background image

 

 

 

background image

 

Klauzura

  Wstęp wzbroniony!

 

 

Consilia Maria Lakotta

 

 

 

background image

 I

 

 

Myślę, że ten pamiętnik autorstwa siostry zakonnej już 

ze względu na historię swojego powstania jest jedyny w 

swoim rodzaju. Tak mi się przynajmniej wydaje, ponieważ do 

tej pory nie prowadzono podobnych zapisków w tak 

skomplikowanym stanie ducha. Tego ja – postulantka Eileen 

O’Davis – jestem zupełnie pewna.

 

Piszę w tajemnicy przed moimi przełożonymi, 

posługując się pismem stenograficznym, którego w moim 

życiu zawodowym nikt poza mną nie potrafił odszyfrować. 

Reporterzy mają swoje tajemnice, które chronią przed 

wścibskimi spojrzeniami kolegów po fachu. Tę największą 

noszę teraz w sobie i wcale nie czuję się z tym dobrze. 

Wdarłam się do tego klasztoru, aby...

 

Nie, powinnam wyrzucić to z siebie i wyznać, jak w 

ogóle doszło do tego, że konwent St. Mary z Golden Hills ma 

background image

czarną owcę w białym stadzie.

 

Wszystko wzięło się stąd, że dla mojego szefa – 

wydawcy i redaktora naczelnego wysokonakładowego 

czasopisma dla kobiet, ukazującego się w Chicago – napisałam 

dobry reportaż, który nagrodził wyższym niż zazwyczaj 

honorarium. Już samo to powinno mi było dać do myślenia, 

gdyż stary nie bywał tak hojny dla początkujących adeptów 

dziennikarstwa. Dopiero co zdałam maturę i zaledwie od roku 

pracowałam w redakcji.

 

Kiedy więc szef wręczał mi kopertę zawierającą kwotę, 

której wysokość zaparła mi dech w piersiach, zdjął z nosa 

okulary, co zawsze było znakiem, że chce podjąć ze swoim 

rozmówcą temat wykraczający poza relacje służbowe.

 

- Od razu powiedziałem sobie, że ten drażliwy temat 

może podjąć jedynie kobieta. Doskonale sobie pani z nim 

poradziła, dziecinko. Oddać sprawiedliwość siostrze zakonnej 

zamieniającej strzykawki ze szczepionką przeciwko cholerze, 

a jednocześnie wydobyć na światło dzienne całą prawdę. 

Mężczyzna byłby w tym wypadku prawdziwym słoniem w 

składzie porcelany. Nawet będąc czasopismem niezależnym, 

background image

musimy liczyć się z religijnymi odczuciami katolickiego kręgu 

naszych czytelników. A więc, jak już powiedziałem, dziecino 

– doskonała robota.

 

Wyrażenie „dziecino” nie powinno absolutnie budzić 

wrażenia, że z moim przełożonym wiązały mnie relacje 

zapewniające niektórym koleżankom szybszy awans 

zawodowy. Byłam po prostu redakcyjną maskotką i właśnie 

dlatego mógł złożyć mi tę fatalną propozycję. Zbierałam się 

już do odejścia, kiedy przytrzymał mnie za ramię.

 

- Proszę zostać jeszcze na chwilę, panno O’Davis.

 

Cóż za uroczysty początek...

 

- Proszę mi powiedzieć, jest pani irlandzkiego 

pochodzenia, nieprawdaż? Pani nazwisko...

 

- Moi dziadkowie pochodzą z Cork, moi rodzice już z 

Chicago, a ja jestem urodzoną Amerykanką – odpowiedziałam 

dumnie, na co on się uśmiechnął.

 

- Proszę się nie obrażać, dziecinko. Kiedy się patrzy na 

panią, nikt nie wątpi, że ma do czynienia z nowoczesną młodą 

damą. Ma pani swój styl, chociaż nie wynagradzam pani po 

background image

królewsku. No dobrze, wygląd zewnętrzny jest okay. A jak się 

mają sprawy z religią – surowa katoliczka, jak czcigodni 

dziadkowie z Cork na południowym zachodzie Irlandii?

 

Na policzkach zakwitły mi rumieńce. Nie tolerowałam 

żadnych żartów na ten temat.

 

- Szefie, właśnie przed chwilą zapewnił mnie pan...

 

- Ależ naturalnie, dziecino! Gdybym tylko jeszcze raz 

mógł mieć dwadzieścia jeden lat jak pani – od razu pełna 

koncentracja! A tego mi właśnie potrzeba – temperamentu, 

roztropności, wdzięku osobistego. Proszę dobrze uważać: 

właśnie dlatego, że jest pani katoliczką aż do szpiku kości, 

chciałbym zlecić pani wykonanie pewnego zadania, które 

potraktowane z głową może przynieść niemałą sławę.

 

Tu zaczął przekopywać nieprzejrzany stos papierów i 

fotografii, które w zastraszającym tempie zwykły spiętrzać się 

na biurku każdego redaktora. Wyłowił z niego kolorowy fotos 

i podsunął mi go pod nos.

 

- Kto to jest?

 

Uśmiechnęłam się. Nabija się ze mnie?

 

- To przecież Clare Nell, wschodząca gwiazda 

background image

Hollywood. Każdy windziarz wiesza jej portret nad łóżkiem i 

wie, że wkrótce ma zagrać Marię Stuart.

 

Szef przytaknął skinieniem głowy.

 

- Okay – to znaczy, właściwie nie. Przed chwilą 

otrzymałem informację, że rolę dostanie ktoś inny. Clare Nell 

wstąpiła do klasztoru.

 

Rozwarłam w zdumieniu oczy. Pewnie nie byłabym 

bardziej zszokowana, gdyby stwierdził, że panna Nell zginęła 

w wypadku samochodowym.

 

- Niemożliwe!

 

- Oczywiście, że możliwe. To nagłówek naszego 

następnego numeru. Została dominikanką misjonarką w 

Golden Hills. Od razu i bez żadnych zapowiedzi. Żadnych 

skandali, żadnych afer, żadnych bankructw, żadnych 

niepowodzeń na ekranie. Po prostu nie do uwierzenia.

 

Przeciągnął ręką po solidnej łysinie. Nie mogły się na 

niej zjeżyć ze zgrozy włosy, gdyż w przeciwnym razie miałby 

modnego właśnie jeżyka.

 

Przez tę chwilę udało mi się odzyskać równowagę 

ducha.

background image

 

- To może jakiś trik, szefie. Wkrótce pewnie wystąpi. 

Szkoda, wydawało mi się, że ma lepszy gust. Nie 

potrzebowała tego rodzaju reklamy.

 

- I tu się pani myli, dziecinko. Potraktowała sprawę 

zupełnie poważnie. List pożegnalny do firmy oraz odmowa 

pod adresem w większej części męskich wielbicieli, oficjalne 

zrzeczenie się praw filmowych oraz majątku – konwent St. 

Mary połknął ją bez reszty; gwiazda filmowa postulantką. 

Musi tam pani pojechać!

 

- Co takiego? Ja?

 

Wstał z krzesła i podszedł do drzwi. Następnie 

przepędził do diabła swoje dwie sekretarki, a mnie do ognia 

czyśćcowego. Tak mi się przynajmniej wydawało.

 

Kiedy już stało się jasne, że w pobliżu nie ma 

nieproszonych uszu, wyjawił mi swój plan. Ktoś musiał udać 

się do Golden Hills i zbadać po co, na co i dlaczego aktorka, i 

to znajdująca się na najlepszej drodze do zrobienia kariery, 

wbiła sobie do głowy, że da światu kopniaka i pozwoli się za 

życia pogrzebać.

 

Jeszcze miałam nadzieję, że będzie chodziło o mniej lub 

background image

bardziej grzecznościową wizytę u zakonnic, które łagodną 

sztuką perswazji uda się przekonać, jak doskonałym 

lekarstwem na ciągły brak powołań może okazać się dobrze 

napisany reportaż o klasztorze, kiedy szef powiedział:

 

- Już się dowiadywałem. Dalej niż do rozmównicy nie 

przedrze się żaden reporter ani reporterka. Siostry mają surową 

klauzurę. Trzeba ją wysadzić, zrozumiano?

 

Nie rozumiałam ani słowa, gapiąc się na niego w 

milczeniu. On pochylił się ku przodowi, zaczerpnął powietrza, 

potem jednak, po chwili zastanowienia, podszedł do stojącej 

przy ścianie kasy pancernej, otworzył ją i pomachał w moją 

stronę trzema pokaźnymi paczkami banknotów.

 

- A więc niniejszym zabezpieczony byłby ślub z 

pewnym młodym filharmonikiem, dziecino. Gdyby jeszcze 

rok udało się pani okiełznać uczucia i przybrać welon – tak jak 

Clare Nell!

 

W podobny sposób werbuje się szpiegów, oburzona 

zerwałam się z miejsca.

 

- Wykluczone, szefie. Ani za pieniądze, ani za dobre 

słowo. Nie zrobię czegoś takiego.

background image

 

Szef trzasnął drzwiami sejfu.

 

- Zrobi pani! – stwierdził z napawającym lękiem 

spokojem, wskazał na krzesło, na którym miałam zająć 

miejsce, i dodał: – Mam tylko panią. To jest prawdziwa bomba 

dla reportera, gdyż dotąd nikt się na coś podobnego nie 

odważył. Nikt, kto wstępuje do klasztoru, nie musi przecież od 

razu zobowiązać się, że pozostanie w nim przez całe życie. 

Czy śluby składa się od razu, kiedy zatrzasną się drzwi 

klauzury?

 

Potrząsnęłam głową.

 

- Na pewno nie. Ale uważam, że to niemoralne, po 

prostu oszustwo...

 

Mój rozmówca założył ręce.

 

- Nie jestem wprawdzie katolikiem, ale uważam się za 

znośnego chrześcijanina. Czy poprzedniego lata nie wzięła 

pani urlopu, żeby odprawić rekolekcje w klasztorze? Przez 

cztery dni, nieprawdaż? No dobrze, byłem wspaniałomyślny, 

chociaż było wtedy dużo roboty i napięte terminy. Jestem 

tolerancyjny dla wszystkich, czy to dla żydów, muzułmanów, 

czy hindusów. Gdyby mi pani oświadczyła: „Szefie, muszę 

background image

koniecznie odprawić roczne rekolekcje w klasztorze”, to na 

początku pewnie bym szalał – ale czego człowiek potrzebuje, 

to musi mieć. Dobrze – proszę odprawić roczne rekolekcje u 

zakonnic, przecież to nie przestępstwo. Jeśli wola, to i bez 

pieniędzy, tyle tylko, że stanie się pani potem sławna, i temu 

na pewno nie będzie się dało zapobiec.

 

Usiadłam.

 

Trafił dokładnie w moją piętę achillesową. Spokój, 

cisza, skupienie – wszystko to marzenia w zabieganym 

reporterskim życiu. Ileż tak potrzebnego odprężenia przyniosły 

mi te cztery dni! Więcej niż sześć tygodni urlopu na Florydzie! 

I dalej – przecież nie jestem początkującą świętą – nęciła mnie 

sława. Szef miał rację, cała historia była wyjątkowa, jedyna w 

swoim rodzaju. Reporterka dociera do świętego świętych w 

żeńskim klasztorze i wydobywa na światło dzienne pilnie 

strzeżone tajemnice. Mój przełożony przypatrywał mi się 

uważnie.

 

- Mógłby z tego wyjść całkiem znośny reportaż i to 

nawet taki, któremu sam papież nie poskąpiłby 

background image

błogosławieństwa. Jedynie, co byłoby niezbędne, to 

oryginalność, poczucie humoru, lekkość i zaduma – właśnie 

cała Eileen O’Davis, którą nasi czytelnicy już zdążyli nauczyć 

się cenić. Przecież wiele młodych dziewcząt wróciło z 

powrotem do normalnego życia, kiedy się przekonały, że na 

dłuższą metę klasztorne mury nie są dla nich.

 

Spuściłam głowę, w moim wnętrzu wrzało.

 

Szef podszedł do okna i otworzył je na oścież. Na 

zewnątrz widać było blask wiosennego słońca.

 

- Zbladła pani, dziecinko. Nie chcę niczego wymuszać 

ani nakazywać. Proszę wziąć zasłużone honorarium i udać się 

do pierwszej lepszej kawiarni albo, jeśli wola, pospacerować 

po butikach. A kiedy na spokojnie podejmie pani decyzję, 

proszę przyjść do mnie, a obiecuję, że obojętnie, jaka ona 

będzie, wszystko pozostanie między nami, okay?

 

- Okay! – wystękałam niewyraźnie.

 

Wypuścił mnie z gabinetu i wrzaskiem zaczął wzywać 

swoje sekretarki, które oczywiście zapadły się pod ziemię.

 

Oddaliłam się pośpiesznie.

background image

 

Chicago nie jest z pewnością właściwym miejscem, jeśli 

ma się do przetrawienia ciężkie duchowe konflikty. Biegałam 

bez celu wzdłuż ulic obramowanych szybami wystawowych 

okien, na światłach raz po raz przechodziłam z jednej strony 

na drugą, ciągle zanurzona w tłumie ludzi i sama nie wiem, jak 

doszło do tego, że wylądowałam nagle przed świątynią muz. 

Nie, nie przed katedrą, lecz przed tym budynkiem, w którym 

każdego sobotniego wieczoru Robert Galmore z kręgiem 

filharmoników demonstrował wspaniały kunszt gry na harfie i 

cymbałkach.

 

Jeśli przyjmę ofertę szefa, nie będę już mogła dzięki 

legitymacji prasowej przekradać się ku orkiestrze, aby zająć 

zarezerwowane miejsce i przez dwie godziny studiować ciche, 

skupione oblicze mojego „cherubina”, na którym rysowało się 

tyle wzniosłości, że – moim zdaniem – nie dało się niczego 

podobnego znaleźć w całym milionowym mieście. Wszyscy 

ludzie wokoło nosili na twarzach maski, tylko Robert Galmore 

zachowywał ludzkie oblicze, tak mi się przynajmniej 

wydawało. A ja, obdarowana i szczęśliwa, wracałam do domu, 

jeśli tylko musnął mnie jego uśmiech. On tłumaczył całą 

background image

sprawę zapałem młodej reporterki, a nie osobistą sympatią, 

kiedy wieczór w wieczór trwałam w kaskadach brzmień 

muzyki klasycznej, chociaż bardziej podoba mi się jazz.

 

Poza nieśmiałą, nieco chaotyczną rozmową – podczas 

której dowiedziałam się, że pracuje w banku – nie miałam 

więcej okazji do spotkania z nim. Jakim cudem szef zwietrzył, 

co w trawie piszczy?

 

Czy każdy mógł dojrzeć na mojej twarzy ten wyraz 

cichego uwielbienia? Pewnie nie pozostanie mi nic innego, jak 

zakrywać oblicze burką na podobieństwo niewiast Wschodu. 

Wydaje mi się bowiem, że bardzo kocham Roberta Galmore’a, 

nawet jeszcze i teraz, kiedy odważyłam się na ten karkołomny 

krok i noszę czarny czepek postulantek z St. Mary. Tego 

jednakże popołudnia byłam niezdecydowana, wahając się 

pomiędzy zgodą a odmową, protestem a pokusą. I pewnie 

wszystko byłoby inaczej, gdybym tylko usłyszała choćby 

najmniejsze wyznanie miłosne ze strony mojego uwielbianego 

muzyka. Ale na to przyszłoby mi pewnie jeszcze długo czekać.

 

Jak to często się zdarza, pobożne zakonnice nazywają to 

tutaj „zrządzeniem Opatrzności”, przed świątynią muz 

background image

natknęłam się na tego, o którym tak intensywnie myślałam – 

Roberta Galmore’a. Pozdrowił mnie, a ja poczułam, że się 

rumienię. Niezdecydowany zwolnił kroku.

 

- Dzisiaj, niestety, nie wpuszczają obcych – wyjaśnił mi 

nie pytany i nieco roztargniony. – Przyszedłem z 

przyzwyczajenia, żeby zabrać szal, o którym zapomniałem 

ostatnio.

 

- Tak, niebieski w srebrne paski, mam go w domu! – 

odparłam na to. Zdziwiony spojrzał na mnie.

 

- Pani? Właśnie chciałem zapytać którąś ze sprzątaczek 

– dzisiaj robione są generalne porządki. Daleko pani mieszka?

 

- Nie, autobusem jesteśmy w pięć minut na miejscu. 

Jeśli potowarzyszy mi pan, wbiegnę na górę i przyniosę go – 

nie chciałam, żeby spadł na podłogę – to przecież czysty 

jedwab! – dodałam z zapałem.

 

- Nic specjalnego, panno...

 

- O’Davis!

 

- Hm – taki tam tani produkt z supermarketu. Ale gdyby 

była pani taka uprzejma, to można oddać go w sobotę w 

garderobie. Jeśli natomiast nie może pani przyjść, dam chętnie 

background image

pieniądze na znaczek na list polecony...

 

Spojrzałam na niego trzeźwym okiem. Mężczyzna, 

który nie korzysta z okazji, aby przebywać w towarzystwie 

swojej ukochanej, w ogóle nie kocha. Nieco zmieszany 

przeciągnął dłonią po swoich pięknych, falujących włosach i 

dodał pospiesznie:

 

- Musi pani wiedzieć, że jestem teraz w pracy. W tej 

aktówce jest tysiąc dolarów, nie wolno mi się więc 

zatrzymywać, chociaż nie podejrzewam w pani specjalisty od 

napadów na bank.

 

Odrzuciłam głowę w tył.

 

- O, nie miałam zamiaru panu przeszkadzać. Obowiązek 

to obowiązek, proszę się pospieszyć, żeby pan zdążył, bo 

dzisiaj spory ruch na ulicach.

 

- W sobotę ćwiczymy Czajkowskiego – zawołał jeszcze 

do mnie i zniknął w tłumie. Poczułam nagle, że w głębi duszy 

zaczynam nienawidzić pewnego niebieskiego szala w srebrne 

paski. Czy nie wystawiłam się na pośmiewisko? Było 

oczywiste, że jestem zupełnie obojętna Robertowi 

Galmore’owi. Oddać szal garderobianej albo przesłać pocztą... 

background image

O nie! Mój cherubin był zupełnie zwykłym człowiekiem, który 

w ciągu dnia myślał zazwyczaj o pieniądzach, pełniąc 

obowiązki wiernego sługi przeklętej mamony. Niepojęte, że w 

wolnym czasie oddawał się takiemu hobby i biorąc do ręki 

harfę, porywał młode dziewczęta, takie jak ja, do siódmego 

nieba...

 

Dość! Dostanie swój szal, ale bez jednego słowa! Odtąd 

pewne zarezerwowane dla prasy miejsce w pobliżu orkiestry 

będzie świeciło pustką! Ach, życie w Chicago jest twarde i 

brutalne, zupełnie pozbawione poetyckości. To zrozumiałe, że 

zapędziło w klasztorne mury samą Clare Nell. W tym 

światowym mieście nie było już żadnych wartości, liczyła się 

jedynie wartość pieniądza.

 

Problem został rozwiązany. W klasztorach ostała się 

prawdziwa romantyka, serce i dobro tylko tam były do 

znalezienia, doskonale to odczułam podczas rekolekcji. To, co 

było potrzebne gwieździe filmowej, może się i dla mnie 

okazać dobre. Poza tym, jakim to przestępstwem było 

wstąpienie do klasztoru, aby z bliska przyjrzeć się życiu 

zakonnic? Przecież nie miałam zamiaru ich szpiegować, żeby 

background image

potem wywołać skandal. Szef miał rację, powinien to być 

doskonale napisany, interesujący reportaż, na który rzucą się 

przede wszystkim czytelniczki, bo przecież pracowałam dla 

czasopisma kobiecego!

 

Następnego poranka list polecony zaadresowany do 

pana Galmore’a był już w drodze. Wysłałam szal, tak jak 

postanowiłam, bez jednego słowa. Natomiast twarz mojego 

szefa promieniała radością. Zdumione sekretarki po raz drugi 

w tym tygodniu zostały zmuszone do udania się na 

nieplanowaną przerwę, my zaś omówiliśmy szczegóły całego 

przedsięwzięcia. Przede wszystkim należało udowodnić 

wszystkim krewnym, znajomym i przyjaciołom, że moja 

decyzja jest konsekwencją wewnętrznej potrzeby ducha, w 

przeciwnym wypadku bardzo szybko mogłoby dojść w Golden 

Hills do niechcianej wpadki. Moi koledzy i koleżanki przez 

cały tydzień będą mieli o czym rozprawiać w klubie, a potem 

popadnę w zapomnienie, moje miejsce zajmie ktoś inny – 

tylko w domu może być trudno.

 

Nigdy nie wspominałam ani rodzicom, ani rodzeństwu o 

chęci wstąpienia do klasztoru, nawet wtedy kiedy mój starszy 

background image

brat Patryk postanowił zostać kapłanem. W dobrej irlandzkiej 

rodzinie przynajmniej jeden jej członek przynależy do stanu 

duchownego, nawet jeśli od całych pokoleń zamieszkuje ona 

w Ameryce. Tak więc nie było to niczym nadzwyczajnym. 

Natomiast ja nigdy nie wykazywałam skłonności ku życiu 

zakonnemu, lecz wyborem takiego a nie innego zawodu 

dowiodłam niewątpliwego przywiązania do tego pięknego 

świata. Chciałam pójść śladami życia i to w dodatku tam, 

gdzie pulsuje ono najmocniej. Wszyscy o tym wiedzieli. Jak 

więc wytłumaczyć sensowność mojego kroku? Na szczęście 

nie musiałam niczego robić w pośpiechu, moi rodzice 

mieszkali poza Chicago, w wiejskiej okolicy, gdzie 

posiadaliśmy własny dom, przy którego budowie uczestniczyli 

jeszcze dziadkowie. Dopiero niedawno udało się go uwolnić 

od ciężarów kredytu. Któregoś dnia miałam należeć do grona 

spadkobierców...

 

Mój szef machnął ręką, jak gdyby chciał odpędzić 

muchę.

 

- Bzdura! Na razie niczego proszę nie pisać, a list 

wysłać do rodziców dopiero z klasztoru, uzasadniając to tym, 

background image

że nie chciała pani sprawiać im bólu. To chyba rozsądne 

tłumaczenie?

 

Tak, to był dobry pomysł. Kiedy udawałam się w 

podróż, by zebrać materiał na reportaż, też nie odprawiałam 

specjalnej ceremonii pożegnania. Moi bliscy przyzwyczaili się 

do tego, że wyrosły mi skrzydła i opuściłam rodzinne gniazdo. 

Poza tym przypominałam sobie mgliście, że we wszystkich 

klasztorach można było składać wizyty. Golden Hills nie 

leżało w końcu na antypodach, tylko parę mil na północ od 

miasta.

 

Dla rodziców był to rzut kamieniem, odkąd John, mój 

drugi starszy brat, kupił samochód. Mieściły się w nim właśnie 

cztery osoby. Cztery było idealną liczbą jak na okazjonalne 

odwiedziny w klasztorze – nie trzeba będzie odpowiadać na 

zbyt wiele pytań, jak wtedy, kiedy zjawiłoby się pięcioro 

rodzeństwa, zwłaszcza najmłodsza Maureen. Przez moment 

przeszył mnie dotkliwy ból, jakbym rzeczywiście miała się 

rozstać z moją młodszą siostrą, za której wychowanie byłam 

prawie współodpowiedzialna. Potem jednak uśmiechnęłam się 

sama do siebie – cała ta komedia miała trwać tylko rok. Zaraz 

background image

jak tylko jako nowicjuszka dotrę do ostatnich tajemnic życia 

klasztornego, jeszcze przed złożeniem pierwszych ślubów 

zakonnych, wrócę do życia w świecie. Zawsze można było 

znaleźć jakieś wyjaśnienie. Tym się właśnie pocieszałam. 

Wszystkie inne sprawy wziął w swoje ręce sam szef. Dostałam 

do ręki bilet. Osobiście nie chciał mi towarzyszyć, gdyż 

mogłoby się to wydać zbyt podejrzane. W żadnym też 

wypadku nie wolno mi było przedstawić się przełożonej 

generalnej jako reporterka, lecz jedynie jako pracownik 

wydawnictwa. Nie była to cała prawda, ale też i nie kłamstwo, 

tym sposobem nikt nie nabierze podejrzeń.

 

Nieco ryzykowna była inna sprawa: moje nazwisko 

pojawiało się często na łamach naszego poczytnego 

czasopisma. Czy ktoś mnie może rozpoznać? Wszystko 

zależało właśnie od tego.

 

Nie musiałam się niczego obawiać. Kiedy wymieniłam 

moje nazwisko, twarz czcigodnej matki pozostała 

background image

niewzruszona. Równie dobrze mogłabym się nazywać Mary 

Smith lub Liz Miller. O tym, że w tym klasztorze nikt nie 

czytywał naszego pisma, pomyślałam, kiedy zobaczyłam 

wznoszącą się na wzgórzach bryłę zabudowań w okropnym 

stylu przełomu wieków, które być może całe lata temu 

zasłużyły sobie na tak poetycką nazwę i teraz daleko im było 

do tego.

 

Był szary, skąpany w deszczu, wczesnowiosenny dzień. 

Na niebie przesuwały się ciężkie kłębiaste chmury. Nieliczne 

drzewa, mające ożywiać surową fasadę klasztoru, wypuściły 

zaledwie pierwsze pączki. Na burych polach nie widać było 

żadnego śladu jakiejkolwiek zieleni, martwe i ciche leżały 

wokoło. Jasnoczerwony traktor ugrzązł w błocie i to zaraz 

obok głównego wejścia. Najwidoczniej nie udało mu się 

pokonać zakrętu drogi wiodącej za rogiem ku stajniom, 

oborom i stodołom.

 

Wielkie nieba, to raczej jakaś dobrze prowadzona farma 

niż żeński klasztor! Z zabudowań gospodarczych dobiegało 

szczekanie psa i głuche porykiwanie krów. Blaszany dźwięk 

dzwonka u bramy – i chuda, ciemno odziana siostra zakonna, 

background image

która moim zdaniem była nieco zbyt wysoka, by móc uważać 

ją za pełną wdzięku. Dominikanki wyobrażałam sobie zawsze 

jako lśniąco białe, nieskazitelne gołębice na dziedzińcu Boga. 

Takie, którym Pan nie złamałby ani jednego piórka, kiedy 

rozgniewany przepędzał przekupniów ze świątyni. Tę, 

przewiązaną szarą zapaską i tęgo rozczochraną, spowijała 

czerń.

 

- Dzień dobry – rzekłam suchym tonem domokrążcy, 

który po raz pierwszy dzwoni do drzwi obcego domostwa. – 

Czy mogłabym rozmawiać z matką generalną?

 

Wysoka zakonnica szeroko rozwarła szare oczy.

 

- Z czcigodną matką? A kim pani jest?

 

- Eileen O’Davis – odpowiedziałam śmiało i niebiosa 

nie zagrzmiały. Siostrzyczka nie miała najmniejszego pojęcia, 

kto przed nią stał.

 

- A co pani sprzedaje? – pytała dalej, spoglądając na 

moją walizkę oraz płaszcz przeciwdeszczowy, z którego 

spływały strugi wody.

 

- Jeśli można tak powiedzieć, to mnie samą – odparłam 

nieco podrażniona – chciałabym wstąpić do tego klasztoru.

background image

 

No cóż, moje oświadczenie brzmiało co najmniej 

dwuznacznie, bo najwidoczniej siostra nie podejrzewała, że 

pod jej dachem zagościła nowa postulantka!

 

- Proszę mi tylko powiedzieć w jakiej sprawie i pójść za 

mną do rozmównicy.

 

- Niech siostra posłucha, chcę zostać dominikanką, czy 

też może wylądowałam tutaj wśród wyznawczyń buddyzmu?

 

Chuda siostra na dłuższą chwilę zamknęła oczy, a ja 

pomyślałam, że zaraz zemdleje.

 

- Aaa, nowa? Nic mi o tym nie wiadomo, że się pani 

zgłosiła! Jak brzmiało nazwisko – Davids?

 

- O’Davis – i nie jestem zgłoszona. Nie miałam pojęcia, 

że nawet w klasztorach na pierwszym miejscu stoi święty 

Biurokracy.

 

Teraz moja rozmówczyni roześmiała się, ukazując 

potężne, końskie zęby, w żadnym wypadku nie dodające jej 

urody.

 

Wytarła najpierw wielkie, kościste ręce w szarą 

zapaskę, a następnie wyciągnęła ku mnie swoją prawicę:

 

- Serdecznie witamy. Proszę chwilę zaczekać, zaraz 

background image

zawołam mistrzynię nowicjuszek, matkę Amabilis – bo ja 

jestem tylko opiekunką postulantek.

 

Obróciła się w pośpiechu na pięcie, a ja dostrzegłam, że 

nosi na nogach drewniane chodaki. Jeszcze tylko tego 

brakowało, żeby były częścią stroju zakonnego.

 

Nagle przede mną otwarły się wielkie, ciemne drzwi i 

potykając się o próg wpadłam do wysokiego, chłodnego 

pomieszczenia, gdy nagle z dala rozległ się męski głos:

 

- Ależ siostro Elżbieto! Proszę o ciszę klasztorną!

 

Tyczkowata siostrzyczka uśmiechnęła się promiennie, 

jak gdyby to nie ją przywoływano do porządku.

 

- Dziękuję, czcigodna matko!

 

A do mnie:

 

- Jest pani dzieckiem szczęścia, to sama matka 

generalna.

 

- Co się dzieje, mamy gości? – usłyszałam na zewnątrz 

potężny męski głos. Pewnie zjawił się ktoś ze służby 

domowej, kogo obowiązkiem było wyrzucanie za próg 

nieproszonych gości.

 

Ale drzwi szybko się zamknęły. Najwidoczniej 

background image

siostrzyczka uspokajała rozdrażnionego domowego gnoma. Z 

bijącym sercem przysiadłam na niewygodnym drewnianym 

krześle. Z mojego płaszcza kapały na podłogę krople wody. 

Na szczęście nie było na niej dywanu, ale i tak drewniane 

deski lśniły wypastowane na wysoki połysk. Zgrzebny lniany 

obrus przykrywał nierówności przedpotopowego stołu, 

wyciosanego chyba z drewna tekowego i sprawiającego 

wrażenie potężnego kowadła. Czyżby tutaj kuto młodych 

ludzi, formując ich do życia klasztornego?

 

Ze ściany spoglądało na mnie olejne malowidło, 

przedstawiające Chrystusa w towarzystwie dwóch niewiast. 

Jedna z nich trzymała w rękach ogromną paterę z martwą 

naturą, na widok której zgłodniałemu gościowi z ust 

pociekłaby ślinka, a kiszki zagrałyby marsza. Tymczasem Pan 

nie zaszczycał smakołyków nawet jednym spojrzeniem, 

natomiast Jego wzrok spoczywał dobrotliwie na młodszej z 

kobiet, spoglądającej ku Niemu w zachwycie i nie oferującej 

Mu niczego oprócz skupionego przysłuchiwania się. Niejasno 

przypomniałam sobie historię o Marii i Marcie, a także i to, że 

zawsze większą sympatią darzyłam pilną Martę. A ponadto 

background image

teraz byłam głodna.

 

Otwarto drzwi, a w nich nie zjawiła się Marta, 

balansując na ramieniu z tacą z zimnymi zakąskami, lecz 

siostra zakonna wypełniająca swoją posturą prawie całą 

futrynę. Głębokie, ciemne oczy ukryte za szkłami okularów 

obrzuciły mnie szybkim spojrzeniem, zważyły i z pewnością 

uznały za zbyt lekką. Wielkie nieba, męski głos przynależał do 

niej, gdyż przedstawiła się najgłębszym basem:

 

- Matka Dominica z konwentu St. Mary. Co panią tutaj 

sprowadza, panno Davis? Wydaje mi się, że nasza siostra 

odźwierna nie zrozumiała pani do końca.

 

- Ależ nie – wykrztusiłam z siebie – naprawdę mam 

zamiar zostać zakonnicą.

 

Potem wzruszyłam ramionami.

 

- Najwidoczniej coś pokręciłam.

 

Przełożona generalna uśmiechnęła się.

 

- Czy nie wiedziała pani, że zazwyczaj wysyła się 

najpierw pisemne zgłoszenie?

 

- Z iloma załącznikami? – zapytałam rozdrażniona.

 

- Tylko z życiorysem i podaniem powodów, dla których 

background image

pragnie pani przyjść właśnie do nas – wyjaśniła olbrzymka 

dobrotliwie. Usiadła naprzeciw mnie, a pod jej ciężarem stare 

krzesło zaskrzypiało niepokojąco.

 

Poczułam, że się rumienię. Tego mi jeszcze tylko 

brakowało.

 

- Bardzo mi przykro, ale nie miałam o tym pojęcia i 

myślałam, że wystarczy po prostu przyjechać.

 

- Hm... czy omówiła pani tę kwestię ze swoim 

spowiednikiem, który mógłby udzielić stosownej porady?

 

Spuściłam wzrok. Nigdy jeszcze nie miałam stałego 

spowiednika, jak inne pobożne dusze. Było mi obojętne, kto 

siedzi po drugiej stronie kratki w konfesjonale, podnosząc 

rękę, aby udzielić rozgrzeszenia. Pozostałe kwestie uważałam 

po prostu za zbytnią przesadę. Gdyby tylko siostra generał-

major – o przepraszam – siostra przełożona generalna 

domyślała się, kim był szef, który skłonił mnie do tego...

 

- Od jak dawna żywi pani pragnienie zostania siostrą 

zakonną? – zapytał mnie głęboki bas tonem psychiatry 

pragnącego dowiedzieć się, jak długo jego pacjent cierpi na 

background image

urojenia.

 

- Od... od bardzo niedawna, to stało się nagle – 

odpowiedziałam po raz pierwszy zupełnie szczerze.

 

- No, no! A dlaczego właśnie dominikanką?

 

Zastanawiałam się gorączkowo. Nigdy jeszcze nie 

wzniosłam nawet aktu strzelistego pod adresem świętego 

Dominika. Oprócz imienia nie znałam żadnego szczegółu z 

jego życiorysu. Natomiast dysponowałam sporą wiedzą na 

temat świętego Franciszka.

 

- Spodobał mi się biały habit – wymruczałam pod 

nosem, gapiąc się z płonącymi policzkami w ciemny ubiór 

mojej rozmówczyni. Tylko w okolicach czepka było nieco 

bieli. Poza tym wszystko tonęło w czerni.

 

- Biel nosimy tylko w niedziele i święta. Powodem jest 

kwestia związana z praniem – oświeciła mnie matka 

generalna. – Nie wydaje mi się to także wystarczającym 

powodem do wybrania właśnie naszego zgromadzenia.

 

Zakłopotana wpatrywałam się w ciemny blat stołu 

niecałkowicie przykryty lnianym obrusem, gdyż w czasach, 

kiedy go wykonano, z pewnością nie było mowy o żadnych 

background image

ozdobach.

 

- Czy zna pani przynajmniej maksymę naszego zakonu?

 

Zrezygnowana potrząsnęłam głową.

 

- Jest krótka i łatwa do zapamiętania. Brzmi: „Veritas – 

Prawda”.

 

Mówiąc to, wstała z miejsca, jak gdyby chcąc dać mi do 

zrozumienia, że dowiedziała się wystarczająco wiele na mój 

temat.

 

Zostałam z pewnością przejrzana, więc również 

zaczęłam się zbierać. Lecz przy drzwiach w jej wnętrzu 

przeważyła męska dobroć, więc zwróciła się do mnie ciepłym 

barytonem.

 

- Najpierw musi pani coś zjeść. Proszę powiesić płaszcz, 

o tam, na wieszaku. Dzisiejszego wieczoru następny pociąg do 

Chicago będzie dopiero po 20.00.

 

Wyszła, zostawiając mnie samą, a ja zdjęłam wreszcie z 

siebie przemoczony trencz. W rzeczy samej kaloryfery grzały 

słabo. Wydawało mi się, że przechodząc obok, przełożona 

generalna podkręciła nieco termostat. Bardzo uprzejme z jej 

strony, że nie posłała mnie do domu głodnej. Narastała we 

background image

mnie złość. Co to za brednie z brakiem powołań zakonnych. 

Tutejsze siostry zdawały się wcale tego nie doświadczać, gdyż 

w przeciwnym wypadku przyjęłyby mnie z otwartymi 

ramionami i to nie zadając zbędnych pytań, kiedy chętna 

kandydatka zjawiła się w ich progach, uciekając przed 

pokusami zepsutego świata!

 

Pogrążona w niewesołych myślach podeszłam do 

wysokiego okna, w którym nie było żadnej firanki, a jedynie 

wyblakłe zasłony o bliżej nieokreślonym kolorze. Spojrzałam 

na wionące pustką pola. Najbliższe domostwa położone były 

na krańcu horyzontu Golden Hills. Muszą mnie tu zatrzymać 

choćby ze względu na miłosierdzie.

 

Nie upłynęły nawet dwie minuty i ponownie zjawiła się 

siostra Elżbieta, odźwierna. Tym razem, co stwierdziłam z 

ulgą, miała na sobie biały fartuch i normalne obuwie. Za 

pierwszym razem pewnie dopiero wróciła z obory. W ręku 

niosła tacę przykrytą czystą ściereczką. Z głośnym łomotem 

postawiła ją na stole, który najwidoczniej wszystko 

wytrzymywał, i rozłożyła przede mną serwetkę. Następnie 

uroczystym gestem ustawiła na środku wazę z zupą, przy 

background image

moim miejscu gruby porcelanowy talerz i drewniany półmisek 

z bielusieńkim jak śnieg chlebem, soczystą różową szynką 

oraz prawdziwym, wiejskim masłem. Oprócz tego mały 

talerzyk z dwoma ogromnymi, czerwonymi jabłkami. 

Wszystko to zrobiło na mnie wrażenie prawdziwej uczty i to 

większej niż martwa natura Marty, która ugościła Pana, 

zbierając za to naganę.

 

- Proszę się częstować, a jeśli czegoś zabraknie, 

wystarczy powiedzieć.

 

Musiałam się uśmiechnąć.

 

- Siostro, tym przecież można nakarmić cały regiment 

wojska.

 

- Proszę tylko zaczekać, aż nabierze pani prawdziwego 

postulanckiego apetytu, panno Davis. Na to nie czeka się u nas 

nawet trzech tygodni. Człowiek zaczyna być niespokojny, 

kiedy wyznacza mu się tak skąpe racje. Ale bez obaw, można 

się u mnie poskarżyć, jestem przecież opiekunką postulantek.

 

Nie, to nie zdarzy się nigdy w moim przypadku! 

Zanurzyłam chochlę w gęstej zupie z maślanki, w której 

pływały śliwki. Nie widziałam jeszcze takiej potrawy. 

background image

Pociągnęłam nosem.

 

Siostra Elżbieta roześmiała się.

 

- Tak, tak, nasza siostra kucharka pochodzi z Niemiec, 

jest emigrantką. Od pół roku jemy nawet regularnie kiszoną 

kapustę z golonką. Tylko piwa nie wolno jej podać do stołu, 

niestety.

 

- Siostro Elżbieto, sprawy nie zajdą nigdy tak daleko, 

żebym została siostry postulantką i nauczyła się jeść kiszoną 

kapustę – posyła się mnie do domu pocztą zwrotną.

 

Tyczkowata siostra wypuściła trzymaną w dłoni klamkę 

od drzwi, najwidoczniej pełna skrupułów, że prowadzi ze mną 

tak długie prywatne rozmowy, ale zwyciężyła niewieścia 

ciekawość.

 

- A z jakiegoż to powodu? Co mówiła?

 

- Przełożona generalna stwierdziła, że musi znaleźć dla 

mnie następny pociąg i... odjazd do domu.

 

Siostra Elżbieta przymknęła powieki, trwało to około 

pięciu sekund. Potem jej twarz rozpogodziła się.

 

- Przypominam sobie dokładnie, że ze mną zrobiła tak 

samo. Od tej chwili upłynęło już dobrych piętnaście lat. Nasza 

background image

czcigodna matka nie zmienia się. Proszę się nie niepokoić, z 

pewnością została pani przyjęta.

 

Wyszła, uśmiechając się. Ja zaś, nie wierząc już w nic, 

pozwoliłam się prowadzić zdrowemu apetytowi i niczym 

wygłodniały brzdąc wepchnęłam w siebie wszystko co jadalne 

i co w zasięgu moich rąk. Wydawało mi się, że jeszcze dzisiaj 

pośle się mnie na krańce świata.

 

Odkładałam właśnie łyżkę, kiedy po raz kolejny zjawiła 

się matka generalna.

 

- Doskonale – skinęła głową z zadowoleniem – ma pani 

przynajmniej blade pojęcie o powołaniu – zdrowy apetyt. 

Siostry, które na widok pożywniejszych dań wpadają w 

omdlenie, nie są nam tutaj potrzebne. No, ale przejdźmy na 

spokojnie do rzeczy, panno O’Davis. Czy ma pani rodziców i 

jakie jest ich stanowisko co do podjętej przez panią decyzji?

 

Staranniej niż to konieczne zwinęłam moją serwetkę i 

odpowiedziałam z ociąganiem:

 

- Moi rodzice nigdy nie robili mi żadnych trudności, ani 

przy wyborze zawodu, ani w żadnej inne sprawie. Gdybym im 

oznajmiła, że wychodzę za mąż za syna Rockefellera, też by 

background image

się na to zgodzili.

 

Duże, ciemne oczy ukryte za szkłami okularów 

pozostały poważne.

 

- A więc mogę być pewna, że przybyła pani do nas z 

błogosławieństwem swoich rodziców? – zgłębiała temat dalej.

 

- Najprawdopodobniej moi rodzice jeszcze dzisiaj 

otrzymają list, w którym informuję ich o moim zamiarze. To 

wystarczy, przecież mam dwadzieścia jeden lat.

 

Matka generalna nachyliła się ku mnie.

 

- Coś takiego, wysłała pani jedynie pisemne 

zawiadomienie?

 

- Owszem, nie miałam czasu, żeby do nich jechać, gdyż 

mieszkamy poza miastem. W Chicago mam umeblowaną 

garsonierę i pracuję zawodowo.

 

- Aaaa – rozumiem – tak to wygląda. Cała sprawa staje 

się coraz bardziej skomplikowana.

 

Nie podzielałam tej opinii. Musiałam wyglądać 

niezwykle wojowniczo, gdyż matka zgromadzenia 

przypomniała mi nagle o tym, że nie bez kozery, mając na 

background image

myśli najwyższy autorytet zakonny, dodaje się w jej tytule do 

określenia „przełożona” również stopień generalski. W 

najbardziej męskim ze swoich tonów zwróciła się do mnie:

 

- Zanim zostanie pani przyjęta, muszę mieć ustną i 

pisemną zgodę pani rodziców. Nie obejdzie się bez tego. 

Bardzo mi przykro, ale musi pani wracać.

 

Nigdy bym nie pomyślała, że przełożeni robią takie 

trudności, gdy chce się wstąpić do klasztoru. Zachowywała się 

tak, jakbym co najmniej została uprowadzona przez 

porywaczy i na siłę zaciągnięta do tej twierdzy zakonnej. 

Prawdziwy cud, że nie wezwała policji.

 

- Moi rodzice mają telefon! – wpadła mi do głowy 

zbawienna myśl. – Podam ich numer i w ciągu dziesięciu 

minut będziemy miały ustne zapewnienie, że dają mi 

absolutnie wolną rękę.

 

Przełożona generalna potrząsnęła głową.

 

- Nie mamy w zwyczaju szantażować zaskoczonych 

rodziców. Wybierając duszę dla siebie, Bóg działa niezwykle 

troskliwie i ostrożnie, panno O’Davis. Rodzice dali pani życie 

i jednym z przysługujących im praw jest spokojne 

background image

wysłuchanie ich opinii. Powiedziała pani, że mieszkają poza 

miastem?

 

- Owszem, dość daleko – potwierdziłam skwapliwie 

(połączenia z Chicago były znakomite).

 

- Hm – sprawdzę w rozkładzie jazdy, czy dzisiaj 

wieczorem będzie jeszcze jakiś pociąg! – oświadczyła moja 

interlokutorka, powstając z miejsca. Straciłam wszelką 

nadzieję. Jutro rano zjawię się przed obliczem szefa i słusznie 

usłyszę zarzut bycia całkowitym beztalenciem. Nie 

zobaczyłam nawet słynnego szyldu „Klauzura, wstęp 

wzbroniony”, nie mówiąc nawet o tym, żeby sforsować 

ozdobioną nim bramę.

 

- Matko generalna! – ruszyłam do ataku z odwagą, jaką 

daje desperacja, dostrzegając, że chyba po raz pierwszy udało 

mi się ją poważnie zaniepokoić. – Nie można mnie po prostu 

odesłać z powrotem, gdyż dostanę się w sidła mojego szefa, 

który raz pozwolił mi się z nich wyrwać, ale z pewnością nie 

zrobi tego po raz drugi.

 

Była to nawet prawda. Szef wyśmieje mnie i nigdy 

więcej nie dostanę szansy, żeby po wykonanym zadaniu 

background image

otrzymać awans na samodzielną reporterkę.

 

- Pani szef? – zapytała przełożona generalna, dopiero 

teraz poważnie zainteresowana wykonywanym przez mnie 

zawodem, gdyż najwidoczniej była to dla niej rzecz 

najzupełniej drugorzędna.

 

- Jestem re... pracownikiem redakcji – wyjąkałam. W 

ostatniej chwili udało mi się przełknąć zdradzieckie słowo 

„reporterka”.

 

- Aha, i pewnie miała pani stałą umowę o pracę? – 

zapytała nagle czymś olśniona.

 

Skinęłam głową, z serca spadł mi kamień. Matka 

generalna zamyśliła się. Najwidoczniej miała złe 

doświadczenia z menedżerami filmowymi reprezentującymi 

Clare Nell.

 

- W jakim wieku jest pani szef? – zapytała nagle. Tym 

razem to ja wpadłam w zdumienie.

 

- No, około pięćdziesiątki – tak mi się zdaje.

 

- Żonaty?

 

- Nie, to znaczy, tak – rozwiedziony...

 

- Aha...

background image

 

Nie miałam pojęcia, czy przełożone generalne mają 

bogatą wyobraźnię, czy czerpią swoje doświadczenia z życia, 

układając w całość skomplikowane łamigłówki, które zwykły 

pojawiać się w scenariuszach filmowych. Wydawało mi się, że 

miała już pod ręką gotową historię, więc czyniłam wszystko, 

żeby ją do niej przekonać.

 

- Nasz szef jest bardzo despotyczny – powiedziałam 

zgodnie z prawdą. – Byłabym bardzo szczęśliwa, mogąc przez 

dłuższy czas pozostać poza jego zasięgiem.

 

Zarówno element ojcowski, jak i macierzyński jej 

natury zdawały się skłaniać ją ku temu, aby przygarnąć mnie 

pod skrzydła.

 

Podeszła do okna.

 

- Leje tak, że mogłoby się zdawać, iż niebiosa zawarły z 

panią przymierze. No dobrze, proszę zostać na noc, a potem 

zobaczymy co dalej.

 

Wychodząc, potknęła się o moją walizkę.

 

- Co pani z sobą zabrała – wyprawę dla postulantki?

 

Ze zdumienia otwarłam usta.

 

- Co takiego? Jaką wyprawę?

background image

 

- No tak, wyprawę, którą również oblubienice Pana 

zwykły zabierać ze sobą do klasztoru, z wyjątkiem oczywiście 

ubóstwa. W tym wypadku można przyjść takim, jakim się jest, 

i nie jest to nigdy przeszkodą.

 

W mojej walizce znajdowały się dwie sukienki 

koktajlowe, trzy garsonki, cztery pary bucików na obcasie 

firmy Charleston, etola ze sztucznej norki, torebka z 

krokodylej skóry oraz wykwintna nylonowa bielizna.

 

- Myślę – wydaje mi się, że parę z tych rzeczy okaże się 

mi przydatne – wyjąkałam.

 

- A czy jest pomiędzy nimi choć jedna prosta, czarna 

sukienka?

 

- Nnn-ie! W ostatnich latach nie mieliśmy żadnego 

pogrzebu w rodzinie.

 

Przełożona generalna skierowała swoje kroki ku 

drzwiom.

 

- No więc, zobaczymy. Przyślę mistrzynię nowicjuszek, 

żeby przydzieliła pani pokój gościnny.

 

Niedługo zjawiła się przyjazna, niska siostrzyczka. 

Wszystko w jej postaci było proporcjonalne okrągłe i 

background image

sprawiające wrażenie, że dzięki otaczającemu klasztor 

gospodarstwu zakonnice dobrze się odżywiają. Nie było 

natomiast w niej niczego nadzwyczajnego, choćby na 

podobieństwo wrażenia, jakie odnosi się, kontemplując obrazy 

świętych. Mimo to natychmiast odczułam, że jest ona tą 

zakonnicą, do której wnętrza chciałabym koniecznie zajrzeć. 

Jaka była tego przyczyna? Być może powodowały to jej 

wielkie, stalowoniebieskie, irlandzkie oczy, które zwykły nie 

tylko spoglądać na drugą osobę, lecz wwiercały się w głąb 

duszy. W każdym razie wydawało mi się, że mnie przejrzano, 

więc szybko spuściłam wzrok.

 

- No więc jestem siostra Amabilis, mistrzyni 

nowicjuszek – zwróciła się do mnie z uśmiechem, jak gdybym 

przynależała już do gromadki jej podopiecznych. – Jeszcze 

dotąd się nie zdarzyło, żeby się ktoś mnie bał. Proszę więc za 

mną. I bez obawy, nie przyodziejemy pani od razu w habit.

 

Musiałam się uśmiechnąć. Ostatecznie w klasztorze nie 

było żadnych zapadni, w których czeluściach znikało się 

bezpowrotnie. Pokój gościnny był mały i skromnie urządzony, 

lecz bardzo przytulny. Nad pomalowanym na biało, 

background image

dziewczęcym łóżkiem zawieszono oleodruk przedstawiający 

słoneczniki, które bardzo lubię.

 

- No tak – stwierdziła matka Amabilis, zaciągając 

zasłony – okna tego pokoju wychodzą niestety w stronę 

gospodarstwa. Miejmy nadzieję, że rankiem nie będzie pani 

przeszkadzało porykiwanie krów. My wstajemy nieco 

wcześniej, zanim jeszcze ono nastąpi.

 

- A o której godzinie?

 

- Krowy doi się około szóstej rano.

 

- Nie to miałam na myśli. Kiedy siostra wstaje?

 

- Hi, hi, hi! Bladym świtem, o piątej trzydzieści – 

przynajmniej w zimie. Latem zaczynamy pół godziny 

wcześniej.

 

Czym prędzej usiadłam na jedynym krześle.

 

- Wielkie nieba, ale dlaczego tak wcześnie? To przecież 

prawie o północy! – wyrwało mi się.

 

- Za to rzadko wstajemy w nocy na modlitwę, tak jak 

jest to w zwyczaju w wielu innych zakonach – pocieszyła 

mnie matka Amabilis.

 

Nocą – tego mi jeszcze tylko brakowało! Piąta 

background image

trzydzieści była już porą niewyobrażalną. Moją pracę 

rozpoczynałam dopiero o dziewiątej i do ósmej wylegiwałam 

się słodko w piernatach. Najwidoczniej dotąd wiodłam życie w 

zupełnie innym świecie.

 

Z westchnieniem otwarłam walizkę, ale nie miałam 

śmiałości wyciągnąć z niej nylonowego tworu, którego 

potrzebowałam podczas pierwszej nocy klasztornej.

 

- Proszę się nie spieszyć z rozpakowywaniem – 

uspokoiła mnie matka Amabilis. – Być może w godzinach 

nocnych dojdzie pani do chwalebnego przekonania, żeby 

odstąpić od zbyt pośpiesznie podjętej decyzji. Nikt nie będzie 

się temu dziwił. Młodzież już taka jest. W każdym wypadku 

udało się pani odetchnąć klasztornym powietrzem, 

nieprawdaż?

 

Poczerwieniałam. Czyż nie traktowała mnie niczym 

szpiega, którego wyrzuca się poza dom, nie pokazując żadnej z 

tajemnic, z którą chciałby się bliżej zapoznać?

 

- Zostaję! – odparłam z przekorą, zakładając ręce, jak 

gdyby dla zademonstrowania, że żadna siła na świecie nie 

będzie w stanie przepędzić mnie z tego pokoju.

background image

 

- Oj, czy aby na pewno? – pokiwała głową moja 

rozmówczyni, a jej okrągła twarz dowodziła, że doskonale się 

bawi. – Proszę pomyśleć: piąta trzydzieści.

 

Podała mi rękę.

 

- Proszę się nie nudzić. Z pewnością zwykle nie udaje 

się pani tak wcześnie na spoczynek. Tam, w szufladzie jest 

kilka książek. Nie mamy niestety radia, nie wspominając o 

telewizji.

 

Najwidoczniej siostry obchodziły się bez informacji, 

niczym dzikusy w buszu.

 

- Ale wobec tego nie wiecie nic na temat tego, co dzieje 

się w polityce! – nie mogłam się nadziwić.

 

- Zauważymy na pewno, kiedy nastąpi koniec świata. 

Wszystko inne nie ma zbytniego znaczenia – odparła 

nieustraszona optymistka i zanim wyszła, odwróciła się w 

moją stronę.

 

- Potrzebuje pani jeszcze czegoś, drogie dziecko?

 

Wzruszył mnie ton, jakim zwróciła się do mnie.

 

- Nie, dziękuję. Proszę się nie przejmować, wszystko 

background image

jest w porządku.

 

- Jeśli chodzi o samotność, to proszę się nie martwić. 

Nawet najgroźniejsi gangsterzy USA nie wpadli jeszcze na 

pomysł, żeby zakraść się do Golden Hills. Dobrej nocy.

 

Zostałam sama. Spojrzałam na zegarek – była dopiero 

dziewiętnasta. Tylko jako dziecko bywałam tak wcześnie 

posyłana do łóżka. Słyszałam jeszcze ciche kroki 

rozbrzmiewające na korytarzu tu i tam. Najwidoczniej 

klauzura położona była za żelaznymi bramami i żaden dźwięk 

spoza nich nie docierał do mnie. Bardzo to było uprzejme ze 

strony matki Amabilis, że przestrzegła mnie przed 

samotnością. Kiedy to ostatnio byłam tak pozostawiona sama 

sobie?

 

Nie, nie jest dobrze, żeby człowiek był sam!

 

Zabrałam się za rozpakowywanie mojego bagażu i 

wyjęłam z walizki dwie porządne sukienki, które mogłyby się 

nadać. Jedna z nich, z lekkiej wełny, była w kolorze 

fioletowego bzu, druga z dzianiny bawełnianej, bardziej 

kolorowa, lecz bez zwracającego uwagę wycięcia i z długimi 

rękawami. Na to chyba powinny się zgodzić.

background image

 

Zrobiło się chłodno. Powinnam może wreszcie 

skorzystać z dobrodziejstw łóżka! Materac był zdumiewająco 

miękki. Ostatnio ciągle czytałam o twardych posłaniach 

zakonnic, pryczach, siennikach i blaszanych szafkach. A 

tymczasem miejsce mojego spoczynku było całkiem wygodne. 

Kiedy się obróciłam, łóżko zaskrzypiało. Być może gościło już 

niejedną wylęknioną kandydatkę na zakonnicę? Tu muszę 

przyznać, że nie było mi lekko na duszy.

 

W co ja się wpakowałam? Doskonale przecież 

zdawałam sobie sprawę z tego, że nie nadaję się na siostrę 

zakonną, a przecież chciałam tu pozostać, wiodąc życie w 

klasztorze – i to przynajmniej przez rok. A rok ma dwanaście 

miesięcy złożonych z trzystu sześćdziesięciu pięciu dni. Uff, 

trzysta sześćdziesiąt pięć poranków o piątej trzydzieści, zanim 

jeszcze zapieje kur – nie, to zbyt wygórowane żądanie! Szef 

zrobiłby lepiej, posyłając mnie gdzieś w Himalaje! Już na 

samą myśl o nim ogarniała mnie złość. Serce łomotało mi w 

piersi szybko i głośno. Nie miałam ze sobą żadnego lekarstwa, 

aby je uspokoić. Nie byłam przecież starszą panią noszącą ze 

sobą nieodłączne puzdro z medykamentami! Co zwykle robi 

background image

się w takim wypadku?

 

Co to doradzała matka Amabilis – że miałam trochę 

poczytać? Być może dobrym rozwiązaniem będzie nieco 

rozrywki. No to do dzieła! Pewnie przechowują tu parę 

starych, budujących opowiastek w złoconych oprawach. 

Otwarłam szufladę wskazaną mi przez mistrzynię 

nowicjuszek.

 

Pierwsza pozycja: Doktor Żywago! Rosyjski bestseller – 

nie! Tego najmniej bym się tutaj spodziewała, ale znałam go. 

Następna pozycja? Ciężkie tomisko, złocone rogi, pewnie 

Biblia. Otwarłam ją – dowcipy ze wszystkich kontynentów. 

Amerykańskie, angielskie, szkockie, irlandzkie, niemieckie, 

hiszpańskie – zawirowało mi w głowie! To na takiej lekturze 

spędza się tutaj czas? Kim był ten wesoły mnich? „Święty 

Antoni z Padwy – był spokojny, kiedy to się stało!”.

 

Ta pozycja była po niemiecku – uśmiechnęłam się. 

Gdybym tylko ja była spokojna. Nie, nie miałam ochoty na 

tego rodzaju literaturę.

 

No więc, trzecia cegła. Hm – Summa theologica – 

wreszcie coś, co bardziej pasuje do murów klasztornych. 

background image

Stwierdziłam, że w moje ręce dostało się skrócone, łatwe w 

odbiorze dzieło Tomasza z Akwinu – przejrzyste w układzie, 

bo podzielone na czytelne akapity. I tak nie miałam zamiaru 

dłużej zagłębiać się w czytaniu, a jedynie otrzymać odpowiedź 

na moje wątpliwości.

 

Pierwsze zdanie wielkiego dominikanina, które 

przeczytałam, brzmiało: „Nie zastanawiamy się nad celem, a 

jedynie nad drogami, które do niego wiodą”. Zaskoczona 

zastanowiłam się przez chwilę. Zdumiewająco trafne 

spostrzeżenie. Jakąż to drogę wybrałam? Czy któryś ze 

świętych doradziłby mi jej wybór? Najprawdopodobniej – nie.

 

Dalej przeczytałam: „Ci, którzy potrzebują porady 

innych, wiedzą, jeśli są w stanie łaski, że dobrze robią, 

doradzając sobie samym, aby szukać porady innych osób i 

odróżniając dobrą radę od złej”.

 

Zatrzasnęłam z hukiem dzieło Akwinaty, aż echo odbiło 

się od ścian. To było ewidentne naruszenie mojej prywatności. 

