Zapach żółtych róż ebook

background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com

.

background image

KRONIKI PORTOWE

Sherryl Woods

Zapach żółtych róż

Przełożył:

Janusz Maćczak

background image

O autorce

Sherryl

Woods,

mocno

zakorzeniona

w amerykańskim Południu, napisała ponad 100
powieści, z których wiele osadzonych jest w tej
wyjątkowej scenerii – w jej rodzinnej Wirginii, na
Florydzie, gdzie się osiedliła, bądź w ukochanej
przez

nią

Karolinie

Południowej.

W swych

książkach autorka szczególnie upodobała sobie
małe miasteczka. Akcja jej najnowszej serii rozgry-
wa się na wybrzeżu zatoki Chesapeake, w regionie
nieodległym od jej domu w Wirginii i równie dro-
gim jej sercu. Jeden z kuzynów Sherryl Woods jest
współautorem ustawy mającej chronić środowisko
naturalne tego rozległego ujścia rzeki.

Sherryl Woods jest członkinią stowarzyszeń pis-

arskich Novelists Inc., Sisters in Crime oraz Ro-
mance Writers of America. Dzieli swój czas pom-
iędzy letni dom jej dzieciństwa nad rzeką Potomac
w Colonial Beach w Wirginii oraz stojący na
brzegu oceanu dom z widokiem na latarnię morską
w Key Biscayne na Florydzie. Jak mawia: „Nie lub-
ię przebywać w miejscach, gdzie w zasięgu wzroku
nie ma żadnego zbiornika wodnego”.

background image

Opinie o książkach Sherryl

Woods

„Woods jest mistrzynią opowieści wzruszających

i chwytających za serce”.

Publishers Weekly o „Seaview Inn”

„Frapująca lektura… Książka Woods wykracza

ponad poziom doraźnej anegdoty i snuje ponadcza-
sową opowieść o zbawczej mocy przyjaźni”.

Publishers Weekly o „Mending Fences”

„Ta wielowątkowa, nasycona emocjonalnie pow-

ieść wskrzesza atmosferę małego miasteczka na
południu Stanów i porusza kilka bardzo istotnych
kwestii”.

Library Journal o „A Slice of Heaven”

„Książki Sherryl Woods to intrygujące i pogodne

romanse”.

– Jayne Ann Krentz

„Najnowsza powieść Woods z jej wiarygodnymi

bohaterami, wspaniałymi dialogami i zajmującymi

background image

konfliktami z pewnością zadowoli fanów i zyska
autorce wielu nowych czytelników”.

Publishers Weekly o „A Slice of Heaven”

„Pisarstwo

Sherryl

Woods…

odznacza

się

wyjątkowym

ciepłem,

dowcipem,

czarem

i inteligencją”.

– Heather Graham

„Sherryl Woods obdarza swoich bohaterów

głębią i intensywnością uczuć oraz stosowną dozą
humoru”.

Romantic Time BOOKreviews

„Sherryl Woods to wyjątkowo utalentowana pis-

arka, głęboko wnikająca w tajniki ludzkiej duszy –
czego dowodzą wszystkie jej książki”.

– Carla Neggers

„Woods… słynie z tego, że często nasyca swoje

czarujące powieści niepowtarzalnym klimatem
południa Stanów”.

Library Journal

5/48

background image

Drogie Przyjaciółki!

Zapraszam ponownie do Chesapeake Shores na

spotkanie z rodziną O'Brienów. Jej członkowie,
choć połączeni silnymi więziami uczuciowymi, są
jednak ze sobą skonfliktowani i mieszkają w róż-
nych zakątkach Stanów. Jeśli przeczytałyście
„Smak marzeń”, to wiecie, ile wysiłków kosztowało
doprowadzenie

do

ich

wspólnego

spotkania.

Gorąco pragnę, by doszło do zjednoczenia tej
rozbitej rodziny.

Tym razem poznacie bliżej drugą z trzech sióstr,

Bree, która rozpoczęła błyskotliwą karierę jako
dramatopisarka

zaangażowana

w regionalnym

teatrze w Chicago. Teraz jednak wróciła do Ches-
apeake Shores ze złamanym sercem i zranioną
duszą. Lecz ten powrót do rodziny i przyjaciół
okazał się mniej idylliczny, niż się spodziewała.
Aby odzyskać nadzieję na przyszłość, Bree musi
bowiem stawić czoło swej przeszłości.

Z pewnością każdy pragnąłby przeżyć młodość

tak wspaniałą, burzliwą i bogatą w miłosne przy-
gody, jaka była udziałem architekta krajobrazu
Jake'a

Collinsa.

Jednakże

zapewne

niewielu

background image

chciałoby doświadczyć takich kłopotów i komp-
likacji, które doprowadziły do rozstania Jake'a
i Bree.

Teraz oboje z trudem usiłują ponownie odnaleźć

drogę do siebie nawzajem. Jednocześnie Megan
i Mick O'Brienowie, rodzice Bree, starają się
uzdrowić własny powikłany związek, bacznie ob-
serwowani przez pozostałych członków rodziny.

Mam nadzieję, że z przyjemnością poznacie

również innych mieszkańców Chesapeake Shores.
Cieszcie się odwiedzinami w tej uroczej nadmor-
skiej miejscowości i już zawczasu pomyślcie o kole-
jnych wizytach. Będziecie tam zawsze bardzo mile
widziane.

7/48

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Bree O'Brien zanurzyła palce w tłustej czarnej

glebie, wzięła pełną jej garść i podniosła do nosa,
wdychając zapach. Właśnie to było rzeczywiste,
a nie ten płytki, powierzchowny świat, w którym
z trudem usiłowała wywalczyć sobie pozycję przez
ostatnich sześć lat. Lubiła się zajmować ogrodem.
Aby rośliny rozkwitły, trzeba je podlewać, nawozić
i otoczyć czułą troską, czyli wykonywać czynności
proste i zrozumiałe – w przeciwieństwie do wys-
tawienia sztuki teatralnej. Widok gustownie dobra-
nych kwiatów w wazonie ma zadowolić tylko tego,
kto akurat na nie spojrzy, a nie całą salę wymaga-
jącej

i z reguły

krytycznie

nastawionej

publiczności.

Bree z ulgą przyjęła zaproszenie od swojej

starszej siostry Abby na uroczyste otwarcie pens-
jonatu „Pod Orlim Gniazdem”, należącego obecnie
do najmłodszej z trzech sióstr, Jess. Stało się ono
bowiem doskonałym pretekstem do ucieczki z Ch-
icago, gdzie jej najnowsza sztuka została wręcz
zmiażdżona przez krytyków i spadła z afisza zaled-
wie po tygodniu. W ciągu minionych sześciu lat

background image

jedna z jej sztuk odniosła triumf na deskach
tamtejszego regionalnego teatru, a dwie następne
poniosły finansową i artystyczną klęskę.

Zapewne niektórzy dramaturdzy byliby szczęśliwi

z takiego bilansu i choćby tylko jednego sukcesu –
nawet odniesionego gdzieś na prowincji, z dala od
Broadwayu. Jednak Bree pragnęła czegoś więcej.
Miała

nadzieję

dorównać

Neilowi

Simonowi,

Noelowi Cowardowi… do diabła, nawet Arthurowi
Millerowi! To było oczywiście po jej pierwszym tri-
umfie, kiedy przepełniała ją pycha i zarozumiała
pewność siebie. Uważała, że ma zmysł komediowy
Simona, dowcip Cowarda i olśniewający talent
dramaturgiczny Millera, a opinie kilku krytyków
utwierdziły ją w tym mniemaniu.

