BARBARA MCMAHON
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Shelby Beaufort stała niezdecydowana pod drzwiami, trzymając dłoń na klamce.
Może jednak lepiej było zadzwonić, pomyślała w popłochu. Jednak tyle razy już jej
odmówił... Dobrze wiedziała, że Patryk O'Shaunnessy jest człowiekiem godnym zaufania.
Ostatecznie firma, dla której pracowała, korzystała tak często z jego usług nie bez powodu.
Wyprostowała się, wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę. Ku jej zdziwieniu poczekalnia
była zupełnie pusta. Czyżby sekretarka poszła wcześniej do domu?
- Halo! Jest tu ktoś? - zawołała niepewnie.
Aż podskoczyła, gdy nagle po prawej stronie z impetem otworzyły się drzwi i wyłonił się z
nich wysoki mężczyzna. Zlustrował ją uważnym i niezbyt przyjacielskim spojrzeniem.
- Szuka pani kogoś?
Skinęła głową, badawczo wlepiając w niego wzrok. Miał kruczoczarne włosy, a oczy takie
niebieskie, jak morze wokół Irlandii. Nie był zbyt przystojny, jednak z zupełnie
niezrozumiałego powodu nie mogła oderwać od niego oczu. Ten facet miał w sobie coś
intrygującego i fascynującego zarazem. Jakoś jednak nie potrafiła go sobie wyobrazić w roli
prywatnego detektywa szpiegującego niewiernych małżonków lub rozwiązującego zawiłe
sprawy.
- Chyba już nie. Patryk O'Shaunnessy to pan? Uniósł jedną brew, rozejrzał się po
biurze i zmarszczył czoło. Nie powiedział ani słowa, lecz była pewna, że rozmawia z
właściwą osobą.
- Chciałabym, żeby pan kogoś odszukał...
- Gdzie jest Joyce? - rzucił nieco nieprzytomnie, jakby nie słyszał wypowiedzianych
przez nią słów.
- Kto? - spytała spokojnie, choć trudno jej było zachować zimną krew.
- Moja sekretarka. - Podszedł do biurka i nerwowym ruchem chwycił kartkę leżącą
koło telefonu. Szybko rzucił na nią okiem i zaklął pod nosem. - Cholera, naprawdę odeszła.
Tyle razy mnie straszyła, ale nie sądziłem, że mówi poważnie. - Bezradnie przeciągnął dłonią
po włosach.
- Nie było nikogo, kiedy tu weszłam.
- Miałem sekretarkę... jeszcze kilka godzin temu. -Z niepokojem spojrzał w stronę na
wpół uchylonych drzwi, za którymi znajdowało się duże pomieszczenie. Shelby zauważyła
tam dwa biurka, na których stały komputery i kilka aparatów telefonicznych. - No tak, ich też
nie ma - powiedział rozgoryczony.
- Kogo?
- Moich dwóch współpracowników...
- Przykro mi, panie O'Shaunnessy, ale chciałabym, by pomógł mi pan odnaleźć pewną
osobę. - Próbowała sprowadzić rozmowę na właściwe tory, choć coraz wyraźniej widziała
bezsens zaistniałej sytuacji. Po chwili mężczyzna spojrzał na nią nieco przytomniej.
- Skontaktowała się pani z policją? Dlaczego nie? Pomogą pani za darmo! - wyrzucił
niemal jednym tchem, nie spodziewając się widać usłyszeć odpowiedzi na zadane pytania.
- Niby tak... ale ta osoba nie zaginęła. Po prostu nie wiem, gdzie aktualnie przebywa.
To dla mnie bardzo ważna sprawa.
Spojrzał na zegarek.
- Z miłą chęcią wysłuchałbym pani historii, ale muszę teraz wyjść. Jeśli do szóstej nie
odbiorę córki z przedszkola, będzie gorzej niż źle.
- Słucham?
- Ach, nieważne, teraz naprawdę nie mam czasu. Niech pani przyjdzie jutro, najlepiej
tuż po dziewiątej. - Mówiąc to, odwrócił się na pięcie i zniknął w swoim biurze.
Shelby nie posiadała się ze zdziwienia. Nawet nie zechciał jej wysłuchać. Ciekawe, dlaczego
wszyscy tak się nim zachwycają?
Po krótkiej chwili pojawił się, szamocząc się niezdarnie z płaszczem.
- No cóż, muszę zamknąć biuro - powiedział i obrzucił ją wymownym spojrzeniem,
dając tym samym sygnał do wyjścia.
- Ależ ja chcę pana wynająć! - wykrzyknęła z oburzeniem. O nie, tak łatwo jej się nie
pozbędzie!
- Nie dzisiaj. Spieszę się do przedszkola.
- W takim razie pojadę z panem - odparła bez namysłu. Jutro z całą pewnością nie
będzie mogła zwolnić się z pracy, gdyż ostatnio zdarzało się to zbyt często. Jej szef był
wprawdzie wyrozumiały, ale ten numer by nie przeszedł.
- Nie rozmawiam z klientami w samochodzie - powiedział z naciskiem.
Spojrzał na nią z zainteresowaniem, jakby dopiero teraz tak naprawdę zauważył jej obecność.
Była wysoka, szczupła i zgrabna... Otrząsnął się czym prędzej z tych rozmyślań. Teraz miał
przecież coś innego na głowie. Swoją małą, śliczną dziewczynkę. Ona zawsze była i będzie
na pierwszym miejscu.
- Jak się pani nazywa?
- Shelby Beaufort.
- Droga pani Beaufort, jak już wspomniałem, muszę teraz jechać po córkę. Gdyby pani
zechciała przyjść jutro...
- A może powinnam wybrać inną agencję? - przerwała mu ostro.
Patryk zacisnął zęby. Potrzebował pieniędzy. Nie mógł sobie pozwolić na stratę klienta. Całe
jego życie zmieniło się gruntownie mniej więcej rok temu, od kiedy zaczął się opiekować
Mollie.
- Nigdy nie myślała pani o karierze prywatnego detektywa? - zapytał uszczypliwie.
Pokręciła przecząco głową.
- No dobrze, skoro pani tak nalega, proszę ze mną pojechać.
Przynajmniej mnie wysłucha, pomyślała Shelby z zadowoleniem. Szli szybko w kierunku
olbrzymiego parkingu, który okalał budynek. Było późne, letnie popołudnie. Upał dawał się
mocno we znaki; przypominające wilgotną i gorącą parę powietrze nie pozwalało swobodnie
oddychać. Jednak detektyw wyraźnie czuł się w takiej aurze jak ryba w wodzie. Dziwny facet,
przebiegło Shelby przez myśl. W tym momencie zatrzymał się przy dużym, starym
samochodzie.
- Czy to pański samochód? - Znowu ją zaskoczył. Może mu się wcale tak dobrze nie
powodziło?
Uśmiechnął się do niej promiennie.
- Proszę wsiadać. Jest otwarty, kto chciałby ukraść takiego gruchota?
Nie da się ukryć, że jest w tym trochę racji, pomyślała. Przekręcił kluczyk w stacyjce
i, o dziwo, silnik zapalił już za pierwszym razem.
- Zaskoczona, co? - zapytał.
- Czy to rodzaj kamuflażu?
- Jakby pani zgadła. Nie powinienem rzucać się w oczy. Już po chwili tkwili w korku,
co w Nowym Orleanie nie było niczym niezwykłym. Patryk nie należał jednak do ludzi zbyt
cierpliwych. Cały czas mamrotał coś pod nosem, spoglądał na zegarek i ciężko wzdychał.
Zdawał się w ogóle zapomnieć o obecności pasażerki.
- A więc, jeśli chodzi o tę sprawę, z którą do pana przyszłam...
Spojrzał na nią nieco nieprzytomnym wzrokiem.
- No dobrze, dziecino, powiedz, o co ci właściwie chodzi? Słucham...
Shelby zesztywniała. Dziecino? Nikt wcześniej nie nazwał jej w ten sposób. Już po chwili
jednak oburzenie ustąpiło miejsca niekłamanemu przerażeniu. Usłyszała przeraźliwy pisk
opon i poczuła mocne szarpnięcie, gdy Patryk dosłownie o włos minął potężną ciężarówkę.
- Chcę odnaleźć mojego ojca - powiedziała drżącym głosem, nawet na chwilę nie
odrywając oczu od drogi i jadących przed nimi samochodów.
- Jak się nazywa?
- Sam Williams.
- Ile ma lat?
- Tego nie jestem pewna. - Trzeba będzie powiedzieć, że ojciec odszedł, gdy była
malutka.
- Masz akt urodzenia?
- Ojca?
- Nie, twój.
- Myślę, że gdzieś mam. Mogę poszukać.
- Tam znajdziemy tę informację, chyba że twoja matka celowo nie podała nazwiska
ojca dziecka...
- Ależ moi rodzice byli małżeństwem i bardzo się kochali. Dlaczego miałaby zrobić
coś takiego?
Patryk nacisnął klakson i ciężko westchnął. Jakiś motocyklista usiłował wymusić na nim
pierwszeństwo. Spojrzał na chwilę w ich stronę i jeszcze mocniej przycisnął pedał gazu.
Shelby usłyszała serię przekleństw.
- Panie O'Shaunnessy! - powiedziała głosem pełnym dezaprobaty.
- Mów mi Patryk. Wtedy i ja będę mógł mówić do ciebie po imieniu. Jak dawno
odszedł i dlaczego nie wiesz, ile ma lat?
- Odszedł, gdy miałam dwa lata, to znaczy dwadzieścia trzy lata temu.
- Dlaczego zwlekałaś z tym tak długo?
- Długo by opowiadać. To bardzo zawikłana historia. Dopiero niedawno dowiedziałam
się, że nie odszedł z własnej woli.
Z trudem przedzierali się przez korek.
- Cholera - zaklął Patryk pod nosem.
- O tej porze zawsze tak jest, dlatego wolę jeździć autobusami. To o wiele mniej
stresujące.
Rzucił okiem na zegarek i zmarszczył czoło.
- Jeśli nie odbiorę córki do szóstej, wyrzucają.
- To niemożliwe, żeby nie poszli ci w takiej sytuacji na rękę. Każdemu od czasu do
czasu coś wypada.
- Być może masz rację, ale w moim przypadku dzieje się tak zbyt często.
Odchrząknęła nerwowo.
- A żona? Nie może odebrać córki?
- Nie, bo już od roku nie żyje. - Widząc, że dziewczyna chce coś powiedzieć, szybko
dodał: - Zaspokoję twoją ciekawość i od razu wyjaśnię, że żadna pomoc domowa ani
sekretarka długo ze mną nie wytrzymały.
Jakoś wcale jej to nie zaskoczyło. Poznała tego człowieka pół godziny temu, a już
doprowadzał ją do pasji. Lepiej go jednak nie drażnić, bo jeszcze gotów nie przyjąć zlecenia.
- Jeśli chodzi o mojego ojca...
- Nie mogę ci pomóc. Spróbuj na policji.
Była rozczarowana. Miała przeczucie, że nie potraktował jej poważnie.
- Nie sądzę, żeby policja zainteresowała się tą sprawą. Właśnie dlatego potrzebny mi
prywatny detektyw.
- Mam odnaleźć kogoś, kto zaginął dwadzieścia trzy lata temu? To nie będzie łatwe.
Nie dysponujesz właściwie żadnymi informacjami. Musisz przyznać, że nazwisko i wiek to
niewiele.
- Wiem też, że pracował na platformie wiertniczej. Może jest jakiś ślad w
dokumentach firmy.
- Dzwoniłaś tam?
- Nie... nie mam pojęcia, jaka to firma.
- Świetnie.
Skręcił w boczną uliczkę i po chwili zatrzymał się przed kolorowym budynkiem. Mała
dziewczynka ubrana w dżinsowe ogrodniczki, białą koszulkę i dżinsową czapkę z daszkiem
siedziała na schodach. Trzymała na kolanach wielkiego pluszowego misia. Obok niej stała
starsza kobieta, która tak mocno zaciskała usta, że tworzyły wąską, niemal białą linię. Shelby
natychmiast pojęła, że Patryk dotarł do przedszkola za późno i że „jest gorzej niż źle".
Spojrzał nerwowo na zegarek.
- Myślisz, że podaruje mi te głupie dziesięć minut? - rzucił z nadzieją w głosie.
- Mam fsystkie moje zecy! - krzyknęła mała, podbiegając do samochodu i tuląc mocno
misia.
Patryk wysiadł z samochodu i ruszył w kierunku opiekunki.
- Jest nam szalenie przykro, panie O'Shaunnessy, ale nie możemy dłużej tego
tolerować. Będzie pan musiał znaleźć inne miejsce dla Mollie. - Podała mu dużą kopertę. - Tu
są wszystkie dokumenty pana córki. - Mówiąc to, objęła serdecznie dziewczynkę i
uśmiechnęła się do niej.
- Kto to? - Mollie wskazała palcem na Shelby.
- Shelby.
- Moja nowa opiekunka?
- Nie, to po prostu... - Patryk spojrzał na nią i wzruszył ramionami - ... to po prostu
Shelby.
- Chodź, tato, fce mi sie jeść.
- W porządku. Odwieziemy tylko Shelby do biura, bo tam zostawiła swój samochód -
wyjaśnił spokojnie.
- Nie trzeba, poradzę sobie. - Tak będzie o wiele bezpieczniej, pomyślała Shelby.
- Nie ma mowy. Odwieziemy cię. Mama mnie nauczyła, że trzeba być uprzejmym
wobec kobiet.
Usadowił Mollie w foteliku z tyłu, wsunął się za kierownicę i uruchomił silnik. Wprawdzie
nie uśmiechała mu się jazda przez zakorkowane jezdnie, ale i tak musiał wpaść do biura, by
zabrać akta spraw, nad którymi pracował, i nadrobić w ten sposób trochę zaległości. Póki nie
znajdzie opiekunki dla Mollie, będzie właściwie uziemiony.
- Na pewno znajdziesz gdzieś miejsce dla Mollie. Przecież w tym mieście nie brakuje
przedszkoli - próbowała go pocieszyć Shelby.
- Wiem, ale próbowaliśmy już w większości z nich.
- Chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby zaangażowanie opiekunki, która
doglądałaby Mollie w domu. Wtedy miałbyś więcej swobody i mógłbyś się w pełni poświęcić
pracy.
- Cóż za odkrywczy pomysł! Czy uważasz, że jestem tak głupi, że sam na to nie
wpadłem? Potrzebuję żony. Kogoś, kto zajmowałby się Mollie dwadzieścia cztery godziny na
dobę. I kogoś, kto by dobrze gotował. Nie musielibyśmy jadać w barach! Kogoś, komu
zależałoby na nas i kto nie zostawiłby nas z byle powodu, na przykład po pierwszej kłótni.
