background image

EMILIERICHARDS

background image

UCIEKINIERKA

ROZDZIAŁPIERWSZY

Wmałym,słabooświetlonymbarzeweFrancuskiejDzielnicyunosiłsięmdłyzapach

tanichperfuminiedomytychciał.Powietrzebyłoprzesyconepapierosowymdymem.Z
radia

stojącegozaplecamibarmanarozlegałasięgłośna,zgrzytliwamuzyka.Większości
klientów

hałasnieprzeszkadzał.Nieprzychodzilitutajnapogawędki.

Wbarze„Tallulah”niktniemiałzwyczajuwdawaćsięwrozmowy.ZwyjątkiemJessa

Cantrella.Zresztąonwtejchwili,zamiaststrzępićsobiejęzyk,wolałbyzaciągnąćpod

prysznicidolekarzanastolatkęsiedzącąnaprzeciwniegoprzystoliku.Najchętniej
oddałbyją

wręcepracownikówopiekispołecznej,ajeszczelepiej-rodziców.Wybaczywszycórce

samowolneopuszczeniedomu,pomoglibyjejodzyskaćniewinnośćinadzieję,które
utraciła

gdzieśmiędzyczternastymapiętnastymrokiemżycia.

NamyślomłodymwiekudziewczynyJesspoczułsięchoryibezsilny.Wtejchwili

niczymnieprzypominałtwardego,dociekliwegoinieprzejednanegoreportera,zajakiego

mieligoczytelnicy.

-Nieinteresujemnieto,corobiszzeswoimciałem-oznajmiłłagodnymtonem,

odpowiadającnaniedwuznacznąpropozycję.-Chcęwiedzieć,comyśliszidlaczego
znalazłaś

sięnaulicy.

Dziewczynawypuściłazustbąbelżutejgumy,którypękłztrzaskiem.Jessaciągle

zdumiewałzwodniczomłodywyglądnieletnichprostytutek,gdyzaczepiałygonaulicy.

Wyglądałymłodo,leczpsychiczniebyłyjużzgrzybiałymistaruszkami.

-Wandatwierdzi,żenielubiszdziewczyn.-RozmówczyniJessawypuściłazust

kolejnybąbelgumy.-Znamtakiegojednegochłopaka…

-Sally,chłopcyteżmnienieinteresują.-Jessniepozwoliłdziewczynieskończyć

rozpoczętegozdania.-Niebiorędziecidołóżka.

-Niejestemdzieckiem-zaprotestowała.-Mamosiemnaścielat.

-Będzieszmiałachybazajakieśtrzylata.-Jesswestchnął.Zaczynałtracićdystansdo

background image

swojejroboty.-Chcęztobątylkoporozmawiać.

-Zagadanieforsyniedostaję.

-Wiem.Amożeboiszsię,żejeśliniewyjdziesznaulicę,tobędzieszmiałakłopoty?

-Jużdziśwyrobiłamnormę.

„Norma”byłatosumapieniędzy,jakąprostytutkamusiałaoddawaćcodziennie

suterenowi,żebyzadowolićgoiuniknąćpobicia.WprzypadkuSallybyłotocowieczór

kilkasetdolarów.Gdybypozbyłasięmocnoprzerysowanegomakijażuikrzykliwych,

wyzywającychciuchów,wyglądałabymniejwulgarnieimogłabyuchodzićzaładną.
Miała

jasnewłosy,zieloneoczyiperkatynosek.

Jessznalazłsięwbarzeniepoto,abynawracaćmłodocianeuciekinierki,aledlatego,

żewdotychczasowymżyciuwidziałichtakwiele,iżpostanowiłzbadaćgruntownieto

zjawiskospołeczne.

-Zostaniesztutajiopowieszmiosobie?-zapytał,nastawiającsięnato,żezaraz

usłyszyjeszczejednąwstrząsającąhistorięmałolatki.

-Niemamnicdopowiedzenia.-Sallypodniosłasięzkrzesła.-Dziękizacolę,ale

następnymrazemlepiejpostawmipiwo.

Podobniejakwiększośćuciekinierekzdomów,żyjącychnawielkomiejskichulicach,

musiałaczymśtłumićbólwywołanysamotnościąirozpaczą.Jeszczenieprzekonałasię,
że

takiegobólunicnieugasi.

-Jeślikiedyśzmieniszzdanie,zastanieszmniewtymbarze-oznajmiłJess.-

Przychodzętuprawiecowieczór.

Sallynachwilęjakbysięzawahała,szybkojednakwypuściłazustogromnybąbel

gumy,odwróciłasięipowolnym,kołyszącymsiękrokiemprostytutkiruszyładowyjścia.
Po

chwilirozpłynęłasięwwieczornymmroku.

Jessaogarnęłyponowniebezsilnośćigniew.Tylkoświadomość,żeświatpowinien

wiedzieć,codziejesięnaulicachwielkichmiast,nakazywałamupozostaćwbarze,
zamiast

szukaćwzględnejnormalnościwczterechścianachhotelowegopokoju.

-Tadziewczynamazasobąsporoprzykrychdoświadczeń.Nikomuniedowierza-

odezwałasięWandaiopadłaciężkonakrzesłozwolnioneprzezSally.

background image

-Niejestempewny,czyrzeczywiściechciałbymusłyszećto,comiałabydo

powiedzenia-mruknąłJess.

-Maszdośćwysłuchiwaniabrudów?

-Raczejsmutkuirozpaczy.Jesttegotyle,żenawetzoczuMonyLisywycisnęłoby

łzy.

RozmówczyniJessabyłakobietąwśrednimwieku,alewyglądałaodwadzieścialat

starzej.Gęstasiećzmarszczekpokrywającychjejtwarzbyłajakmapadrogowa,której
różne

ścieżkiprowadziłyażdodni,przedlaty,kiedytoWandawłóczyłasięwieczoramiodbaru
do

baruwposzukiwaniuklientów.Terazpracowałazaladąsklepuzbawełnianymi
koszulkami,

oferującegoturystomnowoorleańskiepamiątki.

-Toprawda-przyznała.-Alemożetwojaksiążkasprawi,żeloschoćniektórychz

tychdzieciakówodmienisię,będąmiałyszansęnalepszeżycie.

-Takąmamnadzieję.Wandapodniosłasięzmiejsca.

-Namniejużczas-stwierdziła.-Możeznajdzieszjeszczejakąśmałolatę,która

zechcepogadać.-Przesunęławzrokiemposali,rozglądającsięzaewentualną
kandydatką.-

AczyrozmawiałeśkiedyśzCrystal?-spytała.

WotwartychdrzwiachbaruJessdostrzegłsmukłąkobiecąpostaćzdługimijasnymi

włosami.Światłozulicznejlampytworzyłowokółjejgłowyjasnąaureolę,jakna
obrazach

świętych.Byłtodziwacznywidok,zważywszynazawóduprawianyprzeztękobietę.

-Razjązagadałem,alemniespławiła-przyznałsięJess.

-Mogłabywieleciopowiedzieć.Mazpewnościąciekawąprzeszłość.

-Wątpię,czyjejlosyróżniąsięodlosówinnychmłodocianychulicznic-mruknął

Jess.-Wszystkiemająpodobneprzeżycia.

-OCrystalniewielewiem.Jestbardzoskryta.Niemówiosobie.Alejestlubiana

przezinnedziewczyny.

Lubiana?Jessmusiałprzyznać,żebyłotodziwne.Prostytutkiwalczyłyoklientów,bo

musiałyzarabiaćnaswoichsutenerów.Niepowinnylubićkonkurentki,zwłaszczatak
groźnej

jakefektownaCrystal.

background image

-Uciekłazdomu?-zapytał.

Wandawiedziałaowszystkim,codziałosięweFrancuskiejDzielnicy.Żyłażyciem

ulicy,adziewczynytraktowałajakcórki.Wmiaręwłasnychskromnychmożliwości
karmiła

je,gdytegopotrzebowały,doradzałaimorazdawałaschronieniezarównoprzed
gliniarzami,

jakibezwzględnymiopiekunami,pięściąpodporządkowującymisobiepracującenanich

małolaty.DlatychdziewczynmieszkanieWandystanowiłojedynyazyl.Dom.

Najbezpieczniejszy,najakimogłyterazliczyć.

Gdywgręwchodziłykonfliktyzpolicją,JessniepochwalałposunięćWandy,ale

doceniałjejwielkieserceidobreintencje.Tejkobieciezależałonatym,abyświatbył
lepszy.

Anawielkomiejskichulicachludzie,którzytroszczylisięoinnych,bylikandydatamina

świętych.Lubnapacjentówstanowegoszpitalapsychiatrycznego.

WandagestemrękizaprosiłaCrystaldostolika.

-Podobnodwalatatemuuciekłazdomu.Twierdzi,żemaosiemnaścielat-wyjaśniła

szybkoJessowi.-Jakmyślisz,mówiprawdę?

NieporazpierwszyJesszastanawiałsię,jaktosięstało,żedziewczynaotak

niewinnymwyglądziewylądowałanaulicy.Byłapełnawdzięku.Zapewnepochodziłaz

jakiejśfarmylubmałejmieścinywjednymzpółnocnychstanówAmeryki.ZMinnesoty?
A

możezjednejzDakot?

Zbierającmateriałydoksiążki,Jesszdążyłsięprzekonać,jakwielemłodocianych

prostytutekwywodziłosięwłaśnieztamtychokolic.WNowymJorkujednązulico

najgorszejopiniinazwanonawetMinnesotaStrip,odmłodychkobiet,któreściągnęłydo

metropoliizpółnocyituuprawiałyswójproceder.

SpoglądającnaCrystal,Jesswyobrażałjąsobiewśródłanówdojrzewającegozboża

albonajakiejśdobroczynnejkościelnejaukcjilubnajarmarkujakomiejscowąpiękność,

głównąozdobęludowegofestynu.Tadziewczynawżadensposóbniepasowałado

nowoorleańskiegoobskurnegobaru,podobniezresztąjakwszystkieinnenieletnie,które
pod-

rywałytutajklientów.Bezwzględunato,czypochodziłyzeslumsów,czyzeleganckich

domów,niepasowałydotegoponuregootoczenia.

Crystalzatrzymałasięnawproststolika.

background image

-Cześć-powiedziaładotowarzyszkiJessa.Jegopowitałasztywnymskinieniem

głowy.

-ZnaszJessaCantrella?-spytałaWanda,spoglądającnaswegosąsiada.-Szuka

towarzystwa.Alechcetylkopogadać.

CrystalobrzuciłaJessazimnym,nieprzychylnymwzrokiem.

Wandaroześmiałasię.

-Złotko,onpracujejakoreporter-wyjaśniłauspokajającymtonem.-Chce

dowiedziećsięczegośożyciu.

-Rozmawiamtutajzróżnymimłodymidziewczynamipracującyminaulicyiniczego,

cousłyszę,niepowtarzamgliniarzom.Piszęksiążkęnatematmłodocianych.Otym,co
dzieje

sięznimipoucieczcezdomu.

Przepastne,niebieskieoczyCrystalskrzyłysięinteligencją.SpoglądałanaJessa

podejrzliwie,leczzmimowolnymzaciekawieniem.Postanowiłwięcmówićdalej:

-Niepodobamisięto,codziejesięznieletnimi.Uważam,żezasługująnalepszylos.

-Jaciniepomogę-oświadczyła.

Głosmiałazdumiewającołagodny,opięknym,muzykalnymbrzmieniu.Odwróciłasię

iruszyławstronębaru.

RozczarowanyJessprzyglądałsięCrystal.Miałanasobiewąskąspódnicę,ściśle

opinającązgrabnepośladki,piekielniekusą,ananogachtandetnebotkizkiepskiej
imitacji

skórykrokodylanabardzowysokichobcasach.Skąpystrójuzupełniałaciasna,
bawełniana

koszulkabogatozdobionabłyszczącymi,czerwonymicekinamiikoralikami,tandetnai

krzykliwa,nadającaCrystalwyzywającywygląd.Ulicznicygotowejdopracy.

BystrymokiemreporteraJesszarejestrowałjednodziwnespostrzeżenie.Crystalnie

nauczyłasięjeszczechodzićkrokiempowolnymikołyszącym,charakterystycznymdla

prostytutek.Tadziewczyna,zapewneupadłacóraprzyzwoitychludzi,nadalporuszałasię
z

wdziękiemigodnością,jakkażdauczciwakobieta.

-Widziałem,jakgadaszzCantrellem-powiedziałbarman,podającCrystaldrinka,o

któryjeszczenawetniezdążyłapoprosić.

-Widziałeś,Perry,jakmówięCantrellowi,żeniechcęznimrozmawiać-sprostowała.

background image

Jednymhaustemwypiłacałązawartośćszklanki.Perryznałdobrzejejzwyczaje.Piła

wyłączniebezalkoholowynapójklubowy,toznaczywodęmineralną,niegazowaną,z

plasterkiemcytryny.Terazmusiałajeszczechwilęposiedzieć.Niemogłanatychmiast
opuścić

baru,boCantrellmógłbypomyśleć,żesięgoboiinabraćjakichśpodejrzeń.

Reporter,zwłaszczajegopokroju,węszącyponocnychknajpachizbierający

informacje,byłostatnimczłowiekiem,jakibyłjejterazdoszczęściapotrzebny.Jeśli
Cantrell

zamierzałprzesiadywaćw„Tallulahu”,będziemusiałazdalekaomijaćtomiejsce.Miała

nadalprzedoczamipooranązmarszczkamitwarzdośćmłodegomężczyznyzciemnymi,

falującymiwłosamiiprawieczarnymioczami.Oczamireportera.Oczami
dostrzegającymi

wszystko.

Obsłużywszyinnegoklienta,Perrywróciłdoprzerwanejrozmowy.

-AwięcCantrellniejestwtwoimtypie?-zapytałCrystal.

-Mężczyznawmoimtypietofacet,którymipłaci-odparła,wzruszającramionami.

-Masztakiegotam,wrogu-poinformowałjąbarman.Odwróconanadalplecamido

reportera,Crystalzerknęławewskazanymkierunku.Ujrzaławielkiego,nalanegofacetaz

pięćdziesięciokilogramowąnadwagą.Spodrondawielkiegostetsonawpatrywałsięw
Crystal

obleśnymwzrokiem.

Ztrudemstłumiłaodrazę.Przeniosławzroknabarmana.

-Przykromi,Perry,alenadziśmamjużdosyćroboty.

-Wobectegosamapłaciszzadrinka.

Crystalwsunęładłońdosrebrnej,malutkiejtorebki,wiszącejnaramieniunacienkim

łańcuszku.

-Wystarczyforsydlanasobojga-stwierdziła.-Stawiam.

-Wieczórbyłażtakdobry?-zapytałPerry,unoszącbrwi.

-Cośwtymsensie.

-Todziwne,bodochodząmniesłuchy,żenieidziecinajlepiej.

-Cochceszprzeztopowiedzieć?

-Jedenztwoichklientówwróciłdobaruporozstaniuztobą.Powiedział,żego

wystraszyłaś.

background image

-Och,Perry,niektórzyfacecitookropnitchórze.Bojąsięnawetwłasnegocienia.

Tym,żejakiśklientżaliłsięwbarze,Crystalwcaleniebyłazaskoczona.Bardziej

dziwiłojąto,żedotejporyniktniezgłaszałpretensji.

-Podobnooświadczyłaś,żemusisamsięzabezpieczyć,bomasz…problem.

Crystalroześmiałasięzprzymusem.

-Och,mówiętakwtedy,kiedychcęspławićfaceta,którywyglądaminatakiego,co

lubibićkobiety.

-GdybyśnależaładoharemuChaza,zmasakrowałbycięzatakąwymówkę.

-Właśniedlategoniemamsutenera.Jestemostrożna,niepakujęsięwkłopotyidzięki

temuzatrzymujędlasiebiewszystkiezarobionepieniądze.

BarmanpopatrzyłuważnienaCrystal.

-Skądutakmłodejdziewczynybierzesiętylesprytu?

-zapytał.-Jesteśkutanaczterynogi.

OddłuższegojużczasuCrystalmiałaochotęwyznaćPerry’emuprawdę.Bar

„Tallulah”byłmiejscemspotkańmłodocianychuciekinierówprzejeżdżającychprzez
Nowy

Orlean.Perryznałkażdego.Byłjedynymczłowiekiemwtymmieście,którymógłjej
pomóc,

aleniestetyniegodnymzaufania.Chybażeopłacałabymusięsowiciejniżpokątni
handlarzez

pobliskiejBourbonStreet,atakżemiejscowemęty.

-Toumiejętnośćzulicy-odparła.-Żebyjąnabyć,niemusiałamchodzićdoszkoły.

-Takjakresztatutejszychdziewczynek-mruknąłPerryiodszedł,byobsłużyćnowo

przybyłegoklienta.

Crystalpozostałasama,aletylkoprzezchwilę.

-Lubiętakiejasnewłosy-odezwałsięjakiśgłoszajejplecami.

Poczułaodrażającąwońpotu.Kiedymężczyznadotknąłjejwłosów,ztrudem

powstrzymałaodruchwymiotny.

-Tokupsobieperukę-warknęła,starającsięopanować-amojewłosyzostaww

spokoju.

-Zachowujeszsięmałosympatycznie.

NastołkuobokCrystalusiadłtensamobleśnygrubas,któryprzyglądałsięjejzkąta

sali.Ewentualnyklient.

background image

-Niemuszębyćsympatyczna-oświadczyłaodpychającymtonem.

Mężczyznapowoliwyciągnąłzkieszenibanknotpięćdziesięciodolarowyipołożyłgo

naladzie,tużobokCrystal.

-Aterazokażeszsięmilsza?

Miałaochotęuciec,aleniemogłasobienatopozwolić.Musiałagraćdalejswojąrolę.

-Nicanic,Teksańczyku-oświadczyłalodowatymtonem.-Zasłonyzaciągnięte,a

drzwizaryglowanenacałąnoc.Firmanieczynnadojutra.

Crystalzamierzaławstaćiodejść.Zawiesiłatorebkęnaramieniu.

-Acopowiesznato?-Obleśnygrubaswyciągnąłsetkęipołożyłjąobok

pięćdziesiątki.-Terazdaszmiklucz?

CrystalspojrzałaukradkiemnaPerry’ego.Uważnieobserwowałcałąscenę.Wjego

małych,szczurzychoczachjawiłasięchytrość.Głośnowestchnęła.

-Cotynato?-spytałabarmana.-Weźmieszswojądolę?

-Jeślizamierzaszjeszczekiedyśtuwrócić,będęnamiejscu-odparłzkrzywym

uśmiechem,któryodsłaniałszczerbywuzębieniu.Podczasjakiejśburdywybitomutrzy
zęby.

-Dlaciebietrzydzieści-oznajmiłaCrystal,sięgającdotorebki.

-Pięćdziesiąt-zażądałbarman.Odliczyłaczterydziesiątki.

-Anigroszawięcej-zastrzegła.-Płaciszzgóry-powiedziaładoTeksańczyka,

wyciągającrękę.

-Wporządku.-Grubaswręczyłjejbanknotpięćdziesięciodolarowy.-Resztę

dostanieszpóźniej.

Crystalzsunęłasięzestołka.Właściwietetarginiemiałydlaniejżadnegoznaczenia.

Wiedziała,żebezwzględunato,jaksięskończą,wciągunajbliższychpięciuminut
sytuacja

zmienisięcałkowicie.

-Maszpokój,kotku?-spytała,uważając,bynawetprzypadkiemniedotknąć

obleśnegotłuściocha.

-Nieumnie-zaprotestowałszybko.-Jestemtuzżoną.Crystalnaglezadławiłasię.

Czydlatego,żeogarnąłjąpustyśmiech,czypoprostuzrobiłosięjejniedobrze?Poczuła

nagleogromnyżal,żejejżyciezostałosprowadzonedoponiżającychwybiegówi
negocjacji

wobskurnymbarze.Najgorszazewszystkiegobyłajednakświadomość,żenato

background image

zasłużyła.

Będącwpołowiedrogidowyjścia,ujrzałaskupionenasobiespojrzenieJessa

Cantrella.Jegowyrazisterysytwarzy,świadcząceosilnymcharakterze,ibardzomęska

powierzchownośćtakmocnokontrastowałyzobrzydliwymotoczeniem,żeCrystal
ogarnęła

chęćpodbiegnięciadoniegopoto,bychoćnachwilkęznaleźćsięoboknormalnego,
przy-

zwoitegoczłowiekaiprzypomniećsobie,iżniecałyświatjestażtakzłyiniewszystko
jest

takieokropne,jakto,cojąterazotacza.

Zamiastzrobićto,czegozapragnęła,zdobyłasięjedynienanikłyuśmiech,

nieświadomaswejnieszczęśliwejminy.

WłaśnietenrozpaczliwiesmutnyuśmiechCrystalsprowokowałJessadodziałania.

Gdyopuściłabar,jeszczeprzezminutętkwiłprzystoliku.Niepierwszyraznurtowałogo

dziwneprzeświadczenie,żetędziewczynęwidziałjużwcześniej,zanimprzyjechałdo

NowegoOrleanu.Anawetzniąrozmawiał.Miaładziśnatwarzytakisamsmutny
uśmiech,

jakimjużkiedyśujęłagozaserce.Alegdzietobyłoikiedy?Niepotrafiłsobie
przypomnieć.

Wrazzprzekonaniem,żejużkiedyśpoznałCrystal,ogarnęłogoprzeświadczenie

typowedlarasowegoreportera,żejestnatropiejakiejśinteresującejhistorii.Ożywiłsię.

Znikłoogarniającegozmęczenie.Dochodziłajużtrzecianadranem,alekrok,jakim

opuszczałbar,byłraźnymkrokiemmężczyznywypoczętegopodobrzeprzespanejnocy.

Ulicenadalbyłypełneprzechodniów.JednakzBourbonStreetznikłajużwiększość

turystów,pozostalijedyniezwyklibywalcynocnychlokali.Zuchylonychdrzwiiokien

małych,dusznychknajpekciąglerozbrzmiewałsłynnynowoorleańskijazz.Pomieście

włóczyłysięgrupypodpitychwyrostków.Przednocnymilokalamistalinaganiacze,
głośno

namawiającdoobejrzenianasceniestriptizu.Pochodnikachparadowalitranswestyci,by

zwrócićnasiebieuwagęklientównocnychlokali,atakżesprzedawcypornografii.

Częśćzróżnicowanego,barwnegotłumustanowilimłodociani.Jesstymrazemnie

zwracałuwaginamijanenieletnieprostytutki.RozglądałsiętylkozaCrystal.Wiedział,że
w

pobliżuznajdowałosięwielehotelikówzpokojamiwynajmowanyminagodzinyiwłaśnie

background image

tamulicznedziewczynyprowadziłyswoichklientów.Jesszatrzymywałwzrokwszędzie
tam,

gdziewświetlelatarnimigałymuprzedoczamiczerwonecekinyijasnewłosy.

Ulice,którymiterazszedł,byłyponureiwąskie,otoczonestarymidomami.Nigdzie

niebyłowidaćCrystal.Pewnieznajdowałasięjużwjakimśtanim,obskurnympokoju,

przyprawiającopasłegomężczyznę,któregopoderwaławbarze,onajsilniejszewżyciu

dreszczerozkoszy.

Nasamąmyślotymzrobiłomusięniedobrze.Podświadomiejednakwyczuwał,że

międzyzachowaniemCrystalauprawianymprzezniąprocederemistniejejakaś
sprzeczność.

Jejpostawa,nietypowadlamłodocianejprostytutki,musiałamiećjakieśwytłumaczenie.

Prawdopodobniewiązałasięzjejpochodzeniem.Sposóbporuszaniasięitrzymania
wysoko

głowyświadczyłoklasiedziewczyny,jejwzrokointeligencji,agłosiwymowaotym,że

byłaosobąwykształconą.

Oczywiście,mógłsięmylić.

Odpółrokuprzemierzałwielkomiejskieulice.Prowadziłrozmowyzrodzicami,

młodocianymiuciekinierami,atakżezludźmi,którychżyciowymcelembyłoniesienieim

pomocy.Dlatychulicznychdzieciakówpostanowiłzrobićwszystko,nacobyłogostać
jako

reportera.Zdążyłjużoddaćimswojeserce.Chłodnyobiektywizm,którymszczyciłsiędo
tej

poryiktóryudałomusięzachowywaćprzezpełnedziesięćlatpracynawaszyngtońskim

Kapitolu,byłterazpoważniezagrożony.

Jesszdawałsobiesprawęztego,żegdzietylkospojrzał,wszędziedostrzegałalbo

nieszczęśników,albonikczemników.Nocnekoszmary,któreczasamigonawiedzały,

świadczyłyogłębijegoodczuć.Corazczęściejmusiałzwalczaćchęćwłączeniasiędo
sprawy

inatychmiastowegointerweniowania,zamiast-jakdotąd-jedyniewypytywania

nieszczęsnychdzieciakówoichdramatyczneprzeżyciaisprowadzaniaichosobistych

dramatówdosuchychfaktów,którepotrzebnemubyłydonapisaniakolejnegotekstu.

Zatrzymałsięiwsunąłręcedokieszeni.Corobiłnocąnaulicy?Instynkt

samozachowawczypowinienskłonićgodonatychmiastowegopowrotudohotelu,bootej

porzetamwłaśniepowiniensięznajdować,anienaulicy.Byłwprawdziemężczyznądość

background image

młodymiwdobrejkondycjifizycznej,aleotrzeciejnadranemuliceFrancuskiej
Dzielnicy

niebyłybezpiecznymmiejscemdlanikogo,nawetdlasiłaczy.Widoczniedziewczyna,
która

takbardzozaintrygowałagowbarze„Tallulah”,żeażposzedłjejśladem,doszładotego

samegownioskuijużdawnogdzieśsięschroniła.Dalszeposzukiwaniabyływięc
bezcelowe.

Jesszawrócił.Kiedyznalazłsięwpołowiedrogidonajbliższejprzecznicy,nagle

ujrzałCrystal.Wtowarzystwiemężczyznypoznanegowbarzestałanaprzeciwległym
rogu

ulicy.Itymrazemświatłolatarnipadającenajejsylwetkętworzyłowokółgłowy
promienistą

aureolę.

Jesswycofałsięwcień.Niemiałpojęcia,czegoszuka.Niewiedziałnawet,dlaczego

interesowałsiępoczynaniamitejdziewczyny.Najegooczachkorpulentnymężczyzna

poderwałjąwbarze.Łatwobyłodomyślićsię,costałosiępotem.

NadaljednakcośdręczyłoJessainiedawałomuspokoju.Jakieśdziwne

przeświadczenie,żepozorypotrafiączasamiwprowadzaćwbłąd.To,cowydarzyłosięw

ciągunastępnychkilkuminut,dowiodło,żeitymrazemniezwiódłgoreporterskinos.

ROZDZIAŁDRUGI

-Zatrzymajsięiudawaj,żenicsięniedzieje-wyszeptałaCrystaldoidącegoobok

mężczyzny.-Ktośnasśledzi.

TęgiTeksańczykprzeraziłsię.Zacząłdrżeć.Crystalmiałanadzieję,żejejkłamstwo

niespowodujeuniegoatakuserca.

-Byćmożetonictakiego…-zawiesiłagłosiodczekałachwilę,ażmężczyznatrochę

sięuspokoi.-Albojakiśgliniarz-dodała,kiedywziąłjązaramię.

Miałwyraźnekłopotyzoddychaniem.Nadalbyłprzerażony.

-Prawojesttusurowe,aledużychgrzywienniewlepiają-oznajmiłaprzyciszonym

głosem,uspokajającopoklepującgrubasaporęku.-Oczywiście,policjabędziemusiała

skontaktowaćsięzhotelem,żebyzweryfikowaćtwojątożsamość,aleniebójsię,

recepcjonistanapewnoniezadzwonidotwojejżony.

MężczyznapuściłramięCrystal.Przyłożyłrękędoserca.

-Idziezanamijakiśgliniarz?-zapytałzduszonymgłosem.

-Niewiem-odparłaidodałaszybko:-Alewtejdzielnicyprzyłapanieprzezgliniarza

background image

tonajlepsze,comożenamsięprzydarzyć.

Teksańczykniebyłjużwstanieukrywaćswegozdenerwowania.

-Dodiabła,gdziejesttenpokój,októrymmówiłaś?-zapytał.

Crystalrozejrzałasięwokoło.Omiotłaspojrzeniempobliskibudynek.Staryinędzny.

Naschodkachprowadzącychdowejściasiedziałoczterechgroźniewyglądających
młodych

mężczyzn,wszyscyubranibyliwczarneskóry.

-Tutaj.Jużjesteśmynamiejscu.Nieprzejmujsiętymifacetami.Niesątak

niebezpieczni,najakichwyglądają.Naprawdę.

-Niezamierzamtamiść!-warknąłTeksańczyk.

-Boiszsię?Takisilnymężczyzna?

-Posłuchaj,panienko.-Wierzchemdłoniotarłpotzczoła.-Zatrzymajsobieforsęi

zapomnijocałejsprawie.Jastądspływam.Mamtegodość.

PrzezchwilęCrystalmyślała,żeposunęłasięzadaleko.Chciaławystraszyćfaceta,ale

nieażtakbardzo.

-Jesteśpewny?-spytała.

-Tak-wycharczałwodpowiedzi.Odwróciłsięiruszyłwstronę,zktórejdopieroco

przyszli.

Jaknaczłowieka,którywyglądałtak,jakbymiałzarazdostaćatakuserca,poruszałsię

żwawo.Prawiebiegł.Crystalprzestaławięcmartwićsięoniegoipostanowiła,żedziesięć

dolarów,toznaczyróżnicęmiędzytym,cojejdał,atym,comusiałazapłacićPerry’emu,

przekażenamiejscoweschroniskodlamłodocianych.Chciałosięjejpłakać,azarazem
śmiać,

botakwielkąodczułaulgę.Niepierwszyjużrazigrałazlosem.Wiedziała,żemożesięto
źle

skończyć.

Nagleuprzytomniłasobie,żewtejchwiliteżnarażasięnaniebezpieczeństwo,stojąc

otrzeciejnadranemnaroguulicy,wpełnymświetlelatarni.Skryłasięwcieniuiszybko

rozejrzaławokoło.

Uznała,żeczterejmłodzimężczyźnisątakzajęcisobą,żeniestanowiąwiększego

zagrożenia.Alewpołowiedrogidonajbliższejprzecznicyznajdowałsięnocnybar,wokół

któregopanowałnadaldużyruch.Niemogłaiśćsamawtamtąstronę,zwłaszczatak

wyzywającoubrana.Gdybytozrobiła,pewniemiałabywięcejklientów,niżbyłabyw

background image

stanie

wymyślićprzeróżnych,bzdurnychinieprawdopodobnychhistoryjek,żebyichodstraszyć.

Rzuciłaokiemnaprzeciwległąstronęulicy,apotemzniepokojemzatopiławzrokw

ciemnościach.Inaglespostrzegła,żepodrugiejstronieulicystoiwcieniujakiśczłowiek.

Ktoś,ktoobserwujejąiniechce,żebygozobaczyła.

Crystalwzniosłakuniebumilczącemodły.

Muszębyćostrożniejsza,powtarzaławmyśli.Jeśliudamisiędziśdotrzećbezpiecznie

dodomu,odjutrabędęunikałatakichsytuacji.

Wyczuwałabliskąobecnośćśledzącegojąmężczyzny.Szedł,ukrywającsięw

ciemnościach.Przyspieszyłakroku,leczwiedziała,żemunieucieknie.Mogławprawdzie

zacząćbiec,alewbotkachnawysokichobcasachbyłototrudneiniebezpieczne.Ze
skręconą

nogąniemiałabyżadnychszans.

ByłaodniedawnawNowymOrleanie,leczwszystkieuliceFrancuskiejDzielnicy

znałatakdobrze,jakwrodzinnymmieście.Znajdowałasięjużbliskowynajmowanego

mieszkania.Jeślidopiszejejszczęście,powinnazapięćminutdotrzećnamiejsce.

Minęłasklepikspożywczy,któryzadniaczęstoodwiedzałydzieciakiztejulicy,

kupująctutaniomlekoiczerstwepączki.Byłterazzamkniętynaczteryspusty.
Niedostępny

dlamłodocianychklientów,którzypozapadnięciuciemnościstawalisięgroźniibylibyw

staniewynieśćwszystko,coniebyłonastałeprzytwierdzonedopodłogi.

Mijającgrupęzaniedbanych,tandetnychczynszówek,Crystalznówprzyspieszyła

kroku.WtymmiejscukończyłosięniepowtarzalnepięknoFrancuskiejDzielnicy.Zamiast

pełnychurokustaroświeckichdomówzpastelowymiścianamiiukwieconymi,ozdobnymi

balkonami,pojawiłysiębudynki,agdzieniegdzietakżemałesklepowepawilony,które
już

niestarzałysięztakimwdziękiemjaktamtedomy.Byłyzaniedbane,podobniejak
zamiesz-

kującyjeludzie.

Crystalnadalniemogłaoprzećsięwrażeniu,żektośzaniąidzie.Szłaszybkoijuż

rozbolałyjąnogi,aleminąwszydwanastępnerzędydomów,przyspieszyłajeszcze
bardziej.

Spojrzaławbocznąulicęizobaczyła,żejestzupełniepusta.Porazpierwszyodprzyjazdu
do

background image

NowegoOrleanuzapragnęłaujrzećgliniarza.Niechbyrobiłterazconocnyobchódswego

rewirulubeskortowałdoaresztumiejscowegozabijakęczyteżlikwidowałrodzinną
bójkę.W

tejchwiliwystarczyłbyjedenjedynygliniarz,żebyspłoszyćmężczyznę,któryzanią
podążał,

przyczajonywciemnościach.

Wrekordowymczasieminęłakilkanastępnychprzecznic.Dotarładomiejsca,w

którymmusiałaskręcićwciemnyprzesmykmiędzydomami,prowadzącynadziedziniec.

Zatrzymałasięwprzejściuizmusiła,żebyspojrzećzasiebie.Ulicawyglądałana
opustoszałą,

mimotojednakCrystalniewierzyła,żeudałojejsięzgubićmężczyznę,któryzanią
podążał.

Odczekałaminutę,apotemjeszczepięć,poczymszybkoruszyładalej.

Nadziedzińcuokrążyłastaroświecką,zrujnowanąfontannę,jakzawszeobawiającsię,

żewrosnącychwokółzaroślachktośukrywasięlubśpi.Weszłanazewnętrzneschody

prowadzącenagalerię,stamtądjużmiałatylkokrokdowłasnegomieszkania.Dopiero
gdy

znalazłasięwśrodkuizamknęłazasobądrzwi,odetchnęłazulgą.

DlaczegootyłyTeksańczykzostawiłjąnasamymśrodkuchodnika?Idlaczegonistąd,

nizowądrzuciłsiębiegiemzpowrotem?Stojącwcieniupodrugiejstroniejezdni,Jess
nie

mógłdojrzećtwarzyCrystal,alejejgesty,ruchyramionirękauniesionadoczoła,
wyrażały

ulgę.Amożeraczejniepokój?

Ogarnęłagozłość.Namężczyznę,któryzostawiłdziewczynęsamąwśrodkunocy.Na

całyświatzato,żemłodocianeulicznice,uciekinierkizdomówpokrojuCrystal,spotykał
taki

los.Copowiedziałjejtenmężczyzna?Czegochciał?Icotakiegousłyszał,żewziąłnogi
za

pas?

Jessnadalwżadensposóbniepotrafiłsobieprzypomnieć,gdziejużwcześniejwidział

tędziewczynę.Intrygowałagoidlategopostanowiłjąśledzić.Obserwującniezrozumiałą

scenępodrugiejstronieulicy,byłprzekonany,żenatrafiłnajakąśtajemniczą,interesującą

historię.Izamierzałjąpoznać.

Zauważył,żeCrystalwyprostowałasięirozejrzaławokoło.Niemogłagodostrzec,bo

background image

ukrytywgłębokimcieniu,przywarłplecamidościanydomu.Wiedziałjednak,żewyczuła

jegoobecność.Odwróciłasięiszybkimkrokiemruszyłaprzedsiebie.

Dzisiejszejnocymiałajużzasobąjakieśprzykreprzeżycie.Niezamierzałprzysparzać

jejdalszychkłopotów.Gdybyjednakspostrzegła,żejestśledzona,nadrugirazmiałaby
sięna

bacznościiwyprowadziłabygowpole.Ajemuzależałonaodkryciuotaczającejją
tajemnicy.

NadalpodążałzaCrystalwbezpiecznejodległości.Kiedyjednakprzyspieszyłakroku,

wiedział,żenieudałosięjejzwieść.Szedłdalej,przezcałyczaskryjącsięwcieniui

przywierającdomurów.Stawał,odczekiwałchwilęiruszałponownie.

DlaJessaśledzenieniebyłopierwszyzną.Znanemubyłyróżnesposobyobserwacji.

Wyrobiłsobienazwiskojakoreporter„WashingtonPost”,spędzająccałenocenaprze-

mierzaniunajniebezpieczniejszychulicstolicy.Rzadkojednakzdarzałomusięśledzić
osobę

takbardzowyczulonąipłochliwąjakCrystal.Reagowałanakażdyszmer.KiedyJess
potknął

sięniemalbezgłośnieouszkodzonąpłytęchodnika,zawahałasięnachwilę,leczzaraz

ponownieprzyspieszyłakroku.

Zmniejszyłniecodzielącąichodległość.Akuratgdyudałomusięskryćzaframugą

drzwizamkniętegosklepu,Crystalzatrzymałasięispojrzałazasiebie.

Jessczekał.Mijałyminuty,aona,ledwiewidoczna,stałanieruchomowmiejscu.

Właśniezacząłsięzastanawiać,czymógłniezauważyć,żeweszładobudynku,gdynagle
w

ciemnościbłysnęłyczerwoneświecidełkaijużposekundzieznowurozpłynęłysięw
mroku.

Wciąguparusekunddopadłmiejsca,wktórymznikłaCrystal.Znajdowałsiętutaj

wąskiprzesmykpomiędzydwomastarymidomami,pełenśmieciipotłuczonegoszkła.

Skręciłipochwiliznalazłsięnajakimśdziedzińcu.

NiebyłtodlaJessawidokniecodziennywtejczęścimiasta.WeFrancuskiejDzielnicy

wieledomów,dziśpodupadłych,leczpamiętającychdawnedobreczasy,miałodziedzińce.

Pierwsinowoorleańscyosadnicycenilisobieprywatność.Dziedziniec,naktórymznalazł
się

terazJess,okalałyodtyłudwapiętrowebudynki.Kiedyśbyłytozapewnekwatery

niewolnikówlubwozowniaistajnie.Terazwtychbrzydkich,odlatnieodnawianych

background image

domach,mieściłysięnędzneczynszowemieszkania.

Jessprzystanąłwcieniurozłożystejmagnoliiizacząłobserwowaćotoczenie.Wśród

wysokichchaszczyrosnącychnaskrajudziedzińcazwielkimtrudemdojrzałstarą,

rozpadającąsięfontannę.Naglezzarośliwynurzyłsięprzeraźliwiechudyczarnykot.

Dumnieniósłwpyszczkupewniedopierocozłapanąmysz.

AwięcgdzieśtutajmieszkałaCrystal,byćmożezinnymimłodocianymi

uciekinierkamialbozsutenerem.Pewniezamierzałaspędzićtutylkojednąnoclubjeden

tydzień,anajwyżejjedenmiesiąc.Dzieciakiulicymiałyzwyczajprzenosićsięzmiejsca
na

miejsce,szczególniewówczasgdy,podobniejakCrystal,zajmowałysięnierządemlub
parały

inną,niewielesympatyczniejsząrobotą.Prowadziłykoczowniczeżycie,boniemiały
innego

wyboru,albodlatego,żenieumiałynigdzieosiąśćnastałe.

Jesswiedziałjuż,gdziewtejchwilimieszkaCrystal,alenadalniemiałpojęcia,kim

jest.Zdawałsobiesprawętylkozjednego.Wiodłosięjejlepiejniżinnymmłodocianym

uciekinierkom,zktórymidotejporyrobiłwywiady.Niebyłabezdomna.Miaładachnad

głową.

Zastanawiałsię,corobićdalej.Nadalniedysponowałżadnymiinformacjaminatemat

tejtajemniczejmłodejkobiety,aleinstynktreporteraniepozwalałmurezygnowaćz
dalszego

dochodzenia.

Ogarnęłogozmęczenie.Przypomniałsobie,żeniezbytdalekomiejsca,wktórymsię

terazznajdował,przebiegałaEsplanadeAvenue,gdziemógłotejporzezłapaćtaksówkęi
po

kilkunastuminutachznaleźćsięwewłasnymhotelu.Iszybkozapomnieć,żewogóle

interesowałsięmłodąulicznicąoimieniuCrystal,bezwzględunato,kimbyła.

Toprawda,mógłtakpostąpić.Aleniepotrafił.

Zastanawiałsię,czywrosnącychtutajzaroślachbezpańskiczarnykotwyłapał

wszystkiemyszy.Bojeśliresztętejnocyzamierzałspędzićnawilgotnejziemi,w
gęstwinie

gałęzi,niebyłmudoszczęściapotrzebnybliskikontaktztymistworzeniami,którenigdy
nie

budziłyjegosympatii.

background image

Jessaczekałinnybliskikontakt.Niezmyszami,leczzwychudzonymczarnymkotem,

którybędączapewnekiedyśzwierzęciemudomowionym,wskoczyłmunakolana.

Nieomylnymkociminstynktemwykryłnatychmiastobecnośćnieoczekiwanegogościai

zaanektowałgodlasiebie.Prężącsięimrucząc,parszywiecdomagałsiępieszczot.

Niemogącwyprostowaćplecówikrzykiemodstraszyćzwierzaka,chcącniechcąc,

Jessmusiałsiępoddać.Trzymałnakolanachpaskudnego,zapchlonegokocuraipocieszał
się

jedyniemyślą,żeprzynajmniejteprzemyślne,małegryzoniebędąobchodziłygoz
daleka.

Niemalcałkowicieukrytywkrzakach,miałjednakniezłepoleobserwacyjne.Patrzył

przedsiebiespodpółprzymkniętychpowiek.Zdarzałomusięnieraztakdrzemać
godzinami,

bywało,żewjeszczegorszychmiejscachniżto,aleiwlepszych.Jednak,gdyzaczynało
się

cośdziać,zawszepotrafiłbłyskawicznieprzytomnieć.

Wtensposóbprzetrwałnaposterunkuponadgodzinę.Ocknąłsię,gdyprzesmykiem

odstronyulicyweszlinadziedziniecdwajmłodziludzieiudalisiędojednegozmieszkań
na

parterze.Rozbłysłylampy,leczzarazznówzapadłaciemność.

Jessczuł,żejestpołamany.Odniewygodnejpozycjibolałogocałeciało.Jedyne,co

mógłrobić,toprzenosićciężarciałazjednegobokunadrugi.Kryjówkabyłatakmała,że

ledwiesięwniejmieścił.

Cowłaściwiespodziewałsięodkryć?Crystalzpewnościąniewyjdziezdomuażdo

południa,podczasgdyonoświciebędziemusiałopuścićchyłkiemswojeschronienie.Na
co

więcliczył?Dotejporyniedowiedziałsięniczegociekawegoibyłoprawiepewne,żedo

ranapodtymwzględemnicsięniezmieni.Prawiepewne,lecznieniemożliwe.Mogłosię
coś

wydarzyć,asłowo„mogło”

byłowstaniezelektryzowaćkażdegorasowegoreportera.Jessniezamierzałdaćza

wygraną.

MonotonnemruczeniekocurawkrótceuśpiłoJessa.Śniłomusię,żejestw

Waszyngtonie,najednymzlicznychkoktajlowychprzyjęć,naktórechodziłz

dziennikarskiegoobowiązku.Jakzwykle,nudziłsięokropnie.Ijakzwykle,znieciekawej

background image

gadaninyinnychgościodruchowowyławiałjednymuchemcociekawszestrzępki
rozmów.W

pewnejchwilisalaopustoszała.Poznikaliwszyscygoście.InagleJessujrzałCrystal.
Miała

nasobietandetnąkoszulkęobszytączerwonymiświecidełkamiiwysokiebotkiztaniej

imitacjiskórykrokodyla.

Ocknąłsię.Zerknąłpoprzezliście.Dziedziniecbyłskąpanywróżowymświetle

wczesnegoporanka.Widokbyłniezwykły,całkowicienierealny.Brzaskuwydatniał
nieco-

dziennąarchitekturęstarychdomówimagicznymblaskiemoświetlałkrzakmagnolii
rosnący

uwejścianadziedziniec.Powietrzebyłoprzesyconezapachemligustry.Gdzieśwysoko
nad

głowąśpiewałprzedrzeźniacz,naśladujączpowodzeniemtrelekardynała.

Rzeczywistośćprzywróciłotrzaśnieciedrzwi.Naszerokągalerięokalającąpiętro

budynkuwyszłazjednegozmieszkańjakaśstarakobietawwypłowiałej,niebieskiej

podomceidośmietnikaznajdującegosiędokładniepodmiejscem,wktórymstała,rzuciła

otwartątorbęzodpadkami.Niestety,rzutokazałsięniecelny.

-Śniadanko-szepnąłJessdokocura,którywczepionypazuramiwmateriałspodni,

nadalleżałnajegonodze.-Idźponie.

Zwierzakposłuchałradyiposzedłspenetrowaćśmieci.Jessotrzepałspodniezsierści.

Postanowił,żegdytylkokobietawejdziezpowrotemdomieszkania,opuścikryjówkę.
Jeśli

niezrobitegoodrazu,ktośmożezobaczyć,jakgramolisięzkrzakówibędziemutrudno

wyjaśnić,cotutajrobił.

Niestety,kobietatkwiłanadalnagalerii.Wzięładorękiszczotkęizamiatającpodłogę,

zaczęłaniezbytczystośpiewaćgrubymgłosem.Jejśpiewnatychmiastuciszyłptakii

wystraszyłkocura,którydałnogęzpowrotemwkrzaki.Jessczekałwnapięciuna
dogodną

doucieczkichwilę,alekobietaniezamierzałaprzerwaćroboty.Zamiatałaizamiatała,

zdecydowanapozbyćsiękażdego,nawetnajmniejszegopyłku.

Wreszcieskończyła.Nadalzeszczotkąwręku,zeszłapowoliposchodkach.Nadole

skrzętniewyzbierałanietylkowszystkieśmieci,którenietrafiłydopojemnika,lecztakże
te,

któreleżałytuodwieczoru.

background image

Jessażjęknąłwduchu,gdykobietazaczęłazamiataćterenprzedmieszkaniamina

parterze.Machającenergicznieszczotką,podjęłaśpiewaniedokładniewtymmiejscu,w

którymjeprzerwała.Wreszcieuznała,żedziedziniecjestczysty.Przekonany,żezaraz

wejdzienapiętroiznikniewmieszkaniu,Jessgotowałsiędoskokuzzarośli.

Kobietajednakpodeszładoschodów,uniosłaszczotkęiponowniezabrałasiędoich

zamiatania.RozczarowanyJesszacząłobliczać,ileczasuzajmiedotarciedonajwyższego

stopnia.Obawiałsię,żegdyskończy,zachowującobecnetempo,słońcebędziejużstałow

zenicie.

Wreszciedotarłazeszczotkąpoddrzwiwłasnegomieszkania.Jessjużzamierzał

wyskoczyćzzarośli,gdynaglenagaleriiukazałasięjakaśmłodakobieta.Miałanasobie

bladoniebieskąlnianąspódnicęibluzkęściągniętąwtaliipaskiem.Mimoprostotykroju,
strój

byłeleganckiizpewnościąkosztowny.Jasnewłosy,sczesanenatyłgłowy,tworzyły
luźny

węzeł.Poobustronachtwarzypozostałyjedyniepojedyncze,wijącesiępasemka.Jedyną

ozdobęstanowiłysrebrnekolczyki.

Jesszamarłzwrażenia.Młodakobietawyglądałazjawiskowopięknie.

-Znówsiępanimęczy,paniDuchamp?

-Dziecko,alemnieprzestraszyłaś!

-Przepraszam.-Młodakobietauśmiechnęłasięlekko.Głosbrzmiałtakmelodyjnie,

jakpoprzedniejnocy,auśmiechbyłoniebocieplejszy.Jesswymówiłbezgłośnie:

-Crystal…

-Noijaktowszystkowygląda?-spytałapaniDuchamp,wskazującgalerięi

dziedziniec.

-Idealnie-odparłaCrystal.Zawahałasięnachwilę.-Jesttakczysto,żedojutranie

musipanijużsprzątać.

-Samatosobiepowtarzam.-PaniDuchamppotrząsnęłagłową.-Alezarazznów

zabieramsięzazamiatanie.

-Wszyscydoceniamypaniporządki.

-Staramsię,jakmogę.

Crystalzeszłazgaleriiipochwiliznalazłasięnadziedzińcu.Zwysokouniesioną

głową,szławdzięcznym,lekkimkrokiem,któryJesszauważyłjużwczorajszejnocy.Dziś

ranomiałajednaknanogachinneobuwie.Pantoflezcienkiejniebieskiejskórkinaniskim

background image

obcasie.Bezwulgarnegomakijażuitandetnegostrojuulicznicywyglądałanawięcejniż

osiemnaścielat,doktórychsięprzyznawała.Ijeślirzeczywiścieskądśuciekła,toniez

rodzicielskiegodomu,leczodmężalubkochanka.

Jessbyłpewny,żemiałazasobąniezwykłeprzeżycia.Alejakie?Zamierzałsiętego

dowiedzieć.KiedyCrystalprzeszłatużobokjegokryjówki,zacisnąłzębyiczekał

niecierpliwie,ażpaniDuchampwejdziewreszciedoswegomieszkania.Jużsięgałado

klamki,alewidoczniedostrzegłajakiśpyłek,boznówwzięłaszczotkę.Naszczęście,na

galeriiukazałsięjakiśstarymężczyznai,mimoprotestówkobiety,wciągnąłjądo

mieszkania.

JesswyskoczyłzkrzakówiprzejściemmiędzydomamipognałzaCrystalwstronę

ulicy.Byłledwieżywy.Wcałymcieleczułognisteigły.Potknąłsiędwukrotnie,zanim
udało

musięodzyskaćjakątakąformę.Nakońcuprzesmykuzatrzymałsię,szukającwzrokiem

bladoniebieskiejsylwetkiiplamyjasnychwłosów.DostrzegłCrystalwostatniejchwili,
gdy

skręcałazatrzecimrzędemdomów.

Podążałzaniąszybkimkrokiem.Dziśjednakniewyglądałanaosobę,któraczuje,że

jestśledzona.PrzyJacksonSquareprzecięłajezdnięiweszłado„CafeduMonde”.

Przystanąwszywdrzwiachpobliskiegobaru,Jesspatrzył,jakznikaipochwilipojawia
się,

niosącparującykubekorazmałąpapierowątorbę.IdącdalejDecaturStreet,sączyła
gorący

płyn,pewniekawę,ijadłabeignets,pączki,zktórychsłynęłataznanakawiarnia.

WtejchwiliCrystalwyglądałajakkobietaspieszącawczesnymrankiemdonormalnej

pracy.Mogłabyćrówniedobrzenauczycielką,jakimłodąosobąnakierowniczym

stanowisku,któraprzedczekającymjądniemciężkiejpracypostanowiłaodbyćporanny

spacer.

Jesszastanawiałsię,czytejnocychoćnachwilęprzyłożyłagłowędopoduszki.

Wiedział,októrejwróciładodomu.Terazjednakwcaleniewyglądałanazmęczoną,
podczas

gdyon,torturowanyprzezgałęzieikota,ledwietrzymałsięnanogach.

TużprzedCanalStreetskręciłajeszczeraz,znikającJessowizoczu.Gdypominucie

doszedłdorogu,nigdzieniebyłojejwidać.Czyżbywpadłanaśniadaniedokafejkipo

przeciwnejstronieulicy,tużobokwylotupodziemnegohotelowegoparkingu?Chybanie,

background image

bo

dopierocozjadłapączki.Amożetutajspotykałasięzklientami?Raczejteżnie,bonie
była

odpowiednioubranadotejroboty,aiporabyłajeszczezbytwczesna.Zaledwiewpółdo

siódmej.

Jesszlustrowałwzrokiemdalszebudynki.Crystalmogławejśćdodowolnegodomu

czysklepulubbocznymwejściemdostaćsiędohotelu,idącnaumówioneporanne
spotkanie

zktórymśzestałychklientów.

Niemógłczekaćnaulicy,bozezmęczeniapewniezasnąłbynastojąco.Jakoże

kafejkabyłanajbardziejprawdopodobnymmiejscempobytuCrystal,tamwłaśnie
postanowił

rozpocząćposzukiwania.Przeszedłnadrugąstronęulicy.Nawprostwylotupodziemnego

garażuprzystanąłnachodniku,abyprzepuścićjakiśwózwyjeżdżającynaulicę.Inagle
Jess

ujrzałtużprzedsobąrozszerzoneniebieskieoczyCrystal,wpatrującesięwniegozprze-

strachemprzezszybęsamochodu.

ROZDZIAŁTRZECI

Mimożestrugiporannegodeszczustanowiłyskutecznąosłonę,Jessuniósłwyżej

trzymanywrękuegzemplarzlokalnejgazety,żebyukryćtwarzprzedpieszymi.Nie
zwracali

onizresztąwiększejuwaginamężczyznęsiedzącegowwiśniowymsedanie.Autostało
przy

krawężnikupodrugiejstronieulicy,nawprostwylotuhotelowegogarażu.

Jessprzewracałstronygazety.Ażdwukrotnieprzeczytałjąoddeskidodeski.Zżymał

sięnaredaktorówdziałów,śmiałzkomiksówimiałpretensjędoznanejdziennikarki

prowadzącejkącikdlakobietzato,żematcenękanejprzeznieznośnegobachoraudzieliła

bezsensownejrady.

Minęłojużwpółdosiódmej,lecznadalniebyłowidaćCrystal.Poprzedniegoranka,

opuszczającpodziemnygaraż,wystraszonawidokiemJessa,szybkododałagazuipo
chwili

zniknęłazazakrętem.Mimożebyłoszołomionytaknagłymspotkaniem,wykazałsię
jednak

sporąspostrzegawczością.Zauważył,żewózmiałtablicerejestracyjnewydanewstanie

Maryland.SolidnynapiwekwręczonyparkingowemupozwoliłJessowizdobyćnastępną

background image

interesującąinformację.Stałemiejscebiałegobuickaregalopłacałamiesięcznieosobao

nazwiskuK.Jensen.

Jesswróciłdohotelu,porządniesięwyspałicałewczorajszepopołudniespędziłna

przemierzaniuFrancuskiejDzielnicywposzukiwaniuśladówmogącychpomócmu
rozwiązać

zagadkęfascynującejgokobiety.PonownarozmowazWandąniewniosłaniczego
nowego.

JesswróciłnadziedziniecdomuCrystalipodpretekstem,żeszukamieszkaniado
wynajęcia,

pogadałsobiezpaniąDuchamp,któraokazałasięwłaścicielkądomu.Późnymwieczorem

pojawiłsięznówwbarze„Tallulah”iulokowałwciemnymkącie.Niestety,Crystalw
ogóle

sięniepokazałainikt,zkimwdałsięwpozornieluźnąpogawędkę,niepotrafiłniczegoo
niej

powiedzieć.

Takwięcdziśzacząłnaniączatować,zająwszywczesnymrankiemstrategiczną

pozycjęnawprosthotelowegogarażu.Odparkingowegodowiedziałsię,żeCrystal
zabiera

samochódcodziennieokołoszóstejtrzydzieści.Chłopakniewiedział,kiedygoodstawia,
bo

wcześniejkończyłzmianę.Wkażdymraziemusiałotodziaćsiępóźnympopołudniem.

ZakwadranssiódmaJessdoszedłdowniosku,żeCrystalzmieniłaplany,aonsam

traciczas.Niebyłosensudłużejczekać.Właśnieprzekręcałkluczykwstacyjce,gdyna
ulicę

wyjechałbiałybuickregal.WidocznieCrystaldostałasiędogarażuwejściemod
następnej

ulicy.

Jessbłyskawiczniepochyliłgłowę,przyokazjiuderzającniąboleśnieokierownicę.

Zakląwszypodnosem,zerknąłprzezszybę.DziśCrystalwidoczniegoniezauważyła,bo

jechałapowoli.Ruszyłdopierowtedy,kiedybiaływózskręciłzarogiem.Otakwczesnej

porzeruchbyłniewielki,więcniegroziłoimutknięciewkorku.

Crystalspoglądałazniepokojemnazegarznajdującysięnatablicyrozdzielczej,a

takżenaszarąmgiełkęnaprzedniejszybie,zmniejszającąwidoczność.Byłajuż
spóźniona,a

deszczniepozwalałnanadrobienieszybsząjazdąstraconychminut.Gdyporazpierwszy
nie

background image

stawiłasięnaczas,omałoniestraciłapracy.Dziś,poczterechtygodniach,miałajużza
sobą

okrespróbny.Szefzdążyłsięprzekonać,żejestdobrąpracownicą.Miałanadzieję,że
weźmie

topoduwagę.

Byłaogromniezmęczona.Zwykleponocyspędzonejnawłóczeniusięulicamiipo

barachwracaładosiebienadranem,brałapryszniciodrazuzabierałasiędodomowych

zajęć.Rzadkokiedyrano,przedwyjściemdopracy,pozwalałasobienamałądrzemkę,
gdyż

wiedziała,żejeślitozrobi,możezaspać.

Dziśokazałosię,żeobawybyłyuzasadnione.Spędziłamęczącąnoc.Chłopak

poznanynaulicywłaśnieświętowałotrzymaniepracyprzymyciunaczyń.Zaprosił
Crystaldo

rudery,którąonitrójkainnychdzieciakównazywalidomem.Przezcałąnocprzewijalisię

tamrozmaicimłodocianiuciekinierzy.Niestety,niebyłowśródnichosoby,naktórej

odszukaniutakbardzojejzależało.

Zgnębionaiwykończonafizyczniewróciładodomuipadłanałóżko,obiecującsobie,

żewstaniezakwadrans.Wstała,aledopieropogodzinie.Iterazmiałojątodrogo
kosztować.

WjechałanamostnadMissisipi.Padającydeszczkładłkresupałomtrwającymprzez

całyostatnitydzień.MieszkającwWaszyngtonie,Crystalprzywykładogorącegoi

wilgotnegoklimatu.Aleniewkwietniu.WNowymOrleaniewiosnabyłatakupalna,że

deszczokazywałsiębłogosławieństwem.

Oczywiście,niebyłbłogosławieństwemdlabezdomnychdzieciaków,zmuszonychżyć

naulicy.Dlanichdaszek,sklepowamarkizaczygęsteliściedębustanowiłyjedyną
osłonę.

Crystalpowitałazradościądobrzeznanywidokmałegoplacyku.Cieszyłasię,że

zarazzaczniepracęiprzezcałydzieńbędziezbytzajęta,abyzaprzątaćsobiegłowę
smutnymi

myślami.

Wjechałanaparkingobokmałego,osiedlowegokioskuzartykułamispożywczymii

wyłączyłasilniksamochodu.

Jakiśmłody,rozzłoszczonymężczyznaotworzyłkioskiwpuściłCrystaldośrodka.

Jessdoznałolśnienia.Pracowałatujakosprzedawczyninaporannejzmianie!Albowięc

background image

kładłasięnaplecachwnędznychhotelowychpokojach,abydorobićsobiedotego,co

płaconojejtutaj,albodziałysięrzeczyniezwykłe.ZdaniemJessa,wgręwchodziłatylko

drugamożliwość.Cośbyłostanowczonietak.

Żebyzdobyćklientów,Crystalniemusiaławłóczyćsięponocnychspelunkach.Mogła

zpowodzeniemprzesiadywaćwkoktajlowychbarachluksusowychhoteliiwybierać
sobie,

kogotylkobyzechciała.Zasweusługimogłażądaćwiele.

Niemusiałauganiaćsięnocamipoulicach,alewidocznietojejodpowiadało.Inie

musiałapracowaćzakiepskiepieniądzewosiedlowymkiosku.

Jesssiedziałwsamochodziezaparkowanymobokceglanegomuru,wmiejscu,z

któregomógł,niezauważonyprzeznikogo,spokojnieobserwowaćkiosk.W
przeszklonym

pomieszczeniurozgrywałasięprzedjegooczamiprzykrascena.Młodyczłowiek,
zapewne

zwierzchnik,rugałCrystal.Kiwałazpokorągłową,takjakbyzgadzałasięzewszystkim,
co

mówił,apotemodprowadziłagododrzwi.

Jessodkręciłszybę,żebymócusłyszećoczymrozmawiali.

-Jeślijeszczerazsięspóźnisz,będęzmuszonyzawiadomićotymkierownictwo-

oświadczyłszef.

-Tom,tobyłonaprawdęostatniraz-obiecywałazpokorąCrystal.-Dziękuję,żemi

darowałeś…-Pozostałesłowazagłuszyłyszumdeszczuiodgłospioruna.

Zanimmłodyczłowiekzrozeźlonąminązdążyłdobiecdoswegowozu,spadłana

niegościanawody.NatenwidokJessodczułdziwnąsatysfakcję.Przedchwilądowiedział
się

oCrystalczegośnowego,alenadalniepojmował,ocotuchodzi.Byłświadkiem

niezrozumiałychizaskakującychpoczynańtejmłodejkobiety,aleniepotrafiłpołączyć
ichw

logicznącałość.

Jessuznał,żemadowyborudwiemożliwości.Albodaspokójcałejsprawie,albo

doprowadzidokonfrontacjiipoinformujeCrystalotym,czegosiędowiedział.Iwtedy
być

możeusłyszyodniejresztęhistorii.

Usłyszyresztęhistoriialbonieusłyszy,bomłodakobietaprzednimucieknie,awtedy

background image

nigdyniedowiesię,costracił.

Rozszalałasięburza.Jesspomyślał,żejeśliwysiądzieterazzsamochodu,totak

zmoknie,jakszefCrystal.Ajeślizdecydujesięodjechać,będziemusiałprowadzićw
żółwim

tempie.Otoczonyzewsządścianąsrebrzystejwody,zwlekałzpodjęciemdecyzji.

Właśniepostanowiłwracaćdoswegohoteluiwreszciesięwyspać,gdypodrugiej

stroniekioskuzatrzymałsięjakiśsamochód.Wysiadłzniegomężczyznawśrednim
wieku,

ubranywdżinsyipłóciennąmarynarkę.Zanimzdołałdobiecdowejścia,byłcałkowicie

mokry.

Chcekupićpapierosy,zgadywałJess.Patrzyłbeznamiętnie,jakgośćotrząsasięz

wody.Wtakąpsiąpogodętylkobrakpapierosówbyłwstanienakłonićnormalnegomęż-

czyznędoopuszczeniasuchegownętrzasamochodu.Boanipotrzebakawałkachleba,ani

kartonuzmlekiem,niezmusiłybygodotakbohaterskiegoczynu.

Jesszsunąłsięwdółfotela,mimożeprawdopodobieństwo,iżmężczyznawdżinsach

dostrzeżego,apotemwejdziedokioskuipowieotymCrystal,byłominimalne.Widok
faceta

tkwiącegootakwczesnejporzewzaparkowanymsamochodziemógłwydawaćsię
dziwny.

GdybyCrystaldostrzegłaprzezszybę,żejakiśczłowiekwsamochodzieobserwujekioski

jednocześniestarannieukrywatwarz,pewnienabrałabypodejrzeńimożenawet

zadzwoniłabynapolicję.

Jessniezamierzałzaryzykować.Kiedyjeszczebardziejzniżyłgłowę,stwierdził,że

jegoostrożnośćmiałauzasadnienie.Mimożejegooczybyłynawysokościtablicy

rozdzielczej,mógłuważnieprzyglądaćsięprzybyłemu,stojącemuwstrugachulewnego

deszczuibardziejzainteresowanemutym,codziejesięnaparkingu,niżzakupemw
kiosku.

OpróczwozówCrystaliJessabyłytujeszczeinnesamochody.Mężczyznawdżinsach

lustrowałjeztakąuwagą,jakbychciałsięupewnić,żewciągunajbliższychkilkuminut
nie

zanosisiętutajnajakiśruch.TozachowaniewydałosięJessowibardzopodejrzane.

Odpoczątkuprzybyłyzachowywałsiędziwnie.Niebyłzwykłymklientem.Zwykli

kliencinieobserwująbowiemparkingów,nieprzywierająplecamidomuruisunąc
wzdłuż

background image

ściany,nieruszająwstronęwejściadokiosku,upewniwszysięnajpierw,czyniktichnie

widzi.

Jesspodciągnąłsięwfotelu.Mężczyznadotarłjużdodrzwiiprzestałzwracaćuwagę

naparking.Interesowałogoteraztylkoto,codziejesięwkiosku.Skupiłuwagęna
stojącej

samotniezaladąCrystal.Natenwidoknajegotwarzyodmalowałosięzadowolenie.

Wchwiligdygośćwdżinsachwsunąłsiędokiosku,Jessopuściłsamochódiprzywarł

dościanybudynku.Widział,jakmężczyznazbliżyłsiędoCrystal.Zzaladyobdarzyłago

uśmiechem,którychwilępóźniejzamarłnajejtwarzy,pokrywającejsięnagłąbladością.

Mężczyznasięgnąłdokieszenimarynarkiibłyskawiczniewyciągnąłprzedsiebie

rękę.Jessdostrzegłbłyskmetalu.Oceniającwjednejchwiliodległość,szybkośćiczas

reakcji,atakżeodwagę,zarównowłasną,jakitę,najakąjegozdaniembyłostaćCrystal,

rzuciłsiękudrzwiomkiosku.

-Dopierocootworzyliśmy-oznajmiłaczłowiekowi,którymierzyłdoniejz

rewolweru.-Utargjestniewielki,chybaniewartzachodu.

-Niewart?-Napastnikgestemwskazałkasę.-Samtoosądzę-warknął.

Crystalusiłowałaopanowaćrosnącystrach.

-Proszę,niechpanweźmieto,cotujest,isobiepójdzie.

Mężczyznaświdrowałjąwzrokiem.Widziała,jakporuszająsięjegobrązowe

dociekliweoczy.Wyglądałjaknajnormalniejszypodsłońcem,przeciętnyklient.Może
trochę

lepiejubranyniżinni,leczzatoprzemoczonydosuchejnitki.Włosymiałstarannie

ostrzyżone.Wyprostowany,głowętrzymałwysoko.Byłdobrzezbudowany.Iidealnie

spokojny.Wyglądałjaktypowyprzedstawicielklasyśredniej.Zrewolwerem
wymierzonym

prostowserceCrystal.

-Niemówiłacimatka,żeniektórezawodysąpiekielnieniebezpieczne?-zapytał

szyderczo.-Tarobotadotakichnależy.Dlaczegotutajpracujesz?

-Zarabiamnażycie.

-Sąinnesposoby.Powinnaśznaleźćsobiecoślepszego.-Napastnikpodszedłbliżej.-

Otwierajkasęidawajforsę.Jeślizrobiszcośgłupiego,jużwięcejniebędzieszmusiała

martwićsięozarobki.

Crystalskinęłagłową.Podeszłapowolidokasy,świadoma,żeciąglejestnamuszce.

background image

Czułazamętwgłowie.Przezchwilęniemogłasobieprzypomnieć,jakdostaćsiędo
szuflady

zpieniędzmi.

-Udawaj,żeinkasujesz-poleciłmężczyzna.Zrobiła,conakazał.Szufladawysunęła

sięzkasy.

