(Wiatr nadziei 05) Zazdrość Frid Ingulstad

background image

FRID INGULSTAD

ZAZDROŚĆ

Saga Wiatr Nadziei

część 5

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, czerwiec 1905 roku

Elise obudził jej własny krzyk. Mrugając powiekami, rozejrzała się

przerażona, ale na szczęście Peder i Kristian spali spokojnie.

Na dworze wciąż jeszcze było widno, choć zapewne minął już późny wieczór.

Czuła się dziwnie wyspana, mimo że spała chyba tylko chwilę, bo długo się

przewracała z boku na bok, nim zasnęła.

Serce waliło jej mocno, a mokra od potu nocna koszula przylepiła się do ciała.

Elise na nowo przeżywała koszmarny sen. Śniło jej się, że brała ślub z Emanuelem.

Kiedy już wychodzili z kościoła, zauważyła Johana, który stał z nożem w ręce i

patrzył na nią posępnie. Pomimo gorąca przeszedł ją zimny dreszcz. Elise obróciła się

na bok, próbując się otrząsnąć i zapomnieć o koszmarze, ale przykre obrazy

powracały wciąż na nowo. Nie mogła uleżeć spokojnie, wstała więc i boso

przemknęła w stronę kuchni, by napić się wody.

Powstrzymał ją jednak szept matki:

background image

- Śniło ci się coś niedobrego?

Elise zerknęła na łóżko, a widząc, że mama jej się przygląda, pokiwała głową.

- Chodź tu na chwilę, Elise - poprosiła matka.

Elise cofnęła się i usiadła na brzegu posłania. Mama wzięła ją za rękę i

zapytała:

- Co cię tak niepokoi? Męczą cię jakieś koszmary?

- Miałam okropny sen - wyszeptała Elise, umykając spojrzeniem. - Śniło mi

się, że Johan patrzył na mnie tak wrogo...

- A więc to przez Johana jesteś taka niespokojna... - Matka uścisnęła jej dłoń. -

Musisz spróbować o nim zapomnieć, Elise. On nie jest wart twojej miłości. - Po

chwili dodała z ociąganiem: - Tak się cieszę z tego, co się stało. I ty też powinnaś.

Kiedy wczoraj wieczorem zniknęłaś, bardzo się przestraszyłam. Wiedziałam, że nie

masz pieniędzy na komorne. Ale gdy cię zobaczyłam razem z panem Ringstadem i

podzieliliście się ze mną tą wielką nowiną, miałam wrażenie, że stał się cud, że moje

modlitwy zostały wysłuchane. - Znów uścisnęła dłoń córki. - Wiele dziewcząt ogarnia

niepokój, gdy już przyjmą oświadczyny, to zupełnie naturalne. Wydaje mi się, że

jeszcze nie do końca pojmujesz, że na lepszego męża niż Emanuel Ringstad nie

mogłaś trafić.

Elise, skinąwszy głową, zmusiła się do uśmiechu.

- Owszem, pojmuję. Smutno mi tylko, że nie odwzajemniam jego uczuć. Nie

czuję do niego tego samego co do Johana.

- Powoli, Elise! Z czasem pokochasz go równie mocno, jestem tego pewna.

Szanujesz go, to najważniejsze, a miłość przyjdzie. Daj tylko sobie trochę czasu!

Kiedy już złożycie przysięgę małżeńską, przestaniesz zadręczać się wątpliwościami i

całą swoją uwagę skupisz na nim.

Elise pokiwała głową.

- Dziękuję, mamo. Spróbuj teraz zasnąć. Pójdę się napić wody i też się zaraz

kładę.

Gdy tylko z powrotem otuliła się pierzyną, powróciła myślami do słów mamy i

przyznała jej rację. Naprawdę, mam więcej szczęścia niż niejedna dziewczyna. Bo w

końcu rzadko się słyszy, by któraś wiązała się z kimś, kogo kocha. Emanuel jest dobry

i miły. To porządny i szlachetny człowiek, chce dla mnie jak najlepiej. Zdecydował

się mnie poślubić, pomimo że wie, iż urodzę dziecko innego mężczyzny. Zdawał

sobie sprawę, że będzie musiał wystąpić z Armii Zbawienia i znaleźć sobie inną

background image

pracę. I podjął tę poważną decyzję świadomie, rozważywszy wszystkie za i przeciw.

Pewnie niejedną noc spędził, przewracając się z boku na bok, bo nie mógł zmrużyć

oka.

Wyłożył Elise jasno, że nie zamierza wrócić na wieś, by przejąć dwór. Praca w

gospodarstwie zupełnie go nie interesuje, mówił.

Skończył przecież studia, a także roczną szkołę handlową. Wolałby więc

znaleźć pracę, w której by mógł wykorzystać swoje umiejętności i wiedzę.

Zdziwiła się, bo wcześniej opowiadał jej, że od przejęcia dworu rodzinnego

powstrzymuje go powołanie, a teraz nagle tłumaczył się wykształceniem. Nie

wyraziła jednak na głos swoich wątpliwości. Bez takiego zapewnienia z jego strony

na pewno nie zgodziłaby się na małżeństwo. Nie mogłaby przecież wyjechać z nim do

rodzinnej posiadłości i zostawić mamy samej z chłopcami, bez środków do życia. Byli

od niej całkowicie zależni, nie mieli żadnych innych dochodów.

Emanuel wie o mnie wszystko, a mimo to chce się ze mną ożenić. Nie miałam

innego wyjścia, przekonywała po raz kolejny samą siebie. Gdyby nie jego pomoc,

pozostałoby nam jedynie miłosierdzie gminy, a to zabiłoby mamę.

Nagle przyszła jej do głowy nieprzyjemna myśl. Co na to powie Agnes?

Przecież zwolniła się z fabryki, by być bliżej Emanuela. Wertowała czasopisma dla

kobiet i oglądała suknie ślubne, marząc o tym, by stanąć na ślubnym kobiercu u boku

Emanuela.

Boże święty, jęknęła w duchu Elise, bo dobrze znała swoją przyjaciółkę.

Wiedziała, że nie wybacza nigdy temu, kto jej nadepnie na odcisk. A mieć w niej

wroga... Zadrżała, przewracając się z boku na bok. Emanuel wiedział co prawda, że

podoba się Agnes, nie miał jednak pojęcia, do czego ona jest zdolna...

Pomyślała też o Annie, cierpliwej, miłej, kochanej Annie... Przypomniało jej

się, jak się dowiedziała od Emanuela, że kocha inną. „Zazdroszczę jej tak, że aż serce

mi ściska”, zwierzała się Elise i dodała: „Nieważne, kim ona jest, i tak jej nie znam”.

Co powie, kiedy zrozumie, że Emanuel, mówiąc o kobiecie, którą kocha, miał

na myśli Elise? Ona, która wciąż wierzy w to, że Johan i Elise się pogodzą.

Elise już nie wiedziała, co gorsze, nieme wyrzuty Anny czy zazdrość i złość

Agnes.

Poczekała, aż na stole będzie śniadanie, i dopiero wówczas oznajmiła braciom

nowinę. Nie wiedzieli jeszcze o niczym, bo gdy wróciła poprzedniego wieczoru z

Emanuelem, oni już spali.

background image

- Muszę wam coś powiedzieć - zaczęła i popatrzyła z uśmiechem na Pedera i

Kristiana. - Wychodzę za mąż za Emanuela Ringstada!

Peder otworzył usta ze zdziwienia, ale zaraz jego twarz rozpromieniła się w

uśmiechu. Zerwał się ze stołka gwałtownie, przewracając go na podłogę, i rzucił się

siostrze na szyję.

- To prawda? Nie kłamiesz? - wypytywał gorączkowo. Elise roześmiała się i

pokręciła głową.

- Nie kłamię. Wczoraj wieczorem Emanuel poprosił mnie o rękę, a ja się

zgodziłam.

Zerknęła na Kristiana, który nie odezwał się ani słowem. Zacisnąwszy usta w

cienką kreskę, wstał, wziął podręczniki obwiązane rzemykiem i skierował się do

wyjścia.

- Kristian! - zawołała mama ostrym głosem. Odwrócił się niechętnie.

- Chyba rozumiesz, że pan Ringstad ratuje nas od głodu i nędzy? Wiesz, że

stary Torgny zagroził, iż nas wyrzuci i będziemy musieli zamieszkać kątem u innej

rodziny, jeśli do ósmej wieczorem nie zapłacimy czynszu, a my nie mamy pieniędzy?

- Nic mnie to nie obchodzi!

Mama aż poczerwieniała ze wzburzenia.

- Jak to? Nie obchodzi cię, gdzie będziemy mieszkać?

- Zostaw go w spokoju - wtrąciła się Elise i położyła jej dłoń na ramieniu. - On

się smuci z powodu Johana.

Mama otworzyła usta i już miała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się

powstrzymała. Elise jednak poznała po jej minie, że mama nie ma już takiego dobrego

zdania o Johanie jak kiedyś.

- Wieczorem wybieram się do Agnes - rzekła więc pośpiesznie, by skierować

uwagę mamy na inne tory.

- Do Agnes? Chyba raczej powinnaś poświęcić czas swojemu narzeczonemu?

- Owszem, z nim też się na pewno spotkam. Muszę jednak porozmawiać z

Agnes o czymś ważnym.

- Agnes ugania się za tym Ringstadem - zaśmiał się Peder. - Na pewno się

teraz na ciebie wścieknie, Elise!

- Właśnie tego się obawiam.

- A cóż Agnes do tego? - zdziwiła się mama, posyłając córce ponure

spojrzenie. - Ona zawsze kleiła się do chłopaków, ale od twojego narzeczonego niech

background image

się lepiej trzyma z daleka.

Elise nie miała siły rozmawiać o tym z mamą. Wstała i kierując się w stronę

drzwi, rzuciła:

- Zaraz odezwie się syrena fabryczna, muszę się śpieszyć.

W powietrzu czuło się chłód. Wiatr od północy gładził toczące się wartko z

głośnym szumem wody Aker. Elise zadrżała z zimna i mocniej owinęła się szalem.

Właściwie o tej porze powinno już wreszcie nadejść lato, tymczasem pogoda wciąż

się zmieniała i raz było ciepło, a zaraz potem nadciągał chłód. Jakiś czas temu pisano

w gazetach, że tegoroczna zima i wiosna odbiegały od normy. Wygląda na to, że

będzie to też dotyczyć lata. Wiele osób łączyło te odstępstwa w pogodzie z

niepokojem w kraju. Niemal powszechnie obawiano się wojny. Elise zastanawiała się

z lękiem, czy w wypadku ogłoszenia powszechnej mobilizacji Emanuel także zostanie

powołany. A co z Johanem? Czy więźniów też wcielają do wojska?

Gdy przeszła przez most, odwróciła się, bo usłyszała, że ktoś ją woła. Czy to

nie pech? Za każdym razem, gdy w jej życiu coś się działo, pierwsza pojawiała się na

horyzoncie wścibska Valborg i koniecznie chciała z niej wyciągnąć prawdę.

- Widziałam was, Elise! Ciebie i oficera! Zaprzeczałaś, że coś was łączy,

tymczasem wczoraj wieczorem szliście, trzymając się za ręce!

- Owszem, zaprzeczałam, bo wtedy nic nas nie łączyło, ale nastąpiła zmiana.

Zaręczyliśmy się.

Uznała, że równie dobrze może powiedzieć Valborg od razu, skoro wkrótce i

tak się wszyscy o tym dowiedzą. A ponieważ ślub ma się odbyć jak najprędzej, ze

względu na jej brzuch, lepiej mieć to już za sobą.

Valborg zatrzymała się gwałtownie i popatrzyła na nią zaskoczona.

- Zaręczyłaś się z oficerem? Całkiem zgłupiałaś? Przecież oni nie mogą się

ż

enić!

- Emanuel zamierza wystąpić z Armii Zbawienia.

- Co? - Valborg zmierzyła Elise od stóp do głów. - Spodziewasz się dziecka,

czy co?

- Nic podobnego! - zaprzeczyła Elise nerwowo i poczuła, że się czerwieni.

- To po co ten pośpiech? Przecież dopiero co byłaś zaręczona z Johanem.

- Nieprawda, minęło już kilka tygodni, odkąd Johan ze mną zerwał.

Valborg uśmiechnęła się z ironią.

- Już ja swoje wiem! - popatrzyła na nią raz jeszcze badawczo, po czym

background image

odwróciła się i ruszyła w kierunku bramy fabryki.

To był ciężki dzień. Pomocnice uwijały się jak w ukropie pośród nawoływań

poganiających je prządek. W hali unosiły się tumany kurzu, a huk maszyn zagłuszał

wszelkie inne odgłosy. Elise czuła ulgę, że Hilda już nie pracuje w przędzalni.

Tęskniła za nią, ale świadomość, że siostra uwolniła się od tego kieratu, napełniała ją

radością. Ja, niestety, muszę tu zostać, pomyślała nagle z rezygnacją. Nawet jeśli

Emanuel będzie miał tyle szczęścia, że dostanie pracę, to przecież kanceliści nie

zarabiają znowu tak dużo, by utrzymać tyle osób. Emanuel obiecał, że mama i

chłopcy zamieszkają razem z nami, nie mogę jednak pozwolić, by on sam łożył na

całą moją rodzinę. Wystarczy już, że przyrzekł zaopiekować się nie swoim dzieckiem.

Po co ja mówiłam Agnes o swoim kłopocie, wyrzucała sobie w myślach...

Teraz wie o dziecku. Ona i Hilda. Hildzie mogę zaufać, jednak gdy Agnes zwróci się

przeciwko mnie...

Przeszły ją ciarki.

A co z Anną? Czy ona także domyśliła się prawdy? Nie, to niemożliwe,

pomyślała Elise. Kiedy jej mówiłam, że upadłam, bo mi się zdawało, że ktoś mnie

goni, Anna powiedziała: „Oni chcą cię tylko nastraszyć. Na pewno nie zrobiliby ci nic

złego”. Anna zawsze dobrze myślała o ludziach. Nie przyszłoby jej nawet na myśl, że

ktoś mnie zgwałcił.

Nie, tajemnicę znają wyłącznie Hilda i Agnes. Mama nie może się o tym

dowiedzieć pod żadnym pozorem! Ani Peder i Kristian. Co prawda Peder z Evertem

dociekali głośno, co się jej mogło stać, jak to dzieciaki, ale to było tylko takie gadanie,

choć zaskakująco bliskie prawdy. W gruncie rzeczy w to nie wierzyli.

Jeśli pobierzemy się z Emanuelem dość szybko, ludzie nie domyśla się nawet,

ż

e nie on jest ojcem dziecka. Niektóre kobiety rodzą przedwcześnie, innym zdarza się

przenosić ciążę. Powiem, że dziecko jest wcześniakiem. Nikt nie będzie podejrzewał,

ż

e kłamię. . Po pierwsze wszyscy wiedzą, że Johan siedzi w więzieniu, a skoro o tym,

co się zdarzyło tamtej niedzieli, gdy wracałam z więzienia Akershus, wie tylko Hilda i

Agnes, nikomu nie przyjdzie nawet do głowy, że miałam kogoś w tym czasie.

Nikt prócz tego, który mnie zgwałcił... ale on się nawet nie domyśli, że to jego

dziecko. Pośpiesznie porzuciła tę myśl, bo słabo jej się robiło, ilekroć sobie

przypominała ten koszmar.

Czas wlókł się niemiłosiernie. Bolały ją plecy, głowa, i zbierało jej się na

mdłości. Nie miała pojęcia, jak Hilda wytrzymywała tę harówkę, będąc w

background image

zaawansowanej ciąży. Zwłaszcza że jako pomocnica biegała w tę i z powrotem,

przynosząc prządkom nawoje. Elise nie pamiętała, by kiedyś było w hali tak duszno.

Nigdy też jeszcze hałas nie wydawał jej się tak dokuczliwy. Gdy w końcu usłyszała

pobrzękiwanie kotłów z zupą w korytarzu, postanowiła pójść w czasie przerwy do

domu, choć nie musiała już się opiekować mamą.

Jak dobrze było wyjść trochę na dwór! Świeże powietrze orzeźwiło ją, ustały

mdłości, a i ból głowy nieco zelżał.

Pomyślała o Emanuelu, wciąż nie mogąc wyjść ze zdziwienia, że chce się z

nią ożenić, wiedząc, że nosi pod sercem dziecko innego mężczyzny. Nie mogła go

zrozumieć. Samej trudno jej było sobie wyobrazić, że będzie potrafiła kochać dziecko,

poczęte w takich okolicznościach. Nawet w myślach nie nazywała istoty, którą nosiła,

„dzieckiem”, a jedynie „czymś”, „czymś okropnym i wstrętnym”.

„Ażeby dziecku, którego oczekujesz, dać ojca”, powiedział. On myślał o tym

jak o żywym dziecku. Nie budziło w nim wstrętu, traktował je jak istotę, której chce

pomóc. Nawet stać się jej ojcem.

Naprawdę Emanuel różnił się bardzo od innych mężczyzn. Poczuła w sobie

miłe ciepło. „Na lepszego męża nie mogłaś trafić”, powiedziała mama. Zrobię

wszystko, co w mojej mocy, by być dobrą żoną, postanowiła. Tak by Emanuel nie

ż

ałował nigdy decyzji, jaką podjął.

W bramie czynszówki wpadła wprost na panią Thoresen. Po jej minie od razu

poznała, że wie o wszystkim.

- Twoja mama, Elise, była u nas i opowiedziała, co się wydarzyło - rzuciła

krótko.

Elise nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Zaraz po Agnes najbardziej się

obawiała właśnie spotkania z panią Thoresen. Spuściła wzrok, obawiając się spojrzeć

sąsiadce prosto w oczy.

- Anna płacze, ale tego się pewnie spodziewałaś - dodała z goryczą.

Elise podniosła wzrok.

- Przykro mi z tego powodu. Ostatnie, czego bym chciała, to zasmucić Annę.

Pani Thoresen wzruszyła ramionami.

- Zawsze powtarzałam, że każdy ma dość własnych kłopotów!

- Naprawdę, nie chciałam skrzywdzić Anny, zna mnie pani przecież! Emanuel

Ringstad od dawna wyznawał mi swoje uczucia, ale ja nie chciałam go słuchać.

Postanowiłam czekać na Johana.

background image

- Rzeczywiście, poczekałaś - prychnęła pani Thoresen z pogardą.

- To Johan zerwał zaręczyny - odparła Elise, czując wzbierającą się w niej

przekorę.

- Wszystko jedno! Jak nie jedno nieszczęście, to drugie. Dla takich jak my nie

ma nadziei - oznajmiła i wymaszerowała, nie spojrzawszy nawet na Elise, uznając

pewnie rozmowę za zakończoną.

Elise ciężkim krokiem weszła po schodach. Przed drzwiami do mieszkania

Thoresenów ociągała się chwilę. Najchętniej przeszłaby obok i skierowała się na

schody prowadzące na drugie piętro, zmusiła się jednak, by zapukać i wejść do

ś

rodka.

Anna leżała w łóżku blada i zapłakana. Gdy jednak zobaczyła Elise,

pośpiesznie wytarła łzy, udając, że nic się nie stało.

- Witaj, Elise.

- Spotkałam na dole w bramie twoją mamę. Podobno moja mama była u was.

Anna skinęła głową i spojrzała na nią wyraźnie zakłopotana.

- Nie przejmuj się, Elise - rzekła, połykając łzy. - Właściwie bardzo się cieszę

twoim szczęściem, tylko że ta wiadomość spadła na mnie dość nieoczekiwanie.

- Dobrze to rozumiem. Mnie też zaskoczyła.

Anna otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale rozmyśliła się.

- Nie zamierzałam cię oszukiwać, Anno. Wtedy gdy mi mówiłaś, że Emanuel

kocha inną, podejrzewałam, że ma na myśli mnie, i zdenerwowałam się tym.

Uznałam, że to bezczelne z jego strony, bo w żaden sposób go do tego nie

zachęcałam. Przeciwnie, przez cały czas powtarzałam, że zamierzam czekać na

Johana.

Anna słuchała z uwagą.

- Skoro domyśliłaś się, że mówił o tobie, to musiał ci to sugerować.

- Tak, ale ja go traktowałam jak przyjaciela. Nie mam siły ci o tym wszystkim

opowiadać, Anno, ale uwierz, że nie chciałam ci sprawić bólu. Nie przyszło mi nawet

do głowy, że tak się to wszystko skończy. - Wzruszyła bezradnie ramionami. - On

wie, że go nie kocham. Wie, że nadal darzę miłością Johana i wolałabym na niego

poczekać, mimo że Johan sobie tego nie życzy. Ale gdy Hilda się wyprowadziła,

wszystko się zawaliło. Wczoraj wieczorem musiałam wyjść z domu, by mama i

chłopcy nie domyślili się, jak bardzo jestem zrozpaczona. Nie miałam pieniędzy na

czynsz i nie miałam pojęcia, jak damy radę się utrzymać z mojej jednej wypłaty.

background image

Torgny dał nam czas do godziny ósmej wieczorem. Zagroził, że jeśli nie zapłacę

komornego, wyrzuci nas stąd.

Anna popatrzyła na nią przerażona.

- W tym czasie przyszedł do domu Emanuel i zapytał o mnie. Powiedzieli mu,

ż

e wyszłam się przejść. Znalazł mnie i zaproponował małżeństwo, by uratować nas z

trudnej sytuacji, a ja dałam się przekonać.

- Mogłaś pożyczyć od niego pieniądze! Poza tym Peder i Kristian są już dość

duzi, by zacząć roznosić gazety popołudniami, a wnet twoja mama też nabierze sił po

chorobie i będzie mogła podjąć jakąś pracę. Wspominała coś mojej mamie, że

zamierza dowiedzieć się u Magdy, czy nie potrzebna jej pomoc w sklepie.

Elise bardzo pragnęła wyjawić jej najważniejszy powód, dla którego zgodziła

się na małżeństwo, ale nie mogła.

- Nie chciałam go prosić o kolejną przysługę. Pytałam Hildę, ale ona nie ma

pieniędzy. Agnes też nie. Zastanawiałam się nawet, czy nie zapytać twojej mamy o

pożyczkę, ale wiem, jak bardzo się męczy, by związać koniec z końcem. Tak samo

zresztą jak my wszyscy tu w okolicy.

- Nie mogłaś zwrócić się o zasiłek do gminy? Albo do Armii Zbawienia?

- Mama jest zbyt dumna, by przyjmować zasiłek, a jej zdaniem Armia

Zbawienia wystarczająco już nam pomogła.

- I z powodu chorobliwej ambicji twojej mamy jesteś zmuszona poślubić

mężczyznę, którego tak naprawdę wcale nie chcesz? - W głosie Anny pobrzmiewało

nie tylko zdumienie, ale i nuta szyderstwa.

Elise nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy. Wiedziała, że nie powinna zrzucać

winy na mamę. Gdyby Anna wiedziała o tym, co rośnie w jej brzuchu, pewnie by

zrozumiała.

Anna westchnęła z rezygnacją.

- Wybacz, Elise. Wiem, że mogę sprawiać wrażenie małostkowej. Nie mam

ż

adnego prawa wypytywać cię i drążyć tego tematu.

- Owszem, masz prawo do wyjaśnień. W końcu byłam narzeczoną twojego

brata! Mogę ci tylko powiedzieć, że zarówno Emanuel, jak i ja uczynimy wszystko,

by wam pomóc. Sam mi to powiedział wczoraj wieczorem.

Anna nie odezwała się.

Elise odwróciła się, zbierając się do wyjścia.

- Rozumiem cię, Anno - rzuciła na odchodnym. - Mam tylko nadzieję, że nie

background image

odwrócisz się ode mnie z tego powodu.

Anna nadal milczała. Elise westchnęła ciężko i cicho zamknęła za sobą drzwi.

Ku swemu zdumieniu zastała w kuchni Emanuela, który siedział przy stole

razem z mamą. Akurat w tej chwili wolałaby, aby go tu nie było, potrzebowała

bowiem pobyć trochę sama.

Mama popatrzyła na nią zatroskanym wzrokiem.

- Jesteś bardzo zmęczona, Elise. Widać to po tobie.

- Byłam u Anny - rzekła Elise, patrząc na Emanuela porozumiewawczo.

Wiedziała, że się domyśli, o co chodzi.

Mama nie wyglądała na osobę, którą dręczą wyrzuty sumienia.

- Podzieliłam się z nimi tą wielką nowiną. Uznałam, że równie dobrze mogą

się dowiedzieć o tym od razu.

Elise pokiwała głową.

- Pani Thoresen jest bardzo rozgoryczona. Najwyraźniej uważa, że powinnam

czekać na Johana.

- Jak śmie oczekiwać czegoś takiego? - oburzyła się mama i aż poczerwieniała

na twarzy. - Po tym wszystkim, co zrobił?

Elise nie odpowiedziała. Dawno już zrozumiała, że z mamą nie ma sensu

rozmawiać o Johanie.

Mama wstała tymczasem i oznajmiła:

- Pójdę się przejść. Będziecie mogli pobyć trochę sami.

Gdy tylko zniknęła, Emanuel popatrzył na Elise, marszcząc czoło. U nasady

nosa utworzyła mu się głęboka bruzda.

- Żałujesz, Elise?

- Nie, Emanuelu - pokręciła głową i spojrzała na niego ciepło. - Przykro mi

jednak ranić kogoś, kto już i tak jest dotknięty przez los. Chodzi o Annę. Zresztą

rozmowa z panią Thoresen też nie była przyjemna.

- Rozumiem, ale nie możesz pozwolić na to, by cudze nieszczęście

decydowało o twoim życiu. Będę się nadal opiekować Anną. Ubolewam, że żywi do

mnie takie a nie inne uczucia, bo w żaden osób jej do tego nie zachęcałem.

- Wiem. Ale ona nie ma możliwości spotykania młodych mężczyzn, więc gdy

się pojawiłeś na horyzoncie, taki pociągający i pomocny, trudno się dziwić, że się w

tobie zadurzyła.

- Szkoda tylko, że mój urok nie działa na ciebie - uśmiechnął się z lekkim

background image

smutkiem.

- Mylisz się. Byłam pod dużym wrażeniem już po pierwszym naszym

spotkaniu - odparła Elise, sadowiąc się na stołku obok niego. - Gdybym nie była

zaręczona z Johanem, pewnie też bym się w tobie zakochała.

- Ale wciąż tęsknisz za Johanem? - zapytał, a po jego spojrzeniu poznała, że

ten temat sprawia mu przykrość.

Elise westchnęła.

- Przestałam tęsknić, bo to nie ma sensu. Rozmawiałam w nocy z mamą i

usłyszałam od niej coś, co wydaje mi się prawdziwe. Szacunek dla drugiej osoby

może z czasem przerodzić się w miłość.

- Bardzo cenię sobie twoją szczerość - oznajmił, ujmując jej dłoń.

- Dla mnie jest ważne, byś wiedział, co czuję. Zgodziłam się zostać twoją żoną

dlatego, że wydaje mi się, iż może być nam ze sobą dobrze. - Po chwili dodała z

ociąganiem: - Ale od wczoraj, myśląc sobie o tym i o owym, zaczęłam się

zastanawiać, co powiedzą na to twoi rodzice.

Emanuel spojrzał jej prosto w oczy i oznajmił:

- To ja się z tobą żenię, a nie moi rodzice. Dawno już im wyjaśniłem, że nie

zamierzam przejąć dworu, tak czy inaczej. Wiem, że to dla nich bolesne, i przykro mi,

ż

e sprawiam im taki zawód, ale nie mogę inaczej. Moje życie jest związane z

miastem, to tu czuję się na właściwym miejscu.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

- Nie wiem, jak zareagują.

- Ale przecież znasz ich i możesz się domyślić. Oni życzą sobie, byś poślubił

Karolinę. Odniosłam wrażenie, że dla nich jest oczywiste, iż znajdziesz sobie

narzeczoną równą tobie stanem.

- Możliwe.

- Może się zdenerwują.

Milczał chwilę, jakby szukając właściwych słów, wreszcie rzekł:

- Nawet jeśli, to będziemy musieli dać im trochę czasu. Kiedy cię dobrze

poznają, na pewno zmienią zdanie. - Pochylił się i ją objął, dodając: - Dla mnie liczy

się tylko to, że mamy być razem. Nie chcę innej, Elise. Pragnę tylko ciebie. Nawet

jeśli cały świat będzie się temu sprzeciwiał.

Odszukał jej usta, a ona odpowiedziała na jego pocałunek. Słodki dreszcz

przeniknął jej ciało. Pocałunek stał się bardziej namiętny. Dłonie Emanuela pieściły

background image

jej ciało powolnymi ruchami, sunąc ku piersiom. Elise zdziwiła się, że Emanuel, taki

niewinny z pozoru, ma takie doświadczenie w tych sprawach. Pociągnął ją i posadził

sobie na kolanach. Wsunął dłoń pod bluzkę i dotknął nagiej skóry Elise. A potem

całkiem rozpiął bluzkę i odsłonił piersi. Nachylił się i koniuszkiem języka drażnił

brodawki, wprawiając jej ciało w dziwne drżenie.

Pozwoliła mu na to zdziwiona. Wydawało jej się, że podobnych doznań

doświadczyć może jedynie z Johanem, a po tym, co ją spotkało w drodze powrotnej z

więzienia, w ogóle nie wiedziała, czy nie będzie ją odpychało od mężczyzn,

tymczasem jej ciało powoli ogarniała gorączka i podniecenie. Przypomniała sobie noc

w komórce spędzoną z Emanuelem. Czuła wówczas jego tłumioną tęsknotę, sama

jednak pozostała obojętna, tak jej się przynajmniej zdawało. Teraz jednak zrozumiała,

ż

e nie do końca było to prawdą. Nie miała jedynie odwagi przyznać się do tego przed

sobą.

Ogarnęła ją radość, że będzie mogła przestać mówić, iż czuje do niego jedynie

przyjaźń. Bo to, co odczuwała teraz, z przyjaźnią niewiele miało wspólnego.

- Cofam moje słowa - wyszeptała chrapliwie, przywierając ustami do jego

warg.

- Co takiego? - zapytał stłumionym głosem i z rozpaloną twarzą.

- Że czuję do ciebie jedynie przyjaźń.

Odsunął nieco twarz i popatrzył jej w oczy, jakby chciał się upewnić, że mówi

szczerze.

Uśmiechnęła się do niego lekko, nieco zażenowana, i dodała:

- Podoba mi się to.

Jęknął z radości, po czym pochylił się nad nią i poczuła na ustach jego głodne

pocałunki. Dała się porwać namiętności, nie próbowała się już wzbraniać. Pragnęła

jedynie uciszyć tę gorączkę teraz, zaraz. Pomyślała niejasno, że czekają ich cudowne

chwile.

Nagle stuknęły drzwi gdzieś na dole i wnet usłyszeli na schodach ciężkie

kroki.

Emanuel niechętnie wypuścił Elise z objęć, poprawił jej bluzkę i pozwolił

usiąść obok na stołku. Elise chwyciła kromkę chleba, która została na talerzu, bo

mama poczęstowała Emanuela kawą i chlebem. Nie czuła głodu, ale nie chciała dać

po sobie poznać, co się tu przed chwilą wydarzyło.

Kroki na schodach były ciężkie i powolne, jakby mama chciała ich

background image

przygotować na to, że nadchodzi.

- Chce, żebyśmy ją usłyszeli - uśmiechnęła się Elise.

- Dobrze, że nas nie zaskoczyła - odpowiedział jej Emanuel i także się

uśmiechnął.

Elise poczuła, że się rumieni, i spuściła wzrok.

- Będzie nam dobrze ze sobą, Elise, jestem tego pewien - szepnął, kładąc dłoń

na jej kolanie.

- Ja też tak myślę - pokiwała głową.

- Kiedy wrócisz dziś wieczorem do domu, sądzę, że będę miał dla ciebie dobre

wiadomości.

- Dobre wiadomości? - popatrzyła na niego pytająco.

- Wybieram się do tkalni płótna żaglowego na rozmowę z dyrektorem. To

przyjaciel mojego gospodarza, a ten znów jest przyjacielem mojego ojca. Chcę

zapytać, czy znalazłaby się dla mnie wolna posada. To znaczy wiem, że posada jest

wolna, pytanie tylko, czy dyrektor zechce mnie przyjąć.

- Jak zdążyłeś załatwić to tak szybko? Uśmiechnął się przekornie.

- O, to nie zdarzyło się tak szybko. Jeśli mam być szczery, zacząłem się

dowiadywać już przed paroma tygodniami.

- Jak to? Planowałeś to? - Oczy Elise rozszerzyły się ze zdumienia. - To

znaczy sądziłeś, że...

- Zapewne uznasz, że jestem nieprzyzwoicie zarozumiały - uśmiechnął się

znowu, zaraz jednak spoważniał i dodał: - Ale czułem, że w końcu będziemy razem.

- A może też zdążyłeś już wystąpić z Armii Zbawienia?

- Powiadomiłem majora.

Elise nie miała innego wyjścia jak się roześmiać, potrząsając głową z

niedowierzaniem.

- Gdybyś mnie zapytał przed dwoma dniami, to wcale nie jestem pewna, czy

przyjęłabym twoje oświadczyny.

- Ale ja nie zapytałem cię przed dwoma dniami.

- Czekałeś na taki moment, bym nie mogła odmówić? - uśmiechnęła się,

przejrzawszy jego zamiary.

- Właśnie.

- To jesteś bardzo wyrachowany.

- Wyrachowany i szczęśliwy. Nie zwlekajmy ze ślubem, Elise. Zamierzałem

background image

odwiedzić tutejszego pastora w najbliższych dniach, ale pomyślałem sobie, że dla

mamy byłby to dodatkowy cios, a nie chcę jej ranić. Chyba więc będziemy musieli

zgodzić się na tradycyjny ślub we dworze, a to wymaga trochę czasu, by wszystko

zaplanować.

Elise popatrzyła na niego przerażona.

- Nie mam odpowiedniego stroju na taką okazję. Zresztą mama i chłopcy

także.

- Zostaw to mnie. Porozmawiam z kobietami z Armii Zbawienia. Może uda

nam się wypożyczyć odpowiednie stroje dla wszystkich.

- Ale pomyśl, jeśli... - zamilkła, gryząc nerwowo wargi.

- Jeśli co?

- Jeśli oni mnie nie zaakceptują i nie zgodzą się na nasz ślub? Otworzyły się

drzwi i do kuchni weszła mama.

- Byłam na dole u Anny. Wcale się tak bardzo nie przejęła wiadomością o

waszym ślubie. Nawet mi pogratulowała i powiedziała, że cieszy się w imieniu was

obojga.

- Anna jest wyjątkowa.

- Sądzę, że po prostu zrozumiała, iż nie możesz czekać na Johana. Bardzo cię

lubi i na pewno nie życzy ci takiej niepewnej przyszłości.

Elise nie skomentowała tego. Wstała ze stołka i zbierając się do wyjścia,

rzekła:

- Muszę już wracać. Nie wiem, o której skończę, o szóstej czy o ósmej.

Ostatnio wciąż musiałyśmy zostawać dodatkowo dwie godziny.

- Już wracasz? Przecież nic nie zjadłaś!

- Nie zdążę. Jeśli się spóźnię, nadzorca będzie wściekły. Emanuel też wstał.

- Odprowadzę cię, idę w tę samą stronę.

- Uważasz, że Anna bardzo ciężko przeżyła wiadomość o naszym ślubie? -

spytał zdziwiony, gdy mijali drzwi do mieszkania Thoresenów.

- Tak, ale ona jest bardzo dzielna i nie żywi z tego powodu do mnie urazy. Za

to obawiam się bardzo, że inna osoba nie będzie równie wspaniałomyślna. Jak to jest,

Emanuelu, gdy ma się takie powodzenie? - dodała ironicznie.

- Myślisz o Agnes?

- Tak. Gdy ostatnio ją widziałam, oglądała w czasopismach suknie ślubne i

snuła marzenia, że stoi obok ciebie na ślubnym kobiercu.

background image

Jęknął głośno i rzucił niepewnie:

- A jak ja to, na Boga, wyjaśnię Karolinę?

Elise rozbawiło jego przerażenie i roześmiała się, ale gdy spojrzała mu w

twarz, spoważniała gwałtownie.

- Będzie tak źle?

- Niestety. To niebezpieczna kobieta.

ROZDZIAŁ DRUGI

Gdy wreszcie skończyła się zmiana w fabryce i Elise wraz z innymi

robotnicami pośpiesznie wracała przez most do domu, na drodze przy wodospadzie

dostrzegła Emanuela. Dziwne, że wraca z tkalni płótna żaglowego o tak późnej porze,

pomyślała. Z tego, co mówił, zrozumiała, że wybierał się tam zaraz po przerwie

obiadowej w fabryce.

Zwolniła, ale nie miała ochoty biec mu na spotkanie, czując na sobie

ciekawskie spojrzenia prządek.

On zauważył ją dopiero, gdy już minęła most, pomachał do niej i ruszył z

zapałem w jej kierunku.

Przystanęła zaintrygowana. Ich plany zależały w dużej mierze od tego, czy

Emanuel dostanie pracę. A o pracę nie było łatwo. Słyszała, że nie tylko zwykli

robotnicy mają kłopoty ze znalezieniem sobie zajęcia.

- Trzymaj się, Elise, bo mam dla ciebie niezwykłe nowiny! Jest

rozpromieniony i podekscytowany niczym wyrostek, pomyślała.

- Dostałem posadę kasjera! Ale to nie wszystko! Załatwiłem dla nas dom!

Elise zmarszczyła brwi, nic nie pojmując.

- Wiedziałaś, że stary majster z farbiarni Vaaghalsen nie żyje?

- Tak, słyszałam, dziewczyny w fabryce o tym rozmawiały.

- Dom stoi pusty! - Emanuel odwrócił głowę i skinął w kierunku domu w dole

blisko mostu.

Elise nie odzywała się, czekając na dalszy ciąg, bo nie rozumiała, do czego

Emanuel zmierza.

- Możemy go wynająć!

Wciąż nie rozumiała. Przecież nie stać ich na wynajęcie własnego domu!

- Twoja mama i bracia zajęliby pokoiki na poddaszu, a my pomieszczenia przy

kuchni. Na pewno ucieszy was, że w domu jest pokój dzienny, wprawdzie nieduży,

background image

ale zawsze to odmiana, jeśli do tej pory miało się tylko kuchnię i izbę.

- Wygłupiasz się? - Elise nie miała odwagi uwierzyć w jego słowa.

Emanuel roześmiał się zadowolony i dumny.

- Nic podobnego! Pożyczyłem nawet klucz. Jak tylko coś zjesz, możemy tu

przyjść i dokładnie obejrzeć dom w środku.

Zamieszkać w domu majstra! Nie dochodziło do niej, że to może być prawda.

- Ale jak to? - dopytywała się. - Pewnie tylko na parę dni? Póki fabryka go nie

sprzeda?

Emanuel znów się zaśmiał.

- Nie patrz na mnie z takim niedowierzaniem. Nie kłamię! Póki co możemy

wynająć dom na rok.

- Na cały rok?

Powoli docierało do świadomości Elise, że to prawda.

- Możecie się tam wprowadzić już jutro, dzięki czemu unikniecie dalszych

kłopotów z zarządcą. Zapytam wozaków z Armii, może pożyczą nam jakiś większy

wózek. Po trochu wszystko przewieziemy.

Elise wreszcie odważyła się spojrzeć na czerwony domek nad rzeką. Ileż to

razy marzyła sobie, by siedzieć na ganku w ciepłe słoneczne dni! Cieszyć oczy

zielenią wokół, wdychać zapach kwiatów rosnących przy ścianie domu i wpatrywać

się w leniwy nurt rzeki. Nie być narażoną na wścibskie spojrzenia sąsiadek, pani

Evertsen, pani Albertsen i pani Thoresen. Nie wąchać smrodu na klatce schodowej,

odoru śmietników na podwórzu, nie czekać, przebierając nogami, w kolejce do

wspólnej wciąż zajętej ubikacji.

Mieć cały dom dla siebie... Wydawało jej się to zupełnie niepojęte.

- Chodź, Elise. Pośpieszmy się, żeby opowiedzieć o tym Pederowi i

Kristianowi.

Wbiegli pędem po schodach na drugie piętro. Przy kuchennym stole siedzieli

bracia i odrabiali lekcje, a mama siedziała obok nich i pilnowała surowo, by się nie

ociągali.

- Mamy wielką nowinę! - oznajmiła Elise, czując, jak rozpiera ją radość. -

Przeprowadzamy się. Zgadnijcie tylko dokąd!

Twarze przy stole przygasły.

- Przeprowadzamy się? - Peder popatrzył na Elise przerażony. - Będziemy

musieli mieszkać razem z obcymi ludźmi?

background image

Elise roześmiała się.

- Tylko z Emanuelem.

- Czemu cię to tak śmieszy? - Kristian posłał jej podejrzliwe spojrzenie. - To

chyba nie jest takie zabawne.

- Będziemy mieszkać w domu starego majstra nad rzeką! - oświadczyła,

patrząc po kolei na wszystkich, spodziewając się wybuchu radości.

- W domu majstra? - Mama popatrzyła na nią, nic nie rozumiejąc. - A dla ilu

rodzin jest tam miejsce?

- Nie chcę mieszkać z tym starym marudą i kupą dzieciarów! - oświadczył

Kristian z ponurą twarzą.

- Nie będziesz musiał. Stary majster umarł, dom stoi pusty. Wynajmiemy go

na rok.

- Ależ Elise! - Mama popatrzyła na nią przerażona. - Przecież nas na to nie

stać!

Emanuel, który do tej pory tylko słuchał, uznał, że czas wtrącić się do

rozmowy.

- Proszę to zostawić mnie, pani Lovlien. Otrzymałem posadę kasjera w tkalni

płótna żaglowego i bez problemu będę mógł opłacić czynsz.

Po policzkach mamy popłynęły łzy. Sięgnęła po chusteczkę i pośpiesznie je

wytarła, ale łzy nie przestawały płynąć. Elise podeszła do niej i objęła ją ramieniem.

- Teraz, mamo, szybko wrócisz do zdrowia. Jak tylko słońce wyjdzie zza

chmur, będziesz mogła usiąść sobie na ganku. Zobaczysz, jak się trochę opalisz i

nabierzesz ciała, łatwiej ci będzie przetrzymać zimę.

Mama oparła głowę na ramieniu Elise, a jej drobnym ciałem wstrząsnął płacz.

Elise zrozumiała, jak ciężko musiało być mamie w ostatnim czasie. Tyle spadło na nią

zmartwień. Nie wiedziała, jak się utrzymają bez pomocy Hildy. Przeżyła wielki

smutek, gdy okazało się, że wnuczek, na którego tak się cieszyła, nagle zniknął.

Peder uśmiechnął się od ucha do ucha.

- To prawda? Będziemy mieszkać w „Beczce”?

- W „Beczce”? - Emanuel posłał mu zdumione spojrzenie.

- Podobno kiedyś mieścił się tam zajazd, który nazywano „Beczką” - wyjaśniła

Elise.

- A to rzeczywiście pasuje, że ja tam będę mieszkał - roześmiał się Emanuel.

- Jak to? - teraz Peder patrzył na niego zdziwiony.

background image

- Żołnierze i oficerowie Armii Zbawienia nie piją alkoholu - wyjaśniła bratu

Elise.

- Nigdy nie jesteś pijany? - Peder popatrzył na Emanuela szeroko otwartymi

oczami.

- Nie, Peder, nie upijam się - odparł ten i zmierzwił chłopcu grzywkę.

- Dzięki Bogu! - odezwała się mama, wzdychając przeciągle.

- Niestety, muszę już iść - wyjaśnił Emanuel i odwrócił się ku drzwiom. -

Umówiłem się na rozmowę z oficerami z Armii. Wrócę, gdy się najesz, Elise, a wtedy

możemy pójść obejrzeć tę „Beczkę” - uśmiechnął się szelmowsko.

- Mogę pójść z wami? - Peder popatrzył na niego błagalnie.

- Możesz, jeśli chcesz.

Emanuel wyszedł, a Elise przysiadła na stołku. Mama przyniosła dzbanek z

kawą i nalała jej do kubka. Na talerzu leżało parę suchych kromek, trochę sera i syrop.

Mleka i masła zabrakło.

Mama usiadła przy stole i popatrzyła na Elise podekscytowana.

- Nie mogę uwierzyć, że to prawda! Odkąd przeprowadziłam się do Kristianii

nad Aker, spoglądałam tęsknie w stronę domku majstra i marzyłam, by kiedyś

zamieszkać w podobnym miejscu.

W Ulefoss, gdzie się wychowałam, mieszkaliśmy w drewnianych barakach dla

robotników, po dwie rodziny w każdym budynku. Mieliśmy przydomowy ogródek,

jabłonie i zieloną trawę pod stopami. Było nas jedenaścioro, ośmioro dzieci, mama,

tata i babcia. W Wigilię mieliśmy małą choinkę, na której paliły się świeczki, ale na

noc wystawialiśmy ją na dwór, bo inaczej zabrakłoby miejsca na posłania i sienniki.

Ale chociaż mieliśmy tam ciasno, bardzo kochaliśmy nasz dom. Mama i tata potrafili

zadbać o dobry nastrój. Mama grywała na gitarze, oboje śpiewali. Mimo że byliśmy

biedni, stanowiliśmy szczęśliwą rodzinę.. - Zamilkła i popatrzyła na Elise z miłością.

- Taki dom wy też możecie stworzyć. Oboje lubicie śpiew i muzykę, oboje jesteście

odpowiedzialni i dobrzy i mam nadzieję, że oboje pragniecie otoczyć troską dzieci,

które wam się urodzą.

Jej słowa Elise przyjęła z ukłuciem w sercu. Gdyby mama wiedziała, że już

noszę dziecko, pomyślała. Wciąż nie wiedziała, czy zdołała je przyjąć z miłością, do

jakiej ma prawo każde niewinne dziecko, nawet to poczęte w wyniku gwałtu.

Peder i Kristian siedzieli cicho, przysłuchując się opowieści mamy.

- Jak myślisz, mamo, ile dzieci urodzi Elise? - zapytał nagle Peder zamyślony.

background image

- Nikt tego nie wie - uśmiechnęła się mama. - To zależy, jaką gromadką dzieci

Bóg zechce ją obdarzyć.

Elise zesztywniała. Bóg? Czy to Bóg ją obdarzył potomkiem łajdaka? To Bóg

zadecydował, że maleńkiemu synkowi Oline nie dane było dorosnąć, podczas gdy w

Vaterlandzie aż się roi od pijaków i nierobów? Nie, to niemożliwe, by Bóg miał tyle

nieprawości na sumieniu. Tu chyba decydują inne siły.

- A czemu pytasz? - zainteresował się nagle Kristian i włączył się do

rozmowy.

- Zastanawiam się tylko, czy starczy miejsca dla nas. Kristian uśmiechnął się.

- Kiedy Elise urodzi ośmioro dzieci, to ty już będziesz dość duży, by sam sobie

smarować chleb. Będziesz pracował w fabryce, żuł tytoń i pił wino w „Perle” co

sobota. No i zamieszkasz gdzieś w pokoju na Lakkegata.

- Będę mógł mieszkać z wami w „Beczce”, Elise? - Peder zwrócił się do

siostry. - Nawet gdy urodzisz ośmioro dzieci?

- Oczywiście, Peder, możesz mieszkać z nami, jak długo zechcesz.

Chłopiec uśmiechnął się z wyraźną ulgą i posłał Kristianowi zwycięskie

spojrzenie, mówiąc:

- Widzisz, kłamałeś.

Elise najadła się i wypiła słabą kawę, która bez cukru i mleka nie smakowała

najlepiej.

- Zaraz pewnie przyjdzie Emanuel - oznajmiła. - Chcesz też iść z nami,

Kristian?

Chłopiec pokręcił głową, ale Elise poznała po jego spojrzeniu, że tak

naprawdę jest bardzo ciekawy i chętnie by z nimi poszedł. Domyślała się jednak, że

nie pozwala mu na to ambicja. Nie chciał się przyznać, że zmienił zdanie na temat

Emanuela.

- Muszę zacząć się pakować - oświadczyła mama i wstała gwałtownie.

- Przecież dzisiaj się jeszcze nie przeprowadzamy - zaśmiała się Elise.

- Nie, ale ja potrzebuję trochę czasu. Nie mam siły pracować tak szybko jak

kiedyś. Muszę opróżnić komodę, zapakować kubki i talerze, zdjąć zasłony i obrazki

ze ścian, no i w ogóle mnóstwo innych rzeczy.

- Wszystko to my możemy zrobić. Emanuel spróbuje pożyczyć wózek, a Peder

i Kristian pomogą mu znieść nasze rzeczy na dół.

Mama z wypiekami na twarzy klasnęła w dłonie i zawołała:

background image

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda. Pomyślcie tylko: dom majstra!

Peder zgarnął swoje podręczniki, związał je rzemykiem i zawołał:

- A ja muszę zapakować żołnierzyki!

- Cha, cha, małe blaszane pudełko. Na pewno zajmie ci to dużo czasu! -

zaśmiał się Kristian.

Mimo że znów drwił z młodszego brata, głos miał radośniejszy niż zwykle i

nie był taki najeżony. On też się cieszy, pomyślała Elise i poczuła, że ze wzruszenia

zbiera się jej na płacz. Ale to były łzy radości. Wczoraj wieczorem była w czarnej

rozpaczy, nie widziała nawet promyka nadziei, a teraz jakby słońce wychyliło się zza

czarnych chmur i wszystko się odmieniło.

Kristian też nagle pobiegł do izby, by przejrzeć swoje rzeczy. Kiedy pojawił

się Emanuel, wszyscy czworo zajęci byli pakowaniem.

Elise odwróciła się do niego z uśmiechem i powiedziała:

- Już na dobre zaczęliśmy!

- To dobrze, bo jutro pożyczę wózek.

- Muszę zejść na dół i powiadomić zarządcę.

- Wziąłem parę koron, byś zapłaciła mu to, co jesteś winna - rzekł Emanuel,

sięgając do kieszeni.

Elise z ociąganiem przyjęła pieniądze. Nie podobało jej się to, wiedziała

jednak, że nie ma wyboru.

- Oddam ci, gdy tylko dostanę wypłatę. Uśmiechnął się.

- Wtedy, miejmy nadzieję, będziesz już moją żoną, Elise, i będę miał

obowiązek cię utrzymywać.

Roześmiała się rozbawiona, zerkając na Emanuela, który wydał jej się nagle

bardzo przystojny. Gdyby nie Johan, zakochałabym się w nim od pierwszego

wejrzenia, pomyślała. Przypomniała sobie tamten poniedziałkowy wieczór, gdy

spotkała go w Świątyni. Po powrocie do domu była ożywiona i rozmowna, co bardzo

zirytowało Johana. Nie zdawała sobie wówczas sprawy, że jej podekscytowanie

wynikało z radości, że poznała Emanuela.

Dopiero teraz widziała wszystko jaśniej. Starała się go unikać, by uciszyć

plotki, ale również po to, by nie ulec pokusie. Przypomniał jej się sen, jaki śniła po

nocy spędzonej w komórce z Emanuelem. Śniło jej się wówczas, że była z Johanem,

ale gdy spojrzała na niego, odkryła, że to nie on, tylko Emanuel jest u jej boku. Może

tak naprawdę cały czas czuła pociąg do Emanuela, robiła jednak wszystko, by nie

background image

dopuścić do siebie zakazanych uczuć.

- Chodź - rzekł Emanuel. - Idziemy obejrzeć nasz nowy dom!

Kristian wychylił głowę przez drzwi i oznajmił:

- Chyba jednak pójdę z wami.

- Idźcie, żebym mogła ogarnąć trochę ten bałagan, gdy was nie będzie -

powiedziała mama radośnie.

W ciągu dnia wiatr ucichł i się rozchmurzyło. Wieczorne słońce przygrzewało

jasno i od razu zrobiło się cieplej. Nad rzeką zaroiło się od bawiącej się dzieciarni. Na

ławce koło mostu siedziała stara pani Berg razem z inną staruszką i gawędziły ze sobą

przyjaźnie.

- Podejdę na chwilę do niej i się przywitam - rzuciła Elise.

- Dzień dobry, pani Berg! Nie widziała pani tu gdzieś Everta?

- Został w domu i odrabia lekcje. Nie widziałam jeszcze takiego pilnego

chłopca! - pokiwała głową ze zdziwieniem. - Podobno jest najlepszym uczniem w

klasie, tak mówi nauczyciel. A wszystko dzięki tobie, Elise! To ty się postarałaś, by

mógł wrócić z powrotem do szkoły.

