451 Anderson Caroline Wesołych świąt kochanie

background image
background image

1

Caroline Anderson

Wesołych świąt, kochanie

background image

2

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Och, doktor McEwan. Miło, że pan przyszedł.

James zdusił pomruk irytacji i zmusił się do uśmiechu.

- Przepraszam za spóźnienie. Zatrzymano mnie w dziale personalnym. Jakiś

drobny problem z moim zgłoszeniem.

- Rozumiem. Czy teraz jest to już załatwione?

- Tak.

Wszystko byłoby dobrze, gdybym po wypełnieniu tego przeklętego

formularza nie zapomniał go im odesłać, pomyślał z gniewem. A teraz ta ciemno-

włosa energiczna kobieta o piwnych oczach wyraźnie się mnie czepia. Na domiar

złego jest moją szefową.

Schował dumę do kieszeni i przyłączył się do grupki pracowników szpitala

zgromadzonych wokół stanowiska pielęgniarek. Zdobył się na uśmiech.

- Cześć. Mam na imię James. Miło mi was poznać. Więc co robimy?

- My? No cóż, ja zaraz zabieram pacjenta do sali operacyjnej - odparła jego

szefowa, Kate Burgess, unosząc brwi i badawczo mu się przyglądając.

- Więc chyba powinienem pani asystować? Powiedziano mi, że pani na mnie

czeka.

- Czekałam. Przed godziną. Oderwałam od pracy Jo, żeby wykonała to, co pan

powinien zrobić.

James ponownie zmusił się do uśmiechu. Nie chciał tylko, by wyglądał on na

uśmiech ulgi, z którą przyjął wiadomość, że nie będzie musiał asystować Kate pod-

czas operacji.

- Wobec tego może teraz ja przejąłbym obowiązki Jo, skoro nie mam nic

innego do roboty. Jest chyba bezcelowe, żebym uczestniczył w operacji bez wpro-

wadzenia w chorobę pacjenta...

- Zrobiłby pan to, gdyby zjawił się pan w porę.

R S

background image

3

- No cóż, powinna pani porozmawiać o tym w kadrach - odparł nieco za ostro,

zdając sobie sprawę, że reszta zespołu uważnie im się przygląda.

Do diabła, jak ona śmie publicznie mnie ganić? - pomyślał z rozdrażnieniem.

- I zrobiłam to. Nie odesłał im pan formularza - odrzekła nieco łagodniejszym

tonem, który i tak był ostry jak brzytwa. - To nie jest dobry początek, doktorze

McEwan. Dokumenty są ważne.

- Wiem o tym.

- To dobrze. Nie chciałabym rozwodzić się nad tym problemem. Jo, ponieważ

doktor McEwan już tu jest, może zechcesz kontynuować swoją pracę, a ja wprowa-

dzę go w szczegóły choroby pacjenta, żeby mógł mi asystować podczas operacji...

skoro tak się do tego pali.

- Oczywiście. - Jo uśmiechnęła się do Jamesa, schowała pióro do kieszeni i

ruszyła w stronę drzwi.

Kiedy pchnęła je ramieniem, mrugnęła do niego porozumiewawczo, a on

zaśmiał się pod nosem.

Mam przynajmniej jedną sojuszniczkę, pomyślał z rozbawieniem.

- Dobrze - rzekła jego szefowa, utkwiwszy w nim wzrok. - Zamierzam wyciąć

połowę okrężnicy pacjentowi, który ma guz w końcowej części jelita krętego.

Słysząc to, James poczuł, że całe jego ciało oblewa zimny pot.

- Stephen Symes ma pięćdziesiąt cztery lata, cierpi na bóle brzucha,

przechodził ataki biegunki i zaparcia. Został przyjęty wczoraj. Wymiotował i miał

krwotok.

Nie muszę tego słuchać, mruknął w duchu James. Znam to na pamięć.

Nie! Przestań tak myśleć. Skup się na jej słowach.

- ...do otrzewnej ponad tętnicą udową - ciągnęła Kate Burgess. - Ale nie

będziemy wiedzieć, jak duży jest ten guz, ani czy w ogóle możemy ternu mężczyź-

nie pomóc, dopóki go nie otworzymy. To będzie trudna operacja i dlatego dziś rano

R S

background image

4

pan Symes jest naszym jedynym pacjentem. - Uśmiechnęła się wyzywająco. - Coś

panu powiem. Będę wspaniałomyślna i pozwolę panu przeprowadzić tę operację.

James poczuł ucisk w gardle. Zaczął się zastanawiać, czy widać to na jego

twarzy.

- Zgoda? - spytała, uważnie mu się przyglądając.

- Nie widziałem wyników jego badań.

- To żaden kłopot. Są tam - odparła, ruchem głowy wskazując leżący za nim

plik dokumentów.

Kiedy się odwrócił, mocniej zabiło mu serce.

- Nie dam rady wszystkich obejrzeć - stwierdził.

- Na pewno nie. - Wprowadziła go w historię choroby, omówiła objawy i

prawdopodobne rokowania. - I to wszystko, doktorze McEwan. No to ruszajmy.

Przekonamy się, na co pana stać, skoro w końcu pan tu dotarł.

Myjąc ręce, James pomyślał, że kiedyś poznał kobietę podobną do doktor

Burgess. Była równie nieustępliwa, bezkompromisowa i twarda niczym skała. Wie-

dział, że będzie musiał zacisnąć zęby i znosić jej złośliwe dowcipy oraz dokuczliwe

uwagi na temat jego braku organizacji. Musi teraz zarobić na życie, odbudować

karierę zawodową i zadbać o rodzinę.

Nie jest przesadnie wysoki, ale zbyt wysoki, żebym mogła patrzeć mu w oczy

bez odchylania głowy do tyłu, pomyślała Kate. Jest też dobrze zbudowanym

facetem o dziwnych jasnoniebieskich oczach i płowych włosach, które opadają mu

na czoło.

Poczuła się winna, ale przecież nie ponosi odpowiedzialności za jego

spóźnienie. Długo na niego czekała, zanim oderwała Jo od jej licznych obowiązków.

Wiedziała, że nie powinna krytykować go publicznie. Postąpiła nieładnie i

nieetycznie.

Jego dotychczasowa kariera zawodowa jest dość osobliwa. Przez rok pracował

jako konsultant w londyńskim szpitalu, potem nagle odszedł i poza kilkoma

R S

background image

5

dorywczymi zastępstwami niewiele chyba robił. A teraz, po ponad osiemnastu

miesiącach od rezygnacji ze stanowiska konsultanta, zgłosił się na zastępstwo jej

podwładnej, która poszła na urlop macierzyński. Zarząd szpitala Audley Memorial

przyjął go z otwartymi ramionami.

Ale nie ona. Jest zbyt wiele pytań dotyczących doktora McEwana, na które

nikt nie zna odpowiedzi, jednak nie zgłosił się żaden lepszy kandydat na to

stanowisko. James ma w sobie coś, co nie budzi jej zaufania. Zachowuje się z

przesadną rezerwą, jest zbyt powściągliwy. Nie chciał też mówić o swojej przerwie

w pracy, odpierając pytania zarządu na ten temat uprzejmie, lecz zdecydowanie.

Kiedy spytano go, dlaczego nie zamierza przyjąć stałej posady, powołał się na

powody osobiste.

- Może kiedyś - odparł, i na tym się skończyło.

A ona, choć nie znała przyczyn jego rezygnacji ze stanowiska w poprzednim

szpitalu, którego władze wyrażały się o nim niezwykle pochlebnie, postanowiła

więcej go o to nie pytać. Była pewna tylko jednego: że nie pozwoli mu zaniedbywać

obowiązków. Że albo będzie wykonywał je jak należy, albo wyleci z roboty. Ona

nadzoruje bardzo aktywny zespół chirurgów i nie zamierza ciągnąć za sobą

nieudaczników.

- Do dzieła, doktorze McEwan - poleciła ostrym tonem, obficie polewając

jodyną brzuch pacjenta. Potem uniosła wzrok i napotkała spojrzenie niepokojących

oczu Jamesa. - Pacjent należy do pana, doktorze.

Odpowiadając na wyzwanie, które dostrzegł w jej oczach, podszedł do stołu

operacyjnego i wyciągnął rękę.

- Proszę o nóż.

Zdjął fartuch, ściągnął rękawiczki chirurgiczne, wrzucił je do kubła i ruszył w

stronę szatni, a Kate podążyła za nim.

- Czy ma pan jakieś kłopoty?

R S

background image

6

Tak jakby ją to interesowało, pomyślał, powoli odwracając głowę i

napotykając jej nieprzenikniony wzrok.

- O ile wiem, nie, ale pani najwyraźniej ma takowe. Czy zamierza pani

dokonać egzekucji?

Doktor Burgess zmarszczyła brwi, opierając się o futrynę i usiłując wyglądać

na szczerze zaintrygowaną.

- Egzekucji?

- Jak dotąd nie powiedziała pani ani jednego miłego słowa ani do mnie, ani o

mnie. Wiem też, że nie chciała pani, żeby zarząd mnie zatrudnił. Pytam zatem, czy

zamierza pani wykonać wyrok teraz, czy woli raczej zaczekać, aż zbierze się grono

słuchaczy, przed którymi wyliczy pani moje niedociągnięcia?

Kate się zaczerwieniła, ale nie spuściła wzroku.

- Przepraszam. Nie powinnam mówić publicznie tego, co powiedziałam, ale

byłam...

- Zła?

- Zirytowana. Chciałam pana przedstawić pacjentowi i jego żonie, przekazać

szczegóły jego przypadku.

- A zamiast tego pozwoliła mi pani zaledwie zerknąć na wyniki jego badań, a

potem rzuciła mnie pani na głęboką wodę. Dlaczego?

- Bo wiedziałam, że jeśli pan jest choć w połowie tak dobry, jak wszyscy

twierdzą, to się panu uda. Po prostu chciałam się o tym przekonać na własne oczy.

- Albo być świadkiem mojej porażki. Potrząsnęła głową.

- Wcale nie. I miałam rację, że panu zaufałam. Bardzo dobrze wykonał pan

zadanie. Nie zrobiłabym tego lepiej. Przeszczep tętnicy udowej był dziełem sztuki.

Jestem zadowolona, że udała się panu resekcja jelita, bo to uchroni pacjenta od

sztucznej przetoki. Jest pan niezły. Wie pan równie dobrze jak ja, co jest

najważniejsze i za co należy zabrać się w pierwszej kolejności.

James otworzył drzwi swojej szafki.

R S

background image

7

- Tak - mruknął. Ściągnął górę stroju operacyjnego i włożył koszulę, a potem

przez chwilę czekał, aż Kate się odwróci. Ponieważ najwyraźniej nie zamierzała

tego zrobić, wzruszył lekko ramionami i zdjął spodnie.

Kate poruszyła się nerwowo, a jej policzki pokrył rumieniec. Zrobiła krok do

tyłu, odwróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem w stronę damskiej szatni tak

szybko, jakby uciekała przed pożarem.

- Jak ci minął dzień, Rory?

- Chyba dobrze.

- Czy było coś ciekawego w szkole?

- Nie. Czy mogę obejrzeć film rysunkowy?

- Oczywiście, ale nie siedź przed telewizorem za długo, bo musisz się

wykąpać i pójść spać. - James stłumił westchnienie i uścisnął synka. - Czy jesteś

głodny? Co dzisiaj jadłeś?

- Paluszki rybne i frytki - odparł chłopiec.

Paluszki rybne i frytki, powtórzył James w myślach, marszcząc czoło. No

dobrze, od czasu do czasu może to jeść, ale Bóg jeden wie, jak często słyszałem taką

odpowiedź w ciągu minionych osiemnastu miesięcy. Jeśli opiekunka zamierza

codziennie dawać mu frytki na kolację, będzie musiał z nią o tym porozmawiać. I

tak trudno jest znaleźć kogoś, kto przez cały dzień mógłby opiekować się Freyą,

odbierać Rory'ego ze szkoły i zajmować się nim, aż on, James, wróci z pracy.

Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, była sprzeczka z opiekunką.

- Czy Freya dobrze się czuła?

- Chyba tak - mruknął Rory, wzruszając ramionami, a potem położył się na

podłodze tyłem do ojca i włączył telewizor.

James nastawił wodę w czajniku, wrócił do salonu i spojrzał posępnie na

śpiącą na kanapie córeczkę. Dziewczynka nie reagowała na dochodzący z telewizora

hałas, a na pokrytych meszkiem policzkach James dostrzegł ślady łez.

background image

8

Och, do diabła, zaklął w duchu. Dlaczego Beth? Dlaczego spotkało to właśnie

mnie, nas wszystkich?

Miał ochotę odrzucić głowę do tyłu i wyć do księżyca, ale wiedział, że to nic

nie da. Poza tym dzieci mają dość kłopotów, z którymi muszą sobie radzić, więc

wziął śpiącą Freyę na ręce i zaniósł do sypialni. Potem ją rozebrał, zmienił jej

pieluszkę i przykrył kołderką.

Postanowił, że wykąpie ją nazajutrz rano. Teraz mała najbardziej potrzebuje

snu, a on chciałby spędzić trochę czasu w towarzystwie synka. Następnie zamierzał

zatelefonować do opiekunki i porozmawiać z nią o sposobie odżywiania dzieci.

A potem będzie mógł pójść spać.

- Jak spisał się twój nowy pracownik? Kate uśmiechnęła się do ojca.

- Och, bardzo dobrze... jeśli nie liczyć tego, że spóźnił się godzinę, bo

zapomniał odesłać formularze do kadr.

- Ojej! - zawołała matka, mieszając sos, a potem obrzuciła córkę badawczym

spojrzeniem i spytała: - Ale mu wybaczysz?

- Nie, jeśli to się powtórzy - odparła, a potem westchnęła, co nie uszło uwagi

jej rodziców.

- Więc o co chodzi?

- Nie mam pojęcia - odparła cicho. - Chyba ma jakieś problemy rodzinne.

Powody osobiste, jak je określił w czasie rozmowy kwalifikacyjnej, ale dzisiaj

wyglądał na tak zmęczonego, jakby był na nogach przez całą noc.

I jest bardzo przystojny, dodała w myślach.

- Czy on jest żonaty?

- Nie wiem. Nie możemy zadawać tego rodzaju pytań, ale... nosi obrączkę -

odrzekła, powstrzymując się od powiedzenia „tak", ponieważ czuła, że nie jest

żonaty. Już nie. Więc co? Rozwiedziony? Owdowiały? Bardziej prawdopodobne, że

jest rozwiedziony...

R S

background image

9

- Wygląda na to, że kryje się w tym jakaś tajemnica - rzekł pan Burgess,

wręczając córce talerz z plastrami pieczonego kurczaka i usmażonymi na złoty kolor

ziemniakami. Potem przesunął w jej stronę miskę z parującą brukselką.

- Och, na pewno masz rację - przyznała Kate. - Zawsze istnieje jakaś

tajemnica, ale tej nie chcę znać. Nie powinien się zatrudniać, jeśli wie, że nie da

sobie rady. Jego osobiste życie mnie nie interesuje. Ale nie chcę, żeby miało wpływ

na jego pracę. Jeśli nie potrafi uporządkować swoich spraw, to nie powinien

przyjmować tej posady.

- Uważam, że oceniasz go zbyt surowo - zauważyła matka, siadając przy

starym zniszczonym stole i stawiając sosjerkę na jego środku. - Wiem, że nie chcesz

się do tego mieszać. Zdaję też sobie sprawę, że on ma swoje obowiązki, ale jeśli

doszło do jakiegoś nieporozumienia...

- On po prostu nie odesłał formularzy. Jeśli popełni jakiś błąd w stosunku do

chorego, to...

- Na pewno jest tego świadomy - przerwał jej ojciec, a ona po chwili

westchnęła, uśmiechnęła się i przytaknęła lekkim ruchem głowy.

- Tak. Oczywiście, masz rację. Poza tym on jest znakomitym chirurgiem.

Starannym, zręcznym i stanowczym. Mógłby być dla nas prawdziwym skarbem. Nie

dziwi mnie, że był konsultantem. Bóg jeden raczy wiedzieć, dlaczego pracuje na

etacie zastępcy.

- Może próbuje zapobiec dezintegracji rodziny? - zasugerowała cicho matka, a

Kate poczuła się winna.

Czy on naprawdę to robi? - spytała się w duchu. Próbuje zapobiec

dezintegracji rodziny?

- To dlaczego tego nie powiedział?

- Może jest zamknięty w sobie. Może nie chce o tym mówić. Może to są

nieprzyjemne krępujące sprawy, albo zbyt bolesne, żeby o nich rozmawiać.

- Może - mruknęła Kate, przypominając sobie własny rozwód.

R S

background image

10

- Zdobądź się na kredyt zaufania, Kate - poradziła jej matka. - Daj mu trochę

czasu, ze względu na dzieci.

- Nawet nie wiem, czy on w ogóle ma jakieś dzieci - powiedziała z naciskiem,

ale zapamiętała tę uwagę.

- Dosyć już o pracy. Co u was? Jak minął dzień? - spytała, oddając im głos, a

słuchając ich odpowiedzi, zaczęła jeść gorące danie.

James nie mógł zasnąć.

Pluł sobie w brodę za to, że nie wysłał formularzy i nie mógł zapomnieć

rozdzierającej serce rozmowy z Amandą Symes, którą prowadzili przy łóżku jej

śpiącego po operacji męża, i że miał przed oczami obraz Kate Burgess w bieliźnie, a

ilekroć je zamykał, widział jej gładką skórę, ponętne krągłości i... paskudną bliznę

na żebrach.

Czy to był wynik operacji? - pytał się w duchu. Czyżby otwierali jej klatkę

piersiową?

Przewrócił się na bok, uderzył pięścią w poduszkę i wcisnął ją sobie pod szyję.

Potem zamknął oczy i... znów ją zobaczył. Prawie nagą. Miała na sobie tylko skąpą,

ekstrawagancką bieliznę. Dostrzegł też bliznę budzącą pytania, na które nie znał

odpowiedzi.

Następnego dnia pojawił się w szpitalu punktualnie, ale wyglądał na

wyczerpanego.

- Jak czuje się Stephen Symes? - spytał bez zbędnych wstępów, a Kate

spojrzała na niego badawczo i znacząco się uśmiechnęła.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry. Przepraszam - mruknął. - Więc jak czuje się pan Symes?

- Noc spędził na oddziale intensywnej opieki, ale czuje się dobrze. Przyszły

wyniki z histopatologii.

- Niedobre? - spytał, a ona kiwnęła głową.

- Tak jak podejrzewaliśmy. Teraz zajmują się nim onkolodzy.

R S

background image

11

- Czy rozmawiała pani z nim? Albo lekarze z onkologii? Czy został o tym

poinformowany?

- Pomyślałam, że zostawię to w pańskich rękach, ponieważ pan go operował i

rozmawiał wczoraj z jego żoną. Ona twierdzi, że jej mąż chce znać prawdę.

- Więc mam rozmawiać z nim całkiem szczerze?

- No, nie tak, żeby go przerazić. Proszę podać mu tylko podstawowe fakty.

Niech onkolodzy wprowadzą go w planowany proces leczenia i przedstawią mu

przypuszczalny przebieg wydarzeń. To ich oddział, nie nasz.

- Czy jego żona jest tutaj?

- Poszła do domu, ale niebawem ma tu wrócić.

- Dobrze. Gdzie on leży?

- W pokoju numer dwa, na czwartym łóżku.

- Proszę o kartę jego choroby.

Uniosła brwi i wręczyła mu historię choroby pana Symesa. James wziął ją od

niej i zerknął na wyniki badań. Potem zamknął notatki i odszedł, zatrzymując się, by

umyć ręce i natrzeć je żelem alkoholowym. Kate z ulgą stwierdziła, że doktor

McEwan jest pedantem i że nie będzie musiała go pilnować.

Po kilku minutach opuścił pokój, w którym leżał pan Symes, i podszedł do

stanowiska pielęgniarek.

- W porządku? - spytała Kate, a on spojrzał na nią posępnym wzrokiem i

kiwnął głową.

- To było do przewidzenia. Powiedział, że spodziewał się tego, więc nie

oczekiwał cudu, ale ten rodzaj wiadomości zawsze jest szokujący. Myślę, że

potrzebuje czasu, żeby prawda dotarła do jego świadomości.

Kate westchnęła.

- Wielka szkoda, że nie zgłosił się do nas wcześniej, zanim nastąpiły

przerzuty.

R S

background image

12

- Więc musimy skontaktować się z onkologią i możliwie jak najszybciej

ustalić z nimi przebieg leczenia.

- Już to zrobiłam. Onkolog zaraz tu przyjdzie. Chciałabym, żeby pan z nim

porozmawiał. Należy przekazać mu wszystko, co zostało powiedziane pacjentowi.

Prosiłabym też, żeby był pan obecny przy rozmowie. Żona pana Symesa jest już w

drodze. Poprosiłam ją, żeby spotkała się z nami. James kiwnął głową.

- Dobrze. Dziękuję.

Zamierzał jeszcze coś powiedzieć, ale Kate dostrzegła onkologa, który

zmierzał w ich kierunku. Otworzyła usta, chcąc go powitać, ale on nie zwrócił na

nią uwagi i szybko podbiegł do doktora McEwana.

- James! - zawołał. - Co ty do diabła tutaj robisz? - spytał, ściskając jego dłoń.

- Pracuję, to znaczy mam zastępstwo. Od wczoraj. Co u ciebie słychać? Na

śmierć zapomniałem, że się tu przeprowadziłeś. Jak ci się żyje?

- Dobrze. A co u was? Całe wieki was nie widziałem. Po raz ostatni

spotkaliśmy się... chyba w ubiegłym roku, we wrześniu. Nie wiedziałem, że

wyjechaliście z Londynu.

- U nas wszystko w porządku. Przeprowadziliśmy się, żeby być bliżej mojej

matki.

- A co słychać u Frei?

- Wszystko dobrze, a Rory chodzi już do szkoły. Musimy się spotkać.

- Jasne. Wpadnijcie kiedyś do nas. Sarah chętnie was zobaczy. Więc... co

masz dla mnie, Kate? - spytał, wracając do spraw zawodowych.

Kate pokrótce opowiedziała mu o przypadku pana Symesa. Gdy skończyła,

Guy skrzywił się i spojrzał na Jamesa.

- Ojej! - jęknął.

James wzruszył ramionami.

R S

background image

13

- To było dość trudne, ale pacjent mimo wszystko przyjął tę wiadomość

spokojnie - oznajmił. - Poinformowałem go, czego należy się spodziewać, ale

będziecie musieli powiedzieć mu więcej.

- Czy możemy z nim porozmawiać za kilka minut? Najpierw muszę zobaczyć

historię choroby i wyniki badań.

- Oczywiście. Zaraz wracam. - James wręczył mu dokumenty pana Symesa,

przeprosił ich i odszedł.

W tym momencie usłyszeli za sobą kobiecy głos:

- Doktor Burgess?

Kate odwróciła się i zobaczyła Amandę Symes, która miała zaczerwienione

powieki i bladą twarz.

- Pani Symes... dobrze, że pani przyszła. To jest doktor Croft, onkolog, który

przejmie opiekę nad pani mężem.

- Aha. Dobrze. A ten drugi lekarz? James... doktor McEwan? Chciałabym,

żeby też się nim opiekował. Wczoraj był dla mnie taki miły...

- Już jestem - powiedział James z uśmiechem. - Dzień dobry, pani Symes.

Może pójdziemy do mojego gabinetu?

R S

background image

14

ROZDZIAŁ DRUGI

Następne dni były trudne.

Wprawdzie Rory dobrze dawał sobie radę ze zmianą codziennych zajęć, ale

Freya znacznie wolniej adaptowała się do nowych warunków.

W środę James miał dyżur pod telefonem, więc jego matka, zgodnie z umową,

zabrała dzieci od opiekunki i zawiozła je do swojego niewielkiego mieszkania, co

Freyę zupełnie wytrąciło z równowagi.

- James, ona nie chciała położyć się spać - powiedziała nazajutrz przez telefon

jego matka. - Myślę, że lepiej będzie, jeśli następnym razem to ja przyjadę do was.

Poza tym nie mogę znieść jej nieszczęśliwej miny.

To brzmi rozsądnie, pomyślał, tylko że w gościnnej sypialni jest teraz okropny

bałagan i sprzątnięcie jej wymagałoby strasznie dużo wysiłku, na co nie mam ani

czasu, ani ochoty.

Wiedział jednak, że musi przestać grać na zwłokę i uporać się z tym

bałaganem. Zamówił na piątek mały kontener na śmieci i wieczorem zaczął

systematycznie przeglądać porozrzucane w pokoju gościnnym rzeczy, wśród

których były stare papiery, podręczniki z czasów jego studiów i nic nieznaczące

pamiątki po Beth. Nazajutrz rano zaczął znosić wszystko na dół i wrzucać do

kontenera.

Kiedy szedł w jego stronę z ostatnią partią śmieci, zobaczył idącą podjazdem

Kate.

Gwałtownie się zatrzymał, zdając sobie sprawę, w jakim stanie jest jego dom.

Kate z uśmiechem pomachała do niego telefonem komórkowym.

- Zostawił go pan na moim biurku. Znalazłam go dzisiaj rano, kiedy wpadłam

do szpitala, żeby coś sprawdzić. Nagrało się kilka nieodebranych połączeń, więc

pomyślałam, że może pan go potrzebować. Chciałam do pana zadzwonić, ale w

kadrach powiedzieli mi, że mają tylko numer tej komórki. Podali mi pański adres.

R S

background image

15

- Dziękuję. - Wrzucił ostatnie rzeczy Beth do kontenera, a potem wziął od

Kate telefon i spytał: - Czy ma pani ochotę na filiżankę herbaty?

Sam nie wiedział, dlaczego jej to proponuje.

- Byłoby mi miło - odparła z lekkim zaskoczeniem. - Dziękuję.

James przejrzał w myślach zawartość lodówki, zastanawiając się, czy jest w

niej mleko. Doszedł do wniosku, że pewnie tak. Może też ma herbatę ekspresową, a

w razie konieczności nawet jakieś herbatniki...

Zaprowadził Kate do kuchni i nastawił wodę, wzdrygając się na widok sterty

leżących w zlewie brudnych naczyń, ale Kate wyglądała przez okno, zupełnie nie

zwracając uwagi na bałagan.

- Cóż za uroczy ogród.

- Będzie uroczy, kiedy się nim zajmę. To jeden z powodów, dla których

kupiłem ten dom. No i oczywiście to, że są tu cztery sypialnie, więc moja matka

może zostawać na noc w gościnnym pokoju, kiedy w końcu go uporządkuję. Mam

piekielnie długą listę rzeczy do zrobienia!

Kate spojrzała na niego uważnie.

- I dlatego właśnie wyrzucał pan niepotrzebne przedmioty do kontenera? -

spytała.

- Owszem. Ogarnęło mnie lenistwo i przeznaczyłem gościnny pokój na

graciarnię. Pomyślałem, że nadszedł czas, żeby uporządkować ten bałagan.

Woda w czajniku zaczęła się gotować, więc włożył dwie ostatnie torebki

herbaty do kubków i zalał je wrzątkiem. Kiedy herbata się zaparzyła, zamieszał ją

łyżeczką, wyjął torebki i wrzucił je do kosza na śmieci.

- Czy chce pani mleka?

- Tak, proszę.

- Chyba mam nawet herbatniki - oznajmił, grzebiąc w szafce kuchennej, ale

Kate potrząsnęła głową, a jej rozpuszczone włosy zalśniły w promieniach słońca,

budząc zachwyt Jamesa.

R S

background image

16

- Nie trzeba, dziękuję. Wystarczy herbata.

- Dobrze. - Wyprostował się i nagle oboje ogarnęło osobliwe napięcie, które

połączyło ich spojrzenia, a James poczuł przyspieszone bicie serca.

- Hm, chodźmy do salonu - zaproponował, otwierając drzwi i wprowadzając

Kate do pokoju, w którym również panował bałagan.

Rory leżał na brzuchu przed telewizorem, oglądając jakiś film rysunkowy, a

Freya siedziała na podłodze, układając z klocków lego chwiejącą się wieżę, którą

podpierały wszystkie poduszki z kanapy. W salonie unosił się nieprzyjemny zapach.

James zamknął oczy i westchnął.

- Czy nie dość już zaśmieciliście ten pokój ? - spytał łagodnie, stawiając swój

kubek na stole, podnosząc z podłogi dwie poduszki i kładąc je na kanapie. Widząc

to, Freya podbiegła do niego i je zabrała.

- Tato, nie! - jęknęła. - Dom!

James usiadł i wziął ją na kolana.

- Przepraszam, kochanie. Chcieliśmy, żeby było nam wygodnie. Spójrz, to jest

Kate, moja przyjaciółka - powiedział, zastanawiając się, czy nie przesadził,

używając określenia „przyjaciółka".

Freya podejrzliwie na nią zerknęła, a Rory spojrzał z zainteresowaniem. Kate

usiadła na podłodze i uśmiechnęła się do nich.

- Cześć, dzieciaki - powiedziała łagodnym tonem.

- Czy budowaliście szałas? Ja to zawsze robiłam jako mała dziewczynka.

- Czy była pani niegrzeczna? - spytał Rory z poważną miną.

- Niestety, nie pamiętam. Jak macie na imię?

- Ja jestem Rory, a ona Freya. Tato, musisz zmienić jej pieluszkę.

- Wiem - mruknął James, marszcząc nos i uśmiechając się do Kate, nieco

speszony zmianą jej zachowania. - Przepraszam. Za chwilę wrócimy.

- Proszę się nie krępować - odparła Kate.

R S

background image

17

James wyprowadził Freyę z pokoju i zmienił jej pieluszkę. Potem znalazł dla

dzieci krakersy oraz sok i przyniósł je do salonu. Kate siedziała po turecku na

podłodze otoczona zabawkami i oglądała z Rorym film rysunkowy.

James uniósł brwi ze zdziwienia, a ona zaśmiała się z zażenowaniem, wstała i

usiadła na brzegu kanapy.

- Przepraszam. Lubię oglądać filmy rysunkowe - wyznała, a on wzniósł oczy

do nieba i podał jej herbatę.

- Trzeba wypić ją dość szybko, bo wystygnie - poradził i usiadł na drugim

końcu kanapy, krzywiąc się, ponieważ trafił na wystające sprężyny. - Kochanie, czy

moglibyśmy na chwilę wziąć poduszki? - spytał, a Freya kiwnęła w zamyśleniu

głową, skupiona na programie telewizyjnym.

Nie czekając, aż córka zmieni zdanie, James pospiesznie wziął je z podłogi i

położył na kanapie. Kate usiadła na jednej z nich i uśmiechnęła się do niego.

- Ma pan uroczy dom.

- No cóż, pewnie taki będzie, ale to na razie jest w sferze projektu. Chciałem,

żebyśmy czuli się tu dobrze. Można wiele w nim zrobić.

- Och, będzie tu jeszcze ładniej. Ma fantastycznie wysokie sufity. Uwielbiam

budynki w stylu edwardiańskim.

- Nigdy nie miałem domu. Zaczynam myśleć, że kupując go, popełniłem błąd.