Oczywiście, że posłuchałam złej rady, i doskonale zdawałam 

sobie z tego sprawę. Przełożona generalna miała rację. Zaraz z 

rana spakuję manatki i wyjadę, choćby miało mnie to potem 

background image

kosztować utratę szans na zostanie redaktorką.

 

We wszelkich wątpliwościach uzyskuje się spokój i 

równowagę ducha, podejmując jakąkolwiek decyzję. I tak 

postanowiłam sobie, że nie sprzeciwię się matce generalnej, 

jeśli nazajutrz każe mi opuścić klasztor. Wpierw jednak 

chciałam zakosztować nieco więcej mądrości autorstwa tego 

męża, którego kilka zdań wystarczyło, aby uspokoić moje 

wzburzone wnętrze.

 

Przysunęłam lampę nieco bliżej i zaczęłam czytać od 

początku.

 

Odkąd opuściłam szkołę i zdałam maturę, nie miałam w 

ręku tak ciężkiej lektury. Teraz zaś wydawało mi się, jakbym 

kroczyła przez ciemności nocy po jasno oświetlonej, pewnej 

ścieżce, której jasność z każdym krokiem stawała się większa.

 

Blask światła tak bardzo przybrał na sile, że stał się 

wręcz oślepiający.

 

Oczywiście zasnęłam i we śnie nie siedziałam u stóp 

Pana tak jak wspomniana wcześniej Marta, lecz u stóp 

Akwinaty, wpatrując się w jego oblicze, zaś wszystkie pokusy 

świata straciły dla mnie swój czar.

background image
background image

 II

 

Rankiem nie usłyszałam ani ryku krów, ani wstających 

o piątej trzydzieści sióstr. Kiedy zaniepokojona matka 

Amabilis przyglądała mi się, gasząc lampkę nocną przy moim 

łóżku, była dziewiąta rano.

 

- Myślałam już, że jest pani pierwszą kandydatką, która 

zmarła w naszych murach – stwierdziła wytrącona z 

równowagi. Podniosłam się, dojrzałam leżącą na podłodze 

książkę i przeprosiłam za kłopot.

 

- Ach, nic nie szkodzi. Energia elektryczna jest u nas 

tania. Ale tak ciężka strawa duchowa na wieczór – i to na 

samym początku. Trzeba było przeglądnąć książkę z 

dowcipami.

 

Potrząsnęłam głową.

 

- Nie, matko Amabilis, Wilhelm Busch i inni wielcy 

background image

humoryści z pewnością nie pomogliby mi w podjęciu decyzji, 

która teraz zapadła.

 

- Cóż to za decyzja? – zapytała zdumiona matka 

Amabilis, skrywając dłonie w rękawach habitu i pochylając się 

ku mnie.

 

- Zmierzenia się z siostry przełożoną generalną i 

wszystkimi świętymi, aby tu pozostać. Święty Tomasz 

stwierdził w swoim dziele, że największym dobrodziejstwem, 

jakie można wyświadczyć bliźniemu, jest odwiedzenie go od 

błędu i poprowadzenie ku prawdzie.

 

- Taaak? – dodała matka Amabilis z jeszcze większym 

oczekiwaniem w głosie.

 

- Wydaje mi się, że do dzisiaj miałam zupełnie błędne 

zdanie na temat życia w klasztorze – odparłam energicznie – i 

wraz ze mną błędnie oceniło je wiele innych osób.

 

Stalowobłękitne oczy matki spoczęły na mnie dłuższą 

chwilę. Patrzyła bez słowa, a potem powiedziała:

 

- No cóż, proszę przejść do sąsiedniej rozmównicy, 

zanim jeszcze przywdziejemy pani na głowę czepek 

postulantki. Jeszcze wczoraj matka Dominica telefonowała do 

background image

pani rodziców. Przyjechali tutaj, żeby omówić wszystkie 

sprawy, skoro taka jest pani wola.

 

Zamarłam na chwilę, po czym wyskoczyłam z łóżka na 

równe nogi.

 

- Czy teraz w świecie nosi się coś takiego, kiedy po 

prostu człowiek kładzie się na spoczynek? – zapytała 

mistrzyni nowicjuszek, spoglądając z podziwem na mój 

przyodziewek. Przytaknęłam dumnie.

 

- Oj, oj! – odparła tylko. – Trzeba się będzie przestawić 

– i to wszystko ze względu na prawdę.

 

Zaśmiałyśmy się jednocześnie.

 

Kiedy już przed nią i przed sobą samą usprawiedliwiłam 

swoje karkołomne decyzje, ubrałam się szybko w liliową 

sukienkę, gdyż było to moje najbardziej neutralne światowe 

odzienie, i przygotowałam się na spotkanie z rodzicami oraz 

na cały szereg pytań i zarzutów. Mama i tata nie tylko spożyli 

doskonałe śniadanie, ale jeszcze na domiar złego przywieźli ze 

sobą Maureen, do której jestem tak bardzo przywiązana. 

Maureen została zwolniona z zajęć szkolnych, ponieważ ja 

chciałam wstąpić do klasztoru, a ona koniecznie chciała 

background image

zobaczyć mnie raz jeszcze. Kończy teraz ostatnią klasę szkoły 

podstawowej.

 

Rzuciłam się mamie w objęcia, jak gdybym 

rzeczywiście miała zamiar zostać tu przez całe życie.

 

Ona ucałowała mnie w oba policzki.

 

- A więc to prawda? – zapytała z radością w głosie i 

błyskiem w oczach. – Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że 

właśnie ty urzeczywistnisz moje dziewczęce marzenia i 

wstąpisz do klasztoru.

 

- Ależ Mary! – wtrącił tatuś z wyrzutem w głosie. Ona 

się roześmiała:

 

- Tak, mój mężu, zanim ciebie poznałam, miałam taki 

zamiar, ale nie były to dominikanki, tylko klaryski.

 

Tatuś przeciągnął ręką po rzadkich włosach.

 

- Co za szczęście, że chodzi tylko o moją córkę. Chodź 

tu, moja panno! No, dobrze się wyspałaś w przedsionku nieba?

 

- Doskonale, tatusiu.

 

- To masz powołanie, dziecko. Ojciec MacShaggy 

zwykł mawiać, że dobry apetyt, spokojny sen i dobra wola 

wystarczają, aby wstąpić do klasztoru. Wszystko inne sprawią 

background image

atmosfera i łaska. Potrzebujesz czegoś, córeczko?

 

O, jacyż zdecydowani byli moi kochani rodzice, jeszcze 

bardziej w gorącej wodzie kąpani niż ja sama. Wyglądało na 

to, jak gdyby sami mieli uczynić ten krok, a to wydało mi się 

już nieco podejrzane. Maureen przytuliła się do mnie.

 

- Eileen, jeśli tu zostaniesz, otrzymam w spadku cały 

nasz pokój, ze wszystkimi twoimi klamotami. Pomyśl tylko, to 

tak jakbym była już prawie dorosła.

 

Pociągnęłam ją za długie, rude warkocze.

 

- Nie wcześniej, zanim te spadną pod nożyczkami.

 

- Obetną ci teraz włosy, Eileen? – zapytała moja siostra 

z zazdrością. Bezwiednie przeciągnęłam ręką po głowie. 

Matka Amabilis, wnosząca właśnie tacę przeładowaną 

dojrzałymi owocami, usłyszała pytanie i uśmiechnęła się.

 

- Nie, już od dawna tego nie praktykujemy, moja mała.

 

- O jaka szkoda, to byłoby takie ekscytujące! Pamiętasz, 

Eileen, jak oglądałyśmy razem Historię pewnej zakonnicy i jak 

płakałam, kiedy widziałam, jak golą jej głowę?

 

Najchętniej zatkałabym jej tę rozgadaną jadaczkę. 

Wszelkie nasze informacje na temat życia w klasztorze 

background image

pochodziły z filmów i książek autorstwa osób, które były w 

klasztornych murach, ale ponownie powróciły do świata. Na 

szczęście Maureen wbiła zęby w soczystą gruszkę.

 

- No cóż, siostro, jak to ma wyglądać z ekwipunkiem? – 

zapytał mój kochany ojciec. – Potrzebne jej będą buty do 

wspinaczki, skoro od tej chwili tak ostro rusza w górę?

 

- Mamy tutaj listę – odparła matka Amabilis. – 

Przygotuję jej kopię do zabrania. Nie jest tego dużo, w 

każdym razie znacznie mniej, niż kiedy wychodziłaby za mąż 

córka z dobrego domu.

 

Tatuś był zadowolony, gdyż miał do wyposażenia 

jeszcze kilka córek, mamusia natomiast obiecała mi swoją 

czarną sukienkę, którą nosiła ostatnio podczas święceń 

kapłańskich mojego brata.

 

- Tę możemy jeszcze przefarbować – orzekła mistrzyni, 

a ja wpadłam w panikę. Moja piękna liliowa sukienka z czystej 

wełny!

 

- Na pewno się zbiegnie! – spróbowałam się 

przeciwstawić.

 

- Drogie dziecko, mamy na to swoje sposoby – 

background image

uśmiechnęła się matka Amabilis uspokajająco. – A jeśli 

rzeczywiście nie będzie pasowała, to ubierze ją inna 

postulantka, gdyż pani się z nią zamieni, nieprawdaż?

 

A więc tak to funkcjonowało! No cóż, zaopatrzę się 

znowu w rozsądną garderobę, kiedy dostanę moją pierwszą 

pensję jako redaktorka. Poza tym ta na pewno nie będzie już 

modna. W ciągu pół godziny zostały wyjaśnione wszystkie 

pytania, przede wszystkim to najważniejsze, czy wraz z 

rodzicami chcę wrócić do domu. Oboje zaprzeczyli 

jednogłośnie w moim imieniu. Przy pożegnaniu jednak swoimi 

uściskami prawie chcieli połamać mi żebra.

 

Maureen rozpłakała się na głos. Wzięłam ją na bok, 

pocieszając szeptem, że może wcale nie wytrzymam, że może 

będzie ze mną tak jak z niejedną postulantką, którą odesłano 

do domu. Słysząc to, moja młodsza siostra uspokoiła się 

natychmiast, otarła piąstką oczy i oznajmiła:

 

- Tylko nie ty! Założyłam się z Patem Walkerem, że 

dasz sobie radę. Jeśli wytrzymasz dwa lata, dostanę wszystkie 

jego książki o Dzikim Zachodzie. Powiedział, że jego rodzice 

orzekli, że na pewno niedługo wrócisz do domu.

background image

 

Jakoś mnie to nie uspokoiło.

 

- Zobaczymy, jak to będzie, Maureen – dodałam słabo. 

Ona skinęła głową.

 

- Poczekaj tylko, jak będę mieć szesnaście lat, pójdę w 

twoje ślady. Wtedy będziesz już starą zakonnicą i zostaniesz 

moją mistrzynią nowicjuszek.

 

- Nic z tego nie będzie, Maureen. Nie wbijaj sobie 

niczego do głowy, słyszysz?

 

- Takie rzeczy już się zdarzały, na przykład w życiu 

małej świętej Teresy. Jej rodzona siostra została później 

przełożoną klasztoru, uczyliśmy się tego na katechezie.

 

Byłam szczęśliwa, kiedy wreszcie znikła za progiem i 

wraz z rodzicami pomachała mi z okna taksówki.

 

- Dziwne – orzekła matka Dominica, która pojawiła się 

znowu, a jej głos ze zdumienia był jeszcze o dwa tony niższy 

niż zwykle. – Rodzice nieomal pragnęli się pani pozbyć. Była 

pani tak złą córką?

 

Potrząsnęłam głową.

 

- Nie, czcigodna matko, to Irlandczycy. Jeśli połowa 

członków rodziny nie wybierze stanu duchownego, uważa się 

background image

ich za nienormalnych.

 

Mistrzyni nowicjuszek potwierdziła również, że połowa 

Irlandii osiedliła się w Ameryce. Również i ona miała 

przodków, którzy pochodzili z okolicy Limerick. Natychmiast 

też połączyło nas coś serdecznego, odczułam to już wczoraj. 

Samochód zniknął w oddali. Nocą deszcz nieco ustał, ale i tak 

kiedy rodzice dotrą taksówką do domu, będzie ona wyglądała 

jak dzik, który właśnie wytarzał się w błotnej kąpieli. 

Przełożona generalna pokiwała głową. Odpowiednio do rangi 

tego dnia założyła biały strój, więc wyglądała bardzo 

dostojnie, na podobieństwo dobrze zbudowanego pingwina.

 

- Jak na mój gust, wszystko poszło trochę za szybko – 

oznajmiła zatopiona w myślach. – Jeśli ma pani takie samo 

odczucie, Eileen, proszę natychmiast o tym powiedzieć. Nie 

jestem zwolenniczką pośpiechu, rozumiemy się? Nie 

zwabiamy naszych sióstr do klasztoru ani też nie wpędzamy 

ich do niego. Pozostaje pani wolnym człowiekiem tak długo, 

dopóki nie złoży uroczystych ślubów.

 

Przytaknęłam. Nigdy bym nie pomyślała, że u 

początków życia klasztornego usłyszę tak stanowcze 

background image

ostrzeżenia i przestrogi.

 

- Doskonale, siostra Elżbieta wraca właśnie z obory – 

dodała generalna żywszym tonem. – Proszę się pośpieszyć 

matko Amabilis i oczepić naszą młodą postulantkę. Potrzeba 

nam świeżych sił, żeby odciążyć nieco w pracy naszą 

gospodynię.

 

Po raz pierwszy podcięło mi nogi.

 

Matka Amabilis chwyciła mnie za ramię.

 

- Oczywiście, no to do przebieralni. Proszę się nie 

kłopotać, pożyczę pani strój roboczy. Za kwadrans będziemy 

gotowe.

 

Nie dostrzegłam nawet tabliczki na drzwiach dzielących 

klauzurę od pozostałych pomieszczeń klasztoru, potknęłam się 

tylko o próg, jakby owiany tajemnicą, i nieomal po omacku 

szłam śladami mistrzyni nowicjuszek przez długi, pogrążony 

w mroku korytarz, gdy na jego końcu otwarła białe drzwi. 

Weszłam do ogromnej sali, której bym się tutaj nie 

spodziewała, słonecznej, jasnej i wyglądającej na pierwszy 

rzut oka niczym okręt pod pełnymi żaglami. Wszędzie 

zwieszały się białe zasłony oraz białe parawany, zdające się 

background image

oddzielać od siebie boksy dla poszczególnych wioślarzy.

 

Mistrzyni skierowała swoje kroki ku pustemu 

przedziałowi po prawej stronie, mającemu skośną ścianę 

przednią z małym okienkiem u szczytu.

 

- Proszę bardzo, ta celka należy teraz do pani, Eileen. 

Wszystkie są identyczne, nie foruje się więc pani ani też nie 

krzywdzi. Tamta szafeczka przeznaczona jest tylko na 

najpotrzebniejsze rzeczy. Stop, nie na świeckie ubranie! 

Oddaje się je do szatni i kiedy złoży pani śluby wieczyste, 

przejdzie ono na własność klasztoru.

 

- A co potem? – zapytałam ogarnięta ciekawością. – Co 

zrobią siostry za dziesięć lat z niemodnymi ubraniami?

 

- Proszę tak nie mówić! – uśmiechnęła się matka 

Amabilis, a w jej błękitnych oczach widać było rozbawienie. – 

Mamy tam garderobę, która dziesięć razy była już w modzie i 

znowu się zestarzała. Kiedy światowym kreatorom nie 

przychodzi nic nowego do głowy, wszystko, co zdawało się 

beznadziejnym przeżytkiem, staje się znowu trendy. A gdyby i 

to zawiodło, używamy jej jako rekwizytów teatralnych.

 

- Jako czego? – zdumiałam się.

background image

 

- Tak, tak, niegdysiejsza suknia wieczorowa siostry Rut, 

którą przywiozła jako nieświadoma niczego postulantka, stała 

się znakomitym strojem Panny Marii w misterium 

bożonarodzeniowym. A ja byłam powodem niezadowolenia 

reżyserki, gdyż oznajmiłam, że Matka Boża nie chodziła z 

pewnością w jedwabiach, bo Jej Syn powiedział później: 

„Noszący miękkie odzienie przebywają na dziedzińcach 

królów”. A więc jako postulantki wybieramy proste odzienie i 

skromne materiały. O – właśnie zjawiła się Betty.

 

Odwróciłam się. Za mną stała pucołowata postulantka, 

pierwsza, jaką zobaczyłam w pełnej gali. Z całą pewnością 

liczyła sobie zaledwie osiemnaście lat. Nosiła czarny czepek z 

białym welonikiem, miała biały, sztywny kołnierzyk i zupełnie 

niepasującą do całości, wełnianą sukienkę trzy czwarte, też 

oczywiście czarną. Najwidoczniej wolno jej było odezwać się 

dopiero wtedy, kiedy była o coś pytana.

 

- To Eileen, a to Betty, podajcie sobie ręce. Jesteście 

sąsiadkami w celkach, co nie znaczy, że możecie szeptać 

pomiędzy parawanami. Rozmawiać wolno tylko na wypadek 

pożaru lub kiedy ktoś jest chory i potrzebuje pomocy. Swoje 

background image

głosy słyszycie w tej sypialni tylko podczas modlitwy 

porannej i wieczornej, nieprawdaż Betty?

 

Dziewczyna skinęła głową, najwidoczniej ciągle jeszcze 

zobowiązana do milczenia.

 

- Co takiego Betty – to ma być ubiór postulantki dla 

Eileen?

 

Betty jeszcze energiczniej pokiwała głową. Mistrzyni 

nowicjuszek wreszcie zrozumiała.

 

- Ależ dziecko, jeśli rozmawiam z tobą, wolno ci 

mówić, to przecież oczywiste. Że też wy, kurczęta, zawsze 

musicie wszystko pojmować dosłownie. Nie było żadnego 

innego czarnego ubioru?

 

Wzorowa postulantka pokonała wreszcie własne opory i 

odezwała się zaskakująco wysokim, piskliwym głosem:

 

- Matko Amabilis, to chyba jedyna ciemna sukienka w 

całej szatni. Musimy dopiero zacząć farbowanie. Siostra 

Agnieszka była zdania, że biel i czerń też są dominikańskie.

 

Zszokowana gapiłam się na twór, który niezbyt 

zachwycona mistrzyni nowicjuszek rozłożyła przede mną. 

Wielki Boże, nie ulegało wątpliwości, że któryś z braci Marx 

background image

zrobiłby w tym przebraniu zawrotną karierę. Całość była w 

workowatym stylu, jaki około roku 1930 musiał być ostatnim 

krzykiem mody: talia siedziała prawie na kolanach, przód od 

samej góry do dołu był skromnie zapinany na guziki, rękawy z 

pewnością sięgały czubków palców, a deseń – o nie – tworzyły 

dwucentymetrowej wielkości, grube, czarno-białe kwadraty, 

tak że przy dłuższym spoglądaniu widzowi łzy ciekły z oczu.

 

Odskoczyłam, kiedy matka Amabilis przyłożyła 

sukienkę do moich ramion. Chyba nie myślała na poważnie o 

tym, że... Ale mistrzyni skinęła z zadowoleniem.

 

- Z pewnością pasuje. Nałóżmy ją od razu, Eileen.

 

Odwróciłam się zmieszana. Betty ciągle jeszcze stała w 

miejscu, a z jej rumianego wiejskiego oblicza biła nieskrywana 

radość. Czy do wszystkiego potrzebowała rozkazu? Wreszcie 

nastąpiło „spocznij”!

 

- Możesz odejść, Betty! No właśnie, a tu jest jeszcze 

czepek.

 

Czułam się bardzo marnie, zdejmując moje światowe 

odzienie. Elegancka liliowa sukienka spoczęła na łóżku.

 

- Porządną bieliznę przygotuję dopiero na jutro – 

background image

pocieszyła mnie mistrzyni nowicjuszek.

 

Przynajmniej pod tym okropnym workiem będę mogła 

jeszcze przez dzień czuć się jak w mojej starej skórze. Jak 

gdyby chodziło o szczególnie udany model, matka Amabilis z 

ogromną starannością pomogła mi założyć bardziej komiczny 

niż cenny ubiór, pociągnęła tu i tam...

 

- Doskonale pasuje! – stwierdziła z zadowoleniem, 

niczym kapral podczas musztry. Klosz sukienki kończył się 

nad kostką na szerokość dłoni. Kształty ciała rozpływały się w 

nim niczym na obrazach Picassa.

 

- Czy teraz zostanę przeznaczona do pracy w ogrodzie i 

oborze? – wyszeptałam zdławionym głosem.

 

- A dlaczego?

 

- Myślałam, że będzie potrzebny strach na wróble.

 

Matka Amabilis znowu się uśmiechnęła.

 

- Drogie dziecko, strój ten przed tobą nosiły jako 

postulantki trzy nowicjuszki i zostały szczęśliwymi 

zakonnicami. Panu Bogu nie zależy na „Miss klasztoru”, On 

spogląda na serce.

background image

 

Odniosłam wrażenie, że musi to być serce kryjące w 

sobie dzielność Dawida, skoro miało zdzierżyć upokorzenie 

skazujące na karę bycia żywą karykaturą. Niewzruszona matka 

Amabilis zawiązała mi na ramionach szeroką pelerynkę.

 

- No i spójrz, jedna część szachownicy jest już zakryta, 

a kiedy dojdzie do tego duży, szary fartuch kuchenny, 

widoczne będą tylko rękawy i część spódnicy.

 

To brzmiało pocieszająco, przemogłam się więc.

 

- Jeśli chodzi o mnie, matko Amabilis, to można by 

zaraz ufarbować moją liliową sukienkę.

 

Ona pozostała niewzruszona.

 

- Najpierw zobaczymy, jak przeżyjesz pierwsze 

tygodnie. Potem będzie dość czasu, żeby targnąć się na twoją 

ulubioną kreację.

 

Oj, odkryła moją piętę achillesową – próżność. Dotarło 

już do mnie, że jej błękitne oczy zaglądały do wnętrza duszy, 

odkrywając je niczym lekarz, który musi przeprowadzić 

konieczną operację. Wszystko to działo się szybko, lecz nie 

bez boleści.

 

- Usiądź na łóżku, o tak – pomogła mi w tym 

background image

energicznym ruchem ręki. – Zobaczmy, czy będzie ci pasował 

czepek postulantki.

 

Przy tych słowach wyciągnęła z kieszeni grzebień, który 

równie dobrze mógłby uchodzić za zgrzebło, kilkoma 

oszczędnymi ruchami zbierając mi włosy z czoła, zaczesała je 

do tyłu – przedziałki nie były mile widziane – i za chwilę 

byłam oczepiona.

 

- Gotowe! – stwierdziła z zadowoleniem.

 

- Gdzie jest jakieś lusterko? – westchnęłam.

 

Matka Amabilis potrząsnęła głową.

 

- W całym klasztorze nie odkryłam jeszcze żadnego. 

Ale jeśli znajdziesz na zewnątrz jakąś kałużę, pozwalam ci się 

w niej przejrzeć. Może się także zdarzyć, że po dzisiejszym 

obiedzie Betty wyszoruje któryś z garnków na taki połysk, że 

uda Ci się w nim zobaczyć twoje odbicie.

 

Kolejny raz uznałam, że uznanie w klasztorze luster za 

tabu było bardzo mądrym zarządzeniem. W przeciwnym 

wypadku, jeśli traktowano tu wszystkich podobnie jak mnie, 

zakon ten na pewno upadłby z powodu braku powołań.

background image

 

Rozkojarzona ruszyłam w ślady mojej mistrzyni, kiedy 

ponownie wyprowadziła mnie na zewnątrz. Tyle mijałyśmy po 

drodze drzwi i różnych zakrętów, że nigdy nie trafiłabym sama 

z powrotem.

 

- Prowadzę cię teraz do kuchni, gdzie są pozostałe 

postulantki – wraz z tobą jest was dziewięć – oznajmiła mi 

matka Amabilis. – Nie dziw się, jeśli powitają cię milczeniem. 

Rozmowy są dozwolone tylko w określonych porach dnia, ale 

do tego szybko się przyzwyczaisz. Dziewczęta są zajęte 

czyszczeniem warzyw na dzisiejszy obiad.

 

- Ale przecież ja miałam pomagać w oborze – 

wyjaśniłam z trwogą.

 

Mistrzyni nowicjuszek roześmiała się.

 

- Och, to był tylko niewinny żart, który zawsze 

praktykujemy. To najlepszy sposób sprawdzenia, czy ktoś ma 

powołanie, czy też nie. Jeśli kandydatka odwróci się 

obruszona na pięcie, odsyłamy ją. A ty zostałaś. No, jesteśmy 

w kuchni.

background image

 

Najwidoczniej wylądowałyśmy w jakiejś piwnicy. 

Wkroczyłyśmy do dużego, ciemnego pomieszczenia z 

kamienną posadzką, którego okna zabezpieczone były z 

zewnątrz kratami. Pośrodku stał ogromny piec, największy, 

jaki widziałam w życiu. Przypominał spoczywający w 

bezruchu czołg najeżony lufami garnków. Już o tej rannej 

godzinie czuło się bijącą od niego falę gorąca.

 

Dopiero teraz, kiedy nieco ochłonęłam, dostrzegłam po 

jego lewej stronie grupkę postulantek siedzących na niskich 

taboretach. Otaczały wianuszkiem potężny ceber, w którym od 

czasu do czasu z pluskiem lądowała obrana marchewka.

 

- Siedźcie, siedźcie! – zwróciła się do nich mistrzyni, 

gdyż każda miała podołek pełen nieobranych jeszcze marchwi. 

– Gloria, dostaw jeszcze jeden stołeczek. To nasza nowa 

postulantka. Dzisiaj w południe przedstawi się ją oficjalnie w 

refektarzu. Do tego czasu obowiązuje milczenie.

 

Osiem głów skinęło zgodnie i małe nożyki rozpoczęły 

dalej swoją mozolną pracę przy obieraniu bulwiastych 

marchewek.

 

Wyobrażałam sobie, że zakonnice i kandydatki zajmują 

background image

się przede wszystkim modlitwą, teraz zaś widziałam jedynie 

zajęte pracą, służebne duszki, które zdawały się zaliczać kurs 

nauki gotowania. Czyżby misją dominikanek było kształcenie 

idealnych gospodyń domowych? Biorąc pod uwagę motto 

zakonu, można by oczekiwać czegoś innego.

 

Zdegustowana zajęłam miejsce na pustym taborecie. Na 

szczęście, kiedy jeszcze uczęszczałam do szkoły, musiałam 

sporo pomagać w domu, więc nie wyszłam na osobę z dwiema 

lewymi rękoma. Niestety, nie wynaleziono jeszcze żadnego 

środka, aby przy tego rodzaju pracy zachować czyste, 

niezabarwione ręce. Najwidoczniej nie używano tutaj 

nowoczesnych maszyn, które załatwiłyby całą sprawę w kilka 

minut.

 

Oj – duża marchewka wymknęła mi się z dłoni i 

chlupnęła do cebra na podobieństwo karpia. Prysła woda, 

zabulgotało – również w dziewczęcych gardłach. Spojrzałam 

po moich sąsiadkach – kilka z nich przeżyło niechciany 

prysznic. Uśmiechnęłyśmy się do siebie – powiodłam 

wzrokiem wokoło. Która z nich była aktorką Clare Nell? 

Przecież wydawało mi się, że rozpoznam ją bez trudu pośród 

background image

tysiąca innych. Ale nie, najwidoczniej nie było jej tutaj.

 

Same niezbyt urodziwe twarze z dobrych 

mieszczańskich rodzin, najlepszy przekrój Ameryki, chłodne, 

rzeczowe, tu i tam zamyślone – ale w żadnym wypadku nie 

sexy czy mogące wzbudzić większe zainteresowanie. 

Natomiast urody takiej osoby jak Clare Nell nie był w stanie 

przysłonić nawet najbardziej workowaty uniform postulancki. 

Na koniec cała historia okaże się pomyłką, a ja utknę w 

klasztorze z powodu kaczki dziennikarskiej.

 

Klapiąca chodakami siostra kucharka przechodziła tam i 

z powrotem, podnosiła pokrywki, dosypywała przypraw do 

garnków, żonglowała wielkimi jak miski chochlami. Wreszcie 

zwróciła się do nas:

 

- Zaśpiewajcie coś, siostrzyczki! Taka cisza panuje w tej 

kuchni, że nawet ziemniaki nie chcą się gotować.

 

Oho, jej, jako dowodzącej, wolno było rozmawiać w 

tym pomieszczeniu. Zaintonują teraz jakiś kanon czy też 

chorał gregoriański?

 

- Gdy strumyk płynie z wolna... – zaproponowała 

kucharka, a ja nie chciałam wierzyć własnym uszom. Zaczęły 

background image

śpiewać zupełnie świecką piosenkę, którą doskonale znałam. 

Jakże często śpiewaliśmy ją podczas wycieczek szkolnych! 

Oczywiście nie oczekiwałam nie wiadomo jakich hitów, ale 

również nie spodziewałam się czegoś takiego. Czy wtych 

biednych istotach na dźwięk radosnego rytmu nie budziła się 

tęsknota wyrwania się zklasztornych murów? Pewnie już 

nigdy więcej nie przekroczyłyby wiodącej przez ogród bramy 

klasztornej!

 

Prześpiewałyśmy wszystkie zwrotki, głośno i radośnie, 

ale nieco fałszując. Zauważyłam, że siostra siedząca 

naprzeciwko mnie nie umiała utrzymać tonacji. Parę razy 

wydawało mi się, że być może jest to Clare Nell, gdyż 

charakterystycznie się uśmiechnęła, kiedy marchewka 

wyśliznęła mi się z rąk. Nie, to niemożliwe, Clare Nell umiała 

śpiewać jak słowik, wiedziałam to z jej filmów. A ta miała 

głos jak młodzieniec przechodzący mutację.

 

- Znakomicie! – stwierdziła siostra kucharka, zaglądając 

mi przez ramię – to wystarczy, bo inaczej jutro znowu 

będziemy jadły marchewkę. Dalej, do krajalnicy z nimi!

 

Hurra, nie trzeba ich kroić na drobno. A więc jednak 

background image

była w tej przedpotopowej kuchni jakaś techniczna atrakcja. 

Zerwałyśmy się z miejsc, walcząc o uchwyty przy cebrze, a ta, 

którą uważałam za Clare Nell, zrobiła to najsprawniej, co nie 

jest chyba w naturze gwiazdy filmowej. Wszelkie podejrzenia 

opuściły mnie, kiedy zobaczyłam, jak wsypuje marchewki do 

ogromnego leja pierwszej krajalnicy, jaką kiedykolwiek 

wynaleziono w Ameryce. Klasztor z pewnością zakupił ją 

tanio w jakimś muzeum.

 

Jej stuki i warkoty zagłuszyły wszelkie inne odgłosy. 

Kwadrans później wydarzenia nabrały tempa, gdyż ogromny 

piec rozgrzał się tak bardzo, jakby zaraz miano w nim 

wytapiać stal.

 

Siostra kucharka ustawiła nas w szeregu.

 

- No więc, wy dwie kończycie zupę, Ewa i Gloria gotują 

budyń, Clare i nowa – przyniesiecie z ogrodu pietruszkę i 

pomożecie siostrze Elżbiecie oczyścić warzywa ze ślimaków, 

Dolly i Betty przygotują zastawę stołową, teraz każda ma 

zajęcie. Kiedy zadzwonią na zajęcia szkolne, każda kończy 

pracę, zostawia fartuch i dalej jak zwykle.

 

Wstrzymałam oddech, podczas gdy postulantki ustawiły 

background image

się zgodnie z rozkazami – gdzie była Clare, którą mnie 

przydzielono?

 

Zatkało mnie – nie pomyliłam się – u mojego boku 

stanęła fałszująca solistka. Profil – nos – ale przecież Clare 

była blondynką, a ta jest szatynką – nie, to nie ona!

 

Jak dobrze, że tak szybko udało mi się wydostać na 

świeże powietrze. Milcząc, człapałam obok mojej towarzyszki 

przez wielki ogród. Nagle chwyciła mnie za rękę.

 

- Ostrożnie, jest ślisko!

 

- Wolno nam wreszcie rozmawiać? – wystękałam, z 

wysiłkiem utrzymując równowagę na grząskim gruncie, gdyż 

od dłuższego czasu przywykałam do miejskiej nawierzchni.

 

Clare się uśmiechnęła.

 

- Nie, ale nie mogę pozwolić na to, żebyś upadła. W tym 

wypadku rozmawiamy oczywiście ze sobą.

 

- Aha!

 

W duchu postanowiłam częściej się poślizgiwać. 

Niestety, parę minut później dotarłyśmy do grządki 

zarezerwowanej dla ziół kuchennych. Wszędzie rosła 

pietruszka, jak gdyby siostry miały w planach 

background image

przeprowadzenie kuracji oczyszczającej krew. Nie było 

powodu, żeby dłużej się zatrzymywać.

 

- Nie tak – tylko świeże listki – zaszeptała ku 

mnieClare.

 

Starałam się więc zrywać tylko jasnozielone roślinki i 

wkrótce miałam pełne obie ręce. Moja współsiostra wręczyła 

mi jeszcze swój plon, po czym zrobiła gest, jakbym była 

zabłąkaną kurą. Co takiego, mam teraz zanieść kucharce to 

zielsko i to do tego sama? Rozejrzałam się wokoło.

 

- Przepraszam cię, że jestem taka nierozgarnięta, ale na 

pewno nie trafię jeszcze do kuchni.

 

Clare skinęła głową ze zrozumieniem i ruszyłyśmy obie. 

Widać było, że jest bardzo sumienna: nie przemówiła ani 

słowa więcej, niż było to konieczne do pouczenia nowej. 

Szkoda. Nie mogłam jej rozpoznać także i po głosie, gdyż 

przez głośniki każdy głos słychać inaczej, o czym sama się 

przekonałam, korzystając z mikrofonu. Nic straconego, jeszcze 

nadarzy się stosowna okazja.

 

Nie, to naprawdę nie była gwiazda ekranu, gdyż inaczej 

siostra kucharka potraktowałaby ją z większym szacunkiem. 

background image

Teraz zgromiła postulantkę:

 

- Należy przypuszczać, siostro Clare, że ciągle jeszcze 

zachowuje się siostra jak zupełna dyletantka. Po co takie 

spacerowanie bez potrzeby. Pietruszkę dodaje się do potraw 

dopiero na samym końcu. Trzeba było zostać w ogrodzie i 

przynieść zioła, kiedy zadzwoniono na lekcje. Zrozumiano?

 

- Dziękuję, siostro Judy.

 

No, ja bym na pewno nie wytrzymała. Co to za 

ofukiwanie, przecież Clare chciała dobrze i naprawdę nie 

wyglądało na to, żeby miała zamiar marnować czas. Ślimaki w 

warzywach mogły jeszcze poczekać. Rozdrażniona opuściłam 

za nią kuchnię. Ładne mi odnoszenie się sióstr do siebie! 

Spojrzałam na Clare z boku, jej twarz była spokojna i prawie 

pogodna. Ależ miała grubą skórę. Nie, Clare Nell grała tylko 

duchowe role z elementami psychologii głębi, inie miała skóry 

słonia.

 

Zbierać ślimaki – i to palcami! Oniemiała przyglądałam 

się, jak Clare zbiera do starej doniczki gąsienice i inne 

owłosione albo pokryte śluzem monstra. Na połamanych 

paznokciach nie widać było żadnych śladów lakieru. 

background image

Najwidoczniej w klasztorze było więcej sióstr o tym samym 

imieniu. Ociągając się, ruszyłam w jej ślady, a potem wzięłam 

kawałek drewienka służący mi za szczypce. Clare odebrała mi 

go ze spokojem.

 

- Nie tak, w ten sposób kaleczy się te stworzenia. To 

tylko na początku jest trudne, potem się przyzwyczaisz. Patrz 

– nic w tym nadzwyczajnego.

 

Przezwyciężyłam obrzydzenie. Skoro ona to potrafiła, to 

i ja muszę zacisnąć zęby. Nagle, kiedy przyglądałam się, jak 

pilnie i w milczeniu pracuje, przyszedł mi do głowy pewien 

fortel, który mógł ją zdradzić. Nie tak dawno gwiazda ekranu 

nakręciła film, w którym występowała jako prosta wiejska 

dziewczyna. Podziwialiśmy ją podobnie jak teraz pochyloną i 

wykonującą daleko bardziej higieniczną czynność, mianowicie 

zbieranie kłosów.

 

Podczas tej sceny śpiewała romantyczną piosenkę – 

miałam wrażenie, że w uszach rozbrzmiewa mi jeszcze jej 

cudowny głos. A skoro w klasztorze wolno było śpiewać, więc 

zaraz zaintonowałam:

 

- Oh, my love, my love there in the deep valley...

background image

 

Nie, Clare się nie poruszyła, nawet nie mrugnęła okiem, 

jakby nie znała tego szlagieru, który sprzedał się w ponad 250 

000 egzemplarzy. Dośpiewałam zwrotkę do końca, a potem 

zrezygnowałam. Było jasne, że nie mam do czynienia z 

aktorką filmową. Ale i tak była miła, promieniowała od niej 

sympatia, ukryta mądrość, harmonijnie zmieszana ze 

skromnością. Miejmy nadzieję, że częściej będzie się nas 

posyłało razem, choćby i nawet do zbierania gąsienic.

 

Nagle Clare się zerwała...

 

- Psst! – zaczęłam nasłuchiwać. W dali rozległ się 

przenikliwy ton alarmu.

 

- Nauka! – wymamrotała Clare, ściągając z siebie 

zapaskę. Nie wiedząc dlaczego, posłusznie poszłam za jej 

przykładem.

 

- A co z gąsienicami?

 

Clare schyliła się, podniosła doniczkę z wijącą się 

zawartością i pobiegła przede mną do zagrody dla kur, gdzie 

po prostu wrzuciła jej zawartość przez ogrodzenie.

 

- Nie! Przecież tam zostaną pożarte!

 

Clare skinęła głową z zadowoleniem, oto był los tych 

background image

pełzających stworzeń, których nie wolno było skaleczyć 

patykiem, jak gdyby były muszlami perłowymi. W rzeczy 

samej, wielce wrażliwa natura. Kury gdakały, dziobiąc bez 

miłosierdzia. Cóż za plajta, żeby podejrzewać w tej 

postulantce moją wróżkę filmową! Pewnie gdyby jej kazano, 

rzuciłaby kury na pożarcie jastrzębiom. Nieco rozdwojona 

wewnętrznie, niczym cień, poszłam za nią, odłożyłam fartuch 

na półkę, potknęłam się kolejny raz w korytarzu i ze świeżo 

umytymi rękoma przekroczyłam progi sali szkolnej.

 

Nie wyglądała ona inaczej niż wszystkie klasy na 

świecie. Nie brakowało nawet tablicy z kolorową kredą.

 

Dziewięć grzecznych postulantek z welonikami i w 

czepkach siedziało niczym wróble w jednym rzędzie, a ja 

zajęłam miejsce na końcu. Na szczęście zauważyłam, że Betty 

i Dolly były na tyle normalne, żeby kalać trwającą ciszę 

zabronionym szeptaniem. A więc w stadku nie były same 

bohaterki cnoty. Zaraz też zachichotały głośno, właśnie wtedy, 

background image

kiedy otwarto drzwi, w których pojawiła się siostra gospodyni 

– Elżbieta. Tym razem była bez szarego fartucha i w 

porządnych butach. Urody jej nie przybyło.

 

Czyżby jako pierwsza była lekcja na temat obchodzenia 

się z bydłem?

 

W filmach widziałam najczęściej urodziwe zakonnice, 

które mogłyby stać się przyczyną zguby nawet zahartowanych 

globtroterów – przed oczyma stanęła mi amerykańska 

produkcja pod tytułem Marynarz i zakonnica. Siostra Elżbieta 

pozbawiona była kobiecego uroku, gasząc w samym zarodku 

wszelkie marzycielskie wyobrażenia o delikatnej kruchości 

sióstr zakonnych.

 

Złożyła swoje spracowane ręce na pulpicie szkolnym, 

uśmiechnęła się do nas przyjaźnie, ukazując swoje potężne 

uzębienie, a następnie głośno i wyraźnie akcentując, zaczęła 

wyliczać wszystko, czego postulantka nie robi.

 

- Siostra Eileen jest nowa, więc musimy powrócić do 

wiadomości z ostatnich trzech tygodni. Zgodnie z wymogami 

prawa kanonicznego okazało się jeszcze możliwe przyjęcie jej 

do postulatu. Nie orientuje się w sprawach, które wam są już 

background image

znane. Wstępując do zakonu, postulantka pozostawia za sobą 

to, kim była w świecie i co miało dla niej znaczenie: rodzinę, 

pozycję społeczną, zawód, a nawet nazwisko. Znamy tylko 

swoje imiona i tak powinno pozostać. Nie jest w zwyczaju 

późniejsze przedstawianie się podczas rekreacji. Nie 

opowiadamy sobie nawzajem, co robiłyśmy w świecie, ile 

zarabiałyśmy, z jakich pochodzimy kręgów. Porządna 

postulantka nie będzie próbowała dowiadywać się tego, 

stawiając sprytne pytania, a jeśli miałaby to uczynić, to próżno 

przyjdzie jej czekać na odpowiedź. W tym jednym wypadku 

wolno nam być względem siebie nieuprzejmymi i zbyć osobę 

ciekawską.

 

Spuściłam szybko wzrok. Ładne perspektywy co do 

moich wysiłków dowiedzenia się czegoś z życia aktorki 

filmowej Clare Nell, jeśli w ogóle uda mi się ją spotkać!

 

Siostra Elżbieta zwróciła się do mojej sąsiadki:

 

- Dlaczego kładziemy tak duży nacisk na to, żeby 

pozostać nieznanymi, Ewo?

 

Postulantka wstała z miejsca niczym uczennica, 

recytując wyuczoną na pamięć odpowiedź:

background image

 

- Ponieważ stałyśmy się nową rodziną, w której każda 

jest taka sama, bez żadnej różnicy.

 

- Nie, nie taka sama, tylko tak samo uprawniona, a to 

istotna różnica, Ewo. Usiądź. Nie powinno się zdarzyć, żeby 

któraś z nas w jakiś sposób była uprzywilejowana ze względu 

na swoją pozycję w świecie. Stąd też nie chcemy wiedzieć, 

czy ktoś był ubogi, czy bogaty, utalentowany czy też nie, 

uczęszczał do szkoły podstawowej czy też może skończył 

studia. Wystarczy, że przełożona generalna prowadzi na ten 

temat stosowne zapiski, angażując każdą według jej 

szczególnych zdolności.

 

Hm – już widziałam, jak moje plany kruszą się w gruzy, 

zasypywane powoli piaskiem widma porażki. Tylko 

przełożona generalna – to było bicie głową w mur. Ukradkiem 

zerknęłam na szereg postulantek. Same grzeczne, uważne 

twarze. Na żadnej nie widać było ani śladu emocji, kiedy 

żądano tak doskonałego aktu samozapomnienia zakładającego 

absolutne wyrzeczenie się wszelkiej przeszłości. Spojrzałam 

na siostrę Clare, która niewzruszenie spoglądała przed siebie. 

Gdyby była moją gwiazdą, to okrutne prawo coś by ją obeszło. 

background image

W końcu nie była kimś tam, tylko pozostawiła za sobą nieomal 

światową sławę. A ta siedziała sztywno, jak gdyby była 

najwyżej pomywaczką w podmiejskim zajeździe. Jeśli tylko 

uda mi się z nią zaprzyjaźnić – i kiedy już nabierzemy do 

siebie zaufania...

 

Chłodny głos siostry Elżbiety wyrwał mnie z moich 

rozmyślań:

 

- Stałyśmy się wprawdzie teraz nową rodziną i 

rodzeństwem, więc pozostawiamy wszelkie formalności, 

zwracamy się do siebie przez ty i po imieniu – lecz nie 

oznacza to wcale, że na własną rękę możemy zawierać bliższe 

relacje emocjonalne z którąś z sióstr, której charakter 

szczególnie nam odpowiada. My, dominikanki, mamy otwarte 

serca, aby znosić i pielęgnować prawdziwe przyjaźnie, lecz nie 

mogą być one tej natury, że dwóm siostrom wolno mieć ze 

sobą tajemnicę, którą nie mogłyby się podzielić ze wszystkimi 

innymi. Krótko mówiąc – wszystko, co posiadamy, zarówno 

dobra duchowe, jak i materialne, dzielimy po siostrzanemu ze 

sobą, nie mówiąc nawet o siostrzanej miłości. Nie 

wstąpiłyśmy do zakonu, żeby znaleźć sobie przyjaciółkę, lecz 

background image

żeby stać się wszystkim dla wszystkich. Przyjaciółką 

partykularną wolno nam być tylko wtedy, jeśli jesteśmy 

pewne, że w drodze do osiągnięcia jej własnej doskonałości 

okażemy się osobie zainteresowanej pomocne poprzez własny 

przykład i dobrą radę.

 

Ufff, suchy styl urzędowych definicji w wykonaniu 

siostry Elżbiety nieco mnie zdenerwował. Wygłaszała swój 

monolog, jakby czytała rubryki z notowań giełdowych albo 

leksykonu wiedzy religijnej. Na pewno nie spędziła młodości 

w oborze, tylko jako kierowniczka wydziału w urzędzie 

skarbowym albo jeszcze innego niedarzonego sympatią 

urzędu. Jej duże, szare oczy skierowały się ku mnie i 

zatrzymały przez chwilę.

 

- Każda, która tu wstępuje, musi również wiedzieć, że 

czas, który spędza w tych murach, zanim zostanie obłóczona, 

należy uważać za okres próby, a więc nie oznacza on 

ostatecznego przyjęcia. Próbuje się ją, a ona pozwala się 

próbować co do swojej przydatności jako siostra zakonna. Z 

tego powodu przyjmuje chętnie każde zajęcie, które jej się 

zleca, starając się unikać przedstawiania swoich własnych 

background image

wyobrażeń na temat życia zakonnego. Wie, że właściwe życie 

za klauzurą rozpoczyna się dopiero po przybraniu habitu, a to, 

co teraz przeżywa, jest jedynie pierwszym kontaktem ze 

zgromadzeniem, powierzchownym zapoznaniem się z 

zewnętrzem. Siostrą klauzurową staje się dopiero w 

nowicjacie.

 

To było to. Wszystkie siostry były jasnowidzami! Nie, 

chyba zrobiłam rachunek bez gospodarza. Półroczny postulat 

był dla mnie czasem straconym. Nie zobaczę nawet skrawka 

prawdziwego życia zakonnego, tylko parę drobiazgów. Co 

mnie czekało! Jeśli mam wypełnić moją misję, muszę 

koniecznie przejść przez obłóczyny jako nowicjuszka. Siostra 

Elżbieta ziewnęła serdecznie. Pouczanie postulantek było dla 

niej z pewnością znacznie cięższym obowiązkiem niż poranna 

praca w oborze!

 

- Dla siostry Eileen powtarzam raz jeszcze to, co wy 

wszystkie już wiecie: przebywamy wprawdzie z 

nowicjuszkami i profeskami w jednym refektarzu, naszej 

jadalni i świetlicy dziennej, ale nie wynika stąd prawo, aby 

uważać obłóczone siostry za równe nam. Wręcz przeciwnie, 

background image

świadomie utrzymujemy dystans aż do momentu, kiedy same 

przywdziejemy zakonny welon. Pozdrawiamy się wzajemnie i 

podejmujemy konieczny dialog, jeśli wymaga tego wspólna 

praca – zwykle jednak, jako postulantki, trzymamy się ściśle 

własnej grupy. Dopiero po obłóczynach tworzymy jedną 

wspólnotę ze wszystkimi. Dlaczego tak ma to wyglądać, 

siostro Betty?

 

Betty podniosła się powoli i ociężale. Wytrzeszczyła 

oczy, otworzyła i zamknęła usta, ale najwidoczniej nie 

wiedziała.

 

Tłumiłam w sobie śmiech. Rozweselona uniosłam w 

górę rękę. Zdziwiona siostra Elżbieta spojrzała na mnie z 

niedowierzaniem. Co takiego, znałam odpowiedź?

 

- Tak, Eileen?

 

Zerwałam się z miejsca.

 

- Myślę, że przez całe stulecia nie modernizowano 

statutów zakonnych.

 

Postulantki parsknęły śmiechem. Siostra Elżbieta 

oniemiała. Potem stwierdziła sucho:

 

- Bardzo mnie cieszy taka bystrość umysłu, Eileen. Być 

background image

może w twojej osobie znajdziemy wreszcie współsiostrę, która 

podejmie kiedyś trud tej tak koniecznej reformy, nieprawdaż?

 

Zaczerwieniłam się i usiadłam. Wiem, było to 

nieoględne, ale w moim wnętrzu wrzało.

 

Ona zaś niewzruszenie kontynuowała tym samym 

rzeczowym tonem:

 

- Spotyka się natury przejawiające chęć reformowania 

wszystkiego, gdziekolwiek się tylko znajdą. Ale nie wszystkie 

są pokroju Teresy z Avila czy Mary Ward. Właśnie dlatego, że 

kandydaci do zakonu gotowi są do podjęcia akcji jako 

domniemani wywrotowcy działający z inspiracji Ducha 

Świętego, jesteśmy takie ostrożne i dołączamy je do całej 

trzódki dopiero po sumiennym wypróbowaniu charakteru. Nie 

wolno nam zapominać, że również Mahomet twierdził, iż 

działa na bezpośrednie polecenie Boga i pod kierunkiem Jego 

archanioła.

 

Cała twarz paliła mnie żywym ogniem, tak było mi 

wstyd. Nie, siostra Elżbieta musiała być pedagogiem, być 

może nawet kimś więcej, to było pewne. Nie spodziewałam się 

po niej takiej spontaniczności. Również i dzisiaj przymykała 

background image

oczy – wczoraj wydawało mi się to śmieszne – teraz zaś 

zauważyłam, że robi to, aby się lepiej skoncentrować, pewnie 

jakieś przyzwyczajenie z nieznanego mi bliżej jej życia w 

świecie.

 

Niczym w półśnie wysłuchałam całego szeregu zaleceń, 

które wszystkie dotyczyły jednego: w jaki sposób możliwie 

nie zwracając na siebie uwagi i nie sprawiając kłopotów, 

mamy włączać się w rytm życia klasztornego oraz 

dostosowywać się do jego wymogów i zwyczajów. Kiedy 

wybiło południe, grupka zerwała się na nogi, odmówiłyśmy na 

stojąco Anioł Pański, a potem hałaśliwie wyszłyśmy na 

zewnątrz, z pewnością nie tak spokojnie i w ciszy, jak 

oczekiwałaby tego siostra Elżbieta od kandydatek do zakonu.

 

Jeszcze nie całkiem wyszedłszy za próg, Betty i Dolly 

znowu szeptały ze sobą głowa przy głowie.

 

Zwlekałam nieco przy drzwiach, dopóki nie podeszła 

nasza wykładowczyni. Pozdrawiając, jak gdyby nic się nie 

stało, chciała przejść obok, ale ja zagrodziłam jej drogę, 

wyciągając rękę.

 

- Przepraszam, siostro Elżbieto!

background image

 

Nagle po raz pierwszy wydało mi się, że uśmiechając 

się, jest niemal ładna.

 

- Dziecko drogie! – odparła przyjaźnie. – Czepek ci się 

przekrzywił, bo różki pod nim uciskają. Ale bądź spokojna, 

jeszcze je zrzucimy!

 

Poklepała mnie po policzku, jakby chciała uspokoić 

oporną krowę, po czym szybko opuściła salę szkolną.

 

Kwadrans później, wraz z moją gromadką, siedziałam w 

dużym, chłodnym refektarzu na końcu ogromnego dębowego 

stołu. Wyżej zasiadały nowicjuszki w białych welonach, a u 

czoła stołu matka generalna wraz z około dwudziestoma 

siostrami profeskami, które, o dziwo, zdecydowały się spędzić 

całe życie pod tym dachem.

 

Kiedy jednak rozpoczęto czytanie przy stole, 

zauważyłam, że zamiary te wcale nie były aż tak jasne. Każda 

z nich mogła w każdym czasie zostać odwołana i 

oddelegowana do pracy misyjnej. Jedna z sióstr, która zjadła 

przed nami, siedziała na wysokim krześle z poręczami, 

czytając korespondencję, jaka nadeszła z Wietnamu, 

Hongkongu i Tokio. Nieznane zakonnice w zwykłym, 

background image

pobożnym stylu pisały po części pełne skarg, po części bardzo 

optymistyczne listy. Dla mnie wszystkie one brzmiały tak 

samo.

 

Kilka razy siostry się roześmiały, ja natomiast nie 

widziałam ku temu najmniejszego powodu.

 

Tajemnice familijne – jeszcze to wyjaśnimy, dlaczego 

taką wesołość wywołała wiadomość, że pewien gorliwy 

katechumen ofiarował kapłanowi do celebracji dzban wódki 

ryżowej, a siostra Coronata wiedziona ciekawością naukową 

próbowała palić opium, aby potem zszokować ojca 

duchownego wypowiedzią, że zdaje się ono rzeczywiście mieć 

właściwość osładzania misjonarskiego żywota.

 

Moje współsiostrzyczki też tylko na wpół słuchały, tak 

bardzo smakował im obiad. Clare objadała się niczym 

ulicznik, który trzy dni nie miał niczego w ustach. Jako 

aktorka byłaby przyzwyczajona do uważania na linię, więc jak 

mogłam dać się zwieść temu pozornemu podobieństwu w 

rysach? Ukradkiem powiodłam wzrokiem po twarzach, lecz 

nigdzie nie dostrzegłam zakonnicy, która byłaby wstrząsająco 

podobna do mojej gwiazdy filmowej. Poza tym znaczną część 

background image

oblicza przykrywały siostrom czepki. Po posiłku ruszyłyśmy 

do kuchni zmywać naczynia. Tak było codziennie, wyjaśniła 

mi szeptem Betty. Miała obecnie „tydzień przy garnkach”, to 

znaczy nie miała nic innego do roboty niż szorowanie 

ogromnych kotłów i patelni. Mnie oddelegowano do sztućców. 

Trzeba było umyć całą górę noży, łyżek i widelców. W 

dymiącym parą cebrze brzękało i szczękało do ogłuchnięcia. 

Zanurzona w oparach pracowałam w pocie czoła, lecz nie 

trwało nawet pięciu minut i skaleczyłam się tak mocno w 

palec, że nie byłam zdolna do dalszych zmagań.

 

Siostra Judy przyniosła plaster i założyła mi opatrunek. 

Szczęśliwie nie zostałam ofuknięta.

 

- To wszystko leniwe ciało. Jak się zetrze, pójdzie 

wszystko lepiej! – pocieszyła mnie.

 

Zdrową ręką miałam za zadanie zetrzeć stół, do czego 

się jeszcze nadawałam. Mimo wszystko pot lał się ze mnie 

strumieniami. To wszystko z powodu oparów w tej wielkiej 

jak hangar garkuchni!

 

Tym razem śpiewano przy robieniu porządków pobożną 

background image

pieśń Maryjo, Królowo niebios, a ja pomyślałam przy tym, że 

chociaż Matkę naszego Pana czci się ponad wszystkie inne 

stworzenia, Ona także prowadziła gospodarstwo domowe. 

Towarzyszący śpiewowi ogłuszający akompaniament 

szczękających talerzy i brzęczących sztućców był wręcz nie do 

opisania.

 

O godzinie pierwszej rozległ się dzwonek i w jednym 

momencie zewsząd słychać było jedno paplanie. Minął czas 

milczenia, przez dwie godziny można było rozmawiać. Co za 

ulga dla mnie, początkującej w tej praktyce! Machając ścierką, 

zagadnęłam siostrę Betty:

 

- Betty, to okropne – jak ty to wytrzymujesz, żeby przez 

całe przedpołudnie nie otworzyć ust?

 

Betty uśmiechnęła się całą szerokością swojej okrągłej, 

wieśniaczej twarzy. – Wcale nie wytrzymuję, co tydzień 

muszę wyznać, że znowu zdarzyło mi się poszeptywać.

 

- Komu – na spowiedzi?

 

- Eee tam, to przecież nie grzech. Naszej matce, siostrze 

Elżbiecie. Ona jest super, pod twardą skorupą ma miękkie 

serce, a przede wszystkim nie leci na skargę do generalnej.

background image

 

Oj, co za szczęście, zwłaszcza po tym, jak zachowałam 

się podczas lekcji.

 

- Myślałam, że to matka Amabilis jest mistrzynią 

nowicjuszek – no i przecież to ona mnie przebrała.

 

- Zgadza się, siostra Elżbieta tylko od czasu do czasu 

prowadzi konferencje, bo większość czasu poświęca 

prowadzeniu gospodarstwa, a to też rzutuje nieco na jej 

zachowanie. Możemy wzorować się na obu. Ale jeśli coś 

przeskrobiesz, to idź lepiej do siostry Elżbiety, ona jest 

bardziej wyrozumiała.

 

Po tych słowach odeszła i nie kłopocząc się wcale 

usłyszaną nie tak dawno przestrogą przed zawieraniem zbyt 

bliskich przyjaźni, pytlowała z rudą, wesołą Dolly. Co miałam 

teraz do roboty? Bezradnie rozglądałam się wokoło. 

Postulantka Clare wzięła mnie na stronę.

 

- Eileen, przez dwie godziny możesz robić, co tylko 

chcesz, zdrzemnąć się, szyć, czytać, pisać...

 

- Pisać też? – zapytałam z ożywieniem w głosie.

 

- Oczywiście, powinnyśmy nawet dużo pisać. Matka 

Amabilis twierdzi, że postulantka ma tak wiele do 

background image

uporządkowania w swoim wnętrzu, że potrzebny jest taki 

wentyl. Pisz, ile tylko pragniesz i jeśli tylko masz na to ochotę.

 

- Ale to jest później cenzurowane, nieprawdaż?

 

Ona się uśmiechnęła.

 

- Coś ty, mamy pełną swobodę. Mistrzyni w życiu nie 

przyszłoby do głowy zaglądać do szuflad w twojej szafce. 

Nawet nie wolno jej tego zrobić. Mówi, że dominikanów 

powinno się w każdej wolnej chwili napotkać z książką lub z 

piórem, w przeciwnym wypadku są wyrodkami.

 

To były pocieszające perspektywy. Mój reportaż będzie 

mógł dojrzewać w spokoju.

 

Pobiegłam więc czym prędzej do mojej celi i rzuciłam 

się do pisania. Teraz zdrętwiały mi palce od ciągłego 

stenografowania, które, miejmy nadzieję, będę w stanie kiedyś 

odszyfrować. Dzwonią – co nas teraz czeka?

