ALBERTWOJT
PRZYSTANEKPRZYGWIAŹDZISTEJ
WYDAWNICTWOMINISTERSTWA
OBRONYf$T\
NARODOWEJIsi
projektokładkiJOANNACZERWIŃSKAMICHAŁBF.RNACIAK
Redaktor
WANDAWŁOSZCZAK
RedaktortechnicznyANNAI.ASZTJK
Korektor
MIECZYSŁAWCHRZANOWSKI
©CopyrightbyWydawnictwoMinisterstwaObronyNarodowejWarszawa1900v.
ISBN83-11-06612-4
1
Cichoskrzypnęłydrzwiiwprogupokojuofceradyżurnegopojawiłsięporucznik
Mazurek.Nieczekającnazaproszeniewszedłdośrodkaisięgnąwszypopapierosa,usiadł
naprzeciwkotkwiącegozaszerokimbiurkiemkapitanaZawiF-skiego.
—Cosłychać?—zagadnął,tłumiącdyskretnieziewanie.—Naraziechybaspokój?
—Spokój—potwierdziłZawilski.—Oddwóchgodzinniebyłożadnejinterwencji.
Dobrze,żewpadłeś—dodał—bomożnaumrzećznudów.
—Widaćmarcoweroztopyniesprzyjająwyczynomzłodzieiichuliganów.
—Choćjednadobrastronatejokropnejpluchy—roześmiałsiękapitan.—Aswoją
drogąwspółczuję‘chłopakomżprewencji,żeprzezcałąnocmuszątłucsięradiowozami
poŻoliborzu!
—Miejmynadzieję,żedorananicniewyskoczy.
—Niemówhop!—Zawilskirozejrzałsięzaniepołakierowanymkawałkiembiurka.—
Jeszczeniemapółnocy…
1
Jakgdybynapotwierdzenietychsłównaglerozległsięhałaśliwybrzęktelefonu.
OfcerowiespojrzeliponuroposobieOtejporzemoglisięspodziewaćtylkoprośbyo
interwencję..
—Wykrakałeś,Boluś—westchnąłMazurek.Kapitanwahałsięprzezmoment,czy
sięgnąćpo
słuchawkę,czywłączyćgłośnik.Wkońcuwybrałtodrugierozwiązanieiprzysunął
mikrofon.
—OfcerdyżurnyKDMO—rzuciłzwyraźnąniechęcią.—Słucham.
—Chciałemzawiadomićoprzestępstwie—ostrozachrobotałwgłośnikugłosmłodego
mężczyzny.—Niejestempewien,czydobrzedzwonię,ale…
•—Włamanie?—domyślniezapytałZawilski.
—Cośznaczniepoważniejszego.
—Rozbój?
Chybajednakniejesttosprawanatelerfon—?awahalsierozmówca-Zwłasżfczażei
ja-zostałem-wniąwplątany…’
Proszępodaćnazwiskoiadres.Jeślitrzeba,przyślemykogośdopana.
—?łoilepiejsamsięzgłoszę?
—Aleocowłaściwiechodzi?
—Bedęnajdalejzakwadrans…
Kapitanchciałjeszczeocośzapytać,alerozległsiętrzaskodkładanejsłuchawkii
połączeniezostałoprzerwane.
—
■Kidiabeł?—Zzakłopotaniempokręciłgłową.—Rozumiesz.Michał,coztego?,
—Pewnojaki*kawał—zbagatelizowałsprawęporucznik.
8
—Ajeślinie?
—Toprędzejczypóźniejfacetprzyjdziedokomendy.
—
■
Możemaszrację—uspokoiłsięZawilski.—Niepozostajenamnicinnego,jak
cierpliwieczekać…
—Pókico,poczęstowałbyśmnieherbatą.—Mazurekuśmiechnąłsięprzymilnie.—
Zapomniałem,żemojawczorajsięskończyła.—
Zabrzmiałotojakusprawiedliwienie.
Kapitanbezsłowasięgnąłdojednejzszuflad.Przezdłuższąchwilęprzewracałwniej
zapamiętale,wreszciewyciągnąłniewielką,czarnąpuszkę.Rozglądałsięwłaśnieza
grzałkąiszklankami,kiedyznowuzadzwoniłtelefon.Tymrazemjakiśspóźniony
przechodzieńinformowałowłamaniudosklepujubilerskiego.Zawilskibezradnym
gestemrozłożyłręce,aMazurekniebezżalupomyślał,żenieprędkowypijeobiecaną
herbatę.Nieczekającnawetnadyspozycjękapitanaporucznikspieszniepodniósłsiez
krzesłaiparęminutpóźniejpędziłjużradiowozemnamiejsceprzestępstwa…/
t
Prowadzonywprawną,rękasierżantaKuligow-skiegopopielatyfat125pktóryśjużrazz
rzędaprzemierzałwyludnioneżoliborskieulice,bryzganespodkółfontannamirzadkiego
błota.Zarówno
2
kierowca,jakitowarzyszącymukapralSędziszmieliserdeczniedosyćdzisiejszejsłużby,
zwłaszczażejazdapośliskim,pokrytymtopniejącymśniegiemasfalcienienależałado
przyjemności,anadomiarzłegoprawieprzezcałąnocpadało.
ZbliżalisięwłaśniedoskrzyżowaniaGwiaździstejzPodleśną,kiedyzkońcowego
przystankuruszyłautobusliniistoosiemnaście.
Sędziszodru-jchowozerknąłnazegarek.
—Piąta—poinformowałsennymgłosemKuli-gowskiego.—MimoniedzieliMZK
punktualniejzaczynaswojądziałalność…
Sierżantwodpowiedzimruknąłtylkocośnie-jzrozumialepodnosemiskręciłw
Podleśną.Chwilę!późniejpoprawejstroniezaczerniałskrajLaskulBielańskiego.
BiegnącymwzdłużniegochodfikiemJszedłzataczającsięjakiśniewysoki,ubranywj
wybloconąjesionkęmężczyzna.Najwyraźniejniu-jsiałmiećpoważnepretensjedo
otaczającegogoświata,bo-razporazwygrażał
gniewniepięścia-Jmidrzewom,latarniom,anawetbudowanympo]drugiejstronieulicy
nowoczesnymwieżowcom.
—Pijanyjakbela!—zauważyłkapralznie4smakiem.—Chybaprzydałobysię
odstawićgoddizbywytrzeźwień…
—Widaćtrzylatawięzienianiczegofacetanienauczyły—westchnąłKuligowski.—
Znowubędzieprzepijałkażdązłotówkę…
—Znaszptaszka?—zdziwiłsięSędzisz.
—Owszem—przytaknąłsierżant.—ToMaiciekSiwucha.Kiedyśniebyłozamka,
któregobjJnieotworzył…
2
Radiowózostroprzyhamowałifunkcjonariuszewkilkususachznaleźlisięprzy
mężczyźnie.VVpierwszymmomenciemilicyjnemundurynie.zrobiłynapijanym
większegowrażenia.Siwuchamachnąłtylkoniecierpliwierękąizmełłszywustachjakieś
przekleństwochciałodejśćwswojąstronę.DopierogroźnechrząknięcieSędzisza
uprzytomniłomężczyźnie,zkimmadoczynienia,boprzepraszającymgestemuderzyłsię
wpiersi.
—Kochanawładzuniawybaczy!—bąknąłniepewnie.—Przechyliłemkieloneki
odrobinęmizaszkodziło…-
—Spiliściesięnaumór—sprostowałKuligowski,wskazującznacząconazabłoconą
jesionkęmężczyzny.—Towstyd,ż*bywwaszymwiekuleżećpoddrzewemalbow
rynsztoku!
—Coteżpan,paniewładzo!—zaprzeczyłstanowczoSiwucha.—Jatylkosię
pośliznąłem…
Sierżantzpolitowaniempokiwałgłowąimiałwłaśniezamiarkończyćniepotrzebną
dyskusję,kiedyzauważył,żekapralprzyglądasięczemuśintensywnie.Pobliskalatarnia
niedawałazbytwieleświatła,alebezlistnedrzewaikrzakiniezasłaniałycałkiemwidoku,
takżekilkametrówodskrajuLaskuBielańskiegomożnabyłodostrzecjakiśleżącyna
ziemiciemnykształt.SkojarzeniewydałosięKuligowskiemutakoczywiste,żepoczułna
plecachnieprzyjemnydreszcz.
—Poczekajtunamnie!—
■
rzuciłSędziszowiostrym,nieznoszącymsprzeciwutonem.—Zarazwracam!
Zapaliłzabranązradiowozulatarkęiostrożnie
9
siagJębilsięwlasku.Jużpokilkukrokachza-rhlupotałomuwbutach,alesierżantnie
zwracałwwaginabioto.Paręmetrówprzednimbłysnęływświetlelatarki.jasnewłosyi
młodatwarzleżącego.Chłopakmógłmiećnajwyżejdziewiętnaście,dwadzieścialat,a
modna,zamszowamarynarkaisztruksowespodnie,wktórebyłubrany,świadczyły,że
musiałpochodzićzdośćzamożnejrodziny.
Milicjantprzyklęknąłtużobok,chwytającgozaprzegub,zgodniejednakzeswymi
przewidywaniaminiewyczułpulsu.Przyjrzałsiędokładnieleżącemu.ipokrótkim
wahaniusprawdziłzawartośćjegokieszeni.Portfelanieznalazł,alezatospostrzegłna
marynarcechłopakaniewielką,rdzawąplamę.Terazbyłojużwszystkojasne…
Kuligowskibiegiemwróciłdowozuibezzastanowieniawłączyłradiotelefon.
—WLaskuBielańskimprzyPodleśnejznala-riemzwłokimężczyzny!—zameldował,
kiedyzgłosiłsięofcerdyżurny.—Namójgustśmierćmusiałanastąpićcałkiem
niedawno.
—Samobójca?—InformacjanajwyraźniejniezrobiłanaZawilskimwiększego
wrażenia.”
—Samemuraczejtrudnowpakowaćnóżwewłasneplecy—sierżantniemógłsie
powstrzymać>dironicznejuwagi.—Wdodatkuktośdokładnievypróżniłdenatowi
kieszenie—dodałpoważnie.
—ZarazwysyłamMazurkazekipą!—głosof-eradyżurnegozabrzmiałznacznieostrzeji
bar-ziejzdecydowanie.—Atynaraziepilnuj,żebyętamniktbezpotrzebyniekręcił!
—Jeszczejedno—przypomniałsobieKuligowej;.—Przedchwilązatrzymałemna
PodleśnejpijanegoMaciejaSiwuchę…
—Niezawracajmiterazgłowypijakami!—uciąłZawilskizwyraźnym
zniecierpliwieniem.—Myślisz,żeniemamwiększychzmartwień?
Sierżantpopatrzyłniechętnienastojącegokilkakrokówodradiowozumężczyznę.Nie
bardzochciałomusięwierzyć,żebytamtenmiałcośwspólnegozujawnionymprzed
chwilązabójstwem,alejednak…
—Właziliściewtekrzaki?—zapytałSiwuchę,silącsięnaobojętność.—Widzieliście,
ktotamleży?
—Żenibyktosmiałbykimaćpoddrzewkiem?—zatrzymanyparsknąłgłupkowatym
śmiechem.—Panwładzakogośtamznalazł?
—Lepiejsobienieżartujcie!—Kuligowskigniewnie.podniósłgłos.—Dobrzechyba
wiecie,żezabitoczłowieka!
Jezus,Maria!—Siwuchazamrugałgwałtowniepowiekami,zrozumiawszywidać
nareszcie,cosięstało.—Ktośodstawiłmokrąrobotę?!
—Awyprzypadkiemnieprzyłożyliściedotego
ręki?
—Bożeuchowaj!—Zatrzymanywjednejchwiliwytrzeźwiał.—Jabymnawetmuchy
nieskrzywdził,acodopieroczłowieka…i
—Więcjaktobyło?Wchodziliściedolasku?
—Mojanogatamniepostała!—Mężczyznażarliwieuderzył”sięwpiersi.—Nawetnie
wiedziałem,czegopanwładzaszukawtychkrzakach!
3
—Wobectego,Skądwracacie?
—Popiłemtrochęzprzyjaciółmi.
—Gdzietobyło?
—UMietka.n
—JakiegoMietka?
—Takiegoblondynazkoziąbródką…
—Kpiciesobieczyco?—Sierżantztrudemowstrzymałsię,byniehuknąćna
zatrzymane-o.—Jegonazwiskoiadres!
—Bógmiświadkiem,żeniepamiętam,jakonięnazywa—jęknąłSiwuchapłaczliwie.
—Zaw-zewszyscymówili„MietekzMarymontu”ikażdysiedział,okogochodzi…
—Zatrzymamywasdowyjaśnienia,toipa-niećwamwróci!
‘—Kiedyjamogępokazać,gdziefacetmieszka!7odwakrokistąd,naSobockiej…
Kuligowskimachnąłlekceważącorękąiodwró-iłwzrokodmężczyzny.Podleśną
nadjeżdżaławłaśnieszara,milicyjnanysa.Chwilępóźniejwy-ypałosięzniejkilku
funkcjonariuszy.JakońerwszyruszyłwkierunkuzwłokporucznikMa-:urek.
Ofcerszybkoprzeszukałubraniedenata,aleiie^znalazłniczegopozagrzebieniem,
chustkądolosaizużytymbiletemulgowym.
Zawiedzionyidsunąłsięnieco,żebyzrobićmiejscetechnikowi,riedynaglejegowzrok
padłnapozostawionejrzezsiebiewyraźneślady.Niemalidentycznewi-Iniałypodrugiej
stroniezwłok.‘—Mamnadzieję,żetonietwoje?—Spojrzał
3
badawczonatowarzyszącegomuKuligowskiego.
—Nieżartuj!—żachnąłsięsierżantzwidocznąurazą.—Przecieżspeceod
kryminalistykiciąglepowtarzająnaszkoleniach,żebyniezacieraćśladównamiejscu
przestępstwa…
*—Wporządku!—Porucznikpojednawczopo-,klepałkolegęporamieniu.—Zaraz
zrobimyodlewy.
Chciałwłaśniewydaćstosownądyspozycję,kiedyodstronyulicydobiegłogowesołe
poszczekiwanie.Przypomniałsobie,żeZawilskiobiecałprzysłaćpsazprzewodnikiem,i
natychmiastzmieniłdecyzję.
—Dajcienotukundla!—huknąłnacałegardło.—Odlewymogąpoczekać.
Prowadzonyprzezdługonogiegokapralarosłyowczarekbezpośpiechuzbliżyłsiędo
wskazanegomuśladu.Przezdłuższąchwilęwąchałuważnie,wreszciesapnąłnaznak,że
jestgotów,iruszyłniezbytszybkimtruchtempoprzezzarośla.Przewodnikowinął
sobiewokółdłonikonieclinki,przypiętejzamiastsmyczydopsiejobroży,ipuściłsięza
swoimpupilem.WśladykapralaposzlinatychmiastMazurekiKuligowski.
OwczarekzatoczyłniewielkiłukiwybiegłnaPodleśną.Dalejpoprowadziłmilicjantóważ
doskrzyżowaniazGwiaździstą,gdzieprzystanąłnamoment,widaćjednakbezwiększego
truduodnalazłwłaściwytrop,bopewnieskręciłwlewo.Przebylikolejnychkilkadziesiąt
metrówipieswowuzatrzymałsię,tymrazempodsłupkiem
13
przystankuautobusowego.Przewodnikcmoknzachęcająconaswegopupila,aleten
popatrzytylkobezradnienakaprala.
—Diablinadali!—zakląłzezłościąpomcznik.—Wsiadłdo‘autobusuiszukajwiatru
polu!
—Ipomyśleć,żejawidziałemtenautobus—1westchnąłmelancholijniesierżant.—
Gdybymmógłprzewidzieć…
—Cotymówisz?!—Mazurekażpodskoczył.Iwogóleskądwiesz,któryautobus
wchodź1wgrę?
—Byładokładniepiąta,kiedyprzejeżdżaliśmyzSędziszemGwiaździstą—wyjaśnił
spokojnieKuligowski.—Zpętliruszałowłaśniestoosiemnaście…
—Tojeszczeoniczymnieświadczy.
—AlewniedzielęnieodjeżdżawcześniejzGwiaździstejżadenautobus,azanimpojawił
sięl.?mnastępny,jajużznalazłemzwłoki
—Innymisłowykierowcamusiałwidziećzabójcę?
—Niewykluczone,żegonawetzapamiętał.Nkońcuopiątejniemazbytwielu
pasażerów…
Ofcerrozejrzałsiębaczniedokoła.Poprze-iwnejstronieGwiaździstejstałydwanowe
ika-usy.Jedenznichmiałtabliczkęznumeremliniitoosiemnaście.Kierowcaszykował
sięwłaśnieoodjazduiporucznikchcączdążyćzamienićzimkilkasłówmusiał
podbiec-dowozu
—Czyżbyznowujakaśkontrola?—Drobny,iespełnadwudziestokilkuletni’blondyn
zmierzymilicjantanieufnymspojrzeniem,odruchowosięgającpodokumenty.—Przecież
niedalejjaktydzień-temupołowachłopakówznaszejbazyoberwałamandatyzaświatła,
hamulceiluzywkierownicach…
—Janiejestemz„drogówki”—odparłuspokajającoMazurek.—Zresztązawszeżyłem
wzgodziezMZK:
—Więcocochodzi?
—Chciałempogadaćzkierowcą,którymiałdzisiajpierwszykursnatejlinii.
—Powinienbyćtutajzajakieśpółgodziny.—Blondynodetchnąłzwyraźnąulgą.—
NiechpanpytaoAdamaPrzecłniakiewicza…
OfcerodesłałprzewodnikazpsemijużtylkowedwóchzKuligowskimzostalinapętli.
Naszczęścieoczekiwanyautobusprzyjechał
wmiarępunktualnie.Prowadzącygoniemłodymężczyzna
0mocnoposiwiałychskroniachwprzeciwieństwiedokierowcy,zktórymuprzednio
rozmawiałporucznik,niespeszyłsięwcale,nawidokfunkcjonariuszy.Uprzejmym
gestemzaprosiłichdowozu
1bezceregielipoczęstowałsiepapierosem.
—Interesująmnieosoby,którewiózłpandzisiajpierwszymkursem—Mazurek
postanowiłodrazuprzystąpićdorzeczy.—Opiątejniebyłochybazbytwielupasażerów,
mamwięcnadzieję,żeprzynajmniejniektórychpanzapamiętał…
—Prawdęmówiąc,tojaniezwracamuwagi,ktowsiadanaprzystankach—kierowcaz
widocznymzakłopotaniempotarłczoło.—W
końcuwozisięróżnychludzi…
4
—Alenapętlistałpandłużej—nieustępowałofcer.—Nicsiępanunierzuciłowoczy?
—Odjeżdżałemprawiepustymwozem—wzruszyłramionamiPrzeeiniakiewicz,—
Miałemwszystkiegoczteryosoby.
—Ktotobył?
—Jakaśstarsza,ubranatrochęzwiejskakobieta,takibrodatyfacetzesporąłysinąi
dwóchmłodychchłopaków.
—Potrafpanopisaćtychmłodych?
—Widzipan,oniprzylecieliwostatniejchwiliiusiedlinasamymkońcu.—Kierowca
bezradnierozłożyłręce.—Wyglądałonato,żegdzieśwyjeżdżają,bomieliwalizkęi
dwietorbypodróżne,alenicwięcejniepotrafęonichpowiedzieć.
—Zauważyłpan,gdziewysiedli?
—Niestetynie.
—Atenbrodatymężczyzna?
—Onbyłnalepszymrauszu—roześmiałsięPrzeciniakiewicz.—Jeszczenapętli
zaczepiałtębabkę,apotemuderzyłwkimono,żeaższybysiętrzęsłyodjegochrapania.
PojechałdokońcaidopierowpowrotnejdrodzewysiadłprzyplacuKomunyParyskiej…
Ale,ale!—przypomniałsobienagle.—Jegotomusiciepanowieznać!
—Nibyskąd?
—Wzeszłymmiesiącujechałmoimautobusembezbiletu.Wsiedlikontrolerzyifacet
oczywiściewpadł.Kazalimuzapłacićgapowe,aonzamiastpoportfelsięgnąłpoparasol
innegopasażeraidalejokładaćkanarków.Zdajesię,żewkońcuzostałzabranydo
komendy.
—WtakimrazietoZenekBoncar!—wtrąciłsięmilczącydotejporyKuligowski—Już
kilkarazymiałkolegiumzaawanturyzkontrolerami.
—Pamiętaszjegoadres?—podchwyciłnatychmiastporucznik.
—JeszczedwamiesiącetemumieszkałprzyplacuKomunyParyskiej.
—Tobynawetpasowało…
FunkcjonariuszespieszniewrócilinaPodleśnąiniezwracającuwaginastojącegopotulnie
Si-wuchęwsiedlidoradiowozu.ChwilępóźniejdołączyłdonichSędzisz.Kuligowski
uruchamiałwłaśniesilnik,kiedywąsatychorążybezceremonialnieotworzyłdrzwiczkiod
strony,zktórejsiedziałMazurek.
—Znowugdzieśjedziesz?—sapnąłznieta-jrnąpretensją.—Podobnotymiałeś
kierowaćcałąakcją,więcdlaczegojamuszęsiesambabraćwtymcholernymbłocie?—
Wskazałznacząconalasek.
—Szukammężczyzny,któryzostawiłśladyswoichbutówprzyzwłokach—wyjaśnił
ofcer.
—Przedewszystkimtrzebaznaleźćdwóchmężczyzn—sprostowałPozorski.—Apoza
tymcośmisięzdaje,żechłopakzostałzabitygdzieindziejidopieropóźniejprzeniesiono
ciałowkrzaki.
—Skądcitoprzyszłodogłowy?
—Zrobiłemjużodlewytychśladów.Napierwszyrzutokawidać,żejedenzzabójców
nosiłconajmniejdziesiątkę,drugicośkołoszóstki,abutydenatamająnumerosiem
8—Przystanek
17
4
—Wtakimraziebędziemymusielirozejrzećsiozamiejscem,wktórympchniętobiedaka
nożem.
—Amerykinieodkryłeś—żachnąłsięchorąży.—Tylkożezrównymskutkiem
moglibyśmyszukaćigływstogusiana!
—Zdalekachybazwłoknieprzynieśli…
—PrzespacerujęsięzchłopakamipoPodleśnejiokolicznychuliczkach,szczerzejednak
wątpię,czycośmiwpadniewoko.
—Życzępowodzenia!
—Powiedziałbyślepiej,cozrobićztympijakiem.—Pozorskiskinąłniechętniewstronę
Si-wuchy.—Facetsterczytujużodgodziny,ajaniemamludzi,żebygopilnować.
—Sprawdziłeśjegoobuwie?
—Niepasujedośladówzlasku.
—Więcpuśćgododomu.,Wystarczy,jeśliprzesłuchamgojutroalbowewtorek.
—Twojasprawa…
—Aha,jeszczejedno!—przypomniałsobieporucznikwchwili,kiedyzatrzaskiwał
drzwiczki.—Stańnagłowie,żebysekcjinieodkładalidoponiedziałku.
—Sekcjawniedzielę?—Chorążyznaczącymgestempopukałsięwczoło.—Który
lekarzzZakładuMedycynySądowejzechcezrezygnowaćzwolnegodnia?
—Jateżmógłbympowiedzieć,żezagodzinę
kończęsłużbę!
—Mytocoinnego^.
—Musiszcośwymyślić…Anajlepiejzłóżwi
4B
zytęsamejszefowej—poradziłMazurekkoledze.—Onajużtozałatwi.
Pozorskichciałjeszczecośpowiedzieć,aleofcerdałznakKuligowskiemuiradiowóz
ruszyłjakburza.Naulicachzaczynałsięjużnormalnyruchinieżałującygazusierżant
ściągnąłnasiebiewieleklątwinnychużytkownikówdróg,niemniejpokilkuminutach
funkcjonariuszebylinaplacu•KomunyParyskiej.
Beztruduodnaleźliwłaściwąklatkęschodowąizostawiwszynawszelkiwypadek
Sędziszaprzywejściuruszylinaostatniepiętro.
Niemusielina-wetnasłuchiwaćpoddrzwiami,bodobiegające-zmieszkaniaBoncara
skocznedźwiękijakiejśnadawanejprzezradiomelodiiświadczyły,żegospodarzjestu
siebie.Porucznikenergiczniezapukał.Chwilępóźniejrozległsięszczękotwieranej
zasuwyiwprogustanąłtęgi,brodatymężczyzna.
—Czego?—burknąłaroganckonawidokmilicyjnychmundurów.—Grzywnę
zapłaciłemw,terminie,odtamtejawanturyz
kanarkaminikogonawetpalcemnietknąłem,więcpokiegogrzybatawizyta?
—Cościetacyhardzi.Boncar?.—Mazurekuśmiechnąłsięironicznie.—Amożeto
przyjacielskawizyta.
—Hardziniehardzi—mruknąłBoncarjużłagodniejszymtonem.—Nicnieporadzę,że
takimYnniemamusiawychowała…
—Niejesteścieuprzejmymgospodarzem.Chybabędziemymusielizabraćwasdo
komendy1pokazać,jaksięprzyjmujegości…
19
—
■
Panowiechceciemniezabrać?—Mężczyznawyraźniesięstropił.—Przecieżjaniemam
niczegonasumieniu!
—Tosięjeszczeokaże.
—Alezaco?
—Wswoimczasiewszystkiegosiędowiecie.
—Pocozarazjechaćdokomendy?—Boncarspojrzałnaofceraprosząco.-Nie
moglibyśmyporozmawiaćnamiejscu?‘
—Przedchwiląniebyliścietacygościnni.
—Toprzezlegocholernegokaca—jęknąłgospodarzzwyraźnąskruchą.—Północy
zaprawiałemzkumplamiijeszczeterazwełbiemiśiękręci…
—Ukogopiliście?
—UMietkaZatwaruchy.
—Gdzieonmieszka?
—NaMarymoncie,naSobockiej…-—Ktolamjeszczebył?
—AnkaNowacka,AdamZabawieciMaciekSiwucha—wyliczyłBoncarjednymtchem.
—Mietektrafłparęgroszyzajakąś
partaninkęizaprosiłprzyjaciółnakielonka—dodałjużzwłasnejinicjatywy.
—Niezampomnieliścieonikim?
—Cobymizależało,żebyniepowiedzieć?—energiczniezaprzeczyłgospodarz.—W
końcuczytogrzechprzechylićtrochęgorzałki?
PiliśmywpiątkęinikogowięcejuMietkanie.widziałem…Chociażzaraz!‘—Nagle
zacząłsięnadczymśzastanawiać.—Byłbymzełgałjakpies!Kołopółnocychybajeszcze
ktośprzylazł…
—Ktotaki?
—Byłemtakizaćpany,żeBógmiświadkiem,niepamiętam.—Boncarbezradnie
potrząsnąłgłową.—Amożewogóleniktnieprzychodził,tylkoktośwyszedł…
—Zdecydujciesięwreszcie!—rzuciłniecierpliwieofcer.—Przecieżchybapamiętacie,
zkimranowychodziliścieodZatwaruchy?
—Jasięodrobinęzdrzemnąłeminawetniewiem,októrejtowarzystwozwinęłomanatki.
GdzieśpoczwartejMietekmnieobudziłikazałiśćdodiabła,wiecsięwyniosłem…
—Poszliściedoautobusu?
.—Skądpanwładzawie?—zdziwiłsięgospodarz.—Fakt,żepopyliłemnaGwiaździstą
—przytaknąłskwapliwie.—Wsiadłemdostuosiemnastu…
—Pamiętacie,ktozwamijechał?
—Prawieodrazuuderzyłemwkimono.
—Alenapoczątkuniespaliście?
—Panwładzatojakjakiśczarodziej!—Boncarzniekłamanympodziwempokiwał
głową.
—Nowięcjakbyło?—nieustępowałporucznik.—Potrafcieopisaćtychludzi?
—Cośmiodbiło,żebypogadaćzjednąkobitą—zamyśliłsięgospodarz.—Cóż,baba
jakbaba,nicszczególnego.’
—Atamtychdwóchchłopakówpamiętacie?—zaryzykowałMazurek.
—Pewno,żetak!—TwarzBoncararozjaśniłasięwniespodziewanymuśmiechu.—
ZygmuśSa-niewskitoprzezparęładnychlatmieszkałpiętro
5
niżej,uswojejciotkiChciałemgonawetzapytać,jakżyje,aleudał,żemnieniepoznaje,
więcdałemspokój…
—Jechałzjakimśkumplem?
—TamtegonieznamChybaszykowalisięwdalsządrogę,bowidziałem,żemieiiod
choierybagażu…
CiotkaZygmuntaKaniewskiegookazałasiędrobną,przeszłosześćdziesięcioletniąkobietą
owłosachmocnojużprzyprószonychsiwiznąZmierzyłafunkcjonariuszyniezbyt
przyjaznymspojrzeniemi_bezsłowawpuściłaichdoprzedpokoju.
—Mydopan*siostrzeńca-Ofceruznał,żelepiejnasamymwstępiewyjaśnićcelwizyty.
—.Słyszeliśmy,żeprzezdłuższyczastutajmieszkał..$
—Wzeszłymrokusięwyprowadził—odparłalakonicznie—Odtejporyodwu*d,ił
mniedwa,możetrzyrazy.
—Znapanijegoaktualnyadres?
—Awłaściwieocochodzi?—spytałanieufnie.—Odwiedzinymilicjinaogólniewróżą
niczegodobrego…
—Chcielibyśmygoprzesłuchać—bąknąłwymijającoporucznik.—Byłświadkiem
pewnego,niezbytprzyjemnegozdaizenia…
—Ipoświadkaprzyjechaliściepanowieztakąpompą?—roześmiałasięz
niedowierzaniem.
—Więcjak,podapanitenadres?—Mazurekwolałnie’wdawaćsięwdyskusję,
zwłaszczażeprawdępowiedziawszykobietamiałaspororacji.
5
—
■Radabyduszadoraju!•westchnęłanieszczerze—Nawetgdybymchciała,toitakbym
niemogła.Poprostuniewiem,gdzieterazmieszkamójsiostrzeniec.
Możeukogośzrodziny?bezspecjalnejnadzieipodpowiedziałKuligowski.
—WWarszawieniemanikogoopróczmnie,adoMławychybaniewyjechał…
Wnienajlepszychhumorachwyszlinaklatkęschodową.Chcielijużwracaćdo
radiowozu,gdyjednezdrzwiuchyliłysięniecoiprzygarbiona,chybaprzeszło
osiemdziesięcioletniastaruszkaopomarszczonejtwarzyirzadkich,siwychwłosach
zaczęładawaćimjakieśtajemniczeznaki.
—PanowiebyliścieuWójcickiej?—szepnęłakonfdencjonalnie,kiedypodeszlibliżej.—
Zawszemówiłam,żeprędzejczypóźniejpowiniesięjejnoga.
—Tymrazemmieliśmysprawędojejsiostrzeńca—sprostowałKuligowski.—Niestety
Saniew-skiegoniebyłouciotkiiterazprawdępowiedziawszyniewiemy,gdziego
szukać.
—Znaczy,żeWójcickaniczegonieprzeskroba-ła?—Natwarzystaruszkipojawiłosię
wyraźnerozczarowanie.—Ajajużmyślałam,żejestsprawiedliwośćnatymświecieiże
wreszciektośweźmiezgagędogalopu.
—Przyjdzieinaniąpofa—niespodziewaniewtrąciłsięofcer,mrugając
porozumiewawczodosierżanta.—Mydobrzewiemy,cotozajedna!
—Naprawdęmacieokonastarąrajfurkę?
—Odparumiesięcy…
23
—IdlategoszukacieZygmunta?
—Zgadłapani.
—Tozupełniezmieniapostaćrzeczy!—ucieszyłasięstaruszka.—Będęmusiałapanom
pomóc—zadecydowała.—Niechmajązaswoje…
—Świętesłowa!
—KiedyZygmuntmieszkałuciotki,częstozapraszałdosiebietakąZośkęZakrasicką—
zaczęłazezłośliwymuśmiechem.—Ażwstydpowiedzieć,coonitamwyprawiali.Za
przeproszeniemobrazaboskaityle!
—Uważapani,żezastaniemySaniewskiegoutejdziewczyny?
—Głowędaję,żeżyjątamsobienakociąłapę.
—Aznapanijejadres?
—Nopewnie!—odparłazwidocznądumą.—MusiciepanowiepojechaćnaGdańską.
Zarazzapiszęadres.—Poczłapaładopokojuipochwiliwyniosłaniewielkąpokrytą
starannympismemkartkę.
PokrytaciemnoszarymtynkiemkamienicasprawiałaDOŚĆponurewrażenieiSędzisznie
kryłswegozadowolenia,kiedykoledzyzaproponowalimu,żebytakjakpoprzednio
pozostałnastrażyprzywej-ciu.KuligowskiiMazurekweszlinawysokiparter,gdzie
mieszkałaZakrasicką.Przezdłuższąchwilęnasłuchiwalipoddrzwiami.Dochodzącyze
środkaszmerniezbytgłośniejrozmowyupewniłich.żegospodyniniejestsama.
6
Sierżantnacisnąłdzwonek.Rozmowaucichła,akilkasekundpóźniejrozległsiębrzęk
zakładanegołańcuchaitrzaskotwieranejzasuwy.Drzwiuchyliłysięniecoiprzez
powstałąszparęwyjrzałarumiananatwarzy,niespełnadwudziestoletniadziewczyna.
Spostrzegłszyfunkcjonariuszycofnęłasięodruchowo,usiłującjednocześniezatrzasnąć
drzwi,aleKuligowskiwporęnaparłnaniecałymciałem
—Gliny!—krzyknęłapiskliwie’.—Chłopaki,chodu’
Zmieszkaniadobiegłgwałtownyłoskot,jakgdybyktośwpośpiechuzrzucałdoniczkiz
parapetu.Porucznikniezastanawiałsięnichwili,wziąłkrótkirozbiegiuderzył
ramieniemwdrzwi.Rozległsiętrzaskwyrywanegozfutrynyuchwytułańcuchaiobaj
funkcjonariuszewpadlizimpetemdośrodka.
Nieprzewidującatakiegoobrotu-rzeczydziewczynastraciłarównowagę.Padajączdążyła
jeszczepodstawićnogęsierżantowiitenpomimorozpaczliwychwysiłkówrunąłjak
długi.Niewielebrakowało,aiMazurekwylądowałbynakoledze,alenaszczęściew
ostatniejchwiliudałomusięprzeskoczyć.Kuligowskiego.
Szamotaninaprzywejściutrwałajednakstanowczozbytdługo,bowpokojuzastał
porucznikjedyniestertęporozrzucanejgarderoby,pozostawionynasamymśrodku
tranzystorowymagnetofonikilkapotłuczonychdoniczekpodoknem.Zmełłwustach
przekleństwoibezzastanowieniaskoczył
25
naparapet.Lądującnapodwórkudostrzegłkątemoka,żeSędziszusiłujeobezwładnić
niewysokiego,krępegochłopakawskórzanejkurtce.Niestetyniemógłprzyjśćwsukurs
koledze,bodrugiuciekinierwybiegłwłaśniezpodwórkanaulicę.
MomentpóźniejrozległsięprzenikliwyrykklaksonuiMazurekspostrzegł,jakchłopakz
determinacjąprzemykatużprzedmaskąjakiegośrozpeazonegopoloneza.Porucznikcosił
wnogachruszyłzauciekinieremisamomaływłosniewpadłpodautobus.Poczuł
naplecachnieprzyjemnydreszcz,słysząctużzasobąpiskhamulców,alenawetsięnie
obejrzał.Dobrzewiedział,żeterazkażdasekundamożezadecydowaćopowodzeniu
pościgu
Chłopakwpadłdoparku„Kaskada”isadzącwielkimisusamipobiegłnaprzełajprzez
zieleńce.Ofcerrównieżprzyspieszyłkroku,jednakdystansdzielącygoo.duciekającego
bynajmniejsięniezmniejszył.Wyglądałojużnato,żegonitwapokrzakachpotrwa
znaczniedłużej,niżżyczyłbysobieMazurek,kiedynaglenaprzechodzącejwpobliżu
alejcepojawiłasięparamłodychludzi.Męż-
czyznabyłwstalowymmundurzelotnika…
—Trzymajgo!—huknąłporuczniknacałegardło.—Trzymajzłodzieja!
Chciałjeszczerazpowtórzyćwezwanie,ależołnierzniczymwyrzuconyzkatapulty
wyprysnąłwkierunkuuciekającegoi,nimtamtenzdołałsięzorientować,jednym
wprawnymruchempowaliłgonaziemię.
63
—Dowiemsięwreszcie,corobiliściedzisiejszejnocy—Meldujęposłusznie,panie
władzo,żeniewychodziłemzwyrkaodmojejdziewczyny.Łupaczmożezaświadczyć…
—Czyżbywamcałyczasasystował?
—Kimałnapołówcewprzedpokoju.Zbudziłbysię.gdybymgdzieśwychodził.
—Takiebajeczkimożecieopowiadaćswojejcioci’
—Nicinnegopanwładzaodemnienieusłyszy.Mazurekznietajonym
zniecierpliwieniemzmełł
wustchjakieśprzekleństwo.Przedniespełnadwomakwadransami,kiedyrozpoczynał
przesłuchanieSaniewskiego,przezmyślmunawetnieprzeszło,bytamtenponieudanej
próbieucieczkimógłsięokazaćtrudnymprzeciwnikiem.Tymczasemporucznikaspotkał
srogizawódWprawdziewymyślonanapoczekaniuprzezzatrzymanegohistoryjkao
rzekomymspędzeniucałejnocywtowarzystwieprzyjaciółkibyłabardzonaiwna,ale
Saniewskitrzymałsięjejuparcie,niereagującaninagroźneminy,aninapodchwytliwe
pytaniaofcera.CogorszaprzesłuchiwanywsąsiednimpokojuŁupaczrównieżnie
wykazywałochotydozwierzeń…
—Waszekrętactwananicsięniezdadzą!—rzuciłostroMazurek.—Widzianowasz
Łupaczem,jakopiątejranowsiadaliście«doautobusunaprzystankuprzyGwiaździstej.
27
—Ktośchcenaswrobićalbomusiępokręciło.
—Czyżby?
—Chybajawiemnajlepiej,gdziebyłemdzisiajopiątej.Ilerazymampanupowtarzać,że
nieruszałemsięodZośki?
—Znalazłemdwóchświadków,którzytwierdzącośprzeciwnego.
.—Tojeszczeniczegonieprzesądza…
Mazureksapnąłzezłościąichciałjużzrezygnowaćzdalszegoprzesłuchania,kiedy
przypomniałsobieśladywLaskuBielańskim.
—SkoroniewychodziliścieodZakrasickiej,toktoupiorunawłóczyłsięwwaszych
butachpoŻoliborzudzisiejszejnocy?—
zaryzykowałblef.—Tylkoniemówcie,żewsz'stkiemuwinnesąkrasnoludki—dodał
kpiąco—botokawałzcholerniedługąbrodą…
Słowaporucznikamusiałyzrobićwrażenienazatrzymanym,boSaniewskinaglepobladłi
zacząłnerwowowyłamywaćsobiepalce.
Przezdłuższąchwilęmierzyłofcerawrogimspojrzeniem,alewkońcumachnąłrękąz
widocznąrezygnacją.
—Wygrałpan—westchnąłponuro.—Nigdynieprzypuszczałem,żemilicjabędzie
gmeraćwbłociekołotamtychbloków…
—Rozumiem,żesięprzyznajecie?
—Diablimniepodkusili,żebyposłuchaćŁupa-cza.Toonnadałtenskok.Mieliśmytrafć
fantyzapółmiliona,awrezultacieniewiem,czyto,cozabraliśmy,jestwartedziesięć
patyków.Nieopłacasięskórkazawyprawkę!
—Szkoda,żewcześniejotymniepomyśleliście.
7
—Rysiekprzysięgał,żelekarkaśpinapieniądzach.Skądmogłemwiedzieć,żeuniejtaka
bryndza?Dostaliśmycynk,żemieszkaniebędzieczyste,bobabkamanocnydyżurw
szpitalu,iposzliśmy…
—Oczymwymówicie?—zniecierpliwiłsięMazurek.—Znowuzaczynaciekręcić?
—JakBogakocham,wzięliśmyodlekarkitylkotrochęciuchówistarymagnetofon!—
Przesłuchiwanyszerokimgestemuderzyłsięwpiersi.—FantysąwchałupieuZośki,
więcsampanmożesprawdzić.
PorucznikspojrzałnaSaniewskiegoznieukrywanymrozczarowaniem.Miałnadzieję,że
tamtenpowiemucośnatemat
ujawnionegoniedawnozabójstwa,atymczasemzatrzymanyprzyznałsiędopospolitego
włamania.
—Gdziemieszkata.kobieta?—zapytałbazspecjalnegozainteresowania.
—PrzyPodleśnej,wtymnowymblokunaprzeciwkoLaskuBielańskiego.
-—Naktórympiętrze?
—Natrzecim.
—Wyłamaliściedrzwi,czyużywaliściewytrychów‘
—Ktobysiętambawiłwytrychami?—parsknąłmimowolnymśmiechemSaniewski.—
Wleźliśmyporusztowaniuipokrzyku…
—Któramogłabyćwtedygodzina?—
■
Gdzieśkołoczwartej.
-—Napewno?
—OtrzeciejwyszliśmyodZośki—zacząłmetodyczniewyliczaćprzesłuchiwany.—
Zanimdo-
29
człapaliśmynaPodleśną,byłojużwpółdoczwartej.Późniejmusieliśmyjeszcze
przyflować,czy•któryśzsąsiadówniekikujeprzezokno…
SkrzypnęłydrzwiidopokojuwpadłzdyszanyPozorski.Jegominaświadczyła
wymownie,żenieprzynosinajlepszychwieści.
—Szkodatwojegoczasu—szepnąłMazurkowinaucho.—Myślę,żemożeszodprawić
tegoklienta.
—Cosięstało?—odburknąłporucznik.
—Medycyorzekli,żechłopakrozstałsięzżyciemkołopółnocy,zpółgodzinnątolerancją
wobiestrony—wyjaśniłskwapliwiechorąży.—Aswojądrogąsammogłeśporównać
obuwieSaniew-skiegoiŁupaczaześladamizlasku…—dorzuciłniecogłośniej.
*-Jezus,Maria!—Zatrzymanyażpodskoczyłzwrażenia.—Panwładzachciałmnie
przypasowaćdomokrejroboty?!
-Niewaszasprawa!—uciąłostroMazurek,piorunującjednocześniespojrzeniem
Pozorskiego.—Azawłamanieitakzarobicieparęlatwięzienia—dorzuciłchłodno.—
Mimowszystkomaszwidać,synu,pecha…
Mazurekodprowadziłzatrzymanegodoaresztuiczującwyraźnezmęczeniechciał
właśniewracaćdodomu,kiedynakorytarzuzatrzymałgomajorKłosiński.Szef
zaalarmowanywiadomościąozabójstwieniezidentyfkowanegomężczyznypółniedzieli
spędziłwkomendzieiteraznietaiłzłegohumoru.
—Poszkapiteśsprawę!—oświadczyłporuczni
ao
kowizwyrzutem.—Doczegotopodobne,żebywciemnouganiaćsiępomieścieza
jakimiśtypamiinizgruszki,nizpietruszkiładowaćichdoaresztu.Ilerazymamci
powtarzać,żetakapartyzantkabyładobradwadzieścialattemu!
—SaniewskiiŁupaczniesiedzązadarmo-—oponowałMazurek.—Musiszprzyznać,
żedziękimojejpartyzantcenakonciewydziałubędzieojednoniewykrytewłamanie
mniej…
—Aleprzyokazjijawyszedłemnaignoranta!
—Nibydlaczego?
—Nieudawaj,żesięniedomyślasz!—Szefażpoczerwieniałzezłości.—
Zawiadamiająckomendantaotychzwłokachnie
omieszkałemsiępochwalić,żesprawcysiedząjużpodkluczem.Dopierokiedydotarłodo
mnie,októrejnastąpiłzgon,poczułemsięcholerniegłupio.Cozawstyddlawydziału!
—Każdy~sięmożepomylić…
—Aletywiedziałeśprzecież,żejedenzesprawcównosiłpółbutyjakłodzie,adrugimałe
adidasy,dlaczgowięcniesprawdziłeś,comająnanogachSaniewskiiŁupacz?Wkońcu
dlaciebieniebyłabytowielkafatyga,ajaniemusiałbymwysłuchiwaćcierokichuwag.
—Prędzejczypóźniejitakzatrzymamyzabójcę—bąknąłporucznikpojednawczo.—Po
corozdzieraćszaty?
—Codalejzamierzasz?
—Przedewszystkimporządniesięwyspać—ziewnąłostentacyjnieMazurek.—.Już
drugądobęjestemnanogach.
U
—Akiedyznudzicisic.leżeniedogórybrzuchem?
—Pójdędowróżki,żebymipowiedziała,kimjestdenat.Beztegodalekonie
zajedziemy…
4
WponiedziałekodsamegoranaprześladowałMazurkawyjątkowypech.Najpierw
spisującysiędotychczasbezzarzutubudzikzniewiadomegopowoduzadzwoniłpół
godzinypóźniejniżnależało.Porucznikzostawiającnietknięteśniadaniewypadłjak
bombazmieszkania,bynanastępnykwadransutknąćwwindziepomiędzypiętrami.Dwa
kolejneautobusyzjeżdżaływłaśniedozajezdni,atrzecipopsułsiępokonawszyniespełna
dwieściemetrów.Wefekciebyłojużdobrzepodziewiątej,kiedydotarłdokomendy.Miał
zamiarprzemknąćniepostrzeżeniedoswojegopokoju,alejaknaironięlosunakorytarzu
wpadłprostonaKłosińskiego.
—Mogłeśmniechociażuprzedzić,“żeostatniolubiszwysypiaćsiędopołudnia!—z
gorzkimwyrzutempowitałmajorpodwładnego.
—Chciałemjużwysłaćsamochódzhonorowąeskortąpojaś-niepana!
—Słowo.cidaję,żetoniemojawina—bąknąłMazurekniepewnie.—Takjakoś
wyszło…
—Cotypowiesz?—Szefuśmiechnąłsięironicznie.—Ciekawetylko,dlaczego
nawalaszzawszewnajbardziejnieodpowiednichmomentach?!
8
—Wyskoczyłocośnowegoztymzabójstwem?
—Jeszczeniewiadomo,alezarazmusiszpojechaćnaCzarnieckiego.Pozorskijużczeka
wwozie…
—Takjest!—Poruczniksłużbiściestuknąłobcasami.—Chciałbymtylkowiedzieć…
—ZsamegoranatelefonowałdomniemecenasŚmigielski-—zwyraźnym
zniecierpliwieniemprzerwałmuKłosiński-.—PodobnosynprofesoraSuciewskiego
przepadłgdzieśbezwieści.
Mazurekjużotwierałusta,żebycośpowiedziećnatemattegotelefonu,wporęjednak
ugryzłsięwjęzyk.Minaszefaniewróżyłanicdobrego.Stuknąłwięcjeszczeraz
obcasamiibezsłowaruszyłwkierunkuwyjścia.Pochwilisiedziałjużwradiowozie.
—KtotojestprofesorSucir^wski?—zagadnąłdobrzejużzniecierpliwionego
oczekiwaniemPozor-skiego.—Kłosińskijesttakwściekły,żeniemiałemodwagigo
pytać.
—Słyszałem,żeprofesordwalatatemuzostałszefemCentrumBadawczo-Rozwojowego
AutomatycznegoSterowania—wyjaśnił
skwapliwiechorąży.—Adzisiajwnocyzniknąłjegosyn.Adwokatmówiłcośszefowio
rzekomorewelacyjnychspostrzeżeniachgosposiSuciewskiego.Musimytampojechaći
dowiedziećsię,ocochodzi.
Radiowózzatrzymałsięprzedsporą,choćniecozaniedbanąwillą.Funkcjonariuszenie
zdążylijeszczewysiąść,kiedynaichspotkaniewybiegładrobna,przeszło
sześćdziesięcioletniakobieta.
—Panowiedonas?—zawołałaznadziejąw
Z—Przystanek30głosie.—PanmecenasŚmigielskiobiecywał,żeprzyjedzie
policja…
Funkcjonariuszebezpośpiechuweszlidośrodka,rozebralisięwciemnym,zastawionym
pękatymiszafamiprzedpokojuipopatrzyliniezdecydowanienagosposię.Taroniowaw
pierwszymodruchuchciałazaprosićgościdowidocznegozaoszklonymidrzwiami
saloniku,alepochwiliwahaniawprowadziłaichdokuchni.
—PanprofesorwracadzisiajzMoskwy—oświadczyławformieusprawiedliwienia,
podsuwającimkrzesła.—Półniedzielipucowałamcałemieszkanie,żebywszystkolśniło
jaklustro
Długoniebyłoprofesora?zagadną!Mazurek,podziwiającwduchupedantycznywprost
porządekpanującywkuchni.
-Równotydzień.Wyjechałwzeszłyponiedziałek…
—TomłodypanSuciewskimógłskorzystaćzeswobody?
—Coteżpan’—TaroniowaażpoczerwieniałaznicWamanegooburzenia.-Małoktoma
takdobrzepoukładanewgłowiejakpanJureczek!NawetświętejpamięcipanDominik
Suciewskiniepowstydziłbysięwnuka,chociażodósmegorokużycianiebożątkobez
matkiprzyszłonamchować…
—DlaczegozaalarmowałapanimecenasaŚmigielskiego?—Porucznikuznał,żelepiej
zmienićdrażliwytemat.Copaniątakzaniepokoiło?
Wsobotępopołudniupojechałamdo.Pruszkowadomojejbratanicy—zaczęłazpowagą.
—
34
PanJureczekjŁ/czemi-przypominał,żebymwróciławniedzielę,.bonaobiadmiała
przyjśćpanienkaWitwicka…
—Ktotaki?
—NarzeczonapanaJureczka.
IwniedzielęniezastałapanimłodegoSuciewskiego?—domyśliłsięofcer
—Jużprzeddomemmiałamniedobreprzeczucie.PanJureczekczyjestusiebie,czyteż
wyjeżdżagdzieśsamochodem,zawszezakładałańcuchnabramieizulicywchodzisię
przezfurtkę.
—Tymrazemłańcuchaniebyło?
—Znalazłamgorazemzkłódkąkołogarażu.
—Możesięspieszyłipoprostuzapomniał?
—Nigdywtonieuwierzę!—zaprzeczyłastanowczo.—Odczterdziestuczterechlat
służęwtymdomuinigdyżadenzSuciewskichniezapomniałzamknąćbrams’!
—Czyzauważyłapanijeszczecośniezwykłego?
—PanJureczekzałożył-płaszczswegoojca.Jestpanitegopewna?
—Obajmielipodobne,skórzaneokrycia,którepanprofesorprzywiózłkiedyśzTurcji.
ZeszłejjesienipanJureczekzawadziłocośrękawemiwrezultaciepółdniaspędziłam
nadjegopłaszczem.Panwie-cotoznaczycerowaćskórę?Wszystkiepalcemiałam
pokłutedokrwi!
CzymłodySuciewskibrałjużkiedyśokrycie
ojca’—Nigdy.
—Towszystko?