- Naprawdę?

James wybuchnął śmiechem.

- Nie, oszukałem panią. Jestem pewny, że w końcu zrobię z niego prawdziwe

cacko.

Kate przechyliła głowę i spojrzała na niego z zadumą.

- Jak daje pan sobie radę, mając dwójkę małych dzieci, nową pracę i do tego

próbując odnowić dom?

Ona nie zna nawet połowy faktów, pomyślał, a ja na pewno nic jej nie

powiem.

R S

background image

18

- Jakoś sobie radzę - odparł.

Nie musi wiedzieć, ile razy w minionym tygodniu był bliski poddania się, ale

wiedział, że nie może sobie na to pozwolić. Osiemnaście miesięcy bez pracy...

Chroniły ich jego rozsądne inwestycje. Postępował ostrożnie, ale odnowienie domu

pochłonie znaczną sumę. Poza tym nadszedł czas, żeby ich życie wróciło do normy.

A jeśli będą mieli szczęście, to przeżyją...

Ani razu nie powiedział „my", chyba że miał na myśli dzieci, pomyślała Kate.

Mówił: „Kupiłem ten dom... kiedy uda mi się w końcu go uporządkować... zrobię z

niego prawdziwe cacko".

Tak jakby pani McEwan w ogóle nie istniała.

Nic nie wskazywało na obecność kobiety w tym podupadłym starym domu,

choć meble najwyraźniej pochodziły z lepszych czasów. Nie brakowało w nim

rodzinnego ciepła. Dzieci również były urocze, a zwłaszcza Rory. Zabawny,

czarujący i słodko naiwny. Podobny do ojca jak dwie krople wody. Freya jest

równie urzekająca, choć nieufna.

James też bywa nieco nieufny, dodała w duchu, jadąc do domu. Zachowywał

się tak, jakby nie miał ochoty zapraszać mnie do siebie, ale nie miał wyboru.

Kiedy skręciła na podjazd, dostrzegła matkę, która wyjmowała zakupy z

samochodu, więc zamiast iść do swojego mieszkania znajdującego się w części

przerobionej stodoły, podeszła do niej i pomogła jej zanieść torby do dużej kuchni.

- Byłaś w pracy? - spytała matka, a Kate uśmiechnęła się, kładąc sprawunki na

stole i głaszcząc psy, które przybiegły za nimi w nadziei, że dostaną jakiś smakołyk.

- W pewnym sensie. Wcześniej. Potem byłam u Jamesa. Wczoraj zostawił w

moim gabinecie komórkę, więc mu ją odwiozłam.

- I? - spytała matka, od razu przechodząc do sedna.

- Ma dwójkę dzieci. Rory jest w wieku... chyba około pięciu lat, a Freya ma

jakieś półtora roku. Zaczyna chodzić i mówić. I już ma zdecydowanie silny

charakter.

R S

background image

19

- Nic dziwnego. Dzieci rodzą się z charakterem.

Kate dobrze o tym wiedziała, ale osobowość tej dziewczynki ją zaskoczyła.

Była uparta i stanowcza. Po prostu nieodrodna córeczka tatusia.

- A ich mama?

Kate wzruszyła ramionami.

- Nie wiem, czy w ogóle ją mają.

- Biedne kruszynki - rzekła ze smutkiem matka.

- Uhm - mruknęła Kate, myśląc o brudnych naczyniach w zlewie, bałaganie w

salonie, o porozrzucanych w ogrodzie zabawkach i nadal - mimo że był grudzień -

stojących tam krzesłach ogrodowych. Przypomniała sobie ciemne cienie pod oczami

Jamesa i zmęczoną bladą twarz, jakby w jego życiu zgasło słońce.

- Nie zadręczaj się, Kate - poradziła matka, jakby czytając w jej myślach. - On

pewnie sam ci powie, kiedy uzna za stosowne.

- Ale dotąd tego nie zrobił, więc nie mam pojęcia, jaki jest jego stan rodzinny.

Może ona po prostu wyszła po zakupy. Tak czy owak, niewiele mnie to obchodzi.

Ale zdawała sobie sprawę, że mija się z prawdą.

Na szczęście James miał resztę weekendu wolną, więc zabrał się za

porządkowanie gościnnego pokoju, by następnym razem, kiedy będzie na dyżurze

pod telefonem, jego matka mogła w nim spać.

No cóż, może zbytnio nie przesadziłem z tym porządkiem, pomyślał,

spoglądając posępnie na pokój w niedzielę wieczorem. Pomalował ścianę nad

tapetą, chcąc ją odświeżyć, ale poza tym miał czas jedynie na przetarcie mebli

mokrą szmatką, odkurzenie starego dywanu i pościelenie łóżka.

Zgasił światło, wyszedł z sypialni i zamknął za sobą drzwi. Doszedł do

wniosku, że w przyszłości musi doprowadzić ten pokój do prawdziwego porządku,

ale na razie nie jest w stanie zrobić więcej.

W poniedziałek rano podrzucił dzieci do opiekunki. Kiedy wszedł na oddział,

dowiedział się, że Stephen Symes ma mrowienie w prawej ręce i zawroty głowy.

R S

background image

20

Przyczyny tego mogą być różne, na przykład drobne zakrzepy po zabiegu

wykonanym na jego tętnicy udowej. Miał złe przeczucie, że powodem tego są

kolejne przerzuty, tym razem do mózgu.

Kiedy pan Symes wrócił z tomografii, James poszedł z nim porozmawiać.

- Czy ma pan dla mnie jakieś wiadomości? - spytał pacjent, a James potrząsnął

głową.

- Nie. Ominął pana obchód, więc pana zbadam. Jak tam brzuch?

- Trochę boli, ale znacznie mniej niż przedtem. Nie mam już mdłości, więc

sądzę, że powinienem patrzeć na sprawy optymistycznie.

- Na pewno. Jestem zadowolony, że czuje się pan lepiej. To dobrze. Czy mogę

rzucić okiem na ranę?

Kiedy pacjent kiwnął głową, James obejrzał jego brzuch i stwierdził, że

symptomy jelitowe ustąpiły. Ale nie wątrobowe. Żółtawy odcień skóry wyraźnie się

zaostrzył, a białka oczu wskazywały na obecność w organizmie bilirubiny.

- Czy doktor Croft przyniesie mi wyniki? - spytał pan Symes, kiedy James

skończył go badać.

- Tak myślę. Poproszę go, żeby informował mnie o wszystkim na bieżąco. -

Urwał i spojrzał w oczy pacjenta. - To nie musi być coś poważnego.

- To prawda. Przez ostatnie tygodnie od czasu do czasu miewałem zawroty

głowy. Myślałem, że to dlatego, że za mało odpoczywam i niewiele jem, ale teraz

mam co do tego wątpliwości. Czy istnieje szansa, żebym dostał wyniki badań przed

trzecią, zanim przyjdzie tu moja żona?

- Zaraz się tym zajmę - obiecał James, wychodząc z jego pokoju i idąc do

stanowiska pielęgniarek, żeby zatelefonować do Guya. - Czy są jakieś wiadomości

w sprawie pana Symesa?

- Owszem. Niestety, nie najlepsze.

James westchnął.

- Będę na oddziale.

R S

background image

21

- Znajdę cię, zanim mu je przekażę. Pokażę ci zdjęcia.

- Dziękuję.

Guy zjawił się po kilku minutach i przyczepił zdjęcia do negatoskopu.

- Proszę. Trzy małe przerzuty - oznajmił łagodnym tonem, wskazując

niewielkie białe plamki.

- Czy zamierzacie coś w tej sprawie zrobić? Guy wzruszył ramionami.

- Moglibyśmy skierować go na radioterapię, ale trzeba byłoby za każdym

razem unieruchamiać mu głowę, utrzymując ją w tym samym położeniu, a on nie

wytrzymał bez ruchu nawet tomografii. Porozmawiam z nim. Zobaczę, jak się czuje.

Może uważać, że gra niewarta świeczki. Chyba nie muszę nic dodawać.

- Nie - odparł James, potrząsając głową i biorąc głęboki wdech.

Guy przyjrzał mu się badawczo.

- Czy chcesz, żebym sam się tym zajął?

- Absolutnie nie - odrzekł stanowczo James, a Guy uśmiechnął się ze

zrozumieniem.

- Zatem chodźmy mu powiedzieć.

- Rozumiem, że u Stephena Symesa wystąpiły przerzuty do mózgu - rzekła

Kate.

- Tak - odparł James.

- To jest okropne - mruknęła.

- Tak uważasz? - Teraz zwracali się do siebie po imieniu. - Ja na jego miejscu

przyjąłbym tę wiadomość z zadowoleniem. Przynajmniej rozwiązałoby to moje

problemy.

Kate westchnęła w duchu. Do tej pory James był bardzo powściągliwy i

niezbyt skłonny do udzielania jej jakichkolwiek informacji, ale nie chciała pytać go

wprost, gdzie jest jego żona i co się z nią dzieje. Miała okropne przeczucie, że zna

odpowiedź na te pytania.

R S

background image

22

- Po południu przyjmujemy w poradni - oznajmiła, zmieniając temat. -

Zapisana jest do mnie nastoletnia dziewczyna, która wymiotuje, traci na wadze i ma

niewielkie zgrubienie w górnej części brzucha. Zamierzałam ją przyjąć, ale będę

zajęta innymi pacjentami, więc wspaniałomyślnie pozwolę ci ją zbadać... Jeśli

będziesz miał jakieś kłopoty i uznasz, że potrzebujesz mojej pomocy...

- Myślisz, że może do tego dojść?

- Chyba nie. Ale na wszelki wypadek. Wiem, że jesteś bardzo kompetentnym

lekarzem. Czy jadłeś już lunch?

James potrząsnął głową.

- Ja też nie - oznajmiła Kate. - Może przekąsimy coś w drodze do poradni?

Przez chwilę miała wrażenie, że on zamierza jej odmówić, ale potem kiwnął

głową.

- Oczywiście - odparł, przeczesując palcami włosy.

Kate poczuła nieodpartą chęć sprawdzenia własną dłonią, czy są one tak

miękkie i jedwabiste, na jakie wyglądają.

Chyba zwariowałam, skarciła się w duchu. Przecież on jest kolegą z pracy. W

dodatku moim podwładnym. Na litość boską, nie wolno mi fantazjować.

Ani o całowaniu tych ust, ani o żadnej z niezliczonych innych niestosownych

rzeczy, o których rozmyślała od sobotniego poranka, kiedy wpadła do jego uroczego

domu. Miał wtedy na sobie sprane ciemnografitowe dżinsy i jasnoniebieski sweter,

który pasował do jego oczu.

Kiedy usiedli ze swoimi kanapkami oraz kawą, spojrzała ponownie na jego

włosy i lekko się uśmiechnęła.

- Czyżbyś malował przez cały weekend? James zmarszczył czoło, a ona

uniosła rękę i dotknęła palcami kosmyka jego włosów.

- Ach, tak. Oczywiście, że malowałem - odrzekł z krzywym uśmiechem. -

Musiałem doprowadzić do ładu gościnny pokój, żeby moja matka mogła w nim

spać, kiedy będę miał dyżur pod telefonem - ciągnął. - Stąd kontener, jak słusznie

R S

background image

23

się domyśliłaś, oraz farba, którą najwyraźniej mam na włosach. Niestety, nie jestem

obdarzony talentem majsterkowicza.

- A ja lubię odnawiać. Uważam, że to ma działanie relaksujące i

terapeutyczne.

- Pewnie dlatego, że jesteś w tym lepsza ode mnie. Kładę farbę wszędzie z

wyjątkiem miejsc, które zamierzałem pomalować. Zawsze ściany mają kolor sufitu,

a sufit ścian.

- Więc muszę pamiętać, żeby nie wpuszczać cię do mojej stodoły -

powiedziała ze śmiechem. - Nie chcę mieć belek poplamionych farbą.

- Mieszkasz w stodole?

Kate kiwnęła potakująco głową.

- Tak, w części stodoły. Na farmie rodziców - dodała, zastanawiając się,

dlaczego napomyka o sprawach, których zwykle nie porusza w pracy. Ale z

niewiadomych przyczyn nie mogła się powstrzymać i ciągnęła:

- Przerobiliśmy ją i podzieliliśmy na dwa mieszkania. Ja mam jedną połowę, a

druga jest przeznaczona dla gości.

James przekrzywił głowę.

- Wiesz, myślałem, że mieszkasz w nowoczesnym luksusowym apartamencie -

rzekł z zadumą, a ona lekko się uśmiechnęła.

- A ja wyobrażałam sobie ciebie w wytwornym domu położonym przy

spokojnej, pełnej zieleni alei - odparła, uważnie mu się przyglądając i stwierdzając,

że jego twarz jest pozbawiona wyrazu.

Doszła do wniosku, że nie należy dalej ciągnąć tego tematu. Że będzie miała

dużo czasu, by dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Poza tym nie interesuje jej

prywatne życie Jamesa.

James zbadał piętnastoletnią Tracy Farthing, którą męczyły wymioty i

nieustannie traciła na wadze, a potem pomógł jej wstać z leżanki. Usiadł

naprzeciwko niej i jej matki, rozpatrując w myślach różne możliwości.

R S

background image

24

- I co pan o tym sądzi, doktorze? - spytała matka Tracy z wyraźnym

niepokojem.

- Nie jestem pewny. Chciałbym przeprowadzić kilka badań, pobrać krew i

zobaczyć, co pokażą wyniki. Z próbki moczu, którą nam dostarczyłyście, wiemy, że

Tracy nie jest w ciąży.

- Oczywiście, że nie jest w ciąży! - zawołała z oburzeniem pani Farthing, ale

on zauważył, że kiedy Tracy usłyszała tę wiadomość, jej ramiona opadły z ulgą.

- Pani Farthing, test ciążowy jest rutynową procedurą. Robi się go każdej

kobiecie między okresem dojrzewania płciowego a menopauzą - wyjaśnił, a ona,

udobruchana, zamilkła. - Następnie można przejść do rozpatrywania innych

możliwości.

Nagle jego uwagę przyciągnęły włosy dziewczyny. Może był to sposób, w jaki

spała albo je suszyła, ale odniósł wrażenie, że po lewej stronie jej głowy są lekko

przerzedzone. Kiedy zerknął na notatki, kątem oka zauważył, że Tracy uniosła lewą

rękę i zaczęła się nimi bawić.

- Czy często to robisz? - spytał, a ona kiwnęła głową z zakłopotaniem i

pospiesznie opuściła rękę.

- Och, ona zawsze bawiła się włosami - oznajmiła matka ze

zniecierpliwieniem. - Robi to od lat. Ale dlaczego?

- Tracy, chciałbym przyjrzeć się twojemu żołądkowi. Istnieje bardzo prosta

metoda zwana gastroskopią czy wziernikowaniem żołądka. Znieczulę ci gardło, a

potem połkniesz rurkę połączoną ze specjalną kamerą. W ten sposób będę mógł

zobaczyć wnętrze żołądka bez przeprowadzania operacji. Ten zabieg jest bez

bolesny, ale trochę nieprzyjemny. Poza tym trwa około pięciu minut. Chciałbym

przeprowadzić go zaraz, jeśli się zgodzisz.

Dziewczyna spojrzała na matkę z niepokojem.

- Mamo?

R S

background image

25

- Tracy, to twoje ciało, więc nie mogę ci sugerować, jak masz postąpić -

odparła pani Farthing, wzruszając ramionami.

- Bzdura! Stale mówisz mi, co mam robić!

- Ale nie w takiej sprawie.

- No dobrze, a co ty zrobiłabyś, będąc na moim miejscu?

- Posłuchałabym pana doktora - odrzekła. - Jeśli uważa, że to dobry pomysł,

uwierzyłabym mu. Poza tym przecież chcesz wiedzieć, co się z tobą dzieje, prawda?

Tracy wahała się jeszcze przez chwilę, a potem kiwnęła głową.

- Zgadzam się. Jeśli jest pan pewny, że to jest konieczne...

- Tak. I naprawdę ten zabieg nie jest aż tak bardzo nieprzyjemny.

- Skąd pan wie? Czy robiono go kiedyś panu?

Uśmiechnął się i potrząsnął głową.

- Nie, ale ja robiłem go wielu osobom, które poskarżyłyby się, gdyby

odczuwały ból. Zwykle tego nie ukrywają.

- No dobrze. Ale czy można przerwać ten zabieg, jeśli nie będę w stanie go

wytrzymać?

- Oczywiście, że tak, ale to trwa bardzo krótko. Mniej niż pięć minut. Dwie?

- Słowo?

James potrząsnął głową.

- Nie mogę ci tego obiecać, ale nie chciałbym też cię okłamywać. Czy

mogłybyście pójść do poczekalni? Ja w tym czasie ustalę, czy będziemy w stanie

przeprowadzić to badanie dzisiaj.

Kiedy wyszły, odetchnął z ulgą i sięgnął po słuchawkę.

- Kate? Była u mnie Tracy Farthing. Czy mógłbym zamienić z tobą kilka słów

na jej temat?

- Oczywiście. Akurat mam wolną chwilę, więc przyjdź do mnie.

Wszedł do sąsiedniego pokoju, który był gabinetem lekarskim Kate, i usiadł

na biurku.

R S

background image

26

- Na razie to jest tylko przypuszczenie, ale ona ma dość rzadkie włosy i ciągle

się nimi bawi. Jej matka twierdzi, że robi to od lat.

Kate zmarszczyła brwi z zaciekawieniem.

- Kamień włosowy w żołądku? Chyba nigdy nie miałam z tym do czynienia...

- Ja też nie. Na pewno nie widziałem tak dużego, żeby powodował tego

rodzaju zaburzenia. Chciałbym przeprowadzić gastroskopię. Jakie są szanse, żeby

zrobić ją dzisiaj po południu?

- Zadzwoń na endoskopię i powiedz im, że do nich przyjdziecie. Chyba że

chcesz, żebym zrobiła to za ciebie?

- Czy ty naprawdę mi nie dowierzasz? - mruknął i stwierdził ze zdumieniem,

że na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.

- Oczywiście, że ci ufam. Po prostu nie jestem przyzwyczajona do współpracy

z lekarzami, na których mogłabym do tego stopnia polegać. Czy zamierzasz podać

jej środek uspokajający, czy też zrobić to pod znieczuleniem?

- Pod znieczuleniem - odparł.

- W takim razie nie powinno być kłopotów. Zadzwoń do nich od razu. Ja dalej

będę przyjmować pacjentów, ale w razie potrzeby wiesz, gdzie mnie szukać.

- Kate, dam sobie radę - odparł, a potem zaprowadził Tracy i jej matkę na

endoskopię, omówił sposób postępowania, a następnie odprowadził panią Farthing

do wyjścia.

Potem znieczulił gardło Tracy i sprawnie wsunął rurkę do jej rozdętego,

pełnego włosów żołądka.

- Wiem już, na czym polega twój problem - oznajmił, kiedy wyciągnął rurkę,

wezwał do pokoju jej matkę i pokazał im maleńki kłębek włosów.

- Co to jest?

- Włosy - odparł. - Zapewne wyrywałaś je i połykałaś we śnie. Kłopot polega

na tym, że włosy skręcają się, nie mogą zostać wydalone, a kłębek rośnie i rośnie...

R S

background image

27

- Cóż za obrzydliwość! - wybuchnęła Tracy, wycierając usta chusteczką i

lekko się krztusząc.

- To jedna z tych dziwnych rzeczy, które ludzie robią z nieznanych powodów.

Takie zjadanie włosów często zaczyna się w dzieciństwie i może trwać aż do wieku

dojrzałego. Ludzie robią to absolutnie podświadomie. Ty prawdopodobnie robisz to

we śnie.

Tracy była bliska płaczu.

- Chcę się z tego wyleczyć - wyszlochała.

- Taki właśnie mam zamiar. Musisz zostać tutaj, aż twoje gardło wróci do

normalnego stanu i będziesz mogła bez trudu przełykać. Potem przyjdziesz do mnie

do poradni, a ja powiem ci, co masz robić dalej.

Zostawił je pod opieką pielęgniarki, wrócił do poradni i zapukał do drzwi

gabinetu Kate.

- Idealnie wycelowałeś - powiedziała z uśmiechem. - Właśnie miałam wezwać

następnego pacjenta. Więc co wykazała gastroskopia?

- Trafiłem w dziesiątkę. Kłębek jest bardzo duży. Chciałbym go usunąć, zanim

zaczną się dolegliwości i krwotoki żołądkowe.

- Zgadzam się z tobą. Zoperujemy ją jutro.

- Poproszę, żeby zgłosiła się do mnie jeszcze dzisiaj. Co chcesz, żebym robił

teraz? Czy masz dla mnie jakichś pacjentów?

- Prawdę mówiąc, nie. Chciałabym, żebyś porozmawiał z panią Symes. Ona

czeka na ciebie.

James poczuł bolesny skurcz serca.

- Dobrze. Zaraz z nią porozmawiam, a potem zobaczę się z Tracy.

Ruszył korytarzem w stronę poczekalni i podszedł do Amandy, która

niewidzącym wzrokiem wyglądała przez okno.

- Pani Symes?

Amanda odwróciła się do niego z wymuszonym uśmiechem.

R S

background image

28

- Przestraszył mnie pan.

- Przepraszam. Chodźmy stąd i porozmawiajmy. Czy napije się pani herbaty?

- A ma pan czas? Nie chciałabym sprawiać kłopotu.

- Ależ to żaden kłopot. Zatrzymał się przy recepcji.

- Czy można prosić o dwie herbaty do mojego gabinetu? - spytał, a

recepcjonistka kiwnęła głową.

- Tak, zaraz ktoś je przyniesie - odparła, sięgając po słuchawkę, a James

wprowadził Amandę do swojego gabinetu i wskazał jej krzesło.

- W czym mogę pani pomóc? - spytał łagodnym tonem.

- Nie wiem, czy pan może. Nie wiem, czy ktokolwiek mógłby, ale... och, nie

chcę, żeby on umarł - powiedziała i zaczęła płakać.

ROZDZIAŁ TRZECI

James pozwolił jej mówić, ale kiedy zaczęła się powtarzać, przerwał jej

dyskretnie.

- Powinna pani porozmawiać z pielęgniarką z onkologii. Ona świetnie daje

sobie radę z podobnymi przypadkami. Poza tym ma dużą praktykę i może pomóc

wam obojgu. Nie próbuję pozbyć się pani, ale nie jestem najlepszą osobą do pomocy

w tej sytuacji. Zrobiłem wszystko, co mogłem dla pani męża, ale dalej nie jestem w

stanie nic zdziałać. Proszę porozmawiać z pielęgniarką. Ona zajmie się panią, nie

zostawi pani samej.

Amanda ponownie wykrzywiła twarz, usiłując zapanować nad napływającymi

do jej oczu łzami.

- Czuję się bardzo samotna. Chyba oszalałam. Wydaje mi się, że on już

odszedł i mam do niego pretensje o to, że mnie zostawił.

James kiwnął głową ze zrozumieniem.

R S

background image

29

- Proszę pamiętać, że nie jest pani sama. A choć nie mogę pani pomóc, to jeśli

zechce pani ze mną znów porozmawiać, zawsze znajdę dla pani czas.

Odprowadził ją do wyjścia, a potem zamknął drzwi i się o nie oparł.

„Czuję się bardzo samotna. Chyba oszalałam. Wydaje mi się, że on już

odszedł..."

Przełknął ślinę, próbując nie dać się wciągnąć w rozpamiętywanie przeszłości.

Po chwili oderwał się od drzwi, podszedł do krzesła i usiadł.

Nieszczęśliwa kobieta. Biedny jej mąż. Oboje są nieszczęśliwi, pomyślał, dla

odzyskania równowagi psychicznej biorąc głęboki wdech i zamykając na chwilę

oczy, a potem chwycił słuchawkę.

- Czy Tracy Farthing jest już w poradni?

- Jaka była reakcja Tracy i jej matki? James zmarszczył czoło, drapiąc się po

karku.

- W porządku. Tracy pojechała do domu po jakieś rzeczy, a wieczorem ma

tutaj wrócić.

- Czy załatwiłeś jej skierowanie na konsultacje u psychologa?

James potrząsnął głową.

- Zamierzałem poprosić o to ciebie. Nie znam tutejszych zasad postępowania,

ale ona będzie potrzebowała pomocy psychologa, bo inaczej zacznie znów połykać

włosy. Myślę, że w życiu Tracy sporo się dzieje, ale jej matka nic o tym nie wie.

Kate się roześmiała.

- To nastolatka. Oczywiście, że sporo musi się dziać. Dobrze, załatwię jej

psychologa. A co z Amandą Symes?

- Odesłałem ją do pielęgniarki z onkologii. Powiedziałem, że nie jest sama i że

zawsze może do mnie przyjść i porozmawiać.

- Dobrze. Dziękuję. Dziś wieczorem oboje mamy dyżur pod telefonem. Pójdę

teraz na oddział i sprawdzę, czy wszystko jest gotowe na jutro, a potem pojadę do

domu i poczytam o operacji kamienia włosowego. Czy możesz do mnie zadzwonić,

R S

background image

30

jeśli wydarzy się coś, o czym powinnam wiedzieć? Jo jest na miejscu, więc w razie

czego ci pomoże.

- Dobrze - odrzekł, a potem wziął historię choroby Tracy Farthing i wyszedł z

gabinetu.

Skierował się na oddział pediatryczny, zastanawiając się, co przyniesie noc.

Czy jego dzieci będą się budzić i nie zechcą wypuścić go z domu, jeśli dostanie

wezwanie do jakiegoś nagłego przypadku?

Przedstawił się przełożonej pielęgniarek.

- Zgłosi się do was moja piętnastoletnia pacjentka - oznajmił. - Ma w żołądku

kamień włosowy. Jutro rano będziemy go usuwać.

Pielęgniarka zamrugała powiekami i spojrzała na niego szeroko otwartymi

oczami.

- No, no! To niezwykły przypadek.

- Ma pani rację. Nigdy dotąd nie przeprowadzałem takiej operacji. Kate też

nie. Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, ale pacjentka będzie wymagała

starannej obserwacji na wypadek krwotoku żołądkowego.

Przełożona pielęgniarek kiwnęła głową.

- Zapewnimy jej dobrą opiekę przez pierwsze dwadzieścia cztery godziny. A

co z konsultacją psychologiczną?

- Kate skontaktowała się z nimi.

- Dobrze. Będę trzymała rękę na pulsie. Mogą porozmawiać z nią dziś

wieczorem, uspokoić ją, że operacja nie jest niebezpieczna.

- Dziękuję. Ta pacjentka nazywa się Tracy Farthing.

Aha, jej matka chyba nic nie wie o jej życiu towarzyskim. Dziewczyna

odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała, że test ciążowy wypadł negatywnie, ale jej matka

była oburzona, że w ogóle jej go robiono.

R S

background image

31

- Tak jak wszystkie matki nastoletnich panienek. Proszę się nie martwić,

zadbamy o nią. Położę ją w pokoju z dziewczynką, którą jutro czeka operacja

kolana. Jako nastolatki, dotrzymają sobie towarzystwa.

- Dziękuję. Jo będzie tu przez całą noc, a ja mam dyżur pod telefonem. Jeśli

będę potrzebny, proszę dzwonić. Wtedy wpadnę i sprawdzę, co z nią jest.

- W porządku. A tak przy okazji, mam na imię Trina. Będę na dyżurze od

rana, więc, jeśli nie zobaczę pana jeszcze dzisiaj, to spotkamy się jutro.

- Wspaniale. Dziękuję, Trino.

Wyszedł z oddziału, zastanawiając się, czy w dużych ciepłych oczach

pielęgniarki mógł dostrzec zachętę...

W tym momencie w jego wyobraźni pojawił się obraz Kate, kiedy była w jego

domu i oglądała z Rorym filmy rysunkowe oraz wtedy, gdy wyciągnęła rękę i

dotknęła jego włosów. Wówczas miała łagodne ciepłe oczy i...

Nie! - pomyślał. Ona jest moją szefową i powinienem o tym pamiętać.

- Freya, kochanie, muszę iść.

- Nie!

- Tak. Przykro mi, maleńka. Pobawimy się w czasie weekendu.

- Nie idź! - zawołała, szlochając i tuląc się do niego, a on podał ją swojej

matce. Potem zbiegł po schodach, wyszedł przed dom i wsiadł do samochodu, przez

cały czas słysząc zawodzenie córki.

Przyzwyczai się do tego, pomyślał. Problem polega na tym, że za dużo czasu

spędzaliśmy razem. Zaraz przestanie płakać.

- O czym tak rozmyślasz? - spytała Jo, kiedy udało im się znaleźć wolną

chwilę na wypicie kawy.

James przeczesał palcami włosy i westchnął.

- Och, o niczym szczególnym, Jo. Kiedy wychodziłem z domu, Freya była

przygnębiona - wyznał.

- Freya?

R S

background image

32

- Moja córka.

- Czy twoja żona nie może jej pocieszyć?

James spojrzał w czerwone z przemęczenia oczy Jo i opowiedział jej o Beth.

Niewiele. Przekazał jej tylko podstawowe fakty.

- Przykra sprawa. Naprawdę bardzo ci współczuję.

- Dziękuję. Teraz z dziećmi jest moja matka, więc nie zostawiłem ich z kimś

obcym.

- Dzieci to dziwne istoty. Freya na pewno przyzwyczai się do nowych

warunków.

W tym momencie odezwał się pager Jamesa. Westchnął i spojrzał na mały

ekran.

- Spokojnie dopij kawę. Ja zejdę na oddział ratownictwa, dowiem się, o co

chodzi, a potem zawiadomię cię, jeśli będzie nam potrzebna sala operacyjna.

Kiedy wszedł na oddział, Tom Whittaker, który miał właśnie dyżur, podłączał

młodemu mężczyźnie kroplówkę. James spojrzał na monitor, a widząc pomiar

ciśnienia krwi, zmarszczył czoło.

- Tępy uraz brzucha - wyjaśnił doktor Whittaker. - Trzeba zabrać go na górę.

Przewrócili go, a potem skopali.

- Pięknie. Dobrze, wobec tego ustabilizujmy go, a później przewieziemy na

salę operacyjną. Poproszę Jo, żeby ją przygotowała.

- Policja będzie chciała z nim porozmawiać.

- Ale najpierw musimy utrzymać go przy życiu.

Idąc za wózkiem, na którym ratownik wiózł pacjenta, James przystanął przed

drzwiami sali operacyjnej i odwrócił się do Toma.

- Czy ty dobrze się czujesz? - spytał, patrząc na niego z zaciekawieniem.

- Och, po prostu nienawidzę przemocy - odparł z posępnym uśmiechem Tom.

- To straszne.

James spojrzał na niego pytającym wzrokiem.

R S

background image

33

- W ubiegłym roku pacjent pchnął mnie nożem. To było w kwietniu. Omal nie

wykrwawiłem się wtedy na śmierć. Ten wypadek ciągle odżywa w mojej pamięci.

Rok temu, w kwietniu, pomyślał James. Właśnie wtedy rozpadło się moje

życie. I, tak jak powiedział Tom, to ciągle odżywa w mojej pamięci.

