1
Spis Treści :
Prolog
: str. 2
Rozdział 1
: str. 2
Rozdział 2
: str. 11
Rozdział 3
: str. 19
Rozdział 4
: str. 26
Rozdział 5
: str. 33
Rozdział 6
: str. 38
Rozdział 7
: str. 43
Rozdział 8
: str. 48
Rozdział 9
: str. 53
2
3
Prolog
Siedziała w swoim mały przytulnym pokoju. Nastrojowa muzyka grała w jej uszach, a ona
sama z wielkim zapałem śledziła, jak palce jej lubego śmigają pod czarno białej klawiaturze.
Uśmiechała się do siebie. Była szczęśliwa, że los zgotował jej takie szczęście, a ona nie
musiała już cierpieć przez to co było wcześniej.
Zmieniła się. Już nie była tą samą dziewczyną, która pod presją matki, dążyła do perfekcji.
Teraz była młodą mężatką, która cieszyła się ze swojego życia i tego, że nie musi mieszkać
pod jednym dachem z matką.
Wszystko się zmieniło – pomyślała kiedy ówczesnego dnia, wsiadała do taksówki w
centrum Baton Rouge. Właśnie rozstała się z matką, która co raz to więcej od niej wymagała.
A co się dokładnie zdarzyło ?
Przeczytajcie sami …
Rozdział 1
Evie
Zajęłam miejsce przy drogim instrumencie, w którym śmiało można się przejrzeć. Biało
czarne klawisze, które podobnie jak cały fortepian świeciły. Czułam na sobie wzrok kilku
tysięcy ludzi, którzy oczekiwali na mój występ. Zerknęłam na widownie i pochwyciłam
spojrzenia moich rodziców, którzy podnieśli kciuki do góry, dając mi tym samym do
zrozumienia, że się uda. Przecież musi się udać. Nie widzą innej możliwości.
Wzięłam głęboki wdech, przetrzymałam chwilę powietrze i wraz z wypuszczeniem go
zaczęłam grać III symfonię Beethovena. Czułam jak ręce mi drżą kiedy naciskałam kolejne
klawisze, a serce przyspiesza do nie wyobrażalnych szybkości. Nie miałam prawa się teraz
pomylić. Gdyby do tego doszło, rodzice za bardzo by się zdenerwowali, a ja bym
zaprzepaściła swoją szanse na naukę na trzecim stopniu w szkole muzycznej. Drugi stopień
powinnam już dawno ukończyć, jednak przez roczne stypendium zagraniczne, na które
wyjechałam do Montrealu uniemożliwiły mi zdanie egzaminu.
W końcu symfonia dobiegła końca, a ja cieszyłam się, że nie pomyliłam się ani razu.
Milcząca do tej pory widownia, wstała z miejsc i zaczęła klaskać jak opętana. Szeroko się
uśmiechnęłam, ciesząc się, że się im spodobało.
Zostałam zmuszona by wstać od fortepianu. Udałam się za scenę, gdzie czekali już na mnie
rodzice wraz z rodzeństwem i nauczycielka fortepianu, Daphne Casella. Rodowita włoszka,
która przyjechała do USA w wieku dziesięciu lat. Obecnie ma trzydzieści dwa, chodź
wygląda na połowę mniej. Pół długie czarne włosy, ma zazwyczaj rozpuszczone, tak było i
4
tym razem. Fiołkowe oczy, ma otoczone gęstymi rzęsami i delikatnymi, cienkimi brwiami,
które często wyrywa. Na dzisiejszy dzień ubrała się w białą bluzkę z rękawem ¾ , ołówkową
spódnicę z wysokim stanem i cieliste rajstopy. Na stopach połyskiwały jej czarne wysokie
szpilki.
-Bardzo dobrze Ci poszło, Evie– pochwaliła mnie Daphne, podchodząc do mnie – Byłaś
trochę zestresowana, ale to normalne.
-Ja … no wiem. Po prostu … bałam się – westchnęłam, siadając przy przenośnej lodówce –
Ale chyba nie było aż tak źle ?
-Oczywiście, że nie – Daphne klepnęła mnie w ramię i odeszła na bok, bo właśnie
zadzwonił jej telefon. Czułam na sobie spojrzenia rodziny, jednak uparcie nie podnosiłam
głowy.
Nie byłam do końca zadowolona z występu, chodź publiczności mógł się podobać. Od
najmłodszych lat uczono mnie perfekcji bym, uczyła się i grała najlepiej. Zawsze muszę
wszystko robić najlepiej, by mnie później nie winiono za źle wykonaną robotę, lub jak w
przypadku ważnego występu – niezdanego egzaminu. Czasami się zastanawiam po co tak
właściwie wybrałam się do szkoły muzycznej.
Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Miałam wtedy niecałe sześć lat. Akurat by zacząć naukę gry
na jakimś instrumencie. Mama uparła się, że powinnam wybrać właśnie pianino. Ja jakoś nie
byłam pozytywnie do niego nastawiona. Przerażała mnie ilość biało czarnych klawiszy, która
wcale nie zmniejszała się, wraz z upływającym czasem. Właśnie wtedy się rozpłakałam bo
chciałam wracać do domu, a ani mama ani ojciec nie mieli tego w planach. W końcu
skończyło się na tym, że zaczęłam uczyć się gry na pianinie. Z czasem zaczęło mi się to
nawet podobać i miało swoje plusy. Miałam przynajmniej jakieś zajęcia dodatkowe i nie
musiałam całymi dniami siedzieć w domu przed telewizorem, jak większość moich
rówieśników.
-Byłaś świetna, siostra – ze wspomnień wyrwał mnie głos mojego młodszego brata, Briana.
Nie chętnie podniosłam głowę i popatrzyłam bratu w oczy. Chciało mi się śmiać, bo jego
mina była bezcenna. Zupełnie jakby się przestraszył, że ogłuchłam i nic od tej pory nie
zagram. Nie mam pojęcia, dlaczego właśnie takie porównanie przyszło mi do głowy.
-Dzięki – mruknęłam, opierając brodę na rękach – Może egzaminatorom się też spodobało –
dodałam zerkając na mamę.
-Z pewnością – odparła zamyślona. Wiedziałam, że ona nie była do końca zadowolona. To
właśnie po jej odziedziczyłam – udoskonalanie tego co i tak jest doskonałe.
-Wiem, że nie jesteś ze mnie dumna, mamo – burknęłam wstając z ławki – Ale nie musisz
aż tego pokazywać.
-Evie, dobrze wiesz, że nie to chciałam powiedzieć – zaczęła się bronić. Nie chciałam tego
słuchać, więc odeszłam od nich kawałek.
Zaczęłam chodzić w tę i powrotem w napięciu czekając na wyniki egzaminu. W głowie
miałam już plan awaryjny, gdyby nie udało mi się dostać na trzeci stopień. Wrócę do
Montrealu i tam skończę ostatni rok liceum. Następnie pójdę to jakiego collegu i zajmę się …
sobą. O tak. Plan awaryjny co raz bardziej mi się podobał. Nie tylko dlatego, że znów będę
miała możliwość spotkania Stephy, Maggie, Laury czy Toma, ale także dlatego, że będę
daleko od rodziców, a w szczególności od mamy, która w ostatnim czasie aż za dużo ode
mnie wymaga.
-No i jest moja mała fortepianistka ! – zawołał radośnie Nate. Pokręciłam głową, chcąc
wrócić z powrotem do rzeczywistości. Nate, mój chłopak, przyjaciel i jak sam siebie określa,
największy fan. Ma jasne brązowe włosy, które zawsze układają mu się w charakterystyczny
nie ład, jasne oczy ma obramowane rzadkimi rzęsami, które podobnie jak włosy – są bardzo
jasne. Brwi ma dość wąskie i równe jasne.
-Nie przesadzaj, Nate– mruknęłam, nie ruszając się z miejsca – Nie wiadomo czy zdam.
5
-Zdasz, zdasz – po wypowiedzeniu tych słów, przywarł do mnie i namiętnie pocałował. Od
razu poczułam się lepiej i nie obchodziło mnie czy zdam czy też nie. Chodź jeśli nie zdam i
przeniosę się do Montrealu to będę musiała zostawić swojego chłopaka, a kto wie czy nie
odbierze mi Go podła Sophie.
-Nigdy nic nie wiadomo, Nate – odpowiedziałam, kiedy odkleiliśmy się do siebie – Nie
zapominaj, że są dużo lepsi ode mnie. Między innymi Monic Finn, która chyba bardziej
zasługuje na zdanie niż ja.
-A, Ty Kwiatuszku nie zapominaj, że miejsc jest dziesięć.
-To o pięć miejsc mniej niż przy rekrutacji na drugi poziom – przerwałam – I o pięć więcej
niż na czwarty.
-Wiesz co, nie przesadzaj Massei – chłopak złapał mnie za ramiona i wlepił we mnie
spojrzenie – Nie raz Ci już powtarzałem, że jesteś świetna. Bo mało kto potrafi na fortepianie
zagrać piosenkę Muse. A jeśli egzaminatorzy nie zobaczą w tobie ambicji, talentu i tego co
powinnaś mieć, a ja nie wiem co to jest, to będzie ich wielka strata.
-Chyba brakuje mi … koncentracji. Nie umiem się dostatecznie skupić na graniu.
Chciałabym wtedy wyłapać milion rzeczy na raz, a wiem, że to nie możliwe. Bardzo
możliwe, że egzaminatorzy to zobaczyli i teraz dupa – wtuliłam się w bok chłopaka, którzy
powstrzymał się od komentarza.
W tym momencie zobaczyłam idącego w moją stronę jednego z komisji. Carlos Valt. Prócz
niego w komisji siedzieli jeszcze: jego dwaj bracia, Pablo i Dominic. Cała trójka prowadzi
szkołę muzyczną, do której mam przyjemność chodzić. Carlos jest dyrektorem, Pablo
zastępcą a Dominic zajmuje rekrutacją. Zarówno nauczycieli jak i uczniów. Poczułam jak
dłonie zaczynają mi się pocić, a serce przyspiesza. Nate widząc moje zdenerwowanie złapał
mnie za rękę i ucisnął mnie mocno.
-Evie Massei – zaczął Carlos znajdując się naprzeciwko mnie – Gratuluję. Od poniedziałku
zaczynasz naukę na trzecim stopniu. Szkoda, że tak późno do nas dołączasz, ale lepiej później
niż wcale, prawda ? – skinęłam tylko głową, nie wiedząc co mogę powiedzieć – Tutaj masz
swój … grafik. Do zobaczenia, Evie.
-Dziękuję, proszę pana – wydusiłam z siebie, czując wzbierające się łzy – Bardzo dziękuję.
-Nie masz za co Evie. Twoja symfonia była naprawdę świetna. Widziałem, że trochę
denerwowałaś, ale to zrozumiałe – dodał i odszedł. Po chwili dołączyli do nas pozostali.
-I jak ? – spytała podekscytowana Chloe –Evie ! – zapiszczała.
-Zdałam – powiedziałam uśmiechając się szeroko – Carlos dał mi grafik.
-Pokaż to –Chloe wyrwała mi kartkę z rąk. Na chwilę nastała cisza, jednak szybko została
przerwana przez pisk siostry – Nie jest tak źle. Ale teraz masz środę zawaloną.
-Oddaj mi to – wystawiłam rękę, czekając na papier. W końcu Chloe z ociągnięciem mi go
oddała – Hm .. fortepian na piątą, a joga na siódmą. Nie tak źle, mogło być gorzej –
mruknęłam.
-No dobrze. To wracajmy już do domu, skoro już wszystko wiadomo – zaproponował ojciec
– Gratuluję, Evie.
-Dziękuję tato – odpowiedziałam z uśmiechem – Słuchajcie, mogłabym wyjść dzisiaj z
wieczorem ?
-Evie – westchnęła ponuro mama – Powinnaś ćwiczyć. Trzeci stopień to nie przelewki.
-Mamo … ćwiczyłam przez ostatnie trzy miesiące. W ogóle nie miałam czasu na spotkania
ze znajomymi. Proszę. To jeden wieczór.
-Mamo, Evie ma rację – wtrąciła się Chloe.
-Elizabeth – powiedział spokojnie Peter , stojąc obok niej – Skoro Evie, chce się wyszaleć,
to pozwólmy jej. Przecież nic się nie stanie jak raz się zabawi. Ma dopiero osiemnaście lat a
już gra jak nie jeden znany fortepianista.
6
-Zabiorę ze sobą bliźniaki – Nate chciał właśnie zaprzeczyć, kiedy walnęłam go lekko w
bok – I wrócę przed drugą w nocy.
-Eh .. no dobrze. Ale nie pij za dużo. Dobrze wiesz, że nie znoszę jak przychodzisz pijana.
-Dobrze i dziękuję – dałam im po całusie i w szóstkę skierowaliśmy się na parking.
Przez całą drogę do domu, Nate milczał. Próbowałam mu powiedzieć, że jedyny argument
jakim mogłam przekonać rodziców na wieczorne wyjście, było powiedzenie im, że zabieram
ze sobą Briana i Chloe . Bliźniaki oczywiście zrozumieli o co mi chodzi, i dziękowałam im,
że właśnie wtedy się nie odezwali. Zaczynało mnie niepokoić zachowanie mojego chłopaka.
Nigdy się tak nie zachowywał, nawet wtedy kiedy zabrałam brata na jego osiemnastkę. Chloe
siedziała wtedy u Olivii i nie miała ochoty na imprezę, mimo że została zaproszona.
-Nate no powiedzieć coś w końcu – już niemal błagałam. Ale to na nic. Chłopak poparzył
na mnie i jedynie pokręcił głową. Kilka minut później dojechaliśmy do mojego domu.
Sądziłam, że Nate zaraz odjedzie, ale on poszedł za mną do pokoju, nawet nic nie powiedział
do moich rodziców, którzy lekko się zdziwili.
-Evie – westchnął – Czy musimy zabierać Twoje rodzeństwo ze sobą ? – spytał ciężko
opadając na łóżko. Uśmiechnęłam się do siebie szyderczo i popatrzyłam na niego.
-Nie głuptasie. Oni z nami nigdzie nie idą – odpowiedziałam rozbawiona, siadając mu na
kolanach – Tylko to mogło przekonać, moich rodziców do zgody. Wiesz jacy oni są.
-Wiem i trochę mnie to drażni. Szczególnie, Twoja mama. Bywa dziwna. Wciąż chce, żebyś
była we wszystkim idealna - uśmiechnął się tajemniczo, całując mnie w linie żuchwy –
Perfekcyjna a dodatkowo, wciąż chce mieć na Ciebie oko.
-Oj Nate. Nie przesadzaj – jęknęłam cicho –Elizabeth już taka jest. Nic na to nie poradzę –
pocałowałam go w nos, a następnie szybko zeszłam z jego kolan.
-Osz Ty, Mała ! – pobiegł za mną do garderoby.
Złapał mnie przy jednej z półek z butami. Przyparł mnie do niej i zaczął namiętnie całować.
Jedną dłonią jeździł mi po plecach a drugą wsadził mi we włosy. Zawsze tak robił. Ja
natomiast zarzuciłam mu ręce na szyję, chcąc móc go do siebie bardziej przybliżyć. W tym
momencie rozległo się tupnięcie i w progu stanęła moja mama. Odsunęłam od siebie chłopaka
i z niemrawą miną spojrzałam na matkę.
-Młodzi i zakochani – zaczęła cicho, opierając się o framugę – Aż miło na Was popatrzeć.
Ale tak na poważnie – podeszła do nas bliżej – Idźcie już i nie wracaj , Evie za późno !
-Wiem, wiem – machnęłam ręką –Nate poczekaj, bo muszę się przebrać – teatralnie
wskazałam na swoje galowe ubranie. Biała koszula zdążyła się już wygnieść, a czarna
spódnica, przesunęła się o kilka centymetrów w bok.
-Jasne, piękna –Nate cmoknął mnie w policzek i wyszedł wraz z moją mamą.
Mało czasu zajęło mi wybranie czego na wyjście. Przebrałam się w jasnofioletową bluzkę,
wiązaną na szyi do tego, ciemne rurki i botki na obcasie. Nie miałam pewności, gdzie chłopak
zechce mnie zebrać. Miałam nadzieje, że będzie to jakaś impreza lub romantyczny spacer.
Ostatnio mieliśmy bardzo mało czasu dla siebie. Ja wciąż byłam pochłonięta przez zajęcia z
fortepianu, a on został zawieszony na niecałe trzy tygodnie, za bójkę.
Szybko wykonałam prysznic i ubrałam się. Długie brązowe włosy związałam na bok i
całość wykończyłam lekkim, prawie niewidocznym makijażem. Nie chciałam za bardzo się
świecić. Wręcz tego nie znosiłam.
Wolnym krokiem skierowałam się na dół. Z salonu dochodziły dźwięki telewizora, przez
które mogłam się domyśleć, że lecą wiadomości. Stanęłam w drzwiach, obserwując moich
rodziców wraz z Nate’m, który siedział na fotelu i mało go interesowało co leci w TV.
-Jestem gotowa – zapiszczałam, wyrywając ich tym samym z letargu – Możemy iść.
-A Chloe i Brian ? – wypalił tata, zerkając to na mnie to na telewizję.
-Oni się rozmyślili – wtrąciłam cicho, czekając aż Nate się zbierze, a wtedy będziemy mogli
stąd wyjść.
7
-Aha – usłyszałam jeszcze odpowiedzieć ojca i wyszliśmy.
Pogoda popsuła się dość szybko. Zwarzywszy na to, że jeszcze trzy godziny temu świeciło
słońce, teraz ono zaszło i zebrał się wiatr. Byłam zła na siebie, że nie wzięłam żadnej kurtki i
teraz marzłam. Nie ma to jak moje zapominalstwo. Nate złapał mnie za rękę, dzięki czemu
poczułam przyjemne ciepło, które ogarnęło całe moje ciało. Każda komórka mojego ciała
zaczynała żyć na nowo, kiedy tylko chłopak mnie dotknął.
-Wiesz, że nie pogratulowałem Ci zdania egzaminu ? – zaczął powoli, otwierając mi drzwi
swojego sportowego auta od strony pasażera – To bardzo źle o mnie świadczy.
-Daj spokój. Nie było kiedy – odparłam, kiedy chłopak zajął miejsce obok – Mogę Ci
wybaczyć.
-Właśnie to chciałem usłyszeć – odpalił silnik i wyjechał na główną ulicę Baton Rouge –
Więc gratuluję, Evie – złapał mnie za rękę i złożył na jej wierzchu pocałunek – A teraz się
zabawimy, co Ty na to ?
-Czemu by nie. Przyda mi się trochę rozrywki. W ostatnim czasie miałam jej za mało –
odpowiedziałam z uśmiechem – Dokąd jedziemy ?
-Do Trey’a Bart’a – wyszczerzył się w uśmiechu, który tak bardzo w nim lubiłam – Przy
okazji spotkasz przyjaciółki i przekażesz im wesołą nowinę.
-Pewnie Summer już do mnie wydzwaniała – wyznałam, wyciągając z kieszeni telefon.
Miałam sześć nieodebranych połączeń od Summer i dwa od Sarah– Dzwoniły, a ja nie
słyszałam – sprawdziłam godziny połączeń. Summer dzwoniła do mnie w czasie występu, a
Sarah kilka minut po nim – Nie mogłam odebrać, bo miałam wtedy egzamin – w tym
momencie telefon znów się rozdzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Maggie
Poznałam ją, jak byłam w Montrealu.
-Cześć, Meggi– przywitałam się z wielkim uśmiechem.
-Cześć, Mała. Ładnie to nie dzwonić do starych znajomych ? Czyżbyś już o nas zapomniała
? – w jej głosie pobrzmiewała nutka smutku.
-Wybacz. Miałam egzamin i …
-I … no mów ! Umieram z ciekawości. Wiedziałam, że masz go dzisiaj i dlatego wcześniej
nie dzwoniłam. Chodź Stepha chciała, nawet Laura się zastanawia co u Ciebie – rozgadała
się, powodując tym samym u mnie chichot – Wybacz, Mała. No to jak tam ? Zdałaś ?
-Tak zdałam, Maggie ! Jestem taka szczęśliwa ! Boże, to jest coś niesamowitego !
-Gratuluje, Evie! – krzyknęła inna dziewczyna. Nie byłam pewna czy to Stepha czy Laura–
Ale to oznacza, że do nas nie przyjeżdżasz, prawda ?
-No niestety nie – przyznałam, zerkając na Nate’a, który wjeżdżał właśnie na podwórko
Trey’a – Muszę kończyć. Odezwę się jutro. Buziaki laski ! – cmoknęłam jeszcze w słuchawkę
i wyłączyłam się.
-Znajomi z Montrealu ? – spytał jakby przygaszony, mój towarzysz.
-Tak. Maggie i Stepha– dodałam wysiadając z samochodu – Ale jest okej. Nie przejmuj się,
Nate– weszliśmy do domu, w którym grała już głośna muzyka.
Ludzi było dwa razy więcej niż chodzi do naszej szkoły. Czyżby i tym razem Bart urządził
wielką balangę, której Baton Rouge nie zapomni do końca roku ? Taka sama zdarzyła się już
trzy lata temu, kiedy to poznałam Nate’a. Było to w czasie ferii zimowych. Chodziłam wtedy
do drugiej klasy szkoły średniej,
1
a on do trzeciej. Niestety musiał ją powtarzać, więc we
wrześniu spotkaliśmy się na wspólnych lekcjach. Wracając do imprezy, na której się
poznaliśmy, była to największa impreza na której byłam. Zaciągnęła mnie wtedy na nią
Summer Festa, która w naszej dzielnicy jest znana z imprezowania jak i mani kupowania
wszystkiego i dla wszystkich. Summer uparła się, że chce zaszaleć w towarzystwie, którego
nie zna. Nie powstrzymało jej nawet to, że miała wtedy raptem piętnaście lat. Ona po prostu
1
Szkoła średnia – nauka trwa między 14 a 18 rokiem życia. Bohaterka poznała Riley’a mając 15 lat, co
znaczy, że była wtedy 2 klasie. Z tego wynika, że u nich jest pięć klas w szkole średniej.
8
kocha imprezy. Nate stał przy stole z alkoholem i zastanawiał się nad trunkiem, który chce
wypić. Nie śmiało podsunęłam mu zwyczajne piwo, po które po chwili sięgnął. Wziął
również dla mnie i właśnie wtedy to się zaczęło. Nie było romantycznie ani słodko. Było
zwyczajnie. W krótkim czasie powiedziałam mu co nieco o sobie, a on – o sobie.
-Evie ! – nim się zorientowałam o co chodzi, w moje ramiona, rzuciła się drobna Summer–
Boże, dziewczyno. Jeszcze jeden taki numer, a połamie Ci palce – zagroziła jak zawsze, kiedy
w grę wchodził nieodebrany telefon lub nieodpisanie na SMS-a.
-I tak tego nie zrobisz. Za bardzo sobie je cenisz – odparłam ze śmiechem – Gdzie Sarah?
-Siedzi u Trey’a na kolanach w salonie – odparła. Dopiero teraz jej wzrok padł na mojego
chłopaka. Zwężyła oczy i już byłam przygotowana na jad płynący z jej ust, jednak ona nic nie
powiedziała. Odwróciła się tylko na pięcie i odeszła w stronę kuchni. Zachowuje się tak od
kiedy dowiedziała się, za co Nate powtarza klasę. W sumie to jej nie rozumiem. Każdemu
może się to zdarzyć.
-Chcesz coś do picia, Piękna ? – spróbował przekrzyczeć muzykę, nachylając się. Skinęłam
tylko głowę, zmierzając w stronę kuchni. Musiałam znaleźć Summer i poważnie z nią
porozmawiać o jej dziecinnym zachowaniu.
Znalazłam ją, opierającą się o lodówkę. Ręce miała założone na piersi i patrzyła się w bok.
Wydawała się bić z myślami. Niepewnie do niej podeszłam. Bałam się trochę jej ataku złości.
-O co Ci chodzi, Summer ? – spytałam cicho, patrząc na nią.
-Martwię się o Ciebie, Evie. Jesteś tak zaślepiona miłością do Nate’a, że nie zauważasz
jego wad, które aż rażą w oczy – odpowiedziała zła – On nie jest taki jak Ci się wydaje, E. On
Cie zdradza – dodała pewnie z zaciśniętymi ustami.
-Skąd to wiesz ? – ani nie zaprzeczyłam ani nie potwierdziłam. Musiałam się tylko
dowiedzieć, skąd ona wie, że Nate mnie … zdradza. I czy to w ogóle możliwe. Czyżbym żyła
w ciągłej nieświadomości o prawdziwej naturze mojego chłopaka ?
-Sean mi powiedział – zaczęła powoli, uważając na słowa. Dobrze wie jak nie znoszę jej
chłopaka. Sean’a postrzegam jako kolesia, który idzie po trupach do celu. Unikam go jak
tylko się da. Po prostu kiedyś zrobił mi coś czego mu nie wybaczę i wolę się trzymać od
niego z daleka. Summer oczywiście o tym nie wie. Inaczej Bóg jeden wie, jakby to się
skończyło.
-Nie obchodzi mnie Sean – mruknęłam zła – Powiedz mi prawdę,Summer. Wymyśliłaś to
sobie, prawda ? Nie chcesz bym była z Nate’m, bo .. bo co ? Bo nie zdał do czwartej klasy ?
A może dlatego, że pobił kogoś w wieku Twojego chłopaka ? Powiedz mi prawdę i nie kłam !
-Proszę Evie. Uwierz mi ! Nie kłamię. Nie wiem co zaszło między Tobą a Sean’em, ale
wiem, że by mnie nie okłamał. Nie w takiej sprawie. Ufam mu a Ty powinnaś ufać mi. Jesteś
przecież moją przyjaciółką – mówiła niczym pięciolatka, która próbuje przekonać dorosłego
do swojego zdania. Nie byłam również pewna, czy jestem w stanie powiedzieć Summer
czemu właściwie nie lubię Sean’a.
-Sam – głośno westchnęłam – Może kiedyś Ci zdradzę, czemu ja i Sean się nie lubimy, ale
nie teraz. Nate jest dla mnie w porządku i nie rozumiem dlaczego jesteś do niego tak wrogo
nastawiona.
-On Cię zdradza – usłyszałam za sobą męski głos. Doskonale wiedziałam do kogo należy.
Powoli się odwróciłam i stanęłam twarzą w twarz z nim. Moim koszmarem z wakacji przed
rozpoczęciem nauki w szkole średniej. Kiedy to … zresztą nieważne.
-No proszę, Sean Otiz we własnej osobie. Już mogę bić Ci brawo, czy może mam zaczekać
? – rzekłam ironicznie, próbując przejść obok niego. Jednak on skutecznie uniemożliwiał mi
przejście – Przepuść mnie.
-Gratuluję zdanego egzaminu, Massei ! – zawołał chwiejący się Trey, który wpadł właśnie
do kuchni. Poczułam falę obrzydzenia na widok pijanego faceta, jednak za wszelką cenę
9
starałam się zatrzymać wymioty. Nie było to wcale takie proste, gdyż Bart zdążył już do nas
dojść, nie potykając się przy tym.
-Dzięki Trey – machnęłam ręką – Idę poszukać Nate’a.
-Widziałem jak poszedł zza dom z Sophie – odezwał się gospodarz imprezy, siadając na
stole – Laska jest nieźle odpicowana.
-Taa… dzięki – odeszłam z dziwnym nie pokojem. Zaczęłam szukać chłopaka po całym
domu, aż w końcu wyszłam na dwór. Przez ten czas zdążyło się ściemnić i gdyby nie
ogrodowe lampy, które doskonale oświetlały cały trawnik, nic by nie było widać. I może
właśnie w tym momencie wolałbym niczego nie widzieć. Nate’a zauważyłam przy wysokiej
tui, przy której stał wraz z Sophie. Całowali się. Namiętnie. Poczułam jeszcze większe
obrzydzenie niż kilka minut wcześniej. Nie reagując na zaciekawione spojrzenia, ruszyłam w
stronę wyjścia z domu.
Po drodze Summer próbowała mnie zatrzymać, jednak ja nie chciałam jej słuchać. Nie
chciałam słuchać nikogo. Nie mogłam uwierzyć w to, jak on mnie potraktował. W jednej
chwili poczułam nienawiść do niego, w następnej złość do siebie, że za mało mu poświęcałam
czasu. Powinnam, zrezygnować z prób i być z nim. Może wtedy by mnie nie zdradził. Może
było by inaczej. Może ja nie czułabym się teraz jak totalna idiotka. Teraz byłam nikim.
Mogłam śmiało iść na lotnisko i kupić pierwszy lepszy bilet do Montrealu. Tam zamieszkać u
znajomych i zacząć życie na nowo. Zamiast tego, skierowałam się w dół ulicy Wschodniej 87,
czując jak łzy palą moje policzki.
Czułam upokorzenie i pustkę. Właściwie mogłabym nie iść w poniedziałek do szkoły w
obawie, że ludzie będą mi posyłać współczujące spojrzenia, mówiące „o to jak upadła zdolna
i bogata.” Mogłoby to wyglądać jak w jakimś melodramacie, który i tak w końcu miał by
idealne zakończenie. Teraz mogłam na zawsze zamknąć się w świecie muzyki i ku uciesze
matki, zdobywać laury i być uwielbianą przez wszystkich. Zanim jednak do tego dojdzie,
będę musiała stawić czoła poniedziałkowej traumie, która już teraz napawa mnie
negatywnymi myślami.
W zadumie doszłam do jednego z niewielu małych parków w Baton Rouge. Chciałam się
gdzieś ukryć, albo spotkać kogoś kto by mi coś zrobił. Cokolwiek. Mógł mnie nawet pierw
zgwałcić a później zabić. Nie chciałam już patrzeć na ten świat, który nie do końca był
sprawiedliwy. W zadumie usiadłam na pierwszej lepszej ławce, która stała na mojej drodze.
Przez tą wycieczkę z domu Trey’a , aż tutaj nie czułam nóg, a dodatkowo robiło mi się zimno.
Próbowałam jednak zdusić uczucie chłodu w zarodku. W ten usłyszałam jakiś szmer zaraz
koło siebie. Zerknęłam w dół i zobaczyłam zwiniętego w kłębek chłopaka. Nie miałam
pojęcia czy śpi czy może nie żyje. Lekko trąciłam go w ramię. Poruszył się i powoli się
uniósł.
-Umm… wybacz, że Cie obudziłam, ale nie byłam pewna czy żyjesz – powiedziałam
dziwnie zachrypniętym głosem. Przeczyściłam gardło, bacznie obserwując chłopaka. Mogłam
w nim rozpoznać jednego z uczniów mojej szkoły, chodź nie mogłam być do końca pewna,
bo było dość ciemno.
-A tak. Musiałem zasnąć – podrapał się w tył głowy i powoli wstał z ławki – Będę szedł.
-Czekaj ! – zawołałam, łapiąc go przy tym za nadgarstek. Chłopak skrzywił się nieznacznie.
Chyba nie złapałam Go, aż tak mocno? I, Boże co ja robię ! Czy właśnie zatrzymywałam
prawie obcego mi kolesia ? Ze mną jest coś nie tak – Nie musisz iść. Posiedź ze mną –
dodałam ciszej, patrząc mu w oczy.
