¹zku z tym mia³ powstaæ Tymczasowy Komitet Cen-

tralny, jedyne od tej pory, prawdziwe kierownictwo partii. Wspomi-

nany „Robotnik”, podszywaj¹cy siê pod RPPS, by³ wydawany przez

PPR. Grupa Osóbki-Morawskiego by³a tak s³aba, ¿e nie potrafi³a na-

wet zapewniæ jego kolporta¿u. Wed³ug wspomnieñ Gomu³ki: po³owê

nak³adu przeznaczaliœmy na rozprowadzenie przez organizacjê gru-

py Osóbki. Zdarza³o siê, ¿e ludzie Osóbki nie zg³aszali siê nawet na

punkt rozdzielczy dla pobrania „Robotnika” i jego kolporta¿u. Nasi

ludzie z techniki centralnej zastawali niekiedy w punktach, poprzed-

nio dostarczone paczki „Robotnika” w momencie, kiedy przynosili

nowy numer tego pisma.

Konkurencyjny „Robotnik” nie by³ ostatnim s³owem kierownictwa

PPR w sprawie RPPS. Komuniœci podjêli bowiem kroki w kierunku

usuniêcia niewygodnych przywódców tej partii za pomoc¹ donosów do

Niemców. Próbowali na przyk³ad ich rêkami zlikwidowaæ jednego

z przywódców RPPS, Teofila G³owackiego. Bogus³aw Hrynkiewicz,

agent jednoczeœnie i NKWD-PPR, i gestapo, opowiada³ po wojnie:

Z pocz¹tkiem roku 1944, kiedy mia³em kontakt z [oficerem gestapo]

Birknerem, otrzyma³em polecenie od [Mariana] Spychalskiego, by prze-

background image

71

kazaæ dane dotycz¹ce G³owackiego, jak równie¿ i jego adres [gestapo]

(...) Dane, które otrzyma³em od Spychalskiego, przekaza³em Birknero-

wi na najbli¿szym spotkaniu.

Znacznie wa¿niejsz¹ ofensywê podjê³o kierownictwo PPR „na

gruncie ch³opskim”. Zdaj¹c sobie sprawê z wa¿nej roli ludowców na

polskiej scenie politycznej, komuniœci próbowali wszelkimi dostêpny-

mi metodami os³abiæ lub ewentualnie rozbiæ Stronnictwo Ludowe

i przej¹æ jego elektorat. Wiosn¹ 1944 r. u¿yli wobec SL tych samych

metod, co wczeœniej wobec RPRS. W Warszawie ukaza³a siê gazetka

pod nazw¹ „Wola Ludu”, która mia³a byæ oficjalnym organem SL. Na

jej pierwszej stronie opublikowano odezwê, i¿ 21 lutego 1944 r. odby³

siê w Warszawie zjazd delegatów SL w sprawie polityki w³adz stron-

nictwa. Zjazd ten mia³ odmówiæ pos³uszeñstwa dawnemu kierownic-

twu i na jego miejsce powo³aæ nowe. To zaœ, zgodnie z wol¹ szerokich

mas ch³opskich, mia³o zdecydowanie odci¹æ siê od rz¹du polskiego na

uchodŸstwie i jego deledatury w kraju, jednoczeœnie dokonuj¹c zwro-

tu w kierunku wspó³pracy z PPR i KRN. Rzecz jasna nie by³o ¿adne-

go zjazdu SL, a pismo, które poinformowa³o o zmianie w³adz tej par-

tii, wyprodukowano w drukarni PPR, ale Gomu³ka oraz jego najbli¿si

wspó³pracownicy dobrze wiedzieli, ¿e w warunkach okupacji spraw-

dzenie, jak sprawa w³adz SL wygl¹da w rzeczywistoœci, bêdzie nie³a-

twe, a dla wielu lokalnych dzia³aczy ch³opskich wrêcz niemo¿liwe.

Ofensywa PPR przynios³a niewielkie sukcesy. Podsumowuj¹c licz-

ne wysi³ki nakierowane na rozszerzenie bazy Krajowej Rady Narodo-

wej, pepeerowska „Trybuna Wolnoœci” pisa³a w lipcu 1944 r.: jedyn¹

odpowiedzi¹, jak¹ us³yszeliœmy na nasze argumenty by³o, ¿e jesteœmy

agentur¹.

K³opoty z Moskw¹

W pocz¹tkach 1944 r. kana³ami wywiadowczymi do sowieckiego

kierownictwa zaczê³y docieraæ pierwsze informacje o powstaniu i dzia-

³alnoœci KRN. Jeden z meldunków NKWD podawa³: zjednoczenie pol-

skich partii demokratycznych, a mianowicie PPR, czêœci Robotniczej

Partii Polskich Socjalistów, czêœci Stronnictwa Ludowego i grupy de-

mokratycznej, nazywa siê Krajowa Rada Narodowa. Pierwsze plenum

background image

72

Rady odby³o siê 1 stycznia 1944 r. Plenum postanowi³o (...) nie dopu-

œciæ do w³adzy reakcjonistów, ale samemu utworzyæ w³adzê socjali-

styczn¹.

Moskwa mia³a wówczas plan rozwi¹zania kwestii polskiej inny ni¿

to sobie wyobra¿a³o kierownictwo PPR i konsekwentnie go realizowa³a.

Stalin chcia³ „zrekonstruowaæ” rz¹d polski na uchodŸstwie. Po stosownej

(pierwszej albo kolejnej) „przebudowie” w jego sk³ad mieliby wejœæ nie-

którzy przedstawiciele emigracji polskiej w Londynie, przedstawiciele

Polonii amerykañskiej i reprezentacja emigracji polskiej w ZSRS. Oczy-

wiœcie nie chodzi³o o to, by ów rz¹d mia³ rzeczywiœcie reprezentatywny

charakter. Moskwa zadba³aby o odpowiedni dobór „elementów demokra-

tycznych” – ludzi, którzy byliby sk³onni dzia³aæ na warunkach podykto-

wanych przez ZSRS lub po prostu sowieckich agentów.

W takim scenariuszu nie by³o miejsca na budowanie przez komuni-

stów w³asnego oœrodka w³adzy. Ponadto enuncjacje PPR o niedopusz-

czeniu do w³adzy reakcjonistów i budowy w³adzy socjalistycznej dema-

skowa³y ukrywane na razie plany sowieckie. Nic te¿ dziwnego, ¿e dzia-

³ania PPR wywo³ywa³y konsternacjê centrali. W Moskwie nie wyobra-

¿ano sobie, by ktokolwiek móg³ powo³aæ KRN i prowadziæ tak¹ propa-

gandê wbrew poleceniom prze³o¿onych. Nie wiedz¹c, ¿e dzia³ania Go-

mu³ki by³y wynikiem zwyk³ego nieporozumienia, wiosn¹ 1944 r. Mo-

skwa liczy³a siê z tym, i¿ po aresztowaniu Findera i Fornalskiej dzia³al-

noœæ kierownictwa PPR by³a prowokacj¹ Niemców.

Tymczasem tow. „Wies³aw” kompletnie nie zdawa³ sobie sprawy

ani z zamiarów Kremla, ani z powagi sytuacji. Depesze, jakie potem

dosta³ z Moskwy, wrêcz wyœmiewa³y dzia³alnoœæ KRN. Centrali nie

podoba³o siê równie¿ to, ¿e g³ówne ostrze propagandowe partii jest skie-

rowane przeciwko polskiej reakcji, a nie Niemcom. Dla Moskwy by³o

te¿ oczywiste, ¿e wbrew jednoznacznym enuncjacjom PPR przedsta-

wiaj¹cym rz¹d polski jako klikê ozonowo-faszystowskiej reakcji, na

emigracji znalaz³yby siê przecie¿ jakieœ demokratyczne elementy sk³on-

ne do wspó³pracy z ZSRS.

W koñcu lutego lub w pierwszych dniach marca 1944 r. „Wies³aw”

podj¹³ decyzjê o wys³aniu na drug¹ stronê frontu tak zwanej delegacji

KRN. G³ównym jej zadaniem mia³o byæ dok³adne poinformowanie o sy-

background image

73

tuacji w kraju, dzia³alnoœci PPR i KRN, a tak¿e uzyskanie zrzutów broni

dla AL. Delegacjê tworzyli: ówczesny szef sztabu AL Marian Spychal-

ski – „Marek”, którego w zwi¹zku z poruczon¹ misj¹ awansowano do

funkcji cz³onka KC, Edward Osóbka-Morawski, formalnie reprezentuj¹-

cy ruch socjalistyczny, w Lubelskiem do³¹czy³ do nich Kazimierz

Sidor – „Kazik”, rzekomo cz³onek Wojewódzkiej Rady Narodowej

w Lublinie, w której reprezentowa³ ruch ludowy, w rzeczywistoœci komu-

nista, który z ludowcami nie mia³ nic wspólnego. Czwartym cz³onkiem

grupy by³ Jan Haneman, w podstawowej literaturze przedmiotu przedsta-

wiany jako delegat KRN. Naprawdê nie mia³ z t¹ organizacj¹ nic wspól-

nego, a do grupy maj¹cej przedostaæ siê przez front do³¹czono go na

stanowcze ¿¹dania Osóbki, który chcia³ pomóc Hanemanowi zagro¿one-

mu w Warszawie ze wzglêdu na ¿ydowskie pochodzenie.

Decyzja

Delegacja KRN dotar³a na drug¹ stronê frontu w maju 1944 r. Tu,

przebywaj¹c pod troskliw¹ opiek¹ GRU, przeprowadzi³a kilka roz-

mów z przedstawicielami w³adz sowieckich i polskimi komunistami.

Delegaci przedstawili projekt rozwi¹zania spraw polskich: w chwili

wkroczenia Armii Czerwonej do Polski KRN mia³aby wy³oniæ koali-

cyjny rz¹d z udzia³em PPR. Oczywiœcie pluralizm nowych w³adz mia³

byæ mistyfikacj¹: role „ludowców”, „socjalistów” i „demokratów”

odgrywaliby b¹dŸ agenci komunistyczni jeszcze przed wojn¹ uplaso-

wani w tych stronnictwach, b¹dŸ po prostu ludzie wyznaczeni przez

PPR. Budowa kontrolowanego przez komunistów systemu partyjnego

by³aby przeprowadzana metodami zbli¿onymi do metod rozszerzania

bazy KRN.

19 maja 1944 r. delegacjê KRN przyj¹³ Stalin. Spotkanie to, prócz

kurtuazyjnych gestów, nie wnios³o niczego nowego do polityki ZSRS.

Ale Stalin dzia³a³ elastycznie i wielowariantowo. Delegatom zorganizo-

wano spotkanie z ambasadorami Wielkiej Brytanii i USA, chc¹c oswo-

iæ Anglosasów z myœl¹ o istnieniu innych ni¿ rz¹d londyñski oœrodków

polskich. W czasie rozmów delegaci zapewniali o szacunku PPR dla

demokracji, deklarowali gotowoϾ przeprowadzenia demokratycznych

wyborów w kraju, a tak¿e chêæ wspó³pracy z niektórymi przedstawicie-

background image

74

lami emigracji londyñskiej. Opowiadali te¿ o powa¿nych sukcesach

politycznych i organizacyjnych KRN, o powszechnym poparciu, jakim

cieszy siê ta inicjatywa w spo³eczeñstwie. Atakowali te¿ reakcyjn¹

i antydemokratyczn¹ politykê AK i Delegatury. PóŸniej delegacjê KRN

wys³ano do jednostek Wojska Polskiego, jako przedstawicielstwo wal-

cz¹cego kraju. Zredukowanie delegacji do swoistego objazdowego te-

atrzyku by³o najlepszym dowodem, ¿e w ówczesnych planach Stalina

nie by³o miejsca dla KRN. Zwrot nast¹pi³ póŸniej.

23 czerwca 1944 r. na ca³ym froncie wschodnim ruszy³a kolejna

wielka ofensywa sowiecka, która mia³a doprowadziæ do zajêcia cen-

tralnej Polski. W Londynie trwa³y rozmowy pomiêdzy premierem Sta-

nis³awem Miko³ajczykiem a sowieckim ambasadorem Wiktorem Lie-

biediewem na temat wznowienia stosunków pomiêdzy krajami. Jed-

nak przyjêcie warunków postawionych przez Moskwê oznacza³oby

podporz¹dkowanie siê rz¹du polskiego ZSRS. Ostateczna odmowa

Miko³ajczyka rozwi¹zywa³a Stalinowi rêce, ale jednoczeœnie zmusi³a

go do szukania innych rozwi¹zañ w sprawach polskich. Sowiecki przy-

wódca móg³ w doœæ swobodny sposób kreowaæ polityczn¹ rzeczywi-

stoœæ w tej czêœci Europy – najpowa¿niejsz¹ granic¹, której nie chcia³

przekraczaæ, by³o otwarte instalowanie komunistycznych dyktatur.

Chcia³, by rz¹d powo³any w Polsce sprawia³ wra¿enie wielopartyjne-

go, reprezentuj¹cego ró¿ne od³amy spo³eczeñstwa polskiego. Najlep-

sz¹ legitymacj¹ dla takiej w³adzy – wobec niemo¿noœci „zrekonstru-

owania” rz¹du londyñskiego – by³o odwo³anie siê do KRN, wczeœniej

prezentowanej aliantom jako wielopartyjna inicjatywa powo³ana przez

samych Polaków.

Przygotowania

Realizacjê nowej koncepcji rozpoczêto w drugiej po³owie czerwca

1944 r. Wtedy to Zarz¹d G³ówny Zwi¹zku Patriotów Polskich przyj¹³

rezolucjê o uznaniu KRN za prawdziwe przedstawicielstwo narodu

polskiego i wyrazi³ przekonanie, ¿e Krajowa Rada Narodowa stworzy

przes³anki dla wy³onienia obdarzonego zaufaniem narodu Tymczaso-

wego Rz¹du Narodowego. Ok. 24-25 czerwca 1944 r. w podmoskiew-

skiej willi, gdzie przebywali cz³onkowie delegacji KRN, pojawi³ siê

background image

75

przedstawiciel w³adz sowieckich Dymitr Manuilski, który po spotkaniu

sporz¹dzi³ notatkê opisuj¹c¹ pomys³y delegacji KRN na kontrolowany

przez komunistów uk³ad partyjny. Ju¿ wówczas by³o zdecydowane, i¿

bêd¹ budowane trzy partie koalicyjne PPR: PPS, SL i SD. Nieco dalej

sz³y propozycje Spychalskiego, który chcia³, by komuniœci za³o¿yli tak-

¿e w³asne Stronnictwo Narodowe.

Sowieci œci¹gnêli z Warszawy kolejn¹ grupkê cz³onków i wspó³pra-

cowników komunistycznej konspiracji z Micha³em ¯ymierskim na cze-

le. Z ró¿nych rejonów ZSRS do Moskwy zwo¿ono ró¿nej maœci „dzia-

³aczy”: komunistów, sowieckich kolaborantów, politycznych awantur-

ników lub po prostu ludzi sterroryzowanych przez NKWD. Wkrótce

mia³o siê okazaæ, ¿e nie s¹ oni w Polsce tak zupe³nie nieznani. Kogoœ

wyrzucono za plagiat z Polskiej Akademii Literatury, komuœ innemu

w sejmowej restauracji mia³y siê przed wojn¹ „przykleiæ do rêki” srebr-

ne widelce...

W po³owie lipca 1944 r. sowieckie przygotowania wyraŸnie nabra-

³y tempa. Rozdzielano stanowiska, ustalano taktykê dzia³añ i oficjaln¹

liniê propagandow¹, która mia³a obowi¹zywaæ w „wyzwalanym” kra-

ju. Przygotowywano siê te¿ do budowy kierownictw przysz³ych partii

„sojuszniczych”. Zgodnie z ówczesn¹ lini¹ polityki sowieckiej, komu-

niœci opowiadali siê jedynie za umiarkowanymi reformami gospodar-

czymi. Na okres póŸniejszy odk³adali sowietyzacjê kraju.

Elementów, które mia³y zmyliæ opiniê publiczn¹ Zachodu, by³o

w tej fazie dzia³añ Moskwy znacznie wiêcej. Nazwê Polskiego Komite-

tu Wyzwolenia Narodowego (bo tak ostatecznie miano nazwaæ nowy

oœrodek w³adzy) skopiowano z gaullistowskiego FKWN. Ze wzglêdu

na znane nazwisko do PKWN œci¹gniêto brata Wincentego Witosa, An-

drzeja. A¿eby instytucjê tê pokazaæ aliantom jako twór na pewno postê-

powy, zadbano te¿ o obecnoœæ znanego dzia³acza ¿ydowskiego Emila

Sommersteina. Poniewa¿ na przewodnicz¹cego PKWN, ze wzglêdów

propagandowych, nie chciano mianowaæ komunisty, funkcjê tê otrzy-

ma³ Edward Osobka-Morawski. Dla „wyrównania” jego zastêpczyni¹

zosta³a Wanda Wasilewska. Na liœcie cz³onków nowego „rz¹du”, przez

kolejn¹ pomy³kê, znalaz³ siê i Jan Haneman. Wprawdzie przed wyjaz-

dem z kraju Gomu³ka da³ Spychalskiemu list do centrali, w którym in-

background image

76

formowa³, ¿e cz³owiek ten nie ma nic wspólnego z KRN, ale Spychalski

kartkê zgubi³. Sowieci zrobili z Hanemana kierownika resortu gospo-

darki narodowej i finansów PKWN.

Ale ¿e mistyfikacja ma swoje granice, dwa kluczowe resorty (woj-

sko i bezpieczeñstwo) musia³y pozostaæ w rêkach ludzi naprawdê pew-

nych. Za bezpieczeñstwo publiczne mia³ odpowiadaæ zaufany komuni-

sta Stanis³aw Radkiewicz. Na stanowisko kierownika resortu obrony

narodowej Sowieci wyznaczyli ¯ymierskiego, a na jego zastêpcê Zyg-

munta Berlinga. Ale tu pojawi³ siê pewien problem, bo Berling – wspó³-

pracownik NKWD i dezerter z Wojska Polskiego – by³ starszy stop-

niem od ¯ymierskiego. „Generalski problem” rozwi¹za³ Osóbka-Mo-

rawski: kaza³em (...) zanieœæ mundur gen. „Roli” (...) do krawca, ¿eby

on do tej jednej gwiazdki, umieszczonej na ka¿dym epolecie, doszy³

jeszcze dwie. Krawiec szybko wywi¹za³ siê z zadania, zaœ gen. dyw.

Zygmunt Berling, po swym przybyciu, bez wahania salutowa³ gen. Mi-

cha³a ¯ymierskiego. Zmianê epoletów ¯ymierskiego zna³o tylko kilka

osób obecnych w czasie narady.

Pozosta³a jeszcze kwestia legitymizacji przysz³ej w³adzy PKWN.

W komunistycznej prasie ukaza³y siê informacje o dekrecie KRN z 21

lipca 1944 r., w którym owo krajowe kierownictwo reprezentuj¹ce wolê,

d¹¿enia i interesy najszerszych mas spo³eczeñstwa polskiego powo³y-

wa³o Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Sêk w tym, ¿e by³o to

fikcj¹, bo komuniœci przebywaj¹cy w Warszawie, z Boles³awem Bieru-

tem na czele, nigdy takiego dekretu nie wydali, a o powstaniu nowego

organu w³adzy dowiedzieli siê z radia. Dopiero po wojnie w archiwum

KC PPR spreparowano stosowny dekret, wydany rzekomo przez KRN.

Ca³a mistyfikacja nie zmienia³a faktu, ¿e Dekret PKWN by³ gotowy ju¿

20 lipca, a wiêc wczeœniej ni¿ oficjalnie mia³ powstaæ PKWN.

Wystarczy³oby kilku dzielnych ludzi

22 lipca 1944 r. sowieckie radio poinformowa³o o powstaniu

w Che³mie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. By³a to

informacja nieprawdziwa. PKWN powsta³ w Moskwie, a jego cz³on-

kowie dotarli do Che³ma dopiero kilka dni póŸniej, po hucznym ban-

kiecie urz¹dzonym na ich czeœæ przez Stalina. Wczeœniej podpisali

background image

77

umowy z rz¹dem sowieckim, które ustala³y obecn¹, wschodni¹ gra-

nicê Polski i oddawa³y pod jurysdykcjê sowieckiego wymiaru spra-

wiedliwoœci polskich obywateli.

27 lipca przedstawiciele PKWN przylecieli do Che³ma. W swoich

wspomnieniach Andrzej Witos stwierdzi³, ¿e by³ pe³en obaw co do dal-

szego losu Komitetu: wystarczy³oby stu, a nawet mniej œmia³ych ludzi,

których w Polsce w tych czasach na pewno nie brakowa³o, aby ca³y

PKWN wraz z ochron¹ w ci¹gu godziny zlikwidowaæ.

W Che³mie PKWN-owcy nie mieli specjalnie nic do roboty.

W mieœcie dzia³a³y w³adze polskie podporz¹dkowane rz¹dowi pol-

skiemu w Londynie. Przybysze spróbowali zorganizowaæ wiec dla

ludnoœci. Z przemówieniami wyst¹pili Osóbka-Morawski i dzia³acz

socjalistyczny Boles³aw Drobner. Ale nikt nie chcia³ ich s³uchaæ, bo

po pierwszych s³owach, kiedy wysz³o, kto zacz, ludnoœæ rozesz³a siê

do domów. Po kilku dniach PKWN-owcy wyjechali do Lublina. Tu

ju¿ wszystko przebieg³o sprawniej. W³adze polskie i polskie s³u¿by

porz¹dkowe zosta³y wczeœniej usuniête przez Sowietów i w pierw-

szych dniach sierpnia 1944 r. rozpoczê³y siê rz¹dy PKWN.

„Gazeta Polska” z 21 lipca 2004 r.

background image

78

background image

79

R

OZDZIA£

III

Polska Partia Robotnicza

background image

80

N

ajbardziej znanym i nag³oœnionym w PRL „mordem bratobójczym”,

dokonanym przez polskie podziemie niepodleg³oœciowe na komunistach,

by³a akcja NSZ pod Borowem. Nazwa tej miejscowoœci trafi³a – jako

symbol zbrodni na bohaterskich, lewicowych partyzantach – nie tylko

do literatury fachowej, lecz tak¿e do s³owników, encyklopedii, kalenda-

rzy i oczywiœcie do podrêczników szkolnych. To fa³szerstwo nie docze-

ka³o siê weryfikacji do dziœ.

Grupa „Liska”

Sprawdzonym sposobem rekrutacji do partyzantki GL by³o „zago-

spodarowywanie” pospolitych band rabunkowych, które w czasie oku-

pacji sta³y siê prawdziw¹ plag¹ prowincji. Jedn¹ z nich by³a ok.

20-osobowa grupa przedwojennego kryminalisty Józefa Liska (ps. „Li-

sek”), z któr¹ lokalni dzia³acze komunistyczni rozpoczêli rozmowy ju¿

w po³owie 1942 r. Z ramienia PPR-GL prowadzi³ je Tadeusz Szymañ-

ski („Lis”), obecny prezes œrodowiska kombatanckiego AL. Wspomnia³

on po wojnie, ¿e w czasie negocjacji mia³ „Liskowi” zagroziæ rozbiciem

jego grupy: (...) jeœli siê bêdzie nadal opiera³, oddzia³ [GL Antoniego

Palenia] „Jastrzêbia” przeprowadzi odpowiedni¹ akcjê. Zdaje siê, ¿e

imiê „Jastrzêbia” podzia³a³o najbardziej jako argument przekonywu-

j¹cy. W czasie drugiej rozmowy „Lisek” by³ ju¿ ustêpliwszy (...).

„Lisek” dogada³ siê z „Lisem” dopiero pod koniec 1942 r. i jego

grupa oficjalnie zosta³a oddzia³em GL, a Szymañski zast¹pi³ dotych-

czasowego herszta. Jednak gdy pewnego dnia przyby³ na inspekcjê gru-

py, ta w dalszym ci¹gu ma³o przypomina³a grupê partyzanck¹: (...) Grali

Mord pod Borowem, czyli jak reakcyjne

podziemie r¹ba³o toporami bohaterów lewicy

background image

81

w zegarki. „Gra” polega³a na tym, ¿e chêtny podrzuca³ zegarek jak

najwy¿ej i czeka³, a¿ przedmiot upadnie na ziemiê. Wygrywa³ ten, któ-

rego zegarek spada³ nie uszkodzony i zabiera³ innym zegarki. Nie mogê

powiedzieæ, a¿eby mi siê tego rodzaju zabawa podoba³a. Ci partyzanci

mieli za du¿o wolnego czasu i za du¿o... zegarków, o które przecie¿

w okresie okupacji nie by³o tak ³atwo (...) ludzie nie poczuwali siê do

¿adnej odpowiedzialnoœci. Odchodzili z bazy, kiedy chcieli, nie opo-

wiadaj¹c siê nawet, tak ¿e stan oddzia³u by³ ci¹gle p³ynny (...).

Poniewa¿ Szymañski najwyraŸniej nie radzi³ sobie z „grup¹”, do-

konano reorganizacji, powierzaj¹c dowództwo grupy Józefowi Pacynie

„Bartoszowi”. „Lisek”, w dalszym ci¹gu maj¹cy olbrzymi mir u swoich

kompanów, nadal by³ zastêpc¹ dowódcy.

Niewiele to da³o: jak napisa³ komunistyczny historyk J. Garas

w swej monografii dotycz¹cej oddzia³ów AL: (...) Lisek ze swoimi zwo-

lennikami wróci³ na dawne „meliny”, nak³ania³ partyzantów do odej-

œcia z GL, usi³owa³ rozbrajaæ gwardzistów (...). W koñcu zosta³ za-

strzelony przez gwardzistê Tadeusza Piœkiewicza ps. „Serce”, zaœ z jego

grupy utworzono w drugiej po³owie lipca 1943 r. (a wiêc dwa tygodnie

przed Borowem!) odzia³ GL im. Kiliñskiego pod dowództwem Stefana

Skrzypka „S³owika”.

„Gwardia Ludowa”

Zarówno sami „Liskowcy”, jak i ich nowy dowódca, Stefan Skrzy-

pek „S³owik”, byli doskonale znani w okolicy, bynajmniej nie z promo-

cji pomys³owych gier zrêcznoœciowych: rabowali dwory i zwyk³ych ch³o-

pów, ponadto dopuœcili siê wielu morderstw na tle politycznym i rabun-

kowym.

Wed³ug Ÿróde³ archiwalnych byli oni odpowiedzialni m.in. za œmieræ

5-osobowej rodziny m³ynarza Wójcickiego z Trzydnika oraz gospoda-

rza nazwiskiem D³ugosz z tej samej wsi. „Liskowcy” zabili równie¿

trzy osoby z rodziny Olszowych w miejscowoœci £¹¿ek i m³ynarza Ro-

gowskiego z Ksiê¿omierzy. Natomiast Stefan Skrzypek „S³owik” i jego

brat W³adys³aw ps. „Orze³”, „Grzybowski” jeszcze jesieni¹ 1942 r. za-

mordowali ch³opa Bronis³awa P³echtê ze wsi Suchodo³y. Oko³o grudnia

1942 r. Skrzypkowie do spó³ki ze Stefanem Kilanowiczem vel Grze-

background image

82

gorzem Korczyñskim „Grzegorzem” oraz Janem Wziêtkiem „Murzy-

nem” napadli na maj¹tek ziemski pod Goœcieradowem, gdzie oprócz

rabunku dokonali zbiorowego gwa³tu na jego w³aœcicielce. Ponadto za-

bili dzier¿awcê maj¹tku Liœnik-£u¿yna rotmistrza Stanis³awa Malanow-

skiego z ZWZ-AK, szwagra p³k. Beliny-Pra¿mowskiego. Sami Skrzyp-

kowie zastrzelili równie¿ leœniczego Antoniego £aksarzewskiego, a jesz-

cze w lipcu 1943 r. pod wsi¹ Baraki napadli i wymordowali czterooso-

bowy patrol NSZ, w tym Wac³awa Raka z Kraœnika i Mieczys³awa

Pirona z D¹brownicy. Ofiar napadów rabunkowych, dokonanych przez

gwardzistów, doliczyæ siê nie sposób.

Ocala³e dokumenty komunistów œwiadcz¹ jednoznacznie, ¿e przed

akcj¹ NSZ pod Borowem byli oni wielokrotnie ostrzegani przez polskie

podziemie niepodleg³oœciowe, ¿e bandyckie wyczyny, rabunki, morder-

stwa i gwa³ty mog¹ siê dla nich Ÿle skoñczyæ.

Borów

Mniej wiêcej dwa tygodnie po jego powstaniu oddzia³ im. Kiliñski-

go (8 sierpnia 1943 r.), natkn¹³ siê na ¿o³nierzy NSZ mjr. Leonarda

Zub-Zdanowicza „Zêba” – przedwojennego oficera 29 dyw. piechoty,

uczestnika walk pod Narvikiem, „cichociemnego”.

Pocz¹tkowo NSZ-owcy tolerowali przebywaj¹c¹ w pobli¿u grupê

komunistycznej partyzantki, tote¿ na drugi dzieñ rano zostali odwiedze-

ni przez szeœciu gwardzistów. Obie strony t³umaczy³y takie zachowanie

ludzi „Zêba” zupe³nie inaczej: komuniœci twierdzili, ¿e pocz¹tkowy brak

agresji wobec gwardzistów by³ podstêpem, zaœ NSZ-owcy wspominali,

¿e przyst¹pili do rozbrojenia grupy „S³owika” dopiero wskutek agitacji

prowadzonej przez przyby³¹ delegacjê GL.

Mjr Zub-Zdanowicz napisa³ po wojnie: (...) Licz¹c siê z niespo-

dziewanym atakiem z ich strony i maj¹c dowody szerzenia propagandy

komunistycznej wœród nas i w okolicy, postanowi³em dzia³aæ natych-

miast. Akcj¹ dowodzi³em osobiœcie. U¿y³em 20 ludzi. Najpierw rozka-

za³em zaaresztowaæ i rozbroiæ szeœciu „goœci”. Nastêpnie stosownie

do ich wskazówek odszuka³em biwak „S³owika”. Sam rozbroi³em war-

townika i tyralier¹ zaatakowa³em obóz zajmuj¹c go bez jednego wy-

strza³u (...).

background image

83

Na decyzji o dalszym losie gwardzistów, którzy po rozbrojeniu zo-

stali rozstrzelani, zawa¿y³ fakt, ¿e rozpoznano w nich cz³onków grupy

rabunkowej „Liska”.

Mjr Zub-Zdanowicz „Z¹b” dzia³a³ w myœl rozkazu dowódcy Na-

rodowych Si³ Zbrojnych p³k. Ignacego Oziewicza „Czes³awa” z 1 grud-

nia 1942 r., który jako jedno z g³ównych zadañ NSZ stawia³ ochronê

cywiln¹ ludnoœci: (...) Na terenach band uzbrojonych wykonaæ napa-

dy kontrdywersyjne, które zlikwiduj¹ bandy i zdobêd¹ broñ, amuni-

cjê, radio-aparaty itp. Cz³onków band rozstrzeliwaæ, gdy¿ s¹ albo

elementem nas³anym przez wroga, albo dzia³aj¹, jak bandyci miej-

scowi przeciw ¿yciu i mieniu Polaków, o których nie dbaj¹ okupanci

(...).

Nale¿y podkreœliæ, ¿e podobny rozkaz o koniecznoœci wystêpowa-

nia przeciw pl¹druj¹cym lub wywrotowo-bandyckim grupom zosta³

wydany oddzia³om AK przez gen. Bora-Komorowskiego na trzy tygo-

dnie przez Borowem – 15 lipca 1943 r. Co wiêcej: w dziedzinie zwal-

czania komunistycznego bandytyzmu AK posiada du¿o wiêksze, choæ

mo¿e nie tak spektakularne sukcesy, jak NSZ.

Po scaleniu NSZ z AK mjr „Z¹b” zosta³ zobowi¹zany przez swoich

prze³o¿onych do z³o¿enia szczegó³owego raportu z akcji. Meldunek ten,

nigdzie dotychczas nie publikowany, nosi datê 5 kwietnia 1944 r. Po-

wody rozstrzelania gwardzistów mjr Zub-Zdanowicz t³umaczy³ na-

stêpuj¹co: (...) Jak siê okaza³o z przes³uchania herszta bandy by³ to

przedwojenny bandyta ze wsi £ychów nazwiskiem Skrzypek, poza tym

pamiêtam jeszcze nazwiska przedwojennych bandytów, którzy byli naj-

bli¿szymi wspó³pracownikami herszta. (...) Dowodem jak po¿yteczna

by³a akcja œwiadcz¹ liczne podziêkowania ludnoœci wiejskiej (...) Na

bandzie zdoby³em [tu wyliczenie broni] du¿o zrabowanych uprzednio

przez bandê przedmiotów. Mniej wiêcej w po³owie przeprowadzania

dochodzenia i egzekucji przyby³ Komendant rejonowy NSZ pan Ka-

nia [kpr. Jan Kamiñski – przyp. PG], który rozpozna³ wœród pods¹d-

nych znanych dawniej i obecnie w okolicy bandytów (...). Po akcji

pod Borowem w „Biuletynie Informacyjnym”, oficjalnym organie Armii

Krajowej, ukaza³a siê informacja o „likwidacji bandytów” w powiecie

janowskim].

background image

84

Propaganda

Wokó³ sprawy borowskiej ruszy³a machina propagandowa PPR:

artyku³y prasowe, ulotki. Komuniœci nie omieszkali poskar¿yæ siê swo-

im moskiewskim mocodawcom: 11 wrzeœnia 1943 r. sekretarz KC Pa-

we³ Finder depeszowa³ do Dymitrowa przedstawiaj¹c „Liskowców” jako

prawdziwych bohaterów: (...) 9 sierpnia nasz oddzia³ imienia Kiliñ-

skiego znajduj¹cy siê w lesie spotka³ siê z oddzia³em licz¹cym do

50 ludzi pod dowództwem polskich oficerów uzbrojonym w ciê¿kie

i rêczne karabiny maszynowe.

W czasie pokojowych rozmów o wspólnej walce z okupantem ci

znienacka napadli na naszych, okr¹¿yli ich i rozstrzelali z karabinów

maszynowych, rozbroili i w zwierzêcy sposób zar¹bali toporami. Ra-

zem oko³o 30 ludzi. Wœród zabitych by³o 4 ch³opów, którzy przybyli

popatrzeæ na „ludow¹ armiê”. (...) Wszyscy bez wyj¹tku byli Polaka-

mi, prawie rok znajdowali siê w lesie, przeprowadzili wiele znacz¹cych

operacji, bez strat przetrwali wielkie pacyfikacje. Warto zaznaczyæ, ¿e

w „Biuletynie Informacyjnym” z 2 wrzeœnia Komitet Walki Cywilnej”

og³osi³ fakt „likwidacji bandytów w powiecie Janów Lubelski”. Nie-

w¹tpliwie chodzi o ten bandycki napad. Prosimy o rozwiniêcie kampa-

nii radiowej wokó³ tej sprawy.

Nieprawdziwa informacja o r¹baniu toporami – zmyœlona na po-

trzeby sowieckiej propagandy – do dziœ znajduje gorliwych propagato-

rów.

Pod wp³ywem nagonki, rozpêtanej przeciwko w³adzom AK i Dele-

gaturze Rz¹du przez komunistów w kraju i Moskwê na arenie miêdzy-

narodowej, w „Biuletynie Informacyjnym” z 18 listopada 1943 r. opu-

blikowano komunikat zupe³nie innej treœci ni¿ poprzedni w sprawie Bo-

rowa, ten o „likwidacji bandytów”: Komendant Si³ Zbrojnych w Kraju

informuje, ¿e zosta³o ustalone, i¿ oddzia³y Si³ Zbrojnych w Kraju nie

maj¹ nic wspólnego z ohydnym wymordowaniem w dn. 5 sierpniu od-

dzia³u tzw. Armii Ludowej pod Borowem w woj. Lubelskim.

Polska racja stanu musia³a stan¹æ ponad rzeczywist¹ ocen¹ wyda-

rzeñ.

W nastêpnym numerze „Biuletynu” ukaza³ siê artyku³ pt. Narodo-

we Si³y Zbrojne – potêpione, który z Borowem nie mia³ nic wspólnego,

background image

85

lecz stanowi³ próbê nacisku politycznego na NSZ w zwi¹zku z prowa-

dzonymi wówczas rozmowami scaleniowymi. Jednak zestawienie oby-

dwu komunikatów wywo³a³o ostr¹ reakcjê w œrodowiskach NSZ.

W „Szañcu” odpowiedziano artyku³em pod znamiennym tytu³em NSZ

potêpione – Armia Ludowa uznana, który g³osi³ m.in.: (...) nie ma w

Polsce i dla Polski wrogów nr 1 i 2. Jest wróg jeden. Obojêtnie jak siê

nazywa – Niemiec czy Bolszewik. Mo¿e ktoœ z was woli gin¹æ metod¹

katyñsk¹ z nagana w ty³ czaszki, ale w obozach sowieckich, albo te¿

w komorze gazowej lub w obozach niemieckich. To jest rzecz gustu.

Dla nas to jednakowa przyjemnoœæ. Z Niemcami walczy ca³y œwiat.

Niemcy ju¿ wojnê przegra³y. Z Rosj¹ sowieck¹ walcz¹ dziœ tylko Niem-

cy. Dlatego te¿ zlikwidowanie w Polsce agentur sowieckich, choæby

stroi³y siê w najpiêkniejsze patriotyczno-polskie piórka – to obowi¹-

zek, to koniecznoœæ. Tego wymaga polska racja stanu. (...) walczyæ

bêdziemy bez wzglêdu na to, czy to siê komuœ podoba czy nie. Chyba,

¿e Delegat Rz¹du na Kraj posiada gwarancje naszych dostojników:

prezydenta RP, premiera Rz¹du i Wodza Naczelnego, ¿e nawet w wy-

padku wkroczenia do Polski wojsk sowieckich zaistniej¹ takie okolicz-

noœci, i¿ suwerennoœæ Polski zostanie uszanowana, a nasza wolnoœæ

osobista bêdzie nietykalna (...). („Szaniec” z 4 grudnia 1943 r.).

A wiêc jeszcze w czasie wojny czysto polityczne motywy akcji pod

Borowem by³y podawane przez obydwie strony. Historycy zajmuj¹cy

siê podziemiem niepodleg³oœciowym bardzo czêsto nie dysponowali

odpowiedni¹ dokumentacj¹ (bo ta by³a niedostêpna w archiwach MSW

i KC PZPR) i najczêœciej opierali siê na argumentacji „Szañca”. Dla

komunistów taka wersja wydarzeñ by³a prawdziw¹ nobilitacj¹ i przy-

nios³a wymierne korzyœci polityczne. Z cz³onków grupy GL im. Kiliñ-

skiego uczyniono prawdziwych mêczenników wielkiej sprawy, boha-

terskich bojowników polskiej lewicy, zamordowanych toporami przez

faszystowskich siepaczy, choæ w zasadzie jedyn¹ ich zas³ug¹ dla PPR

by³o to, ¿e ich rozstrzelano. Grupa „Liska” – oddzia³ im. Kiliñskiego,

nie ma bowiem ¿adnego dorobku w walce z Niemcami.

Oczywiœcie rzetelne wyœwietlenie przyczyn i przebiegu wydarzeñ

pod Borowem nie le¿a³o w interesie piewców s³awy komunistycznej

partyzantki: usprawiedliwiano nim nie tylko masowe zbrodnie dokona-

background image

86

ne przez komunistyczn¹ partyzantkê na ¿o³nierzach i sympatykach pod-

ziemia niepodleg³oœciowego jeszcze w czasie okupacji, lecz tak¿e prze-

œladowania powojenne. Ponadto prawda o Borowie by³aby ca³kowit¹

kompromitacj¹ tych organizacji; obna¿eniem ich genezy, prawdziwego

charakteru dzia³alnoœci, poziomu kadr i dokonanych zbrodni.

Sprawa przesz³a do historii w wersji podanej przez komunistów nie

tylko, jak siê okazuje, za ich przyczyn¹ i co najbardziej niezrozumia³e –

w najlepsze funkcjonuje i dziœ. Najwy¿sza ju¿ pora na prawdê.

Jak powsta³ i walczy³ oddzia³ im. Kiliñskiego – na podstawie

relacji by³ego dowódcy „Liskowców” Tadeusza Szymañskiego

„Lisa”, obecnego prezesa œrodowiska kombatanckiego Armii Lu-

dowej.

(...) Od dawna niepokoi³o mnie zachowanie siê innej grupy, mia-

nowicie „Liska”. Dzia³a³a ona w naszym powiecie na „w³asn¹ rêkê”

i to czêsto kosztem ch³opów. Organizacja nie mog³a pozwoliæ na ist-

nienie „dzikich” oddzia³ów partyzanckich, gdy¿ to w konsekwencji

mog³o prowadziæ do terroru niemieckiego, œlepego, bij¹cego nie w tych,

którzy doprowadzili do tego stanu swym nieodpowiednim postêpowa-

niem, lecz ludnoϾ.

„Lisek” by³ sprytny, zgodnie ze swoim pseudonimem, umia³ siê

przemykaæ ze wsi do wsi i wszêdzie podszywa³ siê pod ró¿ne organiza-

cje podziemne. Ale dochodzi³y skargi ch³opów, z którymi ludzie „Li-

ska” postêpowali bezwzglêdnie, ka¿¹c siê utrzymaæ, czêsto grabi¹c

ich po prostu. Otrzyma³em wiêc od kierownictwa trudn¹ misjê podpo-

rz¹dkowania „Liska” naszym oddzia³om, zaœ w przypadku odmowy

mieliœmy po prostu rozbroiæ tych „dzikich” partyzantów. Nie by³o rady,

trzeba by³o dzia³aæ stanowczo.

W czerwcu 1942 r. nawi¹za³em poprzez znajomych ch³opów kon-

takt z „Liskiem” i poszed³em z nim na rozmowy. Zdawa³em sobie spra-

wê z niebezpieczeñstwa, jakie dla mnie osobiœcie przedstawia ta misja,

szed³em wiêc niechêtnie i z pewn¹ obaw¹. Có¿ znaczy³o dla niezdyscy-

plinowanych ludzi z broni¹ w rêku zrobiæ z niej u¿ytek? Mog³em wiêc

nie wróciæ do domu. (...) Szed³em bez broni, uwa¿aj¹c, ¿e tak bêdzie

pewniej. Sam przeciw ca³ej grupie i tak nie da³bym rady.

background image

87

By³em trochê zaskoczony „Liskiem” i jego zachowaniem. By³ to

trzydziestoletni mê¿czyzna, inteligentny, który – jak siê póŸniej dowie-

dzia³em – siedzia³ w wiêzieniu przed wojn¹ za napady z broni¹ w rêku.

Traktowa³ siebie po trosze jak Janosika, pozuj¹c na przyjaciela i opie-

kuna miejscowej ludnoœci, ale kiedy przytoczy³em mu parê konkret-

nych faktów postêpowania jego podw³adnych, nachmurzy³ siê i by³ z³y.

Usi³owa³ mnie skaptowaæ, postawi³ butelkê wódki i poczêstunek, od-

mówi³em, nie kry³ swego niezadowolenia i g³oœno podkreœla³, ¿e wi-

docznie nim gardzê. On przecie¿ tak¿e walczy z okupantem, a ¿e cza-

sem któryœ niesforny ch³opiec zabierze ch³opu kurê, to ziemia siê nie

zapadnie. W miarê naszej rozmowy miêk³, ale nie odpowiada³ wyraŸ-

nie na moje pytania, gra³ na zw³okê (...).

Rozmowa by³a tym razem krótka, postawi³em „Liskowi” ultima-

tum, d³ugo waha³ siê, wykrêca³ siê ludŸmi nim zdecydowa³ siê na przej-

œcie do GL. To prawda, ¿e wielu z nich by³o zdemoralizowanych „³a-

twym chlebem” i wcale nie uœmiecha³o siê im podporz¹dkowaæ twar-

dej dyscyplinie partyzanckiej. Nam jednak nie uœmiecha³o siê, ¿eby

prowadzi³ on akcjê, w której czêsto poszkodowani byli ch³opi. Uwolniæ

miejscow¹ ludnoœæ od niepotrzebnej „opieki” „Liska”, wdro¿yæ jego

ludzi w ¿elazne karby dyscypliny – oto nie³atwe zadanie, jakie mnie

czeka³o. „Lisek” odpowiedzi wyraŸnej nie da³, po paru nastêpnych

jednak rozmowach z³o¿y³ uroczyste zapewnienie, ¿e on, jak i jego lu-

dzie bêd¹ walczyli wy³¹cznie z okupantem. Zosta³em dowódc¹ tego

oddzia³u, moim zastêpc¹ zosta³ dotychczasowy „szef” „Lisek” (...)

Kiedyœ zjawi³em siê niespodziewanie w Marynpolu i nie zastawszy

czêœci ludzi poszed³em do pobliskiego lasu, ¿eby zobaczyæ, jak siê czuj¹

i jak siê urz¹dzili. Zasta³em ich bawi¹cych siê i œmiej¹cych siê

w g³os. Nie wiedzia³em, z czego s¹ tacy zadowoleni. Moje przyjœcie nie-

co ich speszy³o, ale zabawy nie przerwali. Dopiero Drewniak z Budek

wyjaœni³ mi, o co chodzi³o. Grali w zegarki. „Gra” polega³a na tym, ¿e

chêtny podrzuca³ zegarek jak najwy¿ej i czeka³, a¿ przedmiot upadnie na

ziemiê. Wygrywa³ ten, którego zegarek spada³ nie uszkodzony i zabiera³

innym zegarki. Nie mogê powiedzieæ, a¿eby mi siê tego rodzaju zabawa

podoba³a. Ci partyzanci mieli za du¿o wolnego czasu i za du¿o... zegar-

ków, o które przecie¿ w okresie okupacji nie by³o tak ³atwo. (...)

background image

88

Zapozna³em siê wiêc z niektórymi partyzantami bli¿ej i prowa-

dzi³em rozmowy oddzia³ by³ niezwykle trudny do prowadzenia, ludzie

nie poczuwali siê do ¿adnej odpowiedzialnoœci. Odchodzili z bazy,

kiedy chcieli, nie opowiadaj¹c siê nawet, tak, ¿e stan oddzia³u by³

ci¹gle p³ynny.

Pewnego razu, ju¿ w 1943 roku, przechodzi³em z „Liskiem” i jego

ludŸmi z Gizówki do lasów goœcieradowskich przez Ksi꿹 Rzeczycê,

gdzie zatrzymaliœmy siê na kolacjê. Czêœæ oddzia³u ubezpiecza³a od-

dzia³, wystawi³em czujki na wszystkie strony, czêœæ ludzi posz³a do wsi,

by zdobyæ ¿ywnoœæ. Trwa³o to ze trzy godziny. Oko³o pó³nocy wyruszy-

liœmy w dalsz¹ drogê i dotarliœmy do Budek Górnych. Tam zatrzymali-

œmy siê i rozlokowaliœmy na kwaterach. Rano zbudzi³ mnie goniec

z Komitetu Gminnego PPR w Rzeczycy, przynosz¹c nieprzyjemn¹ wia-

domoœæ, ¿e moi ludzie w czasie pobytu w Ksiê¿ej Rzeczycy okradli na-

uczycielkê, zginê³y jej m.in. skrzypce. Wœciek³y zawo³a³em „Liska”

i powiedzia³em mu, ¿e w ci¹gu godziny skrzypce oraz inne rzeczy mu-

sz¹ siê odnaleŸæ, trzeba bêdzie ponadto odnieœæ te rzeczy i przeprosiæ

poszkodowan¹. „Lisek” nic nie odpowiedzia³, zarz¹dzi³ jednak zbiór-

kê oddzia³u. Stan¹³ przed frontem i powiedzia³, o co chodzi, dodaj¹c,

¿e jeœli skrzypce siê nie znajd¹, to on w³asnorêcznie rozstrzela z³odzie-

ja. Mia³ mir u swoich ludzi. Po godzinie rzeczy znalaz³y siê i goniec

móg³ je zabraæ ze sob¹. Zapowiedzia³em partyzantom, ¿e w przysz³oœci

za kradzie¿ bêdziemy rozstrzeliwaæ bez pardonu. Walczymy przecie¿

w obronie ludnoœci, ka¿dy taki wypadek podrywa dobre imiê PPR-u,

wiêc postêpowaæ bêdziemy bezwzglêdnie. Wyst¹pienie „Liska” i moje

wywar³o wra¿enie. Na jakiœ czas mia³em spokój, chocia¿ w ka¿dej chwili

mog³em spodziewaæ siê wszystkiego najgorszego (...).

Archiwum Akt Nowych Zes. 474, t. 44, k. 72-96

„¯ycie” z 5-6 lipca 1997 r.

background image

89

D

nia 17 lutego 1944 r. grupa niezidentyfikowanych osobników napa-

d³a na lokal konspiracyjnej Delegatury Rz¹du na Kraj, mieszcz¹cy siê

w Warszawie przy ul. Poznañskiej 37. Napastnicy zabrali ukryte w skryt-

ce archiwum, znikn¹³ te¿ w³aœciciel mieszkania Wac³aw Kupecki ps.

„Kruk” oraz blisko 10 osób, które odwiedzi³y go feralnego dnia. Nikt

z porwanych nigdy siê nie odnalaz³.

Czynniki kierownicze Polskiego Pañstwa Podziemnego usi³owa³y usta-

liæ, kto dokona³ napadu, bowiem sposób jego przeprowadzenia wyraŸnie

odbiega³ od metod dzia³ania niemieckich w³adz bezpieczeñstwa. Podej-

rzewano, ¿e akcja by³a dzie³em NKWD lub komunistów z PPR. Jednak

bli¿szych szczegó³ów na ten temat nie uda³o siê w czasie wojny ustaliæ.

Historiografia komunistyczna pomija³a sprawê akcji na Poznañ-

skiej ca³kowitym milczeniem. Nie ma siê czemu dziwiæ, bowiem na-

padu w rzeczywistoœci dokonali ludzie z NKWD i ze zbrojnej bojówki

PPR – Armii Ludowej i to... wspólnie z funkcjonariuszami gestapo.

Jak w ogóle dosz³o do tak pozornie szokuj¹cej kombinacji?

Agent „Aleksander”

Inspiratorem i g³ównym wykonawc¹ akcji by³ przedwojenny dzia-

³acz komunistyczny Bogus³aw Hrynkiewicz ps. „Lux”, „Aleksander”.

Zwerbowany przez sowiecki wywiad, zosta³ cz³onkiem siatki NKWD

dzia³aj¹cej w Warszawie od koñca 1941 r. Wspomnian¹ siatk¹ kierowa³

Czes³aw Skoniecki, zrzucony przez Sowietów na spadochronie w ra-

mach tzw. grupy inicjatywnej PPR.

Poniewa¿ g³ównym zadaniem grupy Skonieckiego by³o rozpraco-

wanie polskiego podziemia niepodleg³oœciowego, Hrynkiewicz otrzy-

ma³ polecenie przenikniêcia do którejœ z organizacji konspiracyjnych

Brudna gra

background image

90

tak, by móc stamt¹d uzyskaæ informacje wywiadowcze dla NKWD.

Zgodnie z poleceniem prze³o¿onych, „Aleksander” nawi¹za³ kontakt

z organizacj¹ „Miecz i P³ug”, w której jako rzutki i zdolny organizator

w krótkim czasie awansowa³ do œcis³ego kierownictwa. Po pewnym cza-

sie Hrynkiewicz zorientowa³ siê, ¿e na czele „Miecza i P³uga” stoj¹

dwaj agenci gestapo: Anatol S³owikowski ps. „Andrzej Nieznany” i Zbi-

gniew Grad ps. „Doktor Zbyszek”, którzy przejêli kontrolê nad organi-

zacj¹ na skutek aresztowañ przeprowadzonych przez Niemców jeszcze

w 1940 r. Równie¿ Hrynkiewicz szybko nawi¹za³ kontakty z Niemca-

mi, uznaj¹c, ¿e bêd¹ one korzystne dla NKWD.

Po nawi¹zaniu wspó³pracy „Aleksander” zacz¹³ przekazywaæ ge-

stapo listy rozpracowanych przez PPR i NKWD dzia³aczy polskiego

podziemia, przede wszystkim z Armii Krajowej, któr¹ komuniœci uwa-

¿ali za wroga numer 1. Aby jednak nie wzbudzaæ podejrzeñ, kto jest

jego prawdziwym mocodawc¹, od czasu do czasu wydawa³ hitlerow-

com równie¿ niektórych dzia³aczy komunistycznych.

Oprócz kontaktów z NKWD i gestapo Bogus³aw Hrynkiewicz utrzy-

mywa³ równie¿ zwi¹zki z kierownictwem Polskiej Partii Robotniczej.

Pocz¹tkowo wspó³pracowa³ z sekretarzem partii Paw³em Finderem,

a po jego œmierci z szefem sztabu Armii Ludowej Marianem Spychal-

skim „Markiem”. Komuniœci uzyskiwali od „Aleksandra” informacje

dotycz¹ce dzia³alnoœci „Miecza i P³uga”. W drug¹ stronê przekazywali

dla gestapo materia³y o rozpracowanych cz³onkach polskich organiza-

cji niepodleg³oœciowych.

Wspólna grupa operacyjna

Jesieni¹ 1943 r. „Aleksander” nawi¹za³ bli¿sze kontakty z funk-

cjonariuszem Wydzia³u Bezpieczeñstwa Delegatury Rz¹du na Kraj

Wac³awem Kupeckim „Krukiem”. Kupecki, bez nale¿ytego sprawdze-

nia, zaanga¿owa³ Hrynkiewicza do pracy konspiracyjnej, nie zdaj¹c

sobie sprawy, z kim ma do czynienia. W mieszkaniu Kupeckiego przy

ul. Poznañskiej 37 znajdowa³o siê archiwum Delegatury, w którym

gromadzono meldunki dotycz¹ce Niemców, ich konfidentów oraz ko-

munistów, których dzia³ania by³y coraz wiêkszym zagro¿eniem dla

Polskiego Pañstwa Podziemnego. Porz¹dkowaniem dokumentacji zaj-

background image

91

mowa³ siê w³aœnie Hrynkiewicz. Przy okazji, oczywiœcie bez wiedzy

Kupeckiego, sporz¹dza³ z niej notatki dla PPR – te przekazywa³ Spy-

chalskiemu.

Kiedy liczba meldunków wp³ywaj¹cych do archiwum – szczególnie

dotycz¹cych dzia³añ komunistów – zaczê³a lawinowo rosn¹æ, Hrynkie-

wicz przesta³ nad¹¿aæ nad ich bie¿¹cym przegl¹daniem. Dowiedziaw-

szy siê o tym, Spychalski zdecydowa³, ¿e trzeba przerwaæ dzia³alnoœæ

Kupeckiego. Nakaza³ wiêc Hrynkiewiczowi, by ten wyda³ „Kruka”

w rêce gestapo.

Ale sprawa nie by³a taka prosta. Co prawda „Aleksander” infor-

mowa³ gestapo o swojej pracy u Kupeckiego, to jednak jego oficer

prowadz¹cy, gestapowiec Birkner, nie by³ spraw¹ specjalnie zaintere-

sowany. Mia³ on w Delegaturze znacznie lepsze Ÿród³a informacji ni¿

Hrynkiewicz, a ponadto nie chcia³ podejmowaæ ¿adnych dzia³añ prze-

ciwko Kupeckiemu. Katastrofalna sytuacja militarna Niemiec powo-

dowa³a, ¿e w tym okresie hitlerowskie w³adze bezpieczeñstwa coraz

wyraŸniej poszukiwa³y porozumienia lub choæby jakiegoœ modus vi-

vendi z polskim podziemiem niepodleg³oœciowym. Spektakularna ak-

cja aresztowania funkcjonariusza Delegatury nie by³a im wówczas na

rêkê.

Ostatecznie jednak Birkner wyrazi³ zgodê na akcjê przeciwko Ku-

peckiemu, ale zdecydowa³, ¿e Hrynkiewicz ma j¹ zorganizowaæ sam,

przy pomocy ludzi z „Miecza i P³uga”. Obieca³ jedynie, ¿e udzieli mu

pomocy w postaci kilku cywilnych funkcjonariuszy gestapo. Ponie-

wa¿ jednak Hrynkiewicz nie ufa³ ludziom z „MiP-u”, zwróci³ siê

o pomoc do Mariana Spychalskiego „Marka”. Ten oddelegowa³ do

akcji na lokal Delegatury dwóch ludzi z wywiadu AL: Wincentego

Romanowskiego „Romana” i Bogus³awa Buczyñskiego „Stefana’.

Obydwaj zostali poinstruowani, jak maj¹ siê zachowaæ podczas akcji

na lokal Delegatury. Mieli tam wystêpowaæ jako ludzie z „Miecza i

P³uga” i unikaæ jakichkolwiek bli¿szych kontaktów z innymi uczestni-

kami operacji.

Tak wiêc do lokalu archiwum Delegatury przy ul. Poznañskiej mia-

³o udaæ siê oko³o 6 ludzi: Bogus³aw Hrynkiewicz z NKWD, dwóch

ludzi oddelegowanych przez Mariana Spychalskiego z AL oraz dwóch

background image

92

lub trzech cywilnych funkcjonariuszy niemieckiej tajnej policji oddele-

gowanych przez Birknera. W du¿ych bólach i nie bez pewnych proble-

mów wspólna grupa operacyjna NKWD, PPR-AL i gestapo by³a goto-

wa do dzia³ania.

Podzia³ ³upów

16 lutego 1944 r. po po³udniu Bogus³aw Hrynkiewicz uda³ siê do

mieszkania Wac³awa Kupeckiego „Kruka”. Pod pretekstem obawy przed

aresztowaniem – by³a ju¿ godzina policyjna – zosta³ u niego na noc.

Na drugi dzieñ o œwicie, upewniwszy siê, ¿e Kupecki jeszcze œpi,

„Aleksander” wyj¹³ ze skrytki znajduj¹ce siê tam dokumenty i dokona³

szybkiej selekcji. Podzia³ ³upów pomiêdzy sojuszników by³ prawdziwie

d¿entelmeñski: Hrynkiewicz schowa³ do przygotowanej uprzednio tor-

by wiêkszoœæ materia³ów antykomunistycznych, któr¹ zamierza³ prze-

kazaæ PPR, zaœ resztê dokumentów wetkn¹³ z powrotem do skrytki. Te

mia³o zabraæ gestapo.

Nied³ugo potem do mieszkania wtargnêli ludzie Spychalskiego: Bu-

czyñski i Romanowski, którzy sterroryzowali i zwi¹zali Kupeckiego.

Hrynkiewicz wrêczy³ im cyjanek i kaza³ „Kruka” otruæ. Obawia³ siê, ¿e

gdy ten wpadnie w rêce Niemców, mo¿e wyjœæ na jaw, ¿e w skrytce

znajdowa³o siê znacznie wiêcej materia³ów, ni¿ Hrynkiewicz przezna-

czy³ dla gestapo. Trucizna okaza³a siê zwietrza³a i Kupecki kona³ wiele

godzin w straszliwych mêczarniach.

Krótko po komunistach do mieszkania przy Poznañskiej weszli funk-

cjonariusze gestapo. Sojusznicza sielanka nie trwa³a zbyt d³ugo, gdy¿

obydwaj PPR-owcy nie znali niemieckiego, a ponadto wykonali ju¿ za-

sadnicz¹ czêœæ swojego zadania. „Aleksander” wskaza³ gestapowcom

skrytkê z dokumentami, po czym razem z AL-owcami opuœci³ mieszka-

nie, nie czekaj¹c na dalszy rozwój wypadków.

Gestapowcy zabawili w lokalu na Poznañskiej nieco d³u¿ej. Nie

zadowolili siê jedynie zdobytymi dokumentami, zak³adaj¹c tzw. kocio³,

w który do koñca dnia wpad³o oko³o 10 osób, w tym kilku wspó³pra-

cowników Delegatury. Tych, którzy nie mieli nic wspólnego z podzie-

miem i do mieszkania „Kruka” trafili przypadkiem, wypuszczono, po-

zostali zaœ zostali wieczorem wywiezieni z mieszkania i zamordowani.

background image

93

Na drugi dzieñ Hrynkiewicz spotka³ siê ze Spychalskim i przekaza³

mu dokumenty zdobyte w mieszkaniu Wac³awa Kupeckiego. £up by³

obfity: wœród przejêtych materia³ów znaleziono wiele meldunków na te-

mat dzia³alnoœci polskich organizacji konspiracyjnych oraz informacje

o cz³onkach PPR, w tym nawet o tych ze œcis³ego kierownictwa partii.

Spychalski, który pomiêdzy zdobytymi dokumentami odnalaz³ na-

wet swoje zdjêcie, by³ bardzo zadowolony ze sprawnego przeprowa-

dzenia ca³ej operacji. Wyrazi³ tylko ¿al, i¿ gdyby wczeœniej wiedzia³, ¿e

w archiwum na Poznañskiej bêd¹ tak cenne materia³y, to kaza³by zrobiæ

Kupeckiego samodzielnie. Wtedy nie trzeba by³oby dzieliæ siê

³upem z gestapo.

Po kilku dniach Spychalski zapozna³ ze zdobytym archiwum ówcze-

snego sekretarza PPR W³adys³awa Gomu³kê, nie wtajemniczaj¹c go

w szczegó³y przeprowadzonej akcji. Towarzysz „Wies³aw” podszed³ do

ca³ej akcji na Poznañskiej z du¿¹ rezerw¹. Nie zna³ wszystkich szczegó-

³ów brudnej gry Hrynkiewicza i nie bardzo móg³ sobie wyobraziæ, jak

uda³o mu siê wynieœæ z mieszkania Kupeckiego du¿¹ torbê z dokumenta-

mi bez wiedzy i zgody gestapo. Przestraszy³ siê zw³aszcza wtedy, gdy

uczestnicy akcji oddelegowani przez AL – Buczyñski i Romanowski –

nie potrafili zdaæ z niej dok³adnej relacji. Oœwiadczyli tylko, ¿e nie orien-

tuj¹ siê dok³adnie, co dzia³o siê w lokalu Delegatury podczas ich obecno-

œci, poniewa¿ wiêkszoœæ uczestników akcji mówi³a po niemiecku...

Tak wiêc w zastrze¿eniach, jakie Gomu³ka zg³asza³ wobec akcji na

Poznañskiej, nie chodzi³o o jakiekolwiek skrupu³y moralne. Towarzysz

„Wies³aw”, zreszt¹ podobnie jak inni cz³onkowie œcis³ego kierownic-

twa PPR, by³ oddanym sowieckim patriot¹ – s³uszne i moralne by³o dla

niego wszystko, co s³u¿y³o interesom Moskwy. Ba³ siê tylko, ¿e Hryn-

kiewicz pracuje „na dwie strony”, a w wypadku ujawnienia szczegó³ów

akcji mo¿e doprowadziæ do ca³kowitej kompromitacji „patriotycznego”

szyldu, którym oszukañczo pos³ugiwa³a siê PPR.

Jednak dokumenty zdobyte na Poznañskiej Gomu³ka kaza³ czym

prêdzej przekazaæ do Moskwy. Spychalski zabra³ je wiêc na Lubelsz-

czyznê, sk¹d drog¹ lotnicz¹ archiwum przewieziono na drug¹ stronê

frontu. Bardzo przyda³o siê to póŸniej wkraczaj¹cym do Polski jednost-

kom NKWD.

background image

94

„Ofiara stalinizmu”

Napadem na lokal Delegatury przy ul. Poznañskiej natychmiast

zainteresowa³ siê kontrwywiad Armii Krajowej. Ze wzglêdu na sposób

jego przeprowadzenia z krêgu potencjalnych sprawców raczej wyklu-

czono Niemców.

Aby wiêc rozwi¹zaæ zagadkê, intensywnym rozpracowaniem ob-

jêto wszystkie osoby, które styka³y siê z Kupeckim, w tym tak¿e Bo-

gus³awa Hrynkiewicza. Nie dalej jak po miesi¹cu ustalono, ¿e „Alek-

sander” ma kontakty z gestapo. Do szefa kontrwywiadu AK por./p³k.

Bernarda Zakrzewskiego „Oskara” wp³yn¹³ nawet meldunek o spo-

tkaniu Hrynkiewicza z najwybitniejszym niemieckim specjalist¹ od

spraw polskiego podziemia, szefem radomskiego gestapo Paulem

Fuchsem.

Jednak wszystkich okolicznoœci akcji na ul. Poznañskiej nie uda³o

siê w czasie wojny ustaliæ. Wkrótce wybuch³o powstanie warszawskie

i by³y znacznie wa¿niejsze sprawy.

Bogus³aw Hrynkiewicz przetrwa³ wojenn¹ zawieruchê. Doskonale

poinformowany o dacie wybuchu powstania – zreszt¹ podobnie jak PPR

i Niemcy – wyjecha³ z Warszawy i po pewnym czasie przedosta³ siê na

drug¹ stronê frontu. Mia³ jednak pecha – ju¿ po sowieckiej stronie wszed³

na minê i straci³ nogê. Mimo to dotar³ do Lublina, gdzie jak inni ludzie

wywiadu sowieckiego w Polsce sk³ada³ przed funkcjonariuszami NWKD

wielodniowe, obszerne zeznania na temat swojej okupacyjnej dzia³alno-

œci. A mia³ o czym opowiadaæ, zw³aszcza o wspó³pracy z gestapo. Hryn-

kiewicz musia³ te¿ wspomnieæ o pospolitym bandytyzmie, jaki on i ca³e

kierownictwo PPR uprawiali na terenie Warszawy, napadaj¹c na skle-

py, mieszkania i zamo¿niejszych obywateli – Polaków, o wydawaniu

Niemcom bogatych ¯ydów, którzy byli wyci¹gani przez PPR z getta

i przekazywani Hrynkiewiczowi. Zamiast jechaæ za granicê, jak im obie-

cywano, znikali bez wieœci...

Po z³o¿eniu wyjaœnieñ Bogus³aw Hrynkiewicz „Aleksander” zosta³

aresztowany i stan¹³ przed sowieckim s¹dem. Nie za bandytyzm, szmal-

cownictwo czy kolaboracjê z Niemcami, tylko za to, ¿e... nawi¹za³ kon-

takty z gestapo bez zgody swojego prze³o¿onego z NKWD w osobie

Czes³awa Skonieckiego.

background image

95

Po kilku latach, kiedy w Polsce zaczêto rozpracowywanie „grupy

Gomu³ki”, Sowieci przekazali Hrynkiewicza polskiej bezpiece. Ta by³a

bowiem ¿ywo zainteresowana wyjaœnieniem wszystkich szczegó³ów

okupacyjnej dzia³alnoœci Spychalskiego oraz Gomu³ki i zbiera³a pod

kluczem tych, którzy mogli na ich temat udzieliæ jakichkolwiek istot-

nych informacji. A Bogus³aw Hrynkiewicz wiedzia³ wiele: jak na œwiê-

tej spowiedzi, tygodniami opowiada³ o najtajniejszych aspektach dzia-

³alnoœci NKWD i PPR w Warszawie, w tym równie¿ o wspó³pracy

z gestapo. Zeznania te zachowa³y siê i s¹ dziœ dostêpne w archiwach.

Nie ma ¿adnych dowodów na to, ¿e jakiekolwiek zeznania zosta³y na

Hrynkiewiczu wymuszone. Wiêcej nawet: w czasie przes³uchañ zacho-

wywa³ siê on swobodnie, odpowiada³ na te pytania, które chcia³, przy

innych mówi¹c na przyk³ad, ¿e o tych sprawach nie bêdzie mówi³, bo

zosta³y ju¿ za³atwione w Moskwie.

Hrynkiewicz opuœci³ wiêzienie oko³o 1955 r. Niebawem W³adys³aw

Gomu³ka i jego towarzysze z komunistycznej konspiracji objêli najwy¿-

sze stanowiska partyjne i pañstwowe. Peerelowski wymiar sprawiedli-

woœci uzna³ ich wszystkich za nies³usznie przeœladowane ofiary stali-

nizmu niezale¿nie od tego, co w rzeczywistoœci mieli na sumieniu. Na

przyk³ad Marian Spychalski, odpowiedzialny za akcjê na Poznañskiej,

zosta³ naczelnym dowódc¹ WP i Marsza³kiem Polski.

Bogus³aw Hrynkiewicz nie zrobi³ w PRL wielkiej kariery i to nie

tylko dlatego, ¿e by³ kalek¹. Sprawa okupacyjnej dzia³alnoœci towarzy-

sza „Aleksandra” by³a na tyle kompromituj¹ca, ¿e nawet PZPR nie mo-

g³a mu zaoferowaæ wiêcej, jak tylko bezkarnoœæ.

Kiedy niedawno opublikowano obszerne zeznania Bogus³awa Hryn-

kiewicza, dotycz¹ce jego okupacyjnej dzia³alnoœci, ten napisa³ oœwiad-

czenie, w którym kategorycznie zaprzeczy³ podanym w czasie œledztwa

informacjom. Stwierdzi³, ¿e wszystko, co wówczas mówi³, by³o nie-

prawd¹, a zeznania na nim wymuszono. Na temat oryginalnych doku-

mentów z czasów okupacji, które jednoznacznie mówi¹ o jego zas³u-

gach dla NKWD oraz gestapo, nie wspomnia³ ani s³owem.

Mimo i¿ komunizm upad³ ponad 10 lat temu, Hrynkiewicz nie po-

niós³ za sw¹ dzia³alnoœæ ¿adnej odpowiedzialnoœci. Co ciekawe, podob-

no posiada nawet uprawnienia kombatanckie i z tytu³u zas³ug dla RP

background image

96

mieszka spokojnie w Warszawie, ca³kiem blisko od doskonale mu zna-

nej, czynszowej kamienicy przy ul. Poznañskiej 37. Zupe³nie niedaleko

od alei Armii Ludowej.

Raport Spo³ecznego Komitetu Antykomunistycznego

krypt. „Antyk”:

(...) akcjê przeprowadzi³o 5 uzbrojonych w pistolety cywilów, mê¿-

czyzn, którzy wdarli siê do mieszkania „Kruka” oko³o godziny 7.00

rano. Terroryzuj¹c, wi¹¿¹c przybywaj¹cych w ci¹gu dnia interesan-

tów, znajomych, domowników (...).

Ca³a akcja, odbiegaj¹ca zupe³nie przebiegiem od akcji niemiec-

kich organów policyjnych, przeprowadzona zosta³a z du¿¹ sprawno-

œci¹ (...). Do chwili obecnej nie wiadomo, co siê sta³o z uprowadzony-

mi, nie dali znaku ¿ycia o sobie, jak równie¿ – mimo zarz¹dzonych

poszukiwañ i obserwacji – nie wykryto zw³ok ¿adnego z porwanych.

Podobnie, aczkolwiek prowadzone w dalszym ci¹gu œledztwo usta-

li³o ju¿ szereg pozytywnych momentów, m.in. lokale, gdzie bywaj¹ od

czasu do czasu niektórzy z uczestników akcji – nie mo¿na z ca³¹ pew-

noœci¹ okreœliæ œrodka dyspozycyjnego samej akcji i w tej dziedzinie

obracamy siê jeszcze w zakresie mniej lub wiêcej uprawdopodobnio-

nych poszlakami hipotez.

22 IV 1944.

Raport Armii Krajowej:

W mieszkaniu tym [na Poznañskiej] zosta³ dokonany napad przez

komunê na [Wac³awa] Kupeckiego krypt. „Kruk”, który by³ kierowni-

kiem komórki Delegatury Rz¹du do rozpracowania komuny. W miesz-

kaniu tym by³o archiwum i kartoteka antykomunistyczna. Sprawê roz-

pracowan¹ przekazujemy do wgl¹du jako klasyczny przyk³ad akcji

NKWD na terenie Warszawy.

„Nasz Dziennik” z 13-14 stycznia 2001 r.

background image

97

W

edle niedawno opublikowanego dziennika szefa III Miêdzynaro-

dówki Komunistycznej Georgija Dymitrowa (Tagebücher 1933-1943,

Berlin 2000) w styczniu 1943 r. Witold Kolski zosta³ wyznaczony na

nowego sekretarza Polskiej Partii Robotniczej. Jednak jego nazwisko

nie figuruje w ¿adnych monografiach dotycz¹cych PPR. Ten przypadek

jest tylko wierzcho³kiem góry lodowej. W pisanych i dziœ pracach na-

ukowych – a co za tym idzie, tak¿e w œwiadomoœci historycznej Pola-

ków – nie funkcjonuje wiele kluczowych informacji dotycz¹cych po-

wstania PRL.

Niemal od pierwszych dni swojej dzia³alnoœci w okupowanym kra-

ju PPR spotyka³a siê z powa¿nymi zarzutami polskich organizacji nie-

podleg³oœciowych. Wszyscy, od skrajnej prawicy do skrajnej lewicy,

uwa¿ali tê partiê za twór Kominternu i agenturê ZSRS dzia³aj¹c¹ na

szkodê spo³eczeñstwa polskiego.

Propaganda PPR stanowczo zaprzecza³a jakimkolwiek powi¹zaniom

z Miêdzynarodówk¹ Komunistyczn¹, twierdzi³a te¿, ¿e nowa partia jest

inicjatyw¹ grupy polskich dzia³aczy robotniczych i spo³ecznych prze-

bywaj¹cych w okupowanym kraju. Zarzuty agenturalnych powi¹zañ ze

Zwi¹zkiem Sowieckim traktowa³a jako niewarte komentarza donosy

hitlerowskich agentów. Dostêpne dziœ materia³y Ÿród³owe pozwalaj¹ na

zweryfikowanie zasadnoœci ówczesnych opinii o PPR.

Patriotyczna mobilizacja

Kiedy 22 czerwca 1941 r. wojska niemieckie uderzy³y na swojego

sowieckiego sojusznika, polityka Stalina musia³a ulec gwa³townej re-

orientacji. Równie szybk¹ przemianê przesz³a dzia³alnoœæ sterowanego

z Kremla Kominternu. Propaganda wchodz¹cych w jego sk³ad partii

Nieznany Sekretarz PPR

background image

98

komunistycznych przesta³a nawo³ywaæ do solidarnoœci z niemieck¹ klas¹

robotnicz¹ walcz¹c¹ z anglo-francusk¹ agresj¹ i poczê³a g³osiæ has³a

narodowowyzwoleñcze i antyfaszystowskie. W myœl nowych dyrektyw

Kremla ca³y wysi³ek ruchu komunistycznego mia³ siê skupiæ na pomo-

cy ZSRS.

Oczywiœcie organizowanie walki narodowowyzwoleñczej nie mia³o

prowadziæ do spe³nienia niepodleg³oœciowych aspiracji narodów podbi-

tych przez hitlerowskie Niemcy i to niekiedy (jak Polska) w sojuszu

z ZSRS. Chodzi³o o to, by za pomoc¹ patriotycznych hase³ zmobilizo-

waæ narody podbitej Europy do zbrojnej walki, która godzi³aby w nie-

mieck¹ machinê wojenn¹. Wa¿ne miejsce w tych kalkulacjach przypa-

d³o Polsce – têdy przechodzi³a wiêkszoœæ linii komunikacyjnych ³¹cz¹-

cych Niemcy z frontem wschodnim.

Instrukcje Stalina

Sytuacja by³a jednak doœæ skomplikowana: Komunistyczna Partia

Polski zosta³a zlikwidowana przez Stalina w 1938 r., a sami komuniœci

skompromitowani m.in. g³oszeniem has³a zwrócenia Niemcom zagra-

bionych przez polski imperializm Pomorza i Œl¹ska oraz oddania kre-

sów wschodnich Zwi¹zkowi Sowieckiemu. Ponadto agresja z 17 wrze-

œnia 1939 r. oraz sowiecki terror na okupowanych kresach sprawi³y, i¿

spo³eczeñstwo polskie nie darzy³o sympati¹ ani komunistycznych ha-

se³, ani tym bardziej ZSRS.

Kierownictwo sowieckie zosta³o wiêc zmuszone do stworzenia no-

watorskiej formu³y dzia³ania partii komunistycznej w Polsce. Jej pomy-

s³odawc¹ by³ Józef Stalin, który 27 sierpnia 1941 r. w rozmowie z Dy-

mitrowem naszkicowa³ zasady dzia³ania PPR. Po tym spotkaniu szef

Kominternu zanotowa³ w swoim dzienniku (s. 419): Bêdzie lepiej za³o-

¿yæ Polsk¹ Partiê Robotnicz¹ z komunistycznym programem. Partia

komunistyczna odstrasza nie tylko obcych, lecz tak¿e niektórych z tych,

którzy z nami sympatyzuj¹. Na aktualnym etapie – streœci³ dalej s³owa

Stalina – walka o wyzwolenie narodowe. Jednak samo przez siê jest

zrozumia³e, ¿e to nie bêdzie partia typu Labour Party.

Dwa dni póŸniej Dymitrow spotka³ siê z grup¹ polskich komuni-

stów wyjaœniaj¹c im zadania i formu³ê nowej partii. W dzienniku zano-

background image

99

towa³ wydane wtedy polecenia: za³o¿yæ partiê robotnicz¹ (z komuni-

stycznym programem). Formalnie nie mo¿e byæ powi¹zana z Komin-

ternem. Polscy komuniœci przyjêli nowe dyspozycje z konsternacj¹ –

chcieli dzia³aæ otwarcie, pod komunistycznym szyldem. Ale dyspozycje

Stalina nie mog³y byæ kwestionowane: zaczêto wiêc sporz¹dzaæ pierw-

sz¹ odezwê nowej partii. Dokument ten by³ kilkakrotnie przerabiany

pod nadzorem pracowników Kominternu, nim 16 wrzeœnia 1941 r. wy-

s³ano go Stalinowi do akceptacji. Tak powsta³a pierwsza deklaracja

programowa PPR.

W szkole NKWD

Jednak przygotowania do operacji PPR rozpoczêto ju¿ wczeœniej.

Jeszcze w lipcu 1941 r. w³adze sowieckie przyst¹pi³y do kompletowa-

nia dzia³aczy przeznaczonych do przysz³ej pracy w Polsce. Wybranych

zgromadzono w szkole partyjnej w Puszkino pod Moskw¹, a kiedy

wojska niemieckie zbli¿y³y siê do Moskwy, przerzucono j¹ do Kuszna-

renkowa ko³o Ufy. Warto pamiêtaæ, ¿e pod zwrotami szko³a partyjna

lub szko³a specjalna kry³ siê po prostu oœrodek szkoleniowy NKWD.

Komuniœci æwiczyli tam strzelanie, skoki spadochronowe, uczyli siê to-

pografii, sporz¹dzania tajnopisów, itp. Wedle powojennych wspomnieñ

absolwentów szko³y specjalnej wolny czas po zajêciach mia³ im mijaæ

na za¿artych sporach o taktykê i strategiê nowej partii. Ale z dziennika

Dymitrowa wynika, ¿e powa¿nym problemem wspomnianego oœrodka

szkoleniowego by³o tak¿e czêste picie wódki i nierzadko urz¹dzane or-

gie seksualne.

Z przygotowañ polskiej grupy Dymitrowowi zdawa³ relacjê [p³k

Piotr] Gudimowicz. Oficer ten do wybuchu wojny niemiecko-sowiec-

kiej by³ rezydentem wywiadu NKWD w Warszawie. Potem, w drugiej

po³owie 1941 r., zosta³ cz³onkiem Oddzia³u Specjalnego NKWD pod-

leg³ego bezpoœrednio £awrientijowi Berii. Struktura ta, kierowana

przez gen. Paw³a Sudop³atowa, zajmowa³a siê organizacj¹ dywersji

i wywiadu na niemieckim zapleczu. Wiele wskazuje na to, ¿e komuni-

œci z przysz³ego KC PZPR byli regularnymi ¿o³nierzami specjalnej

brygady sowieckich organów bezpieczeñstwa (OMBSON NKWD).

Fakt ten mo¿e byæ traktowany jako œwiadectwo, jak¹ rolê pe³ni³o wów-

background image

100

czas w planach Moskwy utworzenie PPR. W 1941 r. z parti¹ t¹ nie

wi¹zano powa¿niejszych planów politycznych – traktowano j¹ g³ów-

nie jako jedn¹ z wielu akcji dywersyjnych, które mia³y poprawiæ sytu-

acjê militarn¹ ZSRS.

Niektórzy cz³onkowie przerzuconej do Polski tzw. grupy inicjatyw-

nej PPR w ogóle nie prowadzili dzia³alnoœci partyjnej. Wed³ug W³ady-

s³awa Gomu³ki Ma³gorzata Fornalska („Jasia”) pracowa³a wy³¹cznie

po linii wywiadu radzieckiego. Fornalska rozpracowywa³a polskie pod-

ziemie niepodleg³oœciowe. Inny cz³onek tzw. grupy inicjatywnej PPR,

Czes³aw Skoniecki („Ksi¹dz”) kierowa³ siatk¹ NKWD w Warszawie,

która co najwy¿ej wspó³pracowa³a z PPR. Podobn¹ rolê odgrywa³ Jan

Gruszczyñski, który – zrzucony z tzw. drug¹ grup¹ inicjatywn¹ PPR

w 1942 r. – w dzia³alnoœæ partyjn¹ zaanga¿owa³ siê dopiero w 1944 r.

Przez ca³y okres okupacji struktury aparatu centralnego partii i NKWD

przenika³y siê tak g³êboko, ¿e trudno dziœ okreœliæ, czy pod szyldem

PPR dzia³a³o wielu pracowników wywiadu sowieckiego, czy te¿ czêœæ

struktur wywiadu sowieckiego tworzy³a kierownictwo partii.

Strana maja radnaja

Wiêkszoœæ cz³onków grupy inicjatywnej PPR by³a przed wojn¹ tak

zwanymi funkami, czyli zawodowymi funkcjonariuszami partii komu-

nistycznej. Wielu w momencie wybuchu II wojny œwiatowej siedzia³o

w wiêzieniach, gdzie odbywali kary pozbawienia wolnoœci za dzia³al-

noœæ antypañstwow¹. W latach 1939-1941 przebywali na kresach

wschodnich, gdzie prowadzili dzia³alnoœæ polityczn¹ i propagandow¹

na rzecz okupanta, a nawet wspó³pracowali z NKWD. Za swoj¹ ojczy-

znê uwa¿ali nie by³¹ pañsk¹ Polskê, tylko ZSRS. Œwiadcz¹ o tym do-

stêpne w archiwach fragmenty prywatnej korespondencji przysz³ych

przywódców PPR. Tak¿e z cytowanego ju¿ dziennika Dymitrowa wy-

nika, ¿e misjê lec¹cych do kraju komunistów uwa¿ano za realizacjê

w Polsce zadañ WKP (b), czyli partii sowieckiej.

Moskiewska centrala musia³a powstrzymywaæ kierownictwo PPR

przed ujawnieniem swego komunistycznego oblicza. W radiogramie

z 1 marca 1943 r. Dymitrow poucza³: W swojej ostatniej depeszy do

towarzysza Stalina piszecie o ustanowieniu w³adzy robotniczo-ch³op-

skiej w Polsce. Na tym etapie jest to politycznie nieprawid³owe.

background image

101

W waszej kampanii politycznej unikajcie takiego sformu³owania. Naj-

wa¿niejszymi has³ami waszej walki powinny byæ: 1) wypêdzenie z Pol-

ski okupantów, 2) wywalczenie swobody narodowej, 3) ustanowienie

w³adzy autentycznie ludowej i demokratycznej, a nie w³adzy robotni-

czo-ch³opskiej. Miejcie to na uwadze.

25 wrzeœnia 1941 r. grupa polskich komunistów po¿egna³a siê z Dy-

mitrowem i na drugi dzieñ wylecia³a do Polski. Jak dwa miesi¹ce póŸniej

zapisa³ Nowotko: Po puszczeniu motorów w ruch zaczêliœmy na po¿e-

gnanie naszej sowieckiej ojczyzny œpiewaæ pieœñ „Sziroka strana maja

radnaja”. Sowieccy emisariusze przystêpowali do dzia³ania.

Dwa oblicza partii

Jednak pierwszy lot do Polski zakoñczy³ siê fiaskiem: tu¿ po starcie

samolot spad³ na ziemiê. Jeden z cz³onków grupy zgin¹³, a trzech zosta-

³o rannych. Dopiero druga próba przerzucenia do Polski (koniec grud-

nia 1941 r.) by³a udana.

Tworzenie partii przychodzi³o jednak bardzo opornie. Wielu dzia³a-

czy komunistycznych z niedowierzaniem przyjmowa³o now¹ liniê poli-

tyczn¹. W³adys³aw Gomu³ka zapisa³ po latach o swojej rozmowie

z Paw³em Finderem: Z mieszanymi uczuciami s³ucha³em Findera, jego

informacji i zarazem instrukcyjnych wskazówek naœwietlaj¹cych rolê,

zadania i oblicze PPR. Wynika³o z nich, ¿e kierownictwo Kominternu –

realizuj¹ce zawsze dyrektywy WKP (b) – nowo powsta³ej partii nada³o

niejako dwa oblicza, jawne i tajne. Na jawne oblicze partii sk³ada³a siê

ca³a jej nieskrywana przed nikim dzia³alnoœæ podziemna, tajne zaœ, czyli

skrywane przed narodem, mia³y pozostaæ powi¹zania kierownictwa par-

tii z Moskw¹, z Kominternem, uznawanie ich zwierzchnictwa nad parti¹

mimo formalnego wyrzeczenia siê przez ni¹ przynale¿noœci do Miêdzy-

narodówki Komunistycznej. O tym drugim, tajnym aspekcie oblicza par-

tii wiedzia³ jedynie w stopniu bardzo zró¿nicowanym jej kierowniczy aktyw.

Najg³êbiej zna³a te sprawy trójka kierownicza partii wchodz¹ca w sk³ad

pierwszej grupy [Nowotko, Finder, Mo³ojec – przyp. P.G.], jak te¿ prze-

rzuceni póŸniej do kraju cz³onkowie II Grupy Inicjatywnej.