Crystalwyciągnęłapieniądzenatyleszybko,nailepozwalałyjejnatotrzęsącesię

ręce,ipodałajenapastnikowi.Wziąłbanknotyi,nawetichnielicząc,wepchnąłdo
kieszeni

dżinsów.GdyCrystalchciałapodaćmujeszczerulonyzdrobnymi,machnąłlekceważąco

ręką.

-Niechcęzabardzosięobciążać-oświadczyłztakąminą,jakbypowiedziałdobry

żart.

-Niewezwępolicjianiniewłączęalarmu,dopókipannieodjedzie.Proszęjużiść.-

Crystalstarałasię,abysłowatebrzmiałyprzekonująco,aletosięjejnieudało.

-Widziałaśmnie-mruknąłmężczyzna,potrząsającgłową.-Będzieszmogłamnie

rozpoznać.

-Toniemojaforsa.Niezależyminatym,żebypanazłapali.

Ruchemrewolweruwskazałzapleczesklepu.

-Idziemy,mała.

Niemającwyboru,Crystalwysunęłasięzzaladyiruszyławewskazanymkierunku.

Zdążyliuczynićzaledwiekilkakroków,gdynaglezaichplecamirozległsięgłośny

okrzyk:

-Policja!Rzućbroń!

Bandytaodwróciłsiębłyskawicznie,aleJesszdążyłjużrzucićsięnaniego.Gdy

złapałmężczyznęzarękęipowaliłnaziemię,rewolwerwypalił.Rozległsięgłośnytrzask

rozbijanejszyby.

PrzerażonaCrystalcofnęłasiępodścianę.Byłotonajrozsądniejsze,comogłazrobić.

Sparaliżowanastrachem,jakogłupiałapatrzyłanaJessaCantrellainapastnika,
tarzającychsię

popodłodze.Zarazjednak,oprzytomniawszy,rzuciłasięzkrzykiemdoladyiwłączyła

przyciskalarmowy.

Mężczyźniwalczylizajadle,jakdzikiezwierzęta.GdyJesszłapałbandytęza

nadgarstekizcałejsiłyuderzyłjegorękąwsklepowąpółkę,rewolwerupadłnapodłogę.

background image

Na

walczącychpospadałypuszkizjedzeniem.Człowiek,któryobrabowałsklep,chwycił
jednąz

nichiusiłowałrozbićjąnagłowieJessa.Reporterowiudałosięzrobićunik,leczpuszka

rozorałamuskroń.Niepuściłjednaknadgarstkabandyty.

Jeszczerazprzetoczylisiępopodłodze.TymrazemjednakJessznalazłsiępod

spodem.Gdynapastnikwyczuł,żeprzeciwniksłabnie,sięgnąłpoleżącąnaziemibroń.

-Rewolwer!

GłosJessa,przypominającycharczenie,otrzeźwiłprzerażonąCrystal.Złapałabrońw

ostatniejchwili,zanimdosięgną!jejnapastnik.

-Nieruszajsię,bostrzelę-zagroziłałamiącymsięgłosem.

Mężczyźniponownieprzetoczylisiępoziemi.Jessjednąrękąściskałnadgarstek

bandyty,adrugąpróbowałchwycićgozagardło.Niestety,przeciwniknadalbyłsprawnyi
nie

brakowałomurefleksu.ZrobiłunikiJesspadłtwarząwdół,awtedyjednymmocnym

uderzeniemnapastnikpowaliłgonapodłogę,asamzerwałsięnarównenogiipognałw

stronędrzwi.

Crystalchciałazatrzymaćstrzałemuciekającegomężczyznę.Dotknęłaspustu,lecznie

potrafiłagonacisnąć.Rękajejzesztywniała.GdychwilępóźniejoddawałaJessowibroń,

nadalnieczułasztywnegopalca.

-Uciekł-stwierdziłanieswoimgłosem.

Byławszoku,oczymświadczyłajejbladatwarz,takbiałajakbluzka,którąmiałana

sobie.Jessbyłpewny,żejejdrżąceręcebyłycałkiemzlodowaciałe.Byłowidać,że
opuściły

jąwszystkiesiły.Zaczęłasłaniaćsięnanogach.

Niewielemyśląc,objąłCrystalimocnoprzytrzymał,abynieupadła.Żałował,żew

kioskuniemażadnegokrzesła.

-Jużsobieposzedł-powiedziałłagodnymtonem,lekkokołyszącCrystalw

ramionach.Starałsięniereagowaćfizycznienajejbliskość.-Niebójsię,jesteśjuż

bezpieczna.

-Pozwoliłammuuciec-wyjęczałazgnębiona.-Niemogłamnacisnąćnaspust…

-Niewartozabijaćzaokradaniekiosku.-JesspogładziłCrystalpogłowie.Blond

włosybyłytakmiękkieidelikatnejakpuszekmlecza.

background image

-Niezamierzałamzabijaćtegoczłowieka!Toonchciałzabićmnie!

Jessnadalkołysałjąwobjęciach.Ladachwilamogłazemdleć.Byłnato

przygotowany.

-Niezrobiłbycikrzywdy-zapewnił,chociażmusiałprzyznać,żewpewnym

momenciezanosiłosięnato.Znałprzypadki,gdywpodobnychokolicznościachginęli
sprze-

dawcymałychsklepików.KiedyzobaczyłbandytęprowadzącegoCrystalnazaplecze,
czuł,

żemusinatychmiastwkroczyćdoakcji.

-Niewidziałeśwzrokutegoczłowieka.-PrzezciałoCrystalprzebiegłnagłydreszcz.

Zatoczyłasię,omalnieupadła.-Wyglądałtak,jakbytogobawiło.Jakbywcalenie
zależało

munapieniądzach!

JesspragnąłuspokoićCrystal.Obawiałsięjednak,żeżadnejegosłowaniebędąw

stanieprzekonaćjej,iżsięmyli.

-Masztojużzasobą-przypomniał.-Niemagotutaj,atyjesteścałaizdrowa.

-Niebyłabym,gdybyśniewpadłtutajjakbomba!Jesszastanawiałsię,ileczasu

jeszczeupłynie,zanimCrystalzadamupytanie,dlaczegotozrobił.

-Wpadłem-przyznał.-Iniestałocisięniczłego.

-Coztobą?-zaniepokoiłasięnagle,podnoszącgłowęiprzyglądającsiętwarzyJessa.

Zmarszczyłaczoło.-Tu,gdzieuderzyłciępuszką,będzieszmiałpaskudnąbliznę.Mogłeś

nawetdoznaćwstrząśnieniamózgu.

-Nicmisięniestało…

GdyCrystalodgarnęłamuwłosyzczoła,żebymóclepiejobejrzećranę,zbólu

wyrwałomusięgłośne:

-Auuu!

-Nawetniejęknąłeś,kiedycięuderzył.

Jessmiałgłowęrozbitąnaskroni.Wjegotwarzydominowałygęste,szerokiebrwii

oczyoołowianejbarwie.Przenikliwe.Widzącewszystko.Oczyreportera.

-Byłemzbytzajęty,żebyprowadzićkonwersację-zażartował,dostrzegającnagle,że

zaniepokojenieCrystal,wywołanejegokontuzją,zaczynaprzeradzaćsięwpodejrzliwość.

-Zajętyratowaniemmnie…

Dotejporymiękkaiciepła,wjednejchwilistężaławobjęciachJessa.Tareakcja

background image

chybaniezostaławywołanaprzenikliwymjazgotemsyreny,zwiastującymnadjeżdżanie

policyjnegoradiowozu.

-Ratowaniemmnie…-powtórzyłatakcicho,żeledwiedosłyszał.

-Tak,ratowaniem-potwierdził.Niebyłosensudłużejudawać,żejegoobecnośćw

tymmiejscujestsprawąprzypadku.-Iśledzeniemciebie-wyznał.-Czywybaczyszmi,

skorodoprowadziłotodotakpomyślnegokońca?

CrystalzaczęłasięwyrywaćzobjęćJessa.Nadaljednakdrżała.Obawiałsię,żenie

utrzymasięnanogachizarazupadnie.

-Tyłajdaku!-Zwinęładłoniewpięściistarałasięodepchnąćodjegotorsu.-Myślisz,

żewszystkociwolno?Kimtyjesteś?

PuściłCrystalniechętnieinieznaczniesięodsunął,abymóczłapaćją,gdybyzaczęła

ponowniesięsłaniać.

-Wolałbymwiedzieć,kimtyjesteś,aleniewiem,bojeszczeniepotrafiłemtego

wydedukować.

Crystalcofnęłasiędokontuaruiprzytrzymałalady.Odgłossyrenybyłcoraz

głośniejszy.

-Jestemdziwką.-Słowateniemalwyplułamuwtwarz.-Toznaczynikim.Pracuję

tutaj,boniewystarczamito,cozarabiamnaulicy.Towszystko.Nieznajdzieszmateriału
na

żadnąinteresującąhistorię,więcwynośsięidajmiświętyspokój!

-Niechciałemprzysparzaćcizmartwień-przyznałłagodnymgłosem.-Jużdzisiaj

przeżyłaśswoje…

JednaknieudałomusięuspokoićCrystal.

-Masznatychmiastprzestaćmnieśledzić!-wykrzyknęłarozzłoszczona.

-Jużwięcejniebędę.Chcętylkousłyszeć,kimjesteśidlaczegoprzyjechałaśdo

NowegoOrleanu.-Widząc,żeCrystalchcemuprzerwać,podniósłdogóryrękę.-I
dlaczego

razubieraszsięjaknobliwamłodadama,innymrazemjakprostytutka,apozatym…
jeździsz

nowiutkimsamochodemiparkujeszgowdrogimgarażu.Ijakpotrafiłaśwmówić
Wandzie,i

zpewnościątakżewieluinnymosobom,żemaszosiemnaścielatiżeuciekłaśzdomu.

Crystalpoczuła,jakogarniająstrach.

background image

-Zostawmnie!Wiem,kimjesteś,inaczympolegato,corobisz.Niechcęztobą

rozmawiać!Czynaprawdęniemożeszdaćmispokoju?-spytałaniemalbłagalnymtonem.

Wtejchwilitużpoddrzwiamikioskurozległsiępiskoponradiowozuzryczącą

syreną.

-Jeślinawetchciałbymdaćcispokój,toitakwtejchwilibyłobytojużniemożliwe-

odparłJess.-Policjapoprosinasowylegitymowaniesię.Takwięczarazusłyszęczęść

prawdy.Wiesz,jakwtakimwypadkupostępujedalejreporter?

Wciąguzaledwiekilkusekund,którejejpozostały,Crystalusiłowaławybraćmniejsze

zło,aleniepotrafiła.Częśćprawdybyłarówniezła,jakcałkowitaniewiedza.

Takwięcznalazłasięwpułapce,zktórejniebyłowyjścia.Musiałaopowiedzieć

JessowiCantrellowiwłasnąhistorięibłagaćgoomilczenie.

ROZDZIAŁCZWARTY

-Jakpiszesiępaniimię?Proszęprzeliterować.-Policjantprzerwałnachwilę

notowaniezeznania.

-Krista.K-r-i-s-t-a.KristaJensen-powtórzyła,niepatrzącnaJessa.-Jeślipansobie

życzy,mogępotwierdzićswojątożsamość.

-Zapytałemtylkodlatego,żepanCantrellzwracałsięprzedchwilądopani,używając

imieniaCrystal.-Policjantzapisałcośwnotesie.-Gdziepanimieszka?

PokrótkimwahaniuKristapodałaswójadres.Niebyłosensuukrywaćgoprzed

Jessem.Dociekliwyreportermógłwkażdejchwiliuzyskaćtęinformację.

-OddawnajestpaniwNowymOrleanie?-pytałdalejpolicjant.

-Nie.

-Wyglądatonatypowynapadrabunkowy.Całeszczęście,żeniktniezostał

postrzelony,kiedywypaliłrewolwer.Czasamipowizyciebandziorówniemakogo

przesłuchać.-PolicjantchybawreszciedostrzegłrozpaczmalującąsięnatwarzyKristy,
bo

dodałcieplejszymtonem:-Pewnieterazposzukasobiepaniinnejroboty.

-Tosamoonmipowiedział…

-Toznaczykto?

-Ten,którynapadł…tenzłodziej…

Dosklepuszybkimkrokiemwszedłjakiśmłodymężczyzna.

-Właśnieusłyszałem,cosięstało.-Niezwracającuwaginapolicjanta,szybko

podszedłdoKristyizacząłprzesłuchiwaćjąostrymtonem.

background image

Jessdopieropochwilizorientowałsię,żetojejszef,Tom.Słuchałgospokojnie

dopóty,dopókipotrafił,toznaczyprzezniespełnatrzydzieścisekund.Apotemzacisnął
dłoń

narękumłodegoczłowiekaiobróciłgowswojąstronę.

-Posłuchaj,przyjacielu.Odpoczątkudokońcawidziałem,cosięstało.Crystal…to

znaczyKrista,zachowałasiętakdobrze,jakzrobiłbytokażdyinnyczłowiek,nie
wyłączając

ciebie.Więcodczepsięodniej.

-PanieCantrell,samapotrafięosiebiezadbać-odezwałasięKrista,porazpierwszy

spoglądającnaJessaodchwili,wktórejopowiedziałapolicjantowi,cosięwydarzyło.-A
ty,

Tom,odczepsięjużodemnie-dodała,nadalpatrzącnareportera.

-Pracujeszumnie…

-Jużnie.Znajdźsobiekogośinnego,bojaodchodzę.Zaskoczonyniewiedział,co

powiedzieć.Kristazwróciłasiędopolicjanta:

-Czyjestemjeszczepotrzebna?

-Nie.Skontaktujemysięzpanią,jeśliokażesiętoniezbędne.PanieCantrell,gdzie

będziemożnaznaleźćpanawraziekoniecznościzidentyfikowaniabandyty?

JesspodałpolicjantowiadresizarazpoprowadziłKristędodrzwi.

-Odchodzisz?-ZaichplecamirozległsiękrzykliwygłosToma.-Niemożesz….

Dalszyciągzdaniastłumiłotrzaśnięciedrzwi.

-Czyjsamochódbierzemy?Twójczymój?-zapytałJess.

Deszczprzestałpadać,aleniebobyłonadalpokrytechmurami.

-Każdeznasweźmiewłasnywóz-postanowiła.

-Ipojedziewswojąstronę.

-Najpierwwpadniemygdzieśnaśniadanie-Jessmówiłszybko,niedopuszczając

Kristydogłosu.-Niejestemgliniarzem,niemamnicwspólnegozobyczajówką.Chcę
tylko

usłyszećtwojąhistorię.

Kristazdawałasobiesprawęztego,żeprotestując,stracitylkoczas.WrękachJessa

Cantrellaznajdowałasięwystarczającaliczbaelementówukładanki,żebypotrafiłzłożyć
jew

całość.

-Dobrze.Zjemyrazemśniadanie,alekoniecześledzeniemipytaniami.Powiemcito,

background image

comogę,apotemdaszmiświętyspokój,zgoda?

-Wporządku,jeślitegozechcesz,gdyskończymyrozmowę.

Kristazawahałasię.Niemiałaochotysiadaćterazzakierownicą,leczniechciała

takżeokazaćwłasnejsłabości.Reporterzybylijakszakale.Wiedziała,żejeślisięugnie,
Jess

Cantrellrzucisięnaniąjaknałatwązdobycziniepopuści.

-Pojedziemymoimwozem-zdecydowałapochwili.

-Potempodrzucęciętutajzpowrotem.-Sięgnęłapokluczyki.

-Pozwól,żewezmęswójsamochód-powiedziałJess,widząc,jakbardzojestbladai

jakdrżąjejręce.-Kończymisiępaliwo.Pomożeszmiwypatrzyćwpobliżujakąśstację.

-Zgoda.

KristapozwoliłaJessowidoprowadzićsiędonowiutkiej,lśniącejhondylegend.

Usadowiłasięnamiękkim,pokrytymskórąfoteluizamknęłaoczy.Ocknęłasiędopiero

wtedy,kiedytankowalipaliwo.

-Jesteśwykończona.Kiedytywogólesypiasz?-spytałJess,gdyponowniewłączyli

siędoruchu.

-Popracy.

Jessniezapytał,jakąpracęmiałanamyśli.

-Jakdługo?

-Zakrótko.

-Towidać.

Zatrzymałsamochódprzyrestauracjizeszwedzkimbufetem.Podejrzewał,żeKrista

żywiłasięrówniemarnie,jakiwysypiała.

-Proszętylkookawę-powiedziaładokelnerki.-Mocną.

-Naprawdęniechceszniczjeść?-zapytałJess,zanimpodszedłztalerzemdo

ustawionychnaladzietac,żebynałożyćsobiejedzenie.

-Kiedytenczłowiekwziąłmnienacel,straciłamapetyt.

-Kawatoniejedzenie-mruknął.Kristauśmiechnęłasięsmutno.

-Niejestemjednąztychmłodocianychuciekinierek,zktórymiprzeprowadzapan

wywiady.Mamdwadzieściaczterylata,chociażbyćmożewyglądammłodziej.Niemusi
pan

sięomnietroszczyć.Jużmiałamjednegoojcaizapewniampana,żetomiwystarczy.

-Dwadzieściacztery?-powtórzyłJess.

background image

-Tak.Iniejestemprostytutką,mimożesprawiamtakiewrażenie.

Jessowi,zaskoczonemutymzdumiewającymwyznaniem,nadłuższąchwilęodjęło

mowę.

-Dlaczegoniezacznieszodpoczątku?-zapytał,ochłonąwszyzwrażenia.

-Dawnotemubyłasobiemaładziewczynka,którabardzozezłościłasięnaswoich

rodzicówiuciekłazdomu-zaczęłaKrista.

Czuła,żejestkrańcowowyczerpana,nadalwszokui,cozaskoczyłojąnajbardziej,

przeraźliwiesamotnainieszczęśliwa.Dzisiejszeprzeżyciauzewnętrzniłycałągamę
głęboko

skrywanych,miotającychniąemocji.

Jesszapragnąłjąpocieszyć,alejakzawszekierowałniminstynktrasowegoreportera,

któryitymrazemnakazałmuniereagowaćimilczeć.

-Tądziewczynkąniebyłamja-ciągnęłapodłuższejchwili.-ByłaniąRosie,moja

siostra.Miaławtedyszesnaścielat.Oświadczyłami,żezamierzaucieczdomu.Nie
potrafiła

porozumiećsięanizmatką,anizojczymem.Byłamprzekonana,żejakzwykleprzesadza.

Naszamamamiałałagodneusposobienie…-Kristazawahałasięnachwilę.Określenie

„łagodne”niezupełniepasowałodojejmatki.Byłaraczejczłowiekiemsłabym,aleKrista
nie

mogłasięzmusić,abypowiedziećtoJessowi.-Mamanigdyniepotrafiłaradzićsobiez

Rosie.Kiedyjeszczemieszkałamwdomu,właściwietojawychowywałamsiostrę.

Jessmruknąłwspółczująco.

-NaszojczymteżstarałsięwziąćRosiewkarby.Miałaniespełnajedenaścielat,kiedy

ożeniłsięzmamą.Zawszetraktowałnastak,jakbyśmybyłyjegodziećmi,aleRosie
ciągle

miałamuwszystkozazłe.Niesłuchałajegopoleceń.Niechciałanawetprzebywaćwtym

samympomieszczeniucoon.

-Bycieojczymemtozadanieniełatwe-skomentowałJess.

-Tak.DlaRosieteżnicniebyłołatwe.Nigdy.

-Jesteśnaniązła?

-Nie!-gwałtowniezaprzeczyłaKrista.Żebysięuspokoić,nabrałagłębokopowietrza.

Postanowiłamówićszczerze.-KiedyRosieuciekłazdomu,sądziłampoczątkowo,że
zrobiła

totylkodlatego,abyzwrócićnasiebieuwagęizademonstrować,jakzłestosunkipanują

background image

w

naszejrodzinie.Liczyłam,żezjawisięzpowrotempokilkudniach…

-Aleniewróciła?

Kristaspuściławzrokipopatrzyłanaswąfiliżankęzkawą.

-Niewróciła.Stałosiętoprzedrokiem,awłaściwie,przedpiętnastomamiesiącami.

Odtamtejporyniktoniejniesłyszał.

Jesswiedział,żezasłowamiKristykryjąsięból,wstyd,poczuciewinyistrach.Kiedy

dzieckouciekazdomu,jegorodziniepozostajątylkorozpaczizadawanesobiepytania.

Najważniejszeznichto:Jakipopełniliśmybłąd?

-Wydajecisię,żejestwtymtakżetwojawina-powiedziałcichymgłosem,dotykając

lekkorękiKristy.

-Czytaktwierdziłyinnerodziny,zktórymirozmawiałeśoichdzieciach,któreuciekły

zdomu?

-Niewszystkie.Częśćznichobwiniaławyłączniedziecko,twierdząc,żebyło

nieznośneisprawiałosamekłopoty,niewdzięcznelubzgruntuzłe.

-Rosieniesprawiałakłopotów,lecz…zadręczałasięsama.

DłońKristybyładelikatnaimiękka.DotykaniejejsprawiałoJessowiprzyjemność.

Tłumiłbywsobietoodczucie,gdybynadalsądził,żemadoczynieniazprostytutką.
Wziąłsię

wgarść.

-DlaRosienicniebyłołatwe-ciągnęłaKrista.-Aniszkoła,aniwogóleżycie.Kiedy

umarłnaszojciec,byłajeszczebardzomała.WstosunkudoRosiemamazachowywałasię

nierówno.Alboignorowałają,alboobsypywałapieszczotami.Miałamwówczasdopiero

dziewięćlatiteżniemiałampojęcia,jakpostępowaćzRosie.

-Byłaśdzieckiem.

Sącząckawę,Kristazastanawiałasię,cojeszczepowiedziećJessowi.Niezamierzała

wyjawićmucałejprawdy.Postanowiłajednakniecowięcejopowiedziećosiostrze.

-Rosie,mimożeuważałamjązabystrąizdolną,wszkoleuczyłasiębardzoźle.Nie

umiałaopanowaćnajprostszychrzeczyiszybkouznała,żejestdoniczego.Zaczęła
sprawiać

problemywychowawcze.Kiedynieprzeszładonastępnejklasy,pedagodzyporadzili
oddanie

jejdoszkołyspecjalnej.ZamiasttegomamaposłałaRosienapsychoterapię,lecztonie

background image

pomogło.Dopierogdymiałajużprawietrzynaścielat,odkryto,cozniąjest.Poślubiez
naszą

mamąojczymowiudałosięumieścićRosiewszkoleprywatnejw…tam,gdziemieszkali.
Po

to,abyznalazłasięwodpowiedniejklasie,szkolnypsychologpoddałjąspecjalnym
testom.I

dopierowtedyodkryto,naczympolegająjejkłopotyznauką.Okazałosię,żeRosiejest

niezwykleinteligentna,alemaproblemyzprzyswajaniemiprzetwarzaniemusłyszanych
lub

przeczytanychinformacji.Byładyslektyczką.

-Mójbratanekteżbyłdyslektykiem-powiedziałJess.-Wkolejnychszkołach,do

którychuczęszczał,nikttegoniezauważył.Wykrytotocałkiemprzypadkowodopiero
wtedy,

kiedywkońcuwylądowałwdomupoprawczym.

-Miałeśznimbliskikontakt?-spytałaKrista.

-Nie,leczpowinienemmieć.

-JateżniebyłamzbytbliskoRosie.-Kristawysączyłaostatniekroplekawy.Miała

ochotęnawięcej.-Poponownymwyjściuzamążmojejmamywyjechałamnastudia.W

domubywałamtylkoodczasudoczasu.Kiedyodkryto,naczympolegająkłopotyRosie,

wszystkowskazywałonato,żezaczynasobielepiejradzić.Porazpierwszyolekcjach

mówiłatak,jakbyniesprawiałyjejwiększychtrudności.Nadalstroniłaodliczniejszego

towarzystwarówieśniczek,alezdołałapozyskaćjednączydwieprzyjaciółki.Chyba
chciałam

uwierzyćwto,żewszystkieżycioweproblemyRosiezostałyrozwiązane.

-Cobyłopotem?

-Niestetyproblemypowróciły.

NawidokkelnerkipodchodzącejdostolikazdzbankiemgorącejkawyKrista

odetchnęłazulgą.

-Czynaprawdęniechceszniczegozjeść?-zapytałJess.

Znadfiliżankispoglądałananiegobadawczo.Pomyślała,żechybaprzejąłsiętym,co

usłyszał.Przezułameksekundywidziaławnimmężczyznę,aniereportera.Mógł
uchodzićza

uosobieniemęskości.Niebyłspecjalnieprzystojnyanitymbardziejładny.Rysymiał

wyraziste,alenajbardziejzwracałyuwagęjegooczy,okolonesieciądrobniutkich
zmarszczek.

background image

Miałfalująceciemnobrązowewłosy,terazlekkopotarganeichybazbytdługie.Na
skroniach

możnabyłodostrzeccienkiesrebrnepasemka.Wyglądałnatrochęponadtrzydzieścilat.

KristawidziałaJessawniecodziennejsytuacji,gdytaczałsiępopodłodze,walczącz

silnymnapastnikiem.Widziała,jakdzielniezniósłpotężnycios,którywielumężczyzn

pozbawiłbyprzytomności.Ateraz,wczasietejrozmowy,zaczęładostrzegaćinnąstronę
jego

osobowości.Byłczłowiekiemwrażliwymnanieszczęściainnych.Przyszedłtu,bochciał

usłyszećjejhistorię,aleczuła,żeniezamierzałrobićzniejtaniejsensacji.Przypuszczała,
że

jakoreportermusiałmiećdoskonałąreputację.Byłczłowiekiemzzasadami.

Zamówiłabułkę.ZadowolonyJessskinąłgłową.

-Czyzawszeobchodzącięsprawyludzi,zktórymiprowadziszwywiady?-spytała,

kiedykelnerkasięoddaliła.

-Zdarzałomisięjużrozmawiaćzosobnikami,którychtrudnobyłobynazwaćistotami

ludzkimi.

-Kimsądlaciebieprostytutki?

-Uogólniając,możnapopełnićwielkibłąd.Robiłemwywiadyzludźmiskazanymina

śmierć,przejmującsięichlosem.Atakżezgubernatoramiisenatorami,którzybyli
niewiele

warci.

Jessdostrzegł,żeKristanagleznieruchomiałaispuściławzrok.

-Czytociędziwi?-zapytał.Kiedywzruszyłaramionami,dorzucił:-Niewszystko

jesttakie,najakiewygląda.Weźmynaprzykładciebie.Twierdzisz,żeniejesteś
prostytutką,

mimożewłóczyszsiępoulicachibarachFrancuskiejDzielnicy,ubranajakdziwka.

Zaczepiaszmężczyzn.Widziałem,jakodjednegoznichbierzeszpieniądze.Czemutaksię

zachowujesz?IcotomawspólnegozRosie?

Kristaprzebiegłamyślamifakty,októrychJessniepowiniensiędowiedzieć.Niestety,

wswoimfachubyłstanowczozbytdobry.Wrozmowiewychwytywałzmiejscawszelkie

niuanse.Wiedziała,żeutrzymanieprzednimwtajemnicywłasnychsekretówprzyjdziejej
z

największymtrudem.

-Kristo?-Wyrwałjązgorączkowychrozmyślań.

background image

-PoucieczceRosiemojarodzinaodkryłasmutnąprawdę,żetrudnojestodszukać

dzieci,któreniechcą,abyjeznaleziono.Policjaspisaławszystkiepodaneprzeznas

informacje,alejużpokilkutygodniachbyłowiadomo,żerobiniewiele.Każdegoroku

uciekajązdomówtysiącedzieci.

-Och,ichliczbajestznaczniewiększa-skorygowałJess.-Wstatystykachmożna

znaleźćinformację,żeokażdejporzedniainocynaulicachnaszegokrajujestco
najmniej

miliontakichdzieci.

-Chybaprzesadzasz.

-Nie.Wiem,comówię.

Kristawzięładorękibułkęprzyniesionąprzezkelnerkęizaczęłanakładaćnanią

galaretkę.

-Jateżpoznałamtenproblemodśrodka.Kiedyznikadziecko,rodzinaniezwraca

uwaginato,comówiąeksperci.Chcetylkozobaczyćjeponownie.Itoniewkostnicy…
w

jakimśobcymmieście…-urwałaizamilkła.

-Mówdalej-poprosił.

-Podobniejakwiększośćrodzin,popełniliśmytypowybłąd.Zbytdługozwlekaliśmy

zrozpoczęciemposzukiwań.Kiedysięnaniezdecydowaliśmy,śladbyłjużnikły.

-Sądziłaś,iżsiostraniebawemsamawrócidodomu-przypomniałJess.

-Wielurodzicówmyślałopodobnieijużnigdynieujrzałowłasnychdzieci.Mój

ojczymdopieropodwóchtygodniachoddniajejucieczkiwynająłprywatnegodetektywa.
A

podwóchmiesiącachusłyszałodniego,żewyrzucapieniądzewbłoto.Detektyw
twierdził,że

Rosiepoprostuniechce,byjąodnaleźć.

Jessznałniewieludetektywów,którzykierowalisięwpracyzasadamietycznymi

wobecklienta.Alenawetcinajuczciwsirzadkokiedybyligotowijużpotakkrótkim
czasie

zaprzestaćposzukiwań.

-Czywiesz,gdzietendetektywpróbowałodnaleźćtwojąsiostrę?

-Ztego,cowiem,wszędzie.Rosierozpłynęłasięjakwemgle.

JessprzestałnachwilęindagowaćKristę.Chciał,żebyposiliłasięwspokoju.Kiedy

skończyłajeść,zapytał:

background image

-Awięcdlaczegotuprzyjechałaś?Przepowiedziałasobiewmyśliodpowiedź.

-Niezgadzałamsięzojczymem…izmatką.Chciałam,żebywynajęliinnego

detektywa.Uważałam,żepierwszyzbytszybkosiępoddał.Rodziceoświadczyli,że
zrobili,

cobyłowichmocy,iżeterazsprawajestwrękachsamejRosie.

Kristaniedodała,żekiedyzakończyłosiędochodzenie,matkaiojczymodetchnęliz

ulgą.Wiedzieli,żebezRosieichżyciebędziełatwiejsze.Znajomirodziców,atakżecałe
ich

otoczenie,wszyscybyliprzekonani,żeRosiejestwSzwajcarii,gdzieuczysięwjakiejś

ekskluzywnejszkole.Arodzicezachowywalisięjakbynicsięniestało,jakbytakwłaśnie

było.Nikogoniewyprowadzalizbłędu.

-Igdyjużprzekonałaśsię,żeniemożeszliczyćnarodziców,tocowtedyzrobiłaś?-

zapytałJess.

-Wynajęłaminnegodetektywa.

-Skądwzięłaśpieniądze?

-Mamdobrąpracę.-NawidokzdumionejminyswegorozmówcyKristauśmiechnęła

sięlekko.-Jestembibliotekarką.Mamtrochęoszczędności,atakżefunduszpowierniczy.
-

Spoważniała.-Awłaściwiemiałam,bomojekontojużsięwyczerpało.

-Gdziepracujesz?

-Nauniwersytecie.

-WstanieMaryland?-zapytałJess.NawidokzaskoczonejminyKristywyjaśnił:-

Maszstamtądtablicerejestracyjnesamochodu.

-Och.-Niebyłosensuzaprzeczać.-PracujęwCollegePark.

-Awięczużyłaśwłasneoszczędnościifunduszpowierniczynaopłaceniedetektywa?

-ChciałsięupewnićJess.

-Poleconomipewnegoczłowieka.Początkowobyłamzniegozadowolona.Udałomu

sięposunąćśledztwo.PracownicyschroniskadlamłodocianychwNowymJorku
rozpoznali

Rosienafotografii.Widzianojątamwprawdziegdzieśprzedmiesiącem,alebyłtojakiś
trop.

-Apotem?

-Potemśladsięurwał.Wreszciedetektywpowiedziałmidokładnietosamo,co

mojemuojczymowioświadczyłjegopoprzednik.ŻedalszepróbyodnalezieniaRosieto

background image

wyłączniestratapieniędzy.PojechałamwięcsamadoNowegoJorkuirozpoczęłam
śledztwo

nawłasnąrękę.

-Rzuciłaśpracę?

-Nie,jestemnabezpłatnymurlopie.PoczątkowoszukałamRosiewyłączniew

weekendy.WNowymJorkubezprzerwychodziłamulicami,naktórychgromadzilisię

młodocianiuciekinierzy.Zrobiłamtysiąceulotekzjejpodobiznąirozdawałamje
każdemu.

Prowadziłamdziesiątkirozmówzdzieciakamiżyjącyminaulicy,pracownikamiopieki

społecznej,gliniarzami…

Kriściestanęłyprzedoczamioglądanewówczassceny.Dziewczynyzagubionei

przerażone,sprzedającesięzajedenposiłek.Narkotyzującesięipijanezrozpaczy.
Ucieczka

zdomutoniezabawawHuckaFinna,przeżywającegoniezliczoneprzygodynatratwie

pływającejpoMissisipi.Ucieczkazdomuoznaczaładrżeniezzimnaprzezcałąnoc,
staniena

chodnikachprzykratachwentylacyjnychmetraibezustanneplądrowanieśmietnikóww

poszukiwaniujedzenia.Ucieczkazdomubyłarównoznacznazżyciemnaulicy,nędząi

psychicznądegradacją.Ucieczkazdomustanowiłakresnadzieii,jakżeczęsto,niestety,
kres

młodegożycia.

Jesszdawałsobiesprawęztego,comusiaławidziećKrista.Onsamoglądał

identyczneobrazy.Dotknąłterazponowniejejręki,takjakbyłączyłaichwieloletnia
przyjaźń,

iobjąłdłońdziewczyny.

-MożeRosienicsięniestało-powiedział,niewierzącwtoaniprzezchwilę.

-Dzieciaki,któreudałosięodszukać,uzyskałypomocspecjalistyczną.Wróciłaim

chęćdożycia.Zawiadomionootymichrodziców.Moiniemielitegoszczęścia.

Kristaznałaprawdęimężniestawiałajejczoła.

-WobectegodlaczegoznalazłaśsięwNowymOrleanie?Icorobisznocamiwbarach

weFrancuskiejDzielnicy,biorącpieniądzeodobcychmężczyzn?-zapytał.

-Jednazmoichulotekdotarładodziewczyny,któraznałaRosie.PewnejnocyJoy

zadzwoniładomniedoMarylandu,oczywiścienamójkoszt,izapytała,iledostanieza

udzielenieinformacji.Obiecałam,żedamjejpięćsetdolarów,jeślidostarczymidowód,

background image

że

widziałaRosie,ijeszczetysiąc,jeślidziękijejwskazówkomznajdęsiostrę.

-Najakidowódliczyłaś?-zapytałJess.

-Joytwierdziła,żemieszkałazRosieiżenadalmausiebieczęśćjejrzeczy.

PojechałamwięczarazdoNowegoJorku.Dziewczynabyłatwarda,cwanaiwrogona-

stawiona.Mieszkałaz…-Kriściezałamałsięgłos-zsutenerem.

Jesssięnieodezwał.Niemiałnicdopowiedzenia.

-Pokazałakurtkę,którąpodobnozostawiłauniejRosie.Rozpoznałamkurtkę.

Podarowałamjąsiostrzenapiętnasteurodziny.Joypowiedziała,żeRosiemniejwięcej
przed

miesiącemopuściłaNowyJorkiwtowarzystwiejakichśludzipojechaładoNowego
Orleanu.

PodobnozamierzaławrócićdoNowegoJorku,alewidoczniezmieniłaplany.Joy
twierdziła,

żejużwięcejnieoglądałajejnaoczy,leczsłyszała,żepodobnowidzianoRosiewjednym
z

barówweFrancuskiejDzielnicy.

-Dlategoprzesiadujeszw„Tallulahu”?

-Joytwierdziła,żemojąulotkęwidziałakilkatygodniwcześniej,leczniechciała

zdradzaćRosie.Wkońcujednakzdecydowałasięzadzwonićdomnie,bopotrzebowała

pieniędzy.Kiedyżegnałyśmysię,poradziłami,żejeślinadalzamierzamszukaćsiostry,to

powinnamalbooferowaćwielkąnagrodę,bowtedyktośpołakomisięnapieniądzei
wskaże

miejscepobytuRosie,albosamejudawać,żejestemdzieckiemulicy.Bojeślitegonie
zrobię,

niktniezechcezemnąrozmawiać.

-Atyjużniemiałaśpieniędzy..-myślącnagłos,odezwałsięJess.-Conatorodzice?

-Niepodobałoimsiętakierozwiązaniesprawy.-Kristaniezamierzałamówić

prawdy.-Uznali,żedoprowadzitodoszantażulubnawetdoprzetrzymywaniaRosiedla

okupu.Odmówilipomocy.

-Takwięcuznałaś,żeniepozostałocinicinnego,jaktylkoprzyjechaćdoNowego

Orleanuiudawać,żejesteśdzieckiemulicy?Awłaściwie…ulicznicą?

-Widzę,żeniepochwalasztego,corobię.

-Czyżbyśzapomniała,żeoglądałemcięnawłasneoczywnocywbarze?Iwidziałem,

background image

jakbierzeszpieniądzeodjakiegośfacetaiwychodziszrazemznim?

-Aleniemaszpojęcia,jaksięgopozbyłam.-Kristapodniosławzrok.Zobaczyła,że

Jesszmieniłsięnatwarzy.Cośjątknęło.-Amożetoteżwidziałeś?-spytała.

Zastanawiałsię,czyodpowiedziećszczerze,alewłaściwieniemiałwyboru.

-Aha.

-Więctotymnieśledziłeś!

-Tak.Iniebyłotołatwe.

-Byłamśmiertelnieprzerażona!

-Idobrze.-Jessnachyliłsięnadstolikiem,rozbłysłymuoczy.-Igraszzogniem.

Skądprzyszłocidogłowy,żebyudawaćdziwkę?

Kristadrgnęłanerwowo.

-Nielubiętegookreślenia.

-Samagoużywasz,wcielającsięw…

-Niechciałamudawaćprostytutki!Tojakośtaksamowyszło…Jeślidziewczyna

włóczysięnocamisamapobarach,tozatakąuchodzi.Zorientowałamsię,żejeżelite

młodocianeprostytutkiniewiedzą,zczegosięutrzymujesz,robiąsięnatychmiast

podejrzliwe.Biorącięzatajniaka,zakogośzobyczajówki.Ajeśliwiedzą,jakzarabiasz
na

życie,atakżeto,żejesteśwniezgodziezprawem,wtedygodząsięztobąrozmawiać.

Zależałominanawiązaniukontaktów,więcmusiałamzdobyćichzaufanie,atakże
akceptację

wmiejscach,wktórychmogłapokazaćsięRosie.Więctakpotrochuwcielałamsięw
rolę…

dziwki.

-Acozklientami?Jakreagowalinatwojeszczerewyznanie,żesiępomylili,bow

rzeczywistościjesteśbibliotekarkąposzukującąmłodszejsiostry?-Wyraźnieironizował.

-Rozzłościłeśsię-skonstatowałaKrista.

Miałarację.Byłrozeźlony.Tadziewczynabyłaprzekonana,żewie,codziejesięna

ulicachdużychmiast,aletaksięjejtylkozdawało.Bogdybynaprawdęwiedziała,z

pewnościąnieryzykowałabytakkażdejnocy.JessaporuszyłanaiwnośćKristy.Nie

skomentowałjejstwierdzenia.Zamiasttegozapytał:

-Comówiłaśmężczyznom,którychzaczepiałaś?Poczuła,jakzzażenowaniapłonąjej

policzki.

background image

-Aczymusipanopisywaćtowswojejksiążce,panieCantrell?-spytałacierpkim

tonem.

Odchyliłsięwkrześleiprzyszpiliłjąwzrokiem.

-Potym,codzisiajsięwydarzyło,sądzę,żemożeszspokojnienazywaćmnieJessem.

Mamrację?

-Wolałabymwogóledociebiesięniezwracać-mruknęłazniechęcią.-Zgodziłam

sięnarozmowętylkopoto,żebyśzostawiłmniewspokoju.Mojąhistorięjużznasz.

-Znamiwcalemisięniepodoba.

-Nieumawialiśmysię,żeto,coopowiem,będziesiępodobało.Tegoniebyłow

naszejumowie.Aczyto,coopowiedziałam,uważaszzawiarygodne,czynie,tojużtwoja

sprawa.

-Och,zpewnościąjestwiarygodne.Zbytprzerażającejaknakłamstwo.-Jess

popatrzyłnaKristęłagodniejszymwzrokiem.-Muszęprzyznać,żepodziwiamcięzato,

takbardzozależycinasiostrze.Sądzęjednak,żejesteśszalona.

-Takuważasz?Nocóż,niejesteśwtymodosobniony.

-Masznamyślirodziców?-zapytałcieplejszymtonem.

Kristaniemiałapojęcia,dlaczegododała:

-Rodzicóworazczłowieka,którymiałzostaćmoimmężem.

-Miał?Wczasieprzeszłym?

-Kiedyusłyszał,żezamierzamtuprzyjechać,żebyszukaćRosie,zerwałzaręczyny.-

RozgoryczonaKristazapomniałanachwilę,żerozmawiazreporterem.-Pewniedlatego,
że

opuściłabymjednozlicznychprzyjęć-dodałazgoryczą.-Scotttorasowy,ambitny
taktyk.

-Taktyk?-Jessuniósłzzainteresowaniembrwi.

-Tak.Pozatymuwielbiaimponować.Jestempewna,żeznaszludzitegopokroju.

-Niewydajemisię,żebyzłamałciserce-zauważyłJessiniewiadomodlaczego

poprawiłomutohumor.

-Byłamnieszczęśliwa.StraciłamRosie,apotemScotta.Możesztoopisać.

-Cojeszcze,Kristo,mogęwłączyćdoswojejksiążki?Oceniławmyśliwszystko,co

powiedziałaJessowi.Nieusłyszałniczego,copozwoliłobymuodgadnąćjejtożsamość,

chociaż,gdybymuzależało,złatwościąodkryłbyprawdę.Mogłamiećjedynienadzieję,

background image

żew

jejopowiadaniuniebędziesiędoszukiwałniczegowięcejiniezaczniewęszyć.

-Możeszprzytoczyćmojąhistorię,alemusiszzmienićrealia.Nazwiskaimiejsce

akcji.Niejestemdumnaztego,comusiałamrobić,abyodszukaćsiostrę.Niktniemoże

powiązaćtwojegotekstuzemnąizRosie.

-Kiedyjedenzpodrywanychfacetówzałatwiciępewnejnocywjakimśpokoju

hotelowym,znajdzieszsięnapierwszychstronachgazet.

Kristaniewytrzymała.

-Niechodzęzmężczyznamidohoteli!-wybuchła.-Jeślijużmuszęzktórymśznich

opuścićbar,topozbywamsięgonaulicy,gdziekręcąsięludzie.Jestemwstanie
wymyślić

tylewymówek,żewystarczyłobyichnaspławieniecałejarmiiStanówZjednoczonych!
Nikt

mnieniewykończy.WNowymOrleaniezostanędopóty,dopókinieodnajdęRosie!Myśl

sobieomnie,cotylkochcesz.Alejeśliopiszeszmojąhistoriętak,żenajejpodstawieda
się

mniezidentyfikować,wytoczęciproces!-RozzłoszczonaKristapodniosłasięzkrzesła,

gotowadowyjścia.

Jesstakżewstałipołożyłnastoledwabanknoty.

-Odwiozęciępodkiosk-oznajmiłspokojnie.Musiaławrócićposwójwóz,ana

taksówkęszkodajejbyłopieniędzy.Chcącniechcąc,wmilczeniupodążyłazaJessemdo

wyjścia.

Odezwałsięponowniedopierowczasiejazdy.

-Piszęksiążkęniepoto,abykomukolwieksprawićból.Iniepoto,abykogokolwiek

wykorzystać.Piszępoto,żebyludzietacyjaktywiedzieli,cosiętutajdzieje.

Dziwne,alemuwierzyła.Byłuczciwymczłowiekiem.Zhartowanejstali,pokrytej

warstwąuczuciaiszlachetności.Wdążeniudoprawdynieoszczędziłbywinnych,ale
nigdy

nieskrzywdziłbytychludzi,którzywymagalipomocy.

-Muszęznaleźćsiostrę-powiedziaławkońcu.

JesswjechałnaparkingizatrzymałsamochódobokwozuKristy.

-Pracowałaśwkiosku,żebyzarobićnażycie?-zapytał.

-Niemiałampojęcia,jakdługopozostanęwNowymOrleanie.Wiedziałam,żemuszę

background image

znaleźćsobiezajęciezdalaodFrancuskiejDzielnicy,abyniespostrzegłamnieżadnaze

znanychulicznychdziewcząt.

-Jakiemaszterazplany?

-Sprzedamsamochód.Otrzymanepieniądzewystarcząminajakiśczas.Będęmogła

całymidniamiszukaćRosie.

Jessmiałochotępowiedziećjej,żebybrałanogizapasiwracaładodomu.Szukała

przysłowiowejigływstogusiana.Żyłafałszywąnadzieją.Iigrałazogniem.

Rosieniemiałapojęcia,jakąjestszczęściarą,żematakąsiostrę.

Jesszastanawiałsię,dlaczegouciekłazdomu,mimożebyłatakbardzokochana.Coś

tuniegrało.Niepasowałodoukładanki.

Ponadtonic,comówiłaKrista,niewyjaśniłotego,comęczyłogoodchwili,gdypo

razpierwszyujrzałjąwNowymOrleanie.Odpoczątkuwydawałamusięznajoma.Skąd

znał?Idlaczegomiałniejasneprzeświadczenie,żewstosunkudoniegoniejest
całkowicie

szczera?

-Cieszęsię,żedziśranomnieśledziłeś-oznajmiłaKristanapożegnanie.-Mamdo

ciebiezaufanie.Jestemprzekonana,żeto,cousłyszałeś,spożytkujeszwmądrysposób.
Życzę

powodzenia.

Odwróciłasię,żebyotworzyćdrzwiwozu,alejązatrzymał.

-NawetniepokazałaśmizdjęciaRosie.

-Dlaczegomiałabymtorobić?

-Tochybaoczywiste.Materiałdoksiążkizbieramprawieodroku.Odwiedziłemw

tymceluwszystkiedużemiasta,wszystkiewiększeschroniskadlanieletnich,
uczestniczyłem

wewszystkichważnychwydarzeniachikonferencjachnatematdzieciulicy.Widziałem
ich

tysiące.Byćmożespotkałemtakżetwojąsiostrę.

Kristazawahałasię.JeśliJesswidziałRosie,byłbytoświeżytrop.Alepokazaniemu

zdjęciasiostrymogłomiećrównieżfatalneskutki.Byłotojednakcałkowicieniepraw-

dopodobne.Wyciągnęłaportfel.

-Toostatniaszkolnafotografia.Rosiemanatymzdjęciuczternaścielat.

ZociąganiempodałaJessowizdjęcie,obserwowałaprzezchwilęwyrazjegotwarzyi

background image

wkońcuspytałaznadziejąwgłosie:

-Czyjąwidziałeś?

Zkamiennątwarząwpatrywałsięwfotografię.Sprawiła,żenagleznalazłsię

ponowniewWaszyngtonie,najednymzrozlicznychprzyjęć,naktórechadzałz

reporterskiegoobowiązku.Przyjęcie,któremiałterazprzedoczami,byłojeszcze
nudniejsze

odinnych.Akuratkończyłdrinka,zamierzającwymknąćsięchyłkiem,gdywdrzwiach

stanęłamłodziutka,ładnadziewczyna.Weszłanasalęizarazpotemskryłasięwkącie.

ZaintrygowałaJessa.Postanowiłprzekonaćsię,kimjest.Spędzilipółgodzinyna

ożywionejrozmowie.Nigdyjejniezapomniał.

-Roseanna-powiedziałpodłuższejchwilimilczenia.

-Awięcjąwidziałeś!Wiesz,gdziejest?-radośniewykrzyknęłaKrista.

-Wiem,gdziekiedyśbyła-odparłpowoli.-Dwalatatemunaprzyjęciuw

Waszyngtonie.-NatwarzyKristyodmalowałsięniepokój.-Wiemtakże,kimjest.To

pasierbicaHaydenaBarnarda.Podobniezresztąjakty.

ROZDZIAŁPIĄTY

HaydenBarnard,senatorzMinnesoty.Potężnyiwpływowy,znajdującyposłuchu

innychczłonkówKongresu.PowszechniecenionyHaydenBarnard,któregoradsłuchał

prezydent,iktóry,jeślimożnabyłowierzyćistniejącympogłoskom,zamierzał
kandydować

natenurządpodczasnajbliższejelekcji.

-Pominęłaśkilkaszczegółów,opowiadającmiswojąhistorię-skonstatowałspokojnie

Jess,oddającKriściefotografięsiostry.-Naprzyjęciuwydanymprzeztwojegoojczyma

Roseannaijaodbyliśmydługąrozmowę.Byłajedynąosobąwtymlicznymgronie,która
za-

chowywałasięnaturalnie.Toniezwykładziewczyna.Odtamtejporyczęstooniej
myślałem.

Wyglądaprawietakjakty.

-Wiem.

Jessobróciłsięnasiedzeniu,takabymócwidziećKristę.

-Twojatwarzodpoczątkuwydawałamisięznajoma.Okazujesię,żepoznałemnie

ciebie,leczRoseannę.Przypominaszjązwłaszczawtedy,kiedyrozpuściszwłosyi
ubierzesz

sięjaknastolatka.

background image

-Rosiejestniższa.-Kristanerwowowciągnęłapowietrze.-Oczywiście,przezten

czasmogłaurosnąć.

-Chybaniemuszępytać,dlaczegonieprzyznałaśsię,kimobiejesteście.

-Chybaniemusisz.

Przezdłuższyczasobojeprzetrawialifakty,którenadawałysprawienowyobrót.

MilczenieprzerwałaKrista.

-Jess,obiecaj,żeniewymieniszwdrukunazwiskamojegoojczyma.

-Przypadektwojejsiostryjestbardzoszczególny.Dziecizawszeuciekałyzdomów,

aleniedziecisenatorów.Awięcniejesttoproblemdotyczącywyłącznierodzinz
najniższych

warstwspołeczeństwaizamierzamtowykazać.Historiatwojejsiostrybędziedoskonałym

przykładem.

KristaobrzuciłaJessarozzłoszczonymwzrokiem.

-Niechcę,żebyucierpiałakarieraojczyma.ItakjużzaszkodziłamuucieczkaRosie.

Agdybyśodważyłsięjeszczenapisać,corobię,żebyjąodszukać…

Kristaznalazłasiędokładnietam,gdziechciałjąmieć.Wpułapce.Niemiaławyborui

musiałaznimwspółpracować.To,cojużwiedział,wystarczyłoby,żebyzarównojej
życie,

jakiojczymazamienićwpiekło.Jessjednakniechciał,abypoczuła,iżznalazłasięw

sytuacjibezwyjścia.Imponowałamuswojąpostawą.Żebyodnaleźćsiostrę,poświęciła

wszystko.

Tak,byłakobietąwyjątkową.KuswemuzdumieniuJessuprzytomniłsobie,że

zaczynałbardziejcenićjąsamąniżmateriał,jakiegodostarczaładoksiążki.Nigdyjednak
nie

zadowalałygopołowiczneosiągnięcia.Zależałomuzarównonatym,abyKristanie
straciła

dobrejopinii,jakinaopisaniujejhistorii.

Pragnąłtakże,abybyłabezpieczna,izamierzałstaćsiękimśwrodzajujejochroniarza

naczasszukaniasiostry.

-Każdąhistorięmożnaopisaćtak,abynicniestraciłazeswejatrakcyjności,a

zarazembyłaanonimowa.

-GłosJessabrzmiałkojącoiłagodnie.-Kristo,niezrobięcikrzywdy.Apanu

senatorowiBarnardowi,którego,oględniemówiąc,niejestemwielbicielem,teżnie

background image

przysporzękłopotów,chybażenatozasłuży.Niezniekształcamfaktówaniichnie

dramatyzuję.Inieszukamsensacji.

-Awięcniewykorzystasztego,czegosiędowiedziałeśomnie?

-Tegoniemówiłem.WNowymOrleaniepozostanęjeszczemiesiąclubdwa.Pomogę

ciodszukaćsiostrę.

KristapodniosławzrokispojrzałaJessowiwtwarz.Nawidokjegoświeżejrany

pomyślała,żenieprędkozapomniotym,couczyniłwjejobronie.

-Dlaczego?-usiłowałanadaćgłosowiostrebrzmienie.

-Poto,żebyobejrzećdokładnieplugaweszczegółyzulicznegożyciaRosie?

Jessczuł,żeKristasięboi.Jejlojalnośćwstosunkudoojczymaidosiostrybyła

niezwykła.

-Jakwiesz,dotejporyrozmawiałemzwielomadziećmiulicy.Możeszmiwierzyć,

oglądanieichniesprawiamiżadnejprzyjemności.

-Przepraszam.Ja…

-Jesteśzdenerwowanaizgnębiona.Ichceszosłaniaćnajbliższych.Tozrozumiałei

godnepodziwu.Proszęjednak,abyśmniewysłuchała.

Kristawmilczeniuskinęłagłową.

-Pomogęciszukaćsiostry-podjąłRoss.-Mamkontakty,atakżesporo

doświadczenia.Będziemydziałaćzgodniezewspólnieopracowanymplanem.Ajeśliuda
się

namznaleźćRosie,namówiszją,abyopowiedziałamioswoichprzeżyciach.Opiszęjew
taki

sposób,żeniktniebędziewstanierozpoznać,okimmowa.

-Dlaczegoniewymyśliszsobiejakiejśhistorii,skorozamierzaszpozmieniać

nazwiskaimiejscaakcji?

-Toproste.Boopisujęfakty,aniezajmujęsięfikcją.Zmianaszczegółów

uniemożliwiającychidentyfikacjęniezniekształciprawdy.

-Towszystko,czegoodemniechcesz?PomożeszodszukaćRosiewzamianza

wywiad,jakiegobyćmożeciudzieli?

-Jeślijąodnajdziemy.

NastępnesłowastanęłyKriściewgardle.

-Ajeślinie?

-Wrócimyobojedodomu.Akiedynapiszęotym,czegosiędowiedziałem,pozwolę

background image

ciocenzurowaćtekst-obiecał.

-Niewrócędodomu,zanimnieodnajdęsiostry.WoczachJessapojawiłosię

współczucie.

-Spójrzprawdziewoczy.Jeśliwciągukilkutygodniniewpadniesznajejwyraźny

ślad,toniemaszżadnychszans.Rosiemożeznajdowaćsięwdowolnymmiejscuna
ziemi.

Niemasensu,abyśryzykowaławłasnebezpieczeństwo,chodzącponocnychbarach
Nowego

Orleanu,podczasgdyonamożebyćterazrówniedobrzewSanFranciscolubponowniew

NowymJorku.Wielumłodocianychuciekinierówwiedziekoczowniczeżycie.Zwłaszcza

tych,które,jakRosie,sąoddawnabezdomne.

-Joymówiła…

Jessniewidziałinnegosposobu,jaktylkopowiedziećKriściebrutalnąprawdę.

-Niepowinnaśdowierzaćtejdziewczynie.Twierdzi,żemieszkałaztwojąsiostrą,a

takżezsutenerem.Jaksądzisz,czybyłszczęśliwy,żeRosietakpoprostuzwinęłamanatki
i

znikła?-JessusłyszałcichyjękKristy,leczbezlitośniemówiłdalej:-Niewybrałasięna

wycieczkę,leczznówuciekła,niemogącdłużejznosićtakiejegzystencji.AJoypewnie
sięz

tegoucieszyła,bodziewczynyjejpokrojusązazdrosneoinneczłonkinieichrodzin.

-Rodzin?-Kriściezrobiłosięniedobrze.-Jakmożeszużywaćtegosłowana

określenietego,comasznamyśli?

-Toniejawymyśliłemtookreślenie.Itensystem.

-NiebrałeśudziałuwmojejrozmowiezJoy.Tocwanadziewczyna.Pocomiałaby

mnieokłamywać?

-Adlaczegomiałabymówićprawdę?Zapłaciłaśjejzapokazaniekurtki.Była

przekonana,żenieodnajdzieszRosie.Agdybynawettonastąpiło,itakotrzymałabyod
ciebie

tysiącdolarów.Więccobyzyskałanapowiedzeniuprawdy?

-Jakbymsłyszałaojczyma!-syknęłaKrista.Miałaochotęzatkaćsobieuszy.

-Możejednakistniejecoś,cołączymniezBarnardem-cierpkoskomentowałJess.-

Jesttotroskaotwojebezpieczeństwo.

Kristapoczuła,żeopuszczająjąsiły.Byławykończona,niezdolnadodalszejdyskusji.

PonocnychbarachNowegoOrleanumogłabywłóczyćsiędokońcażycia.Alezdawała

background image

sobie

sprawęztego,żejeśliwciągunajbliższychtygodninienatrafinaśladRosie,

prawdopodobieństwojejodnalezieniastaniesiębliskiezeru.

-Muszęsięprzespać.

-Zastanowiszsięnadmojąpropozycją?-zapytałJess.-Zjemyjutrorazemkolacjęi

dokończymyrozmowę.

Kristawiedziała,żeniemasensuodkładaćnapóźniejtegospotkania.Albodojdądo

porozumienia,albodociekliwyreporterweźmiesprawy,toznaczyjejhistorię,wswoje
ręce.

-Dobrze-odrzekła.-Podejrzewam,żeoczywiściewiesz,gdziemieszkam?

-Napiętrze,tużobokkobietyzbardzopracowitąszczotką.

-Pozwól,żezgadnę.Tamtejnocyprzyszedłeśzamnąpodsamdom,apotemukryłeś

sięnadziedzińcu.

-Nierozgłaszajtego,proszę.Niezdradzajnikomumoichmetod.

-Naprawdętakzrobiłeś?

-Słowoskauta.Resztęnocyspędziłemwkrzakachobokfontanny.Zezwierzęciemna

kolanach.Zaanektowałmniestary,wyleniały,podwórzowykot.Nawiasemmówiąc,
całkiem

sprawnymyszołów.

-Dlaczegotozrobiłeś?

Jesssamsięnadtymzastanawiał.UparteśledzenieKristyjemusamemuwydawałosię

dziwneibezsensu.Wzruszyłramionami.

-Niemogłemprzestaćmyślećotobie.

-Tooktórejsięspotykamy?Okołoszóstej?-spytałaKrista,biorączaklamkęwozu.-

Aleniechcę,żebywidzianomnieztobąweFrancuskiejDzielnicy.

-Wporządku.Zjemykolacjęgdzieindziej.

Kristaprzesiadłasiędowłasnegosamochoduipochwilijużjejniebyło.Zaparkowała

wpodziemnymgarażu.Whotelowejłaziencenaciągnęładżinsyiwypłowiałąbawełnianą

koszulkęorazzebraławłosywkońskiogon.Rankiemprzychodziłaposamochódubrana
już

jakdopracy,gdyżprawdopodobieństwonatknięciasięotejporzenaznajomedzieciaki
było

minimalne.Tezmęczoneistotyosmutnych,bladychtwarzyczkachdopierowieczorami

background image

rozpoczynałyżycie,rzadkokiedypokazującsięwdziennymświetle.

Wracającpopracydodomu,Kristazawszepamiętała,żebysięprzebrać.Dziśbyła

zadowolonazeswojejostrożności,bonagleusłyszała,żektośwołająpoimieniu.
Rozpoznała

znajomygłos.Wypatrzyłaztrudemmłodziutkądziewczynęzkrótkimi,czarnymiwłosami
i

ogromnyminiebieskimioczami,ukrytązawęgłem.

-Dlaczegosięchowasz?-spytała.

-Lazłzamnątakijedenfacet,któryprowadzilokalobokbaruostrygowego

Paddy’ego.

-ManaimięChaz.Toalfons.Trzymajsięodniegozdaleka.

-Myślisz,żesamategoniewiem?Nieurodziłamsięwczoraj.

Ściślepowiedziawszy,urodziłasięczternaścielattemu.Kiedyśwsekrecieprzyznała

sięKriściedoswegowieku.Szczuplutkaizoczamijakumałegoszczeniaka,Tate
wyglądała

nadwanaścielat.

-Gdziekwiaty?-spytałaKrista.

-Częśćsprzedałam.ResztęrzuciłamnawidokChaza.Awięc,uznałaKrista,

dziewczynkabędziegłodowałaprzezcałydzień,chybażektośpodzielisięznią
jedzeniem

lubudasięjejznaleźćcośnaśmietnikuzaktórąśzrestauracji.Tateżyłazulicznej
sprzedaży

niezbytjużświeżychróżzkwiaciarniweFrancuskiejDzielnicy.Niemiałanato
zezwolenia,

alebiegałaszybciejniżmiejscowigliniarzeiznaławszystkieboczneulice,podwórza,

zakamarkiiprzejścia.

-Mampieniądze-oznajmiłaKrista.-Chodźmycośzjeść.

-Niejestemgłodna-odparłaTate.

Kristazastanawiałasię,skądutejdziewczynkibierzesiętylegodnościwłasnej.Tate

byłachudajakszczapa.Zagłodzona.Jeślinawetjadła,tozazwyczajbyleco.Owocei

warzywamogłazdobyćtylkonaśmietnikachlubwyrzuconenapobliskimtargu.Byław

wieku,wktórymsięrośnie.Potrzebowaładobregopożywienia.

-Gdybymbyłagłodna,podzieliłabyśsięzemnąjedzeniem,mamrację,Tate?-spytała

Krista.

background image

-Nie.

-Podzieliłabyśsię,jestemtegopewna.Znamwpobliżutanibarsałatkowy.-Twarz

Tateniezmieniławyrazu.

-Dajątamteżpizzę-dodałaKrista.-Zdużąilościąsera.

-Niechcemisięjeść.

-Towielkaszkoda.Samatamiśćniemogę.

-Dlaczego?

-Podrywamniefacetpracującyzaladą-wymyśliła.

-Notoco?Czymtosięróżniodtego,corobisznocami?Kristachętniewyjawiłaby

Tateprawdę.Obawiałasięjednak,żedziewczynkaniepotrafitrzymaćjęzykazazębami.

-To,corobię,niejestdobre.-Staranniedobierałasłowa.-Zkoniecznościłażępo

barach.Dajęsiępodrywaćfacetomtylkowtedy,kiedyjestemzmuszona.

-Toakuratbyłozgodnezprawdą.-Ty,Tate,jesteśjeszczenatylemłoda,żemożesz

dokonaćwyboru.Sąróżneośrodki,wktórychmogłabyśprzebywać,chodzićdoszkołyi

rosnąćtakjakinnedzieci.

-Popierwszejucieczcewpadłamdwarazy-przyznałasięTate.-Zapudłowalimniew

takimjednymzakładzie.Byłotamjakwwięzieniu.

-Niewszędziejestźle.

-Przecieżtyśteżuciekła,więcpocotamowa?

-Niechcę,żebyśskończyła,podrywającmężczyznwbarach.

-Tytorobisz.

-Alenienawidzętego!-Byłatoświętaprawda.

-Wtwoimwiekumogłabyśznaleźćinnąrobotę.

-Niktniedostanieprzyzwoitejrobotybezjakiegośwykształcenia.

Tatezamilkła.Kiedywreszciesięodezwała,jejsłowazabrzmiałydziecinniei

żałośnie.

-Jestjednarzecz,jakiejmibrak-wymamrotałapodnosem.-Lubiłamszkołę.

Nauczycielmówił,żepowinnampotempójśćnastudia.

Kristaprzełknęłałzy.JakmogłabywyjaśnićjeTate?

-Notoco,idziemynapizzę?-spytała.

-Jakchcesz.

Kristawzięłaprysznicizałożyłanasiebiejasnożółtąspódnicęibawełnianysweter.Po

background image

czterechgodzinachsnuodżyłanatyle,żebyłajużgotowarzucićsięlwomnapożarcie.A

właściwiejednemulwu.

Nadalniewiedziała,copowiedziećJessowi.Właściwieniemiaławyboru.Jeśliten

człowieknaprawdęchcepomócwodnalezieniuRosie,powinnamunatopozwolić.Była

jednakzła,żeznalazłasięwprzymusowejsytuacji.Pozatymwszystko,corobiła,aby

odszukaćsiostrę,mogłoodbićsięnakarierzeojczyma.Byłdlaniejdobry,adlajejmatki-

wręczwspaniały.Wżadensposóbniechciałabymuzaszkodzić.

PrzeddomemKristaprzywitałasięzpaniąDuchamp,któramyłaoknasąsiedniego

mieszkania.Dwatygodnietemuopuściłjeostatnilokator,pozostawiającwopłakanym
stanie.

Właścicieledomubylizbytstarzy,abynaterenieposesjiutrzymaćporządek.Pani
Duchamp

bezustanniezamiatałalubmyłaokna.Obieteczynnościbyływszystkim,zczymjeszcze

potrafiłasobieradzić.Jejmążbyłpokręconyprzezartretyzm.Starczałomusiłtylkona

zbieraniekomornego.

Obojepotrafilinatomiastwspanialeopowiadaćodawnych,lepszychczasach,kiedyto

FrancuskaDzielnicabyłamiejscembezpiecznym,rodzinnym,zamożnym,gdziewszelkie

praceporządkowewykonywaliwynajmowaniludzieigdziedniinoceupływałyspokojnie
i

powoli.Żadneznichniedostosowałosiędopóźniejszejrzeczywistości.PanDuchamp

opowiadałkażdemu,ktotylkozechciałsłuchać,historyjkizdawnychczasów,ajegożona

zamiatałaztakimprzejęciem,jakbychciaławymieśćzmiany,ojakieprzecieżnigdysię
nie

prosiła.

KristaczekałanaJessauwylotuprzesmykułączącegodziedzinieczulicą.Zatrzymał

sięzazakrętem.Popatrzyłauważnienajpierwwjedną,potemwdrugąstronęulicyi
dopiero

przeszłaprzezchodnik,poczymwsiadładosamochodu.

-Boiszsię,żektośzobaczycięprzyzwoicieubraną?

-zapytał,ruszając.-Jakmyślisz,długojeszczebędzieudawałacisiętamaskarada,

zanimktośnieodkryjeprawdy?

-Dopóty,dopókinieodnajdęsiostry.

KristapopatrzyłanaJessa.Byłubranywświeżą,jasnoniebieskąkoszulęz

podwiniętymirękawamiiciemnoszarespodnie.Włosymiałjeszczemokreodniedawnego

background image

prysznica.Dopierocowygolonatwarzpromieniowałaenergią.Tylkoczerwonaszramana

czoleświadczyłaotym,żezdarzałomusięmiewaćlepszedni.

-Tam,dokądjedziemy,będziemymielitrochęspokoju-oznajmił.

-Toznaczygdzie?

-Samasięprzekonasz.

SkierowalisięwstronęPontchartrain,dużego,słonawegojezioraznajdującegosięna

granicymiasta.PokwadransiejazdyJesszatrzymałsamochódnabrzegujeziora.

-Kolegazestudiówmatutajdomekletniskowynałodzi-oznajmił.-Poprzyjeździe

doNowegoOrleanumieszkałemwnimprzezjakiśczas.

Jessotworzyłbagażnik.PodałKriściedwietorbyzjedzeniem.

Domki,stałoichtutajwiele,jedenobokdrugiego,byłypobudowanena

zakotwiczonychłodziach.DokolegiJessanależałluksusowydomekzcyprysowego
drewna.