 

Na parterze w korytarzu po raz pierwszy spotkałam ojca 

dyrektora, duchowego kierownika czarno-białego żeńskiego 

stadka. To potężny dominikanin, o niemal kwadratowej 

background image

posturze. Wokół jego czaszki, przypominającej mi trochę 

Marcina Lutra, wije się wianuszek ciemnych, drutowatych 

włosów. Ale w jego oczach błyszczą iskierki wesołości. Czy 

też może rozweselił go tylko mój widok – ten okropny 

workowaty strój w stylu retro i w czarno-białą szachownicę?

 

- Laudetur Jesus Christus! – pozdrowił głośno, a ja nie 

znając prawidłowej odpowiedzi, odparłam na wszelki 

wypadek „Amen”.

 

Zaśmiał się głośno i zatrzymał na kilka sekund.

 

- O, znowu nowa! – stwierdził zdumiewająco 

dźwięcznym głosem, a ja kolejny raz skonstatowałam, że 

wszyscy tędzy mężczyźni są tenorami. O wiele lepiej 

pasowałoby mu, gdyby mógł zamienić się głosem co najmniej 

z matką Dominicą. – Miejmy nadzieję, że wytrzyma pani 

pierwszy tydzień, jest najtrudniejszy! W każdym razie życzę 

powodzenia.

 

- Serdeczne dzięki, ojcze. Czy mogę zapytać, co 

oznaczał ostatni dzwonek?

 

Zmarszczył wysokie czoło.

 

- Chwileczkę – aha, koncert krakania. Cały czas prosto, 

background image

drugie drzwi po lewej stronie prowadzą do salonu 

muzycznego. Potrafi pani grać na organach?

 

- Nie, ani trochę.

 

Rozczarowany pokręcił głową.

 

- Znowu niewypał. Odczekajmy, być może oddeleguje 

się panią do tego, wtedy będzie pani umiała.

 

- Ależ nie, ojcze, jestem totalnym beztalenciem...

 

- O tym, niestety, decyduje matka Amabilis. No więc, 

powodzenia!

 

Powlokłam się dalej w moim upiornym ubranku. 

Ostatecznie nawet najświętszy zakonnik to tylko mężczyzna, a 

młoda postulantka jest jeszcze na tyle córką Ewy, że przeżywa 

prawdziwy koszmar, spotykając w takim stroju męską istotę. 

Wcale mnie nie zdziwiło jego przypuszczenie, że to 

stworzenie z zapadłej wsi męczyło w wiejskim kościółku jakąś 

fisharmonię!

 

Z „instrumentów muzycznych” posiadałam radio 

tranzystorowe i gramofon.

 

Echo wielu młodych głosów zaciekawiło mnie, więc 

podeszłam do drzwi prowadzących do wspomnianego salonu. 

background image

Jako pierwsze ujrzałam stojące na środku organy, na 

podobieństwo orła z rozpiętymi w locie skrzydłami, a przy 

miechach nożnych siostrę Clare. Siedzącą przy klawiaturze 

zakonnicę przewracającą kartki śpiewnika mogłam dojrzeć 

jedynie od tyłu. Ku mojemu zdziwieniu nosiła biały welon 

nowicjuszki, a przecież podczas konferencji dowiedziałam się 

o surowym rozdziale nowicjuszek i postulantek. 

Najwidoczniej śpiew również był uważany za pracę, która 

zbliżała nas ku sobie i przy której wolno było mówić jedynie 

to, co konieczne.

 

- No, nareszcie przyszła! – zawołała Dolly głośno, kiedy 

mnie ujrzała. – Teraz możemy zaczynać, siostro Mary Clara! 

Założę się, że dołączy do drugiego głosu, a wtedy nie będę 

musiała się tak wysilać.

 

Siedząca przy organach i zagadnięta w ten sposób 

siostra, a nie postulantka, odwróciła się powoli – miała jasną 

delikatną cerę i ogromne ciemne oczy!

 

- Eeee – Eileen – nieprawdaż? Podejdź tu, siostro – 

musimy sprawdzić wysokość twojego głosu. Stań tam, a wy – 

proszę o ciszę!

background image

 

Co mi przypominał ten miękki, żeński głos? Od 

pierwszej chwili zafascynowana przyglądałam się 

nowicjuszce.

 

Dała Clare znak i rozległo się sapanie miecha.

 

- Fis – zaśpiewaj proszę fis, Eileen.

 

Spróbowałam, ale gardło miałam jak zasznurowane, jak 

gdyby ktoś trzymał mnie za nie, chcąc ukarać za brak chęci do 

gry na organach. Przecież był ktoś, kto się do tego nadawał? 

Po co jeszcze inni?

 

- Nie, to nie było całkiem czysto, siostro Eileen. Betty, 

bądź tak uprzejma i przypomnij sobie, że rekreacja już się 

skończyła. No więc, Eileen, jeszcze raz – fis!

 

Tym razem wydany ton był dźwięczny i najwidoczniej 

czysty. Nowicjuszka uderzyła akord, a ja musiałam 

zawtórować. Następnie przeszłyśmy całą gamę w górę i w dół. 

Organistka skinęła głową z zadowoleniem.

 

- Miałaś rację, Dolly. Siostrę Eileen dołączymy najlepiej 

do drugiego głosu. Wolałabym, żeby doszła do nas jakaś dobra 

sopranistka, bo wtedy nie musiałabym tak bardzo natężać 

mojego głosu.

background image

 

- Ależ siostro Mary Clara, to byłoby naprawdę szkoda. 

Ojciec Donatus uważa, że powinna siostra śpiewać solo, a chór 

ma być jedynie akompaniamentem.

 

Nowicjusza uśmiechnęła się i odwróciła szybko. 

Postulantki chętnie obsypywały komplementami zakonnice 

odziane już w habit. Mną zaś wstrząsnęło – jak zwróciła się do 

niej Dolly? Mary Clara – a więc w konwencie były dwie 

siostry o podobnym imieniu – postulantka Clare i nowicjuszka 

Mary Clara. Stanęłam tak, że mogłam dobrze przyjrzeć się 

profilowi grającej na organach. Ustawiłyśmy się i nowicjuszka 

nakazała ciszę.

 

- Drogie siostry, dzisiaj rozpoczynamy naukę nowej 

łacińskiej pieśni, to znaczy sama pieśń jest stara, a jedynie 

nowa aranżacja pochodzi od współczesnego kompozytora. 

Prześpiewam pierwszą zwrotkę.

 

Uderzyła w klawisze, postulantka Clare mocniej 

poruszyła miechami, zaś z organów wydostały się delikatne 

dźwięki: „Adoro te devote, latens Deitas!”.

 

Zbliżam się w pokorze i niskości swej – wstrzymałam 

oddech. Wspaniały anielski głos, w świecie nowicjuszka 

background image

musiała być śpiewaczką – nie – teraz odwróciła się i wydało 

mi się, że z całą pewnością ją rozpoznałam. Spadły mi łuski z 

oczu. To nie Clare, która zachwycona przestała poruszać 

miechem, gdyż jej głos nie nadawał się do niczego, lecz Mary 

Clara jest gwiazdą filmową Clare Nell!

 

Uszczęśliwiona przyglądałam się jej, nie słysząc 

wydawanych przez nią poleceń i dokonując w milczeniu 

własnych porównań. No tak, usta Clare Nell były w filmach 

znacznie pełniejsze, twarz nie aż tak długa i wąska, a przede 

wszystkim linia brwi znacznie ostrzejsza. Jednakże doskonale 

zdawałam sobie sprawę z tego, że charakteryzator zarówno 

teatralny, jak i filmowy jest w stanie stworzyć zupełnie nowe 

oblicze. Kto wiedział, jak gwiazda wyglądała w życiu 

prywatnym bez makijażu?

 

- Siostro Eileen! – zwrócił się do mnie głos brzmiący 

wyrzutem. – Nie śpiewasz z nami. Proszę, tutaj jest śpiewnik, 

jesteśmy przy trzeciej zwrotce.

 

Zdezorientowana próbowałam się skoncentrować, a ona 

dokładnie mi się przysłuchiwała.

 

- Stop, Eileen, nie wymawiaj łaciny po angielsku – nie 

background image

mówi się hjumanitas tylko humanitas! „Bóstwo swe na krzyżu, 

skryłeś wobec nas; Tu ukryte z bóstwem człowieczeństwo 

wraz”. Clare, proszę więcej powietrza.

 

Oj, ostro brała nas w obroty. Dzięki temu, że się 

wysiliłam, udało mi się tak wymawiać słowa, że zrozumiałby 

mnie nawet sam Tacyt. Chociaż się koncentrowałam, moje 

myśli ciągle zajęte były osobą nowicjuszki. Jakim cudem uda 

mi się jako prostej postulantce zbliżyć się do niej, skoro na 

razie zabroniony nam był bezpośredni kontakt z obłóczonymi 

zakonnicami?

 

Jak gdyby odczuła te intensywne myśli po zakończonej 

próbie, kiedy Adoro te devote brzmiało w miarę czysto, Mary 

Clara wzięła mnie na stronę.

 

- Stop, nowa zostaje jeszcze na chwilę.

 

Z największą przyjemnością!

 

Spojrzała na mnie z uśmiechem.

 

- Siostro Eileen, sprawa wygląda następująco: 

poszukuję pilnie następczyni, którą wprowadzę w tajniki gry 

na organach, ponieważ wkrótce będę musiała poświęcić się 

innym studiom i nie będę miała czasu na prowadzenie prób. 

background image

Interesuje cię zdobycie tej umiejętności?

 

Zawahałam się, jej podejście było całkiem niezależne. 

Widać było, że nie była przyzwyczajona ciągle prosić o 

pozwolenie i czekać na polecenia, tylko będąc wolną artystką, 

miała własne pojęcie o przyjętej roli. Chyba gdzieś czytałam, 

że gdy wstąpiła do klasztoru, któryś z reżyserów miał 

odetchnąć, pozbywszy się wymagającej i samowolnej 

gwiazdy.

 

- No więc, siostro Eileen? Jesteś przecież muzykalna, 

nie możesz temu zaprzeczyć, czy też są jakieś inne powody?

 

W wypadku napotkanego ojca wzbraniałam się uparcie, 

teraz zaś zachęciła mnie myśl, że w ten sposób znajdę się w 

pobliżu niej, mając przy tym okazję do porozmawiania 

częściej niż inne. Chcąc nie chcąc, musiałam się zgodzić, 

chociaż gra na organach była dla mnie koszmarem, gdyż...

 

- Nie potrafię liczyć – stwierdziłam z niesmakiem – z 

matematyki miałam ciągle dostateczny...

 

Nowicjuszka roześmiała się i w tym momencie nie 

miałam już najmniejszych wątpliwości, uśmiech dodał jej 

uroku – a kiedy wyobraziłam sobie jeszcze makijaż – i 

background image

świeckie ubranie...

 

- Siostro Eileen, z tą odrobiną akrobatyki liczbowej na 

podwójnej klawiaturze łatwo się uporasz. Miałam już 

uczennice mniej rozgarnięte od ciebie. No więc?

 

- Dobrze, skoro jest taka potrzeba – i jeśli wyrazi zgodę 

nasza mistrzyni postulantek...

 

- Siostra Elżbieta? Już ja ją przekonam. Być może w ten 

sposób uda mi się uratować cię przed oborą – zamknęła 

śpiewnik. – Postaram się o stosowne pozwolenie i dam ci 

znać. Możesz odejść, Eileen.

 

Wielkie nieba, nowicjuszka rozmawiała ze mną prawie 

jak przełożona, co fascynowało i złościło mnie jednocześnie – 

ale artystki pozostają sobą nawet w zakonnych habitach. Clare 

Nell nie była w stanie wyzwolić się od samej siebie. 

Najwidoczniej też przełożeni zakonni mieli względem niej 

szczególne plany, skoro miała odbyć jakieś specjalne studia. 

Płonąc ciekawością i zatopiona w myślach, udałam się do 

naszej sypialni. Wolno nam było przygotować cele do udania 

się na spoczynek.

 

Przy drzwiach dorwałam chętną do plotek siostrę Betty i 

background image

zatrzymałam ją szybko:

 

- Momencik, Betty – jak to jest, dlaczego mamy tu dwie 

siostry o imieniu Clare? Przecież łatwo mogą się zdarzać 

pomyłki?

 

Ona potrząsnęła głową i wzruszyła ramionami:

 

- Nie zawracam sobie tym głowy. Nowicjuszka to Mary 

Clara. Jeśli pamięta się o podwójnym imieniu, to łatwo je 

rozróżnić, bo nasza postulantka ma tylko jedno. Poza tym 

nowicjuszka prawie że należy do naszego grona, tylko 

obłóczono ją trzy miesiące wcześniej.

 

Nadstawiłam uszu.

 

- Co takiego? A dlaczego?

 

- Nie wiem do końca. To wiąże się jakoś z jej 

przeszłością, pewnie dlatego, że jest tak zdolna. Poza tym 

sprawia wrażenie prawdziwej zakonnicy, no nie?

 

Przytaknęłam gorliwie i utwierdziłam się w moim 

przekonaniu. Chciano oszczędzić Clare Nell ciekawskich 

pytań ze strony młodych współsióstr.

 

- Wiesz może, jak się przedtem nazywała, to znaczy jak 

background image

miała na imię, wszystko inne przecież nie powinno nas 

interesować.

 

- Miała na imię Clare, tak samo jak nasza postulantka i 

przy obłóczynach nazwano ją Mary Clara. Matka generalna 

jest zdania, że z naszym imieniem chrzcielnym jest związana 

nie tylko nasza konsekracja, lecz także sakrament. Dlatego też, 

w przeciwieństwie do innych zgromadzeń, zachowujemy 

najczęściej nasze imiona chrzcielne, chyba że któreś się 

powtarza. Stąd też nasza postulantka będzie musiała przybrać 

inne imię, ponieważ mamy już siostrę o imieniu Mary Clara. 

Psst – ktoś idzie. – Przy tych słowach przemknęła obok mnie 

do sypialni. Ale matka Amabilis miała dobre uszy, których 

czujność w żadnej mierze nie ucierpiała pod czepkiem 

zakonnym.

 

- O, siostra Eileen. Właśnie rozmawiała ze mną Mary 

Clara, nasza nowicjuszka. Dlaczego roztrząsacie twoją sprawę 

z inną postulantką zamiast ze mną? Czyżby występowały 

jakieś trudności co do gry na organach?

 

Na policzki wypełzły mi rumieńce. Zaraz pierwszego 

dnia złapana na gorącym uczynku!

background image

 

- Nnn... nie, matko Amabilis, właściwie nie.

 

- No to proszę wejść do sypialni i wypakować do końca 

swoje rzeczy. Przygotowałam już stosowną bieliznę. Wiem, że 

na początku nakaz milczenia jest najcięższy, i dlatego też nie 

mam pretensji. Tak wielu rzeczy trzeba się jeszcze dowiedzieć 

i nauczyć. Ale po kilku miesiącach z pewnością nie zastanę cię 

ze sprawiającą mi wieczne troski Betty!

 

Nie wiedziałam jeszcze, że zasadniczo dziękuje się za 

mniej lub bardziej surowe upomnienie. Skinęłam tylko głową 

szczęśliwa, że mogę wśliznąć się do sypialni.

 

Wstrząśnięta stanęłam przed całą kolekcją lnianej 

bielizny domowej roboty. Nie powstała może na przełomie 

wieków, lecz każdego światowego człowieka przerażała 

dbałością o skromność. Jeśli jednak dalej miałam na sobie 

nosić szaty pokutnicy, to i ta moda muzealnej proweniencji nie 

powinna mnie dziwić.

background image

 

Przebrałam się zdecydowana na wszystko. Musiałam 

przecież odegrać moją rolę do końca. Być może uda mi się 

uniknąć nowicjatu, jeśli podczas nauki gry na organach 

częściej będę się spotykać z Mary Clara. Najchętniej jednak 

rzuciłabym to wszystko. Szef nie miał najmniejszego pojęcia o 

porządku dnia w klasztorze! Nie byłam przyzwyczajona do 

słuchania sygnałów dawanych dzwonkiem i co godzina 

robienia tego, co polecono, również jeśli chodzi o jedzenie i 

spanie.

 

O dziewiątej, śmiesznej dla mnie godzinie, kiedy to 

kury idą spać, osunęłam się znużona na moje solidne 

koszarowe łóżko. Materace piankowe nie były tutaj znane. 

Moim zdaniem posłanie było twarde, ale za to pewnie 

zdrowsze. Pościel wiejskim zwyczajem była w niebieską 

kratkę. Żagle, parawany naszych celek, poruszały się lekko w 

powiewach wiatru wpadających przez otwarte okno. Chciałam 

jeszcze ułożyć sobie solidny plan, jak wybadać nowicjuszkę 

Mary Clara, kiedy to wypraktykowałam pierwszą cnotę dobrej 

postulantki – zapadłam w mocny, głęboki sen.

 

Dzwonek zadzwonił nie o piątej trzydzieści, tylko o 

background image

szóstej. Czyżbym znowu zaspała?

 

Pośpiesznie odsunęłam zasłonę zakrywającą sąsiednią 

celkę. Rozczochrana Betty siedziała na łóżku, patrząc na mnie 

ze zdziwionym uśmiechem.

 

- Tego nie wolno robić! – wyszeptała.

 

- Co się dzieje?

 

- Nic, postulantki wstają pół godziny później, ponieważ 

nie chodzą na kontemplację.

 

Z tą informacją nie potrafiłam nic począć. Kontemplacja 

w lustrze, pomyślałam sobie, stwierdzając, że pewnie Betty 

nabija się ze mnie, kiedy ona nagle z całą powagą uczyniła 

znak krzyża i głośno zaczęła się modlić, aż echo niosło po sali.

 

W bezruchu słuchałam przez chwilę, jak osiem głosów 

odpowiada, pomrukując pod nosem. Na szczęście nie modliły 

się przez cały czas, gdyż pewnie i za godzinę nie byłabym 

gotowa do wyjścia. Ciągle coś mi się myliło. Ze 

zdenerwowania nie mogłam nawet zasznurować butów. 

Wszystkie czekały tylko na mnie, kiedy wreszcie sapiąc, 

dołączyłam do reszty. W takim tempie ubierać się trzeba 

pewnie tylko w wojsku!

background image

 

Kiedy dotarłyśmy do położonej na parterze kaplicy, 

zzewnątrz weszły wyglądające na zziębnięte, odziane na 

czarno i biało siostry zakonne, zajmując bezszelestnie i w 

milczeniu miejsca w ławkach. Cóż mogły takiego robić tak 

wczesnym rankiem na podwórku klasztornym?

 

Na koniec zjawiła się tyczkowata siostra Elżbieta, a ja 

odniosłam wrażenie, że dociera do mnie owiewający ją zapach 

obory. Drobna nowicjuszka męczyła się niezmiernie, 

balansując dwukrotnie wyższą od niej zapalarką do świec. 

Udało się jej właśnie zapalić ostatnią, kiedy od strony zakrystii 

wkroczył ojciec Donatus w towarzystwie dwóch postulantek 

pełniących najwidoczniej funkcję ministrantów. Miałam 

nadzieję, że na mnie nigdy nie przyjdzie kolej. 

Zachowywałabym się pewnie bardzo głupio. Ojciec kierownik 

skłonił swoje potężne czoło, odmawiając spowiedź 

powszechną, apostulantki mu towarzyszyły. Czego to jeszcze 

będę się musiała nauczyć! Pewnie nie nadarzy się mi okazja, 

żeby znowu kiedyś to wykorzystać, ale na pewno było to 

interesujące!

 

Słuchać kazania na czczo, to zdarzyło się mi już w 

background image

Chicago, nie żyłam przecież jako postępowa poganka, lecz 

wypełniałam religijne obowiązki z irlandzką sumiennością. 

Tymczasem ojciec Donatus nie wygłaszał kazania, lecz 

najwidoczniej całą naukę rekolekcyjną.

 

Potężna, zwalista postać ze złożonymi na piersiach 

rękoma stała przed nami niczym niewzruszona skała wiary, nie 

przejmując się, niestety, ani zaspanymi postulantkami, ani 

moim coraz to bardziej blednącym czubkiem nosa.

 

Ojciec Donatus przemawiał poruszająco o niepojętych 

drogach Bożej Opatrzności, która wszystko wie, wszystko 

widzi, wszystko prowadzi. Jego zdaniem człowiek ze swoimi 

zamierzeniami oraz samowolą nie jest w stanie zniweczyć 

niczego w Bożych planach. Bóg bowiem wciąż na nowo 

prowadzi go ku wyznaczonemu celowi. Nie jesteśmy też w 

stanie oszukać Go ani co do naszych zamiarów, ani co do 

naszych czynów. Ponadto kiedyś z całkowitą suwerennością 

odkryje i ukaże tajniki i głębie każdego ludzkiego serca.

 

Jak można się domyślać, nie czułam się zbyt dobrze, 

słuchając tych słów. Ojciec nie zrobił nawet chwili przerwy, 

kiedy nagle bez czucia wylądowałam w objęciach stojącej 

background image

obok mnie współsiostry.

 

- Teraz pewnie pójdzie o własnych siłach – wyszeptała 

matka Amabilis nad moim uchem, a do mnie dotarło, że 

jestem na zewnątrz, oddycham świeżym powietrzem i widzę 

słońce rozjaśniające swoimi promieniami klasztorny ogród.

 

- Siostro Eileen, dlaczego nie powiedziałaś, że trudno ci 

przychodzi wytrzymać o pustym żołądku? Przecież jest tyle 

udogodnień, również i dla nas, zakonnic. Możemy bez 

problemów korzystać z dyspens.

 

Nie wiedziałam oczywiście, co było faktyczną 

przyczyną, więc wymruczałam zmieszana, że zdarzyło mi się 

to po raz pierwszy i że powodem jest zmiana otoczenia. 

Siostra kucharka Judy przybiegła, niosąc filiżankę mocnej 

kawy, która postawiła mnie na nogi.

 

- Wolno siostrze przystąpić jeszcze do komunii świętej 

– zachęciła mnie matka Amabilis – gdyż w tym wypadku 

traktujemy całe zajście jako chorobę.

 

Potrząsnęłam głową.

 

- Nie, dziękuję. Może lepiej jutro. Czy mogę dostać 

kawałek chleba?

background image

 

Siostra Judy przygotowała już smakowitą kanapkę – 

była nawet z wędliną. A więc nie obowiązywał tu ścisły 

wegetarianizm – co za ulga.

 

- Proszę to zjeść, Eileen. Nie miałaś żadnego 

zaświadczenia lekarskiego, którego zawsze wymagamy. Tak 

więc jeszcze dzisiaj udamy się z wizytą do lekarza! – 

oznajmiła mi łagodnie mistrzyni nowicjuszek. Poddałam się. 

Nie miałam o tym najmniejszego pojęcia – co za zwyczaje, 

niczym przy poborze do wojska! A mnie się wydawało, że 

każdy może bez problemu wstąpić do klasztoru. Na koniec 

zasięgną jeszcze pewnie opinii w jakimś biurze 

detektywistycznym? No i stało się:

 

- Konieczne byłoby także postaranie się o opinię od 

proboszcza. Proszę nam podać adres parafii.

 

Jeszcze i to – byłam – jeśli chodzi o te sprawy – bez 

wyroku sądowego i kary. Jedynie kiedy jeździłam na skuterze, 

zapłaciłam jednodolarowy mandat za niewłaściwe parkowanie. 

O nie, wcale nie było tak łatwo przedrzeć się za klasztorne 

mury. Dwie godziny później maszerowałam z matką Amabilis 

na przystanek autobusowy. W sąsiedniej mieścinie rezydował 

background image

znajomy lekarz. Przebadał mnie dokładnie i sumiennie. Wynik 

był zadowalający, a wątpliwości mojej przełożonej zostały 

rozwiane.

 

- Zdrowie jest pierwszym warunkiem, siostro Eileen. O 

tym jeszcze przyjdzie ci się przekonać. Życie w zakonie wcale 

nie jest lekkie. Kto nie ma zdrowych nerwów, ten nie 

powinien znaleźć się w naszych szeregach, a komu już w 

postulacie lub nowicjacie zjawia się święty Dominik, tego z 

łagodną perswazją odsyłamy do domu. Ale ty nie jesteś z tej 

gliny.

 

- Mam nadzieję, że była to ostatnia tego rodzaju wpadka 

– odparłam zdecydowanie. Matka Amabilis uśmiechnęła się.

 

- Coś podobnego może się zdarzyć nawet zdrowym 

osobom – pocieszyła mnie. – Jeśli tylko coś sprawia trudności, 

należy mi o tym powiedzieć. Traktujemy każdego 

indywidualnie i nie zależy nam na masowych wstąpieniach. Z 

tego powodu przestrzegamy także wszystkie kandydatki, aby 

na własną rękę nie podejmowały żadnych działań co do 

praktyk pokutnych.

 

Teraz ja nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam 

background image

śmiechem.

 

- Matko Amabilis, co do mnie, to nie ma obaw.

 

- Nie bądź taka pewna. Czy wiesz, ile zachodu 

kosztowało nas odzwyczajenie siostry Mary Clara od 

klęczenia całymi godzinami. Trwała na kolanach, kiedy inne 

zgodnie z przepisami siedziały. Obawiałyśmy się, że chce 

ustanowić rekord świata.

 

Niesamowite – właśnie Clare Nell – i ta ciągotka do 

klęczenia? Dziwne to trochę, być może miała zamiar dowieść, 

że na planie filmowym potrzebowano twardych ludzi, i nie 

chciała, żeby traktowano ją jak maskotkę.

 

- Jest bardzo samodzielna – wydawało mi się, że muszę 

stanąć w jej obronie – sprawia wrażenie, jakby spędziła tu całe 

lata.

 

Matka Amabilis uśmiechnęła się zagadkowo.

 

- Tak ci się wydaje? Wolałabym, żebyś na razie wzięła 

sobie za wzór swoją opiekunkę postulantek. Dla mnie jest to 

prawzór przykładnej zakonnicy.

 

Zatkało mnie – siostra Elżbieta? Ta zimna biurokratka, 

zdająca się wyciosana z dębowego drewna?

background image

 

Kiedy przybyłyśmy, nasze postulantki miały właśnie 

naukę. Tym razem zajęcia prowadził ojciec Donatus. Zjawiłam 

się więc na czas.

 

Oczekiwałam, że w postulacie będzie się przekonywało 

kandydatki, aby w każdych okolicznościach pozostały wierne 

swojemu pierwotnemu postanowieniu i – jak zwykł się 

wyrażać mój szef – „urobi się je”, teraz zaś mogłam się 

przekonać, że jest zupełnie inaczej.

 

Ojciec Donatus najwidoczniej zmierzał ku temu, aby 

wybić nam z głowy wszelkie myśli o klasztorze. Nie wyliczał 

nic innego jako tylko same przeszkody, tak że nieomal 

dochodziło się do przekonania, iż nikt nie wstępuje do 

klasztoru kierowany samym powołaniem.

 

Przeanalizował mniej więcej wszystkie typy postaw 

osób wstępujących, kierujących się przy tym własnym 

widzimisię, choć próbujących ten fakt lepiej lub gorzej 

ukrywać. Coś na podobieństwo wnikliwości Boskiej 

background image

Opatrzności, tak dokładnie przezeń opisanej podczas porannej 

homilii, że aż ścięło mnie to z nóg, zdawało się nierozdzielnie 

przynależeć do katalogu talentów jego osobowości.

 

- Wszystko, co nie dzieje się z prawdy, nie może się 

ostać – a kto w jakikolwiek sposób unika jej, nie wytrwa w 

naszym zakonie – obwieścił. – Można na przykład – nie 

ujmując w niczym innym zgromadzeniom zakonnym – 

wstąpić do franciszkanów, gdyż miłuje się ubóstwo w jego 

najsurowszym wymiarze, do jezuitów, gdyż ma się żołnierską 

naturę ceniącą przede wszystkim dyscyplinę, do cystersów, 

gdyż pociągają nas szczególnie samotność i wieczne 

milczenie, lecz nie można zostać dominikaninem, jeśli nie 

dysponuje się ugruntowanym i bezkompromisowym 

umiłowaniem prawdy. Co zaś oznacza umiłowanie prawdy?

 

Przerwał na chwilę – a ja mimowolnie spuściłam wzrok, 

powtarzając sobie w duszy z przekorą, że taki właśnie mam 

zamiar. A mianowicie za pomocą własnego doświadczenia 

pragnę zgłębić prawdę o życiu zakonnym, a przy tym i tę 

odnoszącą się do powodów, które wpędziły znaną aktorkę 

filmową w klasztorne mury. Czyż świat nie miał prawa 

background image

dowiedzenia się o nich, zwłaszcza gdy rozeszło się tak wiele 

plotek? Niemniej serce uderzyło mi mocniej, kiedy 

kontynuował:

 

- Powiem wam – umiłowanie prawdy to nic innego jak 

miłość ku Chrystusowi, gdyż powiedział On o sobie: „Ja 

jestem Prawdą”. Nie wiem, czy któraś z was pojęła kiedyś 

dogłębnie, co to oznacza. Wyobraźmy sobie, że ktoś z nas 

zadeklaruje coś takiego na swój temat na forum publicznym, w 

radiu czy w telewizji – najpewniej czym prędzej umieści się 

go tam, gdzie takie rzeczy leczą.

 

Postulantkami wstrząsnął śmiech, ja natomiast 

pozostałam poważna i dziwnie poruszona we wnętrzu.

 

Czyż pierwszej nocy spędzonej w pokoju gościnnym 

klasztoru nie dotknęło mnie, na podobieństwo płonącego 

ognia, gorące pragnienie poszukiwania prawdy przez 

Akwinatę i niczym iskra nie zapadło w moją duszę?

 

- Życie i nauczanie tej prawdy, którą jest Chrystus, jest 

misją naszego zgromadzenia i wszystkie musicie zdać sobie z 

tego sprawę, jeśli chcecie wytrwać w swojej decyzji zostania 

dominikankami. Jeśli zaś ktoś zamierza żyć prawdą i jej 

background image

nauczać, to pierwszym tego warunkiem jest jej znajomość. 

Dlatego też zaznajamiam was nie ze statutami konwentu – to 

zrobi znacznie lepiej ode mnie opiekunka postulantek, lecz z 

duchem zgromadzenia i głębią prawdy, a także zachęcam was, 

abyście każdego poranka, kiedy tylko dusza obudzi się ze snu, 

spoglądały w lustro Chrystusowej prawdy podczas cichej 

kontemplacji. Jeśli posłuchacie, to jako ojciec duchowny 

obiecuję wam, że przeżyjecie niebo na ziemi – gdyż również 

aniołowie i święci trwają zatopieni w rozważaniu odwiecznej 

Prawdy. Modlitwa, nauka i kontemplacja przysporzą wam 

szczęścia, wobec którego bledną wszelkie rozkosze tego 

świata.

 

Słuchając tych odważnych obietnic, nieomal przestałam 

oddychać. Kiedy to mówił, w jego wzroku nie przebłyskiwał 

fanatyzm, lecz trzeźwy rozsądek, na który zwróciłam uwagę 

już przy pierwszym spotkaniu – a ponadto i blask tego ognia, 

który napełnił mnie taką tęsknotą.

 

Moje współsiostry spojrzały na niego z wahaniem, 

wydawało mi się, że tu i tam wyczuwam sceptycyzm, że oto 

więcej się obiecuje, niż jest się w stanie dotrzymać. Skoro w 

background image

klasztorach można było odnaleźć prawdziwe szczęście, to 

dlaczego nie odkryło go więcej osób, dlaczego wręcz 

przeciwnie – przeczy się mu, wyśmiewa i szydzi zeń? 

Nieśmiało zerknęłam w kierunku mojej sąsiadki, postulantki 

Clare. Jej twarz była tak skupiona i spokojna, jakby uwierzyła 

w każde usłyszane słowo, jakby w ciągu tych kilku tygodni, 

odkąd tu jest, odczuła, że wszystko, co mówi ojciec, jest 

prawdą. Wyglądała na szczęśliwą – naprawdę. Z pewnością 

była tutaj na swoim miejscu. Postanowiłam, że na rekreacji 

rozmówię się z nią, gdyż wydawało mi się, że stoję przy płocie 

odgradzającym mnie od rajskiego ogrodu. Swoistą pociechą 

było, że na pozostałych dziewczęcych obliczach nie widać 

było podobnego uszczęśliwienia.

 

Betty spoglądała zupełnie głupawo, jakby ojciec 

duchowny mówił o klasztornym gospodarstwie i właściwym 

używaniu traktora. Z pewnością rumianolica dziewoja 

pochodziła z jakiejś wiejskiej farmy. Można jej było 

pozazdrościć życiowego realizmu, którego nie wzruszały 

duchowe poruszenia. Być może to właśnie jej nieporuszony 

wzrok sprawił, że ojciec powrócił do chłodnej równowagi, 

background image

którą odznaczał się początek jego wykładu.

 

- Przyznaję, że również pomiędzy moimi współbraćmi, 

w konwencie dominikańskim, nie znaleźli się kandydaci od 

razu pełni najwyższych ideałów i zrozumienia odwiecznej 

prawdy. Napotkać bowiem można wiele rozmaitych 

powodów, dla których szuka się ucieczki w klasztorne mury. 

Oto zjawiają się osoby nie radzące sobie z życiem w świecie. 

W klasztorach, mówią sobie, nie potrzebują niczego planować 

ani myśleć, będzie się ich prowadziło i popychało – co może 

nie do końca, ale poniekąd jest słuszne. Są i tacy, którym brak 

talentu, i takich większość ludzi świeckich, zwykłych oceniać 

zakonników według jednej miary, określa mianem bankrutów 

życiowych. Inni z kolei obawiają się pewnych zawirowań i 

niebezpieczeństw związanych z wojną, uważając błędnie, że 

zostanie im to oszczędzone w klasztorze. Jest to słuszne, ale 

tylko co do służby wojskowej. Współczesne konflikty wojenne 

nie oszczędzą też zakonów. Jeszcze inni spodziewają się życia 

pełnego przygód jako włóczykije Boży, wiedząc, że 

podejmujemy pracę jako misjonarze w wielu krajach świata. I 

nawet, jeśli jako zakonnicy czy zakonnice odziani w ochronny 

background image

strój zgromadzenia, nie wyruszą z wyprawą misyjną, 

docierając do mieszkańców odległych tropików, mają przecież 

nadzieję zobaczenia choć części ciekawych zakątków naszej 

starej Ziemi. Przyznaję, że w wypadku kobiet motyw ten 

spotyka się rzadziej. Za to inny występuje wśród nich tym 

częściej: wiele dziewcząt, osiągnąwszy pewien wiek, zaczyna 

się lękać grożącego im ciężaru samotności. W klasztorze mają 

towarzystwo i oczywiście życiowe zadanie – nie przeczuwają 

jednak, jak trudny do zniesienia może być obowiązek ciągłego 

bycia we wspólnocie. Nie jest to może najgorszy powód do 

wstąpienia, ale też i nie najlepszy. Z kolei tragedią jest, jeśli 

któraś zlekceważona przez jakiegoś Don Juana wybiera 

klasztorny welon zamiast przysłowiowego małżeńskiego 

czepka. Tym dziewczętom gwarantuję, że nie będą szczęśliwe. 

Z powodu nieszczęśliwej miłości nie ucieka się od ludzi do 

Boga. On żąda pierwszej miłości albo ostatniej i najgłębszej. 

To byłyby zasadniczo główne powody, dla których wstępuje 

się do zakonu, nie mając jasności co do istoty prawdziwego 

powołania. Czy też może o czymś zapomniałem? Można się 

zgłosić i przedstawić swój punkt widzenia.

background image

 

Nie, niemożliwością było wstać teraz z miejsca i 

wyłuszczyć ten niezwykły powód, dla którego siedziałam tutaj 

odziana w okropny czarno-biały strój oraz pelerynkę 

postulantek klasztoru St. Mary. Ku mojemu zdumieniu 

zgłosiła się cicha siostra Clare.

 

- Tak, proszę? – zwrócił się do niej uprzejmie ojciec 

Donatus. Ona zaś odparła:

 

- Być może jest jeszcze jeden powód: źle pojęta 

romantyka. Zdarza się, że dziewczęta pozwalają się zwieść 

niewłaściwemu przykładowi i przywdziewają czepek zakonny. 

Myślę tutaj o siostrach zakonnych o alabastrowych obliczach, 

grających główne role w filmach, przeżywających słodko-

gorzkie romanse, zdających się cierpiętnicami otoczonymi 

tajemniczą aureolą. Szczególnie kobiety chętnie odwołują się 

do tych ideałów.

 

Usiadła. Ojciec Donatus uśmiechnął się.

 

- Nie jestem w stanie tak dalece wejrzeć w głąb 

kobiecego serca, ale z pewnością jest w tym sporo racji – 

chociaż to, co w ostatnich latach mieliśmy okazję oglądać na 

ekranach filmowych odnośnie do klasztorów, podziałało raczej 

background image

odstraszająco na budzące się powołania zakonne. Można 

powiedzieć: niczym grad w maju. Myślę, że sporo zła 

wyrządziły w tym względzie filmy, które widziałem nawet 

ostatnio. Jeśli więc jest pośród was taka, której marzy się rola 

zakonnicy, to proszę, aby się zgłosiła. Nie brakuje skutecznych 

i wypróbowanych środków, aby ją wyleczyć.

 

Teraz już wszyscy się zaśmiali, a siostra Clare 

najserdeczniej. Kolejny raz potwierdziło się, że nie jest 

poszukiwaną przeze mnie Clare Nell. A co miałaby na ten 

temat do powiedzenia nowicjuszka Mary Clara? Z pewnością 

stanęłaby w obronie filmu, bo przecież nie brakowało 

znakomitych tytułów, choćby wspomnieć tylko Ostatnią na 

szafocie.

 

Oczywiście żadna z nas nie pragnęła ponieść śmierci 

męczeńskiej, czego potwierdzeniem była żwawa i wesoła 

krzątanina, kiedy zakończył się wykład ojca Donatusa i znowu 

wolno było rozmawiać.

background image

 

Co dnia miałyśmy parę godzin, by nagadać się do woli. 

W tym czasie tak gruntownie nadrabiano wszystkie zaległości, 

że niemal było się zadowolonym, kiedy dzwonek ponownie 

nakazywał milczenie.

 

Miałam wiele spraw na sercu. Trzymałam się u boku 

Clare, ponieważ wydawała mi się najroztropniejsza ze 

wszystkich.

 

- Co robimy, siostro Clare?

 

- Matka Amabilis pozwoliła na spacer wokół naszych 

pól, jest przecież wiosna.

 

Zdumiałam się.

 

- Co takiego, nie chcesz chyba powiedzieć, że wolno 

nam opuścić klasztor – i to jeszcze poruszać się poza murami 

ogrodu?

 

Clare się zaśmiała, a ja przez chwilę bolałam nad tym, 

że nie jest Clare Nell, lecz rzeczywiście sympatyczną, prostą, 

wiejską dziewczyną. Jakaż to byłaby wspaniała okazja do 

wypytania jej! Wzięła mnie za rękę.

 

- Chodź, pokażę ci, dokąd możemy chodzić. Na 

początku pewnie będą cię bolały nogi. Kiedy nas obłóczą w 

background image

nowicjacie, będziemy miały całodniowe wycieczki. Pewnie 

myślałaś, że siedzimy tutaj niczym w więzieniu?

 

- Ale przecież słyszałam...

 

- Tak, wiem, ale to wszystko odnosi się do zakonów 

mających ścisłą klauzurę, zakratowane okna w rozmównicach 

i tym podobne. Jako zgromadzenie czynne nie mamy tego. 

Mamy znacznie więcej swobody, niż przypuszczasz, z 

wyjątkiem oczywiście tego, że mogłybyśmy w tajemnicy same 

chodzić do kina.

 

Szybko podjęłam temat.

 

- Siostro Clare, czy w świecie chętnie chodziłaś do 

kina?

 

- Owszem – odpowiedziała swobodnie, zupełnie nie 

domyślając się, do czego zmierzam. Nie zaczerwieniła się też 

wcale ani nie zmieszała, a ja wyobraziłam sobie, że stawiam to 

pytanie Mary Clara, która na razie była dla mnie nieosiągalna.

 

- Dlaczego o to pytasz?

 

Zastanowiłam się szybko, po czym odparłam śmiało:

 

- Nie wiem, czy kiedy tutaj wstąpiłaś, słyszałaś o 

pogłosce, jakoby jedna z nas lub nowicjuszek miała być w 

background image

świecie aktorką filmową.

 

Niestety, w tej właśnie chwili matka Amabilis zawołała 

nas, klaszcząc w dłonie. Nie było mile widziane, jeśli dwie 

przebywały na osobności, gdyż cała grupa miała scalać się, 

spędzając wolny czas na uprawianiu sportu lub dobrej 

zabawie.

 

- To nie powinno nas obchodzić! – stwierdziła obojętnie 

Clare, zbierając się do biegu. – Chodź, nie pozwólmy czekać 

matce Amabilis.

 

Jej zainteresowanie filmem wydawało się 

powierzchowne. Do takiego opanowania nie byłaby zdolna 

nawet słynna gwiazda filmowa. Odtąd postulantka Clare 

przestała zajmować moją fantazję. Teraz wiedziałam już, że 

jeśli chcę się dowiedzieć czegoś, co zainteresuje czytelniczki 

mojego czasopisma, to z żelazną konsekwencją i anielską 

cierpliwością muszę wkradać się w łaski nowicjuszki Mary 

Clara. Chociaż spędziłam tutaj dopiero dwa dni, już sam 

spacer odczułam jako wyzwalający relaks.

 

Dziewczęta zachowywały się niczym uczennice, które 

właśnie rozpoczęły wakacje, brykając bez opamiętania. A 

background image

kiedy chichoty i błazeństwa stały się zbyt głośne, mistrzyni 

Amabilis przywoływała je po matczynemu do porządku, aby 

miały w sobie więcej troski o godność, jaka przystoi przyszłej 

zakonnicy. To oczywiście wywoływało nowe śmiechy i żarty. 

Moim zdaniem wszystkie cofnęły się do wieku nastolatek, a 

przecież pomiędzy nimi były i takie, które już dawno powinny 

były wkroczyć w wiek małżeński. Czy siostry Ewa i Rita nie 

przynależą przypadkiem do tych, które wstępują do klasztoru, 

gdyż przepadły ich szanse powodzenia u mężczyzn?

 

Nie sprawiały wcale wrażenia nieszczęśliwych i brały 

udział we wszystkich figlach, jedynie kiedy Dolly chciała w 

lasku wspiąć się na drzewo, skarciły ją niczym starsze 

rodzeństwo i to zanim matka Amabilis poprawiła sobie 

czepek, co było nieomylnym znakiem, że jest czymś 

zszokowana.

 

Siostra Clare trzymała się nieco na uboczu, rozmawiała 

o czymś energicznie z mistrzynią nowicjuszek, więc byłam 

zmuszona przyłączyć się do innych. Nie, nie miałam zamiaru 

zawierać z nią niechętnie widzianej przyjaźni partykularnej. 

Odkąd wiedziałam, że nie jest Clare Nell, poprzestanę na 

background image

siostrzanej uprzejmości. O tym, że w mniejszych kręgach są 

także siostrzane kłótnie, przekonałam się w drodze do domu.

 

Betty i Dolly poróżniły się i pokłóciły z powodu jakiejś 

błahostki, więc z rozpalonymi policzkami schodziły sobie z 

drogi. Ale niezbyt długo, matka Amabilis miała w tym 

względzie sokoli wzrok.

 

Podczas spaceru nie powiedziała ani słowa.

 

Dopiero kiedy byłyśmy w klasztorze i ponownie 

obowiązywało milczenie, wzięła na bok czupurne koguty.

 

- No tak, dla was dwóch milczenie jeszcze się nie 

zaczęło, bo macie sobie nawzajem coś do powiedzenia, 

nieprawdaż?

 

Betty i Dolly stały nadąsane naprzeciw siebie, niczym 

uparte cielęta, i żadna nie otwarła ust.

 

- Rozumiem – orzekła matka Amabilis – w tym stanie 

ducha nie możecie oczywiście odmówić wraz z innymi 

komplety, a więc dzisiaj wieczór zwalniam was od Salve 

Regina. Jak długo to potrwa, zależy tylko i wyłącznie od was.

 

Po tych słowach odeszła. Dolly zadarła nos, a Betty 

odwróciła się na pięcie, ja zaś zadałam sobie w duchu pytanie, 

background image

co może oznaczać to wykluczenie z modlitwy wieczornej.

 

Była sobota. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że w dni 

poświęcone Matce Bożej nasza modlitwa celebrowana będzie 

szczególnie uroczyście. Oczarowana przyglądałam się, jak po 

wspólnie odmówionym brewiarzu gasną wszystkie światła w 

kaplicy oprócz wiecznej lampki na ołtarzu. Każda z zakonnic 

otrzymała długą świecę, którą zapalała mistrzyni nowicjuszek.

 

Następnie wyszły parami z ławek i dwójkami udały się 

w stronę ołtarza. Siedząca przy organach nowicjuszka Mary 

Clara zaintonowała Salve Regina, pozdrowienie Królowej 

Niebios, a my zaśpiewałyśmy tę piękną, starą pieśń. 

Dostojnym krokiem po szerokim ciemnozielonym dywanie 

ruszyły najpierw siostry profeski. Przed samym ołtarzem, 

śpiewając, skłoniły się ku sobie, podobnie jak czynią to 

kapłani, kiedy podczas koncelebry przekazują sobie znak 

pokoju.

 

Intuicyjnie pojęłam piękno i głębię tego gestu.

 

Był to przepiękny widok, kiedy oświetlone blaskiem 

świec spokojne oblicza pochylały się przed sobą, tu i tam 

delikatny uśmiech na wargach – lub nieco skryty dystans – 

background image

który w obliczu ołtarza szybko znikał, a serdeczny wzajemny 

ukłon stawał się silniejszy. Jeśli w ciągu dnia zdarzyły się 

lekkie rozgoryczenia lub spory, to wszystko zostało teraz 

obmyte falą wzajemnej siostrzanej miłości i przebaczenia.

 

Na koniec przyszła kolej na nas, postulantki. Z bijącym 

sercem ruszyłam do przodu, nieco niepewnie stąpając, jakby 

trzymana w ręku świeca była zbyt ciężka. Moją partnerką była 

znowu Clare. Nie miałyśmy sobie co wybaczać. Mimowolnie 

musiałam się uśmiechnąć, bo przecież to nie jej wina, że nie 

była aktorką filmową. Również i ona uśmiechnęła się do mnie 

– poczułam ciepło wokół serca. Czy będę w stanie poprzestać 

na zamierzonej chłodnej uprzejmości?

 

Kończąc śpiew, odniosłyśmy świece i zgasiłyśmy je.

 

Podobne do mokrych kur postulantki Betty i Dolly 

siedziały na boku w ławce. Jedna z nich łkała.

 

Innego wieczoru mogły już uczestniczyć wraz z innymi 

w modlitwach i skłoniły się przed sobą nawet kilka sekund 

background image

dłużej, niż było to przepisane. Moim zdaniem tego rodzaju 

procedura była godnym uwagi środkiem służącym 

zachowywaniu pokoju we wspólnocie tworzonej przez ludzi. 

Cóż za myśli mogą przyjść do głowy, kiedy nocą leży się 

bezsennie po przeżytym co dopiero dniu w murach 

klasztornych? Przypomniałam sobie, jak często, żyjąc w 

świecie, miałam większe lub mniejsze konflikty z bliźnimi, 

również i w kręgu rodziny nie obeszło się czasem bez kłótni, 

czego nie dało się uniknąć przy tak wielu zróżnicowanych 

charakterach. Nigdy też nie przyszłoby mi do głowy, że 

milczący, wyrazisty gest przebaczenia mógłby być minimum, 

jakiego chrześcijanie oczekiwaliby od siebie. Niemal się 

zaśmiałam, wyobrażając sobie, że szef pochyla się uprzejmie 

przed licznie zgromadzonymi współpracownikami, którym w 

ciągu dnia udzielał reprymend i nagan – albo że politycy robią 

coś podobnego. Zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. 

Nieco lepiej zrozumiałam pokój panujący w klasztorach, kiedy 

na krótko przed kompletą – odmawianą codziennie tak samo, 

jednakże w dzień powszedni bez świec – przeżyłam pierwszą 

przerzucankę słowną z jedną z sióstr i siedząc samotnie w 

background image

ławce, zastanawiałam się, czy nie powinnam sprowokować 

jakiegoś zajścia, żeby uniknąć wspólnego odmawiania Salve 

Regina. Zaraz potem do kaplicy weszła moja „przeciwniczka”, 

akurat dzisiaj uklękła obok mnie – tymczasem kiedy powstała 

pierwsza z sióstr profesek, mój gniew złagodniał.

 

Nie jestem w stanie opisać tego stanu radosnego 

uniesienia, jaki przeżyłam w sercu po tym akcie 

przezwyciężenia samej siebie. Naraziłam się wówczas na 

poważne niebezpieczeństwo uważania się za prawdziwą 

kandydatkę do zakonu. A to byłoby bez sensu. Na pewno 

jednak zabiorę stąd do domu sporo dobrych impulsów.

 

Kto by też pomyślał, że poróżnię się z siostrą Mary 

Clara, którą tak w duchu podziwiałam? Poszło oczywiście o 

grę na organach. Prawie nie robiłam postępów, a Mary Clara 

nie była obdarzona anielską cierpliwością. Ostatecznie 

również i ona, jako młoda nowicjuszka, stała u początków 

formacji zakonnej. Śmieszne, w jej pobliżu muszę zawsze 

myśleć o błyskotliwej „karierze” oficera, być może dlatego, że 

domyślam się, iż ma się w klasztorze szczególne plany, co do 

jej zdolności. Mary Clara uczęszczała na zajęcia do 

background image

pobliskiego seminarium duchownego dominikanów i 

studiowała teologię. Więcej nie wiemy. Być może była nieco 

przeciążona zbytnimi oczekiwaniami związanymi z jej osobą.

 

W każdym razie ilekroć zjawiała się na próbach, była 

rozdrażniona. Ze swej strony muszę przyznać, że też nie byłam 

utalentowaną uczennicą. Ciągle się myliłam w liczeniu, co w 

efekcie dawało przeraźliwe dysharmonie w partiach mających 

czarować pięknem równego dźwięku. Wyciągałam basy, kiedy 

miało rozbrzmieć vox angeli, i grałam na wszystkich 

rejestrach, gdy w partyturze zaznaczono pianissimo. Organy 

dostawały zadyszki, kiedy kładłam ręce na klawiszach, i już 

kilkakrotnie zwiodłam na pokuszenie moje współsiostry, gdyż 

szeptały i śmiały się podczas silentium, słysząc rozlegające się 

z daleka żałosne zawodzenia piszczałek mające być próbą 

okiełznania instrumentu. Również ojciec Donatus 

przekonywał się od czasu do czasu o moim beztalenciu, gdyż 

widział już nadciągające z dala na nasz klasztor czarne dni, 

kiedy siostra Mary Clara przestanie pełnić funkcję organistki 

ze względu na postępujące studia.

 

Zatroskany stał w drzwiach zakrystii, potrząsając swoim 

background image

potężnym czołem. Mary Clara dostrzegła to w lusterku 

wstecznym, które umożliwiało jej nie tylko obserwowanie 

tego, co dzieje się w kaplicy, lecz także od czasu do czasu 

sprawdzenie nienagannego ułożenia białego jak śnieg welonu 

nowicjuszki, przy czym zwykła uśmiechać się z 

zadowoleniem. Nie brałam jej tego w żadnym wypadku za złe, 

gdyż w swoim zawodzie była przyzwyczajona do poprawiania 

sto razy swojego wyglądu, zanim rozpoczęto nakręcanie 

nowego ujęcia. Kto byłby w stanie tak szybko ją od tego 

odzwyczaić?

 

Tym, co jednak wzięłam jej za złe, było nieco zbyt 

głośne i pełne złości stwierdzenie, że najwidoczniej jestem 

przypadkiem beznadziejnym, nadającym się tylko do tego, 

żeby doprowadzić ją do skrajnej rozpaczy, gdyż brakuje mi 

dobrych chęci, aby uważać. To z kolei doprowadziło mnie do 

szewskiej pasji. Jak mogła coś takiego powiedzieć? Tego 

rodzaju argument był ostatnim spośród tych, którymi 

posłużyłaby się nasza opiekunka postulantek lub mistrzyni 

nowicjuszek. Coś takiego usłyszałoby się na krótko przed 

nakazem opuszczenia klasztoru.

background image

 

- Jeśli siostra myśli, że może tutaj obchodzić się ze mną 

niczym gwiazda filmowa ze statystką, która zepsuła jej 

zbliżenie, to źle gra siostra tę rolę! – parsknęłam niczym 

rozdrażniona kotka, kiedy zepchnęła lekceważąco moje 

niezręczne palce z klawiatury.

 

Wytrącona z równowagi gapiła się na mnie zupełnie 

osłupiała. W następnej chwili żałowałam tego, co 

powiedziałam. Przecież nie trzeba było tak arogancko 

naruszać jej klasztornego incognito. Na jej obliczu z wolna 

pojawił się krwisty rumieniec.

 

- Ja – przepraszam, siostro Eileen – nie jestem 

przyzwyczajona uczyć kogoś.

 

Mogłam sobie oczywiście wyobrazić, iż obcowała z 

mistrzami swojego fachu, a kształcenie adeptów sztuki 

filmowej nie było jej zadaniem.

 

- Oczywiście – wymruczałam wyrozumiale – myślę, że 

siostrze szczególnie ciężko przychodzi znosić nasze 

niedoskonałości. Być może w najbliższym czasie przydzielą 

siostrze stanowisko, na którym będzie można swobodniej 

pracować.

background image

 

Ona uśmiechnęła się z samozadowoleniem, nie 

zauważając nawet, że powróciłam do formalnego sposobu w 

zwracaniu się.

 

- O tak, na pewno tak będzie, jeśli tylko zostaną ku temu 

spełnione pewne warunki – tutaj urwała, jakby już zbyt wiele 

powiedziała. Byłam ciekawa jakież to stanowisko w klasztorze 

obejmie była aktorka filmowa. Tak w ogóle to w tygodniach, 

które nadeszły, miałam okazję przekonać się o tym, że 

przełożeni mieli dobre wyczucie co do tego, do jakich prac 

nadawały się niektóre z sióstr. Swoją znajomość ludzkiej 

natury zdobyli nie tylko w przelotnych spotkaniach.

 

Po kilku bezowocnych próbach zatrudnienia przy 

pracach w gospodarstwie domowym i w ogrodzie odesłano 

mnie wkrótce do pracy biurowej.

 

Nie miałam pojęcia o tym, że również klasztor 

potrzebował rozległej administracji. Byłam szczęśliwa, że 

ominęła mnie nudna buchalteria. Musiałam jedynie 

przepisywać korespondencję przełożonej generalnej, z 

wyjątkiem tych listów, które, jako postulantkę, nic mnie nie 

obchodziły, gdyż dotyczyły najbardziej intymnych tajemnic 

background image

klasztornych. Oczywiście nimi zajęłabym się najchętniej.

 

Tym, co również rozpalało moją ciekawość, była 

przychodząca korespondencja. Zanim jednakże przesyłki 

dotarły do moich rąk, zostały już przeglądnięte przez jedną 

zsióstr profesek i przekazane matce generalnej. Ona zaś 

czarnym stemplem czyniła nieczytelnym nazwisko adresatki, 

gdyż nasze życie prywatne miało pozostać nieznane. Również 

pierwszy list, jaki otrzymałam z domu, nosił adres: 

„Postulantka Eileen...”, zaś moje nazwisko O’Davis zamazane 

było kleksem z czarnego tuszu.

 

Moim obowiązkiem było dostarczenie rankiem poczty 

do refektarza i rozłożenie jej na poszczególnych miejscach – 

pakiet dla sióstr profesek, drugi dla nowicjuszek i trzeci dla 

postulantek. Ponieważ nie znałam jeszcze wszystkich imion, 

siostra pracująca w biurze sortowała je dla mnie. Pomimo 

wszelkich utrudnień zawsze miałam chwilę, aby szybko 

przerzucić pakiet dla nowicjuszek. Nigdzie jednak nie 

odkryłam nazwiska „Nell”, którego tak bardzo poszukiwałam. 

Miałam zamiar zapamiętać wielkość i kolor koperty, a potem 

dobrze uważać, która z sióstr weźmie ją do ręki, co też 

background image

ostatecznie przyczyniłoby się do rozwiania wszelkich moich 

wątpliwości.

 

Choć obracałam listy do siostry Mary Clara na 

wszystkie strony, a nawet trzymałam je pod światło – stempel 

był i nadal skrywał wszystko cieniem tajemnicy. Nigdy też nie 

nadszedł list ze studia filmowego, mogący dać mi potrzebną 

wskazówkę. Zaś podejrzewana przeze mnie na początku 

postulantka Clare otrzymywała najwidoczniej bardzo rzadko 

jakąkolwiek korespondencję.

 

Za to moi krewni pisywali tym częściej. Jeszcze dziś 

jestem wdzięczna mojej mamie za to, że zaraz w pierwszych 

dniach przysłała mi zwykłą czarną sukienkę, co pozwoliło mi 

po ośmiodniowych torturach wyzwolić się z kratkowanego 

kostiumu clowna i poczuć się normalną, żeńską istotą. 

Tymczasem moje współsiostry nie dostrzegły żadnej zmiany. 

Najwidoczniej wstępując do klasztoru, były już na tyle 

doskonałe, że wygasła w nich jakakolwiek kobieca próżność. 

Żadna nie miała klasycznej elegancji, ze spokojem nosiły 

staromodne, domowe wełniane ubrania i zdawały się mieć 

zupełnie inne troski niż na przykład ja.

background image

 

Długi czas nie odważyłam się zadawać w biurze 

żadnych pytań, ale potem, kiedy moi troskliwi rodzice 

przysłali mi znaczki, gdyż nie wiedzieli, że wolno nam pisać 

tylko jeden list w miesiącu, zapytałam mimochodem:

 

- Co tutaj pisać, siostro Wiktoryno, my, postulantki, nie 

przeżywamy nic szczególnego – a poza tym przemilcza się to, 

co najważniejsze, gdyż z pewnością nasze listy są czytane.

 

Pracująca w biurze siostra Wiktoryna obróciła się 

powoli na swoim krześle, niczym na karuzeli, i spojrzała na 

mnie jak na ciekawe zwierzę.

 

- Co tam siostra mówi, siostro Eileen? Kto miałby 

czytać nasze listy? Listonosz?

 

- Siostro Wiktoryno, proszę... – odparłam na to 

rozdrażniona – przecież wiadomo, że w każdym klasztorze jest 

cenzura. Generałowa na pewno otwiera każdy list, zanim się 

go nada.

 

Siostra Wiktoryna zamyśliła się na chwilę, obliczając 

coś na palcach.