—PopołudniuprzyszłapanienkaWitwicka.By
9
labardzozdziwiona,żeniezastałapanaJureczka.Czekałyśmynaniegodoósmej
wieczorem,kiedytoodwiedziłnaspanmecenasŚmigielski.
—CzęstoprzychodziłdoSuciewskich?
—Odczasudoczasu.Raczejniezbytczęsto.-—Czegochciał?
—PodobnobyłumówionyzpanemJureczkiem.
—Wjakiejsprawie?
—Tegoniewiem.
—Paniopowiedziałamecenasowioswoichspostrzeżeniach,aonpostanowiłzawiadomić
milicję?
—Przyrzekł,żetakzrobi,jeślipanJureczekniewrócidorana.
—Nocóż,spróbujemyodnaleźćzgubę-—bezspecjalnegoprzekonaniaobiecałMazurek.
—GdybytakjeszczepożyczyłanampanijakieśzdjęcieJerzegoSuciewskiego…
—Zarazprzyniosę!—zadeklarowałasięochoczo.—Mamcałyalbum!
Taroniowawybiegłazkuchni,widaćjednakspodziewałasięusłyszanejwłaśnieprośby,bo
nieminęłynawetdwieminuty,kiedybyłajużzpowrotem.Podejrzliwieprzeciągnęłaręką
poprzykrywającejstółkolorowejceracie,nimpołożyłananiejpękatyalbumz
fotografami.Przeddłuższąchwilęostrożnieprzewracałagrubekarty.
—TojestpanJureczek—powiedziaławkońcu,wskazującjednozezdjęć.—Tak
wyglądałprzedświętamiBożegoNarodzeniakiedyzaręczyłsięzpanienkąWitwicka.
Porucznikzniedowierzaniemprzetarłoczy.ZerknąłukradkiemnaPozorskiego,ale
chorążyrów
36
nieżmusiałrozpoznaćmłodą,uśmiechniętątwarzzfotografi,bonerwowosięgnąłdo
kieszenipo.kopertęzplikiemzdjęćzniedzielnychoględzin.Niemogłobyćżadnych
wątpliwości.ZnalezionywLaskuBielańskimmężczyznaokazałsięJerzym
Suciewskim.
—AjednakKłosińskimiałcholernegonosa!—mruknąłponuroMazurek.—Ktoby
pomyślał…
—
■
Cosięstało?—WgłosieTaroniowejzabrzmiałanaglenutaniepokoju.—Skądmacie
panowietylefotografipanaJureczka?O
Boże,dlaczegoontakijakiś?!
—PoznajepaniJerzegoSuciewskiego?—nawszelkiwypadekupewniłsięMazurek.
—Powiedzciewreszcie,gdzieonjest?—Chwyciłakurczowoporucznikazarękę.—Co
towszystkomaznaczyć?
—MłodypanSuciewskinieżyje—odparłzeszczerymwspółczuciemPozorski.—
Wczorajznaleźliśmyjegozwłoki.
—Prowadzimyśledztwowtejsprawie….—dodałcichoMazurek.Gosposianamoment
znieruchomiała,wpatrującsięprzerażonymwzrokiemwsiedzącychprzystolemężczyzn.
Kiedywreszcieuprzytomniłasobiesensusłyszanychprzedchwiląsłów,najej
pomarszczonejtwarzypojawiłysięłzy.
—Aledlaczego?—wyszeptałabezradnie.—Przecieżtobyłotakiedobredziecko…A
wtedyprzybramie,jakgdybymprzeczuła,żestałosięcośniedobrego—zasłoniłarękami
twarz.—Jezu!PocojajeździłamdotegoPruszkowa?!
9
—Zaglądałapanidogarażu?—przypomniałsobieMazurek.—JerzySuciewskiwyszedł
zdo-mi<pi-szo,czyzabrałsamochód?
—Pojechałładąpanaprofesora.
—Toznaczy,żekażdyznichmiałwłasnywóz?
—Owszem,tylkożemałyfacikpanaJureczkaciąglesiępsułiojciecpozwalałmu
korzystaćzeswegosamochodu.
—Garażbyłzamknięty?
—Jakzwykle,akluczewiałynamiejscuwprzedpokoju.
—Zechciałabypaniopisaćładęprofesora?Możepamiętapaninumerrejestracyjny?
—Kolormiałanormalny,takikremowyodparłaznamysłemTaroniowa—Alenażadn^
numery,tojajużniepatrzyłam…
——
■Trzebaotymwszystkimdaćznaćszefowi.—Poruczniknamomentodwróciłsięod
gosposiimriKrnąłporozumiewawczodochorążego.—Zrobimytak—mówiłszeptem
—jazajrzęjeszczedopokojumłodego“Suciewskiego,atyskoczdowozuiscróbuj
złapaćszefaprzezradiotelefon.Przydałobysię,żebychłopakiposzukaliładyprofesora…
Pozorskibez.-łowaruszyłdowyjścia,aMazurekspojrzałpytająconaTaroniowa.
—ZaprowadzimniepanidopokojupanaJurka?—■uśmiechnąłsięprzymilnie—Nigdy
niewiadomo,czynieznajdziemytamczegoś,copóźniejprzydasięwśledztwie..
—Niewiem,cobypowiedziałpanprofesor.—
Nitocydowann-pokręciłagłową.—Możepoczekaćdojegoprzyjazdu?
—Niczegonicbędęruszał—obiecałMazurek.—Rzucętylkookiemizarazuciekam,
Notochodźmy—ustąpiłagosposia.—Tylkożepantamniczegonieznajdzie—dodała
zprzekonaniem.-WczorajrobiłamporządkiupanaJureczkainiewidziałam,żeby
trzymałusiebiecośnadzw:czajn,
Wychodziliwłaśniezkuchni,kiedyprzydrzwiachwejściowychniecierpliwiezabrzęczał
dzwonek.Taroniowazostawiłanamomentporucznika,żebyotworzyć,ipochwiliw
proguprzedpokojustanęławysokabrunetkaweleganckim,zamszowympłaszczu.
Gosposiachciałacośpowiedzieć,aledziewczynamachnęłatylkorękąibezwahania
zwróciłasicdoofcira
—Panzmilicji7
0
J
0racz<jstwierdziła,niżzarpytała.CzywiadomojużcośoJurku?
—PaniWitwicka?—upewniłsięMazurek.Oczywiście’—Zwidocznym
zniecierpliwieniemzdjęłarękawiczkiisięgnęładotorebki,jakgdybymiałazamiar
wyciągnąćdokumenty,wostatniejjednakchwilirozmyśliłasię,zdecydowanymruchem
cofającrękę.—
Niechżepanmówi,dodiabła!—Wgłosiedziewczynyzabrzmiałanietajonairytacja.—
Chcęwiedzieć,cozmoimchłopakiem?!
—Bardzomiprzykro,alemusibyćpanidzielna.—Porucznikpostarałsię,żebyjego
słowazabrzmiałyłagodnie.—JerzySuciewskińieżyje.
10
38
—Kłamiesz!—Niespodziewaniejakrozjuszonakotkarzuciłasięnaofcera.—Powiedz,
żetonieprawda!Toniemożebyćprawda!
Onbymnietakniezostawił!!!
MazurkowiztrudemudałosięprzytrzymaćWitwickazaręce.Pomyślałzgorycząże
niewielebrakowało,abydługie,jaskrawopomalowanepaznokciepozostawiłynajego
twarzytrwałyślad.
—Niechpanibędziedzielna—powtórzyłtwardo.—Obiecuję,żeznajdęzabójcę…
Przezkilkasekunddyszałaciężko,wkońcujednakrozsadzającająprzezchwilęfuria
ulotniłasięgdzieśbezśladuiWitwickawybuchnęłapłaczem.
—MójJureknieżyje!—szepnęłazrezygnacją.—Zabilimigo…
MazurekdelikatniewziąłdziewczynępodramięirazemzTaroniowazaprowadzilijądo
ku-chiłiSzklankazimnejwodyijakieśprzyniesioneprzezgosposiękropleuspokoiły
niecoWitwicka,aleporucznikprzezdobrykwadranswolałnieryzykowaćżadnego
pytanianatematJerzegoSuciewskiego.Wreszciedziewczynasięgnęłapopapierosai
zaciągnąwszysiękilkarazyłapczywiesamazaczęłamówić.
—Ilerazyostrzegałamgo,prosiłam,żebyztymskończył..Tylkożeonnigdymnienie
chciałsłuchać!Miałwielkieplany,obiecywał,żebędziemyjeździlipocałymświecie,i
śmiałsięzmoichobaw…
—Cotobyłazadziałalność?—niewytrzymałporucznik.
40
—Jureklubiłwszystkimimponowaćiszastałpieniędzminaprawoilewo.Nie
wystarczałomutego,.cootrzymywałodojca,więcznalazłsobieinneźródłodochodu.
—Jakie?
—Poznałpewnegowaluciarzaizacząłznimrobićinteresy.Kiedyśpokazałmicałyplik
banknotów.Straszniesiębałam,żezłapiegomilicjaalbożektośmuzrobikrzywdę.
Prosiłam…Płakałam…Aonmniewyśmiał.
—Jezus,Maria!—Taroniowaniemogłasiępowstrzymaćodpełnegozgrozyokrzyku.—
Cojasłyszę?PanJureczekhandlował
dolarami?!
—Poznałapanitegowaluciarza?—Mazurekcałkowiciezignorowałgosposię.—Może
potrafpanipodaćjegonazwisko?
—Nieznamnazwiskainiewidziałamtegoczłowieka—zaprzeczyłastanowczo.—
Jurekmówiłmi,żespotykająsięw„Wenecji”,takiejkawiarniprzySłowackiego,aleja
wolałamsiętamniepokazywać.
—Wiepani,jakiekwotywchodziływgrę?
—Najpierwraczejdrobne,toznaczykilkalubkilkanaściedolarów.Dopierowzeszłym
miesiącuzobaczyłamtenplik.Myślę,żebyło”
tegookołopięciuset…
—Apóźniej?
—PotamtejawanturzeJurekniechciałjużzemnąrozmawiaćoswoichinteresach.
—Pięćsetdolarówtoniejestjeszczekwota,dlaktórejzabijasięczłowieka—zauważyłz
pewnymsceptycyzmemporucznik.—
Chociażzdarzają
10
sieitacy,którzydlapięciusetzłotychsięgnęlibyponóż…
—Niewiem,czytoważne•przypomniałasobienagledziewczyna—alewsobotę
zagroziłamJurkowi,żejeśliniezerwieztymwalucia-rzem,toznamibędziekoniec.
—Copaniodpowiedział?
Niestety,nickonkretnego.Poprostuusiłowałobrócićwszystkowżart
—Wsobotęteżplanowałspotkaniezeswoimwspólnikiem?
—Odniosłamwrażenie,żetak.
—Byłmożebardziejzdenerwowanyalbopodnieconyniżzwykle?
Niezauważyłam…Umówiliśmysię,żewniedzielępogadamyonaszejprzyszłości,i
odwiózłmniedodomu.
—-Októrejrozstaliściesiępaństwo?
-Kołopiętnastej.
TrzasnęłydrzwiidokuchniwróciłPozorski.Jegominaświadczyławymownie,że
załatwiłwszystkoposwojejmyśli.
-Starytrochęzrzędził,alezarazpuściwruchcałąmaszynkę—zakomunikowałkoledze,
odprowadziwszygonabok.—AtyobejrzałeśjużpokójmłodegoSuciewskiego?
—Nowłaśnie!—MazurekponowniezwróciłsiędoWitwickiej.—Czypanichłopak
miałzwyczajtrzymaćusiebiedolary?
—Prawdępowiedziawszy,toniewiem.—Dziewczynabezradnierozłożyłaręce—
Kiedyśpokazywałmijakąśskrytkę,alewtedybyłapusta…
42
TymrazemTaroniowaniezgłaszającjużżadnychobiekcjizaprowadziłafunkcjonariuszy
napierwszepiętro.PokójJerzegoSuciewskiegosprawiałdośćniezwykłewrażenieObok
ciężkiego,stylowegobiurkazkilkomabibelotamiiprzedwojennymtelefonemstałytam
dwanowoczesneregałyiwysokipulpitżywoprzypominającydyskotekowestudio,aw
roguzamiasttapczanuleżałgrubynaconajmniejtrzydzieścicentymetrówmateracz
gąbki.Naścianachwisiałacałkiembogatakolekcjanajrozmaitszychnoży,-
bagnetówiszabli,pomiędzyktórymiwidniałykolorowefotosyroznegliżowanych
aktorek.
Witwickanieczekającnapytaniapodeszładobiurkaibezzastanowieniawysunęłajedną
zszuflad.Przezdłuższąchwilęszukałaczegośwpowstałymotworze.Wreszcierozległsię
niezbytgłośnytrzaskzwalnianejsprężynyikawałekrzeźbionegoobramowania,1
biegnącegoponiżejblatubiurka,opadłwdół,odsłaniającniewielkąskrytkę.Byłapusta.
-Wtakichstarychmeblachmożebyćwięcejschowków—zauważyłrzeczowoPozorski.
—Wartobyłobytosprawdzić.
Porucznikskinąłgłowąibezsłowaprzyklęknąłprzybiurku.Przezdobrychkilkaminut
razemzchorążympedantycznieopukiwali-całymebel.Witwickaskwapliwieprzyłączyła
siędomężczyznitylkogosposiaodczasudoczasurzucałapodadresemcałejtrójkipełne
dezaprobatyuwagi.Zniechęceniniepowodzeniemchcielijużdaćspokój,kiedyMazurek
wyciągnąłzkieszeni,niewielki11
scyzorykiostrożniezacząłgowsuwaćwcowiększeszpary.Kolejnytrzaskustępującego
zabezpieczeniabyłnagrodązawytrwałość,jednakdrugazodnalezionychskrytekrównież
okazałasiępusta.
Mazurkakorciło,żebyprzetrząsnąćjeszczeszufladybiurka,alecierpliwośćTaroniowej
najwyraźniejsięwyczerpała.
—Wystarczytegodobrego!—oświadczyłastanowczo.—Przyjedziepanprofesor,to
będziecietutajgrzebaćdowoli…Tylkożeitaknicnieznajdziecie—dodałaz
przekonaniem.—Jatamniewierzęwżadenhandeldolarami.MożeipanJureczekcoś
kiedyśkupił
albosprzedał,aletocałegadaniepsunabudęsięniezda.TrzebaBogawsercuniemieć,
żebytakzmarłegoobszczekiwać…
Funkcjonariuszeuznali,żelepiejniedyskutowaćzgosposią.Pożegnalisięgrzeczniei
kilkaminutpóźniejsiedzielijużwradiowozie.
—Coteraz?—zagadnąłPozorski.—Wracamydokomendy?
—Najpierwpogadałbymjeszczeztymadwokatem.Maszjegoadres?
—Podobnomieszkądwakrokistąd,naKossaka.Wątpięjednak,żebyśmygoterazzastali
wdemu.Pewnojestwsądziealbowzespole…
—Zobaczymy…
WbrewpesymistycznymprzewidywaniomchorążegomecenasŚmigielskibyłusiebie.
Uprzejmiezaprosiłfunkcjonariuszydoeleganckiego,choćniezbytobszernegogabinetui
odrazuprzystąpiłdorzeczy.—Dowiedzieliściesięjużczegoś,panowie,natematsyna
mojegoprzyjaciela?
—JerzySuciewskinieżyje—odparłporucznik.—Zostałzabitywnocyzsobotyna
niedzielę.
—MójBoże!—Adwokatzniedowierzaniempokręciłgłową.—Ktobypomyślał…Dla
Witoldabędzietookropnycios—dodał
ponuro.—Żonaumarłamu,zanimJurekskończyłosiemlat.Więcejdzieciniemieli…
—Oilesięniemylę,pozostawałpanwdośćbliskichstosunkachzrodzinąSuciewskich?
—Witoldapoznałemwkrótcepowyzwoleniu—przytaknąłŚmigielski.—Jazaczynałem
karieręprawniczą,aonbyłmłodympracownikiemnaukowymnawznawiającejwłaśnie
swojądziałalnośćPolitechniceWarszawskiej…
—Acomógłbypanpowiedziećosynuprofesora’
—Raczejniewiele.»7idzipan,nawetkiedyJurekposzedłjużnastudia,zawszebardziej
kojarzyłmisięzchłopcemwkrótkichspodenkachniżzdorosłymmężczyzną.
—ZniknięcieJerzegoSuciewskiegobardzojednakpanazaniepokoiło…
—Jakwidać,alarmniebyłbezpodstawny.
—Proszęwybaczyćmojądociekliwość,alejednodniowanieobecnośćdwudziestoletniego
chłopakatojeszczeniepowód,żebyzawiadamiaćmilicję.Czyżbyzasugerowałsiępan
spostrzeżeniamiTaroniowej?
—Toteż.—Potwarzyadwokataprzemknął
11
44
pełenzakłopotaniauśmiech.—Chociażnietylko…Nierozumiem?
—WpiątekJurektelefonowałdomniezprośbąoudzieleniemuporadyprawnej.W
normalnychwarunkachczułbymsięzwiązanytajemnicązawodową,skorojednakchłopak
nieżyje..
-Sugerujepan,żemłodySuciewskipopełniłjakieśprzestępstwo?
Zcałąpewnościąstwierdzićtegoniemogę—zastrzegłsięŚmigielski.—Nigdynie
omawiamsprawmoichklientówprzeztelefon,ustaliliśmywięc,żeJurekwpadniedo
mniewniedzielę.
—Niepowiedziałpanu,ocochodzi?Zorientowałemsiętylko,żetoniebyłproblem
naturycywilistycznej.
MłodySuciewskinieprzyszedłwniedzielę,wiecpansamsięwybrałnaCzarnieckiego?
-Wkońcumojejpomocypotrzebowałsynwieloletniegoprzyjaciela.Niemogłemprzejść
doporządkunadcałąsprawą’
Pożegnalisięzadwokatemiwrócilidoradiowozu.Pozorskiuruchomiłsilnikimieli
właśniezamiarjechaćwkierunkukomendy,kiedywradiotelefoniezatrzeszczałgłos
wywołującyichnumer.
-Cojest?—zapytałniecierpliwieMazurek,niebawiącsięwregulaminowezwroty.—
Jużsięzanamistęskniliście?
—Prawieodkwadransausiłujęwaszłapać—odparłofcerdyżurny.—Maciejechaćz
Pozor-skimdoKomendyStołecznejizameldować^sięuporucznikaStefańskiego.
Czekajątamnawas…
46
—Kidiabeł?—mruknąłniepewnieMazurik,wyłączającradiotelefon.—Czy/by
KomendaStołecznaprzejmowałasprawę?
—Tylkopocotengwałt?—pokręciłgłowąchorąży.
—Musiałosięcośwydarzyć…
Pozorskinieżaiowałgazu.takżewniespełnadziesięćminutzajechalinamiejsce.
ZgodniezzapowiedziąofceradyżurnegoStefańskiczekałprzywejściu.Porucznikrazpo
raznerwowozaciągałsiępapierosem,anajegotwarzywidaćbyłowy-”raźne
podniecenie.
—Zarazzaczynasięnarad*umajoraPylelj—zakomunikowałkolegomnawstępie.—A
swojądrogąwpadliśmywniezłąkabałę—
dorzuciłkonfdencjonalnie-—Szarżeszaleją…
—Zpowodutychzwłok,LaskuBielańskiego?—zdziwiłsięMazurek.Przecieżtochyba
najzwyklejszypodsłońcemnapadrabunkowyalboconajwyżejjakieśporachunkimiedzy
walueia-rzami..
—Tutajchodzioprofesora,anieojegosyna.
—Nierozumiem?
PodobnowkierowanejprzezWitoldaSuciewskiegoplacówcenaukowejprowadzonesą
badaniamająceznaczeniedlaobronnościkraju.Nicdziwnego,żesobotniezabójstwo
zaniepokoiłowojskowychiSłużbęBezpieczeństwa.
—Niechcemisięwierzyć,żebyśmierćmłodegoSuciewskiegomogłamiećjakiśzwiązek
zpracąnaukowąjegoojca—Mazurekniechciałzrezygnowaćzeswojejkoncepcji.
12
•—•Nicwamniemogępowiedzieć,bosamniewielewiem.—Stefańskiwprowadziłich
dogmachu.—Słyszałem,żeśledztwobędzieprowadzonerównolegleprzeznasiprzez
chłopakówpułkownikaKuglarza.
—Życzęowocnejwspółpracy!
-—Założęsię,żezarazusłyszysztosamoodnaszegoszefa.Kłosińskiwypożyczyłwas
obuzPo-zorskimdoczasuwyjaśnieniasprawy…
Mazureknajwyraźniejniebyłzachwyconyusłyszanąnowiną.Zdawałsobiesprawę,żeto,
coodbiedyuchodziłomunaŻoliborzu,możespotkaćsięzesprzeciwemprzełożonychz
KomendyStołecznej.Westchnąłzmieszanymiuczuciami,niezdążyłjednakjużnic
powiedzieć,bosekretarkapoprosiłaichdogabinetumajoraPyteli.Wśrodkuoprócztego
ostatniegoipułkownikaKuglarzasiedział
jeszczejakiśstarszypułkownikwlotniczymmundurzeiubranypocywilnemu,niespełna
trzydziestoletnisądzączwyglądubrunetozbytdługichjaknawojskowegoczymilicjanta
włosachistarannieprzystrzyżonymwąsiku.
—Chybamożemyprzystąpićdorzeczy—zacząłPytela,wskazującprzybyłymkrzesła.
—Mamnadzieję,żeprzedsięwzięteprzeznasśrodkiiczynnościokażągięprzysłowiową
armatąnawróbla,alesprawazdajesiębyćzbytpoważna,żebyśmymogliryzykować…
—SłyszeliściezapewnetowarzyszeoCentrumBadawczo-Rozwojowym
AutomatycznegoSterowania—wtrąciłKuglarz.—Pod
ogólnymkierunkiemszefatejplacówki,profesoraSuciewskiego,
12
iodkilkulatprowadzonesątamintensywnepracenadróżnymirozwiązaniamiczujników
termicznychdoukładów
samosterujących.Znajdująonezastosowaniew-wieludziedzinachprzemysłu,
komunikacjiiżeglugi,atakże,cochciałbymszczególniepodkreślić,wwojsku,w
systemachbroniprzeciwlotniczejiprzeciwpancernej.Samakoncepcjaużyciatakich
czujnikówniejestnowa,sąznanewewszystkichrozwiniętychkrajach,nawet
eksponowanenamiędzynarodowychtargachiwystawach,aleodlatniezmiennietrwa
procesichdoskonaleniaiminiaturyzacji,słowem,podwyższaniawalorówużytkowych.
WspomnianewyżejCentrum,
0czymmogęwamzakomunikować,manatympolukilkagodnychuwagiosiągnięć…
—Dodamdlajasności—przerwałpułkownikwlotniczymmundurze—utrzymywanych
jakdotądwścisłejtajemnicyjużnietylkozewzględówwojskowych,lecztakże,jeślicykl
badań
1sprawdzianówpraktycznychzakończysiępowodzeniem,patentowych.Rywalizacjaw
projektowaniunowychukładów
samosterującychsprawia,żewinteresiewłasnym,wdobrzepojętejtrosceoochronę
rodzimejmyślikonstrukcyjnej,niemożemyodstąpićodtejzasadyidopuścićdo
jakichkolwiekprzeciekówujawniającychstanzaawansowaniairezultatówbadań.Z
naciskiempowtarzam:niemożemy!
Kuglarzskinąłgłową,podzielającwpełniopiniępułkownika.
—Odsiebiedodam—uzupełnił—żestanowiłybyoneniezwykleinteresującysygnałdla
ł—Przystanek
49
obcegowywiadu,wojskowego,naukowegoczyprzemysłowego;teróżnicesąwistocie
bezznaczeniaprzyskądinądznanejstałejwymianieinformacji.Muszępowiedzieć,że
dotychczasnieuzyskaliśmytakichdanychi,jakmamprawosądzić,żadnychprzecieków
niebyło,alenagłaśmierćsynaprofesoraSuciewskiegownosidosytuacjizupełnienowy
element.Niczegoniechcęprzedwcześniesugerować,nato’niemampotwierdzenia,lecz
okolicznościzdarzeniamusząbyćwyjaśnionetakżeipodtymkątem.Onmógł
wiedziećokierunkachbadańprowadzonychwCentrum,bywałtamczęsto,rozmawiałz
pracownikami,odwiedzałojcawjegogabinecie…Zbagatelizowanietychfaktówbyłoby
conajmniejbłędem!
—.Innymisłowymówiąc,sprawabędzieprowadzonadwutorowo—zauważyłPytela.—
MyzajmiemysięposzukiwaniemzabójcyJerzegoSuciewskiego,awyswoimikanałami
postaraciesięsprawdzić,czytaśmierćniemaprzypadkiemjakiegośzwiązkuz
działalnościąobcegowywiadu.Niewykluczam,żeporozwinięciudwustronnych
czynności,operacyjnychwktórymśpunkciedoj-dziemydowspólnegoodkrycia.
—Otóżto—przytaknąłpułkownikKuglarz.—Jarównieżdostrzegałbymtaką
możliwość.Jeśliidzieonaszodcinek,to
najtrudniejszezadanieczekakapitanaGrzelakaskierowałwzrokwstronędługowłosego
bruneta—Musionwsposóbmożliwiedyskretnyipozornienaturalnywejśćw
środowiskodenata,spenetrowaćjeodwewnątrz,rozpoznaćwzajemnepowiązaniatych
ludzi,zdobyi
50
ichzaufanie…Mamnadzieję,żeWitoldSuciewskiwyrazizgodę,byprzedstawićkapitana
jakoswegokuzyna.Dziękitemumiałbyonbardziejdogodnąpozycjęwejściową,alez
drugiejstronyzwiadomychwzględównawetprofesor’niepowinienznaćrałejprawdy.
Niemożemymupowiedzieć,pocotorobimyidoczegozmierzamy.Jesttowarunek
konieczny,podyktowanyszczególnąsytuacją.Ijeszczejeden,problem—dodałpo
krótkimnamyśle.—PrawidłowewykonaniezadaniaprzeztowarzyszaGrzelakaw
znacznejmierzebędziezależałoodstałegodopływuinformacjiuzyskanychprzezmilicję.
Dlategoliczymynadalekoposuniętąwspółpracę.
—Niemasprawy!—zadeklarowałsięmajor.—Znaszejstronydołożymywszelkich
starań!
—Proponuję,żebyszczegóływspółpracyomawiaćnabieżąco,wmiaręrozwojusytuacji.
—Takchybabędzienajlepiej…Skorowszystkojasne,bierzmysiędoroboty—
podsumowałPytela.—Za~“niespełnagodzinęnaOkęciuwylądujesamolot,którym
profesorSuciewski.wracazMoskwy.Musimysiępospieszyć…
StefańskiiMazurekprzyjechalinalotniskoodobrykwadranszawcześnie,takżenim
spikerkazapowiedziałaoczekiwanysamolot,zdążylijeszczewypićposzklanceherbaty.
Bezspecjalnegopośpiechuzeszlidoholuiulokowalisięwmiejscu,zktóregomogli
obserwowaćpodróżnychwychodzącychzkomorycelnej.Suciewskipojawiłsię
12
jakojedenzostatnichpasażerówmoskiewskiego’samolotu.Profesorprzezmoment
rozglądałsięniepewnie,jakgdybysprawdzał,czyktośgonieoczekuje.Niewidząc
nikogoznajomegoruszałwłaśniedowyjścia,kiedystanąłprzednimStefański.
—Ogromniepanaprzepraszam.—OfcergrzeczniezatrzymałSuciewskiego.—Aleczy
mógłby|mipanpoświęcićkilkaminut?%
—Panzprasy?—Profesorzmierzyłnatrętaniechętnymspojrzeniem.—Proszę
wybaczyć…Jestem-bardzozmęczonyio
moskiewskimsympozjumwolałbymporozmawiaćinnymrazem.
—.PorucznikStefańskizKomendyStołecznej—skwapliwieprzedstawiłsięofcer.—
Sprawajestniestetydośćpilna,jeśliwięczechciałbypanskorzystaćznaszegoradiowozu,
moglibyśmyzamienićkilkasłów,odwożącpanadodomu..
—Awłaściwieocochodzi?—PotwarzySuciewskiegoprzemknąłcieńniepokoju.—
CzyżbystałosięcośwCentrum?
—Zarazwszystkopanuwyjaśnię—odparłwymijającoStefański.—Więcjak,zgadza
siępan?
—Prawdępowiedziawszynawetmitonarękę.Miałemnadzieję,żezlotniskaodbierze
mniesyn,alejakośgoniewidzę…
Wmilczeniuruszylidoradiowozu.Profesoramusiałojednakintrygowaćniespodziewane
spotkaniezfunkcjonariuszami,boledwoznalazłsięWśrodku,zagadnąłStefańskiego:
—Rozumiem,żepodczasmojejnieobecnościmusiałozajśćcośważnego,skoro
przysłanopomniesamochódzKomendyStołecznej?
52
—Pańskisynzostałzabity—wyręczył‘kolegę‘Mazurek.—Wczorajranoznaleźliśmy
jegozwłoki.
—OBoże!—Suciewskizniedowierzaniempopatrzyłnaofcerów.—Tochybajakaś
okropnapomyłka?!
—Bardzonamprzykro,panieprofesorze—mruknąłponuroStefański.—Niestetyo
żadnejpomyłceniemożebyćmowy…
—AlekomuzależałobynaśmierciJurka?Przecieżonmiałdopierodwadzieścialat!
—Zpańskąpomocąnapewnotoustalimy.
—Zmojąpomocą?—Suciewskibezradnierozłożyłręce.—Przeztydzieńbyłemw
Moskwie,przedtembrałemudziałwkongresieelektronikówwPradze,aodpółroku
prawiekażdąwolnąchwilęspędzamwCentrum…
—Mimowszystkomógłbynampanudzielićwielucennychinformacji.Wkońcumusiał
pansłyszećokłopotachsyna,widywaćjegoprzyjaciół…
—-Panowiepodejrzewacie,żeJurkazabiłktośzeznajomych?Przecieżtoabsurd!—
Profesorstanowczymgestempotrząsnąłgłową.
—Lepiejposzukalibyściezabójcywśródzboczeńcówinajbardziejzwyrodniałych
zbrodniarzy.—Zrozpaczązacisnąłpięściwbezsilnymgniewie.—Normalnyczłowiek
nietargnąłbysięnażyciechłopaka,którynigdynikogonieskrzywdził!
—Byćmożemapanrację—przyznałniepewnieStefański,klnącwduchupowierzoną
mumisję—namjednakniewolno
zaniechaćsprawdzeniażadnejewentualności.
^—Nocóż!—westchnąłSuciewski.—Róbcie,
13
panowie,couważaciezastosowne.Wkońcutpnicjaprowadzęśledztwo…
—Pragnęlibyśmywłaśniezaproponowaćpanupewienwspółudział…
—Współudział?
—JutrozgłosisiędopanakapitanStępień.Mamygorącąprośbę,byzechciałpan
potwierdzićwobecznajomychidomowników,żejestonpańskimkrewnym.
—Czytokonieczne?
—Ogromniebynamzależało…
—Rozumiem,żepańskiwspółpracownikmusiałbyumniezamieszkać?
—Bylibyśmypanubardzowdzięczni,gdybysiępanzgodził.
—Prawdępowiedziawszywcalemitonienarękę—mruknąłprofesor—aleuprzedzę
gosposię..
—Kolegapostarasięskrócićswójpobytpodpańskimdachemdoniezbędnegominimum.
Ijeszczejedno—przypomniałsobieporucznik.—Proszęsięniezdziwić,jeśliw
obecnościosóbtrzecichzwrócisięondopanazprośbąozałatwieniemupracyw
Centrum.Poprostubędzietonależałodojegoroli…
—Panowiefaktyczniechceciedostarczyćminowegopracownika?
—Proszęsięnieobawiać.Narazieniemamytakiegozamiaru.Októrejnaszkolega
będziemógłzgłosićsięjutronaCzarnieckiego?
—Jestmitonajzupełniejobojętne…
54
—Wyglądasz,chłopcze,bez/ar/utu.—Kuglarzostatnirazzlustrowałbacznym
spojrzeniemdługiewłosy,modnebutynagrubejpodeszwieiznoszonedżinsyGrzelaka.
—Widzę,żepomałuzaczynaszwchodzićwrolębłękitnegoptaka,któryprzyjechałz
wybrzeżawposzukiwaniuprotekcjiwysokopostawionegowuja.
—Staramsię,obywatelupułkowniku,alewyglądtoniewszystko…
—Maszrację—Kuglarzpoważniepokiwałgłową.—Pozawyglądemodtejchwili
zmieniasznazwiskoibędzieszwystępowałdokońcasprawyjakoAndrzejStępień.
Zarównounas,wwewnętrznymgronie,jakiwtamtymtowarzystwie.Czekającecię
zadaniejesttrudneimiędzynamimówiącniezbytprzyjemne.—Pułkownikzasępiłsię.
—Znaszychinformacjiwynika,żeJerzySuciewskimiał
ostatniodoczynieniazniezbytciekawymiludźmi.Chcączdobyćichzaufanie,będziesz
musiałwyrobićsobierówniekiepskąopinię.
—Rozumiem…
—Napoczątkuniepytajzbytwiele,tylkoobserwujistarajsięnawiązaćjaknajwięcej
znajomości.Pamiętaj,żewprawdziejesteśzwykształceniaelektronikiem,aleinteresują
ciętylkoładnekobietyiszybkiesamochody,apracętraktujeszjakozłokonieczne.Przy
okazjimożeszkomuśsię•wierzyć,żemiałeśkiedyśkłopotyzmilicją.
13
—Jakiegotypu?
—WitwickawspomniałaporucznikowiMazurkowi,żeJerzySuciewskiwplątałsięw
jakieśnielegalneinteresydewizowe.
—Innymisłowy,powinienemwyrobićsobieopinięnietylkobłękitnegoptaka,alei
drobnegoprzestępcy?—zauważyłponurokapitan.
—Dladobrasłużby,ehłopcze—pułkownikpocieszającopoklepałpodwładnegopo
ramieniu.—Dladobrasłużby…
—Nacozwrócićszczególnąuwagępodczasobserwacjiinteresującegonastowarzystwa?
—Wiemyjeszczezbytmało,żebyściśleukierunkowaćnasządziałalność.Przede
wszystkimmusiszpoznaćludzi,zktórymiobcował
młodySuciewski,ustalićźródłaichdochodówidowiedziećsię,czyutrzymująkontaktyz
kimśzagranicą.Dobrzebyrównieżbyło,gdybyśdyskretnieobejrzałsobiepokójdenata.
Wprawdzienasikoledzyjużtozrobili,alelepiejjeszczerazsprawdzić…
-—Oczywiście…
—Ciekawjestem,jaktotowarzystwozareagujenaprowadzoneprzezmilicjęśledztwo.
Jeśliniebędziewiększegooddźwięku,to
spróbujemysprowokowaćprzeciwnikadodziałania…
—Acozprofesorem?
—Radziłbymcipostępowaćnadzwyczajostrożnie.Niezapominaj,żestraciłjedynego
syna!
—Czymogęsięjużodmeldować?a
s;
—Powodzenia,chłopcze!
TrzykwadransepóźniejStępieńbyłjużnaulicyCzarnieckiegoiprzezdobrąminutę
naciskał
56
dzwonekprzyfurtceopatrzonejtabliczkąznazwiskiemprofesoraSuciewskiego.Wreszcie
odezwałsiębrzęczyk,wskazujący,żemożewejść.Kapitanbezpośpiechupodniósłz
ziemipękatątorbępodróżnąiruszyłprzezmaleńkiogródekwkierunkuwyglądającejzza
uchylonychdrzwiTaroniowej.
—Panwjakiejsprawie?—spytałapodejrzliwie,mierzącprzybyłegoniechętnym
spojrzeniem.—Profesoraniemawdomu…
—NazywamsięStępień—odparłzodrobinązażenowania.—Miałemprzyjechaćz
samegorana,alepociągsięspóźnił—dodał.—
Wujeknicpaniniemówił?
—Znaczy,żetopanjesttymkrewnymprofesora?—Taroniowaspojrzałanakapitana
znacznieprzychylniej.—Proszę,niechpanpozwolidośrodka.—Zachęcającymgestem
otworzyłaszerzejdrzwi.—Profesorkazałprzygotowaćpokój,więcbędziepanmógł
odpocząćpopodróży.
—Niewiepani,októrejwujekwracazCentrum
—Dzisiajwcaletamniepojechał—konfdencjonalnieściszyłagłos.—Razemz‘
mecenasemŚmigielskimzałatwiająformalnościpogrzebowe.
—Ktośumarł?—Stępieńudałzdziwienie.—Wujeknicmiotymniepisał…
—Niesłyszałpan,żezamordowalipanaJureczka?
—Niemożliwe?
—Wniedzielęznaleźliciało,awczorajprzezpółdniasiedziałatutajpolicja.
—Okropnenieszczęście…
14
—PanznałpanaJureczka?
—Prawdępowiedziawszytoniezadobrze.ZWarszawydoSzczecinakawałdrogi,więci
kontaktyrodzinnetrochęsięrozluźniły.
—Faktyczniepanprofesorjakośprzedtemniewspominał,żemarodzinęwSzczecinie.
—Wzamyśleniupotarłaczoło.—Chociażpanatojajużchybakiedyświdziałam—
dodałaniepewnie.
—Pewnokiedybyłemtakimbrzdącem!—Obrazowozniżyłrękękuziemi.—Podobno
straszniedawałemsięwszystkimweznakiiktomnierazzobaczył,długoniemógł
zapomniećomoichwyczynach.
—Mamnadzieję,żespoważniałpanodtamtychczasów?—rzuciłazlekkąnaganą.
—-Ależoczywiście!—zapewniłskwapliwie.—Próbujęnawetiśćwśladywujkairobić
karieręnaukową
—Niegłodnypan?Gosposianajwyraźniejprzeszładoporządkunadostatnim
stwierdzeniemkapitana.—Możeprzygotowaćpanucośdojedzenia?
—Raczejdopicia.Poparuszklankachserwowanej-przezkonduktoralurymarzęo
prawdziwejherbacie.
—Wolipanmocnączysłomkę?
—Raczejmocną…
Taroniowazaprowadziłaofceradoniewielkiegopokoikunapiętrzeiobiecawszysolennie,
żenajdalejzakwadransherbatabędziegotowa,wróciładokuchni.Stępieńzostałsam.Na
wstępiezlustrowałwnętrzebadawczymspojrzeniemurjiebezzadowoleniastwierdził,że
gosposiaposprzątałajenadzwyczajstarannie.Wprawdzieumeblowaniepomieszczenia
składałosięjedyniezwersalki,regału,dwóchkrzesełistolika,alewsumiepokoik
sprawiałdośćprzyjemnewrażenie.
Kapitanzabierałsięwłaśniedorozpakowywaniaswoichrzeczy,kiedyzparterudobiegł
godonośnybrzękdzwonka.Wyjrzałnakorytarzi,usłyszawszy,żeTaroniowaotwiera
komuśdrzwi,beznamysłuruszyłwkierunkuschodów.Wprzedpokoju,przywejściu,
spostrzegłdwóchmężczyzn.Suciewskiegoznałtylkozfotografi,aleożadnejpomyłce
niemogłobyćmowy…
—Dzieńdobry,wujku!—przywitałsięzodrobinąstarannieukrywanejtremy.—
SerdeczniewspółczujęwujkowiwzwiązkuzJurkiem…
Wpierwszymmomencie*natwarzyprofesorapojawiłosieszczerezdziwienieidopiero
pochwili,przypomniawszysobiewidaćwczorajsząrozmowę,wyciągnąłrękędoofcera.
—Cieszymnie,żeprzyjechałeś—odparł,pokonującszybkoskrępowanie.—
Przynajmniejniebędzietutajtakpusto…
—Kiedypogrzeb?
—Wczwartekojedenastej.-Możetrzebacośpomóc?
DziękimecenasowiŚmigielskiemuwszystkojestjużzałatwione.—Energicznie
potrząsnąłgłowąprofesor.—O,przepraszamcię,Jasiu-zwróciłsiędoadwokata.Tojest
mójkuzyn,AndrzejStępień…
Śmigielskiwmilczeniuuścisnąłdłońkapitana
-14
58
iuczyniłruch,jakgdybymiałzamiarwycofaćsiędowyjścia.
—Oddwóchdnibiegaszzamoimisprawami,aterazniechcesznawetwypićszklanki
herbaty?—Suciewskizdecydowanymgestempowstrzymaładwokata.—Przecieżjanie
mogęciętakwypuścić…
—Myślę,żeimmniejobcychbędziesiękręciłowtwoimdomu,tymlepiej—zauważył
delikatnieŚmigielski.—Wyobrażamsobie,comusiszprzeżywać…
—Wierzciemi,żenajgorszajestjednaksamotność—•
■
westchnąłprofesor.—Człowiekmawtedyzbytwieleczasuna
rozpamiętywanie.
Bezdalszejdyskusjiprzeszlidourządzonegozpewnymzbytkiem,obszernegosalonui
usiedliwwygodnychfotelachprzyokrągłym,stylowymstoliku.PochwiliTaroniowa
przyniosłatrzyfliżankimocnej,aromatycznejherbaty,agospodarzwyjąłzbarkukieliszki
i
butelkękoniaku.Przezcałytenczasniktsięjakośniekwapiłdonawiązaniarozmowyi
minęłodobachkilkaminut,nimwreszcieprzerwałmilczenieadwokatŚmigielski.
—PanprzejazdemwWarszawie,czyteżraczejnadłużej?—zagadnąłofcera.
—Prawdępowiedziawszyliczyłem,żeudamisięzaczepićwCentrum—odparłStępień.
—NaWybrzeżuniewyszłomiz
doktoratem,więcmożetutaj…
—Witoldnapewnopanupomoże.
—Chybajednakprzyjechałemniewporęitrzebabędzieodłożyćtonapóźniej…
—Popogrzebierozejrzęsięzaczymś—uciąłSuciewski.—Niewiem,czydamradę
załatwićsprawęodręki,alezkwitkiemcięnieodprawię!
—Bardzowujkowidziękuję!
—Trzebasięnawzajempopierać—sentencjonalniestwierdzi]adwokat.
WprzedpokojuzabrzęczałdzwonekichwilępóźniejdosalonuwsunęłagłowęTaroniowa.
—PanienkaWitwickapyta,cozpogrzebem—zaanonsowałaniechętnie.—Powiedzieć
jej,żebędziewczwartek?
—Oczywiście!—zadecydowałSuciewski.—Awogóle,toniechTaroniowapoprosiją
donas…
—Jabymtamuważała-nataką!—zaburczałapodnosemgosposia.—Najpierw
wdzięczysię,uśmiecha,przymila,apotemprzedpolicjąsuchejnitkinaczłowiekunie
zostawi!
Chciałajeszczecośpowiedzieć,aleprofesormachnąłniecierpliwierękąiTaroniowabez
słowawyszładoprzedpokoju.Przezmomentzzadrzwidochodziłyodgłosyożywionej
dyskusji,apochwiliwprogusalonustanęłaWitwicka.Towarzyszyłajejniewysoka
blondynkaodośćwyzywającymmakijażu.
—TojestLudkaNowakowska.—Witwickaprzedstawiłakoleżankę.—Onateżznała
Jurka…
—Dziękujewam,dzieci,zapamięć.—PotwarzySuciewskiegoprzemknąłsmutny
uśmiech.—Niespodziewałemsię…
—Jurekmiałwieluprzyjaciół…
—Pewnochciałabyśmiećponimjakąpamiątkę?
61
15
—Wżadnymwypadku!—zaprzeczyłagwałtownieWitwicka.—Toznaczyniewiem…
—poprawiłasięzwyraźnymwahaniem.
—Przyjdź,jeślizmieniszzdanie.WpokojuJurkajesttyleróżnychdrobiazgów…
—Taroniowawydrapałabymioczy!
—Jatujestemgospodarzem,anieona!—Profesorgniewniezmarszczyłbrwi.—A
gdybyśmnieakuratniezastaławdomu,topoprośkuzyna—dodał,wskazującznacząco
nakapitana.—Onjużujarzmigosposię!
Niewysoki,krępymężczyznawgrubymwełnianymswetrzeiporządnieznoszonych
dżinsachznieukrywanymznudzeniem
przewracałkartykolejnegoalbumużezdjęciamiprzedstawicieliwarszawskiego
półświatka.SiedzącyobokporucznikMazurekdawnojużstraciłnadzieję,by
przywiezionyzsamegoranadokomendykierowcaostatniego,sobotniego,autobusulinii
stoosiemnaścierozpoznałnaktórejśzfotografijednegozpasażerówodjeżdżającychz
pętliprzyulicyGwiaździstej.Cogorszawieściżsąsiedniegopokoju,gdzieinnemu
kierowcytakiesamezdjęciapokazywałStefański,równieżniebyłyzachęcające.
—Niedobrzemisięrobi,gdypatrzęnategęby—mruknąłzeszczerymobrzydzeniem
mężczy
62
zna.—Zasamwyglądwpakowałbymcałetotowarzystwodopudła.
—Większośćznichitakspędzapołowężyciawwięzieniu—wyjaśniłMazurek’.—
Prawdęmówiącnieopłacasięnawetwypuszczaćłobuzów,bozarazzpowrotemtrafająza
kratki.
imyślipan.żektośztegotowarzystwajechałwsobotęmoimautobusem?
—Nawetdwóch…
—Cholernyświat!—zmartwiłsiekierowca.—Zachińskiegoboganikogoniepoznaję.
Możejeszczerazprzejrzypanfotografe?
—Copan?!Zajakiegrzechy?—oburzyłsięmężczyzna.—Oddwóchgodzinnicinnego
nierobie,aprzecieżtakiegębybymzapamiętał.Chociażniektórzysąnawetpodobnido
ludzi.—Stuknąłpalcemwjednozezdjęć.—Nigdybymniepomyślał,/ensprzykładten
gośćtobandy-..’
Kierowcajeszczeprzezkilkaminutwertowałalbumy,aśezaniknąwszyostatniznich
bezradnierozłożyłręce.ChcącniechcącMazurekrównieżzrezygnował.Nawszelki
wypadekzapisałsobiepersonaliamężczyznyipochwilizostałwpokojusam.
Zastanawiał
sięwłaśnie,czyniezajrzećdoStefańskiego,kiedyprzypomniałsobie,żeodblisko
godzinyczekanaprzesłuchanieSiwucha.Porucznikociężalepodniósłsięzmiejscai
wyjrzałnakorytarz.
—
■
Chodźcienotutaj!zawołałostrym,nie.znoszącymsprzeciwutonemprzycupniętegona
o3
skrajuiawkimężczyznę.—Najwyższyczas,żebyścierozliczylisięzeswoichgrzeszków!
—Bógmiświadkiem.•tymrazemniemam,niczegonasumieniu’—zapewniłtamten,
podrywającsięskwapliwie.—Czystyjestemjakkryształ,władzuniukochana!
Weszlidopokoju.Mazurekusiadłzabiurkiemiprzezdłuższąchwilęmierzyłwezwanego
groźnymspojrzeniem.Siwuchausiłował
zachowaćspokój,widaćjednakbyło,żepobytwkomendziedziałananiegodeprymująco.
—Ocochodzi,paniewładzo?—wybąkałwreszcie,niemogącwidaćznieść
przedłużającegosięmilczenia.—Czegowładzasobieżyczyoduczciwegoobywatela?
—Takizwasuczciwyobywateljakzemniekacykperskialboarcyksiążę—parsknął
śmiechemMazurek.—Ajeślichcecie,żebyśmyżyliwzgodzie,powiedzcie,cowiecieo
tymtrupiezLaskuBielańskiego.
—Nawetniemiałempojęcia,żetamkogośza-ciukali.—Przesłuchiwanyteatralnym
gestemuderzyłsięwpiersi.—DopierokiedypansierżantKuligowskipopyliłwkrzakii
zacząłgmeraćwbłocie,skapówałemsię,żecośniegra…
—Chłopakaoskubalidoczysta,ażedobiednychnienależał,więcmusiałosięwamobić
ouszytoiowo—zaryzykowałporucznik,posługującsiężargonemzatrzymanego.—
Przy.okazjijegoładateżgdzieśzniknęła…
—Każdywolitrzymaćgębęnakłódkę,kiedy;manakonciemokrąrobotę.
16
—Tamkręcilisięjacyśdwajmężczyźniiprędzejczypóźniejktóryśznichmusicoś
chlapnąćjęzykiem.
—Władzuniapewnojakzwykłemarację—bezczelnieuśmiechnąłsięSiwucha—ale
czytojaDuchŚwięty,żebymwiedziałokażdymskokunaŻoliborzu?Przecieżgościa
moglistuknąćchłopakizinnejdzielnicyalbonawetjacyśfrajerzyzprowincji!
—Tylkominieodwracajciekotaogonem!—ofcerniespodziewaniepodniósłgłos.—
Pewnojużpiliściewódęztymibandzioramiiterazniechcecieichsypnąć!
—Żebymtakskonał,jeślimcozełgał!
—Uważajcie,bojeszczepomyślę,żesamimaczaliściewtympalce…
—Panwładzachybażartuje?—przesłuchiwanyztrudemprzełknąłślinę.—Przecieżja
bymnawetmuchy…Panwładzaznamnienieoddziś…
—Dlaczegomiałbymżartować?—Mazurekmiałponurąminę.—Wkońcunie
podaliścienawetprzyzwoitegoalibi.
—WsobotębyłemnawódceuMietkaZatwaruchy—zdeterminacjąwyrzuciłzsiebie
Siwucha.—Opyliłfantyzjakiegośskokuizaprosiłmnie,żebytooblać…
—CzyZatwaruchamożecoświedziećozwłokachzlasku?
—Prędzejniżja.
—Takczyinaczejwyteżpopytajciekumpli—zażądałMazurek,alejegogłoszabrzmiał
jużniecołagodniej.—-
■—Przystanek
65
—Niechitakbędzie!Pogadamzchłopakamizbranży,tomożecośwyniueham—z
rezygnacjąustąpiłprzesłuchiwany.—Prosiłbymtylkooprzyzwoitypogrzebnakoszt
państwa,.jeślimniektośpóźniejmojkąprzeciągnie—dodałpółżartem,półserio.
—Nawetwamświeczkęcorokuzapalęobiecałporucznik,mrużącporozumiewawczo
oko
Aterazzmiataj,bratku,dodomu!
LedwodrzwizamknęłysiezaSiwucha,dopokojuwkroczyłStefański.Jegomina
świadczyławymownie,żeniemaniczegowesołegodozakomunikowaniakoledze.
—Pytelawyobrażasobie,żewjegowydzialepracująsamicudotwórcy!—sapnąłze
złością.—Śledztwodopierosięzaczęło,aonnictylkomarudzi,żetoniezrobione,tamto
niesprawdzone,anajbardziejgobolito,żezabójcyjeszczeniesiedzą!
—ChwałaBogu,żetociebiekreowanonaszefanaszejgrupy—napołyze
współczuciem,napołyzulgązauważyłMazurek.-
Przynajmniejominąmniecodziennekazaniaszefa.•
—Doczasu!
—Ustaliłeścoś?
—Gdzietam.—Stefańskizrezygnacjąmachnąłręką.—Kierowcaautobusuniepoznał
,żadnegozkrymimalistów,którychzdjęciatakpracowiciekompletowalinasispeceod
kartotek,aekspertodmechanoskopiiprzysięgałminawszystkieświętości,żekłódka
zdjętazbramydoposesjiprofesoraSuciewskiegonigdynawetniewidziaławytrycha—
wyliczyłponuroStefański.Uciebieteżpewnonic?