KristaweszłazaJessemnapokład,naktórymznajdowałsiębasenikzgorącąwodąi

ławkizwidokiemnajezioro.Wdomkumieściłysiętrzypomieszczeniaimponująco

wyposażone.Zlustrzanymiścianami,sztucznądżungląisystememstereozgłośnikami

niezwykłejmocy.Wjednymzpokoistałogigantycznełoże.

ZobaczywszynatwarzyKristywyrazosłupienia,Jesspoczułsiętrochęgłupio.

-Wiem,cosobiemyślisz-powiedział.-Toteżniejestwmoimguście.Alewidokz

pokładumamywspaniały.Jesttakciepło,żemożemyzjeśćtukolacjęiobejrzećzachód

słońca.

Kristapoczułaciepłowsercu.Przyjazddodomkunałodzistanowiłzpewnością

wykalkulowaneposunięcieJessa.Jednaksamfakt,żechciałsprawićjejprzyjemność,był

godzienuznania.

Odwielumiesięcyniedoznałaniczyjejżyczliwości.Żebyszukaćsiostry,porzuciła

ulubionąpracę,przyjaciółinarzeczonego.Oczywiście,taostatniastrataokazałasię

najboleśniejsza.Scottbyłmężczyzną,którycelowałwrozpieszczaniukobiety,
organizowaniu

romantycznychkolacjiprzyświecach,wysyłaniuorchidei,wręczanychdamiesercao

zaskakującychporachizrówniezaskakującychpowodów.Byłtakżemistrzemw
prawieniu

komplementów.Sprawiał,żeKristaczułasięprzynimwspaniale,doceniana,pożądanai

bardzokobieca.Zresztąonateżnieszczędziłamupochwał,podbechtującjegomęską

background image

próżność,która,jaksiępotemokazało,byłaznaczniewiększa,niżmogłaprzypuszczać.

-MyśliszoRosie?

Kristaniebyłapewna,czytoserdecznośćJessa,czytylkowspomnieniasprawiły,że

przyznałasięszczerze:

-Zastanawiałamsięnadzmianami,którenastąpiływmoimżyciu.

-Zewzględunasiostrę?

-Chybamożnatotakpowiedzieć.Zaniektóreznichbędęmusiałajejpodziękować.-

Odpędziławspomnienia.

-Czymogęcipomóc?

Jesspragnąłusłyszećwięcej,aleniechciałwzbudzaćpodejrzliwościKristy.Tym

razemjegozainteresowaniemiałocharakterczystoosobisty,alewątpił,czydałabytemu

wiarę.

-Zrobięcizarazjakiegośdrinka.Amożewyjdzieszzemnąnapokład?Rozpalęgrill.

Atymożeszpóźniejzrobićsałatkę.

Przyokrągłym,piknikowymstoleKristasączyłabiałewinoiprzyglądałasięJessowi,

któryzwprawąukładałwęglewpaleniskuirozpalałgrill.Przysiadłsiędoniejpokilku

minutach.

-JakdługojesteśwNowymOrleanie?

-Odlutego.

-Musiałobyćcibardzociężko.

Kristajużzdążyłaniemalzapomnieć,jakwyglądajązrozumienieiczyjaśsympatia.

-Jestempewna,żeRosiebyłowtymczasieznaczniegorzej.

-Jeśliniepostaraszsięspojrzećzbokunacałąsprawęinienabierzeszdystansu,

nikomuniepomożesz.

Słońcezawisłoniskonahoryzoncie.Czujączbliżającąsięnoc,dolotupoderwałysię

gęsi.Ichsznurprzeciąłniebo.

Kristausiłowałaprzypomniećsobie,kiedyporazostatnisiedziałatakspokojnie,

podziwiajączachódsłońca.

-Możemaszrację-powiedziaławkońcu.-Bógjedenwie,czyto,corobię,majakiś

sens.

-Czasamiłatwiejjestspojrzećnasprawęzpewnejperspektywy,aszczególnie,jeśli

ktośwtympomoże.

background image

-Zamierzaszpowrócićdonaszejporannejrozmowy?

-Dopieropokolacji.-Jesspodniósłsięzmiejsca.

-Zawszenajpierwkarmiszswojeofiary,adopieropotemjeuśmiercasz?-Krista

uśmiechnęłasię,żebyniecoosłabićmakabrycznysenswypowiedzianychsłów.-Ile
steków

musiałeśwładowaćwHaroldaGrimesa,żebyopowiedziałciotamtymskandaluz
szantażem

wPentagonie?

-Jakwidzę,znaszmojetekstyimojesposoby.-Jessnieukrywałzadowolenia.

-Czytałamnawettwojąostatniąksiążkę.Okropniemnieprzestraszyłeś.

Wksiążcetej,któraodrazustałasiębestsellerem,Jessujawnił,żesporoodpadów

toksycznychjestskładowanychwnieoznakowanychmiejscachwkilkudużychparkach

narodowych.Fakttenprzeraziłwieluludzi,jegotakże.

-TejinformacjinieuzyskałemkarmiącHaroldaGrimesa-oświadczyłKriście.

Obdarzyłjąuważnymspojrzeniem,zktóregoprzebijałosamozadowolenie.-Złożyłemmu

tylkokilkaobietnic,którychzamierzałemdotrzymać.

-Masznamyśligroźby.

-Jeślimuszę,potrafięgraćostro.Kristatakżepodniosłasięzzastołu.

-Chybacośwspominałeśorobieniusałatki.

Jedliprzyzapadającymzmierzchu.Stekibyłytakie,jakchcieli,słabowypieczone,a

kalifornijskiburgundmiałłagodnysmak.PrzezcaływieczórKristastarałasięmiećna

baczności,alewmiaręupływuczasustawałosiętocoraztrudniejsze.Monotonnyplusk
wody

uderzającejoburtęłodziidobryposiłekdałyjejpoczuciebezpieczeństwa,rozkoszowała
się

słodkimlenistwemiczułasięodprężona.Nakilkaminutzapomniała,dlaczegotujest.

-Jestcizimno?

-Trochę.

Odzachodusłońcaupłynęłojużsporoczasu.KristapomogłaJessowisprzątnąćze

stołu,apotemzeszłazanimpodpokład.

-Ulokujsięwygodnie,ajatymczasemzaparzękawę-zaproponowałJess.

-Jeślibędziemizbytwygodnie,natychmiastzasnę.

-Chybaniezamierzaszwychodzićdziśnamiasto?WplanachnawieczórKrista

background image

miała,jakzwykle,szukaniesiostry.Dziśjednakczułasięzbytzmęczona,bymiećsiębez

przerwynabaczności.

-Pojadędodomuiwreszcieporządnieprześpięcałąnoc-zdecydowała.Igdytylko

wypowiedziałatesłowa,odczułaogromnąulgę.

-Todobrze.

-Dobrze?AjeśliakurattejnocyRosiepokażesięw„Tallulahu”?

-Będętamnaniączekał.

WłaśniewtejchwiliJesspodałnajważniejszypowód,dlaktóregoKristapowinna

zgodzićsięnajegowspółpracę.Szukającsiostrywpojedynkę,miałaznaczniemniejsze

szanse.

-Jakmyślisz,poznacię,gdycięzobaczy?-zapytała,patrzącnaniegouważnie.

Awięcpowzięładecyzję,pomyślałJess.Oddziśmielidziałaćrazem.

-Pewnietak.Naprzyjęciuucięliśmysobiesympatycznąrozmowę.Chybabyłateżpod

wrażeniem.

-Cozrobisz,gdyujrzyszRosie?

-Powiem,żeprzyjechałaśdoNowegoOrleanupoto,abyjąodszukać.Bardzosięo

niąmartwiszichciałabyświedzieć,czyjestzdrowaicała.Apotemoświadczętwojej
siostrze,

żenieliczysięto,codotejporyrobiłaidlaczegouciekłazdomu.Dodam,żepopowrocie

zagwarantujęjejochronę.Zapewnię,żeniejestjeszczezbytpóźnonapowrótdo
normalnego

background image

życia.

-Tobyłobydoskonałe.

Kristazłożyłagłowęnaoparciukanapyizamknęłaoczy.Jesszamilkłnadłuższyczas,

bytrochęodpoczęła.

-Kristo?

Podniosłapowoliciężkiepowieki.Uśmiechnęłasię.

-Dziękuję.

-Awięcdziałamywspólnie?

-Tak.

-Jestjeszczejednasprawa.Powinniśmyznaleźćdlaciebiebezpieczniejsze

mieszkanie.-JessusiadłobokKristy.

-Niestaćmnienalepszelokum,amuszęmieszkaćdalekoodmiejsc,wktórych

spotykająsiębezdomnedzieciaki,abynienabrałypodejrzeń.Posprzedaniusamochodu
nie

będęmiałaśrodkatransportu.

-Czyniemożeszzatrzymaćgojeszczenajakiśczas?

-Niedamrady.OpróczkomornegowNowymOrleanienadalpłacęzaswójstary

apartament.Bezpracywkioskumoimjedynymźródłemutrzymaniastanąsiępieniądzeza

samochód.

-Mieszkaszwniebezpiecznymmiejscu.Wodpowiedziwzruszyłaramionami.

-Tomniemartwi.-JessdotknąłlekkopoliczkaKristy,obracająckusobiejejtwarz.W

jegowzrokuodmalowałasięautentycznatroska.

-Wiem,ryzykuję,aletojedynysposóbszukaniaRosie,jakiznam.

-Tomieszkanieoboktwojegojestpuste,mamrację?

-Skądwiesz?-ZanimJesszdołałodpowiedzieć,Kristapokręciłagłową.-Azresztą

nieważne.

-Poszedłemtamwczoraj.Otym,żetomieszkaniejestdowynajęcia,dowiedziałem

sięodwłaścicielkiposesji.

-Ależtookropnadziura!Copomogłoby,gdybymsiętamprzeprowadziła?…Aha,już

rozumiem.

-TerazmieszkamwSheratonie.Gdybymulokowałsięwpobliżuciebie,wówczas

miałbymoko…

background image

-Nieproszęcięoto.

-Nieprosisz.

-Aleniktniemożeotymwiedzieć-zastrzegła.

-Przecieżniktniemapojęcia,gdziemieszkasz.Wobectegoniebędzieżadnego

problemu.

Kristamogławymienićspororóżnychproblemów,aczkolwiekżadenznichniemiał

nicwspólnegoztym,oczymmówiłJess.Mającgotakblisko,będziejejcoraztrudniej

powstrzymaćsięprzedwyjawieniemmucałejhistorii,atakżecorazłatwiejzapomnieć,że

jestonprzedewszystkimreporterem.Naraziejednakobawytebyłymniejistotneniż
jeszcze

jedenkłopotliwyproblem,którymógłpowstać.

Byłaosobąosłabymcharakterze.Jeślidotejporymiałapodtymwzględemjakieś

wątpliwości,torozproszyłjedzisiejszywieczór.Miłeotoczenie,dobryposiłekoraztrochę

życzliwościczłowieka,któryjąwysłuchał,wystarczyły,żebyosłabławdążeniachi
zgodziła

sięnajegoudziałwposzukiwaniachsiostry.

Jużrazuległamężczyźnie,jegozalotom,uprzedzającejgrzecznościiadoracji.I

zostałaboleśniezraniona.Nigdywięcejniechciałaznaleźćsięwpodobnieprzykrej
sytuacji.

-Jeślizamieszkaszzaścianą,topozostanieszzaścianą-oznajmiłatwardo,patrząc

Jessowiprostowoczy.

Byłojasne,coKristamanamyśli.Zaintrygowałagojednakprzyczynatego

ostrzeżenia.

-Maszpewniebardzozłemniemanieomężczyznach-zauważyłikiedyprzytaknęła

ruchemgłowy,dorzucił:

-Zaliczaszwszystkichdojednejkategorii.

-Zgadzasię.

-Wobectegozechciejwyobrazićsobiemężczyznęniezainteresowanegozalecaniem

siędokobiety,któragoniechce.

-Dobrze,żetopojmujesz.

Jesspojmowałznaczniewięcej,alenajważniejszabyładlaniegoświadomość,że

Kristazostałaprzezkogośbardzoskrzywdzona.

-Nigdyniezachowywałemsięnachalniewstosunkudożadnejkobietyinie

background image

zamierzamtegorobić.Jeślisprawypotocząsięzgodniezplanem,każdeznaspozostanie
w

swoimlokum.AwszystkiewysiłkiskupimynaposzukiwaniachRosie.Notoco?Umowa

stoi?

Kristauśmiechnęłasiębladoiskinęłagłową.

ROZDZIAŁSZÓSTY

NiespełnadwadzieściaczterygodzinypóźniejJessusiłowałzadomowićsięw

mieszkaniuKristy.

-Napewnobędzieciwygodnie?-Nawidokjegonógwystającychponadoparciem

zdezelowanejkanapyzpowątpiewaniemuniosłabrwi.

-Znaczniewygodniej,niżgdybymzostałzaścianąwtowarzystwiekaraluchów

bawiącychsięwchowanegonamoimbrzuchu.

Kristausiłowałabezskuteczniestłumićśmiech.

-Miło,żeciętobawi.-NatwarzyJessaodmalowałasięuraza.

-Przepraszam,aleobrazbyłtakkomiczny…

-Wprzeciwieństwiedokaraluchów,którewcaleniesąkomiczne.

Jesszamknąłoczy.Podczaspracyreporterskiejzdarzałomusięwielokrotnie

przebywaćwobskurnychmiejscach,alenato,coujrzałwlokalumieszczącymsięprzez

ścianęzpokojemKristy,zupełnieniebyłprzygotowany.Frontoweoknabyłyjedynym

fragmentemmieszkania,którymytowciąguostatnichdwudziestulat.Jessusiłował
nastawić

siępsychicznienażyciewbrudzie.Niebyłjednakwstaniewspółżyćzkaraluchami,
które,

gdytylkogasiłświatło,wyłaziłyzewszystkichkątów.

Kristausłyszałazzaścianyjakieśpodejrzaneodgłosyiprzyszłasprawdzić,cosię

dzieje.Pokrótkiejwizjilokalnejzabraładosiebienieszczęśnika,ofiarowującmuwłasną

kanapę.

-Nierozumiem,dlaczegokumpletychmoichwspółlokatorówniewynajęlirównieżi

twojegopomieszczenia?

-zastanawiałsięgłośno.

-Bogdytylkotutajsięwprowadziłam,pozmieniałamimgeny-zcałąpowagą

wyjaśniłaKrista.

-Umiesztorobić?Acoztwoimigenami?

background image

-Pewniewszystkiemojedziecibędąmiałypodwiegłowy.

-Czynieuzgodniliśmy,żezostaniemykażdeusiebie?

-zapytał.

KristamiałaochotęotulićkocemJessawiercącegosięnaprzykrótkiejkanapie.

Podczasgdyonaspała,onprzezcałąnocprzeczesywałponureulicewposzukiwaniu
Rosie.

PotemuzgodniłzpaniąDuchampwarunkiwynajęciamieszkaniaiprzywiózłzhotelu

Sheratonswójniewielkidobytek.Teraz,toznaczywczesnympopołudniem,ledwie
trzymał

sięnanogach-zezmęczenia.

-Powinnamsiędomyślić,żeużyjeszpierwszejlepszejwymówki,żebyprzejśćprzez

mójpróg.

CiężkiepowiekiJessadałysięunieśćtylkodopołowy.

-Niemamsiłynarozpustę-mruknąłinatychmiastzasnął.

Kristawłożyładżinsy,luźnąbawełnianąkoszulkęiadidasy.Wpięławuszywiszące,

srebrnekolczyki.Nienałożyłanatwarzżadnegomakijażu,aleprzyozdobiłapalcetanimi

pierścionkami.Naczubkugłowyzwiązaławłosywkońskiogon.

Byłpiękny,wiosennydzień.Postanowiłarozpocząćposzukiwaniaodmałego

spożywczegosklepiku.Ojegowłaścicielu,starympanieMajorsie,byłopowszechniewia-

domo,żemagołębieserce.Dzieciomulicynigdynieprawiłkazańionicichniepytał.

Sprzedawałimczerstwepączkiimlekopokoszciewłasnym,mimożeceny,jakichżądał
od

innychklientówsklepu,byłydośćwyśrubowane.

Kristazagadaładoniegodopieropozjedzeniupączkaiwypiciuszklankimleka.

-Zrobiłosiębardzociepło.Prawiejakwlecie.

-Otejporzerokuzawszeczujesiętutajlato.

-Niejestemstąd.

-Tomożnarozpoznać,kochana,posposobie,wjakimówisz.

-PrzyjechałamdoNowegoOrleanu,żebyzabawićsię…akuratbyłyostatki…i

zapomniałamwyjechać.

-Nietyjedna.

-Zjawiłamsiętutajzinnymidziewczynami.-Kristazaczęłagrzebaćwbatonikach,

udając,żecośsobiewybiera.

background image

-Alegdzieśznikłyiniemogęichodnaleźć.

Właścicielsklepikuobserwowałwmilczeniukażdyruchmłodejklientki.Pewnie

spodziewałsię,żezarazcośzwędzi.Podniosławgóręsnickersa.

-Wezmętenbatonik.-Wposzukiwaniudrobnychwsunęładłońdosfatygowanej

skórzanejtorebki.-Rozglądałamsię,alegdzieśsięzapodziały.Dziewczyny,nie
pieniądze.

PanMajorsuśmiechnąłsięiwziąłzapłatę.

-Przychodzitumnóstwodzieciaków.Wszystkiewyglądająpodobnie.Zresztąpatrzę

imnaręce,anienatwarze.

-SpojrzałnaKristęzukosa.-Chociażciebiejużkiedyświdziałem.

Byłazadowolona,żejąpamiętał.MożetakżezapamiętałRosie?

-Byłamtutajzdziewczyną,którąchciałabymodnaleźć.

-Dzieciakiprzychodząiodchodzą-oświadczyłsentencjonalnie.

-TadziewczynamanaimięRosie.

-Nikogoniepytamoimię.

-Jestniższaniżja.Jesteśmydosiebiepodobne.Teżblondynka.Mawłosyciemniejsze

niżmoje,bardziejzłote.Iniebieskawozieloneoczy.-Kristapołożyłanaladziepaczkę
gumy

dożuciaiznówsięgnęładotorebki.-Cośmisięzdaje,żechybamamprzysobiejej

fotografię.

Kristawyjęłazdjęcie,któresamazrobiłapolaroidempodczasjednegozostatnich

weekendówspędzonychwspólniezRosie.Ukazywałoroześmianąnastolatkęwdżinsachi

czerwonymswetrzenatletrawyidrzew.

-Czypanjąkiedyświdział?

Właścicielsklepunachyliłsięnadkontuaremiprzymrużyłoczy.

-Niemampojęcia-odparł.-Wygląda,kochana,jakinnedziewczyny.

Kristaztrudemukryłarozczarowanie.

-Szkoda.Sądzę,żekiedyśsięznajdzie.

Wzięłafotografięiwsunęładoportfela,apotemodwróciłasię,zzamiarem

opuszczeniasklepu.

-Zapomniałaś,kochana,zabraćgumę.Kristawłożyłagumędotorebki.

-Mówiłaś,żedziewczynamanaimięRosie?

-Tak.Rosie.

background image

-Comampowiedzieć,jeślijązobaczę?Żektojejszuka?

KristapopatrzyłanapanaMajorsa.Obawiałasiępowiedziećmuprawdę.Mógłby

niechcącywystraszyćRosie.

-Och,niechsiępannieprzejmuje.Mnieteżjesttrudnoznaleźć.Liczęnato,żesama

jąodszukam.

Chwilępóźniejruszyławdalsządrogę.Słońcegrzałomocno,awjegopromieniach

powstawałonoweżycie.Nabalkonachimurachotaczającychoryginalnedziedzińce
pojawiły

siękwiaty.Sklepikarzepootwieralidrzwinaulicę,zapraszającklientówdośrodka.

Kristaszławolnymkrokiemwytyczonątrasą.Wstąpiłado„CafeduMonde”,gdzie

kupiłabeignetsikawęzmlekiem.Usiadłaprzystolikustojącymnazewnątrz,twarządo

JacksonSquare,liczącnato,żeujrzykogośznajomego.Wpewnejchwiliwydawałosię
jej,

żewidziTate,alezanimmogłaprzyjrzećsięjejbliżej,dziewczynaznikła.

PodczasspacerudoMoonwalkiszybkiegopowrotuprzezpobliskiJaxBrewery,

dawnybrowarprzekształconynaciągeleganckichsklepów,Kristaniespotkałanikogo

znajomego.DoszładoBourbonStreet.Taulicaniemilkłanigdy,zadniakumulując
energię

dlaspecjalnejpubliczności,pojawiającejsiętuzzapadnięciemnocy.Możnatubyło
zawsze

znaleźćwszystko,jeślitylkowiedziałosię,gdzieszukać.

Wdalsządrogęruszyłautartymszlakiem.Wpobliżunocnychlokalizobaczyła

znajometwarzestojącejtamzwyklegrupkimłodocianychizatrzymałasię,żebyporoz-

mawiać.Niektórzyznichznalijużopowiedzianąprzezniąfikcyjnąhistoryjkę,dlaczego

szukaRosie.Kilkaosóboglądałofotografię,którąpokazałastaremupanuMajorsowi.
Dzisiaj

znówniktniemiałjejnicdopowiedzenia,więcpozakończeniuzaplanowanejtrasy
zawróciła

kudomowi.Dopieroterazpoczułaogarniającejązmęczenieirozczarowanie,żeznowu
nie

udałojejsiętrafićnaśladRosie.

Skręciławprzesmykmiędzydomamiipochwiliznalazłasięnadziedzińcu.

ZobaczyłaJessaakuratwychodzącegozjejmieszkania.Zaspanyipółżywyzezmęczenia,

wyglądałokropnie.ObdarzyłKristębladymuśmiechem,jakbytobyłowszystko,naco

background image

potrafiłsięzdobyćpozaledwiedwóchgodzinachsnunazakrótkiejkanapie,iciężkim

krokiemzszedłposchodachzgalerii.

-Jakposzło?-zapytał.

-Jakzwykleźle.

-Mamtupewnekontakty.Jutrospróbujęznichskorzystać.

-Obybyłybardziejpomocneniżmoje.-Kristaprzysiadłananiskimmurku,który

swegoczasuotaczałkapliczkępostawionątunacześćświętegoJudyTadeusza,patrona
spraw

trudnychibeznadziejnych.-Przynajmniejbyłtoładnydzień,wsamraznaspacer.

-Właśniemiałemprzystąpićdoeliminowaniarezydentówmojegolokum.-Jessusiadł

obokKristy.

-Nocujnadalumnie.Będzieszmilewidzianymgościem.

-Dzięki.Wobectegoporządkiodłożędojutra.Ranodostarczązesklepunowy

materac,więczakłócęcitylkodzisiejsząnoc.

-Maszpościeliręczniki?

-KupięnaCanalStreet.

PrzemierzającwszerziwzdłużFrancuskąDzielnicę,Kristamiaławieleczasuna

myślenie.Nasunęłosięjejpodstawowepytanie,którepowinnazadaćJessowiznacznie

wcześniej.

-Dlaczegotowszystkorobisz?

Czekałnarozwinięciepytania,najakieśbliższewyjaśnienia,aleichnieusłyszał.

Oczywiście,łatwobyłodomyślićsię,ocochodziłoKriście,aleniezamierzałodkrywać
kart.

-Wątpię,byśchciałausłyszeć,dlaczegosiedzętuztobąigadamozabijaniuinsektów.

Pragnieszdowiedziećsię,czemuwogólezająłemsięproblememmłodocianych
uciekinierów

izacząłembadaćtesprawy.Nadalminieufasz,mamrację?

-Samaniewiem.

-Możeszmizawierzyć.

-Losymojejsiostryniesądlaciebieniczymwyjątkowym.Poznałeświeletakich

historii.ORosiewieszjużtyle,żewystarczycinanapisaniecałkiemsporegotekstu.
Czemu

więcmiałbyśpilotowaćdalejtęsprawę,ażdokońca?Zwłaszczażeodnalezieniejejmoże

background image

okazaćsięniemożliwe.

NieufnośćKristybyłauzasadniona.UpodstawdecyzjiJessa,żebypomócjejw

odszukaniusiostry,byłocoświęcejniżtylkozawodowaciekawość.Przewracającsięz
boku

naboknaniewygodnejkanapie,uprzytomniłsobie,żejednymzpowodów,dlaktórychtu

tkwił,byłanieRosie,leczjejsiostra.

NiezamierzałjednakprzyznawaćsiędotegoKriście.

-Dzieciakiulicytonietylkosuchenazwiskaitwarzenaplakatach.Inietylkoraporty

wpolicyjnychkartotekach.Byłemzaangażowanywtesprawy,jeszczezanimzająłemsię

nimiprofesjonalnie-powiedział.-Wczorajwspomniałemciomoimbratanku.Onteż
uciekł

zdomuiżyłnaulicy.

KristadostrzegłabólwoczachJessa.

-Mówiłeś,żeumieszczonogowdomupoprawczym.

-Bobbydwukrotnieuciekałzdomu.Zadrugimrazemwylądowałwzakładzie

zamkniętym.Gdybytampozostał,otrzymałbypewniejakąśpomoc,aleteżuciekł.Żyłna

ulicachprzezpółroku.Potemmójbratdowiedziałsię,żeBobby’egoodnalezionow
Atlantic

City.Miałsiedemnaścielat.Nigdynieukończyłosiemnastu.

KristasiedziałatakbliskoJessa,żewyczuł,jakpojegoostatnichsłowachjejciałem

wstrząsnęłynagłedreszcze.

-Tookropne-szepnęła.

-Niepowiedziałemtegopoto,abyprzysporzyćcizmartwień.Obojedobrzewiemy,

jakilosspotykatedzieciaki.Alezasługujesznawyjaśnienie,dlaczegoksiążka,którą

przygotowuję,jestdlamnietakaważna.

Kristastarałasięnadalrozumowaćlogicznie.

-Towcalenietłumaczy,dlaczegojestdlaciebieważnamojasiostra.

-Dolicha,czyniewidzisz,żechcę,abychoćjedendzieciakztegosięwykaraskał!-

wybuchnąłJess.Przeczesałpalcamizwichrzonączuprynę.Dopieropochwilizdałsobie

sprawęztego,żeswązłośćwyładowałnaniewłaściwejosobie.Zacząłprzepraszać,ale
Krista

przerwałamuzmiejsca.

-Dajspokój,proszę.Jatorozumiem.

background image

-Usiłujęmiećdystansdotejsprawy.Tłumaczęsobie,żenapisanietejksiążkibędziez

mojejstronywystarczającymwkładem.Przecieżnicwięcejniemogęzrobić.Aleza
każdym

razem,gdyrozmawiamzktórymśztychdzieciaków,chcęgoratować.Swegoczasu
powinien

znaleźćsięktoś,ktopomógłbyBobby’emu.Możeudałobysięwtedyocalićmużycie.

Kristauprzytomniłasobie,żenaglezamienilisięrolami.Teraztoonapróbowała

zachęcaćJessadoskończeniaksiążkiigodziłasięnajegopomocwposzukiwaniuRosie.
W

jakimśmomencierozmowydotknęławpocieszającymgeścieramieniarozmówcy.

-Terazrozumiemtrochęlepiejmotywytwojegopostępowania.

Jesspodniósłsięzmurku.

-Zajdęnachwilędodomu,apotemwybioręsiędosklepupojakieśśrodkiczystościi

cośdodezynfekcji.

-Jutropomogęcisprzątać.

SłowatewyrwałysięKriścieodruchowo.Niebyłapewna,kogoznichzaskoczyły

bardziej.

-Niemusisztegorobić-powiedział.

-Przekonaszsię,jakdoskonaleumiemobchodzićsięzmopemiszczotką.Mam

wyraźneuzdolnieniawtymkierunku.

Jessuśmiechnąłsięirozpogodziłtwarz.

-Żebyuwierzyć,musiałbymzobaczyćtonawłasneoczy.

-Awięczsamegoranazabieramysiędoroboty.Kiedyskończymy,postawiszmi

lunch.

KristapatrzyłanaodchodzącegoJessa.Wspiąłsięposchodachiotwierałkluczem

drzwidoswegomieszkania.Właśniemobilizowałaresztkienergii,żebysiępodnieśći
pójść

dosiebienagórę,kiedynaglezaplecamiusłyszałajakiśhałas.Odwróciłasięszybko.
Przed

oczamimignęłojejcośniebieskiego.Znajomego.Rzuciłasiępędemwtamtąstronę.

UwylotuprzesmykumiędzydomamistałanieruchomoTate,przywierającplecamido

muru.Ulicąprzejechalidwajpolicjancinadorodnychkasztankach.

KristapodbiegładoTate.

-Cotutajrobisz?-zapytała,zaciskającdłońnaramieniudziewczynki.-Nigdyminie

background image

mówiłaś,żewiesz,gdziemieszkam.

-Niewiedziałam!-Tatezaczęłasięwyrywać,aleKristatrzymałająmocnozaramię.-

Puśćmnie!

-Nietakszybko.Powiedzprzynajmniej,cotutajrobisz.Kiedydziewczynkaprzestała

sięszamotać,Kristapuściłajejrękę.

-Akurathandlowałamkwiatami,kiedyprzyuważylimniecigliniarze.Wzięłamnogi

zapas,alepewniebymniedogonili,bowsiedlinakonie,więcdałamdrapakai…

-Ukryłaśsiętutaj?-spytałaKrista.

-Chciałamschowaćsięnadziedzińcu,ale,jakdobrzewiesz,niebyłpusty.-Tate

popatrzyłazwyrzutemnarozmówczynię.

-Isłyszałaśwszystko,oczymbyłamowa.

-Wystarczającodużo,żebywiedzieć,żemnieokłamywałaś!Idotegospiknęłaśsięz

kapusiem!Cozamierzaciezrobić?Wydaszwszystkichswoichprzyjaciół?Wsadziszich
do

ciupy?

-Jakwidać,nieusłyszałaśtego,conajważniejsze.

-Słyszałamwszystko,cochciałam-oświadczyłanajeżonaTate.-Nieuciekłaśz

domu.Szukasztylkoswojejsiostry.

-Toprawda.

-Isprzedajeszsięnaulicy.

-Tate,nigdytegoniezrobiłam.-Powiedziawszytesłowa,Kristaodczułagłęboką

ulgę.

-Niejesteśdziwką?Przecieżwidziałam,jakchodziszubrana.Nocąwłóczyszsiępo

barach.

-PodobnowidzianomojąsiostręwjakimślokaluweFrancuskiejDzielnicy.Obawiam

się,żezaczęłapracowaćnaulicy.Takwięcsamamuszęudawaćulicznicę,przynajmniej

wtedy,kiedyidędobarów,żebyniewzbudzićniczyichpodejrzeń.Siadamwkąciei

rozglądamsięzaRosie.Ajeślimuszęwyjśćzbaruzjakimśmężczyzną,tospławiamgo
zaraz

naulicyinigdynieidędożadnegohotelowegopokoju.

-Niewierzęci.

-Wcalecięotoniewinię,słonko.-Kristawestchnęła.Oparłasięościanędomu.-

Tate,czykiedyśkogośkochałaś?Byłabyśwstaniezrobićwszystkodlatejosoby?

background image

-Cośtakiegodziałosięztobą?

-Nie.JazamałokochałamRosie.Tomojamłodszasiostra,onajesttylkonieco

starszaodciebie.Pewnegodniaprzyszładomnieioświadczyła,żejużdłużejniemoże

wytrzymaćwdomu.Nieuwierzyłamjejiodesłałamjązpowrotem,mówiąc,żemabyć

grzecznądziewczynką.Uciekłatamtejnocy.Byłotopiętnaściemiesięcytemu.

-Awięcczujeszsięwinna-skonstatowałaTatecierpkimtonem.-Takaprzyzwoita

dziewczynajaktyjestniezadowolonazsiebie.

Kristazignorowałaprzytyk.Wiedziała,żeTatejestrozczarowana.

-Mamnadzieję,żetonietylkopoczuciewiny.Chcę,żebyRosiewróciłabezpiecznie

dodomu.Tojedyne,naczymmizależy.

-Okłamywałaśmnie!Udawałaśkogośinnego!

-Słonko,byłotonajtrudniejsze,comusiałamrobić.Lubięcięipragnę,abyśtyteż

byłabezpieczna.Nienawidziłamudawania,żechodzęzmężczyznamidohotelowych
pokoi,i

niechciałam,abyśmyślała,żeto,conibyrobię,jestdobre.Alebałamsiępowiedziećci

prawdę,myślałam,żemniezdradzisz,niechcącywygadaszsię…

-Przywykłamdookłamywania.

-Odtejporyzawszebędęcimówiłaprawdę.-Kristawyciągnęłarękę,leczTate

cofnęłasięokrok.

-Toniemaznaczenia.

-Dlamniema.Staramsięnikomuniewyrządzaćkrzywdy.Ciebienie

skrzywdziłabymzanicwświecie.

-Alewydaszmniepolicji,mamrację?Napewnozamierzaszzrobićtowtedy,kiedy

jużprzestanieszgraćswojąrolę.

KristarzeczywiścienosiłasięzzamiaremprzekazaniaTateopiecespołecznej,gdy

odkryła,żedziewczynkamazaledwieczternaścielat.Alefakt,żesamaznajdowałasięw

podobnejsytuacji,powstrzymywałjąprzedtakimposunięciem.Tatełapanodwukrotniei
za

każdymrazemuciekałaprzypierwszejokazji.Musiałoistniećjakieślepszerozwiązanie
jej

problemówniżmieszkanienaulicachNowegoOrleanuczyteżdompoprawczywjej

rodzinnymstanie.

-Niezamierzamnikomucięwydawać-oświadczyłaKrista.-Alechciałabymci

background image

pomóc.Zasługujesznalepszeżycie.Wiem,żeniezbytdobrzebyłociwdomu,lecz
gdybyś

terazwróciła,możedogadałabyśsięzrodzicamiirozpoczęławszystkoodpoczątku?

-Nawetotymniemyśl.-Tateruszyławstronęulicy.

-Posłuchaj!-zawołałazaniąKrista.-Zamieszkajumnie.Wprowadźsię,kiedytylko

zechcesz.Nadaljestemtwojąprzyjaciółką.

Tatezatrzymałasię.Wyprostowaładumnieplecy.

-Niepotrzebujętwojejprzyjaźni-wycedziłasłowoposłowie,spoglądającnaKristę

przezramię.-Ilepiejtrzymajsięodemniezdaleka.

-Zależyminatobie,Tate,naprawdę.Dziewczynkaprzyspieszyłakroku.Wybiegłaz

zaułkanaulicęipochwilijużjejniebyło.Kristaoparłasięościanędomuizamknęła
oczy.

Podpowiekamipoczułałzy.

Odstronydziedzińcadobiegłyjąodgłosykroków.Wierzchemdłoniotarłaoczy.Kiedy

jeotworzyła,ujrzałaJessa.Stałnaprzeciwniej.

-Wszystkosłyszałem-mruknął.

Odrazudostrzegłrozpaczmalującąsięnajejtwarzy.WziąłKristęwobjęcia.

-Kimjesttadziewczyna?-zapytał.

-Totylkodzieciak.

WsilnychramionachJessapoczułasiępewniej.

-Dzieciak,naktórym,jakwidać,cizależy.-PogłaskałKristępoplecachipomyślał,

żedobrzejesttaktrzymaćjąwobjęciach.-Powinnaśwracaćdodomu.Prowadząctakie

życie,krzywdziszsamąsiebie.

-Sądzisz,żepotrafięwrócićiowszystkimzapomnieć?Jesswestchnąłimocniej

zacisnąłramiona.Wiedział,coKristamanamyśli.

-Niepowinnaśbyłaażtakbardzoangażowaćsiępsychicznie.

-Aty?

-Nieudacisięuratowaćwszystkichtychdzieciaków.Możenawetniedaszrady

ocalićżadnegoznich.

-Tatetotakamiłaidobradziewczynka.UpatrzyłjąsobieChaz,tutejszysutener,ina

niąpoluje.Jakdługopotrafimusięopierać,niemajączczegożyć?Dopuszczamydo
tego,

abytedzieciakibłąkałysiępoulicachmiast,apotemmówimyim,żesązbytmłode,aby

background image

dostaćjakąśsensownąpracę.Iprzytymzamykamyoczynato,doczegosąprzymuszane,

żebynieumrzećzgłodu!

JessobejmowałKristę.Pomyślał,żedobrzejestbyćtakbliskoniej.Oddawnaoboje

bylizbytsamotni.Niemielizkimpodzielićsiętym,cowidzieliiprzeżywali.

-Tak,maszrację,tosądobredzieciaki.Szkodaich.-WgłosieJessaprzebijało

współczucie.

Kristadopieroterazuprzytomniłasobie,żetkwiwmęskichobjęciach.Wcalenie

miałaochotyopuszczaćtegobezpiecznegomiejsca.OdszukaławzrokJessa.

-Opróczciebienieznamnikogo,ktojestwstanietopojąć.

-Będziemyrozumiećsięcorazlepiej.Zbliżymysiędosiebie.

KristaodsunęłasięodJessa,takjakbychciałaudowodnićmu,żesięmyli.

-Zwykleniereagujęażtakemocjonalnie.Ja…Dotknąłpalcemjejpoliczka.

-Reagujesz,reagujesz…

-Lepiej,żebyśmywtejsprawiezachowywalisięjakprofesjonaliści.

-Lepiej?-Uśmiechnąłsiękrzywo.-Pewnietak.Aleczytomożliwe?-Wzruszył

ramionami.

Kristacofnęłasięażpodścianędomu.

-Pójdęterazdosiebienagórę,zjemkolacjęitrochęodpocznę.Kiedywyjdęnanoc,

połóżsięipostarajsiędobrzewyspać,boprzecieżniewielespałeśpopołudniu.Rozgość
sięu

mnie,poczujsięjakwdomu.

-Pójdziemyrazem.

-Nie.Jesteśprzecieżwykończony.

-Odtejporyniebędzieszchodziłasamaponocy.Niktniemusiwidziećnasrazem,

alebędętrzymałsięwpobliżu,wraziegdybyśmniepotrzebowała.

-Tośmieszne.Jesteś…

-Itakjużbędziestale.-JesszbliżyłsiędoKristynatyle,abysłyszałajegociche,ale

stanowczesłowa.-Jeśli,jaktwierdzisz,zależycinanaszejwspółpracyiprofesjonalnym

działaniu,odpowiedzsobienajpierwnapytanie:Cobędzie,jeślijakiśzboczenieczagna
cięw

ciemnykątiniezechcesłuchaćwyjaśnień?To,cociproponuję,jestprofesjonalne.-Jess

dotknąłlekkopoliczkaKristyiszybkoopuściłrękę.-Iosobiste.

Zanimzdołałazastanowićsięnadodpowiedzią,jużgoniebyło.Szedłszybkim

background image

krokiemwstronęCanalStreet.

ROZDZIAŁSIÓDMY

Zakładaławłaśniedługiekryształowekolczyki,gdydojejuszudotarłocichepukanie

dodrzwi.Dociągnęłapołyflanelowegoszlafroczkaipodeszładowyjścia.Ujrzałaprzed
sobą

Jessa.Słaniałsięnanogach.Sprawiałwrażenieczłowiekawykończonegofizycznie.

-Nigdzieniepójdziesz-oznajmiłastanowczymtonem,kiedywszedłdośrodka.-

Zostaniesztutajizarazpomoimwyjściupołożyszsięspać.

Wyglądałtak,jakbymiałzachwilęzemdleć.Potrząsnąłgłową.

-Zrobisztak,jakcipowiedziałam-oświadczyłasurowymtonem.

-Zgadnij,coodkryłem.

-Gdzie?

-Wmoimmieszkaniu.

-Szczury?Graffiti?

-Dach.

-Oczywiście,żegomasz-potwierdziłałagodnymtonem.Spojrzałanakanapę,

oceniając,czyJessowłasnychsiłachzdoładoniejdojść.-Toprzecieżnaszwspólny
dach.

-Zdajęsobieztegosprawę-mruknąłzwidocznymrozdrażnieniem.

Kristauśmiechnęłasięciepło.

-Mampationadachu.Natyłach.Sątamnawetstolikikrzesełka,którewyczyściłam.

Mogęstamtądoglądaćzachódsłońca.

-Awięctyteżgomasz.

-Zachódsłońcajestnaniebie,ajamampięknywidok.Zirytowany,żeKristaniczego

niepojmuje,Jessuniósłbrwi.

-Chceszzobaczyćgo,czynie?

-Maszspecyficznepoczuciehumoru-syknęłaprzezzęby.

-Niechceszzobaczyćzachodusłońca?Wporządku.Obejrzęgosam.

-Przecieżniemieszkaszsam.

-Mojedomowezwierzątkaobiecały,żejeśliprzyjdziesz,będązachowywałysię

przyzwoicie.Apozatymwszystkiegdzieśsiępoukrywały.Ktośdoniósłim,żekupiłem

bombęnakaraluchy.-JessprzesunąłpowoliwzrokiemwzdłużsylwetkiKristy.Nawetw

skromnymszlafroczkubarwylawendywyglądałapodniecająco.

background image

Jessporuszyłpalcemdługi,kryształowykolczykzwisającyjejzucha.

-Trochęzaeleganckidotegostroju.

-Taksądzisz?

Chociażspodszlafroczkaniebyłowidaćnicopróczkolaninadgarstków,Kriście

wydawałosię,żejestzbytmałoosłonięta.

-Kryształydociebieniepasują.

-Acopasuje?

-Perły.Możetakżeszafiry.-Jessziewnąłszeroko.

-Tam,dokądterazsięwybieram,kosztownościrzucałybysięwoczy.Niemogę

wyglądaćzbytwytwornie.

-Możesz,możesz.

-Cotomaznaczyć?

Ziewnąłponownieiprzeczesałpalcamizwichrzonewłosy.

-Dowieszsię,kiedypójdzieszobejrzećzachódsłońca.

-Muszęcośnasiebiezałożyć.

-Zostawięotwartedrzwi.Aha,tylkonigdzieniezbaczaj.Idźsamymśrodkiempokoju.

-Jessodwróciłsięiwyszedł.

ZaciekawionaKristaubrałasięszybko.Kiedyzdecydowałasięnachodzeniepo

barachFrancuskiejDzielnicy,kupiłasobiekilkaciuchów.Wszystkiekrzykliweirzucające
się

woczy,aleodkrywająceniewieleciała.Terazwłożyłanasiebiezielonąsatynowąbluzkę
bez

rękawów,odsłaniającątylkoramiona,kusączarnąspódniczkęiczarnesiatkowe
pończochy.

Zostawiłanaraziewszafiebutynawysokimobcasieiniezrobiłajeszczemakijażuani

fryzury.

Takjakuprzedził,Jesszostawiłotwartedrzwi.Kristaweszładośrodka.Nigdy

przedtemnieoglądaładokładniejtegolokum.Byłookropne.Żebytuzamieszkać,Jess

naprawdęmusiałsiępoświęcić.Krzywiącnos,ruszyłaprzezpokójpobrudnejpodłodze.

Wejścienadachbyłoukrytewmałejalkowie.Jesspoczątkowogoniezauważył,bo

brakowałotamświatła,abalkonoweoknabyłyzasłonięteciężkimibrokatowymi
kotarami,

sztywnymiodwieloletniegokurzu.Tylkojednaznich,odciągniętatrochęwbok,
wpuszczała

background image

downętrzaniecoświatła.Todziwne,żekiedyJessjąporuszył,zestarościnierozpadłamu
się

wrękach.

Kristawspięłasięporozłożonejmetalowejdrabinceipochwiliznalazłasięna

szczyciedachu.UsiadłaobokJessaprzystolikuzżelaznychgiętychprętów.Roztaczałsię

stądwspaniaływidok.

-Zdumiewające-stwierdziła,przeciągającpowolisylaby.-Wspaniałe.

Widniejąceprzednimiszczytydachówtworzyłyniezwykłykolażkształtówibarw.

Jedneznichbyłystrome,innepłaskielubtarasowe,wjeszczeinnychmieściłysię
mansardyz

uroczymiokienkamiwykuszowymi,zszybkamiskrzącymisięjakdrogocennekamienie.

Uderzałatakżeróżnorodnośćpokryciadachów.Wykonanezdachówkilubgontówo

rozmaitychrodzajachikształtach,tworzyłysubtelnąpaletęodcienibarwziemi,połyskują-

cychwpromieniachzachodzącegosłońca.Mimożezdachuniemożnabyłodostrzec

horyzontu,niebodostarczałozdumiewającychwzrokowychdoznań,stanowiącbajeczną

feeriękolorów.Najednymzpobliskichdziedzińcówjakiśptakwyśpiewywałpożegnalne

trelezachodzącemusłońcu.

Wtychczarownychchwilachzmierzchającegodnia,ostatnich,bozarazpotem

FrancuskaDzielnicazaczynałarozbrzmiewaćwieczornymżyciem,możnabyłoz
łatwością

wyobrazićsobiespokojniejszeczasyminionejepoki.

-Pomyślałem,żecisiętuspodoba.-Jessobszedłstolikizatrzymałsięzaplecami

Kristy.-Maszprzedoczamiwspaniaływidok.

-Wartznaczniewięcej,niżpłaciszzatomieszkanie.

-Nicniepłacę.

KristaodwróciłagłowęispojrzałazdziwionanaJessa.

-Cotakiego?

-Umówiłemsięzwłaścicielkądomu,żedoprowadzętenlokaldoporządkuikupię

nowymateracnałóżko,azatoonapozwolimimieszkaćtuzadarmoprzezcałymiesiąc.

-Jakcisięudałonamówićjąnato?

-Pokazałemswojąnajnowsząksiążkę.Itym,jaksięokazało,jejzaimponowałem.

PodobnoweFrancuskiejDzielnicymieszkałowielusłynnychpisarzy.Międzyinnymi

TennesseeWilliamsiFaulkner.

background image

Kristamimowoliparsknęłaśmiechem.

-Jutro,kiedyzabierzeszsięzaszorowaniepodłóg,przestanieszbyćzachwycony

zawartąumową.

-Popatrznaniebo.Tylkotakiwidokjestwstaniepowstrzymaćmojeoczyod

zamknięcia-stwierdziłsłabymgłosem.

WjednejchwiliKristazapomniałaozachodziesłońcaiminionejepocepełnej

spokoju.

-Idźdomnieipołóżsięspać.Nałóżku.Popowrocieobudzęcięiwtedyprzeniesiesz

sięnakanapę.

-Niemamowy.-WzrokJessaspocząłnaobnażonychramionachKristyizarysie

piersiukrytychpodtandetnązielonąbluzką.-Czyzdajeszsobiesprawęztego,jak

prowokującyjesttwójstrój?

-Tentematjużprzerabialiśmy.

-Czywiesz,codziejesięzmężczyznami,kiedywidząciętakubraną?

Kristaspeszyłasię.Lekkopoczerwieniała.Ztrudemoparłasięchęcipodciągnięcia

bluzkijeszczewyżejpodszyję.

-Muszęwyglądaćwulgarnie.Gdybymposzładobaru„Tallulah”ubranajak

zakonnica,wręczylibymitampięćdziesiątcentównawdowyisieroty,apotem
wypchnęliby

mniezadrzwi.WtensposóbnieznalazłabymRosie.

-Wtensposóbmożesznapytaćsobiebiedy.

-Jestemtutajjużprawiedwamiesiąceijakośżyję.Ściągnąłustawwąskąlinię.

-Aconatotwójprzyszłymąż?

JesszbiłKristęzpantałyku.Odparłabezzastanowienia:

-ScottuznałmójwyjazddoNowegoOrleanuzawykluczony.Akiedygonie

posłuchałam,zerwałzaręczyny.Nigdybysięniezgodziłznaleźćnadrugimplanie.
Zawsze

musibyćpierwszyinajważniejszy.To,cozrobiłam,niebyłowjegostylu.

-Scott-powolipowtórzyłJess.-MaszmożenamyśliScottaNewtona?

-Awięcjednakwtykałeśnoswmojesprawy!

-Niewtykałem.Aleniejestemgłupiicośniecośpotrafiękojarzyć.ScottNewtonjest

prawąrękątwojegoojczyma,więcłatwobyłozgadnąć.Atak,nawiasempowiedziawszy,

lubiętegofacetajeszczemniejniżczcigodnegoHaydenaBarnarda.

background image

Kristajużotworzyłausta,żebyodruchowowystąpićwobronieScotta,leczzarazje

zamknęła.Opuściłasmętnieramiona.

-Przynajmniejwpołowiemaszrację.

-Kiedymieliściesiępobrać?

-Wkońcutegomiesiąca.-Roześmiałasięlekko,zadowolona,żedźwięk,jakiwydała,

byłbliższyrozbawienianiżgoryczy.-Scottstawałnagłowie,żebyzniechęcićmniedo

wyjazduzWaszyngtonu.Przymilałsię,czarował.Jegonastrojeoscylowałyodlodowatego

sarkazmudowściekłości.Apotemzacząłstosowaćjeszczemniejsubtelnemetody.Chyba

naprawdębyłprzekonany,żejeślizagrozizerwaniemzaręczyniodwołaniemślubu,tosię

złamięigonieopuszczę.

-Możemyślał,żekochasztakbardzo,iżzrobiszdlaniegowszystko.

-Miłośćniematunicdorzeczy.-PrzezchwilęKristaobserwowała,jaknatwarzy

Jessapojawiasięcień.Dziwne,alenawetniewidzącobliczaswegorozmówcy,była

przekonana,żeznajegomyśli.PrzyScotcie,któregoznałaprzecieżdłużejilepiej,nigdy
nie

byłaniczegopewna.

-Czyżbyśniekochałategofaceta?

-Sądziłam,żekocham.Ipewnietakwłaśniebyło.Alemiłośćniejestpowodemdo

uleganiaszantażowi.

JessaintrygowaławewnętrznasiłaKristy.Jejnarzeczony,ScottNewton,rósłwsiłęw

świeciewaszyngtońskiejpolityki.Przystojnyibardzopewnysiebie,dlakażdejkobiety

stanowiłcośznaczniewięcejniżtylkodobrąpartię.Jakoczłowieksukcesu,stanowił
partię

doskonałą.Byłopowszechniewiadomo,żewszechpotężnysenatorHaydenBarnardkreuje

ScottaNewtonanaswegonastępcęwKongresie,kiedysamrozpoczniekampanię
wyborczą,

ubiegającsięofotelprezydenta.Takwięckobieta,którawtakiejsytuacjipotrafiłaoprzeć
się

ScottowiNewtonowi,musiałabyćbardzosilnaimiećniebylejakicharakter.

-Oświadczyłaśnarzeczonemu,żegoniepoślubisz?-Jesspragnąłusłyszeć,cobyło

dalej.

-Niezupełnie.JakożenaszamałasprzeczkaodbyłasięwgabinecieScotta,ztelefonu

najegobiurkuzadzwoniłamdopastora,któryorganizowałnaszślub,itojemu
oznajmiłam,

background image

żezamążniewyjdę.Potempojechałamdodomu,spakowałamślubnąsuknięiodesłałam
do

butiku.Zkartką,żebyrachunekzchemicznejpralniwysłalidoScotta.

JakożeKristawyglądałanazadowolonązsiebie,Jesszachichotałradośnie.Byłto

prawdopodobniepierwszyprzypadekwżyciuNewtona,żecośnieposzłopojegomyśli.

Popatrzyłaponownienazachodzącesłońce.

-Byłowielespraw,którychniedostrzegałamdostateczniewyraźnie.

JesschętniepocieszyłbyKristę,alezamiasttegopostanowiłwykorzystaćjejchwilową

słabość.

-Obawiamsię,żetotwierdzeniejestnadalprawdziwe.Przemierzającnocamiulice

miasta,niedostrzegaszgrożącegociniebezpieczeństwa.

-Mojasiostrajestdlamnieważniejszaniżryzyko,jakiepodejmuję,abyjąodnaleźć.

-MającpoczuciewinytakgłębokiejakWielkiKanion,ryzykujeszwidiotyczny

sposób,żebyukaraćsamąsiebie.

KristazmierzyłaJessaostrymspojrzeniem.

-Odkiedytostałeśsięmoimpsychologiem?

-Nietrzebawielewiedzieć,żebyodkryćprzyczynętwojegopostępowania.-Jess

nachyliłsięwstronęKristy.

-Zawiodłaśsiostręlubprzynajmniejuważasz,żetaksięstało.Czujeszsięzanią

odpowiedzialna.Wystawiaszsięnaniebezpieczeństwo,bouważasz,iżnaraziłaśnanie
Rosie.

Takiepodejścieniesprowadzijejdodomu.

-Psychoanalizadlaubogich!-warknęłaKrista.

-Acosięstanie,jeślitwojasiostrapojedziedociebiedoMarylandu,atytymczasem

będzieszleżaławkostnicywLuizjanie?

-Przestań!

-Nieprzestanę,dopókiniepojmiesz,oconaprawdęchodzi.Niezwrócicisiostryani

poczuciewiny,anikaraniesamejsiebie.Tylkoiwyłącznielogicznepostępowaniemoże

pomócjąodzyskać.

-Aty,oczywiście,zarazprzemówiszmidorozsądku-wycedziłaKrista-izrobiszmi

wykładzlogiki.

-Zgadłaś.-ZadowolonyzsiebieJesswyprostowałsięwkrześle.

-Zapomnijocałejsprawie.-Kristapodniosłasięzmiejsca,leczJessująłjązaramię.

background image

-Pewnietrudnociwtouwierzyć,alemartwięsięociebie.

-Dlaczego?Jeślizginęposzukującsiostry,pomyśl,jakpięknąhistoriębędzieszmiał

doopisania.Przecieżpomagaszmitylkodladobrasprawy…dlatychdzieciaków…
przecież

chcesztenproblemjaknajlepiejprzedstawićwswojejksiążce.Czyżbyśotymzapomniał?

-Uznajętylkoszczęśliwezakończenia.-JesszdjąłrękęzramieniaKristy.-Twoja

śmierćtoniebyłobydobrezakończenie.

Kristapoczułaprzypływwyrzutówsumienia.Niepotrzebniesięrozzłościła.Jessmiał

rację.Odpiętnastumiesięcynieopuszczałojąpoczuciewiny.Podeszładokrawędzi
dachu.

Zatopiławzrokwzapadającymzmierzchu.

-Awięcco,twoimzdaniem,powinnamzrobić?-spytała.-Uważasz,żenależy

wyjawićwszystkimprawdę?

-Jeszczenieteraz.-JesspodszedłdoKristyistanąłobokniej.-Aleniepowinnaśjuż

dłużejwychodzićnaulicęzmężczyznami,którychdopierocopoznałaśwbarze.Akiedy
ktoś

cięzapyta,dlaczegoprzestałaśtorobić,możeszpowiedzieć,żeznalazłaśfaceta,którysię
tobą

zajął,ijużnieszukasznikogoinnego.

-Gdybytakbyło,nieprzesiadywałabymnocamiwbarach.Spędzałabymwieczoryz

tymfacetem.

-Niestety,trafiłcisiębiznesmenwciągłychrozjazdach.Atynudziszsięsamaw

czterechścianachdomu.

Tahistoryjkanietrzymałasiękupy.Miałatyledziur,cozasłonywmieszkaniuJessa.

Alekomuzależałobynatym,abydłużejsięnadniązastanawiać?

-Tochybapowinnowypalić-stwierdziłJess,zdającsobiesprawęzwątpliwości,jakie

ogarnęłyKristę.

-Powinno.Zacznęteżubieraćsiętrochęspokojniej,żebynieprowokować

wyzywającymwyglądem.

-Obawiamsię,żeniepowstrzymatomęskichzapędów.Iwłaśniedlategochcęmieć

cięzawszenaoku.Opracujemyrozkładtwoichspacerów,awiedząc,gdziejesteśikiedy,
będę

mógłtrzymaćsięwpobliżu.Gdybędzieszopuszczałabar,pójdętwoimśladem.

-Akiedywpadnęwtarapaty,zjawiszsięzdwomarewolweramiwrękach?

background image

-Miejscowi,czyliludziestąd,jużznająmojepoglądynatematdzieciulicy.Wiedzą,

żeprzejmujęsięichlosemiżeminanichzależy.Niktsięspecjalnieniezdziwi,gdy
zobaczy,

żetroszczęsięociebie,aczkolwiekwzwykłychciuchachraczejniewyglądaszna
małolatę.

-Niewyglądająnanietakżeszesnastolatkisprzedającesięnaulicy.

Spoważnieli.To,corobili,niebyłozabawąaniwesołąmaskaradą.Mielidospełnienia

ważnezadanie.Szukalidziewczynki,którejodnalezieniebyłokoniecznością.

-Wporządku.Takzrobię-przystaławkońcuKrista.-Niemamspecjalnejochotyna

to,abyjakiśwariatzaciągnąłmniewciemnykąt,przekonany,żeupolowałofiarę.

-Todobrze.

-Aha,dlaporządkuoznajmiam,żezaczynamnadsobąpracować.Oddziśbędę

powtarzałacodziennie,żemamsiępozbyćpoczuciawiny,botoniepomożeRosie.

-Doskonale.Aledozwycięstwajeszczedrogadaleka.Kristauśmiechnęłasięsmutno.

-Cośmisięzdaje,żeniedotręnajejkraniec,dopókinieodnajdęRosie.

WandaciężkoopadłanakrzesłoobokKristy.W„Tallulahu”byłowięcejdymuniż

zwykle,gdyżnocbyłazimnaiPerrypilnował,żebykliencibaruzamykalizasobądrzwi.

-Czasamisłyszysiętoiowo-zaczęłaWanda.

-Czasami?Tysłyszyszzawsze.

-TymrazemchodziociebieiChaza.

Kristawolałaby,abyjejimięniebyłowymienianejednymciągiemzimieniem

najbardziejznanegoibezwzględnegoalfonsaweFrancuskiejDzielnicy.

-Niemamznimnicwspólnego-odparła,potrząsającgłową.

-Chaznielubitakichjakty.Zwłaszczagdyrozmawiajązjegopodopiecznymi.

To,żealfonsinietolerowaliprostytutekpracującychnawłasnyrachunek,było

oczywiste.Zagrażałysutenerskiejegzystencji.

-Nieznoszętegofaceta-oświadczyłaKrista.

-Uważajnaniego.Jestniebezpieczny.

Kristazdawałasobieztegosprawę.DziewczynypracującedlaChazanosiłynasobie

widomeoznakijego„opieki”.Chodziłyześladamipobicia,częstoposiniaczonena
twarzy.A

takżezawszeprzerażone,iżznówniezdołajągozadowolić.Kristanigdyniepotrafiła
pojąć,

background image

dlaczegosięgotrzymały.

-Nierozumiem,dlaczegogodząsiępracowaćdlaChazalubinnychsutenerów-

powiedziała.

-Naprawdę?-zdziwiłasięWanda.-Czytywogólechodziszpoziemi?

-Wiem,coprzydarzasiędziewczynomChaza.

-Ilemiałaślat,kiedywylądowałaśnaulicy?-Wandapodniosłaostrzegawczorękę.-

Tymrazemmówprawdę.

-Byłamstarszaniżwieleztychdziewczyn.

-Awięcmiałamrację-stwierdziłaWanda.-Udajeszmłodsząniżjesteś.Dlaczego?

WodpowiedziKristawzruszyłaramionami.

-Jesteśzobyczajówki?Amożeprywatnymłapsem?

-Nie.

-Obiłomisięouszy,żebywaszniemiładlaklientów.Perrymówił,żesięskarżyli.

-Jestempoprostuwybredna.Staćmnienawybrzydzanie,bozatrzymujęwszystko,co

zarobię,iniemuszędzielićsięforsązżadnymsutenerem.

-Myślę,żekłamiesz.

Kristaponowniewzruszyłaramionami,zpozornąnonszalancją.

-Myślsobie,cochcesz.

-Jesteśdziewczynąmądrąiwykształconą,azresztągdybyśnawetniemiałanicw

głowie,toitakzeswojąurodąmogłabyśzpowodzeniemurzędowaćwprzyzwoitychpo-

kojachhotelowych,aniewłóczyćsiępotakichobskurnychbarachjakten.

WtejchwiliKristazobaczyłaJessawchodzącegodobaru.Jeślidlaniejtanocbyła

trudnadozniesieniaiciągnęłasięwnieskończoność,todlaniegomusiałabyćistnąmęką.

Samaobeszła,jakzwykle,pobliskiebaryiwkażdymznichwspomniałamimochodem

barmanom,żenarazienieszukaklientów.Znajdowałasobiemiejscewkąciei
obserwowała

wchodzącychiwychodzącychgości,spławiającszybkotych,którzyzaczynalisięnią

interesować.NiebyłośladuRosie.KilkakrotniepojawiłsięJess.Kristaprzypuszczała,że

przezwiększośćczasumiałjąnaoku.

-Jeśliniegliną,tokimtywłaściwiejesteś?-dopytywałasięWanda.

Kristapoczułaogarniającejązmęczenie.Miaławszystkiegodość.Zarównonadziei,

jakirozczarowania.Własnychkłamstw.Wiedziała,żegry,którąprowadziła,nieudasię

ciągnąćwnieskończoność.Wkońcuwszyscydowiedząsięprawdy.Dopókijednakbędzie

background image

usiłowałautrzymaćwtajemnicywłasnątożsamość,dopótyniemożepowiedziećoniczym

siedzącejobokkobiecie.Wandabyłaosobążyczliwąidobroduszną,aletakże
niepoprawną

plotkarką.Mimonajlepszychchęci,niepotrafiłabyutrzymaćniczegowtajemnicy.

Kristapostanowiławyznaćczęśćprawdy.

-Niejestemjużdzieckiem,leczdojrzałąkobietą.Iuciekamprzedczymś,cozrobiłam,

podobniezresztąjakpołowasiedzącychtuludzi.Pewnegodniaopowiemcicałąhistorię.-

Podniosłasię.-Aterazruszamdodomu,bomuszęsiętrochęprzespać.

-Niezapytałaś,cosłyszałamnatematciebieiChaza-odezwałasięWanda.Widząc,

żeKristaczekawmilczeniunadalszyciąg,spytałazwestchnieniem:-Niemaszwsobie,

złotko,aniodrobinyciekawości?

-Notoocochodzi?

-Chazprzechwalasię,żezrobizciebiejednązeswoichżon.

Żona.Kristapomyślała,żezewszystkichokreśleńprostytutkitobyłonajokropniejsze.

Mimodwóchmiesięcyspędzonychnaulicy,nadalniemogłasięztympogodzić.

-Chazwygadujeróżnerzeczy-stwierdziła.-Mamterazmężczyznę,któryomnie

dba.Nieszukamnowejroboty.

-Mamnadzieję,żetenfacetdaradęChazowi.Wkażdymrazie,Crystal,trzymajsięz

dalekaodtegoalfonsa.Kiedysięuprze,niemananiegosiły.

-Dziękuję,żemionimpowiedziałaś.

-Alepamiętaj,złotko,żenastępnymrazemtybędzieszopowiadać.

-Umowastoi.

Jessznajdowałsięnadrugimkońcuzadymionejsali,pochłoniętyrozmowąz

dziewczynąoimieniuSally.Poucieczcezdomuwiększośćnieletnichzmieniałaimiona
na

bardziejegzotyczne.Sallychybategoniezrobiła,cooznaczało,żenieobawiałasię

poszukiwań.

Uzmysłowieniesobiefaktu,żesąrodzice,którychnieobchodziloswłasnychdzieci,

błąkającychsiępoulicachmiast,byłodlaKristynajbardziejbolesne.Niektóre
dziewczyny

niebyłyuciekinierkami,lecz„wyrzutkami”,dzieciakamiwypędzonymizdomów.
Pochodziły

zrozbitychlubrozpadającychsięrodzin,wktórychdoroślibylizbytzaabsorbowani

background image

własnymisprawami,byprzejmowaćsiędziećmi.Niektórzydoroślipostępowalitak,
dlatego

żeswegoczasuinadnimiznęcalisięichrodzice.Nieznaliinnychwzorców
postępowania.

Wielupochodziłozrozbitychrodziniteżkiedyśbyliwyrzucenizdomujakodzieci.To
samo

robiliwięcswoimdzieciom.Jeszczeinnioddzieckabylibezdomniitębezdomność
niejako

dziedziczyłyponichichdzieci.

Wkażdymraziewielkomiejskieulicebyłypełnemałoletnichzdanychnasiebie,

którychniktnieszukał.Rosiebyławniecolepszympołożeniuniżtedzieciaki.

KristazatrzymałasięwdrzwiachiodwróciławstronęJessa,mającnadzieję,żeją

dostrzeże.Wydawałosięjej,żepodniósłgłowęipopatrzyłwstronęwyjścia.Zadowolona

opuściłabariskierowałakrokiwstronęBourbonStreet.

Miałazasobąjeszczejednąnocijeszczejednąprzegraną.MożeRosienigdyniebyła

wNowymOrleanie?KristabezzastrzeżeńuwierzyłaJoy,aleczysłusznie?Chybanie
znała

sięnaludziach.Byłaprzekonana,żeScottjąkochaiżezawszebędziejąwspierał.
Oceniłago

źle,więcmożeniepowinnatakżeufaćdziewczyniespotkanejwNowymJorku?

Zaprzątniętawłasnymimyślami,niezwracałauwaginaotoczenie.Wiedziała,żegdy

dojdziedoBourbonStreet,znajdziesięwśródwieluprzechodniówiodrazupoczujesię

bezpieczna.Apotem,gdytłumsięprzerzedzi,akażdycieńikażdyprzesmykmiędzy
domami

będąstanowiłyzagrożenie,dogonijąJess.

PorazpierwszyKristaprzyznałasięprzedsobą,żejegoobecnośćdajejejpoczucie

bezpieczeństwa,anawetwjakimśstopniuuszczęśliwia.Miałrację.Igrałazogniem.
Może

takżemiałsłuszność,twierdząc,żekarałasamąsiebie,stalenarażającsięna

niebezpieczeństwo.

KiedydoszładoostatniegorzędudomówprzedBourbonStreet,naglezciemnej

przecznicywynurzyłsięjakiśmężczyzna.NatychmiastrozpoznaławnimChaza.Zastąpił
jej

drogę.Dopierowtedyuprzytomniłasobiewłasnąnieuwagę.

-Crystal,jaksięmasz,dziecinko?

background image

-Cześć.

ChazbyłnieconiższyniżKrista.Twarzpokrytadziobamipoospie,prosteczarne

włosy,sczesanenatyłgłowy,kolczykwprawymuchu.Ubierałsięzawszewkrzykliwe,

obcisłekoszule,uwidoczniająceumięśnionytors,apodbarwnymimarynarkaminosiłna
szyi

złotełańcuchy.Dzisiajmiałnasobiejaskraworóżowąkoszulęijasnozielonygarnitur.

Chodziłzawszezdrewnianą,błyszczącąlaską,mimożenigdysięniąniepodpierał,

bobyłniezwyklesprawny.Miałcałyarsenałlasek.Nosiłjewyłącznieodparady.

KristausiłowałaobejśćChaza,aleznówzastąpiłjejdrogę.

-Niespieszsię,dziecinko.

-Zarazmamsięzkimśspotkaćijużjestemspóźniona.Jeślizaminutęniedotręna

miejsce,zaczniemnieszukać.

-Jakiśklient,dziecinko?Zarazsięnimzajmę.-Chaztrzepnąłpalcami.-Pozwól,że

zadbamoniegodlaciebie.

-Samapotrafięosiebiezadbać.-KristaspróbowałaobejśćChazaoddrugiejstrony,

alelaskązagrodziłjejdrogę.