Tym większe przeżyła upokorzenie, gdy jej druga

sztuka zyskała jedynie letnie pochwały i utrzymała
się na scenie tylko przez miesiąc. Teraz zaś trzecia
została zmiażdżona przez tych samych krytyków,
którzy wcześniej wysławiali talent młodej drama-
topisarki. Jej pierwszą sztukę nagle zaczęto nazy-
wać szczęśliwym trafem i uznano, że Bree O'Brien
w wieku

dwudziestu

siedmiu

lat

jest

już

skończona.

Na szczęście nikt z rodziny nie przyjechał na

premierę i nie był świadkiem jej upadku ani nie

9/48

background image

czytał druzgocących krytyk. Bree nie zniosłaby po-
cieszeń rodziców czy rodzeństwa. I tak przeżyła
najbardziej upokarzający moment w życiu, gdy
podczas przyjęcia po premierowym przedstawieniu
reżyser – zresztą jej kochanek – na oczach całego
zakłopotanego zespołu aktorskiego odczytywał jed-
ną po drugiej zjadliwe recenzje, a potem zmiął gaz-
ety i cisnął je do kosza.

W owym czasie sądziła, że zdoła wykrzesać

z siebie dość wiary i optymizmu, by usiąść przed
komputerem i spróbować jeszcze raz. Teraz jednak
była szczęśliwa, że wróciła w znajome strony, do
Chesapeake Shores, gdzie rodzina rozpieszcza ją
z miłości, a nie dlatego, by jej wynagrodzić za-
wodową klęskę. Stęskniła się za pogawędkami z si-
ostrami, zażartą grą w dwa ognie, nieustannymi
przekomarzaniami z jej bratem Connorem i jego
kumplami – a także za swymi siostrzenicami,
córeczkami Abby.

Pragnęła znowu się znaleźć w rodzinnym domu,

w swoim dawnym pokoju, gdzie niegdyś prowadz-
iła pamiętnik oraz pisała sztuki wyłącznie dla włas-
nej satysfakcji.

Jeszcze bardziej zależało jej na tym, by oddalić

się od Martina Demminga, uznanego dramaturga
i reżysera, który od pewnego czasu był jej

10/48

background image

mentorem i kochankiem. Ostatnio jednak przestało
się między nimi układać. Być może Bree stała się
przeczulona i nadmiernie drażliwa, ale odnosiła
wrażenie, że Martin czerpie złośliwą satysfakcję
z jej porażki.

Tak więc klęczała teraz w ogrodzie babci i wyry-

wała chwasty, a gorące promienie słońca padały
na jej nagie ramiona, posmarowane kremem
ochronnym. Po raz pierwszy od wielu miesięcy
opadło z niej napięcie i odczuwała zadowolenie
z siebie i swego życia, pomimo niepowodzeń, jakie
ostatnio ją spotkały.

Uświadomiwszy to sobie, znieruchomiała i west-

chnęła cicho. Czy naprawdę zostawiła na dobre
Chicago, teatr, pisarstwo, Marty'ego? Czy rzeczy-
wiście porzuciła na zawsze ten świat, który jeszcze
tak niedawno był dla niej wszystkim? Czy nieod-
wołalnie z niego zrezygnowała? Uciekła i nigdy już
nie będzie wieść życia, o jakim zawsze marzyła?
A może tylko leczy rany, a potem znowu wróci na
pole bitwy i podejmie walkę?

Pojęła raptem, że to istotnie jest pole bitwy, na

którym czyha na nią aż nazbyt wielu potencjalnych
wrogów – producent, reżyser, aktorzy, krytycy
i publiczność. Czasami wszystko to układa się
w harmonijną całość, ale kiedy indziej wybucha

11/48

background image

zaciekły

bój,

w którego

trakcie

starannie

wycyzelowane przez nią słowa, sceny i motywacje
są rozrywane na strzępy przez nieprzyjaciół,
uważających, że znają się na teatrze lepiej od niej.

Usiadła na ziemi i znowu westchnęła ciężko, lecz

po chwili jej posępne rozmyślania przerwał nieco
gderliwy głos babci.

– Wyrwałaś trzy moje floksy. Może powiedz, co

cię gnębi, zanim zrujnujesz mi cały ogród.

Bree podniosła wzrok na drobną starą kobietę

w słomkowym

kapeluszu,

jaskraworóżowych

ogrodniczkach i bluzie. Babcia stała z rękami ws-
partymi na biodrach. Potem dziewczyna przeniosła
wzrok na ciemnofioletowe kwiaty, leżące na ziemi
pośród wyrwanych chwastów.

– Zachowały korzenie. Wsadzę je z powrotem do

ziemi i dodatkowo podleję. Nie martw się, dojdą do
siebie.

– Czy możesz to samo powiedzieć o sobie? – spy-

tała babka, przyglądając się jej przenikliwie. – Ty
też dojdziesz do siebie?

Dziewczyna odwróciła wzrok i zajęła się ratow-

aniem floksów.

– Mam

trochę

zmartwień

wymamrotała

wymijająco.

12/48

background image

Z całej rodziny jedynie babcia naprawdę ją rozu-

miała i domyślała się jej kłopotów.

– Właśnie widzę – stwierdziła. – Powinnaś się

nimi z kimś podzielić. Na pewno przynajmniej
trochę by ci ulżyło. Jeżeli nie chcesz zwierzyć się
mnie, pójdź do pensjonatu i porozmawiaj z Jess.
Albo zadzwoń do Abby. Z radością zabierze cię na
lunch i pokaże swoje nowe biuro w Baltimore. Mo-
głybyście pogawędzić od serca.

– Jess ma pełne ręce roboty i nie chcę jej za-

wracać głowy moimi problemami. Abby też jest
teraz bardzo zajęta. Zaręczyła się z Trace'em
i niemal codziennie dojeżdża do Baltimore. Ledwie
znajduje czas dla siebie i córeczek, więc nie chcę,
żeby traciła go dla mnie.

– Nonsens! Każda z nich chętnie cię wysłucha. To

przecież twoje siostry. Dla O'Brienów rodzina jest
zawsze najważniejsza i trzymamy się razem bez
względu na wszystko.

Bree niełatwo przychodziło w to uwierzyć po tym,

jak przed piętnastoma laty matka porzuciła ich
i wyjechała do Nowego Jorku, nie mogąc dłużej
znieść nieustannych służbowych wyjazdów ojca
i zaniedbywania przez niego rodziny. Odtąd babcia
opiekowała się pięciorgiem dzieci i nakłaniała je,
by nie chowały w sercu urazy do Megan. Lecz Bree

13/48

background image

i jej rodzeństwo byli wówczas zbyt młodzi, by pojąć
pobudki matki, i nie potrafili jej wybaczyć.

Ostatnio jednak Bree zauważyła, że ojciec czyni

starania, by się do nich zbliżyć. Mick O'Brien
odłożył realizację swojego projektu architekton-
icznego

w Kalifornii,

by

uczestniczyć

w uroczystości otwarcia pensjonatu Jess, chociaż
wkrótce potem znowu wyjechał z Chesapeake
Shores. Nawet matka się zjawiła na przyjęciu. Bree
musiała przyznać, że miło było mieć w domu przez
kilka dni całą rodzinę – z wyjątkiem jej brata Kev-
ina, któremu służba wojskowa w Iraku uniemożli-
wiła przyjazd. Przypomniało jej to dawne czasy
rodzinnej harmonii, zanim Mick stał się sławnym
architektem i urbanistą, i zaczął jeździć służbowo
po całym świecie.