Sprawdził we wstecznym lusterku, co robi Mollie. Na szczęście nie zwracała uwagi na
dorosłych, bez reszty pochłonięta rozmową z misiem.
- Być może powinieneś dać ogłoszenie do rubryki matrymonialnej?
- I tego już próbowałem.
Tym razem jechali spokojnie i powoli. Na ulicach nie było śladu po korku, który jeszcze
niedawno utrudniał ruch. Shelby jakoś wcale nie było spieszno pożegnać się z Patrykiem,
choć już kilkanaście sekund temu zaparkował obok jej samochodu.
- Poradzisz sobie? - zapytał.
- Czy mogę zadzwonić do ciebie w sprawie odnalezienia mojego ojca?
- Najpierw muszę rozwiązać problem opieki nad Mollie. Jest wiele rzeczy, które
będzie ci łatwo samej ustalić. Na początek spróbuj odnaleźć swoją metrykę i nazwę firmy, dla
której pracował ojciec. Po co wydawać pieniądze na zdobycie informacji, które masz w
zasięgu ręki.
- Dzięki za dobrą radę. - Chętnie zostałaby z nim jeszcze chwilę, ale nie przyszło jej
do głowy nic, co mogłaby dodać. - No, to do widzenia - rzuciła z ociąganiem.
Patryk nalał sobie kolejną kawę i wypił ją jednym haustem. Był piątkowy poranek. Przez dwa
dni nie udało mu się znaleźć opiekunki dla Mollie i powoli ogarniała go rozpacz połączona z
uczuciem zniechęcenia. Wyglądało na to, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Jego domowy
telefon nie milkł ani na chwilę. Wszyscy go poszukiwali: klienci, współpracownicy,
interesanci... A on nawet nie miał sekretarki do pomocy. Czym prędzej powinien pojechać do
biura, ale nie miał z kim zostawić Mollie. Jego ponure rozmyślania przerwał dzwonek do
drzwi.
- Otwozę! - krzyknęła głośno Mollie.
- Nie, nie, ja to zrobię.
Spojrzał przez wizjer i aż sapnął ze zdumienia. Shelby?
- Cześć, Patryk. Przyszłam pogadać z tobą o mojej sprawie.
- Nie ma żadnej sprawy. Powiedziałem już, że nie mogę teraz przyjąć zlecenia.
- Proszę. Specjalnie wzięłam urlop i zdobyłam wszystkie informacje, o których
wspomniałeś. Zapomniałam ci powiedzieć, że jest ktoś, kto pamięta mojego ojca.
- Wspaniale! Zatem z pewnością poradzisz sobie sama. - Mówiąc to, próbował
powstrzymać Mollie od wyjścia na zewnątrz.
- Nie jesteś zbyt uprzejmy. Przynajmniej mnie wysłuchaj. To dla mnie naprawdę
ważne.
- Tak, jak dla mnie dobro mojego dziecka - powiedział i wziął Mollie na ręce.
- Poczekaj - rzuciła zdesperowana. Weszła do środka.
- Zabierz ze sobą misia i idź do swojego pokoju - poprosił, stawiając małą na
podłodze. - Potem zjemy razem lunch.
- Dobze. - Mollie przez chwilę uważnie przyglądała się Shelby.
- Czy ona nosi tę czapkę nawet w domu? - zapytała ze zdziwieniem Shelby.
- Tak, ale to nie twoja sprawa - odparł opryskliwie. Shelby uśmiechnęła się i
pomachała do Mollie.
Kiedy dziewczynka pobiegła do swojego pokoju, Patryk oparł się o ścianę i głęboko
westchnął,
- Nie wiem, jak powiedzieć to dobitniej. Nie zamierzam podjąć się śledztwa w sprawie
twojego ojca. Mam w tej chwili co innego na głowie.
- Nie znalazłeś jeszcze opiekunki dla Mollie? Milczał. Nie musiał jednak odpowiadać.
Odpowiedź mogła wyczytać z jego twarzy. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie leżały kredki,
zabawki i książki dla dzieci.
- Chodźmy - powiedział, ruszając korytarzem w stronę kuchni. Na stole stały resztki
ze śniadania.
Nic nie mówiąc, usiadła na wolnym krześle.
- Jak mnie znalazłaś? - zapytał, siadając obok niej.
- Jeden z twoich współpracowników dał mi adres.
- Przecież tłumaczyłem ci, że nie jestem zainteresowany tą pracą.
- Dzwoniłam do kilku innych agencji detektywistycznych, ale wszędzie odesłali mnie
z kwitkiem. Nikt nie chce zająć się tą sprawą. Jesteś moją ostatnią nadzieją...
- Teraz mam za dużo kłopotów. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, to nowa sprawa.
- Czyżbyś nie potrzebował pieniędzy? Wyprostował się nagle.
- Napijesz się kawy?
- Chętnie.
- Jasne, że potrzebuję zleceń, ale najpierw muszę znaleźć opiekunkę dla Mollie. -
Postawił kubki na stole. - Jeśli nie rozwiążę tego problemu, mogę zamknąć biuro na cztery
spusty.
- A opiekunka na stałe?
- Próbowałem, cztery razy. Wszystkie odeszły. Mollie jest trochę rozpieszczona i
potrafi czasami zaleźć za skórę. - Bezradnie wzruszył ramionami.
- A przedszkola? Pokiwał smętnie głową.
- Od dwóch dni dzwonię w tej sprawie. Albo są przepełnione, albo kosztują majątek.
No i są jeszcze te, z których nas wyrzucono. - Zauważył, że Shelby z trudem powstrzymuje
śmiech. - To wcale nie jest śmieszne. Jak czegoś szybko nie wymyślę, będę musiał odesłać ją
do babci.
- Więc jednak jest ktoś, kto mógłby się nią zaopiekować? Hmm...
- Tak, w Atlancie. Ale to ostatnia rzecz, którą chciałbym zrobić.
Pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Małe dziewczynki potrzebują ojców. Wiem coś o tym.
- A ojcowie potrzebują swoich małych córeczek. Shelby zaczęła się zastanawiać, co
czuł ich ojciec, kiedy musiał je opuścić. Czy tęsknił za nimi? Czy zrobił wszystko, co w jego
mocy, by sprawy przybrały inny obrót?
- Może powinieneś pomyśleć o poszukaniu żony? -spytała niepewnie.
- Absolutnie nie. To w ogóle nie wchodzi w rachubę. Ta zdecydowana odpowiedź z
niewiadomych powodów nie przypadła jej do gustu.
- To jak chcesz wybrnąć z tego kłopotu? - rzuciła niecierpliwie.
ROZDZIAŁ DRUGI
Patryk stał oparty o ścianę i małymi łykami popijał kawę.
- No cóż, małżeństwo nie było najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła -
odezwał się wreszcie po dłuższej chwili.
Shelby nie zwróciła uwagi na jego słowa, tak jakby nie dotarł do niej ich sens. Do głowy
przyszedł jej bowiem pewien szalony pomysł.
- No to może powinieneś poszukać kogoś, kto zgodziłby się na swoisty kontrakt. No
wiesz, chodzi mi o takie czysto formalne, papierowe małżeństwo. W wielu firmach są
przecież przedszkola pracownicze i być może taka osoba zechciałaby ci pomóc w zamian za
jakąś drobną przysługę.
- Zaraz, zaraz... pozwól, że chwilę pomyślę... I tą osobą jesteś właśnie ty!
Pokiwała głową.
- Zastanów się. Dlaczego nie mielibyśmy pójść sobie na rękę? Trzeba sobie pomagać.
- Przysługa owszem, czemu nie... Ale od razu małżeństwo?
- Inaczej nie da rady. Do tego przedszkola mogą chodzić jedynie dzieci pracowników.
Za to nic nie kosztuje i zawsze musi się znaleźć miejsce. No i nie ma obawy, by ktokolwiek
choćby pomyślał o wyrzuceniu stamtąd Mollie. I co o tym sądzisz?
- Albo jesteś stuknięta, albo właśnie postradałaś zmysły! Patryk przyglądał się jej
bacznie. Widziała jednak, że jest na tyle zdesperowany, by rozważać nawet tak niezwykłe
pomysły.
- Może, ale przyznaj, że moja oferta brzmi kusząco. Przez całe życie zadręczałam się
pytaniami na temat mojego ojca. Sądziłyśmy z siostrami, że nas porzucił. Dopiero niedawno
prawda wyszła na jaw. Ojciec nie odszedł od nas z własnej woli, został do tego zmuszony,
postawiony w sytuacji bez wyjścia...
- Niezbyt mnie przekonują te argumenty. Ojciec miał w końcu sporo czasu, żeby się
do was odezwać. Może z jakiegoś powodu nie chce się z wami skontaktować?
- Ale my chciałybyśmy wiedzieć, co się z nim stało, czy jeszcze żyje... Może
potrzebuje naszej pomocy?
- A jeśli nie żyje?
- Czasami zdaje mi się, że to byłoby najlepsze wyjście. Łatwiej byłoby mi pogodzić
się z jego śmiercią niż z faktem, że odwrócił się od nas. Muszę się dowiedzieć, co się z nim
stało. Inaczej chyba zwariuję.
- Wszystko rozumiem, ale żeby tylko z tego powodu zaproponować małżeństwo
zupełnie obcemu facetowi?
- To może rzeczywiście niezbyt typowe rozwiązanie, ale jak sądzę, taki układ jest
korzystny dla obu stron. - Serce zaczęło jej bić jak szalone. Nigdy w życiu nie zaproponowała
nikomu czegoś równie szalonego. Ale coś ściskało ją za gardło, gdy pomyślała, że Mollie
miałaby wychowywać się z dala od swego ojca. Wiedziała, jak to jest.
- To ty jesteś szalony! Zamiast łapać okazję, szukasz dziury w całym. Boisz się, że cię
oszukam? Przecież to przede wszystkim ty skorzystasz na tym układzie. Pozmywać? - spytała
po chwili. W zlewozmywaku piętrzyły się brudne naczynia. Patryk podszedł do niej
energicznie i odsunął ją od zlewu.
- Nie potrzebuję żony.- Spojrzała na niego z uśmiechem.
- Jak to? Jeszcze niedawno twierdziłeś coś wręcz przeciwnego. Gotowałabym wam i
codziennie wieczorem usypiałabym Mollie. Miałbyś wtedy więcej czasu na pracę i na to, by
odnaleźć mojego ojca. Wspaniały interes! Nie sądzisz?
- A, o to ci chodzi... - Pokiwał głową. Zmierzyła go ostrym wzrokiem od stóp do głów.
- No, a o co? Czego się spodziewałeś?
- Nic, nic. - Machnął lekceważąco ręką i opadł ciężko na krzesło. Postawił na stole
pusty kubek. - A jak długo zostaniemy małżeństwem?
- Tak długo, jak to będzie konieczne i wygodne dla obu stron. - Nie miała ochoty
wybiegać tak daleko w przyszłość.
- To chyba najgłupsza propozycja, jaką mi ktokolwiek złożył. Małżeństwo to nie
sukienka, którą zakładasz, kiedy ci się podoba, a wyrzucasz, gdy ci się znudzi.
- Ale małżeństwo to również układ. Nasz byłby naprawdę uczciwy, jak mi się wydaje.
- Nawet gdyby poszukiwania spełzły na niczym, warto zaryzykować, pomyślała.
Poza tym zawsze lubiła małe dzieci. Była przekonana, że świetnie poradzi sobie z Mollie.
- Pewnie myślisz, że zbawiasz świat! A jak ty to sobie właściwie wyobrażasz? Chcesz
na chwilę zastąpić Mollie matkę? Mała przywiąże się do ciebie, gdy odejdziesz, będzie
bardzo cierpiała.
- Dobrze wiesz, że nie zrobiłabym niczego, co mogłoby zranić Mollie. Zresztą, nie
musimy jej do końca wtajemniczać w nasze sprawy. Przecież jest przyzwyczajona do częstej
zmiany opiekunek. Przynajmniej przez jakiś czas będzie miała kogoś, kto się nią serdecznie
zaopiekuje. A gdy nasze małżeństwo przestanie istnieć...
- Przestanie istnieć? Co ty knujesz? - wpadł jej w słowo. Przez moment wyobraziła
sobie, jak Patryk ją całuje. Niemal poczuła na sobie ciepło jego rąk. Nie, nie o to przecież jej
chodziło.
- Proponuję ci tylko pewien układ - dodała szybko. - To chyba jasne?
- Pozwól, że się nad tym zastanowię.
- Jest jeszcze coś... - rzuciła niespodziewanie. Nabrała głęboko powietrza i
wyprostowała się. - Przez ten czas będę mieszkać u ciebie. Nie chciałabym, aby moja rodzina
coś podejrzewała. Moja siostra jest w ciąży. Z pewnością zdenerwowałaby się, wiedząc, co tu
jest naprawdę grane.
- Poczekaj, sprawdźmy, czy dobrze cię zrozumiałem. W zamian za odnalezienie
twojego ojca będziesz tu mieszkać, gotować i zajmować się dzieckiem, a na dodatek udawać
szczęśliwą pannę młodą?
Shelby pokiwała głową. Po co on to wszystko powtarza? Rozejrzała się po kuchni i
zachichotała.
- Ja naprawdę dobrze gotuję.
- Zdajesz sobie sprawę, że większość czasu spędzam w biurze? Będziesz siedzieć tu z
Mollie i czekać na mnie?
- Powiedziałam już, będę tu mieszkać. Lubię dzieci... - Nie miała ochoty mu
wyjaśniać, że na ogół wieczorami i tak nie ma nic lepszego do roboty. Wpatrywał się w nią
dłuższą chwilę, w oczywisty sposób zdumiony, aż w końcu powiedział powoli:
- Pomyślę o twojej propozycji.
Pokiwała tylko głową. Nagle cały ten plan wydał jej się zbyt... odważny. Być może, gdyby
miała taką możliwość, odwołałaby wszystko. Ale przecież odnalezienie ojca nie zajmie
Patrykowi wiele czasu. To może potrwać zaledwie kilka miesięcy, a do tego czasu Margot już
urodzi i na pewno uda się znaleźć jakąś miłą i doświadczoną opiekunkę dla Mollie. Po co ta
panika? Choć z drugiej strony, to chyba rzeczywiście czyste szaleństwo...
- Zostawię ci mój numer. - Wyjęła z torebki długopis.
