Hi&Low 12

background image

Chap 12

- Im runnin from a FRIENDzone -

Jackson’s POV

Tak wiem, jestem okropny. Powinienem był nigdy tam nie przychodzić. To nie fair. W końcu
gdyby nie ja ona nigdy nie byłaby w takim stanie w jakim się teraz znajduje. I jeszcze ten
pocałunek. Co ja sobie wyobrażam? Że niby co? Tak po prostu zapomni o Nathanie, kolesiu,
którego kochała bardziej niż samą siebie, i rzuci się na mnie?

Tak jak powiedziała, wciąż go kocha. Ja już zawsze będę tylko przyjacielem. I choć to mnie
boli jak połykanie żyletek, to jestem tu teraz przy niej, trzymam w ramionach i pozwalam łkać
w moją koszulę przez sen.

Ona jest zwykle taka spokojna kiedy śpi. A teraz? Majaczy coś w stylu ‘Nie, Nathan, proszę!’
albo ‘Nie zostawiaj mnie!’ To boli nawet bardziej. Bo to wszystko moja wina. Co ze mnie za
przyjaciel skoro zamieniłem jej życie jak z bajki w prawdziwy koszmar? I ja mówię, że ją
kocham i chcę na nią zasługiwać?

Przez to wszystko i mnie zaczęły płynąć niechciane łzy. To wszystko nie tak miało wyglądać.
Ona powinna być taka przez dzień, góra dwa, ale na miłość boską, nie cały tydzień. To jakiś
zły sen. Moja bogini wygląda jak wrak, nie człowiek.

Wiem, że jestem jej przyjacielem i to właśnie tego ona potrzebuje. Ale może lepiej było nie
odbierać tego telefonu?…

RETROSPEKCJA

Nie mogę się skupić w ogóle na zajęciach, to co mówi wykładowca wcale do mnie nie
dociera. Jedyne co mam w głowie to ONA. Jak się czuje? Czy wszystko w porządku? A może
on wcale do niej wtedy nie poszedł…? Tyle pytań i zero jakiejkolwiek odpowiedzi. To mnie
zaczyna zabijać. Martwię się choć nie mam pojęcia czy jest o co. Chłopaki z akademika nawet
próbowali mnie wyciągnąć na jakąś imprezę, ale nic z tego. Za bardzo się teraz dołuje.

Wreszcie zadzwonił dzwonek i wyszedłem z sali. To ostatni wykład dzisiaj więc ruszyłem na
dziedziniec. Daleko nie zaszedłem, bo poczułem jak mój telefon w prawej kieszeni zaczął
wibrować. Wyjąłem go, zerknąłem na wyświetlacz i… Wyskoczył jakiś nieznany numer. Nie
mam pojęcia kto to może być…

- Halo? – odebrałem niepewnie.

- Jackson? Tu Alice. – odpowiedział mi żeński głos.

background image

- O cześć! – nie powiem, że się tego spodziewałem. Ale z drugiej strony ona może mi
dostarczyć trochę informacji o M.

- Słuchaj i nawet nie waż się mi przerywać! – odezwała się szorstko – Dobrze wiem co
zrobiłeś i nawet nie myśl, że ci to popuszczę. Kiedy miałeś szansę to jej nie wykorzystałeś,
patafianie! Teraz to najlepiej bym ci skopała ten głupi tyłek. Ale powstrzymam się tylko i
wyłącznie dla dobra Martyny. Ona potrzebuje teraz kogoś bliskiego przy sobie. Nas już nie
chce słuchać, dosłownie zaczęła nas unikać, uciekać w kąt. Chyba już tylko ty możesz jakąś ją
ożywić, a przynajmniej spróbować to zrobić. Może z tobą porozmawia. Więc błagam,
przyjedź tu, idź do niej, pogadaj. Po tym wszystkim jesteś jej to winien. – skończyła trochę
oskarżycielko swój wywód, a ja poczułem jak szklą mi się oczy i uginają pode mną kolana.
Czyli jednak…

KONIEC RETROSPEKCJI

Przybił mnie fakt, że to jednak się wydarzyło. Bardzo żałowałem swojego postępku. Chciałem
jakoś cofnąć czas i wszystko odkręcić.