Wiedziała,

że

jeśli

zwierzy

się

ze

swych

zmartwień bliskim, to zrobią wszystko, by podnieść
ją na duchu i udzielić jej pożytecznych rad. Wolała
jednak tego uniknąć i uznała, że będzie lepiej, jeśli
sama podejmie decyzje co do swej przyszłości
i postara się wcielić je w życie, zamiast się użalać
nad sobą albo zwalać swoje kłopoty na głowę sio-
strom, babci czy komukolwiek innemu. Jak zawsze
potrzebowała

spokoju

i wyciszenia,

by

móc

odnaleźć własną drogę.

14/48

background image

– Może później zadzwonię do Jess albo Abby –

odpowiedziała babci. – Teraz pójdę do kuchni
i przygotuję dla nas lunch. Moglibyśmy zjeść go na
dworze, nawet na plaży. – Nagle ogarnęła ją
tęsknota za przeszłością. – Pamiętasz, jak urządza-
łaś dla nas pikniki, kiedy byliśmy dziećmi?
Rozkładaliśmy koc na piasku i spędzaliśmy nad za-
toką całe popołudnie.

– A ty zawsze narzekałaś, że jest za duży upał,

a piasek wpada ci do jedzenia – zauważyła babcia
z rozbawieniem.

– Zapomniałam o tym – zaśmiała się Bree. –

Dobrze, wobec tego zjemy na werandzie. Nie ma
tam piasku i wieje chłodna bryza.

– Właściwie mam teraz zebranie w kościele –

rzekła babcia przepraszającym tonem. Przyjrzała
się wnuczce. – Ale mogę je odwołać, jeśli chcesz
porozmawiać.

– Nie, dziękuję, poradzę sobie. Może przespacer-

uję się do miasta na zakupy, a potem zjem lunch
w barze Sally.

– W takim razie pozdrów ją ode mnie i przynieś

mi jej rogalik z malinami. Są przepyszne.

– Powtórzę jej to – obiecała Bree. – Niewątpliwie

ucieszy ją pochwała z twoich ust.

15/48

background image

– Więc idź i postaraj się trochę rozerwać, tak

abyś wróciła uśmiechnięta. Martwi mnie, kiedy
widzę cię przygnębioną.

Szczera troska babci sprawiła, że do oczu Bree

napłynęły łzy wzruszenia. Wiedziała, że zawsze
może liczyć na jej życzliwość i radę, i niewiele
brakowało, by natychmiast wylała z siebie wszys-
tkie żale.

Opanowała się jednak i zmusiła do uśmiechu.
– Muszę po prostu rozwiązać kilka spraw. Nie

masz się czym przejmować.

Wiedziała, że z łatwością mogłaby ulec pokusie

i zanurzyć się w tej rodzinnej atmosferze miłości
i akceptacji, zapominając o swych marzeniach.
Choć z drugiej strony, być może pora już zrewid-
ować te marzenia. Bree, jak wszyscy O'Brienowie,
była

nadzwyczaj

uparta,

jednak

tym

razem

naprawdę się zastanawiała, czy nie powinna
zrezygnować, poszukać sobie innych celów i za-
cząć wszystko od nowa.

Gdybyż tylko miała choćby mgliste pojęcie, jakie

to mogłyby być cele…

Mick O'Brien stał na rogu nowojorskiej ulicy,

próbując zebrać się na odwagę i zatelefonować do
kobiety,

którą

znał

przez

większość

swego

16/48

background image

dorosłego życia. Na litość boską – pomyślał – prze-
cież Megan to moja była żona i zadzwonienie do
niej nie powinno być trudniejsze, niż stawienie
czoła wrogo nastawionej komisji budownictwa
i planowania

przestrzennego,

co

robiłem

wielokrotnie.

A jednak

teraz

nie

potrafił

opanować

zdenerwowania.

W końcu wyłączył komórkę i wszedł do barku ka-

wowego, przeklinając swoje tchórzostwo… a może
przede wszystkim pomysł, by po tylu latach
przyjechać do Megan do Nowego Jorku.

Ponowne spotkanie z nią podczas uroczystego ot-

warcia pensjonatu Jess na nowo obudziło w nim
dawne wspomnienia i uczucia. Kiedy ujrzał Megan
idącą ku niemu po plaży, wciąż dziewczęco
szczupłą, z rozwianymi na wietrze kasztanowymi
włosami, jego wieloletni zapiekły gniew i gorycz
rozwiały się w jednej chwili i przypomniał sobie
łączącą ich niegdyś miłość.

Podczas tego przyjęcia przeżyli nawet rzadką

chwilę prawdziwej harmonii. Kiedy powiedział
Jess, że nieprzyzwoicie drogi nowoczesny piec,
który kupił jej do wyposażenia kuchni pensjonatu,
jest prezentem od obojga rodziców, napięta,
lodowata

atmosfera

pomiędzy

Megan

i ich

17/48

background image

najmłodszą córką ociepliła się o kilka stopni. Do-
prowadzenie do zbliżenia pomiędzy tymi dwiema
tak bliskimi mu osobami sprawiło Mickowi satys-
fakcję, jakiej nie doświadczył od lat. Zirytował się
dopiero, gdy Megan przysłała mu czek, regulując
połowę należności za piec.

Chociaż od tego czasu widział się z byłą żoną

w Chesapeake Shores zaledwie kilkakrotnie, to
wystarczyło, by pojął bezsens dalszego upierania
się przy swej głupiej dumie, która przed laty
powstrzymała go przed błaganiem Megan, by od
niego nie odeszła. Teraz czuł, że ma jeszcze jedną
szansę i za wszelką cenę chciał ją wykorzystać.

Muszę

tylko

pokonać

ten

absurdalny

lęk,

pomyślał gorzko, popijając kawę i wpatrując się
w telefon komórkowy leżący na popękanym blacie
z laminatu. Raptem telefon zadzwonił.

– Halo – wyjąkał zaskoczony.
– Widziałeś się już z nią? – zapytała jego matka.
Mick zmarszczył brwi. Jakim cudem Nell O'Brien

zawsze wie, co on knuje? Przecież starał się
zachować tę eskapadę w tajemnicy przed całą
rodziną,

aby

nie

sprowokować

kłopotliwych

domysłów lub, co gorsza, zastrzeżeń, i zboczył do
Nowego Jorku w drodze powrotnej ze spotkań

18/48

background image

biznesowych w Seattle i Minneapolis. A jednak
matka, niczym jasnowidz, przejrzała jego zamysły.

– Nie wiem, o czym mówisz – odparł, by zyskać

na czasie.

– Przecież jesteś w Nowym Jorku, by zobaczyć się

z Megan – rzekła z przekonaniem. – Dowiedziałam
się w twoim biurze, że poleciałeś tam zaraz po za-
kończeniu zebrania w Minnesocie. Ponieważ nie
postawiłeś nogi w tym mieście, odkąd Megan się
tam przeprowadziła, a ostatnio, odkąd wyjechała
po otwarciu pensjonatu, snujesz się po całym domu
i tęsknie wzdychasz, po prostu dodałam dwa do
dwóch.

– Więc kiepsko liczysz – oświadczył. – Nie widzi-

ałem się z nią.