- Dobrze cię rozumiem - powiedział. - Dziękuję za pomoc. Będę informował

cię o jego stanie na bieżąco.

- Dobrze, dziękuję.

Po przeprowadzonej operacji zatelefonował do Toma i przekazał mu dobre

wiadomości, a potem pojechał do domu, cicho wszedł do środka i wyczerpany padł

na łóżko.

- Tylko trzy godziny - mruknął pod nosem. - Za trzy godziny muszę znowu

wstać i jechać do szpitala. Dobrze, że przynajmniej jest tu mama, więc rano zajmie

się dziećmi. Zatem mam przed sobą trzy i pół godziny snu. Cóż za radość!

- Kate, przepraszam, ale się spóźnię. Czy możecie zacząć beze mnie? Przyjadę

jak najszybciej.

Kate położyła nogi na biurku i wzniosła oczy do nieba.

- A czy mam jakiś wybór? James westchnął.

- Owszem, masz. Jeśli nie dasz sobie beze mnie rady, przyjadę natychmiast,

choć wolałbym tego nie robić. Byłoby mi... bardzo trudno.

- Och, dam sobie radę, doktorze McEwan - odparła, zastanawiając się, czy jej

głos brzmi wystarczająco chłodno. - Nie rozumiem tylko, dlaczego mam to robić

bez żadnego wyjaśnienia z twojej strony. Czy masz jakieś kłopoty z dziećmi? -

spytała łagodniejszym tonem, a on westchnął.

- Tak i nie. Nie martw się, jakoś sobie z tym poradzę.

- James, czeka nas pracowity poranek - oznajmiła, rozdrażniona jego odmową.

- Na początek Tracy Farthing. To twoja pacjentka. Musisz wykonać swoją robotę.

Jeśli twój problem nie jest sprawą życia lub śmierci, to rozwiąż go i jak najszybciej

tu przyjeżdżaj.

R S

background image

34

Odłożyła słuchawkę, a kiedy odwróciła się, zobaczyła stojącą w drzwiach Jo.

- On się spóźni. Musisz mi pomóc, Jo.

- Pewnie jego córka dała mu się w nocy we znaki. Przykra sprawa z jego żoną.

To taki czarujący mężczyzna.

- Jo, nie plotkuj - upomniała ją Kate, opuszczając stopy na podłogę i wstając. -

Sprawdźmy, co działo się ostatniej nocy. Czy byliście bardzo zajęci? Spodziewałam

się, że mnie wezwiecie.

- Doskonale daliśmy sobie radę. Można powiedzieć, że panował względny

spokój. James był niezwykły, tylko zmęczony i zestresowany. On jest wspaniałym

chirurgiem.

Kate nie odezwała się ani słowem. Nie miało dla niej znaczenia, czy James

jest niezwykły i wspaniały, skoro nie jest w stanie dotrzeć na czas do szpitala.

Jeszcze bardziej irytowało ją to, że nie wyjaśnił jej przyczyny swoich spóźnień.

- Mieliśmy wyrostek robaczkowy, a dwie osoby zostały przyjęte na

obserwację. Aha, i musieliśmy ponownie otworzyć pana Reasona, bo zrobił mu się

ropień. Poza tym przywieźli pacjenta z pękniętą śledzioną i uszkodzoną wątrobą w

wyniku pobicia. Został kilkakrotnie kopnięty w brzuch i przypadek okazał się

trudny, ale James był fantastyczny. Teraz ten mężczyzna odzyskuje siły, ale policja

chce z nim rozmawiać, żeby sprawdzić, czy zidentyfikuje swojego napastnika.

- W porządku. Zaczniemy od nich, potem zajrzymy do pacjentów czekających

na operacje, a później, jeśli James jeszcze się nie pojawi, pójdę na pediatrię

porozmawiać z Tracy Farthing.

Ruszając na obchód, zaczęła rozmyślać o Jamesie i o tym, co wyznał Jo.

Jak mógł mi to zrobić? Dlaczego ujawnił prawdę mojej pracownicy, a przede

mną ją ukrywa? - pytała się w duchu.

- Dzień dobry, panie Reason. Zmartwiła mnie wiadomość, że w nocy pana

operowano. Jak teraz pan się czuje?

R S

background image

35

Dzień zaczął się fatalnie. Freya uczepiła się go jak rzep psiego ogona, a matka

nie próbowała jej od niego odciągnąć. Mówiła tylko:

- Och, biedne maleństwo, ona nie chce, żebyś sobie poszedł, James. Nie

możesz jej tego zrobić, ona ciebie potrzebuje. Przecież straciła mamę.

- To nie ma nic wspólnego z Beth - rzekł stanowczym tonem. - To dotyczy

małej dziewczynki, która nie chce, żeby ojciec ją opuścił, ale powinna się nauczyć,

że muszę pracować i będę wracał pod koniec dnia. Nie jestem jedynym na świecie

samotnym ojcem.

W końcu matka odmówiła zostania z przygnębioną Freyą.

- Wiesz, że powinnam odwiedzić moją siostrę, James - oznajmiła. - Ona czeka

na mnie. Ma dziś wizytę u specjalisty i chce, żebym z nią tam poszła.

W związku z tym James pojechał z dziećmi do opiekunki, przekazał jej Freyę,

a potem zabrał Rory'ego i zawiózł go do szkoły. Uścisnął go w bramie i zjawił się w

szpitalu tuż przed dziewiątą.

W samą porę na operację Tracy. Kiedy skończyli, spojrzał na Kate i wiedział,

że znów będzie miał kłopoty.

Wyszli z sali operacyjnej, zostawiając personel, by przygotował wszystko do

następnego zabiegu. James bacznie obserwował Kate, która usiadła na plastikowym

krześle i spoglądała na niego nieruchomym wzrokiem.

Podszedł do automatu, nalał do dwóch kubków kawę, a potem wrócił, podał

jej jeden z nich i usiadł naprzeciwko.

- No, wyduś to wreszcie!

- Nie sądzę, żebym miała coś do powiedzenia - odparła szorstko. - Myślę, że

to ty powinieneś zacząć od przeprosin, a potem wyjaśnić mi, co się dzieje. Chyba

nie spodziewasz się, że będę cię wspierać, skoro utrzymujesz mnie w

nieświadomości co do swoich spraw! Muszę wiedzieć, co jest grane!

Westchnął w duchu, przyznając jej rację.

- Ale nie tutaj. I nie teraz.

R S

background image

36

- Dlaczego nie?

- Bo jeśli chcesz, żebym ci o sobie coś powiedział, zrobię to na własnym

terenie i na moich warunkach.

- Zatem dzisiaj wieczorem? U ciebie?

- Czy twój mąż nie będzie niezadowolony?

Kate spojrzała na niego z zaskoczeniem.

- Nie mam męża - odparła, z trudem oddychając.

- Dysponuję własnym czasem.

- Dobrze, więc dziś wieczorem, skoro nalegasz. Przyjdź koło ósmej. Nie.

Wpół do dziewiątej. Muszę położyć dzieci spać.

- W porządku. Czy będziesz po kolacji?

- Co to ma do rzeczy? Kate wzruszyła ramionami.

- Ja pewnie nie. Mogę coś przywieźć. Chińskie jedzenie? Hinduskie?

Curry! Od lat nie jadłem curry, pomyślał, zdając sobie sprawę z żałosnej

zawartości swojej lodówki.

- Hinduskie - odrzekł zdecydowanym tonem. - I piwo. Zamówię coś z dostawą

do domu.

- Nie - zaprzeczyła, podnosząc rękę. - Ja przywiozę. To spotkanie jest moim

pomysłem. W zamian chcę, żebyś szczerze odpowiedział na moje pytania, wyznał

mi całą prawdę. Jesteś mi to winny.

Dopiła kawę, a potem wstała i poszła do umywalni wyszorować ręce przed

następną operacją.

James sam nie wiedział, dlaczego wiadomość o tym, że Kate jest samotna, w

zagadkowy sposób uśmierzyła jego irytację.

W jego oczach jestem prawdziwą zołzą, a to doprowadza mnie do szału.

Przecież zwykle postępuję jak rozsądna, troskliwa i uczynna osoba, tylko przy

Jamesie...

R S

background image

37

Czy dlatego nie mogę się zdecydować, co mam na siebie włożyć? Na

spotkanie z Jamesem?

- Och, na litość boską, jestem po prostu śmieszna! - powiedziała do siebie,

wkładając dżinsy oraz ładny pulower z dekoltem w serek, a potem przejrzała się w

lustrze i ruszyła w stronę drzwi.

Doszła do wniosku, że wygląda bardzo dobrze. Bądź co bądź nie wybiera się

na randkę.

O godzinie siódmej Freya już spała. Po południu, jadąc po Rory'ego do szkoły,

opiekunka zawiozła ją i swoją córkę do parku, gdzie dziewczynki biegały i karmiły

kaczki.

Dzięki Bogu, pomyślał James, bo szczerze mówiąc, na dziś miał już dosyć

emocjonalnych problemów z córeczką, a czekała go jeszcze wizyta Kate, która

najwyraźniej zamierzała poddać go przesłuchaniu.

Wszedł do kuchni i stwierdził, że jest nieskazitelnie czysta. Najwyraźniej

matka wszystko uprzątnęła przed opuszczeniem domu. W salonie też panował

porządek. Odetchnął z ulgą, bo nie miał siły, by wyciągnąć ścierkę do kurzu, a co

dopiero odkurzacz.

Rzucił okiem na swoje odbicie w lustrze, zastanawiając się, czy nie powinien

się przebrać.

Na litość boską, w końcu to jest mój dom, pomyślał z rozdrażnieniem. I to, w

co się ubiorę, jest moją sprawą. Na pewno Kate powie, co ma do powiedzenia,

niezależnie od tego, co będę miał na sobie.

Poza tym i tak jest już za późno. Reflektory samochodu Kate właśnie omiotły

fasadę budynku, a potem zgasły.

James wziął głęboki wdech, zbiegł po schodach i otworzył drzwi w chwili,

gdy Kate wysiadała z samochodu.

Tylko bądź uprzejmy, upomniał się w duchu.

- Cześć - zawołał, ale nie był w stanie zmusić się do uśmiechu.

R S

background image

38

- Cześć - odparła i ruszyła w jego stronę, niosąc brązową papierową torbę.

Gestem zaprosił ją do domu. Był zafascynowany jej ciemnymi lśniącymi

włosami, które opadały na ramiona. Po raz pierwszy od śmierci Beth spojrzał z

zainteresowaniem na jakąkolwiek kobietę.

- Przywiozłam różne potrawy.

Zmusił się do skupienia uwagi na jej słowach.

- Fantastycznie. Pachnie cudownie. Od lat nie jadłem curry. Wejdź. Pozwól,

że wezmę twój płaszcz.

Kate zsunęła go z ramion i mu podała. Na widok jej obcisłych dżinsów,

jasnoróżowego swetra z wycięciem w serek omal nie upuścił torby z jedzeniem.

Szybko poszedł do kuchni i wyjął pojemniki z potrawami.

- Będziemy jeść na stole czy na kolanach? - spytał.

- Myślę, że na stole - odparła, uśmiechając się z zakłopotaniem. - Jest tego

dość dużo. Chciałabym trochę zabrać ze sobą.

James położył wszystko na tacy i ruszył w stronę pokoju jadalnego.

Jedli w milczeniu.

W końcu Kate postanowiła przerwać ciszę. Odłożyła widelec, odsunęła na bok

talerz i spojrzała na Jamesa.

- Odezwij się do mnie - zaczęła łagodnym tonem. - Ja nie gryzę.

- Akurat - mruknął, ale również odłożył widelec i sięgnął po szklankę z

piwem, a potem spojrzał w oczy Kate i spytał: - Dobrze, co chcesz wiedzieć?

- Nie mam pojęcia, czego nie wiem. Wiem, że masz dzieci, wiem, że przez

długi czas nie pracowałeś, wiem, że podczas rozmowy kwalifikacyjnej bardzo

niechętnie mówiłeś o sprawach rodzinnych. Nie mam pojęcia, jak to u ciebie w

gruncie rzeczy jest. Nie wiem nawet, czy twoja żona żyje.

Ostrożnie odstawił szklankę, ponownie spojrzał jej w oczy i westchnął.

- Nie. Umarła na raka w sierpniu zeszłego roku. Wszystko zaczęło się w

kwietniu. Beth była w szóstym miesiącu ciąży z Freyą i nie czuła się najlepiej. Miała

R S

background image

39

zaparcia. Myślała, że ich przyczyną jest żelazo, które wówczas brała. Nie

wspomniała mi o tym ani słowem. Ale któregoś poranka zwymiotowała i zaczęła

oddawać mocz z krwią. Pojechała taksówką do szpitala, została przyjęta, ale zanim

dowiedziałem się o tym, przeszła mnóstwo badań i czekała na wyniki.

- Nie powiedziała ci o tym?

- Nie. Była lekarzem. Tak czy owak, dostała wyniki. Okazało się, że ma guz

na wstępującej okrężnicy, ale ponieważ lekceważyła objawy przez wiele miesięcy...

może nawet lat, nastąpił przerzut na wątrobę. W końcu rak zaatakował kręgosłup i

żebra, a ostatecznie mózg.

Kate zastanawiała się, czy to tłumaczy jego dość opryskliwe zachowanie

pierwszego dnia.

- Umarła pod koniec sierpnia, trzy miesiące po urodzeniu Frei.

Uniósł szklankę i dopił piwo, a potem wyprostował się, chwycił widelec i

zaczął dłubać nim w jedzeniu, które zostało na jego talerzu.

- Byłem na nią zły, że zlekceważyła objawy. W końcu okazało się, że jest już

za późno, żeby usunąć ciążę, ale nawet gdyby ją przerwała, i tak by nie przeżyła. A

w ten sposób spędziła z Freyą kilka miłych tygodni, zanim jej stan zaczął się

wyraźnie pogarszać.

Odłożył widelec i raptownie wstał.

- Kawa?

- Tak, poproszę - odparła, a kiedy poszedł do kuchni, przez kilka sekund

siedziała bez ruchu, próbując zebrać myśli. Nagle zdała sobie sprawę, że każąc mu

operować pana Symesa, rzuciła go w otchłań koszmaru.

- Och, gdybym wiedziała... - westchnęła, a potem wstała i zaczęła sprzątać ze

stołu.

Stwierdziła, że to, co zostało, wystarczy na jeszcze jeden posiłek. Wzięła tacę

z pojemnikami i zaniosła ją do kuchni.

R S

background image

40

- Czy mogę przełożyć to na talerz? Miałbyś jutro posiłek - zasugerowała, a

gdy spojrzała na niego, zdała sobie sprawę, że on stoi nieruchomo i niewidzącym

wzrokiem patrzy przez okno w czarną noc.

Widziała w szybie odbicie jego pozbawionej wyrazu twarzy. Bez jego

wskazówek znalazła w szafce talerz, przełożyła na niego resztki jedzenia i przykryła

je miską, a następnie schowała do pustej lodówki. Zebrała ze stołu brudne talerze i

włożyła je do zlewu.

- Gdzie jest zmywarka? - spytała, ale nie odpowiedział, tylko nadal stał

nieruchomo przy oknie. - James? Czy chcesz, żebym sobie poszła?

Odwrócił się w jej stronę.

- Ponieważ potrzebuję twojej życzliwości, zostaw je w zlewie. Umyję je

później. Nie mamy zmywarki. Jest na liście rzeczy, które zamierzam kupić. Czy

może być kawa rozpuszczalna? Prawdziwa się skończyła.

- Dobrze. Gdzie jest kubeł na śmieci?

- Pod zlewem - odrzekł, biorąc puste pojemniki i wrzucając je do kosza. - Nie

musisz zmywać.

- Ktoś musi, a ty masz zrobić kawę. Czy jest tu jakaś ścierka? Stół wygląda

tak, jakbyśmy rzucali w siebie jedzeniem.

Idąc do salonu, doszła do wniosku, że ma do niego jeszcze wiele pytań i że nie

opuści jego domu, dopóki nie uzyska na nie odpowiedzi.

R S

background image

41

ROZDZIAŁ CZWARTY

Oczywiście, na tym się nie skończyło. To był zaledwie początek, z czego

James doskonale zdawał sobie sprawę. Poszli z kawą do salonu i usiedli na dwóch

końcach kanapy. James czekał, aż Kate zacznie dalej go wypytywać, co nie trwało

zbyt długo.

- Powiedz mi, jak dajesz sobie radę z opieką nad dziećmi - rzekła otwarcie.

James poczuł, że jego prawa brew się unosi, ale Kate nie dała za wygraną.

Spojrzała na niego badawczo i przystąpiła do ataku.

- Zdaję sobie sprawę, że nie powinnam cię o to pytać, ale ponieważ dziś rano

musiałam cię zastępować, zapewne nie po raz ostatni, muszę wiedzieć, że robisz

wszystko, co w twojej mocy... Jeśli chcesz, żebym ci pomagała, to odpowiedz na

moje pytanie - zażądała stanowczo, a on w końcu się poddał.

- Mam opiekunkę do dzieci. W drodze do szpitala podrzucam je do niej. Ona

odprowadza Rory'ego do szkoły i zajmuje się przez cały dzień Freyą. Po lekcjach

odbiera Rory'ego, a ja przyjeżdżam po dzieci po pracy. Kiedy mam dyżur pod

telefonem, moja matka śpi tutaj.

Przynajmniej na razie, dodał w myślach. Ale nie jestem pewny, co zrobi po

takim nieudanym poranku.

- Więc o co chodziło dzisiaj?

- O Freyę - odparł niechętnie. - Nie chciała, żebym w nocy szedł do pracy.

Obudził ją mój pager... śpimy przy otwartych drzwiach. Potem usłyszała, że

rozmawiam przez telefon, ubieram się, i rozpoczęła swoją grę. A dzisiaj rano nie

chciała wypuścić mnie z domu. Moja matka stwierdziła, że mała jest zbyt

zdenerwowana, żeby pójść do opiekunki, a ona nie może się nią zająć, bo jej siostra

jest chora i musi odwiedzić ją w szpitalu w Cambridge. Powiedziała, że Freya nie

chce, żebym wychodził z domu, bo straciła już mamusię. Dobrze o tym wiem, ale w

gruncie rzeczy nie straciła matki, bo tak naprawdę nigdy jej nie miała. Po prostu nie

R S

background image

42

chciała, żebym ją zostawił. Przeżyliśmy dwa złe doświadczenia. Pierwsze to au

pair, która była istnym koszmarem, a drugie to żłobek, którego Freya nienawidziła.

Pomyślałem więc, że opiekunka będzie dobrym rozwiązaniem, pod warunkiem, że

mała się do niej przyzwyczai.

- I dlatego wziąłeś to zastępstwo? James kiwnął potakująco głową.

- Tak, zawarłem umowę krótkoterminową, żeby przekonać się, czy tym razem

będę w stanie pogodzić pracę z opieką nad dziećmi. Myślałem, że tak, licząc na

pomoc mojej matki, ale... - Urwał i westchnął, wpatrując się w swój kubek. Potem

postawił go na stole i usiadł wygodniej. - Czy odpowiedziałem na twoje pytania?

- Wygląda na to, że zrobiłeś, co mogłeś, żeby ułatwić dzieciom tę trudną

sytuację. Przepraszam, że potraktowałam cię tak obcesowo, ale...

- Pacjenci są na pierwszym miejscu? Wiem.

- Prawdę mówiąc, nie. Ich stan się nie poprawi bez opieki medycznej, więc

najważniejszy jest lekarz. Dlatego chciałam wiedzieć, czy nie możemy zrobić cze-

goś, co zwiększyłoby twoją dyspozycyjność.

- Chyba nie. Mógłbym oczywiście znaleźć dla nich zastępczych rodziców lub

zgłosić je do adopcji, ale... - Zauważył, że Kate pobladła i zesztywniała, więc urwał

i zmarszczył brwi. - Czy powiedziałem coś złego?

Kate odwróciła wzrok i potrząsnęła głową.

- Nie, nie. Oczywiście, że nie. Jest już późno, a ja muszę iść. Dziękuję ci, że

mi to wszystko wyjaśniłeś. Zdaję sobie sprawę, że nie jest ci łatwo.

- Kate, ja oczywiście żartowałem. Za nic na świecie nie oddałbym nikomu

moich dzieci. Choć byli tacy, którzy mnie do tego namawiali.

Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.

- Kto? Kto wpadł na taki pomysł?

- Niektórzy przyjaciele - odparł, wzruszając ramionami. - Nawet moja matka.

Ona chyba nadal wierzy, że tak byłoby dla nich lepiej.

R S

background image

43

- To nieprawda! Nie rób tego, chyba że nie będziesz miał wyboru. Adopcja nie

zawsze jest zła. Czasem może przynieść znakomite skutki. Ale nie wtedy, kiedy ktoś

się na nią decyduje tylko dlatego, że nie chce mieć przy sobie swojego dziecka.

- Ale ja chcę mieć je przy sobie, więc takie rozwiązanie nie wchodzi w

rachubę. Kocham moje dzieci i nigdy z nich nie zrezygnuję, ani nie pozwolę, żeby

stało im się coś złego.

Kate uśmiechnęła się i wstała.

- To dobrze. Teraz muszę iść. Mam jeszcze do załatwienia kilka spraw. I

przepraszam, że zachowywałam się jak służbistka. Gdybym mogła coś zrobić... to

znaczy, gdybyś miał jakiś kłopot, gdyby sprawy ci się nie układały...

- Myślałem, że mogę liczyć na twoją wyrozumiałość tylko w przypadku,

gdyby chodziło o sprawę życia lub śmierci - zauważył cierpko.

Nagle dostrzegł w jej oczach jakiś ludzki wyraz. Po raz pierwszy odniósł

wrażenie, że być może ma do czynienia z życzliwą i troskliwą kobietą, usiłującą

grać rolę wymagającej i bezwzględnej szefowej.

- To tylko propozycja pomocy w nagłym wypadku, więc nie przeciągaj struny

- oznajmiła, odzyskując panowanie nad sytuacją, a on uśmiechnął się i podał jej

płaszcz.

- Dziękuję. Za curry też - powiedział cicho. - To był dobry pomysł, który

naprawdę doceniam.

Spojrzała na niego łagodnym wzrokiem, a na jej ustach pojawił się ciepły,

szczery uśmiech.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Teraz twoja kolej.

- Załatwione - przytaknął pospiesznie, nie dając jej szansy na zmianę zdania.

- Obiecuję, że następnym razem nie będę się nad tobą znęcać.

- Trzymam cię za słowo - powiedział, przez sekundę rozważając możliwość

pocałowania jej na pożegnanie.

R S

background image

44

Nie miał na myśli namiętnego pocałunku, tylko cmoknięcie w policzek,

muśnięcie ustami jej delikatnej gładkiej skóry.

Otworzył drzwi i stał w nich, dopóki Kate nie uruchomiła samochodu, a potem

je zatrzasnął. Na zewnątrz panował chłód i wiał dokuczliwy wiatr, ale w nim zaczął

płonąć ogień, którego wcale nie pragnął. Posprzątał kuchnię, zmył naczynia i

położył się do łóżka.

Następnego ranka przednia szyba jego samochodu była zamarznięta, więc

musiał zeskrobać z niej lód, zanim zawiózł dzieci do opiekunki, a potem utknął w

korku i oczywiście spóźnił się do pracy.

Kate obedrze mnie ze skóry, pomyślał posępnie. I wszystko, co wczoraj

osiągnąłem, pójdzie na marne.

Gdy przyjechał do szpitala i wszedł na oddział, zobaczył Kate, która

rozmawiała z policjantami. Odwróciła się do niego z wyrazem ulgi w oczach. Naj-

wyraźniej jego spóźnienie nie było dla niej najważniejsze.

- Och, doktor McEwan. Policja chciałaby z tobą porozmawiać o Peterze

Grahamie, tym, który został ranny w bójce.

- Oczywiście.

- Nie masz nic przeciwko temu, że zostawię cię samego, prawda? - spytała i

odeszła.

James zrelacjonował policjantom to, co wiedział, zaprowadził ich do pacjenta,

a potem pożegnał ich i poszedł do gabinetu Kate.

- Czy usłyszeli to, co chcieli? - spytała, a kiedy na nią spojrzał, spuściła

wzrok.

Ciekawe, pomyślał.

- Niezupełnie. Peter Graham powiedział, że nie zna tego mężczyzny, który go

zaatakował.

Kate uniosła głowę i na chwilę ich spojrzenia się spotkały.

- No cóż, może to prawda.

R S

background image

45

- Myślę, że nie. Uważam, że powinniśmy mieć oczy szeroko otwarte i

sprawdzać, kto go odwiedza. Któryś z jego gości może próbować powstrzymać go

od mówienia.

Kate gwałtownie wstała.

- Zrobisz to, co uznasz za stosowne. Czy mógłbyś sprawdzić, jak się czuje

Tracy Farthing? Ja muszę iść na zebranie - powiedziała i wyszła, a on stał, zastana-

wiając się, o co w tym wszystkim chodzi.

Mógł zaproponować, że przyniesie do jej mieszkania curry i wycisnąć z niej

całą prawdę. Miał wrażenie, że ma to coś wspólnego z blizną na jej żebrach, ale nie

chciał przyznać się, że pierwszego dnia podejrzał ją w damskiej szatni. Nie miał

więc szans na odkrycie przyczyn jej dziwnego zachowania, dopóki ona sama mu ich

nie ujawni.

Miał przeczucie, że prędzej piekło zamarznie.

Nagle przypomniał sobie zamarzniętą szybę samochodu i postanowił, że w

drodze powrotnej kupi odmrażacz, bo gdyby następnego dnia ponownie przyjechał

spóźniony do pracy, to łatwo by się z tego nie wytłumaczył.

Było przejmująco zimno.

Jadąc pod koniec tego dnia do domu, Kate z niechęcią myślała o tym, że Peter

Graham trafił na ich oddział w chwili, gdy akurat ona miała dyżur. Gdyby nie to, nie

odrodziłyby się w jej głowie przykre wspomnienia. Spojrzała na ciemne okna swojej

niewielkiej stodoły i poczuła, że ciarki przechodzą jej po plecach.

W wiejskim domu jej rodziców paliły się światła.

Wiedziała, że może tam pójść i spędzić z nimi wieczór. Później ojciec

odprowadzi ją i bez zadawania zbędnych pytań zaczeka, aż zapali światła. Ale nie,

nie może uzależniać się od rodziców. Musi sama dać sobie z tym radę. Minęło sporo

lat. Nadszedł czas, żeby dojść do siebie.

Kiedy wysiadła z samochodu, zapaliły się zamontowane na jej stodole światła

urządzenia alarmowego, rozjaśniając podwórze.

R S

background image

46

No, już dobrze, pomyślała, widząc drzwi. Nie potrzebuję, żeby rodzice

trzymali mnie za rękę.

Weszła do wnętrza, zapaliła wszystkie światła, a potem udała się na górę do

sypialni. Przebrała się w dżinsy oraz pulower i zeszła na dół. Tam nalała sobie

kieliszek wina, usiadła i włączyła telewizor. Po chwili odezwał się jej telefon

komórkowy. Zerknęła na jego ekran i zobaczyła, że dzwoni do niej James.

- O co chodzi? - spytała bez wstępu, a on westchnął.

- Kate, przepraszam, że ci przeszkadzam, ale mój bojler przestał pracować, a

w kuchni unosi się zapach gazu.

- Natychmiast wyłącz gaz! - zawołała, a on nerwowo się roześmiał.

- Nie wpadaj w panikę, nie jestem kompletnym ignorantem. Czy mogłabyś

podać mi nazwisko hydraulika?

- Nie, ale znam kogoś, kto może to zrobić - odparła z uśmiechem, zadowolona,

że do niej zatelefonował i szczęśliwa, że znów słyszy jego głos. - To jest Fliss

Whittaker, żona Toma, wiesz, z oddziału ratownictwa.

- Znam Toma. Jego żona jest hydraulikiem? - spytał z niedowierzaniem, a ona

wybuchnęła śmiechem.

- Nie. Jest pielęgniarką, ale rozbudowuje swój dom i zna wszystkich

fachowców. Ona ci pomoże. Podam ci ich numer telefonu.

- A nie będą mieli nic przeciwko temu?

- Oczywiście, że nie. To bardzo mili ludzie. Jeśli nie odbiorą telefonu, zostaw

wiadomość, to oddzwonią do ciebie. Pewnie kładą spać dzieci, a mają ich dużo.

Zapomniałam ile, ale sześcioro lub siedmioro.

- Dobry Boże! - jęknął, a ona się roześmiała.

- No właśnie. Jedyną osobą, która uważa to za rozsądne, jest moja matka. Daj

mi znać, jak ci poszło. A gdyby nie mogli ci pomóc, zadzwoń do mnie. Nieważne, o

której godzinie.

- Dobrze. Dziękuję.

R S

background image

47

Wyłączyła telefon i przez chwilę wpatrywała się w jego ekran. Nagle zdała

sobie sprawę z głupiego uśmiechu, który zagościł na jej twarzy.

W końcu nie ma się z czego śmiać. James ma dwoje małych dzieci w domu

bez ogrzewania, a na dworze jest coraz zimniej. Poza tym zbliża się Boże Narodze-

nie, więc hydraulicy mogą zreperować tylko coś bardzo prostego.

Bądź co bądź, przecież mogą zamieszkać u jego matki, pomyślała, a potem

przypomniała sobie kłopoty, na jakie naraziła go Freya.

Nie twoje zmartwienie, upomniała się w duchu i skupiła uwagę na programie

telewizyjnym.

- Przykro mi, ale pański bojler jest zupełnie zdezelowany, a połowa

grzejników też jest na wykończeniu. Żeby to wszystko funkcjonowało, trzeba

zainstalować nowy zestaw, a ja w żaden sposób nie mogę zrobić tego przed

świętami, bo musiałbym przełożyć robotę u innego klienta.

James patrzył na hydraulika z niedowierzaniem, a potem przeczesał palcami

włosy i wydał z siebie jęk rozpaczy.

- A co pan sądzi o jakiejś prowizorycznej naprawie? - spytał, chwytając się

wszelkich sposobów jak tonący brzytwy.

Joe jednak tylko potrząsnął głową.

- Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić. Palnik wysiadł, a bojler jest tak stary,

że cudem działał. Nie zrobiłbym tego, nawet gdybym mógł. To szczęście, że nie

wyleciał w powietrze.

James poczuł się źle na myśl o tym, co mogło się stać. Źle na myśl o tym, że

znów będzie zależny od życzliwości matki. Ale nawet gdyby się do niej przenieśli,

to mogą zostać u niej nie dłużej niż na jedną noc.

- Czy mogę włączyć piecyk gazowy w salonie? - spytał, chwytając się

ostatniej szansy. - Albo kuchenkę?

- Oczywiście. Ale co pan zrobi bez gorącej wody?

- Hm... mam grzałkę.

R S

background image

48

- Która działa?

James wzruszył ramionami.

- Znając moje szczęście, pewnie nie. Nigdy nie próbowałem jej włączać.

- No to rzućmy na nią okiem. Ale zanim się zagrzeje, wypiłbym filiżankę

herbaty - powiedział hydraulik z uśmiechem, a James posłusznie włączył czajnik.