 

- Dwadzieścia siedem – skinęła następnie głową – mam 

za sobą dokładnie dwadzieścia siedem lat spędzonych w 

background image

klasztorze, ale w ciągu tego czasu poznałam tylko jeden 

przypadek, że kontrolowano pocztę jednej z sióstr – mieliśmy 

tutaj kiedyś oszustkę, próbującą się ukrywać przed policją z 

Chicago i udającą znajomość wielu spraw, tak że dopuszczono 

ją nawet do prowadzenia kasy. Kiedy podejrzenia się 

potwierdziły, skontrolowano jej korespondencję – ale z 

ciężkim sercem, tak zreferowała nam to matka generalna. A 

tak na marginesie, to nie jest to żadna „generałowa”. To 

pewnie jakiś slang postulantek!

 

Siostra Wiktoryna, zazwyczaj znana jako milcząca, 

zaczerpnęła głęboko powietrza i ponownie zajęła się swoją 

pracą. Dla niej sprawa była załatwiona, a kto przez 

dwadzieścia siedem lat stara się żyć w świetle prawdy, ma z 

pewnością prawo do tego, aby świeżo upieczonej kandydatce 

wydawać się wiarygodnym.

 

- Wobec tego, skąd biorą się te plotki w świecie? – 

zapytałam szczerze, wstrząśnięta możliwościami związanymi 

z prowadzeniem przeze mnie korespondencji.

 

Siostra Wiktoryna przeglądała jakieś papiery, więc 

prawie nie podniosła głowy.

background image

 

- Pewnie tu i tam można coś takiego spotkać w 

niektórych zakonach. My, dominikanki, odpowiadamy 

zaufaniem na zaufanie. Poza tym – tego się siostra nauczy jako 

nowicjuszka – oczekujemy od każdej obłóczonej siostry tyle 

ducha rodzinnego i taktu, że nie będzie rozgłaszać po ulicach, 

co u nas jest w zwyczaju. Ktoś taki nie nadaje się po prostu na 

zakonnicę.

 

- Ale dlaczego? – zapytałam możliwie niewinnie. – 

Przecież może się to dziać również w dobrej wierze – na 

przykład, żeby ośmielić i zachęcić młodsze rodzeństwo.

 

Siostra Wiktoryna zrozumiała, że ten punkt widzenia 

jest wystarczającym powodem do złamania klasztornego 

milczenia, gdyż należało pouczyć osobę niedoinformowaną. 

Odwróciła się ku mnie ponownie.

 

- Siostro Eileen, czy nigdy nie zastanawiała się siostra 

nad tym, że Matka Boża, którą chcemy przecież naśladować, 

przez całe życie trzymała przed światem w tajemnicy boskie 

pochodzenie swojego Syna, tak że nawet najbliżsi krewni – 

zwyjątkiem Elżbiety, której Bóg to objawił – uważali 

Chrystusa za naturalnego syna Józefa?

background image

 

Spuściłam ręce na podołek. Tak szybko nie byłam w 

stanie pojąć tej prawdy. Tym bardziej, iż wydawało mi się, że 

siostra Wiktoryna potrafi tylko dodawać cyfry i pisać zlecenia 

pocztowe. Spełniała swój urząd od dwudziestu pięciu lat, więc 

nic dziwnego, że sprawiała wrażenie suchej i pożółkłej, 

podobnie jak wiele osób mających do czynienia z kramem 

biurowym.

 

- Siostro Wiktoryno – poprosiłam nieśmiało – proszę 

wybaczyć moją głupotę i nie mówić nic generałowej, to 

znaczy... chciałam powiedzieć przełożonej generalnej, o moich 

nieuzasadnionych podejrzeniach.

 

Wydawało mi się, że pochylona nad papierzyskami 

uśmiecha się lekko.

 

- Co do tego, to nasza czcigodna matka przywykła do 

zupełnie innych głupot. Proszę się nie martwić, Eileen, 

jesteśmy przecież siostrami, które nie oskarżają się wzajemnie 

z powodu błahostek.

 

Chrząknęła i przeżegnała się.

 

- A teraz odmówimy Zdrowaś Mario jako pokutę za 

nasze gadulstwo.

background image

 

Chcąc nie chcąc, musiałam podziwiać starszą siostrę. 

Od razu widziało się różnicę w porównaniu z nami, 

chwiejnymi postulantkami, które odczuwały milczenie jako 

torturę. Siostra Elżbieta wprawdzie wyjaśniła nam już dawno 

podczas wykładu głębszy sens tego zwyczaju – nigdy nie 

staniemy się wewnętrznie duchowym człowiekiem, jeśli 

podobnie jak ludzie w świecie zatopimy się w rozmowie, do 

której tylko nadarzy się okazja. Prawdziwa zakonnica, 

podkreśliła, dojrzewa w milczeniu Maryi. Ale dopiero 

wyjaśnienie siostry Wiktoryny przydało teoretycznemu 

wykładowi praktycznej treści.

 

Przez cały ranek rozmyślałam na ten temat, a kiedy 

krótko po całej rozmowie spotkana na korytarzu siostra Betty 

dała mi pośpieszny znak, że chce poszeptać ze mną o czymś, 

wzbroniłam się mężnie i położyłam palec na ustach, po raz 

pierwszy znajdując upodobanie w tym klasztornym ćwiczeniu.

 

O ilu sprawach można było pomyśleć, kiedy zajrzało się 

do Pisma Świętego i dostrzegło, jak często i przy jakich 

okazjach Maryja zachowywała milczenie. Najpierw wobec 

swojego narzeczonego, potem wobec całego Nazaretu – małej 

background image

plotkarskiej mieściny. Ach nie, już dużo wcześniej, kiedy 

szukali schronienia w Betlejem, mogła przecież przemówić i 

jak prawdziwa córka Ewy zwrócić się do gospodarza: 

„Zdajecie sobie w ogóle sprawę, kogo przepędzacie od drzwi? 

Noszę w łonie przychodzącego Mesjasza, Zbawcę świata!”. 

Zamiast tego jednak milczała i zadowoliła się stajenką. Byłam 

tak głęboko zatopiona w myślach, że doszłam do wesela w 

Kanie, gdzie przed wszystkimi gośćmi pozwoliła się 

przywołać do porządku, jak gdyby nie miała żadnej zasługi w 

dziele wcielenia Syna Bożego, gdy wstrząśnięta siostra 

Wiktoryna zerknęła mi przez ramię:

 

- Siostro Eileen, cóż to siostra wyrabia? Na list matki 

generalnej do wizytatora biskupiego wkręciła siostra różowy 

papier do maszyny!

 

Dobry Boże – no tak, w szafce miałam także prywatny 

papier listowy, podarunek mojej młodszej siostry Maureen – 

musiałam się pomylić, sięgając na półkę.

 

Zdążyłam też napisać „Ekscelencjo!” i dalej, zgodnie ze 

stenogramem, w stylu naszej przełożonej: „Niniejszym 

wyrażam moje głębokie zadowolenie, że będziemy miały 

background image

okazję przyjąć Go w okresie Wielkanocy w ramach wizytacji. 

Podejmę zaraz stosowne przygotowania i poinformuję moje 

Współsiostry...”.

 

Siostra Wiktoryna śmiała się całą szerokością swojej już 

lekko pomarszczonej biurowej twarzy.

 

- Oj, siostro Eileen, niech przynajmniej to wolno mi 

będzie opowiedzieć naszej matce generalnej, ona ma poczucie 

humoru, zobaczy siostra. Różowy liścik do surowego 

wizytatora byłby niczym próba przekupstwa na płaszczyźnie 

kościelnej, hi, hi, hi!

 

W pośpiechu wykręciłam kartkę i chciałam podrzeć, ale 

siostra Wiktoryna szybko mi ją odebrała.

 

- Niech się siostra nie denerwuje – to przyda całej 

wiadomości specjalnego efektu, kiedy matka przełożona 

będzie ją odczytywać.

 

Pogodziłam się z faktem, że będę przyczyną ogólnej 

wesołości. Nasza jadalnia rozbrzmiewała wesołym kobiecym 

śmiechem częściej, niż przypuszczaliby ludzie z zewnątrz, 

gdyby tylko mieli wstęp do tej części klauzury i mogli się 

zszokować widokiem naturalnej wielkości krzyża wiszącego 

background image

na głównej ścianie w kapitularzu.

 

- Siostro Wiktoryno, kto to w ogóle jest – ten wizytator. 

Jakie jest jego zadanie?

 

Jej usta ciągle jeszcze drgały uśmiechem.

 

- Jakby to wytłumaczyć, hmmm. W źle prowadzonych 

klasztorach jest on osobą, względem której żywi się 

największe obawy. W dobrze prowadzonych z kolei mile 

widzianym gościem, poprzez którego można się zwrócić do 

biskupa o wsparcie dla wspólnoty.

 

- Ach tak. I dlatego żywi się co do niego obawy? 

Czyżby był swego rodzaju detektywem w żeńskim klasztorze?

 

- Siostro Eileen, z całym szacunkiem dla twojej fantazji. 

Wizytator zajmuje się tylko wizytacją – i to z całą dyskrecją 

związaną z tym urzędem. Nie jest celnikiem przeszukującym 

nasze cele klasztorne, z psem gończym przy boku. Zdaje się 

jedynie na nasze wypowiedzi podczas sprawozdań.

 

Pochyliłam się, wkręcając do maszyny białą kartkę 

papieru mającą w nagłówku prosty adres przełożonej 

generalnej z St. Mary wraz z numerem naszego konta – na 

wszelki wypadek...

background image

 

- Jakie sprawozdania? Co on chce usłyszeć? Przecież 

mamy już spowiednika – jednego zwyczajnego i drugiego 

nadzwyczajnego, jak się wczoraj dowiedziałyśmy.

 

- Zgadza się, ten jest swego rodzaju tubą zakonnic. 

Każda może bez przeszkód przedstawić swoje skargi i 

zażalenia, nawet na własnych przełożonych. Jemu zaś nie 

wolno zdradzić, od kogo pochodzą informacje, którymi 

dysponuje.

 

Gapiłam się na nią z niedowierzaniem.

 

- A ja myślałam, że zakonnice mogą najwyżej milczeć i 

znosić wszystko, nawet jeśli ciosa im się kołki na głowach.

 

Siostra Wiktoryna pokiwała głową.

 

- Oj, siostro Eileen, gdyby siostra wiedziała! Już 

niejeden raz uroczyście złożono z urzędu przełożoną, nie 

pojmującą swego stanowiska jako matka i służebnica – co ja 

mówię, rozwiązano nawet natychmiast całe fundacje 

klasztorne. To wszystko zależy od wypowiedzi prostych sióstr 

oraz postulantek i jest częścią wolności, którą zapewnia się 

każdemu, kto wybiera stan zakonny. Jeśliby zaś tego nie było, 

to na samym początku byłybyśmy zdradzone i sprzedane.

background image

 

Skinęłam głową oszołomiona. Na koniec nie pozostało 

mi nic z moich wyobrażeń, że wszyscy zakonnicy nosili na 

szyjach pętle, które wystarczyło jedynie zacisnąć, żeby 

uczynić ich bezwolnymi. Tymczasem sprawa wyglądała 

dokładnie odwrotnie, każda przełożona była praktycznie w 

ręku swoich podwładnych.

 

Siostra Wiktoryna zerknęła na mnie z boku.

 

- Tak, tak, postulantki muszą się jeszcze wiele nauczyć 

o życiu klasztornym. Niech się siostra nie przejmuje.

 

- I coś takiego jest we wszystkich klasztorach czy tylko 

u dominikanek?

 

Powoli zaczęło mi się wydawać, że nasz zakon wynajął 

dla siebie wszystkie możliwe wolności.

 

- Nie, Eileen – wszystkie klasztory na całym świecie 

przeżywają od czasu do czasu odwiedziny wizytatora. Nawet 

ostatnio tak modne instytuty świeckie ze stosunkowo 

najluźniejszymi relacjami wspólnotowymi poddaje się 

kontroli, czy jakaś dusza nie doznaje w nich uszczerbku.

 

Była to chyba najbardziej sensacyjna wiadomość, którą 

dotychczas zdobyłam.

background image

 

- Czy wolno mi na ten temat porozmawiać na rekreacji z 

innymi postulantkami? – zapytałam. Siostra Wiktoryna 

potwierdziła spokojnie.

 

- Zbliżająca się wizytacja i tak jest pierwszym tematem 

wszystkich rozmów. Tylko – spisek postulantek nigdy nie 

odniósł sukcesu w wypadku wizytatora biskupiego. Musiałyby 

przeciągnąć na swoją stronę przynajmniej siostry profeski.

 

Roześmiałam się. Nikomu nie przyszłoby nic 

podobnego na myśl, nasza dziewiątka była zupełnie 

zadowolona i nie prowadziłyśmy żadnych kacerskich knowań.

 

Co było tematem naszych rozmów? Początkowo 

myślałam, że będzie niezwykle trudno prowadzić konwersację, 

skoro odnoszono się z dezaprobatą do wspomnień o naszej 

świeckiej przeszłości, a szczególnie z życia prywatnego. 

Plotkowania o kimś, tak jak to zwykle bywa na spotkaniach 

przy kawie, zabraniała siostrzana miłość, w której miałyśmy 

się codziennie doskonalić. A pobożne rozważania były nie na 

miejscu, gdyż dość miałyśmy ich podczas konferencji i 

wykładów.

background image

 

W rzeczy samej, nie potrzebowałam sobie łamać głowy 

nad tym, jak konwersować z moimi współsiostrami! Miałyśmy 

dość tematów dotyczących najściślejszego „nowego” kręgu 

rodzinnego, jeden bardziej interesujący od drugiego.

 

- Betty! – oznajmiłam tryumfująco, jakbym zwiastowała 

jakąś nowość. –Wiedziałaś, że nasze listy nie są cenzurowane?

 

Moja współsiostra zwróciła ku mnie swoje okrągłe, 

rumiane oblicze.

 

- No pewnie, powiedziano nam o tym podczas pierwszej 

konferencji. Nie było cię na niej, bo doszłaś później. Moim 

zdaniem powinno się mimo wszystko wprowadzić pewne ulgi. 

Co to jest jeden list w miesiącu? Miałam tyle przyjaciółek. A 

teraz wszystkie muszą się dowiadywać przez moich rodziców, 

jak się czuję i co dalej zamierzam. Szkoda!

 

Pozostałe postulantki miały podobne zdanie, tylko ileż 

pieniędzy pójdzie na znaczki, jeśli każda będzie pisała tyle, ile 

tylko zapragnie? Poza tym miałyśmy się uczyć powolnego 

wyzwalania się z przyzwyczajeń życia prywatnego, aby tym 

mocniej wrosnąć w nową wspólnotę. Teoretycznie wszystko to 

background image

było zupełnie słuszne, natomiast ja, słuchając podnoszonych 

argumentów, umocniłam się w postanowieniu poinformowania 

o niuansach życia zakonnego szerszych mas publiczności. Z 

pewnością nie były to tajemnice na wagę tych, które dotyczyły 

Maryi!

 

Betty nachyliła się ku mnie. Ależ ona lubiła poszeptać!

 

- Posłuchaj, można bez problemu przemycić list, kiedy 

ma się dyżur na furcie. Nasza dojarka mieszka przecież w 

sąsiedniej wsi, siostra Elżbieta nie poradziłaby sobie ze 

wszystkim. Jeśli tylko podasz jej list ze znaczkiem, nie 

pytając, schowa go do kieszeni w fartuchu i wie, co dalej ma 

zrobić.

 

Pozostałe rozmawiały tak głośno i energicznie o 

nadchodzącej wizytacji, że mogłyśmy przysunąć się bliżej.

 

- Naprawdę? A jak się to kiedyś wyda...

 

- Co tam – drobny grzeszek postulantek, to nic takiego. 

W nowicjacie pewnie miałby większą wagę. Przecież jesteśmy 

jeszcze pół na pół w świecie.

 

Jakoś nie bardzo mi się to podobało.

 

- Nie, Betty, nie odpowiadają mi takie sekrety...

background image

 

Przy tym zaczerwieniłam się mocno, gdyż w tej samej 

chwili przypomniało mi się, że nieustannie dokonuję oszustwa 

i to największego, jakie tylko jest możliwe pośród zakonnic.

 

- Tak, czerwień się, czerwień – docinała mi Betty ze 

śmiechem – nie musisz udawać i tak widać, że chętnie byś coś 

takiego zrobiła. Przecież to nic wielkiego, chyba że 

napisałabyś do jakiegoś ładnego chłopaka, którego zostawiłaś 

w świecie, tak jak siostra Maryann. Ona to nawet była 

zaręczona, zanim jeszcze przyszła do nas.

 

Zdumiona spojrzałam w stronę cichej, wysokiej 

postulantki Maryann, która z reguły trzymała się nieco na 

boku.

 

- Ona?

 

- Tak, ale go nie chciała, tak mówi. Ale czasami wydaje 

mi się, że w głębi duszy trochę tęskni, bo chodzi taka 

przygnębiona, co nie?

 

Maryann właśnie spojrzała w naszą stronę, jakby 

odczytała swoje imię na naszych wargach, a ja wzruszyłam 

ramionami. Ta i miłość – no nie, nie mogłam sobie wyobrazić, 

co w tym bezbarwnym dziewczęciu mogłoby zachwycić 

background image

mężczyznę, nie mówiąc nawet o tym, że byłoby ono zdolne do 

jakiejkolwiek namiętności.

 

- Betty – zwróciłam się do mojej rozmówczyni – daj 

sobie lepiej spokój z tym przemycaniem listów, bo jak się 

wyda, to stracisz dobrą opinię.

 

- Co tam, sama siostra Elżbieta opowiadała kiedyś, że 

jako młoda postulantka też przemyciła list i skutkiem tego 

jeden z jej braci podjechał prawdziwym powozem, chcąc ją 

zabrać do domu – i to tylko dlatego, że napisała do krewnych, 

jakoby na całym gospodarstwie były tylko same maszyny i ani 

jednego konia, a ona miewa czasami tak wielką chęć na 

przejażdżkę na Mayflower. To była jej ulubiona klacz.

 

- Czyżby nasza opiekunka pochodziła z jakiegoś 

ranczo? – zapytałam tylko nieco zdziwiona, gdyż wiedziałam, 

jak dobrze radzi sobie z inwentarzem w oborze i wydaje 

polecenia pracującym na polach parobkom.

 

- Nie, ona jest nawet szlachcianką, tak, polską 

hrabianką, której rodzice kupili w Minnesocie nowe dobra 

ziemskie.

 

Wyśmiałam ją.

background image

 

- Betty, to chyba jakieś plotki, nie wierzę w ani jedno 

słowo.

 

- A ja tak! W pralni widziałam chusteczki, które miały 

wyszytą w rogu hrabiowską koronę. Numerek właścicielki, 

który naszyto na nią, trochę się wystrzępił. Zapytałam z głupia 

frant, czyje są te delikatne chusteczki, bo przecież po 

maglowaniu trzeba rzeczy sortować, a siostra Tony 

powiedziała od razu, że to siostry Elżbiety.

 

Mimo wszystko jakoś nie mogłam uwierzyć. Przecież 

hrabianki z pewnością nie posłano by do obory ani do pracy w 

polu.

 

- Przecież nie wiemy, czy przypadkiem kiedyś czegoś 

nie zmajstrowała i dlatego dostało się jej to zadanie. Przy tym 

jest przecież również opiekunką postulantek, a na to 

stanowisko nie bierze się byle kogo.

 

Betty miała dziwaczne argumenty, ale – kto wie, jakie 

tutaj były możliwości. Siostra Elżbieta wydawała mi się 

niezbyt urodziwa – no ale przecież nie była już najmłodsza – a 

ciężka praca w oborze mogła zatrzeć wszelkie ślady 

pochodzenia z wyższych sfer. Poza tym – to znałam ze 

background image

średniowiecznych historii – nieroztropne czy nieurodziwe 

hrabianki najczęściej zamykano w klasztorach. Hm, będę 

miała do rozwiązania jeszcze niejedną zagadkę!

 

W tym momencie zwróciła się do mnie siostra Gloria.

 

- Wiesz już, Eileen, że w następnym tygodniu na ciebie 

przypada służba ministrancka – i to razem z Clare?

 

Podskoczyłam jak ukłuta szydłem – tego się właśnie 

obawiałam.

 

- A czemu ja – wystarczy przecież, że męczę się grą na 

organach.

 

- Mamy jeszcze siostrę Mary Clara. Wcześniej ona też 

radziła sobie sama. Poza tym uważam, że twoja gra nie jest 

zbyt zachwycająca. Wczoraj opuściłaś refren.

 

- Zgadza się, ale były w nim trzy „b”, a tego jeszcze nie 

umiem – przyznałam.

 

Postulantki zaśmiały się, najwidoczniej szczęśliwe, że 

przydział do gry na organach nie wypadał każdej co miesiąc. 

Ojciec Donatus wcale nie był zadowolony, kiedy co chwila 

niewydarzone dyletantki robiły bałagan w zakrystii i w szafie z 

paramentami, ponieważ wraz z ministranturą uczono także i 

background image

obsługi zakrystii. Wszystko to zrobiło na mnie duże wrażenie, 

bo przecież zazwyczaj nie ogląda się kielichów mszalnych i 

paten z tak bezpośredniej bliskości.

 

Podczas gdy ja podziwiałam kosztowne sprzęty, 

postulantka Rita instruowała mnie dobitnie, co powinnam 

robić, a czego nie. Słuchałam tylko półuchem, jak mi 

wyjaśniała, co mam zrobić, pomagając rankiem ojcu 

Donatusowi przy zakładaniu szat liturgicznych.

 

- Posłuchaj, siostro Eileen – szeptała do mnie swoim 

delikatnym, bardzo wysokim głosem – a więc kiedy powie: 

„Proszę cingulum”, masz mu podać pasek do białej alby i 

kilkoma zręcznymi ruchami ułożyć fałdy. Mój Boże, ja się 

wystraszyłam i na początku źle to zrobiłam. Alba się wlokła, a 

kiedy ojciec nastąpił na nią, oderwała się koronka! Ale się 

napłakałam.

 

Świadomie zarejestrowałam mniej więcej ostatnie dwa 

zdania, gdyż to, że siostra Rita znowu płakała, doprowadzało 

prawie wszystkie z nas do pasji. Była typem zawsze 

bezradnego, ciągle wylęknionego stworzenia, więc kiedy 

znowu zrobiła coś na opak – a to w przypadku każdej 

background image

postulantki zdarzało się często – wybuchała wstrząsającym 

płaczem. Bywały dni, że chodziła z zaczerwienionymi 

oczyma, chociaż nasza opiekunka i siostra Amabilis zwracały 

jej uwagę, stosując najłagodniejszy z możliwych tonów. 

Nawet najbardziej błaha wskazówka, że coś znowu sknociła, 

powodowała, że tonęła we łzach.

 

Widząc mnie w zakrystii, ojciec Donatus skinął głową.

 

- Miejmy nadzieję, że siostra nie jest taką syreną 

strażacką jak poprzedniczka – oznajmił z kwaśno-pogodnym 

uśmiechem, a jego wzrok dowodził, że ocena mojej osoby 

wypadła zadowalająco. Rankiem uporządkowałam wszystko w 

zakrystii i to nie drżąc ze strachu, że coś przypadkiem nie leży 

na swoim miejscu. Zaraz potem ojciec rozpoczął recytować 

zwykłe modlitwy, które każdy kapłan odmawia przed mszą 

świętą.

 

Przygotowałam taką jak trzeba, piękną, śnieżnobiałą 

albę z szeroką koronką u dołu. Wystarczyło, żeby ją tylko 

założył. Chwyciłam do ręki cingulum, sznur, który ściąga ją, a 

jednocześnie wiąże. Jak to mówiła siostra Rita? Czy miałam 

jeszcze zaciągnąć go i związać? Teraz się mściło, że jej nie 

background image

słuchałam. Kiedy się jeszcze zastanawiałam, ojciec Donatus 

stał cierpliwie, odczekując kilka sekund i trzymając ręce nieco 

odchylone od tułowia. Wreszcie padło krótkie i niecierpliwe:

 

- No, to hop!

 

Panie Boże! Przemogłam się, wzięłam sznurowaty, 

długi pasek – i obejmując od tyłu potężnego ojca, podałam mu 

go, oczywiście nie mogąc poradzić sobie z tym ze względu na 

jego obwód w pasie. W tejże chwili ojciec Donatus wybuchnął 

całkiem światowym śmiechem, chwycił szybko cingulum, 

zawiązał je i zaraz potem wytarł sobie załzawione oczy.

 

- Miała mi siostra podać cingulum do rąk! – 

poinstruował mnie, ciągle jeszcze nie mogąc złapać tchu. 

Sporo wysiłku kosztowało go opanowanie się na tyle, żeby 

kontynuować dalsze przygotowania. Szybko ułożyłam fałdy 

alby, aby nie powłóczyła się po ziemi i nareszcie byliśmy 

gotowi do wyjścia.

background image

 III

 

To drobne zdarzenie całkowicie uwolniło ojca Donatusa 

od troski, że mogłabym się okazać kolejną beksą. Uśmiechał 

się, widząc mnie już z daleka, a w jego konwencie cała sprawa 

urosła do rangi nieomal anegdoty. Będąc na moim miejscu, 

siostra Rita obrażona i zawstydzona nie przekroczyłaby 

pewnie więcej progu zakrystii. Z kolei ja nie mogę 

powiedzieć, że dobrze spełniam posługę ministrancką. 

Postulantka Clare, którą przyuczano razem ze mną, robi to o 

wiele lepiej, a przede wszystkim godniej. Któregoś razu 

dostrzegłam, jak ukradkiem całuje patenę.

 

- Słuchaj no – powiedziałam do niej – przecież nie 

wolno bez potrzeby dotykać naczyń liturgicznych gołymi 

rękoma!

 

Zaskoczona zarumieniła się.

 

- Oj – odpowiedziała zmieszana – nie zdradź mnie 

background image

proszę, siostro Eileen. Ale gdybym była mężczyzną, 

zostałabym na pewno kapłanem. Poza tym dałabym wiele, 

żeby przez całe życie być zakrystianką.

 

Byłam zdziwiona.

 

- To dlaczego nie wstąpiłaś do jakiegoś zakonu 

kontemplacyjnego, gdzie mają wieczną adorację?

 

Ona spuściła swoje piękne, zamyślone oczy, jakbym 

przejrzała najgłębszą tajemnicę jej serca.

 

- To – ze względu na misje. Nie chciałam być 

szczęśliwa sama...

 

Nie bardzo ją zrozumiałam. O co jej chodziło?

 

- Czy nigdy nie pomyślałaś o tym, Eileen, że jest łaską, 

a nie dziełem przypadku, że wiemy o wcieleniu Chrystusa i 

Jego obecności w Najświętszym Sakramencie? Miliony ludzi 

nie wiedzą jeszcze o tym. Dlatego też przezwyciężam tę 

tęsknotę i chęć cichej adoracji i pragnę pójść ku nim, aby 

zanieść im to światło prawdy – jako dominikanka. A ty kiedy 

wstąpiłaś, nie myślałaś o misjach?

 

Odwróciłam się szybko, udając, że szukam czegoś w 

szafie, tak bardzo mnie zawstydziła.

background image

 

- Nie, to właściwie była dla mnie sprawa drugorzędna. 

Ty pewnie masz odpowiednie podejście. Czy mogłabyś mi 

wyświadczyć pewną przysługę, Clare, i dziś po południu 

podczas nabożeństwa eucharystycznego posłużyć za mnie do 

kadzidła? Nie radzę sobie zbyt dobrze z zapalaniem i prawie 

wygląda to tak, jak kiedyś w wypadku Kaina i Abla.

 

Moja współsiostra uśmiechnęła się.

 

- Oczywiście, bardzo chętnie. Jedni drugich ciężary 

noście – a w tym wypadku jest to trybularz z kadzidłem.

 

Roześmiałam się głośno – zdziwiona, że Clare miała 

poczucie humoru, co przy jej cichym ispokojnym charakterze 

sprawiło, że wydała mi się jeszcze sympatyczniejsza. Gwiazda 

filmowa czy nie – poczułam, że lubię ją jak prawdziwą 

przyjaciółkę.

 

- Dziękuję ci! – odparłam. – Ojciec Donatus wyznaczył 

wprawdzie mnie. Myślę, że kiedy sam był ministrantem, to 

spłatał niejednego figla. To się wie.

 

- Skąd? – chciała się dowiedzieć moja rozmówczyni.

 

- Od moich braci – odpowiedziałam dumnie – to są 

dopiero niezłe ptaszki.

background image

 

- Jaka szkoda! – odparła na to Clare, pomagając mi przy 

rozkładaniu dużego płaszcza nieszpornego, co miało zapobiec 

zaplątaniu się weń ojca Donatusa. – Ja niestety byłam 

jedynaczką.

 

- Dlaczego byłam?

 

Odwróciła się.

 

- Moi rodzice już nie żyją. Oj – przepraszam, nie 

powinnyśmy zdradzać niczego z naszego życia prywatnego.

 

- Siostro Clare, jesteś zbyt skrupulatna. To przecież nic 

takiego. Gdybyś tylko wiedziała, czego ja chciałabym się 

dowiedzieć od innych sióstr. Nigdy nie jesteś ciekawa?

 

Ona powoli potrząsnęła głową, a potem odparła:

 

- Owszem, czasami – przynajmniej tego, co dotyczy 

ciebie.

 

Ucieszyłam się tym tak, jakby inne dziewczyny cieszyły 

się pierwszym, niezdecydowanym jeszcze wyznaniem 

miłosnym nieśmiałego chłopca. Uścisnęłam ją szybko.

 

- Clare, to super, że możemy pracować razem. Na co 

teraz znowu dzwonią?

 

Ciągłe dzwonienie grało mi na nerwach. Uśmiechnęła 

background image

się:

 

- Skończyło się milczenie. Wiesz, że w sobotę musimy 

się znowu oskarżać?

 

Skrzywiłam się od razu. To też był osobny, ciemny 

rozdział życia klasztornego, napawający mnie z początku 

lękiem. Schodziłyśmy się w każdy weekend niczym ludzie, 

których łączy wspólne hobby. Tyle tylko, że nasze specjalne 

klasztorne hobby polegało na tym, aby w obecności matki 

Amabilis – później w nowicjacie będzie to matka generalna – 

wyznać na klęczkach własne przewinienia względem reguły 

zakonnej i otrzymać za to, no może nie surową karę, ale raczej 

łagodną pokutę polegającą nie na jakimś szczególnym 

ćwiczeniu pokutnym, ale najczęściej na odmówieniu 

modlitwy.

 

Jedna sprawa oburzyła mnie zaraz w pierwszym 

tygodniu.

 

- Po co właściwie klękamy, przecież matka Amabilis 

jest tylko człowiekiem? W całym moim życiu nie dygałam 

przed nikim. W tym względzie już jako mała dziewczynka 

byłam uparta niczym osiołek.

background image

 

Tą, którą w ten sposób zagadnęłam, była nasza wysoka 

postulantka Eve, która według mnie była prawie nie dającym 

się znieść wzorem drobiazgowego przestrzegania reguły. 

Funkcjonowała niczym mechanizm zegarka. Matce Amabilis z 

trudem przychodziło znalezienie powodu do nagany. Jej 

samooskarżenia musiały być wręcz wytworem fantazji.

 

Eve, dziewczyna w starszym wieku, o wąskiej, surowej 

twarzy, na której odbijały się kruczoczarne brwi, zerknęła na 

mnie zdumiona.

 

- Nie doszło jeszcze do ciebie, że nad matką Amabilis, 

zaraz na głównej ścianie, wisi ogromny krzyż? Przed nim 

klękamy – a także dlatego, że zleconym jej przez 

posłuszeństwo zadaniem jest wychowywanie nas.

 

- Eeee tam – zawyrokowałam – mimo wszystko, skoro 

wiemy, że wykroczenia przeciwko regule nie są grzechem i 

nie trzeba się z nich spowiadać, to po co to całe zamieszanie 

przy ich wyznawaniu?

 

Eve wytrzeszczyła oczy na mnie, heretyczkę.

 

- Siostro Eileen, jesteś irlandzkim uparciuchem! Nie, 

nikt się nie wygadał, kim i czym jesteś, ale że Irlandką – to 

background image

widać przecież na pierwszy rzut oka, kiedy tylko otworzysz 

usta.

 

Przytaknęłam z zadowoleniem.

 

- Zgadza się, nigdy nie pozwoliliśmy nikomu zmusić się 

do niczego. Tylko – czy ty w ogóle nie masz uczuć? Nigdy nie 

budzi się w tobie sprzeciw, siostro Eve?

 

Moja wysoka współsiostra popatrzyła na mnie 

zaskoczona, a potem coraz bardziej się czerwieniąc, odparła:

 

- Zdradzę ci pewną tajemnicę – ale tylko i jedynie z tego 

powodu, że być może pomoże ci to pokonać własną dumę: 

jeśli zostanę zakonnicą, to tylko z zaciśniętymi zębami. Tak, 

dobrze usłyszałaś. Przy każdym poleceniu, którego 

natychmiast nie mogę zrozumieć i uznać za dobre, muszę się 

chwytać niczym jamnik za futro na karku i przymuszać się, że 

tak powiem z najeżoną sierścią, do czynienia tego, co chce 

właściciel. Tyle. Teraz już wiesz, ile mnie kosztują te sobotnie 

popołudnia.

 

Ze zdumienia opadła mi szczęka. Eve odwróciła się ze 

spokojem i odeszła. Po niej najmniej spodziewałabym się 

takiego wyznania. To dlatego ciągle sprawiała wrażenie 

background image

sztywnej i zimnej – cóż za wewnętrzne walki! Pobiegłam za 

nią i chwyciłam za rękę:

 

- Dziękuję ci bardzo. Myślę, że to, co powiedziałaś, 

bardzo mi pomoże – tylko powiedz mi jeszcze, po co to 

właściwie robisz?

 

Eve spojrzała na mnie ponuro.

 

- Nigdy jeszcze nie słyszałaś o zadośćuczynieniu i 

pokucie? – odmruknęła niechętnie, po czym wreszcie udało się 

jej umknąć z zasięgu wścibskiej współsiostry.

 

Od tej soboty recytowałam moje przewinienia niczym 

kołowrotek, grzecznie przy tym klęcząc i pozwalając nakładać 

sobie pokutę, jaką tylko matka Amabilis dla mnie 

przewidziała. Przy tym często podczas naszych wyznań widać 

było błądzący wokół jej warg raczej skryty uśmiech aniżeli 

gniew. Przecież ona też była kiedyś postulantką!

 

Ale prawdziwy ubaw miał cały konwent, kiedy nadeszła 

niedziela i dym z kadzidła miał unieść się ku sklepieniu 

background image

kaplicy. Właśnie Clare była jego powodem, co nigdy nikomu 

nie przyszłoby do głowy.

 

Kiedy tak heroicznie zrezygnowałam z zaszczytnej 

funkcji składania Panu ofiary kadzielnej, Clare przejęła trudne 

zadanie podania trybularza ojcu i to tak, aby jego łańcuszki się 

nie poplątały, a kadzidło rzeczywiście dymiło.

 

Tak więc wspólnota sióstr z St. Mary wyczekiwała 

zgodnie i w pobożnym skupieniu na Tantum ergo, które 

kończyło nasze nabożeństwo. Ojciec Donatus, aby wreszcie 

przejść do sedna sprawy, klęczał przed ołtarzem w 

uroczystych szatach – udało mi się bez żadnych wpadek 

pomóc mu przy zakładaniu płaszcza nieszpornego. 

Potrząsnęłam dzwonkami. Do mnie należały teraz wszystkie 

inne obowiązki wynikające z posługi ministranckiej, gdyż 

Clare była całkowicie pochłonięta złoconym trybularzem.

 

No więc uklękła obok niego i wzorowo podała mu 

trybularz. Ojciec Donatus poruszył nim nieco, mirra też się 

paliła – ale na tym nie koniec. Zazwyczaj kapłan sam nakładał 

nieco kadzidła, a wyglądało na to, że Clare jest nieco 

roztargniona i nie całkiem uważna.

background image

 

- Łódkę z mirrą proszę! – wyszeptał ojciec Donatus, a 

mną wstrząsnęło. Obiecałam przecież, że przygotuję także to 

naczyńko na mirrę.

 

- Jest w zakrystii! – wyjąkałam wystraszona, zaciskając 

kurczowo dłonie na dzwonkach. Clare, przejęta swoją rolą, 

spoglądała ku stojącej na ołtarzu monstrancji, jak ktoś, kto ma 

podjąć ciężką decyzję. Wreszcie pogodzona z losem spuściła 

głowę i poruszając się na kolanach, przeszła ku drzwiom do 

zakrystii. Dopiero tam wstała, wzięła z szafki łódkę i – jak 

ktoś, kto znajduje się w transie i nie wie, co robi – ku uciesze 

wszystkich, znowu klęcząc, weszła na kolanach do kaplicy, 

blada, śmiertelnie poważna, trzymając w obu rękach łódkę.

 

Ojca Donatusa zdziwiły nieco głośne kaszle i 

pociągania nosem, jakie momentalnie rozległy się w kaplicy. 

To przecież nie było w zwyczaju dobrze wychowanych sióstr! 

Zerkając w tył, ku pierwszej ławce, udało mi się zobaczyć, że 

nawet nasza matka generalna wyciera nos i załzawione oczy. 

Pobożny konwent trząsł się ze śmiechu, również i ojciec 

Donatus uśmiechnął się nieco, a ja odważam się twierdzić z 

absolutną pewnością, że nasz Pan ukryty w Sakramencie 

background image

również w tym uczestniczył. Przecież nie jest gniewnym 

bożkiem, tylko Bogiem z ludzkim sercem.

 

Wreszcie, zanim ktokolwiek udusił się ze śmiechu, 

Clara dotarła do ojca Donatusa. Jego głowa płonęła żywym 

ogniem, energiczniej też, niż to zazwyczaj było w jego 

dystyngowanym stylu, wziął od niej łódkę, nałożył mirrę i 

oddał jej naczyńko, szepcząc przy tym prosząco:

 

- Proszę wstać!

 

Siostra Clare zrobiła minę, jakby nie pojmowała świata. 

Wstać w najbardziej uroczystej chwili podczas całego 

nabożeństwa? Nie, chyba się przesłyszała. Pokornie wzięła 

więc łódkę, na kolanach przeszła na swoje miejsce i tam 

pozostała. Minęło kilka minut, zanim cały konwent uspokoił 

się nieco, potem ja wstałam, odsunęłam klęcznik, ojciec 

przyklęknął i biorąc do ręki monstrancję, pobłogosławił 

rozweselony konwent, uśmiechając się do swoich myśli.

 

Tylko jedna osoba nie miała o niczym najmniejszego 

pojęcia, będąc poważna niczym archanioł – moja droga 

współsiostra Clare! Pochylona żegnała się, obrzucając 

ostatnim stęsknionym spojrzeniem Najświętszy Sakrament, 

background image

kiedy ojciec zamykał drzwiczki do tabernakulum. Teraz trzeba 

było odnieść wszystkie sprzęty. Tym razem dzięki Bogu Clare 

wstała, a więc na szczęście nie oduczyła się jeszcze chodzić.

 

Ledwie znaleźliśmy się w zakrystii, ojciec Donatus 

ofuknął srogo nieświadomą niczego postulantkę:

 

- Siostro Clare – co sobie wbiła siostra do głowy, że nie 

wstała, kiedy trzeba było przynieść łódkę? Czy mogę prosić o 

jakieś wyjaśnienie?

 

Siostra Clare spojrzała na niego ze szczerym 

przerażeniem.

 

- Miałam wstać, ojcze? – zapytała z niedowierzaniem i 

najwidoczniej zdumiona.

 

- Oczywiście, że tak! A jak się siostrze wydaje, jak to 

wyglądało, kiedy na kolanach przeszła siostra do zakrystii? 

Chciała siostra rozweselić Matkę Bożą i wszystkich 

dominikańskich świętych, czy też może był jakiś inny powód?

 

Osłupiała Clare przez kilka minut nie mogła się zdobyć 

na żadną odpowiedź. Wreszcie pojęła i oblała się rumieńcem.

 

- Ojcze Donatusie – w obliczu świętej Hostii, której 

byłam tak blisko... po prostu nie mogłam.

background image

 

- Tak? – wymruczał ojciec Donatus ze swej strony 

najwidoczniej zdumiony. – A czemuż to? Czy ja jako kapłan 

nie wstaję?

 

- Owszem – przytaknęła Clare. – Ale ojciec jest 

przyzwyczajony. Ja natomiast myślałam, że uderzy we mnie 

piorun niczym podczas nawałnicy, kiedy odważę się wstać, 

będąc tak blisko Boga.

 

Ojciec Donatus nie powiedział już ani słowa, 

przyglądnął się jedynie postulantce Clare swoimi czarnymi, 

przenikliwymi oczyma i nie jestem w stanie powiedzieć, co się 

w nich kryło – wesołość, wzruszenie? A kto wie, może nawet i 

uznanie?

 

Tym większe było moje rozczarowanie, kiedy niedługo 

potem siostra Clare została wycofana ze służby ministranckiej 

z chłodną uwagą przełożonej generalnej – wypowiedzianą 

najgłębszym basem – iż do służby przy ołtarzu nie nadają się 

ani kłębki nerwów, ani roztargnieni marzyciele. Ku mojemu 

ubolewaniu wyznaczyła mi do pomocy nieco niespokojną i 

głośną siostrę Glorię. Pośród postulantek z tą czułam się 

najmniej emocjonalnie i po ludzku związana. Ale wykonywała 

background image

swoje obowiązki bez zarzutu i nie było powodów ani do 

płaczu, ani do śmiechu. Nie czuję się dobrze w towarzystwie 

zbyt rezolutnych i zaradnych życiowo ludzi. Nie pojmowałam 

też, dlaczego przy każdej nadarzającej się okazji upokarza się 

cichą, spokojną Clare.

 

Nadszedł Wielki Post i przy całej surowości i odcięciu 

od świata podczas tych tygodni miałyśmy jedno miłe 

urozmaicenie: pilnie uczestniczyłyśmy w próbach naszej 

sztuki teatralnej na Wielkanoc, to znaczy na dzień przybycia 

wizytatora naszego biskupa. Był to monsignore, przewielebny 

prałat, a więc należało mu pokazać coś naprawdę 

wartościowego. Kicz i ckliwość nie cieszyły się popularnością 

u dominikanek, a wszystko, co podawano nam w postaci 

duchowego obroku, musiało być pierwszej klasy. Tak więc 

wybrałyśmy starohiszpańską sztukę misteryjną, którą pewien 

uczony dominikanin przełożył na współczesny angielski, nie 

ujmując przy tym wiele z jej klasycznej piękności.

 

Na początku pomiędzy postulantkami zaczęło się 

wielkie zgadywanie, kto będzie reżyserował, a kto zagra 

główną rolę – postać Marii Magdaleny, której pierwszej ukazał 

background image

się zmartwychwstały Pan. Tutaj miałam swoje własne 

oczekiwania i z zadowoleniem dowiedziałam się, że nasza 

nowicjuszka Mary Clara nie tylko jest reżyserem, lecz także 

główną aktorką. Nie mogło być inaczej, Clare Nell, aktorka o 

światowej sławie, miała najwięcej doświadczenia na tym polu 

– bo przecież chciano także zaimponować dostojnemu 

gościowi.

 

My, najmłodsze mieszkanki klasztoru, dostałyśmy tylko 

role drugorzędne. Nasze obie najwyższe i najstarsze 

postulantki powołano, że tak powiem, pod broń. Znakomitym 

posunięciem było odzianie w uniform rzymskiego legionisty 

ascetycznej Eve, która zawzięcie walczyła przeciw własnej 

woli o wierność w żołnierskim posłuszeństwie, oraz zaradnej i 

obrotnej Glorii.

 

Postulantka Maryann grała ogrodnika z Getsemani i tym 

sposobem zostały obsadzone role męskie.

 

Siostra Rita odpadła w przedbiegach, gdyż zaraz 

podczas pierwszej próby prawie połamała sobie język. Skutek 

był jeden, dostała ataku płaczu, a to już absolutnie nie było 

nam potrzebne. Doradzałam, żeby zaliczyć ją do grona kobiet 

background image

rozpaczających u grobu Pana, ale nowicjuszka Mary Clara 

była nieustępliwa. Rita, jako nie nadająca się, musiała 

zrezygnować, podobnie i Betty, która swoją prezencją 

pasowała do całości niczym dromader na biegunie. 

Pozostawały jeszcze tylko dwie, Dolly i ja, jeśli cała nasza 

paczka miała być zatrudniona. Clare zaangażowano jako 

anioła zwiastującego dobrą nowinę, gdyż bez większego trudu 

na jej twarzy malował się wyraz niebiańskiego zachwytu, 

natomiast słowa skierowane do płaczących niewiast miała 

zamiast niej powiedzieć Dolly. Jej głos brzmiał młodzieńczo i 

głośno, gdyż według Pisma Świętego niebiańskie istoty miały 

postać lśniących młodzieńców. Clare miała jedynie milcząco 

usiąść na odsuniętym od grobu kamieniu. Bez najmniejszego 

sprzeciwu przyjęła też niemą rolę. Najwidoczniej całe 

zamieszanie wokół gry na scenie było jej zupełnie obojętne.

 

Najbardziej znacząca rola przypadła mnie, byłam 

bowiem jedną z Marii udających się wraz z Magdaleną do 

grobu. Ale najwidoczniej brak mi talentu, gdyż nigdy nie 

byłam w stanie zadowolić siostry Mary Clara. Oczywiście 

background image

słuchałam wszelkich jej poleceń, bo przecież na pewno 

wiedziała lepiej ode mnie, ale w duchu dziwiłam się. Moje 

zdanie było najczęściej zupełnie inne. Też przecież wcześniej, 

czy to służbowo, czy prywatnie, widziałam wiele przedstawień 

teatralnych i nie byłam zupełną dyletantką.

 

Nowicjuszka Mary Clara gospodarzyła więc niczym 

wiecznie niezadowolony, rozkrzyczany reżyser, musztrując 

nas ostro, więcej ganiąc, niż chwaląc, i nie pozostawiając nam 

żadnych złudzeń co do wykazywania choćby cienia uzdolnień 

artystycznych. Przy tym też sama nie tolerowała żadnych 

uwag co do swojej roli. Matka Amabilis próbowała tu i tam 

zmienić zbyt teatralną gestykulację, ale Mary Clara zagadała 

ją. Widać było, że jest w swoim żywiole i zapomniała zarówno 

o stroju zakonnym, jak i o swojej pozycji skromnej 

nowicjuszki.

 

Spłoszona matka Amabilis wycofała się.

 

Stwierdziłam, że odkąd wstąpiła do klasztoru, Clare 

Nell utraciła wiele ze swojej dawnej wielkości, a czasem była 

po prostu kiczowata. Chociaż może nie znam się na sztukach 

misteryjnych i ich szczególnym charakterze. Pilnie wyuczyłam 

background image

się mojej roli, zadowolona z urozmaicenia cichego, 

zamkniętego okresu Wielkiego Postu, kiedy przestałyśmy 

chodzić na spacery, a czas milczenia wydłużył się bardziej niż 

zwykle. Nastawiłam się na wszelkiego rodzaju klasztorne 

umartwienia i obostrzenia, a tymczasem byłam zaskoczona, 

jak gładko wszystko idzie. Nawet nasz jadłospis – pomimo 

braku potraw mięsnych – był tak bogaty, że nie bardzo 

wiedziałam, co można uznać za szczególną ofiarę w tym 

względzie. Słodkości nigdy nie lubiłam, owoce dostawałyśmy 

każdego dnia, w piwnicy było ich dość, a ponieważ zbliżała 

się wiosna, trzeba je wreszcie spożyć. Niemniej siostra 

Elżbieta upomniała nas po matczynemu, że mamy powiedzieć, 

jeśli któraś nie jest w stanie znieść klasztornego postu. Kto 

tylko tego potrzebuje, może bez żadnego problemu skorzystać 

z popołudniowego podwieczorku.

 

Nie, byłyśmy wszystkie dobrze odżywione i syte, gdyż 

nasza kucharka, siostra Judy, miała w swoim programie 

niezliczone odmiany niemieckich potraw postnych – 

oryginalne bawarskie kluski i knedle – tak że prawie 

życzyłyśmy sobie, żeby Wielki Post trwał nieco dłużej.

background image

 

Po swojej „wpadce” jako zakrystianka Clare została 

oddelegowana do kuchni. Tam z pewnością nie było jej lekko 

z zawsze zajętą i pilną Judy, która w swojej ojczyźnie 

nazywała się Judith! Uważam, że doskonale naśladuje swój 

biblijny wzorzec i swoimi dokonaniami przy garnkach też 

byłaby w stanie namówić do ucztowania samego Holofernesa. 

O skutkach można przeczytać w Starym Testamencie. Judy 

także potrafi być czasem w złym humorze, zwłaszcza wtedy, 

gdy biedna postulantka coś przesoli. Nie, sytuacja Clare była 

nie do pozazdroszczenia. Ja zaś przeciwnie, miałam się dobrze 

w naszym klasztornym biurze. Ale moja radość nie trwała 

długo.

 

Dzisiaj odwiedziła mnie matka Amabilis i 

poinformowała oględnie, że ze względu na miłość siostrzaną 

trzeba niekiedy zrezygnować z zajmowanego stanowiska, jeśli 

inna siostra nie radzi sobie na swoim. No cóż, nasza płacząca 

siostra Rita denerwowała swoimi łzami nawet najłagodniejsze 

krowy. Posłano ją do siostry Elżbiety, aby nieco okrzepła, ale 

na nic się to nie zdało. Być może praca w biurze uspokoi nieco 

jej nadwrażliwe nerwy – a poza tym trochę wiejskiego 

background image

powietrza dobrze zrobi także i mnie.

 

Otworzyłam szeroko oczy, a matka Amabilis 

uśmiechnęła się.

 

- Bez obaw, Eileen. Nasze gospodarstwo jest urządzone 

bardzo nowocześnie i nie trzeba machać widłami.

 

Zrezygnowana przykryłam pokrowcem maszynę do 

pisania. Westchnęła również siostra Wiktoryna. Chętnie 

korzystała z mojej pomocy. Nie musiała przecież szkolić mnie 

od podstaw, gdyż znałam się na pracy w biurze. Co pocznie z 

siostrą Ritą, kiedy ta swoim łzami będzie moczyć wszystkie 

kalki?

 

Czyżby tęskniła za domowymi pieleszami? Nawet my, 

postulantki, nie byłyśmy w stanie niczego się dowiedzieć. Jeśli 

tylko wspomniano o tym, że ewentualnie wyśle się ją do 

domu, aby jeszcze raz przemyślała, czy zbyt pochopnie nie 

podjęła swojej decyzji, płakała jeszcze bardziej, wzbraniając 

się z oburzeniem.

 

Tak więc trzeba było obchodzić się z nią cierpliwie i 

ostrożnie, niczym z kruchym jajkiem. Dobrze, że nie 

wyznaczono jej razem ze mną. To już lepiej pracować w 

background image

oborze!

 

W rzeczy samej, nie było tak źle, jak to sobie na 

początku wyobrażałam. Siostra Elżbieta zmodernizowała 

przestarzałe gospodarstwo. Wciąż na nowo interweniowała u 

matki generalnej o konieczne zmiany i dzięki właściwej sobie 

– wprawdzie na wskroś posłusznej, lecz niewiarygodnie 

niewzruszonej – polskiej wytrwałości za każdym razem 

osiągała to, co chciała.

 

Była trzeźwo myślącą, praktyczną osobą, zaangażowaną 

i oddaną swojej prostej pracy. Aby zapobiegać chorobom 

zwierzęcym, nie powiesiła w oborze portretów świętych, lecz 

w chwilach odpoczynku studiowała fachową literaturę 

przedmiotu. Oborą mogłoby się poszczycić każde nowoczesne 

gospodarstwo, gdyż wszystko błyszczało tu czystością. Nawóz 

z poszczególnych stanowisk schodził bezpośrednio do 

kanalizacji, a odpowiednie urządzenie rozsypywało 

podściółkę. Zmechanizowany był również proces karmienia. 

Nie zapomniano także – co mnie osobiście sprawiło 

największą ulgę – o instalacji do dojenia.

 

Oczywiście moja radość okazała się przedwczesna. 

background image

Siostra Elżbieta chwyciła mnie mocno za rękę i poprowadziła 

do młodego zwierzęcia imieniem Jolly. Nie można było 

skorzystać z mechanicznej dojarki, tylko należało wydoić je 

ręcznie, gdyż było ono chore i miało wrażliwe dójki. Tak więc 

siostra Elżbieta przysunęła zydel i zademonstrowała mi, jak 

delikatnie i ostrożnie obchodzić się z zaognionym wymieniem. 

Młoda cielica pozwalała na to bez sprzeciwu – ale kiedy tylko 

usiadłam na stołku, obejrzała się niczym pacjent, któremu 

przedstawia się nowego lekarza praktykanta.

 

- Siostro Elżbieto – proszę przytrzymać ogon. Czy 

zatroszczy się siostra o to, żeby mnie nie kopnęła?

 

Nasza siostra gospodyni wyszczerzyła swoje końskie 

zęby i przewróciła oczyma – kolejny raz stwierdziłam, że 

idealnie nadaje się do tego otoczenia.

 

- Bez obaw – uspokoiła mnie – Jolly jest łagodna jak 

baranek.

 

Byłam zdenerwowana – nawet we śnie nie wyobrażałam 

sobie podobnej sceny. Już bardziej wolałam stać na scenie 

obok niecierpliwej Mary Clara!

 

Wbrew oczekiwaniom wszystko poszło dobrze. Cielica 

background image

stała spokojnie, a mleko tryskało równomiernie spod moich 

palców.

 

- Znakomicie! – pochwaliła mnie siostra Elżbieta. – Być 

może zostanie kiedyś siostra moją następczynią. Czasami 

dopada mnie ischias, a wtedy muszę poleżeć w łóżku.

 

Wstrząsnęła mną groza, lecz kiedy spojrzałam na jej 

pociągłą, dobrotliwą twarz, również zaczęłam się śmiać.

 

- Nie, nie – pocieszyła mnie zaraz. – Siostry przyszłość 

to misje. Tam potrzebujemy rąk do pracy. Ja też już dawno 

bym się tam znalazła, gdyby nie to, że dobrze znam się na 

pracy w gospodarstwie.

 

To brzmiało niczym westchnienie. Mogłam sobie 

wyobrazić, że niegdysiejsza hrabianka miała pewnie nadzór 

nad dobrami ziemskimi, lecz chyba niekoniecznie spędzała 

życie w oborze.

 

- No dobrze, a teraz chodźmy do stajni! – oznajmiła mi 

dumnie.

 

- Co takiego, konie? – zapytałam oszołomiona. – Mamy 

jeszcze jakieś szkapy? Przecież to można zobaczyć jeszcze 

tylko w Irlandii.

background image

 

Siostra Elżbieta przecząco potrząsnęła głową.

 

- One nie są do pracy w polu, tylko do jazdy wierzchem. 

Inne jeszcze o tym nie wiedzą, ale kiedy zostaniecie 

nowicjuszkami, będziecie musiały nauczyć się jeździć konno. 

To był mój pomysł.

 

Równie dobrze mogłaby mi powiedzieć, że polecimy 

rakietą na Księżyc, żeby tam założyć klasztor. Wydawało mi 

się to dobrym dowcipem.

 

- Ale to przecież niemożliwe – nie w naszych długich 

habitach!

 

Siostra Elżbieta kroczyła przede mną w swoich prostych 

sandałach, zmierzając w poprzek podwórza ku czworokątnemu 

budynkowi stajennemu, na który dotąd nie zwróciłam uwagi.

 

- Nie będzie siostra nosić habitu, tylko czarne spodnie 

do jazdy konnej. Kiedy zjawiamy się u Indian na motorach czy 

w samochodach, wcale im nie imponujemy – a poza tym tam, 

gdzie mieszkają dzisiaj, można dotrzeć jedynie pojazdem 

terenowym.

 

Zrobiło mi się gorąco. Wszyscy liczyli na to, że 

ruszymy na misje do Ameryki Południowej, Azji, Australii! 

background image

Co za szczęście, że w każdej chwili mogłam dać nogę, jeśli 

tylko coś by mi nie odpowiadało. Jednakże tak do końca nie 

dowierzałam całej historii. Kiedy więc znalazłyśmy się w 

stajni, zapytałam ostrożnie:

 

- Siostro Elżbieto, czy to nie będzie śmieszny widok – u 

góry zakonnica, a dołem amazonka w spodniach?

 

Moja interlokutorka załamała ręce.

 

- Na litość boską, przecież nie robimy karykatur z 

naszych młodych współsióstr. W pewnych regionach 

misyjnych nosimy tylko ubrania cywilne, przynajmniej w 

wypadku niektórych zadań – na przykład udając się konno do 

wiosek indiańskich. Mały czarny czepek, coś na wzór czapki 

dżokejskiej też spełnia to zadanie. Wszystkiego nauczycie się 

w nowicjacie. Wtedy też na dobre przyłączycie się do nas. 

Teraz to tylko początek.

 

Istotnie, musiałam jeszcze za wszelką cenę przejść przez 

nowicjat. Postulantka tylko zajrzała w mury klasztorne, nie 

dowiadując się tak naprawdę tego, co najważniejsze.

 

- A kto prowadzi zajęcia z jeździectwa? – zapytałam, 

przyglądając się z podziwem pięknym, silnym wierzchowcom.

background image

 

- Ja! – odparła skromnie siostra Elżbieta.

 

Kolejny raz wgapiłam się w nią. Na widok mojego 

zdumienia jej twarz drgnęła skrytą wesołością.

 

- Owszem. Ścigałam się kiedyś konno z moimi braćmi, 

wygrywając od nich całe kieszonkowe. Byli szczęśliwi, kiedy 

wstąpiłam do klasztoru, gdyż nie mogli zdzierżyć, że jeżdżę 

lepiej od nich.

 

Siostra Elżbieta w uniformie jeździeckim! Chętnie bym 

to zobaczyła. Czyżby przejrzała moje myśli? Zaczerwieniła się 

nieco i zmieszała.

 

- Muszę przyznać, że moi bracia przepowiedzieli mi 

wtedy, iż okropnie będę wyglądać w habicie. Jako amazonka 

byłam podobna do młodego mężczyzny i wyglądałam całkiem, 

całkiem.

 

Westchnęła nieco na to wspomnienie, a jej trzeźwo 

patrzące, szare oczy nabrały dziwnego blasku.Teraz 

uwierzyłam w całą historię z koroną hrabiowską. To wszystko 

było niesamowicie frapujące.

 

- A gdyby mogła siostra wrócić do swojej ojczyzny – to 

co by siostra zrobiła?

background image

 

Siostra Elżbieta spojrzała na mnie zaniepokojona.

 

- Kto coś siostrze naopowiadał?

 

Potrząsnęłam głową.

 

- Podobnie jak siostra nie zajmuję się plotkami.