- To nie jest konieczne. Jeśli nie znajdę ciebie w Nowym Orleanie, jakim cudem
miałbym odszukać twojego ojca? Poczuła się jak idiotka. Chciała jak najszybciej stąd wyjść.
Wzięła na dziś wolny dzień, głównie po to, by zobaczyć się z Margot. Co ją podkusiło, żeby
przyjść tutaj i złożyć temu facetowi tak dziwaczną propozycję? Z pewnością podejrzewał ją o
jakieś niecne zamiary. A ona po prostu postanowiła wziąć sprawy rodzinne w swoje ręce. Nie
była pewna, czy Margot rzeczywiście zależy na odnalezieniu ojca. Czasami zdawało jej się,
że siostrze wystarczyła sama świadomość, że ojciec ich nie porzucił z własnej woli.
Natomiast z Georgią rozmawiały o ojcu przy niemal każdej okazji, lecz ostatnio rzadko się
widywały. Została więc tylko ona... Tak bardzo cierpiała, będąc dzieckiem, gdy widziała, jak
inni ojcowie odbierali swoje pociechy ze szkoły... Do tej pory towarzystwo mężczyzn
wywoływało w niej dziwny niepokój. Zupełnie nie wiedziała, o czym z nimi rozmawiać i jak
ich traktować. Na randki umawiała się bardzo rzadko i tylko z tymi, których dobrze znała.
Bardzo pragnęła się dowiedzieć, co czuł ich ojciec, kiedy je opuścił. Nie interesowało ją w
zasadzie, co działo się z nim potem. Niestety, nie zastała Margot w domu. Była trochę
rozczarowana. Nie mając nic lepszego do roboty, poszła do pobliskiego centrum handlowego.
Chciała sobie koniecznie zrobić jakąś przyjemność. Miała nadzieję, że gdy wróci do domu,
znajdzie nagraną na sekretarce wiadomość od Patryka.
W kilka godzin później, gdy otwierała drzwi swojego mieszkania, usłyszała dzwoniący
telefon. Może to Patryk? Czyżby przyjął jej propozycję?
- Cześć, siostro. - W słuchawce zadźwięczał głos Margot.
- O, cześć... Jak się masz? - Chyba udało jej się ukryć rozczarowanie? - Margot,
przepraszam cię, ale oddzwonię do ciebie za chwilę. Właśnie weszłam i trzymam w ręku
mnóstwo toreb.
- Nie spiesz się, to nic pilnego. Miałam ochotę z kimś pogadać. Raud pracuje dziś do
późna. Jak się oporządzisz i najesz, zadzwoń do mnie.
- Zadzwonię, gdy tylko przygotuję sobie kolację. Przynajmniej nie będę miała
wrażenia, że jem w samotności - powiedziała nieoczekiwanie dla samej siebie Shelby.
Rzadko gotowała, mimo że lubiła bardzo to zajęcie. Najczęściej krzątała się po kuchni, gdy
spodziewała się gości.
Rozpakowała zakupy, podgrzała zupę z torebki i zrobiła sobie dwie grzanki. W lodówce
znalazła też resztkę sałatki owocowej. Postawiła na stole tacę i wykręciła numer do siostry.
Nie wiedziała wprawdzie jeszcze, jaką decyzję podejmie Patryk, ale uznała, że powinna na
wszelki wypadek przygotować siostrę na niezwykłą nowinę.
- Cześć, Margot, to ja.
- Od wieków cię nie słyszałam - powiedziała jej siostra.
- Ostatnio byłam bardzo zabiegana. A poza tym... -Tak, to był dobry moment. Wzięła
głęboki oddech. - Od jakiegoś czasu spotykam się z pewnym mężczyzną.
Na chwilę zapadła głucha cisza. Dlaczego Margot jest taka zaskoczona? Czyżby nie
dowierzała, że jakiś mężczyzna mógłby zainteresować się Shelby?
- Naprawdę?
- Naprawdę. Nazywa się Patryk.
- To świetnie. Gdzie i kiedy się poznaliście? Pracujecie razem? Czy to coś
poważnego? - Pytaniom nie było końca.
- Nie tak szybko, siostrzyczko! Spotkałam go w biurze. Od czasu do czasu pracuje dla
mojej firmy. Jest prywatnym detektywem... - Zawiesiła głos.
- No mów, dalej! - Margot nie potrafiła ukryć rozsadzającej ją ciekawości.
- Umówiliśmy się kilka razy. - A w zasadzie odebraliśmy jego córkę z przedszkola,
dodała w duchu. No a kawa u niego i ta rozmowa? Ale przecież on tego wcale nie chciał... Co
ja właściwie robię? - Wiesz, to naprawdę cudowne! - dodała szybko już na głos.
- Co jest takie cudowne?
- No w ogóle, że on, że my... - Trochę się pogubiła, ale musiała przyznać, że jest
niezłą aktorką.
- O rety, wygląda na to, że tym razem naprawdę wpadłaś, jak śliwka w kompot,
Shelby!
Tak naprawdę, to koniecznie chcę odnaleźć ojca, droga siostrzyczko, przebiegło jej przez
myśl.
- Georgia już wie?
- Nie, ona jest ostatnio bardzo zajęta. Nie miałam okazji z nią pogadać.
- Kiedy go poznam?
- Za jakiś czas, gdy będę już pewna jego uczuć do mnie
- odparła wymijająco.
- Opowiedz mi o nim coś jeszcze.
Opisując Patryka na prośbę siostry, zdała sobie sprawę, że zapamiętała więcej, niż można by
przypuszczać. Ani słowem jednak nie wspomniała o Mollie.
- Przyjdźcie do nas z Patrykiem na niedzielny obiad -zaproponowała Margot tonem
nie znoszącym sprzeciwu.
- Pogadam z nim o tym i dam ci znać. - Tego się naprawdę nie spodziewała. Ogarnęła
ją lekka panika. Może on wcale nie zechce wziąć udziału w tej całej szopce?
- Muszę już kończyć, Margot. Pozdrów ode mnie Rauda. Trzymaj się.
Szybko odwiesiła słuchawkę. Była kompletnie pozbawiona energii. O wiele łatwiej byłoby
powiedzieć po prostu prawdę. Ale nie mogła przecież denerwować teraz Margot jakimiś
pomysłami nie z tej ziemi. Zbyt dobrze pamiętała, jakim strasznym piętnem odcisnęła się na
psychice siostry utrata pierwszego nie narodzonego dziecka. Wprawdzie lekarz twierdził, że
tym razem nie ma najmniejszych podstaw do obaw, jednak Shelby czuła się w obowiązku
oszczędzać siostrze wszelkich stresów.
Leżała już w łóżku, kiedy zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę i serce nieomal przestało
jej bić. To był Patryk... Nie bawił się w żadne gierki. Od razu przeszedł do sedna sprawy. Nie
mogła wprost uwierzyć w to, co usłyszała.
- Chcesz obgadać szczegóły teraz czy jutro rano? - zapytał.
- Rano - odpowiedziała krótko. Musiała przyzwyczaić się najpierw do myśli, że już
wkrótce zostanie mężatką, będzie zmuszona odgrywać sentymentalną komedię i zajmować się
małą, rozkapryszoną dziewczynką.
- W takim razie przyjedziemy po ciebie o dziewiątej. Mollie chciała, żebym zabrał ją
do cukierni. Przepada za pączkami.
- Dobrze. Do jutra. - Powoli odłożyła słuchawkę. Przez dłuższą chwilę tępo
wpatrywała się w ścianę. Być może popełniła właśnie największy błąd swego życia, lecz było
za późno, by cokolwiek zmienić. Jak ona sobie z tym wszystkim poradzi? A najgorsze, że tak
naprawdę niewiele potrafiłaby powiedzieć o mężczyźnie, który już wkrótce miał zostać jej
mężem...
Rano, gdy otworzyła oczy, wciąż jeszcze odczuwała lekkie przerażenie. Była zmęczona. No
cóż, nie miała za sobą zbyt spokojnej nocy. Trochę postawił ją na nogi chłodny prysznic.
Włożyła lekkie szorty i przewiewną bluzkę. Chciała czuć się swobodnie, a poza tym na
dzisiaj zapowiadano potworny upał. Miało być nie tylko gorąco, ale też bardzo parno. Dobrze
byłoby mieszkać nad wodą. Tam można prawie zawsze liczyć na odrobinę wiatru. Pośród
ciasno poustawianych domów czuła się jak sardynka w puszce, czy raczej na... patelni.
Już o ósmej była gotowa do wyjścia. Stała pośrodku swojego mieszkania i nie bardzo
wiedziała, co ze sobą zrobić. To tylko układ, pocieszała się, trochę nietypowy, ale ludzie
zawierają różnorakie umowy. Chodzi przede wszystkim o interes, w dodatku bardzo dobry. W
każdej chwili można było anulować to małżeństwo. Więc dlaczego jej żołądek był boleśnie
ściśnięty? Nerwowo potarła wilgotne dłonie o szorty.
W tym właśnie momencie odezwał się dzwonek. Lecz zamiast umilknąć po chwili, terkotał i
terkotał bez końca. Otworzyła drzwi. Stała przed nimi Mollie. Nie odrywała swojego małego
paluszka od przycisku, a na jej twarzy malował się radosny uśmiech.
- Starczy już, Mollie. - Patryk próbował schwycić ją za rękę.
- Ale on tak ładnie dzwoni. Podoba mi się - powiedziała, zręcznie wyrywając się ojcu.
W końcu puściła przycisk i poczęła biec korytarzem, naciskając po kolei wszystkie mijane
dzwonki.
- Mollie! Nie! - Ruszył za nią i już po paru krokach trzymał ją na rękach.
Ale w tym właśnie momencie zza jednych drzwi wychyliła się sędziwa sąsiadka Shelby i
popatrzyła na nich zdziwiona.
- Słucham? O co chodzi?
- Przepraszam, pani Hatterly. Mollie po prostu kocha dzwonki - powiedziała Shelby,
podchodząc do Patryka. Delikatnie ujęła go pod ramię i poprowadziła w kierunku swojego
mieszkania. - Naprawdę nie chcieliśmy zakłócić pani spokoju. Staruszka pokiwała tylko
głową i zamknęła drzwi.
- Nie należy dzwonić do ludzi, których nie masz zamiaru odwiedzić - zwróciła się
Shelby do dziewczynki.
- Ona jest za mała, żeby to zrozumieć - rzucił nerwowo Patryk.
- Myślę, że najwyższy czas, aby ją pewnych rzeczy nauczyć. To nic trudnego, a Mollie
wygląda na inteligentne dziecko. Chyba musimy w związku z tym o czymś porozmawiać -
powiedziała, marszcząc groźnie brwi.
- Co masz na myśli?
- Dyscyplinę! Westchnął ciężko.
- Myślę, że jest o wiele więcej rzeczy, o których musimy porozmawiać. Jesteś
gotowa?
- Tak. - Shelby wzięła torebkę i zamknęła za sobą drzwi.
Kiedy usiedli wreszcie w cukierni, Shelby patrzyła z lekkim przerażeniem, jak Patryk
pozwala zamówić Mollie dwa olbrzymie pączki z galaretką. Sama, jako że niedawno jadła
śniadanie, zdecydowała się tylko na kawę. Mała wierciła się nieustannie na krześle, a w
pewnym momencie zaczęła kopać nogę od stołu. Patryk zajadał swoje ciastko i zdawał się nie
zwracać na to najmniejszej uwagi.
- Mollie, przestań kopać, bo za chwilę wylejesz moją kawę - powiedziała Shelby,
starając się zachować spokój.
- Nie fcę - wymamrotała Mollie z pełną buzią, zlizując galaretkę z palców.
- Ale ja chcę - oznajmiła Shelby twardo. Patryk spojrzał na nią z wyrzutem.
- Przecież to tylko dziecko - stanął natychmiast w obronie córki.
- A kiedy chcesz zacząć ją wychowywać? Jak będzie dorosła? Najwyższy czas, by
nauczyć ją, jak należy zachowywać się w miejscach publicznych.
Mollie patrzyła szeroko otwartymi oczami to na jedno, to na drugie. Jednak coś do niej
widać dotarło, bo przestała kopać stół.
- Daj spokój, ona ma dopiero cztery lata.
- Ale jeśli będziesz tolerował każdy wybryk, nigdy jej nie nauczysz odpowiedniego
zachowania. Skąd ma wiedzieć, co jest właściwe, a co nie?
- Dziecko instynktownie wyczuwa takie rzeczy. A poza tym, w życiu ważne są inne
wartości.
- No świetnie.
Oczy Mollie wypełniły się łzami.
- Tatusiu, cemu ona na mnie ksycy? Nie lubię jej!
- Świetnie cię rozumiem, córeczko - powiedział, patrząc karcąco na Mollie. Potem
zwrócił się do Shelby: - Zachowujesz się jak jej babcia.
- W takim razie już z góry lubię tę sympatyczną kobietę. - Shelby postanowiła, że nie
pozwoli się wyprowadzić z równowagi.
- Duży błąd. Zrujnowała życie swojej córce i to samo uczyniłaby z Mollie, gdybym
tylko na to pozwolił. Mollie ma jeszcze czas na naukę.
- Kiedy zatem chcesz zacząć?
- Później.
Upiła łyk kawy. Nie ma mowy, żeby to się udało, pomyślała.
- Mollie, idź pobawić się z innymi dziećmi - powiedział nagle Patryk.
- Jesce nie skońcyłam. - Wepchnęła sobie do buzi ostatni kawałek pączka i wierzchem
dłoni zaczęła rozmazywać po policzku kapiącą z ciastka galaretkę.
Patryk wytarł jej twarz serwetką najlepiej, jak potrafił i odprowadził do kącika zabaw dla
dzieci.
- Zastanawia mnie, jakim prawem tak autorytatywnie wypowiadasz się na temat metod
wychowawczych. O ile mi wiadomo, nigdy nie byłaś mężatką, nie założyłaś rodziny i nie
miałaś dzieci.
- Skąd masz te informacje?
- Skrzywienie zawodowe - wyznał nieco speszony.
- Wynająłeś kogoś, by grzebał w moim życiu?
- Kogoś? Chyba żartujesz... A w ogóle, co w tym takiego dziwnego? Jeśli masz się
zająć moim dzieckiem, muszę chyba coś o tobie wiedzieć. Pochodzisz z Natchez. Masz
dwadzieścia pięć lat i dwie siostry. Ta starsza, Margot, jest żoną Rauda Marstalla, należącego
do elity Nowego Orleanu. Młodsza zaś, zwana przez rodzinę Georgie, pracuje jako
pielęgniarka w szpitalu Św. Józefa. Wiem też, że skończyłaś renomowaną szkołę, lecz
zamiast pójść na studia, rozpoczęłaś pracę w firmie ubezpieczeniowej. Dzięki ciężkiej pracy
osiągnęłaś wysoką pozycję zawodową. Zgadza się?