—Jakbyśzgadł’Mójkierowcateżcierpiałnaamnezję,aodSiwuehyniewyciągnąłem
niczego,comiałobyjakiśzwiązekzesprawą.
Wprawdzieobiecałmi,żepopytaznajomych,aleszczerzewątpię,czyczegośsiędowie.
—Szlagbytotrafł!Gorzej,żestarypytałmnieoPozorskiego,atenzsamegorana
poleciałgdzieśidotejporyniedałznakużycia
—Niemaszwiększychzmartwień?Jeślibędzietrzeba,tosamsięznamiskontaktuje.
■Stefańskimruknąłtylkocośpodnosemiruszałwłaśniedowyjścia,kiedynabiurku
zabrzęczałtelefon.Mazureksięgnąłpósłuchawkęinajegotwarzypojawiłsię.pełen
satysfakcjiuśmiech.Jakgdybynapotwierdzenie,wypowiedzianychprzedmomentem
słówporucznikadzwoniłwłaśniechorąży.
—Nareszciecośmąrcy!—Pozorskinawetniepróbowałukryćswegopodniecenia.—
PrzyjeżdżajciepiorunemdoJózefowa’
—Cotamznalazłeś?—zainteresowałsięMazurek.
—LadęSuciewskiego—rzeczowopoinformowałchorąży.—KoledzyzOtwocka
zainteresowalisięwarsztatemsamochodowym,któregowłaścicielhandlowałczęściami!
Wpadlidzisiajdoniegoiokazałosię,żefacetmadwaskradzioneniedawnowozy,itę
ładę.
—Szafagra!—Porucznikradośniezatarłręce.—Terazśledztworuszyzkopyta!
16
—Czekam!
NiecałągodzinępóźniejStefańskiiMazurekbylijużwokazałyminowocześnie
urządzonymwarsztaciesamochodowymAntoniegoWogina.Wśrodkuażroiłosięod
milicyjnychmundurów.”
—Niemyślałem,żetenpasertotakaważnapersona—wysokisierżantniebez
zdziwieniapowitałprzybyłych.—ChorążyPozorskiwspominałwprawdzie,żemacie
jakieśzabójstwo,alemówiącszczerzetemepasujemidoWogina…
Woginbyłbarczystym,przeszłopięćdziesięcioletnimmężczyznąoszerokiej,czerwonej
twarzy.Zestoickimspokojemsiedziałwmaleńkimkantorkuizdawałsięniezwracać
uwagianinapedantycznieprzeszukującychwszystkiekątyfunkcjonariuszy,aninawetna
pilnującegogokaprala.MazurkaiStefańskiegozmierzyłnapołyznudzonym,napoły
aroganckimspojrzeniemi,nieodpowia-dającnapowitanie,zacząłostentacyjniedłubaćw
nosie.
—Jakdługoprowadzipanteninteres?—spokojnieprzystąpiłdorzeczyStefański.
—Oddziesięciulat—odparłWoginniechętnie.—Najpierwmiałemwspólnika,ateraz
towszystkomoje…
—Wspólnikzrezygnował,czyteżpanwykupiłjegoudział?
—Powiedzmy,żezrezygnował.
—Możepanpodaćjegonazwisko?
—Tomójszwagier.TerazsiedziwKanadzie.
—Kiedypierwszyrazzdecydowałsiępanprzyjąćdosiebiekradzionysamochód?
«>8
—
■Panmniewnicniewrobi!—Właścicielwarsztatuironiczniewydąłwargi.—Już
tamtemusierżantowimówiłem,żetoniemojewozy.Klientprzywozigablotęztakimczy
innymfelerem,ajamuszędoprowadzićjądoporządku.Miałbymnierównopodsuftem,
gdybymkazałkażdemupokazywaćaktkupna!
—•Aledowódrejestracyjnypowinienpanobejrzeć.
—Cholernietrudnosię
■zpanemdogadać—prowokacyjniewestchnąłWogin.—Lepiejjużzmieńmytemat…
Ładnąpogodęmamy
dzisiaj—uśmiechnąłsiębezczelnie.—Wiosnaidzie…
Stefańskinamomentzaniemówiłzirytacji.Wiedział,żeniemożedaćsięsprowokować.
Chciałwłaśniepowiedziećcośniecośostrzejszegoprzesłuchiwanemu,ubiegłgojednak
Mazurek.
—Cotomaznaczyć,Wogin!—rzuciłgroźniedowłaścicielawarsztatu.—Jakwysię
odzywaciedoofceramilicji?!
Woginostentacyjniewzruszyłramionami,aleminyjużniemiałtakpewnej.Przez
momentspoglądałnafunkcjonariuszyznietajonąniechęcią,wkońcujednakwidać
doszedłdowniosku,żelepiejnieprzeciągaćstruny,bodrwiącygrymaszniknąłzjego
twarzy.
—NodobrzePorozmawiajmyspokojnie—mruknął,silącsięn.auprzejmość.—Można
wiedzieć,ocowłaściwiepanomchodzi?
—Chcielibyśmy,żebyścienamwyjaśnili,czywiecie,costałosięzwłaścicielemtej
kremowejłady?—Stefańskiwskazałprzezotwartedrzwi
17
kantorkasamochódSuciewskiego.—Tenczłowieknieżyjeiwcalebyśmysięnie
zdziwili,gdybyśmysiędowiedzieli,żeprzyłożyliścierękędojegośmierci—dodałz
naciskiem.
—Ależ,paniewładzo!—WoczachWoginaporazpierwszypojawiłsięstrach.—Janie
mamzielonegopojęciaożadnejmokrejrobocie!
—Bzdura!
—JakBogajedynegokocham,pierwszesłyszę,Żekogośzaciukali…
—Skądmacietenwóz?—TerazznówinicjatywęprzejąłMazurek.
Przesłuchiwanyprzezdłuższąchwilęspoglądałniezdecydowanienaobuofcerów.
—TetrzygablotypodrzuciłmiFredekPry-szczałkowskizWesołej—wyznałz
rezygnacją.—Podobnokombinujezfacetem,którypotrafotworzyćkażdywóz.Aleja
tamtegodrugiegonigdynaoczyniewidziałem…
—Wiedzieliście,żetokradzionesamochody?
—Pryszczałkowskiminiemówił.
—Niebądźcieśmieszni!Ktowamwtouwierzy.
—Niechjużbędzie—ustąpiłWogin.—Ustaliliśmy,żeonzałatwigabloty,ajaje
rozbiorę’naczęścialbowyszykujęnagiełdę.
—Chcieliścieprzebićnumerynasilnikuiramie?
—Nibytak…
—Kiedydostaliścietęładę?
—Przedwczorajwieczorem
—SkądjąwytrzasnąłPryszczałkowski?
—Diabligowiedzą.—Przesłuchiwanybezradnymgestemrozłożyłręce.—JaFredka
niepytałem..
—Niewspominałwam,żemusiałprzy-okazjipchnąćkogośnożem?
—BrońBoże!—zaprzeczyłWoginżarliwie.—Gdyb5’mprzewidział,żeprzeztęładę
będzietakaporuta,pogoniłbym
Pryszczałkowskiegonazbitąmordę!Zazwykłąpaserkęobskoczyłbymtrzy,najwyżej
czterylata,atak…
—Ilewaskosztowałytesamochody?
Narazietylkopięćdziesiątkafli.ResztępieniędzyobiecałemFredkowi.poopyleniu
wozów…
—ZnacieadrestegoPryszczałkowskiego’
—Mieszkarazemzbratemwtakimparterowym,nieotynkowanymdomkuprzylinii
kolejowejnaSulejówek.Mogępokazać…
OfcerowiepostanowiliskorzystaćzpropozycjiWoginainietracącczasuzabraligodo
radiowozu.NiespełnapółgodzinypóźniejbylijużwWesołej.Odnalezieniedomu
Eryszezałkowskiegoniesprawiło„przewodnikowi”żadnegokłopotuiofcerowienie
moglisięoprzećwrażeniu,żewłaścicielwarsztatunierzadkomusiałskładaćwizyty
dostarczycielowikradzionychsamochodów.Sambudynekwyglądałdośćniechlujnie.Nie
otynkowaneściany,brudne,pokrytełuszczącąsięfarbądrzwiiwielkiebajoronaśrodku
podwórkaświadczyływymownie,żegospodarzenietroszczylisięzbytniooswą
własność.
Nawszelkiwypadekzaparkowaliradiowózdobrychdwieściemetrówdalejizostawiwszy
Wo
.17
ginapodstrażąPozorskiegoruszylipiechotąwkierunkudomuPryszczałkowakichKlnąc
naczymświatstoi,przebrnęliprzezsięgającekostekbłotoiStefańskienergiczniezapukał
dodrzwiDłuższąchwilęnasłuchiwaliuważnie,alewewnątrzpanowałakompletnacisza.
Mazurekpodszedłdonajbliższegooknaizajrzałdownętrzabudynku,niespostrzegłtam
jednaknikogo.Wszystko,niestety,wskazywałonato,żeniezastaliżadnegoz
domowników.
—Diablinadali!—westchnąłStefańskiznieukrywanymzawodem.—Ptaszekwyfrunął
zgniazdkainiewiadomo,kiedywróci…
—Trzebananiegopoczekać—zauważyłponuroMazurek.—Wkońcumusimybraćpod
uwagę,żeAlfredPryszczałkowskimaczał
palcewzabójstwiemłodegoSuciewskiego.
—Niemamyżadnejgwarancji,żedziślubjutrofacetzajrzydochałupy.
—Załatwzszefem,żebyprzysłałwywiadowcówalbochłopakówzmiejscowego
komisariatu.Niechnaniegopoczekają.
—Spróbuję,aletotrochępotrwa…
—Ostateczniegodzinkęlubdwiemógłbymposiedziećwtymbłocie—zadeklarowałsię
Mazurek.—Tylkoniechzmiennik
przypadkiemnienawali,boumręznudówalboreumatyzmmniepokręci…
StefańskiwróciłdoradiowozuiMazurekzostałsam.Przezkilkaminutkrążyłwpobliżu
domuPryszczałkowskich,poczuwszyjednaknapoliczkachpierwszekropledeszczu
doszedłdowniosku,
17
żeniematowiększegosensuirozejrzałsięzajakimśschronieniem.Niespełna
pięćdziesiątmetrówdalej,przynasypiekolejowym,spostrzegłnapołyrozwalonąbudkę.
Bezwahaniaruszyłwtamtymkierunku.Zbliskabudkawyglądałaniecobardziej
zachęcająco.
Dwieścianymiaławzupełniedobrymstanie,acoważniejszeocalałaprawiepołowa
kryjącegojądachu.Ofcerzulgąprzysiadłnaniezbytwygodnejławeczceijużpochwili
pogratulowałsobiepomysłu.Deszczzamieniłsięwporządnąulewę,ananiegopadały
jedynienielicznekropie.
‘Podwóchgodzinachdeszczniecoustał,aleza-tozerwałsięostrywiatr.Mazurekw
dalszymciąguwolałniewyściubiaćnosazbudki.Miejsce,wktórymsiedział,stanowiło
zresztąnienajgorszypunktobserwacyjny.
Porucznikzerknął,niecierpliwienazegarekipomyślał,żetracitylkoniepotrzebnieczas.
Powolizaczynałzapadaćzmrok,aPryszczałkowskijakdotądniepojawiłsięwpobliżu
swegodomu.Cogorsza,wbrewobietnicomStefańskiego,niktjakośnieprzyjeżdżał,żeby
zluzowaćofcera.
Mazurekzdeterminacjąsięgnąłpoostatniegopapierosaizacząłsięwłaśniezastanawiać,
codalejpocząć,kiedynaglespostrzegłnadrodzesylwetkęniewysokiego,barczystego
mężczyzny.Tamtenwolnymkrokiemminąłdwadomkiiniezdecydowaniezatrzymałsię
przedtym,któryznajdowałsiępodobserwacjąporucznika.Przezkilkasekundczujnie
rozglądałsiędookołainajwyraźniejmiałjużzamiarskręcićdowejścia,alew
73
ostatnimmomenciecośgopowstrzymało.Zaintrygowanyporucznikwychyliłgłowęz
budkiinatychmiastzrozumiał,cozaniepokoiło
.mężczyzno.Gdzieśzazakrętembłysnęłyreflektorysamochoduirozległsięcichywarkot
silnika.
Mężczyznajakgdybynigdynicruszyłdalejt,jednakpokilkukrokachzawiodłygowidać
nerwy,bopodbiegłdonasypukolejowegoiniezwra*cającuwaginabłotoprzycupnąłza
jakimśkrzakiem.TymczasemsamochódzatrzymałsięizgasMświatła,awchwilępóźniej
wysiadłozniegodwóchubranychpocywilnemumężczyzn.Zpozorną,obojętnością
przeszlikilkanaściemetrów,p»czvmjedenznichskręciłwkierunkunasypu.
Tegobyłojużzawieledlamężczyzny,którywybierałsiędodomuPryszczałkowskich
Wyskoczyłjakzprocyzeswojegoukryciaicosiłwnogachzacząłuciekaćwstronę
budki.Najwyraźniejmiałzamiarprzebiecprzeznasyp.Niepodejrzewałnawet,żektoś
możemuwtymprzeszkodzić.
Porucznikniewahałsięanichwili.Doskonałezdawałsobiesprawę,żetrudnobyłobyo
lepsząokazjędozatrzymaniauciekiniera.
Odczekałmomentikiedytamtenmijałbudkę,dopadłgowdwóchsusach.Jeden
zdecydowanyruchiściętyznógmężczyznarunął
naziemię.Usiłowałjeszczepoderwaćsięnakolana,alezanimtouczynił,porucznik
trzymałgojużodtyłuzaręce.
—Gdziecitakspieszno,synku?—Mazurekroześmiałsięironicznie.—Napociągitak
ni«Kłążysz…
74
—Niktnielubisypiaćnadołku—odburknąłponuropochwycony.—Awizytawładzy
zawszesiętymkończy!
—Masz,Pryszczałkowski,cholerniedobregonosa!—zaryzykowałporucznik.—Dzisiaj
niezobaczyszwłasnegołóżka…Niepowieszchyba,żeoięzkimśpomyliłem?—
upewniłsięnawszelkiwypadek.
—Oczywiście,żenie!—sapnąłpierwszyznadbiegającychwłaśniemilicjantów,których
przyjazdskłoniłPryszczałkowskiegodoucieczki.
—Todobrze.—OdetchnąłzulgąMazurek.—Zabieramgozesobą—zwróciłsiędo
funkcjonariuszawcywilu.—Musimysobieporozmawiaćosamochodach…
—Samochody,toniemojaspecjalność!—obruszyłsięzatrzymany.—Szkodabyłoby
mojejgłowynatakązabawę…Amożepanowieprzyjechaliściepomojegobraciszka?—
zapytałdomyślnie.—JesteśmyzFredkiempodobnijakdwiekroplewody,alewkiciugo
niezastąpię…
“7
Zaczynałosięwłaśnieściemniać,kiedyStępieńHoczekawszysiękońcaulewyopuścił
willęprofesoraSuciewskiegoiwolnymkrokiemruszyłwkierunku„Wenecji”.Nieliczył
wprawdzie,żejużzapierwszymrazemudamusięsprawdzićprawdziwośćinformacjio
rzekomymhandludolarami
76
uprawianymprzezzabitego,alechciałpoznaćatmosferęmiejsca,wktórymbywałczęsto
JerzySuciewski.Nieczekającnatramwajpomaszerowałprzedsiebie.Pokwadransie
dotarłdokawiarni.Miałwłaśniezamiarwejśćdośrodka,kiedywdrzwiachstanąłokow
okozdopierocopoznanąNowakowską.
—Coza’spotkanie?—Roześmiałasięwesołonawidokkapitana.—Czyżbywujaszek
dałpanuwychodne?
—PrzezcałyczasmówiłtylkoopogrzebieJurka—westchnąłofcer.—Niemogłemjuż
wytrzymać…
—Iwposzukiwaniuprzygódwybrał-się-pannaspacer?
—Dobryduchpodszepnąłmi,żespotkamtupanią!
—Wpadłampanuwoko?—Mrugnęładoniegoporozumiewawczo.
—Jeszczejak!—przytaknąłskwapliwie.—Terazjużsięniedziwię,dlaczegomoi
koledzyzwybrzeżajeżdżąpodziewczynydoWarszawy.
—Amyniemożemyodżałować,żewilkimorskiemajątakiepowodzeniewstolicy—
wtrąciłsięstojącyzaNowakowskąwysokiszatyn.—Zawracaciewgłowachnaszym
paniom,rozpieszczacieje,apotemporzucaciedlaswojegomorza!
—Poznajciesię!—skwapliwiezaproponowaładziewczyna.—Tojestkuzynprofesora
—przedstawiłakapitana—atomójchłopak…
—StefanRosiecki…
—AndrzejStępień…
7e
—Myślę,żenowąznajomośćwypadałobyoblać.
—Beztegochybasięnieobejdzie!✓
—Innymisłowy,zabieramypanadoWesołej!—zadecydowałaNowakowska—Nasz
przyjaciel,MirekLewicki,organizujetamspotkanietowarzyskieTrochępogadamy,
trochęwypijemy…
—Niebędęprzeszkadzał?
—Ależskąd!Kupipanpółlitra,jakowpisowe,ipokrzyku.
—Skorotak,tochętniepojadę!
Mężczyźnikupilialkoholinieminęłonawetpółgodziny,kiedycałatrójkasiedziałajużw
cytrynowymvolkswagenieRosieckiego.
Właścicieluruchomiłsilnikiwprawnąrękąpoprowadziłsamochódwkierunku
najbliższegomostuprzezWisłę.
—JakdługozabawipanwWarszawie?—zagadnęłaofceraNowakowska,uśmiechając
sięKokieteryjnie.—Mamnadzieję,żenaspantakszybkonieopuści?
—JeśliwujaszekzałatwimipracęwCentrum,tomożezostanęnastałe.
—Jestpanelektronikiem?
—Owszem,zapewniamjednakpanią,żeniemawty\nzawodzieniczegopasjonującego.
—Stępieńuznał,żelepiejnierozwijaćtematu.—Człowiekprawieprzezcałyczasmado
czynieniazcyframiitylkoliczyjezlewejnaprawoizpowrotem…
-—Ależtookropne!
—Przedewszystkimbeznadziejnienudne.Całeszczęście,żeistniejąiinnesposoby
zdobywaniapieniędzy.
77
—Ciarkimnieprzechodzą,kiedypomyślę,żemożekiedyśbędęmusiaławziąćsięza
jakąśrobotę.
—Pięknekobietyzostałychybastworzone&»bardziejwzniosłychcelów!
—Miłyjesteś.—Niespodziewanieprzeszłanaty.—Szkoda,żeniewszyscymężczyźni
rozumująwtensposób.
—Nagłupotęniemalekarstwa—zauważyłsentencjonalniekapitan.—Alemiędzynami
mówiąc,toniechcemisięwierzyć,żebyjakikolwiekfacetpozostałnieczułynatwoje
wdzięki,Lu-deczko?
—Andrzeju,niepodrywajmidziewczyny!—zażartowałRosiecki,którypodobniejak
Nowakowskazwracałsięjużdoofcerapoimieniu—Fakt,żezLudkiklasababka,lepiej
jednak,żebyniktpozamnąjejotymniemówił!
—Zazdrosnytyran!-7-prychnęłaNowakowska,wydymającwargiwzabawnym
grymasie—Ledwousłyszęodkogośmiłesłówko,zarazsięwtrąca!
Lewickimieszkałweleganckiej,choćpołożonejnieconauboczu,willi.Kilka
zaparkowanychtużoboksamochodówzachodnichmarek”świadczyłowymownieo
zamożnościzbierającegosiętutajtowarzystwa.Stępieńmiałszczerąochotęobejrzeć
niecpdokładniejnajbliższeotoczeniewilliiszukałwłaśnieodpowiedniegopretekstu,ale
Rosiecki-zatrzymałswegovolkswagenaprzedsamymwejściem.Cogorszaz
zachmurzonegoniebaponowniezaczęłypadaćkropledeszczu.Przestraszonatym
78
najwyraźniejdziewczynazpiskiemwyskoczyłazsamochoduiprzezniedomkniętedrzwi
bezceremonialniewbiegładoprzedpokoju.
Chcącniechcąckapitanruszyłzanią,odkładajączaplanowanyrekonesansna-później,
zwłaszczażeiRosieckiniezdradzałochoty,bypozostawaćdłużejnadworze.
Gospodarzokazałsię’“‘niskim,nienaturalnieotyłymmężczyznąoniecoposiwiałych
skroniachiszerokiej,błyszczącejpotemtwarzy.
Razporazwygładzającwypuszczonąnaspodniehaftowanąkoszulęwylewniepowitał
przybyłychinasamymwstępiezmusił
każdegodoprzyjęciapękatejszklanicyzjakimśmocnymkoktajlem.
—Jedzenietoniezbawienie,picietojestżycie!—wyrecytowałzemfazą,jakgdyby
wygłaszałmyślflozofczną,aniepijackiezawołanie.—Pijesz,znaczyżeśporządny
człowiek,niepijesz.,toidźdodiabła!
Ofcerposłuszniewysączyłpołowęzawartościszklankiizciekawościąruszyłza
Lewickimwgłąbwilli,skąddobiegałyostredźwiękinagranegonataśmęmagnetofonową
przeboju.Weszlidoobszernego,jaskrawooświetlonegopomieszczeniaZgromadzonetu
sprzęty,choćwwiększościstyloweistaranniedobrane,niebyływnajlepszymstanie,za
toporozstawianewszędziebutelkioróżnychkształtachietykielachwskazywały
jednoznacznie,żealkoholuwtymdomunigdyniebrakowało
—Chodź,pokażęciktojestkto.—KołoStępniapojawiłasięznowuNowakowska.—
Przekonasz
79
się,żetrudnoobardziejzwariowanąmenażerię.
—Zwłaszczagospodarzwygląda,jakgdybydopierowróciłzcyrku—zauważyłcierpko
kapitan.
—Tekoszulepodobnowyszczuplają—konfdencjonalnieściszyłagłos.—Mirekma
dobrzeponadczterydychynakarku,anosisięjakmłodzieżowiec!
—Skorogonatostać…
—Staryzostawiłmuwspadkudwahektarypodszkłem.Mireknająłogrodnikaz
prawdziwegozdarzenia,któryrządzicałyminteresem,asamgoliwódęalbouganiasięza
dziewczynami.Wprawdzieokropnyzniegopokraka,aledziękiswojejforsiebeztrudu
znajdujesobiesympatie.Spójrztam—wskazałaofcerowistojącąprzyokniewysoką
brunetkęwobcisłymsweterkuidżinsach.—
AśkaMalinabyłastriptizerka.Głupekobsypujejązłotem,więcczasempozwalamunato
iowo…
—AtenstojącyobokAśkigladiator?
—AdamZabawiec.Jakwidzisz,podobasiędziewczynom,bowyglądaniczymbokser
wagiciężkiej.Aletonieciekawytyp.Nawetniewiem,zczegożyje.Kiedyśprzytaszczyła
godonasMonikaWitwickaijakośsięprzylepił…
—TwójchłopakgadazjakimiśdwomafacetamiwwiekuLewickiego…
—WielkiduetbraciZatwarskich!—Nowakowskaparsknęłaniecoprzyduszonym
śmiechem.—Blacharstwoilakiernictwo
samochodowe.PoniekądkonkurencjaojcaStefana…Żonyzostawiliwdomu,atujak
zwykleprzyjechalizmałolatka80
mi—lekceważącoskinęłagłowąwkierunkudwóchsiedzącychnaniskiejkanapce
dziewczynwniezbytmodnychsukienkach.—
Skądinądcholernieskąpigoście.
—Zostałanamjeszczetrójkaprzybarku…
—Tejwiewiórkiwzielonejkieccenigdyprzedtemniewidziałam—przyznałaznie
ukrywanymżalem.—PewnościągnąłjąLeszekMaliszewski,chociażdiabliwiedzą…
-—Topewnotenniżs/yblondynwaksamitnejmarynarce?
—Zgadzasię.
—Atamtentrochęwyższy,wgolfe?
—WłodekMalina,bratAśki.Fajnyfacet,apozatymgdybyśchciałkupićalbosprzedać
trochęzielonych,tocięuczciwiezałatwi.
—Cennaznajomość.
—Nomyślę!—porozumiewawczoprzymrużyłaoko.—DlaludzizWybrzeża..Tylko
niesiadajznimdopokera—dodała
ostrzegawczo.—Maniesamowityfartijuż”niejednegopuściłztorbami.
—Jateżniejestemostatni!
—Jakchcesz,żebyśjednakpóźniejnieżałował..
—Oplotkowałaścałetowarzystwo?—Rosiec-kiegonajwyraźniejznudziłarozmowaz
właścicielamiwarsztatusamochodowego,bozostawiwszyichpodszedłdoStępniai
Nowakowskiej.—Znamciebieijestempewien,żekażdemuprzypięłaśjakąśłatkę.
—ZwyjątkiemMoniki—odparłazaczepnie.
ł—Przystanek
81
—Szkoda,żeniktjejtudzisiajnieprzywiózł.Przynajmniejrozerwałabysiętrochę
dziewczyna…
—Wczymproblem?Mógłbyśprzecieżjeszczeponiąpojechać.
—Jestempokiłkuwódkach…
—Acotomadorzeczy?—Niecierpliwiewzruszyłaramionami.-Pamiętam,jakkiedyś
prowadziłeśwóz,niebędącwstanieutrzymaćsienanogach!
Nodobrze!—Rosieckiustąpiłnadspodziewaniełatwo.—PowiemMirkowi,żeby
uprzedziłMonikętelefonicznie,ijużjadę.
—Życzępowodzenia-dorzuciłkapitan.Alewątpię,czypotym,coprzeszła,dasię
namówić.
—Lepiejmekracz’—fuknęlaNowakowska—Stefanbyłbyniepocieszony,gdybychoć
razwżyciuoparłamusięjakaśdziewczyna…
—Zobaczycie,żejąprzywiozę!zapewniłbuńczucznieRosiecki.
Przyjaciel‘Nowakowskiejruszyłdowyjścia,aStępień,widząc,żedziewczyna
wysączyłajużswojąszklankę,beznamysłusięgną!postojącąwpobliżubutelkę.
Doskonałezdawałsobiesprawę,żenictakskutecznienierozwiązujejeżykówjakalkohol,
ipostanowił
wykorzystaćchwilowąnieobecnośćRosieckiegodozdobyciakolejnychinformacjio
zebranymtowarzystwieButelkazawierałanienajgorszągatunkowowhiskyi
Nowakowskaprzyklasnęłazaplauzeminicjatywiekapitana.Podnosiławłaśnieszklankę
doust,,kiedyspodoknadobiegłichpodniesionygłosZabawca.-Czujęsię.Asiu,jakna
zebraniuemerytów.
82
Rozruszajichna’miłośćboską,dziewczyno,bowkońcuwszyscypomrzemyznudów!
Malinabezsłowawyszłanaśrodekpokojuiw
aktpłynącejzmagnetofonumelodiizaczęłapro-“okującokołysaćbiodramiMoment
późniejkilka
wstudiowanychruchówsprawiło,żesweterekidżinsyznalazłysięnapodłodze.Zebrani
umilklijaknakomendę.Wprawdziekobietyprzyjęłypoczątekstriptizubezwiększego
zainteresowania,alemężczyźniprzyglądalisięzgrabnejdziewczyniezwyraźną
przyjemnością
—Zapraszamdozabawy!—Przeciągnęłasięjakkotka.—Niebądźcietacycnotliwi!
Któryśzmężczyznzaplauzemklasnąłwdłonie,rudowłosadziewczynawzielonej
sukiencezachichotałafrywolnie.ruszającwśladzaMalinąnaśrodekpokoju.
NieprzewidującytakiegoobroturzeczyStępieńzerknął,niepewnienaNowakowską.Ta
odstawiłatrzymanąwrękusAlankęiniespodziewanieobjąwszygozaszyjęmocno
porałowaławusta.
—Możebyćfajnie,zanimStefanwrócizMoniką—szepnęłazniedwuznacznym
uśmiechem.
Kapitanstraciłnamomentrezon.
—Możesięprzejdziemy?—zaproponowałnieśmiało.—Deszczchybajużprzestał
padać…
Najwyraźniejmiałaochotęrzucićcośuszczypliwegopodjegoadresem,alemachnęła
tylkorekąinadąsanaruszyładoprzedpokoju.
Stępieńodetchnąłzulgą.Wyglądałonato,żeniebędziemusiałbraćudziałuw
rozpoczynającejsięwłaśnieorgietee.
83
Nadworzefaktycznieprzestałopadać,temperaturaspadłajednakwokolicezera,co
odczułnawetubranywciepłąkurtkęizahartowanykapitan.Razporazspoglądałze
współczuciemnamodny,alewiatrempodszyty,płaszczykNowakowskiej,wyrzucając
sobie,żenocnyspacermożesiędianiejskończyćprzeziębir-niem.Zastanawiałsię
właśnie,jakudobruchaćurażonądziewczynę,kiedydrogęzastąpiłoimdwóch
barczystych,dwu-dziestoparoletrpchchłopaków.
—Zmiataj,frajer,dochałupy!—lekceważącorzuciłpierwszyznichdoofcera.—
Szkodatwojejgębusi,amyitakwygarbujemyskórętejdziwce.
—Monikęteżprędzej:zypóźniejktóryśznasmojkąprzeciągnie—dodałdrugipozornie
bezzwiązku.—Będąwiedziały,żebraciMorczykówniktbezkarniewtrąbęniepuszcza!
Pierwszyznapastnikówbłyskawicznymruchemodpiąłszeroki,skórzanypaszakończony
masywnąklamrąizakręciłnim
ostrzegawczegomłynkatużnadgłowąStępnia.
—Zjeżdżajstąd,boityoberwiesz!—wychrypiałgroźnie.—Ilerazymamcito,baranie,
powtarzać?!
Klamraponownieprzemknęłanadgłowąkapi-„tana,aletennieczekałjuż,ażMorczyk
zakręcitrzeciegomłynka.Precyzyjniewymierzyłmupotężnegokopniakawpodbrzuszei
chwyciwszygozaprzegubzdecydowaniepociągnąłkusobie.Półobrótirzutwykonał
niczympodczasćwiczeńzsamoobrony,agłuchyjękpadającegonaziemią
84
chłopakaświadczyłwymownieżewnajbliższymczasieniebędzieonjużwstanie
zrealizowaćswojejgroźby.
Kapitanpomyślał.zsatysfakcją,żedługiegodzinytreningównieposzłynamarne.Miał
właśniezamiarzająćsiędrugimzbraciMorczyków,kiedynaglezrobiłomusięjasno
przedoczamiipoczułtępybólwokolicylewegoUcha.Straciłrównowagęirunąłjak
długiwgłębokąkałużę.Bardziejodruchowoniżświadomieprzylgnąłdobłotnistejmazi”-
iniczymnazwolnionymflmiespostrzegł
butnapastnikamijającydosłownieomilimetryjegogłowę.TamtenzachwiałsięiStępień
zdałsobiesprawę,żejesttojedynaszansa.
OstatkiemsiłsięgnąłobcasemkolanaMorCzyka.Kopnięciebyłosłabeidośćnieporadne,
naszczęściejednakwystarczyło,byiprzeciwnikprzewróciłsięnaziemię.
Chłopakpoderwałsiępierwszyizfuriąruszyłnależącegojeszczeofcera.
—Zakatrupięcię,draniu!—ryknąłzwściekłością,wyciągajączzapazuchynóż.—
Powąchaszsobietrawkęodspodu!
Stępieńpodniósłsięzziemiizrobiłkrokwkierunkunapastnika.Chłopakmachnął
nożem,jakgdybychciałnimpchnąćkapitana,aletymrazemofcerbyłzdecydowanie
szybszy.ZcałejsiłyuderzyłkantemdłoniwnadgarstekMorczyka.Tenzawyłzbólui
wypuszczającnóżzrękicofnąłsiędotyłu.SekundępóźniejwymierzonyprzezStępnia
precyzyjnycioswszczękępowaliłchłopakanaziemię.
85
—Idziemy!—zadecydowałStępień,odwracającsiędoNowakowskiej.—Starczyjuż
wrażeńnadzisiaj.
BezsłowaruszyłazatiimwkierunkuwilliLewickiego.Byłabardzoporuszonatym,co
zaszło,aleprzezcałądrogęwolałazachować
milczenie.Dopierokiedyznaleźlisiępoddrzwiami,objęłakapitanazaszyjęikilkarazy
pocałowaławpoliczki.
—Silnyjesteś!—szepnęłaznieukrywanympodziwem.—Niewiem,coonibyzemną
zrobili,gdybyniety…Dziękujęci…
—Nieprzejmujsię,mała—zbagatelizowałsprawę—Takimtypomczasamicośodbija!
Weszlidoprzedpokoju.Nowakowskachciałaponowniepocałowaćofcera,spojrzawszy
jednaknaniegoparsknęłanagłe
niepohamowanymśmiechem.
—Jaktywyglądasz?!—Wskazaławymownienajegospodnieikurtkę.—Jeszczenie
widziałamkogoś(akunurzanegowbłocie!
—Rzeczywiście—przyznałzzażenowaniem.—Łachykwalifkująsiędowyrzucenia.
—Raczejdoprania—sprostowałapocieszająco.—Poczekajchwilę,zarazcoś
wymyślę…
Stępieńposłuszniedałsięzaprowadzićdokuchniiściągnąwszyzabłoconeubraniebez
protestuoddałjedziewczynie.Obiecała,żewrócizakilkaminut,izostawiłakapitana
samego.
Nieminąłnawetkwadrans,kiedydokuchni.wkroczyłLewicki.Miałnasobieluźny,
pstrokatyszlafrok,alezatoprzyniósłjakiśsweteriznoszonedżinsy.
88
—Myślę,żepowinnynaciebiepai>o\ać—oznajmiłznadziejąwgłosie.—BratAśki
mapodobnąfgurę…Zresztą,radzęci,zostawteciuchyichodźdonas.Tylkopospiesz
się,bozabawajużsięrozkręciła.
Lewickizachichotałinieczekającnaodpowiedźwybiegłzkuchni.Kapitansięgnąłpo
spodnie.Mówiącszczerzebyłzsiebiebardzoniezadowolony.Naudziałworgiizupełnie
niemiałochoty,awyglądałonato,żewprzeciwnymwypadkustraciszansęna
nawiązaniebliższychkontaktówzeznajomymiJerzegoSuciewskiego.
—Cholernierotomani!—zakląłzezłością.—AswojądrogąciekawTe,cobypowiedział
mójszef,gdybyktośmukazałświecićgołymtyłkiemwtymzwariowanymtowarzystwie!
Założyłsweter,wyszedłdoprzedpokojuiprzystanąłniezdecydowanyprzeddrzwiami,zza
którychdochodziłyśmiechyiwulgarnepokrzykiwania.Niewidzącinnegowyjściamiał
jużzajrzećdośrodka,kiedydrzwiotworzyłysięnagleistanęławnichWitwickaNajej
twarzymalowałasięfuria.Spostrzegłszyofceradziewczynajakgdybysięzawahała,ale
prawienatychmiastchwyciłagokurczowozarękę.
—Tyjesteśkuzynemprofesora—raczej^twierdziła,niżzapytała.
—Owszem—przytaknąłskwapliwie.—PrzywiozłamnietuLudka…
—Zabierzmniedodomu!—zażądałazdeterminacją.—Zabierzmnieodtegobydła!
Dlanichniemaświętości…Dlanichnicsięnieliczy…
87
—-.Jedziemy!—Stępieńniezastanawiałsięaniprzez’moment.—Chybazdążymy
jeszczenapociąg…AswojądrogąkanaliaztegoRosieckiego!
—Zabrałammukluczykiodwozu.Umieszprowadzić?
—Oczywiście…Wprawdzietrochępiłem,alejużdawno…
—-Zrozumciewreszcie,Pryszczałkowski,żewaszupórnanicsięniezda—tłumaczył
cierpliwieMazurek,-j-PrędzejczypóźniejFredekitaktrafzakratki,awyzupełnie
niepotrzebniemożecienapytaćsobiebiedy.
—Dokogot.amowa?—Zatrzymanykolejnyjużrazbeznamiętniewzruszyłramionami.
—Władzawieswoje,ajaswoje.SzukacieFredka,więcwamkrzyżyknadrogę
Choćbyściejednaknagłowachstanęli,jabraeiakaniesypnę…
—Mieliścieprzysobiefałszywedolary.
—Znalazłemjekwadransprzedtym,jakr»niepandorwał.
—Gdzie?
—
■
Powiedzmy,żenadrodze—przesłuchiwanyuśmiechnąłsiębezczelnie.—Amożew
rowie?Zresztą,czytotakieważne?
—DwaipółrokusiedzieliściezarozpowszechnianieportretówJerzegoWaszyngtona
własnoręcznejprodukcji!
88
—
■
Skoromniewypuścili,znaczy,żejestemzre-socjalizowany—oświadczył
Pryszczałkowskizemfazą.—Jakpanwładzaniewierzy,toproszęzajrzećdomoich
papierów.Zeświecąmożnaszukaćbardziejzdyscyplinowanegowięźnia.
—Waszasprawa—zrezygnowałporucznik.—Aotychfałszywychdolarach
porozmawiajązwamikoledzyzinnejsekcji…
Ofcerodprowadził^atrzymanegodoaresztuiwracałwłaśniedosiebie,kiedynakorytarzu
natknąłsięnaStefańskiego.
—Poszkapiłeśsprawę!—TamtenniemógłsiępowstrzymaćoduszczypliwejuWagi.—
ZłapałeśnietegoPryszczałkowskiego,cotrzeba…
—Krytykowaćkażdypotraf—mruknąłniechętnieporucznik,gdychwilępóźniej
znaleźlisięwpokojuStefańskiego.—Wielkaszkoda,żetonietysterczałeśprzezcały
wieczórnadeszczu.Niebyłbyśteraztakimądry…
—Dobrzewiesz,żemiałeminnąrobotę.
—RobiłeśoględzinyładySuciewskiego?
—Trwałotododrugiejwnocy.
—Chociażzeskutkiem?
—Wyobraźsobie,żenatylnymsiedzeniuznaleźliśmyśladykrwi.Ekspercitwierdzą,że
jesttokrewtejsamejgrupycodenata.
—Innymisłowychłopakazabitowsamochodzie?
—Chybaraczejktośprzewoziłwozemzwłoki—
■sprostowałStefański.—ZsamegoranaskontaktowałemsięzZakładem
MedycynySądowej.Lekarz,któryrobiłsekcjęmłodegoSuciewskiego,
21
bardzokręcinosemnakoncepcjęzabójstwawsamochodzie.Jegozdaniemsprawca
musiałzadaćciosodtyłu,prawiepodkątemprostym,tyleżeniecozdołu…
—Takczyinaczej-trzebaznaleźćFredkaPrysz-czałkowskiego,analownajbliższym
czasiesięniezanosi.
—Zbraciszkanicniewydusiłeś?—
■Niestety.
—Znaczy,żecałanadziejawPozorskim?
—Onteżzpustegonienaleje.
—Alemożeznajdziecośwkartotekach.•
—Naraziepoczęstowałbyśmnieherbatą—poprosiłMazurekprzymilnie.—Prawdę
powiedziawszyniezdążyłemjeszczezjeśćśniadania…
Stefańskisięgnąłdoszufladybiurkaposporąblaszanąpuszkęirozglądałsięwłaśnieza
szklankami,kiedydopokojuwkroczył
chorąży.Byłwnienajlepszymhumorze,coświadczyłowymownie,żenieprzynosi
żadnychrewelacyjnychwiadomośćci.
—DiablinadaliztymFredkiemPryszczałkow-skim—rzuciłzezłościąnasamym
wstępie.—Wiemyonimtyle,cokotnapłakał!
—Widoczniefacetnielubirozgłosu—zauważyłcierpkoMazurek.
—Jakbyśzgadł!—przytaknąłPozorski.—Prawienienotowany.Manakoncietylko
jedenwyrokzaprzywłaszczeniefataibardzosprytniewywinąłsięzdewizowejsprawy
swojegobraciszka…
—Samukradłtamtensamochód?
90
—Pomagałmuszatniarzz„Wenecji”,niejakiRysiekNowacki.
—MłodySuciewskiteżbywahw„Wenecji”…
—Tojeszczeoniczymnieświadczy—wtrąciłStefański.—Sprawdźcie,oczywiście,
Nowackiego,aleitakbędęmusiałzałatwićzszefem,żebypatrolerozejrzałysięza
Pryszczałkowskim.Mamnadzieję,żeznajdziemyjakieśwmiaręaktualnezdjęcie
MazurekzrezygnowałzherbatyirazemzPozorskimruszyłdowyjścia.Niespełna
dwadzieściaminutpóźniejzaparkowaliradiowózwpobliżu„Wenecji”’.Wkawiarnibyło
prawiepustoiniewysoki,pucołowatyszatniarzpowitałichzprzesadnągrzecznością.
Milicyjnelegitymacjestropiłygowprawdziewyraźnie,usłyszawszyjednak,okogo
chodzifunkcjonariuszom,natychmiastodzyskałrezon.
—Ryśkawyrzucilijakieśdwamiesiącetemu—wyjaśniłzzadowoleniem.—Teraz
urzędujętunazmianęzeszwagrem.
—CoprzeskrobałNowacki?—zainteresowałsięMazurek.
—Urżnąłsiejakświniaiskląłodostatnichjednegozgości.Miałpecha,bofacetbył_
jakąśszychązurzędudzielnicowego.
—Poprzednikpańskiegoszwagraczęstopijałpodczaspracy?„
—Ściślerzeczbiorąc,toonprawienietrzeźwiał.
—Niewiepanprzypadkiem,gdziemieszkaobecnieNowacki?
22
—NaWrzecionie…
—Ategomężczyznępanzna?—PorucznikwyciągnąłzkieszenizdjęcieJerzego
Suciewskiego.—Ontupodobnoczęstobywał…
—Faktycznie,nieobcagęba—przyznałszatniarz,choćbezspecjalnegoprzekonania.—
Alektoonzacz,tegopanuniepowiem.
Jakośniewpadłmiwoko.
—Szkoda…
—Panwładzazostawifotkę.Jakgościaprzyniesie,todamcynk.
—Myślę,żeporadzimysojpieinaczej—odparłwymijającoofcer.—Zresztą,prawdę
powiedziawszy,bardziejzależynamnakimśinnym.
—Nakim?
-—NaFredkuPryszczałkowskim.
—Widziałemgowsobotę—ożywiłsięszatniarz.—Chociażzaraz—zwyraźnym
zakłopotaniempodrapałsięwgłowę.—Chybajednakbyłotowczwartek…
—Przyszedłsam?
—Owszem,alepóźniejsiedziałprzystolikurazemztakimświńskimblondynemo
posturzeTarzana.,
—Niewiepan,cotozajeden?
—Widziałemgopierwszyrazwżyciu.
—Czyliniebywałprzedtemw„Wenecji”?
—Szczerzewątpię.Takiegotrudnoniezauważyć…
NowoczesnyblokprzyulicyWrzecionosprawiałzzewnątrzdośćprzyjemnewrażenie.
Niestetyklatkaschodowaniewyglądałajużtakzachęca
22
jąco,anieczynnawindaskuteczniepopsułaimhumory.Klnącdozorcęikonserwatorów
wdrapalisięnaostatniepiętro.Mazurekzmieszanymiuczuciaminacisnąłdzwonek.Na
szczęścieNowackibyłakuratusiebie.
—Panowiewjakiejsprawie?—Zmierzyłfunkcjonariuszyniechętnymspojrzeniem.
—MamyinteresdoFredkaPryszczałkowskiego—odparłporucznik,wchodzącbez
zaproszeniadoprzedpokoju.—Towaszdobryznajomy,więcjesteśmy…
—Niewidziałemchłopakaodpółroku—potrząsnąłgłowągospodarz.—Azresztąon
tutajnigdynieprzychodził.
—Kiedyśjednakkochaliściesięjakbracia—zakpiłPozorski.—Nawetwspólnywyrok
wamsiętrafł.
—Staredzieje!
—Historialubisiępowtarzać…
—CzyżbyFredekznówcośprzeskrobał?
—Powiedzcie,gdziegoszukać,tochętniezaspokojęwasząciekawość—obiecał
Mazurek.—Więcjak,umowastoi?
—Kiedyjaniemamznimżadnegokontaktu.
—Trudnowtouwierzyć—uśmiechnąłsięporucznik.—Tacyzwasbyliprzyjacielei
raptemniconimniewiecie.
—Przyjaciele,przyjaciele—znagłą-złościąwybuchnąłgospodarz.—Bodajbyłobuza
szlagtrafł!Niedawnomiałemprzezbydlakakłopoty,aiterazwidzę,żeznowuzaczyna
siępolka…
—Pocowięcnadstawiaciezaniegoskórę?
93
—Adamipanspokój,jeśligoprzypucuję?
—Czemumc?►
—JaoFredkuwłaściwienicniewiem—przezorniezastrzegłsięNowacki.—AleAnka
niejednomogłabyonimpowiedzieć…
-JakaAnka?
—Mojasiostra.Przezkilkamiesięcychodzilizesobą.
—Jesteściepewni,żebędziechciałaznamigadać?‘
—Ona?Jasne!Jestnaniegocięta.
—Gdzieznajdziemywasząsiostrę?
—WogóletomieszkanaStołecznej,aleterazpewnosiedziunowegokochasia.
—Ktototaki?
—WłodekMalina.CholerniedzianyfacetMawillęnaSaskiejKępie.
.Mazurekskinąłgłowąnapożegnanieimiałwłaśniezamiarruszyćdowyjścia,ale
zatrzymałgojeszczechorąży.
—PokażmufotografęSuciewskiego—zaproponował.—Doniedawnapracowałw
„Wenecji”,mógłwięczapamiętaćchłopaka.
MazurekbezsłowawyciągnąłzdjęcieipodałjeNowackiemu.Tamtenprzezkilkasekund
przyglądałsiębaczniefotografi,wkońcujednakbezradnierozłożyłłfcce.
—Niepamiętam—westchnąłzżalem.—Nibytwarzniejestmiobca,aleczygość
bywałw„Wenecji”,tegopanunieprzysięgnę.
—Możewidzieliściegokiedyśwtowarzystwie
23
FredkaPryszczałkowskiego?—podpowiedziałPozorski.
—Niewykluczonezawahałsiegospodarz.—Chociażdiabliwiedzą…
Dochodziłapiętnasta,kiedyzatrzymaliradiowózprzedstarąniepozorniewyglądającą
willąprzyBerezyńskiej.Przezdłuższąchwilęchorążynaciskałdzwonek,nimcichy
brzęczykoznajmiłfunkcjonariuszom,żemogąotworzyćfurtkęiwejśćnaterenposesji.W
drzwiachwillipowitałaichrudowłosadziewczynaotulonawgruby,męskiszlafrok.
Spocona,nieumalowanatwarzipotarganewłosyświadczyływymownie,żewłaśnie
musiaławstaćzłóżka.
°aniAnnaNowacka?-domyśliłsięPo-
zorsk
—Owszem-ziewnęłaostentacyjnieniezasłaniającust.—Panowieprzyjechaliście,żeby
mnie
0tympoinformować?
—Mamydopanikilkapytań—rzuciłostroMazurek.—Możemyporozmawiaćtutaj
albowkomendzie.Jakpaniwygodniej.
—Pocojechaćdokomendy?—bąknęłapojednawczo.—Pozwólcie,panowie,do
środka.
Zapraszającymgestemotworzyładrzwiiwpuściłaichdoprzedpokoju.Spodziewalisię
jeślinieluksusowego,toprzynajmniejdostatniegowyposażenia,tymczasemwnętrzebyło
niezwykleciemne
1brudne.
—Włodekmieszkatudopieroodmiesiąca—wyjaśniła,widzączdziwioneminy
funkcjonariuszy.
—Niebyłoczasu,żebydoprowadzićwszystkodoporządku…
—
■
Zwłaszczażeponocachsięhulaiwdzieńtrzebatoodespać?—zakpiłporucznik,
wskazującwymownienaszlafrokNowackiej.
—Trudnożyćjakwzakonie!—odparłazlekkąurazą.—Znajomyurządzałwczoraj
prywatkęizabawapotrwaładorana.
—Możnawiedzieć,gdziebyłotoprzyjęcie?
—WWesołej,uMirkaLewickiego.
—FredekPryszczałkowskiteżtambył?
—Tengłupicham?—pogardliwiewydęławargi.—Wyrzucilibygonazbitypysk,gdyby
siętylkopokazał!
—Kiedyśjednakpozostawałaznimpaniwbardzobliskichstosunkach—wtrącił
uszczypliwiePozorski.
—Kiedyśznałamwielumężczyzn—stwierdziłazprowokującąszczerością.—Aleteraz
tacyjakFredekmnienieinteresują.
—Terazmapanibogategoprzyjaciela.
-r-Prawdępowiedziawszydopierogopoznałam.
—AFredkajużpaniniewiduje?
—Wypytujecie,panowie,jakgdybyPryszczałkowskizdrowonarozrabiał.
—Poprostumamydoniegointeres—wyjaśniłoględnieMazurek.—Możepomogłaby
nampanigoodszukać?
—Czemunie?—Potwarzvdziewczynyprzemknąłzłośliwyuśmiech.—Urządziłmnie
bydlaknacacy,więcwypadałobymusięodwdzięczyć..
—Wdomugoniezastaliśmy….
23
—Jasnasprawa—zezrozumieniemckinęlagłową.—Jeśliczujepismonosem,topewno
zamelinowałsięuktóregośzkolesiów.
—Jakpanimyśli,uktórego?
—NajprędzejuMietkaZatwaruchyalbouZenkaBoncara
—Toonichzna?
—Masięrozumieć!Kiedyśniebyłotygodnia,żebynieucięlisobiezakrapianego
pokerka.
—Jasnacholera!—zakląłporucznik.—Terazrozumiem,dlaczegoPryszczałkowski
zniknął!PrzecieżwniedzielębyliśmyuBoncara.ToonmusiałostrzecFredka,żesięnim
interesujemy.
—JeślidrańprysnąłzWarszawy,toszukajwiatruwpolu—westchnęłaNowackaz
wyraźnymzawodem.—Szkoda….
—Myślę,żegoznajdziemy—mruknąłMazurek.—Proszęsięniemartwić.Alezaraz!
—przypomniałsobienagle.—PanizdajesiębyławsobotęuZatwaruchy?
—Skądpanwie?—przyznałazaskoczona.—Owszem,poszłamzobaczyćstarych
znajomych,ażeakurattrafłamnabibke…
—Malinaniemiałnicprzeciwkotemu?
—Załatwiałusiebiejakieśinteresyidałmiwychodne…
—Pryszczałkowskisiętamniepokazał?
—Oilepamiętam,bylitylkoBoncar,ZabawieciSiwucha.
—Popiliście?
—Jeszczejak!JedynieAdamjakotakotrzymałsięnanogach.Japrzedjedenastąbyłam
już
1—PrzystanekQ~ugotowanaigdybynieon,niedoszłabymnawetdokanapki.