Nagle usłyszał płacz Frei, więc poszedł po nią i zniósł ją do kuchni.

- To jest Joe - powiedział, a hydraulik szeroko się do niej uśmiechnął.

- Witaj, kochanie. Chyba masz tyle samo lat co moje najmłodsze dziecko. Jak

ci na imię?

- F...eya - odparła, a potem nagle zawstydziła się i wtuliła buzię w szyję ojca.

- Czy grzałka działa? - spytał James.

- Można powiedzieć, że należy już do przeszłości - oznajmił Joe, potrząsając

głową. - Przykro mi. Niestety, nie macie gorącej wody.

- Czy nie mógłby pan jej wymienić?

- Sam nie wiem. Mam zapasową w furgonetce. Dajcie mi minutę.

Ale wszystkie jego wysiłki okazały się beznadziejne. Nie było ani ogrzewania,

ani gorącej wody.

- Jest mi okropnie zimno, tato - oznajmił Rory po wyjściu hydraulika, a James

przyciągnął go do siebie i mocno przytulił.

- Wiem. Mnie też jest zimno. Zapalmy w kominku - powiedział, a potem

zniósł ich pościel i rozłożył w salonie na kanapie.

Kiedy dzieci zasnęły, poszedł do kuchni i zadzwonił do Kate, by przekazać jej

nowiny.

To nie jest mój problem, powtarzała sobie z rozdrażnieniem, idąc przez

podwórze i wchodząc do domu rodziców.

- Co się stało? - spytała matka, uważnie na nią patrząc.

Kate weszła do salonu, usiadła obok kominka i głęboko westchnęła.

R S

background image

49

- Chodzi o Jamesa - odparła. - Zepsuł mu się bojler. Hydraulik stwierdził, że

trzeba założyć nowy system grzewczy. James nie ma gorącej wody, a teraz leżą

przytuleni do siebie przy kominku w salonie i są przemarznięci. A jego matka ma

maleńkie mieszkanie z niewielką sypialnią gościnną i niedużą kanapą...

- A my mamy stodołę - wtrącił łagodnie ojciec. Kate ponownie westchnęła.

- Czy macie na nią jakąś rezerwację?

- Jedynie na Boże Narodzenie, ale nie na dwa tygodnie. Poza tym wystarczy

miejsca dla wszystkich. Dlaczego do niego nie zadzwonisz?

- Odmówi.

- Na pewno nie - oświadczyła matka. - Pomyśli o dzieciach. Pójdę do stodoły i

przygotuję łóżka. Andrew, pomóż mi. Kate, dzwoń do niego.

Wszyscy troje poszli do stodoły. Kate do swojej połowy, żeby zatelefonować

do Jamesa, a jej rodzice do części gościnnej, by włączyć ogrzewanie i pościelić

łóżka.

Wybrała numer Jamesa, a on odebrał po pierwszym dzwonku.

- Cześć, Kate. Czyżbyś znalazła czarownika od bojlerów na „żółtych

stronach"? Mam taką nadzieję, bo jesteśmy przemarznięci.

Kate wybuchnęła śmiechem.

- Nie, ale znalazłam dla was ciepły dom. Chcę, żebyście jak najszybciej tutaj

przyjechali. Ty i twoje dzieci. Tak jak ci mówiłam, stodoła jest podzielona na dwie

części. Druga połowa przeznaczona jest dla gości na wakacje. Teraz stoi pusta, a

moja matka kazała wam ją zająć.

- Kate, nie mogę... - odrzekł z wahaniem, ale poznała po jego głosie, że uważa

tę propozycję za kuszącą. Nawet bardzo kuszącą.

- Mówiłam jej, że odmówisz, a ona powiedziała, że na pewno się zgodzisz ze

względu na dzieci.

Zapadła cisza, a potem usłyszała jego westchnienie.

- Kate, ja...

R S

background image

50

- Nie spieraj się, James - poprosiła. - Zapakuj trochę rzeczy, wsadź dzieci do

samochodu i przyjeżdżajcie. Druga część stodoły jest do waszej dyspozycji.

Niewykorzystanie takiej okazji byłoby absurdalne.

Podała mu wskazówki, jak ma dojechać, a potem poszła pomóc rodzicom.

- No i co? - spytała matka, podnosząc wzrok znad ścielonego łóżka.

- Przyjedzie - odrzekła Kate.

- Mówiłam, że się zgodzi. Włączyłam koc elektryczny na podwójnym łóżku, a

dzieciom dam termofory. Przyniosę mleko, chleb i masło na śniadanie. Och, mogę

też mieć schowane pudełko albo dwa płatków zbożowych.

- Pomogę ci - oznajmił jej mąż, po czym wyszli, a Kate sprawdziła, czy w

łazience są przybory toaletowe, a potem starła kurz z mebli w salonie.

Po chwili reflektory samochodu Jamesa rozświetliły podwórze, więc wyszła

mu na spotkanie, otworzyła drzwi kierowcy i uśmiechnęła się do niego.

- Wszystko w porządku? - spytała.

James kiwnął głową, ale na jego twarzy malował się wyraz przygnębienia.

- Kate, to bardzo miło z twojej strony. Czuję się winny, że nie potrafię

zapewnić mojej rodzinie domu jak należy...

- Daj spokój, James. Jesteś dobrym człowiekiem. Chodźcie do środka i

połóżmy dzieci w ciepłych łóżkach.

Kiedy zerknęła na tylne siedzenie samochodu i zobaczyła zdezorientowane

nieszczęśliwe miny dzieci, jej serce zaczęło krajać się z bólu.

- Chodźcie - powiedział cicho James, pomagając synkowi wysiąść. Potem

wziął Freyę na ręce, a Kate wyciągnęła dłoń do Rory'ego, który natychmiast ją

chwycił i mocno ścisnął.

- Zepsuł nam się bojler - wyznał poważnym tonem, a ona pokiwała głową.

- Wiem. Wejdź do środka. Tu jest miło i ciepło. Czy chciałbyś napić się

czegoś gorącego?

R S

background image

51

- Nie dawaj im nic do picia, bo przez całą noc będą latać tam i z powrotem -

powiedział James, wyciągając zza siedzenia samochodu torbę. - Czy możesz ją

wziąć? Mam jeszcze jedną walizkę z naszymi ubraniami. W tej są jedynie rzeczy

Frei.

- Naturalnie - odparła, czekając, aż James wyjmie drugą torbę z bagażnika i

zamknie samochód.

- W porządku. Gotowi?

- Czy masz misia mamusi? - spytał Rory, a serce Kate ścisnęło się ze

współczucia.

- Jest w walizce - odrzekł James.

Kate wprowadziła ich do wnętrza stodoły.

James nie mógł uwierzyć własnym oczom. Dom był ciepły, przytulny i miły.

Ładnie urządzone wnętrze, w którym dominowały cegły i drewniane grube belki.

- Ojej - jęknął Rory, rozglądając się wokół z szeroko otwartymi oczami. - Ten

salon jest ogromny, tato!

- To dlatego, że wszystko jest w jednym pokoju - wyjaśniła z uśmiechem

Kate. - Kuchnia znajduje się tutaj - dodała, prowadząc ich do pomieszczenia wiel-

kości salonu, w którym stały drewniane szafki z granitowymi blatami i wszelkie

niezbędne w kuchni urządzenia. Musiała pootwierać różne drzwi, by pokazać im,

gdzie jest lodówka, zamrażarka i zmywarka do naczyń. - Och, oto i moi rodzice -

oznajmiła, a kiedy James się odwrócił, ujrzał uśmiechniętą kobietę trzymającą w

ręce koszyk z jedzeniem.

- James, serdecznie witam - powiedziała, stawiając koszyk na blacie szafki,

podchodząc do niego i ściskając go. Potem poklepała Freyę po ramieniu i uśmie-

chnęła się do Rory'ego. - Ty jesteś Rory. Przeżyłeś prawdziwą przygodę, prawda? -

spytała cicho, nalewając wodę do czajnika.

- Zepsuł nam się bojler - wyjaśnił chłopiec ponownie.

R S

background image

52

- Wiem - odparła, a potem dodała: - Włożyłam do lodówki kilka

podstawowych produktów. Mam na imię Sue, a to jest Andrew... Andrew?

- Tutaj jestem. Dokładam drewno do kominka - zawołał, otrzepując ręce z

pyłu, zanim przywitał się z Jamesem. - Miło mi - powiedział, a James poczuł ucisk

w gardle.

- Dziękuję - odrzekł, a potem zacisnął usta i wciągnął przez nos powietrze.

Oni są tacy dobrzy i mili, pomyślał. Bez nich nie wiedziałbym, co począć.

- W porządku, zostawmy ich w spokoju, Sue. W łóżkach dzieci są termofory, a

na twoim leży elektryczny koc. Kate zajmie się wami. My zobaczymy się jutro.

- Pokażę ci, gdzie są sypialnie, żebyś mógł położyć dzieci spać - rzekła Kate,

gdy rodzice wyszli, i ruszyła w stronę schodów, trzymając za rękę Rory'ego, który

plótł trzy po trzy, udając, że nie ziewa.

- Zostań chwilę i napij się ze mną.

Chciała odmówić, ale kiedy spojrzała w jego oczy, dostrzegła w nich rozpacz i

osamotnienie, więc szybko zmieniła zdanie.

- Wiesz co, właśnie wypiłam kieliszek wina. Może pójdę do siebie i przyniosę

tę zaczętą butelkę?

- Czyżby moja szefowa nadużywała alkoholu? - powiedział cicho, a ona

uśmiechnęła się do niego.

- Nie musisz się do mnie przyłączać, jeżeli to jest wbrew twoim zasadom. Jeśli

wolisz, możesz napić się herbaty.

- Nie wchodzi w rachubę. Biegnij po to wino, a ja w tym czasie sprawdzę, czy

twoja mama przyniosła nam kawałek chleba. Z tego wszystkiego zapomniałem zjeść

kolację i dałbym się zabić za najmniejszą grzankę.

- Ja też. Zrób ich dużo.

Poszła do siebie po butelkę, a następnie odsunęła półkę z książkami i zastukała

do drzwi, które prowadziły z jej holu do drugiej części stodoły.

- James? Otwórz mi!

R S

background image

53

Usłyszała zgrzyt klucza w zamku.

- Więc te mieszkania są połączone - stwierdził ze zdumieniem, a ona

uśmiechnęła się przewrotnie.

- Trafiłeś w dziesiątkę. Będę musiała dać ci podwyżkę - oznajmiła,

przechodząc obok niego i kierując się do kuchni. - Zostało tak zaprojektowane.

Kiedy wszyscy członkowie rodziny się zjadą, można otworzyć całą stodołę, ale

zwykle te drzwi są zamknięte z obu stron. Mniam, mniam, te grzanki wspaniale

pachną. Znajdź dwa kieliszki i nalej do nich wina, a ja posmaruję tosty masłem.

- Członkowie rodziny? Powiedziałaś to takim tonem, jakby były ich tysiące.

- Och, bo tak jest. Może nie tysiące, ale mam ich bardzo wielu. To przybrane

dzieci moich rodziców. Teraz są dorośli, założyli rodziny, mają dzieci i wszyscy tu

przyjeżdżają. Poza tym rodzice mają trójkę swojego własnego potomstwa oraz mnie

i mojego brata.

Uważnie jej się przyjrzał, a ona zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała, i

poczerwieniała.

- Hm... jestem ich przybraną córką.

- To tłumaczy twoją reakcję... kiedy powiedziałem, że oddam dzieci do

adopcji.

- Och, tak. Przepraszam. Zareagowałam przesadnie.

- Skądże znowu. Miałaś absolutną rację. Proszę, twoje wino.

- Zamieńmy się, James - powiedziała, wręczając mu talerz gorących,

posmarowanych masłem grzanek.

Zanieśli wszystko do salonu, usiedli naprzeciwko rozpalonego kominka i jedli

w ciszy przerywanej jedynie trzaskiem polan oraz odległym szczekaniem psa.

- Tutaj jest tak spokojnie - mruknął James, odstawiając swój talerz i siadając

wygodnie na kanapie. - Nie mogę uwierzyć, że tu jestem, piję twoje wino, jem twoje

grzanki...

R S

background image

54

- Grzanki nie są moje - poprawiła go pogodnie, a on uśmiechnął się niepewnie,

patrząc w płomienie ognia.

- Dziękuję, Kate - wyszeptał. - Nie wiem, co zrobilibyśmy bez twojej pomocy.

Nie jestem w stanie wyrazić swojej wdzięczności.

- Nie musisz być mi za nic wdzięczny. Po prostu opiekuj się dziećmi, załatw

sprawę bojlera, a życie samo się ułoży. Tak jak zawsze, w ten czy w inny sposób.

Znasz powiedzenie, że nie ma tego złego, co by...

- Na gorsze nie wyszło - dokończył posępnie. - Przynajmniej w moim

przypadku.

- James, daj czasowi czas - rzekła, nie chcąc go urazić, ale obawiając się, że

pragnie osiągnąć zbyt wiele zbyt szybko. - Z pewnością wszystko ułoży się po

twojej myśli.

- Chciałbym ci uwierzyć. - Położył głowę na oparciu kanapy, zamknął oczy i

westchnął. - Czuję się tu jak w prawdziwym domu, który kiedyś miałem. Prawdziwy

dom... pełen miłości, śmiechu i nadziei na przyszłość. Tonęliśmy w spokojnym

mieszczańskim dostatku, a potem wszystko nagle się rozpadło... jak domek z

dziecinnych klocków.

O Boże, pomyślała, co mam mu powiedzieć? Nic nie przychodziło jej do

głowy, więc zamilkła, usiłując powstrzymać wybuch płaczu.

- To nie chodzi tylko o Beth - dodał po dłuższej chwili. - Chciałbym po prostu

mieć bliskiego człowieka. Kogoś, z kim mógłbym pójść na kolację, obejrzeć film

albo po prostu wybrać się na spacer. Kogoś, z kim mógłbym porozmawiać, kiedy

położę dzieci spać, żebym nie musiał surfować po internecie, albo iść do łóżka o

dziewiątej wieczorem tylko dlatego, że nie mam nic innego do roboty. I zastanawiać

się w ciemnościach, czy jeszcze kiedykolwiek przeżyję jakąś miłosną przygodę...

Doskonale go rozumiała. Dobrze wiedziała, jak czuje się człowiek, który leży

samotnie w łóżku, nękany przez uporczywe myśli.

R S

background image

55

- Muszę już iść - powiedziała, wstając i zabierając brudne talerze oraz swój

kieliszek. - Możesz wypić tę resztkę wina. Gdybyś czegoś potrzebował, zawołaj

mnie. Nie zamknę drzwi.

Zaniosła talerze do kuchni i ruszyła w kierunku swojego mieszkania,

obawiając się, że jeśli zostanie tam choćby chwilę dłużej, powie albo zrobi coś głu-

piego.

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Przyjechałeś za wcześnie.

- Chodzi ci o to, że się nie spóźniłem - odparł cierpko, a ona uśmiechnęła się

do niego, ulegając jego urokowi.

- Jak wolisz. Co u dzieci? Czy dobrze spały?

- Jak kamienie. Są okropnie zdezorientowane, nie wiedzą, co się dzieje.

Podejrzewam, że przestały doszukiwać się w tym wszystkim sensu. Freya nawet nie

pisnęła, kiedy rano przekazywałem ją Helen.

- Pewnie była zbyt zmęczona.

- Chyba tak. - Nagle na jego twarzy pojawił się wyraz zakłopotania. - A co do

wczorajszego wieczoru... przepraszam za użalanie się nad sobą. Nie chciałem

wciągać cię w moje sprawy. Po prostu byłem u kresu wytrzymałości. Rzuciłaś mi

deskę ratunkową, a ja zamęczyłem cię, mówiąc w kółko o swoim życiu, więc

przepraszam, jeśli wydałem ci się niewdzięcznikiem, bo nim nie jestem.

- Miło mi to słyszeć. Ale wracając do naszych spraw zawodowych. Jeśli nie

masz nic pilnego, to czy mógłbyś wpaść do Tracy Farthing? Właśnie miałam do niej

zajrzeć, kiedy wezwała mnie Trina.

- Dobrze - odparł i ruszył w stronę drzwi. Kate musiała zrobić obchód bez

niego.

I dobrze, pomyślała. Nadrobi zaległości później.

R S

background image

56

Steve Symes został przeniesiony na onkologię, a pan Reason czuł się już

dobrze. Jedynie Peter Graham dawał powody do niepokoju.

Kate nie zatrzymywała się przy nim zwykle dłużej, ale tego ranka zaczęła z

nim rozmawiać.

- Ten mężczyzna, który pana kopnął... Czy on miał panu coś za złe? - spytała.

- Nie. Po prostu znalazłem się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym

czasie - odrzekł, nie patrząc w oczy Kate, co obudziło jej podejrzenia.

- To dobrze, bo nie zamierzam pana wypuścić ze szpitala, żeby pan znowu nie

znalazł się w niewłaściwym miejscu. Następnym razem może pan nie mieć tyle

szczęścia.

Nie wiedziała, czy to sprawa jej wyobraźni, czy też on naprawdę nerwowo

przełknął ślinę. Wyszła z pokoju i ruszyła w stronę stanowiska pielęgniarek, w któ-

rym urzędowała Ali.

- Czy mogę zamienić z tobą kilka słów, Ali?

- Oczywiście. O co chodzi?

- O Petera Grahama. Ali zmarszczyła brwi.

- Co z nim? Wcześniej czuł się dobrze.

- Podejrzewam, że zna tego mężczyznę, który go zaatakował.

- Aha. Ja też. Czy chciałabyś, żebym porozmawiała z policjantami, jeśli

ponownie do nas przyjdą?

- Tak, jeśli na nich trafisz... A tymczasem czy mogłabyś mieć na oku jego

gości, na wypadek, gdyby któryś z nich wydał ci się podejrzany czy niebezpieczny?

- Naturalnie. Natychmiast dam ci znać, jeśli zauważę, że dzieje się coś

dziwnego.

- Zawiadom Jamesa. Jest ode mnie większy i silniejszy.

Ali wybuchnęła śmiechem.

- Z pewnością. Och, on dzwonił. Uważa, że Tracy ma niewielki krwotok

żołądkowy. Pytał, czy chcesz, żeby zrobił jej endoskopię.

R S

background image

57

- Dobry pomysł, jeśli uważa, że nie wygląda to najlepiej. Zadzwonię do niego.

- Do kogo?

Kate odwróciła się, trzymając ręce na piersi i gniewnie marszcząc brwi.

- Przestraszyłeś mnie, James. Zamierzałam zadzwonić do ciebie w sprawie

Tracy.

- Zamówiłem endoskopię na dziesiątą. Czy pójdziesz tam z nami?

- Może... Wprawdzie mam zebranie, ale wiem, co zrobię! Przeproszę ich, że

nie przyjdę.

- Wtedy będziemy nawet mieli czas, żeby wypić kawę - mruknął. - Właśnie

zdałem sobie sprawę, że dotąd nie jadłem jeszcze śniadania.

Kate zmarszczyła czoło.

- A wczoraj zapomniałeś o kolacji. Musisz jeść, James, bo inaczej po prostu

znikniesz.

- Chyba masz rację - przyznał, a potem przekrzywił głowę i dodał: - Zatem...

skoro oboje powinniśmy jeść, to dzisiaj wieczorem będzie moja kolejka na po-

stawienie ci kolacji, dobrze?

Kate poczuła, że jej serce zaczyna bić w przyspieszonym tempie. Próbowała

zmusić się do swobodnego uśmiechu. Wiedziała, że powinna odmówić. Że powinna

powiedzieć...

- U ciebie czy u mnie?

- Czy to nie to samo? - spytał z uśmiechem. - Może lepiej będzie w mojej

części... na wypadek gdyby dzieci czegoś chciały.

Kiwnęła potakująco głową.

- Jak sobie życzysz. Muszę zabrać się do pracy. Mam uaktualnić karty wielu

pacjentów, zanim będę mogła się wymknąć, żeby zobaczyć, jak robisz Tracy

gastroskopię.

- To ja mam ją robić?

R S

background image

58

- Oczywiście. Ona jest twoją pacjentką, James. Poza tym uważam cię za

wystarczająco dużego chłopca i wiem, że świetnie dasz sobie radę.

Tego popołudnia, gdy był w poradni, dostał wiadomość od Ali na pagerze,

więc do niej zatelefonował.

- U Petera Grahama jest jakiś facet, którego wygląd mi się nie podoba -

oznajmiła. - Jest paskudny... wiesz, co mam na myśli? Nie chciałabym z nim zaczy-

nać, ale Kate kazała w takim przypadku dać ci znać.

- Zaraz przyjdę. Na wszelki wypadek zawiadom ochroniarzy.

- Och, James, on zaczął krzyczeć...

- Wezwij ochroniarzy. Już idę - powiedział i pobiegł na oddział. Jeśli ten

człowiek znów uderzy Petera, który jest tuż po operacji...

- Odczep się ode mnie!

- Nie ma mowy! - krzyknął James, przyciskając napastnika do łóżka Petera. -

Ali, wezwij policję.

- Są już w drodze - odparła, ale James jej nie słuchał, bo spoglądał na Petera,

który zbladł i dygotał.

- Do diabła, jego stan jest krytyczny. Musiał go uderzyć. Peter, wytrzymaj. Co

się stało?

- Uderzył mnie - wyszeptał pacjent drżącym głosem.

- Czy to on uderzył cię wcześniej?

- Brat... - wymamrotał i stracił przytomność.

- Jesteś jego bratem? - zawołał James z niedowierzaniem do mężczyzny, z

którym mocowali się ochroniarze.

- Odbił mi dziewczynę, jasne?

- Nie interesuje mnie, co on zrobił. Zabierzcie go stąd. Jedziemy na salę

operacyjną. Ali, ruszajmy!

Kiedy dotarli na miejsce, Kate była już w stroju operacyjnym i czekała na

nich.

R S

background image

59

- Ja zacznę, a ty się przygotuj - powiedziała i przejęła obowiązki.

Po skończonym zabiegu usiedli w pokoju dla personelu, pijąc kawę.

- Wiesz, z radością myślę o dzisiejszej kolacji - oznajmiła. - Nie wiem, co

stało się z lunchem.

- Musisz jeść, Kate, bo inaczej po prostu znikniesz - powiedział,

przedrzeźniając ją żartobliwie, a ona rzuciła w niego gazetą, wstała i wyszła, nie

mogąc ukryć uśmiechu.

James podniósł gazetę i położył ją z powrotem na stole, a potem podążył za

Kate, cicho pogwizdując.

Życie nagle wydało mu się znacznie bardziej obiecujące...

Wieczorem przyniósł kolację do mieszkania Kate, ponieważ dzieci poszły

spać bez szemrania. Było to tajskie curry, znacznie zdrowsze niż to, które ona po-

przednio przywiozła do jego domu. Zjedli je w kuchni przy otwartych drzwiach

łączących obie połowy stodoły.

Następnego wieczoru Kate przyniosła do niego resztę wina, które zostało z

poprzedniego dnia. Popijając je, przez godzinę oglądali telewizję, dyskutując na

temat programu dokumentalnego, a potem Kate z uśmiechem położyła się spać.

Na szczęście w czasie weekendu nie mieli dyżuru pod telefonem, więc Kate

postanowiła w sobotę rano poleżeć dłużej w łóżku.

Nie wzięła jednak pod uwagę hałasu, jaki robili Rory i Freya. Z drugiej

połowy stodoły dochodziły do niej radosne piski i krzyki oraz tupot drobnych stóp. I

głęboki szorstki głos ich ojca, który je uciszał, a potem chichoty, bo zapewne któreś

złapał i wziął na ręce. Później piski się nasiliły, a tupot stóp ustał.

Nagle zdała sobie sprawę, że się uśmiecha.

- Chyba zwariowałam - mruknęła do siebie. - Powinnam być na nich zła, że

zakłócają mi spokój, ale nie jestem. Miło jest słyszeć odgłosy zabawy szczęśliwych

dzieci.

R S

background image

60

Zwłaszcza szczęśliwych dzieci Jamesa, dodała w myślach. Szczególnie po

tym, co musiały przejść.

Wstała, wzięła prysznic, włożyła starą sukienkę i zeszła na dół. Nagle

usłyszała łomot i krzyk. Bez chwili namysłu otworzyła drzwi łączące obie połowy

stodoły i wbiegła do drugiej jej części. James siedział u podnóża schodów,

trzymając Rory'ego na kolanach, rozcierając mu nogę i mocno go tuląc do siebie, a

Freya stała nieruchomo, obserwując rozgrywającą się przed jej oczami scenę

- Freya, kochanie, chodź do mnie, nic mu się nie stało - zawołała Kate. Potem

wzięła dziewczynkę na ręce i usiadła obok Jamesa. - Jak się czujesz, Rory?

- Spadłem ze schodów - wyjaśnił chłopiec, a ojciec przytulił jego głowę do

piersi i czule ją masował.

- Wszystko dobrze, kochanie. Przyłóżmy lód na stłuczone miejsce.

- Teraz już jest w porządku - odparł Rory, zsunął się z kolan ojca i utykając,

poszedł do kuchni. - Czy mogę zjeść ostatnie ciastko? - spytał, a James wzniósł oczy

do nieba i uśmiechnął się do Kate.

- Czy o to poszło? O ostatnie ciastko? - spytała, a on się zaśmiał.

- Tak. Myślałem, że poszedł się ubrać, ale on otworzył bramkę na schodach,

pośliznął się i upadł. Teraz jest już dobrze.

Powtarzał to tak często, że Kate zaczęła się zastanawiać, kogo próbuje

przekonać. Ale gdy poszła za Rorym do kuchni, uznała, że James miał rację, bo

chłopiec siedział przy stole, machając nogami i pałaszując z apetytem babeczkę.

- Ciastko F...ei! - zawołała ze łzami w oczach dziewczynka, zaciskając i

otwierając palce dłoni, ale Rory nie oddał jej babeczki.

Widząc na twarzy Jamesa wyraz rozpaczy, Kate przyszła mu z pomocą.

- Wiecie co? Mam w domu doskonałe czekoladowe ciasteczka - oznajmiła.

Słysząc to, Rory przestał jeść, a Freya otarła łzy, uniosła głowę i spojrzała na

nią z nadzieją.

R S

background image

61

Wzięła za rękę Freyę i ruszyła w stronę swojej części stodoły, a Rory

pokuśtykał za nimi. Usiedli w salonie, jedząc ciasteczka i oglądając film rysun-

kowy.

Kate miała wrażenie, że gości u siebie jednego ze swoich braci z dziećmi. Jest

tylko jedna zasadnicza różnica. Przy żadnym z nich, niezależnie od tego, czy był

bratem rodzonym, czy przyrodnim, nigdy nie czuła się tak jak przy Jamesie, który

świetnie wyglądał w swoich starych spranych dżinsach i bawełnianym podkoszulku.

W dodatku teraz oparł stopy na jej niskim stole, sprawiając wrażenie, że czuje się

jak u siebie w domu.

- James, w lodówce jest worek z lodem, jeśli uważasz, że jest mu potrzebny

okład - powiedziała, a on poszedł do kuchni, skąd po chwili wrócił przewiązany w

pasie ścierką do naczyń i położył lód na kolanie Rory'ego.

- Myślę, że to dobrze ci zrobi - oznajmił. - A jeśli chodzi o ciebie, młoda

damo, to uważam, że zjadłaś już dość ciastek.

- Chyba wszyscy zjedliśmy ich dużo - zauważyła Kate ze śmiechem,

przesadzając Freyę na jego kolana, a potem odniosła ciastka do kuchni.

Kiedy wróciła, rozpuściła włosy, które opadły na jej ramiona, westchnęła i

dodała:

- Jeszcze nie zdążyłam się uczesać. - Pozbierała filiżanki i wyłączyła

telewizor. - Przepraszam was, kochani, ale muszę się ubrać i zrobić porządek z wło-

sami. Powinniście iść do domu.

- Do... naszego domu? - spytał Rory przerażonym głosem.

- Do sąsiedniej części, głuptasie - wyjaśnił James z szerokim uśmiechem. -

Chodźcie.

- A czy będziemy mogli tu wrócić?

- Rory! - powiedział James stanowczym tonem, kładąc rękę na jego ramieniu i

prowadząc go w kierunku drzwi. - Dziękujemy za herbatę i ciastka.

R S

background image

62

- Cała przyjemność po mojej stronie - odrzekła Kate, całując Freyę w

policzek.

James zamknął za nimi drzwi, zostawiając ją w spokoju.

Tylko że ona poczuła się dziwnie samotna.

James usłyszał hałas otwieranych drzwi, a potem zobaczył Kate, która

wychodziła ze swojego mieszkania.

- Kate! - zawołał, uchylając swoje drzwi. - Chciałbym porozmawiać z twoimi

rodzicami.

- O czym? - spytała, odwracając się i idąc w jego stronę. - Czyżbyś miał jakiś

kłopot?

- Nie, absolutnie nie. Po prostu chcę się dowiedzieć, ile mam zapłacić za

wynajem.

- James, oni nie wezmą od ciebie ani grosza.

- Wobec tego musimy się stąd wyprowadzić - oświadczył. - Na pewno mają

ustalony cennik za wynajem...

- Nie, nie mają. Bywa tu tylko rodzina. Nazywamy go letnim domkiem, ale tak

naprawdę jest to przybudówka dla gości. A wy jesteście moimi gośćmi, więc

wszystko w porządku.

Zaczął się zastanawiać, czy Kate przypadkiem go nie oszukuje.

- Muszę przynajmniej pokryć koszty świadczeń - zaprotestował. - Chcę z nimi

porozmawiać, Kate.

- Dobrze, więc chodź ze mną. Właśnie do nich idę. Zawołał dzieci i wszyscy

razem poszli przez podwórze do uroczego starego domu w stylu Tudorów.

Sue była w kuchni zajęta przygotowywaniem jakiejś potrawy.

- Jutro Dan przyjeżdża na lunch, więc chcę coś ugotować na tę okazję -

oznajmiła. - Ma nową dziewczynę.

R S

background image

63

- Och, to dobrze. Najwyższy czas. Dan jest moim przyrodnim bratem -

wyjaśniła Jamesowi. - W dzieciństwie był okropny, ale teraz stał się bardzo miły.

Wszystko zaczęło mu się dobrze układać.

Po chwili do kuchni wszedł Andrew i zanim James zdążył powiedzieć słowo,

przywitał się z nim.

- Cześć, tato, James ubzdurał sobie, że powinien zapłacić za wynajem.

Wyjaśniłam mu, że nie wynajmujemy stodoły, ale on się uparł. Mówiłam mu, że

odczytasz stan licznika.

- Oczywiście. Dopilnuję tego. Nie martw się, James.

- Czy nie mogę po prostu wynająć tego domu od pana?

- Och, nie. To spowodowałoby zamieszanie z fiskusem. Przeczytamy stan

licznika. Tak będzie najprościej.

Jeśli mnie okłamują, to robią to bardzo umiejętnie, pomyślał James i dał sobie

spokój z dyskusją na ten temat. Postanowił, że kupi im coś w prezencie, kiedy będą

w końcu w stanie wrócić do własnego domu.