-Nie wiem czy to dobry pomysł – odpowiedział niechętnie – Jest już późno.
-Jakoś zbytnio mnie to nie obchodzi, która godzina. Może być nawet szósta rano. Szczerze
mam na to wyjebane– puściłam go. Podsunęłam kolana pod brodę i oplotłam wokół nich ręce
– Ale jak chcesz to idź. Nie będę Cię zatrzymać.
10
-W porządku. W sumie i tak nie mam dokąd iść – odparł i z powrotem zajął miejsce obok
mnie – Chcesz rozmawiać czy wolisz milczeć ? – mówił dość cicho, że ledwo mogłam go
usłyszeć. Zupełnie tak jakby bał się zdradzić ze swoim prawdziwym tonem głosu.
-Sama już nie wiem. Do wieczora wiedziałam wszystko. Co chcę robić, do jakiego coleggu
iść i najważniejsze z kim. Ale teraz nie mam bladego pojęcia co powinnam zrobić –
wyznałam, obracając głowę w jego stronę. Siedział na drugim końcu ławki w podobnej
pozycji co ja. Przydługie włosy wpadały mu do oczu – Nudzę Cię ?
-Nie, skąd – zaprzeczył. Za szybko – Miło czasami posłuchać o życiu bogatych ludzi –
mruknął z ironią.
-To nie ja jestem bogata, tylko moi rodzice. Nie potrzebne mi ich pieniądze. No chyba, że
na bilet do Montrealu – sama nie wiem po co to powiedziałam – Tak w ogóle to jestem Evie.
Evie Massei – nieśmiało wyciągnęłam rękę w jego kierunku. Sądziłam, że ją odepchnie albo
popatrzy na nią z pogardą. Ale nie. Uścisnął mnie i odpowiedział :
-Ethan. Ethan Drew – przez panujące mroki nie widziałam koloru jego oczu, chodź tak
bardzo chciałam je zobaczyć. Nie miałam pojęcia dlaczego – Więc, co się stało, że młoda
dziewczyna przyszła do parku o zmroku ?
-Chłopak mnie zdradził. Musiałam sama się o tym przekonać, mimo że kilka minut
wcześniej przyjaciółka mi mówiła to samo.
Ethan
Siedziała skulona ławce, wyglądała na zdenerwowaną a jednocześnie wkurzoną. Na jej
policzkach wciąż było widać ślady łez, co mogło oznaczać, że płakała. Byłem zły na siebie za
tą uwagę o bogatych ludziach, bo wiele razy widziałem, że Evie Massei nie była taka, jak
większość bogatych uczniów z naszej szkoły. Jej ciuchy nie pochodziły od znanych
projektantów, tylko z mniej znanych sieciówek. Wiem, że gra na fortepianie i idzie jej to
naprawdę nieźle. Boże ! Ile ja bym dał, żeby znów poczuć pod palcami biało czarne klawisze.
Niestety to tak szybko nie nastąpi, gdyż obecnie nie stać mnie na lekcje.
W pewnym momencie wyciągnęła do mnie rękę i przedstawiła się. Jakbym nie wiedział jak
ona się nazywa ! Ona mnie chyba nie rozpoznała, albo wydawało się jej, że mnie kojarzy, ale
nie jest na tyle odważna by spytać.
-Ethan. Ethan Drew – odpowiedziałem cicho, ściskając delikatnie jej dłoń. Wydawało mi
się, że specjalnie nie zwracała uwagi na to z jaką siłą to zrobiłem – Więc, co się stało, że
młoda dziewczyna przyszła o zmroku do parku ? – kretyn ! Po co mi to wiedzieć ?
- Chłopak mnie zdradził. Musiałam sama się o tym przekonać, mimo że kilka minut
wcześniej przyjaciółka mówiła mi to samo – odpowiedziała cicho, ponownie zaciskając
ramiona wokół kolan.
-W takim razie ten chłopak, to idiota – powiedziałem dość … agresywnie, aż Evie skuliła
się w sobie – Wybacz, za ton.
-Nie szkodzi – spróbowała się uśmiechnąć, ale marnie jej to wyszło – Czemu spałeś na
ławce ? Stało się coś ? – teraz to ona była tą ciekawszą.
-W sumie to tak – wzruszyłem ramionami, nie będąc do końca pewnym, czy ona chce to
usłyszeć – Nie chcę Cię zanudzać, Evie.
-Daj spokój, Ethan – przesunęła się bliżej mnie, powodując, że prawie stykaliśmy się
ramionami – Ja Ci powiedziałam powód, mojego przyjścia tutaj. Teraz Twoja kolej.
-Niech Ci będzie – wypuściłem powietrze, zdając sobie sprawę, że je trzymałem dłużej niż
było to konieczne – Uciekłem z domu.
-Ktoś Ci groził ? – mówiła tak jakby za chwilę miała się rozpłakać – Nie chcę naciskać.
11
-Nie o to chodzi, Evie. Moje życie różni się od Twojego. U mnie nie jest kolorowo. Rodzice
wciąż piją, a ja … no cóż nie mam gdzie się podziać. Mam dość ich stylu życia, więc
uciekłem – popatrzyłem na nią, i widziałem w jej oczach łzy, które już płynęły po jej
policzkach. Widząc, że się jej przyglądam szybko je wytarła i smutno się uśmiechnęła.
-Przepraszam. Ja nie chciałam się rozkleić, tylko … wspomnienia mnie zalały – pociągnęła
nosem – Wybacz – ponownie na mnie popatrzyła – Masz przerąbane i gorzej ode mnie. Moi
starzy nie piją, ale matka chce bym była doskonała we wszystkim. Bym wciąż dążyła do
perfekcji. To mnie dobija.
-Jesteśmy z dwóch różnych światów, Evie. Nasze życia się różnią od siebie i nic nie można
na to poradzić. U mnie króluje alkohol, bijatyki i przekleństwa a u Ciebie – nie dała mi
skończyć.
-A u mnie wystawne jedzenie, drogie wina, ubrania z najwyższej półki i poczucie
bezradności – w jej głosie słychać było sarkazm – Moje życie wcale nie jest idealne, Ethan.
Chciałabym znaleźć się w miejscu, gdzie byłabym sama ze swoimi marzeniami.
-Co jest, Twoim marzeniem, Evie?
-Ucieczka od idealnego świata – odparła, stawiając stopy na Ziemi – A, Ty masz jakieś
marzenie ?
-Ucieczka od nieidealnego świata – po moich słowach zaśmiała się melodyjnie. Po raz
pierwszy słyszałem jak się śmieje i mogę śmiało stwierdzić, że jej śmiech jest równie piękny
jak dźwięki fortepianu – To aż takie śmieszne ?
-Przepraszam – burknęła, patrząc w ziemię – Czuję po prostu obrzydzenie do tego
wszystkiego. Szłam tutaj z nadzieją, że spotkam kogoś, kto by mi coś zrobił.
-Nie powinnaś, aż tak rozpaczać. Na świecie jest wiele chłopaków. W końcu spotkasz kogoś
takiego – zacząłem powoli – Powinnaś wracać do domu Evie– spojrzałem na linie horyzontu.
-Nie mam ochoty – z kieszeni w spodniach wyciągnęła telefon i zerknęła na jego
wyświetlacz – Jest dopiero trzecia w nocy.
-Nie sądzisz, że Twoi rodzice będą się martwić ? – w tym momencie zadzwonił jej telefon.
Ona jednak zignorowała go i wyłączyła.
-To Nate – zaczęła cicho – Zapewne się dziwi, że wyszłam. Mam go w dupie. Mam go w
dupie – znów zaczęła płakać, a ja jak głupi siedziałem tam i tylko się patrzyłem. Dawała
upust swoim emocjom. Tak jak ja nieraz to robię.
-Evie? – spytałem cicho, dotykając jej ramienia – Nie płacz już.
-Okej – mruknęła – Nie powinnam się rozklejać, ale to tak boli. Moja przyjaciółka miała
rację, nawet jej … nieobliczalny chłopak, miał rację. A ja byłam ślepa na słowa innych.
Byłam zaślepiona miłością do niego. Jestem wielką idiotką, prawda ?
-Nie skąd. Każdy popełnia błędy, Evie. Ty popełniłaś taki, że nie wierzyłaś swojej
przyjaciółce. Powiedz mi, czy ona Cię kiedykolwiek okłamała ?
-Nie –pociągnęła nosem. Wycierając resztki łez – Ale ja nie jestem z nią do końca szczera.
Bo widzisz ja i jej chłopak … On mnie … Kurwa ! Nie umiem o tym mówić.
-W porządku nie musisz – odpowiedziałem – Ale muszę iść.
-Nie boisz się, Ethan ? Może … - przegryzła dolną wargę, jakby biła się z myślami – Może
chcesz przyjść do mnie na noc ? Mam kilka wolnych pokoi i…
-To miłe z Twojej strony Evie, ale zapraszanie do swojego domu, zupełnie obcego
człowieka nie jest dobrym pomysłem.
-Znam Cię ! Chodzimy razem na matmę ! – zawołała nagle uradowana i wstając z ławki
pociągnęła mnie za rękę.
12
Rozdział 2
Evie
Grywam różne melodie, wielu artystów, którzy byli bardziej lub mniej znani. W każdej z
tych melodii jest ukryty kawałek ich życia. Życia, którym być może chcieli się podzielić z
bliskimi, ale nie mieli pojęcia jak. Postanowili więc, ukryć go w postaci nut. Udało im się.
Mogę Wam to przyrzec, chodź wiem, że możecie nie uwierzyć. Jestem fortepianistką i
doskonale czytam z nut. Czy kłamię z nich, równie dobrze ? Nie wiem, ale w najbliższym
czasie będę miałam okazję by to sprawdzić.
Obudziły mnie głosy, dochodzące z podwórka. Mogłam się jedynie domyśleć, że ojciec
właśnie pojechał do pracy, a mama wciąż wybiera kolor odpowiedniej szminki, która będzie
jej pasować do dzisiejszego stroju. Więc w rezultacie znów się spóźni. Elizabeth prowadzi
własny salon kosmetyczny, który położny jest w centrum miasta. Ceny w nim są wzięte z
kosmosu, no ale co się dziwić, skoro jest on najbardziej ekskluzywnym salonem w tej części
Baton Rouge.
Powoli zwlekłam się z łóżka i udałam się do toalety. Szybko wykonałam czynności
fizjologiczne i zakładając szlafrok wyszłam na korytarz. Panowała na nim idealna cisza, co
było dziwne, zważając na to, że był poniedziałek, godzina szósta czterdzieści. Skąd to
wiedziałam, nie patrząc się na zegarek ? Mój ojciec, jest pedantem. Może nie takim jak
mama, ale jego czas wyjścia o pracy zawsze jest o tej samej godzinie, to znaczy o szóstej
czterdzieści. Mama powinna od dziesięciu minut być w samochodzie, ale jak zawsze
wychodzi na ostatnią chwilę. Aż się jej dziwie. Przecież jest taka zorganizowana i zawsze ma
wszystko zapięte na ostatni guzik, ale to tylko pozory, którymi próbuje zwieść całą rodzinę, w
tym mnie.
Postanowiłam zajrzeć do sypialni rodziców i sprawdzić czy mama, oby na pewno jest
gotowa do wyjścia. Ich pokój znajduje się piętro wyżej i jest jednym z trzech pokoi
znajdujących się na piętrze. Oprócz ich sypialni, jest tam jeszcze pokój gościnny i biblioteka,
w której często przesiaduje Brian z ojcem. Jak oni to nazywają, są to męskie posiedzenia.
Uchyliłam lekko drzwi od pokoju, do którego mi i mojemu rodzeństwu nie wolno
wchodzić. W środku słychać było jak ktoś drepcze tam i z powrotem, co rusz przeklinając.
-Mamo ? – spytałam cicho, podchodząc do przymkniętych drzwi od łazienki – Spóźnisz się
– dodałam, wsuwając głowę w szparę.
-Evie ! Boże, przestraszyłaś mnie – zawołała dramatycznie, łapiąc się za serce – Wiem i tak
jestem spóźniona – odpowiedziała, mijając mnie – Nie wiem, gdzie posiałam klucze od
samochodu – wyjaśniła, podchodząc do szafki nocnej. Wysunęła z niej jedną z szuflad, ale
szybko ją zasunęła.
-Niech to szlag ! – niemal wrzasnęła – No i jak mam być perfekcyjna, skoro nie wiem,
gdzie położyłam taką małą i piekielną rzecz, jak klucze ? – bezradność była u niej widoczna
gołym wzrokiem.
-Spokojnie mamo. Pójdę na dół i tam popatrzę – zaoferowałam się i wyszłam z pokoju.
Zarówno w salonie, jadalni jak i w kuchni panowała idealna cisza. Światła się nie paliły, a
okna były szczelnie pozamykane. Zajrzałam na komodę, która stała przy wyjściu do salonu.
Stał na niej, mały wyplatany koszyk, do którego często wrzuca się jakieś drobiazgi. Wśród
13
nich znalazłam zdjęcie do prawa jazdy, Briana i jakiś numer telefonu. Przerzuciłam kilka
rzeczy i w końcu natrafiłam na klucze od BMW Elizabeth. Z triumfem na buzi, skierowałam
się w stronę schodów. Jednak mama mnie ubiegła, bo właśnie do mnie doszła.
-Dzięki, skarbie – powiedziała, kiedy podałam jej klucze – Będę po piątej. Pamiętaj, że na
czwartą trzydzieści masz lekcje – dodała, zakładając cienki beżowy płaszcz.
-Wiem mamo – mruknęłam – Idź już – wygoniłam ją na ganek i zamknęłam drzwi.
Wróciłam do swojego pokoju. Upewniwszy się, że czas pozwala mi na wzięcie szybkiego
prysznica i zrobienie porządku w swoich notatkach do szkoły, wzięłam pierwsze lepsze
ciuchy i zamknęłam się w łazience. Pośpiesznie się rozebrałam i stanęłam przed lustrem, w
którym mogłam się cała obejrzeć. Stanęłam bokiem do lustra i popatrzyłam na swój bok.
Miałam na nim, wytatuowaną róże z kolcami. Wydawało by się, że bardzo ostrymi kolcami.
To ma być sygnał, żeby chłopacy ze złymi zamiarami nie podchodziły do mnie za blisko.
Zostałam zraniona już za wiele razy, dodatkowo ktoś wykorzystał mnie i teraz nie chce na
niego patrzeć. Róża jest bordowa, a kolce zaznaczone na zielono. Właściwie to na ciemny
zielony. Zrobiłam ją jak miałam piętnaście lat. Sfałszowałam podpis rodziców pod zgodą i
bez niczyjej wiedzy udałam się do studia.
Kiedy, w końcu przestałam patrzeć się na swoje ciało, weszłam pod zimny strumień wody.
Byłam zmęczona i najchętniej wróciłabym do łóżka. Noc z soboty na niedziele, nie była zbyt
miła. Ethan za nic w świecie nie chciał się zgodzić, na to, bym zabrałam go ze sobą do mnie.
Więc przez cały czas zastanawiałam się, dokąd poszedł lub czy wrócił do domu. A jeśli
wrócił do domu, to czy go nie pobili.
W końcu, kiedy poczułam jak moja skóra całkowicie się spięła, a gęsia skórka była
zauważalna z odległości kilku kilometrów wyszłam spod niego. Oplotłam się szczelnie
ręcznikiem i zaczęłam się ubierać. Wszystko robiłam dość powoli. Nie miałam ochoty na
wyjście z domu, ale postanowiłam, że nie dam po sobie poznać, że zdrada Nate’a, wiele mnie
kosztowała. Nie pokaże im, jak bardzo po tym wszystkim cierpię. Bo w sumie nie cierpię, aż
tak, jakby się mogło wydawać.
Ciche pukanie do drzwi, wyciągnęły mnie z zamyślenia. Pośpiesznie się ubrałam do końca,
zostawiając w nieładzie niesforne loki i poszłam zobaczyć kto się do mnie dobija. Uchyliłam
drzwi i zobaczyłam uśmiechniętą Chloe, która trzymała w rękach podręcznik od biologii.
-Sprawdzałam czy już wstałaś – powiedziała przyjaznym głosem – Słuchaj mam za trzy
godziny test z biologii i pomyślałam, czy nie mogłabyś mnie przepytać, przed wyjściem ?
-Pewnie. Tylko daj mi chwilę. Muszę ogarnąć włosy – gestem wskazałam na moją szopę.
Siostra zaśmiała się melodyjnie i kiwając głową odeszła.
Stanęłam przed lustrem i fuknęłam w niezadowoleniu. Pasma długich rudych włosów, były
nie równe. Pomysł, by pocieniować je wpadł mi nagle i za szybko poszłam do fryzjera by
zrealizować go. Teraz tego żałuję i chętnie ponownie wybrałabym się do salonu by je
wyrównać.
-Beznadziejna sytuacja – mruknęłam zła, wiążąc włosy w luźnego warkocza na boku głowy.
Krótsze kosmyki zdążyły już z niego wyjść, jednak nie przejęłam się tym za bardzo.
Założyłam tylko jasny sweterek, torbę i wyszłam z pokoju ze świadomością, że dzisiejszy
dzień może być straszny.
Chloe siedziała przy stole w jadalni. Pogrążona w czytaniu, nie usłyszała jak weszłam.
-Pokaż to – zabrałam od niej książkę i przejrzałam strony podręcznika – Więc test masz z
układu kostnego, tak ?
-Tak. Mama mnie zabije, jeśli go nie zaliczę – powiedziała, opierając łokcie o blat stołu –
Mam już dwie banie, od tego testu zależy moja ocena semestralna.
-Nie przesadzaj, Chloe – mruknęłam, przewracając kolejną stronę – Dobrze, więc powiedz
mi ile kości posiada dorosły człowiek ?
-206 – odpowiedziała z uśmiechem.
14
-Wymień trzy kości płaskie.
-Mostek, łopatka i kość biodrowa.
-Wymień kości mózgoczaszki.
-Czołowa, ciemieniowa, potyliczna, skroniowa, … - zrobiła większą pauzę.
-… klinowa i sitowa, siostrzyczko – odpowiedziałam za nią, oddając jej książkę.
-Sądzisz, że mogę zdać ? – spytała.
-Pewnie. Tylko nie denerwuj się tak, Chloe – odpowiedziałam z uśmiechem, stojąc przy
ekspresie do kawy i czekając aż zrobi mi się latte. Nie ma to jak zacząć dzień od pysznej
kawy. Chloe zajęła miejsce przy barowej ladzie i w rękach zaczęła obracać pomarańczę.
Zerknęłam na nią przez ramię i mogłam stwierdzić, że nad czymś głęboko myśli.
-Wydusisz to z siebie czy mam to z Ciebie siłą wyciągać ? – siostra popatrzyła na mnie
zdziwiona. Zatrzepotała rzęsami, jakby chciała pozbyć się z oczu jakiegoś paprocha.
-Zastanawiałam się jak się czujesz. Wczoraj nie pytałam, bo widziałam jak wyglądałaś –
zaczęła nieśmiało – Nie denerwuj się, Evie, ale co zamierzasz zrobić ?
-Przede wszystkim chcę, jakoś przetrwać ten dzień. Wiem, że ludzie będą na mnie dziwnie
patrzeć, a Ci bardziej odważni, będą się pytać, co się stało – odpowiedziałam siadając
naprzeciw niej.
-Oj daj spokój. Faceci się za tobą oglądają, jesteś popularna i lubiana. Masz masę
znajomych i przyjaciół, a dodatkowo grasz na fortepianie i jesteś w tym świetna. Więc nie
mów, że Twoje życie to totalna klapa. Ja z Brian’em mamy gorzej. Oboje jesteśmy do Ciebie
porównywani. Nauczyciele wciąż powtarzają: „Wasza siostra lepiej się uczyła.” „Evie, to
przynajmniej nie dostawała jedynek.” Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jakie to ciężkie.
-Przepraszam, ale wiesz, że zawsze lubiłam się uczyć – upiłam większy łyk kawy, zerkając
przelotnie na zegarek w mikrofalówce – Chloe, pogadamy wieczorem. Muszę lecieć.
-Jasne. Pa – zeskoczyła ze stołka i udała się do salonu. Po chwili można było usłyszeć
dźwięk włączonego telewizora. Brian nie wstał, przed moim wyjściem. Oboje mieli dzisiaj na
późniejszą godzinę, bo nie mieli hiszpańskiego. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze i
wyszłam z domu, zostawiając nie opróżnioną szklankę z kawą na stole.
Dzisiaj zostałam skazana na jazdę swoim drogim, luksusowym samochodem, który
dostałam na zeszłą gwiazdkę. Do tej pory rzadko nim jeździłam, gdyż zawsze zabierałam się
wraz z Nate’m lub z Summer. Jednak dzisiaj wszystko się miało zmienić.
Powoli wyjechałam z garażu, uważając by przypadkiem nie wjechać na pobliski kubeł na
śmieci czy skrzynkę na listy, sąsiadów. Kiedy w końcu wyjechałam na ulicę, mogłam
zamknąć automatyczne drzwi i ruszyć w stronę szkoły. Słońce świeciło nisko, dając do
zrozumienia, że jest dość wcześnie. Ruch uliczny powiększał się z minuty na minutę
powodując, korek. Na moje nieszczęście, utknęłam w nim.
Do szkoły dojechałam dwadzieścia minut później. Na parkingu nie było już nikogo i dotarło
do mnie, że znów się spóźniłam. Szybko skierowałam się do szkoły. Wspięłam się na trzecie
piętro i lekko zdyszana wpadłam do klasy chemicznej.
-Pani Massei ! – zawołał sarkastycznie stary profesor – Miło, że pani w końcu do nas
dołączyła. Może powinienem kupić pani budzik, z okazji zdanego egzaminu, co?
-Obejdzie się. Proszę mi tylko postawić jakieś spóźnienie, czy coś w tym stylu – machnął
ręką i wpisał coś do swojego kajetu. Usiadłam obok Summer, która pomimo szerokiego
uśmiechu, wydawała mi się smutna. Nie naciskałam jednak na nią. Jak będzie gotowa to sama
mi powie, co ją trapi.
Po chemii, poszłam w stronę swojej szafki. Summer, jak mój cień – za mną. Wciąż była
nieobecna. To do niej zupełnie nie pasowało. Odkąd ją znam, to wesoła, energiczna i
przyjaźnie nastawiona osoba. Teraz wygląda jak jej zła bliźniaczka.
-Summer, co Ci jest ? – nim jednak zdążyła mi odpowiedzieć usłyszałam, jak ktoś mnie
woła. Nie musiałam mieć wcale oczu z tyłu głowy, by wiedzieć kto to.
15
Nate szedł dumny jak paw i wyprostowany jak drut. Oczy świeciły się mu nienaturalnym
blaskiem, a usta były wykrzywione w dziwnym grymasie. To nie był ten sam chłopak, co trzy
dni wcześniej, kiedy w piątek wieczorem szliśmy na film. Wtedy uśmiechał się od ucha do
ucha, a w oczach czaiły się mu radosne iskierki. Tego samego wieczoru, kochaliśmy się w
jego domu, gdzie pod nieobecność jego rodziny, oddawaliśmy się namiętnym pieszczotom, a
przed samym zaśnięciu wyznał mi, że kocha mnie najmocniej na świecie. Ba ! Przyznał, że
kocha mnie bardziej niż swoją matkę.
-Massei – zaczął Nate, stając naprzeciwko mnie, ignorując tym samym Summer – Co Ci
strzeliło do głowy, by mnie tak zostawiać na imprezie ?
-Sophie się Tobą zaopiekowała – odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy. Byłam zbyt
zajęta, wyjmowaniem książek z szafki i wkładaniu ich tam z powrotem – Nie wiem, po co Ci
tam byłam.
-Jesteśmy parą – natychmiast mu przerwałam.
-Nie, nie jesteśmy parą i chyba nawet nią nie byliśmy, skoro Ty wolałeś inne. Trzeba było
mi powiedzieć wcześniej, że wolisz wolne niż stałe związki. Przez Ciebie wyszłam na idiotkę,
Nate – mało brakowało a tupnęłabym nogą – Więc daj mi spokój.
-Nie odpuszczę, Evie. Doskonale o tym wiesz.
-Powiedz mi, do czego ja Ci jestem potrzebna, co ? Do tego byś miał stałą dziwkę, którą
będziesz pierzyć, kiedy inne laski nie będą miały na to ochoty ? A może po to, by koledzy Cię
podziwiali ?
-Evie, uspokój się. To nie miało być tak …
-A jak ? Albo wiesz co … nie tłumacz się. Mam dość. Jeśli do tej pory nie zorientowałeś
się, że nie zamierzam mieć z Tobą nic wspólnego, to teraz Ci to powiem prosto w twarz.
Odczep się ode mnie i daj mi spokój. Zrywam z Tobą, Nate – nie mogłam uwierzyć, że
mówiłam tak spokojnie. Nie podnosiłam głosu ani nie trzęsłam się ze strachu, że może mi coś
zrobić. Nate zmrużył oczy, przeklął mnie i odszedł. Dopiero, kiedy zniknął mi z pola
widzenia zatrzasnęłam szafkę i oparłam się o nią. Summer wciąż milczała.
-Sam, powiesz o co chodzi ? – powtórzyłam pytanie, które zadałam jej, przed pojawieniem
się mojego byłego. Przyjaciółka odgarnęła, zbłąkany kosmyk i popatrzyła na mnie bezradnie.
-Sean mi powiedział, że kłamał, mówiąc, że Nate Cię zdradził – wydusiła w końcu – Boże,
Evie, tak mi przykro. Nie masz pojęcia, jak podle się czuję !
-No cóż, Sean nie zawsze mówi prawdę – mruknęłam pod nosem.
-Co masz na myśli, Ev ? – Summer, jakby nagle się ocknęła i przybliżyła się do mnie.
Właśnie zadzwonił dzwonek na lekcje, ale Summer nawet nie ruszyła się z miejsca. Stała jak
słup soli w oczekiwaniu na moją odpowiedź.
-Okłamał nie tylko Ciebie – odpowiedziałam wymijająco.
-Wiem, że coś zaszło między Wami. Powiedziecie mi w końcu co ? – popatrzyłam na nią
spod byka i przecząco pokręciłam głową – Dlaczego ?
-Summer, dobrze wiesz, że nie chce o tym gadać. Może kiedyś Ci opowiem.
-A czy to ma związek z Twoim tajemniczym tatuażem, który sobie zrobiłaś i nie chcesz mi
powiedzieć co on oznacza ? –dociekała, stając jedną nogą w klasie od fizyki.
-Być może – mruknęłam z lekkim uśmiechem. Przyjaciółka zrezygnowana weszła do jednej
klasy, a ja przez kilka minut stałam odrętwiała na środku korytarza. Nie miałam już sił by ją
okłamywać. Już wcześniej chciałam jej wyznać, co się stało między mną a Sean’em, ale
uparcie milczę. Nie raz zachowuje się jak ten głupi osioł. Pokręciłam bezradnie głową i
weszłam do klasy fizycznej.
To był jak grom z jasnego nieba, kiedy na pustym miejscu w mojej ławce, siedział Ethan.
Pochylał się nad zeszytem, w którym wyraźnie coś zapisywał. Przeprosiłam nauczyciela za
spóźnienie i właśnie wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Nareszcie mogłam zobaczyć jakiego
16
koloru są jego oczy. Niebieskie. Jak ocean. Nieśmiało się uśmiechnęłam i usiadłam obok
niego. Chłopak szybko zamknął zeszyt i przesunął go na brzeg ławki.
-Cześć – zaczęłam cicho – Nie wiedziałam, że chodzisz ze mną na fizykę.
-Przepisałem się – odpowiedział krótko.
-Zauważyłam – zrobiłam pauzę, zbierając się w sobie, by zadać mu pewne osobiste pytanie
– Wszystko okej ? – chłopak popatrzył na mnie sceptycznie, niedowierzając, że zapytałam go
o coś takiego.
-Tak, Evie. Wszystko okej – mruknął. Lewy rękaw lekko mu się podwinął ukazując tym
samym średniej wielkości siniak. Wzrok przeniosłam na niego i mogłabym przysiąc, że widzę
w nich wielką złość pomieszaną ze smutkiem. Mnie również zrobiło się przykro, ponieważ
chciałam mu jakoś pomóc. To dziwne, bo do tej pory nie zwracałam uwagi na krzywdy
innych. Dopiero kiedy Ethan, opowiedział mi o sobie, dotarło do mnie, ile bok mnie jest zła i
niesprawiedliwości. Chciałam coś zmienić. I nie tylko u siebie, ale również u innych.
-Massei do tablicy ! – usłyszałam nerwowy głos profesora fizyki. Jęknęłam i podeszłam do
znienawidzonego, przez wszystkich uczniów, miejsca.
-Rozwiąż zadanie – spojrzałam na tablicę. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam pisać.
Czułam na sobie wzrok całej klasy. Zupełnie jakby się dziwili, że wiem jak to zrobić. W
skupieniu pisałam kolejne obliczenia, już miałam napisać odpowiedź, kiedy profesor kazał mi
usiąść. Ponownie chciałam zagadać do Ethan’a, ale on przepisywał zadanie, dając mi do
zrozumienia, że nie chce już o tym gadać.
Kilka następnych lekcji zleciały, nim się obejrzałam, chodź może nie do końca tak szybko,
bo zadano nam dwa wypracowania. Pierwszy na francuski. O kulturze Francji na przełomie
XVI i XVII wieku. Drugi to referat na algebrę o Pitagorasie. Jeśli wcześniej nie wiedziałam
co będę robiła dzisiaj wieczorem, to już wiem.
Założyłam torbę na ramię, poprawiłam sweter i wyszłam ze szkoły. Miałam nadzieje, że zza
rogu nie wyskoczy Summer i nie zaciągnie mnie na zakupy. Nie mam na to czasu !
-Evie ! – a tak prosiłam. Cholera, czy nie mogę niczego od życia wymagać ? Powoli się
odwróciłam i napotkałam na rozbawione spojrzenie mojej przyjaciółki. Jeśli wcześniej była
smutna, to ten stan już dawno minął. Teraz znów miałam do czynienia ze swoją postrzeloną
przyjaciółką.
-Summer – powiedziałam cicho – Śpieszę się. Za godzinę idę na lekcje fortepianu.
-Wiem przecież. Chodzi o to, że Trey nas zaprasza na noc grozy – zaczęła z uśmiechem.
Czy ona chociaż raz, może się nie uśmiechać ? To jest nie raz irytujące.
-A jutro mam na ósmą. Świetnie – klasnęłam w dłonie tuż przed jej twarzą – Nie wiesz, że
ja nie mogę. Mam za dużo rzeczy na głowie, Summer.
-Posłuchaj mnie, Evie – podeszła bliżej mnie – Twoje życie wciąż kręci się wokół muzyki i
nauki. Nie możesz trochę … wyluzować ? No wiesz, zabawić się ?
-Nie mam na to czasu, Summer. Mama chce bym była … perfekcyjna, w każdym calu. To
nie moja wina. Zaczepiła we mnie ten gen i dlatego jestem jaka jestem, Sam.
-Idealne życie bogatej dziewczyny, co ? – zaśmiałam się na jej słowa – No i widzisz,
śmiejesz się. To coś nowego i świetnego. Chodź ze mną do Trey’a. Będzie Sarah.