Nell się roześmiała.
– To tylko znaczy, że stchórzyłeś już na miejscu –

stwierdziła. – Pewnie siedzisz teraz w jakimś barze
i próbujesz zebrać się na odwagę, żeby się z nią
spotkać.

– Nie jestem w żadnym cholernym barze –

mruknął. Bóg go pokarał matką, która zawsze
czyta w nim jak w otwartej książce. – Dzwonisz
tylko po to, żeby mnie dręczyć czy masz też jakąś
inną sprawę?

19/48

background image

– Mam też inną sprawę, ale teraz pomyślałam

sobie, że powinniśmy porozmawiać o tym, co
robisz. Ty i Megan rozwiedliście się wiele lat temu.
Odeszła od ciebie, ponieważ zaniedbywałeś ją
i dzieci. Niestety, nic się nie zmieniło. Nadal więcej
czasu spędzasz poza domem niż z rodziną.

– Zauważ, że ta rodzina jest obecnie rozrzucona

po świecie.

– A ty zauważ, że jej członkowie znowu się tu po-

jawiają – odparowała. – Jednak ty wciąż biegasz
z jednej pracy do następnej.

– Może mógłbym trochę zwolnić – rzekł Mick

w zadumie.

– „Może”, „mógłbym”… Moim zdaniem pow-

inieneś być tego pewien, zanim wzbudzisz w tej
kobiecie nadzieje, by je potem znowu zniweczyć –
oświadczyła Nell.

Stropiony Mick przyznał jej w duchu rację, lecz

powiedział tylko:

– Słuchaj, mam tu sprawy do załatwienia, więc

powiedz, po co zadzwoniłaś.

Milczała przez chwilę.
– Zadzwoniłam, ponieważ martwię się o Bree –

powiedziała wreszcie.

– O Bree? – powtórzył zaskoczony. – A co się z nią

stało?

20/48

background image

– Nie zauważyłeś, że przez cały czas tutaj jest

cicha i przygaszona?

– Bree zawsze była cicha – stwierdził.
Istotnie, najbardziej lubiła się zamknąć w swoim

pokoju z piórem i notatnikiem albo z książką. Mick
ze wszystkich dzieci ją rozumiał najmniej. Nie mi-
ała otwartego usposobienia swego rodzeństwa.
Jeżeli nawet przeżywała dramaty nastolatki, to
odreagowywała je w swoim pisaniu, które ukry-
wała przed rodziną.

– To co innego – zaoponowała Nell. – I nie

wspomina ani słowem o powrocie do Chicago.
Czuję, że coś się tam wydarzyło. Musisz wrócić do
domu i zająć się swoją córką. Ona cię potrzebuje.

– Nie – odrzekł bez wahania. – Jeżeli kogoś po-

trzebuje, to ciebie. Zawsze najlepiej ją rozumiałaś.
Jeśli ty nie zdołasz nakłonić jej do zwierzeń, mnie
z pewnością się to nie uda.

– Myślę, że tym razem Bree potrzebuje nas

wszystkich – powiedziała Nell poważnym tonem.

Mick spochmurniał.
– Jeśli ten drań ją skrzywdził…
Urwał. Nigdy nie lubił Martina Demminga. Ten

arogancki sukinsyn był za stary dla Bree, a poza
tym nieraz wypowiadał się o niej lekceważąco
i protekcjonalnie.

Podczas

ostatniego

pobytu

21/48

background image

w Chicago Mick miał zamiar powiedzieć mu coś do
słuchu i powstrzymał go jedynie błagalny wzrok
córki.

Nell przerwała jego rozmyślania.
– Nie wiem nawet, czy to ma jakiś związek

z Martinem Demmingiem lub jej pracą. Musimy się
dowiedzieć, co ją trapi. Kiedy wrócisz do domu?

– To zależy – rzekł, wciąż myśląc o powodzie

swego przyjazdu do Nowego Jorku.

– Och, na litość boską! – rzuciła zniecierpliwiona.

– Albo zadzwonisz do Megan zaraz po tym, jak
skończymy rozmawiać, albo wsiadaj w samolot
i wracaj do domu. Jesteś tu potrzebny.

– Będę jutro z samego rana – przyrzekł.
Do diaska, jeśli wszystko pójdzie dobrze, to być

może uda mu się nawet przekonać Megan do
ponownej wizyty w Chesapeake Shores. Jeżeli Bree
naprawdę ma kłopoty, obecność matki może się
przydać.

Westchnął, gdyż wiedział, że sam się oszukuje.

To przede wszystkim on potrzebuje i zawsze po-
trzebował obecności Megan w domu. Skoro jednak
problemy ich średniej córki dostarczają mu
doskonałego pretekstu, nie zawaha się z niego
skorzystać.

22/48

background image

Jeden ze stolików w głębi baru Sally był niemal

stale zarezerwowany dla Jake'a Collinsa, Macka
Franklina i Willa Lincolna. Codziennie zasiadali
przy nim i zamawiali specjalność dnia. Dzisiaj był
to rogalik francuski z szynką i serem oraz sałatka
ziemniaczana, co Jake zauważył, zerknąwszy od
wejścia na czarną tablicę za kontuarem. Nagle ze
zdumienia stanął jak wryty. Nie wiedział, czy
bardziej zaskoczył go fakt, że ich stolik zajęto, czy
to, że osobą siedzącą przy nim z głową pochyloną
nad kartą dań jest Bree O'Brien.

Zdążył

tylko

zauważyć,

że

jest

ubrana

w turkusową letnią sukienkę, nagie ramiona ma
zaróżowione od słońca i wygląda na wyczerpaną.
Potem zawrócił błyskawicznie i wpadł prosto na
Macka. Nie zatrzymując się, ominął go i ruszył
dalej.

– Dokąd się wybierasz? – zapytał przyjaciel.
– Zjedzmy lunch u Brady'ego – rzekł Jake kat-

egorycznym tonem.

– Dlaczego?
– Ponieważ mam ochotę na kanapki z krabem

i piwo – rzucił niecierpliwie i nie oglądając się,
wypadł z baru.

Dopiero na ulicy przystanął i odetchnął głęboko.

Do diabła, ta dziewczyna nie może, ot tak sobie,

23/48

background image

zjawiać się przed nim po sześciu latach! I w dod-
atku nawet nie podniosła na niego wzroku. To po
prostu żałosne.

– Może mi powiecie, dlaczego obaj sterczycie na

zewnątrz? – zapytał Will, podchodząc do nich. Był
upalny lipcowy dzień, więc już wcześniej zdjął
krawat, a jego rano starannie wyprasowana spor-
towa koszula była teraz pognieciona. Niewątpliwie
marzył o tym, by jak najszybciej się znaleźć
w klimatyzowanym barze Sally.

– Nie mam pojęcia – odrzekł Mack, wzruszając

ramionami. – On najwyraźniej nabrał nagle chętki
na kraby.

Jake spostrzegł we wzroku przyjaciela błysk

rozbawienia. Tak to jest, kiedy spędzasz czas z ty-
mi samymi kumplami już od podstawówki. Niczego
nie mogli nawzajem przed sobą ukryć, a Will, ma-
jący doktorat z psychologii, z pewnością odgadnie
przyczynę jego rejterady z baru Sally.

Will westchnął.
– Zastanawiałem się, kiedy on się dowie, że Bree

jest w mieście.

– Najwyraźniej dowiedział się dopiero teraz –

stwierdził Mack.

Jake popatrzył na nich z wyrzutem.

24/48

background image

– Wiedzieliście, że ona tu przyjechała, i nie os-

trzegliście mnie?