Była oburzona, że przeprowadził małe śledztwo w jej sprawie, jednak z drugiej strony
zaskoczyło ją, jak wiele informacji zdołał zdobyć w ciągu zaledwie jednego dnia.
- Obecnie jesteś wolna... Poczuła, że się czerwieni.
Od zawsze była wolna. Poza jednym jedynym chłopakiem jeszcze w szkole średniej, nigdy z
nikim nie była związana.
- Może i ja powinnam wynająć detektywa, by poszperał trochę w twojej przeszłości?
Co z twoją osławioną dyscypliną i konsekwencją? Sądząc po zachowaniu Mollie...
- Wychowywała cię babcia, surowa dama z wyższych sfer. Zdaje się, że przeszłaś
niezłe szkolenie.
Pokiwała głową. Niezłe, ale to zupełnie nie jego sprawa. Poza tym, istnieje bogaty wachlarz
możliwości pomiędzy bezduszną tresurą, którą stosowała jej babcia, a zezwalaniem dziecku
na wszystko, którą to metodę wybrał Patryk.
- Przynajmniej wiem, jak należy się zachować w różnych miejscach i sytuacjach. Bądź
szczery, nie reagujesz na wybryki Mollie z czystego wygodnictwa. Ale na pewno zdarzyło ci
się już, że jakiś rozwydrzony dzieciak popsuł ci miły wieczór w restauracji, awanturując się
na cały głos i skupiając na sobie uwagę wszystkich gości. Twoja córka właśnie tak się
zachowuje. Kto, jeśli nie ty, ma nauczyć Mollie, co jest właściwe, a co nie?
- Ona jest jeszcze taka mała...
- Ale już na tyle duża, by zrozumieć, że nie wolno jej robić wszystkiego, na co ma
ochotę. Nie mówię, że należy ją tresować. Po prostu zacznij jej od czasu do czasu zwracać
uwagę.
- Sam nie wiem... Moje małżeństwo nie było zbyt udane. Prawdę mówiąc, zaraz po
podróży poślubnej zaczęły się problemy, a po narodzinach Mollie rozeszliśmy się. Rzadko
widywałem córeczkę, gdyż prawa rodzicielskie przyznano mojej byłej żonie. W zeszłym roku
Sylvia zmarła i Mollie zamieszkała ze mną. Jest największą radością mego życia, a odkąd
straciła matkę, staram się ze wszelkich sił, żeby zapomniała o tej tragedii.
- To dobrze. Jest twoją córką i musi czuć, że ją kochasz. Jednak to wcale nie oznacza,
że masz jej na wszystko pozwalać. Dziecku należy wpoić pewne zasady. Nie robiąc tego,
bardzo ją krzywdzisz.
- Nie mam zamiaru pozwalać, by ktokolwiek wtrącał się w wychowanie mojej córki.
- Zdaje się, że nie ja pierwsza mam zastrzeżenia do twoich metod wychowawczych,
czy raczej ich braku. Pozwól, że zapłacę za moją kawę i zapomnijmy o całej tej historii.
Ze zdziwienia zabrakło mu słów. Wyraźnie czuł, jak ogarnia go panika. Nie był pewien, czy
chce przystać na szaloną propozycję Shelby, ale z drugiej strony nie wyobrażał sobie
właściwie, że mógłby ją odrzucić. Jeśli się dogadają, zyska wystarczająco dużo czasu, by
uregulować najpilniejsze sprawy. A przede wszystkim będzie mógł zatrzymać córkę. Uzyskał
jednak pewność, że nie obejdzie się bez kompromisów i będzie musiał ulec w niektórych
sprawach.
Spojrzał smętnie na Mollie. Brakowało jej kontaktów z rówieśnikami, miała kłopoty z
funkcjonowaniem w grupie, była rozkapryszona i nieposłuszna. Wiedział o tym, lecz nie
potrafił oprzeć się jej naturalnemu wdziękowi ani niczego jej odmówić. Tak wiele przeszła...
Nie chciał sprawiać jej bólu, pragnął, by była zawsze uśmiechnięta. Jednak jeśli teraz nie
przystanie na warunki Shelby, będzie musiał odesłać Mollie do babci, a to rozwiązanie
wydawało mu się nie do zaakceptowania.
- Jeżeli zdecydujemy się na to dziwaczne małżeństwo, Mollie będzie również twoją
córką. Obiecuję wysłuchać każdej twojej sugestii. - Mówiąc to, spojrzał na nią po raz
pierwszy, odkąd się poznali, oczami mężczyzny. Była naprawdę ładna. Miała piękne,
falujące, kasztanowe włosy i błękitne oczy. Jej spokój i rezerwa pociągały go. A może uda
nam się stworzyć udany, szczęśliwy związek? - pomyślał w nagłym przypływie optymizmu. -
Nie mogę ci obiecać, że odnajdę twojego ojca, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy.
- Myślę, że najpierw należałoby porozmawiać z Edith Strong.
- Kto to jest? - zainteresował się Patryk.
- Kiedyś przyjaźniła się z moją babcią i znała moich rodziców. Być może uda się
dzięki niej zdobyć jeszcze jakieś dodatkowe informacje. To chyba jedyna żyjąca osoba, która
zna historię naszej rodziny.
- Zatem wizyta u niej to pierwsza rzecz, którą musimy zrobić.
- Czyżbyśmy doszli do porozumienia? - zapytała Shelby.
- Przyjmuję twoje warunki.
- Kiedy weźmiemy ślub?
- Jutro - odpowiedział krótko.
- Słucham?
Widząc panikę na jej twarzy, zaczął się śmiać. Naprawdę była ładna. Jak to możliwe, że
dotychczas tego nie zauważył? Już dawno powinna była wyjść za jakiegoś porządnego faceta,
stworzyć z nim rodzinę...
- No dobra, żartowałem, ale chciałbym, żeby Mollie poszła jak najszybciej do
przedszkola. Może ty ustalisz datę.
- Właściwie nie mam nic przeciwko temu, żebyśmy się pobrali jak najszybciej -
powiedziała, lecz natychmiast pożałowała tych słów.
- Stało się coś?
Zaskoczył ją. Czyżby umiał czytać w jej myślach?
- Moje siostry... nigdy nie wybaczyłyby mi cichego ślubu. W mojej rodzinie zawsze
przykładano dużą wagę do tradycji. Szczególnie celuje w tym Margot. Niedawno odnowili z
Raudem swój ślub kościelny.
- Ceremonia w kościele nie wchodzi w rachubę. Już raz to przerobiłem i nie mam
zamiaru do tego stopnia się poświęcać ani dla ciebie, ani nawet dla Mollie.
- Jasne, że nie. Trzeba jednak znaleźć jakieś wytłumaczenie...
- Weźmy więc na razie cichy ślub cywilny, a twoim siostrom powiemy, że ślub
kościelny planujemy w późniejszym terminie. Energicznie pokręciła głową.
- Na to nie mogę się zgodzić. Margot bardzo by się tym zdenerwowała.
- Czy oczekujesz, że będę realizował ten i tak już szalony plan pod dyktando twojej
siostry, której w dodatku nawet nie widziałem na oczy?
- Poznasz ją jutro. Zaprosiła nas na obiad.
- Jak to? Przecież dopiero dziś...
- Rozmawiałam z nią wczoraj wieczorem, zanim do mnie zadzwoniłeś. Pomyślałam,
że na wszelki wypadek zacznę przygotowywać grunt. Wspomniałam, że spotykam się z
kimś...
W tej chwili przy stoliku pojawiła się Mollie.
- Fcę juz iść. - Zerknęła spod oka na Shelby.
- Jeszcze chwilę. Shelby i ja nie skończyliśmy rozmawiać, kochanie.
- Kilka kroków stąd jest park z placem zabaw. Mollie na pewno nie będzie się tam
nudzić - rzuciła Shelby trochę niepewnie.
- Tak, tak! Fcę na huśtawkę! - krzyknęła radośnie mała i spojrzała nieco łaskawszym
okiem na Shelby.
Ta zaś z niemałą satysfakcją obserwowała, jak Patryk objaśnia swojej córce, co jej wolno
robić na placu zabaw, a czego nie. Przez moment wyobraziła sobie siebie ze swoim ojcem w
podobnej sytuacji. Dziewczynka pobiegła uszczęśliwiona w stronę bawiących się dzieci.
- Trzeba trzymać się pewnych zasad - stwierdził Patryk, siadając obok Shelby.
- Owszem, jednak lepiej nie spuszczać Mollie z oka. Jest jeszcze mała. O czym
chciałeś ze mną porozmawiać?
- Chodzi o opiekę nad Mollie. Moje mieszkanie nie jest zbyt duże, ale mam jeden
wolny pokój. Tyle tylko, że prawie nie umeblowany. Zastanawiałem się, czy nie zechciałabyś
wstawić tam kilka swoich rzeczy...
- Tak, bardzo chętnie. Czułabym się wówczas bez porównania lepiej. Ale co będzie z
moim mieszkaniem?
- Wynajmiesz je. Przygryzła wargę.
- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł. A poza tym, na jak długo miałabym je wynająć?
- Myślę, że co najmniej na kilka miesięcy.
Kilka miesięcy? Z tym kompletnie obcym mężczyzną? Każdego ranka jadać z nim śniadanie,
gotować dla niego, wychowywać jego córkę... Co będzie, jeśli... się w nim zakocha? Nie, na
pewno nie po tym, co powiedział jej na temat małżeństwa. To tylko układ, nic więcej.
- Tak chyba będzie rzeczywiście najrozsądniej. Umówmy się, że zajmę się
gotowaniem i praniem. Czy mógłbyś wziąć na siebie sprzątanie?
- Jasne. Przyzwyczaiłem się do tego. - Mówiąc to, odwrócił się i z niepokojem
wypatrywał Mollie pośród bawiących się dzieci. - O, jest na huśtawce.
- Tak, mam ją cały czas na oku. Oczywiście, będę pokrywać część domowych
wydatków - dodała po chwili.
- Czy sądzisz, że nie potrafię utrzymać rodziny?
- Nie o to chodzi. Przecież to zupełnie inna sytuacja, a ja mam stałą pracę i niezłą
pensję. To żaden problem.
- I tak już dużo dla nas robisz... - Zdał sobie nagle sprawę, że chciałby dowiedzieć się
o tej kobiecie czegoś więcej. Intrygowała go. A on uwielbiał rozwiązywać zagadki. Nie, żeby
od razu myślał o poważnym związku. Dostał już od życia nauczkę, a była żona, Sylvia,
potrafiła zamienić małżeństwo w piekło na ziemi. - Tak, o co chodzi? - spytał trochę
nieprzytomnie, widząc oczekiwanie we wzroku Shelby.
- Pytałam, czy znalazłeś już nową sekretarkę?
- Jeszcze nie, dlaczego?
- Może jakoś ci pomóc? Wieczorami będę miała trochę wolnego czasu. Jestem dość
zorganizowaną osobą...
- Zauważyłem. Poza tym masz świetne referencje.
- Skąd wiesz?
- Rozmawiałem z twoim szefem. Wymyśliłem coś na poczekaniu i pokazał mi twoją
teczkę. Możesz być z siebie dumna.
Ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego.
- Ty z siebie chyba też. Zaśmiał się.
- Nie bądź zła. I nie myśl, proszę, że praca detektywa jest szalenie ekscytująca. To
przede wszystkim grzebanie w starych dokumentach i długie przesiadywanie w samochodzie
w oczekiwaniu, że ktoś zrobi coś głupiego.
- A związane z tym niebezpieczeństwo?
- Tak pokazują tylko w serialach i filmach kryminalnych... Tamci detektywi są
prawdziwymi supermanami. Rzeczywistość jest o wiele bardziej szara i nudna.
- Nieważne, moja oferta jest nadal aktualna.
- Dzięki. Być może rzeczywiście będę potrzebował pomocy, jeśli nie znajdę szybko
dobrej sekretarki. A wracając do małżeństwa, jak sobie właściwie wyobrażasz nasz ślub?
- Zdecydujmy się na skromną uroczystość, ale nie mogę wyjść za mąż w tajemnicy
przed siostrami. Chyba nigdy by mi tego nie wybaczyły. Ty też powinieneś zaprosić kilka
osób, bo w przeciwnym wypadku wzbudzimy podejrzenia.
- Postaram się.
- Może dałoby się ustalić termin na przyszłą sobotę?
- Pewnie tak. Nie mogę uwierzyć, że tak prędko się zdecydowałem - powiedział,
obserwując bawiącą się Mollie.
- Jeżeli nie jesteś pewien, to...
- Nie, będzie dobrze. Zobaczysz. Shelby pokiwała tylko głową.
ROZDZIAŁ TRZECI
Była dokładnie trzecia po południu, kiedy zaparkowali przed rezydencją Margot i Rauda.
Shelby nie potrafiła ukryć zdenerwowania. Żołądek podchodził jej do gardła, a w jej głowie
aż huczało od natrętnych myśli. Zrobię to, potrafię, musi się udać, wmawiała sobie z uporem.
Nigdy nie umiała kłamać, a już na pewno nie tak dobrze, by oszukać własną siostrę i Rauda.
Jak więc zdoła ich przekonać, że ten facet obok niej, to mężczyzna jej życia? Spojrzała na
niego. Ich oczy spotkały się. Była szczerze zdziwiona, gdy zauważyła malujące się na jego
twarzy rozbawienie.
- Nie rozumiem, skąd ten dobry humor? - spytała nieco zgryźliwie.
- Wyglądasz, jakbyś szła na egzekucję. Sądziłem, że lubisz swoją siostrę? Wyluzuj się.
- Pewnie, że ją lubię. Kocham, ale co zrobimy, jeśli zacznie coś podejrzewać?
- Nie martw się, to dla mnie nie pierwszyzna. Wiele razy musiałem wcielać się w
różne postaci. To nie takie trudne. Nigdy nie brałaś udziału w szkolnych przedstawieniach?
Pamiętaj tylko, by nie wypaść ze swojej roli, Shelby. - A gdy kiwnęła głową i wzięła głęboki
oddech, dodał:
- No i nie zapominaj o szczegółach, bo jak powiadają, to w nich tkwi diabeł.
- Co masz na myśli?
- Na przykład to.
Patryk nachylił się w jej stronę i mocno ją pocałował. -Poczuła szybsze uderzenia
serca. Przez chwilę nie była w stanie otworzyć oczu.
- Co robisz? - spytała niepewnie.