Porozmawiacie sobie i powspominacie tak jak w ferie – propozycja wyrwania się na noc w
poniedziałek, wydawała mi się bardzo kusząca. Gdyby nie fakt, że jutro pierwszą mam
chemię i jeśli znów się spóźnię, to może już nie być tak miło jak dzisiaj.
Spojrzałam w jasne oczy przyjaciółki i niechętnie zgodziłam się na dzisiejszy wieczór.
Dziewczyna musiała zauważyć, ile mnie to kosztuje, ale nic nie powiedziała. Umówiłyśmy
się na ósmą i obie poszliśmy w inne strony. Chciałam się rozerwać, bo wiedziałam, że
Summer ma racje. Poświęcam za dużo czasu na grę i naukę. Inne nastolatki mogę robić co
chcą i kiedy chcą. A ja jestem podporządkowana grafikowi mojej mamy.
17
Podeszłam do samochodu, jednak nim do niego wsiadłam, omiotłam spojrzeniem cały
parking. Szukałam przygarbionej postaci z czarną czupryną. Jednak nigdzie jej nie widziałam.
Po części byłam zła na siebie za swoją wścibskość z drugiej strony zastanawiałam się
dlaczego Ethan tak gwałtownie zareagował na lekcji. Może nie chciał by połowa klasy
słyszała co mówi ? A może w ogóle nie chciał o tym gadać, a ja tylko nie potrzebnie
ciągnęłam go za język ? Chciałam się dowiedzieć o nim jak najwięcej co w ogóle nie było w
moim stylu. Do tej pory nie wiele interesowałam się sprawami innych ludzi. Dopiero od
jakiegoś czasu ciekawi mnie, jacy są po za murami szkołami. W swoim domu lub z
zaufanymi osobami. Czy te osoby są w ogóle szczęśliwi ? A może tak jak ja, ścierają się z
matką o swoją niezależność i czas wolny? Tak mało wiem o swoich rówieśnikach.
Wsiadłam do samochodu i niewiele myśląc wyjechałam ze szkoły. Po ulicach Barton Rouge
mogłabym jeździć tak długo, dopóki mi starczy benzyny. Mają one to do siebie, że tutaj korki
są rzadkością, dzięki dobrze wybudowanym ulicom, autostradą czy obwodnicom. Samochody
nie pchają się na siłę na skrzyżowanie, kiedy widzą światło żółte a rowerzyści nie wjeżdżają
nam po koła. Jest idealnie. To taki mały raj na Ziemi. Mam to szczęście, że mieszkam na
obrzeżach miasta, podobnie jak liceum, które znajduje się niecałe sześć kilometrów dalej.
Więc korki w tej dzielnicy są naprawdę rzadkością. Wjechałam na pas szybkiego ruchu z
nadzieją, że szybko dojadę do domu. W tej samej chwili zadzwonił mi telefon. Odebrałam,
włączając na głośnomówiący i zaczęłam rozmowę:
-Dzwonisz w nieodpowiedniej chwili.
-Miłe powitanie, Ev – zaczęła przyjaciółka – Cześć !
-Sarah nie udawaj głupka – zachichotałam pod nosem, pilnując swojego pasa – Co się
dzieje ? Czyżby Summer już Ci powiedziała, że wpadam ?
-A żebyś wiedziała, że tak – mogłabym przysiąc, że właśnie w tym momencie przyjaciółka
się uśmiechnęła – Trey już szykuje dla Ciebie, chipsy serowe. Widzisz, pamięta, co lubisz.
-Szkoda, że nie zapamiętał, że nie cierpię Sophie – wtrąciłam – Gdyby jej nie zaprosił,
mogłabym jeszcze być z Nate’m.
-Czekaj, Ty Go kochasz ? – czemu wszyscy się temu dziwią ? Czy to nie logiczne, że kocha
się kogoś, z kim spędziło się trzy lata i swój pierwszy raz ? Czy to dziwnie, że kocham Go,
znając jego wszystkie wady i tajemnice odnośnie rodziny ?
-Tak – odpowiedziałam zrezygnowana, wiedząc jak idiotycznie to brzmi – Nie wiń mnie za
to. Po prostu nie umiem się pozbierać po tym wszystkim.
-Rozumiem Cię, Evie – Sarah westchnęła ciężko – Ale nie wiń Trey’a, że przyszła Sophie.
On jej nie zapraszał. Wiem, bo sama ją wykreślałam z jego pokręconej listy gości.
-Okej. Nie będę. Muszę kończyć, bo mogę do domu nie dojechać w jednym kawałku –
zaśmiałam się – Do zobaczenia. Wraz z Summer będę o ósmej trzydzieści.
-Buziak, Evie – cmoknęła w słuchawce i się rozłączyła. Po chwili zrobiłam to samo.
* * *
Wyszłam z budynku szkoły muzycznej ze świadomością, że moje zajęcia dodatkowe,
sięgnęły zenitu. A to wszystko przez to, że jako jedna z nielicznych podopiecznych Daphne
Caselli, mam te umiejętności, które pozwalają mi na wystąpienie na recitalu z okazji rocznicy
śmierci Piotra Czajkowskiego. Znanego i zdolnego kompozytora, który napisał między
innymi: balet „Jezioro Łabędzie” czy „Dziadka do orzechów”, oraz operę „Jolanta”, a także
symfonię „ I g-moll”,
„IV h-moll”. Według Daphne doskonale sobie poradzę z jego twórczością. Mam zagrać jedną
kompozycję baletową, oraz operę lub symfonię. Przecież ja wiem, że nie dam rady ! Nie
18
znam żadnej nastolatki, która jest w stanie zagrać fortepianową wersje „Dziadka do
Orzechów” czy „Śpiącą Królewnę”. To nie wykonalne !
Jako, że szkołę muzyczną miałam niedaleko domu, poszłam do niej na pieszo. Aktualnie
zastanawiam się czy przypadkiem, nie popełniłam błędu. Wolałabym się szybciej znaleźć w
domu i zacząć przygotowywać do wyjścia niż iść pieszo z głową pełną myśli. Jeszcze wpadnę
na jakiś chory pomysł, a później będę go żałować. Przeszłam na drugą stronę ulicy i
przeszłam wzdłuż ścieżki, prowadzącej do parku. Po raz kolejny znalazłam się na zielonym
skrawku. Co tym razem się stanie ? Spotkam koleżankę z podstawówki, która mi wyzna, że
jest w ciąży, ale nie chce tego dziecka ?
-Jesteś głupia, Evie – w zadumie kopnęłam kamyk. Przez nudę obserwowałam, gdzie się
potoczył. Zatrzymał się przy czarnym adidasie, który wyrósł spod ziemi. Nieśmiało
podniosłam wzrok na potkałam błękitne spojrzenie chłopaka o czarnej czuprynie.
-Wcale nie jesteś głupia – zaprzeczył, na moje wcześniejsze słowa – Jesteś inteligentna –
dodał kopiąc ten sam kamyk w moją stronę.
-Skąd wiesz ? Przecież na matmie idzie mi kiepsko – ponownie kopnęłam mu kamyczek. Z
boku mogło to wyglądać dość dziwnie, ale na jakiś dziwny sposób pozwoliło mi się to
zrelaksować.
-Nie chodzi o sam przedmiot. Chodzi o to kim jesteś. Gdybyś była głupia nie grałabyś
raczej na fortepianie, prawda ? – spytał , tak jakby to była najoczywistsza rzecz w kosmosie.
-A skąd wiesz, że gram ? Przecież tego wieczoru Ci nie powiedziałam, że grywam.
-Jesteś popularna, a nasza szkoła ma uszy, więc słyszałem co nie co – ponownie podał mi
kamyk, chcąc mi tym samym przypomnieć, że to ja zaczęłam tą idiotyczną zabawę.
-Więc, wiesz zapewne, że grozi mi poprawa semestru z matmy – burknęłam kopiąc kamyk
w trawę, tym samym kończąc grę.
-Jest dopiero październik. Do końca semestru jeszcze dużo czasu – przypomniał.
-Niby tak – podjęłam próbę marszu – Ale wiesz, moja matka jest bardzo wymagająca. Chce
bym była dobra, we wszystkim – poskarżyłam się. Ethan wciąż dotrzymywał mi kroku,
trzymając ręce w kieszeniach.
-Ty przynajmniej masz mamę, która się Tobą interesuje. Moja zalewa się w trupa i nawet
się o mnie nie martwi – był smutny. W sumie to się mu nie dziwiłam. Nikomu nie życzę
takiej matki, nawet Sophie.
-To znaczy, że nie przejęła się tym, że w sobotę wróciłeś tak późno?
-Nie. Nawet twierdziła, że przyszedłem za wcześnie – przyznał z wyrzutem.
-Czasami nie rozumiem rodziców. Kiedy za bardzo poświęcam się grze, oni narzekają, że
zaniedbuje przyjaciół, a kiedy wychodzę gdzieś z nimi, są źli, że ignoruje szkołę.
Spojrzałam na jego sylwetkę. Szedł wyprostowany, z rękami wsadzonymi w kieszenie,
przetartych spodni. Na idealnie skrojonych ustach czaił się, delikatny uśmiech. Czarne
kosmyki były ułożone w nieładzie i wyglądały jakby nie lubiły szczotki. Wyglądał normalnie,
nie jak chłopak, który pochodzi z patologicznej rodziny. Ale czy przez samo patrzenie się na
człowieka, można stwierdzić jaką ma rodzinę ? Szczęśliwą, zadbaną, pełną życia ? A może
wręcz przeciwnie ? Smutną, przytłoczoną, a jej członkowie ignorują siebie nawzajem.
-Do zobaczenia, Evie – usłyszałam delikatny głos Ethan’a, który ściągnął mnie na ziemie.
Pokręciłam głową i popatrzyłam na niego – Do jutra.
-Ah tak. Na razie – odpowiedziałam zmieszana – Ethan ?
-Tak, Evie ?
-Nie gniewaj się na mnie, jeśli czasami bywam zbyt ciekawa. Taka już jestem.
-Domyśliłem się, Evie – odparł i odszedł. Dziwny i tajemniczy z niego chłopak. Inny niż
cała męska części szkoły. Całkowicie inny. Wydaje się być zamknięty w sobie i małomówny,
ale tylko wtedy kiedy jest w szkole. Kiedy jesteśmy sam na sam, wygląda na radosnego i
otwartego. Zupełnie jakby siedziały
w nim dwie osoby.
19
Ethan
Powędrowałem w stronę domu, a właściwie w stronę swojego piekła. Wszystko co w nim
przeżywam związane jest z ciągłym strachem, czy dotrwam do poranka kolejnego dnia.
Wtedy będę mógł iść do innego piekła, które jest chodź trochę lżejsze od tego, gdzie moi
rodzice wcale nie są troszczącymi się ludźmi. Jedyne chwile kiedy tacy właśnie są, są wtedy,
kiedy oboje śpią pijani do granic możliwości.
Mój los może i jest gorszy od idealnego życia Evie, ale kiedy się dowiedziałem, co ona
sama musi przeżywać, to miałem ochotę wyrwać sobie włosy z głowy. Miałam wrażenie, że
dziewczyna w jakiś sposób dusi się w swojej skórze. Że wolałby być zupełnie inną osobą i
żyć zupełnie gdzieś indziej. Mam dokładnie tak samo.
Wszedłem do podniszczonego bloku, który nadaje się do rozbiórki. Jak ja, mieszkający w
tej ruderze, mogę w ogóle rozmawiać z dziewczyną, która mieszka w trzypiętrowej willi z
wielkim ogrodem i basenem. Jesteśmy z dwóch różnych światów. Jak to możliwe, że nie ona
nie czuje do mnie obrazy.
W mieszkaniu słychać było podniesione głosy. Niechętnie nacisnąłem klamkę i wszedłem
do obskurnego pomieszczenia. Wewnątrz roznosił się zapach piwa i tytoniu. Nie miałem
pojęcia skąd starzy biorą kasę na to wszystko, ale wiem, że mi nie dają ani centa.
-A to i mój syn ! Ethan ! – zawołał pijany ojciec, siedząc na kanapie i oglądają mecz.
Dziwiłem się, że nie odcięli nam jeszcze kablówki, ani ciepłej wody.
-Cześć tato – mruknąłem z niechęcią, starając się jak najszybciej udać do małego pokoju,
który muszę dzielić wraz ze szczurem.
-Jak się Ty się odzywasz do ojca, smarkaczu ?! – rozgrzmiał, ledwo wstając na nogach. Nie
odezwałem się, bo i tak dobrze wiedziałem, co zaraz nastąpi. Walnie mnie w plecy lub w
ramię, a następnie wróci na kanapę i będzie udawał, że nic się stało – Pytałem, jak się do mnie
odzywasz ?!
-Zapewne bez kultury, tato – odpowiedziałem tym samym tonem, co poprzednio. Nie
próbowałem z nim walczyć bo i tak nie miałem o co. W najgorszym wypadku wyrzuci mnie z
domu, bo jestem już pełnoletni i nie muszę z nimi mieszkać. Wszystko było by lepiej gdybym
w Baton Rouge miał rodzinę, a tak jedyną osobą, z którą nawiązałem jakiś kontakt jest Evie
Massei, która już wcześniej chciała mi pomóc. Jednak ja nie potrzebuje niczyjej łaski czy
litości.
Ojciec zamachną się i przyłożył mi w policzek. Podejrzewam, że rano obudzę się, z wielką
czerwoną ręką odciśniętą na nim. Ojciec zawrócił i zajął wcześniejsze miejsce. Ponownie
wziął do ręki puszkę z piwem, a ja poszedłem do pokoju. Zamknąłem się na zamek, który w
dalszym ciągu był w drzwiach i ułożyłem się wygodnie na starej wersalce. Jestem głupi, bo
zamiast wyrwać się z tego bagna wolę w nim tkwić jak tchórz. Już dawno powinienem stąd
wyjechać, jednak świadomość, że już nigdy mogę nie zobaczyć rudowłosej fortepianistki,
powoduje u mnie atak płaczu.
Wolę nie obudzić się ze snu, choć dręczą mnie koszmary, zjawy senne. Ale w rzeczywistości
jest gorzej…
20
Rozdział 3
Evie
Delikatne promienie słońca otulały moją twarz, jak najdelikatniejsza kołdra. Byłam
niewyspana, a zmęczenie brało górę na moim dzisiejszym planem dnia. Chciałam móc
wszystko olać i zakopać się w swojej pościeli, ze świadomością, że nic nie muszę. To jednak
się tak szybko nie zdarzy. Klasa maturalna ma swoje wielkie minusy, z którymi muszę się
zmierzyć. Prócz nauki do egzaminów semestralnych, a potem do końcowych, mam do nauki
zagranie baletu Czajkowskiego „Śpiąca Królewna”, napisanie pracy na algebrę, oraz
francuski, a także inne zajęcia dodatkowe. Co mnie właściwie skłoniło by iść wczoraj do
Trey’a na noc grozy i pić alkohol, kiedy wiem, że mam rano wstać i mieć trzeźwy umysł. Co
mnie do cholery do tego skłoniło ? Odpowiedź jest prosta – Summer. Ta jej twarz, mina, głos,
postawa. Te wszystkie czynniki sprowadzają na mnie nieszczęście w postaci, niewyspania się.
Miałam właśnie zamykać oczy, kiedy na horyzoncie zobaczyłam Ethan’a. Szedł w moją
stronę z niemrawą miną. Kiedy doszedł do mnie, mogłam zobaczyć na jego lewym policzku
odciśniętą dłoń, a pod oczami wielkie wory.
-Matko, co Ci się stało ? – oszołomiona podniosłam się z ławki i stanęłam naprzeciwko
niego.
-To … nic takiego – mruknął, pocierając czerwony ślad – Ojciec się zdenerwował.
-A miał powód ? – spytałam ponownie. Może to było nietaktowne z mojej strony, ale
chciałam mu pomóc. Nie wiedziałam jak, ale chciałam. Musiałam.
-Pyskowałem – westchnął, patrząc na mnie z bólem.
-Często Cię bije ? – to nie Twoja sprawa, Evie – zdawały się mówić, jego oczy. Ja jednak
udałam, że nie wizję tej aluzji.
-Nie chcę o tym mówić, Evie – powiedział szorstko .
-Przepraszam – burknęłam zbierając swoje rzeczy – Idziesz ?
-Nie złość się – powiedział, mierząc się ze mnie krokiem.
-Nie zamierzam. Masz prawo, nie mówić mi wszystkiego, a ja nie mogę na Ciebie naciskać,
nawet jeśli czuje, że w Twoim domu nie dzieje się najlepiej – poprawiłam gęste włosy,
zakładając je na jeden bok. Zawsze w takich chwilach tak robię. Mam to od dziecka.
-A jak u Ciebie ? Rodzice wciąż dają Ci popalić ? – dostrzegłam, jak bardzo starał się
zmienić temat.
-Jest dobrze. Mam teraz za dużo rzeczy ma na głowie, gdyż, biorę udział w recitalu z okazji
rocznicy śmierci Czajkowskiego. Mam zagrać fortepianową wersję baletu „Śpiąca
Królewna”. Nigdzie nie mogę znaleźć takiego wykonania – odpowiedziałam żaląc się przy
tym.
-Ten balet jest piękny, ale piekielnie trudny – uśmiechnął się lekko, dzięki czemu mogłam
zobaczyć jego dołeczki – Ale poradzisz sobie. Jesteś zdolna – dodał, nie zauważając, że się
mu przyglądam.
-Przesadzasz – machnęłam ręką – To … trudne. Wciąż czuje presję – poprawiłam torbę –
Zanudzam Cię prawda ? Tak samo jak tego wieczoru.
-Nie. Przynajmniej odrywam się od rzeczywistości – mruknął cicho.
-Lubisz balet ? – spytałam beztrosko uśmiechając się.
21
-Słucham ? – nie zrozumiał o co mi chodzi – Czy lubię balet ? – skinęłam głową – Tak. To
znaczy, jak rodzice jeszcze tak nie pili to zabrali mnie na „Jezioro Łabędzie”. Może to
dziwnie brzmi, kiedy mówi to chłopak, ale polubiłem tą muzykę i to jak baletnice wykonują
układ.
-Sądzę, że to piękne. Ja też lubię balet. Ale nie cierpię grać tej muzyki – fuknęłam zła –
Chcesz, to załatwię Ci bilety na recital – uśmiechnęłam się lekko.
-Nie sądzę, by było mnie na nie stać, Evie – nadąsał się, dając mi do zrozumienia, że jest z
niższej warstwy społeczeństwa. To jednak nie powstrzymało mnie przed uknuciem małego
planu. Mam zamiar dowiedzieć się, kiedy Ethan ma urodziny. Mam nadzieje, że przed
szóstego listopada
2
.
-Przesadzasz. Recital jest dla wszystkich. Nie ważne ile ma się zer na koncie –
powiedziałam, zerkając na niego.
-Chyba nie wiesz co mówisz – burknął, wsadzając ręce do kieszeni spodni – Ja nie mam
wstępu na takie imprezy. Jestem synem alkoholików. Jaki normalny teatr muzyczny wpuści
do środka takiego kocmołucha jak ja ? – spytał ironicznie.
-Jeśli powiem, że przyszedłeś ze mną to wpuszczą – upierałam się. Nie dam się tak łatwo
olać.
-Sama w to nie wierzysz Evie. Twoje oczy wszystko zradzają – zakpił wchodząc do szkoły.
-Ale … - nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak znikł mi już z pola widzenia. Czułam się
okropnie. Ale dlaczego ? Dlatego, że namawiałam go na coś, na co nie miał ochoty ? A może
dlatego, że jak on to określił – „moje oczy to zdradzały” – że nie wpuszczą go do teatru
muzycznego ? To jest chore ! Ten świat jest chory. Z niemrawą miną udałam się na lekcje,
witając się przy okazji ze znajomymi.
Kiedy przyszła pora na lunch, cała szkoła wiedziała, że wystąpię na tegorocznym recitalu.
Nie mam pojęcia kto to rozpowiedział, ale nie spodobało mi się to. Ludzie zaczęli się mnie
pytać co zagram i, w której kolejności. Dziewczyny, chciały wiedzieć co zamierzam ubrać.
Zupełnie jakby ten recital był jakimś wydarzeniem roku. Nie rozumiałam tego, aż do
momentu kiedy weszłam na stołówkę. Tam kilka uczniów z trzecich i czwartych klas, stała na
środku z transparentem, gdzie były moje zdjęcia i podpis „to jedna z naszych !”. Nie
rozumiałam tego całego zamiesza wokół mojej osoby. Wolałabym raczej w spokoju zjeść
lunch niż odpowiadać na pytania.
W tym momencie podeszła do mnie czarnowłosa dziewczyna w okularach. Oprawki miała
w kolorze granatowym, a włosy zaplecione w warkocz. Wyglądała na jedną z tych dobrych
uczniów, co raczej za bardzo się nie wychyla. Mogła chodzić do pierwszej lub do drugiej
klasy.
-Cześć, jestem Becky. Gratuluje, zagrania na recitalu. Będę trzymać kciuki. Chodź w sumie
to nie konkurs, ale też duże wyróżnienie – głos miała cichy, podobny do Ethan’a. Ale ona nie
wyglądała na spiętą.
-Dzięki, Becky. Ale nie wiem po co to wszystko – ręką wskazałam na grupkę dziewczyn za
nią. Dziewczyna zaśmiała się i zaraz pośpieszyła z wyjaśnieniami:
-Jeszcze żaden uczeń naszej szkoły nie zagrał na recitalu, z okazji rocznicy śmierci jakiegoś
wielkiego kompozytora. Ty jesteś pierwsza ! Chcemy Ci pokazać, że jesteśmy z Tobą –
uśmiechnęła się szeroko, przez co widziałam, u niej szparę w zębach.
-No cóż, dzięki. Nie spodziewałam się tego – przyznałam wyciągając rękę. Becky
popatrzyła się z niedowierzaniem to na mnie to na rękę, i pokręciła głową – Coś nie tak ?
-Nie mogę Cię uścisnąć, Evie – zaczęła – Bo mogę Ci coś zrobić.
-Daj spokój. To zwykły uścisk dłoni – wciąż trzymałam w powietrzu rękę. Kilka osób,
zwróciło na nas uwagę i przyglądało się rozwojowi wypadków – Nie to nie – mruknęłam
2
Dzień śmierci Piotra Czajkowskiego. Właśnie w tym dniu ma odbyć się recital.
22
opuszczając ją – Nie zmuszam – skinęłam jej głową i grupce dziewczyn przy transparencie i
podążyłam do lady. Wybrałam grecką sałatkę i puszkę coli. Niektórzy wciąż mi się
przyglądali i szeptali między osobą. Miałam ich w nosie. Od zawsze nie przejmuję się
plotkami czy obgadywaniem na mój temat. Jestem wolna i mogę robić co chcę i nikt mi tego
nie zabroni.
Już miałam siadać przy stoliku, kiedy na stołówkę wszedł dyrektor szkoły, wraz ze swoim
zastępcą. Szybko usiadłam, zakładając na głowę kaptur i udałam, że nie widzę
nowoprzybyłych. Oni jednak, zmówili się przeciwko mnie, bo nim zdążyłam otworzyć
pudełko z sałatką, usłyszałam za sobą odchrząknięcie i szorstki głos pana Friemana. Jęknęłam
w duchu i odstawiłam na bok jedzenie. Spojrzałam na twarz przyjaciółki, na co ona skinęła
głową. Cholera, czemu nie mogę zjeść w spokoju ?
Dyrektor Frieman to postawny facet, o ciemnych zielonych oczach. Ma wielki brzuch, który
brew pozorom nie przeszkadza mu w przekraczaniu dużych odległości. Na czubku głowy
widać mu już lekką łysinkę, w jamie ustnej widoczny jest ubytek niektórych zębów. Jego
zastępca, pan Greck to chuderlak o gapowatej naturze. Zazwyczaj nie załatwia niczego, bez
wcześniejszej konsultacji z Friemanem. Dyrektor ma na sobie przymały garnitur i białą
koszulę z niesmaczną żółtą plamą na kołnierzu. Jego czarne kowbojki, pomimo tego, że
zostały już silnie przetarte, wciąż nadają się do chodzenia. Greck, ma za to na sobie, za duży
garnitur i bardzo luźną koszulę, która wystaje mu zza marynarki.
-Słucham – wstałam od stołu i stanęłam naprzeciwko dyrektorów – Stało się coś?
-Nie, no skąd – prychnął dyrektor Frieman – Doszły mnie słuchy, że wystąpisz na recitalu z
okazji śmierci Piotra Czajkowskiego.
-Tak. Podobno, ale nie wiem czy do tego dojdzie – zaczęłam powoli, widząc zdumienie w
oczach obu panów – Jeśli mi pan znajdzie, wersje piano baletu „Śpiąca Królewna” to może
wystąpię. Ale wiem jedno. Nie będę improwizować. To nie na moje nerwy – wyjaśniłam
patrząc na moje paznokcie zamiast na nich.
-Evie, nie możesz tak z tego drwić. To wielka szansa dla … - zatrzymał się. Wiedziałam, że
chciał powiedzieć „szkoły”. Uśmiechnęłam się kpiąco i spojrzałam na Friemana - … Dla
Ciebie, naturalnie – wydusił w końcu. Jego twarz momentalnie przybrała barwę wiśni.
-Proponuję panu, wrócić do gabinetu i odpocząć – mruknęłam cicho – A i tak wystąpię na
recitalu. Spokojnie. Szkoła na tym nie ucierpi – uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam na
miejsce, ignorując obu panów. Summer patrzyła ślad za nimi, aż w końcu zaczęła.
-Więc w szkole wybuchła dziwna epidemia. Wszyscy nagle zaczęli się do Ciebie odzywać.
Nawet dyrektor i jego flakowaty zastępca. Nie wiem jak Ty, Evie, ale dla mnie tu nie chodzi o
sam recital – mówiła spokojnie i stonowanie. Aż się przestraszyłam, bo przyjaciółka
zazwyczaj mówiła szybko i w roztargnieniu.
-Na recitalu będą ludzie z branży muzycznej. Wiesz znani kompozytorzy, którzy
komponują muzykę do hoollywodzkich hitów. Dyrektor chce zapewnić sobie nowych
uczniów. Na przykład dzieci tych kompozytorów – wyjaśniłam przeżuwając kawałek sera feta
– Tak jest od pięciu lat, czyli od wtedy, kiedy przyszłam do tej szkoły – podsumowałam.
-Akurat ! Ludzie Cię uwielbiają i to widać – wystawiła mi język, nie chcąc się ze mną
zgodzić – Doceniają Twoje sukcesy i talent.
-Nie mam talentu. To tylko ambicje mojej matki – przerwałam jej – Ona sądzi, że muszę
wszystko robić dobrze. Zresztą sama wiesz jaka ona jest.
-Wiem, wiem – wzięła wielki łyk wody sodowej z puszki. Po czym odstawiła ją na bok i
popatrzyła na mnie wymownie – Eliza, powiedziała, że widziała Cię dzisiaj z jakimś
czarnowłosym chłopakiem. Oboje się uśmiechaliście i wyglądaliście jakbyście się dobrze
znali. Pytam się więc, dlaczego dowiaduję się tego od dziewczyny, z którą chodzisz na
francuski, a nie od mojej przyjaciółki ? – spytała urażona, wyginając usta w podkówkę.
23
-Bo nie ma o czym gadać, Sam – grzebałam w sałatce, szukając zapewne czegoś trującego.
Zganiłam się za tą głupotę i odstawiłam opakowanie z niedokończonym posiłkiem.
Otworzyłam za to puszkę z napojem i wzięłam potężnego łyka. Zupełnie jakbym chciała
odłożyć tą rozmowę na później. Na o wiele później.
-Więc – zaczęła powoli, przeciągając słowo w nieskończoność – Kim on jest ? Z jakiej jest
klasy ? Ile ma lat ? No mów ! – w tym momencie zadzwonił dzwonek, dzięki któremu
zostałam uratowana.
-Potem – powiedziałam jedynie i zabierając swoje rzeczy wybiegłam ze stołówki. Po drodze
słyszałam radosne „cześć”, albo „moje gratulacje”. Nie rozumiem o co chodzi tym ludziom.
Już tyle razy występowałam na recitalu. Dlaczego dopiero teraz tak się tym przejęli ?
-Panna Massei, spóźniona ! – krzyknął profesor Troth, nauczyciel od geografii, kiedy
wbiegłam do jego klasy, cała zdyszana – To, że występujesz na recitalu z okazji śmierci
Czajkowskiego, nie znaczy, że możesz się spóźniać – dodała zdenerwowany.
-Boże pan też ? – spytałam niedowierzająco.
-Co, ja też ? – pokręciłam niedowierzająco głową, zbywając jego pytanie. Usiadłam na
miejscu i zajęłam się lekcją. Starałam się ignorować spojrzenia osób, które co chwilę zerkały
w moją stronę. Co im się stało ? Założyłam kaptur na głowę, chcąc odciąć się od klasy.
Jednak szybko Troth zwrócił mi uwagę. Byłam bardzo nie zadowolona, ale dałam za
wygraną.
Kiedy tylko zadzwonił dzwonek na przerwę, chciałam wyjść jak każdy. Jednakże musiałam
przełożyć swoje plany, bo nauczyciel geografii mnie zatrzymał. Nie zadowolona stanęłam
obok jego biurka i popatrzyłam na niego, spod przymrużonych powiek.
-Panno Massei, muszę z Tobą porozmawiać – zaczął formalnie, wstając z miejsca. Zdjął
grube okulary i spojrzał mi w oczy – W maju są egzaminy. A Ty nie wybrałaś jeszcze
przedmiotów dodatkowych.
-A więc to o to chodzi – walnęłam się otwartą dłonią w czoło – No ja nie wiem z czego
będę pisać. To znaczy na pewno angielki i matma, ale nie wiem co oprócz tego.
-Rozumiem – podrapał się po brodzie, intensywnie nad czymś myśląc – Wiesz, że szóstego
stycznia są egzaminy semestralne, tak ?
-No wiem.
-Co piszesz ?
-Angielski, matma, biologia i chemia – odpowiedziałam na jednym wydechu – I teoria
muzyki – dodałam z uśmiechem.
-Teoria muzyki ? U nas w szkole nie można tego pisać –wyglądał na zaskoczonego.
-Wiem. W szkole muzycznej będę zdała taki egzamin – wyjaśniłam beztrosko – Czy mogę
już iść ? Mam teraz fizykę i profesor Mitz jest… hmm .. mało wyrozumiały.
-Tak, tak idź – mruknął, a zdezorientowana jego zachowaniem wyszłam z Sali. Na zewnątrz
czekała już Summer, z założonymi rękami.
-Coś Ty z nim tam robiła !? – ręką wskazała na drzwi od klasy.
-Pytał mnie o egzamin końcowy. Siedziałabym tam dłużej, ale powiedziałam, że mam
fizykę. Na szczęcie mnie puścił. – poprawiłam torbę i ruszyłam przed siebie – A Ty nie na
lekcjach ?
-No nie. Urwałam się z angielskiego – wyjaśniła poprawiając włosy – Wiem, że masz teraz
okienko, więc możesz mi odpowiedzieć na pytania – a już sądziłam, że zapomniała.