—Mniejszaoto—zbagatelizowałsprawęMazurek.—Wkońcucozaróżnica,ktozkim
pijeidlaczego…
—Życiowyzpanafacet!
—Zarazdamypanispokój—stwierdziłporucznik.—Niechpanijeszczetylkoobejrzy
fotografętegochłopca.—Bezspecjalnejnadzieikolejnyjużdzisiajrazwyciągnąłzdjęcie
JerzegoSuciewekiego.—Widziałagopanikiedyś?
—Pewno,żetak!—ucieszyłasiędziewczyna.
—ToznajomyWłodka.Wzeszłym’tygodniunamawiałmnienawetnawycieczkęza
miasto.Mieliśmypojechaćweczwórkę,zjegodziewczynąizLeszkiemMaliszewskim.
—Dowycieczkiniedoszło—Malinaminiepozwolił.Czasamijesttrochęzazdrosny…
—RozmawiałapanipóźniejzSuciewskim?
—Jakośniebyłookazji.
—Októrejwracapaniprzyjaciel?—zmieniłtematofcer.
—Diabliwiedzą—bezradnierozłożyłaręce.-Możezagodzinę,amożedopierojutro
rano…Cośmuprzekazać?
—Nie.Myślę,żeniebędziemijużpotrzebny—skłamałMazurek.
—ChwałaBogu!—odetchnęłazwyraźnąulgą.
—Panwie,jakiesąchłopy.Miałabymsięzpyszna,gdybymupannadałomojej
znajomościzPryszczałkowskim…
98
Zatwaruchazajmowałpołowoparterowego,dośćniechlujniewyglądającegodomkuprzy
ulicySo-bockiej.Dawnojużminęłaosiemnastaiwsąsiednichoknachpaliłysięświatła-
Napierwszyrzutokawyglądało,żegospodarzaniemawdomu,aleniezrażenitym
funkcjonariuszezaparkowaliradiowóziruszylidowejścia.Pozorskimiałwłaśniezamiar
zapukać,wostatniejjednakchwiliporucznikpowstrzymałgoznaczącymgestem.
—Lepiejzobaczy.,odtyłu—zaproponowałkoledze.—Ztakiminjgusaminigdynicnie
wiadomo…
Chorążyskinąłpoi.kującogłowąifunkcjonariuszeniebaczącnabłotopomaszerowali
dookołabudynku.Jakgdybyna
potwierdzeniesłówofceraprzezjedno,niedośćdokładniezasłonięteodwewnątrzokno
sączyłasięsmugaświatła.Mazurekspróbowałzerknąćdośrodka,aleszparawzasłonie
byłazbytwysoko.
—Samniedamrady!—rzuciłszeptemdoPo-zerskiego.—Podsadź!
Chorążystękajączwysiłkuspełniłprośbękolegiiporucznikzajrzałdoniewielkiego,
zastawionegotandetnymimeblamipokoiku.W
roguklęczałnapodłodzejakiśtęgi,szpakowatymężczyzna.Ofcerdomyśliłsię,żejestto
samZatwarucha,ichcączobaczyć,cotamtenrobi,przybliżyłtwarzdoszyby.Wtym
momenciepodtrzymującygoPozorskistraciłnaglerównowagęiobajwylądowalina
ziemi.
—Bodajbycię!—Mazurek,niezgrabniegramoliłsięzbłota.—Terazmojastaranie
wpuści
24
mniedodomu!—Wymownymgestemwskazałnaswojespodnie.
Chorąży,którywybłociłsięjeszczegorzejodporucznika,odburknąłtylkocośpodnosem
iponowniepodsadziłkolegę.Wkącie,gdziejeszczeprzedchwiląklęczałZatwarucha,
stałaobecnieopasłaszafa,agospodarzspieszniewrzucałdoniejjakieśstareszmaty.
—Wchodzimy!—zadecydowałMazurek.—Cośmisięzdaje,żedokonałemcennego
odkrycia…
Pozorskizostałjeszczeprzezmomentpodoknem,aMazurekwróciłdodrzwii
energiczniezapukał.Zatwaruchaotworzyłprawienatychmiast.
—Cosprowadzakochanąwładzęwmojeskromneprogi?—powitałporucznikaz
przesadnągrzecznością,udając,żeniedostrzegaświeżegobłotanajegospodniach.—
Gośćwdom.Bógwdom!O,jestipańskikolega—dodałtymsamymtonemnawidok
wyłaniającegosięzzarogubudynkuchorążego.—Proszęszanownychpanówdo
środeczka…
Gospodarzmiałzamiarwprowadzićfunkcjonariuszydosporejkuchnipoprawejstronie
odwejścia,aleMazurekbezceremonialnieodsunąłgonabokiruszyłdopokoju.
—Powiedzcie,cojestpodtąszafą?—rzuciłostrym,nieznoszącymsprzeciwugłosem.
—Cotamschowaliście?
—Ależpaniewładzo!—PotwarzyZatwaruchyprzemknąłcieńniepokoju.—Tomusi
byćjakieśnieporozumienie!
—Czyżby?
100
—Kiedy,jakBogakocham,tam-nicniema!•—Przekonamysię?
Gospodarzchciałjeszczecośodpowiedzieć,alezniecierpliwionyporucznikpodszedłdo
szafyizdecydowanymruchemodepchnąłjąodściany.Okazałasięnadspodziewanie
lekkaiofcernabrałpewności,żeZatwaruchamusiałczęstoprzestawiaćjązmiejscana
miejsce.Mazurekprzyklęknąłiprzezdłuższąchwilęlustrowałpodłogębacznym
spojrzeniem.Jednazdesekleżałanieconiżejodpozostałych.Spróbowałjąprzesunąćiaż
sapnąłzzadowolenia.Poddeskąznajdowałsięprymitywnyschowek,wktórymleżały
czterybanknotydziesięciodolarowe,dwadamskiezegarkiitanipierścionek.
—Niepowieciemichyba,żetoprezentodciocizAmeryki?—roześmiałsięporucznik,
spoglądająckpiąconaZatwaruchę.—
Ciekawetylko,czyprzedmioty,któresprzedaliściewsobotę,pochodziłyztegosamego
skoku?—dodałprzypominającsobieinformacjęSiwuchy.
Przezkilkanaściesekundwpokojupanowałomilczenie.Gospodarzwyraźniepobladłi
nerwowowyłamującsobiepalce,napołyzestrachem,napołyzniedowierzaniem
wpatrywałsięwfunkcjo-rariuszy.
—Zapomnieliściejęzykawgębie?—Pozorskiprzyszedłwsukurskoledze.—Chyba
samiwidzicie,żeżadnewykrętyniezdadząsię
nanic.
—Niechjużbędzie—wyjąkałzrezygnacjąZatwarucha.—Całytenchłamzwinąłem
jednemuogrodnikowizPowązek.
25
-Wiemy0
1—zablefowałMazurek
—CzęśćtowarusprzedałemJulkowiMogielnickiemuzWrzeciona…
—Apieniądzeprzepiliściewsobotęzeznajomymi—silącsięnaspokójuzupełnił
porucznik.’—Towszystkoniejestdlanasżadnąrewelacją.
—NowięcczegoJaszczeodemniechcecie?
—AlfredaPryszczałkowskiego.
—Nierozumiem?
—Niemusicie.—-Lekceważącowzruszyłramionami<;Poprtumamydoniegointeres.
—Fredekjestspecjalistąodsamochodów—zdeterminacjąwyrzuciłzsiebiegospodarz.
—Przvostatniejgablocieccimusięnieposzykowało,bomówił,żebędziemusiał
pryskaćzWarszawy.
—Bałsię,żezostaniezatrzymany?
—Raczejnieon,ajegowspólnik.Aletonajednowychodzi…
—Powiedziałwam,ktobyłtymwspólnikiem?
—Fredeknielubistrzępićsobiejęzyka…
—Chvbajednakniezkażdymchodziłnarobotę?
—KiedyśkombinowałzNowackim,późniejzZabawcem…
—Zabawiecbyłuwaswsobotę?—przypomniałsobieporucznik.—Tylkonie
zaprzeczajcie,bosąnatoświadkowie—dodał
ostrzegawczo
—Dlaczegonibymiałbymodwracaćkotaogonem?—Zatwaruchapotrząsnąłgłowąz
widocznąurazą—Owzem,Adamsiedziałznamiprzezjakąśgodzinkę,możedwie…
102
Takkrótko?
—Przedpółnocąktosponiegoprzyjechał.
—AlfredPryszczałkowski?
—Niewiem.Adamzobaczyłprzezoknogablotęipowiedział,żemusii.sc.
—Wychodziliścieznim?
—Niechciałomisię…
Szkoda,żeniewidzieliścietrgodrugi)go…
—Byłociemno,ajamiałemjużzdrowowczubie.Przyflowałemprzezoknojakiegośfata
czyładę,alektosiedziałwśrodku,tegonicwiem.
—Zapamiętaliścienumeryrejestracyjne?
—Nawetnanieniespojrzałem.
—Akolor?
—Panżartuje?Przytakimćmoku?
—Wtakimraziemożesięchociażdowiem,gdzieszukaćPryszczałkowskiego?
—Jutrojesteśmyumówieniwkawiarni,więcjeśliwładzasobieżyczy…
—Októrej?
—Wpółdosiódmejwieczorem..Niecyganisz?
DostaniepanwładzaFredkajaknapatelni,tylkoniechmipandarujetegoogrodnika.—
Zatwaruchapopatrzyłprzymilnienaofcera.
Mazurekzlekkimzniecierpliwieniemwzruszyłramionami.
25
9
PunktualnieoósmejTaroniowawkroczyładopokojuzajmowanegoprzezStępniai
bezceremonialniepotrząsnęłaśpiącegozaramię.”””
—Czaswstawać,panieAndrzeju!—oznajmiłatonemnieznoszącymsprzeciwu.—
Śniadanienastole.
—Przecieżjeszczewcześnie.—Ofcerziewnął,zerkającsennienastojącyprzyłóżku
budzik.—Dopołudniaitakniemamnicdoroboty…
—Słyszanetorzeczy?!—Go.sposiazniekłamanymoburzeniemzałamałaręce.—Pan
Jureczekteżciąglewracałnadranem,sypiał
doobiaduijakskończył?Wystarczy,żejednegozrodzinyzabili!
Stępieńniemógłsięjakośdopatrzećzwiązkumiędzypóźnymwstawaniemaśmiercią
młodegoSuciewskiego,uznałjednak,żezTaroniowalepiejniedyskutować.Posłusznie
opuściłłóżkoipobiegłdołazienki.Biorącprysznicpomyślałniebezrozrzewnienia,że
gosposiabardzoszybkozaakceptowałagojakoczłonkarodzinySuciewskich.
Niespełnapółgodzinypóźniejkapitanzszedłdokuchni,gdzieczekałojużnaniego
śniadanie.Właśniezabierałsiędojedzenia,kiedywprzedpokojuzadzwoniłtelefon.
—Dopana—konfdencjonalniezakomunikowałamupochwiliTaroniowa.—Ciekawe,
czegomożechciećtaWitwicka?
Prawdępowiedziawszyofcerbyłniemniejzdziwionyniżgo.sposia.Bezwahaniazostawił
śniadanieiwyszedłdoprzedpokoju.
—Jaksięmasz?—miłozadźwięczałwsłuchawcegłosMoniki.—Chybacięnie
abudziłam?
—Oósmejzrobiłatojuż-Taroniowa—westchnąłStępień.—Cośczuję,żewtymdomu
nigdysięniewyśpię…
—Widić,żezwaszejgosposirannyptaszek.
—Tylkodlaczegojamamcierpiećztegopowodu?
—Jakośsięprzyzwyczaisz—dziewczynapocieszyłażartobliwiekapitana.—Awogóle
todzwonię,żebycipodziękowaćzawczorajsze—dodałapoważniej.—Dokońcażycia
tegoniezapomnę…
—Drobiazg!—zbagatelizowałsprawęofcer.—Odwiozłemciędodomu,otiwszystko.
—Przecieżprawiesięnieznamy.Mogłeśwysłaćmniedodiabłaizostaćztamtymi.
—Przyokazjidaszmibuziibędziemykwita.
—Wpadłbyśdomnie?
—Teraz?
—Raczejpopołudniu.Muszęcisięprzyznać,żejestemjeszczewrosole…
—Umowastoi!
—AsamochoduniemusiszoddawaćStefanowi—dorzuciłamimochodem.—Niech
drańponiesiejakąśkaręzato,żemnie.wczorajzawiózłdoWesołej…
—Wtakimraziemoglibyśmywyskoczyćgdzieśzamiasto.
—Czyjawiem?—wgłosieWitwickiejza
26
104
brzmiałanutkaniezdecydowania.—Pewnowszędziejestokropnebłoto…Zresztąjeszcze
sięnamyślę.Przyjedźkołotrzeciej…
Stępieńodłożyłsłuchawkęiwróciłdokuchniskończyćśniadanie.Taroniowaspojrzałana
niegospodokaichrząknęłazachęcająco,alekapitanbynajmniejsięniekwapiłdo
powtarzaniarozmowyzdziewczyną.Poirytowanatymgosposiagniewniecisnęła
pokrywkąojakiśgarnek.
—Zagroszwstyduniemajątedzisiejszepannice!—wymamrotałanitodosiebie,nito
do-ofcera.—Jeszczejednegochłopakaniepochowali,ajużdrugiemuwgłowiezawraca!
—Októrejwujekbędziewdomu?—Stępieńwolałudać,żeniedosłyszałwypowiedzi
Taronio-wej.
—Jakzwykle,oczwartej—odparławyniośle.—Apantopowinienchociażzobaczyć,
gdziepracujeprofesor,skoroprosiłpanoposadę…
—Dobramyśl—zgodziłsięskwapliwie.—ZarazpojadędoCentrum.
—IpodrodzeniechpanodbierzegazetyodMolemby—dodałaodrobinęłagodniej.—
ZawszerobiłtopanJureczek,ateraz,kiedybiedakazabili,niemajużkomupójśćdo
kiosku…
—Gdziejesttabudka?
—Zarazzarogiem.„
Kapitanaażkorciło,żebypowiedziećcośuszczypliwegopodadresemgosposi,pomyślał
jednak,żeniewartozniązadzierać,idał
spokój
—Niewiem,czytenMolembazechcemiwy
26
daćczasopismazauważyłniepewnie.—Wkońcugośćnigdymnienaoczyniewidział..
-Powiepan,żetodlaprofesoraikioskarzwyciągnieteczkę.Będziepanmusiałtylko
zapłacić…
Chcącniechcącofcerzałożyłpłaszcziwyszedłnaulicę.Zgodniezzapowiedzią
TaroniowejbudkęRuchuspostrzegłpokilkukrokach.Podszedłbliżejizauważywszy
kioskarzazazasuniętąszybkąenergiczniezapukał.Jużpierwszesłowaszczupłego,
czterdziestokilkuletniegomężczyznyowydatnymnosieiwystającychkościach
policzkowychuświadomiłyStępniowi,dlaczegogosposiawolałaniemiećdoczynieniaz
Molembą.
—Niewidziszpan,dojasnejcholery,żezamknięte?!—burknąłzezłością.—Diabli
nadali!Niemaczłowiekanichwilispokoju,bomuciąglektośgłowęzawracajakimiś
duperelami!
—PrzyszedłempoprasędlaprofesoraSuciewskiego—wyjaśniłcierpliwiekapitan.—
Podobnosporosiętegonazbierało..
Czemuodrazupanniepowiedział?—Molembawyraźniezłagodniał.—Jadlaprofesora
wszystko!Takiporządnygość,tylkogosposięmaokropnąmegierę…
—Nieprzeczę—ugodowoprzyznałofcer,choćprawdępowiedziawszybyłraczej
skłonnywziąćstronęTaroniowej.
—Czytoprawda,żeprofesorowikropnęlisyna?—zainteresowałsiękioskarz.—Ludzie
gadają,żechłopakanapadłyjakieśbandziory…
107
—Podobno—mruknąłStępieńwymijająco.
—Złapiąmordercę?
—Niewiem.Nieznamsięnatym…
—Pewnozłapią—pokiwałgłowąMolemba.—AswojądrogąszkodapanaJurka—
westchnąłzeszczerymżalem.—Równybył
facet.Nosaniezadzierał,odczasudoczasulufkęczłowiekowipostawił…Muszęwybrać
sięnapogrzeb.
—Tojużjutro…
—Októrej?
—Ojedenastej.
—Panzdajesięmieszkaterazuprofesora?
—Owszem.Wujekobiecałmizałatwićusiebierobotę,więcprzyjechałem.
—Możnawiedziećskąd?
—ZWybrzeża.
—Tomykrajanie—rozpromieniłsiękioskarz.—KupęlatprzeżyłemwSzczecinie,
późniejsiedziałempodSopotem…Musimykiedyśpogadaćprzykielichuostarych
kątach!
—Chętniepostawiępanukielicha—obiecałkapitan.—Wkońcumy,ludziemorza,
powinniśmytrzymaćzesobą…
—Znaczyjesteśmyumówieni!—Niewielebrakowało,żebyMolembawyskoczyłzbudki
uściskaćofcera.—Dorychłegozobaczenia!
StępieńwróciłdowilliSuciewskiegozpokaźnymplikiemczasopism,a.półgodziny
późniejuruchomiwszyvolkswagenaRosieckiegoskierowałsamochódwstronęBielan.
Pomyślał,żefaktyczniewartozobaczyćmiejscepracyswegoprzyszywanegowujka.
27
CentrumBadawczo-RozwojoweAutomatycznegoSterowaniamieściłosięwwielkim,
ponurymgmaszyskuzczerwonejcegły.Otaczał
jeniewysokimurek,naktórymbyłyumocowaneżelazne,ostrozakończonesztachety
bliskotrzymetrowejwysokości.Pilnującywejściastrażnikzmierzyłkapitananieufnym
spojrzeniem,usłyszawszyjednak,żeprzybyłyjestkrewnymprofesoraSuciewskiego,
wypisałmuprzepustkę.
OfcerwszedłdośrodkaApokilkunastuminutachbłądzeniapokorytarzachCentrum
dotarłwreszciedogabinetudyrektora.
—SzefjestwlaboratoriumdocentaBieguna—poinformowałarzeczowomłodziutka,
modnieubranasekretarka,odrobnej,niecodziecinnejtwarzyidługich,jasnychwłosach.
—Apanwjakiejsprawie?—zapytałapochwili,widząc,żeStępieńniekwapisiędo
wyjścia.
—Przyszedłemzobaczyć,jakatoważnafgurazmegokochanegowujaszka•—roześmiał
siękapitan.—Gdybymwiedział,żepracujątutakieładnedziewczyny,jużdawno
złożyłbymtęwizytę…
—Profesorwspominałmidzisiajopanu—sekretarkauśmiechnęłasięprzyjaźnie.—
Zarazdammuznać,żepanczeka…
—Ależpoco?’—gwałtowniezaoponowałofcer.—Wujekniezając,nieucieknie,aja
przynajmniejbędęmiałokazjęnapatrzećsięnapanibuzię!
—PantozupełniejakpanJurek…
—Mójkuzynekmiałniezłygust!—podchwy
109
ciłnatychmiastStępień.—Szkodatylko,żemqnicopanimepowiedział.Takiegoskarbu
niewolJnoprzecieżukrywaćprzedświatem!
—Niechpannieprzesadza!—Spuściłaoczyzudanąskromnością.—Zresztąwy
mężczyźni!przykażdejokazjibałamuciciedziewczęta—Możeinni,alenieja!—
Teatralnymgestem!podniósłdogórydwapalce.—Zawszemówiątylkoszczerąprawdę!
Niewierzę.
Jestempewien,żepotrafłbympaniąprzeko-i
nać.
Nibywjakisposób?
—Naprzykładgdybyśmysiętakumówilina|kawę…
Dwieminutyznajomościijużrandka?
—Czemunie?Nasiprzodkowienajwyżejcenilisobiemiłośćodpierwszegowejrzenia.
—Przecieżpannawetniewie,jaksięnazywam!
Napewnoślicznie….Marzena.
—Właśnietakpomyślałem-skłamałbezza-jąknienia.—Toimięznakomiciedopani
pasuje.I
—-Apan?
—PoprostuAndrzej.
—Teżładnie.
—Skorosiępanipodoba,tomożejednakwyskoczymygdzieśpopracy?
—JestemniestetyZajęta—odmówiłazodrobinążalu.—Alewiepanco?—ożywiłasię
nagle.—Szefwróciniewcześniejniżzagodzinę,ama
27
usiebieświetnąkawę.Moglibyśmynamiejscuuczcićnasząznajomość.
—Świetnie!
BezwahaniaruszyładogabinetudyrektoraCentrum,ałev.-tejsamejchwilinakorytarzu
zadudniłyczyjeśspiesznekroki.
—Tochybaprofesor—bąknęławyraźniespeszona,wracającnatychmiastnaswoje
miejsce.—Cóż,kawynapijemysięinnymrazem…
Skrzypnęłydrzwii,takjakprzewidywałaMarzena,wprogusekretariatustanąłSuciewski
—Widzę,żezdecydowałeśsięmnieodwiedzić—powitałStępniabezspecjalnego
entuzjazmu.—Proszę,pozwóldogabinetu—
dodałsilącsięnauprzejmość.—Pogadamyotwoichsprawach…
Kapitanskwapliwieskorzystałzzaproszenia.GabinetdyrektoraCentrumniezrobiłna
ofcerzezbytimponującegowrażenia.
Pomieszczeniebyłoobszerne,aleciemneiraczejskromnieurządzone.Wzdłużścian
ciągnęłysiępółkiwypełnionepobrzegiksiążkami,anaprzeciwkowejściastałomasywne,
niecostaroświeckiebiurko,naktórympiętrzyłsiępokaźnystosnajrozmaitszych
papierów.Nieliczącfotelaiparukrzesełumeblowaniadopełniałaniedokładniezasłonięta
kotarąszafapancerna.
—CzyżbyśmierćmojegosynamiałajakiśzwiązekzprowadzonymiwCentrumpracami
naukowymi?—zapytałniespokojnie
Suciewski,ledwoofcerusiadłnawskazanymmukrześle.—Pańskawizytawnaszych
progachniejestchybaprzypadkowa’
lU
—Narazieniemapowodudopaniki—odparłStępieńwymijająco—Poprostu
przyszedłem,żebyustalić,jakczęstymgościembył
tutajpanJerzy.
—Czytoistotne?—zdziwiłsięprofesor.
—Zdarzasię,żezpozorunicnieznacząceszczegółydecydująopomyślnymzakończeniu
śledztwa.
—Skorotakpantwierdzi…—Suciewskiznietajonymsceptycyzmempokręciłgłową.
—SynfaktycznieczęstobywałwCentrum.
—Odwiedzałtylkopana,czymożejeszczekogoś?
—MapannamyślipaniąMarzenę?—domyślnieuśmiechnąłsięprofesor.—Moja
sekretarkacieszysiępodobnodużym
powodzeniem,niezauważyłemjednak,byJureknależałdojejwielbicieli.Przychodził”
tutajzupełniezinnegopowodu.
—Mianowicie?
—Synapasjonowałyproblemyautomatycznegosterowaniaróżnymimechanizmami.
Prawdępowiedziawszyliczyłemnawet,żepo
ukończeniustudiówpójdziewmoje.ślady.
—CzybrałrównieżudziałwbadaniachprowadzonychwCentrum?
—Wostatnichmiesiącachstałsięprawienieetatowympracownikiemzespołudocenta1
1Bieguna…
—Ajaktogodziłzzajęciaminauczelni?
—Niesłyszałem,żebymiałjakieśpoważniejszekłopotyzzaliczeniami.
Kapitanchciałjeszczeocośzapytaćdyrektora
28
alewuchylonychdrzwiachpojawiłasięsekretarka.
—DoktorWaligórskidopanaprofesora—zaanonsowała,jakgdybyzwahaniem.—Czy
mapoczekać?
—
■
Narazieniechwracadosiebie—burknąłSuciewskiznieoczekiwanązłością.—Później
samgopoproszę.
Marzenabłyskawiczniewycofałasięiwgabinecieprzez
panowałomilczenie.
Ofcerprzezkilkasekundspoglądał
badawczonazachmurzonegoprofesora,wkońcujednakuznał,żelepiejodłożyćdalszą
rozmowęnapóźniej.
—Niebędęjużdłużejpanuprzeszkadzał—ukłoniłsięgrzecznie,wstajączmiejsca.—
Dziękujęzainformacje…
SuciewskiniezatrzymywałStępniaikapitanniewahającsię*dłużejruszyłdowyjścia.
DoumówionegospotkaniazWitwickąpozostałojeszczesporoczasu,ofcerpostanowił
więczajrzećnaPolitechnikęWarszawską.
WydziałElektroniki‘mieściłsięwnowym,przeszklonymgmachu.Stępieńbeztrudu
odnalazłdziekanat,alespotkałogorozczarowanie,jakożedrzwibyłyzamkniętenaklucz.
Pokilkuminutachbezskutecznegopukaniachciałjużzrezygnować,kiedyszczęknął
zamekiwprogustanęłaniecoprzygarbiona,pięćdziesięciokilkuletniakobieta.
—Pandziekandzisiajnieprzyjmuje—oschlepoinformowałakapitana.—Wyjechałdo
Budapesztuiwracadopierowprzyszłymtygodniu…
—Apaniniemogłabymipomóc?—poprosił
t—Przystanek113ofceruśmiechającsięprzymilnie.—Tosprawaosobista…
Natwarzypracownicydziekanatupojawiłsięgrymasniechęci,wpuściłajednakkapitana
dośrodka.
—Ocochodzi?—spytałazamykającdrzwi
—Niechciałbympanisprawiaćkłopotu,alegnębimniesprawamojegokuzyna….
—Jegonazwisko?—kobietachciałajaknajszybciejpozbyćsięnatręta.
—JerzySuciewski.
—Prawdępowiedziawszysamanicwiem,coonimmyśleć—pokręciłagłowaz
wyraźnymzakłopotaniem.—W”każdymraziesyndyrektoraCentrumnieprzynosi
raczejchlubyswemuojcu.
—Copani‘przeztorozumie?
—Początkowopanakuzynniewyróżniałsięzbytniospośródinnychstudentów.
Wprawdziedoorłównigdynienależał,odczasudoczasumiewałkłopotyzzaliczeniami,
alewostatecznymrezultacienierepetowałżadnegosemestru…
—UzdolnienianiemusząbyćdziedzicznezażartowałStępień.
—Oczywiście—przytaknęłapracownicadziekanatu—nieotojednakidzie…Widzi
pan,jakieśpółrokutemuchłopakbardzosięzmienii—konfdencjonalnieściszyłagłos—
Nauczelnistałsięrzadkimgościem,naukazupełnieprzestałagointeresować,azato
nabrałj’rozgłosujegohulankiwpodejrzanymtowarzystwie:NadomiarzłegoJerzy
Suciewskikilkarazypozwoliłsobienanie-taktownezachowaniewstosunkudo
pracowników
114
naukowychw\działu.IJandziekanchc.ić.łgonawetskreślićzlisty,studentów…Pozostał
jednaknauczelni?
—Tylkodziękiinterwencjiswegoojca…
—
■
ZcŁajesie,żemójwujekdośćbezkrytycznietraktowałswegojedynaka—westchnął
Stępień.
Słyszałem,żeumożliwiłmunawetprowadzeniejakichśbadańusiebiewCentrum.
~Atodobre!—pracownicadziekanatuniemogłasiępowstrzymaćodironicznego
uśmiechu.—JerzySuciewskiipracanaukowa!
Panwybaczy,alenigdynieuwierzę.
Kapitanzerknąłdyskretnienazegarek.Miitłajużczternasta,mechcącwięcspóźnićsię
naspotkaniezprzyjaciółkąJerzegoSuciewskiegopodzię^.kowalpracownicy
kanatu
zainformacjęiruszy!spieszniedosaoehodu.
WitwickamukałanadrugimpiętrzewjednymzblokówprzyulicygenerałaZajączkaDo
piętnastejbrakowałojeszczeparuminut,ledwojednakofcerdoi’.!ci.-.n”.a.drzwi
natychmiastotworzyłysię.jakgdybydziewczynaczekałaprzynichnaStępnia.
Dobrze,żeprzyszedłeś—uśmiechnęłasięradośnienapowitanie.—Niemogłamjuż
dłuż-Jznieśćsamotności.
—Gdybymwiedział,złożyłbymciwizytęzsamegorana.
—Miłyjesteś.
—Dlatakiejślicznejdziewczynykażdypowinienbyćmiły.
—Alejawcaleniejestemładna—zaprzeczyła
28
zodrobinąkokieterii.—Zanimsięzjawiłeś,dwiegodzinyspędziłamprzedlustremi
dobrzewiem,żewyglądamokropnie!
—Mniesiępodobasz—zapewniłkapitan.
—Naprawdę?!—Wnagłymodruchuchwyciłajgozaszyjęipocałowaławpoliczek.—
Chodź,pokażęcimieszkanie—zgrabniezmieniłatemat.—Apotemzabierzeszmnie
gdzieśnaobiad…
Weszlidoniewielkiego,aleprzytulnegoi“urządzonegozdużymsmakiempokoiku.
Naprzeciwkodrzwistalno\ocz,snyregał.
Witwickabezwahaniaotworzyłaklapębarkuiwyjęłazniegodwakieliszki.
—Napijemysię?—znaczącymgestemwskazałabutelkębułgarskiegokoniaku.—1tak
niemamochotynajazdęsamochodem—
dodała,jakgdybydlarozwianiawątpliwościofcera—więczczystymsumieniem
będzieszmógłzostawićwózStefanapodmoimblokiem…
Stępieńnie”oponował.Sięgnąłskwapliwepobutelkęinalałkoniakudokieliszków.
—Zanasząprzyjaźń!—zuśmiechemwzniósłtoast.
—Żebymjużniebyłatakasamotna—powiedziałajakośmiękko.—Żebyśzawszeumiał
mnietakzrozumieć,jakwczoraj…
116
10
—Niechpansiada,panieZabawiec.—Stefańskibeznamiętnymgestemwskazał
wezwanemunaprzesłuchaniekrzesłopodrugiejstroniebiurka.—Czekanasdłuższa
rozmowa.
—Prawdępowiedziawszyniebardzowiemoczym.
—ZnałpanJerzegoSuciewskiego?
—Owszem,widywaliśmysięodczasudoczasu.
—Wiepan,żezostałzabity?
—Idędzisiajnapogrzeb…
—Niewykluczone,żemógłbynampanpomócwodnalezieniuzabójcy
—Atowjakisposób?—nerwoworoześmiałsięZabawiec.
—NapocząteknicrlipanspróbujeopowiedziećcośosamymSuciewskim—
zaproponowałprzesłuchiwanemuporucznik.—Cotobyłzaczłowiek?Zkimsię
przyjaźnił?
—LepiejproszęzapytaćoJurkaMonikęWitwicka.Wkońcukupęczasuchodzilizesobą,
dowiedziałbysięwięcpanodniejznaczniewięcejniżodemnie…
—Stanowilidobranąparę?
—Raczejtak.NawetkiedySuciewskiwyjechałnadwamiesiącedoWłoch,nie
przygruchałasobienowegochłopaka.
—CzySuciewskilubiłszastaćpieniędzmi?
—Jeszczejak!Jeślitylkotrafłtrochęgrosza,
29
zarazorganizowałjakąśbibkę.Wszyscygoterazżałują…
—Kiewiepan,skądmiałgotówką?•—Odstarego.
—Izhandludolarami?—podpowiedziałocer.
—Plotki!
—Wkażdejplotcetkwizawszeziarnkoprawdy—zauważyłsentencjonalnieStefański.
—Przyodrobiniewprawymożnatoziarnkowyłuskać…
—Trochęracjitopanma—przyznałniechętnieZabawiec.—Chłopakjeździłzagranicę,
wię«odczasudoczasuspuściłkomuśtrochęzielonych.
—Naprzykładkomu?
—Panżartuje,panieporuczniku?—wgłosiZabawcazabrzmiaładrwiąca’nuta.—Takie
rzeczyzałatwiasięwczteryoczy,ajaJurkanigdyzarękęniezłapałem.
—Szkoda.
—Jatamnieżałuję…
—KiedyostatnirazwidziałsiępanzAlfredemPryszczałkowskim?—zmieniłtemat
ofcer.—Czyprzypadkiemniewsobotę?
Przesłuchiwanynaglepobladł,nerwowoprzygryzającwargi.Przezmomentspoglądałna
Stefańskiegozwyraźnymstrachem,pokilkusekundachodzyskałjednakpewnośćsiebie.
—Tochybajakieśnieporozumienie—zaprzeczyłstanowczo—BraciPryszczałkowskich
znałem,kiedybyłemtakimszczunem—
zniżyłrękędoziemi.—Późniejonizaczęlicośkombinować
29
jjachcącmiećspokojnesumieniepi’A»stalemsięznimizadawać
—Acopanrobiłwsobotę?—nieustępowałStefański.
—Wieczorembyłemuznajomego.
—UMietkaZatwarucby?
—Skoropanwie,topocopanpyta?
—Októrejstamtądpanwyszedł?-—Niepamiętam…
—UczestnicytegospoLitaniatwierdzą,żeprzedpółnocą.
—Bvcmoże…
—Ktopopanaprzyjechał?
Nierozumiem?—Zabawiecudałzdziwienie,alewypadłotojakośmałoprzekonywająco.
—Nibyktomiałpomnieprzyjeżdżać?
Najpierwszedłempiechotą,anaMarymanekiejtrafłamisięwolnataksówka.
—Będziemymusielisprawdzić—mruknął-poruczniknitodosiebie,nido
przesłuchiwanego.
-NarazieniechpanniewyjeżdżazWarszawy—
■dodałgłośniej.—Najprawdopodobniejpoprosimypananajeszczejednąrozmowę
..
—Wnajbliższymczasienieplanujężadnychwojaży..
—Dobrzesięskłada.
—Znaczy,żeterazjestemjużwolny?
—Proszępoczekaćchwilęnakorytarzu.Muszęwypisaćprzepustkę.
OddychajączwyraźnąulgąZabawiecruszyłdodrzwi.Wproguomaływłosniezderzył
sięzPo
119
żorskim.Grzecznieprzeprosiłiszybkimkrokierlwyszedłnakorytarz.
—ChwałaBogu,żejesteś—sapnąłofcer,kieldyzostalizchorążymsarniwpokoju—
SkoczdclmajoraPyteliizaproponuj,żebywysłaćzaZąJfeawcemwywiadowcę.Cośmi
sięwydaje,żeonnilmaczystegosumienia.
—Spróbujętozałatwić.—Pozorskibyłjużprzydrzwiach.—Aha!—przypomniałsobie
jeszlcze.—Czekanaciebietenadwokat,któryzawiałdomiłnasozniknięciumłodego
Suciewskiego.|
—Śmigielski?
—Właśnie.
—Czegoonchce?
—Niewiem.Możemaznowujakieśinformacje?!Stefańskizaintrygowanypoprosił
adwokatado
pokoju.Śmigielskiskłoniłsięgrzecznieiskwaplłwiewyciągnąłzkieszenistaroświecką,
srebrnipapierośnicęzwygrawerowanymnawieczkuwieflkimmonogramem.
—Panporucznikpozwolimarlboro?—zaprolponbwałzuśmiechem.—Wprawdzie
nasze,kraljewe,alezawszetolepszeodsportów…
—Copanamecenasasprowadzadokomendy!—Ofcerodruchowoprzyjąłpapierosa.
—OczywiścieśledztwowsprawietragiczniśmierciJerzegoSuciewskiego.
—Czyżbyuzyskałpaninformacje,któremogłylbynamdopomóc?
—Niestety!—AdwokatbezradnierozłożyłreJce.—Raczejchciałbymsiedowiedzieć,
czypa-jnowiezdołaliściecośnowegoustalić.
Witoldjes
120
bardzopodenerwowanyśmierciąsyna,dobrzewięcbyłobydlaniego,gdybyszybko
nastąpiłkoniecśledztwa.
—Robimy,cownaszejmocy…
—Rozumiem!—weschnąłŚmigielski.—Tajemnicasłużbowa!Jesteśmywprawdziepo
tejsamejstroniebarykady,panmajednakswojeprzeprsy..
—Skądżeznowu!—energiczniezaprzeczyłStefański,chociażwduchumusiałprzyznać
racjęadwokatowi.—Poprostunawynikinaszejpracytrzebabędziejeszczepoczekać.
—Jestjeszczejedna,znaczniedrobniejszasprawa—zawahałsięŚmigielski.—Jakpan-
-wie,zostałskradzionysamochódprofesora.Oczywiściematopewnojakiśzwiązekz
zasadnicząsprawą,chciałbymjednakzapytać,czyWitoldmaszansęnaodzyskanieswojej
łady?
—Jaknajbardziej!Przedwczorajodnaleźliśmytensamochód—meomieszkałpochwalić
sięporucznik.—Kiedytylkoeksperciskończąsprawdzaniewozu,profesorbędziemógł
goodebrać.
—Naprawdę?—adwokatwyraźniesięożywił.—Trudnoolepszydowód,żenasza
milicjaniemarnujeczasu’
—Miłomi,żeniewrócipanodnaszniczym…
—Atenwystraszonywielkoludnakorytarzu,toprzypadkiemniezłodziejładyWitolda?
—Śmigielskiporozumiewawczoprzymrużył
oko.—Nosadwokackimówimi,żebędzieonniebawempotrzebowałobrońcy…
—PanZabawiecjesttylkoświadkiem—odparł
30
nieszczerzeofcer.—Aparatściganianiemadoniegożadnychpretensji…
—Znowutajemnicasłużbowa!—”parsknąłśmiechem“Śmigielski.—Nocóż,niechi
takbędzie…Myślę,żekiedyspotkamysięnastępnymrazem,pokażemipanzabójcę
Jurkajużzakratkami—dodałpoważniej.—Anaraziemojeuszanowanie…
Adwokatukłoniłsięnapożegnanieibezpośpiechuruszyłdowyjścia.Widaćbyło,że
mimowszystkojestbardzozadowolonyzrozmowyzeStefańskim.
Nieminęłynawetdwieminuty,kiedydopokojuwróciłPozorski.
—Zabawiecjestjużpodtroskliwąopieką—zakomunikowałporucznikowi.—Będziemy
wiedzieliokażdymjegokroku.
—Żebysiętylkonieurwał…
-Niemaobawy.PilnujągoTadekZielakiAntekModzielewski,aonizjedlizębyprzy
takiejrobocie.
—Atycodzisiajzwojowałeś?
—Prawietylecowczoraj.
—Nieżartuj’
-Zsamegoranapojechałemdośródmiejskiejkomendyipoprosiłemopomoctamtejszych
chłopaków.Dowiedziałemsię,żewzeszłymroku,popowrociezwycieczkidoWłoch,
JerzySuciewskinawiązałbardzoożywionekontakty_zbraćmiPryszczałkowskimi.
Podobnocałatrójkaposzukiwałanabywcynawiększąilośćdolarów.Niewia
30
demodokogokonkretnieonenależałyaniwjakisposóbznalazłysięwPolsce.Z
nieznanychpowodówdofnalizacjitransakcjiniedoszłoinaglewszelkisłuchotych
dołarachzaginął…
—Możezostałyskradzione?
—Całkiemprawdopodobne…
—Ojakąkwotęchodziło?
—Podobnooparętysięcy
—Ładnykapitalik!
—Tojeszczeniewszystko—chorążyzrobiłefektownąpauzę.—Napoczątkubieżącego
rokukilkarazywidzianomłodegoSuciewskiegowtowarzystwieKajetanaHrybuta!
—Tegowaluciarza?
—Zgadzasię
—Mamypecha!—ofcerwyraźniespochmur-niał—K’edywjakiejśsprawieprzewija
się-Hrybut,zawszesąkłopoty.
—Wyjątkowocwanytyp—przytaknąłPozorski—aleprzecieżwkońcukażdemusię
nogapowinie…
—Takczyinaczejmusimyzfacetempogadać.Znaszjegoaktualnyadres?
—MieszkauprzyjaciółkiprzyHaukeBosaka.
—PosąsiedzkuzSuciewskim?
—Prawie
—Notoszkodaczasu!
TegodniaStefańskiprzyjechałdokomendywłasnymfatem126p,niemusieliwięc
pertraktowaćzprzełożonymioprzydział
radiowozuPokilkuminutachbylijużnaŻoliborzu.Porucznik
123
skręciłwCzarnieckiego,alezamiastskierowaćsięnaHaukeBosaka,zacząłmetodycznie
przemierzaćokoliczneuliczki.Chorążycierpliwieobserwowałpoczynaniakolegi,kiedy
jednakktóryśrazzkoleimijaliokazałąwillę,należącądoprzyjaciółkiHry-buta,
postanowiłzaspokoićswojąciekawość.
—Czegotyszukasz?—zagadnąłofcera.—Czyżbyśwygrałwtotkaimiałzamiarkupić
jedenztychdomków?
StefańskiłagodnieprzyhamowałnaprzeciwkobudkiRuchu.
—TenkioskwidaćzarównozwilliSuciewskiego,jakisprzeddomunaszegowaluciarza
—wyjaśniłpokrótkimnamyśle
Pozorskiemu.—Jeśliwłaścicielbudkimagłowęnakarku,topowiniensporowiedzieć…
—Chceszznimpogadać?
—Wydajemisię,żewarto.
Chorążyznietajonymsceptycyzmempokręciłgłową,aleporucznikbezdłuższego
wahaniawysiadłzsamochoduipodszedłdokiosku.
—Dzieńdobrypanu!—pozdrowiłgrzecznieMolembę,pokazującmuzdalekaswoją
legitymację.—Pozwolipan,żezadampanukilkapytań?
■—ChodzipanuosynaprofesoraSuciewskiego?—domyśliłsiękioskarz.
—Prowadzęśledztwowsprawiezabójstwa…
—Chętniebympomógł,aleBógmiświadkiem,żeoniczymniemamzielonegopojęcia.
—Mo-lembabezradnierozłożyłręce.—W
sobotęranopanJurekodebrałodemniegazetyiwięcejgoniewidziałem.
31
—Niezauważyłpanniczegodziwnegowjegozachowaniu?
—Jakzwyklegdzieśsięspieszył.Powiedziałmitylko,żemusiwykorzystaćostatniedni
swobodyprzedpowrotemojca,ipoleciał.
—WidywałpanznajomychmłodegoSuciewskiego?
—Jawidujęwieluludzi…
—Tychrównież?—Ofcerwyciągnąłzkieszenikilkanaściefotografiipodsunąłje
kioskarzowi.
—Niechpanrzuciokiem.Możekogośpansobieprzypomni.
Molembaskwapliwesięgnąłpozdjęciaizabrałsiędoichprzeglądania.Większość
odłożyłzaraznabok,nieinteresującsięzbytniowidniejącyminaodbitkachtwarzami,ale
codotrzechnajwyraźniejmebyłpewny.
—Jakieśznajomegęby—mruknąłwskazującfotografebraciPryszczałkowskichi
Zabawca.—Musielisiętukiedyśkręcić,tylkokiedyiczyakuratwtowarzystwiepana
Jurka,tegopanuniepowiem…
—Tyletoimyśmywiedzieli—westchnąłStefański.—Możeprzynajmniejusłyszęod
pana,wjakichstosunkachpozostawałJerzySuciewskizpanemHrybutcm?
—PanKajetanmógłbybyćojcempanaJurka
—zauważyłkioskarzniebezrozbawienia.—Mówilisobiedzieńdobry,otiwszystko.
—Odwiedzalisię—Chybanie—potrząsnąłgłowąMolemba.—Chociażmapanrację!
—sprostowałprawiena
125
t>thmiast,stukając>:ięzrozmachemwczoło—Kiedyświdziałem,jakpanHrybut
wchodziłdowilliprofesora…
—Dawnotobyło?
-Takzedwamiesiącetemu…Porucznikmiałwłaśniezamiarzadaćkolejnepytanie,kiedy
stojącyobokwmilczeniuPozorskichwyciłgonaglezarękaw.WgłębiulicyHauke
BosakapojawiłasięsylwetkaAntoniegoPryszczał-kowskiego.
—Czegoontuudiablaszuka?—Ofcerspojrzałzezdziwieniemnakolegę.—Przecież
dopierowypuściligochłopcyzdewizówki!
—Dokładnieniezauważyłem,alechybawłaśniewyszedłodHrybuta—odparł
niepewniechorąży.—Spóźniliśmysię*’—dodałzwyraźnym’żalem.—Jeszczepięć
minuttemumoglibyśmygotamzastać!
—Z
■
amiastgadać,lepiejprzespacerowałbyśsię7.9nim—zaproponowałStefański.—Tylko
uwalaj,bogośćjestkutynaczterynogi…
PozorskibezwahaniaruszyłzaznikającymwłaśniezarogiemPryszczałkowskimi
porucznikzostałsam.Zpewnymzniecierpliwieniempomyślał,żeniewartotracićczasu
nadalsząrozmowęzMolemba.Skinąłkioskarzowinapożegnanieipomaszerowałw
kierunkuw?
TilliprzyjaciółkiHrybuta.
Drzwiotworzyłaofcerowitęga,pięćdziesięcio-kilkuletniakobietawszarejsukiencei
kolorowymfartuchu.ZmierzyłaStefańskiegonieufnymspojrzeniem,alenawidok
milicyjnejlegitymacjibez
31
słowazaprowadziłagodopomieszczeniaprzypominającegobardziejpoczekalnięniz
pokójmieszkalny.WchwilępóźniejpojawiłsiętamHrybut.
—Witamuniżeniewmoichskromnychprogach!-—Zgalanteriąukłoniłsię
porucznikowi.—Czymmogęsłużyćprzedstawicielowiaparatuścigania—Kilkoma
informacjami.—Ofceruznał,żelepiejodrazuprzystąpićdorzeczy.—Przedewszystkim
chciałbymwiedzieć,kiedypoznałpanJerzegoSuciewskiego?
—Chybanajpierwpowinienpanzapytać,czywogólegoznam—gospodarzuśmiechnął
sięzagadkowo.—Przecieżmógłbymporazpierwszysłyszećtonazwisko…
—Myślę,żejestpanzbytpoważnymczłowiekiem,abyżartowaćwtensposób.
—Mapanrację—Hrybutustąpiłnadspodziewanieszybko.—Trudnobyłobynieznać
sąsiada.
—Czyłączyłypanówrównieżinteresy?
—Panwybaczy,aleniebardzorozumiem?
—Oilewiem,zawszeinteresowałsiępanobrotemtakzwanymiwalutami
wymienialnymi…
—Terazpanraczyżartować—Napańskimkonciefgurujeniejedenwyrokztego
powodu.
—Bardzopanaprzepraszam!zaoponowałgospodarzzwidocznąurazą.—Tylkow
jednymprzypadku,itoprzezpomyłkę,sąduznał
mni*9
1
1winnym.Pozostałeprocesyokazałysięzwykłyminieporozumieniami…
—Mniejszaoszczegóły’—Stefańskiwzruszył
12-7’
ramionami.—Niechmipanpowie,czyJerzySuciewskihandlowałdolarami,idampanu
spokój!
—Przykromi,alenigdynieinteresowałemsiępoczynaniamisąsiada.
—Słyszałpan,żechłopaknieżyje?
—Owszem,ktośmiwspominał.
—Możnawiedziećkto?
—Zdajesię,żekioskarz…Zresztą,jużniepamiętam.
—Widzę,żeniemapanochoty,bypomócmilicjiwposzukiwaniuzabójcysyna
profesora.
—Życzępowodzenia,dziwimniejednak,dlaczegoposzukiwaniateprowadzipanpod
moimdachem!
—WsobotęzostałzabitymłodySuciewski—twardopowiedziałporucznik.—Nie
wiadomo,ktomożebyćnastępnąofarą…
—Sugerujepan,żeimojejskromnejosobiegrozijakieśniebezpieczeństwo?—Hrybutz
niedowierzaniempokręciłgłową.—
Przecieżtoabsurd!
—Jeszczeparęmiesięcytemupańskisąsiaddysponowałwiększąsumąwdolarach!—
zaryzykowałofcer.
—Dlazwykłegośmiertelnikamożetobyładużakwota—żachnąłsięgospodarz—ale
niedlaczłowiekazbranży.
—Pancoświe!
—Sąsiadowioświadczyłem,żeniechcęmiećztymnicwspólnego,itosamopowtarzam
panu!
_wyrzuciłzsiebieHrybutzniespodziewaną
złeścią.—Interesśmierdziałminaodległość,więc
32
pogoniłemgówniarza…Ajeślichcepanusłyszećwięcej,musipanspytaćZabawca.
PrzyszedłwtedydomnierazemzSuciewskimiwięcejsięmądrzyłcdtamtego…Zresztą
namójgusttowłaśnieonbyłmotoremcałejimprezy,aniesąsiad.
11
Chorążyprawiebiegiemdotarłdoroguulicy,zaktórymzniknąłprzedchwiląAntoni
Pryszczał-kowski.TamtenskręcałwłaśnienakolejnymskrzyżowaniuiPozorskiz
mieszanymiuczuciamizdałsobiesprawę,jakniewielebrakowało,abyjużnasamym
wstępiejegomisjazakończyłasięfaskiem.Funkcjonariuszniecozwolnił,alenauczony
doświadczeniemwolałtrzymaćsięstosunkowobliskosadzącegowielkimikrokami
mężczyzny.Nieminąłnawetkwadrans,kiedydotarlidobaru„Kosmos”.Pryszczałkowski
bezwahaniawszedłdośrodka,aidącydrugąstronąulicychorążyzatrzymałsię
niezdecydowanie.Prawdępowiedziawszy,ażgokorciło,żebysprawdzić,czy
obserwowanyprzypadkiemsięzkimśniespotkał,byłotojednakdośćryzykowne.
WprawdzieAntoniPryszczałkowskiniemiałdotądokazji,żebyprzyjrzećsiędokładniej
Pozorskiemu,alewspólnypobytwniewielkiejsalcemógłbardzoutrudnićdalszą
obserwację.
Chorążyodczekałkilkanaścieminutibyłjużniemalzdecydowany,bywejśćdobaru,
kiedy
•—Przystanek129
wprogupojawiłsięPryszczałkowskiwtowarzystwieSiwuchy.Mężczyźni,niezwracając
uwaginaotoczenie,pomaszerowaliwkierunkunajbliższegosklepuspożywr/e^o.
ZabawilitamniespełnaminutęichwilępóźniejPozorskispostrzegł,jakotwierająw
bramiebutelkętaniegowina.Popierwszejbutelceprzyszłakolejnanastępną,jednaknie
usaty=fakcjono’vałotowidaćjeszczePiyszrzałkowskiegoiSiwuchy,bowypiwszywino
ni’zwłoczniewrócilidobaru.
TymrazemchorążyjużsięniezastanawiałKorzystajączgłośniejdyskusji,która
wybuchłapomiędzybarmankąiparomabywalcami
„Kosmosu”,wślizgnąłsiędosalkiiusiadłkolotęgiego,łysegojakkolanomężczyznyz
wydatnymmocnozaczerwienionymnossm.
—Łyknijsekoleś!—wybełkotałtamten,podsuwającPozorskiemuzpijacką-
gościnnościąjednązestojącychprzednimbutelekpiwa.—Niema,jakdobrybrowar!
—Świętesłowa!—przytaknąłzgodniechorąży,chociażnawiązywanieznajomościz
łysym.mżczyznąnieb;lomunarękę.—Cóż”
możebyćlepszegoniżmałejasne?