-Potrzebujęcię,dziecinko.Atypotrzebujeszmnie.Poulicachchodząniebezpieczni

ludzie.Powinnaśmiećochronę,dziecinko.

-Jakwidać,potrzebnamiochronaprzedtobą.

ChazpodniósłlaskęinacisnąłjejkońcemnawrażliwemiejsceunasadyszyiKristy.

Przechodzącaobokparaniezwróciłananichżadnejuwagi.

-Źlemniezrozumiałaś.Jasiętobązaopiekuję.Zapytajktórąkolwiekzmoich

dziewczyn,tocipowie,jaktojest.

-Niektóreztwoichdziewczynsąjeszczetakmłode,żeledwiepotrafiąmówić.

-Chcęsiętobązaopiekować.

Kristazaklęłaszpetnie.Porazpierwszywżyciu.NatwarzyChazazgasłuśmiech.

-Usiłujębyćdlaciebiemiły,dziecinko.Aleznamteżinnesposobyzdobyciatego,na

czymmizależy.

-O,jestempewna,żeznaszwszystkie.-Kristaspróbowałapostąpićkrokdoprzodu,

leczkonieclaskiwbiłsięgłębiejwjejszyję,utrudniającoddychanie.

-Zawielesobiepozwalasz.-Chazcofnąłlaskę,aletylkopoto,abysilniejpchnąćnią

jeszczeraz.

Kristaoddychałaztrudem.Rozglądałasięnerwowowokółsiebie,szukającpomocy,

background image

aleznajdowalisięjeszczenatyledalekoodBourbonStreet,żeniedosięgałoichczujne
oko

policji.Kristamogłamiećtylkonadzieję,żezachwilępojawisięJess.

-Zrozumiałaś,cochcępowiedzieć?-zapytałChaz.

-Tak-przyznałazduszonymgłosem.Ledwiemogłaoddychać.-Aleterazty

wysłuchajmnie.Niepracujędlaciebie.Mammężczyznę,którysięmnąopiekuje.To

człowiekwpływowy,zkoneksjami.Kiedysiędowie,żemniezaczepiasz,wcalenie
będzie

zadowolony.

Suteneruniósłdrwiącobrwi.

-Naprawdę?

Kristachwyciłazalaskęiodepchnęłająodsiebie.

-Naprawdę,dziecinko-warknęła.

-Oj,alesięboję.Naprawdęmniewystraszyłaś-zakpiłChazigłośnosięroześmiał.-

Chceszwiedzieć,comyślęotwoimfaceciezkoneksjami?

ZaplecamiKristyodezwałsięnaglezimny,męskigłos:

-Tadamanieżyczysobietegowiedzieć.

Kristapoczułaprzypływpaniki.Jessszedłzanią,takjakprzypuszczała.Byłwściekły.

Jegogłosciąłjaknóż.

-Niemówiłemdociebie-powiedziałChaz.

-Alejamówiłem-warknąłJess.

-Wiem,kimjesteś.Chceszopisaćmniewswojejksiążce?

-Pobrudziłbymtylkopapier.

-Totyjesteśtenfacetzkoneksjami?

-Nie,nieon-błyskawiczniezaprzeczyłaKrista,niedopuszczającJessadogłosu,z

obawyojegobezpieczeństwo.-Alejeśliniespotkamsięzarazzmoimmężczyzną,
zacznie

mnieszukać.

-Awięcidźjuż,Crystal.-JessniespuszczałwzrokuzChaza.

-Znasztędamę?

-ZnamwiększośćdamnaBourbonStreet,atakżenazwiskafacetów,którzyje

eksploatują.

-Eks-plo-a-tu-ją-powtórzyłsutener,cedzącsylaby.

background image

-Cozawyszukanesłowo.

Kristapoczuła,żeJessujmujejązaramięiodpycha,alenawetniedrgnęła.

-Chodźmy-powiedziaładoniego.

-Idźpierwsza.

-Bezciebieniepójdę.

-Płacicizato,żesięnimtakzajmujesz,dziecinko?

-zainteresowałsięChaz.-Cojeszczerobiszmuzaforsę?

-Jesteśłajdakiem.-JesszamierzyłsięnaChaza.

-Och,czujęsięgłębokourażony-zakpiłsutener.Uchyliłkapeluszaiodszedł.Tuż

obokniegopojawiłysięnagledwiemłodedziewczyny.Całatrójkaznikłapochwiliza

rogiem.

-Dodiabła!Dlaczegowychodzącz„Tallulaha”,niedałaśmiznać?-wybuchnąłJess.

Kristadrżałanacałymciele.

-Sądziłam,żewidziałeś,jakopuszczambar.

-Niewidziałem.Rzuciłemprzypadkowowzrokiemwstronętwojegostolikai

zobaczyłemprzynimtylkoWandę.Gdybymniespostrzegł,żecięniema,tenłajdak

molestowałbycięnadal.Lubrobiłjeszczecośgorszego!

KristachciałaodruchowooznajmićJessowi,żesamapotrafiłabydaćsobieradęz

Chazem,aleuprzytomniłasobie,żebyłobytokłamstwo.Toniebyłazabawa,asutenernie

pogodziłbysięłatwozprzegraną,jeśliwogólewchodziłabywrachubę.

-Naprawdęmyślałam,żewidziałeś,jakwychodzęzbaru.

Jessodetchnąłnerwowo.OdchwiligdyujrzałKristęrozmawiającązChazem,miotały

nimróżnorodneemocje.Terazodczuwałtylkogniew.

-Następnymrazemlepiejsięupewnij!-warknąłrozeźlony.

-RzeczywiściemiędzymnąaChazemdoszłodostarcia-przyznałałagodnymtonem.

Wiedziała,żepowinnapodziękowaćJessowi.Dotknęłajegoramienia.-Przepraszam.

Powinnambyćostrożniejsza.Doceniamto,coprzedchwilądlamniezrobiłeś.Chyba
sama

nieporadziłabymsobieztymokropnymczłowiekiem.

Jessskinąłgłową.

Wracalidodomuwcałkowitymmilczeniu.Kristaotworzyładrzwi.Naczas

dezynsekcjiJessprzeniósłdoKristycałyswójdobytekizłożyłobokkanapy.Teraz
pochylił

background image

sięiwyszukałwstercieróżnychrzeczynowokupioneprześcieradła.

Obserwowałajegoruchy.Nadalczułasięwinna.

-Zajmij,proszę,mojełóżko.Jestemniższaodciebie,awięckrótszainakanapie

będziemiwygodniejniżtobie.

Jessniepodniósłwzroku.

-Dziśzasnębylegdzie.Wrazieczegoprzeniosęsięnapodłogę.Zamiastkoca

kupiłemsobieśpiwór.

-Kiedyjanaprawdęchcę,żebyśspałnałóżku-upierałasięKrista.-Przynajmniejtyle

mogędlaciebiezrobić.

Niemiałpojęcia,jakwytłumaczyćKriście,żespaniewłóżkubędziedlaniegozbyt

intymnymprzeżyciem.Czułbyjejzapachwpościeli,wgłębieniapowstałepodwpływem

ciężarujejciała.Nasamąmyślotychdoznaniachpodniósłmusiępoziomadrenaliny.

-Będęspałnakanapie-oznajmiłkategorycznymtonem.

-Narażaszsiędlamnie,aleniepozwalaszmizrobićniczegodlaciebie.

Byłzbytzmęczony,żebydobieraćsłowa.Wyprostowałsięiprzeciągnąłpalcamipo

włosach.

-Niechcęzajmowaćtwojegołóżka.Spaniewnimtotrochęjakspanieztobą,aspanie

ztobątodlamniewtejchwilizbytwiele.Chwytasz,ocomichodzi?

Kristazamrugałaoczami.Wpierwszejchwilibyłazaskoczona,leczzarazdoszłodo

głosujejwrodzonepoczuciehumoru.ObdarzyłaJessapromiennymuśmiechem.

-Nigdynieopuszczającięzdrożnemyśli?

-Idźdołóżka.-Wbrewsobieodwzajemniłuśmiech.-Cieszęsię,żeniccisięnie

stało.

Stojącnaprzeciw,wpatrywalisięwsiebieoczamiprzekrwionymizezmęczenia.Oboje

słanialisięnanogach.

-Ktoidziepierwszydołazienki?-zapytałwkońcuJess.

-Ty.

Skinąłgłowąinaglezrobiłkrokdoprzodu,ująłwdłonietwarzKristyizłożyłnajej

wargachlekkiikrótkipocałunek,poczym,jakbyobawiającsięłańcuchowejreakcji,
szybko

sięcofnął.

-Dobranoc.

Zniknąłwłazience,cichozamykajączasobądrzwi.

background image

ROZDZIAŁÓSMY

Dopokojudotarławońsmażonegobekonuizapachkawy.Kristaoderwałagłowęod

poduszki.Rozglądającsięzazegarkiem,zlubościąwciągnęłanosemapetycznearomaty.

Zaburczałojejwbrzuchu,mimożebyładopieroósma.Zwykleniemiałaapetytuażdo

południa,aledzieńdzisiejszybyłwyjątkowy.Sprawiłatoobecnośćkucharza.Wstałaz
łóżka,

założyłaszlafroczekiposzładokuchni.

-Takawapachnieniebiańsko.Skądjązdobyłeś?-spytała,ziewając.

Jessmiałnasobietesamedżinsycopoprzedniegowieczoruitęsamążółtąkoszulę.

Rozpiętąażpopas.Ibyłboso.Zezwichrzonączuprynąorazświeżymzarostemna
brodziei

policzkachwyglądałmałocywilizowanie,emanowałjednakpiekielniemęskąurodą.

-Kawęmusiałemkupićwsklepikunarogu.Wstałemiodrazuzorientowałemsię,że

niemaszwdomuniczegoprzyzwoitegodopicia-powiedziałoskarżycielskimtonem.

-Niepijamkawy.Totrucizna.Jessuśmiechnąłsiękrzywo.

-Niepotrafiłbymżyćzkobietą,któranieumieparzyćkawy.

-Nieprzypominamsobie,żebymproponowałaciwspólneżycie.-Kristapodeszła

bliżejkuchenkiizerknęłaJessowiprzezramię.Przewracałnapatelniplasterekbekonu.-
A

więctaktosięrobi-stwierdziła.

-Ktokarmiłciędotejpory?-zapytałzniedowierzaniem.

-Każdy,kogoudałomisięnatonamówić.

-Poprzedniegowieczorucałkiemnieźleporadziłaśsobiezsałatką.

-Potrafiępokroićwarzywa.

-Nienauczyłaśsięgotować,boniechciałaś.

-Toprawda.

Kiedyplasterkibekonustałysięchrupkie,Jessułożyłjenapapierowymręczniku.

-Dlatego,żejesteśleniwa?

Kristanadalstałaprzykuchence.Zwłosamiluźnoodrzuconyminaramionaiw

szlafroczkuwyglądałazachwycająco.

-Właściwieniejestempewna,czytolenistwo-oświadczyła,skubiąckawałek

bekonu.Byłwyborny.Rozpuszczałsięwustach.

JessspojrzałnaKristę,akuratwmomenciegdywsuwałamiędzywargiichwytała

background image

językiemodrobinybekonu.Byłtowidoktakpodniecający,żemusiałbłyskawicznie
odwrócić

wzrok.

-Jeślinielenistwo,toco?

-Gotowanienależałowdzieciństwiedomoichobowiązków.

-Niechciałaśnauczyćsiępitrasić,bomatkaprzerzuciłabynaciebiewszystkiezajęcia

kuchenne.

-Cośwtymsensie.Byłakiepskągospodynią.

-ARosie?

-Wkuchniradziłasobiecałkiemnieźle.Przyrządzaławyśmienitedesery.

Kristauprzytomniłasobie,żeporazpierwszyodrozstaniazsiostrąmówioniej,nie

czującjednocześnietegodojmującegobóluserca.WzięłazrąkJessakubekgorącejkawy.

Sączyłająpowoli,aonwtymczasierobiłomlet.

-Wieszomniewszystko-stwierdziła,gdyposypywałjajkatartymserem.-Aleo

sobieniemówisznic.Niewiemnawet,czyjesteśżonaty.

-Byłem-odparł,składającomletnapół.-Mojemałżeństwoskończyłosięmniej

więcejtrzylatatemu.

-Żałujeszgo?

Byłotointeresującepytanie.Dotyczyłoraczejsamejinstytucjimałżeństwa,anieżony.

-Tak,chybatak,chociażnigdyniedawałemmuwiększychszans.ZCaroltoinna

sprawa.

-Brakujecijej?

-Rzadkojąwidywałem.Obojeprowadziliśmybardzoruchliweżyciezawodowe.Jako

reporterkazajmującasięturystyką,Carolbyłaciąglewpodróży.Trudnobyłobyporównać
nas

nawetdodwóchstatkównamorzu,mijającychsięwnocy.Byliśmyraczejjakodrzutowce

czyrakiety.NaszrozwódnadawałbysięprawdopodobniedoksięgirekordówGuinessa,

ponieważnawetniemogliśmysięspotkać,żebynegocjowaćwarunki.Przezmiesiącnie

wiedziałem,żejużposprawie.

Kristanakryładostołu.Jessnałożyłnatalerzebekoniomlet.

-Zpewnościąodczuwabrakdobrychśniadań.Roześmiałsię,zadowolony,żeKrista

niezamierzauderzyćwsentymentalny,pełenwspółczuciaton.

-Wtamtychczasachniewchodziłemdokuchni…dopieroporozwodzie.Miałemdość

background image

hotelowegojedzeniaiciągłychpodróży.Kiedytosobieuprzytomniłem,osiadłem
ponownie

wWaszyngtonieizacząłemznacznierzadziejbywaćwterenie.

Usiedliprzystole.JesspodsunąłKriścietosty.Wzięładwa.

-Ażdochwiligdyzająłeśsięsprawądzieciulicy?

-Tak.Wzeszłymrokuprzejechałemcałykraj.

-PozebraniumateriałówwNowymOrleanieodrazuzabierzeszsiędopisania

książki?

Jessskinąłgłową.

Kristawielebydała,żebyjużterazwiedzieć,czyzamierzaonopisaćszczęśliwe

spotkanieobusióstr,czyteżopowiedziećhistoriękobiety,któraszukałasiostrydopóty,

dopókinieuzmysłowiłasobiebeznadziejnościwłasnychpoczynań.

Przezdłuższyczasjedliwmilczeniu.

-Dziśpopołudniu,kiedyuporządkujęmieszkanie,wybioręsiędo„NaszegoMiejsca”.

PogadamtamoRosie-oznajmiłJess.

“NaszeMiejsce”tobyłanazwaośrodkaopiekuńczegodlamłodocianych.Znałygo

chybawszystkieulicznedzieciaki,zktórymiKristamiaładoczynienia.Zachodziłytam,
żeby

spędzićnoc,zjeśćprzyzwoityposiłeklubuzyskaćpomoclekarską.Niektórzyzmałych

uciekinierówdecydowalisiępozostaćwośrodku,gdzieotrzymywaliwraziepotrzeby

długoterminowewsparcieipodejmowalipróbępowrotudonormalnegożycia.

Kristaniechodziłado„NaszegoMiejsca”,gdyżobawiałasię,żenatkniesiętamna

kogośznajomegoizdekonspiruje.Telefonowałajednakregularniedopracowników
ośrodka.

PowiedziałaJessowioswoichsystematycznychkontaktachzośrodkiem.

-Nieusłyszyszniczegonowego.DysponująmoimadresemwCollegeParki

numeremtamtejszegotelefonu.Codzienniemamzdalnepołączeniezmojąautomatyczną

sekretarkąiodsłuchujęwszystkienagrania.

Jessskończyłpićkawę,aleniepostawiłagonanogi.Nadalbyłzmęczony.Pięćgodzin

snuniewystarczyłonaodrobieniezaległości.

-Niestety,wtegorodzajuplacówkachjestdużarotacjakadr.W„NaszymMiejscu”

pokażęzdjęcieRosieipogadamzkimtylkosięda.Możektośzapamiętałjakąśchoćby

drobnąinformację,któraniezawędrowaładokartotekośrodka.

background image

-JawtymczasiepojadęsprzedaćwMetairiemójsamochód.Znasztensklep?

Handlujątamużywanymiautamiiodrękipłacą,tyleżeznacznieponiżejwartości…

-Naprawdęmusisztozrobić?

-Naprawdę.

Jesswiedział,żedyskusjazKristąnatentematniemażadnegosensu.Odstawiłkubek

pokawie.

-Przykromi,żezostawiamzmywanienatwojejgłowie,alejeśliniezabioręsięzaraz

zaporządkiwsąsiednimlokalu,tomożesztakżetejnocymiećusiebiegościa.

ZdaniemKristy,niebyłbytotakizłypomysł,aleoczywiścieniezamierzała

powiedziećtegoJessowi.

-Zarazsamatuposprzątam,apotemprzyjdęcipomóc.

-Alenieodrazu,bomuszęnajpierwwyprawićmieszkańcommojegolokum

przyzwoitypogrzeb.

Kristawzięłaprysznic,potemszybkoubrałasięwdżinsyibluzęoddresu.Zawiązała

chustkęnagłowie.Zanimzapukaładosąsiednichdrzwi,Jesszdążyłjużuprzątnąćślady
rzezi.

Terazlokumbyłotylkobrudne.Itopiekielnie.

-Przykronatopatrzeć-oświadczyła,rozglądającsięwokółsiebie.-Kiedyśmusiało

tobyćślicznemieszkanie.

-Nierozumiem,dlaczegopaństwoDuchampdopuściliażdotakiejruinycałejposesji.

Jeśliniezamierzaliutrzymywaćdomuwprzyzwoitymstanie,powinnigosprzedać.Ta

posiadłośćjestzpewnościąjeszczewielewarta.

-Onibojąsięjakiejkolwiekzmiany,więcudają,żeczaszatrzymałsięiżenicsięnie

dzieje.Kiedywyszłamnagalerię,paniDuchampwłaśniezamiataładziedziniec.

Powiedziałamjej,żetyijazabieramysiędziśzaczyszczenietwojegolokum.Odparła,że

bardzojątocieszy,gdyżjejzdaniemmieszkanierzeczywiściejużoddawnawymaga
małego

sprzątania.

-Małego?-Jessprychnąłzobrzydzeniem.-Raczejzapałkiinafty.

-Acopowiesznamydłoiwytężonąpracę?

-Kiedyostatnirazmiałaśdoczynieniazczymśtakobrzydliwiebrudnym?

-Ostatniejnocy,wbarze„Tallulah”.JesspogłaskałKristępopoliczku.

-To,conasdzisiajczeka,możeokazaćsięnawetdośćzabawne.Przynajmniejtutaj

background image

dostrzeżeszjakiśpostęp.

Jakożedozabraniasięzaporządkibyłoimpotrzebnedobreoświetlenie,zajęlisię

najpierwoknami.Pościągalizasłony.Te,którenienadawałysiędoniczego,wepchnęlido

workównaśmieci,inne,któremiałyszansęprzeżyćchemiczneczyszczenie,poskładalii
w

kąciepokojuułożyliwstos.

Kiedyskończylimyćokna,przezlśniąceszybydownętrzapokojuprzedostałysię

promieniesłońca.Dopieroteraz,wjasnymświetle,byłowidać,jakbardzozdewastowane
jest

mieszkanieijakwieleczekaichjeszczeroboty.Pokrótkiejprzerwiespędzonejnadachu
Jess,

uzbrojonywrozpuszczalnikistarąszczotkęwypożyczonąodpaniDuchamp,zabrałsiędo

szorowaniadrewnianychpodłóg.Kristazaczęładoprowadzaćdoporządkukuchnię.

Właśnieczyściłapiecyk,gdynagleojejnogęotarłosięcoświelkiegoimiękkiego.

Przezułameksekundy,zanimzdążyławrzasnąć,miałaprzedoczamiprzerażającąwizję

karalucha,którynietylkoprzeżyłdezynsekcję,lecz,cogorsza,urósłdogigantycznych

rozmiarówrobakamutanta.

Jesswypadłzłazienki.JegooczomukazałasięKristasiedzącanapodłodze.Jejtwarz

byłakredowobiała,anajejkolanachsiedziałkotimruczałzzadowoleniem.

-Widzę,żejużzdążyłcięodnaleźć-spokojniestwierdziłJess.

-Dlaczegoniepowiedziałeś,żemaszkota?-gniewniewykrzyknęłaKrista.-

Podróżujeszzkotem?Żadennormalnyczłowiekniewozizesobątakichstworzeń!-
Trzęsła

sięzoburzenia.

-Niemamkota.Inieprzepadamzatymizwierzakami.

-Wobectegocotojest?-spytała,zodraząwskazującwielką,wyleniałaczarnąbestię,

którazaanektowałajejkolana.

-Kot.

-Tonadalnicminiewyjaśnia-warknęłazprzekąsem.

-Nielubiękotów.Inigdyżadnegoniemiałem.Awogóletoniekot.

-Czyżbyoparyzrozpuszczalnikapomieszałyciwgłowie?

-TojestKot.Aniejakiśkot-wyjaśniłspokojnieJess.-Iniejestmój,aczkolwiek

możnabypowiedzieć,żetojadoniegonależę.-Zmarszczyłczoło.-Onniechcesobie
pójść.

background image

-Ontoznaczykto?

-Jużmówiłem.OntoznaczyKot.

-Czymkarmisztegokota,któryniejestjakimśtamkotem?

ZtonuJessaprzebijałaanielskacierpliwość.

-Idędosklepuikupujępuszkiznapisem„Kociejadło”.Jakwidać,jestzrobione

dokładniedlaniego,więcraczejpowinnonazywaćsię„JadłemdlaKota”,alewtedynie

każdyzrozumiałby,okogochodzi.

-Aczymożemasztujeszczepsa?-spytałaKrista.Jesszaprzeczyłruchemgłowy.

-Aptaka?

-TylkoKota.Ijagoniemam.Ontylkoprzychodziiodchodzi.Mówiłemci.Toon

mniema.

Kristaniewytrzymałaiparsknęłaśmiechem,gdyżpodczascałejtejdziwacznej

wymianyzdańJessowiudałosięzachowaćpowagę.

-Otarłsięomojąnogęipomyślałam,żetwojabombanakaraluchystworzyłajakiegoś

insektapotwora.

Jessuśmiechnąłsięnieznacznie.Rozejrzałsiępokuchni.

-Jakidziecirobota?

-Wżółwimtempie.Nieudasiędzisiajskończyćwszystkiego.Sprzątająctylkowe

dwójkę,niedamyrady.Dopieroudałomisięzedrzećzpiecykatrzywarstwybrudu.W

najlepszymraziedokońcadniauporamsięzkuchnią-stwierdziła.

-Ajabyćmożeskończęmyćpodłogi.

-Pozostanąjeszcześciany,mebleiłazienka-wyliczyłaKristanapalcach

obciągniętychgumowąrękawiczką.

-Będąmusiałypoczekać.Awogóletojestempiekielniegłodny.Chodźmycośzjeść.

-Chybaniebyłobyrozsądniepokazywaćsięrazem.

-Kupimykanapkiizjemynadachu.Mającałkiemniezłewsklepikunarogu.Jeśli

chcesz,możemytamwejśćkażdezosobna.Albowybioręcośdlaciebie.

-Wolęzrobićtosama.

Wyszlinadwór.Naniebiestadkachmurbawiłysięzesłońcemwchowanego,rzucając

naoryginalne,wąskieuliczkicętkowane,zmieniającesięwzoryświatełicieni.
Koncertowały

przedrzeźniacze,gruchałygołębieiKristateżpodśpiewywałasobiecościchutkopod
nosem.

background image

Ogarnęłojądawnozapomnianezadowolenie.

WzruszyłaJessa.JużzdarzałomusiędostrzegaćuKristyprzebłyskiwesołości,a

nawetsłyszałjejśmiech.Nigdyjednakniewidziałjejtakrozluźnionej,spokojneji
radosnej.

Gdynucenieustało,Jessodrazuwiedział,dlaczegozamilkła.WróciłaRosie.Byłajak

duchpozbawiającyKristęradościżycia.

-Nieróbsobiewyrzutówsumienia-powiedziałłagodnymtonem,niezwalniając

kroku.-Wolnocibyćczasamiwlepszymnastroju.

To,żeJesstakdobrzejąrozumiałitylejużoniejwiedział,niepokoiłoKristę.

Postanowiłazdobyćsięnazłośliwość.

-Twojeopowiadanienatymzyska,mamrację?Będziedotyczyłokobietyobciążonej

takogromnympoczuciemwiny,żezakłócaonokażdąchwilęjejżycia.

-Miejtowszystkownosie.

PochwiliKristaznówzaczęłanucić.Dopierogdyznaleźlisięprzedsklepem,Jess

uprzytomniłsobie,cotozamelodia.

-„Dziękitobiejestemtakbardzoszczęśliwa”-przytoczyłsłowapiosenki.-Czyto

prawda?

-Możebymbyła,gdybyśprzestałwreszcieanalizowaćmojezachowanie.-

Zmieszaniepokryłaniegrzecznymtonem.

-Nieanalizujęniczego.Jatylkosłucham,codomniemówisz.Powiedz,czegomam

zaprzestać,azaraztozrobię.Słuchania?Troszczeniasięociebie?Składaniawjedną
całość

twoichsłów,poto,abymbyłwstaniepomócciodszukaćRosie?

KristaprześlizgnęłasiępodramieniemJessa.Muśnięcieoniegosprawiłojej

przyjemność.

-Czegomaszzaprzestać?Otóż,powiemci.Przestańbezprzerwymiećrację.

-Toniemożliwe.

Jessowiwydawałosię,żeusłyszałcichyjękKristy.Uśmiechnąłsięzzadowoleniem.

Weszlidosklepu.Właśniepodchodzilidolady,żebyzamówićkanapki,gdyKrista

spostrzegłaTate.Dziewczynkastaławprzejściu,liczącnadłonikilkadrobnychmonet.

-Cotutajrobisz?-spytałaKristęnieprzyjaznymtonem.

-Chybatosamocoty.Chcękupićcośnalunch.Tatewsunęłarękęzbilonemdo

kieszeni.

background image

-Jatylkosięrozglądam-oznajmiłazcałkowitąobojętnością.

-Jakposzłocidziśzróżami?

-Jużniehandluję.

To,żeTatejeszczenieuciekła,Kristauznałazadobryznak.

-Dlaczego?Cosięstało?

-Nic.Poprostuprzestałam.

-Mamnadzieję,żeznalazłaśsobiecoślepszego.

-Zbierampuszki-odparłaTate,wzruszywszyramionami.-Poznałamjednegofaceta.

Dajemizaniepieniądze.

PodszedłdonichJess.ZuśmiechemzwróciłsiędoTate:

-Mogęzamówićkanapkętakżedlaciebie,jeślipowiesz,jakamabyć.Cześć.

NazywamsięJessCantrell.

-Wiem,kimjesteś.Alfonsemodgadania.

Jessnawetniemrugnąłokiem.Inieprzestałsięuśmiechać.

-Samajesteśwtymdobra.

-Jess,tojestTate-oznajmiłaKrista.

-Niechcęsięznaleźćwtwojejgłupiejksiążce!

-Wporządku.Cieszęsię,żeotympowiedziałaś.-Spoważniałwjednejchwili.

WytrzymałwbityweńwzrokTate.-Lubię,gdywstosunkudomnieludziezachowująsię

uczciwie.Założęsię,żetyteż.

-Gadka-szmatka,typowadlaalfonsa.Słodkiesłówka.Poto,żebymuzaufać.

-Alfonsisąfałszywi.Janiejestem.

-Skądmamtowiedzieć?

-Maszrację,Tate.-Jesswestchnął.-Niemożesz.Itoprzerażamnieudzieciaków

takichjakty,żyjącychnaulicy.Niemająjaksiędowiedzieć,komumogązaufać,akomu
nie.

-Czytwójbratanekzaufałniewłaściwymludziom?KristadotknęłaramieniaJessa.

-Onasłyszałanasząrozmowęnadziedzińcu.

-Wiem.-NadalpatrzyłnaTate.-Niemampojęcia,czyBobbymiałdokogoś

zaufanie.Wiemnatomiast,żeto,corobił,doprowadziłogonieuchronniedotego,że
wylądo-

wałwkostnicy.

-Możemiałwszystkownosie.

background image

-Alejaniemam.

WodpowiedziTatewzruszyłaramionami.

-Właśniechciałemzamówićcośnalunch.Pozwolisz,żedlaciebieteżcośwezmę?

Kristaijazamierzamyzjeśćlunchnadachudomu,wktórymmieszkamy.Jakchcesz,
możesz

zjeśćtamrazemznami-powiedziałspokojnie.

KristaobserwowałaminęTate.Byłowidać,żedziewczynkazamierzaodmówić,ale

chybazaintrygowałyjąostatniesłowaJessa.Przezchwilęwyglądałanaswojeczternaście
lat.

-Nadachu?

-Aha.Możnastamtądzobaczyćkawałmiasta,prawiedorzeki.

-Niejestemgłodna.

-Wezmędlaciebiekanapkę,atyzjeszjądopierowtedy,kiedyzgłodniejesz.Cotyna

to?

-Niebioręniczegoodobcych.

ZanimJesszdołałsięodezwać,dorozmowywtrąciłasięKrista.

-Tate,możeszsobiezarobić.MieszkanieJessajestokropniebrudne.Nieuwierzysz,

dopókiniezobaczysz.Odranarobimyporządki,aleniedajemysobierady.Pomóżnampo

lunchu,amycizapłacimy.

Tatezastanawiałasięprzezchwilę.Kristawyczuła,żemaochotęsięzgodzić,alenie

wie,czypowinna.

-Iledostanę?-spytaławkońcu.

-Tociężkarobota.Możebyćdwadzieściadolarówilunch?Pracujemydopiątej.

-Wporządku.Alejeślimisięniespodoba,towyjdę.

-Zgoda.

-Imabyćbezżadnychpodchodów.

Kristazrobiłaniepewnąminę,aleJessodrazuzrozumiał,ocochodziTate.

-Niezamierzamyciępouczać-oznajmiłspokojnie.-Jeślicoś,corobimylub

mówimy,niespodobacisię,toodrazupowiedzotym.Mypostąpimytaksamo.Dopiero

potemocenimy,czymożemysobiezaufać.

Tateudałaznudzenierozmową.

-No,dobra,jużdobra.Wezmęgorącąkiełbaskę.Dużącolę.Itorbęziemniaczanych

frytek.Pikantnych.

background image

-Możedwiecole.-Jessuśmiechnąłsię.-Drugapoto,żebylepiejszłarobota.

Tatenieodwzajemniłauśmiechu,alepozaciśniętychnaglewargachdziewczynki

Kristapoznała,żemiałanatoochotę.

Lunchprzebiegłspokojnie,aczkolwiekTatemilczałaprawieprzezcałyczas.Jadłaz

wilczymapetytem,chybaoddawnaniemiałanicwustach.JessiKristaprowadzili

zwyczajnąrozmowę,starającsięjaknajczęściejwłączaćdoniejdziewczynkę.

Tatepracowałaciężko.Energicznieszorowałaścianywodązmydłem,apotemje

spłukiwała.Niemogącdosięgnąćgórnychpartii,stawałanakrześle.Poumyciu
wszystkich

ścian,odkurzaczemwziętymodpaniDuchampwyczyściłastarannietapicerskiemeble.

Kristaskończyłaczyścićkuchennesprzęty,apotemzabrałasięzamyciepodłogii

szafek.Wkońcuposzłasprzątaćłazienkę.Jesswtymczasiezapastowałpodłogiiterazje

froterował,abynabrałypołysku.

Opiątejpopołudniumieszkaniebyłogotowe.Nawetdostarczonyzesklepumaterac

leżałjużnaswoimmiejscu.

Całatrójkaumyłasiękolejnowłazience,apotemzgromadziławpokoju,żeby

podziwiaćwłasnedzieło.DołączyłdonichKot,któregonatychmiastzaanektowałaTate.

-Skądmasztegostaregofutrzaka?-spytałaJessa.

-Toonmniema,aniejajego.Dziękuję,żenienazywaszgokotem.Kristanigdysię

tegonienauczy.

TatespojrzałaniepewnienaKristę,jakbychciałasięprzekonać,czysięnie

rozgniewała.

-Jessnielubizwykłychkotów,dlategoudaje,żetoniejestjakiśtam,bylejakikot-

wyjaśniłazuśmiechemKrista.

Tatewsunęładrobnąbuzięwczarne,wyleniałefuterko.

-Jateżnielubiękotów.Aletoniejestbylejakikot.Jessskinąłgłową.

-Mądradziewczynka-pochwaliłTate.

-Jesteścieobojestuknięci.-KristaodruchowozwichrzyławłosyTate.-Jesteśtak

samookropnajakon.

Dziewczynkazesztywniała.Szarpnęłagłową.OstrymwzrokiemzmierzyłaKristę,

którauprzytomniłasobie,żetymczułymgestemnaruszyławięźpowstałąpodczas
wspólnej

pracy.Poczułasięokropnie.

background image

-Niejestemtwojąsiostrą!-warknęłaTate.

-Wiem.Przepraszam.Nawetniejesteśmyprzyjaciółkami.

Hardanastolatkaponowniezanurzyłabuzięwkociejsierści.JessrzuciłKriście

współczującespojrzenie.Ledwiepowstrzymałasięodłez.

-Chybajesteśmy-wymamrotałaTatewwyleniałefutro.

Kristachciałasięupewnić.

-Przyjaźnimysięnadal?

-Aha.-Dziewczynkapodniosłagłowę.-Aleniepróbujkleićsiędomnie,botegonie

lubię.

-Rozumiem.Będętrzymałaręcezdaleka-obiecałaKrista.-Aczyzrobięźle,jeśli

czasamipoproszę,żebyśdomnieprzyszła?

-Chybanie.

-Aczymyjesteśmyprzyjaciółmi?-zapytałJess.

Wogromnych,niebieskichoczachTatepojawiłasięnieufność.

-Nie.

-Todobrze.-Jessskinąłobojętniegłową.

-Dobrze?-spytałazdziwionadziewczynka.

-Tate,niezawierajprzypadkowychprzyjaźninaulicy,dopókiniebędziesz

przekonanacodouczciwościdrugiejosoby.Całkowiciepewna.Zwłaszczagdychodzio
męż-

czyzn.

Tate,odziwo,wcaleniepoczułasięurażonausłyszanąradą.

-Chazchcebyćmoimprzyjacielem-oświadczyła.Musiałajednakzarazdostrzec

zmianęwyrazutwarzyKristy,gdyżdodałaszybko:-Alejategosobienieżyczę.Dobrze

wiem,naczymmuzależy.

Kristazastanawiałasię,ileczasubędzietrzebanato,żebydziewczynkadostałasięw

łapyjakiegośsutenera.Byłabardzomłodaiwystraszona,chociażniechciałasiędotego

przyznać.Atakżezmęczonażyciemnaulicy,ciągległodnaibezżadnychperspektywna

przyszłość.

-Tate,jeślikiedyśpoczujesz,żemusiszsięzdecydowaćnatakidesperackikrok,

przyjdźnajpierwdomnie-poprosiła.

-Nicztego.Odesłałabyśmniedodomu.Samaosiebiezadbam.

-Niemusisz.Pomogęciznaleźćcoślepszego.Przyrzekam.

background image

-Obiecankicacanki.Nicniesąwarte.-TatepstryknęłagłośnopalcamiiKotnaznak

protestuwyrwałsięzjejobjęć.

Jessrzuciłokiemnazegarek.Zamierzałtaktowniezakończyćniezręcznąrozmowę.

Kristabyłamuzatowdzięczna.

-Namniejużczas.Muszęiśćdo„NaszegoMiejsca”

-oznajmił.-Niedługokończysięjednazmiana.Takwięcbędęmógłpogadaćztymi,

którzyjeszczesą,apotempoczekam,ażprzyjdąnastępni.

-Okimchceszznimigadać?-podejrzliwymtonemspytałaTate.

-ORosie,siostrzeKristy.Pójdzieszzemną?

-Mogęsięprzejść,aleniewejdędośrodka.

-Todobremiejsce,Tate.Bezpieczne.Pracownicyschroniskanieprzekażącię

gliniarzom.

-Razjużtambyłam-mruknęłaTate.Pojejskrzywionejminiemożnabyłopoznać,że

niemiałaprzyjemnychwspomnień.

-Wobectegochętnieprzespacerujęsięwtwoimtowarzystwie-oznajmiłJess.

-Aleniepowiemnic,comógłbyśopisać.Uśmiechnąłsięłagodnieiciepło.

Uśmiechembędącymwstaniestopićnawetnajtwardszekobieceserce.

-Niemusisz.-JessprzeniósłuśmiechnaKristę.

-JedzieszdoMetairie?Kiedycięzobaczę?

-Wrócępewniedopieropozmierzchu.

-Bardzocidziękuję-powiedziałJessdoTate.SpojrzałnaKristę.-Tobieteżjestem

winienpodziękowanie.Gdybynietwojapomoc,niemógłbymdziśusiebienocować.

-NachyliłsięipocałowałKristęwpoliczek.

Stanąwszynagalerii,Kristapodejrzaniewilgotnymioczamipatrzyła,jakJessiTate

idąprzezdziedziniec.Malutkadziewczynkaiwysokimężczyznastanowiliładnąparę.
Oboje

ciemniitrochędosiebiepodobni.Możnabyichwziąćzaojcazcórką.

ROZDZIAŁDZIEWIĄTY

Gdyznaleźlisięodwieprzeczniceodośrodka,Tateoznajmiła:

-Dalejnieidę.

UpórmalującysięnatwarzydziewczynkiwywołałuśmiechJessa.Miałasilniejszy

charakterniżmałolaty,zktórymidotychczasmiałdoczynienia.Rzucałsięjednakwoczy
jej

background image

opłakanywygląd.Byłabladaibrudna.Zbytluźneubraniewisiałonaniejjaknastrachuna

wróble,aprosteczarnewłosybyłytakobstrzępione,jakbyobcinałajedziecięcymi

nożyczkami.Wwychudzonejpostacidziewczynkibyłaintrygującatylkojejtwarzz
dużymi,

jasnoniebieskimioczami.Tatemogłabyprzeistoczyćsięwnaprawdęładnąkobietę,gdyby
w

ogóleudałosięjejdożyćdotylulat,abymożnabyłonazwaćjąkobietą,aniedzieckiem
lub

nastolatką.

-Niepytamcię,gdziemieszkasz-powiedziałJess,silącsięnaobojętnyton.-

Zastanawiamsięjednak,czymaszgdziespać.

-Znamparędziewczyn.Pozwalająmiczasamiprzekimaćsięunichnapodłodze.

-Akiedyniepozwalają?

-Znajdujęinnemiejsce.

-Kristamausiebiewolnypokój.

-Onachcemiećmnienaoku.Zaprzecza,alejajejniewierzę.Dobrzewiem,jakto

jest.Widziałamjużprzedtem-powiedziałastanowczo.

-Cowidziałaśprzedtem?

-Kraty!Ludziepilnująciebie,bojeślitegonierobią,możecisięcośstać,awtedy

będąmielidosiebiepretensjęlubnawetwylecązpracy.Czująsięlepiej,kiedywoknach

pozakładająkraty.Atyczujeszsiętak,jakbyśmiałzachwilęumrzeć.

-WoknachKristyniewidziałemżadnychkrat.Tatenatychmiastsięnajeżyła.

-Nicniechwytasz?Najpierwludzieoświadczają,żeciękochają,apotemwysyłająza

kraty.

-Mającczternaścielatiżyjącnaulicach,któresąjakjednowielkiepomieszczeniez

bardzogrubymikratami,niemożeszbyćwolna,chybażektośpomożeciuciec.

-Zaryzykuję.

Jesswsunąłręcedokieszeni.MiałochotęzłapaćTateizaprowadzićjąwjakieś

bezpiecznemiejsce,alewiedział,żebyłobytodziałaniecałkowiciebezsensowne.Zanim

policjazdołałabyspisaćprotokół,Tateuciekłaby,gdziepieprzrośnie.

-Pamiętajtylko,gdziemieszkamy-powiedział,uspokoiwszysiętrochę.-Wrazie

potrzebyznajdziesznastam.

-Jasne-mruknęłaTateiposekundziejużjejniebyło.Znikławprzesmykumiędzy

background image

domami.ResztędrogiJessodbyłsam.

„NaszeMiejsce”mieściłosięwdużym,ponurymbudynkuprzyElysianFields.

Znajdowałasiętutakżeprzychodnialekarska,która,podobniejakośrodek,służyła
pomocą

dzieciakombłąkającymsiępoulicachmiasta,atakżemieszkańcomdzielnicy.W
„Naszym

Miejscu”dawanobezdomnymmałolatomgorącąstrawęiłóżko,aleważniejszamisja
ośrodka

polegałanastwarzaniuimmożliwościpodjęcianormalnejegzystencji.Pracownicy
wiedzieli,

żeniesącudotwórcami.Pragnęliwierzyć,żeconajmniejpołowadzieciaków,które
przeszły

przezdrzwitegobudynku,wcześniejczypóźniejwrócidonormalnegożycia.Reszta
będzie

nadaldryfowałapoulicach.Nikt,ktopracowałw„NaszymMiejscu”,niemiałzłudzeń,że

potrafizdziałaćwszystko.

DotychludzinależałaJewelDonaldson.Pracowaławośrodkuodpięciulat,toznaczy

odchwilijegoutworzenia.Wysłużyłasobieemeryturępotrzydziestupięciulatachpracy
w

jednymznajbardziejznanychnowoorleańskichośrodkówpomocyspołecznej.Zamiast

jednakprzejśćnawpełnizasłużonyodpoczynek,zjawiłasięw„NaszymMiejscu”i

zaofiarowałausługijakowolontariuszkapracującawniepełnymwymiarzegodzin.Po
roku,

mimoprotestówJewel,zaczętopłacićjejpensję.Ajeszczerokpóźniejzamieszkałana
stałew

ośrodku.

SukcesJewelwpostępowaniuzdziećmiulicypolegałnajejumiejętności

prowadzeniajakbyjednymtchemtwardejrozmowypołączonejzczułymisłowamii
łagodną

perswazją.Byłaszerszaniżwyższa.Miałaskóręobarwiehebanu,grube,srebrzystewłosy

tworzącefryzuręafro,awuszachkolczykiwkształciezłotychobręczy.Byławiecznie
młoda

iniezrównana.

JesszastałJewelnaparterze.Właśnieprzemawiaładomłodegoczłowiekao

kaprawychoczach,gapiącegosięwekrantelewizora.

-Żadnadziewczyna,chłopcze,porazdruginaciebieniespojrzy-pokiwałamu

background image

palcem-kiedyzdrugiegokońcapokojupoczuje,jakbrzydkopachniesz.Idźnagórępo
czyste

ciuchyignajpodprysznic.Jesteścałkiemładny,alektotodostrzeże?

Chłopakwymamrotałcośpodnosem.Podnoszącsięzkrzesła,zachwiałsięnanogach.

AleJewelniepomogłamuutrzymaćrównowagi.Zanimdotarłdoschodów,szedłjuż

pewniejszymkrokiem.Zniknąłnazakręcie.

-Ćpun-powiedziaładoJessa.-Narkotykitonajwiększeprzekleństwotych

dzieciaków.

Byłtojedenznajtrudniejszychproblemów,zjakimimielicorazczęściejdoczynienia

pracownicyośrodka.

-Wyjdzieztego?

Jewelwzruszyłaramionami,lecznajejtwarzynadalmalowałasiętroska.

-Wyszedłby,gdybympotrafiłamupomóc.Toprzyzwoitydzieciak.Ichceżyć.Za

kilkadnizaczniemyodtruwanie.Terazpilnujemygoprzezdwadzieściaczterygodzinyna

dobę,żebynaterenieośrodkaniedorwałsiędojakiejśtrawy.-Jewelzobaczyła,żeJess

spoglądaodruchowowstronęschodów.-Nagórnympodeściejużczekananiegojedenz

naszychpracowników.Ktośinnybędziepoddrzwiamiłazienki,kiedystamtądwyjdzie.
Nie

pozwalamysobienażadneryzyko.Tendzieciakjestdlanascenny.Podobniezresztąjak
cała

reszta.

-Dajeszimtodozrozumienia.Idlategoodnosisztakiesukcesy.

Jewelponowniewzruszyłaramionami.Niemiałanajmniejszejochotyrozmawiaćo

własnympoświęceniu.Znacznieważniejszebyłyinnesprawy.

-Czegochceszsiędzisiajdowiedzieć?-spytałaJessa.

-Szukamdziewczyny.

Jewelwskazałamumiejsceoboksiebienakanapie.Usiadł.Ciszęrozdarłamuzyka

rockowadochodzącazpiętra.Chwilępóźniejwyszłyzkuchnidwiemłodziutkie
dziewczyny,

jadłykanapki,niezwracającuwagi,żekrasząnadywan.Wystarczyłojednospojrzenie
Jewel,

abyzawróciłypotalerzyki.Odchodząc,wyższazdziewczątpokazałajejjęzyk.Jewel

roześmiałasię.

-Awięc?-spytałaJessa,gdyzostalisami.WyciągnąłzportfelafotografięRosie.

background image

-Widziałaśjużkiedyśtędziewczynę?

-Tylkozdjęcie.

-Zdjęcie?

-Jejsiostradzwonidonasmniejwięcejrazwtygodniu.Mamyodbitkętejfotografii,a

drugaznajdujesięwbiuletyniedlapracownikówośrodka,wrazznumeremtelefonu
siostry.

-Sątupewniejakieśaktatejdziewczyny.

-Todziwne,aleniczegoniemamy.Szukałamwnaszychkartotekach,kiedypierwszy

razzadzwoniłajejsiostra.Napróżno.

Ucichłamuzykadochodzącazpiętra.Ponowniezapanowałacisza.

-Jakczęstoaktualizujeciekartoteki?-zapytałJess.

-Zarzadko.

-Przechowujecieinformacjeokażdymdziecku,któreuznanoformalniezazaginione?

-Niemamynatomiejsca.Przechowujemytylkopodstawoweinformacje,itotylkoo

niektórychdzieciakach.Policyjneraporty,wynikidochodzeńprowadzonychprzez

prywatnychdetektywówitympodobnemateriały.Jeśliktośintensywnieszukadziecka,

zwyklecośunasznajduje.Ajeślinie,tokorzystazgorącychliniidotyczących
młodocianych

uciekinierów.

Jesswłożyłzdjęciezpowrotemdoportfela.

-SzukającRoseannekorzystałaśzgorącychlinii?

-Tak,bouznałamzadziwne,żeniemamynicnatemattejdziewczyny.Jaktwierdzi

siostra,rodzinawynajmowaładwukrotnieprywatnychdetektywówiśladyprowadziłydo

NowegoOrleanu.Jeślitakbyło,topowinniśmymiećusiebiejakieśdane.Kontaktowałam
się

zinnymiośrodkamiwokolicy,alenigdzienieznalazłamaniśladużadnychinformacji.

-Bardzotodziwne?

-Możetotylkoskutekbłędnegolubniepełnegorejestrowania.Robimy,cownaszej

mocy,aledzieciakiwypadajączasamiznaszejewidencji.Ginągdzieśichakta,boktoś

włożyłjewniewłaściwemiejscelubwośrodkuzaczynapracowaćktośnowyijeszczenie

wie,żepowinienodnotowywaćwszystkieinformacjeprzechodząceprzezjegobiurko.

Jesswiedział,żetakwłaśniemogłostaćsięwsprawieRosie.Aletadziewczynabyła

niebylekim,leczpasierbicąsenatora.

background image

-Dlaczegointeresujeciętasprawa?-spytałaJewel.

-Kiedyśspotkałemtędziewczynę,rozmawiałemzniąiznamjejsiostrę.

-Siostrawydajesięprzejętazniknięciemmałej.

-Jestprzejęta.Itonawetbardzo.Manatympunkcieobsesję.

-Adziewczynanigdysięzniąnieskontaktowała?

-Nigdy.Znikłajakkamfora.

-Albowięcspotkałojącośzłego,albocośzłegodziałosięwjejdomuidlatego

uciekła.Większośćdzieciwracanajpóźniejpotrzechbądźczterechdniach.Innezaśw
taki

czyinnysposóbnawiązująkontaktzrodziną,nawetjeśliniezamierzająwracać.

-Aleniewszystkie.

-Maszrację.Wiemjednakzdoświadczenia,żeniekontaktująsięzrodzinamitylko

wtedy,kiedymająpotemujakieśważnepowody.Obawiająsiętego,cowdomunanie
czeka

lubsąprzekonane,żeniktichtamniechcewięcejoglądać.

-KristapragniepowrotuRosiedodomu.

-Mieszkałyrazem?

-RosiechciałaprzenieśćsiędoKristy,aletasięniezgodziła.WięcRosieuciekła,a

Krista…

-AKristamyśli,żetozjejwiny.-JewelwyjęłaJessowizustdalszesłowa.-Dlaczego

małachciałazamieszkaćzsiostrą?

-Miałakonfliktyzrodzicami.Nieznamżadnychszczegółów.

-Jeślidzieciakuciekazdomuiniemagojużodroku…Odtakdawnaniema

Roseanny,mamrację?

-Tak.Właściwieponadrok,boodpiętnastumiesięcy.

-Wobectegonasuwasięjedenwniosek-ciągnęłaJewel.-Przyczynykonfliktuz

rodzicamimusiałybyćznaczniepoważniejszeniżjakieśtamszlabanyigodzinapolicyjna
za

złewynikiwnauce,czyobraganiezato,żemazbytdużoszminkinawargach.

-Kristastajewobronierodziców.Twierdzi,żezawszemielizRosiekłopoty

wychowawcze,bobyłatrudnymdzieckiem.

-Takiedziecidoznająwdomuwieluupokorzeń.Sąźletraktowaneiczęstokarane.

Jeśliniefizycznie,toemocjonalnie,cozresztąbywajeszczedotkliwsze.Rodzicechcą,

background image

żeby

wróciła?Czytylkochcetegosiostra?

-RozmawiałemtylkozKristą.Twierdzi,żejejrodziceopłaciliprywatnegodetektywa,

żebyodnalazłRosie.

-Jeślitak,tozatrudnilijakiegośłobuza.Wprzeciwnymraziemielibyśmywaktach

jegosprawozdanie.

Wtejchwiliodstronyklatkischodowejdobiegłyichjakieśkrzykiigłośne

przekleństwa.Jewelnawetniepodniosłagłowy.

-Naszmłodzieniecwłaśniezorientowałsię,żektośczekapoddrzwiamiłazienki,aby

pomócmuwziąćprysznic.Aonsamzamierzałdaćnogę,przemknąćprzezsypialnię,
która

mieścisięzałazienką,wyjśćprzezokno,dostaćsiępogzymsiedorynnyizsunąćponiej
na

ziemię.Zrobiłamtosama,żebynawłasneoczyprzekonaćsię,jakietołatwe.

JessusiłowałwyobrazićsobiesiedemdziesięcioletniąJewelzjeżdżającąporynnie.

Żałował,żeniemógłtegowidzieć.

-Dlaczegonieokratujecieokien?-zapytał.

-Botoniejestwięzienie.Niezatrzymujemysiłądzieciaków,któreniechcązostać.

JessowiprzypomniałysięsłowaTate.

-Awięcwyglądanato,żechłopakniechce,abyśgotuzatrzymała.

-Totylkopozory.Sambyśsiętakzachowywał,gdybytwójorganizmdomagałsię

narkotyku.Dzieciakchce,abyśmygozatrzymali.Pragnieżyć.-Jeweluśmiechnęłasię

dziwnie.Trochęjaknadzorca,atrochęjakanioł.-Amyjesteśmytylkotymi,którzy

dopilnują,żebytaksięstało.

Kristapożegnalnymgestemprzeciągnęładłoniąpogładkiejbiałejpowierzchnibuicka

regal.

-Wporządku.Odtejchwilinależydopana-oświadczyłasprzedawcy.

Młodyczłowiekbyłwyraźniezadowolony.Obojedobrzewiedzieli,ktozyskałnatej

transakcji.

-Zarazprzygotujędlapanipapierydopodpisania-oznajmił.

Kristaweszładobiura.Poniespełnapółgodziniewzamianzakluczykiodwozu

otrzymałaczek.

-Powinnapanisprzedaćtensamochód,dającogłoszeniewprasie-powiedział

background image

sprzedawca,aledopierowtedy,gdyzapadłaklamka.

-Zrobiłabymtak,gdybymmiałaczas.-Kristazmusiłasiędouśmiechu,żebymłody

człowiekniemyślał,żemadoniegożal.-Czyzrobimipanjeszczejednąuprzejmość?

-spytała.-Proszęzadzwonićpotaksówkę.

ByłajużwpołowiedrogidoFrancuskiejDzielnicy,gdydopierodoniejdotarło,co

uczyniła.Buickregalbyłprezentemodmatkiiojczymazokazjiukończeniaprzeznią

studiów.Byłtopięknywóz,okazałyiefektowny.Mimożezupełnieniebyłwjejguście,

stanowiłświadectwoichmiłości.TerazKristapoczułasiętak,jakbywjakiśsposób
naruszyła

rodzinneporozumienie.

Zdrugiejjednakstrony,czybyłabyzmuszonasprzedawaćsamochód,gdybyrodzice

wsparlifinansowoposzukiwaniaRosie?Niezaproponowalipomocy,mimożebyłoichna
to

stać.AkiedywydatkiKristywNowymOrleaniewyniosływięcej,niżpoczątkowo

przewidywała,ibyłyjejpotrzebnepieniądze,matkaoświadczyła,żejestzbytzajęta

działalnościącharytatywną,bypomóccórcepodnająćjejapartamentlubsprzedać
kolekcję

starychlalekodziedziczonychprzezKristępoukochanejciotecznejbabce.

Jakoosobadojrzała,Kristanieoczekiwałaniczyjejpomocy.Aleodmatkiiojczyma

nieotrzymałanawetpsychicznegowsparcia.ObojeopowiedzielisiępostronieScotta,
kiedy

zagroził,żezerwiezaręczyny.TerazKristaczułasiętak,jakbymiędzyniminieistniały
już

żadnewięzy.

Wysiadłaztaksówkiprzedbankiem,gdziezłożyładodepozytuotrzymanyczek,a

potemruszyłapiechotądodomubocznymiulicami,trzymającsięzdalaodutartychtras,
żeby

niespotkaćnikogoznajomego.Jejprzyzwoity,konwencjonalnyubiórniepasowałdo
postaci

Crystal,jakąznanowbarze„Tallulah”.

Chociażzapalonojużulicznelampyioświetlonosklepowewitryny,boczneuliczki

okazałysięjeszczebardziejponure,niżzapamiętałajeKrista.Głównympowodem,dla

któregopragnęłajaknajszybciejznaleźćsięwdomu,byłachęćujrzeniaJessa.Nie

potrzebowałapokrzepienianaduchuaniwspółczucia.Sprzedałasamochódityle.
Otrzymane

background image

pieniądzepowinnywystarczyćjejnaprzeżycieconajmniejczterechnajbliższych
miesięcy.

Wyrównałakrok.Niepotrzebowałapokrzepienianaduchu,leczzatęskniłado

serdecznościJessa.Byłczłowiekiemtwardym,leczzarazemłagodnym.Nalosieludzi

zależałomuznaczniebardziejniżjakiemukolwiekinnemuznanemuKriścieczłowiekowi,
z

politykaminaczele,którzytylkoudawali,żeżyjąpoto,bysłużyćswymwyborcom.

Jessnieudawałniczego.PożyciowejporażcezeScottemKristamiałapoważne

wątpliwości,czykiedykolwiekpotrafipoznać,czymężczyznagrafair,czynie.Alebyła

przekonana,żeJessjestszczery.WstosunkudoTatezachowywałsięciepłoizniezwykłą

cierpliwością.Rozumiał,dlaczegodziewczynkatakbardzoobawiasięludzi.

Kristauśmiechnęłasiędosiebie.Opróczuczciwościiemocjonalnegozaangażowania

sięwludzkiesprawy,dostrzegałauJessatakżecoinnego.Sposób,wjakizaciskałkąciki

zmysłowychwarg,zanimsięuśmiechnął,atakżezwodnicząobojętność,kiedybyłgotów
na

wszystko.Podobałsiękobietom.Widziałapożądliwywzrok,jakimgoobrzucały,iich

zapraszająceuśmiechy.

JąsamąinteresowałotylkoiwyłącznieodszukanieRosie.PoprzeżyciachzeScottem

miaładośćprzykrychdoświadczeńirozczarowań.Możekiedyś,wdalekiejprzyszłości,
gdy

wszystkostaniesiętylkokoszmarnymwspomnieniem,będziepotrafiłaponownie
rozpocząć

życieubokujakiegośmężczyzny.Naraziejednakegzystowałasamotnieitojej
odpowiadało.

Wtejchwilisamotnaniebyłaidopieroterazzdałasobieztegosprawę.Zatrzymała

sięispojrzałazasiebie.Mimożeulicawyglądałanapustą,Kristaczuła,żektośidzieza
nią

krokwkrok.

Otrząsnęłasięzprzykrychmyśliiponownieruszyłaprzedsiebie.Minęłasprzedawcę

ryglującegonanocsklepowedrzwi.Zestojącegoporschewysiadłodwóchmężczyznz

torbamipełnymizakupów,zapewnezrobionychwlokalnymsupermarkecie.Krista
przeszła

obok,zadowolona,żepojawilisięnaulicy.

Niestety,dalszaczęśćdrogibyłapusta.Kristaskarciłasięzatchórzostwo.Przystanęła

izerknęłazasiebie.Pasażerowieporcheweszlijużdojakiegośdomu.Zniknąłteż

background image

sprzedawca.Naglezcieniawynurzyłsięjakiśmężczyznaistanąłwświetlelatarni.Miał
na

sobieciemnedżinsyicharakterystyczną,kraciastąkoszulę.

WjednejchwiliKristaodwróciłasięipędemrzuciłaprzedsiebie.Mimożeusiłowała

przekonaćsamąsiebie,iżmamijąwzrok,wpadławpanikę.

Dopierowpobliżudomuzwolniłatrochęirzuciłazasiebiewylęknionespojrzenie.

Mężczyznaznajdowałsięprzyprzecznicy,którąprzedchwiląminęła.Goniłją,wcalesię
nie

kryjąc,dobrzewidoczny.Gdyzobaczył,żeKristasięodwraca,zatrzymałsięwmiejscu.
Jak

zahipnotyzowanapatrzyła,jakmężczyznarozstawianogiiunosiprzedsobąręce.Udając,
że

trzymabroń,mierzyłwKristę.Chwilępóźniej,jakbypostrzale,opuściłramiona.A
potem,z

zadowoleniemmalującymsięnatwarzy,odwróciłsięipowolioddalił.

Tak,tobyłon!Bandytazkiosku!Jużprzedtemwidziałategoczłowiekaze

śmiercionośnąbroniąwrękach.

-Jess!-Kristawaliławdrzwisąsiedniegomieszkania.Wyjrzałaprzezbalustradę

balkonu,abyupewnićsię,żemężczyznaniepodążyłjejśladem.Kiedyporaztrzeci,
bliska

łez,podniosłarękę,abyzapukać,ujrzałaprzedsobąJessa.Wystarczyłomujedno
spojrzenie,

żebyuznać,żecośjestniewporządku.PrzyciągnąłKristędosiebieizamknąłzanią
drzwi.

-Dolicha,cosięstało?-Łagodnymgestemodgarnąłzjejczołakosmykwłosów.-

UsłyszałaścośoRosie?

Zaprzeczyłaruchemgłowy.Nadalprzerażona,niemogławydobyćgłosu.Jedyne,co

potrafiła,totkwićnieruchomowobjęciachJessa.

Czułdotykjejmiękkichpiersi.Gładziłjąpowłosach,corazmocniejprzytulającdo

siebie.

-Powinnaśusiąść-odezwałsięwreszcie,żałując,żemusiwypuścićjązobjęć.

Kristaskinęłagłowąlubprzynajmniejtakmusięwydawało.Alenieruszyłasięz

miejsca.

-Pomogęci.-Powoliiostrożnieodsunąłjąodsiebieipodprowadziłdokanapy.-

Siadaj.Ajazobaczę,comamdopicia.

background image

-Muszęzadzwonićnapolicję-oznajmiłazałamującymsięgłosem.

-Poco?

-Widziałammężczyznę,którynapadłnakiosk.

-Tegobandytę?Skinęłagłową.

-Kiedytobyło?

-Kilkaminuttemu.Tam.-Machnęłaręką,wskazującwejściedomieszkania.

WjednejchwiliJessznalazłsięprzydrzwiach.

-Widziałcię?-zapytał,otwierającjenaoścież.Wpełnizmobilizowanyinapięty.

Jeślinapastnikznajdowałsięnagalerii,gotówbyłrzucićsięnaniego.

-Tak.Szedłzamnąsporykawałdrogi.Uciekłam.Jessprzeszukałwzrokiem

dziedziniec.

-Śledziłcięażdosamegodomu?

-Chybanie…Nie.Napewnonie.

Jesswróciłniechętniedomieszkaniaizamknąłdrzwi.Zbliżyłsiędokanapy.

-Jeślinawettubył,tojużsobieposzedł.

Kristagłębokozaczerpnęłapowietrza.OpowiedziałaJessowiozdumiewającym,a

zarazemidiotycznymzachowaniusiębandyty.

-Tomusibyćwariat.

-Byćmoże.-JessoparłdłonienaramionachKristyipchnąłjąlekkonapoduszki

kanapy.-Samzadzwonięnapolicję.Alegliniarzeitakpewniezechcątuprzyjść,żeby
spisać

twojezeznanie.Posiedźtutajiuspokójsię.Wracamzaminutę.

Wróciłpodwóchminutach.Kristamiałazamknięteoczy,alewyglądałatak,jakbyjuż

nigdywięcejniepotrafiłasięrozluźnić.

-Wypijto.-JesswlałwinadokubkaipodałgoKriście,równocześnieganiącsięza

brakwdomumocniejszegoalkoholu.

Zacisnęłanakubkuobiedłonie,żebyprzestałydrżeć.

-Przyjadą?

-Dyżurnypowiedział,żezarazkogośtuprzyśle.Zaraz,toznaczypewnie

najwcześniejzagodzinę.Gliniarzesązawalenipracą.

-Jeślinieprzyjadąodrazu,niebędąwstanieznaleźćtegoczłowieka!

Jessbyłzły,żemusiuzmysłowićKriścieoczywistyfakt.

-Oniwogóleniebędągoszukać,bojużdawnosobieposzedł.Równieżdlategosam

background image

nierzuciłemsięwpogońzatymbandytą.

-Nie!

-Obawiamsię,żemamrację.

-Przecieżonmnieśledził!

-Prawdopodobniespostrzegłcięiprzeszedłzatobąkawałekdrogi.Towszystko.

-Toniemasensu.Gdybytakbyło,dlaczegonieśledziłmnieażdosamegodomu?Nie

chciałsiędowiedzieć,gdziemieszkam?Iwcaleniemusiałpokazywaćmisięnaoczy.
Mógł

iśćzamną,ajawogólebymotymniemiałapojęcia.

-Miałabyś.Ciebietrudnowyprowadzićwpole,wiemtozwłasnegodoświadczenia.

KristarzuciłaJessowigniewnespojrzenie.Uznał,żepoczułasięjużlepiej.

-Wątpliwykomplement!Uśmiechnąłsiękrzywo.

-Dolaćcijeszczewina?

-Kiedyzjawisiępolicja,chcębyćtrzeźwa.

-Będziesz.

Kristawyciągnęłaprzedsiebierękęzkubkiem.Jessnapełniłgoponownie,apotem

wlałsobieresztęwinazbutelki.

-Sprzedałaśsamochód?-zapytał.

-Tak,chociażdostałamzaniegomniejniżpowinnam.

-Wystarczycinajakiśczas?

-Tak.-Kristaniewiedziała,czyspowodowałotowypitewino,czyzrozumienieze

stronyJessa,czysprzedażwozu,czyteżspotkaniezbandytąalenaglezaczęłyjądusić
łzy.

Żebypowstrzymaćpłacz,zamknęłaoczy.Kręciłosięjejwgłowie.-Nigdynieznajdę
Rosie.

Jessbyłpodobnegozdania,aleniezamierzałotymmówić.Kristaniebyła

przygotowananaporażkę.

-Jestempewny,iżchwilowoodnosisztakiewrażenie,żewszystkoidzieźle.Mam

rację?

Mocniejzacisnęłapowieki.Usiadłobokiotoczyłjąramieniem,zastanawiającsię

równocześnie,gdziepodziałsiętwardyibezlitosnyreporter,prawdziwyJessCantrell.

Kristapołożyłagłowęnajegoramieniu.

-Popłaczsobie-powiedział.

background image

Niepotrzebowałajednakaniłez,anisłówotuchy.Byłyjejpotrzebnezachętadożycia

inadzieja.Atakżeświadomość,żeniewszystkoukładasięźleiżenajejwątłych
ramionach

niespoczywacałebrzemięświata.

Otworzyłaoczybłyszcząceodłez.UniosłarękęidotknęławłosówJessa.

Zwrażeniawstrzymałoddech.Przeszyłgoprąd.ZanimdotknąłwargamiustKristy,

scałowałzjejtwarzysłonełzy.

Miałaustaciepłeimiękkie.Słodszeniżwszystko,czegodotychczaspróbował.

Pożądanie,takprzyjemneilekkie,pojawiającesięzakażdymrazem,gdyzbliżałsię

doKristy,osiągnęłoterazsiłęhuraganu.

Jessobróciłkusobiejejgłowęipogłębiłpocałunek.Taknagleicałkowiciepoddała

siępieszczocie,żeutraciłsamokontrolę.Zapomniałowspółczuciu.

Kristateżzatraciłasięcałkowicie.Czułatylkożarisiłębijąceodmężczyzny

trzymającegojąwobjęciach.Znikłyrozterkiiobawy,pozostałatylkoeksplozjadoznań.
Jess

reprezentowałwszystko,codobre.Prawośćisiłę.Zatoofiarowywałamusiebie.Chciała
być

dlaniegokobietą,którapotrafiśmiaćsięikochaćbezpamięci.Wtejchwilibyłdlaniej

jedynymmężczyznąnaświecie.Uświadomieniesobietegofaktusprawiło,żeodsunęła
się,by

pocałuneknieprzerodziłsięwcoświęcej.

-Niepowinnam…-wyszeptała.

JessprzyłożyłnachwilępalecdowargKristy,nabrzmiałychiwilgotnych.

-Powinnaś.

-Toskuteksamotności,zamętuwgłowie…

-Tonieżadenzamęt.

-Wykorzystałamtwojądobroć.

Miałochotęzakląć.Żebysięuspokoić,odetchnąłgłębokoispojrzałwoczyKristy.

Widniaławnichrozpaczliwaszczerość.Roześmiałsięnerwowo.Gdybytegoniezrobił,
znów

porwałbywobjęciatękobietęitymrazemnieskończyłobysięnapocałunku.

Urażona,odchyliłasięwtyłiskrzyżowałaprzedsobąręce.

-Cieszęsię,żeuważasztozazabawne.

-Totyjesteśzabawna.Uważasz,żewykorzystałaśmojądobroć?

background image

-Wiesz,cochciałampowiedzieć.

Jessotoczyłjąramieniemiprzyciągnąłdosiebie.Przestałsięśmiać.

-Mamciopowiedzieć,ilemusiałemwłożyćwysiłkuwto,żebycięniewykorzystać?

Żebyniewykorzystaćtwojejdobroci?

-Niepowinniśmyprowadzićtakiejrozmowy.