- To takie małe wprowadzenie do roli, rozgrzewka. Przecież chcesz, by twoja siostra
uwierzyła, że jesteśmy w sobie zakochani, prawda?
- Mogłeś chociaż poczekać na publiczność - powiedziała Shelby, otwierając drzwi
samochodu.
Patryk szybko wyskoczył za nią.
-Poczekaj!- Sam nie wiedział, co go podkusiło. Ten pocałunek wcale nie był taki
niewinny, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Shelby nacisnęła dzwonek, starając się uspokoić przyspieszony oddech. Starannie unikała
wzroku Patryka.
- Spokojnie, kochanie. To był tylko pocałunek. - Przysunął się do niej bliżej.
Nie daj się sprowokować, powtarzała sobie w myślach. Zacisnęła usta.
- Po co mnie denerwujesz? Co chcesz w ten sposób osiągnąć?
- O co chodzi? - zapytała Margot, otwierając drzwi.
- Witam was. - Mówiąc to, ucałowała Shelby w policzek.
- A to zapewne Patryk?
- Margot, nieprawdaż? - Mocno uścisnął jej rękę.
- Shelby, czyżbyś była zdenerwowana? - rzuciła, spoglądając z uśmiechem na siostrę.
- Trochę. On i świętego wyprowadziłby z równowagi.
- Nigdy nie twierdziłem, że jestem pozbawiony wad - powiedział wesoło.
- Wejdźcie. Poznaj mojego męża - zwróciła się do Patryka i zrobiła kilka kroków w
stronę salonu.
W jego drzwiach ukazał się Raud. Przywitał się z Patrykiem, a później podszedł do Shelby i
uściskał ją serdecznie. Swoim bacznym spojrzeniem łowił każdy najdrobniejszy szczegół.
Potem wymienili z Margot porozumiewawcze spojrzenia.
No cóż, wkroczyliśmy do jaskini lwa, pomyślała przestraszona Shelby. A zatem gra się
zaczęła. W zasadzie wszystko szło jak po maśle aż do momentu, kiedy to Patryk usiadł koło
niej i otoczył ją ramieniem. Najchętniej wyrwałaby mu się, ale nie mogła tego przecież
zrobić. Poczuła się osaczona. Sama nawarzyła sobie tego piwa. A on najspokojniej w świecie,
bawiąc się niby to od niechcenia jej włosami, rozmawiał z Raudem. Shelby zupełnie nie
potrafiła się skoncentrować na przebiegu dyskusji. Nie umiała sobie poradzić z emocjami,
które budził w niej ten mężczyzna. A co gorsza, ten stan sprawiał jej niekłamaną
przyjemność.
- Przygotowałam krewetki po kreolsku - powiedziała zachęcająco Margot. - Pomożesz
mi je doprawić? - zwróciła się do siostry.
Shelby pokiwała głową i energicznie wstała. Nagle zdała sobie sprawę, że oznacza to, iż musi
zostawić Patryka samego z Raudem.
- Choć właściwie... poradzisz sobie jakoś beze mnie? - rzuciła miękko w stronę
Patryka.
- Chyba uda mi się wytrwać do twojego powrotu, kochanie.
Gdy tylko znalazły się w wielkiej, staromodnej kuchni, Margot natychmiast zamknęła za nimi
ciężkie, drewniane drzwi.
- On jest niesamowity - szepnęła podekscytowana. -I szaleje na twoim punkcie. To
widać na pierwszy rzut oka. Gdzie go znalazłaś?
- Mówiłam ci, czasami pracuje dla mojej firmy. - Chyba nieźle nam idzie, ucieszyła
się w duchu. - Jest cudowny, prawda?
- Jak na razie, nie odkryłam żadnych wad. - Margot mówiła lekkim tonem, lecz w jej
oczach widoczna była czujność. - Czyżbyś była zakochana?
Shelby wzięła głęboki oddech, modląc się, by nie wypaść z roli.
- Zakochana na tyle, żeby zaprosić was na nasz ślub.
- O rety, Shelby, nie mogę uwierzyć! - Margot przytuliła ją mocno. - Powiedziałaś już
Georgii?
- Jeszcze nie. Chciałam zadzwonić do niej po wizycie u was.
- Więc zadzwońmy do niej teraz. I tak będzie zawiedziona, że dowiedziała się ostatnia.
Otworzyła drzwi.
- Raud, mamy szampan? - zawołała.
- A jest jakiś powód do świętowania?
- Tak! Shelby i Patryk zaręczyli się! - Nie słuchając odpowiedzi męża, ponownie
zwróciła się do siostry: -
Kiedy się pobieracie? Może podczas świąt, wtedy jest tak cudownie. Albo na wiosnę.
- Myśleliśmy o czerwcu, tyle tylko, że tegorocznym... Macie jakieś plany na przyszłą
sobotę?
- W najbliższą sobotę? - Margot wyglądała na przerażoną.
Może narzuciłam trochę za szybkie tempo, skarciła się w duchu Shelby. No cóż, cel uświęca
środki.
- Dobrze się czujesz? Może lepiej usiądź - poprosiła zdumioną Margot.
- Trochę mnie zaskoczyłaś, to wszystko. Skąd ten pośpiech?
- I tak nie planujemy wystawnego ślubu, a zależy nam, by jak najszybciej zamieszkać
razem. Długo rozmawialiśmy na ten temat. Oboje jesteśmy zgodni, że nie ma sensu dłużej
zwlekać. - Chyba sama nie uwierzyłaby w tak naciągane argumenty.
W tym momencie do kuchni weszli panowie.
- Już się pochwaliłaś, co? Szkoda, że pozbawiłaś mnie tej przyjemności, kochanie. -
Patryk pocałował ją czule. - Twoja siostra zapewne potrzebuje trochę czasu, by przyzwyczaić
się do tej myśli. - Mówiąc to, spojrzał z obawą na Margot.
Raud wyjął z lodówki butelkę szampana.
- No to świętujemy! - zawołał wesoło.
- Widzę, że jesteś przygotowany na każdą okazję. To rozumiem. Dzięki, Raud. -
Patryk wydawał się szczerze wzruszony.
- Gratulacje! Ale dlaczego już w przyszłą sobotę? -
Margot nie miała zaufania do pochopnie podejmowanych decyzji.
- Po prostu nie chcemy dłużej czekać - powiedział Patryk z szelmowskim uśmiechem.
- A jest ku temu jakiś szczególny powód? - Wciąż nie dawała za wygraną. - Nie
możecie najpierw upewnić się, czy jesteście dla siebie odpowiednimi partnerami?
Pytanie to jednak zagłuszył huk, który rozległ się, gdy korek wystrzelił z butelki szampana.
Raud prędko napełnił kieliszki i podał je Shelby i Patrykowi.
- Dla ciebie, kochanie - zwrócił się do Margot - niestety tylko woda.
- Raud, oni planują ślub na przyszłą sobotę. Za sześć dni!
Przytulił się do niej i pogłaskał jej zaokrąglony brzuch.
- Już zapomniałaś, że sześć lat temu i my nie chcieliśmy czekać?
- To prawda.
Shelby wiedziała, iż powinna powiedzieć teraz coś, co uspokoiłoby siostrę, ale zupełnie nie
mogła znaleźć odpowiednich słów. To wszystko działo się zbyt szybko. Świat zdawał się
wirować w zawrotnym tempie... Zajęta swoimi myślami nie dostrzegła, że Patryk cały czas jej
się przygląda.
- Za nas! - Stuknęli się lekko kieliszkami. Oboje upili po łyku. Oczy Shelby wypełniły
się łzami. Przycisnął ją mocno do siebie i gorąco pocałował. Wtuliła się w niego, nieco
uspokojona, ale zarazem zła. Czyżby znów celowo ją prowokował?
- Skoro jesteście pewni swoich uczuć, nie mamy prawa ich podważać - odezwała się
Margot. - Zadzwońmy do Georgii.
Shelby uśmiechnęła się i pokiwała głową. Teraz naprawdę odetchnęła z ulgą. No tak, o
Margot nie musiała się już martwić, powinna zatem zastanowić się nad własnym
postępowaniem. Zmroziła ją na moment myśl, że postanowiła dobrowolnie wyjść za mąż za
całkiem obcego mężczyznę, przy którym na dodatek zupełnie traciła głowę.
- Chyba nam nieźle poszło - powiedział Patryk, gdy znaleźli się już na ulicy.
Podeszli do samochodu. Jeszcze jeden uśmiech, jeden ruch ręki, gdyż Margot i Raud stali w
oknie. Potem dało się słyszeć przeciągłe skrzypnięcie otwieranych i zamykanych drzwiczek
samochodu.
- Odrobina oleju rozwiązałaby ten problem - zwróciła się do Patryka. - Naprawdę nie
słyszysz, jak strasznie skrzypią te drzwi? - Musiała jakoś odreagować.
Patryk uruchomił silnik i po chwili miękko ruszyli.
- Jutro postaram się je naoliwić.
Była wściekła, że tak łatwo się podporządkował. Zmarszczyła brwi i utkwiła wzrok w
przedniej szybie.
- Coś jeszcze? - zapytał łagodnie.
- Niby co?
- No, nie wiem, dlatego wolę zapytać. Nie potrafię czytać w twoich myślach, ale
widzę, że coś jest nie tak.
Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Nie bardzo rozumiała, co się z nią dzieje i jedno, czego
była pewna, to że sytuacja wymyka się jej spod kontroli.
- Jesteś dzisiaj jakaś inna...
- Nie wiem, dlaczego tak się dziwisz. To ty zachowujesz się nienormalnie.
- Jak to?
- Całujesz mnie bez uprzedzenia, obejmujesz...
- Przecież mieliśmy udawać zakochaną parę. Starałem się dobrze zagrać swoją rolę.
Co fakt, to fakt. Zrobiło jej się trochę głupio. Nie przewidziała, że Patryk zacznie się jej
podobać. Nie wolno jej było się w nim zakochać, tego ich układ nie przewidywał... Pora się
opamiętać.
- Shelby?
- Tak?
- Wydajesz się taka nieobecna...
- Przepraszam, zamyśliłam się. Wiesz, wydaje mi się jednak, że trochę przesadziłeś.
- Miało wyglądać tak, jakbyśmy się naprawdę kochali. Kochali...? Nigdy jeszcze nie
była zakochana i nigdy
z nikim się nie kochała... Spojrzała na Patryka. Może nie był przystojny w
powszechnym znaczeniu tego słowa, ale wydał jej się bardzo męski i pociągał ją. Przez krótką
chwilę wyobraziła sobie ich dwoje w łóżku. Z trudem odpędziła tę wizję.
- A zatem, jak rozumiem, chciałeś po prostu dobrze odegrać swoją rolę? Dzięki.
- Miałem zachowywać się jak twój przygodny znajomy? Tego chciałaś?
- Nie, ale trochę mnie zaskoczyłeś. Mogłeś mnie chociaż uprzedzić.
- Mówiłem ci, że jestem niezły w udawaniu...
Nie zamierzała mu zdradzać, że podczas tego przedstawienia drżała z podniecenia,
jakiego wcześniej nie zaznała. Jak to możliwe, że tego nie zauważył?
- Jak często będziemy się widywać z Margot i Raudem? Są tacy mili.
- Dlaczego pytasz?
- Zastanawiam się, ile razy będę miał przyjemność cię całować?
- Trudno powiedzieć. Myślę, że niezbyt często - powiedziała z ociąganiem. - Na
pewno spotkamy się z nimi w sobotę na ślubie. A potem... nie wiem, co będzie. Pewnie
zrozumieją, że wolimy spędzać czas w swoim towarzystwie i nie trzeba będzie grać.
- Ja nie narzekam. - Niespodziewanie ujął jej dłoń. -A tobie chyba też się podobało?
Twoja siostra i Raud są bardzo sympatyczni. Polubiłem ich. Jak się na nich patrzy, można
prawie uwierzyć, że zdarzają się szczęśliwe małżeństwa. On za nią szaleje, a ona wierzy mu
bez zastrzeżeń. Od dawna są razem?
- I tak, i nie.
Patryk spojrzał na nią z zachwytem i mocniej ścisnął jej dłoń.
- Jesteś mistrzynią niedopowiedzeń! - stwierdził z uśmiechem.
- Niezupełnie. Po prostu na to pytanie nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Wprawdzie są małżeństwem od sześciu lat, ale spędzili ze sobą tylko kilka pierwszych
miesięcy. Potem się rozstali. Dopiero od niedawna są znowu razem.
- A co było powodem ich rozstania?
- Margot poroniła i nie potrafiła sobie z tym poradzić.
Choć trzeba przyznać, że ich rozstanie było w dużej mierze zasługą mojej babki.
- To zapewne ta sama babunia, która wyrzuciła z domu twojego ojca? Cóż za
czarująca osoba! Jest mi niewymownie przykro, że nie zdążyłem jej poznać. - Jawny sarkazm
nie przypadł Shelby do gustu. - Nie martw się. Znajdziemy waszego ojca i to będzie najlepszy
rewanż - zakończył z uśmiechem.
- Więc w sobotę... Kupisz Mollie jakąś ładną sukienkę na nasz ślub?
- Ona nie nosi sukienek.
- Dlaczego?
- Nie byłem w stanie się dowiedzieć. Może uważa, że szorty są wygodniejsze.
Usiłowałem ją kiedyś ubrać w sukienkę, ale dostała takiego ataku histerii, że postanowiłem
poprzestać na jednej próbie. Przygotuj się, że na naszym ślubie wystąpi w szortach i swojej
ukochanej dżinsowej czapeczce.
- Czy ona ją w ogóle kiedyś zdejmuje?
- Właściwie nie. Tylko do spania, a i to niezbyt chętnie.
- Dziwne. Zawsze zdawało mi się, że małe dziewczynki uwielbiają się stroić.
Mogłabym przyjść na przykład w środę wieczorem i pochodzilibyśmy po sklepach. Kto wie,
czy Mollie nie da się namówić na jakąś szałową kreację.
- Warto spróbować. A potem pójdziemy na kolację. Zatrzymał się przed domem
Shelby.
- Nie musisz wysiadać, poradzę sobie - rzuciła bez przekonania.
On jednak jednym susem wyskoczył z samochodu i otworzył jej drzwi. Odprowadził ją pod
drzwi wejściowe, a potem, ku jej zdziwieniu, nie pożegnał się, tylko wszedł z nią do środka i
bez słowa wsiadł do windy. Zatrzymali się przy jej mieszkaniu.
- Dzięki za to, że zgodziłeś się pójść ze mną do Margot i Rauda. - Wyjęła z torebki
klucze. Była zdenerwowana i nie mogła poradzić sobie z zamkiem. Patryk wyjął jej z ręki
klucze i bez trudu otworzył drzwi.