Oczywiście,żedużejasne!—hałaśliwiero-ze;‘riałsięzeswojegodowcipu.—Noto
zdrów-ka!
Mężczyznachwyciłbutelkęiwypiłjąjednymhaustem.Przezdłuższąchwilęgładziłsięz
lubościąpobrzuchuinaglenieoczekiwanieposmutniał.
Cóżwartejestnaszeżycie!—westchnąłnachylającsięPozorskiemudoucha.—Każdy
tylko
32
patrzy,żebypodłożyćczłowiekowiświnię.Nawetwłasnejstarejniemożnadowierzać…
—Atoczemu?—machinalniezapytałchorąży.
—Wczorajschowałemsobiezaskórniaka,alebabskowyciągnęłomicałepięćstówz
portfela.Gdybyniekumple,nieprzechyliłbymdzisiajanijednegopiwka…Tylkożejajej
jeszczepokaże!—Zniespodziewanązłościągrzmotnąłpięściąwblatstolika.—Do
czegotopodobne,żebyczłowiekniemógłsobiewypićzawłasnepieniądze?!
Możezaczęstozaglądaszdobutelki?
—Nieżartuj,koleś!Kilkapiwekdziennieprzecieżminiezaszkodzi…
Mężczyznasięgnąłpokolejnąbutelkęitymrazemjużbezpośpiechupociągnąłkilka
łyków.Zachęcającymgestemskinąłnachorążego,aleten,udając,żeniedostrzega
zaproszenia,zerknąłdyskretniewstronę.Prys?:ezałkowskiegoiSiwuchy,którzydopijali
właśnieswojepiwoiszykowalisiędowyjścia.Uprzedzającichzamiary,bezżalu
pozostawiłnowopoznanegobywalca„KosffRosu”ispiesznieopuściłbar.
Wyszedłszynaulicęodruchoworozejrzałsiędookołainaglepoczułlekkidreszczyk
emocji.OdplacuKomunyParysk”-1]nadchodził
właśnieBoncarPozorskicofnalsiębłyskawiczniedowejściasąsiadującejzbarem
restauracji.Chwilępóźniej,dokładnie^
naprzeciwkooszklonychdrzwi,przezktóreobserwowałulicę,rozegrałasięscena
wylewnegopowitaniaPryszczałkowskiegoiSiwuchyzBoncarem.Mężczyźniprzez
dobrąminutęobejmowalisięipoklepywaliporamionach,nim
131
wreszcieruszyliwkierunku,zktóregonadszedłBoncar.
Odczekawszykilkanaściesekundchorążypodążyłzainteresującągotrójką.Niestetyi
tymrazemniebyłomudanezaobserwowaćniczegoprzydatnegodlaśledztwa.Mężczyźni
zakupilikolejnąporcjętaniegowinaipomaszerowaliprostodomieszkaniaBoncara.
NawszelkiwypadekPozorskiwsunąłsięzaniminaklatkęschodową.Nieminąłnawet
kwadrans,kiedyzostatniegopiętradobiegłygodonośneodgłosylibacji…
Przezdłuższąchwilęzastanawiałsię,codalejrobić.Korciłogo,żebyzostawićAntoniego
Pryszczałkowskiegoijegokompanówwłasnemulosowi,zdrugiejjednakstronynie
chciałsprawićzawoduStefańskiemu.Przywyjściunaulicęspostrzegłautomat
telefoniczny.Bez_wahaniawykręciłnumerporucznika,liczącnato,żetamtenwróciłjuż
dokomendy.Wautomaciecośzazgrzytało,monetawpadładośrodkazgłośnym
brzękiem,alechorążypołączenianieuzyskał.
—Szkodapieniędzy!—zwidocznymwspółczuciempoinformowałagoschodząca
właśnieposchodachtęgadozorczyniorumianejtwarzy.—Odczterechmiesięcynie
możnasiędoprosić,żebyktośzreperowałtegograta.Niechpanidzienaplac.Tampewno
panznajdziejakiśczynnyautomat…
—Chybabędęmusiałtakzrobić—zgodziłsięPozorski.
—Ilepołknąłpanuzłotówek?
—Narazietylkojedną.
—Tomiałpanszczęście.Wzeszłymtygodniupewiengośćstraciłtutajpółtorejdychy!
—Możewartobyłobyprzylepićkartkę,żeaparatjestnieczynny.
•—Jeszczeczego?!—żachnęłasiędozorczyni.—Zarazdostałabymmandat,żenie
dbamoklatkęschodową…Alepanchybateżzmilicji,chociażpocywilnemu?—dodała
znagłąobawą.—Niedawnowidziałamtupanaztakimdrugimwmundurze…
—Mapanirację—przytaknąłchorąży.—Alemnienieinteresujestanklatek
schodowych.Próbujęczegośsiędowiedziećojednymzlokatorów…
—Idęozakład,żechodzipanuoBoncara—rzuciłakobietadomyślnie.—Zresztą
najwyższyjuż.czas,żebypowędrowałzakratki.
Bezprzerwyzapraszadosiebieznajomkówspodciemnejgwiazdyalboupijasięwjakichś
spelunkach.Rzadkokiedybywatrzeźwy.
—Poznałabypanijegokumpli?—Pozorskibardziejodruchowoniżzwidocznej
potrzebywyciągnąłzkieszeniplikfotografi.
—Pewno,żetak!—Chwyciłaskwapliwiezdjęciaizaczęłajespiesznieprzeglądać.—
SiwuchaiAntekPryszczałkowskisąwłaśnienagórze—poinformowała
konfdencjonalniemilicjanta.—PrędkaPryszczałkowskiegoniewidziałamjużzedwa
tygodnie,aresztynieznamponazwisku…
—Znaczy,żejednakkręcilisiętutaj?
—Tychdwóch,tonawetostatniejniedzieli.—
33
ZprzekonaniemwskazałafotografeJerzegoSuciewskiegoiZabawca.
—Czyżby?—Chorążyzniedowierzaniempokiwałgłową.—Cośtuchybaniegra.
Widzipani,mybardzodokładniewieniy,cosiędziałozjednymznichwniedzielęod
piątejrano—dodałoględnie,uznając,żelepiejnieinformowaćdozorczyniolosiesyna
profesora.
—WtakimraziemusieliprzyleźćdoBoncarawsobotęalbowpiątek.—Zeszczerym
zakłopotaniempotarłabrwi.—Ciąglejestemokropniezaganianaiwidoczniewszystko
pokręciłam…
—Zdarzasię.’
—Takczyinaczejjestempewna,żebyliwedwójkę.
—DługosiedzieliuBoncara?
—Tegoniewiem.
—Aczęstowidywałaichtupani?
—Niezbytczęrto.Ściślerzeczbiorąc,tobylinamojejklatcedwalubtrzyrazy…
Pozorskipodziękowałdozorczyniiskinąwszyjejnapożegnaniewyszedłnaulicę.
PoszukiwaniaczynneP,Oautomatutelefonicznegoniezajęłymuwięcejniżpięćminut,
aleaniStefańskiego,aniMazurkaniezastałwkomendzie.Chorążydomyśliłsię,że
ofcerowiesązajęcizastawianiempu-ła1‘cinaAlfredaPryszczałkowskiegoiklnącswoje
zadaniewróciłpodblokBoncara.
Przezkolejnedwiegodzinychorążykręciłsiębezceluprzedwejściemnaklatkę
schodową.Odśniadanianiemiałnicwustachizdążyłjużporządniezgłodnieć,wolał
jednaknieryzykować
15A
opuszczeniaswegoposterunkunakilka”minutpotrzebnychnazjedzenieczegośwbarze
lubdokonaniejakichśzakupówwsklepiespożywczym.Nadworzezrobiłosięcałkiem
ciemno,kiedyPozorskidostrzegłwreszciewychodzącegozblokuAntoniego
Pryszczałkowskiego.Tymrazembyłsam.Zatrzaskującdrzwiziewnąłostentacyjnieinie
oglądającsięzasiebieruszyłbezspecjalnegopośpiechuwkierunkuPowązek.
ChcącniechcącchorążypodążyłzaPryszczał-kowskim.Pobliskopółgodzinnymmarszu
dotarlinaulicęBurakowską,gdzieobserwowanyprzystanąłprzedjednymzwarsztatów
samochodowych.Przytwierdzonadopłotukolorowatablicainformowałaprzechodniów,
żewłaśnietutajbraciaLucjaniAntoniZatwarscyświadcząusługiwzakresieblacharstwa
ilakiernictwa.KuzaskoczeniuchorążegoPryszczałkowskizacząłgwałtowniedobijaćsie
dosolidniewyglądającejbramy,jakgdybyprzyszedłwodwiedzinydokogośdobrzesobie
znanego.Chwilępóźniejdrzwiodwarsztatuuchyliłysię,alenapowitanie
obserwowanegozamiastktóregośzgospodarzywyszedłZabawiec.
Pozorskirozejrzałsiębaczniedookoła,nigdziejednakniezauważyłżadnegoz
wywiadowców,cooznaczało,żeZabawieczdołałimumknąć.Wpobliżuniebyłorównież
anijednejbudkitelefonicznej,chorążyniemiałwięcmożliwościskontaktowaniasięz
kimkolwiekzkomendy.Cogorszaobserwowanimężczyźnipokrótkiejrozmowieruszyli
zpowrotemtąsamądrogą,którądotarłtuPryszczałkowski,iPozorski,abyniezostać
zauwa-135
żony,musiałukryćsięnapodwórkusąsiedniegowarsztatu,gdziepociemkurozerwał
płaszcz,zawadzającnimojakieśżelastwo.
Minęłodobrepółminuty,nimmógłruszyćwśladzaPryszczałkowskimiZabawcem.
TamcidochodziliwłaśniedoroguBurakowskiejiskręcaliwkierunkunajbliższego
przystankutramwajowego.Chorążyprzyśpieszyłkroku,aostatniemetryprzebyłprawie
biegiem.
Dzieliłagoocłprzystankujużtylkojezdnia,kiedyzgłośnymbrzękiemnadjechał
tramwaj.Obserwowanimężczyźnizaczęlisiężegnaćzesobą.Pozorskiprzezmoment
spo-‘glądałnanichzwahaniem,szybkojednakpodjąłdecyzję.Zabawiecbył
niewątpliwie
ważniejszydlaśledztwaichorążywskoczyłzanimdowagonu,zostawiając
Pryszczałkowskiegowłasnemulosowi.
Wtramwajuniebyło,zbytwieluosóbiPozorskimusiałtrzymaćsięjaknajdalejZabawca.
Naszczęścietamten,stanąwszyprzyprzednimwyjściu,zupełnieniezwracałuwagina
współpasażerów.Pokilkunastuminutach^dojechalidoprzystankuprzyulicy
Marymonckiej,naprzeciwkq|InstytutuHydrologiczno-Meteorologicznego.Tutaj
ZabawieczdecydowałsięwysiąśćiszybkimkrokiemruszyłwdółPodleśną.Oczywiście
mógłbyćtotylkoprzypadkowyzbiegokoliczności,alepo-,dążającyzaZabawcem
chorążyskojarzyłsobienatychmiast,żezwłokiJerzegoSuciewskiegozostałyznalezione
niedalekostąd…
Przeszedłszyjakieśczterystametrów,Zabawie*skręciłwwąskąuliczkębiegnącą
pomiędzynie
136
wielkimidomkami.Niecodalejwidniałykonturynowoczesnychwieżowców,astan
niektórychstarychzabudowańświadczył
wymownie,żejużwkrótcecałytenterenzajmiewznoszonewłaśnieosiedle.
Jedenz-domkówwyglądałnacałkowicieopuszczony.Zabawiecnamomentzatrzymałsię
przednimipochwilipchnąłnapołyurwanąfurtkę.Bezpośpiechuprzebyłmaleńki
ogródekispróbowałotworzyćdrzwi.Początkowoniechciałyustąpić,wkońcujednak
skrzypnęłygłośnoiobserwowanyprzezPozorskiego,zerknąwszyodruchowozasiebie,
zniknąłwewnętrzudomku.
ChorążyodczekałkilkasekundibezzastanowieniaruszyłzaZabawcem.Trochęgo
zaniepokoiło,żetamtenniezapaliłżadnegoświatła,alerówniedobrzemógłbyćto
przecieżdodatkowyśrodekostrożnościzjegostrony.Nawszelkiwypadekpostanowił
okrążyćdomekisprawdzić,’czyniemajeszczekogośnajegotyłach.Jakumiałnajciszej,
przeszedłwzdłużjednejześcianiostrożniewyjrzał
zzarogu.Równieżiwtejczęściogródkaniedostrzegłnikogo.Miałwłaśniezrobić
kolejnykrok,kiedynaglepoczuł,żedomekwalimusięnagłowę…
12
Tradycyjnagarśćziemiuderzyłaowiekotrumnyiobecninapogrzebiezaczęliskładać
kondo-
34
Jericjeprof:sorowiSuciewskiemu.Stępieńzerknąłdyskretniena-stojącąobokniego
Witwicka.Byłabladairazporaznerwowozagryzaławargi,alenajejpoliczkachnie
spostrzegłnawetśladul&z.
Jakaśdziwnadziewczyna,pomyślałkapitan.Mazurekopowiadał,żeurządziłaistnąscenę,
dowiedziawszysięośmiercimłodegoSuciewskiego,eprzecieżwczorajw„Trojce”—
tryskałahumorem.Dzisiajteżzachowujesięjaknaegzaminie,anienapogrzebieswojego
chłopaka…•Ofcermiałwłaśniezamiarpodejśćdoprofesora,alezdołałuczynićtylko
jedenkrok,kiedypoczuł,żeMonikakurczowochwytagozaramię
Zabierzmniestąd!—-szepnęłaprosząco.—Jajuż_dłużejniemogę…
—Notochodźmy—ustąpił,powstrzymując.sięodjakichkolwiekpytańczy,uwag.•—
Małyspacerdobrzecizrobi.
Nieżegnającsięznikimruszylipowoliwkierunkuwyjściazcmentarzaijużpokilku
sekundachStępieńzauważyłnatwarzydziewczynywyraźnąulgę.
Dziękujęci,kochanie!—Zwdzięcznościąmusnęłagowargamiwpoliczek.—Tobyło
okropne!
—Wyobrażamsobie,coczułaś…
—Terazchciałabymjaknajszybciejowszystkimzapomnieć—przyznałaszczerze.—
Pomożeszmi?
—Obiecuję!
—Szkoda,żeoddałeśStefanowisamochód.Dzisiajchętniepojechałabymzamiasto.
138
—Jateżżałujętegovolkswagena—westchnąłkapitan.—Oczywiściewiększość
facetówmarzyovvolvoalbomercedesie,aleskoroniemasiężadnegowozu,człowiek
oddałbyduszędiabłuzapoczciwegogarbusa—dodałnieoczekiwaniedlasamegosiebie.
^—
Niewiedziałam,żetakizciebiesamocho-dziarz..
—Jakośnigdyniebyłootymmowy.
—MozęprofesorpożyczyłbyciswojąładęalboprzynajmniejfacikaJurka?
—Bardzowątpię.Odprzeszłopółrokunigdzieniepracujęiwujekpatrzynamnie
cholerniekrzywymokiem.Napoczątkukręcił
nawetnosem,kiedygoprosiłemozałatwienierobotywCentrum.
—Alewkońcuobiecałcipomóc?
—PodobnozatydzieńmamjużsięzameldowaćwlaboratoriumudocentaBieguna
—Tegonudziarza?
—Tygoznasz?—zdziwiłsięofcer.
—TylkozopowiadańJurka—stwiprdziła”dziewczyna.—Oncałymigodzinamimógł
opowiadaćopomysłachswojegostarego,naukowychdysputachzBiegunemiświętej
wojnietejdwójkittrzecimpracownikiemCentrum,niejakimWali-górskim—odparłanie
wykazującwiększegozainteresowaniatematem.—Jasięnieznamnaelektronice,ale
musiałamsłuchać…
Zmojejstronyniegrożą-ciżadneopowiadaniaosprawachzawodowych—zapewnił
Stępień—Zresztą.Bogiemaprawdą,j—stmizupełnieobojętne,cobędęrobiłw
Centrum.Równie
34
dobrzemógłbymprojektowaćautomatycznekurniki,bylebymdostałodpowiednią
zapłatę…
—Maszrację.Wdzisiejszymświecietylkopieniądzsięliczy…
Mijaliwłaśniecmentarnąbramę,kiedydogoniliichRosieckiiMalina.Obajmężczyźni
byliwdośćkiepskichhumorachiniestaralisięnawettegoukrywać.
—Cholernienielubiętakichuroczystości—mruknąłponuroRosiecki.—Człowiek
zarazsobiewyobraża,żetojegoładujądopiachu.
—•Szczerzemówiąc,żałuję,żewogóleprzyszedłem—podchwyciłMalina.—Jurkowi
życiatonieprzywróci,ajasięczujęokropnie.
Możechlapniemypomałymdlakurażu?—dorzuciłnieśmiało.
—Jeślichceciepić,toidźciesamidoknajpy.—Witwickawzruszyłaniechętnie
ramionami.—Janiemamochoty.
—Jedenkieliszekczegośmocniejszegodobrzebycizrobił—poparłkolegęRosiecki.
—Dajciemispokój!—ucięłaostro.—Powiedzcielepiej,cosięstałozAdamem?—
zmieniłatemat,widząc,żeRosieckiniezamierzaustąpi.—Wczorajobiecywał,że
przyjdzienapogrzeb,adzisiajgoniewidziałam.
—PewnowlazłdomysiejdziuryitrzęsieportkamiprzedMirkiem-r-zażartowałMalina.
—Nibydlaczego?
—Niepamiętasz,żenaostatniejprywatceAśka^niechciałanawetspojrzećna
Lewickiego?
—Zabawiecteżwkońcudostałodniejkosza-r
140
żachnęłasięWitwicka.—AmiejsceMirkaiAdamazająłubokuAśkiLeszek
Maliszewski…
—Niezbadanesąwyrokiniebios—zauważyłsentencjonalnieRosiecki.—Myślęjednak,
żeprzyczynanieobecnościAdamajestznaczniebardziejprozaiczna—dodałpoważnie.
—Ktośmiwspominał,żeZabawiecdostałwezwaniedokomendy.
—Umnieteżwczorajbyli—przypomniałsobieMalina.—Naszczęściezastalitylko
Ankę,boniewykluczone,żeijaniemógłbymprzyjśćnatenpogrzeb.
—Leniejniekraczcie!—Stępieńudał,żerozglądasięzakawałkiemniemalowanego
drewna—NaWybrzeżumiałemkłopotyztymipanami,wolałbymwięcterazsięznimi
niestykać…
—Przyłapalicięnajakimśhandelku?—Malinaporozumiewawczoprzymrużyłoko.
—Głupiasprawa!—Machnąłrękąkapitan.—Kiedyśwporciezaczepiłmniejeden
gość,czyniemamzielonych.Zaczęliśmysiędogadywać,gdyzjakiejśdziurywyskoczyli
milicjanci.Całeszczęście,żezdążyłemschowaćwiększośćdolców.Znaleźliprzymnie
tylkojednego„Waszyngtona”.
—Gdvbyśmiałtrochęwalutynazbyciu,towalprostodomnie.Załatwimysprawębez
żadnychdodatkowychkłopotów.
—Właśniekończąmisięzłotówkiiwprzyszłymtygodniuchętnieopchnąłbymtrzylub
czterysetki—zaryzykowałStępień.
—Wjakichodcinkach?
—Wolałbymnajpierwzhandlowaćdrobnicę,alejeślidaszdobrącenę,toznajdąsięi
grubsze.
35
Ointeresachpogadaciesobiekiedyindziej—przerwałaimWitwicka.Chybażewolisz
iśćzniminawódkę,niżodprowadzićmniedodomu—spojrzałapytająconaStępnia.
—Przecieżwiesz,że’cięniezostawię—odparłkapitanzlekkimzakłopotaniem.—A
zresztązieloneniezając,mogąpoczekać
—Dobrzerobisz!—Rosieckiprzyjaznymgestempoklepałofceraporamieniu.—Takiej
dziewczynyjakMonikazeświecąmożna_
szukać.WszyscyzazdrościliśmyjejJurkowi…
—Wypijciezanaszezdrowie.Jasnasprawa’
MalinaiRosieckiruszyliwswojąstronę,aStępniowipokilkuminutachoczekiwania
udałosięzatrzymaćwolnątaksówkę.
NiespełnakwadranspóźniejbylijużwmieszkaniuWifwickiej.Wbrewwcześniejszym
zapowiedziomdziewczynanatychmiastwyjęłazbarkubutelkęjakiegośkoniakuinalała
sobiesporykieliszek.Spróbowaławypićalkoholjednymhaustem,najwyraźniejjednak
przeliczyłasięzeswoimimożliwościami,boprzełknąwszysporyłykzakasłała
gwałtownie,niemogączłapaćtchu,ipopoliczkachpociekłyjejłzy.Pochwiliprzyszła
niecodosiebieizrezygnacjąusiadłanabrzeguwersalki.Wyglądałatakżałośnie,że
kapitanzewspółczuciemobjąłjąramie-»iem.
—Jesteśtakikochany,-takidobry…—wyszeptałazdziecinnąufnością.—Szkoda,że
niepoznałamcięwcześniej…
—Zobaczysz,mała,żewszystkosięjeszczeuło
35
ży—delikatnie*pogłaskałMonikępowłosach.—Lepiejnierozpamiętywaćtego,co
minęło…
—Jaktynicnierozumiesz!—wyrzuciłazsiebieznagłąpretensją.—Wdarłeśsięw
mojeżyciewtakimmomencie!Boże,przecieżtookropne.Tamtegodopieroco
pochowali,aja…
Niespodziewanieobjęłaofcerazaszyjęi-mocnopocałowaławusta.Niebardzozdając
sobiejspra-węztego,corobi,odwzajemnił
pocałunekiprzytuliłdziewczynę.Przylgnęła\doniegocałymciałem,alemomentpóźniej
równienieoczekiwanieszarpnęłasiędotyłu
—Zostawmnie!Odejdź!—jęknęłaprosząco.—Samamewiem,cosięzemnądzieje…
—Ależkochanie!—Stępieńchciałjąjakośpocieszyć,cośwyjaśnić,alenicsensownego
nieprzychodziłomudogłowy.
—Terazidź!-t-powtórzyłastanowczo.
—Zrozum,Moniko..
—Nicniemów:—przerwałamugwałtownie.—Tomożebyćjeszczepiękne.Przyjdź
jutro.Obiecuję,że.robięwszystko,cozechcesz…No,prawiewszystko—bezradnym
gestemzasłoniłarękamitwarz.—Poprostuchcębyćszczęśliwa!Ztoba…
KapitanzmieszanymiuczuciamiopuszczałmieszkanieWitwickiej.Niezbytdobrze
rozumiałzachowanietejniezrównoważonejdziewczyny,alepodświrr’omiezaczynałygo
jużdręczyćwyrzutysumienia.Bądźcobądzbezżadnychskrupułówstarałsiępozyskać
sympatięMoniki,abywyciągnąćodniejjaknajwięcejwmiaręrzetelnych
143
informacjioJerzymSuciewskimijegoznajomych.Wswoichpianachniebrałdotejpory
poduwagęewentualnegozaangażowaniasięuczuciowegoWitwickiej,atymczasem
mogłoonoprzecieżogromnieskomplikowaćsytuację…
TaroniowawyszłaakuratpocośzdomuiprofesorSuciewski,wyraźnierozdrażniony,
powitałofceraznieukrywanąniechęcią.
—Nawetwtakimdniuniemożeczłowiekzaznaćspokoju—mruknąłzwyrzutem.—Ja
rozumiem,żewładześledczemająswojemetody,zktórychnielubiąsiętłumaczyć,
jednakpańskipobytwmoimdomujakdotądnieprzyczyniłsiędoujęciazabójcysyna.
—Wbrewpozoromtoniejesttakieproste—westchnąłStępień.—Oczywiścieśledztwo
postępujęnaprzód,ale…
—Panupłacązato,żebytropieniebandytówbyłodlapanaproste!—żachnąłsię
profesor.—Każdypowinienrzetelniewykonywaćswojeobowiązki,anietłumaczyć
trudnościamiobiektywnymibrakefektówdziałania!
—Jeśliniemiałbypannicprzeciwkotemu,chciałbymobejrzećpokójpańskiegosyna—
zaryzykowałkapitan,udając,żeniedosłyszałostatniejwypowiedziSuciewskiego.
—Zdajesię,żepańscykoledzyjużtozrobili—zaoponowałgospodarz.
—Niemieliczasunadokładneoględziny…
—Apanmusipoliczyćnawetmuchynasufcie?—zauważyłironicznieprofesor.—Więc
dobrze!—ustąpiłbezdalszejdyskusji.—
Dajępanu
36
wolnąrękę,uprzedzamjednak,żcmojacierpliwośćmaswojegranice!
StępieńbezsłowaruszyłdopokojuJerzegoSuciewskiego.Niespodziewałsięwprawdzie,
żedokonatamjakichśrewelacyjnychodkryć,alejużdrugidzieńmęczyłogoniejasne
przeczucie,żeMazurekiPozorskimoglicośprzeoczyć.
Napierwszyrzutokanieżyjącywłaścicielpokojuniemiałnicdoukrycia.Wnie
pozamykanychnakluczszufladachbiurkależałycałestosynajrozmaitszychfotografi,
zagranicznychmagazynówipocztówekzezdawkowymipozdrowieniami.Zawartośćobu
regałówbyłarówniemałointeresująca.Powieścikryminalneipłytyzaktualnymi
przebojamizajmowałynapółkachznaczniewięcejmiejscaniżpodręcznikiifachowe
czasopisma.ObrazuzainteresowańmłodegoSuciewskiegodopełniałamodnaibardzo
drogagarderoba.
Poprzeszłodwugodzinnych,bezowocnychposzukiwaniachkapitanpo.stanowiłdaćw
końcuzawygraną.Dlazaspokojeniawłasnejciekawościsieknąłjeszczepokilka
wiszącychnaścianachszabliibagnetów.Całkiemwartościoweegzem-p’arzesąsiadowały
tuzbroniąpochodzącązczasówdrugiejwojnyświatowejinienajlepszymiimitacjami.
Szczególmeefektownieprezentowałsielekki,choćdośćdługisztylecikzezdobioną
delikatnymwzoremrękojeścią.Ofcerwyjąłgozinkrustowanejsrebrempochwyi
ostrożniedotknąłpalcemostrza.
—Cackomaprzynajmniejdwaipółwieku,amożnabysięnimgolić!—cmoknąłz
podzi-
llt—Przystaneki«c
wu.—Najlepszydowód,żestarzymistrzowieniepartaczyliroboty…
Podszedłdookna,żebyprzyjrzećsięlepiejrękojeści,inagledrgnął.Unasady
nieskazitelniewprostczystegoostrzaspostrzegłkilkadrobnychplamekordzawym
zabarwieniu.Oczywiściemogłotobyćzupełnieprzypadkowezabrudzenie,aleStępień
zbyt’długopracowałwswoimfachu,żebyzlekceważyćdokonaneprzedchwiląodkrycie.
Delikatnieodłożyłsztyletnabiurkoiprzyklęknąłnabrązoworudymdywanie.Przez
bliskokwadranspedantycznieoglądałkażdyjegocentymetrkwadratowy,wkońcujednak
znalazłto,czegoszukał.
Profesorbędziezły,alebezekspertówtusięnieobejdzie,stwierdziłniebezsatysfakcji,
macającprawieniewidocznąplamęnaskrajudywanu,dokładniepodmiejscem,gdzie
wisiałnaścianiesztylet.Aswojądrogąniechciałbymbyćterazwskórzemoichkolegów
zmilicji.Przełożeniichnitpogłas?czązasfuszerowanieponiedziałkowychoględzin.
PunktualnieoosiemnastejMazurekostatnirazzlustrowałkawiarnię„Ustronie”ijej
najbliższeotoczenie.Wszystkobyłojużprzygotowanedozatrzymaniaspodziewanegoza
pólgodzinyAlfredaPryszczałkowskiego.W..Ustroniu-
-‘pierwszystolikprzyweiściuokupowałodwóchwywiadowców
146
starannieuch&rakteryzowauychnaprzedstawicielipółświatka.Trzecifunkcjonariusz,
żywoprzypominającystarszegomężczyznęnaniezłymrauszu,ulokowałsięnatarasie
przyschodachprowadzącychposkarpiewdółdopobliskichogródkówdziałkowych.
GrupęmilicjantówuzupełniałsierżantKuligowski,siedzącyzakierownicąszaregofataz
cywilnąrejestracją,zaparkowanegoniespełnapiętnaściemetrówodwejściadokawiarni.
Zadowolonyzsiebieiswoichkolegówporucznikwróciłdosamochoduiusiadłobok
sierżanta.Terazwypadałojużtylkoczekać.
MazurekzapaliłpapierosaimiałwłaśniezamiarzaproponowaćKu-ligowskiemu
włączenieradia,kiedynieoczekiwaniestojącynatarasiefunkcjonariuszumówionym
gestempoprawiłczapkę.
—Czyżbynygusajużprzyniosło?—zdziwiłsięporucznik.—Amożespecjalnie
przyszedłwcześniej,żebysprawdzić,czyterenjestczysty…
Sierżantbezsłowapoprawiłsięnasiedzeniu,bywraziepotrzebynatychmiastwyskoczyć
zsamochodu,aMazurekodruchowozgasiłpapierosa.Tymczasemnaschodachkoło
tarasupojawiłsięniewysoki,barczystymężczyznawskórzanejkurtce.Bezpośpiechu
przedeflowałprzedwejściemdokawiarniiprzystanąłnamomentdobrychdwadzieścia
metrówdalej.Rozejrzałsiebaczniedookoła,-alewidaćniespostrzegłniczego
podejrzanego,bopewnymkrokiemruszyłzpowrotemdo„Ustronia”.Energicznie
otworzyłoszklonedrzwiibezwahaniawszedłdośrodka.
Jedenzsiedzącychprzystolikuwywiadow-
36
cówzmierzyłprzybyłegoprzelotnymspojrzeniemiociężalepodniósłszysięzkrzesła
zrobiłkrokwkierunkuwyjścia.
Pryszczałkowskinaułanie’;sekundyzamarłwbezruchu,kiedyjednakfunkcjonariusz
nibyprzypadkiemsięgnąłdokieszeni,podejrzanyodwróciłsięgwałtownieijakburza
wypadłnaulicę.Milicjantruszyłzaniłn,alepchnięteprzeztamtegodrzwiuderzyłygoz
impetem,arozbiteszkłoposypałosięnaziemięzprzeraźliwymbrzękiem.
WpierwszymodruchuPryszczałkowskipobiegłwkierunkuskarpy,widzącjednak,że
czekającyna-tarasiefunkcjonariuszzastępujemudrogę,błyskawiczniezmieniłzamiari
spróbowałprzedostaćsięnadrugąstronęulicy.Byłjużprzykrawężniku,kiedyz
radiowozuwyskoczyłMazurek.Porucznikwdw7óchsusachdopadłuciekinieraibez
zastanowieniachwyciłgozaramię.Tamtenzrobiłruch,jakgdybychciałsięwyrwać.
Ofcerpoprawiłchwyt,alewtejsamejchwiliPryszczałkowskizpółobrotuwymierzyłmu
potężnycioswszczękę.Mazurkanamomentzamroczyło,niepuściłjednakpochvyeon
egoiobajtracącrównowagęzwalilisięnajezdnię.
Kilkasekundpóźniejjedenzwywiadowcówwprawnymruchemzatrzasnąłkajdankina
przegubachPryRzczałkowskiego,a
Kuligowskiostrożniepomógłwstaćporucznikowi.
—Jezus,Maria!—sapnąłsierżantzeszczerymwspółczuciem.—Coztobą,Michał?!
Ofcerniezdarniepomacałsiępogłowieioo-czułpodpalcamikrew.Dopieroterazzdał
sobie
36
sprawę,żepadającuderzyłczołemokrawężnik.
—Czasembywaitak—odparłponurokoledze.—Takzwaneryzykozawodowe…\
Nieminęłonawetpółgodziny,kiedyodtransportowanegodokomendy
Pryszczałkowskiegowprowadzonodopokoju,wktórymoczekiwałnaniegoStefański.
Zatrzymanybąknąłwprogucoś,coodbiedymożnabyłouznaćzapowitanie,i
zmierzywszyporucznikanieufnymspojrzeniemprzysiadłnabrzeguwskazanegokrzesła.
—Mamnadzieję,żewiecie,dlaczegoznaleźliściesięwkomendzie?—zacząłofcerdość
obojętnymtonem.
—Tomusibyćjakaśpomyłka—odburknąłniepewniePryszczałkowski.—
■
Jatamniemamnicnasumieniu.
—Funkcjonariuszamilicjiteżuderzyliścieprzezpomyłkę?
—Skądmogłemwiedzieć,coonzajeden?—wzruszyłramionamizatrzymany.—Byłpo
cywilnemu,legitymacjiminiepokazał…
—Innymisłowy,waszymzdaniem,cywilowiwolnorozbićgłowę?
—Nonie!—zatrzymanywyraźniesięstropił.—Tegoniepowiedziałem.
—Jakwięcwytłumaczycieswojepostępowanie?
—Byłemzdenerwowany.
—Czym,jeślimożnawiedzieć?
—Takwogóle…
—Asamochodyteżkradliściezezdenerwowania?
—Jakieznowusamochody?
149
Tc,któredostarczaliściiWoginowi.•lanieznamżadne;oWogina.—Cryżby?
Cichoskrzypnitydrzwiidopokojuwkroczy.Mazurek.Stłuczonagłowamusiałamu
porządniedokuczać,borazporazodruchowod<tykałbandaża.Porucjtnikppojrziłna
kolegęiwidzącjegoniewesołąminędomyśliłsię,Uprzesłuchanieniedałodotychczas
podzielanychrezultatów.
PI1ehs‘no.Pryszcz‘owki—rzuciłostrymnie...msprzciigłoicm.—Ciążynawas
szeregpoważnychzarzutów.Dobrzewamradzę,powiedzcieprawdęiwykażcieskruchę,
boinaczejmożewasspotk;..’wsądziebardzoprzykraniepoizianJa.
Rokniewyrpk.d^vałatajakzabrata—spróbowałzażartowaćzatrzymany,alewidać
było,żcsioiofcera«ra’degozaniepokoiły.
—Juwai*iioniC7niewydąłwargitylkor>awaszymmiejscunieliczyłbymnatak
łagodnywyrok.
—Nibydlaczego?
—Zani<1ńipr‘.wakodekskarnyprzewidujedwadzhiaitlatpozbawieniawolności,a
nawetkaręśmierci.
—Ranyboskie!Coteżpanwładzamówi?!—j(;knąłPryszczałkowski.—Przecieżzatę
.pańskągłowęitrzygłupiewozy,którezhandlowałemWoginowi,chybamnienie
powieszą?!
—Zapomnieliściejeszczeoczymś.
—Żebymtakskonał,jeślicoświęcejprzeskro-balem!
37
—Wiecie,dokogonależałakremowałada?Niemamzielonegopojęcia!przesłuchiwany
zcałejsiłyuderzyłsięwpiersi.—Toznaczyniewiedziałem,kiedynadalimitęrobotę
po-praw-iłsięszybko.
—SłyszeliścieośmierciJerzegoSuciewskiego?«-Jezus,Maria!—Pryszczałkowski
pełnymrozpaczygestemchwyciłsięzagłowę
--Panpodejrzewa,żejamaczałemwtympalce?!
Ajakbyłonaprawdę?
—Adanidałmicynk,żejestkrewaztąładą,więcprysnąłemzchałupy-—bezwahania
odparłzatrzymany.—Aleprzezmyślminawetnieprzeszło,żebyktośmniemógłwrobić
wjakiegośtru-posza!
—Kradzieżyładydokonaliściewspólnie:Za-bawcem?—podchwyciłStefański.
WniedzielęzsamegoranaprzyleciałdomnieAdamizacząłnawijać,żeniedalekojego
domujużodtrzechdnistoigablotaipieszkulawąnogąsiękołoniejniekręci.—
■
Jesteściepewni,żetakwłaśniepowiedział?
—Głowędaję!—gorliwieprzytaknąłPryszczałkowski.-Widzipan,janiemiałemjakoś
ochotyjechaćdotychcholernychŁomianek.
Niedawnoskręciłemdwienowezastawyibałemsię,żeWoginnieweźmieodemnie
trzeciegowozu.PróbowałemwytłumaczyćtoAdamowi,aleontylkopowtarzałwkółko,
żeszkodatakiejbezpańskiejładyiżegdybyznałmetę,żebyjąopylić,jużdawnobysam
sprawęzałatwił.Takmniedrańskołował,żewkońcudałemsięnamówić…
151
—Któryzwasotwierałdrzwiczki?
—Zabawiecmiałkilkakluczykówiktóryśakuratpasował…
—Zestacyjkąbyłotosamo?—wtrąciłsięMazurek.
—Panwładzamanosa!—Zatrzymanyzuznaniempokiwałgłową.—Prawdęmówiącto
trochęsięnawetdziwiłem,żeAdamowitakłatwoposzło…
•—Kiedydowiedzieliściesię,żetensamochódnależałdoprofesoraSuciawskiego?
—Wniedzielęotymniepomyślałem,chociażrejestracjabyłażoliborskaikolorekteżby
podpadał—mruknąłponuro
Pryszczałkowski.—DopierokiedyzacząłmniepanpasowaćdotejhistoriizJurkiem,co
niecomizaświtało…
—Wspomnieliście,żeZabawiecporadziłwam,żebyściewyprowadzilisięzdomu.
—WniedzielępopołudniuniezastaliśmyWo-ginaisamochódodstawiłemdoJózefowa
dopierowieczorem.Zdążyłemwrócićdosiebie,kiedyprzyniosłoAdama.Powiedział,żez
tąładąwyszłachryjaikazałmi.gdzieśsięzamelinować.
—NieprościejbyłobyodebraćwózodWoginaizostawićgowpierwszymlepszymlesie
albopoprostuwrowie?
—
■
Takimądrytojajestemdopierodzisiaj—westchnąłprzesłuchiwany.—Aswojądrogą,
gdybymsięwcześniejkapnął,cojestgrane,oberwałbyAdam,aniepanwładza!
—Myślicie,żeSuciewskiegozabiłZabawiec?
—Zarękęgoniezłapałem—odparłwymija
37
jącoPryszczałkowski.—Zresztąniechgopanlepiejsamotozapyta…Fakt,żeprzez
bydlakatrafłemterazdopudła—dodałzwidocznąurazą—aleprzecieżniezałożęmu
stryczkanaszyję…
—Mimowszystkosprawaniejesttakaprosta—zauważyłsceptycznieStefański.—W
końcurówniedobrzeiZabawiecmógłbysugerować,żewyściebraliudziałwzabójstwie.
—Kiedyjamówięprawdę!—zuporempowtórzyłzatrzymany.—Napoczątkutrochę
kręciłem,aleteraz,jakBogakocham,możeciemipanowiezaufać!
—Pokażecie,Pryszczałkowski,miejsce,gdziewŁomiankachstałaładaprofesora
Suciewskiego?
—Choćbyzaraz!
—Notojedziemy-—zdecydowałStefański.—Tylkoniepróbujcieznowuuciekać—
■dodałostrzegawczo.
Mazurekspojrzałnazegarek.Minęłajużdwudziestapierwszaiporucznikpomyślał,że
niejesttonajlepszaporanawyprawędoŁomianek.Chciałwłaśniezgłosićkoledzeswoje
wątpliwości,kiedywdrzwiachnieoczekiwaniepojawiłsiemajorPytela.Sądzącpo
miniebyłwyraźniezdenerwowany.
—Skończyliście?—zapytałznieukrywanymzniecierpliwieniem.—Przesłuchanie
przyniosłochociażjakieśefekty?
—Pryszczałkowskidośćradykalniezmieni!swojąpostawę—zameldowałStefański.—
Opowie-
153
działtrochęinteresującychrzeczyoZabawcuiobiecałpokazaćmiejsce,gdziewniedzielę
ranoparkowałaładaprofesoraSuciewskiego.
—Cozamierzacie?
NajpierwpojedziemyztechnikamidoŁomianek,ajutrozsamegoranaprzesłuchamy
Zabawca.
Obawiamsię,żeztymmożebyćpoważnykłopot—zauważyłmajorponuro.—
Wywiadowcyniestetygonieupilnowali..
—Psiakość!mruknąłMazurek.—Tymczasemprzeciwkoniemuprzemawiacorazwięcej
poszlak.
-NawszelkiwypadekkazałemjużpowiadomićposterunkidworcoweipatroleMoże
Zabawiecwpadniewokoktóremuśznaszychchłopaków.
—ItakjedziemydoŁomianek,więcprzyokazjisprawdzimy,czyniekręcisięwpobliżu
domu…—Stefańskipróbowałzachowaćspokój.
—Właśniechciałemwamtozaproponować.—Pytelaskinąłofceremnapożegnaniei
ruszyłdowyjścia,alewproguzatrzymałsięjeszczenamoment.—Przecieżty,Michał,
powinieneśleżećwłóżku!—przypomniałsobie,spojrzawszynaobandażowanągłowę
porucznika.
—ZłapiemyZabawca,topójdęchorować!—roześmiałsięMazurek.—Awogóle,tonie
jestzemnątakźle.Jakośwytrzymam…
—Tylkobezdyskusji!—uciąłostroPytela—Ostateczniemogłemjeszczeprzymknąć
oczynato,żeposiedziałeśtrochęwkomendzie,jednak
38
otwoimudzialewjakichkolwiekczynnościachwterenieniechcęnawetsłyszeć!
—Takjest’—zpodejrzanązgodnościąustąpiłporucznik.—Jużidędodomu…
—Iżebymciętujutroniewidział!
—Będęmusiałwpaśćnazmianęopatrunku—niewinniebąknąłMazurek—więcprzy
okazjipozwolęsobiezapytaćkolegów,cozesprawą.
PoniespełnaczterdziestuminutachdwaradiowozywioząceporucznikaStefańskiego,
grupętechnikówipieczołowiciepilnowanegoPryszczałkowskiegodotarłydoŁomianek.
Zokrążającejmiejscowośćszerokiej,dobrzeutrzymanejszosyfunkcjonariuszeskręciliw
lewo,wwąską,niczymnieoświetlonądrogę,poobustronachktórejciągnęłysię
niepozornedomki.Wmiaręjakoddalalisieodgłównejszosy,zabudowaniabyłycoraz
rzadszaradiowozycorazgwałtowniejpodskakiwałynawybojach.Dalszajjazdapo
ciemkubyłajużprawieniemożliwa,kiedyPryszczałkowskipoprosił,żebyprzystanąć
kołoniewielkiej,przydrożnejkapliczki.
-Jesteśmynamiejscu—oznajmiłzprzekonaniem-Gablotastałazatymdraństwem.—
Wskazałnarosnąceobokkapliczkikrzaki.
—OdstronyŁomianekniebyłojejwidać…
Milicjanciwysiedlizradiowozówiprzyświetlelatarekzabralisiędoroboty.Niestetyw
miejscuwskazanymprzezzatrzymanegomożnabyłoznaleźćwbłociejedyniesmętne
resztkiśladówoponsamerhodowychNiekryjączawoduStefańskizostawiłtechnikówi
wróciłdosłużbowegofata.
Sięgałwianiepopapiarosa,kiedyprzypadkowozerknąłwstronękapliczki.Prawdę
powiedziawszywidziałjużwieletakichmaleńkich,drewnianychbudyneczkówze
spiczastymidaszkamiiprymitywniewyrzeźbionymiświątkami,cośgojednaktknęło,
żebypodejśćbliżej.Niezwracającuwaginakałużeokrążyłkapliczkęiprzeskoczywszy
przezwalącysięzestarościpłotekzajrzałciekawiedośrodka.
Ustópumieszczonejwpołowiebudyneczkufgurkileżałastertanapołyzgniłychliści,
spodktórychwyglądałyszczątkiwianuszkazrodzajutych,jakieukładasięnagrobach.
Ofcerchwyciłodruchowojakiśpatykiniemyślącotym,corobi,zacząłwygarniać
śmieciezkapliczki.Pokilkuenergicznychruchachwiększośćliściopadłajużnaziemię,
kiedyStefańskisięgnąwszyniecogłębiejnieoczekiwanieocośzaczepił.Porucznik
poświeciłsobielatarkąiażzagwizdałzezdumienia.Wdośćszerokiejszparzeupodstawy
świątkatkwiłprawienowy,skórzanyportfel.Ofcerwydobyłgoizajrzałdośrodka.W
portfeluniebyłopieniędzy,alezjednejzprzegródekwystawałzielonybrzeżekdowodu
osobistego.MomentpóźniejStefańskiprzekonałsię,żetrzymawrękuwłasnośćJerzego
Suciewskiego.
Znaleziskobyłotakcenne,żeporucznikbiegiemwróciłdosamochoduispiesznie
uruchomiłradiotelefon.
—PoszukajmizarazmajoraPytelę!—huknąłdosłuchawkizapominająco
regulaminowychzwrotach.—Dzwońdodomu,wyciągnijgozłóżka,awogólerób,co
chcesz,alemusiszmuzarazpowiedzieć,żekilkametrówodmiejsca,doktórego
zaprowadził
nasPryszczałkowski,znalazłemdokumentymłodegoSuciewskiego.Tylkonicniepokreć,
botocholernieważne!
—Majorkazałmiwłaśniecięwywołać!—Ofcerdyżurnybyłniemniejpodnieconyod
Stefańskiego.—Wwaszejsprawiejestkolejnytrup.PięćminuttemunaGwiaździstej,
kołoprzystankuautobusowego,patrolnatknąłsięnazwłokiZa-bawca.Podobnofacet
wygląda,jakgdybyprzejechałaponimciężarówkazprzyczepą.
-—Jasnacholera!
—Tojeszczenic—dorzuciłponuroofcerdyżurny.—Pozorskiegowioząwłaśniedo
szpitala.Mapaskudnierozbitągłowęiniewiadomo,czywyżyje…
GłośnotrzasnęłyzamykanedrzwiiStępień,domyśliwszysię,żetoodpokojuprofesora
Suciewskiego,spieszniewybiegłnakorytarz.
Gospodarzwychodziłwłaśniedopracy,botrzymałwrękuporządniewypchanąteczkę.
—Jednosłówko,wujku!—Kapitanzatrzymałprofesoratużprzyschodach,spoglądając
baczniewdół,czyniematamprzypadkiemTaronio
38
156
vej.—Możewujekpozwolidomojegopokoju…
JestjużpóznuodburknąłSuciewski—ajasięspieszędoCentrum.Lepiejodłóżmytona
później!
—Sprawęmu&imysałatwićodręki-nieustępowałofcer—aleobiecujewujkowi,żenie
zajmęmuwięcejniżpiećminut…
Profesormachnąłniecierpliwieręką,jakgdybyoganiałsieoddokuczliwejmucłw,po
chwiliwahaniazawróciłjednakimrucząccośgniewniepodnosemruszyłw^kierunku
pokojuzajmowanegoprzezStępnia.
—Coznowu?zapytałopryskliwie,ledwozamknęlizasobądrzwi.—Czyżbydokonał
panwczorajjakiegośgenialnegoodkrycia?
Odkryciemożeniejestgenialneodparłwymijająco—aleminiowszystkodajedomyśle-
ni.>,awk.idymraziewymagaprzeprowadzeniadodatkowychoględzinzudziałem
ekspertów.
—Nierozumiem?
—Pokójpańskiegosynamuszą-zobaczyćspecjaliści—powtórzyłspokojnieofcer.—A
ponieważ,jakpanwie.zależynamnadyskrecji…
InnymisłowymamsiędzisiajspodziewaćPizinakolejnychkrewnychipowinowatych9!
—-Nagodzinęlubdwieprzyjdąmonterzy,żebynaprawićliniętelefoniczną.Pretekst
możeinienajlepszy,alewpokojupanaJerzegowidziałemgniazdkoiaparat…
—Myślipan,żeTaroniowauwierzywtęmistyfkację?
-Mamnadzieję.
39
•—Więcdobrze,uprzedzęgosposię—zgodził.sięSuciewski.—Alepodjednym
warunkiem…
—Mianowicie?
—Chciałbymwiedzieć,czegoudiablaszukacie!
-Naraziebraknamjeszczepewności…
—Chybapansobieniewyobraża,żepozwolęrobićzsiebiedurnia?!—profesorpodniósł
głos.namomenttracącpanowanienadsobąr
-Skoropannalega…ustąpiłStępieńzwyraźnąniechęcią.—Istnieje
prawdopodobieństwo,żepańskisynzginąłwewłasnympokoju.
Cośpodobnego?—Gospodarzażprzysiadłnakrześlezezdumienia.—Copanmówi?
—Oczywiścienarazietotylkodomysły—zastrzegłsiękapitan.—Sprawazostanie
wyjaśnionadopieropodzisiejszejekspertyzie
—Terazjużmnieniedziwi,żeszukapanzabójcywśródznajomychmojegosyna—
pokiwałgłowąSuciewski.—Pewnosambymtakrobiłnapańskimmiejscu.Niestety,ja
poświęcałemJurkowizbytmałoczasu,żebymócopowiedziećpanuojegoprzyjaciołach
czywrogach…-Alewiepanco’—ożywiłsięnagłe.—Jeślipanchce,niechpandzisiaj
wpadniedoCentrumpogadaćzBiegunem.
Ostatniosynspędzałznimsporoczasu,niewykluczonewięc.żedocentpanupomoże..
—Bardzochętniezamieniłbymkilkasłów,7pańskimwspółpracownikiem,wolałbym
jednakspotkaćsięznimgdzieśpozaCentrum.
-Atonibydlaczego’
•—Ścianyczęstomająuszy…
—Niepomyślałemotym—przyznałprofesor.—Aienawszystkoznajdziesięrada
MógłbymprzecieżpanówumówićwdomuuBieguna.Odpowiadapanugodzina
dwudziesta?
—Oczywiście.
—Docentowiniemuszęchybapowtarzaćbajeczkionaszymrzekomympokrewieństwie?
—Niewydajemisię,żebytobyłokonieczne.Suciewskiwychodziłwłaśnienaulicę,
kiedy
przedwillązatrzymałasięszarozielonanysaiwysiadłozniejczterechmężczyznw
roboczych,granatowychkombinezonach.ProfesorprzykazałstanowczoTaroniowej,żeby
nieutrudniałapracymonteromigosposiabezszemrania,aczkolwiekniechętnie,wpuściła
przybyłych.Każdegoznichotaksowałanieufnymspojrzeniemidopieroinformacja,że
Stępieńbędzieasystowałprzynaprawieliniitelefonicznej,poprawiłajejniecohumor.
Znysyprzyniesionokilkaporządniewypchanychtorebikwadranspóźniejwpokoju
JerzegoSuciewskiegorozgorzałagorączkowakrzątanina.Wruchposzłylampyikamery,
umożliwiającewykrycienawetniewidocznychgołymokiemśladów,pobranopróbkiz
miejsca,gdziepoprzedniegodniakapitanodkryłnadywaniepodejrzanąplamę,a
dowodzącyekipąsiwowłosyporucznikZanejkotakpodzieliłrobotę,żebywszystkow
pokojuzostałodokładnieobejrzaneisfotografowane.