-Należałoodbyćjąznaczniewcześniej.-ObróciłKristętak,abymócspojrzećjej

prostowoczy.-Pragnęcię.Pragnęodchwili,gdydopasowałemdosiebiepierwsze
kawałki

tejukładankiizdałemsobiesprawęztego,żeniejesteśtaka,najakąwyglądasz.

-Jess,ja…Uciszyłjągestem.

-Wiem.Tonajgorszeokoliczności,wjakichczłowiekowimożeprzydarzyćsięmiłość.

-Toniemanicwspólnegozmiłością.

-Możejeszczeniema.-Nachyliłsięnadjejtwarzą,nakazującsobieniecałować

Kristy,alejegowargisameponownieodszukałyjejusta.Postanowiłpieścićłagodniei

powoli.Zumiarem.Najpierwprzezchwilęsięopierała,apotempoddałaz
westchnieniem.

PrzeniósłdłońzwłosówKristynajejramięijeszczeniżej.Musnąłkrągłepiersi.

Kiedypodłuższejchwilizacząłsięodsuwać,zaprotestowała.

-Jeśliniemiłość,tocotojest?-zapytał,przytrzymującjejpodbródek,takabynie

mogłaodwrócićwzroku.

-Niewmawiajwsiebienieprawdziwychuczuć.

-Takąradępowinnaśdaćsobie.-NatwarzyJessaniepozostałjużnawetcień

uśmiechu.

-PragnęodnaleźćRosie.Iniechcęniczegowięcej.

-Sądzisz,żesłuchacięterazBóg?Żejeślitakwłaśniepowiesz,tospełnitwoje

pragnieniaisprowadzicisiostrę?Żejeślisiępoświęcisz,tozostanieszzato
wynagrodzona?

-Niemaszprawa…

Właśniewtejchwilirozległosiępukaniedodrzwi.

-Topewniepolicja.Wcześniej,niżprzypuszczałem.JessniechętniewypuściłKristęz

objęć.

-Nieskończyliśmytejrozmowy.-Odsunęłasięiprzygładziławłosy.-Niemasz

prawamówićmi,coczuję.

background image

-Aleprzyznaj,żemamrację.

-Spadaj.

Jessuśmiechnąłsięipotrząsnąłdrwiącogłową.

-Nauczyłaśsiębrzydkomówić.

-Spadaj.

Kristajeszczerazpoprawiławłosyiposzłaotworzyćdrzwi.

Naprogustalidwajroślipolicjanci.Byćmożezastanawialisię,skądwzięłysięjej

płonącepoliczkiiobrzmiałewargi.Bylijednakzbytdobrzewychowani,byotopytać.

ROZDZIAŁDZIESIĄTY

PosterunekpolicjiFrancuskiejDzielnicymieściłsięworyginalnymbudynkuz

czerwonejcegły,będącymreliktemminionejepoki.Pracującjakoreporter,Jessnawiązałz

gliniarzamispororóżnychkontaktów.WNowymOrleaniepoznałsierżantaMacka
Hankinsa,

który,zajmującsięnacodzieńsprawamidzieciulicy,chętniedzieliłsięzJessemswoimi

spostrzeżeniami.

NazajutrzJessposzedłnaposterunekodwiedzićMacka.Opowiedziałmuoprzykrym

spotkaniuKristyzbandytązkiosku.

-Jakwidać,facetmaspecyficznepoczuciehumoru-skomentował.-Udawał,żedo

niejstrzela.Kiedywasiludziezaczęlisięzanimrozglądać,jużgoniebyło.

-Pewniezdążyłuciec.-Mack,łysiejącypanwśrednimwieku,postukałołówkiemw

plikleżącychprzednimpapierów.

-Czywiesz,ilutakichfacetówudajesięnamzłapać?

-Niewielu.

-Zgadzasię.Itonajczęściejsamychgłupków.Takich,cotoprzechwalalisiękomuś,

cozrobili,atenktośnamotymdoniósł.Lubzbytpewnychsiebie,którzywracalina
miejsce

ostatniegoprzestępstwairazporazdziałaliwtakisamsposób,coumożliwiło
przewidzenie

tego,cozrobią.

-Doniesionowamojakimśinnymprzestępstwiepopełnionymprzezmężczyznęo

identycznymrysopisie?-dopytywałsięJess.

-Sprawdzę-obiecałMack.-Adlaczegopytasz?

-Samniewiem-przyznałszczerzeJess,wzruszającramionami.-Alechodząmipo

background image

głowiedziwnepomysły.

Marknieprzerywałstukaniaołówkiemwpapiery.

-Czysprowadzaciędonasjeszczejakaśsprawa?Jesswyciągnąłzkieszeniportfel.

-Tak.Chciałbym,abyśrzuciłokiemnatęfotografię.-WyjąłpodobiznęRosie.-

Widziałeśkiedyśtędziewczynę?

Mackpuściłołówekiwziąłdorąkzdjęcie.Niesięgającpookulary,zagrzebanew

stosiepapierównabiurku,przymrużyłoczy.

-Ładna.Ktotojest?

-SiostraKristy,RoseannaJensen.KristanazywająRosie.

-TaKristatodlaciebiektośwyjątkowy?

Jesspomyślałopocałunkachpoprzedniegowieczoru.Powyjściupolicjantówopuścił

background image

mieszkanieKristy.Obiecałamu,żezostanieusiebieprzezresztęnocy.Byłazbyt

zdenerwowana,abyruszyćnaposzukiwanieRosie.Jesszrobiłmałąrundępookolicznych

barach,leczszybkowróciłdodomu.Apotemniemógłzasnąć,myślącokobiecieśpiącej
tuż

zaścianą.

-Poznałemjąprzyokazjizbieraniamateriałówdoksiążki-wyjaśnił.-Zawarliśmy

umowę.JapomogęKriścieszukaćsiostry,aonazałatwimiuniejwywiad,jeśli
oczywiście

małauciekinierkawogólezechcezemnągadać.

-Niewidziałemtejdziewczyny.-MackzwróciłJessowizdjęcie.-Apowinienem?

-Kristaszukajejoddośćdawna.BędącwNowymJorkudostałacynk,żeRosiejest

tutaj.Odjakiejśbezdomnejmałolaty.

-Wszyscywiemy,jakzawodnesątakieźródła.

-Kristajestprzekonana,żetadziewczynamówiłaprawdę.

-Czemuchceszopisaćakurattęhistorię?Możeszmiećprzecieżinnychnakopy.

-Wsprawęwplątanyjestsenator.HaydenBarnard.KristaiRoseannatojego

pasierbice.

Mackzacząłponowniebębnićołówkiem.Najegobiurkuodezwałsiętelefon.

Podniósłsłuchawkę.PochwilizakończyłrozmowęispojrzałnaJessa.

-HaydenBarnard?

-Tak.Takżewnajlepszychrodzinachtrafiająsięuciekinierzy.

-Tak,aleniewieleznajlepszychrodzinmatakieproblemy.-Mackwrzuciłołówekdo

kubka,wktórymjużtkwiłokilkainnych.-Napewnoznajdziesięcośnatemattej

dziewczyny.Przewertowanieraportówzajmiemijednaktrochęczasu.Kiedyuciekła?

-Mniejwięcejprzedpiętnastomamiesiącami.

-RoseannaJensen?Piszesięprzez„e”?

JesspodałMackowiwszystkiepodstawowedaneiznanemufakty,poczympodniósł

sięzmiejsca.

-Kiedybędęmógłczegośsiędowiedzieć?

-Zadzieńlubdwa.-Mackwstał,żebypożegnaćsięzJessem.-CzytaKristajesttaka

ładnajakjejsiostra?

-Rosietojeszczedziecko.Kristatojużkobieta.

-Prettywoman?

background image

-Nie.Alejestładna-przyznał.

-Podrywaszją?

-Najpierwpomóżodnaleźćjejsiostrę,apotemwszystkociopowiem.

Mackroześmiałsię.

-Zobaczę,codasięzrobić.

Zwłosamizebranyminaczubkugłowyiwobcisłych,niebieskichspodniachKrista

przyciągaławzrokmłodychchłopców.ByłasobotaiprzezFrancuskąDzielnicę
przepływały

tłumyzarównoturystów,jakimieszkańców.Ulicezostałyzaanektowaneprzezgrupy

małolatów.Jednedzieciakiwłóczyłysiępomieście,innerozłożyłynatrawienaJackson

Square.JeślinawetRosiebyłagdzieśwpobliżu,toitak,wtopionąwtłum,trudnobyłoby

zauważyć.

Kiedyuciekłazdomuporazpierwszy,Kristausiłowałaściągnąćjąmyślami.

Nastawiłasięnaodbieraniesygnałówodsiostryiliczyłanatelepatycznykontakt.Wten

sposóbbawiłysięwdzieciństwie,uzyskującniekiedyzdumiewającewyniki.Po
zniknięciu

siostryKristaprzekształciłazabawęwrozpaczliwąpróbęnawiązaniapsychicznej
łączności.

Tymrazemjednakwynikibyłykiepskie.RazczydwaogarnęłoKristęsilneuczucie
smutku.

Niebyłajednakpewna,czysygnałyteodebrałazzewnątrz,odRosie,czyteżstanowiły

odbiciejejwłasnychnastrojów.Przykażdejpróbienawiązaniazsiostrątelepatycznego

kontaktukoncentrowałananiejwszystkiemyśliicałąenergię,modlącsięwduchu,aby
Rosie

dałaosobieznać.Możezarazzadzwoni?Niestety,telefonmilczałuparcie.

KristausiadłanaJacksonSquare,natrawiepodkępądrzewizamknęłaoczy.Była

zmęczona,boodranaprzemierzyławszystkiecodziennetrasy.Zostałajejjeszcze
Bourbon

Street.

Pojakimśczasieudałosięjejuspokoićrozbieganemyśli.Bymócodbierać

telepatycznesygnały,wytłumiłazewnętrzneodgłosy.Pochwiliodczułatensamgłęboki

smutek,coniegdyś.OczamiduszyniemalwidziałasmutnątwarzRosie.Odezwijsię,
błagała

wduchu,straciwszysprzedoczuzamglonyobrazdrobnejbuzi.Czułajednak,żeprośbata

background image

nie

docieradojejsiostry.

Kristaotworzyłaoczy.ObokniejsiedziałJess.

Nawetjejniezaskoczył.Miałzwyczajzjawiaćsięwówczas,gdygopotrzebowała.

Znalazłsięprzyniejostatniegowieczoruiodtamtejporyżałowała,żestałsięjej
niezbędny.

Uczucie,jakiezaczęłażywićdoJessaCantrella,gmatwałojejżycie,ibeztegozbytnio

skomplikowane.

-Dobrzesięczujesz?-zapytał.

Nawetnieobdarzyłagozdawkowymuśmiechem.Starałasięzapomniećo

wczorajszymwieczorze.

-CzasaminastawiamsięnamyślenieoRosie.Chcęnawiązaćzniątelepatyczny

kontakt.Czasamizdarzamisięodbierać…-Kristazawiesiłagłos.

-Co?

-Wyczuwamsmutek.Ibeznadziejność.Nigdyjednakniejestempewna,czysąto

doznaniaRosie,czymoje-dokończyłaKrista.

Jesswyciągnąłsięnatrawietużobokniej.NiechcącymusnąłkolanemnogęKristy.

Obojezbytsilnieuzmysłowilisobietenfakt.

-Czywłaśnieteraztorobiłaś?

-Dziśbyłogorzejniżpoprzednio.Chciałam,żebydomniezadzwoniła,aleRosienie

słyszałamojejprośby.

JessniepowiedziałKriście,żegdybardzosięczegośchce,możnaudawać,iżsięto

ma.Itopomaga.Niepowiedziałjejtakże,żeuważa,iżpozazmysłowepostrzeganiei
telepatię

lepiejzaliczaćdotowarzyskichrozrywek,niewolnoichtraktowaćpoważnie,bomogą
tylko

zwieść.Nictakiegoniepowiedział,natomiaststarałsięwciągnąćKristędorozmowy.

-GdybyRosieusłyszałatwojąprośbęizadzwoniładoMarylandu,niezastałabycięw

domu.

-Namojejautomatycznejsekretarcejestdlaniejnagranawiadomość.Manamój

kosztpołączyćsięodrazu,bezwzględunaporę,znumeremtelefonumojegotutejszego

mieszkania.

-Awięckażdy,ktozadzwonidociebiedoMarylandu,odrazudowiesię,gdzieteraz

background image

przebywasz?

-Każdy,ktozechce,pokodzietelefonicznymmożezorientowaćsię,żejestemw

NowymOrleanie-przyznałaKrista.

-Todoskonałainformacjadlakażdego,ktozechceokraśćtwojemieszkanie.

-Całybudynekjestpodochroną.NalegałnatoHayden.Jessusiłowałwyobrazićsobie

HaydenaBarnardawrolitroskliwegoojczyma,októrymmówiłaKrista,aleniepotrafił.

HaydenBarnard,któregoznał,byłczłowiekiembezwzględnym.Zimnymi
wyrachowanym,

działającymbezpardonowo,zpremedytacją.DouszuJessadocierałozbytdużopoufnych

informacjioniecnychposunięciachsenatorazMinnesoty,bymógłmiećonimdobrą
opinię.

-Rosiedomnieniezadzwoni-zrozpacząstwierdziłaKrista.-Dziśmijaszesnaście

miesięcyoddniajejucieczki.

Usłyszawszyosmutnejrocznicy,Jessowizrobiłosięprzykro.Byłomutakże

niewesołozpowoduwczorajszegowieczoru.Niedlatego,żecałowałKristę,aledlatego,

dzisiajobojezachowywalisięwobecsiebienienaturalnieibyliskonsternowani.Wiedział,
że

niepowinienjeszczebardziejpogłębiaćzmieszaniaKristy,alemimotodotknąłjejręki.

-ZajmujęsięsprawąRosie.Właściwiedopierozacząłem.

GestJessaprzyspieszyłpulsKristy.Usiłowałaniezwracaćnatouwagi.

-Niepowiedziałeśjeszcze,cousłyszałeśw„NaszymMiejscu”.

Opisałswąwizytęwośrodku,aleanisłowemniewspomniałotym,żenazwisko

Rosieniefigurujewkartotekachmłodocianychuciekinierów.Iżeniemażadnegośladu

prowadzonychdochodzeń.Aniraportupolicji,anisprawozdańprywatnychdetektywów.
O

tymKristaniemusiałanaraziewiedzieć.

-Rozmawiałeśzpracownikamiośrodka?

-Tak,zewszystkimi.Atakżezprzebywającymitamdzieciakami.Żadneznichnie

przypominałosobieRosie.

-Trudnouwierzyć,żeskorotutajbyła,anirazuniezajrzaładoośrodka.

-Niektóredzieciakiunikajątakichmiejsc.Obawiająsię,żezostanąodesłanedodomu

przezpracownikówośrodka.

-AlepracownicaschroniskadlamłodocianychwNowymJorkurozpoznałaRosie.Tak

background image

więcwiemy,żemojasiostrabywaławtakichośrodkach.Możepoprostunigdyniedotarła
do

NowegoOrleanu.

JessdosłyszałsmutekwgłosieKristy.Wolałbyrozmawiaćosprawachweselszychi

podnieśćjąnaduchu.Spotkalisięichybanaprawdęspodobalisięsobie.Zamiastjednak

poznawaćsięcorazlepiej,bylizmuszeniprowadzićkoszmarnedochodzenie.Itogdzie?
W

NowymOrleanie,radosnymmieście,wręczstworzonymdomiłości…Cozaironialosu!

Aleczykiedykolwiekżyciebyłofair?-zapytywałsiebieJess.Gdybybyłow

porządku,wówczasjegoreporterskadziałalność,mającanacelunaprawianieświata,nie

miałabyżadnegosensu.Straciłabyracjębytu.

-Czydzisiajzdobyłeśjakieśinformacje?-spytałaKrista.

-Rozmawiałemranozeznajomymgliniarzem.Obiecał,żesprawdzipolicyjnerejestry.

Jeślicośwnichjest,ontowyszpera.

-MożepowinnamwracaćdoNowegoJorku.

-BądźjechaćdoMinneapolislubSanDiegoalbodoDetroitczyMemphis…

RuchemrękiKristaprzerwałaJessowiwyliczanie.

-Wiem.Rosiemożebyćwszędzie.

JużsamaFrancuskaDzielnicabyławystarczającozłymmiejscem.Jessniepotrafił

znieśćmyślioKriściekrążącejponowniepoulicachManhattanu.Podniósłsięztrawnika.

-Postawięcilunch.

-Niepowinniśmyzbytczęstopokazywaćsięrazem.

-Wrazieczegopowiesz,żepomagaszmizbieraćmateriałydoksiążki.

KristaunikaławzrokuJessa.

-Będędziśkiepskątowarzyszką.

-Mimonaukpobieranychwtakichmiejscachjakbar„Tallulah”,wiedz,żemężczyzna

niewymagabezustannegoadorowaniaipodbechtywaniajegomęskiejpróżności.

-Niewiem,Jess,dlaczegowogóleprzymniesiękręcisz.

-Naprawdęniewiesz?

Wyciągnąłrękę,żebypomócKriściepodnieśćsięzziemi.Skorzystałazjegopomocy.

-Niechcęrozmawiaćowczorajszymwieczorze-wymamrotałaniechętnie.

Jessbyłzadowolony,żeprzynajmniejjednoznichzdobyłosięnaporuszenietej

drażliwejkwestii.

background image

-Wtejchwilizamiastgadać,wolałbymjeść-oświadczył.-NaBourbonStreetznam

restaurację,gdziepodająowocemorza,możnatamzająćmiejsceprzyoknieiobserwować

przechodniów.Szybajestprzydymiona,takżeodstronychodnikanicniewidać.

-SpostrzegłamdzisiajjasnowłosądziewczynęwzrostuRosie.Iprzezułamek

sekundy…

-Jakczęstocisiętozdarza?

-Dwa,trzyrazydziennie.

Jessusiłowałwyobrazićsobie,jakietomusiałobyćprzykre.

-Alenieprzestajeszszukać.

-Nieprzestajęinigdyniezaniecham.

-Czasamipodczasszukaniamożeszcośzjeść.Wreszcieichoczysięspotkały.Krista

usiłowałauśmiechnąćsiędoJessa.

-Przestańtroszczyćsięomnie.Niejesteśmoimojczymem.

JesspołożyłrękęnakarkuKristyipoprowadziłjąwstronęchodnika.

-Muszęzachowywaćpozorytwardegofaceta.Niemogębyćniczyimojcem.

-Niechceszmiećdzieci?

Milczałprzezchwilę.Kiedysięodezwał,jegogłoszabrzmiałniezwyklepoważnie.

-Wtejchwiliczujęsiętak,jakbymmiałichtysiące.Wiedziała,żeJessmanamyśli

nietylkotedzieciulicy,zktórymiprowadziłrozmowy,lecztakżete,zktórymistykałsię

choćprzezchwilę.

-Twojaksiążkaodegradużąrolę.

-Samtosobiepowtarzam.Podobniejaktywmawiaszwsiebie,żejeślipoświęcisz

siostrzewłasneżycie,toonasięodnajdzie.

DoBourbonStreetdoszliwcałkowitymmilczeniu.Dopierogdyweszlidorestauracji,

zajęlimiejscepodoknemizamówililunch,Jesspodjąłrozmowę.

-Przyszłominamyśl,żepopołudniumoglibyśmyprzejechaćsięautostradąAirline.

Panujeprzyniejdużyruchikwitniehandeloraznocneżycie.PopytamyoRosiei
pokażemy

jejzdjęcie.

Kristawiedziała,żeniektórezmoteliusytuowanychprzytejautostradziemiałyfatalną

reputację.Jedenznichstałsięnawetmiejscemupadkupopularnegotelewizyjnegoewan-

gelisty.

-Tamobsługanielubimówić,chybażesięjejdobrzezapłaci-stwierdziła.

background image

Jessodchyliłsięwkrześleiskrzyżowałprzedsobąręce.

-Todziwne,alewmotelachzawszezemnąrozmawiali.Najegotwarzymalowałasię

satysfakcja.RozśmieszyłotoKristę.

-Dlaczego?

-Niemampojęcia.Możedlatego,żemówięzawsze,iżjeślibędązemną

współpracowali,toichnazwiskazamieszczęwksiążce.

-Chciałabym,żebytakbyło!Należałobywymienićzimieniainazwiskakażdego

łajdaka,któryprowadzitegorodzajukoszmarnemiejscerozpusty.

-Rzeczwtym,żeniekażdyznichodniósłbysiężyczliwiedotegopomysłuiprzyjął

gozezrozumieniem.

-Niekażdyzdajesobiesprawęztego,jakmłodesąwykorzystywaneprzeznich

dziewczyny.

-Ajeślinawetsąstarsze,toitakzaczynałyzwyklejakonieletnie.

Kristaaninachwilęniespuszczaławzrokuzprzechodniówprzesuwającychsięza

szybą.

-Conatowszystkopolicja?

-Odczasudoczasuzgarniadziewczynyzaprostytucję,byzarazwypuścićz

powrotemnaulicę,gdziekończąswąnocnązmianę.

-Tookropne.Dlaczegoniechronimynaszychdzieci?-Kristaodwróciławzrokod

okna.-Czygdzieśwkonstytucjinienapisano,żepowinniśmyoniedbać?

-Ajakmożeszzapewnićopiekędziecku,którejejniechce?

-Powinnobyćlepszeprawodawstwo,lepszaochrona,więcejprzedstawicieliprawa…

-CzytopowstrzymałobyRosieprzeducieczką?

-Nie,alebyćmożeumożliwiłobyjejodszukanieisprowadzeniedodomu.

Jessnachyliłsięwstronęszyby.Jegowzrokprzyciągnęłaszczupłasylwetka

czarnowłosejdziewczyny.

-Popatrztam,maszprzedsobądowódnumerjeden.Kristaspojrzałanaulicę.

UjrzawszyTate,poderwałasięzmiejsca.

-JestzChazem.

Kiedyzaczęłaobchodzićstolik,Jessprzytrzymałjązaramię.

-Siadaj.Samsiętymzajmę.

-Tateznamnielepiejniżciebie.

background image

-Siadaj.-PuściłrękęKristydopiero,gdyponowniezajęłamiejsceprzystoliku.-

Zarazwracam.Tylkoniezjedzmojejlangusty.

Zanimzdążyłaodpowiedzieć,jużgoniebyło.

Wbiławzrokwszybę,aleTateiChazjużzdążylizniknąćzpolawidzenia,tylkoJess

przeszedłszybkozaoknem.Kristamiałaochotędoniegodołączyć,alezanimzdołałaby

uregulowaćrachunekzadopierocoprzyniesionesałatki,naulicybyłobyjużpo
wszystkim.

Bawiłasięlistkiemsałaty,obserwującokno,gdywreszciedostrzegłaJessa.Szedł

wolno.TowarzyszyłamuTate.Staliprzezchwilęnaulicyprzedoknem,rozmawiając,po

czymJess,bardzopowoliitakostrożnie,jakbymiałdoczynieniaznieujarzmionym
koniem,

któregochciałzamknąćwzagrodzie,przeprowadziłTateprzezdrzwidorestauracji,a
potem

międzystolikamidomiejsca,wktórymsiedziałaKrista.

-Niejestemwaszymdzieckiem-oświadczyłanaburmuszonadziewczynka.-Inie

próbujciemnienigdzieciągać!

ZwymuszonymuśmiechemKristapokazałaobiedłonie.

-Jakwidzisz,niemamsznuraanikajdanków.

-Iniejestemgłodna.Właśniewcięłamstek.Duży.Zfrytkami.

-Acozdeserem?

-Mogłamzjeść,aleniechciałam.

JesswysunąłkrzesłodlaTateruchemtakwytwornym,jakbymiałdoczynieniaz

księżniczką.

-Wobectego,czybędziesztakuprzejmaidotrzymasznamtowarzystwaprzy

jedzeniu?-zapytał.

-Wezmętylkocolę.Alenawetniepróbujciemitruć,bojązostawięipójdęsobie-

ostrzegłaTate.-Jasne?

-Jaksłońce.-Jesspostukałsięwgłowę.-Izapamiętanenazawsze.

-Todobrze.-Najeżonanastolatkarozluźniłasięnieco,usiadłaiskrzyżowałaręcena

piersiach.-Nowięc?

Kristarozpaczliwiestarałasiędobraćwłaściwesłowa.Wiedziała,żejeślipowiecoś

nietak,Tateweźmienogizapas.

-Couciebienowego?-zapytaławreszcie.

background image

-Nietwojasprawa.

Kristawypiłałykwodyiodchrząknęła.

-Pytałamtylko,couciebie.Czytocośzłego?Jesswezwałgestemkelnerkęizamówił

cocacolę.

-Nabrałaśjużochotynadeser?-zapytałTate.-Majątupodobnoznakomitepuddingi.

Dziewczynkawykrzywiłabuzię.

-Amożezjeszlody?Lubciastoorzechowe?Tatewywróciłaoczami.

-Mogąbyćlody.Czekoladowe.

-Gdziejadłaśstek?-spytałaKrista.Dziewczynkaodepchnęłakrzesło,takjakby

zamierzałaodejśćodstołu.

-Niezamierzamodpowiadaćnatakiepytania.

-Podrugiejstronieulicy-wimieniuTatewyjaśniłJess.-Chazpostawiłjejlunch.

-Obgadywaliśmyinteres-warknęłarozeźlona.Kriściezaczęłorobićsięsłabo.

Zamknęłaoczy.

-Tate,nieodchodź.Zostańznami,słonko.Porozmawiajmy.Niebędęjużwięcej

zadawałaciżadnychpytań.Wporządku?

Tateniedosunęłakrzesła,aleteżniewstałaodstołu.

-Kristo,jedz.-Jesszabrałsięzaswojąporcjęsałatki.

-Pozwalaszmu,żebycirozkazywał?-spytałazdziwionadziewczynka.

-Słucham,comówi.Jeśliradajestdobra,tosiędoniejstosuję.-Kristapodniosła

widelec,mimożewiedziała,iżnieprzejdziejejnicprzezgardło.-Ajeśliradajestzła,to

ignoruję.GdybyJessdawałmizawszezłerady,niejedlibyśmywspólnielunchu.

-Askądmożeszwiedzieć,żeradajestdobra?Zapowiadałosięnadłuższąrozmowę.

-Najpierwmuszęocenić,czyosoba,któradoradza,cośnatymzyska.

-Notoco,żezyska?Przecieżkażdydbatylkooswojeinteresy.

-Niezawsze.Aponadtosąróżnemożliwości.Czasamito,cojestdobredlajednej

osoby,jesttakżedobredladrugiej.Aczasaminie.

KelnerkaprzyniosłacolędlaTate,którazaczęłazadawaćdalszepytania,wałkując

temat.Kristapomyślała,żeterazjużrozumie,dlaczegozazwyczajrodzicemałolatówwy-

glądająnaskrajniewykończonych.

-Acotyrobisz?-indagowaładalejTate.

-Najpierwzastanawiamsięnadtym,odkogopochodzirada.JeśliodJessa,towiem,

background image

żenierobionniczego,coszkodziludziom.Wiemtakże,iżjestczłowiekiemdojrzałymi

odpowiedzialnym.

-Askądmożesztowiedzieć?

-Nowłaśnie,skąd?-Jesspodniósłgłowęznadsałatkiimrugnąłszelmowskodo

Kristy.UsłyszawszyśmiechTate,pobłogosławiłagowduchuzato,żepotrafiłtak
wspaniale

rozładowaćnapiętąatmosferę.

-Zwłasnychobserwacji-odparła.-Zależymunaludziach.Pomagaim,nieliczącna

żadenrewanż.

-Możechceopisaćtowksiążce.

Kristazaczekała,ażkelnerkapodajejsmażoneostrygiizabierzenietkniętąsałatkę.

-Czywidziałaś,żebyChazzrobiłkomuścośmiłego?-spytaładziewczynkę.

-Postawiłmilunch.

-Bochce,żebyśdlaniegopracowała.

-Atychcesz,żebymrobiłato,comipolecisz.Dlategokupiłaśmitęcolę.

-Zgoda-dorozmowywtrąciłsięJess.-AlecoKristanatymzyska?

Pijąccolę,Tatenamyślałasięprzezdłuższąchwilę.

-Poczujesięlepiej-odparławkońcu.-Niemożeznaleźćsiostry,więcusiłujeocalić

mnie.Tylkożejategoniepotrzebuję.

Kristapragnęłabyzaprzeczyć,alewsłowachTatebyłowielesłuszności.

-Przynajmniejnieusiłujęnamówićcięnato,abyśsięsprzedawała.

GdyTatezesztywniała,znównaratunekKriścieprzyszedłJess.

-Jadłaśkiedyślangustę?-zapytałszybko,podsuwającdziewczyncetalerz.

-Ohyda!-Tatepodejrzliwiepopatrzyłanakrwistoczerwonego,wielkiegostwora.

-Apróbowałaś?Prychnęłazniesmakiem.

-Tam,skądpochodzę,niebierzemytakichrzeczydoust.Niejadamynawetryb.Nie

znosiłaichmojababka.

Mawiała,żegdybydobryBógchciał,abyśmyżywilisięrybami,wówczashodowałby

jenalądzie,gdzienikt,żebyjezłapać,niemusiałbymoczyćsobienóg.

Kristauprzytomniłasobie,żeTateporazpierwszywspomniałaowłasnejrodzinie.

-Przypominamimojąciotecznąbabkę.

-Byłatozabawnastarszapani.-Tateodstawiłacolęizapatrzyłasięwokno.-Umarła,

kiedymiałamdziesięćlat.Odtamtejporymusiałammieszkaćzeswojąmatką.

background image

-Acoztwoimtatą?

-Acomaznimbyć?

Kristazbytpóźnozdałasobiesprawę,żeponownieprzekroczyłagranicęwytyczoną

przezTate.Dziewczynkamilczałaprzezdłuższyczas.

-Niewiem,ktojestmoimojcem.Mamamówi,żejestemdoniegopodobna.-Tate

skrzywiłasię.-Alejajesteminnaniżon.Nigdyniezostawiłabymswojegodziecka.Iteż
nie

jestemtakajakmatka.

-Jesteśpoprostusobą-łagodnymtonemstwierdziłJess.-Amożeprzypominasz

babkę?

-Byłatozabawnastarszapani-powtórzyłatęskniedziewczynka,nadalwpatrującsię

wokno.

Kristazmusiłasiędojedzenia.Ostrygastanęłajejwgardle,alejakośjąprzełknęła.

Kiedyuznała,żepotrafimówićspokojnie,powiedziała:

-Mojaciotecznababkazawszedawałamirady.Dodniadzisiejszegojestem

przekonana,żejeśliniezałożęnajlepszychmajtekirajstop,natychmiastwpadnępod

samochód.-Widząc,żeTateprzyjęłaciepłotępróbępoprawieniahumoru,spytała:-Czy

babkadawałacirady?

-Bezprzerwy.

-Cochciałaby,żebyśzrobiła,jeślichodzioChaza?

-Chciałaby,żebymmiałacojeść!

-Sąinnesposobyzarabianianażycie-stanowczymtonemstwierdziłaKrista.-

Słonko,niepracujdlaniego.Napoczątkubędziedlaciebiebardzomiły,alegdytylko

przyniesieszmumniejpieniędzyniżchce,oćwiczycięlaską.

-Nicnierozumiesz.NiebędęjednązkobietChaza.Mamtańczyćwjegoklubie.Dużo

zarobię.

Kristaniewiedziała,copowiedzieć.ZpomocąpospieszyłJess.

-CzybyłaśkiedyśwklubieChaza?-zapytałTate.

-Kpiszsobiezemnie?

-Aczywiesz,jakieuprawiajątamtańce?

-Zaglądałamprzezszparęwdrzwiach.

-To,cowidziałaś,todopieropoczątek.

-Chazmówi,żeniebędęmusiałarobićniczego,naconiebędęmiałaochoty.

background image

-Chaztokłamliwysutener.

-Mówi,żebędętylkotańczyła.Iżejeślipowystępieniezechcęumawiaćsięz

klientami,tomojasprawa.

-Jeśliwierzyszwtakiegadanie,towidoczniewogóleniezwracałaśuwaginato,co

dziejesięwokółciebie-odezwałasięKrista.-Posłuchaj,słonko,wiem,jakrozpaczliwa
jest

twojasytuacja.Dalejtakżyćniemożesz.Sąjednaklepszemożliwości.Sąośrodkidla

dziewcząt,któreniemogąmieszkaćwewłasnychdomach.Todobremiejsca.Sątakże

instytucje,doktórychrodzinymogąpójśćpoporadę,żebywszyscymogliżyćrazem.
Pomogą

ciludziew„NaszymMiejscu”.Japomogę.IwesprzecięJess.Niepracujdlanikogo
pokroju

Chaza!

MinaTatejednoznaczniewskazywałanajejstosunekdosłówKristy.

-Niepotrzebujężadnejpomocy.Chcętylkodostaćpracę.

Podniosłasięzmiejsca.

-Zarazprzyniosącilody-przypomniałJess.

-Niejestemdzieckiem.Nieprzekupiszmniedeseremanigłupimiobietnicami.Lody

zjedzsobiesam.

ZanimKristaiJesszdołaliponowniesięodezwać,Tatejużwrestauracjiniebyło.

-Niejestdzieckiem,alemyśli,żeChazpozwolijejtylkotańczyć.-ZgnębionyJess

odsunąłodsiebietalerzzlangustą.

-JeślipójdziepracowaćdoChaza,zawiadomięotymgliniarzy.

Kristanawetniezorientowałasię,żepłacze,dopókiJessniesięgnąłnadstołeminie

otarłjejłez.Niewiedział,kogobyłomubardziejżal.KristyczyTate.

-Niepłacz.

-Naprawdętakzrobię.Każęgliniarzomjązabrać.

-Chazjestzbytcwanynato,żebytrzymaćusiebiemałolatę.Czybyłaśkiedyśwjego

klubie?

-Nie.Tylkozzewnątrzobserwowałamwyjście.

-Jestjakmrowisko.Mnóstwownimpokoików.Żebydostaćsięnapiętro,trzebamieć

kogoś,ktozaciebiezaręczy.GliniarzenieznajdąTate.Ajeślinawetjązobaczą,toChaz

okażeimfałszywydowódtożsamościdziewczynki,świadczącyotym,żejestpełnoletnia

background image

iże

miałprawojązatrudnić.Tofacetkutynaczterynogi.Zewszystkiegosięwywinie.

-Wobectegomusimyodrazuzawiadomićpolicję!ZanimChazpołożyłapęnaTate.

JesspodsunąłKriścieswojąnietkniętąwodęzlodemipatrzył,jakjąpije.

-Natemattejmałejgadałemzkierowniczką„NaszegoMiejsca”.Powiedziałem

wszystko,cowiem.OnaznaTateiwie,skądtamałapochodzi.Twierdzi,żedziewczynka
jest

wzłejsytuacji,bojejrodzinnystanprawieniemaśrodkównaopiekęnadmałoletnimi

bezdomnymi.PonieważTatemazwyczajuciekać,nawetniebędąpróbowaliumieścićjej
w

zastępczejrodzinie.Oddadząjądozamkniętegozakładuwychowawczego,gdzieznajdzie
się

wotoczeniumałychbandytów.Niebędzietambezpiecznainiktjejniepomoże.

-Cowobectegorobić?

-Chybatylkosięmodlić.

Kelnerkapostawiłanastolelodyitakszybkoodeszła,żeniezdążylipowiedzieć,żesą

niepotrzebne.Niemielinanieochoty.

-Chcę,abytowszystkojużsięskończyło-powiedziałaKrista.

Jesswiedział,żetaknaprawdępragnęła,żebynawetsięniezaczęło.Alebyłoitrwało,

aoniobojezostaliomotaniniewidzialnąsiecią,któracorazbardziejzbliżałaichdosiebie,

mimożebardzostaralisięzniejwydostać.

Znajdowalisięwświecie,któregonigdyniebędąwstaniezapomnieć.Zmienilisię

oboje,stającsięinnymiludźmi.Jesspomyślałnagle,jakłatwobyłobyprzestaćwalczyć,
po

prostusięgnąćrękąiprzytulićsiędosiebieipozwolić,abyoplatającaichsiećzwarłasię
na

zawsze.

KristapodniosłaoczyinapotkaławzrokJessa.Każdeznichwoczachdrugiego

dostrzegłostrach.

-Dziśpopołudniumuszęsięzająćprzepisywaniemwłasnychnotatek-oznajmiłJess.

Równocześnieuzmysłowiłsobie,jakdużepoczuciebezpieczeństwastwarzałypióroi

papier.Tylkoonedawałymupsychicznewsparcie.

-Zobaczymysięwieczorem.

-Tak.-Wziąłzestołurachunekiwstał.-Awięcdozobaczenia.

background image

-Dozobaczenia.

NiewidzącymwzrokiemKristawpatrywałasięwszybę,zaktórąpłynąłnieprzerwany

strumieńprzechodniów.

ROZDZIAŁJEDENASTY

TydzieńpóźniejKristawłożyłabłyszczącyczarnysweterprzyozdobionylśniącymi

kryształkami.Rozpuściławłosyitakdługopodrzucałajepalcami,ażwyglądałyjak
puszysta,

cukrowawata.Potem,jakbyniewprawnąrękąmałejdziewczynkibawiącejsię
kosmetykami

matki,podmalowałasobieoczy.

Kiedyskończyłaprzygotowania,wyglądałajakszesnastolatkachcącadorzucićsobie

kilkalat.DzisiejszejnocyKristapostanowiłazaprzestaćudawaniasprzedajnej
dziewczynyi

pytaćoRosiekażdego,kogoznała.ORosie,czyliokumpelkęzulicy,którejchciała
zwrócić

jakieściuchy.

Nachwilępodparłagłowędłońmi.OjejnogiotarłsięKot.Przychodziłzwizytą,

ilekroćJessopuszczałdom.Ostatniozwierzakstałsięichwspólnąwłasnością.

ZadniaJessszedłwjednąstronę,aKristaudawałasięwdrugą.Nocamiznajdowałsię

wpobliżu,alejużniebyłomiędzynimiżadnychintymnychchwilanidalszychwyznań.

Przyjęlitakisposóbpostępowania,jakbyobojeuznali,iżzbytniewzajemne
zaangażowanie

mogłobypogrążyćichjeszczebardziej.Zachowywalisięjakobcyludzie,bowgruncie
rzeczy

zupełniesięnieznali.PozatymwżyciuKristyniebyłomiejscadlamężczyzny.Adla
Jessa,

pracoholika,najważniejszebyływywiadyipisanie.Takbyłolepiejrównieżdlatego,że
Krista

zamierzałazatydzieńlubdwaopuścićNowyOrlean.

Wstałaisprawdziławlustrzemakijaż.SchyliłasięiwzięłaKotanaręce.Mruczałz

zadowoleniem.

-Będzieciprzykro,kiedywyjadę-wyszeptałamudoucha.-Boktobędziekarmiłcię

siekanąwątróbką?

Kotniewzruszeniemruczałnadal.Kristazastanawiałasię,czyopuszczającmiasto,

Jesszabierzezesobązwierzaka.Byłotoprawdopodobne.Ztego,coopowiadał,wnios-

background image

kowała,żezebrałjużwiększośćmateriałudoksiążki.Byłwięcgotówzabraćsiędo
pisania.

Podobnowpołudniowo-zachodniejWirginiimiałjakieśustronnemiejsce,wktórymmógł
się

schronić.

-Bardzocisiętamspodoba-mówiładoKotaczułymtonem.-Wiewiórki,ptakii

drzewa.Kociraj.

Zwierzakprzeciągnąłsięleniwie,jakbycieszącsięnamyśloczekającychgo

radościachżycia.

NadziejanaodnalezienieRosiemalałazdnianadzień.Niktnigdzieniewidziałjejani

niezapamiętał.PozostałtylkoMack,któryobiecałJessowi,żepostarasięodszukaćjakiś
ślad.

DecyzjiorychłymwyjeździeKristajeszczeniezdążyłazakomunikowaćJessowi.Gdy

przebudziłasięwpołudnie,niebyłogowdomu.Niewracał.Miałazwyczajrozpoczynać

obchódBourbonStreetoósmejwieczorem,ajużdochodziładziewiąta.

RozczarowanieKristyzpowodunieobecnościJessaprzerodziłosięwzłość.Możeteż

miałjużdośćposzukiwaniaRosie?Amożezmęczyłsięniąsamą?Jegowola.Postanowiła

przestaćonimmyśleć.

Spojrzałnazegarekiprzezchwilęzastanawiałsię,czyniezadzwonićdoKristy.

Gdybyjednakruszyłnaposzukiwanietelefonu,mógłbyniezłapaćMacka,naktórego

polowałbezskutecznieodtygodnia.Dziśpostanowiłdopaśćgoniewgmachu,gdzie
mieścił

sięposterunekpolicji,leczwbarze„CajunLounge”,gdziepodobnoczęstobywał

wieczorami.

-Jeszczedrinka?

Jessspojrzałnauwodzicielskąbarmankę,którejwąskieramiączkosukienkizsuwało

sięcorazniżej,zakażdymrazem,gdypodchodziładojegostolika.Nierobiłotonanim

żadnegowrażenia.TylkojednakobietawNowymOrleaniebyławstaniegopodniecić,
gdy

tylkojejdotknął.Szybkoporzuciłrozmyślanienatenniebezpiecznytemat.

-Dziękujęzadrinka.Tenmiwystarczy.

-Jeślitwójkumpelnieprzyjdzie,tomożemywspólniespędzićczas.Zagodzinębędę

wolna.

„Tallulah”niebył,jakwidać,jedynymbaremwmieście,gdzieubijanotegorodzaju

background image

interesy.Połowębywalców„CajunLounge”stanowilipolicjanci.Jesszastanawiałsię,czy

bywalituteżsłużbowo.

-Mójznajomyjestgliniarzem-powiedziałdobarmanki,chcącsięprzekonać,czy

wywrzetonaniejjakieśwrażenie.

Wzruszyłaramionami.

-Chybaprawoniezabraniamipostawieniadrinka?Uśmiechnąłsięlekko.Chybajuż

zbytdługozajmowałsięprzygotowywaniemksiążkiistraciłpoczucierzeczywistości.

-Niezabrania-przyznał.-Alezaparęminutmuszęwyjść.

-Szkoda.Przyuważyłamcię,gdytylkotuwszedłeś.Maszsmutnąminę.Kłopotyz

damą?

-Cośwtymsensie.

-Musibyćokropniegłupia.-BarmankamrugnęłaokiemdoJessa,apotemodwróciła

sięiodeszła.

Kłopotyzdamą.Miałochotęsięroześmiać.Jego„dama”niestwarzałamużadnych

kłopotów.Trzymalisięodsiebienagigantycznąodległość.Jessnawetniebyłpewien,

dlaczego.Wkażdymraziemiałotocośwspólnegozpostanowieniemnieangażowaniasię

uczuciowo.Atakżezeświadomością,żejeślipadnąsobiewobjęcia,tojużświatnigdy
nie

będzietakijakprzedtem.

FizycznepożądanieniebyłodlaJessaniczymnowym.Wjegożyciubywałykobiety,

naczelezżoną,fantastycznąkochanką.Carolpasjonowałotylkołóżko.Pozaseksemnic

więcejnieinteresowałojejwmałżeństwie.Wgruncierzeczynieobchodziłjejnikt.
Zresztą

Jessteżniespecjalniesięniąprzejmował.

AterazprzejmowałsięKristą,itobardzo.Toprawda,żejejpożądał.Pragnął

wzajemnychpieszczot.Chciałjednakznaczniewięceji,cogorsza,wiedział,żemógłbyto

osiągnąć.Właśniedlategoprzezostatnitydzieńtrzymałsięnaodległość.

Dociepłegopomieszczeniawtargnęłozdworuzimnepowietrze.Wotwartych

drzwiachbaruJessujrzałznajomąsylwetkę.WyszedłnaprzeciwMackowi.

-Cotutajrobisz?-zapytałzdziwionypolicjant.

-Czekamnaciebie-odparłJess.Wskazałzajmowanykątsali.-Napijeszsiępiwa?

-Jestemzkimśumówiony…

-Tak.Zemną.

background image

-Wiesz,gdziepracuję.

-Atywiesz,żetamcięszukałem.Bezskutecznie,bopodobnobyłeściąglebardzo

zajęty.

-Przyjdźjutro-mruknąłMack.-Ranobędęwbiurze.

-Jesteśtutajitomiwystarczy.

Policjantskrzywiłsię.Niechętnieusiadłprzywskazanymstoliku.

-Piwo?-Jessstarałsięodszukaćwzrokiembarmankę.

-Nie.Picieodłożęnapotem.

-Chcęusłyszeć,czegosiędowiedziałeś.

-Jużmówiłem,takiesprawywymagajączasu.

-Miałeścałytydzień.

-Icoztego?-warknąłMack.-Nadalwiemtylkotyle,żetadziewczynauciekłaz

domu.Maszpojęcie,ilepętakówcorocznieopuszczarodziny?

-Aileznichjestdziećmisenatorów?

-Kogotoobchodzi?-Mackwyciągnąłzkieszenipaczkępapierosów.Wyjąłjednegoi

zapalił.Zaciągnąłsiędymem.-Wtejsprawiezrobionowszystko,conależało.
Dziewczyna

uciekła.Policjajejszukała,alenieznalazła.JeśliRoseannaJensengdzieśsiępokaże,
zostanie

odesłanadodomu.

-Wobectego…dlaczegounikałeśmnieodtygodnia?Mackznówzaciągnąłsię

dymem.OmijałwzrokiemJessa.

-Chciałemzdobyćdlaciebiewięcejinformacji-powiedziałpodłuższejchwili.-

Zrobiłem,comogłem.-Byłowidać,żejestzły.

Jessprzyjrzałmusięuważniej.GdybyMackprzeszukałkartotekiirzeczywiście

niczegonieznalazł,niemiałbyteraztakiejminy,jakbychciałkomuśprzyłożyć.

-Niemówiszmiwszystkiego,mamrację?

-Mówięto,cowiem.-Mackzacząłpodnosićsięzmiejsca,leczJessprzytrzymałgo

zarękę.

-Acozbandytązkiosku,wktórympracowałaKrista?Znalazłeśjakiegoś

podejrzanegopasującegodojegorysopisu?Szukałeśgo?

-Aczywiesz,ilezbrodnijestpopełnianychcodzienniewtamtejdzielnicy?

-Pięknedziękizapomoc-mruknąłJesszuraząwgłosie.

background image

-Powiedziałem,cowiem.Izrobiłem,comogłem.

-Czemuwięcodnoszęwrażenie,żetoniewszystko?Mackrzuciłniedopałekna

ziemięirozgniótłgoczubkiembuta.

-Nieprzychodźwięcejnaposterunekizabierzsięzapisanienastępnegobestsellera.-

Odwróciłsięiruszyłwstronęwyjściazbaru,widoczniezapominając,żebyłtuzkimś

umówiony.

Mackniebyłszczery.Znikabezśladupasierbicaznanegosenatora,awpolicyjnych

kartotekachniemaotymżadnychinformacji?Jessaogarnęłorozczarowanie.Kiedy

znajdowałsięwślepymzaułku,potrafiłtorozpoznać.Zazwyczajjednakudawałomusię

znaleźćjakieśbocznewyjście,coś,cowskazywałonowytrop.

Westchnąłgłęboko.WsprawieRosiebrakowałomujakiegośważnegoogniwaicoraz

bardziejutwierdzałsięwprzekonaniu,żematocośwspólnegozHaydenemBarnardem.
Jego

udziałpowodował,żesprawatejdziewczynystawałasiędlareporteraznaczniebardziej
inte-

resującaniżjakakolwiekinnahistorianieletniejuciekinierki.Rosiebyłapasierbicą
senatora.

DotejporyJessnigdysamniezajmowałsiępostaciątegowpływowegosenatora,ale

współpracowałzdziennikarzem,któryzaswojepowołanieuważałwyciąganienaświatło

dziennebrudówzżyciaróżnychpolitycznychkarierowiczów.DanFerris,boonimmowa,
był

jużnaemeryturze.TkwiącgdzieśbezczynnienaFlorydzie,liczyłpewniegodzinami
mewy

nadmorzem.Jesspomyślał,żegdybyudałomusięodszukaćDanaiznimporozmawiać,

mógłbyzyskaćcenneinformacje,mogącewsprawieRosienaprowadzićnanowyślad.

Opuściłbariposzedłdoswojegowozu.NawyjazdnaFlorydęipogawędkęwcztery

oczyzDanemFemsemniemiałczasu,aleodczegobyłytelefony?

-Przyjechałaśztądziewczynąnanaszesłynneostatkiistraciłaśjązoczu?-

powtórzyłaWanda.

NiedoczekawszysięwdomunaJessa,owpółdodziesiątejKristaruszyłasamaw

nocnyobchód.Bar„Tallulah”byłostatnimprzystankiemnawytyczonejtrasie,jednakani

tutaj,aninigdziewcześniejJesssięniepokazał.Kristęczekałwięcsamotnypowrótdo
domu.

-Tak.Nadalmamtrochęjejciuchów.

background image

-Dlaczegodotejporynigdyniewspominałaśotejdziewczynie?-indagowaładalej

Wanda.

Kristawzruszyłaramionami.

-Botonicważnego.Chybawyrzucęteciuchy.Szkoda,boRosietomiładziewczyna.

Niechciałabymjejtegorobić.

-Powiadasz,blondynka?Ładna?

-Mamgdzieśjejzdjęcie.Jeślijeznajdę,tojutroranocipokażę.-Kristacelowonie

nosiłaprzysobiefotografiisiostry,żebyniezachowaćsięzbytnerwowo.Terazbyłazato
na

siebiezła,boczasbiegłnieubłaganie.

-Znamwieleprzychodzącychtudziewczyn.

-MożewięcpoznałaśRosie.

-Nieprzypominamsobie.ArozmawiałaśzSally?Kristabyłajużtakwyczerpana,że

niepamiętała,czyrozmawiała,czynie.Zanimdotarładziśdo„Tallulaha”,odbyłapo
drodze

dziesiątkirozmów.Nikogojednakniezainteresowałajejwymyślonahistoryjka.
Wszystkie

dzieciaki,zmęczoneulicznymżyciem,miałydośćwłasnychkłopotów.

-Niemampojęcia.Sądzisz,żemożecoświedzieć?

-Dlaczegokłamiesz,mówiącotejdziewczynie?-spytałaWanda.

-Dlaczegomiałabymtorobić?-udajączdziwienie,odparłaKrista.

-Wszystko,codotyczyciebie,jestnieprawdziwe.Itamtadziewczynamacośztym

wspólnego.Odpoczątkuwiedziałam,żejesteśzobyczajówkilubprywatnymłapsem.

GdybyWandazaczęłatorozpowiadać,stałobysiębardzoniedobrze.Kristabyła

zmuszonawybraćmniejszezło.Powzięładecyzję.

-Rosietomojasiostra-wyznaławkońcu.-Szukamjejodwielumiesięcy.

-Wiedziałam.Wiedziałam,żeniepracujesznaulicy.Kristaskrzywiłasię.

-Tomiło.

-Nawetwtychtandetnychciuchachniewyglądasznadziwkę.Iletywłaściwiemasz

lat?

-Dwadzieściacztery.

-Dałabymcizgórądwadzieściajeden.

KristazdecydowałasiędokońcazawierzyćWandzie.

background image

-MuszęodnaleźćRosie.Odjejucieczkizdomuupłynęłojuższesnaściemiesięcy.

KtośwNowymJorkupowiedziałmi,żeprzyjechałatutaj,aledotejporyjejnie
odnalazłam,a

czasbiegnie.

-Dlaczegoodrazuniepowiedziałaśnikomu,kimjesteś?

-Uważasz,żeznalazłbysięktoś,ktozechciałbymipomóc?

Wandawmilczeniusączyładrinka.

-Aczytypomożesz?-spytałaKrista.

-Cochcesz,żebymzrobiła?

-To,cocidziśpowiedziałam,zachowajnaraziedlasiebie.Jeśliprzezkilka

najbliższychdninieudamisięniczegodowiedzieć,powiemwszystkimprawdę.Aledaj
mi

jeszczetrochęczasu.

-Mogęzrobićwięcej.

-Toznaczyco?

-Twojąsiostrąmożeokazaćsiędziewczyna,októrejopowiadałaSally.Pewnie

jeszczedzisiajtuwpadnie.Poczekaj,tojązapytamy.Maszprzysobiejakieśzdjęcie?

-Mam,alenieto,którechciałabympokazaćSally.Tylkoszkolne.-Kristawyciągnęła

jeztorebkiipodałaWandzie.-Uważasz,żepowinnamSallypowiedziećprawdę?

Wandazastanawiałasięprzezchwilę,apotempotrząsnęłagłową.

-Sallytoteżuciekinierka.Pewnieniezechcecipomóc.-OddałaKriściefotografię.-

Chybanigdyniewidziałamtejdziewczyny.

-Więcterazrozumiesz,dlaczegoprzedwszystkimiukrywałamprawdę.

-Przedwszystkimi?WidziałamcięzCantrellem.Czyonwie?

-Śledziłmnieiodkryłprawdę.-KristapostanowiłapochlebićWandzie.-Oboje

jesteściedoskonałymiobserwatorami.Jużdawnoniebyłobymnietutaj,gdybykażdybył
taki

bystryjakwy.

-Jeszczejedno.Jakpozbywałaśsięfacetów,którzychcieliubićztobąinteres,kiedy

udawałaśdziwkę?

-Miałamswojesposoby.Potrafiłamtakichwystraszyć,żeuciekaligdziepieprz

rośnie.Wdzisiejszychczasachmężczyźniobawiająsięwielurzeczy.

KiedyKristapodałaparęprzykładów,Wandaparsknęłaśmiechem.

background image

ZdobycienumerutelefonuDanaFerrisazajęłoJessowisporoczasu.Potemstracił

jeszczegodzinę,próbującsiędoniegododzwonić.Ostatniesześćdziesiątminutspędził
przy

aparacie,słuchającinotującwwariackimtempieto,comiałdopowiedzeniajego
rozmówca.

EmerytowanydziennikarzwiedziałoHaydenieBarnardziemnóstwopaskudnych

rzeczy.

-Dlaczego,dodiabła,nieopublikowałeśtegowszystkiego?-zapytałJesspodkoniec

rozmowy.

-Bonieudałomisięniczegoudowodnić-odparłDanFerris.-Pracowałemnadtym

przezcałelata.Tenczłowiektrzymawszystkichzagardło,niedajesięnikomuusunąćz

senatorskiegofotela.To,coodemnieusłyszałeś,totylkopogłoskiiniepotwierdzone
fakty.I

zapamiętajsobienazawsze,żejeślicokolwiekopublikujesznatentematipowołaszsięna

mnie,wszystkiegosięwyprę.

-NaciebieHaydenBarnardteżmahaka?

Podrugiejstronieliniizapanowaławymownacisza.PochwilidouszuJessadotarł

znużonygłosdziennikarza:

-Mamsześćdziesiątosiemlat.Oilewiem,jestemzdrowy,alewkażdejchwilimogę

pożegnaćsięzżyciem.Kiedytonastąpi,mójadwokatdostarczyciprzesyłkę.Iwtedy

zdecydujesz,coztymwszystkimzrobić.Możezechceszpostawićnajednąkartę,amoże
nie.

Wkażdymraziebędzietointeresującytest.Ogromnieżałuję,żeniebędęmógłpoznać

wyniku.

Potemnaliniizapadłagłuchacisza.

Jesspodniósłsięzkrzesła.Wszystkietelefonicznerozmowyodbywałzmieszkania

Kristy,bousiebieniemiałaparatu.Byłwinienjejsporopieniędzyzapołączenia,alena
razie

jeszczeotymniewiedziała.Wyszłazdomunadługoprzedjegopowrotem.Otworzyłz

łatwościąkiepskizamek.Najpierwbyłzły,żezastałpustemieszkanie,aleszybko

uprzytomniłsobie,żebyłatojegowina.NiezadzwoniłdoKristy,abyuprzedzić,żesię

spóźni,więcpewniewybrałasięnaposzukiwaniesiostry.Tymrazembezniego.

PostanowiłznaleźćKristę.Niechciał,żebychodziłasamapopustychciemnych

ulicach.Pragnąłjużzawszejąchronić.Potymjednak,codzisiajusłyszałprzeztelefon,

background image

miał

wszelkiepodstawysądzić,żezapewnieniebezpieczeństwatejkobieciemożeokazaćsię

niezwykletrudne.

JesszamknąłzasobądrzwidomieszkaniaKristy,apotemzbiegłszybkona

dziedziniec.Przeklinałsiebiezato,żenarażałjąnaniebezpieczeństwo.Mógłprzecież

zadzwonić.Uprzedzić,żewrócipóźniej.Poprosić,żebybezniegonieopuszczaładomu.

PowinientakżeodłożyćnapóźniejrozmowętelefonicznązDanemFerrisem.Wtedy

jednakniebyłbyświadomtego,coteraz.Nasamowspomnieniesłówemerytowanego

dziennikarzadostałskurczużołądka.

KristaniepowiedziałaJessowi,jakątrasęzamierzaprzebyćdzisiejszegowieczoru.

Niebyłotakiejpotrzeby,jakożemieliiśćrazem.Pozostałomuwięctylkozgadywanie.
Na

pewnoposzłado„Tallulaha”,aleczynapoczątku,czynakońcuobchodu?Jakpostąpiła

ostatnimrazem?Chcącobserwowaćjaknajwiększąliczbęosób,miałazwyczajzmieniać
pory

odwiedzaniamiejsc,wktórychgromadziłysiędzieciakiulicy.

Postanowiłzacząćod„Tallulaha”.Iiśćtambocznądrogą,omijajączatłoczoną

BourbonStreet.Byłodośćwcześnie,więcKristachybaniewracałajeszczedodomu.
Modląc

sięoto,abyniezawiódłgoinstynkt,Jessruszyłżwawoprzedsiebie.

-Blondynka?-Sallyziewnęła.-Ładna?

-Tak.-Kristastarałasięukryćpodniecenie.-Sądzisz,żetotasamadziewczyna?

-Byćmoże.Ta,októrejmyślę,mówi,żemanaimięMayRose.

May,czylimaj.Rosieurodziłasięwmaju.ZwrażeniaKristaniemogławydobyćz

siebiegłosu.

-JejprzyjacielnazywająRosie-dodałaSally.Kristamodliłasięwduchu,aby

określenie„przyjaciel”

nieoznaczałosutenera.

-Dlaczegoniewidziałamjejdotejpory,skoronadaljestwmieście?-zapytała,z

trudemwydobywającgłos.

-PojechaładoHouston.Jesttamoddwóchmiesięcy,aleladadzieńpowinnabyćz

powrotem.

Niebyłosensupytać,dlaczegoopuściłaNowyOrlean.Dzieciulicyprowadziły

background image

koczowniczytrybżycia,miałyzwyczajprzenosićsięzmiejscanamiejsce.JeśliMayRose
to

byłaRosie,Kristaniechciaławiedzieć,dlaczegodwaostatniemiesiącespędziław
Houston.

Naraziezależałojejtylkoiwyłącznienaodnalezieniusiostry.

-Ladadzień?

-Tak-potwierdziłaSally.-Dzwoniławzeszłymtygodniu,żebypowiedzieć,iżwraca.

Alenigdyprzedtemniemówiła,żeznakogośoimieniuCrystal.

Kristanapoczekaniuwymyśliławyjaśnienie:

-Jestpewnienamniewściekła,bomyśli,żeukradłamjejciuchy.Bardzosięzdziwi,

gdymniezobaczy.

-Jeślizadzwoni,zapytam,czycięzna.DorozmowywłączyłasięWanda.

-Lepiejniepytaj.Niechtobędzieniespodzianka.

-Mamzdjęcie,którejedenfacetzrobiłRosiepolaroidem.Następnymrazemje

przyniosę.-Sallynerwowospoglądałacochwilanamężczyznęsiedzącegowrogusali.-

Muszęjużiść.

-Jestpóźno.-Kristawiedziała,żeniepowinnasięodzywać.ZnalezienieRosiemogło

zależećodjejmilczenia,aleniepotrafiłasiępowstrzymać.-Niemożeszzrobićsobie

wolnego?

-Jeszczenie.Wogóleniepowinnamztobągadać.JeśliChazsiędowie…

-DlaczegomieszkaszzChazem,skorokażecitakciężkopracować?-spytałaKrista,

mimoostrzegawczegowzrokuWandy.-Coztegomasz?

ZdziwionaSallypodniosłaoczy.Miałapostarzałą,bardzozmęczonątwarz.

-Chazomniedba.

-Jeślibędziemiałdociebiepretensje,żeznamisiedziałaś,odrazuprzyjdźdomnie-

odezwałasięWanda,uciszającKristęspojrzeniem.

-Chceszznaleźćsiostręczynie?-spytałaWandapoodejściuSally.

ZgnębionaKristaprzełknęłałzy.

-Boże,jakjanienawidzętegomiejsca!-jęknęła.

-Łazisztutajodmiesięcy,alenadalniewidzisz,codziejesięztymimałolatami.

Wiesz,dlaczegorządząnimiChaziinnialfonsi?

Kristapotrząsnęłagłową.

-Poucieczcezdomutedziewczynyzostająsamejakpalec.Niemająnikogoani

background image

niczego.Niewiedzą,dokądpójśćicozrobić,żebymiećcojeść,ikomuzaufać.Wtedy

pojawiająsięfacecipokrojuChaza.Takialfonsstawiamałolatomposiłki,mówi,żesą
ładne,

seksowne,wyjątkowe.Twierdzi,żezichzdolnościamiiurodąmogązarobićduże
pieniądze.

Robidonichsłodkieminy.Uwodzijetakdługo,ażpatrząwniegojakwobraz.Uważają
go

zaboga.

-Przecieżtoniejestżadenreligijnykult.

-Niewielkaróżnica.-WandapoklepałaKristęporamieniu.-Iwsektach,inaulicy

lądujewielumłodocianychuciekinierów.Wszędziekończątaksamo.-Westchnęła
głęboko.-

Kiedyalfonsweźmiedziewczynępodswojeskrzydła,zaczynarządzićjejżyciem.Ona

trzymasięgo,boniepotrafibyćsamodzielna.Aonznęcasięnadniąibije,całyczas

twierdząc,żerobitowyłączniedlajejdobra.

-Tojestchore!

-Zgoda.Alewjakiejchwilizaczynasięchoroba?Czydopierowtedy,kiedynascenę

wkraczająsutenerzy?Czymożejużwcześniej,gdyjakiśnapalonyfacetwciągamałolatę
na

dwadzieściaminutdobrudnejspelunki?Możemałeuciekinierkiniemająinnegowyboru?

-Chcętylko,abywróciłamojasiostra!

-Och,złotko,chceszznaczniewięcej-oświadczyłaWanda.-Zamierzaszmiwmówić,

żepragniesztylkoodnaleźćsiostręiwrócićdodomu?Tonieprawda,boczypotrafisz

zapomniećoSallyiinnychdzieciakach,któretupoznałaś?

KristaniepotrafiłaodpowiedziećWandzie.Nauczyłasiężyćzdnianadzień.Nie

wybiegałamyślamiwprzyszłość.Nieumiałabynawetjejsobiewyobrazić.

-Niepotrafisz-stwierdziłaWanda.

-Niejestempracownikiemopiekispołecznej.Jestembibliotekarką.

-Ajabyłądziwką.-WandaponowniepoklepałaKristęporamieniu.-Jużpóźno.Idź,

złotko,dodomu.Jutroranoprzynieśzdjęciesiostry.Zobaczymy,czySallyjąrozpozna…

Kristagwałtowniepodniosłasięzmiejsca.Poczułanagle,żemusinatychmiast

zaczerpnąćświeżegopowietrza.Wybiegłazbaru.Zanimuprzytomniłasobie,żenie

pożegnałasięzWandą,szłajuższybkimkrokiemwstronęBourbonStreet.

NigdzieniebyłowidaćJessa.

background image

ROZDZIAŁDWUNASTY

DzisiejszegowieczorukoszulaChazastanowiłapaletęjaskrawychbarw.Miałnasobie

jasnożółtygarniturikapeluszzszerokimrondem,przyozdobionywstążkądobraną

kolorystyczniedokoszuli.Efektstrojupsułponurywyraztwarzysutenera.Miałgradową

minę.

Kristapoczuła,jakkarcącepalceChazawbijająsięboleśniewjejrękę.Usiłowała

kopnąćgowkolano,aleuniemożliwiłto,zasłaniającsięlaską.Wynurzyłsięnaglez

ciemności,wciągnąłKristęwgłąbwąskiegoprzesmykumiędzydomamiipchnąłnamur.

-Gdziepodziałsięochroniarz,pannoCrystal?

-Niemamochroniarza!

Kristausiłowaławyrwaćsię,aleChaz,mimodośćskromnejpostury,okazałsię

zadziwiającosilny.

-Chodzimiofaceta,którypodobnoociebiedba-wycedziłzjadliwymtonem.

-Dzisiajwieczoremmusiałzałatwićjakieśinteresy-skłamała.-Alezakilkaminut

mamysięspotkaćnarogu.Zaczniemnieszukać,jeślinieprzyjdę.

-Och,naulicachpracujedużokobiet,któregopocieszą.

-Powiedz,Chaz,ococichodzi?-zapytałaKrista,starającsięmówićpewnym

głosem.-Przecieżwswoimharemieniepotrzebujesznikogo,ktobędzieprzysparzałci

kłopotów.Maszdziewczyny,którezrobiądlaciebiewszystko.Niejestemcipotrzebna.

-Muszęprzyznaćcirację.-Chazuśmiechnąłsięlekko.

-Natobiejużminiezależy,aleztwojąmałąprzyjaciółkątoinnasprawa.Chodzimio

Tate-wyjaśnił.

Kristanachwilęzapomniałaogrożącymjejniebezpieczeństwie.

-Zostawwspokojutęmałą!-wybuchła.-Madopieroczternaścielat.Jeślispróbujesz

jązatrudnić,zawiadomięotymobyczajówkę.

ChazścisnąłtakmocnorękęKristy,żeażjęknęła.

-Cozaodwaga-zakpił.

-TrzymajsięzdalekaodTate!

Gdysutenerwbiłpaznokciewobolałemiejsce,woczachKristypojawiłysięłzy.

Ponowniespróbowałagokopnąćiponownielaskaposzławruch.TymrazemChaz
uderzył

Kristęponogach.Krzyknęłazbólu.

-Twojamałaprzyjaciółkabędziedlamniepracowała-oświadczył.-Atyniepiśniesz

background image

otymanisłowa.Nikomu.Azresztąchybawiesz,dziecinko,cowartejestzeznaniejakieś

dziwki?

-Adziennikarza?-ZciemnegoprzejściamiędzydomamiwynurzyłsięJess,akuratw

chwili,gdyChazzamachnąłsięponownie,żebyuderzyćKristę.Wułamkusekundylaska

znalazłasięwrękuJessa,którywbiłjąsutenerowiwnasadęszyiiprzyszpiliłgodomuru.
-

Nawetotymniemyśl-dodałgroźnie,gdyChazuniósłkolano.-Żebycięwykończyć,

wystarczymitylkodrobnypretekst.

-Jużjesteśmartwy-wysyczałChaz.

Kristaodsunęłasiędosuteneranajdalej,jakbyłototylkomożliwewwąskim

przesmyku.Bardzobolałyjąnogairęka.

-Puśćgo,Jess.

-Dlaczegomiałbymtozrobić?

-Skończyszwwięzieniu,jeśligozabijesz.

-Niesądzę.

Chazzpewnościąmusiałmiećwpływowychprzyjaciół.Wprzeciwnymrazienie

mógłbywsposóbtakjawnyprowadzićswegoniecnegoprocederu.