 

- Czyżby coś zwracało uwagę? Jestem taką złą 

zakonnicą?

 

- Nie, nie, głupia sprawa: korona na chusteczce.

 

Siostra Elżbieta oblała się rumieńcem.

 

- To nieszczęsne przyzwyczajenie starych rodzin! – 

wyrwało się jej. – Że też nie mogą zrezygnować z koron na 

bieliźnie. – Proszę o tym nikomu nie mówić! – poprosiła mnie. 

– Nie przywiązuję do tego żadnej wagi i czuję się tutaj 

znakomicie.

 

Spojrzałam na nią z podziwem. Gdyby tylko tak łatwo 

poszło mi z Clare Nell.

 

- Siostro, a jak wytrzymuje siostra przez całe życie to 

incognito? Mając taką przeszłość – wyobrażam sobie tutaj na 

przykład, no może nie kogoś pochodzącego z kręgów 

arystokratycznych, ale mającego znane nazwisko – 

powiedzmy jakąś artystkę, gwiazdę filmową!

background image

 

Siostra Elżbieta stwierdziła, że moja bezczelność 

chwieje gmachem zakonnej reguły. Jako reporterka nie byłam 

przyzwyczajona do psucia sobie szans zbytnią delikatnością. A 

taka okazja mogła już się nie powtórzyć. Musiałam wziąć na 

cel właśnie naszą dobrotliwą opiekunkę postulantek. 

Tymczasem natychmiast doświadczyłam, jak polska hrabianka 

staje się wzorową zakonnicą, która zna obowiązujące reguły.

 

Siostra Elżbieta odwróciła się na pięcie.

 

- Życzyłabym sobie, żeby wszystkie postulantki 

pokazywały taką gorliwość i pokorę, jak pewna królowa 

ekranu. A teraz idziemy do pony szetlandzkich. Są najlepsze 

dla osób początkujących i lękliwych tak jak siostra Rita.

 

To mnie zachwyciło. Zasłużyłam sobie na burę, ale się 

nie zraziłam. Ostatecznie dowiedziałam się, że Clare Nell na 

pewno przebywa na terenie klasztoru, a teraz doszłam do 

przekonania, że nie jest wzorową zakonnicą, gdyż zbyt 

niecierpliwie obchodzi się z nami, laikami, podczas prób 

teatralnych i nauki gry na organach. Pony szetlandzkie 

objęłam za szyje, szczęśliwa niczym dziecko. Życie w 

background image

klasztorze od razu nabrało innych barw. Nauczę się jeździć 

konno! To marzenie rzadko spełniało się w wypadku żyjącej w 

mieście, normalnej amerykańskiej dziewczyny, chyba że 

wyszła za mąż za farmera lub trapera.

 

Oczywiście, że zostaję. Absolutnie żadnego myślenia o 

odejściu po postulacie, przecież to, co najlepsze, jest dopiero 

przede mną!

 

Z prawdziwie ognistym zapałem rzuciłam się w wir 

nowych obowiązków, a siostra Elżbieta zdawała się 

zadowolona ze mnie. Tymczasem postulantka Rita płakała 

dalej tak często, jak i wcześniej. Również praca w biurze nie 

wydawała się lekarstwem mogącym uspokoić jej nerwy. Co 

się dzieje z tą dziwną dziewczyną? Mary Clara zaangażowała 

ją do zmiany dekoracji, przynajmniej do tego się nadaje.

 

Nasza sztuka misteryjna z dnia na dzień była coraz 

lepsza. Odpowiednie kostiumy sporządzono w naszej 

krawczarni i wyglądały one naprawdę znakomicie. 

background image

Najładniejszy nosiła oczywiście główna aktorka – nowicjuszka 

Mary Clara. Nie byłabym wprawdzie pewna, czy pokutnica 

Magdalena zjawiłaby się w tak smutny dzień przy grobie w 

szkarłatnych szatach – ale co tam, wyglądała tak urodziwie, że 

z pewnością zaimponowałaby nawet prawdziwej straży 

rzymskiej.

 

Tylko gra Clare Nell wydawała mi się ciągle jeszcze 

nienaturalna, miała jakieś dziwne wyobrażenie o swojej roli. 

W filmach była o wiele lepsza. W sztuce nie ukazuje się 

samego Jezusa, stoi On wysoko nad grobem, a widzi się 

jedynie oświetlone reflektorem Jego stopy w sandałach i 

kawałek srebrnobiałej sukni oraz słyszy Jego głos. Moim 

zdaniem nasza Magdalena zachowywała się zbyt ziemsko i 

światowo, jakby spotkała swojego narzeczonego – a nie 

Zbawcę. Kiedy zwróciłam jej na to uwagę, odparła obrażona, 

że nie mam o niczym pojęcia i jeszcze zobaczę, jakie wrażenie 

zrobi nasze przedstawienie na dostojnym gościu.

 

Podejrzewałam złośliwie, że gdyby widzami pozostały 

tylko same siostry, Mary Clara nie wysilałaby się zbytnio i nie 

skorzystała ze wszystkich dostępnych środków. Użyła nawet 

background image

tak zwykle niechętnie widzianej szminki, pudru, cieni do oczu 

i sztucznych rzęs. Nasza pani reżyser uważała mianowicie, że 

ze względu na swoją przeszłość Magdalena nie mogła być 

wzorem niepozornej skromności, a z punktu widzenia teologii 

również i w pewnych grzechach skrywało się niebezpieczne 

piękno. Co miałyśmy na to powiedzieć? Przed naszą gwiazdą 

bladły nasze stroje i role. Wygłaszała najdłuższe monologi, 

występowała w pierwszej i ostatniej scenie. Wobec jej 

wspaniałej sukni nawet sam apostoł Jan był tylko bezbarwnym 

statystą!

 

Siostry profeski w milczeniu i z bardzo różnymi minami 

opuściły próbę generalną. Ciekawa byłam, jak wypadnie 

premiera.

 

Przedtem jednak – na dwa tygodnie przed Wielkanocą – 

my, postulantki, przeżyłyśmy szczególną atrakcję, która 

usunęła w cień nawet nasze przedstawienie teatralne. Pewnego 

dnia siostra Amabilis z łagodnym uśmiechem, czyniącym jej 

zakonnemu imieniu wszelki zaszczyt, oznajmiła nam, że od 

zawsze jest w zwyczaju, iż po pewnym czasie kandydatki do 

zakonu piszą wypracowanie na temat powodów, dla których 

background image

wybrały życie w klasztorze. Nie, nie oczekiwano pracy 

doktorskiej ani też szczegółowego życiorysu. Mamy całkiem 

po prostu i w kilku zdaniach przelać na papier to, co 

powiedziałybyśmy naszemu Panu i Zbawicielowi, gdyby 

postawił to samo decydujące pytanie.

 

Odpowiedź zostanie przekazana wprawdzie nie Jemu 

samemu, ale komuś występującemu w Jego imieniu. Tak, 

wizytator biskupa pragnął się dowiedzieć, co skłania 

współczesne dziewczyny do wybrania stanu zakonnego, i to 

nie wiedziony własną ciekawością, lecz w trosce Kościoła o 

nowe powołania. Oczywiście dostojny gość nie zamierzał 

wdzierać się do naszych sumień. Jeśli któraś odmawia 

udzielenia odpowiedzi, wystarczy, że po prostu odda pustą 

kartkę, nikt nie będzie próbował przełamać jej milczenia. 

Powinnyśmy jednak pomyśleć także o tym, że przeżywając 

trudności, możemy skorzystać z rady i pomocy osoby 

kompetentnej. Przełożone będą się mogły zapoznać z naszymi 

elaboratami jedynie za wyraźną zgodą samych 

zainteresowanych.

 

Tyle, jeśli chodzi o wzniosłą przemowę naszej 

background image

mistrzyni! Jej fiołkowe oczy obrzucały nas matczyno-

dobrotliwym spojrzeniem. Nie miałyśmy powodu do 

nieufności, a przecież wszystkie popadłyśmy w zakłopotanie, 

ja najbardziej.

 

- Co to, siostro Eileen, chyba nie kłopocze się siostra 

zbytnio o styl swojego listu? – zapytała mnie matka Amabilis 

z uśmiechem. – A może jednak?

 

Zaczerwieniłam się nieco, robiła aluzję do mojego 

zawodu. Kiedy milczałam, nie wiedząc, co odpowiedzieć, 

rzekła:

 

- Być może wizytator będzie zadowolony, jeśli 

przeczyta, że nasz strój zakonny tak siostrę zachwycił, iż 

postanowiła wstąpić do klasztoru.

 

Oczywiście, że przełożona generalna nie uwierzyła w to 

zmyślone wyjaśnienie i wietrzyła jakąś tajemnicę, której nie 

chciałam zdradzić. Bo przecież w przeciwnym razie nie 

przyjęto by mnie pod tak błahym pretekstem. Pozostałe 

postulantki roześmiały się, a ja wzruszyłam ramionami.

 

Było dla mnie całkowitą niewiadomą, co właściwe 

powinnam napisać. Nie umiałam i nie chciałam kłamać. 

background image

Pewnie najlepszym wyjściem będzie oddanie nieważnego 

„głosu”, podobnie jak przy tajnym głosowaniu.

 

Nadeszło wreszcie oczekiwane popołudnie. Byłyśmy 

same w wielkim refektarzu. Na zewnątrz było już ciepło, więc 

wyłączono ogrzewanie. Tymczasem nas ogarniały fale gorąca 

i chłodu. W milczeniu siedziałyśmy przy stole. Rozmawiać 

mogłyśmy jedynie wtedy, kiedy któraś miała wątpliwości co 

do ortografii. Nikt nam nie przeszkadzał. Miałyśmy całe 

godziny. Większość pogrążona była w gorączkowych 

rozmyślaniach.

 

Tylko siostra Betty pisała beztrosko, okrągłym, 

dziecinnym pismem i nie zasłaniając swojego listu przed 

ciekawskimi spojrzeniami innych. Cały świat mógł wiedzieć, 

dlaczego wstąpiła do klasztoru. Również poważna siostra Eva 

wzięła się za pisanie, dokładnie, pod linijkę, znowu z tym 

samym natężeniem na twarzy, jakby i to zadanie kosztowało ją 

przymuszenie się do posłuszeństwa. Po chwili za jej 

przykładem poszła korpulentna Gloria i obie z oczywistych 

powodów stały się prawie przyjaciółkami. Zachęcona postawą 

Betty, do pracy wzięła się także Dolly, tylko Rita siedziała 

background image

zrozpaczona, znowu przełykając łzy. Jedno słowo – i zmoczy 

całą kartkę. Nie napisze przecież chyba, że wstąpiła do 

klasztoru, żeby się wypłakać. Każdego dnia jest z nią gorzej. 

Matka Amabilis skorzystała nawet z porady psychiatry, ale bez 

skutku.

 

Co robi Clare? Siedziała obok mnie, uśmiechając się do 

własnych myśli i pisząc powoli, linijka po linijce. Zerknęłam 

ukradkiem – wyglądało na to, że pisze wierszem, bo zdania 

były bardzo krótkie!

 

Ja natomiast nie napisałam jeszcze ani słowa. Było to 

koszmarne, jak w szkole, kiedy dostało się szczególnie trudny 

temat. I to właśnie musiało się mnie przydarzyć – członek 

redakcji, a bez polotu. Bo o czym miałam napisać?

 

Mój wzrok napotkał spojrzenie Betty. W jej okrągłych 

oczach na przemian widać było dumę i współczucie. 

Niesamowite, już skończyła.

 

- Pssst! – syknęła, żeby zwrócić moją uwagę, po czym 

spontanicznie podała mi swoją kartę przez stół.

 

Oczywiście kolejny raz musiała przekroczyć nakaz 

milczenia.

background image

 

- Przeczytaj, może wtedy przyjdzie ci coś do głowy.

 

Co za wspaniałomyślność! Oddałam się lekturze i 

uśmiechnęłam. Betty napisała niczym czternastolatka:

 

„Czcigodny Księże! Bardzo łatwo można powiedzieć, 

dlaczego wstąpiłam do klasztoru. Podobają mi się chińskie 

dzieci. Wyglądają wszystkie jak lalki z porcelany. Mój wujek, 

który przez dziesięć lat mieszkał w Niemczech, przywiózł mi 

kiedyś właśnie taką. Chciałabym mieć i sto takich. Ponieważ 

jednak, nawet gdybym wyszła za mąż, nie mogę mieć setki 

własnych dzieci i nie będą one wyglądały jak mali Chińczycy, 

dlatego chciałabym udać się na misje i to możliwie do 

ochronki dla dzieci-uciekinierów w Hongkongu. Pragnę także 

móc opowiadać małym, słodkim Azjatom o Dziecięciu Jezus, 

które przyszło na świat również dla nich. Bardzo proszę, 

Wielebny Księże Wizytatorze, wstawić się za mną u moich 

Przełożonych, abym otrzymała właśnie takie zadanie, kiedy 

zostanę obłóczona jako nowicjuszka, gdyż inaczej nie będę 

szczęśliwa. Jeśli jednak nie da się inaczej, to będę próbowała 

robić to, co mi każą. Postulantka Betty”.

 

Oddałam jej list.

background image

 

- Wspaniale, Betty.

 

Rozpromieniła się, uśmiechając szeroko. Też 

chciałabym tak beztrosko napisać. Spoglądając znowu wzdłuż 

stołu, zobaczyłam ku swemu zdumieniu, że postulantka Rita 

nagle zaczyna pilnie pisać i to nie roniąc ani jednej łzy. 

Nieomal rzucała słowami o papier.

 

Także Clare zdawała się już kończyć, zamierzając 

właśnie włożyć list do koperty, kiedy otwarto drzwi i weszła 

matka Amabilis chcąca zorientować się w sytuacji. Powiew 

powietrza zdmuchnął jej list na moje kolana. Szybko go 

pochwyciłam i przez te kilka sekund, kiedy trzymałam go 

wdłoniach, udało mi się przeczytać pierwsze dwa słowa jej 

„wiersza”: „Vere, signum...”. – Czyżby Clare napisała swoje 

uzasadnienie po łacinie? Pospiesznie wsunęła kartkę do 

koperty. Matka Amabilis ucieszyła się, że niektóre z nas już 

skończyły i zebrała zaklejone koperty. Nawet Rita oddała 

swoją. Na jej policzkach widać było czerwone plamy, ale nie 

od płaczu.

 

Cicho stąpając, matka Amabilis wyszła na zewnątrz. Te, 

które były gotowe, miały czas wolny i refektarz powoli 

background image

pustoszał. Wyszła Eve, a za nią Rita. Opuściła mnie także 

Clare. Zaraz potem ruszyła ku drzwiom Dolly i tylko 

Maryann, podobnie jak i ja, siedziała niezdecydowana nad 

kartką papieru.

 

W tej chwili, kiedy chciałam zwrócić się do niej z 

pytaniem, zaczęła pisać. Napisała może trzy krótkie zdania, 

włożyła kartkę do koperty, zakleiła ją i wyszła.

 

Zostałam sama, nie napisawszy ani jednego słowa. Mam 

oddać czystą kartkę? Jako jedyna, która nic nie wie czy też 

odmawia udzielenia żądanej informacji? Nie, to było zbyt 

głupie.

 

Już miałam zrezygnować i poddać się, gdy nagle 

przypomniałam sobie o pierwszym wieczorze w klasztorze, 

gdy leżąc w łóżku czytałam z wypiekami na policzkach 

Summa theologica! Wtedy właśnie – to mogłam powiedzieć z 

czystym sumieniem – obudziło się we mnie coś na 

podobieństwo tęsknoty, aby tak jak Tomasz z Akwinu z 

gorliwością oddać się badaniu chrześcijańskiej prawdy i 

poszukiwać jej ze wszystkich sił i wszystkimi zmysłami, 

niczym wielkiej, coraz bardziej jaśniejącej światłości.

background image

 

Myślę, że gdybym wstąpiła do klasztoru z powołania, 

nic tak bardzo by mnie nie pociągało, jak zgłębianie prawdy. 

Ponadto, chociaż nie całkiem w wolnym od zastrzeżeń sensie, 

wiązało się z nią również moje zawodowe zobowiązanie i 

zadanie. Dzisiaj wiedziałam już, co robią nowicjuszki i siostry 

profeski, kiedy wczesnym rankiem spacerują po krużgankach, 

milczące i zatopione w sobie: zgłębiają w duchu którąś z 

prawd, towarzyszącą im następnie w ciągu dnia i pomagającą 

dochować wierności przyjętym zobowiązaniom.

 

I w tym momencie zaczęłam pisać:

 

„To nie święty Dominik powołał mnie do klasztoru i 

gdybym miała powiedzieć, który święty zakonu najbardziej 

mnie zafascynował, to muszę przyznać, że najbardziej pociąga 

mnie Tomasz z Akwinu. Lubię wykład teologiczny ojca 

Donatusa, jest to najmilsza godzina w ciągu całego dnia...”.

 

Utknęłam. W rzeczy samej, to była prawda. Konferencje 

dla postulantek, owszem, były konieczne, ale mnie nudziły, 

gdyż obejmowały zewnętrzne sprawy reguły zakonnej, a 

tymczasem z wykładu ojca wiało duchem tradycji starego 

zakonu.

background image

 

Pisząc to, nieomal żałowałam, że tak naprawdę nie 

jestem kandydatką do zgromadzenia, i szkoda mi było tego 

entuzjazmu dla prawdy. Ostatecznie jednak żyjący w świecie 

człowiek również mógł i musiał do niej dążyć. W 

rzeczywistości nic nie stracę, lecz wiele zyskam, kiedy znowu 

opuszczę klasztorne mury.

 

Wizytator będzie zadowolony z mojego uzasadnienia, 

gdyż pewnie wydam się mu gorliwą poszukiwaczką prawdy. 

Kartka była pełna, więc do koperty z nią! Nagle wydało mi się, 

że jestem w stanie napisać artykuł redakcyjny na pierwszą 

stronę mojego czasopisma poruszający temat przeznaczenia 

ludzi ku prawdzie i to najwidoczniej mając tkwiący w sercu 

oścień oczywistej sprzeczności z samą sobą. Co za kuriozalna 

sytuacja! Stałam jednocześnie po dwóch różnych stronach 

barykady.

 

Wreszcie skończyłam i jako ostatnia odniosłam matce 

Amabilis list do biura. Wzięła go bez słowa, najwidoczniej 

zadowolona, że nie zastrajkowałam, kiedy trzeba było 

wykonać tak drażliwe zadanie. Teraz wreszcie mógł się zjawić 

wizytator biskupa!

background image

 

Wydaje się, że co roku w klasztorze przed Wielkanocą 

zaczynają się wielkie porządki i to zarówno wewnątrz, jak i na 

zewnątrz. Najpierw szorowałyśmy i czyściłyśmy na wyścigi, 

zużywając całe morze wody i górę mydła, a następnie 

uczestniczyłyśmy w trzydniowych rekolekcjach dla 

oczyszczenia wewnętrznego. Było to przygotowanie zupełnie 

innego rodzaju niż w rodzinach, gdzie najczęściej do ostatniej 

chwili trwają gorączkowe zakupy i bieganina.

 

Nieważne były wielkanocne jajka ani świąteczne 

pieczyste, lecz złożenie starego człowieka i przyobleczenie się 

w zmartwychwstałego Chrystusa. To był temat wiodący 

naszych rekolekcji, który nastroił mnie bardzo melancholijnie. 

Gdybym tylko mogła radykalnie pozbyć się starego człowieka 

i pozwolić przyodziać się w nowego. Niestety, zarówno przed 

świętami, jak i po nich pozostałam w duchu reporterką, będąc 

obcym ciałem w pobożnej wspólnocie.

 

Siedziałam z rozdartym sercem, przysłuchując się. 

background image

Moim siostrom można było tylko pozazdrościć 

prostoduszności.

 

Nadszedł poranek wielkanocny i poruszona do głębi 

serca stałam na dziedzińcu klasztornym, na którym rozpalono 

buchające płomieniami ognisko. Było jeszcze ciemno, a granat 

nieba usiany był tysiącami gwiazd. Nasze siostry przybrane w 

białe świąteczne habity zapaliły swoje świece od 

wielkanocnego paschału.

 

Lumen Christi – Deo gratias!

 

Ze śpiewem na ustach wkroczyłyśmy do kaplicy. Nigdy 

dotąd liturgia tak mnie nie zachwycała i ponownie wydało mi 

się, że zostałam przeniesiona w czasy Kościoła pierwszych 

wieków. I faktycznie – ojciec Donatus wyjaśnił nam w 

homilii, że większość zwyczajów bierze swój początek w 

latach, w których żyli apostołowie.

 

Kolejną niespodziankę i radość przeżyłyśmy następnie 

w refektarzu. Cały dzień wolno nam było rozmawiać i nie było 

obowiązku ścisłego milczenia. Miejsca przy stole przystrojono 

zielenią, a siostra Judy podała pieczone jagnię. Byliśmy 

niczym jedna wielka, szczęśliwa rodzina. Po raz pierwszy 

background image

odczułam, że kocham moje współsiostry, natomiast Clare 

mogłaby być moją rodzoną siostrą.

 

Udałyśmy się na wielkanocny spacer wokół naszych 

pól, które teraz nie wyglądały pusto i smutno. Wszędzie 

dookoła konwentu St. Mary widać było świeżą zieleń, 

zarówno na roli, jak i w ogrodzie. Jakąż przyjemnością było 

cieszyć się promieniami wiosennego słońca!

 

Zaraz po świętach spadła na nas gorączka oczekiwania – 

nadciągał wizytator biskupa. Cały klasztor lśnił czystością, jak 

gdyby monsignore kontrolował nasze talenty gospodyń 

domowych.

 

Kiedy się wreszcie zjawił, my, postulantki, 

popatrzyłyśmy po sobie osłupiałe. Wizytator był niskim, 

szczupłym mężczyzną, który mógł skryć się w cieniu 

potężnego ojca Donatusa i gdyby nie fiolet na jego czarnej 

sutannie, mogłybyśmy pomyśleć, że to jakaś pomyłka. Nikt 

nie był w stanie ocenić, w jakim jest wieku, gdyż wyglądał 

nieomal bezczasowo. To nas nieco uspokoiło. Uznałyśmy, że 

nie ma się czym przejmować.

 

Wraz z przełożoną generalną i jej zastępczynią zniknął 

background image

szybko w zarezerwowanym dla niego pokoju gościnnym. Nie 

słychać zeń było żadnych głosów, w przeciwieństwie do 

wspólnoty sióstr, gdzie szumiało jak w ulu.

 

Szczególnie my, postulantki, nie mogłyśmy 

powstrzymać języków. Czyżby już czytał nasze listy? O, my 

zarozumiałe gęsi – przełożone zajęły mu całe godziny. Tylko 

nowicjuszki obsługiwały go przy obiedzie. Dla nas jakby go 

nie było. Z mieszanymi uczuciami udałyśmy się do naszych 

codziennych zajęć.

 

Dopiero późnym popołudniem poprosił na rozmowy 

siostry profeski, jedną po drugiej. Jeśli tak dalej pójdzie, to na 

nas przyjdzie kolej dopiero za parę dni. Ale pomyliłyśmy się, 

bo zaraz następnego dnia – tym razem w pełnej gali – zjawiła 

się siostra Elżbieta i zebrała nas razem. Wkrótce miałyśmy 

zostać przedstawione dostojnemu gościowi.

 

Upomniała nas, że mamy się zachowywać naturalnie i 

skromnie. Nie stawia się żadnych ograniczeń co do wolności 

słowa. Mamy jednak pamiętać o tym, że najwyższa zasada 

dominikanek brzmi „Prawda”. Nic więcej nie ma do dodania. 

Pamiętam, że wchodziłyśmy w kolejności starszeństwa, gdyż 

background image

pierwsza była siostra Eve. No, tej chodzącej regule nie będzie 

miał chyba nic do zarzucenia, była przecież najgorliwsza i 

najbardziej punktualna z nas wszystkich. Nie potrwało 

rzeczywiście długo i zaraz była z powrotem. Następna poszła 

Gloria. Na swój rubaszny i krzepki sposób poradziłaby sobie 

nawet z legatem papieskim, nie widać było po niej żadnego 

zdenerwowania.

 

- Eve, jak było? No, opowiadaj wreszcie!

 

Eve położyła długi, kościsty palec na swoich wąskich 

wargach.

 

- Przecież jeszcze obowiązuje milczenie!

 

Nic nie dało się zrobić. Chociaż pewnie chętnie 

chciałaby porozmawiać, znowu zmusiła się do posłuszeństwa, 

obróciła się na pięcie i weszła schodami na piętro.

 

- O rany, skoro już jestem święta, to po co mi jeszcze iść 

do klasztoru! – mruknęła rozczarowana Dolly i zaczęła 

poszeptywać z Betty. Siostrę Glorię najwidoczniej 

potraktowano z wojskową dbałością o czas i dyscyplinę, gdyż 

po paru minutach wyszła i ona.

 

- No, Glory – jak tam?

background image

 

- Powiedziałam mu, że wszystko jest tutaj okay, i z tego 

był zadowolony. Siostra Elżbieta powiedziała, że teraz kolej 

na Clare.

 

Siostra Clare zerwała się do wejścia, udało mi się 

jeszcze uścisnąć jej dłoń. Tym razem trwało to tak długo, że 

zaczęłyśmy przestępować z nogi na nogę.

 

- Pomyślałabyś coś takiego o naszej potulnej Clare! –

wyszeptała oburzona Betty. – O czym ona może gadać? 

Przecież nic takiego nie dzieje się w naszej grupie!

 

Ktoś mnie pociągnął za rękaw. Była to siostra Rita, 

blada i bliska płaczu.

 

- Posłuchaj, boję się. Czy mogłybyśmy wejść razem?

 

- Coś ty, nie opowiadaj bzdur! Cóż takiego może się 

stać? Pytają cię i odpowiadasz.

 

- Właśnie o to chodzi, że ja nie potrafię odpowiedzieć.

 

Spoglądała na mnie bezradnie, przedstawiając 

prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy.

 

- Nie przejmuj się – próbowałam ją uspokajać – 

przypomnij sobie, że nawet Tomasz z Akwinu był nazywany 

milczącym osłem przez swoich kolegów studentów. Powiesz 

background image

to wizytatorowi, gdy będzie się niecierpliwił, a on na pewno 

uzna, że się nadajesz na zakonnicę.

 

Słuchające nas postulantki roześmiały się, a Rita jeszcze 

bardziej pogrążyła się w wątpliwościach. Ależ z nią były 

problemy!

 

- Siostra Maryann, proszę!

 

No, wreszcie wracała Clare, cicha i spokojna jak 

zawsze. Natychmiast znalazłam się u jej boku.

 

- No i jak? Zadaje dużo pytań? Jakich?

 

- Chciał wiedzieć, czy jestem w klasztorze szczęśliwa – 

poza tym nic więcej.

 

- Eeee, i to trwało tak długo? – zapytała Betty nieufnie. 

– Byłaś w środku dwadzieścia minut, niczym na spowiedzi 

generalnej.

 

Clare nic nie zdradziła, uśmiechając się jedynie do 

własnych myśli.

 

- Uważam, że z każdą rozmawia inaczej. Wizytator jest 

życzliwym, roztropnym człowiekiem, którego nikt nie musi się 

obawiać.

 

Przy tym spojrzała w kierunku drżącej siostry Rity, a ta 

background image

odetchnęła, gdyż była następna w kolejce. Była w takim 

nastroju, jakby miała iść do dentysty, i nie byłyśmy w stanie 

jej pojąć. Trochę zdenerwowania, owszem, to było zrozumiałe, 

ale takie zachowanie? Nikomu nie przyszło do głowy, że stan 

mojego ducha był jeszcze poważniejszy – przecież byłam 

niczym parszywa owca pośród zdrowych. Czy wizytator 

przejrzy moje wnętrze? W tym wypadku mogłam jutro 

pakować manatki i jechać do domu.

 

- Maryann idzie! No i co, jak tam było? Wyglądasz na 

zadowoloną?

 

Wzięłam Ritę pod rękę i podprowadziłam pod same 

drzwi.

 

- No, Rita, weź się w garść...

 

Ona uczepiła się jednak Maryann, która była jej 

sąsiadką z celki.

 

- Jaki on jest?

 

- Idź, jest naprawdę wspaniały – mogę wracać do domu.

 

- Cooo?

 

- Rita, czekają na ciebie!

 

Wreszcie drzwi zamknęły się za biednym barankiem 

background image

ofiarnym. Biegiem wróciłam do naszej gromadki.

 

- Co powiedziałaś, Maryann? Jedziesz do domu?

 

Zadowolona skinęła głową. Po niej najmniej byśmy się 

tego spodziewały. Opanowana i spokojna żyła przez te 

tygodnie pośród nas, nigdy się na nic nie skarżąc, chociaż, nie 

sprawiała wrażenia, że jest szczególnie szczęśliwa.

 

- Ale z jakiego powodu, Maryann?

 

Betty wręcz paliła ciekawość. Maryann usiadła.

 

- Sama nie wiem, jak to się stało. W pewnej chwili 

poczułam, że mogę mu o wszystkim powiedzieć, więc 

opowiedziałam, że moi rodzice chcieli mnie zmusić do 

małżeństwa z pewnym bogatym człowiekiem, którego wręcz 

nie cierpię. A ponieważ nie przestawali mnie namawiać, 

uciekłam do klasztoru, bo tutaj wreszcie miałam spokój.

 

- No dobrze, a co teraz?

 

Prostując się, siostra Maryann obrzuciła nas 

tryumfującym wzrokiem.

 

- Dostanę od niego pismo dla moich rodziców, mówiące 

o tym, że małżeństwo wymuszone w jakikolwiek sposób, 

podobnie jak i śluby zakonne, są według prawa kościelnego 

background image

nieważne. W obu wypadkach Kościół rozwiązuje istniejącą 

relację. Tak więc wracam do domu, jeśli tak można 

powiedzieć, z listem żelaznym od biskupa.

 

Betty spojrzała na nią z podziwem.

 

- A jeśli każą ci się wynosić, wrócisz do nas z 

powrotem?

 

Maryann potrząsnęła głową.

 

- Nie, gdyż dotarło do mnie, że nonsensem jest 

wstąpienie do klasztoru z takiego powodu. I pewnie też nie 

wytrzymałabym. Jeśli okaże się to konieczne, wizytator 

zatroszczy się dla mnie o jakąś pracę poza domem.

 

Wstała.

 

- No, idę pakować moje rzeczy.

 

- Co? Chcesz jechać jeszcze dzisiaj?

 

Roześmiała się.

 

- Moje drogie, czuję się wręcz wyzwolona. Nie, moje 

miejsce nie jest tutaj.

 

Dziwne, żal mi jej było, że nie mogła zostać. Czyżby 

mnie samej tak się tutaj spodobało? Nie rozumiałam samej 

siebie. Nerwowo zerknęłam w kierunku drzwi – kiedy Rita 

background image

wyjdzie, będzie kolej na mnie. Tymczasem sprawa się 

przeciągała, najwidoczniej wizytator musiał najpierw 

odczekać, aż wyschnie potok łez. Wcale bym się nie zdziwiła, 

gdyby wezwał sanitariuszy.

 

Odeszłam nieco na bok i zaczęłam spacerować wzdłuż 

korytarza. Wreszcie wyszła Rita – blada, ale o dziwo bez 

jednej łzy na twarzy. Zadrżały mi kolana. Niestety, nie 

dowiedziałam się, jak jej poszło, choć pozostałe natychmiast ją 

otoczyły. Zamknęłam za sobą drzwi. Byłam w środku.

 

Wizytator nie siedział uroczyście w fotelu z wysokimi 

poręczami, lecz stał przy regale z książkami, jakby między 

audiencjami miał jeszcze czas w nich powertować. Odwrócił 

się powoli ku mnie.

 

Uśmiech sprawił, że na jego twarzy pojawiło się całe 

mnóstwo drobnych zmarszczek i teraz mogłam już ocenić, że 

nie jest najmłodszy.

 

- Aha, jeśli się nie myślę, mam do czynienia z siostrą 

background image

Eileen?

 

- Owszem...

 

- Usiądźmy na chwilę. Zdaje mi się, że żywi siostra 

szczególne zainteresowanie Akwinatą, studiami i nauką. 

Pewnie marzy siostra o karierze nauczycielki albo katechetki 

w naszym zgromadzeniu, nieprawdaż?

 

Wytrzeszczyłam na niego oczy.

 

- Nie, nawet mi to nie przyszło do głowy. Ucieszyłabym 

się jedynie z tego, gdybyśmy miały więcej wykładów teologii, 

nic poza tym.

 

- Aha – wizytator spojrzał na swoje dłonie i zamilkł na 

chwilę.

 

- Być może byłaby siostra zainteresowana podjęciem 

propozycji naszego biskupa, aby dominikanki wydawały 

własne czasopismo, które pomogłoby młodym ludziom w 

świecie rozpoznać powołanie zakonne. Musiałoby ono 

oczywiście być prowadzone według zasad i wymagań 

nowoczesnego dziennikarstwa. Nie miałaby siostra ochoty 

zostać redaktorką?

 

Spojrzałam na niego prawie rozgniewana.

background image

 

- Nie, czcigodny księże!

 

Teraz on podniósł nagle głowę, obrzucając mnie 

wnikliwym spojrzeniem.

 

- Nie? Naprawdę chce siostra tak radykalnie zerwać ze 

swoim wcześniejszym zajęciem? Nie przypadło siostrze do 

gustu?

 

Zagryzłam wargi. Co tu odpowiedzieć? Byłam przecież 

jeszcze związana umową o pracę z moim szefem. Nie mogłam 

samowolnie przyjąć stanowiska w innej gazecie i psuć mu 

szyki, pisząc dla innego wydawcy.

 

- Chętnie pracowałam zawodowo – odparłam z 

wahaniem w głosie. – Ale teraz jestem w klasztorze.

 

Ależ on miał przenikliwy wzrok! Zniewalał zaraz, jak 

tylko spojrzało się mu w twarz. Niezwykle mądre, ostre 

wejrzenie – niczym u chirurga.

 

- No tak, to oznacza pewnie, że w pierwszym rzędzie 

pragnie siostra wzrastać w powołaniu. Chwalebny zamiar, 

chociaż – ostrzegam – nie ma siostra jeszcze właściwego 

wyobrażenia o tym, co naprawdę znaczy być zakonnicą. 

Zapoznano was dopiero z całym szeregiem reguł i zwyczajów 

background image

stanowiących przedsmak całości, a bycie siostrą zakonną to 

znacznie więcej.

 

Milczałam niczym oskarżony podczas przesłuchania, 

nie mogący zrobić nic innego, jak siedzieć cicho, żeby się 

niepotrzebnie nie zdradzić.

 

- To znaczy – kontynuował, nie spuszczając ze mnie 

wzroku – że rezygnuje się całkowicie z własnej woli, aby stać 

się chętnym narzędziem nie przełożonych, lecz bezpośrednio 

samego Boga, który swoją Opatrznością kieruje Zakonem 

Dominikańskim, prowadząc go przez doczesność. Czy siostra 

zdaje sobie sprawę z tego, że nasze czasy wymagają 

misyjności?

 

Zwlekałam przez chwilę.

 

- Jeszcze nie całkiem – odparłam szczerze. Nie 

przywiązywałam przecież żadnej wagi do tego, aby udzielać 

się w pracy apostolskiej.

 

- Czy interesowała się siostra kiedyś misjami? – zapytał 

mój sędzia śledczy.

 

Potrząsnęłam głową.

 

- Nie, wielebny księże.

background image

 

- Hm – myśl o misjach nie decydowała o wstąpieniu 

siostry do klasztoru?

 

- W żadnym wypadku, monsignore!

 

- Lecz wstąpiła siostra do konwentu prowadzącego 

bezpośrednią pracę misyjną. Postulat oznacza czas próby – nie 

tylko ze strony przełożonych – również własnego sumienia...

 

W tym momencie spuściłam szybko oczy, nie mogąc 

przy tym powstrzymać wypełzającego mi na twarz rumieńca. 

Oblała mnie fala gorąca.

 

- Jeśli więc chce siostra pozostać, to proszę intensywniej 

kierować swoje cele i pragnienia – od których nie może i nie 

powinno być wolne serce żadnej zakonnicy – na ostatnie 

wezwanie naszego Pana: „Idźcie na cały świat...”, gdyż to jest 

powołanie tego zakonu. Głoszenie wszystkim prawdy.

 

Siedziałam jak sparaliżowana.

 

Odczekał chwilę, kiedy to pewnie lustrował mnie 

wzrokiem, bo ja nie miałam odwagi podnieść oczu, a potem 

nagle przemówił zupełnie innym, swobodnym tonem:

 

- A co w życiu zakonnym budzi ewentualnie siostry 

zastrzeżenia? Proszę mówić zupełnie szczerze i bez obaw, że 

background image

dowiedzą się o tym osoby trzecie.

 

Spojrzałam na niego szybko.

 

- Nic, monsignore

 

- Ej, to dopiero dziwne – naprawdę, nic? Nie ma 

żadnych braków co do... powiedzmy, zewnętrznego kształtu 

waszej formacji? Może to być także jakaś sprawa techniczna. 

To wszystko przynależy do kompetencji wizytatora.

 

Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł.

 

- Brakuje telewizora, monsignore. Przecież są czasem 

dobre, katolickie audycje – na przykład przemawia biskup 

Sheen...

 

- Słusznie, słusznie, siostro Eileen. Zupełnie się z tym 

zgadzam. Jeśli chodzi o formy przepowiadania, dominikanki 

powinny iść z duchem czasu. Biskup dysponuje jeszcze 

jednym telewizorem. Poczynię w tym względzie odpowiednie 

kroki. To, co zleca nasz ordynariusz, przyjmuje również 

przełożona generalna. To chyba by było wszystko siostro, 

chociaż nie – jeszcze tylko jedno pytanie. Co w życiu 

zakonnym podoba się siostrze najbardziej?

 

Odpowiadając, wstałam już:

background image

 

- Siostrzana wspólnota. To, że mała gromadka dzień w 

dzień trudzi się w wyświadczaniu drugiemu jedynie miłości...

 

- Zgadza się, coś takiego rzadko spotyka się w świecie. 

Dobrze, miło mi było siostrę poznać. Oby została siostra 

szczęśliwą zakonnicą.

 

Na tym rozmowa się zakończyła.

 

Dopiero na zewnątrz oblały mnie siódme poty. Ku 

drzwiom rzuciła się teraz Dolly, zadowolona i szczęśliwa, że 

jej na pewno pójdzie gładko. Kiedy weszłam do refektarza, 

było w nim pusto, ale nie przeszkadzało mi to. Zachowałam 

się właściwie czy też nie? Wydawało mi się, że wizytator wie 

o mnie znacznie więcej, niż mi się mogło wydawać. Dopiero 

po chwili pomaszerowałam do mojej celki, zadowolona, że w 

sypialni obowiązuje ścisłe milczenie. Położyłam się na łóżku. 

Powiewające obok białe zasłony miały w sobie coś niezwykle 

uspokajającego.

 

W drugim kącie ktoś hałasował. Najwidoczniej była to 

siostra Maryann pakująca swoje walizki. Czy chciałabym 

pójść w jej ślady? Nie, nigdy. Byłam przecież zadowolona i 

ciekawa, jak to będzie dalej. Na czym właściwie polegała 

background image

przygoda życia zakonnego? Wizytator skrystalizował mi cały 

problem, jakby poznał czuły punkt w mojej duszy – być 

zakonnicą to znaczy żyć według woli Bożej. Co miałoby to dla 

mnie oznaczać – założywszy, że nie będę intruzem, lecz osobą 

powołaną?

 

Ogarnęło mnie znużenie, niczym po tytanicznym 

wysiłku. Zasnęłam i obudziło mnie dopiero wieczorne 

dzwonienie. Wystraszona skoczyłam na równe nogi – wielkie 

nieba, nasze przedstawienie teatralne! Rzut oka na odbicie w 

szybie. Poprawiłam czepek i już pędziłam po schodach, 

przeskakując po dwa stopnie. Zamiast jednak do oratorium 

przebudowanego teraz na salę teatralną siostra Elżbieta posłała 

mnie do kaplicy.

 

- Szybko! Nastąpiła zmiana, wizytator chciałby jeszcze 

krótko do was przemówić. Dzwonił biskup, więc musi 

niezwłocznie wracać!

 

Zanim zdążyłam ochłonąć, zostałam wepchnięta do 

kaplicy, ale nie do organów, przy których zasiadała dzisiaj 

nowicjuszka Mary Clara, żebym ja nie skompromitowała 

wspólnoty. Wydawało się, że nie wie jeszcze o odwołanej 

background image

premierze, gdyż uderzała w klawisze niczym sama święta 

Cecylia, intonując swoim dźwięcznym głosem Adoro te. Na 

zakończenie dała jeszcze popis solowy, odśpiewując O 

salutaris Hostia. Słuchałyśmy zachwycone.

 

Wreszcie wizytator biskupi zwrócił się do nas ze 

słowami pożegnania.

 

Podkreślił, że nasz konwent zrobił na nim dobre, więcej, 

doskonałe wrażenie, więc może bez większych obaw opuścić 

nasz dom. Szczególnym zadowoleniem napełnia go fakt, że 

drogę do wspólnoty znalazło kilka młodych osób różnego 

pokroju i stanu, a przede wszystkim, że tak doskonale potrafiły 

one uzasadnić swoją decyzję.

 

Wypełniając swoje obowiązki, rzadko zdarzało mu się 

odczuć takie wzruszenie, jak dzisiejszego ranka, czytając 

pismo jednej z postulantek – imienia jej nie zdradzi – która 

jako jedyne uzasadnienie swojego wyboru napisała pierwsze 

zdanie prefacji: „Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i 

zbawienne, abyśmy Ciebie zawsze i wszędzie chwalili Ojcze 

święty, wszechmogący wieczny Boże, przez Jezusa Chrystusa, 

naszego Pana”. Pójść do klasztoru z powodu dziękczynienia za 

background image

łaskę zbawienia jest jego zdaniem najpiękniejszym i 

najgłębszym motywem, jaki może odczuwać młode ludzkie 

serce, gdyż również Chrystus pozwala nazywać się w 

sakramencie „Eucharystią” – to znaczy dziękczynienie.

 

Zerknęłam nieśmiało w stronę siostry Clare. Chyba 

tylko mnie jednej było wiadome, kto napisał te słowa. Jej 

kartka wylądowała w refektarzu na moich kolanach i udało mi 

się odczytać pierwsze dwa słowa: Vere, dignum. Teraz 

wiedziałam, co oznaczały. Zawstydzona i poruszona 

spojrzałam na nią. Jakże można jej było pozazdrościć 

wewnętrznego spokoju i równowagi!

 

Otrząsnęłam się z zamyślenia, dopiero kiedy wizytator 

prosił, abyśmy się nie niepokoiły, kiedy wkrótce opuszczą nas 

dwie kandydatki. Podejmują ten krok za jego wiedzą i zgodą, a 

także swoich przełożonych, gdyż jest to dla nich najlepsze 

rozwiązanie. O Maryann już wiedziałam – ale kim była druga? 

Czyżbym to miała być ja? Doradził może przełożonym, żeby 

background image

mnie odesłano, gdyż nie czuję powołania do pracy misyjnej? 

Serce łomotało mi w piersiach. Co powiem mojemu szefowi, 

kiedy już niedługo stanę przed nim, nie będąc w stanie 

powiedzieć niczego istotnego na temat życia zakonnego?

 

Moje skupienie licho wzięło i dopiero, kiedy po 

szybkim pożegnaniu wizytatora matka Amabilis ponownie nas 

zwołała, udało mi się wziąć w garść. Wyjaśniła nam krótko, że 

w następnym tygodniu opuszczą nas siostry Maryann i Rita – 

odetchnęłam głęboko, ciężar spadł mi z serca – a następnie 

oznajmiła, iż naszą sztukę misteryjną musimy, niestety, zagrać 

same, to znaczy tylko dla konwentu. Wizytator nie miał już 

czasu, żeby uczestniczyć w premierze, życzył jednakże, aby 

udała się jak najlepiej...

 

I w tym momencie wszystkie spontanicznie 

zerknęłyśmy w tył.

 

Ktoś głośno załkał – siostra Mary Clara, nasza 

nowicjuszka, grająca główną rolę Magdaleny. Zakrywszy 

twarz rękoma, zaczęła płakać głośno niczym dziecko, któremu 

zabrano ulubioną zabawkę. Zaniepokojona matka Amabilis 

podeszła do niej, aby ją uspokoić – przecież cieszymy się 

background image

wszystkie na przeżycie premiery i zobaczenie jej występu – ale 

nic nie dało się zrobić. Do naszej gwiazdy nie docierały żadne 

argumenty, łkała i płakała dalej, wreszcie odprowadzono ją do 

celki, gdzie cierpiąc na migrenę, przeleżała do popołudnia 

następnego dnia.

 

Cała ta historia wywołała w klasztorze tyle samo 

wesołości, co i oburzenia. Ostatecznie zasadniczym zadaniem 

sióstr nie była gra na scenie. Co sobie ta nowicjuszka wbiła do 

głowy? Ja rozumiałam ją doskonale. Nie przywykła przecież, 

aby zdejmowano ją z głównej roli czy też odwoływano 

prapremierę z jej udziałem. A może istotnie chciała zagrać 

jedynie ze względu na obecność wizytatora?

 

Matka Amabilis zebrała nas w wąskim kręgu 

postulantek, wyjaśniając z zakłopotaniem, że Mary Clara 

przejawia czasami trudny charakter. Należy jednak mieć 

nadzieję, że nastąpi zwrot ku lepszemu. Było błędem 

powierzenie jej głównej roli oraz reżyserii.

 

Tutaj zgłosiła się nasza surowa siostra Eve, pytając 

szorstkim tonem, czy wolno zapytać, dlaczego opuszcza nas 

siostra Rita. Wszystkie spojrzałyśmy na nią zdziwione, to 

background image

przecież było oczywiste – lecz jej przemożne poczucie 

sprawiedliwości broniło się przed uznaniem faktu, że można 

odesłać kogoś do domu tylko dlatego, że od czasu do czasu 

tonie we łzach.

 

Matka Amabilis zamyśliła się przez chwilę, a następnie 

usiadła przy nas.

 

- Zasadniczo nie jest przyjęte, aby udzielać wyjaśnień, 

dlaczego odsyła się którąś z postulantek. Ale ponieważ widzę, 

że stworzyłyście zażyłą wspólnotę, wobec tego macie pewne 

prawo dowiedzieć się czegoś na ten temat. Ogólnie rzecz 

biorąc, ludzie świeccy szczególnie ostro krytykują 

przełożonych, jeśli coś takiego się zdarza, a przecież nie da się 

tego uniknąć.

 

Spojrzała na siostrę Eve.

 

- Weźcie, proszę, pod uwagę, że w wypadku wspólnoty 

zakonnej nie chodzi o naturalną rodzinę, w obrębie której 

oczywiście musimy się pogodzić ze wszystkimi błędami, 

słabościami i chorobami jej członków. Wspólnota zakonna jest 

rodziną powstałą z wolnego wyboru, a więc przełożone nie 

mogą domagać się od swoich współsióstr, że zaakceptują one 

background image

obecność histeryczek czy niezrównoważonych emocjonalnie 

osób. Gdyby tak było, to każdy normalny klasztor 

przemieniłby się wkrótce w klinikę dla nerwowo chorych. 

Przebywanie w instytucjach zakonnych jest zadaniem dla 

ludzi, którzy szczególnie nadają się do tego. Być może wiecie, 

że ciężki przypadek histerii jest również przeszkodą zrywającą 

zawarty w Kościele związek małżeński, jeśli zatai się ten fakt.

 

Tego oczywiście jeszcze nie wiedziałam, ale Eve nie 

dawała za wygraną, gdyż ciągle matkowała Ricie.

 

- Czy siostra Rita zachowywała się histerycznie? – 

chciała się dowiedzieć.

 

Matka Amabilis zwlekała przez chwilę z odpowiedzią, 

po czym odparła:

 

- Ostateczną diagnozę powinien postawić psychiatra. 

Widzę jednak, że nie da się inaczej i należy powiedzieć wam 

całą prawdę bez ogródek. Wizytator biskupa zezwolił mi – 

jeśli miałoby to okazać się konieczne – abym podzieliła się 

jego doświadczeniami. Siostra Rita poinformowała go, że 

prywatnie – nie pytając przedtem o zgodę swojego 

spowiednika – złożyła bardzo ciężki ślub, że w każdej sytuacji 

background image

życiowej i w każdej chwili będzie czynić stale to, co 

doskonalsze. Wiecie, że byli święci, którzy mogli dochować 

wierności temu przyrzeczeniu, lecz mieli ku temu szczególne 

powołanie i łaskę. Dla słabych nerwów siostry Rity tego 

rodzaju zobowiązanie było wręcz trucizną i musiało w końcu 

doprowadzić do katastrofy. Dlatego też płakała przy każdym 

niepowodzeniu, a każdą, nawet najlżejszą naganę traktowała 

niezwykle poważnie. Opowiedziała o wszystkim dopiero 

wizytatorowi biskupa, a on wyjaśnił jej, że według prawa 

kanonicznego wstąpienie do wspólnoty zakonnej zwalnia ze 

wszystkich złożonych kiedykolwiek prywatnych ślubów. A 

więc mocą swojego urzędu uwolnił ją od ciężaru 

zobowiązania. W normalnym stanie rzeczy oznaczałoby to dla 

siostry Rity wyzwolenie, lecz niestety przynależy ona do tego 

rodzaju osób, które upierają się przy swoim zdaniu. Ze 

wszystkich sił obstawała przy swoim postanowieniu. 

Wizytator próbował ją przekonywać, wyjaśniał, że prędzej czy 

później dojdzie do niepowodzeń i porażek. Na próżno, siostra 

Rita uparła się – i same widzicie, właśnie takie charaktery nie 

nadają się do życia zakonnego. Albo wciąż na nowo 

background image

sprzeciwiają się decyzjom przełożonych, albo rujnują się same 

bezsensownymi zmaganiami. Najczęściej skłonne są też do 

fanatyzmu, zarażając nim zdrowe duchowo osoby, stąd nie 

powinny stwarzać zagrożenia dla innych i lepiej będzie, kiedy 

wrócą do domu.

 

Spojrzała wokoło z uśmiechem, a jej błękitne oczy 

promieniały zwykłą dobrocią.

 

- Jeśli któraś spośród was obciążona jest jakimś 

prywatnym ślubem, to powiedzcie o tym, proszę, przed 

obłóczynami.

 

Siostra Dolly parsknęła śmiechem:

 

- Matko Amabilis, jako dziecko przyrzekłam Panu 

Bogu, że nie będę łasuchem, ale to już z tego powodu jest 

nierealne, że mamy w kuchni siostrę Judy, która sprawia, że 

jest to prawie niemożliwe.

 

Roześmiałyśmy się, gdyż wszyscy wiedzieli, że siostra 

Judy nosi na pasku pęk kluczy, z którym nie rozstaje się nawet 

w kaplicy. Wszelkie specjały jej spiżarni były dobrze 

zamknięte. Miała swoje specjalne rezerwy naruszane jedynie 

w wypadku choroby którejś z sióstr. Wtedy też można było 

background image

doświadczyć, że z powodzeniem omija wszelkie zalecane 

przez lekarzy diety i rozpuszcza swoje pisklęta rozkoszami 

podniebienia, dopóki nie wyzdrowieją.

 

Matka Amabilis podniosła się.

 

- Bądźcie, proszę, tak dobre i pomódlcie się za swoje 

współsiostry, które odeszły, aby odnalazły się w świecie, i 

zachowajcie je w życzliwej pamięci. Jest sprawą taktu, aby na 

przyszłość o tym nie rozmawiać.

 

Dla siostry Betty będzie to pewnie nieco trudne, 

natomiast my byłyśmy zadowolone. Również siostra Eve 

wyglądała na usatysfakcjonowaną, przygotowując się do tego, 

czego już nie dało się uniknąć. Za kilka miesięcy w nowicjacie 

dołączymy do nowych sióstr. Wtedy też będę w częstszym 

kontakcie z siostrą Mary Clara, chociaż szczerze 

powiedziawszy, perspektywa ta nie była dla mnie w żaden 

sposób pociągająca. W gruncie rzeczy rozczarowała mnie 

zakonnica o manierach gwiazdy, jednakże musiałam wywiązać 

się z mojego zadania i dowiedzieć się, co skłoniło ją do 

porzucenia kariery i pójścia do klasztoru.

 

My dawno przebolałyśmy nieszczęsną historię ze sztuką 

background image

teatralną, tymczasem Mary Clara jeszcze przez całe tygodnie 

chodziła ze zgorzkniałą miną i była nie do zniesienia podczas 

nauki gry na organach. Orzekła, że brakuje mi polotu i że 

nigdy nie będę w stanie zastąpić jej całkowicie.

 

Z tego powodu zastrzegła też sobie, że tylko ona będzie 

grywać podczas uroczystości i świąt kościelnych oraz przy 

wszystkich innych szczególnych okazjach. Mnie osobiście 

było to na rękę. Moje zdolności wystarczały na potrzeby 

wspólnoty, a poza tym nie miałam ambicji, aby popisywać się 

na polu muzyki.

 

Współpraca z siostrą Elżbietą podobała mi się coraz 

bardziej. Konie i krowy poznawały mnie już po głosie, a 

kucyki zawarły ze mną szczególnie zażyłą przyjaźń. 

Ukradkiem próbowałam wsiadać im na grzbiety, a siostra 

Elżbieta uśmiechnęła się wyrozumiale, kiedy złapała mnie 

przy tym.

 

- Ma siostra w szafie tę sukienkę w czarno-białą kratę? – 

dowiadywała się szelmowsko. – Być może dostanę 

pozwolenie, żeby skroić z niej strój dżokejski, żeby oszczędzić 

czarny ubiór postulantki.

background image

 

Bardzo polubiłam jej serdeczno-surowy styl bycia. 

Niestety, nader często zmieniałyśmy nasze obowiązki. 

Tydzień później przeszłam do pralni, zastępując korpulentną 

siostrę Glorię, którą z kolei odkomenderowano do pracy w 

gospodarstwie. Los zakonnicy – nigdy nie było wiadomo, jak 

długo pozostanie się w jednym miejscu. Pralnia napełniała 

mnie jeszcze większą grozą niż obora, gdyż przez całe życie 

nie zrobiłam jeszcze większej przepierki.

 

Zdumiała mnie przede wszystkim doskonała 

organizacja. Dysponowano bowiem nowoczesnymi 

maszynami. A ponadto w pralni nie obowiązywało milczenie, 

gdyż przy tak wielu czynnościach niemożliwe było 

posługiwanie się jedynie gestykulacją. Było więc wesoło, 

ciągle rozlegał się śpiew i śmiechy – byłyśmy zbyt młode i 

swawolne, aby nasze rozmowy koncentrowały się jedynie na 

tematach duchowych. Pośród całych gór prania, prawie nie 

mogąc złapać tchu z powodu wilgoci i pary, plotkowałyśmy 

wyłącznie o sprawach ziemsko-światowych.

 

Niezręczność postulantek nie wyprowadzała z 

równowagi naszej tęgiej siostry Tony. Wszystkiemu dawała 

background image

radę.

 

- No, no, no, wcale nie jesteś taka nadwrażliwa, siostro 

Eileen – pochwaliła mnie zaraz pierwszego dnia. – Szkoda, że 

nie widziałaś Clare. Zachowywała się, jakby jej miała spaść 

korona z głowy i broniła się rękami i nogami, żeby tylko nie 

dotknąć rogu prześcieradła.

 

- Co takiego, nasza cicha Clare? – zdumiałam się.

 

- Ach, pewnie, że nie ta, tylko Mary Clara. Najwyższy 

czas, żebyście zostały obłóczone i żeby jedna z nich otrzymała 

nowe imię. No więc, mam na myśli nowicjuszkę. 

Skapitulowała zaraz trzeciego dnia i zaczęła grozić całą swoją 

bogatą rodziną, jeśli przełożona zostawi ją dalej w pralni. 

Uważasz, że jest tu aż tak źle?

 

Szczerze zaprzeczyłam.

 

- Nie, skąd! W biurze jest w każdym razie znacznie 

nudniej. Co to siostra powiedziała, że nowicjuszka Mary Clara 

jest z zamożnego domu? Przecież o tym nikt nie wie.

 

Siostra Tony była zbyt prostoduszna, żeby mnie 

przejrzeć czy też uświadamiać sobie, że czyni coś 

zabronionego, wypowiadając się na temat sytuacji rodzinnej 

background image

innej współsiostry:

 

- Na pewno pochodzi z wyższych sfer, to sami 

milionerzy. Na jej obłóczyny przyjechało sześć limuzyn – 

wszystko krewni chcący się dowiedzieć, co też ją czeka w 

najbliższej przyszłości. Ale w porządnym klasztorze nie 

zwraca się uwagi na dobra i pieniądze, przynajmniej nie u nas! 

– dodała z satysfakcją w głosie, wyłączając suszarkę do prania 

i wyjmując z niej cały kosz prawie suchych, pachnących 

czystością rzeczy. Nie było tu naprawdę nic, co mogłoby 

wzbudzać wstręt.

 

- Chodź, idziemy to rozwiesić, bo słońce świeci!

 

Załadowałyśmy kosz na wózek i ruszyłyśmy na dwór. 

Miałam ochotę zagwizdać z radości: jeszcze jeden kamyczek 

w mozaice portretu Clare Nell.

 

Wszystko idealnie pasowało do mojego sensacyjnego 

artykułu:

 

„Niewyrozumiałe przełożone posyłają gwiazdę filmową 

do pralni – Clare grozi swoimi powiązaniami w świecie – 

przełożone roztropnie ustępują, pozwalając jej studiować 

teologię...” – Hm, siostra Tony szturchnęła mnie przyjaźnie w 

background image

bok.

 

- Hallo, siostro Eileen, śnisz na jawie? Bierz się do 

roboty, pranie spada mi na trawę!

 

- Oj, przepraszam – byłam myślami przy Mary Clara.

 

- Tak, tak, ta Clara – kontynuowała siostra Tony. – Od 

prania miała skurcze mięśni, a od wieszania reumatyzm. Przy 

tym ciągle opowiadała mi o tym, jaka to była wysportowana w 

świecie. Pływała i jeździła na nartach. Nie wiem tylko, na co 

jej się to przyda w klasztorze.

 

Podawałam mojej informatorce klamerki, pomagając 

tam, gdzie nie mogła dosięgnąć do sznurka. Była prawdziwą 

kopalnią wiadomości. To trzeba było zaraz wykorzystać.

 

- Siostro Tony, a jeśli Mary Clara wniosła w posagu 

okrągły milion, to proszę pomyśleć, co można za te pieniądze 

zrobić. Przecież nie wolno przegapić okazji.