—Człowiek,któregowtympokojuranionobądźzabito,niekrwawiłzbytwiele—
poinformowałStępniaZanejkojużpoparuminutachoględzin.—Plamanadywaniejest
stosunkowamała,awdodatkuktośusiłowałspraćjąarra
39
semlubinnympodobnymśrodkiem.Bezodpowiedniejaparaturydośćtrudnozauważyć
jakikolwiekślad…
—Jajednakzauważyłem—niebezdumypochwaliłsiękapitan.—Kiedybędzieszmi
mógłpowiedzieć,cotozakrew?—wrócił
skwapliwiedozasadniczegotematu.,
—Grupę,ajakdobrzepójdzietoicoświęcej,podamciwieczorem—obiecałporucznik.
—Niepotrzebachybajednakbadańlaboratoryjnych,żebysiędomyślić,żenikttunie
zarzynałindykaaniniestawiałsąsiadowiciętychbaniek…
Chciałjeszczecośdorzucić,alewtymmomenciepodszedłdoniegojedenztechników,
trzymającwpesecieniespełna
półcentymetrowejdługości,niezwyklecienkikawałekjakiejśfolii.Zanejkospiesznie
umieściłwokuzegarmistrzowskąlupęipochylił
sięnadznaleziskiem.Przezkilkanaściesekundspoglądałnaskrawektworzywaz
niesłychanąuwagą,ażnaczolewystąpiłymukropelkipotu.Kiedywreszcieodwróciłsię
znowudoStępnia,byłjużznaczniepoważniejszyniżprzedchwilą.
—Chybamamycośważniejszegoodśladówkrwi—mruknąłcicho.—Oczywiściebez
badańlaboratoryjnychlepiejniewyciągaćpochopnychwniosków,widziałemjużjednak
niejedentakikawałekkliszyfotografcznej…
—Uważasz,żetoniejestzwykłabłona?
—Zależy,czymikroflmuznamyzarzeczniezwykłą—pokręciłgłowąporucznik.—Ale
wkońcumogęsięprzecieżmylić…
M—Przystanek1A1
TrzebazawiadomićKuglarza.
—Jużjatozałatwię—zadeklarowałsięZa-nejko.Tyróbswoje…Aha!—Wyełtgnąiz
kieszenikasetęmagnetofonową.Pułkownikkazałciprzekazaćkilkaosobiścieprzezsiebie
nagranychinformacji.Maszns»czymprzesłuchać?
Owsera.
-Tóniezapomnijskasować,boszefnieżyczyłsobieszerszegokolportażu…
Dochodziłajedenasta.kieJyjruczniswojąekipąopuściłwillę-oraSuci•
■.sk;oiStę-
pieńmógłwreszcieskorzystaćzwczorajszegozaproszeniaWitwickiej.Kapitan
przyczesałsieodruchowoprzedlustremispieszniewybiegłnaulicę.Mijającbudkę
Molembyprzystanąłnamoment,bykupićpapierosy.Poprosiłokluboweiodrazupolał
odliczonepieniądze,alekioskarznajwyraźniejniemiałza:niaruprzepuścićokazjidomv‘
•kilkusłów.krewnymprofesora.
».rurawodociągowapękła,żezsamegorurachalidopaństwamonterzy?-zagadnąłnie
anąciekawaią—Wyobrażamsobie,
‘..‘j>n‘“iiba!ganu…
—Tobylifaceciztelefonów--
■sprostowałStępień.—Wujaszekstwierdził,żeliniajestzepsuta,iwezwałcałąekipę.
Tamciprzez
bitedwiegodzinycośmajstrowali,musiałemimdaćpięćs+ównapiwo,atelefonjak
buczał,takbuczy!
—Traflisiępaństwufachowcyzaprzeproszeniemodsiedmiuboleści.
—Myślałem,żewWarszawieniepartolątakroboty.
162
—Jig<ejniznaWybrzeżu!
—Nieciągniepanawrodzinnestrony?—/mieniłtematkapitan.
—Owszem,ciągnie,alejużsiętuzasiedziałem.Zresztą,prawdępowiedziawszy,głupio
bymibyło,gdybynamojemiejsceprzyszłajakaśłajzainićchciałaodkładaćprofesorowi
gazet…
—Czymżemojwujektaksiępanuzasłużył?Kilkalattemuwyciągnąłmnieznielichej
kabały—chętniewyjaśniłMolemba.-Traf):aizakratki,apanSuciewskizałatwiłmi
dobregoadwokata.Skończyłosięnawyrokuz
/awie-niem.
Milicjaprzyłapałapananajakimśkanciewkiosku”?—zainteresowałsięofcer.
—Coteżpan’—żachnąłsięMolemba.Jakiśfrajernastąpił,minaodcisk,ajago
trzepnąiemodrobinęzamocno,takżegościamusiałozabraćpogotowie…
—Ktopanabronił?
—MecenasŚmigielski.
—Wujekjużmnieznimpoznał—przypomniałsobieStępień.—Namojgusttobardzo
sympatycznyfacet.
—Iświetnyfachowiec—”dorzuciłkioskarzzeszczerymprzekonaniem.—Ażmiłobyło
patrzeć,jakkołowałsędziego,prokuratoraimilicjantów…Apropos,czyglinyzłapały
wreszciezabójcęsynaprofesora?
-Diabłatam!—Lekceważącowzruszyłramionamikapitan.—Onipotrafątylkoczepiać
sięczłowieka!
40
—Świętesłowa—przytaknąłskwapliwieMolemba.—Alemożetoilepiej—dodałpo
chwili—bojakktosprytniejszy,tomuniedadząrady…
Ofcerodebrałpapierosy,pożegnałsięzkioskarzemiruszyłwkierunkuulicygenerała
Zajączka.KwadranspóźniejbyłjużwmieszkaniuWitwic-kiej.Tymrazemzastałtam
RosicckicgoiNowakowską.Calatrójkatryskaławprosthumorem,doczego
prawdopodobnieprzyczyniłsięrównieżjugosłowiańskikoniak,któregoresztkipozostały
jeszczewstojącejnaotwartejklapiebarkubutelce.
—Cotodzisiajzauroczystość?—zapytałześmiechemStępień,nalewającsobiepół
kieliszka.—Czyżbyktóreśzwaswygrałonaloteriialbowmałegolotka?
—Stefanmadlaciebieniespodziankę—zakomunikowałakapilanowiWitwicka.—
Założęsię,żenigilyniezga‘ueszjaka!
-—Jużwygrałaś,ajapłonęzciekawości!
•—Mówiłeśwczoraj,żelubiszdobresamochody?
—Owszem,alenaraziemnieniestać,żebysobiekupićcośodpowiedniego.
-—Ajednakbędzieszmiałklawywóz,itoprawiedarmo!
—Nieżartuj?
—
■
Tr.aflasięznakomitaokazjaiodrazupomyślałemotobie—potwierdziłsłowa
dziewczynyRosiecki.—Dozaprzyjaźnionegowarsztatujedengośćoddałpółrokutemu
rozbitegorenaulta.Samochódzostałeleganckowyremontowany,atymczasemwłaściciel
przysłałkartkęzMona
40
chium,żenicmazamiaruwracać.Niewartoryzykowaćprzercjestrowywaniawozu,bo
WydziałKomunikacjizarazpołożyłbynanimłapę,alejeździćmożna…
—Tylkożechybaniezadziękuję?
—Częścidorenaultakosztowałypięćsetdolarów,arobociznęszefwarsztatuwyliczyłna
dziesięćtysięcyzłotych.Ponieważmamzgościemjeszczeinnerozliczenia,jestskłonny
oddaćmisamochódzatyle.Przyznasz,żesportowyrenaultnawetpowypadkuma
znaczniewyższąwartość.
—Jasnasprawa—zgodziłsięofcer.—Za
takiwózchcąnagiełdziepółmiliona.
—Nowidzisz.
—Nierozumiemtylko,skądtaflantropia?Przecieżbędęcichybamusiałzwrócić
przynajmniejczęśćróżnicy?
—Mnieitaksiętoopłaci—zrozbrajającąszczerościąodparłRosiecki.—Prowadzę
interesyzludźmiprodukującymiróżnedrobneczęścisamochodowe,mójojciecteżsiedzi
wtejbranży…
—Nierozumiem?
—BędzieszpracowałuswojegowujkawCentrum.Tamsąznakomiciewyposażone
laboratoria.Wyrównamyrachunkiwten
sposób,żesprawdziszmijedenpatent.Jeśliniebędzieonwielewart,towprawdziestracę
naofarowanymciwozie,alezaoszczędzęforsę,którą-utopiłbymwrozruchuprodukcji.
—Ajeślipatentokażesiędobry?
—Dołożęcijeszczeparęgroszynabenzynę…Więcjak,umowęstoi?
165
—Byłbymciężkimfrajerem,gdybymnieskorzystałztakiejokazji.Kiedymo/.na
obojrzećsamochód?
—Choćbyzaraz.BraciaZatwarscyjużnanasczekają.
—Toci,którychwidziałemuLewickiego?
—Maszniezłąpamięć-zuznaniemzauważyłRosiecki.
—Przecieżmówiłamci.żeAndrzejjestwspa-riałypodkażdymwzględom—wtrąciłasię
Witwicka.Żadenzeznanychmichłopakównawetnieumywasiędoniego’
—Zawróciłeśwgłowiedziewczynie!—parsknęłaśmiechemNowakowska,spoglądając
naStępniaporozumie*awczo.—Przezcałyczasopowiadałanamotwoichzaletach.
—WracającdointeresówodezwałsięznowuRosieć”.i—o!chdzieci:patykówizielone
teżcimogępożyczyćnakilkadni.Jaakuratjestemprzyforsie,.więcminiezależy,a
słyszałem,żetymasznaokujakiśintereszMaliną..
PrzyjacielNowakowskiejbezwahaniawyjąłzportfelaplikbanknotówipodał-go
kapitanowi.Tenbyłzbytzaskoczony,bycośodpowiedzieć,czychoćbyprzeliczyć
pieniądze.Machinalniewsunąłjedokieszeniisięgnąłpokieliszekzkoniakiem.Mial
właśniezamiarwypićjednymhaustemalkohol,kiedydelikatnieprzytrzymałagozarękę
Witwicka.
—Gdzietwojezasady?—szepnęłacicho.—Przecieżprzewiezieszmniechybadzisiaj
swoimnowymwozem?
41
Kropelkakoniakumuniezaszkodzi—zaoponowałRosiecki.
-Monikamajednakrację—bąknąłStępień,odstawiająckieliszek.—Najpierw
doprowadźmysprawędokońca.Prawdęmówiącchciałbymjaknajszybciejusiąśćza
kierownicątegorenaulta…
-Nowięcnacoczekamy?—podchwyciłaWitwicka.—Jedźmywreszcieobejrzećnowy
samochódAndrzeja!
NiespełnadwadzieściaminutpóźniejvolkswagenprzyjacielaNowakowskiejzatrzymał
sięprzedwarsztatembraciZatwarskich.
Jedenzwłaścicielikrzątałsięwłaśniekołostojącegonapodwórku,jaskrawoczerwonego
renaultaozgrabnej,sportowejsylwetce.
—Dobrze,żejużpaństwojesteście!—-zwyraźnymzadowoleniempowitałprzybyłych.
—Samochodzikwyszykowaliśmytak,żeinowylepiejbyniewyglądał.Tylkowsiadaći
wdrogę!
-Mogępanazapewnić,panieLucku,że^Andrzejoniczyminnymniemarzy!—
roześmiał
sięRosiecki.—ZabieradziewczynęijedziewPolskę!
—Czyzechcepanwypróbowaćmaszynę?—zaproponowałStępniowiZatwarski,choćz
jegominywynikało,żeczynitojedynieprzezgrzeczność—WprawdziepanStefanjużją
sprawdzał,aon,żetakpowiem,jestczłowiekiemzbranży,ale…
—Szkodaczasu!—kapitanuznał,żelepiejniekorzystaćzpropozycji.—Wkońcudo
kogośtrzebamiećodrobinęzaufania…
167
-—Niepożałujesz!—Rosieckiprzyjaźniepoklepałofceraporamieniu.—Dawajforsę
panuLuckowi,podpisujpapier,żekupiłeśwóz,ijużnasniema!
WitwickaiNowakowskazostałyprzysamochodzie,amężczyźniruszylidowarsztatu.W
samymjegokońcu,podniewielkimokienkiemnaprzeciwkowejścia,stałomocno
sfatygowanebiurko,naktórymwalałysięrozmaitenarzędzia.Podeszlitam,Zatwarski
niedbałymruchemodgarnąłwszystkieczęścizblatu,aStępień,nieczekającna
dodatkowązachętę,sięgnąłpopieniądze.
Właścicielwarsztatuskrupulatnieprzeliczyłbanknoty,zwyraźnąprzyjemnością
wygładzająckażdyznich.Dopierokiedygotówkazniknęławprzyśrubowanejdoblatu
biurkametalowejkasetce,podałkapitanowidowódrejestracyjnyrenaultainiecowymiętą,
zapisanąmaszynowympismemkartkępapieruzjakimśpodpisem.
—Kwotęidatęnaumowieuzupełni’panwedługwłasnegouznania—wyjaśnił,widząc
zdziwionąminęofcera.—Podpis
poprzedniegowłaścicielasamochodujestprawieautentyczny,awkażdymrazieniktnie
powiniengokwestionować.
—Stefanwspominałmi,żeprzerejestrowywa-niewozubyłobyraczejniewskazane…
—Bezprzesady—żachnąłsięZatwarski.—Jeślipanchce,mogępanaskontaktowaćz
pewnądziewczynązWydziałuKomunikacji,którazałatwiwszystkoodręki.
—Chętnieskorzystam.
41
—Umówiępanawprzyszłymtygodniu—obiecałwłaścicielwarsztatu.—Wcześniej,
niestety,niebędęmiałokazji.
—Tydzieńzwłokiniegraroli.Sprawaniejestprzecieżażtakpilna.
—Innymisłowyzsamochodemwszystkogra—podsumowałRosiecki.—Pozostałado
załatwieniajeszczetylkomaleńka
formalność.
—Jakaznowuformalność?—StępieńspojrzałpytająconaprzyjacielaNowakowskiej.—
Czyżbyśmycośprzeoczyli?
—Przyjaźńprzyjaźnią,ainteresyinteresami—odparłtamtenzpozornąbeztroską.—Ty
maszwózzapółmiliona,ajamuszępomyślećojakiejśgwarancji,żewywiążeszsiędo
końcazumowy…
—Całkiemsłusznauwaga.
—Miłomi,żetorozumiesz.
—Przychodzicidogłowyjakiśpomysł?
—Chybanawetnienajgorszy.Podpiszeszoświadczenie,zecipożyczyłempięćsettysięcy,
apanLucekbędzieświadkiem.Gdybycośniewyszłoztamtąsprawą,zwróciszrenaultai
pokrzyku.
—Tobrzmizupełniesensownie.PoprosimypanaLuckaopapier,atypodyktujesztekst
oświadczenia.
Okazałosięjednak,żedokumentjużzawczasuzostałprzygotowany.Kapitanmachinalnie
przeczytałtrzylinijkinapisanenamaszynieibezwahaniapodpisał.Obokzłożyłswój
podpisZatwarski.PrzyjacielNowakowskiejniedbałymruchem
169
schowałoświadczeniedokieszeniimężczyźnipodalisobieręcenapożegnanie.
Witwickazwyraźnąprzyjemnościrozparłasięnaprzednimsiedzeniurenaulta.
—Gdziejedziemy?zagadnęłaofcera,opierającgłowęnajegoramieniu.
Dokądtylkozechcesz—zadeklarowałsięszarmancko.—Czekamnatwojerozkazy!
-MożeodwiedzilibyśmyLeszkaMaliszewskiego?
-Jeślitylkosprawicitoprzyjemność-zgodziłsięStępień.—Agdzieonmieszka?
-Terazpowinienbyćwwilliswegostarego,wDziekanowic…
Renaultnadspodziewaniedobrzetrzymałsięszosy:reagowałbłyskawiczniena
najmniejszynawetruchkierownicaczydociśnięciepedaługazu.Prowadzeniewozu
sprawiałoStępniowitakąprzyjemność,żenawetniezauważył,kiedydojechalina
miejsce.Kapitanniebezżaluprzyhamowałprzedokazałąbramą.Wysiedliiprzezspory
ogródruszyliwkierunkudrzwiwejściowychlśniącegonowymtynkiembudynku.
-Wyglądanato,żeuLeszkajestMirek—
■MUjważyłaWitwicka,pokazującofcerowizapar-kowa7iegowogrodziebiałego
peugeota.—Trochędziwne,boMaliszewskinigdyniezapraszałdoSiebieLewickiego…
PodeszlidowejściaiStępieńzdecydowanienacisnąłdzwonek,aleniewywołałotożadnej
reakcjizestronydomowników.
Stwierdziwszy,żedrzwisązamkniętenaklucz,kapitanponowniezadzwo
170
nil.NiestetyitymrazembezskutkuMiałwłaśniezamiardaćzawygranąizaproponować
swojejtowarzyszcekrótkispacerwstronępobliskiegoKampinosu,kiedyspostrzegł
wyłaniającychsięzzaroguwilliLeszkaMaliszewskiegoiJoannęMalinę.
Coza-niespodzianka!-wesołozawołałnapowitaniegospodarz.—Gośćwdom,Bógw
dom…
Nieprzeszkadzamy?—Nawszelkiwypadekwołałupewnićsięofcer.—Właśnie
próbowałemnowywóziMonikawpadłanapomysł,żebycizłożyćwizytę.
—-Tobardzomiłozwaszejstrony—powtórzyłMaliszewski.—Aprzyokazjijako
pierwsiusłyszycienowinę.
—Coś-przyjemnego?
—Dlamnieowszem.Aśkazostawałategostaregosatvraiuciekładomnie’
-Mą-^radziewczyna’-Witwickazeszczerąaprobatąklasnęławdłonie.Najejmiejscu
jużbymtodawnozrobiła.Mirekjużwieotwojejdecyzji?-zainteresowałasię.
StaryosiołpojechałzsamegoranadoOżarowawykłócaćsięojakieśnasiona—
mruknęłaniechętnieJoanna.—Wróciwieczorem,tosobieprzeczytakartkę,którąmu
zostawiłamnałóżku…
—Myślisz,żedacispokój?
Wraziec^egoosobiściewybijęmuzgłowyAśkę!—odparłwzastępstwieprzyjaciółki
Maliszewski,buńczuczniepotrząsającpięścią.
—AnarazieniemacoprzejmowaćsięLewickim.Lepiejpodskoczmydojakiejśknajpy
naprzyzwoityobiad—zaproponował.
42
—Możedo„Lina’”?Wprawdziestądtokawałdrogi,alerybkidajątamnienajgorsze…
—Czemunie?
—
■Notojedziemy…Aha!—przypomniafsobiegospodarz.—Pókicomamjeszcze
sprawędoAndrzeja—ściszyłniecogłos.—Niewypróbowałbyś,bracie,nowegowozu
natrochędłuższejtrasie?
—Chciałbyś,żebymcicośzałatwił?—domyśliłsięStępień.
—Owszem—przytaknąłszczerzeMaliszewski:—Niebędęmiałjednakżadnych
pretensji,jeśliodmówisz,jakożesprawajestodrobinękłopotliwa…
—Walprostozmostuocochodzi.
-—Widzisz,jutropowinienemsięspotkaćzniejakimWalteremFischeremiodebraćod
niegoprzesyłkę.
—Nierozumiem,wczymproblem?
—FacetniechcedygowaćzWiedniadoWarszawy.
—Tylkodokąd?
—DoSzklarskiejPoręby.
—Ładnamiejscowość,alecholerniedaleko.
—Sambympojechał,tylkożejutrosąimieninymojegostarego.Umawiającsię
listownie,naśmierćotymzapomniałem,achybarozumiesz,żeniebiorącudziałuw
rodzinnymspędziezrobiłbymstaruszkowiprzykrość.
—Mógłbycinaprzykładprzykręcićkranik?
—Prawdępowiedziawszy,toteż;..
—MógłbyśnajedendzieńzabraćMonikęwgóry—wtrąciłasięMalina,mrużąc
szelmowskooko.
42
—Gdybyśzechciałpojechać,odpaliłbymcipięć,no,powiedzmysześćpatykówjako
zwrotponiesionychkosztów—dorzucił
zachęcającogospodarz—Oczywiścierozumiem,żetoniejestdlaciebieinteres,ale
przecieżchybażadenznastaktegonietraktuje…
—Chętniezobaczyłabymgóryotejporzeroku—
■
nieoczekiwaniepoparłaMaliszewskiegoWitwicka.—Moglibyśmyzostaćw
Szklarskiejprzezkilkadni…
—Przegłosowaliściemnie—ustąpiłofcer.—Niestetyjednakwniedzielęmuszębyćz
powrotemwWarszawie.WujekzałatwiamirobotęwCentrumimiałbymkrzywekluchy,
gdybymwyjechałgdzieśnadłużej.
—Znaczy,że“umowastoi?—ucieszyłsięgospodarz.—Zarazdamcilistdotego
Austriakaiadrespensjonatu,wktórymsięzatrzyma.
—Tylkobądźcieuprzejmizałatwićwszystkonajednejnodze—ponagliłamężczyzn
Monika—bojużmikiszkimarszagrają,apozatymmuszęmiećtrochęczasuna
przygotowaniadowyjazdu.
—ZFischeremjestemumówionynasiedemnastą,wiecwystarczy,jeśliruszyciejutroz
samegorana.
—Coto,tonie!—gwałtowniezaprotestowałaWitwicka.—Zapomnieliściejuż,żemam
ochotęchoćb^zdalekapopatrzećnagórv?
—Chceszgonićchłopakatakiszmatdrogiponocy?—Maliszewskizniedowierzaniem
chwyciłsięzagłowę.—WdodatkuAndrzejniezdążyłprzecieżjeszczepoznaćnowego
wozu…
173
Jagorloniczegoniezmuszam!—Nadąsałasięniczymrozkapryszonedziecko—
Grzeczniepoprosiłam,adecyzjanależywyłączniedopanaStępnia.
-ŻyczenieMonikijestdlamnierozkazem!—oświadczyłkapitan.Dla’niejpoleciałbym
nawetnaksiężyc!
—Czyżbycośpanuniepasowało,doktorze?—Stefańskispojrzałpytająconabrodatego
lekarza,któryrazporazkręciłzniedowierzaniemgłową,pochylającsięniskonadstołem
sekcyjnym.—Przecież-przyczynazgonuniepowinnachybabudzićżadnych
wątpliwości?
Obawiamsię,żebedęmusiałpanasmartwić
-odparłdoktorpochwilinamysłu.—Tominie
wyglądanawypadekdrogowy.
—Aśladybieżnikanaskórzedenata?—zdziwiłsięporucznik.
—MoimzdaniemZabawiecjużnieżył,kiedypojegocieleprzejechałsamochód.
Jestpantegopewien?
—Zdecydowanawiększośćobrażeńniemacharakteruprzyżyciowego.Cowięcej,daję
głowę,żeciałobyłoprzenoszonewjakiśczaspośmierci.
—Wobectego.,wjakisposóbzginąłZabawiec?
—Wolałbymsięjeszczeskonsultowaćzkolegami,aleistniejespore
prawdopodobieństwo,że
43
przyczynąśmiercibyłosilneuderzeniewokuliijkrtani.
—Sugerujepan,żektośzabiłZabawca,anastępniedlazatarciaśladówprzejechałponim
ciężarówką?
—Jajestemodstwierdzaniafaktów,anieodsugestii—obruszyłsielekarz.—
Oczywiście,wtegorodzajuprzypadkach”zawszeistniejeryzykobłędu,niemniejjeszcze
razpowtarzam,żedenatniezginąłpodkołamisamochodu.
—Czyuderzenie,októrympanwspominał,zostałozadaneręką,czyteżraczej,jakimś
narzędziem—Tomusiałobyćcośwmiaręelastycznego,ostosunkowomałejpowierzchni
iniemająceżadnychostrychkrawędzi.Kantdłonimógłbyewentualniepasować.
—Októrejnastąpiłzgon?
—Mniejwięcejmiędzydwudziestątrzeciąapółnocą.
—Akiedypańskimzdaniempozwłokachprzejechałaciężarówka—Czyniezawielepan
odemniewymaga?—roześmiałsiegorzkodoktor.—Myślę,żewgręwchodzijakaś
godzinaodchwiliśmierciZabawca,aletoniemusiałobyćdokładnietak,jakmówię…
OfcerspędziłwZakładzieMedycynySądowejprzeszłodwiegodziny,nieuważałjednak
tegoczasuzastracony.Informacjeuzyskanepodczassekcjimogłymiećogromne
znaczeniedlaśledztwa.Wkońcuszczerzepodziękowałlekarzowiiruszyłdowyjścia.
175
Przedpowrotemdokomendypostanowiłzajrzećdoszpitala,doktóregoostatniejnocy
przewiezionoPozorskiego.Namiejscuokazałosię,żewczorajszebardzopesymistyczne
wieściostaniezdrowiakolegibyłynaszczęścieznacznieprzesadzone.Chorążyodzyskał
przytomnośćiwedługsłówordynatoraoddziałujegożyciuniezagrażałojużwiększe
niebezpieczeństwo.Wprawdziepacjentnieczuł
sięjeszczenajlepiej,alelekarzebezwiększychoporówzaprowadziliporucznikado
zajmowanejprzezPozorskiegoizolatki.
—Dałemsiępodejśćjaknowicjusz.-—Chorążypowitałkolegębladymuśmiechem,
dotykającznaczącoobandażowanejgłowy.—
Myślałem,żesampotrafęupilnowaćZabawca,chociażłobuzwystawiłdowiatrudwóch
wywiadowców.Imamzaswoje!Cogorszagdzieśnawysokichszczeblachuznali,że
spapraliśmysprawęichłopakipułkownikaKuglarzapomałuzaczynająprzejmować
śledztwo.—Skinąłnasiedzącegoprzyłóżkuniepozornegoblondynawnarzuconymna
garniturbiałymfartuchu.—KapitanJodeckiprzemaglo-wałmnietak,żeczujęsię,jakby
mniektośpodłączyłnastałepodwariograf.
—Widzę,że„konkurencja”niepróżnuje—roześmiałsięStefański.—Nocóż,skorotak,
tojajużniebędęcięmęczył…
—WracapanzsekcjizwłokZabawca?—domyślniezapytałJodecki,podając
porucznikowirękęnapowitanie.—Możnawiedzieć,jakabyłaprzyczynazgonu?
—Zdaniemlekarzadenatnajprawdopodobniej
176
otrzymałcioskaratewszyję,apóźniejzwłokipodrzucononaGwiaździstąiprzejechano
ponichciężarówką.
—Nawetsprytniepomyślane—przyznałkapitan.—Mniejdoświadczonylekarzmógłby
sięnabraćnatęsztuczkę.
—Małobrakowało,żebyściemielidzisiajdwiesekcje—mruknąłponuroPozorski.—
PrzecieżpodobnoimniezataszczylinaGwiaździstą…
—KiedyzłapiemyzabójcęZabawca,,będzieszmumusiałpodziękować—zażartował
Stefański.—’Wkońcudarowałciżycie!
—Amniesięzdaje,żeniezrobiłtegobezpowodu—zauważyłsceptycznieJodecki.—
Możewynikioględzintamtegoterenuiekspertyzaprzedmiotówznalezionychprzy
Zabawcurzucątrochęświatłanacałąsprawę…Alenanasjuż
•czas—dyskretniespojrzałnazegarek.—PułkownikKuglarzzarządziłnadwunastą
naradęzudziałemprzedstawicielimilicji,amójszefjestprzesadniepunktualny.
Mimopośpiechuofcerowiezdążylinanaradędosłowniewostatniejchwili.Wgabinecie
pułkownikaKuglarzapozamajoremPytelą,porucznikiem.Mazurkiemibiorącymjuż
udziałwpoprzednimspotkaniupułkownikiemwlotniczymmundurzesiedziałojeszcze
dwóchubranychpocywilnemumężczyzn.Stefańskiniewidziałprzedtemżadnegoznich
imógłsiętylkodomyślić,żesątopodwładnipułkownika.
—Zapewne,towarzysze,zauważyliście,żebrakujewśródnaskapitanaStępnia—zagaił
Kug-
12—Przystanek
larz.—Musiałonniestetyzostać,jaktosięmówi,napierwszejlinii…Takczyinaczej
spróbujemyporadzićsobiebezniego,zwłaszczażeomówienieniektórychaspektów
sprawyzabójstwaJerzegoSuciewskiegowydajemisiedośćistotne.
—Terazjużmamydwazabójstwa-wtrąciłPytela.—Nielicząctuzinainnych,
wykrytychniejakoprzyokazjiprzestępstw…
—Przedewszystkimudałosięnamustalić—ciągnąłdalejpułkownik--żesynprofesora
zginąłnajprawdopodobniejwewłasnympokoju.Świadczyłybyotymślaclykrwitej
samejgrupyC9denatanadywanieijednymzwiszącychnaścianiesztyletów.Zwłokaw
ujawnieniutychśladówniepozostałaniestetybezwpływunatokśledztwaiteraztrzeba
będzienadrobićstraconyczas…
—Muszęsamokrytycznieprzyznać,żenienaj-^lepiejprzeprowadziliśmyoględziny
pokojuJerzegoSuciewskiegowestchną!major.
—Przykreto,,aleznowusprawdziłasięstarazasada,żeconagle,topodiable…Takczy
inaczej,losjuż.pokarałdwóchmoichorłów.Jedenleżywszpitalu,drugimarozbitą
głowę,proponujęwięcuznaćtematnieudanychoględzinzazamknięty.
-Zwłaszczażemożemysięprzecieżpochwalićpewnymiosiągnięciami—bąknął
nieśmiałoMazurek,najwyraźniejzmieszanywypowiedziąprza-łożonego.
—Nieprzeczę—przytaknąłPytela.—Nasieksperciustalili,żepodeszwybutów
ZabawcaniemalidealniepasujądośladówzabezpieczonychwLaskuBielańskim.
178
—TojużjestcoszuznaniemwtrąciłKuglarz.--Przynajmniejmamybezpośrednidowód
związkuobuzabójstw.TylkoczywłaśnieZabawiecpchnąłsztyletemmłodego
Suciewskiego?
—Wgręmożejeszczewchodzićtajemniczyosobnik,któryprzyjechałpoZabawcado
Zatwaru-chywnocyzsobotynaniedzielę—
pokręciłgłowąStefański.Niezależniejednakodtego,którązwersjiprzyjmiemy,wyłania
siępewnawątpliwość…
Czyżbyściemieli,towarzysze,jakieśkłopotyz.czasem?—domyślniepodchwycił
pułkownik
Owszem—przyznałmajorciężkowzdychając.JerzySuciewskizostałzabitypomiędzy
dwudziestątrzeciątrzydzieściadwudziestą
czwartątrzydzieści.PrzedpółnocąZabawiecwyszedłodZatwaruchy,spotkałsięze
wspólnikiemipojechał,żebydokonaćzabójstwaalbousunąćzwłokizmieszkania
profesora.TakczyinaczejciałomogłozostaćpodrzuconewLaskuBielańskimnie
wcześniejniżokołopółnocyTymczasemmiędzydwudziestątrzeciątrzydzieściwsobotę
apiątąwniedzielęzpętliprzyGwiaździstejnieodjeżdża
.żadenautobus!ProwadzącenaGwiaździstąśladyZabawcawskazywałyby,żewsiadałon
tamwłaśniedoautobusu.Rozumująclogicznie,należałobyprzesunąćmoment
pozostawieniazwłokwlaskuconajmniejoczteryipółgodziny,trudnojednaksobiewyo-
brazić,bypodróżładązCzarnieckiegonaPodleśnątrwałaażtyleczasu.—Myślę,
towarzysze,żepowinniściesobiedaro44
waćtenprzystanekprzyGwiaździstej—wtrąciłsięmilczącydotejporypułkownikw
lotniczymmundurze.—Naszymi
przeciwnikaminajwyraźniejniesątuzinkowiprzestępcy.Znającniektórerutynowe
działaniaaparatuśledczego,moglionipoprostuspreparowaćfałszywyślad…
•—Zwłaszczażemielidoswojejdyspozycjisamochód—zrozmachemstuknąłsięw
czołoStefański.—Zabawiecpomaszerowałnaprzystanekistamtądwspólnikzabrałgo
dołady!
—ZatakąwersjąprzemawiałobyrównieżupozorowaniewypadkudrogowegoZabawcai
pozos^tawienieobokrannegoPozorskiego
—zauważyłPytela.—NiespełnapięćmetrówodzwłokZabawcanasichłopcyznaleźli
rurkęzjegoodciskamipalców.ByłynaniejśladykrwitejsamejgrupycoPozorskiegoi
włosy…
—Dostarczonowięcnamdowodu,wskazującegonaZabawcajakonatego,ktoogłuszył
chorążego—zamyśliłsięKuglarz.—
Nauczonydotychczasowymdoświadczeniemwolałbymjednakzachowaćostrożnośćw
formułowaniuwniosków…Jestzresztąjeszczejedenfakt,októrymniczdążyłem
poinformowaćtowarzyszy—dodał,odrobinęzniżającglos.—Dzisiajranowpokoju
JerzegoSuciewskiegoznalezionoskrawekbłonyfotografcznej.Nasiekspercinie
zakończylijeszczebadań,awtakichsytuacjachzawszeistniejeryzykoomyłki,niemniej
jużwtejchwilimożnapowiedzieć,żeznaleziskowyglądanakawałekmikroflmu
produkowanegowwiadomymceluprzezjednązzachodnioniemieckichfrm.
Powypowiedzipułkownikawgabineciezapanowałomilczenie.Dlawszystkichstałosię
jasne,żesprawanabrałaobecniezupełnieinnegoznaczenia.MazurekiStefańskiwlepili
wzrokwPy-telę,czekającnajegoreakcję.Tenzwyraźnymzakłopotaniempotarłkilka
razymocnoprzerzedzonączuprynę,wreszciezdecydowałsięodezwać.
—Rozumiem,żetoprzesądza,ktobędziedalejprowadziłśledztwo—zaczął,starannie
dobierającsłowa.—Ale,jakjużwspomniałemnawstępienaszegospotkania,oprócz
sprawyzasadniczejmamytutajdoczynieniazcałymwachlarzemmniejlubbardziej
związanychzniąprzestępstw.Pozwolęsobierównieżprzypomnieć,żedwóchmoichludzi
przypłaciłozdrowiemswojedotychczasowezaangażowanie…Wtejsytuacjicałkowite
odsunięcienaszegowydziałuoddalszegośledztwa…
—•Ktomówiojakimkolwiekodsunięciu?—Kuglarzprzerwałześmiechemmajorowi.
—Uważam,żedalszawspółpracaopłacisięobydwustronom.Pewnejzmianieulegną
tylkonaszerole.Terazmystaniemysięgospodarzamisprawy,awydalejbędziecierobili
swoje.
—Tojużlepiej!—Pytelaodetchnąłzwyraźnąulgą.—Odczegozaczynamy?
—NaszaekipapojedziedomieszkaniaZabawcaiprzetrząśnieokolicę,gdziezostał
ogłuszonyPozorski,wyposzukacieciężarówki…
—Tylkopatrzeć,jakwpadniewnaszeręce—odparłmajorzprzekonaniem.—Godzinę
temuzgłosiłsiędożoliborskiejkomendykierowcaz„Transbudu”,któremuzginąłstarz
przyczepą.
181
lBlł
Oczywiściemożetobyćjedyniezbiegokoliczności,alenawszelkiwypadekpoleciłem
przywieźćdonastegoobywatela.
—Myślę,żetowarzyszeStefańskiiJodeckinajchętniejprzeprowadzilibytęrozmowę
wspólnie?
PóźniejmoglibysiewłączyćdooględzinwŁomiankach…Miejmynadzieję,żewtym
czasiektóryśzpatroliodnajdzieciężarówkę…
—Acozemną?—nieśmiałoprzypomniałosobieMazurek.—Czytowarzyszemacie
dlamniejakieśzaJanie?
—Wyidźcielepiejdodomu.—Kuglarzwskazałznacząconaobandażowanągłowę
porucznika.—Lekarzdałwamchyba
zwolnienie?
-Owszem—
■
przyznałniechętnieMazurek.—Całedziewięćdni…Tylkożejachciałbym…
-;Żadneale!—uciąłostroPytela.—Jużwczorajcipowiedziałem,cootymmyślę.
Wyzdrowiejesz,toznajdziet>iędlaciebierobota,aterazmarszdołóżka!
Naradadobiegłakońcaiwszyscyobecniruszylizmiejsc.ChwilepóźniejStefańskii
Jodeckispostrzeglinakorytarzunerwowospacerującegoblondyna.Nawidokofcerów
przystanąłniezdecydowanie,jakgdybyniebardzowiedział,cozsobązrobić.
—
■PanMikołajCiećwierz?—zapytałdomyślniekapitan.
—Tak,toja—wyjąkałstrachliwiekierowca.—Kazalimi,wiecczekam…
WeszlidopokojuJodeckiegoiCiećwierzusiadł
182
posłusznienawskazanymmukrzisicStefańskiprzyjaznymgestemwyciągnąłdo
wezwanego
na.cz-k
esportów,aletamtenzdecydowaniepotrząsnąłgłowąnaznak.żenie
pali.
—-Przezmyślminawetnieprzeszło,.’
■ktośniożesiępołaszczyćnategograta—wyznałzrozbrajającąszczerością,nie
czekając
napytania.—Niematvgodnia,żebymznimniebyłwwarsztacie.Jakniehamulce,to
sprzęgło,jaknieprzepały,toresorsięurwie,itakwkołoMacieju!
Niechpannajpierwpowie,cotozawóz—przerwałłagodniekapitan.—Wkońcu
musimygojakośzidentyfkować…
—Zwykły,szarozielonystar,tyleżezprzyczepą.Szoferkęmatrochęjaśniejszą,alepoza
tymnieróżnisięniczymodsetekinnychtegotypuwozów
Gdziegopanzostawił?
—NaLektykarskiejWidzipan,odwiozłemwłaśnieładunekdoNowegoDworui
wróciłempusto.Byłajużósma,amożeipóźniej,więcniepojechałemdobazy,tylko
prostopodchałupędziewczyny.Zadwatygodniemamyślub,więcsampanrozumie,jak
tojest…
Zabezpieczyłpanwóz?
—Nibygopozamykałem,aleprawdamówiącszoferkękażdydzieciakbylegwoździem
otworzy!Kluczykimamdotejporyprzysobie
—Skwapliwiesięgnąłdokieszeni,jakgdybychciałdodatkowoudokumentowaćswoje
ałowa.—Cóżztego,skororano’postarzeniebyłonawetśladu.
44
—Niesłyszałpan,jaksięktośdoniegodobierał?
*—Nicanic…Boże,gdybymmógłprzewidzieć,żetaksiętoskończy’
—Napytałpansobiebiedy—zauważyłzewspółczuciemkapitan.—Namzresztąteż…
—Aczytoprawdaztymwypadkiem?—nieśmiałozagadnąłCiećwierz.
—Jakimznowuwypadkiem?-—Jodeckiudałzdziwienie
—WkomendzienaŻoUborzumówilimi,żemojąciężarówkąktośrozjechał
przechodnia…
-—Czyakuratpańską,tosiejeszczeokaże—kapitanuznał,żelepiejniewtajemniczać
kierowcywszczegółyśłe’ztwa.—Mamnadzieję,żeniebędziemyzbytdługoczekalina
wyjaśnienia.Wkońcustartonicigławstogusiana.
Ofcerchciałwłaśniezadaćkolejnepytanie,kiedynabiurkucichozaterkotałbrzęczyk
telefonu.Jodeckiniecierpliwiepodniósł
słuchawkę,jednakwchwilępóźniejbezsłowaoddałjąStefańskiemu.Tenrównieżwiele
niemówił,zatowysłuchawszyinformacjizatarłręceznieukrywanymzadowoleniem.
—Mamyciężarówkę!—oznajmiłkapitanowi.—PatrolznalazłjąnaPułkowej.
Poniespełnadwóchkwadransachbylijużnamiejscu.Zgodniezwcześniejszym
porozumieniemwokółszarozielonejciężarówkikrzątałasięmilicyjnaekipa.Jakzwyklew
takichprzypadkachszczególnezainteresowanietechnikówbudziłyoponyiszoferka
pojazdu…
184
—Topańskiwóz?—upewniłsięStefański,spoglądającpytająconaCiećwierza.
—Bankowo!—potwierdziłtamtenbezwahania.—Niemyślałem,żetakszybkopanom
pójdzie—dodatnapołyzwdzięcznością,napołyzpodziwem.—Serdecznedzięki!*
—Zpodziękowaniaminiechpanlepiejtrochępoczeka—roześmiałsięporucznik.—
Nasiekspercistorazyobejrząkażdąśrubkęwpańskimstarze,zanimpozwoląsiępanudo
niegodotknąć.
—Iletopotrwa?
—Przynajmniejzedwadni.
—Orany!—Kierowcaażzłapałsięzagłowę.—Tyleprzestoju?Naszoddziałitak
ledwowyrabiaplanprzewozu,atutakanawalanka!
—Nicnatonieporadzę.—Stefańskibezradnierozłożyłręce.—Mymamydo
rozwiązaniaznaczniepoważniejszeproblemyniżnawalonyplanprzewoź.…
Ciećwierzbyłniepocieszony,aleofcerowieprzestalisienimzajmować.Jodeckiruszył
wzdłużkrawężnikalustrującotoczenieciężarówkibacznymspojrzeniem,aporucznik
podszedłszydostarazacząłniezwykleuważnieoglądaćprotcktory.Mimowolistanął
muprzedoczamiobrazstołusekcyjnego.Skojarzeniebvłotaksilne,żezałożyłbysięz
każdym,iżwłaśnietąciężarówkąprzejechanopozwłokachZabawca.Miałwłaśnie
zamiarpowiedziećoswoimspostrzeżeniuzbliżającemusiędoszoferkikaoitanowiizrobił
krokwjegostronę,kiedyJodeckiskoczyłniczymwyrzu
45
eonyzkatapultyibezceremonialnieszarpnąłporucznikazaramię.
—Niechpanuważa!—huknąłzezłością.—~Niewielebrakowało,•&zadeptałbypan
ślady!
Stefańskiodruchowospojrzałpodnogi.Wtymmiejscuprzykttawężnikubyłobłotniste
klepisko.Poniżejstopniaprzydrzwiachdoszoferkiwidniałnaziemijakiśniewyraźny
odciskobcasa.
—Mamnadzieję,żeniejesttowizytówkażadnegoztechnikówbąknął,usiłującukryć
zmieszanie.
-Jużpytałem--odparłJodecki.
■Żadenznichniekręciłsięjeszczeodtejstrony…Aha!—-dorzucił,jakgdyby
mimochodem.—
Wpańskimimieniukazałemzrobićodlew.
—Bardzosłusznie,’aletakmiędzynami,toszczerzewątpię,czydalekozajedziemyz
odciskiemkawałkaobcasa.
—Lepszyrydzniżnic—zauważyłkapitan.—Zresztąmożeznajdziemycośjeszcze…
Tym„czymś”okazałsiękwadranspóźniejniedopałekpapierosawszoferce.Ciećwierznie
palił,musiałgowi^czostawićjakiśprzygodnypasażeralboktoś,ktomiałzwiązekż
zabójstwemZabawca..
Zabawiecmieszkałwniewielkiejprzybudówcedoniezbytnowejidośćzaniedbanejwilli
naperyferiachŁomianek.Właścicielka,-
którąokazałasiętegakobietawśrednimwieku,zwyraźnądezaprobatąśledziła
poczynaniaekipyprzetrząsającejpomieszczeniezajmowaneprzezlokatora.Przybyłych
ofcerówpowitałazmieszanymiuczuciami.Najwyraźniejmiałaochotęponarzekaćna
zamie-szaniewywołaneprzezoględziny,tymczasemJodeckisprawiłjejsrogizawód.
ZignorowałzupełniepodążającąwjegostronękobietęizwróciłsiędoZanejki.
—Jestcoś?—zapytałznieukrywanąnadziejąwgłosi-
-Guzikzpętelką!--odparłponuroZanejko.-Jeślinieliczyćdziesięciodolarówki
znalezionejpodłóżkiem,zardzewiałegowytrycha,któregoodwiekówniktchybanie
używał,ifaktu,żektośzupełnieinnymwytrychem•majstrowałniedawnoprzydrzwiach,
możnabypomyśleć,żeniies/kałtutajBoguduchawinienprzeciętnyoby-wate
Trzebaszukaćdalej.Nigdyniewiadomo,cosieje;?czeznajdzie‘
—Najprędzejkilkamyszypodpodłogą,botenkot,cogowidziałemnapodwórku,
wyglądanaokropne:oniedorajdę…
Jodeckiemu“wyraźniepoczerwieniałypoliczki,aStfański,choćbardzociekawdalszego
ciąguodbiegającegoznacznieodprzyjętychzwyczajówmeldunkuporucznikaZanejki,na
wszelkiwypadekodszedłkilkakrokównabokZpozornąobojętnościąrozejrzałsię
dookołaipodchwyciwszypełnezaciekawieniaspojrzeniewłaścicielkiwilli,bez
zastanowieniaruszyłwjejkierunku.
—Zawszemówiłam,żefiemanicgorszegoniżlokator—zaczęłagłodno,widząc,ze
nareszcie
187
45
—Wspominająpani,żeZabawiecprzyjmował
usiebieznajome.
—Zakażdymrazemprzyprowadzałinną.—Czyktośpo/animigoodwiedza!”
—Chybanie-odparła,alejakośbezspecjalnegoprzekonania.—Chociażzdrugiej
stronypotakimmożnasięwszystkiegospodziewać
WracajączŁomianekobajofcerowiebyliwnienajlepszychhumorach.Najwyraźniejo
dobrychkilkagodzinzostaliwyprzedzeniprzeznieznanegoprzeciwnika.Zdążylisięjuż
zorientować,żetamtendziałazżelaznąkonsekwencją,acoważniejszeniezwykleszybko.
ZlikwidowałZabawca,zanimwładześledczezdołałygozatrzymać,inatychmiastusunął
wszystkiedowodymogąceświadczyćoprzestępczejdziałalnościdenata,którez
pewnościąznajdowałysięwjegomieszkaniu…
.TadącPodleśnąskręciliwjednązprzecznicipokilkuminutowychposzukiwaniach
odnaleźlibudynekopisanyimwcześniejprzezPozorskiego.Naprzeciwkostałydwafatyz
cywilnąrejestracją,aprzyzdezelowanejfurtcejakgdybynigdynicpaliłpapierosa
Mazurek.
—Cotyturobisz,udiabła?—zdziwiłsieStefański.—Przecieżnaszszefipułkownik
Kuglarzkazaliciiśćdołóżka!
—Koledzerozbiligłowę,ajamamspokojnieodpoczywać!—obruszyłsięporucznik.
—ZapominapanodyscypliniezauważyłcierpkoJodecki.—Unastobvłobyniedo
pomyślenia…
—Takwogóletoświętesłowa—Mazurek190
przerwałkapitanowizniewinnymuśmieszkiem.—Aleprzecieżkażdaregułama
wyjątki…Zresztąniechpanlepiejzobaczy,coznaleźliśmywtejruderze—skwapliwie
zmieniłtemat.
Nalewoodwejściabyłaniewielkakomórka,7.którejpowąskiejdrabinieschodziłosię
doniezbytgłębokiejpiwniczki.Dwóchtechnikówklęczałowłaśnieprzyczymśwsamym
rogu.Jodeckipodszedłbliżejispostrzegł,żejesttodośćprymitywnaskrytka,wydrążona
tużprzyziemiwścianiepiwnicy.
—Bvlotamcoś?•-zagadnąłbezspecjalnejnadzi
—„Ajakże!—zzadowoleniemodparłjedenztechników.—Pięćkasetzmikroflmamii
eleganckiaparacikfotografczny
wmontowanywkieszonkoweradyjko.Całypasztetodstawiliśmyzarastdolaboratorium,
aterazpatrzymy,czyniedasięjeszczeczegośwywróżyćztejskrytki…
Stępieńzatrzymałmagnetofon,przewinąłkasetęisprawdził,jaksięnagrałajegorelacjaz
dotychczasowejdziałalności.Uznawszy,żewszystkojestwnajlepszymporządku,wyjął
kasetęischowałjądokieszeni.Przezmomentwaha!się,czynieskorzystaćzdomowego
telefonu,szybkojednakdoszedłdowniosku,żeniewartoryzykować.Roz-Bftowęz
pułkownikiemKuglarzemmógł
przecież
47
przeprowadzićzbudkistojącejniedalejniżjakieśtrzystametrówodwilliprofesora.
Wychodziłwłaśniezpokoju,kiedynakorytarzupojawiłasięTaroniowa.
-—Ogazetachznowupanzapomniał!—rzuciłagderliwie.—Wypisz,wymalujdrugi
panJureczek.Storazymogłabymprosić,apannic!
—CzymżenaraziłsiępanitenMolemba?—zapytałześmiechemkapitan.—Przecieżon
niegryzie.
—Niemówiłbypantak,gdybygopanlepiejpoznał—oświadczyłazprzekonaniem.—
Niespotkałamgorszegogburai
zarozumialca.Nosazadziera,żeprzezparęlatbyłnaZachodzie,gdziepracowałjako
zwykływykidajłowjakiejśpodrzędnejknajpie.
—Żadnapracaniehańbi…
—Ato,żewdałsiępopijanemuwbójkęzestudentemzPolitechniki,topies?!Tak
chłopakaurządził,żemusiałoprzyjeżdżaćpogotowie.
—Ocoposzło?
—PodobnostudentwypisywałcośplakatówkąnakioskuMolemby.
—Tutaj,posąsiedzku?
—Ależnie!—zaprzeczyłastanowczo.—OnmiałprzedtembudkękołoPolitechniki…
—Ztakimtypemmożefaktycznielepiejsięniezadawać—przyznałofcer,chcąc
udobruchaćgosposię.—Ategazetyodbioręwponiedziałek.Specjalniezawiążęsobie
supełeknachusteczcedonosa.
—Przydałbysięidrugisupeł,żebypannogiporządniewycierał.—Taroniowa
najwyraźniejpostanowiładzisiajzgłosićwszystkiepretensjepodadresemStępnia.—Na
BożeNarodzenieprałamwszystkiedywany,aterazwyglądają,jakbyleżałyza
przeproszeniemwoborze!
—Coteżpaniopowiada!—zaoponowałkapitan.—DywanwpokojuJurkamógłbyz
pov\o-dzeniemsłużyćjakomaterac—dodał
przypominającsobiestaranniewyczyszczonemiejsce,naktórymujawnionośladykrwi.
—Bomiesiąctemuszorowałamgoarrasem.PanJureczeklubił,żebyuniegobyło
czysto…
—Przedprzyjazdemwujkajużnieprałapanidywanów?
—Musiałabymmiećkońskiezdrowie—odparłazlekkąurazą.—Ajajużswoje
przeżyłam!
Chciałajeszczecośpowiedzieć,alenaparterzeprzydrzwiachzabrzęczałdzwonek.
Prawiebiegiemruszyłaposchodachichwilępóźniejofcerusłyszałszczękotwieranego
przezgosposięzamkaijakzwykleuprzejmygłosmecenasaŚmigielskiego.
—
■Wracałemwłaśniedosiebie,kiedyprzyszłomidogłowy,żebyzajrzećpodrodzedo
Witolda.
—Profesoraniestetyniema—Taroniowapoinformowałaadwokatazwyraźnymżalem.