-Niezabijasięfacetazato,żejestzwykłymłajdakiem.

-Jesteśtegopewna?-zapytałJess,nadalwbijającczubeklaskitużpodszyjąsutenera.

-Przeszukajgo.

PrzezchwilęKristaniewiedziała,ocochodziJessowi.

-Przeszukajgo-powtórzył.-Gotówstrzelićnamwplecy.Zrobiłatozobrzydzeniem.

Sutenerniemiałprzysobiebroni.Jesscofnąłsię,nadaltrzymająclaskę.KiedyChaz
rzucił

siędoprzodu,zdążyłuskoczyćwbok.Suteneruderzyłoprzeciwległymur.

-Zapomniałemoddaćcilaskę-oznajmiłJess,gdyChazspróbowałponownierzucić

sięnaniego.

Uderzyłsuteneraponogach.GdyChazrozciągnąłsięnaziemi,Jesspołamałlaskęo

mur.Poczym,wziąwszyKristęzaramię,wyprowadziłjązciemnegoprzesmykumiędzy

domaminaulicę.

-Onicięzabiją-powiedziałaKrista.-Starciezczłowiekiemjegopokrojujest

równoznaczneznarażeniemsiętutejszejmafii.

DorwanieChaza,choćbynachwilę,sprawiłoJessowidużąsatysfakcję.Poprowadził

background image

KristęwstronęBourbonStreet.Wśródludzibylibezpieczniejsi.

Kulejąc,KristaszłaobokJessa.Nieośmieliłasięprosić,żebyzwolniłkroku.Jutro

będzieobolała,ale,naszczęście,kościpozostałynienaruszone.Chazdobrzewiedział,jak

używaćswojejlaski.

-Przykromi-odezwałasię,gdyznaleźlisięnaBourbonStreet.

Jesszignorowałprzeprosiny.

-Dlaczego,dodiabła,wyszłaśdziśbezemniezdomu?-wybuchnął.-Zależałocina

powtórcetego,cowydarzyłosię,gdypoprzednimrazemdorwałciętenłajdak?

-Niewiedziałam,gdziejesteś.Niezadzwoniłeś.Czekałamażdowpółdodziesiątej…

-Zbytkrótko.

WdzięcznośćKristyustąpiłamiejscazłości.

-Niepotrafięczytaćwtwoichmyślach.Jestemtupoto,abyodnaleźćsiostrę!Nie

mogęrobićtego,tkwiącwmieszkaniu.

-Trzebabyłopoczekać.Powinnaświedzieć,żewrócę.

-Nibydlaczego?-KristastrząsnęładłońJessazramienia.-Mamypodobnorazem

szukaćRosie,atynawetnieraczyszzawiadomićmnie,gdziejesteś.Odtygodniaprawie
się

domnienieodzywałeś.

-Aszanownapaniteżnieowszystkimrozmawiałazemną.

-Niemampojęcia,ococichodzi.

-Wkrótcesiędowiesz.

JesspołożyłrękęnaplecachKristy,nakłaniającjąwtensposóbdowydłużeniakroku.

-Dobrze,żewyszłamdziśzdomu.Byćmożenatrafięnaślad.

-Jakiślad?

Kristaniechciała,żebyJessrozwiałjejnadzieje.PostanowiłaniemówićmuoMay

Rose.

-Milczysz?Wporządku.Pogadamywdomu.Gdyzałatwimyinnesprawy.

Jesszachowywałsięjakmąż.Kristapowinnabyćotozła,aleniepotrafiła.Razporaz

nadstawiałzaniąkarku.Gdybydziśniepojawiłsięwporę,przygodazChazemmogłaby
się

źleskończyć.Toprawda,odtygodniaJessprawiezniąnierozmawiał,alenadalzależało
mu

naniejnatyle,byryzykowaćwłasneżycie.

background image

Dochodzilidodomu.Kristauspokoiłasięnatyle,byzdobyćsięnaprzeproszenie

Jessa.

-Naprawdęmiprzykro.Przynajmniejpowinnamzostawićciwiadomość,dokądidę.

-Adlaczegotegoniezrobiłaś?

ZamierzałaukaraćJessazato,żeostatnioprawieniezwracałnaniąuwagi.Zachowała

siędziecinnieigłupio.

-Byłamnaciebiezagniewana-wyznała.

Niemusiałpytać,dlaczego.Jegozłośćzaczęłowypieraćinneuczucie.Ulgi.Zapragnął

całowaćkażdyzakamarekciałaKristydopóty,dopókisięnieprzekona,czynaprawdęjest

zdrowaicała.

-ComówiłChaz?-zapytałszorstko.

-Byłzły,żerozmawiałamonimzTate.

-Skądotymwiedział?

-ChybaTateprzyznałamusię,żejestemprzeciwnaichkontaktom-odparłaKrista,

gdyzprzejściamiędzydomamiwydostalisięnadziedziniec.-Jeszczedlaniegonie
pracuje.

-Widziałaśjąwtymtygodniu?

-Nie.Aleszukałamjej.Bezskutecznie.Jeślichce,Tatepotrafidoskonalesięukryć.

UstópschodówczekałKot.Jessnawetsięnienachylił,żebygopogłaskać.

PoprowadziłKristęodrazunapiętro.

-Porozmawiamyumnie-oznajmił.

-Najpierwchcęsięprzebrać.

-Jestpóźno,ajachcęmiećtojużzasobą.Wahałasięprzezchwilę,aleustąpiła.

Chciaławiedzieć,ocochodziJessowi.

Wmieszkaniubyłogorącoiduszno.PaniDuchampzapomniałamiędzyinnymi

wspomniećnowemulokatorowiotym,żezawodziklimatyzacja.Jessszybkootworzył
okna,

alenadworzepowietrzeteżstało.

-Chodźmynadach-zaproponował.-Tumożnasięudusić.

Nadachu,przyksiężycu,atmosferastałabysięromantyczna,aKristachciałatego

uniknąć.

-Przenieśmysiędomnie.Zrobięcośzimnegodopicia.

-Niemamochotynapicie.Chcępooddychaćświeżympowietrzem.

background image

Nadachubyłotak,jaktosobiewyobrażała.Księżycobsypałwszystkowokoło

srebrzystym,świetlnympyłem.Światłamiastarozjaśniałypanująceciemności.

Jessżałowałponiewczasie,żetuprzyszli.WłosyKristylśniływksiężycowej

poświacie,akryształkiponaszywanenajejswetrzemigotałyjakświętojańskierobaczki.
Już

niebyłrozeźlony.ZnalazłsięzKristądokładniewtymsamymmiejscu,cotydzieńidwa

tygodnietemu.Zbytświadomyjejbliskiejobecności.

NawłosachKristyigrałsłabywietrzyk.Podeszładoceglanegomuruokalającego

krawędźdachuispoglądałanamiasto.

-Mogłabymprawiepokochaćtomiejsce-wyszeptała.ZdaniemJessa,byłazbyt

wspaniałomyślna.Zważywszynafakt,żedotejporyoglądałaNowyOrleanwyłączniez
jak

najgorszejstrony.

-Wszędziejesttaksamo-mruknął.-Widziszto,cochcesz.Ajeśliniewiesz,czego

szukasz,napytaszsobiebiedy.

Byłojasne,żeJessniemówioNowymOrleanie.Kristaodwróciłasięispojrzałamu

prostowoczy.

-Powiedzwreszcie,ococichodzi.

-Potrafięzrozumieć,żewchwiligdysiępoznaliśmy,niemiałaśdomniezaufania…

-Sądziłam,żetentematmamyjużzasobą.

-Ipotrafięzrozumieć,dlaczegopotemsięzastanawiałaś,czymożeszmidowierzać,

mimożerozpoczęliśmywspólneposzukiwaniaRosie.

Tymrazemczekałacierpliwienaciągdalszy.

-Aleniejestemwstaniepojąć,dlaczegoodtamtejporynienabrałaśdomniezaufania

natyle,żebypowiedziećmicałąprawdęoRosie.-Mimosłabegooświetlenia,Jess
dostrzegł

zmieszanienatwarzyKristy.Przezkrótkąchwilęzastanawiałsię,czywogólewiedziała
lub

podejrzewała,dlaczegoRosieuciekłazdomu.

-Ufamci-powiedziałałagodnymtonem.Podszedłbliżej,żebywidziećjąlepiej.

-Awięcdlaczegoniepowiedziałaśmi,comówiłasiostra,błagając,abyśpozwoliłajej

zesobązamieszkaćiniekazaławracaćdodomu?

KristaodwróciłasięodJessa.Poczułanagłedreszcze.

background image

-Mówiłam.

-Comówiłaś?

-ŻemoirodziceiRosieciąglezesobąwalczą.Byłananichzła.Niechciaładłużej

mieszkaćznimiwichdomu.

-TopowiedziałaciRosie?-JessstanąłzaplecamiKristy.Znajdowałsiętakblisko,że

mógłjejdotknąć,aletegoniezrobił.Niebyłwstanieofiarowaćjejterazżadnego

pocieszenia.

Kristazadrżała.Skąddowiedziałsię,oczymwówczasbyłamowa?

-Tak.Towłaśniemipowiedziała.

-Rosieniewalczyłaztwoimirodzicami,mamrację?OnawalczyłazHaydenem.A

raczejsięprzednimbroniła.-Jesszawahałsięnachwilę,zanimspytał:-Czysięjej

powiodło?

Kristajęknęłagłośno.Ukryłatwarzwdłoniach.

-Niesłyszałeśtamtejrozmowy.Maszkoszmarnepodejrzenia.Całkowicieniesłuszne.

-Ajakiesąsłuszne?

-Niezamierzamotymrozmawiać.

-Alebędziesz.

-Awięctotak?-Kristaprzystąpiładoataku.-Chceszzniszczyćniewinnego

człowieka?-OdwróciłasięispojrzałaJessowiprostowtwarz.-Nieznosiszmojego
ojczyma.

Macieodmiennepoglądy.Wiem,boczytałamtwojeksiążki.AleHaydentoczłowiek
uczciwy

ipoważany!Jesszdawałsobiesprawęztego,żejegosłowadożywegougodząKristę.

Dopierowtedyzałamiesięipowiemuwszystko,cochciałusłyszeć.

-Naprawdę?-zapytałpowoli.

-Tak!

-CotamtegowieczorupowiedziałaciRosie?-GłosJessabrzmiałterazspokojniei

ciepło.

-Samekłamstwa-warknęłaKrista.

-Mówiła,żeHaydenusiłujemolestowaćjąseksualnie?Kristazamknęłaoczy.

Okazałosiętojednakzłympomysłem,gdyżnagleujrzałaprzedsobąRosie.Zapłakanąi

drżącą.Błagającąozmiłowanie.

Kristaniemusiałanicmówić.Miałaodpowiedźwypisanąnatwarzy.Widocznąnawet

background image

wciemnościach.

-Boże!Dlaczegomiotymniepowiedziałaś?-JesswyciągnąłrękędoKristy,ale

gwałtowniesięodsunęła.Zanimzdołałjązatrzymać,zbiegłazdachunadółpo
metalowych

schodkach.Dogoniłjądopieroprzydrzwiach,gdyusiłowałaprzekręcićkluczwzamku.

-Kristo,dlaczego?-powtórzyłpytanie.

-Botonieprawda!Onakłamała!Haydenjestdobrymojczymem!

-Zaprzeczaszznanymcifaktom.

-Traktowałnastak,jakbyśmybyłyjegowłasnymicórkami.ToonnamówiłRosiedo

pójściadoszkoły,wktórejmogłabyczegośsięnauczyć.Toczłowiekuczuciowy.Rosie

musiałaopaczniezrozumiećjegoserdecznośćlubpoprostukłamała!

Jessczułsiępaskudnie.DlaczegotowłaśnieonmusiałukazaćKriścieprawdę?

Niestety,odwrotuniebyło.

-Rozmawiałemzprzyjacielem,emerytowanymdziennikarzem.Powiedziałmiwieleo

twoimojczymie.HaydenBarnardbyłjużdwukrotnieoskarżonyomolestowanie
seksualne

nieletnich.Jednaznapastowanychprzezniegodziewczynekpracowałajakogoniecw

Senacie.Szybkojednakwycofanooskarżeniaizatuszowanoobiesprawy.Obienastolatki

zeznałypotempodprzysięgą,żekłamały,bochciałyzwrócićnasiebieuwagę.Hayden

Barnardmiałdośćforsy,żebyzapewnićsobietakżemilczenieprasy.Żadnaztychhistorii

nigdynieujrzałaświatładziennego.Ipewnienigdynieujrzy.

Kristaoddychałaciężko,ztrudemchwytającpowietrze.Ogarniętawstydemi

poczuciemwiny.

-Przykromi,żemusiałemcitopowiedzieć.

-Przykro?-OdepchnęłaodsiebieJessa.-Maszwięcto,pocotuprzyjechałeś!

Wspaniałąhistorię!-Usiłowałaotworzyćdrzwi,leczzagrodziłjejdrogę.

-Przyznaj,czujesz,żetkwiwtymjakaśprawda.Idlategotujesteś.Sprowadziłocię

gigantycznepoczuciewiny,bonieuwierzyłaśsiostrze…

-Nie!Nie!-KristaokładałapięściamitorsJessa.-Tonieprawda!

Przytrzymałjązanadgarstki.

-Dwiemłode,obcesobiekobietyusiłowaływnieśćoskarżenieprzeciwkotwojemu

ojczymowi.Każdazosobna.-Widząc,żeKristapowolisięuspokaja,Jesszapytał
miękkim

background image

głosem:-Ilejeszczeludzkichegzystencjipozwoliszmuzrujnować?Dotejpory,oilenam

wiadomo,zniszczyłjużtrzy.

Kristazaczęłasięsłaniaćnanogach.

-Niewierzęwto.-Rozpłakałasię.-Niewierzę.Jessobjąłjąiprzyciągnąłdosiebie.

-Dlaczegoniechceszwierzyćsiostrze?Płakałajużotwarcie.Przestałasiębronić.

-Ja…jabyłamzłanaRosie,żewygadujetakieokropnerzeczy.Niemaszpojęcia,jak

bardzopoprawiłosięnaszeżycie,odkiedymamawyszłazaHaydena.Uznałam,żeto,co

mówiRosie,totylkowymysły.Takbardzopragnęłam,abyśmystanowilizżytąrodzinę…

-Rodzinęzjednymzbuntowanymdzieciakiem.Podobnymdotysięcyinnych.-Jess

pogłaskałKristępogłowie.Miałamiękkie,jedwabistewłosy.

-KiedyRosiepowiedziałamiotym,poprostuniebyłamwstanie…przyjąćtegodo

wiadomości.Itojejoświadczyłam.Wtedyzałamałasięcałkowicie.Zaczęłanamnie

krzyczeć.Rozzłościłamsięjeszczebardziej.Powiedziałamjej,żejestrozpuszczonym

bachoremzbujnąfantazją…-Kristarozpłakałasięgłośniej.

-Apotem?

-Potemniewiedziałam,cootymwszystkimmyśleć.

-Awięcjednakmiałaśjakieśpodejrzenia.-Jessuznałzaważne,abyKristaspojrzała

prawdziewoczy,mimożewolałbypozostawićjąwkręguzłudzeń.

-Haydenimojamatkamałoprzejmowalisiętym,czyRosiesięodnajdzie.-

PodejrzeniaKristy,czarnejakotaczającaichnoc,wkońcuznalazłyujście.-Alerobilina

pozórwszystko,conależało.JednakHaydenchybaodczułulgę,gdyRosieniewróciłado

domu.Wmawiałamwsiebie,żetodlatego,iżtrudnobyłożyćzniąpodjednymdachem.

-Jakiejeszczemiałaśpodejrzenia?

-Że…żerodziceniechcą,abymszukałasiostry.Wcalemiwtymniepomagali.Przez

całyczasdomagalisię,abymwróciładodomu.

Jesszastanawiałsię,czymatkaKristypodejrzewa,jakijestprawdziwypowód

ucieczkimłodszejcórki.Czyżbyprzedkładałamężanaddziecko?Byłotopytanie,jakiego
nie

wolnomubyłozadawać,alenasamąmyślotwierdzącejodpowiedzirobiłomusię
niedobrze.

-Kristo,wieszznaczniewięcej.

-Jess,janiewiemnic.Totylkopodejrzenia.Sammówiłeś,żetamtenastolatki

wycofałyskarginaHaydena.Mogłykłamać.

background image

-Zrozum,tobyłydwiecałkowicieodrębnesprawy.Tymdzieciakomzapłaconoza

milczenielubczymśzagrożono.Twójojczymtobezlitosnyłajdak,idotegozboczeniec.

-Niemożeszbyćtegotakipewny!Niemaszżadnychdowodów!

JesspołożyłręcenaramionachKristyidelikatnieniąpotrząsnął.

-Przestańwreszciezaprzeczaćfaktom.Chceszodnaleźćsiostrę,czyteżwoliszżyćw

kręguwłasnychzłudzeń?Istniejądwiedziewczyny,którepróbowałyzdemaskować
Haydena

Barnarda.Jednakczymśimzagrożono,uciekłyjakkróliki.Jestbardzoprawdopodobne,że

chodzipoświeciewięcejdzieciaków,któreniemiałyodwaginawetpodjąćpróby

zdemaskowaniatwojegoojczyma!

-Tyniewiesz…

JesszłapałKristęmocniejzaramiona.

-Wobectegoposłuchajtego,cowiem.Wsprawieodnalezieniatwojejsiostrynie

kiwniętonawetpalcem!Niezatrudnionożadnegoprywatnegodetektywa.

-Był.Ja…

-UwierzyłaśHaydenowinasłowo.OzniknięciuRosieniemanigdzieaniśladu.Nie

figurujeonawkartoteceżadnegozeschroniskdlamłodocianychuciekinierów.
Sprawdzałem

w„NaszymMiejscu”.Tamteżnieznaleźliwaktachjejnazwiska.Zacząłemwięc
sprawdzać

winnychośrodkach.Przeszukałemkilkanaścieznich,porozrzucanychpocałymkraju,
nie

maniconiejwżadnejkartotece.Podobniezresztąjestwkrajowychgorącychliniachdla

zaginionychmłodocianych.RoseannaJensennieistniejewżadnejewidencji.Niktnigdy
jej

nieszukał.Aniprywatnydetektyw,anipolicja,anipracownicysocjalni.Nikt!Krista

zaniemówiłazwrażenia.

-Mack,znajomyztutejszejpolicji,napoczątkurobiłwszystko,żebymipomóc-

ciągnąłJess.-Aterazmnieunika.Kiedywreszcieprzyłapałemgo,dałdozrozumienia,że
ma

związaneręce.Dlaczego,Kristo?Ktojestażtakwszechwładny,abyzabronićpolicjantowi

wykonywaniajegopracy?

-Aleprzecieżjawynajęłamprywatnegodetektywa-słabymgłosemoświadczyła

Krista.-Samamupłaciłam.

background image

-Powiedziałaśmi,żeszybkonatrafiłnajakiśślad.Icostałosiępotem?

-Nie…niewiem.Oznajmił,żeurwałmusiętrop…

-Awięctojapowiemci,cosięstało.Otym,żezatrudniłaśdetektywa,

poinformowałaśojczymadopierowówczas,gdytenczłowieknatrafiłnaśladRosie.Mam

rację?WcześniejniechciałaśmówićotymBarnardowi,boprzekonywałbycię,żetylko

traciszpieniądze.RosiewidzianowNowymJorkuipotemurwałsięwszelkiślad.Akilka

tygodnipóźniejtwójdetektywoświadczył,żezostałwyprowadzonywpole.

Takwłaśniebyło.Kristausiłowaławytłumaczyćsobiepowstałąsytuację.Jednak

wszystkiefaktyprowadziłydoHaydenaBarnarda.

-Rosie…-OczyKristyrozszerzyłysięnaglezprzerażenia.-Onmógłjąza…zabić!

-Niewiemy,czyjestażtakbezwzględny.-JesspogłaskałKristępogłowie.-Musimy

wierzyć,żetwojasiostrajestzdrowaicała,iżeHaydenBarnardtylkoniechce,abysię

odnalazła.

-Możejużnieżyje!

-Gdybynieżyła,twójojczymniezniechęcałbyciętakusilniedodalszych

poszukiwań.MógłkazaćzabićRosietak,byniepozostałponiejżadenślad.Wtedy
jednakz

całymspokojemipremedytacjązarządziłbyposzukiwaniamłodejpasierbicy.
Nagłośniwszy

sprawę,zrobiłbyztegofaktuwielkiedramatyczneprzedstawienie,zjednującemu
dalszych

wyborców.GdybyBarnardtakwłaśniepostąpił,aokazałobysięnagle,żeRosieżyje,

groziłobymuwkażdejchwiliujawnieniepublicznemotywówjejucieczki.Takwięcrobi

wszystko,comoże,abyudaremnićpowróttwojejsiostry.

-AlejeśliRosiesięujawni…

-Musimybyćszybsiodtwojegoojczyma.Kristazaczęłasiętrząśćzezłości.

-Cozałajdak!Zboczeniec!

Niemogłamówić.Jessobjąłjąramieniem,mimożewiedział,iżniewielkato

pociecha.

-Bardzomiprzykro-wyszeptałjejdoucha.

-Ajaniechciałamwtowierzyć!-KristausiłowałapowiedziećJessowito,coRosie

mówiłaoojczymie,alesłowasiostryniemogłyprzejśćjejprzezgardło.-Hayden
nigdy…On

background image

jejnie…Uciekła,zanim…

-Ciii…-JessprzyciągnąłKristędosiebie.-Rozumiem,cochceszpowiedzieć.Bardzo

sięcieszę,żedotegoniedoszło.

Objęłagowpasie.Zapomniałaodystansie,któregodotejporytakbardzo

przestrzegali.PragnęłabliskościJessa.

-Jakmogłambyćtakaślepa!

Ledwiesłyszał,comówiKrista.Byłotakdobrzetrzymaćjąwobjęciach.Ostatni

tydzieńmógłbywogólenieistnieć.Jessnabiegałsięwtymczasietakszybko,jak
dzieciaki,z

którymiprowadziłwywiady.Terazuświadomiłsobie,żebiegałwkółko.

Kristauniosłatwarz.Miałazaczerwienioneoczyirozmazanymakijaż.

-Przykromi-szepnąłJess,przeciągającpalcempojejpoliczku.

-Powinnampowiedziećciowszystkimnasamympoczątku.

-Jużterazrozumiem,dlaczegotegoniezrobiłaś.

-ZawiodłamRosie.

-Robiłaśto,couważałaśzasłuszne.

-Alesięmyliłam!

JessnachyliłsięidotknąłwargamiustKristy.Zarzuciłamuręcenaszyję.Trzymałago

takkurczowo,jakbybyłjejjedynąostoją.CałującKristę,naglepomyślałotym,jak
krótkie

jestżycieijakbardzocenne.Atakżeobóluijegochwilowymuśmierzaniu.

Wyczuwał,żeKristagodzisiajpotrzebuje.Jemuteżbyłaniezbędna.Znikływszelkie

dzieląceichprzeszkody.Wtejotochwilinależaładoniego.Itakmogłobybyćzawsze,
gdyby

wziąłjądołóżka.

ZajęczałacichutkoiotarłasięprowokującooJessa.

Jessowibyłypotrzebneodwaga,pasjaipoświęcenietejniezwykłejkobiety.

Kristajakbydopieroterazuprzytomniłasobie,cosiędzieje.Usiłowałaodsunąćsięod

Jessa.Trzymałjąmocno.Akiedyprzytuliłasięponownie,przywarłdoniejcałymciałem.

Gdywkońcuoderwałwargiodjejust,nadalsiętuliła.Pragnęłasiękochać.Niestety,

Jesswiedział,iżdlażadnegoznichniebyłatochwilaodpowiednia.Potembezprzerwy
by

sięzastanawiał,czyKristaoddałasięmudlatego,żerozpaczliwiełaknęłapocieszenia,czy

background image

dlatego,żebyłjejpotrzebny.

-Lepiej,jeślijużpójdzieszdosiebie-powiedziałłagodnymtonem.

Jeszczenigdynieczułasiętakbardzosamotna.Takzdruzgotana.

-Niechcę.

-Właśniedlategopowinnaśiść.

JesszdjąłzkarkuobejmującegoręceKristy.Każdaważyłachybatonę.

-Obejmijmnie,proszę-szepnęła.

-Niemogę!Niepotrafięciępocieszyć!

-Wiem!Aleobejmijmnie!

Niepotrafiłdłużejsiękontrolować.Byłmężczyzną.ZjękiempożądaniaporwałKristę

wobjęcia.Zwargamitużprzyjejustachpoczuł,jakwestchnęłairozluźniłaciało.

RozpaczliwiepragnęłabliskościJessa.Byłrzeczywisty.Idobry.Miałwszystkiete

zalety,jakichniemiałżadendotychczasowymężczyznawjejżyciu.Pragnęładotykać
Jessai

wszystkimiporamiskórychłonąćjegowitalnąenergię.Bezbliskościtegoczłowiekai

własnegozapamiętaniachybajużnigdywięcejniepotrafiłabyuwierzyćwnic,codobre.

Kristapoczuła,żeJesszesztywniał.Zwolniłruchyrąk.Całowałdelikatniej.Wiedziała,

dlaczego.

-Nieobchodźsięzemnąłagodnie,botegoniepotrzebuję-powiedziała.-Spraw

tylko,abympoczułasiędobrze.Spraw!

JesswziąłKristęnaręceizaniósłdoswojejsypialni.Spletlisięwgwałtownym

uścisku.Księżycigwiazdyskąpałypokójwniebiańskiejpoświacie.Powietrzebyło

przesyconezapachemjaśminu.Sypialniawydawałasięrajem.

JesszłożyłKristęnaświeżejpościeli.Zanimzdołaławyciągnąćkuniemuramiona,

położyłsięobokniej.Wsunęłamuręcepodkoszulęidotknęłarozgrzanejskóry.

-Leżąctutaj,próbowałemniemyślećotobie-wyszeptał.-Wiedziałem,żezabardzo

ciępragnę.

TesłowarozpaliłyKristę.Jessjejpożądał.Iona,mimożeniedopuszczaładosiebie

niczegoopróczrozpaczyipoczuciawiny,takżegopragnęła.Niechciaładłużejmyśleć.

Pragnęłatylkoodbieraćzmysłamitewszystkiecudownedoznania.Zamiastsmutku
odczuwać

rozkosz.Żyć.

Rozgorączkowaniiniecierpliwi,rozebralisięszybko,prawienieodsuwającsięod

background image

siebie.Jessniezdążyłnawetzapalićlampkiprzyłóżku.Szkoda,bochciałpatrzećna
Kristę.

Podziwiaćjejpiersiikształtyciała.Pragnąłprzekonaćsię,cosprawia,żejęczyikrzyczy
ze

szczęścia.

Brakowałoczasunaanalizowaniedoznań.Obojebylizbytpodnieceni,abykochaćsię

powoli.

Kristawygięłasięwłuk.Jessdawałjejwszystko,czegopotrzebowała.Dobroć,siłęi

moc.Kiedyzłączyliciała,czassięprzestałliczyć.

ROZDZIAŁTRZYNASTY

Księżycowąpoświatęzastąpiłbrzaskwczesnegoporanka.WnocyJesswstał.Wolał

nakryćśpiworemsiebieiKristę,niżzaniknąćokna.Potemażdoranaspałsmacznie

zasłużonymsnem.Takgłęboko,żeniesłyszał,jakwychodziłaKrista.

DopieroprzysłabymdziennymświetleJessuprzytomniłsobie,żejestsam.Leżałna

krawędziwąskiegołóżka,zrękomawyciągniętyminapoduszce,jakbypoto,bychronić

kobietę,którejjużprzynimniebyło.

Dokądposzła?Idlaczego?

Jessaogarnęłorozczarowanie.Mimożebardzojejpragnął,możejednaktejnocynie

powinnodojśćdozbliżenia?Czuł,żedlaKristykochaniesięzmężczyznąbyło
doznaniem

głębokim,anietylkozwykłymuprawianiemseksu.Mimonamiętnejnatury,była

zdumiewająconiewinna.Trudnomubyłouświadomićsobie,żeprzecieżjesttokobieta,
która

jeszczetakniedawnobyłazaręczonazjednymznajbardziejznanychwaszyngtońskich
kan-

dydatównamęża.

ByćmożenowościąokazałasiędlaKristyintensywność,zjakąsiękochali.Onsam

zatraciłsięcałkowicie.Byłychwile,wktórychniedzieliłoichnic.Żadnegranice.

Terazpowstałyponownie.IKristaznikła.

Jesspowolipodniósłsięzłóżka.Kusiłogo,żebynarzucićcośnasiebieipobiecdo

sąsiedniegomieszkania,alesiępowstrzymał.Kristaprosiłagownocy,żebydałjejtrochę

czasu.Chciałanaichzbliżeniespojrzećzdystansu.Onsamaniprzezchwilęnieżałował
tego,

costałosięmiędzynimi.PragnąłKristy.Byłamupotrzebnataksamo,jakonjej.Aleo

background image

tym

wszystkimmusisiędowiedziećodniego,powinienjejtopowiedzieć.

Cojeszczemógłbyjejoznajmić?Żadneznichniechciałorzucaćobietnicnawiatr.

Dzieliłoichzbytwiele.Niepewnośćjutraizbytlicznebariery.MiędzynimistałaRosie,

podobniezresztąjakTateiinnedzieciakiulicy.CzymógłcokolwiekobiecywaćKriście,
nie

wiedząc,jakpotoczysięjegodalszeżycie?

Jesswstał.Dopieropoprawiegodziniezapukałdodrzwisąsiedniegomieszkania.

Kristaakuratpięćminuttemuwyszłaspodprysznica.Miałanasobieżółtydres.Mokre
włosy

spadałyjejnaramiona,atwarz,wymytaipozbawionacałkowiciemakijażu,błyszczała
jak

buźkamałegodziecka.

-Beignets-oznajmiłJess,wyciągającprzedsiebietorbęzesmakowitymipączkami.

Zastanawiałsię,jakbypoczułasięKrista,gdybyterazjąpocałował.Nawszelkiwypadek

powstrzymałswojezapędy.

-Zagotowałamwodęnakawę-powiedziała,unikającwzrokuJessa.

Zaprosiłagodośrodka.Nietylkoniewiedział,cooznajmićKriścieiczyjąuściskać,

lecztakżeniemiałpojęcia,jakodtejporyjątraktować.Ostatnianoczmieniławiele.Jess
czuł

siętak,jakbyzaczynaliwszystkoodnowa.Nawszelkiwypadekpostanowiłzachowywać
się

swobodnie.Jakgdybynigdynic.

-Sąświeże,więcpowinniśmyszybkojezjeść.Alenieróbrozpuszczalnejkawy.Zaraz

przyniosęswójdzbanekdoparzenia.

KristaobserwowaławychodzącegoJessa.Starałsięzachowywaćswobodnie,alenie

bardzomutowychodziło.Onasamadoznawałataksprzecznychodczuć,żewkażdej
chwili

byłagotowawybuchnąć.

Wczasiejedzeniaodzywalisięsporadycznie,mówiąctylko„tujestcukier”lub

„wezmęmleka”.

-Jaksięczujesz?-zapytałJesspozjedzeniupierwszegopączka.

-Oczymmymówimy?

SięgnąłponadstołemizpodbródkaKristystarłresztkęcukru.

background image

-Oczymtylkochcesz.

-Nieowczorajszejnocy.

Miałanamyśliichzbliżenie.Jessniebyłpewny,czychciałbyotymmówić.Zdawał

sobiejednaksprawęztego,żeprędzejczypóźniejokażesiętokonieczne.

-Jaksięczujesz?-powtórzyłpytanie.

-Samwiesz,żemuszębyćwdobrejformie.Jeślizwinęsięwkłębekiumrę,nigdynie

odnajdęRosie.

PorazósmyKristawymieszałakawę.

-Wyparuje,zanimwypijesz.-Jesspołożyłrękęnajejdłoniizabrałłyżeczkę.-

Potrzebnaciporcjakofeiny.

-Potrzebnamisiostra.

KriściebyłtakżepotrzebnydotykrękiJessa,alenieodważyłasiędotegoprzyznać.

Kiedypuściłjejdłoń,poczułarozczarowanie.

-Powiedzmicośonowymtropie-poprosił.

WnocyizsamegoranamyślałaoMayRose.Potemjednakprzypomniałasobieo

poprzednichfałszywychśladachistraciłanadzieję.Nabrałaprzeświadczenia,żesiostra
nigdy

więcejsięnieodezwie.Bezwzględunato,jakjejsięwiodło,Rosiemogłauważaćsięza

szczęśliwą,żejestdalekoodojczyma.

KristamyślałatakżeoJessie,itobezustannie.Ichfizycznezbliżenie,mimoże

zrodzonezrozpaczy,byłonieziemskimprzeżyciem.Zespolilisięcałkowicie,stalisię

jednością.NiedawnoJessstwierdził,żejesttodlanichnajgorszaporanazakochaniesię.
Miał

całkowitąrację.ItymrazemwinęzatoponosiłwszechwładnysenatorHaydenBarnard.
Ile

jeszczeludzkichegzystencjizamierzałzniszczyćtennikczemnik?

-Chcę,abyojczymstanąłprzedsądem!-wybuchłaKrista.

Jessniemiałsercajejuzmysławiać,żeniemożeliczyćnaszlachetnegorycerza,który

zjawisięnabiałymkoniu,pojmieiskrępujeHaydenaBanarda,apotemwrzucigodo
lochów

więzienia.Wświecieludziwpływowychibogatychprawdęmożnabyłokupićisprzedać,
a

sprawiedliwośćistniałatylkonaszyldziejednegozdepartamentówfederalnegorządu.

-Czegosiędowiedziałaś?

background image

KristaopowiedziałaospotkaniuzWandą,atakżeotym,comówiłaSallyoMayRose.

-Awięcprzeszłaśnawyższyetap.Odobserwacjidozadawaniapytań-stwierdził

Jess.

-Obserwowałamzbytdługo.-Kristawbiławzrokwkubeknietkniętejkawy.-Mam

ograniczoneśrodkiiniemogęliczyćnato,żeHaydenimatkawesprąmniewpotrzebie-

dodałazgoryczą.

Jessmiałochotęotoczyćjąramieniem,aleniebyłobytosensowneposunięcie.Sprawy

międzynimibyłyzbytpogmatwane.

-Powzięłaśsłusznądecyzję.

-Naprawdętaksądzisz?-Kristaodważyłasięspojrzećmuprostowoczy.

-Wolałbym,żebyśwcześniejporozmawiałazemnąnatentemat,aleuważam,żeto,

corobisz,masens.Nadeszłaporaenergiczniejszegodziałania.Awłaściwienadeszłaby-
Jess

poprawiłsięszybko-gdybynieto,costałosięwczorajwieczorem.

-Comasznamyśli?

-Niechcę,abyśwracałado„Tallulaha”aniwżadneinnemiejscenaBourbonStreet.

PoprzygodziezChazembyłobytozbytryzykowne.

-Onmnieniepowstrzyma.

-Możemanatoochotętakżektośinny.

-Cochceszprzeztopowiedzieć?

Kristabyłanaprawdęnaiwna,jeślidotejporynieuświadomiłategosobie.

-Wiemy,żetwójojczymnieżyczysobieodnalezieniaRosie-przypomniał.-A

przecieżwie,żejejszukasz.

-Icoztego?

-Możeuniemożliwićcidalszedziałanie.

-Jużpróbował.Powtarzałsetkirazy,żetylkotracę…

-Zawiesiłagłos.NagledoKristydotarłprawdziwysenssłówJessa.-Sądzisz,że

Haydenpotrafiłbywyrządzićmikrzywdę?

-Niewykluczone.Pamiętaj,żetograonajwyższąstawkę.

Kristawychyliłapółkubkajużzimnejkawy,nawettegoniezauważając.Jess

zobaczył,żetrzęsiesięjejręka.Chybazwściekłości.

-PójdędobaruipokażęSallyzdjęcieRosie.

-Jamogęzanieśćjedo„Tallulaha”.

background image

-Sallydomyśliłabysięodrazu,żecośjestniewporządku.

-MożeszdaćzdjęcieWandzie,aona…

-Pójdęsama.

JesspołożyłdłońnaramieniuKristy.Kiedyskrzywiłasięodruchowo,odkryłnajej

rękurozległestłuczenie.Wpadłwfurię.

-Chaz?

-Niejestmężczyznąszczególniedelikatnym.

-Itychceszryzykowaćponownespotkanie,amożenawetcośznaczniegorszego?

-AcoryzykujeRosie?-Kristawstałaipodeszładookna.Patrzyłaprzedsiebie

niewidzącymwzrokiem.Miałaoczypełnełez.-Wiesz,coonaryzykuje.Jateżtowiem.

Możejestchora?Mazrujnowaneżycie.Muszępoznaćprawdę,choćbymiałabyć
najgorsza!I

jeśliRosieżyje,tojąodnajdę.

Jessniepodjąłtematu.Niemiałnicdopowiedzenia.Chodziłomutylkopogłowie,że

gdybyKristareagowałainaczej,pewnienieobdarzyłbyjejuczuciem.

-Pójdęztobą-oznajmił.-Alenatymkoniec.Jeślicisięniepowiedzie,jużnigdy

więcejniebędzieszudawaładziwki.Przetrząśniemyrazemcałykraj.Jeślijednaknasze

staraniaokażąsiębezskuteczne,zaprzestanieszdalszychposzukiwań.

-Tak,aletylkotutaj.BopotemrozpocznęjeznówwNowymJorku.

Jessotworzyłusta,abyzaprotestować,leczzdałsobiesprawę,żezdziałałbyniewiele.

Kristanadalbyłapaniąswegożycia.

-DziświeczorempokażeszSallytozdjęcie?

-Takimamzamiar.

-Wobectegoidęztobą.WraziegdybyChazznównaciebiezapolował,musiszmieć

obstawę.

-Zgoda.

Kristanadalstałapodoknem.Jesspodszedłdoniejtakblisko,żepoczułzapach

szamponu.Ponownieogarnęłogopożądanie.

-Jakiemaszterazplany?

-PostaramsięodnaleźćTate.

-Cojejpowiesz?

-Samajeszczeniewiem.

-TrzymajsięzdalaodBourbonStreet.ZadniaChazpewniesięniepokaże,alelepiej

background image

nieryzykować.

Kristaodwróciłasię.Staliteraznawprostsiebie,bardzoblisko.

-Jess,gdybyśmypoznalisięwWaszyngtonie,spotykali,chodzilirazemnaprzyjęciai

dozoo,czyprzydarzyłabysięnamwówczaswczorajszanoc?

-Waszyngtońskieprzyjęciaizoomajązsobąwielewspólnego-odparł,zdobywszy

sięnażart.

Kristanieodrywaławzrokuodniego.Milczała,alejejpytanienadalwisiałow

powietrzu.Jesspotrząsnąłgłową.

-Niemampojęcia.Liczysiętylkoto,żetanocsięprzydarzyła.Itonieostatniraz.

NatwarzyKristyniebyłoanicieniauśmiechu.

-Jesteśmyobojezbytpodatninazranienie.-Westchnęła,apotem,niemogącsię

powstrzymać,dotknęłapoliczkaJessaipocałowałago.-Nieumiemporadzićsobieze
swoim

uczuciem.

-Jateż.

-KochanieScottabyłołatwe.

-Dlatego,żenigdytaknaprawdęgoniekochałaś.

-Mamnadzieję,żemaszsłuszność,gdyżświadomośćwłasnejgłupotybyłabytrudna

dozniesienia.

Jesswiedział,żejeślizostaniezKristajeszczeminutę,porwiejąwramiona.I

zniweczyichpotrzebęspojrzeniazdystansemnato,comiędzynimisiędzieje.Odwrócił
sięi

ruszyłwstronędrzwi.

-Idędo„NaszegoMiejsca”,żebyjeszczerazzobaczyćsięzJewel.Powiemjejo

naszychpodejrzeniach.Możepoddanamjakiśsensownypomysł,corobićdalej-mówił

szybko.

-Wrócędodomuwporzelunchu.Jeślinie,wyślijzamnąoddziałwojska.

-Trzymajsięnawidoku,aniccisięniestanie.

Jessprzystanąłwdrzwiach.Niemiałpojęcia,comógłbyjeszczepowiedzieć.Pożegnał

Kristężartobliwymsalutemiwyszedł,czującnasobiejejwzrok.

Takwięcresztędniaiwieczórspędziliosobno.KiedywkońcuJesswróciłdodomu,

byłajużporazabraniaKristydo„Tallulaha”.Podrodzeopowiedziałamu,jakodnalazła

kryjówkęTate.

background image

-Tatemieszkanatyłachśmietniska.Ogrodziłasobiekącikspłaszczonymipudłamiz

kartonu.Chłopak,którypokazałmitomiejsce,zazdrościłjejdobregolokum,bonamurze
za

śmietniskiemznajdujesiękraniTatemabieżącąwodę.

JessniechciałmówićKriście,żewidywałgorszerzeczy.Dzieciakiżyjącenasamym

środkuśmietniska,anieobok.

-WidziałaśsięzTate?

-Nie.

DziśKristazrezygnowałazezwyczajowejrundypomieście.Wkrótcew„Tallulahu”

zobaczysięzSallyipokażejejzdjęciesiostry.Jeślitropokażesięfałszywy,odwiedzi
inne

bary.AjeśliniktnierozpoznaRosienafotografii,zacznienaprawoilewomówićprawdę.

Obawiałasięjednak,żeodbarmanówiulicznychnaganiaczydonocnychklubównie
może

spodziewaćsięanizrozumienia,anipomocy.

-Niezechce,żebyśsiędowiedziała,jakniskoupadła.PrzezchwilęKristasądziła,że

Jessmanamyślijejsiostrę.MówiłjednakoTate.

Rosie.Tate.Obiemieszałysięjejwgłowie.Kiedywybierałasiędzisiajna

poszukiwanieTate,prawiezapomniałaosiostrze.Rosiebyłaoddalonaolataświetlne,a
wątła

czternastolatkaznajdowałasięniemalwzasięguręki.

-Pójdzieszdoniejjutrorano?-pytałdalejJess.

-Jeszczeniewiem.

Kristazapragnęła,abyżyciebyłotakprostejakniegdyś.Jeśliniemiałapojęcia,jak

postąpić,zasięgałaradyScotta.Jesszagwizdałcicho.

-Szkoda,żeniemożeszzobaczyćterazswojejminy.Uzmysłowiłasobie,żenajej

twarzymusiałysięodbićmyślioScotcie.Toprawda,żeobecneżyciebyło
skomplikowane,

alezażadneskarbyniechciałabywrócićdoczasów,gdyScottrządziłjejegzystencją.
Przez

ostatnieszesnaściemiesięcybardzosięzmieniłaifakttennapawałjązadowoleniem.

Podobniejakto,żeobokniejszedłterazJess,anieScott.

-Czyw„NaszymMiejscu”mielidlaciebiecośnowego?-spytała.

Jessmilczałprzezchwilę.SpostrzeżeniaJewelbyłyzaskakujące.Dziśrozmawiałznią

background image

bardzooględnie,zważywszynaujawnioneokolicznościdotycząceojczymaRosie.
Odniósł

jednakwrażenie,żepotrafiładopowiedziećsobieresztę.

-Czasamiucieczkaitrzymaniesięzdalaoddomujestdlatychdzieciakównajlepsze,

comogązrobić-oświadczyła.-Roseannabyłanatylebystra,abytozrozumieć.Imożena

tylerozsądna,abytrzymaćsięzdalaodkłopotówkoczowniczegożycianaulicy.
Najgorsza

zewszystkiegobyłabydlaniejpróbapowrotudodomu.Możestarszasiostraweźmieto
teraz

poduwagę.

JessniemógłpowtórzyćKriściesłówJewel.Wkażdymrazieniedzisiejszego

wieczoru.

-NiestetyJewelniemiałanowychinformacji-odparłwymijająco.

RozczarowanaKristawzruszyłaramionami.

-Mamnadzieję,żeSallyjestwbarze.

-KiedydziśpopołudniurozmawiałemzWandą,obiecała,żespróbujeściągnąćjątam

okołopółnocy.

-Dziękuję.

JessnaglezapragnąłwyznaćKriście,żezrobiłbydlaniejprawiewszystko,aleczuł,że

niezechciałabyterazwysłuchiwaćżadnychosobistychdeklaracji.

-Gdydojdziemydo„Tallulaha”-zaczął-wejdzieszpierwsza,ajaprzezchwilę

poczekamnazewnątrz.DotychczasnigdyniewidywałemtamChaza,alejeśliujrzyszgo
w

środku,natychmiastopuśćbar.

-JeśliMayRosetoRosie…?

Jesswyczuwał,oczymmyśliKrista.JeżeliodnajdąRosieiBarnarddowiesięotym,

czyżycieRosiebędziewówczasjeszczebardziejzagrożone?Właśnienatozwróciła
uwagę

Jewel.

-Zapewnimyjejbezpieczeństwo-oświadczył.-Aleodtejporywprowadzamynową

zasadę.Umówmysię,żemartwimysiętylkoojednąsprawę,anieokilkanaraz.

ZdaniemKristybyłbytopsychicznyluksus,naktóryichterazniestać,alenie

skomentowałasłówJessa.Usiłowałprzecieżjąuspokoić,mimożeteżbyłzdenerwowany

powstałąsytuacją.

background image

SzliwzdłużgwarnejBourbonStreet.Ulicąpłynąłstrumieńturystów,anarogach

mijanychprzecznicstałygrupkipodejrzaniewyglądającychkobietimężczyzn.Wszędzie

rozbrzmiewałjazz.Mieszałsięwpowietrzuzzapachemciepłegowiosennegowieczorui

smażonychskorupiaków.ZBourbonStreetskręciliojednąprzecznicęwcześniejniż
zwykle,

żebynieprzechodzićobokklubuChaza.Boczneuliczkibyływprawdzieciemniejsze,lecz

bezpieczniejszeniżkonfrontacjaztymgroźnymczłowiekiem.

Niedochodzącdo„Tallulaha”,JesszatrzymałsięipołożyłrękęnaramieniuKristy.

-Powodzenia-szepnąłtylko,niemającdlaniejżadnychsłówpociechy.

-Dziękuję.

Nabrałagłębokopowietrzairuszyławstronęwejścia.Niechciałwchodzićprawie

równocześnie,bogdybySallybyłajużnamiejscu,mogłobytowydaćsięjejpodejrzane.

KiedyKristanieopuściłabaruodrazu,odprężyłsięniecoioparłoceglanąfasadę
budynku.

Czekając,obserwowałtoczącesięwokółnocneżycie.

Wpołowiedrogidonastępnejprzecznicyznajdowałsięinnybar.Niebyłotomiejsce

dlakobiet,aczkolwiekdzisiejszejnocybywalcybaruuczestniczyliwkonkursiena
sobowtóra

MarilynMonroe.PrzedJessemprzedefilowałokilkumężczyznprzebranychzabiuściaste

blondynki.Jedenznichzawyłjakwilk,apotemwybuchnąłpijackimśmiechem.

Poprzeciwnejstronieulicyniedużagrupaludziweszładomałejrestauracyjki,której

bywalcamibyliwwiększościmieszkańcyFrancuskiejDzielnicy.Jesswiedziałzwłasnego

doświadczenia,żekarmiliturówniedobrze,jakwnajbardziejznanychrestauracjachw

mieście.

Wróciłmyślamidoksiążki.Powiniensiadaćdopisania.Materiałumiałmnóstwo,a

terminzłożeniatekstuwyznaczonyprzezwydawcęzbliżałsięnieuchronnie.

WzrokJessaprzyciągnąłnaglejakiśruchpodrugiejstronieulicy.Zkawiarniwyszedł

mężczyznawkapeluszuzszerokimrondemibiałymubraniu.Jessbłyskawicznie
zesztywniał.

MimosporejodległościodrazurozpoznałChaza.Suteneroddalałsięod„Tallulaha”,idąc
w

stronęwłasnegoklubuwtowarzystwiejakiejśmłodejdziewczyny.

Byłaubranawobcisłe,krótkieszortyiskąpybiustonosz,ledwieprzykrywający

drobnepiersi.Szłaniepewnym,chwiejnymkrokiem,wbutachnaplatformach.

background image

Tate.Jessodruchoworuszyłślademtejdziwnejpary.Dopierowpołowiedrogido

następnejprzecznicyprzypomniałsobieoKriście.Szybkojednakuspokoiłsięmyślą,że
jeśli

dojegopowrotuzostaniewbarze,będziebezpieczna.

Tatebezpiecznaniebyła.

Jessnieanalizowałuczuć,jakienimzawładnęły.Wokamgnieniuznikłacałarezerwa,

jakązachowywałwciąguubiegłychmiesięcy.Wtejchwililiczyłosiędlaniegotylkoto
jedno

dzieckoulicy.Dziewczynkapotrzebującapomocy.

Szedłtakszybko,żeprzedklubemChazapowinienznaleźćsiękilkasekundpóźniej

niżsuteneriTate.Straciłichzoczu,kiedyweszliwdużągrapęludziidącychodstrony

BourbonStreet,widocznieopuściligromadniejakiślokalpozakończonymjazzowym

występie.

NaproguklubuJesswyminąłnaganiacza,którynacałygłoszachwalałzalety

programuizapraszałprzechodniównawystępy.WśrodkuJesszignorowałprotesty
portiera.

Strząsnąłzramieniajegorękę.

-Obyczajówka-warknął.-Spróbujdotknąćmniejeszczeraz,azmiejscawylądujesz

naposterunku.

-Agdzieodznaka?-zapytałportier,wsuwającręcedokieszeni.

-Tamgdzierewolwer.Chceszobejrzeć?Mężczyznazawahałsię,leczkiedyJessnatarł

naniegociałem,cofnąłsięokrok.

-Twójbosswszedłtuprzedchwilązdziewczyną-ciągnąłJess.-Potrzebnamita

dziewczyna.Powiesz,dokądposzli,albostanieszsięwspółsprawcą.

Portierniezamierzałpytać,cotooznacza.

-Nicniewidziałem.

-Lepiejsobieprzypomnij.-Jesszłapałgozakoszulę.

-Itoszybko.

-Jużmówiłem…

Jessuzmysłowiłsobie,żebarowigościezwracająnaniegouwagę.

-Obyczajówka-oznajmiłnacałygłos.-Namawianie,nakłanianieizmuszaniedo

nierząduosóbponiżejdwudziestegopierwszegorokużyciajestkaralne-przypomniał.

-No,dobrze,jużdobrze.-Portierpodniósłręcedogóry.-Alejaniewidziałem…

background image

-Karawynosioddwóchlatdodziesięciu.

-Niejestemsutenerem.

-Przedprawemodpowiadająwszyscy,którzywspółdziałają.Niewyłączając

właścicieliikierownikówlokali,adwokatów…-Jessrozejrzałsięwokoło.-Wiecie,co
mam

namyśli?

Zmiejscpodnieślisiętrzejmężczyźni.Chyłkiemopuścilisalę.

Rozległysiępierwszedźwiękimuzykiinaestradęwyszłanagadziewczyna,

przyozdobionajedyniebłyszczącymicekinami.Dojrzawszyzamieszaniespowodowane

pojawieniemsięJessa,odwróciłasięiuciekłanazaplecze.Muzykaucichła.

-Ileonamalat?-zapytałostro.Portierdałwreszciezawygraną.

-Dziewczyna,októrącichodzi,jestnagórze.Schodynakońcusali.Napierwszym

piętrzewlewo,mińtrzy,czterypokojeiznówskręćwlewo.Tamdwaschodywdółina

prawo.

-Tylkoniepróbujzamnąiść.Nazewnątrzjestmójpartner,awsparciewdrodze.

-Jużmnieniema.

Portierdotrzymałsłowa.Znikliteżinnimężczyźni.Pozostałjedyniebarman,któryz

zainteresowaniemobserwowałJessa.

-Niejesteśzobyczajówki-powiedział.

-Chceszsięzałożyć?

-O,nie.-Barmanuśmiechnąłsiękrzywo.-Niemaklientów,więczrobięsobiemałą

przerwę-oznajmił.

Jesswątpił,czymożemuzaufać,aleniemiałczasunadtymsięzastanawiać.Ruszył

szybkowstronęschodów.Całepiętroikorytarzokropniecuchnęły.Byłyciemnei
obdrapane,

akażdykawałekdostępnegomiejscapokrywałynajohydniejsze,najbardziejsprośne
graffiti,

jakiekiedykolwiekzdarzyłomusięoglądać.Naszczęście,niebyłotunikogo.Jesszatkał
nos.

Stąpałnajciszej,jakpotrafił,zatrzymującsięinasłuchującpodkażdymidrzwiami.Szedł

zgodniezewskazówkamiportiera,alewcaleniebyłpewien,czybyłydobre.Gdydotarł
do

pokoju,wktórymmiałasiępodobnoznajdowaćTate,przyłożyłuchododrzwi.

Odziwo,portierpowiedziałprawdę.

background image

JednymgwałtownymruchemJessszarpnąłzaklamkęiinstynktownieodskoczyłdo

tyłu.JegooczomukazałasięTate.Siedziałaskulonanapodłodzeizanosiłasiępłaczem.

UjrzawszyJessa,krzyknęłaprzeraźliwie,ostrzegawczo.Niemalwtejsamejchwili
spostrzegł

przedsobąopadającąlaskę.

ChwilępóźniejobajzChazemtaczalisiępopodłodze,zwarciwzaciętejwalce.Do

uszuJessadocierałyprzeraźliwewrzaskikobiet,krzykTateipomrukiwalczącegoznim

sutenera.

Jessbyłoszołomiony.Niepewny,ktobierzegórę,ktokogobijeinaczyjątwarzspada

większośćzadawanychciosów.Dojegouszudotarłprzeraźliwytrzaskgruchotanych
kości.

Aleczyich?Teżniemiałpojęcia,podobniejakotym,odczegopiekągooczy.Odpotu
czy

krwi.

JednaknawidoknożaJessniemiałwątpliwości,dokogonależytonarzędzieśmierci.

Kiedyprzetoczylisięponowniepopodłodze,poczułostrybólramienia.Próbował
odepchnąć

nóż.Chaz,zaprawionywulicznychbójkach,dziśmiałprzewagę.Byłwposiadaniubronii

znajdowałsięnawłasnymterenie,gdziewkażdejchwilimógłuzyskaćpomoc.

DopieroterazJesszdałsobiesprawęztego,żezablefowanieiwdarciesięwgłąb

klubuChazabyłozjegostronypiekielnienieostrożnymposunięciem.Wielkągłupotą.

Jednak…gdybymusiał,zapewnezrobiłbytoponownie.

Charczącgłośno,Chazmierzyłteraznożemwgardłoprzeciwnika.Jessstarałsię

odepchnąćśmiercionośnenarzędzieiutrzymaćjewbezpiecznejodległości.Czułsilnyból

zranionejręki.Wyraźniesłabł.ResztkamisiłykrzyknąłdoniewidocznejTate:

-Uciekaj!Tate!Uciekaj!

OstrzenieuchronniezbliżałosiędoszyiJessa,centymetrpocentymetrze.Inagle,tak

jakbyChazpierwszyopadłzsił,nóżwypadłmuzrękiijednocześniegłowasutenera

uderzyłaopodłogę.

OszołomionyJessuniósłsięnałokciach.Przedoczamimiałczerwonąmgłę,mimoto

usiłowałdojrzeć,cosiędzieje.NadChazemstałazapłakanaTate.Wrękutrzymałalaskę.

Jessoprzytomniałbłyskawicznie.

-Musimystądszybkowyjść.-Zepchnąłnieruchomeciałosutenerazwłasnychnógiz

background image

trudempodniósłsięzpodłogi.PołożyłrękęnaramieniuTate.-Chodź.

WywinęłasięJessowi.Zastanawiałsię,czybędziemusiałnieśćjądotylnegowyjścia,

opierającąsięikrzyczącą,aleonatylkonachyliłasięispodramieniaChazawyciągnęła
nóż.

Potem,nadalpłacząc,wyprostowałaplecy.

-Powiedział,żebędętańczyłaubrana.Kupiłminawetstrój.Apotemprzyprowadził

tutaj…

Jessrozejrzałsięwokoło.Znajdowałsięnamałejscenceczegośwrodzaju

fotoplastykonu.Mężczyźnipłacilizato,abytkwiącwciasnympomieszczeniu,podglądać

przezdziurę,pokolei,każdyzosobna,tańczącąnagodziewczynę.

JesszłapałTatezarękęipociągnąłwkierunkudrzwi.

-Zarazposzukamytylnegowyjścia.Dajminóż.

-Czyonjestmartwy?

JakbywodpowiedziChazzajęczał.Zaciskałkurczowoirozwierałdłoń.

-Obawiamsię,żenie.-JessskierowałTatekudrzwiom.Szłaposłusznie.Wkorytarzu

usłyszelistukanieobcasównaschodach.-Musitugdzieśbyćtylnewyjście.

-Chazpokazałmije.Nawypadeknalotupolicji.

-Wielebymterazdałzacośtakiego.

Tateprowadziła.Wlabirynciekorytarzyporuszałasiętakpewnie,jakbyurodziłasięw

tymplugawymmiejscu.Wholuminęlipijanegomężczyznęledwietrzymającegosięna

nogach.Mrugnąłobleśnieiobsunąłsiędopozycjisiedzącej,takjakbyzamierzał

zabarykadowaćzanimiczęśćholu.

GdyJessjużzacząłpodejrzewać,żezabłądzili,Tateotworzyłajakieśdrzwiinagle

znaleźlisięnazewnątrzbudynku.Wotoczeniucuchnących,przeładowanychpojemników
na

śmieci.

Byłtonajszczęśliwszywidokpodsłońcem.

-Chodź.-Jessprzejąłprowadzenie.Przecięlipodwórzeipochwiliwyszlinaboczną

ulicę.RękaJessabyławprostwczepionawramięTate.-Pójdzieszzemną.

Nieoponowała.

Wandasączyładrinka.ObiezKristąobserwowałydrzwi.

-Powinnazarazsiętuzjawić.

KristaledwiepowstrzymałasięprzedpowiedzeniemWandzie,żewciąguostatnich

background image

kilkuminutpowtarzatojużporaztrzeci,aSallyjakniebyło,takniema.Igdziepodział
się

Jess?Jużdawnotemupowinienzjawićsięwbarze.

Ryczałoradio,apowietrzebyłotakgęsteodpapierosowegodymu,żeniebyłowidać,

ktowchodzidośrodka.BarmankrzywymokiemspoglądałnaKristę.Zamiasttkwić

bezczynnie,powinnazająćsięklientem,któregojejnaraił.Młodymsamcemsiedzącymw

rogusali,ubranymwbawełnianąkoszulkęzesprośnymmalunkiem.Mającdość
namawiania,

oświadczyłaPerry’emu,żeminąłsięzpowołaniem,bopowinienpracowaćjakosutener.

Chybanawetspodobałamusiętasugestia.

-Powinnazaraztubyć-znówodezwałasięWanda.

-Przestańbezprzerwytopowtarzać.-Kristęrozbolałagłowa.Oparłająnadłoniach,

żebychoćtrochęstłumićból.-Przepraszam-dodałaszybko.

-Wiem,jaksięczujeszicoprzeżywasz.-Wandapogładziłająpowłosach.

Kristawierzyłatemuzapewnieniu.Obieprowadziłykrańcowoodmienneegzystencje,

alewsprawachnajważniejszychnieróżniłysięmiędzysobą.Wostatnichmiesiącach
Krista

nauczyłasięjednego.Kimjesteśiskądpochodzisz,anawetto,cozrobiłeśzeswoim
życiem,

byłomniejważneniżto,cowtobietkwiło.

HaydenBarnard,senatorStanówZjednoczonych,byłłajdakiem.Wanda,dawna

prostytutka,byłaczłowiekiemprzyzwoitymiszlachetnym.

Kristapodniosłagłowę.

-Czujęsiętaka…

-Jużtujest-syknęłaWanda.

PodniosłasięzmiejscaipomachaładowchodzącejSally,gestemzapraszającjądo

stolika.

BólgłowyKristystałsięniedozniesienia.Byłaśmiertelnieprzerażona.Wanda

wysunęłaspodstołukrzesłodlaSallyipoleciłaPerry’emuprzynieśćjejcośdopicia.

-Crystalmakaca-powiedziaładoSally.

Kristauśmiechnęłasięblado.Niedokońcabyłotokłamstwo.Czułasięjakpijana.Od

mieszaninystrachu,nadziei,winyiwstydu.Byłotomocniejszeniżalkohol.

-Masztozdjęcie,októrymmówiłaś?-spytałająSally.Kristasięgnęładotorebki.

background image

Przesunęłafotografiępopowierzchnistołu,takabySallyniedostrzegła,jakbardzotrzęsą
się

jejręce.

-Znaszją?

Sallywytężyławzrok.Międzyjejtwarząazdjęciemwisiałagęstachmura

papierosowegodymu.

-Niewidzę.Jestzbytciemno.

WandapodsunęłaSallyswojązapalniczkę.Płomieńoświetliłfotografię.

-Terazlepiej?

-ToMayRose-stwierdziłapochwiliSally.-Takmisięwydaje.Materazkręcone

włosy.Inigdyprzedtemniewidziałamjejbezsztucznychrzęs,aletochybaona.

Migrenaznikłajakzadotknięciemczarodziejskiejróżdżki.Kristapoczuławgłowie

pustkę.Oszołomiona,poczułaskurczebrzucha.MayRosebyłajejsiostrą.Upłynęłosporo

czasu,zanimzdołałasięodezwać.

-Wporządku-wymamrotałaztrudem.-Będęwreszciemogłaoddaćjejciuchy.

-Wracapodkoniectygodnia.Rozmawiałamzjejsutenerem.

Kristazamknęłaoczy.Bałasię,żezarazzwymiotuje.Przezcałyczaszdawałasobie

sprawęztego,iżRosieprawdopodobniepracujenaulicy.Alepotwierdzenietegofaktu
było

ciosemprostowserce.

-Czyzniąjestwszystkowporządku?

KristajakzoddaliusłyszałapytanieSally,apotemodpowiedźWandy:

-Jużcimówiłam,jestnakacu.Wyprowadzęjąnaświeżepowietrze.

Kristaztrudempodniosłasięzmiejsca.Nadalkręciłosięjejwgłowie.Usiłowała

nadrabiaćminą.

-Widoczniezaszkodziłomicoś,cozjadłam.

-Lubwypiłam.-Wandazaśmiałasięsztucznie.SpojrzałanaSally.-Awięcdo

zobaczeniapodkoniectygodnia.Przyprowadźkoniecznietękoleżankę.

PrzedbaremKristaoparłasięoulicznąlatarnię.

-Oddychajgłęboko-poradziłaWanda.-Złotko,totylkoszok.Zarazprzejdzie.

Wszystkowskazujenato,żeudacisięodzyskaćsiostrę.

-Ajeślitonieona?Fotografiajestmałoostra,awbarzebyłotakciemno,żenie

widziałamwłasnejręki.

background image

-Niekracz.Sallytwierdzi,żetoMayRose,więcpewnietakjest.

Kristaskinęłagłową.Odetchnęłagłębiej.Świeżepowietrzezrobiłoswoje.

-Maszrację.

-Czujeszsięlepiej?

-Zarazdojdędosiebie.Pozwólmitylkopostaćtujeszczechwilę.

NatwarzyWandyodmalowałsięniepokój.

-Mogęodprowadzićciędodomu.

-GdzieśtutajkręcisięJess.Jeślinieprzyjdziewciągukilkuminut,wrócędobarui

tamnaniegopoczekam.

-AChaz?

-Gdysiępojawi,odrazuwejdędośrodka.Wando,przestańsięmartwić,jużitak

wieledziśdlamniezrobiłaś.Idźdodomuipołóżsięspać.Musiszodpocząć.-Krista

nachyliłasięipocałowaławpoliczekswojątowarzyszkę.-Niewiem,jakcidziękować.

Wandawyglądałanazakłopotaną.

-JeśliMayRoseokażesiętwojąsiostrą,towCommander’sPallacepostawiszmi

wystawnąkolację.

-Masztojakwbanku.

Kristazostałasama.Otakpóźnejporzeulicabyłaopustoszała.Tylkozpobliskich

barówikawiarnidochodziłyhałasyigłośnedźwiękimuzyki.Będącpodwrażeniem
rozmowy

zSally,niezwracałauwaginaotoczenie.

MayRosebyłajejsiostrą.TonapewnoRosie.ZakilkadniwrócidoNowegoOrleanu.

Zeswoimsutenerem.OtymostatnimfakcieKristausiłowałaniemyśleć.To,corobiła
Rosiei

kimsięstała,niemiałożadnegoznaczenia.Liczyłosiętylkoto,żesięspotkająirazem
zaczną

noweżycie.Będąmogłyzmienićnazwisko,aonasamabędzieutrzymywałaRosie,
dopóki

małanieskończyszkołyśredniej,apotemstudiów.Ibędziestarałasięwynagrodzić
siostrze

to,żeniewierzyłajej,gdyoskarżałaHaydena.AJessjejwtympomoże.

Kristabyłazdziwiona,skądprzyszłajejdogłowytaostatniamyśl.PrzecieżJess

niczegonieobiecywał,nieproponowałwspólnegożycia.Mimożesiękochali,
interesowały

background image

goprzedewszystkimprzeżyciamłodocianejuciekinierki.Oczywiście,Rosienieopowie
mu

wszystkiego.Bogdybynawetjaknajstaranniejzakamuflowałwksiążceprawdę,toitak

dziewczynaznalazłabysięwniebezpieczeństwie.

Kristapostanowiła,żezakilkadnipoczyniplanycododalszejegzystencjiswojeji

Rosie.AJesszniknie.

Takjakzniknąłtegowieczoru.

Kristaoprzytomniałanatyle,żezaczęłasięmartwićjegonieobecnością.Gdziebył?

Wyprostowałasięiprzeszukaławzrokiemulicę.Byłaprawiepusta.

Gdytakstałapodlatarnią,mijałyjąsamochody.Wpewnejchwiliodstrony

wschodniejnadjechałduży,amerykańskiwóz,aleniezwróciłananiegowiększejuwagi.

Wiedziałajednak,żenienależydoChaza,bosutenerjeździłróżowąlimuzyną.Zbliżający
się

samochódbyłzupełnieinnejklasy.Duży,ciemnyibardzoelegancki.

KristacorazbardziejniepokoiłasięnieobecnościąJessa.

Cosięznimstało?Dlaczegogotutajniebyło?

Patrzącwstronębaru,zastanawiałasię,czywejśćdośrodkaitampoczekać.Alena

samąmyślokłębachdymuipanującymhałasierobiłosięjejniedobrze.

Odwróciłagłowęizerknęławstronęjezdni.Duży,amerykańskiwózzatrzymałsięna

wprostniej.Wysiadłzniegokierowca.

Trzymałwrękachrewolwer.Taksamojakwtedy,kiedyujrzałagoporazpierwszy.

Tymrazemjednaknapastnikzkioskumiałnasobiegarnitur.Końcemlufywskazałtylne

drzwiwytwornego,szaregolincolna,któreodśrodkaotworzyłaprzedKristąjakaś

niewidzialnaręka.

-Proszęwsiadać,paniJensen-poleciłsuchymtonem.-Iniechpaninawetniepróbuje

sprawiaćmikłopotów.

ROZDZIAŁCZTERNASTY

PopobyciewspelunceChazapomysłzabraniaTatedo„Tallulaha”niewydawałsię

bardzozły,aczkolwiekJesszdawałsobiesprawęztego,żeprzeprowadziwszy
dziewczynkę

przezprógbaru,narażałsięnazatrzymaniezauwodzenienieletniej.Gdybytaksięstało,

byłabytoironialosu.