Uśmiechnęłam się blado chowając książkę do szafki.
-Umm… to nie jest dobry pomysł – powiedziałam kwaśno – Nie zrozum mnie źle, ale nie
chce o tym gadać.
-Nie odpuszczę, Evie. Dobrze o tym wiesz – ta. Wiedziałam, aż za bardzo. Moja
przyjaciółka jak już się na coś uprze to nie ma zmiłuj. Zawsze ma to czego chce, chodź nie
24
jest rozpieszczona – Więc chodź do klasy muzycznej – pociągnęła mnie za rękę nie dając mi
szans na odpowiedzenie na pytanie.
Kilka minut później, usiadłam na ławeczce przy starym pianinie i popatrzyłam bezradnie na
przyjaciółkę, która z torby wyciągnęła lusterko. Poprawiła makijaż, schowała je i popatrzyła
na mnie wyczekująco.
-Nic Ci nie powiem, Summer – odwróciłam się twarzą do pianina i podniosłam wieko.
Przejechałam palcami przez całą klawiaturę i uśmiechnęłam się lekko – Więc możesz zająć
się sobą – zaczęłam grać Linkin Park – Numb
3
. Nauczyłam się grać tą piosenkę w kilka dni.
Nie było to takie trudne, jakby się mogło wydawać.
-Ale dlaczego ? – próbowała przekrzyczeć dźwięki pianina, jednak szybko przestała,
widząc, że to na nic. Ponownie się uśmiechnęłam, dziękując tym samym przyjaciółce, że
pozwala mi cieszyć się muzyką.
-Ma na imię Ethan i chodzi ze mną na fizykę i matmę. Z tego drugiego jest dość dobry. Lubi
muzykę klasyczną i ceni sobie prywatność. Jest … trochę inny niż my – powiedziałam, jak
tylko skończyłam grać. Summer usiadła bok mnie, uśmiechając się lekko.
-Ethan. Świetne imię – klasnęła w dłonie, naciskając przypadkowy klawisz – Eliza
wspomniała jak wyglądał. Ale, nie podała szczegółów. Więc może Ty zrobisz, co ?
-Ma krótkie czarne włosy i głębokie niebieskie oczy – odpowiedziałam cicho – Jest miły.
-A może, coś jeszcze ? – spytała podstępnie, podnosząc do góry jedną brew – Widzę jak
reagujesz na jego imię. Widzę te ogniki w Twoich jasnych oczach. Promieniejesz od środka,
moja droga. Zadurzyłaś się w tym chłopaku !
-Opanuj się, Sam – zaśmiałam się cicho – Nie mogę się w nim zadurzyć. Mam za dużo
spraw na głowie. Po za tym nie dawno rozstałam się z Nate’m, a to wciąż boli.
-Jasne. Ethan jest idealnym chłopakiem, by zapomnieć o tym gnojku – powiedziała to tak,
jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Nie będę Go do niczego zmuszać. Jest miły i sympatyczny, tyle – wstałam od pianina – Po
za tym, on uważa mnie za rozpieszczoną pannę.
-Ale nią nie jesteś. Jesteś tylko trochę zapracowana – dodała łapiąc mnie za rękę – Idź i
zagadaj do niego.
-Nie mogę – potarłam ramię – Czuję się głupio. On … jest z nizin społecznych i ma
problem z rodzicami. Chcę mu pomóc, ale nie wiem czy mam do tego prawo.
-Naturalnie, że masz – uśmiechnęła się pocieszająco – Idź.
-Jesteś jak wrzód na tyłku. Szybko się nie odczepisz – mruknęłam hardo, patrząc jej w oczy.
-Już to słyszałam – wystawiła mi język i razem wyszłyśmy z Sali.
W drodze na kolejne lekcje rozmyślałam o tym co mi powiedziała Summer. Czy faktycznie
mogę mu pomóc ? Tylko jak ? Pieniędzy ode mnie nie weźmie, bo jest zbyt dumny i
honorowy. Zresztą, na jego miejscu zrobiłabym to samo. Nie poznałam go jednak na tyle, by
stwierdzić czy jest uparty czy też nie. Wydawał się być cichy i zamknięty w sobie. Postawił
mury naokoło siebie i bacznie je pilnuje by nikt obcy, przez nie, nie wszedł. Nie mogłam go
za to winić. Sama tak wiele razy miałam.
Poszłam w kierunku szafki i wyciągnęłam z niej plik kartek z nutami do fortepianowej
wersji baletu „Jezioro Łabędzie”. Daphne dała mi je, żebym zobaczyła jak to może wyglądać.
Wiedziałam, że sama muszę poszukać nut do „Śpiącej Królewny” lub zmienić te z „Jeziora
Łabędziego”, by to jakoś wyglądało. Równie dobrze, mogę się wycofać i sprawić, że cała
szkoła zapomni o moim istnieniu. Chodź to i tak nie możliwe, bo należę do … elity szkoły –
na moje nieszczęście.
-Psia krew – mruknęłam pod nosem, zamykając szafkę. Zagłębiłam się w nuty i zaczęłam
iść przed siebie. Na moje nieszczęście, wpadłam na kogoś, przez co z rąk wypadły mi nuty.
http://www.youtube.com/watch?v=UD-rcR7LSHE&feature=related
Coś w tym stylu ;)
25
Już gorzej być nie mogło. Podniosłam do góry głowę i nieśmiało popatrzyłam się na …
Ethan’a. Chłopak uśmiechnął się szeroko, widząc moje zakłopotanie.
-Wybacz, Ethan – schyliłam się po nuty, ale czarnowłosy był szybszy. Podał mi je, wciąż
się uśmiechając – Dzięki – również się uśmiechnęłam.
-Nie musisz dziękować – odpowiedział – A co tak studiowałaś, jeśli można wiedzieć.
-Nuty do fortepianowej wersji „Jeziora Łabędziego”. Moja nauczycielka dała mi je bym
popatrzyła, jak ma to wyglądać – wyjaśniłam, zaglądając do kartek.
-Ma to Ci pomóc w nauce ?
-Niby tak. Ale mam raptem trzy tygodnie na wszystko. No wiesz, znalezienie nut, naukę i
… prezentacje. Do tego dochodzą zajęcia dodatkowe i egzaminy semestralne – w tym
momencie Ethan zaśmiał się. Głęboko i szczerze. Po raz pierwszy słyszałam jak ten, cichy
chłopak się śmieje – To aż takie śmieszne ?
-Gdybyś widziała swoją minę, to też byś zaczęła się śmiać – wyjaśnił.
-Ta, no może, ale mi wcale nie jest do śmiechu, Ethan – mruknęłam, nerwowo
przejeżdżając palcami po włosach – Mam tyle rzeczy na głowie, a nie mam nawet kiedy napić
się kawy – dodałam ciszej – A może wybierzemy się na nią, po szkole ?
-Evie, nie wiem czy to dobry pomysł – zaczął, ale mu przerwałam.
-Ani słowa, Ethan. I tak pójdziemy – uśmiechnęłam się promiennie i oddaliłam się, by nie
mógł zaprzeczyć. W głębi duszy, już się cieszyłam na dzisiejsze wyjście. Będę mogła się
zrelaksować a i on sam poczuje się inaczej. Miałam tylko nadzieje, że szybciej nie ucieknie
przede mną.
Ethan
Popatrzyłem prosto w jej ciemne, zielone oczy i aż nie mogłem się nie uśmiechać.
Wystarczyło jedno jej spojrzenie, a wszystko wokół mnie, przestaje mnie znaczenie. Każdego
dnia, od kiedy miałem okazję bliżej ją poznać, cieszę się, że mnie nie olała, co mogło się
zdarzyć, patrząc na to, że ona jest z wyżyn społecznych. Nie to co ja. No ale zaprosiła mnie
na kawę. Wiem, że nie powinienem się aż tak bardzo cieszyć, ale nic na to nie poradzę.
Pierwszy raz ktoś mnie nie wytknął palcami, więc.. cieszę się, jak głupi.
Lekcje skończyliśmy o tej samej godzinie. Widziałem jeszcze jak, żegna się ze swoją
przyjaciółką i podchodzi do mnie.
-Jesteś. A już sądziłam, że przede mną uciekłeś – zaśmiała się melodyjnie i podeszła do
swojego samochodu. Popatrzyłem na nią oniemiały i zszokowany, co ją wyraźnie rozbawiło –
Wsiadaj, bo jedziemy do centrum Baton Rouge. Mam ochotę na pyszne latte w Starbucks. A
Ty nie masz nic do gadania, no może prócz tego, że wybierz co chcesz – szerzej się
uśmiechnęła się wsiadła do samochodu. Przez chwile stałem jak słup soli, nie wiedząc co
mam zrobić. Właśnie wtedy zobaczyłem Nate’a Bris. Szedł w naszym kierunku i
zdecydowanie nie był w dobrym nastroju. Evie wysiadła z auta i stanęła przede mną.
-Evie, co Ty z nim robisz ? – z drwiną pokazał na mnie brodą, jakby bał się, że go czymś
zarażę – Przecież on pochodzi z …
-Z naszej dzielnicy, Nate – przerwała mu chłodno – To nie Ty mi wybierasz znajomych,
więc odpuść sobie.
-I szkoda. Ja przynajmniej nie kazał bym Ci się spotykać z takimi ludźmi jak On.
-On ma imię, mój drogi – prychnęła – Odpuść sobie – dodała, tępo się na niego patrząc.
-Nie zrobię tego. Będę o Ciebie walczył, Evie – obiecał jej i sobie.
-Droga wolna. Może Sophie Ci pomoże – dodała z drwiną, wsiadając do auta. Szybko
zrobiłem to samo. Evie, zapięła pasy i nie przejmując się swoim byłym wyjechała z parkingu.
26
Przez jakiś czas, w samochodzie panowała cisza. Domyśliłem się, że Evie się uspokaja. W
końcu po jakimś czasie, sięgnęła do odtwarzacza i nacisnęła jakiś guzik. Po chwili we wnętrz
auta rozbrzmiała jeden z utworów Chopina. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i widać
było, że czuję się już znacznie lepiej.
-Dzięki za wcześniejszą ciszę, Ethan – zerknęła na mnie, ale szybko przeniosła wzrok na
ulicę – To wiele dla mnie znaczy.
-Naprawdę nie masz za co – uśmiechnął się do niej lekko – Ale on miał rację.
-W czym ? Bo dla mnie nie miał w niczym racji. To dupek – dodała z drwiną – Jest głupi i
sądzi, że jest taki cwany i cool – uchyliła okno – Byłam idiotką, zakochując się w nim –
zauważyłem, że zacisnęła mocniej ręce na kierownicy – Wiesz, że chciał mi się oświadczyć ?
-Co takiego ? – spytałem głupio.
-Oświadczyć. Dowiedziałam się o tym od Trey’a. Powiedział mu o tym. Kurwa, skoro
chciał mi się oświadczyć, to po jaką cholerę całował się z inną ?! W małżeństwie tak się nie
robi. W sumie dobrze się stało. Nie kochałam Go aż tak, żeby w wieku osiemnastu lat
zostawać jego narzeczoną – wyrzucała z siebie kolejne słowa, które przepełnione były złością
i żalem. Byłem w szoku, że pomimo złości, była skoncentrowana na drodze.
Za bardzo nie wiedziałem, co mogę powiedzieć. Siedziałem więc cicho, co jakiś czas
patrzyłem się na Evie. Na to jak jej włosy, reagują na wiatr, który wpadł do samochodu, oraz
jak jej twarz zmienia się po każdym wypowiedzianym słowie.
-No na reszcie dojechaliśmy. Chwała Bogu, za jego czujność. Byłam tak wściekła, że
miałam ochotę wjechać w pierwszy lepszy słup – popatrzyła na mnie i lekko się uśmiechnęła
– Przepraszam, za to gadanie. Ale musiałam to w końcu z siebie wyrzuć. Summer, ma nie raz
dość mojej paplaniny – posłała mi jeszcze jeden uśmiech i wyszła z auta.
Kawiarnia Starbucks, była niewielka. Znajdowała się na rogu ulicy Birds i 65. Zielony szyld
przymocowany na całej długości kawiarni z białą nazwą, był pewnie zauważalny z kilkunasto
metrów. Kiedy weszliśmy do środka, poraziła mnie estetyka tego miejsca. Stoliki dwu i
czteroosobowe poustawiane były według widzimisie właścicieli. Evie podeszła do kasy i z
dziwną beztroską zamówiła dwie kawy latte. Nigdy w życiu nie piłem tego rodzaju kawy.
-Proszę – zawołała sprzedawczynie, posyłając nam uśmiech. Zapewne tak do wszystkich się
uśmiecha – Miłego dnia ! – dodała, przejmując w tym czasie, zamówienie od kolejnych
klientów.
-No chodź – pociągnęła mnie za rękaw i zaprowadziła do stolika znajdującego się w rogu
kawiarni. Popatrzyłem na nią zaskoczony – Nie chcę by nam przeszkadzano – mruknęła,
przegryzając wargę.
-W porządku – uśmiechnąłem się i zająłem miejsce naprzeciwko niej.
Przez kolejne kilka godzin rozmawialiśmy o błahe tematy. Evie postanowiła raz na zawsze
skreślić Nate ze swojego życia. Dlatego też więcej o nim nie rozmawialiśmy. Wypytała mnie
o mój ulubiony kolor, wykonawcę, rodzaj muzyki. Stwierdziła, że musi mnie zabrać na jakąś
swoją lekcje fortepianu bym przekonał się, jak naprawdę na niej jest. Chciała mi pokazać
kawałek swojego świata.
Kiedy nadszedł czas na powrót do domu, nie mogłem pozwolić jej, by zobaczyła miejsce, w
którym mieszkam. Bądź co bądź, wstydzę się go. Mimo że ona wie, że moi rodzice piją i
mnie biją, nie mogłem pozwolić na to by widziała ten zawalający się budynek. Dlatego
poprosiłem ją by podwiozła mnie pod szkołę. Na początku była zdziwiona, ale mimo
wszystko się zgodziła i wysadziła mnie na szkolnym parkingu.
-Do jutra, Ethan – pomachała mi i odjechała z piskiem opon. A ja szczęśliwy, udałem się w
ciemność.
27
Rozdział 4
Evie
Summer po raz kolejny przejechała szczotką po moich włosach. Wydając z siebie dziwne
odgłosy. W końcu odstawiła urządzenie na bok i zaczęła mi pleść warkocza, jęcząc, że mam
za długie i zbyt gęste włosy, których nie da się ułożyć. Doskonale wiedziała, na co się
porywa, więc nie mówiłam nic.
-Jasna cholera ! – warknęła i tupnęła nogą – Masz chujowe włosy, Evie.
-Dzięki. Fajna z Ciebie przyjaciółka – mruknęłam krzywiąc się przy tym.
-Mówię prawdę. Z Twoimi włosami jest zawsze problem. Niby masz je ładne, ale kiedy
trzeba je jakoś elegancko spiąć, to są z nimi same kłopoty – mocniej mnie za nie pociągnęła i
byłam niemal pewna, że zaraz zostanę łysa.
-Mocniej, Summer – powiedziałam z sarkazmem, będąc bliska przywalenia jej – Jeszcze mi
cebulek nie zaplotłaś.
-Nie narzekaj, Ev. – czułam jak gumką wiążę mi wokół warkocza – Skończyłam ! –
oznajmiła klaszcząc przy tym w ręce – No i jesteś gotowa.
Wstałam z fotela, które Summer podkradła z garderoby mojej mamy i obróciłam się wokół
własnej osi. Miałam na sobie ciemnofioletową sukienkę, która kończyła się kilka
centymetrów nad kolanem z czarną kokardą i na grubych ramiączkach. Pech chciał, że na
plecach jest małe wcięcie, przez co widać kawałek mojego tatuażu. Do tego ubrałam zwykłe,
czarne szpilki. Summer wyglądała jak księżniczka. Ciemne włosy pofalowała, i ubrała
beżową sukienkę bez ramiączek, tworząc tym samym kontrast, oraz granatowe koturny.
-Jesteśmy gotowe na bibkę roku ! – zakomunikowała wychodząc z mojej sypialni – Może
poznasz jakieś gorące ciacho ? – dodała, przewieszając przez ramię małą torebkę. Zrobiłam to
samo i po chwili znaleźliśmy się przy aucie Summer.
Dzisiaj jest impreza u Owena Treshki – najlepszego kumpla Nate’a, który, mimo że ja i
Nate się rozeszliśmy, postanowił mnie zaprosić. Może to z dobrego serca, a może nie chciał
by opuściła mnie jakakolwiek impreza. W każdym bądź razie idę na nią niechętnie.
Najchętniej usiadłabym przy fortepianie i zajęła się nauką gry „Śpiącej Królewny”. Wczoraj
znalazłam nuty w jakieś starej książce z przedstawieniami baletowi wielkich kompozytorów.
Mama ją miała przez ten cały czas, ale dopiero wczoraj sobie o niej przypomniała. Gdybyście
widzieli moją minę, jak znalazłam to co mnie interesuje, na pewno wybuchlibyście śmiechem.
-A coś Ty taka zamyślona ? Wciąż zastanawiasz się nad tymi nutami ? Powinnaś być
szczęśliwa, że w końcu je masz.
-Łatwo ci mówić. Zostało mi kilkanaście dni na idealnie nauczenie się tego. Nie wiem co
mnie podkusiło by się zgodzić na ten występ.
-Chęć rozwinięcia się – odpowiedziała za mnie, uśmiechając się przy tym. Skręciła w
Zachodnią i przejechała jeszcze kilka metrów – A teraz się uśmiechnij, bo za tamtymi
drzwiami czeka nas ekstra impreza – powiedziała z entuzjazmem, parkując niedaleko domu
Owena. Skinęłam głową i obie wysiadłyśmy z auta.
-A tak na marginesie, to miło ze strony Owena, że Cię zaprosił, prawda ?
-Tak. Jak chce to potrafi być miły – mruknęłam, pokonując dwa schodki, prowadzące na
małą werandę. Summer lekko zapukała. Nie musiałyśmy długo czekać, bo po chwili otworzył
nam sam gospodarz.
28
-Fortepianistka i Summer ! Wchodźcie, laski – odsunął się na bok, byśmy mogły wejść i
zamknął za nami drzwi – Rozgośćcie się. Alkohol i przekąski są w jadalni. Ty wiesz, Evie
gdzie to jest – uśmiechnął się szeroko i ruszył w stronę salonu. W tym domu byłam kilka
razy, żeby odebrać Chloe, która od jakiegoś czasu spotyka się z Owenem. Osobiście jestem
przeciwna temu związkowi, ale to życie Chloe i to ona decyduje z kim się spotyka.
-Evie ! – usłyszałam pisk, a chwilę później stu osiemdziesięciu trzy centymetrowa postać
zawisła mi na szyi. Po blond włosach poznałam Sarah, która jak nikt inny, ma w zwyczaju
wiszenie mi na szyi – Boże jak Cię dawno nie widziałam. Musimy się wybrać na kawę i ploty
! Cześć, Summer - zwróciła się do przyjaciółki, która wciąż stała obok mnie i dała jej buziaka
w policzek – Sean jest w salonie – dodała, widząc jak Sam rozgląda się na boki. Sarah ubrała
krótką czerwoną sukienkę, która podkreślała jej bujne piersi i wąskie biodra. Szpilki, które
dodawały jej kilku centymetrów były w barwie beżu i byłam niemal pewna, że są od
Christian’a Louboutin.
-Dzięki Sarah i miłej zabawy – powiedziała na odchodnym.
-Wciąż jej nie powiedziałaś, prawda ? – zwróciła się do mnie, ze słabym uśmiechem.
Pokręciłam nerwowo głową i mijając ją, skierowałam się do kuchni – Musisz jej powiedzieć,
bo Sean ją oszuka. Wiesz o tym.
-Tak – zrobiłam sobie słabego drinka i opierając się o blat kuchenny rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Większość osób, chodziło do naszego liceum, ale kilku z nich było już na
studiach. Między innymi Sarah, Trey i Sean, których widuje bardzo rzadko. Sean’a,
najchętniej w ogóle bym nie widywała, ale niestety Summer z nim chodzi, więc chcąc czy też
nie, nie raz jestem skazana na jego towarzystwo.
-Evie ! – do kuchni wszedł Trey – Jak ja Cię dawno nie widziałem. Nawet nie pamiętam, że
byłaś u mnie na nocy grozy – zaśmiał się tubalnie, podchodząc bliżej – Jak tam
przygotowania ?
-Okej – mruknęłam, popijając drinka – Matka mnie znów piłuje. Mam jej po dziurki w
nosie.
-Wyluzuj Evie. Może szybki numerek pomoże ci się zrelaksować ? – Trey, jak zawsze
myślał tylko o seksie.
-Nie, ale może masz fajkę ? – spytała, patrząc mu w oczy. Z tylniej kieszeni spodni
wyciągnął paczkę papierosów i podsunął mi ją pod sam nos. Szybkim ruchem wyciągnęłam
jednego i nim zdążyłam się spytać, Trey podpalił mi go. Mocno się zaciągnęłam, czując jak
dym drażni mnie w płuca. Przetrzymałam go tam by następnie wypuścić. Trey dołączył się do
mnie, tylko Sarah jak zawsze sceptycznie do tego podchodziła. Nie palę nałogowo, ale
zdarzają się chwilę, kiedy mam ochotę na papierosa. Wtedy wiem do kogo mogę się zwrócić.
Trey pali od trzeciej klasy liceum. Wiele razy wspominał, że nie pamięta jak to się zaczęło.
-Lepiej ? – na ziemie ściągnął mnie głos przyjaciela – Nie ma to jak dobra fajka, na
imprezie.
-Tak masz rację – powiedziałam pełna entuzjazmu, ponownie się zaciągając. W szkole nikt
nie ma pojęcia, jaka jestem po za jej murami. Każdy ma o mnie takie same wyobrażenie.
Bogata dziewczyna z dobrego domu, w którym matka przygotuje kolację, a ojciec wraca
zawsze na czas. Dodatkowo chodzi na lekcje fortepianu, ma szacunek do nauczycieli,
odrobione lekcje, a prace długo terminowe oddaje przed czasem. Każdy w szkole postrzega
mnie jako pewną siebie osobę, która ma wszystko, a w rzeczywistości ma bardzo mało. Tak
na poważnie mało osób wie, że jestem bardzo samotna, bo mama zwraca na mnie uwagę tylko
wtedy, kiedy mam egzamin, lub recital. Ojciec odzywa się tylko przy kolacji, mówiąc wtedy
tylko jedno zdanie „jak w szkole?”. Takie ma życie ta „bogata dziewczyna z dobrego domu.”
-Idzie Sean i Summer – powiedziała mi do ucha Sarah, zabierając mi przy okazji fajkę.
Popatrzyłam się w kierunku wejścia. Sean trzymał rękę na ramieniu Sam, a ona uśmiechała
się do wszystkich na około. Wyglądała na szczęśliwą, chodź za chwilę miało się to zmienić.
29
Postanowiłam powiedzieć, jej prawdzie, dlaczego nie cierpię Sean’a. Wiem, że może mi nie
uwierzyć, ale będę się cieszyła, że w końcu jej to powiedziałam. Kamień spadnie mi z serca i
tylko od Summer będzie zależało co z tym zrobi.
Uśmiechnęłam się lekko i wzięłam łyk drinka, który zdążył stracić smak. Skrzywiłam się
nieznacznie i odstawiłam na bok szklankę.
-Jak się bawicie ? – spytał Sean, stając obok Trey’a – Bo my wspaniale, prawda myszko ? –
ponownie się skrzywiłam, tym razem od sztucznego tonu głosu Sean’a. Facet co raz bardziej
działa mi na nerwy. Stwierdziłam, że powiem jej to dzisiaj, albo zabiorę to ze sobą do grobu.
-Przestańcie się tak na siebie patrzeć. Wyglądacie, jakbyście mieli się pozabijać. Uspokój
się Evie ! – zwróciła mi uwagę Sarah. Dopiero teraz zauważyłam, że patrzę się w Sean’a z
morderczym wzrokiem. Nic na to nie poradzę.
-Czemu ja ? Czemu zawsze, ja mam ustąpić ?! Sean nie może ? Jest przecież mądrzejszy.
Mam, kurwa tego dość – warknęłam i zabrałam się do wyjścia. Nie chciałam już patrzeć na
fałszywą twarz chłopaka, który tylko czeka by mnie złamać. Doskonale wiedział, ile kosztuje
mnie ukrywanie przed Summer prawdy o naszej znajomości.
-Evie, o co chodzi ? Poczekaj ! – usłyszałam za sobą głos Summer. Przede mną znikąd
pojawił się Nate i jedyne na co się odważyłam to wtulenie się w jego szeroką pierś. Sądziłam,
że mnie odtrąci i będzie kazał mi spadać, ale zamiast tego, mocniej mnie do siebie przytulił i
pogłaskał po włosach. Wciągnęłam jego słodki zapach i nie patrząc na konsekwencje,
pociągnęłam nosem. Czułam się bezpieczna w jego ramionach, mimo że mnie zdradził wciąż
widziałam w nim przyjaciela.
-Evie ? – zza moimi plecami rozległ się głos Summer.
-Idź sobie – mruknęłam, z twarzą przyciśniętą do klatki Nate’a – Nie chcę Cię widzieć –
dodałam groźniej, zerkając na nią, spod długiej grzywki. Summer niechętnie się odwróciła i
wróciła do kuchni.
-Wszystko w porządku, Ev. ? – spytał, kiedy się od niego odkleiłam. Potrząsnęłam
nerwowo głową, powodując, że długi warkocz spoczął na moim ramieniu.
-Nic nie jest w porządku. Chcę do domu, a nie mam czym wrócić – poskarżyłam się.
-Chodź, odwiozę Cię – pchnął mnie lekko w kierunku drzwi.
Droga do domu minęła w ciszy. Ja biłam się z myślami, a Nate nie śmiał się odezwać.
Zapewne sam się zastanawiał, co mną kierował, kiedy się w niego wtulałam i pogoniłam Sam.
Mogłam mu powiedzieć, że miałam wybuch agresji skierowany na Sarah, w którym oberwało
się także Sean’owi i Summer, ale nie chciałam. Kiedy jeszcze z nim byłam, mało go
interesowało życie moich przyjaciół. Spojrzałam zza okno. Jednorodzinne domki, które są
ozdobą Baton Rouge, rozmazywały się przez szybką jazdę, a deszcz, który właśnie rozpadał,
pokrył szyby. Nim się zorientowałam, Nate zatrzymał się przed moim domem. Ładnie mu
podziękowałam i wygrzebałam się z auta. Nie chciałam by pomyślał, że chciałam od niego
czegoś więcej. Poprosiłam go tylko o podwózkę, a nie wracanie do niego.
W domu panowała grobowa cisza. Jedynie lodówka wydawała z siebie odgłosy. Ściągnęłam
niewygodne szpilki i na boso weszłam na piętro. W sąsiednim pokoju, drzwi były uchylone i
sączyło się słabe światło. Podeszłam bliżej i usłyszałam, jak Chloe rozmawia z kimś. Mogłam
się domyślić, że rozmówcą jest Bree. We dwie często, gdzieś wychodzą, wariując przy tym i
strzelając sobie fotki. Nie chcąc jej przeszkadzać, weszłam do swojego pokoju. Ściągnęłam
sukienkę i zostając w samej bieliźnie z Victoria's Secret, powiesiłam ją na wieszaku w
garderobie. Kolejna sukienka do wielkiej kolekcji, która poszerza się przy każdej kolejnej
okazji. Z dolnej półki wzięłam czarne dresy i damską bokserkę w tym samym kolorze.
Kiedy wróciłam do pokoju, na łóżku siedziała Chloe. Głowę miała spuszczoną, a jej blond
włosy ukrywały jej czoło. Wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy. Rozpuszczając włosy
usiadłam obok niej.
30
-Kiepski wieczór, co ? – popatrzyła na mnie ze smutkiem w oczach – Mój też – wtuliła się
we mnie pociągając nosem – Pokłóciłam się z Sarah i Summer. Najechałam na Sean’a i
wpadłam w ramiona Nate’a – wyliczałam, uśmiechając się przy tym – Moje życie to pasmo
niepowodzeń. Zamknę się w świecie muzyki. Odniosę sławę jako fortepianistka, zapomnę o
przyjaciołach i zamieszkam w Paryżu.
-Nie przesadzaj. Twoje życie jest lepsze od mojego. Pokłóciłam się z Olivią o Owena.
Sądzi, że powinnam była pojechać na tą imprezę, co była u niego. Ale ja wolałam z nią
spędzić wieczór. Uznała, że jestem niewierna chłopakowi. Czy to nie brzmi jak absurd ? –
zakryła twarz rękami – Lubię Owena, ale wątpię czy będzie z tego coś więcej. Przecież
jesteśmy tacy różni, aż za bardzo – dodała z ironią – Co mam robić ? – popatrzyła na mnie z
błaganiem w oczach. Nie miałam pojęcia co mogę jej poradzić. Sama się pokłóciłam z
przyjaciółką, której miałam dzisiaj powiedzieć prawdę.
-Nie wiem, Chloe. Niestety, nie wiem – pogłaskałam ją po włosach, dodając otuchy – Ale
razem coś wymyślimy.
-Tak jak zawsze, prawda ? – w milczeniu skinęłam głową. Obie zmieniłyśmy pozycję. Ja
położyłam się na plecach na satynowych poduszkach, a Chloe w poprzek, przez co nogi
zwisały jej po za krawędzie łóżka, a głowę położyła mi na brzuchu. Często tak leżałyśmy i
zazwyczaj milczałyśmy. Z jednej strony cieszyłyśmy się swoją obecnością, z drugiej każda z
nas była myślami gdzie indziej.
Następnego dnia niechętnie wstałam do szkoły. Szybko się umyłam i ubrałam w luźną
koszulkę, którą kupiłam w jednym ze sklepów sieciowych H&M, oraz wyprane jeansy od
Madonny z jej najnowszej kolekcji „Material Girl.” Do tej pory nie wiem, co mnie skłoniło do
ich kupna. Przecież te jeansy są takie same jak te, które można kupić w zwykłym sklepie z
ciuchami. Dla mnie Madonna się nie postarała. W czasie czesania włosów, powróciłam
myślami do wczorajszego dnia. Zachowałam się jak idiotka, która ma zaburzenia psychiczne.
A może ja faktycznie coś takiego mam ? No bo kto normalny naskakuje na swoją
przyjaciółkę, która nic nie zrobiła ? Tylko ja. Drzwi do pokoju otworzyły się i weszła Chloe.
W lusterku widziałam, że była już ubrana, mimo że miała na dziewiątą. Zawiązałam kucyka
po lewej stronie głowy i odwróciłam się do siostry.
-Co jest ? – Chloe uśmiechnęła się delikatnie i usiadła na łóżku. Wyglądała inaczej niż
wczoraj. Policzki było lekko zaróżowione, a oczy nie były podpuchnięte. Musiała się wsypać,
albo pogodziła się z Olivią.
-Dzwoniła Olivia. Powiedziała, że wszystko przemyślała i przeprosiła mnie. Ja też ją
przeprosiłam. Wszystko zostało wyjaśnione. Odzyskałam przyjaciółkę, Evie – odparła, a
dotąd delikatny uśmiech powiększył się.