Jak pisa³ Gomu³ka w swych pamiêtnikach, aktyw krajowy PPR by³

w tym przedmiocie na ogó³ powierzchownie zorientowany, z wyj¹tkiem

tych dzia³aczy, którzy wspó³pracowali z wywiadem sowieckim.

background image

102

Podobnych rozmów jak z Gomu³k¹ nie mo¿na by³o przeprowadziæ

ze wszystkimi przedwojennymi komunistami. A w tych – nieznaj¹cych

istoty nowej formu³y dzia³ania PPR – oficjalne has³a nowej partii bu-

dzi³y konsternacjê. I trudno siê dziwiæ: po wielu latach dzia³alnoœci

w KPP, gdzie patriotyzm traktowano jako przejaw nacjonalizmu i szo-

winizmu, has³a PPR stanowi³y spore zaskoczenie. Byli i tacy, którzy

traktowali now¹ organizacjê komunistyczn¹ jako prowokacjê rz¹du lon-

dyñskiego.

Donosy do gestapo

Komunistom nie uda³o siê rozwin¹æ powa¿niejszego ruchu party-

zanckiego ani spowodowaæ oczekiwanego w Moskwie powstania. Sta³o

siê tak g³ównie dlatego, ¿e w kraju dzia³a³o ju¿ polskie podziemie,

które przyci¹gnê³o najbardziej aktywnych ludzi. Prasa konspiracyjna

ostrzega³a przed konsekwencjami przedwczesnego wyst¹pienia zbroj-

nego, przed komunizmem i sowieck¹ ekspozytur¹, za jak¹ uwa¿ano

PPR.

Po kilku miesi¹cach Moskwa zorientowa³a siê, ¿e operacja PPR

nie powiod³a siê. Mimo usilnych próœb z Warszawy, centrala nie chcia³a

pomagaæ partii zrzutami pieniêdzy i broni. Zadania PPR zredukowa-

no g³ównie do wywiadu przeciwko polskiemu podziemiu

i Niemcom oraz propagandy na rzecz ZSRS. Komuniœci niszczyli te¿

polsk¹ konspiracjê donosz¹c na gestapo. W pocz¹tkach 1943 r. do-

sz³o nawet do „pomy³ki” – kierownictwo PPR zadenuncjowa³o w³a-

sn¹ drukarniê w Warszawie przy ul. Grzybowskiej myœl¹c, ¿e to lokal

AK.

Z opublikowanych dokumentów sowieckich wiemy, ¿e donosy do

Niemców by³y normaln¹ procedur¹ stosowan¹ przez Sowietów wobec

polskiego podziemia. Podczas narady Centralnego Sztabu Partyzanc-

kiego w czerwcu 1943 r. jego szef, Pantielejmon Ponomarienko, zaleci³

wykrywanie i likwidowanie polskiej konspiracji na kresach wschodnich:

Wszystkimi sposobami wystawiaæ ich pod uderzenie niemieckiemu oku-

pantowi. Niemcy bez skrupu³ów rozstrzelaj¹ ich, jeœli dowiedz¹ siê, ¿e

s¹ to organizatorzy polskich zgrupowañ partyzanckich lub innych or-

ganizacji. W tych sprawach niezbêdna jest dobra organizacja. (...)

Wychodziæ nale¿y z tymi sprawami na szerok¹ skalê.

background image

103

Dintojra

W koñcu pierwszego roku dzia³alnoœci PPR ogarnê³y wewnêtrzne

konflikty. 29 listopada 1942 r. w niewyjaœnionych okolicznoœciach za-

strzelony zosta³ sekretarz partii Marceli Nowotko „Stary”. Jego funk-

cjê przej¹³ Boles³aw Mo³ojec („D³ugi”). Z punktu widzenia zasad, jakie

przyjêto jeszcze w Moskwie, by³a to uzurpacja, bowiem na ewentualne-

go nastêpcê Nowotki wyznaczono Paw³a Findera.

Mo³ojec rozpocz¹³ swe rz¹dy od próby usuniêcia z kierownictwa

partii lub zlikwidowania swoich przeciwników: Ma³gorzaty Fornal-

skiej oraz Franciszka JóŸwiaka. Ci jednak nie czekali z za³o¿onymi

rêkami – wspólnie z Finderem i Gomu³k¹ postanowili zastrzeliæ Mo³oj-

ca. Likwidacja „D³ugiego” mia³a odbyæ siê w po³owie grudnia 1942 r.

na posiedzeniu Komitetu Centralnego PPR zwo³anym w jednej z pod-

warszawskich miejscowoœci. Do zabójstwa jednak wówczas nie do-

sz³o, poniewa¿ Mo³ojec przyszed³ na spotkanie razem ze swym po-

plecznikiem Aleksandrem Kowalskim („Olkiem”). Prawdopodobnie

obaj byli uzbrojeni. Próba likwidacji „D³ugiego” mog³a wiêc zakoñ-

czyæ siê strzelanin¹ o trudnych do przewidzenia konsekwencjach. Znie-

cierpliwiona przed³u¿aniem siê sprawy Fornalska postanowi³a dzia-

³aæ sama. Dwóch podleg³ych jej ludzi z aparatu ³¹cznoœci PPR zabi³o

Mo³ojca 29 lub 31 grudnia 1943 r. Potem zaczêto likwidowaæ jego

wspó³pracowników.

Oficjalnie – choæ nie wiadomo, czy zgodnie z prawd¹ – „D³ugie-

mu” przypisano zabójstwo Nowotki. Jak wynika z partyjnych doku-

mentów, pobudk¹ do [tej] zbrodni by³a wygórowana ambicja i chêæ

odegrania w Polsce roli w rzeczywiœcie historycznym momencie bli-

skiego zwyciêstwa komunizmu. Moskwa przyjê³a tê wersjê do wia-

domoœci i czasowo powierzy³a losy partii spiskowcom. Jednak

w centrali obawiano siê, ¿e – jak 9 stycznia 1943 r. zapisa³ w dzien-

niku Dymitrow – kierownictwo PPR powybija siê nawzajem. Ponie-

wa¿ Finder nie mia³ osobowoœci partyjnego lidera, a PPR-owi by³

potrzebny sprawny przywódca polityczny, zdecydowano wyznaczyæ

nowego sekretarza KC. Intryga polega³a na tym, ¿eby do tej sowiec-

kiej akcji dywersyjnej wci¹gn¹æ patriotycznymi has³ami zwyk³ych

ludzi.

background image

104

Na tropie nacjonalizmu

12 stycznia 1943 r., tu¿ po otrzymaniu depeszy o zastrzeleniu Mo-

³ojca, Georgij Dymitrow zanotowa³ w dzienniku: Napisa³em do Szczer-

bakowa [szefa Zarz¹du Politycznego Armii Czerwonej] w sprawie zwol-

nienia z armii polskiego aktywisty Kolskiego (zastêpca oficera poli-

tycznego). Chcemy go wstawiæ w Polsce na miejsce zamordowanego

Nowotki. Kim by³ cz³owiek, którego Moskwa namaœci³a na nowego se-

kretarza PPR?

Witold Kolski (urodzony 15 paŸdziernika 1902 r. w Zgierzu

jako Boruch Cukier) od najm³odszych lat zwi¹za³ siê z ruchem

komunistycznym. Dzia³a³ najpierw w Komunistycznym Zwi¹zku

M³odzie¿y Polski, potem w KPP. Po skoñczeniu Wydzia³u Prawa

Uniwersytetu Warszawskiego, jako dwudziestokilkulatek by³ ju¿

zawodowym funkcjonariuszem kompartii. Wielokrotnie areszto-

wany w pierwszej po³owie lat 30.spêdzi³ dwa lata w wiêzieniu,

by³ te¿ na szkoleniu w ZSRS. Potem, do wybuchu wojny, przeby-

wa³ w Berezie Kartuskiej i w wiêzieniu. W dzia³alnoœci wewn¹trz-

partyjnej da³ siê poznaæ jako tropiciel polskiego nacjonalizmu

i szowinizmu.

Po kampanii wrzeœniowej znalaz³ siê na kresach, gdzie natych-

miast zaanga¿owa³ siê w sowietyzacjê terenów okupowanych przez

ZSRS i zosta³ zastêpc¹ redaktora naczelnego lwowskiego „Czer-

wonego Sztandaru” – sowieckiej „gadzinówki” wydawanej w jêzy-

ku polskim. Teksty, które publikowa³, pe³ne by³y wrogoœci do przed-

wojennej Polski. W artykule z 11 lutego 1940 r. mo¿na by³o prze-

czytaæ: Pañstwo bêd¹ce okrutnym domem niewoli milionów roz-

pad³o siê za pierwszym podmuchem wichru dziejowego. Jego kie-

rownicy – zdrajcy w³asnego narodu – (...) znaleŸli siê tam, gdzie

by³o ich miejsce – na œmietnisku historii. W tekœcie Zgnieœæ ga-

dzinê nacjonalistyczn¹ ze stycznia 1940 r. Kolski wychwala³ aresz-

towanie przez NKWD we Lwowie polskich lewicowych intelektu-

alistów, m.in. W³adys³awa Broniewskiego i Aleksandra Wata, do

szpiku koœci prze¿artych nacjonalizmem. Przez przebywaj¹cych

we Lwowie Polaków zosta³ zapamiêtany jako jeden z najbardziej

agresywnych propagandystów ZSRS.

background image

105

Ucieczka

Kiedy wojska niemieckie uderzy³y na ZSRS, sowieccy aktywiœci

zaczêli masowo uciekaæ w g³¹b Rosji, nierzadko porzucaj¹c w³asne ro-

dziny. Kolski pozostawi³ na pastwê losu ¿onê i dziecko. Pisarz Julian

Stryjkowski wspomina³ o spotkaniu z ¿on¹ Kolskiego w czasie ucieczki

ze Lwowa: Chcia³em siê jej przys³u¿yæ. Ofiarowa³em pomoc. Bêdê nosi³

jej dziecko. Zapyta³a, czy nie widzia³em Witka. Czeka³a w domu,

a potem wysz³a, ¿eby go szukaæ. Coœ musia³o siê z nim staæ. To niemo¿-

liwe, ¿eby po ni¹ nie przyszed³. Wraca, mo¿e on na ni¹ czeka. W¹tpi-

³em i nic nie powiedzia³em. ¯eby ideologiczny autorytet „Czerwonego

Sztandaru”, niez³omny komunista i prawy cz³owiek opuœci³ ¿onê w ta-

kiej sytuacji.

Rodzina Kolskiego zginê³a w czasie holocaustu, ale on sam ocala³

i trafi³ do Armii Czerwonej. By³ oficerem politycznym, walczy³ pod

Stalingradem. Zwolniony po interwencji Kominternu, trafi³ na szkole-

nie specjalne. Georgij Dymitrow zapisa³ w dzienniku pod dat¹ 10 lute-

go 1943 r.: Polski towarzysz Cukier-Kolski zosta³ zwolniony i przeka-

zany nam do dyspozycji. Rozmawia³em z nim. Robi dobre wra¿enie.

Przygotowa³em go do wys³ania do Polski. Kolski zosta³ przerzucony

do kraju w maju 1943 r., ale wpad³ w niemieck¹ ob³awê i zgin¹³ tu¿ po

l¹dowaniu. Nie zdo³a³ wiêc obj¹æ obowi¹zków sekretarza PPR.

Okolicznoœci jego œmierci wyjaœnia prawdopodobnie raport AK za

okres od 20 kwietnia do 20 maja. Wed³ug niego w nocy z 27/28 marca

(tutaj jest najwidoczniej pomy³ka w dacie, poniewa¿ Kolski wylecia³

z Moskwy po 5 maja 1943 r., w tym dniu otrzyma³ ostatecznie instruk-

cje od Dymitrowa – przyp. BM) ko³o wsi Branka (w gminie K³oczew,

powiat Pu³awy) wyl¹dowa³a grupa spadochroniarzy. Jeden z nich z po-

wa¿nym z³amaniem nogi wisia³ przez kilka godzin na drzewie. Mimo

wezwañ o pomoc do okolicznych ch³opów i zaoferowania wynagrodze-

nia w dolarach amerykañskich ch³op z pobliskiego gospodarstwa nie

odwa¿y³ siê mu pomóc. Obawia³ siê, ¿e zostanie za to zadenuncjowany

przez któregoœ z innych gospodarzy. Nad ranem skoczek pali³ jakieœ

dokumenty, po czym zastrzeli³ siê z posiadanego pistoletu. Nied³ugo

potem zosta³ zdjêty przez wezwan¹ ¿andarmeriê niemieck¹. Wedle za-

chowanego raportu kontrwywiadu AK z maja 1943 r. znaleziono przy

nim du¿¹ iloœæ gotówki w walucie polskiej i dolarach, stacjê nadaw-

background image

106

czo-odbiorcz¹ oraz dowód na nazwisko [?] olski [najprawdopodobniej

Kolski, chocia¿ litera K nie jest dobrze czytelna – przyp. BM] ur. w

£odzi, pistolet i granaty.

Skrywana prawda

Sprawa nominacji Kolskiego na nowego sekretarza Polskiej Partii

Robotniczej by³a w czasach PRL pomijana ca³kowitym milczeniem.

Dlaczego? Sam Baruch Cukier vel Julian Kolski by³ wspominany

w PRL raczej rzadko. Nawet komuniœci pamiêtali jak obrzydliw¹ po-

stawê zachowa³ on tak¿e wobec swoich wspó³towarzyszy we Lwowie.

W 1955 r. wydano czêœæ jego pism politycznych (W s³u¿bie ludu pod

sztandarem KPP). Starannie wybranych i ocenzurowanych zgodnie

z ówczesnym duchem czasów. Ale o planach mianowania Kolskiego

sekretarzem PPR by³o cicho. Co najmniej kilku dzia³aczy PPR-PZPR,

pracuj¹cych w czasie wojny w aparacie Kominternu, wiedzia³o o jego

misji. Wiedzieli o tym zapewne tak¿e niektórzy partyjni historycy, ma-

j¹cy dostêp do moskiewskich archiwów. Dlaczego nadal milcz¹?

Wydaje siê, ¿e historia Witolda Kolskiego by³a dla w³adców PRL

– a tak¿e dla funkcjonuj¹cych niekiedy do dziœ partyjnych historyków

– wyj¹tkowo niewygodna. Okolicznoœci nominacji Kolskiego na szefa

Polskiej Partii Robotniczej pokazuj¹ bowiem stopieñ jej podporz¹d-

kowania moskiewskiej centrali. To czynniki polityczne ZSRS decydo-

wa³y o obsadzie stanowisk kierowniczych partii. Tak¿e wczeœniejsza

dzia³alnoœæ Kolskiego poœwiêcona walce z polskim szowinizmem

w KPP i WKP (b) obna¿a propagandowy charakter oficjalnego, pa-

triotycznego oblicza PPR.

W œwietle opisanych faktów i zacytowanych dokumentów dzia³al-

noœæ tej partii trzeba widzieæ przede wszystkim jako operacjê dywer-

syjn¹ ZSRS. Dopiero w 1944 r., po wkroczeniu wojsk sowieckich do

Polski, PPR zaczê³a przeistaczaæ siê w partiê polityczn¹, która – po

zmianie nazwy na PZPR – rz¹dzi³a Polsk¹ przez nastêpne czterdzie-

stolecie.

Bogdan Musia³, Piotr Gontarczyk, skrócon¹ wersjê tekstu

opublikowano w „Rzeczpospolitej”, z 15 czerwca 2002 r.

background image

107

A

utorem nazwy „Polska Partia Robotnicza” by³ Józef Stalin. A na

jego polecenie komuniœci mieli chwilowo unikaæ radykalnych, komuni-

stycznych hase³ i udawaæ, ¿e walcz¹ o niepodleg³oœæ Polski.

22 czerwca 1941 r. wojska niemieckie uderzy³y na swojego dotych-

czasowego, sowieckiego sojusznika. Taktyka Józefa Stalina – zmierza-

j¹ca do pogr¹¿enia Europy w wojennym chaosie, a nastêpnie zajêcia jej

przez Armiê Czerwon¹ lub doprowadzenia do rewolucji – niespodzie-

wanie obróci³a siê przeciw ojczyŸnie œwiatowego proletariatu. Polityka

Kremla musia³a wiêc ulec gwa³townej reorientacji. Stalin szybko za-

war³ sojusz z Wielk¹ Brytani¹ i nawi¹za³ stosunki z konsekwentnie nie-

uznawanymi do tej pory w³adzami polskimi. Nowa linia polityczna ZSRS

nieuchronnie oznacza³a ca³kowit¹ zmianê regu³ dzia³alnoœci podporz¹d-

kowanej Moskwie Miêdzynarodówki Komunistycznej. Skoñczy³a siê

walka o przekreœlenie wojennych planów angielskiego i francuskiego

imperializmu oraz unicestwienie wrogów narodu niemieckiego, o której

mówi³y wczeœniejsze dokumenty Kominternu, a zaczê³o siê zwalczanie

barbarzyñskiego faszyzmu.

Nadto Stalin, nie chc¹c dra¿niæ i straszyæ „kapitalistycznego œwia-

ta” widmem dyktatury proletariatu, nakaza³ „schowanie” Sztabu miê-

dzynarodowej rewolucji przed opini¹ publiczn¹ i dostosowa³ jego liniê

propagandow¹ do swoich aktualnych potrzeb. Notuj¹cy nowe dyspozy-

cje Stalina Dymitrow pisa³: Komintern nie mo¿e wystêpowaæ publicz-

nie i partie na miejscu powinny rozwin¹æ ruch do obrony Zwi¹zku So-

wieckiego. Problem rewolucji socjalistycznej nie mo¿e byæ poruszany.

(...) Idzie o rozbicie faszyzmu, który zniewoli³ wiele narodów i d¹¿y do

zniewolenia innych.

Fiasko operacji PPR

background image

108

Po co Stalinowi by³a PPR

Oczywiœcie organizowanie „walki narodowowyzwoleñczej” nie

mia³o na celu realizacji niepodleg³oœciowych aspiracji narodów pod-

bitych przez Niemcy. Chodzi³o o to, by za pomoc¹ patriotycznych

hase³ zmobilizowaæ narody podbitej Europy do zbrojnej walki, która

godzi³aby w niemieck¹ machinê wojenn¹, a w szczególnoœci – w jej

wysi³ek na froncie wschodnim. Takie zadanie postawiono te¿ polskim

komunistom, którzy w okupowanym kraju mieli utworzyæ now¹ par-

tiê: PPR. Autorem nazwy „Polska Partia Robotnicza” by³ Józef Sta-

lin, który 27 sierpnia 1941 r. w rozmowie z Dymitrowem naszkicowa³

zasady dzia³ania polskich komunistów. Szef Kominternu zanotowa³

w dzienniku wskazówki Stalina: Bêdzie lepiej za³o¿yæ Polsk¹ Partiê

Robotnicz¹ z komunistycznym programem. Partia komunistyczna

odstrasza nie tylko obcych, lecz tak¿e niektórych z tych, którzy z nami

sympatyzuj¹. Na aktualnym etapie – streœci³ dalej s³owa Stalina

– walka o wyzwolenie narodowe.

Tak wiêc na polecenie Stalina komuniœci mieli chwilowo unikaæ

radykalnych, komunistycznych hase³ i udawaæ, ¿e walcz¹ o niepodle-

g³oœæ Polski. Pomys³ nie by³ nowy. Zastosowania podobnej mistyfikacji

ju¿ w 1940 r. chcia³ przebywaj¹cy wtedy w Pary¿u Boles³aw Mo³ojec

„Edward”. W tajnym sprawozdaniu dla Kominternu proponowa³, by

utworzyæ now¹ partiê na ziemiach zajêtych przez Niemców. Jej g³ów-

nym zadaniem mia³a byæ – i jest to wyra¿one wprost – sowietyzacja

[reszty] Polski. Ale „Edward” obawia³ siê, ¿e has³o walki o Polsk¹ Re-

publikê Sowieck¹ nie uzyska poparcia spo³ecznego. Komuniœci mieli

wiêc najpierw wysun¹æ has³o walki o niepodleg³oœæ i wykorzystaæ pa-

triotyczne nastroje Polaków, a dopiero potem mia³o okazaæ siê, ¿e tu

chodzi o coœ zupe³nie innego. Mo³ojec konstatowa³: Nowa Polska mo¿e

byæ tylko robotniczo-ch³opsk¹ Polsk¹. [ale...] powinniœmy mieæ po-

czucie realizmu w wysuwaniu naszych hase³. Niew¹tpliwie mo¿e przyjœæ

taki czas, ¿e bêdziemy mogli powiedzieæ jasno: Polska Republika So-

wiecka; a mo¿e byæ tak, ¿e celem bêdzie republika sowiecka, a my bê-

dziemy nazywaæ j¹ jeszcze bardziej ogólnie. Najwa¿niejsze jest to,

w jakim kierunku pracujemy i mobilizujemy do osi¹gniêcia celu wszyst-

kie si³y i œrodki.

background image

109

W³adza robotniczo-ch³opska

– na tym etapie has³o nieprawid³owe

Jednak w drugiej po³owie 1941 r. przyszli przywódcy PPR przyjêli

taki pomys³ z niedowierzaniem. Chcieli walczyæ otwarcie, pod czerwo-

nym, a nie polskim sztandarem. Ale o kwestionowaniu poleceñ Stalina

nie mog³o byæ mowy – musieli wiêc udawaæ, ¿e walcz¹ o niepodleg³oœæ

Polski. Co ciekawe, nawet w czasie dzia³alnoœci w konspiracyjnej PPR

komuniœci czasem zapominali o patriotycznym szyldzie i odkrywali swo-

je prawdziwe oblicze. W takich wypadkach byli jednak przywo³ywani do

porz¹dku przez prze³o¿onych. W jednej z depesz Dymitrow pisa³ do War-

szawy: W swojej ostatniej depeszy do towarzysza Stalina piszecie o usta-

nowieniu w³adzy robotniczo-ch³opskiej w Polsce. Na tym etapie jest to

politycznie nieprawid³owe. W waszej kampanii politycznej unikajcie ta-

kiego sformalizowania. Najwa¿niejszymi has³ami waszej walki powinny

byæ: 1) wypêdzenie z Polski okupantów, 2) wywalczenie swobody naro-

dowej, 3) ustanowienie w³adzy autentycznie ludowej i demokratycznej, a

nie w³adzy robotniczo-ch³opskiej. Miejcie to na uwadze.

W celu realizacji operacji PPR w specjalnym oœrodku szkolenio-

wym pod Moskw¹ zgromadzono grupê kilkunastu polskich komunistów.

Po wojnie oœrodek ów nazwano szko³¹ polityczn¹ Kominternu. Raczej

nietrafnie. Za szkolenie Marcelego Nowotki i jego towarzyszy odpo-

wiada³ p³k Piotr Gudimowicz z NKWD. W latach 1940-1941 by³ rezy-

dentem wywiadu NKWD w Warszawie, a potem wszed³ w sk³ad tzw.

grupy specjalnej dowodzonej przez gen. Paw³a Sudop³atowa, podleg³ej

bezpoœrednio szefowi NKWD £awrientijowi Berii. Wydane kilka lat

temu w Moskwie pamiêtniki gen. Sudop³atowa opisuj¹ podleg³ych mu

¿o³nierzy: Pierwszego dnia wojny polecono mi obj¹æ kierownictwo nad

ca³¹ robot¹ dywersyjno-wywiadowcz¹ na ty³ach armii niemieckiej, or-

ganizowan¹ po linii radzieckich organów bezpieczeñstwa (..) Od razu

stworzyliœmy wojskow¹ jednostkê Grupy Specjalnej: Samodzieln¹ Bry-

gadê Strzelców Zmotoryzowanych Specjalnego Przeznaczenia (OMS-

BON NKWD SSSR) (...). Pod swoim dowództwem mieliœmy 25 tys. ¿o³-

nierzy i oficerów, w tym 2 tys. obcokrajowców – Niemców, Austriaków,

Hiszpanów, Amerykanów, Japoñczyków, Wietnamczyków, Polaków,

Czechów, Bu³garów i Rumunów.

background image

110

W interesie sowieckiej ojczyzny

26 wrzeœnia 1941 r. z sowieckiego lotniska wystartowa³ sowiecki

samolot z grup¹ spadochroniarzy, których zamierzano przerzuciæ na

robotê partyjn¹ do Polski. Ka¿dy z nich zosta³ zaopatrzony w adresy

kontaktowe w kraju, pistolet, pieni¹dze oraz zaszyty w ubraniu mikro-

film opracowanej w Kominternie pierwszej odezwy PPR. PóŸniejszy

sekretarz partii, Marceli Nowotko, wspomina³ o tej chwili: Po puszcze-

niu motorów w ruch, zaczêliœmy na po¿egnanie naszej sowieckiej oj-

czyzny œpiewaæ pieœñ „Sziroka strana maja radnaja”.

Jednak Nowotce i jego towarzyszom nie uda³o siê opuœciæ ojczyzny,

bowiem samolot spad³ na ziemiê niemal natychmiast po starcie. Dopie-

ro druga próba przerzutu (grudzieñ 1941 r.) zakoñczy³a siê sukcesem.

Od pocz¹tku 1942 r. sowieccy emisariusze rozpoczêli w Warszawie

budowê nowej partii. Mia³a ona jedno zadanie: rozwin¹æ szerok¹ dzia-

³alnoœæ dywersyjn¹ i partyzanck¹, która mog³aby przerwaæ niemieckie

linie zaopatrzeniowe. Komuniœci mieli – w miarê mo¿liwoœci – wci¹-

gn¹æ do tej akcji tak¿e polskie podziemie niepodleg³oœciowe.

Ze wzglêdu na zdecydowanie antysowieckie i antykomunistyczne

nastroje spo³eczeñstwa polskiego, PPR nie mog³a oficjalnie przedsta-

wiaæ siê jako partia komunistyczna i organizacja dzia³aj¹ca na rzecz

ZSRS. Jej przywódcy, zgodnie z dyspozycjami Stalina, ukryli wiêc swe

prawdziwe oblicze. Nie wszystkim siê to podoba³o. W³adys³aw Gomu³-

ka wspomina³ o tym w pamiêtnikach: Z mieszanymi uczuciami s³ucha-

³em [w 1942 r. cz³onka kierownictwa PPR Pinkusa] Findera, jego in-

formacji i zarazem instrukcyjnych wskazówek naœwietlaj¹cych rolê,

zadania i oblicze PPR. Wynika³o z nich, ¿e kierownictwo Kominternu –

realizuj¹ce zawsze dyrektywy WKP (b) – nowo powo³anej partii nada-

³o niejako dwa oblicza, jawne i tajne. Na jawne oblicze partii sk³ada³a

siê ca³a jej nieskrywana przed nikim dzia³alnoœæ podziemna, tajne zaœ,

czyli skrywane przed narodem, mia³y pozostaæ powi¹zania kierownic-

twa partii z Moskw¹, z Kominternem, uznawanie ich zwierzchnictwa

nad parti¹ mimo formalnego wyrzeczenia siê przez ni¹ przynale¿noœci

do Miêdzynarodówki Komunistycznej.

Nowa formu³a partii wywo³a³a spore zamieszanie w œrodowisku

komunistycznym. Starzy, wytrawni dzia³acze, na których tak liczy³a

background image

111

grupa Nowotki, czêsto w ogóle nie chcieli dzia³aæ w organizacji pozba-

wionej przydomku „komunistyczna”. Pracownica tzw. aparatu central-

nego PPR Jadwiga Mijal wspomina³a: Wkrótce ukaza³a siê platforma

programowa [PPR]. Starzy komuniœci, fanatyczni i nieustêpliwi, przy-

jêli j¹ z nieufnoœci¹. „Rzodkiewka – mówili – z wierzchu czerwona,

a w œrodku bia³a”.

Inni wyszydzali „patriotyczne” has³a PPR twierdz¹c, ¿e to musi

byæ londyñska prowokacja. Opory wielu dzia³aczy zosta³y prze³ama-

ne przede wszystkim na skutek indywidualnych rozmów przeprowa-

dzanych przez obdarzonych du¿ym autorytetem w œrodowisku No-

wotkê i Findera. Ci t³umaczyli, ¿e takie jest polecenie Kominternu i w

opracowanej tam pierwszej deklaracji PPR nie mo¿na zmieniæ nawet

przecinka.

Nieudany kamufla¿

Geneza Polskiej Partii Robotniczej oraz okolicznoœci rozpoczêcia

przez ni¹ dzia³alnoœci nie stanowi³y tajemnicy dla polskiego podziemia.

Wyspecjalizowana jednostka kontrwywiadu AK zajmuj¹ca siê ruchem

komunistycznym („Korweta”) pisa³a w okresowym raporcie za grudzieñ

1941 r. - styczeñ 1942 r.: Nazwa PPR zosta³a ustalona po d³ugich de-

batach w ³onie Kominternu na wyraŸne zlecenie Stalina, który ze wzglê-

dów taktycznych zaleci³ unikanie okreœlenia „Komunistyczna” (...)

5.1.1942 powo³ano w Warszawie Polsk¹ Partiê Robotnicz¹ (...)

Z przywiezionej kliszy odbito w Warszawie manifest Partii, rozpoczy-

naj¹cy siê od s³ów: „W wyniku haniebnej i zdradzieckiej polityki Rz¹-

du Œmig³ego, Becka naród nasz popad³ w straszn¹ niewolê” (...) Ze

wzglêdów taktycznych zaniechano chwilowo deklarowania ca³ej robo-

ty jako roboty K[omunistycznej] i w œcis³ej tajemnicy postanowiono

zachowaæ fakt przynale¿noœci do Kominternu.

Wkrótce potem (luty 1942 r.) pierwsz¹ wiadomoœæ o PPR opubli-

kowano na ³amach narodowo-radykalnego „Szañca”: Z wiarygodne-

go Ÿród³a otrzymaliœmy nastêpuj¹ce informacje: W wyniku obrad de-

legatów Kominternu z przedstawicielami tutejszych organizacji ko-

munistycznych, a przede wszystkim z ich central¹ t.[ak] zwanym Zwi¹z-

kiem Walki o Wyzwolenie ukonstytuowana zosta³a w dn. 5 stycznia

background image

112

1942 r. Polska Partia Robotnicza (PPR) w charakterze wy³¹cznej

ekspozytury Kominternu w Polsce. Nazwa PPR zosta³a ustalona na

wyraŸne polecenie Stalina, który ze wzglêdów taktycznych zaleci³

unikania terminu „komunistyczna”. Jednoczeœnie uleg³y rozwi¹za-

niu istniej¹ce dotychczas organizacje komunistyczne, kryptokomuni-

styczne lub komunizuj¹ce.

Powy¿sze informacje, w dodatku opublikowane przez tak nieprze-

jednanych wrogów ZSRS i Kominternu, musia³y byæ powa¿nym cio-

sem wymierzonym w plany komunistycznych przywódców. Podanie tak

dok³adnych danych o genezie nowej partii, i to zanim organizacja ta

rozpoczê³a powa¿niejsz¹ dzia³alnoœæ propagandow¹, stawia³o pod du-

¿ym znakiem zapytania mo¿liwoœæ skutecznego przeprowadzenia ope-

racji PPR.

Kiedy ukaza³y siê pierwsze ulotki i gazetki nowej partii, zosta³a ona

ostro zaatakowana przez polskie podziemie niepodleg³oœciowe. Nikt nie

mia³ w¹tpliwoœci, czym w istocie jest i jak¹ rolê pe³ni PPR. Powszech-

nie ostrzegano, ¿e za szumnymi, patriotycznymi has³ami stoi sowiecka

agentura. W „Biuletynie Informacyjnym” AK pisano o genezie PPR:

Poniewa¿ zdawano sobie sprawê z niepopularnoœci komunizmu w Pol-

sce – nie nadano tej partii nazwy „komunistyczna”. Jako jej zadanie

postawiono „zjednoczenie klasy robotniczej oraz utworzenie frontu na-

rodowego (tak jest, narodowego!) dla walki o woln¹ i niepodleg³¹ Pol-

skê!” (...) Polsk¹ Partiê Robotnicz¹ i jej organy prasowe uwa¿amy za

obc¹ agenturê.

Impreza polityczna

Propaganda PRL utrzymywa³a, ¿e geneza podobnych ataków tkwi-

³a w tradycyjnej niechêci „prawicy do lewicy”. Ale to nieprawda. PPR

– tak po lewej, jak i po prawej stronie polskiej sceny politycznej – nikt

w ogóle nie uwa¿a³ za ¿adn¹ „lewicê”. Ca³e podziemie polskie – w tym

tak¿e ludowcy, syndykaliœci i socjaliœci – traktowa³o PPR jako cia³o

obce nie maj¹ce ¿adnych zwi¹zków ze spo³eczeñstwem polskim. Bar-

dzo ciekawe, z punktu widzenia interpretacji istoty PPR, jest stanowi-

sko zajête wobec tej partii przez radykalnie lewicowe œrodowisko Pol-

skich Socjalistów. Choæ organizacja ta identyfikowa³a oficjalny pro-

background image

113

gram PPR zdecydowanie na prawo od w³asnego (!), to jednak jej przed-

stawiciele nie mieli w¹tpliwoœci, ¿e PPR jest mistyfikacj¹: Gdyby mia³o

siê s¹dziæ wed³ug g³oszonych hase³, PPR nale¿a³oby zaliczyæ do poli-

tycznych grup centrowych. Ale PPR nie jest ani centrum, ani grup¹

polityczn¹ w normalnym znaczeniu. PPR jest polityczn¹ imprez¹.

O powo³aniu do ¿ycia PPR-u zadecydowa³y kierownicze czynniki so-

wieckie. Prawdopodobnie chodzi³o czynnikom sowieckim przede wszyst-

kim o efekt bezpoœredni: zorganizowanie w Polsce powstania w mo-

mencie rozpoczêcia przez Niemców wiosennej ofensywy na wschodzie.

Naszym zdaniem plan tej jest skazany na kompletne fiasko. Przede

wszystkim dla polskich oœrodków politycznego kierownictwa istnieje

inny ni¿ dla kierownictwa Sowietów rachunek polskiej krwi. Gdyby

powstanie mia³o wybuchn¹æ ju¿ teraz, zosta³oby w obecnym stanie rze-

czy krwawo zd³awione przez okupanta, przy czym straty, jakie by po-

nios³o spo³eczeñstwo polskie, by³yby niewspó³miernie wiêksze od strat,

jakie by wskutek powstania poniós³ okupant.

Kilka pierwszych miesiêcy organizowania Polskiej Partii Robotni-

czej nie przynios³o jej przywódcom ¿adnych powa¿nych sukcesów.

Komunistyczna konspiracja by³a s³aba i nie uzyska³a ¿adnego poparcia

spo³ecznego. Organizacja zbrojna PPR-Gwardia Ludowa – przedsta-

wia³a siê wrêcz ¿a³oœnie, a o jakichkolwiek próbach wci¹gniêcia do

wspó³pracy polskich organizacji konspiracyjnych nie mog³o byæ nawet

mowy. W depeszy z 29 lipca 1942 r. Nowotko informowa³ centralê:

Nazywaj¹ nas rosyjsk¹ agentur¹ Stalina (...) Wszystkie te partie i or-

ganizacje, za wyj¹tkiem „barykadowców”, wysuwaj¹ has³o „czekaæ

sygna³u z Londynu”, a na razie sabota¿, dywersja i dzia³ania party-

zanckie s¹ przedwczesne (...) Polscy Socjaliœci, WRN, ludowcy, sikorsz-

czaki i czêœæ endeków s¹ zjednoczeni w przedstawicielstwo rz¹du lon-

dyñskiego. W kraju nie ma frontu narodowego.

Klêska organizacyjna operacji PPR spowodowa³a, ¿e Sowieci prze-

stali przywi¹zywaæ do niej wiêksz¹ uwagê. Nie przysy³ali Warszawie

ani broni, ani pieniêdzy, o które niemal w ka¿dej depeszy prosili przy-

wódcy PPR. Na prze³omie 1943-1944 r. Moskwa nosi³a siê nawet

z zamiarem ca³kowitej rezygnacji z dalszej dzia³alnoœci pod szyldem tej

partii. PPR istnia³a jednak do koñca okupacji prowadz¹c aktywn¹ pro-

background image

114

pagandê prosowieck¹ i utrzymuj¹c w³asn¹ partyzantkê. Ale sowiecki

plan zorganizowania w Polsce powstania spali³ na panewce. Dlaczego?

Przede wszystkim dlatego, ¿e w kraju nie by³o pró¿ni, w której „rz¹d

dusz” mogliby obj¹æ fa³szywymi, patriotycznymi has³ami komuniœci.

Aktywny element, na który tak liczono w Moskwie, znalaz³ ju¿ miejsce

w polskiej konspiracji, która dok³adnie informowa³a spo³eczeñstwo, czym

w istocie jest PPR. Komuniœci znaleŸli siê wiêc w ca³kowitej pró¿ni,

niezdolni do realizacji zamys³ów swych prze³o¿onych. Kto wie, czy nie

jest to jedna z najwiêkszych (a na pewno ju¿ najmniej docenianych)

zas³ug polskiego pañstwa podziemnego.

„Gazeta Polska” z 23 lipca 2003 r.

background image

115

Ludzie PRL-u

R

OZDZIA£

IV

background image

116

T

ak naprawdê nie wiadomo, kiedy przysta³ do komunistów. Wed³ug

dokumentów Armii Ludowej, Stefan Szymañski ps. „Osa”, „Góral” po-

jawi³ siê w organizacji dopiero na pocz¹tku 1944 r. Natomiast wed³ug

Ÿróde³ sowieckich, które trudno uznaæ za nieprzychylne komunistom:

oddzia³ „Górala” by³ organizowany z jego w³asnej inicjatywy wiosn¹

1943 r. Mo¿na zapytaæ, czym Szymañski i jego grupa zajmowali siê

pomiêdzy wiosn¹ 1943 r. a przyst¹pieniem do AL?

Klucz do odpowiedzi mo¿e tkwiæ w samym sformu³owaniu „w³a-

sna inicjatywa”. Wojna demoralizuje. Z pospolitych band rabunkowych

powsta³o wiele s³ynnych oddzia³ów Gwardii i Armii Ludowej. Na

samej KielecczyŸnie zdarza³o siê, ¿e dowodzili nimi przedwojenni kry-

minaliœci, tacy jak póŸniejszy oficer polityczny w oddziale Szymañskie-

go – Julian Ajzenman-Kaniewski.

Spostrze¿enie to jednoznacznie potwierdza opinia sowieckiego spa-

dochroniarza, który przebywa³ w dowodzonym przez Szymañskiego

oddziale latem 1944 r.: (...) Okreœlonych celów ani okreœlonych pogl¹-

dów politycznych w tym oddziale nie by³o. Jednoczeœnie z nalotami na

Niemców, odk¹d tylko dostali broñ, oddzia³ zajmowa³ siê grabie¿¹

maj¹tków, a czasami po prostu ludnoœci. Tym niemniej jednak oddzia³

nazywa³ sam siebie „AL”, przynale¿¹cy do PPR, ale swoimi napadami

na maj¹tki i ludnoœæ zdoby³ z³¹ s³awê, kompromituj¹c organizacjê PPR...

Dorobek bojowy

Komunistyczny historyk Boles³aw Garas w swojej monumentalnej

pracy pt. Oddzia³y Gwardii Ludowej i Armii Ludowej 1942-1945 po-

trafi³ wymieniæ tylko jedn¹ (!) operacjê zaczepn¹, jak¹ wykona³ oddzia³

im. Bartosza G³owackiego, dowodzony przez Stefana Szymañskiego.

Stefan Szymañski

czyli jak zostaæ komunistycznym genera³em

background image

117

Niewiele, jak na s³ynnego dowódcê AL, tym bardziej ¿e – jak relacjono-

wa³ po wojnie jeden z uczestników akcji – „Osa” czeka³ na jej wynik

w pobliskim lesie.

W archiwach pozosta³ych po komunistach jest du¿o wiêcej infor-

macji na temat dzia³alnoœci Szymañskiego. Œwiadcz¹ one, ¿e okoliczna

ludnoœæ nie zawsze wita³a go z otwartymi ramionami. Jeden z meldun-

ków Armii Ludowej donosi³: (...) oddzia³ AL im. Bartosza G³owackie-

go przy zajmowaniu kwater w nadleœnictwie Glina w dobrach Ba³tów

natrafi³ na z³oœliwy opór ze strony w³aœciciela, który nie chcia³ otwo-

rzyæ. Po wtargniêciu si³¹ zosta³a przeprowadzona rewizja przez ko-

mendanta oddzia³u sier¿. Osê. Natrafiono na magazyn: ubrañ, butów,

skóry, siod³o, motocykl, p³ótno i ró¿ne artyku³y ¿ywnoœciowe...

Szymañski ma na koncie du¿o wiêksze akcje ni¿ ta w Glinie. Jedn¹

z nich by³ najazd na miasteczko I³¿a, przeprowadzony w maju 1944 r.

Wed³ug raportu AL: Miasto by³o opanowane przez oddzia³y od godz.

23 do 3-ciej. W mieœcie tym znajdowa³ siê posterunek ¿andarmerii

w sile 20 ¿and. i posterunek policji w sile 13 policjantów, którzy dosko-

nale wiedzieli o ruchach oddzia³ów w mieœcie i nie próbowali zupe³nie

przeciwstawiaæ siê...

Alowcy w ogóle nie zaatakowali Niemców, za to doszczêtnie obra-

bowali bank, pocztê, spó³dzielniê, restauracjê, sklepy i mieszkania bo-

gatszych obywateli. W podobny sposób komuniœci – Szymañski opo-

wiada o tym w swoich wspomnieniach – spustoszyli Szyd³owiec.

Mord w Denkówku

13 kwietnia 1944 r. w miejscowoœci Denkówek ko³o Ostrowca Œwiê-

tokrzyskiego zatrzyma³o siê piêciu ¿o³nierzy AK z oddzia³u Eugeniusza

Kaszyñskiego „Nurta”. Wracali z urlopu do macierzystej jednostki. Tam,

jak twierdzi³ potem jeden z tej pi¹tki, Nowakowski, napad³ na nich od-

dzia³ Szymañskiego. Szymañski kaza³ ich rozstrzelaæ: Zawirowa³o mi

w g³owie – wspomina³ Nowakowski. – Nie chcia³em uwierzyæ, ¿e ma-

j¹c zaledwie 17 lat, ju¿ muszê umrzeæ. W dodatku tak g³upio, nie

w walce z okupantem, a z rêki »rodaków«. (...) z odleg³oœci 2-3 metrów

ujrza³em b³ysk ognia, rozleg³ siê huk i poczu³em sw¹d prochu. Pad³em

w przekonaniu, ¿e to koniec (...). Le¿¹c jak martwy s³ysza³em jêki mo-

background image

118

ich kolegów i rozkazy „Osy”: „rozebraæ ich do bielizny, kopaæ dó³,

znieœæ choiny i nikt siê nie dowie, gdzie siê podziali. A ty Alosza sprawdŸ,

czy ka¿dy ma dosyæ! ”.

Po egzekucji alowcy przyst¹pili do ograbiania zw³ok. Kiedy prze-

ciêto sznury Nowakowskiego, ¿eby œci¹gn¹æ zeñ ubranie, ten zerwa³ siê

i zacz¹³ uciekaæ: (...) Po chwili dopiero us³ysza³em g³os: „strzelaæ, bo

sukinsyn nam ucieknie!”. Us³ysza³em za sob¹ strzelanie, a wokó³ mnie

œwist przelatuj¹cych kul. Noc by³a doœæ ciemna, strzelali raczej na

oœlep ni¿ do celu. Bez szwanku uda³o mi siê dobiec do gêstego zagajni-

ka. Odsapn¹³em, dziêkuj¹c Bogu za ocalenie...

O rozstrzelaniu przez „Osê” wspomnianych ¿o³nierzy donosi „Ra-

port nr 36” dowództwa Radomskiego AL z 17 maja 1944 r.: Po rozbro-

jeniu wywieziono ich do lasu i wykonano na nich wyrok œmierci. Jedne-

mu uda³o siê zbiec. Dowódca Osa nie wykona³ tej akcji w myœl rozkazu

Sztabu, lecz kierowa³ siê w³asn¹ inicjatyw¹...

Nowakowski z³o¿y³ obszern¹ relacjê lokalnym w³adzom AK. Te

jednak od³o¿y³y sprawê Szymañskiego „na póŸniej”: mia³ stan¹æ przed

s¹dem dopiero w wolnej Polsce.

Dowództwo GL-AL nie potêpi³o tych czynów, jednak w trosce

o bezpieczeñstwo Szymañskiego nakaza³o mu zmianê pseudonimu. Tak

z „Osy” narodzi³ siê „Góral”.

W I Brygadzie

W lipcu 1944 r. utworzono tzw. I Brygadê AL im. Ziemi Kielec-

kiej. W³aœciwie nie wiadomo po co: AK tworzy³a du¿e jednostki

w celu realizacji planu „Burza”, ale komuniœci? Ca³a struktura Pol-

skiej Partii Robotniczej i Armii Ludowej na KielecczyŸnie by³a kon-

trolowana i kierowana przez sowieckie s³u¿by specjalne. Dowódc¹

Obwodu Kieleckiego AL by³ w tym czasie p³k AL Mieczys³aw Mo-

czar, który w kartotekach wywiadu sowieckiego funkcjonowa³ od

1939 r. pod pseudonimem „Woron”. Podobnie by³o z dowódcami

okrêgów, oficerami „Informacji” AL, Dowódc¹ Brygady zosta³ mjr

AL Henryk Po³owiak „Zygmunt” (kilka miesiêcy wczeœniej by³ plu-

tonowym, lecz jako dowódca Okrêgu Radomskiego GL-AL sam so-

bie nadawa³ awanse!).

background image

119

Szymañski, który przed wojn¹ w ogóle nie s³u¿y³ w wojsku, zosta³

dowódc¹ drugiego batalionu. Niebawem dosta³ stopieñ „podporuczni-

ka”. Kadra oficerska sformowanej jednostki sk³ada³a siê z „oficerów”

z równie ciekawymi co Szymañski ¿yciorysami. Dowódc¹ I batalionu

by³ Jan Byk vel Czes³aw Borecki „Brzoza”, którego „dorobek bojowy”

obci¹¿a m.in. obrabowanie i spalenie maj¹tku Grzegorzewice, po³¹czo-

ne z dwudniowym znêcaniem siê, a nastêpnie zamordowaniem jego miesz-

kanek. Inny „oficer”, Zenon Ko³odziejski ps. „Tank” by³ kilka miesiêcy

wczeœniej œcigany za rabunki przez AK i... AL.

Wed³ug relacji szefa sztabu Brygady, kpt. AL Adama Korneckiego,

atmosfera w jednostce by³a doœæ swobodna. Cz³onkowie dowództwa

pili wódkê i myœleli o stanowiskach, jakie zajm¹ po wojnie.

Bitwa pod Gruszk¹ i wspomnieniowa lipa

Bitwa pod Gruszk¹ by³a jedn¹ z najczêœciej opisywanych walk par-

tyzanckich na ziemiach polskich. Doczeka³a siê nawet w³asnej mono-

grafii: do dziœ rocznica wielkiej, zwyciêskiej bitwy jest prawdziwym

œwiêtem dla kombatantów AL.

Szymañski twierdzi³ po wojnie, ¿e si³y, z którymi przysz³o siê zma-

gaæ pod Gruszk¹, by³y olbrzymie: (...) brygada pancerna pod dowódz-

twem gen. Steinbocka, podobno jakaœ dywizja pacyfikacyjna SS i od-

dzia³y w³asowców.

Wed³ug innych danych starcie pod Gruszk¹ w ogóle trudno nazwaæ

bitw¹: ugrupowanie AL zosta³o rozpêdzone na przys³owiowe „cztery

wiatry” przez jednostki „ka³muków” i kozaków, czyli by³ych jeñców

sowieckich s³u¿¹cych w niemieckich formacjach pomocniczych. Ich war-

toœæ bojowa by³a znikoma.

Nie by³o komu dowodziæ, poniewa¿ w kwaterze sztabu Brygady

w³aœnie odbywa³ siê bankiet na czeœæ narzeczonej Po³owniaka. Z tej

okazji „zorganizowano” w okolicznych dworach nawet suknie balowe.

Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Kielcach Kazimierz

Rokoszewski, napisa³ w 1953 r.: Tañce trwa³y ca³¹ noc; gra³y harmo-

nie; pito wódkê, a hitlerowcy (...) zacieœniali wokó³ LA ¿elazny pier-

œcieñ gotuj¹c siê do zadania krwawego ciosu. Nic te¿ dziwnego, ¿e

w wyniku tej walki, dziêki karygodnemu stanowisku dowództwa na cze-

background image

120

le z Po³owniakiem, AL ponios³a olbrzymie straty w ludziach (oko³o 70

[zabitych] i kilkudziesiêciu rannych) oraz w sprzêcie bojowym, które-

go olbrzymia czêœæ œwie¿o otrzymana ze Zwi¹zku Radzieckiego dosta-

³a siê w rêce wroga (...).

Jak delikatnie napisa³ o Szymañskim dowódca tzw. II Brygady AL

Tadeusz Maj ps. „£okietek” – skorzysta³ on z zamieszania na pocz¹tku

walki... i wymkn¹³ siê.

Po d³u¿szym b³¹kaniu siê po lasach, resztki zgrupowania AL pod-

jê³y próbê przedarcia siê na przyczó³ek sandomierski. Podczas akcji,

wskutek ognia zaporowego sowieckiej artylerii i ostrza³u Niemców,

z tysi¹cosobowej grupy zginê³o, wed³ug ró¿nych wersji, od 300 do

700 ludzi!

Szymañski przedosta³ siê na tereny zajête przez Armiê Czerwon¹.

Jak wspomina³ po wojnie, bardzo cieszy³ siê ze spotkania z pierwszym

napotkanym czerwonoarmist¹: (...) padliœmy sobie w objêcia, uca³o-

waliœmy siê i pomyœla³em sobie, ¿e nareszcie prze¿y³em wojnê.

W UB

Major Urzêdu Bezpieczeñstwa i pseudohistoryk Stefan Skwarek

napisa³ o pocz¹tkach w³adzy ludowej na KielecczyŸnie: (...) Podczas

formowania aparatu bezpieczeñstwa publicznego nawi¹zywano do

doœwiadczeñ pierwszych lat w³adzy radzieckiej w zakresie formowania

milicji robotniczo-ch³opskiej ogólnorosyjskiej komisji nadzwyczajnej

do walki z kontrrewolucj¹ i sabota¿em (WCzK).

Alowcy byli niezbêdnym uzupe³nieniem tych koncepcji: znali teren,

ludzi, mieli doœwiadczenie w zwalczaniu „reakcji”. Szymañski otrzy-

ma³ stopieñ majora i w okresie od 30 XI 1944 r. do 1 II 1945 pracowa³

w WUBP w Kielcach. By³ szefem wydzia³u ds.... walki z bandytyzmem,

czyli – w jêzyku komunistów – z powojennym podziemiem.

W³aœnie w UB podczas przes³uchania Krystyna Mazur, siostra „S³o-

nia”, mia³a rozpoznaæ na rêku Szymañskiego zegarek brata zamordo-

wanego w Denkówku.

Stefan Skwarek opisywa³, ¿e Szymañski sumiennie wykonywa³

swe obowi¹zki: (...) nazajutrz w poœcig za band¹ wyjecha³a znacznie

silniejsza grupa operacyjna WUBP z Kielc, na której czele stan¹³

background image

121

mjr Stefan Szymañski (...) tylko piêtnastu bandytów zdo³a³o wydo-

staæ siê z tego kot³a (...). Wed³ug tej samej pracy, czêœæ owych „ban-

dytów”, czyli ¿o³nierzy WiN, pochodzi³a z by³ego oddzia³u Eugeniu-

sza Kaszyñskiego „Nurta”. Tego samego oddzia³u, co zabici w Den-

kówku.

Z UB skierowano Szymañskiego do wojska, gdzie dos³u¿y³ siê stop-

nia genera³a brygady. Losy kolegów „Osy”-„Górala” pozwalaj¹ zrozu-

mieæ, sk¹d tak b³yskotliwa kariera. Dowódca Obwodu Kieleckiego AL

Mieczys³aw Moczar, przedwojenny sowiecki szpieg, mia³ w przysz³o-

œci zostaæ szefem MSW. Wspomniany Henryk Po³owniak ps. „Zyg-

munt”, który sam nadawa³ sobie stopnie, zosta³... pu³kownikiem. Jan

Byk vel Czes³aw Borecki ps. „Brzoza” zosta³ szefem WUB w Kielcach.

Oficer polityczny oddzia³u Szymañskiego, analfabeta i przedwojenny

bandyta, który nigdy nie chodzi³ do szko³y, zosta³ porucznikiem WUBP

w Poznaniu. Jego kolega, Ryszard Nazarewicz, zosta³ pu³kownikiem

UB, a potem... profesorem historii.

Na emeryturze

Nie ma ju¿ ludowej ojczyzny, ale Szymañski (obecnie gen. dyw.

w stanie spoczynku) dba przynajmniej o jej dobre imiê. Gdy znany hi-

storyk i publicysta dr Cezary Chlebowski przypomnia³ sprawê zamor-

dowania czterech akowców w programie Dariusza Baliszewskiego pt.

„Rewizja nadzwyczajna”, gen. Szymañski opublikowa³ broszurê pt. Osy-

Górala odpowiedŸ oszczercom. Wed³ug niej Szymañski nie uczestni-

czy³ w akcji w Denkówku z powodu rany, jak¹ odniós³... tydzieñ po

wspomnianej zbrodni! Rozstrzelani w Denkówku mieli byæ zwyczajny-

mi rabusiami, a Nowakowski – oprawc¹ bohaterskich alowców. Nie

oszczêdzi³ te¿ Chlebowskiego: (...) Wszystkie te oszczerstwa kwalifiku-

j¹ siê do postawienia przed s¹dem redaktorów telewizji i p. Chlebow-

skiego. Natomiast stosowanie fa³szywej historii i tendencyjne naci¹-

ganie jej w celu politycznym, zmierzaj¹cym do wzbudzania niechêci

i nienawiœci do Polaków walcz¹cych z okupantem hitlerowskim w sze-

regach AL, podlegaæ powinno os¹dowi spo³ecznemu, jako ur¹gaj¹ce

elementarnym zasadom moralnoœci i etyki (...). Pozwu do s¹du jednak

nie wniós³.

background image

122

Bogus³aw Nowakowski, który prze¿y³ w³asn¹ œmieræ i musia³ emi-

growaæ ze strachu przed Szymañskim i jego kolegami, napisa³: (...)

Mnóstwo lat up³ynê³o, a winowajcy nie tylko ¿e nie zostali poci¹gniêci

do odpowiedzialnoœci, ale jeszcze w 1950 r. zaaresztowali, kogo tylko

mogli, z oddzia³u „Ponurego” i w procesie „sprawiedliwoœci PRL-u”

w Kielcach skazali ich na kary od piêciu lat wiêzienia do kary œmierci.

A „Osa”, Stefan Szymañski, w tym morzu zak³amania i ob³udy cieszy³

siê zaszczytami i awansami w UB. Ile ma innych ofiar oprócz moich

kolegów na sumieniu, on tylko sam wie.

„¯ycie” z 11-12 stycznia 1997 r.

background image

123

P

o dwudziestu latach od Sierpnia tow. Albin Siwak nadal wierzy, ¿e

PRL mo¿na by³o naprawiæ: Jak sami widzicie koledzy i czujecie to na

sobie, sprawy nie posz³y tak, jak mi tu w 1982 roku mówiliœcie. Nie

mam satysfakcji z tego, ¿e to ja wtedy mia³em racjê – tak Albin Siwak

ze zwyk³¹ sobie robociarsk¹ szczeroœci¹ wywali³ ca³¹ prawdê w oczy

by³ym towarzyszom z PZPR. Betoniarz, który w latach 80. zosta³ cz³on-

kiem KC i Biura Politycznego, bezkompromisowy przeciwnik „Soli-

darnoœci”, znany niegdyœ z p³omiennych przemówieñ, mia³ znów swoje

piêæ minut: promocjê ksi¹¿ki, która odby³a siê w szacownych murach

Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.

Albin Siwak urodzi³ siê w rodzinie robotniczej w 1933 r. Choæ po-

chodzi³ z Wo³omina, to po zakoñczeniu wojny znalaz³ siê na Mazurach,

gdzie w ma³ej wiosce Lutry jego rodzina uprawia³a kilkuhektarowe go-

spodarstwo. W odleg³ym od 10 kilometrów Bisztynku Siwak skoñczy³

siedem klas szko³y podstawowej. Z tych czasów najlepiej zapamiêta³

„ko³choŸnika”, czyli megafon zawieszony na s³upie, z którego p³ynê³a

muzyka: a œpiewano wtedy normalnie, po ludzku, s³owa wpada³y

w ucho i tonê³y w sercu. O Mariensztacie, MDM, Trasie W-Z i Mura-

nowie. Ros³o we mnie przekonanie, ¿e bêdê budowlañcem – wspomina

Siwak. Mo¿na powiedzieæ, ¿e ten megafon zadecydowa³ o jego losach –

w 1950 r. siedemnastoletni Albin jedzie za prac¹ do Warszawy. A ¿e by³

ch³op na schwa³ – wysoki, prawie sto kilo wagi – to zaraz przyjêli go do

S³u¿by Polsce i skierowali do brygady murarskiej na MDM-ie. Zosta³

przodownikiem pracy, potem zrobili go brygadzist¹. Kiedy w 1952 r.

skoñczyli budowê MDM-u, otrzyma³ Br¹zowy Krzy¿ Zas³ugi; prawie

po ka¿dej nastêpnej budowie dostawa³ kolejne wysokie odznaczenia

pañstwowe.

Myœli betoniarza

background image

124

Raz na lokomotywie...

Czasy Gomu³ki Siwak uwa¿a za dobre dla Polski, ale prawdziwy

rozwój kraju, jego zdaniem, zacz¹³ siê za Edwarda Gierka. W przedsiê-

biorstwach budowlanych i produkuj¹cych materia³y dla budownictwa

pracowa³o wtedy 2 miliony osób. Zwi¹zek zawodowy budowlañców,

w którym aktywnie dzia³a³ Siwak, liczy³ ju¿ milion cz³onków. Robotnik

zarabia³ dwa razy wiêcej od in¿yniera, a w dodatku, jak chcia³, to móg³

jeszcze na ró¿ne sposoby dorobiæ. Jak? A choæby tak, jak to opisuje

Siwak w swoich wspomnieniach: pracowali na du¿ej budowie ko³o

Dworca Wschodniego w Warszawie. Robotnicy z jego brygady spieniê-

¿ali w skupie jako z³om wszystkie metalowe przedmioty, jakie znajdo-

wali na placu budowy. Wykopywali z ziemi tak¿e zbiorniki kolejowe na

paliwo, na smary. Wielkie, po kilkanaœcie ton. Wrzucali do tych zbior-

ników po kilka wywrotek piachu i ca³oœæ sprzedawali w skupie jako

z³om. Jak siê skoñczy³y zbiorniki, powyci¹gali z ziemi o³owiane kable.

Siwak wspomina po latach: na placu budowy zosta³a tylko potê¿na

lokomotywa, która nie dawa³a ludziom spokoju. Takie ciê¿ary po sto

ton, mog³y podnosiæ wtedy tylko dŸwigi kolejowe. A przecie¿ nie pójd¹

do PKP i nie powiedz¹: dajcie nam swój dŸwig, bo chcemy ukraœæ

wasz¹ lokomotywê. Brygadzista Siwak coœ tam wykombinowa³ i nie-

d³ugo parowóz znalaz³ siê w skupie. Ale ówczesne przepisy pozwala³y

przyj¹æ od jednej osoby tylko kilkaset kilogramów z³omu. Siwak wzi¹³

dowody osobiste od robotników z brygady i uda³o siê lokomotywê na

ludzi rozpisaæ.

Potem by³o trochê szumu – milicja zaczê³a szukaæ, kto ukrad³ ze

stacji lokomotywê. Doszli do brygadzisty Siwaka i jego kole-

gów – wszyscy mieli sprawê w s¹dzie. Ale kiedy s¹d wezwa³ eksper-

tów, to okaza³o siê, ¿e w Polsce nie ma dŸwigu, który by móg³ tak

wielk¹ lokomotywê podnieœæ do góry. Sprawê umorzono, bo s¹d nie

potrafi³ udowodniæ, jakim sposobem brygada Siwaka zdo³a³a zawieŸæ

lokomotywê do skupu. Po latach œmia³ siê z ca³ej sprawy – rzeczywi-

œcie, ¿adnego dŸwigu nie u¿ywali. Po prostu zrobili podkop, wsunêli

lawetê kolejow¹ pod lokomotywê i na tej lawecie zawieŸli j¹ do sku-

pu. In¿ynierkowie, tacy szkoleni. A tu proszê, prosty robociarz ich

wyko³owa³.

background image

125

...raz pod lokomotyw¹

Po raz pierwszy do partii zapisa³ siê w 1965 r. Doszed³em do wnio-

sku – wspomina Siwak – ¿e nie nale¿y staæ z boku, gdzieœ na krawê¿-

niku, gdy jezdni¹ wartko idzie ¿ycie. W 1967 r. wys³ali go jako delegata

na zebranie do Podstawowej Organizacji Partyjnej w zak³adach FSO na

¯eraniu. A w FSO to nie by³y takie sobie spotkania, bo cz³onkiem tam-

tejszego POP by³ W³adys³aw Gomu³ka. Na tym spotkaniu tow. Siwak

wszed³ nieproszony na trybunê i waln¹³ „z grubej rury”, ¿e BHP siê nie

przestrzega, ¿e normy produkcji za wysokie i tak dalej. Na koniec do-

da³: Towarzyszu Wies³awie! Do ludzi nie docieraj¹ takie argumenty, ¿e

w Polsce, i to znacznie, stania³y lokomotywy. Lokomotywy nikt nie ugry-

zie i chleba ni¹ nie posmaruje. Na sali zapanowa³a cisza. Gomu³ka

zacz¹³ krzyczeæ: To czysta demagogia, co tu mówicie. Kto was z takimi

pogl¹dami rekomendowa³ do partii? Proszê zejœæ z mównicy! Legity-

macjê PZPR zabrali Siwakowi jeszcze na sali. Znowu k³opoty i znowu

przez lokomotywê.

Ja ciê, dyrektorku, przegoniê

Po pewnym czasie wszyscy zapomnieli o jego wyst¹pieniu w FSO

i znów przyjêli do partii. W 1976 r. zosta³ nawet cz³onkiem egzekutywy

Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Ale na wielkie wody wyp³yn¹³ dopie-

ro kilka lat póŸniej. To sta³o siê na konferencji partyjnej, na której byli

pierwszy sekretarz Edward Gierek i premier Piotr Jaroszewicz. Tow.

Siwak wszed³ na trybunê i wyj¹³ pas, jaki wszyscy budowlañcy musieli

nosiæ. Sk³ada³ siê on z dwóch czêœci, z których jedna obejmowa³a cz³o-

wieka wpó³, a druga przechodzi³a miêdzy nogami. Pas by³ gruby, nie-

wygodny, tak uwiera³, ¿e nie mo¿na by³o chodziæ. Kiedy tow. Siwak

zapyta³, kto tak¹ g³upotê wymyœli³, wsta³ jakiœ doktorek od ergonome-

trii. Siwak do niego: Idê o du¿y zak³ad, ¿e jak przegoniê kilka razy

towarzysza dyrektora wko³o tej sali, to z tego, co nale¿y do mêskich

rzeczy w kroku zostan¹ ¿a³osne strzêpy. Ca³a sala gruchnê³a œmiechem.

Wówczas Siwak wyj¹³ z teczki rêkawice robocze. Tak ma³e, ¿e na niko-

go nie pasowa³y. Tow. Gierek te¿ próbowa³ za³o¿yæ, ale nie da³ rady.

Wtedy pierwszy sekretarz przemówi³: Trudny temat podj¹³ towarzysz

Siwak. Chcê od razu powiedzieæ, ¿e bardzo przypad³ mi do serca spo-

background image

126

sób przedstawiania trudnoœci, które hamuj¹ budownictwo oraz sposób

wyjœcia z tych trudnoœci. Nie sztuka jest krytykowaæ stoj¹c z boku, jak

to robi wielu. Ale wielk¹ sztuk¹ jest byæ w samym centrum tych proble-

mów i pokonywaæ je tak, jak próbuje to zrobiæ tow. Siwak. Kolega par-

tyjny szepn¹³ Siwakowi: No bracie, ty ju¿ jesteœ jedn¹ nog¹ w KC.

Rzeczywiœcie, nied³ugo potem tow. Siwak zosta³ zastêpc¹ cz³onka,

a potem cz³onkiem Komitetu Centralnego PZPR. By³ w KC w najtrud-

niejszych dla PRL czasach. Za „Solidarnoœci”.

Znik¹d ratunku

Siwak jest dziœ przekonany, ¿e kiedy w 1980 r. wybuch³ strajk

w Stoczni Gdañskiej, to z klas¹ robotnicz¹ mo¿na siê by³o dogadaæ. Ale

przyjechali KOR-owcy, robotników sko³owali i zacz¹³ siê w kraju wielki

zamêt. Siwak opowiada z przejêciem, jak to w jego kombinacie „Solidar-

noœæ” zak³ada³ znany pijak i nierób. Judzi³, pisa³ donosy, a potem zmar³

z pijañstwa. W ca³ym kraju zapanowa³ terror jemu podobnych: niszczo-

no w ró¿ny sposób organizacje zwi¹zkowe. Wyrzucano si³¹

z lokali rady zak³adowe. Wywo¿ono ludzi za bramê na taczkach. Znik¹d

ratunku i pomocy, ka¿dy odwraca siê i udaje, ¿e to nie jego sprawa.

Brygada tow. Siwaka mia³a pe³ne rêce roboty: tu skuwali glazurê,

tam coœ musieli rozebraæ. W Magdalence zasypywali dwa baseny

i w ich miejsce sadzili trawê. Tak to towarzysze w strachu przed „So-

lidarnoœci¹” pozbywali siê zgo³a niesocjalistycznego bogactwa. Raz

przyszed³ do Siwaka towarzysz minister. Ca³y trz¹s³ siê ze strachu

i prosi³, ¿eby mu przez noc domek na Mazurach rozebraæ, bo bêdzie

mia³ solidarnoœciow¹ kontrolê. Rozebrali. Tylko ¿e pomylili dzia³ki

i rozebrali dom jednej dziennikarki, stoj¹cy po drugiej stronie ulicy. Co

by³o robiæ? Nastêpnej nocy przestawili domek ministra na miejsce tego

rozebranego u dziennikarki. Domek prawie taki sam, a jeszcze lepiej

wyposa¿ony i wykoñczony. Wiêc kobieta po obejrzeniu nie robi³a

awantury widz¹c, ¿e du¿o zyska³a – wspomina tow. Siwak – Poprosi³a

tylko, ¿eby jej mebelki zwróciæ. A ludziom da³a na wódkê.

Gierek i Kania bez przerwy „Solidarnoœci” ustêpowali. A robotnicy

przychodzili do tow. Siwaka i pytali: Dok¹d to tak bêdziecie siê cofaæ.

Co, sprzedaliœcie ju¿ partiê i socjalizm?

background image

127

Tow. Siwak jeŸdzi³ po kraju, t³umaczy³, wyjaœnia³. Nie poddawa³

siê w najgorszych momentach, nawet wtedy, gdy lecia³y na niego wy-

zwiska. ¯ali³ siê, ¿e ci z „Solidarnoœci” robili z niego zwyk³ego lumpa,

analfabetê, a on przecie¿ by³ cz³onkiem Biura Politycznego. Kiedyœ nawet

wydali tak¹ ulotkê, ¿e niby Wajda krêci kolejny film po „Cz³owieku z

¿elaza” i „Cz³owieku z marmuru”. Bohaterem tego filmu mia³ byæ on,

Siwak, tytu³: „Cz³owiek z pustaków”.

Mia³ te¿ swoich popleczników. Polska Agencja Prasowa dawa³a na

przyk³ad takie depesze: Popularnoœæ, jak¹ zdoby³ sobie tow. Albin Si-

wak w spo³eczeñstwie, nie jest wynikiem zajmowania wysokich funkcji

spo³ecznych. Jej Ÿród³em jest przede wszystkim bezkompromisowe i od-

wa¿ne stanowisko, jakie zajmowa³ zawsze i obecnie w sprawach wa¿-

nych dla kraju, dla klasy robotniczej. Telewizja wybra³a Siwaka „Cz³o-

wiekiem Roku”.

Pozazdroœciæ Pol-Potowi

W tym czasie, jak ocenia Siwak, w partii brakowa³o woli walki,

pog³êbia³ siê rozdŸwiêk pomiêdzy do³ami partyjnymi a kierownictwem.

Kiedy wiêc zaczê³o siê IV Plenum, „Cz³owiek Roku” wyst¹pi³ z gwa³-

town¹ krytyk¹ I sekretarza KC PZPR Stanis³awa Kani: Nikt nie po-

sprz¹ta dok³adnie domu, jeœli zacznie zamiataæ œmieci tylko na dole.

Na przyk³ad schodów nikt nie zamiata z do³u do góry. Trzeba je

posprz¹taæ porz¹dnie od najwy¿szego stopnia a¿ do do³u. Temu, kto

zmiata pod górê, œmieci spadn¹ za ko³nierz. A i takie s¹ tu próby po-

sprz¹tania naszego domu. No i posprz¹tali z góry do do³u. Wiêkszo-

œci¹ g³osów wybrano nowego I sekretarza, gen. Wojciecha Jaruzelskie-

go. Nied³ugo potem wprowadzi³ stan wojenny. Moim zdaniem – pisze

tow. Siwak – powinni Jaruzelskiemu postawiæ pomnik i sk³adaæ tam

kwiaty.

W latach 1981-1985 Albin Siwak kierowa³ Komisj¹ Skarg i Inter-

wencji KC PZPR. Zajmowa³ siê ludzkimi bol¹czkami, ró¿nymi nad-

u¿yciami. Wspomina, jak pewna robotnica opowiedzia³a mu

o kombinacjach prof. Jerzego Wiatra z mieszkaniami. Co rusz dosta-

wa³ z przydzia³u nowe, zmienia³ ¿ony, poprzedniej zostawia³ miesz-

kanie, potem dostawa³ nastêpne, które zamienia³ na wiêksze i zosta-

background image

128

wia³ kolejnej ¿onie. I tak w kó³ko, a w tym samym czasie na w³asny

k¹t ludzie czekali po dwadzieœcia lat. Jak tow. Siwak to sprawdzi³

i wysz³o, ¿e to prawda, pewien robotnik powiedzia³ roz¿alony: Ja ro-

zumiem, ¿e przed wojn¹ hrabia obdarowywa³ mieszkaniami kochan-

ki, ale robi³ to za swoje. Tow. Siwak interweniowa³ w tej sprawie

w KC. Nic nie wskóra³, bo profesor by³ dyrektorem Katedry Podsta-

wowych Problemów Marksizmu Leninizmu KC PZPR, czyli by³ nie-

tykalny: mimo ¿e Centralna Komisja Kontroli Partyjnej zajmowa³a

siê spraw¹, mimo ¿e prokuratura robi³a dochodzenie, to i tak sprawê

udupiono – wspomina Siwak. W dokumentach X Zjazdu PZPR napi-

sano, ¿e Komisja Interwencji KC PZPR za³atwi³a szeœæ i pó³ miliona

spraw. Ale potem, jak ocenia Siwak, zaczê³y siê knowania partyjnych

libera³ów, którzy oderwali siê od partyjnych do³ów. Najgorsi byli

Wojciech Jaruzelski i Mieczys³aw Rakowski. Jaruzelski, jak s¹dzi Si-

wak, nie lubi³ go, bo genera³ nie szanowa³ polskich robotników. Mia³

kiedyœ powiedzieæ z pogard¹: czêœciej rozpinaj¹ rozporek ni¿ otwiera-

j¹ ksi¹¿ki. Rakowski z Jaruzelskim w 1986 r. usunêli Albina Siwaka

z Biura Politycznego. Potem go zes³ali na placówkê dyplomatyczn¹

do Libii.

Tow. Siwak podkreœla, ¿e wczeœniej mia³ ju¿ doœwiadczenia dy-

plomatyczne, bowiem wielokrotnie jeŸdzi³ do NRD, Czechos³owacji

i Zwi¹zku Sowieckiego. Kiedyœ zaproponowali mu wyjazd do Pol-

Potowskiej Kambod¿y. Chêtnie siê zgodzi³em – wspomina Siwak –

bo to i egzotyka, i nowe doœwiadczenia w ruchu robotniczym. Najle-

piej z tej podró¿y do dalekiego kraju tow. Siwak zapamiêta³ brak

¯ydów w kierownictwie partii. Oni nawet nie wiedz¹, jak s¹ szczêœli-

wi – t³umaczy³ potem gen. Jaruzelskiemu – w ich rasê nie mo¿e siê

wmieszaæ inny cz³owiek ni¿ Azjata. A wiêc autentycznie rz¹dz¹ sami

sob¹ i to jest ich szczêœcie w przeciwieñstwie do nas. Kiedy Siwak

lecia³ do Afryki, jego najwierniejsi zwolennicy zgotowali mu owacyj-

ne po¿egnanie. By³o nawet kilku genera³ów. Delegacja zwi¹zków za-

wodowych na czele z Ew¹ Spychalsk¹ œciskaj¹c go oœwiadczy³a: Wa-

sze miejsce towarzyszu Albinie jest tu w kraju, a nie w Libii. Ale

musia³ jechaæ. Wróci³ w marcu 1990 r., odwo³any przez ministra

Krzysztofa Skubiszewskiego.

background image

129

Kapuœciñski to betka

O nowej Polsce mówi z niesmakiem. Do kierowania krajem trzeba

dorosn¹æ i posiadaæ kwalifikacje – stwierdza mentorsko. – Nie mo¿na

z furmanki przesiadaæ siê za kierownicê samochodu. Jak i z samocho-

du na rakietê. Wszystkie te funkcje wymagaj¹ kolejno nauczenia siê

i predyspozycji. Po nazwisku, albo tylko za pomoc¹ aluzji, pan Albin

wymienia ca³¹ plejadê niekompetentnych ekonomistów, polityków, tak-

¿e tych ze swojej dzia³ki, czyli dyplomacji: w wielu wêz³owych sferach

naszego ¿ycia, a szczególnie polityce i ekonomii, s¹ ludzie, którzy jak

najmniej powinni zabieraæ g³os. Na prawie ka¿dy temat w telewizji

odpowiada ci¹gle ten sam profesor, który tytu³ swój zdoby³ za pracê

w temacie: prostytucja we Francji w XVII wieku. Ale w Polsce zna siê

na wszystkim. Przede wszystkim jednak ostrzega, ¿e „niepolacy” do-

rwali siê do w³adzy, rz¹dz¹ telewizj¹, radiem, gazetami. Obecnie spora

czêœæ naszej w³adzy wcale nie ukrywa swego pochodzenia i gdy upada

kolejna firma czy bank, to ten rdzenny Polak siedzi sobie ju¿ w Izraelu

i œmieje siê z g³upich goi.

Stan Polski jest naprawdê tragiczny – twierdzi tow. Siwak. Z pre-

medytacj¹ do³o¿ono rêki, ¿eby rozgrabiæ, co by³o do zagrabienia i znisz-

czyæ tak, ¿eby zosta³a sama ziemia.

(...) Prawie ca³y dorobek ostatnich 50 lat ju¿ zmarnowali albo

rozkradli. Jest wielkie bezrobocie, ludzie ¿yj¹ w nêdzy, bez przysz³o-

œci. Starzy umieraj¹ na ulicy pod przychodniami, a m³odzi nie maj¹

gdzie mieszkaæ. A przecie¿ ludzie dobrze pamiêtaj¹, ¿e w Polsce Lu-

dowej by³o inaczej: praca dla wszystkich, darmowe mieszkania, wcza-

sy, przedszkola, ¿³obki i kolonie; w latach szczytowych oddawano

w kraju 29 8000 mieszkañ. W samej tylko Warszawie rocznie budowa-

no 19 000 mieszkañ. A drogi i komunikacja. Dzisiaj nawet dziur w tych

drogach nie ma za co za³ataæ. Dziœ Albin Siwak jest cz³onkiem SLD,

ale do wielkiej polityki raczej nie wróci. Mieszka w Rembertowie,

w willi z³ukami i podcieniami. Pisze ksi¹¿ki. Jedna z nich to wspomnie-

nia ze s³u¿by dyplomatycznej w Afryce: opisy ró¿nych kombinacji

i „przekrêtów” (miêdzy innymi z udzia³em autora), doprawione pieprz-

nymi opisami stosunków mêsko-damskich. Przed kilkoma tygodniami

Albin Siwak wyda³ najœwie¿sze wspomnienia pt. Rozdarte ¿ycie.

background image

130

Maszynopis ksi¹¿ki udostêpni³ kilku starym towarzyszom, którzy napi-

sali entuzjastyczne recenzje. W jednej z nich by³y dziennikarz „Trybu-

ny Ludu” twierdzi: Zmierzy³ siê Pan zwyciêsko z nie byle jakimi tuzami

pióra. To œp. Melchior Wañkowicz wmówi³ Polakom, ¿e jest jedynym

polskim dziennikarzem, który opisa³ losy Polaków na wszystkich kon-

tynentach. Pan udowodni³, ¿e to nie ca³kiem prawda (...) Pan Kapu-

œciñski, wielki mocarz pióra utrzymuje, ¿e zna Afrykê jak w³asn¹ kie-

szeñ. A Pan udowodni³, ¿e to nie ca³kiem jest prawd¹. Z dum¹ opowia-

da, ¿e niedawno mia³a go odwiedziæ pani z telewizji, redaktor Teresa

Torañska. Zgadzali siê we wszystkim: i co do prawicy, i co do polskiej

biedy. Pani redaktor obieca³a zrobiæ z nim godzinny program w polskiej

telewizji. Tej samej, która kiedyœ wybra³a go „Cz³owiekiem Roku”. 

Cytaty pochodz¹ z ksi¹¿ek A. Siwaka Od ³opaty do dyplomaty

(1993), Rozdarte ¿ycie (2000).

„¯ycie” z 21 paŸdziernika 2000 r.

background image

131

R

ewolucyjna klasa robotnicza przegra³a bitwê. Nie mog³o byæ inaczej,

skoro parti¹ kierowa³a rewizjonistyczna Targowica, która nakaza³a „wy-

prowadziæ sztandar PZPR”. Ale przegrana bitwa nie oznacza koñca woj-

ny – twierdzi Kazimierz Mijal, jeden z najbli¿szych wspó³pracowników

Boles³awa Bieruta, a w latach 60. szef nielegalnej Komunistycznej Partii

Polski. – Chwilowa restytucja kapitalizmu w Polsce nie zmieni ogólnego

rozwoju praw dziejowych. Rewolucja proletariacka jest bliska.

Urodzi³em siê 15 wrzeœnia 1910 roku we wsi Wilków gmina Lipie,

powiatu grójeckiego – tak rozpocz¹³ Kazimierz Mijal ¿yciorys z³o¿ony

w Komitecie Centralnym Polskiej Partii Robotniczej w 1946 r. Wynika

z niego, ¿e przysz³y minister, cz³onek Biura Politycznego Komitetu

Centralnego PZPR by³ osiemnastym dzieckiem ubogich rodziców, z któ-

rych tylko matka nauczy³a siê liter z ksi¹¿eczki do nabo¿eñstwa. Ojciec

nie umia³ pisaæ w ogóle.

Ale dalsze losy Mijala przecz¹ tezom komunistycznej propagandy,

jakoby w II Rzeczypospolitej ludzie z nizin spo³ecznych nie mieli szans

na zdobycie wykszta³cenia i zrobienie kariery. Dziêki uporowi i praco-

witoœci Mijalowi uda³o siê skoñczyæ szko³ê, a potem eksternistycznie zdaæ

maturê. W czasie s³u¿by wojskowej w maju 1932 r. uleg³ wypadkowi.

Jako inwalidzie wojskowemu pañstwo polskie wystawi³o mu specjalny

dokument, który gwarantowa³ posadê – otrzyma³ j¹ w Komunalnej Kasie

Oszczêdnoœci, gdzie zrobi³ b³yskotliw¹ karierê. Dzia³a³ w zwi¹zkach za-

wodowych i rozpocz¹³ te¿ wieczorowe studia. Tu¿ przed wojn¹ ukoñczy³

Szko³ê Nauk Politycznych. Na pewno nie by³ wtedy komunist¹.

W domu swoich krewnych pozna³ W³adys³awa Kowalskiego – wów-

czas tajnego cz³onka Komunistycznej Partii Polski, a oficjalnie dzia³a-

cza ruchu ludowego – powojennego marsza³ka sejmu. Pod jego wp³y-

Ostatni prawdziwy komunista

background image

132

wem zacz¹³ czytywaæ Marksa, Engelsa i Lenina, coraz bardziej sk³a-

niaj¹c siê do prezentowanej przez nich wizji œwiata. Po klêsce wrze-

œniowej Mijal zwi¹za³ siê z komunistyczn¹ grup¹ „Proletariusz”, a póŸ-

niej z PPR. W latach 1942-1944 wspó³pracowa³ z czo³owymi dzia³a-

czami komunistycznej konspiracji: Marcelim Nowotk¹, Pinkusem Fin-

derem, Boles³awem Mo³ojcem, W³adys³awem Gomu³k¹ i Boles³awem

Bierutem. To dziêki przygotowanej przez Mijala akcji kierownictwu

PPR 30 lipca 1942 r. uda³ siê s³ynny napad na Komunaln¹ Kasê Oszczêd-

noœci, w czasie którego zdoby³o ono ponad milion z³otych.

Po wkroczeniu wojsk sowieckich do Polski Mijal zosta³ pierw-

szym prezydentem £odzi. Od grudnia 1945 r. by³ zastêpc¹ cz³onka,

a od 1948 r. cz³onkiem KC PPR. W latach 1947-1950 by³ szefem

Kancelarii Prezydenta i jednym z najbli¿szych wspó³pracowników Bie-

ruta. Potem przez cztery lata (1952-1956) pe³ni³ funkcjê szefa Urzêdu

Rady Ministrów.

To z tych czasów pochodzi najs³ynniejszy dokument podpisany przez

Mijala, który zapewni³ mu miejsce w historii, choæ prawdopodobnie nie

takie, jakiego by sobie ¿yczy³. Sprawa jest doœæ zagadkowa i nie do

koñca wyjaœniona. W 1992 r. profesor Aleksander Kochañski opubli-

kowa³ w „Polityce” tajne dokumenty zwi¹zane z aresztowaniem kardy-

na³a Stefana Wyszyñskiego. Wœród nich by³a tak¿e uchwa³a Prezydium

Rz¹du Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej z 24 wrzeœnia 1953 r., która

sta³a siê podstaw¹ „izolowania” prymasa. W swoich Zapiskach wiê-

ziennych kardyna³ Wyszyñski wspomina³ o wizycie, jak¹ z³o¿yli mu

funkcjonariusze UB: Jeden z panów zdj¹³ palto, wyj¹³ list z teki i otwo-

rzywszy, poda³ papier, zawieraj¹cy decyzjê rz¹du z dnia wczorajszego

moc¹ tej decyzji mam natychmiast byæ usuniêty z miasta. (...) Na kar-

cie dolnej listu napisa³em wrêczonym mi piórem: „czyta³em” i umie-

œci³em swoje inicja³y.

Z zapisów kancelaryjnych wynika jednak, ¿e tego dnia Prezydium Rz¹du

nie debatowa³o nad rzekom¹ uchwa³¹ w sprawie uwiêzienia prymasa, a jej

orygina³u nigdy nie odnaleziono. Zachowa³ siê tylko jej odpis sporz¹dzony

przez Kazimierza Mijala. Ten w³aœnie dokument pokazano Wyszyñskie-

mu. Tak czy inaczej, uwiêzienie Wyszyñskiego bez wyroku s¹dowego lub

chocia¿by sankcji prokuratorskich by³o bezprawne nawet w PRL.

background image

133

Zmiany w obozie

Kiedy w 1956 r. do w³adzy powróci³ Gomu³ka, Mijal zosta³ pozba-

wiony wy¿szych stanowisk. Powszechnie uwa¿ano go wtedy za stali-

nowca. Jeszcze dziœ podkreœla zas³ugi generalissimusa dla Polski i ZSRS.

Ci, którzy pisz¹ o tych czasach – zdaniem Mijala – myl¹ podstawowe

fakty. Podkreœlaj¹ na przyk³ad, ¿e kolektywizacja poch³onê³a miliony

ofiar. A przecie¿ by³a ona prawdziwym dobrodziejstwem dla milionów

obywateli sowieckich. Represje dotknê³y tylko marginaln¹ czêœæ ku³a-

ków, którymi nie ma co siê przejmowaæ: przemoc stosowana przez so-

cjalistyczne pañstwo przeciwko oporowi najbardziej wrogiej czêœci ku-

³actwa by³a legalna.

Owszem, Stalin pope³ni³ kilka b³êdów i jest odpowiedzialny za obec-

ny kryzys œwiatowego komunizmu, ale nie ze wzglêdu na nadmierne

represje. Najwiêkszym b³êdem sowieckiego przywódcy by³o – twierdzi

Mijal – zaprzestanie „czystek”. W partii zagnieŸdzili siê wrogowie kla-

sowi, bur¿uazyjni inteligenci, karierowicze, prawicowi oportuniœci

i rewizjoniœci. Zaczê³a siê degeneracja. I tak w³adza w KPZR przesz³a

w rêce grupy Nikity Chruszczowa, który odszed³ od szczytnych ide-

a³ów marksizmu-leninizmu: Chruszczow jeszcze nie otar³ ³ez po wnie-

sieniu na swoich barkach zw³ok Stalina do Mauzoleum Lenina, a ju¿

rozwin¹³ kampaniê bur¿uazyjnej „odwil¿y”.

Pe³zaj¹ca kontrrewolucja chruszczowowska objê³a tak¿e inne kraje

pozostaj¹ce pod wp³ywem Zwi¹zku Sowieckiego i powoli, w ci¹gu na-

stêpnych 30 lat, spycha³a je na dno bur¿uazyjnej przepaœci. Z³owrogiej

fali opar³y siê jednak Chiñska Republika Ludowa i jej sojusz-

nik – Albania.