Wsiadłem więc do samochodu i pojechałem do Londynu jak najprędzej się dało, by jakoś to
naprawić. Uśnieżyć ból… Myślę, że po drodze złamałem kilka przepisów karnych, ale szczerze
mówiąc mało mnie to interesowało. Musiałem COŚ z tym zrobić. Nie ważne co, ważne, że
coś. Cokolwiek byleby poprawić jej humor.

Na miejscu byłem w bardzo krótkim jak na tą odległość czasie…

RETROSPEKCJA

Wbiegłem po schodach i zapukałem energicznie jak jakiś robot, któremu zaprogramowano
wybawienie M. z opresji nie zważając na nic. Nawet na własne kłykcie. Po sekundzie
otworzyła mi Kate.

- Nareszcie jesteś! Emmy jak pewnie się domyślasz jest u siebie. Ale ostrzegam, naprawdę
ciężko kontaktuje i może w ogóle z tobą nie rozmawiać.

- Jasne. – przytaknąłem tylko i ruszyłem zamaszystym krokiem prosto do pokoju Martyny.
Drogę znałem na pamięć, choć nie bywałem tu zaczęto, za daleko od siebie mieszkamy.

Przy jej drzwiach lekko się zawahałem. Co jeśli ona nie chcę mnie widzieć na oczy? Jeśli nie
chcę już nigdy ze mną rozmawiać po tym co zrobiłem na jej urodzinach? Dobrze, że nie wie
najgorszego, pomyślałem. Odpędziłem od siebie szybko te ponure myśli i delikatnie tym
razem zastukałem w ciemne drewno. Nie czekałem jednak na jakikolwiek odzew z jej strony
– nadzieja matką głupich – po prostu uchyliłem wolno drzwi i zajrzałem do środka.

W pokoju było ciemno, duszno, jakby nie było tak w ogóle życia. Te wszystkie plakaty na jej
ścianach wydawały mi się teraz jeszcze bardziej przerażające niż kiedykolwiek wcześniej.
Wolno wszedłem do pomieszczenia i spojrzałem na M. skuloną na dużym łóżku. Wyglądała

background image

na strasznie przemęczoną, oczy miała przekrwione i opuchnięte od płaczu. Ale właśnie w
tych oczach na sekundę zalśniła płocha nadzieja, która niestety szybko wygasła, gdy
zorientowała się kto zakłócił jej spokój.

Uśmiechnąłem się do niej słabo, by trochę podnieś ją na duchu i zamknąłem za sobą drzwi
dla odrobiny prywatności. Ona chyba chciała odpowiedzieć tym samym, ale ledwo wygięła
tylko kąciki blado różowych ust. To pierwszy raz kiedy widzę żeby uśmiech ani trochę nie
rozjaśnił jej twarzy. Na ten widok aż serce się człowiekowi kraja.

- Hey, mała. Jak się czujesz? – zagadnąłem.

- Jackson… A jak to wygląda? – odpowiedziała mi wymijająco pytaniem na pytanie.

- Jakby ktoś ci wyrwał serce i je przepuścił przez maszynkę do mięsa. – powiedziałem
szczerze i przycupnąłem na skraju jej łóżka.

- Mniej więcej… - przytaknęła tylko i zamilkła.

No i zapadła cisza. Było w niej coś dziwnego. Zastanawiałem się co robić dalej. Powiedzieć jej
prawdę? Z nerwów złapałem jej chudą delikatną dłoń i zacząłem bawić się jej palcami. Nie
mam pojęcia dlaczego, ale Martyna zaczęła płakać patrząc na nasze złączone ręce. Prawą
ręką sięgnąłem i starłem jej tą zabłąkaną łzę. Nie mogłem się powstrzymać i wtuliłem swoją
dłoń w jej różany policzek. Ona jest taka delikatna, taka niewinna. Jej skóra w dotyku
przypominała mi satyną lub inny jedwab.

- Co ty robisz? – spytała i dopiero teraz zrozumiałem, że ona może przecież czuć się nieswojo
w tej sytuacji.