 

- Eee, tam! Jeśli chodzi o pieniądze, to święty Dominik 

jest nieprzekupny, nawet jeśli jako pierwszego ideału nie 

wybrał sobie ubóstwa, tak jak Franciszek.

 

- Ale przecież przełożone zgodziły się i pozwoliły Clara 

studiować? – nie ustępowałam.

background image

 

Korpulentna siostra spojrzała na mnie zdumiona.

 

- Ustąpiły? Wręcz przeciwnie, Mary Clara nie chciała 

nawet tego. Początkowo chciała studiować muzykę, a nie 

teologię i całymi godzinami nudziła matkę generalną, że 

klasztor powinien być mecenasem sztuk. Miała zamiar 

utworzyć słynny chór i przedstawiać oratoria – czy coś 

takiego. A ja nie wiem nawet, co to takiego jest.

 

Aha – gwiazda nie ukrywała swoich zamiarów. W 

jakiejś mierze chodziło jej o sławę, nawet jeśli w klasztorze 

wyglądało to nieco inaczej. Pewnie widziała się już w duchu 

jako słynna solistka w dominikańskim habicie. Tego jeszcze 

nie było w filmie i w telewizji!

 

Tymczasem siostra Tony demonstrowała mi, jak się 

napina i mocuje linkę, żeby poluźniona nie włóczyła potem po 

ziemi prania.

 

Uczepiłam się dalej podjętego tematu.

 

- Ale Mary Clara ma naprawdę wspaniały głos. Nie 

rozumiem, dlaczego matka generalna nie wyraziła zgody.

 

Tony się uśmiechnęła.

 

- Siostro Eileen, nie jesteśmy tu po to, żeby hodować 

background image

talenty, tylko szerzyć wiarę. Jeśli chce, to może później 

wyśpiewywać Ewangelię małym indiańskim dziewczynkom, 

tak jak to robią teraz Francuzi. Sławy przy tym na pewno nie 

zdobędzie, bo nasze stacje misyjne są bardzo daleko i szerzej 

nieznane.

 

Linka trzymała! Moje lasso na siostrze Tony również, 

więc zaciągnęłam je czym prędzej:

 

- To dlaczego nie pozostała w świecie, siostro Tony? 

Tam mogła mieć wszystko, sławę, zaszczyty, owacje – 

przecież już była sławna.

 

- Co takiego? – zapytała zdumiona siostra Tony, 

obracając się wokół swojej potężnej figury. – Sławna to ona 

była tylko w kręgu swojej bogatej rodziny. Krewni, owszem, 

próbowali ułatwić jej zrobienie kariery, to opowiadała mi sama 

Mary Clara – ale profesorowie orzekli, że jej głos jest zupełnie 

znośny, ale nie nadaje się na estradę czy do koncertowania. 

Czegoś tam brakuje, nie znam się na tym.

 

Zdziwiło mnie to. Najwidoczniej jednak Clare Nell 

chciała zmienić fach i z aktorki filmowej stać się primadonną 

wielkiej opery lub śpiewaczką koncertową... Doskonale, to 

background image

wszystko znajdzie się w moim reportażu. Próbowała osiągnąć 

swój cel za pośrednictwem zakonu – jakież to idee mogą 

wpaść do głowy takiemu rozpieszczonemu stworzeniu, żeby 

tylko za wszelką cenę dopiąć swego! A więc ambicja! Tak też 

ją oceniałam.

 

- A jeśli nic nie osiągnie u przełożonych, co wtedy? – 

chciałam się dowiedzieć więcej. Siostra Tony ziewnęła.

 

- Aaach – sam Pan Bóg raczy wiedzieć. Jestem pewna, 

że uda się jej przekonać matkę generalną. Ale co to nas 

obchodzi? Pilnujmy w pralni naszych obowiązków, to 

wystarczy.

 

Najwidoczniej nawet w zacnym umyśle siostry Tony 

zaczynało powoli świtać, że posunęłyśmy się zbyt daleko w 

interpretacji obowiązku ścisłego milczenia.

 

- Dalej, siostro Eileen, trzeba wyłączyć pralkę numer 

trzy. Bielizna jest już wyprana. Nie powinnyśmy rozmawiać o 

sobie.

 

To mi wystarczało, bo i tak dowiedziałam się o wielu 

sprawach.

 

Mimowolnie zmieszałam się, kiedy wkrótce potem 

background image

niczym na zawołanie w pralni zjawiła się Mary Clara. Nie 

wyglądała na zbyt szczęśliwą i w duchu zrobiło mi się jej żal.

 

Tym szczęśliwsze wrażenie sprawiała Clare. Kiedy 

zadzwoniono na modlitwy w chórze, spotkałam ją siedzącą w 

ławce postulantek z rękoma na podołku. Nie wyglądała przy 

tym na specjalnie świętą ani umartwiającą się choćby 

klęczeniem na kolanach. Siedziała skupiona, a na jej twarzy 

malował się wyraz takiego spokoju i radości, takiego 

wewnętrznego szczęścia, że wiele dałabym za to, aby 

dowiedzieć się, skąd bierze się ta aura niezwykłości, która 

zdawała się ją owiewać, ilekroć tylko znalazła się w kaplicy.

 

Później, w spokojniejszej chwili, zapytałam ją o to 

ostrożnie:

 

- Siostro Clare, co robisz, kiedy tak cicho i spokojnie 

siedzisz w kaplicy? Ja nie zawsze wiem, o co i jak powinnam 

się modlić.

 

Zerknęła na mnie zaskoczona.

background image

 

- Modlić się? – zapytała powoli.

 

- No tak, modlić się, czy też może przychodzisz do 

kaplicy, żeby odpocząć?

 

Spojrzała na mnie swoimi jasnymi, pogodnymi oczyma.

 

- To bardzo proste, siostro Eileen. Siedzę tam i 

uśmiecham się do Pana, a On uśmiecha się do mnie. To 

wystarczy.

 

Oniemiałam.

 

- Jesteś o tym przekonana, Clare?

 

Przytaknęła:

 

- Jestem w stanie całkowitej zgody z tym wszystkim, 

czym są Boże zamiary i plany.

 

- Aha – a to powinno być naszym najwyższym celem, 

tak jak to powiedział wczoraj ojciec Donatus podczas 

wykładu. To znaczy, że jest to dużo trudniejsze do osiągnięcia 

przez surową ascezę, pokutę i tak dalej.

 

Obrzuciła spojrzeniem swoje dłonie.

 

- Nie, ta droga nadaje się dla mnie, ale nie chcę jej 

narzucać nikomu. Każdy człowiek jest inny. Ze wszystkich 

spraw życia zakonnego dla mnie najważniejsza jest 

background image

kontemplacja. I tak to postrzegał również nasz święty 

założyciel.

 

Miała rację, mnie też tyle udało się dowiedzieć na temat 

osoby i działalności nieznanego mi Dominika. Teraz 

wiedziałam, dlaczego przedstawia się go z księgą i pochodnią. 

Kontemplacja Boga zapalała go miłością, mocą której chciał 

przepowiadać prawdę.

 

- Widzę, Clare, że będziesz doskonałą dominikanką! – 

orzekłam z podziwem w głosie. – Ale wierz mi, kiedy ja 

siadam w kaplicy i wyciszam się, nic się nie dzieje. Być może 

Bóg również wtedy milczy – ale co tam... W moim wypadku 

to nie jest modlitwa.

 

Chwyciła moją dłoń, jakby musiała mnie pocieszyć.

 

- Ależ tak, Eileen, trochę cierpliwości. Pójść do Boga i 

milczeć, zamiast do ludzi, żeby hałasować, to już jest 

początek. Pozwól się poprowadzić. Jeszcze się wszystkiego 

nauczysz.

 

- Uważam, że ty uczysz się szybciej niż wszystkie inne. 

Kiedy cię obłóczą, osiągniesz cel.

 

Zarumieniła się nieco.

background image

 

- Jeśli w ogóle mnie obłóczą – wyszeptała cicho.

 

Spojrzałam na nią oszołomiona.

 

- Jak możesz w to wątpić – psychicznie jesteś zupełnie 

normalna – nie tak jak siostra Rita. A poza tym w każdym 

względzie promieniejesz siostrzaną miłością bardziej niż 

każda z nas.

 

Milczała, a z twarzy zniknął jej uśmiech. Co ją gnębiło?

 

Niemożliwością było drążyć dalej. Jej powściągliwość 

stanowiła wprawdzie delikatną barierę, lecz w żadnym 

wypadku nie poczułam się odepchnięta – w jakiejś mierze w 

jej zachowaniu było już coś z siostry zakonnej. Zawstydzona 

odczułam w swoim wnętrzu, że sióstr się nie bada, nie zgłębia, 

nie naciska. Tajemnica przynależy do nich podobnie jak 

welon.

 

Czasami żałowałam, że nie wstąpiłam do klasztoru z 

powołania. Może wtedy miałabym udział w tym nieznanym 

szczęściu, którego nie dało się wymusić. Jak miałam nauczyć 

się odnajdywać ten pokój, którym promieniowała Clare w 

kaplicy, skoro ciągle musiałam sobie powtarzać, że w gruncie 

rzeczy moje miejsce nie jest tutaj? Nie miałam żadnych 

background image

złudzeń, że pobłądziłam w drodze ku Bogu. A przecież moje 

przedsięwzięcie nie wydaje mi się grzechem, co najwyżej 

aktem odwagi i poniekąd desperacji...

 

Nadeszło lato. Przez dłuższy czas nic nie pisałam. 

Ogarnęło mnie zniechęcenie. Nie zdarzyło się nic nowego, nie 

posuwam się do przodu, ale i nie cofam, zewnętrznie uczę się 

zachowań dobrej zakonnicy, lecz nie sięgając ku głębi. Za to 

ostatnio przeżywałyśmy burzę w szklance wody.

 

Wizytator biskupa okazał się człowiekiem 

dotrzymującym słowa. Przysłał nam ogromny odbiornik 

telewizyjny. Oczywiście nasze przełożone decydują o tym, 

jakie programy wolno nam oglądać, i są one starannie dobrane. 

Siostrze Mary Clara ciągle ich za mało. Podobno molestowała 

matkę generalną, abyśmy skontaktowały się z którąś z redakcji 

telewizyjnych. Chciała, żeby wyemitowano program z 

żeńskiego klasztoru – oczywiście naszego. Tym razem matka 

background image

Dominica raz na zawsze przeforsowała swoje zdanie i to nie 

tylko mocą swego urzędu, lecz także gromem potężnego 

głosu. Będzie się nad tym zastanawiać, jeśli najpierw wyjdzie 

inicjatywa ze strony biskupa. Do powołania dominikańskiego 

przynależy wprawdzie przepowiadanie Chrystusa w każdy 

sposób, nawet za pomocą telewizji, lecz nikt nie ma zamiaru 

robić z nowicjuszek gwiazd telewizyjnych.

 

Konwent St. Mary ma dużo ważniejsze zadanie do 

wykonania: unowocześnienie naszego stroju zakonnego. 

Kwestia ta była już podejmowana wielokrotnie, odkąd Ojciec 

Święty zobowiązał do tego klasztory żeńskie. Ze zrozumiałych 

względów niektóre przełożone zwlekały z wykonaniem jego 

zalecenia, wyczekując na to, jaką drogę obiorą inne 

zgromadzenia. Inne zaś pozostawiły ten drażliwy temat 

upływowi czasu – a tym samym możliwej następczyni.

 

Również i u nas były tradycje, z którymi niechętnie 

zrywano. Tym razem jednak nasz biskup, przypominając o 

prośbie papieża, zalecił pilne przedstawienie mu 

przygotowanych projektów. W gruncie rzeczy nas, postulantki, 

cała sprawa obchodziła najmniej – lecz matka generalna była 

background image

zbyt macierzyńska, żeby nas wykluczyć, bo przecież już w 

następnym miesiącu, to znaczy we wrześniu, zaplanowano 

nasze obłóczyny, a więc miałyśmy poniekąd prawo 

dowiedzieć się, jaki strój dostaniemy.

 

- Mamy nawet pomiędzy sobą postulantkę – zagaiła 

matka generalna podczas decydującego „zebrania plenarnego 

zjednoczonych zakonnic” – która wstąpiła do naszego 

zgromadzenia tylko i wyłącznie ze względu na nasz piękny 

ubiór.

 

Przy tym jej wzrok zatrzymał się przez sekundę na 

mojej osobie.

 

- Dlatego też uznałam, że powinnyśmy uwzględnić 

także głosy naszych najmłodszych córek.

 

Na jej kolanach spoczywało kilka zwojów 

wykazujących znaczne podobieństwo do pism znalezionych w 

Qumran, tak były postrzępione i pożółkłe. Ale pomiędzy nimi 

było też kilka śnieżnobiałych. Wstała i rozwinęła najstarszy...

 

- To nasz strój, który nosiłyśmy w roku 1870. Już raz 

był zmieniany – po pierwszej wojnie światowej. Tak więc 

widzicie, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego, kiedy po raz 

background image

kolejny musimy sięgnąć po nożyce i igłę. Przyniosłam także 

dwa projekty z naszej domowej krawczarni. Możemy podjąć 

dyskusję o tym, który z nich jest bardziej udany.

 

Przypięła rysunki do tablicy używanej okazyjnie 

podczas naszych wykładów. Na pierwszy rzut oka widać było, 

że nowe modele nie były dziełem dyktatorki mody.

 

Rozległy się chichoty i oburzone szepty.

 

- Co – tak mamy chodzić? Przecież będziemy płoszyć 

konie!

 

- Karykatury – na pół zakonnica, na pół fotomodelka – 

nie, tak nie wypada.

 

- Zmienić najwyżej długość habitu i skrócić welon – to 

wystarczy.

 

Matka Dominica potrząsnęła głową i podniosła rękę.

 

- Nie, moje siostry, nasz biskup życzy sobie zasadniczej 

zmiany. Uproszczenia i unowocześnienia, tak abyśmy 

poruszając się gdziekolwiek, nie zwracały na siebie 

szczególnej uwagi. Skoro jednak nie możemy dojść do 

porozumienia, dobrze – jesteśmy demokratycznym ciałem – 

wysuńcie swoje propozycje i na koniec przegłosujemy je.

background image

 

To była woda na nasz młyn! Zawsze chętnie rysowałam 

i projektowałam stroje. Do czynu zapaliły się także 

nowicjuszki. Po południu dostałyśmy dwie godziny wolnego 

czasu, jedynie kompletne beztalencia plastyczne mogły iść na 

spacer. Siostry Dolly i Betty znikły oczywiście jak za 

pociągnięciem czarodziejskiej różdżki. My, pozostałe, 

siedziałyśmy, pilnie szkicując. Nie zabrakło też siostry Clare. 

Mnie zaś zdziwił jej zapał, bo przecież zwykle nie przywiązuje 

wagi do tego, co zewnętrzne.

 

Kiedy wieczorem zebrano projekty, prawie nie 

mogłyśmy się doczekać, które z nich ocenione zostaną jako 

najlepsze – a tym samym za mające zostać poddane pod 

głosowanie. Było to niczym ogłoszenie wyników konkursu. 

Wiele z nas źle spało tej nocy, chociaż biskup nie wyznaczył 

żadnej nagrody za najlepszy model.

 

Następnego ranka jeszcze szybciej zerwałyśmy się z 

łóżek, punktualnie co do minuty zjawiłyśmy się w refektarzu i 

z utęsknieniem wyglądałyśmy końca przedpołudniowych 

zajęć, aż wreszcie rozległ się dzwonek zwołujący całą 

wspólnotę. Przy wejściu my, postulantki, tłoczyłyśmy się 

background image

jedna przy drugiej. Tylko siostry profeski zachowały 

opanowanie zdobyte przez długie lata spędzone w klasztorze.

 

Matka Dominica poleciła wystawić trzy szkice, nie 

zdradzając jednak imion ich autorek. Zobaczyłam zaraz, że 

mojego modelu nie było wśród nich – za to było dzieło Clare. 

Przyglądnęłam mu się jeszcze wczoraj. W gruncie rzeczy 

nowy strój nie odróżniał się zasadniczo od starego, jedynie 

zręcznie uproszczono jego linie. Welon kończył się tuż nad 

ramionami, co sprawiało, że nie mógł się nigdzie zaczepić 

przy wietrze i złej pogodzie. Następny model podobny był 

nieco do sztywnego stroju konfirmacyjnego, surowy w liniach, 

praktyczny, bez żadnych ozdób – wydawało mi się, że 

rozpoznaję szkic siostry Eve. Trzeci szkic przedstawiał 

wreszcie skrzyżowanie kostiumu stewardesy i garsonki z 

niewielkim czarno-białym toczkiem – całkiem niezłe. W tym 

stroju mogłybyśmy przekroczyć progi meczetu islamskich 

fundamentalistów, nie zwracając niczyjej uwagi jako 

chrześcijanki, nie wspominając nawet o zakonnicach. 

Odrzucono go przy salwie głośnego śmiechu. Zamiast 

roztropnie milczeć, nowicjuszka Mary Clara zerwała się z 

background image

miejsca z błyskającymi gniewem oczyma.

 

- To właśnie jest projekt, jakiego oczekuje nasz biskup. 

Należy się o tym przekonać. W każdym razie domagam się, 

aby przesłano go do kurii.

 

Matka Dominica przywołała ją do porządku.

 

- Siostro Mary Clara, wiesz doskonale, że w święto 

wspomnienia rzezi Niewiniątek w Betlejem oddaję na jeden 

dzień mój urząd w ręce najmłodszej postulantki – a ten etap 

formacji masz już ostatecznie za sobą.

 

Nowicjuszka oblała się rumieńcem i usiadła. No, 

oczywiście, jeśli już ktoś miał się czuć powołanym do 

projektowania kostiumów i mieć wyczucie stylu, to na pewno 

tylko i wyłącznie gwiazda filmowa. Niestety, siostry 

jednogłośnie odrzuciły jej projekt. Chciano oczywiście 

zachować siostrzaną demokrację. Po pierwszym wstępnym 

głosowaniu zdecydowaną większością głosów został wybrany 

projekt Clare. Nie odżegnywał się on zupełnie od starego 

zakonnego stroju, a jednocześnie odpowiadał wymogom 

współczesności. Tylko Mary Clara była innego zdania, 

oponując na głos:

background image

 

- Jeśli ten projekt przejdzie, to przerywam moje studia. 

W takim stroju nie przekroczę progów uczelni. Jest bez stylu i 

smaku.

 

Matka Dominica nie pozwoliła wyprowadzić się z 

równowagi.

 

- Wręcz przeciwnie, siostro Mary Clara. Masz klasyczną 

figurę, więc posłużysz do zdjęcia miary. A następnie, że tak 

powiem, jako żywy manekin zawieziemy cię do kurii, żeby 

pokazać nasz projekt biskupowi.

 

Wszystkie siostry roześmiały się. Siostra Mary Clara 

zatrzęsła się z oburzenia. Moim zdaniem w tym wybuchu 

przekory i zazdrości była po prostu tragiczna i wręcz 

niepodobna do ubóstwianej kiedyś Clare Nell. Co się z nią 

stało? Czyżby wszystkie aktorki traciły swój nimb, kiedy bez 

makijażu widziało się je z bliska i doświadczało ich 

prawdziwego charakteru? Jakże bardzo nasz kult gwiazd 

filmowych uwarunkowany był wzorcami widzianymi w kinie. 

Było to tak, jakby aktor był również tą postacią, którą według 

zamysłu i woli swoich menedżerów miał przedstawiać na 

ekranie. Nie, w osobie Clare Nell nie było nic pociągającego, 

background image

bez ogródek wspomnę o tym w moim klasztornym reportażu.

 

Przyjrzałam się z kolei mojej współsiostrze, postulantce 

Clare, która bez najmniejszego trudu zwyciężyła w konkursie. 

Wydawało się, że cała sprawa niewiele ją obchodzi i pewnie to 

jej zadowolony uśmiech musiał rozjuszyć rywalkę.

 

- Na pewno biskup będzie niezwykle zadowolony, że 

musi zaakceptować projekt nieopierzonej postulantki! – 

wysyczała Mary Clara.

 

- Tak więc – orzekła matka Dominica na zakończenie – 

imię autorki zostanie usunięte. Biskupa interesuje jedynie to, 

jaki model wybrałyśmy, a nie sama projektantka mody.

 

Przy tym spojrzała na Clare, która przytaknęła z 

uśmiechem, chociaż pozbawiano ją wyrazów uznania ze 

strony najwyższych władz. Wręcz zdawała się oddychać z 

ulgą. Siostra krawcowa otrzymała zlecenie uszycia nowego 

habitu i na tym nasza dyskusja się zakończyła, to znaczy – 

oficjalnie. Tego dnia bowiem jeszcze nieraz przekraczano 

nakaz ścisłego milczenia, i to nie tylko pośród nas, 

postulantek. Niezbicie dowiodły tego samooskarżenia w 

następną sobotę. Jeśli chodzi o ubiór, również zakonnice są i 

background image

pozostaną córkami Ewy. Mówiąc szczerze, to jestem z tego 

zadowolona. Prawdziwa świętość na pewno nie ma nic 

wspólnego z zaparciem się wszystkiego, co naturalne. 

Zakonnica nie jest nijakiego rodzaju, lecz pozostaje kobietą – 

ta myśl bardzo mnie pocieszyła.

 

Tydzień później przyszła z kurii odpowiedź, że 

zaaprobowano nasz nowy strój i że należy go wykorzystać 

przy pierwszych obłóczynach. Pogratulowałam Clare sukcesu, 

ale ona potrząsnęła tylko głową.

 

- Tak naprawdę to nie strój jest najważniejszy, Eileen. 

Nawet gdybyśmy kiedyś chodziły w cywilu, przed Bogiem to i 

tak niczego nie zmienia.

 

To by się zgadzało – zakonnicą jest się przede 

wszystkim w sercu. Nie pomyślałam o tym.

 

Szybkimi krokami zbliżają się nasze obłóczyny i 

przejście do nowicjatu. Przyznam się, że spędziłam kilka 

bezsennych nocy. Mam uczestniczyć w tej ceremonii czy też 

background image

nie? A może posuwam się za daleko? Chociaż ostatecznie – 

przecież byłam w końcu świadkiem – cóż w tym wielkiego 

przywdziać habit, który w każdej chwili można zmienić? Czy 

przypadkiem nie nadaje się całej sprawie przesadnego 

znaczenia? Gorzej by było, gdybym chciała złożyć pierwsze 

śluby – to jest bowiem granica, której nie wolno mi 

przekroczyć, i nie ośmielę się do niej podejść.

 

Nowicjat – sama matka Dominica powtarzała ciągle, że 

jest tylko przedłużonym czasem próby postulatu. Jest się i 

pozostaje kandydatką, mającą pełne prawo podjęcia w każdej 

chwili decyzji opuszczenia klasztoru, i to bez konieczności 

uzyskania zgody władz kościelnych. O żadnych ślubach nie 

ma jeszcze mowy. Oczywiście zabiło mi mocniej serce, kiedy 

dowiedziałam się, że obłóczyny przeprowadzi wizytator. A 

więc odbędzie się cała uroczystość?

 

Ogarnął mnie jeszcze większy niepokój, kiedy 

rozpoczęły się rekolekcje przed obłóczynami. Ojciec Donatus 

kolejny raz dobitnie mówił o istocie odpowiedzialności, jaką 

bierze na siebie człowiek, który jest gotów oddać Bogu całego 

siebie. Najgłębszym bowiem sensem takiej ofiary, wraz z 

background image

wynikającymi zeń zależnością i przynależnością, jest życie 

przed Bogiem, z Boga i dla Boga. To nie ludziom składamy w 

ręce ten królewski dar naszej osobistej wolności, lecz samemu 

Panu.

 

I znowu wydawało mi się, że mądre, ciemne oczy 

naszego rekolekcjonisty wciąż na nowo badawczo wpatrują się 

we mnie. A może wmawiałam to sobie tylko z powodu 

niespokojnego sumienia?

 

Ośmiodniowe praktyki wcale nie zmierzały ku temu, 

aby wszystkimi środkami duchowego oddziaływania 

„przykuć” nas do klasztoru – wręcz przeciwnie – ponownie 

otwarto na oścież drzwi do świata, wstrząsając przy tym 

sercami, abyśmy jeszcze raz przemyślały podjętą decyzję. 

Kiedy więc na koniec ojciec Donatus oznajmił, żeby każda, 

która żywi choć cień wątpliwości co do życia zakonnego, 

przyszła do niego na rozmowę i pozwoliła sobie doradzić, 

wpadła mi do głowy pewna myśl, od której nie mogłam się 

wyzwolić.

 

Musiałam o coś zapytać ojca Donatusa.

 

Oczywiście było to głupotą – bo przecież, niczym 

background image

aktorka, miałam jedynie do odegrania swoją rolę, żeby potem 

powrócić do prywatnego życia – tylko dlaczego tak bardzo 

paliło mnie w duszy pytanie o wolność, jakby obłóczyny 

osobiście mnie dotyczyły?

 

I tak usiadłam naprzeciw niego, a ojciec Donatus w 

swoim białym dominikańskim habicie wyrastał przede mną 

niczym potężna, głęboko ośnieżona i wiejąca spokojem góra. 

Na jej szczycie gnieździł się orzeł z rozpostartymi skrzydłami 

– to były jego oczy, których spojrzenie zwróciło się ku mnie – 

czujne, jasne, wszystkowiedzące. Z bijącym sercem 

usłyszałam swój własny głos:

 

- Moja największa trudność polega na zrzeczeniu się 

wolności, o której ojciec wspomniał. Uważam, że ofiara, 

której się w tym wypadku żąda, jest zbyt wielka. Nie móc 

nigdy więcej czynić tego, co się chce, tylko 

podporządkowywać się woli innych – jak zakonnicy i 

zakonnice mogą coś takiego wytrzymać?

 

Ojciec Donatus uśmiechnął się nieco. Ale nie tak, żeby 

mnie urazić albo sprawić wrażenie, że lekceważy dręczący 

mnie problem.

background image

 

- Siostro Eileen, proszę mi powiedzieć, ile razy tak 

naprawdę mogła siostra w świecie robić to, co chciała? A 

może w większości wypadków było się uzależnionym od 

kogoś innego? – zapytał.

 

Zastanawiałam się, zwlekając z odpowiedzią. Odparł 

więc zamiast mnie:

 

- Zastanówmy się przez chwilę i zacznijmy od siostry 

urodzin. W rzeczywistości nie było się wolnym już w wyborze 

własnych rodziców, ponieważ dokonała tego tylko jedna osoba 

– Chrystus, który od Boga wyszedł i mógł sobie wybrać 

Matkę. My natomiast zostaliśmy pozbawieni już tej pierwszej 

wolności, gdyż Bóg osadził nas w określonej rodzinie i w 

ściśle określonych uwarunkowaniach. Czy to jasne?

 

Przytaknęłam. Z tym wywodem musiał się zgodzić 

zarówno mędrzec, jak i głupiec. Nie był to jednak „brak 

wolności”, o który mi chodziło.

 

Ojciec Donatus, nawykły do zgłębiania istoty rzeczy, 

nie pozwolił się zbić z tropu i kontynuował swoją myśl.

 

- Doskonale, przejdźmy więc do dzieciństwa. Tu 

również było się posłusznym aż do osiągnięcia wieku 

background image

używania rozumu. Zakładam, że będąc dobrze wychowana, 

słuchała siostra rodziców, a więc znowu nie była całkowicie 

wolna. To też nie jest tragedia, gdyż dotyczy nas wszystkich. I 

teraz – dorosła siostra i wybrała sobie zawód, dysponując przy 

tym określonymi zdolnościami, ale nie będąc w stanie sama 

się nimi obdarować. Podobnie jak wszystkim innym ludziom, 

zostały one dane siostrze z góry. Czy mogła siostra wybrać 

inny zawód niż pracę w redakcji?

 

Zdziwiłam się nieco.

 

- Oczywiście, ojcze. Wydaje mi się, że byłabym niezłą 

modystką. Zniechęciła mnie jednak konieczność posiadania 

sprawności manualnych, a poza tym zbyt skomplikowane było 

samo szkolenie. Równie dobrze mogłam zostać 

przedszkolanką albo nauczycielką...

 

- Doskonale, wszystko to jakoś siostrze „leżało”, 

nieprawdaż? Ale czy na przykład zostałaby siostra kolejarką 

albo lekarką, albo urzędniczką, albo po prostu sprzątaczką?

 

Zmarszczyłam czoło. Cóż to znowu za porównania?

 

- Nie, ojcze! – wyrwało mi się. – Nie mogłam przecież 

wszystkiego wybrać.

background image

 

Przytaknął, a jego mądre oczy błyszczały wesołością.

 

- No proszę, podjęła siostra decyzję, korzystając ze 

stosunkowo ograniczonej palety możliwości wyboru zawodu. 

A więc znowu nie było się wolnym w wyborze, gdyż nie 

można było wybrać wszystkiego, co tylko przyszłoby do 

głowy. Smutne, ale prawdziwe: znowu nasza wolność została 

ograniczona.

 

Zmieszałam się trochę. Ojciec był zręczny niczym 

prawnik i już miał mnie w swoich sidłach.

 

- Dalej, siostro Eileen. Czy była siostra całkowicie 

wolna w swojej decyzji zawarcia związku małżeńskiego czy 

pozostania w stanie wolnym? Pewnie powie siostra: tak. Tylko 

powoli – jest wiele osób, które fizycznie lub duchowo nie 

nadają się do zawarcia związku małżeńskiego i to wiedząc o 

tym. Podobnie, jak i wielu jest takich, którzy czują się 

wprawdzie do tego powołani, lecz pomimo uporczywych 

poszukiwań nie znajdują odpowiedniego partnera. No więc, 

czy mogła siostra swobodnie zdecydować co do wyboru stanu 

wolnego?

 

Słysząc to, spuściłam oczy. Właściwie to jeszcze i teraz 

background image

byłam przekonana o tym, że wyjdę za mąż. Nie musi to być 

ten filharmonik Robert Galmore, który był zbyt nieśmiały lub 

chłodny, żeby starać się o moją rękę. Może jeszcze spotkam 

kiedyś innego mężczyznę.

 

- Myślę – odrzekłam powoli – że wiele zależy od tego, 

w jakiej się jest sytuacji.

 

- Oczywiście! Nie każdy poznaje odpowiedniego 

partnera i nie każdy dostrzega w małżeństwie najbardziej 

idealny stan na ziemi. Tu trzeba się dostosować do 

określonego człowieka, jeśli nawet nie podporządkować się 

mu, i to pomimo wszelkich nowoczesnych teorii o 

równouprawnieniu partnerów. I tutaj decydują predyspozycje i 

skłonności. Chcę przez to powiedzieć, że nawet pragnienie 

małżeństwa czy dziewictwa zostało nam dane i pochodzi z 

góry. Nigdy nie jest się na tyle wolnym we własnych 

decyzjach, na ile byśmy chcieli. Czy jak dotąd, rozumiemy 

się?

 

Przytaknęłam.

 

- Niewątpliwie próbuje mi ojciec udowodnić, że zawsze 

mamy do czynienia z jakimś upośledzeniem naszej wolności. 

background image

Zgadzam się, bo nawet w najbardziej idealnym zawodzie 

musiałabym się komuś lub czemuś podporządkować, na 

przykład jako niezależna pisarka – oczekiwaniom i gustom 

czytelników.

 

Ojciec Donatus nachylił się ku mnie. Złożywszy razem 

swoje wielkie, silne dłonie, oparł się łokciami o stół, a mnie 

się wydało, że jego blat zaraz trzaśnie.

 

- Weźmy jakikolwiek dzień z siostry życia. Czy wstając 

rano, jest się wolnym w wyborze tego, co nas dzisiaj może lub 

powinno spotkać? Czy też przeciwnie, wciąż na nowo 

zaskakują nas okoliczności, których nie przewidzieliśmy, i 

chcąc nie chcąc, tak czy inaczej, musimy na nie zareagować?

 

Roześmiałam się.

 

- Ojcze, nie przesadzajmy. Żaden człowiek na świecie 

nie jest na tyle wolny, żeby w detalach decydować o tym, co 

go w ciągu dnia spotka. Co chce mi ojciec udowodnić?

 

- To, że w każdej sekundzie naszego życia jesteśmy 

kierowani i prowadzeni, a bez woli naszego Ojca niebieskiego 

nie spadnie nam włos z głowy.

 

Natychmiast wykorzystałam okazję do ataku:

background image

 

- Wobec tego, gdzież jest nasza ludzka wolność?

 

Ojciec Donatus oparł się wygodnie na krześle, jak ktoś, 

kto osiągnąwszy swój cel, może teraz odpocząć. A więc jego 

zamiarem było sprowokowanie mnie to zadania tego 

oburzonego pytania. Zaczął zupełnie innym tonem:

 

- Co mówi Chrystus o wolności i zniewoleniu 

człowieka? Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem 

grzechu. Niewolnik zaś nie pozostaje na zawsze w domu, 

jedynie Syn zamieszkuje w nim na zawsze. „Syn uczyni was 

wolnymi”. I w innym miejscu: „Prawda was wyzwoli”. Gdyż 

jeśli grzeszymy, jesteśmy niewolnikami, a kiedy postępujemy 

za Chrystusem, Synem i Prawdą, jesteśmy całkiem i zupełnie 

wolni.

 

Spojrzałam na niego w milczeniu. Cóż za przeskok w 

myśleniu! Nie nadążałam za tokiem jego rozumowania, ale on 

już wyjaśniał:

 

- Prosty przykład z życia codziennego: ktoś – 

powiedzmy, tutaj w klasztorze, jedna z niewyrozumiałych 

sióstr– obraża nas. Zabrakło nam wolności w tym względzie, 

że nie mogliśmy zadecydować, czy ta obraza nas dotknie, czy 

background image

też nie – lecz jesteśmy całkowicie wolnymi co do tego, jak na 

nią odpowiedzieć – czy z całą ostrością i energią, na jaką nas 

stać, czy też łagodnością, grzeszną odpłatą, czy też boską 

pokorą. Nikt na świecie nie jest w stanie przymusić nas do 

grzesznej reakcji. Zgadza się?

 

Wyobraziłam sobie podobną sytuację, po czym 

przytaknęłam.

 

- Ma ojciec rację. Wybierając dobro lub zło, jestem 

całkowicie wolna. Tylko czy to rzeczywiście jest jedyna i 

ostateczna wolność, którą dysponujemy w życiu? Bo wtedy 

wypadałoby, żeby cały świat wstąpił do klasztoru, gdyż i tak 

nie istnieje prawdziwa wolność.

 

Ciemne oczy ojca Donatusa były w tej chwili oceanem 

spokoju i światła.

 

- Prawdziwa wolność, droga siostro, polega na tym, aby 

zawsze móc wypełniać wolę Bożą, kierując się wolnością w 

podejmowaniu decyzji. To prawdziwie królewska wolność 

człowieka. W klasztorze zaś nie zabiera się nam jej ani nie 

ogranicza, lecz wspiera i wspomaga wszystkimi możliwymi 

środkami.

background image

 

Milczałam, bo tak naprawdę, co można było na to 

odpowiedzieć? W świecie wciąż na nowo – nawet jeśli 

bezskutecznie – próbuje się człowieka zachęcić lub przymusić 

do grzechu. Jedno i drugie jest niemożliwe, jeśli sama nie 

wyrzeknę się mojej wolności. Tymczasem w klasztorze ze 

wszystkich sił motywuje się mnie do czynienia i wybierania 

dobra. Co więc za różnica, czy wykonuje się polecenia 

przełożonych zakonnych, czy szefów świeckich – na przykład 

szefa mojej gazety?

 

Ojciec Donatus odczekał chwilę.

 

- No i jak? – zapytał mnie. – Czy dalej czuje się siostra 

niewolnikiem cudzej woli?

 

Wstałam z krzesła i podałam mu dłoń.

 

- Pokonał mnie ojciec.

 

- Nieważne, już Augustyn doszedł do wniosku, że 

służba Bogu jest wyrazem najwyższej wolności. A był 

przecież człowiekiem ceniącym ją ponad wszystko. Życzę 

siostrze w klasztorze wolności dzieci Bożych, która według 

słów Pana pozostaje na zawsze.

 

Przez chwilę miałam wielką ochotę uścisnąć potężnego 

background image

dominikanina, tak ogromna fala radości zalała mi serce – i w 

uścisku tym nie byłoby ani śladu erotyki. Tylko z jakiego 

powodu byłam tak szczęśliwa? Przecież moja obecność w 

klasztorze ma inne przyczyny, a zasadnicze pytanie o wolność 

postawiłam tylko teoretycznie!

 

To wewnętrzne rozdarcie dalej mnie niepokoi. A do 

obłóczyn pozostały tylko trzy dni. Zazdroszczę moim 

współsiostrom, które przechadzają się w stanie trzeźwego 

zachwycenia, czując się zupełnie niczym oblubienice, których 

weselne przygotowania są w pełnym toku.

 

My, postulantki, nie potrzebujemy nawet skinąć ręką. 

Oszczędza się nas we wszystkim ijedynie od czasu do czasu 

musimy zjawić się w krawczarni, żeby przymierzyć białą 

suknię weselną. Zaskoczona jestem okazywaną nam troską. 

Nic nie szkodzi, że suknie te przerabia się ciągle dla nowych 

kandydatek. Najważniejsze, żeby przyodziawszy je, były 

szczęśliwe w oblubieńczym stroju. Również w świecie wiele 

background image

młodych dziewcząt wypożycza sobie suknie, pod zastaw. My 

dajemy pod zastaw jedynie naszą wolność – a to dotyka mnie 

tyle samo, co i każdą pannę młodą, która pozbywa się swojej 

wolności, mówiąc „tak”. W gruncie rzeczy najlepiej się czuję, 

wyobrażając sobie, że wszystko to jest prawdziwe, że tu, w 

klasztorze, jest moje miejsce i nie mam żadnego powodu, żeby 

wątpić w swoje powołanie.

 

Tymi argumentami uspokajam burzące się we mnie 

sumienie. Jak dotąd dowiedziałam się tak wielu ważnych 

rzeczy z życia zakonnic, że mój eksperyment się opłacał, 

również i dla mnie samej. Pocieszam się, że kiedyś będę w 

stanie wyjaśnić wielu czytelnikom mojego czasopisma, na 

czym polega domniemane dożywotnie uwięzienie w 

klasztorze.

 

Pojutrze obłóczyny. Czasami miałabym wielką ochotę 

wyrwać się stąd! Ale zostaję!

 

Wytrzymałam!

 

Dokładnie dwa tygodnie po uroczystości obłóczyn piszę 

znowu. Początkowo nie miałam siły, żeby kontynuować 

zapiski. Wychodząc z sypialni postulantek, którą ostatni raz 

background image

opuściłam rankiem przed ceremonią, przekroczyłam słynny 

próg właściwej klauzury. Obecnie piszę już z tej części 

klasztoru, przed którą zwiesza się znany powszechnie szyld: 

„Klauzura! Wstęp wzbroniony!”. Udało mi się – od czternastu 

dni jestem posiadaczką małej celi klasztornej, którą wolno mi 

dzielić z moją kochaną siostrą Clare. Dopiero jako siostry 

profeski dostaniemy osobne pomieszczenia. Niesamowite, 

ciągle jeszcze nie mogę w to uwierzyć!

 

Dzisiaj, w niedzielę, siedzę w białym dominikańskim 

habicie przy oknie, noszę skrócony welon, szkaplerz, różaniec 

– zewnętrznie stałam się nowicjuszką przygotowującą się do 

wzięcia na siebie ciężaru życia zakonnego ze wszystkimi tego 

konsekwencjami. Śmiać mi się chce na myśl, że zostanę 

siostrą zakonną żyjącą w klauzurze. Jak okropnie brzmi to 

słowo, kiedy czyta się je w jakiejś gazecie, na przykład w 

Chicago. A co się za tym kryje?

 

Klauzura – to nic innego jak miejsce, gdzie możemy się 

swobodnie poruszać osłonięte przed ciekawskimi i wścibskimi 

spojrzeniami gapiów. Klauzurę można porównać z własnym 

domostwem, do którego obcy nie mają swobodnego wstępu. 

background image

Jak mówi matka Amabilis, jest to komnata oblubienicy, którą 

dzieli się jedynie z Panem. O tym jednak, jak dotąd, nie wiem 

jeszcze zbyt wiele. Moja współsiostra Clare, która teraz nosi 

imię Gratia, mogłaby więcej napisać o jedności serc z 

Chrystusem. Wydaje się, że jest łagodnym aniołem, gdyż tak 

wiele szczęścia i radości promienieje od niej od dnia obłóczyn.

 

Cała uroczystość była równie fascynująca jak ceremonia 

ślubna. W nocy przed obłóczynami nie mogłam zmrużyć oka. 

Nad ranem na dwie godziny zapadłam w ciężki sen, tak że 

musiano mną potrząsać, gdy na zewnątrz rozbrzmiało wołanie:

 

- Obudź się, oblubienico Chrystusa, Pan jest blisko. 

Weź swoją lampę i chodź!

 

Gdyby to zależało ode mnie, pewnie poczłapałabym z 

innymi z lampą bez oliwy, dokładnie tak jak w przypowieści. 

Ale zręczne i usłużne dłonie pomogły mi przywdziać 

nienagannie wyprasowaną suknię. Uczesano mnie i 

przystrojono niczym dziecko. Matka Amabilis przypięła mi do 

włosów piękny welon ozdobiony mirtowym wiankiem. 

Zdumiewa mnie jej dobry smak, który wykazuje, będąc matką 

tak wielu młodych córek. Nie musimy się wstydzić wielu 

background image

ciekawskich spojrzeń zaproszonych gości. Oczywiście 

przybyli nasi krewni i każdy z nich cieszył się ze spotkania. W 

rękach trzymałyśmy długie, przyozdobione zielenią świece. 

Na zewnątrz, w kaplicy, chór sióstr śpiewał Jesus, Corona, 

Virginum – starą łacińską pieśń na okoliczność konsekracji 

dziewic w Kościele.

 

Parami zeszłyśmy do kaplicy. Ze zdenerwowania nie 

widziałam prawie nic wokół siebie, w tym nawet 

poszeptującego tłumu ludzi wyciągających szyje, aby pośród 

siedmiu tonących w bieli panien młodych rozpoznać swoje 

córki, i ocierających ukradkiem łzę czy też próbujących ukryć 

westchnienie zachwytu i wzruszenia. Bezszelestnie 

kroczyłyśmy po szerokim niedzielnym dywanie rozłożonym w 

przejściu między ławkami, uważając, żeby nie nastąpić sobie 

na tren sukni, gdyż wbrew obowiązującej modzie 

pozostawiono je długie. Tak było uroczyściej.

 

Ołtarz naszej kaplicy tonął w ofiarowanych kwiatach i 

świecach. Zasiadająca przy organach siostra Mary Clara 

śpiewała solo zapierające wszystkim dech w piersiach. W 

rzeczy samej, teraz rozbrzmiały nawet skrzypce – a przecież 

background image

nie miałyśmy nikogo, kto potrafiłby grać na tym instrumencie!

 

Wszystko przesuwało się wokół nas niczym we śnie. 

Wizytator odziany w uroczyste szaty zasiadał na swoim 

krześle tronowym, a my, jedna po drugiej, klękałyśmy przed 

nim. Nasza przełożona generalna siedząca w ławce 

promieniała szczęściem niczym prawdziwa matka. Trzymała 

w rękach nasze stroje zakonne, które zostały wcześniej 

poświęcone i które później miała nam wręczyć.

 

Nie rozpoznałam własnego głosu, kiedy na pytanie: 

„Moja córko, czego pragniesz od Kościoła świętego i Zakonu 

świętego Dominika?”, odpowiedziałam cicho i z drżeniem:

 

- Miłosierdzia Bożego i waszego!

 

Była to średniowieczna formuła, ale mnie się wydawało, 

że odpowiedź ta została wymyślona jedynie dla mnie i to 

zupełnie słusznie.

 

Wizytator biskupi był jednak przyzwyczajony do tego, 

że młode głosy łamały się w tak uroczystej chwili. 

Uśmiechając się lekko, odmawiał przewidziane w liturgii 

modlitwy, podczas gdy chór, podobnie jak i przy święceniach 

kapłańskich, odśpiewywał Veni Creator Spiritus.

background image

 

Tylko jedna spośród nas otrzymała przy obłóczynach 

nowe imię: siostra Clare została nazwana Gratią, a ja byłam 

jedyną, która oprócz niej samej domyślała się dlaczego. Czyż 

nie wspomniała prefacji jako przyczyny swojego wstąpienia 

do klasztoru? Gratia oznacza łaskę – łaskę od Boga. Przez 

chwilę widziałam jej rozjaśnioną szczęściem twarz. Potem 

wstałyśmy i opuściłyśmy kaplicę. W sąsiednim pomieszczeniu 

siostry pomogły nam nałożyć po raz pierwszy strój zakonny. 

Moje oporne włosy nie chciały się schować pod ciasnym 

czepkiem. Ostatecznie jednak udało się, przynajmniej 

zewnętrznie, zrobić ze mnie siostrę zakonną. Dzisiaj, w drodze 

wyjątku, wolno nam było przejrzeć się w lustrze.

 

Jak obco wyglądała moja twarz w tym obramowaniu! 

Dziwne: skoro tylko widziało się siebie w habicie, 

przemieniało się także i wnętrze. Oczywiście w jednej chwili 

poruszałam się zrównoważonym i spokojnym krokiem dobrze 

wychowanej zakonnicy, spuściłam oczy i wraz z innymi, z 

bijącym sercem weszłam ponownie do kaplicy. Wydawało mi 

się, że czuję spojrzenia moich bliskich, ale nie popatrzyłam w 

ich stronę, mimowolnie stosując się do klasztornego zwyczaju. 

background image

Niczym we śnie uroczystość potoczyła się dalej.

 

Uroczystej mszy świętej towarzyszyła oprawa 

muzyczna. Tylko skąd wzięły się skrzypce? A co z 

cymbałkami – znałam skądś ich dźwięczny, drżący dźwięk. 

Rozmarzona wsłuchiwałam się weń niczym w nieziemskie 

głosy. Clare lekko szturchnęła mnie w bok. Odmówiono 

ostatnią modlitwę. Wstałyśmy. Ponownie wyszłyśmy w 

siostrzanej asyście, tym razem udając się do tajemniczej 

klauzury. Z drżeniem serca przekroczyłam słynny próg 

wiodący do zakonnych cel i w następnej chwili miałam 

największą ochotę uściskać matkę Amabilis, ponieważ spełniła 

moje najgłębsze, ciche pragnienie i wyznaczyła mi miejsce 

wraz z siostrą Clare, to znaczy z Gratią. Przez cały okres 

nowicjatu będziemy razem.

 

Wnikliwym, a jednocześnie dobrym oczom naszej 

mistrzyni nie uszedł zbawienny wpływ Clare na moją osobę. 

Takiej więzi serc się nie burzyło. Nie byłyśmy tego rodzaju 

background image

przyjaciółkami z klasztoru, które ciągle przebywają w swoim 

towarzystwie, zaniedbując wspólnotę. Również Gratia 

ucieszyła się wraz ze mną i szybko uścisnęłyśmy sobie dłonie.

 

Potem stanęłyśmy jak dzieci, rozglądając się wokoło. 

Cela klasztorna nie ma nic wspólnego z celą więzienną. Był to 

niewielki, słoneczny, wymalowany na biało pokoik z 

szerokim, nie zakratowanym oknem skierowanym ku 

wschodowi. Była bieżąca woda i porządna umywalka. Szybko 

sięgnęłam ręką pod prześcieradło – żadnej słomy, tylko 

zwykły materac, nie mówiąc nawet o gołych deskach. 

Opowiadano nam jakieś bajki! Dwa grube wełniane koce będą 

pewnie zbyt ciepłe na letnie noce.

 

Oczywiście nasz nowy dom był prosty i ubogi – nigdzie 

ani śladu zbędnego umeblowania, żadnych ozdób, żadnego 

luksusu. Gładko wymalowana, drewniana podłoga – a przecież 

– ileż radości z tego wyrzeczenia! Cele klasztorne mają coś w 

sobie – jakby zrzucało się wszystko, co nieistotne, cały balast, 

którym zwykle blokuje się dojście do własnej duszy.

 

- Ładnie tu, prawda? – wyszeptała Gratia, a ja skinęłam 

głową w milczeniu. Stojąca na korytarzu matka Amabilis 

background image

zaklaskała w dłonie.

 

- Zbierajcie się, wasi bliscy czekają z utęsknieniem, 

żeby się z wami zobaczyć. Czy to możliwe, że trzeba was 

wręcz wyciągać niczym ślimaki ze skorupy?

 

Roześmiane popędziłyśmy po schodach, starając się nie 

nadepnąć na długi habit, który wprawdzie nie wlókł się już po 

ziemi, ale nam ciągle jeszcze przeszkadzał, gdyż kończył się 

tuż nad kostką. Zbiegałam tak szybko, że różaniec zaplątał mi 

się w poręcz schodów, ponieważ gdzieś z dołu rozbrzmiał 

dźwięczny głosik mojej młodszej siostry Maureen.

 

I już otwarły się szeroko drzwi do rozmównicy.

 

Wewnątrz tłoczyli się obładowani bukietami kwiatów 

nasi bliscy, nie mogący się pozbyć ich dostatecznie szybko. Na 

szczęście rozmównicą był dzisiaj nasz pokój muzyczny. 

Zalecono nam, abyśmy witały się z rodziną serdecznie, lecz 

zachowując wymaganą powagę. Tymczasem żadna nie mogła 

się powstrzymać i rzuciłyśmy się rodzicom w ramiona.

 

Zaraz obok mnie siostra Dolly tak obcałowywała swoją 

rodzicielkę, że mała, korpulentna niewiasta nie mogła złapać 

tchu. Ja sama zaraz poczułam na moim policzku szczęśliwą, 

background image

klejącą się buzię Maureen. Chwilę przedtem pałaszowała 

czekoladę, gdyż za długo już musiała czekać na śniadanie.

 

- Eileen, gdybyś miała mniej pucołowatą twarz, byłabyś 

najładniejsza ze wszystkich sióstr – oznajmiła mi zaraz na 

wstępie. Potem przyszła kolej na moją mamę, której w 

ostatniej chwili udało się zapobiec temu, żeby moja młodsza 

siostra wysmarowała mi habit połową tabliczki czekolady.

 

- Nie lubisz już czekolady mlecznej? – dowiadywała się 

dalej, kiedy przywitali się już ze mną rodzice.

 

- Później, Maureen, u nas wszystko się dzieli, tak jak 

pomiędzy rodzeństwem.

 

- Eeee, pomiędzy tak wiele? To dla ciebie nic nie 

zostanie! – orzekła moja siostra, chowając czekoladę z 

powrotem do kieszeni. – O popatrz, jakaś „Afro” jest tutaj.

 

Odwróciłam się i zobaczyłam, jak siostra Clare, teraz 

Gratia, obejmuje w serdecznym uścisku starą Murzynkę, która 

bez żenady całuje ją w policzek, roniąc ze wzruszenia łzy. 

Mimo woli dziwaczną parę otoczył krąg ludzi – chociaż nie 

wszyscy Amerykanie znają pojęcie segregacji rasowej, to i tak 

wydawało się nam to osobliwe. Czyżby Gratia nie miała 

background image

bliższej rodziny? Pod moim adresem padły zadawane szeptem 

pytania.

 

- Spokojnie, Gratia nie ma rodziców, więc być może jest 

to jej niańka – uspokoiłam moich krewnych. Reszta 

towarzystwa próbowała kurczowo omijać wzrokiem 

zaskakującą scenę. Wszystkie siostry miały mnóstwo gości, 

będąc całkowicie zajęte przyjmowaniem mniej lub bardziej 

niepraktycznych upominków lub delikatnym wzbranianiem się 

przed nimi.

 

Mój ojciec wziął mnie na stronę.

 

- Dobrze wyglądasz, moja panno. Ale chciałem ci 

powiedzieć, że na zewnątrz czekają jeszcze goście, którzy nie 

chcieli przeszkadzać w rodzinnym powitaniu. Zgadnij tylko, 

kto?

 

- Co takiego – obcy do mnie? Nikt z rodziny?

 

Ojciec uśmiechnął się osobliwie. Nagle na twarzy 

pojawiły się mi rumieńce.

 

- Tato, chyba nie mój szef?

 

- Nie, nie on. Twój kolega z jego polecenia. I jeszcze 

ktoś, kto interesuje się tobą. Idź, zobacz, stoją na korytarzu.

background image

 

Zapominając o zakonnym dostojeństwie, wpadłam na 

korytarz.

 

Tam jako pierwszego zobaczyłam wysokiego reportera 

Jacka Peeta, odpowiadającego za dział sportowy i wiadomości 

z ostatniej chwili. Chudy i tyczkowaty, jak zawsze sprawiający 

wrażenie zagonionego, wyposażony w nowoczesny aparat, 

którego na szczęście nie wyciągnął. Dalej stał – i w tym 

momencie zaparło mi dech – Robert Galmore z orkiestry 

symfonicznej. Teraz już wiedziałam, kto tak mistrzowsko grał 

na cymbałkach. Dziwne! Moje serce nie biło ani trochę 

szybciej – byłam jedynie zaskoczona, że się tutaj znalazł.

 

- Powiedziałbym prawie „Halo dziecinko”. Witaj, 

siostro Eileen. A więc to prawda, bo myślałem już, że to jakaś 

sztuczka starego. Gratuluję, czy też może mówi się coś innego 

przy takiej okazji?

 

Był czerwony, zmieszany i mówił nieco zbyt głośno.

 

- Aha, a tutaj to Robert Galmore, którego stary zażądał 

telegraficznie od koncertmistrza. Gra w fil...

 

- My się już znamy – przerwał mu Robert Galmore, 

podając mi rękę.

background image

 

Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie, jego oczy 

zdawała się przesłaniać mgiełka wzruszenia, a ja pozostałam 

chłodna i opanowana.

 

- To miłe, że pomógł pan uświetnić naszą uroczystość – 

zwróciłam się do niego. – Pomimo całego, niemałego 

zamieszania rozpoznałam pański styl.

 

Zaczerwienił się.

 

- Dziękuję! Taak – ja – byłem bardzo zaskoczony, 

panno – siostro Eileen, kiedy usłyszałem o tak radykalnej 

decyzji.

 

- A co dopiero ja! – zagrzmiał beztrosko Jack Peet. – 

Zaskoczony, to mało powiedziane. Cała redakcja była 

znokautowana. Ni z tego, ni z owego utalentowana, urodziwa 

koleżanka wstępuje do klasztoru – kiedy przynajmniej połowa 

naszego sztabu chętnie by ją poślubiła.

 

Oho – a więc szef dochował tajemnicy co do powodów, 

jakie zawiodły mnie do konwentu St. Mary. Wszyscy 

uwierzyli w prawdziwość mojego powołania. Nawet Jack, 

który nie tak łatwo dawał się zapędzić w kozi róg. Był 

przecież jednym z naszych najzdolniejszych ludzi.

background image

 

- Co do prośby o rękę – włączył się do rozmowy Robert 

Galmore – to byłyby do tego gotowe także i inne osoby, ale 

teraz jest już za późno. Doskonale wygląda siostra w habicie.

 

Powiedział to ze smutkiem w głosie. Trochę więcej niż 

pół roku temu ucieszyłby mnie ten ton i byłabym w siódmym 

niebie. Co się ze mną stało? Spóźnione wyznanie Roberta 

przebrzmiało w moim wnętrzu bez echa.

 

- Nie możemy obozować na korytarzu – otrząsnęłam 

się. – Mamy tu obok mały pokój gościnny. Zobaczę, czy jest 

wolny.

 

Zapukałam, drzwi otworzyła matka Amabilis.

 

- O, siostra Eileen. Pewnie potrzebne jest jakieś 

schronienie dla półoficjalnych gości, nieprawdaż? W drodze 

wyjątku możecie później porozmawiać przez godzinkę. Teraz 

prosimy do stołu. Panowie również pozwolą.

 

Nie dało się nic zrobić. Ruszyliśmy za mistrzynią 

nowicjuszek, a Jackowi udało się wyszeptać mi do ucha:

 

- Do licha, to ona zabroniła fotografować. Zrób coś i 

przekonaj ją, żebym mógł zrobić kilka zdjęć ciebie i Clare 

Nell. Słyszysz?

background image

 

Milcząc, skinęłam głową.

 

Po śniadaniu, które nieco się opóźniło, mogłyśmy 

znowu przez chwilę pobyć wśród naszych krewnych. Potem 

zadzwoniono na wspólny obiad. Oczywiście zjawić się na nim 

mogła jedynie ograniczona liczba gości każdej z nas. Mimo to 

dość spora sala wypełniła się po brzegi. Wszędzie panował 

wesoły gwar. Każda miała niezwykle dużo do opowiedzenia i 

odpowiedzenia na wszystkie zadawane pytania.

 

Tylko Gratia siedziała spokojnie u boku starej 

Murzynki, która czuła się pewnie nieco zagubiona. Musiała jej 

też powiedzieć coś bardzo czułego, ponieważ twarz sędziwej 

niewiasty promieniała radością. Czy uda mi się dowiedzieć, 

jaką rolę odegrała ona w życiu Clare? Być może Gratia, w 

świecie Clare, pracowała w jakimś hotelu, gdzie do pewnych 

posług zatrudnia się Murzynów. Tymczasem wykształcenie i 

obycie mojej współsiostry przemawiało przeciwko 

przypuszczeniu, że była jedynie prostą pokojówką.

background image

 

Nieco później, podczas poobiedniej rekreacji, 

spacerując po klasztornym dziedzińcu z moimi bliskimi i 

pokazując im ogród, dojrzałam ku swemu zdumieniu, że Jack i 

Robert najwidoczniej zamierzają zrobić potajemnie kilka 

fotografii – i łażą za Gratią i jej czarną towarzyszką. Czyżby 

popełnili ten sam błąd, co i ja, uważając ją za Clare Nell, 

ponieważ nosiła wcześniej to samo imię i została obłóczona 

razem ze mną? Zobaczyłam, jak Murzynka zdecydowanie 

zasłania Gratię i gestykulując, gwałtownie odpędza obu 

natrętów. Musiałam się uśmiechnąć. To było podobne do 

mojej nieśmiałej przyjaciółki.

 

Szybko wyjaśniłam sytuację moim rodzicom i 

podbiegłam do niej.

 

- Siostro Eileen! – zwróciła się do mnie wzburzona 

Gratia. – Czy ci panowie nie wiedzą, że nie wolno nas 

fotografować?

 

- Chwileczkę, siostro Gratio, zaraz się tym zajmę – 

uspokoiłam ją, po czym energicznie wzięłam Jacka w obroty:

 

- Posłuchaj, Jack, nie psuj opinii naszemu środowisku. 

Nie mogłam na razie rozmówić się z matką Amabilis, ale to i 

background image

tak niczego by nie zmieniło. Nie wolno fotografować 

nowicjuszek.