– Sądziliśmy, że wyjedzie, zanim się na nią

natkniesz – przyznał Mack.

– Cóż, pewnie lepiej, że ją w końcu zobaczyłeś –

rzekł z zadumą Will. – Prędzej czy później musiało
do tego dojść.

– Naturalnie – przyznał Mack. – Przecież mieszka

tu jej rodzina.

– Przestańcie – burknął Jake. – Wcale nie chodziło

o Bree O'Brien. Po prostu nabrałem apetytu na
kraby.

– U Sally można zjeść całkiem smaczne kraby –

zauważył Will niewinnym tonem.

– Podobnie jak niemal wszędzie w tym mieście –

dodał Mack.

Jake miał już dosyć tej zabawy jego kosztem.
– Och, dajcie już temu spokój – warknął. – Jeżeli

tak wam zależy, żeby zjeść tutaj, zjemy tutaj. Ch-
ciałem po prostu jakiejś odmiany. Popadamy
w rutynę.

– I uświadomiłeś to sobie dopiero przed kilkoma

minutami? – spytał sceptycznie Will. – Jadamy
w barze Sally już od pięciu lat.

– Sześciu – mruknął Jake.

25/48

background image

Wszyscy trzej zaczęli się codziennie spotykać na

lunchu tuż po wyjeździe Bree z Chesapeake
Shores. Will i Mack usiłowali w ten sposób pod-
nieść Jake'a na duchu, choć nie znali szczegółów
tego, co się wydarzyło pomiędzy nim a tą dziew-
czyną. Jake bowiem nigdy nie poruszał tego tem-
atu. Wiedzieli jedynie, że ta para zerwała ze sobą
i ich przyjaciel cierpi – i tylko to się liczyło.

Starali się więc go rozerwać, jak potrafili, a że

obydwaj byli szczęśliwymi singlami, wyciągali go
do pubów i próbowali zainteresować innymi kobi-
etami. Najczęściej jednak to oni poznawali atrak-
cyjne partnerki i wychodzili z nimi, zaś Jake wracał
do domu sam, do pustego łóżka i mrocznych myśli.
Z czasem przywykł do samotności i pogodził się
z nią. Przynajmniej nie ryzykował, że ponownie
narazi się na takie cierpienie, jak po odejściu Bree,
nawet jeśli miałby przeżyć resztę życia jak pustel-
nik, przed czym stale ostrzegała go jego siostra
Connie.

Teraz Mack objął go przyjacielsko ramieniem.
– Pojedziemy do restauracji Brady'ego – zadecy-

dował i wszyscy trzej młodzi mężczyźni ruszyli do
jego SUV-a, który był zaparkowany bliżej niż
modny

zagraniczny

sportowy

wóz

Willa

26/48

background image

i jasnozielona

furgonetka

Jake'a

z napisem

ZAKŁADANIE I PIELĘGNACJA OGRODÓW.

27/48

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Bree usłyszała szmer szeptów gości przy sto-

likach. Podniosła głowę i zorientowała się, że wszy-
scy się w nią wpatrują, a potem pochwyciła wzrok
Sally, pełen osobliwej dezaprobaty.

– Co się dzieje? – spytała.
– Nie widziałaś go? – odpowiedziała pytaniem

Sally.

– Kogo?
– Jake'a.
Bree poczuła się, jakby dostała cios pięścią

w żołądek.

– Jake tu był?
– Przez dwie sekundy. Gdy cię zobaczył, natych-

miast wybiegł z baru.

– Och, Boże, nie miałam pojęcia.... – wyjąkała

Bree.

Przez sześć lat starała się nie myśleć o Jake'u,

a kiedy czasem jednak przypominała sobie o nim,
ogarniały ją przygnębienie i poczucie winy, choć
przecież nie zrobiła niczego złego. Teraz żachnęła
się w duchu na to łatwe samousprawiedliwienie,
gdyż, prawdę mówiąc, zawiniła wiele.

background image

Podniosła wzrok na Sally, usiłując się opanować

i zebrać myśli.

– Daj mi jeszcze chwilkę – poprosiła. – Zamówię

coś na wynos, ale chciałabym tu jeszcze trochę
posiedzieć, dobrze?

Sally już z łagodniejszą miną kiwnęła głową. Gdy

tylko odeszła, myśli Bree pobiegły natychmiast do
Jake'a i tragicznego wydarzenia, które w końcu ich
rozdzieliło.

Sześć lat temu zaszła w ciążę – o czym nie

wiedział nikt oprócz niego – i poroniła. Bywa, że
taka tragedia zbliża do siebie ludzi, lecz Bree
wykorzystała ją skwapliwie jako pretekst, by uciec
do Chicago i spróbować zrealizować swe marzenie
o karierze dramatopisarki, które jeszcze kilka dni
wcześniej wydawało się całkowicie nierealne.

Jake zareagował entuzjastycznie na wiadomość,

że zaszła w ciążę. Z zapałem zaczął snuć plany
ślubu, założenia rodziny i ich wspólnego życia.
Bree kochała go i w przyszłości zamierzała się
z nim związać, jednak nie podzielała jego radości.
Czuła się nieszczęśliwa i, co gorsza, schwytana
w potrzask.

I oto, zanim jeszcze zdołała zaakceptować fakt,

że urodzi dziecko – straciła je i, jakkolwiek ok-
ropnie to brzmi, poczuła się wolna. Natychmiast

29/48

background image

wyjechała do Chicago i czekającej tam na nią
pracy w teatrze, nie oglądając się za siebie.
Zostawiła Jake'a, by samotnie opłakiwał utratę nie
tylko dziecka, lecz również ukochanej dziewczyny
i swych najgłębszych marzeń.

Wprawdzie

początkowo

oboje

udawali,

że

wyjechała tylko na pewien czas, i nawet niekiedy
rozmawiali o wspólnej przyszłości, jednak dla Bree
szybko stało się jasne, że ich związek się skończył.
Przez kilka tygodni bezskutecznie rozmyślała,
w jaki

sposób

możliwie

najłagodniej

mu

to

zakomunikować.

Ostatecznie sytuacja sama się rozwiązała, gdy

Jake bez zapowiedzi odwiedził Bree w Chicago
i zastał w jej małym mieszkanku Marty'ego Dem-
minga. Natychmiast wyczuł pomiędzy nimi erot-
yczne napięcie, mimo iż Bree nie uświadamiała
sobie jeszcze wówczas, że zadurzyła się w tym
czarującym

i charyzmatycznym

starszym

mężczyźnie, będącym sławnym dramaturgiem.
Pokłócili się o to i Jake z nią zerwał.

Teraz potrafiła już przyznać się przed sobą, że

ogromnie go skrzywdziła. Jake był wspaniałym,
seksownym facetem i może nawet rozpoczęliby
wspólne życie, ale wiedziała, iż w końcu zaczęłaby
go obwiniać o to, że uniemożliwił jej podjęcie

30/48

background image

próby zostania dramatopisarką. Chciała wykorzys-
tać szansę pracy w renomowanym regionalnym
teatrze pod kierunkiem doświadczonego dramat-
urga i reżysera, którym był Martin Demming. Mar-
zyła o czymś takim, odkąd jako dziecko po raz pier-
wszy zobaczyła sztukę na scenie, a potem sama
chwyciła za pióro.