Komunistyczna Partia Polski

Otwarty konflikt Mijala z Gomu³k¹ rozpocz¹³ siê w 1957 r. Pod-

czas majowego plenum partii niez³omny marksista ostro skrytykowa³

polityczn¹ liberalizacjê, odwrót od kolektywizacji i rewizjonistyczn¹

nutkê suwerennoœci w sensie antyradzieckim. Nieustannie cytuj¹c Mark-

sa, Engelsa i Lenina, nawo³ywa³ do zdecydowanej obrony zdobyczy

rewolucji: Towarzysze! (...) Najwy¿szy czas daæ zdecydowany odpór

wrogim elementom (...) Tylko jednoϾ partii na gruncie marksizmu-

background image

134

-leninizmu zdo³a pohamowaæ rozprê¿enie gospodarcze, umocniæ w³a-

dzê ludow¹ i dyktaturê proletariatu. Gomu³ka nie ustosunkowa³ siê do

uwag Mijala, za to po kilku miesi¹cach usun¹³ go z KC.

Na pocz¹tku lat 60. Mijal napisa³ anonimow¹ broszurkê W walce

o zwyciêstwo, biernoœæ i milczenie to zguba, w której ostro potêpi³

Gomu³kê za odejœcie od linii Marksa – Engelsa – Lenina i bur¿uazyj-

ne eksperymenty (tajemnic¹ poliszynela by³o, ¿e za drukiem broszury

w nak³adzie 10 tys. egzemplarzy sta³a albañska ambasada). Tezy Mi-

jala wzbudza³y spore zainteresowanie nie tylko w aparacie partyjnym,

lecz tak¿e wœród robotników. Dla w³adz by³y one wyj¹tkowo niewy-

godne. Gdyby ktoœ chcia³ walczyæ z komunizmem, wprowadzaæ de-

mokracjê i kapitalizm, sprawa by³aby prostsza. Poszed³by do wiêzie-

nia i tyle. Ale Mijal? Jeszcze by tego brakowa³o, ¿eby by³y minister,

cz³onek KC i bliski wspó³pracownik Boles³awa Bieruta stan¹³ przed

s¹dem i „obala³ ustrój PRL” za pomoc¹ dzie³ Karola Marksa. Zreszt¹

problem ten nie dotyczy³ tylko samego Mijala. Któregoœ razu SB za-

stawi³a sieci na kolporterów jego broszur i ulotek. Jednego nawet aresz-

towano. Okaza³ siê nim Boles³aw Maœlankiewicz, wielokrotnie od-

znaczany budowniczy Polski Ludowej, by³y ¿o³nierz komunistycznych

Brygad Miêdzynarodowych w Hiszpanii. Maœlankiewicz by³ ciê¿ko

poszkodowany – w jego g³owie tkwi³a kula wystrzelona przez franki-

stowskiego faszystê. No i trzeba by³o go wypuœciæ.

Sprawê broszury Mijala skierowano do Centralnej Komisji Kontroli

Partyjnej – na rozprawie Mijal wypar³ siê jej autorstwa i postêpowanie

zosta³o umorzone. Sprawa nieco przycich³a. Ale kiedy Gomu³ka pojawi³

siê na wiecu w Hucie Warszawa, jeden z robotników zacz¹³ krzyczeæ, ¿e

milicja aresztowa³a kilku robotników za posiadanie broszurki Mijala. To

jak to jest, towarzyszu Wies³awie? – pyta³ – Robotników aresztuje siê za

posiadanie broszurki, a jej autor chodzi spokojnie po ulicy?

Miarka siê przebra³a. W czerwcu 1965 r. do Mijala zadzwoni³ ów-

czesny wiceminister finansów Julian Kole. Powiedzia³, ¿e zgodnie

z decyzj¹ „góry” Mijal przesta³ byæ dyrektorem banku i ma dwie godziny

na opuszczenie gabinetu. Niebawem w stosunku do Mijala i jego bliskich

przyjació³ – cz³onków partyjnego kierownictwa – rozpoczê³y siê szykany

S³u¿by Bezpieczeñstwa. „Mijalowcy” postanowili dzia³aæ: za³o¿yli praw-

background image

135

dziw¹, konspiracyjn¹ partiê klasy robotniczej – Komunistyczn¹ Partiê

Polski. Spotkanie za³o¿ycielskie odby³o siê 4 grudnia 1965 r. w Warsza-

wie w mieszkaniu Czes³awa Blicharskiego na Krakowskim Przedmieœciu

21. Uczestniczy³o w nim kilku znanych dzia³aczy partyjnych wczeœniej

odsuniêtych przez Gomu³kê. Wœród nich byli m.in. Hilary Che³chowski,

by³y cz³onek KC i zastêpca cz³onka Biura Politycznego oraz W³adys³aw

Dworakowski, w chwili powo³ania KPP zwyk³y œlusarz, a wczeœniej cz³o-

nek Biura Politycznego KC PZPR i przewodnicz¹cy Komitetu do spraw

Bezpieczeñstwa Publicznego, czyli szef bezpieki.

Kapepowcy powo³ali Komitet Centralny i Biuro Polityczne. Przez

nastêpne kilka lat odbywali regularne posiedzenia plenarne w podwar-

szawskich lasach. Rozpoczêli te¿ aktywn¹ dzia³alnoœæ propagandow¹.

W odezwie Pod sztandarem marksizmu do walki o socjalizm – któr¹

cytowa³ w swoich Dziennikach politycznych Mieczys³aw F. Rakowski

– ostro zaatakowali ekipê Gomu³ki za konszachty z syjonistami i zdra-

dê interesów klasy robotniczej: Dzisiaj z perspektywy dziesiêciu lat ka¿dy

cz³owiek pracy widzi i czuje, ¿e polityka prawicowej grupy Gomu³ki

i jego sojuszniczej grupy syjonistycznej nie s³u¿y interesom klasy ro-

botniczej i mas pracuj¹cych miast i wsi, lecz elementom bur¿uazyj-

nym, drobnomieszczañskim, ku³akom, karierowiczom, biurokratycznym

dziennikarzom i z³odziejom. Wiedz¹c, i¿ s¹ œledzeni i pods³uchiwani,

cz³onkowie kierownictwa KPP zaapelowali równie¿ do towarzyszy

z MO i SB, by tworzyli proletariack¹ konspiracjê i zaniechali jakichkol-

wiek dzia³añ wymierzonych w prawdziw¹ partiê klasy robotniczej.

Oczywiœcie o rozwiniêciu szerszej dzia³alnoœci przez KPP nie mog³o

byæ mowy. Kierownictwo partii uzna³o wiêc, ¿e tylko ucieczka z PRL

dawa³a prawdziwemu komuniœcie mo¿liwoœæ swobodnego dzia³ania.

Na emigracji

W lutym 1966 r. Kazimierz Mijal znikn¹³. Jego ¿ona znalaz³a po-

¿egnalny list, w którym niez³omny rewolucjonista zawiadamia³ o ko-

niecznoœci wyjazdu z kraju w celu dalszej walki o socjalizm. Dopiero

po pewnym czasie na skutek szeroko zakrojonych dzia³añ S³u¿by Bez-

pieczeñstwa uda³o siê wyjaœniæ zagadkê jego znikniêcia – Mijal wyje-

cha³ z Polski poci¹giem do Berlina, zaopatrzony w paszport dyploma-

background image

136

tyczny zaprzyjaŸnionej Albanii. W odwecie Warszawa wyrzuci³a

z Polski ambasadora tego kraju, a wkrótce potem Kazimierza Mijala

z PZPR.

Przez pewien czas o Mijalu nie by³o s³ychaæ. Dopiero po kilku mie-

si¹cach chiñska agencja prasowa Ping Pong poinformowa³a, ¿e przeby-

wa on w Tiranie, gdzie zosta³ otoczony troskliw¹ opiek¹ kierownictwa

partii komunistycznej. Jako wielki znawca dzie³ Marksa, Engelsa, Le-

nina i Stalina by³ traktowany wrêcz z namaszczeniem. Sam Enver Ho-

d¿a zwraca³ siê do niego o konsultacje w ró¿nych kwestiach politycz-

nych i gospodarczych.

Z Albanii Mijal utrzymywa³ kontakt korespondencyjny z Polsk¹.

Sterowa³ konspiracyjn¹ KPP, wydawa³ „Czerwony Sztandar” i kiero-

wa³ nadaj¹cym audycje do Polski Radiem Tirana. Zorganizowane grup-

ki jego zwolenników dzia³a³y miêdzy innymi w Warszawie, Wroc³a-

wiu, £odzi, Katowicach, Pabianicach, ¯yrardowie. Ale SB rozpraco-

wywa³a kana³y ³¹cznoœci, werbowa³a agentów i nasy³a³a prowokato-

rów. Przywódca KPP nie wiedzia³ o tym, ¿e nawet wœród kilku cz³on-

ków-za³o¿ycieli nowej partii by³ jeden agent SB (pseudonim „Jurek”).

Kilkunastu cz³onków partyjnego aktywu (w tym by³ego cz³onka apa-

ratu KC PZPR Stanis³awa Brodziñskiego) aresztowano i skazano na

kilkuletnie wiêzienie. W ci¹gu 3-4 lat w ramach dzia³añ operacyjnych

SB pod kryptonimem „Znak” œrodowisko KPP zosta³o rozbite, a jej

dzia³aczy rozmaitymi szykanami zmuszono do zaprzestania dzia³al-

noœci. W latach 70. dzia³alnoœæ partii by³a ju¿ tylko operacj¹ S³u¿by

Bezpieczeñstwa.

Sytuacja Mijala w Tiranie te¿ nie by³a najlepsza. Zaczê³y siê

konflikty z towarzyszami albañskimi, którzy mieli zapisaæ w kon-

stytucji, ¿e pañstwo socjalistyczne nie mo¿e braæ zagranicznych

kredytów. Chcieli te¿ wcieliæ w ¿ycie zasadê rotacyjnego obsadza-

nia stanowisk pañstwowych. Ale oba pomys³y zosta³y skrytykowa-

ne przez Mijala. Sprawê rezygnacji z kredytu uzna³ za niedorzeczn¹

– przecie¿ Marks twierdzi³, ¿e kredyt w pewnych warunkach mo¿e

przyczyniæ siê do rozwoju gospodarki socjalistycznej. A o rotacji

stanowisk ani Marks, ani Engels, ani Lenin, ani Stalin nie napisali

ani s³owa. Mijal argumentowa³, ¿e taka polityka kadrowa doprowa-

background image

137

dzi do obni¿enia poziomu zarz¹dzania. Kiedy towarzysze albañscy

byli nieustêpliwi, zapyta³, czy rotacja uwzglêdni ich przywódcê,

Envera Hod¿ê. Bo jeœli nie, to w partii powstan¹ dwa rodzaje cz³on-

ków: jedni bêd¹ rotowani, a inni nie. W ten sposób – mówi³ Mijal –

Albania odejdzie od leninowskiego wzorca partii, w której wszyscy

cz³onkowie s¹ równi. Tego by³o ju¿ za wiele. Mijal znalaz³ siê

w areszcie domowym i separacji. Dopiero po pewnym czasie uzy-

ska³ zgodê na wyjazd do Pekinu.

W lipcu 1977 r. znalaz³ siê w Chinach. Kraj ten wydawa³ siê wów-

czas najlepszym realizatorem idei Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina,

od której dawno ju¿ – zdaniem Mijala – odszed³ ca³y obóz podporz¹d-

kowany ZSRS. Polski komunista szybko znalaz³ wspólny jêzyk z eki-

p¹ nie¿yj¹cego ju¿ Mao. By³ przecie¿ œwietnym znawc¹ komunistycz-

nej klasyki, nadto doskonale orientowa³ siê w sprawach ZSRS i Euro-

py Wschodniej. Wielokrotnie doradza³ cz³onkom kierownictwa KPCh,

ale po œmierci Mao zaczê³y siê dziaæ dziwne rzeczy. Po krótkiej walce

w kierownictwie partii do w³adzy doszli pragmatycy. Zaczêto mówiæ

o otwarciu na œwiat, socjalistycznej gospodarce rynkowej i temu po-

dobne g³upstwa. Mijal znalaz³ siê w nie³asce i na pocz¹tku lat 80.

powróci³ do Europy.

Przegrana bitwa

Sytuacjê w Polsce lat 70. i 80. Mijal ocenia³ bardzo krytycznie.

Ju¿ za Gomu³ki do PZPR mia³o przenikn¹æ wielu wrogów klasowych,

zdrajców i oportunistów. Za Edwarda Gierka by³o jeszcze gorzej: na

pierwszym zjeŸdzie po objêciu w³adzy Gierek rzuci³ has³o zbudowa-

nia trzymilionowej partii jako partii „ogólnonarodowej”. W ten spo-

sób – zdaniem Mijala – aparat partyjny ulega³ stopniowej degenera-

cji. Potem nast¹pi³ protest robotniczy w Gdañsku pod has³em „socja-

lizm tak – wypaczenia nie”. Jednak do tego s³usznego protestu „pod-

³¹czyli siê” ró¿nej maœci oszuœci i syjoniœci, zak³adaj¹c NSZZ „Soli-

darnoœæ”. Ale najbardziej haniebn¹ rolê w tych czasach mia³a odegraæ

grupa zdrajców klasy robotniczej, którzy d¹¿yli wprost do obalenia

ustroju PRL: trójka likwidatorów socjalizmu w Polsce (Kania, Jaru-

zelski, Rakowski) zleci³a wstêpowanie cz³onków PZPR do NSZZ „So-

background image

138

lidarnoœæ”, nowej organizacji zwi¹zkowej powo³anej do ¿ycia przez

aktyw syjonistycznej bermanowszczyzny zorganizowanej w KOR i troc-

kistowskich bojówkach „komandosów”, kierowanych przez takich

syjonistów jak Kuroñ, Michnik i Modzelewski.

Wprowadzaj¹c stan wojenny ekipa Jaruzelskiego na chwilê po-

wstrzyma³a nawa³ê reakcji. Ale có¿ z tego, skoro nie dokonano „czyst-

ki” w PZPR i nie przywrócono jej proletariackiego charakteru, wpro-

wadzaj¹c leninowsk¹ zasadê, ¿e robotnicy musz¹ stanowiæ co naj-

mniej 70 % cz³onków partii. Degeneracja postêpowa³a dalej, a ele-

ment kontrrewolucyjny znajdowa³ siê wrêcz pod opiek¹ w³adz PRL:

Kierownictwo PZPR, jak i Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego

by³y wyj¹tkowo tolerancyjne, przesadnie humanitarne i nadgorliwie

katolickie. Dzia³aczy i przywódców bur¿uazyjnej rebelii aresztowano

nie jako krwawych przestêpców politycznych, lecz tylko internowano

(...) na proœbê genera³ów, biskupi utrzymywali z nimi ³¹cznoœæ poli-

tyczn¹.

Mijal wróci³ do Polski w koñcu 1983 r. pos³uguj¹c siê paszportem

jednego z krajów zachodnich. Do dziœ nie chce powiedzieæ, sk¹d go

wzi¹³. Wedle oficjalnej wersji dosta³ go od którejœ z tamtejszych partii

komunistycznych, choæ niektórzy szepcz¹, ¿e powrót do kraju w celu

„uciszenia” niewygodnego dzia³acza zorganizowa³a KGB. Mijal przy-

wióz³ ze sob¹ sporo dolarów, za które drukowa³ ulotki oraz odezwy

i wysy³a³ je do przywódców partyjnych i pañstwowych. Pod has³em

„Wojsko do koszar! W³adza w rêce ludu!” bezkompromisowo zwalcza³

splamion¹ robotnicz¹ krwi¹ juntê wojskow¹ genera³a Jaruzelskiego.

Zaczê³a go szukaæ bezpieka, 16 listopada 1984 r. zosta³ aresztowany

dziêki pomocy towarzysza z KC KPP, agenta SB „Jurka”. Postawiono

mu zarzut rozpowszechniania druków godz¹cych w ustrój PRL i przez

kilka miesiêcy przetrzymywano w areszcie na Mokotowie. Mia³ wów-

czas 74 lata. W czasie przes³uchañ zaprezentowa³ postawê niez³omne-

go marksisty i dowodzi³, ¿e nie obala, tylko broni pryncypiów ustrojo-

wych PRL. A socjalizm zdradza ekipa PZPR. O wytyczeniu mu proce-

su nie mog³o byæ mowy. Na najwy¿szym szczeblu partii i bezpieki za-

pad³a decyzja, ¿eby „przestêpcz¹ dzia³alnoœæ” Mijala obj¹æ amnesti¹

i odes³aæ go do domu.

background image

139

Mijal dzia³a³ wiêc dalej rozsy³aj¹c po Polsce i œwiecie broszury,

listy i elaboraty. Zawsze cieszy³y siê one wielkim zainteresowaniem

nomenklatury PZPR. Ich kopie, zaraz po przechwyceniu, przesy³ano

z Biura Œledczego MSW bezpoœrednio na biurka wielu towarzyszy,

w tym m.in. Wojciecha Jaruzelskiego, Jerzego Urbana i Mieczys³awa

F. Rakowskiego. Ale oficjalnej polemiki z pogl¹dami Mijala PZPR

nigdy nie podjê³a. Poprzestano tylko na inwigilacji, rewizjach i roz-

mowach profilaktycznych przeprowadzanych przez wysokich funk-

cjonariuszy Departamentu III MSW. Po jednej z takich rozmów,

w marcu 1986 r. na biurku genera³a Kiszczaka wyl¹dowa³a notatka

œwiadcz¹ca, ¿e wszelkie rozmowy z Mijalem s¹ bezowocne: Poinfor-

mowany o konsekwencjach prawnych, które mo¿e spowodowaæ prze-

jawiana przez niego dzia³alnoœæ, stwierdzi³, ¿e zdaje sobie z nich spra-

wê, lecz jako rewolucyjny komunista musi walczyæ o prawa klasy ro-

botniczej bez wzglêdu na konsekwencje. W kolejnej ulotce pod tytu-

³em G³os w dyskusji przed X Zjazdem Mijal przekonywa³: Warunkiem

zwyciêstwa polskiej klasy robotniczej jest oddzielenie siê rewolucyj-

nej lewicy komunistycznej od wspó³czesnego rewizjonizmu, wraz z

odrzuceniem skorumpowanej, skompromitowanej i splamionej krwi¹

robotników PZPR.

Ostatni¹ rozmowê profilaktyczn¹ oficerowie SB przeprowadzili

z Mijalem w lutym 1989 r. Efekt by³ taki sam, jak zawsze. Mijal by³

niez³omny: nie da³ siê ani przekonaæ, ani zastraszyæ. Zrobi³ swemu

rozmówcy wyk³ad z Marksa i próbowa³ go przekonaæ o koniecznoœci

usuniêcia woskowej junty Jaruzelskiego i oddania w³adzy w rêce pro-

letariatu. Ale upadku socjalizmu nie powstrzyma³. Genera³owie, par-

tyjni rewizjoniœci i spiskowcy usiedli przy Okr¹g³ym Stole z bur¿u-

azyjnymi agentami oszukuj¹cymi klasê robotnicz¹ i dogadali siê w

sprawie restytucji kapitalizmu. By³a jeszcze szansa powstrzymania

jawnej kontrrewolucji podczas X Plenum KC PZPR: Grupê genera-

³ów na czele z Jaruzelskim i Rakowskim [nale¿a³o] aresztowaæ i po-

stawiæ przed Trybuna³em Stanu za zdradê rewolucji i socjalizmu oraz

próbê oddania w³adzy w rêce bur¿uazji w drodze pokojowej przy

Okr¹g³ym Stole. Nie uda³o siê, bo partia nie mia³a ju¿ proletariackie-

go oblicza.

background image

140

W przededniu rewolucji

Rewolucyjna klasa robotnicza przegra³a bitwê. Nie mog³o byæ ina-

czej, skoro parti¹ kierowa³a rewizjonistyczna targowica, która osta-

tecznie nakaza³a wyprowadziæ sztandar PZPR. Ale przegrana bitwa

nie oznacza jeszcze koñca wojny. Chwilowa restytucja kapitalizmu

w Polsce nie zmieni ogólnego rozwoju praw dziejowych, które nie-

uchronnie doprowadz¹ œwiat do realizacji wizji komunistycznych kla-

syków. Historia napiêtnuje nie Marksa i nie marksizm-leninizm –

przekonuje Mijal w jednym ze swych ostatnich artyku³ów – lecz rewi-

zjonistycznych awanturników, którzy zrywaj¹c z naukowym socjali-

zmem, zdradzili klasowe interesy miêdzynarodowego proletariatu, re-

wolucji socjalistycznej i dyktatury proletariatu.

Mijal twierdzi, ¿e rewolucja proletariacka jest bliska. Odrzuca Fu-

kuyamê i jego teoriê o ostatecznym zwyciêstwie kapitalistycznego libera-

lizmu. Równie ³atwo rozprawia siê z ka¿d¹ bur¿uazyjn¹ teoryjk¹ spo-

³eczn¹, roznosz¹c j¹ w puch niezniszczalnym orê¿em marksizmu-lenini-

zmu. Podkreœla, ¿e wszystko co pisze, to nie jakieœ tam spekulacje, tylko

naukowa wiedza oparta na faktach. Fakty te pokazuje rêk¹ za szyb¹

biblioteczki: 39 tomów dzie³ Marksa, liczne prace Engelsa, 13 tomów

Stalina i 4 tomy Mao. To one pozwalaj¹ mu ch³odnym okiem analizowaæ

otaczaj¹c¹ rzeczywistoœæ.

Wszechogarniaj¹ca nêdza, regres gospodarczy i powiêkszaj¹ca siê

armia bezrobotnych s¹ wyraŸnymi symptomami ostatniej fazy gnicia

kapitalizmu. Polska coraz wyraŸniej dojrzewa do proletariackiej rewo-

lucji. Problem polega na tym, ¿e blisko siedmiomilionowa klasa robot-

nicza nie ma dziœ na kogo g³osowaæ, czego dowodem jest niska fre-

kwencja wyborcza: ostatnie wybory do Sejmu przemawiaj¹ liczbami

w sposób zdecydowanie wrogi przeciw bur¿uazji, syjonistom i ich ¿y-

dowskim Wojtkom. (...) 16 mln 312 tys. ludzi (...) To oni w³aœnie zboj-

kotowali wybory, poniewa¿ czekaj¹ na powo³anie do ¿ycia Polskiej Partii

Klasy Robotniczej i zjednoczenie robotników w jednym Klasowym

Zwi¹zku Zawodowym Robotników. (...) Robotnicy nie mog¹ zapomi-

naæ o swojej partii, poniewa¿ bez takiej organizacji politycznej prole-

tariat jest niczym, igraszk¹ w rêkach ¿onglerów, sprzedajnych s³ug

bur¿uazji.

background image

141

Mijal wie, ¿e jeœli proletariat zjednoczy siê pod sztandarem Mark-

sa-Engelsa-Lenina-Stalina, odniesie historyczne zwyciêstwo: Polska

Partia Klasy Robotniczej stanie siê potêg¹ spo³eczn¹ nie do pokona-

nia dla swoich wrogów klasowych. (...) W najbli¿szych wyborach par-

lamentarnych klasa robotnicza odniesie prze³omowe zwyciêstwo.

Wszystko przemawia za tym, ¿e taki kierunek rozwoju jest nieuniknio-

ny. Klasa robotnicza mo¿e odnieœæ zwyciêstwo tylko w walce, biernoœæ

i milczenie to zguba.

Ostatnio Mijal zebra³ swoje cytowane tu artyku³y z lat 1990-2000

w pracê G³ówna przyczyna klêski rewolucyjnego socjalizmu. Jej rêko-

pis przekaza³ do kilku bibliotek i uniwersytetów, podj¹³ te¿ próbê wyda-

nia. Ale wszechw³adna w Polsce zwyciêska bur¿uazja (kieruj¹c siê ego-

izmem klasowym) roztropnie blokuje przedsiêwziêcie mog¹ce dopro-

wadziæ j¹ do zguby. Rewizjonistyczni likwidatorzy PZPR, kieruj¹cy

dziœ SLD, te¿ siê od niego odcinaj¹. Nie za Wyszyñskiego, pochwa³y

Mao i Stalina. Nawet nie za kolektywizacjê. Zarzucaj¹ mu antysemi-

tyzm, bo od czasu do czasu pisze broszurki, w których ujawnia praw-

dziwe nazwiska ca³ej polskiej (¿ydowskiej) elity politycznej. S¹ na niej

niemal wszyscy czo³owi politycy polscy od Tadeusza Mazowieckiego

do Lecha Wa³êsy.

Sojusz reakcji ze zdrajcami klasy robotniczej trwa wiêc nadal i ksi¹¿-

ka na razie nie wysz³a. Ale nawet gdyby nigdy nie uda³o siê jej opubli-

kowaæ, czy podwa¿y to osi¹gniêcia naukowego socjalizmu i zatrzyma

rozpêdzone ko³o historii?

„Rzeczpospolita” z 13-14 wrzeœnia 2003 r.

background image

142

R

yszard Nazarewicz urodzi³ siê we Lwowie 11 paŸdziernika 1921 r.

Pocz¹tkowo nic nie zapowiada³o, ¿e bêdzie jednym z bardziej interesuj¹-

cych i wp³ywowych luminarzy „nauki historycznej” w PRL.

Komsomolec

Ojciec Nazarewicza, Wiktor Raps, by³ synem lwowskiego rzemieœl-

nika. W latach 30. pracowa³ jako adwokat, a po wkroczeniu Sowietów

podj¹³ pracê jako prawnik w Ukraiñskim Kombinacie Naftowym. Kie-

dy do Lwowa przyszli Niemcy przeniós³ siê do Warszawy, gdzie ukry-

wa³ siê na aryjskich papierach do Powstania Warszawskiego. Wtedy

zamordowali go Niemcy. Matka Nazarewicza, Gizela Raps z domu

Cengut, by³a córk¹ lwowskiego kupca, która przed wojn¹ zarabia³a na

utrzymanie lekcjami muzyki. W czasie okupacji sowieckiej zosta³a kie-

rownikiem oddzia³u we Lwowskim Domu Pionierów. Potem tak¿e ukry-

wa³a siê w Warszawie jako „Natalia Nowakowska”. Po wojnie praco-

wa³a w aparacie ZMP.

Pocz¹tkowo nic nie zapowiada³o wielkiej kariery naukowej ich syna,

Ryszarda Rapsa vel Nazarewicza. Wiosn¹ 1939 r. zda³ maturê i po

wkroczeniu Sowietów rozpocz¹³ studia na Politechnice. By³ starost¹

roku i aktywnym komsomolcem. Z tego powodu po zajêciu Lwowa przez

Niemców musia³ ukrywaæ siê przed miejscow¹ ludnoœci¹, która wy³a-

pywa³a podobnych sowieckich kolaborantów.

W wrzeœniu 1941 r. Raps wyjecha³ do Warszawy. Tu kupi³ doku-

menty na nazwisko „Ryszard Nazarewicz” i rozpocz¹³ pracê w firmie

„Arbor” produkuj¹c¹ beczki. Do PPR trafi³ przypadkiem – sublokator-

k¹ matki by³a Krystyna Arciuch, komunistyczna ³¹czniczka, a po woj-

nie oficer milicji œci¹gaj¹ca polskich bandytów i historyków z PZPR.

Ryszard Nazarewicz,

czyli jak zostaæ komunistycznym profesorem

background image

143

W³aœnie przez Arciuchow¹ Nazarewicz nawi¹za³ kontakt z komunistycz-

n¹ konspiracj¹. Kiedy pochwali³ siê sw¹ komsomolsk¹ dzia³alnoœci¹, z

miejsca zosta³ aktywist¹ ZWM i PPR. W po³owie 1943 r., po kolejnej

„wsypie” komunistycznej konspiracji w Warszawie, Nazarewicz uciek³

do Radomska. Tu pracowa³ w Komitecie Okrêgowym PPR jako towa-

rzysz „Stefan”. Po utworzeniu KRN i powo³aniu Armii Ludowej zosta³

oficerem informacji sztabu okrêgu AL. Struktura ta zajmowa³a siê m.in.

rozpracowywaniem polskiego podziemia niepodleg³oœciowego dla so-

wieckiego wywiadu. Swoje meldunki przywozi³ do Warszawy, do os³a-

wionej Leny Woliñskiej, a czasem do szefa jednej z siatek NKWD

w Warszawie, Józefa Ma³eckiego „Sêka”. Nazarewicz próbowa³ te¿ par-

tyzantki zostaj¹c oficerem tzw. „Brygady AL im. Bema”. Z marnym

skutkiem – ich grupa zosta³a rozpêdzona przez Niemców zanim podjê³a

jak¹kolwiek powa¿niejsz¹ dzia³alnoœæ. Warto przy tym wspomnieæ, ¿e

swoich dokonañ w PPR i AL Nazarewicz nie traktowa³ jako czynów

wynikaj¹cych z obowi¹zków polskich: w powojennym kwestionariuszu

poda³, ¿e do 1945 r. by³ obywatelem ZSRS (!).

W ³ódzkim UB

W pocz¹tkach 1945 r. Raps vel Nazarewicz rozpocz¹³ pracê w s³y-

n¹cym z przestêpczoœci i okrucieñstwa ³ódzkim UB. Pocz¹tkowo by³

zastêpc¹ naczelnika Miejskiego UBP, zaœ miesi¹c póŸniej zosta³ zastêp-

c¹ Kierownika Sekcji 3 Wydzia³u I Wojewódzkiego UBP. Jednostka ta

zajmowa³a siê zabezpieczeniem operacyjnym tzw. partii koalicyjnych,

a tak¿e zwalczaniem wrogiej agentury wœród duchowieñstwa, inteli-

gencji i m³odzie¿y. W ³ódzkim UB mia³ drobne k³opoty dyscyplinarne.

Któregoœ dnia „zagin¹³” znajduj¹cy siê pod jego piecz¹ depozyt nale¿¹-

cy do jednego z aresztowanych. Jakiœ znajomy aresztowanego przyby³

do UB w celu odzyskania, jak twierdzi³, swoich rzeczy. Oferowa³ przy

tym 6 000 z³ za pomyœlne za³atwienie sprawy. Wedle pisma z 2 czerwca

1947 r.: proponowane pieni¹dze Bergman na polecenie kpt. Nazarewi-

cza przyj¹³ i z³o¿y³ do kpt. Nazarewicza a kpt. Nazarewicz po porozu-

mieniu z Z-c¹ szefa WUBP mjr Paszkowski[m] pieni¹dze te zu¿y³ na

cele operacyjne. Sprawa kpt. Nazarewicza zosta³a umorzona z uzasad-

nieniem, ¿e pieni¹dze przyj¹³ na polecenie prze³o¿onych i wobec ogól-

background image

144

nego braku nale¿ytej organizacji w UBP. I s³usznie. UB w £odzi bra³o

³apówki i krad³o na potêgê. Dlaczego za wziêcie pieniêdzy na cele ope-

ratywne mia³by odpowiadaæ akurat Nazarewicz?

K³opoty mia³a te¿ ¿ona kpt. Nazarewicza. Cieszy³a siê fataln¹ opi-

ni¹ obyczajow¹, podejrzewano j¹ te¿ o malwersacje i kradzie¿e. Szef

³ódzkiego UB p³k Mieczys³aw Moczar mia³ j¹ te¿ oskar¿yæ o przyw³asz-

czenie czêœci z³ota, które przekazywa³ Komitetowi Wojewódzkiemu PPR

w £odzi. W tym wypadku akurat „przygania³ kocio³ garnkowi”: UB

pod kierownictwem Moczara przypomina³o dobrze zorganizowan¹ grupê

przestêpcz¹, a nie organ w³adzy. Dochody z dzia³alnoœci operatywnej

(pierœcionki, obr¹czki, kamienie szlachetne i inne cenne przedmioty)

„Mietek” przekazywa³ nie tylko lokalnym towarzyszom, lecz tak¿e do

KC PPR. W Warszawie „fanty” kwitowa³ W³adys³aw Gomu³ka…

Tow. Nazarewicz skar¿y³ siê na ma³¿onkê do Komisji Kontroli Par-

tyjnej i ostatecznie w 1949 r. uzyska³ rozwód. Potem znalaz³ drug¹ ¿onê,

ju¿ z aparatu UB. Niby sprawdzona, ale „strze¿onego….”. Mo¿e te¿

kradnie, albo, co gorsza, ma niew³aœciwe pochodzenie klasowe? Zanim

wiêc wyst¹pi³ z raportem o zezwolenie na œlub, kpt. Nazarewicz wypo-

¿yczy³ i dok³adnie przeanalizowa³ jej akta.

Precz z Gomu³k¹!

W 1946 r., podczas protestów spo³ecznych w £odzi, ujawni³y siê

silne nastroje anty¿ydowskie zwi¹zane miêdzy innymi ze sk³adem naro-

dowoœciowym i metodami dzia³ania ³ódzkiego aparatu PPR i bezpieki.

Towarzysz Moczar zacz¹³ od¿ydzaæ miejscowe UB. Do warszawskiej

centrali trafi³o pismo z proœb¹ o odsuniêcie od pracy operacyjnej Rapsa

vel Nazarewicza. Sam zainteresowany skar¿y³ siê na Moczara w 1949 r.:

W pocz¹tku 1946 (…) p³k Moczar zaproponowa³ mi przejœcie do pracy

w Wydziale II, wobec zbyt wielkiej jak uwa¿a³ iloœci ¿ydów [pisownia

orygina³u!] na pracy operacyjnej. Uwa¿a³em to za nies³uszne

i krzywdz¹ce i poprosi³em tow. Dyr. Brystygier [sic! Brystiger – dyrek-

tor Departamentu MBP] o przeniesienie mnie, co te¿ nast¹pi³o. Po in-

terwencji towarzyszki „Luny” Nazarewicz obj¹³ funkcjê kierownika Wy-

dzia³u V Miejskiego UBP w Warszawie zajmuj¹cego siê likwidacj¹ resz-

tek polskiego podziemia. Potem zosta³ nawet zastêpc¹ szefa UBP War-

background image

145

szawa. Tu bohatersko trwa³ na posterunku do 1956 r. walcz¹c z faszy-

stowsk¹ reakcj¹ i klerykalizmem. Wedle opinii s³u¿bowej z 1954 r.: pod

jego osobistym kierownictwem prowadzono i realizowano takie spra-

wy jak: rozpracowanie i likwidacja bandy Wa³achowskiego, rozpraco-

wanie i realizacja bandy ROAK (…) i szereg innych spraw do-

tycz.[¹cych] nielegalnych grup i organizacji m³odzie¿owych.

Oprócz zwalczania wrogów zewnêtrznych mjr Nazarewicz dba³ te¿

o czystoœæ szeregów PZPR. Jako dzia³acz partyjny z oddaniem godnym

lwowskiego komsomolca niszczy³ gomu³kowszczyznê w macierzystej

UB. Tak¿e w pracy operacyjnej gorliwie zwalcza³ odchylenie prawico-

wo-nacjonalistyczne, czyli œciga³ swoich kolegów z PPR i GL-AL. Je-

den z jego aresztowanych podw³adnych pisa³ po latach: w dniu 25 lipca

1951 r. dniu aresztowania mego [Nazarewicz] oœwiadczy³ mi, ¿e musze

odpokutowaæ d³ugie lata w wiêzieniu, gdy¿ odmówi³em mu dania ma-

terja³u „gomu³kowszczyzny-spychalszczyzny”.

Ale zaanga¿owanie tow. Nazarewicza nie zawsze by³o nale¿ycie

doceniane przez PZPR. W 1952 r. zrobiono mu nawet sprawê dyscypli-

narn¹ za u¿ycie niedozwolonych metod œledztwa. Ot, wpadli do bursy

Seminarium Duchownego przy ul. Kawêczyñskiej, przeprowadzili re-

wizjê i aresztowania, a mo¿e przy okazji komuœ siê i oberwa³o. Skoñ-

czy³o siê tylko nagan¹. W sumie nie ma o co rozdzieraæ szat, takie by³y

czasy…

Warto wspomnieæ, ¿e w po³owie lat 50. specjalna grupa operacyjna

Departamentu V MBP dowodzona przez p³k Józefa Czaplickiego pro-

wadzi³a na terenach Bia³ostocczyzny akcjê przeciwko oddzia³owi Kazi-

mierza Kamieñskiego „Huzara”. Jej dzia³ania nie przypad³y do gustu

nawet KC PZPR. To, ¿e w przypadku znalezienia broni, bez s¹du roz-

strzeliwali ch³opów pod cha³up¹, niszcz¹c przy okazji ca³y dobytek, to

jeszcze nic. Ale po co zaraz wyszukiwaæ i mordowaæ ich krewnych

z okolicznych wiosek? Ludzie Czaplickiego rabowali na potêgê. Pro-

wadzili te¿ specjaln¹ ksiêgê dochodów i rozchodów, w której spisywa-

no kradzione ludnoœci pieni¹dze, cenne przedmioty, zegarki. Wiêkszoœæ

kosztownoœci zniknê³a bez œladu, ale czêœæ zosta³a zapisana w rubrycz-

ce „rozchody”. Z ksiêgi wynika³o, ¿e jeden zegarek marki IWC pokwi-

towa³ niejaki Nazarewicz.

background image

146

Naukowiec

W 1954 r. s³u¿ba w UB by³a coraz bardziej nudna. „Bandy” ju¿

w zasadzie rozbite, PSL opanowany, a po znienawidzonej gomu³kowsz-

czyznie nie pozosta³o ju¿ œladu. Pracy du¿o mniej i przylaæ nie za

bardzo by³o komu. Nazarewicz zapragn¹³ zostaæ naukowcem. Co praw-

da z pisaniem w jêzyku polskim nie zawsze sz³o mu najlepiej, ale by³

przecie¿ majorem UB. Motywuj¹c proœbê o skierowanie na front na-

uki otwarcie pisa³, ¿e tzw. obiektywizm naukowy nie jest tu rzecz¹

najwa¿niejsz¹: wykorzysta³bym w ten sposób swe doœwiadczenie na-

byte w ci¹gu blisko 10-letniej pracy w S³u¿bie Bezpieczeñstwa Pu-

blicznego. Nabyta wiedza da mi mo¿noœæ lepszego ni¿ dotychczas

s³u¿enia sprawie naszej Partii.

Rok póŸniej Nazarewicz zosta³ skierowany do Wy¿szej Szko³y Mark-

sizmu Leninizmu, a potem zosta³ pracownikiem naukowym Wy¿szej Szko-

³y Nauk Spo³ecznych (WSNS). Mo¿e i warsztatu naukowca tu za bardzo

nie uczyli, ale za to obydwie szko³y by³y afiliowane przez KC PZPR.

Po pewnym czasie, maj¹c szereg publikacji, Nazarewicz urós³ do grona

czo³owych znawców polskiego podziemia lat 1939-1945. Szczególnie du¿o

pisa³ o konspiracji PPR i GL-AL, czyli, jak siê mia³ wczeœniej wyra¿aæ

o szpiegach i dwójkarzach Spychalskiego-Gomu³ki. Ale od tamtych cza-

sów sporo siê zmieni³o. W latach 60. w jego ksi¹¿kach by³a to ju¿ prze-

wodnia si³a narodu pod œwiat³ym przewodnictwem tow. „Wies³awa”.

W pisarstwie Nazarewicza nie obowi¹zywa³y ¿adne regu³y uczciwoœci:

tu wyci¹³ fragment niewygodnego dokumentu, tam kaza³ ukrywaæ w ar-

chiwach niewygodne informacje. Gdzieœ z kompletnej nicoœci zrobi³ kil-

kutysiêczny Okrêg ¿o³nierzy AL. Nazarewicz nie odpuœci³ te¿ polskiej

konspiracji, próbuj¹c wymazaæ z pamiêci Polaków wszystko, co wcze-

œniej fizycznie têpi³ w UB. I tak z NSZ robi³ hitlerowskich kolaborantów,

a z AK bratobójcz¹ reakcjê. Tam, gdzie komuniœci napadali i mordowali

polskich dzia³aczy, z regu³y okazywa³o siê, ¿e by³o odwrotnie. A Brygada

Œwiêtokrzyska NSZ to nawet z broni¹ w rêku walczy³a wspólnie z Niem-

cami… Ca³e to pisarstwo ma dziœ wartoœæ makulaturow¹: ot, kontynu-

acja tego, co Nazarewicz rozpocz¹³ we Lwowie jeszcze jako komsomolec

i dla zmylenia klasowego przeciwnika podpisywa³ jako „profesor”, za-

miast otwarcie: pu³kownik UB.

background image

147

Ostatki

Polska po 1989 r. to dla Nazarewicza tragiczne czasy. Co prawda

niektórzy twierdz¹, ¿e dziêki upadkowi komunizmu dziœ odk³amuje siê

historiê, ale Nazarewicz uwa¿a, ¿e jest odwrotnie. Wczeœniej by³y rzetel-

ne badania naukowe, a dziœ jest prawicowa propaganda i kampania dy-

famacyjna znies³awiaj¹ca bohaterów lewicy. W 1998 r. wyda³ wiêc ksi¹¿kê

pt. Armii Ludowej dylematy i dramaty, bêd¹c¹ odpowiedzi¹ na próby

„fa³szowania” historii PPR. Napisa³ w niej otwarcie, ¿e œrodowisko kom-

batanckie AL jest z siebie dumne i nie boi siê niczego: wielu z nas to

ludzie, którzy nie ulêkli siê hitlerowskich oprawców ani te¿ rodzimych

terrorystów. Ten ostatni zwrot dotyczy zapewne AK i NSZ.

Obraz, jaki Nazarewicz namalowa³ w ksi¹¿ce jest smutny: AL-owcy

i PPR-owcy znowu s¹ dziœ ofiar¹ represji: sytuacja AL-owców zatrud-

nionych w MBP i podleg³ych mu strukturach sta³a siê nieznoœna. Czêœæ

z nich nie wytrzyma³a atmosfery podejrzeñ i zdecydowa³a siê – pod

ró¿nymi pretekstami – na rezygnacjê ze s³u¿by. Przygniecieni rozmia-

rem przeœladowañ, musimy wszelako zapytaæ: a co robi³ wówczas mjr

Nazarewicz? Czy¿by sam wówczas nie œciga³ kolegów z AL?

Na promocji nowej ksi¹¿ki towarzysza pu³kownika zebra³a siê „eli-

ta” historiografii PRL. Profesorowie ledwoanalfabeci z ludowego WP,

I sekretarz Stanis³aw Kania i prof. Eugeniusz Duraczyñski z Polskiej

Akademii Nauk. Pojawi³ siê te¿ pose³ Piotr Gadzinowski z SLD, choæ

tym razem bez ¿adnej gwiazdy porno. Ostatnio p³k Nazarewicz przesta³

ju¿ pisywaæ w „Dziejach Najnowszych”, najbardziej presti¿owym pi-

œmie historycznym w Polsce, które pod kierownictwem prof. Czes³awa

Madajczyka przez wiele lat III RP pozostawa³o ¿a³osnym skansenem

„historiografii” PRL. Pozosta³o mu jeszcze „Biuletyn Kombatantów

AL”, „Nie” i niezawodna „Trybuna”. Ciê¿kie walki z fa³szerzami histo-

rii ostatnio os³odzi³o mu zaproszenie na sesjê naukow¹ zorganizowan¹

przez Pana Prezydenta Aleksandra Kwaœniewskiego. Kto wie, mo¿e

kiedyœ razem odbuduj¹ PRL?

Tekst niepublikowany, paŸdziernik 2005 r.

background image

148

background image

149

R

OZDZIA£

V

Judaica

background image

150

P

rzytyk sta³ siê symbolem przedwojennego polskiego antysemity-

zmu i stronniczoœci w³adz. Amerykañski historyk Ezra Mendelsohn

nazwa³ rozruchy w tym mieœcie pogromem. Ani ¿yæ, ani broniæ

siê – oto do jakiego stanu doprowadzi³a m³odzie¿ ¿ydowsk¹ sana-

cja w ostatnim okresie swych rz¹dów – pisa³ po wojnie Bernard Mark,

s³ynny historyk, o zajœciach w Przytyku. Rzeczywistoœæ by³a du¿o

bardziej z³o¿ona, korzystniejsza dla wizerunku s¹du i policji II Rzecz-

pospolitej.

Przytyk by³ przed wojn¹ ma³¹, kilkutysiêczn¹ osad¹, w której ¯ydzi

stanowili ok. 90% mieszkañców. Nie byli ludŸmi bogatymi, lecz docho-

dy, jakie osi¹gali, mog³y byæ dla wiêkszoœci okolicznych, polskich ch³o-

pów jedynie obiektem marzeñ. Kiedy wieœniacy – zmuszeni wskutek

kryzysu gospodarczego w latach 30. do szukania zarobku poza rolnic-

twem – zaczêli imaæ siê handlu, rzemios³a i us³ug, a wiêc zajêæ dotych-

czas zmonopolizowanych przez spo³ecznoœæ ¿ydowsk¹, pojawi³o siê

kolejne pole konfliktów: konkurencja.

Oliwy do ognia dola³a Narodowa Demokracja, która rzuci³a ha-

s³o bojkotu ekonomicznego ¯ydów. Coraz czêœciej dochodzi³o do

awantur spowodowanych przede wszystkim agresywn¹ propagand¹

endeck¹. W samym Przytyku i okolicy mno¿y³y siê incydenty: wybi-

jano szyby, obrzucano wyzwiskami, zdarzy³o siê kilka wypadków

pobicia.

¯ydzi stworzyli samoobronê („selbszutz”) dowodzon¹ przez syjo-

nistê Icka Frydmana. Uzbrojona w ¿elazne ³omy, pa³ki i rewolwery,

mia³a podj¹æ akcjê obronn¹ w wypadku zagro¿enia ze strony ch³opów.

Wyprzedzaj¹c nieco wypadki nale¿y stwierdziæ, ¿e przygotowania te

mia³y powa¿ny wp³yw na rozmiary póŸniejszej tragedii.

Przytyk, 9 marca 1936 roku. Starcia czy pogrom?

background image

151

By³y te¿ niezgodne z prawem. Od zapewnienia porz¹dku i bezpie-

czeñstwa by³y bowiem w³adze pañstwowe i policja. Te œledzi³y dzia³a-

nia polskich narodowców z równie du¿¹ uwag¹ co niechêci¹, traktuj¹c

je jako niebezpieczne z punktu widzenia spokoju spo³ecznego.

Kiedy wiêc w listopadzie 1935 r. w pobliskim Odrzywole dosz³o do

powa¿nych konfliktów na tle narodowoœciowym, policja dzia³a³a bar-

dzo zdecydowanie. Aresztowano wiêkszoœæ ch³opów bior¹cych udzia³

w zajœciach, a do tych, którzy usi³owali ich odbiæ, bezceremonialnie

otworzono ogieñ. 12 ch³opów zosta³o zabitych. W pobliskim Przytyku,

w którym po wydarzeniach w Odrzywole zapanowa³a jeszcze bardziej

wroga atmosfera, wzmocniono za³ogê policyjn¹ z 5 do 16 osób.

9 marca 1936 r. handel na targowisku przebiega³ pocz¹tkowo spo-

kojnie, choæ wczeœnie rano dosz³o do drobnego incydentu. Kupcy ¿y-

dowscy przewrócili i uszkodzili kram czapnika, Polaka, kiedy ten zaj¹³

miejsce ich kolegi. Jednak po interwencji posterunkowego wyznaczono

rzemieœlnikom œciœle okreœlone miejsca i konflikt zosta³ za¿egnany.

Ok. godz. 15 ¯ydzi poskar¿yli siê patroluj¹cym policjantom, ¿e ktoœ

utrudnia handel jednemu z piekarzy. Przeszkadzaj¹cym by³ Józef Strza³-

kowski, cz³onek Stronnictwa Narodowego ze wsi Goszczewice, który sie-

dzia³ na swoim wozie obok straganu piekarza i nawo³ywa³ „swój do swe-

go”. Posterunkowy Anio³ek chcia³ go wylegitymowaæ, a gdy okaza³o siê, ¿e

Strza³kowski nie ma dokumentów, usi³owa³ zabraæ go na posterunek.

Obroñcy Polaków podnosili potem na rozprawie s¹dowej, ¿e inter-

wencja Anio³ka by³a niezgodna z prawem: karalne by³o ubli¿anie, od-

ci¹ganie si³¹, natomiast siedz¹cy na wozie i nawo³uj¹cy do „kupowania

u swego” ¿adnego wykroczenia nie pope³nia³.

Wokó³ zatrzymanego i policjanta zebra³ siê kilkudziesiêcioosobo-

wy t³um, który coraz g³oœniej domaga³ siê wypuszczenia Strza³kow-

skiego. Anio³ek wycofa³ siê do posterunku, by powróciæ po kilku mi-

nutach z piêcioosobowym patrolem z komendantem posterunku poli-

cji na czele.

Rosn¹cy t³um stan¹³ w obronie zatrzymanego ch³opa. Strza³kowski

zbieg³, a policjantów zablokowano w komisariacie. Zostali uwolnieni

dopiero po ok. 20 minutach, kiedy interweniowali nauczyciele widz¹cy

ca³e zajœcie z okien szko³y dwaj. Przypomnieli oni tragiczny fina³ star-

background image

152

cia ch³opów z policj¹ w Odrzywole i nawo³ywali do spokoju. Kiedy

za³oga posterunku wyleg³a na plac w pe³nym rynsztunku i z bagnetami

na karabinach, ch³opi uspokoili siê.

Nieco wczeœniej, po przeciwleg³ej stronie rynku, kilku osobników

oderwa³o siê od t³umu i napad³o na ¿ydowskie stragany, rozrzucaj¹c

towar i bij¹c ich w³aœcicieli. Ch³opi, nie chc¹c wdawaæ siê w awanturê,

poczêli pospiesznie pakowaæ towar i opuszczaæ targowisko. Interwe-

niowa³a samoobrona ¿ydowska, której cz³onkowie wybiegli z podwó-

rek i zaatakowali Polaków. Dowódca bojówki Icek Frydman odda³ kil-

ka niecelnych strza³ów z rewolweru do jednego z awanturników. Reszta

grupy, uzbrojona w rewolwery, ¿elazne ³omy i pa³ki, napad³a na ch³o-

pów wyje¿d¿aj¹cych z miasteczka.

Wieœniacy wpadli w panikê, wskakiwali na wozy lub biegiem ucie-

kali przed padaj¹cymi razami i rzucanymi kamieniami. Kilka strza³ów

w ich kierunku odda³ Luzer Kirszencwajg. Ranni od kul zostali trzej

Polacy nie bior¹cy udzia³u w zajœciach. Do bicia Polaków przy³¹czy³a

siê ludnoœæ ¿ydowska mieszkaj¹ca wzd³u¿ ulicy Warszawskiej – jedy-

nej trasy ucieczki.

Ch³opi, podnieceni dotychczasowym przebiegiem wypadków, prze-

ra¿eni u¿yciem broni, widokiem rannych i pobitych, poczêli gromadziæ

siê z dala od rynku. Kierownictwo obj¹³ Szczepan Zarychta. Ranny

w twarz i z orczykiem w rêku zacz¹³ nawo³ywaæ do powrotu i zemsty.

Rozpoczê³a siê regularna bitwa na kamienie. W tym momencie wkro-

czy³a policja rozdzielaj¹c walcz¹cych i wypieraj¹c ch³opsk¹ ci¿bê z mia-

steczka. Nastêpnie funkcjonariusze zawrócili na rynek, gdzie, jak ra-

portowa³ po zajœciach komendant posterunku: ¯ydzi z kamieniami i roz-

maitemi ¿elaznemi narzêdziami w rêkach gonili za ch³opami.

Za policjantami ruszy³ coraz liczniejszy t³um wzmacniany tymi,

którzy wracali do miasteczka na wieœæ, i¿ ¯ydzi morduj¹ Polaków.

Funkcjonariusze próbowali rozpêdziæ walcz¹cych na rynku, lecz wi-

dz¹c nadci¹gaj¹c¹ czerñ, rzucaj¹c¹ po drodze kamieniami w szyby

¿ydowskich mieszkañ, zaatakowali ch³opów powracaj¹cych do Przy-

tyka. Kiedy ci zaczêli uciekaæ, z okna na I piêtrze Szulim Chil Leska

odda³ kilka strza³ów w kierunku t³umu. Jedna z kul œmiertelnie rani-

³a Stanis³awa Wieœniaka.

background image

153

Ch³opi w panicznej ucieczce poczêli uciekaæ z rynku. Zabitego

zaniesiono do mieszkaj¹cego przy ul. Koœcielnej dra Gazdowskiego.

Po drodze t³um rzuci³ siê na mieszkania ¿ydowskie demoluj¹c, nisz-

cz¹c, mœci³ siê za œmieræ Wieœniaka. Ani policjanci, ani nauczyciele

znajduj¹cy siê na ulicy Warszawskiej nie byli w stanie opanowaæ

zamieszek.

Najwiêksze rozruchy mia³y miejsce w dzielnicach Podgajek i Za-

chêta, gdzie grupy ci¿by ch³opskiej, uzbrojone w dr¹gi, kamienie i k³o-

nice, przyst¹pi³y do masowego demolowania domów, których miesz-

kañcy w wiêkszoœci zd¹¿yli skryæ siê na strychach i w piwnicach. £¹cz-

nie ich ofiar¹ pad³o ok. 20 pobitych i rannych ¯ydów oraz kilkadziesi¹t

zniszczonych mieszkañ.

Do najwiêkszej tragedii dosz³o vis a vis domu dra Gazdowskiego,

gdzie le¿a³ Wieœniak. Kilku napastników napad³o tam na mieszkanie Min-

kowskich: Chaja Minkowska otrzyma³a œmiertelne ciosy jeszcze w miesz-

kaniu, natomiast jej m¹¿ Josek zosta³ dopadniêty na podwórzu, przed

drzwiami kowala Józefa Rogulskiego. Kowal, który wczeœniej schowa³

w mieszkaniu kilkuosobow¹ ¿ydowsk¹ rodzinê Sztarków, wyszed³ przed

dom. Na widok zmasakrowanego cz³owieka krzykn¹³: Co robicie, zabi-

jecie go! co spowodowa³o otrzeŸwienie i ucieczkê bij¹cych go Polaków.

Jednak Minkowski, z rozbit¹ czaszk¹, dogorywa³.

Kiedy ok. godz. 16.30 do Przytyka przyby³ starosta Jerzy Trameco-

urt z dodatkowym oddzia³em policji i prokuratorem, by³o ju¿ po zaj-

œciach. Ich bilans by³ naprawdê tragiczny: dwie osoby zabite, trzecia

zmar³a w szpitalu. Rannych by³o ok. 30 osób, w tym kilka ciê¿ko,

w wiêkszoœci ¯ydów poszkodowanych w ostatniej fazie zajœæ. Dla nich

starosta zorganizowa³ pomoc medyczn¹ z radomskiej ubezpieczalni.

Prokurator przyst¹pi³ do natychmiastowych aresztowañ.

W³adze, pocz¹tkowo zdezorientowane, nie dowierza³y ch³opom

i w areszcie znaleŸli siê niemal wy³¹cznie Polacy. Jednak ju¿ po kilku

dniach wojewoda kielecki pisa³ w poufnym raporcie do MSW: Jak wy-

nika z toku dotychczasowych dochodzeñ prokuratorskich, omawiane

zajœcia przybra³y tak powa¿ny rozmiar jedynie na skutek u¿ycia przez

¯ydów broni palnej, ofiar¹ której pad³ Wieœniak, co spowodowa³o do-

piero dalsze krwawe zaburzenia.

background image

154

Sprawa zajœæ w Przytyku nabra³a ogromnego rozg³osu. Pocz¹tkowo

w prasie ukaza³ siê tylko oficjalny komunikat, który donosi³ o ofiarach

krwawych zaburzeñ i przywróceniu spokoju przez policjê. Lecz ju¿ 12 marca

1936 r. na forum parlamentu wyst¹pi³ senator Moj¿esz Schorr, który przed-

stawi³ ca³kowicie zmyœlon¹ wersjê wydarzeñ. Wedle niej zajœcia by³y przy-

gotowane przez endeckie bojówki. Zarzuci³ on w³adzom pañstwowym ca³-

kowit¹ biernoœæ, a nawet sprzyjanie rozruchom: Na oczach policji, stoj¹cej

bezczynnie, przygl¹daj¹cej siê biernie i ze spokojem wypadkom, rozgry-

waj¹ siê rozruchy. Masa ch³opska uzbrojona w pa³ki owiniête drutem

i zakoñczone ga³kami ¿elaznemi, specjalnie w tym celu przez zbrodnicz¹

rêkê dostarczone, w k³onice i orczyki – wdziera siê do mieszkañ i sklepów

¿ydowskich, niszcz¹c, ³ami¹c, rabuj¹c.

Dziêki mowie senatora Schorra, szeroko przedrukowywanej w pra-

sie, nieprawdziwa wersja wydarzeñ sta³a siê znana na ca³ym œwiecie.

Spowodowa³a ona nieprzychylny dla Polski rezonans, szczególnie

wœród skupisk ludnoœci ¿ydowskiej: „Doar Hayom” pisa³ w Palesty-

nie 23 marca 1936 r.: Nie ma prawa, które nie by³oby skierowane

przeciwko ¯ydom i nie ma miasta w Polsce, gdzie ¯ydzi nie piliby

zatrutego pucharu pogromów i zniewag; nie ma ¯yda na œwiecie,

który by ¿ywi³ sympatiê do tej Polski. Dzieñ wczeœniej w Tel Awiwie

po wiecu syjonistów-rewizjonistów (odpowiednik polskiego ONR) kil-

kusetosobowy t³um uda³ siê pod polski konsulat. W placówce powy-

bijano szyby i przy aplauzie zgromadzonej publicznoœci pozrywano

z budynku polskie tablice.

Podobne echa rozleg³y siê w Stanach Zjednoczonych: oprócz kilku

artyku³ów w prasie odby³y siê masowe wyst¹pienia i protesty przeciw-

ko pogromom w Polsce. Kongresman Pittman, prezes Komisji Spraw

Zagranicznych Senatu, nazwa³ Polaków narodem stoj¹cym u progu po-

stradania zmys³ów.

Raporty z polskich placówek dyplomatycznych i konsularnych po-

twierdza³y, ¿e nieprzychylna Polsce kampania nie jest spowodowana

wrogoœci¹ diaspory ¿ydowskiej do Polski, lecz wynika³a przede wszyst-

kim z braku rzetelnej informacji o sytuacji w kraju.

Proces przeciwko uczestnikom zajœæ przytyckich rozpocz¹³ siê

2 czerwca 1936 r. w Radomiu i nale¿a³ do najwiêkszych w przedwo-

background image

155

jennej Polsce; oskar¿onych by³o a¿ 57 osób, powo³ano ponad 300

œwiadków.

Najciê¿sze zarzuty postawiono Szulimowi Lesce, który mia³ oddaæ

œmiertelne strza³y do Wieœniaka oraz domniemanym zabójcom Minkow-

skich: Gustawowi Iwañskiemu, Franciszkowi Kwietniewskiemu, Anto-

niemu i Stanis³awowi Fr¹czkiewiczom.

O strzelanie do ch³opów w zamiarze pozbawienia ¿ycia oskar¿ono

tak¿e innych cz³onków samoobrony: Icka Frydmana i Luzera Kirszen-

cwajga. Pozosta³ym obwinionym, tak Polakom, jak i ¯ydom, postawio-

no drobniejsze zarzuty: uczestnictwo w zbiegowisku, demolowanie do-

mów ¿ydowskich, pobicie.

Punktem kluczowym procesu by³a sprawa zabójstwa Wieœniaka

przez Leskê. Przyznanie przez jego obroñców, ¿e Leska jest zabójc¹

i szukanie dla niego okolicznoœci ³agodz¹cych mog³o spowodowaæ ob-

ni¿enie kary. Wtedy jednak ca³a koncepcja obrony, wedle której spo-

³ecznoœæ ¿ydowska by³a tylko bezbronnym, biernym obiektem ataków,

leg³aby w gruzach. Wybrano wersjê najgorsz¹ z mo¿liwych: ukuto le-

gendê, i¿ strza³y w kierunku Wieœniaka pad³y ze skrzyni ciê¿arówki

przeje¿d¿aj¹cej przez miasteczko. By³a to wersja stoj¹ca w sprzeczno-

œci z relacjami wielu œwiadków, którzy widzieli strzelaj¹cego Leskê

w oknie, a do tego szybko skompromitowana; odnaleziono ciê¿arówkê

i jej kierowcê, który krytycznego dnia przewozi³ ni¹ œwinie. Skutki by³y

katastrofalne: Leskê skazano za umyœlne zabójstwo, natomiast legenda

o ciê¿arówce, podtrzymywana przez zeznaj¹cych œwiadków – ¯ydów,

podwa¿a³a ich wiarygodnoœæ nawet w tych kwestiach, kiedy mówili

prawdê. O wyjaœnieniu przyczyn ataku samoobrony ¿ydowskiej na Po-

laków (wczeœniejszy napad kilku ch³opów na krawców ¿ydowskich) nie

mog³o byæ mowy wobec faktu, i¿ jej cz³onkowie uparcie twierdzili, ¿e

nic nie widzieli i udzia³u w zajœciach nie brali. Co wiêcej: œledztwo

wykaza³o jednoznacznie, ¿e ch³opi zostali napadniêci podczas ucieczki

ulic¹ Warszawsk¹, a wszystkich postrzelonych Polaków, którzy w ogó-

le nie brali udzia³u w zajœciach, kule trafi³y od ty³u.

26 czerwca 1936 r. ok. godz. 17.45 sêdzia Adam Bobkowski og³osi³

wyrok w procesie radomskim. Szulim Leska zosta³ skazany na 8 lat wiê-

zienia, podobnie wysokie kary otrzymali strzelaj¹cy do Polaków: Icek

background image

156

Frydman – 5 lat i Luzer Kirszencwajg – 6 lat. Domniemanych zabójców

Minkowskich z powodu braku dowodów uniewinniono, a wiêkszoœæ ch³o-

pów zosta³a skazana za udzia³ w zajœciach na wyroki od kilku do kilkuna-

stu miesiêcy wiêzienia, przewa¿nie w zawieszeniu.

Spo³ecznoœæ ¿ydowska by³a przygnêbiona. Adwokaci odwo³ywali

siê od wyroku, jednak przynios³o to tylko po³owiczne sukcesy: zmniej-

szono karê Luzera Kirszencwajga i Szulima Leski, lecz niektórym oskar-

¿onym ¯ydom nawet j¹ podwy¿szono.

Dla endecji wyrok by³ sporym sukcesem propagandowym; lokalne

ko³a Stronnictwa Narodowego powita³y uwolnionych jak bohaterów.

Ukaza³a siê tak¿e broszura autorstwa jednego z obroñców oskar¿onych

Polaków, Stefana Niebudka, pod tytu³em Wojna Polaków z ¯ydami.

Wobec takiego obrotu sprawy S¹d Apelacyjny w Lublinie uzna³, ¿e skoro

oskar¿eni Polacy œwiêtuj¹ otrzymanie wyroków w zawieszeniu, urz¹-

dzaj¹ fety, to widaæ kara nie spe³ni³a swojej wychowawczej roli: wszystkie

wyroki w zawieszeniu zamieniono na karê bezwzglêdnego wiêzienia,

w wielu wypadkach znacznie je podwy¿szaj¹c, nawet dwukrotnie.

Naprawiono te¿ b³¹d s¹du okrêgowego: czterej domniemani zabój-

cy Minkowskich, którzy w pierwszej instancji zostali ca³kowicie unie-

winnieni, na wszelki wypadek otrzymali po pó³tora roku wiêzienia za

udzia³ w rozruchach.

Znajomoœæ faktów dotycz¹cych zajœæ w Przytyku powinna zweryfi-

kowaæ pokutuj¹ce w historiografii przekonanie o zaplanowanym po-

gromie i niesprawiedliwych polskich przedwojennych s¹dach.

Uzasadnienie wyroku s¹dowego

Na podstawie przewodu s¹dowego s¹d doszed³ do nastêpuj¹cych usta-

leñ. Skutkiem uprawiania od kilku miesiêcy przed zajœciami w Przytyku

dnia 9 marca 1936 r. przez ludnoœæ polsk¹ skutecznego bojkotu handlu

¿ydowskiego oraz zdarzaj¹cych siê w tym czasie wypadków napaœci na

ludnoœæ ¿ydowsk¹ w postaci wybijania szyb i pobicia, ludnoœæ ¿ydowska

Przytyka zdradza³a, zw³aszcza w ostatnich czasach przed wypadkami,

¿ywe zdenerwowanie, co siê wyrazi³o w zg³aszaniu siê licznych delega-

cyj tej¿e ludnoœci do w³adz administracyjnych z ¿¹daniem przywrócenia

stanu i stosunków, jakie istnia³y przed okresem bojkotu (...)

background image

157

Dnia 9 marca 1936 r. w godzinach popo³udniowych na rynku

w Przytyku na skutek interwencji policji, usi³uj¹cej kilkakrotnie dopro-

wadziæ Józefa Strza³kowskiego za energiczne stosowanie bojkotu stra-

ganu ¿ydowskiego z pieczywem do posterunku P [olicji] P [añstwowej],

zebrany t³um odbi³ tego¿ Strza³kowskiego i zgrupowa³ siê ko³o poste-

runku, wznosz¹c okrzyki przeciwko policji. W czasie tego zajœcia rzu-

cono w policjê orczykiem, kamieniami i krzese³kiem, lecz nikt z policji

nie zosta³ uderzony (...)

W pewien czas póŸniej, lub pod koniec zajœcia przed posterunkiem,

co nie zosta³o na rozprawie œciœle ustalone, strzeli³ na rynku Icek Fryd-

man. Rozpoczê³o siê zamieszanie z wybijaniem gdzieniegdzie okien ka-

mieniami, przewracaniem straganów i pobiciem Józefa Kubiaka, krawca

Dalmana oraz Lejzora Feldberga i Abrama Haberberga, ch³opca chrze-

œcijanina, tudzie¿ gremjalne opuszczenie przez w³oœcian na wozach

targu ulic¹ Warszawsk¹ w kierunku przedmieœcia Zachêta, przyczem

kolejnoœæ powy¿szych zajœæ i zwi¹zek przyczynowy miêdzy sob¹ i na-

stêpnemi zajœciami nie zosta³ ustalony.

W tym czasie, kiedy w³oœcianie opuszczali pospiesznie Przytyk, na

rogu rynku i ul. Warszawskiej, z tej ostatniej Luzer Kirszencwajg strze-

li³ do przechodz¹cego Stanis³awa Kubiaka, a drugim wystrza³em praw-

dopodobnie zrani³ Stanis³awa Popiela. Jednoczeœnie zgrupowana pod

domami ul. Warszawskiej i w tzw. „œciankach” ludnoœæ ¿ydowska do-

puœci³a siê na uciekaj¹cych w³oœcianach czynnej napaœci, obrzucaj¹c

ich kamieniami i bij¹c ¿elazami i pa³kami oraz u¿ywaj¹c broni palnej,

co spowodowa³o akcjê obronn¹ ze strony napastowanych, nieposiada-

j¹cych broni w³oœcian. Przy moœcie, prowadz¹cym na Zachêtê, ucieka-

j¹cy pod wp³ywem nawo³ywania Szczepana Zarychty i innych zatrzy-

mali siê i powrócili na ul. Warszawsk¹, prawdopodobnie w celu odwe-

tu, usi³uj¹c dojœæ do miasta. Jednak przyby³a w tym czasie policja po-

czê³a w dwóch rzutach wypieraæ t³um ulic¹ Warszawsk¹ w kierunku

mostu. T³um ten poza nielicznemi rzucanemi kamieniami wycofa³ siê

spokojnie i gdy przechodzi³ ko³o domu Leski, z rozbitego okna na piê-

trze wychyli³a siê skierowana w dó³ rêka Szulima Leski, który da³ kilka

strza³ów w t³um. Jednym z tych strza³ów zosta³ zabity Stanis³aw Wie-

œniak. T³um, podniecony wy¿ej wspomnian¹ napaœci¹ ludnoœci ¿ydow-

background image

158

skiej w ulicy Warszawskiej, a w szczególnoœci zabójstwem Wieœniaka

zdemolowa³ najbli¿sze mieszkania ¿ydowskie na Zachêcie i Podgajni-

ku [Podgajnku], w trakcie czego zosta³o powa¿nie pobitych wielu ¯y-

dów i bestjalsko zostali zamordowani Minkowscy. (...)

Skazuj¹c, s¹d podzieli³ kwalifikacjê prawn¹ czynów oskar¿onych,

przytoczon¹ w akcie oskar¿enia, uzna³ bowiem i¿ stan faktyczny, od-

tworzony na przewodzie s¹dowym, w zupe³noœci odpowiada powo³a-

nym przepisom prawa. S¹d odrzuci³ podniesion¹ przez obronê kon-

cepcjê obrony koniecznej, jako niczem nieuzasadnion¹, zw³aszcza,

¿e objektywnie zosta³o ustalone, i¿ wszystkie postrza³y w³oœcian

zosta³y oddane w ich plecy, wzglêdnie od ty³u. Równie¿ w okoliczno-

œciach faktycznych sprawy nie dopatrzy³ siê s¹d danych, które prze-

mawia³yby za dzia³aniem strzelaj¹cych pod wp³ywem silnego wzru-

szenia duchowego. (...)

„¯ycie” z 7-8 lutego 1998 r.

background image

159

P

ogrom kielecki, którego rocznica minê³a kilka dni temu, traktowany

jest na Zachodzie jako czeœæ brutalnej rozprawy Polaków z ¯ydami.

Historyk amerykañski Joseph Kermish napisa³ w 1974 r.: Trzeba pod-

kreœliæ, ¿e do samego koñca niemieckiej okupacji polskiej ziemi – a na-

wet potem – jednostki i grupy z polskiego podziemia kontynuowa³y zabi-

janie ¯ydów, nawet wtedy, kiedy demokratyczny rz¹d Polski ju¿ powsta³

w wyzwolonej Polsce. Na terenie ca³ej Polski mia³y miejsce skrytobójcze

mordy ¯ydów, którym uda³o siê ocaleæ, ¯ydów, którzy wrócili z obozów

i z oddzia³ów partyzanckich.

Taka interpretacja historii Polski mo¿e oburzaæ: nazwanie wkro-

czenia wojsk sowieckich do Polski wyzwoleniem jest tak¹ mniej wiêcej

niedorzecznoœci¹, jak zdefiniowanie rz¹dów komunistycznych s³owem

demokratyczne. Równie¿ wizja dzia³añ polskiego podziemia z okresu

okupacji niemieckiej jest bardzo symptomatyczna. Wed³ug Kermisha

jego g³ównym zadaniem by³o w zasadzie zabijanie ¯ydów.

Wiêkszoœæ innych prac historycznych powsta³ych w USA maluje

obraz Polski jako kraju powszechnego, dzikiego antysemityzmu, który

powodowa³, ¿e ¯ydzi ocaleni z holocaustu wrêcz nie mogli poruszaæ siê

swobodnie po ulicach w obawie o w³asne ¿ycie. Polacy zaœ, zamiast

cieszyæ siê z odzyskanej wolnoœci i nowego rz¹du demokratycznego,

najchêtniej mordowali ¯ydów. Podobne wywody na temat powojennej

rzeczywistoœci w Polsce uzupe³niaj¹ ró¿nego rodzaju statystyki ofiar

polskiego antysemityzmu. Niezwykle wp³ywowa historyczka Lucy Da-

widowicz stwierdzi³a na przyk³ad, ¿e pomiêdzy marcem 1945 r. a lip-

cem 1946 r. w Polsce zabito ok. 800 ¯ydów. Jest to liczba i tak niezbyt

wysoka, skoro inny naukowiec, Jaff Schatz, napisa³ w 1992 r., ¿e po

Wypaczona historia

background image

160

wojnie zamordowano ok. 1500 osób, a dwa lata póŸniej Michael Stein-

lauf doliczy³ siê ju¿ ok. 1500-2000 ¯ydów, w znakomitej wiêkszoœci

zabitych tylko dlatego, ¿e byli ¯ydami.

Sk¹d siê te tezy i liczby wziê³y? G³ównym sposobem powstawa-

nia cytowanych prac historycznych by³o tzw. p¹czkowanie geome-

tryczne. Na czym ów system polega? Wystarczy, ¿e zbierze siê kilka

relacji, doda do tego piêæ przypadkowych dokumentów i ju¿ jest kil-

ka przypisów do mniej lub bardziej ba³amutnej tezy. Kolejny histo-

ryk pisze bardzo podobn¹ pracê, dodaj¹c do przypisów jedynie ksi¹¿-

kê poprzednika i nieco podwy¿szaj¹c liczbê rzekomych ofiar. Trzeci

ma ju¿ do dyspozycji o jedno Ÿród³o wiêcej: mo¿e wiêc podwy¿szyæ

szacunki. Potem powstaj¹ kolejne artyku³y i ksi¹¿ki, których liczba

– tak jak liczba ¯ydów zabitych w Polsce po wojnie – bêdzie ros³a

w postêpie geometrycznym. Po kilku latach 27-tysiêczna pozycja

wydana na ten temat bêdzie mia³a w przypisach bardzo potê¿n¹ „bazê

Ÿród³ow¹”.

Przestrzegam jednak przed porównywaniem amerykañskiego rynku

historycznego do zgrabnych oszustw a la „³añcuszek szczêœcia”, miê-

dzy obydwoma systemami jest bowiem zasadnicza ró¿nica. W klasycz-

nym uk³adzie jedni gracze oszukuj¹ innych, tu zaœ nabieraj¹ siê wszy-

scy: i historycy, i czytelnicy.

Propaganda

Od pocz¹tku Polski Ludowej komuniœci przyst¹pili do bardzo gwa³-

townej rozprawy z politycznymi przeciwnikami. Polem walki by³y nie

tylko lasy, w których ukrywali siê œcigani i zaszczuwani niepodleg³oœciow-

cy, lecz tak¿e umys³y Polaków. ¯o³nierze polskiego podziemia mieli zo-

staæ nie tylko unicestwieni fizycznie, lecz tak¿e zohydzeni moralnie.

Okólnik Ministerstwa Informacji i Propagandy z kwietnia 1945 r.

nakazywa³: Nale¿y ukazaæ akcjê AK w ca³ej jej rzeczywistej ohydzie,

staraæ siê odizolowaæ politycznie bandyckie, faszystowskie elementy

AK i NSZ jako ludzi, których zaœlepienie i g³upota polityczna i niena-

wiœæ do demokracji [sic! – komunizmu] uczyni³a faktycznymi agentami

Hitlera. (...) Kampania przeciwko AK musi byæ prowadzona bardzo

ostro, ale bez histerii.

background image

161

Jednym z ulubionych argumentów komunistycznej propagandy by³o

ukazywanie niepodleg³oœciowców jako rzezimieszków i zbirów mordu-

j¹cych bohaterskich ¿o³nierzy radzieckich, kobiety, dzieci i niewinnych

¯ydów. Opinie tego typu prezentowa³a nie tylko polska prasa, lecz od-

powiednie wydawnictwa komunistyczne preparowane na Zachodzie.

W 1946 r. agencja „Soviet News” opublikowa³a w Londynie wybór

dokumentów dotycz¹cych stosunków polsko-sowieckich. Ukazywa³ on

w ró¿owych barwach rzekom¹ przyjaŸñ polsko-sowieck¹ i niezwykle

¿yczliwy stosunek Stalina do naszego kraju. Sytuacja polityczna Polski

zosta³a weñ ukazana jako walka si³ demokracji i postêpu z reakcj¹,

faszyzmem i antysemityzmem. Przedstawicielami si³ wstecznych by³y

m.in. Polskie Si³y Zbrojne na Zachodzie, rz¹d RP w Londynie i podzie-

mie antykomunistyczne w kraju.

„Soviet News” z emfaz¹ godn¹ wielkiej sprawy przytacza³a opiniê

komunistycznego genera³a Micha³a £y¿wiñskiego vel ¯ymierskiego,

dotycz¹ce AK: W okolicach Sandomierza ci byli cz³onkowie Armii

Krajowej, którzy zeszli do podziemia, urz¹dzaj¹ pogromy, napadaj¹

na miasteczka i morduj¹ ¯ydów. To udowadnia, ¿e organizacja ta jest

faszystowska i moralnie skorumpowana (...).

Podobne informacje dociera³y na Zachód równie¿ za poœrednictwem

Centralnego Komitetu ¯ydów Polskich, którego odezwy i oœwiadczenia

by³y równie ostre w formie, co enuncjacje w³adz warszawskich. Na

przyk³ad w oficjalnym dokumencie z 13 stycznia 1946 r. CD¯P nazwa³

rz¹d polski na wychodŸstwie reakcyjn¹ klik¹ spod znaku zbankrutowa-

nego rz¹du londyñskiego, po czym stwierdzi³, ¿e Rz¹d Jednoœci Naro-

dowej stoi na stra¿y interesów wszystkich obywateli Polski, a tym sa-

mym i ocala³ej ludnoœci ¿ydowskiej, której udziela od czasu wyzwole-

nia Polski spod okupacji niemieckiej jak najdalej id¹cej pomocy mate-

rialnej i moralnej, prowadzi nieub³agan¹ walkê z bandami NSZ.

Niektórzy politycy ¿ydowscy swoim zaanga¿owaniem zdystanso-

wali komunistyczne gadzinówki. Przedwojenny pose³ na Sejm RP, syjo-

nista Emil Sommerstein, w wyst¹pieniu na sesji KRN w lipcu 1945 r.

perorowa³: nie tylko z r¹k zbirów hitlerowskich, ale i z r¹k polskiej

reakcji – nie bêdziemy tu mierzyli z czyich r¹k wiêcej – du¿o setek

tysiêcy ¯ydów zginê³o.

background image

162

Nieco mniej gwa³town¹ kampaniê propagandow¹ prowadzili na are-

nie miêdzynarodowej polscy komuniœci. Liczyli, ¿e ukazuj¹c w jak naj-

gorszym œwietle si³y niepodleg³oœciowe w kraju, armiê gen. Andersa

czy rz¹d RP w Londynie, poprawi¹ swój w³asny wizerunek i ³atwiej

uzyskaj¹ przyzwolenie aliantów zachodnich na zniewolenie Polski. Ak-

cja ta przynios³a im wiele sukcesów.

W wydanych w 1951 r. wspomnieniach prezes Œwiatowego Zwi¹z-

ku Polskich ¯ydów, Józef Tennenbaum wzi¹³ za dobr¹ monetê uzyska-

nie od szefa MB Stanis³awa Radkiewicza informacjê, ¿e za anty¿ydow-

skimi wyst¹pieniami w Polsce, a w tym równie¿ wypadkami kieleckimi,

stali genera³ Anders i Brygada Œwiêtokrzyska NSZ.

Amerykañski libera³ John Vachon pisa³ na bie¿¹co o sytuacji w Pol-

sce: Odby³o siê referendum. By³o ono bardzo porz¹dnie i uczciwie prze-

prowadzone. W innym miejscu o tzw. pogromie kieleckim stwierdzi³:

36 ze 136 ¯ydów w Kielcach zosta³o ukamienowanych. Oko³o szeœæ-

dziesiêciu bardzo pobitych znajduje siê w szpitalu. Ludzie Andersa

okazali siê przywódcami zamieszek i zostali aresztowani.

Postronni obserwatorzy zachodni, w tym równie¿ ¯ydzi amerykañ-

scy, bardzo czêsto odbierali wydarzenia w Polsce zgodnie ze scenariu-

szem pisanym przez PPR. To by³y wielkie triumfy komunistycznej pro-

pagandy, których skutki odczuwamy do dziœ.

Relacje, wspomnienia

G³ównym Ÿród³em informacji historyków amerykañskich by³y i s¹ re-

lacje ¯ydów, którzy wyjechali z Polski po wojnie. Wielu z nich wynios³o

z kraju bardzo z³e wspomnienia i da³o temu wyraz w ostrych i nie zawsze

wywa¿onych s¹dach. Obrazy tworzone we wspomnianych relacjach nie

tylko nios¹ ze sob¹ silny baga¿ emocjonalny, lecz tak¿e zawieraj¹ niedo-

k³adne, wyolbrzymione lub te¿ po prostu nieprawdziwe informacje.

Rachela Sutin napisa³a na przyk³ad: Jednego dnia us³yszeliœmy, ¿e

w polskim mieœcie na po³udnie od £odzi – w mieœcie nazwanym Kato-

wice – mia³ miejsce du¿y pogrom. Wszyscy ocaleni z Zag³ady ¯ydzi

w tym mieœcie zostali zabici przez miejscowych Polaków. I to wydarzy-

³o siê po tym jak wojna mia³a byæ skoñczona! A ¯ydów wci¹¿ zabijano

– nie tylko w Katowicach, ale równie¿ w innych miastach Polski – tak

background image

163

jakby Polacy w tych miastach starali siê za³atwiæ to, czego Niemcy nie

zd¹¿yli.

Oczywiœcie, o takim pogromie nikt nigdy w Polsce nie s³ysza³, ale

autorka wspomnieñ, a za ni¹ powo³uj¹cy siê nañ historycy nie maj¹

¿adnych w¹tpliwoœci, ¿e rzeŸ ¯ydów w Katowicach to fakt historyczny.

Wiele wydarzeñ funkcjonuj¹cych w amerykañskich pracach nauko-

wych jako brutalne ataki na ¯ydów jest w kraju doœæ dobrze znanych,

ale z zupe³nie innej strony.

W paŸdzierniku 1944 r. oddzia³ AK pod dowództwem pchor. Micha-

³a Babula (ps. „Gaj”) przeprowadzi³ w Ejszyszkach zamach na oficera

sowieckiego kontrwywiadu („Smierszu”). Akcja zakoñczy³a siê sukce-

sem: zginê³o trzech Sowietów, w tym rzeczony oficer. Niestety, w czasie

strzelaniny zginê³o dwoje ¯ydów: kobieta i dziecko. Po latach córka tra-

gicznie zmar³ej kobiety, Yaffa Sonenson-Eliach napisa³a we wspomnie-

niach, ¿e w Ejszyszkach mia³ miejsce pogrom ¯ydów. W 1996 r., kiedy

sprawa „pogromu w Ejszyszkach” sta³a siê g³oœna, zarówno w Polsce,

jak i w USA ukaza³o siê kilka artyku³ów, które bardzo dok³adnie wyja-

œnia³y ca³¹ sprawê. Ktoœ przypomnia³ nawet wspomnienia oficera NKWD

¿ydowskiego pochodzenia, Leona Kahana, z których równie¿ jednoznacz-

nie wynika³o, ¿e akcja AK nie mia³a podtekstu etnicznego.

Sprawa ta nie jest niczym szczególnym. Innych, mniej lub bar-

dziej zawinionych oczywistych zniekszta³ceñ i zafa³szowañ, jest bar-

dzo wiele. Wiadomo dziœ doskonale – pisa³a o tym m.in. prof. Teresa

Preker – ¿e sk³adane po wojnie relacje w miarê up³ywu czasu i zmian

koniunktur politycznych ulega³y kolejnym modyfikacjom. Znane s¹

w Polsce wspomnienia osób, które najpierw opisywa³y œmieræ swoich

bliskich z rêki Niemców, a w miarê zaœ up³ywu czasu hitlerowców

zastêpowali faszyœci z AK i NSZ.

Podobnie – choæ z zupe³nie innych przyczyn, raczej nie ideologicz-

nych – by³o i na Zachodzie: œmieræ bliskich z rêki Niemców by³a do-

œwiadczeniem powszechnym i nie budzi³a takich emocji i zainteresowa-

nia – co innego œmieræ z rêki polskiego antysemity. Równie¿ zabójstwo

dokonane przez pospolitego bandytê nie mog³o byæ imponuj¹ce – co

innego z rêki faszysty z AK czy NSZ. To by³o doœwiadczenie niemal

z pogranicza holocaustu.

background image

164

Oprócz typowych mankamentów metodologicznych, jakie zawiera-

j¹ prace oparte na tego typu relacjach, du¿¹ rolê odgrywa³y uprzedzenia

ideologiczne. W liœcie z lutego 1994 r. Stanis³aw Aronson pisa³ z Izra-

ela do „Gazety Wyborczej”: Jak wiadomo, w 1955 r. powsta³ w Jerozo-

limie Instytut Pamiêci Narodowej Yad Vashem i wkrótce przyst¹pi³ do

zbierania relacji o losach ¯ydów podczas wojny. Niektórzy z zajmuj¹-

cych siê tym m³odych historyków byli to komuniœci,wyszkoleni w stali-

nowskiej Polsce. Mieli oni wpojon¹ nienawiœæ do AK i uwielbienie do

AL i innych formacji komunistycznych. St¹d te¿ wysoce prawdopodob-

nie jest redakcyjne „modelowanie” uzyskiwanych relacji, czêsto wiêc

nie mo¿na mieæ do nich pe³nego zaufania.

Zdarza³o siê, i¿ interpretacjê treœci relacji œwiadków ¿ydowskich dopa-

sowywano (podobnie jak inne dokumenty) do ju¿ funkcjonuj¹cej, negatyw-

nej opinii o Polsce, parafrazuj¹c i wypaczaj¹c ich sens. Bardzo znana

w USA ksi¹¿ka Unequal Victims: Poles and Jews During World War Two

Izraela Gutmana i Szmula Krakowskiego jest podrêcznikowym wrêcz przy-

k³adem takiej dzia³alnoœci. Ponadto jest publiczn¹ tajemnic¹, ¿e kilku sza-

nowanych w USA naukowców zajmuj¹cych siê stosunkami polsko-¿ydow-

skimi, ma za sob¹ niezwykle bogat¹ kartê w Ludowym Wojsku Polskim,

milicji lub UB. Przedstawienia rzetelnego opisu wydarzeñ w Polsce lat 1944-

1947 po ludziach takiego formatu spodziewaæ siê raczej nie nale¿y.