—Wielkaszkoda,bo’napewnoucieszyłbysięzwizyty.
—Wtakimraziewpadnępóźniej…
—Bardzoproszę.Profesorobiecał,żewrócinakolację.
—Októrej?
—Przeddziewiątą.
>S—Przystanek
193
—Ciekawe,gdziesiętomójprzyjacielwypucii?
Jamachciałabymwiedzieć-gosposiabezradnie-rozłożyłaręce.—Wogólejakiś
zwariowanytendzień.Najpierwnieprzynieślimleka:późniejcimagicyod-telefonów
przezdwiegodzinyzokłademmajstrowalicośwpokojupanaJureczka,panAndrzej
zapomniałodebraćprasy,awkońcutenstarywariatMolembawsamopołudniezaniki\ał
kioskiczłowieknawetogłoszeńwgaze-ciepoczytaćniemoże…
-Mówipani,żemonterzynarobilibałaganu?—pokręciłgłowąŚmigielski.-Czyżby
zdarzyłasięjakaś-poważniejszaawaria?-
zapytałschodzącegowłaśnieposchodachStępnia.
Szczerzemówiącniemampojęcia-odparłkapitanwymijająco.—Podobnotowujek
zgłaszałjakieśuszkodzenie.
—Zreperowalichociażcotrzeba?
Trochębuczy,wsłuchawce,aledodzwonićsięmożnawszędzie.Wiecchybacośtam
poprawili.
Spróbujęsprawdzićjakośćpracypanówmonterówzapowiedziałżartobliwieadwokat.—
ZatelefonujędoWitoldakołodziewiątejizapytam.Czymaochotęmniedzisiajwidzieć…
Kłaniamsiepaństwu!
OfcerwyszedłzaŚmigielskimnaulicęiniebezzdziwieniaspostrzegł,żewsiadaondo
eleganckiego,choćmożenienajnowszegoforda.
-PopłatnyzawódwestchnąłStępień.—Małokogostaćnatakiwóz.
Uruchomiłswojegorenaultaipodjechałdo
48
budkitelefonicznej.Dochodziłajużgodzinadwudziesta,wykręciłwięcdomowynumer
pułkownikaKuglarza.
-MeldujesięStępień—rzuciłregulaminowo,kiedytylkousłyszałgłosprzełożonego.-
Dziękujęvbinformacje.Umniewszystkowporządku.Zadwiegodzinyjadęna
wycieczkęhandlowądoSzklarskiejPoręby.
—“Uważaj,chłopie,nasiebie—Jasnasprawa…CzyZanejkomiałracje,jeśliihodzio
ostatnieznaleziskowwilliprofesora-Owszem,aletoniejestrozmowanatelefon.
—Korzystajączokazjinagrałemcałąkasetęmoichwrażeńichciałbymjąjakoś
podrzucić.
—Gdzieterazbędziesz?
—NaStołecznej,przyWojskaPolskiego.
ZagodzinęprzyślętamJodeckiego.Znaciesię.więcożadnejpomyłceniemożebyć
mowy…
—Odmeldowu]esię.
—Powodzenia!
KapitanwróciłdorenaultairuszyłwkierunkuStołecznej.Wlusterkumignąłmuprzez
momentjakiśszaryopel,któregoniewidywałuprzednionażadnejzsąsiednichuliczek,
przeszedłjednaknadtymfaktemdoporządku…
Biegunokazałsięniewysokim,szczupłymmężczyznąoskroniachmocnojuż
przyprószonychsiwizną.Naukowieczajmował
niewielkiemieszkan-ikonadrugimpiętrzeGościnniezaprosiłStępniadomaleńkiego
pokoikuipoczęstowałgoherbatą.
195
Żonaicórkadocentazajętebyływłaśniewkuchniprzyrządzaniemjakiejśwymyślnej
potrawy,mężczyźnimogliwięcporozmawiaćbezskrępowania.
—Oilewiem,wCentrumprowadzonesąpracebadawczemające-znaczeniedla
obronnościkraju—przystąpiłodrazudorzeczyofcer.
—Chodzipanuorozwiązaniadoukładówsamosterujących?—upewniłsieBiegun.—
WspólniezprofesoremSuciewskim
opracowujemyprototypnowegoczujnikatermicznego.
—Proszęwybaczyćlaikowi,alenaczympolegaróżnicamiędzynowymrozwiązaniema
stosowanymidotychczas?
—Przedewszystkimjestdwukrotnieczulsze.
—Ktobyłautorempomysłu?
—ProfesorSuciewski.Onopracowałogólnezałożenia.Jaotrzymałemdorozwiązania
szeregproblemówszczegółowych..
—Czylispadłanapanaczarnarobota?
—Możnataktoująć…
—Wjakimstadiumznajdująsiępracenadpro-^jektem?
—Jeśliwszystkodobrzepójdzie,zatrzylubczterymiesiącebędziemyjużmieli
kompletnądokumentacjętechniczną.
—Ileosóbbierzeudziałwbadaniachdotyczącychnowegoczujnika?—zmieniłtemat
Stępień.
_Praktycznierzeczbiorącpołowapracowników
Centrum,ztymżedostępdokompletnychwyników,opróczprofesoraimnie,majeszcze
tylko
■doktorWaligórski.
—Asynprofesora?—zaryzykowałkapitan.—
48
Słyszałem,żeonbardzointeresowałsięprojektem.
—Toprawda—przyznałdocentzwyraźnymzakłopotaniem.—MłodypanSuciewski
częstobywałunaswCentrum,zaglądałdolaboratoriów…
—Przepisychybaniezezwalająnadostęposóbpostronnychdobadańprowadzonychw
waszejplacówce?
—Ztegoteżpowodudoszłodopoważnychzadrażnieńpomiędzyprofesoremadoktorem
Wali-górskim.
—Możezechciałbypantobliżejwyjaśnić?
—Projektrzeczywiściejestwzasadzietajny,aleprofesorprosiłnas,żebyśmypodczas
pracskorzystalizpomocyjegosyna.Był
zdania,żeprzydanamsięlaborantpokilkusemestrachelektroniki,zwłaszczażepan
Jurekodbywałjużunasjakąśpraktykę…
—Panwyraziłzgodę?
—ProfesorSuciewskitoczłowiekodośćapodyktycznymusposobieniu—westchnął
Biegun.—AojegosynumówiłosięjakooprzyszłympracownikuCentrum…
—AcozrobiłWaligórski?
—
■Najpierwoświadczyłpublicznie,żenieżyczysobie,byobcykręcilisiępojego
laboratorium,apotemzażądałodprofesorapolecenianapiśmie.
—ConatoSuciewski?
—Obecnieszefudaje,żeniedostrzegadoktora.
—Czyztegowynika,żeWaligórskipostawiłnaswoim?
—Niewiadomo,jakibyłbyfnałsporu,ale
197
doktornawymyślałpanuJurkowiodpółgłówkówimłodySuciewskipoprostusieobraził.
—CzyżbyopiniaWaligórskicgoowalorachintelektualnychsynaprofesorawynikała
jedyniezjakichśosobistychanimozji?
—PanJurekdoorłówwistocienienależał—odparłdocentwymijająco.Pocojednak
sięgaćzarazpoepitety?
-—Możemapanrację—zgodziłsięofcer,alejegosympatiapozostałamimowszystko
postroniedoktoraWaligórskicgo.Takczyinaczejbędęchybamusiałsamporozmawiaćz
pańskimkrewkimwspółpracownikiem…
—MieszkanaMarszałkowskiejwtymwieżowcuza„Seiamem”.
•—BardzopanudziękujęStępieńwyciągnąłrękęnapożegnanie.—Sporomipan
pomógł.
—-Nierozumiemtylko,comawspólnegośmierćsynaprofesorazprowadzonymiw
Centrumbadaniami?
Właśniepróbujętowyjaśnić—zbagatelizowałsprawękapitan,Aha,jeszczejedno-
przypomniałsobie,kiedy-gospodarzodprowadzałgododrzwi.Zależałobymi,żeby
nikomupanniewspominałonaszymdzisiejszymspotkaniu.Agdybyprzypadkowo
zobaczyłmniepankiedyśwCentrum,proszęudać,żesięnieznamy…
Przedblokiemofcerspostrzegłspacerującr-owolnymkrokiemJodeckiegoJakgdyby
nigdynicruszyłwkierunkukolegiKiedydzieliłyichtrzylubczterymetry,Jodeckibez
pośpiechuwyciągnął
198
paczkępapierosówiostentacyjniezacząłobmacywaćkieszenie.Kilkasekundpóźniej
Stępieńusłużniepodsunąłmazapalniczkę.
—Nikogopodejrzanegoniewidziałemwpobliżu--szepnąłJodecki—aleostrożność
nigdyniezawadzi.
—Przesłuchajdokładniekasetęiweźpodlupęcaletowarzystwo-równiecichorzucił
Stępień.-MusiszteżpojechaćnaMarszałkowskądodoktoraWaligórskicgozCentrum.
Tochybarównygość,amożecoświedziećoJerzymSuciewskim.
Załatwione.
Notopowodzenia.
—Nawzajem:
Ofcerowierozeszlisiękażdywswojąstronę,zupełniejakprzypadkowiprzechodnie,z
którychjedenniemiałczymprzypalićpapierosa.
UruchamiającrenaultaStępieńbardziejintuicyjnieniżświadomiespojrzałprzezboczną
szybę.Podrugiejstronieulicyspostrzegł
takiegosamegoopla,jakten,któregospotkałgodzinęwcześniejprzybudcetelefonicznej.
Wśrodkuwozumignęłamuczyjaśznajomasylwetka,byłojednakzbytciemno,żeby
rozpoznaćkierowcę…
Witwickapowitałakapitanawkurtceizmaleńkąwalizeczkąwręku.
—Spóźniłeśsię“prawiepiętnaścieminut!—
■rznajmiłakapryśnie,aleroześmianeoczyświad-(ylywymownie,żepodniecają
perspektywanoc-riejjazdy.Czyniktcięnieuczył,żedamanigdyriepowinnaczekaćna
kawalera?
49
—Akademickikwadranszawszedozwolony!—zaoponowałpółżartem,półserio.—No
niezłośćsię,mójkotku!—dodał
pojednawczo.—•Lepiejchodź,zobaczymy,cowartjestnasznowysamochód!
17
Niebyłojeszczesiódmej,kiedyJodeckizapukałdodrzwimieszkaniadoktora
Wałigórskiego.Chwilępóźniejotworzyłmuwysoki,barczystybrunetozmierzwionej
czuprynie.Gospodarzmiałnamy-idłonątwarzibyłjeszczewpidżamie.
—Pandomnie?—zdziwiłsięnawidoklegi-^tymacjikapitana.—Niebardzo
rozumiem,wja-jkiejsprawie…
—Zapewnesłyszałpanośmiercisynaprofe-|soraSuciewskiego—ofcerskwapliwie
wyjaśnił)celswojejwizyty.—Mamnadzieję,żemógłbynampanpomócwwykryciu
zabójcy.
—Wątpię,czyprzydasiępanuto,cowiemosynuprofesora.—Waligórskipokręcił
głowąznietajonymsceptycyzmem,alezapraszającym0
0
1
7
1gestemotworzyłszerzejdrzwi.
—Przeszkodziłempanuwporannejtoalecie?—JzeskruchązauważyłJodecki.
■-Ogromniemiprzykro,chciałemjednakmieć
pewność,żezastanępanawdomuidlategopozwoliłemsobieprzyjśćtakwcześnie.
—Nieszkodzi—zbagatelizowałsprawęgospo
49
darz.—Przynajmniejdostarczyłmipanwymówki,tłumaczącejpanującywmoimdomu
bałagan.
—Możepandokończygolenia,ajatymczasempoczekam?
—Niechpansiądzie—doktorwskazałkapitanowiniewielkipokójpolewejstronieod
wejściadomieszkania.—Toniepotrwadługo…
Waligórskizniknąłwłazience,aofcerzgodniezzaproszeniemruszyłdowskazanego
pokoju.Wzdłużwszystkichścianpiętrzyłysięnapółkachcałestosyksiążeki
zagranicznychczasopism.Podoknemstałomałe,nowoczesnebiureczko,naktórym
Jodeckispostrzegłjakieśporozkładanewykresyiobliczenia.Napierwszyrzutokamożna
byłopoznać,żemieszkatunaukowiec,itowdodatkukawaler.
Nieminęłonawetdziesięćminut,kiedygospodarzwyszedłzłazienki.Byłjużogolonyi
dopinałwłaśnieguzikiprzykoszuli.
-WiadomośćopogrzebiemłodegoSuciewskiegozupełniezaskoczyławszystkichw
Centrum—zacząłnieczekającnapytaniakapitana.—Doczwartkuprofesorutrzymywał
wszystkowtajemnicy,codałonaturalniedodatkowypowóddoróżnegorodzajuplotek.
—Panzdajesięznałzabitego?
—Owszem—przytaknąłWaligórski.—Wzeszłymrokusynprofesorabyłunasna
praktyce,aiostatnioskładałwCentrumbardzoczęstewizyty…
—Wjakimcelu?
—Szeftwierdził,żejegolatoroślpragniepo
201
znaćmiejsceprzyszłejpracy,alemoimzdaniembyłytopoprostujakieśfanaberie
młodegoczłowieka.
-Coma™nnamyśli-Chłopakleniejznałsięnamodzieiaktualnychprzebojachniżna
elektronice—naukowiecwzruszył
lekceważ,coramionami.ZanimprzeszedłemdoCentrum,samprzezjakiśczas
pracowałemnaPolitechniceimuszępanu
powiedzieć,-żenierozumiem,jakimcudemsynal-ekprofesorazdałnajprostszyegzamin’
Rodzicesączasembezkrytyczniwstosunkjadowłasnychdzieci
Szefwidaćwymarzyłsobie,żesynpójdziewjegośladyiweźmiesięzapoważnąpracę
nau—kowąNiektórzykoledzybralitozadobrąmonetę,jsjednaknielubię,kiedyktoś
przychodzidolaboratoriumztranzystoremiwygrywanacałyre-gidatorskoczne
melodyjkiNadokładkędostaliśmyv.‘a^niezlecenienaopracowani’prototypuczujnika
przeznaczonegodocelówwojskowychPrzepisyozabezojeczeniutajemnicynieąmoją
najmocniejsząstroną,niemniejpomyślałem,żeniktobcyniepowinienwtykaćdotego
nosanawetjeślitymkimśjestsyndyrektoraCentrum7
1-—Mapanrację.
—Proszętopowiedziećprofesorowi—zgorycząmruknąłWaligórski—Szefokropnie
mniezbeształi-odtegoczasujestemnaczarnejii;‘eie.
—Chybarzeczywiściebędziemymusieliprzeprowadzićjakąśrozmowęzprofesorem
Suciew-skim—zamyśliłsiękapitan.—Takczyinaczejnie“pokazywałpanjegosynowi
tejczęściprojektu,którejopracowaniepowierzonopanu?
—Chłopakprzezdwamiesiąceomijałmnienakilometr.Dopierowzeszłypiątek
przyszedłdomojegolaboratorium,żebysięnibypogodzić…
—Ico?
—Najpierwpróbowałemprzemówićmudorozsądku.Tłumaczyłem,żejeślipragniebrać
udziałwnaszychpracach,tonajpierwmusiuzupełnićswojewiadomościzelektroniki,
porządnieprzyłożyćsiędonaukiitakdalej…
-Posłuchałpana?
Gdzietam!Powiedział,żejestemnudnyizażądał,żebympokazałmuprojekt.Takmnieto
zezłościło,żestraciłempanowanienadsobą—natwarzygospodarzapojawiłosię
wyraźnezażenowanie—Nawymyśłałemsynalkowiszefaiwyrzuciłemgozadrzwi.Z
tegowszystkiegozapomniałnawetoswoimnieodłącznymtranzystorze.Prawdęmówiąc
wpierwszejchwilijarównieżniezauważyłemradyjkaikiedyprzybiegłaponiepani
Marzenkf,zapewniłemją,zechłopakowimusiałosięcośpokręcić.
Cozrobiłpanzaparatem?-Ofcernagleprzypomniałsobieozawartościodnalezionej
poprzedniegodniaskrytki—Oddałgopan?
—Niestety,niemiałemjeszczeokazji—przyznałnaukowieczeszczerąskruchą.-—
Tranzystorznalazłemdopieropowyjściu
-ekretarkiszefa.Byłomigłupioipostanowiłempodrzucićgokiedyśprzyokazjido
gabinetuprofesora.Wostatnimtygodniuszefanirazunieprosiłmniedosiebie,
50
202
więcradiodalejleżywmojejszafcewCentrum.
—Oglądałjepan?
—Wcalesięnimnieinteresowałem.Nawetpanuniepowiem,jakatomarka…
—Wiepanco?—rzuciłsilącsięnaspokójJodecki.—Zabrałempanusporoezasu.więc
żebytojakośwynagrodzić,mógłbymodwieźćpanadspracy.Przyokazjipokazałbymi
pantranzystorJerzegoSuciewskiego…
—Ogromniepanudziękuję!—Waligórskiażzatarłręcezzadowolenia.—DoCentrum
jestodemniekawałdrogi,aminęłajużósma.
Kapitanokazałsi*>nienajgorszym,choćniezawszeżj’jącymwzgodziezprzepisami
drogowymikierów,takżewnispełnadwadzieściaminutpóźniejparkowałjużswegofata
przedbramąCentrumBadawczo-RozwojowegoAutomatycznegoSterowania.
Obajmężczyźniniezatrzymywaniprzeznikogominęliwartownięiweszlidobudynku.
LaboratoriumdoktoraWaligórskiegomieściłosięnaostatnimpiętrze.Naukowiec
otworzyłszafkę,wktórejtrzymałubranieibezspecjalnegozainteresowaniapodał
ofcerowiniewielkiaparattranzystorowy.Jodeckipochwyciłgo,niczymcennązdobycz,i
zaczął
bacznieoglądaćzewszystkichstron.Napierwszyrzutokabyłtozwykłyfłipsnie
najnowszegotypu,alekapitanniepotrzebował
nawettrzydziestusekund,żebyznaleźćsprytniezamaskowanyzbokuskaliobiektyw,az
drugiejstronyradiaprzyciskzwalniającymigawkę.
50
—Cototakiego?—bąknąłzaskoczonyWaligórski.—Czyżbytenbydlakchodziłpo
laboratoriachifotografowałdokumentację?!
—Proszęnikomuniemówićonaszymodkryciu^—twardozaznaczyłofcer.—Dzięki
swoimzasadom,atrochęiprzezprzypadek,pokrzyżowałpanplanyobcegowywiadu.
Moiprzełożenipodziękująpewnopanuznacznieuroczyściejniżja,anaraziemusimysię
pożegnać.Sprawętrzebaprzecieżdoprowadzićdokońca…,
Jodeck”odwiózłradio%ukrytymwewnątrzaparatemfotografcznymdosiebiei
oddawszyjewręceekspertówprawiebiegiemwrócił
doswojegofata.Miałdzisiajwplanieprzeprowadzeniejeszczekilkurozmów,wolałwięc
nietracićczasu.
NapierwszyogieńpostanowiłwziąćbraciZa-twarskich.Przedwarsztatemprzyulicy
Burakowskiejstaływłaśniesyrenastaregotypuizupełnienowaskoda.Obiemiałymocno
pokiereszowanekaroserie,aLucjanZatwarskikończyłwłaśniepertraktacjezjednymz
klientów.Nawidokwysiadającegozsamochodukapitanauśmiechnąłsięzzawodową
uprzejmościąispiesznieruszyłwjegokierunku.
—Mojeuszanowaniedrogiemupanu—powitałofcera.—Czymnaszafrmamożepanu
służyć?Zgaduję,żezrobimymaleńką
blachareczkę?—wskazałdomyślnienabrzydkowgniecionyprzednibłotnikpostronie
kierowcy.—Ailakierekprzydałobysięnowypołożyć,bostaryodpryskuje…Ł
—Wprzyszłościchętnieskorzystamzpańskich
205
usług.-Jodeckisięgnąłskwapliwiepolcgity-mncję.—Aleterazchciałbymzamienićz
panemkilkasłów
—MójBoże,janicnierozumiem…Toznaczy,oczywiście!Natychmiastpanusłużę!—
wybełkotałniezbytskładniewłaścicielwarsztatu,nawetnieusiłującukryćswego
zmieszania.—Wspólnik,tojestbratAntoniwyjechałzainteresamiiterazwszystkona
mojejgłowie—dodałbezwidocznegozwiązku.
—SłyszałifmośmierciJerzegoSuciewskiego?
■przystąpiłdorzeczykapitan.—Czymógłbypancośonimpowiedzieć?
—WłaściwietojagoprawienieznałemzastrzegłsięZatwarski.-Kiedyśmialmałą
stłuczkęiodszykowaliśmy7bratemjegofacika.Późniejnieprzyjeżdżałjużdonaszego
warsztatu.
—Prywatniestykaliściesięjednakzesobą—nieustępowałofcer.
—Mieliśmywspólnychznajomych—przyznałniechętnieZatwarski.—Niechpan
jednakraczyzauważyćdzielącąnasróżnicęwieku.Zpowodzeniemmógłbymbyć
przecieżojcempanaJurka
-Cotobylizawspólniznajomi?
—No.różni…Człowiekstykasięzwielomaosobami…
—Ichnazwiska?
Chwileczkę,niechpomyślę—właścicielwarsztaturozpaczliwiezacząłrozglądaćsięna
boki.jakgdybychciałuciecgdzieśprzedJodeckim.Pytałpanotychnajbliższych
znajomychczyleż…
206
—Oj,nieładnie,panieZatwarski!—zwyraźnądezaprobatąpokręciłgłowąkapitan.Jak
możnaprowadzićinteresyztaksłabąpamięcią?
Bowidzipan…
Naraziewidzę,żepanniechcebyćzemnąszczery—ofcerprzerwałbezceremonialnie
jąkającemusiemężczyźnie.—Należałobysiętylkozastanowić,czymjestpodyktowana
takapostawa!
-AleżbrońBoże!—bąknąłstrachliwieZatwarski.-Jazawszezwładzą…Jużzresztą
przypomniałemsobietenazwiska.
—Nowięc?
—PanLewickizapraszałnasczasemdoWesołej,panMaliszewskiurządzałweekendyw
Dzie-kanowie,zrzadkaodwiedzałanaszwarsztatna-rzeczonapanaJurka,panna
Witwicka…
AniejakiZabawiec?podpowiedziałJodecki.
-Jegowidziałemnajwyżejzedwarazywżyciu.
—Aostatniowczwartekwieczorem?
Właścicielwarsztatupoczerwieniałnagłe,niczymzłapanynakłamstwiesztubak,iprzez
momentnajwyraźniejniewiedział,coodpowiedzieć.Kilkarazynerwowoprzygryzł
wargi,jakgdybyszukałjakiegośwykrętu,wkońcujednakz.rezygnacjąopuściłgłowę.
—PanAdamfaktyczniebyłumnie—powiedziałcicho.—Wspominał,żemapoważne
kłopotyzmilicją,iprosiłopomoc.
—Ojakiekłopotychodziło?
—Wolałemniepytać.
51
—Aczegochciałodpana?
—Żebymmupożyczyłsamochód.
—Pansięniezgodził?
—Byłobytoprzecieżbardzonierozważnezmojejstrony.
—Ijataksądzę.
—PanZabawiecsiedziałumnieprzezdobrągodzinę,telefonowałdokilkuznajomychi
wyszedłdopiero,kiedygowyraźnieotopoprosiłem.
—Samczyteżktośponiegoprzyszedł?
—Widaćdodzwoniłsiędokogoś.Tamtenwyglądałbardzopodejrzaniei,prawdę
mówiąc,bałemsięgonawetwpuścićdodomu…
—Znapanludzi,doktórychtelefonowałZabawiec?
-—Niebyłemciekawtychrozmów.
—Nodobrze—kapitanuznałtematż“awyczerpany.—Acomipanmożepowiedziećo
Ro-sieckim?
—MapannamyśliKonstantegoczyStefana?
—RaczejStefana…
—Kiedyśprzyjaźniłemsięzojcem,więcsiłąrzeczywidywałemichłopaka,kiedyjeszcze
był
~4aki.—Zatwarskiobrazowozniżyłrękękuziemi.—Późniejnaszekontaktyjakośsię
rozluźniły…Wiem,żeKonstantyprowadziniewielkiinteresprzyTatarskiej,alecorobi
jegonastępca,tegojużpanuniepowiem.
—ZmłodymRosieckimniełączyłypanażadne
interesy?
—Absolutnie…Toznaczyparęrazyświadczy
51
liśmysobiewzajemneprzysługi—poprawiłsięszybkoZatwarski.—Naprzykładonmi
załatwiłzagranicznylakier,ajaostatniozrobiłemdlaniegoblacharkęwsportowym
renaulcie…
—Dziękujępanu—ofcerwyciągnąłdowłaścicielawarsztaturękęnapożegnanie.—
Aha!—przypomniałsobiewostatniejchwili.
—Mamjeszczedwapytania.
—Słucham.
—CzypanalbopańskibratbyliściekiedyśuJerzegoSuciewskiego?
—Nigdynasniezapraszał.
—AgdziejestterazpanAntoni,jeślimożnawiedzieć?
—
■
GdzieśwPolsce!—Zatwarskibezradnierozłożyłręce.—Bratpojechałszukać
lakierów…
Jodeckiniemiałwiększychtrudnościzodnalezieniemniewielkiegosklepiku,awłaściwie
drewnianejbudkizmetalowymiakcesoriamisamochodowymi.Wśrodkusiedziałstarszy,
przygarbionymężczyznaorzadkich,siwychwłosachipomarszczonejtwarzy.
—PozdrowieniaodpanaLucjanaZatwarskie-go!—rzuciłzudanąwesołościąkapitan,
uznając,żetymrazemlepiejsięnieprzedstawiać.—Niezastałemprzypadkiemsyna?
—Dzieńdobrypanu!—Rosieckizmierzyłofcerauważnymspojrzeniem.—Za
pozdrowieniadziękuję,alewybaczypan,pananiemogęsobiejakośprzypomnieć…
—Nicdziwnego—roześmiałsięJodecki.—
M—Przystanek
Widziałmniepan,panieKonstanty,dobrychosiemalbonawetidzie-ńęćlattemu.Ludzie
sięzmieniają!
Toprawda‘—przytaknąłwłaścicielsklepiku.—Panowienosiliściewtedywłosyjak
dziewczętaitrudnowasbyłorozróżnić.
Stefanpanurriepomaga?
Gdzietam!Onmawłasneinteresyinamojeniechcenawetpatrzeć.Gada.żetakapraca
jestdlaniegozacięka.Acojąstary,mampowiedzieć?Jeszczetrochęizlikwidujęsklep,
bosamjużniedajęrady…
Szkodabybyło.
—-Pewno,żeszkoda.Całeżycietyrałemjakwół,żebysivdorobić—obrazowozatoczył
ręką—Ateraztowszystkodiabliwezmą.
MożepanjakośprzekonasynaJ-,dodałznadziejąbaki»dyjapróbuję,onsiętylko
śmieje.
—Nieiepan,gdziemógłbymterazzrastaćStefana?
—MieszkanaMickiewicza,przyplacuInwalidów,aleczygogdzieśnieponiosło,głowy
niedam..
ObawyKonstantegoRosieckiegookazałysięniestetyuzasadnione.Kapitanprzezblisko
dziesięćminutbezskuteczniedzwoniłipukał,wmieszkaniuprzyulicyMickiewicza
panowałajednakkompletnacisza.Wkońcudałzawygranąizrezygnowanywróciłdo
swojegofataOtwierającdrzwiczkispostrzegłzaparkowanegowpobliżuszaregoopla.Nie
zwróciłnaniegospecjalnejuwagi,kiedyjednakrus/yłzmiejsca,zauważył,żeopeljedzie
210
zanim.Obcysamochódt<Var\?,yłofcerowiTŻdoszpitalabielańskiego.TuJodecki,
nicbaczącnaprzepisy,znacznieprzyspieszyłiopel.choćzpewnościąniemiałby,
trudnościznadążeniem,pozostałgdzieśztyłu..
SprzedwilliMaliszewskiegoodjeżdżaławłaśnie-taksówka.Kapitanzaparkowałprzy
bramieiruszyłwkierunkuwejścia.W
otwartychdrzwiachstaligospodarziMalina,spoglądająckpiąconaczerwonegozezłości
Lewickiego.
—Prędzejbymsięśmiercispodziewał!krzyczałtentakgłośno,żepewnosłychaćgobyło
wewszystkichokolicznychdomach.—Cóżzaniewdzięczność!Wyciągnąłemjązbłota,
ubrałem,dałemżreć!Niczegodziwceniebrakowało,aonapoleciaładojakiegoś
gówniarza’
—Leszekjestprzynaimniejchłopakiemdorzeczy,anieobleśnym,sflaczałymsatyrem!
Malinaprychnęłajakkotka.—Wynośsięstądizostawmniewspokoju!
—Wiesz,ilemniekosztowałaś?Myślisz,żekieckiibłyskotkibyłydarmo?’
Możesztowszystkozabrać1—Wnagłymodruchuzerwałazszyiniezbytdługinaszyjnik
zeszlifowanychbursztynówicisnęłanimwtwarzLewickiemu—Wypchajsięswoimi
precentami.—Wśladzanaszyjnikiempowędrowałjakiśpierścionek.
Apantuczegoszuka’-Maliszewskidopieroterazzauważyłnadchodzącegoofcera.
—Chciałemzamienićzpanemkilkasłów—odparłspokojnieJodecki,wyciągając
legitymację.
52
—Tojajużpójdę.—bąknąłpodnosemLewicki.—Widzę,żenictu’pomnie…
—Kluczykiznajdzieszwwozie.—Malinapogardliwiewskazałabyłemuprzyjacielowi
zaparkowanegoobokwillipeugeota.—Jedźiniepokazujsicwięcej!
Lewickiruszyłwkierunkusamochodu.Podrodzeschyliłsięjeszczepoleżącywtrawie
naszyjniki,niezwracającuwasfnaobserwującychjegopoczynania,schowałbursztyny
dokieszeni.
—Przepraszamyzascenę,którejbyłpanmimowolnymświadkiem—gospodarz
uśmiechnąłsięspewnymzakłopotaniemdokapitana.—Rozumiepanjednak,żekiedyw
grewchodzidziewczyna…
—Myślę,żeczęstodochodzinawetdoznacznieostrzejszejwymianyzdań—
zbagatelizowałsprawęofcer.—ChybaniewartozaprzątaćsobiegłowypanemLewickim.
OsobiścieznaczniebardziejinteresujemnietragiczniezmarłyJerzySuciewski.
—Szkodachłopaka—westchnąłMaliszewski.—Byłrównymkumplem…
—Trochęnarwany,alezawszezachowywałsięfairwstosunkudokobiet—wtrąciłabez
pytaniaMalina.
—Pewnodlatego,żeświataniewidziałpozaswojąMoniką—mruknąłgospodarz.—
Taksięwniejbiecłakzadurzył,żeskoczyłbywogień,gdybytylkokiwnęłapalcem.
—Aona?
—Czyjawiem,jakaonajest?—Maliszewskiniezdecydowaniepodrapałsięwgłowę.—
Nigdy
212
sięniąnięinteresowałem.Jakmyślisz,Aśka,czyMonikaczułacośdoJurka?
—Onabyłajakaśdziwna—zamyśliłasiędziewczyna.—Czasamidostawałaszału
zazdrości,kiedySuciewskispojrzałnainną.aczasamisprawiaławrażenie,żejestjej
zupełnieobojętny.
-r-Ostatnionicsięmiędzyniminiezmieniło?—nawszelkiwypadekzapytałJodecki.
—Niesądzę—odparłgospodarz.
—
■■MożepanSuciewskizachowywałsięjakośinaczejniżzwykle?—nieustępował
kapitan.
—Jeślinieliczyćtego,żemipaskudnienawaliłwzeszłypiątek,toraczejnie.
—Miałcośpanuzałatwić?
—Zranaobiecał,żepopołudniupojedziedoGdańska.Zawszebyłbardzosłowny,atu
nietylkożeniepojechał,alenawetnieraczyłpowiedzieć,żesięrozmyślił.Nadokładkę
wsobotę,k^edyzatelefonowałemdoniego,poprosturzuciłsłuchawkę.
—Proszęmiwybaczyćciekawość,chciałbymjednakwiedzieć,wjakiejsprawiewysyłał
panSuciewskiegonaWybrzeże?
—NasiznajomizAustriichcielikonieczniezwiedzićgdańskiezabytki—wyjaśnił
Maliszewskizniezbytpewnąminą.—Jurekznał
miastolepiejodemnie,azresztątaksięzłożyło,żejamusiałemzostaćwWarszawie…
RuszającsprzedwilliMaliszewskiegoofcerznowuspostrzegłszaregoopla.Z
zawodowegonawykuzapamiętałuprzednionumerrejestracyjny,ożadnejpomyłcenie
mogłowięcbyćmowy.Przez
52
momentJodeckizastanawiałsię,corobićdalej.Zjednejstronyniemiałochotyna
niepowołanąasystęprzyswoichdalszychczynnościach,zdrugiejjednakniewidział
równieżwiększegosensuwzatrzymywaniuśledzącegogoosobnika.Postanowiłwkońcu,
żedadozrozumienianieznajomemu,i?niejestzachwyconyjegotowarzystwem.
Kapitanprzejechałjeszczejakieśtrzykilometryiniespodziewaniezatrzymałswojego
fata.Obcysamochódminąłgo,jakgdybynigdynic.ofcerniedałsiejednakzwieść
pozorom.Odczekałdobrąminutęibezpospiechuruszyłdalej.Pochwilizgodnieze
swoimi
przewidywaniamizauważyłzaparkowanegonapoboczuszaregoopla.Nawszelki
wypa«jekpomacał,czypistoletdośćlekkowysuwasięzumieszczonejpodpachąszelki,i
podjeżdżającdo‘tamtegosamochodugwałtowniezahamował.Chciałjużotworzyć
drzwiczki,alekierowcaoplaokn-?ałsięznaczniesprytniejszy,nrtegooczekiwał<fcer.
Silnikszaregowozuzawyłnanajwyższychobrotachiopelwyprysnąłtyłemnasztfo;,a
momentpóźniejpomknąłwkierunkuWarczą-vy
JodeckinawetniepróbowałpościguZdawałsobiesprawę,żejegonienajnowszywkońcu
fatniemawiększychszansw
konfrontacjiztamtymsamochodem.Kapitanbyłtylkociekaw,czynumerrejestracyjny
szaregooplaokażesięautentyczny…
DotarciedoWesołejiodszukanieniwilki‘j,zaniedbanejchałupki,którejpołowę
zajmowałarodzinaMorczyków,trwałobliskogodzinę.Ofcerowiotworzyłdośćniski,
barczystychłopakw
214
brudnej,flanelowejkoszuliZdaniem.Todeckiegomógłonmiećniewięcejniżjakieś
dwadzieściatrzyla—MatkaposzładoSoleckichnaploty-poinformowałkapitana,nie
czekającnajegopytanie.–Tosąsiedniachałupa…
-ObywatelMorczyk?—upewniłsięJodecki,pokazujączdalekalegitymację.—Jado
was.
-JestemKazimierzMorczyk—przyznałchłopakzwyraźnymstrachem.—Alemożepan
doJózka,znaczymojegobrata?—zapytał
znadziejąwgłosie.-Bowidzipan,onpojechałwłaśniedoznajomejdoOtwockaiwróci
dopierowponiedziałek…
-Załatwięzwami,toznajdęiwaszegobrataobojętniewzruszyłramionamiofcer.
Aocochodzi?
Zarazsiędowiecie.-Jodeckibezpośpiechuwyciągnąłzkieszeninotatnikizaczął
udawać,żeprzeglądazapiski.—Wszystkowswoimczasie.
—Czyżbyktośzłożyłskargę?
-Zgadliście—skinąłgłowąkapitan.—Dotarłodomniedoniesieniejednegoobywatela,
żenapadliścienaniegownocyzwtorkunaśrodę—dodałniezupełniemijającsięz
prawdą-Icowynato?
—NaranyChrystusa!—Morczykwytrzeszczyłoczywbezgranicznymzdumieniu.—
Facetprzylałmi,żedotejporygębynieczuję.
—Wskazałznacząconaopuchniętątwarz.—Ijeszczezłożył
skargę?
—Lanieitakwamsięnależało—zauważył
53
ofcer—aletennóż,którybyłwrobocie,pachniekryminałom.
—JakBogajedynegokocham,janiechciałem!—Chłopakgrzmotnąłsiępięściąw
piersi,żeażzagrzmiało.-Gośćzałatwiłmibrata,więcsięsunąłemdoniego.Jagoraz,on
mniedwa.Kopytomiał,niepowiem—cmoknąłzmimowolnympodziwem.—Z
punktuwszystkiegwiazdystanęłymiprzedoczami!
—Iwtedysięgnęliściepokozik?
•—Lichomniepodkusilo…Jezus,Maria!—Mor-czykzłożyłręcewbłagalnymgeście.
—Coterazzemnąbędzie?Przecieżjajużdwarazymiałemkolegiumzachuliganke!
—Dlaczegozaczepiliścietegoobywatela?
—Towcaleniechodziłooniego—żachnąłsięchłopak.—PrzyuważyliśmyLudkę
Nowakowskąichcieliśmydacjejdowiwatu.Atenfacetniechciałodejść.Odsłowado
słowaiwyszłoztegornordobicie.
—Nierozumiem?—udałzdziwienieJodecki.
—Botobyłotak.—Morczykprzysunąłsiędo<‘kapitana.—JózekchodziłzLudka,a
jaztaką
MonikąWitwicka.Oneprzyjaciółki,mybracia,więcnamtopasowano.Zaczęliśmyjuż
myśleć,żebyrazemurządzićwesele.Zanimjednakdoszłocodoczego,dziewczyny
pojechałynawczasydoSopotu.Chciałypoznaćtrochężycia..Noipoznały!—sapnąłze
złością.—Późniejkażdy,ktomiałforsę,byłdlanichdobry.Nanaszbratemjednaz
drugąnawetniespojrzała,alejakten
‘zaślinionypaniczykLewickiurządzałrozbierane
216
ubawy,tokijemichstamtądbyniewygonił…AmnieiJózkacałaokolicawzięłana
języki,żezdziwkamichcieliśmysiężenić,aonenaspuściływtrąbę!
—Rodzicenieprzemówilidziewczynomdorozsądku?
—Monikęwychowywałaja*kaściotka,astaryLudkiprawienietrzeźwieje…
—OnechybaniemieszkająjużwWesołej?
—PrzeniosłysiędoWarszawy.Słyszałem,żesporogroszatrafływzeszłymrokuna
wycieczcedoAustriiiWłoch,ajakimbraknie,topewnodorabiająnaulicy…
—Takczyinaczejwaszaurażonaambicjanicjestżadnymusprawiedliwieniemawantur!
—Ofcerprzybrałznowuurzędowyton.—
Raznazawszemusicietozapamiętać,Morczyk!
—Znaczy,żeniezrobimipansprawy?—Chłopakażklasnąłwdłoniezradości.—Jak
Bogakocham,byczyzpanafacet!
—Tylkożebyścieznowuzacośniepodpadli,bowtedyjużniebędzietaryfyulgowej!
18
—Pobudka!Wstawajwreszcie,śpiochu!—zawołałwesołoStępieńdoskulonejna
tylnymsiedzeniuWitwickiej.—Jużdzień,aimyzarazbędziemywSzklarskiejPorębie!
53
Takszybko?—ziewnęła,sennieprzecierającoozy.—Przecieżdopierocosię
zdrzemnęłam…
-Spałaśjaksusełprzezbiteczterygodziny—roześmiałsiękapitan.—Nawetnie
poczułaś,kiedyprzenosiłemciędotyłu.
—Kochanyjesteś,żemnieniezbudziłeś.Ciekawetylko,gdziejasięterazprześpię,
bootejporzerokuwwiększościdomówwczasowychwSzklarskiejbywakomplet
—Mamzaprzyjaźnionągospodynię,uktórejzawszeznajdziesiępokój—uspokoiłago
dziewczyna.—Zarazpokażęcidrogę…
Dwadzieściaminutpóźniejofcerzaparkowałrenaultaprzedniewielkim,aleschludnie
wyglądającympensjonatemirazemzWitwickaruszylidowejścia.Wdrzwiachpowitała
ichstarannieubranaiuczesanablondynka.
-Cojawidzę?PaniMonikazaszczyciłamojeskromneprogita
1—zawołałazniecosztucznąradością.—Prawdęmówiąc,kiedynieprzyjechałapaniw
niedzielę,przestraszyłamsie.żenieprędkopaniązobaczę.
-.Ajednakjestem.
Itowtowarzystwieuroczego,młodegoczłowieka’
—Stępień…—Kapitanszarmanckopocałowałwłaścicielkępensjonatuwpodanądłoń.
Karzełkowa…
Znajdąsiędlanasdwasąsiedniepokoiki?—przymilniezapytałaWitwicka.—
JechaliśmyprzezcałąnociprędzejczypóźniejAndrzejstracizainteresowaniedlacałego
świata…
—Ależoczywiście!PanJurekbyłzawszebardzozadowolonyz„trójki”,więcmyślę,żei
panuprzypadniedogustutamtejszełóżko.Apaniąulokujemyjakzwyklew„czwórce”…
-Bardzo,panidziękujemy!Całaprzyjemnośćpomojejstronie…Państwonadługo?
—Raczejjakpoogień.
Notak!-westchnęłaKarzełkowa.—JedenpanLeszekpotrafdocenićurokiKarkonoszy
Pozostalipaństwoprzyjeżdżacienadzieńlubdwaijużwasniema!
—Cóżporadzie,skorowieczniebrakujenamczasu…
-OBoże!Właścicielkapensjonatuchwyciłasvęzagłowę.Jatupaństwazanudzam,a
państwopewnobezśniadania?
—NiewiemjakMonice,alemniezgłodukiszkimarszagrają—przyznałofcer
—WtakimraziezarazcośprzygotujęzaproponowałaKarzełkowa.Atymczasem
radziłabympaństwuwziąćprysznic.Nictakdobrzenierobipomęczącejpodróży…
PółtorejgodzinypóźniejStępieńiWitwickawdoskonałychhumorachruszylinaspacer
poSzklarskiejPorębie.Słońceprażyłojakwlecieidziewczyna,niebaczącnaśniegowe
czapyokrywająceokoliczneszczyty.aninaprotestykapitana,ubrałasięwcienką,
zamszowąkurteczkę,ananogizamiastbardziejsolidnegoobuwiazałożyłaadidasy.W
jednejzlicznychwkurorciekawiarenekofcerzafundowałMonicelody,winnej
219
54
lampkęwinainimsięspostrzegli,minęłojużpołudnie.
Kolejkapodstacjąwyciągukrzesełkowegobyławprawdziedośćdługa,aleWitwicka
postanowiłamimowszstkowybraćsięnawycieczkęnaSzrenicę.Chcącniechcąc
Stępieńwykupiłbilety.Odrobinęzaniepokoiłygoironicznespojrzenia,jakimimierzyli
turystówobsługującywyciąggórale,nieprzewidywałjednakwiększychniespodzianek
pogodowych
Kapitanusiadłnakrzesełkuizzainteresowaniemzacząłrozglądaćsiepookolicy.Ostatni
razodwiedziłSzklarskąPorębędobrychdziesięćlattemuiprawiejużzdążyłzapomnieć,
jakwyglądająKarkonosze.Pełnąpiersiąwdychałostre,górskiepowietrze,starającsięnie
myślećoabsorbującejgoprawieodtygodniasprawie,kiedywpewnymmomencie
spojrzałmachinalnienarządkrzesełekwracającychzeszczytu.Wzdecydowanej
większościbyłypuste,alenadwóchzjeżdżaliwłaśniejacyśturyści.Kobietawydałasię
ofcerowidziwnieznajoma,dopierojednakmijająckrzesełkozmężczyznąprzypomniał
sobieprywatkęuLewickiego.ZeSzrenicywracaliwyciągiemAntoniZatwarskiijego
dużomłodszaprzyjaciółka…
NaszczyciesłońceprzygrzewałojeszczesilniejniżwSzklarskiejPorębie.Witwicka
postanowiłanatychmiasttowykorzystaćichwilępóźniejbyłajużtylkowkostiumie
kąpielowym.Stępieńprzyznałwduchu,żeniezbytczęstozdarzałomusięwidywać
równiezgrabnedziewczyny.Zastanawiałsięwłaśnie,czypowiedziećtoMonice,kiedy
pod
54
szedłdonichprzeszłosześćdziesięcioletnigóral
0pomarszczonej,ogorzałejtwarzy.
—Nienajlepsząporęwybrałapaniusianaopalanie—zauważyłnapołydobrotliwie,na
połvdrwiąco.—Zakwadransbędziemytumieliprawdziwązimę…
KapitanzerknąłnaczeskąstronęKarkonoszy
1natychmiastzrozumiałironicznespojrzenia,jakimiżegnaliichgóraleprzydolnejstacji
wyciągu.Odpołudnianiebopowolinabierałoczarnobrunat-nęgozabarwienia,adalszych
szczytówniebyłojużnawetwidać.
—Wracamy,kochanie,nadół—zaproponowałwmiaręstanowczymtonem.—Nie
jesteśodpowiednioubrananawichuręiśnieg…
—Jeszczeminutkę—uśmiechnęłasięprzymilnie—Takiesłonceznakomicieopala…A
zresztąmożeteprzebrzydłechmurzyskaprzejdąbokiem?
—Wygląda,niestety,żewaląprostonanas.
—WrazieczegozadwadzieściaminutbędziemywSzklarskiej.
—Przeztedwadzieściaminutzdążyszporządniezmarznąć.
—Wstrętnytyran!—fuknęłazezłością,aleposłuszniezaczęłasięubierać.—Niema
Co!Wybrałamsobieniezłegodespotę!
RuszającwdrogępowrotnąStępieńmiałnadzieję,żezdążąprzedzmianąpogody,
tymczasempierwszelodowatepodmuchywiatrudogoniłyichjużponiespełna’pięciu
minutachjazdy.Jednocześniezrobiłosięzupe’nieciemno,takżekapitanledwomógł
dostrzeckrzesełkoWitwickiej,awchwilę
221
po/niejzacząłwaliezniebagęstyśnieg,oblepiającywłosyiwciskającysięzakołnierze.
Ofcernierazjużdoświadczałróżnychkaprysówpogody,nieprzypominałsobiejednak
czegośpodobnego.Cogorszaprzezcałyczasdręczyłygowyrzutysumienia,żeuległ
Moniceizabrałjąwgórywstrojuodpowiednimconajwyżejnaspacerpocentrum
kurortu.
WSzklarskiejPorębieniebyłowcalecieplejniżnaSzrenicy,tyleżewiałojużznacznie
słabiej.Slepieńzogromnymtrudemdotransportowałprzemoczoną,zziębniętąiledwo
trzymającąsięnanogachdziewczynędopensjonatu.Dopierotutaj,wypiwszypotrójną
porcjęgrzanegowina,Monikaodzyskałahumoridługoprzekomarzałasięzkapitanem,
którynawszelkiwypadekchciałjąpołożyćdołóżka.WreszcieustąpiłaiStępieńnawet
niezauważył,kiedyusnęła…
Minęławłaśnieszesnasta,dowyznaczonegoprzezMaliszewskiegospotkaniazFischerem
brakowałowięcjeszczegodziny,aleofcer,niebardzowiedząccorobićzczasem,
postanowiłwcześniejzłożyćwizytęAustriakowi.ZeznalezieniempensjonatuStępieńnie
miał
większychtrudnościidowiedziawszysięodjegowłaścicielki,żezagranicznygośćjestu
siebie,bezwahaniapomaszerowałnapierwszepiętro.
Drzwiotworzyłkapitanowiwysoki,krótkoostrzyżonyblondynomałych,głęboko
osadzonychoczachiwydatnymnosie.
—Pandomnie?—zapytałpopolsku,alezvvw-raznieobcymakcentem.—Tochyba
pomyłka?
55
-CzypanWalterFischer?—nawszelkiwypadekupewniłsięofcer…
—Tak,toja—odparłtamtenznieukrywanymzdziwieniem.—Nierozumiemtylko,
czemuzawdzięczampańskąwizytę…
—Naszwspólnyznajomyniemógłosobiścieprzyjechaćiprzysłałmniewswoim
zastępstwie-wyjaśniłStępień,podającAustriakowilistodMaliszewskiego.—
Przyszedłemniecowcześniej,niżbyłoumówione,mamjednaknadzieję,żenierobito
panuróżnicy?
—Proszę,niechpansiada,herr…
—Stępień.
—Milomipanapoznać—bezcienianieufnościuśmiechnąłsięFischer.—Skosztujepan
dobregokoniaku?
—Chętnie.
—Toświetnie!Przypadkowomamnietkniętegonapoleonaimyślę,żeprzytak
szlachetnymtrunkunaszarozmowabędzieznaczniełatwiejsza…
—Czyżbyzaszłyjakieśkomplikacje?
—Owszem..Toznaczywpewnymsensie.—Austriakwyjąłzszafkiprzyłóżkubutelkęi
ni«mogącnigdzieznaleźćkieliszkównalał
dodwóchniewielkichszklaneczek.—Chodzioto,żeprzywiozłem,niestety,tylkoczęść
towaru.
—Kiedydostarczypanresztę?-kapitanwolałudać,żewie,ojakimtowarzemówi
Fischer.—PanuMaliszewskiemubardzozależynaczasie…
—WprzyszłyponiedziałekznowubędęwSzklarskiejPorębieiwtedydoprowadzimy
sprawędokońca—zapewniłofceraAustriak,zachę-
22;teającymgestempodnoszącswojąszklaneczkę.—Przepraszamzazwłokę,alemój
wspólnikwNeapolumiałnieprzewidzianetrudności…
—Trudnościpańskiegowspólnikaniewielenasinteresują.—Stępieńobojętniewzruszył
ramionami.—Niechpanjużlepiejpokaże,comapanteraz!
—Zprawdziwąprzyjemnością,herrStępień!—natwarzyFischeraznowupojawiłsię
uśmiech.—Sammipanprzyzna,żetowarjestwnajwyższymgatunku.PanMaliszewski
nigdynienarzekałnamojedostawy,apanSuciewski,zktórymwidziałemsięostatnim
razem,toażklaskałzzachwytu!
Austriakponowniesięgnąłdoszafkiprzyłóżkuiwyciągnąłzniejpokaźnychrozmiarów
aparatfotografcznywmocnozniszczonymfuterale.Paromawprawnymiruchami
otworzyłgoinałóżkowysypałosiękilkanaściezłotychłańcuszkówipierścionkówz
różnokolorowymioczkami…
•19
KiedyMazurekotworzyłoczy,byłojużdobrzepodziewiątej.Wpierwszymodruchu
chciałbiecdołazienki,aleprzypomniałsobie,żedzisiajniedziela,awdodatkuma
dziewięćdnizwolnienia.Rozbitagłowaprawiemuniedokuczała,gdybywięcniedyżur
żonywszpitalu,porucznikwstałbywznakomitymhumorze.Tymczasembyłskazanyna
samotnespędzeniewolnegood’pracydnia.
55
Bezpośpiechuog<Motal.Zjad;zotia.vio-
nemuwkuchniśniadaniei,niebardzowiedząc,codalejrobić,podszedłdookna.Na
dworzepanowałaprawdziwiewiosennapogoda,zdecydowałsięwięcnaspacer.