- Skoro mówimy o stodole... Kate wspominała, że wasza rodzina ma korzystać

z niej w czasie świąt. Czy to prawda? Bo jeśli tak, to na ten okres możemy wrócić

do naszego domu, myć się u mojej matki... Nie chciałbym przeszkadzać. Wygląda

na to, że przyjedzie wiele osób.

- Nie będziecie przeszkadzać. I oczywiście, nie zabierze pan dzieci do

zimnego domu na święta, bo to zdenerwowałoby je jeszcze bardziej - oznajmiła Sue

stanowczo. - A propos, jakie macie plany na Boże Narodzenie? - spytała, a James

zdał sobie sprawę, że w ogóle o tym nie pomyślał.

- Niestety, żadnych - odparł. - Moja matka zamierza spędzić je ze swoją

siostrą, która niedawno owdowiała i nie czuje się dobrze. A jeśli chodzi o mnie, to

szczerze mówiąc, nie zastanawialiśmy się nad tym, prawda, dzieciaki?

R S

background image

64

- Ja się zastanawiałem - odparł Rory. - Chcę mieć wielką choinkę i skarpetkę,

do której Święty Mikołaj włoży prezenty. Napiszę do niego list. Kate, czy mi

pomożesz?

- A ja? - spytał James, ale Rory potrząsnął głową.

- Chcę, żeby Kate mi pomogła - powtórzył z uporem.

James przestał z nim dyskutować, bo miał ważniejszą sprawę na głowie. Freya

próbowała wysunąć się z jego ramion, gdy zobaczyła, że do domu wbiega pies.

- Piesek! - zawołała, a James spojrzał niepewnie na czarnego labradora, który

obwąchiwał jej stopy.

- Czy on nic im nie zrobi? - spytał, a Sue wybuchnęła śmiechem.

- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, żeby je poślinił... Mungo jest słodki.

Będzie się z nim wesoło bawiła.

I miała rację. Freya zakochała się w psie. Głośno się śmiejąc, głaskała go i

klepała, a on merdał ogonem i ją lizał. James odetchnął z wielką ulgą, widząc, że

dzieci są szczęśliwe. Że Rory pomaga Sue przygotować pierożki z mielonego mięsa,

a Freya, nucąc, ciągnie za uszy Munga.

- Gotowe. Teraz włożę je do piekarnika i posprzątam. Kate, jeśli nie masz nic

do roboty, to może zabrałabyś Jamesa i dzieci na spacer z psami nad rzekę? Tam

pewnie będą kaczki.

- Czy możemy je nakarmić? - spytał Rory podnieconym głosem, podbiegając

do Kate i patrząc z nadzieją w jej oczy.

- Oczywiście - odparła, uśmiechając się do niego. - Mamo, czy masz chleb?

- W pojemniku jest kawałek bułki z mąki kukurydzianej, której termin

przydatności już upłynął. James, czy macie wysokie buty?

- Nie.

- Nic nie szkodzi - powiedziała Kate. - Mamy tu wszelkie możliwe ich

rozmiary, od małych po olbrzymie. Jaki nosisz numer?

- Dziesiątkę.

R S

background image

65

- W porządku. Freya, czy pójdziesz z Mungiem nakarmić kaczki?

- Piesek idzie? - zawołała, a Kate kiwnęła głową.

- Tak, idzie. Borsuk też.

- Macie borsuka? - spytał Rory, a ona odniosła wrażenie, że gdyby bardziej

wytrzeszczył oczy, to wyskoczyłyby mu z orbit.

- Nie. To imię psa. Borsuki są na farmie. I lisy, zające, wiewiórki, bażanty...

och, różne zwierzęta i ptaki.

- Dobry Boże! - jęknął James. - To brzmi, jakby ta farma była rezerwatem

przyrody.

- Trochę tak to wygląda. Poza tym są tam też zwierzęta gospodarskie.

Dzieciaki, jeśli chcecie, to wam je pokażę. One należą do mojego wujka. Ma owce,

kozy i krowy.

- Ojej!

Co do oczu Rory'ego to się myliła. Okazało się, że mogą być jeszcze większe i

nie wypaść z orbit.

- James, zmierz te buty. Rory, jaki numer nosisz?

Po kilku minutach mieli już buty odpowiednich rozmiarów. Żeby wyjść,

potrzebowali jeszcze grubych płaszczy, szalików i rękawiczek. Psy machały ogona-

mi, czekając na nich w drzwiach. Ruszyli ścieżką w stronę rzeki. Dzieci biegały,

piszcząc i chichocząc. W pewnej chwili Freya potknęła się, upadła i zabłociła

rękawiczki.

James ją podniósł i posadził sobie na ramionach. Wracali przez farmę, by

dzieci mogły zobaczyć zwierzęta. Rory wspiął się na barierkę i podrapał kozę w

ucho. Kate pomyślała, że odkąd po raz pierwszy je ujrzała, zmieniły się nie do

poznania.

- Wygląda na to, że dobrze się bawią - stwierdziła, kiedy James postawił Freyę

na ziemi i pozwolił jej karmić pływające w stawie kaczki.

R S

background image

66

- Tak, to prawda. W ciągu kilku ostatnich miesięcy nie miały wielu okazji do

radości. Przeżyły miłe lato, ale wydaje się, że to było bardzo dawno temu. Odkąd

Rory poszedł do szkoły, a ja próbowałem znaleźć pracę i opiekunkę, natrafialiśmy

na same trudności. A co do bojlera... - Wzniósł oczy do nieba, a ona uśmiechnęła się

posępnie. - Hej, nie jest aż tak źle. Dzięki tobie mamy gdzie mieszkać. Nie wiem, co

zrobilibyśmy bez twojej stodoły.

- Znalazłbyś jakieś wyjście. Tom i Fliss mają mieszkanie. Mogliby was w nim

ulokować. Istnieje wiele rozwiązań.

- Jestem bardzo zadowolony z tego, że mieszkamy w twojej stodole -

powiedział cicho, patrząc na nią przenikliwie, a ona poczuła, że zagląda do jej

duszy. - I bardzo szczęśliwy. Dzięki tobie, Kate.

Próbowała się uśmiechnąć, ale jej usta odmówiły współpracy, a płuca

zapomniały, że powinny oddychać.

- Będę o tym pamiętać. Jestem pewna, że nadejdzie czas, kiedy ja będę

potrzebować od kogoś przysługi.

- Zwróć się wtedy do mnie.

- Dobrze.

Była to jedna z takich dziwnych chwil, kiedy świat zdawał się zatrzymywać.

Patrzyli sobie w oczy, a ona zrobiła krok w jego stronę. Była zauroczona jego ciep-

łem, szczerością i zniewalającym seksapilem. Nagle dotarły do nich piski, plusk

wody i śmiech dzieci. To sprawiło, że czar prysł. James cofnął się, oderwał wzrok

od jej oczu i spojrzał w kierunku Rory'ego oraz Frei. Nastrój natychmiast się

zmienił.

Dzięki Bogu, pomyślała. Nie chcę być wciągnięta w życie Jamesa i jego

dzieci. Niezależnie od tego, jak bardzo ich lubię.

Zawołała psy, a James poszedł po dzieci i ruszyli w drogę powrotną do domu.

R S

background image

67

- Wróciliście w samą porę - powiedziała Sue, kiedy weszli do kuchni, w której

unosił się wspaniały zapach. - Ugotowałam duży garnek zupy. Umyjcie ręce i

siadajcie do stołu.

Nawet nie spytała, czy nie mają jakichś planów, tylko posadziła ich przy stole

jak kwoka, która bierze kurczęta pod swoje skrzydła. James poczuł silny ucisk w

gardle.

- Kate, ja nie znoszę zupy - wyznał Rory niepewnie.

- Polubisz sobotnią zupę mojej mamy - zapewniła go, pochylając się nad nim.

- Jest w niej bekon, fasola i wiele innych rzeczy. Wszyscy lubią sobotnią zupę.

On też ją polubił. I prosił o dolewkę.

Dwukrotnie. Podobnie jak James. Nawet Freya zjadła imponującą porcję.

Potem Sue postawiła na środku stołu szarlotkę oraz parujący dzbanek

waniliowego sosu.

- Więc co włożysz dziś wieczorem na wesele, Kate? - spytała Sue, podając jej

miskę.

- Och, do diabła! Zupełnie o tym zapomniałam. Czy to naprawdę jest dzisiaj

wieczorem?

- Tak. Och, Kate, nie mogłaś o tym zapomnieć. Przecież kupiłaś prezent już

kilka tygodni temu.

- Wiem. Hm... chyba włożę czerwoną sukienkę. Jest dość elegancka. Ale

naprawdę o tym zapomniałam.

Sue uważnie się jej przyjrzała.

- Czy będziesz czuła się tam dobrze? - spytała łagodnie, a Kate lekko

wzruszyła ramionami.

- Myślę, że tak. Ja po prostu...

- Nie chcesz iść tam sama.

- To prawda. - Odwróciła się do Jamesa i powiedziała: - Szwagier mojego

brata żeni się z siostrą mojego eks, który będzie na tym weselu.

R S

background image

68

- Aha.

- Co znaczy „eks"? - zapytał Rory.

- Były - wyjaśniła Kate, nie patrząc na chłopca.

- Co znaczy „były"?

- To ktoś, kto kiedyś był twoim przyjacielem - wyjaśnił James, wypaczając

nieco prawdę i obserwując Kate kątem oka. - Ktoś, kto nie jest już twoim przyja-

cielem.

- Dlaczego? Czy zrobiłaś mu coś złego, że cię nie lubi?

- Rory, przestań zadawać pytania i jedz szarlotkę - polecił mu James, uważnie

przyglądając się Kate, a potem dodał: - Czy poczujesz się lepiej, jeśli nie będziesz

tam sama?

Kate spojrzała na niego, rozchylając usta z zaskoczenia i lekko się rumieniąc.

Później odwróciła wzrok.

- Nie musisz tego robić.

- Kate, odpowiedz, czy chcesz tego, czy nie.

- Mamo, czy mogłabyś zająć się dziećmi?

- Oczywiście - odparła Sue bez wahania.

- Wobec tego... chcę, żebyś mi towarzyszył. Jeśli to nie za duży kłopot, będę

ci bardzo wdzięczna.

- Ależ to żaden kłopot.

- No to będziemy kwita.

- Kwita?

- Mam na myśli przysługi.

Chyba jest szalona, jeśli uważa, że pójście z nią na wesele może być uważane

za przysługę, pomyślał. Ale na razie to zostawmy.

Pojechał do swojego domu, wziął smoking, koszulę i czarne buty, a potem

wrócił do stodoły.

- Czy masz wszystko? - zapytała Kate.

R S

background image

69

- Nie zapomniałem nawet o butach. O której godzinie zaczyna się to

przyjęcie?

- Mamy tam być między siódmą a wpół do ósmej. Musimy stąd wyjechać za

kwadrans siódma.

- Dobrze. Zapukaj do mnie, kiedy będziesz gotowa.

Poszedł do siebie, znalazł w kuchni żelazko, wyprasował koszulę i wyczyścił

buty. Potem wykąpał dzieci i przygotował dla nich jajecznicę z grzankami.

Następnie włączył im telewizor, a sam wziął prysznic.

O wpół do siódmej, kiedy dzieci były już w łóżkach, włożył smoking. W

kieszeniach znalazł chusteczkę do nosa i dwa bilety na bożonarodzeniowy bal w

szpitalu, ostatni bal, na którym był z Beth.

Usiadł na brzegu łóżka i przez chwilę im się przyglądał. Potem z

westchnieniem wstał i wrzucił je do kosza. Następnie ściągnął z palca obrączkę i

schował ją do szuflady nocnego stolika.

Nadszedł czas, by znów zacząć żyć, pomyślał. I dotyczy to nie tylko mnie,

lecz również Kate.

R S

background image

70

ROZDZIAŁ SZÓSTY

- No, no. Cóż za eleganckie miejsce.

- Goście też są eleganccy - odparła. - Nigdy do nich nie pasowałam.

- To dlaczego tu przyszłaś?

- Bo szwagier mojego brata, Adam, jest czarującym mężczyzną. I bardzo go

lubię. Jestem też w dobrych stosunkach z Jenny, moją szwagierką. To nie wina

Jenny, że jej brat jest egocentrycznym łajdakiem.

- Ojej!

- Och, nie przejmuj się tym, co mówię. Po prostu jestem rozgoryczona. Ale on

nie jest miłym człowiekiem. Szkoda, że nie dostrzegłam tego przed ślubem.

- Czyżby tak bardzo cię omamił? Kate wzruszyła ramionami.

- Sama nie wiem. On potrafi być naprawdę czarujący, ale nie chciał, żebym

została lekarką. Przez cały czas naszego związku wyobrażał sobie, że rzucę swój

zawód, urodzę mu dzieci i będę je wychowywać. Był zszokowany, kiedy

odmówiłam, ale naprawdę miałam inne sprawy do załatwienia w pierwszej

kolejności.

- Zaskakujesz mnie. Pomyślałbym, że entuzjastycznie przyjęłabyś propozycję

zostania matką. Doskonale radzisz sobie z dziećmi, a one cię uwielbiają.

Przynajmniej Rory i Freya. Oboje nieustannie mówią o tobie.

- Oni są cudowni. Muszę przyznać, że też ich uwielbiam.

- Więc dlaczego nie chciałaś mieć dzieci, kiedy byłaś zamężna? - spytał, a ona

ponownie wzruszyła ramionami.

- Chciałam, ale uważałam, że on nie będzie dobrym ojcem i jak już mówiłam,

miałam inne sprawy do załatwienia w pierwszej kolejności.

- Czy już je załatwiłaś?

- Nie wszystkie.

- Jak on ma na imię?

R S

background image

71

- Jonathan, ale wszyscy nazywają go Jon.

- Czy jest jeszcze coś, co powinienem o nim wiedzieć?

- Nic, poza tym, że po raz ostatni widziałam go, kiedy dochodziłam do siebie

po operacji.

Mówiąc to, nie patrzyła na niego, ale on słyszał jej przyspieszony oddech.

- Czy będzie tu ktoś ze szpitala?

- Na litość boską, nie - zawołała ze śmiechem. - To są dwa zupełnie inne

światy.

- I tej pary nie da się pogodzić?

- Coś w tym stylu. Idziemy?

- Jestem gotów - odparł.

Podszedł do drzwi pasażera, wyciągnął do niej rękę i pomógł jej wysiąść.

- Cóż z ciebie za dżentelmen - mruknęła, biorąc go pod rękę.

- Jestem dżentelmenem... kiedy moja szefowa nie naraża mnie na stres.

- Muszę o tym pamiętać - rzekła przewrotnie.

- Zanim wejdziemy do środka... - zaczął, zatrzymując się na schodach. -

Muszę przyznać, że wyglądasz cudownie - dokończył, a ona poczuła ogarniające ją

ciepło.

- Dziękuję, James - odparła drżącym głosem, patrząc mu w oczy. - Muszę

przyznać, że ty też wyglądasz nie najgorzej.

- To zdumiewające, ile można osiągnąć przy pomocy kawałka mydła i dobrze

skrojonego garnituru - zażartował, a potem wskazał głową drzwi. - Wchodzimy?

Kate przedstawiła Jamesa swojemu bratu Michaelowi, który miał takie same

jak ona ciepłe brązowe oczy, i jego ładnej ciężarnej żonie Louise, siostrze pana

młodego. Byli bardzo miłą parą. Wyraźnie się nim zainteresowali, choć usiłowali

robić to dyskretnie.

- Nie podniecajcie się, to mój kolega z pracy. Jest tutaj jako moja zasłona

dymna - powiedziała Kate oschle, ale absolutnie ich nie przekonała.

R S

background image

72

Czyżby Kate nigdy nie pokazywała się w towarzystwie mężczyzny? A jeśli

tak jest istotnie, to dlaczego? Bo to przeszkodziłoby jej w osiągnięciu celów, które

sobie wyznaczyła? - pytał się w duchu James, ale postanowił, że pomyśli o tym

później.

Potem przedstawiła go bezgranicznie szczęśliwej młodej parze, Jenny i

Adamowi, oraz kilku innym osobom. Przez cały czas James czuł na sobie ciekawe

spojrzenia gości.

- Ojej, w naszą stronę idzie Jon.

- Katherine... cieszę się, że cię widzę! - zawołał Jon, nie zwracając uwagi na

Jamesa. - Dobrze wyglądasz.

Lepiej niż wówczas, gdy dochodziła do siebie po operacji? Kate powiedziała

mi, że właśnie wtedy widziała go po raz ostatni, pomyślał James, przypominając

sobie paskudną bliznę na jej żebrach. Czy ten mężczyzna ponosi za to

odpowiedzialność?

- Dziękuję, Jon - odparła.

Jedynie James zdawał sobie sprawę, jak fałszywy jest jej uśmiech. Wiedział

też, jak trudno było się jej do niego zmusić. Położył rękę na ramieniu Kate, chcąc ją

wesprzeć psychicznie, i poczuł, że przyjęła jego gest z wdzięcznością.

- Ciebie również miło widzieć - oznajmiła pogodnym tonem. - Dobrze

wyglądasz. - A potem niewinnym głosem dodała: - Nadwaga ci służy.

Widząc wyraz twarzy Jona, James z trudem powstrzymał wybuch śmiechu.

- Widzę, że jak zawsze jesteś dowcipna - mruknął Jon, a potem spojrzał na

Jamesa. - Nie zdawałem sobie sprawy, że jesteś tu w towarzystwie. Czy nie zamie-

rzasz nas sobie przedstawić?

- Ależ oczywiście. Jon, przedstawiam ci Jamesa McEwana. On jest...

- Bardzo mi miło - przerwał jej James i uścisnął dłoń Jona. - Dużo o panu

słyszałem. Kate i ja jesteśmy bardzo... - Urwał. - Dobrymi przyjaciółmi.

R S

background image

73

- Mam nadzieję, że ona nie zanudzi pana na śmierć - odparł Jon z szyderczym

uśmiechem. - Potrafi mówić tylko o krojeniu ludzi. Nigdy nie mogłem zrozumieć,

dlaczego wydaje jej się to tak bardzo interesujące. A czym pan się zajmuje?

- Krojeniem ludzi - odrzekł James z kamiennym wyrazem twarzy.

- Och, mogłem się domyślić, że jest pan lekarzem - oznajmił Jon z

niesmakiem, a potem roześmiał się lekceważąco. - Z tym człowiekiem nie będziesz

miała żadnych konfliktów, Kate. Nie zauważy nawet, że pracujesz po szesnaście

godzin na dobę.

- On wszystko zauważa, a sam pracuje jeszcze ciężej niż ja, więc jak byłeś

łaskaw stwierdzić, idealnie do siebie pasujemy - powiedziała, obejmując Jamesa w

pasie. Była bardzo z siebie zadowolona.

- Napuszony głupek. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał udzielać mu

porady lekarskiej - mruknął James, kiedy Jon odszedł, a Kate zachichotała.

- Wykluczone. On chodzi jedynie do prywatnych lekarzy. Ale to spotkanie

dało mi do myślenia. Zastanawiam się, czy jestem kiepskim znawcą ludzkich

charakterów, czy też on robi się z wiekiem coraz gorszy.

- Zarówno jedno, jak i drugie. Masz skłonność do dostrzegania w ludziach ich

dobrych stron. Może z wyjątkiem mojej osoby.

- Przecież ja widzę twoje dobre strony! - zaprotestowała, a kąciki jego ust

lekko zadrgały.

- Czy masz ochotę zatańczyć?

- Wiesz, że chyba tak.

Zaprowadził ją na parkiet w chwili, gdy zaczęto grać wolną melodię. Objął ją i

przyciągnął do siebie. Nagle zdał sobie sprawę, że popełnił błąd, ponieważ poczuł

bijące od niej ciepło i...

- Muszę się napić - oznajmił, zabierając ją z parkietu.

- Naprawdę? Czy chcesz stąd wyjść?

- A możemy? Przed młodą parą?

R S

background image

74

- Z całą pewnością. Będą bawić się do trzeciej nad ranem - oznajmiła, a potem

uśmiechnęła się i dodała: - Mam w domu butelkę pysznego merlota.

Czy ja śnię, czy też dostrzegłem w jej oczach wyraźne zaproszenie? - spytał

się w duchu.

Na wszelki wypadek postanowił się zabezpieczyć.

- Poczekaj chwilę - powiedział i wszedł do męskiej toalety. Podbiegł do

automatu, który znajdował się obok suszarki do rąk, i drżącymi dłońmi wrzucił do

niego monety.

Kate najprawdopodobniej nie zamierza tego zrobić, ale on chciał być

przygotowany na wszelkie okoliczności. Wyjął z automatu opakowanie, wsunął je

do kieszeni spodni i ruszył w stronę drzwi w chwili, gdy do toalety wszedł Jon.

- Och, McEwan. Zastanawiałem się, gdzie pan może być. Kate wydawała się

taka bezradna. Chyba podejrzewa, że wymknął się pan bez niej.

- Wątpię - odparł oschle. - Doskonale wie, że nie zrobiłbym tego. Dotrzymuję

obietnic. Wie pan... w zdrowiu i w chorobie i tak dalej... - dodał, a potem szybko go

minął i wyszedł z toalety.

- Czy widziałeś Jona?

- Owszem. Powiedział, że wydajesz się taka bezradna.

- Kłamca. Żegnałam się z moim bratem.

- Chodźmy stąd, zanim znów na niego wpadniemy, bo czuję się zobowiązany

do wybicia mu paru zębów.

Na jej twarzy pojawił się uśmiech zaskoczenia, który rozgrzał go od stóp do

głów.

- Mamo? Wróciliśmy.

- Och, witaj, kochanie. Dlaczego tak wcześnie? - zapytała Sue, wyłączając

telewizor i wstając z kanapy. - Witaj, James. Czy dobrze się bawiliście?

- Niezbyt. Przyjęcie było udane, ale Jon jak zwykle zachowywał się okropnie.

R S

background image

75

- Myślę, że mu się zrewanżowałaś - wtrącił James, a Sue uniosła pytająco

brwi. - Powiedziała mu, że nadwaga mu służy.

- Och, Kate, jesteś nieuprzejma - stwierdziła ze śmiechem jej matka, szeroko

otwierając oczy.

- Wiem. To było wspaniałe.

- Zachowała się fantastycznie. Poza tym świetnie się bawiliśmy - oznajmił

James, a Sue spojrzała na niego, potem na Kate i znów na niego, a po chwili na jej

ustach pojawił się znaczący uśmiech.

- To dobrze. Cieszę się, że miło spędziliście czas. Aha, dzieci nie dały znaku

życia. Musiały zmęczyć się na porannym spacerze.

- Pewnie tak. Bardzo dziękuję, że pani zechciała się nimi zająć.

- Naprawdę nie ma za co. Miło mi, że Kate wyszła z domu. Powinna robić to

częściej - powiedziała, całując ją w policzek na pożegnanie. - Nie zapomnij, że Dan

będzie jutro na lunchu. Wszystkich was zapraszam, jeśli zechcecie przyjść. Nasz

dom jest otwarty.

- Zawsze był i jest otwarty - mruknęła Kate, kiedy jej matka zamknęła za sobą

drzwi. - Dziwne, że nie zaprosi na śniadanie listonosza.

- Ona jest wspaniałą kobietą.

- Wiem i kocham ją do szaleństwa. Jest cudowną matką. No już dobrze.

Muszę się przebrać.

- Szkoda. W tej sukni wyglądasz uroczo.

Kate się zawahała. Biustonosz był zbyt ciasny i uwierał ją w żebra, ale wyraz

twarzy Jamesa...

- Dobrze. Zaczekaj chwilę.

Poszła do siebie, wbiegła na górę, zdjęła niewygodny biustonosz bez

ramiączek i zeszła na dół.

R S

background image

76

Jamesa zastała w swojej kuchni. Nie miał już na sobie marynarki, a jego

muszka zwisała, bo rozpiął trzy górne guziki koszuli. Wzrok Kate przykuł widok

jego szerokiej, umięśnionej klatki piersiowej.

- Czy to jest wino, o którym mówiłaś?

- A widzisz jakieś inne?

- Może masz ukryty zapas.

- Nie. Nie mam żadnych tajemnych schowków. Pewnie odkąd się tu

wprowadziłeś, miałeś wrażenie, że nic innego nie robię, tylko sączę wino, ale tak

naprawdę nie piję. Od czasu do czasu lubię wychylić kieliszek po szczególnie

ciężkim dniu pracy. Dlatego zawsze mam w domu butelkę. Czy możesz ją

otworzyć?

Podała mu dwa kieliszki i wyjęła z szafki chipsy.

- Śmietana z dymką czy sól morska z ziarenkami pieprzu? - spytała.

- Co sobie życzysz. Wybór należy do ciebie.

- Lubię oba rodzaje i dlatego je kupuję.

- Sól morska.

- W porządku.

Poszli do salonu. Kate nastawiła muzykę w stylu bluesowym, przygasiła

światła i usiadła obok Jamesa na kanapie, kładąc nogi na niskim stoliku, a on

poszedł za jej przykładem.

- Opowiedz mi o Danie - poprosił, chrupiąc chipsy.

- To uroczy człowiek. W dzieciństwie był dzikusem. Jego ojciec nie chciał go

znać. Rodzice nastoletniej matki byli przerażeni, że mają kolorowe dziecko w

swojej białej rodzinie i ich wyrzucili, więc trochę się wykoleił... na przykład kradł

samochody. Moi rodzice przygarnęli go i teraz jest dziennikarzem zajmującym się

sprawami motoryzacji. Dobrze mu się wiedzie, ale jego poczucie własnej wartości

nadal trochę kuleje. Z tego powodu obawia się, że jego związki nie będą udane.

Wciąż dziwi się, gdy ktoś go polubi.

R S

background image

77

James zmarszczył brwi.

- Nie przyszłoby mi nawet do głowy, że w dzisiejszych czasach ludzie mogą

zwracać uwagę na czyjeś pochodzenie czy kolor skóry.

- Jedz te chipsy, bo inaczej ja je skończę i zrobię się gruba jak beczka.

- Masz rację. Mogę to sobie wyobrazić. - Przesunął się w jej stronę i spojrzał

tak, że poczuła się skrępowana.

- Przestań. Nie patrz tak na mnie.

- Jak? - spytał wyraźnie zaskoczony.

- Jakbyś... sama nie wiem. Jakbyś obserwował jakiegoś owada.

James się zaśmiał.

- Po prostu ci się przyglądam. Uważam, że łatwiej jest z kimś rozmawiać,

kiedy go widzisz. Tak czy owak, lubię na ciebie patrzeć. Jesteś piękna.

Powiedział to już po raz drugi tego wieczoru, a ona lekko się zaczerwieniła.

- Bzdura. To znaczy, wiem, że sukienka jest ładna, ale... - Wzruszyła

ramionami, a on potrząsnął głową.

- Dlaczego nie możesz przyjąć komplementu, Kate?

- Mogę... jeśli nie jest on jawnym kłamstwem.

- Powiedziałem prawdę.

- James, nie jestem piękna. Mogę uchodzić za dość atrakcyjną, ale...

- Kate, jesteś piękna. Uwierz mi.

- Czy wiesz, dlaczego byłam w szpitalu? - spytała nagle.

- Nie, ale domyślam się, że miało to związek z blizną na twoich żebrach.

Spojrzała na niego zszokowana.

- Skąd o tym wiesz? James poczuł się zakłopotany.

- Drzwi szatni były otwarte... podniosłem wzrok i... zobaczyłem.

- Och, mój Boże. - Zamknęła oczy i odwróciła od niego głowę, a na jej

policzkach pojawiły się rumieńce. - Nie wiedziałam...

- Opowiedz mi o tym. Co się stało? Czy Jon miał z tym coś wspólnego?

R S

background image

78

- Jon? Nie. To napuszony głupek, ale nie jest agresywny. Rzucił się na mnie

pacjent, kopnął mnie w żebra. Jedno przebiło płuco i uszkodziło żyłę...

- Wielkie nieba! Aż tak mocno cię kopnął?

- Owszem. Miał stalowe czubki butów. Wezwano mnie na oddział

ratownictwa, żebym go zbadała. Podobno miał coś z wyrostkiem robaczkowym. Nie

był zadowolony, kiedy stwierdziłam, że nic mu nie dolega.

- Co za drań!

- Och, masz rację! Powinnam była bardziej uważać. A teraz boję się

ciemności.

- A co one mają z tym wspólnego?

- Doszło do tego po ciemku... na parkingu. Śledził mnie, kiedy wyszłam ze

szpitala.

- Czy był twoim pacjentem?

- Nie, nic mu nie dolegało, więc wypisałam go dużo wcześniej. Chciał

wymigać się od pracy, a ja zrobiłam z niego durnia. Więc czekał na mnie przed

szpitalem, a potem zostawił na ziemi na parkingu. Na szczęście niebawem ktoś

tamtędy przechodził, bo inaczej bym umarła. A Jon stwierdził, że to była moja wina,

bo pracuję o idiotycznych porach. Że gdybym była w domu, gdzie jest moje miejsce,

nie doszłoby do tego. Musiał odwołać ważną kolację i przez to stracił tysiące

funtów. Kazałam mu wtedy odejść. Powiedziałam, że jeśli jego głupie kontrakty są

ważniejsze niż ja, to nie chcę go więcej widzieć. Przywiózł tu wszystkie moje

rzeczy, zostawił je na ganku i zniknął. Taki był koniec mojego małżeństwa.

- Lepiej ci bez niego.

- Mnie to mówisz? Chwilowo mieszkam tutaj. Mam drugi dom, ale... nie lubię

tam wracać po ciemku, więc go wynajęłam.

- Ale co to ma wspólnego z przyjmowaniem komplementów?

- No cóż, widziałeś bliznę. Ona nie podnosi mnie na duchu.

- Nie zgadzam się z tobą. Ona na pewno nie umniejsza twojej urody.

R S

background image

79

- Naprawdę tak uważasz?

- Oczywiście. Czy zraziła kogoś do ciebie?

- Nie byłam w sytuacji, w której mogłabym to stwierdzić.

- Co takiego? Ale... przecież ta blizna nie powstała wczoraj.

- Trzy lata temu, prawie cztery.

- I... - Zmarszczył brwi, a potem potrząsnął głową z niedowierzaniem. - Jesteś

nie z tej ziemi.

Muzyka się skończyła, więc wstał, zmienił płytę, a potem wrócił i wyciągnął

do niej rękę.

- Zatańcz ze mną.

- Naprawdę? Tutaj?

- Dlaczego nie? Tu jest lepiej, bo nikt nie może nas zobaczyć.

Kate nie była w stanie mu się oprzeć. Chwyciła go za rękę, wstała i przytuliła

się do niego, opierając głowę na jego ramieniu. Poczuła cytrusowy zapach wody po

goleniu.

- Cudownie pachniesz - wyszeptał, dotykając nosem jej policzka, a ona

poczuła rozpalające ją ciepło. - Kate?

Uniosła nieco głowę, a on musnął wargami jej usta. Cicho westchnął i

namiętnie ją pocałował. Ale ona potrzebowała więcej, pragnęła go... Pragnęła go tu i

teraz.