-Cieszę się. Mam nadzieje, że ja i się pogodzę z przyjaciółką – powiedziałam w zamyśleniu,
sięgając jednocześnie po torbę – Co na śniadanie ?
-Nie wiem. Tata robi – popatrzyłam na nią zdumiona i bez słowa upuściłam pokój. Byłam w
niemałym szoku, kiedy wchodząc do pokoju zobaczyłam mojego ojca. Ten pewny siebie
przedstawiciel sieci hoteli Massei Hotel, ubrany był w zielone fartuszek i mieszał coś na
indukcyjnej patelni. Byłam w niemałym szoku.
-Cześć tato – zawołałam promienie wchodząc w głąb kuchni. Dałam mu całusa w policzek i
zajęłam miejsce przy ladzie kuchennej – Mamy dzisiaj jakieś święto ? – spytałam ze
śmiechem, patrząc się na niego. Ojciec podniósł wzrok i uśmiechnął się lekko. W kącikach
ust powstały delikatnie dołeczki, które zapewne nie były już takie słodkie, jak dwadzieścia lat
temu, kiedy to zakochała się w nich mama.
-Mam dzisiaj wolne. Pomyślałem, że przygotuje Wam śniadanie. Mam nadzieje, że lubisz
jajecznicę z pomidorami, cebulką i szczypiorkiem – zamieszał coś na patelni – Tak rzadko z
wami jestem, że nawet nie wiem co jecie na śniadanie – zauważył smutno.
31
-Tak, to prawda. Ale nie jest tak źle. Zawsze zostają nam niedziele, prawda ? – ojciec skinął
głową. Nastawiłam ekspres do kawy, stawiając odpowiednią szklankę do latte. Zaczęłam
opowiadać ojcu o szkole, lekcjach fortepianu, jodze i basenie. Stwierdził, że powinnam
zrezygnować z basenu bo i tak mam doskonałą figurę, a przy najmniej będę miała więcej
czasu dla Summer. Nie poruszyłam tematu wczorajszej imprezy, chodź powiedział, że widział
przed domem samochód Nate’a i był w szoku, kiedy zobaczył jak z niego wychodzę. Na jego
słowa wzruszyłam tylko ramionami.
Po szybkim i dobrym śniadaniu, oraz pysznej kawie, wyszłam z domu. Pogoda nie
zapraszała na spacer, ale mimo wszystko musiałam jechać do szkoły. Dzisiaj jeden z tych dni,
kiedy nauczyciele przeprowadzają ankiety na temat orientacji seksualnej w naszym liceum.
Większość uczniów buntuje się, ale rada pedagogiczna i tak z tym nic nie robi. Za trzy dni
Światowy Dzień Lesbijek
4
. Według badań przeprowadzonych przez naszą panią pedagog do
nasz naszej szkoły uczęszcza około piętnaście lesbijek, trzynaście gejów, sześćdziesiąt trzy
osoby biseksualne, reszta to heteroseksualiści lub transseksualiści, którzy nie chcą mówić
otwarcie o swojej przynależności do innej płci.
Przekroczyłam bramę wjazdową i weszłam do auta. Torbę położyłam na bok, odpaliłam
silnik i ruszyłam przez wąską ulicę. Mimo że był październik, świeciło słońce, a na niebie
widać było kilka chmurek. Trudno było uwierzyć, że jest już jesień. Mijane po drodze
drzewa, nie miały już większości liści, które postanowiły sobie poleżeć pod nimi,
odpoczywając od ciężkiego lata i wilgotnej wiosny. Nim się obejrzałam, parkowałam na
szkolnym parkingu. Niechętnie wyszłam z auta i zamknęłam go na pilota. Rozejrzałam się na
około. Na schodach prowadzących do głównego wejścia szkoły siedział Ethan. Łokcie opierał
o kolana, a brodę – na rękach. Wyglądał jakby był myślami daleko stąd.
-Cześć – przywitałam się, siadając obok niego – Jak tam ?
-Kiepsko. Przyszło orzeczenie o odebraniu praw rodzicielskich moim rodzicom. Zastanawia
mnie to, czemu teraz. Mam przecież już osiemnaście lat i nie powinienem iść do Domu
Dziecka – spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek – Nie masz z tym nic wspólnego,
prawda ?
-Absolutnie nie. Ja nawet nie wiem czy jest coś takiego jak numer do sądu – powiedziałam
pewnie, chodź nie szczerze. Moi rodzice posiadają numer do jednego z lepszych sędziów w
tej części Stanów. Wszystko przez sprawę odebrania praw rodzicielskich mojej dalekiej ciotce
Renacie. Ponoć znęcała się nad moją daleką kuzynką Will, która raz trafiła do szpitala ze
wstrząsem mózgu. Renata podobno jej głową waliła w podłogę. Nie wiem na ile w tym
prawdy, a na ile plotek. Ale wiem, że moja rodzina jest nieźle popaprana.
-Co zamierzasz zrobić ? – spytałam cicho, bawiąc się kosmykiem włosów – Masz jakiś
pomysł ?
-Żadnego. Rodzice się nieźle wkurzyli. Pierwsza rozprawa jest za tydzień. Nie wiem co
mogę zrobić. Właściwie to chyba nic.
-To nie prawda. Będziesz mógł się od nich uwolnić. Żyć z dala – zaprzeczyłam szybko,
chodź wiedziałam, że Ethan będzie wolał zostać z rodzicami niż mieszkać u obcych.
-Nawet jeśli bym się od nich uwolnił to i tak nie miał bym, gdzie zamieszkać – bąknął,
poprawiając ciemne kosmyki, które wpadały mu do oczu – Nie mam żadnej bliskiej rodziny,
ani nawet znajomych, prócz Ciebie.
-Będziesz mógł mieszkać u mnie do końca szkoły. A potem się coś wymyśli. Może
znajdziesz pracę. Jesteś przecież bystry, inteligentny. Jestem pewna, że znajdzie się coś dla
Ciebie. Może na przykład jako korepetytor ?
4
Światowy Dzień Lesbijek wypada 10 października
32
-Nie mogę u Ciebie mieszkać. To nie przyzwoite. Jesteś moją koleżanką. Po za tym, kto by
chciał mnie przyjąć do pracy ? Takiego biedaka jak mnie – na jego słowa poczułam uczucie
gniewu.
-Przestań się nad sobą użalać ! Jesteś młody, zdrowy i mądry. Masz przed sobą całe życie.
Może i masz teraz problem, ale za kilka lat może się to zmienić – zerwałam się na równe nogi
otrzepując markowe spodnie – Daj znać, kiedy zmieni się Twoje nastawienie się do świata –
ostatni raz popatrzyłam na niego, po czym weszłam do szkoły. Czułam swego rodzaju ulgę,
która nastąpiła zaraz po tym jak mocno wstrząsnęłam Ethan’em. Miałam nikłą nadzieje, że
moje słowa chodź trochę go ocucą, może zrozumie, że rozprawa o pozbawienie praw
rodzicielskich, będzie dla niego szansą na oderwanie się od dna.
Summer zobaczyłam przy swojej szafce. Stała z założonymi rękami, patrząc się na
przeciwną ścianę. Ciemne włosy zaplotła w dobieranego warkocza, który jednak nie wyszedł
jej idealnie. Pojedyncze włosy powychodziły z niego. Biorąc głęboki wdech podeszłam do
niej. Nie miałam pojęcia jak mogę zacząć rozmowę, jednocześnie postanowiłam być
całkowicie szczera, jeśli chodzi o odpowiedzi na pytania.
-Wiem, że tam stoisz, Evie – odezwała się pierwsza, patrząc na mnie. Miała zmrużone oczy
i wyglądała, jakby za chwilę miała użądlić. Podeszłam do niej by nie musiała krzyczeć,
jednocześnie nie chciałam tego robić. Skoro Chloe udało się pogodzić z Olivią, to mi uda się
pogodzić z Summer. Musi.
Jesteśmy przyjaciółkami od niemal dziesięciu lat. Poznałam ją w drugiej klasie szkoły
podstawowej, kiedy to przeprowadziła się tutaj z Nowego Jorku. Jej rodzice szukali
stabilizacji i odpoczynku, jednocześnie chcieli zmienić Sam otoczenie. Summer przyszła do
szkoły ósmego listopada. Była zdenerwowana i kurczowo trzymała się ręki mamy. Miała na
sobie jasną koszulkę z laką Barbie i bordowe spodnie, oraz różowe sandałki. Włosy
zaplecione w kucyki. Jako pierwsza do niej podeszłam i się przedstawiłam. Ona nie mogła
uwierzyć, że się jej nie bałam. Pokazałam jej klasę i kawałek szkoły, a jej mama wtedy
rozmawiała z wychowawczynią. Tak właśnie to się zaczęło. Przez ten czas miałyśmy wiele
sprzeczek i kilka poważnych kłótni, kiedy to nie odzywałyśmy się do siebie przez dwa
tygodnie. Jak byłyśmy młodsze, to nasze mamy pomagały nam się pogodzić. Z czasem robiły
to coraz rzadziej, aż w końcu same się godziłyśmy. Przeżyłam z nią zbyt wiele, by teraz
stracić z nią kontakt.
-Przepraszam, Summer, za wczoraj – powiedziałam w końcu, stając naprzeciwko niej – Nie
wiem co we wstąpiło, ale wiem, że mam dość ukrywania przed tobą, tego było. Chcę Ci
wszystko wyznać, o ile chcesz mnie posłuchać. Jeśli nie to, trudno. Nie będę zmuszać –
podniosła głowę i popatrzyła na mnie. Jej twarz rozjaśnił jasny uśmiech.
-Nie gniewam się. Chodź to nie znaczy, że zawsze będę znosiła twoje wahania nastrojów.
No chyba, że się okaże, że jesteś w ciąży – zaśmiała się na tyle głośno, by uczniowie, którzy
obok nas przechodzili, ją usłyszeli – Ale tak na poważnie, to Sean opowiedział mi co nie co, o
tym co się stało. Chcę jednak najpierw poznać, twoją wersje by cokolwiek z tym zrobić.
-W porządku. Tak chyba będzie uczciwie – poszłyśmy do łazienki na trzecim piętrze.
Rzadko z niej korzystano, bo strasznie tu śmierdzi i jest brudno, ale my chciałyśmy mieć
spokój. Obie usiadłyśmy na szerokim parapecie i popatrzyłyśmy na siebie.
-Było w czasie wakacji przed rozpoczęciem liceum. Pojechałam wtedy z rodzicami do
Kalifornii, do San Diego. Sean pracował wtedy jako kelner w jednym z barów, na plaży. Z
dnia na dzień poznawaliśmy się bliżej. Któregoś wieczoru, była urządzona impreza, na którą
zaprosił mnie. Rodzice z chęcią się zgodzili, chodź mama mnie ostrzegała bym nie piła. Na
imprezie Sean dużo wypił, jednocześnie mnie samą do tego namawiał, chodź wiedział, że nie
byłam pełnoletnia. Zaciągnął mnie wtedy do domku letniskowego, w którym nocował. Tak
chciał się ze mną przespać, ale ja nie chciałam. Wyszarpałam się i uciekłam. Następnego
33
dnia, chciałam natomiast wracać do domu. Wróciliśmy, chodź rodzice do tej pory nie wiedzą
dlaczego.
-Sean powiedział to samo – rzekła zamyślona – Chciał Cię zgwałcić, Evie. Skoro Ty
powiedziałaś „nie”, a on nalegał to był gwałt.
-Mógł być, gdybym się nie wyrwała. Chodzi mi o to, że mam uraz do Sean’a o to, co chciał
zrobić. Miałam ledwie czternaście lat o on osiemnaście. Chciał wykorzystać nieletnią poniżej
piętnastego roku życia. Mimo wszystko nigdy nie myślałam o tym by zgłosić to do sądu. Z
czasem o tym tyle nie myślałam, a w dniu piętnastych urodzin zdecydowałam się na ten
tatuaż. Sfałszowałam podpis i sama poszłam do studia – zakończyłam nie spuszczając oczu z
Summer – Teraz sobie myśl co chcesz.
-Mogę go zobaczyć ? – doskonale wiedziałam o co jej chodzi. Zeskoczyłam z parapetu i
podwinęłam koszulkę. Czułam na plecach palce Sam, które przemieszczały się wzdłuż
kolców, łodygi, aż w końcu samego kwiatu – Piękny – wyszeptała zachwycona – Ale musiało
boleć, co ?
-Na fotelu siedziałam około pięć godzin. Facet nie dał mi znieczulenia, ale kazał mi do ust
wsadzić kawałek szmatki, by stłumić mój krzyk. Potem się pytał, czy to był podpis moich
rodziców. Powiedziałam, że nie. On się jednak wcześniej domyślił, bo kilka razy pytał się
mnie, czy chcę ten tatuaż.
-Nie żałujesz ?
-Nie. Zapewne, gdyby nie Sean, nigdy bym nie miała takiego ładnego tatuażu na plecach, o
którym wiedzą tylko nieliczni.
* * *
Po powrocie do domu, wpadłam do pokoju jak burza. Szybko przebrałam się w luźną
tunikę, zostawiając na sobie te same spodnie Madonny, które się jej nie udały. Poprawiłam
kucyka i zeszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na popołudniową porcje kawy cappuccino i
usiadłam przy stole. Czułam presję przed recitalem, a dodatkowo problemy Ethan’a, działały i
na mnie. On sam nie zdaje sobie sprawy, że dzięki tej rozprawie może uniknąć dalszego
życia w koszmarze. Zastanawia mnie kto zainterweniował w tej sprawie. Może któryś z
nauczycieli, albo sąsiedzi. Albo ktoś z dalszej rodziny. Ktokolwiek to był, musiał mieć
szczere intencje. Inaczej nie zrobiłby czegoś takiego.
Dzisiaj środa, według mojego tygodniowego grafiku, miałam lekcje fortepianu na piąta, a
jogę na siódmą. Mogłam zrezygnować z tych drugich zajęć, ale jakoś nie mogłam tego zrobić.
Prowadzi je Afroamerykanin z Nowego Orlenu, ma na imię John i jest bardzo młody. Ma
dwadzieścia trzy lata. Czarne krótkie włosy, szaro-zielone oczy i wieczny uśmiech na twarzy.
Cokolwiek zrobię źle on się ze mnie śmieje i poprawia. Nie żeby mnie obmacywał albo coś,
po prostu pomaga.
Cappuccino wypiłam jednym łykiem. Umyłam filiżankę, zabrałam pomarańczę i z torbą na
ramieniu, oraz w zielonych trampkach wyszłam z domu.
34
Rozdział 5
Ethan
Minąłem kolejną salę, gdy nagle zatrzymałem się. Z klasy od muzyki dochodziły dźwięki
fortepianu, które były wygrywane z niezwykłą lekkością. Dodatkowo ktoś śpiewał i to jak.
Niczym anioł, który stąpił z niebios by uraczyć nielicznych swoim głosem. Podszedłem
bliżej, uchyliłem drzwi i wsadziłem głowę do środka. Przy wiekowym instrumencie siedziała
Evie. Oczy miała przymknięte, a na buzi igrał jej delikatny uśmiech. Byłem w nią tak
zapatrzony, że nie zauważyłem kiedy otworzyła oczy.
-To piosenka Taylor Swift „Place In This World”
5
. Możesz uznać, że jestem dziwna,
grając taką piosenkę. Ale ja ją po prostu lubię. Przemawia do mnie – powiedziała, wciąż
grając. Skończyła kilka minut później, odwracając się do mnie przodem.
-Stało się coś ? Żadna ze znanych mi osób, nie przychodzi tak szybko do szkoły.
-W sumie to nie – odpowiedziałem speszony – Chodzi o to, że miałaś rację – Evie
uśmiechnęła się triumfalnie, wiedząc o co mi chodzi – Jednak to nie zmienia tego, że nie mam
gdzie mieszkać.
-Możesz u mnie – powiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie – A jak
nie to u mojej ciotki. Mieszka sama i jest zawziętą katoliczką.
-Nie mogę żyć na czyjeś łasce.
-Jak chcesz to kombinuj sam – wzruszyła niedbale ramionami – Kiedy rozprawa ?
-Dzisiaj o czwartej – odparłem wchodząc w głąb klasy – Sędzia liczy, że będę. Starszy są
wściekli. Nie wiedzą, kto na nich naniósł. Ojciec oskarża swoją siostrę, a matka … wuja.
Nawet nie znam tych ludzi.
-To tak jak ja. Nie znam połowy swojej rodziny. Dodam, że mam ją dużą – spojrzała na
czarno białe klawisze i uśmiechnęła się smutno – Na recitalu ma być moja cała rodzina.
CAŁA, to szok dla mnie i coś nie zrozumianego.
-Przynajmniej masz się czym pochwalić – mruknąłem siadając na jednym z krzeseł – Ja nic
nie umiem, chodź kiedyś, w podstawówce chodziłem na lekcje pianina. Jednak przez …
problemy, nie mogłem kontynuować nauki, chodź bym chciał.
-Co za ironia. Ty chcesz się uczyć, chodź nie masz forsy na lekcje. Ja nie chcę się uczyć, a
mam kasy aż za nadto – powiedziała zamyślona, nie patrząc na mnie – To chore.
-Wcale nie, Evie. Takie jest życie. Ty masz … wszystko, a ja nic.
-Dodaj jeszcze, że nie powinniśmy się przyjaźnić, a dramat jest gwarantowany – dodała z
przekąsem, naciskając przypadkowe klawisze.
-Taka prawda. Jesteśmy z dwóch różnych światów – popatrzyła na mnie z mordem w
oczach. Wiem, że nie podoba się jej taki tok myślenia, ale co ja na to poradzę. Evie powinna
kręcić się wśród ludzi z wyższych sfer, a nie ze mną. Zastanawiam się co by powiedziała jej
mama, gdyby się dowiedziała, że jej córka rozmawia z kimś takim jak ja ?
-Dobra koniec temu, Ethan. To nie ty za mnie decydujesz, z kim się spotykam a z kim nie –
w tym momencie rozległ się dzwonek jej telefonu. Nie chętnie wyciągnęła telefon z torby i
nie patrząc na telefon, odebrała.
-Halo ?
-…
35
-Sali od muzyki, a Ty ?
-…
-Już idę. Paa – rozłączyła się. Z przepraszającym uśmiechem, wstała z miejsca. Pożegnała
się i wyszła.
Evie
-
Obił Ci ktoś kiedyś, tą ładną buźkę, Summer ? – spytałam się przyjaciółki podchodząc do
jej samochodu – Przez Ciebie musiałam przerwać ważną i ciekawą rozmowę – dodałam
smutniej. Naprawdę mi zależało na szczerej i otwartej rozmowie z Ethan’em. Los tego
chłopaka nie jest mi obojętny. Chcę dla niego dobrze, chodź jednocześnie wiem, że on nie
chce mojej litości, którą pewnie mu okazuje.
-Nie denerwuj się tak, Evie – Summer wyciągnęła przed siebie ręce w obronnym geście –
Luuuz – przedłużyła samogłoskę uśmiechając się zalotnie – Więc z kim rozmawiałaś, moja
mała, wredna przyjaciółko ?
-Z Ethan’em – mruknęłam cicho – Masz zadanie z algebry ?
-Evie, nie chodzimy razem na matmę ! – Summer potrząsnęła mną, przyglądając mi się
badawczo – Coś się dzieje. Widzę to w Twoich oczach.
-Odczep się od moich oczu. Zwykła pospolita zieleń – machnęłam ręką, odganiając
wymyślonego owada.
-No to co się stało ? Bo coś na pewno.
-Ethan ma problem – powiedziałam w końcu, opierając się o jej samochód – Nie wiem czy
mam prawo się wtrącać.
-Jesteś jego przyjaciółką i jedyną osobą ze szkoły z którą gada. Dla mnie to logiczne, że
powinnaś mu pomóc, ale tylko wtedy kiedy sam tej pomocy chce.
-Nie możesz powiedzieć, czegoś jasno i wyraźnie ?
-Nie bardzo – wzruszyła ramionami – A teraz chodź, bo przed wyjściem nie zdążyłam
zrobić sobie makijażu - nim zdążyłam zareagować, Sam ciągnęła mnie w stronę łazienki. Po
drodze minęliśmy kilka znajomych, po czym zostałam brutalnie wepchnięta do łazienki.
Stanęła przy umywalce, na które postawiła pokaźnych rozmiarów torbę.
-Gdzie to cholerstwo ? – pytała na głos, wyrzucając na kafelki kolejne zeszyty. Nie raz się
zastanawiam po co jej szafka, skoro wszystko trzyma w torbie. Siedziałam na podłodze,
patrząc na nią z uśmiechem. Po jakimś czasie Summer w końcu znalazła to czego szukała.
Niczym profesjonalistka, zrobiła sobie makijaż. W między czasie do łazienki przyszło kilka
dziewczyn, przez co zrobiło się trochę tłoczno. Czułam na sobie ich pogardliwe spojrzenia,
które trwają już od kilku lat. One nie znoszą mnie za to, że jestem popularna, mimo że nic nie
robię. Robią wszystko by mnie skompromitować, chodź jeszcze nigdy im się to nie udało.
-Panna Massei siedzi na podłodze w kiblu – zaczęła Sophie pochylając się nade mną –
Dobrze, że Nate już z tobą nie jest. Pewnie byłoby mu wstyd.
-Oszczędź sobie, Sophie –mruknęłam, nie patrząc na nią – Idź lepiej do niego, bo pewnie
zabawia się, z którąś z cheerleaderek – dodałam, uśmiechając się szeroko.
-Ależ ty zabawna. Jest ci przykro, że Nate jest ze mną !
-Oczywiście. Mam doła połączonego z depresją. Nie widzisz, jak cierpię ? – na jej twarzy
widać było purpurowe ślady, świadczące o jej wielkiej złości – Nie denerwuj się tak,
kochanieńka. Złość piękności szkodzi.
-Ty, głupia dziewucho ! Jak śmiesz tak się do mnie odzywać !
36
-Wyluzuj, Sophie – podeszła do niej Lorie, jedna z jej wiernych „przyjaciółek”, która jest,
na każde jej skinienie – To Massei. Nie jest warta twoich słów – może gdyby Lorie się
odczepiła od Sophie, to fajna by z niej dziewczyna była. A tak, jest taka sama jak Sophie.
-Pewnie, że nie. Ale Nate jest – odparłam wstając z miejsca. Summer przez ten cały czas
malowała się, nie wzruszona naszą wymianą zdań – Skończyłaś, Sam ?
-Już – ostatni raz pomalowała usta błyszczykiem, schowała wszystko do torby. Już miała
wyjść, kiedy odwróciła się w stronę Sophie i z jadem w ustach powiedziała :
-Nathaniel i Evie byli świetną parą. A przez Ciebie ten związek szlag trafił. Jeśli sądzisz, że
możesz zastąpić Evie przy nim, to się grubo mylisz. Aha i jeszcze jedno, ten podkład ci w
ogóle nie pasuje ! – po czym machnęła ręką i wyszła z łazienki.
-Dzięki, Summer – powiedziałam słodko, idąc z nią ramię w ramię.
-Nie masz za co. Też mnie wkurza. Głupia flądra, sądzi, że może każdym dyrygować.
-Daj spokój. Jakoś to będzie. Jak nie Nate, to ktoś inny.
-Ale Nate to taki fajny chłopak. I co, że pocałował Sophie. Nie przekreślaj go od razu. Ja …
dałam Seanowi drugą szansę. Może to łatwowierne z mojej strony, ale kocham go i nic na to
nie poradzę.
-Nie chcę stawiać pomiędzy was, Sam. Jeśli się kochacie to dobrze – uśmiechnęłam się
delikatnie.
-Ty też kogoś pokochasz. Może wrócisz do Nate’a, a może zaczniesz kręcić z Ethan’em ? –
powiedziała żartobliwym tonem.
-Ethan to przyjaciel – sprostowałam, zatrzymując się obok swojej i Summer szafki –
Powinnaś pochować kilka rzeczy do szafki. Niedługo zamek ci się nie zasunie.
-Być może, ale nie zmieniaj tematu, ty nie grzeczna dziewczynko ! – otworzyła swoją
szafkę i wrzuciła do niej połowę zawartości torebki- Nate tutaj idzie.
-A skąd wiesz ? – nim jednak zdążyła mi odpowiedzieć na pytanie, obok rozległo się ciche
odchrząkniecie. Odwróciłam się w stronę dochodzącego odgłosu.
-O, cześć Nate.
-Witaj, Evie, Summer – przyjaciółka machnęła mu tylko, zajęta robieniem porządków w
torebce – Jak leci ?
-W porządku, a u ciebie ?
-Okej. Rodzice się rozwodzą – powiedział z grymasem. Na jego idealnym czole pojawiła
się mała, prawie nie widoczna zmarszczka, którą można było dostrzec tylko z bliska.
-Ojej, przykro mi, Nate. Do tej pory sądziłam, że dobra z nich para. Co się stało ?
-Sam nie wiem. Kiedy pewnego dnia wróciłem do domu, walizki z rzeczami ojca stały w
przedpokoju, a mama siedziała w ich sypialni i paliła wspólne zdjęcia. Żadne z nich nie chce
mi powiedzieć co się dzieje. Czuję się … dziwnie.
-Rozumiem, chodź w sumie to nie do końca. Moich nie ma cały tydzień w domu. Pojawiają
się tylko w niedziele i to na kilka- lub kilkanaście- godzin. Sama się sobą zajmuję, chodź nie
mam nawet do kogo ust otworzyć. Jednakże u mnie nie zapowiada się –jak na razie – na
rozwód. Więc tutaj masz przechlapane.
-Wiesz, Sophie nie dała mi takiego wywodu, na ten temat. Ba ! Ona nawet się tym nie
przejęła – powiedział z nutką żalu w głosie – Cieszę się, że po tym wszystkim, co
powiedziałem tamtego dnia na parkingu, mogę z tobą pogadać.
-Uznałam, że poniosły cię wtedy emocje i nie panowałeś nad sobą. Każdemu zdarzają się,
większe lub mniejsze wyskoki. Człowiek mądry umie się do nich przyznać, a głupi je olewa,
czyż nie tak kiedyś powiedziałeś ?
-Tak, to moje słowa. Widać, że wtedy mnie słuchałaś.
-Prawda, chodź ty twierdziłeś, że myślami wciąż byłam w Kanadzie.
-Bo tak mi się wydawało – poczochrał mi włosy – Co się stało, że włosy związałaś w koka ?
37
-Nic. Chciałam by, było mi wygodniej – przyznałam uśmiechając się szeroko – Odpowiedz
mi na proste pytanie, Nate. Czy jesteś z Sophie ? – przez twarz chłopaka, przebiegł cień
zaskoczenia. Stałam z rękami opartymi na biodrach oczekując odpowiedzi. Co mnie
właściwie obchodzi jego związek, z tą lalą ? Jeśli chce zmarnować swoje życie, to proszę
bardzo !
-Właściwie to nie. Spotykamy się tylko kilka razy, na … przygodny seks. Nic więcej.
Wiesz, że nie chciałem tego, Evie. To ona się na mnie wtedy rzuciła. Ubzdurała coś sobie.
Między nami, nic wtedy nie było. Przysięgam – zerknęłam w stronę Summer, która zamknęła
szafkę z przesadzonym hukiem. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.
Zdążyłam się jeszcze umówić z Nate na lunch i ponownie ciągnięta przez Sam, udaliśmy się
na lekcje.
Na żadnym przedmiocie nie mogłam się skupić. Głowa pękała mi od namiaru problemów,
nie tyle co moich, ile moich znajomych. Summer chodzi z Seanem, mimo że ma pewne
wątpliwości co do tego. Ethan ma dzisiaj rozprawę w sądzie, w sprawę o odebranie praw
rodzicielskich jego rodzicom. Załamany nie wie co ma począć. Może poszukać sobie pracy i
zamieszkać u mnie. Moi rodzice na pewno by się zgodzili by pomieszkał u nas, przez jakiś
czas. Na wakacje mieszkała u mnie Summer, która została sama w mieście, gdy jej rodzice
polecieli na Florydę, a ona się umarła, że z nimi nie pojedzie. W rezultacie wylądowała u
mnie. Dzięki czemu każda z nas miała towarzystwo. Rodzicom nie sprawiała kłopotu, gdyż
przez większość czasu nie było ich w domu. Kolejnym problemem, jest rozwód rodziców
Nate’a. Nie wiem co czuje chłopak, to mogę to sobie jedynie wyobrazić. Widziałam jego
przygnębioną posturę, sińce pod oczami i brak czarującego uśmiechu, który mącił mi niegdyś
w głowie. Teraz stał się … wrakiem człowieka, o podniszczonej psychice, a to wszystko
przez dwoje dorosłych ludzi, którzy nie umieją się ze sobą dogadać. Kto wie, może rozwód to
dla nich jedyne wyjście ? Na końcu zostawiłam siebie. Recital i spełnienie ambicji matki,
która sama nie została uznaną wiolonczelistką, mimo że się starała. Wszystko co robię, robię
dla niej. Chcę ją w jakiś sposób uszczęśliwić, chodź wiem, że ona chce więcej. Rzadko kiedy
pokazuję, jak bardzo jest ze mnie dumna. Mimo to ciągnę cały ten cyrk związany ze szkołą
muzyczną, recitalem czy innymi mniej ważnymi imprezami. Chcę pokazać rodzicom, że
jestem czegoś warta i może dzięki temu, dostać stypendium muzyczne. Wnet przypomniałam
sobie, słowa Ethan’a. Chciałby się uczyć gry na pianinie, mimo że nie może. A gdyby tak
spełnić jego marzenie ? Gdyby tak on chodził na te lekcje, zamiast mnie ? Oczywiście bym
siedziała tam z nim, ale ja bym nawet do instrumentu nie podchodziła. Po chwili jednak
oprzytomniałam. Przed recitalem to na pewno nie wypali. Daphe ostro mnie piłuję, bym
wypadła jak najlepiej – znowu.
Poczułam ostre pchnięcie w lewe ramie. Potarłam je i oniemiała spojrzałam na swoją
przyjaciółkę. Ona wskazała głową, na stojącego obok naszej ławki psora
6
.
-Więc, gdzie panna Massei była ? – spytał, jak dla mnie mało logicznie.
-Nigdzie. Siedziałam tutaj cały czas.
-Myślami. Gdzie była pani myślami, panno Massei – sprostował, patrząc mi się intensywnie
w oczy – Odpowiadaj !
-Rozmyślałam nad recitalem – pisnęłam, pochylając się w stronę Summer – To wszystko.
-Dobrze – i odszedł. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Patrzyłam za nim oniemiałam, dopóki
nie poczułam silnego łokcia Summer na sobie. Nie patrząc na nią, potarłam obolałe miejsce.
Bawiła ją moja zguba, która wcale nie była zabawna. Summer nie ma tyle problemów na
głowie, plus dodatkowych zajęć po lekcjach.
Po lekcjach, czekałam zdenerwowana na parkingu. Postanowiłam podrzucić Ethan’a do
sądu, w nadziei, że chodź trochę się rozluźni. Na matmie i fizyce siedział jak na skazaniu,
6
Skrót od słowa „profesor”
38
chodź wcześniej się tak nie zachowywał. Widziałam, że znał odpowiedź na zadawane pytania,
ale coś go powstrzymywało przed podniesieniem ręki. Słońce świeciło mi prosto w oczy,
kiedy ciemne włosy pojawiły się na horyzoncie. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jak za
nimi idzie Sophie z Lorie i dziewczyną, której nie znam. Ethan nieśmiało podszedł do mojego
auta.