 

- A to niby z jakiego powodu? Myśli pewnie, że 

zajmujemy się handlem nowicjuszkami, czy jak? – zapytał 

Jack, tak jak to było w jego zwyczaju, nie owijając w bawełnę

 

- Postaraj się zrozumieć – warknęłam ze złością. – 

Tylko dla prasy kościelnej robi się czasem wyjątek. Ale 

wyobraź sobie, jak krępująca jest sytuacja dla kogoś, kto 

rezygnuje z bycia w klasztorze, a jego fotografia już krąży w 

mediach. To wszystko się zdarza, bo przecież jest to tylko 

okres próby.

 

Jack wzruszył ramionami:

 

- Dziwne argumenty. No dobra, wyświadcz nam tę 

przysługę, żebyśmy mogli sfotografować Nell. Resztę 

możemy zostawić w spokoju.

 

Robert Galmore zaoponował.

 

- To nie moja sprawa. Przyznaję jedynie, że bardzo 

zależałoby mi na otrzymaniu pożegnalnego zdjęcia od siostry, 

siostro Eileen.

 

Nie podjęłam tematu, również i ta aluzja nie zrobiła 

background image

bowiem na mnie najmniejszego wrażenia.

 

- Jack, to właściwie bez celu, ale dla ciebie spróbuję 

jeszcze raz. A tak na marginesie, to jesteś na złym tropie. 

Prawdziwa Clare Nell to siostra Mary Clara, ta, która dziś rano 

śpiewała solo.

 

Obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem.

 

- Co ty mówisz – wydawało mi się, że ją rozpoznałem. 

W tych czepkach wyglądacie wszystkie jednakowo. Jesteś 

pewna, że Nell nie jest w waszej grupie?

 

- Absolutnie! – odparłam na to. – W żadnym wypadku 

nie jest to Gratia. Tymczasem Mary Clara pokazuje typowe 

maniery byłej gwiazdy filmowej. Przekonany jest o tym cały 

konwent.

 

Rozśmieszyła mnie jego zdumiona mina. Jak widać 

pomylić się mogą również i najsprytniejsi reporterzy!

 

- Strzeliłbyś Panu Bogu w okno i dostarczył 

czytelnikom kaczkę, która pewnie długo by popływała – 

zakpiłam w naszym starym żargonie. Nagle odezwał się 

Robert Galmore, który dotychczas milczał zamyślony:

 

- Ale przypominam sobie dokładnie, że Nell nigdy nie 

background image

śpiewała. Wszystkie jej filmy były synchronizowane. To, co 

uważano za jej głos, to dubbing – podkład muzyczny w 

wykonaniu innej znanej śpiewaczki.

 

Teraz ja straciłam pewność siebie.

 

- To niemożliwe. Rozpoznałam Clare Nell zaraz w 

pierwszych dniach. A kiedy uda się wam znaleźć okazję do 

rozmowy z Mary Clara, to przekonacie się o tym sami.

 

Jack machnął ręką.

 

- Nie ma sprawy, przyjrzyjmy się innej grupie 

nowicjuszek. Może tam będziemy mieli więcej szczęścia.

 

- Pójdę do matki Amabilis i dam ci znać – pocieszyłam 

go, po czym zostawiłam moich bliskich i wyruszyłam na 

poszukiwanie mistrzyni nowicjuszek. Tak jak myślałam, nie 

dała się przekonać.

 

- Nie, siostro Eileen, nie mogę i nie powinnam robić w 

tym względzie żadnych wyjątków. Pan Peet może 

opublikować reportaż, ale bez zdjęć. Gdybyście były 

profeskami na krótko przed wyjazdem na misje, to co innego. 

Wtedy z niejaką pewnością można by powiedzieć, że 

dochowacie wierności zgromadzeniu i ani wspólnota, ani wy 

background image

same nie będziecie narażone na jakiekolwiek nieprzyjemności. 

Proszę pomyśleć o bezwzględności współczesnej prasy – nie 

możemy dopuścić do tego, aby jakaś znana nowicjuszka, która 

chciałaby żyć pośród nas w ukryciu, dostała się znowu w 

krzyżowy ogień reporterskich fleszy.

 

Było to wystarczająco jasne. Tak jak mnie nauczono, 

podziękowałam za odmowę i oddaliłam się.

 

Kiedy wróciłam na dziedziniec, był on jak wymieciony. 

Znikli również moi koledzy.

 

Siostra Elżbieta złapała moją rodzinę i pokazywała im 

nasze konie. Zastałam moich bliskich oglądających kucyki. 

Moja młodsza siostra zadecydowała już, że kiedy tylko 

skończy szkołę, zaraz napisze do papieża, żeby móc wcześniej 

wstąpić do takiego wspaniałego klasztoru, w którym uczy się 

jeździć konno. Uszczęśliwiona siedziała na grzbiecie 

łagodnego szetlandzkiego konika. Prawdziwa rzeka łez 

popłynęła wtedy, kiedy trzeba było się pożegnać z nowym 

przyjacielem.

 

Kiedy wróciliśmy, nadszedł akurat czas na 

background image

popołudniowe nabożeństwo, a potem nasi krewni udawali się 

w drogę do domu, zwłaszcza jeśli mieszkali w Chicago lub 

najbliższej okolicy. Kolejny raz usłyszeliśmy Mary Clara 

wykonującą solo, które przygotowała specjalnie na naszą 

uroczystość, a jej głos rozbrzmiewał w moich uszach pełniej i 

potężniej, jak nigdy dotąd. Śpiewała Laudate Dominum 

Mozarta, a akompaniował jej – cóż za niespodzianka – Robert 

Galmore! Ostatnie słowa brzmiały: „Et veritas – veritas 

Domini manet in aeternum”.

 

Jack Peet pewnie został przekonany, podobnie jak i 

Robert Galmore. Nie miałam okazji zamienić z nimi słowa, 

pozdrowili mnie jedynie z daleka, kiedy żegnałam się z 

rodziną. W klasztorze pozostała jedynie stara Murzynka, która 

pewnie miała przed sobą dłuższą drogę.

 

To był naprawdę męczący dzień i naprawdę poczułyśmy 

się szczęśliwe dopiero wtedy, kiedy znalazłyśmy się w naszej 

celi. Obowiązywało wielkie nocne milczenie, spowijające nas 

ogromem ciszy i spokoju. Kiedy już leżałyśmy w łóżkach – po 

raz pierwszy we wspólnej celi – nie wytrzymałam i 

wyszeptałam, łamiąc nakaz milczenia:

background image

 

- Gratia, moi goście wzięli cię za Nell. Przepraszam, że 

byli tacy natrętni.

 

- Psst! – odparła na to moja dzielna współsiostra. Była 

dużo gorliwsza w przestrzeganiu reguły niż ja. Ziewnęła 

jeszcze tylko serdecznie, przewróciła się na bok i już spała. 

Pewnie nawet nie wiedziała, kim była Nell. Zaśmiałam się 

sama do siebie i następnego dnia nie powróciłam już do 

tematu.

 

Począwszy od tego dnia, również i my, nowicjuszki, 

ćwiczymy się w sztuce kontemplacji, wstajemy więc razem z 

siostrami profeskami o piątej trzydzieści, aby pierwsze pół 

godziny spędzić na wznoszeniu serca i ducha ku Bogu. Na 

początku przez pięć minut słuchamy lektury zaczerpniętej z 

jakiegoś dominikańskiego dzieła teologicznego, a potem 

wychodzimy na zewnątrz, aby w ciszy przemyśleć to, co 

usłyszałyśmy. W rzeczy samej, żadna inna chwila – poza 

background image

wieczornym zmierzchem – nie nadaje się ku temu, aby niczym 

na skrzydłach orłów wznosić duszę ku Bogu. Wszystko do 

tego zachęca: cisza poranka, barwy jutrzenki, gaśnięcie gwiazd 

i nagły wschód słońca.

 

Oczywiście przez kilka pierwszych tygodni 

potrzebowałam przynajmniej kwadransa, aby otrząsnąć się z 

senności i nakłonić moje serce ku temu, aby myślało o czym 

innym niż tylko zmęczenie. Przyzwyczaiłam się jednak 

szybciej, niż mi się mogło wydawać. Jest rzeczą samą przez 

się zrozumiałą, że jeśli nie czujemy się zdrowe, nie musimy 

uczestniczyć w tej praktyce. Siostra Gratia wyznała mi, że 

poranna kontemplacja jest dla niej najmilszą godziną dnia.

 

A przecież – kilkakrotnie zabrakło jej pośród nas, z 

czego wnioskuję, że wczesne wstawanie przychodziło jej 

jeszcze ciężej niż mnie. Nie usłyszałam jednak nigdy, żeby się 

skarżyła.

 

Już dwa miesiące jestem w nowicjacie. Czas ucieka, 

przed nami zima. Moja ciekawość co do klauzury została już 

znacznie zaspokojona. Obecnie ćwiczymy się w umiejętności 

życia w duchu ślubów zakonnych. W postulacie 

background image

poznawałyśmy przede wszystkim nasz zakon oraz zewnętrzne 

praktyki i tradycje, teraz zaś zgłębiamy struktury wewnętrzne. 

Co miałoby się tak radykalnie zmienić?

 

Tylko ten, kto żył w klasztorze, wie, co oznacza nagle 

stać się ubogim, nie będąc jednak zmuszonym cierpieć nędzy. 

To inny rodzaj ubóstwa niż to w świecie. Ubodzy w Chicago 

oraz w innych częściach świata zabiegają przynajmniej o to, 

aby wyzwolić się z nędzy i braku niezbędnych środków do 

życia. I słusznie. My tymczasem powinnyśmy starać się o to, 

aby zawsze pozostać skromnymi i nigdy nie dążyć ku 

posiadaniu czegoś na wyłączność.

 

Ubiór zakonny, który noszę, nie należy do mnie, lecz w 

gruncie rzeczy dysponuje nim wspólnota. Dom, w którym 

mieszkam, przedmioty codziennego użytku, spożywane 

jedzenie – wszystko to jest mi dane i o nic nie muszę się 

starać. Stale jest się w pozycji i postawie przyjmującego. 

Wszystko to jednak nie jest takie proste, jakby mogło się 

wydawać. Siostra Eve, której już i tak ciężko przychodzi 

posłuszeństwo, któremu poddaje się jedynie z zaciśniętymi 

zębami, odkryła niedawno w swoim wnętrzu, jak się nam 

background image

kiedyś szczerze przyznała na rekreacji, nowego smoka: 

chciwość. Pękamy wręcz ze śmiechu, gdyż tak naprawdę 

ciężko jest w klasztorze coś posiadać. Ale Eve na przykład 

ciężko jest rozstać się z lampką nocną z haftowanym 

abażurem, którą matka podarowała jej na obłóczyny. A my, 

zakonnice, mamy na nowo nauczyć się starej sztuki 

wyszywania i cerowania. Betty znowu skłonna jest do 

wyszukiwania przy stole najlepszych kąsków dla siebie i 

kilkakrotnie ukarano ją, nakazując zrezygnować z deseru, gdyż 

była zbyt egoistyczna.

 

A ja – no cóż, nie dociera do mnie, że książki, które mi 

podarowano, należą także do innych. Wciąż na nowo łapię się 

na tym, że uciekam w jakiś kąt i tam, niczym chomik, 

zagrzebuję mój skarb, po czym robiąca porządki siostra Gloria 

tryumfująco go odgrzebuje. Poza tym, moim zdaniem, 

ubóstwo nie jest ciężarem. Wydaje się też wręcz niemożliwe, 

aby któraś z nas miała trudności z życiem w duchu drugiego 

ślubu, a mianowicie w czystości. Cała nasza formacja jest tak 

skoncentrowana na tym, co duchowe, że nawet sam diabeł 

miałby trudności ze sprowokowaniem pokusy. Jak okiem 

background image

sięgnąć nigdzie nie ma mężczyzn, poza naszym parobkiem 

pomagającym w gospodarstwie i ojcem Donatusem, który z 

góry odpada. Nawet sama Madame Pompadour nie byłaby w 

stanie omotać tego dyplomaty niebieskiego dworu. Jego 

realizm jest wręcz klasyczny, a nieprzekupny uśmiech oraz 

chłodne spojrzenie czarnych oczu rozbrajają i niweczą 

wszelkie zakusy córek Ewy.

 

Ciągle jest zajęty roztrząsaniem kwestii teologicznych i 

zdaje się zupełnie zapominać o tym, że obecność niewiast 

może również dotyczyć i innych pól aktywności, a nie tylko 

oddawania się zgłębianiu prawdy pod kierunkiem męskiego 

rozumu. Na jego przychylne spojrzenie można jedynie liczyć, 

gdy podczas wykładu udzielamy tak roztropnych odpowiedzi, 

że nie powstydziłby się ich również męski nowicjusz.

 

Do trzeciego ślubu, posłuszeństwa, ojciec Donatus 

przywiązuje największą wagę i myślę, że sam jest w naszym 

konwencie ucieleśnieniem ojcostwa, co zapobiega temu, że 

wspólnota nie pogrąża się w feminizmie, tkwiąc głowami w 

różowych chmurkach. Jest niczym świeży powiew wiatru, 

który od czasu do czasu energicznie je rozwiewa tchnieniem 

background image

arktycznego chłodu. Z przyjemnością słyszałam, jak kiedyś 

„grzmiał”, gdy siostra Nora tak nieszczęśliwie ustawiła wiadro 

z wodą przed jego gabinetem, że wychodząc, potknął się o nie. 

Od czasu do czasu ojciec Donatus troszczy się o to, abyśmy 

nie wyrastały na geniuszy robienia porządków, za co my, 

nowicjuszki, jesteśmy mu szczególnie wdzięczne.

 

Poza tym to, co wyobrażałam sobie pod pojęciem 

„klauzura”, skurczyło się nieco. Oczywiście mamy teraz nieco 

więcej „ćwiczeń pokutnych”, lecz żadne z nich nie jest tego 

rodzaju, jak przedstawiane w pewnych powieściach lub 

filmach. Chcę przez to powiedzieć, że nie ma nic poniżającego 

w tym, kiedy w dni kwartalne – jak od zawsze nazywają się 

dni pokutne w Kościele – w Wielkim Poście i Wielki Piątek 

spożywamy nasze posiłki, klęcząc. Chińczycy i Japończycy 

robią tak od całych tysiącleci i uważają to za wygodę, zaś 

nasza pozycja przy stole wydaje im się śmieszna.

 

Początkowo bolały mnie kolana, ale kiedy ojciec 

background image

Donatus zaprezentował nam film ukazujący z jednej strony 

głód na świecie, a z drugiej wołający o pomstę luksus 

niektórych grup społecznych opływających we wszystko, 

uważam za wskazane przypomnienie sobie od czasu do czasu 

o tym, jak wielką łaską od Boga jest bycie sytym każdego 

dnia. Mimo to nie wyobrażam sobie udania się na misje do 

krajów Trzeciego Świata. Obawiam się chorób tropikalnych, 

uciążliwości związanych z klimatem, obcych ludów, a przede 

wszystkim pełnego wyrzeczeń życia, które trzeba tam 

prowadzić.

 

Tymczasem Gratia najbardziej polubiła godziny 

wykładu z misjologii. Choć bardzo ją lubię, nie 

towarzyszyłabym jej do Chin czy na Filipiny. Często już na 

ten temat dyskutowałyśmy.

 

- Czy nie zdobyłabyś się na to ze względu na 

umiłowanie woli Bożej? – zapytała mnie niedawno. 

Wzruszyłam ramionami.

 

- Nie wiem, Gratio. Obawiam się, że moja miłość do 

Boga nie jest na tyle silna, żeby mógł On wymagać ode mnie, 

czego tylko chce. Ty przecież czasami także uginasz się, 

background image

ponieważ On jest mocniejszy i nic innego ci nie pozostaje.

 

Spojrzała na mnie tajemniczo uśmiechnięta, a potem 

dała mi poruszającą odpowiedź:

 

- Poddaję się woli Bożej z tą samą siłą, z jaką 

podporządkowuje się osoba miłująca i wpatrując się 

nieustannie w Jego oczy, szukam, czego ode mnie oczekuje.

 

- A jeśli okaże się to zbyt ciężkie, Gratio?

 

- Jestem przekonana o tym, że On to już przedtem 

rozważył – odparła.

 

O, jakże chciałabym tak wierzyć – tylko że w tym 

momencie znalazłabym się tu z przekonania i pewnie bym 

została. A to byłby nonsens! Czasami ciężko jest mi sobie 

wyobrazić, że wkrótce muszę się pożegnać ze wszystkimi, 

skoro w zasadzie zgłębiłam wszelkie tajemnice klauzury.

 

Jedno tylko było dla mnie dziwne i zaskakujące – 

ćwiczenie pokutne nazywane venia. W świecie nie 

potrafiłabym sobie wyobrazić czegoś podobnego. Zaznaczyć 

trzeba, że dotyczy ono tylko tych osób, które popełniły ciężkie 

przewinienia przeciwko wspólnocie lub sensowi życia 

zakonnego. W trakcie sobotniego zebrania nieszczęsna 

background image

winowajczyni, w obecności wszystkich sióstr i przełożonej 

generalnej, ma upaść przed krzyżem na ziemię, prosząc o 

przebaczenie.

 

Matka Amabilis zademonstrowała nam, jak to się 

odbywa – a mnie przypomniały się zaraz święcenia 

kapłańskie, w których kiedyś uczestniczyłam. Pokutnica leży 

wyciągnięta na ziemi, z twarzą na rękach i wymawia formułę 

prośby o przebaczenie i miłosierdzie. Następnie matka 

generalna nakłada pokutę i wybacza w imieniu wszystkich. 

Ceremonia ta jest zadośćuczynieniem za popełnione 

wykroczenie i żałującej współsiotrze nie wolno już więcej o 

nim przypominać.

 

Zgadzam się, że to bardzo surowa praktyka, ale na 

pewno sprawiedliwa. Już jako dziecko nie miałam nic 

przeciwko surowości tam, gdzie była ona potrzebna. Nie 

potrafię sobie tylko wyobrazić, co musi nastąpić, zanim któraś 

z sióstr będzie do niej zmuszona. Mam bardzo bujną fantazję i 

trochę żałuję, że tak rzadko coś takiego ma miejsce. Kiedy już 

uda mi się to zobaczyć, będę mogła wrócić do świata, bo w 

klasztorach pewnie nic bardziej emocjonującego się nie 

background image

zdarza, chyba że wybuchnąłby pożar.

 

Nasze życie nowicjackie leniwie toczy się do przodu. 

Tworzymy liczną grupę, wraz z nowicjuszkami z 

poprzedzającego nas rocznika. Od czasu do czasu miewam tak 

wyczekiwaną możliwość częstszego spotkania Clare Nell. 

Tylko że nie należy to wcale do przyjemności. Najwidoczniej 

Mary Clara intensywnie studiuje, bo stała się nerwowa i 

bardzo niespokojna. Znacznie też schudła, przez co jeszcze 

mniej w niej podobieństwa do wcześniejszej piękności 

filmowej. Wcale się nie dziwię, że Jack Peet się pomylił.

 

Myślę też, że Mary Clara uważa za wielkie upokorzenie 

to, że od czasu do czasu odrywa się ją od studiowania i odsyła 

do innych prac, na przykład zlecając opiekę nad chorymi, przy 

której musi się zapoznać z zasadami udzielania pierwszej 

pomocy. Przypadkowo i ja musiałam podjąć się tej zaszczytnej 

funkcji. Siostra Elżbieta skaleczyła się w gospodarstwie i 

prawie groziło jej zakażenie krwi.

 

Mamy osobne pomieszczenie dla chorych, duży, jasny 

pokój, wyposażony znacznie bardziej komfortowo niż nasze 

klasztorne cele. Jest w nim nawet dywan i wyściełany fotel. 

background image

Można powiedzieć, że osoba chorująca na pewien czas 

powraca do życia światowego, więc pozwala się jej na pewne 

swobody.

 

Tylko że siostra Elżbieta nie jest wcale cierpliwą 

pacjentką. Zdaje sobie sprawę, że jest potrzebna, i to wprawia 

ją w zdenerwowanie. Kiedy wczoraj usłyszałam, jak Mary 

Clara odzywa się do niej, wstyd mi było za nią. Ostatecznie, w 

przeciwieństwie do nas, młodych nowicjuszek, nasza 

gospodyni ma za sobą wiele lat spędzonych w klasztorze, więc 

może sobie czasem pozwolić na okazanie zniecierpliwienia.

 

- Dokończ to, Eileen, ja już nie będę bandażować siostry 

Elżbiety – wycedziła przez zęby rozzłoszczona Mary Clara, 

rzucając opatrunek na stół – nijak nie mogę jej dogodzić. 

Może tobie się to uda, bo byłaś przecież dojarką.

 

Odwróciła się na pięcie i wyszła z zadartą dumnie 

głową. Zamiast niej rumieńcem oblała się siostra Elżbieta.

 

- Ach, siostro Eileen, jak to dobrze, że mamy przed sobą 

duchową odnowę. Obie tego potrzebujemy, Mary Clara i ja.

 

Zdziwiona przestałam opatrywać jej skaleczoną rękę.

 

- Duchowa odnowa? A cóż to znowu takiego?

background image

 

Siostra Elżbieta, prawie już w dobrym humorze, 

wyszczerzyła swoje końskie zęby.

 

- Cierpliwości. Ćwiczymy, jeśli tak można powiedzieć, 

ostatni akt, i to gruntownie. To doskonale robi każdej 

zakonnicy. W naszym konwencie odbywa się to co pół roku, w 

Wielki Piątek i w oktawie uroczystości Wszystkich Świętych. 

Na pewno będziesz zdania, że to w zupełności wystarcza na 

całe sześć miesięcy.

 

Rozgorzała we mnie ciekawość. Niejasno 

przypomniałam sobie, że wczesną wiosną, na krótko przed 

Wielkanocą, nas, postulantki, wysłano na spacer, wyjaśniając, 

że siostry mają teraz odnowę duchową, więc mamy godzinę 

wolnego. Wtedy nie zastanawiałam się głębiej nad tym, co 

mogłoby to pojęcie oznaczać. A więc jeszcze jedna tajemnica 

klauzury, skrywana skrzętnie przed postulantkami!

 

Było to w środę po uroczystości Wszystkich Świętych, 

kiedy i my zostałyśmy po raz pierwszy dopuszczone do tej 

background image

tajemniczej ceremonii. Odbywała się ona w kaplicy, gdzie 

przed ołtarzem, podobnie jak i w większości kościołów, 

ustawiono na katafalku trumnę okrytą czarnym kirem. 

Otaczające ją świece nie paliły się jeszcze. Przybyły wszystkie 

siostry, w tym również chora siostra Elżbieta, która nie 

pozwoliła się zwolnić i siedziała z boku na wygodnym krześle.

 

Z zakrystii wyszedł ojciec Donatus ubrany w czarny 

ornat, przewidziany do tego typu liturgii. Aha – pewnie po raz 

kolejny wspominano zmarłych członków zakonu. To już 

przecież było w Dzień Zaduszny, czemu więc – zaraz, ojciec 

Donatus zwraca się do nas.

 

- Celebrujemy dzisiaj mszę świętą za spokój naszej 

duszy i modlimy się za nas samych, tak jak gdybyśmy już 

umarli – oznajmił wszystkim, a ja poczułam, że ze zdumienia 

drgają mi kąciki ust. Co za dziwaczny obyczaj! Ale ochota do 

śmiechu szybko mi przeszła, kiedy dotarły do mnie jego dalsze 

słowa:

 

- Nie jest to nic innego, jak uprzednie przygotowanie na 

śmierć, która, jak żadne inne wydarzenie na tym świecie, 

czeka nas wszystkich z absolutną pewnością, chociaż nie 

background image

wiemy, kiedy, gdzie i jak. Właśnie dlatego, że się tego nie 

domyślamy, chcemy – my, zakonnicy – zadośćuczynić tą 

celebracją za wszelki brak gorliwości w naszym własnym 

życiu, sprawiający, że egzystujemy w doczesności, jak gdyby 

nie było jej końca, a także za lekkomyślność ludzi świeckich, 

ignorujących śmierć, jak gdyby nie następowały po niej 

odpowiedzialność i sąd. Celebrując więc jednocześnie śmierć, 

sąd i zmartwychwstanie, pokutujemy za nas i wszystkich 

biednych grzeszników.

 

Oparłam się nieco mocniej o ławkę, jak gdybym przez 

następną godzinę potrzebowała pewnej podpory i spoglądając 

w bok, zobaczyłam, jak siostrze Dolly odpływa wszystka krew 

z twarzy. Miejmy nadzieję, że cała ta historia nie będzie zbyt 

drastyczna!

 

Z czymś, co miało oznaczać uśmiech pod adresem nas, 

nowicjuszek (postulantki, które przebywały w klasztorze od 

czterech tygodni, były wyłączone z uczestnictwa, podobnie jak 

i my swego czasu), ojciec Donatus kontynuował:

 

- Wiem, że w świecie krążą plotki o tym, że sypiamy 

czasem w trumnach, tak jak to być może zdarzało się w 

background image

średniowieczu, i zgadzam się, że jest to nieco drastyczny 

sposób przypominania mnichom o końcu życia. Nasze 

nabożeństwo nie ma więc napędzić nam stracha, lecz napełnić 

pokojem i tak jak zapowiada jego nazwa, sprawić odnowę 

duchową.

 

Spojrzał na naszą przełożoną generalną i dał jej znak. 

Ona wstała, podeszła do przodu, uklękła i pochyliła się nisko. 

Półgłosem zaczęła odmawiać Confiteor, a my, uklęknąwszy, 

poszłyśmy w jej ślady.

 

Potem wstała, zapaliła jedną ze świec przy trumnie i 

wróciła na swoje miejsce.

 

- Ta świeca, drogie siostry, płonie za spokój duszy 

waszej przełożonej generalnej i matki, tak jak gdyby już 

zmarła. Ja, jako wasz ojciec duchowy, zapalam świece po 

prawej stronie za siostry profeski, a po lewej stronie za 

nowicjuszki. Te świece płoną więc za nasze własne dusze, tak 

jakby stały one już przed tronem Bożym, mając doświadczyć 

sądu Jego miłosierdzia i sprawiedliwości.

 

Trwałyśmy na klęczkach, a ja, wpatrując się w 

płomienie spokojnie palących się świec, nie mogłam wcale 

background image

powiedzieć, że było mi wesoło na duszy. Mimowolnie serce 

zaczęło mi głucho bić w piersi. Strach? Eee tam – to przecież 

tylko stara zakonna tradycja!

 

Ojciec Donatus stanął przy trumnie ze złożonymi 

rękoma – i jeśli teraz spodziewałabym się jakiegoś kazania, to 

byłam w błędzie. Krótko i z przeraźliwą jasnością 

poinformował nas:

 

- Teraz przez kwadrans będziemy trwali w milczeniu, 

przedstawiając sobie, jak Bóg oceniłby ostatni rok naszego 

życia, gdybyśmy zaraz musieli zdać z niego sprawę. Podobnie 

przedstawimy sobie również i to, co chcielibyśmy zmienić w 

naszych czynach, słowach i myślach, gdyby dano nam 

możliwość łaski życia w wierności, prawdzie i miłości.

 

Odwróciwszy się ku ołtarzowi, ukląkł.

 

Zapadło milczenie. Tylko tu i tam słychać było 

skrzypienie ławki, szmer przesuwanego różańca, czasem 

stłumione westchnienie. Najlepiej wcale nie będę się 

angażować w to widowisko, skoro tak naprawdę to nie moje 

miejsce. Po co mam uczestniczyć w tej barbarzyńskiej 

ceremonii i wyobrażać sobie własną godzinę śmierci? Na 

background image

pewno nie byłoby mi łatwo, gdybym musiała stanąć teraz 

przed Bogiem i wyjaśniać Mu, że znalazłam się tutaj tylko 

dlatego, że obiecałam swojemu szefowi porządny reportaż z 

żeńskiego klasztoru.

 

Wielkie nieba, oblały mnie siódme poty! Ukradkiem 

zerknęłam ku mojej sąsiadce – Gratii – ileż bym dała za to, 

żeby móc z takim spokojem, nieomal szczęściem, wpatrywać 

się w płomień świecy mający symbolizować moją biedną i 

samotną duszę. Ręce miałam niczym sople lodu – tak pewnie 

czuli się wszyscy, którzy wydawali ostatnie tchnienie. Szybko 

usiadłam, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi, wszyscy zajęci 

byli sobą i rachunkiem sumienia. Czas wlókł się 

niemiłosiernie. Pewnie tak zdaje się on mijać duszom 

czyśćcowym, aż wreszcie ojciec Donatus powstał i głębokim 

basem zaintonował De profundis. Chór sióstr towarzyszył mu, 

śpiewając: „Z głębokości wołam do Ciebie, Panie...”.

 

Wreszcie skończyliśmy. Byłam bliska zemdlenia. Za 

żadne skarby świata nie chciałam teraz umrzeć. Byłam wręcz 

szczęśliwa, kiedy kontynuowano odprawianie mszy. 

Przynajmniej można się było uchwycić znajomych gestów i 

background image

modlitw – żyło się jeszcze, termin zdający się ostatnim kolejny 

raz został odroczony.

 

Na końcu liturgii ojciec Donatus przemówił do nas 

poraz kolejny:

 

- Powróćcie do klasztornej codzienności jak te, które 

zostały ocalone od śmierci i powstały z martwych, mogąc jak 

Łazarz dodać do życia jeszcze jedną chwilę. Przekonacie się, 

że z tej praktyki wyrasta nowa siła i miłość względem 

waszego powołania i znoszenia z cierpliwością tego, co w 

życiu zakonnym oznacza ofiarę i pokutę. Niech was 

błogosławi Bóg wszechmogący...

 

Kiedy wstałam, trzęsły mi się kolana.

 

Nie wierzyłam własnym oczom i uszom, kiedy 

kwadrans później zobaczyłam, jak Betty i Dolly poszeptują ze 

sobą w najlepsze. Z jakiego drzewa wyciosany jest człowiek! 

Kiedy tylko wolno było znowu rozmawiać, pozwoliłam sobie 

pofolgować emocjom i zwróciłam się do mojej sąsiadki z celi, 

Gratii.

 

- Co za okropieństwo, gdybym tylko wiedziała o tym, 

nie przekroczyłabym nigdy progów klasztoru! Czy może inni 

background image

nie żyją tak chętnie jak ja?

 

Siostra Gratia spojrzała na mnie zdumiona.

 

- Uważasz, że to zbyt ciężkie doświadczenie? Moim 

zdaniem żyje się po nim tak samo chętnie i radośnie jak po 

przebytej chorobie.

 

- Nie, siostro Gratio, uważam, że sprawy idą za daleko. 

Komu to potrzebne? Czyżby strachem chciano nas na siłę 

zatrzymać w klasztorze?

 

- Ależ, siostro Eileen! Wręcz przeciwnie! Jeśli jest 

pośród nas taka, która wstąpiła nie kierowana szczerymi 

motywami, to po tym ćwiczeniu poczuje się zachęcona, aby 

wejrzeć do swego serca przed Bogiem i doprowadzić sprawy 

do porządku. Co do tych, które zostaną, można być raczej 

przekonanym, że ich powołanie jest prawdziwe.

 

Odwróciłam szybko wzrok – to było to. Gratia i 

wszystkie inne mogły stanąć przed Bogiem i być spokojne. A 

ja?

 

- Nie bardzo wiem, do czego potrzebny jest ten cały 

teatr wokół powołania – odparłam rozdrażniona. – Czy to takie 

ważne, dlaczego któraś wstępuje? Najważniejsze przecież, 

background image

żeby została dobrą zakonnicą.

 

Siostra Gratia uśmiechnęła się.

 

- A tego nie da się osiągnąć bez powołania, Eileen. 

Wiem doskonale, o czym mówię.

 

Tym razem spojrzałam jej prosto w twarz, zdecydowana 

zadać ostatnie pytanie:

 

- No to powiedz mi, siostro Gratio, dlaczego podczas tej 

całej żałobnej ceremonii wyglądałaś na taką szczęśliwą?

 

Usiadła na brzegu łóżka, składając ręce na kolanach, 

nieco zmieszana, ponieważ zapytałam o coś, co w zasadzie nie 

powinno mnie obchodzić.

 

- Byłam szczęśliwa, siostro Eileen, ponieważ myślałam 

o tym, że gdybym teraz naprawdę umarła, to wreszcie 

włączono by mnie w krąg Eucharystii, tego dziękczynienia, 

które Chrystus dzień w dzień składa przed obliczem swojego 

Ojca. Tutaj, na ziemi, przeżywa się to w obrazie i 

przypowieści – to porwanie ku wdzięczności, którą winno 

Ojcu całe stworzenie... ale to pewnie zbyt teologiczne dla 

ciebie?

 

Spojrzałam na nią poruszona. Jakże ona wierzyła, ufała i 

background image

miłowała. Chciało mi się płakać.

 

- Za co, na litość boską, jesteś taka wdzięczna? – 

wyszeptałam. – Powiedziałaś mi kiedyś, że za łaskę wiary, ale 

to nie może być tylko to.

 

- To prawda – odparła również szeptem. – Wdzięczna 

jestem za to, iż mogłam rozpoznać, że jedynie w stanie 

zakonnym poświęconym Bogu człowiek może najdoskonalej 

dopełnić sensu swojej egzystencji – ze wszystkich sił, 

nieustannie, być i dopełniać większej chwały Bożej.

 

Dalibóg, przecież to pierwsze pytanie z katechizmu – po 

co my, chrześcijanie, żyjemy na świecie?

 

- Tego jeszcze... o tym jeszcze nie pomyślałam – 

wyjąkałam wstrząśnięta.

 

- To nic innego, jak to, co Pan wyraził w słowach, że 

niektórzy powstrzymują się od małżeństwa ze względu na 

Królestwo Niebieskie i kto może to pojąć, ten pojmuje.

 

Usiadłam obok niej i spontanicznie wzięłam jej dłoń.

 

- Siostro Gratio – z całym szacunkiem dla naszych 

przełożonych – żeby zrozumieć sens życia zakonnego, 

musiałam poznać najpierw ciebie...

background image

 

Zaprzeczyła skromnie.

 

- Przecież ma się takie myśli, będąc samemu w 

klasztorze!

 

Po czym zakrzątnęła się, gdyż rozległ się dzwonek 

wzywający nas do zajęć. Nagle – ja byłam już w drzwiach – 

siostra Gratia chwyciła się za serce.

 

- Ach – tak mi słabo. Eileen, bądź tak dobra i powiedz 

siostrze Wiktorynie, że przyjdę trochę później.

 

- Oczywiście, połóż się. Czy mogę ci jakoś pomóc? 

Zdarzało się częściej, że miałaś kłopoty z sercem? Jeśli tak, to 

musimy wezwać lekarza. Wiesz przecież, że obecnie pełnię 

funkcję sanitariuszki.

 

- To nic poważnego, zaraz mi przejdzie. Proszę, idź już, 

bo spóźnisz się na zajęcia.

 

Udałam się do naszej infirmerii, gdzie trzeba było 

posprzątać. Poza tym nikomu nie brakowało zajęć, gdyż 

powoli zbliżało się Boże Narodzenie. Każda z nas miała w tym 

czasie więcej obowiązków, więc nie zdążyłam porozmawiać z 

naszą mistrzynią nowicjuszek na temat stanu zdrowia Gratii. 

Ale chyba czuje się lepiej, kiedy minął wreszcie pochmurny 

background image

listopad. Być może i ją poruszyła wewnętrznie ta „duchowa 

odnowa”. Stopniowo ja także odzyskałam równowagę ducha, 

pocieszając się, że tylko raz w niej uczestniczyłam, i myśląc, 

aby już nigdy więcej się to nie zdarzyło.

 

Kiedy kolejny raz będziemy pracować razem z Mary 

Clara (naszym zadaniem jest przećwiczenie na organach 

chorałów bożonarodzeniowych), zapytam ją otwarcie o to, 

czego już od dawna chciałam się dowiedzieć, i wreszcie moja 

misja dobiegnie końca. Już dłużej nie jestem w stanie znosić 

obcej mej naturze nędzy tego bytowania, przypatrując się, jak 

inne serca cieszą się łaską powołania. Po świętach znajdę jakiś 

powód do odejścia. Gdyby tylko ta myśl tak mnie nie męczyła! 

Czasami nawet przez całą noc nie mogę zmrużyć oka. Jestem 

smutna, przygnębiona, na siłę próbuję skupić się na czymś 

innym. Chyba muszę na jakiś czas przerwać robienie moich 

notatek. Jak to dobrze, że mam taką taktowną towarzyszkę. 

Siostra Gratia nie pyta nigdy, o czym tak dużo piszę...

background image

 

Jeszcze dzisiaj rankiem ćwiczyłyśmy z Mary Clara 

chorały bożonarodzeniowe – a teraz, wieczorem, wiem już, że 

wszystko się skończyło, że już nie będę mogła zapytać, co 

Clare Nell przywiodło do klasztoru, gdyż ona sama wyznała to 

swoim wystąpieniem. Cały konwent jest poruszony i 

wytrącony z równowagi.

 

Nagle, wczesnym popołudniem – na krótko po rekreacji, 

a więc raczej o niezwykłej godzinie – rozległ się dzwonek 

wzywający nas wszystkie do refektarza. Musiało wydarzyć się 

coś szczególnego, rzuciłyśmy więc wszystko.

 

Postulantki musiały zostać na zewnątrz, co było dalszą 

oznaką, że okoliczności są naprawdę niezwykłe.

 

Przez całe przedpołudnie byłam niespokojna, 

przeczuwając niczym niepogodę w kościach i domyślając się, 

że może to mieć coś wspólnego ze mną.

 

Jak tylko zobaczyłyśmy naszą przełożoną generalną, 

wiedziałyśmy, że jest w stanie wielkiego wzburzenia, jej 

zwykle spokojna, opanowana twarz była czerwona jak burak. 

W ręku trzymała jakąś zrolowaną gazetę. Kiedy usiadła na 

swoim miejscu i rozwinęła ją – zatkało mnie – było to moje 

background image

czasopismo dla kobiet, w którego redakcji pracowałam.

 

„To koniec, wszystko się wydało!” – przemknęło mi 

błyskawicą przez głowę. Patrzyłam przed siebie, nie ważąc się 

głębiej odetchnąć.

 

Matka Dominica wstała, prostując całą swoją potężną 

postać, podniosła czasopismo w górę i swoim gromkim 

głosem, w którym zdawał się narastać gniew, oznajmiła:

 

- Drogie współsiostry. Jeśli przypadkiem jest pośród 

was taka, która w dniu obłóczyn mogła nie wiedzieć, że nam, 

siostrom, nie wolno bez pozwolenia dać się fotografować, to 

proszę, aby się teraz zgłosiła.

 

Spojrzałyśmy po sobie – nie podniosła się ani jedna 

ręka, a więc wszystkie wiedziały. Serce uderzało mi młotem – 

co ten Jack Peet znowu narozrabiał?

 

- Siostro Mary Clara! – kontynuowała przełożona 

generalna i wszystkie głowy zwróciły się ku nowicjuszce, na 

którą nikt dotąd szczególnie nie zważał, a mnie uderzyła 

bladość jej twarzy. – A więc wiedziałaś, że moje polecenie 

brzmiało: żadnych fotografii. Jak mam sobie wytłumaczyć, że 

to znane czasopismo dla kobiet publikuje dwustronicowy 

background image

reportaż na temat obłóczyn – i to na dodatek z kilkoma twoimi 

fotografiami? Pozwoliłaś się świadomie sfotografować?

 

Mary Clara powstała sztywno i w martwej ciszy 

rozbrzmiały jej słowa:

 

- Tak, czcigodna matko. A nawet poprosiłam reportera, 

żeby wykonał kilka zdjęć, gdyż uważałam, że jest to najlepsza 

reklama dla naszego klasztoru.

 

- Tak?! – skwitowała przełożona generalna tę 

wypowiedź swoim najgłębszym basem, uderzając przy tym 

czasopismem o stół. – A nie przyszło ci przypadkiem do 

głowy, żeby mnie zapytać o zgodę?

 

- Nie, czcigodna matko, ponieważ wiedziałam, że jej nie 

otrzymam.

 

Cała wspólnota zaszumiała szeptami. Mary Clara 

zadziałała samowolnie, świadomie przekraczając zakaz.

 

Po chwili, kilkoma dalszymi stuknięciami przywołując 

wszystkie do porządku, matka Dominica zapytała:

 

- Skoro tak bardzo byłaś zatroskana o klasztor, to 

wyjaśnij mi, proszę, skąd wziął się pomysł, że pozowałaś sama 

i to do coraz nowych ujęć?

background image

 

Mary Clara wzruszyła ramionami.

 

- Reporterzy starają się zawsze o jak najlepsze ujęcia. 

Uważali mnie za fotogeniczną. A poza tym wiedziałam, że 

żadnej innej nie starczy na to odwagi.

 

Matka Dominica poprawiła okulary przesłaniające jej 

wielkie oczy, w których tliły się teraz iskierki gniewu i 

pochyliła się nad fatalnym magazynem.

 

- Wydaje mi się, siostro Mary Clara, że cała sprawa ma 

głębsze korzenie. Akapit po akapicie przeczytać tu można 

wzmianki na temat twojego wspaniałego głosu oraz 

zatroskania o talent, który zakopuje się w naszym klasztorze. 

Pośrednio zarzuca się nam, że nie doceniamy naszych sióstr, 

niewłaściwie wykorzystujemy ich umiejętności, słowem: 

chowamy światło pod korcem. Możesz mi powiedzieć, skąd ci 

panowie wzięli te poruszające skargi?

 

Mary Clara wyprostowała się.

 

- Oczywiście, pan Robert Galmore muzykował wraz ze 

mną. Był zachwycony moim głosem, a ja powiedziałam mu 

prawdę, stwierdzając, że w żaden sposób nie wykorzystuje się 

mnie ani nie kształci. Bo tej śpiewaniny podczas naszych 

background image

uroczystości nie nazwę przecież kształceniem.

 

Słysząc to, otwarłyśmy ze zdumienia usta. 

Najwidoczniej Mary Clara straciła panowanie nad sobą, gdyż 

wydawało mi się, że drży na całym ciele. Musiała dostrzec to 

także przełożona generalna, gdyż zrolowała czasopismo.

 

- Usiądź, Mary Clara. Pozostałym siostrom winna 

jestem pewne wyjaśnienie. W drodze wyjątku zgodziłam się 

na udział w uroczystości pewnego reportera, gdyż jedną z 

nowicjuszek łączyły z nim zawodowe relacje. Jej szef chciał w 

ten sposób sprawić jej niespodziankę. Nie miałam także nic 

przeciwko samemu reportażowi z obłóczyn, jednak wyraźnie 

zabroniłam robienia zdjęć. Gdyby dziennikarz mimo wszystko 

zadziałał samowolnie – bez wiedzy samej siostry – to pewnie 

pozostawiłabym sprawę samą sobie. Ale w tym wypadku rzecz 

ma się inaczej – chodzi o nienasyconą ambicję siostry Mary 

Clara. Wykroczyła samowolą przeciwko klasztornej karności i 

dała swoim współsiostrom zły przykład, a więc muszę jej 

zalecić, aby naprawiła wyrządzone zło, upokorzyła się i, jak 

przepisuje nasza reguła zakonna, w przyszły piątek podczas 

kapituły poddała się pokucie venii.

background image

 

Wstrząsnęło mną – ale był to szok, a nie radość z tego, 

że dane mi jest jeszcze przeżywać w klasztorze tak 

dramatyczne chwile. Z lękiem spojrzałam w kredowobiałą 

twarz Mary Clara, która zerwała się z miejsca, chcąc pewnie 

coś powiedzieć, ale matka Dominica podniosła rękę:

 

- Wystarczy! Nie teraz, siostro Mary Clara! Idź, proszę, 

do swojej celi i przez następne dni powstrzymaj się od 

uczestniczenia w rekreacji, abyś bez niczyjego wpływu mogła 

sama podjąć konieczne decyzje. A wam, siostry, nakazuję, aby 

do tego czasu ani słowem nie wracać do całej sprawy. Módlmy 

się za naszą współsiostrę, aby zdobyła się na konieczną 

odwagę i dała nam przykład zakonnej obserwancji.

 

To znowu była nasza matka Dominica. Jak zwykle w jej 

głębokim głosie pobrzmiewała dobroć. Spojrzała na siostrę 

Mary Clara oczyma zatroskanej matki, która musi zganić 

swoje dziecko, aby się nie wyrodziło. Tymczasem twarz Mary 

Clara powlekła kamienna maska przekory.

 

Rozeszłyśmy się wzburzone. Na szczęście miałam nieco 

wolnego czasu. Spacerowałam bez płaszcza tam i z powrotem 

po klasztornym dziedzińcu, nie czując strug deszczu i 

background image

podmuchów lodowatego wiatru. W mojej głowie kotłowała się 

nawałnica myśli. W gruncie rzeczy to ja byłam winna całemu 

nieszczęściu, które spadło na Mary Clara. Gdybym nie 

poinformowała Jacka Peeta, że to ona jest gwiazdą filmową 

Clare Nell – a tylko jej losy interesowały naszego szefa – 

nigdy nie uległaby pokusie, żeby pozwolić się sfotografować 

wbrew zaleceniom przełożonych. Skoro więc była to moja 

wina, powinnam spróbować ulżyć jej doli.

 

Nagle przyszła mi do głowy zbawienna myśl. Muszę 

natychmiast porozumieć się z przełożoną generalną i 

powiadomić ją, że to ja posłałam Jacka Peeta do Mary Clara i 

że nasi dziennikarze nie dają tak łatwo za wygraną! Z 

pośpiechem wbiegłam do budynku, udając się na pierwsze 

piętro, gdzie mieścił się pokój naszej generalnej. Musiałam 

zapukać dwa razy, zanim mi wreszcie odpowiedziano. 

Spojrzała na mnie zdziwiona, a ja zauważyłam, że jest 

wyczerpana i zatroskana. Po raz pierwszy przyszło mi też na 

background image

myśl, że na pewno nie należy do przyjemności prowadzenie ku 

zakonnej doskonałości całej rzeszy młodych ludzi o tak 

zróżnicowanych charakterach.

 

- Słucham, siostro Eileen, cóż takiego się dzieje? – 

zapytał mnie jej głęboki głos, którego ton już sam w sobie 

miał coś uspokajającego. Teraz wcale nie wydawał mi się 

męski. Dotąd jeszcze nie korzystałam z przywileju dającego 

nam możliwość rozmowy z przełożoną generalną, kiedy tylko 

uznamy, że jest to konieczne. Była do dyspozycji nawet 

najmłodszej postulantki. Nie traktowała nikogo z góry, będąc 

naprawdę matką dla całej rodziny.

 

- Usiądź, dziecko! – zaprosiła mnie przyjaźnie, czując 

moje wzburzenie, ale ja potrząsnęłam odmownie głową i 

zaczęłam chaotycznie moją przemowę:

 

- Czcigodna matko, muszę wyjaśnić pewną pomyłkę. 

Siostrze Mary Clara nie zależało na fotografiach, wiem o tym 

na pewno, gdyż...

 

- Ustaliłyśmy, że do piątku nie będziemy o tym 

wspominać! – upomniała mnie, marszcząc nieco brwi.

 

- Cała sprawa wygląda dokładnie odwrotnie – 

background image

niewzruszenie kontynuowałam moją relację. – Jack Peet 

poprosił mnie, abym zdobyła pozwolenie na fotografowanie. A 

ponieważ zauważyłam, że zależy mu na zdjęciach Clare Nell, 

posłałam go do Mary Clara – zastrzegając, że musi zaczekać, 

aż powiadomię go o wyrażonej zgodzie. I tego właśnie nie 

zrobił.

 

Zaczerpnęłam powietrza, spoglądając wyczekująco na 

przełożoną generalną i ze zdumieniem skonstatowałam, że 

zaczyna się uśmiechać. W rzeczy samej, w jej ciemnych 

oczach błyskały ogniki wesołości.

 

- A więc to ty nasłałaś go na Clare Nell – stwierdziła 

tonem, jakim zwykły wyrażać się nastolatki.

 

- Tak – potwierdziłam z ulgą. – I dlatego, czcigodna 

matko, nie można brać za złe ludziom filmu tego, kiedy 

pokusa staje się zbyt wielka. Przywykła przecież, żeby 

pozować reporterom. Proszę mieć wzgląd na Clare Nell!

 

Nasza matka przez dłuższą chwilę zastanawiała się nad 

czymś, spoglądając na blat swojego starego biurka, jakby w 

słojach pokrywających jego blat można było odnaleźć 

właściwą decyzję, po czym zwróciła się do mnie:

background image

 

- Chętnie bym tak zrobiła, drogie dziecko, gdyby Mary 

Clara była rzeczywiście aktorką filmową. Ale ona wcale nie 

jest Clare Nell.

 

Stwierdziłam, że chyba się przesłyszałam, i gapiłam się 

bez słowa na czcigodną matkę.

 

- To prawda – powtórzyła na wpół rozweselona, na 

wpół zatroskana. – Jesteś w wielkim błędzie, siostro Eileen. 

Mary Clara pochodzi wprawdzie z dobrej, należy powiedzieć, 

zamożnej rodziny, lecz nigdy nie była Clare Nell. I dlatego 

muszę pozostać surowa. Jest bowiem błędnego zdania, że 

tutaj, w klasztorze, musi dojść do tego, czego nie udało jej się 

osiągnąć w świecie, a mianowicie do zrobienia kariery jako 

słynna śpiewaczka.

 

Musiałam usiąść, byłam jak ogłuszona.

 

- Czy... czy nigdy nie występowała na scenie? To 

znaczy, to podobieństwo... – zamilkłam, widząc, że matka 

Dominica znowu się uśmiecha.

 

- Nie, Mary Clara na próżno próbowała swoich sił. Jej 

głos jest bardzo ładny, lecz brak mu potęgi brzmienia 

koniecznej w salach koncertowych, na scenie czy w 

background image

filharmonii. Ponieważ z uporem próbuje osiągnąć sławę 

innymi środkami, nie wolno mi tego akceptować. Nie mam 

wyboru i muszę ją ukarać. Zgadzasz się ze mną, siostro?

 

Skinęłam głową. Na pewno klasztory nie powstały w 

tym celu, żeby młodzi ludzie próbowali realizować w nich 

cele, które nie zawsze służyły chwale Bożej.

 

- Pomyśl też, siostro Eileen, i o tym, że w tym wypadku 

nastąpiło naruszenie tego, co chciałyśmy osiągnąć ścisłym 

zakazem fotografowania. Należy ze wszystkich sił starać się o 

zachowanie incognito duszy szukającej w klasztorze 

schronienia i ucieczki. Nie jesteśmy firmą reklamującą niebo.

 

- Czyli prawdziwa Clare Nell wcale nie przebywa 

pomiędzy nami? – zapytałam, tonąc w oceanie rozczarowania. 

Nasza matka potrząsnęła powoli głową.

 

- W Ewangeliach opisujących wydarzenie paschalne jest 

jedno bardzo istotne zdanie: „Ich oczy były jakby na uwięzi, 

tak że Go nie rozpoznali”. Wydaje się, że podobną metodą 

zdaje się posługiwać nasz Pan jeszcze i teraz, kiedy ma zamiar 

wypróbować wybraną przez siebie duszę. Na moje polecenie 

umieszczono cię w jednej celi z Clare Nell, a ty – mogę 

background image

powiedzieć: na szczęście – nie rozpoznałaś jej.

 

Musiałam powoli zblednąć na całej twarzy, gdyż matka 

Dominica spojrzała na mnie rozweselona i zatroskana 

zarazem.

 

- Bądź przekonana o tym, siostro Eileen, że Mary Clara 

nie umrze, gdy będzie musiała zdobyć się na akt pokuty. Jeśli 

już, to uśmierci nim najwyżej swoją dumę i absolutnie 

niezakonną ambicję. Nie przejmuj się nią dłużej. W klasztorze 

nie wolno nam mieć względu na bogatą rodzinę. Natomiast to, 

o czym w drodze wyjątku rozmawiałyśmy dzisiaj, drogie 

dziecko, pozostanie między nami, zrozumiano?

 

Przytaknęłam oszołomiona i milcząca. Moja droga 

siostra Gratia to Clare Nell! Ta łagodna, skromna istota – o ja 

szalona, zaślepiona, opętana! Powoli wstałam z miejsca.

 

- Czcigodna matko, jeszcze tylko jedno pytanie. To nie 

z ciekawości, lecz jako wyraz podziwu dla mojej współsiostry 

Gratii. Jak to się stało, że na jej obłóczynach nie zjawiły się 

dziesiątki dziennikarzy i filmowców, a ona sama zadowoliła 

się obecnością jednej ubogiej Murzynki?

 

Matka Dominica powstała również.

background image

 

- Była jej garderobianą przez cały czas pobytu w 

Hollywood, pomagając jej w robieniu makijażu i przy 

przebieraniu się. Łączy je bliska przyjaźń i wydaje mi się, że 

jest dla niej najbliższym człowiekiem, jakiego ma na świecie. 

Prasa i film nie dowiedziały się o terminie obłóczyn na jej 

własne życzenie. A teraz już dość, moje dziecko. Nie martw 

się więcej o twoje współsiostry, tylko pomódl się w ich 

intencji.

 

Teraz mogłam i musiałam iść. Przełożona generalna 

rozmawiała ze mną niezwykle otwarcie i powinnam być jej 

wdzięczna. Pochyliłam się nad jej ręką:

 

- Dziękuję, czcigodna matko!

 

Ciągle jeszcze nie mogąc pozbierać myśli, wyszłam na 

zewnątrz.

 

Siostra Gratia na pewno się dziwiła, że ilekroć ją w tym 

dniu spotkałam, spoglądałam na nią bez słowa, głęboko 

wzruszona i przejęta. Jestem dłużniczką naszej przełożonej 

generalnej i muszę dowieść, że zasłużyłam na jej zaufanie. 

Moje zapiski będę kontynuować dopiero, gdy minie piątek i 

czekająca nas w tym dniu kapituła...

background image

 

Dzisiaj, w piątek, w trzecim tygodniu adwentu 

przeżyłam venię! Ale zupełnie inaczej, niż mogłabym to sobie 

wyobrazić nawet w najśmielszych snach.

 

Zebrałyśmy się wszystkie na pół godziny przed 

wyznaczonym terminem – brakowało jedynie przełożonej 

generalnej oraz Mary Clara, która ze zrozumiałych względów 

trzymała się jeszcze z dala. Siostra Dolly wyszeptała do mnie:

 

- Mogłabym przysiąc, że jest jeszcze w kaplicy, żeby 

pomodlić się we własnej intencji i przygotować wewnętrznie. 

Wiesz może, gdzie ona się podziewa?

 

Potrząsnęłam nerwowo głową. Dolly swoimi 

poszeptywaniami nie w porę doprowadzała mnie do białej 

gorączki. Kiedy wreszcie pozbędzie się tej wady? Na koniec 

będzie łamała nakaz milczenia nawet jako profeska. Niektóre 

nigdy się niczego nie nauczą! Czasami wręcz można było być 

wdzięcznym, że się milczało. Co za koszmar dla samych 

background image

zainteresowanych i świadków, gdyby teraz wszystkie 

wyczekująco poszeptywały między sobą!

 

Wreszcie otwarły się drzwi i weszła nasza „generalna”, 

opanowana jak zawsze, w czarnym, noszonym na co dzień 

habicie, a za nią bezszelestnie przemknęła Mary Clara. 

Oceniłam, że wygląda na zdecydowaną. Nie była już taka 

blada jak przed kilkoma dniami, raczej widać było po niej, że 

coś postanowiła, więc odetchnęłam z ulgą. Jeśli się przemoże, 

z pewnością zyska sobie życzliwość wszystkich.

 

Tak jak zwykle matka Dominica jako pierwsza uklękła 

pod krzyżem, odmawiając modlitwy na rozpoczęcie. Potem 

wstała – wszystkie spoglądałyśmy na nią. Ona tymczasem nie 

miała zamiaru robić z naszego spotkania żadnego widowiska – 

najpierw po kolei oskarżały się siostry profeski. Wszystko szło 

sprawnie i szybko, zwłaszcza jeśli nie zdarzyło się nic 

szczególnego. Zadawaną pokutą było odmówienie modlitwy. 

Odpowiadało się: „Dziękuję, czcigodna matko”, gdyż w 

klasztorze również pokuta służy ku poprawie, a nie poniżeniu. 

O świętym Dominiku mówiono, że jego współbracia nie 

wiedzieli, czy wolą być przez niego chwaleni, czy też ganieni, 

background image

z tak doskonałą miłością ich upominał. Coś z tego ducha mają 

także wszyscy dobrzy dominikańscy przełożeni.

 

Po profeskach przyszła kolej na nas, nowicjuszki. 

Siostra Dolly liczyła na palcach, ile razy wykroczyła 

przeciwko nakazowi milczenia. Nie starczyło jej obu rąk, więc 

zdenerwowana sięgnęła po różaniec, który zwykle służy 

innym celom. Przed nami oskarżała się grupa nowicjuszek 

obłóczona rok wcześniej – ostatnią z nich była Mary Clara, 

kolejny raz mająca czas na zastanowienie się.

 

Tak doskonała nie jest żadna siostra zakonna, aby w 

takiej chwili nie podnieść głowy, gdy przed „generalną” 

stanęła znana wszystkim winowajczyni, aby wyznać swoje 

wykroczenia i poddać się pokucie. Zapadła cisza. Mary Clara 

przemówiła pewnym głosem i bez zająknienia:

 

- Oskarżam się, czcigodna matko i wy, drogie siostry, że 

świadomie przekroczyłam klasztorną regułę, wyrażając zgodę 

na wykonanie zdjęć, których nie wolno było robić.

 

Milczenie. Powinna była jeszcze dodać: „Proszę o 

wasze przebaczenie i pokutę”. Ale nie padło już ani jedno 

słowo. Mary Clara stała sztywno pośrodku, zaciskając 

background image

kurczowo wargi.

 

Nasza przełożona generalna pochyliła się nieco ku 

przodowi, polecając półgłosem:

 

- A teraz venia, droga córko.

 

U jej stóp na posadzce rozłożono fioletowy dywan, na 

którym klękałyśmy. Był dostatecznie duży, żeby się na nim 

położyć.

 

Mary Clara podniosła wzrok, mówiąc głośno:

 

- Nie, tego nie zrobię!

 

Zamarłyśmy. Matka Dominica zachowała spokój.

 

- Zdaję sobie sprawę, drogie dziecko, że praktyka ta 

sprzeciwia się twojej naturze. Lecz tego, co nie jest możliwe 

dla ciała i krwi, można jeszcze dokonać w duchu 

posłuszeństwa, do którego zachęcał nasz święty ojciec 

Dominik. Ze względu na nie oraz jako pokutę, proszę, abyś 

dochowała wierności naszemu zwyczajowi i w ten sposób 

dokonała zadośćuczynienia.