Ró¿nice w percepcji

Partyzant ¿ydowski Hersz Cymerman vel Harold Werner jest jednym

z wielu ¯ydów, którzy wywieŸli z Polski bardzo z³e wspomnienia. O swo-

ich doœwiadczeniach powojennych napisa³ z gorycz¹: Po wyzwoleniu spo-

dziewaliœmy siê, ¿e nas bêd¹ witaæ jako bohaterów za to, ¿e zwyciêsko

walczyliœmy ze wspólnym wrogim, aby pomóc wyzwoliæ Polskê. Zamiast

tego nasi ¿ydowscy partyzanci spotkali siê z zupe³nie przeciwn¹ reakcj¹

i ze smutkiem zdali sobie sprawê, ¿e polskie podejœcie do ¯ydów zosta³o

takie samo po wojnie, jak by³o przed wojn¹. I mo¿na by uwierzyæ

w antysemicki podtekst z³ego stosunku Polaków do Cymermana, gdyby

w innym miejscu sam nie napisa³, ¿e wst¹pi³ z kolegami do miejscowego

UB. Doda³ przy tym, ¿e zupe³nie nie rozumie, dlaczego w niektórych

wypadkach atakowa³y nas bandy z oddzia³ów by³ej Armii Krajowej.

background image

165

Przytoczony fragment wspomnieñ wyraŸnie sygnalizuje ró¿nice po-

strzegania powojennej rzeczywistoœci przez ¯ydów i Polaków. Dla tych

pierwszych skoñczy³ siê ludobójczy koszmar, który poch³on¹³ miliony

ich wspó³rodaków. Pozytywny stosunek ¯ydów do wkraczaj¹cych So-

wietów nie oznacza³ wiêc wrodzonej sympatii do komunizmu, jak to

czasem wówczas postrzegano, lecz by³ skutkiem przywrócenia im pra-

wa do ¿ycia. Natomiast dla wiêkszoœci Polaków wkroczenie Armii Czer-

wonej i tworzenie komunistycznego aparatu w³adzy oznacza³o zamianê

jednej okupacji na drug¹.

Owa zasadnicza ró¿nica w percepcji wydarzeñ by³a przyczyn¹ od-

miennych postaw i wielu nieporozumieñ. Wspomniany Hersz Cymerman

dziwi³ siê, dlaczego AK-owcy do niego strzelaj¹. W innym miejscu swo-

ich wspomnieñ uzna³ za przejaw polskiego antysemityzmu wypadek ze

stycznia 1945 r., kiedy to oficer rzeszowskiego UB, kpt. Chyl Grynszpan,

otrzyma³ paczkê, która okaza³a siê byæ bomb¹ i wybuch³a Grynszpanowi

w rêkach. Nie wspomnia³ przy tym ani s³owa – byæ mo¿e o tym nie wiedzia³

– ¿e kilka miesiêcy póŸniej za pomoc¹ podobnej paczki AK zlikwidowa³a

innego „zas³u¿onego” funkcjonariusza rzeszowskiego UB, Polaka, sier¿.

Jacentego Grodka. Nie ma wiêkszych w¹tpliwoœci, ¿e w obu przypadkach

celem byli po prostu funkcjonariusze komunistycznego aparatu bezpieczeñ-

stwa. Ale dla ka¿dego czytaj¹cego w USA wspomnienia Cymermana oczy-

wiste jest, ¿e zamach na Grynszpana mia³ kontekst etniczny. A przecie¿

podobnych udokumentowanych przypadków likwidacji funkcjonariuszy UB,

milicjantów, aktywistów partyjnych i konfidentów UB czy NKWD ¿ydow-

skiego pochodzenia znamy dziesi¹tki, o ile nie setki!

Weteran walk z Niemcami i antykomunistycznego powstania, re-

daktor Jerzy Œlaski, wspomina³: W Melbourne rozmawia³em z bardzo

bogat¹ i dystyngowan¹ starsz¹ pani¹, ¯ydówk¹ z Bia³egostoku, która

skar¿y³a siê na polski antysemityzm, obci¹¿aj¹c tym zarzutem równie¿

Armiê Krajow¹, i gdy usi³owa³em z ni¹ polemizowaæ, przygwoŸdzi³a

mnie takim oto argumentem:

– Jeœli pan nie wierzy, to mogê zaprowadziæ pana do mego brata,

który te¿ tu mieszka. AK-owcy chcieli go zabiæ i tak postrzelili, ¿e do

dziœ jest inwalid¹! I to ju¿ po wojnie!

– A co brat robi³? – spyta³em.

background image

166

– By³ oficerem. Polskim oficerem! Zastêpc¹ szefa bezpieczeñstwa

w Bia³ymstoku!

Czy¿ mia³em jej t³umaczyæ, ¿e jeœliby UB-owiec tego szczebla nie

by³ z pochodzenia ¯ydem, lecz Hiszpanem lub Australijczykiem, to te¿

by do niego strzelano?

Historycy amerykañscy zapominaj¹, ¿e wkroczenie wojsk sowiec-

kich nie przynios³o Polsce ani wolnoœci, ani bezpieczeñstwa. Krwawe

pacyfikacje hitlerowców zast¹pi³y nie mniej brutalne sowieckie i prze-

prowadzane przez rodzimych kolaborantów. Trwa³o antykomunistycz-

ne powstanie. Brak stabilizacji, wojenne zdziczenie i ³atwy dostêp do

broni wp³ywa³y na rozwój plagi bandytyzmu. Ginêli przede wszystkim

Polacy, ginêli tak¿e ¯ydzi – za spraw¹ wojsk NKWD, MO, UB, „ludo-

wego” wojska; jako ofiary antykomunistycznych powstañców, z r¹k UPA,

Werwolfu, sowieckich maruderów i rodzimych bandytów. ¯ydzi byli

zabijani tak¿e z powodu uprzedzeñ etnicznych, nienawiœci czy obawy

przed rewindykacjami maj¹tkowymi. Ginêli z r¹k funkcjonariuszy ko-

munistycznego aparatu bezpieczeñstwa LWP, którzy – tak jak podw³adni

gen. Grzegorza Korczyñskiego – likwidowali œwiadków swoich zbrod-

ni z czasów, kiedy byli jeszcze partyzantami AL. Wiele wskazuje rów-

nie¿ na to, ¿e zabijano ich w zaplanowanych akcjach aparatu w³adzy,

zmierzaj¹cych do skompromitowania Polski i usuniêcia z niej ¯ydów,

którzy nijak nie pasowaliby do przysz³ej PRL – syjonistów, ortodoksów

i tradycjonalistów innej maœci – których oficjalne zwalczenie mog³oby

wywo³aæ miêdzynarodowe reperkusje.

Jednak kluczowe jest pytanie – kto i dlaczego zgin¹³? Historycy

amerykañscy wrzucaj¹ wszystkie ofiary do jednego worka i twierdz¹,

¿e znakomita wiêkszoœæ zabitych w Polsce ¯ydów pad³a z rêki polskich

antysemitów.

Pole dyskusji

Prawdziwa debata na temat stosunków polsko-¿ydowskich, a za-

tem i o sytuacji ¯ydów polskich w latach 1944-1947, mog³a zacz¹æ siê

dopiero po 1989 r. Niestety, mimo up³ywu 10 lat w dalszym ci¹gu bra-

kuje rzetelnych badañ historycznych, a publikacje, które siê ukazuj¹,

zamiast opieraæ siê na solidnej analizie dostêpnych w kraju Ÿróde³, czê-

background image

167

sto podaj¹ zupe³nie nie zweryfikowane dane, skopiowane z prac amery-

kañskich – lub po prostu wyssane z palca – hipotezy naukowe i inter-

pretacje. Przyk³adów takiej dzia³alnoœci mo¿na podaæ bardzo wiele.

W 1992 r. prof. Krystyna Kersten opublikowa³a w VIII tomie Pol-

skiej Myœli Politycznej XX wieku artyku³ pt. Pogrom kielecki – znaki

zapytania. Zawar³a w nim nastêpuj¹cy passus: Klisze wzajemnego po-

strzegania, które wp³ynê³y na interpretacjê pogromu w Kielcach, tkwi-

³y korzeniami w przesz³oœci, tak¿e tej w czasie najbli¿szej – wojennej,

przede wszystkim jednak karmi³y siê doœwiadczeniem powojennym. Ze

strony ¯ydów poczucie zagro¿enia nie by³o bezpodstawne: jest faktem

niezaprzeczalnym, ¿e po wojnie z r¹k polskich zginê³o wieluset ¯ydów

– szacunki ró¿ni¹ siê miêdzy sob¹.

Fakt niezaprzeczalny, wieluset ¯ydów – ¿adnych ustaleñ Ÿród³o-

wych, konkretnych badañ czy te¿ bli¿szych danych na temat przywo³y-

wanych szacunków. Czy¿by autorka korzysta³a z „ustaleñ” amerykañ-

skich? A mo¿e, jak to siê ju¿ zdarza³o, nie korzysta³a z ¿adnych badañ?

Zaraz potem prof. Kersten wskaza³a winnych atmosfery niechêci

do ¯ydów, jaka wytworzy³a siê po wojnie. Mia³a to byæ propaganda

NSZ. Podobna teza – bêd¹ca najlepszym dowodem, ¿e autorka nigdy

nie mia³a w rêku chocia¿by publicystyki WiN i innych ugrupowañ po-

akowskich, które nie ró¿ni³y siê pod tym wzglêdem niczym od ostrych

s¹dów wydawanych przez prasê NSZ – wrêcz zdumiewa sw¹ p³ytko-

œci¹ i naiwnoœci¹.

W innej wersji tego¿ artyku³u, opublikowanej w ksi¹¿ce pt. Polacy,

¯ydzi, Komunizm. Anatomia pó³prawd 1939-68 znajdujemy jeszcze cie-

kawszy fragment: ¯ydzi nie byli jedynymi ofiarami tamtego okrutnego

czasu, choæ bez w¹tpienia byli ofiarami szczególnymi, albowiem t³em

wielu ataków i pope³nianych morderstw by³a antysemicka ideologia

nienawiœci. ¯ydzi ginêli dlatego, ¿e byli ¯ydami, ¿e wrócili, ¿e wrócili

z niebytu – ich ju¿ przecie¿ mia³o nie byæ; slogan „¿ydokomuny”, uto¿-

samianie z moskiewskim jarzmem, stanowi³ tylko element wspomaga-

j¹cy.

Ja jednak w¹tpiê, czy ¯yd zabity w czasie napadu rabunkowego

przez polskiego bandytê lub sowieckiego marudera jest ofiar¹ szcze-

góln¹. Ponadto autorka ustali³a ponad wszelk¹ w¹tpliwoœæ, ¿e ¯ydzi

background image

168

ginêli, bo byli ¯ydami, a slogan ¿ydokomuny odgrywa³ w postawach

Polaków rolê jedynie pomocnicz¹. Bóg jeden wie, sk¹d zosta³y wziête

podobne konstatacje: ¿adnych prób logicznego uzasadnienia czy te¿ ra-

cjonalnej analizy.

Za to na nastêpnej stronie – podobne do praktykowanego przez

Amerykanów – wrzucanie do jednego worka wszystkich ¿ydowskich

ofiar. Przy próbie wyjaœnienia przyczyn œmierci ok. 150 ¯ydów, któ-

rzy mieli rzekomo zgin¹æ w województwach bia³ostockim i warszaw-

skim, autorka zadowoli³a siê przytoczeniem dokumentu z lat 40., stwier-

dzaj¹cego, ¿e winni morderstw byli bandyci rekrutuj¹cy siê z szere-

gów AK. I tak dobrze, ¿e nie z Brygady Œwiêtokrzyskiej NSZ czy

armii gen. Andersa.

Inn¹ kuriozaln¹ pozycj¹ jest artyku³ Danuty Blus-Wêgrowskiej At-

mosfera pogromowa opublikowany w „Karcie” w 1996 r. (numer 18).

Znów mamy tu nic nie mówi¹ce wyliczanie ofiar, bezkrytyczne cytowa-

nie ma³o wiarygodnych Ÿróde³ historycznych itp. Wœród nich prawdzi-

we pere³ki: Pogrom, jaki mia³ miejsce 4 lipca 1946 r. w Kielcach, móg³

siê wydarzyæ wszêdzie. Z raportu o stanie bezpieczeñstwa w wojewódz-

twie kieleckim, który wicewojewoda Henryk Urbanowicz wys³a³ do Mi-

nisterstwa Administracji Publicznej, wynika, ¿e w okresie od 1 lipca

1945 r. do 1 lutego 1946 r. dokonano tam 840 napadów rabunkowych,

w tym 135 morderstw!

Po pierwsze, podzbiór „morderstwo” nie zawiera siê w zbiorze „na-

pad rabunkowy”. A po drugie, zastanawiaj¹ce jest, ile krêgów absurdu

trzeba przekroczyæ, ¿eby na podstawie statystyki kryminalnej wojewódz-

twa kieleckiego dojœæ do wniosku, ¿e pogrom móg³ siê wydarzyæ wszê-

dzie? Wed³ug podobnych regu³ logiki i warsztatu historycznego skon-

struowany jest ca³y artyku³.

Innym przyk³adem jest podana w 1993 r. przez Józefa Adelsona

w ksi¹¿ce Najnowsze dzieje ¯ydów w Polsce (w zarysie do 1950 r.)

liczba oko³o 200 ofiar tzw. akcji poci¹gowych NSZ, polegaj¹cych na

mordowaniu ¯ydów powracaj¹cych z ZSRS. W 1985 r. ten sam autor

podawa³, ¿e ofiar tych by³o tylko 120, a ponadto ani za pierwszym, ani

za drugim razem nie popar³ swoich ustaleñ ¿adnymi powa¿nymi bada-

niami. Mimo ¿e Adelson mia³by powa¿ne k³opoty z wiarygodnym udo-

background image

169

kumentowaniem chocia¿by dziesi¹tej czêœci podanej liczby ofiar, infor-

macja ta pojawia siê coraz czêœciej w kolejnych artyku³ach i opracowa-

niach.

Rynek historiografii polskiej jest zalewany pracami o podobnej war-

toœci. Zazwyczaj podaj¹ one zupe³nie niesprawdzone, zestawiane bez

¿adnego merytorycznego sensu wyliczenia i statystyki rzekomych ofiar

polskiego antysemityzmu. Nale¿y siê spodziewaæ, ¿e wedle wszelkich

regu³ „historiografii amerykañskiej” informacje w nich podane nied³u-

go wywêdruj¹ do USA. Potem powróc¹ bumerangiem do Polski – po-

mno¿one przez dwa i obudowane solidnym materia³em Ÿród³owym. Po-

szerzy siê obszar ciemnoty, wzajemnych zarzutów, zatruwaj¹cych at-

mosferê uprzedzeñ.

Urodzony w 1951 r. w USA syn ¿ydowskich emigrantów z Polski,

prof. Sutin, napisa³ w pos³owiu do wspomnieñ swoich rodziców: Nazi-

œci i neonaziœci oraz ich sympatycy do dziœ chc¹ mojej œmierci. Na

razie jestem ca³kiem bezpieczny w Ameryce. Ale jeœlibym nagle prze-

transportowa³ cz³onków mojej rodziny i mnie do Niemiec, Polski, Rosji

czy na £otwê i Litwê – aby wymieniæ tylko najbardziej prominentne

miejsca gdzie neonazistowskie ruchy i sentymenty ciesz¹ siê wyœmieni-

tym zdrowiem – wtedy nagle znaleŸlibyœmy siê w niebezpieczeñstwie.

Dla mnie s¹ to proste fakty.

Nie dziwmy siê profesorowi Sutinowi. Wszak po zakoñczeniu woj-

ny, mimo ¿e nasz kraj odzyska³ niepodleg³oœæ i ustanowiono w nim de-

mokratyczny porz¹dek, dzicy antysemici zamordowali kilka tysiêcy ¯y-

dów.

„¯ycie” z 8 lipca 1999 r.

background image

170

J

eœli pominie siê rzeczywisty obraz stosunków polsko-¿ydowskich

w Jedwabnem i okolicy, niemo¿liwe jest zrozumienie – bo przecie¿ nie

chodzi o usprawiedliwianie – dlaczego po wkroczeniu Niemców zna-

leŸli siê ludzie, którzy gotowi byli zabijaæ ¯ydów.

Wojna przynios³a ziemiom wschodnim II Rzeczpospolitej doœwiad-

czenie bezwzglêdnego wykorzystywania przez okupantów nawarstwio-

nych antagonizmów narodowych. Napiêcia mo¿na by³o zauwa¿yæ ju¿

w czasach niepodleg³ej Polski. Jednak liczne czynniki os³abia³y ich si³ê:

wiêzi s¹siedzkie, handlowe, czasem rodzinne, wreszcie polityka w³adz

– nie zawsze m¹dra, ale zazwyczaj maj¹ca na celu unikniêcie eskalacji

wzajemnej niechêci.

W II Rzeczpospolitej Polacy stanowili we wschodnich wojewódz-

twach tylko oko³o 40% ogó³u populacji. Mimo to oni byli ludnoœci¹

dominuj¹c¹. Ich jêzyk by³ jêzykiem pañstwowym, polska by³a policja

i wymiar sprawiedliwoœci. Niezwykle istotn¹ rolê w ¿yciu politycznym,

spo³ecznym, a nawet gospodarczym odgrywa³o tu wojsko i Korpus

Ochrony Pogranicza, których jednostki – ze wzglêdu na zagro¿enie ze

strony ZSRS – stacjonowa³y rozsiane we wszystkich wiêkszych mia-

stach wschodniej Polski.

Ze wzglêdu na mieszany charakter etniczny tych ziem tak w³adza,

jak i spo³eczeñstwo polskie odczuwa³o potrzebê ustawicznego podkre-

œlania ich polskoœci. St¹d wszelkie œwiêta pañstwowe czy rocznice wa¿-

nych dla Polaków wydarzeñ historycznych obchodzono tu szczególnie

uroczyœcie. Wielu przedstawicieli mniejszoœci traktowa³o tego typu de-

monstracje jako arogancjê i pokaz nacjonalistycznej buty. Inna by³a

optyka: przecie¿ jedno z najwa¿niejszych œwi¹t przedwojennego Lwo-

wa to rocznica jego powrotu do Macierzy, czyli zdobycia miasta po

Trudne s¹siedztwo

background image

171

krwawych walkach z Ukraiñcami. Czy mo¿na siê dziwiæ, ¿e Ukraiñcy

wówczas nie œwiêtowali?

Aspiracje narodowe Bia³orusinów i Ukraiñców by³y lekcewa¿one

– prowadzono wobec nich politykê brutalnej, niekiedy, polonizacji. Warto

równie¿ pamiêtaæ, ¿e przedstawiciele wspomnianych mniejszoœci byli

na ogó³ biednymi ch³opami, zaœ wielka w³asnoœæ ziemska znajdowa³a

siê niemal wy³¹cznie w rêkach Polaków. Taki stan powodowa³, i¿ na

prowincji granice podzia³ów religijnych, etnicznych, spo³ecznych i go-

spodarczych w znacznej mierze nak³ada³y siê na siebie.

Nieco inna sytuacja panowa³a w miastach. W miastach zamiesz-

kiwali g³ównie Polacy i ¯ydzi. Ci pierwsi pracowali jako urzêdnicy,

kolejarze, pocztowcy, nauczyciele, funkcjonariusze aparatu pañstwo-

wego i wymiaru sprawiedliwoœci. Czêœæ zajmowa³a siê drobnym rze-

mios³em i handlem, choæ dziedziny te by³y niemal zmonopolizowane

przez ludnoœæ ¿ydowsk¹. Warstwa ¿ydowskiej bur¿uazji i inteligencji

by³a tu niezwykle cienka. Dominowa³a biedota walcz¹ca co dzieñ

o kawa³ek chleba oraz tak zwani luftmenschen – ludzie bez jakiego-

kolwiek maj¹tku i zawodu, utrzymuj¹cy siê z dorywczych prac.

Silne poczucie w³asnej odrêbnoœci powodowa³o, ¿e spo³ecznoœæ

¿ydowska trwa³a w separacji. Ortodoksi obracali siê w krêgu religijne-

go mistycyzmu, syjoniœci marzyli o budowie w³asnego pañstwa w Pale-

stynie. Dominuj¹c¹ pozycjê na lewicy ¿ydowskiej zajmowa³ Bund, któ-

ry co prawda zwalcza³ ortodoksów i syjonistów, ale sta³ na stanowisku

szerokiej autonomii kulturalnej i narodowej. Tak wiêc d¹¿enia politycz-

ne wiêkszoœci przedstawicieli spo³ecznoœci ¿ydowskiej sytuowa³y siê

gdzieœ „obok” spo³eczeñstwa polskiego. Postawê tak¹ determinowa³o

nie tylko silne poczucie w³asnej odrêbnoœci, lecz tak¿e poczucie dyskry-

minacji i niechêæ okazywana przez czêœæ polskiego spo³eczeñstwa. Nie-

³atwo by³o ¯ydom dostaæ pañstwow¹ posadê, obowi¹zywa³y ich ogra-

niczenia w dostêpie do wy¿szych uczelni. Tak¿e w ¿yciu codziennym

¯ydzi doœwiadczali pogardliwego traktowania.

Tak oto zupe³nie archaiczna struktura spo³eczno-gospodarcza, na-

³o¿enie siê wielu konfliktów ekonomicznych i politycznych czyni³o

z Kresów coœ, co prof. Marian Zdziechowski nazwa³ Puszk¹ Pandory.

Otwarto j¹ 17 wrzeœnia 1939 r.

background image

172

Wkroczenie Sowietów

Wkroczenie wojsk sowieckich do Polski spowodowa³o g³êbok¹

polaryzacjê postaw poszczególnych narodów. O ile wiêkszoœæ Pola-

ków z oczywistych wzglêdów zachowywa³a siê lojalnie wobec w³a-

snego pañstwa, o tyle Bia³orusini i Ukraiñcy z ulg¹ i radoœci¹ przy-

jêli jego rozpad. Uwa¿ali siê za upoœledzonych pod ka¿dym wzglê-

dem, wiêc ¿ywili przekonanie, ¿e ka¿da zmiana mo¿e im przynieœæ

tylko poprawê losu. Bardzo przychylnie odnios³a siê do Sowietów

powa¿na czêœæ ludnoœci ¿ydowskiej. O przyczynach takiej reakcji

historyk Andrzej ¯bikowski napisa³ przed kilkoma laty: Entuzjazm

by³ reakcj¹ psychologiczn¹ w skali masowej, poszukiwaniem rekom-

pensaty za wczeœniejsze upoœledzenie prawne i ekonomiczne. Od-

zwierciedla³ uprzedzenia, niechêæ, a nawet wrogoœæ wobec Pola-

ków i ich pañstwa oraz wyra¿a³ zadowolenie z niedopuszczenia na

te tereny Niemców. To pierwsze uczucie, wydaje siê, by³o znacznie

silniejsze.

Jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej w wielu miejscach

powsta³y oddzia³y partyzanckie z³o¿one z Bia³orusinów, Ukraiñców

i ¯ydów, które wyst¹pi³y zbrojnie przeciwko Polakom. Wielokrotnie

Wojsko Polskie musia³o toczyæ regularne walki – tak jak w Grodnie

czy Skidlu – ze zbrojnymi rebeliami mieszkañców kresowych miast

i miasteczek. Armiê Czerwon¹ witano w nich kwiatami i radosnymi

okrzykami. Organizacjê uroczystych mityngów czêsto wspierali lo-

kalni przywódcy spo³ecznoœci ¿ydowskiej. Niekiedy, tak jak w Ró¿a-

nach, dzieñ wkroczenia Sowietów przekszta³ca³ siê w religijne œwiêto.

Samorzutnie powstawa³y „czerwone milicje” – na wsi sk³ada³y siê

z Ukraiñców i Bia³orusinów, zaœ w miastach g³ównie z ¯ydów. Doko-

nywa³y one, samodzielnie lub wspólnie z NKWD, pierwszych aresz-

towañ przedstawicieli miejscowej elity: ziemian, rezerwistów, poli-

cjantów, dzia³aczy politycznych, sêdziów, prokuratorów – przede

wszystkim Polaków.

Legendarny kurier Polski Podziemnej Jan Karski raportowa³ w³a-

dzom o postawie ¯ydów pod okupacj¹ sowieck¹: (...) denuncjuj¹ oni

Polaków, polskich narodowych studentów, polskich dzia³aczy politycz-

nych, gdy kieruj¹ prac¹ milicji bolszewickich zza biurek lub s¹ cz³on-

background image

173

kami tej milicji, gdy w dawnej Polsce, trzeba stwierdziæ, ¿e wypadki te

s¹ bardzo czêste, du¿o czêstsze, ni¿ wypadki, wskazuj¹ce na ich lojal-

noœæ wobec Polaków, czy sentyment wobec Polski.

Sowietyzacja

Kiedy Sowieci przyst¹pili do tworzenia w³asnego aparatu pañstwo-

wego, stanêli przed zasadniczym pytaniem: z kogo ów aparat tworzyæ?

Polaków wykluczono a priori. Bia³orusini byli na ogó³ s³abo wykszta³-

ceni, a warstwa inteligencji ukraiñskiej szybko wykaza³a tendencje an-

tykomunistyczne i sama sta³a siê obiektem represji. Pozostali wiêc g³ów-

nie ¯ydzi – dominowa³y wœród nich tendencje antypolskie i antynie-

mieckie, wielu z nich, zw³aszcza pochodz¹cych z ma³omiasteczkowej

biedoty, ochoczo anga¿owa³o siê w nowe porz¹dki, licz¹c na poprawê

swojego losu. Poniewa¿ jednak Sowieci nie ufali miejscowej ludnoœci,

przy konstruowaniu aparatu w³adzy zastosowali nastêpuj¹cy klucz:

najwy¿sze stanowiska w administracji, NKWD, partii komunistycznej

zarezerwowane by³y dla przybyszów z g³êbi ZSRS. Dominowali wœród

nich Rosjanie, ale by³o te¿ sporo ¯ydów. Przy kompletowaniu sk³adu

organów w³adzy oficjalnie pochodz¹cych „z wyborów” (komitety miej-

skie, wiejskie itp.), ich cz³onków dobierano g³ównie spoœród Bia³orusi-

nów i Ukraiñców. Cia³a te mia³y znikome kompetencje, a zatem ich

sk³ad narodowoœciowy pe³ni³ propagandow¹ rolê i by³ dobierany we-

d³ug klucza etnicznego.

Pozosta³a jednak olbrzymia liczba stanowisk w rozbudowanej so-

wieckiej administracji ni¿szego szczebla, zwi¹zanych z redystrybucj¹

dóbr, szkolnictwem, opiek¹ medyczn¹, wymiarem sprawiedliwoœci itp.

Z badañ izraelskiego historyka Ben-Ciona Pinchuka wynika, ¿e stano-

wiska te by³y masowo zajmowane przez ¯ydów. Obraz stworzony przez

Pinchuka – g³ównie na podstawie relacji ocala³ych z holocaustu – po-

krywa siê z treœci¹ zachowanych dokumentów sowieckich pochodz¹-

cych z lat 1939-1941. Te wskazuj¹ bowiem na wyraŸn¹ „nadreprezen-

tatywnoœæ” osób pochodzenia ¿ydowskiego poœród tak zwanych wy-

dwi¿eñców, czyli tych którzy, wywodz¹c siê z miejscowej ludnoœci, ro-

bili kariery w sowieckim aparacie w³adzy. O ile wiêc ¯ydzi stanowili

ok. 8% populacji Kresów, o tyle na przyk³ad w obwodzie piñskim sta-

background image

174

nowili blisko 50% pracowników miejscowej nomenklatury. Na innych

terenach, zw³aszcza w instytucjach zwi¹zanych z gospodark¹, odsetek

ten by³ jeszcze wy¿szy. Niekiedy przekracza³ 70%.

Ludnoœæ ¿ydowska korzysta³a te¿ z olbrzymich mo¿liwoœci awan-

su spo³ecznego, jakie w Sowietach dawa³ wolny dostêp do szkó³ i

urzêdów. Z badañ Richarda Lucasa wynika na przyk³ad, ¿e na Uni-

wersytecie Lwowskim, gdzie przed wojn¹ osoby pochodzenia ¿y-

dowskiego stanowi³y ok. 15% studentów, w 1940 r. odsetek ten wy-

nosi³ ju¿ 85%.

Ale nie mo¿na zapominaæ, ¿e spo³ecznoœæ ¿ydowsk¹ dotknê³y te¿

przeœladowania. Zniszczono tradycyjne instytucje spo³eczno-religijne,

a ca³¹ ludnoœæ poddano sowietyzacji. W g³¹b ZSRS wywieziono ok.

70-80 tys. ¯ydów, g³ównie tak zwanych bie¿eñców, czyli uciekinierów

z terenów zajêtych przez Niemcy.

Stosunki polsko-¿ydowskie

Sowietyzacja Kresów ca³kowicie zniszczy³a stare struktury, wywra-

caj¹c do góry nogami panuj¹ce wczeœniej relacje pomiêdzy poszczegól-

nymi nacjami. Polacy, którzy przed wojn¹ znajdowali siê na szczycie

drabiny spo³ecznej, teraz byli przeœladowani. Ci, których wczeœniej dys-

kryminowano, nagle stali siê uprzywilejowanymi, a czêsto tak¿e prze-

œladowcami. Z oczywistych wzglêdów now¹ sytuacjê najboleœniej od-

czuli Polacy.

Anonimowy œwiadek ¿ydowski, którego relacja znajduje siê w ar-

chiwum Emanuela Ringelbluma, przechowywanym w ¯ydowskim In-

stytucie Historycznym, tak opisywa³ ówczesn¹ sytuacjê: Jeœli chodzi

o ¯ydów – to ci odgrywali siê na Polakach w sposób czêstokroæ bar-

dzo ohydny; wyra¿enia „To ju¿ nie s¹ wasze czasy” bywa³y nie tylko

zbyt czêsto u¿ywane, ale przewa¿nie nadu¿ywane. Pewnego razu sama

by³am œwiadkiem, jak w przepe³nionym wagonie kolejowym stoj¹cy

¯yd zwróci³ siê do siedz¹cego Polaka z pretensj¹, ¿e ten mu nie ust¹-

pi³ miejsca. Gdy Polak odpowiedzia³, i¿ nie widzi powodu dlaczego

mia³by ust¹piæ, zosta³ obrzucony ca³¹ lawin¹ inwektyw i obelg, wœród

których jak refren powtarza³o siê „Co pan myœli, ¿e to s¹ dawne cza-

sy?”.

background image

175

O szczególnie bolesnym fragmencie stosunków polsko-¿ydowskich

na Kresach napisa³ ostatnio w swych wspomnieniach Michel (Mendel)

Mielnicki pochodz¹cy z Wasilkowa na Bia³ostocczyŸnie: Mój ojciec

i oficer NKWD, który potajemnie do nas przyje¿d¿a³ rozmawiali przy-

ciszonymi g³osami przy przegl¹daniu list podejrzanych pi¹tej kolumny

(...) polskich faszystów, ultranacjonalistów, i innych „zdrajców i kontr-

rewolucjonistów”. Wtedy zrozumia³em, ¿e on [ojciec] s³u¿y³ jako do-

radca NKWD w celu ustalenia, kto spoœród lokalnych Polaków mia³

byæ wys³any na Sybir lub inaczej potraktowany. (...) Przypominam so-

bie, jak matka prosi³a ojca, ¿eby siê nie anga¿owa³. On siê z tym nie

zgadza³. Musimy uwolniæ siê od faszystów – mówi³ do niej – oni zas³u-

¿yli na wyjazd na Syberiê. Oni nie s¹ dobrzy dla ¯ydów.

Pinchuk uwa¿a, ¿e miejscowi komuniœci ¿ydowscy odegrali wa¿-

n¹ rolê, wyszukuj¹c by³ych dzia³aczy politycznych i przygotowuj¹c

listy elementów niepo¿¹danych i wrogów klasowych. Inny historyk

izraelski – Dov Levin – napisa³: W niektórych przypadkach ¯ydzi

brali udzia³ w profanacji obiektów chrzeœcijañskiego kultu religijne-

go. W Wo³o¿ynie na przyk³ad ¯yd, któremu powiedziano, aby przygo-

towa³ rynek miejski na wystawienie pomnika Stalina, wysadzi³ w po-

wietrze du¿y krzy¿, który mu w tym przeszkadza³. W Wiszniewie (...)

¿ydowscy komuniœci w miejscowym koœciele zdjêli chor¹gwie koœcielne

z drzewc i przyczepili do nich czerwone sztandary i paradowali

z nimi przez ca³e miasto a¿ do rynku.

W takiej sytuacji wielu Polaków postrzega³o ¯ydów jako co naj-

mniej wspó³odpowiedzialnych za w³asne tragedie. By³a to jednak su-

biektywna ocena, bowiem wiêkszoœæ tych, którzy pocz¹tkowo z entuzja-

zmem witali Sowietów, szybko zniechêci³a siê do nowych porz¹dków

i nie mia³a nic wspólnego ani z represjami, ani z sowieckimi zbrodniami.

Ale liczy³ siê efekt psychologiczny. Polaków kolaborantów postrzegano

indywidualnie, a na ¯ydów powszechnie patrzono jak na zbiorowoœæ.

Ponadto w œwiadomoœci funkcjonowali przecie¿ nie ci ¯ydzi, którzy sie-

dzieli w domu i nie ci, których aresztowano, tylko ci, których dotkliw¹

obecnoœæ odczuwa³o siê na co dzieñ: agitatorzy, milicjanci, enkawudzi-

œci i wydwi¿eñcy na stanowiskach pañstwowych. To oni kszta³towali ne-

gatywne emocje przenoszone potem na ogó³ spo³ecznoœci ¿ydowskiej.

background image

176

Nie wolno jednak zapominaæ, ¿e byli i tacy ¯ydzi, którzy do Polaków

odnosili siê ¿yczliwie, spiesz¹c im z pomoc¹, choæ czasem spotyka³y ich

za to szykany ze strony w³asnych rodaków. Tak wiêc problem wydaje siê

bardzo skomplikowany i wymaga rzeczowych badañ naukowych, które

mog³yby zast¹piæ naros³e nieporozumienia i fa³szywe stereotypy.

£om¿yñskie

W swojej ksi¹¿ce dotycz¹cej sprawy Jedwabnego Jan T. Gross sta-

wia tezê, ¿e w stosunkach pomiêdzy ludnoœci¹ ¿ydowsk¹ a polsk¹

w latach 1939-1941 nic istotnego nie zasz³o. Jednak Ÿród³a historyczne

wskazuj¹ na coœ dok³adnie przeciwnego.

Przede wszystkim warto wspomnieæ, ¿e ludnoœæ £om¿yñskiego cha-

rakteryzowa³a siê bardzo wysokim poczuciem œwiadomoœci narodowej.

Do sowieckich porz¹dków podchodzono tu z wyj¹tkow¹ wrêcz wrogo-

œci¹. Polacy stanowili tu blisko 100% mieszkañców wsi, z których nie-

kiedy nawet po³owa legitymizowa³a siê szlachectwem. Sowieckie has³a

wyzwolenia bia³oruskich i ukraiñskich braci od ucisku polskiej szlach-

ty brzmia³y równie niedorzecznie, co prowokuj¹co.

25 wrzeœnia 1940 r. cz³onek KC WKP(b) Bia³orusi Pantelejmon

Ponomarienko raportowa³ do Stalina: Za Bia³ymstokiem przyjmuj¹ nas

wyj¹tkowo wstrzemiêŸliwie, jêzyk rosyjski znaj¹ w mniejszym stopniu,

czêœciej s³ychaæ strza³y zza wêg³a i z lasu oddawane w kierunku czer-

wonoarmistów i dowódców.

Na naradzie, która nieco wczeœniej odby³a siê w Miñsku, przedstawi-

ciel NKWD z £om¿y opowiada³ o stosunkach panuj¹cych na podleg³ym

mu terenie: U nas utar³a siê taka praktyka. Poparli nas ¯ydzi

i tylko ich wci¹¿ by³o widaæ. Zapanowa³a te¿ moda, ¿e ka¿dy kierownik

instytucji czy przedsiêbiorstwa chwali³ siê tym, ¿e u niego nie pracuje

ju¿ ani jeden Polak. Nietrudno zgadn¹æ, jak tak¹ sytuacjê postrzegali

Polacy. Warto równie¿ wspomnieæ, ¿e brak innych – prócz ¯ydów – mniej-

szoœci narodowych tworzy³ tu zupe³nie odmienn¹ sytuacjê ni¿ na innych

obszarach Kresów. Tam Polacy spotykali siê z prosowieckimi nastrojami

przedstawicieli ró¿nych nacji. Gdzie indziej odpowiedŸ na pytanie „kto

jest zdrajc¹ Polski” brzmia³a: „mniejszoœci”. Na zachód od Bia³egostoku

– „¯ydzi”.

background image

177

£om¿yñskie by³o te¿ obszarem, na którym szybko powsta³o pol-

skie podziemie. Prowadzono intensywn¹ dzia³alnoœæ organizacyjn¹,

likwidowano pojedynczych ¿o³nierzy sowieckich, milicjantów, a tak-

¿e miejscowych kolaborantów. W czerwcu 1940 r. na drodze z Je-

dwabnego do Wiznej zastrzelono dyrektora tamtejszej szko³y œredniej,

komunistycznego aktywistê i prawdopodobnie równie¿ agenta NKWD

Lejbê Guzowskiego. Zabito te¿ kilku innych kolaborantów Polaków.

Powa¿niejsz¹ akcjê wykonano w Rajgrodzie, gdzie do sali domu kul-

tury, w którym bawili siê czerwonoarmiœci i miejscowa m³odzie¿ ¿y-

dowska, wrzucono granaty. Co najmniej 4 osoby zosta³y zabite, by³o

te¿ wielu rannych.

Latem 1940 r. Sowieci podjêli szeroko zakrojone dzia³ania anty-

partyzanckie. Zapanowa³a atmosfera strachu i terroru, za któr¹ Pola-

cy obarczali win¹ tak¿e ludnoœæ ¿ydowsk¹. Nie by³a to specyfika £om-

¿yñskiego: Eugeniusz Rozenblat, historyk z Miñska, uwa¿a, ¿e po

doœwiadczeniach z pierwszych miesiêcy okupacji na terenie tak zwa-

nej Zachodniej Bia³orusi antysemityzm sta³ siê jednym z elementów

antysowietyzmu.

Separacja obydwu narodów sta³a siê zjawiskiem równie g³êbo-

kim, co powszechnym. Rwa³y siê wiêzi, które wczeœniej ³¹czy³y

lokalne spo³ecznoœci. Znajomi przestawali byæ znajomymi, a s¹-

siedzi – s¹siadami. Do podzia³ów dosz³o nawet na podwórku czy

w szkole. W tej ostatniej zdarza³o siê, ¿e oddzielnie siada³o „¿y-

d³actwo”, a oddzielnie „polskie psy”, jak siê nawzajem nazywano.

Krótko mówi¹c, stosunki polsko-¿ydowskie pod okupacj¹ sowiec-

k¹ by³y tak z³e, ¿e grozi³y otwartym konfliktem przy pierwszej

nadarzaj¹cej siê okazji. Nastroje te eksplodowa³y po wkroczeniu

Niemców.

Jak Karski pisa³ przewiduj¹co o nastrojach panuj¹cych na Kre-

sach: W zasadzie jednak i w masie, ¿ydzi stworzyli tu sytuacjê,

w której Polacy uwa¿aj¹ ich za oddanych Bolszewikom i – œmia³o

mo¿na powiedzieæ – czekaj¹ na moment, w którym bêd¹ mogli po

porostu zemœciæ siê na ¿ydach. W zasadzie wszyscy Polacy s¹ roz¿a-

leni i rozczarowani do ¿ydów – olbrzymia wiêkszoœæ (przede wszyst-

kim m³odzie¿) dos³ownie czeka na sposobnoœæ „krwawej zap³aty”.

background image

178

Wkroczenie Niemców

Kiedy latem 1941 r. na Podlasie wkroczyli Niemcy, powitano ich

z wyraŸn¹ ulg¹, a niekiedy wrêcz z radoœci¹. Cieszono siê z koñca so-

wieckiej okupacji i radoœæ ta mia³a swoje konkretne Ÿród³a: dwa dni

wczeœniej zaczê³a siê kolejna fala sowieckiej deportacji. Gdy weszli

Niemcy, ludzie, którzy wczeœniej ukrywali siê w lasach, mogli powró-

ciæ do domów. Niemcy wypuœcili wielu Polaków z rozbitego wiêzienia

w £om¿y.

Z zachowanych dokumentów niemieckich wynika, ¿e tu¿ po wkro-

czeniu Wehrmachtu na ziemie okupowane przez Sowietów, Polacy chêt-

nie pomagali Niemcom w wy³apywaniu ¿o³nierzy Armii Czerwonej, ko-

misarzy, aktywistów politycznych – tak Rosjan, jak i Polaków i ¯ydów.

Szczególnie dramatyczny by³ los tych ostatnich. Bo zemsta jest

rzecz¹ straszn¹: kiedy nie mog³a dosiêgn¹æ rzeczywistych kolaboran-

tów, którzy zazwyczaj przezornie uciekali z armi¹ sowieck¹, wtedy

siêga³a po ich krewnych, znajomych lub po prostu ¯ydów. Podobnie

by³o w £om¿yñskiem. W sumie w pierwszych dniach po zajêciu tych

terenów przez Niemców w okolicznych miasteczkach ró¿ne grupy

Polaków zabi³y co najmniej kilkadziesi¹t osób, w wiêkszoœci ¯ydów,

choæ zabijano tak¿e Sowietów i Polaków. Ró¿nica polega³a tylko na

tym, ¿e polskich kolaborantów traktowano ze szczególnym okrucieñ-

stwem nie zabijaj¹c ich od razu, a czasem znêcaj¹c siê nad nimi nawet

godzinami.

Dopiero znaj¹c powy¿sze fakty i problemy odbiorca ma szanse co-

kolwiek zrozumieæ z dramatycznych wydarzeñ, jakie mia³y miejsce na

Kresach latem 1941 r. Ale Gross za pomoc¹ wymownych przemilczeñ,

pozbawionej powa¿niejszych podstaw naukowych faktografii stworzy³

taki opis kontekstu historycznego wydarzeñ w Jedwabnem, który na

dobr¹ sprawê bardziej rzeczywistoœæ zaciemnia, ni¿ cokolwiek wyja-

œnia. Problem dramatycznych stosunków polsko-¿ydowskich pod oku-

pacj¹ sowieck¹ dla niego nie istnieje. Konsekwentnie ignoruje on w swej

pracy dobrze znane, cytowane przeze mnie, dokumenty i relacje œwiad-

ków ¿ydowskich, a sprzeczne z jego tezami ustalenia historyków ¿y-

dowskich i izraelskich pomija g³uchym milczeniem. £atwiej radzi sobie

z Polakami – tych nazywa po prostu antysemitami.

background image

179

Jeœli pominie siê rzeczywisty obraz stosunków polsko-¿ydowskich

w Jedwabnem i okolicy, niemo¿liwe jest zrozumienie – bo przecie¿ nic

nie mo¿e usprawiedliwiæ mordów na niewinnych, bezbronnych ludziach

– dlaczego po wkroczeniu Niemców znalaz³y siê osoby, które gotowe

by³y zabijaæ ¯ydów.

Jan T. Gross napisa³ w S¹siadach: Oczywiœcie potrzeba by³o z³ego

ducha, aby te potwory drzemi¹ce w ludziach obudziæ i uruchomiæ. (...)

W tle, jak s¹dzê, zawsze majaczy³o przekonanie o tym, ¿e ¯ydzi u¿ywa-

j¹ krwi chrzeœcijañskich dzieci do wyrobu macy. Tam, gdzie nie ma

analizy Ÿróde³ i próby zrozumienia kontekstu historycznego, zaczynaj¹

siê uprzedzenia, zabobony i metafizyczno-religijny mistycyzm.

„¯ycie” z 31 marca-1 kwietnia 2001 r.

background image

180

S

tefan Kilanowicz vel Grzegorz Korczyñski, w czasach PRL jeden

z najbardziej prominentnych dzia³aczy, z komunistami zwi¹za³ siê ra-

czej przypadkiem. W 1932 r., po œmierci ojca, przerwa³ naukê w gim-

nazjum. Ambitny i konfliktowy, nie do koñca potrafi³ znaleŸæ sobie miej-

sce w spo³eczeñstwie. Pracowa³ jako robotnik, goniec, korepetytor

i urzêdnik. Z ostatniej pracy (szpital na Karowej) zosta³ wyrzucony po

konflikcie z prze³o¿onymi. W pocz¹tkach 1937 r. wyjecha³ do Hiszpa-

nii, gdzie walczy³ w tzw. brygadach miêdzynarodowych. Tam mia³ siê

wykazaæ nie tylko odwag¹, ale – jak ostro¿nie nazwano w jego PRL-

-owskim biogramie – sk³onnoœci¹ do awanturnictwa.

W koñcowym okresie hiszpañskiej wojny domowej by³ cz³on-

kiem specjalnej (NKWD?) jednostki Andre Marthy’ego zajmuj¹cej

siê, z ramienia Moskwy, czystoœci¹ kadr armii republikañskiej.

W 1939 r. trafi³ do obozu internowania w Gurs we Francji, a po jego

opuszczeniu dzia³a³ we Francuskiej Partii Koministycznej. Stamt¹d

w sierpniu 1942 r., przedosta³ siê do Polski w jednej z grup „d¹browsz-

czaków”, œci¹gniêtych do kraju przez ówczesnego dowódcê Gwardii Lu-

dowej – Boles³awa Mo³ojca „Edwarda”. W Warszawie KC PPR skiero-

wa³ Grzegorza Korczyñskiego na Lubelszczyznê, gdzie mia³ zak³adaæ

partyzantkê PPR-GL. Do czo³owych dzia³aczy komunistycznych na tym

terenie nale¿eli wówczas: Aleksander Szymañski „Ali”, Stanis³aw Szot

„Micha³”, Jan Gruchalski „Sokó³” i Micha³ Wójtowicz „Zygmunt”.

Partyzanci

We wrzeœniu 1942 r. Korczyñski znalaz³ siê na terenie powiatu kraœnic-

kiego razem z bratem Edwarda Mo³ojca, Zygmuntem ps. „Anton”. Obaj

przywieŸli z Hiszpanii doœæ specyficzne wyobra¿enia o „walce

Morderca z Ludmi³ówki

background image

181

z wrogiem”. Jedn¹ z pierwszych akcji „Grzegorza” i jego gwardzistów by³

napad na polski maj¹tek ziemski w miejscowoœci P., podczas którego zgwa³-

cono jego w³aœcicielkê. Podobne „akcje” przeprowadza³ Zygmunt Mo³ojec.

Niebawem jednak „Anton” powróci³ do Warszawy, a na LubelszczyŸnie

zosta³ sam Korczyñski. Swój oddzia³ zbudowa³ na bazie grupy rabunkowej

Antoniego Palenia „Jastrzêbia”, zaœ sztab utworzy³ z trzech ludzi: Jana

i Edwarda P³owasiów („Luby” i „Lutek”) oraz Stefana Starêgowskiego

„Stefana”. Do jego bliskich wspó³pracowników nale¿eli równie¿: Edward

Gronczewski „Przepiórka” oraz Jan Wziêtek „Murzyn”. Ca³a kompania

nie cieszy³a siê najlepsz¹ opini¹ w okolicy. Wedle powojennych zeznañ jed-

nego z dowódców GL-AL Andrzeja Flisa „Maksyma”:

(...) „LUBEGO” i jego syna „LUTKA” P£OWASIÓW, przypro-

wadzi³ do oddzia³u „JASTRZ¥B” – PALEÑ Antoni, o którym s³ysza-

³em, ¿e mia³ opiniê z³odzieja kieszonkowego i bardzo dobrze ¿y³

z P£OWASIAMI. Nawet jeszcze w 1941 r., jak s³ysza³em, „JASTRZ¥B”

i P£OWASIE „LUBY” i „LUTEK” ukrywali siê razem, z tego „JA-

STRZ¥B” za kradzie¿e, co siê zaœ tyczy P£OWASIÓW, to nie znam

powodów œcigania ich przez policjê. Stwierdzam jednak, ¿e nie mieli

oni nic wspólnego z dzia³alnoœci¹ polityczn¹, a w szczególnoœci lewi-

cow¹, lub chocia¿ postêpow¹. Dodajê, ¿e ogólna opinia cz³onków AL

o „JASTRZÊBIU” by³a taka, ¿e jest w oddziale po to, aby coœ zrabo-

waæ i zawieŸæ do domu. Stale nosi³ na rêku jeden zegarek, a w kiesze-

ni drugi oraz kilka pierœcionków na palcach. Taka sama opinia by³a

o [Edwardzie Gronczewskim] „PRZEPIÓRCE” i [Janie Wziêtku]

„MURZYNIE”.

W rejonie, gdzie operowa³ Korczyñski, we wsiach Ludmi³ówka, Gra-

bówka i okolicznych lasach, ukrywa³o siê nie mniej ni¿ 100-150 ¯ydów,

mieszkaj¹c w bunkrach i schowkach przemyœlnie zamaskowanych w za-

budowaniach poszczególnych gospodarzy. Zamo¿niejsi utrzymywali siê

ze zgromadzonych pieniêdzy i kosztownoœci. Biedniejsi – b¹dŸ pracowali

u okolicznych gospodarzy, b¹dŸ po prostu byli utrzymywani przez ch³o-

pów. Czêœæ z ¿ydowskich uciekinierów werbowano do GL.

Prawdopodobnie pierwsz¹ ofiar¹ komunistów w Ludmi³ówce by³

Jankiel Skrzyl „Kaczor”. W listopadzie 1942 r. Skrzyl wszed³ do domu,

w którym przebywa³ „Grzegorz” i cz³onkowie jego sztabu. Korczyñski

background image

182

kaza³ go zabiæ, argumentuj¹c, ¿e jeœli „Kaczor” dostanie siê w rêce

Niemców, to mo¿e zdekonspirowaæ wszystkich znanych mu cz³onków

GL. Kilku gwardzistów wprowadzi³o Skrzyla na skraj lasu i tam za-

mordowa³o rozbijaj¹c g³owê drewnianym ko³kiem. W ci¹gu kilku, kil-

kunastu dni po tym zabójstwie z r¹k najbli¿szych wspó³pracowników

„Grzegorza” zginê³o jeszcze piêciu ¯ydów, w tym dwie kobiety.

Wed³ug historyka Marka Chodakiewicza mniej wiêcej w tym sa-

mym czasie, za spraw¹ ludzi Korczyñskiego, dope³ni³ siê los grupy ok.

20-30 polskich ¿o³nierzy z kampanii wrzeœniowej – ¯ydów, którzy, od-

separowani przez Niemców od swych towarzyszy-Polaków, zostali

uwiêzieni w specjalnym obozie w Lublinie przy ul. Lipowej. Kiedy

z niego zbiegli i zg³osili siê do walki w partyzantce, zostali wymordo-

wani.

Wyrok

Dzia³alnoœæ Korczyñskiego budzi³a niechêæ czêœci miejscowego kie-

rownictwa GL. Jego akcje nie przynosi³y wiêkszego efektu militarnego,

a skutkowa³y odwetem i ob³awami ze strony Niemców. Przywódc¹ opo-

zycji przeciw Korczyñskiemu sta³ siê sekretarz powiatowy PPR Jan

Gruchalski „Sokó³” popierany przez grupy GL: „Szymona” (NN), Alek-

sandra Mi³ka „Koguta” i Wac³awa Marsza³ka „Myœliwego”. Jesieni¹

1942 r. otwarty konflikt miêdzy „gruchalszczakami” a „Grzegorzem”

wisia³ na w³osku.

W listopadzie tego samego roku „Grzegorz” za¿¹da³ od ukrywa-

j¹cych siê w Ludmi³ówce ¯ydów ogromnej kwoty 600 tys. z³, która

mia³a byæ rzekomo przeznaczona na zakup broni dla partyzantów.

Wkrótce potem opuœci³ wieœ z uzbieranymi pieniêdzmi, pozostawia-

j¹c czêœæ kosztownoœci pod opiek¹ cz³onków swojego sztabu. Zobo-

wi¹za³ ich przed odjazdem do dalszego „zbierania” pieniêdzy. Ludzie

Korczyñskiego zaczêli grabiæ i mordowaæ ukrywaj¹cych siê nieszczê-

œników – miarka przebra³a siê prawdopodobnie wtedy, gdy kilkuletnia

siostrzenica jednego z gwardzistów pojawi³a siê we wsi w ubraniu

zaginionego ¿ydowskiego dziecka, a bliski wspó³pracownik Korczyñ-

skiego, Stefan Starêgowski „Stefan” zacz¹³ snuæ przed lokalnym ko-

mitetem PPR plan usuniêcia z okolicy stanowi¹cych zagro¿enie ¯y-

background image

183

dów. Mi³ek i Gruchalski wykorzystali nieobecnoœæ „Grzegorza” i roz-

prawili siê najpierw z jego wspó³pracownikami, a potem z nim sa-

mym. „Gruchalszczacy” pojawili siê w Grabówce, gdzie odnaleŸli

cz³onków sztabu Korczyñskiego. Udusili powrozami Jana i Edwarda

P³owasiów oraz oficera sztabu „Stefana”. Zniszczyli te¿ radiostacjê

„Grzegorza” i zabrali posiadane przez sztab kosztownoœci. Potem

Gruchalski i Mi³ek zwo³ali posiedzenie komitetu dzia³aczki komuni-

stycznej Feliksy Wyganowskiej. Na posiedzeniu jako dowód winy lu-

dzi Korczyñskiego przed³o¿yli ubrania, bi¿uteriê i rzeczy osobiste (bie-

liznê, chustki, perfumy itp.) zamordowanych ¯ydów. Komitet PPR

nie tylko w pe³ni zaakceptowa³ postêpowanie Mi³ka i Gruchalskiego

wobec cz³onków sztabu GL, lecz wyda³ wyrok œmierci na Korczyñ-

skiego. Stosowny dokument w tej sprawie zosta³ podpisany przez

wszystkich obecnych na zebraniu.

Krwawa zemsta

6 grudnia 1942 r. w nocy „Grzegorz” wróci³ do Ludmi³ówki. Za-

czê³a siê zemsta. Jego ludzie rozstrzeliwali na miejscu schwytanych prze-

ciwników oraz – jak uznano – wspieraj¹cych ich ¯ydów. Feliksa Wyga-

nowska opowiada po latach: (...) do mego mieszkania przyszed³ „Grze-

gorz” [Grzegorz Korczyñski] wraz z „Maksymem” Flisem imienia nie

znam [Andrzej – przyp. P.G.] oraz Kuciap¹ Stanis³awem, synem Mar-

cina, który sta³ w sieni. „Grzegorz” poleci³ mi wydaæ ukrywaj¹cych

siê ¿ydów, pocz¹tkowo twierdzi³am, ¿e ich u mnie nie ma, jednak na

stanowcze naleganie „Grzegorza” zdecydowa³am siê ich przyprowa-

dziæ do mieszkania. Tu „Grzegorz” kaza³ im oddaæ posiadane pieni¹-

dze. Wy³o¿yli na stó³ posiadane monety, walutê zagraniczn¹ oraz pi-

stolet, który im kupi³am. Mnie kaza³ [Korczyñski] przyszykowaæ dla

nich jedzenie na 24 godz., poniewa¿ zabiera ich do oddzia³u. Ukrywa-

j¹cy siê u mnie czterej ¿ydzi jedzenia nie chcieli przyj¹æ, twierdz¹c, ¿e

jest im ju¿ niepotrzebne, poniewa¿ zdaj¹ sobie sprawê, ¿e „id¹ na

œmieræ”. „Grzegorz” ich wyprowadzi³, na ulicy czekali cz³onkowie gru-

py „Grzegorza”, który ¿ydów tych wyprowadzili na rozdo³y dru¿kow-

skie. Po pewnym czasie us³yszeliœmy strza³y. Jak mi opowiada³ mój syn

Zbigniew, który chodzi³ ogl¹daæ zabitych, to miêdzy nimi rozpozna³

background image

184

Mi³ka i jego ¿onê. Jak opowiadali mieszkañcy, ³¹cznie tej nocy zabito

18-tu ¿ydów, których obdarto z ubrania. Ca³¹ furê odzie¿y zawieziono

do zagrody £ojka, w której kwaterowa³ „Grzegorz”. Ubraniami tymi

podzielili siê uczestnicy zabójstwa. Wiosn¹ 1943 r. psy w do³ach dru¿-

kowskich rozkopa³y cztery trupy, w których wraz z mê¿em rozpozna³am

ukrywaj¹cych siê ¿ydów w moim gospodarstwie.

„Czystkê” przeprowadzono nie tylko w Ludmi³ówce i Grabów-

ce, lecz tak¿e w okolicznych lasach, gdzie wyszukiwano i mordowa-

no ukrywaj¹cych siê ¯ydów. Jeden z uczestników akcji opowiada³

po latach: Oddzia³ pod dowództwem „GRZEGORZA” uda³ siê do

lasu goœcieradowskiego, gdzie otoczyliœmy dwa bunkry, które wska-

za³ [Adam Tyzo] „IWAN” kierownik miejscowej placówki. Jeden

z partyzantów, „WASIK”, wszed³ do bunkrów i poleci³ znajduj¹cym

siê tam ¯ydom wyjœæ. Z bunkrów wysz³o 9 wzglêdnie 10 osób (...)

Krótko z nimi rozmawia³ „GRZEGORZ” nastêpnie poleci³ im siê

rozebraæ do bielizny. KORCZYÑSKI, „JASTRZ¥B” i ja rewidowa-

liœmy „Per³ê” [Per³a Flam lub Per³a ¯urek], lecz nic przy niej nie

znaleŸliœmy. Do rozebranych kaza³ „GRZEGORZ” strzelaæ. Ja

z „JASTRZÊBIEM” wzglêdnie „PRZEPIÓRK¥” strzelaliœmy do

Per³y. Chcia³bym zaznaczyæ, ¿e rozebranym kazaliœmy stawaæ nad

wejœciem do bunkru tak, ¿e po strzale cia³a wpada³y do œrodka, tam

te¿ je pozostawiliœmy, nie grzebi¹c ich. Garderobê zabitych z pole-

cenia „GRZEGORZA” zabra³ oddzia³. Ja wówczas dosta³em od

„GRZEGORZA” p³aszcz wojskowy, „IWAN” zaœ otrzyma³ buty

z cholewami.

Innych ¯ydów rozrywano granatami, zabijano strza³em w ty³ g³o-

wy albo za pomoc¹ drewnianych ko³ków lub innych, przygodnych na-

rzêdzi. Niektórych po prostu go³ymi rêkami. Jeden z uczestników ak-

cji zeznawa³ w latach 50.: Zgodnie z rozkazem [KORCZYÑSKIE-

GO] ja, Tyzo, Wojtaszek i Kuciapa udaliœmy siê do ¯AKA, gdzie ze

stajni zabraliœmy ukrywaj¹cych siê tam trzech ¯ydów (...), których

zaprowadziliœmy w do³y dzieszykowskie i tam zastrzeliliœmy. Z za-

mordowanych zdjêliœmy garderobê, któr¹ zabraliœmy i wymieniliœmy

na wódkê u SUDO£A Stanis³awa. W tym samym czasie ja wspólnie z

WOJTASZKIEM Janem i TYZO Adamem udaliœmy siê do BRYCZEK

background image

185

Stefanii, gdzie przechowywa³a siê w stajni jedna ¯ydówka. Po wej-

œciu do stajni TYZO Adam z³apa³ t¹ ¯ydówkê za gard³o i rêkami

udusi³, gdy¿ nie chcia³ robiæ huku od strza³u w nocy.

Polowanie

W pewnym momencie akcja GL-owców przybra³a formê swobod-

nego polowania, podczas którego mordowano ka¿dego napotkanego

¯yda, dopuszczaj¹c siê przy tym rabunków i profanacji zw³ok. Wedle

materia³ów zebranych po wojnie przez Naczeln¹ Prokuraturê Woj-

skow¹: W styczniu 1943 r. skaz.[any] Gronczewski na rozkaz Kor-

czyñskiego odszuka³ i strza³em z pistoletu zamordowa³ ³¹czniczkê

[Per³ê Flam] „Per³ê”. W tym okresie skaz.[any] Gronczewski, id¹c

wieczorem przez wieœ Ludmi³ówkê, zauwa¿y³ dwie osoby, które na

jego widok uskoczy³y w bok. Skazany w ich kierunku odda³ kilka strza-

³ów z pistoletu. Okaza³o siê, ¿e zastrzeli³ kobietê i mê¿czyznê narodo-

woœci ¿ydowskiej.

Wedle powojennych zeznañ Feliksy Wyganowskiej: Korczyñski

[prawd. Andrzej], Flis i inni chodzili po wszystkich gospodarstwach

w Ludmi³ówce i wyci¹gali ¯ydów. Byli tak¿e i u mnie i wziêli czterech

¯ydów wojskowych... By³y jeszcze inne wypadki wyci¹gania i mordo-

wania ¯ydów, tak z mieszkañ od gospodarczy, jak z bunkrów po lasach.

Szczególnie pamiêtam dzia³alnoœæ (...) Edwarda Gronczewskiego. Gron-

czewski Edward pewnego razu odgra¿a³ siê, ¿e jak znajdzie u mnie

ho³ociarzy [„ha³aciarzy” – czyli ¯ydów], to Wyganowska bêdzie gni³a

razem z nimi, kiedy Gronczewski zamordowa³ „Per³ê”, to zhañbili jej

zw³oki wsadzaj¹c kij w przyrodzenie.

Jednoczeœnie z mordowaniem ¯ydów oddzia³y GL prowadzi³y

intensywn¹ dzia³alnoœæ „partyzanck¹”, której skutki odczuwa³a nie-

mal wy³¹cznie okoliczna ludnoœæ. Rabowano zbo¿e, inwentarz go-

spodarski, narzêdzia, damsk¹ bieliznê. Jedn¹ z nielicznych osób, która

odwa¿y³a siê otwarcie przeciwstawiæ „gwardzistowskiej” dzia³alno-

œci PPR, by³ ksi¹dz Skibiñski z parafii Grabówka. Zaapelowa³ pu-

blicznie do cz³onków komunistycznych oddzia³ów, by przestali zaj-

mowaæ siê bandytyzmem i obieca³, ¿e ka¿dy, kto bêdzie chcia³ wal-

czyæ w prawdziwej partyzantce, zostanie przez niego skierowany do

background image

186

niepodleg³oœciowego podziemia. U Skibiñskiego pojawi³o siê kilku

AL-owców z „Przepiórk¹” i Mieczys³awem Olszewskim „Mietasem”

na czele. Kazali mu spakowaæ rzeczy i iœæ z nimi. W lesie nieopodal

Grabówki zosta³ zastrzelony.

Ostateczn¹ rozprawê z przeciwnikami wewn¹trz GL u³atwi³o Kor-

czyñskiemu to, i¿ Niemcy zaskoczyli i zlikwidowali grupê Wac³awa

Marsza³ka „Myœliwego”. Do zwyciêskiego „Grzegorza” przy³¹czy³a siê

te¿ grupa rabunkowa/oddzia³ GL przedwojennego jeszcze kryminalisty

Józefa Liska. Sam Gruchalski „Sokó³” zosta³ porwany przez ludzi Kor-

czyñskiego w lutym 1943 r. z Urzêdowa i przewieziony przed oblicze

„s¹du partyjnego”, w którym zasiedli m.in. Antoni Paleñ „Jastrz¹b”,

Micha³ Iskra, Jan Pachuta i sam Korczyñski. Zapytany o przyczynê

wymordowania cz³onków sztabu, Gruchalski opowiedzia³ o rabunkach

i zabójstwach, jakich dopuœci³ siê na ¯ydach. T³umaczenia „Soko³a”

nie przypad³y do gustu s¹dowi partyjnemu – jego cz³onkowie przewró-

cili i masakrowali oskar¿onego butami. Wobec takiego obrotu sprawy

wyrok na Gruchalskiego móg³ byæ tylko jeden. Wedle zeznañ jednego

z dowódców GL, Andrzeja Flisa „Maksyma”: Po doprowadzeniu go na

miejsce, PACHUTA Jan w g³owê zada³ mu cios szabl¹, od którego Gru-

chalski nie upad³ na ziemiê. Dopiero za drugim ciosem upad³ na zie-

miê. Kiedy Gruchalski le¿a³ na ziemi, wówczas PACHUTA kilkoma ciê-

ciami szabli odci¹³ mu g³owê. Przy opowiadaniu tym wszyscy siê œmia-

li, a PALEÑ Antoni pochwali³ PACHUTÊ, ¿e dobrze zrobi³, i¿ zabi³ go

szabl¹, gdy¿ na niego szkoda by³o kuli.

Niedobitki

Owo symboliczne uciêcie g³owy opozycji zamknê³o tê fazê pora-

chunków wewn¹trz kraœnickiej PPR. Wprawdzie „Grzegorz” triumfo-

wa³, ale jedn¹ z pierwszych decyzji, któr¹ podjê³y w³adze PPR (Alek-

sander Szymañski „Ali”, Antoni Paleñ „Jastrz¹b”, Stanis³aw Szot „Kot”,

Jan S³awiñski „Tyfus”) by³o pozbycie siê Korczyñskiego. Wys³ano

w tej sprawie list do KC PPR, w którym napisano, i¿ „Grzegorz” nie

prowadzi dzia³añ przeciwko Niemcom, jest niekompetentny (co dopro-

wadza do powa¿nych strat w szeregach GL), a tak¿e morduje ¯ydów.

Po pewnym czasie Korczyñski zosta³ wys³any przez KC w lasy par-

background image

187

czewskie (a potem zabrany do Warszawy). Na jego miejsce przyby³

Myko³a Demko vel Mieczys³aw Moczar. Brutalne rozprawy z ¯ydami

w GL trwa³y jednak dalej. Wiêkszoœæ z gwardzistów-¯ydów znajdowa-

³a siê wówczas w grupie „Szymona” (NN), któr¹ rozwi¹zano w koñcu

1943 r. Sowietów z tego oddzia³u wcielono do grupy W³adys³awa Skrzyp-

ka „Or³a”, „Grzybowskiego”, natomiast ¯ydów – do oddzia³u Karola

Hercenberga „Lemiszewskiego”. Tam zostali niebawem wymordowani.

Wedle oficjalnego raportu GL: 22 IX [1943 r.] grupa ¿ydowska (...)

wystawi³a 2 wartowników. Przechodzi³ tamtêdy jeden cz³onek bandy,

nie nale¿¹cy do ¿adnej organizacji i rozbroi³ obu [œpi¹cych] wartowni-

ków i przyniós³ karabiny do oddzia³u i pokaza³ to kom.[endantowi]

Leniszewskiemu [„Lemiszewskiemu”] i kom. III Baonu, którzy na miej-

scu wykonali wyrok œmierci na tych 2 wartownikach. Jeden z ¯ydów,

prawdopodobnie kuzyn jednego z zabitych, wyrazi³ siê do kom. Lemi-

szewskiego, ¿e gdyby wiedzia³, kto zastrzeli³ wartownika, to by go za-

bi³. Wtedy kom. Lemiszewski wyci¹gn¹³ rewolwer, który siê jednak za-

ci¹³ i wtedy jeden z grupy ¿ydowskiej strzeli³ i rani³ Lemiszewskiego

w bok (prawdopodobnie przestrzelone nerki). Na dany strza³ zlecieli

siê wszyscy gwardziœci (...) i widz¹c rannego, porwali za broñ i samo-

rzutnie zaczêli strzelaæ do ¿ydowskiej grupy.

Wedle powojennych zeznañ Marii Klajman, prawdopodobnie jedynej

osoby, która prze¿y³a masakrê, zranienie „Lemiszewskiego” wywo³a³o

furiê gwardzistów: W tym momencie wszyscy partyzanci z grupy „KA-

ROLA” i naszej [„Grzybowskiego”] z okrzykiem „biæ ¯ydów jak psów”

rzucili siê na nich i zaczêli mordowaæ. Ja i moi trzej bracia i ojciec

nale¿eliœmy do oddzia³u GRZYBOWSKIEGO i nam pocz¹tkowo nic nie

robili. (...) Kiedy strzelanina siê uspokoi³a, ja gdzieœ siê oddali³am

z obozu, w tym czasie us³ysza³am krzyk moich braci, kiedy dolecia³am do

obozu spotka³am komisarza [politycznego oddzia³u Stanis³awa] BIEÑ-

KA [ps. „Szela”] pyta³am, czy nas te¿ chc¹ zabiæ i dlaczego bracia moi

krzycz¹. (...) Kiedy podesz³am bli¿ej, zauwa¿y³am rozwœcieczonego bra-

ta GRZYBOWSKIEGO nazwiskiem SKRZYPEK ps. „OJCIEC”, obec-

nie zam.[ieszka³y] we wsi Potok gm. Kraœnik, który uwija³ siê z erka-

emem w rêku. Dopad³am do Grzybowskiego i zapyta³am za co on nas

bije, on odrzuci³ mnie od siebie mówi¹c: „doœæ ju¿ mam ¯ydów”. W tej

background image

188

chwili Skrzypek wystrzeli³ do jednego brata, do drugiego strzela³

„STACH”, do trzeciego brata ju¿ nie widzia³am, kto strzela³, gdy¿ w tym

czasie szarpali siê ze mn¹, chc¹c i mnie zastrzeliæ. Ja siê chwyci³am

jednego z partyzantów nazwiskiem BIA£Y ps. „KAROL”, oderwa³ mnie

i rzuci³ na ziemiê – ja wsta³am i zaczê³am uciekaæ. W czasie ucieczki ten¿e

BIA£Y strzela³ za mn¹ i przestrzeli³ mi rêkê. (...) Zaznaczam, ¿e w tym

czasie ju¿ nikt nie chcia³ przechowywaæ ¯ydów, gdy¿ bali siê nie tylko

Niemców, ale i partyzantów z GL (...) Wszystkiego wymordowano tam 22

¯ydów.

Ciekawskich i gadatliwych likwidowaæ

Po wkroczeniu Armii Czerwonej, Stefan Kilanowicz vel Grzegorz

Korczyñski zosta³ pierwszym komendantem MO w zajêtym przez So-

wietów Lublinie. Potem podobne funkcje pe³ni³ w Warszawie i Gdañ-

sku. W tym samym czasie jego ludzie likwidowali ka¿dego (nawet

spoœród „swoich”), kto za du¿o mówi³ albo – jak cz³onek ¿ydowskiej

komisji z Lublina – za bardzo interesowa³ siê spraw¹ Ludmi³ówki.

Wedle powojennych zeznañ Edwarda Gronczewskiego: Cz³onek [¿y-

dowskiej] komisji, który ustala³ przyczyny zabójstw dokonanych na

¯ydach w okolicy Ludmi³ówki w okresie okupacji, by³ zatrzymany

przez ludzi [Jana Rasia vel] CZY¯EWSKIEGO Wac³awa z ochrony

sztabu generalnego WP. CZY¯EWSKI Wac³aw w tym czasie by³ do-

wódc¹ ochrony Sztabu Generalnego WP. Ochrona Sztabu General-

nego wówczas sk³ada³a siê z wy³¹cznie z by³ych cz³onków oddzia³ów

partyzanckich [AL]. Cz³onek tej komisji zosta³ rzekomo zatrzymany

za to, ¿e wa³êsa³ siê w pobli¿u gmachu, w którym mieœci³ siê sztab

generalny, jako podejrzany. (...) Kiedy go wyprowadzono do ubika-

cji, zosta³ on zastrzelony rzekomo dlatego, ¿e usi³owa³ zbiec. (...)

W rzeczywistoœci by³o inaczej (...) Ci, którzy zastrzelili tego cz³owie-

ka, otrzymali polecenie CZY¯EWSKIEGO, a¿eby go zastrzeliæ w tym

czasie, kiedy go bêd¹ wyprowadzaæ do ubikacji, a¿eby w ten sposób

stworzyæ wszelkie pozory, ¿e strzelano do niego i go zabito jedynie

dlatego, ¿e cz³owiek ten usi³owa³ uciec.

Edward Gronczewski „Przepiórka” pocz¹tkowo zosta³ oficerem Ko-

mendy G³ównej MO, a potem trafi³ do ludowego WP i KBW. Dowodzi³ te¿

background image

189

na LubelszczyŸnie jedn¹ z „band pozorowanych”, które przebiera³y siê za

polskie podziemie i dopuszcza³y siê powa¿nych przestêpstw kryminalnych

(zabójstw i rabunków) na konto niepodleg³oœciowców. Z informacji uzy-

skanych przez X Departament MBP wynika³o, i¿ wówczas Gronczewski

prawdopodobnie zlikwidowa³ cz³onków komisji, która badaj¹c sprawê nie-

mieckich zbrodni na ¯ydach w Lubelskiem, nieopatrznie zaczê³a jeŸdziæ po

wsiach i interesowaæ siê spraw¹ Ludmi³ówki. Jak siê potem przechwala³,

kropi³ do nich tak, ¿e a¿ im cha³aty skaka³y. Innym razem, kiedy grupa

„Przepiórki” zosta³a rozpoznana jako grupa komunistycznego wojska w

przebraniu i otoczona przez oddzia³ polskiego podziemia, Gronczewski wy-

dosta³ siê z okr¹¿enia u¿ywaj¹c ¿ywej tarczy ze spêdzonych w tym celu

mieszkañców wsi. O ca³ej sprawie napisa³ po latach: Na krótko przed na-

szym odejœciem przyby³ w rejon plebanii brat sier¿. Rawki ze wsi Rybitwy,

z wiadomoœci¹, ¿e jesteœmy okr¹¿eni przez liczn¹ bandê i okoliczne garni-

zony [polskiego podziemia]. (...) Rozkaza³em wyprowadziæ na podwórze

wszystkich zatrzymanych (120 osób), zarówno mê¿czyzn, jak i kobiety

i uformowa³em ich w czwórki do zatrzymanych i czekaj¹cych rodziców

wyg³osi³em krótkie przemówienie na temat koniecznoœci zwalczania ban-

dytyzmu. (...) Por. Zaborowi wyda³em rozkaz, by prowadzi³ ca³¹ kolumnê

zatrzymanych. (...) Bandyci strzelali intensywnie, lecz tylko, by wywo³aæ

wœród nas pop³och. Do nas nie strzelali, gdy¿ chodzi³o im o siostry i braci,

których prowadziliœmy ze wzglêdu na w³asne bezpieczeñstwo.

Zbrodnia jako pretekst

21 maja 1950 r., w zwi¹zku ze zbrodniami na ¯ydach w czasie

okupacji, „Grzegorz” zosta³ aresztowany przez grupê operacyjn¹ X

Departamentu MBP dowodzon¹ przez pp³k. Józefa Œwiat³ê. Sprawy

z czasów wojny stanowi³y tu tylko pretekst, bowiem by³y one znane

kierownictwu partyjnemu jeszcze w czasie okupacji. Chodzi³o praw-

dopodobnie o to, by uzyskanym w tej sprawie bardzo ciê¿kim mate-

ria³em dowodowym zmusiæ Korczyñskiego do uleg³oœci i wykorzy-

staæ go w przygotowywanym procesie Gomu³ki. Ale po œmierci Jó-

zefa Stalina i pierwszych zmianach w komunistycznym aparacie

w³adzy w KC PZPR podjêto decyzjê o koniecznoœci pozamykania

œledztw dotycz¹cych spraw z czasów okupacji. Oskar¿eni o liczne

background image

190

zbrodnie na ¯ydach komunistyczni partyzanci stawali wiêc przed

s¹dem i dostawali œmiesznie niskie wyroki. Co ciekawe, nie wszyst-

kie z nich w ogóle wspomina³y o sprawach zabójstw ¯ydów (pomi-

jano je milczeniem w akcie oskar¿enia i na sali s¹dowej), tylko doty-

czy³y innych, drobniejszych ujawnionych przy okazji przestêpstw:

nadu¿ycia w³adzy, nielegalnego posiadania broni czy... bigamii.

Wyroki wydawane w tych sprawach na ogó³ opiewa³y na tak¹ liczbê

lat pozbawienia wolnoœci, ile oskar¿eni – aresztowani na czas œledz-

twa – ju¿ przebywali w wiêzieniach. Ale wyj¹tkiem od tej regu³y by³

Korczyñski. 22 maja 1954 r. S¹d Wojewódzki dla miasta sto³eczne-

go Warszawy skaza³ go w tajnym procesie na karê do¿ywotniego

wiêzienia. S¹d Najwy¿szy zmieni³ wyrok s¹du pierwszej instancji

i ostatecznie 24 grudnia 1954 r. Korczyñski dosta³ 15 lat. Ni¿sze

kary otrzyma³o wielu z jego ówczesnych podw³adnych, m.in. An-

drzej Flis „Maksym”, Edward Gronczewski „Przepiórka”. Kiedy do

w³adzy dosz³a ekipa W³adys³aw Gomu³ki, wszyscy wspomniani zo-

stali uznani za ofiary stalinowskich wypaczeñ i zwolnieni. Dok³ad-

nie instruowani w KC PZPR, co maj¹ robiæ dalej, odwo³ywali swoje

wczeœniejsze zeznania, twierdz¹c, ¿e byli bici, a odpowiedzialnoœci¹

za morderstwa ¯ydów obci¹¿ali tych, którzy zginêli jeszcze w cza-

sie okupacji. Potem „partyzanci” wrócili do wojska, aparatu bezpie-

czeñstwa, otrzymuj¹c awanse i wysokie odszkodowania. Sam Kor-

czyñski wyszed³ z wiêzienia prawdopodobnie ju¿ w kwietniu 1956 r.

Jego s¹dowa rehabilitacja nie odby³a siê nigdy.

Zosta³ bliskim wspó³pracownikiem W³adys³awa Gomu³ki. W cza-

sie jednej z poufnych narad z „Wies³awem”, które odbywa³y siê w miesz-

kaniu brata „Grzegorza”, Stefana Kilanowicza, obaj napisali memoria³

do KC PZPR, w którym Korczyñski domaga³ siê rehabilitacji, zwrotu

legitymacji partyjnej, zadoœæuczynienia za wyrz¹dzone „krzywdy”. Za-

¿¹da³ te¿ poci¹gniêcia do odpowiedzialnoœci winnych ³amania prawo-

rz¹dnoœci (czyli osób, które prowadzi³y œledztwo i wydawa³y wyroki

w sprawie mordów na ¯ydach na LubelszczyŸnie). Ju¿ po PaŸdzierniku

powo³ano w tej sprawie specjaln¹ komisjê partyjn¹. Podaj¹c wiele nie-

prawdziwych informacji na temat wydarzeñ w Ludmi³ówce, zani¿aj¹c

liczbê ofiar, jednoczeœnie nie podwa¿aj¹c najwa¿niejszych ustaleñ œledz-

background image

191

twa – komisja wnioskowa³a o uchylenie prawomocnych wyroków. Nie-

bawem, dopuszczaj¹c siê kolejnych, ewidentnych fa³szerstw i nadu¿yæ,

sprawê Ludmi³ówki zatuszowano. W tym samym czasie „Grzegorz”

otrzyma³ stanowisko szefa Zarz¹du II (wywiadu) Sztabu Generalnego

ludowego WP, a w 1968 r. zosta³ wiceministrem obrony narodowej.

Jako jeden z g³ównych odpowiedzialnych za masakrê na Wybrze¿u w

1970 r. zosta³ usuniêty ze stanowiska i wys³any jako ambasador do

Algierii. Tam zmar³ prawdopodobnie œmierci¹ samobójcz¹ w 1971 r.

„Gazeta Polska” z 6 sierpnia 2003 r.

background image

192

background image

193

R

OZDZIA£

VI

W sprawie Jana Tomasza Grossa

background image

194

K

ilka miesiêcy temu ukaza³a siê ksi¹¿ka J. T. Grossa Upiorna deka-

da. Trzy eseje o stereotypach na temat ¯ydów, Polaków, Niemców i

komunistów 1939-1948. Zawiera ona przemyœlenia autora na temat

postaw Polaków wobec holocaustu, losów ¯ydów podczas okupacji

sowieckiej lat 1939-1941 oraz wzajemnych stosunków pomiêdzy oby-

dwoma narodami w latach 1944-1948.

Praca Grossa ma otwieraæ nowy okres w historiografii polskiej, bo-

wiem to, co do tej pory na powy¿sze tematy powsta³o, zosta³o napisane,

jak twierdzi autor, raczej w obronie dobrego imienia, ku pokrzepieniu

serc, a nie w imiê rzetelnoœci historycznej. Nadesz³a wreszcie pora re-

wizji naszej wiedzy historycznej o epoce drugiej wojny œwiatowej –

pisze Gross i uderza w tak zwan¹ potoczn¹ œwiadomoœæ historyczn¹,

¿¹daj¹c, by o swojej historii Polacy opowiedzieli sobie tak szczerze, jak

wczeœniej Niemcy o fascynacji Hitlerem czy Francuzi o rz¹dach mar-

sza³ka Petaina.

Podobne zestawienie mo¿e szokowaæ. I szokuje, tym bardziej, ¿e

w innym miejscu pisze autor o jak¿e czêstym uczestnictwie Polaków

w Zag³adzie, a wczeœniej twierdzi, ¿e odby³a siê ona wœród nas. Œci-

œlej: wœród polskiego spo³eczeñstwa, wœród pokolenia naszych rodzi-

ców i dziadków, przy œwiadkach, na oczach bior¹cych w niej udzia³

na ró¿ne sposoby t³umów gawiedzi.

Propozycje Grossa s¹ wiêc rzeczywiœcie rewolucyjne, bowiem do tej

pory by³em przekonany, ¿e Polska by³a w przeciwnym obozie ni¿ hitlerow-

skie Niemcy czy Francja Petaina, a ¯ydów wymordowano w obozach œmier-

ci, bez udzia³u polskich „t³umów gawiedzi”. Ale nic to: by³bym gotów do-

konaæ nawet tak radykalnych przewartoœciowañ swojej œwiadomoœci histo-

rycznej, o ile autor Upiornej dekady zdo³a³by przekonaæ mnie rzeteln¹ fak-

Upiory Jana Tomasza Grossa

background image

195

tografi¹ po³¹czon¹ z przekonywaj¹c¹ logik¹. Czy jednak ksi¹¿ka J.T. Grossa

rzeczywiœcie jest rzeczowa i przekonywaj¹ca?

Kontekst

Jednym z najwiêkszych mankamentów eseju Grossa na temat losu

¯ydów pod sowieck¹ okupacj¹ jest brak jakiejkolwiek próby naœwietle-

nia skomplikowanej sytuacji spo³eczno-politycznej we wschodniej Polsce

przed wybuchem wojny. Aspiracje polityczne Bia³orusinów i Ukraiñców

by³y lekcewa¿one – w³adze liczy³y na ich stopniow¹ polonizacjê.

Równie trudne by³o po³o¿enie ¯ydów. ¯yli oni przede wszystkim

w miastach, zajmuj¹c siê handlem i rzemios³em, które, ze wzglêdu na

niski poziom gospodarczy Kresów, nie mog³y zapewniæ godziwych wa-

runków utrzymania. Warstwa bur¿uazji ¿ydowskiej by³a wielokrotnie

szczuplejsza ni¿ warstwa tzw. luftmenchen, ludzi bez ¿adnego sta³ego

zajêcia, zawodu czy kapita³u. Powa¿na czêœæ ¯ydów wegetowa³a. Ich

frustracjê pog³êbia³o poczucie dyskryminacji i niechêci ze strony oto-

czenia: trudniej by³o im dostaæ siê na wy¿sz¹ uczelniê, otrzymaæ pañ-

stwow¹ posadê. ¯ydzi byli obiektem z³oœliwych dowcipów, pogardli-

wego traktowania.

Gross s³usznie zauwa¿y³, ¿e wiêkszoœæ Bia³orusinów, Ukraiñców

i ¯ydów nie mia³a emocjonalnych zwi¹zków z pañstwem polskim. Jed-

nak wy³¹czn¹ winê za tak¹ sytuacjê obarczy³ Polskê i Polaków.

Mniejsza z tym, ¿e w¹tpliwe jest czy autor „Upiornej dekady” po-

trafi³by uzasadniæ tezê o obsesyjnym tworzeniu przez Polaków pañstwa

narodowego. Gorzej, ¿e tak u³omna wizja historii lekcewa¿y ca³y skom-

plikowany kontekst ekonomiczno-spo³eczny na Kresach i aspiracje po-

szczególnych narodów. Twierdzê, ¿e ukraiñski ruch narodowy d¹¿y³by

do zbudowania niepodleg³ego pañstwa bez wzglêdu na to, czy Ukraiñcy

byliby w Polsce przeœladowani, czy nie. Podobnie rzecz mia³a siê

z ¯ydami, których d¹¿enia polityczne by³y zasadniczo odmienne od reszty

spo³eczeñstwa polskiego: ortodoksi obracali siê w krêgu religijnego

mistycyzmu, syjoniœci marzyli o w³asnym pañstwie w Palestynie. Ra-

dykalna lewica, której pogl¹dy by³y bardzo rozpowszechnione szcze-

gólnie wœród m³odzie¿y, najchêtniej chcia³aby Polskê, tak samo jak inne

pañstwa „bur¿uazyjne” i „faszystowskie”, po prostu zniszczyæ.

background image

196

Sowieci wchodz¹

Opisy wkroczenia wojsk sowieckich, jakie mo¿na znaleŸæ

w Upiornej dekadzie mog¹ wprawiæ w os³upienie. W ksi¹¿ce nie ma

ani opisu walk z Sowietami, ani uczestnictwa w nich organizacji stu-

denckich, harcerzy, uczniów szkó³ œrednich czy zwyk³ych obywateli.

Mo¿na odnieœæ wra¿enie, ¿e Polacy witali Sowietów orkiestr¹ i œpie-

wem na ustach.

Ten zabieg by³ potrzebny, by udowodniæ, ¿e pomiêdzy zachowania-

mi Polaków a reakcjami mniejszoœci narodowych na wkroczenie wojsk

sowieckich nie by³o wiêkszej ró¿nicy. Otó¿ by³a i to zupe³nie zasadni-

cza. Polacy tracili w³asne pañstwo, co w znacznym stopniu determino-

wa³o ich postawê. Ogó³ spo³eczeñstwa polskiego obserwowa³ wkracza-

j¹c¹ Armiê Czerwon¹ ze strachem i przygnêbieniem.