- Kate, to wymyka mi się z rąk.

- Uhm.

- Lepiej będzie, jeśli mnie powstrzymasz.

- Nie.

- Jesteś tego pewna? Potem nie będzie można tego naprawić.

- A chciałbyś?

- Nie. Pragnę zaprowadzić cię na górę do twojego pokoju i kochać się z tobą -

powiedział, patrząc w jej oczy.

R S

background image

80

Wzięła go za rękę i ruszyła po schodach w stronę swojej sypialni. Potem

rozpięła guziki jego koszuli, wyjęła z niej spinki do mankietów, odrzuciła je na bok i

rozpięła zamek błyskawiczny spodni.

- Kate...

- Ciii.

Objął ją, a później zsunął z niej sukienkę i bieliznę.

- Tak bardzo cię pragnę - wyszeptał, całując każdy centymetr jej ciała.

Potem przywarli do siebie i wspięli się wspólnie na szczyt rozkoszy. Później

James tulił ją do siebie, dopóki nie spowiła ich cisza nocy...

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Wykręcił się od pójścia na lunch z Danem i jego dziewczyną. Był piękny

dzień, a on czuł się pełen energii, życia i nadziei, choć wcale nie uważał, że coś

wyniknie z jego związku z Kate. Dała mu jasno do zrozumienia, że nie jest jeszcze

na to gotowa.

Ubrał ciepło dzieci i razem poszli do ogrodu. Rory i Freya od razu zaczęli

biegać i kopać w piaskownicy. James uprzątnął tymczasem z trawnika zeschłe liście,

przyciął krzewy i rozpalił ognisko. Później pojechali kupić hamburgery i frytki na

lunch.

Po powrocie usiedli w ogrodzie i pilnowali, by ognisko dopaliło się do końca.

Kiedy słońce było już nisko nad horyzontem, postanowili wrócić do domu. Na

podjeździe stał sportowy samochód, a Andrew pochylał się nad stosem drewna

opałowego i wkładał je do dużego kosza. Gdy ich zobaczył, wyprostował się i do

nich pomachał.

- James! Brakowało nam was na lunchu. Czy miło spędziliście czas?

- Wspaniale, dziękuję. Byliśmy w ogrodzie.

R S

background image

81

- Chodźcie do nas. Siedzimy w salonie. Sue właśnie podała herbatę i mnóstwo

różnych ciastek, których nie jesteśmy w stanie zjeść. Chodźcie do nas i się

rozgrzejcie.

- Nie jesteśmy odpowiednio ubrani, Andrew.

- Nonsens! Wchodźcie. Dziewczyna Dana ma synka w wieku Rory'ego. Będą

się dobrze razem bawić.

Kiedy wszedł, Kate powitała go uśmiechem, gestem ręki wskazując mu

miejsce obok siebie na kanapie. Andrew przedstawił go Danowi, Rachel i jej

synkowi Seanowi.

- Cześć - powiedział, siadając obok Kate.

- Cześć. Podobno pracowałeś w ogrodzie.

- Tak. Od lat tego nie robiłem, więc teraz wszystko mnie boli!

- Ale miło spędziłeś dzień?

- Owszem. Posprzątaliśmy cały ogród, a potem rozpaliliśmy ognisko.

- Wiem, bo poczułam bijący od ciebie zapach palonego drewna. Wygląda na

to, że dobrze się bawiliście.

- Tak. Przez kilka dni pewnie będę tego żałował, ale zabawa była niezła.

- Nie chciałabym ci tego psuć, ale dzwoniono ze szpitala.

- W jakiej sprawie?

- Tracy Farthing. Jej chłopak zachował się wobec niej okropnie. Kiedy

dowiedział się, że ona ma kamień włosowy, po prostu ją rzucił. Wtedy Tracy

próbowała powiesić się w łazience na przewodzie od kroplówki.

- O mój Boże. Biedny dzieciak. Czy był u niej psycholog?

- Tak, ale ona jest bardzo przygnębiona. Cóż za głupek z tego jej chłopaka!

- Zapewne on też potrzebuje pomocy psychologa.

Ich związek był poważny, rozmawiałem z nią na ten temat. Czy wiesz, że oni

spali ze sobą?

- To niekoniecznie znaczy, że związek jest poważny.

R S

background image

82

Fakt. Spałeś ze mną ostatniej nocy, a jednak nie mam złudzeń co do trwałości

naszego związku, pomyślała. Poza tym nie przyszedłeś dzisiaj na lunch z moją

rodziną. Wolałeś pracować u siebie w ogrodzie.

W poniedziałek rano James odwiedził Tracy, która była przygnębiona i

nieszczęśliwa.

- Cześć - powiedział, siadając na brzegu jej łóżka. - Słyszałem, że miałaś

burzliwy weekend. Przykro mi z powodu twojego chłopaka.

- Powiedział, że jestem odrażająca.

- Bzdura. Czy myślisz, że pomoże, jeśli z nim pogadam?

- Miał z nim rozmawiać psycholog, ale on nie chciał go widzieć. Tak czy

owak, z nami koniec. Rzucił mnie i tyle... - Głos jej się załamał i zaczęła płakać. Po

chwili wzięła się w garść, otarła łzy i usiadła. - Nic mi nie jest, doktorze McEwan.

Wszystko będzie dobrze. Nie zrobię już niczego głupiego.

James wcale nie był pewny, że Tracy czuje się dobrze. Wyszedł od niej,

obiecując, że zamieni kilka słów z jej chłopakiem, jeśli on zechce rozmawiać z nim

na ten temat. Potem wrócił na oddział i wszedł do gabinetu Kate.

- Jak ona się czuje?

James wzruszył ramionami.

- Jest dość przygnębiona. Obiecałem, że porozmawiam z jej chłopakiem... o

ile on zechce.

- Innym się nie udało.

- Warto spróbować. Zespół psychologów składa się z samych kobiet, podobnie

jak personel oddziału. Pomyślałem, że może chętniej posłucha mnie, mężczyzny.

- Istotnie warto spróbować.

- Może wiesz, czy weekend był pracowity?

- Podobno tak. Miejmy nadzieję, że dzisiejsza noc będzie spokojna, bo to my

pełnimy dyżur pod telefonem. Czy twoja matka zajmie się dziećmi, James?

R S

background image

83

- Nie wiem. Nie rozmawiałem z nią od dwóch dni. Szczerze mówiąc, jestem

na nią bardzo zły. Sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Czy będzie mogła

spać w stodole? Zakładając, że namówię ją do opieki nad wnukami.

- Oczywiście, że tak! Nie wygłupiaj się, James. Zadzwoń do niej i załatw tę

sprawę. Jeśli się nie zgodzi, przekup opiekunkę. Jeżeli okaże się, że mamy dużo

roboty, to będziesz mi potrzebny.

- Mamo, oczywiście, że mówię do ciebie.

- Ale tylko dlatego, że mnie potrzebujesz. James westchnął.

- Bzdura, i dobrze o tym wiesz. Przecież oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że

nie będzie lekko, a ty zgodziłaś się zajmować nimi, kiedy mam dyżur pod

telefonem. Gdybym wiedział, że... uznasz to za zbyt trudne dla siebie, nie brałbym

tej posady. Zresztą ona jest tylko na cztery miesiące. Proszę cię, nie zrób mi

zawodu. Jeśli naprawdę nie chcesz nam pomagać, zorganizuję kogoś od nowego

roku, ale do tej pory nic nie mogę zrobić.

- James, to dla mnie trudne, ale gdybyś nie pozwolił Beth umrzeć...

- Och, mamo! Dobrze wiesz, jak bardzo ją kochałem. Tak się stało. Nie

miałem na to wpływu.

- Mogłeś namówić ją do usunięcia ciąży.

- Nie. Nie mogłem i nie zrobiłbym tego. Tak czy owak, było już za późno.

Gdyby chciała przerwać ciążę, podtrzymałbym ją na duchu, ale tak się nie stało. Dla

żadnego z nas nie jest to łatwe, ale musimy żyć dalej. I staram się tego trzymać.

Mamy nowy dom, znów zacząłem pracować, staram się stworzyć nam wszystkim

dobre warunki życia. Ale potrzebuję twojej pomocy. Obiecałaś, mamo. Nie proszę

cię chyba o zbyt wiele.

Matka milczała przez chwilę, a potem westchnęła.

- Dobrze, ale to jest dla mnie bardzo uciążliwe, James. Kiedy wychodzisz,

Freya jest taka niezadowolona i nieszczęśliwa...

R S

background image

84

- Nie jest nieszczęśliwa, mamo. Czuje się świetnie, a z każdym dniem jest w

coraz lepszej formie. Wieczorem odbiorę dzieci od opiekunki i przyjadę do ciebie, a

potem przywiozę was do stodoły. Bądź gotowa na szóstą, dobrze? Do zobaczenia.

Odłożył słuchawkę, wciągnął powietrze i wydał z siebie pomruk irytacji.

- To zabrzmiało jak preludium do trzeciej wojny światowej - stwierdziła Kate,

stojąc za jego plecami.

Spojrzał na nią przerażonym wzrokiem.

- Jak długo tu jesteś?

- Wystarczająco długo. Mama daje ci się we znaki.

- Tak, to prawda. I co gorsza, nie mogę nic zrobić w tej sprawie. Ma bzika na

punkcie tego, że nie jestem w stanie zająć się własnymi dziećmi.

- Może potrzebna jest ci niania.

- Nie. Miałaby na nie za duży wpływ. Poprzednia była prawdziwą katastrofą.

Poza tym nie mogłaby zamieszkać w naszym domu, bo nie ma dość miejsca.

- Skoro poruszyłeś temat waszego domu, to czy wiesz, kiedy hydraulik

zreperuję bojler?

- I inne rzeczy. Powinien skończyć któregoś dnia w styczniu... miejmy

nadzieję. Dlaczego pytasz? Czy jest jakiś kłopot ze stodołą?

- Nie. Zamierzałam zaproponować ci, żebyście na okres świąt przenieśli się do

mojej części, a wtedy cała rodzinna banda zamieszka w drugiej połowie. Oczywi-

ście, jeśli uważasz, że taka przeprowadzka zakłóciłaby dzieciom spokój, to ja

przyszłabym do was, ale...

- Mogę zabrać je do domu.

- Nie bądź niemądry. Przecież zamarzlibyście na śmierć. Tak czy owak,

spędzicie z nami święta.

- Naprawdę? Czy twoja matka spodziewa się nas?

- Oczywiście, więc jeśli nie macie innych planów, jesteście mile widziani.

Będzie mnóstwo dzieci, które na pewno polubią Freyę. Poza tym mama obdarłaby

R S

background image

85

mnie ze skóry, gdybyście nie przyłączyli się do nas. A teraz, jeśli moje biurko nie

jest ci już potrzebne, to mam do uzupełnienia kilka kart chorób. Zresztą możesz mi

pomóc, bo niektóre z nich dotyczą twoich pacjentów.

Po kilku minutach pracy James zdał sobie sprawę, że Kate zamilkła i wpatruje

się w niego w zamyśleniu.

- Co się stało? - spytał.

- Szukają nowego konsultanta chirurgii ogólnej i spytali mnie, co sądzę o

tobie.

- I co im odpowiedziałaś?

- Że mam zastrzeżenia do twojej dyspozycyjności, ale w zasadzie uważam, że

doskonale nadajesz się na to stanowisko.

James głęboko westchnął.

- Czy spodziewałeś się, że będę kłamać? Tylko dlatego, że spaliśmy ze sobą?

- Absolutnie nie. Ale jeśli nasz związek... poza pracą będzie dla ciebie

niewygodny, to może powinienem znaleźć jakieś inne lokum, bo...

- Od ciebie wyłącznie zależy, gdzie będziecie mieszkać, ale tutaj jesteście mile

widziani. Zresztą stale ci to powtarzam.

- A co z resztą?

- To również zależy od ciebie. Jeśli zdecydujesz, że chcesz ze mną zerwać, po

prostu powiedz mi to. I nie martw się o mnie.

- Ale czego ty chcesz?

- Chcę, żebyś zrobił to, co uważasz za słuszne.

- Więc oddzielmy sprawy prywatne od zawodowych.

Już sama myśl o stracie tej niezwykłej, tryskającej energią kobiety wydała mu

się przerażająca.

Dwadzieścia pięć minut po pierwszej w nocy Kate usłyszała dźwięk pagera

dobiegający z sypialni, która znajdowała się za ścianą.

R S

background image

86

Nagle dotarł do niej płacz Frei i odgłos kroków na podeście schodów, a potem

głos ganiącej Jamesa matki.

- Muszę jechać! - zawołał wyraźnie zirytowany.

- James, nie mogę z nią zostać! - odparła płaczliwie pani McEwan. - Ona...

- Mamo, nieraz rozmawialiśmy na ten temat. Muszę iść do pracy.

- James, bardzo cię proszę.

Kate pospiesznie włożyła szlafrok i zastukała do drzwi łączących obie części

stodoły.

- James? Wpuść mnie.

Otworzył drzwi, trzymając Freyę na rękach.

- Daj mi ją - rzekła, biorąc od niego dziewczynkę. - Teraz już idź. Spotkamy

się później.

- Ale...

- Żadnych „ale". Jedź.

- Jestem ci bardzo wdzięczny.

- Jedź!

Pocałował Freyę w czoło i nie zwlekając dłużej zbiegł po schodach. Chwilę

później zatrzasnął za sobą drzwi i odjechał.

- Dobrze, kochanie, teraz zaniosę cię z powrotem do łóżka - powiedziała Kate,

całując Freyę w pulchny policzek, a potem położyła ją do łóżeczka, przykryła kołdrą

i wyszła z pokoju. Przez chwilę stała przed uchylonymi drzwiami, nadsłuchując.

- Pewnie uważa mnie pani za potwora - wyszeptała posępnie matka Jamesa.

- Nie. Myślę, że nie okazuje pani wiele serca własnemu synowi, ale zapewne

ma pani po temu powody, a to już nie moja sprawa. Jak rozumiem, zawarliście

pewnego rodzaju umowę, więc jeśli nagle uzna pani, że nie może jej dotrzymać i

zostawi go pani na lodzie, będzie to, moim zdaniem, trochę nieuczciwe.

- Ale ja nie daję rady - wyjąkała i ku zaskoczeniu Kate zaczęła szlochać.

R S

background image

87

- Proszę się uspokoić. Chodźmy do kuchni, nastawmy wodę i przy herbacie

porozmawiajmy na ten temat.

Położyła rękę na jej ramieniu i sprowadziła ją po schodach.

- Beth była taka cudowna. Tworzyli wspaniałą rodzinę - wymamrotała

drżącym głosem. - A potem zaatakowała ją ta okropna choroba, a on pozwolił jej

zachować ciążę. Gdyby tego nie zrobił, gdyby ją uratował... ale nawet nie

spróbował. Teraz chce, żebym go wspierała, a ja nie jestem w stanie. Martwię się o

moją siostrę. Ona chce, żebym spędzała z nią dużo czasu. James mnie potrzebuje, a

sama nie daję sobie rady z dziećmi, zwłaszcza w nocy, kiedy on musi jechać do

pracy. Odpowiedzialność po prostu mnie przeraża. Okropnie boję się, że któremuś z

dzieci może stać się coś złego...

- Przepraszam, omówmy wszystko po kolei - rzekła Kate, podając filiżankę

herbaty matce Jamesa. - Po pierwsze, o ile wiem, kiedy Beth dowiedziała się o

swojej chorobie, rak był już zaawansowany. Było za późno, żeby ją uratować, więc

cokolwiek by zrobili, niczego by nie osiągnęli. Może dałoby to jej trochę czasu.

Kilka tygodni, a w najlepszym razie kilka miesięcy. Nie robiąc nic, dla dobra Frei,

zachowali się jak dzielni ludzie. James na pewno był wewnętrznie rozdarty, siedząc

przy żonie i zdając sobie sprawę, że niebawem ją straci. Myślę, że popierając

decyzję Beth, wykazał ogromną odwagę i hart ducha. Powinna być pani z niego

dumna.

- I jestem, ale nie zastąpię mu Beth - wyszeptała z oczami pełnymi łez.

- On wcale tego nie chce. Pragnie, żeby była pani jego matką, a to może pani

zrobić. Może pani opiekować się jego dziećmi. Freya nie tęskni za matką, bo jej nie

zna, a Rory jest złotym chłopcem. Nie stwarzają specjalnych kłopotów. Tworzą

dobrą rodzinę, a pani powinna zaufać Jamesowi i robić to, o co panią prosi.

- Ale nie jestem w stanie!

- Więc niech mu pani to wyjaśni. Niech mu pani powie, że się boi. On tak

bardzo kocha dzieci, jest im bezgranicznie oddany, ale próbuje pracować, żeby żyły

R S

background image

88

na wysokim poziomie. Myślę, że jeśli pani wytłumaczy mu, czego się obawia, on to

zrozumie i coś zaplanuje. Dopóki mieszka tutaj, moi rodzice są obok i chętnie się

nimi zaopiekują. Gdyby nie dawała pani sobie rady, służą pomocą, ale... James

dostał propozycję stałej posady. Niestety, dopóki nie ureguluje spraw związanych z

opieką nad dziećmi, nie mogę zarekomendować go bez zastrzeżeń.

Pani McEwan przez dłuższy czas patrzyła na Kate, a potem potrząsnęła głową.

- Sama nie wiem, co robić. Wiem tylko, że nie mogę...

- Czego pani się boi?

- Tego, że któreś z dzieci nagle zachoruje. Zwymiotuje i zacznie się dusić.

Albo dostanie zapalenia opon mózgowych, a ja nie będę tego świadoma. Albo Rory

upadnie i skręci sobie nogę. Albo się oparzy. To takie niemądre, ale czuję się tak,

jakby było to dla mnie czymś zupełnie nowym.

- Proszę posłuchać... czy z pokoju Frei dochodzą jakieś dźwięki?

W całym domu panowała cisza.

- Ona zasnęła! - powiedziała ze zdumieniem pani McEwan.

- Oczywiście, że tak. W ciągu dnia była bardzo aktywna. Potrzebuje snu.

Zresztą pani również. Proszę nie ulegać jej kaprysom, to nie będzie tego od pani

oczekiwać. No dobrze, teraz muszę już iść. Czy da sobie pani radę, czy mam

zadzwonić do moich rodziców?

- Nie. Poradzę sobie.

- Zostawię pani ich numer na wypadek, gdyby miała pani jakieś kłopoty -

oznajmiła. - Oto on. Proszę do nich dzwonić w razie potrzeby.

- Dziękuję, Kate.

- Muszę lecieć. Niech pani wraca do łóżka i trochę odpocznie.

Pobiegła do swojego mieszkania, pospiesznie się ubrała i pojechała do

szpitala.

R S

background image

89

ROZDZIAŁ ÓSMY

Gdy James wszedł do pokoju dla personelu, Kate siedziała w fotelu, trzymając

w ręce kubek. Nalał sobie kawy, usiadł obok niej i wypił duży łyk. Potem westchnął

i spojrzał jej w oczy.

- Przepraszam cię za to, co wydarzyło się w nocy. Będę musiał coś zrobić w

tej sprawie.

- Istotnie. Powinieneś porozmawiać ze swoją matką. Przeraża ją

odpowiedzialność, która...

- Co takiego? - zawołał z niedowierzaniem.

- Boi się, że jeśli dojdzie do jakiegoś wypadku, nie będzie wiedziała, co

zrobić. Jest przerażona, że sama nie da sobie rady.

- Och, to jakiś obłęd. Ona nie mówiła tego poważnie.

- Niestety, była śmiertelnie poważna. Ona wcale nie uważa, że ty nie umiesz

zajmować się dziećmi, tylko że ona tego nie potrafi. I nie wie, jak ci o tym

powiedzieć.

- I to wszystko? Na litość boską! A jak zareagowała, kiedy przekazałaś jej

Freyę i zamierzałaś wyjść?

- Dobrze. Poza tym nie przekazałam jej Frei. Położyłam ją z powrotem do

łóżka, a ona od razu zasnęła. Twoja matka była szczerze zdumiona.

Roześmiał się, nie mogąc w to uwierzyć.

- Tak po prostu... zasnęła? Przecież ty nie masz do czynienia z dziećmi. Jesteś

zbyt zajęta papierkową robotą.

- Ty tak uważasz. Przez niemal całe życie wychowywałam się z dziećmi, które

pochodziły z różnych środowisk, więc potrafię uśpić dziecko, kiedy się obudzi.

Mam to we krwi.

Potrząsnął głową z niedowierzaniem.

- Jesteś cudowna. Powinienem cię wynająć jako opiekunkę.

R S

background image

90

- Śnisz na jawie, James - powiedziała oschle, a on parsknął śmiechem.

Istotnie, śnił o niej. Była w jego marzeniach, myślach, ramionach. Nie mógł

wyobrazić sobie, co zrobiłby bez niej...

Kate przerwała jego rozmyślania.

- Na wszelki wypadek zostawiłam twojej matce numer telefonu moich

rodziców, ale jej naprawdę brak pewności siebie. To jest niemądre, bo z pewnością

potrafi zająć się swoimi wnukami. W końcu wychowała ciebie, a ty jakoś to

przeżyłeś.

- Uhm. Może tu jest pies pogrzebany. Byłem wcielonym diabłem. W

porównaniu ze mną Rory jest aniołkiem. Wspinałem się, na co tylko było można, a

jeśli znalazłem jakąś brudną czy błotnistą kałużę, natychmiast do niej wchodziłem.

Zanim skończyłem pięć lat, miałem na swoim koncie złamane obie ręce i pobyt w

szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu. Aha, poza tym omal się nie zabiłem, spadając z

urwiska. I wszystko rozkładałem na części. Kiedy miałem sześć lat, rozebrałem

żelazko, a potem włączyłem je, żeby zobaczyć, jak działa, i podpaliłem deskę do

prasowania. Cud, że nikt nie zginął.

- Biedna kobieta - mruknęła Kate, uśmiechając się ze współczuciem. - Nic

dziwnego, że jest zestresowana.

- Lepiej będzie, jeśli do niej zadzwonię i przeproszę za to, że na nią

nakrzyczałem.

- Myślę, że to dobry pomysł. Powinieneś też uciąć sobie z nią miłą

pogawędkę, bo podejrzewam, że nie będzie chciała zająć się dziećmi w czasie

najbliższego weekendu. A jak wiesz, mamy wtedy dyżur pod telefonem.

- Nie martw się, Kate, jakoś to rozwiążę. Może Helen się nimi zaopiekuje. A

od nowego roku zatrudnię nianię. Chcę dostać tę posadę... jeśli mam na to szansę.

Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, a potem uśmiechnęła się

zagadkowo.

- Wierzę w ciebie. A teraz dzwoń do swojej matki.

R S

background image

91

Dzień upływał im dość spokojnie. James poszedł odwiedzić Tracy, która

siedziała na krześle i wyglądała znacznie lepiej.

- Hej! Jak się czujesz?

- Dobrze. Żołądek przestał mnie boleć, mogę jeść, wprawdzie tylko papki, ale

mam apetyt. Od dawna nic nie jadłam, a mama mówi, że muszę nadrobić zaległości.

- To prawda, tylko na razie nie jedz za dużo naraz - oznajmił, siadając na

brzegu jej łóżka. - Musisz nadal brać tabletki, żeby kwas nie niszczył ścianki

żołądka. Dietetyk da ci listę rzeczy, których powinnaś unikać. Poza tym uważam, że

jesteś w dobrej formie. Psycholog jest też zadowolony, że chcesz korzystać z jego

porad, więc możesz wyjść ze szpitala dzisiaj lub jutro. - Zawahał się, a potem spytał:

- Czy twój chłopak się odezwał?

Tracy potrząsnęła głową.

- Nie. Moja przyjaciółka powiedziała, że jest mu bardzo przykro.

- Wobec tego może powinnaś do niego zadzwonić... albo dać mi jego numer,

to ja z nim porozmawiam.

Tracy zapisała numer telefonu na kartce, a on schował go do kieszeni i wstał.

- Dbaj o siebie.

Poszedł do biura Kate i wykręcił numer telefonu chłopaka Tracy, ale odezwała

się automatyczna sekretarka.

Pewnie jest na lekcjach, pomyślał, zdając sobie sprawę, że chłopak jeszcze

chodzi do szkoły. Postanowił, że zadzwoni do niego później.

Zatelefonował do swojej matki, ale również nie zastał jej w domu. Doszedł do

wniosku, że pewnie pojechała do Cambridge odwiedzić siostrę.

Nie pozostało mu nic innego, jak tylko przygotować wypis Tracy ze szpitala.

- Kate?

- Cześć, James. Czy dobrze się czujesz? - spytała z niepokojem. - Twój głos

dziwnie brzmi. Co się stało?

- Hm... Czy jesteś bardzo zajęta?

R S

background image

92

- Nie. Dlaczego pytasz?

- Bo zachowałem się jak skończony idiota. Nalałem do mojego samochodu

benzynę.

- No i?

- To jest diesel.

- Ach!

- Więc teraz muszę odstawić go do warsztatu, żeby wypompowali benzynę,

wypłukali bak, odkazili go, wymienili filtry, przewody paliwa i co tam jeszcze

trzeba. To będzie kosztowało fortunę. Siedzę w nim z dziećmi, czekając na pomoc

drogową, żeby mnie stąd zabrali. Freya płacze, Rory jest głodny, a mnie chce się

wyć. Muszę cię spytać, czy...

- Dobrze, gdzie jesteście?

- Na drodze niedaleko ciebie, tuż obok obwodnicy. Nie możesz nas nie

zauważyć.

- Będę za pięć minut.

Przyjechała po czterech minutach. James czekał na nią, stojąc obok

samochodu.

- Nie mogę wprost uwierzyć, że zachowałem się jak kompletny dureń.

- Jestem pewna, że przyszło ci to z łatwością - zażartowała. - Dzieciaki,

chodźcie. Pojedziemy do domu i wypijemy herbatę, zanim wasz tato uporządkuje

ten bałagan.

Kiedy dzieci siedziały już w swoich fotelikach w jej samochodzie, spojrzała

na Jamesa.

- Zobaczymy się w domu. Nie martw się o nie. Położę je spać, jeśli długo nie

będziesz wracał... i ugotuję coś dla ciebie.

James odetchnął z ulgą.

- Dziękuję. Jestem ci bardzo wdzięczny.

- Znowu? - zażartowała, a potem wsiadła do samochodu i odjechała.

R S

background image

93

- Co robiliście dzisiaj w szkole, Rory? - spytała Kate, wkładając brudne

naczynia do zmywarki.

- Rzeczy na Boże Narodzenie - odparł, machając nogami pod kuchennym

stołem. - Pisaliśmy świąteczne kartki i robiliśmy aniołki, które potem powiesiliśmy

na choince. - Oparł głowę na ręce i spojrzał na nią poważnym wzrokiem. - Czy

pomożesz mi napisać list do Świętego Mikołaja? Obiecałaś.

- Oczywiście. Skoro Freya zasnęła, możemy zrobić to teraz. Poczekaj,

przyniosę papier.

Poszła do swojego mieszkania, przyniosła plik kolorowych kartek oraz kilka

ołówków i usiadła obok niego.

- Lepiej uklęknij na krześle, to dosięgniesz do blatu stołu - poradziła mu. - No

dobrze. Co chciałbyś napisać?

- Drogi Święty Mikołaju.

- Drogi Święty Mikołaju - powtórzyła, pisząc te słowa dużymi literami na

osobnej kartce. - Przepisz to.

Rory skupił się i wysunął język, co wywołało jej uśmiech.

- Gotowe. Teraz „Chcę..."

- Nie uważasz, że powinieneś napisać: „Czy mógłbym prosić"? -

zaproponowała, a on kiwnął głową.

- Dobrze.

- O co chcesz go prosić?

- O mamusię na Gwiazdkę.

Jej serce ścisnęło się z bólu, a do oczu napłynęły łzy.

- Och, Rory, kochanie. Nie sądzę, żeby było to możliwe. Myślę, że Święty

Mikołaj daje zabawki i...

- Ale ja nie chcę zabawek! - przerwał jej ze smutkiem. - Chcę mamusię.

Babcia stale mówi, że Freya tęskni za mamą, więc pomyślałem, że jeśli ją dostanie-

my, to ona nie będzie płakać, kiedy tatuś idzie do pracy. Że wszyscy wtedy

R S

background image

94

będziemy szczęśliwi i tatuś też przestanie płakać. Czasami słyszę go w nocy. On

myśli, że śpię... Jak ja tego nienawidzę.

- Och, kochanie. - Objęła go i mocno uścisnęła, a on przytulił się do niej i

ukrył twarz w jej ramionach.

Mogłabym być jego mamą, pomyślała tęsknie. I Frei. Żyć z nimi i z Jamesem.

Byłabym wtedy szczęśliwa i...

Jej rozmyślania przerwał odgłos zatrzymującego się przed domem samochodu,

więc uniosła głowę.

- Chyba przyjechał twój tata - powiedziała, a Rory odsunął się od niej i

spojrzał na kartkę.

- Nie chcę już pisać do Świętego Mikołaja - oznajmił, ześlizgując się z krzesła,

mnąc kartkę i wrzucając ją do kosza na śmieci. - On jest głupi - dodał, a potem

pobiegł do swojego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi.

- Cześć. Przepraszam, że nie było mnie tak długo, ale musiałem wynająć

samochód. Czy wszystko jest w porządku?

Kate siedziała przy kuchennym stole, rozprostowując kartkę papieru.

- Co to jest? - spytał James.

- Pisaliśmy list do Świętego Mikołaja.

„Drogi Święty Mikołaju, czy mógłbym prosić", przeczytał na pogniecionej

kartce, a potem spojrzał na Kate. - Prosić o co?

- O mamusię na Gwiazdkę - odparła, zamykając oczy, a po jej policzkach

popłynęły łzy.

James głęboko westchnął.

- Nie mogę dać mu mamy - mruknął drżącym głosem. - Co według niego

powinienem zrobić? Znaleźć pannę młodą przez internet? Co mu powiedziałaś?

- Że Święty Mikołaj przynosi tylko zabawki. A on na to odparł, że Święty

Mikołaj jest głupi i pobiegł do swojego pokoju. Przepraszam, James. Nie

R S

background image

95

wiedziałam, co mam mu powiedzieć. - Otarła łzy koniuszkiem palca, a James

podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu.

- Nie płacz. To nie twoja wina. Pójdę z nim porozmawiać. Gdzie jest Freya?

- Śpi.

Zostawił Kate w kuchni, wbiegł na górę i wszedł do pokoju Rory'ego.

Chłopiec leżał skulony na łóżku, przyciskając do siebie misia Beth i głośno łkając.

- Hej, gdzie podział się mój dzielny chłopiec? - spytał łagodnie, biorąc go w

ramiona.

- Chciałem tylko mamusię - wyszlochał, a James poczuł, że pęka mu serce.

- Wiem, ale nie zawsze można mieć to, czego się pragnie. Mamy siebie i

Freyę, więc jesteśmy szczęśliwi. Nie potrzebujemy do tego Świętego Mikołaja. -

Położył się obok syna, przyciągnął go do siebie, a on mocno się do niego przytulił i

po chwili zasnął.