Elise uśmiechnęła się zadowolona.

- Przede wszystkim jest to zasługa pana Ringstada - rzekła, spoglądając w

stronę Emanuela i chłopców, którzy czekali na nią z boku. Potem zaś odwróciła się

znów do pani Berg i dodała: - Proszę powtórzyć Evertowi, że przeprowadzamy się z

Andersengàrden do domu majstra.

Obie starsze panie otworzyły szeroko oczy ze zdumienia.

- Do domu majstra? - zapytały, spoglądając w stronę pomalowanego na

czerwono domku w dole przy moście.

- Stary majster umarł i dom jest do wynajęcia. Pani Berg klasnęła w ręce.

- Słyszał no kto coś takiego? Stać cię na to, Elise?

- Wychodzę za mąż.

Pani Berg spojrzała na nią z niedowierzaniem. . - Ale czy on nie...

- Johan zerwał ze mną jakiś czas temu. Wychodzę za mąż za pana Ringstada,

który stoi tam z boku.

Obie staruszki zerknęły ciekawie we wskazanym kierunku.

- Proszę powiedzieć o tym Evertowi - poprosiła Elise raz jeszcze na

odchodnym.

Chłopcy zamilkli, gdy przeszli na drugą stronę i do domku zostało tylko parę

background image

kroków. Elisa zerknęła na nich ukradkiem i zauważyła, że nawet Kristian był jakiś

odmieniony. Jego twarz wyrażała ciekawość, zapał, a zarazem niedowierzanie. Elise

ponownie poczuła, jak zalewa ją fala radości. Postanowiła zapomnieć, że dziecko,

które nosi pod sercem, nie jest dzieckiem Emanuela. Wszyscy przecież będą

przekonani, że to on jest ojcem, i ona też do nich dołączy.

Emanuel uroczyście wyjął z kieszeni klucz i otworzył drzwi.

Przez nieduży przedsionek weszli do kuchni, która mieściła się w samym

ś

rodku budynku. Z boku znajdowało się duże palenisko i kuchenka na drewno. Na

prawo był pokój dzienny i Elise ze zdumieniem stwierdziła, że niezbyt duże, ale

przytulne pomieszczenie jest już całkiem opróżnione. Przez okna ze szprosami

ś

wieciło wieczorne słońce, oświetlając pomalowane na żółto ściany.

- Tu zmieści się moja sofa i stół z krzesłami - rzekł Emanuel z zapałem.

Elise odwróciła się do niego zdumiona.

- To są twoje meble?

- Masz sofę? - zapytał Kristian zdziwiony, jakby spadł z księżyca.

- Przywiozłem ze sobą z domu - uśmiechnął się Emanuel. Wrócili do kuchni.

Emanuel zajrzał do sąsiadującej z nią izby i zadecydował: - To będzie nasza sypialnia,

Elise.

Zarumieniła się i nie wiedziała, co powiedzieć. Zwłaszcza że obok stali młodsi

bracia i przysłuchiwali się zaciekawieni.

- Chodźmy na górę. Zobaczymy wasz pokoik - rzuciła więc pośpiesznie.

Chłopcy pierwsi wspięli się po stromych schodach, Emanuel zaś ukradkiem

przytrzymał Elise.

- Nie chcesz obejrzeć naszej sypialni? - zapytał i pocałował ją w usta.

- Nie chciałam przy chłopcach.

- Co czujesz, ochotę czy niechęć? - wyszeptał, dotykając wargami jej ust.

- Chyba zauważyłeś to już tamtej nocy w komórce - uśmiechnęła się

szelmowsko.

- Przyznajesz się wreszcie - zaśmiał się cicho.

- Przyznaję - pokiwała głową. Pogładził dłonią jej ciało, mówiąc:

- Miałaś taką samą ochotę jak ja.

- Nie, było mi zimno.

- Nie wtedy, gdy leżałaś na mnie otulona moim płaszczem. Przyjemne

mrowienie przeniknęło ją niczym prąd.

background image

- Nie, marzłam.

- Ty mała kłamczucho. Czułaś coś, coś, do czego nie chciałaś się przyznać.

Nie miała okazji mu odpowiedzieć, bo znów zakrył jej usta pocałunkiem.

Równocześnie poczuła na plecach jego dłoń zsuwającą się powoli i zatrzymującą się

na pośladkach. Przycisnął ją mocno do swych bioder i wyszeptał chrapliwie:

- Cieszę się, Elise. Na wszystko.

Elise usłyszała na schodach chłopców i pośpiesznie uwolniła się z jego objęć.

Z walącym sercem wspięła się po schodach na poddasze, nie przestając się dziwić

temu, co się stało. Nie miała nic przeciwko temu, by dzielić małżeńskie łoże z

Emanuelem.

Wręcz przeciwnie...

ROZDZIAŁ TRZECI

Już następnego wieczoru zaczęli przeprowadzkę. Emanuel, Peder i Kristian

znieśli na dół po schodach komodę, a Elisa szła za nimi, trzymając pod pachami po

jednej szufladzie.

Pani Thoresen słyszała już wcześniej o domu majstra, ale kiedy jej uszu

dobiegł hałas na schodach, nie mogła się powstrzymać, by nie wyjrzeć.

- Co za pośpiech, Elise! Ledwie odwróciłaś się plecami do jednego chłopaka,

już przeprowadzasz się do drugiego!

Elise starała się ze wszystkich sił, by nie unieść się gniewem. Nie zamierzała

nic więcej tłumaczyć, uznając, że wystarczy to, co powiedziała wcześniej.

- Proszę pozdrowić Annę - rzuciła tylko. - Zajrzę jeszcze do niej, nim się stąd

wyprowadzę na dobre.

Na parterze wpadli prosto na panią Evertsen.

- A co to znaczy? - zapytała sąsiadka z przerażoną miną. - Chyba się nie

wyprowadzacie, Elise?

- Będziemy mieszkać w „Beczce” - wyręczył siostrę w odpowiedzi Peder. -

Wszyscy razem. Wszystkie dzieci Elise i oficera, Kristian, mama i ja!

Pani Evertsen zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego zdezorientowana.

- Chodziło mi o pana Ringstada - dodał Peder, posyłając Elise przepraszający

uśmiech.

Kiedy wyszli już na ulicę i załadowali komodę na wózek, Emanuel odwrócił

się zdziwiony do Pedera i zapytał:

background image

- O co ci chodziło z tymi dziećmi?

Peder speszył się.

- U mamy w rodzinie było ośmioro dzieci, a mimo to wszyscy się jakoś

pomieścili.

Emanuel popatrzył na niego uważnie.

- Bałeś się, że zabraknie dla ciebie miejsca, kiedy urodzą się nam dzieci?

Peder wlepił wzrok w czubki swoich butów i pokiwał głową zawstydzony.

- Dla ciebie i Kristiana zawsze znajdzie się u nas miejsce, bo dla Elise

jesteście najważniejsi.

- Ja wypłynę na morze - oznajmił Kristian, patrząc na Emanuela z przekorą.

Emanuel pokiwał głową.

- Nie możesz zaciągnąć się na statek, zanim nie skończysz piętnastu lat, więc

póki co będziesz się musiał zadowolić mieszkaniem z nami.

Wózek nie był duży, więc oprócz komody, szuflad, siennika Elise, wiadra i

skrzynki na drewno, do której zamiast opału zapakowali różne przedmioty kuchenne,

nie zmieściło się nic więcej.

Emanuel chwycił za dyszel i ruszył.

- Zawieziemy teraz to wszystko, a resztę zapakujemy jutro. Jutro jest sobota,

więc szybciej wrócisz z fabryki, Elise.

Pokiwała głową, przytrzymując zsuwający się siennik. Chłopcy szli po drugiej

stronie wózka i pilnowali, by nie wypadły szuflady. Na szczęście do ich nowego

domu nie było daleko.

Wózek stukał, koła piszczały, Emanuel z największym wysiłkiem ciągnął go

po wyboistej drodze, pod górkę, i przez ciasny otwór w płocie aż do czerwonego

domku.

Kiedy zaczęli wnosić do środka swoje rzeczy, Elise ogarnęło dziwne uczucie.

Wciąż zdawało jej się nierzeczywiste zarówno to, że zostanie żoną Emanuela, jak i to,

ż

e zamieszkają w tym przytulnym domku, który mijała w drodze do fabryki każdego

ranka przez wiele lat.

Komodę ustawili między oknami w pokoju dziennym. Pasowała tam

znakomicie. Elise pomyślała zrazu, że mama będzie ją chciała mieć w swoim pokoju

na poddaszu, ale schody były zbyt wąskie i strome, więc nie daliby rady jej tam

wnieść.

Od wieczora poprzedniego dnia utrzymywała się ładna pogoda i zrobiło się

background image

dużo cieplej. Emanuel otworzył wszystkie okna, żeby przewietrzyć pomieszczenia, bo

w domu panował zaduch. Stary majster pewnie nie wietrzył od dawna.

Chłopcy pognali na poddasze, nie posiadając się z radości, że jeden nieduży

pokoik będzie tylko dla nich. Peder zdążył poustawiać swoje żołnierzyki w równych

szeregach na podłodze na samym środku pokoiku.

- Musimy zakończyć tę bitwę, zanim przywieziemy łóżko, póki jest miejsce -

wyjaśnił Peder, kiedy Elise weszła na górę, by dokładnie obejrzeć poddasze.

- Ty pioruński szwedzki diable, mam cię! - dodał i uderzył żołnierzyka, który

poturlał się i wpadł w szparę pomiędzy deskami w podłodze.

- Niestety, dziś nie ma czasu na wojnę ze Szwedami - uśmiechnęła się Elise. -

Musicie pomóc przy przeprowadzce.

Na widok takich podekscytowanych i radosnych chłopców ciepło jej się

zrobiło na sercu, uśmiech nie znikał więc z jej twarzy.

- Chyba wyszoruję podłogi, bo zdaje się, że już dawno nikt tu tego nie robił -

odezwała się do Emanuela, który wszedł do domu z naręczem drewna.

- Rozpalę ci w piecu, a potem wrócę do Andersengarden i przywiozę następną

partię rzeczy.

- Chcesz, żebyśmy poszli z tobą?

- Nie, lepiej będzie, jeśli w tym czasie pomyjesz podłogi. Chłopcy mogą

nanieść więcej drewna ze stosu ułożonego zaraz przy wyjściu. Drewno jest nasze,

wliczone jest w cenę najmu.

„Drewno jest nasze...” - to krótkie słowo mieści tak wiele. Dlaczego tak długo

zwlekała... Elise obserwowała go, jak się pochyla, otwiera drzwiczki w piecu, wkłada

zgniecioną gazetę i kilka drzazg. Przypomniała sobie, że gdy go poznała, zwróciła

uwagę na jego gładkie, czyste dłonie i pomyślała wówczas, że woli szorstkie robot-

nicze dłonie Johana. Teraz zaś z przyjemnością przyglądała się, jak zręcznie i

sprawnie nimi porusza, z jaką wprawą pali w piecu, mimo że tam, gdzie mieszka,

takie prace wykonuje służąca.

Emanuel wstał i odwrócił się do niej. Może dostrzegł coś w jej spojrzeniu, bo

pochylił się szybko i pocałował ją w usta, szepcząc:

- Elise, ukochana.

Ogarnęła ją fala gorąca. Nikt nigdy się tak do niej nie zwracał, nawet Johan,

który wyrażał się piękniej od innych. W Andersengarden nie używano wielkich słów.

Uśmiechnął się i popatrzył na nią ciepło, po czym pogłaskał w policzek i

background image

zniknął.

Elise, nucąc sobie pod nosem, wzięła wiadro i poszła zaczerpnąć wody z rzeki.

Ptaki świergotały radośnie na drzewie, które rosło tuż obok domu, i nawet szum rzeki

nie zagłuszał ich śpiewu. Wracając z napełnionym wiadrem, rozejrzała się wokół z

uśmiechem i odetchnęła głęboko. Nawet myśl o tym, co rosło w jej brzuchu, nie wy-

dawała się dziś już taka odpychająca i bolesna.

Właśnie miała wejść do domu, gdy usłyszała na drodze czyjeś pośpieszne

kroki. Zatrzymała się, sądząc, że to Evert, któremu pani Berg przekazała wiadomość o

ich przeprowadzce. Pewnie przychodzi się upewnić, czy to prawda, pomyślała.

Cieszyła się, że będzie mu mogła powiedzieć, żeby odwiedzał ich tu tak często, jak

przyjdzie mu ochota, bo teraz miejsca ma pod dostatkiem.

Rozkołysane wiadro uderzyło o ziemię. Elise zastygła przerażona na widok

Agnes, która wyłoniła się zza węgła i stanęła jak wryta z pociemniałą od gniewu

twarzą.

- A więc to jednak nie jest kiepski żart - stwierdziła przyjaciółka zmienionym

głosem, powoli zbliżając się do Elise. - A ja nie chciałam uwierzyć, że to prawda. -

Agnes patrzyła na nią oczami płonącymi z nienawiści. Mimo że była opanowana,

Elise znała ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że to cisza przed burzą.

- Agnes, ja...

Nie dokończyła, bo Agnes nagle znalazła się przy niej i wymierzyła jej

siarczysty policzek. Elise zachwiała się i omal nie straciła równowagi.

- W życiu nie słyszałam ani nie przeżyłam takiej podłości! Zwierzałam ci się,

bo miałam do ciebie zaufanie. Opowiadałam ci o mojej wielkiej miłości, sądząc, że

jesteś mi życzliwa. Przyznałam ci się nawet, że zwolniłam się z tkalni Hjula, by

zostać służącą w domu, gdzie mieszka Emanuel, w nadziei, że będę go mogła częściej

widywać, by i on zrozumiał, że mnie kocha! Wiesz, jak wielką go darzę miłością!

Zdawałaś sobie sprawę, że marzę o tym, by wyjść za niego za mąż, ba, nawet

wybierałam już suknię ślubną! Widziałaś nas nad rzeką, jak graliśmy i śpiewaliśmy

razem, musiałaś się domyślać, że jesteśmy sobie coraz bliżsi. A ty wchodzisz między

nas i niemal na moich oczach go uwodzisz? Kradniesz mi go sprzed nosa, bo po-

trzebujesz kogoś, kto utrzyma ciebie i twojego bękarta?! To najpodlejsza,

najplugawsza rzecz, jaka mnie spotkała. A ja cię uważałam za swoją najlepszą

przyjaciółkę!

Agnes splunęła Elise prosto w twarz, po czym odwróciła się gwałtownie i

background image

wzburzona odmaszerowała szybkim krokiem.

- Poczekaj tylko, Elise! - rzuciła na odchodnym. - Jeszcze tego pożałujesz!

Elise stała jak skamieniała i z przerażeniem w oczach patrzyła za oddalającą

się Agnes. Wytarła twarz rękawem. Nagle coś w niej pękło i z oczu popłynęły jej łzy.

Nie chciała sprawić Agnes bólu i przykrości, nie zamierzała jej zranić. Ale Emanuel

wyraźnie powiedział, że Agnes w ogóle go nie obchodzi i nigdy by jej nie wybrał.

Agnes po prostu wmówiła sobie rodzące się rzekomo między nimi uczucie. Sama jest

sobie winna, że przeżywa teraz takie rozczarowanie.

- Dlaczego płaczesz, Elise?

Nie zauważyła, że Peder wyszedł na ganek i przyglądał jej się z zatroskaniem.

Odwróciła się do niego powoli.

- To Agnes się tak złościła?

Elise pokiwała głową i powiedziała:

- Miałeś rację, Peder.

- Nie przejmuj się tym, Elise. Przecież wiesz, że ona ugania się za chłopakami.

Zresztą pan Ringstad i tak jej nie lubi, więc nic jej to nie pomoże.

- Może wkrótce przejdzie jej ta złość. To taka gorąca głowa! Zawsze łatwo się

zakochiwała - próbowała przekonać samą siebie Elise.

- Właśnie o tym mówię.

Ale kiedy Peder się odwrócił i wszedł przed nią do domu, Elise pokręciła

głową zamyślona. Agnes tak łatwo nie odpuści. Na pewno nie przejdzie nad tym

szybko do porządku dziennego.

„Jeszcze tego pożałujesz...” - przypomniała sobie jej słowa i poczuła na

plecach nieprzyjemny dreszcz.

- Co z tobą? - Emanuel stanął w drzwiach ze skrzynką pełną starych i zużytych

ręczników kuchennych i patrzył na nią zdumiony.

- Była tu Agnes. Odstawił skrzynkę.

- Co powiedziała?

- Była wściekła. Westchnął ciężko.

- Musiałem o tym powiedzieć. Zarówno jej, jak i Karolinę oraz jej rodzicom.

- Agnes groziła, że tego pożałuję.

- Nie ma się czym przejmować - prychnął.

- Powinnam była sama jej o tym powiedzieć. Mogłabym jej wówczas

wytłumaczyć, dlaczego to się stało tak nagle.

background image

- Nie bierz tego tak bardzo do siebie, Elise. Nigdy nie dałem Agnes powodu,

by mogła wierzyć, że coś do niej czuję. Sama jest sobie winna, że przeżywa teraz

rozczarowanie.

- Zazdrość to okropne uczucie, poza tym niebezpieczne. Ludzie w takim stanie

ducha zdolni są do najgorszych czynów. Pamiętam, jak czytaliśmy w szkole książkę o

kobiecie, która zabiła zarówno mężczyznę, którego kochała i pożądała, jak i jego

ż

onę. Ta książka zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Nie zdawałam sobie sprawy, że

człowiek jest zdolny do takich uczuć.

Podszedł do niej i przytulił ją do siebie.

- Nie pozwól, Elise, by Agnes zniszczyła naszą radość. Takie dziewczęta jak

ona nie kochają długo. Wnet zastawi sidła na innego mężczyznę.

Elise oparła się o niego. Przypomniał jej się nagle dokładnie fragment książki,

którą czytała ponad rok temu: „Okropna demoniczna siła zmusiła ją, by skierowała

nienawiść ku mężczyźnie, którego kochała. Nienawiść przeniknęła niczym prąd każdą

jej żyłę, wwiercała się niczym rozgrzany do czerwoności świder w każdy nerw i wpę-

dzała ją w dziki szał bezwstydu, na dno przestępstwa, poza granice zezwierzęcenia, w

ohydę nie do określenia”.

Wzdrygnęła się i przytuliła mocniej do Emanuela.

- Kochanie, nie możesz się tym tak przejmować! - Po jego głosie poznawała,

ż

e uśmiecha się łagodnie. - Agnes już taka jest. Lata z kwiatka na kwiatek, nigdzie

dłużej nie zagrzewając miejsca. Nie jest zdolna do głębszych uczuć. Szybko o mnie

zapomni i wnet zobaczymy ją zakochaną w kimś innym. A wtedy wróci do ciebie. Zo-

baczysz, nie minie dużo czasu, a będziecie siedzieć razem na ganku, plotkować i

ś

miać się jak kiedyś.

Elise nie odpowiedziała. Emanuel nie zna Agnes, pomyślała. Nie wie, że gdy

się zakocha, gotowa iść po trupach, by osiągnąć cel.

- Musimy kończyć - powiedział Emanuel, wypuszczając ją z objęć. - Co robią

chłopcy? Zdaje się, że mieli nanosić drewna.

Elise odwróciła się w stronę schodów i zawołała:

- Peder, Kristian, schodźcie!

Przybiegli natychmiast i wnet wszyscy czworo pracowali z zapałem. Elise

zajęła się pokojem dziennym, chłopcy nanieśli drewna do dużej skrzyni, a Emanuel

zaczął naprawiać wysoki próg w przedsionku. Kiedy chłopcy skończyli, kazał im

wnieść pozostałe drewno do komórki, która przylegała do kuchni, ale wchodziło się

background image

do niej od zewnątrz.

Zajęta pracą Elise przestała myśleć o nieprzyjemnym spotkaniu z Agnes. Na

kolanach szorowała podłogę, która była taka brudna, że woda natychmiast zrobiła się

czarna.

Wyszorowała już prawie cały pokój, gdy usłyszała w drzwiach Emanuela:

- Spokojnie, Elise, nie forsuj się zbytnio. Pamiętaj, że jutro wcześnie rano

musisz iść do fabryki. Proponuję na dzisiaj skończyć. Jutro po południu zrobimy

resztę.

Nagle chłopcy wpadli z hałasem i wołali od progu:

- Gwóźdź, Pingelen i pozostali stoją na brzegu rzeki i gapią się na nas!

Peder z podniecenia aż poczerwieniał na twarzy.

- No to pewnie rozpiera ich ciekawość! - uśmiechnął się Emanuel wesoło.

Elise jednak nie zareagowała równie beztrosko. Zastanawiała się, jak chłopaki

z ulicy przyjmą to, że Peder i Kristian wprowadzają się do domu majstra?

Wyszli i Emanuel przekręcił klucz w zamku. Elise zdziwiła się, bo nie

przywykła, by zamykać drzwi na klucz.

- Pójdę oddać wózek i dowiem się, czy jutro będę mógł znów pożyczyć -

wyjaśnił, zbierając się do odejścia. - Mam nadzieję, że będzie wam się dziś smacznie

spało.

Następnego ranka w drodze do fabryki Elise znów wpadła na Valborg, która

powitała ją szyderczo:

- O, pani majstrowa we własnej osobie!

Elise posłała jej gniewne spojrzenie i odcięła się:

- Rozumiem, że plotki rozchodzą się tu szybciej, niż toczy się rwący nurt rzeki

podczas wiosennych roztopów.

- A czy to takie dziwne? - zaśmiała się Valborg. - Trudno się spodziewać innej

reakcji, gdy ktoś tak się puszy.

- Od kogo wiesz?

- Wczoraj wieczorem spotkałam Agnes. Płakała i była wściekła jak byk.

- To nie moja wina.

- Czyżby? Czemu jej więc nie powiedziałaś o swoich planach, zanim

zrezygnowała z pracy w fabryce?

- Bo wtedy jeszcze nic nie było postanowione.

- No tak, zdecydowałaś się dopiero teraz, gdy potrzebujesz pieniędzy.

background image

Elise nie odpowiedziała, bo właściwie Valborg miała rację.

- Ty to jednak jesteś fałszywa, Elise. Najchętniej naplułabym ci prosto w

twarz!

- Znam Emanuela znacznie dłużej niż Agnes - odezwała się z przekorą w

głosie. - Zresztą on jej nigdy niczego nie obiecywał.

- To nie ma żadnego znaczenia! Oszukałaś ją! Swoją najlepszą przyjaciółkę!

Mogłaś jej o wszystkim powiedzieć, wtedy by się nie przeprowadzała.

Elise westchnęła z rezygnacją i odparła:

- Zapewniam cię, Valborg, że nie jest tak, jak myślisz.

W tej samej chwili przyłączyły się do nich pozostałe robotnice i rozmowa

zeszła na inne tematy.

Ale w głowie Elise przez cały dzień kołatało to, co powiedziała Valborg.

Czuła się urażona i niesprawiedliwie osądzona. Agnes odgadła, dlaczego zgodziłam

się przyjąć oświadczyny Emanuela, myślała. Powinna zrozumieć, że znalazłam się w

desperackiej sytuacji. Tyle że po kimś, kto tak bardzo jest zaślepiony zazdrością,

trudno się spodziewać rozsądku. Nie wiadomo teraz, czy Agnes dochowa tajemnicy.

Gdy Elise pomyślała o tym, pot jej wystąpił na czoło z nerwów.

Valborg raczej nie znała prawdy. Elise nie wierzyła, by przyjaciółka nawet w

największej złości okazała się taka prostacka, by ogłosić, że Elise spodziewa się

dziecka w następstwie gwałtu. Uderzyłoby to zresztą w nią samą, bo ludzie

odwróciliby się z pogardą od kogoś, kto zdradza taką tajemnicę. Ale z zemsty może

wygadywać, że kiedy Johan trafił za kratki, Elise pocieszała się w ramionach innych

mężczyzn, a teraz podstępem chce zaciągnąć przed ołtarz Emanuela, by dziecko miało

ojca.

W przerwie obiadowej została w fabryce i razem z innymi prządkami zjadła

zupę z jadłodajni. Właściwie taniej było zjeść posiłek w domu, ale wolała zostać w

fabryce, by ukrócić plotki Valborg.

Za to kiedy zbierała się do wyjścia po skończonej pracy, zauważyła Hildę,

która wychodziła właśnie z kantoru majstra.

- Hilda? - zawołała, ucieszywszy się na jej widok, bo nie widziały się, odkąd

siostra wyprowadziła się z domu.

Odłączyły się od idących gromadą robotnic, by spokojnie porozmawiać.

- Słyszałam już tę wielką nowinę, Elise.

- Ty też? Kto ci powiedział?

background image

- Agnes. Wyglądała tak, jakby miała ochotę cię zabić.

Elise domyśliła się, że Hilda zażartowała, jej jednak nie było do śmiechu.

- Spotykasz się z Agnes? - zapytała, czując ukłucie w sercu.

- Czasem w sklepie, gdy wysyłają nas po zakupy.

- Pewnie powiedziała ci to samo, co mówiła Valborg, że skradłam jej

Emanuela.

Hilda pokiwała głową z uśmiechem.

- Coś w tym rodzaju. Nie przejmuj się. Opowiedz lepiej, co się stało.

- Emanuel mi się oświadczył, a ja się zgodziłam. Wystąpił z Armii Zbawienia i

otrzymał posadę kasjera w tkalni płótna żaglowego.

- A jak on tego dokonał? - Hilda gwizdnęła przeciągle.

- Przez znajomości - przyznała Elise i dodała po chwili: - Zamieszkamy w

domu majstra nad rzeką.

Hilda otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Tego najwyraźniej nie wiedziała.

- W tym przy moście? - upewniała się. Elise przytaknęła i wyjaśniła:

- Stary majster nie żyje i Emanuel wynajął dom przynajmniej na rok.

- Ale co z mamą i chłopcami? Przecież nie poradzą sobie sami! Elise miała

ochotę rzucić jej w twarz, że o tym powinna pomyśleć nieco wcześniej, ale ugryzła się

w język i rzekła tylko:

- Zamieszkają razem z nami.

Spojrzała na siostrę badawczo i zapytała niepewnie:

- A co u ciebie? Jesteś zadowolona? Hilda wzruszyła ramionami.

- A czy znasz kogoś, kto może powiedzieć, że jest do końca zadowolony?

Owszem, jest mi dobrze, nie chodzę głodna i mieszkam w pięknym domu. Czego

więcej może oczekiwać biedak?

Elise domyśliła się, że nie wszystko ułożyło się zgodnie z oczekiwaniami

siostry, ale nie miała odwagi jej o to zapytać. Obawiała się, że Hilda doznała

kolejnego zawodu. Przez chwilę stała w milczeniu, ale jedna rzecz nie dawała jej

spokoju. Bała się jednak zapytać o to siostrę. W końcu jednak nie wytrzymała.

- Widziałaś... widziałaś Braciszka? Hilda pokręciła głową.

- Jeszcze nie wychodzili z nim z domu. Nawet nie wiem, jak wygląda jego

matka.

„Matka”... dziwnie zabrzmiało to słowo w jej ustach.

- A on jest dla ciebie wciąż tak samo dobry?

background image

- Tak często znów go nie widuję. - Hilda wzruszyła ramionami.

- Żałujesz, że przyjęłaś u niego posadę służącej?

- Żałuję? Skąd! - Hilda pokręciła gwałtownie głową. - A gdzie by mi było

lepiej?

- Dobrze usłyszeć. Może poszłabyś ze mną do domu, zobaczyłabyś się z

mamą. Ona wciąż czeka na ciebie.

Hilda odwróciła się od siostry.

- Kiedyś pewnie zajrzę, ale teraz muszę się śpieszyć.

Elise odprowadziła wzrokiem siostrę. Z tyłu wyglądała jak drobna

dziewczynka, a nie jak matka, która niedawno powiła niemowlę...

Elise westchnęła ciężko, czując, jak ze współczucia ściska jej serce.

Mimowolnie położyła dłoń na brzuchu. Nie mogłabym tego zrobić... nie teraz.

Nie po tym, co się stało z Hildą...

ROZDZIAŁ CZWARTY

Była dopiero szósta po południu. Słońce przygrzewało mocno, a jego

promienie błyszczały w wodach rzeki. Elise starała się odsunąć przykre myśli, ale od

poprzedniego dnia zagościł w niej dziwny niepokój. Powtarzała sobie, że zarówno

Agnes, jak i Hilda same są sobie winne, choć każda na swój sposób.

Emanuel przyszedł wcześniej do Andersengarden i znosił właśnie stołki

kuchenne na wózek, który stał na podwórzu. Była sobota, więc praca w fabryce

skończyła się o dwie godziny wcześniej niż w pozostałe dni.

- Jak dobrze, że jesteś, Elise. Będziecie mi teraz mogli pomóc znieść na dół

łóżka.

- Przewieziemy je już dzisiaj?

- Tak! Myślę, że już tej nocy możecie spać we własnym domu - uśmiechnął się

radośnie. - Przewiozłem już stół kuchenny i sienniki. Peder i Kristian mi pomogli.

Elise wbiegła po schodach. W izbie mama pakowała swoje ubrania do pustej

skrzynki. Gdy usłyszała córkę, odwróciła się do niej rozpromieniona.

- Elise, przeprowadzimy się już dzisiaj! Pani Evertsen była tu na górze i na

pożegnanie przyniosła nam ciastka.

- To ładnie z jej strony.

- Tak, ale za to pani Thoresen odwraca się na mój widok. Jest tak

rozgoryczona, że nie chce ze mną w ogóle rozmawiać. Uważa, że zdradziłaś Johana.

background image

Poza tym wyraźnie jej doskwiera to, że będziemy mieszkać we własnym domu.

- Na pewno jej przejdzie, jak się oswoi z tą myślą.

- Mam nadzieję, bo to takie przykre. Przez tyle lat się przyjaźniłyśmy.

- Zazdrość ma ponure oblicze - stwierdziła Elise. Właściwie nie wiedziała,

skąd jej się wzięło takie określenie, ale pewnie gdzieś to przeczytała.

Emanuel i chłopcy wpadli z hałasem do kuchni. Peder chyba znów powiedział

coś dziwnego, bo śmiali się z niego do rozpuku.

Twarz mamy wygładziła się i rozpromieniła w szerokim uśmiechu.

- Posłuchaj ich, jacy są radośni!

- Nawet Kristian - pokiwała głową Elise.

Drzwi się otworzyły i całe towarzystwo wpadło do izby.

- Będziemy znosić na dół łóżka. Musisz się pośpieszyć z szorowaniem podłóg,

Elise, bo zaraz się wprowadzamy. - Peder miał spoconą twarz, ale oczy mu lśniły.

Najpierw chwycili we czwórkę łóżko mamy, które było wąskie, ale solidne i

ciężkie.

Na wózku nie dało się przewieźć jednorazowo więcej niż jedno łóżko, a

namęczyli się wszyscy czworo, ciągnąc i pchając.

Kiedy Emanuel przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi na oścież, do

ś

rodka wpadło słońce i napełniło niewielkie pomieszczenia zapachami lata. Zaduch

zniknął na szczęście, choć Elise się obawiała, że niełatwo będzie się go pozbyć.

Natrudzili się, żeby wnieść łóżko po stromych schodach, a gdy już je wstawili

na poddaszu, Elise zabrała się do palenia w piecu. Pederowi kazała przynieść wodę.

Gdy Emanuel z chłopcami udali się do Andersengarden po kolejną partię

rzeczy, Elise szorowała już podłogę w przyszłej małżeńskiej sypialni.

Stanęła w drzwiach i rozejrzała się dookoła. Niewielkie okno poprzedzielane

szprosami wychodziło na wschód. Będę oglądać wschody słońca, ucieszyła się.

Ś

ciany były pomalowane na zielono, podłoga zaś trochę zniszczona, ale może z

czasem ją zakryją dywanikiem utkanym ze szmatek. W oknach chciałaby zawiesić

jasne leciutkie firanki, które będą przepuszczać światło dzienne.

To tu, w tym pomieszczeniu, odda mu się... Będzie co wieczór zasypiać w jego

ramionach i budzić się przytulona do jego twarzy.

Nie odczuwała strachu. Za każdym razem, gdy Emanuel ją obejmował i

całował, jej ciało poddawało się i narastało w niej dziwne napięcie, a przyjemne

mrowienie z pewnością przerodziłoby się w coś silniejszego, gdyby tylko mieli czas i

background image

sposobność. Wiedziała jednak, że taki dzień kiedyś nastąpi.

Sypialnia była nieduża, szybko więc uporała się z szorowaniem podłogi

zarówno tu, jak i w kuchni. Uznała, że od razu przeleci całe poddasze, by za jednym

zamachem dokończyć wszystko.

Gdy już uporała się z porządkami, postanowiła wyjść na spotkanie

Emanuelowi i chłopcom i pomóc ciągnąć wózek.

Spotkała ich za rogiem, gdy już dochodziła do Andersen - garden.

- Poradzimy sobie sami, Elise! - zawołał Peder z zarumienioną twarzą, która

wyrażała dumę i dorosłą powagę. - Niepotrzebne nam baby do noszenia.

Uśmiechnęła się.

- Ale chyba pozwolicie mi przytrzymać trochę, skoro już tu jestem.

Gdy się zbliżyli do domu majstra, zauważyli Everta.

- Jesteś, Evert - ucieszyła się Elise. - Pani Berg ci przekazała, że się

przeprowadzamy?

Evert pokiwał głową z zapałem i poczerwieniał, a piegi odznaczały się mu na

twarzy bardziej niż zwykle.

- Nie mogłem przyjść wcześniej, bo najpierw musiałem jej pomóc!

- Evert, chodź z nami na poddasze! - Peder puścił wózek i pędem ruszył ku

drzwiom. - Wszystkie żołnierzyki stoją na podłodze! Musimy się pośpieszyć, by

rozbić szwedzkie oddziały, zanim na górę wniesiemy łóżko!

Trzej chłopcy zniknęli na poddaszu, Kristian z równym zapałem co Peder i

Evert.

Emanuel uśmiechnął się.

- Wydaje mi się, że Kristian pogodził się już z nową sytuacją. Przestał nawet

opowiadać, że zaciągnie się na statek.

Elise odwzajemniła uśmiech.

- Też to zauważyłam. Dokonałeś prawdziwego cudu, Emanuelu.

- Nie wydaje mi się, że to takie proste, ale cieszmy się, że jest jakaś poprawa.

- W fabryce spotkałam Hildę.

- I co? - popatrzył na nią zaciekawiony. - Jak ona się miewa?

- Odniosłam wrażenie, że nie wszystko ułożyło się tak, jak sobie wyobrażała.

- Nie pojmuję, że liczyła na jakieś względy. Chyba słyszała, jak pracują

służące.

Elise pokiwała głową w zamyśleniu.

background image

- Wydaje mi się, że on ją znowu oszukał. Pozwolił jej wierzyć, że będzie

traktowana inaczej. Może nie akurat jak żona, aż taka głupia znów nie jest, ale

przynajmniej jak członek rodziny.

Emanuel potrząsnął głową wyraźnie zagniewany.

- Żeby tak wykorzystywać młodą dziewczynę! To powinno być karalne!

Spróbujemy wnieść łóżko na górę?

Wyszli na zewnątrz, chwycili łóżko po obu końcach i wnieśli przez korytarz i

kuchnię.

- Myślisz, że się zmieści? - zapytała Elise, patrząc sceptycznie na strome

schody. Łóżko chłopców było lżejsze, ale nieco szersze i mniej poręczne niż łóżko

mamy.

- Owszem, ale ja będę szedł z tyłu, bo ciężar będzie większy z tej strony. Bądź

ostrożna, Elise! Właściwie to w ogóle nie powinnaś dźwigać. Myślę, że jednak

zawołamy chłopców do pomocy.

Zawołał głośno, a oni w jednej chwili przybiegli. Gdy już łóżko stanęło w

pokoiku na poddaszu i zeszli na dół, Emanuel zerknął na nią zatroskany.

- Wszystko dobrze?

Pokiwała głową, wzruszona i zdziwiona jego troską. Zupełnie jakby mu

bardzo zależało, by nic nie zaszkodziło dziecku. Przeniknęło ją dziwne uczucie. Po

raz pierwszy nazwała „dzieckiem” rozwijającą się w niej istotę, o której cały czas

myślała bezosobowo.

- Nie musisz iść ze mną po resztę rzeczy, chłopcy mi pomogą. Ale Elise

zaprotestowała:

- Ja też chcę się na coś przydać.

Wieczorne słońce przeświecało pomiędzy gałęziami wielkiej brzozy rosnącej

przy moście, kiedy Elise razem z mamą stanęły przed gankiem. Mama nabrała

głębokiego oddechu i rozejrzała się wokół ze zdziwieniem.

- Wciąż nie mogę uwierzyć... To jest jak sen. - Pokręciła głową i powiodła

spojrzeniem na rzekę, na małą zatoczkę tuż przed wodospadem. - Pomyśleć, że

będziemy tu mieszkać, Elise! Gdyby jeszcze był z nami wasz ojciec... - zachlipała, a

po wychudzonych policzkach potoczyły się łzy jak grochy.

- Tak, on nienawidził tych ciemnych zamkniętych podwórek - odezwała się

Elise, choć w duchu sądziła, że ojcu by to w niczym nie pomogło. Ktoś, kto zaczął

pić... - Chodź, wejdziemy do środka. Z radością pokażę ci wszystkie pomieszczenia.

background image

- Salonik! - Mama klasnęła w dłonie, przechodząc przez wysoki próg do

niewielkiego pokoju dziennego. - I moja komoda zmieściła się akurat pomiędzy

oknami! - dodała z zachwytem.

- Emanuel ma sofę, stół i fotele, które się tu postawi.

- Sofę?

- Tak, z zielonego pluszu - potwierdziła Elise z uśmiechem.

- Ale jak to...?

- Przywiózł z domu. Wiesz przecież, że pochodzi z okazałego dworu.

Na twarzy mamy pojawił się nagle wyraz zamyślenia.

- A co na to jego rodzice? Jak przyjęli to wszystko?

- Nie wiem. Nie ukrywali zawodu, że Emanuel nie chce gospodarować we

dworze, i obawiali się, że wybierze sobie na żonę dziewczynę z miasta. Jeśli

dowiedzą się teraz, że jego wybranka pochodzi z rodziny robotniczej, to raczej nie

będą zachwyceni.

- Musisz się przygotować na najgorsze, Elise! Oni mogą zabronić mu się z

tobą ożenić. - Przez twarz mamy przemknął smutek, gdy dodała: - Cały czas myślę, że

to za piękne, by mogło być prawdziwe.

- Ależ mamo! Emanuel jest dorosły i zrobi, co zechce. Nie zmieni zdania,

nawet jeśli rodzice się sprzeciwią...

- Mogą go pozbawić dziedzictwa. Czytałam o takich przypadkach.

- Myślę, że i taka groźba nie skłoni Emanuela do zmiany decyzji.

- A skąd możesz mieć pewność? Kto rezygnuje z takiego spadku z powodu

miłości?

Elise roześmiała się.

- Teraz to już opowiadasz głupoty. Czy to nie ty nakłaniałaś mnie, bym

zdecydowanie przyjęła wszystkie możliwości, które zsyła mi los?

- Owszem, nie wiedziałam jednak, że on jest dziedzicem okazałego dworu, na

dodatek jedynakiem. Wprawdzie kiedyś mi o tym wspominałaś, ale całkiem mi to

wyleciało z pamięci.

- Myślę, że nie musisz się martwić. Emanuel podjął decyzję i nie zmieni jej

bez względu na to, co powiedzą jego rodzice. On jest bardzo uparty - uśmiechnęła się

lekko.

Mama nic na to nie odpowiedziała, ale Elise zauważyła, że stała się jakaś

zamyślona. Wróciły do kuchni i obejrzały pokoik przeznaczony na sypialnię.

background image

- Tu my się ulokujemy, a ty zajmiesz z chłopcami poddasze - powiedziała

Elise. - Jeśli będziemy mieszkać w tym domu tak długo, że się zestarzejesz, to się

zamienimy. Ty zamieszkasz na dole, byś nie musiała się wspinać po stromych

schodach.

- Ja nie doczekam starości, Elise!

- A właśnie że tak! Teraz gdy przez całe lato będziesz się mogła wygrzewać na

słońcu, szybko dojdziesz do siebie.

Przepuściła mamę przodem i weszły na poddasze. Zauważyła, że mama się

zasapała, i pomyślała, że może jednak mimo wszystko powinni oddać mamie pokoik

przy kuchni od razu. Obawiała się jednak, że ciężko będzie przekonać do tego

Emanuela, a przecież to w końcu on wynajął ten dom i umożliwił im wspólne

zamieszkanie.

Mama zdyszana osunęła się na krzesło.

- Jak cudownie! Okno wychodzi na południe i nic nie zasłania słońca.

- Pójdę teraz po pościel. Jesteś z pewnością zmęczona i zechcesz wcześniej

położyć się spać. Wkrótce chyba przyjdzie Emanuel z chłopcami.

- Idź! - skinęła głową mama.

Elise zdążyła dojść do węgła domu, gdy zauważyła dwóch mężczyzn opartych

o barierkę na moście, którzy sprawiali wrażenie, jakby obserwowali ich dom. Od razu

się zorientowała, kim są. Dlaczego tam stoją? Wiedzą już, że się tu wprowadziła? Czy

słyszeli, że wychodzi za mąż?

W tej samej chwili jeden z mężczyzn się odwrócił, a zauważywszy ją, stuknął

łokciem kompana. Obaj posłali jej wrogie spojrzenia.

Elise zamierzała zrazu udawać, że ich nie widzi, i pójść w odwrotnym

kierunku, ale zmieniła zdanie i stanowczym krokiem zbliżyła się do nich. Serce

podeszło jej do gardła, ale zmusiła się do tego, by nie dać po sobie poznać

zdenerwowania.

- Mnie szukacie? - zapytała.

Najwyraźniej nie spodziewali się, że ich zagadnie, i na moment stracili rezon.

Bił od nich zapach tytoniu i bimbru.

Słusznie się domyśliła, że jeden z nich to ten sam mężczyzna, którego spotkała

kiedyś u Magdy w sklepie na rogu: niewysoki, ale postawny, z szerokimi wargami i

wysuniętą dolną szczęką, krótką szyją i tłustym karkiem. W drugim rozpoznała tego,

który przyniósł jej list od Johana. Był to wysoki, rosły mężczyzna, łysawy, z czarnymi

background image

wąsami.

- Skoro tu stoicie i obserwujecie dom, sądziłam, że czegoś ode mnie chcecie -

rzekła z wymuszonym uśmiechem.

Mężczyźni, choć zaskoczeni, nie byli znów tacy w ciemię bici.

- A co, pospacerować nie wolno? - odezwał się ten z wysuniętą szczęką.

- Ależ oczywiście, skoro jednak tu stoicie, to sądziłam, że macie jakąś sprawę

do mnie.

- Ach tak, a może to ty masz sprawę? Słyszeliśmy pewne pogłoski, ale jeśli

dobrze pamiętam, zaklinałaś się, że to zwykłe kłamstwa.

- Owszem, wtedy gdy cię spotkałam, to były kłamstwa. Ale Johan zerwał

zaręczyny, a ponieważ nie jestem w stanie sama utrzymać mamy i młodszych braci,

przyjęłam oświadczyny Emanuela Ringstada. Wprawdzie nic wam do tego, ale

uważam, że Johan nie powinien trwać w przekonaniu, że go zdradziłam, bo to

nieprawda.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo, a jego kompan tylko wpatrywał się w nią

bez słowa.

- Już my dobrze wiemy, co o tym wszystkim sądzić. Elise odwróciła się na

pięcie i ruszyła przed siebie.

- Zdaje ci się, że jesteś bezpieczna, słodziutka - usłyszała za sobą wołanie. -

Ale poczekaj no tylko... Nie lubimy panienek, które zadzierają nosa!

Elise postanowiła nie wspominać o tym spotkaniu Emanuelowi.

Wystarczająco się denerwował tym, co ją spotkało w lesie. Nie warto, by przejmował

się jeszcze tymi dwoma łajdakami.

„Poczekaj no tylko...” - ciarki ją przeszły, gdy przypomniała sobie te słowa.

O co im właściwie chodziło?

ROZDZIAŁ PIĄTY

Elise ledwie nadążała za stawiającym długie kroki Emanuelem. Wczesnym

rankiem w niedzielę szli na dworzec kolejowy Ostbanestasjonen, by udać się

pociągiem do rodziców Emanuela.

Pociła się z nerwów i było jej niedobrze. Co powiedzą, zastanawiała się.

Słowa mamy przeraziły ją. W głębi serca wcale nie była taka pewna siebie, jak

udawała przed mamą. Co prawda Emanuel podjął decyzję o małżeństwie, ale czyjego

rodzice nie zdołają go odwieść od tego zamiaru, trudno było przewidzieć.

background image

Na torach sapał ciężko parowóz, czekając na pasażerów kierujących się w

stronę wagonów. Biedacy wsiadali do wagonów trzeciej klasy, bogaci gospodarze i

zasobni mieszczanie do pierwszej i drugiej. Gołym okiem widoczne były różnice nie

tylko w strojach, ale także w postawie i wyrazie twarzy. Przed wagonem drugiej klasy

stała jakaś całująca się para. Kobieta w jasnej sukience na podszewce miała na głowie

ogromny kapelusz przewiązany różową wstążką z jedwabiu, a mężczyzna kapelusz ze

słomki. Elise uśmiechnęła się pod nosem rozbawiona, patrząc, jak oboje przytrzymują

rękami kapelusze, by nie spadły. Obok nich stała mała dziewczynka i niecierpliwie

przebierała nóżkami. Przytrzymywała niewielki wózeczek, w którym leżała śliczna

lalka otulona koronkową kołderką. Dziewczynka ubrana była w białą sukienkę z

różowymi ozdobami i też miała kapelusik słomkowy z kwiatkami.

W wagonie pierwszej klasy siedzenia były obite miękkim aksamitem, tak

przynajmniej mówił Emanuel, on jednak podróżował wagonami trzeciej klasy, w

których stały twarde drewniane ławki.

- Na szczęście twoje meble zmieściły się w saloniku - odezwała się Elise, gdy

tylko usiedli naprzeciwko siebie w przedziale. - Mama wprost nie posiadała się z

zachwytu i nie śmiała nawet na nich usiąść.

Emanuel roześmiał się. Ależ on jest przystojny, pomyślała Elise i ogarnęło ją

całkiem nowe dla niej uczucie, stanowiące połączenie dumy i zakłopotania. W

Ciemnym garniturze, zapiętej kamizelce z zegarkiem kieszonkowym na złotym

łańcuszku i w białej wykrochmalonej koszuli różnił się bardzo od mężczyzn, których

znała, co tylko uświadamiało jej dzielącą ich przepaść. Sama miała na sobie czarną

odświętną sukienkę, która kiedyś należała do mamy, a kapelusz, rękawiczki i szal

pożyczyła tak jak ostatnio od Hildy. Mimo to trudno było nie zauważyć, że należą z

Emanuelem do dwóch różnych światów. Poczuła niepokój przed wizytą u przyszłych

teściów.

- Jak myślisz, ile będzie kosztowało wypożyczenie ubrań dla nas wszystkich? -

zapytała nagle.

- Na ślub?

Pokiwała głową, zerkając pośpiesznie na bok, by sprawdzić, czy nikt z

pasażerów siedzących w pobliżu nie słyszy ich rozmowy.

- Nie myśl o tym, Elise - uśmiechnął się i popatrzył na nią ciepło, a po chwili

dorzucił z zapałem: - Może mama coś dla ciebie znajdzie?

Elise poczuła, jak ze wstydu palą ją policzki. Ma pożyczać ubrania od jego

background image

matki? Ależ to upokarzające! Nie, za nic w świecie!

- Co powiedzieli koledzy Pedera na to, że przeprowadził się do domu majstra?

- Wydaje mi się, że niejeden mu zazdrości, ale póki co chyba nie dali mu tego

odczuć jakoś szczególnie.

- Miejmy nadzieję, że zostawią go w spokoju - rzekł Emanuel i przyglądając

się Elise uważnie, zapytał: - A ze strony innych spotkały was jakieś przykrości?

Elise postanowiła mu powiedzieć o wszystkim, bo nie umiała przed nim

kłamać.

- Tak, ze strony dwóch kompanów z bandy Lorta - Andersa.

- Spotkałaś ich? - zdziwił się, rozszerzając szeroko oczy.

- Stali na moście, kiedy szłam do Andersengarden po pościel.

- Nic mi nie powiedziałaś!

- Nie miałam ochoty psuć ci dnia.

- Kochana Elise - potrząsnął głową zrezygnowany. - Nie możesz mnie tak

oszczędzać. Widzieli cię? Mówili ci coś?

- Podeszłam do nich i zapytałam wprost, czy mnie obserwują, ale nie chcieli

mi odpowiedzieć.

Na twarzy Emanuela pojawił się grymas irytacji.

- Nie rozumiem, o co im chodzi?

- Skoro Lort - Anders przyjaźni się z Johanem, nie ma innego wyjaśnienia niż

to, że chcą mnie ukarać za to, że policja znalazła broszkę u Johana.

- Ale przecież to Johan zerwał zaręczyny!

- Ponieważ usłyszał plotki o tobie i o mnie.

- W dalszym ciągu uważasz, że postąpił tak z powodu nieporozumienia?

- Tak, ale już przestałam to roztrząsać. Mówię o tym tylko dlatego, żeby ci to

wyjaśnić.

- Musisz mi obiecać, że powiesz mi natychmiast, jeśli się znów pojawią. Nie

możemy żyć w takim poczuciu zagrożenia. Gdyby się to miało powtórzyć, trzeba

będzie powiadomić policję.

Elise pokiwała głową i zagadnęła:

- Jak sądzisz, co powiedzą?

- Policja?

- Nie, twoi rodzice, gdy dowiedzą się o zaręczynach. Emanuel pochylił się i

ujął jej dłonie w swoje.

background image

- Każdy życzyłby sobie takiej synowej jak ty, Elise. Jestem pewien, że mama

będzie się cieszyć moim szczęściem. Tata być może okaże zawód, że nie wybrałem

sobie na żonę córki jakiegoś gospodarza, która nakłoniłaby mnie do powrotu na stałe

do dworu. Kiedy jednak zrozumie, że podjąłem już decyzję i nie zamierzam się z niej

wycofywać, na pewno zaakceptuje mój wybór. Dla nich najważniejsze powinno być w

końcu to, żebym był zadowolony i żeby mi było dobrze. Co się stanie, kiedy ich już

nie będzie na świecie, nawet nie zauważą. Więc jakie ma znaczenie, kto wówczas

będzie gospodarował we dworze?

W jego ustach wszystko brzmi tak przekonująco, pomyślała Elise. Ale

rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana. Dla ludzi bogatych ważniejsze jest

zabezpieczenie swoich potomków niż własne doraźne życie. Akurat takiego problemu

nie mają robotnicy nad rzeką Aker, westchnęła w duchu.

- Hilda przyszła wczoraj?

Elise domyśliła się, że Emanuel próbuje odwrócić jej zatroskane myśli od

zbliżającej się wizyty, i pokiwała głową z uśmiechem.

- Była wprost zachwycona domem, ale zdaje się, że równocześnie trochę

zazdrosna. Cieszy się, że będziemy mieszkać w tak dobrych warunkach, zwłaszcza

teraz, gdy sama mieszka w willi, ale jej życie wygląda chyba trochę inaczej, niż to

sobie wyobrażała jeszcze przed kilkoma tygodniami.

- Zasięgnąłem trochę informacji - rzekł Emanuel, patrząc jej w oczy. -

Siostrzeniec pana Paulsena nie jest zbył łatwym w obejściu człowiekiem, podobnie

jak jego żona.

- To znaczy, że nie pozwolą Hildzie spotykać się z Braciszkiem.

- Też tak przypuszczam - odparł Emanuel, potrząsając głową. - Dla nich

najważniejsze jest zachowanie pozorów. Słyszałem, że pani Paulsen wyjechała na

długi czas i wróciła do domu tego samego dnia, kiedy przejęła dziecko. Karolinę

słyszała, że podobno urodziła syna u swoich rodziców w Bergen.