Wyraÿnie odmienne by³y reakcje przedstawicieli mniejszoœci.

Nie uto¿samia³y siê one z pañstwem polskim, a ich pozycja spo-

³eczna i materialna nie mog³y ulec powa¿niejszemu pogorszeniu.

Zarówno biednym ch³opom bia³oruskim i ukraiñskim, jak i ma³o-

miasteczkowej biedocie ¿ydowskiej niewiele mo¿na by³o znacjona-

lizowaæ.

Relacje Polaków pamiêtaj¹cych wkraczaj¹ce wojska sowieckie pe³-

ne s¹ oburzenia na postawê mniejszoœci: napaœci na polskich ¿o³nierzy

i policjantów, wiwaty na czeœæ wkraczaj¹cej Armii Czerwonej i nisz-

czenie symboli pañstwowych.

J. T. Gross ma jednak w³asn¹ wersjê wydarzeñ. Radosne powitania

i stawianie bram triumfalnych to, jego zdaniem, albo efekt strachu, albo

sowiecka inscenizacja, ale na pewno nie objaw radoœci.

Jeszcze dziwniej brzmi t³umaczenie, sk¹d w wielu relacjach pol-

skich, ukraiñskich, litewskich czy ¿ydowskich wziê³y siê t³umy ¯y-

dów witaj¹cych sowieckie wojska. Owa radoœæ – przekonuje J.T.

Gross – to nic innego, jak efekt iluzji, a t³ok na ulicach spowodo-

wany by³... trudnymi warunkami mieszkaniowymi. Wedle autora

Upiornej dekady wziê³o to siê st¹d, ¿e na Kresach przebywa³o ty-

si¹ce ¯ydów-uciekinierów z zachodniej Polski: Nie mieli gdzie

mieszkaæ, co te¿ poniek¹d przes¹dza o tym, to ile czasu spêdzali

na ulicy.

background image

197

Nowe porz¹dki

Kiedy Sowieci przyst¹pili do budowy w³asnych struktur pañstwo-

wych na Kresach, powsta³o zasadnicze pytanie: z kogo ów aparat two-

rzyæ? Polacy raczej nie wchodzili w rachubê, Bia³orusini byli na ogó³

s³abo wykszta³ceni, cienka warstwa inteligencji ukraiñskiej szybko wy-

kaza³a tendencje antyrosyjskie, antykomunistyczne i proniemieckie i sama

sta³a siê obiektem represji. Pozostali wiêc ¯ydzi.

Z badañ izraelskiego historyka Ben-Cion Pinchuka (Shtetl Jews

under the Soviet Rule. Easter Poland on The Eve of the Holocaust)

wynika, ¿e ¯ydzi masowo zajmowali œrednie i ni¿sze posady w sowiec-

kiej biurokracji, szkolnictwie, ró¿nego typu instancjach gospodarczych.

Najwy¿sze stanowiska zarezerwowane by³y dla przybyszów

z g³êbi Rosji, wœród których, jak ustali³ Pinchuk, równie¿ by³o wielu

¯ydów.

Gross twierdzi jednak stanowczo, ¿e wizja sowietyzacji zachodniej

Ukrainy i zachodniej Bia³orusi przy pomocy ¯ydów jest nieprawdziwa.

Jako dowód s³usznoœci swojej teorii autor Upiornej dekady przytoczy³

informacje na temat sk³adu narodowoœciowego ró¿nego typu rad depu-

towanych, w których ¯ydzi rzeczywiœcie stanowili niewielki odsetek.

Problem w tym, ¿e wspomniane rady spe³nia³y funkcje dekoracyjne i

nie mia³y nic wspólnego z rzeczywistymi oœrodkami w³adzy. Ich sk³ad

by³ ustalany z góry i jako jeden z fragmentów sowieckiej mistyfikacji

mia³ potwierdzaæ prawdziwoœæ tezy o wyzwoleniu – jak to zgrabnie

nazwa³ Gross – Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Bia³orusi. Jest to

wiedza ze szkolnych podrêczników i tego typu argumenty u¿ywane przez

powa¿nych historyków mo¿na okreœliæ jako zdumiewaj¹ce.

Kolejnym dowodem, który ma przekonaæ czytelnika, ¿e ¯ydzi nie

tylko nie uczestniczyli w tworzeniu okupacyjnych porz¹dków, lecz od-

wrotnie, byli najbardziej przeœladowani mia³ byæ fakt zniszczenia przez

Sowietów sieci tradycyjnych spo³eczno-polityczno-kulturalnych insty-

tucji ¿ydowskich.

Argument ten, zaczerpniêty ze wspomnianej ksi¹¿ki Pinchuka, jest

o tyle nietrafny, ¿e szczególn¹ rolê w procesie sowietyzacji Kresów mia³a

odegraæ ¿ydowska m³odzie¿. W przedwojennej Polsce pozbawiona wiêk-

szych perspektyw, mocno zlaicyzowana i wyemancypowana z tradycyj-

background image

198

nych norm spo³ecznych i politycznych korzysta³a teraz z wielkiej szan-

sy. Otêpia³y j¹ has³a spo³ecznej równoœci, urzeka³ widok ¯ydów-ofice-

rów, ¯ydów-funkcjonariuszy pañstwowych, urzêdowe zwalczanie an-

tysemityzmu. Likwidacjê tradycyjnych ¿ydowskich instytucji spo³ecz-

nych, o których pisze Gross, z ³atwoœci¹ rekompensowa³a sobie mo¿li-

woœci¹ awansu spo³ecznego, wolnym dostêpem do szkó³ i urzêdów. Te,

jak stwierdzi³ Ben-Cion Pinchuk, zosta³y dos³ownie masowo zape³nio-

ne w³aœnie przez ¯ydów.

Autor „Upiornej dekady” zna pracê Pinchuka. Jednak skorzysta³

tylko z takich jej fragmentów, które mu pasowa³y. Dlatego znajdziemy

w jego ksi¹¿ce fragment dotycz¹cy niszczenia tradycyjnych instytucji

¿ydowskich, a nie znajdziemy interesuj¹cych wyników badañ Pinchu-

ka, dotycz¹cych uczestnictwa ¯ydów w tworzeniu sowieckiego aparatu

w³adzy.

Oczywiœcie, ¿e nie wszyscy ¯ydzi byli zadowoleni z okupacyj-

nych porz¹dków. Wielu dotknê³y sowieckie represje, jeszcze inni, szcze-

gólnie uciekinierzy z zachodniej i centralnej Polski, chcieli powróciæ

do niemieckiej strefy. Ta w³aœnie grupa zosta³a sklasyfikowana jako

element niepewny i w czerwcu 1940 r. wywieziona w g³¹b Sowietów.

By³a to tzw. trzecia wywózka, która objê³a ok. 80 tys. osób, w znacz-

nej czêœci ¯ydów. Nie jest jednak prawd¹, ¿e stanowili oni a¿ 30%

wszystkich deportowanych. W rzeczywistoœci by³o ich du¿o mniej.

Ponadto dyskusyjne jest, czy owa chêæ powrotu do niemieckiej strefy

okupacyjnej rzeczywiœcie by³a demonstracj¹ antyre¿ymow¹, jak to

pompatycznie nazywa Gross, czy wynika³a z wyczerpania œrodków

do ¿ycia i chêci powrotu do pozostawionych w czasie dzia³añ wojen-

nych rodziny i dobytku.

Jednak Gross zupe³nie zapomnia³ o tych, którzy na sowieckich po-

rz¹dkach skorzystali. Na Uniwersytecie Lwowskim na przyk³ad, gdzie

przed wojn¹ ¯ydzi stanowili ok. 15% studentów, w 1940 r. by³o ich, jak

podaje Richard Lukas, ju¿ 85%. Bardzo czêsto zajmowali miejsca de-

portowanych lub zamordowanych Polaków. Ale w Upiornej dekadzie

mówi siê tylko o represjach – czêsto bezzasadnie. Tak jest miêdzy inny-

mi z masami rzemieœlników ¿ydowskich, których J.T. Gross zalicza do

grona ofiar systemu. Tymczasem z powodu braku prawdziwej klasy

background image

199

robotniczej w³aœnie szewców i krawców obwo³ano na Kresach bohate-

rami pracy socjalistycznej. Ponadto z powodu znikniêcia wolnego ryn-

ku ich po³o¿enie uleg³o, w porównaniu z 1939 r., wyraŸnej poprawie.

Jak wiêc by³o naprawdê?

S³ynny kurier Polskiego Pañstwa Podziemnego Jan Karski napisa³

w raporcie z kraju o sytuacji na terenie okupacji sowieckiej: ¯ydzi s¹ tu

u siebie, nie tylko, ¿e nie doznaj¹ upokorzeñ i przeœladowañ, ale posia-

daj¹ dziêki swemu sprytowi i umiejêtnoœci przystosowania siê do ka¿-

dej nowej sytuacji pewne uprawnienia natury zarówno politycznej, jak

i gospodarczej. Wchodz¹ do komórek politycznych, w du¿ej czêœci za-

jêli powa¿niejsze stanowiska polityczno-administracjne, odgrywaj¹ du¿¹

rolê w zwi¹zkach zawodowych, na wy¿szych uczelniach, no i przede

wszystkim w handlu, a zw³aszcza w lichwie i paskarstwie, w handlu

nielegalnym (kontrabanda, handel obcymi dewizami, spirytusem, nie-

czyste interesy i nieczyste poœrednictwo czy strêczenie). Na tych tere-

nach w bardzo wielu wypadkach sytuacja ich jest lepsza i gospodar-

czo, i politycznie ni¿ by³a przed wojn¹.

Podobny obraz wydarzeñ pojawia siê we wspomnieniach wielu Po-

laków, Bia³orusinów, Ukraiñców, ¯ydów, a tak¿e w relacjach nielicz-

nych obcych dyplomatów, którzy te tereny odwiedzali.

Niemcy czy Polacy

Czytaj¹c ksi¹¿kê Grossa momentami trudno jest siê zorientowaæ,

kto tak naprawdê wymordowa³ ¯ydów: Niemcy czy Polacy? Gross twier-

dzi, ¿e straszliwie gromi¹c ¯ydów, Polacy wystawili im wyimaginowa-

ny rachunek krzywd za przeœladowania w³adzy sowieckiej.

Jest to fragment ksi¹¿ki, w którym odnajdujemy dalekie echa rze-

czywistego obrazu wydarzeñ. W 1941 r. rzeczywiœcie dosz³o na Kre-

sach do brutalnych rozpraw z ¯ydami. Jednak ich autorami byli przede

wszystkim Ukraiñcy i Litwini, a w znacznie mniejszym stopniu na przy-

k³ad Bia³orusini czy Polacy.

Jaka by³a przyczyna tego niekontrolowanego wybuchu nienawiœci?

Nie ma co ukrywaæ, stosunek wielu ¯ydów do w³adzy sowieckiej by³,

zw³aszcza w pierwszych miesi¹cach okupacji, wrêcz entuzjastyczny

i entuzjazm ten boleœnie odczuwali Polacy. Historyk ¿ydowski Emmanu-

background image

200

el Ringelblum zanotowa³: Za czasów zaœ bolszewickich wzmóg³ siê w

silnym stopniu pr¹d antysemicki u Polaków w du¿ej mierze ponosz¹ za

to winê ¯ydzi. Wykorzystywali oni sytuacjê w ten sposób, ¿e przy ka¿dej

okazji œmiali siê z Polaków, wykrzykiwali „To ju¿ nie wasza Polska, mi-

nê³y te czasy” itp. Czêsto denuncjowali Polaków za rzekome przezywa-

nie „¿ydowska morda”, a w nastêpstwie tego osadzano Polaków w wiê-

zieniach i wywo¿ono na Sybir. ¯ydowscy komuniœci igrali z uczuciami

patriotycznymi Polaków, denuncjowali ich nielegalne rozmowy, wskazy-

wali polskich oficerów oraz by³ych wy¿szych urzêdników, z w³asnej woli

pracowali w NKWD i brali udzia³ w aresztowaniach. Do wzrostu antyse-

mityzmu Polaków przyczyni³ siê te¿ fakt, ¿e po wkroczeniu bolszewików

rozbrajali ¯ydzi ¿o³nierzy polskich. Czynili zaœ to w brzydki sposób,

z wielk¹ satysfakcj¹. ¯yd móg³ np. podejœæ do ¿o³nierza polskiego i za-

bieraj¹c mu karabin, napluæ w twarz.

Dramaty wielu Polaków rozpoczyna³y siê w³aœnie od wspomniane-

go przez Ringelbluma schematu. Barbara Obuchowska-Duœ pisa³a po

latach: S¹siadka-¯ydówka, Chana, przyprowadzi³a ¿o³nierzy sowiec-

kich i powiedzia³a: „Polska Pani, jej m¹¿ to wojskowy”. No i zaczê³o

siê. Wyrywali deski z pod³ogi, klawisze z fortepianu, pruli materace.

Szukali mego ojca i „or¿uja”.

Oczywiœcie nie wszyscy ¯ydzi brali udzia³ w sowieckich represjach.

Byli tacy, którzy Polakom pomagali i tacy, jak Ringelblum, którzy zacho-

wanie swych rodaków potêpiali. Jednak by³a to doœæ nieliczna grupa i nie

jej postawa zdominowa³a œwiadomoœæ Polaków. Jak bowiem twierdzi Jan

Karski, na Kresach dominowa³o rozczarowanie i roz¿alenie w stosunku

do ¯ydów, których jednoznacznie postrzegano jako zdrajców i kolabo-

rantów. Nastroje te bardzo szybko roznios³y siê po ca³ym kraju.

RzetelnoϾ historyka

Moje uwagi dotyczy³y praktycznie tylko jednego z trzech esejów

J.T. Grossa, jednak, niestety, z treœci¹ pozosta³ych jest podobnie. Stwier-

dzam to ze smutkiem, bowiem J.T. Gross jest autorem wielu prac, któ-

rych wartoœæ gwarantuje mu pozycjê autorytetu w trudnej dziedzinie

skomplikowanych problemów II wojny œwiatowej. Ale tej pracy chyba

obroniæ nie sposób. Jak na przyk³ad interpretowaæ opiniê jej autora, ¿e

background image

201

brutalne represje za ukrywanie ¯ydów mog³y byæ przez Niemców sto-

sowane tylko dlatego, ¿e pomoc ¯ydom mia³a ze strony Polaków incy-

dentalny charakter – ¿adna policja nie jest w stanie egzekwowaæ maso-

wego ³amania przepisów. Gdyby jeden Polak na piêciu czy dziesiêciu –

nie zaœ jeden na stu czy na dwustu – pomaga³a ¯ydom, gestapo by³oby

bezradne.

A co s¹dziæ o twierdzeniu, ¿e zag³ada ¯ydów odby³a siê wœród

nas. Œciœlej: wœród polskiego spo³eczeñstwa, wœród pokolenia na-

szych rodziców i dziadków, przy œwiadkach, na oczach bior¹cych w

niej udzia³ na ró¿ne sposoby t³umów gawiedzi? Równie dyskusyjne,

co faktografia, s¹ tak¿e warsztatowe propozycje Grossa. Otó¿ w za-

koñczeniu ksi¹¿ki autor Upiornej dekady po raz kolejny domaga siê

badawczej uczciwoœci. Sam pojmuje j¹ przedziwnie: A jakie bêdzie j¹

obowi¹zywa³o kryterium prawdy, wiemy bardzo dobrze z historii Pol-

ski: takie mianowicie, aby w sporz¹dzonej narracji ofiara mog³a roz-

poznaæ obraz w³asnego losu. Tak biali Amerykanie musz¹ sobie opo-

wiedzieæ o niewolnictwie i dyskryminacji rasowej, Rosjanie o stalini-

zmie, a Niemcy o fascynacji Hitlerem, tak samo Polacy – ze wzglêdu

na Holokaust – musz¹ sobie opowiedzieæ historiê przeœladowania

¯ydów w Polsce.

Autor postrzega relacje polsko-¿ydowskie wed³ug schematu ofiary-

przeœladowcy i twierdzi, ¿e racjê zawsze maj¹ ci pierwsi. Nie podzie-

lam tej opinii. Twierdzê, ¿e racjê nale¿y sk³adaæ nie w rêce Polaków czy

¯ydów, lecz naprawdê rzetelnych historyków.

„¯ycie” z 9 marca 1999 r.

background image

202

C

o siê wydarzy³o w Jedwabnem 10 lipca 1941 r.? Do tej pory znali-

œmy jedn¹ wersjê wydarzeñ, upowszechnion¹ przez J.T. Grossa. Przed

kilkoma dniami uda³o nam siê dotrzeæ do akt œledztwa w tej sprawie

z 1949 r. To te same akta, którymi pos³ugiwa³ siê autor S¹siadów. Zdu-

miewa, jak wiele z zawartych tam informacji i w¹tków profesor Gross

pomin¹³. Pomija³ to, co nie pasowa³o mu do z góry za³o¿onej tezy, ¿e

niemiecki udzia³ w zbrodni w Jedwabnem ograniczy³ siê tylko do filmo-

wania.

Oto, co uda³o siê ustaliæ na podstawie tych akt: 10 lipca 1941 r.

przyjechali do Jedwabnego Niemcy. Nie wiadomo dok³adnie ilu. We-

d³ug niektórych osób sk³adaj¹cych zeznania – jeden samochód z piêcio-

ma funkcjonariuszami gestapo; wedle innych kilka taksówek, co nale¿y

rozumieæ jako kilka samochodów osobowych. W ka¿dym razie mo¿na

przypuszczaæ, ¿e krytycznego dnia nie by³o w Jedwabnem ¿adnych du-

¿ych oddzia³ów niemieckich. Ale to w³aœnie ci Niemcy, którzy przybyli

rano do miasteczka, wydaj¹ siê byæ spiritus movens póŸniejszej trage-

dii. W dokonaniu zbrodni pos³u¿yli siê miejscow¹ ¿andarmeri¹ i cz³on-

kami w³adz magistratu na czele z Karolem Bardoniem i burmistrzem

Marianem Karolakiem.

Gross przedstawia wspomnianych jako przedstawicieli spo³eczeñstwa

polskiego, choæ bardziej prawdopodobne jest, ¿e do zarz¹du miasta po-

wo³ali ich Niemcy spoœród swoich lokalnych zauszników. Na przyk³ad

Bardoñ, jeden z g³ównych bohaterów negatywnych z 10 lipca 1941 r.,

w czasie I wojny s³u¿y³ w armii austriackiej i by³ traktowany przez

Niemców jako „swój”. Wkrótce po tragedii w Jedwabnem, prawdopo-

dobnie jako volksdeutsch, zosta³ funkcjonariuszem niemieckiej policji

pomocniczej. W ramach jej dzia³alnoœci miêdzy innymi przeprowadza³

Gross przemilczeñ

background image

203

aresztowania Polaków. Wspomniani dobrali sobie do towarzystwa jesz-

cze kilku Polaków, przynajmniej niektórzy z nich cieszyli siê fataln¹

opini¹ u miejscowej ludnoœci. Jeden zosta³ potem zabity przez polskie

podziemie. Inny znalaz³ siê w szpitalu dla umys³owo chorych. To w³a-

œnie oni, zmuszaj¹c przy okazji niektórych Polaków, wypêdzili du¿¹

grupê jedwabieñskich ¯ydów na centralny plac miasteczka. Potem, ju¿

po spêdzeniu ¯ydów na rynek, wspomniani osobnicy, w towarzystwie

niemieckich ¿andarmów, poczêli wyci¹gaæ kolejnych Polaków z domów

i zmuszali ich do udania siê na rynek w celu pilnowania ¯ydów. Oto

fragmenty zeznañ, z³o¿onych w œledztwie przez mieszkañców Jedwab-

nego w 1949 r.: Roman Górski: (...) przyszed³ do domu Karolak Marian,

który by³ burmistrzem i ¿andarm niemiecki, który mnie kopn¹³ i zabrali

mnie na rynek m. Jedwabnego gdzie kazali mi pilnowaæ (...) ¿ydów. W³a-

dys³aw Miciura: W lipcu 1941 roku daty dok³adnej nie pamiêtam przyje-

cha³o kilka taksówek z gestapo i urz¹dzili ³apankê na ¿ydów spêdzaj¹c

ich na rynek. Mnie samego wys³ali ¿andarmi do domu na œniadanie i po

powrocie moim do pracy po godzinie czasu przyszed³ ¿andarm i kaza³ mi

iœæ na rynek pilnowaæ ¿ydów, by nie uciekali. Ja pilnowa³em ¿ydów (...)

do godziny 16-tej, udaj¹c siê nastêpnie z powrotem do pracy, lecz nie

kazali mi pracowaæ, tylko wyganiaæ ¿ydów do stodo³y co ja te¿ uczyni-

³em. I by³em tam a¿ do czasu podpalenia pe³nej stodo³y z ¿ydami. W³a-

dys³aw D¹browski: Zadaniem moim by³o pilnowaæ ¿eby ani jeden ¿yd

nie wyszed³ za liniê co ja uczyni³em, otrzyma³em ja taki rozkaz od Karo-

laka, Sobuty i jednego Niemca. Stanis³aw Zejer: Razem ze mn¹ brali

udzia³ jeszcze w spêdzaniu ¿ydów z rozkazu burmistrza i gestapo (...).

Feliks Tarnacki: (...)burmistrz Karolak (...) wraz z gestapowcem wy-

pêdzili mnie na rynek. Antoni Niebrzydowski: W 1941 r. przyszed³ do

mego mieszkania Karolak burmistrz niemiecki Bardoñ [nieczyt.] dali

mnie rozkaz pilnowaæ ¿ydów na rynku których oni zganiali na rynek.

Do wspomnianej stodo³y, nale¿¹cej do Bronis³awa Œleszyñskiego zapê-

dzono ostatecznie kilkaset osób. Po zamkniêciu stodo³a zosta³a oblana

naft¹ i podpalona. Z akt œledztwa nie wynika dok³adnie przez kogo. Jest

za to oczywiste, ¿e Niemcy nie byli neutralnymi obserwatorami wyda-

rzeñ w Jedwabnem, lecz ich organizatorami. Ale taka wersja wydarzeñ

zosta³a odrzucona przez J.T. Grossa.

background image

204

Postawy wobec zbrodni

Na podstawie wspomnianych dokumentów archiwalnych mo¿emy

wyró¿niæ kilka kategorii osób uczestnicz¹cych w interesuj¹cych nas wy-

darzeniach.

– pierwsz¹ z nich s¹ niew¹tpliwie Niemcy, którzy byli inicjato-

rami i g³ówn¹ si³¹ sprawcz¹ jedwabieñskiej tragedii. To oni wyci¹-

gali Polaków z domów, stali za plecami Karolaka, Bardonia i ich

kompanów;

– druga grupa to Polacy, którzy prawdopodobnie byli poinformo-

wani o maj¹cej nast¹piæ zbrodni i wziêli w niej ochotniczy udzia³.

W sumie by³o to kilka osób, jednak zostali wyraŸnie zauwa¿eni jako ci,

którzy wykonuj¹ polecenia Niemców, ale te¿ i z w³asnej inicjatywy znê-

caj¹ siê nad ¯ydami. Motywy dzia³ania tych ludzi s¹ trudne do przenik-

niêcia. Wydaje siê, ¿e si³¹ motoryczn¹ ich zachowania by³o wojenne

zdziczenie i ¿¹dza zemsty za sowieck¹ okupacjê;

– trzecia grupa to osoby, które zmuszone przez Niemców bra³y udzia³

w gromadzeniu ¯ydów na rynku, pilnowaniu ich oraz w zapêdzeniu do

stodo³y. Liczebnoœæ tej grupy jest najtrudniejsza do ustalenia, choæ wy-

daje siê, ¿e by³o to co najmniej kilkanaœcie osób. Postawy tych ludzi

by³y zró¿nicowane: niektórzy bez sprzeciwu wykonywali rozkazy, inni

uciekali w czasie, kiedy prowadzono ich na rynek lub przy pierwszej

nadarzaj¹cej siê okazji. Niektórzy nawet ratowali ¯ydów. Mo¿na po-

stawiæ tezê, ¿e niemal do ostatniej chwili nie byli œwiadomi, jak tragicz-

ny los zgotowano ich s¹siadom.

Prócz nich tragiczny los czêœci mieszkañców Jedwabnego widzia³o

wielu œwiadków.

Wyrok, który wyda³ S¹d Okrêgowy w £om¿y, uzna³ za niewin-

nych 10 z 22 oskar¿onych. Z pozosta³ych na karê œmierci skazany

zosta³ Karol Bardoñ, a jedenaœcie osób otrzyma³o kary wieloletnie-

go wiêzienia. W sentencji s¹d napisa³: (...) miejscowa ludnoœæ,

a wiêc w tej liczbie oskar¿eni [wziêli udzia³ w zabójstwie ¿ydów]

pod terrorem, jak widaæ ze wszystkich wyjaœnieñ oskar¿onych, gdzie-

kolwiek by by³y one sk³adane i z zeznañ œwiadków oskar¿enia i od-

wodowych (...). Gross opar³ swoj¹ ksi¹¿kê na aktach omawianej spra-

wy. Z pewnoœci¹ czyta³ cytowane zeznania œwiadków oraz konstata-

background image

205

cje z wyroku s¹dowego. Ale w ksi¹¿ce napisa³, ¿e udzia³ Niemców

w zbrodni w Jedwabnem ograniczy³ siê przede wszystkim do robie-

nia fotografii...

ród³a profesora Grossa

Bardzo szczególn¹ rolê w ksi¹¿ce Grossa odegra³y z³o¿one

w czasie œledztwa zeznania dwóch œwiadków: Eljasza Gr¹dowskie-

go i Abrama Boruszczaka. Obydwaj mieli byæ naocznymi œwiadka-

mi wydarzeñ, którym uda³o siê jakoœ uratowaæ ¿ycie. Ich opowieœci

o wyczynach Polaków, stanowi¹ce jedno z podstawowych Ÿróde³

narracji historycznej Grossa, s¹ doprawdy wstrz¹saj¹ce. Eljasz Gr¹-

dowski stwierdzi³ na przyk³ad: Czes³aw Mierzejewski najprzód

zgwa³ci³, a potem zamordowa³ Judes Ibram. Drugi ze wspomnia-

nych œwiadków, Abram Boruszczak, opisa³ zbrodniê, jakiej mieli siê

dopuœciæ Polacy na terenie ¿ydowskiego cmentarza: Wybrali zdrow-

szych mê¿czyzn i zagnali na cmentarz i kazali im wykopaæ rów, po

wykopaniu rowu przez ¯ydków wziêli ich pozabijali bili kto czym

[tak w tekœcie] kto ¿elazem, kto no¿em, kto kijem. Obydwaj mocno

podkreœlali, ¿e to Polacy mordowali ¯ydów, a Niemcy jedynie pa-

trzyli z boku i fotografowali. I tu pojawia siê jeden z najwa¿niej-

szych problemów z ksi¹¿k¹ Grossa. Otó¿ z akt sprawy jednoznacz-

nie wynika, ¿e obydwaj w ogóle nie byli œwiadkami tragedii w Je-

dwabnem. Jeszcze nim zacz¹³ siê proces s¹dowy, jeden z uratowa-

nych ¯ydów (Józef Grondowski) zezna³: Co do Eljasza Gr¹dow-

skiego wyjaœniam, ¿e on w czasie okupacji niemieckiej zupe³nie nie

mieszka³ w Jedwabnym, poniewa¿ zosta³ wywieziony do Rosji w roku

1940 i powróci³ dopiero po wyzwoleniu. Mieszkam w Jedwabnym

od urodzenia do obecnej chwili i nie jest mi znany Abram Borusz-

czak, aby taki zamieszkiwa³ na terenie Jedwabnego bardzo dobrze

wszystkich znam. Nied³ugo póŸniej do prokuratury w £om¿y wp³y-

nê³o pismo podpisane przez siedmiu mieszkañców Jedwabnego: Ni-

niejszym zwracam siê do ob. Prokuratora w £om¿y. Otó¿ Eljasz

Gr¹dowski który z³o¿y³ oskar¿enie zosta³ aresztowany przez w³adze

Rosyjskie za to, ¿e skrad³ w klubie patefon który by³ w³asnoœci¹

klubu, zosta³ ukarany i aresztowany w 1940 roku ukarano go 1,5

background image

206

wiêzienia i ca³y czas od 1940 roku przebywa³ w Rosji, a¿ powróci³

po wyzwoleniu Polski z pod okupanta, a Boruszczak Abram to zu-

pe³nie takiego nie by³o nigdy w Jedwabnem. Wszystkie te informa-

cje dotycz¹ce wiarygodnoœci wspomnianych œwiadków znajduj¹ siê

w aktach sprawy, ale zosta³y one przez autora S¹siadów pominiê-

te. Za to innym osobom, na przyk³ad Czes³awowi Laudañskiemu,

Gross w³o¿y³ w usta opisy czynów, jakich mieli dokonaæ feralnego

10 lipca 1941 r. A tymczasem Czes³aw Laudañski w trakcie prze-

s³uchañ stwierdzi³, ¿e tego dnia le¿a³ w ³ó¿ku ciê¿ko chory, po wyj-

œciu z sowieckiego wiêzienia. Potwierdzi³o to wielu œwiadków. Je-

den z ocala³ych ¯ydów z³o¿y³ nawet zeznanie, jak w czasie okupa-

cji Laudañski pomaga³ ukrywaj¹cym siê ¯ydom. Takimi metodami

w ksi¹¿ce Grossa Polacy, którzy nie mieli nic wspólnego z mordem

na ¯ydach, a nawet ich ratowali, staj¹ siê mordercami, a œwiadko-

wie niewiarygodni – jak Boruszczak czy Gr¹dowski – oskar¿ycie-

lami Polaków.

Kluczowe relacje i zeznania, na których Gross opar³ S¹siadów, nie

zosta³y poddane naukowej krytyce. Po jej dokonaniu okazuje siê, ¿e

faktografia oraz g³ówne tezy ksi¹¿ki nie maj¹ powa¿niejszych podstaw

naukowych. Narracjê historyczn¹ Grossa tworz¹ ludzie, którzy nie byli

wtedy w Jedwabnem (o czym autor wie jak s¹dzê), stereotypy, uprze-

dzenia i przekonanie, ¿e spo³eczeñstwo polskie wymordowa³o ¯ydów,

a ksiê¿a i biskupi s¹ ³apownikami. ród³a historyczne zosta³y przez

niego dobrane nie wed³ug oceny ich naukowej wiarygodnoœci, tylko

wed³ug klucza: im wiêcej polskich zbrodni i polskich zbrodniarzy, tym

lepiej.

Po zastosowaniu wy¿ej wspomnianych metod naukowych – no

i oczywiœcie po usuniêciu z opisu rzeczywistej roli Niemców – œmia³o

postawi³ tezê, ¿e ¯ydów w Jedwabnem zamordowa³o „polskie spo³e-

czeñstwo”. Tymczasem konstatacja ta wydaje siê byæ nieuprawniona.

Jak to siê mog³o staæ, ¿e pomimo ewidentnego mijania siê treœci

S¹siadów z dostêpnym materia³em Ÿród³owym ksi¹¿ka ta jest doœæ po-

wszechnie traktowana w kategoriach naukowych?

Tezy S¹siadów maj¹ swoich zwolenników nawet w œwiecie na-

uki. Nale¿y do nich na przyk³ad Andrzej ¯bikowski, który w stycz-

background image

207

niu 2001 r. napisa³: W przeciwieñstwie do kilku krytycznych recen-

zentów ksi¹¿ki Grossa uwa¿am, ¿e pod wzglêdem warsztatowym

„S¹siedzi” s¹ prac¹ wzorcow¹. Gross przeprowadzi³ bardzo sta-

rann¹ analizê dostêpnych przekazów Ÿród³owych... Prof. Jerzy Je-

dlicki skrytykowa³ w czasie dyskusji w Polskiej Akademii Nauk tych

historyków, którzy zg³aszali zastrze¿enia do poszczególnych frag-

mentów narracji ksi¹¿ki Grossa: Diabe³ nie tkwi w szczegó³ach, tyl-

ko w generaliach tego, co siê sta³o w Jedwabnem i innych miejsco-

woœciach. A przecie¿ wydaje siê, ¿e historyk powinien najpierw ba-

daæ fakty, a dopiero na ich podstawie wyci¹gaæ generalne wnioski.

Z drugiej jednak strony S¹siedzi maj¹ swoich krytyków. Ostre s¹dy

o ksi¹¿ce Grossa wydawali m.in. prof. Tomasz Strzembosz, prof.

Tomasz Szarota, dr Marek Jan Chodakiewicz i dr Pawe³ Machce-

wicz z IPN. Doktor Bogdan Musia³ porówna³ S¹siadów do pokazy-

wanej ostatnio w Niemczech wystawy „Zbrodnie Wehrmachtu”

i ksi¹¿ki Daniela Goldhagena Gorliwi kaci Hitlera (wszystkim nie

paraj¹cym siê nauk¹ wyjaœniam, ¿e mimo pocz¹tkowych zachwy-

tów t³umów, pierwsze przedsiêwziêcie zosta³o zdemaskowane przez

Musia³a jako prymitywna manipulacja Ÿróde³, a drugie po prostu

zmiecione przez krytyków za lekcewa¿enie podstawowych zasad

warsztatu naukowego). Jednak pomimo faktu, i¿ ksi¹¿ka Grossa

wœród wielu powa¿nych naukowców po prostu nie budzi zaufania,

z czysto technicznych przyczyn nie mo¿na by³o dokonaæ jej rzeczo-

wej krytyki. Powód jest doœæ prosty: akta s¹dowe, które by³y pod-

stawow¹ baz¹ Ÿród³ow¹ S¹siadów, ze wzglêdu na likwidacjê G³ów-

nej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i two-

rzenie Instytutu Pamiêci Narodowej od d³u¿szego czasu pozostawa-

³y niedostêpne. Potem archiwaliów nie mo¿na by³o dostaæ, bowiem

zaczê³o siê œledztwo. Podejrzewam, ¿e wielu historyków, którzy wy-

powiadali siê dotychczas w sprawie S¹siadów, jeszcze ich nie wi-

dzia³o, a zatem nie zdaj¹ sobie sprawy, jak daleko siêgaj¹ nieprawi-

d³owoœci poczynione w ksi¹¿ce Grossa. Dotychczasowa dyskusja

toczy³a siê wiêc na temat drobiazgów oraz tego, czy i kto powinien

przepraszaæ. Jednak spostrze¿enia, jakie mo¿na poczyniæ konfron-

tuj¹c g³ówne tezy S¹siadów z dokumentacj¹ archiwaln¹, w znacznej

background image

208

mierze przekreœlaj¹ wiarygodnoœæ podstawowych ustaleñ g³oœnej

ksi¹¿ki J.T. Grossa. Mam nadziejê, ¿e Instytutowi Pamiêci Narodo-

wej uda siê w miarê szybko opublikowaæ najistotniejsze dla sprawy

dokumenty. Da³oby to nadziejê, ¿e rozpocznie siê wreszcie rzeczo-

wa wymiana pogl¹dów na temat zbrodni w Jedwabnem.

Trzy lata po wojnie do ³om¿yñskiego UB wp³ynê³a relacja jed-

nego z ocala³ych z jedwabieñskiej tragedii – Szmula Wasersztajna.

Relacja ta stwierdza³a, ¿e zbrodni w Jedwabnem dokonali Polacy

bez udzia³u Niemców i podawa³a wiele nazwisk jej uczestników.

8 stycznia 1949 r. miejscowa milicja i funkcjonariusze bezpieki

aresztowali kilkanaœcie osób, które mia³y uczestniczyæ w mordzie

na ¯ydach. Aresztowani zostali przes³uchani w ci¹gu kilku naj-

bli¿szych dni. Protoko³y przes³uchañ, które wówczas prowadzono,

znakomicie ilustruj¹ ówczesne metody pracy UB. Nie chodzi³o

w nich bowiem o wnikliw¹ analizê wydarzeñ w Jedwabnem, tylko

ustalenie nazwisk ludzi, którzy na podstawie tak zwanego dekretu

sierpniowego zostan¹ skazani za udzia³ w zbrodni. Oczywiœcie nie

oznacza to, ¿e œledztwo by³o manipulowane. Taki by³ po prostu

schemat pracy ówczesnych organów œcigania i sposób pojmowa-

nia prawa. Obraz prawdy nikogo nie interesowa³: dopasowywano

zarzuty do sformu³owañ dekretu, dziêki czemu na jego podstawie

jako faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy i zdrajców Narodu

Polskiego skazywano nawet ¿o³nierzy AK. Opis czynów poszcze-

gólnych aresztowanych w znacznej mierze narzuca³ kszta³t stosow-

nych zapisów prawa, zaœ rolê tez wyjœciowych spe³ni³a relacja Wa-

sersztajna. Protoko³y przes³uchañ sporz¹dzone w czasie œledztwa

s¹ niezwykle sztampowe, czêsto rozpoczynaj¹ce siê od zdania-tezy,

¿e po wkroczeniu okupantów niemieckich przyst¹pi³a ludnoœæ pol-

ska do mordowania ¯ydów, czasem zawieraj¹ te same zwroty

o tym, jakoby Niemcy nie mordowali ¯ydów, a tylko stali i foto-

grafowali, jak ich morduj¹ Polacy. Wszystko to budzi w¹tpliwo-

œci co do rzetelnoœci przes³uchuj¹cych, którzy byæ mo¿e treœæ czê-

œci zeznañ dopasowywali do wyjœciowego schematu. Jednak mimo

pewnych trudnoœci z prac¹ nad tego rodzaju ÿród³ami mo¿na z nich,

przy zachowaniu odpowiedniej krytyki, uzyskaæ wiele cennych in-

background image

209

formacji. Zeznania te potwierdzaj¹ inspiracjê, obecnoœæ i czynny

udzia³ w zbrodni Niemców.

Ponadto w czasie sprawy s¹dowej wysz³o na jaw, ¿e relacja Szmula

Wasersztajna, która stanowi kanwê ksi¹¿ki Grossa, jest Ÿród³em ma³o

wiarygodnym. Scenariusz wydarzeñ, który zosta³ w niej przedstawiony

okaza³ siê byæ w wielu miejscach nieprawdziwy. Równie¿ inne zeznania

i relacje, które w czasie sprawy s¹dowej okaza³y siê niewiarygodne –

sta³y siê jednym z najwa¿niejszych Ÿróde³ wykorzystanych przez J.T.

Grossa.

„¯ycie” z 31 marca 2001 r.

background image

210

O

statnia praca J.T. Grossa wywo³a³a wiele burzliwych sporów. Trudno

siê dziwiæ, bowiem podane w S¹siadach fakty – a jeszcze bardziej to-

warzysz¹ce im oceny – wyraŸnie godz¹ w potoczn¹ œwiadomoœæ histo-

ryczn¹ Polaków.

G³ównym tematem ksi¹¿ki jest dramatyczny los ¿ydowskiej ludno-

œci miasteczka Jedwabne (£om¿yñskie), która zosta³a zg³adzona nie-

d³ugo po wkroczeniu na te tereny Niemców (lipiec 1941 r.). Gross

twierdzi, ¿e wspomnianej zbrodni dokona³o spo³eczeñstwo polskie, któ-

re – wbrew sugestiom ze strony hitlerowców, by chocia¿ czêœæ z nich

oszczêdziæ – najpierw w okrutny sposób znêca³o siê nad ¯ydami, a po-

tem niemal wszystkich spali³o ¿ywcem w stodole.

Nikt chyba nie kwestionuje faktu, i¿ w zbrodni w Jedwabnem wziê-

³a udzia³ grupa miejscowych Polaków. Na tym jednak pewniki siê koñ-

cz¹. Dyskusja trwa i dotyczy nawet tak fundamentalnych kwestii jak to,

kto w istocie wymordowa³ ¯ydów: Polacy czy mo¿e Niemcy? W miarê

up³ywu czasu pojawiaj¹ siê coraz to nowe znaki zapytania. Dotycz¹

one nie tylko podanej w S¹siadach faktografii, lecz w ogóle wiarygod-

noœci metod badawczych J.T. Grossa.

Jednym z najwa¿niejszych Ÿróde³, na jakim Gross opar³ swoje usta-

lenia, by³y materia³y pochodz¹ce ze œledztwa prowadzonego przez

UB w 1949 r. Warto wiedzieæ, ¿e czêœæ z tych osób, które wówczas

przes³uchiwano, na sali s¹dowej z³o¿y³o zupe³nie inne wyjaœnienia twier-

dz¹c, i¿ poprzednie wymuszono na nich biciem. Takie oœwiadczenie

mo¿na – z punktu widzenia realiów lat 40. – uznaæ za akt odwagi. Nie-

stety, odwagi daremnej: maj¹c do wyboru zeznania wymuszone w œledz-

twie i te, które zosta³y z³o¿one na sali s¹dowej, Gross uzna³ za wiary-

godne te pierwsze – bardziej pasuj¹ce do jego tez.

Gross kontra fakty

background image

211

Drugim Ÿród³em wiedzy autora S¹siadów s¹ wspomnienia osób oca-

la³ych z holocaustu. Wielokrotnie ju¿ pisano, ¿e relacje te zbiera³y po

wojnie ró¿norodne komisje historyczne, które bardziej ni¿ o prawdê,

dba³y czasem o rozmaite interesy polityczne i propagandowe. Ktokol-

wiek zetkn¹³ siê ze wspomnianymi Ÿród³ami ten wie, ¿e czêsto zawiera-

j¹ one olbrzymi baga¿ emocjonalny i pochopne s¹dy bêd¹ce konsekwen-

cj¹ dramatycznych prze¿yæ. Jeszcze inne relacje, zw³aszcza powsta³e

po wojnie w USA, wydaj¹ siê byæ nie opisem minionej przesz³oœci, ale

okazj¹ do zaprezentowania niechêci czy te¿ po prostu wrogoœci do Pol-

ski i Polaków, nazywanej zwyczajowo antypolonizmem. Ów niezwykle

skomplikowany i wielow¹tkowy problem Gross skwitowa³ w dwóch

zdaniach: Ka¿dy œwiadek, oczywiœcie, mo¿e siê myliæ i ka¿d¹ relacjê,

o ile to mo¿liwe, nale¿y konfrontowaæ z wiedz¹ nabyt¹ z innego Ÿród³a.

Ale o z³¹ wolê wzglêdem s¹siadów – Polaków w tej materii ¯ydów nie

mamy podstaw podejrzewaæ (s. 18). Podobne konstatacje mo¿na uznaæ

za miniêcie siê z tematem.

Co ciekawe, Gross nie tylko nie zachowa³ nale¿nego dystansu do

wykorzystanych relacji, lecz nie dokona³ te¿ postulowanej przez sie-

bie, nale¿ytej ich konfrontacji z innymi Ÿród³ami. Efekty s¹ wyraŸnie

widoczne w wielu fragmentach narracji S¹siadów. Na str. 49 za jedn¹

z cytowanych relacji, pojawia siê biskup z £om¿y, który w zamian za

korzyœci materialne obieca³ ¯ydom powstrzymanie pogromu. Kontekst

sprawy jest nieprzyjemny, bowiem nie doœæ, ¿e hierarcha przyj¹³

haracz (srebrne lichtarze), to jeszcze z obiecanej opieki siê nie wy-

wi¹za³. Autor S¹siadów nie poda³ nawet nazwiska wspomnianego bi-

skupa, nie mówi¹c o próbie wyjaœnienia sprawy. Biskup ³om¿yñski

Stanis³aw £ukomski, bo o nim mowa, od ¯ydów haraczu raczej nie

wzi¹³. Nie tylko ze wzglêdów etycznych, ale czysto technicznych. Przez

ca³¹ sowieck¹ okupacjê ukrywa³ siê, a do pa³acu biskupiego powróci³

– jak wynika nie tylko z opublikowanych fragmentów jego pamiêtnika

– w sierpniu 1941 r. Wizyta ¿ydowskiej delegacji u biskupa £ukom-

skiego, która, wedle relacji cytowanych przez Grossa, mia³a mieæ miej-

sce „jakiœ czas” przed tragedi¹ Jedwabnego (pierwsza po³owa lipca

1941 r.) chyba nie mog³a mieæ miejsca, podobnie jak wiele innych

opisanych w S¹siadach wydarzeñ.

background image

212

Do podstawowych obowi¹zków historyka nale¿y odnalezienie jak

najwiêkszej liczby dokumentów, artyku³ów i ksi¹¿ek dotycz¹cych opra-

cowywanego tematu. Tymczasem opracowanie Grossa opiera siê na

ubogiej i wybiórczej kwerendzie. Dotyczy to g³ównie problemu stosun-

ków polsko-¿ydowskich w Jedwabnem i okolicach w czasie okupacji

sowieckiej. Autor S¹siadów stwierdzi³, i¿ odnalaz³ tylko jedn¹ (!) rela-

cjê na ten temat i wysun¹³ wniosek, ¿e pomiêdzy miejscowymi ¯ydami

a reszt¹ spo³ecznoœci nic istotnego wtedy nie zasz³o. Bezcelowe wydaje

siê wymienianie dos³ownie setek dokumentów, które takiemu postawie-

niu sprawy jednoznacznie przecz¹. Znakomitym przyk³adem bezpod-

stawnoœci wspomnianego wniosku autora S¹siadów by³ opublikowany

niedawno w „Rzeczpospolitej” artyku³ prof. Tomasza Strzembosza.

Znacznie ciekawsze – z punktu widzenia warsztatowej analizy S¹sia-

dów – wydaj¹ siê obserwacje na temat specyfiki Ÿród³owych poszuki-

wañ J.T. Grossa.

Na str. 32 S¹siadów autor poda³ s³owiañsko brzmi¹ce nazwiska

cz³onków miejscowych w³adz sowieckich. Powo³a³ siê przy tym na pra-

cê Micha³a Gnatowskiego W radzieckich okowach. Studium o agresji

17 wrzeœnia 1939 r. i radzieckiej polityce w regionie ³om¿yñskim

w latach 1939-1941. Gross nie wspomnia³ jednak s³owem, ¿e znajduj¹

siê tam interesuj¹ce informacje o nastrojach ludnoœci polskiej w okoli-

cach Jedwabnego, pochodz¹ce z dokumentów sowieckich. Jest tam na

przyk³ad wypowiedŸ Jana Goska, który 20.10.1940 r. mówi³: Teraz to

mamy ¿ydowskie cesarstwo. Tylko ich wybieraj¹ wszêdzie, a Polak jak

koñ, on tylko ci¹gnie i jego bij¹ batem (s. 159).

Na str. 21 S¹siadów znajduje siê krótkie streszczenie efektów kwe-

rendy Grossa w archiwaliach pozosta³ych po Biurze Historycznym przy

armii gen. Andersa, znajduj¹cych siê Instytucie Hoovera. Gross pisze,

¿e znalaz³ tam: trzy ogólnikowe wzmianki o ¯ydach z Jedwabnego su-

geruj¹ce ich nadmiern¹ gorliwoœæ wobec nowego ustroju (s. 31). Po-

nadto w przypisie doda³: Wzmianki o ¯ydach z Jedwabnego, w których

zreszt¹ nie wymienia siê ¿adnych konkretnych osób, znaleŸæ mo¿na na

stronie 14, 45 i 99 maszynopisu opracowania powiatowego o powiecie

³om¿yñskim. Có¿, nale¿y stwierdziæ, ¿e nic siê nie zgadza: nie s¹ to

ogólnikowe wzmianki, tylko konkretne relacje, jest ich tam wiêcej, s¹

background image

213

tak¿e na innych stronach i podaj¹ informacje o konkretnych osobach.

Jako dowód cytujê relacjê œlusarza z Jedwabnego Mariana £ojewskiego

znajduj¹c¹ siê na str. 43-44: zaprowadzono odczytywanie konstytucji

Stalinowskiej i jej korzyœci i odbywa³y siê pogadanki na temat dobro-

dziejstw Zw. [wi¹zku] Sow. [ieckiego] dla uciskanej przez Polskê lud-

noœci, obiecywano du¿o. Gdy po kilku takich przemówieniach ludzie

nie bardzo siê schodzili, wówczas prelegenci w osobach ¿ydówek Nej-

mark i polki Krystowczyk zaczêto straszyæ karami wiêzienia pos¹dza-

j¹c o kontrrewolucyjnoœæ czyli niepos³uszeñstwo w³adzom sowieckim.

Podobnych przyk³adów jest wiêcej. Pozwalaj¹ na zadanie pytania: jak

to jest, ¿e w znanych Grossowi archiwaliach i ksi¹¿kach Ÿród³a s¹,

a mimo to w jego ksi¹¿kach napisane jest, ¿e ich nie ma?

Ominiêcie kwestii stosunków polsko-¿ydowskich pod okupacj¹ so-

wieck¹ jest jednym z najwiêkszych mankamentów ksi¹¿ki Grossa. A sto-

sunki te by³y bardzo napiête. Obraz przedstawiany w zachowanych pol-

skich (a tak¿e niektórych ¿ydowskich!) relacjach jest naprawdê drama-

tyczny: obel¿ywe traktowanie Polaków, donosy do NKWD, udzia³ w so-

wieckich represjach „czerwonej milicji” sk³adaj¹cej siê z jedwabnieñskich

¯ydów. S¹ te¿ opisy odzierania z ubrañ wywo¿onych w g³¹b ZSRS –

nomen omen – polskich s¹siadów.

Problem wydaje siê naprawdê powa¿ny i nie mo¿na go sprowadziæ

jedynie do skrzywionej percepcji Polaków. Wedle najnowszych ustaleñ hi-

storiografii bia³oruskiej – opieraj¹cej siê na zachowanej tam dokumentacji

z lat 1939-1941 – w administracji sowieckiej, zw³aszcza zwi¹zanej

z gospodark¹, odsetek ¯ydów by³ wysoki i przekracza³ niekiedy 70%. War-

to pamiêtaæ, ¿e doœæ czêsto ¯ydzi zajmowali stanowiska aresztowanych

lub deportowanych Polaków. Historyk z Miñska, Eugeniusz Rozenblat,

stwierdzi³, ¿e udzia³ ludnoœci ¿ydowskiej w tworzeniu sowieckich porz¹d-

ków by³ tak du¿y i widoczny, ¿e zdecydowany wzrost nastrojów anty¿y-

dowskich wœród Polaków by³ konsekwencj¹ odrzucania komunizmu.

Wydaje siê, ¿e w £om¿yñskiem – ze wzglêdu na wysoki stopieñ

œwiadomoœci narodowej miejscowych Polaków i brak innych mniejszo-

œci – Sowieci oparli siê w³aœnie na ludnoœci ¿ydowskiej. O ile wiêc na

innych obszarach Kresów sytuacja by³a bardziej skomplikowana (w grê

wchodzi³y trzy narody: Polacy, ¯ydzi, Bia³orusini b¹dŸ Ukraiñcy) to

background image

214

tutaj subiektywna percepcja rzeczywistoœci by³a bardziej wyrazista: my

Polacy — ludnoœæ podbita, oni – komuniœci, przeœladowcy i ich pomoc-

nicy, zdrajcy Polski – ¯ydzi. Z wielu przekazów wiemy, ¿e po doœwiad-

czeniach z lat 1939-1941 powa¿na czêœæ spo³eczeñstwa polskiego po

prostu kipia³a nienawiœci¹ wobec ¯ydów. Warto by³oby zastanowiæ siê,

jak¹ rolê odegra³y tego typu emocje w umys³ach nie tylko Polaków, ale

te¿ Ukraiñców, £otyszy, Litwinów po wkroczeniu Niemców.

W pe³ni podzielam opiniê, ¿e nawet udzia³ ¯ydów w sowieckich

represjach nie mo¿e staæ siê usprawiedliwieniem zbrodni. Nie chodzi

wszak¿e o to, by kogoœ „usprawiedliwiaæ”. Obowi¹zkiem historyka jest

zbadanie okolicznoœci, jakie mia³y miejsce – logicznie i czasowo – przed

opisywanym fragmentem wydarzeñ. Inaczej wnioski na temat genezy

wydarzeñ w Jedwabnem nie bêd¹ mia³y powa¿niejszej podbudowy na-

ukowej. Tak jak jej nie maj¹ tezy Andrzeja ¯bikowskiego przedstawio-

ne w „Rzeczpospolitej”. Jedna, ¿e Polacy zabijali ¯ydów, bo im zazdro-

œcili, druga, ¿e skorzystali z okazji by zrobiæ to, na co od dawna mieli

ochotê: kraœæ i mordowaæ.

Wiele faktów opisanych przez Grossa mo¿na uznaæ za w¹tpliwe.

W innych wypadkach, w których nale¿a³oby zachowaæ ostro¿noœæ, czy

pozostawiæ trudne do usuniêcia znaki zapytania, autor S¹siadów na

wyrost u¿ywa s³ów „zapewne” i „musia³o”. Niektóre stwierdzenia wy-

daj¹ siê wrêcz emanacj¹ niewiedzy lub uprzedzeniami wymieszanymi

z mas¹ p³ytkich stereotypów.

Tak jest na przyk³ad na str. 29, gdzie na podstawie kolejnej w¹tpliwej

wartoœci relacji autor twierdzi, ¿e w przedwojennym Jedwabnem miej-

scowy proboszcz przyj¹³ korzyœci materialne w zamian za powstrzyma-

nie planowanego – jak g³osi³y plotki – pogromu. Pobieranie haraczu przez

duchownych katolickich (patrz: biskup £ukomski) sta³o siê wiêc pewn¹

norm¹ w ksi¹¿ce Grossa. Warto jednak przytoczyæ opis metody, jak¹ au-

tor S¹siadów tê informacjê zweryfikowa³: Epizod ten mieœci siê doskona-

le w normie ¿ydowskiego losu (...) zagro¿ona spo³ecznoœæ (...) przyjmo-

wa³a za rzecz zupe³nie naturaln¹, ¿e w takiej sytuacji w³adzom œwieckim

czy duchownym nale¿y siê haracz za opiekê (S¹siedzi, s. 29). Takie prze-

prowadzanie dowodów – weryfikowanie faktów za pomoc¹ w³asnych

wyobra¿eñ – uwa¿am za niezgodne z historycznym warsztatem.

background image

215

W innym miejscu autor S¹siadów d³u¿szy fragment poœwiêca filmo-

wi, który mia³ rzekomo powstaæ podczas zajœæ: najprawdopodobniej jest

te¿ gdzieœ film dokumentalny nakrêcony przez Niemców w czasie pogro-

mu. Pokazywano go chyba w kinach warszawskich w 1941 r. (...) nie

wykluczone, ¿e ten pogrom bêdziemy mogli jeszcze kiedyœ zobaczyæ na

ekranie (S¹siedzi, s. 16-17). Sprawa jest bardzo w¹tpliwa, bowiem gdy-

by taki film istnia³, to – ze wzglêdu na stopieñ zaawansowania badañ nad

holocaustem – raczej bylibyœmy go znali. Sk¹d wiêc Gross zaczerpn¹³

informacje o filmie? Z relacji uzyskanej w lutym 2000 r. od jednego

z by³ych mieszkañców miasteczka. Ten zaœ dowiedzia³ siê o nim od

kolegi, z którym w 1944 r. pojawi³ siê w £om¿yñskiem. Autor S¹sia-

dów pisze: pewnego dnia natknêli siê na drogowskaz z napisem Je-

dwabne i jeden z jego towarzyszy, zastanowiwszy siê chwilê, przypo-

mnia³ sobie, ¿e zna tê nazwê z niemieckiej kroniki filmowej ogl¹danej

w Warszawie, w której pokazywano jak Polacy mordowali ¯ydów

w odruchu „s³usznego gniewu” (S¹siedzi, s. 16-17).

Przy uwzglêdnieniu wymogów warsztatu historycznego informacja

pochodz¹ca z takiego Ÿród³a powinna zostaæ potraktowana z olbrzy-

mim dystansem. Tym wiêkszym, ¿e pochodzi od Avigdora Kochava –

tego samego, który z³o¿y³ relacjê o haraczu przyjêtym przez biskupa

£ukomskiego... Jednak w narracji S¹siadów istnienie filmu staje siê z

wolna faktem; kolejnym, niemal namacalnym – choæ chwilowo nieobec-

nym – dowodem polskiej zbrodni.

Inne podawane przez Grossa informacje maj¹ ju¿ daleko powa¿-

niejszy ciê¿ar. Na przyk³ad na str. 53 twierdzi on, ¿e zarz¹d miasta

Jedwabne – bagatela! – podpisa³ umowê z Niemcami w sprawie wy-

mordowania ¯ydów. ród³em wiedzy jest relacja osoby, która s³ysza-

³a o tym „od ludzi”. Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy zamiast

faktów Gross przedstawia zwyczajne plotki. Co ciekawe, wsparte

w tym wypadku tez¹, ¿e brak bli¿szych informacji na temat ca³ej sprawy

nie powinien nas zbytnio martwiæ: nasza niewiedza o tym, do czego

siê dok³adnie umówiono, nie robi wielkiej ró¿nicy. Jakieœ porozumie-

nie miêdzy Niemcami a bezpoœrednimi organizatorami jedwabieñ-

skiego mordu, czyli zarz¹dem miasta, musia³o zostaæ zawarte (S¹sie-

dzi, s. 53).

background image

216

Konstatacja, i¿ coœ musia³o siê wydarzyæ, pomimo i¿ nic o tym nie

wiemy, nie mieœci siê nawet w szeroko rozci¹gniêtych ramach nauko-

wego warsztatu. Podobnie jak wiele innych wywodów Grossa.

Truizmem jest twierdzenie, ¿e Polacy i ¯ydzi – jako przedstawiciele

dwóch narodów – ró¿ni¹ siê od siebie, choæby religi¹ i kultur¹. Jednak

w historiografii Grossa odmiennoœci te s¹ znacznie g³êbsze: ró¿ne s¹

kryteria w wydawaniu ocen, ró¿ne obowi¹zki obywatelskie i ró¿ne ro-

dzaje odpowiedzialnoœci. Nierównoœæ obowi¹zuje nawet w dyskursie

o wspólnej przesz³oœci. Tak¿e w napisanej wczeœniej Upiornej dekadzie

Gross postrzega rzeczywistoœæ w kategoriach „ofiary” (¯ydzi) – „prze-

œladowcy” (Polacy) i twierdzi, ¿e racjê maj¹ ci pierwsi: a jakie bêdzie

j¹ obowi¹zywa³o kryterium prawdy, wiemy bardzo dobrze z historii

Polski: takie mianowicie, aby w sporz¹dzonej narracji ofiara mog³a

rozpoznaæ obraz w³asnego losu (Upiorna dekada, s. 119).

Etniczne kryteria obowi¹zuj¹ te¿ w warsztatowych propozycjach

Grossa: jeœli chodzi o warsztat historyka epoki pieców oznacza to,

w moim mniemaniu, koniecznoœæ radykalnej zmiany podejœcia do Ÿró-

de³. Nasza postawa wyjœciowa do ka¿dego przekazu pochodz¹cego od

niedosz³ej ofiary Holocaustu powinna siê zmieniæ z w¹tpi¹cej w afir-

muj¹c¹. Po prostu dlatego, i¿ przyjmuj¹c do wiadomoœci, i¿ to, co po-

dane w tekœcie takiego przekazu, rzeczywiœcie siê wydarzy³o, i ¿e goto-

wi jesteœmy uznaæ b³¹d takiej oceny dopiero wtedy kiedy znajdziemy po

temu przekonywaj¹ce dowody – oszczêdzimy sobie znacznie wiêcej b³ê-

dów ni¿ te, które pope³niliœmy zajmuj¹c postawê odwrotn¹ (S¹siedzi,

s. 94). Krótko mówi¹c, relacja pochodz¹ca od niedosz³ej ofiary holo-

caustu ma byæ z góry wiarygodna („afirmacja”). Inne nie.

Postulaty Grossa s¹ sprzeczne z podstawowymi zasadami histo-

rycznego rzemios³a. Te nakazuj¹ obiektywne badanie ka¿dego Ÿród³a

bez wzglêdu na pochodzenie etniczne autora. Czy autor S¹siadów za-

stanowi³ siê przez chwilê, co bêdzie, jeœli pochodzenie autora unikato-

wej relacji bêdzie nieznane albo, ¿e tak powiem, niepewne? Bêdziemy

szukaæ innych Ÿróde³ historycznych czy metryki œwiadka?

Nierównoœæ obydwu narodów jest wyraŸnie widoczna w narracji

historycznej Grossa: cokolwiek z³ego spotka³o ¯ydów ze strony ja-

kiejœ grupy Polaków, nadaje on temu wydarzeniu wymiar uniwersalny

background image

217

otaczaj¹c parareligijnymi teoriami i s¹dami przepojonymi mistyk¹.

W S¹siadach mo¿na wiêc wyczytaæ o udziale etnicznie polskiej lud-

noœci w zag³adzie polskich ¯ydów (s. 95), o odpowiedzialnoœci spo-

³eczeñstwa polskiego za ogrom zbrodni Holocaustu (Upiorna deka-

da, s. 19). Nieod³¹czn¹ manier¹ ksi¹¿ek Grossa sta³o siê wnikliwe

zagl¹danie do sumienia Polaków i nawo³ywanie do mówienia sobie o

naszych (?) zbrodniach w imiê g³êbokiej refleksji nad etyk¹ ¿ycia zbio-

rowego (tam¿e, s. 119).

Zupe³nie inny styl narracji obowi¹zuje w drug¹ stronê. Tu nie ma

zniekszta³caj¹cych uogólnieñ, pochopnych ocen moralnych. Nie ma zbio-

rowej odpowiedzialnoœci. Ka¿dy temat, który móg³by wydaæ siê niewy-

godny, niepasuj¹cy do schematu „przeœladowcy”–„ofiary”, jest bagate-

lizowany albo pomijany. Tak jak kwestia stosunków polsko-¿ydowskich

na okupowanych Kresach. I jest to regu³¹ pisarstwa Grossa.

Ju¿ w Upiornej dekadzie wspomnia³ on o sprawie udzia³u ¯ydów

w komunistycznym aparacie przemocy. A kwestia jest dra¿liwa, bowiem,

wedle dostêpnych danych statystycznych, osoby pochodzenia ¿ydowskie-

go stanowi³y ponad 30% funkcjonariuszy centrali Ministerstwa Bezpie-

czeñstwa Publicznego. Gdyby Gross przy³o¿y³ te same narzêdzia, który-

mi zwyk³ mierzyæ Polaków, mog³oby powiaæ groz¹ (odpowiedzialnoœæ

spo³eczeñstwa ¿ydowskiego za zbrodnie komunizmu etc.).

W tym przypadku narracja autora jest bardziej wywa¿ona: konsta-

tacja, i¿ nieproporcjonalnie du¿a liczba ¯ydów-komunistów pracowa-

³a w policji politycznej, nie daje siê sama przez siê klarownie wyinter-

pretowaæ (Upiorna dekada, s. 93). Zamiast zastanawiaæ siê, co to

w ogóle znaczy, zacytujmy zdanie, którym swój wywód autor zakoñ-

czy³: W œwietle tej wiedzy zatem [wspó³czesnej wiedzy o komunizmie,

przyp. PG] na pytanie, dlaczego ¯ydzi-komuniœci byli w aparacie bez-

pieczeñstwa, jedyna sensowna odpowiedŸ mo¿e brzmieæ tylko: a dla-

czego nie? (Upiorna dekada, s. 94).

Przedziwna stylistyka narracji po³¹czona z wyraŸnym brakiem od-

powiedzialnoœci za s³owo powoduje, ¿e wiele fragmentów ksi¹¿ek Gros-

sa jest dwuznacznych, niezrozumia³ych lub w ogóle pozbawionych

charakteru dociekañ naukowych. Na przyk³ad w Upiornej dekadzie

mo¿na znaleŸæ fragment: ¿adna policja nie jest w stanie egzekwowaæ

background image

218

nagminnie ³amanych przepisów. Gdyby jeden Polak na piêciu czy na

dziesiêciu – nie zaœ jeden na stu czy na dwustu – pomaga³ jakiemuœ

¯ydowi, gestapo by³oby bezradne (s. 51). Co maj¹ wspólnego te kon-

statacje z wiedz¹ o realiach hitlerowskiej okupacji, podczas której nie-

mieckie „przepisy” (!) grozi³y œmierci¹ nie tylko ukrywaj¹cym ¯y-

dów, lecz tak¿e ich rodzin, a nawet s¹siadom?

Gross przekonuje te¿, ¿e w czasie II wojny œwiatowej – choæ

z drobnymi wyj¹tkami – ca³a prasa podziemna jest nastawiona mniej

lub bardziej antysemicko (s. 42). Podziemne wydawnictwa prezentowa³y

bardzo zró¿nicowane pogl¹dy w stosunku do ¯ydów. Bardzo czêsto nie

dzieli³y siê one z czytelnikiem pogl¹dami na temat spo³ecznoœci ¿ydow-

skiej, tylko podawa³y konkretne informacje na temat holocaustu, czy choæ-

by stosunków pomiêdzy obydwoma narodami podczas okupacji sowiec-

kiej. Padaj¹ liczby, nazwy miejscowoœci, nazwiska. Treœæ tych doniesieñ

jest czêsto bardzo odleg³a od stereotypowych wyobra¿eñ Grossa. Na przy-

k³ad w jednym z pisemek, powszechnie zaliczanych do grupy skrajnie

nacjonalistycznych, mo¿na odnaleŸæ wyrazy oburzenia wobec stra¿aków,

którzy w jednym z polskich miasteczek (zmuszeni przez Niemców si³¹!)

wziêli udzia³ w deportacji miejscowych ¯ydów. I przyznajê, mam pro-

blem: czy w wypadku tego artyku³u mamy do czynienia z „mniejszym”

czy „wiêkszym” antysemityzmem? I czy w ogóle o tak ró¿norodnej pale-

cie opinii, jakie reprezentowa³a publicystyka prasy podziemnej, mo¿na

napisaæ coœ równie sp³ycaj¹cego i zniekszta³caj¹cego?

Tak¿e wiele innych wypowiedzi Grossa, dotycz¹cych zarówno hi-

storii Polski, jak i kwestii dyskutowanych w historiografii niemieckiej

(wystawa dotycz¹ca zbrodni Wermachtu czy pisarstwo Daniela Gol-

dhagena) mo¿na potraktowaæ jedynie jako dowód nieznajomoœci poru-

szanych tematów.

W poprzedniej ksi¹¿ce (Studium zniewolenia. Wybory paŸdzierniko-

we 22 X 1939) Gross napisa³: wielka mobilizacja polityczna tak by³a

pomyœlana, ¿e stoj¹c w milczeniu i bez ruchu (innymi s³owy – nie prote-

stuj¹c) ¿yrowa³ cz³owiek swoim zachowaniem nowe porz¹dki

(s. 73). Co w ogóle powiedzieæ o tego typu naukowych konstatacjach?

Ale zostawmy drobiazgi i spróbujmy zastanowiæ siê nad sensem pisa-

nia tego typu ksi¹¿ek, skoro w podsumowaniu dotycz¹cym istoty sowiec-

background image

219

kich „wyborów” zorganizowanych jesieni¹ 1939 r. na terenach okupowa-

nej Polski Gross napisa³: by³a to lekcja praktyczna onieœmielenia i kolabo-

racji (..) Jedynym rzeczywistym efektem wielkiego wysi³ku organizacyjne-

go okupanta by³a cz¹stkowa cesja suwerennoœci na rzecz sowieckiego pañ-

stwa ze strony ka¿dego z osobna obywatela tych ziem (s. 117-118). W¹t-

piê, czy dla tych sterroryzowanych ludzi, których si³¹ i groŸbami zmuszano

do udzia³u w sowieckiej farsie propagandowej, by³a to lekcja onieœmiele-

nia i kolaboracji. I czy mogli oni – wedle jakiegokolwiek prawa – dokonaæ

rzeczywistej cesji suwerennoœci na rzecz sowieckiego pañstwa?

Obraz namalowany w S¹siadach jest naprawdê poruszaj¹cy. Oto oka-

zuje siê, ¿e Polacy s¹ hitlerowskimi kolaborantami, którzy podpisuj¹

umowê z Niemcami w sprawie zabijania ¯ydów. Niemcy chc¹ kogoœ tam

ocaliæ, ale Polacy siê na to nie godz¹ i w okrutny sposób morduj¹ prawie

wszystkich ¯ydów – swoich s¹siadów. A tak w ogóle, to jedynym miej-

scem, które gwarantowa³o ¯ydom jakie takie bezpieczeñstwo przed ¿¹d-

n¹ krwi polsk¹ dzicz¹ by³ posterunek hitlerowskiej ¿andarmerii. W zasa-

dzie nie ma siê co dziwiæ zbrodniczej naturze Polaków, skoro duchow¹

opiekê nad nimi sprawowali duchowni koœcio³a katolickiego. Gross wspo-

mina tylko o dwóch i obaj s¹ pospolitymi przestêpcami...

Problem nie w tym, czy komuœ podoba siê taka wizja przesz³oœci,

tylko czy jest to obraz w przybli¿eniu prawdziwy, a zatem – przek³ada-

j¹c na jêzyk nauki – czy zosta³ stworzony zgodnie z wymogami histo-

rycznego rzemios³a. Otó¿ twierdzê, ¿e nie. Autor S¹siadów wykorzy-

sta³ bardzo ubog¹ i tendencyjnie dobran¹ bazê Ÿród³ow¹, nie dokona³ jej

nale¿ytej krytyki, do swoich ksi¹¿ek ustawicznie wprowadza nieudoku-

mentowane twierdzenia i fakty, pomija i zniekszta³ca to, co do jego tez

nie pasuje, buduje narracjê historyczn¹ w oparciu o stereotypy, uprze-

dzenia i zwyk³e plotki, w dowodach naukowych nie przestrzega zasad

logiki i obiektywizmu naukowego, a na koniec wydaje s¹dy nieuzasad-

nione metafizyczno-ideologiczne, pozbawione podstaw naukowych.

Ze wzglêdu na powy¿sze mankamenty, ksi¹¿ka J.T. Grossa nie mo¿e

byæ podstaw¹ powa¿nej dyskusji na temat naszej historii. Zbrodni

w Jedwabnem w szczególnoœci.

„¯ycie” z 28-29 kwietnia 2001 r.

background image

220

Podsumowanie debaty o ksi¹¿ce Jana Tomasza Grossa pt. S¹siedzi

M

niej wiêcej rok temu ukaza³a siê g³oœna ju¿ praca Jana Tomasza

Grossa pod tytu³em S¹siedzi. ¯adna inna ksi¹¿ka wydana ostatnimi laty

w Polsce nie wzbudzi³a tak ¿ywego zainteresowania. I nic dziwnego –

jej g³ówne tezy w jednoznaczny sposób godz¹ bowiem w œwiadomoœæ

historyczn¹ Polaków. Wedle scenariusza przedstawionego przez Gros-

sa, 10 lipca 1941 r. Polacy, mieszkañcy Jedwabnego, wpadli na pomys³

wymordowania wszystkich miejscowych ¯ydów. Jak postanowili, tak

zrobili. Najpierw rajcy miejscy podpisali umowê z gestapo w sprawie

wymordowania ¯ydów, a potem jedwabianie przyst¹pili do pracy. Przez

wiele godzin znêcali siê nad swoimi s¹siadami, czêœæ z nich wymordo-

wali siekierami, ³omami i bagnetami, a nastêpnie resztê spalili w stodo-

le. W taki to sposób spo³eczeñstwo polskie mia³o wymordowaæ 1600

swoich ¿ydowskich s¹siadów. Niemcy, którzy wówczas okupowali te-

reny ³om¿yñskiego, mieli tylko staæ z boku i fotografowaæ, jak Polacy

morduj¹ ¯ydów. Niektórych z nich ¿andarmi chcieli nawet uratowaæ,

tylko ¿e im Polacy nie pozwolili. Ksi¹¿ka spotka³a siê z doœæ ch³odnym

przyjêciem ze strony wielu historyków, którzy od pocz¹tku wskazywali

na widoczne go³ym okiem mankamenty. Bogdan Musia³ z Niemieckie-

go Instytutu Historycznego wskaza³ na analogie pomiêdzy S¹siadami

a wystaw¹ „Zbrodnie Wehrmachtu” oraz ksi¹¿k¹ Daniela Goldhagena

Gorliwi kaci Hitlera – obydwa wspomniane przedsiêwziêcia robi³y na

Zachodzie medialn¹ furorê, póki nie zosta³y zdemaskowane jako pry-

mitywne manipulacje Ÿród³ami. Ktoœ inny porówna³ ca³¹ sprawê do ka-

riery pamiêtników niejakiego Wi³komirskiego, którego ksi¹¿kê niedaw-

no obwo³ano na Zachodzie najbardziej wartoœciow¹ i autentyczn¹ rela-

Historia czy propaganda

background image

221

cj¹ o Zag³adzie opublikowan¹ w ci¹gu ostatnich kilku lat. Tyle ¿e – jak

potem wysz³o na jaw – Wi³komirski wszystko zmyœli³, bo wcale nie jest

¯ydem i nigdy nie by³ ofiar¹ holocaustu...

Krytyczne uwagi zg³asza³o tak¿e wielu innych naukowców. Godn¹

podziwu trzeŸwoœæ umys³u, a tak¿e niew¹tpliw¹ odwagê cywiln¹ zade-

monstrowa³ prof. Jerzy Eisler. Podczas dyskusji nad S¹siadami w In-

stytucie Historii PAN g³oœno powiedzia³, ¿e gdyby tak¹ ksi¹¿kê przy-

niós³ mu jakiœ student jako pracê magistersk¹, to by go wyrzuci³ za

drzwi.

Jednak mimo krytycznych opinii historyków, ksi¹¿ka Grossa spo-

tka³a siê z owacyjnym przyjêciem mediów. Ze zbrodni w Jedwabnem

uczyniono temat dnia, otaczaj¹c ca³e wydarzenie mistyczn¹ historiozo-

fi¹. Z autora S¹siadów zrobiono proroka, który dziêki swemu nowator-

skiemu spojrzeniu i wybitnym kwalifikacjom, dokona³ prawdziwie epo-

kowego odkrycia. Próby naukowej weryfikacji tez postawionych w jego

ksi¹¿ce traktowano jak coœ wrêcz nieprzyzwoitego, niemal œwiêtokradz-

two. Prawie w ka¿dym numerze „Wprost” czy „Polityki” ukazywa³y

siê artyku³y dotycz¹ce Jedwabnego. Najwiêksz¹ kampaniê rozpêta³a

„Gazeta Wyborcza” – co dzieñ analizowano historiozoficzny, socjolo-

giczny, psychologiczny, filozoficzny, metafizyczny sens tej polskiej

zbrodni, której inny aspekt zosta³ omówiony dnia poprzedniego. Brak

poczucia odpowiedzialnoœci wspó³czesnych za wydarzenia sprzed 60

lat – ja urodzi³em siê lat temu trzydzieœci – Marek Beylin przyrówna³

do czegoœ w rodzaju choroby roznoszonej przez wirus obojêtnoœci („Ga-

zeta Wyborcza” z 2 grudnia 2000 r.). Pojawi³y siê wiêc wyznania winy

i pokutnicze rytua³y. Kolejne autorytety moralne bi³y siê w pierœ, prze-

praszaj¹c za nasz¹ wspóln¹ zbrodniê. Moralny i intelektualny poziom

ca³ej tej kampanii najlepiej obrazuje przypadek prezydenta Aleksandra

Kwaœniewskiego. On te¿ poczu³ siê winny i za nas wszystkich przepro-

si. Zapewne uczyni to z tak¹ sam¹ szczeroœci¹ i z takim samym g³êbo-

kim ¿alem, z jakimi wczeœniej w imieniu milionów Polaków przeprasza³

w Knesecie za wypêdzenie ¯ydów w 1968 r. Nie za siebie, nie swoj¹

partiê (PZPR), która wówczas tymi milionami cokolwiek niedemokra-

tycznie rz¹dzi³a. A w jego kancelarii, jak gdyby nigdy nic, nadal spo-

kojnie pracuj¹ towarzysze, którzy tê anty¿ydowsk¹ nagonkê w 1968 r.

background image

222

organizowali. W marcu 2001 r. w ca³ej sprawie pojawi³ siê pewien zgrzyt.

Do akt archiwalnych dotycz¹cych Jedwabnego – przez d³ugi czas nie-

osi¹galnych ze wzglêdu na zamieszanie wokó³ tworzenia Instytutu Pa-

miêci Narodowej – dostali siê historycy. Natychmiast wysz³o na jaw, ¿e

coœ siê z tymi S¹siadami nie zgadza. W prasie pojawi³o siê kilka arty-

ku³ów, w których ksi¹¿ce Grossa postawiono bardzo powa¿ne zarzuty:

braki w podstawowej wiedzy, liczne b³êdy faktograficzne, ominiêcie

niewygodnych Ÿróde³, notoryczne przemilczenia i manipulacje. Nie cho-

dzi³o bynajmniej o jakieœ drobiazgi, tylko o rzeczy zupe³nie podstawo-

we, rozstrzygaj¹ce o wiarygodnoœci ksi¹¿ki. Z akt archiwalnych wyni-

ka bowiem, ¿e zbrodnia w Jedwabnem nie by³a pomys³em Polaków, jak

przedstawi³ to Gross, tylko elementem zaplanowanej polityki hitlerow-

skiej na terenach zajmowanych po 22 czerwca 1941 r. Niemcy nie ogra-

niczyli siê wy³¹cznie do fotografowania wydarzeñ, lecz byli g³ównym

czynnikiem sprawczym tragedii ¿ydowskich mieszkañców Jedwabne-

go. A Polacy nie dokonali jakiegoœ mistyczno-rytualnego mordu, ale

zachowywali siê ró¿nie. Jedni, wci¹gniêci w wir wydarzeñ przez uwa-

runkowania historyczne, wojenne zdziczenie lub obydwa czynniki na-

raz, wziêli udzia³ w zaplanowanej przez Niemców zbrodni. Inni zostali

do tego zmuszeni przez hitlerowców. Jeszcze inni ratowali ¯ydów. Tak-

¿e kolejne niezwykle istotne fragmenty Grossowskiego scenariusza

wydarzeñ – takie jak umowa w sprawie mordu podpisana z gestapo

przez jedwabnieñskich „radnych miejskich” – okaza³y siê smutnym skut-

kiem ignorancji pomieszanej z bujn¹ wyobraŸni¹ autora. Na takie dic-

tum w kwietniu 2001 r. wiêkszoœæ mediów zamilk³a jak no¿em uci¹³.

Jedni ju¿ poczuli, ¿e siê oœmieszyli, inni zaœ czekali, co bêdzie dalej.

Poniewa¿ kaliber zastrze¿eñ zg³oszonych pod adresem S¹siadów by³

bardzo du¿y, J.T. Gross stan¹³ przed prost¹ alternatyw¹: albo rzeczo-

wymi argumentami zechce dowieœæ, ¿e to on ma racjê, albo wycofa siê

z tez i twierdzeñ, które wczeœniej opublikowa³ w S¹siadach. Tertium

non datur – mawiaj¹ – lecz Gross wybra³ mimo to trzecie wyjœcie. Zu-

pe³nie pomijaj¹c meritum sporu, zacz¹³ mieszaæ z b³otem swoich ad-

wersarzy. Najbardziej dosta³o siê prof. Tomaszowi Strzemboszowi, który

zosta³ og³oszony fa³szerzem historii i antysemit¹. W sukurs Grossowi

przysz³a niezawodna „Gazeta Wyborcza”, która przeciwko naukowym

background image

223

zarzutom szacownego profesora wyci¹gnê³a argumenty nie lada. Oka-

za³o siê, ¿e Strzembosz nie ma moralnej legitymacji, ¿eby krytykowaæ

S¹siadów, bo ma niew³aœciwy ¿yciorys: zawsze taki niez³omny, patrio-

ta i jeszcze ca³e ¿ycie oddany harcerstwu. Gdyby tak kiedyœ da³ siê

uk¹siæ Heglowi, napisa³ ksi¹¿kê o gen. Œwierczewskim czy choæby wier-

szyk o S³oñcu Stalinie. Co ciekawe – ale i niezbyt zaskakuj¹ce – dru-

gim pismem, które wziê³o udzia³ w próbach dyskredytacji prof. Strzem-

bosza, by³ miesiêcznik „Wi꟔. Opublikowano w nim niezbyt rzeczowy

i taktowny atak autorstwa prof. Israela Gutmana z Instytutu Yad Va-

shem w Jerozolimie – wp³ywowego zwolennika tez Grossa. Postawa

tego naukowca nie jest niczym nowym. Wczeœniej by³ on gor¹cym zwo-

lennikiem i prominentnym promotorem wspomnianych ju¿ pamiêtników

Wi³komirskiego. Kiedy tamto oszustwo zosta³o zdemaskowane, stan¹³

w obronie jego autora. Pisa³, ¿e wprawdzie pamiêtnik Wi³komirskiego

jest byæ mo¿e (!) nie do koñca prawdziwy, ale ból autora jest na tyle

autentyczny, ¿e jego ksi¹¿ka i tak jest cennym wk³adem w historiografiê

holocaustu. ¯eby by³o œmieszniej, angielskojêzyczne wydanie „Wiêzi”

z tekstem prof. Gutmana jest rozdawane w polskich placówkach dyplo-

matycznych i konsularnych jako coœ w rodzaju oficjalnego stanowiska

w³adz polskich w sprawie Jedwabnego. I jak tu nie nazywaæ Polski kra-

jem wszechobecnej paranoi? Wprawdzie publikacje prof. prof. Grossa

czy Gutmana nie zawieraj¹ godnych uwagi argumentów rzeczowych,

jednak stanowi¹ ciekaw¹ ilustracjê ca³ej dyskusji. S¹ namacalnym do-

wodem, ¿e robiæ z kogoœ fa³szerza historii i antysemitê jest dziœ znacz-

nie taniej, ³atwiej i bezpieczniej ni¿ podejmowaæ merytoryczn¹ dysku-

sjê. Dodatkowo powa¿niejsze badania w sprawie Jedwabnego rozpo-

cz¹³ Instytut Pamiêci Narodowej. Jego ustalenia w ca³ej rozci¹g³oœci

potwierdzi³y zastrze¿enia zg³aszane wczeœniej przez historyków. Odna-

leziono dokumenty wskazuj¹ce, ¿e grupa Niemców, która by³a g³ów-

nym sprawc¹ zbrodni, to prawdopodobnie komando Schapera z Cie-

chanowa. Badania ekshumacyjne na miejscu wydarzeñ przynios³y ko-

lejne wa¿kie informacje. Okaza³o siê, ¿e feralnego 10 lipca 1941 r. zgi-

nê³o ok. 150-250 ¯ydów, a nie 1600 i co znacznie wa¿niejsze, odnale-

ziono kule oraz ³uski, jednoznacznie œwiadcz¹ce o rzeczywistej roli Niem-

ców. W s¹dzie pojawi³ siê pierwszy pozew cywilny przeciwko autorowi

background image

224

S¹siadów. Jego autorem jest Kazimierz Laudañski, którego ojca, Cze-

s³awa, Gross zaliczy³ w swej ksi¹¿ce do grupy najaktywniejszych uczest-

ników zbrodni. Nie ma cienia w¹tpliwoœci, ¿e racjê w tym sporze ma

powód: dokumenty archiwalne jednoznacznie wskazuj¹, ¿e jego ojciec

by³ 10 lipca 1941 r. ciê¿ko chory po wyjœciu z sowieckiego wiêzienia

i ¿adnego udzia³u w tragicznych wydarzeniach nie bra³. By³ ofiar¹, nie

zbrodniarzem. Kiedy kilka miesiêcy wczeœniej ukaza³y siê na ten temat

pierwsze doniesienia prasowe, Gross powtórzy³ w „Rzeczpospolitej”

wszystkie postawione wczeœniej pod adresem Czes³awa Laudañskiego

oskar¿enia i zarzuty („Rzeczpospolita” z 21 kwietnia 2001 r.) Nawet

gdy autor S¹siadów dowiedzia³ siê z mediów o pozwie, dalej by³ pewny

siebie. Oœwiadczy³, ¿e s¹d rozstrzygnie kto ma racjê i cokolwiek za-

bawnie doda³, ¿e wiarygodnoœæ tej ksi¹¿ki jak dot¹d nie zosta³a przez

nikogo podwa¿ona („Rzeczpospolita” z 16 czerwca 2001 r.). Jednak

tydzieñ póŸniej, zapewne po konsultacji z prawnikiem, radykalnie zmieni³

zdanie. Opublikowa³ w „Rzeczpospolitej” bardzo ciekawe oœwiadcze-

nie. Stwierdzi³ w nim, ¿e w pomy³ce w sprawie Czes³awa Laudañskiego

zorientowa³ siê ju¿ jakiœ czas temu, przed przyjazdem do Polski i jesz-

cze w Ameryce podj¹³ kroki, ¿eby usun¹æ jej skutki („Rzeczpospolita”

z 23-24 czerwca 2001 r.). Czy¿by Gross zapomnia³, co mówi³ kilka dni

wczeœniej? Co ciekawe, we wspomnianym oœwiadczeniu nie ma s³owa

„przepraszam” czy choæby cienia ¿alu za bezpodstawne pomówienie.

S¹ za to kolejne insynuacje pod adresem Czes³awa Laudañskiego. Ca³a

sprawa rzuca jednoznaczne œwiat³o na kwestiê wiarygodnoœci S¹sia-

dów i publicznych wypowiedzi J.T. Grossa. Ka¿dy z nas mo¿e siê myliæ

i wszyscy pope³niamy b³êdy. Ale rzetelny i odpowiedzialny naukowiec

ma obowi¹zek odpowiadaæ na stawiane publicznie zarzuty i rzeczowo

ustosunkowaæ siê do zastrze¿eñ innych historyków. Chyba, ¿e prawdê

traktuje siê instrumentalnie – tacy historycy do ostatniej chwili g³osz¹

urbi et orbi o swej nieomylnoœci, krêc¹, kombinuj¹ i przyznaj¹ siê do

„drobnej pomy³ki” dopiero ze strachu przed s¹dem. Mniej wiêcej

w kwietniu tego roku „polska zbrodnia w Jedwabnem” niemal zupe³nie

znik³a z pierwszych stron gazet. Przepad³y gdzieœ krzykliwe tytu³y, hi-

storiozoficzne analizy i pokutnicze rytua³y. Jedynie „Gazeta Wybor-

cza”, w myœl starej peerelowskiej zasady, ¿e „rz¹d siê sam wy¿ywi”,

background image

225

wynios³a siê z Jedwabnego do s¹siedniego miasteczka. Zajmuje siê te-

raz polsk¹ zbrodni¹ w Radzi³owie. Narratorami historii s¹ przewa¿nie

anonimowi œwiadkowie (nikt ich nie widzia³ poza autorami artyku³ów),

kilkuletnie wówczas dzieci. Nawet osoby, które urodzi³y siê ju¿ po woj-

nie. Nic to – wszystko dobrze wiedz¹ i wszystko „nieomal widzia³y”.