- Przepraszam. Ja… - nie mogłem dalej patrzeć jej w oczy. Ale nie mogłem też dalej ukrywać
moich uczuć. Już nie.

- Czy to ma coś wspólnego z tym kim jesteś? Jackson, przecież nie musisz udawać kogoś
innego. Ludzie cię rozumieją. A jeśli nie to po prostu ich olej. Ale nie oszukuj sam siebie. –
ona myśli, że… Świetnie! Dosyć tego! Powiem jej i wszystko wreszcie będzie jasne.

- Właśnie się staram być sobą. Staram się przestać udawać kogoś kim nie jestem. –
odważyłem się spojrzeć jej głęboko w oczy i kontynuowałem – Przepraszam, że tak długo cię
okłamywałem. Ale tylko tak mogłem być blisko ciebie. – dodałem trochę ciszej i próbowałem
przekazać jej najlepiej jak potrafiłem tą całą czułość jaka się we mnie kryła.

- Ja… Niczego nie rozumiem. O czym ty mówisz? – nic do niej nie docierało. Jakby bała się
prawdy? Czy ona nigdy nie zauważyła tego ile dla mnie znaczy?

- Nie jestem tym za kogo mnie masz. Nigdy nie byłem. Udawałem być się ze mną przyjaźniła.
Nie potrafiłem się przyznać do kłamstwa, a wtedy zjawił się on i było już za późno. – starłem

background image

się wyrazić to wszystko choć prawda była trudna. Zawsze trudno jest się przyznać do błędów
przeszłości, własnej głupoty.

- Co? :O – aż jej się głos załamał. Czy ona naprawdę nigdy tego nie zauważyła? Nie domyślała
się?

- Kocham cię, Emmy. – wyszeptałem miękko po raz pierwszy tak naprawdę i już nie mogłem
się pohamować przed kolejnym dotknięciem jej twarzy, pochyliłem się wolno i złożyłem
słodki pocałunek na tych pełnych wargach. To było jak spełnienie wszystkich moich marzeń,
jak niebo. Po wieczności jak mi się wydawało oderwałem się od niej i oparłem swoje czoło o
jej.

Nie wiem dlaczego Martyna kolejny raz zaczęła płakać. Starałem się wycierać jej łzy, ale ich
było coraz więcej i więcej… W końcu ona odwróciła ode mnie twarz bym przestał. Zrobiłem
jak sobie życzyła. To mnie dobiło jeszcze bardziej, ona najzwyczajniej w świecie mnie nie
chciała. Mogłem się tego spodziewać. Co ja sobie głupi w ogóle myślałem? Że niby co? Że tak
po prostu się przerzuci z niego na mnie? Idiota!

- Przepraszam. Ja wiem. Nie musisz tego mówić na głos. Nie czujesz tego samego do mnie.
Jasne. – powiedziałem zrezygnowanym głosem. Byłem już gotów by wyjść i nigdy nie wrócić,
kiedy ona złapała mnie za rękę i krzyknęła…

- Nie, to nie tak! Ja po prostu… Ja ciągle go kocham, Jackson.

- Rozumiem, nie musisz się tłumaczyć.

- Nie zostawiaj mnie. – załkała tak trochę żałośnie. Jak mógłbym ja teraz zostawić w takim
stanie? Poza tym miałem ją pocieszać, a nie dodawać jej jeszcze smutków. Jak powiedziała
Alice, jestem jej to winien.

- Zostanę jeśli tylko tego chcesz. – szepnąłem. Po sekundzie zawahanie wcisnąłem się na jej
łóżko, mocno przytuliłem ją do swojej piersi i pocałowałem w czubek głowy. Skoro
potrzebuje przyjaciela to nim właśnie dla niej będę.

KONIEC RETROSPEKCJI

Tak właśnie jesteśmy w punkcie wyjścia. Nie wiem jak długo tak z nią leżę. Może to już kilka
godzin. Tutaj czas jakby inaczej płynie. Niby wolno choć minuty i godziny zlewają się w całość
więc nie czuje się jak szybko one mijają.