Elise poczuła się tak, jakby ktoś trafił ją w samo serce. W takiej sytuacji mama

z pewnością nie zobaczy już swojego wnuczka. Dla Hildy będzie męczarnią

przebywać tak blisko dziecka i nie móc zdradzić swoich uczuć.

- Nie pojmuję, jak ten pan Paulsen mógł przyjąć Hildę na służbę. Powinien

chyba rozumieć, jaka to dla niej trudna sytuacja.

- Rzeczywiście - przyznał jej rację Emanuel i pokręcił głową. - Trudno to

pojąć. Jeśli uważał, że w ten sposób jej pomoże, to musi być całkiem pozbawiony

background image

ludzkich uczuć.

- Dla Hildy lepiej by było pozostać w fabryce i mieszkać z nami. W sypialni

mamy jest miejsce na jeszcze jedno łóżko.

- Tak, dla niej byłoby lepiej, nie sądzę jednak, że się na to zdecyduje. Ten

związek między nią a panem Paulsenem wydaje mi się ze wszech miar dziwny.

Rozumiałbym, gdyby go znienawidziła za to, co jej zrobił, ona tymczasem

wprowadza się do niego. Ty coś z tego pojmujesz?

Elise pokręciła głową.

- Sprawia wrażenie, jakby była w nim zakochana mimo tak dużej różnicy

wieku między nimi.

- No cóż, powiada się, że miłość nie wybiera - uśmiechnął się Emanuel.

- A jak zareagowała Karolinę, gdy opowiedziałeś, że żenisz się ze mną?

Uciekł spojrzeniem i odpowiedział dopiero po chwili:

- Oznajmiłem najpierw jej i jej rodzicom, że się wyprowadzam, a potem

wyjaśniłem dlaczego. Rodzice wydawali się zaskoczeni, ale przywykli do moich

niekonwencjonalnych decyzji i całą winą za to obarczyli Armię Zbawienia. Ojciec

Karolinę pomógł mi w uzyskaniu posady kasjera w tkalni płótna żaglowego. - Zamilkł

na moment i z wyraźnym ociąganiem dodał: - Ale Karolinę przyjęła to gorzej.

Zamknęła się w swoim pokoju i nie schodzi nawet na posiłki. Dlatego jej mama

posyła mi teraz pełne wyrzutu spojrzenia.

- Zawsze miałeś takie powodzenie? Karolinę, Agnes, Anna...

- Siebie jakoś nie wymieniłaś w tym gronie - rzekł, patrząc na nią pytająco.

Popatrzyła mu prosto w oczy i dodała:

- Owszem, teraz siebie też zaliczam do tego grona, Emanuelu. Zauważywszy,

jak wielką radość sprawiły mu te słowa, cieplej się jej zrobiło na sercu.

Wysiedli z pociągu, ale tym razem nie czekała na nich bryczka. Emanuel nie

zawiadomił rodziców, że przyjeżdżają, nie chciał jednak dłużej odwlekać tej

rozmowy. Zależało mu, by ślub odbył się jak najszybciej. Dążył do tego jeszcze silniej

niż Elise.

Było ciepło i sucho, więc za każdym razem, gdy drogą przejechała bryczka,

podnosił się obłok kurzu. Słońce przypiekało, a na niebie nie było nawet jednej

chmurki. Krowy pasły się na pastwiskach, a na polach zaczęły się już sianokosy.

Kwiaty porastające przydrożne rowy pachniały słodko, a gdzieś w pobliżu gwizdał

kos.

background image

Emanuel zatrzymał się nagle i wziął ją w ramiona.

- Słyszysz? To kukułka! Jest tu gdzieś blisko. Przemkniemy się ukradkiem pod

drzewo, a ty pomyśl sobie jakieś życzenie.

Ku zdumieniu obojga kukułka nie odleciała i gdy cicho ustawili się pod

koroną drzewa, nadal kukała. Elise mocno zacisnęła powieki i pomyślała: Chcę, żeby

między nami zawsze było dobrze i by Emanuel nigdy nie pożałował swojego wyboru.

Gdy otworzyła oczy, zobaczyła, że Emanuel stoi nieruchomo i wpatruje się w

nią w napięciu.

- Zdążyłaś pomyśleć życzenie?

- Tak, pomyślałam sobie, żeby między nami zawsze było dobrze i byś nie

ż

ałował swojego wyboru.

Objął ją mocno i przytulił.

- Zmarnowałaś życzenie, pragnąc tego, czego powinnaś być pewna od dawna.

Pomyśl tylko, ile innych życzeń mogłabyś zamiast tego wypowiedzieć w myślach!

- Wybrałam to, co najważniejsze. A ty czego sobie zażyczyłeś?

- Żeby nie było żadnych komplikacji i byś urodziła zdrowe i śliczne dziecko.

Ze wzruszenia ścisnęło ją w gardle. Przywarła do niego i wyszeptała:

- Jesteś taki dobry, Emanuelu.

Skręcili w aleję i skierowali się w stronę dużego dziedzińca. Elise, zlana

potem z gorąca i nerwów, odezwała się z nadzieją w głosie:

- Może twoich rodziców nie ma w domu?

Zaraz jednak sama złapała się na tym, że to głupie, bo gdyby ich dziś nie

zastali, musieliby przyjeżdżać jeszcze raz.

- Myślisz, że gospodarze we dworze wyjeżdżają w najgorętszym czasie prac

polowych?

Nie odpowiedziała, ale zauważywszy postać wychodzącą z budynku

mieszkalnego, powiedziała:

- Twoja mama.

Powiódł wzrokiem w kierunku domu i zawołał ucieszonym głosem:

- Tak, to ona! Chodź, Elise, sprawimy jej niespodziankę! Przyśpieszyli kroku,

a Emanuel zawołał głośno. Jego mama odwróciła się, ale najwyraźniej nie poznała ich

w pierwszej chwili, bo stała tylko i się przyglądała. Gdy jednak zorientowała się, że to

jej syn, rozpromieniła się i odstawiła wiadro, które trzymała w ręce.

- Emanuel! - zawołała radośnie, śpiesząc im na spotkanie.

background image

- Ależ czy to nie panna Elise Lovlien? - odezwała się zdumiona, gdy podeszła

bliżej. - Jak to miło, Emanuelu, że przywiozłeś ją znowu!

Przywitała się serdecznie z Elise, po czym wyściskała syna.

- Tata w domu? - zapytał Emanuel, patrząc na mamę w napięciu.

- Jest w stajni. Właśnie zamierzałam go wołać na drugie śniadanie. Powinieneś

nas powiadomić, że przyjeżdżasz, i to z gościem - dodała szybko. - Nie mam nic

specjalnego do poczęstowania.

- Elise nie jest przyzwyczajona do frykasów. Poza tym nie po to

przyjechaliśmy.

Posłała mu zdziwione spojrzenie, ale nie dopytywała się o szczegóły.

- Pewnie jesteście spragnieni i zmęczeni, szliście pieszo od stacji, i to w taki

upał. Przyniosę coś zimnego do picia.

Kuchenny stół nakryty był dla dwojga. Pani Ringstad pośpiesznie dostawiła

dwa nakrycia.

- W mieście jest pewnie teraz bardzo gorąco. Gdy jestem w Kristianii, to

wydaje mi się zawsze, że powietrze tam stoi i nie ma czym oddychać.

- Elise mieszka nad samą rzeką. Dzieciaki kąpią się w górnym biegu w

miejscu nazywanym Brekkedammen, gdzie woda nie jest zanieczyszczona przez

ś

cieki z fabryk.

- Za to ty mieszkasz blisko miasta.

- O, kawałek. Niebawem się jednak przeprowadzam. Przyjechałem, żeby wam

o tym opowiedzieć.

Mama spojrzała na niego zdumiona.

- Zamierzasz się przeprowadzić? A co na to Betzy i Oscar?

- A co mają mówić? Po prostu znajdą sobie innego lokatora.

- Ale... przecież miałeś tam tak dobrze, Emanuelu! Skąd ci przyszło nagle do

głowy, by się od nich wyprowadzać? Przecież oni traktują cię niemal jak syna, sam mi

o tym opowiadałeś. Tak cię chwalili, byli tobą zachwyceni.

- Ja też nie mogę na nich powiedzieć złego słowa, mamo. Nie dlatego się

wyprowadzam, bym miał im coś do zarzucenia. Opowiem o wszystkim, jak przyjdzie

tata.

Mama odwróciła się w stronę drzwi, ale Emanuel ją ubiegł i oświadczył:

- Pójdę po niego!

Kiedy wyszedł, pani Ringstad uśmiechnęła się do Elise i oznajmiła z

background image

rezygnacją:

- Doprawdy trudno zrozumieć mojego syna. Taka byłam szczęśliwa, że

mieszka u naszych przyjaciół. Tam, w mieście, na każdym kroku czyha tyle

niebezpieczeństw. Czułam się spokojniejsza, wiedząc, że ktoś ma tam na niego oko.

Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Od chwili, gdy weszli do domu, nie

odezwała się ani słowem i cała ta sytuacja wydawała jej się nie do zniesienia. Pani

Ringstad najwyraźniej nie miała zielonego pojęcia, po co przyjechali. I pewnie nie

zgadłaby nawet, gdyby ją próbować naprowadzić, tak odległa była to dla niej myśl.

- Jak jest w tej okolicy, gdzie mieszkasz? - zapytała. - Dużo kręci się tam

pijaków i włóczęgów?

Elise poruszyła się niespokojnie i odpowiedziała z ociąganiem:

- Część bezrobotnych sięga po butelkę, ale nie tylko oni. Ludzie, którzy

przyjechali ze wsi do miasta za pracą, tęsknią za swoimi rodzinnymi stronami i piją,

by zapomnieć.

- No właśnie! Przecież to nienaturalne, żeby ludzie mieszkali w takim

skupisku. Nie jesteśmy stworzeni do takiego życia. Wyjaśnij to Emanuelowi!

Powiedz, że ludzie popadają w pijaństwo, bo źle się czują w mieście.

- Nie chodzi o miasto - usiłowała bronić się Elise. - Raczej o długie dnie pracy

w fabrykach w kurzu i w hałasie. Poza tym brakuje mieszkań, dlatego ludzie gnieżdżą

się całymi rodzinami w ciasnych pomieszczeniach. W niektórych czynszówkach

mieszka do dwóch tysięcy osób, średnio po piętnaście osób w izbie.

- Niemożliwe! - Pani Ringstad załamała ręce przerażona.

- Moja rodzina miała szczęście, że nie musieliśmy dzielić kuchni z obcymi

ludźmi.

Pani Ringstad podeszła i objęła ją ramieniem.

- Biedactwo, Emanuel opowiadał, jak macie ciężko. Cieszę się, że mój syn ma

takie dobre serce i pomaga ludziom takim jak ty. Jak ci wspomniałam ostatnio, bardzo

się sprzeciwialiśmy z mężem, gdy Emanuel postanowił wstąpić w szeregi Armii

Zbawienia, teraz jednak już się z tym pogodziłam. Ciężko mi, że nie chce osiąść tu we

dworze, skoro jednak już tak się stało, to przynajmniej jestem dumna, że mój syn

wspiera najsłabszych w naszym społeczeństwie i okazuje im współczucie.

Elise poczuła, jak ścisnęło ją w żołądku. Pani Ringstad traktowała ją jak

biedaczkę, której Emanuel pomaga z litości. Myśl ta wydała jej się nieznośna. Gdyby

tak było, nigdy nie zgodziłaby się wyjść za niego za mąż. Głównym powodem, dla

background image

którego przystała na jego propozycję, było to, że ją kochał i pragnął jej na przekór

wszystkiemu. Gdyby kierował się litością, ona wolałaby przenieść się raczej do

ciaśniejszego mieszkania i poradzić sobie bez jego pomocy.

- A jak twoja mama? - Pani Ringstad popatrzyła na Elise zatroskana.

- Coraz lepiej. Pobyt w sanatorium zdziałał cuda.

- Jak dobrze to słyszeć. Sądzisz, że będzie mogła wrócić do pracy?

- Zamierza zapytać właścicielkę sklepu kolonialnego, czy nie zatrudniłaby jej

do pomocy na parę godzin dziennie. Możliwe, że tamta się zgodzi.

- A twoi bracia? Co z nimi?

- A z nimi bez zmian. Teraz są szczęśliwi, że minęła zima i mrozy i mogą się

bawić wieczorami, kiedy już uporają się ze swoimi obowiązkami.

- To może i oni wnet zaczną zarabiać po parę koron?

- Tak, zamierzam popytać o pracę dla nich. Chłopcy w ich wieku zbierają

węgiel na nabrzeżu. Najlepiej jednak by było, gdyby roznosili gazety, ale niestety, jest

wielu chętnych. Może jednak choć jednemu z nich się poszczęści i będzie roznosił

„Svaerta” albo pomagał wozakowi na naszej ulicy.

- Mam nadzieję. Ze względu na ciebie.

Elise zemdliło. Czuła się tak, jakby stała przed tą kobietą i kłamała w żywe

oczy. Przecież pani Ringstad nie ma pojęcia, że rodzina Elise zdoła przetrwać dzięki

jej jedynemu synowi.

- Usiądź sobie i odpocznij trochę. Oni na pewno zaraz przyjdą. My się

tymczasem napijemy kawy. - Pani Ringstad podeszła do pieca i przyniosła dzbanek.

Elise usiadła na brzeżku krzesła i popatrzyła na stół, na którym tego dnia także

stał elegancki serwis. Nie miała wprost odwagi, by sięgnąć po filiżankę. Pewnie tu,

we dworze, nawet nie mają blaszanych kubków i talerzy, pomyślała.

- Opowiedz mi trochę więcej, jak sobie radzicie. Jesteś taka szczupła, macie

dość jedzenia?

Elise czuła się okropnie. Nie miała ochoty opowiadać o tym, jaki cierpieli

niedostatek, a przecież nie mogła też kłamać.

- Na ogół najadamy się do syta - zaczęła z ociąganiem.

- Na ogół? To znaczy, że czasami kładziecie się spać głodni? Gdyby wiedziała,

jak często, pomyślała Elise, skinąwszy głową.

- A jedzenie macie dobre i pożywne? Elise wierciła się na krześle

niespokojnie.

background image

- Głównie jadamy polewkę, kaszę na wodzie i chleb. Czasem mamy na obiad

ziemniaki i rybę.

- A mięso? Wcale? - Pani Ringstad popatrzyła przerażonym wzrokiem.

- Na Boże Narodzenie smażymy słoninę. Ale jak chłopcy trochę urosną i

zaczną pracować, będzie nam lżej. Teraz są w najtrudniejszym okresie, bo rosną.

- Wydawali mi się dość mali jak na swój wiek i obaj byli bardzo wychudzeni.

Ale jak mają rosnąć, jeśli nie dostają odpowiedniego pożywienia? Przygotuję paczkę i

weźmiesz ją ze sobą do domu, tak żeby przynajmniej na najbliższe dni starczyło wam

jedzenia. I radzę ci, załatw chłopcom jak najszybciej jakąś pracę.

Elise poczerwieniała ze wstydu. Zażenowana wypiła mocną kawę bez

dodatków, mimo że na stole stał cukier i śmietanka. Pani Ringstad popiła łyk kawy i

pytała dalej:

- A jaki był twój ojciec? Umarł na suchoty czy z niedożywienia?

Elise oblała się potem i wyjąkała:

- Poślizgnął się na lodzie i utopił w rzece.

Pani Ringstad była głęboko poruszona jej odpowiedzią.

- To prawda? Coś strasznego! Jak to się mogło stać?

- Było ciemno, lampa gazowa na ulicy była potłuczona.

- Okropność! Jak to przyjęła twoja mama? Wyobrażam sobie, stracić

małżonka i żywiciela! I to jeszcze w takich okolicznościach. Bezsensowna,

niepotrzebna śmierć.

Elise nie odezwała się.

Pani Ringstad położyła dłoń na jej dłoni i rzekła zawstydzona:

- Nie powinnam o tym mówić! Biedactwo, to na pewno dla ciebie bolesne.

„Biedactwo”, jakże nienawidziła tego słowa.

- Nie masz dziadków, którzy by mogli wam pomóc, albo jakichś wujków czy

cioć?

Elise pokręciła głową.

- Tata miał jednego brata, który wyjechał do Ameryki przed około dwudziestu

laty. W latach osiemdziesiątych z Kristianii pojechało za ocean piętnaście tysięcy

osób. Wuj osiadł w Wisconsin, ale przysłał tylko jeden list, a potem słuch o nim

zaginął.

- A może on żyje? - Twarz pani Ringstad pojaśniała nagle. - Może wzbogacił

się i odezwie się do was.

background image

Elise uśmiechnęła się, bo nie wierzyła w takie bajki.

- Gdyby tak było, odezwałby się już dawno - stwierdziła.

- A może chce wam zrobić niespodziankę? Któregoś dnia stanie nagle w

drzwiach i zaprosi was wszystkich do siebie, do Ameryki. Albo przyśle list i

pieniądze i poprosi, byście do niego przyjechali.

Elise uśmiechnęła się uprzejmie, ale odniosła wrażenie, że jak na osobę

dorosłą pani Ringstad wypowiada bardzo naiwne sądy.

- O, idą! Czas najwyższy! - Pochyliła się bliżej Elise i zapytała: - Zanim

wejdą, chciałam spytać, czy nie wiesz przypadkiem nic więcej o Karolinę i

Emanuelu?

Elise najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Jak zareagowałaby pani Ringstad,

gdyby jej opowiedziała, że Karolinę z rozpaczy za Emanuelem zamknęła się w swoim

pokoju i nawet nie schodzi na rodzinne posiłki?

- Chyba będzie lepiej, jeśli zapyta pani o to syna - zdołała wykrztusić.

W drzwiach stanął uśmiechnięty ojciec i huknął od progu:

- O, jest i mała Elise Lovlien! Jak miło! Elise wstała i dygnęła.

- Emanuel mówi, że ma dla nas wielką niespodziankę - ciągnął, zwracając się

do swojej żony. - Jestem bardzo ciekawy, nie mogę się wprost doczekać, by nam

wyjawił tę swoją nowinę.

Siadł przy stole i podał filiżankę, by pani Ringstad nalała mu kawy. Służącej

Elise nie zauważyła.

- No, mów! - mruknął i posłał Emanuelowi pytające spojrzenie.

Emanuel usadowił się spokojnie i patrząc na mamę i ojca, oświadczył:

- Elise i ja zaręczyliśmy się.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

W przestronnej kuchni zapadła kompletna cisza.

Elise wstrzymała oddech i nie miała nawet odwagi podnieść wzroku.

Czuła się tak, jakby ich wszystkich dosięgło trzęsienie ziemi.

- Co powiedziałeś? - zapytała wreszcie mama, zaśmiawszy się cicho i

niepewnie.

- Elise i ja zaręczyliśmy się.

Mama znów się zaśmiała, równie nienaturalnie.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że...

background image

- Owszem - oświadczył Emanuel stanowczo. - To właśnie chcę powiedzieć.

Jak tylko załatwimy wszystkie formalności, zamierzamy się pobrać.

- Ale... Ale ona... To znaczy...

- Nie ma żadnego „ale”. Już dawno podjąłem taką decyzję i ku mej wielkiej

radości Elise zgodziła się wyjść za mnie za mąż.

Ojciec odstawił filiżankę, aż zadźwięczała o spodek, i wstał gwałtownie od

stołu. Bez słowa wymaszerował z kuchni.

- Rozgniewałeś swojego ojca, Emanuelu - odezwała się pani Ringstad z

wyrzutem. - Powinieneś mieć na tyle rozumu, by domyślić się dlaczego.

- Przykro mi, że odbiera to w taki sposób, ale... - nie dokończył, bo przerwała

mu mama, której policzki pokryły się czerwonymi plamami:

- Przykro ci? Czy ty w ogóle rozumiesz, co mówisz? W jednej chwili burzysz

całe nasze życie i mówisz tylko, że ci przykro?

- Co masz na myśli, mówiąc, że burzę wasze życie? - głos Emanuela zabrzmiał

obco i zdawał się nagle dziwnie twardy i stanowczy.

Elise nie mogła się powstrzymać, by nie współczuć matce. Otworzyła usta,

chciała coś powiedzieć, by złagodzić szok, ale Emanuel posłał jej ostrzegawcze

spojrzenie.

- Wiesz przecież, że mamy tylko ciebie. - Mama pomachała bezradnie ręką. -

Kto będzie gospodarował w Ringstad, gdy nas zabraknie? Czy cały wysiłek ojca i

dziadka ma pójść na marne?

- A co to ma wspólnego z Elise? Sama mówiłaś, że pogodziliście się z myślą,

ż

e chcę poświęcić życie dla służby w Armii.

- Właśnie - mama uchwyciła się jego słów niczym tonący brzytwy. - Przecież

nic możesz się ożenić z kimś, kto nie służy w Armii.

- Wystąpiłem z Armii.

- Wystąpiłeś?

Elise podniosła wzrok i zauważyła, że pani Ringstad otworzyła szeroko oczy i

patrzy na syna z niedowierzaniem.

- Oscar Carlsen porozmawiał ze swoim znajomym, który jest dyrektorem

tkalni płótna żaglowego, i pomógł mi załatwić posadę kasjera. Za kilka dni zaczynam

pracę.

Twarz mamy przybrała kolor purpury.

- A więc dla niej mogłeś poświęcić Armię, ale nie dla swoich starych

background image

rodziców.

Emanuel odetchnął głęboko.

- Rozumiem twoje rozgoryczenie, mamo, ale ja nie czuję powołania do pracy

na roli, dobrze o tym wiesz. Lubię miasto, cieszę się, że będę pracować w fabryce. I

nawet już wynająłem nieduży dom, w którym mieszkał wcześniej stary majster.

Nieduży, przytulny domek położony tuż nad rzeką. Stamtąd do tkalni jest zaledwie

parę minut drogi, a Elise też będzie miała bliżej do fabryki.

- Wygląda na to, że załatwiłeś już większość spraw, nim zapytałeś o zgodę

swoich rodziców - rzekła ostro.

- Miałem nadzieję i gorąco w to wierzyłem, że ucieszycie się wraz ze mną.

Oczy mamy nagle napełniły się łzami.

- Kiedy będziesz miał swoje dzieci, zrozumiesz, Emanuelu.

Każda matka i każdy ojciec pragną dla swoich synów i córek tego, co

najlepsze.

- W takim razie powinnaś się cieszyć, że znalazłem sobie taką miłą

dziewczynę o gorącym sercu jak Elise.

Elise spuściła głowę, zakłopotana, że jest świadkiem tej przykrej wymiany

zdań.

- Pochodzi ze zręcznej i pracowitej rodziny robotniczej - ciągnął. - To dobrzy i

szlachetni ludzie, dumni ze swej pracy i pochodzenia. Nie jest ich winą, że nie

urodzili się dziedzicami majątku.

Matka wytarła łzy.

- Nie pogarszaj sprawy, Emanuelu. Nie mam nic przeciwko Elise, chyba to

rozumiesz. Ale co innego kogoś lubić, a zupełnie co innego przyjmować do rodziny.

Ojca to zabije. Miał nadzieję, że zwiążesz się z Karolinę. Modlił się, żebyś przejrzał

na oczy i zrozumiał, że do siebie pasujecie.

- Nigdy bym się nie ożenił z Karolinę. Nie mógłbym! To wy sobie uknuliście

taki plan, mnie nawet nie przeszło to nigdy przez myśl. Ale minęły na szczęście czasy,

gdy rodzice decydowali, kogo mają poślubić ich dzieci.

Mama podniosła głowę gwałtownie.

- To nieprawda! Prawie wszyscy nasi znajomi mieli jakiś wpływ na

małżeństwa swoich dzieci. Rozejrzyj się! Popytaj po dworach tu, w okolicy, a

potwierdzi się to, co mówię.

Emanuel wstał od stołu, nie tknąwszy nawet jedzenia.

background image

- Pójdę i porozmawiam z ojcem.

Elise zapragnęła znaleźć się na drugim krańcu świata. Odezwała się jednak:

- Przykro mi, pani Ringstad. Nie zdawałam sobie sprawy, że państwo patrzą na

to w taki sposób. Mama wprawdzie przestrzegała mnie, ale jej nie wierzyłam.

Pani Ringstad westchnęła.

- Gdybyś była dorosła, zrozumiałabyś nas, ale domyślam się, że nie znasz

jeszcze dobrze życia. Na moim miejscu myślałabyś podobnie jak ja. Rozumiem, że to

kuszące dla takiej biednej dziewczyny wejść do majętnej rodziny, ale zdawało mi się,

ż

e jesteś na tyle mądra, że nie poważysz się na taki krok. Młodzi mężczyźni w wieku

Emanuela są tacy impulsywni. To kobieta powinna wykazać się rozsądkiem. Zrozum,

ż

e on zniszczy swoją przyszłość, żeniąc się z tobą. Nie dlatego, że coś z tobą jest nie

tak, przeciwnie, uważam cię za bardzo miłe dziewczę. Powinnaś jednak znać

powiedzenie, że podobne dzieci bawią się najlepiej.

Elise nie odpowiedziała, bo i cóż miała rzec. Oczywiście, że zna to

powiedzenie. Wydawało jej się jednak niesprawiedliwe, że ją obarcza się całą winą za

to, co się stało. W końcu to Emanuel nalegał na małżeństwo z nią, a nie odwrotnie.

Zapadło milczenie. Nagle pani Ringstad zapytała:

- Powiedz mi, czy jest jakiś szczególny powód, dla którego tak się śpieszycie

ze ślubem?

Elise oblała się rumieńcem, a zarazem zimnym potem. Jeśli mama Emanuela

zapyta ją wprost, czy na pewno jej syn jest ojcem tego dziecka, nie będzie potrafiła jej

skłamać.

- Nie musisz nic odpowiadać, domyślam się. - Jej głos zabrzmiał ostrzej. -

Teraz już wszystko lepiej rozumiem. Emanuel nigdy nie uciekłby od

odpowiedzialności. A ja myślałam, że jesteś przyzwoitą dziewczyną! Jak łatwo się

pomylić.

Elise zagryzła wargi i wpatrywała się uporczywie w stół. Zdążyła tylko

posmakować świeżo upieczonego chleba, ale całkiem straciła apetyt.

- Słyszałam już o podobnych przypadkach - ciągnęła pani Ringstad tym

samym ostrym tonem. - Dziewczęta uwodzą młodych, dobrze urodzonych mężczyzn

po to, by zapewnić sobie utrzymanie. Mało tego, teraz nawet wysuwane są

propozycje, by ich bękarty mogły mieć prawo dziedziczenia po swoim ojcu.

Elise zakręciło się w głowie i poczuła mdłości. Spadały na nią kolejne ciosy, a

ona nie mogła się nawet bronić. To tyło nie do zniesienia.

background image

- Nie pojmuję, do czego to dochodzi na tym świecie - nie dawała za wygraną

pani Ringstad. - Kiedyś córka komornika nie śmiałaby nawet spojrzeć w stronę syna

bogatego gospodarza. Teraz zaś staje beztrosko i oznajmia otwarcie, że będzie mieć z

nim dziecko!

Czy można się więc dziwić właścicielom dworów, że ciarki ich przechodzą na

taką zmianę obyczajów? Musimy się wspólnie bronić, by ocalić wartości, na straży

których stoimy i które mamy obowiązek przekazać następnym pokoleniom.

Elise nadal się nie odzywała. Coraz mocniej kręciło jej się w głowie, zdawało

jej się, że na stole wszystko tańczy i podskakuje.

Pomocy, chyba zemdleję, pomyślała, po czym opadła na stół i wszystko

zniknęło.

Musiała stracić przytomność zaledwie na moment, bo zaraz jakby z oddali

doleciał ją głos pani Ringstad:

- No nie, na domiar wszystkiego zemdlała! Za co Bóg mnie tak karze? -

Odwróciła się i rzuciła się do drzwi, po chwili zaś Elise usłyszała, jak woła Emanuela.

Elise usiłowała podnieść głowę i wyprostować się. Krew odpłynęła jej z

twarzy, w uszach szumiało. Może pani Ringstad uważa, że ja tylko udaję, że

zemdlałam, żeby jej nie słuchać, pomyślała.

Wnet doleciały odgłosy ciężkich kroków za oknem. Do kuchni przybiegli

Emanuel i jego ojciec.

- Co się stało? - usłyszała przestraszony głos Emanuela.

- Nagle zbladła i opadła na stół.

- Powiedziałaś coś, co ją zraniło? Elise wstała z krzesła i zachwiała się.

- Nie, Emanuelu. To nie jest wina twojej mamy. Wiesz, że ostatnio zdarza mi

się mdleć. Niektóre kobiety tak mają. - Zerknęła w stronę ojca Emanuela i

rozłożywszy ręce, dodała: - Przykro mi, panie Ringstad, za wszystko. Wolałabym

zaoszczędzić państwu takiego rozczarowania.

Kiwnął głową, jakby ją rozumiał, ale jego twarz pozostała ponura, a spojrzenie

zdenerwowane i smutne zarazem.

- Jeśli już się najadłaś, Elise, to proponuję, byśmy od razu zebrali się do

powrotu - rzucił Emanuel krótko, lecz zdecydowanie. - Za trzy kwadranse odjeżdża

pociąg.

Elise popatrzyła na niego zaskoczona i wzburzona. Czyżby chciał opuścić

rodziców w takim stanie ducha? Kiwnął głową, jakby czytał w jej myślach.

background image

- Mama i tata muszą sobie to wszystko przemyśleć. Jeśli nie chcą urządzić

wesela tu, we dworze, to urządzimy je w domu nad rzeką. - Zwracając się zaś do

mamy, dodał: - W każdym razie serdecznie was zapraszamy. Powiadomię was o

dokładnej dacie ślubu.

To powiedziawszy, podał Elise ramię i skierował się ku drzwiom. Rodzice

nawet się nie poruszyli.

Dopiero gdy znaleźli się na końcu alei, Elise zdołała wykrztusić z siebie:

- Bardzo mi ich żal, Emanuelu.

- Żal? - odwrócił się do niej, a w jego oczach dostrzegła wzburzenie. Jeszcze

nigdy nie widziała go tak zdenerwowanego. - Przecież to nieznośni hipokryci!

- Nie, im zależy po prostu, by przekazać swojemu jedynemu synowi to

wszystko, co posiadają, tak by zachował to dla następnego pokolenia.

- Jeśli mnie tak kochają, to powinni raczej życzyć mi dobrego życia, a nie

martwić się o dobra materialne.

- Dla nich to jedno i to samo.

- Aż tak naiwni i ograniczeni nie mogą chyba być.

- To nie ma nic wspólnego z naiwnością. W dzisiejszych czasach do

wszystkiego przykłada się miarę pieniędzy. Ten, który ma dużo, jest postrzegany jako

ktoś wartościowszy. My, ubodzy, jesteśmy nieszczęśliwymi biedakami, natomiast

bogaci uważani są za szczęśliwych. Ludzie sami stworzyli taki podział, twoi rodzice

nie są odosobnieni, myśląc w taki sposób.

- Nie mówmy o tym więcej, Elise, bo robi mi się niedobrze.

- Musimy o tym porozmawiać, jeśli chcemy, by było nam ze sobą dobrze.

Teraz jesteś zdenerwowany i wytrącony z równowagi. Jeśli dobrze cię znam,

wstydzisz się za swoich rodziców i obawiasz się, że mnie zranili. Przyznaję, że

przykro mi było słuchać tego, co mówiła twoja mama, zarówno przy tobie, jak i wtedy

gdy wyszedłeś, ale równocześnie ją rozumiem. Najbardziej czuję się nieszczęśliwa

właśnie z tego powodu, że dostrzegam jej rację. To prawda, że podobne dzieci bawią

się najlepiej.

- Bzdura! Jest dokładnie na odwrót. To przeciwieństwa się przyciągają. Mogę

się wiele od ciebie nauczyć właśnie z powodu twojego pochodzenia i środowiska, w

którym dorastałaś. Mam nadzieję, że i ja mogę ci coś ofiarować. - Nagle stanął i

popatrzył na nią: - Wspomniałaś coś o dziecku?

- Twoja mama zapytała mnie wprost, czy to dlatego tak się śpieszymy ze

background image

ś

lubem. Nie potwierdziłam, ale też nie potrafiłam skłamać. Pewnie więc się

domyśliła.

- To dobrze. Przynajmniej będziemy mieć to za sobą. Jeśli są na tyle mądrzy,

za jakich ich uważam, wnet zrozumieją, że niebawem urodzi im się wnuk, o którym

od dawna marzą. Jeśli się odwrócą do mnie plecami, na starość pozostaną samotni.

Ruszył dalej przed siebie, a jego chód zdradzał zniecierpliwienie i złość.

Elise nie mogła mu się nadziwić. Mówił o dziecku, którego się spodziewała,

zupełnie jak o swoim, o wnuku swojej matki i ojca. Nie wpadło mu zupełnie do

głowy, że ten mały dziedzic będzie synem gwałciciela. Skąd wiadomo, co z niego

wyrośnie? Czy można odziedziczyć po ojcu przestępczy charakter?

Wzdrygnęła się.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Johan spuścił wzrok i się ukłonił.

- Dziękuję, panie dyrektorze. Dyrektor więzienia zaśmiał się i odrzekł:

- Podziękuj lepiej panu Bogu, że obdarzył cię takim talentem.

Johan skinął głową zakłopotany. Zauważył, że wielu więźniów przerwało

pracę, obserwując ich z zaciekawieniem. Większość z nich całymi dniami tłukła

kamienie na uliczny bruk, zerkali więc nieraz na niego z zazdrością. Teraz kiedy

dyrektor wychwalał go pod niebiosa, będą mu pewnie jeszcze bardziej zazdrościć.

Dyrektor odwrócił się i dodał na odchodnym:

- Jeśli uda ci się zrobić to tak, że zadowolisz rodzinę Kreinera, może to mieć

duże znaczenie dla twojej przyszłości. Jak zapewne wiesz, Adolf Kreiner był bardzo

majętnym człowiekiem, a jego spadkobiercy, mówiąc oględnie, też są zasobni.

Poprosili mnie, bym zlecił wykonanie tego nagrobka najzdolniejszemu rzeźbiarzowi,

a skoro mistrz chce, byś ty się tym zajął, to znaczy, że wierzy w ciebie. Twierdzi, że

opanowałeś rzemiosło i jesteś przede wszystkim uzdolniony. Możesz daleko zajść.

Pozostali więźniowie wrócili do tłuczenia kamieni i znów głośny hałas wdarł

się do uszu. Odłamki rozpryskiwały się na boki. Johan chwycił dłuto, by kontynuować

pracę, a w środku rozsadzała go radość. Nie pierwszy raz usłyszał, że ma szansę zajść

daleko.

Dyrektor zatrzymał się raz jeszcze, a poprzez huk doleciały Johana jego słowa:

- Kiedy wyjdziesz na wolność, powinieneś zatroszczyć się o to, by

wykorzystać swoje zdolności i trzymać się z dala od złego towarzystwa.

background image

- Na pewno o to zadbam, panie dyrektorze - pokiwał głową Johan.

W tej samej chwili zauważył Lorta - Andersa, który pracował kawałek dalej.

Właśnie przechodził obok niego Reinhardt i mijając go, coś mu powiedział, udając, że

patrzy w drugą stronę. Zupełnie jakby chciał niepostrzeżenie przekazać mu jakąś

informację. Co oni mają ze sobą wspólnego? Jak to możliwe, by ktoś o tak kiepskiej

reputacji jak Lort - Anders pozostawał w tak dobrych stosunkach ze strażnikiem w

więzieniu?

A zresztą co mnie to obchodzi, nie chcę mieć z tym nic wspólnego!

Johan postanowił skupić wszystkie siły na wyrzeźbieniu tego nagrobka. A jeśli

rodzina Adolfa Kreinera będzie zadowolona, pomyślał, czując ssanie w żołądku, to

może skrócą mi karę. Dyrektor więzienia sugerował coś takiego mimochodem.

Zabrał się do pracy i postanowił zapomnieć zarówno o Lorcie - Andersie, jak i

zazdrosnych spojrzeniach współwięźniów, gdy nagle na kamień padł cień. Wściekły,

ż

e ktoś mu przeszkadza, podniósł wzrok.

Niedaleko stał Lort - Anders. Rozejrzał się na wszystkie strony, by się

upewnić, że nie widzi go żaden strażnik, po czym podszedł bliżej i powiedział do

Johana:

- Twoja dziewczyna wychodzi za mąż! Johan zamarł, zaraz jednak zapytał:

- Elise? A skąd wiesz?

- Już się nawet przeprowadziła do domku majstra nad rzeką.

- Wymyśl jeszcze jakąś bajeczkę! - zaśmiał się Johan. Lort - Anders jednak

udawał, że go nie słyszy, i ciągnął dalej:

- Jej matka i bracia też się z nią wprowadzili. Oficer im pomaga, to znaczy on

już nie jest właściwie oficerem. Podjął pracę w tkalni płótna żaglowego.

Johanowi wypadło z rąk dłuto i popatrzył na niego z niedowierzaniem.

- W tkalni płótna żaglowego?

- Jako kasjer.

Johan chwycił ponownie dłuto i zaczął uderzać w kamień.

- Spadaj stąd!

- O? Taki jesteś ważny? Dyrektor nawkładał ci bzdur do głowy, co?

Widziałem, jak tu stał i prawił ci komplementy. Uważaj, Johan! Pamiętaj, że my też

tu jesteśmy!

Odwrócił się i odszedł.

Johan posłał mu zagniewane spojrzenie, po czym znów zabrał się do

background image

wykuwania kamiennego bloku, aż odłamki rozpryskiwały się na boki. Jeśli Lort -

Anders sądzi, że uda mu się mnie zastraszyć i nakłonić do przystąpienia do bandy,

wnet będzie musiał zmienić zdanie. Ale dlaczego tak koniecznie chciał mi przekazać

najnowsze wiadomości o Elise? Wygląda na to, że sprawia mu szczególną przy-

jemność wyprowadzanie mnie z równowagi. Może taki właśnie ma cel? Doprowadzić

mnie do zazdrości i wściekłości, by mi przestało na wszystkim zależeć?

A więc jednak to nie były tylko czcze plotki... Zacisnął usta, choć w sercu

poczuł bolesny skurcz.

Ś

lub, tak szybko... Do diabła, co za pośpiech!

ROZDZIAŁ ÓSMY

Z chłodnego, ponurego biura parafialnego Elise wyszła na słońce i odwróciła

się do Emanuela.

- Mam nadzieję, że pastor nie doliczy się, że dziecko urodzi się za wcześnie.

Wolałabym, żeby nie wiedział, że „musieliśmy” wziąć ślub.

Emanuel uśmiechnął się wesoło, a błękitne oczy mu się rozpromieniły.

- Rzeczywiście, był nastawiony bardzo sceptycznie. Nie wiem, czy dlatego, że

byłem oficerem Armii Zbawienia, czy dlatego, że podejrzewa cię o podobieństwo do

twojej siostry.

- Przyszedł kiedyś do nas do domu i wygłosił umoralniające kazanie. Skarżył

się, że życie u boku tak wielu grzeszników wpędza go w chorobę. Skoro Hilda dała

się zwieść na pokuszenie, to i mnie grozi to samo, mówił, wspominając

mimochodem, że doszły go pewne plotki na mój temat. Kazał mi się trzymać z daleka

od tych kaznodziejów na wolnym powietrzu, jak nazwał oficerów Armii Zbawienia, i

straszył karą za grzechy i mękami piekielnymi.

- Dlaczego tak bardzo sprzeciwia się Armii Zbawienia?

- Dlatego, że kobiety tam mogą przewodzić, a nawet zostać oficerami.

Dlatego, że śpiewa się tam pieśni religijne na melodie popularnych piosenek, no i

używa się bębnów i tamburynów! A już najbardziej denerwuje go tytuł gazety

wydawanej przez salwacjonistów: „Głos Wojenny”.

Emanuel spoważniał.

- Wydawało mi się, że duchowni w Kościele już dawno zmienili o nas zdanie.

- Pastor jest stary i nie nadąża za duchem czasu. Emanuel chwycił ją za rękę i

ś

cisnął.

background image

- Ważne jest jedynie to, że daliśmy na zapowiedzi. Teraz gdy już jest ustalona

data ślubu, możemy się zacząć przygotowywać do wesela w domu nad rzeką.

Zerknęła na niego i zapytała:

- Sądzisz, że twoi rodzice się nie odezwą? Pokręcił głową.

- Nie wydaje mi się, by odważyli się urządzić wesele we dworze, ze względu

na przyjaciół i sąsiadów. Czuję jednak, że jeśli ich zaprosimy, to przyjadą.

- Oczywiście, że ich zaprosimy! Przenocują w naszej sypialni.

- A gdzie my będziemy wtedy spać? - popatrzył na nią zdziwiony.

- Chłopcy położą się u mamy, a my zajmiemy ich pokój.

- W noc poślubną? Żeby Peder i Kristian podsłuchiwali, co do siebie

szepczemy? Przecież tam przez ścianę wszystko słychać.

Elise poczuła, że się czerwieni, bo domyśliła się, że Emanuelowi nie chodzi

wyłącznie o szeptanie.

Zaśmiał się, objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

- Myślę, że oni zatrzymają się u moich obecnych gospodarzy, Oscara Carlsena

i jego żony Betzy. Zapytam ich o to jeszcze dziś, zanim napiszę do rodziców.

- Bardzo ci przykro, że nie będziesz miał wesela we dworze?

- Nie. Nie lubię takich dużych przyjęć. W domku majstra będzie o wiele

przyjemniej, ciasno, ale liczy się serce. Jestem pewien, że pomieścimy wszystkich,

których chcemy zaprosić.

- A o kim myślisz?

- Muszę oczywiście zaprosić Carlsenów i Karolinę, poza tym paru przyjaciół z

Armii Zbawienia, a ty?

Elise zwlekała z odpowiedzią. Nie myślała wcześniej o tym. Nie sądziła, że

będzie miała możliwość urządzenia wesela, i to z Emanuelem.

- No cóż, nas jest pięcioro, ty i twoi rodzice, twoi gospodarze i dwóch

przyjaciół to już trzynaście osób. To chyba dosyć.

- Ale przecież musisz też zaprosić jakieś swoje przyjaciółki. Potrzebna ci na

przykład druhna.

Elise w pierwszym odruchu pomyślała o Agnes. Przyjaźniły się przecież od

dawna, byłoby naturalne, gdyby to ona została druhną. Niestety, Agnes znienawidziła

ją za Emanuela.

- Zapytam Hildę - odezwała się po chwili.

- Ona jest chyba za młoda.

background image

- Gdybym tak mogła zaprosić Annę na druhnę - wyrwało jej się, ale zaraz

wycofała się z tego. - Nie, sprawiłoby jej to chyba przykrość.

- Nie jestem tego taki pewien. Wydaje mi się, że Anna doceniłaby, gdybyś ją o

to zapytała. Może udałoby mi się pożyczyć wózek.

Elise popatrzyła na niego zaskoczona.

- Tak myślisz? Byłoby wspaniale!

Doszli do Maridalsveien. Była sobota, fabryki dawno zakończyły pracę, a

ludzie spacerowali sobie, korzystając z pięknej pogody.

- Może się przejdziemy? Czy może musisz wracać do domu? Elise

uśmiechnęła się, widząc, z jaką nadzieją na nią spogląda.

- Chętnie się przejdę. W domu poradzą sobie beze mnie. Kristian miał

pomagać nosić drewno wozakom, żeby zarobić parę ore. Puszył się tak, że aż Peder

był zazdrosny.

- Może uda nam się znaleźć pracę także dla niego! - Emanuel roześmiał się. -

Przejdziemy się brzegiem w górę rzeki?

Elise rozkoszowała się spacerem na świeżym powietrzu i wsłuchiwała w

ptasie szczebioty dolatujące z koron drzew. Szli ocienioną ścieżką, nie natykając się

na nikogo, i dopiero gdy zbliżyli się do zakola, usłyszeli wesołe nawoływania i

pluskanie.

- Chłopcy tu się często kąpią. Ponieważ aż po sam brzeg rzeki rośnie tu gęsty

las, nazywają to miejsce Amazonią. - Zaśmiała się. - Niektórzy nie mają kąpielówek i

muszą się kąpać nago, ale to im nie odbiera radości. Najodważniejszy jest ten, kto

wskakuje na końcu, bo zdarza się, że podglądają ich dziewczyny...

- Wyobrażam sobie, jakie to musi być fascynujące - zaśmiał się Emanuel.

Może spotkamy tu Pedera? - Nie sądzę. Po tym nieszczęściu, które się tu

wydarzyło przed paru dniami, mama się bardzo przeraziła i nie pozwala im samym

przychodzić.

Popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc.

- Nie słyszałeś? - zdziwiła się. - Jeden chłopiec zeskoczył z mostu prosto na

zatopiony pień, którego nie było widać z powodu gromadzącej się tam kory i gałęzi.

- I co z nim?

- Utopił się. Nie wiem nawet, kto to był. Słyszałam tylko, że miał dziesięć lat i

mieszkał w Nydalen. Jego mama pewnie pracuje w fabryce tekstyliów Nydalens

Compagnie.

background image

- Biedni ludzie. To straszne otrzymać taką wiadomość.

- Gdyby to się stało Pederowi albo Kristianowi, to nie wiem, co' bym zrobiła.

Przez chwilę szli w milczeniu pogrążeni we własnych myślach.

- Zobacz, jak gęsto tu rosną drzewa! - Emanuel zatrzymał się i rozejrzał

wokół. - Trudno się tędy przedrzeć.

- Tak. Rozumiem już, dlaczego chłopcy uwielbiają się tu bawić w dżunglę.

Ruszyli dalej.

- Widziałaś ostatnio Hildę? Elise pokręciła głową.

- Nie, ale wybiorę się do niej, żeby ją powiadomić o ślubie.

- Jak myślisz, jak na to zareaguje?

- Mam nadzieję, że się ucieszy. Ale może uzna, że dostało mi się od losu

więcej, niż na to zasługuję? Nie wiem. Sądzę jednak, że jest zadowolona, iż mama i

chłopcy mieszkają w domu majstra.

Emanuel roześmiał się.

- Myślisz, że Hilda uzna, iż nie zasługujesz na mnie? A co ze mną? Czy jej

zdaniem ja zasługuję na ciebie?

Elise roześmiała się rozbawiona. Emanuel zatrzymał się i objął ją, mówiąc:

- Och, Elise, uszczęśliwiłaś mnie, wiesz. Przypadek sprawił, że się

spotkaliśmy. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda. Gdybyś nie potrzebowała

butów dla Hildy i Pedera, pewnie byśmy się nigdy nie poznali.

- No cóż, okazuje się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło -

uśmiechnęła się Elise.

Pocałował ją w nos.

- Będę dbać o ciebie najlepiej, jak potrafię. Przestaniesz głodować i marznąć.

Zimą będę ci palić w piecu, żeby zawsze było ciepło, będziesz jeść chleb z masłem i

kaszę na mleku, aż się w końcu tak pięknie zaokrąglisz, że nikt cię nie pozna.

Elise zaśmiała się i zapytała z lekką ironią:

- Chcesz, żebym się zmieniła nie do poznania? Emanuel zaśmiał się i znów ją

pocałował, tym razem w usta.

- Chodź - wyszeptał. - Usiądziemy sobie tam za drzewami, gdzie nas nikt nie

zobaczy.

Poprowadził ją za sobą w mroczny cień, zdjął kurtkę i rozłożył na mchu, po

czym pociągnął Elise do siebie. Zauważyła, że oddycha nierówno.

- Chodź, trochę odpoczniemy. Możesz położyć się na mnie tak jak wtedy w

background image

komórce. Od tamtej nocy nieustannie marzę, by powtórzyła się ta chwila.

Elise poczuła, że palą ją policzki, ale wnet ogarnęło ją drżenie. Rozluźniła się i

pocałowała go. Jego bliskość sprawiała jej przyjemność. Lubiła na niego patrzeć,

tęskniła za nim.

Pocałunki stały się intensywniejsze. Emanuel wsunął jej dłoń pod bluzkę i

pogłaskał ją po plecach.

- Odsłoń piersi, żebym mógł na nie popatrzeć! - wyszeptał chrapliwie i

całkiem podniósł jej bluzkę. Poczuła na skórze łaskotanie łagodnego wietrzyku.

Delikatne pieszczoty, głaskanie piersi i zabawa brodawkami sprawiały jej

przyjemność. Po chrapliwym głosie i palącym spojrzeniu poznawała, jak silna jest

jego tęsknota. W sobie też czuła ogień, w każdym skrawku ciała od piersi po czubki

palców u nóg. Podniecony, poruszał ciałem w górę i w dół, mocno ją obejmując i

przyciskając do siebie. Jej też udzieliło się pożądanie.

Nagle obrócił się, tak że ona znalazła się pod spodem. Zadarł jej spódnicę, a

jego dłoń powoli sunęła po udzie w górę.

- Elise... - wystękał. - Nie zdołam powstrzymywać się dłużej! Już tak niewiele

czasu pozostało do naszego ślubu. Nie moglibyśmy. ..

- Nie, Emanuelu. Właśnie dlatego, że już wkrótce będziemy małżeństwem,

możemy poczekać.

- Dotknij mnie, proszę!

Zawstydzona zrobiła, o co ją prosił. Przeszedł ją dreszcz, gdy poczuła jego

twardą męskość.

- O Boże - jęknął głośno. - Nie wytrzymam, muszę cię posiąść.

Całował ją intensywnie i coraz namiętniej, szepcząc:

- Przytrzymaj, proszę. Mocniej.

Gdy robiła to, o co prosił, podniósł jej spódnicę i zaczął manipulować przy

tasiemkach bielizny.

- Spróbujmy, chociaż trochę...

- Nie, Emanuelu, nie możemy!

Odetchnął z drżeniem i cofnął dłoń, po czym wstał gwałtownie i pomógł jej

się podnieść. Objął ją mocno i przycisnął z całych sił do siebie.

- Tak cię kocham, Elise. Wybacz, że byłem natarczywy. Ruszyli powoli przed

siebie, ciasno objęci. Elise czuła, że kręci jej się w głowie. Doznawała jakiejś

nieznanej jej radości. To, co przeżyła przed chwilą, było jeszcze silniejsze niż to, co

background image

działo się z nią w ubiegłym roku na polanie razem z Johanem. Nabrała przekonania,

ż

e będzie im z Emanuelem dobrze we dwoje. Dokonała właściwego wyboru.

Cieszyła się na noc poślubną, a także na wspólne życie, na dobre i na złe.

- Lepiej, żebyśmy już wracali. Twoja mama pewnie się martwi, dzieje ciebie.

Zawrócili więc i powędrowali z powrotem tą samą ścieżką.

- Uważam, że powinnaś zapytać Agnes, czy nie zechce być twoją druhną.

Może łatwiej jej będzie przełknąć rozczarowanie.

- Nie znasz Agnes. Jeśli się na kogoś pogniewa, nigdy mu tego nie zapomina.

Znam wiele osób, od których całkiem się odwróciła, między innymi od swojej

kuzynki. Powiedziała, że więcej jej nie chce widzieć na oczy. Nie mam pojęcia, o co

poszło, ale przekonałam się, że Agnes jest bardzo zawzięta.

- Porozmawiam z nią. Nie chce mi się wierzyć, by nie dało się jej udobruchać.

Elise nic na to nie odpowiedziała, ale była pewna, że to się na nic nie zda.

Zresztą niech sam spróbuje i przekona się na własnej skórze, jaka naprawdę jest

Agnes.

- Miejmy nadzieję, że utrzyma się ładna pogoda i będzie można posiedzieć na

dworze. Jeśli będzie tak ciepło jak dziś, wystawimy stoły i ławy na zewnątrz przed

gankiem.

Elise zmarszczyła czoło, zastanawiając się, czym podejmą tylu gości i ile to

będzie kosztować.

- Maren Sorby obiecała zająć się przygotowaniem jedzenia. Proponuje

przyrządzić lapskaus, drobno pokrojone mięso z ziemniakami i warzywami w

zawiesistym sosie, a do kawy podać ciastka. - Przytulił ją i dodał: - Wiem, o czym

myślisz, gdy się nie odzywasz, ale pozostaw wszystkie wydatki mnie. Maren Sorby

powiedziała także, że na pewno się postara o odświętne ubrania dla twojej mamy,

chłopców i dla ciebie, bo zna wiele osób, które mogą pożyczyć. Poza tym zostało

jeszcze wiele ubrań ze świątecznej zbiórki.