- To było naprawdę miłe spotkanie. Wszystko w porządku? - Shelby skinęła głową i
lekko się uśmiechnęła.
- Widzę, że jesteś zdenerwowana, choć świetnie się sprawiłaś. Niepotrzebnie tylko
sztywniałaś za każdym razem, kiedy cię dotykałem. Może masz za mało praktyki.
- Co takiego?
- Znasz chyba to przysłowie, że trening czyni mistrza?
- Mówiąc to, objął ją i mocno pocałował.
Cały świat zawirował jej przed oczami. Kiedy podniosła wzrok, Patryk patrzył na nią z
leciutką kpiną i nie bez satysfakcji.
- No widzisz, to nic strasznego.
- Dobranoc, Patryk - powiedziała i zatrzasnęła z impetem drzwi.
Serce waliło jej jak oszalałe. Wciąż czuła na wargach gorące usta Patryka. Dlaczego nie
odpowiedziała na pieszczotę, skoro właśnie o tym marzyła? Długo stała oparta o drzwi,
próbując się uspokoić. To jasne, potrzebowała więcej praktyki. A do środy było jeszcze
daleko. Całe długie trzy dni.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Shelby zerkała co chwila niecierpliwie na zegarek. Patryk zadzwonił do niej rano i
obiecał, że wpadnie po nią o szóstej. Nie mogła się już doczekać. Specjalnie wyszła wcześniej
z pracy, aby zdążyć się trochę odświeżyć i przebrać. W kostiumie nie czuła się zbyt
wygodnie, traktowała go raczej jak strój roboczy, a w końcu wybierała się na kolację z
przyszłym mężem. Miała w duchu nadzieję, że tym razem nie wylądują w barze szybkiej
obsługi. Jeszcze raz zerknęła w lustro i poprawiła włosy. Z przyjemnością stwierdziła, że w
tej sukience wygląda naprawdę dobrze. Mam nadzieję, że Patryk też będzie tego zdania,
pomyślała. Gdy rozległ się przeciągły dzwonek do drzwi, od razu domyśliła się, że to sprawka
Mollie.
- Cześć - przywitała dziewczynkę, lecz nagle głos zamarł jej w krtani, a serce zaczęło
bić jak oszalałe. Wzięła głęboki oddech i zmusiła się do uśmiechu. - Co słychać, Mollie?
Jesteś gotowa wyruszyć po zakupy?
Dziewczynka, wczepiona w nogawkę spodni ojca, zaprzeczyła ruchem głowy. Jak zwykle
ubrana byłą w szorty i koszulkę. Tym razem nawet czystą. Na głowie miała oczywiście swoją
ukochaną czapkę.
- Ja nie fcę tam iść - burknęła pod nosem.
- Mówi się „nie mam ochoty" - poprawiła ją Shelby spokojnie. - Zobaczysz, spodoba
ci się. Może kupimy ci ładną sukienkę albo śliczne lakierki...
Mollie znowu pokręciła głową i mocniej przycisnęła do siebie misia. Czapka zsunęła się
małej niemal na oczy, ale mimo to Shelby dostrzegła smutne oczy i zaciśnięte mocno
usteczka. Patryk rzucił Shelby karcące spojrzenie i wziął Mollie na ręce.
- Pójdziemy coś zjeść? - zapytał.
- Tak, jasne. - Shelby zamknęła drzwi i wrzuciła klucz do torebki. - Dokąd nas
zabierasz?
- Znam pewien lokal w centrum, bardzo sympatyczny... i jest tam kącik zabaw dla
dzieci. A poza tym w okolicy aż roi się od sklepów.
Restauracja, którą wybrał Patryk, była rzeczywiście urokliwa. Gdy usiedli przy stole, kelner
przyniósł menu, a przy okazji również książeczkę do kolorowania dla Mollie i kredki.
Dziewczynka wyglądała na uszczęśliwioną i od razu przystąpiła do dzieła. Mieli więc
możliwość przez chwilę w spokoju porozmawiać.
- Czy kupujecie ubrania w jakichś konkretnych sklepach? - zapytała Shelby.
- Nie. Mollie jest u mnie dopiero od roku i nie wyrosła ze starych ciuszków. Poza tym,
nie bywamy w wielkim świecie, a Mollie nie cierpi zakupów.
Shelby spojrzała na dziewczynkę, a później na jej ojca.
- Ona nie lubi, czy ty?
- To chyba u nas rodzinne. Wiesz, jakie małe są guziki przy tych dziecięcych
ubrankach?
Pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Może razem damy sobie z nimi radę. Obiecuję, że będę dziś zapinać wszystkie
guziki.
- Czy udało ci się załatwić formalności? Shelby pokiwała głową.
- Bierzemy ślub w samo południe, potem możemy pójść na lunch. Margot upiera się,
aby Raud poprowadził mnie, nazwijmy to do ołtarza.
- Ale nie będziesz miała na sobie jednej z tych długich, białych sukni z welonem? -
spytał z lekkim przerażeniem w głosie.
- Zastanowię się... Zamknął oczy.
- O Boże, a ja miałem nadzieję, że obojgu zależy nam na cichym, skromnym ślubie.
- Żartowałam - uśmiechnęła się i wsunęła dłoń pod jego ramię. - Wybrałam skromną,
jasną garsonkę i kapelusz. Zadowolony?
Odetchnął z ulgą.
- Zatem lunch, a później jesteśmy wolni?
Pokiwała Smętnie głową. W marzeniach wyglądało to całkiem inaczej. Wyobrażała sobie
dawniej, że pozna jakiegoś cudownego mężczyznę, pokocha do szaleństwa i poślubi...
- Mam nadzieję, że nie musimy jechać w podróż poślubną?
- Nie. - Dlaczego czuła się zawiedziona? - Nie wiem, o co ci chodzi? Przecież to
wszystko jest tylko na niby. Będziesz prowadził takie samo życie, jak przedtem.
- Moje życie kręci się wokół Mollie. Wcześniej prawie jej nie widywałem. Nie
dlatego, żebym nie chciał, ale Sylvia lubiła mi utrudniać kontakty z dzieckiem.
Daremnie czekała, by choć jednym słowem skomentował przygotowania do ich ślubu. Gdy
wciąż uparcie milczał, spojrzała na Mollie. Obrazek był prawie gotowy.
- Popatrz, tato. Ładnie? - Mollie uniosła rysunek do
góry.
Ależ bohomazy, pomyślała Shelby.
- Ślicznie, Mollie. Jest naprawdę wspaniały. Podaru-
jesz mi go? - spytał ze szczerym wzruszeniem.
Był dumny ze swojej córki. Za każdym razem, gdy obserwowała taką scenkę, uświadamiała
sobie boleśnie, jak wiele straciła, wychowując się bez ojca.
- Pokaż teraz Shelby.
- Nie fcę - powiedziała dziewczynka, marszcząc nosek.
- Nie ma takiej potrzeby, stąd też widzę. Jest rzeczywiście bardzo ładny. - Nie
potrafiła jednak ukryć, że zachowanie Mollie sprawiło jej przykrość.
- A teraz odwróć kartkę i spróbuj pokolorować następny obrazek. - Spojrzał
przepraszająco na Shelby.
Wzruszyła ramionami.
- To normalne. Tyle osób przewinęło się przez jej życie w ostatnim roku. Musi się
jakoś chronić - powiedziała z namysłem. Po raz kolejny zaczęła kwestionować w duchu ten
wariacki plan. A na początku wszystko wydawało się takie proste. Ona pomoże jemu, on jej...
W czasie posiłku Mollie zachowywała się poprawnie. Shelby zastanawiała się, czy Patryk
rozmawiał z małą na ten temat. W każdym razie doceniła to i pochwaliła dziewczynkę.
- Powiedz, jak ci się to udało? - zapytała Patryka.
- Pozwoliłem jej zabrać misia.
- Misia?
- Tak. Zazwyczaj protestuję, ale tym razem zrobiłem wyjątek, pod warunkiem, że
będzie grzeczna.
- Przekupstwo. Uśmiechnął się szelmowsko.
- Ale działa.
- Zapamiętam to sobie.
Gdy znaleźli się na zewnątrz, zaproponowała, by najpierw wstąpili do dużego sklepu przy
Canal Street. Mieli tam olbrzymi dział dziecięcy i naprawdę było w czym wybierać.
Wyszukała dwie sukienki, które mogłyby się spodobać Mollie.
- Którą wolisz? - zwróciła się do dziewczynki. Mała spojrzała podejrzliwie i przytuliła
się mocniej do
ojca.
- O, ta niebieska jest śliczna. Bardzo mi się podoba. - Patryk postanowił rozładować
sytuację.
- A ty, Mollie, którą wybierasz?
Dziewczynka wskazała niepewnie palcem na niebieską.
- No to chodź, przymierzymy - powiedziała zachęcająco Shelby.
- Nie fee - burknęła mała, przyciskając mocno misia.
- To trochę niegrzeczna odpowiedź - skarciła ją Shelby. - Myślę, że będzie ci bardzo
ładnie w tej sukience. Włożymy ją, a potem pokażesz się tacie. Co ty na to?
Mała zaprzeczyła, kręcąc głową. Shelby spojrzała na Patryka, szukając u niego pomocy, ale
on nie powiedział ani słowa. Obserwował sytuację z jawnym rozbawieniem. Czuła, że to
rodzaj testu. Zatrzymała wzrok na niedźwiadku i coś nagle wpadło jej do głowy.
- Chodź, Mollie, zmierzymy tę sukienkę. A jeśli będzie pasowała, wybierzemy też coś
ładnego dla misia, żeby i on świetnie wyglądał. Inaczej, rzecz jasna, byłoby mu przykro.
- Przekupstwo - szepnął Patryk.
- Dobze - zgodziła się Mollie, puszczając nogawkę spodni ojca i wyciągając rączkę w
stronę Shelby.
- Cokolwiek by to nie było, działa - odszepnęła Shelby z tryumfem w głosie.
W przebieralni mała za żadne skarby nie chciała zdjąć czapki. Gdy wreszcie Shelby ją do tego
namówiła, zrozumiała powód, dla którego mała nie rozstawała się z czapeczką. Jasne włoski
dziecka obcięte były, a raczej wystrzępione, niemal tuż przy skórze. Mollie wyglądała w
sukience prześlicznie.
- Idź i pokaż się tacie, niech też zobaczy, jak pięknie wyglądasz - zachęciła ją Shelby z
uśmiechem.
Mollie wybiegła z przebieralni, zapominając w ferworze o ukochanej zabawce. Shelby
podniosła misia z podłogi i zaczęła się zastanawiać, czy uda im się dostać dla niego jakieś
ubranko.
Po chwili mała wróciła z buzią uśmiechniętą od ucha do ucha i zawołała:
- Tata powiedział, ze wyglądam, jak prawdziwa księz-
nicka.
- No widzisz! Poprosimy panią, żeby zapakowała nam sukienkę i będziesz mogła
włożyć ją w sobotę.
Mollie wykonała jeszcze niezliczoną ilość piruetów, nim pozwoliła sobie zdjąć nową
kreację. Wyszły, rozglądając się w poszukiwaniu Patryka. Gdy tylko Shelby go dostrzegła,
podeszła do niego i syknęła:
- Gdzie strzyżesz małą?
Miał taką minę, jakby coś przeskrobał.
- Sam to robię. Z braku czasu. A poza tym, ona nienawidzi fryzjerów.
- Nie do wiary, jest tyle salonów, które specjalizują się w strzyżeniu dzieci...
- Naprawdę? W takim razie miałaś rację od samego początku: potrzebuję żony!
- Państwa córeczka wygląda uroczo w tej sukience -powiedziała sprzedawczyni i
uśmiechnęła się do Shelby.
Już miała sprostować, że to pomyłka, lecz w ostatniej chwili ugryzła się w język.
- Prawda? - Przez chwilę wyobraziła sobie, że wychodzi za Patryka z miłości, że
spędzi z nim resztę życia, a może nawet będą mieli jeszcze jedno dziecko, duży dom, pełen
ciepła i radości. Jakże piękne są marzenia...
- I co dalej? - spytał Patryk.
- Jak to co? Musimy znaleźć ubranko dla misia - odpowiedziała Shelby.
Poszli do działu z zabawkami i na szczęście udało im się wyszukać elegancką kamizelkę dla
niedźwiadka i czarny cylinder na gumkę. Mollie była zachwycona. Dumnie niosła swojego
misia, uważając, by nie zgubił kapelusza.
- Gdyby udało nam się jeszcze gdzieś ją ostrzyc, byłoby cudownie. O której Mollie
chodzi spać?
- Zazwyczaj około ósmej, ale jutro nie musi wcześnie wstawać, więc nie ma to
właściwie większego znaczenia.
- Myślę, że lepiej załatwić to jutro. Zadzwonię do ciebie i powiem ci, dokąd ją
najlepiej zabrać. Będziesz mógł to zrobić?
- Oczywiście. Musimy wpaść do biura, ale zwykle nie siedzimy tam zbyt długo.
- Znalazłeś już nową sekretarkę?
- Jeszcze nie, ale mam tymczasową pomoc. Przynajmniej ktoś odbiera telefony od
klientów.
- Mollie jest już zapisana do przedszkola. Powiedziałam w kadrach, że wychodzę za
mąż. Nie było żadnego problemu. Może tam chodzić już od poniedziałku.
- Ja też już zleciłem jednemu z moich ludzi, by zdobył metrykę urodzenia twojego
ojca.
Była zadowolona, że zaczął działać od razu, jeszcze przed ślubem. A jeśli odnajdzie jej ojca
już po kilku dniach? Czy wówczas Patryk natychmiast zaproponuje jej rozwód?
Odwiózł ją do domu, ale zrezygnował z wejścia na górę. Musiał położyć małą do łóżka.
Weszła do mieszkania, zastanawiając się, czy zostawiła zapalone światło.
- Jest tu kto? - zawołała niepewnie.
- Hej, Shelby! - Georgia leżała wyciągnięta na sofie i oglądała telewizję. Na widok
siostry od razu wstała. -Przepraszam, ale pomyślałam, że skoro już przyszłam, poczekam na
ciebie.
- Nie spodziewałam się ciebie.
- Pewnie spotkałaś się z Patrykiem?
- Tak. Byliśmy na kolacji.
- No to przynajmniej uzyskałam odpowiedź na jedno z nurtujących mnie pytań.
- Jakie pytanie? O co chodzi? - Była zmęczona. Wolałaby być teraz sama.
- Czy ze sobą sypiacie.