Historia pisze siê sama: a to jakiœ ksi¹dz katolicki wysy³a parafian,

¿eby poder¿nêli gard³o jakiemuœ ¯ydowi i przynieœli mu z³oto („Gazeta

Wyborcza” z 2 kwietnia 2001 r.), a to przedwojenny wikary Kamiñski

tak nienawidzi³ ¯ydów, ¿e jak sobie popi³, strzela³ w okna [¿ydowskie-

go] s¹siada („Gazeta Wyborcza” z 16 kwietnia 2001 r.). Tu nie ma akt

s¹dowych, jak w przypadku Jedwabnego. Kto udowodni, ¿e to niepraw-

da? Sam J.T. Gross nieco przycich³ i raczej unika dziennikarzy. Telewi-

zja Puls nakrêci³a nawet materia³, jak ucieka³ du¿ymi susami po pierw-

szym niewygodnym pytaniu. Ale niedawno zwo³a³ w Krakowie konfe-

rencjê prasow¹, w której ostro skrytykowa³ IPN za dokonanie ustaleñ,

które nie by³y zgodne z tezami jego ksi¹¿ki. Utrzymuje, ¿e ofiar zbrodni

w Jedwabnem by³o 1600 (a nie ok. 200) oraz ¿e za zbrodniê odpowie-

dzialna jest polska po³owa miasteczka, która po zejœciu diab³a na zie-

miê wymordowa³a swoich s¹siadów. Przekonuje o swym pos³annictwie

i historycznej roli swojego dzie³a. Niektórzy dziennikarze ju¿ siê nawet

uœmiechali. Wbrew zachwytom mediów i twierdzeniom samego Gros-

sa, jego ksi¹¿ka nie wnosi do nauki nic nowego czy wartoœciowego.

Przeciwnie – zarówno w sferze wizji historii, jak i w ogóle naukowej

wiarygodnoœci – S¹siedzi s¹ typow¹ wizytówk¹ patologicznych zjawisk

od d³ugiego czasu obserwowanych w USA. Tam literatura dotycz¹ca

holocaustu dawno sta³a siê odrealnionym elementem masowej kultury,

ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tak¿e i t¹ najsmutniejsz¹: iloœæ

zast¹pi³a jakoœæ. „Niewiele umiesz a chcesz zrobiæ karierê? Napisz ksi¹¿-

kê o holocauœcie!” – zasada ta niemal zupe³nie zdominowa³a wspó³cze-

sn¹ historiografiê amerykañsk¹. Odkryjesz nowe, brakuj¹ce ogniwo

Zag³ady (czy nie taki tytu³ mia³a pierwotnie nosiæ amerykañska wersja

S¹siadów?), a na pewno ciê zauwa¿¹. Potem dostaniesz zaproszenie na

konferencjê naukow¹ i napisz¹ ci ¿yczliw¹ recenzjê w „New York Ti-

mesie”. Ma³o kto w Ameryce wie, gdzie w ogóle le¿y Polska, wiêc tym

bardziej nikt nie sprawdzi, czy z twoj¹ ksi¹¿k¹ na pewno wszystko jest

background image

226

w porz¹dku. Racjê mia³ chyba prof. Norman Finkelstein, który nie-

dawno napisa³ w „Rzeczpospolitej”: Przypominaj¹c „Gorliwych ka-

tów Hitlera”, w jednych miejscach bardziej, w innych mniej, „S¹sie-

dzi” maj¹ ³atwo rozpoznawalny znak firmowy „Przedsiêbiorstwa

Holocaust”. Poprzez „Przedsiêbiorstwo Holocaust” rozumiem te

osoby i instytucje, które wykorzystuj¹ dla celów politycznych i finan-

sowych ludobójstwo dokonane na ¯ydach w czasie drugiej wojny

œwiatowej („Rzeczpospolita” z 20 czerwca 2001 r.) Niestety, poja-

wianie siê tego typu ksi¹¿ek wystawia na poœmiewisko autentyczn¹

tragediê, która poch³onê³a miliony europejskich ¯ydów. Oœmiesza te¿

dzia³ania tych, którzy g³oœno mówi¹, ¿e stosunek Polaków do ¯ydów

nie zawsze by³ najlepszy i ¿e warto szczerze pisaæ, jak by³o naprawdê.

Nie ma dziœ w Polsce klimatu dla solidnych badañ naukowych, które

ustêpuj¹ pod presj¹ nachalnej propagandy i modnej tandety. Chocia¿-

by przebieg publicznej debaty na temat Jedwabnego wskazuje, ¿e pod

wzglêdem orwellizacji historii i wszechobecnoœci intelektualnej mize-

rii jesteœmy ju¿ œwiatowym mocarstwem, co najmniej na miarê USA.

Nie ³udŸmy siê – by³ Wi³komirski, by³ Goldhagen, a i po Grossie przyjd¹

nastêpni. Stan¹ siê bohaterami „Wprost”, „Polityki” i „Wyborczej”,

wyst¹pi¹ wieczorem w „Kropce nad i” oraz w „Monitorze Wiadomo-

œci”. Wyrosn¹ na intelektualnych herosów, którzy w³aœnie dokonali wiel-

kiego prze³omu. Pan prezydent uderzy siê w pierœ wspólnie z kolegami

z kancelarii, inni te¿ odprawi¹ pokutnicze rytua³y. I co z tego, ¿e

w pewnym momencie znów ktoœ siê w tym wszystkim po³apie?

„¯ycie” z 9 lipca 2001 r.

background image

227

R

OZDZIA£

VII

SB i lustracja

background image

228

A

kta sprawy lustracyjnej Mariana Jurczyka zawieraj¹ wiele doku-

mentów wytworzonych i zebranych przez S³u¿bê Bezpieczeñstwa w la-

tach 70. Wœród nich znajduj¹ siê: teczka personalna i teczka pracy taj-

nego wspó³pracownika SB, pseudonim „Œwiêty”, sprawa operacyjnego

rozpracowania kryptonim „Nawiedzony”, zeznania œwiadków, a tak¿e

wyjaœnienia z³o¿one przez Jurczyka w toku postêpowania s¹dowego.

Pozwalaj¹ one na odtworzenie prawie nieznanego fragmentu biografii

jednego z przywódców „Solidarnoœci”, a dziœ prezydenta Szczecina.

Na tropie „Szerszenia”

Marian Jurczyk rozpocz¹³ pracê w 1951 r. jako stra¿ak w Czêsto-

chowskich Zak³adach Przemys³u Lniarskiego Stradom. Cztery lata póŸ-

niej z powodu k³opotów mieszkaniowych przeniós³ siê do Szczecina. Tu

podj¹³ pracê w Stoczni im. Adolfa Warskiego – pocz¹tkowo jako robot-

nik niewykwalifikowany, potem jako spawacz. Bra³ udzia³ w pierwszych

strajkach, jakie wybuch³y na Wybrze¿u w grudniu 1970 r. Podczas kolej-

nego robotniczego protestu, który rozpocz¹³ siê 22 stycznia 1971 r. Jur-

czyk wszed³ w sk³ad 38-osobowego Komitetu Strajkowego. Nie odgry-

wa³ w nim wybitnej roli: przywódc¹ strajku by³ Edmund Ba³uka.

Ten 37-letni wówczas œlusarz by³ znany SB z „antysocjalistycz-

nych” pogl¹dów – w 1956 r. trafi³ do wiêzienia za próbê ucieczki

z kraju. To w³aœnie Ba³uka zorganizowa³ robotników, którzy og³osili

strajk okupacyjny i za¿¹dali przybycia przedstawicieli w³adz. W nocy

z 24 na 25 stycznia 1971 r. w strajkuj¹cej stoczni odby³o siê drama-

tyczne spotkanie nowego I sekretarza PZPR Edwarda Gierka i jego

ekipy ze stoczniowcami. Nastêpca obalonego w wyniku strajków gru-

Pseudonim „Œwiêty”

background image

229

dniowych Gomu³ki, d¹¿¹c do jak najszybszego zakoñczenia konflik-

tu, z³o¿y³ niedotrzymane potem obietnice. Po rozmowach powo³ano

Komisjê Robotnicz¹, która mia³a zaj¹æ siê realizacj¹ postulatów stocz-

niowców. W sk³ad komisji wszed³ Jurczyk, lecz jej dzia³aniami kiero-

wa³ Ba³uka. Komunistyczne w³adze próbowa³y pozyskaæ popularne-

go dzia³acza, który na pewien czas zosta³ przewodnicz¹cym Zwi¹zku

Zawodowego Metalowców – oferowali mu nawet dyrektorskie stano-

wisko. Ba³uka odmówi³ i po zakoñczeniu protestu powróci³ do pracy

w stoczni. Kiedy nastroje opad³y, w koñcu 1972 r. zosta³ usuniêty

z ZZM, a potem z pracy.

Jerzy Morawski napisa³ w „Plusie Minusie” (8-9 czerwca 2002 r.):

Koledzy zebrali piêæ tysiêcy z³otych, aby wyrobiæ mu ksi¹¿eczkê ¿e-

glarsk¹. Wszystko robiono w tajemnicy, aby w³adze na to nie wpad³y.

W oznaczonym dniu Ba³uka zapuka³ do pokoju w szczeciñskim Urzê-

dzie Morskim. Jakiœ cz³owiek wyszed³ na korytarz, wrêczy³ mu ksi¹-

¿eczkê ¿eglarsk¹. Musi pan siê dziœ zamustrowaæ w Œwinoujœciu na

statek „Siekierki” – szepn¹³. Myœla³ do dziœ, ¿e sw¹ ucieczk¹ na Za-

chód przechytrzy³ SB. Kiedy zajrza³ do teczek, okaza³o siê, ¿e jego

wyp³yniêcie na „Siekierniach” by³o zaplanowane przez bezpiekê. Cho-

dzi³o o pozbycie siê przywódcy strajkowego ze Szczecina.

Podczas rejsu Ba³uka poprosi³ o azyl polityczny w pierwszym nieko-

munistycznym porcie, na Wyspach Kanaryjskich. Na emigracji, w 1976 r.,

dziêki stypendium trockistowskiego zwi¹zku zawodowego z Francji, Ba-

³uka rozpocz¹³ wydawanie radykalnego pisma „Szerszeñ”. Podj¹³ te¿ sta-

rania, by pisemko to dotar³o do kraju, przede wszystkim do wspó³uczest-

ników protestów w stoczni: okreœlanego w dokumentach SB mianem czo-

³owego siewcy niepokojów Józefa Szymañskiego, Eugeniusza Szerkusa

(obaj byli cz³onkami komitetu strajkowego Stoczni Szczeciñskiej) i in-

nych. Próby te z oczywistych wzglêdów zainteresowa³y S³u¿bê Bezpie-

czeñstwa. W roku 1976 lub 1977 Wydzia³ III SB KWMO w Szczecinie

za³o¿y³ sprawê operacyjnego rozpracowania o kryptonimie „Szerszeñ”,

w ramach której usi³owano obj¹æ kontrol¹ operacyjn¹ i przeci¹æ drogi

kolporta¿u do Polski wydawanego przez Ba³ukê pisma. Komunistyczna

tajna policja zainteresowa³a siê te¿ bli¿ej œrodowiskiem jego dawnych

kolegów ze stoczni, miêdzy innymi Marianem Jurczykiem.

background image

230

Kandydat na TW

1 czerwca 1977 r. Marian Jurczyk zosta³ wezwany na przes³ucha-

nie, podczas którego wypytywano go o Józefa Szymañskiego i innych

kolegów z pracy. Po z³o¿eniu obszernych wyjaœnieñ Jurczyk zosta³ zwol-

niony. Podczas nastêpnych dwóch, trzech tygodni kilkakrotnie rozma-

wia³ z nim oficer sekcji Via Wydzia³ III SB KWMO w Szczecinie kpt.

Leon Dynak. O rozmowach tych napisa³ w raporcie: Podczas prowa-

dzonych ostatnich rozmów na tematy dzia³alnoœci e. Ba³uki i o kolpor-

ta¿u wrogich wydawnictw „Szerszenia” [Jurczyk] (...) nie przejawia³

wiêkszego za¿enowania, dyskusjê prowadzi³ chêtnie i na temat. (...) Na

podstawie prowadzonych z kandydatem rozmów wywnioskowa³em, ¿e

wyra¿a chêci udzielania pomocy Organom S³u¿by Bezpieczeñstwa. Pra-

wid³owo rozumuje potrzebê utrzymywania z nami kontaktu i zapobie-

gania kolporta¿u wydawnictwa „Szerszenia” oraz ujawniania innych

nieprawid³owoœci.

Doœæ „miêkka” postawa Jurczyka w kontaktach ze S³u¿b¹ Bezpie-

czeñstwa spowodowa³a, ¿e podjêto próbê pozyskania go w charakterze

tajnego wspó³pracownika (TW). W raporcie Dynak podkreœla³, ¿e ze

wzglêdu na uczestnictwo w strajkach prze³omu lat 1970/1971, komen-

towanie ró¿nych „potkniêæ” w³adzy, Jurczyk cieszy siê zaufaniem figu-

rantów wspomnianej ju¿ sprawy o kryptonimie „Szerszeñ”.

22 czerwca Marian Jurczyk po raz kolejny spotka³ siê z Dynakiem.

Podczas rozmowy oficer SB oœwiadczy³ Jurczykowi, ¿e jego kontakty

z Szymañskim i innymi kolegami z pracy (jeden ze wspomnianych by³

wówczas aresztowany) mog¹ skoñczyæ siê k³opotami. Niedwuznacznie

zasugerowa³, ¿e Jurczyk mo¿e byæ zwolniony z pracy. Wedle raportu

Dynaka sporz¹dzonego po rozmowie: udowodni³em memu rozmówcy, ¿e

(...) bêdzie zamieszany w sprawê wrog¹ politycznie, co ujemnie mo¿e

wp³yn¹æ na jego dalsz¹ egzystencjê ¿yciow¹. Pozyskany na moje twier-

dzenia oœwiadczy³, ¿e jest uczciwym Polakiem i nie chce siê mieszaæ

w sprawy polityczne, chce pracowaæ i dalej siê uczyæ (...). W dalszej

rozmowie kandydat na TW udowadnia³, ¿e jako Polak nigdy nie bêdzie

wystêpowa³ przeciwko swojej ojczyŸnie, ¿e on p³acze jak us³yszy Polski

hymn, ¿e jest gotów pomagaæ w zwalczaniu z³a i wrogów Polski Ludo-

wej, ¿e gdyby widzia³ wrogi napis, to sam by star³ go.

background image

231

Wobec takiej postawy Jurczyka kapitan Dynak zaproponowa³ mu

wspó³pracê ze S³u¿b¹ Bezpieczeñstwa. Propozycja zosta³a przyjêta. Jako

pierwszy „dowód” wspó³pracy Jurczyk napisa³ raport o – jak zaznaczy³

Dynak – swoich dobrych przyjacio³ach Szerkusach (rêkopis w aktach

sprawy). W raporcie z pozyskania TW Dynak napisa³, ¿e pobra³ od

Mariana Jurczyka w³asnorêczne zobowi¹zanie do wspó³pracy. Treœæ

owego dokumentu, zachowanego w aktach sprawy, brzmi nastêpuj¹co:

Ja Jurczyk Marian syn Kazimierza ur. 16.10.1935 r. w Karczewicach

zobowi¹zujê siê dobrowolnie [wspó³pracowaæ] z Organami S³u¿by

Bezpieczeñstwa w Szczecinie, w celu ujawniania dywersyjnych dzia³al-

noœci pañstw zachodnich oraz innych faktów dotycz¹cych nieprawi-

d³owoœci. Informacje na wy¿sze tematy przekazywa³ bêdê w formie pi-

semnej i ustnej, które bêd¹ obiektywne i prawdziwe, dla konspiracji

wspó³pracy informacje podpisywa³ bêdê pod pseudonimem...

W tym miejscu pojawi³ siê problem. Zapewne z powodu wczeœniej-

szych starañ Jurczyka o wydanie ksi¹¿eczki ¿eglarskiej Dynak wymyœli³

dla niego pseudonim Kolumb. K³opot zacz¹³ siê wtedy, kiedy nazwisko

s³ynnego ¿eglarza nowy TW usi³owa³ napisaæ. Efekt tych wysi³ków by³

nieudany (prawdopodobnie Kolómb) i zosta³ przekreœlony. Dalsza czêœæ

dokumentu brzmi: Jurczyk Marian pseudonim „Œwiêty”. Dopiero potem

sporz¹dzono drugie zobowi¹zanie, pozbawione b³êdów i nieœcis³oœci.

Oblany egzamin

Kolejne spotkanie Jurczyka z funkcjonariuszami SB odby³o siê 28

czerwca 1977 r. By³o to tzw. spotkanie sprawdzaj¹ce, na którym oprócz

kapitana Dynaka zjawi³ siê jego prze³o¿ony, zastêpca naczelnika Wy-

dzia³u III SB KWMO w Szczecinie mjr Leszek Puszczewicz. Spotka-

nia tego rodzaju mia³y wykluczyæ mo¿liwoœæ wprowadzenia do ewiden-

cji SB fikcyjnej agentury. Jurczyk podtrzyma³ wszystkie wczeœniejsze

deklaracje w sprawie wspó³pracy i otrzyma³ pierwsze zadanie. Mia³ siê

spotkaæ z ¿on¹ Józefa Szymañskiego, Janin¹ i przeprowadziæ rozmowê

rozpoznawcz¹ na temat jej mê¿a.

TW „Œwiêty” zgodzi³ siê na realizacjê zadania, zaznaczaj¹c przy

tym, ¿e mo¿e je wykonaæ niezbyt dobrze ze wzglêdu na jego nieumiejêt-

noœci. Misja zosta³a jednak wype³niona nale¿ycie, potem Jurczyk do-

background image

232

stawa³ kolejne polecenia: sk³ada³ wizyty w domach interesuj¹cych SB

figurantów, zbiera³ informacje o Szymañskim, Szerkusie i innych oso-

bach. Wszystko to by³o bardzo pomocne SB – kopie informacji uzyska-

nych od Jurczyka przekazywano do ró¿nych spraw operacyjnych. Na

ich podstawie podjêto te¿ obserwacjê Józefa Szymañskiego, a tak¿e

zaplanowano zatrzymanie go w trakcie przewo¿enia nielegalnych wy-

dawnictw. Wspó³praca uk³ada³a siê dobrze, a oficer prowadz¹cy „Œwiê-

tego” raportowa³, i¿ TW podchodzi do wykonywanych zadañ z uwag¹

i powa¿nie.

W 1977 r. dosz³o do aresztowañ figurantów sprawy o kryptonimie

„Szerszeñ” (w tym tak¿e kuriera z Francji), o których zbiera³ informa-

cje Jurczyk. Kopie jego meldunków zosta³y równie¿ przekazane do akt

œledczych przeciwko Józefowi Szymañskiemu.

Chc¹c zmobilizowaæ „Œwiêtego” do jeszcze dok³adniejszego wyko-

nywania zadañ w sprawie Szymañskiego, kapitan Dynak obieca³ TW

pieni¹dze. 22 sierpnia tego¿ roku Jurczyk sporz¹dzi³ w³asnorêcznie do-

kument, który znajduje siê w aktach sprawy: kwitujê odbiór 1000 z³

tysi¹c z³otych od pracownika S³u¿by Bezpieczeñstwa z tytu³u wspó³-

pracy i za przekazane informacje dotycz¹ce Józefa Szymañskiego.

W pocz¹tkach 1978 r. owocne jak dot¹d kontakty uleg³y pewnemu

za³amaniu. 4 stycznia Jurczyk otrzyma³ poczt¹ kolejny numer czasopi-

sma „Szerszeñ”. Na drugi dzieñ uda³ siê na komendê MO i poprosi³

o rozmowê z kimœ ze S³u¿by Bezpieczeñstwa. Pod nieobecnoœæ Dynaka

przyj¹³ go jego prze³o¿ony, kierownik Sekcji VI Wydzia³u III kpt. S³a-

womir Soko³owski. W notatce dotycz¹cej spotkania wspomniany oficer

napisa³: [Jurczyk] by³ wzburzony, ujawni³, ¿e oko³o pó³ roku temu by³

zamieszany w sprawê J. Szymañskiego, ¿e by³a u niego w domu rewi-

zja, ¿e w miejscu pracy maj¹ go za przeciwnika ustroju i wspó³pracow-

nika KOR-u. Oœwiadczy³ ponadto, ¿e wczoraj poczt¹ otrzyma³ przesy³-

kê z broszur¹ „Szerszeñ” przegl¹da³ j¹ stwierdzi³, ¿e jest ona o wro-

giej treœci i postanowi³ oddaæ w nasze rêce.

Kapitan Dynak otrzyma³ polecenie natychmiastowego spotkania

siê z TW i wyjaœnienia przyczyny takiego zachowania. Egzemplarz

„Szerszenia” zosta³ bowiem wys³any Jurczykowi przez SB. Chodzi³o

o to, czy „Œwiêty” – zgodnie z otrzymanymi wczeœniej instrukcjami –

background image

233

zachowa fakt otrzymania opozycyjnego pisma w tajemnicy przed naj-

bli¿szymi i powiadomi o tym oficera prowadz¹cego. By³a to wiêc swego

rodzaju próba, czy TW jest na tyle odpowiedzialny, by wykonaæ bar-

dziej skomplikowane zadania operacyjne, które planowano wobec

Edmunda Ba³uki. Poniewa¿ o otrzymaniu „Szerszenia” Jurczyk po-

wiadomi³ ¿onê i pobieg³ na komendê MO, egzamin zosta³ uznany przez

SB za „oblany”. W notatce sporz¹dzonej po tym wydarzeniu Dynak

napisa³, ¿e nale¿y: wy³¹czyæ TW „Œwiêty” z wykonywania zadañ spe-

cjalnych w planie gry z oœrodkiem dywersji, gdy¿ TW swoim zacho-

waniem mo¿e doprowadziæ do dekonspiracji (...) Ukierunkowaæ TW

„Œwiêty” do informowania nas o nieprawid³owoœciach wystêpuj¹-

cych w jego zak³adzie pracy.

Wniosek oficera SB oznacza³ dla Jurczyka wyraŸn¹ degradacjê.

Uznano, ¿e nie ma zdolnoœci do wykonywania zadañ operacyjnych

w sprawie o kryptonimie „Szerszeñ”.

Wspó³praca bez zadowolenia

Nie oznacza to jednak, ¿e dalsze informacje dostarczane przez „Œwiê-

tego” by³y dla SB nieprzydatne. Wrêcz przeciwnie. W aktach TW po-

jawiaj¹ siê nazwiska wielu osób, o których pada³y niepochlebne, a na-

wet obci¹¿aj¹ce informacje. O ich wykorzystywaniu przez szczeciñsk¹

SB œwiadcz¹ zapisy kancelaryjne sporz¹dzane na odrêcznych rapor-

tach Jurczyka oraz informacjach sporz¹dzonych z jego s³ów przez ofi-

cerów SB.

W dalszych kontaktach pomiêdzy SB a Jurczykiem zaczê³y siê jed-

nak trudnoœci. W notatce z 23 maja 1978 r. Dynak napisa³: TW „Œwiê-

ty” powiedzia³, ¿e taka wspó³praca nie daje mu ¿adnego zadowolenia,

poniewa¿ nie otrzyma³ konkretnego zadania do wykonania. W zwi¹zku

z tym wyjaœni³em wymienionemu, ¿e zadania dotychczasowe, które

wykonywa³ by³y bardzo wa¿ne.

Kolejny zwrot w sprawie Jurczyka nast¹pi³ w styczniu 1979 r., kie-

dy to prze³o¿eni poinformowali Dynaka, ¿e kontakt z Jurczykiem na-

wi¹za³ inny dzia³acz póŸniejszych Wolnych Zwi¹zków Zawodowych.

Mimo ¿e kapitan próbowa³ „naprowadziæ” rozmowê z TW na ten te-

mat, „Œwiêty” milcza³. SB potraktowa³a to jako nielojalnoœæ, bowiem

background image

234

o wspomnianych kontaktach mia³a bardzo dok³adne informacje. Ów dzia-

³acz, który nawi¹za³ kontakt z Jurczykiem, te¿ by³ tajnym wspó³pra-

cownikiem SB (pseudonim „Rybak”).

Ponadto „Œwiêty” zacz¹³ unikaæ kontaktów z oficerem prowadz¹-

cym, udziela³ informacji nieistotnych, pozwalaj¹c sobie nawet na ko-

mentarze, ¿e w Polsce jest gorszy ba³agan jak w 1945, nie ma swobody

religijnej itp. Dynak pisa³: zapyta³em TW „Œwiêty” czy to jest powo-

dem, ¿e unika z nami spotkañ, ¿e my S³u¿ba Bezpieczeñstwa nikogo nie

zmuszamy do wspó³pracy, ¿e jeœli nie chce z nami wspó³pracowaæ, to

niech powie, przecie¿ sam dobrowolnie zobowi¹za³ siê do wspó³pracy.

Przekaza³ kilka informacji o pracownikach stoczni negatywnie siê za-

chowuj¹cych. TW „Œwiêty” odpowiedzia³, ¿e on zgodzi³ siê wspó³pra-

cowaæ i pomagaæ nam w ujawnianiu kolporta¿u wrogich wydawnictw

„Szerszeñ”, natomiast przekazywanie innych informacji uwa¿a za b³ahe

i nieuzasadnione.

Po kolejnym spotkaniu, które mia³o miejsce 29 listopada 1979 r.,

Dynak zapisa³: [TW] poinformowa³ tylko, ¿e wœród pracowników Wy-

dzia³u zaistnia³o niezadowolenie z powodu niew³aœciwego podzia³u

talonów na pralki automatyczne, samochody i telewizory. TW stwier-

dzi³, ¿e ka¿dy chcia³by otrzymaæ pralkê, lecz ich ma³a iloœæ nie za-

spokoi³a wszystkich potrzebuj¹cych, st¹d niezadowolenie. Wobec ta-

kiej postawy TW, na dole notatki oficer SB zapisa³: proponujê roz-

wi¹zanie z TW „Œwiêty” wspó³pracy, a teczkê personaln¹ i robocz¹

z³o¿yæ do archiwum. Formalne zakoñczenie sprawy mia³o miejsce ju¿

w zupe³nie innych okolicznoœciach, w lutym 1981 r. Kpt. Dynak opi-

sa³ wspó³pracê z TW – 19 spotkañ, 9 pisemnych informacji – wspo-

mnia³ te¿ o wrêczeniu wynagrodzenia. Jurczyka zdefiniowa³ jako cz³o-

wieka skrytego, przeciwnika ustroju socjalistycznego i jednoczeœnie

zagorza³ego kleryka³a.

W celu rozpracowania Mariana Jurczyka – wówczas ju¿ dzia³a-

cza „Solidarnoœci” – za³o¿ono sprawê operacyjnego rozpracowania

o kryptonimie „Nawiedzony”, prowadzon¹ do roku 1990. W teczce

tej sprawy znajduje siê kilka dokumentów dotycz¹cych TW „Œwiê-

ty” (zobowi¹zanie do wspó³pracy, pokwitowanie przyjêcia 1000 z³

i pisemne informacje). Akt wytworzonych w latach 1980-1990 nie

background image

235

ma w niej prawie wcale. Mo¿na przypuszczaæ, i¿ zosta³y one „wy-

czyszczone” przez SB. Co w nich naprawdê by³o – stwierdziæ nie

sposób.

Lustracja

W pierwszych dniach lipca 1999 r. do S¹du Lustracyjnego wp³yn¹³

wniosek o wszczêcie postêpowania lustracyjnego wobec znanego dzia-

³acza opozycyjnego senatora Mariana Jurczyka. Jak potem donios³y

media, Zastêpca Rzecznika Interesu Publicznego, prokurator Krzysztof

Lipiñski, który prowadzi³ sprawê, podejrzewa³, ¿e Jurczyk zatai³ w swoim

oœwiadczeniu fakt wspó³pracy ze szczeciñsk¹ SB.

Proces I instancji trwa³, jak na S¹d Lustracyjny, wyj¹tkowo krót-

ko. S¹d nie mia³ chyba zbyt wiele w¹tpliwoœci co do istoty sprawy,

skoro ju¿ 23 listopada wyda³ orzeczenie stwierdzaj¹ce, i¿ Marian Jur-

czyk z³o¿y³ nieprawdziwe oœwiadczenie lustracyjne. Wprawdzie orze-

czenie to ma klauzulê œciœle tajne, to jednak z kolejnych wyroków

w tej sprawie wynika, i¿ s¹d przyj¹³ – na podstawie oœwiadczenia

samego lustrowanego – ¿e wspó³praca Mariana Jurczyka z SB zosta-

³a wymuszona pod groŸb¹ œmierci. Ale publikowane ni¿ej dokumenty

archiwalne s¹ w tej sprawie jednoznaczne. Nic takiego nie mia³o miej-

sca – Jurczyka postraszono co najwy¿ej wyrzuceniem z pracy lub, co

jest mniej prawdopodobne, poci¹gniêciem do odpowiedzialnoœci kar-

nej. Opowieœci, jakoby gro¿ono mu œmierci¹ by³y jedn¹ z wielu ma³o

prawdopodobnych historii opowiadanych przez lustrowanego w s¹-

dzie. Zosta³o jednak, „na wiarê” i wbrew oczywistych w wymowie

dokumentów archiwalnych, przyjête.

W styczniu 2000 r. do S¹du Apelacyjnego wp³ynê³o odwo³anie

od wyroku I instancji z³o¿one przez obroñcê lustrowanego mecenasa

Jacka Wasilewskiego, które nie zawiera³o ¿adnych powa¿niejszych

zarzutów pod adresem ustaleñ orzeczenia I instancji. G³ówne tezy

tego dokumentu dotyczy³y twierdzenia, ¿e informacje przekazywane

przez Jurczyka nikomu nie zaszkodzi³y, a tak¿e tezy, ¿e wobec bez-

poœredniego zagro¿enia ¿ycia lustrowanego jego dzia³ania nale¿y

uznaæ za podjête w obliczu zagro¿enia ¿ycia wzglêdnie obrony ko-

niecznej. Jednak S¹d Lustracyjny, dzia³aj¹c w trybie apelacji, mia³

background image

236

ich zapewne jeszcze mniej, skoro ju¿ 24 marca 2000 r. sêdziowie:

Grzegorz Karziewicz, Jan Kroœnicki, Rafa³ Kaniok podtrzymali ne-

gatywne dla Jurczyka rozstrzygniêcie I instancji. Poniewa¿ jednak

ów niedorzeczny passus na temat tego, i¿ Jurczyk mia³ zostaæ zmu-

szony do wspó³pracy z SB pod groŸb¹ œmierci nie zosta³ zaskar¿ony

przez Rzecznika, powy¿sze „ustalenie” s¹du znalaz³o siê tak¿e

w drugim orzeczeniu i potem ze wzglêdów proceduralnych, nie mo-

g³o byæ ju¿ kwestionowane.

Wyrok wydany 5 paŸdziernika 2000 r. przez S¹d Najwy¿szy

w sk³adzie: przewodnicz¹cy Ewa Gaberle, sprawozdawca Józef

Skwierawski, Jacek Sobczak nakaza³ ponowne rozpatrzenie sprawy.

W uzasadnieniu napisano: Konsekwentne zapewnienie M. Jurczyka

w postêpowaniu przed S¹dem, ¿e w rezultacie wymuszonych na nim

kontaktów z funkcjonariuszem organów bezpieczeñstwa nie ujawni³

¿adnych informacji, które mog³yby zaszkodziæ osobom, o które by³

indagowany. Jest wprawdzie oczywiste, ¿e okolicznoœæ, czy przeka-

zana informacja spowodowa³a negatywny skutek dla innej osoby

pozostaje bez znaczenia dla mo¿liwoœci uznania, ¿e stanowi³a ona

informacjê przydatn¹ i pomocn¹ dla organu bezpieczeñstwa – nie-

mniej wyjaœnienia M. Jurczyka nie zosta³y w tym zakresie w ogóle

sprawdzone i ocenione.

Spróbujmy prze³o¿yæ powy¿sze twierdzenia na jêzyk polski. Pod-

staw¹ w¹tpliwoœci s¹du co do charakteru kontaktów M. Jurczyka z SB

by³y jego w³asne twierdzenia, ¿e nie przekaza³ ¿adnych istotnych infor-

macji. Oczywiœcie s¹d móg³by sobie te w¹tpliwoœci rozwiaæ zapozna-

j¹c siê z materia³ami archiwalnymi. £atwo zauwa¿y³by, ¿e Jurczyk prze-

kazywa³ cenne i obci¹¿aj¹ce informacje nie tylko czynnie wspó³pracu-

j¹c z SB, lecz tak¿e donosz¹c na prze³o¿onych, którzy blokowali mu

drogê awansu na kierownika magazynu. W dalszej czêœci swojego wy-

wodu s¹d stwierdzi³, ¿e ustalanie, czy informacje przekazane przez Jur-

czyka SB by³y dla kogoœ obci¹¿aj¹ce, czy nie, nie ma znaczenia z punk-

tu widzenia litery prawa (wiêc w ogóle nie powinno znajdowaæ siê

z zainteresowaniu s¹du), ale nie zosta³o przeprowadzone, a zatem spra-

wê trzeba rozpatrzyæ ponownie...

background image

237

Ostateczny wyrok

Kolejne dwa wyroki w sprawie Mariana Jurczyka by³y dla niego

niekorzystne. Ponownie wiêc z³o¿y³ apelacjê do S¹du Najwy¿szego. Ten

2 paŸdziernika 2002 r. wyda³ ostateczny wyrok. Wzbudzi³ on olbrzy-

mie kontrowersje, nie tylko wœród dziennikarzy, ale te¿ wewn¹trz œro-

dowiska prawniczego. SN orzek³, ¿e ca³a wspó³praca Jurczyka z SB

by³a tylko pozorowana, a informacje przekazane SB bezwartoœciowe:

(…)informacje, które Marian Jurczyk S³u¿bie Bezpieczeñstwa przeka-

za³, nie mia³y w rzeczywistoœci jakiejkolwiek wartoœci operacyjnej (trud-

no bowiem za informacje u¿yteczne uznaæ te, z których wynika³o, i¿

„...w Polsce jest gorszy ba³agan ni¿ w 1945 r. ...”, ¿e „...przedsiêbior-

stwo komunikacyjne w Szczecinie ma za ma³o opon i ludzie spóŸniaj¹

siê do pracy...”, czy te¿ ¿e „...jest mniej pralek do podzia³u ni¿ wyda-

nych na pralki talonów”)...

Przede wszystkim warto wspomnieæ, ¿e s³owa przytoczone w wy-

roku padaj¹ ju¿ w ostatnich rozmowach oficera SB z Marianem Jur-

czykiem i w ¿adnej mierze nie oddaj¹ charakteru wczeœniejszych kon-

taktów. Wtedy Jurczyk chêtnie wykonywa³ ró¿ne zadania stawiane

przez oficera SB, przekazywa³ – tak¿e z w³asnej inicjatywy – wa¿ne

i obci¹¿aj¹ce informacje. Po drugie trzeba wspomnieæ, i¿ orzekanie,

która informacja jest wartoœciowa z perspektywy lat jest czêsto nie-

mo¿liwe. SB zbiera³a równie¿ dane o nastrojach spo³ecznych, a z po-

zoru b³ahe informacje mog³y byæ z powodzeniem wykorzystywane

w pracy operacyjnej. Dysponuj¹c nawet banalnymi, z pozoru niegroŸ-

nymi (dostarczonymi przez sieæ TW) informacjami na temat jakiejœ

osoby, oficer SB móg³ wykorzystaæ chocia¿by pokazuj¹c przed t¹ osob¹

S³u¿bê Bezpieczeñstwa jako instytucjê wszechwiedz¹c¹. Nieopatrzne

zdanie na temat tego, ¿e ktoœ czêsto przesiaduje z kolegami, a rzadziej

z kobietami, mog³o „naprowadziæ” SB na fakt, i¿ ktoœ jest homosek-

sualist¹ i tym samym dopomóc w uzyskaniu przydatnych w szanta¿u

materia³ów kompromituj¹cych. Najwa¿niejsze jest tu jednak to, i¿ samo

dociekanie, czy przekazana informacja by³a wartoœciowa, czy nie, jest

wymys³em s¹du, który nie mia³ do tego rodzaju dociekañ ¿adnych

podstaw prawnych. Nie ma to nic wspólnego z realizacj¹ ustawy lu-

stracyjnej.

background image

238

Oœ konstrukcji ca³ego wyroku jeszcze lepiej ilustruje kwestia za-

chowanego w aktach pokwitowania, które Marian Jurczyk wystawi³

w zamian za pieni¹dze otrzymane od SB. Treœæ tego dokumentu jest

chyba doœæ oczywista. Ale sk³ad sêdziowski mia³ na ten temat inne

zdanie: Kwota 1000 z³, wrêczona Marianowi Jurczykowi nie by³a w

istocie wynagrodzeniem za przekazane informacje, czy zap³at¹ za jego

lojalnoœæ, lecz mia³a na celu umotywowanie go do „dok³adniejszego

wykonywania zadañ w stosunku do Szymañskiego i Szerkusa”; z per-

spektywy M. Jurczyka pobranie tej kwoty stanowi³o zaœ jedynie uze-

wnêtrznienie pozoru wspó³pracowania.

Wyrok S¹du Najwy¿szego w sprawie Mariana Jurczyka nie stano-

wi jakiegoœ powa¿niejszego wy³omu w procedurze funkcjonowania lu-

stracji. Podobne wyroki zapadaj¹ w ni¿szych instancjach i w ogóle nie

docieraj¹ do S¹du Najwy¿szego. Ich rzetelnoœæ i adekwatnoœæ w sto-

sunku do historycznych faktów s¹ wielokrotnie kwestionowane.

Kompetencje s¹du do tworzenia w³asnych (czasem doœæ odleg³ych

o rzeczywistoœci) zasad pracy operacyjnej SB, interpretowania intencji

i zasadnoœci dzia³añ oficerów SB, ustalania istoty minionych wydarzeñ,

motywów dzia³ania lustrowanych, ich wiedzy lub niewiedzy na temat

charakteru podejmowanej dzia³alnoœci czy te¿ ich minionych kilkadzie-

si¹t lat temu stanów œwiadomoœci, pozaustawowe próby ustalania czy

informacje przekazywane przez tajnego wspó³pracownika komuœ za-

szkodzi³y, czy nie, by³y wielokrotnie krytykowane. Jest wiêc rzecz¹ dys-

kusyjn¹ czy podobne wyroki przyczyniaj¹ siê do rzetelnego i sprawie-

dliwego rozliczenia z przesz³oœci¹ czy te¿ mo¿e jest dok³adnie odwrot-

nie. Wydaje siê, ¿e praktycznie jednym mo¿liwym sposobem wyjaœnia-

na wszelkich w¹tpliwoœci jest otwarcie archiwów komunistycznych (woj-

skowych i cywilnych) organów bezpieczeñstwa pañstwa.

Skrócona wersja tekstu ukaza³a siê w „Rzeczpospolitej”

23-24 listopada 2002 r.

Przedruk: „G³os Szczeciñski” z 25 paŸdziernika 2002 r.

background image

239

Brutalna akcja szkalowania Rzecznika Interesu Publicznego

przez „Gazetê Wyborcz¹”

W

sierpniu 1999 r. na ³amach kilku dzienników pojawi³y siê notatki

o wszczêciu postêpowania lustracyjnego wobec Roberta Mroziewicza.

Informacja wywo³a³a prawdziw¹ burzê, bowiem Mroziewicz, ówcze-

sny wiceminister obrony narodowej, desygnowany na to stanowisko przez

Uniê Wolnoœci, z pewnoœci¹ nie nale¿y do trzeciego garnituru polity-

ków III Rzeczypospolitej.

Kariera Mroziewicza przebiega³a w sposób typowy dla jego poli-

tycznego œrodowiska: do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wst¹pi³

jeszcze na studiach w Instytucie Historii Uniwersytetu Warszawskiego,

tam te¿ dzia³a³ w dru¿ynie komunistycznych harcerzy (tzw. „walterow-

ców”) kierowanej przez Jacka Kuronia. Potem pracowa³ w Polskim In-

stytucie Spraw Miêdzynarodowych i pisa³ doktorat w Polskiej Akade-

mii Nauk. W 1978 r. wyst¹pi³ z PZPR i rozpocz¹³ wspó³pracê z Komi-

tetem Obrony Robotników (KOR); w latach 80. by³ zastêpc¹ redaktora

naczelnego podziemnej „Krytyki” (skupiaj¹cej wielu obecnych dzienni-

karzy „Gazety Wyborczej”). Po upadku PRL rozpocz¹³ pracê w Mini-

sterstwie Spraw Zagranicznych i przez pewien czas by³ nawet przedsta-

wicielem Polski przy ONZ. Potem, w latach 1992-1997, pe³ni³ funkcjê

wiceministra spraw zagranicznych, a w rz¹dzie Jerzego Buzka, jako

wiceminister obrony narodowej, odpowiada³ za integracjê Polski

z NATO.

Kiedy rzecznik interesu publicznego sêdzia Bogus³aw Nizieñski

skierowa³ do s¹du lustracyjnego wniosek w sprawie Mroziewicza,

powaga sytuacji kaza³a spokojnie poczekaæ na wyjaœnienie sprawy

Jedyni sprawiedliwi

background image

240

przed niezawis³ym s¹dem. I to mo¿liwie jak najciszej, by jak naj-

mniej ucierpia³ autorytet Polski w oczach naszych sojuszników

z NATO.

To siê jednak nie uda³o. W zwi¹zku z wnioskiem Nizieñskiego do

kampanii przeciwko lustracji przyst¹pili koledzy i kole¿anki Mroziewi-

cza z dawnej opozycji, skupieni obecnie g³ównie w „Gazecie Wybor-

czej”. Wiêzi kole¿eñskie okaza³y siê silniejsze ni¿ wiara w procedury

prawa i niezawis³oœæ sêdziowsk¹. Wa¿niejsze ni¿ autorytet pañstwa,

bezpieczeñstwo narodowe i wszystkie inne argumenty razem wziête.

Listy lokatorów

Fakt, ¿e dziennikarze „Gazety” s¹ przeciwni próbom jednoznaczne-

go odciêcia siê od spuœcizny PRL, nikogo ju¿ nie dziwi. Ale nie tak

³atwo przyzwyczaiæ siê do stosowanych przez „GW” metod.

W listopadzie 1998 r., a wiêc niejako na inauguracjê dzia³ania rzecz-

nika interesu publicznego, w œwi¹tecznym wydaniu „Wyborczej” uka-

za³ siê du¿y tekst Paw³a Smoleñskiego, który powsta³ rzekomo w opar-

ciu o jego rozmowy z oficerem SB. Piszê „rzekomo”, bowiem w oficjal-

n¹ wersjê powstania tekstu jakoœ nie chce mi siê wierzyæ. Oto jakiœ

wysoki pu³kownik bezpieki – dziœ rozs¹dny i odpowiedzialny obywatel

III Rzeczypospolitej – szuka dziennikarza i – w poczuciu odpowiedzial-

noœci za losy pañstwa i narodu – przestrzega go przed nadchodz¹c¹

apokalips¹: Niech Pan mi powie, po co wam (...) ta puszka z Pandor¹

(sic!). Nie wie Pan? Ja te¿ nie wiem, ale coœ chodzi mi po g³owie.

Ludzie, którzy chc¹ lustracji, maj¹ g³êbokie przekonanie, ¿e kiedy zaj-

rz¹ do papierów, bêd¹ szczêœliwsi, bo prawda, a szukaj¹ prawdy, ma

ich uszczêœliwiæ. Nie bêd¹.

Artyku³ Smoleñskiego zdradza³ niektóre tajniki dzia³ania s³u¿b spe-

cjalnych PRL i podawa³ konkretne przyk³ady ludzi uwik³anych w kon-

takty z bezpiek¹, ostrzegaj¹c przed zagro¿eniem, jakie niesie ze sob¹

lustracja. G³ównym motywem tekstu by³a teza, ¿e dokumenty S³u¿by

Bezpieczeñstwa s¹ niewiarygodne, bowiem jej funkcjonariusze maso-

wo produkowali „fa³szywki” i wci¹gali do ewidencji fikcyjnych agen-

tów, których nazwiska wybierali z grona osób staraj¹cych siê o pasz-

port lub nawet spisywali z list lokatorów.

background image

241

Nie wiem, sk¹d Pawe³ Smoleñski czerpa³ wiedzê wykorzystan¹

w artykule. Nie rozumiem, po co w takim razie pomiêdzy marcem a czerw-

cem 1990 r. jego szef Adam Michnik spêdza³ swój czas w archiwach

bezpieki – równie dobrze móg³ chodziæ po osiedlach i czytaæ listy lokato-

rów, z których SB podobno czerpa³a nazwiska fikcyjnych agentów.

Jednak od treœci publikacji istotniejsza jest zastosowana socjo-

technika. Autor artyku³u wyraŸnie usi³owa³ zniechêciæ nas do idei lu-

stracji, odwo³uj¹c siê do g³êboko osobistych emocji. Chcia³ wywo³aæ

u nas strach i za jego pomoc¹ przekonaæ, ¿e lustracja niesie olbrzymie

zagro¿enie. No bo kto z nas nie stara³ siê kiedyœ o paszport? Kto nie

figurowa³ na liœcie lokatorów? I ty zostaniesz konfidentem – g³osi wielki

tytu³ artyku³u i pewnie u wielu czytelników wzbudzi³o obawy i w¹t-

pliwoœci.

Kole¿eñska lojalnoœæ

Tekst Smoleñskiego by³ jednak tylko ³agodnym preludium kampa-

nii, która rozpoczê³a siê po wszczêciu postêpowania lustracyjnego wo-

bec Mroziewicza. Wniosek w tej sprawie dziennikarze „Wyborczej” ode-

brali bardzo osobiœcie, niemal jak policzek. I nawet im siê nie dziwiê, to

przecie¿ dzia³alnoœæ w opozycji (razem z Mroziewiczem) jest dla ludzi

„Gazety” najwa¿niejsz¹ legitymacj¹ do zabierania g³osu w sprawach

publicznych. Na opinii nieugiêtych opozycjonistów w ci¹gu dziesiêciu

lat zbudowali prawdziw¹ potêgê na rynku mediów; wykreowali siê na

nieomylnych herosów, którzy gani¹ polityków, pouczaj¹ s¹dy, odwo³u-

j¹ i zawieszaj¹ ministrów, decyduj¹ o politycznych gustach powa¿nej

czêœci polskiej inteligencji. A tu taki klops: nie doœæ, ¿e wyros³a jakaœ

konkurencja, która odbiera czêœæ monopolu na wiedzê o tym, kto jest

dobry, a kto z³y, to jeszcze w bezczelny sposób dobiera siê do kogoœ

z „naszych”. Ktoœ gotów pomyœleæ, ¿e byli opozycjoniœci z KOR-u czy

redakcji „Krytyki” wcale nie byli tacy nieugiêci, nie s¹ ¿adnymi herosa-

mi, tylko zwyczajnymi ludŸmi, wœród których – normalnie, jak to

w ¿yciu bywa – mogli siê znaleŸæ agenci.

Na pocz¹tek „Gazeta” opublikowa³a oœwiadczenie by³ych dzienni-

karzy podziemnej „Krytyki”, którzy w pe³ni solidaryzowali siê z Mro-

ziewiczem, nazywaj¹c wniosek w jego sprawie domniemaniami opar-

background image

242

tymi na manipulacjach komunistycznych s³u¿b specjalnych. Zastana-

wia³em siê wtedy, sk¹d maj¹ tak¹ pewnoœæ, bo przecie¿ wniosek rzecz-

nik interesu publicznego by³ tajny i z pewnoœci¹ nie mogli znaæ jego

treœci.

Kolejne publikacje „Gazety” by³y ju¿ znacznie mniej stonowane. Ja-

cek Kuroñ uzna³, ¿e samo skierowanie wniosku o zlustrowanie Mrozie-

wicza jest ju¿ skandalem: Robert jest moim przyjacielem, nie pierwszym

który pad³ ofiar¹ ubeckiej intrygi. Od bardzo m³odych lat uczestniczy³

w walce o prawa cz³owieka, nie dziwi wiêc, ¿e sam po raz kolejny zosta³

tych praw pozbawiony przez ludzi wys³uguj¹cych siê ubeckiej prowoka-

cji (...). Ile trzeba kompromitacji, ¿ebyœmy podjêli dzia³ania dla zmaza-

nia hañby tej ustawy? („Gazeta Wyborcza” z 30 sierpnia 1999 r.).

Choæ wiêkszoœæ s³ów i czynów autora wspomnianych s³ów zwykle

traktujê z nale¿yt¹ uwag¹, to jednak tym razem Jacek Kuroñ zdecydo-

wanie przesadzi³: czy pe³nienie normalnych obowi¹zków ustawowych

przez urzêdnika pañstwowego mo¿na nazwaæ pozbawieniem praw cz³o-

wieka i skandalem? Czy przeprowadzenie lustracji godz¹cej tylko

i wy³¹cznie w funkcjonariuszy i agentów s³u¿b specjalnych PRL zas³u-

guje na miano wys³ugiwania siê ubeckiej prowokacji?

Równie rzetelne by³y kolejne publikacje „Wyborczej”. Opisuj¹c za-

sady i praktykê lustracji, bezceremonialnie przekrêcano fakty, opero-

wano k³amstwem i insynuacjami. W marcu tego roku ukaza³ siê tekst

Ewy Milewicz, która komentuj¹c orzeczenia s¹du lustracyjnego unie-

winniaj¹ce od zarzutu wspó³pracy z SB m.in. Jerzego Osiatyñskiego

i Bohdana Pilarskiego, napisa³a: No i co – powiedz¹ fanatycy takiej

lustracji – Macierewicz, Nizieñski i Kauba oskar¿yli, ale s¹d oczyœci³

(„Gazeta Wyborcza” z 10 marca 2000 r.).

Problem w tym, ¿e zarówno Osiatyñski, jak i Pilarski sami zwrócili

siê do s¹du lustracyjnego o oczyszczenie z zarzutów wspó³pracy. Rzecz-

nik interesu publicznego nigdy ich o nic nie oskar¿y³. Ma³o tego: po

lekturze materia³ów SB Nizieñski jednoznacznie popar³ wnioski oby-

dwu wspomnianych osób, twierdz¹c, ¿e wszelkie stawiane im zarzuty

by³y bezpodstawne.

Cytowany artyku³ Ewa Milewicz zatytu³owa³a Zaszczyt oplucia.

Termin ten mia³ byæ, jak s¹dzê, komentarzem do dzia³alnoœci sêdziego

background image

243

Nizieñskiego, a nie efektem g³êbokiej refleksji autorki na temat charak-

teru w³asnego piœmiennictwa.

Komunistyczny s³ugus

Zreszt¹ Nizieñskiemu nie oszczêdzono niczego. Urz¹d, którym kie-

ruje, ograniczony przez tzw. ustawê lustracyjn¹ w zasadzie jedynie do

przygotowania dokumentów dla s¹du, opisywano jako skrzy¿owanie

inkwizycji i czerezwyczajki, która bêdzie szpiegowaæ i sprawdzaæ mo-

ralnoœæ wszystkich Polaków. Marek Beylin uzna³ lustracjê za rewolu-

cyjne bezprawie, w którym obywateli dzieli siê na dwie czêœci i po³owê

morduje w imiê niepoczytalnego szaleñstwa. Dostrzega jednak pewn¹

subteln¹ ró¿nicê: W naszych pokojowych czasach gilotynê zast¹pili-

œmy piêtnem hañby („Gazeta Wyborcza” z 2 wrzeœnia 1999 r.).

W publikacjach „Gazety” Nizieñski urós³ do rozmiarów straszliwe-

go monstrum, obsesyjnego maniaka, który biega z brzytw¹ w rêku, z³ak-

niony krwi bohaterskich opozycjonistów. Jeœli nic nie znajduje „na cz³o-

wieka”, to szuka by³ych esbeków, ¿eby wspólnie z nimi coœ wykombi-

nowaæ.

Ale to i tak by³a tylko przygrywka. Wkrótce okaza³o siê, ¿e Ni-

zieñski – cz³owiek o nieposzlakowanej opinii, który tu¿ po wojnie by³

cz³onkiem antykomunistycznego podziemia, któremu ojca, oficera WiN,

zamordowa³o UB, który w 1980 r. zak³ada³ „Solidarnoœæ” w wymia-

rze sprawiedliwoœci – by³ ni mniej ni wiêcej, tylko komunistycznym

s³ugusem.

Pierwszy bodaj uderzy³ w te tony Adam Michnik, który 23 grudnia

1999 r. napisa³ w „Gazecie”, ¿e dzisiejsi oskar¿yciele lustracyjni

w czasach PRL wiernie s³u¿yli komunistycznemu aparatowi. Ewa Mi-

lewicz w ogóle nie bawi³a siê w subtelnoœci i okreœli³a Nizieñskiego

wprost jako politycznego sojusznika UB i SB („Gazeta Wyborcza” z 10

paŸdziernika 2000 r.).

Wedle Stanis³awa Podemskiego Nizieñski by³ w przesz³oœci ¿o³nie-

rzem partyjnej ideologii i niemal praw¹ rêk¹ KC PZPR: by³a wielka

ró¿nica pomiêdzy szeregowym sêdzi¹ w Limanowej (...) a wizytatorem

Ministerstwa Sprawiedliwoœci [Nizieñskim], bacz¹cym czujnie, by s¹dy

przestrzega³y polityki rz¹dz¹cej partii. (...) W³adze nie straci³y wypra-

background image

244

cowanego przez lata zaufania do p. Nizieñskiego mimo jego rocznego

flirtu z „Solidarnoœci¹” (...). Bogus³aw Nizieñski jest na pewno cz³o-

wiekiem szczerze oddanym swym kolejnym urzêdom, ale jednoczeœnie

strasznym („Gazeta Wyborcza” z 3 marca 2000 r.).

Ernest Skalski napisa³ subtelnie, ¿e w czasach PRL, kiedy Mrozie-

wicz walczy³ z ustrojem, rola Nizieñskiego by³a co najmniej dwuznacz-

na („Gazeta Wyborcza” z 1 lutego 2000 r.).

W opublikowanym nieco póŸniej artykule Andrzeja Szczypiorskie-

go mo¿na by³o ju¿ wyczytaæ, ¿e to nie Kiszczak i nie Jaruzelski bronili

pryncypialnych zasad ustrojowych PRL: na stra¿y tego [ludowo-demo-

kratycznego] maj¹tku sta³y stosowne organa, ofiarna Milicja Obywa-

telska, dziarskie ZOMO, panowie prokuratorzy, a na samym szczycie

tej piramidy naszej ludowej sprawiedliwoœci zasiada³ zawsze gotowy

wyrokowaæ i œcigaæ z³o, niezrównanie apolityczny sêdzia Nizieñski („Ga-

zeta Wyborcza” z 3 stycznia 2000 r.).

Jednak najbardziej z ca³ej tej kampanii utkwi³ mi w pamiêci tekst

Antoniego Pawlaka, zatytu³owany Powrót kapitana ¯bika. Autor, po-

równuj¹c tam rzecznika do znanego bohatera milicyjnych komiksów,

opisa³ dylematy, jakie mia³y nawiedzaæ Nizieñskiego w czasach PRL:

[Nizieñski] rozwa¿a: a mo¿e rzuciæ to wszystko w diab³y, cisn¹æ w k¹t

togê, ³añcuch z oskalpowanym or³em powiesiæ na krzeœle, wyjœæ na

ulicê i zdecydowanie przeciwstawiæ siê znienawidzonej w³adzy komu-

nistycznej. Na przyk³ad pójœæ na krakowski dworzec i tam, w szalecie

publicznym napisaæ: „Genera³ Franco wam poka¿e!” („Gazeta Wy-

borcza” z 8-9 stycznia 2000 r.).

Szkalujcie œmia³o

Ta „publicystyka szaletowa” od pocz¹tku wzbudza³a niesmak i pro-

testy znanych polityków i dziennikarzy. W pierwszych dniach stycznia

2000 r. oko³o trzydziestu z nich wystosowa³o list otwarty do Marsza³ka

Sejmu Macieja P³a¿yñskiego, prosz¹c o podjêcie kroków w celu prze-

rwania histerycznej kampanii poprzez objêcie lustracj¹ równie¿ dzien-

nikarzy. NajwyraŸniej by³o to motywowane powa¿nymi w¹tpliwoœcia-

mi, czy aby brutalne ataki „niektórych tytu³ów” na lustracjê nie s¹ skut-

kiem strachu o w³asn¹ skórê.

background image

245

Propozycja lustracji mediów zosta³a wyœmiana na ³amach „Gazety

Wyborczej” jako „naiwna”: uwa¿amy, ¿e ka¿dy pisaæ mo¿e, bo tylko wte-

dy debata publiczna ma sens („Gazeta Wyborcza” z 5 stycznia 2000 r.).

Mo¿na siê spieraæ, czy cytowane wy¿ej publikacje nosz¹ znamiona pu-

blicznej debaty, czy mo¿e termin ów jest w tym wypadku grub¹ przesa-

d¹. Jednak poza dyskusj¹ pozostaje fakt, ¿e krytyczne g³osy œrodowiska

dziennikarskiego – a nawet czêœci zdegustowanych czytelników „Gaze-

ty Wyborczej” – nie przesz³y ca³kowicie bez echa. W „Wyborczej” sto-

nowano ostroœæ komentarzy i zredukowano liczbê agresywnych ataków,

zastêpuj¹c je czymœ w rodzaju dyskusji.

„Czymœ w rodzaju”, bo szczegó³owe zestawienie tekstów, które siê

wówczas w „Gazecie” ukaza³y, nieuchronnie doprowadza do wniosku,

¿e redakcji bynajmniej nie chodzi³o o jak¹kolwiek rzeczywist¹ wymianê

pogl¹dów, tylko o to, by za pomoc¹ zgrabnej sztuczki socjotechnicznej

wt³oczyæ w czytelników kolejn¹ porcjê nachalnej propagandy. Tak siê

bowiem sk³ada, ¿e niemal wszyscy autorzy – poza puszczonym „dla

ozdoby” Stefanem Niesio³owskim – raczej lub w sposób bardziej zde-

cydowany, od lustracji wyraŸnie siê dystansowali.

A wartoϾ merytoryczna tych publikacji? Najbardziej rzeczowo

i konkretnie – bo z innymi by³o ju¿ gorzej – wy³o¿y³ swoje racje prof.

Wiktor Osiatyñski, prawnik i konstytucjonalista, który zaj¹³ siê przede

wszystkim sam¹ ide¹ lustracji oraz uwarunkowaniami prawnymi jej

wykonania. Pisa³ on na przyk³ad: W³adzê rzecznika zwiêksza fakt, ¿e

ustawowe okreœlenie wspó³pracy nie definiuje, co jest „œwiadom¹

i tajn¹ wspó³prac¹”. Na gruncie tego okreœlenia rzecznik mo¿e oskar-

¿yæ o wspó³pracê kogoœ, kto spotka³ siê raz czy kilka razy z oficerem

SB, ale nie podpisa³ zobowi¹zania do wspó³pracy, nie donosi³, nie spo-

rz¹dza³ meldunków i raportów, nie bra³ pieniêdzy ani nagród („Gazeta

Wyborcza” z 5 kwietnia 1999 r.).

Komentuj¹c krótko: kul¹ w p³ot. Otó¿ wyrok Trybuna³u Konstytu-

cyjnego z 10 listopada 1998 r. dokona³ precyzyjnej interpretacji ustawy

lustracyjnej i stworzy³ rozbudowan¹ definicjê œwiadomej i tajnej wspó³-

pracy. Okreœla ona, ¿e taka wspó³praca musi przynosiæ SB konkretne

zyski operacyjne, ¿e nie mo¿e byæ za ni¹ uznane jedynie podpisanie

deklaracji woli, lecz musz¹ za ni¹ pójœæ konkretne kroki w celu jej urze-

background image

246

czywistnienia itd. Utytu³owany prawnik, komentuj¹c przepisy ustawy

lustracyjnej, powinien to wiedzieæ.

Czy przeciêtny czytelnik mo¿e sprawdziæ wiarygodnoœæ informacji

podawanych w „Wyborczej” na temat lustracji? Czy bêdzie w stanie

zorientowaæ siê, ¿e wiêkszoœæ sensacji na temat Nizieñskiego najlepiej

okreœla maksyma audacter culminare, semper aliquid haeret („szkaluj-

cie œmia³o, zawsze coœ przylgnie”)? Czy tak zwany statystyczny Polak

bêdzie na tyle dobrze zna³ prawo, by stwierdziæ, ¿e prof. Osiatyñski

wypowiada siê na temat lustracji w sposób niekompetentny? Czy za-

uwa¿y, ¿e politycy – jak Miros³aw Czech – atakuj¹cy lustracjê w ogóle

nie wiedz¹ o co chodzi, bowiem horyzont intelektualny maj¹ zwykle

przes³oniêty „Gazet¹”? Raczej nie i coœ mi siê wydaje, ¿e w³aœnie o to

chodzi.

Po kilku miesi¹cach takiej kampanii wiêkszoœæ czytelników „Wy-

borczej” bêdzie pamiêtaæ jedynie tytu³y: Po co nam lustracja (Wiktor

Osiatyñski), Wystarczy pomówienie (Miros³aw Czech), Przed s¹dem

kapturowym (Ernest Skalski). I oczywiœcie bêd¹ przeciwni ca³ej tej „lu-

stracyjnej farsie”. No bo skoro w trosce o to, by ich nikt nie zgilotyno-

wa³, lustracjê krytykuj¹ nawet takie autorytety...

Grzech pychy

Czternastego czerwca 2000 r. sêdzia S¹du Lustracyjnego Rafa³ Ka-

niok odczyta³ wyrok w sprawie Roberta Mroziewicza. Niezawis³y s¹d

uzna³, ¿e Mroziewicz jest winien k³amstwa lustracyjnego, bowiem

w latach 1977-1985 by³ tajnym i œwiadomym wspó³pracownikiem S³u¿by

Bezpieczeñstwa. Sêdzia poda³ te¿ niektóre szczegó³y: by³y wicemini-

ster MON co najmniej dwadzieœcia szeœæ razy spotka³ siê z oficerem

prowadz¹cym, przekazywa³ mu ustnie i pisemnie informacje, miêdzy

innymi o demokratycznej opozycji.

Krótko mówi¹c – wszystko wskazuje na to, ¿e Mroziewicz by³ ko-

munistycznym agentem i – pe³ni¹c wa¿ne funkcje pañstwowe – stano-

wi³ powa¿ne zagro¿enie dla bezpieczeñstwa pañstwa. Okaza³o siê rów-

nie¿, ¿e Nizieñski nie jest ¿adnym szaleñcem, a lustracja dzia³a ca³kiem

sprawnie i przynosi konkretne efekty.

Przypomnijmy: kilka miesiêcy wczeœniej, na pocz¹tku propagando-

background image

247

wej kampanii, Helena £uczywo twierdzi³a stanowczo: Mroziewicza znam

od lat, razem dzia³aliœmy w opozycji w latach 70. i w podziemiu

w latach 80. Na pewno nie by³ agentem SB („Gazeta Wyborcza” z 28-

-29 sierpnia 1999 r.).

Filozoficznie rzecz ujmuj¹c, nale¿a³oby stwierdziæ, ¿e „na pewno”,

to po niedzieli jest poniedzia³ek, a z innymi rzeczami to ju¿ ró¿nie

w naszym pokrêconym œwiecie bywa.

A mówi¹c powa¿nie, bez cienia sarkazmu – szczerze wspó³czujê

Adamowi Michnikowi, Helenie £uczywo, Ewie Milewicz i na pewno

nie chcia³bym teraz byæ na ich miejscu. Ale powinni oni zapamiêtaæ, ¿e

nadmierna pycha, objawiaj¹ca siê przekonaniem o w³asnej nieomylno-

œci, jeszcze nie raz mo¿e ich zaprowadziæ na manowce.

Jestem przekonany, ¿e bezceremonialne ataki „Gazety” na lustracjê

nie ustan¹, bowiem przed s¹dem ma stan¹æ kolejny kolega Adama Mich-

nika z podziemia – Maciej Koz³owski. Nastêpny bêdzie cz³owiek,

z którym naczelny „Wyborczej” wi¹¿e wielkie nadzieje polityczne –

W³odzimierz Cimoszewicz. Nie wierzê, by po wyroku w sprawie Mro-

ziewicza dziennikarze „Gazety” uderzyli siê w pierœ i przeprosili swo-

ich czytelników za to, ¿e pos³uguj¹c siê nieprawd¹ i pomówieniami,

stworzyli obraz lustracji, który niewiele ma wspólnego z rzeczywisto-

œci¹. Nie wierzê, by przeprosili rzecznika interesu publicznego za kam-

paniê oszczerstw i insynuacji. Nie wierzê te¿, by spróbowali zbilanso-

waæ straty, jakie przynios³a Polsce ich histeryczna kampania. A te s¹

naprawdê du¿e: wielu tysi¹com swych czytelników „Gazeta” wymówi-

³a, ¿e ¿yj¹ w pañstwie bezprawia, gdzie ¿ycie polityczne przypomina

dintojrê (termin profesora W. Osiatyñskiego) w pijackiej melinie.

„¯ycie” z 10 lipca 2000 r.

background image

248

W

jednym z programów telewizyjnych Jana Pospieszalskiego pt.

„Warto rozmawiaæ” dziennikarz „Gazety Wyborczej” Pawe³ Wroñski

stwierdzi³ niedawno, ¿e zdemaskowany agent SB, jego kolega z „Gaze-

ty” Les³aw Maleszka nie pisywa³ o lustracji i dekomunizacji. By³o ina-

czej. Zarówno w „Gazecie Krakowskiej”, któr¹ wspó³tworzy³ w pierw-

szej po³owie lat 90., jak i póŸniej, w „Wyborczej”, Maleszka zwalcza³

piórem lustracjê i wszelkie pomys³y dekomunizacyjne.

Na przyk³ad w 1992 r. „Gazeta Krakowska” ostro atakowa³a dzia-

³ania rz¹du Jana Olszewskiego zwi¹zane z ówczesn¹, pierwsz¹ prób¹

lustracji. Informacje z materia³ów archiwalnych SB nazwano wów-

czas robactwem z puszki Pandory. Dla tych, którzy znaleŸli siê na

liœcie Macierewicza, utworzono specjaln¹ rubrykê pt. wolna trybuna

znies³awionych. Tak¿e kolejne artyku³y „GK” w tej sprawie (czêsto

nie podpisane) trudno traktowaæ inaczej, jak prowadzon¹ jednocze-

œnie i wspólnie z „Gazet¹ Wyborcz¹” brutaln¹ akcjê antylustracyjn¹.

Kto obywatelem II kategorii (o projektach dekomunizacji), Tajne listy

– jawny skandal, Granat w szambie, Zacieranie brudnych œladów,

Czy nie mieliœcie skrupu³ów?, I ty zostaniesz konfidentem, W œwiecie

widm i upiorów; Olszewski chcia³ wyprowadziæ wojsko na ulicê, To

by³a prowokacja, Brudne czyny itd. – to tylko niektóre tytu³y publiko-

wanych wówczas artyku³ów.

Równie jednoznacznie wypowiada³ siê wówczas sam Maleszka.

W sprawie tajnego wspó³pracownika SB ps. „Bolek” opowiedzia³

siê przeciwko odtajnieniu akt, pomimo ¿e chcia³ tego Lech Wa³êsa.

Najwa¿niejszym argumentem, jakiego wówczas u¿y³ by³o twierdze-

nie, ¿e ktoœ mo¿e za¿¹daæ, by odtajniano kolejne akta… Tak¿e

w innych przypadkach Maleszka podwa¿a³ wiarygodnoœæ akt pozo-

Maleszka o lustracji

background image

249

sta³ych po SB, sprzeciwia³ siê lustracji, a w polemice z Bronis³a-

wem Wildsteinem wyst¹pi³ nawet w obronie oficerów SB. Wiele kry-

tycznych uwag pod adresem polskiej prawicy i swoich adwersarzy

wypowiada³ Maleszka z punktu widzenia charakterystycznego dla

tego œrodowiska, czyli poczucia moralnej wy¿szoœci. Dowcipkowa³

ze zwolenników wartoœci chrzeœcijañskich, decydowa³, kto jest filo-

zofem, a kto g³upcem. Kto zas³uguje na miano antysemity i komu

brzydko pachnie z buzi.

Publicystyka polityczna – w odró¿nieniu na przyk³ad od filozofii

czy literatury – ma to do siebie, ¿e nie mo¿na jej uprawiaæ „in abstrac-

to”, w oderwaniu od kontekstu, miejsca i okolicznoœci towarzysz¹cych

– przypomnijmy za Maleszk¹ i przypomnijmy sobie kilka fragmentów

publicystyki z „Gazety Krakowskiej”, a tak¿e wypowiedzi samego au-

tora. Wiele z nich da siê dziœ odczytaæ na nowo…

Lustracja

W odruchu samoobrony, tu¿ przed swoim upadkiem, rz¹d Olszew-

skiego i min. Macierewicz, wypuœcili – jak napisa³a „Gazeta Wybor-

cza” – „robactwo z teczek Pandory”. Trudno bêdzie zagoniæ je z po-

wrotem. Po kraju ju¿ kr¹¿¹ listy agentów, zawieraj¹ce – obok prawdzi-

wych – dane fa³szywe, sfingowane lub zbyt niekompletne, by mog³y

stanowiæ podstawê oskar¿enia kogoœ o wspó³pracê z UB i SB. (…)

Nasza gazeta i wiêkszoœæ powa¿nych polskich pism nie bêdzie tych list

drukowaæ. Na pewno jednak opublikuje je prasa brukowa i niektóre

szukaj¹ce taniej sensacji gazety. Zatem – „Gazeta Krakowska” otwie-

ra swoje ³amy dla wszystkich – bez wzglêdu na ich polityczne pogl¹dy

– którzy bêd¹ mieli s³uszne podstawy, aby siê broniæ przed pomówie-

niem i nies³aw¹. Tylko w ten sposób zapêdzimy robactwo tam, sk¹d

ono wylaz³o.

Zespó³ „Gazety Krakowskiej”, 22 czerwca 1992 r.

Przyjaciele w biedzie

– Pytanie: Czy spotka³ siê Pan z przejawem niechêci w œrodowi-

sku?

– Oczywiœcie tak. By³y rozmaite telefony… Jest to poniek¹d zrozu-

background image

250

mia³e. Ludzie maj¹ prawo do moralnej nagany pewnego postêpowa-

nia. Ale jest te¿ i taka prawda, ¿e prawdziwych przyjació³ poznaje siê

w biedzie.

Wolna trybuna znies³awionych. Nie by³em agentem. „Gazeta Kra-

kowska” rozmawia z Antonim Furtakiem, 22 czerwca 1992 r.

Lustracja i dekomunizacja

Z artyku³u [Wildsteina] nie wynika jasno, jakim w³aœciwie celom s³u-

¿yæ by mia³a dekomunizacja wprowadzona w Polsce w formie „decyzji

arbitralnej” jako „nieunikniona konsekwencja rewolucyjnych przemian

ustrojowych”. (…) Nie wystarczy zwyczajna selekcja kadr pod³ug kryte-

rium zdolnoœci, aktywnoœci zawodowej, umiejêtnoœci przyswojenia so-

bie nowych regu³ gry? Nie wystarczy porz¹dna ustawa okreœlaj¹ca za-

kres wymagañ i procedurê oceny ludzi zatrudnionych w s³u¿bach pu-

blicznych? A jeœli by³y sekretarz Komitetu Zak³adowego PZPR oka¿e siê

œwietnym dyrektorem firmy pañstwowej – to co? (…) Moralistyczne od-

s¹dzanie komunizmu od czci i wiary staje siê zajêciem coraz bardziej

ja³owym – kogo to dziœ obchodzi? (…) Z imienia i nazwiska wskazuje

Wildstein oficera UOP do zwolnienia – bo kiedyœ dzia³a³ gorliwie w SB.

(…) ¯aden policjant nie wkroczy dziœ do zak³adu, nawet gdyby dosz³o

tam do aktów sabota¿u. Dostatecznie jasno dano do zrozumienia, ¿e

wraz z nadejœciem nowej w³adzy t³um publicystów zacznie rozprawiaæ

o koniecznoœci wyrzucenia z pracy – ba, posadzenia na ³awie oskar¿o-

nych funkcjonariuszy, którzy w swoim czasie wykonali polecenia swoich

prze³o¿onych. (…)

We wszystkim, co pisa³ Michnik, obecny jest ten sam duch koncy-

liacji: stabilnoœæ pañstwa i budowa zrêbów demokracji winny staæ

siê wspóln¹ spraw¹ ludzi, którzy jeszcze wczoraj stali po dwóch stro-

nach barykady. (….) Retoryka dekomunizacji zaœ? W istocie jest re-

toryk¹ apartheidu. (…) „Dekomunizatorzy” wpadli tak¿e na pomys³

pozbawienia by³ych dzia³aczy partyjnych czêœci praw publicznych

i obywatelskich. Có¿ w koñcu oznacza zakaz pe³nienia funkcji redak-

tora gazety czy prywatnej stacji radiowej – albo zakaz kandydowa-

nia do parlamentu? Racja w tym sporze le¿y wiêc po stronie Michni-

ka: przy okr¹g³ym stole dyskutowano – politycznie i pragmatycznie –

background image

251

nad wprowadzeniem w Polsce zasad, które jednoczy³y ca³¹ opozycjê.

Zasady owe przypomnê, to: demokracja, rz¹dy prawa, nade wszystko

zaœ – Powszechna Deklaracja Praw Cz³owieka. Retoryka dekomuni-

zacji, bez wzglêdu na to, jak zechcemy j¹ uzasadniaæ – prowadzi do

przekreœlenia owych zasad.

Les³aw Maleszka, Czy naród oczekuje, ¿e wszystko odbierzemy czer-

wonym…? polemika w sprawie dekomunizacji z Bronis³awem Wildste-

inem, „Gazeta Krakowska” z 30 listopada 1992 r.

Publicystyka polityczna – w odró¿nieniu na przyk³ad od filozofii

czy literatury – ma to do siebie, ¿e nie mo¿na jej uprawiaæ „in abs-

tracto”, w oderwaniu od kontekstu, miejsca i okolicznoœci towarzy-

sz¹cych. W swym szkicu Wildstein przeszed³ do porz¹dku dziennego

nad paroma faktami, nawet o nich nie wspomniawszy – nad skanda-

lem z teczkami Macierewicza, nad piêcioma projektami ustaw deko-

munizacyjnych z³o¿onymi w Sejmie, nad kontrowersjami, jakie wy-

wo³uj¹ te projekty, gro¿¹c roz³amem w koalicji rz¹dowej, nad akcja-

mi „lustracji” podejmowanymi tu i ówdzie przez pos³ów KPN… Nie-

stety, ignorowanie tych faktów nara¿a publicystê na bon-mot, jakie-

go u¿y³by Napoleon charakteryzuj¹c jednego deputowanych do par-

lamentu: „on nie przemawia z obozu prawicy, nie przemawia z obozu

lewicy, on mówi do nas spod sufitu”.

Les³aw Maleszka, Historia nie jest czarno-bia³a, ci¹g dalszy pole-

miki z B. Wildsteinem, „Gazeta Krakowska” z 15 grudnia 1992 r.

Lustracja

Ofensywa pomówieñ podjêta przez autorów „Lewego Czerwcowe-

go” zaczyna przynosiæ owoce. Archiwa by³ej SB, z mocy przepisów

obowi¹zuj¹cych w naszym kraju – s¹ TAJNE. (…) Je¿eli Milczanowski

udostêpni akta Wa³êsy – to po pierwsze Kaczyñski i Macierewicz, Gwiaz-

da i Morawiecki i tak uznaj¹ je za fa³szywe czy spreparowane. Po dru-

gie, zaczn¹ siê domagaæ nastêpnych kartotek: Wachowskiego, Falan-

dysza, Cybuli, Olechowskiego… Precedens zosta³ uczyniony – spirala

ob³êdu mo¿e siê rozkrêcaæ.

Les³aw Maleszka, Odtajniæ Bolka?, „Gazeta Krakowska” z 1 lute-

go 1993 r.

background image

252

O lustracji i zapachu z ust pana pos³a Niesio³owskiego

Moczulski móg³by oskar¿yæ Macierewicza o umieszczenie jego na-

zwiska – obok 60 innych pos³ów i polityków – na liœcie agentów SB.

By³y minister spraw wewnêtrznych bêdzie wszelako t³umaczy³, ¿e ni-

gdy nikogo nie oskar¿y³, a jedynie zreferowa³ stan kartotek jakie zna-

laz³ w gmachu na Rakowieckiej. Wyjœciem z tego klinczu by³oby wiêc

otwarcie akt bezpieki i powo³anie na œwiadków by³ych funkcjonariu-

szy. Czy siê to Unii Pracy podoba, czy nie podoba, faktycznie przy³¹-

czy³a siê do chóru „olszewików”, którzy z teczek uczynili najwa¿niej-

szy problem tego kraju. (…) Zastanawiam siê jeszcze, kogo i za co

mia³by zaskar¿yæ Niesio³owski? Mo¿e Anastazjê P., ¿e ponoæ w barku

sejmowym smoli³ do niej cholewki, ale nic z tego nie wysz³o? Jeœli

nawet to robi³ – zwolennicy „wartoœci chrzeœcijañskich” na razie nie

zabraniaj¹ zalecania siê… A mo¿e za to, ¿e – jak twierdzi sejmowa

gejsza – panu pos³u œmierdzi z ust? Ju¿ sobie wyobra¿am… przychodzi

Niesio³owski na rozprawê – z mocno sfatygowan¹ szczoteczk¹ do zê-

bów i z tubk¹ pasty „colgate”… Czy ktoœ wie, gdzie mo¿na kupiæ dez-

odorant, który zag³uszy zapach polskiego wychodka?

Les³aw Maleszka, O polskim politycznym wychodku. Wdziêczny

zapach pasty Colgate, „Gazeta Krakowska”, z 6-7 lutego 1993 r.

Lustracja

Prokuratura Wojewódzka w Warszawie 8 lipca wezwa³a by³ego

pos³a i ministra spraw wewnêtrznych Antoniego Macierewicza, w celu

przedstawienia mu zarzutu ujawnienia tajemnicy pañstwowej (art.

206 kodeksu karnego). Macierewicz odmówi³ z³o¿enia wyjaœnieñ

i za¿¹da³ uzasadnienia na piœmie treœci zarzutu. Przestêpstwo, o po-

pe³nienie którego podejrzany jest Macierewicz, polegaæ mia³o na udo-

stêpnieniu pos³om archiwaliów MSW objêtych klauzul¹ „tajne spe-

cjalnego znaczenia” – w zwi¹zku z uchwal¹ Sejmu z maja 1992,

domagaj¹c¹ siê ustalenia, który z parlamentarzystów by³ tajnym

wspó³pracownikiem s³u¿b specjalnych PRL (…). [Rzecznik Prasowy

Ministerstwa Sprawiedliwoœci:] Prokuratura Wojewódzka prowadzi

œledztwo przeciwko „Gazecie Polskiej”, która przedrukowa³a doku-

menty objête klauzul¹ tajnoœci. Osob¹ podejrzan¹ jest w tym przy-

background image

253

padku Piotr Wierzbicki, redaktor naczelny gazety.

Les³aw Maleszka, Macierewicz ujawni³ bezprawie, „Gazeta Kra-

kowska” z 10-11 lipca 1993 r.

Lustracja i dekomunizacja

(…) podzielam obawy, ¿e wiele wyst¹pieñ polityków prawicowych

podminowuje autorytet prawa i kruszy instytucje demokratycznego

pañstwa. Apele o rozliczenie PRL, z iœcie inkwizytorsk¹ pasj¹ wzywa-

j¹ce do dekomunizacji, lustracji, delegalizacji SDRP, zrealizowaæ by

mo¿na jedynie w warunkach stanu wyj¹tkowego i zawieszenia swobód

obywatelskich.

Les³aw Maleszka, Historia nie lubi kompromisów, „Gazeta Wy-

borcza” z 11 wrzeœnia 1995 r.

Lustracja

4 czerwca minister spraw wewnêtrznych Antoni Macierewicz prze-

kazuje szefom klubów parlamentarnych listê pos³ów i senatorów zare-

jestrowanych w archiwach MSW jako tajni wspó³pracownicy SB. Wy-

bucha skandal. Klub parlamentarny „Solidarnoœci” popiera inicjaty-

wê ministra. (…) Wielu zwi¹zkowców zatraci³o rozs¹dek. Mówili o kryp-

tokomunistycznych rz¹dach agentów SB.

Les³aw Maleszka, Druga „Solidarnoœæ” w Trzeciej Rzeczypospo-

litej, „Gazeta Wyborcza” z 31 sierpnia – 1 wrzeœnia 1996 r.

Lustracja

ZChN uczestniczy³ w dwóch gabinetach – Olszewskiego i Suchoc-

kiej. Oba leczy³y ich z ró¿nych zaburzeñ. „Zas³ug¹” rz¹du Olszew-

skiego by³o pokazanie, co w praktyce oznacza lustracja: ZChN-owski

minister umieœci³ na liœcie agentów komunistycznej bezpieki prezesa

Zjednoczenia.

Les³aw Maleszka, Pochwa³a oszustwa, „Gazeta Wyborcza” z 18

wrzeœnia 1997 r.

Dekomunizjacja

Wierzbickiego zawiod³o te¿ poczucie prawa. Rozwi¹zañ, które pro-

ponuje nie wprowadzi³ ¿aden kraj pokomunistyczny. Chodzi bowiem

background image

254

o rozwi¹zania fundamentalne sprzeczne z definicj¹ demokratycznego

pañstwa prawnego. (…) Warto by pamiêtali o tym politycy, którym

dziœ – w dziewiêæ lat po upadku komunizmu – marz¹ siê ustawy deko-

munizacyjne. Tego rodzaju akty prawne by³yby wymierzone nie prze-

ciw niewielkiej w koñcu grupie osób z danej nomenklatury, zajmuj¹-

cych dziœ eksponowane stanowiska w administracji pañstwowej. By-

³yby wymierzone przeciw co czwartemu Polakowi, który wzi¹³ udzia³

w wyborach we wrzeœniu 1997 r. Konsekwencje takich ustaw ³atwo

sobie wyobraziæ: gwa³towne pomno¿enie nienawiœci i ró¿nego ro-

dzaju konfliktów spo³ecznych, utrata poczucia wspó³odpowiedzial-

noœci za pañstwo przez spor¹ czêœæ obywateli, kompromitacja demo-

kracji i prawa, które odt¹d w powszechnym odczuciu traktowane by

by³y nie jako dobro wspólne, lecz jak ³up dla zwyciêzców. Na arenie

miêdzynarodowej Polska uzyska³aby opiniê pañstwa niestabilnego,

³ami¹cego prawa cz³owieka.

Les³aw Maleszka, W pu³apce antykomunizmu, polemika z Piotrem

Wierzbickim, „Gazeta Wyborcza” z 9 kwietnia 1998 r.

W walce z antysemitami

OdpowiedŸ na protest 19 intelektualistów w obronie publicysty Ce-

zarego Michalskiego i prof. Ryszarda Legutki, którym „GW” zarzuci³a

antysemityzm.

W³adze Unii Wolnoœci Michalkiewicz zwyk³ by³ nazywaæ Sanhe-

drynem. Felietoniœcie wszystko siê jakoœ tak kojarzy… (…) Przypisa-

nie polskiemu inteligentowi antysemityzmu stanowi dzisiaj faktycznie

wyrok œmierci – frasuje siê Ryszard Legutko w pi¹tkowym „¯yciu”.

Dobry Bo¿e, gdyby w tym by³a chocia¿ krztyna prawdy… Jak na osobê

zmar³¹ œmierci¹ cywiln¹, nasz nieboszczyk ma siê ca³kiem nieŸle (…)

Zastanawiam siê, co z tym fantem zrobi 19 sygnatariuszy. Mog¹, wie-

dzeni trosk¹ o moralnoœæ publiczn¹, zacz¹æ zbieraæ podpisy przeciwko

Stanis³awowi Michalkiewiczowi. Mog¹ te¿ powiedzieæ: felietonista mo¿e

trochê przesadzi³ z „¯ydowinami”, ale dajmy spokój – to w koñcu nasz

cz³owiek, nie ma wrogów na prawicy.

Les³aw Maleszka, Nieboszczycy maj¹ siê nieŸle, „Gazeta Wybor-

cza” z 26 czerwca 2000 r.

background image

255

Zdemaskowanie konfidenta

Latem tego roku „Tygodnik Powszechny” opublikowa³ fragmenty

pracy magisterskiej o rozpracowaniu przez SB œrodowiska Studenckie-

go Komitetu Samopomocy w Krakowie, pisanej na uczelni peerelow-

skiego MSW przez oficera SB. Postaæ o tym kryptonimie pojawia siê

te¿ w materia³ach zwi¹zanych z inwigilacj¹ przez SB tragicznie zmar-

³ego krakowskiego opozycjonisty Stanis³awa Pyjasa. Na podstawie

zawartych w pracy magisterskiej szczegó³ów dawni dzia³acze SKS sko-

jarzyli tê postaæ z Maleszk¹. „Zapyta³em go wprost: przyzna³ mi siê, ¿e

«Ketman» to on” – mówi PAP Bronis³aw Wildstein, jeden z sygnata-

riuszy listu.