Do„Tallulaha”zamierzałwpaśćtylkonachwilę,poKristę,apotemeskortowaćjądo

background image

domu,zabierająctakżeTate.Niemógłzostawićdziewczynkiprzedbarem.Chaz,mimoże
na

raziebyłwzbytkiepskiejformie,abyuciekaćsięponowniedorękoczynów,miałjednak

wpływowych,wysokopostawionychprzyjaciół.JessniekryłprzedTate,żemożeona

skończyćnadnieMissisipi.

Dziewczynkajeszczenieodzyskałazwykłejzadziorności.Milczącaiprzestraszona,

trzymałasięJessajakdeskiratunku.Przeddrzwiamidobaruoznajmił:

-Idzieszzemnądośrodka.ZabieramyKristęiodrazuspływamy.Niegapsięna

nikogoinieprowadźżadnychrozmów.

Nieczekającnaodpowiedź,pchnąłdrzwiiprzepuściłprzedsiebieTate.Natychmiast

zapiekłygooczy.Wsłabooświetlonymwnętrzu,wkłębachpapierosowegodymu,z
trudem

rozróżniałpostacie.

-Widziszją?-zapytałTate.

-Mówiłeś,żebysięnierozglądać-wymamrotałasłabymgłosem.

-PoszukajwzrokiemKristy.Dziewczynkaposłuszniewykonałapolecenie.

-Tutajjejniema.

WczasiewalkizChazemjedenzsilnychciosówsuteneratrafiłJessawgłowę.Nadal

niebyłwstaniezogniskowaćwzrokuiwidziałjakprzezmgłę.

-Musitugdzieśbyć.Rozejrzyjsięjeszczeraz.

-Możejestwtoalecie.

-Może.

Corazbardziejdokuczałmubólręki.Kręciłomusięwgłowie.Czuł,żerękawkoszuli

podsportowąkurtkąnadalnasiąkakrwią.

-Pójdęsprawdzić-zaofiarowałasięTate.

-Animisięważ.Poczekamytutaj.

Zajęlistolikprzydrzwiach.Pochwilipodszedłdonichbarman.

-Jakwidzę,Cantrell,ktośsolidnieciprzyłożył-powiedziałdoJessa.-Czegosię

napijesz?

-Niczego.Tylkonakogośczekam.

-Wbarzeobowiązujekonsumpcja-przypomniałbarman.Jesszastanawiałsię,jak

Perryprzyjmieto,cozamierzałnapisaćonimwksiążce.

-Tenwysokigliniarz,któryrobituobchody,ciąglepowtarza,żebyminformowałgo,

background image

cowyczyniająbarmani.Chodzimuotych,którzyzaforsępodsuwająklientów
prostytutkom.

-Wcalesięnieboję-oświadczyłPerry,alestałnadalprzystoliku.-Nakogoczekasz?

-zapytał.

-NaCrystal.

-Spóźniłeśsię.DziesięćminuttemuwyszłazWandą.

-Mieliśmysiętuspotkać.

-ByłaznimiSally.Mówiła,żeCrystalmakaca.

-Barmanzarechotał.-Nieodtutejszychdrinków,topewne.Mojenieszkodzą

nikomu.-Wróciłzabar.

-Gdzieonamożebyć?-zastanawiałasięnagłosTate.

-Niewiem.-Mimobólugłowy,Jessusiłowałrozważaćróżnemożliwości.-Zabiorę

background image

ciędomieszkaniaKristy-zdecydowałpochwili-ajejposzukampotem.Zamknieszsię
na

klucz,weźmieszprysznicipójdzieszdołóżka.

-Niejesteśmoimojcem-bezzwykłegouporu,jakbydlazasadymruknęłaTate.

-Dzisiajjestem!Zrobisz,cokażę.Jasne?Ajutropogadamyotym,codalej.-Jess

podniósłgłowę.-Pomyśl,nailesensownesątwojewłasnedecyzje.Naprawdęwierzyszw
to,

żedziewczynywfotoplastykonieChazazabawiajątychfacetówtylkoiwyłącznie
tańcem?

WoczachTateukazałysięłzy.Potrząsnęłagłową.

-Wychodzimy-mruknąłJessiszybkopodniósłsięzmiejsca.

Dziewczynkanieodezwałasięwięcej.

-Dobrzewyglądasz,Kristo.

-Atyjakgangster.

Kristaprzesunęłasięnaskórzanymsiedzeniuwytwornegolincolnaipopatrzyłaz

odraząnasiedzącegoobokmężczyznę.Byłidealnieostrzyżonyiuczesany.Miałnasobie,
jak

zwykle,eleganckigarniturodnajlepszegokrawca.Wyglądałnienagannie.

Uśmiechnąłsiękrzywo.

-Skorowięc,kochanie,życzyszsobie,abyśmyobojebylibrutalnieszczerzy,to

powiem,żewyglądaszjakdziwka.Cobybyło,gdybyzobaczyłcięktośzeznajomych?

-ZobrzydzeniemująłwdwapalcesatynowyrękawbluzkiKristy.-Jesteścórką

senatora.

-Pasierbicą.Ipostaramsięcośztymzrobić.

Scottskinąłgłową,takjakbyodpowiedziałanajeszczeniezadaneprzezniegopytanie.

-Wkrótcebędziemynamiejscu.Zatrzymałemsięwdomuznajomego.Tambędziemy

mogliporozmawiać.

-Zpewnością.

Kristasięgnęładoklamki.PrzezFrancuskąDzielnicęjechalizkoniecznościżółwim

tempem.Mimożebyłojużdobrzepopółnocy,wwąskichulicachstałojeszczesporo

samochodów,skutecznietamującychdrogępotężnemulincolnowi.

-Nieudacisięotworzyćdrzwi.

KristaprzekonałasięoprawdziwościsłówScotta.Zamkamisterowałkierowca.

background image

-Pożyczyłeśsamochódodtegobandyty?

-Siedźspokojnieispróbujsięodprężyć.Wkrótceznajdziemysięnamiejscu.

Kristamiałaochotęrozbićszybętorebką,alewiedziała,żeScotttouniemożliwi.Był

człowiekiemtylkopozorniespokojnymizrelaksowanym,zawszebyłbardzoczujny.
Rzadko

kiedydawałsięzaskoczyć.

-Kimjesttentwójprzyjaciel?-spytała,wskazująckierowcę.

-Carter,przedstawsiędamie.

-Och,jestempewny,żepaniJensenmniepamięta.

-NapastnikzkioskuskręciłpowoliwCanalStreet,apotemdodałgazu.

-Łajdakpozostajezawszełajdakiem.

KristaodsunęłasięodScottanajdalej,jakmogła.

-Cieszęsię,żemasznadalpoczuciehumoru.-Roześmiałsię,rozbawionyjejreakcją.

-Gdytylkozaczynamjetracić,natychmiastmyślęotobie.

-Zrobiłaśsięostra,kochanie.Czyżbytobyłacechauprawianejprofesji?

-Niejestempolitykiem.

-Tęskniłemdociebie.

-Janiemiałamdoczego.

ZwąskichwargScottaznikłcieńuśmiechu.

-Samaniepotrafiłabyśprzestaćzajmowaćsiętąbeznadziejnąsprawą,mamrację?

-Masz.

-Usiłowałemciępowstrzymać.

-Robiliścietoobaj.TyiCarter.

Kristaodwróciłagłowędookna.Nadrabiałaminą,aleczułasięcorazgorzej.

Doświadczeniazostatnichmiesięcynauczyłyją,żewżyciuwszystkomożesięwydarzyć.

Fakt,żebylizeScottemokrokodmałżeństwa,wcalenieoznaczał,iżtenczłowieknie

zabiłbyjej,gdybyuznałtozaniezbędne.StałprzecieżpostronieHaydena.Przysłanie
Cartera

byłoostrzeżeniem,któregonieprzyjęładowiadomości.

TerazjużKristawiedziała,żedlajejojczymaScottzrobiłbywszystko.Zdobyłsię

nawetnajejporwanie.Następnymkrokiemmogłobyćjużtylkomorderstwo.

-Niesądziłem,żeokażeszsięażtakuparta-oświadczyłzwestchnieniem.

-JakmożeszwykonywaćzaHaydenabrudnąrobotę?Niemaszszacunkudlasamego

background image

siebie?Odrobinygodności?

-Porozmawiamy,kiedydojedziemynamiejsce.

-Dlaczegonieteraz?Niechcesz,żebysłyszałnasCarter?Amożeonniewie,kim

naprawdęjestpansenator?

-Kristauniosłasięnasiedzeniuinachyliładoprzodu.

-Carter,cosądziszomężczyznach,którzy…

JednymszarpnięciemrękiScottściągnąłjąwtył.Wpiłpalcewjejramięwmiejscu

zranionymprzezChaza.Krzyknęłagłośnozbólu.

-Porozmawiamynamiejscu-powtórzyłlodowatymtonem.

-…którzymolestująmałedziewczynki!-dokończyłaztrudem.

ScottjeszczemocniejścisnąłramięKristy.Krzyknęłaponownie.

-Zamknijsię!-warknąłrozeźlony.-Carteranieobchodząkłamstwatwojejsiostry!

-Rosiemówiłaprawdę!-Kristapomyślała,żekiedyCarterdowiesię,jakbyło

naprawdę,możeudasięjejpozyskaćjegosympatię…

-Kłamała-stwierdziłScott.-Jakzawsze.Haydenrobiłdlaniejwszystko,cotylko

mógł,atamałażmijatakmusięodpłaciła!

KristausiłowałaoderwaćpalceScottaodswojegoramienia.

-Tosamotwierdziłyinnedziewczyny.

-Teżmówiłynieprawdę.NiespodziewaniedorozmowywłączyłsięCarter:

-PaniJensen,radzęsiedziećspokojnie,bomożespotkaćpaniącośzłego-zagroził

lodowatymtonem.

AwięcsługusScottamiałwnosienikczemneuczynkiHaydena.Kristawestchnęła

cichoiusiadławygodniej.ChwilępóźniejScottpuściłjejramię.

WmilczeniudojechalidoGardenDistrict,dzielnicywytwornychrezydencjio

historycznejwartości,pobudowanychprzezamerykańskichprzedsiębiorców,niemilewi-

dzianychweFrancuskiejDzielnicy.

Carterskręciłdwukrotnie,apotemzatrzymałsamochódprzedimponującąbudowląw

greckimstylu.

-Wysiadamy-oznajmiłCarter.-Jeślispróbujepaniwołaćopomoclubuciekać,

uderzę-zapowiedział.

-SzkoliłocięgestapoczyKGB?

-Wojskowasłużbawywiadowcza.ByłemwWiernamie.-Carterwuśmiechu

background image

wyszczerzyłzęby.-Załatwiałemżółtków.

MężczyźniwprowadziliKristędoluksusowejrezydencji,sprawiającejwrażenie

opustoszałej.Widocznyjużwholuprzepychświadczyłowielkichpieniądzach
właścicieli.

-PaniJensenijaporozmawiamywbibliotece-oświadczyłScott.

-Będęzadrzwiami-uprzedziłCarter.

-Boiszsię,żeScottniepotrafiporadzićsobiezemną?-zakpiłaKrista.

-Niewiepani,kiedyprzestać.

ScottwziąłKristęzaramięipoprowadziłwgłąbbudynku.Przezchwilęmiała

wrażenie,żejestpojmaną,skazanąnaśmierćbohaterkąjakiegośkiczowategodramatu.

Ścianybibliotekibyływyłożonemahoniowąboazeriąiprzyozdobionedwomałbami

potężnychniedźwiedziorazrycinamiprzedstawiającymiscenyzpolowania.

Scottpodszedłdostolika,naktórymstałkubełekzlodemikryształowakarafka.

-Szkockazlodem?-zapytał.

-Niepijęzludźmi,którymipogardzam.

-Bywałoinaczej.

-Bywałoinaczej.Wtedyjednakniewiedziałam,żemójojczymjestdlaciebie

ważniejszyodemnie.

-Kristo,czyniewidzisz,żemamprzedsobąwielkąkarierę?-Scottupiłłykwhisky.-

WtejchwilimojaprzyszłośćzależyoddobrejwoliHaydena,alewkrótcebędęmógłpiąć
się

wgóręowłasnychsiłach.Wiesz,żetwójojczymzamierzakandydowaćnaurząd
prezydenta?

Zamiastodpowiedzi,KristarzuciłaScottowilodowatespojrzenie.

-MającpoparcieHaydena-ciągnął-będęubiegałsięofotelzwolnionyprzezniegow

Senacie.Jeślinanajwyższyurządwpaństwietwójojczymuzyskanominacjęzramienia

własnejpartii,tozostanieprezydentemlubwiceprezydentem.Takczyinaczej,jazajmę
jego

miejsce.

-Mamrozumieć,żebyłamdlaciebiemniejważnaniżkariera?-spytałaKrista.

-Maszrozumieć,żejeśliHaydencofnieswojepoparcie,niebędęwstanieniczegoci

zaofiarować.Dołączędolicznegogronamłodychprawnikówwalczącychośrodkido
życia.

-Jasne.Woliszbyćostatnimłajdakiem.Kłamcą,oszustemistręczycielem.

background image

-Niedziałamjakorajfurdlatwojegoojczyma.-Scottzezłościąodstawiłszklankęz

whisky.-Siostrapowiedziałacistekkłamstw.Haydenjestdobrymiszlachetnymczłowie-

kiem,aRosiemałąkłamczuchą.

Kristadostrzegła,żeScottnieznacznieodwróciłwzrok.Awięcznałprawdę!

-Skądwiesz,comówiłamiRosie?-spytałałagodnymtonem.

-Poprostuzgadłem.Tosamopowiedziałamatce.Tejnocybyłatodrugakoszmarna

wiadomość.

-Awięcmamawie.-Kristazamknęłaoczy.Zrobiłosięjejniedobrze.

-Tak,alewtoniewierzy.

-AwięcnicniewieotejmałejwSenacie,którabyłagońcem,aniotamtejdrugiej

dziewczynie?-Zmusiłasię,abyspojrzećponownienaScotta.-Ilejeszczedzieci
molestował

Hayden?

-Kristo,totylkopomówienia.Politykjestnarażonynato,żeniektórzyludziepróbują

szargaćmureputację.Zapieniądzeszkalujągowszmatławychgazetachżądnychsensacji.

-GdybyRosiekłamała,niestawałbyśnagłowie,żebyuniemożliwićjejodnalezienie.

Niepodnoszącwzroku,Scottupiłłykwhisky.

-Jeślitwojasiostrapójdziezeswojąhistoriądojakiejśgazety,zniszczyHaydena.Jego

karierabędzieskończona-oświadczyłpodłuższejchwili.-Dlaludzinieliczysięto,że

opublikowanonieprawdę.

-Dlamniesięliczy.-Kristapostanowiłaprzekonaćsiędokońca,jakijestScott.-

Spójrzmiprostowoczyiprzyznaj,żetokłamstwo.Powiedz,żeRosieniewiedziała,co

mówi,lubchciałapoprostuodegraćsięzacośnaHaydenie.-WbiławzrokwScotta.-

Zamieniamsięwsłuch.

-Tobyłokłamstwo.-Jegooczymówiłyjednakcośprzeciwnego.

-Jakwytrzymujeszżyciezsamymsobą?

Scottuznał,żedalszeprzekonywanieKristyniemasensu.Zamilkłnadłuższąchwilę.

-No,dobrze-odparłwkońcu.-Haydentoczłowiekoogromnychwpływach.Potrafi

zrobićwszystko.-Scottwzruszyłramionami.-Ma,byćmoże,jakąśsłabość.Podobnie

zresztąjakwiększośćpolityków.

-Słabość?-Kristamiałaochotękrzyczeć.

-Niedopuszczędotego,abyktokolwiekstanąłHaydenowinadrodze.Niezrobisz

tegoanity,anitwojasiostra.

background image

TymrazemScottmówiłprawdę.ZdesperowanaKristawyciągnęłaswojąostatniąkartę

przetargową.

-ZnaszJessaCantrella?

-Tak.Mieszkaprzezścianęztobąipewniesypiawtwoimłóżku.Toonwygrzebał

kłamliwehistoryjkiotychdwóchdziewczynach.

AwięcScottwiedziałowszystkim,codziałosięzniąodchwili,gdyopuściła

Maryland.WłaściwieKristaniebyłatymzaskoczona.

-Czyzdajeszsobiesprawęztego,żeCantrellbędziemnieszukał?-spytała.-Ajeśli

nieznajdzie,rozedrzeHaydenanastrzępy.

-Zrobiłbyto…gdybymógł.

Kristanawetniedrgnęła.Zamarła.

-Comasznamyśli?

-Och,tobardzoproste.-Scottuśmiechnąłsiękrzywo.-Dobrzewiesz,żejesttylko

jedenniezawodnysposób,żebynazawszeuciszyćwasoboje.

-Tutajjejniema.-JesswyszedłzsypialniKristy.

-Dokądmogłapójść?-spytałaTate.

Tejjednejnocydziewczynkaprzecierpiaławystarczającodużo.Niechciałjeszcze

bardziejjejmartwić.

-JeśliKristapoczułasięźle,pewniewzięłajądosiebieWanda.Wiem,gdziemieszka,

inajpierwtamsprawdzę.

-Pomogęci.

-Pomożesz,jeślizostanieszwdomu.

Tateusiadłanakanapie.Jesspodejrzewał,żeniemogłajużdłużejutrzymaćsięna

nogach.Jegowłasnebyłyjakzwaty.Mimożechciałjaknajszybciejiśćnaposzukiwanie

Kristy,musiałjednakzabandażowaćramię,zanimstracijeszczewięcejkrwi.

WapteczceKristyznalazłwszystko,cobyłomupotrzebne.Umyłtwarz,odkaziłranęi

nałożyłnaniąmaśćzantybiotykiem.Jednookobyłotakzapuchnięte,żeprawie
niewidoczne,

aleopróczinnychniewielkichskaleczeńizadrapańniestałomusięwzasadzienic.
Znacznie

gorzejbyłozramieniem.Ranazadananożemwymagałazszycia,aleniebyłonatoczasu.
Jess

starannieumyłręceiwszystkiedrobneskaleczeniaposmarowałmaścią,poczymwziął

background image

bandażiplasteriwróciłdopokoju.

-Tate,zróbmiopatrunek.Samniedamrady.Byłajużtakblada,żeniemogła

zblednąćbardziej.

-Och!

-Potrafisztozrobić?-Jessspróbowałsięuśmiechnąć.Dziewczynkaskrzywiłasię,

leczwzięłabandażiowinęłagowokółzranionejrękiiprzymocowałaplastrem.

-Powinienzobaczyćtolekarz-mruknęła.

-Obiecaj,żetutajzostaniesz-poprosił.

Obojewiedzieli,żemieszkanieKristytojedynemiejsce,wktórymTatemogłabyć

bezpieczna.

-Wporządku.

-Wlodówceznajdzieszjakieśjedzenieisok.Czujsięjakwdomu.Wrócę,gdytylko

czegośsiędowiem.Zamknijzamnąstaranniedrzwi.

-Wporządku.

Tatemiałanieszczęśliwąminę.Wyglądałanazagubioną.Jessbyłprzekonany,żegdy

tylkowyjdzie,dziewczynkawybuchniepłaczem.Podszedłbliskoiczułymgestem
zwichrzył

jejwłosy.

-Dobryzciebiedzieciak.Kriścieimniebardzonatobiezależy.

Tatepociągnęłanosem.Byłowidać,żewalczyzełzami.

PodługichposzukiwaniachJessowiudałosięodnaleźćWandęw„NaszymMiejscu”,

gdzieprzywiozłamałegouciekinierazAlabamy,namówiwszygouprzednionapozostanie
w

ośrodku.PowiedziałaJessowiospotkaniuzSally.

WandabyłaprzerażonazniknięciemKristy.Ażdośwituszukalijejoboje,rozpytując

ludzi.Zatrzymalisięprzed„CafeduMonde”.

-Niepowinnamzostawiaćjejsamej-tłumaczyłasięJessowi.-Wyszłazbaru,bonie

mogłajużwytrzymaćwzadymionympomieszczeniu,aleobiecała,żezarazwróci.

-Tonietwojawina.

-Jewelchce,żebymzostałaichterenowympracownikiem-powiedziałaWanda.

ZniknięcieKristycałkowiciezmąciłojejradośćzotrzymanejpropozycji.

-Będzieszznakomita-oświadczyłJess.-Przecieżodlatzadarmowykonujesztę

robotę.

background image

-NiepowinnamzostawiaćKristy.

-Idźdodomu,ajazobaczęsięzeznajomymgliniarzem.

-Pójdęztobą.

-Jeślicięzobaczy,niezechcegadaćzemną.-Jessatakbardzobolałoramię,jakby

nadaltkwiłwnimnóżChaza.

-Zróbmi,proszę,jeszczejednąprzysługę.ZadzwońzarazdomieszkaniaKristyi

sprawdź,czyniewróciła.Możestałsięcud.

-Zamówsobiekawę.

Byłtodobrypomysł.GdyWandaposzłaszukaćtelefonu,Jesswszedłdokawiarnii

zamówiłkawęwrazzbeignets.Byłyzapewnetakwybornejakzawsze,aledziś
smakowały

jakpopiół.

JakmógłkiedykolwiekwątpićwsweuczuciedoKristy?Wtejchwiliszalałz

niepokoju.Tylkoobawaoukochanąkobietębyławstanietakdługoutrzymaćgona
nogach.

KochałKristę.

Znikłabezśladu,awszystkietropyprowadziłydonikąd.Jesssądził,żeudamusię

zasięgnąćjęzykaidowiedzieć,cosięstało,alenigdyjeszczeniegrałotakgigantyczną

stawkę.

JedynąjegoszansąbyłMackHankins.

GdywróciłaWanda,nawetniemusiałpytać,czyKristajestwdomu.Byłatak

zmartwiona,jakonsam.

-Tatepowinnapodnieśćsłuchawkę-stwierdził.

-Pewniesięboi.Wróciszterazdodomu?

-Najpierwmuszęzobaczyćsięzjednymgliniarzem.

-Jessztrudemwstałodstolika.-Wando,jedźdodomu.Gdytylkoczegośsię

dowiem,odrazudociebiezadzwonię.

-WrócęnaBourbonStreet.Możeznajdękogoś,zkimjeszczenierozmawiałam.

WandaodprowadziłaJessadosamochodu,którypostawiłwniedozwolonymmiejscu.

Tejnocyjużdwukrotniepłaciłmandat.Naszczęście,obyłosiębezblokadynakołach.

Jazdanakomisariattrwałazaledwiekilkaminut.Mackaniebyło,alespodziewanosię

gozapółgodziny.Przyszedłpotrzechkwadransach.

-Oiledobrzepamiętam,miałeśsiętrzymaćzdalekaodposterunku-warknął,

background image

ujrzawszyJessa.

-Chcęzłożyćdoniesienieozniknięciuczłowieka.Toprawokażdegoamerykańskiego

obywatela.

Mackzaprowadziłgościadopustejsaliprzesłuchań,któracuchnęłazupełnietak,jak

korytarznapiętrzewklubieChaza.

-Wczorajjużwszystkocipowiedziałem-oznajmiłgniewniepolicjant.-Zrozum

wreszcie,dodiabła,żewsprawieodnalezieniadzieciakaHaydenaBarnardaniczrobićnie

mogę!

-ZginęłodrugiedzieckoHaydenaBarnarda.-Jessusiadłprzymałymstoliku,przy

którymprzesłuchanodotejporypewniesetkiludzi.-TejnocyznikłaKrista.Szukałemjej

wszędzieinieznalazłem.

-Jaktosięstało?

-Mieliśmysięspotkaćwbarze„Tallulah”.-NatwarzypolicjantaJesszobaczyłwyraz

niesmaku.-Wiem,wiem,tospelunka.Kristaposzłatampóźnymwieczorem,bosądziła,
że

natrafinatropsiostry.

-Natrafiła?

-Byćmoże.Ktośrozpoznałjejsiostręnazdjęciu.Mnieprzytymniebyło.Miałemw

tymczasiedrobnąsprzeczkęwpobliżuBourbonStreet.

-Niewyglądasznajlepiej.

-Tendrugiwyglądajeszczegorzej.

MimowoliMackuśmiechnąłsiępodnosem.

-NiemaszprzypadkiemnamyśliChazaMartineza?

-Totwójkumpel?

-Ostatniejnocydostaliśmywezwanie.Widziałemraport.Wyglądanato,że

poczciwegoChazaktośwyrzuciłprzezokno.

-Niemojarobota-zastrzegłsięJess.-Byłabymoja,gdybymotymwtedypomyślał.

-Wiemy,ktotobył.Dwiedziewczyny,którepracowałydlaChaza.Znalazłygo

nieprzytomnegoiskorzystałyzokazji.Facetpoleżywszpitaluprzezjakiśczas.Lokal

zamknęłamuobyczajówka.Sązadowoleni,bodochodzeniewsprawienapaściposłużyło
im

zapretekst,żebyspenetrowaćwnętrzebudynku.

-Alegdytylkotenłobuzstanienanogi,znówotworzyklubirozpocznienanowo

background image

swójnikczemnyproceder.

-KiedyMackwzruszyłramionami,Jesspodjąłprzerwanywątek:-ZarazpotemKrista

opuściłabariodtamtejporyniktjejniewidział.

-ToniejestpodstawadozgłoszeniazaginięciapaniJensen.

-Dolicha,obajwiemy,comogłostaćsięKriście,iktozapewnezatymstoi!Co

zamierzaszzrobić?-zapytałzdenerwowanyJess.

-Poleconomitrzymaćsięzdalekaodtejsprawy-oznajmiłMack.-Jeszczenigdynie

miałemdoczynieniaztegorodzajuzakazem.

-MówiszoRosieczyoKriście?

-ORosie,boojejsiostrzeniewiemnic.Powiedziałbymci,gdybymcośsłyszał.

AwięcMackmiałzwiązaneręce.Byłdobrymgliniarzemiprzyzwoitymfacetem.Ale

niemożnabyłopowiedziećtegosamegookimś,ktostałwyżejwpolicyjnejhierarchiii
ktow

każdejchwilimógłwyrzucićgonabruk.

-CzegodowiedziałeśsięoRosie?-zapytałJess.

-Niczego.-Mackwzruszyłramionami.-Aletopodejrzanasprawa.Niemogęznaleźć

żadnychzapisówwkartotekach.Gdzietylkosięgam,odrazudostajępołapach.Mój

zwierzchnikzaczynamówićoniesubordynacji,opremiach,którychniedostanę,jeślisię
nie

dostosuję…

-Sądzisz,żestoizatymBarnard?

-Sądwiemożliwości.Albokupiłsobieludzi,albowmówiłmoimzwierzchnikom,że

chodziosprawęnajwyższejwagi,dotyczącąbezpieczeństwanarodowego.

-Bezpieczeństwanarodowego?-zaniepokoiłsięJess.

-No,wiesz…Pasierbicasenatora…Uprowadzenie…Agenciwroga…

-Och,dajspokój!Zarazusłyszysz,cosięstało.-JesszrelacjonowałMackowito,

czegodowiedziałsięnatematHaydenaBarnarda.

WswoimdługimpolicyjnymżyciuMackwidziałisłyszałowielupaskudnych

sprawach,alenieutraciłzdolnościodczuwania.Kilkomadosadnymiokreśleniami
skwitował

zachowaniesenatora,apotemzamilkłnadobre.

TakwięcpotwierdziłysięnajgorszeprzypuszczeniaJessa.ToHaydenBarnardpolecił

zamknąćdochodzeniewsprawiezniknięciapasierbicy,zanimjeszczerozpoczętojej

background image

poszukiwania.

-Jeślipotrafiłzrobićażtyle,tostaćgozpewnościąnaznaczniewięcej.Nie

powstrzymasięprzedniczym.

-Nierozumiem,comasznamyśli.

-Człowiekjegopokrojuniecofniesięprzedmorderstwem.Byćmożejużzabiłjedną

zeswychpasierbic.-JesspodniósłwzrokispojrzałMackowiprostowoczy.-Pomożesz
mi

odnaleźćKristę,zanimpodzielilosmłodszejsiostry?

ROZDZIAŁPIĘTNASTY

-Proszętozażyć.-LekarzwręczyłJessowidwietabletkiiszklankęwody.-To

antybiotyk-dodał,zanimpacjentpoprosiłowyjaśnienie.

-Sądziłem,żejużmniepannaszprycowałpenicyliną-wymamrotałJess.Przełknął

niechętnielekarstwo.

-Dajspokój-zganiłgoMack.

WolałprzywieźćJessadozaprzyjaźnionegolekarza,zamiastnapogotowie,gdzie

trzebabysporządzićraport.Jessmiałjużterazpozszywanąranę.Dostałzastrzyki
przeciwko

tężcowiiinfekcji.

-Aterazdołóżka-zaordynowałlekarz.-Nadwadzieściaczterygodziny.-Oderwałz

bloczkuwypisanąreceptę.

-Iproszęzażywaćtetabletki,dopókisięnieskończą.Czychcepancośnasen?

Jessniepofatygowałsięwyjaśnićlekarzowi,żeniezamierzakłaśćsięspaćdopóty,

dopókinieodnajdzieKristy.

-Nie,dziękuję.-Zaciskajączbóluzęby,ztrudempodniósłsięzkrzesła.Widocznie

przestałdziałaćśrodekznieczulający,boramiętakpiekło,jakbyskwierczałonaogniu.-

Doktorze,jestempanubardzowdzięczny.

-Odwiozęciędodomu-zaofiarowałsięMack.

-Nie,dziękuję.Muszęmiećsamochód.

-Dajmiczasdopołudnia,żebymmógłsięrozejrzeć.Potemprzyjadędociebiei

razemwrócimypotwójwóz.

Jessczuł,żemusiodpocząć,bopadniezezmęczenia.

-Wporządku.

-Alejeślidowieszsięczegośwcześniej,dzwońnaposterunekizostawwiadomość.

background image

Znajdękogośzaufanego,ktomijąprzekaże.

WdrodzepowrotnejJesszasnąłwsamochodzie.Kiedydojechalinamiejsce,Mack

musiałgobudzić.Pewniejednazdwutabletek,którelekarzpoleciłzażyćJessowi,była

środkiemuśmierzającymból.

-Podajnumertelefonu,podktórymbędęmógłcięznaleźć-poprosiłMack.

JessnagryzmoliłnakartcenumerKristy.Wysiadłzwozu.

ZlustrowałponurymwzrokiemodległośćmiędzychodnikiemamieszkaniemKristy.

Jeszczenigdyniewydawałamusiętakogromna.Dopieroidącprzesmykiemmiędzy
domami,

przypomniałsobieoTate.Tutaj,naszczęście,byłabezpieczna.

WprzeciwieństwiedoKristy.

Myśltabyłajaknóżwserce.Jessprzeklinałwłasnyorganizm,któryzkażdym

krokiemsłabłcorazbardziej,odmawiającposłuszeństwa.Gdybytylkowiedział,gdzie
szukać

Kristy,zmusiłbysiędodalszegowysiłku.Wtejchwiliniemógłuczynićnic.Jeszcze
nigdy

nieczułsiętakzrozpaczonyibezsilny.

ZnajwiększymwysiłkiempokonałschodyizatrzymałsięprzeddrzwiamiKristy.

Zastukałrazidrugi.

-Tate!Otwórz!Toja,Jess!-zawołał.

Kiedyjużmiałodejść,żebyposzukaćczegośdosforsowaniazamka,otworzyłysię

drzwiiwjegoobjęciawpadłaKrista.

-Jess!Myślałam…Bałamsię…

Ożyłwjednejchwili.UciszyłKristępocałunkiem.Ująłwdłoniejejtwarz,żebysię

przekonać,czyjestzdrowaicała,jednocześniekrzycząc:

-Gdzie,dodiabła,siępodziewałaś?!

Kristawybuchłapłaczem.Przyciągnąłjądosiebieinerwowymiruchamigłaskałpo

głowie.Miałamokrewłosy,chybadopierocowyszłaspodprysznica,boubranabyła
jedynie

weflanelowyszlafroczek.

-Bardzosięmartwiłem-wyznał.-Myślałem,żejużnieżyjesz.

Trzymałjąwobjęciach,aonamocnotuliłasiędoniego.Stalitakdłuższyczas,zanim

Jessodzyskałzdrowyrozsądek.WciągnąłKristędomieszkania,apotemznowują
pocałował.

background image

Wargimiałasłonaweimiękkie,przezchwilęwydawałomusię,żetopiąsięoddotknięcia

jegoust,jakbyżarpocałunkuspalałizacierałdzieląceichgranice.Jesswdychałz
lubością

zapachkobiecychwłosów,czułciepłoskóryprzebijająceprzezflanelowyszlafroczek,a
także

budzącesięwłasnepożądanie.

NagleprzypomniałsobieoTate.Dziewczynkinigdzieniebyłowidać.

-AgdzieTate?

-Wróciłamdopieroprzedchwilą.Niezastałamjejtutaj,aleprzytelefonie,podgarścią

drobnych,zostawiłakartkę.Napisała,żenicjejniejestimamysięoniąniemartwić.
Liczy

nato,żeudałocisięmnieodszukać.Izawszystko,przeprasza.

-Aterazmów,cosięstało.-JessdoprowadziłKristędokanapy.Usiadłiprzyciągnął

jądosiebie.-Muszęwiedzieć,gdziebyłaś.Naprawdęnicciniejest?

Znówzaniosłasięgłośnympłaczem.Porazpierwszyodwielugodzinpoczułasięna

tylebezpieczna,abypozwolićsobienatenodruchsłabości.Zachłystującsięłzami,

opowiedziałaJessowiotym,costałosięprzedwejściemdo„Tallulaha”ipotemw

samochodzie.Jesstuliłjądosiebieiscałowywałsłonełzy.

-Niemampojęcia,skądScottdowiedziałsię,żezdobyłeśinformacjenatemat

tamtychdwóchdziewczyn-powiedziałanakoniec.

WtejchwiliJesschętnieoddałbywszystkozapięćminutsamnasamzeScottem

Newtonem.Wporównaniuztymłajdakiem,Chazamożnabyuznaćzaczłowieka
świętego.

Onprzynajmniejnieukrywałswejprofesjianisposobuzarabianianażycie.

-Dzwoniłemodciebiedoznajomegodziennikarza-wyjaśniłKriście.-Musieli

założyćcipodsłuch.Więcejnietelefonujzdomu.Mackterazszukaciebie,będęmusiał
zaraz

zadzwonićdoniego,aleskorzystamztelefonupaniDuchamp.

-ZawieźlimniedoluksusowejrezydencjiwGardenDistrict.-Kristaodetchnęła

nerwowo.-Byłamprzekonana,żetammniezabiją.

Jessbłyskawicznieobjąłjązaszyję.

-CopowiedziałciScott?Błagam,przypomnijsobie,Kristo.

-Świetniepamiętam.-Drżącymirękamiotarłamokrepoliczki.-Onwie,gdziejest

Rosie.Jegoludzieśledzilijąodpierwszychchwilucieczki.Scottoświadczyłmi,żejeśli

background image

w

twojejksiążcelubwjakimkolwiekartykuleznajdziechoćbynajmniejsząwzmiankęo

Haydenie,każezabićRosie!Powiedziałteż,żejeśliniezaprzestanęposzukiwańsiostry,
zrobi

tosamozemną!

TymrazemJessniewytrzymałiwkrótkich,żołnierskichsłowachoznajmił,comyślio

ScotcieNewtonie.OrazoHaydenieBarnardzie.

Kristajużniepłakała.To,cosiędziało,przekraczałogranicenietylkorozpaczy,lecz

takżestrachu.JeśliScottmówiłprawdę,Rosiebyłaterazdlaniejjakmartwa.Zupełnie
tak,

jakbyjużzostałazamordowana.

-Jess,tookropnyczłowiek.Onnierzucałsłównawiatr.Potym,comioznajmił,

obiecałam,żeniepowiemnikomuoHaydenie.BłagałamScotta,żebyzdradziłmimiejsce

pobytuRosie,poto,abymmogłasięzniązobaczyćiwymócnaniejobietnicę,żeteż

zachowawszystkowtajemnicy.Przyrzekłam,żeobierozpoczniemygdzieśnoweżyciei

nigdy,przenigdynikomunawetniewspomnimyoHaydenie.

JessznałodpowiedźNewtona.

-Niezgodziłsię.

-Musibyćjakieśwyjście!Coś,comożemyzrobić!-WgłosieKristyprzebijała

rozpacz.Jessbałsiędawaćjejpłonnenadzieje,leczmusiałjąjakośpodtrzymaćnaduchu.

-Udowodniłciwjakiśsposób,żewie,gdziejestRosie?

-Nie.

-Wobectegomożeblefuje.Kristaukryłatwarzwdłoniach.

-Jeszczeniewygrał-wyszeptałjejdouchaJess.-Niepoddawajsię.Nierezygnuj.

Zaszłaśjużtakdaleko…

OczyJessabyłyjednakrówniesmutnejakKristy.Przezostatniekoszmarnegodziny

dręczyłająświadomość,żemożejużwięcejsięniezobaczą.

-CzyNewtonodstawiłciędodomu?

-Nie.Porozmowiezamknąłmnienakluczwbiblioteceiwięcejgoniewidziałam.W

końcu,najakąśgodzinęprzedświtem,zjawiłsięCarter.Zabrałmitorebkę,ale
opuszczając

bibliotekęzostawiłzasobąotwartedrzwi.Chwilępóźniejbezprzeszkódsamaopuściłam

dom.

background image

-Awięcpozwoliliciuciec.

-Chybatak.Niemiałamprzysobieanigrosza,nawetnatramwaj.Amójstrój

ulicznicysprawiał,żeżadengliniarzaniprzechodzieńnawetniezatrzymałbysię,abymi

pomóc.

Skryłamsięnajakimśpodwórkuipoczekałam,ażzrobisięjasno.Potemruszyłam

piechotądodomu.

Jesswyobraziłsobietęwędrówkę.Wpantoflachnawysokichobcasach,przez

najniebezpieczniejszedzielnicemiasta,opanowaneprzezbandytówiulicznemęty.
Zapewne

tenłajdakNewtonmiałnadzieję,żeKristaniedotrzeżywadodomu.

-WrazzWandąprzeczesaliśmycałąFrancuskąDzielnicę,alenawetnieprzyszłonam

dogłowyszukaćcięwGardenDistrict.

KristadotknęłalekkoporanionejtwarzyJessaijegoopuchniętejpowieki.

-Wtedyoberwałeś?

ZrelacjonowałzwięźleprzygodęzChazemiTate.

-Awięcdlategoniebyłocięw„Tallulahu”.

-WiemodWandy,żeSallyrozpoznałaRosienafotografii.

-Komuwierzyć?Icoterazrobić?

NatepytaniaJessniepotrafiłodpowiedzieć.Narazieliczyłosiętylkoto,żeobojez

Kristąsążywi.Potem,kiedyustąpiszokwywołanyostatnimiprzeżyciamiikiedybędąw

staniepoukładaćfaktywlogiczniespójnącałość,znajdziesięczasnamyślenieotym,co

dalej.Terazmógłoznajmićtylkojedno:

-Niewolnocisiępoddawać.Wierzwsiebie.Bezwzględunato,jakwyglądaprawda,

Newtonchcecięprzerazić.Tak,żebyśbałasięnawetoddychać.Śmiertelnie.

Kristapomyślała,żetenpotwornyczłowiekjużprawieuzyskałto,cozamierzał.

Pozostałotylkojedno,cobyłopewne.

-Wierzęwciebie,Jess-wyszeptała.

-Natwojepytaniabrakmigotowychodpowiedzi-oświadczyłzgnębiony.

PragnąłdlaKristyuczynićwszystko.Miałjednaknaraziezwiązaneręce.

-Nieotomichodzi.-NachyliłasięimusnęławargamiustaJessa.Odsunęłasię,

zanimzareagował.Chciałcośpowiedzieć,aleuciszyłago,przykładającpalectam,gdzie

przedchwiląznajdowałysięjejwargi.

-Pozwólmiwierzyćwciebie-wyszeptałabłagalnymtonem.

background image

Wiedział,żenajłatwiejsze,comogliterazzrobić,żebyodegnaćobawyizmartwienia,

torzucićsięsobiewobjęcia.Tymrazemjednakniebyłabytowystarczającapociecha.
Krista

niemogłasobieporadzićzsytuacjąiliczyłanato,żeJessjąuratuje.Aleto,codziałosię
w

ostatnichgodzinach,uprzytomniłomu,żeniejestkrólewiczemzbajki.Dotejporynie

potrafiłuczynićnic,żebywyrwaćKristęzrąkjejprześladowcówiniebyłwcalepewny,
czy

terazpotrafijejpomóc.

ChybaczytaławmyślachJessa,bopowiedziała:

-Wiem,żeniejesteścudotwórcą,aletysamjesteśjakjedenzcudówświata.Jesteś

człowiekiem,któremuzależybardziejnaludziachniżnawładzy.Ajapotrzebujętakiego

cudu.

-Jestemtylkomężczyzną-mruknął,czując,żejegopożądaniesięgnęłoszczytu.

-Wiem.-Kristaobdarzyłagopocałunkiem.-Obiecałamsobie,żejeślidożyjęchwili,

wktórejznówcięujrzę,będziemysiękochać.

-Myślałaśomnie?

-Oczywiście!

WgłosieKristydosłyszałpożądanie.Oświadczyłjej,żejesttylkomężczyzną.

Usiłowałpowiedzieć,żemożetobyćdlanichzłe.Terazjednakznikłyresztkijego
zdrowego

rozsądku.PonajgorszejnocywżyciuJesszdawałsobiesprawęztego,żetawłaśnie
chwila

możeokazaćsięnawagęzłota.

Niebyłyimpotrzebneżadnedalszesłowa.Nic,comoglibysobiepowiedzieć,nie

byłobywstaniezmienićichniepewnejprzyszłości.Ledwietrzymającsięnadrżących

nogach,KristaujęłaJessazarękę,apotempoprowadziładosypialni.Promieniesłońca,
które

przezszybyprzeniknęłydownętrza,tańczyłynabiałejpościeli.Nazewnątrz,nawąskim

balkoniezgiętychżelaznychprętów,gruchałgołąb.

Stającprzyłóżku,KristaoparładłonienatorsieJessaizaczęłarozpinaćmukoszulę.

Kiedydotknęłanagiegociała,poczuła,żezadrżał.

-Tytakżemniepragniesz-stwierdziłamiękkimtonem.

-Miałaśwątpliwości?-WsunąłpalcewewłosyKristyiprzyciągnąłdosiebiejej

background image

głowę,bypopatrzećwtwarz.Dojrzałwjejoczachpytanie.-Pragnęcięwsposóbtakdla

mniecałkowicienowy,żetegonawetnierozumiem-powiedział.

Nabrałagłębokopowietrzainamomentzmieniłsięwyrazjejoczu.Przezułamek

sekundyJessmiałprzedsobąkobietę,jakąbyła,zanimrozpadłsięcałyjejświat.Pragnął

skleićgoipodarowaćKriście.Nowy,wspaniały.AżdotejporyJessniezdawałsobie
sprawy,

jakbardzotegopragnie.Alenarazieniemógłnicuczynić.Miałzwiązaneręce.

-Chcęsprawić,żebybyłocidobrze-wyszeptał,obsypującdrobniutkimipocałunkami

czołoipoliczkiKristy.-Aleniepotrafię.

-Właśniesprawiasz,żejestmidobrze.-Wolnozsuwałamuzramionkoszulę.-

Naprawdę!-Kiedyjącałował,dotknęłaobnażonegoramieniaJessa.Natrafiłapalcamina

sporyopatrunek.-Cotojest?

-JeszczejedendrobnyprezentodChaza.Kristasprawiaławrażeniewstrząśniętej.

-Cosięstało?

-Miałnóż.Aleniemartwsię,dziśranolekarzwidziałtęranęiopatrzyłją.Nicminie

grozi.

-Powinieneśbyćwłóżku!

-Zamierzamzarazsiętamznaleźć.

Jesssięgnąłdopaskaprzydamskimszlafroczku.Beztrudurozwiązałwęzeł.Jego

palcemusnęłysatynowąskóręKristy.Niemiałanasobienic.Dostrzegłazaskoczenie
Jessa,a

zarazemzadowolenie.Ogarnęłająfalagorąca.

ZdjąłzKristyszlafroczekirzuciłgonapodłogę.Niepotrafiłwyrazićsłowami,jaka

jestpiękna.Piersimiałapełneikrągłe,wąskątalięiwieleobiecującebiodra.Atakże
gładką

skórę,opalizującą.

-Newtontoidiota.

-Tojabyłamidiotką.

JessprzysiadłnaskrajułóżkaiwziąłKristęnakolana,zanimzdołałasiępołożyć.A

potem,trzymającją,opadłplecaminałóżko.

-Niebyłaśidiotką.-DłonieJessawędrowaływdółplecówKristy,podczasgdyjej

miękkiepiersituliłysiędomęskiegotorsu.Jużniemusielioniczymsięzapewniać.
Ogarnęło

background image

ichtakszalonepożądanie,jakiejestwstaniełączyćmężczyznęikobietę,którzychwytają

szansęmiłości,wiedząc,żemożeniepowtórzyćsięnigdywięcej.-Niebyłaśidiotką,bo

ufałaś.-Obstawałprzyswoim.

-Byłam-zaprzeczyła.-Bozaufałamniewłaściwemuczłowiekowi.

Odetchnęłanerwowo.Jesswiedział,coprzeżywaKrista.Poprzysiągłsobie,żezaraz

sprawi,byzapomniałaowszystkim.Wpiłwargiwjejusta.Byłymiękkieiwilgotne.

Przywarładoniegogwałtownymruchem.Przetoczyłjąnaplecyidłońminakryłpiersi,
tak

gorące,żeparzyłymuskórę.WdłoniachJessastwardniałyjejsutki.Byłyjakdrogocenne

perły.PiersiKristypieściłoterazrównieżsłońce,aJesszacząłwędrówkęwargamiwzdłuż
jej

ciała,rozkoszującsięjegociepłemisłodyczą.Zaczęłasięwić.Jejręceodnalazły
klamerkę

paskaJessa.Rozpięłamuspodniewpasie,apotemsuwak.Dalejrozebrałsięsamiw

mgnieniuokaznówznalazłsięprzyniej.

Wsunęłajęzykdojegoust.Pocałunekstawałsięcorazgorętszy.Ciepłorozchodzące

siępocałymcielewywołałouKristytaksilnyprzypływpożądania,żezapragnęła
spełnienia,

tymbardziejżeJesszacząłterazcałowaćnajintymniejszezakamarkijejciała.Wargami

odkryłmiejsca,którenigdyprzedtemniereagowałynażadnebodźce.Dotarłdo
najczulszego

punktuciała.Pieściłdelikatnie,wzniecająccorazwiększepożądanie.DoznaniaKristy
były

niesamowite.Jeszczenigdynieodczuwałapodobnychemocji.Przestałasiękontrolować.

Straciłapanowanienadwłasnymciałem.Gwałtownymiruchamiprzesuwaładłoniepo

biodrachiplecachJessa,jakbychcącchoćtrochęodwzajemnićotrzymywanąrozkosz.

Ucieszyłasię,gdyusłyszałajegogłuchyjęk.

DłonieKristy,pieszcząceteraznajbardziejintymnemiejscenajegociele,zadawały

tortury.Utratakrwi,bóliskrajnefizycznewyczerpaniesprawiły,żebyłcałyspocony.
Zbyt

podniecony,abysiępowstrzymać,izbytnieprzytomny,byposunąćsiędalej.

Otworzyłoczyizobaczył,żeKristapojęła,iżzabrakłomusił.Niebyłrycerzemz

bajki,zawszeodniejmocniejszym,więcprzejęłainicjatywę.

Stalisięrównorzędnymipartnerami.NakrywszyJessaswymciałem,Kristaocierała

background image

sięoniegopowoli,wzbudzającnastępnąfalępożądania.Zacisnąłdłonienajejpiersiach.
A

potem,kiedyprzeszyłjegociałopierwszyspazm,pozwoliłKriściewziąćsięw
posiadanie.

Poddałsięcałkowicieiodczułtakąrozkosz,ojakiejistnieniuwogóleniewiedział.

Kiedysięobudził,wsypialnipanowałpółmrok.SłyszałKristękrzątającąsiępodomu.

Braksłońcazaoknamioznaczał,żejestconajmniejpóźnepopołudnie.Jessnadalczułsię

wykończony.Żebydojśćdosiebie,potrzebowałjeszczewielugodzinsnu.

Podniósłsięzłóżkaiposzedłpodprysznic.Złazienkowegolustraspoglądałananiego

obcatwarz.Należaładoinnegoczłowieka.Ludzkiegowrakalubznokautowanego
boksera.

Uznał,żegoleniebędziemusiałopoczekaćdonastępnegodnia.

Owiniętyręcznikiemwróciłdosypialni.Zastałczysteubraniestarannieułożoneprzy

łóżku.IsiedzącąobokKristę.

-Pomyślałam,żepewniezechceszsięprzebrać.Byłajużubrana.Miałanasobieżółty

dres.Wyglądałaniewiarygodniepięknie.Byłytojednaktylkopozory.Jessdobrze
wiedział,

żejejranysąniewidoczneibardzogłębokie.

-Czyśtywogólespała?-zapytał.

-Trochę.Kiedyzasnąłeś,poszłamdopaniDuchamp,żebyzadzwonićdoMacka.

-Orany,zupełnieonimzapomniałem.

JessusiadłnakrawędziłóżkaiwziąłKristęwobjęcia.Uzmysłowiłsobiecałkowitą

odmiennośćdzisiejszejsytuacjiodinnych,pozorniepodobnych,nazajutrzpokochaniusię
z

kobietą.Obudzeniponocypełnejnamiętnychpieszczotmówiliopolicjancie,aprzecież
nie

powinnirozmawiaćwcale,leczrzucićsięsobieponowniewramiona.

-Mackniedostałnaczasmojejwiadomości.Przyjechałtutajwpołudnieiodwiózłci

samochód.Oznajmił,żewystarczyłomuzaledwietrzydzieścisekund,abyuruchomićgo
bez

kluczyka,iżepowinieneśzainstalowaćalarm.

-Mówiłcośjeszcze?

-Nic,czegobyśmyjużniewiedzieli.Powiedział,żeniemażadnegośladu

prowadzącegodoHaydena.OpowiedziałamMackowiomoichostatnichprzeżyciach.

background image

Twierdzi,żewżadensposóbnieudasięoskarżyćScottazpowodubrakuświadków.

JessdosłyszałrezygnacjęwgłosieKristy.Zaczynałauczyćsięgry„Niewalgłowąw

mur,bogonieprzebijesz”.

-CzyMackzamierzadziałaćdalej?Powiedziałcośnatentemat?

-Tak.Żetoodnaszależy.

JessoparłpoliczekogłowęKristy.

-Decyzjanależydociebie.

-Jużwiem,cozrobię.-DelikatniepocałowałaJessawpoliczek,starającsięnie

dotykaćwargamiopuchniętychmiejscnajegotwarzy.-Chodźcośzjeść.Potemci
powiem.

-Samagotowałaś?

-Samapodgrzewałam.

Jesspatrzył,jakKristaodchodzi.Wstałipowolisięubrał,krzywiącsięzbóluprzy

wsuwaniuramieniawrękawkoszuli.Kristaprzyniosłamuczysteubranie.Byłtomiły
gest.

Niewielemieliokazjidorobieniasobiechoćbydrobnychuprzejmościlubdorozmówna

najzwyklejszetematy.

ZanimJessopuściłsypialnię,Kristazdążyłanakryćdostołu.Pośrodku,między

talerzami,ustawiłaczaręzpływającymwniejkwiatemmagnolii,stwarzającwtensposób

odrobinęromantycznościwtejdośćponurejsytuacji,wjakiejsięznaleźli.

-Jakimabyćtwójstek?-NawidokJessaprzechodzącegoprzezpokójiwyrazu

serdecznościmalującegosięnajegopokiereszowanejtwarzy,Kristapoczułabólwsercu.
-

Średniowysmażony?

-Takijaktwój.

-Awięcśrednio.

Zawróciładokuchni.Pochwilitrzymaławrękachdwiegorącetackizestekami,

owiniętealuminiowąfolią.

-Podzisiejszymrankupowinienemzabraćciędo„Antoine’a”nakolacjęz

szampanem.PospacerowalibyśmysobiepoFrancuskiejDzielnicy,amożenawet
odbylibyśmy

przejażdżkępowozikiemiskończylitakmilerozpoczętydzieńwjakimśuroczym,małym,

zadymionymbarzezłagodnymjazzemiparkietemdotańca.

background image

-Byłobytodlanascośzupełnienowego-przyznałazuśmiechemKrista.-Z

wyjątkiemzadymionegobaru.

-Niemiałemnamyśli„Tallulaha”.-Jesssięgnąłpościerkędonaczyńiwziąłjednąz

gorącychtacekzestekiem.Apotemnachyliłsię,żebypocałowaćKristę.Nieodsunęłasię.

Pocałunektrwałitrwał.Dopóty,dopókitackaniezaczęłatakmocnoparzyćpalcówJessa,
że

musiałodstawićjąnablatstołu.-Chciałbym,abyśmymoglizacząćwszystkoodnowa.

Kristaprzezchwilęzastanawiałasięnadjegosłowami,apotempotrząsnęłagłową.

-Niejestmitopotrzebne.Atobie?

-Teżnie.Aczytegopragnę?-Wzruszyłramionami.-Chciałbymmócofiarowaćci

szczęśliwechwile.

-Iofiarowałeś.Tegoranka.-PocałowałaJessa.

-Mamnamyślicałedni-sprostował,obejmującjąwtalii.Zawahałsię,apotem

dodał:-Lata.

TymwyznaniemzaskoczyłKristę.Dotejporyobojestarannieomijalitemat

przyszłości.Prawienicniemoglibyoniejpowiedzieć.Stanowiławielkąniewiadomą.

KristaunikałamyśleniaowspólnymżyciuzJessem.Agdysiętojejzdarzało,tęskniła

doniegotakbardzo,żetrudnobyłotoznieść.Codziałobysięznią,gdybyJessajużtunie

było?Teraz,kiedyprzekonałasię,jakidealniepasujądosiebieichumysły,ciałaidusze,
czy

mogłabygoopuścić?Teraz,kiedywiedziała,jakbardzogokocha…

UścisnęłaJessaiodsunęłasięokrok.Niemiałamunicdopowiedzenia.Zakochanie

sięwnimbyłoironiąlosuimusiałozakończyćsiędlaniejcałkowitąporażkąizłamanym

sercem.Samolubniezechciała,żebyJesskochałsięznią.Wiedziałajednak,żeniemógł

ofiarowaćjejniczegowięcej.

Gdybynawetodwzajemniłuczucie,dałobytoniewiele.Zadużobyłoproblemów,

któreniedawałysięrozwiązaćiróżnychgrożącychniebezpieczeństw.

Kristapodniosłakieliszekzwinem,wznoszącniemytoast.Milczała,bojącsię,że

zarazsięrozpłacze.

-Pijęzadzielnąipięknądamę.-WjejoczachJessdostrzegłłzy.-Izapowziętąprzez

niądecyzję.

Patrząc,jakJesszdejmujefolięztackiiodsłaniastek,zastanawiałasię,czyonasama

będziewstaniecokolwiekprzełknąć.

background image

-Wsobotęwybieramsiędo„Tallulaha”-oznajmiła.-MaprzyjśćMayRose.Wreszcie

będęmogłaprzekonaćsię,czytojestmojasiostra.

JesssięgnąłponadstołemizdjąłfolięztackiKristy.

-Awięctakajesttwojadecyzja?Skinęłagłową.

-No,tojestemzciebiezadowolony.

SpojrzałaJessowiwoczyiznalazławnichpotwierdzeniewypowiedzianychsłów.

-Uważasztozasłuszne?

-Uważam,żejesttojedyne,comożeszzrobić.

-AjeśliScott…

-Musiszzaryzykować.Niewiesznapewno,czyNewtonznamiejscepobytuRosie.A

tadziewczyna,októrejmówisz,możeokazaćsiętwojąsiostrą.Jesteśzbytbliskocelu,
żeby

groźbytegoczłowiekamiałycięterazwystraszyć.

Kristaodczułaogromnąulgę.Jesspopierałją.

-WsobotęwieczoremSallyprzyprowadzijądobaru.Dotegoczasubędęsiedziaław

domu,bobyćmożeScottkazałmnieśledzić.

-Napewno.Alezamiasttkwićwmieście,możemywyjechać.

-Dokąd?

-Przeniesiemysięnałódź.Dodomkunawodzie.

Jessuważałswójpomysłzadoskonały.Byłotoniedaleko,beztruduiszybkomogli

dotrzećdo„Tallulaha”.AkiedyopuszcząFrancuskąDzielnicę,odrazupoczująsięlepiej.
Jess

byłprzekonany,żeudamusięzmylićśledzącychichludzi.WrazzKristąwymknąsię

Newtonowiijegobandzie.Ibędąmielitrzydniwyłączniedlasiebie.

Kristateżpomyślałaotymsamym.Będątylkojeść,kochaćsięispać.

-AlecobędziezTate?-spytałazniepokojemwgłosie.

-Spróbujęodszukaćjąinamówić,żebyprzeniosłasiędo„NaszegoMiejsca”.

-Jeśliokażesię,żeMayRoseniejestmojąsiostrą…

-Wtedypostanowisz,corobićdalej.

Kristapomyślała,żeczekającejątrzydni,wspólniespędzonezJessem,takbardzo

przywiążąjądoniego,żenawetmyślorozstaniuznimstaniesięniedozniesienia.

-Czyprzyjacielpozwoliciskorzystaćzłodzi?

-Niechbytylkospróbowałodmówić.

background image

KristapodniosławzrokiujrzałaroześmianątwarzJessa.Postanowiła,żenarazienie

będzieniczymsięprzejmować.

-Jeślidobrzepamiętam,wdomkunałodzijesttylkojednołóżko-zauważyła.

Jessobdarzyłjąuśmiechem.

-Jedno-przyznał.-Alezatobardzoszerokie-uściślił.-Wystarczywnimmiejsca

dlanasobojga…-zrobiłkrótkąpauzę-idlaKota.

ROZDZIAŁSZESNASTY

OnogiKristyotarłsięKot.Chciałzapewnićją,żeniemanicprzeciwkojeszcze

jednejporcjiryb.Zamyślona,schyliłasię,wzięłazwierzakanaręceiprzycisnęładopiersi.

Stałanaprzodziełodzi,awłaściwienaprzednimpokładziedomkunałodzi,ispoglądała
na

wodę.Włosyrozwiewałjejchłodnywietrzyk.

-ŻegnaszsięzKotem?

OdwróciłasięiwdrzwiachdomkuujrzałaJessa.Miałnasobietylkokrótkieszorty,a

naramieniuniewielkiopatrunek.WzrokKristyprzesunąłsięwzdłużjegopostaci.
Ruchem

rękizachęciłago,bypodszedłbliżej.

Pomyślałaoostatnichtrzechdniach.Czasjakbyzatrzymałsięwmiejscu.Odchwili

przyjazdunadjezioronierozmawialianioTate,któranadalgdzieśsięukrywała,anio

problemachKristy,anioksiążceJessa.Mówiliwyłącznieosprawachdrobnych,
opowiadali

sobieonajzwyklejszychsprawach.Nawetgdymilczeli,istniałomiędzynimigłębokie

porozumienie.Podczaszbliżeńfizycznychnauczylisięzadowalaćsięnawzajemito

sprawiałoimchybanajwiększąprzyjemność.

-MyślałamoRosie-odparłaKrista,aczkolwiekniebyłotozgodnezprawdą.

PocieszającymgestemJesspogłaskałjąpogłowie.

-Nicdziwnego,żeobawiaszsiędzisiejszegospotkania.

-Copowinnamzrobić,jeśliMayRoseokażesięmojąsiostrą?

-Najpierwprzywieziemyjątutaj.

-Tąsamądrogą,którąjechaliśmywśrodęwieczorem?

-Niepodobałacisiętrasawidokowa?

-Bardzookrężna.

-Tak,alezatobezogona.Niktnasnieśledził.

background image

-Alecopotem?-KotusiłowałwyswobodzićsięzobjęćKristy,więcpostawiłagona

podłodze.-Tuzostaćniemożemy.

Jessniechciałprzypominać,żeMayRosemożeokazaćsiękimśzupełnieobcym.

-Późniejzastanowimysię,corobićdalej.

-NiemogęzabraćRosiedodomu,botamgrozijejniebezpieczeństwo.

-Niezajmujmysięwszystkimnaraz.

-Bojęsię.

-Będęprzytobie.-Byłotojedyne,comógłjejobiecać.KristaobjęłaJessawpasiei

złożyłagłowęnajegopiersi.

-Towieleznaczy.Podobniejakwszystko,codotychczasdlamniezrobiłeś.Niewiem,

jakcizatodziękować.

-Przecieżsięnieżegnamy.-JessująłwdłonietwarzKristyiprzybliżyłdowłasnej.-

Nieżyczęsobieżadnychpodziękowań.Jasne?

-JeśliMayRoseokażesięmojąsiostrą,będziemymusielisięrozstać.Wywiozęją

dalekostąd.

-Jużprosiłem,żebyśmyniezajmowalisięwszystkimnaraz.-Jesszdawałsobie

sprawęztego,żeunikanietylkojakichkolwiekzobowiązańwobecKristy,lecztakże
przy-

znaniasię,iżniejestjeszczeprzygotowanypsychicznienabliskizwiązek.Niewiedział,
co

powiedzieć.Ichżycieiwogólecałasytuacjastałysiętakbardzoskomplikowane…

Ajegouczucia?Byłytakbezsporne,jakbłękitoczuKristy,tyleżeniemiałpojęcia,co

znimizrobić.

-Chcę,abyświedział,iledlamnieznaczysz-szepnęła.

-Znaczęcośdlaciebie?

-Tak-wyszeptałaispłonęłarumieńcem.Pocałowałjąmocno.

-Naraziejeszczeniejestemtylkoepizodemnależącymdotwojejprzeszłości-

oświadczyłpochwili.-Ibyćmożenigdysięnimniestanę.

Kristauśmiechnęłasięsmutno.Nadeszłapora,abyjednoznichwypowiedziałona

głosprawdę.

-Jużdłużejniemogęcięprosić,abyśuczestniczyłwmoimżyciu.Maszwłasne.I

książkędonapisania.

-Złotko,proszęcię,niewszystkonaraz.-JessuniósłpalcempodbródekKristy,także

background image

spotkałysięichoczy.-Dobrze?

-Tak.

-Dowyjazduzostałynamjeszczedwiegodziny.-Nadaltrzymałjąwobjęciach.

-Wiem.

-Ajawiem,jakchciałbymjespędzić.

-Jateż.

WrócilidodomkuodprowadzaniczujnymwzrokiemKota.Tylkoonjedenpozostałna

pokładzieimógłspokojniepodziwiaćzachódsłońca.

Potrzechdniachoddychaniaświeżympowietrzem„Tallulah”wydałsięjeszcze

obrzydliwszyniżzwykle.Byłjakszczurzanora.Kristaniemiałanajmniejszejochoty
prze-

kroczyćprogu.Nietylkozewzględunahałasipapierosowydym,lecztakżezobawy
przed

tym,cojączeka.Zmusiłasiędowejściadopierowtedy,kiedyJesstrąciłjązachęcająco

łokciem.Jegoobecnośćdodawałajejodwagi.

Barbyłzatłoczony.Wpiątkizawszebyłotupełno,boopróczstałychbywalców

przychodziliokolicznimieszkańcy.JesspoprowadziłKristęwrógsali,doakurat
zwolnionego

stolika.

Kristapoczułanasobiezdziwionywzrokkilkugości.Byładziśubranazwyczajnie,a

niejakoCrystal.Uznała,żeniemasensukontynuowaćmaskarady.GdybyMayRose
okazała

sięjejsiostrą,niezrozumiałaby,dlaczegoKristamanasobiestrójulicznicy.

PierwszyzwrażeniaochłonąłPerry.

-Jakładnie-mruknął.-Jesteścieterazparą?Kristazignorowaładrwinęwgłosie

barmanaisięgnęładotorebki.PołożyłanastoleszkolnezdjęcieRosie.

-Perry,czywidziałeśkiedyśtędziewczynę?

-Czemupytasz?

-Tomojasiostra.

-Czyjąpoznajesz?-zapytałJess.

-Trudnopowiedzieć.-Barmanwuśmiechuwykrzywiłtwarz.-Niepotrafię

identyfikowaćludzi.

-BywatuniejakaMayRose.Czytoona?

background image

-Możetak,amożenie.-Perrywzruszyłramionami.KristarzuciłaokiemnaJessa.

Siedziałwmilczeniuzzaciśniętymiustami.Bałasię,żezarazwybuchnie.Zamówiłau

barmanadwanapojefirmowe.PołożyłarękęnaramieniuJessa.

-Zawszekłamią-warknął.-Nawidoktakichtypówrobimisięniedobrze.

-Mnieteż.

-Amimotobywałaśtutaj.

-Aczywiesz,jakmuszączućsiędzieciakiulicy,kiedyprzychodządotegorodzaju

miejsc?

-Natentematzebrałemsporomateriałów-mruknąłJess.

Miałdośćbrudnychbarów,cuchnącychpapierosowymdymem,ifałszywejwesołości

kobiet,chcącychprzespaćsięznimdlapieniędzy.Pomyślałoswejposiadłościwgórach
Blue

RidgewWirginii.Odomunapłaskowyżu,znajpiękniejszymwidokiemnaczterystrony

światainastoakrówbajkowejzieleni.Wtejchwilizaczynałyjużchybaprzekwitać
jabłonie.

Wzeszłymroku,zarazpokupieniuposiadłości,Jesszamierzałpozbyćsiętych
czterdziestu

zaniedbanych,bardzostarychdrzew,aleokazałosię,żenadalrodząwspaniałeowoce,

soczysteismaczne.

WszystkocieszyłotamokoJessa.Przyprawiałooeuforię.Cudownieczystepowietrze,

wodatakwspaniała,żegdybyjąbutelkował,zbiłbymajątek.Skalistygruntzczerwonej
gliny

byłwprawdzietrudnywuprawie,aletakbogatywsubstancjeodżywcze,żeopłacałsię

wszelkiwysiłek.

Jesspostanowił,żewprostzNowegoOrleanupojedziedoWirginiiizabierzesięz

miejscadopisaniaksiążki.Uzdrowigoprzyroda.Podwarunkiem,żeniebędziezabardzo

psychiczniepokaleczony.

-JestWanda.

Kristawstałaipomachaławstronędrzwi.Najejrozpalonejtwarzyodbijałosię

nerwowepodnieceniezbliżającąsiękonfrontacją.

-Przyszliściewcześniej-stwierdziłaWanda,sadowiącsięobokKristy.

-Obawialiśmysię,żemożemyminąćsięzMayRose.Kiedykelnerkapostawiłana

stolikudwanapojefirmowe,KristazamówiłapiwodlaWandy.

background image

-Niewiem,jakwytrzymamtoczekanie!-jęknęła.WandaiJesswymienili

współczującespojrzenia.

-Zdecydowałaśsięnapracęnarzecz„NaszegoMiejsca”?-zapytał.

-Zaczynamwnastępnyponiedziałek.

-Toświetnie.Możewiesz,czypokazywałasiętutajostatnioniejakaTate?