Elise pomyślała, że będzie najszczęśliwsza, gdy już będzie miała ten dzień za

sobą. Dręczył ją niepokój o tyle spraw. Bała się, jak zareagują rodzice Emanuela na

takie skromne wesele ich jedynego syna. Jak zdoła nakłonić Kristiana, aby

zachowywał się grzecznie i uprzejmie. Wiedziała, że brat potrafi, jeśli chce. Gdy

jednak coś pójdzie nie po jego myśli, nie wiadomo, czego się po nim spodziewać.

Poza tym spokoju nie dawała jej Agnes. Bo jeśli nawet po namowie zgodzi się być

druhną, to nie wiadomo, czy nie wymyśli jakiejś zemsty i nie zachowa się jak jędza.

background image

Stać ją na najgorsze!

- Zapomnieliśmy o Evercie - odezwała się nagle. - Poza tym musimy też

zaprosić zarówno panią Thoresen, jak i panią Evertsen. One chyba nie wyobrażają

sobie, by mogło być inaczej.

- Nie ma problemu, zaprosimy wszystkich. A jeśli będzie za tłoczno, a pogoda

nie pozwoli na to, by usiąść na dworze, to na - kryjemy dodatkowo jeszcze w kuchni i

w sypialni. Kapitan Sorby nagotuje wielki kocioł z lapskausem, więc na pewno dla

wszystkich wystarczy.

Elise popatrzyła na niego ze zdumieniem graniczącym z podziwem i

powiedziała:

- Dla ciebie nie ma chyba nic trudnego. Roześmiał się i wyjaśnił:

- Najważniejsze, żeby się zanadto nie przejmować. Oczywiście, że to wielki

dzień, najważniejszy w naszym życiu, ale możemy go przeżyć równie przyjemnie bez

białych obrusów, wyszukanych dań i kieliszków z szampanem. Jeśli mam być

szczery, to wolę takie skromne spotkania niż eleganckie przyjęcia, w których z musu

uczestniczyłem u Carlsenów i śmiertelnie się na nich wynudziłem.

- Opowiedz! - poprosiła Elise rozbawiona.

- No więc... Wszystkie panie wystrojone, każdy najmniejszy lok pod kontrolą.

Wszystko odbywa się według ustalonej rutyny, więc jedno przyjęcie podobne jest do

drugiego. Długo się siedzi przy stole, wysłuchując zabójczo nudnych mów. Zamiast

rozmawiać ze sobą, goście prowadzą konwersacje, śmiać się należy w odpowiednim

momencie, a przy paniach nie dyskutuje się o polityce, bo to nie jest w dobrym tonie.

Elise słuchała zdziwiona.

- A ja sądziłam, że wiele kobiet angażuje się w to, co się obecnie dzieje.

- Tylko niewielka grupa kobiet o radykalnych poglądach i zazwyczaj traktuje

się je protekcjonalnie. W tak zwanym dobrym towarzystwie kobiety rozmawiają o

modzie, podróżach, przyjęciach, wystawach i premierach w Teatrze Narodowym,

natomiast panowie po obiedzie przechodzą do biblioteki i dyskutują we własnym gro-

nie o polityce, paląc cygara i popijając koniak. - Emanuel przytulił ją mocniej i dodał:

- To nie dla nas, Elise. My będziemy grać na gitarze, pośpiewamy razem,

porozmawiamy o wszystkim, co nas dotyczy, posłuchamy szumu rzeki i popatrzymy

na zachód słońca. My będziemy po prostu żyć, Elise!

Elise poczuła, że z radości szybciej jej bije serce. Wyobraziła sobie, jak siedzą

sobie z Emanuelem na ganku przy zachodzie słońca, on gra na gitarze i śpiewa coś dla

background image

niej, a w tle szumi rzeka. Wszystko się w niej radowało. Byleby tylko przeżyć to

wesele, bo potem życie jawiło się jej piękne jak marzenie.

- Zamilkłaś - odezwał się i zerknął na nią, marszcząc nos u nasady.

- Z przyjemnością słucham tego, co mówisz. Już nawet sobie wyobraziłam, jak

siedzimy na ganku późnym letnim wieczorem, gramy i śpiewamy sobie razem.

- Tak właśnie będzie. Co wieczór po naszym powrocie z fabryki, kiedy już

nanosimy drewna i wody, zjemy coś i siądziemy sobie przed domem, żeby się

nacieszyć pięknem letniego wieczoru. Bo lato nie trwa wiecznie, a zima zwykle

nadchodzi zbyt szybko.

Oparła głowę o jego ramię.

Dotarli do mostu Bentsebrua i w dole naprzeciwko, po drugiej stronie rzeki

zobaczyli Myrens Verksted.

- Przejdziemy sobie tym mostem. Wiesz, że jego nazwa wywodzi się od

pierwszej fabryki papieru w Norwegii?

- Nie, nie wiedziałam - Elise pokręciła głową i uśmiechnęła się. - Wiem tylko,

ż

e fabrykę mydła założył Petter Molier, ten, który zbadał lecznicze działanie tranu.

Z naprzeciwka szli w ich kierunku trzej młodzi mężczyźni. Już z daleka

poznała, że nie są to zwykli robotnicy, bo mieli na sobie porządniejsze ubrania. Może

to kanceliści, pomyślała. Wciąż nie mogła się oswoić z myślą, że Emanuel jest teraz

kasjerem. Może ci też pracują w tkalni płótna żaglowego?

Już mieli się minąć, gdy Elise podniosła k i spojrzała prosto w twarz jednego z

mężczyzn. Wstrzymała oddech i poczuła się tak, jakby ktoś wbił jej nóż w serce. I

mimo że pośpiesznie odwróciła głowę, miała wrażenie, jakby przygwoździło ją ostre

spojrzenie. Nie miała pojęcia, jak zdołała iść spokojnie dalej i udawać, że nic się nie

stało. Poruszała się jak w transie. Mężczyzna ten należał do bliskich przyjaciół Lorta -

Andersa. To on napadł na nią w lesie... Była tego pewna...

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Dopiero jak zeszli z mostu, Emanuel poznał, że coś jest nie tak.

- Stało się coś, Elise? - zapytał.

Pokręciła głową, bo nie mogła mu przecież nic powiedzieć. Groził, że zabije

tego, kto ją skrzywdził, gdy tylko się dowie, kto to jest.

- Nie, nagle tylko poczułam się zmęczona - wyjaśniła.

- Ukochana... - popatrzył na nią zatroskany. - Nie powinniśmy byli iść tak

background image

daleko! Jestem całkiem bezmyślny! Nie przyszło mi na myśl, że to zbyt długi spacer

w twoim stanie, i do tego po całym dniu pracy w fabryce!

Zebrało jej się na mdłości i znów zakręciło jej się w głowie. Nie

przypuszczała, że kiedyś natknie się na tego łajdaka. Nie tu, tak daleko od miasta.

Zwykle kompani Lorta - Andersa trzymali się Vaterlandu albo spotykali się na

Mollergata, Kutorget czy Gronland. Tam gdzie było dużo sklepów i przechodniów,

gdzie roiło się od cwaniaków, którzy tak jak oni robili podejrzane interesy. Nie tu, na

peryferiach. Nie wśród robotników, którzy ciężko harują na codzienną strawę i żyją z

uczciwej pracy.

- Zaraz mi przejdzie. Jak dojdziemy do domu, usiądę sobie. Uśmiechnął się do

niej.

- Do domu. Miło słyszeć, że już nazywasz chatę majstra swoim domem.

Udało jej się odwzajemnić uśmiech. Nie pozwoli, by ten łajdak zniszczył jej

radość.

- Niebawem będzie to także twój dom - wykrztusiła.

- Tak, niedługo będzie też mój - powtórzył zadowolony i westchnął. - Nie

mogę w to wprost uwierzyć. - Rozejrzał się wokół z uśmiechem i dodał: - Czytałem

trochę o tych okolicach. Wiesz, że koło wodne Nedre Papirmolle liczy sobie prawie

sto siedemdziesiąt lat? Zbudowano je w 1736 roku. Zanim rozwinął się przemysł

włókienniczy, tu gdzie teraz stoją tkalnia Hjula i przędzalnia Nedre Voien, znajdował

się tartak i młyny.

Elise słuchała go tylko jednym uchem. Spotkanie na moście wywołało w niej

szok. Nie mogła przestać o tym myśleć. Co się stanie tego dnia, gdy jej ciąża stanie

się widoczna, a ona znów się natknie na tego łajdaka? Czy domyśli się, że jest

sprawcą tej ciąży?

Nagle Emil przystanął i zapytał:

- Co się z tobą dzieje, Elise? Nie chodzi tylko o zmęczenie, coś cię gryzie,

prawda? Zauważyłem zmianę w twoim zachowaniu, gdy przechodziliśmy przez most.

- Popatrzył jej prosto w oczy, domagając się odpowiedzi.

Trzej mężczyźni już dawno zniknęli i nawet gdyby Emanuel pobiegł za nimi,

nie zdołałby ich dogonić. Napastnik na pewno ją rozpoznał i pewnie obawiał się, czy

nie został zdemaskowany. Na pewno zadbał o to, by czym prędzej schronić się gdzieś

w bezpiecznym miejscu.

- Czy to ma jakiś związek z tymi trzema mężczyznami? Potwierdziła

background image

skinięciem, a usta jej zadrżały. Jak zdołał się tego domyślić?

- Chyba nie był to... - umilkł i popatrzył na nią przerażony. Pokiwała tylko

głową, nie mogąc już dłużej powstrzymać szlochu.

Zacisnął dłonie na jej ramionach i potrząsnął nią lekko.

- Który z nich? Ten rudy z kręconymi włosami?

Kiwnęła znowu i poczuła, że nogi ma jak z waty i ledwie się na nich trzyma.

Emanuel zacisnął pięści.

- Dlaczego mi od razu nie powiedziałaś?

- Bo bałam się, co zrobisz.

Otworzył usta, zamierzając wygłosić tyradę, ale powstrzymał się. Opadły mu

ramiona i westchnął ciężko:

- Masz rację, Elise. Lepiej, że nie wiedziałem. A nie dałbym rady im trzem.

- Zapomnijmy o tym, Emanuelu - posłała mu błagalne spojrzenie. - Było nam

tak dobrze.

- Dasz radę zapomnieć?

- Tak, o ile mi pomożesz.

- Pomożemy sobie nawzajem. Czuję, że wszystko się we mnie gotuje ze

złości, bo taki łajdak chodzi sobie wolno i nie spotkała go żadna kara za jego podłość.

Wiem jednak, że masz rację, mówiąc, że policja nie ruszy nawet palcem w tej

sprawie. A jeśli pozwolę, by zaślepił mnie gniew, mogę tylko zaszkodzić dziecku i

tobie, i sobie samemu.

Zamilkł, ale Elise domyślała się, że toczy wewnętrzną walkę. Po chwili podjął

rozmowę:

- Kiedy zdecydowałem się tobie oświadczyć i obiecałem wziąć na siebie

odpowiedzialność za dziecko, udało mi się odsunąć gdzieś na bok myśl o jego ojcu.

Nie przyszło mi do głowy, że możemy się na niego natknąć.

- Mnie też nie.

- Myślisz, że on cię rozpoznał? Odniosłem wrażenie, że strasznie się gapił, ale

może tylko tak mi się wydawało.

- Nie wiem.

Emanuel zacisnął zęby, a twarz mu stężała.

- Nie nadaję się do pracy ewangelizacyjnej, Elise. Nie umiem nadstawiać

drugiego policzka. Nie rozumiem tego!

- Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to może być jeszcze trudniejsze dla

background image

ciebie niż dla mnie - odparła Elise.

- No coś ty - zaprzeczył gwałtownie, potrząsając głową. - O, są chłopcy - dodał

już całkiem innym tonem. - Kopią piłkę. Ciekawe, skąd ją wzięli?

- Dostali od pani Berg. To taka szmacianka. Dostali też od niej metalową

obręcz, z którą urządzają wyścigi po ulicy. Wczoraj jednak obręcz im się wymknęła i

uderzyła w panią Evertsen, która właśnie wracała ze sklepu na rogu. Strasznie się

rozgniewała, wygrażała im pięścią i pomstowała na czym świat stoi.

Emanuel roześmiał się, a Elise mu zawtórowała, wyobrażając sobie ten

zabawny widok. Ściśnięty ze zdenerwowania żołądek przestał jej dokuczać i od razu

poczuła się lepiej. Wreszcie udało jej się uciec myślami od tej nieprzyjemnej historii.

Gdy chłopcy ich zauważyli, przerwali zabawę i przybiegli na spotkanie.

- Elise, zobacz, dostaliśmy od pani Berg kamyki, prawdziwe kamyki do gry.

Kupiła nam w sklepie.

- Kamyki? - Emanuel popatrzył zdziwiony.

- To taka zabawa - wyjaśniła Elise. - Podrzuca się pięć jednakowych kamyków

i należy złapać je w dłoń. Albo podrzuca się kolejno jeden, dwa, trzy i tak dalej.

Chodzi o to, by złapać jak najwięcej w dłoń, zanim spadną na ziemię. W sklepie

można kupić specjalnie toczone kamyki o jednakowym kształcie, które łatwo się

chwyta.

Evert pociągnął Elise za rękaw.

- Elise, wiesz, dostałem pracę! Od stróża w szkole! Będę czyścił rynny, usuwał

stamtąd liście i gałęzie. No i jeszcze mam rąbać drewno!

Elise popatrzyła na niego przerażona.

- Będziesz rąbał drewno? Nie jesteś na to za mały? Evert pokręcił dumnie

głową.

- Skąd. Zobacz, jakie mam muskuły, Elise! Uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Rzeczywiście - odparła, patrząc na blade, chude jak patyki ramiona chłopca. -

Musisz mi jednak przyrzec, że będziesz bardzo ostrożny z siekierą. - Odwróciła się do

Emanuela i zapytała: - Wejdziesz do środka?

- Chętnie. Muszę porozmawiać z twoją mamą na temat wesela. Znaleźli mamę

w saloniku, zajętą podlewaniem kwiatów na parapecie okna.

- Właściwie to w tym pięknym salonie powinno się jedynie przyjmować gości

- powiedziała, nie odwracając głowy. - Pamiętam, że u nas, w Ulefoss, nadzorca też

miał w salonie meble wyściełane zielonym pluszem. Na stole zaś leżał aksamitny

background image

obrus z ciężkimi frędzlami. Na ścianach wisiały obrazy, a na wysokich postumentach

umieszczone były donice z kwiatami: pelargonie, palmy, bluszcze. A teraz my tak

mieszkamy... - urwała i pokręciła ze zdumieniem głową.

- Mamo, przyszedł Emanuel.

Mama odwróciła się speszona, wytarła pośpiesznie ręce w fartuch i przywitała

się uprzejmie.

- Przepraszam, myślałam, że Elise jest sama.

- Byliśmy u pastora i ustaliliśmy datę ślubu na sobotę za dwa tygodnie -

oświadczył Emanuel i uśmiechnął się do niej serdecznie.

Mama załamała dłonie i popatrzyła przerażona.

- Już za dwa tygodnie? Tutaj?

- Spokojnie, pani Lovlien, wszystko załatwimy. Kapitan Maren Sorby z Armii

Zbawienia zaoferowała się, że ugotuje wielki kocioł lapskausu.

- Samarytanka? To ona potrafi też gotować?

- Ona potrafi wszystko - zaśmiał się Emanuel. - Pomyśleliśmy z Elise, że

trzeba usiąść i się zastanowić na spokojnie, kogo zaprosimy.

- Zaprosimy? Chyba nie możemy zaprosić nikogo poza... - Mama zamilkła i

popatrzyła bezradnie na Emanuela i Elise.

- Naturalnie przyjadą rodzice Emanuela - pomogła mu Elise. - Chce też

zaprosić dwóch przyjaciół z Armii Zbawienia.

- Byłbym zapomniał o ciotce Ulrikke! - zaśmiał się Emanuel. - Dopiero by

było! Obraziłaby się na śmierć.

- Twoja ciotka?

- Właściwie to ciotka mojego ojca. Jest niezamężna i bywa u nas niemal co

niedziela na obiedzie. To bardzo władcza dama i mówi to, co myśli, bez owijania w

bawełnę. Potrafi być ostra i niemiła, ale w gruncie rzeczy ma złote serce.

Elise znów poczuła, że ściska ją w żołądku, i pomyślała, że przybyło jej

kolejne zmartwienie. Skoro ta ciotka jest taka ostra i niemiła i mówi, co myśli, nie

będzie szczędzić krytyki, gdy zobaczy, z kim Emanuel zamierza się związać.

Mama stała, nerwowo wykręcając dłonie.

- Ale jak... to znaczy gdzie...

- Tylko o nic się nie martw, mamo. Emanuel i ja poradzimy sobie ze

wszystkim. Jeśli dopisze pogoda, wyniesiemy stół i krzesła na dwór, przed ganek.

Emanuel powiedział, że nie musimy się martwić o koszty, on opłaci wesele.

background image

Mama jednak nie wydawała się uspokojona jej słowami. Rozglądała się

nerwowo na boki, nadal bezradnie wykręcając palce.

- Ale co zaproponujemy gościom do picia i co ja włożę na siebie?

- Pożyczymy ubrania zarówno dla ciebie, chłopców, jak i dla mnie. Emanuel

jest abstynentem, dlatego też nie podamy alkoholu. Jak myślisz, powinniśmy zaprosić

panią Thoresen i panią Evertsen?

Mama popatrzyła na nią przerażona.

- Nie możemy urządzić przyjęcia bez nich.

- Zastanawiałam się, czy uda nam się ściągnąć tu Annę. Chciałam nawet

zapytać, czyby się nie zgodziła zostać moją druhną, jeśli Agnes nie zechce. - A

zwracając się do Emanuela, dodała: - Nie musisz z nią rozmawiać, Emanuelu.

Najlepiej będzie, jeśli zrobię to sama.

Pokiwał głową.

- Dobrze, spróbuj najpierw sama i zobaczymy, jak ci pójdzie.

- O czym mówicie? - Mama patrzyła na nich zdezorientowana.

- Agnes jest na mnie zła. Zakochała się w Emanuelu i mi zazdrości.

Mama prychnęła pogardliwie.

- Ta latawica! Nie chcę nawet powtarzać tego, co o niej mówi pani Evertsen.

Elise i Emanuel wyszli do kuchni, żeby ugotować kawę.

- A cóż takiego opowiada o Agnes pani Evertsen? - zainteresował się

Emanuel.

Elise uśmiechnęła się zakłopotana.

- O, nasza sąsiadka wyraża się bardzo obrazowo.

- Jak kto?

- Mówi, że Agnes ma wiele supłów na tasiemkach. Patrzył na nią, nic nie

rozumiejąc.

Elise poczuła, jak oblewa się rumieńcem, i wyjaśniła, odwracając zawstydzony

wzrok:

- Ma na myśli tasiemki, które i ty miałeś dziś ochotę rozwiązać. Emanuel

roześmiał się i przygarnął Elise do siebie.

- Innymi słowy Agnes nie jest taka surowa jak ty - wyszeptał takim tonem,

jakby się z nią drażnił, i położył dłoń na jej piersi. - Kiedy się pobierzemy, na twoich

tasiemkach też będzie mnóstwo supłów - dodał szeptem.

- Na noc nie wkładam nic pod spód - odszepnęła mu, czując, jak przyjemny

background image

dreszcz przenika jej ciało.

- Nie to miałem na myśli.

- A co?

- Mówiłem o tych wszystkich razach, kiedy nie dam rady czekać, aż się

położymy spać.

Roześmiała się cicho, wtulona w zagłębienie jego gorącej szyi.

- I wybierzemy się wówczas na spacer brzegiem rzeki, tak?

- To też. Albo zaciągnę cię do naszej sypialni, gdy twoja mama i chłopcy będą

czymś zajęci.

- A co będzie, jeśli zaczną się nagle zastanawiać, gdzie przepadliśmy?

- Wtedy będziemy musieli pośpiesznie wiązać tasiemki.

Elise poczuła jego twardą męskość na swym podbrzuszu i serce zabiło jej

mocniej.

- Najlepiej, żebyś w ogóle nie wkładała pod spód bielizny, tak jak kobiety w

ś

redniowieczu.

- Nic nie miały pod spodem?

- Nie - odparł, wsuwając dłoń przez spódnicę pomiędzy jej uda. -

Mężczyznom wystarczyło podnieść spódnicę, by dać ujście swojej chuci. Oni zresztą

też nie nosili nic pod koszulami. - Pocałował ją i wyszeptał gardłowo: - Może i ty byś

zdjęła bieliznę?

- A co się wtedy stanie? - zaśmiała się speszona.

- Trudno powiedzieć.

- W takim razie nie mam odwagi.

- Boisz się mnie?

- Tak.

- Chyba nie sądzisz, że uczyniłbym coś, czego sama byś nie chciała?

- Nie.

- A mimo to się mnie boisz?

- Uhm.

Najchętniej poddałaby się pieszczotom jego dłoni, ale nabrała głębokiego

oddechu, by ochłonąć.

- A może ty się boisz siebie? - Jego szept zabrzmiał tak cicho, że ledwie go

usłyszała.

- Tak - odpowiedziała mu również szeptem.

background image

- Na Boga, Elise, dlaczego mielibyśmy czekać? - Ścisnął dłońmi jej pośladki i

przycisnął ją mocno do swego podbrzusza, ocierając się o nią powoli. - Chodź do

sypialni! - kusił. - Twoja mama zajęta jest przesuwaniem mebli. Chyba ogarnęła ją

panika w związku z weselem i chce sprawdzić, ile osób zmieści się w salonie.

- Nie możemy, Emanuelu.

- Mówiłem ci już, że nie zrobię niczego, czego byś nie chciała.

- Wiem. Ale nie powinieneś robić też tego, czego bym chciała.

Zaśmiał się cichutko, wziął ją za rękę i pociągnął za sobą do sypialni.

- A może nawet i dobrze, jeśli twoja mama zauważy, czym się zajmujemy?

Łatwiej będzie jej później wyjaśnić, dlaczego dziecko urodziło się wcześniej, niż

powinno.

Elise nie lubiła, gdy jej o tym przypominał.

- Nie znam nikogo, kto byłby równie przekonujący co ty - rzekła z

wymuszonym uśmiechem.

- Więc się zgadzasz?

- Nie. Chcę, żeby wszystko odbyło się tak, jak należy. Pamiętasz chyba

upomnienia pastora?

Westchnął ciężko wtulony w jej szyję.

- Cała Elise, żelazny charakter! Skąd ty czerpiesz taką stanowczość?

- Zostałam dobrze wychowana - odparła, ale głos jej drżał. - Chyba

powinniśmy już stąd wyjść, Emanuelu, bo to się źle skończy.

- Niemożliwe. Na pewno zdołasz mnie powstrzymać, nim... - Nie dokończył,

bo słowa utonęły w pocałunku.

- Udało ci się tamtej nocy w komórce.

- Nie przypominaj mi o tym! - Położył znów dłoń na jej piersi.

- Dlaczego nie?

- Bo wtedy jest mi jeszcze gorzej.

- Gorzej?

Zaśmiał się, dotykając wargami jej ust, i znów ją pocałował.

- Nie, właściwie lepiej. Zdaje się, że to chcesz usłyszeć. Wtedy nie miałem

ż

adnej nadziei.

- Teraz też nie masz się co łudzić. Nie wcześniej niż w noc poślubną.

- Jesteś okrutna.

- Tylko po to, by ci pomóc. I sobie też.

background image

- Pomyślałaś o tym, że stróż z fabryki utwierdzi się teraz w przekonaniu, że

słusznie nas podejrzewał?

- Nie, nie pomyślałam. Za dużo mówisz.

- Nie rozumiesz dlaczego?

- Nie.

- Owszem. Ty też dużo mówisz. To nam pomaga się powstrzymać.

- Nie, jeśli równocześnie dotykasz mnie dłonią w taki sposób.

- Mam przestać?

- Nie.

Nagle wyrwała mu się, słysząc tupot nóg.

- Chłopcy wracają.

- Elise! - zawołał Peder zdenerwowany. - Elise, chodź! Wygładziła

pośpiesznie ubrania i wybiegła z sypialni.

Stał w niewielkim przedsionku spocony, czerwony na twarzy, a jego duże oczy

zdradzały poruszenie.

- Smarkacz, młodszy brat Pingelena, wpadł do rzeki.

- Co ty mówisz? Gdzie?

Rzuciła się do wyjścia, słysząc za sobą biegnącego brata i Emanuela.

- Przy moście.

Gromada dzieciaków stała stłoczona przy brzegu, ale nie widać było nikogo z

dorosłych. Pędzili po trawie co sił w nogach, przebiegli przez drogę aż nad samą

wodę.

- Uwaga! Przepuśćcie nas!

Dzieciaki stały jak porażone, wpatrując się w taflę wody, gdy naraz nad

powierzchnią pojawiła się głowa i w powietrzu zamachały ramiona, po czym tonący

malec znów zniknął pod wodą.

Emanuel przecisnął się, odsunął na bok Elise i wskoczył do wody w ubraniu.

Elise wstrzymała oddech. Emanuel opowiadał jej kiedyś, że nie pływa

najlepiej, bo tam, gdzie się wychował, nie mieli się gdzie kąpać latem. Zresztą

podobno chłopi nie mają czasu na takie rzeczy.

Ratowanie topielca wymaga nie tylko siły, ale i umiejętności pływackich,

myślała Elise nieprzytomna ze strachu, nie spuszczając oczu z Emanuela. Nasiąknięte

ubranie będzie go dodatkowo ciągnąć w dół. Modliła się w duchu, by sobie poradził,

ś

ledząc wzrokiem każdy jego ruch.

background image

Peder chwycił ją za rękę. Czuła, że brat jest przerażony, ale nie miała czasu

nawet na niego spojrzeć. Dobry Boże, spraw, by wszystko dobrze poszło, błagała w

duchu. Dlaczego nie skoczył na ratunek żaden ze starszych chłopców, którzy na

pewno pływali lepiej od Emanuela? - buntowała się w duchu, choć znała odpowiedź.

Wychudzeni i niedożywieni, nie daliby rady wyciągnąć tonącego malca.

Emanuel dotarł do miejsca, gdzie zauważył wynurzającego się chłopca, i

zanurkował.

Elise rozejrzała się wokół zdesperowana. Nie ma tu żadnych innych

dorosłych? Nikt nie słyszał krzyków i nawoływania znad rzeki?

- Peder, leć i sprowadź kogoś dorosłego! - nakazała bratu pełnym napięcia

głosem. - Na pewno gdzieś w pobliżu są jacyś mężczyźni, którzy pomogą

Emanuelowi. On nie pływa najlepiej.

Peder posłuchał jej natychmiast, przepchnął się pomiędzy stłoczoną

dzieciarnią i pobiegł po ratunek.

Tymczasem Elise śledziła wzrokiem rozgrywający się w wodzie dramat. Nurt

był wartki i do wodospadu było stąd niedaleko. Przez chwilę zastanawiała się nawet,

czy samej nie wskoczyć, ale nie umiała pływać, więc zamiast pomóc, tylko by

przeszkodziła Emanuelowi.

W rzece zazwyczaj kąpali się chłopcy, dziewczęta tylko patrzyły. Kobiety w

ogóle nie brały kąpieli, bo pływanie uważano za mało estetyczne. Ostatnio jednak

słyszała, że kobiety, które mieszkały po drugiej stronie rzeki, w strojach kąpielowych,

sandałkach i czepkach bawiły się w wodzie i nawet pływały w zamkniętych ką-

pieliskach.

Odwróciła się, rozglądając nerwowo za Pederem. Przecież tu, w pobliżu rzeki,

powinni być jacyś mężczyźni, którzy dobrze pływają. Gdzie się wszyscy podziali?

Odwróciła się z powrotem i zobaczyła wynurzającego się Emanuela.

Przytrzymywał ręką chłopca, który w ogóle nie dawał znaku życia, i na plecach z

wysiłkiem holował go powoli do brzegu. Widać było, że zmaga się z prądem, ale cały

czas uważa, by głowa chłopca znajdowała się nad powierzchnią wody.

Wreszcie dopłynął do brzegu. Elise stała już gotowa odebrać od niego chłopca.

Chwyciła malucha za nogi, głową w dół, bo kiedyś słyszała, że tak właśnie należy

postąpić w takim przypadku. Gdy tylko Emanuel wyszedł na brzeg, on także jej

pomógł. Po chwili chłopiec zakasłał i krztusząc się, łapał oddech.

Otoczyły ich dzieciaki, w napięciu obserwując przebieg zdarzeń. Nikt się

background image

nawet nie odezwał. Czuły, że sytuacja jest poważna. Gdy wnet przybiegł Peder,

prowadząc dwóch mężczyzn, Elise już wiedziała, że chłopiec przeżyje.

Emanuel wziął go na ręce i wspiął się na stromy brzeg, kierując się w stronę

drogi. Pingelen, szlochając, szedł obok niego. Towarzyszyła im cała horda przejętej

dzieciarni. Dwaj sprowadzeni przez Pedera mężczyźni zatrzymali się i zamienili parę

słów z Emanuelem, a potem cały pochód udał się w kierunku Sagveien, gdzie

mieszkała rodzina Pingelena.

Elise została na miejscu. Odprowadziła ich tylko spojrzeniem, wciąż nie

mogąc się otrząsnąć ze strachu. Mało brakowało, a zakończyłoby się to tragicznie dla

chłopca i dla Emanuela. Na samą myśl, że omal go nie straciła, zaczęła dygotać na

całym ciele.

Chyba go kocham, pomyślała, wiedząc równocześnie, że nie po raz pierwszy

używa tych słów. Zapewniała o swojej miłości także Johana i naprawdę tak wówczas

czuła.

Stała nieporuszona aż do jego powrotu. Mokre ubrania przy - kleiły się mu do

ciała, woda kapała z włosów. Pobiegła mu na spotkanie i rzuciła się na szyję, nie

zważając na dzieci, które szły za nim.

- Emanuel! - zawołała zdyszana. - Tak strasznie się o ciebie bałam!

Poszli razem do domu. Mama znalazła mu na przebranie koszulę, bluzę i

spodnie po ojcu i wnet usiedli we troje przy kuchennym stole, popijając gorącą mocną

kawę, gdy tymczasem Elise, rozdygotana, opowiadała, co się stało.

Peder, Evert i Kristian przybiegli wnet rozpromienieni i ożywieni.

- Cała ulica mówi tylko o tym! - zawołał zdyszany Kristian i patrzył to na

mamę, to na Emanuela i Elise. - Wszyscy uważają cię za bohatera! Pingelen mówi, że

skoczyłeś jego bratu na ratunek, choć mogłeś sam utonąć!

Elise popatrzyła uśmiechnięta na Kristiana, który wpatrywał się w Emanuela z

podziwem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio był taki radosny i pełen zapału.

- Uratowałeś mu życie, Ringstad! - Peder cały był spocony i zdyszany.

- Gdyby nie on, Smarkacz by utonął - podsumował Evert, równie spocony i

zdyszany jak Peder.

- Cieszę się, że w szkole jeszcze nie ma wakacji - ciągnął Peder

rozpromieniony. - Wszystkie chłopaki będą chwalić pana Ring - stada! - Peder

spoglądał na swojego bohatera z podziwem. - Teraz na pewno nikt się więcej nie

odważy popchnąć mnie do rzeki.

background image

- Popchnąć cię do rzeki? - Mama popatrzyła na niego przerażona.

Przy stole zrobiło się cicho.

Peder zerknął przepraszająco na Elise, po czym popatrzył na mamę i

uśmiechnął się zakłopotany, mówiąc:

- Żartuję tylko, przecież wiesz!

- Moim zdaniem to nie jest temat do żartów - odparła mama surowo i dodała: -

Ale teraz jest już późno. Pora spać. Odwiedź nas znowu jutro, Evert. Chyba nie

pracujesz w niedzielę?

Evert pokręcił dumnie głową.

- Nie, jutro mam wolne. Ale gdy skończy się szkoła i zaczną wakacje, będę

pracował codziennie.

Ruszył ku drzwiom, ukłonił na pożegnanie i wyszedł.

- Będzie wojna? - zapytał Peder przy kolacji, gdy wreszcie skończyli omawiać

bohaterski czyn Emanuela. - Nasz nauczyciel mówi, że to możliwe. Codziennie

ś

piewamy Będę bronić mego kraju. No i opowiada nam o Nansenie, królu Oscarze i

oddziałach szwedzkich.

- Tego nikt nie wie, Peder - odpowiedział Emanuel z powagą, a w jego

spojrzeniu Elise zauważyła zatroskanie. - Pewna Szwedka, Ellen Key, popiera dążenia

niepodległościowe Norwegii. Przypomina swoim rodakom, że jeszcze przed paru laty

nie chcieli dotrzymać warunków unii personalnej i zamierzali nawet uczynić

Norwegię swoją prowincją.

- To prawda? - zapytała Elise przerażona. Mama włączyła się do rozmowy:

- A ja zawsze uważałam króla Oscara za sprawiedliwego władcę, który pragnie

pokoju i dobra bratniego narodu. Królowa Sophie jest chrześcijanką i ma dobre serce.

Ufundowała tu, w Kristianii, specjalną szkołę dla inwalidów, Sophies Minde.

- Ale szwedzkie oddziały grupują się przy granicy. Słyszałem, jak ktoś

opowiadał, że na wschód od Idd na torach kolejowych stoi pusty pociąg towarowy.

Wielu zastanawia się, czy to ma jakiś związek z planami Szwedów.

Elise popatrzyła na niego ze strachem.

- Jeśli zostanie ogłoszona mobilizacja, ty także spodziewasz się wezwania?

- Jasne, że tak - odparł Emanuel.

Te słowa wywołały w niej dziwny smutek. Miałaby go stracić na wojnie?

Teraz, kiedy wreszcie zrozumiała, ile dla niej znaczy?

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Następnego dnia w niedzielę powitała ich deszczowa pogoda. Elise patrzyła

przez okno zawiedziona, obawiając się, że Emanuel nie pojawi się w tak rzęsisty

deszcz. Tęskniła za nim, mimo że nie widziała go raptem jedną noc. Na jedenastą

planowali pójść do kościoła, by posłuchać zapowiedzi.

Nagle zauważyła mężczyznę z parasolem przechodzącego przez most. Czyżby

to on... Tak! Serce zabiło jej mocniej i radośnie pobiegła do kuchni, odsunęła fajerki i

nastawiła dzbanek z kawą, by się podgrzała, mimo że jeszcze była ciepła. A potem

otworzyła mu drzwi.

- Przychodzisz w taką pogodę!

Zamknął parasol, wszedłszy pośpiesznie do przedsionka, i mocno ją przytulił.

- Deszcz miałby mnie przestraszyć? No, co ty sobie myślisz? Uśmiechnęła się

do niego.

- Tęskniłem za tobą - dodał i pocałował ją w czoło, woląc nie ryzykować dziś

więcej.

- Chodź, nastawiłam kawę.

- Po co ten pośpiech?

Roześmiała się głośno, czując, jak pulsuje w niej radość.

- Mama i chłopcy siedzą w kuchni i pewnie się zastanawiają, co z nami.

- A niech się zastanawiają. - Przyciągnął ją do siebie i zakrył jej usta

pocałunkiem. Po chwili dodał chrapliwie: - Liczę dni i godziny! Wkrótce będziesz

moja. Nie mogę wprost tego pojąć.

W ciasnym przedsionku, gdy obie pary drzwi były zamknięte, panował mrok.

Wsunął jej dłoń pod koszulę i dotykając piersi, stwierdził szeptem: - Urosły. Może

dlatego, że karmię cię masłem i mlekiem?

Nie odpowiedziała. Piersi powiększyły się raczej z całkiem innego powodu.

- Elise i Ringstad! - zawołał Peder. - Czemu nie wchodzicie do środka?

Puścił ją niechętnie i skierowali się do kuchni. Peder i Kristian siedzieli na

podłodze i z płaskich drewienek strugali łódki.

- Chodź, Ringstad, zobacz! - zawołał Peder podekscytowany. - Wystrugamy

całą flotę i popłyniemy aż do Ameryki.

- Mam nadzieję, że nie będziecie puszczać łódek po rzece, bo nie mam ochoty

znów nurkować.

background image

- Nie, pożyczymy od Elise balię do zmywania naczyń i nalejemy wody -

zaśmiał się Peder.

Emanuel przywitał się uprzejmie z mamą i usiadł przy stole, a Elise poszła po

kawę.

Mama popatrzyła na niego zatroskana i zapytała:

- Są jakieś nowe wieści o rokowaniach ze Szwecją?

- Właśnie rozmawiałem z Oscarem Carlsenem na ten temat. Wielu

wpływowych Szwedów czuje się głęboko dotkniętych rozwiązaniem unii i domagają

się zadośćuczynienia. Uważają postanowienia z siódmego czerwca za rewolucyjne i

twierdzą, że parlament norweski nie powinien był uchwalać takich decyzji bez udziału

Szwecji. Jako przyjaciele Norwegii są tym pominięciem bardzo rozgoryczeni.

Mama popatrzyła na niego z przerażeniem.

- W takim razie będzie wojna!

- Benjamin Vogt, który nawiązał kontakty pomiędzy naszymi władzami,

twierdzi, że sposób działania Norwegów stanowi według prawa międzynarodowego

powód do wypowiedzenia wojny, tak zwany casus belli.

Szwedzki premier Ramstedt ogłosił, że nie ma możliwości prowadzenia

negocjacji z „nielegalnym norweskim rządem” i że unia została rozwiązana

niezgodnie z prawem. Widać wyraźnie, że Szwedzi wciąż nie otrząsnęli się z

zaskoczenia, i nadal istnieje poważne niebezpieczeństwo, że dojdzie do rozwiązań

militarnych.

- W sanatorium mówiono o tym, że powinno się odbyć referendum na ten

temat, między innymi po to, by dać Szwedom trochę czasu. Ponadto potrzebujemy

króla.

Emanuel pokiwał głową.

- Europejskie monarchie obawiają się, że na północy powstanie nowa

republika, i z dużym zainteresowaniem śledzą rozwój zdarzeń. Cesarz Wilhelm na

przykład sugeruje, by wprowadzić na tron norweski księcia Valdemàra z Danii,

natomiast norweski rząd wolałby chyba księcia Carla, innego wnuka króla Danii. Jego

ż

oną jest księżniczka Maud, córka brytyjskiego monarchy Edwarda VII i królowej

Aleksandry, z pochodzenia Dunki. Christian Michelsen twierdzi, że dzieci księcia

Valdemaro są za duże, by kiedykolwiek stać się Norwegami, natomiast syn księcia

Carla, książę Aleksander, ma dopiero dwa latka. Ponadto jego zdaniem żona księcia

Valdemaro jest zagorzałą katoliczką, co nie bardzo pasuje do realiów norweskich.

background image

Elise wraz z mamą słuchały opowieści Emanuela z dużym zainteresowaniem.

- Jak zareaguje cesarz Wilhelm, jeśli nie posłuchamy jego rad? - zapytała

mama wyraźnie zmartwiona.

- Obiecał zachować przyjazne uczucia dla Norwegii niezależnie od tego, jaki

książę zasiądzie na tronie. - Emanuel zamilkł i zamyślił się na chwilę. - Car rosyjski

Mikołaj II także chce, żebyśmy wybrali księcia Valdemaro. Obawia się bowiem, że

Edward VII zyska zbyt wielkie wpływy, jeśli na norweskim tronie zasiądzie książę

Carl. Póki co więc wszystko jest bardzo niepewne. Pozostaje nam jedynie mieć

nadzieję, że nasz rząd dokona właściwego wyboru, a Szwedzi zachowają rozsądek.

Peder podniósł wzrok znad łódki, którą strugał, i zawołał:

- Cholerni szwedzcy knechci. Pozabijam ich, gdy tylko zostanę porządnym

ż

ołnierzem.

Mama spojrzeniem przywołała go do porządku.

- Jak wszyscy będą tak myśleć, to nigdy nie zapanuje pokój na świecie. W

Piśmie Świętym jest napisane, że trzeba raczej nadstawić drugi policzek.

Elise i Emanuel wymienili spojrzenia.

Rozległo się pukanie do drzwi, więc Elise pośpiesznie poszła otworzyć. Ku

swemu wielkiemu zdumieniu zobaczyła Hildę.

- Mam dziś wolne po raz pierwszy, odkąd pracuję jako służąca. - Cała

przemoczona od deszczu weszła do przedsionka, gdzie zdjęła płaszcz i powiesiła na

haku. - Musiałam przyjść, żeby zobaczyć, jak się tu urządziliście.

- Dopiero co przyszedł też Emanuel. Siedzimy sobie w kuchni i pijemy kawę.

Zamierzałam nawet odwiedzić cię dziś wieczorem, Hildo, żeby cię zaprosić na nasze

wesele, które urządzimy tutaj.

Zobaczyła, że Hilda zesztywniała, nie potrafiła jednak rozgryźć wyrazu jej

twarzy.

- Zamierzacie urządzić wesele tutaj? W tym domu? Elise pokiwała głową z

uśmiechem.

- A czemu nie we dworze u rodziców Emanuela?

Drzwi do kuchni otwarte były na oścież, Elise więc dała siostrze znak, by

nieco ściszyła głos, i odparła krótko:

- Bo bardzo chcemy urządzić je tutaj.

Mama wstała od stołu i podchodząc do córki z wyciągniętymi ramionami,

zawołała:

background image

- No wreszcie, Hildo!

- Przecież mówiłam, że przyjdę - odparła Hilda, uwalniając się z objęć mamy.

Elise od razu poznała, że siostra nie jest w humorze.

- No, jak ci tam jest, moje dziecko? - dopytywała się mama. - Wydaje mi się,

ż

e zeszczuplałaś. Chyba nie pracujesz ponad siły u tego majstra?

- Jest mi dobrze - odparła krótko Hilda, siadając ciężko na stołku. - Zostało dla

mnie trochę kawy?

Emanuel uśmiechnął się i zagadnął:

- Widziałem cię któregoś dnia, jak wracałaś razem z Agnes ze sklepu.

Hilda pokiwała głową i odszukała spojrzeniem Elise.

- Myślę, że przez jakiś czas powinnaś się trzymać od niej z daleka -

powiedziała do siostry.

- Wciąż jest taka zła?

- A czy to takie dziwne? - Hilda popatrzyła na nią wyzywająco. - Ja też bym

nie wybaczyła, gdyby chodziło o mnie. Taki cios, i to ze strony najlepszej

przyjaciółki! Nie rozumiem, że zdobyłaś się na coś takiego, znając jej uczucia - rzekła

z wyrzutem.

Elise domyśliła się, że Agnes podjudziła Hildę przeciwko niej.

- Ależ to bzdura, Hildo - odezwał się Emanuel wyraźnie poirytowany. -

Między Agnes a mną nigdy nic nie było. A w Elise zakochałem się od pierwszej

chwili, gdy ją zobaczyłem, i potem nie mogłem już przestać o niej myśleć.

- W takim razie Elise powinna o tym szczerze powiedzieć Agnes, zamiast

utwierdzać ją w przekonaniu, że myśli jedynie o Johanie.

- Elise myślała tylko o Johanie. To ja nie dawałem za wygraną!

- Na jedno wychodzi. Agnes jest całkiem rozbita. Powiedziała, że najchętniej

rzuciłaby się do wodospadu.

Emanuel poczerwieniał ze złości.

- Nigdy jej nie zachęcałem ani nie dawałem nadziei. Przeżyłem szok, kiedy się

dowiedziałem, że zwolniła się z fabryki, żeby zamieszkać w tym samym domu co ja.

Nie rozumiem, jak w ogóle mogła myśleć, że to cokolwiek zmieni.

- Tak czy inaczej tak się nie robi - upierała się Hilda, najwyraźniej nie mając

zamiaru dać za wygraną.

- Ależ Hildo! Co to ma znaczyć? - wtrąciła się mama, patrząc na córkę z

wyrzutem. - To do ciebie niepodobne. Zastajesz swoją starą matkę i rodzeństwo w

background image

nowym domu z gankiem pośród zielonych traw, na stole stoi jedzenie, a ty się

zachowujesz w taki sposób?

Hilda poderwała się z miejsca i odburknęła:

- Mam co robić w wolny dzień, nie muszę tu siedzieć i wysłuchiwać twojego

strofowania, mamo.

Do oczu mamy napłynęły łzy.

- Bardzo proszę, siadaj i opowiedz lepiej, co u ciebie.

Elise obserwowała mamę zmartwiona. Jakież to do niej niepodobne. Gdyby

coś takiego zdarzyło się jeszcze parę lat temu, wymierzyłaby Hildzie soczysty

policzek i przywołała ją do porządku. W Piśmie jest bowiem napisane, że ten, kto

kocha swoje dzieci, karze je. Gdy mama zachorowała, a ojciec odszedł, wszystko się

zmieniło. Mama najwyraźniej straciła siły, a choć choroba zdawała się ustępować, nie

odzyskała dawnej energii.

Hilda niechętnie siadła z powrotem na stołku, a na jej twarzy odmalowała się

znajoma przekora.

Przy stole zrobiło się cicho, wszyscy czekali na opowieść Hildy.

- Braciszek ma nianię - zaczęła Hilda, wbijając wzrok w blat stołu. -

Zapytałam pana Paulsena, czy nie mogłabym się starać o tę posadę, bo czytałam

nawet to ogłoszenie w gazecie, ale mi nie pozwolił. Powiedział, że mnie potrzebuje,

mimo że ma zarówno pokojówkę, jak i kucharkę.

- Nianię? - Mama popatrzyła na nią, nic nie rozumiejąc.

- Opiekunkę do dziecka - wyjaśniła Hilda, nie podnosząc wzroku. - Posadę

dostała dziewczyna w moim wieku, która pracowała jako pomocnica prządki. Teraz

chodzi w pięknym czarnym stroju i wykrochmalonym czepku, jak nianie w dobrych

rodzinach, i wozi Braciszka w wózku.

Elise miała wrażenie, że wszyscy wstrzymali oddech. Nawet Peder i Kristian

przestali na moment strugać łódki i siedzieli cicho, nasłuchując. Jakaś dziewczyna

zajmowała się Braciszkiem! Dla Hildy musiało to być straszne.

- Spotkałam ją w drodze do sklepu - głos Hildy zabrzmiał chrapliwie. -

Zapytała mnie, czy nie chcę popatrzeć na dziecko. Chwaliła, że to dobry i pogodny

chłopczyk, a jego matka i ojciec są z niego tacy dumni. Stwierdziła, że nie widziała

jeszcze dumniejszych rodziców.

Do oczu mamy napłynęły łzy.

- Nie mogłaś nic powiedzieć?

background image

Elise, która nalawszy kawy, stanęła przy stole, teraz objęła siostrę ramieniem i

wyjaśniła mamie:

- Nie, mamo, nie mogła. Hilda podpisała dokument poświadczający, że zrzeka

się praw do dziecka. Nie można już niczego zmienić. Jeśli zdradzi, że to ona urodziła

dziecko, straci nie tylko posadę u pana Paulsena, ale ryzykuje także karę i inne

nieprzyjemności. I na pewno już nigdy więcej nie zobaczy dziecka na oczy.

- Więc co zrobiłaś? - zapytała mama Hildę udręczonym głosem.

- Powiedziałam, że nie mam czasu, i uciekłam. Przy stole znów zapadła cisza.

Jak mogę oczekiwać, że Hilda się będzie cieszyć z mojego ślubu, jeśli ona jest

taka nieszczęśliwa, pomyślała Elise. Równocześnie ogarnęła ją rezygnacja. Wciąż nie

mogła się pogodzić z tym, że Hilda oddała swoje dziecko w obce ręce.

- Uważam, że powinnaś spróbować wrócić do pracy do przędzalni i uwolnić

się od pana Paulsena - rzekła, nie mogąc ukryć gniewu.

Hilda odwróciła się do niej, a jej oczy ciskały gromy.

- Uwolnić się od pana Paulsena? Myślisz, że jestem głupia? Gdyby nie on, nie

wiem, jak bym to wszystko przeżyła! To najmilszy człowiek, jakiego kiedykolwiek

spotkałam. Dopiero jak... - zarumieniła się, ale dodała: - Dopiero jak go poznałam,

moje życie stało się znośniejsze. Jeśli jesteś taka ślepa z miłości, że już zapomniałaś,

jakie wiedliśmy życie, to mogę ci przypomnieć! Mama leżała śmiertelnie chora w

izbie, a ojciec wracał do domu pijany i bił wszystkich, na oślep, albo włóczył się po

ulicach z dziwkami i innymi pijakami. W moich oczach to nie było żadne życie, tylko

piekło.

Elise zauważyła, że mama zbladła jak płótno i chwyciła się za serce.

Pośpiesznie więc podeszła do niej i objęła ramieniem.

- Nie przejmuj się tym, mamo! Hilda mówi tak dlatego, że jest nieszczęśliwa z

powodu Braciszka.

Emanuel nie odzywał się od dłuższej chwili, teraz jednak zabrał głos:

- Rozumiem cię, Hildo, ale ten smutny czas minął. Twój ojciec spoczywa w

pokoju, mama wyzdrowiała. Jeśli chcesz, możesz wprowadzić się tu do nas. Twoje

łóżko stoi w sypialni mamy. Jestem pewien, że nadzorca pomoże ci znaleźć pracę w

przędzalni.

Hilda potrząsnęła głową gwałtownie.

- To ostatnie, czego bym chciała. Ledwie wytrzymywałam nadzór Elise, a

teraz miałabym trzy dorosłe osoby, które by mi mówiły, co mogę, a czego nie mogę

background image

robić. Poza tym jest mi dobrze. Nie mamy karaluchów ani wszy i nie musimy strząsać

z siebie pcheł, nim się położymy spać.

Peder siedział cicho na podłodze i wpatrywał się w siostrę.

- Wolisz mieszkać w pięknej willi niż być szczęśliwa, Hilda?

- Zamknij się, smarkaczu!

- Hilda! - tym razem Elise zwróciła jej uwagę. Wciąż obejmowała mamę

ramieniem i zauważyła, że mama aż się wzdrygnęła.

- Dość tego! Rozumiemy, że przeżyłaś coś strasznego i że jesteś zrozpaczona,

ale nie musisz sobie tego odbijać na nas. Niestety, sama musisz wypić to piwo,

którego nawarzyłaś.

Spodziewała się, że Hilda znów się poderwie od stołu i wybiegnie, tymczasem

siostra ucichła, a po chwili zadrżały jej ramiona od tłumionego płaczu.

Elise westchnęła zrezygnowana.

- Wybieramy się do kościoła, bo dziś będą odczytane nasze zapowiedzi. W

następną sobotę odbędzie się ślub.

Hilda podniosła gwałtownie głowę i posłała jej zdziwione spojrzenie.

- Strasznie się śpieszycie! - prychnęła, ale potem nagle jakby coś sobie

uświadomiła, bo zmienił jej się wyraz twarzy. Spojrzała na Elise pytająco, ale nic nie

powiedziała. - Co ja włożę na siebie? - rzekła po chwili.

Elise odetchnęła, a fala ulgi przetoczyła się przez jej ciało. Przez moment bała

się, że Hilda zdradzi, co jej przyszło na myśl, ona przecież wiedziała, co się stało...

- Pożyczymy odświętne ubrania. Dla ciebie także.

- Kto będzie twoją druhną?

- Chciałam spytać o to Agnes, ale może to nie najlepszy pomysł. Hilda

pokręciła głową.

- Na twoim miejscu nawet bym nie próbowała.

- W takim razie zapytam Annę. Ty, Hildo, jesteś za młoda.

Całą gromadą udali się do starego kościoła Gamie Aker.

Emanuel obejmował Elise ramieniem, a gdy byli już blisko, pochylił się nad

nią i szepnął:

- Za tydzień będziesz moją żoną, Elise. Wciąż wydaje mi się, że to sen.

Odwzajemniła jego uśmiech i odpowiedziała:

- Razem stawimy czoło wszystkim kłopotom. Nawet tym, które mają związek

z kłótliwą siostrą, jej dzieckiem i twoimi rodzicami, którzy nie chcą mieć nic

background image

wspólnego ze swoją synową.

- Wszystko się ułoży, Elise. Za jakiś czas mama i ojciec zaproszą nas do

dworu. Co się zaś tyczy Hildy, to myślę, że ona sobie poradzi. Teraz jest jej bardzo

ciężko, ale przeciwności losu wzmacniają charakter.