Powrót Sally przerwał jej rozmyślania.
– Już wybrałaś? – spytała właścicielka baru.
– Wezmę specjalność dnia – powiedziała Bree,

choć nie miała pojęcia, co właściwie zamawia. To
bez znaczenia, skoro i tak straciła apetyt.

Sally

zanotowała,

a potem

odezwała

się

z wahaniem:

– Posłuchaj, chyba powinnaś wiedzieć, że Jake,

Will i Mack przychodzą tu codziennie w południe
i siadają przy tym stoliku. Są stałymi klientami.

W ustach taktownej zazwyczaj Sally zabrzmiało

to jak ostrzeżenie.

– I nie chcesz, żebym ich odstraszyła – rzekła

domyślnie Bree. – Rozumiem i postaram się nie
wchodzić im w drogę. Zresztą prawdopodobnie
i tak wkrótce stąd wyjadę.

Lecz mówiąc to, znów poczuła wewnętrzne nap-

ięcie. Wstała od stolika i podeszła do kasy, obser-
wowana bacznie przez gości baru, zapewne

31/48

background image

przyjaciół Jake'a podzielających jego niechęć do
niej. Odebrała kanapkę i uciekła.

Usiadła przy piknikowym stole w nadmorskim

parku, bez przekonania ugryzła kromkę, a potem
pokruszyła ją i rzuciła oczekującym mewom.

Zastanawiała się gorączkowo, czy istotnie pow-

inna wyjechać z miasta. Ostatnio rozważała po-
zostanie w Chesapeake Shores, lecz to nastręczało
mnóstwo problemów. Stale napotykałaby Jake'a,
a on niewątpliwie jej nienawidzi, skoro ujrzawszy
ją, wypadł z baru nawet bez przywitania. Trudno
mu się dziwić, gdyż przed laty potraktowała go ok-
rutnie. Poza tym czuła, że inni mieszkańcy również
ją potępiają. Żaden z nich nie wiedział, co
naprawdę zaszło między nią a Jake'em, ale wzięli
jego stronę. Chociaż nosiła nazwisko O'Brien,
które wiele znaczy w Chesapeake Shores, to jed-
nak porzuciła Jake'a i wyjechała z miasta, a tym
samym przestała być jedną z nich.

Jednak z drugiej strony, czy mogła pozwolić, by

wydarzenia z odległej przeszłości przeszkodziły jej
odnaleźć ukojenie i wewnętrzną harmonię? Przez
ostatnie trzy tygodnie coraz bardziej utwierdzała
się w przekonaniu, że jej miejsce jest właśnie tutaj.
Nie wiedziała jeszcze, czym się zajmie, ale ilekroć
myślała

o pozostaniu

w Chesapeake

Shores,

32/48

background image

ogarniał ją spokój, jakiego nie doświadczała od
dawna.

– Chcę wrócić do domu na dobre. Pragnę zam-

ieszkać w Chesapeake Shores – oznajmiła na głos
mewom, które przyglądały jej się z powagą, licząc
na więcej okruchów. Te słowa zabrzmiały właś-
ciwie, przekonująco… ale i zaskakująco.

Podobnie jak jej siostra Abby oraz obaj bracia,

Bree niegdyś gorąco pragnęła wyrwać się z tego
miasteczka, w którego zbudowanie ich ojciec
włożył tyle starań. To właśnie realizacja tego pro-
jektu zapoczątkowała jego karierę sławnego ar-
chitekta, urbanisty i developera, co w konsek-
wencji odsunęło go od żony i dzieci. Teraz Bree
dojrzała do powrotu w rodzinne strony.

Jednak, jeżeli to zrobi, musi jakoś ułożyć sobie

stosunki z Jake'em – mężczyzną, któremu niegdyś
złamała serce. Sądząc z jego dzisiejszej reakcji, nie
będzie to łatwe.

– I może nie powinno być łatwe – mruknęła do

mew.

Ptaki obserwowały ją sceptycznie, a kilku turys-

tów zerknęło na nią ze zdziwieniem. Uśmiechnęła
się cierpko. Musiała wyglądać osobliwie – bez
makijażu, z potarganymi przez wiatr włosami
i mówiąca do siebie. Gdyby była postacią w którejś

33/48

background image

ze swoich sztuk, niewątpliwie odgrywałaby w niej
znaczącą rolę.

Jednak w realnym życiu nie potrafiła przewidzieć,

czy jej perypetie zakończą się szczęśliwie, czy
może doprowadzą do tragedii.

Dopiero po zjedzeniu kanapki z krabem i wypiciu

dwóch piw Jake wyrwał się przyjaciołom i wrócił
do

pracy.

Zamierzał

się

zamknąć

w swoim

gabinecie przy szkółce ogrodniczej i nadgonić
papierkową robotę. Wprawdzie nie cierpiał tego
aspektu pracy architekta zieleni, ale liczył, że to
oderwie go od rozmyślań o Bree, którym oddawał
się przez cały lunch, pomimo wysiłków Willa
i Macka, by zająć go rozmową.

Wyczerpali tematy baseballu, zbliżających się

rozgrywek futbolowych, polityki, a nawet miłos-
nych podbojów Macka. To ostatnie zresztą nieco
zbyt mocno kojarzyło się Jake'owi z nurtującym go
problemem, więc wymówił się pilną pracą i opuścił
restaurację.

Podchodząc do biurka, kopnął kosz na śmieci,

a potem zrzucił na podłogę katalog nasion. Gdy
walnął krzesłem o ścianę, do pokoju weszła jego si-
ostra Connie.

34/48

background image

– Co cię ugryzło, u licha? – zapytała, uchylając się

przed ciśniętą w jej kierunku puszką po napoju
gazowanym.

– Gdybyś miała choć trochę oleju w głowie,

wyniosłabyś się stąd do diabła – warknął Jake.

Wyjrzał przez okno na starszych państwa Molly

i Waltera Whitecombów, którzy oglądali rzędy
krzewów i drzew. Jako nastolatek kosił u nich
trawę. Ostatnio zamówili krzaki mirtu do swego
ogrodu.

Odwrócił się i zobaczył, że Connie siedzi z cierpli-

wą miną w fotelu naprzeciw biurka.

– Więc jednak brak ci w głowie oleju – stwierdził

z rozbawieniem, pomimo swego podłego nastroju.

– Ale przynajmniej nie uciekam przed kłopotami

tak jak ty – odparowała.

– Co masz na myśli? – najeżył się Jake.
– Podobno w barze Sally niemal wpadłeś na Bree,

ale zawróciłeś i czmychnąłeś.

Spiorunował siostrę wzrokiem.
– Skąd o tym wiesz?
– Dzięki

telefonom

komórkowym

miejscowa

poczta pantoflowa działa z prędkością światła. –
Przyjrzała się bratu. – Chciałbyś o tym pogadać?

– Nie – burknął.

35/48

background image

– Cóż, to nic nowego – rzekła, wzruszając rami-

onami. – Od sześciu lat unikasz rozmów o Bree.
Osobiście uważam, że gdybyś wyrzucił to z siebie,
łatwiej byś o niej zapomniał.

– Już o niej zapomniałem – powiedział. – Zer-

wałem z nią, nie pamiętasz?

Connie rzuciła mu współczujące spojrzenie.
– Możesz tak mówić, ale jej wyjazd do Chicago

złamał ci serce. Nawet nie próbuj zaprzeczać.
Widziałam,

co

wtedy

przeżywałeś.

A mam

wrażenie, że zaszło między wami coś jeszcze,
czego nigdy nie wyjawiłeś.