Informacja PAP z 7 listopada 2001 r.

Oœwiadczenie konfidenta I

W wtorkowej „Rzeczypospolitej” ukaza³ siê list otwarty 19 moich

kole¿anek i kolegów z krakowskiego i wroc³awskiego Studenckiego

Komitetu Solidarnoœci, w którym stwierdzono, ¿e w latach 1977-1980

jako dzia³acz SKS by³em wspó³pracownikiem S³u¿by Bezpieczeñstwa.

Informacja ta jest zgodna prawd¹.

Oœwiadczenie Les³awa Maleszki, „Gazeta Wyborcza” z 7 listopada

2001 r.

Oœwiadczenie konfidenta II

W jednej sprawie stara³em siê programowo nie zabieraæ g³osu.

Nie by³em zwolennikiem lustracji i mówi³em o tym w wielu rozmowach

– uwa¿a³em jednak, ¿e nie mnie wyrokowaæ na ³amach gazet, czy lu-

stracja jest potrzebna. Raz jeden pozwoli³em sobie polemikê w spra-

wie dekomunizacji.

Les³aw Maleszka, By³em Ketmanem, „Gazeta Wyborcza” z 13 li-

stopada 2001 r.

Lustracja

Zawsze uwa¿aliœmy i uwa¿amy, ¿e w wolnej Polsce wiêcej z³ego ni¿

dobrego przynosi s¹dzenie i skazywanie takich ludzi, publiczne roz-

trz¹sanie jako dowodów w ich sprawie raportów, zeznañ, SB-eckich

fa³szerstw – œwiadectw ludzkiej s³aboœci, strachu i upodlenia. O tym

background image

256

wszystkim pamiêtamy i bêdziemy pamiêtaæ; o tym trzeba wiedzieæ, to

tak¿e budzi moralne obrzydzenie.

Stanowisko redaktorów naczelnych „Gazety Wyborczej” w spra-

wie Les³awa Maleszki, tam¿e, 13 listopada 2001 r.

Sprawdzi³em w naszym archiwum. Les³aw Maleszka nigdy nie wy-

powiada³ siê w sprawie lustracji.

Pawe³ Wroñski z „Gazety Wyborczej” [notatka autora z programu

Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiaæ” z lutego 2005 r.]

W archiwach Instytutu Pamiêci Narodowej zachowa³o siê wiele in-

formacji przekazanych SB przez jej ówczesnego tajnego wspó³pracow-

nika ps. „Ketman” vel „Tomek” vel „Return”, czyli Les³awa Maleszki.

Œwiadcz¹ one o trudnym do zrozumienia, g³êbokim zaanga¿owaniu

wspomnianego tajnego wspó³pracownika w niszczenie swoich kolegów.

Jednym z nich by³ Bronis³aw Wildstein, którego Maleszka z wy¿szoœci¹

poucza³ w polemikach dotycz¹cych lustracji i dekomunizacji. W swoim

„przyznaniu siê do winy” Maleszka jak zwykle k³ama³. Jego wspó³pra-

ca z SB znacznie wykracza³a poza 1980 r., a zas³ugi dla komunistycz-

nej bezpieki nie ograniczaj¹ siê do niszczenia kolegów z SKS. Prócz

tego œrodowiska, Maleszka rozpracowywa³ inne œrodowiska podziem-

nego Krakowa, legaln¹ w latach 1980-1981 i nielegaln¹ potem „Soli-

darnoœæ”. Regularnie dostawa³ za to pieni¹dze.

Sprawa Les³awa Maleszki winna byæ brana pod uwagê we wszyst-

kich dyskusjach na temat lustracji, dekomunizacji i kwestii jawnoœci

¿ycia publicznego Polski.

„Tygodnik Solidarnoœæ”, z 18 marca 2005 r.

background image

257

Obszerne donosy, notatki i wielostronicowe opracowania o opozy-

cji, stawiaj¹ Les³awa Maleszkê w rzêdzie najbardziej „p³odnych” agen-

tów w historii SB. Szkody, jakie uczyni³ opozycji, s¹ ogromne. Przy

jego wspó³udziale wiele osób dotknê³y represje, wiele zosta³o z³ama-

nych psychicznie lub wyemigrowa³o. W raportach „Ketmana” vel „Re-

turna” vel „Tomka” nie ma cienia wstrêtu do wspó³pracy.

Po robotniczych protestach w Radomiu i Ursusie z 1976 r. grupa

dzia³aczy niepodleg³oœciowych, intelektualistów i studentów za³o¿y³a

w Warszawie Komitet Obrony Robotników. G³ównym zadaniem KOR-u

mia³a byæ pomoc finansowa i prawna osobom represjonowanym za udzia³

w protestach. Tak¿e w innych du¿ych miastach Polski narasta³y posta-

wy opozycyjne.

W Krakowie dzia³alnoœæ rozpoczê³a grupa studentów z Bronis³a-

wem Wildsteinem, Stanis³awem Pyjasem i Les³awem Maleszk¹ na cze-

le. Kiedy Wildsteina zawieszono w prawach studenta, protest podpisali

m.in. Lilianna Batko, Józef Ruszar i obecny eurodeputowany z PO

Bogus³aw Sonik. Z czasem do³¹czyli inni.

Jeden z cz³onków grupy, Stanis³aw Pyjas, 7 maja 1977 r. zosta³

zamordowany przez SB. Œmieræ Pyjasa zaktywizowa³a œrodowisko, które

utworzy³o Studencki Komitet Solidarnoœci (SKS). Przyjaciele zabitego

podkreœlali, ¿e ich decyzja nie mia³a g³êbokiego wymiaru politycznego.

Wielu z nich wywodzi³o siê ze œrodowisk hippisowskich, anarchistycz-

nych i do ideologicznego antykomunizmu by³o im daleko. Wa¿niejszy

by³ aspekt moralny, czysto ludzki – sprzeciw wobec tego, ¿e mo¿na

bezkarnie mordowaæ ludzi.

Dzia³acze SKS-u nie zdawali sobie sprawy z tego, ¿e ich dzia³alnoœæ

od pocz¹tku by³a „kontrolowana operacyjnie” przez Wydzia³ III SB Ko-

Prawdziwa twarz Maleszki

background image

258

mendy Wojewódzkiej MO w Krakowie. Za pomoc¹ agentury, pods³u-

chów itp., drobiazgowo inwigilowano ich dzia³alnoœæ, notowano poszcze-

gólne wypowiedzi. Poœród agentów wyró¿nia³ siê jeden. „Ketman” vel

„Return” vel „Tomek”, czyli Les³aw Maleszka. Poniewa¿ by³ cz³onkiem

œcis³ego kierownictwa SKS-u, bezpieka wiedzia³a prawie wszystko. Prócz

przekazywania informacji SB, „Ketman” aktywnie uczestniczy³ w ró¿-

nych kombinacjach operacyjnych, czyli dzia³aniach zmierzaj¹cych do

utrudnienia ¿ycia dzia³aczom opozycji i w intrygach obliczonych na wy-

wo³ywanie konfliktów osobistych. Nie bezinteresownie – dostawa³ za to

du¿e pieni¹dze. Utrzymanie tajnego mieszkania kosztowa³o SB ok. 1000

– 1500 z³. Utrzymanie „Ketmana” – kilkakrotnie wiêcej.

Agent nr 1

Zas³ugi Maleszki dla SB wykracza³y daleko poza krakowskie

podwórko. Tamtejszy SKS inspirowa³ inne œrodowiska akademickie

w kraju, gdzie jeŸdzili: Sonik, Batko, Wildstein, no i w³aœnie Ma-

leszka. Nic te¿ dziwnego, ¿e bezpieka sparali¿owa³a powstawanie

niektórych Studenckich Komitetów Solidarnoœci, a do innych wy-

s³a³a przygotowan¹ wczeœniej agenturê. Tak by³o we Wroc³awiu,

gdzie ju¿ w sierpniu 1977 r. Wydzia³ III SB wyznaczy³ do tego celu

10 agentów. Wedle œciœle tajnego szyfrogramu tej jednostki do cen-

trali MSW w Warszawie wymienionych TW przygotowano do wyko-

nania zadañ maj¹cych na celu pe³ne rozpoznanie i kontrolê dzia-

³alnoœci tej organizacji. Takie sukcesy SB by³y w znacznej mierze

zas³ug¹ Maleszki.

Ale to nie koniec. „Ketman” pisywa³ dla SB solidne opracowania,

jakimi metodami niszczyæ w³asnych kolegów. Obszerne donosy, notatki

i wielostronicowe opracowania o opozycji stawiaj¹ go w rzêdzie naj-

bardziej „p³odnych” agentów w historii SB. W jednym z dokumentów

proponowa³, by: stworzyæ kilkuosobowe grupy aktywistów SZSP, ostro

w³¹czaj¹ce siê w ka¿d¹ dyskusjê publiczn¹, która mog³aby doprowa-

dziæ do zamêtu. Nale¿y rozbijaæ wszystkie wiece, niszczyæ rozwieszone

teksty przez dopisanie na nich humorystyczno-dyskredytuj¹cych komen-

tarzy, itd. (...) Od dynamiki kampanii zale¿¹ sukcesy w ruchu przeciw-

dzia³ania SKS-owi.

background image

259

W raportach „Ketmana” nie ma cienia wstrêtu do wspó³pracy. Jest za

to lekcewa¿enie kolegów, poczucie wy¿szoœci, zwyk³a ludzka zawiœæ

i pod³oœæ. „Bezpieczniacy” musieli znaleŸæ klucz do psychiki Maleszki,

dziêki czemu by³ on tak ofiarny i zaanga¿owany. „S³u¿ba” odp³aca³a zaœ

„Ketmanowi” trosk¹ i zainteresowaniem. SB nie zapomnia³a nawet o œlu-

bie pupila. Z tej okazji Maleszka dosta³ od morderców Pyjasa

4 tys. z³. 18 paŸdziernika 1978 r. szef Wydzia³u III SB KW MO w Kra-

kowie p³k Jan Bill w porozumieniu z warszawsk¹ central¹ zaproponowa³

Maleszce rezygnacjê z dalszej dzia³alnoœci w opozycji. Ch³opak ju¿ zro-

bi³ tyle dobrego – niechby siê ustatkowa³, sporz¹dnia³. Jego wycofanie

siê z dzia³alnoœci w SKS-ie spowoduje, ¿e nie bêdziemy mieli takiego

rozpoznania, jakie dziêki jego osobie mieliœmy – pisa³ potem do Warsza-

wy p³k Bill – ale troska o jego przysz³oœæ i stabilizacjê ¿yciow¹ ka¿e nam

w koñcu zdecydowaæ siê na ten krok, bo jak d³ugo bêdzie tkwi³ w grupie

opozycyjnej, tak d³ugo nie bêdzie móg³ myœleæ o u³o¿eniu sobie ¿ycia.

Maleszka przysta³ na propozycjê SB. Ale donosi³ dalej.

Donosi³ na stu

Najwa¿niejszym polem dzia³ania „Ketmana” by³ Komitet Obrony

Robotników (KOR). W jego opracowaniach i raportach przewija siê

co najmniej sto nazwisk czo³owych dzia³aczy opozycji, w tym wszy-

scy czo³owi dzia³acze warszawskiego KOR-u: Jan Józef Lipski, Jacek

Kuroñ, Adam Michnik, Antoni Macierewicz, Jan Kielanowski, Woj-

ciech Ziembiñski, Seweryn Blumsztajn, Miros³aw Chojecki i wielu

innych. Szczególnie starannie „Ketman” zapisywa³ wypowiedzi Ku-

ronia, Michnika i Macierewicza. Od „Ketmana” w centrali MSW wie-

dziano, jakie artyku³y wyjd¹ w nielegalnych gazetkach i kto je napi-

sa³. Maleszka bezb³êdnie wskazywa³, ¿e autorem niepodpisanego tek-

stu jest Sergiusz Kowalski, a za nazwiskiem Micha³a Korybuta kryje

siê Antoni Macierewicz. SB zna³a treœæ nielegalnych pism, zanim je

wydrukowano.

Maleszka by³ lubiany. W opozycji ceniono jego inteligencjê i oczy-

tanie. Równoczeœnie jego niechlujny i oryginalny wygl¹d wzbudza³ sym-

patiê, instynkt opiekuñczy, no i zaufanie. Wiele osób chêtnie mu poma-

background image

260

ga³o. W rewan¿u Maleszka denuncjowa³ adresy mieszkañ, w których

przebywa³, podpowiada³, jak mo¿na dokuczyæ dzia³aczom podziemia,

wydawa³ SB znane sobie sk³ady literatury bezdebitowej. Pisa³, gdzie

i który z dzia³aczy KOR-u trzyma nielegalne ksi¹¿ki. 11 paŸdziernika

1977 r. raportowa³: Podczas pobytu u pañstwa Stabrowskich zauwa¿y-

³em, ¿e wiêkszoœæ ksi¹¿ek ulokowana jest w tapczanie. Pozosta³a czêœæ

ksi¹¿ek znajduje siê w bibliotece oo. dominikanów, zlokalizowane s¹

one w dolnych szufladach. Z równym zaanga¿owaniem Maleszka roz-

pracowywa³ inne œrodowiska opozycji: Ruch M³odej Polski, Ruch Obro-

ny Praw Cz³owieka i Obywatela (ROPCiO) oraz KPN. Kogo siê da³o

i gdzie siê da³o.

Szkody, jakie uczyni³ Maleszka opozycji, s¹ ogromne. Przy jego

wspó³udziale wiele osób dotknê³y represje, wiele zosta³o z³amanych

psychicznie lub wyemigrowa³o. Inni wyl¹dowali w wiêzieniu. Ponie-

wa¿ dzia³alnoœæ Maleszki po 1983 r. (ze wzglêdu na uregulowania praw-

ne) pozostaje tajna, a sporo dokumentów zniszczono, wiele aspektów

jego dzia³alnoœci jest wci¹¿ tajemnic¹. O niektórych pewnie nie dowie-

my siê nigdy. Ale mo¿na wskazaæ, ¿e jedn¹ z ostatnich ofiar „Ketmana”

by³ dzia³acz krakowskiego KPN-u Krzysztof Bzdyl. To donosy Ma-

leszki przyczyni³y siê do tego, ¿e SB zdecydowa³a siê przerwaæ dzia³al-

noœæ Bzdyla. W marcu 1982 r. zosta³ skazany na kilka lat wiêzienia,

a potem wyjecha³ z kraju.

„Ketman” dzia³a dalej...

Na skutek ustaleñ okr¹g³ego sto³u, akta archiwalne SB mia³y

pozostaæ zamkniête. Byli agenci komunistycznych s³u¿b specjalnych

mogli spaæ spokojnie. Ale „Ketman” mia³ chyba jakieœ koszmary.

Wedle trudnej do zweryfikowania relacji anonimowego oficera UOP-

u, za wszelk¹ cenê chcia³ dalej byæ agentem. To w³aœnie w tym celu

mia³ wraz z innym opozycjonist¹, by³ym agentem SB, pojawiæ siê

na pocz¹tku lat 90. w krakowskiej delegaturze UOP-u. Nie wiado-

mo dlaczego sam mia³by siê tak napraszaæ. Ze strachu przed ujaw-

nieniem przesz³oœci? Z g³êbokiej, wewnêtrznej potrzeby? Z przyzwy-

czajenia?

background image

261

Z czasem Maleszka ba³ siê coraz mniej. Zosta³ zastêpc¹ redakto-

ra naczelnego „Gazety Krakowskiej”. W jej numerach z lat 90. mo¿-

na znaleŸæ anegdoty o nieco roztargnionych, ale bohaterskich wy-

czynach Maleszki z czasów konspiracji. Dziœ mo¿emy dodaæ now¹,

tylko ¿e prawdziw¹.

Pewnego dnia w domu Maleszki pojawi³ siê dzia³acz podziemia.

Szybko zauwa¿y³ zszywacz z imienn¹ piecz¹tk¹ oficera SB nazwi-

skiem Kluczyñski (widaæ „Ketman” pisa³ tyle, ¿e nawet przybory do-

stawa³ od S³u¿by Bezpieczeñstwa...). Goœæ wiedzia³ ju¿, ¿e Maleszka

jest agentem, ale nie poinformowa³ o tym kolegów. Na szczêœcie dla

roztargnionego „Ketmana”, jego kolega te¿ by³ tajnym wspó³pracow-

nikiem bezpieki...

W 1991 r. nad „Ketmanem” zaczê³y zbieraæ siê czarne chmury. Po-

wo³ano rz¹d Olszewskiego, w którym szefem MSW zosta³ Maciere-

wicz, a UOP-u – Piotr Naimski. Wszyscy trzej to zwolennicy lustracji,

osobiœcie znani Maleszce. Donosi³ na nich jeszcze w latach 70. W czerw-

cu 1992 r., kiedy og³oszono tzw. listê Macierewicza, „Gazeta Krakow-

ska” wspólnie z „Gazet¹ Wyborcz¹” ruszy³a do brutalnego ataku. Gra-

nat w szambie, Zacieranie brudnych œladów, Czy nie mieliœcie skrupu-

³ów?, W œwiecie widm i upiorów, Olszewski chcia³ wyprowadziæ woj-

sko na ulicê, Brudne czyny – to tylko niektóre tytu³y artyku³ów publi-

kowanych w gazecie Maleszki.

Zaniepokojenie „Ketmana” musia³o te¿ wywo³aæ œledztwo w spra-

wie zabójstwa Stanis³awa Pyjasa. Prowadz¹cy je prokurator Stanis³aw

Urbaniak zacz¹³ domagaæ siê ujawnienia wykorzystywanych przez SB

konfidentów. By³ wiêc atakowany w „Gazecie Krakowskiej” za próby

dokonania „dzikiej lustracji”. Kiedy koledzy i kole¿anki Pyjasa popro-

sili, by Maleszka podpisa³ list otwarty w sprawie otwarcia archiwów

bezpieki i ostatecznego wyjaœnienia wszelkich okolicznoœci tej zbrodni,

ten po prostu odmówi³. Zacz¹³ straszyæ rozmówców, ¿e przez takich jak

oni ludzie wyjd¹ na ulice.

Jeszcze bardziej zmartwi³ „Ketmana” pomys³ odtajnienia akt „Bol-

ka”, o co publicznie poprosi³ sam Lech Wa³êsa. W artykule napisa³:

je¿eli Milczanowski udostêpni akta Wa³êsy (...) spirala ob³êdu mo¿e

siê rozkrêcaæ.

background image

262

Przez nastêpne lata, najpierw w „Gazecie Krakowskiej”, a potem

w „Gazecie Wyborczej”, „Ketman” konsekwentnie walczy³ ze zwolen-

nikami lustracji. W politycznych sporach i publicznych debatach coraz

czêœciej prezentowa³ charakterystyczn¹ dla œrodowiska butê i arogan-

cjê. Poucza³ z punktu widzenia moralnego autorytetu, decydowa³, kto

jest filozofem, a kto g³upcem. Argumenty, po jakie siêga³, z regu³y by³y

niewybredne. Nielubiany przez œrodowisko „Gazety Wyborczej” kra-

kowski filozof prof. Ryszard Legutko okaza³ siê antysemit¹. Innym ra-

zem Stefanowi Niesio³owskiemu mia³o brzydko pachnieæ z buzi... Szcze-

gólnie ostro Maleszka atakowa³ ró¿nych „oszo³omów”, co to z teczek

uczynili najwa¿niejszy problem Polski. W jednej z polemik stan¹³

w obronie oficerów SB, których by³y opozycjonista chcia³ wyrzucaæ

z UOP-u za to, ¿e jeszcze w SB gorliwie zwalczali opozycjê. A z kim

polemizowa³ w tej materii? Bo to niezwykle wa¿ne. Z kimœ, na kogo

przez d³ugi czas donosi³ – Bronis³awem Wildsteinem.

Nosi³ wilk razy kilka...

W 2000 r. wspomniany ju¿ prokurator Urbaniak, tropi¹c zabój-

ców Pyjasa, zacz¹³ przes³uchiwaæ oficerów z dawnego Wydzia³u III

SB KW MO w Krakowie. Pyta³ te¿ o agenturê. Esbecy potwierdzili

informacje z dokumentów archiwalnych, ¿e „Ketman” vel „Return”

vel „Tomek” to Maleszka. Poniewa¿ by³ on konfidentem zanim za-

mordowano Pyjasa, musia³ zostaæ przes³uchany. I tak ówczesny re-

daktor „Gazety Wyborczej” dowiedzia³ siê, ¿e jego przesz³oœæ nie jest

tylko tajemnic¹ kilku esbeków, których tak broni³ w polemikach z Wild-

steinem. Ale jego akta dalej by³y tajne. Liczy³ wiêc, ¿e nikt siê o ni-

czym nie dowie. Przeliczy³ siê.

Latem 2001 r. w „Tygodniku Powszechnym” opublikowano frag-

ment pracy magisterskiej funkcjonariusza SB, napisanej w szkole ofi-

cerskiej w Legionowie. Powsta³a ona na podstawie akt archiwalnych

bezpieki dotycz¹cych zwalczania SKS-u. Poniewa¿ praca mia³a nigdy

nie ujrzeæ œwiat³a dziennego, esbek podawa³ w niej pseudonimy i meto-

dy dzia³ania agentury. Opozycjoniœci, którzy przeczytali fragment „ma-

gisterki”, nie mieli w¹tpliwoœci, kim jest czêsto w niej wspominany

„Ketman”.

background image

263

Do Maleszki poszed³ Wildstein, którego dotknê³o wiele szykan

i osobista tragedia spowodowana dzia³aniami SB. Maleszka przyzna³

siê. Nie mia³ wyjœcia, bo wiedzia³ ju¿, ile œladów jego dzia³alnoœci jest

w archiwach IPN.

Nied³ugo potem napisa³ s³ynny tekst pod tytu³em By³em Ketmanem

opublikowany w „Gazecie Wyborczej”. Przedstawi³ siê jako ofiara sys-

temu, cz³owiek z³amany, który nic nikomu nie zrobi³, chroni³ opozycjê

i tylko oszukiwa³ SB. Stek k³amstw, który stanowi³ zasadnicz¹ czêœæ

artyku³u, tylko potwierdza, ¿e od strony moralnej i intelektualnej nigdy

nie przesta³ byæ „Returnem”, „Tomkiem” i „Ketmanem”.

Kierownictwo „Gazety Wyborczej” nie odciê³o siê ca³kiem od Ma-

leszki i pozostawi³o go w pracy. W oficjalnym oœwiadczeniu dotycz¹-

cym sprawy, mocniej ni¿ „Ketmana”, który wyrz¹dzi³ tyle szkód opo-

zycji, zaatakowano sens ujawniania dokumentów SB. Trudno okreœliæ,

w jakim stopniu jest to konsekwencja antylustracyjnej linii pisma,

a w jakim brak wiedzy na temat dzia³alnoœci „Ketmana”, bez w¹tpienia

jednego z najgroŸniejszych agentów, jakiego w opozycji mia³a SB. Ale

co tam „Ketman”, kiedy „Gazeta Wyborcza” ma innych, œmiertelnych

wrogów. Niedawno przedrukowa³a artyku³, z którego ma wynikaæ, ¿e

Bronis³aw Wildstein jest wysoko wtajemniczonym masonem. Có¿ za

dziwna wybiórczoœæ w tak oczywistej sprawie. Dodaliby jeszcze, ¿e to

¯yd i cyklista – dopiero wtedy wszystko by³oby jasne.

„Gazeta Polska” z 27 lipca 2005 r.

background image

264

background image

265

R

OZDZIA£

VIII

Historiografia

background image

266

M

iko³aj Demko vel Mieczys³aw Moczar to znany dowódca komuni-

stycznej partyzantki, cz³onek Biura Politycznego KC PZPR, wieloletni

szef MSW. Krótko mówi¹c: jeden z najwa¿niejszych filarów komuni-

stycznego aparatu w³adzy.

Kiedy bra³em do rêki jego biografiê pióra Krzysztofa Lesiakow-

skiego (Mieczys³aw Moczar, wyd. „Rytm” 1998 r.), obiecywa³em sobie

wiele. Mo¿na ju¿ dziœ napisaæ ksi¹¿kê rzeteln¹, wiarygodn¹, mog¹c¹

ukazaæ ciekawy fragment mozaiki politycznej PRL.

Czy jednak autor temu zadaniu podo³a³?

Elementem, który bardzo powa¿nie obni¿a wartoœæ pracy, jest spe-

cyficzny jêzyk. Podam przyk³ad. W 1939 r. po sowiecko-niemieckiej

agresji na Polskê, „Mietek” znalaz³ siê na terenie okupowanego Bia-

³egostoku, gdzie po gorliwej pracy w aparacie propagandowym oku-

panta zosta³ wspó³pracownikiem NKWD.

W omawianej biografii agresja sowiecko-niemiecka to upadek pañ-

stwa polskiego, bolszewicka okupacja to nowa rzeczywistoϾ, a zamiast

kolaboracji jest udzielanie siê w pracy propagandowej. Dokumenty

dotycz¹ce pracy Moczara dla sowieckich s³u¿b specjalnych, w interpre-

tacji autora, czyni¹ zeñ osobê, która jest w jakimœ stopniu znan¹ w³a-

dzom ZSRR.

Do pracy przeniesiono nie tylko terminologiê funkcjonariuszy UB,

lecz tak¿e ich sposób postrzegania rzeczywistoœci: st¹d ksi¹¿ka okreœla

podziemie niepodleg³oœciowe terminem reakcja, polski ziemianin to

obszarnik, a ch³opi, którzy nie chcieli siê daæ skolektywizowaæ, prezen-

tuj¹ postawy oportunistyczne. W opisie faktów Lesiakowski „przeoczy³”

takie zjawiska i wydarzenia, jak: zag³ada Polskiego Pañstwa Podziem-

nego, istnienie legalnych w³adz w kraju i zagranic¹ czy masowy terror

Prawda, nieprawda, prawda, nieprawda...

background image

267

sowieckiego aparatu bezpieczeñstwa. Jedynym momentem dramatycz-

nym czy maj¹cym wymiar historyczny jest dla biografa Moczara nie

brak suwerennoœci i de facto sowiecka okupacja Polski, tylko odciêcie

siê towarzyszy od „Wies³awa”.

Bardzo znamienna dla ksi¹¿ki jest ocena faktu odœpiewania przez

funkcjonariuszy ³ódzkiego UB piosenki koñcz¹cej siê s³owami „Niech

¿yje Polska Republika Rad”. Lesiakowski postrzega to jako b³¹d tak-

tyczny (a piosenka dobra?). Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem znacznie

powa¿niejszym ni¿ tylko lapsus jêzykowy, bowiem tymi w³aœnie s³owy

oceniono ca³y incydent podczas obrad KC PPR w maju 1945 r. Naj-

prawdopodobniej autor tak siê uto¿sami³ z opini¹ partii, ¿e przedstawi³

j¹ jako w³asn¹…

Ksi¹¿ka jest nijaka i bardziej, ani¿eli efekt ¿mudnych dociekañ,

przedstawia obraz postrzêpionego kola¿u z partyjnych dokumentów.

W miejscach, w których nale¿a³oby jakoœ podsumowaæ prezentowany

materia³, Lesiakowski przytacza cudze opinie, unikaj¹c jakichkolwiek

w³asnych ocen i wniosków. Deklaruje dystans i obiektywizm, jakby

z góry zak³adaj¹c, ¿e prawda musi le¿eæ gdzieœ poœrodku, pomiêdzy

skrajnymi (w domyœle: zawsze k³amliwymi) ocenami.

Mistrz Tukidydes, ojciec historiografii, zmarszczy³by brwi ze zdu-

mienia. Gdzie historyczna prawda? Ju¿ nie trzeba ustalaæ jak by³o? To

tak, jakby historyk opisuj¹cy proces s¹dowy napisa³, ¿e nie wiadomo,

kto ma racjê: z³odziej, sêdzia, obroñca czy mo¿e prokurator, a tak na-

prawdê to wszyscy trochê ukradli.

Mamy tu do czynienia z powszechnym ostatnio w historiografii bar-

dzo niebezpiecznym zjawiskiem, nie maj¹cymi nic wspólnego z wymo-

gami warsztatu historycznego, rzetelnoœci¹ czy obiektywizmem. W ten

sposób wybiela siê g³ównych aktorów sceny politycznej PRL, dorabia-

j¹c postaciom jednoznacznie ciemnym, czy wrêcz zbrodniczym, nieza-

s³u¿on¹ aurê „niejednoznacznoœci”. Metoda bardzo czêsto zastêpuje ciê¿-

k¹ pracê przy analizie dostêpnego materia³u Ÿród³owego. Nie trzeba go

nawet znaæ: wystarczy tylko podaæ, jak postrzegali czy postrzegaj¹ dane

zjawisko inni. U³atwia to obronê przed potencjaln¹ krytyk¹; bardzo trud-

no jest wytkn¹æ b³¹d komuœ, kto de facto nie pisze nic od siebie, nie

stawia jasnych tez zas³aniaj¹c siê cudzymi opiniami. Poza tym taki styl

background image

268

pisania jest tak¿e bardzo wygodny: przedstawiaj¹c fakty zbyt jedno-

znacznie, acz prawdziwie, mo¿na naraziæ siê wielu „uznanym autoryte-

tom”, nieraz dobrze zas³u¿onym w fa³szowaniu historii. Dziœ w dal-

szym ci¹gu pe³ni¹ eksponowane stanowiska naukowe i promuj¹ prace,

które nie podwa¿aj¹ ich „naukowego dorobku”. Pisz¹c „niejednoznacz-

nie” robi siê dzisiaj kariery.

Czy jednak stosuj¹c tego typu metody nie oddalamy siê zanadto od

prawdy?

Zjawisko to najlepiej obrazuje sprawa oceny drakoñskich represji

stosowanych przez Moczara wobec Warmiaków i Mazurów. Autor,

wywo³uj¹c wra¿enie niejednoznacznoœci dzia³añ Moczara w tym wzglê-

dzie, przytacza „dla wyrównania” opiniê lokalnego dzia³acza ZMP

(a póŸniej sekretarza wojewódzkiego PZPR w Kielcach), wed³ug któ-

rej „Mietek” by³ cz³owiekiem o szlachetnym usposobieniu, kochaj¹-

cym ludzi.

To tak, jakby równowa¿yæ opiniê wiêŸnia Gu³agu o Józefie Stali-

nie, przeciwstawiaj¹c jej opiniê £awrientija Berii. Ten ostatni stwier-

dzi³by pewnie, ¿e tow. Stalin by³ dobrym cz³owiekiem o szlachetnym

usposobieniu, kochaj¹cym ludzi. Prawda, jak twierdzi Lesiakowski, le¿y

pewnie poœrodku.

Autor nie podaje imion ani stopni wojskowych pojawiaj¹cych siê

osób, przekrêca nazwiska i nazwy miejscowoœci. Ubolewa, ¿e nie uda³o

mu siê ustaliæ imienia jakiegoœ nic nie znacz¹cego urzêdnika, natomiast

nie podaje nazwiska dowódcy V Wileñskiej Brygady AK rtm. Zygmun-

ta Szendzielarza „£upaszki”.

Podawana faktografia budzi czasem grozê: w jednym miejscu Le-

siakowski zalicza Bataliony Ch³opskie do organizacji akceptuj¹cych

PPR-owsk¹ wizjê przysz³ej Polski, w innym miejscu przeprowadza

repolonizacjê województwa olsztyñskiego (a kiedy Olsztyn by³ pol-

ski?).

Autor przedstawia Moczara jako osobê o „czystych rêkach”, zdej-

muj¹c zeñ odpowiedzialnoœæ za zbrodnie dokonywane przez komuni-

styczn¹ partyzantkê pod jego rozkazami. Rzeczywistoœæ przebijaj¹ca

z dokumentów GL-AL jest diametralnie inna: Batalion Nr. 4 rozgro-

mi³ ca³¹ swo³ocz w liczbie 28 ludzi reakcji, 3 zosta³o zlikwidowanych

background image

269

w tym jeden so³tys. (...) M.[ietek]. Podobnych raportów podpisanych

przez bohatera ksi¹¿ki jest du¿o wiêcej, ale w omawianej biografii

Moczara ich nie ma. S¹ za to nic nie znacz¹ce odezwy propagandowe

ZboWiD-owskie „sesje naukowe”, które przedstawiaj¹ tow. „Mietka”

jako niechêtnego konfliktom z AK entuzjastê zanikania walki brato-

bójczej.

Ciekawym przyk³adem przepaœci, jaka dzieli ksi¹¿kê Lesiakowskiego

od faktów, jest sprawa wymordowania oddzia³u AK ppor. Mieczys³awa

Zieliñskiego przez grupê AL Boles³awa Kowalskiego – „Cienia”.

Na kilka dni przed t¹ zbrodni¹ (4 maja 1944 r. w Owczarni) oddzia-

³y podleg³e Moczarowi (w tym i „Cienia”) otrzyma³y rozkazy œcigania

i likwidowania oddzia³ów AK i NSZ (odpowiedni dokument le¿y w Ar-

chiwum Akt Nowych). Ma³o tego. Po morderstwie, 2 czerwca 1944 r.,

Moczar wyst¹pi³ o awans i odznaczenie dla „Cienia” za osobist¹ dzia-

³alnoœæ w walkach z Niemcami i reakcj¹. Jak¹ wartoœæ maj¹ przytoczo-

ne przez Lesiakowskiego rozkazy o zakazie strzelania do AK-owców

czy stwierdzenia, ¿e zbrodnia w Owczarni nie obci¹¿a bezpoœrednio

Moczara?

Równie niewiele, co o samym Moczarze, wie autor o jego wspó³to-

warzyszach z okresu okupacji, a przecie¿ winien to byæ jeden z wa¿niej-

szych tematów pracy. Bez zrozumienia kim byli moczarowcy nie spo-

sób poj¹æ zasad funkcjonowania œrodowiska. Bardzo trudno „rozgryŸæ”

mechanizmy rozgrywek politycznych po wojnie.

Wymieñmy kilka nazwisk osób z najbli¿szego otoczenia Moczara:

Grzegorz Korczyñski, Tadeusz Maj, Czes³aw Borecki, Henryk Po³ow-

niak, Eugeniusz Iwañczyk i Stefan Szymañski.

O Czes³awie Boreckim – u¿ywaj¹cym wtedy nazwiska Jan Byk –

jeszcze w czasie wojny pisa³a konspiracyjna prasa, przedstawiaj¹c go

jako zbója i opisuj¹c bestialstwa, jakich dopuszcza siê na polskiej

ludnoœci: Po kilku godzinach zjawi³a siê we dworze [w Grzegorzewi-

cach] ca³a banda w liczbie 80-ciu ludzi. Wtargnêli do dworu. Zastali

tylko p. Jadwigê Rauszerow¹, ¿onê w³aœciciela maj¹tku, m³od¹ 28-

letni¹ kobietê, matkê dwojga ma³ych dzieci. (...) Krótka rozmowa.

Oto prowadz¹ obydwie do oficyny, wypêdzaj¹c œwiadków. Dwa razy

po dwa strza³y z niezawodnych sowieckich pistoletów »pepesz«, oczy-

background image

270

wiœcie w ty³ g³owy, z tak bliskiej mety, ¿e Jadwiga ma oderwane pó³

g³owy, a twarz Kaliny [Stypiñskiej] doln¹ szczêkê. (...) P³on¹ meble

z XVII i XVIII wieku, p³on¹ sztychy, szkice Noakowskiego, obrazy

mistrzów polskich, zbiory dokumentów kultury i okolicznej przyrody,

p³onie biblioteka z bia³ymi krukami, które gromadzi³y pokolenia. (PPR

dzia³a, „Wielka Polska” z 8 czerwca 1944 r.).

Dowódca I Brygady AL Henryk Po³owniak „Zygmunt” stopieñ ofi-

cerski nada³ sobie sam, a w czasie okupacji ¿y³ z rabunku i porywania

ludzi dla okupu. Kolejny bliski kolega tow. Moczara to Stefan Szymañ-

ski „Góral”. Wprawdzie przed wojn¹ nie by³ w wojsku, ale zosta³ gene-

ra³em. Dokumenty sowieckie z czasów wojny oceniaj¹ oddzia³ „Góra-

la” jako grupê bezideowych bandytów, którzy w ogóle nie s¹ zdolni do

walki z Niemcami. Sam Szymañski na dniach stanie przed s¹dem oskar-

¿ony o zabójstwo czterech AK-owców w czasie wojny. Nastêpny z „par-

tyzantów”, Tadeusz Maj „£okietek”, wed³ug dokumentów KBW: do-

puszcza³ siê rozstrzeliwania ¯ydów zbieg³ych z obozów. O gestapow-

skiej przesz³oœci innego moczarowca – Eugeniusza Iwañczyka „Wiœli-

cza”, po wojnie miêdzy innymi wojewody kieleckiego – móg³ Lesia-

kowski przeczytaæ w opublikowanych wspomnieniach Antoniego Hedy

„Szarego”, a tak¿e w konspiracyjnej prasie.

Mimo braku elementarnego wykszta³cenia wojskowego, skandalicz-

nych kompromitacji z okresu okupacji z dezercjami z pola walki w³¹cz-

nie, zbrodni i rabunków moczarowcy zostali po wojnie pu³kownikami,

genera³ami, ministrami, dyplomatami. Co mog³o, oprócz przyjaŸni, ³¹-

czyæ tych ludzi i co tak strasznie pcha³o ich do w³adzy? Mo¿e straszli-

wa nienawiœæ do wysokich funkcjonariuszy partii i UB ¿ydowskiego

pochodzenia wynika³a z faktu, ¿e zaczêli oni grzebaæ im w ¿yciorysach

i wsadzaæ do wiêzienia za zbrodnie na ¯ydach pope³nione w czasie oku-

pacji? Czy nie tak sta³o siê w przypadku „Cienia” – Kowalskiego

i Grzegorza Korczyñskiego? Czy w wypadku moczarowców mamy do

czynienia z klasyczn¹ frakcj¹ polityczn¹, czy raczej z grup¹ pospoli-

tych bandytów, którym mechanizmy kreowania elit politycznych PRL

umo¿liwi³y tak b³yskotliwe kariery? Ale ¿eby takie pytania sobie zadaæ,

trzeba znaæ choæ niektóre z przytoczonych tu faktów i dokumentów.

Tymczasem w omawianej ksi¹¿ce nie znalaz³em ¿adnego z nich…

background image

271

Z sowieckiego kolaboranta o trudnych do przecenienia zas³ugach

w komunistycznym aparacie przemocy autor czyni postaæ kontrower-

syjn¹. Wspó³autora antysemickiej machiny z 1968 r., osobnika o nie-

przeciêtnie ubogim intelekcie, porozumiewaj¹cego siê na co dzieñ

w mowie i dokumentach pañstwowych z³odziejskim slangiem i stekiem

rynsztokowych wyzwisk kreuje na polityka. Wdra¿anie niepoczytalnych

koncepcji ekonomicznych, bezmyœln¹ brutalnoœæ i têpotê, jak¹ wykaza³

Moczar w traktowaniu Warmiaków i Mazurów, przeœladuj¹c nawet

przedwojennych dzia³aczy polonijnych, ocenia jako zaznaczenie swojej

obecnoœci.

Wprawdzie Krzysztof Lesiakowski zaj¹³ siê tematem niezwykle wa¿-

nym i ciekawym, lecz efekt jego pracy ma nik³¹ wartoœæ. Bardzo s³aba

faktografia, liczne b³êdy, warsztatowa niechlujnoœæ i niezrozumia³e

wyk³ady ksiê¿ycowej ekonomii nie daj¹ wiêkszych szans na pozytywn¹

ocenê ksi¹¿ki. Fakt, ¿e w ogóle siê ukaza³a, to jednoznaczny dowód, ¿e

historiografia polska jest w bardzo g³êbokim kryzysie.

„¯ycie” z 2-3 maja 1998 r.

background image

272

N

a wystawie fotograficznej obrazuj¹cej zbrodnie Wehrmachtu poka-

zano zdjêcia dokumentuj¹ce mordy dokonane przez NKWD. Autorzy

wystawy nie chc¹ przyznaæ siê do fa³szowania historii.

Od 1995 r. wêdruje po Niemczech i Austrii wystawa „Zbrodnie

Wehrmachtu 1941-1944”. Do dzisiaj obejrza³o j¹ ponad 800 tys. osób

w 30 miastach, w kolejce czeka kilkadziesi¹t nastêpnych miejscowoœci.

Na temat wystawy napisano dos³ownie setki ksi¹¿ek i tysi¹ce artyku-

³ów, nakrêcono dziesi¹tki filmów dokumentalnych. Dyskutowano o niej

nawet w Bundestagu. Za kilka miesiêcy w wersji anglojêzycznej wysta-

wa powêdruje do Stanów Zjednoczonych i Kanady, potem równie¿ do

Japonii.

Ca³e przedsiêwziêcia œmia³o mo¿na zaliczyæ do grupy najwa¿niej-

szych wydarzeñ kulturalnych Niemiec w ostatnich latach. Wydarzeñ,

dodajmy, bardzo kontrowersyjnych, bowiem wystawa doϾ celnie go-

dzi w wyobra¿enia Niemców na temat roli Wehrmachtu w czasie II

wojny œwiatowej. W wielu z nich g³êboko tkwi przeœwiadczenie, ¿e za

wszystkie zbrodnie tego okresu odpowiedzialni s¹ narodowi socjaliœci

i SS, a ¿o³nierze regularnej armii, niczym rycerze bez skazy, mê¿nie

stawali i ginêli na polach bitew. Wystawa wzbudza wiêc wiele emocji.

Z sympati¹ i ¿yczliwoœci¹ mówi¹ o niej politycy tradycyjnej lewicy

(SPD), wrêcz entuzjastycznie wyra¿a siê o niej postkomunistyczna

PDS. Nie ma siê czemu dziwiæ: negacja niemieckiej historii by³a fun-

damentem ideologicznym funkcjonowania NRD, a i dziœ jest wa¿nym

elementem programowym jej pogrobowca. Ca³e przedsiêwziêcie, zda-

niem jednych i drugich, demistyfikuje mit „czystego Wehrmachtu”

i zmusza Niemców do dokonania kolejnego prze³omu w œwiadomoœci

na temat w³asnej historii.

Fa³szywe obrazki z wystawy

background image

273

Ale wystawa ma równie¿ przeciwników. Wielokrotnie protesto-

wa³y przeciw niej zwi¹zki kombatantów II wojny œwiatowej, kon-

serwatyœci (CDU/CSU) czy partie skrajnej prawicy. Ich zdaniem pre-

zentuje ona obraŸliwy i wypaczony obraz niemieckiej historii, a ca³a

sprawa ma ewidentny kontekst polityczny. Organ prasowy bawar-

skiego CSU nazwa³ ca³e przedsiêwziêcia kampani¹ zmierzaj¹c¹ do

moralnego zniszczenia narodu niemieckiego. Stwierdzi³ ponadto,

¿e dyskusyjne karty w niemieckiej historii s¹ celowo wykorzystywa-

ne przez lewicê do deprecjonowania uczuæ patriotycznych i legity-

mizacji nihilizmu.

Dialog w sprawie „Zbrodni Wehrmachtu” przybiera momentami ton

doœæ radykalny: miasta, w których pokazywana jest wystawa, staj¹ siê

miejscem staræ lewicowych i prawicowych bojówek; ostatnio pod bu-

dynek, w którym mia³a byæ ekspozycja, pod³o¿ono bombê.

I w zasadzie opowieœæ o wystawie mo¿na by w tym momencie skoñ-

czyæ, gdyby nie jeden drobny szczegó³. Otó¿ bardziej ani¿eli termin

„historyczny prze³om” pasuje do niej okreœlenie „historyczna lipa”.

Autorem wystawy jest Hannes Heer, by³y cz³onek Komunistycz-

nej Partii Niemiec. Z naszego polskiego podwórka doskonale wiemy,

¿e jeœli histori¹ zajmuj¹ siê partyjni aktywiœci i to z tak podejrzanego

towarzystwa jak partia komunistyczna, to z du¿¹ doz¹ prawdopodo-

bieñstwa mo¿emy za³o¿yæ, ¿e nic m¹drego z tego nie wyniknie. I nie

wynika. Heer wszelkimi metodami i za wszelk¹ cenê chce udowodniæ

swoj¹ tezê.

Specjalne miejsce na wystawie zajmuj¹ wstrz¹saj¹ce zdjêcia przed-

stawiaj¹ce stosy trupów i stoj¹cych przy nich niemieckich ¿o³nierzy.

Wedle podpisów fotografie pochodz¹ z Rosji, Serbii i Polski. Z pozoru

wydaje siê, ¿e przedstawiaj¹ katów i ofiary. Ich dramatycznej wymowie

wrêcz trudno siê oprzeæ.

Jednak wprawne oko historyka ³atwo wychwyci, ¿e le¿¹ce na ziemi

zw³oki przedstawiaj¹ osoby zabite przed wieloma dniami, niekiedy na-

wet przed tygodniami. W wielu wypadkach nienaturalne pozycje cia³

i wyraŸne zmiany anatomiczne wskazuj¹, ¿e zosta³y ekshumowane. Coœ

tu nie pasuje: czy¿by ¿o³nierze Wehrmachtu zamordowali dziesi¹tki osób,

zakopali je i po tygodniu wykopali, ¿eby sobie zrobiæ zdjêcia?

background image

274

OdpowiedŸ jest niezwykle prosta. Otó¿ najwa¿niejsze zdjêcia na

wystawie Heera przedstawiaj¹ nie zbrodnie Wehrmachtu, tylko ofiary

masowych mordów pope³nionych na Kresach Wschodnich przez

NKWD.

Ale sk¹d wziêli siê tam Niemcy? W 1941 r., kiedy wojska niemiec-

kie uderzy³y na Zwi¹zek Sowiecki, na okupowanych Kresach Rzeczpo-

spolitej trwa³y brutalne represje. Ludzie aresztowani przez NKWD zni-

kali bez œladu. Wielu z nich zabijano w ustronnych, niedostêpnych dla

ludnoœci miejscach, innych masowo mordowano w wiêzieniach tu¿ po

wybuchu wojny. Niemcy wkraczali do miast i miasteczek dos³ownie

zas³anych trupami. Inne miejsca egzekucji odkrywali Polacy czy Ukra-

iñcy, kiedy zaczêli poszukiwaæ swoich bliskich aresztowanych wcze-

œniej przez NKWD. Dokonywano pospiesznych ekshumacji...

Wszystko to obserwowali i fotografowali Niemcy. A ¿e potem wal-

czyli i czêsto ginêli na froncie, zdjêcia wpada³y w rêce Rosjan. Sowiec-

cy „eksperci” nie mieli w¹tpliwoœci, kogo przedstawiaj¹ zdjêcia i skwa-

pliwie, z odpowiednimi podpisami dotycz¹cymi zbrodni niemieckich,

umieszczali w swoich archiwach. Stamt¹d prawdopodobnie uzyska³ je

twórca wystawy.

Oczywiœcie mo¿na by uznaæ, ¿e Heer jest po prostu ignorantem

i da³ siê wpuœciæ w pu³apkê historii. Ale w sprawie zdjêæ przedstawiaj¹-

cych zbrodnie sowieckie interweniowa³ Bogdan Musia³, historyk pol-

skiego pochodzenia, który pierwszy opublikowa³ informacje dotycz¹ce

prawdziwego pochodzenia zdjêæ Heera. Ten w zwi¹zku z rewelacjami

Musia³a podj¹³ pewne kroki. Niestety, mniej dotycz¹ one sprawdzenia

wiarygodnoœci zdjêæ zaprezentowanych na wystawie, a bardziej sku-

piaj¹ siê na tym, by przy pomocy gwa³townej kampanii propagandowej

i wynajêtych prawników zatkaæ Musia³owi usta. O wycofaniu z wysta-

wy fotografii ukazuj¹cych zbrodnie sowieckie Heer nawet nie chce s³y-

szeæ.

Zreszt¹ nie tylko ten fragment wystawy budzi w¹tpliwoœci ponie-

wa¿ materia³ dowodowy rzeczywiœcie wygl¹da³ bardzo krucho, autorzy

wystawy postarali siê go odpowiednio wzmocniæ. Metod u¿ytych w tym

celu, zarówno na wystawie jak i w wydawnictwach wokó³ niej powsta-

³ych, jest sporo.

background image

275

Jedn¹ z nich jest tworzenie tzw. historyjek obrazkowych. Sztuka

polega na tym, ¿eby zestawiæ zdjêcia tak, by przekona³y odbiorcê, ¿e

przedstawiaj¹ one pe³ny zapis zbrodni. Tak wiêc znajdziemy tam szereg

fotografii obrazuj¹cych rzekom¹ pacyfikacjê, jak¹ Wehrmacht przepro-

wadzi³ w rosyjskiej wiosce. Kolejne zdjêcia przedstawiaj¹ wypêdzanie

z chat ludnoœci cywilnej, przede wszystkim kobiet i dzieci, ostatnie po-

kazuje le¿¹ce na ziemi trupy. Problem w tym, ¿e owo ostatnie zdjêcie

zamiast wypêdzanych wczeœniej wieœniaków przedstawia zabitych ¿o³-

nierzy lub partyzantów i zosta³o wykonane w innym miejscu i innym

czasie.

Inna historyjka „dokumentuje”, jak ¿o³nierze niemieccy nierozpo-

znanej formacji podpalaj¹ rosyjsk¹ wieœ. Dopiero ostatnie zdjêcie, któ-

re mia³o ukazaæ zamaskowanych dot¹d sprawców, przedstawia uœmiech-

niêtego ¿o³nierza Wehrmachtu niczym przestêpcê na miejscu zbrodni.

Problem tylko w tym, ¿e pierwszych 6 zdjêæ wykonano w zimie przy

pó³metrowym œniegu, a ostatnie zrobiono w œrodku lata...

Wiêkszoœæ zdjêæ przedstawionych na wystawie trudno w ogóle ko-

jarzyæ z tematem. Jedne pokazuj¹ ¯ydów zmuszonych do pracy, inne

s¹ ciekaw¹ dokumentacj¹ kampanii niemieckiej przeciwko ZSRS: ma-

szeruj¹ce kolumny wojskowe, ¿ycie codzienne na froncie. Na którejœ

fotografii uœmiechniêty ¿o³nierz niemiecki stoi przy wiejskiej zagro-

dzie, po której biegaj¹ zwierzêta gospodarskie. Pewnie mia³ zbrodni-

cze myœli... Wiele innych zdjêæ przedstawia np. le¿¹ce na ulicach zw³o-

ki osób cywilnych lub te¿ zabitych ¿o³nierzy armii walcz¹cych z Niem-

cami. Nie wiadomo, czy rzeczywiœcie zostali oni zamordowani przez

¿o³nierzy Wehrmachtu, czy te¿ mo¿e zginêli w czasie dzia³añ wojen-

nych lub z r¹k formacji policyjnych. Na jeszcze innym zdjêciu ¿o³nierze

niemieccy stoj¹ obok powieszonego w 1941 r. sowieckiego prokurato-

ra, który, jak wyliczyli Ukraiñcy, by³ odpowiedzialny za zamordowanie

ok. 1300 osób. Co do niektórych zdjêæ mo¿na mieæ powa¿ne w¹tpliwo-

œci, czy w ogóle przedstawiaj¹ Niemców, a nie na przyk³ad Finów czy

Wêgrów.

W albumach poœwiêconych wystawie mo¿na znaleŸæ zupe³nie mniej

wysublimowane oszustwa, polegaj¹ce miêdzy innymi na retuszowaniu

fotografii. Tak post¹piono na przyk³ad ze zdjêciem kilku Niemców po-

background image

276

wieszonych przez swych rodaków z kartk¹ „jestem tchórzem”. Usuniê-

to z niego treœæ napisów i teraz, na wystawie, s¹ to ju¿ ofiary Wehr-

machtu z Polski lub Rosji.

O tym, ¿e Wehrmacht nie by³ taki czysty, jak siê to wielu Niemcom

wydaje, nikogo w Polsce przekonywaæ nie trzeba. Ju¿ we wrzeœniu 1939 r.,

a wiêc na samym pocz¹tku wojny, zdarza³y siê przypadki mordowania

polskich jeñców. To w³aœnie regularna armia niemiecka, a nie na przy-

k³ad SS, odpowiada za œmieræ kilku milionów jeñców sowieckich. Gdy-

by wiêc Heer zechcia³ rzetelnie zbieraæ dowody zbrodni, to pewnie by

ich nie zabrak³o.

Oczywiœcie mo¿na by uznaæ, ¿e problemy z wystaw¹ „Zbrodnie

Wehrmachtu” s¹ problemami samych Niemców. Sprawa ma jednak

znacznie szerszy kontekst, bowiem kontrowersyjne zdjêcia przedstawiaj¹

przede wszystkim Polaków – ale tak¿e Ukraiñców i ¯ydów – zamordo-

wanych w czasie sowieckiej okupacji przez NKWD. Fa³szowanie oko-

licznoœci, w jakich zginêli i to w dodatku przez komunistê, jest naigry-

waniem siê z historii. Dziœ, na koniec wieku, kiedy mog¹ ju¿ powstaæ

prace takie jak Czarna ksiêga komunizmu chodzi równie¿ o to, by za-

chowywaæ uczciwe miary przy mierzeniu zbrodni niemieckich i so-

wieckich.

„¯ycie” z 8-9 maja 1999 r.

background image

277

W

ustawie o Instytucie Pamiêci Narodowej – Komisji Œcigania Zbrod-

ni przeciwko Narodowi Polskiemu z 18 grudnia 1998 r. umieszczono

zapis o karaniu tych, którzy zaprzeczaj¹ zbrodniom hitlerowskim i ko-

munistycznym. Stosowny artyku³ 55 g³osi: Kto publicznie i wbrew fak-

tom zaprzecza zbrodniom, o których mowa w art. 1 pkt 1 (tzn. komuni-

stycznym i nazistowskim), podlega grzywnie lub karze pozbawienia wol-

noœci do lat 3. Wyrok podawany jest do publicznej wiadomoœci.

Wspomniane prawo zosta³o ¿yczliwie przyjête przez tak zwan¹ opiniê

publiczn¹, nie napotka³o równie¿ sprzeciwu ze strony zawodowych hi-

storyków.

Koniecznoœæ wprowadzenia tak sformu³owanego zapisu uzasad-

niano przede wszystkim koniecznoœci¹ walki z tymi, którzy zaprze-

czaj¹ zbrodniom komunistycznym, zani¿aj¹ liczbê ofiar holocaustu

lub te¿ twierdz¹, ¿e w ogóle nie by³o komór gazowych (tzw. k³amstwo

oœwiêcimskie). Argumentacja ta mo¿e jednak budziæ sprzeciw: anga-

¿owanie autorytetu prawa do ustalania i sankcjonowania jedynej praw-

dziwej wersji historii, choæby i w imiê szczytnych idea³ów, wydaje siê

pomys³em niem¹drym i szkodliwym. O tym, ile ofiar zginê³o wskutek

nazistowskiej eksterminacji ¯ydów i Cyganów, ilu obywateli polskich

zamordowano w niemieckich obozach koncentracyjnych i sowieckich

³agrach, czy zbrodnia katyñska by³a dzie³em Niemców czy Sowietów,

powinni rozstrzygaæ kompetentni badacze, a nie wymiar sprawiedli-

woœci.

Entuzjaœci artyku³u 55 ustawy o Instytucie Pamiêci Narodowej twier-

dzili równie¿, ¿e za jego pomoc¹ bêdzie mo¿na skutecznie chroniæ god-

noœæ ofiar, które prze¿y³y holocaust lub ³agry i dziœ, poprzez zaprzecza-

nie zbrodniom, s¹ obra¿ane.

Historia dla b³¹dz¹cych

background image

278

Szczerze wspó³czujê wszystkim, którzy w obozach zag³ad stracili

bliskich; nie mniej wspó³czujê tym, którym krewnych zamêczono na

Ko³ymie. Ale nie uwa¿am, by z powodu ich subiektywnych odczuæ na-

le¿a³o stawiaæ tamê swobodnej wymianie pogl¹dów na temat historii.

Na podobnej zasadzie – w imiê koniecznoœci obrony pamiêci rodzin

poleg³ych w kopalni „Wujek” – nale¿a³oby za¿¹daæ, by we wszystkich

encyklopediach i podrêcznikach umieœciæ chroniony prawem zapis

o tym, ¿e gen. Wojciech Jaruzelski to zdrajca i komunistyczny zbrod-

niarz. Choæ opiniê tê mogê w pe³ni podzielaæ, to jednak przeciwko ta-

kiemu stawianiu sprawy i karaniu ewentualnych oponentów bêdê prote-

stowa³. Dyskusja historyczna jest miejscem zderzenia ró¿nych, nieko-

niecznie prawdziwych s¹dów, a nie powtarzania „niepodwa¿alnych fak-

tów” czy sankcjonowanych wiêzieniem ocen.

Przedstawiciele trzeciej grupy zwolenników wspomnianego prawa prze-

konywali, ¿e podobne regulacje obowi¹zuj¹ „ju¿” w kilku krajach Unii

Europejskiej, co niejako w sposób oczywisty zobowi¹zuje nas do naœla-

downictwa. Poniewa¿ w imiê tych samych racji s¹ oni gotowi mierzyæ do-

puszczalny k¹t zakrzywienia bananów, argument ten pozwolê sobie prze-

milczeæ. Zamiast tego warto wspomnieæ, ¿e przecie¿ nie jest

w Polsce tak, ¿e ka¿dy mo¿e sobie pisaæ co chce, nie ponosz¹c za to odpo-

wiedzialnoœci. Kiedy ktoœ nadu¿yje autorytetu naukowca i w swych publi-

kacjach bêdzie nawo³ywa³ do waœni religijnych i narodowoœciowych, to

zostanie ukarany na podstawie istniej¹cych ju¿ zapisów prawa karnego.

O ile wiêc korzyœci z artyku³u 55 ustawy o Instytucie Pamiêci Na-

rodowej wydaj¹ siê mocno dyskusyjne, o tyle p³yn¹ce zeñ zagro¿enia

wrêcz rzucaj¹ siê w oczy. Artyku³ ten jest bowiem wyraŸnym z³ama-

niem zasady wolnoœci s³owa i wolnoœci badañ naukowych. Ponadto

– wbrew intencjom autorów – podwa¿a istotê nauki, autorytet prawa

i wiarê w zdrowy rozs¹dek. A ju¿ w niedalekiej przysz³oœci mo¿e staæ

siê niezwykle groŸnym narzêdziem ideologizacji historii.

Wprowadzenie do ustawy o Instytucie Pamiêci Narodowej zapisu

o zaprzeczaniu wbrew faktom zbrodniom komunistycznym i hitlerow-

skim, opiera siê na za³o¿eniu, ¿e wspó³czesny stan wiedzy na temat

naszej przesz³oœci stanowi katalog obiektywnych i ustalonych prawd,

których warto broniæ nawet za pomoc¹ prawa.

background image

279

Tymczasem twierdzeñ historycznych, które zas³ugiwa³yby na mia-

no pewnych, raczej nie ma, a w ka¿dym razie jest ich bardzo niewiele.

W szczególnoœci dotyczy to w³aœnie historii najnowszej: zniszczone

dokumenty, brak swobodnego dostêpu do archiwów i wiele innych obiek-

tywnych przyczyn powoduje, ¿e odnalezienie prawdy jest mocno utrud-

nione. Niejednokrotnie próba opisania wielu wa¿nych wydarzeñ i me-

chanizmów historii przypomina b³¹dzenie wokó³ kluczowych zagadek.

W kwestiach, w których zdawa³oby siê, powiedziano ju¿ wszystko, cza-

sem trzeba przewartoœciowywaæ obowi¹zuj¹ce pogl¹dy i opinie. Wy-

starczy, ¿e œwiat³o dzienne ujrz¹ kolejne, nieznane wczeœniej dokumen-

ty, ktoœ zastosuje doskonalsze metody badawcze, a dos³ownie z dnia na

dzieñ oka¿e siê, i¿ dotychczasowy dorobek naukowy w jakiejœ dziedzi-

nie sam stanie siê zabytkiem historii.

WeŸmy chocia¿by sprawê deportacji ludnoœci polskiej z okupowa-

nych Kresów Wschodnich w latach 1939-1941. Poniewa¿ dok³adnych

informacji Ÿród³owych brakowa³o, historiografia emigracyjna podawa-

³a jedynie szacunkowe dane, sporz¹dzone przede wszystkim w oparciu

o wspomnienia osób deportowanych. Liczby te waha³y siê pomiêdzy

1,2 miliona a 2 milionami osób. Po 1989 r. wspomniane obliczenia by³y

powtarzane przez opracowania naukowe wydane w kraju. Tymczasem

kilka lat temu ujawniono dokumenty sowieckiego aparatu bezpieczeñ-

stwa (NKWD), z których jednoznacznie wynika, ¿e w latach 1939-1941

wywieziono z Kresów ok. 300 tysiêcy osób, a wiêc wielokrotnie mniej,

ni¿ siê wczeœniej wydawa³o. Szacunkowe wyliczenia historiografii emi-

gracyjnej okaza³y siê wiêc zupe³nie chybione.

Przypadek ten winien wywo³aæ nale¿yty dystans do wielu liczb, ja-

kie do dziœ obowi¹zuj¹ w podrêcznikach do historii w sprawie zbrodni

nazistowskich i komunistycznych, wiele bowiem wyliczeñ opiera siê na

podobnych, jedynie przybli¿onych danych. To, co kontrowersyjny za-

pis z ustawy o Instytucie Pamiêci Narodowej traktuje jako fakty, bar-

dzo czêsto jest zbiorem informacji niepewnych lub w ogóle trudnych do

weryfikacji.

Nie wiadomo ilu naprawdê obywateli ZSRS ponios³o œmieræ pod-

czas niemieckiej okupacji, a ilu Sowieci „wpisali” na konto Niemców

w celu ukrycia ogromnych niedoborów demograficznych, powsta³ych

background image

280

w wyniku kolektywizacji i masowych represji NKWD. Zreszt¹ podob-

ne trudnoœci napotyka próba wyliczenia liczby ofiar komunistycznych

zbrodni w Kambod¿y, Chinach, zmar³ych w czasie wielkiego g³odu na

Ukrainie w latach 30. czy nawet ofiar komunistycznego terroru w Pol-

sce w latach 1944-1956.

Byæ mo¿e podobnie rzecz siê ma z tak dra¿liw¹ kwesti¹, jak spra-

wa liczby ofiar holocaustu. Kluczowe dokumenty niemieckie zosta³y

zniszczone, a funkcjonuj¹ce w historiografii liczby, oparte na przybli-

¿onych szacunkach demograficznych, u czêœci naukowców budz¹

w¹tpliwoœci. S¹ historycy, tacy jak Norman Davis, którzy podwa¿aj¹

podawan¹ powszechnie liczbê 6 milionów ofiar twierdz¹c, ¿e nie ma

ona podstaw naukowych. Mimo i¿ nie ma to wiêkszego znaczenia dla

miejsca, jakie zbrodnia ta zajmuje w kulturze europejskiej, to jednak

dyskusje trwaj¹.

S¹ tak¿e historycy, którzy neguj¹ podrêcznikowe informacje, wedle któ-

rych w czasie II wojny œwiatowej mia³o zgin¹æ 6 milionów obywateli pol-

skich. Twierdz¹ oni, ¿e w rzeczywistoœci straty by³y znacznie mniejsze,

a oficjalne dane statystyczne by³y tworem PRL-owskiej propagandy.

Ze wspomnianymi pogl¹dami i argumentami mo¿na siê zgadzaæ lub

nie. Ale trudno zaakceptowaæ rozwi¹zania prawne, które wyjmuj¹ spod

ogólnie przyjêtych regu³ dyskusji jakikolwiek fragment historii. Tym-

czasem artyku³ 55 ustawy o Instytucie Pamiêci Narodowej stwarza groŸ-

ny dla nauki precedens: oto ktoœ arbitralnie, na bli¿ej nie sprecyzowa-

nych zasadach, bêdzie decydowa³, co i jak na temat zbrodni hitlerow-

skich i komunistycznych bêdzie mo¿na pisaæ. Tego typu rozwi¹zania

prawne s¹ sprzeczne z istot¹ nauki – o tym, kto ma racjê i który pogl¹d

jest uzasadniony, winna rozstrzygaæ jakoœæ argumentacji, a nie s¹d czy

prokurator.

Historia badañ zbrodni faszystowskich i komunistycznych bardzo

dobrze odzwierciedla najnowsze dzieje naszego kontynentu: ich wyniki

bardzo czêsto uzale¿nione by³y od tego, kto, kiedy i gdzie bada³. Tak siê

bowiem z³o¿y³o, ¿e w 1945 r. upad³ tylko jeden zbrodniczy system (fa-

szyzm). Natomiast drugi (komunizm) nie tylko mia³ siê œwietnie, lecz

przez nastêpne dziesi¹tki lat z klêski swego brunatnego pobratymca

czerpa³ olbrzymie korzyœci polityczne.

background image

281

Komunistyczny „antyfaszyzm” sta³ siê jednym z ulubionych atutów

komunistycznej propagandy, który legitymizowa³ po³kniêcie przez Sta-

lina sporego kawa³ka Europy. Ze szczególnym upodobaniem Sowieci

eksploatowali motyw zbrodni hitlerowskich: tych, które – jak Katyñ –

mo¿na im by³o przypisaæ, ale tak¿e i tych, które w celach propagando-

wych po prostu fingowali.

W archiwach rosyjskich do dziœ znajduj¹ siê wymuszone przez

NKWD zeznania niemieckich ¿o³nierzy, którzy opisywali, jak w do-

³ach o g³êbokoœci piêædziesiêciu (!) i d³ugoœci kilkuset metrów (!) uœmier-

cali dziesi¹tki tysiêcy obywateli radzieckich. Fakt, ¿e niedawno, przy

okazji wystawy „Zbrodnie Wehrmachtu”, zeznania te ujrza³y w Niem-

czech œwiat³o dzienne jako wiarygodne dokumenty historyczne, œwiad-

czy o tym, ¿e z wieloma zawi³oœciami najnowszej historii dopiero przyj-

dzie nam sobie poradziæ.

Problem ideologizacji badañ w interesuj¹cej nas dziedzinie jest szcze-

gólnie widoczny w Polsce, gdzie przez prawie pó³ wieku fa³szowano rze-

czywisty obraz historii. Ju¿ w 1944 r. zagadnienie niemieckich zbrodni sta-

³o siê jednym z g³ównych atutów komunistycznej propagandy. Szeroko roz-

pisywa³a siê o nich prasa PPR, jednoczeœnie zachowuj¹c kompletne mil-

czenie w sprawie tego, co mieli na sumieniu Sowieci. Nied³ugo potem zor-

ganizowano pierwsze procesy hitlerowskich zbrodniarzy, które prócz wy-

mierzenia sprawiedliwoœci mia³y olbrzymie znaczenie propagandowe.

Podczas jednego z nich by³y komendant obozu koncentracyjnego

w Oœwiêcimiu R. Höss autorytatywnie stwierdzi³, jakoby zg³adzono tam

3 miliony ludzi. Tymczasem dziœ historycy s¹ zgodni, ¿e informacja ta

by³a nieprawdziwa, a we wspomnianym obozie zginê³o nie wiêcej ni¿

pó³tora miliona osób. Jednak liczba 3 milionów ofiar pada³a wczeœniej

w prasie i R. Hössowi prawdopodobnie nie pozostawiono innej mo¿li-

woœci, jak tylko te dane potwierdziæ.

Podobnym zniekszta³ceniom i nagiêciom do bie¿¹cych potrzeb poli-

tycznych ulega³a oficjalna historiografia na temat zbrodni niemieckich

i sowieckich przez ca³y okres PRL; nie wolno by³o pisaæ ani o sowiec-

kich deportacjach z lat 1939-1941, ani o zbrodni katyñskiej, a u¿ycie

wobec Armii Czerwonej innych terminów ni¿ „armia wyzwolicielka”

mog³o spotkaæ siê z surowymi represjami.

background image

282

Z punktu widzenia w³adz Polski Ludowej istotne by³y tylko zbrod-

nie niemieckie, które skrupulatnie badano, wyliczano i ewidencjonowa-

no. Wiedza ta przydawa³a siê legitymizacji politycznej zale¿noœci od

ZSRS czy mobilizowania spo³eczeñstwa wobec neohitlerowców z RFN.

Dziœ, 10 lat po upadku komunizmu, mo¿na swobodnie prowadziæ bada-

nia, wype³niaæ luki w pamiêci i usuwaæ ideologiczne nalecia³oœci z okresu

PRL. Ale do tego potrzebna jest swoboda dyskusji, a nie troska s¹dów

i czujnoϾ prokuratora.

Najbardziej k³opotliwa wydaje siê w ca³ej sprawie rola wymiaru

sprawiedliwoœci, albowiem interpretacja zaprzeczania wbrew faktom

zbrodniom komunistycznym i nazistowskim niew¹tpliwie sprawia nie

lada k³opot. Do tak sformu³owanego zapisu bêdzie mo¿na wt³oczyæ

i wszystko, i nic. Bo jak na przyk³ad rozumieæ sens s³owa „zaprzecza-

nie”? Jaki katalog „faktów” bêdzie chroniony drog¹ prawn¹? Czy twier-

dzenie, ¿e Niemcy zabili w czasie pacyfikacji polskiej wsi piêædziesi¹t,

a nie trzysta osób, zmieœci siê jeszcze w ramach dozwolonej prawem

dyskusji, czy te¿ jako „zaprzeczenie zbrodni hitlerowskiej” bêdzie œci-

gane przez prokuratora?

Inny przyk³ad: przypuœæmy, ¿e dwóch historyków bêdzie siê sprzeczaæ,

kto wymordowa³ mieszkañców jednej z wiosek na Bia³ostocczyŸnie. Jeden

bêdzie utrzymywa³, ¿e zbrodni dopuœcili siê Niemcy wiosn¹ 1944 r., a dru-

gi, ¿e to komunistyczna propaganda, a mieszkañców wsi wymordowa³y

kilka miesiêcy póŸniej oddzia³y NKWD. Obydwaj przedstawi¹ doku-

menty popieraj¹ce ich tezê i bêd¹ twierdziæ, ¿e adwersarz „zaprzecza

zbrodni” – b¹dŸ nazistowskiej, b¹dŸ komunistycznej – i zadenuncjuj¹

oponenta do prokuratury.

Kiedy sprawa trafi ju¿ do s¹du, ten bêdzie musia³ rozstrzygn¹æ skom-

plikowany spór historyczny, oceniaæ wartoœæ argumentów i wiarygod-

noœæ dokumentacji. Krótko mówi¹c, sêdziowie zostan¹ zmuszeni do

rozstrzygania kwestii, w których s¹ zupe³nie niekompetentni. I wtedy

„na dwoje babka wró¿y³a”: mo¿e wygraæ ten, który lepiej zna³ prawo

i mia³ lepszych adwokatów. Nale¿y tak¿e pamiêtaæ, ¿e w kwestiach cie-

sz¹cych siê zainteresowaniem opinii publicznej do rozstrzygania spo-

rów i orzekania, kto ma racjê niechybnie w³¹czy siê bardzo wp³ywowa

w Polsce prasa.

background image

283

Kto wiêc tak naprawdê bêdzie wyznacza³ ramy dyskusji historycz-

nej, kto bêdzie okreœla³, co jest dopuszczalne, a co nie?

Mo¿e siê okazaæ, ¿e z artyku³u 55 ustawy o IPN najbardziej zado-

woleni bêd¹ lewicowi ekstremiœci, którzy bêd¹ go nadu¿ywaæ równie

³atwo, jak nadu¿ywaj¹ terminów „faszysta” i „antysemita”. S³usznoœæ

moich obaw potwierdza casus prof. Ryszarda Bendera, który mia³ nie-

dawno w radiu zaprzeczyæ zbrodni holocaustu. Kiedy prokuratura skie-

rowa³a sprawê do s¹du, okaza³o siê, ¿e rzekome przestêpstwo profeso-

ra Bendera zosta³o wyssane z palca przez jak¹œ m³odzie¿ówkê partyjn¹,

bodaj Unii Pracy. Ale brzydki zapach pozosta³: niby naukowiec, profe-

sor, a ma k³opoty z prokuratorem...

Najgorsze jest jednak to, ¿e sam pomys³ rozstrzygania typowo hi-

storycznych problemów za pomoc¹ s¹du mo¿e zostaæ ³atwo przeniesio-

ny na wiele innych dziedzin nauk spo³ecznych. Zacznie siê niewinnie:

restrykcje dotkn¹ pism i teorii propagatorów komunizmu i faszyzmu

potem tych, które za takowe zostan¹ uznane. Nastêpni – oczywiœcie

w imiê postêpu i koniecznoœci bronienia nas przed sob¹ samymi – za-

pragn¹ wprowadziæ inne wzorowane na artykule 55 regulacje prawne,

dotycz¹ce ró¿nych ga³êzi nauki i literatury. Ostatnim akordem akcji bê-

dzie polowanie z nagonk¹ na ocala³ych gdzieniegdzie „myœlozbrodnia-

rzy” i dopiero wówczas w naukach humanistycznych zapanuje tak d³u-

go oczekiwane czystoœæ, ³ad i porz¹dek.

Ja jednak z uporem twierdzê – póki jeszcze mogê – ¿e nauka jest dla

wszystkich: dla tych, którzy poszukuj¹, eksperymentuj¹, i dla tych, któ-

rzy b³¹dz¹. Tak¿e dla tych, którzy „zaprzeczaj¹ zbrodniom nazistow-

skim i komunistycznym” i dla tych, którzy z uporem utrzymuj¹, ¿e zie-

mia jest p³askim dyskiem wspartym na czterech krokodylach. Nie sta-

nowi¹ oni powa¿nego zagro¿enia dla nauki i powszechnej wiary w si³ê

ludzkiego rozumu. W przeciwieñstwie do tych, którzy chc¹ ich wsadziæ

do wiêzienia.

„¯ycie” z 23 paŸdziernika 2003 r.

background image

284

Anatomia kontrrewolucji

U

padek ZSRS wywo³a³ wielkie zmiany w rosyjskim piœmiennictwie

historycznym. Powsta³y wczeœniej dorobek naukowy na temat dziejów

najnowszych Europy Œrodkowo-Wschodniej, bêd¹cy przed³u¿eniem pro-

pagandy KPZR, straci³ racjê bytu. Mo¿na ju¿ by³o otwarcie mówiæ

o brutalnych metodach, jakimi Zwi¹zek Sowiecki po wojnie zaprowadza³

porz¹dki w tej czêœci kontynentu, o skali sowieckich represji i zbrodni.

Ale ju¿ w po³owie lat 90. historiografia rosyjska zaczê³a odcho-

dziæ od kursu obranego po upadku komunizmu. Powodów by³o kil-

ka. Warto pamiêtaæ, i¿ za zmianami politycznymi zwi¹zanymi z roz-

padem Imperium w tamtejszej nauce nie posz³y zmiany strukturalne,

a przede wszystkim kadrowe. Zrzucenie ca³ej odpowiedzialnoœci na

brak dostêpu do Ÿróde³, naciski ideologiczne, wszechobecn¹ cenzu-

rê – niewa¿ne, ¿e nies³usznie – rozmy³o kwestiê personalnej odpo-

wiedzialnoœci za mistyfikacjê, jak¹ by³a historiografia ZSRS. Kata-

lizatorem przemian by³ te¿ szok wywo³any zetkniêciem z tezami funk-

cjonuj¹cymi poza granicami tego kraju. Dotyczy to w równym stop-

niu literatury dotycz¹cej totalitaryzmu funkcjonuj¹cej na Zachodzie,

jak i publikacji historycznych ukazuj¹cych siê w krajach by³ego obozu

komunistycznego. Trzeba wiedzieæ, ¿e przeciêtny obywatel sowiec-

ki by³ wychowywany w kulcie wielkiej „Wojny OjczyŸnianej”.

W wojnie tej ZSRS by³ tylko ofiar¹ agresji hitlerowskich Niemiec,

na skutek której poniós³ ogromne straty ludzkie i materialne, ale potem

przyniós³ wolnoœæ okupowanej Europie przez Niemcy. Tymczasem

po 1989 r. w Polsce i innych krajach by³ego obozu zaczê³y ukazy-

waæ siê prace dalekie od prometejskiego obrazu polityki ZSRS. Opi-

Historyczne zwyciêstwo towarzysza Susajkowa

background image

285

sywano w nich brutalne metody faktycznego podboju poszczegól-

nych krajów regionu, komunistyczny terror, zbrodnie Armii Czer-

wonej i NKWD. Istotn¹ rolê odegra³a tu Czarna ksiêga komunizmu,

w której obszerne fragmenty poœwiêcone by³y Zwi¹zkowi Sowiec-

kiemu, stawianemu na równi z III Rzesz¹, jako totalitarne „impe-

rium z³a”. Ró¿nica pomiêdzy ukszta³towanym przez propagandê sta-

nem œwiadomoœci obywateli sowieckich, a historyczn¹ rzeczywisto-

œci¹, by³a ogromna. W naturalny sposób powsta³o zapotrzebowanie

spo³eczne na „usprawiedliwianie” polityki zagranicznej ZSRS. „Ra-

cjonalizacj¹” polityki zagranicznej Stalina zainteresowany by³ tak¿e

Kreml. Dostrzegano tu wagê argumentów historycznych

w polityce miêdzynarodowej. Z jednej strony ograniczano dostêp do

zbiorów archiwalnych, a z drugiej wspierano finansowo wybrane

projekty badawcze. Nie trzeba chyba dodawaæ, ¿e ich efektem koñ-

cowym s¹ publikacje gloryfikuj¹ce politykê ZSRS. A historycy ro-

syjscy? Trudno powiedzieæ, czy z przekonania, czy mo¿e ze s³u¿al-

czego nawyku, zaczêli odwo³ywaæ swoje pogl¹dy z pocz¹tku lat 90.

Specjaliœci od spraw Europy Wschodniej T. Wo³okitina, G. Murasz-

ko, A. Noskowa, napisali w swojej najnowszej ksi¹¿ce: monografie

i zbiory artyku³ów, które ukaza³y siê w latach 1991-1995 (…) z po-

zycji dnia dzisiejszego (…) mo¿na oceniæ jako swego rodzaju okres

przejœciowy, w którym dok³adnie odzwierciedla³ trwaj¹cy wówczas

w œrodowisku naukowym poszukiwanie nowych podejœæ metodolo-

gicznych (Moskwa i wostocznaja Europa. Stanowlienije politiczie-

skich re¿imow sowietskiego tipa 1949-1953, Moskwa 2002). A wiêc

koniec ideologizowania i mitologizowania historii z pocz¹tku lat

90. Dojrza³a i oczyszczona z obcych nalecia³oœci historiografia ro-

syjska przyst¹pi³a do dzia³ania.

Prawda a propaganda

Rosyjscy naukowcy maj¹ prawo raz na kilka lat odwo³ywaæ swoje

poprzednie opinie i prezentowaæ nowe. Byleby tylko te nowe pogl¹dy

powstawa³y zgodnie z kanonami warsztatu historycznego. Tylko wtedy

zaistnieje podstawa do powa¿nej dyskusji. A jak ten postulat ma siê do

rzeczywistoœci?

background image

286

We wspomnianej wy¿ej ksi¹¿ce skrytykowano Jerzego Eislera za

to, i¿ okreœli³ samodzielnoœæ Boles³awa Bieruta wobec Moskwy ter-

minem „iluzoryczna”: opieraj¹c siê na protoko³ach spotkañ Stalina

z przywódcami partii komunistycznych regionu i ich korespondencji

szyfrowej mo¿na wysun¹æ twierdzenie, ¿e stosunki te, politycznie

i psychologicznie, by³y bardziej z³o¿one i bynajmniej nie sprowadza-

³y siê tylko do prostego dyktatu Stalina. (...) Rosyjski historyk

W. Wo³kow prawid³owo wychwyci³ specyfikê kontaktów Stalina z g³o-

wami wchodnioeuropejskich pañstw, kiedy napisa³: „kremlowska wy-

rocznia dysponowa³a szczególnym darem wp³ywu na swoich dysku-

tantów, mami¹c ich swoj¹ uwag¹, prostot¹ zachowania, politycznym

doœwiadczeniem”. Ale oprócz narad protoko³owanych, które s¹ pod-

staw¹ rozwa¿añ historyków rosyjskich, odbywa³y siê te¿ narady poza

protoko³em. Ich przebieg lepiej obrazowa³ polityczne talenty Stalina

i metody sowieckiej dyplomacji w ogóle. W³adys³aw Gomu³ka wspo-

mina³ o wizycie towarzysza Tomasza w Moskwie: atak na niego roz-

pocz¹³ Stalin od pytania: „co Ty k... twoja maæ wyrabiasz w Polsce?

Jaki z ciebie komunista sukinsynu” Bierut – jak nam mówi³ – przy-

puszcza³, ¿e Stalin podpiwszy sobie, w ten sposób zabawia siê z nim,

po prostu ¿artuje. Wymyœlania Stalina przyjmowa³ wiêc z uœmiechem.

Z b³êdu wyprowadzi³ go Mo³otow, zwracaj¹c siê do niego podobnie

jak Stalin obraŸliwymi s³owami: czego siê œmiejesz durniu? To po-

wa¿ne sprawy a nie ¿arty (Pamiêtniki, t. II, s. 308).

Podobnie maj¹ siê do rzeczywistoœci tak¿e inne dokumenty wytwa-

rzane przez sowieckie instytucje pañstwowe. Wiele z nich zawiera in-

formacje o charakterze propagandowym, ¿yczeniowym, jeszcze inne

by³y tzw. podk³adkami pod planowane decyzje polityczne. Trzeba wiêc

analizowaæ w jakich okolicznoœciach powsta³ dokument, kto i dla kogo

go napisa³ – dopiero wtedy mo¿na oceniæ jego rzeczywist¹ wartoœæ. Ale

naukowcy rosyjscy tego nie rozumiej¹, albo rozumieæ nie chc¹. W spo-

sób zupe³nie powa¿ny traktuj¹ ka¿d¹ zawart¹ w nich niedorzecznoœæ,

analizuj¹ i publikuj¹ setki dokumentów pozbawionych wiêkszej warto-

œci naukowej. Przyk³ady? W 1998 r. w Moskwie wydano zbiór ponad

100 dokumentów dotycz¹cych stosunków sowiecko-rumuñskich lat

1944-1946. Jednym ze Ÿróde³ wyselekcjonowanych przez naukowców

background image

287

rosyjskich by³y telefonogramy i sprawozdania wysokiego oficera Armii

Czerwonej, genera³a pu³kownika wojsk pancernych I. Susajkowa. Cze-

go w nich nie ma… W maju 1945 r. towarzysz Susajkow znalaz³ win-

nych trudnej sytuacji gospodarczej Rumunii. Ustali³, ¿e za znikniêcie

towarów w sklepach odpowiedzialna jest opozycja: …zwolennicy cara

oraz libera³owie przyst¹pili do masowych zakupów, zakupuj¹c za an-

gielskie funty wszystko, co siê tylko sprzedaje (…). Tym sposobem oni

chc¹ zmusiæ [zdominowany przez komunistów ] rz¹d [Petru] Grozy do

uznania swojej niemocy.

Mo¿e i towarzysz Susajkow by³ dobrym czo³gist¹. Ale do jego ra-

portów trzeba podchodziæ ostro¿nie. Problem znikania towarów ze skle-

pów (zaraz po „znikaj¹cych” zegarkach i rowerach), by³ przecie¿ kon-

sekwencj¹ pojawiania siê w okolicy wojsk sowieckich. Mo¿e wiêc b³¹d

tkwi³ w istocie komunistycznego systemu i metodach dzia³ania Armii

Czerwonej? Czy naprawdê wszystkie k³opoty rz¹du Grozy wywo³a³y

ustawiczne knowania sprzedajnej, rumuñskiej opozycji?

Grunt to mieæ racjê

Kluczowe sprawy polskie s¹ przedstawiane w rosyjskich ksi¹¿kach

równie niekompetentnie, co rumuñskie. Doœæ powiedzieæ, ¿e jednym

z podstawowych dokumentów wykorzystywanym do opisywania pro-

blemu zamierzeñ Kremla w stosunku do naszego kraju jest znany histo-

rykom memoria³ Iwana Majskiego ze stycznia 1944 r. Dokument ten

(pozbawiony jakichkolwiek akcentów ideologicznych i operuj¹cy nie-

mal zachodni¹ siatk¹ pojêciow¹) przedstawia przysz³¹ Polskê jako kraj

terytorialnie os³abiony, ale niepodleg³y. Jednak wartoœæ dokumentu jest

znikoma. By³ on bowiem nie tyle odzwierciedleniem zamiarów Kremla,

ile instrukcj¹, jakimi argumentami i jakim jêzykiem winny byæ przed-

stawiane interesy Moskwy na arenie miêdzynarodowej. Ale specjaliœci

rosyjscy od spraw Europy Wschodniej s¹ zdania, ¿e memoria³ oddaje

prawdziwe intencje polityki Stalina. Spór, kto tu ma racjê, by³by mo¿e

burzliwy, gdyby nie to, ¿e ukraiñski historyk Iwan Bi³as opublikowa³

10 lat temu inny, niezwykle wa¿ny dokument. Sporz¹dzi³ go w styczniu

1943 r. na potrzeby œcis³ego kierownictwa sowieckiego wysoki funk-

cjonariusz WKP(b) Pantielejmon Ponomarienko. Dokument opisywa³

background image

288

politykê ró¿nych oœrodków polskich w kraju i zagranic¹ (sprawa grani-

cy wschodniej i wrogoœæ do komunizmu) i stwierdza³, ¿e jest ona sprzecz-

na z interesami ZSRS. Zauwa¿y³ te¿, ¿e w wyniku wojny i okupacji

ludnoœæ polska ponios³a ma³e straty w sile ¿ywej. W podsumowaniu

autor pisa³: w Polsce trzeba koniecznie rozpaliæ wojnê partyzanck¹.

Oprócz efektu wojskowego spowoduje to po¿¹dane wydatki ludnoœci

polskiej na dzie³o walki z niemieckimi okupantami i spowoduje, ¿e

Polakom nie uda siê zachowaæ swoich si³.