Do kościoła ciągnęli tłumnie wierni. Wyglądało na to, że i tej niedzieli jak

zwykle na mszy będzie pełen kościół ludzi. Wąsaci mężczyźni w słomkowych

kapeluszach i wykrochmalonych koszulach podpierali się posrebrzanymi laseczkami.

Kobiety w szeleszczących sukniach na jedwabnych halkach miały figury niczym

klepsydry. Ich głowy ozdabiały kapelusze ze strusimi piórami lub kwiatami. Wciskały

się między ławki, a towarzyszyli im mali chłopcy w marynarskich ubrankach z

granatowymi kołnierzami i w czapeczkach z błyszczącymi daszkami oraz

dziewczynki w ciemnych pończoszkach, białych sukienkach z jedwabnymi wstążkami

i słomkowych kapelusikach.

Elise nikogo nie znała. Ci robotnicy znad Aker, którzy chodzili do kościoła,

wybierali raczej nowy kościół na osiedlu Sagene, a nie ten, który stał tuż przy

wzgórzu Aker.

Próbowała skupić się na słowach pastora, ale miała z tym pewne kłopoty. W

głowie kłębiło jej się „tyle różnych myśli. Zauważyła, że mama popłakuje ukradkiem,

ale nie wiedziała, czy nad nieszczęściem Hildy i wnuka, którego straciła, czy też były

to łzy radości z powodu zbliżającego się ślubu.

Od strony zakrystii doleciał płacz dziecka. Miał się odbyć chrzest. W chwili

gdy przed ołtarz przyniesiono dwoje dzieci, Elise zauważyła, że Hilda wyciągnęła

szyję, a potem jęknęła, wstała gwałtownie z ławki i przecisnęła się do wyjścia. Twarz

jej skamieniała.

- Co ci jest? - wyszeptała Elise, patrząc na nią zdezorientowana.

- Nie widzisz? Będzie chrzczony Braciszek! - wyrzuciła z siebie ze szlochem,

po czym wybiegła.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Elise siedziała jak porażona, wpatrując się w stronę ołtarza. Nie sądziła, że

mama, Emanuel czy chłopcy słyszeli słowa Hildy, mama jednak pochyliła się nad nią

i zapytała:

- Czy Hilda się źle poczuła? Skinęła tylko głową, nie odwracając się.

Młoda piękna kobieta ubrana na biało podeszła do chrzcielnicy z dzieckiem na

background image

ręku. Dziecko miało na sobie długą białą szatkę specjalnie do chrztu ozdobioną

koronkami i jasnobłękitnymi jedwabnymi wstążkami. Obok stała druga młoda kobieta

ubrana w jedwab i aksamit.

- Jakie imię wybraliście dla dziecka? - rozległo się pytanie pastora.

- Isac Elias Laurentius - odpowiedziała kobieta głosem cichym i cienkim jak u

dziewczynki.

- Chrzczę cię w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...

Nagle rozległ się głośny płacz niemowlęcia, zagłuszając słowa pastora.

Elise wstrzymała oddech. Oprócz majstra, który z pewnością siedział gdzieś z

przodu, była jedyną osobą w całym kościele, która wiedziała, że chrzczony jest jej

własny siostrzeniec. Prawdziwa matka chłopca, ta, która wydała go na świat, nie była

obecna. Zapewne stała przed kościołem i płakała. Ale ojciec uczestniczył w

ceremonii, choć oficjalnie występował jako wuj chłopca...

Isac... A więc tak się będzie nazywał pierwszy wnuk mamy, pierworodny syn

Hildy, mój własny siostrzeniec. Na nazwisko Paul - sen, tak jak majster.

Dziedzic majstra i jego sekretny syn...

Będzie się wychowywał na szczycie wzgórza Aker, nie wiedząc, że służąca w

sąsiedniej willi jest jego prawdziwą matką. Elise poczuła, jak narasta w niej gniew.

Jaki to wszystko ma sens? - zastanawiała się.

Nie słuchała nawet uważnie zapowiedzi odczytanych potem, wstała tylko

dlatego, że podniósł się z miejsca Emanuel. Jej myśli krążyły wciąż wokół Hildy, jej

synka i ich dramatu.

Kiedy wyszli z kościoła, rozejrzała się, by odnaleźć siostrę, ale nigdzie jej nie

zauważyła. Przestało już padać, lecz niebo wciąż zasnuwały ciężkie, ciemne chmury,

grożąc kolejną ulewą.

- Wiesz może, co znowu z tą Hildą? - zapytała mama, rozglądając się wokół z

niepokojem. - Kto to widział opuszczać kościół w samym środku mszy!

Elise popatrzyła na nią w milczeniu, zastanawiając się, czy powinna

powiedzieć prawdę. W końcu się zdecydowała.

- Wiem, dlaczego Hilda wyszła. Chłopiec, który był chrzczony, to Braciszek.

Mama otworzyła usta ze zdumienia, a Emanuel i chłopcy znieruchomieli i

wpatrywali się w nią bez słowa.

- Mówisz, że to był nasz Braciszek? - Peder pierwszy otrząsnął - się z szoku.

Elise pokiwała głową i pogłaskała go po sterczącej grzywce.

background image

- Tak, Peder. Otrzymał na chrzcie imię Isac. Hilda nie wiedziała, że będzie

dziś chrzczony, nic dziwnego, że tak się zdenerwowała.

- Ale jak... To znaczy... - urwała mama, patrząc na nią oszołomiona.

- Hilda pewnie poznała kobietę, która jest teraz matką jej synka. Widziała ją na

ulicy, więc wie, jak wygląda. A ty ją znasz? - zapytała Elise, zwracając się do

Emanuela. - Zwróciłeś uwagę, kto to był?

Pokręcił głową, najwyraźniej przerażony tym, czego się dowiedział.

- Z daleka nie widziałem dokładnie. Nie przyglądałem się zresztą.

Z kościoła wychodzili ludzie, a oni stali z boku i ich obserwowali.

- Chcesz, żebyśmy już poszli? - zapytała Elise, zerkając na mamę.

Mama zacisnęła zęby i potrząsnęła głową.

- Nie, chcę go zobaczyć. To mój wnuk. Nie ruszyli się więc z miejsca.

Wreszcie z kościoła wyniesiono ochrzczonego chłopca. Elise, mama, chłopcy

stali niczym zaczarowani i wpatrywali się w młodą piękną parę, która z uśmiechem

opuściła kościół. Kobieta trzymała dziecko, a jej mąż otoczył ją ramieniem i pochylał

się z dumą nad maleństwem. Szepnął coś żonie do ucha, a ona posłała mu przekorny

uśmiech.

- Nie zamierzam używać obu imion, mówiłam ci już. Isac wystarczy na co

dzień.

W tym związku najwyraźniej do kobiety należy ostatnie słowo, pomyślała

Elise.

W tej samej chwili zauważyła majstra, który wyszedł z kościoła, pochłonięty

rozmową z pastorem. Odwróciła się więc szybko i powiedziała do najbliższych:

- Nie gapcie się tak. Idzie pan Paulsen.

Wszyscy spojrzeli w przeciwną stronę, poza Emanuelem, który ukłonił się

zarówno majstrowi, jak i pastorowi.

Gdy tylko odeszli na bezpieczną odległość, Elise zwróciła się do Emanuela z

pytaniem:

- Znasz pana Paulsena?

- Tylko z widzenia - odparł. - Bardziej znają go Carlsenowie, choć nie należy

do grona ich najbliższych przyjaciół.

- Myślisz, że on się domyślił z zapowiedzi, że to my bierzemy ślub?

- Tak. Posłał mi zdziwione spojrzenie. Mam nadzieję, że dało mu to trochę do

myślenia.

background image

- Że ty żenisz się ze mną, podczas gdy on wykorzystuje Hildę?

- Coś w tym rodzaju.

- Chodźmy! Wracajmy do domu napić się kawy. Poza tym musimy się posilić.

Wczoraj kupiłam tanią słoninę u rzeźnika. Zapłaciłam tylko dwadzieścia pięć ore za

płat, bo chciał go sprzedać przed niedzielą. Do tego dostałam też wiaderko wywaru na

zupę.

- Ale co z Hildą? - mama wyglądała na zmartwioną.

- Na pewno przyjdzie, skoro majster wybiera się na chrzciny.

- Biedny Braciszek - ubolewał Peder ze łzami w oczach. - Nie dostanie do

zabawy ani kamyków, ani kółka, nawet nie będzie się mógł bawić w policjantów i

złodziei.

- A skąd wiesz? - spojrzał na niego poirytowany Kristian.

- Ci bogaci chodzą ubrani w marynarskie ubranka, nie wolno im się pobrudzić.

Szli w milczeniu w dół ku rzece. Mama rozglądała się na wszystkie strony w

nadziei, że zauważy gdzieś Hildę. Elise szła za rękę z Emanuelem i myślała o

Braciszku. Natomiast Peder i Kristian kłócili się jak zwykle.

Emanuel uścisnął jej dłoń.

- Wszystko się ułoży, Elise. Myślę, że maleństwu nie będzie się tam działa

krzywda. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że Hilda spotka jakiegoś porządnego

młodego mężczyznę, którego poślubi, i będzie z nim miała dużo dzieci.

Elise pokiwała głową i zapytała:

- Pójdziesz ze mną po obiedzie do Anny?

- Wydaje mi się, że będzie lepiej, jeśli pójdziesz tam sama. Łatwiej jej będzie

wówczas szczerze z tobą porozmawiać.

- Myślisz, że uda się nam wypożyczyć wózek dla niej na dzień naszego ślubu?

- Tak, jestem tego pewien. Właściwie ona powinna mieć własny wózek - dodał

zamyślony. - Wówczas jej mama mogłaby wyprowadzać ją na spacery na słońce.

- Ale jak pokonałaby te wszystkie schody?

- Ktoś musiałby ją znieść.

- Nie ma takiego kogoś. Przynajmniej w Andersengarden. Emanuel zmarszczył

czoło.

- Ale chyba coś da się zrobić.

Gdy przeszli przez most i skręcili w kierunku domu majstra, zza chmur

wyjrzało słońce.

background image

Mama uśmiechnęła się, mówiąc:

- Wkrótce przyjdzie Hilda.

Błogosławione słońce, pomyślała Elise. Zawsze nastrajało mamę

optymistycznie.

Ledwie zdążyli zasiąść do stołu, gdy usłyszeli za oknem lekkie kroki. Drzwi

były otwarte na oścież, by słońce wpadało do środka.

- Ale zapachy! - odezwała się Hilda, wsuwając głowę przez drzwi. - Czy dla

mnie znajdzie się też jakiś kąsek?

- Oczywiście - odpowiedziała mama, a jej twarz się rozpromieniła.

Elise zerknęła ukradkiem na siostrę. Oczy miała spuchnięte od płaczu. Dobrze,

ż

e z siebie to wyrzuciła, westchnęła Elise w duchu. Na zewnątrz znów rozległy się

szybkie kroki, tym razem przyszedł Evert.

- A co to, jakaś uroczystość? - zapytał i rozejrzał się uważnie, a gdy wzrok

jego padł na talerz ze słoniną, oczy zrobiły mu się wielkie jak guziki.

- Siadaj, Evert - zaprosiła go Elise. - Zmieścicie się z Pederem na jednym

stołku.

Wstała pośpiesznie i dostawiła jeszcze jeden metalowy talerz.

Gdy już zjedli, mama miała ochotę trochę odpocząć, a Emanuel zaproponował,

ż

e pogra z chłopcami w piłkę nożną. Hilda powiedziała, że musi wracać, ale Elise nie

była pewna, czy mówi prawdę. Siostrze niełatwo było ukryć, jak jest jej ciężko, ale

starała się cieszyć z powodu zbliżającego się ślubu Elise i Emanuela.

- Spotkałaś może ostatnio Loranga? - odważyła się spytać Elise, natychmiast

jednak uświadomiła sobie niezręczność, bo twarz Hildy pociemniała.

- Czemu pytasz?

- Nic takiego, zastanawiałam się. W zeszłym roku o tej porze. ..

- Zamknij się! - Hilda odwróciła się od niej i gniewnym krokiem skierowała

się ku drzwiom.

Elise posłała Emanuelowi bezradne spojrzenie.

- Zostaw ją w spokoju, Elise - powiedział cicho, uśmiechając się pogodnie. -

Dzisiejszy dzień jest dla niej wyjątkowo trudny.

Dziwnie jakoś było znów wchodzić po schodach w Andersengarden, na

których jak zwykle unosił się nieprzyjemny smród. Nie wszyscy pilnowali porządku

tak jak pani Thoresen.

Zapukała do drzwi, czekając, aż usłyszy: „Proszę”.

background image

Zastała panią Thoresen przy zmywaniu naczyń. Na drewnianej ławce stały dwa

opróżnione do połowy wiadra z wodą, pod spodem zaś schowane było wiadro do

szorowania podłóg i szczotka oraz mokra, pachnąca ługiem szmata. Nawet dziś, w

niedzielę, sąsiadka szorowała podłogę! Czy też ona nie może odpocząć choć jeden

dzień?

- Dzień dobry, pani Thoresen.

- O, czemuż to zawdzięczamy wizytę jaśnie pani? - zapytała, nie przerywając

zmywania i nawet nie odwracając głowy.

- Przyszłam zaprosić was na ślub i wesele. - Zapadła cisza. Elise pomyślała

sobie, że powinna jej była oszczędzić tego rozgoryczenia. Przecież to jej syn miał stać

u boku Elise na ślubnym kobiercu tego lata! Jednak mama uznała, że obraziliby

sąsiadkę, nie proponując jej zaproszenia. - Rozumiem, że dla pani, pani Thoresen, to

bolesne, ale byliście zawsze naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Oprócz pani Evertsen

z czynszówki chcemy zaprosić tylko was.

- A co, mam według ciebie znieść łóżko z Anną po schodach? - odezwała się

zgryźliwie.

- Emanuel pożyczy wózek z Armii Zbawienia. Zamierzam spytać Annę, czy

nie zechciałaby być moją druhną.

Pani Thoresen wrzuciła z impetem metalowe talerze do balii z mydlinami, aż

woda rozprysnęła się na boki.

- Anna druhną? Chyba straciłaś rozum! - Odwróciła się gwałtownie i z

purpurową twarzą dodała: - Czyś ty zwariowała, Elise? Najpierw odwracasz się

plecami do Johana, potem kradniesz Annie sprzed nosa kogoś, kogo uwielbiała, a

teraz chcesz ją jeszcze dalej dręczyć?

Elise przełknęła ciężko ślinę.

- Myślę, że ona potraktuje to nieco inaczej.

- To idź i ją zapytaj! Zobaczysz, czyjej oczy zabłysną z radości. Przez moment

Elise zastanawiała się, czy nie odwrócić się na pięcie i pójść do domu, ale wzięła się

w garść, przeszła przez kuchnię i zapukała do drzwi izby.

Anna siedziała w łóżku podparta poduszkami. Okno miała otwarte, na tacy

przed sobą przybory do pisania.

- To naprawdę ty, Elise? Ależ mi sprawiłaś radość! Już się bałam, że nie

będziesz tu do mnie zaglądać, gdy się wyprowadzisz.

- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, nawet jeśli już nie mieszkamy w jednym

background image

domu.

- Prawie najlepszą - zaśmiała się Anna. - Przecież to Agnes jest twoją

powiernicą, z tego, co wiem.

- Już nie.

Anna odłożyła ołówek i popatrzyła na nią zdezorientowana.

- Już nie? Serdeczne przyjaciółki pozostają w przyjaźni przez całe życie!

- Też tak myślałam, ale Agnes strasznie się pogniewała, gdy jej powiedziałam,

ż

e wychodzę za mąż za Emanuela. - Uśmiechnęła się zakłopotana. - Spotkała go

kiedyś w Świątyni i się zakochała.

- Biedny Emanuel! - uśmiechnęła się Anna. - To musi być męczące mieć tak

wiele wielbicielek. Kiedy będzie ślub, Elise?

- W najbliższą sobotę. Przyszłam, by cię zapytać, czy nie zechcesz być moją

druhną.

Uśmiech zgasł na' twarzy dziewczyny, która nagle wydała się bardzo

udręczona.

- Owszem, strasznie bym chciała, ale powinnaś wiedzieć, że to nie jest

możliwe.

- Emanuel obiecał pożyczyć wózek z Armii Zbawienia. On też zniesie cię po

schodach.

- Naprawdę? - Anna popatrzyła na nią z niedowierzaniem i w jednej chwili jej

twarz rozpromieniła się, a oczy rozbłysły.

- Chcesz?

- Oczywiście, że chcę!

Elise ociągała się trochę, ale powiedziała:

- Twoja mama bała się, że sprawię ci tym tylko przykrość. Nie chodziło jej o

Johana, ale o...

- O Emanuela? - Anna uśmiechnęła się. - Życzę wam, Elise, wszystkiego

najlepszego, choć nie ukrywam, że wolałabym być na twoim miejscu. Nie jestem

zazdrosna z natury, jestem tylko zła na te moje głupie nogi!

- Dobrze to rozumiem. Modlę się o cud, żebyś odzyskała władzę w nogach i

mogła znów chodzić. Cuda się zdarzają, czytałam o tym w szkole.

Anna pokręciła głową z uśmiechem.

- Miła jesteś, Elise. Ja jednak przestałam już marzyć. Piszę list do Johana.

Wcześniej wyjaśniłam mu, że plotki o tobie i Emanuelu to bzdura, ale nie wiem, czy

background image

mi uwierzy, zwłaszcza teraz, gdy postanowiliście wziąć ślub.

- Wiem, będzie przekonany, że to nie były tylko plotki. Przykro mi, gdy o tym

myślę.

- Spróbuję go nakłonić, by zrozumiał. Napisałam, że stary Torgny chciał was

wyrzucić, a Hilda wyprowadziła się i na ciebie spadł obowiązek utrzymania całej

rodziny. On zrozumie na pewno, że wychodzisz za mąż z rozsądku. Musiałaś podjąć

taką decyzję, żeby przeżyć.

Elise nie miała śmiałości spojrzeć jej w oczy. Z jednej strony była to prawda,

ale niebawem Anna przekona się, że były też inne powody...

Anna szukała czegoś w swoich papierach i wyciągnęła zmiętą kartkę.

- Dostałam od niego list. Podobno jest teraz rzeźbiarzem i wykonuje nagrobki

dla znanych osób. Dyrektor więzienia chwali go i mówi, że jest bardzo zdolny.

Elise poczuła znów wyrzuty sumienia, ale równocześnie ciepło jej się zrobiło

na sercu z powodu Johana.

- Jak dobrze! - rzekła. - Na pewno się cieszycie.

- Mama w to w ogóle nie wierzy - westchnęła Anna. - Ale też nie wierzyła,

gdy w szkole mówili jej, że Johan rysuje najładniej ze wszystkich dzieci. Jest pewna,

ż

e Johan pisze tak dlatego, by nas pocieszyć.

Elise z rezygnacją pokręciła głową.

- Zaprosiłam ją na ślub, ale tylko się rozzłościła. Właściwie rozumiem

dlaczego. To Johan miał stać ze mną na ślubnym kobiercu. Zdaję sobie sprawę, że

oczekuję za wiele, pragnąc, by się radowała z mojego powodu, ale moja mama

obawiała się, że poczuje się dotknięta, jeśli jej nie zaprosimy. Oprócz was z naszej

czynszówki zapraszamy tylko panią Evertsen. Wiesz, w domu nie ma tyle miejsca.

Anna popatrzyła na nią badawczo.

- Ciężko ci, Elise? To znaczy... Mama słyszała, że jego rodzice... - urwała i

ugryzła się w język. - Czy wesele nie powinno się odbyć we dworze?

- Emanuel uważa, że z czasem się wszystko ułoży, ale prawdą jest to, co

słyszałaś. Jego rodzice byli przerażeni. Mieli nadzieję, że ich synowa wywodzić się

będzie z tych samych kręgów co oni. Najchętniej widzieliby w tej roli jakąś córkę

bogatego gospodarza, która nakłoniłaby Emanuela do powrotu do dworu.

- Przyjadą na ślub?

- Emanuel ma taką nadzieję. Jutro zamierza wybrać się do Telegrafu i wysłać

do nich telegram. Jest też zaproszona jakaś jego stara ciotka. - Elise wzdrygnęła się i

background image

dodała: - Boję się, Anno. Oni przywykli do zupełnie innych warunków.

- Nie twoja winna, że urodziłaś się w biednej robotniczej dzielnicy.

- Jego matka powiedziała mi, że podobne dzieci bawią się najlepiej. Nie ma

osobiście nic przeciwko mnie, ale uważa, że Emanuel zniszczy swoją przyszłość,

ż

eniąc się ze mną.

- Zniszczy swoją przyszłość? - Anna zdenerwowała się. - A co to za snobka!

- Ja ją właściwie rozumiem. Pragnie z całego serca, by Emanuel wrócił do

domu i razem z rodzicami gospodarował we dworze. Jest jedynakiem i dziedzicem.

Ona uważa, że ja go zwiążę z miastem.

- Czy nie lepiej by było, gdyby cię zapytała, czy ty byś się nie zgodziła

wprowadzić do nich? Mogłaby cię też poprosić, byś spróbowała wpłynąć na

Emanuela. A skoro tego nie uczyniła, to znaczy, że kieruje się snobizmem. Pewnie nie

pasuje im, by robotnica została synową w dużym dworze. - W głosie Anny słychać

było nutkę pogardy.

Elise spuściła wzrok. Anna miała rację, nie chciała jednak dać po sobie

poznać, jak bardzo ją to boli.

- Wiesz co, Elise? - po głosie Anny można było poznać, że jest gotowa do

walki. - Przyjdę na ten ślub! Jeśli zdołacie mnie znieść po schodach, doprowadzić do

kościoła, a potem w dół do domku nad rzeką, pokażę tym ludziom, że nie liczy się

fasada. Już się na to cieszę!

Elise roześmiała się rozbawiona.

- A co ty też zamierzasz im powiedzieć? Pamiętaj, że nie wolno ci obrazić

rodziców Emanuela, Anno!

- Nie obawiaj się - potrząsnęła głową Anna. - Będę się zachowywała jak

kulturalny i dobrze wychowany człowiek. Ale chyba wolno mi zadać parę niewinnych

pytań? Albo opowiedzieć im, jak to jest być takimi jak my. Albo wyrazić zdziwienie,

dlaczego Bóg narodził się w żłobie, a nie w wyściełanej jedwabiem kołysce.

- Stwierdzą, że tak już jest na tym świecie. Co powtarzał zwykle Johan?

Mówił, że ci dobrze urodzeni stoją nad nami tak wysoko jak sam Bóg. Tak było, jest i

będzie.

Anna potrząsnęła energicznie głową.

- Nie, Elise, tak nie będzie zawsze. Robotnicy zdołają w końcu dotrzeć ze

swym posłaniem do wszystkich ludzi. Jestem co do tego przekonana. Bez robotników

nie będzie fabryk. Bez fabryk towarów. Za pięćdziesiąt albo sto lat ich praca będzie

background image

równie ceniona jak praca nauczycieli czy kościelnego. I będą otrzymywać równie

wysoką zapłatę.

- Jak dobrze, że są jeszcze na tym świecie optymiści! - zaśmiała się Elise, ale

zaraz spoważniała. - Zdołasz namówić swoją mamę, jak sądzisz?

- Oczywiście. Pozostaw to mnie.

- A ty jak zniesiesz ten dzień? Nie będzie ci przykro? Anna potrząsnęła znowu

głową.

- Nie wierzysz mi, gdy ci mówię, że nie jestem zazdrosna?

- Dobry z ciebie człowiek, Anno. Za dobry jak na ten świat.

Ale kiedy potem wyszła z izby, przeniknął ją nagle nieprzyjemny dreszcz.

Dlaczego tak powiedziałam? Zupełnie jakby Anna nie należała do tego miejsca na

ziemi i miała nas opuścić.

Otrząsnęła się z nieprzyjemnych myśli. Przypomniała sobie, że kiedyś

podobnie pomyślała o Pederze. Wtedy też ją to przeraziło. Teraz postanowiła w

duchu, że nigdy więcej nie pomyśli o nikim w taki sposób.

Pani Thoresen właśnie wchodziła do kuchni ze ściągniętym ze sznura praniem.

Czy ona nie słyszała, że należy dzień święty święcić? - zastanawiała się Elise. W

pierwszym odruchu zamierzała pośpiesznie wyjść z kuchni, ale zaraz wzięła się w

garść i powiedziała:

- Anna chętnie będzie moją druhną. Ona jest naprawdę wspaniałym

człowiekiem.

- A czy ma jakieś inne wyjście?

Jako dziecko Elise wciąż słyszała, że nie wolno odpowiadać dorosłym, ale tym

razem nie zdołała się powstrzymać.

- Owszem, mogłaby leżeć i płakać albo pomstować na los. Ona jednak zaciska

zęby i na przekór wszystkiemu się śmieje. Wszyscy moglibyśmy się od niej wiele

nauczyć.

Pani Thoresen posłała jej wściekłe spojrzenie i odwróciła się plecami.

Dopiero gdy Elise wyszła na ulicę, odetchnęła z ulgą. Dobry Boże, jak ja się

boję tego ślubu i wesela! - pomyślała.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kiedy następnego dnia Elise wracała z fabryki, po przejściu przez most wpadła

wprost na podekscytowanego Pedera.

background image

- Wiesz co, Elise? Byliśmy w kinematografie! Widzieliśmy ruchome obrazy!

- Tak? - Elise popatrzyła na niego zdumiona.

- Ringstad nas zabrał! Everta też się zgodził zabrać. Widzieliśmy Zemstę

kucharki. Tak się śmialiśmy, że Evert aż spadł z ławki.

- Opowiedz! - poprosiła rozbawiona Elise.

- My, dzieciaki, siedzieliśmy na ławkach z przodu, a za nami było pełno ludzi,

którzy oglądali na stojąco. Bilet kosztował pięć ore za każdego, więc coś mi się zdaje,

ż

e Ringstad nie ma już pieniędzy na wesele.

- Myślę, że nie wydał wszystkiego - roześmiała się Elise. - Jak tam było?

Opowiedz coś więcej!

- Maszynista kręcił i kręcił. Czasami się za bardzo rozpędzał i ludzie na

obrazach tylko migali. Wtedy wszyscy, którzy oglądali, tupali głośno w podłogę. Gdy

po chwili zwolnił za bardzo, znów musieliśmy tupać. Zobaczyliśmy, jak wygląda w

domach u bogaczy. Palmy w salonach, dywany na podłodze i służące w czepkach na

głowach. Kucharka wylała wodę do łóżka swojego pana, żeby się na nim zemścić, a

jego żona myślała, że on się zsikał! Aż rechotaliśmy ze śmiechu. Potem ogłosili

dziesięć minut przerwy, bo maszynista musiał zmienić szpulę. Tak mówił Ringstad.

Na ścianach wisiały napisy „Nie pluć na podłogę!”, a jedna pani grała na pianinie.

Ringstad mówi, że bogaci ludzie nie chodzą do kinematografu, bo nie chcą siedzieć

obok byle kogo. Ale ja widziałem jedną panią w dużym kapeluszu z piórami!

Peder był taki ożywiony, że podał Elise rękę, całkiem zapominając, że jest już

na to za duży.

- Następnym razem pójdziesz z nami na Polowanie na niedźwiedzia albo

Policmajstra. Podobno bardzo ciekawe! Słyszałem, że ludzie aż mdleją z wrażenia.

- Mam nadzieję, że pięknie podziękowaliście Emanuelowi za to, że was ze

sobą zabrał.

- Oczywiście. Evert dał mu nawet za to jeden kamyk ze swej kolekcji.

Nad brzegiem rzeki zauważyli Kristiana z chłopakami, Peder więc puścił jej

dłoń i ruszył do nich w podskokach.

Elise z uśmiechem skręciła do domu, nie spuszczając wzroku z najmłodszego

brata. Jej serce przepełniła radość. Przypomniało jej się, jaki był uradowany, gdy

opowiedziała o ślubie. Cóż, samo życie! Jedni są rozgoryczeni, inni się cieszą.

Postanowiła nie zwracać uwagi na tych, którzy ją potępiają, i cieszyć się wraz z tymi,

którzy nie ukrywają zachwytu.

background image

Mama była właśnie bardzo zajęta czyszczeniem okien starymi gazetami.

- Nie mam pojęcia, jak zdołamy zdążyć ze wszystkim - narzekała. - Nie

rozumiem, dlaczego wyznaczyliście termin już na tę sobotę. Ludzie zwykle

potrzebują więcej czasu na przygotowanie wesela.

Elise nie odezwała się, pomyślała tylko, że wnet mama zrozumie dlaczego.

- I to w sobotę! - Mama nie dawała za wygraną. - A co, jeśli akurat opróżniać

będą latryny i będzie śmierdziało na całym osiedlu?

- Przecież zwykle opróżniają latryny w piątki wieczorem, a smród rzadko

utrzymuje się aż do następnego dnia.

- Peder znów przyniósł ze szkoły wszy. Pomyśl, jeśli zobaczą to państwo

Ringstad! Zauważyłam, że łażą mu po karku, więc szybko sięgnęłam po gęsty

grzebień i przeczesałam te jego sterczące włosy.

Na noc natrę mu głowę szarym mydłem i zawinę bandażem, ale nie wiadomo,

czy uda mi się usunąć wszystkie wszy za jednym razem.

Elise nie podobało się, że mama tak się denerwuje z powodu wesela, bo od

razu i jej się udzielał niepokój.

- Wiesz, że chłopcy byli w kinematografie? - zmieniła więc pośpiesznie temat.

- Peder wybiegł mi na spotkanie i opowiedział o wszystkim. Był w siódmym niebie!

- Uważam, że pan Ringstad powinien się z tym wstrzymać aż do ślubu.

Emanuel pojawił się, kiedy zdążyli zjeść kolację.

- Wysłałem telegram do domu, więc pewnie jutro otrzymamy jakąś

odpowiedź.

- Zacząłeś dziś pracę w tkalni płótna żaglowego? - Elise popatrzyła na niego w

napięciu.

- Nie, zacznę dopiero od następnego poniedziałku. Byłem jednak w kantorze,

ż

eby się rozejrzeć. Ależ ci robotnicy ciężko pracują!

Elise przypomniała sobie Johana i jego silne dłonie. Zawsze wracał do domu

taki zmęczony.

- Jak miło, że zabrałeś chłopców do kinematografu. Peder nie mógł się wręcz

doczekać, by mi o wszystkim opowiedzieć, i wybiegł mi na spotkanie.

Emanuel roześmiał się.

- Bardzo zabawne te ruchome obrazy. Aktorka, która grała mściwą kucharkę,

była naprawdę świetna. Evert tak się śmiał, że spadł ze stołka.

- Peder mówił mi o tym.

background image

Peder kręcił się niecierpliwie, ale nie odzywał się. Wiedział, że dorosłym nie

wolno przeszkadzać w rozmowie.

- Prawda, że pójdziemy jeszcze na Polowanie na niedźwiedzia albo

Policmajstra, Ringstad? - wtrącił wreszcie.

- Myślę, że możesz zacząć do mnie mówić Emanuel. Za niecały tydzień

przecież będę już twoim szwagrem.

Peder zerknął na niego zdziwiony.

- Będziesz też moim szwagrem, nie tylko Kristiana? - Jego szeroko otwarte

oczy błyszczały jak szklane kulki.

- Oczywiście, że będę także twoim szwagrem, przecież jesteś bratem Elise -

zaśmiał się Emanuel.

Peder poderwał się, aż przewrócił stołek, i rzucił:

- Muszę lecieć do Everta. On jeszcze nie wie, że będę miał szwagra! - Ale gdy

dobiegł do drzwi, odwrócił się gwałtownie. - Ale co z Evertem, Ringstad? To znaczy

Emanuelu. On też będzie miał szwagra?

- Evert jest przyjacielem rodziny, więc potraktujemy go na równi z innymi.

Peder pokiwał głową zadowolony i zniknął. Kristian zaśmiał się.

- Wiem, że nie wolno mi tego mówić, ale Peder jest trochę głupi.

- Nie, po prostu jest jeszcze dziecinny - wyjaśniła Elise pośpiesznie. - Za parę

lat na pewno nadrobi to opóźnienie.

- Peder do dobry chłopak - rzekł Emanuel, spoglądając na Kristiana. - Ma złote

serce, a to ważniejsze niż cokolwiek innego.

- Chłopaki w szkole wyśmiewają się z niego i mówią, że ma zakorkowaną

głowę, a kiedy dorośnie, będzie wywoził gówna.

Twarz Emanuela stężała.

- Możesz ich pozdrowić ode mnie i przekazać, że chętnie odwiedzę jeszcze raz

nauczyciela.

Kristian wyraźnie się zdenerwował, bo wiedział, że nie powinien był skarżyć.

Rzekł więc tylko:

- Oni po prostu zazdroszczą.

- Zazdroszczą? Czego?

- Peder przechwala się, że jego siostra wychodzi za mąż za bohatera.

- To ja niby jestem tym bohaterem? - zaśmiał się Emanuel. Kristian pokiwał

głową i wyjaśnił:

background image

- Uratowałeś Smarkacza.

- W takim razie powiedz Pingelenowi, że może okazać swoją wdzięczność w

taki sposób, że zostawi szwagra bohatera w spokoju. Wybierzemy się na spacer,

Elise? Na niebie nie ma nawet jednej chmurki i jest bardzo ciepło. Pomyślałem sobie,

ż

e moglibyśmy przejść się do miasta i popatrzeć trochę na tamtejszy ruch i gwar.

- Ale przecież w sobotę jest wesele! - wtrąciła się mama przerażona. - Musimy

wysprzątać cały dom, upiec ciasta, wyczyścić szkła w lampach naftowych i uszyć

firanki. Nasze stare całkiem się podarły, gdy je zdjęłam z okien. Już wcześniej były

łatane i cerowane. Udało mi się kupić tani kretonik w sklepie u Magdy.

- Pomogę ci szyć jutro wieczorem, mamo. Szkła mogą wyczyścić Peder i

Kristian, a podłogi dopiero co szorowałam. Piec zaczniemy dopiero w piątek, bo w

tym upale ciasta szybko by zeschły.

Szli w dół Maridalsveien, trzymając się za ręce. Gdzieniegdzie wciąż jeszcze

kwitły bzy za rzucającymi cień płotami i pękały pąki kwiatów jabłoni. Na ulicach

biegały boso dzieciaki. Grały w kulki, w „kluchę”, skakały w klasy, a na otwartej

przestrzeni grupa chłopców bawiła się w diabolo, prostą grę zręcznościową

polegającą na obracaniu szpulki za pomocą dwóch patyków połączonych ze sobą

cienką linką.

Emanuel popatrzył na nich z zainteresowaniem.

- Podobno moda na diabolo szerzy się jak zaraza na całym świecie. W cyrku

występują nawet sztukmistrze, którzy potrafią obracać szpulką na najbardziej

wymyślne sposoby. Ale policji się nie podoba, że dzieci się tym bawią. Policjanci

uważają, że ta zabawa zagraża porządkowi publicznemu i bezpieczeństwu. Zdarza się

bowiem, że szpulka zamiast na sznurku ląduje na nosie przechodniów - zaśmiał się.

- Peder i Kristian opowiadali, że jacyś koledzy ze szkoły kupili sobie blaszane

diabolo z gumką, ale mało kogo stać na takie zabawki.

- Dobrze, że większość uczniów pochodzi z tego samego środowiska. Uważam

za zaletę to, że robotnicy mieszkają zebrani w jednym miejscu. Kiedy ja chodziłem do

szkoły, synowie bogatych gospodarzy siedzieli razem z wychudzonymi i biednymi jak

myszy kościelne dziećmi komorników.

Te dzieciaki musiały bardzo boleśnie odczuwać codzienne obcowanie z

uczniami, którym powodziło się znacznie lepiej niż im.

Korzystając z pięknej letniej pogody, ludzie wylegli na ulice. Kobiety były

ubrane w jasne sukienki ułożone w fałdy, z ciasno zasznurowanym gorsetem.

background image

Kapelusze z ozdobnymi ptakami miały przyczepioną gumkę, którą mocowało się

wokół koka, by nakrycie głowy nie spadło. Inne kapelusze, wielkie jak koła od

powozu, ozdobione kołyszącymi się strusimi piórami, mocowano długimi szpilkami

kapeluszowymi, które stanowiły zagrożenie dla przechodniów. Trzeba było uważać,

by nie nadziać się na taką wystającą szpilkę i nie skaleczyć oka. Elise czytała w

gazecie, że zalecano zabezpieczanie szpilek ochronnymi nakładkami, póki co jednak

nie zauważyła, by ktoś tak robił.

W tłumie łatwo było rozpoznać robotników ubranych w drelichowe bluzy, w

czapkach z daszkiem na głowach. Najbardziej zawadiaccy nosili spodnie z szerokimi

nogawkami, wkładali ręce do kieszeni, a czapkę wkładali na bakier. Kobiety zaś

ubierały się w szerokie ciemne suknie, wkładane na płócienne koszule.

Mężczyźni należący do klasy średniej mieli zegarki z łańcuszkiem i elegancko

machali laseczką. Niektóre damy zakrywały twarz woalką przyczepioną do kapelusza,

by osłonić twarz przed kurzem ulicznym i słońcem. Elise słyszała gdzieś, że silne

promienie słoneczne są niebezpieczne dla zdrowia. Zdziwiło ją to, bo w przypadku

mamy słońce było prawdziwym błogosławieństwem.

- Coś ucichłaś, o czym myślisz?

- Akurat teraz zastanawiam się, czemu wszyscy okrywamy czymś głowę,

mimo że jest lato. Nawet mali chłopcy mają czapki.

- W gazetach pisali, że letnie słońce może mieć niebezpieczny wpływ na

centralny system nerwowy. Co się zaś tyczy dam w wielkich kapeluszach, to pewnie

chodzi im o osłanianie delikatnej i wrażliwej cery.

- Skąd te eleganckie damy mają takie piękne suknie? Czy tu, w mieście, są

jakieś krawcowe?

- Bogacze kupują swoje stroje w Londynie i w Paryżu. A mają ich całą

kolekcję: stroje wizytowe, balowe, ubrania sportowe. Panowie na co dzień noszą

słomkowe kapelusze lub futrzane kołnierze. Pani Carlsen, u której mieszkam,

spaceruje nawet w dzień powszedni w kapeluszu ze strusimi piórami i w kostiumie z

odpowiednią parasolką.

Elise znów pomyślała o ślubie i wyobraziła sobie, jak bardzo różnić się będzie

jej rodzina od rodziny Emanuela. Na samą myśl ścisnęło ją z nerwów w żołądku.

Minęli bramę, w której stali mężczyźni i zwilżali gardła w upale, gdy

tymczasem ich żony trzepały pościel i pokrzykiwały coś do siebie nawzajem. Z

jakiegoś podwórza wybiegł mężczyzna, którego goniła żona. On trzymał w rękach

background image

zegar ścienny, ona zaś wykrzykiwała, że spierze go na kwaśne jabłko, jeśli zaniesie jej

zegar do lombardu.

W dole na ulicy Karla Johana pulsowało życie. Pośród tłumu rozległ się nagle

straszny hałas i wprost na nich wyjechał plujący dymem potwór. Elise nie widywała

często automobili z bliska, więc uchwyciła się Emanuela przerażona. W pojeździe

siedział elegancki mężczyzna w wielkich okularach, a towarzysząca mu dama miała

na głowie kapelusz z woalką, zasłaniającą jej twarz. Gromadka dzieciaków biegła za

automobilem, by przyjrzeć mu się z bliska.

- Warto by mieć coś takiego - odezwał się Emanuel, odprowadzając maszynę

tęsknym wzrokiem.

- Uff, nie - wzdrygnęła się Elise. - To okropne jechać tak szybko!

Emanuel zaśmiał się i wyjaśnił:

- Nie wolno im jeździć szybciej niż dorożki konne. Słyszałem, że ma zostać

wprowadzony przepis zakazujący jazdy z prędkością powyżej czterdziestu

kilometrów na godzinę, ale u nas w kraju i tak nikt tak szybko nie jeździ. Natomiast

we Francji ostatnio wygrał wyścigi samochodowe kierowca, który osiągnął prędkość

osiemdziesięciu kilometrów na godzinę!

- Dobrze rozumiem, dlaczego gospodarze i dorożkarze wybuchają gniewem na

widok automobili. Pewien wozak, który rozwozi drewno dla ubogich, opowiadał, że

te potwory płoszą konie, kurzą pola i łąki.

- To prawda. Niektóre gminy zakazały jazdy automobilem po wiejskich

drogach. Ale inne udzieliły pozwolenia pod warunkiem, że przodem jedzie cyklista.

Pójdziemy sobie do Tivoli?

- Chętnie.

Przytulił ją mocniej i pocałował w czoło.

- Tak cię kocham, Elise.

Obejrzała się z lękiem na boki, sprawdzając, czy nie widzi ich nikt znajomy.

W dole połyskiwał w słońcu fiord, a drzewa nad ich głowami przypominały

olbrzymie zielone parasole. Czarny kos i zięba śpiewały w zawody.

Usiedli przy stoliku pod liściastym drzewem. Z sali tanecznej dolatywały

przyjemne dźwięki muzyki.

- Może potańczymy? Popatrzyła na niego zdumiona.

- Jak to? Ty, który byłeś oficerem w Armii Zbawienia... Zaśmiał się.

- Przecież wiesz, że zrezygnowałem ze służby w Armii. Tak naprawdę

background image

najbardziej pociągała mnie praca dla ubogich. Lubiłem przebywać wśród biednych i

pomagać tym najbardziej potrzebującym. Nigdy jednak nie czułem się na właściwym

miejscu, kiedy trzeba było głosić ewangelię. Może więc dokonałem właściwego wy-

boru?

Pojawiła się kelnerka i Emanuel zamówił kawę, sok jabłkowy i ciasto. Potem

chwycił Elise za rękę i rzekł:

- Zostało tylko cztery dni, a potem... Zaczerwieniła się po uszy i pokiwała

głową.

- Bylebym jakoś przebrnęła przez ten dzień, to dalej... Spojrzał na nią

przerażony:

- Jak to, nie cieszysz się na nasz ślub?

- Oczywiście, że się cieszę, ale zarazem strasznie się boję. Nie zrozum mnie

ź

le, twoi rodzice... ciotka... pani Thoresen i Anna... Tyle osób jest przeciwnych

naszemu małżeństwu.

Uśmiechnął siei ścisnął jej dłoń.

- A czy musimy się tym przejmować? Liczy się tylko to, że się , kochamy.

Powiem ci tylko na pociechę, że państwo Carlsenowie z Karolinę podziękowali za

zaproszenie, ale nie będą mogli nas zaszczycić swoją obecnością.

- To ich także zaprosiłeś? - Popatrzyła na niego przerażona.

- Uznałem, że nie wypada mi postąpić inaczej, ale byłem raczej pewny, że

znajdą jakąś uprzejmą wymówkę, by się z tego wykręcić. Odkąd oznajmiłem, że się

ż

enię, nie widziałem się z Karolinę. Pan Carlsen jest wyraźnie zmartwiony, bo jego

córka odmawia spożywania posiłków.

- To straszne.

- To tylko wyrachowana gra i dziewczęce fochy. Przywykła, by zawsze

stawiać na swoim.

- Żeby tylko sobie nie zrobiła nic głupiego... to znaczy nie zrobiła sobie

krzywdy.

- Ona nie należy do tego typu osób. W sobotę urządzi z pewnością jakieś

dramatyczne przedstawienie, ale gdy wreszcie zrozumie, że nic nie wskóra, zacznie

się rozglądać za jakąś inną odpowiednią partią. Zjedz ciastko, Elise, bo chcę z tobą

zatańczyć.

Gdy tylko weszli do sali, uderzył ich w nozdrza aromat wina i innych mocnych

trunków. Wśród dźwięków żywej polki wybuchały raz po raz salwy śmiechu i

background image

rozlegały się tubalne nawoływania. Na zatłoczonym parkiecie pląsały wesoło pary.

Panował tu straszny zaduch.

- Poczekajmy na walca - zaproponował Emanuel i objąwszy ją ramieniem,

przytulił i pocałował. Pozwoliła mu na to. Gdy tylko popłynęły spokojniejsze dźwięki

muzyki, pociągnął ją za sobą na parkiet i zawirowali w takt muzyki.

Elise zdawało się, że unosi się w powietrzu. Emanuel miał poczucie rytmu i

dobrze prowadził. Gdy tak płynęła w jego ramionach, wsłuchana w łagodne dźwięki,

miała wrażenie, że jest w raju. Zapragnęła, by muzyka nigdy się nie skończyła, by

mogła pozostać w jego objęciach i tańczyć z nim do końca życia.

- Jesteś lekka jak piórko - szepnął jej do ucha.

- A ty tańczysz bosko - odparła mu także szeptem.

- Kocham cię, Elise. Nie mogę wprost uwierzyć, że dane jest mi to przeżywać.

Nigdy nie zapomnę tej nocy, kiedy leżałem w moim pokoju na poddaszu, nie mogąc

zmrużyć oka, i marzyłem o młodej dziewczynie, którą spotkałem w Świątyni tego

wieczoru, ale która, niestety, związana była z kimś innym. Zaśmiała się cicho.

- Już wtedy?

- Dla mnie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Byłaś taka poważna, ale

gdy raz po raz się uśmiechałaś i w policzkach ukazywały się dołeczki, miałem

wrażenie, jakby otwierało się przede mną niebo. - Zamilkł i dopiero po chwili dodał: -

Byłaś taka skromna, nie myślałaś o sobie, tylko o swojej siostrze i młodszym bracie.

Rozczuliło mnie to, a potem się przekonałem, że nie udawałaś. Zawsze jesteś taka.

- Nie przeceniaj mnie.

Przytulił się policzkiem do jej policzka i odparł:

- Nie przeceniam, po prostu mówię prawdę.

Przez długą chwilę tańczyli w milczeniu, rozkoszując się tańcem, muzyką i

wzajemną bliskością.

- Kiedy awansuję na wyższe stanowisko i będę lepiej zarabiać, kupię ci białą

sukienkę i kapelusz z dużymi kwiatami, białe rękawiczki i lekkie pantofelki.

Poczuła ukłucie w sercu. Powiedział to wprawdzie w dobrej wierze, ale jego

słowa sprawiły, że wydała się sobie jeszcze bardziej szara i biedna w starej spódnicy i

bluzce, którą zawsze nosiła do fabryki. Wkładać niedzielną sukienkę w zwykły

poniedziałek jakby nie uchodziło, poza tym ta sukienka też nie była jasna.

- A kiedy zostanę dyrektorem, sprawimy sobie dom na samym szczycie

wzgórza Aker, na ulicy Karla Johana lub Oscarsgate. Wtedy będziesz mogła rzucić

background image

pracę w fabryce, a zamiast tego przechadzać się jak dama z parasolką, w kapeluszu z

woalką i w boa z piór. A ja zapuszczę wąsy i będę ci towarzyszył, machając laseczką

ze srebrną gałką.

Elise roześmiała się.

- A ja sądziłam, że marzysz o spokojnym, skromnym życiu i wieczornym

ś

piewaniu na ganku przy dźwiękach gitary.

Zaśmiał się także.

- Ależ marzę, Elise. Powiedziałem tak tylko dla żartu.

- Ale w twych słowach kryło się trochę powagi, prawda?

- No może odrobinę. Przynajmniej gdy mówiłem o tym, że rzucisz pracę w

fabryce. Choć nie miałbym też nic przeciwko temu, by sprawić sobie automobil.

Przetańczyli wiele melodii, ale w sali zrobiło się gorąco nie do wytrzymania i

Emanuel jęknął:

- Za chwilę się tu upiekę. Chodź, wyjdziemy trochę.

Na dworze nadal było jasno. O tej porze roku długo się nie ściemniało.

Pojedyncza ścieżka prowadziła pomiędzy ocienionymi drzewami, wśród których Elise

dostrzegła szukające odrobiny samotności pary. Niektórzy stali ciasno objęci, inni

całowali się. Jeden mężczyzna tak mocno przyciskał swoją partnerkę, że jej ciało

wygięło się niemal w łuk.

Emanuel rozejrzał się dokoła.

- Tyle tu ludzi - rzekł. - Lepiej byłoby pospacerować wzdłuż rzeki.

- Możemy jeszcze zmienić plany. Zaśmiał się i pocałował ją w usta.

- Tak myślisz? A nie musisz już wracać do domu?

- W taką noc jak ta szkoda spać.

- Ale przecież nie wolno mi...

- Czyżby? Nie pamiętam.

Emanuel objął ją mocno i wtulając twarz w zagłębienie jej szyi, zaśmiał się

cicho, mówiąc:

- Lepiej mnie nie drażnij!

- Czy nie może być nam ze sobą dobrze, bez... to znaczy... - Elise urwała

speszona i zarumieniła się.

- Nie musisz nic mówić. Rozumiem, o co ci chodzi. Owszem, ukochana, nie

musimy posuwać się zbyt daleko i przekraczać wyznaczonych przez pastora granic, by

było nam dobrze ze sobą. Chociaż nie jestem pewien, co on sądziłby o tym, co

background image

robimy, nie robiąc tego, co nie wolno.

Gdy wychodzili z Tivoli, Elise zwróciła uwagę na dwóch mężczyzn o

ponurych twarzach, którzy stali przy bramie i odróżniali się od innych rozbawionych

ludzi. Ubrani byli obaj w wykrochmalone koszule, kamizelki, marynarki i

wyprasowane w kant spodnie z mankietami. Nie byli to ani robotnicy, ani włóczędzy.

Nie towarzyszyły im też damy, co znaczyło, że nie przyszli tu potańczyć, mimo że

jeden był nawet bardzo przystojny, rozmyślała Elise zaintrygowana. Kiedy mijała ich

z Emanuelem, zdawało jej się, że jeden szturchnął drugiego łokciem

porozumiewawczo, ale może tylko sobie to wmówiła. Na moment napotkała jego

spojrzenie, ale nie przypominała sobie, by kiedyś wcześniej widziała tego człowieka

na oczy.

Przeszli pośpiesznie przez miasto w stronę Maridalsveien, mimo że na ulicach

kręciło się jeszcze dużo ludzi i było na co popatrzeć. Wielu mieszkańców kamienic

wyglądało przez okna w ciepły letni wieczór.

Elise przez cały czas miała ochotę spytać Emanuela o Agnes, ale brakowało jej

odwagi, w końcu jednak nie wytrzymała.

- Rozmawiałeś może z Agnes?

- Żeby ją zaprosić na ślub, o to ci chodzi?

- Tak, a może coś ci jeszcze mówiła?

- Unika mnie. Zastanawiam się nawet, czy Karolinę i Agnes wiedzą o sobie,

bo to dosyć komiczna sytuacja. Jedna głoduje, a druga się wścieka. Co ja takiego

zrobiłem?

- To znaczy, że nie próbowałeś z nią porozmawiać?

- Owszem, próbowałem, ale mnie zbyła, mówiąc, że nie chce mieć nic

wspólnego z takimi zdrajcami. Doprawdy włos się jeży na głowie. Przecież ja ją

jedynie próbowałem nauczyć grać na gitarze, zresztą dlatego, że natrętnie się tego

domagała. Myślę, że nie powinnaś czynić więcej starań, aby ją zaprosić na ślub, bo

wynikną z tego tylko nieprzyjemności dla nas wszystkich.

Elise zerknęła w okno wystawowe i zauważyła w szybie odbicie dwóch

idących za nimi mężczyzn. Bezwiednie odwróciła głowę. To byli ci sami, których

widziała przy wyjściu z Tivoli.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Nie znała ich, nic ich nie łączyło, a że szli tą samą drogą, samo w sobie nie

background image

budziło podejrzeń. Mimo to serce zabiło jej szybciej.

- Dlaczego nic nie mówisz? Nie zgadzasz się ze mną? - zapytał Emanuel.

- Owszem, zgadzam się - odpowiedziała, starając się nie przejmować

mężczyznami, którzy szli za nimi. - Agnes, zaślepiona gniewem, gotowa jest na

wszystko, byleby się zemścić. Mama nieraz była oburzona jej zachowaniem,

niedobrze by się stało, gdyby także twoi rodzice stali się świadkami jakiejś

nieprzyjemnej sytuacji. To by tylko wzmogło ich niechęć.

Przez chwilę szli w milczeniu.

Elise, wsłuchując się w odgłosy kroków za plecami, pomyślała, że to jednak

dziwne, że ci dwaj wyszli z Tivoli zaraz po nich i idą dokładnie w tym samym

kierunku.

- Nic nie mówisz, jesteś zmęczona?