– Nie

chcę

o tym

rozmawiać

powtórzył

z irytacją.

– Dobrze, ale odpowiedz mi na jedno pytanie: co

zrobisz, jeśli się okaże, że ona wróciła tu na stałe?

– To wykluczone. Bree jest w Chicago wziętą

dramatopisarką. Na pewno tu nie zostanie – pow-
iedział Jake, myśląc w duchu: „Boże, spraw, żeby
to była prawda”.

– Zostawmy to na razie – westchnęła Connie. –

Przyjdziesz dziś na obiad? Będą twoje ulubione
klopsiki

z purée

ziemniaczanym

i fasolką

szparagową.

Jake od rozwodu Connie dwa lub trzy razy w ty-

godniu

jadał

obiad

z nią

oraz

swoją

36/48

background image

siedemnastoletnią siostrzenicą. Cenił to sobie,
gdyż siostra gotowała o wiele lepiej od niego. Jed-
nak dzisiaj wolał się wymówić od wizyty, pamięta-
jąc o wciąż żywych w miasteczku reakcjach na
przyjazd Bree. Już Connie potrafiła być irytująco
wścibska, lecz jej córka, Jenny Louise, była jeszcze
gorsza. Powtarzała mu stale, że jego życie uczu-
ciowe jest „do bani”, więc jeśli zwietrzyła incydent
w barze Sally, zadręczy go pytaniami.

– Nie, dziękuję – odparł.
– Wobec

tego

zostawię

trochę

dla

ciebie

i przyniosę ci jutro. Mogłabym nawet przynieść
porcję dla dwóch osób, na wypadek gdybyś chciał
zaprosić kogoś na obiad – dodała z niewinną miną.

Jake spochmurniał.
– Nie zamierzam zapraszać Bree na obiad –

oświadczył stanowczo.

Connie uśmiechnęła się triumfalnie.
– A czy ja w ogóle o niej wspomniałam? Twoja

reakcja wskazuje na to, że nadal masz na jej
punkcie obsesję – podobnie jak fakt, iż w twoim ży-
ciu wciąż nie ma żadnej innej kobiety.

Powiedziawszy

to,

wyszła

z gabinetu,

na-

jwyraźniej bardzo z siebie zadowolona. Jake nie
cisnął za nią niczym tylko dlatego, że dowiódłby
w ten sposób jej racji.

37/48

background image

Lecz w duchu musiał ją jej przyznać.

Wracając z pracy, Megan wstępowała czasem do

wielkiego narożnego baru, kilka przecznic od jej
kamienicy. Panowały tam ścisk i zgiełk, lecz wolała
to niż martwą ciszę swego pustego mieszkania.
Odkąd Abby z córeczkami przeprowadziła się
z Nowego Jorku do Chesapeake Shores, Megan
często nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.

Tym razem jednak, zbliżając się do drzwi,

spostrzegła przez szybę Micka siedzącego przy
stoliku nad filiżanką kawy. Na jego widok serce
podskoczyło jej w piersiach, zupełnie jak przed
ponad trzydziestu laty, kiedy po raz pierwszy go
spotkała. Zdumiało ją, że nadal przeżywa takie
gwałtowne emocje, pomimo gorzkiego rozwodu
i piętnastu lat życia w separacji.

Owszem,

kiedy

przed

kilkoma

tygodniami

spotkała Micka w Chesapeake Shores, poczuła do
niego sympatię… a może nawet coś więcej. Lecz
był to zrozumiały skutek sentymentu, jaki ogarnął
ją w otoczeniu rodziny, w domu, z którym wiązało
ją tak wiele wspomnień. Ale dziś, w Nowym Jorku,
gdzie stworzyła sobie własne życie, te uczucia za-
skoczyły ją i wydały się o wiele bardziej niepoko-
jące. Wciąż kochała Micka, jednak zdawała sobie

38/48

background image

sprawę, że powrót do niego byłby szaleństwem.
Wbrew opinii Abby wiedziała, że się nie zmienił.

Gdy wahała się, czy ma wejść, podniósł wzrok,

zauważył ją i uśmiechnął się radośnie. Natychmi-
ast serce jej stopniało. Tylko Mick patrzył na nią
tak, jakby poza nią nie widział świata.

Odetchnęła głęboko, pomachała mu i weszła do

środka. Zamierzała zachować opanowanie i nie
stracić kontroli nad sytuacją. Jest przecież bystrą,
wykształconą kobietą, więc powinno jej to przyjść
bez trudu.

Kiedy podeszła do stolika, Mick wstał i pocałował

ją na powitanie, lecz zaraz się cofnął, speszony
niczym uczniak, który w szatni skradł całusa
koleżance.

– Przepraszam

wymamrotał,

gdy

usiadła

naprzeciw niego.

– Za

co?

spytała,

przyglądając

mu

się

z rozbawieniem. – Nie ma niczego niestosownego
w pocałowaniu w policzek byłej żony. Powiedz mi
lepiej, co sprowadziło cię do Nowego Jorku, w dod-
atku w pobliże mojego domu?

Wskazał leżącą na stole komórkę.
– Pomyślałem, że zadzwonię i zaproszę cię na

kolację, jeśli nie masz innych planów.

39/48

background image

Zastanowiła

się,

czy

rozsądnie

postąpi,

przyjmując tę propozycję, lecz w końcu skinęła
głową.

– Jasne, możemy coś tutaj przegryźć.
Rozejrzał się po zatłoczonym, hałaśliwym barze.
– Tutaj? Myślałem o jakimś bardziej eleganckim

miejscu.

– Bardzo często tu jadam – odparła. – Kuchnia

jest dobra, a poza tym, skoro już tu jesteśmy, po co
mamy szukać czegoś innego?

Wcale sobie nie życzyła kolacji przy świecach

w przytulnej

romantycznej

restauracyjce.

Do

takich lokali mężczyzna zaprasza kobietę, którą
pragnie zdobyć. Ten bar był niezobowiązujący
i przez to bezpieczniejszy. Mogła udawać, że to
tylko

przygodne

spotkanie

dwojga

dawnych

znajomych.

Znajomych, którzy przypadkiem dochowali się

pięciorga dzieci – pomyślała cierpko.

– Jak chcesz – rzekł Mick, wzruszając ramionami,

i skinął na kelnera.

Starszy mężczyzna przywitał Megan jak dobrą

znajomą. Zapytała go o zdrowie żony i postępy
wnuczki na studiach medycznych na Uniwersytecie
Columbia. Dopiero potem zamówiła peklowaną

40/48

background image

wołowinę,

ziemniaki

z pietruszką

i mrożoną

herbatę.

– Dla mnie to samo i jeszcze jedną kawę – pow-

iedział Mick, a gdy kelner odszedł, zwrócił się do
Megan: – Widzę, że nawet w takim wielkim mieście
jak Nowy Jork potrafiłaś stworzyć familiarną at-
mosferę małego miasteczka.

– Nie przyszło mi to łatwo – wyznała. –

Z początku byłam zbyt przerażona, by odezwać się
do kogokolwiek oprócz swych współpracowników.
Potem jednak odkryłam, że jeśli się zagaduje do
ludzi i okazuje im trochę zainteresowania, zaczyna-
ją się odnosić do ciebie równie przyjaźnie jak
mieszkańcy Chesapeake Shores.

Kelner wrócił z zamówionymi potrawami. Był

wyraźnie rad z tego, że widzi Megan siedzącą przy
kolacji z mężczyzną, gdyż niczym troskliwy ojciec
od dawna martwił się brakiem jej kontaktów
towarzyskich.