Shelby udawała, że pytanie Georgii wcale jej nie zaskoczyło.
- Oczywiście, że nie - syknęła.
- Ojej, nie wściekaj się. Szkoda, że nie miałam okazji go poznać. Margot mówiła, że
jest wysoki, męski i bardzo sympatyczny. Ale nie da się ukryć, że obie jesteśmy zaskoczone
waszą nagłą decyzją.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to ja też.
- Ale jesteś pewna swoich uczuć? - zapytała Georgia z troską w głosie.
- Tak - powiedziała Shelby z przekonaniem. Ten układ mógł przynieść tylko korzyści.
- W czym mogę ci pomóc? Wzięłam na tę okazję trzy dni wolnego.
- To niepotrzebne, ale dziękuję ci. Właściwie mam już wszystko przygotowane. Nigdy
jednak nie wiadomo, co wyskoczy w ostatniej chwili.
Opowiedziała siostrze, jaki będzie przebieg ceremonii, pokazała kostium kupiony specjalnie
na tę okazję i przedyskutowała z nią menu, które i tak już było zamówione. Próbowała dobrze
grać swą rolę i kiedy tylko było to możliwe, wtrącała do opowieści imię Patryka.
- A co z waszym miesiącem miodowym? Dokąd się wybieracie?
Shelby zamarła na moment. Nie spodziewała się tego pytania. Po chwili jednak udało jej się
pozbierać.
- Bardzo dużo wolnych dni poszło na załatwianie formalności po śmierci naszej babci.
Praktycznie nie mam już urlopu - wybrnęła jakoś. - Patryk też jest w tej chwili zawalony
robotą, więc postanowiliśmy, że na jakiś czas odłożymy podróż poślubną. Najważniejsze, że
będziemy razem.
- Szczęściara z ciebie, siostro. - Georgia uśmiechnęła się szeroko. - Zamieszkasz u
niego?
- Tak. Większość rzeczy już spakowałam.
- Sądzę jednak, że naprawdę powinniście gdzieś wyjechać, choćby na tydzień. Mam
kilku zaprzyjaźnionych lekarzy. Ze zwolnieniem nie będzie kłopotu. Poza tym, moglibyśmy
was przeprowadzić. Dasz mi klucze do jego mieszkania, a gdy wrócicie, wszystko będzie
gotowe.
O Boże, pomyślała z przerażeniem Shelby. Litości! Tego jeszcze brakuje, żeby przewrócili do
góry nogami mieszkanie Patryka. Od razu wszystko by się wydało. Rzadko kiedy szczęśliwi
nowożeńcy mają osobne sypialnie.
- Zapytam Patryka, jednak myślę, że nie przyjmie takiej propozycji. Ale dziękuję ci,
Georgio.
Kiedy kładła się spać, czuła się kompletnie wyczerpana. Zaczęła ogarniać ją panika. Jak
długo zdoła tak udawać? Patryk radził sobie z tym znacznie lepiej. Jego życie to jedna wielka
gonitwa myśli i same znaki zapytania. No cóż, trening czyni mistrza. Ona wolała ład i
porządek. Była zła, że Georgia spała smacznie na sofie w pokoju obok. Najwyraźniej nie
zamierzała opuścić jej przed sobotą. Tylko tego jeszcze brakowało...
Następnego ranka zadzwoniła do Patryka do biura. Jego głos w słuchawce zabrzmiał
niezwykle oschle i oficjalnie.
- Słucham, O'Shaunnessy.
- Cześć, Patryk. Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Która pierwsza?
- Jeśli ta zła dotyczy zmiany twojej decyzji, to w ogóle nie chcę jej słyszeć. Mollie,
zostaw to. Przepraszam cię na moment...
Bawiła się nożem do papieru.
- Chodzi o coś zupełnie innego. - Jednak to, co powiedział, sprawiło jej przyjemność.
Więc byłoby mu przykro... Szybko opowiedziała o pomyśle Georgii.
- I to ma być zła wiadomość? Powinniśmy być wdzięczni twojej rodzinie, że chce nam
pomóc.
- Ale przecież nie możemy im powiedzieć, że będziemy mieć osobne pokoje i w
ogóle...
- Nie musimy. Najwyżej przeniesiemy później twoje rzeczy do innego pokoju, o ile
oczywiście będziesz tego jeszcze chciała.
Co on mówi? Nabija się z niej?
- Mollie, zostaw to w tej chwili! Przepraszam cię, ale nie mogę z tobą dłużej
rozmawiać. A co z tą dobrą wiadomością?
- Znalazłam fryzjerkę dla Mollie, podaję ci adres.
- Dobra, ale jak mała zacznie wrzeszczeć, będziesz w tym zakładzie skończona -
powiedział pospiesznie, nie chcąc się teraz zastanawiać nad tym, dlaczego przyszło mu do
głowy, że ten pomysł z małżeństwem nie był wcale taki szalony i głupi.
- Nie ma obawy, obiecuję, że Mollie będzie zachwycona. - Co on miał właściwie na
myśli? Była rozdygotana, ale panowała nad głosem. - Zatem do soboty. Pamiętasz wszystko?
- Tak, mam zapisane. Gdybym nie mógł poradzić sobie z sukienką Mollie, pójdę do
sąsiadów. Wyobrażam sobie te zdziwione miny, kiedy zobaczą ją tak wystrojoną.
- Może nie będą zadawali kłopotliwych pytań - roześmiała się. Każda rozmowa z nim
była zarazem przyjemnością i wyzwaniem. Wzruszała ją czułość w jego głosie, kiedy mówił o
córeczce.
- Tak więc do zobaczenia w sobotę, dziecino - pożegnał ją i odłożył słuchawkę.
Sobota była przepięknym dniem, od rana świeciło słońce. Margot wraz z Georgią
przygotowały śniadanie i przyniosły je Shelby do łóżka. Usiadły obok niej i wspólnie
rozkoszowały się świeżymi tostami i kawą.
- Czuję się tak samo jak wtedy, gdy byłyśmy dziećmi. Pamiętacie? - rozmarzyła się
Margot.
- Na szczęście nie musimy się martwić, że za chwilę wpadnie babcia i skutecznie
popsuje dobry nastrój - dodała Georgia.
- Wyrządziła nam wielką krzywdę już o wiele wcześniej - rzuciła Shelby - kiedy
wykurzyła z miasta naszego ojca.
Obie siostry spojrzały na nią zaskoczone. - Pamiętam go jak przez mgłę, ale ty? - Margot
spojrzała na siostrę ze współczuciem. - Ty byłaś za mała. Nie sądziłam, że tak ci go
brakowało.
- Nie musimy kogoś pamiętać, by odczuwać jego brak. Zawsze zazdrościłam
koleżankom, że mają kochających ojców. Tyle razy wyobrażałam sobie, jak bawią się z nimi,
jak jeżdżą na wycieczki łub po prostu siedzą obok siebie i oglądają wspólnie telewizję.
- I ja oddałabym wszystko, żeby mieć oboje rodziców
- powiedziała z namysłem Georgia. - Odkąd prawda wyszła na jaw, nie mogę przestać
myśleć o mamie. Dlaczego tak łatwo zrezygnowała z walki o szczęście? Czy gdyby nie
Harriet, do dziś miałybyśmy oboje kochających rodziców? Jak myślicie?
Siedziały dłuższą chwilę bez słowa. W końcu Margot powiedziała z uśmiechem:
- Ej, dziewczyny, przestańcie robić takie nieszczęśliwe miny. Mamy dzisiaj w planie
ślub!
Shelby, spoglądając do lustra, musiała przyznać, że w tej jedwabnej, kremowej garsonce
wygląda zupełnie nieźle. Była podenerwowana, lecz starała się siedzieć spokojnie, gdy
Georgia kończyła układać jej włosy.
- Jeszcze tylko kapelusz... No proszę, fantastycznie!
- wykrzyknęła radośnie.
Podeszła do niej Margot.
- Masz, to należało kiedyś do mamy. Musisz mieć przecież coś starego i pożyczonego.
- Podała jej sznur pereł.
- A ode mnie dostaniesz coś niebieskiego - pisnęła filuternie Georgia i otworzyła dłoń.
Leżała na niej koronkowa podwiązka. - Już sobie wyobrażam, jak Patryk ją ściąga!
- Ty zbereźnico! - ofuknęła ją Shelby.
- Grunt to tradycja. Nic na to nie poradzę, moja droga. Wszystkie trzy weszły do
salonu. Przy oknie stał Raud.
- Shelby! Ależ ty pięknie wyglądasz! Patryk nie będzie mógł oderwać od ciebie oczu -
zawołał radośnie.
Uśmiechnęła się do niego, choć zrobiło jej się przykro. Czy kiedyś będzie jej dane przeżyć tak
cudowną i trwałą miłość, jak ta, która połączyła jego i Margot?
- Nie zapomnij o grosiku na szczęście - powiedziała Georgia, najwyraźniej niezwykle
przejęta całą ceremonią.
Raud sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej starą złotą monetę.
- Weź ją, Shelby. I niech przyniesie ci szczęście. Znalazłem ją dawno temu na
chodniku. Byłem wtedy jeszcze dzieckiem. Od tego czasu wiernie mi służyła. Wszystko,
czego pragnąłem, już mam.
- Dziękuję ci - szepnęła wzruszona. - Jesteście wspaniałą rodziną.
- Już niedługo będzie nas jeszcze więcej - dodał.
- O Boże! Zapomniałam powiedzieć wam o Mollie.
- O kim? - Margot spojrzała na nią podejrzliwie.
- O córce Patryka. Ma cztery lata. Ona też wejdzie do rodziny, prawda?
- Chcesz powiedzieć, że będziesz matką wcześniej ode mnie? - obruszyła się Margot. -
Tego się nie spodziewałam.
- Dobrze, moje panie, chodźmy już. Nie wypada, by Shelby spóźniła się na własny
ślub. O tej porze mogą być straszne korki. Trzeba to wziąć pod uwagę.
Na szczęście dotarli na miejsce na czas. Ku całkowitemu zaskoczeniu Shelby oczekiwał ich
spory tłumek gości. Witając się ze wszystkimi zebranymi, dostrzegła kilka nie znanych sobie
osób. To z pewnością znajomi Patryka. Spojrzała na zegarek; dochodziła dwunasta, a pana
młodego wciąż nie było. Gdzie on się podziewa? Czyżby w ostatniej chwili zmienił zdanie?
Zegar wybijał właśnie dwunastą, kiedy Patryk z Mollie na ręku wpadł do kancelarii. Mała
wyglądała prześlicznie. Jej krótko, ale ładnie ścięte włoski przewiązane były niebieską
kokardą.
- Czy to jakaś księżniczka? Mollie, prawie cię nie poznałam! - zawołała Shelby z
uśmiechem.
Teraz dopiero popatrzyła na swego przyszłego męża. Zaparło jej dech w piersiach.
Ciemnopopielaty garnitur i jasnoniebieska koszula pięknie harmonizowały z lekką
opalenizną.
- Cieszę się, że zdążyłeś - szepnęła.
- To zasługa pani Turner. Gdyby nie pomogła mi ubrać Mollie, nie dotarłbym na czas.
Obie siostry podeszły do nich. Ku zdziwieniu Shelby, Georgia wyciągnęła ręce w stronę
Mollie i powiedziała:
- A teraz ja potrzymam trochę tę śliczną, małą dziewczynkę! A potem w restauracji
wezmę ją na kolana. Zgoda, kochanie?
- Z moim niedźwiadkiem?
- Pewnie, że z niedźwiadkiem - odparła Georgia.
- A gdzie jest miś? - zapytała niespokojnie Shelby.
- W samochodzie. Obiecałem Mollie, że gdy tylko stąd wyjdziemy, dostanie go z
powrotem - powiedział Patryk, podając Shelby kwiaty. - Są dla ciebie. Panna młoda musi
mieć przecież wiązankę. - Bez słowa uprzedzenia przycisnął ją do siebie i gorąco ucałował.
Wiedziała, że wszystkie oczy zwrócone są na nich. Musiała grać. Poddała się więc nastrojowi
chwili i po raz pierwszy odwzajemniła pocałunek.
- Drodzy zebrani - usłyszała po chwili, gdy wszyscy zasiedli już na swoich miejscach.
Patryk wstał i wyciągnął rękę w jej kierunku. Jak mógł zgodzić się na to szaleństwo? Przecież
przyrzekał sobie, że już nigdy więcej...
- Czy ty, Patryku... - dotarło do jego uszu. Powinien się teraz skoncentrować. Będzie
miał jeszcze dużo czasu, by przekonać samego siebie, że był to całkiem dobry pomysł.
Zresztą, życie pokaże...
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Ogłaszam was mężem i żoną. A teraz możesz pocałować pannę młodą - zakończył
ceremonię sędzia pokoju.
Patryk nie potrzebował zachęty. Wziął Shelby w ramiona i wycisnął na jej ustach długi,
żarliwy pocałunek. Jej wargi były miękkie i ciepłe. Twarz Shelby płonęła, co sprawiło
Patrykowi widoczną satysfakcję. Goście zdawali się być rozbawieni tą scenką. Ktoś zawołał:
- Niech żyje młoda para!
Już po chwili otoczeni byli rodziną i znajomymi. Wszyscy składali im gratulacje.
- Witaj w rodzinie! - wykrzyknęła Georgia, mocno obejmując Patryka. - Życzę ci,
żebyś była z nim szczęśliwa! - Mówiąc to, pocałowała Shelby w oba policzki.
- Mollie, to jest ciocia Georgia - zwrócił się do córeczki.
- Wiem przecież. Juz ją znam.
Jej reakcja obudziła w nim lawinę wątpliwości i poczucie winy. Jak wytłumaczy małej za
kilka miesięcy zniknięcie mamy i miłych ciotek? Wiedział, że będzie to dla Mollie kolejna
tragedia, że będzie za nimi wszystkimi tęskniła. Czy miał prawo fundować córce taki stres?
- Proszę o piękny uśmiech! - zawołała Sandra, koleżanka Shelby. - Patryk, rozchmurz
się. Co to za mina? Robimy zdjęcia!
Z naręczem kwiatów ruszyli w kierunku restauracji, w której Shelby zamówiła stoliki.
Ponieważ znajdowała się nieopodal, zdecydowali się pójść na piechotę. Obiad był
wyśmienity. Co chwila wznoszono toasty za zdrowie młodej pary. Na stoliku pod ścianą
piętrzyły się pięknie zapakowane prezenty. Pod koniec wniesiono wspaniały tort weselny
zamówiony przez Margot i Georgię.
Margot podeszła do Shelby i wsunęła jej do ręki ozdobną kopertę.