Zmęczenie chyba wreszcie zaczęło dawać mi o sobie znać, bo poczułem jak powoli odpływam
w głęboki sen.

background image

Susan’s POV

Przegadaliśmy długie godziny. Widziałam, że strasznie Nathana boli wspominanie tego
wszystkiego, ale nie przerywał, brnął tylko dalej w historię. Z naprawdę wieloma
szczegółami. Momentami zasmucał się, momentami uśmiechał przez łzy na wspomnienia
tych wszystkich cudownych chwil jakie z NIĄ spędził. Nie będę kłamać i nie powiem, że sama
czasem nie chciałam mu po prostu przerwać. Jestem jego najlepszą przyjaciółką od zawsze,
znam go lepiej niż ktokolwiek, ale takiego nigdy go nie widziałam. To strasznie dołujące.

Kiedy Jay do mnie zadzwonił, aż nie mogłam w to uwierzyć. Coś widziałam wcześniej w
Internecie, że Nath niby jest chory i dlatego chłopaki odwołują wszystko, albo pokazują się
tylko w czwórkę. Ale on powiedział mi prawdę, która mnie wręcz przeraziła. On ma depresję.
Wcześniej rozmawialiśmy tylko przez telefon i maile, wydawał się taki szczęśliwy. Oczywiście
czasem się martwił, ale tłumaczyłam mu, że to po prostu nigdy nie będzie proste, a że są w
sobie zakochani to sobie z tym poradzą. Nie martwiłam się tym tygodniem bez wiadomości,
ostatnio jest bardzo zajęty więc to normalne. Tak mi się przynajmniej wydawało. Jeszcze
nigdy aż tak bardzo nie żałowałam, że się pomyliłam. A podobno ja zawsze mam racje. Ta,
chciałabym.

Szczerze próbuje zrozumieć cała tą sytuację, ale coś ciężko mi to przychodzi. Co niby mu to
dało? Czy nie lepiej było na spokojnie z nią porozmawiać, zamiast tak ściemniać? Powinien
był zadzwonić do mnie, powiedziałabym mu żeby ochłoną, pomyślał na poważnie. Działał
wtedy pod impulsem. Ale najgorsze jest to, że on myśli, że to jest najlepsze wyjście. Głupek.

I jeszcze sposób w jaki on o niej mówi…

- Żałuj, że nie widziałaś jej miny, kiedy moja mama zaczęła nam robić wykład z bezpiecznego
seksu. To było jeszcze przed, oczywiście. O mało co się nie zakrztusiła naleśnikiem…

- Raz zapomniałem, że M. miała przyjechać do mnie pooglądać coś na DVD, czekała tutaj, w
sypialni. Ja brałem prysznic, wszedłem do pokoju w samym ręczniku zawiniętym wokół
bioder. Tak się wystraszyłem, że ktoś tu jest, że prawie Keith wyjrzała na światło dzienne.
Byłem czerwony jak burak, a ona prawie się posikała ze śmiechu…

No powiedzcie, jak ja mam siedzieć i słuchać tego wszystkiego. Cóż, przynajmniej coś mówi,
ale myślę, że go to tylko torturuje. A może…? Może jak przypomni sobie te wszystkie dobre
momenty to poczuje jak bardzo za tym tęskni i zrozumie jak bezsensownie postąpił. Że to
całe ‘poświęcenie’ na patyk mu się zdało.

Dużo mówił też o tym jaka była. O tym jak rumieniła się za każdym razem kiedy jej dotykał,
jak słyszał jej przyspieszone bici serca. O tym ile różnych uśmiechów potrafił u niej odróżnić.
Zabawne jak bardzo jest w nią wpatrzony, nawet teraz. To tak jakby ona tu była i słuchała

background image

każdego słowa, jakby to miało sprawić, że ona tu przyjdzie, przytuli go dziękując za wszystkie
miłe słowa i wszystko będzie z powrotem w porządku.

Nie pierwszy raz robię za terapeutę, ale po raz pierwszy wysłuchuję kogoś kto mówi o swojej
ukochanej jakby umarła. Czy tak to dla niego teraz wygląda? Jakby Martyna umarła? … A
może to raczej on umarł?