– Dziękuję, Joe – powiedziała. Gdy oddalił się dys-

kretnie, spojrzała Mickowi w oczy. – Nie odpow-
iedziałeś

mi,

co

porabiasz

w Nowym

Jorku.

Przyjechałeś tu w interesach?

Z zaskakująco zakłopotaną miną pokręcił głową.
– Postanowiłem wpaść tutaj w drodze powrotnej

z podróży służbowej do Seattle i Minneapolis.

41/48

background image

– Nigdy nie lubiłeś Nowego Jorku – zauważyła.
– I nadal nie lubię – potwierdził. – Ale ty tutaj

mieszkasz – powiedział, wpatrując się w nią
intensywnie.

Megan poruszyła się nerwowo.
– Mick, nie mów takich rzeczy. Rozstaliśmy się

dawno temu i lepiej niech tak zostanie. Nie widy-
waliśmy się przez wiele lat i nie ma żadnego po-
wodu, żeby to zmieniać.

– Myślę, że jest powód – odrzekł z powagą, wciąż

nie

odrywając

od

niej

wzroku.

Meggie,

wprawdzie przed laty zachowałem się jak cholerny
głupiec, ale to nie znaczy, że uczucie między nami
wygasło.

Sięgnęła po torebeczkę słodziku, po prostu żeby

zająć czymś ręce, ale rozerwała ją zbyt pośpiesznie
i rozsypała zawartość na stół. Natychmiast zjawił
się Joe i wytarł blat wilgotną ściereczką.

– Dziękuję – powiedział Mick. Odsunął swój talerz

i zapytał Megan: – Czy moja obecność rzeczywiście
aż tak cię krępuje?

Zastanowiła się nad tym.
– Nie o to chodzi. Po prostu nie wiem, czego

naprawdę chcesz.

– Jeszcze jednej szansy – odparł z prostotą. – Nie

od razu teraz, ale wkrótce. Umówmy się tutaj

42/48

background image

znowu na kolację. Potem mogłabyś ponownie
odwiedzić Chesapeake Shores. Albo może zech-
ciałabyś pojechać ze mną do Seattle? Spróbujmy
powoli, krok po kroku, i zobaczmy, co z tego
wyniknie.

– Sama nie wiem, Mick – rzekła, walcząc z pok-

usą. – Przywykłam żyć samotnie. Zadomowiłam się
tutaj. Ty zaś… – zawahała się i wzruszyła rami-
onami. – Ty żyjesz na walizkach, tam gdzie akurat
rzuci cię kolejne zawodowe wyzwanie. To się nie
sprawdziło przed laty, więc po co ryzykować, że
znów nawzajem się zranimy?

– Uświadomienie sobie wszystkich błędów, jakie

popełniłem w trakcie naszego małżeństwa, zajęło
mi piętnaście długich lat – powiedział z poważną
miną. – Naprawdę wejrzałem w swoją duszę. Nie
pozwól, by cały ten wysiłek poszedł na marne.

Pogrzebała widelcem w swojej potrawie, ale stra-

ciła apetyt i w końcu, podobnie jak Mick, odsunęła
talerz.

– Możemy się spotykać od czasu do czasu, tak jak

zaproponowałeś, ale nie nazywajmy tego kolejną
szansą, rozpoczynaniem od nowa ani niczym w tym
rodzaju. Będziemy po prostu parą starych przyja-
ciół, którym widywanie się ze sobą sprawia
przyjemność. Co ty na to?

43/48

background image

Mick rozparł się w krześle z zadowoloną miną,

najwyraźniej traktując jej odpowiedź jako swój
sukces.

– Nazwij to, jak chcesz – zgodził się. – Wobec

tego może pojedziesz ze mną jutro do domu?
Mama mówi, że Bree ma jakieś kłopoty i wszyscy
możemy być potrzebni.

Megan przejrzała go na wylot. Daj temu

mężczyźnie palec, a wciągnie nie tylko rękę, ale
ciebie całą – pomyślała.

– Nie pojadę z tobą – odparła stanowczo.
– Nawet po to, aby wesprzeć swoją córkę? – zapy-

tał

z nieukrywanym

rozczarowaniem.

Nell

naprawdę się o nią martwi.

– Więc niech ona albo Bree zadzwonią do mnie

i powiedzą,

w czym

rzecz

rzekła

Megan

nieustępliwie. – Choć Bree nigdy nie była skłonna
mi się zwierzać.

– Myślę, że na tym właśnie polega część jej prob-

lemu – powiedział Mick z zadumą. – Ona nie
zwykła zwierzać się nikomu.

Megan zmarszczyła brwi i przyjrzała mu się

uważnie.

– Widzę, że naprawdę się o nią niepokoisz. Zatem

zadzwoń do mnie, kiedy się już dowiesz, co się

44/48

background image

stało. Jeśli się okaże, że Bree naprawdę mnie po-
trzebuje, wówczas oczywiście przyjadę.

– Powtórzę jej to – obiecał. – A teraz lepiej pojadę

już na lotnisko. Może uda mi się dostać bilet
jeszcze na wieczorny lot.

Megan pożałowała tego nagłego zakończenia ich

kolacji. Zarazem własna reakcja stanowiła dla niej
ostrzeżenie. Nie powinna się łudzić, że nadal
panuje nad sytuacją. Kiedy Mick O'Brien wbije
sobie coś do głowy, bardzo trudno jest go od tego
odwieść – zwłaszcza kobiecie, która skrycie wciąż
darzy go uczuciem.

45/48

background image

Tytuł oryginału:
Flowers on Main

Pierwsze wydanie:
MIRA Books, 2009

Redaktor prowadzący:
Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne:
Anna Palusińska

Korekta:
Sylwia Kozak-Śmiech, Anna Palusińska

©

2009 by Sherryl Woods

©

for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Har-

lequin Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2011

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem re-
produkcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek
formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – ży-
wych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harlequin.pl

background image

ISBN 978-83-276-0120-9

Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o.

47/48

background image

@Created by

PDF to ePub

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pośród żółtych płatków róż
Cartland Barbara Zapach róż
Cartland Barbara Zapach róż 2
Zapachy XXI wieku!
W09 Ja wstep ROZ
164 ROZ M G w sprawie prowadzeniea prac z materiałami wybu
(ebook PDF)Shannon A Mathematical Theory Of Communication RXK2WIS2ZEJTDZ75G7VI3OC6ZO2P57GO3E27QNQ
124 ROZ stwierdzania posiadania kwalifikacji [M G P P S
[ebook renewable energy] Home Power Magazine 'Correct Solar Panel Tilt Angle to Sun'
013 ROZ M T G M w sprawie warunków technicznych, jakim pow
4 ROZ w sprawie warunkow techn Nieznany (2)
(ebook www zlotemysli pl) matura ustna z jezyka angielskiego fragment W54SD5IDOLNNWTINXLC5CMTLP2SRY
(eBook PL,matura, kompedium, nauka ) Matematyka liczby i zbiory maturalne kompedium fragmid 1287
16 ROZ w sprawie warunkow tec Nieznany
kurs excel (ebook) statistical analysis with excel X645FGGBVGDMICSVWEIYZHTBW6XRORTATG3KHTA
18 ROZ warunki tech teleko Nieznany (2)
034 ROZ M I w sprawie wzoru protokołu obowiązkowej kontroli
5 ROZ w sprawie warunkow tech Nieznany (2)

więcej podobnych podstron