- Nie, po prostu chłonę piękno letniego wieczoru. Jest wyjątkowo ciepło.

- Jeśli wolałabyś pójść do domu i się położyć, to po prostu powiedz.

- Nie, wolę pobyć z tobą.

Najchętniej oparłaby głowę na jego ramieniu i powiedziała to nieco czulej, ale

krępowała ją obecność tych dwóch z tyłu.

- W takim razie pójdziemy sobie na polanę Myralokka, a do domu wrócimy

przez most Bentsebrua.

Wolałaby, żeby nie mówił tego tak głośno, bo na pewno idący z tyłu

mężczyźni wszystko słyszeli.

- Może są tam chłopcy i się kąpią? - powiedziała specjalnie głośniej, ale

Emanuel tylko się zaśmiał.

- O tak późnej porze? Nie sądzę, by im było wolno.

Elise próbowała uspokoić samą siebie, że dwaj mężczyźni na pewno pójdą

dalej Maridalsveien, gdy ona i Emanuel skręcą w stronę Myralokka.

Niepokój jednak w niej narastał. Może tamci mają coś wspólnego z bandą

Lorta - Andersa? Bo jeśli nie, skąd by wiedzieli, kim jest? Przecież nigdy wcześniej

ich nie spotkała.

Wreszcie dotarli do rozdroża i skręcili w prawo. Elise wstrzymała oddech i

nasłuchiwała uważnie kroków za plecami. Ku swemu przerażeniu usłyszała, że

mężczyźni też skręcili.

Emanuel najwyraźniej nic nie zauważył. Przyciągnął ją mocniej do siebie i

rzekł cicho stłumionym głosem:

background image

- Może znajdziemy jakieś zaciszne miejsce wśród drzew, tak jak ostatnio?

- Ktoś idzie za nami - wyszeptała Elise.

- Zaraz znikną.

- Mam nadzieję.

Ś

cieżka prowadziła w dół na brzeg rzeki. Wśród gęsto rosnących drzew

panował półmrok. Na domiar złego zaczęło zmierzchać. Elise zrozumiała nagle, że

popełnili głupstwo, skręcając w tak ustronne miejsce. Nabrała podejrzeń, że ci

mężczyźni mogą mieć jakieś związki z Lortem - Andersem.

- Wiesz, Emanuelu, rozmyśliłam się. Chcę wrócić już do domu i się położyć.

Przecież pozostało mi tylko parę godzin odpoczynku, nim znów zacznę pracę.

Zauważyła, jak bardzo poczuł się zawiedziony, ale nie sprzeciwiał się. Gdy

zawrócili, mignęły jej dwie ciemne sylwetki pomiędzy drzewami. Równocześnie

usłyszała jakieś głosy. Z naprzeciwka szła w ich kierunku para zakochanych. Młodzi

spacerowali ciasno objęci, roześmiani i zagadani. Elise przyśpieszyła, a Emanuel

podążył za nią bez słowa. Dopiero gdy przeszli przez Bentsebrua, zatrzymał ją i

zapytał:

- Dlaczego tak się przestraszyłaś, Elise? Nie ufasz mi?

- Nie, nie dlatego.

- Czemu więc się rozmyśliłaś? Sądziłem, że miałaś ochotę na ten spacer tak

samo jak ja.

- Śledziło nas dwóch mężczyzn.

Zmarszczył czoło i popatrzył na nią zdziwiony.

- O czym ty mówisz?

- Zauważyłam ich przy wyjściu z Tivoli, potem przez cały czas szli za nami.

Długo sądziłam, że to zbieg okoliczności. Kiedy jednak skręcili za nami w stronę

Myralokka, zaniepokoiłam się.

- To chyba nie... - odwrócił głowę i obejrzał się za siebie.

- Nie, nigdy ich wcześniej nie widziałam na oczy, ale to nie może być

przypadek. Szli za nami krok w krok. Poza tym przypominam sobie, że gdy ich

mijaliśmy przy wyjściu, jeden szturchnął drugiego porozumiewawczo. Myślałam, że

mi się przywidziało, ale teraz już nie mam tej pewności.

- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

- Do końca nie chciało mi się wierzyć, że to ma jakiś związek z nami. Ale gdy

powiedziałam, że chcę wrócić do domu, i się odwróciłam, pośpiesznie ukryli się

background image

wśród drzew.

- O co im chodzi? - zastanawiał się Emanuel, raz jeszcze oglądając się za

siebie, ale nikogo nie zauważył.

- Może śledzili nas, żeby wysłać Johanowi świeży raport.

- Ale po co? Przecież on z pewnością już wie, że się pobieramy.

- Wracajmy! - poprosiła Elise, czując, jak przenika ją zimny dreszcz.

Zrobiło się już całkiem ciemno, gdy doszli do domu nad rzeką. W oknach się

nie świeciło, wszyscy więc pewnie już dawno położyli się spać.

Drzwi były zamknięte, ale na szczęście Elise miała przy sobie klucz.

- Nie mogę się przyzwyczaić - powiedziała. - W Andersengàrden nigdy się nie

zamykaliśmy, ale tu w domu, na uboczu, mama nie czuje się całkiem bezpiecznie.

Poza tym boi się o te wszystkie twoje meble i rzeczy.

Emanuel roześmiał się cicho.

- Wątpię, czy jakiemuś rabusiowi chciałoby się taszczyć całe umeblowanie,

nawet gdyby się pojawił w niezbyt uczciwych zamiarach. - Objął ją i odwrócił do

siebie, a całując jej usta, zapytał: - Mogę wejść z tobą do środka?

- A jeśli mama nas usłyszy?

- Nie usłyszy, jeśli zdejmiemy buty i przemkniemy się na palcach. Przecież

ona śpi na górze, prawda?

- Tak. Postawiłam swoje łóżko u niej w pokoju i śpię razem z nią. Na pewno

jeszcze nie zmrużyła oka i czeka na mnie.

Zapiszczały drzwi, zatrzeszczała podłoga. Jeśli mama nie spała, musiała ich

usłyszeć. Ostrożnie przekradli się do saloniku.

Było tam całkiem ciemno, bo przez okienka nie dochodził nawet blask

księżyca. Emanuel wziął ją za rękę i po omacku odszukał sofę, po czym pociągnął

Elise za sobą.

- Właściwie chciałem pójść do sypialni, ale pomyślałem sobie, że się nie

zgodzisz i powiesz, że przed nocą poślubną nie powinniśmy z niej korzystać - zaśmiał

się cicho wtulony w jej szyję. - A poza tym nie ma tam łóżka. - Musnął jej usta i

dodał: - Właściwie nawet lepiej poleżeć tu niż oganiać się od mrówek i komarów pod

drzewami.

- Sądzę, że wcale byś ich nie zauważył - zaśmiała się po cichu.

- Dlaczego?

- Bo byłbyś pochłonięty czymś innym.

background image

- Czym?

- Głuptasie, wiesz, o czym mówię.

- Ale powiedz mimo wszystko. Uwielbiam, jak wypowiadasz słowa, na

których dźwięk cały płonę.

- Jesteś dziwny. Kiedy dziewczyny w fabryce opowiadają o swoich miłosnych

przeżyciach, odnoszę wrażenie, że wszystko odbywa się bez zbędnych słów. Nigdy

nie wspominają o tym, że rozmawiają ze swoimi ukochanymi.

- Też byś wolała, żebym przystępował wprost do rzeczy? Roześmiała się

rozbawiona, ale on pośpiesznie zakrył jej usta dłonią.

- Cii, chłopcy mogą nas usłyszeć.

- Jak oni zasną, nie obudzą się, nawet gdybyś zburzył dom. Emanuel położył

się bokiem i podniósł jej bluzkę i koszulę. Powolnymi ruchami pieścił piersi,

szepcząc ze zdumieniem:

- Powiększyły się.

Poczuła, jak jego wargi zamknęły się wokół brodawki. Jej ciałem wstrząsnął

dreszcz.

- Cieszę się, że wkrótce będę mógł zobaczyć cię nago.

Nie odpowiedziała, zawstydzona tą myślą, bo nie sądziła, że małżonkowie

kochają się w taki sposób.

- Ludzie ze wsi są inni niż ludzie w mieście - wyjaśnił, jakby czytał w jej

myślach. - My traktujemy wszystko bardziej naturalnie. Widzimy, jak to robią

zwierzęta, wiesz. Nie chcę, żebyśmy ukrywali się w ciemnościach i pośpiesznie

płodzili dzieci pod pierzyną. Chcę upajać się tobą, radować się twoim cudnym ciałem,

przeciągać chwile rozkoszy jak najdłużej, aż do momentu, gdy będziemy tak

rozpaleni, że nie będziemy w stanie czekać dłużej.

Jego słowa sprawiały, że przez jej ciało przetaczały się fale gorąca.

- Chcę, byś wraz ze mną brała w tym udział - ciągnął tym samym gardłowym

szeptem. - Byś mnie dotykała, pieściła, nie wstydziła się tego, lecz czerpała rozkosz

tak samo jak ja. Byś robiła to wszystko, na co przyjdzie ci ochota, bez wstydu i bez

zahamowań. Wtedy zdołamy osiągnąć spełnienie.

Nagle urwał i nastawił uszu.

- Chyba ktoś schodzi po schodach.

Wstrzymali oddechy, nasłuchując uważnie. Emanuel usiadł gwałtownie, gdy

odgłos kroków i trzeszczenie drewnianych stopni rozległy się wyraźniej, a ona poszła

background image

za jego przykładem.

- To chyba mama - wyszeptała, czując, że ze wstydu palą ją policzki.

Oddychała nierówno, a serce podeszło jej do gardła.

- Miejmy nadzieję. Gorzej by było, gdyby to był któryś z twoich braci.

- Elise? - doleciał z kuchni zatrwożony głos mamy.

- Odpowiedz, bo ona się boi o ciebie.

- Ale wtedy ona się domyśli, że...

- Wszystko w porządku, pani Lovlien. Jesteśmy tutaj, w salonie. - Głos

Emanuela zabrzmiał dziwnie głośno w pogrążonym w ciszy domu.

- Ach tak, już się o nią bałam.

- Za chwilę przyjdzie na górę.

- Powiedz jej, że za parę godzin musi wstać do fabryki.

- Dobrze, powiem. Dobranoc, pani Lovlien.

Wnet usłyszeli znów skrzypienie schodów prowadzących na poddasze.

- Chyba najlepiej będzie, gdy już pójdę. Twoja mama nie śpi, więc... - urwał i

przytulił ją mocno do siebie. - Za parę dni...

- Tak, jeszcze tylko pięć dni, Emanuelu. Przyjdziesz jutro do domu na przerwę

obiadową?

- Jeśli chcesz, mogę przyjść. Możemy się umówić na przykład przy wzgórzu.

- Dobrze. Dobranoc, Emanuelu.

- Dobranoc, ukochana. Nie zmrużę oka i będę marzył o tobie. To najlepsze, co

mogę zrobić, póki nie będziemy dzielić razem nocy.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Upał wciąż nie ustępował. Kiedy następnego ranka Elise szła do fabryki, było

już gorąco, mimo że zegar nie wskazywał jeszcze godziny szóstej. Ziewała całą drogę.

Stanowczo zbyt późno położyła się spać, a potem długo jeszcze leżała w łóżku i

rozmyślała o ślubie, Emanuelu i... Johanie.

Pomyśleć, że Johan odkrył w sobie zdolności rzeźbiarskie! Pochwalił go nawet

sam dyrektor więzienia i powiedział, że ma talent. Nie zdziwiło jej to. Pomimo

wszystko nie straciła wiary w niego. Właściwie tylko ją to utwierdziło w przekonaniu,

ż

e Johan uległ pokusie łatwego zarobku, zrozpaczony sytuacją Anny, i na pewno

mocno tego żałował. Gdyby nie zerwał zaręczyn, nadal by na niego czekała. Tylko jak

wówczas zdołałaby zapłacić zarządcy czynsz?

background image

Wiedziała, że kocha ich obu, Johana i Emanuela, ale każdego inaczej. Ta myśl

napełniła ją niepokojem i zrodziła w niej poczucie winy. Czy inne kobiety

doświadczyły czegoś podobnego? Może przyjęły oświadczyny, mimo że kochały

innego? Czy była złym człowiekiem, wychodząc za mąż za Emanuela z rozsądku, jak

to wyraziła Anna?

Nie okłamywała go, od początku dała mu wyraźnie do zrozumienia, co czuje.

Mimo to, gdy byli sam na sam, odczuwała pożądanie i coraz silniejszą sympatię. Czy

to nie dziwne? Mama zawsze powtarzała, że gdy kobieta kocha mężczyznę, żaden

inny nie budzi w niej namiętności. Ale to nieprawda. A może po prostu pokochała

Emanuela?

Tuż przed nią szły przez most dwie prządki. Jedna z nich, Elise nie pamiętała

jej imienia, odwróciła się i zagadnęła ją:

- Słyszałam o twoim oficerze, Elise. Uratował życie najmłodszemu synkowi

Nelly.

Elise uśmiechnęła się i pokiwała głową.

- Mój mąż powiedział, że to bohaterski czyn. Czy to prawda, że się pobieracie

i będziecie mieszkać w domu po starym majstrze?

- Tak, udało nam się wynająć ten dom na rok. Emanuel wystąpił z Armii

Zbawienia i dostał pracę w tkalni płótna żaglowego.

- Tak? - popatrzyła na Elise ze zdziwieniem. - To dobrze dla ciebie i dla twojej

mamy chorej na suchoty.

- Tak, ona potrzebuje dużo słońca. Mam nadzieję, że nie będzie musiała iść do

pracy do sklepu Magdy wcześniej niż na jesieni.

- Będzie pracowała w sklepie na rogu?

- Taki ma zamiar.

- Widziałam tu któregoś dnia twojego najmłodszego brata. Ukrył się w bramie

przed starszymi chłopakami. Czy coś z nim jest nie tak? Pingelen mówi, że ma trochę

nie po kolei w głowie.

Elise poczuła, że kipi ze złości.

- Z Pederem nie dzieje się nic złego, po prostu rozwija się nieco wolniej. Jeśli

jeszcze raz usłyszę, że Pingelen czy inni rozgłaszają takie pogłoski, pójdę prosto do

dyrektora szkoły i zażądam, by położył temu kres.

Prządka spojrzała na nią nieco przestraszona i pośpiesznie usprawiedliwiła się:

- Nie miałam nic złego na myśli.

background image

Elise wzięła się w garść. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje, nie miała w

zwyczaju reagować tak gwałtownie.

- Wiem, że nie powiedziałaś tego złośliwie, ale ja bardzo się tym przejmuję ze

względu na Pedera. Zimą kilku chłopaków próbowało zepchnąć go do wodospadu.

Przerażona prządka zakryła dłonią usta.

- Boże! Że też coś takiego w ogóle przyszło im do głowy? Doszły do bramy i

udały się do hali fabryki. Większość robotnic zdążyła już przyjść. Ropucha biegał tam

i z powrotem i pohukiwał na wszystkich. Dwie młode robotnice przyniosły ze sobą w

kartonach niemowlęta i położyły w korytarzu.

- To nie żłobek! - grzmiał. - Jak zobaczę, że któraś z was wymyka się na

korytarz w czasie pracy, to skończy się moja pobłażliwość.

Zarówno prządki, jak i pomocnice popatrzyły po sobie, zastanawiając się, jak

dzieci wytrzymają bez karmienia od przerwy obiadowej aż do końca zmiany.

W hali panował niemiłosierny upał. Dokuczliwy kurz drażnił gardła i

robotnice pokasływały i charczały. Słońce świeciło przez wielkie okna, dodatkowo

nagrzewając fabryczne pomieszczenie. Prządkom dokuczało pragnienie, pot spływał

im po plecach, ubrania przyklejały się do ciała. Zdawało im się, że nie dadzą rady wy-

trzymać w takich warunkach dwunastu lub czternastu godzin pracy.

Elise nie mogła się doczekać przerwy obiadowej nie tylko dlatego, że marzyła

o tym, by wyjść na świeże powietrze. Cieszyła się także na spotkanie z Emanuelem.

Może przejdą się brzegiem rzeki? Od wartkiego nurtu zawsze powiewa ożywcza

bryza, zwłaszcza w górze rzeki, gdzie woda jest czysta, niezanieczyszczona przez fa-

bryki. Zdejmą sobie buty i wymoczą nogi. Pochlapie sobie wodą twarz i szyję.

Niepotrzebnie umówili się przy drodze prowadzącej na wzgórze. Lepiej byłoby,

gdyby Emanuel przyszedł po nią do fabryki, uniknęliby wówczas spaceru wzdłuż

zakurzonej ulicy Maridalsveien.

Wreszcie w korytarzu rozległo się pobrzękiwanie kotłów z zupą. Dwie świeżo

upieczone matki pierwsze odeszły od maszyn. Biegiem przemierzyły halę i rzuciły się

do drzwi prowadzących na korytarz. Kiedy Elise wydostała się na zewnątrz,

zauważyła, że jedno z niemowląt zrobiło się całkiem purpurowe od płaczu. W huku

maszyn nic nie było słychać. Młoda mama pośpiesznie wyjęła je z kartonu, siadła na

podłodze i przyłożyła do piersi. Dziecko pewnie miało mokro, ale za dużo czasu

zajęłoby matce odwinięcie malucha z płóciennego zawiniątka i zmiana pieluszki.

Elise wyszła pośpiesznie, zastanawiając się, czy ona też będzie za parę

background image

miesięcy tak siedzieć w korytarzu i przykładać do piersi dziecko, które na czas pracy

zostawi w kartoniku w korytarzu. Jeśli mama dostanie pracę w sklepie, Elise nie

pozostanie nic innego, jak zabierać dziecko ze sobą do fabryki. Biedne maleństwo,

czeka na nie taki nieprzyjazny świat! Przypomniało jej się, jak Agnes opowiadała kie-

dyś o matkach, które mieszkają w drewnianych barakach przy Maridalsveien. One

pozostawiają dzieci same, gdy wychodzą do pracy do fabryki. Łóżeczka dziecinne

stawiają pod oknami, które zostają uchylone. Kilka razy dziennie przychodzi tam

starsza kobieta i wsuwa przez szparę w oknach butelki z mlekiem dla maleństw.

Kiedy dzieci są już trochę starsze, raczkują sobie po podłodze, a kiedy się zmęczą

płaczem, zasypiają gdzieś w kącie. To dobrze, że dzieci krzyczą i płaczą, mówiła

Agnes, opowiadając o tym. Dzięki temu mają potem mocne płuca.

Może znajdę sobie jakieś inne zajęcie i krócej będę poza domem, pomyślała,

kierując się w stronę Maridalsveien. Im bliżej była wzgórza Aker, tym większą czuła

radość w sercu. Nie, to nieprawda, że zapomniała Johana, ale pokochała także

Emanuela. Zaraz się pewnie pojawi, wyjdzie zza węgła domu stojącego na rogu,

uśmiechnięty i zadowolony, ożywiony. Serce mocniej jej biło. Kiedy ten dzień

dobiegnie końca, pozostaną jeszcze tylko cztery dzielące ich od daty ślubu, a gdy już

minie sobota, będzie się mogła wreszcie radować latem i wieczorami w domu nad

rzeką. Ona, żona Emanuela. Pójdzie popatrzeć, jak Peder kąpie się w Brekkedammen,

posiedzi razem z mamą na ganku i wypije kawę po powrocie z fabryki. Z radością

wsłuchiwać się będzie w szum wodospadu i oglądać zachody słońca razem z

Emanuelem, kiedy mama już położy się spać.

Mimowolnie powróciła myślami do zimy i przypomniała sobie ciężką chorobę

mamy, dramatyczną śmierć ojca, mróz i chłód. Nie mogła wprost pojąć, że życie

odmieniło się im wszystkim na lepsze.

Emanuela nie było jeszcze w miejscu, gdzie się umówili. Szła szybkim

krokiem, może więc dotarła nieco wcześniej? Postanowiła wyjść mu na spotkanie, bo

słońce paliło tu mocno, i poczekać raczej w cieniu rozłożystych drzew.

Nie spotkała po drodze nikogo. Robotnicy byli w pracy, gospodynie domowe,

zamiast wychodzić na upał, wolały pozostać w domu, a służące na pewno miały pełne

ręce roboty przy praniu i sprzątaniu. Wysoko na wzgórzu zauważyła mężczyznę, który

polewał drogę gumowym wężem, by się nie kurzyło, gdy ktoś przejedzie konno lub

bryczką.

Gdzie się podziewa ten Emanuel?

background image

Pewnie u Carlsenów jedzą właśnie posiłek. Że też nie pomyślała o tym

wcześniej. Na pewno nie może odejść od stołu, póki gospodarze nie skończą, bo nie

chce być nieuprzejmy. Za tydzień Emanuel zacznie pracę w tkalni płótna żaglowego i

się stąd wyprowadzi. Pozostało jeszcze tych parę dni. Jeśli go dobrze zna, stara się

jakoś udobruchać swych gospodarzy. Może Karolinę wrócił rozsądek i siadła do stołu

ze wszystkimi? Mam nadzieję, że nie zjawi się tu nagle Agnes, pomyślała znienacka

Elise, gdy dotarła już niemal na szczyt wzgórza. Albo ta dziewczyna, która opiekuje

się Braciszkiem, nie będzie spacerować tędy z wózkiem! Poczuła się jakoś dziwnie.

Jeśli tak się stanie, uda, że interesują ją niemowlęta, i zapyta, czy może popatrzeć.

Może zna tę dziewczynę, skoro wcześniej pracowała w przędzalni jako pomocnica,

więc naturalnie będzie podejść do niej i zagadnąć.

Czy pozna synka Hildy? Na pewno bardzo urósł przez ten czas. Ale co będzie,

jeśli zawładną nią uczucia i się rozpłacze? Dziewczyna może wówczas nabrać

podejrzeń. Może nawet opowie o tym zdarzeniu swojej chlebodawczyni, a ta podzieli

się z mężem. Na pewno oboje domyśla się wówczas, że Elise coś łączy z prawdziwą

matką dziecka. A stąd tylko krok, by podejrzenie padło na Hildę.

Wszyscy w fabryce wiedzieli, że Hilda urodziła dziecko i oddała je na

wychowanie. Nowi rodzice chłopca mogliby się poskarżyć panu Paulsenowi i

oznajmić, że prawdziwa matka nie może mieszkać w pobliżu nich, a wtedy Hilda

straci pracę. Mało tego, Hilda nigdy jej nie wybaczy, że podeszła do wózka i

wywołała swoim zachowaniem katastrofę. Nie, lepiej jednak będzie stać z boku,

gdyby nagle ich zobaczyła.

Dziwne, że Emanuela wciąż nie ma! Przecież wie, że na niego czeka. A może

posłano po niego z tkalni płótna żaglowego? Może chcą, by podjął pracę wcześniej?

Wszystko jest możliwe. Nie miał pewnie jak jej o tym zawiadomić.

Postanowiła poczekać jeszcze przez chwilę w cieniu pod drzewem, a jeśli Emanuel

nie przyjdzie, nim słońce schowa się za czubkiem tamtego drzewa z tyłu, będzie

musiała wrócić.

Poczuła głęboki zawód. Tak się cieszyła na wspólny spacer nad rzeką! Pewnie

przyjdzie dopiero wieczorem po zakończeniu zmiany w fabryce, pocieszała się w

duchu.

Może podejść trochę bliżej domu, w którym mieszka, zanim zawrócę? -

pomyślała. Ale nie za blisko ogrodzenia, bo jeszcze zauważy mnie Agnes!

Ależ tu pięknie! Ogród tonął w kwiatach, roztaczających aromatyczną woń.

background image

Drzewa jabłoni i wiśni stały w pełnym kwieciu. Na poddaszu okna były otwarte na

oścież, żeby wpuścić do środka słońce. Zdawało jej się, że ktoś w środku się poruszył,

ale nie była pewna.

Ż

eby tylko Emanuel przywykł do domu nad rzeką i nie wydawało mu się w

nim zbyt ubogo i ciasno! Na pewno odczuje zmianę, opuściwszy willę jaśniepaństwa!

Pracowała tu zarówno kucharka, sprzątaczka i pokojówka, a mimo to Agnes wciąż

miała mnóstwo pracy.

Po co im właściwie tak liczna służba? W domu Elise miała tylko wieczór na

prace domowe, ale nadążała ze wszystkim. Co prawda ostatnio mama już więcej

pomagała, ale wciąż większość obowiązków spoczywała na jej barkach. Ci, którzy

mieszkali w wielkiej willi, mają więcej podłóg do szorowania, więcej okien do

umycia, znacznie więcej ubrań, które należało prać, krochmalić i prasować, ale mimo

wszystko...

Nagle otworzyły się drzwi, więc Elise pośpiesznie odwróciła głowę i odeszła

w przeciwnym kierunku. Usłyszała tylko, że otwarła się brama i wyjechała bryczka.

Doleciał ją jakiś młody kobiecy głos, pomyślała więc, że to Karolinę. Modliła się w

duchu, by bryczka skierowała się w stronę Ullevalsveien, a nie w dół wzgórza Aker.

Co prawda nie sądziła, by Karolinę ją rozpoznała, ale sytuacja wydała jej się

kłopotliwa.

A może w bryczce siedział też Emanuel? - zaniepokoiła się. Co się takiego

stało, że nie przyszedł na umówione spotkanie?

Odetchnęła głęboko i przyśpieszyła kroku. Jeśli się nieco pośpieszy, to może

jeszcze w kotłach z jadłodajni pozostanie trochę zupy.

W ciągu dnia upał jeszcze się nasilił. Prządki i pomocnice ledwie stały na

nogach. Jedna ze starszych wiekiem robotnic zemdlała i trzeba ją było wynieść z hali.

A kiedy otwarto drzwi na korytarz, doleciał ich rozdzierający płacz niemowląt,

którego nie zagłuszył nawet łoskot maszyn. Nadzorca wściekał się i klął na czym

ś

wiat stoi, biegał po hali i wyzywał. Robotnice kleiły się od potu. Elise przypomniała

sobie inne lato, kiedy też były takie upały. Zmęczone gorącem prządki stały się mniej

uważne i jedna z nich włożyła dłoń w tryby maszyny. Teraz ma tylko jedną rękę i żyje

z zasiłku.

Hałas i kurz wydawały jej się dziś wyjątkowo uciążliwe. Pewnie nieraz

myślała podobnie, ale dziś miała już naprawdę dość. Pomyślała o tych wszystkich

biednych matkach, które martwiły się o swoje dzieci pozostawione same w domu,

background image

zwłaszcza o maleństwa, leżące w łóżeczkach bez żadnego dozoru. Żłobek znajdował

się dość daleko, dlatego większość robotnic wolała sobie radzić na własną rękę.

Niemal wszystkie matki tu, w przędzalni Nedre Voien, były niezamężne, tylko

nieliczne miały mężów.

Ona sama nie musiała się martwić o nic poza weselem. Właściwie powinna się

wstydzić! Każda z kilkuset zatrudnionych w fabryce dziewcząt wiele by oddała, aby

się znaleźć na jej miejscu. Wyjść za mąż za przystojnego i sympatycznego

mężczyznę, który nie bije ani się nie upija! Zarabia lepiej od większości robotników

tu nad rzeką Aker i tak bardzo ją kocha, że gotów ją nosić na rękach! Nie, dosyć tego!

Nie będę się więcej zamartwiać z powodu wesela! - postanowiła Elise w duchu. Tych

parę godzin szybko minie i nim się spostrzegę, goście wyjadą.

Ropucha darował im dwie dodatkowe godziny pracy, które dołożono im, nie

płacąc za nie. Pewnie zrozumiał, że może doprowadzić do nieszczęścia, jeśli w taki

upał zbyt mocno dociśnie śruby.

Spocone i wyczerpane kobiety, z obolałymi karkami i bólami w krzyżu,

wlokły się noga za nogą do domu, szczęśliwe, że wreszcie skończył się dzień w

fabryce.

Elise stanęła przed budynkiem hali i rozejrzała się wokół. Może Emanuel

czeka na nią i wyjaśni, dlaczego nie przyszedł na umówione spotkanie podczas

przerwy obiadowej. Nie zauważyła go jednak nigdzie. Właściwie nawet była

zadowolona z tego powodu, bo nie chciała, by ją zobaczył taką przepoconą i brudną.

Robotnice przechodziły przez most w milczeniu. Nikt się do nikogo nie

odzywał, nie miały siły. A gdy znalazły się po drugiej stronie rzeki, rozpierzchły się w

różne strony. Elise odprowadziła wzrokiem ubrane na szaro, przygarbione i

powłóczące nogami kobiety. Mimo że sama padała ze zmęczenia, poczuła, jak rozpala

się w niej ogień buntu. Tak nie powinno być, powtarzała sobie w duchu nie po raz

pierwszy. Dlaczego ci, którzy utrzymują w ruchu maszyny i harują najciężej,

otrzymują za swój wysiłek najmniej?

Pewnie Emanuel siedzi u mamy, zgadywała w myślach, zbliżając się do

ganku. Mamę zawsze wzruszało, gdy przychodził i siadał przy niej, „przy starej,

nudnej babie”, jak mawiała z lekkim uśmiechem.

Ale dziś zabawiał mamę Evert, a nie Emanuel. Przy kuchennym stole czytał jej

na głos gazetę „Norske Intelligenzsedler”.

- O, jesteś, Elise - powitała ją mama, spijając ze spodeczka kawę i racząc się

background image

kostką cukru. - Evert czyta mi „Piwnice”.

Elise uśmiechnęła się, starając się ukryć, jak bardzo jest zmęczona.

- Ja też chętnie posłucham, poczytaj, Evert - poprosiła i opadła na stołek.

Wiedziała, że pani Berg zbiera „Intelligenzsedler”, a „Piwnice” to krótkie opowiastki

zamieszczone u dołu, opowiastki tak fascynujące, że dzieciaki wprost nie mogły się

doczekać następnego dnia, by przeczytać dalszy ciąg. Codzienne historyjki nie miały

właściwie ani początku, ani końca, trzeba było śledzić ich akcję na bieżąco. Evert

zarzekał się, że jeśli zwycięży ten zły, to wyrzuci gazetę do pieca.

Przyjemnie było słuchać, jak czyta. Elise słuchała go z radością. Nie

sylabizował każdego słowa i nie dukał, ale płynnie składał wyrazy i zdania. Biedny

Peder, pomyślała. Brat wciąż miał kłopoty z łączeniem ze sobą liter, zwłaszcza w

długich wyrazach, często mieszał je i zaczynał czytać od końca. Przypomniała jej się

poranna rozmowa z napotkaną na moście prządką. „Pingelen mówi, że Peder ma nie

po kolei w głowie”. Zrobiło jej się przykro.

- Dlaczego nie siedzisz na słońcu? - zapytała Elise mamę, gdy Evert skończył.

- Zwariowałaś? Jest za gorąco. Wyglądasz na zmęczoną, Elise. Pewnie w

fabryce trudno dziś było wytrzymać?

Pokiwała głową i powiedziała:

- Naleję wody do miski i zmyję z siebie ten najgorszy kurz. - Ale nie miała siły

się ruszyć, tak ją wszystko bolało. - Nie widziałaś Emanuela? - zagadnęła, żeby

odwrócić uwagę mamy.

- Nie, a powinnam?

- Mieliśmy się spotkać podczas przerwy obiadowej, ale się nie pojawił. -

Zacisnęła mocno zęby, podnosząc wiadro i nalewając wody do miski. Potem

odwróciła się plecami, zdjęła brudną bluzkę i obmyła się.

Do kuchni wpadł z impetem Peder i zawołał:

- Chodź, Evert, na dwór! Pobiegamy z kółkiem! - A podejrzawszy siostrę,

uśmiechnął się z zakłopotaniem i rzucił: - Ale ci urosły piersi, Elise!

- Ordynus! - prychnęła i oblała się rumieńcem. Wycierając się pośpiesznie i

wkładając świeżą bluzkę, modliła się w duchu, by mama czasem nie odgadła prawdy!

Nie przed ślubem!

Nagle uderzyła ją jedna myśl. Mama Emanuela od razu nabrała podejrzeń i

nawet zapytała Elise, czy jest w ciąży! Mimo że nie otrzymała jasnej odpowiedzi,

domyśliła się wszystkiego. Może więc jej mama też może dowiedzieć się o tym przed

background image

sobotą?

Chłopcy wybiegli z domu, a Elise usiadła na stołku zmęczona.

- Och, jak dobrze się choć trochę opłukać - westchnęła. - W tym tygodniu

muszę wziąć kąpiel wyjątkowo w piątek, bo nie zdążę przed samym ślubem w sobotę.

- Dziwne, że Emanuel nie przyszedł, skoro się umówiliście.

- Musiało mu coś przeszkodzić. Od przyszłego poniedziałku zaczyna pracę w

tkalni płótna żaglowego, może więc posłali po niego, by przyszedł do fabryki

zapoznać się z nowymi obowiązkami?

- Wiedziałby wówczas o tym wczoraj wieczorem.

- Je posiłki razem ze swoimi gospodarzami. Może w tym czasie siedzieli przy

stole?

- Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Czasami myślę sobie, że to, co się

wydarzyło, jest za piękne, by mogło być prawdziwe. Wciąż mi się zdaje, że za chwilę

pojawią się jakieś przeszkody.

- Mamo, przestań się zachowywać jak pani Thoresen. Ona też patrzy czarno na

wszystko.

- Nic dziwnego, że stałyśmy się takie, Elise. Przez długie życie napatrzyłyśmy

się na tyle złego.

Elise wstała i przyniosła dzbanek z kawą.

- Dolać ci jeszcze, mamo? - zapytała.

- Tak, dziękuję, najlepiej na spodeczek. Dosyp może jeszcze łyżeczkę kawy,

bo taka jest słabiutka. Zjadłaś dziś zupę w fabryce?

- Nic już nie zostało, gdy wróciłam, nie spotkawszy się z Emanuelem.

- Nic nie jadłaś? Ależ moja kochana, pewnie jesteś głodna jak wilk?

- Jestem zbyt zmęczona, by odczuwać głód. Mama wstała i zakrzątnęła się

przy piecu.

- Zostało mi kilka ugotowanych ziemniaków. Usmażę ci na maśle. Weź do

tego kromkę chleba i najedz się do syta.

- Dziękuję. Zaczęłaś szyć firanki?

- Tak, ale potrzebuję twojej pomocy, żeby zdążyć na czas. Elise uśmiechnęła

się, zadowolona, że nie musi sama robić sobie obiadu.

- Cieszę się, że wreszcie przejrzałaś na oczy i zrozumiałaś, jakie masz

szczęście - gawędziła mama, krzątając się przy piecu. Dodała też coś na temat

pogody, fabryki i pięknego, przytulnego domu.

background image

Elise sięgnęła po blaszany talerz i nałożyła sobie ziemniaki z patelni.

- Mamo, muszę ci o czymś powiedzieć...

- Myślę, że to zbędne - uśmiechnęła się mama. Elise zerknęła na nią

zdumiona.

- Domyśliłaś się?

- A po co byście się tak śpieszyli ze ślubem? Elise poczuła, że się czerwieni.

- Peder nie jest taki głupi - dodała mama z uśmiechem. - Zauważył zmianę w

twoim wyglądzie, choć nie skojarzył tego z prawdą. Cieszę się, że się pobieracie,

Elise. Czytałam ostatnio w gazecie, że jedno na troje dzieci w Norwegii rodzi się poza

związkiem małżeńskim. A w niektórych miejscach w kraju tylko jedno na troje dzieci

przychodzi na świat w normalnej rodzinie. Pastor Eilert Sundt, który zbadał to

zjawisko, napisał do swojej żony, że jest zaszokowany upadkiem obyczajów i

rozwiązłością kobiet. Zastanawiał się, jak ma przetrwać życie rodzinne i społeczne

przy takiej niemoralności. Nie zamierzam ci prawić kazania, Elise. Wiem dobrze, jak

to jest tu, na osiedlu Sagene, ile niezamężnych matek pracuje w fabryce. Chcę ci tylko

powiedzieć, że cieszę się, że moja córka zawrze sakrament małżeństwa, zanim urodzi

dziecko, i że mój wnuk będzie miał oboje rodziców.

Elise nie miała odwagi spojrzeć na mamę. Siadła przy stole i zaczęła jeść.

- Pomyśl, dziecko będzie miało takiego wspaniałego ojca! - W głosie mamy

pobrzmiewał zachwyt. - Tak mnie wzrusza, gdy patrzę, jak on się troszczy o ciebie.

Mimo że wszystko potoczyło się nazbyt szybko, wygląda na to, że on bardzo cię

kocha i cieszy się, że zostanie ojcem.

Elise z trudem przełykała jedzenie. Przysięgła sobie, że nigdy nie wyjawi

mamie prawdy, ale teraz uświadomiła sobie, że prędzej czy później może się zdradzić.

- Wolałabym nie stać za ladą zbyt wiele godzin w ciągu dnia - ciągnęła mama,

nie zwracając uwagi na milczenie Elise. - Żal mi tych młodych matek, które muszą

przed szóstą zanieść swoje dzieci do żłobka. Taki kawał drogi! A wracają nie

wcześniej niż o ósmej, a nawet dziewiątej wieczorem. Jeśli nie będę musiała

pracować przez cały dzień, zaopiekuję się dzieckiem, póki ty nie wrócisz do domu.

Elise pokiwała głową, wciąż jednak nie mogła wydobyć z siebie słowa. Bała

się poza tym, że głos ją zdradzi. Całe szczęście, że miała przed sobą talerz z

jedzeniem i pochylona nad nim, nie musiała patrzeć mamie prosto w oczy.

- Proszę cię, nie mów o tym nikomu - odezwała się w końcu. - Wiem, że wiele

dziewcząt jest w podobnej sytuacji, ale Emanuel dopiero co zrezygnował ze służby

background image

oficerskiej w Armii Zbawienia. Powiemy po prostu, że dziecko urodziło się

wcześniej.

- Spokojnie, Elise. Ja już o wszystkim pomyślałam. Kiedy zrozumiałam, co się

z tobą dzieje, też się martwiłam. Głównie chodziło mi o te plotki z powodu jego

przeszłości w Armii. Uspokoiłam się jednak, gdy postanowiliście się szybko pobrać.

Oczywiście, że nikomu o tym nie powiem. Chłopcy dowiedzą się dopiero, jak będzie

po tobie znać ciążę. - Mama pochyliła się i położyła dłoń na jej ramieniu. - Tak się

cieszę, Elise. Teraz, gdy urodzisz, będzie mi łatwiej znieść myśl, że zabrano nam

dziecko Hildy. Modlę się do Boga, żeby to był chłopiec i żeby Peder miał nowego

„braciszka”.

Elise poczuła, jak ściska ją w gardle. Ze wszystkich sił starała się zapomnieć o

tym, co ją spotkało. Nie zastanawiała się wcale, czy urodzi chłopca, czy dziewczynkę.

Wiele ją kosztowało, by zaakceptować rozwijający się w niej płód. Wstała powoli,

obolała na całym ciele, i oznajmiła:

- Wyjdę trochę i się rozejrzę. Może spotkam Emanuela. Byłam pewna, że

przyjdzie, gdy tylko wrócę do domu.

Ale gdy tylko wyszła za drzwi, siadła ciężko na stołku stojącym przy

zewnętrznej ścianie domu, oparła się i przymknęła oczy. To okropne oszukiwać

mamę w taki sposób! Gdyby jednak wyznała jej całą prawdę, mama nigdy nie

zdołałaby sobie z tym poradzić. Może nawet odwracałaby się od dziecka ze wstrętem,

przypominając sobie, kim jest jego ojciec? Nie wiadomo nawet, czy w ogóle zechcia-

łaby wziąć je na ręce. Cały misterny plan ległby wówczas w gruzach. Bo przecież

głównym powodem, dla którego zdecydowała się poślubić Emanuela, była jego

gotowość zaopiekowania się dzieckiem. Obiecał być dla niego prawdziwym ojcem,

dać mu dom i rodzinę.

O wstydzie nie myślała w pierwszym rzędzie, bo jak wspomniała mama, tu, na

osiedlu robotniczym Sagene, niezamężne matki stanowiły tak liczną rzeszę, że nikt

ich nie wytykał palcami. Ale wśród przyjaciół Emanuela z Armii i w jego rodzinie z

pewnością jest inaczej.

Otworzyła oczy i omiotła spojrzeniem most i drugi brzeg rzeki. Dziwne, że nie

przyszedł...

Wyprostowała się gwałtownie, bo nagle obleciał ją strach. Może coś mu się

stało? Wczoraj wieczorem tak późno wracał do domu. Było już ciemno.

Lodowaty chłód przeniknął jej serce. Przypomniała sobie stojących przy

background image

wyjściu z Tivoli dwóch mężczyzn i ich ponure, śmiertelnie poważne twarze. Oni nie

przyszli tam się bawić i tańczyć! Dlaczego nas śledzili? - zastanawiała się. Co mieli

do roboty na Myralokka tak późnym wieczorem? I jak by się to skończyło, gdyby nie

pojawiła się nagle ta para zakochanych?

Wstała ze stołka. Boże, co się stało?

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

W drzwiach pojawiła się mama i zapytała:

- I co, Elise, idzie?

Elise nie miała odwagi na nią spojrzeć.

- Nie, pewnie mu coś stanęło na przeszkodzie. Może przyjechali jego rodzice?

- Na kilka dni przed ślubem? Wątpię. Przecież dla gospodarzy na wsi to

najbardziej pracowity okres w roku.

- Na pewno wkrótce się pojawi. Przejdę się trochę i się rozejrzę.

- Nie, nie ma na to czasu. Uprzątnęłam ze stołu w kuchni, możesz więc przyjść

mi pomóc przy szyciu zasłon.

Elise uznała, że nie ma się co sprzeciwiać, w końcu mamie zależało, by na

wesele było w domu ładnie i czysto. Zresztą gdyby Emanuel mógł, na pewno by

przyszedł, nie ma sensu go szukać.

Na zasłony kupiły taki sam kreton, z którego szyło się tanie fartuchy. O ile

ładniej wyglądałyby białe firanki, rozmarzyła się Elise, gdy już wymierzyły i przycięły

tkaninę.

Drzwi wyjściowe były otwarte na oścież, by wpuścić do środka trochę

powietrza. Elise widziała stąd porośnięty trawą pochyły brzeg. Wiedziała, że jeśli

Emanuel się pojawi, to już z daleka, zanim dotrze na ganek, go usłyszy.

Znów przypomnieli się jej ci dwaj obcy, których zobaczyła przy wyjściu z

Tivoli. Nie byli ubrani tak jak robotnicy, ale też nie tak jak ludzie z wyższych sfer.

Bardziej przypominali kancelistów. Największym marzeniem i nadzieją robotników

było to, by ich synowie mogli chodzić na co dzień w wykrochmalonych koszulach i

garniturach. „Białe kołnierzyki”, jak nazywano kancelistów, zaczynały pracę co

najmniej kilka godzin później niż robotnicy.

Może jednak to kompani Lorta - Andersa? Jeśli tak, to o co im chodziło?

Podobno Lort - Anders i Johan się pogodzili, tak przynajmniej mówił ktoś z Armii,

kto odwiedzał więzienie.

background image

Na podwórzu słychać było hałasy i odgłosy ożywionej zabawy. Do środka

wpadli Peder, Kristian i Evert, przemoczeni i rozdokazywani.

- Widzieliśmy polewaczkę! Polewała ulicę! - Peder był tak zdyszany, że nie

mógł prawie mówić. - Podwinęliśmy spodnie do kolan i wbiegaliśmy pod strumień

wody. Szkapa nagle się zatrzymała, a nas całkiem zmoczyło, nawet włosy mamy

mokre! - zawołał, pokazując swoją sterczącą grzywkę.

- Uff! - Mama wstała ze stołka. - Patrzcie, jak pobrudziliście podłogę! A

przecież za parę dni wesele.

Elise odwróciła się z uśmiechem do chłopców.

- Nie widzieliście czasem Emanuela? - zapytała. Peder pokręcił głową.

- Szyjesz suknię ślubną, Elise?

- To by dopiero była suknia! Nie widzisz, że to materiał na zasłonki?

- A czemu nie ma tu Ringstada? - zapytał Evert i popatrzył na nią.

- Miał być, ale pewnie coś mu przeszkodziło.

- A może to jego znaleziono na wzgórzu Aker w nocy? Elise przerwała pracę i

popatrzyła na chłopca z przerażeniem.

- O czym ty mówisz? - zapytała.

- Nie słyszałaś? Policja kogoś znalazła. Ktoś z tamtejszych willi zatelefonował

na policję, że na ulicy leży martwy mężczyzna.

Elise poczuła, jak krew odpływa jej z głowy, i powtórzyła szeptem:

- Martwy mężczyzna?

- Chłopaki na ulicy o tym opowiadali. Oni myślą, że to sprawka chuliganów z

Sagene.

Zarówno mama, jak i Peder i Kristian stali cicho, patrząc na Everta z

niedowierzaniem. Peder zaczął się trząść.

- Przecież mówiłeś, że zabili jakiegoś drania?

- Nikt nie wie, kto to jest. Mówili tylko, że nie żyje.

- Nie, to nie może być przecież Emanuel! - Mama pierwsza otrząsnęła się z

szoku. - On się nie zadaje z takimi łobuzami.

- To dlaczego nie przychodzi? - Peder odwrócił się do mamy, a w jego szeroko

otwartych oczach odmalowało się przerażenie.

- Ma tysiąc spraw do załatwienia. Przecież się żeni, przeprowadza i zaczyna

nową pracę. Zresztą chyba rozumiesz, że bandyci nie odważą się napaść na człowieka

o takiej pozycji.

background image

- A poza tym on nie włóczy się po nocach - dorzucił Kristian lakonicznie.

Elise poczuła paraliżujący strach. Owszem, wczoraj Emanuel wracał późno w

nocy. Szedł przez Beierbrua, pomiędzy opustoszałymi o tej porze fabrykami,

uśpionymi domami w dół ciemną ulicą Maridalsveien. Był łatwą zdobyczą, jeśli ktoś

miał złe zamiary.

Odszukała wzrokiem mamę, ale mama najwyraźniej nie myślała w ten sam

sposób. Poza tym ona nie wiedziała o tych dwóch typkach w ciemnych garniturach z

ponurymi minami. Elise czuła, że się dusi, musiała wyjść, by zaczerpnąć świeżego

powietrza.

Roztrzęsiona ruszyła chwiejnie ku drzwiom.

- Elise, co z tobą? - usłyszała zdziwiony głos mamy.

- Nic. Tylko tu, w środku, jest strasznie duszno - odparła i sama słyszała, jak

obco zabrzmiał jej głos.

Chłopcy najwyraźniej uspokoili się i pochłonęły już ich inne sprawy. Sięgnęli

po łódki, które wystrugali, i poszli się nimi bawić na dwór.

Elise odetchnęła głęboko w nadziei, że uspokoi drżenie ciała, ale nic jej nie

pomogło. W nocy znaleziono martwego mężczyznę na wzgórzu Aker! Emanuel

wracał sam, gdy już zapadły ciemności, a dziś się nie pojawił. Nie ma wątpliwości, że

coś mu się stało.

Ale przecież jego gospodarze wiedzą o mnie, wiedzą, że na sobotę

zaplanowaliśmy ślub. Gdyby coś mu się stało, przesłaliby mi wiadomość do fabryki

albo do domu! Myśl ta zapaliła w niej iskierkę nadziei.

Ale może nie zdążyli tego uczynić? Najpierw musieli przecież wysłać

telegram do jego rodziców. A zresztą to dla nich też musiał być szok. Pan Carlsen

pewnie został wezwany na posterunek, a jego żona i Karolinę raczej nie chciały

załatwiać takiej sprawy. Dopiero jak wszystko ucichnie, przypomną sobie o mnie.

Bezwiednie zaczęła spacerować po ganku w tę i z powrotem. Obserwując

chłopców biegnących po trawie w dół nad rzekę, cieszyła się, że zajęli się sobą. Zaraz

pewnie przyjdzie mama, zdziwiona, gdzie się podziewa córka. Co mam jej

powiedzieć? - zastanawiała się gorączkowo.

- Elise? Gdzie ty jesteś? Musimy szyć, żeby skończyć do wieczora! - Mama

stanęła w drzwiach i popatrzyła na nią ze zdumieniem: - A co ci jest? Tak zbladłaś.

Chyba nie poczułaś się źle?

Płacz ścisnął ją w gardle.

background image

- Mamo, tak się boję...

- Boisz się? A co się stało?

- Przecież wiesz, że Emanuel był u nas w nocy. Wracał sam do domu po

zapadnięciu zmroku. Nie tak wielu mężczyzn idzie samotnie na wzgórze nocną porą.

- Ależ kochanie. Dlaczego ktoś chciałby go skrzywdzić?

- Przecież sama wiesz, ilu włóczęgów kręci się tu, po okolicy. Może chcieli go

okraść z pieniędzy?

Mama nagle straciła pewność siebie.

- Ale przecież nie musieliby go mordować z takiego powodu. Za morderstwo

grozi przecież kara dożywotniego więzienia i ciężkiej pracy. Nikt nie podejmie

takiego ryzyka.

- Może wcale nie mieli zamiaru go zabić, może chcieli go tylko ogłuszyć,

tymczasem stało się inaczej.

Mama pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Nie chce mi się w to wierzyć. Zapewne pobili kogoś ze swoich.

- Owszem, gdyby to się stało w Vaterlandzie, to bym może uwierzyła, ale nie

na wzgórzu Aker!

- Najlepiej idź do niego, Elise! Wiem, że nie przepadasz za jego

gospodarzami, ale musisz to wyjaśnić.

Elise poczuła, że zbiera jej się na mdłości, i znów zakręciło jej się w głowie.

- Dobrze, ale najpierw muszę przez chwilę posiedzieć. Osunęła się na stołek, a

przed oczami wszystko jej zawirowało.

To nie może być prawda! Niemożliwe, by Emanuel został zabity. I to jeszcze

zapewne z jej powodu. Zemścili się na nim kompani Johana, zapewne bez jego

wiedzy, bo Johan nigdy by nie przystał na coś takiego. On nie jest taki! Co innego

Lort - Anders i opryszki z jego bandy. Jeden z nich przecież dopuścił się gwałtu na

niej, inni napadli na nią i Emanuela w okolicach fabryki i zamknęli ich na noc w

komórce. Są zdolni do wszystkiego. To bandyci. Lort - Anders nie na darmo ma tak

kiepską reputację.

- Elise, kochanie, nie martw się na zapas! Przecież tak naprawdę nie wiemy

nic dokładnie prócz tego, że znaleziono martwego mężczyznę. Nie ma pewności, czy

popełniono zbrodnię. A może ten człowiek dostał zawału serca? Może to ktoś starszy

wiekiem? Evert ma bujną wyobraźnię. To, co mówił o chuliganach z Sagene, słyszał

jedynie od chłopaków na ulicy.

background image

Elise pokiwała głową, ale nie była przekonana. Niepokoiła się o Emanuela

przez cały dzień, a właściwie od chwili, gdy zauważyła, że te dwa podejrzane typki

ich śledzą. A skoro nie przyszedł na spotkanie podczas przerwy obiadowej ani teraz

wieczorem, to znaczy, że stało się coś poważnego. Inaczej by ją powiadomił. Emanuel

zawsze pilnował takich spraw. Był skrupulatny i liczył się z innymi. Nie pozwoliłby,

ż

eby się o niego zamartwiała.

- Przyniosę ci kubek zimnej wody - odezwała się mama. - Kiedy słońce

schowa się za koronami drzew, nie będzie już tak gorąco.

Elise oparła się o nagrzaną ścianę domu. Przed chwilą była spocona, a teraz

trzęsła się z zimna. Zawroty głowy nie ustępowały.

A więc mama miała jednak rację. To było zbyt piękne, by mogło być

prawdziwe. Przeczuwała, że coś się stanie, no i się stało. Nie było im jednak dane

pomieszkać w domu majstra. Nie zasłużyli na to, by mieć lepiej niż inni. Dziecko,

które nosi pod sercem, nie będzie miało ojca. Będzie leżało w pudełku w korytarzu

przędzalni i siniało z płaczu, przemoczone i odparzone, tak jak wszystkie inne dzieci

robotnic. Jak to powiedziała kiedyś pani Thoresen, „dla takich jak my nie ma

nadziei”. Jesteśmy skazani na życie w biedzie.

Mama wyszła z kubkiem wody i podała go Elise, która popiła zachłannie.