James leżał nieruchomo, czując się wyczerpany fizycznie i psychicznie.

Zaczął się zastanawiać, czy znajdzie kiedyś wyjście z tego ciemnego tunelu...

Nagle poczuł na ramieniu dotyk czyjejś ręki. Gwałtownie odwrócił głowę i

zobaczył Kate, która spoglądała na niego smutnym wzrokiem.

- Czy wszystko w porządku? - spytała szeptem, a on kiwnął potakująco głową.

- Rory zasnął. Zaraz zejdę na dół.

Wstał z łóżka, otulił Rory'ego kołdrą i poszedł za Kate do kuchni, w której

unosił się cudowny zapach. Kate nakryła również do stołu.

- W zamrażarce miałam sos do spaghetti. Przyniosłam też makaron. Jeśli jesteś

głodny, to zaraz go ugotuję.

- Umieram z głodu - wyznał, siadając przy stole i wzdychając. - Nic mi się nie

udaje. Awaria bojlera w domu, zepsuty samochód, a teraz jeszcze marzenie

Rory'ego. Kiedy to się skończy, Kate?

Wlała do garnka wrzącą wodę, wrzuciła do niej makaron i usiadła

naprzeciwko Jamesa, przesuwając kieliszek wina w jego stronę.

R S

background image

96

- James, nie wolno ci się poddawać. Boże Narodzenie zawsze jest trudne dla

rodzin, które znajdują się w takiej sytuacji jak wasza. Ale niedługo będzie nowy rok

i wszystko jakoś się ułoży.

- Tak myślisz? Wiesz, potrzebuję tej posady, Kate - powiedział zrozpaczonym

głosem. - Muszę pracować. Tylko dzięki pracy jeszcze nie zwariowałem. To jedyna

rzecz, którą jestem w stanie dobrze wykonywać.

- Bzdura! - zawołała. - Jesteś wspaniałym ojcem, James. Widziałam, jaki masz

stosunek do dzieci. Uwielbiasz je, a one uwielbiają ciebie. Jesteście bardzo ze sobą

związani. Poza tym one są zdrowe i zrównoważone.

- Moja matka jest innego zdania.

- Twojej matce nie jest łatwo, James. Straciła męża, jej siostra też straciła

męża, ty straciłeś żonę. Ona bardzo to przeżywa. To dla niej trudny okres. Jest

śmiertelnie przerażona, że pogorszy sytuację, jeśli coś zrobi lub czegoś nie zrobi. W

gruncie rzeczy

wcale nie uważa, że powinieneś oddać dzieci do rodziny zastępczej .

Po prostu martwi się o was wszystkich i nie widzi wyjścia z sytuacji.

- Tak czy owak, muszę załatwić opiekunkę.

- Czy nie możesz poprosić Helen? Może czasem zatrzymałaby je na noc?

James potrząsnął głową.

- Już próbowałem, ale ona nie może tego zrobić. Jej mężowi nie przeszkadza,

że ona opiekuje się innymi dziećmi w ciągu dnia, ale w nocy chce mieć święty

spokój. Doskonale go rozumiem. Myślę, że jedynym rozwiązaniem mojego

problemu byłaby niania, ale nie jestem w stanie jej znaleźć tuż przed świętami,

nawet gdybym miał gdzie ją ulokować. Co z tym makaronem?

- Och! - Kate zerwała się na równe nogi, odsączyła makaron i odetchnęła z

ulgą. - Myślę, że się nie rozgotował. Przepraszam. Czy chcesz parmezanu?

Tej nocy się nie kochali, tylko przez godzinę siedzieli obok siebie na kanapie.

Potem James odprowadził ją do drzwi łączących oba mieszkania i pocałował na

R S

background image

97

dobranoc. Kate liczyła na coś więcej. Zauważyła, że od wesela, na którym byli

razem, James nie nosi obrączki, i niemądrze zaczęła przywiązywać do tego wagę.

Boże, jaka jestem głupia! - skarciła się w duchu. Przecież to nie ma żadnego

znaczenia. Może po prostu ją zgubił. Ale, niezależnie od powodu, nie spędza ze mną

tej nocy. Może ogarnął go smutek, bo prośba Rory'ego do Świętego Mikołaja

przywołała wspomnienia o Beth.

Do diabła! W głębi serca wiedziała, że James wciąż opłakuje swoją zmarłą

żonę. Wiedziała też, że to się kiedyś skończy. Ale leżąc w łóżku, czuła się absurdal-

nie samotna.

Następnego wieczoru, podczas gdy James kładł dzieci spać, Kate poszła

porozmawiać ze swoją matką.

- Co byś powiedziała na to, żeby podjąć pracę? - spytała, a Sue wybuchnęła

śmiechem.

- Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Dlaczego pytasz?

- Bo chcę, żeby James miał solidną opiekunkę do dzieci. Myślę o niani. Na

pewno znasz kogoś, kto by się do tego nadawał. Zastanawiałam się, czy nie ze-

chciałabyś zrobić krótkiej listy kandydatek, do których masz zaufanie.

- Dobrze. Czy ma to związek z nową posadą konsultanta?

Kate kiwnęła potakująco głową.

- Nie mogę wysunąć jego kandydatury na to stanowisko, dopóki nie jest

dyspozycyjny. Musi zorganizować opiekę nad dziećmi. Jest bardzo smutny, a

Rory... - Urwała, a jej matka spojrzała na nią pytająco.

- Rory?

Kate opowiedziała jej o liście do Świętego Mikołaja.

- Biedna kruszyna. Oczywiście, możesz rozwiązać ten problem błyskawicznie.

- W jaki sposób?

- Zgłaszając się na ochotnika.

- Do czego? Żeby być nianią jego dzieci?

R S

background image

98

- Nie. Żeby zostać jego żoną.

- Jego... Mamo, nie bądź śmieszna. On nie potrzebuje drugiej żony. Ciągle

opłakuje Beth.

- Naprawdę? Kiedy wróciliście z wesela, nie wyglądał na mężczyznę, który

opłakuje zmarłą żonę.

- Pozornie...

- Ale lubisz go i chciałabyś wyjść za niego za mąż, prawda?

- Sama nie wiem - skłamała, nie chcąc przyznać na głos, że bardzo kocha całą

jego rodzinę.

- Rozmawiałem wczoraj z chłopakiem Tracy - oznajmił James następnego

ranka podczas przerwy na kawę. - Powiedział, że naprawdę za nią tęskni, ale kiedy

myśli o jej chorobie, wpada w depresję. Zaproponowałem mu, żeby poszedł z Tracy

do psychologa, bo w gruncie rzeczy stanowi część jej problemu. Ich rozstanie

naraziło ją na stres i przyspieszyło postęp choroby.

- I co on na to?

- Obiecał, że z nią porozmawia. Są jeszcze bardzo młodzi, ale chyba naprawdę

się kochają. Musimy poczekać na rozwój wydarzeń. Zrobiłem, co było w mojej

mocy, i mam nadzieję, że się jakoś dogadają.

- Dobra robota - rzekła Kate, uśmiechając się do niego serdecznie, a on poczuł

przyspieszone bicie serca.

To szaleństwo, pomyślał. Jej nie zależy na naszym związku. Wczoraj, kiedy

wróciła od rodziców, nawet do mnie nie zajrzała. Długo czekałem, a w końcu po-

szedłem spać, żałując, że nie ma jej przy mnie.

Mógł oczywiście zapukać do jej drzwi, ale od kiedy mu powiedziała, że nie

jest pewna, czy może rekomendować go na stanowisko konsultanta, wydawała mu

się bardzo odległa.

- Jak się układają twoje stosunki z matką? - spytała, przerywając tok jego

rozmyślań, a on przesunął ręką po włosach i wzruszył ramionami.

R S

background image

99

- Chyba nieźle. Odbyliśmy długą rozmowę, a ona wyznała mi, że nie czuje się

dobrze w roli opiekunki własnych wnuków.

- Ale czy zajmie się nimi podczas weekendu?

- Tak - odparł, kiwając głową. - Pytała tylko, czy w razie potrzeby może

poprosić o pomoc twoich rodziców.

- Oczywiście. Jestem pewna, że moja matka chętnie wystąpi w roli

jednoosobowej ekipy ratunkowej.

James poczuł ulgę, ale była ona krótkotrwała. Jeśli matka Kate będzie musiała

występować w roli ekipy ratunkowej, Kate z pewnością nie zarekomenduje go na

stanowisko konsultanta, więc...

- No, bądź dobrej myśli. Jestem pewna, że twoja matka świetnie da sobie radę!

- zawołała z uśmiechem. - Jakie masz plany na dzisiejszy wieczór?

- Dzisiejszy wieczór? - powtórzył bezradnie. - Nie mam pojęcia.

- Czy zrobiłeś już świąteczne zakupy?

Musiał wydawać się zdezorientowany, bo Kate wybuchnęła śmiechem i

uniosła oczy do nieba.

- Oto jacy są mężczyźni! Dziś jest ostatni czwartek przed Bożym

Narodzeniem, o którym pewnie zapomniałeś, więc sklepy będą otwarte do późnego

wieczoru. Czy chcesz, żebyśmy razem pojechali do miasta?

- Ale co zrobię z dziećmi?

- Zabierz je ze sobą. Będą zachwycone. Kończymy pracę wcześniej, więc jeśli

nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, możemy wyjść ze szpitala o wpół do szóstej.

Zjemy kolację w mieście, a dzieci będą mogły przejechać się na karuzeli, posłuchać

kolęd i zobaczyć świąteczną iluminację. To będzie świetna zabawa.

Boże Narodzenie? - spytał się w duchu James. Już za kilka dni? Zupełnie o

tym zapomniałem.

- Zgoda - powiedział z wahaniem, ale aż do późnego popołudnia myślał tylko

o tym, że spędzi ten wieczór w towarzystwie Kate.

R S

background image

100

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Dzieci szalały z radości.

Nigdy jeszcze nie widziała ich w takim doskonałym humorze. Rory był tak

przejęty, że z trudem wydobywał z siebie głos, a mała Freya, która siedziała w wóz-

ku, miała oczy wielkie jak spodki.

- Co to za muzyka? - spytał Rory, a James uniósł go na rękach w górę, by

mógł zobaczyć przeciwległą stronę ulicy.

- Orkiestra Armii Zbawienia gra kolędy.

- Ja też! - zawołała piskliwym głosem Freya, więc wyjął ją z wózka i podniósł

do góry.

- Podejdźmy bliżej - zaproponowała Kate, po czym zaczęli się przeciskać

przez tłum.

Kate pchała wózek, a James, trzymając za rękę Rory'ego, zdał sobie nagle

sprawę, że wyglądają jak zwykła czteroosobowa rodzina. I poczuł żal, że nie są nią

naprawdę.

Posadził dziewczynkę na ramionach Kate, a sam podniósł Rory'ego i przez

chwilę wszyscy z zachwytem obserwowali orkiestrę.

- Czy możemy już iść na zakupy? - spytał James, kiedy Freya zaczęła się

niecierpliwić.

- Ale najpierw chcę wrzucić do ich puszki trochę pieniędzy - zaprotestował

Rory, więc James dał mu kilka monet, a potem, kiedy Freya wyciągnęła rączkę,

przeszukał swoje kieszenie i wręczył jej resztę drobnych.

- Teraz nie będę miał na parking - mruknął z uśmiechem, ale Kate zapewniła

go, że ma w torebce mnóstwo monet.

- Może pójdziemy na karuzelę? - spytała dzieci, a Rory przechylił głowę i

spojrzał na nią badawczo.

- Czy ona jest taka sama jak ta w parku? - spytał.

R S

background image

101

- Chyba tak. Są tam kolorowe światełka, gra muzyka i wszystko wygląda tak

jak w wesołym miasteczku.

- O rany! A co to jest wesołe miasteczko?

- Zaraz zobaczysz - odparł James, podając mu rękę.

- Jest super! - zawołał chłopiec, kiedy dotarli na miejsce. - Czy mogę się na

niej przejechać?

- Ja też! - krzyknęła Freya, wyciągając rączki. Potem zaczęła płakać, bo

obsługujący karuzelę mężczyzna oznajmił, że jest jeszcze za mała.

- Przykro mi, kochanie - rzekł życzliwym tonem. - Poproś mamę, żeby

zaprowadziła cię na tę mniejszą.

Mamę? - powtórzyła w myślach Kate. O mój Boże...

Powstrzymując napływające do oczu łzy, wzruszyła lekko ramionami, a potem

wzięła dziewczynkę za rączkę i poprowadziła ją w kierunku miniaturowej karuzeli,

którą popychała jakaś starsza kobieta. Posadziła ją w wagoniku i zapięła pasy, a

potem z radością słuchała jej pełnych zachwytu okrzyków.

Po chwili namysłu doszła do wniosku, że byłoby jej bardzo miło, gdyby miała

prawo być uznawana za prawdziwą matkę tej dziewczynki.

Do diabła, pomyślał James. Przez chwilę wydawała się przerażona, a potem

wzruszyła ramionami i odeszła, zostawiając mnie ze ściśniętym gardłem i żalem w

sercu.

Ale czy naprawdę tego chciał? Żeby Kate została nową matką jego dzieci?

Mamą, o którą Rory zamierzał prosić Świętego Mikołaja?

To absurdalne. Ona go nie chce, więc proszenie jej o to mijałoby się z celem,

Choć wiedział, że Kate lubi jego dzieci, nie marzył nawet o tym, by uznała je za

swoją rodzinę. Nawet ona nie jest na tyle wspaniałomyślna.

Karuzela zatrzymała się, a on wyciągnął rękę do uśmiechniętego radośnie

Rory'ego, by pomóc mu wysiąść, a potem podszedł do Kate.

- Wszystko w porządku?

R S

background image

102

- Jeszcze raz! - poprosiła Freya, ale James potrząsnął głową i posadził ją w

wózku, po czym wszyscy ruszyli w kierunku sklepów.

- Czy masz listę zakupów? - spytała jak zwykle praktyczna Kate, a on musiał

przyznać, że oczywiście nie ma takiej listy.

- Muszę wymyślić jakiś prezent dla mojej matki - wyznał z zażenowaniem,

zdając sobie nagle sprawę, że nie ma pojęcia, co mogłoby jej sprawić przyjemność.

- Kup jej coś ładnego - zaproponowała Kate. - Coś, co sprawi, że poczuje się

kobietą luksusową. Może zestaw kosmetyków?

- Zestaw kosmetyków?

- Nie musisz tego powtarzać takim tonem, jakbym namawiała cię do kupna

trucizny! - zauważyła ze śmiechem Kate, a on ponownie poczuł zażenowanie.

- Przepraszam. Po prostu nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mógłbym coś

takiego ofiarować swojej matce.

- Może dlatego, że nigdy nie myślałeś o niej jako o kobiecie.

Czyżby miała rację? Zdał sobie sprawę, że chyba tak właśnie jest. Uświadomił

też sobie nagle, że może zbyt natrętnie wymagał od niej pomocy w wychowaniu

dzieci i że zatopiony we własnej rozpaczy, nie dostrzegał wcale jej trudnego

położenia. Zaledwie cztery lata przed śmiercią Beth straciła ukochanego męża, a on

był wówczas tak zaabsorbowany swoją nową posadą, nową żoną i nowym domem,

że rzadko znajdował dla niej czas.

Była dla niego wsparciem w okresie żałoby, choć musiała się opiekować

swoją owdowiałą siostrą. A on żąda teraz od niej, by rzuciła wszystkie swoje sprawy

i zajmowała się małą dziewczynką oraz bardzo ruchliwym chłopcem, by on mógł

ułożyć sobie życie.

Jestem chyba samolubnym i nieczułym synem, pomyślał z żalem.

Kupił dla matki zestaw kosmetyków, a potem Kate zabrała dzieci na

przechadzkę po sklepach, żeby mógł poszukać dla nich jakichś prezentów. Przy

R S

background image

103

okazji znalazł dla niej piękny sweter, bardzo podobny do tego, w którym tak lubiła

chodzić, a który - jak wspomniała poprzedniego dnia - był już dość zniszczony.

Nie patrzył nawet na cenę. Był przekonany, że ma wobec niej dług

wdzięczności, a poza tym cieszył się na myśl, że ten prezent sprawi jej przyjemność.

Nagle zdał sobie sprawę, że przedświąteczne zakupy nie muszą być uciążliwym

obowiązkiem i zaczął rozwijać skrzydła. Kupił inny sweter, który według niego

mógł spodobać się jego matce, a potem całe mnóstwo zabawek dla dzieci. Żałował,

że nie może spełnić marzeń Rory'ego i sprawić mu nowej mamy, ale miał nadzieję,

że synek ucieszy się z elektrycznej kolejki i innych prezentów...

W tym momencie dojrzał w tłumie ciemną głowę Kate i poczuł bolesny skurcz

serca.

Gdyby zechciała zostać jego żoną, Rory nie musiałby prosić Świętego

Mikołaja o nową mamę...

- Jestem kompletnie wykończony - wyznał, kiedy położyli już dzieci do łóżek

i skończyli rozładowywać samochód.

- Ja też - rzekła z uśmiechem Kate, zdejmując buty. - Zapomniałam już o tym,

że zajmowanie się małym dzieckiem jest tak bardzo męczące. Dawniej pomagałam

mamie, kiedy miała pod opieką niemowlęta, ale nie robiłam tego od dłuższego

czasu. Mam jednak wrażenie, że Rory i Freya dobrze się bawili.

- Oczywiście, i to dzięki tobie. To był wspaniały pomysł.

Powiesił torby z prezentami w komórce pod schodami, do której dzieci nie

miały dostępu, a potem wrócił do pokoju.

- Czy masz ochotę na filiżankę herbaty? - spytał.

- Owszem. Strasznie chce mi się pić. Zaraz nastawię wodę.

Włączyła czajnik, a potem spojrzała w stronę okna i dostrzegła odbicie Jamesa

w szybie. Nie widziała wyraźnie jego miny, ale odniosła wrażenie, że jest czymś

przygnębiony. Odwróciła się powoli i spojrzała mu w oczy.

R S

background image

104

- O co chodzi? - spytała cicho, a on lekko, niemal niedostrzegalnie, wzruszył

ramionami.

- O nic. Myślałem o tym, jak bardzo zmieniło się dzięki tobie nasze życie.

- Och, James...

Podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję, a on objął ją mocno, pochylił

głowę i przycisnął policzek do jej włosów.

- Dziękuję ci za dzisiejszy wieczór - mruknął czule. - Dzieci były zachwycone.

Gdyby nie ty, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że można je wziąć na świąteczne

zakupy.

Westchnął nagle, a ona spojrzała mu badawczo w oczy.

- O co chodzi?

- O moją matkę. Kiedy powiedziałaś, że nie myślę o niej jako o kobiecie,

uświadomiłem sobie, że w gruncie rzeczy nie mam prawa od niej wymagać, żeby

zajmowała się dziećmi. Nie spytałem jej nawet, czy ma na to ochotę, ani czy czuje

się na siłach. Po prostu zmusiłem ją do złożenia przyrzeczenia, że weźmie je na

siebie, żebym ja mógł chodzić do pracy.

- I co zamierzasz w tej sprawie zrobić?

- Nie mam pojęcia. Muszę znaleźć jakieś inne wyjście, ale jakie? Czy

zechcesz udzielić mi rady?

- Być może. Poprosiłam mamę, żeby się nad tym zastanowiła i spróbowała

znaleźć kogoś, kto zastąpi twoją matkę.

- I co ona na to?

- Nie złożyła mi jeszcze żadnych konkretnych propozycji, ale obiecała, że

postara się wybrać kogoś, kto będzie spełniał wszystkie warunki.

Uśmiechnął się, a ona podeszła do niego i przycisnęła usta do jego warg.

- Czy naprawdę masz ochotę na herbatę? - spytała szeptem.

- Chyba nie... Mam ochotę tylko na ciebie.

R S

background image

105

Spojrzała na niego uważnie, zastanawiając się, czy nie powinna traktować

jego odpowiedzi dosłownie. Czy nie jest dla niego tylko przyjemną rozrywką, kimś,

kto pomaga mu znosić samotność. I czy wobec tego nie popełnia błędu, obiecując

sobie po ich znajomości zbyt wiele.

On w gruncie rzeczy wcale nie chce się ze mną wiązać na dłużej, pomyślała z

żalem.

Zrobiła krok do tyłu i wyciągnęła do niego rękę.

- Ja też mam na ciebie ochotę - szepnęła, a potem poprowadziła go do swojej

części domu.

James miał dwie wolne godziny w piątek po południu, więc zawiózł Freyę i

swoją matkę do szkoły Rory'ego, żeby obejrzeć wystawiane tam jasełka. Jego synek

występował w roli jednego z pasterzy, a kiedy Freya go zobaczyła, zaczęła głośno

krzyczeć z radości i wskazywać palcem. James wziął ją na kolana i próbował

uciszyć, ale choć nie do końca mu się to udało, żadna z zasiadających na widowni

osób nie miała do niego pretensji.

Jego matka też bawiła się bardzo dobrze.

Zdał sobie sprawę, że patrzy na nią teraz zupełnie innymi oczami. Kiedy

wyszli z sali na korytarz, by poczekać na Rory'ego, uściskał ją mocno po raz

pierwszy od bardzo dawna i uśmiechnął się do niej serdecznie.

- Bardzo mi się podobało - oznajmiła z radością. - Nie oglądałam jasełek od

czasu, kiedy grywałeś w nich jako mały chłopiec.

- Od tamtej pory minęły całe wieki.

- To prawda. Rory był znakomity.

- Jest wspaniały - oznajmił w przypływie ojcowskiej dumy. - Ale oto i on.

Cześć, kolego.

- Cześć. Dobry wieczór, babciu! Czy mnie widziałaś?

- Wszyscy cię widzieliśmy. Czy nie słyszałeś krzyków swojej siostry?

- Ona jest niemożliwa - rzekł z uśmiechem chłopiec.

R S

background image

106

- Była po prostu bardzo przejęta. Czy masz wszystkie swoje rzeczy?

- Są tutaj - odparł Rory, pokazując torbę, w której był jego kostium i zestaw do

charakteryzacji.

James odwiózł ich do domu, a przed powrotem do pracy ponownie uściskał

swoją matkę.

- Bardzo mi przykro, że stawiam cię w takiej sytuacji - powiedział serdecznym

tonem. - Obiecuję ci, że to już nie potrwa długo. Znajdę kogoś innego.

- Nie bądź niemądry - odparła, udając pewność siebie, której wcale nie

odczuwała. - Damy sobie radę. W końcu, jak sam powiedziałeś, one nie są takimi

potworami, jakim byłeś ty. Jedź do pracy. Sue obiecała, że w razie potrzeby

przyjdzie mi z pomocą, więc wszystko będzie dobrze.

Miał nadzieję, że jej pobożne życzenia się spełnią, bo nie chciał żadnych

komplikacji. Zwłaszcza teraz, kiedy jego stosunki z Kate zaczęły się układać coraz

lepiej. Podczas spędzonej wspólnie nocy nie wspominali o pracy, o dzieciach ani o

żadnych kłopotliwych sprawach i czuli się bardzo szczęśliwi. A teraz z radością

myślał o tym, że będą pracowali razem przez cały weekend.

Był to ostatni weekend przed Bożym Narodzeniem, czyli okres wielu

świątecznych przyjęć organizowanych w miejscach pracy. Wiedział, że będą mieli

do czynienia z licznymi ofiarami wypadków i zatruć pokarmowych, ale nie miał nic

przeciwko temu. Lubił swoją pracę i był zadowolony, kiedy mógł wykorzystywać w

praktyce własne umiejętności.

A tego wieczoru istotnie miał do tego wiele okazji.

Gdy przyjechał do szpitala, Kate operowała jakiegoś cierpiącego na

przepuklinę mężczyznę, który podźwignął się, wyładowując z samochodu

świąteczne zakupy. Zamierzał pospieszyć jej z pomocą, ale zaledwie zdążył się

przebrać i umyć ręce, wezwano go na ratownictwo.

- Co dla mnie macie? - spytał, a Tom spojrzał na niego i cicho westchnął.

- Wolałbym, żeby tym pacjentem zajęła się Kate - mruknął niechętnie.

R S

background image

107

- Dlaczego?

- Bo jest nim jej były mąż.

- Jon? Przecież mówił, że leczy się prywatnie.

- Ale tym razem miał wypadek samochodowy i istnieje podejrzenie obrażeń

wewnętrznych.

- Kate jest w sali operacyjnej, więc zajmę się nim bez jej pomocy. Gdzie on

jest?

- Na reanimacji. Stan Jona jest stabilny, ale obrażenia są bardzo bolesne, więc

musimy go dokładnie zbadać. Za chwilę zabiorą go na tomografię.

- Czy masz jakieś podejrzenia?

- To może być śledziona. Prowadził samochód i wszystko wskazuje na to, że

przyczyną obrażeń był pas bezpieczeństwa. Nie wygląda na to, żeby miał

uszkodzoną tętnicę główną.

- To dobrze. Czy na reanimacji jest ultrasonograf?

- Oczywiście. Kilka minut temu badałem tego pacjenta i nie zauważyłem nic

groźnego, ale jeśli jego stan uległ pogorszeniu, powinno to być widoczne.

James udał się na oddział reanimacji. Stwierdził, że Jon Burgess jest

zdenerwowany, obolały i chyba wystraszony.

- Cześć, Jon. Jestem James. Poznaliśmy się na weselu. Jak się miewasz? -

spytał, zdobywając się na profesjonalny uśmiech.

- James? Przyjaciel Kate?

- Tak. Powiedz mi, jak się czujesz?

- Boli mnie coraz bardziej.

- Czy możesz pokazać mi to miejsce? - spytał, odchylając kołdrę, a Jon

dotknął pokrytego sińcami podbrzusza. - No dobrze. Muszę jeszcze raz zbadać cię

ultrasonografem. To może trochę boleć.

Wynik badania nie okazał się pomyślny. James był pewien, że ma do

czynienia z krwotokiem wewnętrznym.

R S

background image

108

- Posłuchaj, Jon - powiedział, siląc się na spokojny ton. - Musisz natychmiast

przejść operację. Myślę, że mamy do czynienia z pęknięciem śledziony.

- Czy jesteś pewny? Czy wiesz, czego szukałeś przy pomocy tego

idiotycznego aparatu? Ja widziałem tylko jakieś plamy i kreski. Może lepiej

byłoby...

- Jestem pewny - przerwał mu James. - I wiem, czego szukałem. Nie będziemy

czekali na wynik tomografii. Zaraz skieruję cię na salę operacyjną. Kate kończy

zabieg, więc nie będziesz musiał długo czekać.

- Nie chcę, żeby operowała mnie Kate! - jęknął nerwowo Jon. - Jestem

pewien, że posiada odpowiednie kwalifikacje, ale...

- Ja cię zoperuje - oznajmił James. - Musisz podpisać zgodę na zabieg, a

potem zawieziemy cię prosto na salę.

- Mam nadzieję, że będzie dokładnie wysterylizowana! Nie chciałbym złapać

jakiegoś szpitalnego wirusa. - Nagle zdał sobie sprawę z powagi sytuacji i w jego

oczach pojawił się łęk. - Czy możesz zadzwonić w moim imieniu do pewnej

kobiety? Ma na imię Julia.

- Jasne.

Wziął od Jona numer telefonu i podpisany formularz zgody na operację, a

potem poszedł do Kate, żeby przekazać jej wszystkie informacje.

- Jon? - spytała ze zdumieniem. - O Boże! Czy on z tego wyjdzie?

- Narzeka na szpitalne wirusy, więc nie sądzę, żeby istniało bezpośrednie

zagrożenie dla jego życia - odparł z uśmiechem James. - Ma uszkodzoną śledzionę,

ale chyba go z tego wyciągniemy. - Podał jej kartkę z numerem telefonu. - Czy

możesz zadzwonić w jego imieniu do tej osoby? Myślę, że to ostatnia dama jego

serca.

Kate zerknęła na numer i na jej twarzy odbiło się zaskoczenie.

- Nie, to numer jego matki. Nie rozmawiali ze sobą od lat, ale ona oczywiście

była na tym weselu. Jest uroczą starszą panią. I jeszcze jedno...

R S

background image

109

Urwała nagle, a James rzucił jej badawcze spojrzenie.

- Zajmij się nim troskliwie. Nie rób zbyt dużego nacięcia. On jest bardzo

próżny i będzie zrozpaczony, jeśli odkryje, że ma dużą bliznę.

- Oczywiście, że się nim zajmę - odparł z lekką irytacją. - Jest dla mnie przede

wszystkim pacjentem.

Nawet jeśli zachował się jak brutal i naraził cię na cierpienia, dodał w

myślach. Zrobię, co mogę, żeby cięcie nie było zbyt duże, choć perspektywa jest

bardzo kusząca.

Wyszedł z pokoju i ruszył w kierunku bloku operacyjnego.

- Czy macie w czasie tego weekendu dużo pracy? - spytała Sue, kiedy Kate

udało się wyrwać na chwilę do domu.

- Mnóstwo. Przywieźli do nas Jona. Miał wypadek samochodowy i uszkodził

sobie śledzionę. Operował go James, a ja zadzwoniłam do jego matki, żeby prze-

kazać jej tę wiadomość.

- Mój Boże! Czy on z tego wyjdzie?

- Och, tak. Leży w izolatce, narzeka na obsługę i doprowadza pielęgniarki do

szalu. Chyba podaliśmy mu zbyt dużą dawkę środków przeciwbólowych. Poproszę

Jamesa, żeby ją zmniejszył.

Matka spojrzała na nią, marszcząc brwi.

- Kate, to nie jest zabawne.

- Och, mamo, nie przesadzaj. Oboje z Jamesem jesteśmy zbyt uczciwi, żeby

coś takiego zrobić. A ty powinnaś o tym wiedzieć.

- Wiem też dobrze, co zrobił ci Jon.

- To było wiele lat temu - odparła Kate i po raz pierwszy uświadomiła sobie,

że okres małżeństwa istotnie wydaje się jej niesłychanie odległy. Przeciągnęła się i

ziewnęła, zerkając z nadzieją w stronę lodówki. - Czy mogłabym dostać coś do

zjedzenia?

- Mogę ci podać talerz zupy i ciasto owocowe.

R S

background image

110

- Wspaniale. Popiję to herbatą, a potem muszę lecieć. James chce osobiście

położyć dzieci spać, więc obiecałam, że go na chwilę zastąpię. Jak sobie radzi jego

matka?

- Marion? Doskonale. Spędziłyśmy cudowny dzień. Byłyśmy z Rorym i Freyą

na spacerze i karmiliśmy kaczki, a potem przyszli do nas na lunch. Bardzo ją

polubiłam.

- Tak, to miła kobieta, tylko po prostu nie radzi sobie z dziećmi. Wydaje mi

się to dziwne. Może dlatego, że porównuję ją z tobą, a ty dajesz sobie radę ze

wszystkim.

- To nieprawda. Kiedy ten idiota cię kopnął, a ja zobaczyłam, jak wyglądasz,

omal nie dostałam ataku histerii.

- Ale potrafiłaś się opanować. I o to chodzi. Ty zawsze zachowujesz zimną

krew.