Wychodzączdomuniemiałżadnegokonkretnegoceluwędrówki.Przezbliskogodzinę
wolnymkrokiemprzemierzałżoliborskieulice.Wpewnymmomencieprzesiałnawet
zwracaćuwagę,dokądidzie,ikiedysięocknął,spostrzegłniebezzdziwienia,że
przywędrowałwpobliżewilliprofesoraSuciewskiego.Niedalekoby!kioskiMazurek
postanowiłkupiegazetę.Ruszyłwtamtymkierunku,alenamiejscuspotkałgosrogi
zawód.Kioskarzzamykałwłaśnieostatniąkłódkę,inajwjraźniejszykowałsiędo
odejścia.
—Jużpanskojcz\łswojądziałalność?—zzawodemzapytałporucznik.—Przecież
jeszczewcześnie…
—Dziśniedziela—odparłMolemba.—Adotegoniemamczymlia’ndłov.-ać.Gazety
wyprzeJałemwpółgodziny,carmenówimarlboroniedostajęodtygodnia,wiecpost
mówiłemzrobićfajerant.
—Miłegowypoczynku.
—Nawzajem!
Molembaschowałdokieszenikluczeodkiosku,wyciągnąłkluczykisamochodowei
wesołftpogwizdującjakiegośskocznegomarszaruszyłwswojąstronę.
—Ciekawe,jakionmawóz?—zainteresowałsięofcer.—Wkońcutakabudka,tonie
żadenwielkibiznes….
15—Przystanek
225
Naulicystałytrzymałefaty,dwiesyreny,moskwiczstaregotypuiszaryopel.Porucznik
odczekałchwilę,ależeMolembaniekwapiłsięzpodejściemdożadnegozpojazdów,
Mazurekniezaspokoiwszyciekawościodwróciłsieipomaszerowałprzedciebie.
PodrodzeofcerprzypomniałsobieostatniąrozmowęzSiwucha.Niemiałwprawdzie*
większejnadziei,bytenprzedstawicielżoliborskiegopółświatkaspełniłswąobietnicę,na
wszelkiwypadekjednakpostanowiłzłożyćmuwizytę.
WsutereniejednegozprzedwojennychblokówprzyplacuInwalidówpanował
nieprzyjemnyzaduch.Zatykającnos.porucznikpukał
przezdobrepiecminutdo-brudnych,pokrytychłuszczącąsięfarbą-drzwi,nimwreszcie
Siwuchamuotworzył.Obrzmiałatwarziwielkiesińcepodoczamigospodarza
świadczyływymownie,żeostatniąnocspędziłonprzykieliszku.Siwuchapopatrzyłna
Mazurkapółprzytomnie,widaćjednakpoznał,zkimmadoczynienia,bomruknąwszycoś
niezrozumialepodnosemwpuściłgodośrodka.
Pomieszczeniebyłociasne,zagraconetandetnymi,zdezelowanymisprzętamiichybajuż
odlatniewidziałoszczotkiPrzezniewielkieokienkopodsuftemwpadałotuniewiele
światła,aleitakporucznikspostrzegłkilkapustychbutelekpowódcenalepiącymsięod-
brudustoleirozbitytalerzzresztkamijakiejśzakąskiobokleżącegonapodłodze
połamanegokrzesła.
—Popiliściewczoraj—zauważyłdomyślnie.
—Łyknęłosiękapeńkę—przyznałSiwuchabez
226
specjalnegozażenowania.—AntekPryszczałkowskiopłakiwałswegobrata
—Lepiejbypomyślałosobie,anieużalałsięnadbratem.
—Takajużnaszaciola!—westchnąłgospodarz.—Zebyniewiemjakczłowiekuważał,
zawszemusi<nogapowinie…
—Możnaprzecieżżyćuczciwie.
—Fredekbyłuczciwy,tyleżemiałsłabośćdocudzychwozów.Zachciałornusięładyi
nieszczęściegotowe!
—Pamiętacieonaszejumowie?—zmieniłtematMazurek.-Obiecaliściedowiedziećsię
tegoiowego.«
—Chodziłopanuotrupoś^azLaskuBielańskiego?
—Właśnie.
-Robiłemcowmojejmocy.aleniktniechciałpuścićparyzgęby
—Wn<łcyzsobotynaniedzielębyliścieuZatwaruchy?
—-Przecieżjużpanumówiłem..
—WidzieliścietamZabawca?—
■Zgadzasię.
Gadaliściezesobą?
.Jaktobywaprzykielichu…
Możnawiedziećoczym?
Owszystkinrioniczym—bąknąłwymijającoSiwucha.—Zresztąjużniepamiętam…
—Zabawiecnieżyje—rzuciłzimnoMazurek—więcmujużnicniepomożeaninie
zaszkodzi.
—Ranyboskie!—Gospodarzzniedowierzaniem
56?
chwyciłsięzagłowę.—ZakatrupiliAdama?”
—Więcoczymrozmawialiście?—nieustępowałporucznik.
—Zabawiecszykowałsięnajakąśgrubsząrobotę—wyznałSiwucha.—Alenie
powiedziałmi,wczymrzecz.Pamiętamtylko,żeprzedpółnocąprzyjechałaponiego
gablota…
—Widzieliściekierowcę?
—Niechciałomisięwyściubiaćnosanadwór.
—ApóźniejnierozmawialiścienatentematzZabawcem?
—Spotkaliśmysięwśrodę…
—No.ico?
—PytałemAdama,czyskokmuwyszedł,aleonbyłcholernietajemniczy…
Siwuchamiałzamiarjeszczecośdodać,aleskrzypnęłydrzwiidopomieszczeniawszedł
AntoniPryszczałkowski.Spostrzegłszyofceranowoprzybyłychciałsięnatychmiast
wycofać,aleMazurekzatrzymałgostanowczymgestem.
—Mo”jeuszanowaniekochanejwładzy—bąknąłniepewniePryszczałkowski.—Mam
nadzieję,żeniemapandomnieżadnejsprawy.
—Myliciesię—Mazurekuśmiechnąłsięmimowoli.—Właśniechciałbymwamzadać
jednopytanie.
—Słucham.
—Wiem,żewczwartekwidzieliściesięzZabawcem.Oczymrozmawialiście?
—Adamaktośstuknął—nieoczekiwaniewtrąciłsięSiwucha.—Panwładzateżmnieo
niegowypytywał.
228
Porucznikspojrzałgroźnienagospodarza,chwilępóźniejprzetównałsięjednak,żesłowa
Siwuchyrozwiązałyjęzyk
Pryszczałkowskiemu.
—GdybyAdamżył,tobymgoniesypnął—przyznałzrozbrajającąszczerością.—
Skorojednakgoukatrupili…WczwartekwieczoremwydzwoniłmnieuBoncara.Prosiło
jakiśwóz,żebyprysnąćzWarszawy.Jakpanwie,janiemamsercadootwieraniacudzych
gablot,więcmusamochodunieskombinowałeminaBurakowskąpo-pyliłempiecKotą.
KiedyzobaczyłemsiętamzZabawcem,powiedziałmi,żejużmuobiecaliwóziże
właśnieponiegojedzie.
—Towszystko?
—JasnowidzemniejestemanioostatniąwolęAdamaniepytałem—Pryszczałkowiski
uśmiechnąłsięzlekkąironią.—■Resztęmusipanwyniu-chaćsam….
20
Powolizaczynałzapadaćzmrok,kiedyprowadzonypewnąrękąStępniarenaultznalazłsię
naperyferiachWarszawy.Perspektywabliskiegokońcamęczącejbądźcobądźpodróży
wyraźniepoprawiłahumorkapitanowi,aimilczącadotejporyWitwickaożywiłasię
nieco.
—Wszędziedobrze,alewdomunajlepiej—zauważyłasentencjonalnie.—Takczy
inaczejniedamsięwięcejnamówićnażadnągórskąeska
56
padc—dodaławycierająchałaśliwienos.Bolimniegardło,przeztenkatarwybadam
pewnookropnie,aconajgorszemojanowa,zamszowakurtkanadajesiędowyrzucenia!
—Poleżyszdwadniwłóżkuidojdzieszdosiebie—pocieszyłdziewczynęofcer.—A
kurtkękupiszsobienową…
—Tobyłapamiątka—westchnęłażałośnie.—JurekprzywiózłmijązNeapolu.
—Myślałem,żechceszonimzapomnieć.
—Samaniewiem…Toniejesttakieproste.
—Oczywiście…
—Gniewaszsięnamnie?
—Ależskąd!Radziłbymcitylkoraczejpatrzećwprzyszłość,niżrozpamiętywaćto,co
było.
—-MimowszystkochciałabymmiećjakąśpamiątkępoJurku.Cieszęsię,żeprofesor
pozwoliłmicośsobiewybrać,choć
początkowokręciłamnosemnatenpomysł.
-Pamiętam.Nawetobiecałemwujkowi,żewrazieczegoobrom<?icięprzedTaroniowa.
—Możezałatwimytoodręki?—
■
Jaksobieżyczysz…
ZatrzymującsięprzedwilląSuciewskiegoStępieńzauważył,żekilkanaściemetrówdalej
stoiznajomyjuż,szaryopel.Wśrodkukapitanniedostrzegłnikogo,pomyślałwięc,że
jeszczezdążyporozumiećsięwtejsprawiezKuglarzemalboJo-deckim.
Profesoraniezastaliwdomu,pamiętającjednakojegopozwoleniu,ofcerbezskupulów
ruszyłzMonikądopokojuJerzegoSuciewskiego.Zapaliłświatłoistanąwszyprzy
drzwiachzac/ą!dyskretnieobserwowaćpoczynaniadziewczyny.Przezdobrąminutę
rozglądałasięniezdecydowaniedookoła,wjejzachowaniubyłojednakcoś
nienaturalnego.
—Poradźmi,comamwziąć—poprosiławkońcuStępnia,uśmiechającsiębezradnie.—
Zupełnienicnieprzychodzimidogłowy…
—Najlepiejwybierzjakąśrzecz,którądałaśmukiedyśwprezencie—zaproponował
kapitan.
—KupowałamJurkowitylkociuchy—odparłazlekkimzniecierpliwieniem.—Nie
powieszchyba,żekoszulaczyszaliknadajesięnategorodzajupamiątkę!
—Acoonnajbardziejlubił?
—Przecieżwidzisz!—Wskazałaznacząconaporozwieszanąnaścianachbroń.Całymi
godzinamipotrafłopowiadaćmi
niestworzonerzeczyotymżelastwie.
—•Musimywymyślićcośinnego…
—Właśnieżenie!—Zniespodziewanąstanowczościąpotrząsnęłagłową.—Jużwiem,
costądwezmę!
Stępieńnamomentzaniemówiłzwrażenia.Witwickapewnymkrokiempodeszłado
ścianyibezwahaniasięgnęłaposztylet,którymzabitoJerzegoSuciewskiego,
—Możemyjużiść!—oznajmiłajakgdybyzulgą.—Odwieźmniedodomuiprzygotuj
grzanewino,takjakwczorajKarzełkowa…
Kapitanzdążyłsięjużopanowaćibąknąwszycośpodnosembezprotestupodążyłza
Monikądowyjścia.Niewierzył,bydziewczynaprzypadkowo
57
wybraławłaśnietenegzemplarzzdośćlicznejwkońcukolekcjibronisynaprofesora,i
czuł,żejestbliski,jaknigdydotąd,wyjaśnieniasprawyobuzabójstwzminionego
tygodnia.
Taroniowanawetniewyjrzałazkuchni,kiedyopuszczaliwillę.Kapitanniebyłpewien,o
którejwróci,chcącwięcuniknąćgderliwychkomentarzygosposi,pożyczyłsobiewiszący
przydrzwiachwprzedpokojukompletkluczy.Wolnymkrokiemruszyłwkierunku
czekającejprzyjegosamochodzieMonikiisięgałwłaśniepopapierosa,gdynagle
zauważył,żeszaryopelstoiterazwzupełnieinnymmiejscuniżprzedniespełnadwoma
kwadransami.Najbliższalatarnianiedawałazbytwieleświatła,alewprawneoczyofcera
dostrzegływuchylonychdrzwiczkachwozujakiśpodłużnycień.
Kolejnetrzykrokitrwałybezmała-wieczność.Stępieńusłyszałcichyszumsilnikaoplai
wnapięciuzagryzłwargi.Terazniemiałjużżadnychwątpliwościcodozamiarów
kierowcyszaregosamochodu.ZrobiłjeszczejedenkrokikiedyodMonikidzieliłygo
najwyżejjakieśczterymetry,wyprysnąłniczympociskwyrzuconyzkatapulty.Wlocie
chwyciłdziewczynęzaramięiszarpnąłjąkuziemi.
Ryłazbytzaskoczona,bychoćbykrzyknąć,takżepadająckapitanusłyszałniezbytgłośny
stuk,achwilępóźniejbrzęksypiącegosięszkła.
Nieczekającnadrugistrzałofcerpoderwałsięzziemiichyłkiempobiegłwstronęopla,
aletamtenruszałjużzprzeraźliwympiskiemopon.Nieminęłonawetdziesięćsekund,
gdyzniknąłzanajbliższymrogiem.>
57
StępieńwróciłdoWitwickiej.Klęczałaprzysamochodzie,spoglądajączprzerażeniemna
rozbitąszybę.Byłatakzafascynowanatymwidokiem,żeniezauważyłanawet,jak
kapitanpodnosiłzziemijejtorebkęisztyletzabranyzpokojuJerzegoSuciewskiego.
—Jużpowszystkim—stwierdziłsuchoofcer.—Przynajmniejnarazie…
—•Onichcielimniezabić?!—jęknęłazniedowierzaniem.—Strzelalidomnie?!
—Dlaczego?
—Niewiem!—bezradnierozłożyłaręce.—Przecieżrobiłamwszystko,comikazali…
—Toznaczy?—nieustępowałStępień.
—Boże.coterazzemnąbędzie?—Ostatniepytaniekapitananajwyraźniejniedotarłodo
dziewczyny.—Jakimwytłumaczyć,żetoniestałosięzmojejwiny?Jakichprzekonać?
—Moniko…
—Musiszmipomóc!—Kurczowochwyciłaofcerazaramię.—Jeślichoćtrochęcina
mniezależy,dokończto,cozacząłJurek.
Możedadząmiwtedyspokój…
—Mówjaśniej,dociężkiejcholery!—zniecierpliwiłsięStępień.—
■Chcesz,żebymcipomógł,aniewyjaśniasz,ocowtym
wszystkimchodzi.
-—Boonimająmniewręku!—wyznałazrozpaczą.—Ciebiezresztąjużteż…
—Przedewszystkim,jacyoni?
—Chodźmydomnie,towszystkociopowiem—uspokoiłasięnagle.—Otakich
sprawachlepiejnierozmawiaćnaulicy.
233
—Uwujkajestdośćmiejscaitamteżniktniebodzienamprzeszkadza!—zauważył
rzeczowokapitan.—Azresztąjestempewien,żetengosezoplaczekaterazpodtwoim
blokiem..
Maszrację—ustąpiłabezdalszejdyskusji.—
■‘Wracajmy!
Chwilępóźniejsiedzielijużwpokojuofcera.ZamykającdrzwiStępieńusłyszałtylko,jak
Taroniowazłorzeczącnawszystkichdomownikówtaszczycośposchodach…
—Słucham!—rzuciłzachęcająco,spoglądającwoczyWitwickiej.
—Chwaliłeśsię,żeodjutrabędzieszpracowałuwujkawCentrum—przystąpiłado
rzeczy.—Chodzioto,żezakilkafotografipewnychplanówmożnadostaćkupęforsy
—Albokulkęwłeb?—wtrąciłzgryźliwie.
-Jeślisięnawali,toowszem.
-Atywłaśnienawaliłaś?
—Widzisz,teplanyfotografowałJurek.Wszystkoszło’dobrze,dopókisięczegośnie
wystraszył.Przezcałydzieńmówiłowsypieiw
końcuzagroził,żesamsięzgłosinamilicjęalbodobezpieki…
—Zatozostałsprzątnięty?
—Właśnie.
—Ateraztwoimocodawcypostanowilizlikwidowaćkolejneogniwo?
—Pewnostracilidomniezaufanie.
—Iuważasz,żeuratujeszgłowę,jeślijasfotografujęresztęplanów?
—Tomojajedynaszansa!
234
Zaktórąjamogępowędrowaćnastryczek!.—Jedziemynatymsamymwózku—
spróbowałaprzekonaćStępnia—Ratującmi
życie,”pokrzyżowałeśimplany.Oninamtegoniedarują,jeżelisięniewykupimy!
—Mógłbymjeszczezrobićto,czegoniezdążyłsynprofesora.
—Zapominasz,żedostałeśjużzaliczkęwpostacisamochodu.
-Kupiłemgozapożyczonepieniądze.
—Bezpiekacinieuwierzy,zwłaszczażejużzwłasnejinicjatywywpakowałeśsięW
interesyMaliszewskiego.
—CzyLeszekteżinteresujesiętajnymiplanami*’
-Niesądzę.Moimocodawcyniepozwolilibymunarozkręceniehandluzłotemidolarami
natakąskalę—zaprzeczyłaz
przekonaniem.—Rzeczjasnabylibardzozadowoleni,kiedyty,podobniejakprzedtem
Jurek,zgodziłeśsięoddaćLeszkowipłatnąprzysługę,bowtensposóbdostarczałeśimna
siebiedodatkowegohaka,aledłuższeprowadzenietegotypudziałalnościuważaliza
zbędneryzyko.
—PodobnomójkrewniakkombinowałnietylkozMaliszewskim.
—DałsięnamówićPryszczałkowskimiAdamowinaintereszlewymidolarami,szybko
jednakcizcentralikazalimudaćspokój…
—Posłuchał?
—Niemiałinnegowyjścia.
—Topodiabłabrałsięzahandelwalutą?
58
—Jurkowicholernieimponowało,żemożemniezaprosićdoeleganckiejknajpyalbo
kupićjakiśmodnyciuch,akieszonkowe,któredostawałodstarego,wystarczałomu
ledwonakilkadni.Kie-vdy.śzresztąsamamuporadziłam,żebysobiewterasposób
dorobił…Więcjak?—wróciładopoprzedniegotematu.—Pomożeszmi?
—Ostateczniemógłbymsfotografowaćteplany—niespodziewanieustąpiłkapitan.—
Alepodjednymwarunkiem…
—Podjakim?
—Musiszmipowiedzieć,ktojestszefemtegointeresu.
-—Nieżartuj!Przecieżjasamanieznamszefa.
—Komuwtakimrazieprzekazywałaśmikroflmy?
—Zanosiłamjedoskrzynkikontaktowej.
—Aodkogootrzymywałaśinstrukcje?-—Niebądźzaciekawy.
—r-Jakuważasz!—Ofcerwzruszyłobojętnieramionami.—Jasięztegojakoś
wykaraskam,atyradźsobiesama.
-—Zaczekaj!—Natwarzydziewczynyznowupojawiłsięstrach.—Niemożeszmnie
takzostawić!
—
■Słyszałaśmójwarunek?
—Onimniezabiją,jeślipowiem!
—Przedchwiląwłaśnieusiłowalitozrobić.
MonikaprzezkilkasekundspoglądałanaStępniazwyraźnymwahaniem.Chciałajeszcze
oponować,alewidaćuznaławkońcu,żekapitanmarację,bopełnymrezygnacjigestem
machnęłaręką.
58
—Niechsiędzieje,cochce!—rzuciłazdecydowanie.—Tylkotymożeszmipomóc…
—Wykrztuśwreszcienazwiskotegogościa!
—MoimmocodawcąjestStefanRosiecki—wyznałazdeteTminacją.—Kiedyś
wciągnąłmniedotejroboty,aterazprzekazujepoleceniacentrali,decyduje,kiedymam
korzystaćzeskrzynkikontaktowej,iwypłacaczęśćpieniędzy.
—Acozresztątwojegohonorarium?>
—ZałożylimikontowjednymzeszwajcarskichbankówMamtamjużokołotrzydziestu
tysięcydolarów
—Którychnigdyniezobaczysznawetzdaleka1—roześmiałsięofcer.—Poprostu
wystrychnęlicięnadudka,mojamała!
—Askądtymożeszotymwiedzieć?—spojrzałanaStępniaznagłymniepokojem.
—PrzenieśmysiędopokojuJurka.—Kapitanwolałudać,żeniedosłyszałpytania.—
Musimysobiecośjeszczewyjaśnić…
—Czytokonieczne?
—Raczejtak.
—Wiecchodźmy….
TerazWitwickastanęłaprzydrzwiach,podejrzliwieobserwującpoczynaniaofcera.Ten
powiesiłnamiejscuzabranyniedawnoprzezMonikęsztyletibeznośriechupodszedłdo
biurka.
—Myślę,żewszystkobyłowtedytakjakteraz—mruknąłnitoclosiebie,nido
dziewczyny.
—-Nierozumiem,oczymmówisz?—Zezdziwieniempotrząsnęłagłową.—Kiedy
miałobyćtutak,jakteraz?
237
Wmiiezdniu’sięgnąłpostojącynabiurkustaromodnyaparattelefonicznyiprzysunąwszy
godosiebiewykręciłdomowynumerpułkownikaKuglarza.
—MeldujesieStępień!—rzuciłwyraźnie,ledwotylkousłyszałznajomygłos
przełożonego.—Przepraszam,żedzwonięwniedzielęidotego
0tejporze,alejestemwłaśniewwilliprofesora
1uważam,żesprawadojrzaładorealizacji.Proszęoekipętechnikówidwawozy
operacyjne…
Odkładającsłuchawkękapitanspostrzegł,żeWitwickazrobiłasięprzeraźliwieblada.Z
otwartymiustamispoglądałatonaofcera,tonatelefon,niemogącwykrztusićaniSłowa.
—JurekchybateżcięzaskoczyłtejpamiętnejnocyzimnozauważyłStępień.—
Przypominaszsobietesłowa?..Chciałemzawiadomićoprzestępstwie…Niejestem
pewien,czydobrzedzwonię,ale…”—Zacytowałpierwszezdaniapowtórzonejmuprzez
Mazurka,tajemniczejwówczasrozmowy.Witwickamilczała.—Chłopakniebył,
niestety,przewidujący—ciągnąłbezlitośniekapitan.—Nieopatrznieodwróciłsiędo
ciebieplecami,atyniewielemyślącwpakowałaśmusztyletprostowserce.Później
uprałaśdywanarrasem,wytarłaśnóżirazemzZabawcemzawiozłaśzwłokidoLasku
Bielańskiego.
-
■OJezu!Jakmogłambyćtakbeznadziejniegłupia!—jęknęłazrozpaczą.—Todlatego
onichcielimniezastrzelić!Przecieżtyjesteś…
—Skorowiesz,kimjestem,toniemuszę«rięjużprzedstawiać—
■
odparłtwardokapitan.—Zamiasttracieczasnajałowe
dyskusje,powiedzlepiej,czymaszcośnaswojeusprawiedliwienie?
—Jagoniechciałamzabijać!—Wybuchnęłahisterycznympłaczem.—Toniebyłamoja
wina!Prosiłam,żebyniedzwoniłdokomendy…Błagałam,żebytamniejechał…Co
miałamrobić?—Chwyciłasiezawłosyigwałtownymruchemszarpnęłasporypukiel.—
Rosieckijużkilkagodzinwcześniejmimówił,żeJurkatrzebazlikwidować,bozgubił
aparatzmikroflmem,żecentralawyznaczyładotejrobotyAdama…
—PlanowaliściezwabićsynaprofesoradoLaskuBielańskiegoitamdokonaćzabójstwa?
—Janicnieplanowałam!-—zaprzeczyłagwałtownie.—ToRrsiec”—.ikazał
Zabawcowi…Jamia»-łamtylkowyciągnąćJurkazdomuiprzyjechaćznimpoAd
arna…
—•Niejestemwcalepewien,czyiśmierciZabawcanienależałobywpisaćnatwoje
konto.
—Boże!Czegotyjeszczeodemniechcesz‘5’—Potwarzydziewczynyznowupociekły
łzy.
WczwartekwieczoremAdamtelefonowałdomnie.Mówił,żejestobserwowany.
PowtórzyłamtoStefanowi,aonkazałwysiaćZabawcapodskrzynkękontaktową…
—Wiedziałaś,żegotamzabiją?
—Nie!
—KtoopróczRosieckiegopracujejeszczedlaobcegowywiadu?
—Niewiem!
—ANowakowska?
—Onaniemaoniczymzielonegopojęcia.
2:59
—Ktojestwaszymszefem?
—ZapytajStefana.Onkontaktujesięzcentralą…
Zparterudobieginiecierpliwybrzękdzwonkaichwilępóźniejzadudniłynaschodach
krokikilkumężczyzn.JakopierwsiwpadlidopokojuJodeckiiZanejko.
—
■
Widzę,żeprzeszkodziliśmypaństwuwjakiejśniesłychanieinteresującejrozmowie—
zauważyłporucznik,spoglądającdrwiąconaWitwicka.
DziewczynacałkowicieignorującwypowiedźZa-nejkiotarładłoniąłzyztwarzyitęsknie
spojrzaławokno.
—Ajednakszkoda,żeniedosięgnąłmnietamtenpocisk—szepnęłaznieukrywanym
żalem.—Przynajmniejmiałabymjużświętyspokój…
Rozumiem,żepaniązabieramy?•—upewniłsięJodecki.
—Owszem—przytaknąłStępień.—Niechjąodwieziektóryśztwoichludzi,amy
zostawiamynagospodarstwieporucznikaZanejkęijedziemyponastępnegoklienta.
—Cholernielubiętakiepartaninki—mruknąłZanejkozprzekąsem.—Czegomam
szukać?
—Wmoimsamochodziepowinienbyćpocisk,agdzieśnaulicyłuska—rzeczowo
poinformowałkolegęStępień.—Trzebajeznaleźćioddaćdolaboratorium.
—Czyżbywarszawskieulicezaczęłysięupodabniaćdodzikiegozachodu?
—Komuświdaćnatymzależy,amymusimywybićmuzgłowytenpomysł…
NiespełnadziesięćminutpóźniejJodeckiiStępieńwysiadaliprzedblokiem,wktórym
mieszkałRosiecki.BiegiemdotarlinaprzedostatniepiętroiJodeckibezzastanowienia
nacisnąłdzwonek.Odczekalichwilę,alewmieszkaniupanowałakompletnacisza.
Jodeckichciałwłaśniezadzwonićponownie,kiedyStępieńnacisnąłklamkę.Drzwi
niespodziewanieustąpiłyioczomofcerówukazałysięleżącewprzedpokojuzwłoki
Rosieckiego.
21
—Dlamniesprawajestjasna!—Tęgi,brodatylekarzodłożyłskalpelnaznak,żesekcja
dobiegłakońca.—Strzałzostałoddanyzbardzobliskiejodległości,apociskprzebiłlewą
komoręsercaiwyszedłprzezplecydenata.Zgonmusiałnastąpićprawienatychmiast.
—Mniejwięcejoktórej?—zainteresowałsięStępień.
—Wniedzielęrano,gdzieśmiędzysiódmąaósmą.
—Jakpanmyśli,czyRosieckispodziewałsięśmjerci?
—Tegonieumiempanupowiedzieć.—Doktorbezradnierozłożyłręce.—Nid
zauważyłemżadnychśladówwalki,niewykluczonewięc,żedenatzostałzaskoczony…
Półgodzinypóźniejkapitanwkraczałdoswojegopokoju,gdzieczekałjużnaniego
Jodecki.Zjego
leł-Przystanek
59
minybeztrudumożnabyłowywnioskować,żeniemazbytwielupomyślnychwieści.
—Pułkownikodsamegoranawściekły-poinformowałkonfdencjonalniekolegę.—
Mnieprzedchwiląpodkręciłzajakiśdrobiazg,więcterazkolejnaciebie..
—Copowiedzielirusznikarze?—Stępieńwolałnietracićczasunawydziałoweplotki.
—Dostaliobydwapociski,tenzCzarnieckiegonawetzłuską,więcniepowinnimieć
większychkłopotów7ekspertyzą..
—Pocisk,któryugodziłRosieckiego.zostałwystrzelonyztegosamegopistoletu,za
pomocąktóregousiłowanozgładzićWitwicka.
—Wiadomo,cotozabroń?Najprawdopodobniejstarymauser,kaliber
sześćtrzydzieścipięć.
—Ostatnioniezbytczęstosątakiewużyciu.
—Tegowogóleniemawnaszychkartotekach.Nigdydotądnieposługiwanosięnimi
oczywiścieniejestnigdziezarejestrowany.
—Acoztymoplem!Niepowieszchyba,żemiałfałszywenumery?
Numerybyłyprawdziwe,tyle-żeprawowitywłaścicielpółrokutemuwyjechałdoRFNi
kurtuazyjnieodesłałnaszymwładzompaszport.
-Niepozostajewięcnicinnego,jakczekać,ażludziePytełiznajdągdzieśwózprzez
przypadek.
—Niestety,natowygląda.
—Terazsięniedziwię,żestarytakiwściekły.
—Prawdęmówiącjateż.UWitwickiejnajwyraźniejktosbuszowałprzednami,aw
mieszka-ni*
242
RosieKiegote/nicniebyłoopiuczpocisku,któregozabójcazapomniałwyciągnąćZe
.^ciinywprzedpokoju…
—-Zabrałnawetłuskę?
—PrzecieżznaszZantjkę.Niemadziury,doktórejniewsadziłbyswegonosa,więcłuski
bynieprzegapił!
Jednymsłowemtotalnaklapa.
—Niedasięukryć..
Nabiurkucichozabrzęczałtelefon.Jodeckiniecierpliwiesięgnąłposłuchawkęipochwili
najegotwarzypojawiłasięzdumienie,
—Co.jest?—zapytałStępień.
Tozbiuraprzepasłek—odparłJodecki.-Dzwonili,żeprzyszedłdonasmecenas
Śmigielski.-Nibypoco?
—Diabligowiedzą..
Adwokatbył-znacz.demniejpewnysiebieniżzazwyczaj,alebezwahaniaprzystąpi!do
rzeczy.
WczorajpoźnvmwieczoremtelefonowałdomnieWitold—zaczął,dobierającstarannie
łów.—Mówiącszczerze,zatrzymaniepannyWitwickiejzaskoczyłomnietaksamojak
jego…
—Niechmipanwierzy,mecenasie,żedlanasbyłatorównieżbardzoprzykra
niespodzianka—zapewniłStępień.—DoostatniejchwiliniktniepodejrzewałMoniki.
—Proszęwybaczyćśmiałość,—zwyraźnymzakłopotaniemuśmiechnąłsięŚmigielski.
—Czyjednakzczystymsumieniem
możeciepanowiewykluczyćomyłkę?
—Czyżbyzamierzałpanpodjąćsięobronypo
60
dejrzanej?—zauważyłzprzekąsemJodecki.—Oczywiście,toniemojasprawa,ale
podobnoprofesorSuciewskijestpańskimprzyjacielem…
—Czasamirola”obrońcybywaogromnieniewdzięczna—westchnąładwokat.—Z
jednejstronytakjakwszyscypodlegamynastrojominajchętniejpotępilibyśmytego~Czy
innegoklienta,jpdnaknawetnajgorszemuzbrodniarzowinależysięprzecieżgodziwy
proces!
—Niktprzecieżniekwestionowałtejzasady.
—Owszem•-zmiesza!sięŚmigielski.—Praktyczniejesteśmypotejsamejstronie
barykady…
—Wczymwięcproblem?
—
■
Witoldprosiłmnie,bymbroniłpannyWitwickiej.
—Cotakiego?!
•—Widzicie,panowie,profesortraktowałjąjakswojąsynową.Terazniechcedopuścić
dosiebiemyśliżetowłaśnieonazabiłaniusyna.
—Niestety,takiesąfakty!
—Nocóż,natymetapiepostępowaniakarnegopanowiemacienajlepszerozeznaniew
materialedowodowym,niemniejpozwoliciechyba,żezłożęmojepełnomocnictwo…
—Tojużraczejwprokuraturze,nieunas…
—PragnąłbymrównieżzobaczyćsięzpannąWitwicka.
—Namniewolnoudzielaćwidzeń.
—
■
Przecieżostatniocorazczęściejdopuszczasięobrońcówdoudziałuwpostępowaniu
przygotowawczym.
—Aledecydujeotymprokurator!
60
—Mimowszystkobardzobymprosił…Rozmowaodbyłabysięoczywiściewobecności
panów,żebyniebyłojakichkolwiekpodejrzeń,żechcęutrudniaćśledztwo…
—Zobaczymy,copowienatonaszprzełożony—uciąłdyskusjęStępień.—Jeślion
pozwoli,tozobaczypanswojąklientkę,jeślijednakbędzieinnegozdania,toniestety
nie…
—Ciekawe,copanmecenaswykombinował—zamyśliłsiępułkownik,wysłuchawszy
pięćminutpóźniejpodwładnego.—Przecieżprędzejczypóźniejitakdostałbyzgodę
prokuratoranawidzenie…Skorowięcprzyszedłdonas,znaczy,żemusizależećmuna
czasie…
—Głowędaję,żekryjesięzatymjakiśkruczek—mruknąłStępieńponuro.
—Wartobyłobysięprzekonać!
—Jabymnieryzykował—nieśmiałopróbowałoponowaćkapitan.—Jużrazomały
wlosniezabiłiWitwickiej.
—Wtedybyłeśsam,tamtendziałałzzaskoczenia,ajednakpotrafłeśwybrnąćzsytuacji
—zauważyłKuglarzzdobrodusznymuśmieszkiem.—Terazjestwasdwóch,widzenie
odbędziesięwdobrzepilnowanymgmachu,anadokładkęwiemy,comożegrozić
podejrzanej.
—Ajeżelicośwyskoczy?
—Nicniemaprawawyskoczyć—żachnąłsiępułkownik.—Tylkoprzypilnujciez
Jodeckim,żebyŚmigielskiniedawałWitwickiejżadnychlistów,kanapekaniczęści
garderoby…
245
Jasnasprawa.
—Czyonapali?
—Niewiele,alepali.
-Jakiepapierosy?
—Marlboro.
—Totak,jakja!—NiewiadomodlaczegoucieszyłsięKuglarz.—.Jeśliadwokatzechce
jejdaćpapierosy,tozróbdyskretnązamianę—podał.Stępniowinienapoczętąpaczkę.
—Dyskretnązamianę?
Oczywiście,bogdybyśzrobiłtoostentacyjnie,panmecenasgotówsięjeszczeobrazić…
Piętnaścieminutpóźniejdopokoju,wktórymwtowarzystwieJodeckiegoiStępniaczekał
Śmigielski,zostaławprowadzonaWitwicka.Nocspędzonawareszciepozostawiłana
dziewczyniewyraźnepiętno.Monikabyłaprzeraźliwieblada,miałapodoczamiwielkie
sińceiwyglądałaodobrychkilkalatstarzej.
—Jestemtwoimobrońcą,dziecinko--zacząłłagodnieadwokat.—OjciecJurkaprosił
mnieoto…
—OBoże”—SpojrzałazniedowierzaniemnaŚmigielskiego.—Potym,cozrobiłam?
—Odwagi,mojamałaJakośpostaramcisiępomóc!
—Aleprzecieżdlamniejużniemaratunku!—szepnęłałamiącymsięgłosem.—
Przecieżmnieskażą…
—Niewolnotracićnadziei!—żywozaprotestowaładwokat.Trzebapróbowaćzasłużyć
najaknajłagodniejszywyrok!
—.Wjakisposób?
2W
-—Przedewszystkimmusiszjeszczepodczasśledztwapowiedziećcałąprawdę.Przemyśl
sobiedokładnieto,cozrobiłaś,ikiedybędzieszgotowa,samapoprośoprzesłuchanie.
Niktciętuniebędziepopędzał,bopanomofceromzależynawyświetleniuprawdy,anie
natakichczyinnychWyjaśnieniachztwojejstrony.
—Jaitakpowiedziałamjużprawdę…
—Tobardzodobrze,alenapewnopozostałydowyjaśnieniaróżneszczegóły…
—Rzeczywiście—przytaknęła.—Niemówiliśmyjeszcze,jakdotegowszystkiego
doszło.
Pamiętaj,żeniewolnociniczegozmyślaćanikoloryzować—powtórzyładwokat.—
Jeśliniebędzieszczegośpamiętała,topoprośoczasdonamysłu.Gdypoczujeszsię
zmęczonaktórymśzprzesłuchań,topowiedzotymofcerowi.Ręczęci,żeonzrozumie.
—Zrobię,jakpankaże,paniemecenasie
Potrzebujeszczegoś,Moniko?—zmieniłtematŚmigielski.-—Możecicośprzynieśćdo
aresztu?
—Panowiepozwolilimiwczorajzabraćzdomutrochębielizny,ręcznik,mydło,
szczoteczkędozębów…Tylkodojedzenianiemogęsięprzyzwyczaić…
—Napaczkężywnościowąpotrzebnejestspecjalnezezwolenie—skwapliwiewyjaśnił
adwokat.—Postaramsięjeuzyskać,aletotrochępotrwa.
—Nieszkodzi.Japoczekam.
—Maszcopalić?
61
—Zostałymitylkotrzypapierosy.Wczorajkioskibyłyjużzamknięteiniezdążyłam
kupić.
—Awceliniktcięniepoczęstuje?i—Jestemsama…
—Torzeczywiściepech—zmartwiłsięŚmigielski.—Coturobić?
—Możepanowiepozwoliciepodaćpanumecenasowichoćjednąpaczkę?—spojrzała
prosząconaofcerów.
—
■
Niejesttozupełniezgodnezprzepisami—podchwyciłnatychmiastadwokat.—
Niemniejwdrodzewyjątku…
—Trzebazapytaćszefa—mruknąłJodecki.—Gdybysięwydało,dostalibyśmyza
swoje!
—Nieprzesadzaj!—roześmiałsięStępień.—Szefniejesttakistraszny!
—Właśniekupiłemmarlboro.—Śmigielskiwyciągnąłzkieszeninierozpieczętowaną
jeszczepaczkę.—•Więcjak,pozwolicie,panowie?
Jodeckizdziwionypopatrzyłnakolegę,alewidząc,żętamtensięgapopapierosy,nie
oponował.
—Wkażdymraziejanicotymniewiem—oświadczyłstanowczo.—Sambędzieszsię
tłumaczyłstaremu…Akorzystajączpańskiejobecności,mecenasie—niespodziewanie
wziąładwokatapodramięipociągnąłwkierunkuokna—miałbymmałą
prośbę…
—.Zawszedousług!—gorliwiezadeklarowałsięŚmigielski.
—MusimydodatkowoprzesłuchaćprofesoraSuciewskiego,aprzyobecnymstaniejego
nerwówurzędowewezwaniealbowizytaktóregośznas…
24$
—Ależoczywiście,paniekapitanie!—adwokatnawetniedałdokończyćofcerowi.—
NakiedyzaprosićdopanówWitolda?
—Powiedzmynaśrodę,nadziesiątą.
—Załatwione!Samgopanomprzywiozę,boakuratmamprzerwęwrozprawach…
Stępieńprzezdłuższąchwilępodejrzliwieobracałpapierosywręku,jakgdybychciał
przeniknąćwzrokiemopakowanie.Widząc,żeŚmigielskizJodeckimodchodząwstronę
okna,nibyprzypadkiemsięgnąłdokieszeni.Odwracającsiętyłemdotamtych
błyskawiczniezamieniłpaczkiimomentpóźniejpodawałjużpapierosyWitwickiej.
Nawetonaniezauważyłazamiany.
Dziewczynazostałaodprowadzonadoaresztu,aparęminutpóźniejdowyjściaruszył
równieżiadwokatLedwozamknęłysięzanimdrzwi,wprogustanąłpułkownikKuglarz.
Tymrazemjegominaświadczyławymownie,żejestwdoskonałymhumorze.
—Noico,mojeorły?—rzuciłwesoło.—
■
Panmecenasprzyniósłpapieroskidlapodejrzanej?
—Szefmiałnosa!—przyznałStępieńzniekłamanympodziwem.—Zarazjedajędo
laboratorium.—Tryumfalniepokazałswązdobycz.—Wyglądająwprawdziecałkiem
niewinnie,alediabliwiedzą…
—Śmigielskiemuprzydzieliłemtroskliwegoopiekuna—poinformowałKuglarzswoich
podwładnych.—Anawszelkiwypadekkazałemdy-skr.tnieprzylepićdozderzakajego
samochodumi-kronadajnikniewielkiegozasięgu.
249
-Szefpodejrzewaadwokata?—zdziwiłsic;Jo-deck”.
—Kiedyprzeżyjesztylelat,coja,toidosiebienicbędzieszmiałzaufania—odparł
pułkownik.-Lepiejnazimnedmuchać,niżsięgorącymsparzyć…
—Toznaczy,żemusimyterazczekaćnawynikizlaboratoriumiwiadomościodnaszego
wywiadowcy?-upewniłsięStępień.
-Nicpodobnego!—żywozaprzeczyłpułkow-Jnik—Przedchwiląmiałemtelefonod
Pyteli,,Jegochłopcyznaleźliszaregooplazeznanąwarr^rejestracją.Zanejkęwysłałem
jużdoNowegOiDworu,aleiwamświeżepowietrzedobrzezrobi..J
-Takjest!
—Aha!—przypomniałsobieKuglarz,wycho-^1dzączpokoju.—Wamteżnależysię
trochęwy-4godyporozumiewawczoprzymrużył
oko.—Po-1jedziecieoperacyjnymmercedesem…
SzefwyraźnienabrałwiatruwżaglezauważyłStępień,kiedychwilępóźniejzostalisami
zJodeckim.—Ciekawecoztegowyniknie?
WobrębieWarszawykierowcaprowadza\mercedesapedantyczniewprostprzestrzegał
wszystkich‘przepisówruchudrogowego,ledwojednaławyjechalizmiasta,samochód
ruszyłdoprzodujal-3burza.PoniespełnadwóchkwadransachbylijulzaNowym
Dworem,gdziestałprzydrodzeszaryiopelzeznajomąrejestracją.Przysamochodzie
StefańskiiZanejkotoczyliwłaśniespóroprawpierwszeństwaoględzin,akilkakroków
dalej,jakgdybynigdynic,przechadzałsięMazurek.
250
Pannieleżywłóżku?—zodrobinąironiizapytałJodecki.
—Lekarzzaleciłmispacery—zniewinnymuśmiechemodparłporucznik.—Aże
koledzywybieralisięakuratdoNowegoDworu,więcpostanowiłemdotrzymaćim
towarzystwa…
—Dośćoryginalnysposóbrekonwalescencji’
—Niedokuczajmu!—StępieńbezwahaniawziąłstronęMazurka.—Jateżbymnie
darował,gdybyktośwyprawiłmikolegędoszpitala!
Jodeckichciałcośodpowiedzieć,alewtejsamejchwilizmercedesawyskoczyłkierowca.
—PułkownikKuglarznalinii—huknąłgromkoTobardzopilne!
Kapitanbiegiemdopadłsamochoduichwyciłsłuchawkęradiotelefonu.
—MeldujesięJo…
ZostawciezeStępniemtegooplaischowajciegdzieśwaszegomercedesa-niecierpliwie
przerwałprzełożony—Zarazbędzietarm;dyprzejeżdżałŚmigielski.Przepuśćciejego
fordainaszegofatairuszajciezanimi!
Zrozumiałem’
MecenaszabrałwNowymDworzejakiegośpasażera.Niewykluczone,żejesttokierowca
opla.Bardzoprawdopodobne..
—IjeszczejednoUstnikimarlborozostałyzatrutecyjankiempotasu.Wystarczyło,żeby
Witwickasięgnęłapopierwszegopapierosaztejpaczkiijejprocesjużnigdybysięnie
odbył!
Mercedessprawnieskręciłwodchodzącąodszo.>ywyboistądrogęizatrzymałsięza
jakąśna
62
połyrozwalonąszopą.Niespełnadwieminutypóźniejofcerowiespostrzeglipędzącegow
kierunkuGdańskaforda.Mercedesruszał
właśniewśladzanim,kiedytrzasnęłytylnedrzwiczkiidośrodkawskoczyłMazurek.
—Chybaniemacie,moizłoci,nicprzeciwkojednemupasażerowi?—zapytał
przymilnie.—Tajemnicysłużbowejdochowam,awrazieczegomożeciemnie
potraktowaćjakzwykłegoautostopowicza…
Przezcałądrogętrzymalisięwprzyzwoitejod-^ległościzafordemmecenasa
Śmigielskiego.Adwokatjechałbardzoszybkoiwkrótcetrzymającysiętużżanimfat
musiałskapitulować,alesygnałynadawanecodwadzieściasekundprzezmikrona-)dajnik
wiodłyzałogęmercedesajakposznurku.
Szarzałojuż,kiedydojeżdżalidoGdańska.Śmigielskiminąłcentrumiskręciłwstronę
Gdyni.”ZarazzaSopotemponownieskręcił,tymjednak,razemwkierunkumorza,ipo
kilkuminutachża4trzymałsięnawąskiej,ślepozakończonejuliczce,iPrzyjejkońcu,w
zapuszczonymogródku,stałniewielki,parterowydomek.Właśniedoniegoskierowałsię
adwokatwrazz
towarzyszącymmumęź-^czyzną.
OfcerowiebylizbytpodekscytowaniperspekJtywąrychłegofnałuprowadzonejprzez
nichsprawy,żebyczekaćnaposiłki,zostawiliwięcwmer-‘cedesiekierowcęichyłkiem
ruszylipoddomek;1Jodeckizatrzymałsięprzyniedomkniętychdrz-!wiach,aStępieńz
Mazurkiemprzemknęlinatyłybudynku.Jednozokienbyłooświetlone.Ofcero
62
wiewspięlisięnapalce,byzajrzećdośrodka.Nadworzepanowałakompletnacisza,a
lufcikwokniebyłuchylony,mogliwięcprzyokazjiposłuchaćtoczącejsięwewnątrz
rozmowy.
—Jestemzmuszonyprzekazaćpanuwyrazyniezadowolenianaszejcentrali,herr
Śmigielski!—wysoki,szczupłyblondyn
cedziłsłowazwyraźnieniemieckimakcentem,spoglądającniechętnienaadwokata.—
Doprowadziłpandotego,żepolskiewładzezaczęłypanudeptaćpopiętach,zmusiłmnie
pandowcześniejszegoprzyjazdu,aconajgorszeniewykonałpanzadania!
—Robiłem,cobyłowmojejmocy,panieHozel-bain—-bąknąłniepewnieŚmigielski.—
Częśćplanówwynalazkuprofesora
Suciewskiegojużprzekazałem,trzymikroflmymamprzysobie…
—Niewiem,copandzisiajprzywiózł,aleto,cootrzymałemodpanapoprzednio,nie
przedsta-.wiałożadnejwartości!—żachnąłsięNiemiec.—Nasispecjaliściniewiele
skorzystaliztychwstępnychwyliczeń’
—Niemojawina,żesynproiesoraokazałsiętakimkiepskimwsoółoracownikiem…
—Delikatniepowiedziane,herrŚmigielski!Tegogówniarzatrzebabyłoznacznie
wcześniejzlikwidować.Cóż.kiedynawettakąprostąrobotęmusieliściesknocić.Można
bypomyśleć,żenieumiepanzorganizowaćdyskretnegousunięcianiewygodnego
człowieka.
—Zaplanowaliśmywszystkobardzodokładnie,alewostatniejchwilizaistniałagroźba,
że’młodySuciewskinaszadenuncjuje…
-Planteżnienależałdonajlepszych.Myślałpan.żepolskiewładzedadząsięnabraćna
tonkawałzprzystankiemautobusowym?
-GdybyWitwickaiZabawiecprzeprowadziliakcjętak,jakimkazałem…
—Należyzacząćodtego,żeotrzymałpanfunduszenadobraniesobieodpowiednich
ludzi—Mozelbainprzerwałniecierpliwieadwokatowi.—Tymczasem“pracowalidla
panatylkojacyśniezbytrozgarnięcigówniarze,drobnikryminaliściidziwkazptasim
móżdżkiem!
—-WPolsceniekażdegomożnakupić-westchnąłŚmigielski.—Dlategotezprzyznaję,
żewiększośćzwerbowanychprzezemnieludzitoelementbardzonieciekawy.
—Mamriadzieję,żeniewiedzielionizbytwiele?
—Otrzymalijedynieniezbędneinformacje,azWitwicka,Zabawcemimłodym
Suciewskimkontaktowałemsięwyłączniez-apośrednictwemRo-sieckiego.Jakpanwie,
wszyscyzostalizlikwido-.wani
—Słyszałem,zebyłykłopotyzdziewczyną?
—PanMolembatJbpełniłbłąd.—Adwokatwskazałnasiedzącegopodścianąkioskarza.
—Byłemwięczmuszonyzałatwićtęsprawęosobiście.OfarowałemWitwickiejpapierosy
specjalnieprzygotowanenapodobneokazje..
-Notak!—NiemiecpopatrzyłzwyraźnądezaprobatąnaMolembę.—Przezbitetrzy
miesiąceszkoliliśmypanawMonachium,akiedyprzyszłocodoczego,niepotrafłpan
uciszyćgłupiejdziewczyny?
63
-ZabawcaiRosieckiegozałatwiłemjednakbezbłędnie—wychrypiałkioskarz.—
Robiłemwszystko,cokazałmipanmecenas,alekażdemumożesięprzecieżzdarzyć,że
spudłuje…Zresztąonabyławtedywtowarzystwiefacetazbezpieki…
-Cozadureń!—sapnąłzezłościąHozel-bain.—Komumypłacimy?Przecieżtysięnie
nadajeszdotakiejroboty!
—Zawszesięstarałem…
—Milczeć!—ryknąłgryźnieNiemiec.—Maszjeszczebroń,wktórącię
wyposażyliśmy?
—Oczywiście…
—Dawaj’
•MolembaskwapliwesięgnąłdokieszenimarynarkiipodałHozelbainowiniewielkiego
mausera.Niemiecsprawdził,czypistoletjestnabity,iuśmiechnąłsięzłośliwie.
—Przykromi,alenakutrzesątylkodwamiejsca,niemożemywięcwszyscyzabraćsię
doRepublikiFederalnej!—Zdecydowanymruchemskierowałlufęmauserawklatkę
piersiowąkioskarza.—Przyokazjiudzielęciostatniejlekcji,jakposługiwaćsiętą
zabawką!
Brzeknęiaszybaiwpomieszczeniugłuchozadudni!strzał.Molembawrzasnął
przeraźliwie,aleprawienatychmiastuświadomił
sobie,żetonieomzostałrannyWypuszczonyprzezHozelbainapistoletstuknąłcichoo
podłogę,aprzezoknowskoczylidopokojuStępieńiMazurek.Prawiewtejsamejchwili
zadrzwiamizadudniłykrokiJodeckiego.
PrjntedfalPoland
“WydawnictwoMinisterstwaObronyNarodowejWarszawa1981r.WydanieI
Nakład120000+333egz.Objętość9,63ark.wyd.,£.0ark.druk.Papierdruk.sat.
VIIkl.65g.,rola63cm,zZakładówPapierniczychwGłuchołazach.Oddanodo
składaniawpaździerniku19B0r.Drukukończonowmaju1981r.Wojskowe
ZakładyGraficznewWarszawie.Zam.2166
Cenazł30,—
L-17