 

Mary Clara potrząsnęła głową.

 

- Nie zrobię tego ani w duchu posłuszeństwa, ani 

dlatego, że się mnie o to prosi.

background image

 

Martwa cisza. Matka Dominica pobladła. Przez chwilę 

milczała, a potem powiedziała:

 

- Jak chcesz, moje dziecko. Nie możemy cię 

przymuszać, gdyż to nie miałoby żadnego sensu. Ty zaś 

zmuszasz mnie, aby dokąd się nie opamiętasz, wyłączyć cię ze 

wspólnoty, gdyż jawnie odmówiłaś posłuszeństwa. Zastanów 

się jeszcze przez chwilę.

 

Nie panując nad emocjami, Mary Clara krzyknęła:

 

- Dziękuję, nie pozwolę się do niczego przymuszać. 

Sama idę. Występuję z klasztoru.

 

W tym momencie o moje serce zmagali się diabeł i 

anioł. Całą głębią mojej jaźni czułam ciężar i wagę tego, co 

ojciec Donatus powiedział mi o wolności człowieka. Nie 

chciałam tej sytuacji ani jej świadomie nie sprowokowałam. 

Zostałam z nią skonfrontowana podobnie jak wszystkie inne. 

Pozostawała mi jedynie wolność w czynieniu dobra lub zła. 

Wahałam się, mając do wyboru niebo albo piekło.

 

Wreszcie przemogłam się, wystąpiłam do przodu, 

energicznie odsunęłam na bok Mary Clara i zamiast niej 

padłam całą długością ciała na fioletowy dywan, kładąc twarz 

background image

na złożonych z przodu rękach, tak jak to przepisywała reguła.

 

Potem usłyszałam mój własny, obco brzmiący głos:

 

- Czcigodna matko, drogie współsiostry! Przed Bogiem 

i wami wszystkimi oskarżam się w miejsce Mary Clara, że w 

gruncie rzeczy to ja jestem winna całemu zamieszaniu. Biorę 

na siebie tę pokutę ze świadomością popełnienia znacznie 

poważniejszych wykroczeń niż moja współsiostra, ponieważ 

wstąpiłam do klasztoru wiedziona nie wewnętrznym 

przekonaniem, nie powołaniem, lecz zimnym wyrachowaniem 

i światowym zamysłem. Przebywałam tutaj aż do dzisiaj po to, 

aby poznawać życie zakonne i zgłębiać tajemnice klauzury, a 

następnie przedstawić moje przeżycia opinii publicznej. Z tych 

samych powodów nie cofnęłam się i przed tym, aby nasłać na 

naszą współsiostrę Mary Clara dziennikarza, ponieważ błędnie 

byłam przekonana o tym, iż rozpoznaję w niej znaną aktorkę 

filmową. Teraz jednak uległam potędze prawdy, w której wy, 

drogie siostry, próbujecie żyć. Nie potrafię uczynić nic innego, 

jak wyznać moje błędy i podjąć pokutę. Proszę, jeśli to 

możliwe, o wasze przebaczenie.

 

Nikt nie przerwał mojego wyznania. Słyszałam głuchy 

background image

łomot własnego serca. Wydawało mi się, że za chwilę wydam 

ostatnie tchnienie – a przecież czułam, jak spada ze mnie 

przytłaczający mnie ciężar. Najchętniej leżałabym jeszcze 

dłużej, gdyby głęboki bas matki Dominiki nie rozkazał mi:

 

- Wstań, siostro Eileen. Zastrzegam sobie nałożenie na 

ciebie pokuty. Porozmawiamy o tym później. Rozumiecie 

chyba wszystkie, że tak szybko nie jestem w stanie powrócić 

do równowagi. Siostro Mary Clara, na razie nie biorę pod 

uwagę twojej odpowiedzi, dopóki na spokojnie nie zjawisz się 

u mnie i bez emocji potwierdzisz, że dalej obstajesz przy 

decyzji wystąpienia z klasztoru.

 

Ktoś pomógł wstać mi na nogi. Była to matka Amabilis, 

nasza mistrzyni nowicjuszek, która otoczywszy mnie 

ramieniem, jak gdybym była chora, wyprowadziła mnie na 

zewnątrz. Nie wiem, co się dalej działo, czy kontynuowano 

kapitułę, czy też ją przerwano. Matka Amabilis zaprowadziła 

mnie do mojej celi.

 

- Już dobrze, moje dziecko. Musisz chwilę odpocząć. 

Powiem, żeby ci przysłano filiżankę gorącej herbaty. Po niej 

na pewno poczujesz się lepiej.

background image

 

W rzeczy samej, czułam się tak, jakbym wskoczyła do 

lodowatej wody. Jak trafnie mistrzyni odgadła stan mojego 

wnętrza. W chwilę potem zapukano do drzwi. Zawstydzona 

oczekiwałam siostry Gratii, ale zamiast niej zjawiła się 

korpulentna siostra Judy, niosąca na tacy dzbanek herbaty, 

cukier i trzy kanapki grubo obłożone naszym klasztornym 

serem: jeden gatunek smaczniejszy od drugiego, bo był 

przecież piątek. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.

 

- Matka Amabilis powiedziała, że nie wolno mi wyjść, 

dopóki nie wypijesz herbaty. A ja pomyślałam, że pewnie 

powinnaś coś przegryźć, bo sama herbata ci nie pomoże. 

Smacznego, siostro Eileen!

 

Jej rumiane policzki jeszcze bardziej poczerwieniały od 

żaru kuchennego pieca. Ale ja nie miałam apetytu.

 

- Nonsens! – orzekła dzielna siostra kucharka, której nie 

mieściło się w głowie, że ktoś, pewnie z wyjątkiem leżącego w 

agonii umierającego, może nie móc jeść. – Zobacz, moja mała, 

background image

na pewno coś skubniesz. Mmmm – jak to pachnie. Łyknij 

herbaty. Za gorzka? Słodycz koi nerwy, a więc jeszcze jedna 

kostka cukru. No widzisz! A teraz zrób mi tę przyjemność i 

skosztuj kanapkę, siostro Eileen.

 

Kto chciałby obrazić tę dobrą duszę? Posłusznie 

ugryzłam kanapkę. Zaraz po pierwszych dwóch łykach herbaty 

rozkurczył mi się żołądek, więc mogłam jeść. Zjadłam jedną 

kanapkę, ale ani kęsa więcej, choćby mi nawet obiecywano 

gwiazdkę z nieba!

 

- Niech będzie, zostaw na razie resztę. Muszę teraz iść 

do infirmerii. Po naczynia przyjdę wieczorem i wtedy chcę 

zobaczyć pusty talerz.

 

Ożyłam, słysząc o naszym pomieszczeniu dla chorych. 

Czy nie zapomniałam o moich obowiązkach? Trzeba było 

zrobić opatrunek siostrze Elżbiecie, a siostra Tony oparzyła się 

w pralni. Mary Clara na pewno nie było na posterunku. 

Tymczasem Judy osadziła mnie na powrót na krześle.

 

- Zostaniesz tutaj, poradzę sobie sama. Siostra Clare 

miała atak serca...

 

- Co takiego, Mary Clara? Tego się można było 

background image

spodziewać!

 

- Ach, nie ta, miałam na myśli Gratię. Czy częściej jej 

się to zdarzało, Eileen?

 

Teraz już nie można mnie było powstrzymać. Wróciły 

mi wszystkie siły. Własne samopoczucie stało się sprawą 

drugorzędną.

 

- Czuję się znakomicie, Judy. Twoja herbata czyni cuda. 

Muszę natychmiast zobaczyć Gratię, jestem za nią 

odpowiedzialna. Ty i tak masz dość do roboty w kuchni.

 

Nie pozwoliłam się zatrzymywać dłużej, tylko 

pobiegłam co tchu. Siostra Elżbieta już dawno poszła do pracy 

w gospodarstwie, ktoś inny zmienił jej opatrunek. W infirmerii 

zastałam jedynie Gratię. Leżała, ciężko oddychając, przy 

szeroko otwartym oknie na nierozesłanym łóżku, tak jak ją w 

pośpiechu ułożono.

 

- Siostro Gratio, jak się czujesz? Był już lekarz?

 

Skinęła głową.

 

- Zaraz zadzwonili do niego. Posłuchaj, mam wadę 

serca.

 

Usiadłam obok niej, sprawdzając puls. Był szybki, lecz 

background image

uspokajał się stopniowo, pewnie pod wpływem jakiegoś 

lekarstwa.

 

- Gratio, pewnie zbytnio podenerwowałaś się moim 

wystąpieniem podczas kapituły. To już się więcej nie 

powtórzy.

 

Uśmiechnęła się słabo, a ja pogładziłam jej chłodną 

dłoń bezradnie zawstydzona.

 

- Posłuchaj, innym nie mogę powiedzieć, że bardzo cię 

polubiłam, nie wiedząc nawet o tym, że jesteś Clare Nell. To 

właśnie jest najpiękniejsze – w twojej osobie znalazłam 

wspaniałą siostrę.

 

Gratia potrząsnęła głową.

 

- Nie mów tak, siostro Eileen. Zdenerwowałam się, 

ponieważ pomyślałam, że w rzeczywistości chodzi o mnie. A 

przecież tak bardzo trzymałam się na boku.

 

- Zgadza się, zagrałaś najlepszą rolę swojego życia, 

Gratio, i do tego doskonale. Nikt nie podejrzewał, że jesteś 

kimś innym.

 

- Nie mówmy o tym, to przed Bogiem i tak jest 

drugorzędne. To ty pokazałaś prawdziwą wielkość ducha, 

background image

podejmując pokutę venii.

 

Poczerwieniałam.

 

- To był mój obowiązek i powinność.

 

- Nie! Nieomal można by było uwierzyć, że masz 

prawdziwe powołanie zakonne. Szkoda, że tak nie jest.

 

Jej serce znowu uderzyło gwałtowniej, więc wstałam.

 

- Nie myśl teraz o niczym, siostro Gratio. Będę prosić, 

żeby mnie nie wyrzucono. Choćby tylko ze względu na 

ciebie...

 

Głos mi się załamał, nie mogłam powiedzieć już ani 

słowa, więc wyszłam na korytarz. Dobry Boże, tylko dlaczego 

teraz ryczę? Przecież musiałam liczyć się z czymś takim na 

wypadek wpadki.

 

Powlokłam się do naszej celi. Gdybym nie była zdrowa 

jak rydz, to pewnie też dorwałby mnie atak serca, gdyż 

pogrążyłam się w ponurych rozmyślaniach o pożegnaniu z 

klasztorem i bliskim rozstaniu, najprawdopodobniej tuż przed 

Bożym Narodzeniem! Przecież kogoś takiego jak ja nie 

dopuści się do wspólnego świętowania.

background image

 

Tej nocy nie zmrużyłam oka, niespokojnie przewracając 

się z boku na bok. Widok pustego łóżka Gratii jeszcze mocniej 

burzył moje wnętrze. Zakłóciłam spokój klasztoru, poruszyłam 

całą wspólnotę, jedną siostrę skłoniłam do wystąpienia, drugą 

przyprawiłam o chorobę – do licha, nie należało nigdy ulec 

namowom szefa! Gdzie było wtedy moje własne sumienie? 

Tutaj, w klasztorze, zwracano się z wątpliwościami do ojca 

duchownego, a w świecie należało mieć stałego spowiednika, 

który znał nas dłużej. To nieomal życiowa konieczność. W 

klasztorze wszystko jest tak doskonale poukładane. Ojciec 

duchowny jest ostatnią instancją – na wszystko znajdzie radę, 

jest pośrednikiem między przełożonymi a...

 

Ojciec Donatus! Muszę udać się do niego i poprosić o 

rozmowę. Że też od razu nie przyszło mi to do głowy! Na 

pewno zapobiegnie temu, co najgorsze, przynajmniej jeśli 

chodzi o Mary Clara! Gdy stałam przed jego gabinetem, do 

głowy przyszła mi kojąca myśl, że ani przełożona generalna, 

ani mistrzyni nowicjuszek nie może zabronić którejkolwiek 

background image

siostrze zasięgnięcia porady duchowej, więcej – nie potrzeba 

na to nawet żadnej zgody. Podobnie i przełożona nie może 

odmówić siostrze możliwości skorzystania z posługi 

spowiednika, każda może wybrać sobie kogo chce, choćby 

nawet trzeba go było sprowadzić z daleka. Nie ma prawa paść 

pytanie dlaczego i po co – taką wolność zapewnia Kościół 

zakonnikom i zakonnicom w sprawach duchowych. 

Prawdziwie byłyśmy tutaj w łagodnym, dobrowolnie 

wybranym „więzieniu”.

 

Kiedy się tak zastanawiałam, zwlekając z zapukaniem, 

ponieważ nie wiedziałam, jak powinnam zacząć, drzwi się 

otworzyły i na korytarz wypadła siostra Mary Clara. Jej twarz 

płonęła rumieńcem gniewu. Czyżby powiedziała także ojcu 

Donatusowi, że podtrzymuje swoją decyzję wystąpienia z 

klasztoru?

 

Zapukałam śmiało.

 

- Tak? Proszę! – zabrzmiał ze środka jego spokojny 

głos. Powoli weszłam. Wysoki, zawsze nieco przytłaczający 

swoją posturą ojciec Donatus stał przy oknie i, jak gdyby nie 

miała tu przed chwilą miejsca burza w szklance wody, 

background image

podlewał stojące na parapecie kaktusy. Kolejny raz mu 

przeszkadzano. Z westchnieniem odstawił konewkę.

 

- Następna, proszę! To prawie tak jak u lekarza! Co się 

dzieje, siostro Eileen?

 

Odczekał, aż usiądę, a ponieważ zwlekałam, on również 

stał dalej.

 

- Ojcze – wykrztusiłam z siebie – przyszłam prosić o 

wstawienie się za mną, żeby mnie nie wyrzucono z klasztoru 

przed Bożym Narodzeniem.

 

Ojciec Donatus przyglądał mi się, kiwając swoim 

potężnym czołem. Na tle rozjaśnionego blaskiem dnia okna 

okalający jego głowę wianuszek ciemnych nastroszonych 

włosów sprawiał wrażenie groźnej aureoli.

 

- Jeśli Pan Bóg chce kogoś wypróbować, to posyła go 

jako ojca duchownego do żeńskiego klasztoru – wymruczał 

wreszcie rozgniewany. – Jest siostra trzecią, która oznajmia mi 

dzisiaj, że chce albo musi wystąpić. To jakiś zakaźny obłęd. 

Ani nie wydali się siostry Gratii, chociaż jest chora na serce, 

ani siostry Mary Clara, chociaż jest uparciuchem rzadkiego 

formatu, a pewien również jestem, że i siostra pozostanie. 

background image

Więc w czym rzecz?

 

- Ojcze! – wyjąkałam. – Ale ze mną sprawa ma się 

zupełnie inaczej. Ja jestem zdrajczynią, tak... ja...

 

I nagle klęczałam przed nim na posadzce, zalewając się 

łzami. Kiedy nasz ojciec duchowny ochłonął już nieco ze 

zdumienia na widok tak dramatycznego wstępu, szorstkim 

ruchem wyjął z moich rozpalonych dłoni swój habit.

 

- Siostro, zapomina siostra o przeznaczeniu szkaplerza. 

Nie służy on w każdym razie do osuszania łez niedojrzałych 

nowicjuszek. Siostra Tony zmyje mi głowę, jeśli będzie 

musiała go co chwilę suszyć i prasować!

 

No tak, dorwałam jego szkaplerz. Przepędził mnie na 

krzesło dla gości, starannie doprowadził do porządku swój 

strój i usiadł przede mną przy stole, czekając, aż będę zdolna 

do zrozumiałych wypowiedzi. Zrelacjonowałam mu moje 

przygody, bez ogródek i nieco chaotycznie. On zaś mimo to 

pojął wszystko, co z kolei dobrze świadczy o jego powołaniu 

jako ojca duchownego w klasztorze żeńskim.

 

Na koniec osuszyłam łzy, ponieważ wreszcie udało mi 

się odnaleźć chusteczkę do nosa. Ojciec Donatus zadał tylko 

background image

jedno pytanie:

 

- Gdyby po tym wszystkim, co zaszło, chciano siostrę 

zatrzymać – czy będzie chciała siostra zostać?

 

Z głębi duszy, jaka nam samym pozostaje nieznana, 

wyrwała się mi odpowiedź:

 

- Tak, z całego serca, ojcze. Być może. Być może mam 

powołanie zakonne... Wierzę, że tak jest.

 

- Naprawdę? A skąd ta pewność?

 

Spuściłam głowę.

 

- Ja... jestem tutaj bardzo szczęśliwa.

 

Żadnej odpowiedzi. Nieśmiało zerknęłam ku niemu. 

Ojciec Donatus uśmiechał się szeroko.

 

- Typowo żeńska odpowiedź! Tylko że to szczęście 

może doznać znacznego zmącenia podczas nowicjatu. Być 

może będzie się siostrę traktowało surowiej od innych, 

posyłało do prac, których się zwykle nie cierpi, skłaniało do 

prób wyrzeczenia samej siebie i oczekiwało pokory. I to na 

dodatek zupełnie słusznie. Co wtedy?

 

Odważnie spojrzałam na niego zaczerwienionymi 

oczyma.

background image

 

- Nie będzie mi to przeszkadzało, gdyż będzie wolą 

Bożą.

 

Ojciec Donatus skinął zadowolony.

 

- Dobrze wyuczone. Praktyka musi dowieść, czy to coś 

więcej niż tylko zachwyt. Poza tym nie jest wykluczone, że 

Bóg w drodze wyjątku posługuje się tak dziwnym sposobem, 

aby przyprowadzić duszę do klasztoru, gdyż tam wyznaczył 

dla niej miejsce. Że da przy tym prztyczka w nos siostry 

szefowi, to całkiem w porządku. Ludzie świeccy, szczególnie 

zaś pewien gatunek dziennikarzy, muszą wiedzieć, że są 

sprawy, które stoją poza zasięgiem ich ciekawości.

 

Pochylił się.

 

- Siostro Eileen, czy będąc w świecie, pomyślałaby 

siostra kiedykolwiek o wstąpieniu do klasztoru?

 

Potrząsnęłam z przekonaniem głową, zmuszona się 

uśmiechnąć.

 

- Nie, na pewno nie!

 

- No cóż, zobaczymy! Pan Bóg ma dużo więcej humoru, 

niż wydawać by się to mogło większości ludzi, i jestem 

przekonany o tym, że chętnie uśmiecha się, patrząc na nas, 

background image

ludzi. Proszę nie tragizować. Nawet jeśli nie radziłbym 

nikomu powtórzenia siostry eksperymentu, to w tym wypadku 

można przyznać, że drogi Bożej Opatrzności czasami są 

zawiłe – jeśli nie wręcz dziwaczne.

 

- Ojcze – wpadłam mu prawie w słowo. – Czyli poprosi 

ojciec matkę generalną, żeby dała mi jeszcze jedną szansę?

 

Wstał z krzesła.

 

- Prosić? Nie, ona sama powie, że nie miała zamiaru 

wyrzucać siostry. Coś podobnego ma miejsce w wypadku 

zabójstwa, kradzieży albo podobnych wykroczeń. Co do 

siostry, to odrobina dobroci chyba nie zaszkodzi.

 

- A – a siostra Mary Clara? – zapytałam szybko.

 

- Aha – babska ciekawość – nie, nie zdradzę niczego, 

chociaż nie podpada to pod tajemnicę spowiedzi. Za pokutę 

będzie teraz siostra musiała odczekać na wezwanie matki 

generalnej, która ogłosi swoją decyzję co do dalszych losów 

siostry. Proszę pamiętać o jednym: dobry pasterz nie ukarał 

zagubionej owcy.

 

O mało co nie wybuchnęłam śmiechem. Poruszona 

wyciągnęłam do niego rękę, którą on szorstko pominął 

background image

wzrokiem, gdyż nie był za sentymentami.

 

- Proszę iść w pokoju, siostro Eileen, i pomodlić się za 

mnie, żebym nie naprzykrzał się naszemu Panu moimi 

prośbami zdjęcia ze mnie krzyża bycia ojcem duchownym w 

żeńskim klasztorze.

 

I już byłam na korytarzu, a on pewnie dalej podlewał 

swoje kaktusy! To wspaniałe, że Bóg wychowuje dla siebie 

pewien określony rodzaj mężczyzn, nie przywiązanych do 

rodziny, odpowiedzialnych jedynie przed Nim i własnym 

sumieniem. Wydaje mi się, że ojciec Donatus jest bardzo 

szczęśliwym zakonnikiem, nawet jeśli czasami zrzędliwością 

próbuje pokryć wzruszenie.

 

Dokładnie trzy dni przed Bożym Narodzeniem odbyła 

się kapituła generalna, ale nie po to, żeby wyznawać winy. 

Cała wspólnota zebrała się w celu spokojnego omówienia 

wszystkich spraw związanych ze świątecznymi 

przygotowaniami. Przed tym gremium dokonałam również 

background image

mojego aktu pokuty.

 

Na wstępie przełożona generalna poinformowała nas, że 

w święta nieoczekiwanie przyjadą do nas z wizytą siostry 

Angela i Birgit, misjonarki pracujące w Hongkongu. Już jutro 

przylecą na lotnisko w Chicago. Powitają je tam dwie 

nowicjuszki, siostra Mary Clara i siostra Eileen, oraz siostra 

Elżbieta.

 

Zatkało mnie – a potem pewnie, korzystając z okazji, 

mamy po prostu zniknąć w Chicago – po prostu nie wrócić 

więcej do klasztoru, nieprawdaż? Również Mary Clara 

siedziała jak sparaliżowana. Zerknęłam mimowolnie ku 

generalnej. W następnej chwili moja współnowicjuszka wstała 

z miejsca.

 

- Czcigodna matko – wyjąkała – chcę dobrowolnie 

poddać się pokucie venii.

 

Matka Dominica potrząsnęła głową.

 

- Za późno, zrobiła to za ciebie siostra Eileen. Niech 

będzie dla ciebie pokutą, Mary Clara, że inna cię uprzedziła. 

Zachowaj tę chętną gotowość na później, choć żywię nadzieję, 

że drugi raz nie nadarzy ci się podobna okazja. Poza tym, 

background image

zaraz po studiach katechetycznych, podejmiesz naukę jako 

nauczycielka śpiewu. Siostra Angela założyła na misjach chór 

dziecięcy, a dochód z jego występów pozwala na zaspokojenie 

wielu potrzeb.

 

Siostra Mary Clara zaniemówiła, gapiąc się w 

zdumieniu na przełożoną generalną, a pomiędzy nami 

zawrzało, choć całe zamieszanie nie trwało długo.

 

- Natomiast ty, siostro Eileen, jako szczególną pokutę 

otrzymujesz polecenie, aby przepisać na maszynie wszystkie 

twoje zapiski, jakich dotąd dokonałaś i pewnie jeszcze 

dokonasz, nie opuszczając oczywiście niczego, i przedłożyć 

mi do wglądu. Jeśli dojdzie do tego, że złożysz u nas pierwsze 

śluby zakonne, podejmę starania, aby zostały one 

opublikowane jako książka, a nie jako reportaż dla twojego 

szefa.

 

Zaczerpnęłam kurczowo powietrza, niezdolna 

powiedzieć ani słowa. Serce zalała mi fala szczęścia – a więc 

wolno mi zostać! Wielkie nieba, jak chętnie zostawałam! Nie 

wypadało mi rzucać się matce Dominice na szyję. Czułostki 

nie są mile widziane w klasztorze.

background image

 

Spokojnie i z chłodem góry lodowej przełożona 

generalna przekazała dalsze polecenia dotyczące świątecznych 

porządków i przygotowań. Z Oberammergau, bawarskiej 

ojczyzny naszej siostry kucharki, przysłano prawdziwą 

szopkę. Postarała się o to cała wioska. Wszystkie figury były 

naturalnej wielkości, z ruchomymi elementami i w 

oryginalnych regionalnych strojach. Jej ustawieniem miały się 

zająć nowe postulantki, które o swoim szczęściu miały się 

dowiedzieć po kapitule. Na razie zebrane razem siedziały na 

pogaduszkach w refektarzu.

 

Jakże to wspaniałe odczucie – być nowicjuszką, nieco 

starszym pokoleniem w klasztornej rodzinie!

 

Zaraz po zakończeniu spotkania pobiegłam do siostry 

Gratii, która przebywała jeszcze w infirmerii, choć czuła się 

nieco lepiej. Żadnej chorej nie wypuszcza się u nas zbyt 

wcześnie z łóżka. Z radością wysłuchała mojego 

sprawozdania, ciesząc się wraz ze mną, jakby chodziło o nią 

samą.

 

- Gdybym tylko dotrwała – westchnęła nagle, a w jej 

oczach pojawiła się obawa.

background image

 

- Siostro Gratio, takiej jak ty nie zwolnią, nawet gdybyś 

była na wpół umierająca – pocieszyłam ją.

 

- Nie o to chodzi – wyjaśniła mi – ja też chciałabym 

podjąć pracę na misjach. Zaraz jak przyjedziecie z lotniska, 

przyjdź, proszę, do mnie i opowiedz mi, jak one wyglądają i 

co wam opowiedziały, dobrze?

 

Obiecałam jej, że tak zrobię. Kiedy tylko wspomniało 

się o pracy na misjach, zaraz płonęła zapałem, a nie bardzo 

rozumiałam ten zachwyt.

 

- Pomyśl tylko, właśnie co do Mary Clara jest już 

pewne, że pojedzie kiedyś na misje.

 

Gratia się uśmiechnęła.

 

- Myślę, że to najlepszy środek, aby pozbyć się pychy. 

Kto nie zapomni na misjach o sobie, ten nie da sobie rady. 

Ojciec Donatus często powtarzał te słowa.

 

- A co mogło skłonić Mary Clara do pozostania? – 

dociekałam dalej. Ale Gratia położyła palec na ustach.

 

- Nie możesz się zaprzeć swojego powołania, Eileen. 

Nie musimy też wiedzieć wszystkiego na temat naszych 

bliźnich i powinnyśmy zostawić nienaruszone tajemnice 

background image

duszy.

 

- Masz rację, Gratio! Muszę już iść, bo na dole 

dzwonili! – Gratia w milczeniu sięgnęła po różaniec.

 

W drodze na lotnisko siedziałam dumnie w moim 

białym dominikańskim habicie i welonie obok siostry Mary 

Clara, pozwalając się obrzucać ciekawskim spojrzeniom 

przechodniów zaglądających do wnętrza taksówki. Pewnie 

myśleli, że jakieś siostry zakonne udają się w zamorską 

podróż.

 

- Mary Clara – wyszeptałam – to straszne. Co by było, 

gdybyśmy teraz miały polecieć do Hongkongu?

 

Ona potrząsnęła głową.

 

- Nic strasznego. Postanowiłam sobie, że odtąd zgodzę 

się na wszystko, co tylko mnie spotka. Byłam taką 

zarozumiałą gęsią. Dzięki twojemu przykładowi, siostro 

Eileen, zwyciężył we mnie rozsądek. Mnie nigdy nie 

przeszłoby przez gardło to, co ty powiedziałaś.

 

Zdziwiłam się.

 

- Ale przecież to była prawda! – odparłam zdumiona.

 

- No właśnie! – orzekła Mary Clara. – Postąpiłaś 

background image

prawdziwie po dominikańsku, nawet nie wiedząc o tym. 

Veritas – i dlatego zatrzymano cię w klasztorze – a mnie gratis 

do tego.

 

Uścisnęłam jej dłoń.

 

- Jesteś szalona, Mary Clara!

 

Było to pomiędzy nami coś w rodzaju „wyznania 

sympatii”. Z uśmiechem spojrzała na mnie. Na szczęście 

siedząca z przodu obok kierowcy siostra Elżbieta nie słyszała, 

o czym poszeptujemy, gdyż nie wolno było rozmawiać 

pomiędzy sobą o żadnych sprawach wspominanych podczas 

kapituły. Ale która nowicjuszka jest bez wad? W wypadku nas 

obu była to szczególna okoliczność, gdyż należało oczyścić 

zatrutą atmosferę.

 

Stałyśmy w ogromnej hali przylotów przyklejone do 

siostry Elżbiety niczym płochliwe postulantki. Żeby tylko 

przez pomyłkę nie wsadzono nas do wnętrza którejś z 

potężnych międzykontynentalnych maszyn! Ktoś z personelu 

naziemnego zagadnął siostrę Elżbietę.

background image

 

- Czy siostra pochodzi z konwentu St. Mary? Podawano 

już wezwanie przez radiowęzeł. To nie ten samolot. Tu zaraz 

będą witani dyplomaci. Współsiostry czekają w hali numer 

cztery, o tam, po drugiej stronie.

 

Siostra Elżbieta spojrzała na nas wstrząśnięta. Jej 

pociągła twarz jeszcze bardziej się wydłużyła.

 

- Nie zdradźcie przypadkiem u generalnej, że mnie – 

starej profesce – zdarzyło się coś podobnego! Tak, tak, 

wyobcowuje się człowiek ze świata, przebywając jedynie 

pośród koni i krów. Żebyście mogły mnie widzieć dwadzieścia 

lat temu, jak wylądowałam tutaj, przybywając z Polski, oj... – 

teraz się wygadała.

 

- A do tego jeszcze uroczyście witana przez całą 

arystokratyczną rodzinę, bo przecież jako hrabianka, 

nieprawdaż, siostro Elżbieto? – zatryumfowałam. Zatkała 

sobie uszy.

 

- Ani słowa więcej – trzy kroki od klasztoru i już 

zapominamy o regule zakonnej. Szybko, żeby nasze pół-

Chinki nie zasnęły, czekając na nas.

 

Ruszyłyśmy ku wskazanej hali, gdzie bez trudu 

background image

znalazłyśmy siostry odziane w czarno-białe habity. Prawie się 

rozczarowałam. Twarze miały wprawdzie opalone, ale wcale 

nie żółte, a także okrągłe oczy, podobnie jak większość 

mieszkańców naszego kontynentu. Wydawało mi się, że 

dziesięć lat pracy misyjnej pozostawi jakieś zewnętrzne ślady.

 

Szybko odebrałam siostrze Angeli ciężką walizę.

 

- Ostrożnie, moja mała – w środku są cenne filmy i 

projektor. Dostałyśmy go od biskupa Hongkongu, żeby 

urządzić interesujący wieczór.

 

Siostra Birgit, niska i korpulentna, trajkotała niczym 

kołowrotek – z lekkim azjatyckim akcentem – z siostrą 

Elżbietą. Obie przed wielu laty razem wstąpiły do 

zgromadzenia. Na szczęście nie obowiązywało nas milczenie, 

bo przecież byłoby to w tym wypadku nieludzkie. Ku memu 

zdziwieniu obie misjonarki wcale nie były zmęczone czy 

zdenerwowane. Opowiadały, że lot był dla nich prawdziwym 

wypoczynkiem, a nawet udało im się zasnąć na parę godzin. 

Jeszcze się okaże, że na misjach wcale nie jest tak strasznie!

 

W drugi dzień świąt, oglądając przygotowany dla nas 

pokaz slajdów, musiałam kolejny raz zmienić zdanie!

background image

 

Miałyśmy za sobą wspaniałe święta, pełne ciszy i 

spokoju. W Hongkongu nie było nic takiego, a jedynie dzień w 

dzień ta sama wyczerpująca praca.

 

Wstrząśnięte oglądałyśmy nasze siostry w ogromnych 

obozach dla uciekinierów, w szpitalnych salach, w ośrodkach 

dla uzależnionych od opium, w ciasnych, hałaśliwych 

bazarowych uliczkach, gdzie na chodnikach wegetowała 

nędza, na dżonkach przeładowanych chorymi dziećmi, w 

więzieniach i azylach dla emigrantów przybyłych z drugiej 

strony granicy. Powoli docierało do mnie, dlaczego tak 

gruntownie próbowało się nas, ostrożnie rozważając i badając 

nasze zdolności, zanim wysłano którąś w obce, przeludnione 

strony świata. Była to praca tylko dla mocnych charakterów. 

My, młode, spuściłyśmy nieco z tonu.

 

Siostra Gratia mogła już wstać i obejrzeć z nami filmy.

 

- No i co – zaszeptałam do niej. – Wyleczyłaś się już z 

chęci wyjazdu na misje?

 

Spojrzała na mnie zdumiona.

 

- Wręcz przeciwnie, to było raczej jak dolanie oliwy do 

ognia.

background image

 

Nie pojmowałam tego. A przecież od obu sióstr, Angeli 

i Birgit, szła jakaś magiczna siła. Ciągle oblegane były przez 

ciekawe współsiostry. Musiały o wszystkim opowiadać, bo 

wypytywano je o najdrobniejsze szczegóły. Siostra Betty 

dowiedziała się, że mali Azjaci nie wyglądają zawsze jak 

słodkie lalki, lecz cierpią na wiele ciężkich schorzeń, 

najczęściej zaś na krzywicę i obrzęki głodowe. Mają także 

wady podobnie jak wszystkie dzieci i zdają się jedynie dużo 

cierpliwsze w znoszeniu cierpienia – wydaje się wręcz, że od 

najmłodszych lat przeznaczone są ku temu. Serce siostry Betty 

rozpłynęło się.

 

- Trzeba tam dostarczyć całe tony ryżu – zawołała – 

żeby wszyscy mogli się najeść. Napiszę do moich rodziców, 

żeby sprzedali dom i moją część przeznaczyli na misje w 

Hongkongu.

 

Wszystkie siostry wybuchnęły śmiechem. Zawstydziłam 

się, bo co ja mogłabym dać? Nie potrafiłam się zdobyć nawet 

na to, żeby tam polecieć samolotem. Opanował mnie dziwny 

niepokój, jakby w moim sumieniu utkwił oścień, którego nie 

dało się już wyciągnąć.

background image

 

Siostry misjonarki pozostały pośród nas przez trzy 

miesiące, a i tak opowiadaniom nie było końca. W drodze 

powrotnej na lotnisko towarzyszyły im z kolei inne 

nowicjuszki, siostry Betty i Gratia. Spośród całego nowicjatu 

one dwie żywiły największe pragnienie pracy na misjach.

 

Kiedy powróciły, Gratia była dziwnie cicha i zamknięta 

w sobie. Przez kilka dni unikała nawet mojego towarzystwa, a 

ja myślałam, że tęskni za misjonarkami, do których bardzo się 

przywiązała. Tęsknota nie jest rzadkością w klasztorach, 

podobnie jak i przywiązanie sióstr do siebie. Ale pewnego 

dnia – było to w marcu, zbliżała się kolejna rocznica mojego 

wstąpienia do zgromadzenia – zobaczyłam, jak Gratia z 

zaczerwienionymi od płaczu oczyma wychodzi z gabinetu 

naszej przełożonej generalnej i serce uderzyło mi mocniej.

 

Co takiego zrobiła, że zasłużyła na naganę? Jak można 

było przyprawić ją o łzy? Zdecydowana na wszystko 

postanowiłam, że jeśli okaże się to konieczne, dotrę do matki 

background image

Dominiki i będę kruszyć o Gratię kopie, bez względu na to, o 

co chodziło. Minęło jednak parę dni, zanim zdecydowała się 

powierzyć mi swoją troskę. Siostra Gratia – nasza dawna Clare 

Nell – otrzymała pismo z wytwórni filmowej. Proponowano 

nakręcenie filmu o misjach, w którym drugorzędne role miały 

zagrać prawdziwe siostry zakonne.

 

Oferowano znaczną sumę, jeśli klasztor odda do 

dyspozycji ludzi oraz materiał filmowy nakręcony w 

Hongkongu. Ale matka Dominica chciała w tej kwestii 

zasięgnąć najpierw opinii wizytatora biskupiego. Czyżby 

odrzuciła Gratię jako aktorkę i wybrała kogoś innego?

 

Słysząc moje ciekawskie pytanie, natychmiast osuszyła 

łzy.

 

- Miałaś nadzieję, że zagrasz główną rolę?

 

Zaczerwieniła się.

 

- Nie, Eileen. Nie chcę w ogóle występować. I nie 

przeleję już nad tym ani jednej łzy. Martwi mnie tylko, że nie 

będę mogła podjąć pracy na misjach – lekarz powiedział, że z 

moją wadą serca nie zniosę ani klimatu, ani trudów. A 

przecież przyszłam do dominikanek, żeby zostać misjonarką.

background image

 

Co można było powiedzieć?

 

- Może jeszcze wyzdrowiejesz – pocieszyłam ją 

ostrożnie.

 

- Obym tylko nie rozchorowała się jeszcze bardziej – 

pomyśl tylko, że usunie się mnie z powodu choroby. Przecież 

jestem dopiero nowicjuszką.

 

Na samą myśl o tym dostałam białej gorączki.

 

- Niech tylko ktoś spróbuje! Bez ciebie nie zostaję ani 

dnia dłużej.

 

Chwyciła mnie gwałtownie za rękę.

 

- Eileen, nie wolno ci w ten sposób mówić. Albo jesteś 

tutaj ze względu na wolę Bożą, albo któregoś dnia poniesiesz 

klęskę. Wolałabym, żebyś nie darzyła mnie taką sympatią...

 

Westchnęłam:

 

- Oj, Gratio, chyba jeszcze dotąd nie zrozumiałam, co to 

tak naprawdę jest Boża miłość. Nigdy nie pomyślałabym, że 

jedynie wyrzekające się wszystkiego umiłowanie pozwala 

zakonnicy wytrwać. Potrzebuję wzoru, który mnie pociągnie, i 

dlatego musimy pozostać razem.

 

- Nie, Eileen, każda z nas jest przykładem. Nie ja, tylko 

background image

każda siostra profeska i nasze przełożone. Musisz uwolnić się 

ode mnie, jeśli poważne są twe zamiary. Sercem i tak 

pozostaniemy ze sobą związane.

 

Jak bardzo poważnie to powiedziała! Poczułam ukłucie 

w sercu, ale zdawałam sobie sprawę, że poruszyła istotę 

zakonnego powołania.

 

W następnych dniach nie miałyśmy czasu, żeby 

porozmawiać na temat naszych osobistych trosk i radości, 

ponieważ podobnie jak w roku ubiegłym zbliżała się 

wizytacja. Tym razem wizytator biskupi zjawi się nieco 

wcześniej, żeby omówić kwestie związane z pytaniem 

wytwórni filmowej. Trochę obawiałam się ponownego 

spotkania. Czy przełożona generalna powie mu o całej sprawie 

związanej z moim wstąpieniem? Jak będę mogła wytrzymać 

ciężar jego chłodnego, badawczego wzroku? Chyba lepiej 

czułabym się, będąc w skórze Mary Clara.

 

Tym razem do robienia generalnych porządków 

background image

oddelegowano mnie razem z siostrą Betty i wręcz byłam 

szczęśliwa, mogąc się porządnie naharować. Nasze podłogi 

lśniły takim blaskiem, że wizytator powinien chodzić na 

szczudłach! Myślę, że na duchowe kryzysy nie ma lepszego 

środka uspokajającego od solidnej pracy. W przeciwnym 

wypadku spędziłabym pewnie kolejną bezsenną noc, 

oczekując, aż nadejdzie wyznaczony dzień.

 

Z okna naszej celi dojrzałam, jak przed dom zajeżdża 

czarna limuzyna, a następnie mała postać energicznym 

krokiem pokonuje wejściowe schody. Poczułam się jak 

dziecko w wieczór mikołajkowy.

 

- Gratia, zobacz – już przyjechał!

 

Nie okazywała ciekawości, ale dostrzegłam, że i ona jest 

niespokojna. Nieco później zażyła swoje krople na serce – 

wydawało mi się, że nawet więcej niż zwykle.

 

- Czym się denerwujesz, Gratio – przecież nic ci nie 

zrobią! Pomyśl tylko o mnie, czarnej owcy.

 

- Eileen, w moim wypadku idzie o śmierć i życie. Jeśli 

będę musiała opuścić klasztor... nie, lepiej o tym nie myśleć...

 

- Nie wmawiaj sobie niczego! A tak na marginesie, to z 

background image

monsignore znakomicie się rozmawia, takie przynajmniej 

miałam ostatnio wrażenie.

 

Ale mój głos nie brzmiał przekonująco.

 

Miałyśmy w tym roku tylko cztery postulantki, piąta 

odeszła zaraz w drugim tygodniu, gdyż głowę miała nabitą 

nierealnymi marzeniami.

 

Szybko więc przyszła kolej na nas. Nie można było 

nawet odmówić całego różańca. Denerwowałam się, myśląc o 

mojej przyjaciółce, która weszła przede mną – niemniej udało 

mi się odmówić tajemnice bolesne, aż do ostatniego Zdrowaś. 

Głęboko odczuwałam jego uspokajające działanie. To nie 

tylko modlitwa, lecz także lekarstwo na uspokojenie nerwów 

w naszych zabieganych czasach. To nasz dominikański 

przywilej, żeby sięgać po niego niczym po koło ratunkowe w 

każdej okoliczności życia. Chwytałam się każdego paciorka z 

osobna...

 

Drzwi się otwarły, a w nich ukazała się bardzo blada, 

lecz spokojna siostra Gratia – miała jeszcze na tyle siły, żeby 

się uśmiechnąć. Nadeszła moja kolej.

 

- Jak tam, siostro Eileen – zapytał wizytator, 

background image

uśmiechając się całą szerokością swego pomarszczonego, 

ascetycznego oblicza. – Udało się przez ten rok zapoznać 

bliżej z osobą i dziełem tak umiłowanego przez siostrę 

Akwinaty?

 

Ależ on miał pamięć! Sprawiał wrażenie, jakbyśmy 

rozmawiali zaledwie wczoraj. Ostrożnie usiadłam na samym 

brzeżku krzesła, w każdej chwili gotowa do ucieczki. Drobny, 

szczupły duchowny zdawał się odtwarzać w swojej pamięci 

taśmę z rozmową sprzed roku, gdyż kiedy dałam mu 

niezrozumiałą, zmieszaną odpowiedź, kontynuował życzliwie:

 

- Czyli nie podjęła siostra mojej propozycji wydawania 

czasopisma o tematyce zakonnej. Przełożona generalna 

zdradziła mi natomiast, że poleciła siostrze wydanie książki. 

Mam nadzieję, że wkrótce otrzymam jej manuskrypt, gdyż 

pewnie potrzebne będzie biskupie imprimatur. Muszę 

przyznać, że pomysł mi się podoba, gratuluję.

 

Patrzyłam na niego bez słowa. Czyżby potrafił tak 

dobrze ukrywać swoje myśli i odczucia – czy też matka 

generalna nie powiedziała mu, w jaki sposób doszło do 

podjęcia tej decyzji?

background image

 

W rzeczy samej, nie przejmując się zbytnio moim 

zmieszanym milczeniem, mówił dalej:

 

- Właśnie dominikanki powinny głosić Chrystusa na 

wszelkie możliwe sposoby. I sama siostra widzi, że 

wykorzystuje się talenty, zamiast je zakopywać. To także 

przynależy do zadań misyjnych waszego zgromadzenia. 

Dobrze, że przełożeni pomyśleli o zleceniu siostrze tego 

obowiązku.

 

Spuściłam szybko oczy – nie, matka Dominica niczego 

nie zdradziła, nie powiedziała ani słowa na temat tego, co 

swego czasu zdarzyło się w kapitularzu. W sercu poczułam 

wobec niej wdzięczność, nie mogąc prawie uwierzyć swemu 

szczęściu. Tymczasem monsignore usiadł nieco wygodniej na 

krześle i złożył ręce, jakby miał zamiar pogrążyć się w 

rozmyślaniu i nie potrzebował moich odpowiedzi.

 

- Siostro Eileen, powiedziała mi siostra przed rokiem, że 

myśl o misjach nie odegrała żadnej znaczącej roli w momencie 

podejmowania decyzji o wstąpieniu do zgromadzenia. Przed 

chwilą rozmawiałem z jedną ze współsióstr, która wiązała 

wielkie nadzieje z pracą misyjną. Myślę, że nie naruszam w 

background image

tym wypadku tajemnic duszy. Siostra pewnie wie o 

wszystkim?

 

Dobrze, że nasza rozmowa dotknęła tematu Gratii. 

Zaraz odetchnęłam.

 

- Zgadza się, czcigodny księże. Chce bardzo udać się do 

Hongkongu i wydaje mi się, że w całym konwencie nie ma 

bardziej gorliwej misjonarki.

 

Uśmiechnął się poruszony taką wylewnością i łatwo 

domyślił bliskości serc.

 

- Możliwe, że tak jest – ale niestety, roztropność nie 

pozwala nam na to, aby posłać siostrę Gratię na misje. Jej 

delikatne zdrowie nie zniosłoby trudów tej pracy – poza tym 

nie poznała jeszcze głębin swojej duszy – jest stworzona do 

kontemplacji. Czy też może jest siostra innego zdania?

 

Zdumiałam się – czyżby się ze mnie nabijał? Nie, on 

naprawdę liczy się z moim zdaniem, jakaż znajomość ludzkiej 

natury! Oczy rozpromieniły mi się radością.

 

- Wielebny księże, dopiero dzięki Gratii pojęłam, co to 

jest medytacja. To jej zawdzięczam, że chwile porannego 

rozmyślania stały się dla mnie – proszę wybaczyć moją 

background image

zbytnią wylewność – prawdziwym klejnotem od Boga, bez 

którego nie mogę się już obejść.

 

- Tak, to bardzo ważne dla osób, które mają być kiedyś 

aktywne. Co do siostry Gratii, to sprawa wygląda w ten 

sposób, że resztę życia będzie musiała spędzić tutaj – nie 

usuniemy jej z klasztoru. Coś takiego zdarza się jedynie w 

wypadku niebezpiecznej, zakaźnej choroby i w interesie 

zdrowia pozostałych sióstr. Ale o tym siostrze wiadomo?

 

Zaczerwieniłam się. Czyżby dysponował szóstym 

zmysłem? Właśnie tym się martwiłyśmy, a ja w duszy 

złorzeczyłam wszystkim przełożonym zakonnym, którzy mieli 

zamiar odsyłać chore siostry do domu.

 

- Tak, monsignore. Słysząc o zwolnieniach w świecie z 

powodu choroby, czasami zapytywałam siebie, czy dałoby się 

tego uniknąć. Cieszę się, że siostrze Gratii oszczędzono tego 

bólu.

 

Wizytator spuścił wzrok, a jego drobne, szczupłe palce 

przewracały leżące na stole luźne kartki papieru, jak gdyby 

czegoś szukając. Czyżby wystawiał mnie teraz na próbę?

 

- Proszę mi wierzyć, siostro, że roztropni przełożeni 

background image

zastanawiają się nieraz nad podjęciem takiego kroku. Nie jest 

on także aktem samowoli, lecz konieczną i zaakceptowaną 

przez władzę kościelną decyzją. Nikt nie byłby zadowolony, 

gdybyśmy lekkomyślnie pozostawiali w konwencie ciężko 

chore siostry mogące narazić na szwank zdrowie pozostałych 

zakonnic. Również i dla samych zainteresowanych jest 

znaczną ulgą, że w cierpieniu nie muszą być związane regułą 

zakonną.

 

Było to zrozumiałe, ale i tak jedna myśl nie dawała mi 

spokoju. Powiedziałam więc:

 

- Czy ktoś, kto ciałem i duszą czuje się powołany do 

życia zakonnego, nie załamie się, będąc zmuszonym 

podporządkować się takiej decyzji?

 

Milczał przez chwilę, po czym odparł:

 

- Myślę, że dopiero wtedy widać, czy taka osoba 

nauczyła się w klasztorze wyrzeczenia samego siebie! Poza 

tym orientuje się siostra pewnie, że po powrocie do zdrowia 

zakonnica ma szansę na ponowne wstąpienie. Natomiast jeśli 

zachoruje siostra profeska, to oczywiste, że nawet w wypadku 

najcięższej choroby nie ma mowy o zwolnieniu. Wtedy, 

background image

podobnie jak w rodzinie, trzeba dzielić radości i smutki, 

choroby i cierpienia. Tylko dokąd kandydatka przechodzi 

okres próby i przygotowania, utrata zdrowia może być 

powodem – oczywiście zachowując delikatność w obejściu i 

miłość – odesłania jej do życia w świecie.

 

Odsunął na bok leżące przed nim papiery.

 

- Ale jak już powiedziałem, w wypadku wspomnianej 

współsiostry sprawy się mają na szczęście nieco inaczej. Mogę 

sobie nawet wyobrazić, że z tym większą radością zniesie swój 

los niemożności wyjazdu na misje, jeśli kiedyś dane jej będzie 

przeżyć, gdy inna siostra, która dotąd niechętnie myślała o 

pracy poza krajem, zrobi to w jej miejsce.

 

Podniósł się energicznie z miejsca.

 

- Ale to jest sprawa łaski, której nikt nie może wymusić. 

Cieszy mnie, siostro Eileen, że ma siostra właściwe pojęcie o 

życiu zakonnym.

 

Skąd ten wniosek? Nieco zakłopotana wstałam również 

– rozmowa dobiegła końca. Nagle odwróciłam się z 

powrotem.

 

- Monsignore – proszę mi udzielić błogosławieństwa.

background image

 

- Chętnie!

 

Uklękłam, a on oszczędnym, surowym gestem sprosił 

na mnie pełnię darów Trójcy Świętej. Musnęło mnie serdeczne 

spojrzenie jego zwykle tak przenikliwych, trzeźwych oczu. 

Kryła się w nich zachęta – do czego? Zdumiona swoją własną 

reakcją wyszłam na korytarz, nie wiedząc wtedy nawet, skąd 

mi się to wzięło, że poprosiłam go o błogosławieństwo. Do 

czego potrzebowałam siły, wiem dopiero dzisiaj, kiedy kończę 

sporządzanie moich zapisków.

 

Wieczorem tego bogatego w wydarzenia dnia znowu 

zobaczyłyśmy wizytatora. Odprawił dla nas krótkie 

nabożeństwo misyjne i wygłosił krótką homilię. Wydawało mi 

się, że pośrednio zwraca się w niej do siostry Gratii i do mnie. 

Swoim wyglądem diametralnie różnił się od ojca Donatusa. 

Drobny, szczupły, prawie niewidoczny – a przecież płonący 

gorliwością. Chciałabym powtórzyć tylko te słowa z jego 

przemowy, które dotknęły mnie najbardziej – chodziło o 

misje:

 

- Gdybyście mnie zapytały, drogie siostry, czego 

najbardziej potrzebuje misjonarz w Azji czy też w innej części 

background image

świata, to z pewnością nie wymienię w pierwszym rzędzie 

niezbędnego ekwipunku ani trzosa z koniecznymi dewizami 

mającymi pomóc w sfinansowaniu budowy stacji misyjnej, ani 

też pomocy humanitarnej innych krajów oraz Papieskiego 

Dzieła Misyjnego. Choć to wszystko jest ważne, 

najistotniejsze i najważniejsze dla misjonarza jest i pozostaje 

umiłowanie dusz. Jedynie z tą miłością wysłał nasz Pan 

swoich apostołów, kiedy powiedział, aby nie brali w drogę 

dwóch sukien, dwóch par sandałów ani trzosa z pieniędzmi. W 

drogę ruszyli w Jego imię i w Jego miłości. Dlatego też proszę 

was, czcigodne siostry, abyście nigdy nie nabrały błędnego 

przekonania, że wasze współsiostry, pracujące aktywnie na 

misjach i dokonujące tam rzeczy zdumiewających, są lepszymi 

narzędziami w ręku Boga niż te, które muszą pozostać tutaj, w 

klasztorze.

 

W tym momencie dostrzegłam, że patrzy na Gratię. Ona 

pochyliła się ku przodowi, jak gdyby musiała odczytać 

następne słowa z jego warg. Patrzył na nią, kończąc zaczętą 

myśl:

 

- Kiedy więc którejś z sióstr wypadnie przez całe życie 

background image

pełnić tutaj, przy ołtarzu, straż modlitewną – w duchu gorącej 

miłości ku pracy misyjnej, lecz nie przykładając do niej 

bezpośrednio ręki – bądźcie pewne, że przez ten cały czas 

może dokonać znacznie więcej, niż komukolwiek z nas 

mogłoby się wydawać. Mała święta Teresa nie wyjechała 

nigdy na misje, a przecież Ojciec Święty uczynił ją patronką 

dzieła misyjnego – właśnie z powodu wielkiej miłości do dusz. 

Jeśli więc miłość jednej współsiostry będzie rozsiewała iskry, 

które zapalą świat, będzie to jedno z największych dzieł, 

których może dokonać dla Królestwa Bożego. Nie da się tego 

siania ziaren miłości odłączyć od prawdy, lecz trzeba się nimi 

dzielić, aby być szczęśliwym.

 

I w tym miejscu – kiedy poruszona patrzyłam przed 

siebie, ponieważ serce zabiło mi mocniej – nagle zmienił ton i 

w przypływie dobrego humoru dodał:

 

- Niech jednak żadna z was nie odniesie błędnie moich 

słów do apostolatu dobrych czynów, pisząc w następnym liście 

do domu, że nie jest już konieczne składanie ofiar 

materialnych, gdyż najważniejsza jest miłość. Nie, moje 

siostry – przypominam wam o tym, że Pan kilkakrotnie 

background image

nakarmił głodnych, ale najpierw połamał się z nimi chlebem 

słowa Bożego. Święty apostoł Jakub z chłodną i sceptyczną 

rzeczowością stwierdza, że na nic się nie przyda, jeśli ktoś do 

nie mającego odzienia lub codziennego chleba – powie, „idź w 

pokoju, ogrzej się i najedz do syta”, a nie da mu tego, czego 

koniecznie potrzebuje dla ciała. Tak więc jedno jest istotne, 

podobnie jak i drugie. Musimy więc zgodzić się ze świętym 

Pawłem, że bez miłości niczym są nawet największe dzieła 

miłosierdzia co do ciała. Miłość ma pierwszeństwo we 

wszystkim.

 

Kolejny więc raz wyrażam moją radość z tego, że ta czy 

inna siostra składa Bogu w ofierze przewyższającą wszystko 

miłość, i proszę was, abyście w tym duchu nigdy nie mówiły i 

nie myślały wyniośle o zakonach kontemplacyjnych. W 

waszej rozmównicy, drogie siostry, wisi bogaty w symbole 

obraz Marii i Marty. Nie rozdzielajcie ich samowolnie, gdyż 

przynależą do siebie, służąc Panu, każda na swój sposób. 

Niechaj mi będzie wolno udzielić wam błogosławieństwa w 

imieniu naszego biskupiego pasterza!

 

Siostry uklękły. Milcząc, spojrzałam ku siostrze Gratii. 

background image

Jej policzki były wilgotne, ale twarz uśmiechnięta. Poczułam 

wielką ulgę, jak gdybym znała już rozwiązanie wszystkich jej 

trosk. Na razie jednak trzymałam je w sercu.

 

Dopiero kiedy byłyśmy same, w naszej przytulnej, 

małej celi, odwróciłam się do niej i powiedziałam:

 

- Siostro, już ostatni raz łamię nakaz milczenia. Nie 

odzywaj się też ani słowem, żebyś nie musiała oskarżać się 

podczas kapituły. Gratio – jutro poproszę przełożoną 

generalną, aby mnie przygotowano na wyjazd do Hongkongu.

 

Moja współsiostra uniosła się powoli na łóżku i w 

świetle księżyca zobaczyłam, że błyszczą jej oczy. Chciała coś 

powiedzieć, ale tylko zadrżały jej wargi. Nagle wstała, 

podeszła do mnie i pocałowała w czoło, obejmując mocno 

rękami moją głowę.

 

- Amen! – wyszeptała uszczęśliwiona. W jej wypadku 

nie było to wykroczenie przeciwko regule, lecz modlitwa, a w 

klasztorze zawsze można się modlić. Później, spędzając razem 

rekreację, wyraziłam jej moje uznanie, że tak chętnie 

pogodziła się ze swoim losem. Kolejny raz w jej oczach 

zamigotało to światło, które zwykło się w nich pojawiać, gdy 

background image

widziało się ją pogrążoną na modlitwie w kaplicy.

 

- Siostro – powiedziała bez patosu – w życiu każdego z 

nas są chwile, w których prosi się Ojca, aby odsunął czekający 

kielich, ale jeśli nie jest to możliwe, niech się dzieje Jego 

wola.

 

Zrozumiałam, że Gratia znalazła drogę pełnego 

zjednoczenia z Panem i zachowa pokój serca, cokolwiek się 

stanie...

 

Ostatnie akapity moich notatek zapisuję trzy dni przed 

złożeniem moich pierwszych ślubów zakonnych. Minęło sporo 

czasu. Przez dwa lata intensywnie przygotowywałam się do 

wyjazdu na misje. Zaraz po tym, jak w tym uroczystym dniu 

ozdobi się nam welon wieńcem róż, już jako profeski, razem z 

siostrami Betty, Dolly i Mary Clara, zajmiemy miejsca w 

samolocie relacji Chicago–Hongkong. Wraz z nami polecą 

filmowcy, gdyż wszystko troskliwie przygotowano, aby 

powstał prawdziwy i rzetelny film o tematyce misyjnej. Mary 

background image

Clara zagra w nim jedną z głównych ról. Dowiedziała się o 

tym dopiero wczoraj i przyjęła tę wiadomość zupełnie 

spokojnie. Ostatnie lata trudziła się nad tym, aby pozbyć się 

przerośniętej ambicji. Dlatego też zasłużyła sobie na tę 

niespodziankę. Aż do końca gotowa była pracować na misjach 

jako prosta misjonarka prowadząca dziecięcy chór. A ja? Cóż, 

zostawiam moją książkę. Biskup ją przejrzy, a potem niech 

opowie ona czytelnikom o moich przygodach. Mój szef musiał 

się pogodzić z faktem, że nigdy jej nie opublikuje. Przyjechał 

nawet do St. Mary, aby przekonać się o tym, że pozostaję w 

klasztorze, kierując się powołaniem. Nie poznawałam go. Był 

jak ogłuszony. Przegrał na całej linii. Potem jednak zdobył się 

na wspaniałomyślny gest: obiecane mi honorarium ofiarował 

jako „pokutę” na rzecz naszej misji. Opuścił klasztor 

poruszony i zamyślony.

 

A co ze mną? Czy obrałam właściwą drogę? Mogę tylko 

ciągle powtarzać: jestem szczęśliwa. Do mojego bagażu 

zalicza się także niewielka książeczka z cytatami ulubionego 

dominikańskiego świętego: Tomasza z Akwinu. Jeden z nich, 

background image

ten, który tak mnie zafascynował już przy moim 

„nieproszonym” wstąpieniu do konwentu, wieńczy jej 

pierwszą stronę i całe moje życie: „Największym 

dobrodziejstwem, jakie można wyświadczyć człowiekowi, jest 

odwiedzenie go od błędu i poprowadzenie ku prawdzie”.

 

Dopiero pełnia prawdy doprowadziła mnie ku pełni 

miłości...

 

background image

 


Document Outline