- Czy ty dostajesz ataku histerii, kiedy masz przed sobą trudną operację?

- Nie, bo to by nic nie pomogło.

- Więc dlaczego miałoby pomóc w sytuacji domowej? - spytała Sue, jak

zwykle wykazując zdrowy rozsądek. - Marion kocha te dzieci i potrafi się z nimi

wspaniale bawić. Po prostu brak jej wiary we własne siły, ale dziś doskonale sobie

radziła. Jestem pewna, że kiedy odzyska wiarę w siebie, szybko wróci do pełnej

formy. Po prostu wyszła z wprawy. Myślę, że powinnaś poprzeć kandydaturę

Jamesa na to stanowisko, o którym mi mówiłaś. On chyba właśnie tego potrzebuje.

Choć moim zdaniem najbardziej potrzebuje dobrej żony.

Kuchenka mikrofalowa wyłączyła się, wydając głośny pisk, więc Kate wyjęła

z niej miskę z zupą i postawiła ją na stole. Nie zareagowała na uwagę matki, choć

wiedziała dobrze, że ona ma rację. I była przekonana, że James postąpiłby bardzo

słusznie, prosząc, by została jego żoną. Nie wiedziała tylko, jak podsunąć mu ten

pomysł.

R S

background image

111

James i Kate przeżyli weekend bez żadnych dramatycznych wydarzeń. Oboje

nie pracowali we wtorek ani w dzień Bożego Narodzenia. W drugi dzień świąt

dziećmi mieli zająć się Sue i Andrew, a na Wigilię były zaproszone do babci Helen.

- Czy będziemy mieli choinkę jak wszyscy ludzie? - spytał Rory w wigilijny

poranek.

- Chyba tak. Ale nie mamy żadnych ozdóbek - odparł James, pamiętając

dobrze, że wyrzucił wszystkie zaraz po ubiegłorocznym Bożym Narodzeniu, kiedy

roztrzęsiony i bliski załamania likwidował ich londyńskie mieszkanie. Teraz żałował

tego kroku, bo miał ochotę udekorować choinkę razem z dziećmi. - Zaraz spytamy

Sue, gdzie można je kupić.

Wyszli na dwór i natychmiast odkryli, że Andrew i Sue walczą na podwórku z

olbrzymim świerkiem.

- Mój Boże, Sue, po co się tak męczysz? - spytał z przerażeniem James. -

Andrew, dlaczego nie wezwałeś mnie na pomoc?

Sue zajęła się na chwilę dziećmi, a obaj mężczyźni wtaszczyli tymczasem

wielkie drzewo do domu i ustawili je w kuble z piaskiem.

- Chciałem was właśnie spytać, gdzie możemy kupić choinkę - odezwał się

James. - Ale nie potrzebujemy takiego ogromnego świerka.

- Stoi już w waszej stodole - odparła ze śmiechem Sue. - Nie byłam pewna,

czy nie będziecie mieli nic przeciwko temu, ale ponieważ podczas świąt przyjeż-

dżają goście, zawsze stawiamy tam drugie drzewko. Nie jest jeszcze ubrane, bo

myślałam, że sam zechcesz się tym zająć, żeby zrobić przyjemność dzieciom.

- Bardzo wam dziękuję. - James był tak wzruszony, że poczuł ucisk w gardle. -

Jesteście dla nas naprawdę bardzo dobrzy. Powiedzcie mi tylko, gdzie mogę kupić

jakieś ozdoby.

- Nie musisz nic kupować, mamy ich ogromny zapas - odparł Andrew. - Zaraz

przyniosę ci kilka wielkich pudeł. - Wyprostował się i spojrzał krytycznym okiem

na choinkę, a potem kiwnął głową. - Chyba pora na herbatę.

R S

background image

112

- To świetny pomysł - przyznała Sue. - Rory, Freya, czy macie ochotę na

szarlotkę? A może wolicie jajko na miękko?

- Jajko i szarlotkę - oznajmił Rory.

James już chciał zaprotestować, ale dostrzegł wyzywające spojrzenie Sue i

natychmiast skapitulował. Powinien być jej wdzięczny.

Co za dzień!

Gdy Kate wróciła ze świątecznych zakupów, James, Rory i Freya wchodzili

właśnie do stodoły, dźwigając kilka pudełek. Choć prawdę mówiąc, dźwigał je

James. Rory niósł torbę z lampkami choinkowymi, a Freya miała pełne ręce

anielskich włosów.

- Ślicznie wyglądasz, kochanie - powiedziała Kate, pochylając się, by

pocałować ją w policzek. Poczuła zapach szarlotki i domyśliła się, że jej matka

znowu grała rolę anioła stróża.

- Będziemy ubierać choinkę - oznajmił James. - Czy chcesz nam pomóc?

- Chodź z nami, Kate - rzekł błagalnie Rory.

Kate zawahała się przez chwilę. Potem spojrzała w oczy Jamesa, ale nie

dostrzegła w nich ani śladu zachęty.

- Prawdę mówiąc, mam jeszcze mnóstwo roboty. Przyjdę do was później,

zgoda?

- Jeśli znajdziesz chwilę czasu, będzie nam bardzo miło - odparł zdawkowym

tonem. - Pospiesz się, Rory, czeka nas dużo pracy.

Weszli do stodoły, a Kate została sama.

No cóż, to moja wina, pomyślała. Mogłam przecież przyjąć ich zaproszenie i

powiedzieć: tak.

Zagryzając wargi, zabrała się do wyładowywania pakunków z samochodu,

usiłując nie słyszeć radosnych okrzyków z wnętrza stodoły.

Była na siebie wściekła. Mogła przecież powiedzieć: tak. Więc dlaczego tego

nie zrobiła?

R S

background image

113

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Zdawał sobie sprawę, że nie powinien jej się narzucać. Zaprosił ją, a ona

odmówiła. Miała do tego prawo.

Ale przez cały czas zerkał w kierunku drzwi łączących obie części stodoły i

słyszał przez ścianę jej kroki.

Pewnie pakuje prezenty, więc nie ma czasu dla niego, ani dla jego dzieci. Ale

czuł się tak samotny, że podszedł do drzwi i uniósł rękę, by do niej zastukać. W tym

samym momencie zrobiła to Kate. Otworzył je pospiesznie i uśmiechnął się do niej

serdecznie.

- Właśnie miałem po ciebie pójść - oznajmił, a ona podeszła na palcach i

pocałowała go w policzek.

- Przepraszam, że nie przyszłam od razu, ale miałam trochę roboty. Jaka

piękna choinka!

- Jest trochę nierówno ubrana, ale i tak jestem dumny, że zrobiliśmy wszystko

o własnych siłach.

- Musicie po prostu powiesić trochę więcej ozdób i anielskich włosów. Zaraz

wam pomogę.

Zajrzała do pudełka, a on ponownie poczuł przypływ wzruszenia i

wdzięczności.

Boże Narodzenie zbliżało się z szybkością ekspresowego pociągu.

Przez cały wtorek przenosili swoje rzeczy do zajmowanej przez Kate części

stodoły i przygotowywali wszystko na przyjazd jej krewnych. Ponieważ Kate miała

tylko jeden pokój gościnny, James musiał zamieszkać w nim razem z dziećmi.

- Dlaczego przenosimy się do twojego mieszkania? - spytał Rory, kiedy

skończyli przeprowadzkę i zasiedli w kuchni, by napić się herbaty.

- Bo przyjeżdżają wszystkie moje siostry i wszyscy bracia. Jest ich bardzo

dużo, a niektórzy mają już własne dzieci, więc będzie tu panował wielki ruch.

R S

background image

114

- Dlaczego jest ich tak dużo?

- Bo moi rodzice kochają dzieci - odparła z uśmiechem, mierzwiąc mu włosy.

- Poznałeś już Dana, Rachel i małego Seana. Oni spędzą z nami tylko dzień Bożego

Narodzenia. Mój brat Michael i jego żona Louise też nie będą u nas nocować. Ale

Angie, Joel i Patrick spędzą u nas kilka dni. Patrick ma czwórkę dzieci, a Angie

dwójkę. Będzie też u nas mieszkać Lucy. Nie jestem pewna, czy pojawi się Barney.

Jest pilotem, więc nie wiadomo nawet, czy będzie wtedy w Anglii.

- Mój Boże! - zawołał ze zdumieniem James. - Naprawdę masz ogromną

rodzinę. Dla mnie to brzmi bardzo egzotycznie, bo byłem jedynakiem, więc Boże

Narodzenie nie różniło się u nas w domu tak bardzo od innych dni roku.

- To musiało być dla ciebie okropne.

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Po prostu tak było. Te rodzinne zjazdy

muszą być bardzo męczące dla twojej matki.

- Ach, ona je uwielbia. Czy zapakowaliście już wszystkie prezenty?

- Z wyjątkiem tych, które są przeznaczone dla mojej matki. Wybieramy się do

niej dziś wieczorem.

- Czy możemy położyć nasze prezenty pod twoją choinką? - spytał Rory.

- Ja nie mam choinki - wyznała Kate, a James spojrzał na nią ze zdumieniem.

- Jak to? Dlaczego?

- W domu moich rodziców są aż trzy. Jedna stoi w salonie, druga w

przedpokoju, a trzecia, maleńka, w kuchni. Więc dlaczego miałabym ustawiać

jeszcze jedną w swoim mieszkaniu?

- Dlatego, że jest Boże Narodzenie! - zawołał z oburzeniem Rory. - Tatusiu,

kup jej choinkę!

- Chyba to zrobię - oznajmił James. - I to zaraz. Chodźcie, dzieci. Pojedziemy

do sklepu.

Kate roześmiała się głośno i wstała.

R S

background image

115

- My nie kupujemy ich w sklepach, bo rosną w naszym gospodarstwie. Mój

wuj Bill wybierze najładniejszą.

Ubrali się i wyszli na dwór, a potem odnaleźli wuja Billa, który ścinał drzewa

w odległym zakątku farmy.

- Czyżby Andrew zapomniał o dzieciach? - spytał, gdy wyjaśnili mu, o co

chodzi.

- Nie - odparł Rory. - Chodzi o Kate. Ona też musi mieć choinkę.

- Masz rację, chłopcze - przyznał z uśmiechem Bill. - Zaraz znajdziemy dla

niej ładne drzewko, a wy pomożecie jej wieszać na nim ozdoby.

Wrócili od matki Jamesa obładowani prezentami i odkryli, że Kate nie

skończyła jeszcze ubierać swojej choinki, więc pomogli jej powiesić lampki, a

potem ułożyli pod drzewkiem prezenty. Dzieci były tak zmęczone, że natychmiast

poszły spać, a Kate i James nalali sobie po kieliszku wina, a potem zasiedli na

kanapie w salonie.

- Jestem wykończony - mruknął James.

- Przeżyliśmy kilka trudnych dni - przyznała z uśmiechem Kate. - Jak się

udała wizyta u matki?

- Nadspodziewanie dobrze. Chyba miło wspomina ostatni weekend, bo sama

zaproponowała, że zajmie się dziećmi w drugi dzień świąt, kiedy wróci od siostry. -

Wyciągnął rękę i ścisnął lekko jej dłoń. - Czuję się u ciebie tak dobrze, że sam nie

wiem, co zrobię, kiedy ci hydraulicy naprawią wreszcie nasz bojler i wrócimy do

domu.

Kate zadrżała lekko, a potem odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy.

- Co zamierzasz zrobić w sprawie posady konsultanta? - zapytała cicho.

- Sam nie wiem. Chyba będę się o nią starał. Myślałem, że będę musiał jakoś

rozwiązać problem opieki nad dziećmi, ale wygląda na to, że mama się przełamała i

zaczęła sobie z nimi dobrze radzić. To zasługa twoich rodziców, którzy dodali jej

pewności siebie. Tak czy owak mówi teraz, że chętnie się nimi zajmie, zwłaszcza że

R S

background image

116

stan jej siostry jest coraz lepszy. To nie szkodzi, że dzieci się do niej nadmiernie

przywiążą. W końcu jest ich babką, więc powinny ją kochać.

W tym momencie zdał sobie sprawę, że Rory i jego siostra przywiązały się już

do Kate, jej rodziców i nowego miejsca zamieszkania. Zaczął się zastanawiać, czy

powrót do własnego domu nie będzie dla nich zbyt silnym wstrząsem i poczuł

gwałtowny przypływ lęku.

Gdyby zdołał przekonać Kate, że powinna się do niego wprowadzić, wszystko

wyglądałoby o wiele prościej. Ale przecież to tylko mrzonki, urojenia, pobożne

życzenia. Przecież żadna rozsądna kobieta nie zgodzi się wejść do tak

skomplikowanej rodziny jak nasza. A już z pewnością nie Kate, która jest sys-

tematyczna i doskonale zorganizowana.

- Jestem zmęczony... - mruknął. - Chyba pójdę się położyć.

- Śpij dobrze. Do zobaczenia jutro - powiedziała Kate, całując go przelotnie w

usta.

Miał ochotę ją objąć i przytulić, a potem błagać, by zechciała zostać jego żoną

i spędzać z nim wszystkie noce.

Ale wiedział, że nic by to nie dało. Że ona nie ma ochoty wiązać się z nim na

dłużej.

Z ciężkim sercem wstał z kanapy i ruszył w kierunku drzwi, choć wiedział, że

czeka go za nimi bolesna samotność.

Gdy nadeszła Wigilia, w szpitalu zapanował chaos.

Musieli uporać się z kilkoma nagłymi wypadkami, ale większość czasu

zajmowało im wypisywanie pacjentów, którzy doszli już do pełni sił i chcieli

spędzić święta w domu. W ich liczbie znalazł się Jon, który zadziwiająco szybko

wrócił do pełni formy.

Kate i James byli więc pogrążeni w papierkach, kiedy wszedł portier i położył

na biurku stos kopert.

- Dzisiejsza poczta! - oznajmił pogodnym tonem. - Wesołych Świąt!

R S

background image

117

James zaczął otwierać koperty i przeglądać ich zawartość.

- Ten jest od Jona - mruknął. - „Dziękuję za doskonałą opiekę. Nie doceniałem

waszych umiejętności. Proszę przekazać tę sumę na konto szpitala". Ho, ho! Bardzo

pokaźny czek!

- Jon ma parę dobrych cech - zauważyła z uśmiechem Kate. - Od kogo jest ten

następny list?

- Od Tracy. Informuje nas, że jej chłopak wrócił do niej, a ona przefarbowała

włosy na rudo. Załączyła swoje zdjęcie.

Kate sięgnęła po fotografię i zauważyła, że James zesztywniał nagle i

zmarszczył brwi.

- Co się stało? - spytała z niepokojem.

- Napisała do nas Amanda Symes - odparł posępnym tonem, a potem odczytał

fragment listu. - „Steve odszedł spokojnie w niedzielę. Wszyscy byliśmy przy nim.

Do końca zachował pogodę ducha. Dziękujemy za waszą pomoc i opiekę..."

Urwał, nie mogąc zapanować nad własnym głosem. Po chwili milczenia wziął

głęboki oddech.

- Bardzo mi przykro - mruknął, rzucając list na biurko, a potem odsunął

krzesło i wstał. - Myślałem, że uda im się spędzić razem święta, ale może tak jest

dla nich lepiej. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw. Zobaczymy się później.

Wyszedł, a ona siedziała przez chwilę z zamkniętymi oczami, mając ochotę

oprzeć głowę o blat biurka i głośno zapłakać.

- Wesołych Świąt!

Kate otworzyła oczy i ujrzała Rory'ego, który stał tuż obok jej łóżka, szeroko

się do niej uśmiechając.

- Wesołych Świąt, kochanie - powiedziała, a potem wyciągnęła rękę i czule go

do siebie przytuliła. - Gdzie jest tata?

- Jestem tutaj i niosę ci filiżankę herbaty. Przepraszam za ten okropny hałas.

Wesołych Świąt!

R S

background image

118

Zaśmiała się i uniosła na łóżku do pozycji siedzącej, a potem wzięła z jego rąk

filiżankę.

- Gdzie jest Freya?

- Śpi. Jest dopiero szósta. Wczorajsze spotkanie z dziećmi twoich krewnych

bardzo ją zmęczyło. Natomiast Rory jest na nogach już od godziny.

- Pod choinką leży mnóstwo prezentów - oznajmił chłopiec, wspinając się na

łóżko i siadając obok niej.

- Czy chcesz wstać i je obejrzeć?

- Za chwilę, jak tylko wypiję herbatę - odparła z uśmiechem. - Jest jeszcze

bardzo wcześnie.

- Wiem o tym - odparł Rory, robiąc smutną minę.

- Tatuś mówi, że mamy być cicho, żeby nie obudzić waszych gości, którzy

śpią w tym drugim domu. Ale ja myślę, że jeśli narobimy hałasu, oni będą wiedzieli,

że mogą już wstać i cieszyć się z prezentów tak jak my!

Kate stłumiła wybuch śmiechu.

- Dobrze, Rory. Daj mi pięć minut. Zaraz wypiję herbatę i spróbuję się

obudzić, a potem zejdę na dół.

- Zgoda! - zawołał chłopiec, zeskakując na podłogę. - Chodź, tatusiu,

obejrzymy paczki z prezentami i spróbujemy zgadnąć, co w nich jest.

Wyszli, a ona uśmiechnęła się do własnych myśli. Potem zdała sobie sprawę,

że musi dotrzymać danej Rory'emu obietnicy, więc włożyła szlafrok, zajrzała do

pokoju, w którym spała Freya, i zmieniła jej pieluszkę, a potem wraz z nią zeszła na

dół.

- Zgadnijcie, kogo znalazłam - zawołała pogodnym tonem, a Rory podbiegł do

niej i mocno pocałował ją w policzek.

- Wesołych Świąt! - zawołał głośno, a Freya wyrwała się z rąk Kate, podeszła

do Jamesa i zarzuciła mu ręce na szyję.

R S

background image

119

Kate dostrzegła w jego oczach tak wielką radość, że z trudem powstrzymała

łzy wzruszenia. Była zadowolona, że zaprosiła ich do siebie i że spędzają wspólnie

Boże Narodzenie. Ale gdy zdała sobie sprawę, że wkrótce się rozstaną, omal nie

pękło jej serce.

Wiedziała dobrze, że Beth nadal zajmuje ważne miejsce w myślach Jamesa i

że niełatwo będzie mu o niej zapomnieć.

Tak bardzo chciałabym zostać jego żoną i matką jego dzieci, pomyślała,

siadając obok Jamesa na kanapie. Jestem pewna, że potrafiłabym dobrze zagrać obie

te role. Ale cóż z tego? On najwyraźniej nie zamierza mnie o to poprosić, a ja jestem

zbyt nieśmiała, żeby zgłosić się na ochotnika...

Rozpakowali prezenty. Kate zrobiła wielkie oczy na widok nowego swetra.

- Och, James, to mój ulubiony kolor! Jest cudowny! Naprawdę nie powinieneś

wydawać na mnie tyle pieniędzy!

- Cieszę się, że ci się podoba. Idź go przymierzyć.

- Za chwilę - odparła, a potem, nie zwracając uwagi na obecność dzieci,

podeszła bliżej i pocałowała go w usta. - Bardzo ci dziękuję.

- Cała przyjemność po mojej stronie - mruknął, usiłując się beztrosko

uśmiechnąć, ale jej pocałunek tak bardzo nim wstrząsnął, że na jego twarzy pojawił

się tylko niepewny grymas.

- Mamy tu coś dla ciebie, Freya! - zawołała Kate, wyciągając spod choinki

kolejną paczkę.

A James stopniowo odzyskał zdolność logicznego myślenia i doszedł do

wniosku, że nie ma prawa łączyć z tym związkiem jakichkolwiek nadziei.

- Jak możesz być tak głupi? - pytał siebie w duchu. Przecież ona wcale cię nie

chce. Jest bardzo miła, ale ma własne życie i własne plany, w których nie ma

miejsca dla naszej małej kalekiej rodziny...

R S

background image

120

W tym momencie Kate podała mu prezent od siebie. Była to pięknie

ilustrowana książka o starych domach z epoki edwardiańskiej. Na stronie tytułowej

znajdowała się wpisana przez nią własnoręcznie dedykacja.

„Jamesowi, z miłością, Kate".

Z miłością? - pomyślał. Czy to możliwe? Czy też jest to tylko

okolicznościowy frazes?

Kate wyczuła zmianę jego nastroju.

Miała wrażenie, że nagle stracił humor, oddalił się od niej i utonął w

niewesołych rozważaniach.

Po prostu tęskni za Beth, pomyślała ze smutkiem. Byłam idiotką, wyobrażając

sobie, że potrafię rywalizować z duchem.

- Uwaga! - zawołała nieco sztucznie pogodnym tonem. - Teraz się myjemy i

ubieramy, a potem idziemy do domu moich rodziców!

Dzieci pognały na górę, a ona i James poszli ich śladem. U szczytu schodów

James nagle się zatrzymał.

- Jaki jest plan dnia? - spytał.

- Zwykle spotykamy się wszyscy u rodziców i pijemy kawę, a potem idziemy

do kościoła, żeby posłuchać kolęd. Później pomagamy mamie podać obiad, po

którym objadamy się słodyczami i pijemy herbatę. Bywa to dosyć nudne, więc nie

wiem, czy będziesz w stanie znosić nasze towarzystwo aż tak długo. James

zmarszczył brwi i kiwnął głową.

- Rozumiem. W takim razie spędzimy poranek we trójkę i przyłączymy się do

was podczas obiadu - powiedział niepewnie, a ona zdała sobie sprawę, że jej

wyjaśnienie nie zabrzmiało zbyt zachęcająco.

- James, ja chciałam tylko powiedzieć, że nasza rodzina potrafi być męcząca.

Nie chcę, żebyś czuł się do czegokolwiek zobowiązany, ale jeśli masz ochotę spę-

dzić z nami ten dzień, będzie nam bardzo miło. Zależy mi na tym, żebyś czuł się tu

jak u siebie w domu.

R S

background image

121

- Czy naprawdę jesteś tego pewna? - spytał lekko drżącym głosem.

Nie mogła skłamać, ale nie potrafiła mu powiedzieć całej prawdy, więc tylko

kiwnęła głową, a on promiennie się uśmiechnął.

- W takim razie spędzimy z wami cały dzień i będziemy jedli słodycze, a jeśli

dzieci się nie pochorują, zostaniemy na herbacie. Potem wrócimy tutaj i spróbuję

położyć je do łóżek.

Kate wyglądała w nowym swetrze tak uroczo, że James z trudem trzymał ręce

przy sobie. Ale przez cały ranek zachowywał się bardzo poprawnie. W czasie

nabożeństwa mieli między sobą Rory'ego i Freyę, a podczas obiadu siedzieli po

przeciwległych stronach stołu, więc udało mu się zapanować nad chęcią przytulenia

jej do siebie.

Dopiero kiedy dzieci zaczęły się spokojnie bawić, a dorośli zalegli wokół

kominka i Kate usiadła u jego stóp na dywanie, uległ nękającej go od rana pokusie.

Położył czule rękę na jej ramieniu, a ona - nie zważając na obecność swej rodziny -

zacisnęła palce na jego dłoni.

Tak łatwo było mu sobie wyobrazić, że ta chwila może trwać wiecznie. Że

będą spędzać ze sobą od tej pory wszystkie święta...

Freya, która siedziała na jego kolanach, poruszyła się niespokojnie, a on

przypomniał sobie o obowiązkach ojca i wstał.

- Pójdę do stodoły i zmienię jej pieluszkę, a potem spróbuję ją położyć do

łóżka - zwrócił się do Kate. - Jest chyba bardzo zmęczona. Czy możesz mieć na oku

Rory'ego?

- Oczywiście.

Zaniósł dziewczynkę do ich pokoju i położył ją spać, a kiedy usnęła, wszedł

do salonu Kate, stanął przy oknie i wpatrzył się w panującą za nim ciemność. Po

chwili usłyszał ciche kroki i w drzwiach stanęła Kate.

- James?

- Witaj w domu. Czyżby przyjęcie dobiegło końca?

R S

background image

122

- Och, nie, ono potrwa jeszcze kilka godzin. Ale Michael i Louise pojechali

już do domu, więc postanowiłam dotrzymać ci towarzystwa. Chyba że wolisz być

sam.

- Nic podobnego. Miałem nadzieję, że przyjdziesz. Wszystko udało się

wspaniale, dzieci były uszczęśliwione, a ja świetnie się bawiłem. Tylko że... Mogę

sobie łatwo wyobrazić, że jesteśmy częścią twojego świata, ale przecież niedługo

wrócimy do własnego domu i ta piękna przygoda dobiegnie końca. Ta świadomość

psuje mi trochę dobry nastrój.

Kate podeszła bliżej i spojrzała mu w oczy.

- Wczoraj wieczorem powiedziałeś, że czujesz się u mnie bardzo dobrze... Że

będziesz się czuł nieswojo, kiedy ci hydraulicy naprawią w końcu wasz bojler.

- Mówiłem prawdę. Wiem, że będę za wami tęsknił, a zwłaszcza za tobą.

Wiem, że nasz los nie bardzo cię interesuje. Dlaczego miałoby być inaczej? Jesteś-

my dziwną małą rodziną i z trudem utrzymujemy się na powierzchni wody, a nasz

dom wymaga tylu przeróbek, że chyba nie doprowadzę go do stanu używalności

wcześniej niż za dziesięć lat.

- Przecież możesz wynająć firmę, która zrobi to za ciebie szybko i sprawnie.

Rozmawiałam wczoraj z dyrektorem kliniki. Postanowili cię zatrudnić, więc twoje

problemy finansowe należą do przeszłości.

- Już zdecydowali? - spytał z niedowierzaniem.

- Przecież jeszcze nie sprawdzali moich kwalifikacji.

- Oczywiście, że je sprawdzili i rozmawiali o tobie z kilkoma lekarzami.

Naturalnie odbędą z tobą oficjalną rozmowę kwalifikacyjną, ale ta posada jest twoja,

jeśli tylko zechcesz podpisać umowę.

- Oczywiście, że zechcę - odparł z uśmiechem.

- To będzie dla mnie wielka szansa. Nie chodzi mi o karierę zawodową, ani o

pieniądze, ani o remont domu. Mam na myśli naszą wspólną przyszłość.

- Wspólną...

R S

background image

123

- Tak. Nie potrafię wyrzec się nadziei, że mamy przed sobą wspólną

przyszłość. W ciągu ostatnich... chyba dwunastu godzin zdałem sobie sprawę, że cię

kocham, Kate. Więc kiedy wrócę do domu bez ciebie...

- Że mnie kochasz? - wyjąkała z niedowierzaniem.

- Och tak, Kate. - Westchnął głęboko i położył rękę na jej ramieniu. - Wiem,

że nie mogę liczyć na wzajemność, ale obiecuję, że będę zachowywał dystans w

pracy i...

- Och, James... - Nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.

Z jej ust wydobył się tylko stłumiony jęk.

- Kate, nie śmiej się ze mnie.

- Ja się nie śmieję. Ale nie mów, że będziesz zachowywał dystans podczas

wspólnej pracy, bo ja też cię kocham.

- Ty...

- Tak, James. - Dotknęła czule jego policzka. - Kocham cię. Tłumaczyłam

sobie, że jest jeszcze za wcześnie, że nadal opłakujesz Beth. Myślę jednak, że z

czasem możemy zapewnić sobie odrobinę szczęścia.

- A dzieci? - spytał drżącym głosem. - Czy będziesz w stanie je pokochać?

Czy nie chcesz po prostu spełnić marzenia Rory'ego, który prosił Świętego Mikołaja

o nową mamę? Nie chciałbym, żebyś weszła do naszej rodziny z litości.

- Ja wcale się nad wami nie lituję! - krzyknęła z oburzeniem. - Dlaczego

miałabym to robić? Wiem, że przeszedłeś ciężkie chwile, ale masz Rory'ego i Freyę.

Bardzo się kochacie i jesteście cudowną rodziną, a ja bardzo chciałabym stać się jej

częścią. Kiedy wychodziłam za Jona, marzyłam o tym, żeby mieć normalny dom i

dzieci. Ale on... po prostu do mnie nie pasował. A ty jesteś dobry, życzliwy wobec

ludzi i... po prostu kocham ciebie i twoją rodzinę.

James otoczył ją ramieniem i delikatnie do siebie przytulił.

- Tak bardzo zmieniłaś nasze życie na korzyść, że sama myśl o powrocie do

domu wydaje mi się nieznośna - szepnął jej do ucha.

R S

background image

124

- Więc do niego nie wracajcie. Zostańcie u mnie, dopóki nie skończy się

generalny remont. Albo zabierzcie mnie ze sobą i będziemy mieszkali na placu

budowy. Możemy też sprzedać oba domy i zamieszkać tutaj. A potem kupić od

moich rodziców drugą stodołę, przerobić ją i przenieść się do niej. Zgadzam się na

wszystko, pod warunkiem, że będziemy razem.

- Ja też się na wszystko zgadzam, bo cię kocham - powtórzył James. - Zdałem

sobie z tego sprawę wczoraj wieczorem i byłem zrozpaczony, bo myślałem, że

nigdy nie zechcesz zostać moją żoną. Ale teraz proszę cię, żebyś za mnie wyszła.

Kochałem Beth i byłem zrozpaczony po jej śmierci, ale kiedy cię poznałem, znowu

zaświeciło dla mnie słońce. Bez ciebie nie wyobrażam sobie przyszłości.

- Och, James... - jęknęła cicho Kate.

- Czy to znaczy, że się zgadzasz?

- Oczywiście. Wyjdę za ciebie, bo cię potrzebuję... bo potrzebuję twoich

dzieci. Ja też nie umiałabym żyć bez ciebie. Ale ostrzegam cię, że zamierzam mieć

również własne dzieci, nasze. Chcę, żeby w czasie świąt nasz dom był zawsze tak

pełen ludzi, jak dom moich rodziców. Czy jesteś na to przygotowany?

- To świetny pomysł - powiedział James, a potem spojrzał jej głęboko w oczy.

- Wesołych świąt, kochanie - szepnął i pocałował swoją przyszłą żonę w usta.

R S


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
451 Anderson Caroline Wesołych świąt kochanie
Wesołych Świąt Wielkanoc
Wesołych Świąt, różne
Wesolych Swiat
Feliz Navidad [Wesołych świąt], j.obce, hiszpański, NAVIDAD
scenariusz 24 2005 wesolych swiat, Konspekty
Wesołych Świąt Voldemorcie!
Wesołych Świąt- napis, BOŻE NARODZENIE 1, KARTY PRACY, karty pracy
wesołych swiat, ## AVALON 63, ## RAMKI GOTOWE BOZENARODZENIE ZIMOWE I NOWOROCZNE
Wesołych Świąt
Wesołych Świąt
Wesołych świąt w 100 językach, Dokumenty Textowe, Ciekawostki i rozmaitości
wesołych swiat-wzor, pliki do ćwiczeń, word
Odpowiedzi do giełdy Wesołych Świąt
wesolych swiat
Wesołych Świąt Wielkanoc
Anderson Caroline Trudny wybor
Anderson Caroline Moze, czy na pewno
Anderson Caroline Romans na planie

więcej podobnych podstron