-Co ty jeszcze tutaj robisz ? – wydawał się spięty. Nie dziwiło mnie to, chodź nigdy w
sądzie nie byłam, wiedziałam co czuł. Moja mama wiele razy były przesłuchiwana jako
świadek i nawet powiedzenie kilku zdań prawdy, było dla niej ogromnym stresem.
-Czekam na ciebie. Podwiozę cię pod sąd, później musisz sobie radzić sam, bo basen –
dodałam pokazując mu na drzwi od strony pasażera – Wsiadaj, kolego.
Wsiadł niechętnie. Przeczuwałam, że najchętniej udał by się do domu lub do parku.
Chciałby zaszyć się w jakimś kącie z dala od ludzi i robić to co lubi najbardziej. Może czytać,
a może słuchać opery Mozarta.
-Lubisz czytać, Ethan ? – wypaliłam wjeżdżając do centrum miasta. Ethan popatrzył w moją
stronę, nie rozumiejąc mnie – Pytam czy lubisz czytać książki.
-Aha. Lubię. Szczególnie dramaty, ale … nie stać mnie na kupno nowych książek.
-Ja mam kilka dramatów w domu. Mama kupuje kilka egzemplarzy na raz, na kiermaszach
książek. To aż dziwne, co ? Ale ona pożera książki, a nie je czyta. Mogę ci coś pożyczyć jak
chcesz – uśmiechnęłam się lekko, patrząc na ulicę.
-Jasne, czemu nie. To będzie lepsze niż siedzenie w ciszy – mruknął, przecierając ręką
czoło. Uśmiechnęłam się triumfująco, bo o to Ethan zgodził się, żebym mu pożyczyła coś co
należy do mnie. Może to tylko mały kroczek do przekonania go do zamieszkania u mnie.
-Świetnie, a teraz wysiadka, Ethan – powiedziałam ze śmiechem, parkując koło sądu
rejonowego – Powodzenia i nie dziękuj !
-Do jutra, Evie.
* * *
Stałam zdenerwowana pod szafką Ethan’a. Co chwilę poprawiałam kosmyki rozpuszczonych
włosów, które spadały mi do oczu, chodź kilka sekund wcześniej założyła je za ucho. W
myślach nuciłam balet „Śpiącą Królewnę” i rozglądałam się na boki. Nie widziałam jednak
ani Ethan’a ani Nate’a, z którym też chciałam porozmawiać. Summer też mogłaby już
przyjść, bo z nią też mam do pogadania.
W końcu zobaczyłam ich obu na horyzoncie. Za nimi szła moja przyjaciółka, która
uśmiechała się szeroko, a jej koński ogon dyndał na wszystkie strony. Nie minęło pięć minut,
kiedy cała trójka do mnie podeszła.
-Masz kłopot Evie. Słyszałam jak nauczyciel od matmy gadał z Troth’em o Twoim
wulgarnym zachowaniu – zaczęła Summer.
-Przecież ja do niego nie przeklinam ! – oburzyłam się –To nie dorzeczne !
-Nie chodzi o język, ale twój strój – sprostował Nate.
-Ubieram się normalnie. Nie prowokuje. Nie uwodzę, nie przeklinam. O co mu chodzi ?
-Może o ignorowanie przedmiotu ? – napomknął nieśmiało Ethan, stojąc z mojej lewej
strony. Wyglądał niesamowicie. Ciemna bluza z kapturem, oraz przetarte spodnie dodawały
mu uroku, a poczochrane włosy mogły śmiało świadczyć, że dopiero wstał z łóżka.
-Zabijcie mnie ! –mruknęłam zakrywając twarz rękami – Już gorzej być nie może –
chłopacy, powiedzieli kilka słów pocieszenia, po czym poszli w nieznanym mi kierunku.
Załamana, zsunęłam się po szafkach, na ziemie. Ethan nawet nie zauważył, że stałam przy
jego szafce. A może widział, ale przy moich znajomych nie odważył się by coś powiedzieć.
Zresztą to teraz jest nie ważne. Moje życie, oficjalnie legło w gruzach, a ja jeśli czegoś z tym
nie zrobię stoczę się na dno.
39
-Będzie dobrze – powiedziała pewnie Summer, przytulając mnie do siebie – Zawsze będę
obok, pamiętaj – skinęłam głową, nie odrywając się do niej. Do góry problemów dołączył
kolejny kłopot – oskarżenie o wulgarne zachowanie względem profesora od geografii. Już
gorzej być nie może.
Rozdział 6
Evie
Gruby mężczyzna przede mną przetarł zaparowane okulary. Robił to niezwykle mozolnie,
zupełnie mu się nie spieszyło, jednocześnie w ogóle nie przejmował się moją obecnością.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. W gabinecie dyrektora byłam tylko … właściwie to
nigdy. Więcej razy znajdowała się tutaj Summer, za nieprzestrzeganie regulaminu szkoły.
palenie za szkołą, pyskowanie do nauczycieli i raz wjechanie w zderzak nauczyciela od
biologii. Gabinet pana Friemana, to zwyczajny pokój, jakich w Baton Rouge wiele. Wielkie
dębowe biurko, jedna duża roślina w kącie, na przeciwległej ścianie kilka dyplomów, które są
dla dyrektora niezwykle ważne, a jak dla mnie to zwykłe chwalenie się.
Drzwi otworzyły się, powodując, że Frieman podniósł wzrok. Skinął na gościa i pokazał na
fotel koło mnie. Nie patrzyłam w stronę przybysza, wiedziałam kto przyszedł. Troth. Mój
wróg numer jeden.
-Czekamy jeszcze na mamę Evie – powiedział cicho Frieman, zupełnie się mną nie
przejmując. Drzwi ponowie zaskrzypiały i weszła moja mama. Elizabeth Massei, kobieta
biznesu, która nigdy nie była wzywana do szkoły. Nie byłam pewna, czy uwierzy mi czy im,
ale wiem, że zrobi wszystko bym bez przeszkód uczyła się recitalu, który już za dwa
tygodnie.
-Pani, Massei. Proszę usiąść – rzekł poważnie dyrektor, wstając z miejsca. Mama usiadła z
mojej lewej strony. Zerknęłam na nią, czując się wstrętnie. Nie powinnam tutaj być. Jestem
niewinna ! Czy nikt tego nie widzi ?
-O co chodzi, panowie ? –zaczęła zniecierpliwiona – Wiem, że moja córka nic nie zrobiła.
To jakieś kpiny ! – kiedy dwa dni temu przyszedł do domu list ze szkoły, mama akurat
siedziała w kuchni. Chcąc czy też nie, od razu go przeczytała. Na początku się zdenerwowała,
później zamyśliła, a na koniec zaczęła się … śmiać ! Tak, Elizabeth mimo lat, ogólnej powagi
i zawodu, zaśmiała się. Zaczęła mówić, że to nie poważne bym próbowała uwieść nauczyciela
od przedmiotu, z którego nie piszę egzaminów.
-Pani Massei, to nie kpiny. Pani córka, próbowała mnie uwieść – mama zachłystnęła się
powietrzem i przeszła do ataku.
-Też coś ! Niby po co, miałaby to robić ? Nie pisze przecież egzaminów z geografii, więc
po co miała cel ? – milczałam. Po co miałam się odzywać, skoro mama to robi. Popatrzyłam
na dyrektora Friemana. Widziałam po nim, że toczy wewnętrzną walkę. Wie ile ten recital
znaczy dla mnie i dla samej szkoły.
-Dość tego ! – podniósł głos bardziej na Troth’a niż na Elizabeth – Może dopuścimy do
głosu Evie ? Przecież to o nią chodzi – dodał spokojniej pocierając dłonią czoło – Evie, co
chcesz nam powiedzieć ?
-Nic nie zrobiłam. Profesor Troth kłamie. To prawda, nie uważałam zbytnio na jego lekcji,
ale martwię się o kilka ważnych mi osób i o recital. To wszystko.
40
-Mówiłam, że tak jest – dodała matka, uśmiechając się w stronę dyrektora – Czy to
wszystko, panowie ? Bo chciałabym wrócić do pracy, a Evie do nauki.
-Oczywiście. Do widzenia – obie skinęłyśmy głową, wychodząc z gabinetu. Słyszałam
jeszcze jak Frieman zwraca się do Troth’a, ale niedosłyszałam co mówił. Mama odwróciła się
w moją stronę. Z wyrazu jej twarzy wyczytałam, że coś ją trapi.
-Powiedz mi Evie – zaczęła spokojnie, opierając się o ścianę – Dlaczego pan Troth oskarżał
cię o coś takiego ?
-Nie mam pojęcia. Ale dzięki, że przyszłaś. Wiem, że to był dla ciebie kłopot. Obiecuje, że
dam z siebie wszystko, żeby nie zawalić występu na recitalu.
-Nie obchodzi mnie recital, Evie – zaprzeczyła szybko – Chcę byś była szczęśliwa. Zdałam
sobie sprawę, że poświęcam zarówno tobie jak i Chloe i Brian’owi za mało uwagi. Ojciec się
jeszcze jakoś stara, ale ja nie.
-Daj spokój, mamo. Nie mam do ciebie o to pretensji – odpowiedziałam bez przekonania.
Na horyzoncie zobaczyłam postać Ethan’a. Szedł w naszą stronę nie zdecydowany krokiem.
Jakby bał się czegoś.
-Tylko tak mówisz –Elizabeth popatrzyła w stronę nadchodzącego chłopaka –
Porozmawiamy o tym w domu.
-Jak chcesz – mama uśmiechnęła się delikatnie i poszła w kierunku wyjścia. Cicho
westchnęłam. Miałam za sobą jeden problem. Jak dla mnie profesor Troth w ten sposób chciał
zwrócić na siebie uwagę i zapunktować u dyrektora. Pech chciał, że to ja byłam pod ręką, bo
go nie słuchałam i takim sposobem trafiłam do gabinetu dyrektora. Mam nadzieje, że do maja
nie wejdę już tam, bo ten gabinet jest strasznie przytłaczający.
Ethan wciąż stał w miejscu, bacznie mi się przyglądając. Wolnym krokiem ruszyłam w jego
stronę. Miałam nadzieje, że i jemu się poszczęściło, chodź pewności mieć nie mogłam.
Ostatni raz rozmawialiśmy przedwczoraj, kiedy podwiozłam go pod sąd. Wczoraj go nie było
w szkole, a ja nie miałam czasu na telefony. Ba ! Ja nawet, nie miałam czasu na zrobienie
sobie porządnej przekąski. Po szkole pojechałam do szkoły muzycznej i siedziałam w niej, aż
do ósmej.
-Cześć, Evie – zaczął pierwszy, nim jeszcze do niego doszłam – I jak sprawa z profesorem
Troth’em ?
-Dobrze. Mama załagodziła sprawę, dodatkowo chce zacząć spędzać ze mną więcej czasu.
Powiedziała także coś co mnie zdziwiło. A mianowicie „nie obchodzi mnie recital.” –
odpowiedziałam otwierając szafkę – Zdziwiła mnie tym stwierdzeniem. Nie dowiedziałam się
jeszcze, dlaczego Troth to wszystko ukartował. Co chciał tym osiągnąć ? – zastanawiałam się
na głos, w czasie kiedy Ethan milczał.
-Przepraszam, że się tak rozgadałam. Opowiadaj, co u ciebie. Jak rozprawa ? Przepraszam,
że wczoraj nie dzwoniłam, ale … - przerwał mi, mówiąc.
-Odebrali im prawa rodzicielskie. Mieszkam u siostry matki. To ona zawiadomiła ośrodek
opiekuńczy, a oni sąd. Mieszka niedaleko mnie od kilku miesięcy i widziała co się u nas
dzieje. Przepraszam, że cię oskarżałem.
-Nie szkodzi. Miałeś prawo, w końcu to ja wiem, przez co przechodzisz. Nie znałeś
wcześniej ciotki, więc to zrozumiałe – uśmiechnęłam się pokrzepiająco – Może u cioci nie
będzie tak źle, co ?
-Może. Wydaje się być miła. Dodatkowo ma męża i półtoraroczne dziecko.
-Ekstra – wyciągnęłam z szafki potrzebne rzeczy – Masz może zadanie z matmy ? Wczoraj
nie miałam kiedy zrobić.
-Mam i może przy odrobinie szczęścia, dam ci spisać – uśmiechnął się szeroko.
-Bardzo bym chciała – powiedziałam słodko.
-Wiem – wyszczerzył się w uśmiechu.
41
Spóźniona Summer weszła do klasy od biologii. Ciemne włosy miała związane w niesforny
warkocz, z którego wychodziły kosmyki. Nie pomalowała się, a jej strój nie wróżył niczego
dobrego. Ze złością rzuciła torbę na podłogę, nie wyciągając z nich książek. Oparła czoło o
blat ławki i wydawało mi się, że ciężko wzdycha.
-Ej, co jest ? – pocierałam jej plecy, starając się ją uspokoić.
-Nie wyspałam się, ot co się stało – pociągnęła nosem, podnosząc głowę – Całą noc
zastanawiałam się nad moim związkiem z Sean’em, ale nic nie wymyśliłam.
-Nie zadręczaj się, kochanie – powiedziałam ciepło, uśmiechając się – Ułoży się. Tak jak u
mnie.
-Właśnie jak tam sprawa z Torth’em ? – spytała w chwili, kiedy do klasy wszedł nauczyciel.
Gestem dłoni pokazałam jej na mężczyznę. Zrozumiała i wyciągnęła z torby zeszyt.
Każda kolejna lekcja dłużyła się niemiłosiernie. Po biologii chciałam porozmawiać z
Summer, ale zatrzymał mnie nauczyciel, wręczając mi plik kartek z materiałem na egzamin
końcowy. Do maja jeszcze około siedem miesięcy, a ci już wiedzą czego mamy się uczyć.
Czy to nie chore ? Zresztą nikt mi nie mówił, że w ostatniej klasie będzie łatwo.
Wyminęłam tłum uczniów z młodszych klas i stanęłam w kolejce po lunch. Kilka minut
później siedziałam obok Summer, która pochłaniała sałatkę z kurczakiem. Ostatnimi czasy
zauważyłam, że przyjaciółka ma jakiś większy apetyt. Wcześniej takiego nie miała. Po chwili
podniosła na mnie wzrok, uśmiechając się szeroko. Zupełnie jak mała dziewczynka, która
została przyłapana na gorącym uczynku. Chciało mi śmiać, ale w ostateczności
powstrzymałam się.
-Sam, dobrze się czujesz ? Ostatnio jesz za dwóch.
-Kiedy się czymś za bardzo przejmuje, to tak mam – odparła zażenowana – Przepraszam, że
nie słuchałam cię na początku biologii, ale byłam tak zestresowana, że nic do mnie nie
docierało.
-Nie gniewam się.
-Może teraz mi opowiesz, co właściwie zaszło ? – opowiedziałam jej pokrótce co się
wydarzyło. Nie ominęłam żadnego szczegółu, ani słowa. Przyjaciółka uznała, że Troth jest
wściekły, za to, że nie słucham na jego lekcjach, dlatego odegrał się w taki sposób. Może
chciał mi przeszkodzić w wzięciu udziału w recitalu, który jest dla mnie ważny. Kiedy tak
nad tym rozmyślałam, wydawało mi się to bardzo prawdopodobne.
-Zauważyłaś, że Ethan w ogóle nie je w stołówce ? – rozejrzałam się na boki i musiałam
przyznać Summer, racje. Nigdzie nie widziałam burzy czarnych włosów, zgarbionej sylwetki
i stolika, przy którym by siedział.
-Pójdę go poszukać. On sam ma masę problemów – uśmiechnęłam się do przyjaciółki, która
odwzajemniając gest, wróciła do jedzenia.
Weszłam do biblioteki z nadzieją, że właśnie w niej siedzi Ethan. Jednak przywitała mnie
tylko bibliotekarka, która patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Nie ma co się dziwić, rzadko
tutaj zaglądam. Nie mam czasu na czytanie książek, czy przesiadywanie tutaj. Pożegnałam się
ze starszą panią, i poszłam dalej.
Znalazłam go w sali od muzyki. Siedział na podwyższeniu, przeżuwając kawałek pizzy.
Wzrok miał skierowany na jakiś punkt, przez co nie zwrócił na mnie uwagi.
-Ethan ? Stało się coś ? – podeszłam do niego.
-Co ? Nie, nie – szybko zaprzeczył – Nie lubię jeść na stołówce.
-Rozumiem. Ale czemu, akurat klasa muzyczna ?
-Sam nie wiem. Lubię muzykę – skinęłam głową, podchodząc do pianina. Wzięłam głęboki
wdech i zaczęłam grać „Śpiącą Królewnę” – Czajkowskiego. Całkowicie zatraciłam się w
melodii, która była niezwykle lekka, poważna i bardzo wciągająca. Momentami słychać było
42
mocniejsze uderzenia, które szybko przemiały się w delikatne, jak muśnięcie skrzydeł motyla.
Walc był jak zaczarowany. Niemal namacalny.
-Pięknie – wyszeptał Ethan, opierając się o instrument – Grasz jak nie jeden znany
fortepianista. Zapewne będziesz najlepsza na recitalu.
-Dzięki. Chodź tutaj – poklepałam miejsce obok siebie – Nauczę cię czegoś grać.
-Nie, nie. Nie trzeba – zaczął się wzbraniać
-Czemu nie ? Przecież sam mówiłeś, że chcesz grać.
-Tak, ale … dawno nie grałem i …
-Daj spokój ! Chodź tutaj, no – chłopak niechętnie do mnie podszedł i usiadł obok.
Zagrałam mu łatwą melodię, od której ja sama uczyłam się grać. Chciałam by przypomniał
sobie poszczególne tonacje i które klawisze odpowiadają jakim dźwiękom. Szło mu to
całkiem nieźle, nie licząc drobnych potknięć, które zdarzają się każdemu. Mimo całego
wcześniejszego spięcia, Ethan wyglądał na zrelaksowanego. Przerwał nam dopiero, dzwonek
na lekcje.
-Dzięki za lekcje, Evie – powiedział cicho, wychodząc z klasy.
-Nie masz za co – mruknęłam pod nosem, nie opuszczając miejsca. Miałam teraz geografię,
z wrogiem numer jeden. Nie uśmiechało mi się, siedzieć na niej, ale jako, że wciąż nie byłam
pewna mojego uniewinnienia, musiałam na nią iść.
Październikowe słońce, znajdowało się na najwyższym punkcie na niebie, delikatny
jesienny wiatr tańczył we włosach, psując fryzury. Summer popijała swoje ulubione
waniliowe cappuccino, mrucząc z rozkoszy. Maniaczka kofeiny, jak wiele razy się o niej
wyrażam, wygląda na zadowoloną z życia. Po męczącym dniu w szkole, zdecydowałyśmy się
na spacer po Baton Rouge, zostawiając samochód pod szkołą.
-Piękny dzień, nieprawdaż ? – spytała z uśmiechem przyjaciółka, podnosząc do góry
okulary przeciwsłoneczne – A ten koleś, nieziemski – pokazała brodą na wysokiego rudego
chłopaka, który stał do nas bokiem. Właśnie robił skłon w przód, przez co do oczu wpadały
mu włosy – Pasował by do ciebie, pod względem barwy włosów – dodała chichocząc.
-Zabawne. Ale wiesz, że nie szukam chłopaka.
-Wiem przecież – uśmiechnęłam się, popijając latte – Ale czy on nie jest fajny ?
-Być może, a co z Sean’em ?
-A co ma być ? Jest fajny, ale przed francuskim z nim zerwałam – odparła swobodnie –
Wydzwaniał do mnie co chwilę. Wiesz, nie wspomniałam ci o czymś. Po tym jak
dowiedziałam się co między wami zaszło, on stał się dziwny. Zaczął do mnie częściej
dzwonić i wysyłać sms-y. Przed francuskim, miarka się przebrała.
-Chcesz powiedzieć, że był namolny i nachalny.
-Właśnie to chcę powiedzieć – odparła uśmiechając się, jednocześnie biorąc łyk kawy.
Ethan
Kiedy samochód Evie zniknął mi z pola widzenia, wiedziałem jedno – nie ma już odwrotu.
Czułem się podle, kiedy się dowiedziałem, że ktoś zadzwonił do ośrodka. Byłem zły,
rozgoryczony, a na dodatek miałem ochotę wyć z rozpaczy. Dlaczego ? Tego nie wiem. W
sumie powinienem się cieszyć, że mam szanse wyrwać się z piekła, jakim do tej pory był mój
dom. Sam nie wiem jakim cudem wytrzymałem pod jednym dachem z tymi ludźmi, którzy
śmieli nazywać się moimi rodzicami. Od kiedy sięgam pamięcią rodzice pili i bili mnie przy
każdej lepszej okazji. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek powiedzieli do mnie
„kocham cię”, „synku”, „słońce” czy inne słowa, których rodzice używają względem dzieci.
Sam sobie radziłem. Połowę kwoty z zasiłku chowałem, na tak zwaną czarną godzinę. Starzy
43
nigdy nie zorientowali się, że jest za mało. Dla nich było ważne by napić się czegoś na
śniadanie, obiad czy kolacje. Nikt – prócz dyrektora szkoły, pedagoga, no i Evie – nie
wiedział co się dzieje u mnie w domu. Dopiero to powiadomienie z sądu rodzinnego, okazało
się dla mnie zbawieniem, chodź na początku nie wiedziałem czy mam się cieszyć czy nie.
Byłbym głupcem, gdybym powiedział, że nie cieszy mnie orzeczenie sądu. Nie znam siostry
mamy, ale czuje, że teraz będzie lepiej. Przecież jest matką, więc ma pewnie trochę ciepła w
sobie.
Dodatkowo obiecałem coś w sobie zmienić. Znajdę pracę i chodź trochę usamodzielnię się.
Nie mogę, przecież żyć na łasce cioci Candy i jej męża Steward’a. To może być dla nich zbyt
wielkie obciążenie finansowe.
-Ethan ! – z dołu dobiegło mnie wołanie Candy. Wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę drzwi.
Zatrzymałem się przy nich, omiatając spojrzeniem pokój. Był mały. Jasnozielone ściany,
naprzeciwko drzwi nieduże okno, po lewej stronie łóżko, a po prawej meblościanka z
biurkiem i średniej wielkości szafą. To i tak więcej miejsca niż w poprzednim pokoju.
Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się na dół. W kuchni roznosił się zapach świeżo
upieczonych muffinek. Mama nigdy ich nie robiła. Ona nigdy nie wchodziła do kuchni, no
chyba, że szła do lodówki po kolejną butelkę wódki lub piwa. Candy musiała zauważyć, że
głęboko się nad czymś zastanawiam, bo trzepnęła mnie w ramie. Pokręciłem głową, wracając
tym samym do rzeczywistości.
-Ostygną. Jedz póki ciepłe, wtedy są najlepsze – na jej bladej skórze pojawił się ciepły
uśmiech. Candy to wysoka szatynka o jasnych, radosnych zielonych oczach, rzadkich brwiach
i rzęsach. Mimo przebytej ciąży wygląda … idealnie. Wiem, że to głupio brzmi, kiedy mówi
to jej siostrzeniec, ale taka prawda.
-Dziękuje – powiedziałem cicho, nieśmiało sięgając po babeczkę. Candy przeglądała mi się
rzez chwilę w milczeniu, po czym spytała patrząc mi w oczy.
-Powiedz mi Ethan, ile razy dziennie i za co bili cię rodzice ?
-Sam nie wiem. To zależało od czego czy coś przeskrobałem. Dla nich to, że ich
ignorowałem było powodem by mnie pobić – odpowiedziałem po chwili namysłu.
-Czy ktoś w szkole wie, co się działo u ciebie w domu ?
-Dyrektor, pedagog i jedna dziewczyna.
-Jaka ?
-Evie Massei – powiedziałem niechętnie. Nie chciałem nic o niej mówić, ale nie chciałem
też kłamać. Mam tylko nadzieje, że ciocia nie zechce z nią rozmawiać.
-Massei ? Czy przypadkiem jej ojcem nie jest William Massei, przedstawiciel sieci hoteli ?
-Nie wiem, może. Nie rozmawiałem z nią o jej rodzicach.
-Musi myć cholernie bogata. A w takim razie wywyższa się.
-Nie prawda – zaprzeczyłem szybko – Jest miła. Mówiła, że jej rodzice się nią i jej
rodzeństwem nie interesują.
-Wolą pracę – powiedziała pod nosem – Zabraniam ci się z nią spotykać. Bogaci mają to do
siebie, że mają wszystkich w dupie.
-Evie taka nie jest – w tym momencie zadzwonił mój telefon. Dostałem go bardzo dawno
temu, więc nienależny do najnowszych modeli. Mimo tego dobrze mi służy. Spojrzałem na
wyświetlacz „Evie, dzwoni” – Muszę odebrać – zwróciłem się do Candy, po czym poszedłem
do pokoju.
-Halo ? – szepnąłem.
-Co tak długo – spytała zirytowana
-Rozmawiałem z ciocią. Zabroniła mi się z tobą spotykać – Evie przeklęła w nieznanym mi
języku.
-Co ty jej powiedziałeś, Ethan ? Że jestem cholerną bogaczką, która nie widzi dalej niż
czubek własnych butów ? Dobrze wiesz, że to nie prawda ! Nie jestem taka.
44
-Wiem. Powiedziałem jej tylko twoje nazwisko, a ona od razu przepisała je twojemu ojcu.
Czemu mi nie powiedziałaś, że to ten Massei, który jest przedstawicielem sieci hoteli – Evie
głośno westchnęła, po czym zapadła cisza – Jesteś tam ?
-Jestem. Przepraszam, że ci nie powiedziałam. Nie lubię mówić, że ojciec założył hotel, a
potem następny i następny. Ludzie sądzą, że wykorzystuje nazwisko do … różnych
strasznych celów.
-Rozumiem, ale to nie zmienia, że Candy zabroniła mi …
-Wiem – przerwała szybko – Ale będziesz, chyba chodził do szkoły, co ? To ostania klasa.
-Wiem – powtórzyłem – Będę chodził. Tego mi zabronić nie może. Evie, właściwie to po co
dzwonisz ?
-Siedzę właśnie w salonie przy pianinie i wspominałam naszą lekcje gry. Chciałam cię
zaprosić jutro do siebie.
-To miłe, ale nie mogę. Po za tym, ty musisz się uczyć do recitalu.
-Mama mi na razie odpuściła. Tydzień przed, będę grała póki nie zasnę. Więc mam wolne.
-Chciałbym, ale wiesz, że …
-Nie możesz – mruknęła zła – Porozmawiamy jutro, prawda ?
-Tak.
-Dobranoc Ethan.
-Dobranoc Evie.
Rozdział 7
Evie
Automatyczna sekretarka naszego telefonu, po raz kolejny się odezwała. Tym razem
wiadomość nagrał jakiś Treshka, mówiąc, że sprawa jest niecierpiąca zwłoki i niech William
się do niego natychmiast odezwie. Już miałam podnieść słuchawkę i powiedzieć mu, że tatuś
wyjechał na tydzień do Chicago zostawiając dom na głowie trójki dzieci i wiecznie
nieobecnej żony. Nie zrobiłam tego. Dlaczego ? Polecenie taty było jasne : „jak ktoś coś
będzie ode mnie chciał, będzie dzwonił na komórkę.” Tak więc nie odbierałam. Zamiast tego,
od czterech godzin gram na fortepianie tą samą melodię, zastanawiając się ile jeszcze czasu
minie, aż nuty zaczną mi się całkowicie mieszkać i nie będę w stanie skupić się na muzyce. A
wiem, że takie przypadki się już nieraz zdarzały.
Zza oknem zagrzmiało. Spojrzałam na nie, czując, że za niedużej niż dwie godziny rozpęta
się burza, a deszcz wielkimi kroplami będzie walił o parapet. Takie anomalia pogodowe już
nie raz zdarzały się w stanie Luizjana i to nawet w lecie. Osobiście lubię deszcz i nie mam nic
do niego, ale wiem, że moja młodsza siostra go nie znosi, a właśnie dzisiaj miała wyjść wraz
z Olivią do kina.
-Wychodzę ! – usłyszałam jej głos, kiedy zbiegała ze schodów. Wstałam więc od
instrumentu i wyszłam z salonu.
-Nie zapomnij parasola. Zaraz może się rozpadać – powiedziałam z uśmiechem, opierając
się o framugę drzwi.
-O mnie się nie martw. Poradzę sobie – ubrała cienki płaszczyk i adidasy, po czym dając mi
buziaka w policzek wyszła z domu, nucąc pod nosem coś wesołego. Takim sposobem
45
zostałam w domu wraz z Brianem. Postanowiłam, więc zadzwonić do Summer, oraz Sarah,
która przy odrobinie szczęścia nie będzie u Trey’a. Sam odebrała dość szybko.
-Cześć, Mała. Wpadasz ?
-O hej, Evie. Z chęcią. Muszę ci coś powiedzieć. Weź może zaproś też pozostałych, co ?
Ale bez Sean’a, bo to dupek.
-Jasne, spoko – zaśmiałam się, niemal czując na sobie morderczy wzrok przyjaciółki –
Tylko jedź do mnie ostrożnie.
-Jasna sprawa – odpowiedziała, po czym się rozłączyła. Po telefonie do niej szybko
zadzwoniłam do pozostałych mówiąc im przy okazji, żeby kupili po drodze coś do jedzenia.
Mogłam się spodziewać, że Trey wykupi supermarket, który stoi kilka metrów od mojego
domu.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy otwierając drzwi zobaczyłam, że Trey wraz z Sarah ma
tylko trzy siatki, a Summer, która stała za nimi, jedną.
-Właźcie, bo zaraz się rozpada – wpuściłam ich do środka, zanosząc zakupy do kuchni.
-Jest ktoś w domu ? – spytał Trey rozglądając się dookoła siebie.
-Tylko Brian, ale on siedzi u siebie w pokoju i prawdopodobnie się uczy.
-Koleś w jego wieku i nauka ? – rzucił żartobliwie osiłek – Nie rozśmieszaj mnie Evie, ale
to mało prawdopodobne. Najpewniej ogląda pornosy, albo gada z jakąś ostrą laską i uprawia z
nią seks przez telefon.
-Oglądasz za dużo erotycznych filmów– mruknęłam chłodno, wysypując zakupione przez
nich chipsy do misek – Po za tym to Brian. Ma niecałe siedemnaście lat, nie myśli o takich
rzeczach.
-A skąd wiesz ? Nie jesteś facetem, a jego męski wzór poleciał do Chicago. Chłopak czuje
się zagubiony. Pogadam z nim.
-Nic z tego Trey ! Jeszcze powiesz mu coś … wyuzdanego. Po za tym, od kiedy ty się znasz
na nastoletniej psychice ?
-Oj, Evie, Evie – Trey pokręcił głową – Jaka ty jesteś mało błyskotliwa.
-Przesadziłeś teraz Trey – powiedziała surowo Sarah – Nie obrażaj Evie ! Ona nie jest
niczemu winna. Nie wie jak ma dotrzeć do brata.