-Znamtędziewczynę.Onabytutajnieprzyszła-stwierdziłaWanda.

Kristanieodrywaławzrokuoddrzwi.

-Widziałaśjąmożegdzieindziej?

-Kręciłasięwpobliżu.Chciałasprzedaćmikwiaty.

-Awięcznówtorobi.-Kristazmusiłasiędoodwróceniaoczuodwejścia.-Cosięz

niąstanie,kiedyChazwyjdziezeszpitala?

WandapoklepałaKristęporęku.

-Niewszystkonaraz.Zajmijmysięnajpierwjednymdzieciakiem,adopieropotem

następnym.Zgoda?

Kristapodniosłagłowę.WoczachWandyiJessaujrzaławspółczucie.Żebysię

zrozumieć,niepotrzebowalisłów.Dopieroterazpojęła,żetychdwojełączywspólnycel.

-Jedendzieciaktozamało.-KristaprzytrzymałarękęWandy.-Nigdyniebędęw

staniezapomniećotym,cowidziałam.Tate,Sallyiinnedzieciaki…-Wyglądałana

wstrząśniętą.

Wandawestchnęła.

-Awięcwitajwklubie,słonko.Jużoddawnajesteśnaszymczłonkiem,tyleżeotym

niewiedziałaś.AtuobecnyJessjestprezesem.

-NaraziesiedźcichoiczekajnaMayRose-dorzucił.

-Problemytegoświatarozwiązujesięniewszystkienaraz,leczjedenpodrugim.

WgłosieJessaprzebijałoprzekonanie,aleKristadosłyszaławnimtakżecień

wątpliwości.

-WidzęSally.-WandaścisnęłarękęKristy.-PójdęzapytaćjąoMayRose.Aty

zostańtutaj.

Kristawbiławzrokwgrupęosób,któreprzedchwiląwkroczyłydobaru.Woparach

dymuledwierozpoznałaSally.

-Coonaterazrobi,kiedyniemaChaza?Zczegożyje?

-Pamiętaj,niewszystkonaraz-upomniałjąJess.-Naraziezajmujemysięinnym

background image

dzieckiem.

-Przecieżsąichtysiące!

-Powoli,powoli.-PocałowałKristęwrękę.

PochwiliobokWandyprzystolikuzjawiłasięSally.Miałanasobie„wyjściowy”

strój,alechybarobotaniebyłajejwgłowie,gdyżnawetniespojrzałanażadnegoz
mężczyzn

obecnychwbarze.Usiadłanaostatnimwolnymkrześle.

-Sallymówi,żeMayRosematudziśprzyjść-szepnęłaWanda.

-Jakcisięwiedzie?-spytałaKristaprzybyłą.-Wyglądasznazmęczoną.

Sallywzruszyłaramionami.

-Myśliopójściudo„NaszegoMiejsca”-zdumąwgłosieoświadczyłaWanda.Było

oczywiste,żetowynikjejusilnegonamawiania.

Kristanachyliłasięnadstolikiem.

-Sally,czymaszrodzinę?

Dziewczynaspojrzałananiąporazpierwszy.Nieufnie.

-Kimtywłaściwiejesteś?

-NazywamsięKristaJensen.Odmiesięcychodzępoulicach,szukającmojejsiostry.

-MayRose?

-Takąmamnadzieję.

-Awięckłamałaś.

-Żebyjąodnaleźć,zrobiłabymwszystko.

-Dlaczego?

-Bokochamsiostrę.

SallywlepiławzrokwKristęizaśmiałasięgłucho.

-Notodlaczegoposzłanaulicę?

-Bodopierowtedyzdałamsobiesprawęztego,jakbardzojąkocham,kiedyjejjuż

niebyło.

-Każeszjąaresztować?

-Ależskąd!

-Cozrobisz,jeśliniezechceztobąpójść?

DotejporytakamożliwośćnawetnieprzyszłaKriściedogłowy.Wzruszyła

ramionamiwbezradnymgeście.

-Acopowinnam?

background image

-Mnieotopytasz?

-Aktomożewiedziećlepiejodciebie?

-Ja?-Sallyznówroześmiałasię,bezdźwięcznieismutno.-Mnieniktnieszukai

szukaćnigdyniebędzie.

Kristapoczułanagłybólserca.

-Widocznietwojarodzinajeststuknięta.Jesteśwarta,abycięszukać,skarbie.

Podobniejakmojasiostra.

WoczachSallyukazałysiębłyski.

-Takmyślisz?Aczywiesz,cozrobiłam?Kristapokręciłagłową.

-Rodzicerozwiedlisięprzezemnie,bobyłamnieznośna.Apotemżadneniechciało

miećmnieusiebie.TatapojechałdoKalifornii,amamaznowymfacetemwyniosłasiędo

Teksasu.ZnalazłmnieChaziwziąłdosiebie.Aterazniematakżeijego…-Wgłosie
Sally

słychaćbyłoogromnyżaliból.

-Małedzieckoniemożepowodowaćażtakichrodzinnychproblemów-stwierdziła

Krista.

DorozmowywłączyłasięWanda.

-Sallyijarozmawiałyśmydługonatentemat.Problemówjejrodzicówrozwiązaćsię

jużnieda,aleonasamamożewyprostowaćswojeżycie.

-Potym,corobiłam?-ŚmiechSallybyłgorzki.

-JeśliMayRoseokażesięmojąsiostrą,sądzisz,żebędękochałająmniej,bo

pracowałanaulicy?-spytałaKrista.

-Niewiem-mruknęłaSally.-Abędziesz?

-Nie.-ByłatoprawdaiKristaotymwiedziała.-Iotobieteżniemyślęgorzej.

-Wobectegojesteśszurnięta.

-Może.Alechybaniejestem.

Jessprzysłuchiwałsięrozmowietoczonejprzystoliku.Kristabyłaserdeczna,alenie

przesadnie.Czuł,żewymianazdańzSallypomagałajejradzićsobiezobawamioRosie.

Wtejchwilidobaruwtargnęłanowafalagości.Naprogustanęłajakaśblondynkai

zaczęłarozglądaćsiępozadymionejsali.

KristaiSallybyłynadalpogrążonewrozmowie.JessdojrzałwzrokWandy,

skierowanynablondynkę.Onateżchybapomyślała,żetomożebyćMayRose.
Dziewczyna

background image

oustachumalowanychjaskrawoczerwonąszminkąbyłaubranapodobniejakSally.Miała
na

sobieobcisłeszorty,białybiustonoszipantoflenagigantycznychobcasach.Włosy
skręcone

odtrwałejondulacjiopadałyjejnatwarz,skrywającpoliczkiiczoło.Jesswidział,jakdo

blondynkipodchodzijakiśmężczyzna.Odgoniłagoruchemręki,apotemruszyławstronę
ich

stolika.

Jessnieodrywałodniejwzroku.Byłamłoda,najwyżejsiedemnastoletnia,iszczupła.

Szławsposóbwyzywający.Krokiemśmiałym,kołyszącym.Wyglądałanaznudzoną
życiem.

Jesswiedziałjednak,żetakatwarzpotrafiskrywaćwieleemocji.Alewiedziałtakże,iż
nawet

najlepszaaktorkaniepotrafiłabytakdoskonaleukryćdoznawanegoszoku.Bojeślita

dziewczynatoMayRose,czyliRosie,toalbojeszczenierozpoznałaKristy,albowogóle
jej

nieznała,awięcniebyłasiostrąKristy.

SallyiKrista,zaabsorbowanerozmową,patrzyłynadalnasiebie.Jessdotknąłręki

Sally.Gestemwskazałdziewczynęidącąwichstronę.

-JeśliMayRosejesttwojąsiostrą-powiedziałaSallydoKristy-tozarazbędziesz

miałaokazjęprzekonaćsię,codoniejnaprawdęczujesz.

Kristapoderwałagłowęipopatrzyłananadchodzącą.

Półmrokpanującywbarzeiprzesyconedymempowietrzeuniemożliwiały

rozpoznanie.GdyMayRosepodeszłabliżej,Kristazezdumieniemdostrzegłaogromne

podobieństwodoRosie,alejużwiedziała,żetojednakniebyłaona.

-Przepraszam-wyjąkałaogarniętaczarnąrozpaczą,wstajączkrzesła.-Muszę

zaczerpnąćświeżegopowietrza.

Jesspodniósłsiętakże.SpojrzałnaWandę.Miałaoczypełnełez.NawetSally

wyglądałanazmartwioną.

-Chciałam,żebyMayRoseokazałasięjejsiostrą-powiedziała.-Crystaljestw

porządku.

Jesspołożyłrękęnajejramieniu.

-Starałaśsięnampomócidziękujemycizato.

-UścisnąłSallyiopuściłbar.

background image

Kristanieodeszładaleko.Niewidzącymwzrokiemwpatrywałasięwjakąświtrynę.

-WszyscyjużobejrzelizdjęcieRosie-oznajmiłaJessowi.

-Tak.Aletoniebyłatwojasiostra.

-Niebyła-potwierdziłazesmutkiem.

-Niewiem,copowiedzieć.-PołożyłrękęnaramieniuKristy.

-MayRose.Czyjaśzagubionasiostralubcórka,czyjeśtrudnelubmolestowane

dziecko.Wyrzuconazdomunastolatkalubuciekinierka-stwierdziłazrozpaczą.-Jess,
dokąd

mampójść?Corobić?

Nieumiałodpowiedziećnatepytania.

-Naraziechodźmydodomu.-ObróciłKristętwarząkusobie.Pojejpoliczkach

płynęłyłzy.-Jestpóźno.Dzisiajjużniczegoniewymyślimy.

-Wiem.

PadłaJessowiwobjęcia.Trzymałjąmocno,dopókiniewypłakaławszystkichłez.

Doszliwmilczeniudozaparkowanegosamochodu.Przedprzyjazdemdo„Tallulaha”

wpadlinachwilędomieszkaniaJessa,żebyzostawićKotaiwalizki.Dojechaliterazna

miejsce.Wsrebrzystymświetleksiężycadziedziniecirozpadającysiębudynekwyglądały

przyjaźnie.KristaspojrzałanaJessa.

-Zostanieszdziśzemną?

-Niemusiałaśpytać.

Weszliposchodachnagalerię.Jesszatrzymałsięprzeddrzwiamidowłasnego

mieszkania.

-Przyniosęciwalizkęzrzeczami.

-Poczekamusiebie.

Jessuprzytomniłsobie,żeKristajestzbytzmęczona,abystaćipatrzyć,jakon

wypakowujebrzytwęiszczoteczkędozębów.

-Dobrze,alenajpierwsprawdzę,czytamjestwszystkowporządku.

Skinęłagłową.Ostatniodziałosięzbytwiele,abymogłauznać,żenicwięcejjejnie

czeka.Otworzyłazamekwdrzwiach.Jesswszedłpierwszy.Zapaliłlampyizajrzałdo
szaf.A

potem,kiedyokazałosię,żesąsami,pocałowałKristęiposzedłnachwilędosiebie.

Opadłaciężkonakanapę.Tanocpozbawiłająreszteksił.Utraciławszystko.Nadzieję

iplanynaprzyszłość.Niemiałajużnawetłez.Byławykończona.

background image

Rosieznikła,prawdopodobnienazawsze.Kristawiedziała,żegdybynieprzerwała

poszukiwań,ScottpoleciłbyCarterowizabićRosie.Gdybyrzeczywiścieznałmiejscejej

pobytu.

Gdyby,gdyby,gdyby…Tych„gdyby”byłotyle,żewystarczyłoby,abyKrista

postradałazmysły.GdybynasamympoczątkuuwierzyłaRosie…Gdybyniezawierzyła

Haydenowi…Gdybyniezaufałaprywatnemudetektywowi…Gdybynigdyniekochała

Scotta…Gdybyszukała…GdybyScottznał…

Myliłasiętylkocodojednego.Jednakłezjeszczejejniezabrakło.Znowuzamgliły

wzrok.Sięgnęładoleżącegonastolikupudełkazchusteczkami.Wyciągnęłarękęi
bezwied-

niedotknęłakopertyopartejopudełko.Pewnietojakiśrachunekdozapłacenia,uznaław

pierwszejchwili.Zarazjednakuprzytomniłasobie,żenastolikuniezostawiałażadnej

korespondencji.

Obejrzałakopertę.Byłabezadresu,znaczkaipocztowegostempla.Widniałynaniej

tylkosłowa:„KristaJensen.Dorąkwłasnych”.

WsąsiednimmieszkaniuJess,niespieszącsię,zbierałswojerzeczy.Czuł,żeKrista

potrzebujeparuminutdlasiebie.Mógłdlaniejzrobićprzynajmniejtyle.Znałpytania,
jakie

sobiezadawała,leczonteżniemiałnanieodpowiedzi.Miałnatomiastwielegorących
uczuć

dlatejwspaniałej,odważnejkobietyiobawiałsię,żedziśjąnimiprzytłoczy.Zanim
Krista

będziewstanierozmawiaćoprzyszłości,musipogodzićsięzostatniąporażką,anatobył

potrzebnyczas.

Jessodczekałtakdługo,jaktylkomógł,apotem,zamknąwszywłasnemieszkaniena

klucz,zapukałdosąsiednichdrzwi.

Kristanieodpowiedziała,więcwszedłdośrodka.

Zastałjąwpokoju.Śmiertelniebladą,zobłędemwoczach.Podszedłdokanapyi

usiadłobok.

-Ocochodzi?-DotknąłrękąpoliczkaKristy.Przeraziłgobrakjejreakcji.-Cosię

stało?

PatrzyłanaJessatakimwzrokiem,jakbywidziałagoporazpierwszywżyciu.Z

trudemwypowiedziałajednosłowo:

background image

-Dowód.

Podniosłazkolankilkafotografii.Jejrękazawisławpowietrzu.

Jesswziąłzdjęcia.Pierwszeprzedstawiałomłodądziewczynęwdżinsachiciemnej

bluzieoddresu.Stałanaroguulicy,zprzerzuconymprzezramięplecakiem.Fotografia
była

niewyraźna,ziarnista.Jakbyrobionazdużejodległości,apotempowiększona.

Jesswiedział,żemaprzedsobąpodobiznęRosie.Zakląłispojrzałnanastępne

zdjęcie.Tudziewczynaznajdowałasięwotoczeniukilkuinnychnastolatek.Stałana

chodnikuprzedwystawąjakiegośsklepu.Miałanasobiezniszczonąkurtkę.Nazdjęciu
nie

byłoniczego,codałobysięzidentyfikować.Rosiewyglądałanazmarzniętą,alenawetw

Miamibywałochłodnowzimie.

To,coprzedstawiałatrzeciafotografiamusiałowprawićKristęwprzerażenie.Rosie

byłasama.Stałaopartaodrzewo.Miałazamknięteoczy.Wyglądałanacałkowicie

wykończonąizałamaną…ZjejpozyJessmógłwyczytaćwszystko,cozechciał.Iwłaśnie
oto

chodziłofotografowi.

Intencjaczłowieka,którywyrysowałśrodektarczystrzelniczejwmiejscu,gdzie

znajdowałosięsercedziewczyny,byłarównieoczywista.

Rosiestanowiłałatwycel.

Napiswidniejącyudołufotografiistanowiłpodsumowaniewiadomości

przekazywanejKriście:„Tylkoodciebiezależy,czypociągniemyzaspust”.

ROZDZIAŁSIEDEMNASTY

KiedynastępnegorankaJesswstawałzłóżka,Kristajeszczespała,zwłosamiw

nieładzieitwarząwciśniętąwpoduszkę.Sądził,żepowczorajszychprzeżyciachnie
będzie

miałaapetytu.Mimotojednakposzedłdokuchniiprzygotowałśniadanie.Wporównaniu
z

tym,cogojeszczeczekało,byłotozadaniemałoskomplikowane.

Akuratpostawiłnastoleowocowąsałatkę,kiedyKristastanęławdrzwiachsypialni.

-Kawagotowa-oznajmiłipodszedł,abywziąćjąwobjęcia.

JesspoczułlekkiopórKristy.Dzisiejszegorankapostanowiłatrzymaćsiębezjego

pomocy,jakbyświadoma,żepowinnaliczyćtylkonasiebie.

-Niemusiszbyćażtaksilna-wyszeptałjejdoucha.

background image

-Niekuśmnie.-OdsunęłasięodJessa.

-Jesteśnamniezła?

-Nie.Inigdyniebędę.

Kristaniepotrafiładodać,żebędziemusiałanauczyćsiężyćbezniego.Pragnęła

opowiedziećJessowiowielusprawach,aleniemogła.Starałasięnieokazaćemocji,z

któryminieumiałasięuporać.

-Musimyporozmawiać-odezwałsięspokojnymtonem,gładzącczulepoliczek

Kristy.

-Cojeszczemożnapowiedzieć?

Weszładokuchniinalałasobiekawy.Apotemstanęła,wpatrującsięwfiliżankę,tak

jakbytamusiłowaładoszukaćsięodpowiedzinapytania,którychniemiałaodwagizadać.

-Pogadamypośniadaniu.-JesswyjąłfiliżankęzrąkKristyiodstawiłnaladę.-

Podczasjedzeniaprzemyślsobieparęspraw.

-Jakich?

-Zacznijodpostanowienia,codalej.Zamierzaszpołożyćsięiumrzećczydalej

walczyć?

Kristadrgnęła.Jessdojrzałnajejtwarzyprzebłyskemocji.

-Tadecyzjazostałajużzamniepodjęta!

-Czyżby?-DofiliżankizkawąJessdolałciepłegomlekaiponowniewręczyłją

Kriście.-Porozmawiamypośniadaniu.

Wiedziała,żejeślizacznieprotestowaćlubodmówijedzenia,zachowasięjakdziecko.

Czujączłość,poszławmilczeniuzaJessemiusiadłaprzystole.

-Zacznijodowoców.Zarazprzyniosęresztę.Zanimponowniezasiadłdostołu,

postawiłnanimjogurtyzgrzankami.PoskończeniusałatkiKristasięgnęłapogrzankę.

-Jakmożeszspodziewaćsię,żepodejmędalsząwalkę?Przecieżjeślitozrobię,moja

siostrastraciżycie.

-Rozumujeszdokładnietak,jakchcetegoNewton.

-Ajakjeszczemogłabymrozumować?

Jesswzruszyłramionamiizabrałsięzajedzeniejogurtu.

-Nieigrajzżyciemmojejsiostry!

-Dlaczegonie?Wszyscytorobią.

-Usiłujeszmnieskrzywdzić?

background image

JużchciałwyznaćKriście,żepróbujezmobilizowaćjądodalszejwalki,alezobaczył,

iżjestjużdostatecznieporuszona.Jegoprowokacyjnezachowanieodnosiłopożądany
skutek.

-Pogadamypośniadaniu-oznajmił.

-Mamdośćmężczyzn,którzychcądecydowaćomoimżyciu!-Kristarzuciłanastół

zmiętąserwetkę.-Hayden,Scott,Chaz.Anadodatekjeszczety!

-Chceszrozmawiaćteraz?Toświetnie.Mów.Alejachciałbymcośzjeść.

Odepchnęłasięzkrzesłemodstołuipoderwałananogi.ZmierzyłaJessagniewnym

wzrokiem,alejejoczybyłypełnełez.

-Jesteśtaki,jaktamci?

-Ajakmyślisz?

Kristaoprzytomniała.Miałaprzedsobąukochanegomężczyznę.Człowieka,któremu

zależałonatym,bynaprawiaćświat.Człowieka,któregonaprawdęobchodziłlosinnych

ludzi,dbającegoonichniemalznadludzkąpasją.

WprzeciwieństwiedoinnychmężczyznJesszawszeceniłjąwysoko.Nawet

wówczas,gdysamaceniłasięzbytnisko.Odwczorajbyłaprzekonana,żewszystko

skończone.Terazjednakprzyszłojejdogłowy,żemożetodopieropoczątek.Usiadłaz

powrotemprzystoleiwzięłaswojąserwetkę.

-Przysuńmijogurt-poprosiłaJessa.

Wreszcieodetchnąłzulgą.Przezcałyczaswstrzymywałoddech.Kristaztaką

wściekłościąuderzyławwieczkopojemnikazjogurtem,jakbytobyłagłowaScotta
Newtona.

-Cośmusiszzrobićzwłasnymżyciem-rzekł.-Zamierzaszobjąćponownieswą

ciepłąposadkębibliotekarki?

-Niewiem,cobędęrobiła.

-Alewiesz,czegorobićniebędziesz.

-Pogadamyotympośniadaniu.

Usłyszawszytesłowa,Jessmałosięniezadławiłzwrażenia.

-Dobrypomysł.

Ostatniejnocyspędziłwielegodzinnaobserwowaniuprzemijaniaczasu.Tużprzed

świtemudałomusięwytyczyćsobiedalsządrogężyciową.Ażdokońca.Izarazzaczął
się

zastanawiać,dlaczegotakwieleczasuzajęłomuto,copowiniendostrzecodrazu.

background image

WsalonikuKristazajęłamiejscewfotelu.Jessusiadłnaprzeciwko.

-Prawieniespałamostatniejnocy-przyznałasię.-Przepraszam,jeśliciębudziłam.

Maszprzezemniezbytwielekłopotów.Dostałocisięwięcej,niżsięspodziewałeś.

-Znaczniewięcej-przyznałzbłyskiemwoku.

-Wiem,jakimjesteśczłowiekiem.Dobrym,uczciwymi…bezinteresownym…

-Opisujeszkogośinnego.Kristapokręciłagłową.

-Podpisałeśumowęnawydanietwojejksiążki,aniewyrokśmierci.Jeślinadal

będziesztrzymałsięwpobliżumnie,tonapewnodostanieszswojezdjęciez
zaznaczonym

celemwmiejscuserca.

Jessprzeciągnąłsięzpozornąnonszalancją.

-Awięcmampakowaćsięiwynosić?Tochceszmipowiedzieć,prawda?

WoczachKristypojawiłosięcierpienie.

-ZabieramzMarylanduswojerzeczy.Ipotemznikam.

-AcozRosie?

-Muszęzaprzestaćposzukiwań.Niemogęryzykowaćjejżycia.

-Acozemną?-JesspatrzyłnaKristęnieruchomymwzrokiem.

-Czytynicnierozumiesz?Niepozwolęcinadalwtymtkwić!Jesteśdobrym

człowiekiem,każdemuprzychyliłbyśnieba.Alejaniezamierzamponosić
odpowiedzialności

zarujnowaniecudzegożycia.

-Nikomuniezrujnowałaśżycia.Nigdyniemiałaśżadnegowpływunapowstałą

sytuację.Jakmyślisz,cobysięstałoztobąitwojąsiostrą,gdybyśswegoczasudaławiarę
jej

słowomidoprowadziładonatychmiastowejkonfrontacjizojczymem?

-UratowałabymRosieprzeducieczką…

-HaydenBarnardzaprzeczyłbywszystkimzarzutomizarazjegoludzie

zaaranżowalibynieszczęśliwywypadek,wktórymzginęłybyobiesiostryJensen.Pomyśl

tylko,jakwielkiewspółczuciewzbudziłbywtedyszlachetnysenator!Zrozpaczy
rozdzierałby

szaty,obiecującrównocześniewyborcomustawęnakazującąwzmocnieniepasówbezpie-

czeństwalubżądajączaostrzeniakardlabandytówgrasującychpoulicachnaszychmiasti

strzelającychdomłodychkobiet…

background image

-Przestań!-Kristazatkałasobieuszy.

-Nie,totyprzestańbraćnawłasnebarkiwszystkienieszczęściategoświata!Rosie

uciekłaidziękitemuuratowałażycie.Swoje,amożetakżetwoje.Jestterazpewnie

bezpieczniejszanaulicach,niżwjakimkolwiekinnymmiejscu.Byłanatylesilnai
sprytna,

byratowaćsięucieczką.Itybyłaśnatylesilnaisprytna,byznaleźćsiębliskoniej.
Dlatego

Barnardzacząłcigrozić.

-Onspełniswojegroźby!

-Byćmoże.

-Comasznamyśli?

-Niewiemy,zjakiegoczasupochodzązdjęcia,alenawszystkichRosiemanasobie

ciepłerzeczy.Terazjestmaj.Wyglądawięcnato,żefotografowanojązimą.Tegoroku
lub

poprzedniego.

Kristapotrząsnęłagłową,nierozumiejąc,coJessmanamyśli.

-Zostawilibycipóźniejszezdjęcia,gdybynimidysponowali.

-Sądzisz,żezgubilitrop?

-Całkiemmożliwe.Ulicznemałolatyszybkoucząsię,jakznikać.Jeśliniesąśledzone

przezdwadzieściaczterygodzinynadobę,potrafiązatrzećwszelkieślady.Rozpłynąćsię
w

powietrzu.

KristapragnęławierzyćJessowi.Zdawałasobiejednaksprawęztego,żeżycieRosie

możewisiećnawłosku.

-Niewolnomiryzykować.Czytegonierozumiesz?Śledząterazmnie.Awięcjeśli

nawetniewiedzą,gdzieakuratjestmojasiostra,toodnajdąją,idącmoimśladem.

-Właśniedlategomusimypodejśćdosprawyzzupełnieinnejstrony.

DotejporyKriścieudawałosięniespoglądaćnaJessa.Dłużejjednakniepotrafiła

unikaćjegowzroku.

-Nieprzyjmęodciebieżadnejdalszejpomocy.-Dotknęłamiejsca,wktóreugodziłgo

Chaz.-Wystarczytwojejdobroci.Jedźdodomuiwracajdonormalnegożycia.Napisz

książkę.Tutajzrobiłeśwszystko,cowludzkiejmocy.

JesszłapałKristęzarękęiprzyciągnąłdoust.

background image

-Jużmamswojeżycie-powiedział.-Tytakżejesteśwnim.Wszystkoprzemyślałem.

Będziemyrazem.

-Toniemożliwe.

-Wracamdodomuizabieramsiędopisania.Jedzieszzemną.

PrzezchwilęwydawałosięKriście,żesięprzesłyszała.

-Dodomu?Ztobą?

-Tak.

-Waszyngtontoostatniemiejsce,doktóregomogłabymjechać!

-MamnamyślidomwgórachwWirginii.Całkiemspory.Stojącynapłaskowyżu.

Widokstamtądroztaczasiępohoryzont.Wszystkozieloneiczyste.Wystarczymiejsca
dla

nasobojga.-Jessroześmiałsięcicho.-Właściwiebudynekjesttakogromny,żezdoła

pomieścićdrużynęfutbolową.Tostarawozowniadladyliżansów.

-Dobrzewiesz,żeniemogęjechać.Naraziłabymcięnaniebezpieczeństwo.

-Czyzauważyłaś,żetobieNewtonniegroził?

-Możewstosunkudomnieżywijeszczejakieśresztkiciepłegouczucia.Aleto

człowiekbezwzględny.Gdytylkouzna,żezagrażamHaydenowi,natychmiastkażemnie

zabić.

-Niewątpię,żecośdociebieczuje.-Jessodgarnąłwłosyzjejpoliczka.Poróżowiała.

Wiedział,żetoreakcjanadotykjegodłoniipoczułnikłyprzypływnadziei.-Iniewątpię,
że

pozbawiłbyciężycia…gdybytylkomógł.

-Gdybymógł?-KristanachyliłasięodruchowowstronęJessa.Znajwiększąuwagą

słuchałajegodalszychsłów.

-Pomyśltylko-zacząłpowoli.-NewtonmożepozbawićżyciaRosie,boma

pewność,żeniktnigdyniepowiążejegoosobyzmorderstwemmłodocianejuciekinierki.

Umrzeonaanonimowo,więcniktnigdyniedowiesię,żemłodszapannaJensennieżyje.
Ale

ztobątozupełnieinnahistoria.Scottdobrzewie,żegdybyśzostałazamordowana,nie

dopuściłbymdozatuszowaniasprawy.Jestemczłowiekiemznanymipoważanym.

Natychmiastwszcząłbymśledztwoimiałbymwieledopowiedzenia.

-Uważasz,żepotrafiłbyśstawićczołoHaydenowi?Twojadoskonałareputacja

liczyłabysiębardziejniżjegowładza?

background image

Jessuśmiechnąłsięlekko.

-Niemammaniiwielkości.Aleistniejąjeszczenatymświecieludziebezwzględnie

uczciwi,którzyniedająsięskorumpować.Wiem,kimsą,ijakdonichdotrzeć.

-Znalazłszysięwgrobie,niewszcząłbyśśledztwa.

-Toprawda,alezrobilibytozamniemójprawnikimójwydawca.

-Twójprawnik?Wydawca?Jakimcudem…?

-Dokładnyopiswszystkiego,cowydarzyłosiędotejpory,jestjużwichrękach.

-AleScottniemaotympojęcia.PodobniezresztąjakHayden.Chybażeimto

powiesz.

-Och,obajdobrzewiedzą,kimjestem.Znająmnie.Imojemetody.

AwięcJesspomyślałowszystkim.Kristauprzytomniłasobie,jakwielemu

zawdzięcza.

-Toznaczy,żejesteśmychronieni?

-Chybażetwójojczymokażesięażtakzdesperowany,żezaryzykuje.

-AleRosieniejestbezpieczna.

-Byłabybezpieczna,gdybyudałosięnamjąodnaleźć.Aleprzystępującdodalszych

poszukiwań,musielibyśmyzałożyć,żeprzeciwnicystraciliśladiniewiedzągdziejest.I
żeto

nam,anieim,udasięodszukaćRosie.

-Takiegoryzykapodjąćniemogę.

JessprzyciągnąłKristędosiebie.Byłasztywna.Opierałamusię,bobyłazbyt

zdenerwowana.

-Niemusiszsamapodejmowaćryzyka.Zrobimytorazem.

-Dlaczego?

Odetchnąłzadowolony,żewreszciepadłotopytanie.Równocześniejednakbyłomu

przykro,żeniemożewyjawićKriściegłównejprzyczyny.Niewolnobyłomącićjejteraz
w

głowieimówićouczuciach.Wyznaniemiłościmusiałojeszczepoczekać.Możenawet
dość

długo.

-Niepotrafięstaćzbokuispokojnieprzyglądaćsiętemu,cosiędzieje.Gdzieśpo

drodzetwojawalkastałasiętakżemojąwalką.

WgłębiduchaKristaliczyłanainnąodpowiedź.PokochałaJessa.Jejmiłośćpotrafiła

background image

zakwitnąćwnajbardziejnieprawdopodobnymmiejscuiczasie.Gdybyuczucieniebyło
tak

głębokie,pewniebywogóleniezwróciłananieuwagi.

-Możnawalczyćnawielesposobów.-UsiłowałaodsunąćsięodJessa,leczjejnie

puścił.-Wybierzten,którypozwolicizwyciężyć.

NiereagującnasłowaKristy,mówiłdalej:

-JedźzemnądoWirginii.Pomóżpisaćksiążkę.Zatrudnięciędoprowadzeniaprac

badawczych.Potrzebujeszzajęcia.

-Jużmówiłam…

-Pomóżmizdemaskowaćtwojegoojczyma.

-Alejak?-Przestałasięwyrywać.

-Każdyproblemmożnarozwiązaćbardzoróżnie.Kristapoczułanikłyprzypływ

nadziei.

-Comasznamyśli?

-JakożedalszeposzukiwanieRosiejestzbytniebezpieczne,postąpimyzupełnie

inaczej.Użyjęswoichpowiązańikontaktów,żebyrozpocząćsolidną,zakrojonąna
szeroką

skalękampanięprzeciwHaydenowiBarnardowi.Wykopięspodziemiwszystkie
materiałyna

tematbrudów,któregodotyczą.Akiedyzdobędęwystarczającąliczbęobciążających

dowodów,zaproponujemypanusenatorowimałątransakcję.Mojeinformacjezażycie
Rosie.

Wówczasbędziemusiałznaleźćjądlanas.

KristapatrzyłanaJessarozszerzonymioczami.Niemogłauwierzyćwjegosłowa.

-Czymatoszansepowodzenia?

-Tak,ma.Aleczysięuda?-Jesswestchnął.WjegooczachKristamogławyczytać

prawdę.-Przyrzecniemogę,alejednojestpewne.Jeśliniespróbujemy,toniczegonie

uzyskamy.

-Acoztwojąkarierą?Zamierzaszpoświęcićcałyczasnapracę,którejwynikówbyć

możenigdyniezdołaszopublikować?

-Byłsobiekiedyśpewienmłodyczłowiek…-Jessuderzyłsięwpierś-dlaktórego

liczyłosiętylkoiwyłącznieopisywanieidemaskowanieniegodziwościtegoświata.
Szybko

jednakdojrzał.Stałsięstarszyimądrzejszy.Żyjeteraznietylkopoto,abyujrzećswoje

background image

nazwiskonaobwoluciejakiejśksiążki.

-Robisztodlamnie?

Pragnąłprzytaknąć,aleobawiałsię,żeKristagoniezrozumie.

-RobiętodlaciebieiRosie,atakże,byćmoże,dlawszystkichinnychdzieciaków,

którespotkałpodobniekoszmarnylos.-Jesswzruszyłramionami.-Aczywogóle
musimyto

analizować?JedźzemnądoWirginii.Oferujęciposadęimieszkanie.Atakżeszansę
pomocy

twojejsiostrze.

TymisłowamiprzeniósłKristęzotchłanirozpaczywświatnadziei.Niemogła

odmówić.Iniechciała.Jesschciałmiećjąoboksiebie,mimożenawetniewspomniało

miłości.Czasnietylkoleczył,lecztakżepotrafiłzdziałaćznaczniewięcej.Wmiarę

przemijaniaspokojnychdniinamiętnychnocymożeto,coichterazłączy,przekształcisię
we

wzajemneuczucie?Wcośtrwałego…

Skinęłagłowąizapytałakrótko:

-Kiedyruszamy?

DopieroterazJessuzmysłowiłsobie,jakbardzobyłnapięty.Usłyszawszyodpowiedź

Kristy,poczułsięjakskazaniec,któregouniewinnionowostatniejchwili.Awięcjednak
będą

razemspędzaliczas.No,możeniebędątonajszczęśliwszeichgodziny,alezawszebyłoto

coś.Potym,coKristaprzeszłainadalmusiałaprzechodzić,jedyne,ocomógłprosić,był

właśnieczas.Jesspostanowił,żedajejtakżemiłośćidużocierpliwości.Irazem
przetrwają.

Zpewnościądoczekająlepszychdni.

-Dzisiajsiępakujemyijutroruszamywdrogę.Niemażadnegopowodu,aby

zostawaćdłużej.-Jesszamilkł,alejużpochwilipostanowiłszczerzepostawićsprawę.-
A

pozatymimszybciejzabierzemysięzaporządkidomowe,tymlepiej.

Kristabyłatakzamyślona,żeniezwróciłauwaginasłowaJessa.Dotarłydoniej

dopieropochwili.

-Comasznamyśli?

-Widziałem,jaksprzątasz.Robisztodoskonale.

-Powiedz,żetwójdomniewyglądatak,jaktutejszemieszkanie,kiedyje

background image

wynajmowałeś!-jęknęłazwcalenieudawanymprzerażeniem.

-Niewygląda-uczciwiepotwierdziłJess.-Jestwiększy.Znaczniewiększy.

-Karaluchy?

-Myszy.

KristaoparłagłowęopierśJessa.Niewiedział,czyśmiejesię,czypłacze.

-ZabierzemyzesobąKota-zdołałapowiedziećizarazpotemzałamałsięjejgłos.

Rozpłakałasię.

Jesspocieszającymgestempogładziłjąpowłosach.

-Niemartwsię.Przekonaszsię,wszystkobędziedobrze.

-Mamnadzieję.Boże,mamtakąnadzieję.

Pakowanieokazałosięczynnościąprostą.Włożyliniewielkidobytekdokartonowych

pudełiuzgodnilizpaniąDuchamp,żewyślejedoWirginii.Kobietastałanagalerii

pierwszegopiętra,zamiatająciopowiadająchistorieoNowymOrleanie,podczasgdyJess

przenosiłwłasnerzeczydomieszkaniaKristy.

Gdyskończylipakować,nastałajużporakolacji.WpadłaWanda,żebysięznimi

pożegnać.OstatniwieczórzamierzalipoświęcićnaszukanieTate.Wątpilijednak,czy
upartai

hardanastolatkadasięodnaleźć.

-Wrazieczegocojejpowiemy?-spytałaKristapokolacji.

Jesspatrzył,jakszczotkujewłosy.Wświetlelampypołyskiwałyjakjasnezłoto.Już

niesprawiaławrażeniakobietyskrajniezrozpaczonej.Dałjejnadzieję.Zastanawiałsię,
czy

ofiarowałcośjeszcze.Uczucie.Aleniebyłażtakimidiotą,abyłudzićsię,żeKristago

pokochała.Odwróciłasięwjegostronę.

-CopowiemyTate?-powtórzyłapytanie.

-Spróbujemynamówićjąnapowrótdodomu.Wandaobiecałazałatwićtoza

pośrednictwem„NaszegoMiejsca”.

-AjeślinieudasięnamznaleźćTate?

-Niezamartwiajsięzawczasu.

JessprzesunąłdłoniąpowłosachKristy,apotemjąpocałował.Lekkapieszczota,

mającatylkopodtrzymaćnaduchu,przerodziłasięwcośznaczniesilniejszego,zapełnym

przyzwoleniemcałowanej.

WkońcuJesswypuściłKristęzobjęć.

background image

-Niemiałemzamiaruniczaczynać-usprawiedliwiłsięześmiechem.

ChętnieuzmysłowiłabyJessowi,żeto„nic”miałoswójpoczątekwieledniprzedtem,

aleobawiałasięjegoodpowiedzi.

Wieczórbyłciepły,panowałaniemaltropikalnapogoda.Słabywietrzykniósłzapach

magnolii.Ulicamiprzechadzalisięrozbawienimieszkańcyituryści.JessiKrista
przemierzyli

wszerziwzdłużcałąFrancuskąDzielnicę,żegnającsięwmyślizmiejscami,których

wspomnieniebędziedręczyćichdokońcażycia.

PrzeszukaliwszystkieznaneKriściekryjówkiTate.Gdywreszciezawróciliwstronę

domu,dochodziłapółnoc.PrzezcałądrogęKristamilczała,pogrążonawewłasnych
myślach.

Odezwałasiędopierowówczas,gdyznaleźlisięwprzesmykumiędzydomami.

-Zależałominatym,abyodnaleźćTate.-Słowatenieodzwierciedlałyjejuczućdo

nieszczęsnejnastolatki.-Kochamją-wyznała.

-Toświetnadziewczynka-przyznałJess,kiedyznaleźlisięnadziedzińcu.

-Cosięzniąstanie?

Niemusiałodpowiadaćnatopytanie,boKristawiedziała,żeupłynącałelata,nim

Tateudasięuzyskaćlegalnezatrudnienielubwynająćjakiśprzyzwoitykąt.Przeztelata

codzienniebędziemusiaławalczyćoprzetrwanie.

-Niewiem-powiedział,pocieszającymgestemkładącrękęnaplecachKristy.-Ale

Wandazrobiwszystko,cowjejmocy.MożenamówiTatenapowrótdodomu?

Odzrujnowanejfontannyoderwałasięnaglejakaśszczupła,drobnapostać.Wtych

ciemnościachwyglądałotojakporuszającysięwąskicień.

-Niewrócędodomu.

Stanęlijakwryci,alejużposekundzieKristarzuciłasięwstronę,zktórejdobiegał

głos.PorwałaTatewobjęciaizaczęłająściskać.

-Gdziebyłaś?-Potrząsnęładziewczynką.-Przezwielegodzinszukaliśmycięwcałej

dzielnicy!

Tateodsunęłasięiotrzepałazkurzu.

-Tuitam.

-Dlaczegoniedałaśznać,żeuciebiewszystkowporządku?

-Umniezawszejestwszystkowporządku.-Unikającwzrokurozmówczyni,Tate

wymamrotała:-Martwiłamsięociebie.

background image

SerceKristyzalałafalaradości.

-Nicmisięniestało.Naprawdę.

-Wiem.Chciałamsiętylkoupewnić.

-Wejdziesznagórę,żebytrochępogadać?

-Mieszkamzparomadziewczynami.Powiedziałamim,żewrócęokołopółnocy.

-Chodźznami.Bardzocięproszę.

Tatewzruszyłaramionami,alepomaszerowałazaKristąwstronęschodów.Jess

podążyłzanimi.PrzeddrzwiamimieszkaniaKristapoprosiłagobłagalnymspojrzeniem,
aby

niezostawiałichsamych.Skinąłgłowąiwszedłdośrodka.Tateobrzuciławzrokiem

kartonowepudła.

-Wandamówiła,żewyjeżdżacie.Dokąd?

-DoWirginii.ZamierzampracowaćtamdlaJessa.

-Acoztwojąsiostrą?

-Todługahistoria.Będęszukałajejwinnysposób.

-No,tocieszęsię,żeuciebiewszystkowporządku-wymamrotałaTate,ruszającku

drzwiom.

-Niewychodź.-Kristazastąpiłajejdrogę.-Wysłuchajmnie,proszę.-ZanimTate

zdołałasięodezwać,powiedziałaszybko:-Niemogęznieśćmyśli,żeżyjesznaulicy.
Wiem,

czymtogrozi.Samasięotymprzekonałam.Czynaprawdęniezdecydujeszsięnapowrót
do

domu?Możeniebędzietamnajlepiej,alezawszektośwesprzewpotrzebiezarówno
ciebie,

jakitwojąmamę.Pobędzieszwdomutylkodochwili,gdybędzieszmogłapójśćswoją

drogą.-JessgestemdałznaćKriście,żebydałaspokójnamowom,aleniepotrafiłasię

powstrzymać.-Tate,proszę!Czyzechceszotympomyśleć?

Nastolatkamiałatakąminę,jakbychciałauciec,aleKristanadalzagradzałajej

wyjście.

-Mamamnieniechce-wymamrotaładziewczynka.

-Chce,alepewnieniewie,jakcitopowiedzieć.

-Mówiła,żeniechce.

-Wzłościludziewygadująróżnerzeczy.Zadzwońterazdoniej.Kiedy

background image

rozmawiałyścieporazostatni?Kiedy?

-Kristanalegałanaodpowiedź.

-Dzwoniłamdoniejodwastamtegowieczoru.

-WbezsilnejrozpaczyTateuderzyłapięściąweframugędrzwi.-Zostawiłamci

przecieżforsęzatelefon.Aleniekażdyjesttakijakty.-Dziewczyncezałamałsięgłos.

-Mamapowiedziała,żebymwięcejniedzwoniła.Jedynymczłowiekiem,któremu

kiedykolwieknamniezależało,byłamojababcia,aleonajużnieżyje!

MimooporówTate,Kristaobjęłająiprzyciągnęładosiebie.Tuliławramionachobcą

dziewczynkę,nieRosie,aleniemiałotożadnegoznaczenia.Obiebyłyjejrówniebliskie.

-Mniezależynatobie-oświadczyłazmocą.-Kochamcię.Iniedamciodejść.

Wyjedziemyizamieszkamyrazem.Potrzebujemysięnawzajem.

-Jesteśstuknięta.Puśćmnie.

-Pojedzieszzemną.Skończyszszkołęiwyrośniesznamądrąkobietęosilnym

charakterze.Niemusiszteraznawetpodejmowaćdecyzji.Samatozrobięzaciebie!

TatezdołałasięwreszciewyswobodzićzobjęćKristy.

-Tynaprawdęzwariowałaś!Dlaczegosięnamnieuwzięłaś?Niemożeszodnaleźć

siostry,więcchceszprzygarnąćpierwszązbrzegudziewczynę,jakąnapotkasz?Cojestz

tobą?

-Zemnąjestwszystkowporządku-zapewniłaKrista.RzuciłaokiemnaJessa.

Dopieroterazuprzytomniłasobie,żeposunęłasięzadaleko.Zamierzałasprowadzićmu
do

domuobcegodzieciakaulicy,zadziornegoiniesfornego,któryprzykażdymkroku

zbliżającymgodonormalnegożyciabędzieprotestowałznieludzkimwrzaskiem.

Kristaniewiedziała,copocząć.Przyszłojejnawetdogłowy,żebędziezmuszona

dokonaćwyboru,alewłaśniewtejchwiliusłyszałaspokojnygłosJessa:

-Posłuchaj,Kristo.MamwWirginiiwłasnydom,wymagającygeneralnego

sprzątania.Znaszprzypadkiemkogoś,ktomógłbymipomóc?Zapewniammieszkaniei
wikt.

Aha,najbardziejodpowiadająmiciemnewłosyiniebieskieoczy-dodałżartobliwym
tonem,

zanimKristazdołałasięodezwać.

-Wybywam-oświadczyłaTate,alenieruszyłasięzmiejsca.

Jesspodszedłdoniej.

background image

-Tate,zaznałaśwżyciuniewielemiłości.Pozwólwięc,żecościoniejpowiem.To

uczucieniemażadnegosensu.Razjest,arazgoniema,niewiadomodlaczego.Matki

powinnykochaćswojedzieci,aleczasaminiepotrafią.Kiedyindziejmiłośćrodzisięi

wzrastawzadziwiającychokolicznościach.Pewnegopięknegodniaczłowiekpodnosi
wzrok,

widzikogoś,kogoodjakiegośczasujużzna,inagleuprzytamniasobie,żegokocha.

Tatechrząknęłanerwowo.

JessspojrzałnaKristę.Miałabłyszcząceoczy.Zapragnąłporwaćjąwobjęciai

pocałować.Izrobiłbyto,gdybyniestojącaobokTate.To,codotejporyuważałza

niemożliwe,wydałomusięnaglebajecznieproste.Dokończyłpewnymgłosem:

-Czasamimężczyznaikobietazdająsobiesprawęztego,żekochająobojejakiegoś

dzieciaka,ichcą,abyrósłnaichoczach.Mamyterazdoczynieniaztakąwłaśniesytuacją.

Tatechrząknęłaponownie.

-Naprawdęmacieświra.

Jessobdarzyłjąpromiennymuśmiechem.

-Możeszpowtórzyćtojeszczeraz?

-Przecieżmnieniekochacie.Jestwamtylkoprzykro,bosądzicie,żejestemsamotna.

Alejaniejestem.Inikogoniepotrzebuję!

-Życieztobąbędziepiekielnietrudne-zczułościąwgłosiestwierdziłaKrista.

PogłaskałaTatepopoliczku.-Bądźsobienieznośnajutroiwewszystkienastępnedni.
Ale

czymożeszwreszciepowiedzieć,żejedzieszznamidoWirginii?Muszętousłyszeć!

-Nigdziesięniewybieram!-TateodepchnęłaKristęiotworzyładrzwi.-Macie

nierównopodsufitem.Nibypocomiałabymjechać?

-Bojesteśnampotrzebna.-Kristazaklaskaławdłonie.Niemogładoniczegozmusić

upartejdziewczynki,choćbyniewiemjaktegopragnęła,alepostanowiładodać:-Wsa-

mochodziejestmiejscenatwojerzeczy.Bądźtutajoósmej,jeśliprzedwyjazdemchcesz

zjeśćśniadanie.Ruszamyzsamegorana.Czekanasdługajazda.

-DlaczegomiałabymwybyćdoWirginii?

-Bomytamjedziemy.

-Idiotyzm!-warknęłaTateizatrzasnęłazasobądrzwi.Wrazzjejzniknięciem

ulotniłasięcałanadziejaKristy.

-Przyjdzie?

background image

-Wrazieczegojąuprowadzimy-pogodnieobiecałJess.Kristaodwróciłasięod

drzwi.

-Jess,czyto,copowiedziałeśTate…?

ŻebynieulecpokusieobjęciaKristy,skrzyżowałręcenapiersiach.

-Ogeneralnychporządkach?-Świetniewiedział,ocojejchodzi.

-Nie.Omiłości.

-Podobałocisię?Przytaknęłaruchemgłowy.

-Tak.Tenkawałekomiłościwzadziwiającychokolicznościach.

-Ainnykawałek,tenomężczyźnieikobiecie,dojrzałychnatyle,abywybrać

przedmiotswegouczucia?Czyteżbyłdobry?

-Tak.

-Jakbardzo?

Kristaprzywarłakurczowoplecamidodrzwi,żebyukryćnerwowedrżeniecałego

ciała.Mimożewiedziała,iżnienależytegomówić,niepotrafiłasiępowstrzymać.

-Kochamcię,Jess.Jużodpewnegoczasu.Niewiem,jakiesątwojeuczucia,alejeśli

potrafięwyznaćtoTate,mogętakżetobie.Powiedz,jeślitocokolwiekzmienia…

-Cokolwiek?Wszystko.Itotakszybko,jaktylkoudasięnamcałąsprawę

przypieczętowaćumową.-JessprzyparłKristęmocniejdodrzwiicałowałażdoutraty
tchu.-

Jateżciękocham-oświadczył,obsypującpocałunkamijejwłosyitwarz.-Alepotym,co

przeszłaś,uznałem,żeniemogęcięonicprosić.

-Damciwszystko.Absolutniewszystko!

Potem,korzystajączpozostałychimjeszczegodzinnocy,Kristawielokrotnie

udowadniałatoJessowi.

ROZDZIAŁOSIEMNASTY

KristaobudziłasięwobjęciachJessa.Uprzytomniłasobiezniechęcią,żezakilka

minutbędziemusiaławstać.Miałaochotępoleżećspokojnieprzezchwilęipomyślećo

czekającymjądniu.

WNowymOrleanieponiosłaklęskę.NieodnalazłaRosie.Pewnienadalżyłagdzieś

naulicyimożejużnigdywięcejnieudasięjejzobaczyćsiostry.Bezwzględunato,co

przyniesielos,szukanieRosieprzestałobyćdlaKristyjedynymżyciowymcelem.Jej
rodziną

stalisięteraztakżeJessiTate.

background image

JessweśnieprzyciągnąłKristębliżejdosiebie,takjakbywyczuł,żeonimmyśli.

Oparładłońnajegoramieniu.Byłwspaniałymczłowiekiem.Dziękiniemuodzyskała

utraconąwiaręwludzi.Imiłość.Atakżenadzieję.

Otworzyłoczy.

-Wyglądasztak,jakbyśmyślałaowielkichsprawach-powiedział.

Kristauśmiechnęłasięsmutno.Nadstawiłatwarzdopocałunkunapowitanienowego

dnia.

-Największych.

Więcejniepytał.Wiedział,cozaprzątaibędziezaprzątałojejmyśli.

-Mamnadzieję,żeopuszczenieNowegoOrleanunieuważaszzaporażkę?

-Nie.WyjazddoWirginiitraktujęjakonastępnykroknatejsamejdrodze.Przecież

niezrezygnowaliśmyzszukaniaRosie.

-Podobamisiętakiepodejście.-JessponowniepocałowałKristę.Żałował,żewtej

chwiliniemająwięcejczasudlasiebie.

KristaniemogłarozmawiaćoRosie.Sprawiałotozbytwielkiból.

-Sądzisz,żeTatewróci?-spytała.

-Niemampojęcia.Jeślisięniezjawi,rozpoczniemyposzukiwania.

-Chybaniemożemyzabraćjejsiłą.

-Niemożemy.

-Tejdziewczyncewolnożyćzaśmietnikiem,bomatkaniechcemiećjejwdomu.Ale

tomy,tyija,mielibyśmykłopoty,gdybyśmyzabralijąsiłązulicy.Toniejestw
porządku…

topoprostuniesprawiedliwe.

-JeżelinawetTatepojedzieznamizwłasnejwoli,możemywpaśćwtarapaty.

-Chybaniemówisztegopoważnie.

-Dozajmowaniasięnieletnimitrzebamiećodpowiednieupoważnienie.Zakładanie

prywatnegoośrodkadlamłodocianych,domudzieckalubrodzinyzastępczejbez
zezwolenia

jestniezgodnezprawem.Podobniejakprzewożenienieletniejprzezgranicęstanu.Może
to

zostaćuznanenawetzauprowadzenie-wyjaśniłJess.

-Zdającsobiesprawęztegowszystkiego,nadalchcesz,żebyTatepojechałaznamido

Wirginii?-spytałaKrista.

background image

-Prawostworzonopoto,bychronićnieletnich.Dlamnieważniejszajestjegoistota,

niżsucheparagrafy.-JessznówpocałowałKristęiniechętnieusiadłnałóżku,odwracając
się

doniejplecami,gdyżwcaleniebyłpewny,czychcewidzieć,jakzareagujenajego
następne

słowa.Mogłypodziałaćjakbomba.-Apozatymsądzę,żegdytylkoznajdziemysięw

Wirginii,możemyuczynićzadośćprzepisomprawnymipostaraćsięolicencjęna
założenie

niewielkiegodomudziecka.Kristausiadłanałóżku.

-Domudziecka?

-Sallyteżjestpotrzebnemiejsce,wktórymmogłabyżyć.

Wpokojunadługozapanowałacisza.WreszcieJessniewytrzymałnapięcia.Odwrócił

siętwarządoKristy.Siedziałazezmarszczonymczołem,oczymśintensywniemyśląc.

-Jakdużajesttatwojawozowniadladyliżansów?

-spytała.

Jessuniósłwgóręobieręce.

-Wierzmi,kiedyjąkupowałem,nictakiegonawetnieprzeszłomiprzezmyśl.

-Jakduża?

-Maosiemsypialni,aleniektóremałe.Bardzomałe.

-Jesszawahałsięnachwilę.-Takiemalutkiejaktomieszkanie.

-Zamierzaszzorganizowaćkomunę?Amożelepiejhotel?

-Kupiłemcałąposiadłość.Dompoprostutamstał.

-SallyniejestzWirginii,podobniejakTate.

-Spróbujemydogadaćsięzopiekąspołecznąnadmłodocianymiwstanach,zktórych

pochodząobiedziewczynki.Zawarcieoficjalnegoporozumieniaiwszystkieformalności

pomożenamzałatwić„NaszeMiejsce”.Dadząnamteżdobrereferencje.

-Cośmisięzdaje,żebadałeśjużtęsprawę.Mamrację?

-Och,tylkoprzyokazjizbieraniamateriałówdoksiążki.

Jessspuściłwzrok,ujrzawszypełneniedowierzaniaspojrzenieKristy.Wstałaiobjęła

gozaszyję.

-Uprawiaszzawódreportera,ajajestembibliotekarką.Powiedz,comywogóle

wiemyobezdomnych,trudnychdzieciakach?

-Więcejniżktokolwiek,kogoznam.

background image

Jessmiałsłuszność.Doświadczeniaostatnichmiesięcypozwoliłyimzdobyćdużą

wiedzę.Ichedukacjaniebyłatylkoczystoteoretyczna,odbylisolidnąpraktykę.A
idealizm,

jakipodrodzestracili,zastąpiłagigantycznadawkarealizmu.

-Będziemydziałaćrozważnieibardzopowoli.Krokpokroku-obiecałJess.

-Awięcprzystępujemydorealizacjipierwszegokroku.Tomisiępodoba.

-Jesteśwspaniała!Pragnęcięjaknikogoinnegonaświecie-wyszeptałJessiukrył

twarzwewłosachKristy.-Będziemydziałaćrozważnieibardzopowoli.

-Kłamca.

Ajakożeniemógłzostawićtegowyzwaniabezodpowiedziiudowodnienia,żemówił

prawdę,dośniadaniazasiedlizesporymopóźnieniem,dopierooósmej.

Odziewiątejbyłojużwiadomo,żeniemacodłużejczekaćnaTate.Jesszająłsię

ładowaniemdosamochodupodręcznychbagaży,aKristarobiławmieszkaniuostatnie

porządkiisprawdzała,czyczegośniezostawili.Wcalesięjednakniespieszyli.Jaktylko

mogli,obojeprzeciągalizajęcia.Aleowpółdodziesiątejniemielijużnicdoroboty.

-Tateschowasięwmysiądziurę,jeśliniezechce,abyśmyjąznaleźli-zesmutkiemw

głosiestwierdziłaKrista.

-Podejdźdosamochoduiudawaj,żezarazsięrozpłaczesz-wyszeptałnagleJess.

-Aledlaczego?-zapytała,choćodrazuuznała,żewcaleniebyłobytotrudne.

-Bozdajemisię,żeodkądzacząłempakowanie,ktośmniebezprzerwyśledzi.

-Sądzisz,żeTatejestwpobliżu?

-Aha.

Odczasu,kiedyKristausiłowałaodnaleźćsiostrę,zdarzałosięjejrobićrzeczy

znaczniegorszeibardziejspektakularne,niżudawaniepłaczu.Stałasięznakomitą
aktorką.

Podeszłaterazpowolidosamochodu,apotemnachyliłasięnadmaskąiskryłatwarzw

dłoniach.Mimożenaprawdębyłabliskaautentycznychłez,zastanawiałasię,czywten

sposóbudasięjejsprowokowaćTatedowyjściazukrycia.

Przezkilkaminutstałatakbezruchu.Kiedyjużchciałazrezygnowaćzodgrywania

scenyrozpaczyiodejśćodsamochodu,usłyszaławpobliżujakiśszmer.Podniosłagłowę.
Po

drugiejstroniemaskiwozuujrzałanagleTate.

-CzywWirginiijadasiępłatkiowsiane?-spytaładziewczynka.

background image

-Lubisz?

Tatewykrzywiłabuzięzodrazą.

-Awięcodpowiedźbrzmi:nie.WWirginiiniejadasięowsianki-zcałymspokojem

skłamałaKrista.

-Niejestemtwoimdzieckiem.Anitwojąsiostrą.

-Jesteśmywięcprzyjaciółmi.

-Nielubię,kiedymówimisię,comamrobić.

-Tate,gdyludzieżyjąrazem,musząprzestrzegaćpewnychzasadidostosowaćsiędo

nichpoto,abysobienawzajemnieprzeszkadzać.Dostanieszwłasnypokój.Będziesz
mogła

robićwnim,cozechcesz.Możeszwrócićdoszkoły.

-Każąpowtarzaćmiodpoczątkucałąklasę.

-Pomogęciodrabiaćlekcje,zanimnienadrobiszbraków.Jesteśinteligentnaizdolna.

Napewnoświetniesobieporadzisz.

Tatepodniosłazziemizniszczonyplecak,ukrytyzasamochodem.SpojrzałanaJessa,

którypodszedłbliżej.

-Mogęzabraćsięzwami-oznajmiłamrukliwymtonem.-Alejeślimisiętamnie

spodoba,toniezostanę.

JessobdarzyłTatejednymzeswoichpromiennychuśmiechów.

-Jasne.Aledajnamszansę.Niezwiewajtylkodlatego,żeniebędziecisięchciało

pozmywaćnaczyńlubgdyzeszkolnegotestuniedostaniesznajlepszegostopnia.

Tateprychnęłapogardliwie.TakjakbyJessbyłdzieckiem,aonaosobądorosłą.

Kristazaśmiałasię.Miałaochotęuściskaćzadziornądziewczynkę,aleuznała,że

będzierozsądniejodłożyćprzejawyserdecznościnapotem,kiedyjużbezpiecznieminą

granicemiastaiTateznacznietrudniejprzyjdziezrezygnowaćzdalszejpodróży.Zamiast

więcTate,uściskałaJessa.

-Gotowa?-zapytał,wypuszczającjązobjęć.Skinęłagłową.Zwrażenianiemogła

wymówićanisłowa.

JessusadowiłTatenatylnymsiedzeniurazemzesfatygowanymplecakiemijego

własnąmaszynądopisania.Kot,dotejporydrzemiącynapodłodzesamochodu,przeniósł
się

bezzwłocznienakolanadziewczynki.

Kristaostatnimpożegnalnymspojrzeniemobrzuciładziedziniecidom.Przyjechała

background image

tutajposiostrę,awyjeżdżałazJessemiTate.

-Dowidzenia,Rosie.Kochamcię-szepnęłaczule.-Bądźzdrowa…ibezpieczna.

UsiadłaobokJessa,którywłączyłsilnik.

Rozumiał,jakwieledlaKristy,apewnietakżedlaTate,oznaczaopuszczenietych

miejsc.DlategoulicamiFrancuskiejDzielnicyjechałpowoli,dającimczasnapożegnanie
się

zprzeszłością.Mijalipiękne,staroświeckiedomy,którebyłyświadkamiminionychdni.

Skręcił.Znaleźlisięnaulicy,którąKristawracałapospieszniedodomutamtego

wieczoru,kiedyjąśledził.Minęlidomnoclegowy,gdzieczęstozatrzymywalisięmali

uciekinierzy,imałysklepikspożywczy,wktórymKristapokazałazdjęcieRosiepanu

Majorsowi.

KiedyzbliżalisiędoCanalStreet,wzrokKristywyłowiłnagleruchomą,złotąplamę.

Podrugiejstronieulicyszławprzeciwnymkierunkudziewczyna.Minęliją,zanimKriście

udałosiędostrzecjejtwarz.Alewsposobieporuszaniasiędziewczyny,trzymaniagłowy,

byłocoś…

KristaodruchowochwyciłaJessazarękę.

-Cosięstało?-zapytał.

-Tamszładziewczyna.Widziałamjątylkoodtyłu,ale…

Zakażdymrazem,gdyspostrzegaładziewczynęozłotychwłosach,natychmiast

widziaławniejRosie.Takbyłoipewniejużtakzawszemiałobyć.

-Zawracamy.-Jesszacząłszukaćwzrokiemmiejscaodpowiedniegodowykonania

manewrusamochodem.

-Nie.-Kristawyprostowałaplecy.Patrzyłaterazprostoprzedsiebie.-Jedziemydalej.

-Naprawdętegochcesz?

-Tak.Chcęjechaćdodomu.

PanMajorsgoniłresztkamisił.Zamiastzapełniaćtowaremprawiepustepółki,

siedziałbezczynniezaladą.Sklepikspożywczy,któregobyłwłaścicielem,należał
poprzednio

dojegoojca.Aonsampracowałwnimprzezcałeżycie,odkądjakomałychłopieczdołał

urosnąćnatyle,bysięgaćkontuaru.Teraz,mającnakarkusześćdziesiątkę,wyczekiwałz

utęsknieniemdnia,wktórymbędziemógłporazostatnipowiesićnadrzwiachtabliczkęz

napisem:„Zamknięte”iwięcejdosklepuniewracać.

Jednaktoniepracawsklepie,alebezdomnemałolatytaknaprawdęmęczyłygo

background image

najbardziej.Wwiększościdobredzieciaki,alezawszepotrafiłybeztrudupodejśćgoi

rozszyfrować.Niemiałypojęcia,żeonsamjakotrzynastolatekuciekłodrodzinyiżeto
głód

przywiódłgozpowrotempodrodzinnydachdomu,wktórymnigdyniezaznałani
odrobiny

miłości.Temałolatywiedziałynatomiastdoskonale,żestarypanMajorsnakarmijeza
darmo,

czasamitylkoczerstwymipączkamiimlekiem,alenapewnonakarmi.

Maliklienciczasamikradliwsklepie,alenajczęściejjedyniebatonikilubgumędo

żucia.Zdarzałosię,żewpadalitylkopoto,abypogadać.BowiempanMajorsumiał
słuchać.

Akuratzdążyłwsadzićnoswgazetę,gdypojawiłsiępierwszyporannyklient,jedenz

dzieciakówulicy.PanMajorspotrafiłzawszejerozpoznać.Miałyniemyte,przetłuszczone

włosyiniechlujne,brudneubraniaorazzawszenosiłyprzysobietorbęzdobytkiem.
Twarze

ichbyłybladeipozbawionewyrazu,awzrokpusty.Właścicielsklepikuwiedziałjednak

dobrze,żetenieszczęsne,bezdomnemałolatymająrównieżuczucia.Pamiętałtoz
własnego

dzieciństwa.

Dziewczynka,któraweszłaprzedchwilądosklepu,kogośmuprzypominała,alenie

wiedział,kogo.Zczymśsiękojarzyła.Alezczym?Ładnaijasnowłosa.Atakżew

zaawansowanejciąży.Byłtojedenznajsmutniejszychwidoków,jakiezdarzałosiępanu

Majorsowioglądać.Prawietakprzykry,jakwidokdziecichorychijużzniszczonych

narkotykami.

Dziewczynka,któraprzedchwiląweszładosklepu,miałaniezwykłeoczy.Prawie

turkusowe.UważniewpatrywałysięwpanaMajorsa.

-Ktośmówiłmi,żesprzedajepanniedrogodzieciakommlekoipączki.

Staryczłowiekpomyślałomającymsięurodzićdziecku.Tejmałejistotceniedawał

żadnychszans.

-Mammleko,alepączki,akuratmisięskończyły-oznajmiłniezupełniezgodniez

prawdą.-Copowiesznakanapkę?Przygotujęcizrostbefemzatakąsamącenę.

Przeztwarzdziewczynkiprzemknąłjakiśbłysk.

-Dlaczegopantorobi?-spytała.

Miałdowyborukłamaćdalejlubpowiedziećprawdę.Tamałolatamiałaswoją

background image

godność.

-Botakmisiępodoba-odparłmrukliwie.Odwróciłsięplecami,żebywziąć

francuskąbułkę,szybkojednakznówzerknąłnaladęimałąklientkę.Rozumiałte
dzieciaki,

aleniemiałdonichzaufania.

-Niepochodzęstąd,więczapytałam-wyjaśniła.

-Kiedyśbyłamtutajprzezkilkadni,alepotemwyjechałam.

-ZamierzaszzostaćwNowymOrleanie?

-Nie.Jestemtutylkoprzejazdem.-Sięgnęłapogazetę,którąprzedchwiląpołożyłna

kontuarze,przekręciłająwswojąstronęizaczęłaprzewracaćstrony.Byłotoniezwykłe.

Większośćmałolatówprzychodzącychdosklepubardziejinteresowałasięmożliwością

zwędzeniaczegośdojedzenia,niżjakąkolwieklekturą.

PanMajorsnałożyłnabułkęporcjęmajonezuisolidnykawałekrostbefu.Dodał

jeszczepomidoraisałatę.Zastanawiałsię,kiedytanieszczęsnaprzyszłamatkaporaz
ostatni

jadłajakieśwarzywa.Owijająckanapkęwbiałypergamin,zauważył,żedziewczynka

wpatrujesięintensywniewpierwsząstronicęgazety.

-Wieletampaskudnychwiadomości-zagadał.Pochyliłsięiznadkontuaruzerknąłna

gazetę.Niezauważyłniczegoszczególnegonapierwszejstronie.Byłytamtylkozwykłe

wiadomości.Wielkienagłówkiobwieszczaływszemiwobec,żesenatorHaydenBarnard

zamierzakandydowaćnaprezydenta.Niebyłotodlanikogożadnymzaskoczeniem.

-Niewidujęwieludzieciakówwtwoimwiekuzaglądającychdogazety-powiedział.

Małaklientkapodniosłananiegowzrok.

-Uwierzymipan,jeślipowiem,żekiedyśbardzodobrzeznałamtegoczłowieka?-

zapytała.Jejrękaopadłananagłówekwgazecie.

Wswoimdługim,sześćdziesięcioletnimżyciupanMajorssłyszałjużchybawszystko.

Niestety,niemalzregułybyłytokłamstwa.

-Trudnowtouwierzyć-mruknął.Dziewczynkaroześmiałasięgorzko.Wygrzebałaz

kieszenidrobneipołożyłajenaladzie.

-Tołajdak-oznajmiła.

-Możenaprawdęgoznałaś,ktotowie?Wzięłakanapkęiwepchnęładotorby.

-Możeznałam.

Skinęłagłowąnapożegnanieiopuściłasklep.

background image

PrzezresztędniapanMajorszastanawiałsięnadlosemmałejklientki.Zawszetak

robił,gdychodziłoodzieciulicy.

Tegowieczoruzadzwoniłdoagentaodnieruchomościipoleciłmusprzedaćsklep.


Document Outline