A wiêc ju¿ w okresie bitwy stalingradzkiej przywódcy Kremla zasta-

nawiali siê, jak skomunizowaæ Polskê. Poniewa¿ chcieli zminimalizowaæ

ewentualny opór, zamierzali (przy pomocy dzia³añ partyzantki PPR), jesz-

cze rêkami Niemców wytêpiæ jak najwiêksz¹ liczbê Polaków. D¹¿enia

Moskwy opisane w tym dokumencie rzucaj¹ ciekawe œwiat³o na mo¿li-

woœæ odbudowania po wojnie niepodleg³ej Polski, o której mówi³ memo-

ria³ Majskiego… Rosyjscy naukowcy nie znaj¹ wydanej w Kijowie ksi¹¿ki

Bi³asa, nie maj¹ te¿ pojêcia o tym, co pisze siê i publikuje w innych kra-

jach regionu. Nie znaj¹ podstawowych zbiorów archiwalnych. Ale to nie

przeszkadza im przestawiaæ siê jako kompetentni fachowcy i ostro kryty-

kowaæ innych. Jednak ich samoocena jest grubo na wyrost. Bo jak pogo-

dziæ j¹ z faktem, ¿e czo³owi specjaliœci od spraw polskich identyfikuj¹

wyznania zbieg³ego na Zachód w latach 50. wicedyrektora X Departa-

mentu MBP (Mówi Józef Œwiat³o. Za kulisami bezpieki i partii) jako

dorobek historiografii polskiej lat 90.? Czy to mo¿liwe, ¿e rosyjscy histo-

rycy ze wspomnian¹ ju¿ prof. Noskow¹ na czele przytaczaj¹ jako twier-

dzenia naukowe publicystyczne pisarstwo Henryka S³abka i przepisane

z cudzych ksi¹¿ek cytaty z przedstawianego jako „badacz historii” Lesz-

ka Ko³akowskiego?

Ale kwestia osobliwego stosunku do naukowego warsztatu nie wy-

czerpuje zagadnienia. Jest te¿ wyraŸna niechêæ do przyjmowania in-

formacji niewygodnych. Tak¹ postawê zajmuje m.in. wspomniana prof.

Albina Noskowa z Rosyjskiej Akademii Nauk. Przy okazji publikacji

w jêzyku polskim zbioru dokumentów NKWD i polskie podziemie.

Z teczek specjalnych Józefa Stalina (Kraków, 1998) naukowcy pol-

scy usi³owali dyskutowaæ na temat najbardziej w¹tpliwych twierdzeñ

napisanego przez ni¹ wstêpu. Twierdzili, ¿e trudno mówiæ o zajêciu

background image

289

w 1939 r. ziem bia³oruskich i ukraiñskich, skoro na wiêkszoœci z nich

przewa¿ali lub stanowili najliczniejsz¹ grupê narodowoœciow¹ Pola-

cy; ¿e trudno nazywaæ ob³awy i pacyfikacje urz¹dzane w 1945 r. przez

NKWD we wschodniej Polsce jako zabezpieczenie zaplecza frontu,

bo ten by³ wtedy pod Berlinem. Przekonywali, ¿e tu chodzi³o o znisz-

czenie polskiego podziemia niepodleg³oœciowego. W odpowiedzi prof.

Noskowa tylko wyostrzy³a swoje tezy. Polscy wydawcy zamieœcili wiêc

w ksi¹¿ce pos³owie pióra prof. Anieli Fitowej, odnosz¹cy siê z kurtu-

azj¹, acz mocno krytycznie do g³ównych tez przedmowy. Prof. No-

skowa nie pozosta³a d³u¿na. W odpowiedzi na te uwagi w 2002 r.

stwierdzi³a: [w Polsce] usuwa siê poza nawias interes Zwi¹zku So-

wieckiego w zabezpieczeniu ty³ów dzia³aj¹cej armii. Za pomoc¹ ce-

lowo dobranego materia³u historycznego czytelnikom podsuwa siê

tezê, ¿e Armia Czerwona pojawi³a siê na polskiej ziemi z tylko doraŸ-

nym zadaniem – za pomoc¹ terroru i represji wprowadziæ stalinowski

wariant socjalizmu i ujarzmiæ Polskê. Opinia ta nie zosta³a poparta

merytorycznymi argumentami, które mo¿na by³oby potraktowaæ jako

próbê merytorycznej polemiki. W takiej sytuacji rzeczowa dyskusja

jest niemo¿liwa.

Wêgierscy S³owianie

„Prawdy” o polityce sowieckiej, osi¹gane przez rosyjskich naukow-

ców opisywanymi wy¿ej metodami, budz¹ w¹tpliwoœci. Okazuje siê, ¿e

jednym z najwa¿niejszych elementów polityki Stalina staje siê… sojusz

narodów s³owiañskich: konkretne kroki do jego stworzenia by³y podjê-

te jeszcze w latach wojny zawi¹zaniem w 1943 r. porozumienia sowiec-

ko-czechos³owackiego. W kwietniu 1945 r. ju¿ w samym koñcu wojny,

by³y podpisane analogiczne sowiecko-jugos³owiañskie i sowiecko-pol-

skie porozumienia. (W konsekwencji mówi³o siê o koniecznoœci podpi-

sania porozumienia pomiêdzy Wêgrami i Polsk¹). Zostawmy rozwa-

¿ania o s³owiañskich korzeniach braci Madziarów. Bardziej martwi fakt,

¿e rosyjscy naukowcy nie identyfikuj¹ najbardziej oczywistych niedo-

rzecznoœci (bo tylko tak mo¿na zdefiniowaæ ów „sojusz s³owiañski”),

jakimi pos³ugiwa³a siê sowiecka propaganda. I miêdzy podobnej warto-

œci rozwa¿aniami mo¿na znaleŸæ wiele krytycznych uwag wobec wschod-

background image

290

nioeuropejskiej historiografii. Na przyk³ad, ¿e nie jesteœmy wdziêczni

za wypêdzenie niemieckich okupantów, ¿e czêsto opisujemy wkrocze-

nie wojsk sowieckich do naszej czêœci kontynentu jako drug¹ okupacjê.

To ostatnie uogólnienie budzi tak¿e mój protest, choæ z nieco innych

wzglêdów. Dla niektórych krajów regionu, na przyk³ad Rumunii czy

Bu³garii, to by³a raczej pierwsza, a nie druga okupacja… Nadto na-

ukowcy z RAN zwracaj¹ uwagê, ¿e zbyt wiele uwagi przywi¹zujemy

do kwestii komunistycznych represji. Co prawda niektórzy patrz¹ na

komunizm w sposób bardziej wywarzony (w tym kontekœcie pad³y na-

zwiska prof. Andrzeja Werblana i najchêtniej przywo³ywanej prof. Kry-

styny Kersten), ale generalnie mo¿na uznaæ, ¿e fa³szujemy obraz doko-

nañ systemu: cywilizacyjny skok poprzez industrializacjê, urbanizacja,

przyœpieszenie awansu spo³ecznego, stworzenie systemu szerokich gwa-

rancji socjalnych, wprowadzenie zasady dostêpu do kultury i powszech-

nego wykszta³cenia. Do takiej interpretacji historii mo¿na mieæ zastrze-

¿enia: ¿e wspomniane gwarancje by³y czêsto fikcyjne, ¿e jedni mogli

kszta³ciæ siê i awansowaæ, a ca³e grupy spo³eczne nie. Mo¿na te¿ posta-

wiæ tezê, i¿ realny socjalizm nie tyle otworzy³ dostêp szerokich mas

spo³eczeñstwa do kultury narodowej, ile go zamkn¹³… Wedle naukow-

ców rosyjskich, nie doceniamy te¿ wa¿nej roli, jak¹ w latach 1944-

-1956 odegrali sowieccy doradcy: w procesie analizy problemu chc¹c,

nie chc¹c, pomija siê tê rolê, któr¹ odegrali doradcy w modernizacji

(albo stworzeniu), kluczowych ga³êzi przemys³u, a tak¿e w rozwoju

wojenno-przemys³owego kompleksu i formowania ówczesnych armii

krajów wschodniej Europy.

Nie wiem, czy na przyk³ad Bu³garzy i Wêgrzy czuj¹ wdziêcznoœæ

za to, ¿e wybudowano u nich funkcjonuj¹ce poza rachunkiem ekono-

micznym zak³ady przemys³u ciê¿kiego. Byæ mo¿e w latach 1949-1953

komunistyczne wojsko w Polsce rzeczywiœcie zosta³o unowoczeœnione

i dziêki czemu, w porównaniu z latami poprzednimi, by³o lepiej przygo-

towane do podbijania Zachodniej Europy. Tylko, ¿e to odbywa³o siê to

kosztem ogromnych wyrzeczeñ polskiego spo³eczeñstwa i nie w naszym

interesie, tylko sowieckim.

Co ciekawe, analizuj¹c w jednej z ksi¹¿ek tekst pt. System dorad-

ców sowieckich i ich dzia³alnoœæ w latach 1949-1953 mo¿na zauwa-

background image

291

¿yæ, ¿e uwagi na temat rozwoju wojska, przemys³u czy aparatu bez-

pieczeñstwa, zosta³y potraktowane jako wyczerpanie tematu. Dopiero

w ma³ym przypisie zauwa¿y³em zdanie: autorzy œwiadomie pozosta-

wili poza ramami rozdzia³u kwestie zwi¹zane z prac¹ radzieckich do-

radców i specjalistów w sferze ekonomii, oœwiaty, wykszta³cenia i

kultury.

Ani s³owa o zaszczepianej w Polsce botanice miczurinowskiej. Nic

o genetyce akademika £ysenki. Znikn¹³ nawet importowany z ZSRS

„Krótki kurs WKP(b)” tow. Józefa Stalina. I kto tu nie docenia zas³ug

„doradców”?

Historycy z FSB

Specyficznym materia³em historycznym ukazuj¹cym siê w Rosji,

s¹ liczne publikacje resortów „si³owych”. Tak Federalna S³u¿ba Bez-

pieczeñstwa, jak i wojsko (ze wzglêdu na dostêp do Ÿróde³ i zaplecze

finansowe) odgrywaj¹ w tamtejszej nauce bardzo wa¿n¹ rolê. Równie¿

ksi¹¿ki oficjalnie wydawane przez rosyjskie instytucje stricte naukowe

czêsto pisane s¹ przez ludzi zwi¹zanych ze s³u¿bami specjalnymi daw-

nego ZSRS. Na tym rynku zmiany na pocz¹tku lat 90. by³y niewielkie,

a dziœ publikacje s³u¿b specjalnych znajduj¹ siê w czo³ówce „sowiec-

kiej” i „ojczyŸnianej” kontrrewolucji. Tu coraz czêœciej pojawiaj¹ siê

g³osy rehabilituj¹ce pakt Ribbentropp – Mo³otow i jego konsekwencje:

zabór po³owy Polski, aneksjê Estonii, £otwy i Litwy. Dzia³ania Kremla

w tej sprawie przedstawiane s¹ jako obrona wobec zagro¿enia niemiec-

kiego. To nic, ¿e najlepsz¹ obron¹ przed III Rzesz¹ by³o istnienie nie-

podleg³ej Polski i pañstw ba³tyckich, bo kraje te oddziela³y Rosjê od

Niemiec. Przecie¿ gdyby rzeczywiœcie Zwi¹zek Sowiecki nie chcia³

wojny, to d¹¿y³by do powstrzymania Adolfa Hitlera, a nie dzieli³ z nim

wp³ywy w Europie. Ale tak oczywiste fakty historyczne nie odgrywaj¹

w tych rozwa¿aniach powa¿niejszej roli. Najwa¿niejsze jest poszuki-

wanie jakichkolwiek, choæby absurdalnych, t³umaczeñ dla ówczesnej

polityki ZSRS. W jednej z ksi¹¿ek mo¿na nawet wyczytaæ, ¿e wkrocze-

nie Armii Czerwonej do Litwy £otwy i Estonii by³o czymœ w rodzaju

przyniesienia swobód obywatelskich i demokracji do pañstw rz¹dzo-

nych przez re¿imy autorytarne. No i – po staremu – zwalczaniem faszy-

background image

292

zmu: ...zachowa³o siê wiele œwiadectw potwierdzaj¹cych, ¿e rz¹dy £o-

twy, Litwy i Estonii zaczê³y naruszaæ swoje zobowi¹zania wynikaj¹ce

z porozumieñ zawartych ze Zwi¹zkiem Sowieckim, przeci¹gaj¹c roz-

mowy o terminie wkroczenia wojsk sowieckich na terytorium pañstw

nadba³tyckich, robi¹c przeszkody dla ich tam rozmieszczenia, nie prze-

rywali prowokacji miejscowych faszystów przeciwko obywatelom so-

wieckim i sowieckim instytucjom.

Uwagê zwraca arogancja trzech ma³ych s¹siadów Rosji: oœmielali

siê oni opóŸniaæ dzieñ wkroczenia Armii Czerwonej… Zacytowany tekst

nie zosta³ wyjêty z oficjalnych komunikatów sowieckiej propagandy

z 1940 r. Opublikowa³a go w 2003 r. S³u¿ba Wywiadu Rosji w tekœcie

bêd¹cym oficjaln¹ histori¹ wywiadu dawnego ZSRS.

W historiografii FSB nie ma represji i zbrodni lat 1944-1945 pod-

czas zajmowania naszej czêœci Europy. Jeœli bohaterscy czekiœci ju¿

z kimœ walczyli, to tylko z faszystami i hitlerowskimi agentami. Cza-

sem, by u¿yæ najnowszej terminologii RAN, przywracali stabilizacjê.

Jest rzecz¹ normaln¹, ¿e sowieckie s³u¿by specjalnie prowadz¹ na ze-

wn¹trz kraju liczne operacje, których g³ównym celem jest mordowa-

nie ludzi uznanych za wrogów lub zdrajców ZSRS. Polska, lub po

prostu „bia³opolacy”, to zawsze wróg dobrego Zwi¹zku Sowieckiego.

Wszystkie wysi³ki naszej dyplomacji w czasie wojny i dzia³alnoœæ

podziemia w kraju przedstawiane s¹ jako szeroko rozga³êziony, anty-

sowiecki spisek. Mno¿¹ siê niedopowiedzenia i przedziwne zwroty.

W 2004 r. autorzy licznych ksi¹¿ek o sowieckim wywiadzie wojsko-

wym napisali o ziemiach bia³oruskich okupowanych w 1924 r. przez

Polskê. W innych pracach nie ma ju¿ agresji 17 wrzeœnia 1939 r.,

pomija siê te¿ wiele wa¿nych, acz niewygodnych faktów. W najnow-

szej edycji dokumentów NKWD z czasów II wojny œwiatowej

(2003 r.,) autorzy stworzyli zwiêz³y obraz stosunków polsko-sowiec-

kich w czasie wojny: po podbiciu [Polski] niemiecki wywiad, wyko-

rzystuj¹c archiwa wywiadu i kontrwywiadu bur¿uazyjnej Polski, za-

trudni³ polskich zwiadowców i agentów do aktywnego zbierania da-

nych wywiadowczych o Zwi¹zku Radzieckim, przysy³aj¹c ich do nas

legalnymi kana³ami, w³¹czaj¹c ich w sk³ad przedstawicielstw woj-

skowych i dyplomatycznych. 25 kwietnia 1943 r. Rz¹d Radziecki prze-

background image

293

rwa³ stosunki dyplomatyczne z emigracyjnym rz¹dem polskim za do-

konanie szeregu kroków wrogich w stosunku do ZSRS.

Zniknê³a sprawa mordu katyñskiego, która by³a przecie¿ bezpoœred-

nim powodem przerwania stosunków polsko-sowieckich. Rz¹d polski

na wychodŸstwie, jego placówki w Zwi¹zku Sowieckim, armia gen. An-

dersa – wszystko to jakby niemiecka agentura. Podobnych niedorzecz-

noœci nie wypisywa³a nawet (trudna w tym wzglêdzie do przecenienia)

przoduj¹ca nauka ZSRS.

Sprawy wydawnictw publikowanych przez Rosyjsk¹ Akademiê

Nauk, (by³ych i obecnych) oficerów armii rosyjskiej i s³u¿by specjalne,

nie mo¿na lekcewa¿yæ. Ich autorzy ucz¹ i wychowuj¹ rosyjsk¹ m³o-

dzie¿, która trafi do elit politycznych, s³u¿b specjalnych, armii i dyplo-

macji. To, czym to pokolenie nasi¹knie za m³odu, w znacznej mierze

ukszta³tuje jego œwiatopogl¹d i wyrobi opiniê na temat otaczaj¹cego

œwiata. Dzisiejsza, w miarê stabilna sytuacja polityczna w Europie,

gwarantuje Polsce i innym s¹siadom Rosji solidne podstawy bezpie-

czeñstwa. I oby ta korzystna koniunktura trwa³a jak najd³u¿ej.

Tekst niepublikowany

background image

294

background image

295

R

OZDZIA£

IX

Polemiki

background image

296

A

rtyku³ prof. Eugeniusza Duraczyñskiego (Trzeci front, „Polityka”

nr 29 z 1997 r.) dotyczy bardzo ¿ywych ostatnio sporów i polemik wo-

kó³ Polskiej Partii Robotniczej i jej si³ zbrojnych: Gwardii i Armii Lu-

dowej. Tekst ten zawiera wiele kontrowersyjnych tez oraz pogl¹dów,

które nie znajduj¹ potwierdzenia w dostêpnych materia³ach Ÿród³owych.

Nie sposób ustosunkowaæ siê do wszystkiego, tote¿ ograniczê siê

do generaliów tzn. si³, roli i dokonañ partyzantki komunistycznej i jej

prawdziwego miejsca w historii Polski.

Prof. Duraczyñski twierdzi, ¿e nie mo¿na na podstawie paru przy-

k³adów osób wspó³pracuj¹cych z wywiadem sowieckim twierdziæ, ¿e

PPR i AL mia³y charakter sowieckiej agentury. W sposób mocno za-

woalowany – albowiem nie pada ¿adne nazwisko – autor podaje dwa

takie przypadki: Micha³a ¯ymierskiego i Mieczys³awa Moczara. Pro-

blem w tym, ¿e sprawa nie ogranicza siê tylko do nich. Agentami

sowieckich s³u¿b specjalnych lub Kominternu – o ile rozró¿nienie to

ma jakikolwiek merytoryczny sens – by³o wielu innych cz³onków œci-

s³ego kierownictwa PPR: Boles³aw Bierut (ps. „Iwaniuk”), W³ady-

s³aw Gomu³ka (ps. „Kowalski”) czy Ignacy Loga-Sowiñski (ps. „Gri-

gorij 84”). Oczywiœcie lista ta nie jest pe³na. Dowództwa okrêgów,

obwodów, etaty oficerów politycznych AL równie¿ w powa¿nej mie-

rze obsadzone by³y przez kadrowych pracowników sowieckiego wy-

wiadu wojskowego lub – jak wynika z raportów tych organizacji –

wprost przez oficerów NKWD.

Nie zawsze trzeba czekaæ, jak radzi autor, na odtajnienie archi-

wów sowieckich, by napisaæ prawdziw¹ historiê PPR: czasem wy-

starczy wzi¹æ oficjalny ¿yciorys danego towarzysza i sprawdziæ datê

zrzucenia z sowieckiego samolotu. Pos¹dzenie takiego „spadochro-

Armia agentów

background image

297

niarza” o reprezentowanie sowieckich interesów w Polsce jest co naj-

mniej takim zarzutem, jak oskar¿enie irañskich ajatollahów o sprzyja-

nie islamowi.

Równie istotne jak obsada personalna by³y geneza, zadania oraz za-

sady funkcjonowania komunistycznej konspiracji. W tej kwestii autor sam

sobie zaprzecza: na jednej stronie przypomina, ¿e PPR powsta³a na mocy

decyzji Kominternu, czyli Stalina, zaœ na drugiej stronie twierdzi, ¿e so-

wieck¹ agentur¹ nie by³a. Sekretarz KC PPR W³adys³aw Gomu³ka nie

mia³ takich w¹tpliwoœci, pisz¹c po latach: kierownictwo Kominternu –

realizuj¹ce zawsze dyrektywy WKP(b) – nowo powo³anej partii nada³o

niejako dwa oblicza, jawne i tajne. Na jawne oblicze partii sk³ada³a siê

ca³a jej nieskrywana przed nikim dzia³alnoœæ podziemna, tajne zaœ, czyli

skrywane przed narodem, mia³y pozostaæ powi¹zania kierownictwa par-

tii z Moskw¹, z Kominternem i uznawanie ich zwierzchnictwa nad parti¹

mimo formalnego wyrzeczenia siê przez ni¹ przynale¿noœci do Miêdzy-

narodówki Komunistycznej. O tym drugim, tajnym aspekcie oblicza par-

tii wiedzia³ jedynie w stopniu bardzo zró¿nicowanym jej kierowniczy aktyw.

Najg³êbiej zna³a te sprawy trójka kierownicza partii wchodz¹ca w sk³ad

I Grupy Inicjatywnej. Mniej wtajemniczeni byli pozostali uczestnicy tej

grupy, jak te¿ przerzuceni póŸniej do kraju cz³onkowie II Grupy Inicja-

tywnej. Aktyw krajowy PPR by³ w tym przedmiocie na ogó³ powierz-

chownie zorientowany, z wyj¹tkiem tych dzia³aczy PPR, którzy wspó³-

pracowali z wywiadem radzieckim...

I komu wierzyæ: prof. Duraczyñskiemu czy W³adys³awowi Go-

mu³ce?

Gdyby na przeszkodzie wspó³pracy polskiego podziemia i komuni-

stów sta³y tylko kwestie innej wizji Polski i cienie przesz³oœci, jak suge-

ruje wspomniany artyku³, nie by³oby problemu, ¿eby w³¹czyæ PPR

i AL do wspólnego wysi³ku Polaków. Wszak w AK i w³adzach cywil-

nych Polski Podziemnej dzia³ali wspólnie ludzie z bardzo ró¿nymi ¿y-

ciorysami: od skrajnych endeków, poprzez centrum, PSL, do lewico-

wych socjalistów. £¹czy³ ich wspólny cel: interes Polski.

Inaczej rzecz siê mia³a z komunistami, którzy w swoich doku-

mentach stawiali znak równoœci pomiêdzy AK i hitlerowcami, nazy-

waj¹c niepodleg³oœciowców reakcj¹, polskimi faszystami lub po pro-

background image

298

stu œcierwem. Historia GL-AL to tak¿e historia masowych zbrodni

na akowcach, to tak¿e pacyfikacje wsi, które polskie podziemie wspie-

ra³y.

Punktem odniesienia dla próby oceny rzeczywistego charakteru dzia-

³alnoœci komunistycznej konspiracji i prób jej umieszczenia w ogólnym

kontekœcie historycznym winien byæ nie dorobek – jak sugeruje autor –

w walce z Niemcami (który zreszt¹ by³ niewielki), lecz reprezentowanie

przez ni¹ obcych interesów, masowe zbrodnie na ¯ydach oraz udoku-

mentowane fakty prowadzenia przez KC PPR tzw. akcji dezinforma-

cyjnej, polegaj¹cej na donoszeniu na dzia³aczy polskiego podziemia nie-

podleg³oœciowego do gestapo.

Czy autor nigdy nie s³ysza³ o s³ynnej sprawie omy³kowego zade-

nuncjowania przez Sztab G³ówny GL w³asnej drukarni przy ulicy Grzy-

bowskiej? Ma³o tego. Znany jest nawet przypadek dokonania przez AL

i gestapo wspólnej akcji przeciwko polskiemu podziemiu, przeprowa-

dzonej wiosn¹ 1944 r. na archiwum Delegatury przy ulicy Poznañskiej.

£up podzielono po równo: AL-owcy zabrali materia³y antykomunistycz-

ne, gestapo – antyniemieckie.

Czy i tê dzia³alnoœæ nazwie prof. Duraczyñski biletem wstêpu do

Podziemnej Europy? Ma œwiêt¹ racjê autor przypominaj¹c, ¿e podzie-

mie nie sk³ada³o siê z samych rycerzy bez skazy. Zdrajcy i przestêpcy

zdarzali siê wszêdzie.

Jednak pomiêdzy polskim podziemiem a GL-AL by³a zasadnicza ró¿-

nica: to pierwsze dba³o o dobr¹ opiniê wœród Polaków i bezwzglêdnie

likwidowa³o zjawiska patologiczne we w³asnych szeregach. By³a to nie-

zbêdna gwarancja poparcia spo³eczeñstwa i przygotowywania go do zbroj-

nego powstania. Zupe³nie inaczej rzecz mia³a siê z partyzantk¹ komuni-

styczn¹. Ta, nie maj¹c ¿adnego poparcia spo³ecznego, masowo przyjmo-

wa³a do siebie nie tyle pojedynczych recydywistów, o których s¹ informa-

cje w meldunkach AL, lecz ca³e bandy rabunkowe, z których tworzono

„oddzia³y AL”. Te nie prowadzi³y walki przeciwko Niemcom, a tylko

rabowa³y polsk¹ ludnoœæ. Dzieli³y siê za to ³upami z parti¹.

Z bandytyzmu ¿y³y wszystkie struktury komunistycznej konspira-

cji: od pojedynczych placówek w terenie do KC PPR i Sztabu G³ówne-

go GL. To w³aœnie – a nie wzglêdy polityczne, jak sugeruje autor – by³o

background image

299

zasadnicz¹ przyczyn¹ zwalczania partyzantki PPR przez polskie pod-

ziemie.

Oprócz powtórek za dotychczasowymi, bardzo ma³o wiarygodny-

mi opracowaniami dotycz¹cymi GL-AL pojawi³y siê we wspomnianym

artykule tezy ca³kowicie nowatorskie.

Chodzi m.in. o stwierdzenie, jakoby AL mia³a podobny do AK plan

wybuchu powszechnego powstania, którego nie uda³o siê zrealizowaæ.

Zaiste ustalenie niezwyk³e, bo jedyne przygotowania logistyczne tego

typu, jakie uda³o mi siê odnaleŸæ, dotyczy³y powstania tylko w Warsza-

wie. Problem w tym, ¿e jest to plan powstania przeciwko... AK! Co

prawda zak³ada on opanowanie miasta w walce z dwoma wrogami:

faszystami niemieckimi i faszystami polskimi (AK), lecz w konkret-

nych dyspozycjach nakazuje niewdawanie siê w walkê z tymi pierwszy-

mi. Szczegó³owe polecenia precyzowa³y: nie mo¿emy zapominaæ, ¿e

w gor¹czce walki pierwszych godzin mo¿na bêdzie bezkarnie „trzep-

n¹æ” ten czy inny oddzia³ reakcyjny w³a¿¹cy nam w parafiê.

Czy taka wersja wydarzeñ, która nie dosz³a do skutku tylko ze wzglê-

du na szczup³e si³y komunistów, by³aby wk³adem w dorobek antyhitle-

rowskiej koalicji?

W artykule padaj¹ nieprawdziwe liczby: szeregi tej formacji liczy³y

na pocz¹tku 1944 r. nie 9,5 tysi¹ca ludzi, które w póŸniejszym czasie

jakoby jeszcze ros³y, lecz najwy¿ej 5-6 tys. osób i to w szczytowej fazie

rozwoju. Rozumiem fakt opierania siê na ustaleniach kolegów-profeso-

rów, bowiem w dziedzinie badañ nad PPR i GL-AL autor nie ma ¿ad-

nych w³asnych dokonañ, ale czy nie nale¿y podchodziæ do tamtych da-

nych z nale¿ytym dystansem? Stosuj¹c tego typu metodologiê mo¿na

np. wyj¹æ z pó³ki inne wybitne prace tych samych autorów i zacz¹æ

udowadniaæ, ¿e zbrodnia katyñska by³a dzie³em Niemców.

Mo¿na wmawiaæ – wbrew dokumentom GL-AL, z których prof.

Duraczyñski w ogóle nie korzysta – ¿e pepeerowska partyzantka wal-

czy³a o niepodleg³¹ Polskê. Mo¿na j¹ jak przys³owiowego „s³onia do

fortepianu” – „wciskaæ” w szeregi Polskiego Pañstwa Podziemnego.

Tylko co to ma wspólnego z histori¹?

„Polityka” z 16 sierpnia 1997 r.

background image

300

Z

du¿ym zainteresowaniem przeczyta³em recenzjê mojej ksi¹¿ki pió-

ra Jolanty ¯yndul („Gazeta” z 8 marca 2001). Z ubolewaniem stwier-

dzam, ¿e wiele zawartych w niej informacji jest niezgodnych z prawd¹

lub nie ma nic wspólnego z treœci¹ omawianej pracy. Czujê siê wiêc

zobowi¹zany do sprostowania przynajmniej niektórych nieporozumieñ

i przeinaczeñ.

Nieprawdziwe fakty

Niemal po³owê wspomnianego artyku³u zaj¹³ niezbyt dok³adny opis

genezy, przebiegu i konsekwencji wydarzeñ w Przytyku (9 marca

1936 r.). Fragment ten Jolanta ¯yndul skomentowa³a: przedstawiony

przez autora przebieg zajœæ przytyckich nie ró¿ni siê od znanego wcze-

œniej z literatury historycznej.

Z opini¹ t¹ trudno siê zgodziæ. W³aœnie brak rzetelnego opraco-

wania ca³ej sprawy pchn¹³ mnie do napisania ksi¹¿ki. Zreszt¹ jeden

z jej fragmentów poœwiêci³em kwestii, jak problem Przytyku funkcjo-

nuje w dostêpnej literaturze naukowej. Komentuj¹c ró¿ne opracowa-

nia i artyku³y w jakiœ sposób dotycz¹ce tego zagadnienia, stwierdzi-

³em, ¿e – mo¿e poza jednym wyj¹tkiem – ich wartoœæ jest niewielka.

Najsurowsza ocena, jak¹ wówczas wyda³em, dotyczy³a ksi¹¿ki... Jo-

lanty ¯yndul Zajœcia anty¿ydowskie w Polsce w latach 1935-1937,

czyli pracy mojej obecnej recenzentki. Napisa³em, ¿e znajduj¹cy siê

w niej opis sprawy przytyckiej nie ma zbyt wiele wspólnego z prawd¹

historyczn¹, zaœ ca³¹ ksi¹¿kê podsumowa³em: ze wzglêdu na niewia-

rygodne metody warsztatowe i faktografiê raczej nie mo¿e byæ trak-

towania powa¿nie (s. 14). Moje zarzuty – mimo ¿e kaliber nielekki –

nie doczeka³y siê odpowiedzi.

Jeœli nie pogrom, to zajœcia

background image

301

W tym œwietle obecne twierdzenia pani ¯yndul, i¿ przedstawiony

przeze mnie scenariusz wydarzeñ w Przytyku nie ró¿ni siê od znanego

ju¿ wczeœniej, brzmi¹ równie dziwnie, co nieprzekonuj¹co. Na szczê-

œcie jednak, pisz¹c artyku³ do „Gazety”, autorka opar³a siê na mojej –

a nie swojej – ksi¹¿ce, co umo¿liwi³o jej unikniêcie wielu wczeœniej

pope³nionych b³êdów. W moim mniemaniu sprawa dotyczy nie tylko

dyskusji o historii. Gdzieœ w tle majacz¹ sprawy du¿o powa¿niejsze,

rzek³bym: fundamentalne. To, i¿ pani ¯yndul opublikowa³a ostry ar-

tyku³ na temat mojej ksi¹zki, nie ustosunkowuj¹c siê do postawionych

w niej zarzutów pod adresem swojej wczeœniejszej publikacji, jest do-

wodem zaniku dobrych obyczajów i wymownym œwiadectwem jej na-

ukowej wiarygodnoœci. Ale myœlê, ¿e nie ma co siê obra¿aæ, tylko

trzeba ustosunkowaæ siê do meritum, co niniejszym czyniê.

Najwiêkszym mankamentem wspomnianego artyku³u jest przywo-

³ywanie twierdzeñ, które maj¹ pochodziæ z mojej ksi¹¿ki, a których wcale

tam nie ma. Autorka wylicza pogromy, które mia³y mieæ miejsce w przed-

wojennej Polsce (Lwów 1918, Piñsk, Lida, Wilno 1919 itd.), dodaj¹c:

nie s¹ to miêdzys¹siedzkie awantury wywo³ane pod wp³ywem alkoholu

ani te¿ wybicie kilku szyb, jak twierdzi Gontarczyk, lecz akty przemocy

na du¿¹ skalê.

Zaintrygowany dwukrotnie przeczyta³em w³asn¹ ksi¹¿kê. Z ca³¹

odpowiedzialnoœci¹ stwierdzam, ¿e moja ksi¹¿ka dotyczy zajœæ w Przy-

tyku w 1936 r. i wspomnianych przez pani¹ ¯yndul wydarzeñ w ogóle

w niej nie ma. Tym bardziej wiêc nie mog³em napisaæ, ¿e którekolwiek

z nich by³o awantur¹ wywo³an¹ pod wp³ywem alkoholu.

Nie potrafiê równie¿ odpowiedzieæ na pytanie, jakimi drogami

dosz³a autorka do wielu konstatacji na temat mojej ksi¹¿ki. Pisze

ona na przyk³ad: Podobnie opisana jest kwestia bojkotu ekonomicz-

nego w Przytyku: endecja prowadzi³a agresywn¹ akcjê bojkotow¹,

¯ydzi wykazywali coraz wiêksze zniecierpliwienie pogarszaj¹c¹ siê

sytuacj¹ ekonomiczn¹ i brakiem poczucia bezpieczeñstwa. I znowu

konkluzja jest jasna: gdyby wykazali wiêcej zrozumienia, nic by siê

w Przytyku nie sta³o. K³opot w tym, ¿e nic takiego nie twierdzi³em

i myœlê, ¿e w mojej ksi¹¿ce nie ma nic, co by podobn¹ konkluzjê

podsuwa³o.

background image

302

Dlaczego napisa³em o nastrojach spo³ecznoœci ¿ydowskiej tu¿ przed

zajœciami? Otó¿ badaj¹c sprawê Przytyku, natkn¹³em siê na wyrok S¹du

Okrêgowego w Radomiu, który orzeka³ o winie poszczególnych uczest-

ników zajœæ. Wyrok ten stwierdza³: ludnoœæ ¿ydowska dopuœci³a siê na

uciekaj¹cych w³oœcianach czynnej napaœci, obrzucaj¹c ich kamienia-

mi i bij¹c ¿elazami i pa³kami oraz u¿ywaj¹c broni palnej, co spowodo-

wa³o akcjê obronn¹ ze strony napastowanych, nie posiadaj¹cych broni

w³oœcian.

Ca³¹ sprawê mog³em skomentowaæ na sposób proponowany przez

pani¹ ¯yndul (w stosunku do Polaków) lub na mod³ê przedwojennych

antysemickich broszurek. Tyle ¿e obydwie odpowiedzi – bardzo do

siebie podobne – z naukowego punktu widzenia by³yby niewystarcza-

j¹ce. Uzna³em wiêc, ¿e niezbêdne jest zbadanie i rzeczowe – a nie

mitologiczne – wyjaœnienie przyczyn zachowañ opisanych w cytowa-

nym wyroku oraz identyfikacja emocji, które je wywo³a³y. Po analizie

Ÿróde³ doszed³em do wniosku, ¿e tak silna agresja wobec ch³opów

zosta³a wywo³ana przede wszystkim dzia³aniami Stronnictwa Naro-

dowego. W³aœnie narodowcy doprowadzili do dyskursu pomiêdzy obie-

ma spo³ecznoœciami na piêœci i kamienie. To g³ównie oni wywo³ali

wœród ¯ydów przytyckich poczucie braku bezpieczeñstwa spowodo-

wanego agresj¹ i dotkliwym bojkotem gospodarczym. Tak wiêc pi-

sz¹c powy¿sze s³owa o nastrojach ludnoœci ¿ydowskiej, chcia³em wy-

jaœniæ mechanizmy ludzkich dzia³añ, a nie – jak sugeruje pani ¯yndul

– podsuwa³em wnioski na temat odpowiedzialnoœci ¯ydów za wybuch

zajœæ. Na jakiej wiêc podstawie autorka po raz kolejny wyci¹gnê³a

swoj¹ prost¹ konkluzjê – nie wiem.

Si³a argumentacji

Wiele argumentów u¿ytych w omawianym artykule nie ma powa¿-

niejszych podstaw naukowych. Tak jest na przyk³ad w wypadku listu

pasterskiego kardyna³a Augusta Hlonda, który w po³owie lat 30. jedno-

znacznie przestrzega³ przed aktami agresji wobec ¯ydów. Pani ¯yndul

napisa³a: wypowiedzi te mia³y wprawdzie na celu przede wszystkim

potêpienie fizycznej przemocy wobec ¯ydów, skutek ich jednak by³ ca³-

kowicie odwrotny. Na pewno? W ilu wypadkach konfliktów polsko-

background image

303

¿ydowskich mo¿emy powiedzieæ, ¿e ich przyczyn¹ by³y wypowiedzi

kardyna³a Hlonda? Czy autorka dysponuje jakimiœ badaniami na temat

recepcji spo³ecznej owego listu pasterskiego?

W innym miejscu jako dowód, ¿e ze stosunkami polsko-¿ydowski-

mi przed wojn¹ nie by³o najlepiej, autorka przywo³a³a fakt, i¿ w Sejmie

wybranym w 1935 r. na 208 pos³ów by³o tylko czterech ¯ydów. Wobec

takiego argumentu wypada jedynie odes³aæ autorkê do ksi¹¿ki jej opie-

kuna naukowego prof. Jerzego Tomaszewskiego, który g³ówn¹ win¹ za

taki stan rzeczy obarczy³ nie stosunki pomiêdzy obydwoma nacjami,

tylko kszta³t ordynacji wyborczej, k³ótnie wewn¹trz spo³ecznoœci ¿y-

dowskiej, które przekreœli³y mo¿liwoœæ wyborczego sukcesu (Najnow-

sze dzieje ¯ydów w Polsce w zarysie do 1950 roku, 1993).

Nie ukrywam, ¿e niektóre fragmenty omawianego artyku³u spra-

wi³y mi nie lada k³opot. Czyta³em na ró¿ne sposoby: raz nawet od

ty³u. Te¿ bez efektu: pogromy w latach 30. nie zawsze koñczy³y siê

tragicznie. Rezultatem pogromu w Miñsku Mazowieckim w czerwcu

1936 r. by³o kilkudziesiêciu rannych ¯ydów, zniszczone sklepy i miesz-

kania oraz kilka spalonych domów. Znaczy, ¿e co: nie wysadzili

w powietrze synagogi? Có¿ jeszcze powinno by³o siê zdarzyæ w Miñ-

sku Mazowieckim, ¿eby autorka uzna³a, ¿e zajœcia te jednak skoñczy-

³y siê tragicznie?

Najwiêcej miejsca poœwiêci³a autorka kwestii interpretacji zajœæ

przytyckich. Postawi³em tezê, ¿e wspomnianych wydarzeñ raczej nie

nale¿y nazywaæ pogromem, bowiem ich natura jest skomplikowana

i niejednoznaczna. Opinii tej da³em wyraz tak¿e na ok³adce ksi¹¿ki,

umieszczaj¹c tam s³owo „pogrom” z du¿ym znakiem zapytania. Recen-

zentka stwierdzi³a, ¿e w³aœnie ta ok³adka rozwia³a jej z³udzenia co do

mojej rozwagi i uczciwoœci. Doda³a przy tym: Pogrom? (...) Od razu

wiemy, ¿e jest to ksi¹¿ka z jasno okreœlon¹ tez¹: ¿adnego pogromu nie

by³o.

Wydaje mi siê, ¿e o wartoœci pracy historycznej dobrze jest wyg³a-

szaæ s¹dy po jej przeczytaniu, a nie po obejrzeniu ok³adki. Ponadto

sugerowanie, ¿e autor jest nierozwa¿ny i nieuczciwy tylko dlatego, ¿e

tytu³ jego pracy nie pasuje do w³asnych wyobra¿eñ na temat historii,

uwa¿am za nieco nierozwa¿ne i nieuczciwe. Czy nie powinny liczyæ siê

background image

304

argumenty? Autorka mo¿e nie zgadzaæ siê z moj¹ wizj¹ i ma do tego

prawo. Po to opublikowa³em najwa¿niejsze dla sprawy dokumenty, ¿eby

ka¿dy czytelnik sprawdzi³ moj¹ wiarygodnoœæ i o sprawie Przytyka móg³

sobie wyrobiæ w³asne zdanie.

Pani ¯yndul nie zgadza siê wiêc z moim znakiem zapytania, pisz¹c, ¿e

w Przytyku jednak mia³ miejsce pogrom: to nieodparte i œlepe pragnienie

zemsty powoduje, ¿e atakuj¹cy t³um nie szuka faktycznych sprawców zdra-

dy czy zbrodni, obci¹¿aj¹c win¹ ca³e spo³eczeñstwo ¿ydowskie, wszystkich

¯ydów i wszystkim chce wymierzyæ sprawiedliwoœæ. Tak te¿ ch³opi w Przy-

tyku nie szukali zabójcy Wieœniaka, ale skierowali siê przeciwko wszystkim

¯ydom, którzy byli pod rêk¹. To wtedy zacz¹³ siê pogrom.

Sêk w tym, ¿e zanim nast¹pi³y opisane przez pani¹ ¯yndul wyda-

rzenia, to ch³opi byli obiektem agresji. ¯ydowska „samoobrona”, uzbro-

jona w niebezpieczne narzêdzia, zaatakowa³a wieœniaków uciekaj¹-

cych z rynku. Do akcji w³¹czy³a siê czêœæ mieszkañców miasteczka

(patrz: cytowany wczeœniej wyrok s¹dowy). Bito nie tylko sprawców

wczeœniejszej napaœci na ¿ydowskiego krawca, tylko ka¿dego, kto

znajdowa³ siê na ulicy. Gdyby wiêc wykorzystaæ przytoczone teorie

pani ¯yndul, ten fragment wydarzeñ musia³bym (po zamianie akto-

rów) opisaæ nastêpuj¹co: to nieodparte i œlepe pragnienie zemsty po-

woduje, ¿e atakuj¹cy t³um, nie szuka faktycznych sprawców zdrady

czy zbrodni, obci¹¿aj¹c win¹ ca³e spo³eczeñstwo polskie, wszystkich

Polaków i wszystkim chce wymierzyæ sprawiedliwoœæ. Tak te¿ ¯ydzi

w Przytyku nie szukali sprawców napaœci na krawca Dalmana, ale

skierowali siê przeciwko wszystkim Polakom, którzy byli pod rêk¹. To

wtedy zacz¹³ siê pogrom.

To kiedy zacz¹³ siê pogrom? Ile by³o pogromów w Przytyku? Chcia-

³em unikn¹æ mistyki i „pogromowych” wyliczanek, bowiem jedno i dru-

gie bardziej zaciemnia historiê, ni¿ cokolwiek t³umaczy. Wybra³em s³o-

wa „zajœcia” i „konflikt” jako trafniejsze i pozbawione emocjonalnych

skojarzeñ. Moj¹ niechêæ do s³owa „pogrom” – pisa³em o tym w ksi¹¿ce

– wynika tak¿e z tego, ¿e s³owo to jest nadu¿ywane przez ludzi, którzy

nie chc¹ lub nie potrafi¹ badaæ historii. Czêsto nawet nie interesuje ich,

jak by³o naprawdê. Niewa¿ne – Polacy napadli na ¯ydów, czy by³y to

jakieœ porachunki osobiste, czy mo¿e, jak zdarzy³o siê w latach 1919-

background image

305

-1920, konflikty zbrojne, represje lub zemsta za rzeczywist¹ lub wydu-

man¹ wspó³pracê z Ukraiñcami i Armi¹ Czerwon¹. By³ „pogrom”,

a zatem napadniêto i mordowano ¯ydów.

Na przyk³ad Jolanta ¯yndul wprowadzi³a do obiegu naukowego

„pogrom w Warszawie”, który mia³ mieæ miejsce jeszcze w XIX w.

W jej ksi¹¿ce mo¿na przeczytaæ: Fala pogromów, która ogarnê³a Rosjê

po zabójstwie cara Miko³aja II, przela³a siê równie¿ przez granicê Kró-

lestwa Polskiego i doprowadzi³a do anty¿ydowskich wyst¹pieñ w War-

szawie w Bo¿e Narodzenie 1881 r., podczas których straci³o ¿ycie oko-

³o 30 ¯ydów.

Szuka³em na ten temat informacji w niemieckojêzycznej ksi¹¿ce, na

któr¹ siê autorka powo³a³a. Nic takiego tam nie ma. Dopiero w „Gaze-

cie Warszawskiej” z grudnia 1881 r. znalaz³em: Wczoraj, w czasie od-

prawiania nabo¿eñstwa parafialnego koœciele œw. Krzy¿a, ktoœ ze

Ÿle myœl¹cych, a prawdopodobnie z³odziej kieszonkowy, wykrzykn¹³:

Pali siê! Który to okrzyk spowodowa³ smutn¹ i op³akan¹ katastrofê,

gdy¿ czêœæ ludnoœci znajduj¹ca siê przy drzwiach koœcio³a, t³ocz¹c siê

razem po schodach kru¿ganka, do dwudziestu dwóch przez podeptanie

i zgniecenie narazi³a na œmieræ lub smutne kalectwo. Kilka osób zmar-

³o potem w szpitalu, wiêc liczba ofiar dosz³a do oko³o 30. No dobrze,

pani naukowiec, ale gdzie s¹ „pogromieni” ¯ydzi?

P³aszczyzna dyskusji

Podobnych przyk³adów nierzetelnoœci w opisie mojej ksi¹¿ki mogê

podaæ wiêcej. Pozwalaj¹ one na wysuniêcie twierdzenia, i¿ recenzja ma

z omawian¹ prac¹ – podobnie zreszt¹ jak w ogóle z nauk¹ – zwi¹zek

raczej luŸny. Z jedn¹ wszak uwag¹ szanownej dyskutantki wypada mi

siê jednak zgodziæ: czasami, jak w odniesieniu do rzekomych krwa-

wych ofiar politycznych porachunków miêdzy ¯ydami, Gontarczyk nie

podaje ¿adnych przyk³adów. Ja tak¿e ich nie znam. Istotnie, napisa³em,

¿e wewn¹trz spo³ecznoœci ¿ydowskiej zdarza³y siê – podobnie jak miê-

dzy Polakami – krwawe porachunki na tle spo³ecznym, rodzinnym, han-

dlowym, a nie tylko politycznym (s. 36). Kwestii tej nie opisa³em zbyt

precyzyjnie, bowiem praca dotyczy³a zajœæ w Przytyku i dotykaj¹c bocz-

nych w¹tków, wielu z nich nie by³em w stanie rozwin¹æ.

background image

306

O organizowaniu zajϾ i demolowaniu lokali partii lewicowych

przez syjonistów-rewizjonistów czyta³em miêdzy innymi w miesiêcz-

nych sprawozdaniach wojewody bia³ostockiego. Jeœli zaœ chodzi

o krwawe ofiary porachunków politycznych, cytujê prasow¹ notatkê:

Krwawa bójka na Ogrodowej 9 zamieszczon¹ w jednej z przedwojen-

nych ¿ydowskich gazet: Wczoraj w lokalu Bundu, Ogrodowa 9, odby³

siê wiec pracowników piekarskich. Kilku skrajnych lewicowców za-

czê³o domagaæ siê, by zsolidaryzowano siê z robociarzami itd., za co

zostali usuniêci z sali. Pozostali oni na podwórzu i o godzinie 12,

gdy zebrani opuœcili salê obrad, napadli na nich. Powsta³a ostra

bójka, w której kilka osób odnios³o rany. Ciê¿ko pobitym jest Abram

Dêczycki. Bójce po³o¿y³a kres policja, aresztuj¹c kilka osób („5-ta

rano” z 16 marca 1936 r.).

Przecie¿ w Polsce mieszka³y przed wojn¹ trzy miliony ¯ydów.

Stanowili oni spo³ecznoœæ niezwykle aktywn¹ i zró¿nicowan¹. Warto

pamiêtaæ, ¿e ca³y czas mówimy o latach 30.: katastrofalne skutki kry-

zysu gospodarczego, radykalizacja postaw, czas tryumfu ideologii glo-

ryfikuj¹cych si³ê i przemoc. Bili siê wszyscy ze wszystkimi i o wszyst-

ko: o religiê, pogl¹dy, o pracê, o klienta, z g³upoty i chêci wy³adowa-

nia nagromadzonych frustracji. Jak wiêc mo¿na by³o wpaœæ na po-

mys³, ¿e ostre konflikty – niekiedy krwawe i brutalne – mog³y omin¹æ

akurat spo³ecznoœæ ¿ydowsk¹? Ale pani ¯yndul twierdzi, ¿e takich

przypadków nie zna. Zwa¿ywszy na fakt, i¿ swój artyku³ podpisa³a

jako doktor historii i adiunkt w Instytucie Historii UW, a tak w ogóle

specjalizuje siê w badaniu historii stosunków polsko-¿ydowskich

w latach 30., takie wyznanie nale¿y uznaæ za akt odwagi. Pozostaje

jedynie poleciæ lekturê raportów policji, starostów, sprawozdañ okre-

sowych wojewodów, wspomnieñ, pamiêtników, prasy... Polecam rów-

nie¿ lekturê ostatniej ksi¹¿ki Marka Jana Chodakiewicza ¯ydzi i Po-

lacy 1918-1955. Wspó³istnienie – zag³ada – komunizm (2000 r.). Tyle

jeszcze przed pani¹…

Przypuszczam, ¿e artyku³ Pani ¯yndul nie jest prost¹ konsekwencj¹

zarzutów postawionych w mojej ksi¹¿ce. Twierdzenie, ¿e np. wydarze-

nia we Lwowie w 1918 r. w których zginê³o kilkudziesiêciu ¯ydów na-

zwa³em s¹siedzk¹ awantur¹ wywo³an¹ pod wp³ywem alkoholu, traktu-

background image

307

jê nie jako przyk³ad z³ej woli, tylko zwyk³e przejêzyczenie spowodowa-

ne brakiem pewnej dyscypliny intelektualnej i ostro¿noœci.

Cieszê siê, ¿e moja ksi¹¿ka jest czytana i wzbudza chêæ polemiki.

Jednak z naukowego punktu widzenia bardziej stosowny by³by s¹¿ni-

sty tekst naukowy, w którym – na podstawie bogatej kwerendy Ÿró-

d³owej – pani ¯yndul rozwinie wszystkie poruszone w swoim artykule

kwestie. Stosowne by³oby równie¿ rzetelne opisanie Ÿróde³, na pod-

stawie których recenzentka sklasyfikowa³a wydarzenia w Piñsku (1919)

czy Lwowie jako „pogrom ¯ydów” – bo nim raczej nie by³. Nie w¹t-

piê równie¿, ¿e w najbli¿szym czasie opublikuje wyniki swoich badañ

na temat wp³ywu listu pasterskiego kardyna³a Hlonda na eskalacjê

konfliktów polsko-¿ydowskich oraz roli, jak¹ odegra³ polski antyse-

mityzm w pora¿ce wyborczej spo³ecznoœci ¿ydowskiej w 1935 r. Ko-

lejne artyku³y winny dotyczyæ bogatej bazy archiwalnej, na podstawie

której mo¿na udokumentowaæ tezê o pogromach we Lwowie (1918)

i Wilnie (1919), bo oba te wydarzenia, moim zdaniem, nimi nie by³y.

No w³aœnie, a co tam nowego s³ychaæ w sprawie „pogromu

w Warszawie”?

Inn¹, znacznie krótsz¹ wersjê opublikowano

w „Gazecie Wyborczej” z 28 marca 2001 r.

background image

308

Z

zaciekawieniem przeczyta³em recenzjê mojej ksi¹¿ki o PPR za-

mieszczon¹ w „Nowej Myœli Polskiej” z 10 paŸdziernika 2004 r. Po-

niewa¿ jej autor, Lech Ma¿ewski, postawi³ tam kilka zarzutów równie

ostrych, co dyskusyjnych, czujê siê w obowi¹zku udzieliæ odpowie-

dzi. Ze wzglêdu na brak miejsca muszê ograniczyæ siê do kilku rzeczy

podstawowych.

Szanowny recenzent ma w¹tpliwoœci w sprawie mojej definicji isto-

ty Polskiej Partii Robotniczej: dla autora jest oczywiste, ¿e chodzi³o

o partiê „komunistyczn¹”, dla mnie zaœ nie jest to takie pewne. PPR

by³a z pewnoœci¹ formacj¹ prosowieck¹ w sensie orientacji geopoli-

tycznej, ale jej program trudno uznaæ za komunistyczny (...) ogólniko-

wo lewicowemu programowi spo³eczno-politycznemu towarzyszy³y bo-

wiem patriotyczne wezwania do tworzenia frontu narodowego w celu

podjêcia natychmiastowej walki z Niemcami.

Sêk w tym, ¿e wspomniane przez Ma¿ewskiego has³a by³y narzuco-

nym przez Józefa Stalina oszustwem. Obawiaj¹c siê, ¿e nowa partia

komunistyczna nie uzyska poparcia spo³ecznego i nie wywo³a tak ocze-

kiwanego w Moskwie powstania, Stalin nakaza³ zastosowanie mistyfi-

kacji. Genezê tej operacji wyjaœnia przytoczona przeze mnie notatka

sporz¹dzona w 1957 r. przez Jakuba Bermana (s. 74-75). Komuniœci

ukryli swój prawdziwy, komunistyczny program, agenturaln¹ podleg³oœæ

Moskwie i chêtnie szafowali patriotycznymi has³ami. Jak czasem siê

„zapominali”, byli przez swych prze³o¿onych strofowani: tak jak sekre-

tarz PPR Pinkus vel Pawe³ Finder w marcu 1943 r.: w swojej ostatniej

depeszy do towarzysza Stalina piszecie o „ustanowieniu w³adzy robot-

niczo-ch³opskiej” w Polsce. Na tym etapie jest to politycznie nieprawi-

d³owe. (...) Najwa¿niejszymi has³ami waszej walki powinny byæ:

Niech przemówi¹ archiwa

background image

309

1) wypêdzenie z Polski okupantów, 2) wywalczenie swobody narodo-

wej, 3) ustanowienie w³adzy autentycznie ludowej i demokratycznej, a

nie w³adzy robotniczo-ch³opskiej. Proszê mieæ to na uwadze (cytujê s.

89).

W³adys³aw Gomu³ka napisa³ w Pamiêtnikach o swoim zetkniê-

ciu z narzucon¹ przez Moskwê formu³¹ dzia³ania PPR: z mieszany-

mi uczuciami s³ucha³em Findera, jego informacji i zarazem instruk-

cyjnych wskazówek naœwietlaj¹cych rolê, zadania i oblicze PPR.

Wynika³o z nich, ¿e kierownictwo Kominternu – realizuj¹ce zawsze

dyrektywy WKP(b) – nowo powo³anej partii nada³o niejako dwa

oblicza, jawne i tajne. (...) skrywane przed narodem mia³y pozostaæ

powi¹zania kierownictwa partii z Moskw¹, z Kominternem, uzna-

wanie ich zwierzchnictwa nad parti¹ mimo formalnego wyrzecze-

nia siê przez ni¹ przynale¿noœci do Miêdzynarodówki Komunistycz-

nej (cytujê s. 75).

Pierwszy sekretarz PPR Marceli Nowotko, napisa³ w 1941 r. o swojej

lotniczej podró¿y do kraju, gdzie mia³ zostaæ pierwszym sekretarzem

PPR: po puszczeniu motorów w ruch zaczêliœmy na po¿egnanie naszej

sowieckiej ojczyzny œpiewaæ pieœñ „Sziroka strana maja radnaja”.

To kim by³ Nowotko? Polskim patriot¹ geopolitycznie patrz¹cym

na wschód, czy jednak po prostu sowieciarzem? To nie Gontarczyk

twierdzi, ¿e ogólnikowo lewicowe i patriotyczne has³a PPR by³y ma-

skarad¹. W kwestii tak wa¿nej, jak to, dok¹d zmierzali i o co walczyli

przywódcy PPR, chêtniej oddajê g³os Bermanowi, Finderowi, Nowotce

i Gomu³ce. Najlepiej zorientowanym i najbardziej zainteresowanym.

Sprawa oszukañczego pos³ugiwania siê przez komunistów ogólni-

kowo-lewicowymi i patriotycznymi has³ami jest jedn¹ z najwa¿niejszych

tez mojej ksi¹¿ki. Ale Lech Ma¿ewski po jej lekturze dalej nie rozró¿nia

kwestii programu politycznego PPR od stosowanej przez tê partiê pro-

pagandy. W zasadzie w tym momencie dalsz¹ dyskusjê z jego tekstem

móg³bym z czystym sumieniem zakoñczyæ. Bez przyswojenia sobie kil-

ku podstawowych informacji o istocie PPR o powa¿niejszej dyskusji na

ten temat chyba nie mo¿e byæ mowy.

Dalej szanowny recenzent zarzuci³ mi, ¿e niepotrzebnie tyle miejsca

poœwiêci³em kwestiom zwi¹zanym z partyzantk¹ komunistyczn¹: autor

background image

310

zajmuje siê tyloma sprawami naraz – obok dziejów samej tytu³owej

PPR – jest te¿ historia PPR-GL-AL. Ju¿ sam sposób, w jaki Lech Ma-

¿ewski zapisa³ nazwê komunistycznej konspiracji (w³aœnie tak: PPR-

GL-AL), dobrze ilustruje nietrafnoœæ podobnego zarzutu. Przecie¿ to ta

sama organizacja, tyle, ¿e dzia³aj¹ca pod ró¿nymi szyldami. Nadto trzeba

pamiêtaæ, ¿e rzekome zas³ugi w walce z Niemcami by³y jednym z naj-

wa¿niejszych argumentów, jakich w swym notorycznym wtr¹caniu siê

w sprawy polskie u¿ywa³a PPR-owska propaganda. Po wojnie tymi

samymi argumentami komuniœci uzasadniali swój tytu³ do sprawowa-

nia w³adzy. I jak¿e to tak? Pomin¹æ to wszystko w rozprawie na temat

historii Polskiej Partii Robotniczej? Nie skonfrontowaæ rzeczywistoœci

z propagand¹? To po co w ogóle zajmowaæ siê PPR?

W innym miejscu pan Ma¿ewski polemizuje z treœci¹ mojej ksi¹¿ki

i po raz kolejny ma inne zdanie: powstanie przez PKWN wcale nie roz-

strzyga³o do koñca problemu w³adzy w Polsce. Gdyby tak by³o, to dla-

czego nie powo³ano od razu Rz¹du Tymczasowego po przekroczeniu

Bugu przez Armiê Czerwon¹ w lipcu 1944 r. a czekano jeszcze jakiœ

czas, aby ostatecznie w czerwcu 1945 r. powsta³ Tymczasowy Rz¹d

Jednoœci Narodowej.

Nie za bardzo czujê siê kompetentny opisywaæ tu wszystkie ele-

menty doϾ dynamicznej polityki sowieckiej wobec Polski w latach 1944-

-1945 r. Jednym zdaniem odpowiem, ¿e w 1944 r. komuniœci nie powo-

³ali rz¹du, bo Stalin nie chcia³ konfliktu z aliantami, którzy wówczas

uznawali rz¹d polski w Londynie. Dlatego powo³ano tylko quasi rz¹d,

pod nazw¹ PKWN. Piszê o tym na str. 388-391 i twierdzê, ¿e jest to

wiedza od wielu lat funkcjonuj¹ca w podstawowej literaturze przed-

miotu... A o tym, ¿e powo³anie PKWN rozstrzyga³o do koñca problem

w³adzy w Polsce, nigdzie nie napisa³em. Nie domyœlam siê nawet gdzie

Ma¿ewski móg³by znaleŸæ w mojej ksi¹¿ce choæ sugeruj¹ce coœ takiego

s³owa. Twierdzi³em coœ zgo³a przeciwnego: ¿e Stalin dzia³a³ w spra-

wach polskich elastycznie i wielowariantowo (s. 388).

Tutaj napiszê, i¿ powo³anie PKWN rozstrzyga³o sprawê w tym zna-

czeniu, ¿e w Polsce zerwano z zachowaniem zasady ci¹g³oœci pañstwo-

wej i rozpoczêto budowê komunistycznej dyktatury, z pozorami tylko

pluralizmu i suwerennoœci. By³a to wyraŸna odmiennoœæ od metod, ja-

background image

311

kie Moskwa zastosowa³a na przyk³ad w Rumunii czy Bu³garii. Tu po-

cz¹tkowo zachowano tradycyjne systemy polityczne, stopniowo nisz-

cz¹c wszelkie atrybuty pluralizmu politycznego i suwerennoœci pañ-

stwowej.

Sporo miejsca w swoim tekœcie Lech Ma¿ewski poœwiêci³ moim

twierdzeniom o tym, ¿e Gomu³ka niewiele ró¿ni³ siê od swego politycz-

nego otoczenia i tak¿e chcia³ sowietyzowaæ Polskê: gdyby Gomu³ka

niczym siê nie ró¿ni³ od innych przywódców PPR, to w 1948 r. pos³usz-

nie przyst¹pi³by na rozkaz Stalina do budowy w Polsce porz¹dków praw-

dziwie komunistycznych. D³ugi wywód na temat Gomu³ki pan Ma¿ew-

ski koñczy twierdzeniem, i¿ „Wies³aw”: broni³ swego stanowiska – na-

wet z nara¿eniem ¿ycia. Tak by³o w 1948 r., jak i 8 lat póŸniej.

Na ten i kilka innych, podobnych argumentów, odpowiem krótko:

Gomu³ka nie przyst¹pi³ w 1948 r. do ostrej sowietyzacji kraju, bo mia³

inne pogl¹dy, co do metod, jakimi ten proces trzeba prowadziæ. Odnosi³

siê z wiêkszym szacunkiem do rzeczywistoœci polityczno-spo³ecznej,

do historii Polski i do tradycji polskiej lewicy. Sowietyzowaæ chcia³, ale

spokojniej i roztropniej. By³ przekonany, ¿e w ten sposób Polacy uznaj¹

komunizm za „swoje”, a nie za ustrój obcy, narzucony przez w³adze

i ZSRS. Ale czy to œwiadczy o tym, ¿e nie pragn¹³ sowietyzowania

Polski? A mo¿e tylko chcia³ to zrobiæ lepiej, skuteczniej?

Nadto twierdzê, i¿ nie ma mocnych podstaw do twierdzenia, ¿e Go-

mu³ka mia³ w 1948 r. œwiadomoœæ dzia³ania z nara¿eniem ¿ycia. A ¿e

tak myœla³ w 1956 r., to ju¿, moim zdaniem, konfabulacja.

Podobnych zastrze¿eñ do fundamentów, na których szanowny re-

cenzent buduje swoje intelektualne konstrukcje, a o mojej ksi¹¿ce

i o mnie wydaje ostre s¹dy, mo¿na przytoczyæ znacznie wiêcej. Ma¿ew-

ski pisze na przyk³ad, ¿e opresywnoœæ w³adzy w latach 1956-1970 mo¿e

byæ porównywalna z rz¹dami sanacyjnymi w latach 30. No có¿, w la-

tach 30. w Polsce pod wieloma wzglêdami nie dzia³o siê najlepiej. Ale

bez przesady. Wystarczy tylko spojrzeæ na zakres swobód obywatel-

skich, ró¿nice pomiêdzy mo¿liwoœciami wolnego rozwoju kultury, na-

uki i oœwiaty, uwarunkowania dotycz¹ce dzia³alnoœci gospodarczej, funk-

cjonowania ówczesnych œrodków masowego przekazu, takich jak ra-

dio, druki czy prasa. Trzeba spojrzeæ na mo¿liwoœci zrzeszania siê

background image

312

i prowadzenia jakiejkolwiek dzia³alnoœci spo³eczno-politycznej. Nie

wspomnê ju¿ o takich „drobiazgach”, jak rola, zadania i liczebnoœæ policji

politycznej... To¿ podobne porównania, przynajmniej z naukowego punk-

tu widzenia, to tylko nieszkodliwy absurd. Mniej, ni¿ realia historycz-

ne, oddaj¹ one mojego recenzenta (tak brzmia³ tytu³ jego tekstu:) K³o-

pot z W³adys³awem Gomu³k¹.

Pan Ma¿ewski atakuje te¿ mój opis dzia³añ komunistycznej party-

zantki: nie czujê siê upowa¿niony do obrony czci pepeerowców czy cz³on-

ków GL-AL, ale obraz ten wydaje mi siê zbyt ciemny, podobny do tego,

jaki do 1956 r. historiografia PRL malowa³a odnoœnie dziejów II RP.

W nauce podobne w¹tpliwoœci rozstrzyga siê tak: trzeba pójœæ do by³e-

go archiwum KC PZPR, zbadaæ dokumenty i podj¹æ merytoryczn¹ dys-

kusjê. By³aby to realizacja zasady sine rea et studio, której lekcewa¿e-

nie zarzuci³ sam autor. Tak siê sk³ada, ¿e ja parê lat w tych archiwach

siedzia³em i stosowne dokumenty zbada³em. Okaza³o siê, i¿ wiêkszoœæ

komunistycznych oddzia³ów – ze wzglêdu na brak broni, wyszkolenia,

jakoœæ elementu, jaki tam trafia³ – nie by³a w stanie podj¹æ walki

z Niemcami. W sposób otwarty o tych sprawach pisali w czasie wojny

sami komuniœci. Ja ich dokumenty w ksi¹¿ce cytujê. Nie chcia³em nara-

ziæ siê na zarzut stronniczoœci, wiêc w ograniczonym zakresie wyko-

rzysta³em archiwalia Polskiego Pañstwa Podziemnego. Narracjê roz-

dzia³ów dotycz¹cych dzia³alnoœci zbrojnej GL-AL zbudowa³em g³ów-

nie na podstawie przez lata ukrywanych w archiwach dokumentów PPR

oraz relacjach jej cz³onków. To nie Gontarczyk twierdzi, ¿e Grzegorz

Korczyñski by³ zwyk³ym rzezimieszkiem. To podkomendni póŸniejsze-

go peerelowskiego ministra i genera³a opowiedzieli, jak z nim rabowali

i mordowali ¯ydów, dziel¹c siê ubraniami ofiar bezpoœrednio na miej-

scu zbrodni. Dodam tylko, ¿e po napisaniu ksi¹¿ki nie przesta³em tej

problematyki badaæ. No i okazuje siê, ¿e rzeczywistoœæ jest bardziej

dramatyczna, ni¿ to opisa³em. Zg³aszaj¹ siê kolejni ludzie z relacjami,

IPN udostêpnia mi kolejne dokumenty. Wynika z nich, ¿e skala zbrodni

pope³nionych przez komunistów na ¯ydach jest znacznie wiêksza, ni¿

myœla³em.

Szanowny recenzent w archiwach nie by³, dokumentów PPR nie

bada³. Mnie zaœ porównuje do stalinowskich propagandystów i poucza

background image

313

sine rea et studio. O swoich pogl¹dach w tej sprawie, nie popartych

¿adnymi merytorycznymi argumentami, napisa³: wydaje mi siê, ¿e....

Có¿ mogê rzecz? Przynajmniej tu: i skromnie, i s³usznie.

Lech Ma¿ewski napisa³, ¿e i ja i moja ksi¹¿ka jesteœmy do niczego.

Ale przyznam szczerze, ¿e nie poczu³em siê specjalnie zmieciony z po-

wierzchni ziemi. Zwa¿ywszy na kaliber i kondycjê wytoczonych tu dzia³,

od ich huku tylko trochê rozbola³a mnie g³owa. A ostre s³owa na temat

mojej wiarygodnoœci naukowej, porównañ do stalinowskiej propagan-

dy, przez szacunek i sympatiê do autora, którego ceniê i czytam odk¹d

pamiêtam, puszczam mimo uszu. Mam nadziejê, ¿e jeszcze nie raz bê-

dziemy mogli pospieraæ siê i podyskutowaæ. No i nie bêdê siê t³umaczy³

z zarzutów antykomunistycznych obsesji i fascynacji Narodowymi Si-

³ami Zbrojnymi. Przynajmniej nie tu, w „Nowej Myœli Polskiej” – mu-

szê zostawiæ jakieœ asy w rêkawie na pojedynki z „Trybun¹”.

„Nowa myœl Polska”, 24 paŸdziernika 2004 r.

background image

314

Prawda tak, ale…

J

erzy Eisler niepotrzebnie w³o¿y³ w swój tekst tyle negatywnych emo-

cji. Zapewne to tak utrudni³o mu zrozumienie genezy i istoty zg³oszo-

nych przeze mnie zastrze¿eñ. Zredukowa³ je wiêc ad absurdum, do czy-

stej emanacji antykomunizmu. Czytelnikom przypominam, ¿e moje uwagi

na temat zaproponowanych przez Eislera metod zniekszta³cania (tak!

zniekszta³cania!) historii oparte by³y na trzech opisanych przez niego

przyk³adach: 1) towarzysza z PZPR mówi¹cego nolens volens i volens

nolens bez zrozumienia o co chodzi; 2) zas³u¿onego oficera AK, który

wyst¹pi³ w radio w 1968 r., i 3) ostrej wypowiedzi hierarchy Koœcio³a

o strajkuj¹cych w koœciele œw. Marcina w 1977 r.

Nie chcia³bym podejrzewaæ szanownego adwersarza o k³opoty ze

zrozumieniem prostego tekstu, ale jestem zaskoczony. Czy naprawdê

Eisler myœli, ¿e protestujê przeciwko pomijaniu informacji niewygod-

nych dla Koœcio³a dlatego, ¿e chcê „przywaliæ czerwonym”? Na wszel-

ki wypadek przypomnê, ¿e wymóg rzetelnego traktowania faktów nie

ma ¿adnego koloru politycznego.

Dalej Eisler broni postulatu pomijania niektórych faktów i zjawisk

ze wzglêdu na dobre obyczaje. Prawda tak, ale nie za wszelk¹ cenê, nie

za cenê naukowej pornografii. Czy zdanie: jeden z hierarchów Koœcio-

³a wypowiedzia³ ostre uwagi na temat ¿ydowskiego pochodzenia nie-

których protestuj¹cych w 1977 r. w Koœciele œw. Marcina jest zdaniem

obscenicznym? Bo ja czu³bym siê w obowi¹zku przynajmniej tyle

w omawianej sprawie napisaæ. Ale Eisler proponuje inaczej. Chce te

informacje przemilczeæ i – by mieæ do tego pretekst – w ma³o wiarygod-

ny sposób podwa¿a ich Ÿród³o, czyli dokumenty SB: jest wszak mo¿li-

Pochwa³a krucjaty

background image

315

we, ¿e tajny wspó³pracownik napisa³ to, co oficer SB chcia³ przeczy-

taæ. Tu nie o pornografiê i dobre obyczaje chodzi. Jestem przeciwny

przemilczaniu niewygodnych dla kogoœ (tu: dla Koœcio³a) faktów z po-

zanaukowych wzglêdów. Tylko prawda ma jakikolwiek sens i znacze-

nie przekonywa³ kiedyœ Józef Mackiewicz. Nie wiem, co jeszcze móg³-

bym napisaæ, by Eisler spróbowa³ to zrozumieæ.

Historiografia „wra¿liwa”

Polemika Eislera sprawi³a mi du¿¹ przykroœæ. Nie dlatego, ¿e jego

autor ma odmienne pogl¹dy i nie dlatego, ¿e poprzetyka³ je inwektywa-

mi. K³opot w tym, ¿e po lekturze jego tekstu zw¹tpi³em w elementarne

zasady logiki. Dawniej œwiat by³ dla mnie prosty i generalnie by³em

szczêœliwym cz³owiekiem. WypowiedŸ Eislera: nie napisa³em ani wte-

dy ani teraz o kogo chodzi, gdy¿ osobiœcie znam cz³onka rodziny tego

dzia³acza i nie chcia³em mu robiæ przykroœci, by³a dla mnie jasna. Jest

i skutek (nie napisa³em ani wtedy ani teraz o kogo chodzi), który mia³

swoj¹ zasadnicz¹ (gdy¿) przyczynê (znam cz³onka rodziny tego dzia³a-

cza i nie chcia³em mu robiæ przykroœci). Po pretensjach mego adwersa-

rza, ¿e wypaczam jego wypowiedzi, by przypisaæ mu chêæ rezygnacji

z pisania prawdy ze wzglêdu na kole¿eñskie znajomoœci, ¿e nie umiem

cytowaæ, w ogóle nic nie rozumiem, co on napisa³, kiedy napisa³ ¿e…

poczu³em siê nieswojo. Eisler móg³ uci¹æ krótko, ¿e to nie on napisa³

powy¿sze zdanie, tylko ja. £adnie, zgrabnie i zmieœci³by siê w tej samej

konwencji.

Dalej okaza³o siê, ¿e brak umiejêtnoœci (w³aœciwego) odczytania

prostych wypowiedzi to tylko czêœæ moich k³opotów. Mam tak¿e pro-

blem z wra¿liwoœci¹. Mój szanowny polemista pisze: Jak rozumiem,

autor polemiki nie widzi nic niestosownego w tym, ¿e zas³u¿ony oficer

Armii Krajowej, z piêkn¹ wojenn¹ kart¹, akurat w kwietniu 1968 r.,

gdy trwa³a antysemicka nagonka, przed mikrofonami Polskiego Radia

mówi³ o ratowaniu przez Polaków ¯ydów w czasie II wojny œwiatowej.

Tutaj znowu ró¿nimy siê zasadniczo – ja dostrzegam niezrêcznoœæ tej

sytuacji. (…) Nie poda³em nazwiska tej wielce zas³u¿onej osoby ponie-

wa¿ – tu dopowiadam ³opatologicznie – wiosn¹ 1968 r. ktoœ o tak piêk-

nym ¿yciorysie w ogóle nie powinien wystêpowaæ w Polskim Radiu…

background image

316

Spróbujê ³opatologicznie: moja opinia, czy rzeczony oficer zacho-

wa³ siê stosownie, czy nie, jest tu kwesti¹ drugorzêdn¹. Przyszed³ do

radia sam, nikt go traktorem tam nie ci¹gn¹³. To jest fakt historyczny

i kropka. A fakty – niezale¿nie od naszych ocen – mamy obowi¹zek

szanowaæ. Nale¿a³o wiêc opisaæ sprawê i dodaæ swoj¹ opiniê na temat

niestosownoœci jego zachowania, jeœli taka wola. Ale nie, mój adwer-

sarz robi inaczej. Z okreœlonych wzglêdów (tutaj: „wra¿liwoœæ”, przed-

tem by³y znajomoœci i dobre imiê Koœcio³a) ca³¹ sprawê przemilcza. Ja

to nazywam „poprawianiem” historii i mówiê krótko: veto.

Ale tu muszê wyznaæ szczerze, ¿e intencji mego polemisty, poprzed-

nio wyra¿onych w tej sprawie, rzeczywiœcie nie zrozumia³em. Nie

przysz³o mi wtedy do g³owy, ¿e mo¿na w tak ostentacyjny sposób nagi-

naæ historyczne fakty. Teraz rozumiem. Oto nauki formu³a nowa: kto

w 1968 r. w radio by³, albo nie by³, dziœ zdecyduje Jerzy Eisler.

Sk¹d ja te metody znam? Ano, czyta³em kiedyœ biogram Micha³a

¯ymierskiego. Jego autor nie chcia³ napisaæ, ¿e Pan Marsza³ek przed

wojn¹ trafi³ do wiêzienia za malwersacje finansowe. Napisa³ wiêc, ¿e

¯ymierski w latach 30. po prostu wyjecha³ z kraju. Mo¿e autor biogra-

mu post¹pi³ w³aœciwie? Trochê wstyd: Marszalek Polski i taka g³upia

sprawa… A jak daleko w swej „wra¿liwoœci” gotów posun¹æ siê Jerzy

Eisler?

Lekcja Maleszki

Eisler pisze: nie widzê zwi¹zku miêdzy tkwieniem agentury w œwie-

cie polityki, mediów i biznesu a rzetelnym opisywaniem i analizowa-

niem niedawnej przesz³oœci. Nikt z tych ludzi nie przeszkadza mi

w systematycznych badaniach nad politycznymi dziejami PRL i publi-

kowaniu ich wyników. Czy¿by mojemu polemiœcie agenci przeszkadza-

li w pracy naukowej?

Medici curate sum – mo¿na rzec o œwiadomoœci historycznej ta-

kich historyków. IPN powsta³ 9 lat po upadku komunizmu. Wcze-

œniej, ze wzglêdu na si³ê lobby przeciwstawiaj¹cego siê otwarciu ko-

munistycznych archiwów, badania nad wieloma obszarami historii

Polski by³y niemo¿liwe. Archiwa SB publicznie nazywano puszk¹

Pandory, z której mo¿e tylko wyleŸæ robactwo. Historyków, którzy

background image

317

chcieli je badaæ, porównywano do ma³ych ch³opców, epatuj¹cych siê

obrazkami z go³ymi paniami. „Ubeckie archiwa trzeba spaliæ, zako-

paæ albo zalaæ betonem” – jak mo¿na by³o us³yszeæ z ust znanych,

publicznych mentorów. Kto mia³ w tej kwestii inne zdanie, by³ trakto-

wany tak, jak ja dziœ przez Eislera – co tu gadaæ z oszo³omem, co to

wszêdzie wêszy agentów.

Jednym z gard³uj¹cych w sprawie lustracji i archiwów by³ znany

dziennikarz Les³aw Maleszka. Mentorskim tonem, jak dzisiaj mnie Eisler,

poucza³ antykomunistycznych oszo³omów: Bronis³awa Wildsteina i Pio-

tra Wierzbickiego. I co siê okaza³o? Ów „autorytet moralny” by³ wielo-

letnim, p³atnym konfidentem SB (ps. „Ketman”). Wczeœniej donosz¹-

cym na Wildsteina.

Historyk dziejów najnowszych nie dzia³a w pró¿ni, jak to sobie ima-

ginuje Eisler. Dla tempa odk³amywania historii Polaków wa¿ne s¹ ró¿-

ne elementy. Tak¿e uregulowania prawne, dobre decyzje polityczne,

czytelne mechanizmy funkcjonowania ¿ycia publicznego i nauki. A ilu

jeszcze „Ketmanów” i „Pedagogów” (prof. Andrzej Garlicki) ma wp³yw

na publiczne debaty i stan historiografii dziejów najnowszych?

Eisler szydzi ze mnie, ¿e jemu tam w pracy naukowej agenci nie

przeszkadzaj¹. Niech sobie szydzi. Ale ja siê szczerze martwiê, ¿e on

nie pojmuje podstawowych problemów zwi¹zanych z istnieniem dobre-

go klimatu dla odk³amywania historii. No i trochê siê cieszê. Dobrze

jest mieæ intelektualny horyzont siêgaj¹cy dalej, ni¿ czubek w³asnego

nosa.

Anatomia sporu

Konstrukcja, któr¹ wytworzy³ Eisler, jest banalnie prosta: on jest

obiektywny, wywa¿ony i rzeczowy, ja jestem ideologiem, który chce

przywalaæ czerwonym za wszelk¹ cenê – nawet za cenê naginania praw-

dy historycznej. Nadto jestem niedouczony, bo nawet cytowaæ nie umiem,

no i niezbyt m¹dry, bo trzeba mi „³opatologicznie” proste rzeczy t³uma-

czyæ. Ale za to mam sporo szczêœcia, bo mój polemista, to cz³ek mi³o-

sierny. Czasem udziela mi lekcji, a przecie¿ móg³by siê nade mn¹ pa-

stwiæ (ca³a terminologia J. Eislera). Bardzo chwytliwa to wizja. Tylko,

czy oddaje sens naszych ró¿nic i sporów?

background image

318

Na pocz¹tku dygresja: wszêdzie i zawsze twierdzê, ¿e historiogra-

fia najnowsza Polski jest zmistyfikowana. Po pó³wieczu komunizmu

wiêkszoœæ obszarów naszej przesz³oœci trzeba opisywaæ na nowo. Uwa-

¿am, ¿e jest nam potrzebny masowy proces odk³amywania. Coœ, co

kilka lat temu prof. Krasnodêbski okreœli³ jako przywracanie Polakom

pamiêci. Coœ na kszta³t (tu „puszczam oko” do tytu³u polemiki Eislera)

by przywróciæ prawdê, intelektualnej krucjaty. A jak w tym kontekœcie

wygl¹da treœæ moich ró¿nic z Eislerem?

Kilka lat temu spór poszed³ o to, ¿e mój polemista wychwala³ doro-

bek historiografii PRL. By³em zaszokowany. Protestowa³em, ¿e to oce-

na kompletnie chybiona. Namawia³em do odrzucenia ksi¹¿ek, które ja

uwa¿am za zwyk³¹ poligramotê. Nie wymieniaj¹c osoby z nazwiska,

szczególnie ostro potraktowa³em dorobek prof. Krystyny Kersten. Jej

Narodziny systemu w³adzy (praca powsta³a bez kontaktu z podstawo-

wymi Ÿród³ami archiwalnymi) czy PKWN (antynaukowy paszkwil na

polskie podziemie i rz¹d polski w Londynie) do dziœ zak³amuj¹ œwiado-

moœæ historyczn¹ kolejnych pokoleñ Polaków. Co wyniós³ Eisler z tej

polemiki? Ano nic. Po kilku latach, w 2004 r. stwierdzi³ publicznie, ¿e

prof. Kersten odk³ama³a historiê PKWN. A ¿e w jej ksi¹¿ce a¿ roi siê od

oczywistych k³amstw i manipulacji, a autorka t³umaczy z³o¿one proce-

sy historyczne cytatem z pism W³odzimierza Lenina… Podobnych przy-

k³adów wypowiedzi Eislera mogê podaæ wiêcej. Tak samo, jak promo-

wanie historiografii, w której pomija siê niewygodne fakty i deprecjo-

nuje k³opotliwe Ÿród³a – budz¹ one mój sprzeciw. Zwracaj¹ nas bowiem

w kierunku przeciwnym, ni¿ tak potrzebne „przywracanie pamiêci”, s¹

te¿ zagro¿eniem dla wiarygodnoœci nauki.

Czy Eisler zanadto nie upraszcza œwiata wmawiaj¹c sobie i czytel-

nikom, ¿e jestem tylko oszo³omem, który ¿yje przywalaniem czerwo-

nym?

Szkoda gadaæ…

Kolejn¹ polemikê z Jerzym Eislerem podj¹³em wyj¹tkowo niechêt-

nie. Zbyt mocno ró¿nimy siê w ocenie dorobku historiografii PRL, miej-

sca i roli historyka w spo³eczeñstwie. Dziœ widzê, ¿e ró¿nimy siê te¿

w kwestii wymogów warsztatu naukowego i stosunku do zasad logiki.

background image

319

Dlatego moj¹ polemikê w tej sprawie chcia³bym ze swej strony zakoñ-

czyæ. Opinii nie zmieniê. Na ró¿norodne uzasadnienia przemilczania

k³opotliwych faktów, niewygodnych Ÿróde³ czy pisania historiografii

„wra¿liwej”, nie zgodzê siê nigdy. Bez wzglêdu na to iloma jeszcze in-

wektywami i insynuacjami obrzuci mnie Jerzy Eisler. Lekce je sobie

wa¿ê. G³ównie dlatego, ¿e w doœæ powszechnym odczuciu takie argu-

menty s¹ tylko wizytówk¹ autora.

Chc¹c zakoñczyæ jakoœ weso³o i optymistycznie, opowiem anegdotkê.

Po wspomnianej ju¿, naszej ostrej polemice w „¯yciu”, w redakcji tego

pisma odby³a siê ciekawa dyskusja. Nie by³o tam mnie, za to by³ Jerzy

Eisler. Prócz niego historycy i dziennikarze. Obecni twierdzili na ogó³,

¿e napisa³em du¿o za ostro. Ale przy tym byli zgodni, ¿e w kwestii

oceny dorobku naukowego PRL racja jest po mojej stronie. Jerzy Eisler

wyszed³ z pokoju, co tu kryæ, mocno niezadowolony. Z tego punktu

widzenia jego pouczaj¹cy ton i buñczuczne s³owa, jakoby przed laty

udzieli³ mi wystarczaj¹cej lekcji, pozwolê sobie dziœ i w przysz³oœci

powspominaæ z niczym niezm¹conym, promiennym uœmiechem.

Artyku³ napisany w marcu 2005 r. zwi¹zku z dyskusj¹ z Jerzym

Eislerem w „Gazecie Polskiej”. Nie opublikowany przez ówczesn¹

redakcjê „GP” kierowan¹ przez Piotra Wierzbickiego.

background image

320

background image

321


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kresowa księga sprawiedliwych T 12 Studia i materiały Warszawa 2007 ISBN 978 83 60464 61 8
Kresowa księga sprawiedliwych T 12 Studia i materiały Warszawa 2007 ISBN 978 83 60464 61 8
ksiegarnia ae spis tresci isbn 978-83-87344-78-8, Studia 1, I rok, Logistyka
isbn 978 83 7251 994 8 ksiazki klastry
Warszawa, Warszawa, 6 lipca 2006 roku
kłopotliwe, historyczne błędy kościoła, HISTORYCZNE BŁĘDY KOŚCIOŁA: chodzi o decyzje na ogół kłócące
Piotr Gontarczyk – „Działanie musi być absolutnie radykalne”
Gray R Toeplitz and circulant matrices A review (NOW, 2006)(ISBN 1933019239)(98s) MAl (1)
Władysław Bruliński Czerwone plamy historii Warszawa Unia Nowoczesnego Humanizmu, 1981
Texe Marrs Mroczny majestat, tajne bractwo i magia tysiąca punktów świetlnych Warszawa Garmond, 1991
Cfasman M A , Prasolov V V (red ) Globus Obshchematematicheskij seminar Vyp 3 (MCNMO, 2006)(ISBN 594
Janusz Tazbir Protokoły mędrców syjonu Autentyk czy falsyfikat Warszawa Iskry, 2004 ISBN 83 207 1749
Topping P Lectures on the Ricci flow (draft, CUP, 2006)(ISBN 0521689473)(O)(134s) MDdg
arkusz Historia poziom r rok 2006 probny

więcej podobnych podstron