- Wciąż jesteś blada. Chyba nie powinnaś nigdzie się ruszać, zanim nie

dojdziesz trochę do siebie. A może chłopcy poszliby z tobą? Albo najlepiej wyślemy

ich samych? Jeśli im wytłumaczysz, który to dom, na pewno trafią.

- Nie ma co puszczać ich samych. Najpierw musimy się dowiedzieć, co się

właściwie stało.

Mama rozejrzała się wokół.

- Może przyjdzie ktoś, kto by mógł nam pomóc.

- Mamo, wracaj do środka i zajmij się szyciem! Ja tu posiedzę przez chwilę i

na pewno zaraz mi przejdzie.

- A po co szyć zasłonki, skoro nie będzie ślubu?

Słowa te poraziły Elise. Mimo że i ją dręczyły podobne myśli, to jednak

wypowiedziane na głos przez mamę wydały się bardziej ponure i tylko utwierdziły ją

w strachu.

- Przecież przed chwilą mówiłaś, żebym się nie martwiła na zapas.

Mama nie odpowiedziała.

Nie, rzeczywiście nie wiadomo, czy w ogóle odbędzie się ślub. Najgorsze

background image

jednak jest to, że już nigdy więcej nie spotkam Emanuela! - pomyślała, nie mając

pojęcia, jak to zniesie.

- Wracam do środka - głos mamy zdradzał rezygnację.

Elise wstała i zachwiała się. Musiała się uchwycić ściany. Bezwiednie

dotknęła dłonią brzucha. Ile potrafi znieść takie maleństwo? Zaraz jednak podeszła do

drzwi i zawołała:

- Już mi dobrze, mamo! Idę na wzgórze Aker porozmawiać z Carlsenami.

Nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Zatroskana weszła do przedsionka i zajrzała

do kuchni. Mama płakała oparta o kuchenny stół.

- Ależ mamo... Przecież jeszcze nie wiemy, czy chodzi o Emanuela. Sama

mówiłaś, że to może jakiś starszy pan dostał zawału serca.

Mama nie odpowiedziała. Słychać było tylko rozdzierający szloch.

Z ciężkim sercem Elise odwróciła się i ruszyła w stronę mostu. Najchętniej

poczekałaby z tym do rana, by pozostawić sobie jeszcze parę godzin nadziei i modlić

się, by Bóg go zachował. Ale uznała, że mimo wszystko najgorsza jest niepewność.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Gdy dochodziła na szczyt wzgórza Aker, zawroty głowy ustąpiły, ale nogi

ciążyły jej jak ołów i oddychała z trudem. Co chwila musiała się zatrzymywać, by

odkaszlnąć. Wciąż czuła w gardle i w płucach fabryczny kurz.

Szła ze złożonymi rękami i modliła się po drodze: - Dobry Boże, nie pozwól

Emanuelowi umrzeć. Niech tym martwym mężczyzną okaże się ktoś inny, może jakiś

starzec, który i tak wnet by umarł. Spraw, by było jakieś zwyczajne wytłumaczenie

tego, że Emanuel nie przyszedł na spotkanie. Amen.

Zwolniła nieco, gdy już dochodziła do bramy. Gdyby wydarzyła się tu taka

zbrodnia, na ulicy chyba roiłoby się od policji i gapiów, tłumaczyła sobie. Do

Carlsenów ciągnęłyby tłumy przyjaciół z kondolencjami. Wstrząśnięci sąsiedzi

dowiadywaliby się, co się tak naprawdę stało. Chyba nie wyglądałoby tu tak

spokojnie, cicho i głucho jak teraz?

A jeśli wyjdzie Karolinę i domyśli się, kim jestem? - denerwowała się. Albo

Agnes otworzy drzwi, a gdy mnie zobaczy, zatrzaśnie mi je przed nosem?

Ale co to ma za znaczenie, jeśli Emanuel nie żyje? Niech Agnes się wścieka,

ile tylko chce, pluje mi w twarz, wyzywa od najgorszych, nic mnie to nie obchodzi, bo

bez niego i tak wszystko straci sens.

background image

Z ociąganiem otworzyła furtkę do ogrodu, weszła i zamknęła ją za sobą.

Ruszyła w stronę willi alejką wyłożoną kamiennymi płytami. Zalękniona zerknęła na

duże okna, ale nie zauważyła w nich nikogo.

Stanęła przy pięknych drzwiach wejściowych, nabrała głębokiego oddechu i

postukała błyszczącą kołatką z mosiądzu.

Po chwili usłyszała lekkie kroki i drzwi otworzyła młoda dziewczyna,

zapewne pokojówka, ubrana w szeroki biały fartuch i czepek na głowie.

- Przepraszam, czy zastałam pana Emanuela Ringstada?

Na twarzy pokojówki odmalowało się przerażenie, rozejrzała się bezradnie,

jakby w nadziei, że ktoś odpowie za nią, ale nikogo nie zauważyła.

- On... Jest... Przepraszam, ale muszę najpierw zapytać państwa. - Odwróciła

się gwałtownie i zniknęła w głębi korytarza.

Elise nie ruszyła się z miejsca, starając się spokojnie oddychać. Na pewno coś

mu się stało! Dziewczyna nie zareagowałaby w taki sposób, gdyby wszystko było

normalnie.

Zdawało jej się, że czeka całą wieczność, wreszcie usłyszała odgłos ciężkich

kroków i po chwili ujrzała pokojówkę w towarzystwie tęgiego mężczyzny w średnim

wieku w białej koszuli ze złotym zegarkiem na łańcuszku, gęstymi ciemnymi wąsami

i lekką siwizną na skroniach.

- Słyszałem, że pytała pani o pana Ringstada? Czy mogę zapytać, kim pani

jest?

- Jego narzeczoną, Elise Lovlien. Zmierzył ją od stóp do głów i odparł:

- Powinienem się domyślić. Proszę do środka, panno Lovlien, musimy

porozmawiać.

Wskazał jej pierwsze drzwi na lewo i weszli do dużej biblioteki.

- Proszę usiąść, panno Lovlien. Dobrze, że pani przyszła, bo zamierzałem

właśnie po panią posłać. Naczelnik policji powinien tu być lada chwila. Na pewno

zechce zamienić z panią parę słów.

Elise siadła na jednym z miękkich foteli, który jej wskazał. Serce waliło jej jak

szalone, w ustach jej zaschło, a krew odpłynęła z twarzy.

- Strasznie pani zbladła. Źle się pani czuje? - popatrzył na nią niepewnie.

- Nie... Ale tak się zdenerwowałam.

- Czy pani coś wie? - zapytał i popatrzył na nią surowo, marszcząc czoło. -

Właśnie o tym chce rozmawiać z panią policja. Pani zna to środowisko i może się

background image

domyśla, kto może za tym stać.

Zwilżyła wargi i pokręciła głową.

- Ja nic nie wiem.

Nie mogę skierować ich podejrzeń na Johana, pomyślała desperacko. Zresztą

on nigdy by nie podburzał kompanów, by dopuścili się zbrodni. Dotknęła czoła

zlanego zimnym potem. Ręka jej drżała.

- Ja... ja... - jąkała się, usiłując uspokoić kłębiące się myśli. A więc Emanuel

nie żyje, został zabity w drodze do domu. - Mieliśmy mieć ślub w sobotę... -

wykrztusiła z siebie szeptem, ale mężczyzna nie wyglądał na poruszonego. Może nie

słyszał, co powiedziała.

- Doprawdy, podjął niezrozumiałą decyzję. Po tylu latach zrezygnował ze

służby w Armii Zbawienia, dosłużywszy się stopnia kapitana. Doskonale rozumiem,

ż

e jego rodzice tak ostro zareagowali. Gdyby to mój syn tak postąpił, to nie wiem, co

bym zrobił. Pani pracuje w przędzalni Nedre Voien, tak?

Elise pokiwała głową, usiłując stłumić dygot na całym ciele i szczękanie

zębami.

- Słyszałem, że pani ojciec umarł, a matka choruje na suchoty. Przypuszczam

więc, że Emanuel podjął taką decyzję z litości. - Pokręcił głową zafrasowany. -

Niedobrze, gdy mężczyzna pozwoli na to, by zwyciężyły w nim uczucia. Powinniśmy

tak wychowywać naszych synów, by umieli się temu przeciwstawić.

Elise prawie nie słyszała tego, co mówi, bo wciąż kołatało jej w głowie, co się

stało w nocy.

- Próbowałem mu przemówić do rozsądku, ale daremnie. Razem z jego ojcem

planowaliśmy połączyć nasze rodziny, ku radości nas wszystkich i z pożytkiem dla

jego ojca. Jestem przekonany, że moja córka, Karolinę, zdołałaby go nakłonić do

porzucenia tych jego szalonych planów. Dość jest kobiet i mężczyzn, którzy nie mają

za co żyć i mogą poświęcić się pracy socjalnej, nikogo tym nie raniąc. Natomiast on,

dziedzic, ma swoje obowiązki. Nie może tak po prostu uciec od odpowiedzialności!

Elise zapragnęła odejść stąd jak najdalej. Po co ta krytyka i słowa potępienia,

skoro to wszystko nie ma już znaczenia. Co z niego za człowiek, skoro dręczy ją w

taki sposób w chwili, gdy się dowiedziała, że cała jej przyszłość legła w gruzach?

Na zewnątrz rozległ się hałas. Po chwili usłyszeli pukanie do drzwi i

pokojówka, wsunąwszy głowę przez szparę, oznajmiła:

- Jest już policmajster, panie Carlsen.

background image

- Przyprowadź go tu, Louise.

Elise oblała się zimnym potem. Teraz na pewno ją zapytają, czy ma jakieś

powiązania z Lortem - Andersem i jego bandą. Niebezpiecznie kłamać policji. Czy

powinna wspomnieć coś o tych dwóch ubranych na ciemno typkach z Tivoli? Może

powinna też wyznać, że wybrali się z Emanuelem na Myralokka. Wtedy zapytają, po

co poszli tam tak późnym wieczorem, i domyśla się, czemu szukali ustronnego

miejsca z dala od wszystkich. Przypomniał jej się poprzedni dzień. Nigdy już nie

zobaczy Emanuela! Nie poczuje jego silnego ramienia, nie spojrzy w jego

uśmiechniętą twarz, nie usłyszy szeptanych do ucha miłych słów, nie odczuje jego

troski i miłości. Nie była w stanie powstrzymywać dłużej łez. Z głośnym jękiem

ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem.

Do pomieszczenia wszedł policmajster. Zebrała się w sobie, wytarła łzy

rękawem bluzki i wstała.

- Tu mamy jego narzeczoną, pannę Elise Lovlien - przedstawił ją pan Carlsen.

- Przyszła tu sama, nie musiałem po nią posyłać.

- To dobrze - skinął do niej policmajster. - Może ma dla nas jakieś cenne

wskazówki.

Pan Carlsen podsunął umundurowanemu gościowi krzesło i obaj usiedli

naprzeciwko Elise. Spoglądał na nią jakoś dziwnie, jakby zdumiony. Pewnie dziwi się

temu samemu co pan Carlsen, pomyślała. Nie pojmuje, że Emanuel chce się ożenić z

biedną robotnicą.

- A więc słyszała pani, co się stało? - zaczął policmajster, przyglądając się jej

uważnie i przenikliwie.

Zakasłała, zachrząkała i z trudem wydobyła z siebie słowa.

- Opowiedział mi o tym kolega moich braci.

- A skąd on o tym wie?

- Od chłopaków z ulicy.

- Dziwne! Przecież jeszcze gazety o tym nie pisały.

- Nie wiedzieli, kto to jest ani co się stało, powtarzali tylko tyle, że na wzgórzu

Aker znaleziono martwego mężczyznę.

- No, martwego to za mocno powiedziane.

Oczy Elise się rozszerzyły. Wpatrywała się w policmajstra, nie mając odwagi

zapytać, ale wierzyła, że wyjaśni jej, co miał na myśli. Policmajster tymczasem nic

więcej nie powiedział. Wyjął za to jakieś papiery i zaczął je przeglądać.

background image

Elise zwróciła się do Carlsena:

- Przepraszam, panie Carlsen, ale czy to znaczy, że Emanuel przeżył?

Jej słowa zabrzmiały cicho niczym szept.

- Tak, na szczęście. Otrzymał kilka silnych ciosów, możliwe, że doznał

wstrząsu mózgu. Leży w szpitalu, ale zapewne za parę dni zostanie stamtąd wypisany.

A co, obawiała się pani czegoś innego?

Elise zamknęła oczy i w duchu wydobyła z siebie jęk ulgi.

- Bardzo dziękuję - wyszeptała, nie wiedząc właściwie, komu ma dziękować.

- No, panno Lovlien - burknął policmajster. - Teraz proszę nam opowiedzieć,

co pani właściwie wie. Dowiedzieliśmy się jedynie, że poszkodowany został

napadnięty z tyłu, otrzymał silny cios i stracił przytomność. Doszedł do siebie dopiero

w szpitalu. Nie ma pojęcia, kto go napadł. Zginął mu portfel. Zapewne byli to ci sami

złodzieje, którzy grasują na Maridalsveien i nad brzegiem rzeki, ale myślimy, że może

pani nam trochę pomoże. Może pani wie coś więcej, skoro mieszka w tej okolicy. -

Ostatnie słowa zabrzmiały lekko pogardliwie.

Elise myślała intensywnie. Uznała, że nie musi mówić wszystkiego, co wie.

Jeśli policja uważa, że to zwykły napad rabunkowy, to zadowolą się tym

wyjaśnieniem. Nie ma sensu mieszać do tego Lorta - Andersa ani Johana. Nie dlatego,

by chciała oszczędzać bandziorów. Właściwie powinna opowiedzieć wszystko, jak ją

napadnięto w lesie i zgwałcono, skoro ma teraz okazję, ale ślady mogłyby zbyt łatwo

prowadzić do Johana, jego rozgoryczenia i jej związku z Emanuelem. Jeśli policja

nabierze choć cienia podejrzeń, że istniały jakieś inne motywy napadu poza

rabunkiem, to tak łatwo nie dadzą za wygraną. Dość już cierpienia przysporzyła

Johanowi i jego rodzinie.

- Nie wiem nic poza tym, co opowiedzieli mi chłopcy. Umówiłam się z moim

narzeczonym, że spotkamy się w czasie przerwy obiadowej, i zdziwiłam się, że nie

przyszedł. Kiedy wróciłam do domu po całym dniu pracy, byłam pewna, że się u nas

zjawi. Wynajmujemy dom starego majstra nad rzeką przy Beierbrua. - Zauważyła, że

policmajster uniósł brwi z lekkim zdziwieniem. - Kiedy nie przyszedł, zaczęłam się

niepokoić, ale pomyślałam, że coś go zajęło, bo do naszego ślubu pozostało zaledwie

parę dni. Poza tym w najbliższy poniedziałek zaczyna nową pracę jako kasjer w tkalni

płótna żaglowego.

- Wie pani, gdzie narzeczony spędził wczorajszy wieczór?

- Tak, spędziliśmy go razem. Byliśmy w Tivoli, a potem wróciliśmy spacerem

background image

ulicą Maridalsveien do domu.

- Jak długo tam pozostał?

- Aż się zrobiło ciemno - odpowiedziała Elise, czując, że się rumieni.

- Czy pani nie musi wstać rano o piątej, by zdążyć do fabryki?

- Owszem - odparła, spuszczając wzrok.

- A pani matka nie protestowała, że młody mężczyzna przebywa z wizytą do

późnej nocy?

Elise nie odpowiedziała. Policmajster westchnął głęboko.

- Nic dziwnego, że w tych środowiskach szerzy się taka demoralizacja, panie

Carlsen! A więc poszkodowany przebywał u pani do późnej nocy i wracał sam do

domu. Tak mam to rozumieć?

- Tak, panie policmajstrze.

- Wie pani, czy miał przy sobie pieniądze?

- Myślę, że tak. Zamówił sok jabłkowy i ciastka w Tivoli, widziałam, że

kelnerka wydała mu resztę.

- Hm. - Policmajster zerkał w papiery, podkręcając wąsy, a potem znów

skierował na nią swój przenikliwy wzrok. - I nie ma pani pojęcia, kto mógłby go

napaść? Czy nic podobnego nie przytrafiło mu się wcześniej?

Elise pokręciła głową i pomyślała, że przynajmniej na to ostatnie pytanie może

odpowiedzieć całkiem szczerze.

- Nie, o niczym takim narzeczony mi nie wspominał. Policmajster wstał.

- Wydaje mi się, niestety, że póki co musimy uznać, że istnieje nikła szansa na

odnalezienie winnego lub winnych tego zdarzenia. Chyba że podobny napad się

powtórzy i złapiemy sprawcę na gorącym uczynku. Wydaje mi się, że raczej nie

należy tego traktować jako próbę zabójstwa. Bandyci pobili poszkodowanego, żeby

zabrać mu portfel, i nie spodziewali się, że dozna on tak dotkliwych obrażeń. Ale

oczywiście zdjęliśmy odciski palców i dopełniliśmy wszelkich formalności, które

rutynowo wykonujemy w takich sprawach. Będziemy pana informować, jeśli pojawią

się nowe okoliczności, panie Carlsen.

Carlsen pokiwał głową i odprowadził policmajstra do drzwi, a kiedy ten

wyszedł, odwrócił się do Elise.

- Cóż, zapewne ta sprawa nie zostanie wyjaśniona. Nie pojmuję, co się dzieje

tu, w stolicy - pokręcił głową. - Człowiek nie może wracać sam do domu, nie

ryzykując, że zostanie pobity. Może pani już iść, panno Loylien.

background image

Pośpiesznie ruszyła do wyjścia, czując ulgę, że wreszcie opuści ten dom.

Dopiero po drodze w dół uświadomiła sobie w pełni całą prawdę. Emanuel

ż

yje i zapewne już jutro zostanie wypisany ze szpitala! A więc może mimo wszystko

w sobotę odbędzie się ślub!

Miała wrażenie, że unosi się nad ziemią, biegnąc stromym zboczem w dół.

Zmęczenie zniknęło jak ręką odjął. Oddychała swobodnie i nie odczuwała bólu w

krzyżu. Śpieszyła się do domu, by jak najszybciej opowiedzieć tę radosną nowinę

mamie. Osuszy jej łzy i będą mogły dalej szyć zasłonki.

Evert poszedł do domu, a chłopcy zbierali się do spania, gdy Elise weszła do

kuchni. Wszyscy troje odwrócili się jak na komendę i popatrzyli na nią w napięciu. Po

minach Pedera i Kristiana poznała, że mama podzieliła się z nimi swym

zmartwieniem.

- Żyje! Leży w szpitalu, ale nic nie zagraża jego życiu! Mama jęknęła z ulgą.

- Dzięki ci, dobry Boże! A ja już byłam pewna, że przyniesiesz złe nowiny.

- Ale rzeczywiście to jego pobito w nocy. Stracił przytomność, pewnie dlatego

rozeszły się plotki, że kogoś zabito. No i ukradli mu portfel.

- Dużo miał w nim pieniędzy? - spytał Kristian przerażony.

- Chyba nie. Jako oficer w Armii Zbawienia nie zarabiał wiele.

- Rozmawiałaś z jego gospodarzami? - spytała mama, patrząc na nią

wyczekująco.

- Tak, z panem Carlsenem. Jego żony ani córki nie widziałam. Agnes też nie.

Zastanawiam się, czy w ogóle wiedziała o mojej wizycie.

- Był dla ciebie uprzejmy?

- Tak. Mówił, że zamierzał posłać po mnie, bo policmajster, który prowadzi

ś

ledztwo, chciał się dowiedzieć, czy coś wiem.

- A skąd niby miałabyś o tym wiedzieć? Chyba nie sądzi, że masz coś

wspólnego z takimi bandytami?

- Nie, chciał wiedzieć, gdzie i z kim Emanuel spędził wieczór. Mama

popatrzyła sceptycznie.

- Tylko dlatego, że mieszkamy nad Aker, wydaje im się, że mamy jakieś

powiązania z takimi lumpami.

- Nie jest tak źle. To zrozumiałe, że chcieli mnie przesłuchać, gdy się

dowiedzieli, że jestem jego narzeczoną.

- Policja złapała złodzieja? - dopytywał się Peder, ciągnąc ją za spódnicę.

background image

- Nie, nie wiedzą, kto to był. Zebrali odciski palców, ale uważają, że trudno

będzie trafić na ślad złodziei, skoro Emanuel ich nie widział.

- Jak to „ich”? Myślisz, że było ich więcej? - zapytał Kristian, obrzucając ją

bystrym spojrzeniem.

Elise gwałtownie pokręciła głową.

- Nie, nie wiem. Tak sobie tylko pomyślałam, że musiało być ich przynajmniej

dwóch, żeby tak go pobić.

Kristian zaśmiał się.

- Myślisz, że nie da się kogoś pobić do nieprzytomności parą mocnych pięści?

Elise usiadła przy stole i wzięła do rąk kretonowy materiał na zasłony, ale

wyznała szczerze:

- Jestem zmęczona. Najchętniej bym się położyła spać.

- To się połóż, Elise! - Mama popatrzyła na nią ze współczuciem. - To był dla

ciebie straszny dzień. Nie ma pośpiechu z tymi zasłonami. Teraz pewnie ślub trzeba

będzie odłożyć na jakiś czas.

- Powiedzieli, że za parę dni wypiszą go ze szpitala. Jestem pewna, że

Emanuel zrobi wszystko, by ślub jednak odbył się w terminie, jeśli tylko będzie w

stanie ustać na nogach.

Mama uśmiechnęła się tajemniczo i rzekła:

- Właściwie i mnie się tak zdaje.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Elise wcale nie była taka spokojna, jak udawała. Następnego dnia czekała w

napięciu na jakieś wiadomości, nie miała jednak okazji, by pójść do szpitala, a

odwiedzać ponownie rodziny Carlsenów zupełnie nie miała ochoty. Wstrząs mózgu to

poważna sprawa, więc pewnie nie wypuszczą Emanuela przed upływem dwóch,

trzech dni, pomyślała i uznała, że trzeba będzie się więc uzbroić w cierpliwość.

Upały nie ustąpiły i w przędzalni znów zemdlała robotnica. Ropucha zrzędził

więc bardziej niż kiedykolwiek. Jedna ze świeżo upieczonych mam została

zwolniona, ponieważ wymknęła się na moment na korytarz, by nakarmić dziecko

piersią. Płakała jak bóbr, gdy opuszczała fabrykę, trzymając pod pachą karton z

niemowlęciem. Rozgniewane prządki i pomocnice wygrażały pięściami za plecami

Ropuchy.

Wszystkie odetchnęły z ulgą, gdy dzień pracy dobiegł końca. Elise wyszła z

background image

fabryki i rozejrzała się uważnie wokół za Emanuelem, ale nigdzie go nie widziała.

W domu nad rzeką zastała mamę i chłopców zajętych czyszczeniem szkieł do

lamp naftowych. W całym domu unosił się zapach ługu i szarego mydła. Elise

domyśliła się, że mama jednak wyszorowała ponownie podłogi. Ściany też były

pomyte, bo zniknęły plamy, których, jak sądziła, nie da się doczyścić.

- Mamo, nie nadwerężaj się, proszę! Nikt nie zauważy, czy okna są świeżo

umyte, a ściany wyszorowane.

- Tak myślisz? Nie masz racji, bo to pierwsze, na co zwraca uwagę każda

gospodyni. Pamiętaj, że pani Ringstad jest gospodynią w wielkim dworze i przywykła

do urządzania przyjęć. Na pewno nie ma zakurzonych okien, kiedy przyjmuje gości.

- Ona ma służącą, w przeciwieństwie do nas.

- Nie chcę im dawać więcej powodów do krytyki, niż już mają.

- Nie mają nas za co krytykować.

- Czyżby? Szesnastolatka, która zaszła w ciążę, nie będąc zamężna, a potem

oddała swoje dziecko obcym ludziom, ojciec, który zapił się na śmierć i...

- Tata się nie zapił na śmierć! - Peder przestał czyścić szkło i popatrzył na

mamę ze łzami w oczach. - On wpadł pod lód w rzece, bo nie świeciła się latarnia na

ulicy, a było ślisko.

- To prawda, Peder - Elise popatrzyła na niego ze spokojem. - Nie mamy się

czego wstydzić. A o Hildzie i Braciszku nie musimy im wcale opowiadać.

Peder uśmiechnął się do niej.

- Będą nam zazdrościć takiego pięknego salonu z pluszową sofą i komodą

mamy, prawda, Elise?

Kristian zaśmiał się.

- Myślisz, że oni sami nie mają pluszowych kanap? Nie widziałeś ich pokoi,

kiedy tam byliśmy?

- Ale za to nie mieli zasłon z materiału na fartuchy! - odciął się Peder,

posyłając mu triumfalne spojrzenie.

Wieczorem, kiedy siedzieli w kuchni przy stole, Peder odwrócił się nagle do

drzwi i zawołał:

- Idzie! Poznaję jego kroki!

Pozostali odwrócili się w napięciu i rzeczywiście, nie minęło parę sekund, gdy

w uchylonych drzwiach pokazał się Emanuel. Elise podbiegła do niego i rzuciła mu

się na szyję. Przytulił ją mocno.

background image

- Biedna Elise, musiałaś się okropnie przerazić. Carlsen opowiadał mi, że

myślałaś, iż nie żyję.

Pokiwała głową i poprowadziła go do stołu.

- Usiądź, pewnie jesteś zmęczony! Biedaku, jak ty wyglądasz? Twarz masz

całą podrapaną. Albo może pójdziemy do salonu? Tu jest bałagan.

Mama nastawiła kawę, a Kristian i Peder porzucili swoje zajęcia i poszli za

nimi do salonu, ciekawi, co usłyszą.

Emanuel siadł wygodnie na sofie i objął Elise ramieniem.

- Wciąż właściwie nie wiem, co się stało. Pamiętam tylko, że nagle poczułem

silne uderzenie w głowę, aż mi gwiazdy zawirowały przed oczami i strasznie mnie

zabolało. Więcej nic nie wiem. Ocknąłem się dopiero w szpitalu.

- Nie słyszałeś, że ktoś za tobą idzie? Myślisz, że napastnik był jeden czy

może było ich kilku?

Emanuel pokręcił głową.

- Nic nie zauważyłem, nic nie słyszałem, nagle po prostu ktoś mnie uderzył.

- Nikt nie krzyknął nawet „ręce do góry”? - Peder stał za fotelem i wpatrywał

się w Emanuela z napięciem.

- Nic nie słyszałem - uśmiechnął się Emanuel. - Chcieli mi ukraść portfel, więc

pewnie skradali się cicho. A ja zresztą rozmyślałem o Elise i o ślubie, więc nic nie

zauważyłem. - Popatrzył na nią i przytulił ją do siebie. - Co się stało, tego już nie

cofniemy. Cieszmy się jednak, że tylko tak to się skończyło. Dlaczego myślałaś, że

nie żyję?

- Evert opowiedział, że chłopaki na ulicy rozmawiali między sobą, że w nocy

na wzgórzu Aker znaleziono martwego mężczyznę. Mimo wszystko tak wiele osób

nie wraca samotnie nocą do domu w tej okolicy, więc pomyślałam od razu o tobie.

Większość jeździ bryczkami.

- Dziwne, że się rozchodzą takie plotki.

- Nie, to nie jest dziwne. Ktoś zatelefonował po policję, a ponieważ straciłeś

przytomność i nie ruszałeś się, sądzili, że nie żyjesz.

Mama przyniosła kawę, a na talerzu kromki chleba z serem.

- Dziś zjemy kolację w saloniku zamiast w kuchni. Taki radosny dzień trzeba

jakoś uczcić. A co ze ślubem, Emanuelu? Dasz radę stanąć przy ołtarzu w sobotę?

Emanuel uśmiechnął się.

- Oczywiście. Otrzymałem telegram od rodziców. Przyjadą. Ciotka Ulrikke

background image

także. Oscar Carlsen zamówił rodzicom pokój w hotelu, bo nie chcieli sprawiać

kłopotów, a ciotka Ulrikke zatrzyma się u Carlsenów na wzgórzu. Carlsen znalazł

ogłoszenie w gazecie, w którym reklamował się nowy hotel na Akersgaten.

„Przyjemne pokoje do wynajęcia dla wracających z pogrzebu, którzy chcą wypłakać

się w spokoju”. Ciekawe, czy ojciec sam zażyczył sobie tego hotelu, czy też to

Carlsen dokonał wyboru - zaśmiał się Emanuel, ale Elise nie było do śmiechu. Mamie

zresztą też nie. Peder nie zrozumiał dowcipu.

- A dlaczego mają płakać? - dopytywał się.

Elise uśmiechnęła się do niego uspokajająco i wyjaśniła:

- Emanuel tylko żartował. Uważa, że to zabawne, iż jego rodzice zamieszkają

w hotelu odwiedzanym głównie przez gości wracających z pogrzebów, skoro sami

przyjeżdżają na ślub i wesele.

- Nie wolno się z tego śmiać! - Oczy Pedera napełniły się łzami, odwrócił się

na pięcie i wybiegł z salonu.

- Płacze, bo się przestraszył - wyjaśniła Elise. - Mało brakowało, a byłby to

twój pogrzeb.

Emanuel wstał i szybko wyszedł za Pederem, by go pocieszyć. Mama posłała

Elise wzruszone spojrzenie i odezwała się cicho:

- Nie ma się co dziwić, że tak go wszyscy pokochaliśmy!

Kiedy chłopcy poszli spać, Elise i Emanuel usiedli na ganku. Słońce powoli

chowało się za wierzchołkami drzew na zachodzie, a pogodne niebo okryło się złotą

poświatą. Objął ją ramieniem i przytulił mocno.

- Przestań się już tym zadręczać, Elise. Oni sami się na pewno przestraszyli

tym, co się stało. Na pewno nie spodziewali się, że ktoś mnie zobaczy i zadzwoni po

policję.

- Mówisz „oni”, sądzisz więc, że było ich więcej? Pokiwał głową.

- Myślisz, że to ci, którzy szli za nami od Tivoli?

- Obawiam się, że tak.

- A więc twoim zdaniem to nie był zwyczajny napad?

- Nie. Wydaje mi się, że wzięli mój portfel tylko po to, by upozorować

kradzież. Nie miałem w nim wiele koron i pewnie nie spodziewali się po mnie

większych pieniędzy.

- Myślisz, że mają coś wspólnego z bandą Lorta - Andersa?

- Sądzę, że zostali nasłani przez Johana.

background image

- Nie, do Johana to niepodobne! On nie jest taki!

- Lepiej nie kłóćmy się już o to, Elise. Może słyszał, że dobrze nam razem, i z

zazdrości postanowił się zemścić?

- Bardzo możliwe, że wymyślili coś takiego kompani Lorta - Andersa, którzy

zawsze chuliganili, ale wątpię, by Johan chciał coś takiego zrobić. Nie nasłałby też

innych, by to zrobili za niego.

Emanuel zagryzł wargi. Miała wrażenie, że jej nie wierzy.

- Nie rozmawiajmy już o tym. Od tej pory będę pilnował, by nie wracać

samemu do domu po zmroku. A na przyszłość musimy być czujni i mieć oczy wokół

głowy. Z czasem znudzi im się śledzenie nas. Pamiętasz, jak ci się zdawało, że ktoś

czai się za tobą, kiedy poszłaś odwiedzić Oline? Potem zamknęli nas w komórce na

noc, nie wspominając już o tym, co spotkało ciebie w powrotnej drodze z Akershus.

Zbyt wiele się wydarzyło, by można to uznać za zbieg okoliczności, Elise. Kryją się

za tym wszystkim ci sami ludzie, a jeden z nich pociąga za sznurki.

Elise popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Chyba nie sądzisz, że Johan nakłoniłby któregoś ze swoich kompanów, by

mnie zgwałcił?

- Przyznaję, że brzmi to dość dziwnie, ale znajdujesz inne wytłumaczenie?

- Lepiej nie rozmawiajmy na ten temat, Emanuelu. Jestem szczęśliwa, że znów

cię widzę i że jesteś cały i zdrowy. Wiesz już, kiedy przyjadą twoi rodzice?

- Dzień wcześniej, w piątek. Oscar Carlsen wspominał, że zaprosił ich w

piątek wieczorem na kolację. Ty też musisz przyjść.

- Jesteś pewien, że oni życzą sobie, bym przyszła? Emanuel zaśmiał się cicho:

- Oczywiście, że panna młoda musi się pojawić.

- Ale ja z mamą planujemy piec ciasta w tym dniu. A jeśli będę musiała zostać

w fabryce po godzinach, nie wrócę do domu przed ósmą - próbowała się wyłgać Elise,

bo wiedziała dobrze, że w te upały nie ma nadgodzin. Ale na samą myśl, że miałaby

przyjść na przyjęcie do Carlsenów razem z rodzicami Emanuela i jego ciotką, oble-

wała się zimnym potem.

- A twoja mama nie może sama upiec ciast przed południem? Przecież jest w

domu przez cały dzień?

- Wiesz dobrze, że po chorobie nie odzyskała jeszcze pełni sił.

- Oni ci nic nie zrobią, Elise - odezwał się Emanuel cicho po dłuższej chwili

milczenia.

background image

- A co z Karolinę? Ona też będzie?

- Na pewno nie zechce opuścić swojego pokoju.

- Jest tam też Agnes, która mnie nienawidzi.

- A co ona może ci zrobić, jeśli będziesz siedziała w salonie razem ze mną i z

moimi rodzicami?

Elise nie odezwała się, ale wydawało jej się, że czeka ją koszmar. Emanuel

roześmiał się cicho, ujął w dłoń jej podbródek i podniósł ku sobie jej twarz.

- Panna młoda ma prawo się denerwować. To najzupełniej normalne.

Odszukał jej usta, ale gdy usłyszał zbliżające się kroki, odsunął się.

W uchylonych drzwiach pokazała się mama.

- Myślę, Emanuelu, że powinieneś wracać do domu, zanim się zacznie

ś

ciemniać.

- O, jeszcze długo, nim zapadną ciemności, pani Lovlien.

- Ale powinieneś pójść, kiedy na ulicach kręcą się jeszcze ludzie.

- Mama ma rację - poparła ją Elise i wstała. - Chcę, żebyś był cały i zdrowy,

kiedy będziemy stać przed ołtarzem. - Powiedziała to żartem, ale poczuła ogarniający

ją niepokój. - Odprowadzę cię kawałek.

Emanuel wstał ze śmiechem.

- I co, potem będziesz wracać sama? Za kogo ty mnie masz? Mama cofnęła się

do środka, a Emanuel, objąwszy Elise, powiedział:

- Pragnąłbym tak siedzieć z tobą na ganku przez całą noc aż do świtu.

Elise roześmiała się wtulona w jego gorącą szyję.

- Nie wiem, czy po takiej nocy dałabym radę stać przy maszynie przez

dwanaście godzin.

Westchnął.

- Kiedy dostanę podwyżkę, będziesz mogła rzucić pracę w fabryce. -

Pocałował ją i wypuścił z objęć. - Dobranoc, ukochana. Jutro przed południem muszę

pozałatwiać różne sprawy, ale przyjdę wieczorem. Przyniosę przy okazji trochę ubrań

dla was, żebyście sobie obejrzeli. Kapitan Sorby obiecała znaleźć coś odpowiedniego

dla wszystkich.

Elise pokiwała mu na pożegnanie, a kiedy zniknął jej z oczu, weszła do

ś

rodka.

Mama właśnie szykowała się do snu.

- Kładź się do łóżka, Elise. Musisz się wyspać, by wytrzymać w pracy cały

background image

dzień w tym upale.

Kiedy jednak Elise ułożyła się wygodnie, sen jakoś nie chciał na nią spłynąć.

Myślami powróciła do Johana. Jak Emanuel w ogóle mógł pomyśleć, że to Johan stoi

za napadem na niego? Przecież tyle o nim słyszał od Anny i ode mnie! Powinien

wiedzieć, że Johan nie jest z takich. Jeśli dowiedział się o ich ślubie, to bardziej

prawdopodobne, że napełniło go to smutkiem i żalem. Albo pełnym niedowierzania

zdumieniem, że tak szybko znalazła sobie innego i pośpiesznie wychodzi za mąż.

Przez moment wróciło wspomnienie ubiegłego lata i tamtego dnia na polanie.

Myśl ta napełniła ją bólem, zmusiła się więc, by ją odsunąć od siebie. Przecież to

Johan nie chciał już być z nią związany zaręczynami, nie ona! „I tak by z tego nic nie

wyszło...” - napisał.

W następnej chwili wyobraziła sobie uśmiechniętą i radosną twarz Emanuela,

który zawsze był przyjazny i troskliwy. A potem znów przypomniał jej się Peder, jak

uszczęśliwiony, z błyszczącymi oczyma, poderwał się ze stołka i rzucił jej się na szyję

z radości tamtego ranka, gdy oznajmiła, że wychodzi za mąż za Emanuela. Peder też

bardzo lubił Johana i bardzo był przybity, gdy go aresztowano, ale mimo to pokochał

Emanuela.

Słusznie postąpiłam, przyjmując oświadczyny, stwierdziła stanowczo.

Mimo że nie przypuszczała, by napastnicy znów zaatakowali Emanuela, nie

mogła uwolnić się od strachu. Denerwowała się, że Emanuel wracał sam tą samą

drogą, na której go napadnięto, a sama też zerkała nerwowo na wszystkie strony w

drodze do fabryki i z powrotem.

Wśród robotnic stopniowo rozeszła się wieść o Emanuelu i wszystkie pytały,

co się właściwie stało, a gdy się dowiedziały, ogarnął je niepokój. Świadomość, że

gdzieś w pobliżu czai się jakiś zbir, napawała je strachem o siebie i najbliższych.

Najbardziej bały się, oczywiście, te matki, które zostawiały małe dzieci same w domu.

Elise starała się ją przekonać, że to byli złodzieje i chodziło im o kradzież pieniędzy, i

ż

e raczej nie włamują się do ubogich domów, gdzie trudno się spodziewać jakichś

łupów. Nie udało jej się jednak uspokoić przestraszonych kobiet.

Kiedy po skończonym dniu pracy wracała do domu, już z daleka zauważyła

Emanuela. Właśnie wnosił do domu jakieś rzeczy. Do tej pory przewiózł ze swego

pokoju u Carlsenów tylko pluszową sofę i fotele, teraz wyglądało na to, że

wprowadza się na dobre.

Zauważył ją i pokiwał ręką ożywiony, po czym pośpiesznie ruszył jej na

background image

spotkanie.

- Nie podchodź do mnie za blisko, bo cała śmierdzę! - zawołała ze śmiechem.

- Muszę czym prędzej zdjąć z siebie te ubrania i zmyć z siebie fabryczny kurz.

- Myślisz, że się tym przejmuję? - odparł, obejmując ją w talii. - Zacząłem się

wprowadzać. Wozak pomógł mi przewieźć łóżko, które już stoi w sypialni.

- A na czym będziesz spał dziś w nocy?

- Carlsenowie udostępnili mi pokój gościnny na ten czas, gdy opróżniam

pomieszczenia na poddaszu.

Wypuścił ją z objęć i pociągnął za sobą ożywiony.

- Mam też dla was ubrania. Dla ciebie piękną czarną suknię ślubną, białe

koszule i spodnie do kolan dla chłopców, a także suknie dla twojej mamy i Hildy.

Armia dostała te ubrania w darze, więc możemy je pożyczyć nieodpłatnie.

Elise nie zdołała stłumić zawodu, że suknia ślubna jest w kolorze czarnym. W

czasopismach Agnes widziała piękne śnieżnobiałe suknie z długim trenem i welonem.

Dawniej suknie do ślubu musiały być czarne, ale teraz nie obowiązywała już taka

moda.

- Ciekawe, czy będzie na mnie dobra - wykrztusiła. Wszystkie ubrania były

przewieszone przez oparcia krzeseł w saloniku. Mama przymierzała właśnie suknię

przeznaczoną dla niej, też czarną, z wysoką stójką i drobnymi zakładkami na biuście,

ale nazbyt obszerną. Nie było jej w niej do twarzy, Elise jednak nie miała serca, by to

powiedzieć.

- Możemy ją trochę zwęzić - zaproponowała tylko.

- Jak to zwęzić? - mama spojrzała na nią przerażona. - Przecież to nie nasza

suknia.

- Przecież nic się nie stanie, jeśli delikatnie zbierzemy materiał z boku, a zaraz

następnego dnia po ślubie wyprujemy nici i rozprasujemy szwy. A koszule i spodnie

pasują na chłopców?

Mama pokiwała głową z uśmiechem.

- Gdybyś widziała, jak ładnie w tym wyglądają. Ledwie ich poznałam. - Zaraz

jednak jej uśmiech zgasł. - Żeby tylko udało nam się pozbyć wszy z włosów Pedera.

Szare mydło nie pomogło.

- Nikt nic nie zauważy. Będą zajęci czym innym.

Elise ostrożnie podniosła suknię ślubną. Była uszyta z pięknego jedwabiu i

miała śliczny fason. Ponadto był to jej rozmiar.

background image

- Pójdę do sypialni, umyję się i przebiorę.

Kiedy po długim czasie wkroczyła uroczyście do kuchni ubrana w suknię

ś

lubną i uczesana w kok, zauważyła pełne zachwytu spojrzenie Emanuela.

Utwierdziło ją to w przekonaniu, że prezentuje się nie najgorzej. Podszedł do niej i

pocałował w policzek.

- Właściwie pan młody nie powinien oglądać panny młodej w ślubnej sukni

przed ceremonią, ale cieszę się, że miałem taką okazję, Elise. Wyglądasz zjawiskowo!

Uśmiechnęła się zadowolona i wymknęło jej się:

- Zaczynam się nawet cieszyć, pomimo wszystko.

- Pomimo wszystko? Nie cieszyłaś się przez cały czas?

- Owszem, ale... bardziej się boję. Roześmiał się i objął ją, mówiąc:

- Jesteś słodka, Elise, ale teraz zdejmij już tę odświętną suknię, bo musisz mi

pomóc. Trzeba zadecydować, gdzie wstawić różne rzeczy. Przywiozłem zarówno

lustro, jak i obrazy do powieszenia na ścianie. Musimy to wszystko zrobić dzisiaj, bo

jutro jesteśmy zaproszeni do Carlsenów, pamiętasz.

Peder i Kristian wpadli z hałasem i wnet wszyscy pomagali wnosić do środka

to, co przywiózł Emanuel. Nie zdążyli ze wszystkim, gdy chłopcy musieli już się

kłaść spać, ale i tak ich dom zmienił się nie do poznania. Na ścianie w saloniku

wisiało dużo obrazów, na podłodze leżał tkany dywanik, a na małym stoliku stała

palma w doniczce.

Komoda Emanuela zastała umieszczona na węższej ścianie w sypialni. Łóżko

było wystarczająco szerokie, by można było je potraktować jako łoże małżeńskie.

Wykonane z ciężkiego ciemnobrązowego drewna mahoniowego, wyglądało bardzo

solidnie. Na podłodze w sypialni także leżał dywanik, a na komodzie Elise postawiła

niewielkie gipsowe figurki. Emanuel chciał je początkowo umieścić w salonie, ale

Elise obawiała się, że młodsi bracia niechcący zrzucą je na podłogę, gdy jak zwykle

wpadną z hukiem z podwórza.

- No, teraz mogą przyjeżdżać goście weselni! - klasnęła w ręce Elise i

rozejrzała się wokół zadowolona. - W takim pięknym domu jeszcze nigdy nie

mieszkaliśmy!

Peder i Kristian rozglądali się wokół z nabożeństwem, a mama wycierała

ukradkiem łezkę.

Emanuel spojrzał na zegarek, który wyjął z kieszonki, i oznajmił:

- Chyba już będę wracał. Carlsenowie chcieli dziś zjeść ze mną kolację.

background image

- A Elise musi się położyć wcześniej - wtrąciła mama. - Bo coś mi się zdaje,

ż

e niewiele spała wczorajszej nocy.

- Ja? - popatrzyła na mamę zdziwiona.

- Kręciłaś się i wierciłaś, ciężko wzdychając, a kiedy wreszcie zasnęłaś,

mówiłaś coś przez sen i niespokojnie przewracałaś się z boku na bok.

Elise przypomniało się, że myślała o Johanie, więc nie podjęła tematu.

Odprowadziła Emanuela na dwór.

Stali przez chwilę objęci, wreszcie Emanuel uwolnił się niechętnie.

- Został jeszcze tylko jeden dzień, Elise - rzekł i pocałował ją na odchodnym. -

Muszę wytrzymać jeszcze jeden dzień. Nie wiesz, czy będziesz pracować jutro w

fabryce po godzinach?

- Myślę, że nie. Kierownictwo zrozumiało, że jest za gorąco. Dużo robotnic

mdleje.

- To dobrze. Zdążysz więc przyjść na siódmą?

- Spróbuję.

Pokiwała mu na pożegnanie, ale odwróciła się dopiero, gdy zniknął między

budynkami fabrycznymi. Znów ogarnął ją strach, ale zmusiła się, by mu się nie

poddać. Emanuel miał chyba rację, mówiąc, że jest mało prawdopodobne, by w tak

krótkim odstępie czasu złodzieje znów odważyli się na niego napaść.

Zamierzała otworzyć drzwi, gdy z przedsionka wyszła mama.

- Jeszcze nie poszedł? - zapytała.

- Owszem, poszedł.

- Uważam, że niepotrzebnie kusi los, wracając do domu tak późnym

wieczorem, po tym, co się stało.

- Nie odważą się napaść na niego znowu, mamo. Na pewno wiedzą, że policja

pilnuje teraz uważnie tamtego terenu.

- Chyba nie zdajesz sobie sprawy, co to są za ludzie. Elise westchnęła ciężko.

- Owszem, wiem to lepiej niż ktokolwiek inny. Mama popatrzyła na nią, ale

nic nie odpowiedziała.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Elise zbliżała się do willi państwa Carlsenów spocona ze zdenerwowania.

Zdążyła po pracy wpaść tylko na chwilę do domu, umyć się i przebrać w niedzielną

sukienkę. Żeby się nie spóźnić na kolację, biegła niemal całą drogę. Niesforne

background image

kosmyki uwolniły się z długiego zaplecionego warkocza i opadły luźno przy uszach.

Na pewno jestem czerwona na twarzy, a sukienka lepi mi się do pleców, pomyślała z

rezygnacją. Wyobrażam sobie, jak będę się różnić od pozostałych kobiet na kolacji!

Karolinę pewnie pojawi się blada i wypielęgnowana, w białej, szerokiej sukni ze złotą

broszką na szyi, skropiona pachnącymi perfumami. Jej gładkie dłonie nigdy nie

dotykały ługu. Co też temu Emanuelowi przyszło do głowy, żeby wybrać sobie na

ż

onę biedną robotnicę z szorstkimi dłońmi, ubraną w skromne ubrania. Nic dziwnego,

ż

e jego rodzice tak zareagowali.

Zdążyła właśnie dojść do furtki, gdy dostrzegła wyłaniającą się pośpiesznie

zza rogu domu postać. Agnes! Taki pech! Pocieszała się przez cały czas, że Agnes nie

jest pokojówką, więc na pewno nie pojawi się na przyjęciu, a teraz wpada wprost na

nią!

Nabrała głębokiego oddechu i wyprostowała się, tłumacząc sobie po raz

kolejny, że to nie jej wina, iż Agnes zakochała się w Emanuelu.

Agnes też ją zauważyła i zwolniła kroku. Trzymała w ręce kosz, zapewne

wysłano ją po coś do sklepu, bo na pewno o tej porze nie miała jeszcze wolnego.

- Witaj, Agnes! - odezwała się Elise, powoli przechodząc przez furtkę.

Dawna przyjaciółka nie odpowiedziała.

- Idziesz do domu? - zapytała Elise, orientując się natychmiast, jak głupio

zabrzmiały jej słowa. Nie wiedziała jednak, co powiedzieć.

- Do domu? - prychnęła Agnes. - Myślisz, że ja wracam do domu o siódmej

wieczorem?

Tym razem Elise nie odpowiedziała.

- A więc wybierasz się na eleganckie przyjęcie? Jak ty tego dokonałaś, Elise?

Przecież nigdy nie umiałaś podrywać chłopaków.

Elise popatrzyła na nią bez słowa. Agnes najwyraźniej wciąż była na nią

wściekła, uznała więc, że lepiej będzie nie podejmować tematu.

- Podobno Johan został rzeźbiarzem i tak świetnie sobie radzi, że chwali go

sam dyrektor więzienia.

- Tak, słyszałam - potwierdziła Elise. - Anna dostała od niego list.

- Znam kogoś, kto ma kontakty tam za murami. Opowiadał, że więźniowi,

który wyrzeźbił lwy stojące przed gmachem parlamentu, darowano karę w nagrodę za

to piękne dzieło. Mimo że był skazany za morderstwo! Johan więc na pewno wkrótce

wyjdzie z więzienia.

background image

Elise popatrzyła na nią zdumiona.

- To możliwe?

- Jasne. Skoro zrobili takie ustępstwo dla jednego, zrobią oczywiście i dla

drugiego. - Zaśmiała się zimnym, nieprzyjemnym śmiechem i dodała: - Tylko patrzeć,

jak wróci. Może nawet pojawi się jutro w kościele? Zazdrosny i wściekły... to by

dopiero było! A ty sądziłaś, że będzie siedział za kratkami przez cztery lata! Gdybyś

wiedziała, że może cię wybawić z kłopotu, nie potrzebowałabyś kraść chłopaka

przyjaciółce sprzed nosa. Zejdź mi z drogi, bo się śpieszę!

Przemknęła obok niej i zatrzasnęła za sobą z hukiem furtkę, pozostawiając

Elise wzburzoną. Czy to możliwe, by Agnes miała rację, że Johanowi zostanie

darowana kara ze względu na jego zdolności rzeźbiarskie? Czy wyjdzie z więzienia

jeszcze tego lata? Kolana się pod nią ugięły.

A może już jest na wolności...

Czy to on... Nie, Johan nie jest taki. On nigdy nie pobiłby człowieka, nie

potrafiłby skrzywdzić muchy! Niech Emanuel mówi sobie, co chce, nie nakłoni jej

jednak, by uwierzyła, że Johan jest łajdakiem. Zna go przecież dobrze. Znają się całe

swoje życie. Wie, że jest szlachetny i miły tak jak Anna.

Wzięła się w garść i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.

Otworzyła jej ta sama pokojówka co ostatnio. Elise nie musiała się więc

przedstawiać ani tłumaczyć, w jakiej przyszła sprawie. Służąca wpuściła ją do środka,

mówiąc: „Proszę do salonu”, i poprowadziła długim korytarzem. Po obu jego stronach

znajdowały się drzwi z masywnymi mosiężnymi klamkami. Zastanawiała się, do

jakich prowadzą pomieszczeń. Wiedziała tylko, że po lewej stronie z brzegu jest

biblioteka.

Służąca otworzyła trzecie drzwi na lewo i skierowała Elise do dużego jasnego

pomieszczenia, którego okna wychodziły na cmentarz Chrystusa Zbawiciela. Wokół

dużego okrągłego stołu siedzieli jacyś goście i nagłe wszystkie twarze zwróciły się w

jej stronę. Elise najchętniej zapadłaby się pod ziemię.

Ale wtedy otworzyły się skrzydła drzwi do pokoju obok i ukazał się w nich

Emanuel.

- Jesteś, Elise! - powiedział i pośpiesznie wyszedł jej na spotkanie. Uchwycił

jej dłonie i uśmiechnął się ciepło. - Biedactwo, wyglądasz na zmęczoną i zgrzaną. -

Ujął jej łokieć i poprowadził do stołu. - Moich rodziców już poznałaś - zaczął

prezentację, wskazując na swoją mamę.

background image

Elise ukłoniła się, a mama przywitała się z nią bez słowa, podczas gdy ojciec

wstał i uścisnął jej dłoń.

- A to moi gospodarze, pan Oscar Carlsen i jego żona Betzy. To ich córka

Karolinę oraz moja ciocia Ulrikke.

Elise widziała przed sobą jedynie rozmazane twarze, jeszcze nigdy w swoim

ż

yciu tak się nie denerwowała. Serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe, zaschło jej w

ustach, a ręce miała lodowate. Nie słyszała, co do niej mówią, nie wiedziała, co robi, i

marzyła tylko o tym, by znaleźć się jak najdalej stąd. Czuła na sobie krytyczne

spojrzenia i chłodną rezerwę, zupełnie jakby otoczyli ją murem niechęci. Emanuel

powinien mi tego oszczędzić, pomyślała, ale on, uśmiechnięty i serdeczny jak zwykle,

zdawał się nie zauważać, jacy wszyscy są milczący i przybici! Bo przecież pewnie nie

zachowują się tak zazwyczaj.