- Nathan, posłuchaj… Ja wiem, że myślisz, że tak jest najlepiej, ale…

- Ciii… Nic nie mów. Wiem co zamierzasz powiedzieć. Po prostu zamilknij. Ja NIE CHCĘ o tym
myśleć. Boję się… - głos mu się trochę załamał. Brzmiał jak jakiś opętany szaleniec. Jakby
próbował powiedzieć mi coś o wrogich istotach jednocześnie wiedząc, że one słuchają.

Mówiłam już, że mnie przeraża? Nigdy nie myślałam, że będę musiała patrzeć na niego w
takim stanie. Ciężko mi to przechodzi przez gardło – no dobra, mózg – ale on potrzebuje
prawdziwego lekarza, psychologa. Czuję, że postradał już zmysły. Ja jestem tą osoba, która
powinna mu to uświadomić i pomóc. A kiedy już upora się z własną podświadomością,
postaram się o to by na kolanach poszedł do tej dziewczyny, wyśpiewał cała prawdę, o tym
jej przyjacielu włącznie i błagał o wybaczenie.

- Boję się, że zmienię zdanie, pobiegnę do niej i wszystko spieprzę. Znowu. – kontynuował.

- Nie mam bladego pojęcia jak ci to wytłumaczyć. Nath, na miłość Boską, to nie ma sensu!
Sam widzisz, ze jej też było z tobą dobrze więc czemu? Ja się naprawdę staram cię zrozumieć,
chcę cię wspierać, ale to po prostu nie ma żadnego sensu. Rozumiesz? Żadnego. Kiedy dwoje
osób się kocha nic nie powinno im przeszkodzić. Powinniście walczyć z przeszkodami losu. –
nie wiem jak do niego dotrzeć. Może jak mu wyłożę wszystko tak jak jest to coś do niego
wreszcie dotrze – Aż tak słaby jesteś? Albo wasz związek, czy był na tyle słaby, by poddać się
zwykłym problemom odległościowym? Przecież nie jesteś taki jedyny na tym świecie. Nawet
chłopaki, oni też przeżywają to samo. I co? Dalej mają swoje dziewczyny i są z nimi szczęśliwi.
Tak jak ty byłeś z M. dopóki nie ubzdurałeś sobie, że lepiej będzie uciec. Jesteś cholerny
tchórzem, Nathan!

Zdenerwowałam się. Oh litości, jeśli trzeba będzie to go pobije. Byleby tylko się otrząsnął.

- Przepraszam, przepraszam, kochanie. – wyszeptał żałośnie. Zdziwiona odwróciłam się w
jego stronę. On padł na kolana i mówił w przestrzeń. Jego oczy były nieobecne. Jakby wpadł
w trans. – Przepraszam za bycie takim tchórzem. Masz rację, jestem nim. Zasłużyłem sobie
na ten policzek, który wymierzyłaś, na każdy inch tej nienawiści do mnie jaka cię teraz
przepełnia… Nigdy tego nie chciałem, gdybym tylko mógł cofnąć czas… Znowu bylibyśmy
razem, Emmy. – zakończył łkając.

OK to mnie trochę przerasta. Przyjeżdżając tu nawet nie pomyślałam, że zastanę coś
TAKIEGO. Ja mu nijak nie pomogę, on dosłownie ją tutaj widzi. Mówi do niej jakby z nią
rozmawiał. Wiem, że nie mogę go tak zostawić, ale co u licha mam zrobić?

background image

Już prawie wyszłam z pokoju by dać mu trochę prywatności, kiedy odezwał się znowu ty
otępiałym tonem. Tym samym, którym dzisiaj zaczął opowiadać mi całą tą historię.

- Miała rację, Susan. Jestem nim… - urwał, a ja odwróciłam się i wpatrywałam w jego pustą
twarz. Kontynuował, kiedy już miałam spytać o czym konkretnie mówił – Tak właśnie mnie
nazwała, pieprzonym tchórzem. Jestem nim.