-A ty byś wiedziała, kochanie ?
-Ja ? Sama nie wiem, pewnie nie – Sarah wzruszała ramionami, czując się nie pewnie pod
ostrzałem pytań swojego chłopaka. Summer przez ten czas siedziała na barowym stołku,
skubiąc chipsy i przysłuchując się nam. Musiałam przyznać, że Trey może mieć rację. Być
może Brian czuje się zagubiony przez ilość dziewczyn w domu, ale chyba ma język w buzi by
o tym mówić ?
-Idźcie oglądać film a ja zaraz do was dołączę – powiedziałam, jednak myślami byłam w
pokoju na drugim piętrze.
-Idziesz do Briana, prawda ? – spytała smuto Summer, stając obok mnie. Przytaknęłam nie
patrząc na nią – Idź i dołącz do nas z nim – spojrzałam na nią przelotnie po czym
skierowałam się w stronę schodów.
Drzwi do jego pokoju były uchylone, a ze szpary między nimi sączyło się słabe światło.
Nieśmiało weszłam do pokoju. Brat leżał na łóżku, na brzuchu. Przed sobą trzymał książkę, a
w uszach miał wsadzone słuchawki. Kiwał głową w rytm muzyki, w tym samym momencie
patrząc w moją stronę. Powolnym ruchem wyciągnął jedną ze słuchawek.
-Stało się coś ? Zazwyczaj nie wchodzisz do mojego pokoju – zauważył, a ja musiałam mu
przyznać racje.
-Stało się. Chciałam pogadać, ale nie wiem jak zacząć. Może nie jestem facetem ani ojcem,
ale czuje, że coś się dzieje. Brian, powiedz mi co ? – wyrzuciłam z siebie potok słów,
jednocześnie podchodząc bliżej łóżka. Brat usiadł na nim, nie spuszczając ze mnie oczu.
46
-Nie rozumiem do czego zmierzasz. Jaki mogę mieć problem ? Nie mam go. A nawet jeśli
tak, to i tak nie zrozumiesz.
-Dlaczego nie zrozumiem ? Bo jestem kobietą ? Czy może dlatego, że jestem twoją siostrą ?
Brian, martwię się o ciebie.
-Nie potrzebnie. Ktoś musiał ci jakiś bzdur naopowiadać – odpowiedział zdenerwowany.
Niemal czułam jak płonę ze wstydu. Nie mogłam zrozumieć czy Trey faktycznie ma taki dar
przekonywania, że weszłam do pokoju brata i teraz staram się mu wmówić, że ma jakiś
problem. Mimo to postanowiłam sięgnąć po ciężką broń i spowodować, że do końca życia nie
pokaże się bratu na oczy, bo wstyd po tej rozmowie będzie tak duży, że będę musiała się stąd
wynieść.
-Brian, jesteś w okresie dojrzewania i niektóre rzeczy wydają ci się … niezrozumiałe. Jeśli
chcesz pogadać, to wiesz, gdzie mnie szukać – w tym momencie Brian wybuchł śmiechem i
mogłabym przysiąc, że na dole wszystko słychać. Kilka sekund zajęło mu uspokojenie się, a
kiedy to zrobił nie mógł powstrzymać uśmiechu.
-Chcesz ode mnie wyciągnąć, to czy jestem prawiczkiem, prawda ? A może chcesz mi
powiedzieć co to seks i skąd się biorą dzieci ? Wiem, że matka z ojcem są prawie zawsze
nieobecni, ale to nie znaczy, że nie wiem nic na ten temat, siostrzyczko. Ale nie martw się,
twoje chęci, były jak najbardziej dobre.
-O matko ! – zakryłam sobie usta dłonią, by nie przekląć. W tym momencie obiecałam
sobie, że któregoś dnia zrobię krzywdę Trey’owi i nie będzie mnie obchodziło, że jest on
potrzebny Sarah. Przez tego durnia zrobiłam z siebie niezłą kretynkę przed bratem –
Przepraszam, Brian, że wtargnęłam w twoją prywatną strefę. Miałam dobre chęci, ale wyszło
fatalnie. Czy możesz o tym nikomu nie wspominać, nawet tym idiotom na dole, jeśli nic nie
słyszeli ? – zrobiłam błagalną minę – Proszę !
-Luz, siostra – uśmiechnął się szeroko – Czy w zamian możesz mi zamówić pizze z
podwójnym salami i serem, oraz dużym napojem ?
-To da się zrobić – uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z pokoju.
Przez następne godziny, musiałam się bardzo pilnować, by nie zrobić czegoś Trey’owi.
Skutecznie pomagała mi w tym, Summer, która za każdym razem jak chciałam mu przywalić
zabierała moją rękę w swoją stronę. IdiotaTrey miał ze mnie niezłą polewkę, a ja sama byłam
na skraju załamania. Na szczęście Brian nie zszedł na dół. Kiedy przyszło moje zamówienie,
ten uśmiechnął się szeroko i wrócił do siebie. Do końca wizyty przyjaciół go nie spotkałam.
Chloe wróciła około dziewiątej wieczorem, kiedy sama wraz z Summer siedziałam u siebie w
pokoju i plotkowałyśmy.
-A jak u Ethan’a ? Mówiłaś, że jego ciotka cię nienawidzi. Dlaczego ? –spytała, popijając
wino.
-Ona uważa, że skoro jestem bogata to muszę być zadufana w sobie – odparłam zła – Że
mam gdzieś ludzi z nizin społecznych.
-Przecież to nieprawda – oburzyła się Sam – Kobieta cię nie zna, a ocenia. Coś tu jest nie
halo z nią.
-Być może – mruknęłam – Nie chcę źle wpływać na Ethan’a, ale jeśli słyszę, że niby tak
robię, to aż się we mnie gotuje.
-Dajcie sobie czas. Ty musisz przygotować się do recitalu, który jest lada moment, a on
musi dojść do porozumienia z ciotką.
-Mam w nosie recital. Przez niego nie mam na nic czasu.
-Nie chodzi tylko o Ethan’a, prawda ? Jest ktoś jeszcze – Summer udała, że się zastanawia –
Nate, tak ? Jego rodzice się rozwodzą, a ty chcesz mu pomóc, tylko cholera nie wiesz jak.
-Skąd to wiesz ?
-Stałam wtedy obok ciebie i robiłam porządek w szafce, chodź właściwie udawałam, że to
robię. Musiałam mieć jakiś pretekst – wytknęła mi język – Więc co zrobisz ?
47
-Nie mogę ratować całego świata – ciężko wzdychając, popiłam trochę wina – Lubię
Nate’a a jego rodzice nie raz byli dla mnie mili. Muszę jednak przyznać, że kiedy bywałam u
niego, rzadko się do siebie odzywali, wręcz w ogóle.
-Już wtedy było źle ? – spytała cicho, popatrzyłam jej w oczy i lekko przytaknęłam – Nie
umiem ci doradzić, Evie. Ale pamiętaj, że zawsze będę obok.
-Dzięki, Sam. Doceniam to – odpowiedziałam, poczym rzuciłyśmy się sobie w ramiona.
* * *
Przez kilka następnych dni, zachowywałam się jak zombie. Recital zbliżał się wielkimi
krokami, a ja nagle ubzdurałam sobie, że nie potrafię zagrać „Śpiącej Królewny”. Na moje
szczęście, mam obok siebie Summer oraz Sarah, które wspierają mnie, uspokajają a także
odwracają moją uwagę od tego całego zamieszania. Daphne wyciska ze mnie ostatnie poty,
byle bym się nie pomyliła, chodź doskonale wie, co stres robi z człowiekiem. Przecież w jury
będzie trójka najlepszych fortepianistów, a także jeden znany kompozytor – Howard Shore
7
,
który podobno słynie z ciętego języka. Kiedy się o tym dowiedziałam, miałam ochotę zacząć
udawać jakąś straszną chorobę, trafić do szpitala i wyjść z niego dopiero po recitalu. Jednak
Daphne zaprzepaściła mój plan, mówiąc mi, że zwycięzca recitalu wygrywa wycieczkę do
Monako. Zawsze chciałam poleć do Europy, ale przez zajęcia pozaszkolne, nie mogłam, a
teraz nadarza się okazja.
Również przez te dni, nie widziałam Ethan’a chodź obiecał mi, że będzie normalnie chodził
do szkoły. Czyżby powiedział mi to tylko dlatego, by zrobić mi złudną nadzieje ? W tym
momencie wymierzyłam sobie mentalnego policzka. Bo niby na co miałby mi robić złudną
nadzieje ? Na … rozmowę ? Być może, ale zdarza się, że ktoś nie może przyjść do szkoły. Ja
jednak go nie widziałam, od prawie tygodnia, co by mogło znaczyć, że albo zachorował, albo
ciotka go przeniosła do innej szkoły. Szczerze, bym tego nie zniosła, bo przywykłam już do
myśli, że Ethan stoi gdzieś obok mnie i mnie obserwuje, a teraz go nie ma…
Ethan
Od ponad tygodnia siedzę w łóżku i próbuję wyleczyć się z zapalenia oskrzeli. Co za ironia,
bo kiedy mieszkałem z rodzicami, nie chorowałem. Dopiero przeprowadzając się do
schludnego i zadbanego domu ciotki, poczułem się źle. Candy wychodzi z siebie, bo nie wie
co może mi pomóc. Podaje mi najlepsze antybiotyki, na które wcześniej nie było mnie stać.
Czuję się winny, bo musiała wziąć z pracy kilka dni wolnego, niby na Ninę – jej
półtoraroczną córeczkę, która jest dość słodka i bardzo grzeczna. Chciałem by wróciła do
pracy i powiedziała, że Nina czuję się już lepiej, ale ona nie chce słuchać moich próśb, więc
zostałem uwięziony w czterech ścianach.
-Ethan ? – do pokoju wszedł wuj Eryk, który od kiedy pojawiłem się w tym domu, tratuje
mnie jak syna. Podniosłem wzrok znad książki i uśmiechnąłem się lekko.
-Słucham ? – Eryk usiadł na skraju łóżka patrząc mi prosto w oczy – Wujku ?
-Jak się miewasz ? Candy poszła rano do pracy coś pozałatwiać i prosiła bym miał na ciebie
oko. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia o wychowaniu nastolatków. Właściwie dopiero uczę
się jak być ojcem, więc jeśli robię coś złego to mi to powiedz, dobrze ?
-Oczywiście, wujku. Mogę cię o coś spytać ?
-Pytaj.
-Kiedy podałem cioci Candy nazwisko dziewczyny ze szkoły, ona nagle zabroniła mi
kontaktu z nią. Nie wiesz może dlaczego ?
7
48
-A jak się nazywa ta dziewczyna ?
-Massei. Evie Massei.
-Z tych Massei ? – przytaknąłem – Nic dziwnego, że ci zabroniła. Candy nie lubi ludzi
bogatych, a z tego co kojarzę to Massei mają dużo gotówki. Sądzi, że oni uważają, że mogą
więcej niż przeciętni ludzie, dodatkowo nie liczą się z innymi. Nie rozumiem jej toku
myślenia. Ja nic do nich nie mam, ale Candy od zawsze różniła się pod takimi względami.
-Lubię tą dziewczynę. Jako jedyna zaczęła za mną normalnie rozmawiać. Nie wytyka mnie
palcami, nie naśmiewa się ze mnie, wspiera a nie raz po prostu milczy. Zupełnie tak jakby
wiedziała, czego potrzebuje.
-Zakochałeś się w niej – popatrzyłem na niego z powiększonymi oczami – Nie patrz tak na
mnie, bo to prawda. Mówisz o niej tak pięknie, aż miło tego słuchać.
-Przestań, wujku. Ona jest z innego świata i pewnie nigdy do mnie niczego takiego nie
poczuje.
-Chodzi ci o to, że ona jest bogata a ty niekoniecznie ? – przytaknąłem – Myślisz, że ona
lubi to swoje bogactwo ? Uważam, że ona ma go dość i najchętniej mieszkałaby w małym
mieszkanku na przedmieściach – Eryk uśmiechnął się szeroko i wstał z miejsca – Za bardzo
gdybasz chłopie. Powinieneś z nią porozmawiać o swoich uczuciach.
-To nie takie proste – westchnąłem – Ona … ona jest idealna. Każdy w szkole chce się z nią
przyjaźnić, a ona nie wie dlaczego. Jest jak anioł, tylko z rudymi włosami i zielonymi oczami.
-Musi być ładna – stwierdził Eryk – W jakimś artykule widziałem Williama Massei. Kawał
faceta z niego – wuj zaśmiał się – Tylko nie sądź, że jestem jakimś gejem czy coś w tym
stylu. Po prostu uważam, że jest całkiem … przystojny ? – bardziej zapytał niż stwierdził, ale
nie wnikałem w to. Eryk powiedział jeszcze jakiś dowcip, poczym wyszedł z pokoju śmiejąc
się na całego. Ja w tym czasie zacząłem zastanawiać się nad jego słowami. Czy jest
jakikolwiek sens mówieniu Evie o tym co czuję ? Przecież nie musi tego wiedzieć, a ja dzięki
nie powiedzeniu jej prawdy mógłbym się z nią przyjaźnić. Może to i nawet lepsze
rozwiązanie. Tak, z pewnością lepsze. Postanowiłem sobie, że nic jej nie powiem i będę
udawał, że tylko ją lubię.
Evie
Zasiadłam za fortepianem czując na sobie surowe spojrzenie Daphne. Przełknęłam głośno
ślinę, by nauczycielka mogła to usłyszeć. Nie czułam się dzisiaj na siłach by ćwiczyć, ale
obiecałam, że przyjdę na zajęcia. Po za tym mama już zapłaciła za ten miesiąc i zbrodnią było
by nie przyjść. Jeszcze raz popatrzyłam na Daphne, po czym zaczęłam grać. Kilka razy się
pomyliłam, ale z tego co mówiła Włoszka, każdy się w tym miejscu potyka. Mnie jednak to
nie uspokoiło. Recital już za osiem dni. Osiem dni na próby, które w minionym tygodniu
olałam. Dodatkowo muszę wymyślić w jaki sposób wręczę Ethan’owi bilet dla niego i jednej
osoby towarzyszącej. Chciałam załatwić więcej biletów, ale niestety nie dałam rady, chodź i
za te dwa zapłaciłam dwa razy więcej. Mam tylko nadzieje, że Ethan przyjdzie, a przy
odrobinie szczęścia zabierze ze sobą ciocię Candy, żeby mogła się przekonać, że nie jestem
rozpuszczoną smarkulą z wyżyn społecznych.
W czasie gry uzmysłowiłam sobie, że przejmuję się opinią innych. Że interesuje mnie co
nowa opiekunka Ethan’a o mnie sądzi. Czy to normalne ? Wiedziałam jedno, że zrobię
wszystko by Ethan przyszedł na recital, w końcu mam dobry pretekst. Jego osiemnaste
urodziny wypadają czwartego listopada. Powiem mu po prostu, że to prezent na jego
urodziny. Z uknutym planem i pomysłem na jego wykonanie, maksymalnie skupiłam się na
zagraniu utworu.
49
Rozdział 8
Evie
Zewsząd otaczał mnie gwar rozmów, kłótni i szmerów. Stałam na środku stołówki nie
rozumiejąc co się dzieje wokół mnie. W pewnym momencie, ktoś przywiózł fortepian. Jakaś
inna osoba krzyknęła bym zaczęła grać, a ja – mimo że nie chciałam – zrobiłam to. Moje
palce wygrywały mix różnych utworów muzyki klasycznej, powodując, że zebrani wokół
mnie ludzie, cicho mruczeli. To wszystko wydawało mi się chorą rzeczywistością, ponieważ
nikt do tej pory tak nie reagował. W pewnym momencie usłyszałam przeraźliwy huk, ziemia
się zatrzęsła a ja zdałam sobie sprawę, że to nie rzeczywistość …
Obudził mnie alarm budzika. Ręką sięgnęłam do urządzenia i wyłączyłam go, bo jego
dźwięk był irytujący, a jednocześnie skuteczny, bo potrafił mnie obudzić z najtwardszego snu.
Przetarłam zaspane oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej. Z przyzwyczajenia zobaczyłam
na budzik, który wskazywał już szóstą czterdzieści dwa. Aż dwie minuty zajęło mi przetarcie
oczu i podniesienie się. Można by odnieść wrażenie, że jestem jednym wielkim śmierdzącym
leniem. Moja matka zapewne nie byłaby z tego dumna. Ona ceni … zresztą, to w tym
momencie nie jest ważne. Ważne jest to, że za niecałe jedenaście godzin stanę na scenie w
Akademii Muzycznej i zagram najlepiej jak potrafię fortepianową wersję „Śpiącej
Królewny”. Do tego czasu muszę stawić czoła szarej rzeczywistości, oraz podarować
Ethan’owi bilety, które miałam mu dać wcześniej, ale z racji, że go nie było w szkole – nie
zrobiłam tego. Mogłam mu wysłać je pocztą, ale niestety nie dowiedziałam się, gdzie on teraz
mieszka, a dyrekcja szkoły nie chciała mi podać takiej informacji.
Wyszłam z łóżka, chodź najchętniej natychmiast bym do niego wróciła. Chciałam zatopić
się w miękkiej i ciepłej pościeli, otulić się w niej całkowicie, zapominając o wszystkim
dokoła. To było jednak nie możliwe, ponieważ moja mama za chwilę by tu wpadła z
pytaniem, dlaczego jeszcze nie wstałam, chodź już siódma. Tak więc, nie chcąc jej
zdenerwować, udałam się do łazienki.
W powietrzu roznosił się zapach cynamonu i syropu klonowego. Kiedy weszłam do kuchni
moje rodzeństwo zajadało się naleśnikami, a przy kuchence stała moja mama. Elizabeth
wyglądała za szczęśliwą, chodź wiem, że nie lubi gotować.
-Cześć mamo – przywitałam się z nią buziakiem w policzek – Ja nie jestem głodna –
dodałam siadając obok Briana, który popatrzył na mnie porozumiewawczo. Czyżby dalej się
ze mnie nabijał, po tym, w czym chciałam go oświecić ? Ja do dzisiaj czuję się głupio w jego
towarzystwie.
-Masz tremę, przed występem. To normalne – odparła po chwili – Musisz coś zjeść. Nie
wypuszczę cię bez śniadania.
-Chyba jednak wolałam jak byłaś rano nieobecna – mruknęłam, jednocześnie nakładając na
pusty talerz dwa naleśniki.
-Mogę zmienić plany zawodowe – wytknęła pochmurno.
-Mamo, wiesz, że nie chciałam cię zranić – zaczęłam potulnie. Nie chciałam się dzisiaj
kłócić, chodź czułam, że bez tego się nie obejdzie – Przepraszam.
-Nie masz za co – odpowiedziała z uśmiechem.
Po sytym śniadaniu, na które zjadłam zdecydowanie za dużo, ruszyłam w drogę do szkoły.
Moje rodzeństwo, pojechało ze mną, co było dla mnie niespodzianką. Brian woli jeździć
swoim sportowym ferrari, a Chloe z Olivią, plotkując w czasie drogi, jaka dziewczyna co
50
ubierze. Dzisiaj było inaczej. Sądziłam, że tylko mama się zmieniła, ale widać, że rodzeństwo
postanowiło dzisiaj się ze mnie ponabijać.
-Co wam się dzisiaj stało ? – spytałam stojąc na światłach. Bliźnięta popatrzyli po sobie, po
czym wybuchli śmiechem – Śmieszne – mruknęłam.
-Nie złość się. Chce cię wesprzeć emocjonalnie przed recitalem. Wiesz tak … bardzo
emocjonalnie – odpowiedział Brian kładąc nacisk na słowo „bardzo”. Wiedziałam, że
odwołuje się do naszej rozmowy sprzed tygodnia.
-Tak, jasne.
-Jesteś dobrze przygotowana na ten recital ? – zaczęła Chloe – Wyglądasz na
zdenerwowaną.
-Czeka mnie ciężka rozmowa z pewnym chłopakiem – odpowiedziałam parkując na
pierwszym lepszym miejscu – W szkole siedzę do piętnastej trzydzieści potem jadę do
Summer, a po niej do Szkoły Muzycznej, więc załatwcie sobie podwózkę.
-Domyśliliśmy się tego – powiedziała radośnie Chloe wychodząc z auta – Powodzenia na
sprawdzianie z matmy i … nie dziękuj.
-Skąd wiesz o sprawdzianie ? – zdziwiłam się, Chloe tylko wzruszyła ramionami ciągnąc za
sobą Brian’a.
Stałam chwilę na dworze wdychając świecie jesienne powietrze. Liście zaczęły przebierać
różne barwy. Czerwone, żółte, pomarańczowe … aż chce się wyjść z domu, usiąść na ławce i
najzwyczajniej w świecie pomyśleć.
-Evie ! – usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się i omal nie wpadłam na Nate’a, który czaił
się za mną.
-Nate – uśmiechnęłam się szeroko – Jak leci ?
-Okej – na jego twarzy wykwitł tajemniczy uśmiech, zza którym coś ukrywał – Wraz z
mamą wybieram się na twój recital.
-Fajnie, mam nadzieje, że bardzo się nie zbłaźnię.
-Na pewno nie.
-Skąd ta pewność ?
-Znam cię, Evie. Zawsze się denerwujesz a kiedy przychodzi co do czego jesteś
nienaturalnie zrelaksowana i dajesz z siebie wszystko.
-Jakim ty się optymistą zrobiłeś – zaśmiałam się – A jak sprawa z rodzicami ? Wciąż chcą
się rozwodzić ? – Nate zaczął się niespokojnie rozglądać na boki. Wyglądał na
zdenerwowanego, dopiero teraz to zauważyłam. Wcześniej odpowiedziałby mi od razu, a
teraz … sama nie wiem. To nie ten sam Nate, z którym chodziłam.
-Stało się coś ? – zaniepokoiłam się w chwili, kiedy chłopak pociągnął mnie za rękę w
stronę szatni – Nate !
-Przepraszam – mruknął opierając się o ścianę – Wiem, że zachowuje się dziwnie, ale nic na
to nie poradzę. Kłótnie rodziców, źle na mnie wpływają. Ojciec wciąż do nas przychodzi,
twierdząc, że zapomniał czegoś zabrać z ich sypialni. Matce się to nie podoba i krzyczy na
niego. Nie wiem co robić – mówił szybko, żałośnie i przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz
się popłaczę. Nate z dnia na dzień zamieniał się w wrak człowieka.
-Może … chcesz u mnie pomieszkać ? Oczywiście na kilka dni, aż twój ojciec przestanie
nawiedzać ciebie i twoją mamę – dodałam widząc zmieszanie w jego oczach.
-A co twoi rodzice na to ?
-Lubią cię. Nie podałam im powodu naszego zerwania, sądzę, że nie muszą wiedzieć,
prawda ? – spytałam słodko, uśmiechając się przy tym.
-Dzięki, Evie. Doceniam to - odwzajemnił uśmiech. Przy szafkach sportowców
pożegnaliśmy się. Ja udałam się do swojej szafki, przy której stał już Ethan z Summer. Oboje
rozmawiali się i śmiali się. Ethan nie wyglądał na zdenerwowanego, cieszyłam się, bo to
oznaczało, że przy mojej przyjaciółce nie czuje się skrępowany.
51
-Cześć wam ! Jak się miewacie ?
-Hej Ev – zaczęła Sam, uśmiechając się – Właśnie rozmawialiśmy o teście z chemii. Ethan
tłumaczył mi zadanie. Zna się na tym – dodała, patrząc na niego. Dostrzegłam na twarzy
chłopaka drobne rumieńce, które dość szybko zniknęły.
-Cieszę się. Ethan mam coś dla ciebie – z torby wyciągnęłam dwa bilety na dzisiejszy
recital i podałam mu je. Przez chwilę przyglądał się im w milczeniu, marszcząc przy tym
czoło.
-Nie mogę tego przyjąć, Evie – wyciągnął przed siebie rękę. Pokręciłam przecząco głową.
-To prezent urodzinowy – powiedziałam znacząco – A prezentów się nie oddaje, bo można
zranić tego co nam je dał. Więc jeśli nie chcesz sprawić bym była zraniona przyjmij je i
zaproś swoja ciocię.
-Wiem do czego dążysz. Starasz się ją do siebie przekonać – zerknęłam na Sam, która stała
między nami z założonymi rękami. Uśmiechała się pod nosem.
-Nie wiem, być może. Nie chcę by mnie oceniała jeśli mnie nie zna.
-Rozumiem. To normalne. Nikt nie lubi być oceniany… ale moja ciotka jest złożoną osobą.
Nie musisz się nad tym głowić – Ethan uśmiechnął się szczerze chowając bilety do torby.
-Ale chcę i zrobię wszystko by mnie bliżej poznała.
-Dlatego chcesz bym zaprosił ją na recital, tak ?
-Tak i skończmy już tą rozmowę – chłopak skinął głową i bez słowa odszedł. Stałam przez
chwilę w szoku, po czym odwróciłam się w stronę Summer –Nie patrz tak na mnie.
-Kłócicie się. Zachowujecie się jak starzy dobrzy kumple i to jest fajne. Zanim się pojawiłaś
mówił, że fajnie wyglądasz w związanych na boku włosach. Jest słodki.
-Tak a ty denerwująca.
-Jestem twoją przyjaciółką i mnie kochasz. Ale mogłabyś rozpuścić te włosy, bo rudy w
naszej szkole jest rzadkością.
-Nie obchodzi mnie to – mruknęłam zmierzając w stronę klasy od hiszpańskiego – Idziesz ?
-Nie, czekam na deszcz !
Kolejne lekcje mijały bez żadnych rewelacji. Raz po raz, ktoś powiedział „powodzenia”,
czy „dasz radę”, a tak to norma. Nawet Sophie, która do tej pory robiła wszystko by w jakimś
stopniu uprzykrzyć mi życie, była w miarę znośna. Natknęłam się na nią dopiero przed
matmą, kiedy razem z Summer powtarzaliśmy materiał do testu w łazience. Ona przyszła
wraz ze swoimi „przyjaciółkami” uśmiechając się sztucznie. Siedziałam na parapecie
zaczytana w notatki, kiedy ktoś wyrwał mi z ręki zeszyt. Podniosłam wzrok i lodowatą
obojętnością odebrałam zeszyt od Lori.
-Oj ! Przeszkodziłam ci ? – spytała słodko – Wiesz, że nie chciałam – dodała nieszczerze.
-Z pewnością – tuż za nią stała Sophie, która waliła w drzwi zza, którymi zniknęła Sam.
-Wyłaś ! – krzyczała – Nie jesteś sama.
-Czyżby ? Masz wolne obok, Sophie, więc czemu z niej nie korzystasz ? A zapomniałam.
Ty zawsze musisz mieć to czego chcesz.
-Pff .. jakaś ty mądra.
-W przeciwieństwie do ciebie ? Owszem. Od ciebie to nawet karaluch jest mądrzejszy –
odgryzłam się jej, chowając notatki do torby – Sam już nie musisz udawać ! – po chwili
rozległ się dźwięk spuszczanej wody i Summer wyszła z kabiny.
-Radziłabym ci uważać jak będziesz spuszczać wodę. Przez przypadek wpadła mi tam
podpaska – umyłyśmy ręce i wyszłyśmy z toalety zostawiając Sophie z zagubioną Lori.
* * *
52
Każdy z nas popełnia błędy. Powinniśmy spojrzeć im w twarz a nie uciekać do ciemnego
zaułka, żeby się schować, bo nie chcemy się do nich przyznać. Boimy się, że jeśli ktoś się
dowie o naszym błędzie, to będzie się z nas naśmiewał lub uprzykrzał życie. To niewłaściwie
myślenie. Przekonałam się o tym, nie raz a jednocześnie nie dałam się pokonać innym.
-Evie ! Spóźnisz się ! – usłyszałam donośny krzyk rodzicielki. Zostałam zmuszona by
zamknąć pamiętnik, schować go do tajnej szuflady i wyjść z pokoju. Mama stała w salonie,
naprzeciw fortepianu. Wyglądała jak w jakimś transie.
-Jestem, ale nie wiem czy mogę jechać w szarej sukience – mama popatrzyła na mnie,
uśmiechając się, widząc mój strój. Ubrałam białą koszulę z krótkim rękawem, spódnicę z
wysokim stanem i dość wysokie szpilki, które pożyczyła mi Summer. Oczami wyobraźni
widzę jak wywalam się na scenie, przez ich wysokość.
-Ładnie wyglądasz, ale co z włosami ? Wiążesz je na bok, tak jak zawsze ?
-Nie. Miałam nadzieje, że pomożesz mi je zakręcić lokówką – uśmiechnęłam się słodko.
-Jasne – poszliśmy do łazienki. W czasie zabiegu kosmetycznego mama opowiadała mi o
tym jak ją nieraz zżera stres, a także o tym, że uważa mnie za najlepszą fortepianistkę.
-Gotowe – zakomunikowała kilkanaście minut później. Przyjrzałam się w lustrze ze
wszystkich stron. Długie rude włosy spływały mi kaskadami po plecach. Wszystko do siebie
pasowało i nawet brak makijażu nie psuł całości wyglądu.
-Wyglądasz wspaniale, siostrzyczko –przyznała Chloe, kiedy weszłam do kuchni.
-Dzięki i wychodzę. Jedziesz ze mną, Chloe ?
-Pewnie ! – siostra wzięła do ręki batona zbożowego i wybiegła ze mną. Pogoda była dobra,
może nie wspaniała, ale znośna. Słońce świeciło nisko, wiał wiatr a niebo było pochmurne.
Wyglądało to tak jakby miało się zaraz rozpadać. Chloe skakała naokoło mnie, mimo że miała
na sobie wysokie szpilki, uspokoiła się dopiero wtedy kiedy wsiadłyśmy do samochodu.
Do Akademii Muzycznej dojechałyśmy zdecydowanie za szybko. Chloe wyglądała na
zrelaksowaną, chodź w sumie to nie mam się czemu dziwić, bo to nie ona wystąpi zaraz na
scenie przed tłumem ludzi i jury.
-Chloe, mam mdłości – mruknęłam, kiedy weszłyśmy do środka. Siostra popatrzyła na mnie
– Mówię poważnie.
-Przecież nic takiego nie jadłaś, więc nie ma prawa cię boleć. A może ty w ciąży jesteś ?
-Ostatni raz uprawiałam seks półtora miesiąca temu z … Nate’m – odpowiedziałam ze
strachem. Nie mogłam być w ciąży. To nie możliwe. Zawsze używaliśmy gumek, tamtym
razem więc… to nie możliwe. Ostatni raz zerknęłam na siostrę, po czym zniknęłam zza
kulisami. Tam czekała już na Daphne.
* * *
Tłum ludzi, który zaczął wiwatować, klaskać a niektórzy tylko głośno rozmawiali,
powodował, że miałam ochotę zawrócić do domu. Bałam się tego występu. Na widowni jest
zapewne cała moja szkoła, plus osoby z okolicy.
-Howard jest w dobrym humorze – powiedziała ze śmiechem Daphne stając za mną. Na
swoją kolej czekałam w miejscu, z którego widziałam wszystkich, a mnie nikt nie widział.