Weszła pokojówka i oznajmiła, że podano do stołu, wszyscy więc wstali i

udali się do pomieszczenia obok, które okazało się jasną przestronną jadalnią z

oknami wychodzącymi od zachodu na Ullevalsveien, a od południa na cmentarz.

Jadalnię zdobiły duże palmy w potężnych miedzianych donicach umieszczone na

specjalnych, wysokich postumentach na kwiaty. Przy jednej ze ścian stało pianino, a

nad stołem wisiał przepiękny żyrandol, w którym paliło się mnóstwo świec.

Stół był nakryty białym obrusem, porcelanową zastawą i lśniącymi kieliszkami

ze szkła. Na samym środku znajdował się podłużny wazon ze srebra, wypełniony

kwiatami w różnych barwach. Mimo zdenerwowania Elise z zafascynowaniem

wpatrywała się w pięknie udekorowany stół. Gdyby mama to widziała!

Na szczęście posadzono ją obok Emanuela. Naprzeciwko niej usiadła

Karolinę. Elise nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy podczas prezentacji, teraz jednak

zerknęła na nią ukradkiem. Tak jak pomyślała za pierwszym razem, gdy ją zobaczyła,

dziewczyna nie wyróżniała się urodą, za to była pięknie ubrana w białą suknię z

wysoką stójką i z koronkami zarówno na staniku, jak i na długich rękawach. Widząc

jej pełne wrogości spojrzenie, Elise pośpiesznie odwróciła wzrok.

Ręce jej drżały, gdy miała zacząć jeść z drogich porcelanowych talerzy i

unieść kieliszek z cienkiego szkła. Żebym tylko nie przyniosła wstydu Emanuelowi,

myślała. Co by było, gdyby kieliszek wypadł mi z dłoni albo gdybym poplamiła

obrus! Mimo że była bardzo głodna, jedzenie stawało jej w gardle. Nie miała nawet

pojęcia, co wkłada do ust. Głosy biesiadników zlewały się w jeden szum, nie

rozróżniała słów i nie miała pojęcia, na jaki temat toczy się rozmowa. Dopiero gdy

background image

pan Carlsen zwrócił się nagle do niej, wytężyła całą swoją uwagę.

- Musi się pani na to przygotować, panno Loylien. Słyszałem, że już wielu

mężczyzn zmobilizowano.

Elise popatrzyła na niego zdumiona. Nie miała pojęcia, o czym mówi, ale

zabrakło jej odwagi, by powiedzieć, że nie słuchała uważnie rozmowy.

- Chyba słyszała pani o mobilizacji? - spojrzał na nią surowo. Pokiwała głową

zarumieniona. Pewnie ma mnie za kompletną idiotkę, jeśli sądzi, że mogłabym nie

wiedzieć tego, o czym huczy całe miasto, pomyślała.

- Powoływani są mężczyźni pomiędzy dwudziestym a trzydziestym piątym

rokiem życia. I co warto zauważyć, nawet ci, którzy odbyli obowiązkową służbę

wojskową. Może być wojna, panno Lovlien. Chyba jest pani tego świadoma?

Pokiwała znów głową.

- Bjornstjerne Bjornson jest poważnie zaniepokojony i twierdzi, że tej wojny

nie da się uniknąć. Duża grupa mężczyzn otrzymała już karty mobilizacyjne.

Spotkałem pewnego piętnastoletniego chłopca, którego zadaniem jest roznoszenie

takich kart. Do tej pory z ożywieniem mówił o grożącej nam wojnie i zafascynowany

patrzył na pociągi wiozące rozśpiewanych żołnierzy, których wysyłano na wschód, w

stronę granicy ze Szwecją. Ale pewnego dnia przyszedł do chaty położonej głęboko w

lesie Ostmark, gdzie mieszkał młody drwal z żoną i maleńką córeczką. Siedzieli przy

kolacji, kiedy ów chłopak się pojawił. Gdy tylko młody drwal zobaczył go w drzwiach

z kartą mobilizacyjną, zrozumiał, o co chodzi. Wyjaśnił wszystko żonie i wstał od

stołu. Żona rozpłakała się i rzuciła mu się na szyję, a dziecko też się rozszlochało.

„Nagle zobaczyłem gorycz wojny”, stwierdził ów chłopak. Nie potrafił wymazać tego

wspomnienia z pamięci.

Przy stole zrobiło się cicho, gdy Oscar Carlsen kończył swoją opowieść.

Pani Ringstad popatrzyła zmartwiona na swojego syna i zapytała:

- Chyba jeszcze nic do ciebie nie dotarło, Emanuelu? W odpowiedzi pokręcił

głową.

- Na razie jeszcze nic. Ale nawet jeśli zostanę zmobilizowany, to wcale nie

jest pewne, czy wojna wybuchnie. Wielu uważa, że Szwedzi uczynią wszystko, by jej

uniknąć.

- Az tym się zupełnie nie zgadzam! - Oscar Carlsen posłał mu przywołujące do

porządku spojrzenie. - Wielu czołowych Szwedów twierdzi, że należy sprzeciwić się

temu, co wydarzyło się siódmego czerwca.

background image

Karolinę popatrzyła na Elise nad stołem i zagadnęła ją:

- Jak poradzicie sobie z rodziną w domu majstra, jeśli Emanuel będzie musiał

wyruszyć na wojnę, panno Lovlien? Czy w fabryce zarabia pani wystarczająco, by się

utrzymać?

Elise odchrząknęła i odpowiedziała:

- Moja mama zapewne podejmie pracę w sklepie kolonialnym, przynajmniej

na kilka godzin dziennie. - Zamilkła i dodała jeszcze: - Poza tym moi młodsi bracia

starają się o to, by dostać pracę jako gazeciarze albo pomocnicy wozaków. Mogą

pracować przed i po szkole. Myślę, że jakoś sobie poradzimy.

Tak naprawdę wiedziała, że nie są w stanie opłacić czynszu za dom bez pensji

Emanuela, ale nie miała ochoty dać tej satysfakcji Karolinę.

Ta uśmiechnęła się z wyższością:

- A cóż może zarobić taki gazeciarz!

- Może zarobek nie jest duży, ale chłopcy dostają dodatkowo kilka bochenków

czerstwego chleba.

Karolinę popatrzyła na nią z ciekawością i stwierdziła:

- Najwyraźniej nie jesteście zbyt wymagający.

- Rodziny robotnicze nie mogą sobie na to pozwolić. Karolinę przeniosła

wzrok na Emanuela i zagadnęła go:

- Dla ciebie musi to być dziwne. Przywykłeś wszak do pięknych pokoi w

Ringstad i do smacznego jedzenia podawanego przez twoją mamę.

- Już od prawie ośmiu lat nie mieszkam w domu, Karolinę.

- Ale mieszkałeś tu u nas, a to prawie tak samo. Dla ciebie będzie to z

pewnością duża zmiana w życiu. Papa mówi, że taki kasjer nie zarabia wiele.

- Bardzo sobie ceniłem możliwość mieszkania u was, ale przecież dobrze mnie

znasz i wiesz, że dla mnie takie sprawy nie mają znaczenia. Gdyby miały, nie

służyłbym w Armii Zbawienia.

- Jesteś niepoprawnym marzycielem, Emanuelu. Ale łatwo mieć ideały, żyjąc

samemu w dobrobycie. Co innego chodzić i pomagać biednym, a co innego samemu

cierpieć biedę, prawda, panno Lovlien? Papa mówi, że ktoś, kto nigdy nie kładł się

spać głodny, nie zrozumie, co to znaczy. - Zwracając się ponownie do Emanuela,

dodała: - Przywykłeś do tego, że wracasz do ciepłego domu, gdzie służąca pali ci w

piecu. Teraz poczujesz, jak się żyje w biedzie. Wcale nie jest takie pewne, czy temu

podołasz. Prawda, papo? - szukała potwierdzenia u ojca, który siedział po jej prawej

background image

ręce.

Oscar Carlsen uśmiechnął się wyraźnie zażenowany.

- Chyba niedokładnie tak się wyraziłem, Karolinę, ale rzeczywiście

stwierdziłem, że najlepiej, jeśli małżonkowie pochodzą z tych samych środowisk.

- Nie, powiedziałeś, że Emanuel nie wie, co robi, i wcale nie jest pewne, czy

długo wytrzyma w tym związku.

Elise zauważyła, że Emanuel zmusza się, by nie wybuchnąć gniewem.

- Założymy się, Karolinę? - odezwał się z pozorną wesołością, ale ręce mu

zadrżały.

- Dobrze. Stawiam sto koron, że wrócisz tu do nas najpóźniej za rok.

Rozmowy przy stole ucichły i wszyscy przysłuchiwali się wymianie zdań

pomiędzy Karolinę, jej ojcem, Emanuelem i Elise.

- Ależ Karolinę! - Betzy Carlsen była najwyraźniej wstrząśnięta zachowaniem

swojej córki.

Karolinę posłała jej skruszone spojrzenie i wyjaśniła:

- To był tylko żart. Nie domyśliłaś się?

- Zakładam się o sto koron, że dotrzymam przysięgi, którą jutro złożę Elise

przed ołtarzem, i nie opuszczę jej aż do śmierci. - W głosie Emanuela nie było śladu

wesołości.

- Cóż to za osobliwa konwersacja - wtrąciła się ciotka Ulrikke, która siedziała

wyprostowana w czarnej sukni z wysoką stójką, do której przypięła złotą broszkę, a

jej uszy zdobiły złote kolczyki. Przez rzadkie siwe włosy spięte w ciasny kok

prześwitywała łysina.

- Oni tylko żartują, ciociu - przepraszającym tonem usprawiedliwiła ich pani

Ringstad. - Młodzi mają specyficzne poczucie humoru.

- Tak, rzeczywiście, muszę to stwierdzić - oznajmiła ciotka, posyłając

Karolinę surowe spojrzenie, wywołując rumieniec na twarzy dziewczyny.

Elise starała się zjeść trochę, bo jeszcze nigdy nie widziała naraz tyle dobrego

jedzenia. Zrobiło jej się przykro, że z jej powodu przy stole zapanował nieprzyjemny

nastrój. Domyśliła się, że u Carlsenów dyskutowano z ożywieniem wyjawione przez

Emanuela plany matrymonialne. Nie wiadomo, czy pan Carlsen użył takich stwier-

dzeń jedynie po to, by pocieszyć córkę, czy rzeczywiście takiego był zdania, zapewne

jedno i drugie. Najważniejsze, że odwiódł Karolinę od głodówki.

Nagle przypomniało jej się, co powiedziała Agnes, gdy się spotkały przed

background image

willą. Zaszokowała ją wiadomość, że Johan może wyjść z więzienia jeszcze w tym

roku. Ciekawe, czy zaproponowałby jej małżeństwo, gdyby się dowiedział, że

spodziewa się dziecka?

Zapewne nie uwierzyłby jej, gdyby powiedziała, że została zgwałcona przez

jednego z przyjaciół Lorta - Andersa. Po tych wszystkich plotkach, jakie doszły do

niego o niej i Emanuelu, byłby przekonany, że to oficer jest ojcem dziecka.

Porzuciła jednak pośpiesznie te myśli. Po co rozważać takie sprawy, kiedy już

przyjęła oświadczyny Emanuela i jutro złoży przysięgę małżeńską przed pastorem i

Bogiem. Emanuel ją kocha i nie dba o to, co mówią Carlsenowie ani jego rodzice.

Więc chyba lepiej przestać się tym przejmować.

- Wczoraj słyszałam osobliwą historię - zagadnęła Betzy Carlsen, chcąc

pokryć kłopotliwe milczenie, jakie zapadło po uwadze ciotki Ulrikke. - Córka

właścicieli willi dwa domy przed nami od dawna źle się czuła. Słabła z dnia na dzień,

a lekarz domowy nie potrafił jej pomóc. Nazywał tę jej przypadłość anemią i podawał

leki na wzmocnienie krwi, ale to nie pomagało. W końcu dziewczyna była tak

wycieńczona, że nie mogła wejść po schodach bez odpoczynku. W swej rozpaczy

matka zaprowadziła ją do znachor - ki w Ekeberg, która nazywa się Anne

Brandfjellene. Kobieta leżała w łóżku, z którego podobno nie rusza się od dwóch lat,

odkąd złamała nogę w udzie.

- Od dwóch lat nie wstaje z łóżka? - odezwały się chórem pani Ringstad i

ciotka Ulrikke.

Elise pomyślała sobie o Annie, ale się nie odezwała. Betzy Carlsen zaś

potwierdziła i opowiadała dalej:

- Znachorka wzięła do ręki wełnianą przędzę, która leżała na pierzynie,

zmierzyła obwód lewego kciuka dziewczyny i nadgarstek i zawiązała na nitce parę

węzełków. Przez chwilę przyglądała się przędzy, potarła ją w palcach i powiedziała:

„Córka ma tasiemca. Trzeba jej podać wieczorem dużą łyżkę nalewki z zapaliczki

lekarskiej, a wówczas tasiemiec umrze w ciągu nocy. A jutro niech przyjmie dużą

dawkę rycyny”. Wrócili do domu i zrobili wszystko, co poleciła znachorka. I

dziewczyna wyzdrowiała.

Opowiadanie gospodyni wywołało duże wrażenie i wnet toczyła się ożywiona

rozmowa na temat znachorek, cudotwórców i niekonwencjonalnych metod leczenia.

Ciotka Ulrikke opowiedziała, że zazwyczaj nosi w kieszeni spódnicy kasztany, które

mają ją chronić przed wszelkimi chorobami. Gdy dokucza jej reumatyzm i łamanie w

background image

kościach, wystarczy, że zaciśnie dłoń na kasztanach. W kieszeni nosi też czarną

wełnianą nitkę z węzełkami, która chroni jej oczy przed jęczmieniem i kurzajkami.

- Jeśli chodzi o reumatyzm i inne bóle, to bardziej wierzę w wyjazdy do

kurortu Hanko i tamtejsze gorące kąpiele borowinowe - wtrąciła Betzy Carlsen. - Że

nie wspomnę o kurorcie Karlstad!

- A ja chcę pojechać do Meran do Austrii! - ożywiła się Karolinę i podniosła

wzrok znad talerza. - Skorzystać z winnych kuracji, a wieczorami chodzić do teatru

lub na koncerty bądź przechadzać się po promenadzie. Można grać też na wyścigach

konnych, jeśli ktoś woli takie rozrywki. Papa obiecał mi taki wyjazd.

- To chyba dość kosztowna wyprawa - odważyła się wtrącić pani Ringstad.

- Nie szkodzi, prawda, papo? - Karolinę uśmiechnęła się do ojca szelmowsko.

- Będziesz miała swoją winną kurację, moje dziecko. Przecież ci obiecałem.

Karolinę zwróciła się do Elise:

- A co wy stosujecie na przeziębienia i wiosenne przemęczenie?

Elise nie miała ochoty jej odpowiadać, bo wiedziała, że Karolinę pyta po to, by

jej dokuczyć.

- Nie stać nas na wizyty u doktora z byle powodu. Przy przeziębieniach zwykle

stawiamy na piecu spodek z terpentyną, tak by powoli parowała, i wdychamy te opary.

Karolinę uśmiechnęła się z wyższością.

- Zabawne, i czego jeszcze używacie?

- Na ból gardła i kaszel obwiązujemy na noc szyję pończochą.

- Tą samą, którą nosicie w ciągu dnia? - Karolinę popatrzyła na nią, jakby

spadła z księżyca, i roześmiała się: - A na grypę?

Elise nie miała ochoty znów zostać wyśmiana, więc odpowiedziała krótko:

- Kamforę. A także napar rumiankowy z dodatkiem jajka i paru kropli

gruszyczki - dodała pośpiesznie, speszona własnym tupetem. Czytała gdzieś o takich

metodach leczenia, ale nigdy ich nie było stać, by nabyć wszystkie potrzebne

składniki.

Betzy Carlsen pokiwała głową z uznaniem.

- Ja też to stosuję. Ale najlepsza jest mikstura kamforowa.

- W moim poradniku lekarskim jest napisane, że grypę wywołują żarłoczne

ż

yjątka, które osiadają w przełyku - skomentowała ciotka Ulrikke. - Najlepiej pomaga

upuszczanie krwi i przystawianie pijawek. Albo okłady na głowę z lodu, no i dieta.

Dieta... w Elise wszystko się gotowało. Kiedy ledwo starcza pieniędzy na

background image

mleko i kaszę... Miała uczucie, że z minuty na minutę pogłębia się przepaść między

nią a tymi ludźmi. Co ja zrobiłam? - pytała siebie w duchu. Jak ja w ogóle mogłam się

zgodzić na poślubienie mężczyzny, który należy do zupełnie innego świata?

Wreszcie posiłek dobiegł końca. Panowie wycofali się do biblioteki na

kieliszek koniaku i cygaro, panie zaś rozsiadły w salonie.

- Teraz musimy usłyszeć trochę więcej, panno Lovlien! - odezwała się Betzy

Carlsen z ożywieniem. - Jak poznaliście się z Emanuelem?

- Spotkaliśmy się w Świątyni.

Betzy Carlsen skinęła porozumiewawczo w stronę pani Ring - stad.

- Tak właśnie sądziłam. Armia Zbawienia jest niebezpieczna dla młodych

idealistów. A Emanuel tak się zarzekał, że nigdy się nie ożeni. Zawsze powtarzał, że

ożenił się z Armią Zbawienia! - zaśmiała się i zmierzyła Elise uważnym spojrzeniem.

- Ale pojawiła się pani i postawiła na głowie całe jego dotychczasowe życie. Czyż to

nie romantyczne, ciociu Ulrikke?

Karolinę poderwała się gwałtownie z krzesła i rzuciła:

- Wydaje mi się, mamo, że zachowujesz się niestosownie!

Ciotka Ulrikke posłała jej oburzone spojrzenie. Z jej miny Elise wyczytała

oburzenie, że młode dziewczę tak zwraca się do dorosłych, na dodatek do własnej

matki.

Tymczasem Karolinę wymaszerowała z salonu i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Betzy Carlsen westchnęła i pokręciła głową zrezygnowana.

- Gdzie ja popełniłam błąd? Nigdy nie pozwalałam jej na pychę i

zarozumialstwo, a ona tymczasem zachowuje się tak, jakby w ogóle nie odebrała

ż

adnego wychowania.

- To na pewno minie. Przeżywa teraz wiek buntu - próbowała załagodzić pani

Ringstad, ale chyba natychmiast uświadomiła sobie, jak niemądrze to zabrzmiało,

więc dodała speszona: - Jedni przeżywają go wcześniej, inni później. Biedactwo, taka

jest nieszczęśliwa.

- A nad czym ona tak boleje? - zapytała ciotka Ulrikke, patrząc to na jedną, to

na drugą.

- Liczyła na Emanuela - odparła pani Ringstad i uśmiechnęła się zakłopotana.

- Tak? Nic mi nie mówiłaś. Dlaczego nic z tego nie wyszło? Pani Ringstad

posłała Elise przelotne spojrzenie, po czym odparła zakłopotana:

- No cóż, wiesz dobrze, ciociu, że Emanuel chadza własnymi ścieżkami.

background image

- Ale chyba ty i Hugo podejmujecie decyzje?

- Te czasy już minęły, ciociu Ulrikke.

- A kto to słyszał! Też mi coś! Jakby młodym było wolno decydować! Za

moich czasów było to nie do pomyślenia.

Nikt się nie odezwał, bo temat rozmowy stał się kłopotliwy dla wszystkich.

Betzy Carlsen zwróciła się do Elise:

- Osobiście nie mamy nic przeciwko tobie, moje dziecko, ale chyba rozumiesz,

jakie to trudne dla państwa Ringstad. Choć chciałoby się, oczywiście, by nie istniały

takie linie podziału pomiędzy ludźmi, to jednak nie da się zaprzeczyć, że należymy do

różnych warstw społecznych. Mieszanie się rzadko komu wychodzi na dobre.

Elise spuściła wzrok i zapragnęła znaleźć się jak najdalej stąd. Jak mogłam się

zgodzić, by przyjść tu dziś wieczorem? - pomyślała zdruzgotana. Powinnam była

wiedzieć, co mnie tu czeka.

Ale przede wszystkim Emanuel powinien mieć tego świadomość, pomyślała z

wyrzutem. Zna to środowisko na wylot i powinien przewidzieć, jakie ją tu czeka

przyjęcie.

- Żal mi Karolinę - próbowała ostrożnie łagodzić Betzy Carlsen. - Kiedy

człowiek rozpacza, nie zachowuje się całkiem normalnie.

- Należy się nauczyć skrywać swoje uczucia - grzmiała ciotka Ulrikke.

Pani Carlsen najwyraźniej nie miała odwagi się sprzeciwić starej i władczej

damie, bo pominęła jej uwagę milczeniem.

- Jaka szkoda, że nie możecie przyjść jutro - pani Ringstad posłała Betzy

Carlsen zawiedzione spojrzenie. - Mieliśmy nadzieję, że będziecie przy nas, jesteście

wszak naszymi najlepszymi przyjaciółmi.

„Mieliśmy nadzieję, że będziecie przy nas...” W jakim charakterze? Jako

wsparcie i towarzysze w cierpieniu, to miała na myśli pani Ringstad? Elise nerwowo

wykręciła dłonie i przypomniała sobie równocześnie słowa Karolinę skierowane do

Emanuela: „Teraz poczujesz, co to znaczy żyć jak biedak, i wcale nie jest takie

pewne, czy dasz radę”. Biedak? Przecież Emanuel jako kasjer w tkalni płótna

ż

aglowego zarabiać będzie tygodniowo o wiele więcej koron niż zwykły robotnik.

Przy jej i jego zarobkach z pewnością nie grozi im głód, mimo że mieszkać będą w

pięcioro. Według Karolinę biedakiem jest ten, kogo nie stać na służbę i musi się

zadowolić jedzeniem na obiad śledzi i kaszy.

Wydawało jej się, że Betzy Carlsen speszyła się, szukając słów. Najwyraźniej

background image

nie miała dobrej wymówki.

- Ach, wiesz przecież, że się spodziewamy gości z Niemiec! Nasi przyjaciele z

Getyngi pisali, że odwiedzą nas w najbliższych dniach. Niefortunnie by wyszło, gdyby

nie zastali nas w domu.

Mama Emanuela była na tyle taktowna, że nie drążyła tematu, ale Elise

poznała po niej, że powód podany przez Betzy wydał jej się mało przekonujący, (a to

się cieszę, pomyślała. Gdyby jeszcze Carlsenowie mieli się zjawić na ślubie i weselu,

byłby to prawdziwy koszmar.

- Wydaje mi się, że panna Lovlien powinna nam teraz opowiedzieć trochę o

swojej rodzinie, środowisku, pracy - zarządziła ciotka Ulrikke.

Elise postanowiła opowiedzieć wszystko tak, jak jest, bez upiększania. I tak

nie urośnie w ich oczach, a jeśli rodzice Emanuela i ich przyjaciele doznają jeszcze

większego wstrząsu, to już nie jej wina. Nie może zmienić swojego dotychczasowego

ż

ycia, nie wstydzi się swojej rodziny, może z wyjątkiem nałogu ojca, nie wstydzi się

też, że jest prządką.

Opowiedziała o życiu w czynszówce Andersengarden, o długich dniach w

fabryce, o mamie, która leżała w domu ciężko chora na suchoty, o sparaliżowanej

Annie, która zostaje sama na całe dnie i musi sobie poradzić, i o Evercie, którego

umieszczono u pijaka Hermansena i któremu nie pozwalano chodzić do szkoły, a

dzięki Emanuelowi trafił tam z powrotem. Opowiedziała także, że Emanuel wspierał

ich drewnem na opał i chlebem. Postarał się też, by do mamy za dnia przychodziła

samarytanka, a Anna dostała lekarstwa, które uratowały jej życie.

Kiedy mówiła, w salonie zapanowała całkowita cisza. Skupienie na twarzach

kobiet dodało jej odwagi. Wydawało jej się, że dostrzega w ich spojrzeniach

przerażenie i współczucie, ale choć nie życzyła sobie z ich strony litości, uznała, że

nie zaszkodzi, jeśli usłyszą o ciężkim losie robotników. Może jej opowiadanie sprawi,

ż

e z większym szacunkiem odnosić się będą do ludzi, którzy urodzili się do cięższego

ż

ycia niż one.

Kiedy skończyła, żadna z pań się nie odezwała.

Pierwsza otrząsnęła się ciotka Ulrikke.

- Nie zdawałam sobie sprawy, że w Norwegii panuje taka bieda. Myślę sobie o

tych wszystkich pieniądzach, które zbieramy w stowarzyszeniu misyjnym i wysyłamy

do Afryki. Zastanawiam się, czy nie powinniśmy ich raczej przeznaczyć dla naszych

rodaków.

background image

Zebrać pieniądze... Elise ścisnęło w żołądku. Przecież my nie jesteśmy chorzy

ani niezdolni do pracy! Przeciwnie, harujemy więcej niż inni! Czy ciotka nie powinna

raczej pomyśleć o tym, co zrobić, by wyrównać zależność pomiędzy pracą a płacą?

Pani Ringstad pokiwała głową.

- Pomyślałam sobie o tym samym. Co roku urządzamy kwestę, a zebrane

pieniądze przeznaczamy na dom dla dziewcząt na Madagaskarze. Doprawdy, chyba

zaproponuję, byśmy przeznaczyli część z tego na pomoc dla robotników znad Aker.

Elise nie wytrzymała.

- Myślę, że to niedobre rozwiązanie - odezwała się cicho. - Nie chcemy

jałmużny. Zależy nam na szacunku dla naszej pracy i godnej zapłacie. Bez nas

stanęłyby fabryki. Z jakiej racji więc zarabiamy tak mało, że ledwie nam starcza na

ż

ycie, gdy tymczasem dyrektor pławi się w luksusach?

Ciotka Ulrikke przybrała surową minę.

- Mówisz jak socjaliści!

Pani Ringstad spurpurowiała. Wstyd jej za mnie, pomyślała Elise.

- Słyszałam, że sanatorium w Grefsen ma być powszechnie dostępne. - Betzy

Carlsen wyraźnie usiłowała ratować sytuację. - Zachodzą więc jakieś pozytywne dla

robotników zmiany.

Pani Ringstad zwróciła się do przyjaciółki:

- Czy w kinematografie można obejrzeć coś ciekawego? Betzy Carlsen

zmarszczyła pogardliwie nos i odpowiedziała:

- Wyświetlają jakąś komedię Pchła. Pogoń dziewczęcia w bieliźnie za pchłą.

Niezbyt budujące, trzeba przyznać. Radziłabym ci raczej wyjście do teatru.

Ciotka Ulrikke wstała i oznajmiła:

- Jestem zmęczona, więc pójdę do siebie. Jutro czeka nas ciężki dzień.

Elise pośpieszyła za jej przykładem i też się pożegnała.

- Ja też, niestety, muszę już iść. Wstaję o godzinie piątej.

- O piątej? - Przerażona Betzy Carlsen załamała ręce. - Ależ to nieludzka pora!

- Uprzedzę Emanuela - powiedziała pani Ringstad i wstała. - Na pewno

odprowadzi cię do domu.

Ełise wolałaby wrócić sama, ale nie mogła przecież tego powiedzieć.

Szli w milczeniu drogą w dół wzgórza Aker. Objął ją ramieniem, ale czuła, że

wkradła się między nich jakaś obcość. Dopiero przy Maridalsveien odezwał się do

niej.

background image

- Rozumiem, Elise, że był to dla ciebie przykry wieczór, ale proszę, nie

pozwólmy, by się to odbiło na naszym związku.

- Powinieneś był mi tego oszczędzić, Emanuelu. Powinieneś przewidzieć, jak

oni wszyscy zareagują na moją obecność.

- Tak, wiedziałem, ale gdybym nie przyszedł z tobą, tylko bym pogorszył

sprawę. Miałem nadzieję, że potrafisz wznieść się ponad snobizm i bezmyślność.

Elise nic nie odpowiedziała. Emanuel nic nie rozumiał i nigdy tego nie

zrozumie.

Zatrzymał się i przytulił ją.

- Nie pozwól im zepsuć tego, co jest między nami, Elise. Kocham cię i nie

obchodzi mnie, co oni sobie myślą. W niedzielę rodzice i ciotka Ulrikke wrócą do

domu, a i Carlsenów nie będę widywał zbyt często. Nie moglibyśmy zapomnieć tego

wieczoru i cieszyć się na jutrzejszy dzień?

Przytuliła się do niego i wyszeptała:

- Spróbuję się tym nie przejmować, ale boli mnie, że są przeciwko mnie.

- Nie przeciwko tobie.

- Na jedno wychodzi.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Elise obudził rankiem zacinający o szyby deszcz. Deszcz! Nie będą mogli

urządzić przyjęcia na dworze, jak miała nadzieję. Jak my, na Boga, pomieścimy przy

stole czternaście osób? - przeraziła się.

Po cichu, by nie obudzić mamy i chłopców, zeszła po stromych schodach.

Zaczęły się letnie wakacje, nie musieli więc wstawać tak wcześnie, póki jeszcze nie

znaleźli sobie pracy.

W kuchni nalała do miednicy zimnej wody i ochlapała pośpiesznie twarz i

szyję, umyła się pod pachami i szybko ubrała. Drzwi do sypialni były otwarte. Wisiała

tam na wieszaku suknia ślubna. Mimo nieprzyjemności, jakie spotkały ją

poprzedniego dnia, czuła przyjemny dreszcz oczekiwania przenikający jej ciało. Dziś

stanie przed ołtarzem jako panna młoda! Przyrzeknie Emanuelowi, że będzie go

kochać i szanować, póki ich śmierć nie rozdzieli. Wydawało jej się to takie nierealne.

Z tej okazji nadzorca obiecał ją zwolnić dwie godziny wcześniej. Trudno

powiedzieć, czy zawdzięczała to jemu, czy też dobroduszności majstra. Poprzedniego

wieczoru umyła włosy, więc po powrocie pozostanie jej jedynie odświeżyć się i

background image

wystroić. Mama miała nakryć stoły, a Maren Sorby przynieść lapskaus. Wczoraj przed

południem mama upiekła ciasta, była też w sklepie u Magdy i dokupiła wszystko to,

co jeszcze było potrzebne.

Znów ogarnęła ją nerwowość. Jak przeżyję ten wieczór? - zastanawiała się.

Ciotka Ulrikke powie wprost, co o tym wszystkim myśli, co mamę na pewno

doprowadzi do łez. Po chorobie z byle powodu wybuchała płaczem. Nie wiadomo, z

czym wyskoczy Peder. Po nim można się spodziewać wszystkiego. A Kristian może

się postawić okoniem i robić wszystko na przekór, a w najgorszym razie wybiegnie,

zatrzaskując z hukiem za sobą drzwi. Nawet Hildzie nie może ufać, ona też potrafi ni

z tego, ni z owego wybuchnąć złością i trzasnąć drzwiami. Pani Thoresen będzie

pewnie siedzieć z ponurą miną i rzucać pod nosem kąśliwe uwagi, że to jej syn

powinien znajdować się na miejscu pana młodego. Dobry Boże, to będzie jeden

wielki koszmar!

Rodzice Emanuela nie wiedzieli, że była zaręczona z innym mężczyzną

zaledwie parę miesięcy temu. Uznają to za kolejny dowód na to, że nigdy nie powinni

dopuścić do tego ślubu. Pani Evertsen zabawiać będzie gości najgorszymi plotkami z

Andersengarden i opowiadać mrożące krew w żyłach historie z ulicy, przy której stoją

czynszówki. Elise już sobie wyobrażała pana i panią Ringstad, jak siedzą z

przerażonymi twarzami i słuchają z niedowierzaniem. Nie miała też pewności, jak oni

i ciotka potraktują żołnierzy Armii Zbawienia.

Jedyną pociechą było to, że państwo Carlsenowie nie zamierzali zaszczycić

ich swą obecnością. Gdyby do całej tej menażerii dodać jeszcze ich troje, wyszłaby z

tego prawdziwa farsa, kto wie, czy nie lepsza niż ta, którą wyświetlano kiedyś w

kinematografie: Z ulicznych zakamarków na hrabiowskie salony. Tyle tylko że trzeba

by odwrócić kolejność w tytule: Z hrabiowskich salonów w uliczne zakamarki.

Pomijając uczucia panny młodej, byłoby się z czego śmiać.

Nie traciła czasu na gotowanie kawy. Mama ugotuje sama, jak wstanie. Przed

wyjściem do przedsionka zerknęła jeszcze do salonu. Mama z pomocą chłopców

przeniosła tam stół z kuchni i zdjęła palmę z mahoniowego stolika Emanuela. Teraz

oba stoły stały zsunięte na ukos od jednego narożnika do drugiego. Pozostaje mieć

nadzieję, że zmieści się przy nich czternaście osób, choć nie miała pojęcia, jak tego

dokonać. Przed południem miał się tu zjawić Emanuel i przywieźć długą ławę.

Powiedział, że gości usadzi się ciasno obok siebie. Już widziała oczyma wyobraźni

ciotkę Ulrikke wciśniętą pomiędzy żołnierza Armii Zbawienia a panią Evertsen, z

background image

dużą porcją lapskausu przed sobą i sokiem jabłkowym w kuchennej szklance. Ją,

która przywykła do jadania z porcelany i picia z lśniącego szkła.

Oj, nie było Elise do śmiechu...

Zauważyła, że dziewczyny w przędzalni patrzą na nią zaciekawione, gdy tylko

weszła do hali fabrycznej. Na pewno rozeszły się plotki, że wychodzi za mąż za

byłego oficera Armii Zbawienia. Tu, nad Aker, nieczęsto działy się takie historie,

trudno więc się dziwić, że wzbudzała powszechną ciekawość. Wiedziała dobrze, co

sobie myślą, taksując ją wzrokiem: Co ona ma, czego ja nie mam? Albo: Jak ona, na

Boga, tego dokonała? Te, które wiedziały, że wcześniej była zaręczona z Johanem, a

wiedziała większość, oburzały się pewnie w duchu: I to ma być wierność! Niezbyt

długo przetrwała ta miłość! Ale najbardziej doskwierała im zazdrość. Poznawała to po

ich minach. Czuła niemal bijący od nich chłód. Dlaczego będzie jej lepiej niż innym?

- myślały zapewne. Czym sobie zasłużyła na to, że z nędznej czynszówki przeniosła

się do domu nad rzeką?

Dzień upłynął szybko, pewnie dlatego, że tak się bała. Gdy wyszła z fabryki,

dwie godziny wcześniej niż inne prządki, przestało padać, ale wciąż wisiały nisko

ciężkie, szare chmury. Chłodny powiew wiatru z północy muskał nurt rzeki. Było zbyt

chłodno, by siedzieć na dworze.

W domu czekała mama i chłopcy ubrani odświętnie, podekscytowani,

rozmowni, pełni oczekiwań. Zobaczyć Pedera i Kristiana w białych koszulach i

spodniach do kolan, bez łat na pupach i cer na kolanach, to był najjaśniejszy punkt

dnia. Elise uśmiechnęła się do nich i poczuła, że gdzieś zniknęła jej nerwowość.

Wprawdzie dla niej samej był to koszmar, ale w życiu chłopców ten dzień był wyjąt-

kowy.

- Ale jesteście eleganccy, chłopaki - pochwaliła ich.

Oczywiście dla mnie też jest to wielki dzień, upomniała się w duchu. Nie

mogę wciąż myśleć o najgorszym. Jutro będzie po wszystkim, czego tak się obawiam.

Dziewczęta w fabryce mają powód, by mi zazdrościć.

- Ty też pięknie wyglądasz, mamo.

Obejrzała mamę uważnie w nowej sukni, którą nieco zwęziły i teraz leżała na

niej o wiele lepiej. Mama umyła włosy, zakręciła loki i upięła kok nieco luźniej niż

zwykle. Elise dopiero teraz zauważyła, jak bardzo posiwiała. Nadal była blada, ale już

nie taka wychudzona jak zimą.

- Tak się cieszę w twoim imieniu, Elise - uśmiechnęła się mama. - Jakżebym

background image

pragnęła, by mógł tu być dziś z nami tata.

To byłaby kropla, która by przepełniła czarę goryczy, pomyślała Elise i

wzdrygnęła się. Wyobraziła sobie ojca, jak wpada pijany, rzuca jakiś sprośny żart i z

głośnym rechotem sadowi się na ławie obok ciotki Ulrikke, kładąc brudną rękę na jej

udzie.

- On i tak widzi Elise - pocieszał mamę Peder. - Siedzi sobie w niebie i się

chichra.

- Uśmiecha się - poprawiła go Elise.

- Nie, chichra się, jak patrzy na Kristiana i na mnie wystrojonych w trumienne

koszule.

- Trumienne koszule! - Elise popatrzyła na niego przerażona. - Przecież takie

koszule mężczyźni wkładają, gdy idą z wizytą, a wielcy panowie noszą takie na co

dzień.

- Mama powiedziała, że tata też miał białą koszulę, jak leżał w trumnie.

- Och, przestań już gadać głupoty. Lepiej umyj buzię, bo masz wąsy od kawy.

Kiedy doszli do kościoła Gamie Aker, na zewnątrz zebrało się wiele

dziewcząt. Większość z nich Elise znała. Pracowały kiedyś w Nedre Voien albo w

tkalni Hjula, ale albo straciły pracę, albo znalazły sobie inne zajęcie. Ku swemu

zdumieniu w tłumie dostrzegła Oline w białej sukni, białych rękawiczkach i

kapeluszu z piórami. Tak łatwo zarabia się pieniądze na ulicy? - pomyślała zdziwiona.

Otwarły się drzwi do kościoła i wszyscy z wyjątkiem Elise i mamy weszli do

ś

rodka. Przez szparę w drzwiach zauważyła, że Emanuel czeka już przy ołtarzu. Obok

niego stał jakiś obcy mężczyzna, pewnie drużba, a naprzeciwko w wózku na kółkach

siedziała Anna. Emanuel zniósł ją po schodach w Andersengarden i przywiózł do

kościoła.

Elise odsunęła się na bok, by jej nie zobaczyli.

- Jak wyglądam? - zapytała mamę nerwowo.

- Prześlicznie! - Mama popatrzyła na nią z zachwytem. - Do twarzy ci w

czarnym.

Elise zastanawiała się, czy mama naprawdę tak myśli, czy też chce ją

pocieszyć, bo wiedziała, że córka marzyła o białej sukni.

Za nimi rozległy się kroki, a kiedy Elise odwróciła się, ujrzała gromadę

maszerujących żołnierzy z Armii Zbawienia. Nie myślała, że Emanuel zna tylu ludzi,

ale wiadomo, że oficer Armii ma duże grono przyjaciół. Odwróciła się, nie chcąc

background image

rzucać się w oczy. Podczas eleganckich ślubów panna młoda przyjeżdża zwykle

powozem razem ze swoim ojcem i kroczy z nim pod rękę główną nawą do ołtarza,

gdy wszyscy goście siedzą już w ławkach.

Denerwowała się coraz bardziej. Myślała, że w kościele będą prawie sami,

teraz jednak uświadomiła sobie, że przyszło znacznie więcej osób, niż się

spodziewała. Co pomyślą, gdy zobaczą ją w czarnej sukni powadzoną do ołtarza przez

mamę, a nie ojca?

Oficerowie Armii Zbawienia są do tego przyzwyczajeni, pocieszała się w

myślach. Tak często nie bywają w kościele, ale otaczają się głównie biednymi.

Usłyszawszy stukot bryczki, odwróciła się. Nadjechał elegancki powóz.

Woźnica zeskoczył z kozła i pomógł wysiąść damie ubranej na biało. Pani Ringstad

miała na sobie piękną szeroką suknię z naszytymi pąkami róż, a na głowie kapelusz,

na którym mieściła się niemal cała rabatka. Na ramiona narzuciła białą pelerynę, a jej

szyję zdobiło kilka sznurów pereł. Pan Ringstad miał słomkowy kapelusz,

wykrochmaloną koszulę, zapiętą kamizelkę z zegarkiem kieszonkowym i złotym

łańcuszkiem wiszącym na brzuchu między dwoma kieszonkami. Za nimi szła ubrana

na czarno ciotka Ulrikke.

Elise zdziwiła się na widok rodziców Emanuela. Wydawali jej się skromnymi

ludźmi, mimo że posiadali wielki dwór. W domu ubierali się zwyczajnie, jak inni

gospodarze. Nawet nie podejrzewałaby ich o to, że mają takie stroje. Zupełnie nie

pasowali dziś do otoczenia, do niej, jej rodziny, żołnierzy Armii Zbawienia i ubogich

robotnic.

Podeszli i przywitali się uprzejmie z nią i z mamą, ale Elise zdołała pochwycić

przerażony wzrok pani Ringstad, gdy patrzyła na mamę. Nie zamieniwszy wielu słów,

skierowali się do kościoła.

- Nie przejmuj się, Elise! - powiedziała mama i ścisnęła ją za ramię.

Elise bez trudu zrozumiała, co miała na myśli.

Wszyscy już byli w środku, drzwi zostały zamknięte. Po chwili otworzył je

uroczyście kościelny, dając znak, by weszły. W tej samej chwili organista zaczął grać

marsza weselnego.

Elise na drżących kolanach kroczyła przez pogrążone w półmroku wnętrze

kościoła. Dwie samotne świece paliły się przy ołtarzu.

Wszyscy wstali i zwrócili twarze ku niej, ale Elise nikogo nie widziała. Czuła

tylko otaczający ją mur ciekawości. Najchętniej by umarła.

background image

Nagle w jej uszach zadźwięczały słowa Agnes: „Może pojawi się jutro w

kościele? Zazdrosny i wściekły. To by dopiero było!”

Na czoło wystąpiły jej kropelki potu. Czy Johan stoi gdzieś pośród ciemnych

niewyraźnych postaci i patrzy na nią z nienawiścią? Boże święty, co się stanie? Co on

zrobi?

Podeszły do ołtarza i kiedy Elise odważyła się podnieść wzrok, zobaczyła

uśmiechniętego Emanuela, który patrzył na nią z miłością. Jego spojrzenie rozgrzało

jej serce i uspokoiło ją. Johana na pewno nie ma w kościele, to tylko wymysł Agnes,

która robiła wszystko, by zepsuć jej ten dzień. Nie ma znaczenia, że pani Ringstad

przyszła ubrana niczym bogata dama z zachodniej części Kristianii, pomyślała.

Nieważne, że suknia ślubna jest czarna, a ja pochodzę z biednej robotniczej rodziny,

liczy się jedynie to, że Emanuel mnie kocha taką, jaka jestem, i że będziemy razem na

dobre i na złe.

Spłynął na nią błogi spokój, a pełne miłości spojrzenie Emanuela dało jej

poczucie bezpieczeństwa. Kiedy więc szli ramię w ramię przez środek kościoła,

przysiągłszy Bogu i sobie, że będą się kochać i szanować, póki ich śmierć nie

rozdzieli, rozglądała się nawet na boki, uśmiechając się do stojących w ławkach gości,

którzy na nich patrzyli.

Nie zauważyła wysokiej, silnie zbudowanej sylwetki mężczyzny, który by

patrzył na nią nienawistnym wzrokiem. Nie zauważyła też Agnes i cieszyła się z tego

powodu.

Emanuel stanął przed schodami kościoła i pocałował ją.

- Kocham cię, Elise. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Przełknęła z

trudem ślinę.

- Ja też jestem szczęśliwa, Emanuelu. Bardzo cię podziwiam i jestem z ciebie

dumna.

Słowo „kocham” nie chciało jej przejść przez gardło, ale miała nadzieję, że

tego nie zauważył. Zapewne nie zrozumiał, czemu powiedziała, że jest z niego

dumna, ale kiedyś mu wytłumaczy, jak bardzo imponował jej, gdy tak stał prosty jak

struna, silny i odważny, nie ulegając uprzedzeniom rodziny i przyjaciół, i szedł za

głosem serca, nie zważając na słowa krytyki i pogardliwe spojrzenia.

Drużba Emanuela pchał wózek, na którym siedziała rozpromieniona Anna,

która siłą woli potrafiła pogodzić się z własnym rozczarowaniem i teraz przeżywała

ten dzień jak cud, bo znalazła się „wśród żywych”, zobaczyła świat poza własną izbą,

background image

usłyszała śpiew ptaków, poczuła zapach kwiatów. Elise uśmiechnęła się do niej, a bi-

jący od dziewczyny zachwyt napełnił ją radością.

- Dziękuję, Elise - odezwała się Anna ze łzami w oczach. - Gdyby nie ty, nigdy

bym nie przeżyła tak pięknych chwil. Nie usłyszałabym muzyki organowej, śpiewu

psalmów, słów pastora i was obojga przysięgających sobie przed ołtarzem. Zachowam

te wspomnienia jak najcenniejszy skarb.

Elise uściskała ją i nie mogła powstrzymać łez.

Kiedy orszak weselny przeszedł przez most Beierbrua i zbliżył się do domu

nad rzeką, przez chmury przebiło się słońce, a krople deszczu w trawie zalśniły jak

klejnoty.

Mama szła przodem i otworzyła drzwi. Z kuchni unosił się smakowity zapach

lapskausu. Elise poczuła, że z głodu ściska ją w żołądku. Peder odwrócił się do niej i

patrząc na nią wielkimi oczami, szepnął:

- W środku jest mięso, widziałem!

W kuchni stała Maren Sorby i mieszała w wielkim żelaznym garze. Wytarła

pośpiesznie dłonie w fartuch i podeszła do nich z uśmiechem.

- Gratuluję serdecznie - powiedziała wzruszona, a oczy zalśniły jej

zdradziecko. Pośpiesznie więc wytarła je brzegiem fartucha.

Emanuel poprowadził ciotkę Ulrikke do stołu i posadził na wygodnym krześle,

przewiezionym z pokoju u Carlsenów, a rodziców umieścił naprzeciwko. Żołnierze

Armii Zbawienia, drużba, Hilda i chłopcy usiedli ściśnięci na ławie, natomiast pani

Evertsen, pani Thoresen i mama usadowiły się na stołkach z kuchni. Wózek Anny nie

zmieścił się, więc Emanuel przeniósł dziewczynę na rękach i posadził na ławie na

krańcu stołu. Razem z Elise zasiedli na honorowym miejscu.

Emanuel wstał i wygłosił krótką mowę, w której powitał wszystkich gości w

swoim pałacu szczęśliwości, jak nazwał dom, a potem zwrócił się do Elise:

- Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Od pierwszej

chwili, gdy cię spotkałem w Świątyni, marzyłem o tym i modliłem się do Boga, bym

kiedyś mógł cię poślubić. Bóg mnie wysłuchał - głos mu się załamał, więc przerwał

na moment i dopiero po chwili podjął: - Przyrzekam, że uczynię wszystko, co w mojej

mocy, byś była tak samo szczęśliwa jak ja. - Chrząknął i skierował wzrok na mamę

Elise. - Dziękuję, pani Loylien, ze wydała pani na świat Elise i pozwoliła mi przejąć

odpowiedzialność za to, co dla pani najcenniejsze, własne dziecko. - Następnie

zwrócił się do swoich rodziców: - Dziękuję także wam, mamo i tato, za wszystko, co

background image

od was otrzymałem. Przykro mi, że was rozczarowałem, przedkładając miasto i Armię

Zbawienia nad życie w Ringstad i decydując, że nadal pozostanę w mieście. Chcę

jednak, byście wiedzieli, że bardzo was kocham i szanuję za to, że nie odwróciliście

się ode mnie i zechcieliście dzielić wraz ze mną radość tego dnia. Wznieśmy teraz

toast za pannę młodą, za wszystkich gości i za ten wspaniały dzień. Mam nadzieję, że

upłynie nam przyjemnie i wszyscy zechcemy zachować go na długo w pamięci. Na

zdrowie!

Goście unieśli szklanki. Peder i Kristian chichotali zakłopotani, a mama co

chwila podnosiła chusteczkę do oczu. Hilda była milcząca, ciotka Ulrikke surowa,

Anna rozpromieniona, natomiast przyjaciele Emanuela z Armii Zbawienia uprzejmi i

mili. Jak dobrze, że są wśród nas tacy pogodni ludzie, którzy potrafią rozładować

nastrój, pomyślała Elise, zadowolona z ich przybycia.

Emanuel uścisnął jej dłoń, a ona zwróciła się do niego z uśmiechem:

- Dziękuję za piękne słowa, Emanuelu.

- Zasługujesz na więcej pięknych słów, ale ze wzruszenia nie mogłem ich z

siebie wydobyć.

- Jesteś dla mnie nazbyt hojny.

Pokręcił głową i spoglądając jej głęboko w oczy, odparł: - To niemożliwe, by

być dla ciebie nazbyt hojnym. - Pochylił się nad nią i szepnął do ucha: - Powiem

więcej, gdy wszyscy sobie pójdą i zostaniemy sami.

Zarumieniła się i spuściła wzrok.

Maren Sorby razem z mamą wniosły gar z lapskausem. Pachniało bosko, bo w

ś

rodku były zarówno kawałki kiełbasy, słonina, mięso, jak i ziemniaki.

Gdy wszyscy otrzymali swoje porcje, pan Ringstad postukał łyżką w szklankę

i wstał.

- Kochana młoda paro, panie i panowie.

Peder i Kristian zachichotali głośno, ale natychmiast się uciszyli, zgromieni

surowym spojrzeniem mamy.

- Dla matki i ojca nie jest najważniejsze, jak im samym się powodzi, ale czy

ich dzieciom jest dobrze. Pod tym względem nie różnimy się od innych rodziców. Jak

rozumiem, Emanuelu, jesteś szczęśliwy ze swoją Elise, a widok prawdziwej miłości

napełnia ciepłem serce ojca. Mam nadzieję, że nie jest to jedynie krótkotrwałe

zakochanie, ale że wasza miłość przetrwa długo. Będzie to wymagało wiele wysiłku z

waszej strony, przede wszystkim pragnienia, by temu podołać, nieugiętej wiary, że

background image

wam się to uda, i woli, by się poszczęściło. Napotkacie wiele trudności po drodze,

więcej, niż inni młodzi małżonkowie, dlatego że pochodzicie z różnych środowisk i

odebraliście inne wychowanie. Ciebie, Emanuelu, dotknie to bardziej, bo o wiele

trudniej przywyknąć do biedy niż do bogactwa. Ale znam cię i wierzę, że temu

podołasz. Pamiętaj jednak, że drzwi twojego rodzinnego domu w Ringstad zawsze

stoją otworem. Jeśli pożałujesz dokonanego wyboru i jednak zechcesz zostać

gospodarzem, przyjmiemy cię z otwartymi ramionami.

Na zewnątrz rozległ się jakiś hałas i oczy wszystkich skierowały się w stronę

drzwi.

Johan... - przemknęło Elise przez myśl i oblał ją zimny pot.

Ojciec Emanuela przerwał mowę i popatrzył zdziwiony, kto tak hałasuje.

Drzwi do salonu otwarły się z hukiem i stanęła w nich Agnes. Ubrana była w

biały fartuch i czepek, ale pod spodem miała swoje stare robocze ubranie. Potargana i

brudna na twarzy, stała w drzwiach na chwiejnych nogach. Elise bez trudu domyśliła

się, że jest pijana.

- O, tutaj wszyscy siedzicie! - wybełkotała i zataczając się, weszła do środka. -

Nie zostałam wprawdzie zaproszona, ale mimo to postanowiłam przyjść. Omiotła

spojrzeniem gości siedzących przy stole i odszukała wzrokiem Elise.

- A, tu siedzi panna młoda. W czerni! Tak! - zarechotała. - Dobrze, że nie

ubrałaś się na biało, Elise! - Zamilkła i rozejrzała się triumfalnie wokół. - Chyba nie

wierzycie, że to Emanuel jest ojcem tego dziecka?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
(Wiatr nadziei 14) Zjednoczenie Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 26) Zemsta Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 09) Dziedzic Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 21) Pisarka Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 12) Bliźni Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 36) Pożegnanie Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 15) Tęsknota Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 17) Podrzutek Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 18) Kupiec Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 18) Kupiec Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 37) Prześladowani Frid Ingulstad
(Wiatr nadziei 11) Zdrada Frid Ingulstad
(Królowe Wikingów 05) Malmfrid Frid Ingulstad
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień

więcej podobnych podstron