Aww… Już rozumiem. Musiał przypomnieć sobie o kłótni z tamtego nieszczęsnego dnia i
jakby odpłynął w inny świat.

- Wiem jak to zmienić, pokazać jej, że się myliła. Pójdź do niej i pokarz na co cię stać! Powiedz
prawdę.

- Nie, obiecałem dać jej spokój.

Cholera! Trochę mi zajmie namówienie go, ale dobrze, że zaczyna współpracować. Jeśli mi
się nie uda to nie nazywam się Susan Alison Rivers!

Tom’s POV

Powoli mam tego wszystkiego dość! Nawet mnie to dołuje, do cholery jasnej. :/ Z natury
jestem szczęśliwym kolesiem, pozytywnie nastawionym. A przez ten cały dramat nie umiem
się rozluźnić.

Od jakiegoś czasu próbowaliśmy coś wykombinować, no wiecie, opracować plan działania.
Bądź co bądź to już się robi coraz poważniejsze. Martyna może zawalić studia, a my przez
tego samolubnego palanta, Natha możemy stracić pracę. Musi się ogarnąć, albo Jayne będzie
naprawdę wściekła.

Jedyne co na razie zrobiliśmy oprócz planowania to ‘ożywienie’ tych kukieł. Ściągnęliśmy
specjalnie dla nich ich naj naj przyjaciół żeby trochę ich pocieszyli. Muszą kontaktować i w
ogóle. Ale jak tu kurde zmusić ich do spotkania. Może tak podstępem? Hmm…

- Jak długo tamten cwel u niej siedzi? – spytałem Victorii nerwowo stukając palcami w kubek
z herbatą siedząc na barowym krześle w kuchni.

- Nie mam pojęcia, długo. Słuchaj, mnie też się to nie podoba, ale tylko on nam został. Więc
spokojnie, kochanie. – próbowała mnie trochę rozluźnić poprzez złapanie za kolano.

- A wiesz, jest coś czego bardzo długo nie robiliśmy…

- Przepraszam, kotku, ale nie. Nie czuje, że to coś odpowiedniego w tym momencie.

- W sumie to ja też nie, po prostu chciałem jakoś się rozproszyć na chwilę.

To jest jakaś masakra. Cały jestem w nerwach przez cała tą chorą sytuację. Jeśli to się źle
odbiję na moim związku z Vicky to osobiście wykastruje togo studenciaka. Gołymi rękoma.

background image

Czekałem, czekałem i czekałem… Sam nie wiem na co. Wreszcie kiedy moja dziewczyna
poszła do łazienki nie wytrzymałem. Stanąłem na równe nogi i pognałem do TEGO pokoju.
Nigdy tam nie byłem, ale mogłem go sobie wyobrazić. Cały w plakatach, pełno książek i takie
tam.

Nazwijcie mnie idiotom, ale rasowo bez pukania otworzyłem ciemne drzwi i aż mi szczęka
opadła. :O O_O To my pocimy sobie mózgi jakby ich tu ze sobą spiknąć powrotem, a tutaj…

Zdenerwowany wybiegłem stamtąd i bez słowa pognałem do samochodu. Wszyscy wiemy
jak kończą się takie nagłe decyzje pod wpływem impulsu, ale jeśli teraz Nathan nie ruszy
tyłka i nie pojedzie do Martyny, ona będzie robić nawet gorsze rzeczy z tym całym Jacksonem
niż to co przed chwilą zobaczyłem na własne oczy…


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Hi&Low 9
Hi&Low 8
Hi&Low 11
hi low vowel discrim
Hi&Low 18
Hi&Low 13
Hi&Low Chap 19
Hi&Low Chap 10
Hi&Low 14
Hi&Low Chap 20
Hi&Low chap 17
Hi&Low(1)
Hi&Low 15 16
Hi&Low
Biochemia TZ wyklad 12 integracja metabolizmu low
Biochemia TZ wyklad 12 integracja metabolizmu low
Biochemia TZ wyklad 12 integracja metabolizmu low
Biochemia TZ wyklad 12 integracja metabolizmu low

więcej podobnych podstron