Czułam się jak w jakimś filmie, gdzie akcja nagle zwalnia, a główny bohater nie wie co ma
zrobić. Popatrzyłam na jury. Howard Shore zabijał wzrokiem chłopaka, który wygrywał na
skrzypcach „Jezioro Łabędzie”. A więc to on mi go zabrał, pomyślałam.
-Nie daj się pożreć nerwom – rzekła na pozór normalnie Daphne.
-Za późno – mruknęłam oddalając się.
Mój występ zaczął się niecałe dziesięć minut później. Kiedy wchodziłam na scenę
popatrzyłam na tłum. Widziałam Ethan’a i jego ciotkę, która patrzyła na mnie z mordem w
53
oczach. Poczułam dreszcz na karku i lodowaty podmuch wiatru, mimo że wszystko było
szczelnie zamknięte. Konferansjer zapowiedział mnie donośnym i na pozór normalnym
tonem. Dodatkowo puścił mi perskie oko, kiedy zasiadałam przy instrumencie. Wzięłam
głęboki wdech i zaczęłam grać. Byłam całkowicie skupiona na grze, zignorowałam
publiczność i lampy, które świeciły wprost na mnie. Wydawało mi się, że jestem sama. Czuję
to zawsze od kiedy pamiętam…
Ciszę przerwały dopiero gromkie brawa i krzyki. Z ulgą odetchnęłam. Wstałam od
fortepianu, ukłoniłam się i udałam się zza kulisy. Tam czekała na mnie rodzina wraz z
Summer, Sarah, Trey’em i Daphne.
-Świetnie ci poszło – zaczęła nauczycielka – Widziałam jak Shore na ciebie patrzył. Był
zadowolony z twojego występu, tak sądzę.
-Nawet jak nie wygram tego recitalu to będę zadowolona – odpowiedziałam wymijająco
zabierając od Sam butelkę z wodą.
-Nie zależy ci ? – spytał zdziwiony Trey – Przecież marzysz o wycieczce do Europy, a
wycieczka do Monako to jak spełnienie marzeń z dzieciństwa.
-Sam pojedź jak tak bardzo chcesz – wytknęłam mu –Idzie juror – w naszą stronę zmierzał
sam Howard Shore. Miał zacięty wyraz twarzy co mogło znaczyć, że nic mu się nie podoba.
Kiedy do nas podszedł wszyscy odsunęli się ode mnie. Bali się go, a ja czułam ich strach.
-Panna Massei, miło mi poznać – zaczął spokojnie, nie wyciągając ręki w moją stronę –
Muszę przyznać, że twój występ był najlepszym na tym recitalu. Inni wykonawcy to
skończeni idioci, którzy myślą, że umieją grać. Gdzie się uczysz ?
-W Szkole Muzycznej przy 73-ciej – powiedziałam spokojnie utrzymując z nim kontakt
wzrokowy.
-Który stopień ?
-Trzeci.
-Od kiedy ?
-Od września.
-Dlaczego osiemnastolatka tak późno zaczęła naukę na trzecim stopniu ?
-Byłam na rocznej wymianie uczniowskiej w Montrealu.
-Kanada była dla ciebie ważniejsza niż nauka w Szkole Muzycznej ?
-Pojechałam tam za dobre oceny i sprawowanie. Chciałam poznać ludzi i inny kraj. Lubię
podróże i grę.
-To wiele o tobie świadczy, wyniki za dziesięć minut – dodał na odchodnym.
Przez kolejne dziesięć minut czekałam w napięciu na wyniki. Kiedy w końcu one nastąpiły
byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, nie nie wygrałam. Dlaczego się cieszę ? Bo zdałam
sobie sprawę, że mogę wiele nawet jeśli nie jestem najlepsza. Pokonałam stres, nauczyłam się
trudnej melodii i pokazałam przyjaciołom, że wygrana nie jest ważna. Trey z Summer
twierdził, że jestem idiotką, ciesząc się z przegranej, nie mają racji. Rodzina gratulowała.
Mama mimo mojego niepowodzenia uśmiechała się. Byłam szczęśliwa.
Wyszłam z budynku, stanęłam pod drzewem i obserwowałam. Czekałam, aż wyjdzie Ethan
z Candy. Musiałam z nimi dzisiaj porozmawiać. W końcu wyszli. Candy wyglądała na
szczęśliwą, Ethan coś jej tłumaczył. Nie wytrzymałam i podeszłam do nich. Opiekunka
Ethan’a wyglądała na zmieszaną.
-Dobry wieczór, jestem Evie. Chodzę z …
-Wiem kim jesteś. Ethan mi powiedział to w czasie twojego występu – przerwała mi –
Stwierdzam, że chciałaś się przedstawić, bo mój siostrzeniec powiedział ci, że zabraniam mu
kontaktu z tobą – zerknęłam na Ethan’a. Przytaknął.
-Tak, chyba tak – odpowiedziałam cicho, czując dziwną presję – Ja po prostu nie lubię,
kiedy ktoś mnie ocenia, kiedy mnie nie zna. Czy jest coś co zrobiła pani moja rodzina ?
54
-Nie, nie znoszę bogaczy, bo jak widać mają gdzieś ludzi. Jesteście zadufani w sobie,
uważacie się za lepszych od innych, chcecie większych praw, wpychacie się w kolejkę.
-Ja taka nie jestem. Nie mówię naokoło ile moi rodzice mają zer na koncie, ani ile ja mam.
Nie kupuje rzeczy od projektantów tylko w sklepach sieciowych i to z wyprzedaży. A jeśli
pani uważa, że nie zasługuje na przyjaźń z Ethan’em to … jest mi przykro – czułam łzy
wzbierające się pod powiekami. Pomrugałam nimi, ale to na nic się zdało – Zmieniam szkołę,
jeśli to panią ucieszy – już miałam się odwrócić i odejść do samochodu, kiedy Candy mnie
zatrzymała.
-Proszę poczekać – po głosie poznałam, że walczy ze sobą – Nie powinnam zabraniać
Ethan’owi kontaktu z tobą. Nie tylko dlatego, że ma osiemnaście lat ale także dlatego, że jest
dobrym chłopakiem i wie co jest dla niego dobre.
-Więc możemy się przyjaźnić ?
-Tak i dajcie mi spokój – machnęła lekceważąco ręką – Ethan idziemy, spotkacie się jutro.
-Do widzenia – uśmiechnęłam się do niej – Pa Ethan.
-Na razie, byłaś świetna. Tylko szkoda, że nie wygrałaś.
-Nie martwię się tym.
Dojechałam do domu po zmroku. Światła w pokoju rodziców, paliło się więc zapewne
szykowali się do snu. Pod drzwiami wejściowymi stał Nate z torbą podróżną i słabym
uśmiechem.
-Rodzice cię nie wpuścili ?
-Przyszedłem niedawno. Miałem kłótnię z Sophie, jest zazdrosna o ciebie – wyjaśnił z
kpiącym uśmiechem – Zupełnie jak w przedszkolu, kiedy bawiłem się z nowym kolegą a
stary jest o to zazdrosny.
-Więc ja jestem tym nowym kolegą, a Sophie starym ? – kiwnął głową, kiedy go
wpuszczałam do domu – Nie sądzisz, że wróciłeś do starego kolegi, nudząc się nowym ?
-Nie … – zrobił pauzę - Masz rację. Zachowuje się irracjonalnie – powiedział pokonany –
Przepraszam.
-Ależ nie masz za co, ale ... zajmujesz pokój na moim piętrze obok sypialni Chloe.
-Nie ma to jak szesnastolatka za ścianą – mruknął sarkastycznie – Ale nie mogę narzekać.
-W tym domu nastolatki nie uprawią seksu, Nate. Więc jeśli chcesz się ze mną przespać
musisz zaprosić mnie do hotelu. To tyle ode mnie – ruszyłam w stronę schodów, ale
zatrzymałam się w połowie drogi – A i jeszcze jedno: jak przez przypadek wejdziesz do
pokoju mojej siostry to cię wykastruje – uśmiechnęłam się słodko – Dobranoc.
Rozdział 9
Evie
Z rozpuszczonymi włosami, muzyką w uszach i kubkiem kawy w ręce, siedziałam w jednej
z licznych kawiarni w Baton Rouge. Dla mnie dzień zaczął się już o szóstej rano, kiedy to
wpadłam na genialny pomysł by pobiegać. Nie spotkało się to z entuzjazmem mojej mamy,
która stwierdziła, że powinnam wrócić do łóżka po kilku zerwanych nocach przez granie na
fortepianie. Kiedy grzecznie jej powiedziałam, że nie chce mi się spać, ona stwierdziła, że
pewnie tego pożałuje. Miała rację. Przy czwartym kilometrze zmęczenie ogarnęło mnie na
całego. W myślach ukarałam siebie za ten występek i n-te nieposłuchanie mamy. Zawróciłam
do domu, wykonałam poranną toaletę, przebrałam się i wyszłam na miasto licząc, że jakaś
55
kawiarnia jest już otwarta. Na szczęście lokal z moją ulubioną czekoladową kawą, otwierany
jest już o siódmej trzydzieści, dzięki czemu, jako pierwsza z klientek mogłam się chodź
trochę ożywić.
Rozległ się dźwięk dzwoneczka informującego o przyjściu nowego klienta. Chwilę później,
miałam towarzystwo w postaci Ethan’a. Czarne włosy wyglądały, jakby bały się szczotki a
delikatny uśmiech, który krył się w kącikach jego malinowych ust zdradzały, że chłopak ma
dobry humor.
-Cześć Ethan – zaczęłam sennie – Co cię sprowadza o tak wczesnej porze do kawiarni ?
-Ciotka zażyczyła sobie podwójne espresso – odpowiedział z rozbawieniem – Widzę, że się
nie wyspałaś.
-Oj, nawet mnie nie drażnij ! – podniosłam głos, chodź to było zbędne. Chłopak skulił się w
sobie, chodź w jego oczach czaiły się wesołe iskierki, które są zaraźliwe – Wstałam o szóstej.
Coś mnie skłoniło do biegania. Teraz męczę drugi kubek kawy.
-Nie masz kondycji ?
-Nie mam w zwyczaju porannego wstawania, Ethan – odpowiedziałam z ironią, biorąc
potężny łyk kawy – Nie musisz wracać do domu, do ciotki ?
-Właściwie to nie. Candy mnie nie poprosiła o kawę. Z okna widziałem jak tutaj wchodzisz,
więc pomyślałem, że zajrzę – zmieszał się – Powinniśmy porozmawiać Evie.
-Ale o czym ?
-O twojej relacji z moją ciotką. Ona chcę cię bliżej poznać. Czuję się winna, że wcześniej
traktowała cię tak ostro. Ocenia ludzi po zawartości portfela. Nie wie, że nawet bogacze mają
uczucia i są tacy jak my, przeciętni.
-To twoje słowa, prawda ? – przytaknął, lekko się czerwieniąc – Ładne. Może kupię ci kawę
i spokojnie porozmawiamy, co ? – zgodził się niemal natychmiast. Nie odmawiał, jak do tej
pory. Widać, że bardzo mu zależało na tej rozmowie. Kiedy Ethan dostał swoje waniliowe
cappuccino a ja lekkie śniadanie, w postaci rogalika z czekoladą, zaczął mówić.
-Candy chce cię zaprosić na obiad, ale nie wie jak to zrobić. Zastanawiała się między
wysłaniem listownego zaproszenia, a telefonem do ciebie. W końcu ja zaproponowałem, że
najzwyczajniej w świecie się ciebie spytam. Wiem, że lubisz proste rozwiązania, dlatego tutaj
przyszedłem. Chcesz przyjść do nas na obiad ? Od razu ostrzegam, że nie będzie kawioru ani
łososia – po jego słowach wybuchłam śmiechem. I nie dlatego, że jego monolog był nudny, a
ostatnie zdanie w dość zabawny sposób wypowiedziane.
-Nie musisz się przejmować brakiem kawioru i łososia, Ethan – rzekłam, kiedy chodź
trochę się uspokoiłam – Nie przepadam za nimi. Lubię puree z paluszkami rybnymi i
ciemnym sosem. Może być także zwyczajna zapiekanka. Naprawdę zjem wszystko.
-No to dobrze – Ethan wyraźnie odetchnął, a mi się wciąż chciało śmiać – A i chcę ci coś
jeszcze powiedzieć – zrobił nastrojową pauzę, po czym oświadczył – Byłaś świetna na
recitalu.
-Dzięki ! A twojej cioci się podobało ?
-Po tym jak się uśmiechała w drodze do domu, wnioskuje, że tak. Ona nie jest aż taka zła.
Trzeba ją dobrze poznać.
-Wiem. Tyle, że to ona nie chciała mnie poznać.
-Już chce – zauważył z uśmiechem – Stwierdziła, że jak na osobę z wyższych sfer nie jesteś
taka zła.
-Miło mi to słyszeć – uśmiechnęłam się szerzej – Muszę wracać. Mam teraz w domu
nowego lokatora, który nie ma prawa zbliżać się do pokoju Chloe. A znając moją siostrę to
ona zbliży się do niego.
-Kto u ciebie mieszka ? – spytał – Nie opowiadaj. Nie mam prawa pytać.
56
-Och daj spokój ! Przestań być taki honorowy ! – Ethan wzruszył rękami, dając mi do
zrozumienia, że jest okej – Mieszka u mnie Nate. Ma kłopoty rodzinne, z którymi nie umie
sobie poradzić.
-Evie, nie musisz mi się tłumaczyć – przyznał.
-Fakt. Ale chcę – odparłam, wstając z miejsca – Do poniedziałku, Ethan – wyciągnęłam w
jego stronę rękę, którą nieśmiało uścisnął. Jaki on czasami bywa niezrozumiały. Pierw
normalnie rozmawia, po czym boi się utkać mi rękę. Czy to jest aż takie ciężkie ? Chyba
nigdy go nie zrozumiem, a przyznam się, że bym chciała.
Wsiadłam do swojego auta i patrząc w lusterko uśmiechnęłam się szeroko. Ethan stał przed
wejściem do kawiarni machając mi. Odwzajemniłam gest, wciąż patrząc się na ulicę. W
najbliższym czasie nie zamierzam iść do więzienia za złą jazdę. W przeszłości zdarzało się to
już nie raz. Sama musiałam płacić nie tyle co mandaty, co kaucje za spędzoną w areszcie noc.
Ta.. byłam bardzo niegrzeczna. Niektóre moje wybryki były spowodowane towarzystwem
Nate’a, który rok temu był typem „bad boy’a” i łamał zakaz za zakazem, ciągnąc mnie za
sobą. Teraz widać, że się zmienił. Doroślał ? Nie wiem, ale ta zmiana mu pasuje.
Do domu dojechałam, niemal w ekspresowym tempie. Na ganku stała Chloe i oglądając się
w lusterku, poprawiała sobie włosy. Wysiadłam z auta i trzasnęłam mocniej drzwiami –co
było, oczywiście nie zamierzone. Chloe podskoczyła w miejscu, jednocześnie odwracając się
w moją stronę.
-Zabiję cię kiedyś, Ev ! – wysyczała, chowając lusterko do torebki.
-Tak, tak – mruknęłam – Dokąd się wybierasz ?
-Na zakupy z Olivią – odpowiedziała z entuzjazmem –Będę wieczorem, wiesz jaka jest
Olivia. Musi wszystkiego dotknąć. Niemal jak Sam, która przyszła parę minut temu. Siedzi w
kuchni z Brianem i Nate’m – podeszła do mnie i dodała ściszonym głosem – A swoją drogą,
to chore zapraszać do siebie byłego, nie sądzisz ?
-Pomagam koledze w potrzebie. Idź już lepiej – siostra kiwnęła głową, ruszając w stronę
garażu – Nie zapomnij mi kupić czekoladowych muffinek ! - słyszałam jeszcze cichy śmiech
blondynki, kiedy wchodziłam do domu.
Ściągnęłam buty, zamieniając niewygodne adidasy na puchowe kapcie, które dwa lata temu
dostałam od babci na święta i weszłam do kuchni. Wszyscy od razu popatrzyli na mnie, jak na
jakiegoś kosmitę.
-To tylko ja – mruknęłam siadając – Brian idź do siebie – chłopak bez mrugnięcia okiem
wykonał moje polecenie, co zdarza się niezwykle rzadko.
-To co będziemy robić z tak pięknie rozpoczętym dniem ? – spytała wesoło Summer, która
musiała wstać niedawno. Zerknęłam na zegarek, który był wmontowany w kuchenkę
mikrofalową. Była już jedenasta.
-Idę spać – już miałam się podnosić, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek.
-Puść mnie, Nate – zaczęłam spokojnie – Potrzebuję trochę snu.
-Co się dzieje ?
-Nic. Biegałam i trochę się nie wyspałam, to wszystko. A, zapomniałam, we wtorek mam
test z fizyki. Muszę się do niego nauczyć.
-Ja też – powiedział zamyślony Nate, którego ostatnimi czasy w ogóle nie poznaje. Jest taki
nie swój. Być może to przez rozwód rodziców, którzy stwarzali mu iluzję idealnego związku,
a może to przez moje zerwanie z nim, które naruszyło jego bezpieczny świat, którym się
otaczał. Cokolwiek to jest, psuje mojego kolegę od środka. Jednocześnie uzmysłowiłam
sobie, że chłopak wciąż trzyma mnie za nadgarstek, nie poluzowując wcześniej uścisku.
-Możemy tutaj tak stać lub puścisz mnie a ja pójdę na górę po książki i zeszyt i razem się
pouczymy ? Sam ty masz chyba test z francuskiego, prawda ?
-Skąd wiesz ? – wzruszyłam niedbale ramionami, zbywając jej pytanie – Zresztą nie ważne.
Znasz francuski i chcesz mi pomóc, ja za to rozumiem fizykę i mam pomóc wam, zgadza się ?
57
-Znam podstawy francuskiego. Chodziłam na kursy doszkalające – odparłam czując jak
Nate zabiera swoją rękę – Ale z chęcią ci pomogę.
-Wiem. Inaczej byś nie mogła – powiedziała z uśmiechem – Idę do domu po notatki, a wy
przez ten czas, zachowujcie się przyzwoicie.
-Zabawna jesteś. Idź już !
* * *
Kolejny kubek z kawą wylądował w kuble na śmieci. Kolejny raz Sam wydała z siebie jęk
niezadowolenia uzmysławiając sobie tym samym, że francuski jest dla niej piętą achillesową.
My z Nate’m wcale nie jesteśmy lepsi. Wzory, które musimy znać na test są wzięte z
kosmosu. Chłopak ma gorzej, bo chodzi na zajęcia z rozszerzonej fizyki. A to wszystko przez
ojca, który kiedyś wykładał fizykę jądrową.
-Do kitu ! – krzyknęła Sam, rzucając zeszytem – Nigdy się tego nie nauczę ! Czemu mnie
mama nie zapisała na jakiś kurs ?
-Wiesz, że sama mogłaś się zapisać ? Masz już osiemnaście lat.
-Nie bądź taka mądra, Massei. Masz przodków Włochów i Francuzów. Dlatego jesteś tak
obiegana we świecie.
-A co to ma z tym wspólnego ? – zdziwiłam się – To, że mam krewnych w Europie nie
znaczy, że umiem każdy język świata.
-Wiem. Ale się zestresowałaś – powiedziała rozbawiona – Nabijam się z ciebie, kochanie.
-Dziewczyny dajcie spokój ! Zepnijcie swoje pośladki i uczcie się !
-Ne soyez pas si sage, Nate ! - rzekła zdenerwowana Summer – O matko ! Co ja właśnie
powiedziałam ? I czemu po francusku ?
-Powiedziałaś, żeby Nate nie był taki mądry. Prawdopodobnie dlatego, że uczysz się
francuskiego i jak widać nie jesteś aż taka … niemądra, więc możemy odłożyć na bok zeszyt i
zająć się czymś innym. Na przykład iść do łóżka.
-Ze mną ? – spytał rozbawiony Nate, za co oberwało mu się – Ała ! Za co to ?
-Za głupie pytania – wytknęłam mu język – Głodna jestem – to powiedziawszy wstałam z
podłogi.
-Zachowujesz się jak baba w ciąży. Pierw chce ci się spać, teraz głodna jesteś – Sam zrobiła
pauzę, po czym z wielkim szokiem na twarzy krzyknęła – Ty jesteś w ciąży ! – oniemiała
popatrzyłam na nią. Jej duże jasne oczy, wyrażały same pozytywne emocje. W tym momencie
miałam ochotę ją walnąć i ściągnąć na ziemie. Już miałam się odezwać, kiedy Nate zabrał
głos:
-Wątpię. Z tego co pamiętam, miałem gumkę, kiedy ostatni raz uprawiała ze mną seks –
wyglądał na zadowolonego z siebie – No chyba, że kochałaś się później.
-Nie i… NIE ! Co wam ?! Nie jestem w ciąży ! Ja pierdole !
-Ty przeklinasz. O cholera ! – Sam zapiszczała niemal jak Sophie – Moja mała
dziewczynka stała się kobietą – przyjaciółka podeszła do mnie i rzuciła mi się na szyję,
całując przy tym oba policzki – Jestem z ciebie taka dumna. Dawaj pyska – złapała moją
twarz w obie swoje dłonie i na ustach złożyła mokrego całusa wydając przy tym
charakterystyczny odgłos.
-Nienawidzę cię Sam ! Zachowujesz się tak jakbyś uciekła z psychiatryka.
-No ja tam nie wiem, gdzie mnie rodzice urodzili – westchnęła, teatralnie wycierając sobie
czoło – Za dużo kofeiny wypiłam. To dlatego.
-Zauważyłam – w tym momencie rozdzwonił się mój telefon. Niezgrabnym ruchem
sięgnęłam po niego i nie patrząc na wyświetlacz, odebrałam.
-Halo.
58
-Evie, tu mama – zaczęła – Nie będzie mnie na kolacji. Mamy mały problem w firmie –
mówiła poważnym tonem.
-Co się stało ?
-Nic poważnego. Nie zgadzają się faktury VAT. Do zobaczenia.
-Pa – rozłączyłam się ze świadomością, że mama nie powiedziała mi wszystkiego. W jej
salonie zdarzały się dziwne rzeczy. Włamanie w nocy, napad w biały dzień, nagłe zawroty
głowy jednej z klientek a teraz nie zgadzają się faktury VAT. Czy to się kiedyś skończy ? A
może ktoś specjalnie chce namieszać w życiu zawodowym Elizabeth, by nie mogła dłużej
prowadzić swojego ukochanego salonu. Pamiętam, że ojciec nie był przychylnie nastawiony
co do własnego biznesu mamy. On raczej chciał by mama, pracowała w jakieś korporacji,
jako księgowa (Elizabeth jest nią z wykształcenia). Ona jednak woli mieć coś swojego, czym
mogłaby sama zarządzać. Zatrudniać kogo chce, kiedy chce i płacić mu tyle ile uważa za
stosowne.
-Ziemia do panny Massei ! Ziemia do …
-Żyję – mruknęłam zła, kręcąc głową powracając tym samym do rzeczywistości. Przyjaciele
patrzyli się na mnie z troską wymalowaną na twarzy. Po raz pierwszy od kilku tygodni cieszę
się, że Nate i Sam są obok mnie, gotowi do pomocy.
-Moja mama ma problem w pracy – powiedziałam cicho dosiadając się do nich – Nie będzie
jej na kolacji.
-Aha – odpowiedzieli zgodnie po czym wybuchli niekontrolowanym śmiechem.
-Jesteście stuknięci – mruknęłam zbierając z podłogi swoje książki – Idę zrobić coś do
jedzenia.
-Po co będziesz jadła ? Dobrze wyglądasz !- krzyknął za mną Nate, co mnie zaskoczyło. Do
tej pory chłopak prawił mi komplementy, wydawało się, że mówił sztucznym i nieswoim
tonem a tu nagle wyjeżdża z bezpośredniością i swobodą. Czyżby towarzystwo Sam tak go
odmieniło ? A może on sam postanowił zmienić się z oschłego typka w wyluzowanego
chłopaka ? Jeśli tak to wychodzi mu to na plus.
Kolejne kilka godzin spędziliśmy na jedzeniu makaronu z serem i oglądaniu komedii
romantycznej, którą Summer pragnęła oglądnąć od dnia premiery. Cała nasza trójka śmiała
się w czasie zabawnych momentów czy tekstów aktorów, aż do momentu kiedy wrócił mój
ojciec. William popatrzył na nas zdziwiony a jednocześnie uśmiechał się pod nosem, co
zdarzało się niezwykle rzadko. Wstałam z miejsca i poszłam za nim do kuchni. Tata spojrzał
na mnie. W jego oczach widziałam ślady zmęczenia, zanikającej wściekłości i jakby …
smutku. A może to wszystko mi się wydaje i jego oczy są normalne.
-Jak ci mija dzień, Evie ? – zaczął normalnym głosem, ukradkiem zerkając na drzwi.
-Dobrze. Stało się coś ? Zachowujesz się dość dziwnie.
-Chcę z tobą porozmawiać. Właściwie to mama chciała, ale jako, że będzie późno, na mnie
to zwaliła.
-Rozumiem. Więc o co chodzi ?
-O Nate’a. Wiem, że wyraziliśmy zgodę by tu mieszkał, ale nie sądzisz, że nie może cały
czas siedzieć nam na głowie ? Ma swój dom. Dlaczego do niego nie wróci ? – mówił szeptem
schylając się w moją stronę.
-Tłumaczyłam już to wam. Jego ojciec wciąż nachodzi jego matkę. On ma dość jego
widoku i ich kłótni, które w międzyczasie się toczą. Dlatego zaproponowałam mu mieszkanie,
wiedząc, że się zgodzicie. Ale skoro macie z tym problem to powiem mu, żeby wracał do
siebie – zrobiłam obrót i już chciałam iść do salonu, kiedy powstrzymała mnie ręka ojca.
-Przestań. Przecież nie wyrzucamy go. Chcemy tylko wiedzieć, jak długo on chce tu być.
-Do … nie mam pojęcia tato. Podpytam go jutro. Dzisiaj jestem już za bardzo zmęczona na
takie rozmowy. A i w piekarniku masz jeszcze trochę makaronu ze serem. Sama robiłam.
-Jak miło, że najstarsza córka wzięła się w końcu za gotowanie – zauważył ze śmiechem.
59
-Kiedyś musiała – odpowiedziałam śmiejąc się.
* * *
Poniedziałek powitał mnie paskudną pogodą. Z nieba sączyła się mżawka, przez co nie było
wiadomo, czy będzie lało bardziej czy może za chwilę przestanie. Nienawidziłam takich dni.
Mogłoby już lać jak z cebra, albo nie padać w ogóle. Szlag niech trafi tych na górze !
Wygramoliłam się z ciepłego łóżka i jeszcze na półsenna udałam się pod prysznic. Po
wykonaniu porannych czynności zaczęłam zastanawiać się nad ubiorem do szkoły. W końcu
zdecydowałam się na długi błękitny top, czarne legginsy ze wzrokiem ze sztucznych
diamencików, oraz niebieskie trampki za kostkę. Włosy upięłam w koka. Gotowa zeszłam na
dół. W kuchni unosił się aromatyczny zapach cynamonowych tostów oraz czekoladowej
kawy ze spienionym mlekiem. Za takim zestawem śniadaniowym kryje się tylko jedna osoba.
Moja mama.
-Dzień dobry, mamo ! – powiedziałam radośnie, wchodzą w głąb kuchni – Ale ładnie
pachnie.
-Wstałam wcześniej i pomyślałam, że sprawię wam przyjemność – uśmiechnęła się.
Kocham tą kobietę. Przedtem nie miała dla nas zbyt wiele czasu, ale od kiedy zatrudniła
zastępcę w swoim salonie, ma go znacznie więcej – Cześć Nate – zwróciła się do chłopaka,
którzy właśnie wszedł do kuchni.
-Dzień dobry, pani Massei. Co tak ładnie pachnie ?
-Niech Evie ci to wyjaśni – odpowiedziała tajemniczym tonem.
-Tosty cynamonowe i czekoladowa kawa. Mówię ci, pyszności ! – w tym momencie
dołączyła do nas reszta rodziny. Brian od razu rzucił się na tosta. Chloe najpierw grzecznie się
przywitała, następnie potem sięgnęła po kubek kawy. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że moja
młodsza siostra nie je rano śniadań. Zdecydowałam, że po szkole poważnie z nią o tym
porozmawiam. W końcu śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia.
-To my lecimy ! – rzuciłam pół godziny później, zakładając w biegu trampki – A i nie
czekajcie na mnie z obiadem, mam lekcje jogi. To pa !
W samochodzie panowała cisza. Nate skupiał się bardziej na drodze niż na rozpoczęciu
jakiejkolwiek rozmowy, chodź po wyrazie jego twarzy domyśliłam się, że coś go trapi.
-Od kiedy ty chodzisz na jogę w poniedziałki ? – spytał w końcu, zatrzymując się na
czerwonym świetle.
-Od kiedy nie muszę chodzić codziennie na lekcje fortepianu. Przeniosłam je z środy.
-Ciekawe – udał, że nad czymś się zastanawia – A i nie martw się. Wyprowadzam się w
tym tygodniu – popatrzyłam na niego zaskoczona. Czyżby słyszał moją sobotnią rozmowę z
ojcem ? Przecież to nie możliwe, bo my prawie szeptaliśmy. Nate musiał się zorientować, o
co mi chodzi, bo szybko dodał – Nie bierz tego do siebie, Evie. Twoi rodzice są bardzo mili a
rodzeństwo bardzo dobrze mnie przyjęło, chodzi o to, że wolę być z mamą. Jeśli ojciec znów
przyjdzie do naszego domu to po prostu coś mu zrobię – po czym uśmiechnął się figlarnie.
-Ale jeszcze dzisiaj u nas śpisz, tak ?
-Mhm – odpowiedział jakby zamyślony – Gdzie masz tą jogę ?
-W siłowni przy 37, a co chcesz iść ze mną ? – spytałam ze śmiechem.
-Jeszcze mi nie odwaliło, żeby iść na jogę. Wolę football.
-Och, jaki ty oryginalny – powiedziałam to w chwili, kiedy Nate zaparkował na szkolnym
parkingu – Kończymy o tej samej godzinie. Mógłbyś na mnie poczekać a potem mnie
podwiózł na jogę a następnie mnie z niej zabrał ? – zrobiłam słodkie oczy.
-Jasne – w podziękowaniu uśmiechnęłam się szeroko i niemal biegiem udałam się do
szkoły. Po drodze minęłam rozjuszoną Sophie i lekko rozbawioną Lorie, która jednak szybko
się opamiętała, kiedy zobaczyła, że się jej przyglądam. Wzruszyłam tylko niedbale ramionami
60
dając jej do zrozumienia, że mam w nosie co ona robi. Ta, wbrew moim oczekiwaniom,
skinęła głową i delikatnie się uśmiechnęła. Jak ta dziewczyna musi cierpieć przy Sophie!
Ciekawe czy Sophie zrobiła sobie z niej niewolnicę, jak z Tamiki, która przez załamanie
psychiczne, spowodowane ciągłym niezadowoleniem Sophie, musiała zrezygnować z nauki w
naszym liceum. Powinnam ostrzec Lorie, że usługiwanie dla szkolnej gwiazdy może się źle
dla niej skończyć. Zagadam do Nate’a, on z pewnością pomoże biednej duszyczce…