- Nie chcieliśmy kłaść tego z innymi prezentami, bo obawialiśmy się, że nie zdążycie
jej do jutra otworzyć. Zafundowaliśmy wam noc w „Le Carillon" - powiedziała. - Mollie
przenocuje u nas, jeżeli tylko zechce, oczywiście. Podczas weekendu Georgia przewiezie ze
znajomymi twoje rzeczy do Patryka.
Przecież ich małżeństwo było tylko fikcją. Dlaczego rodzina zareagowała tak emocjonalnie?
Ogarnęła ją panika. Wiedziała jednak, że musi coś powiedzieć.
- Bardzo wam dziękujemy. Jestem zaskoczona. Nie spodziewałam się czegoś
podobnego. - Nie znalazła powodu, dla którego mogłaby odmówić przyjęcia prezentu.
Patryk objął Margot i serdecznie uściskał.
- Ja także wam dziękuję. Nie mogliśmy się wybrać na miesiąc miodowy, ale to
całkiem niezły start.
- Pomożemy zanieść wam prezenty do domu, zabierzemy Mollie i wreszcie
zostaniecie sami.
- Myślę, że ty i Mollie mogłybyście się trochę przespać - powiedział Raud, obejmując
czule żonę.
- Masz rację. Jestem zmęczona, ale to był naprawdę cudowny dzień.
Shelby uśmiechnęła się. Czuła jakiś dreszczyk niepokoju. Jak skończy się to wszystko?
Patryk też jest jakiś inny niż na początku. Czyżby wypadł ze swojej roli?
Pokój w „Le Carillon" okazał się niezwykle luksusowy. Z okna rozciągał się piękny widok na
francuską dzielnicę i wolno przetaczającą swoje wody Missisipi. Na stoliku stał duży wazon z
różami. Shelby z ulgą zdjęła pantofle i dłuższą chwilę rozkoszowała się przyjemnym
dotykiem grubego, puszystego dywanu. Zdawało się jej, że jest jakąś postacią z bajki.
Spojrzała niepewnie na Patryka. Mieli zostać tu sami, aż do rana.
- Nie wiedziałam, jak się z tego wykręcić - zaczęła się tłumaczyć.
- To rzeczywiście nie byłoby łatwe. Zwłaszcza że sam pomysł jest fantastyczny. I
Georgia też chciała dobrze. Zazdroszczę ci takiej wspaniałej rodziny. Cieszą się twoim
szczęściem.
- Wiem, ale czuję się jak oszustka. Oni myślą, że my naprawdę...
- Przecież to jest prawda. Spojrzała na niego zdziwiona.
- To jest rzeczywistość, tylko nieco przekłamana. Bezradnie rozłożyła ręce
- Co zrobimy z tymi wszystkimi prezentami?
- A co mielibyśmy zrobić? Wyślemy podziękowania ofiarodawcom.
Shelby zmarszczyła czoło i opadła na sofę.
- Zastanawiam się, czy w ogóle nam się należą.
- Przecież wzięliśmy ślub. Wszyscy byli tacy szczęśliwi i radośni...
Zamyśliła się i przestała słuchać tego, co mówił. Bardziej przejęta była teraz faktem, że mają
spędzić wspólnie noc. Zastanawiała się, czy czegoś od niej oczekiwał. Co będą robili, o czym
rozmawiali przez te długie godziny... Czuła, że dzieje się z nią coś dziwnego, coś, czego nie
brała wcześniej pod uwagę. Ten mężczyzna intrygował ją coraz bardziej. Otrząsnęła się.
Zauważyła, że Patryk od jakiegoś czasu przygląda jej się badawczo.
- O co chodzi? - zapytała.
- Nic, nic. - Może przebierzesz się w coś wygodniejszego? Choć muszę przyznać, że
pięknie wyglądałaś w tej garsonce. Cieszę się, że twoja przyjaciółka zrobiła nam zdjęcia.
Poczekaj sekundkę. Przebiorę się szybko i zaraz zwolnię sypialnię - powiedział, zamykając za
sobą drzwi.
Westchnęła ciężko. Zupełnie nie wiedziała, co ma o tym wszystkim sądzić. Cieszył się ze
zdjęć? Co chciał jej przez to powiedzieć? Przez chwilę zapragnęła, by to małżeństwo nie było
tylko fikcją. Podeszła do okna, ale nasłuchiwała tego, co działo się w sypialni. Nie mogła
znaleźć sobie miejsca ani zebrać myśli.
Godzinę później szli już brzegiem rzeki. Shelby czuła się jak nastolatka na pierwszej randce.
Zupełnie nie wiedziała, o czym miałaby rozmawiać z Patrykiem. W końcu zebrała się na
odwagę i zapytała:
- Rozmawiałeś już może z Edith Strong?
- Nie. Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nic z tego nie wyszło. Pomyślałem
sobie, że moglibyśmy pojechać tam któregoś dnia razem. Ona cię zna, więc łatwiej będzie
pokierować rozmową.
- Rzeczywiście, masz rację.
I znowu zapadła cisza. Słońce prażyło niemiłosiernie. Na szczęście od wody wiała lekka
bryza. Patryk ujął Shelby delikatnie za ramię, po chwili skierowali się w stronę wolnej ławki
w cieniu.
- Chodź, odpoczniemy trochę i porozmawiamy.
- Ale o czym?
Poczekał, aż usiadła. Potem, patrząc na rzekę, powiedział:
- O nas i o tym całym małżeństwie. Odchrząknęła, ukradkiem wytarła spocone dłonie
w spódniczkę.
- Shelby, pociągasz mnie... musisz zdawać sobie z tego sprawę. Nie liczyłem się z
takim rozwojem sytuacji i wcale tego nie chciałem. A teraz nie wiem, co mam z tym zrobić.
Nagle świat zatracił swoje ostre kontury, obrazy wydawały się dziwnie rozmazane. Spojrzała
na Patryka, a on uśmiechnął się szeroko.
- Prawdę mówiąc, nie miałem zamiaru ponownie się żenić.
- Wiem, pamiętam, co powiedziałeś mi, gdy zaproponowałam ci ten układ.
- Jestem ci bardzo wdzięczny za wszystko, co zrobiłaś. I wiedz, że to doceniam. -
Pogładził dłonią jej policzek. - Boże, jaka miękka i delikatna jest twoja skóra.
- Nie wiem, o co ci chodzi. Czego ty właściwie chcesz?
- Chcę ciebie, Shelby O'Shaunnessy!
Zacisnęła ręce na ławce. Czy on naprawdę to powiedział? Nieprawdopodobne...
- Być może zaprzeczysz, ale mam wrażenie, że ja też nie jestem ci zupełnie obojętny. -
Cofnął dłoń i znowu spojrzał w dal, w stronę rzeki. - Chciałem, żebyś wiedziała - dodał po
chwili.
- Nie mam pojęcia, co powinnam teraz powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić.
- No dobrze, ale my się prawie nie znamy...
- Zaczęliśmy od końca: najpierw pobraliśmy się, a teraz będziemy się poznawać.
Czego chciałabyś się o mnie dowiedzieć?
- Wszystkiego! - wykrzyknęła. Zaskoczyła ją własna reakcja. Ale chciała wiedzieć o
nim wszystko.
- Zatem zacznijmy od początku. Urodziłem się w Nowym Orleanie. Mam dwóch
braci, z których żaden już tu nie mieszka. Moi rodzice nie żyją. Dziadkowie również. Ale
kiedy byłem dzieckiem, byli zawsze blisko. Jedyni krewni Mollie, to rodzice jej matki, którzy
mieszkają w Atlancie. Po szkole poszedłem na prawo. W czasie studiów wiedziałem już, że
wybiorę pracę prywatnego detektywa. Po prostu najbardziej mnie pociągała. Tak to się
zaczęło. Zadowolona?
- To taka skrócona wersja.
- Na szczegóły będziemy mieć dużo czasu. Może nawet całe życie. Powiedz lepiej coś
o sobie.
- Nie sądzę, żeby istniało coś, co byś przeoczył.
- Powiedz mi, czy byłaś kiedyś zakochana, czy chciałaś wyjść za mąż i dlaczego
znalazłaś się w Nowym Orleanie?
- Zdawało mi się kiedyś, że jestem zakochana. Jeszcze w szkole średniej. Za mąż
wyszłam - owszem - za ciebie. A Natchez opuściłam, żeby uciec z domu, od babci.
- Nie masz faceta? Zaprzeczyła, potrząsając głową. Przez chwile milczał.
- Miałaś jakiś romans?
- Nie.
- A zatem te wielkie niewinne oczy, to nie jest gra.
- Jaka gra?
- Nieważne. Odkryłem swoje karty. Pomyśl i powiedz, co o tym sądzisz.
- Nie uważam, żeby romans był najlepszym pomysłem. Przecież to fikcja, sam tak
mówiłeś - próbowała przytoczyć jakiś racjonalny argument. Ale jej serce i ciało mówiły coś
wręcz przeciwnego. Co będzie, jeśli się zakocha, a on złarnie jej serce. Nie przeżyje tego.
- Zmieniłem zdanie. - Poderwał się z ławki. - Jeśli i ty je zmienisz, daj mi jakoś znać.
A teraz chodź, muszę
się przejść.
Reszta popołudnia przebiegła bez zakłóceń. Wypytywał ją o ojca, próbując zebrać jak
najwięcej informacji. Potem rozmawiali o Mollie, o renowacji zabytków w centrum miasta, o
rozgrywkach sportowych. Byli po prostu dwojgiem ludzi, których losy w dziwny i
nieoczekiwany sposób połączyły się. Do hotelu wrócili po kolacji. Patryk zdjął buty i włączył
telewizor.
- Będę spał tu, na sofie. Była mu wdzięczna.
- Jeśli się nie pogniewasz, pójdę spać. Jestem bardzo zmęczona - ostatniej nocy też nie
spała dobrze.
- Jasne, tylko wezmę swoją walizkę.
Po kilku minutach leżała już w łóżku. Romans? Nie o to jej chodziło. Ten człowiek pociągał
ją jak nikt. Może postąpiła zbyt lekkomyślnie, odrzucając jego uczucia? Może to jest właśnie
ten mężczyzna, na którego czekała? Następnego poranka, kiedy wyszła z sypialni, Patryk był
już praktycznie gotowy do wyjścia.
- Tęsknię do Mollie. To dopiero druga noc bez niej, odkąd pojawiła się na dobre w
moim życiu. Wtedy miałem gospodynię, która zajmowała się domem.
- Nie zjesz niczego przed wyjściem?
- Masz rację. Jest jeszcze trochę za wcześnie. Nie chciałbym, żeby Margot było
przykro.
- Dziękuję ci.
- Opowiedz mi coś o Georgii. Mollie natychmiast ją zaakceptowała. To rzadko się
zdarza.
Coś zakłuło ją boleśnie. Poczuła zazdrość, że Georgii bez najmniejszego problemu udało się
nawiązać kontakt z małą. Chciała, żeby Mollie i ją polubiła.
Podczas śniadania rozmawiali o wielu sprawach. O rodzicach, rodzeństwie i dawnych
marzeniach. Potem pojechali odebrać małą. Długo żegnała się z Margot i Raudem, a potem
jeszcze przez całą drogę do samochodu odwracała się i machała im rączką. Podczas jazdy
buzia jej się nie zamykała. Bez przerwy trajkotała o nowym wujku i cioci. Shelby śmiała się z
tej paplaniny, mając nadzieję, że już niedługo i w jej towarzystwie mała będzie zachowywać
się tak swobodnie, jak w towarzystwie jej sióstr.
Gdy znaleźli się w domu, poczuła się nieco pewniej. Patryk zaniósł walizki do swojego
pokoju. Na pierwszy rzut oka wiele się tam nie zmieniło. Dopiero gdy otworzył szafę,
zobaczył obok swoich garniturów sukienki Shelby.
- Zaraz to wszystko przeniosę - powiedziała. - Miałeś pobawić się z Mollie w ogródku.
Spojrzał jej głęboko w oczy, potem objął ją i pocałował.
- Pamiętaj. To nie były czcze słowa. Zaczerwieniła się. Już wkrótce cały ogród
wypełnił się dziecięcym śmiechem. Podeszła do okna. Patryk rzucał delikatnie piłkę w
kierunku Mollie. Piłka odbijała się o jej wyciągnięte dłonie i upadała na ziemię. Śmiejąc się,
mała za nią biegła, podnosiła ją i odrzucała ojcu. Wyglądało na to, że świetnie się bawili.
W poniedziałek rano Patryk wyszedł wcześnie z domu. Mollie jadła jeszcze śniadanie. Shelby
również wstała wcześnie, i już przed posiłkiem była gotowa.
- Pospiesz się, Mollie. Musimy zaraz wychodzić.
- Nie fcę! - Na głowie miała czapkę, obok na krześle siedział miś.
Shelby spojrzała na zegarek. Chciała pojechać z Mollie samochodem, ale musiały się
pospieszyć, bo zaraz zaczną się korki.
- Skończyłaś pić mleko?
- Nie. - Mollie bawiła się szklanką.
- Naprawdę musimy wychodzić. Idziesz dzisiaj do nowego przedszkola. Nie wypada
się spóźnić. Chodź!
- Nie! - Mała zeskoczyła na podłogę, chwyciła misia i pobiegła do swojego pokoju.
Shelby stała przez chwilę jak sparaliżowana. Jedno było pewne, one w dzieciństwie nie mogły
zachowywać się tak przy babci. Zaniosła wszystko do samochodu, a potem wróciła po Mollie.
- Chodź. Musimy wyjść.
- Nie fcę - dobiegło ją spod łóżka.
Przeszła przez pokój i uklękła przy łóżku. Nachyliła się.
- Jeśli teraz wyjdziesz, jak grzeczna dziewczynka, w drodze powrotnej wstąpimy do
parku. Co o tym sądzisz, kochanie?
Mollie niepewnie wysunęła główkę. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Shelby, a potem
wreszcie wyczołgała się spod łóżka.
- Dobze. A pójdzies ze mną na huśtawkę?
- Pójdę.
Shelby odetchnęła z ulgą. Starała się nie myśleć, że to kolejne przekupstwo. Nie było innego
wyjścia. Może jak się lepiej poznają, nie będzie musiała stosować takich chwytów. Nie
zamierzała chwalić się tym Patrykowi.
Od godziny nie odchodził od okna. Gdzie one się podziały? Przecież Shelby kończy pracę
około piątej. A co, jeśli miała wypadek? Co chwila zerkał nerwowo na zegarek. Nie chciał
niepokoić jej sióstr.
Wreszcie samochód Shelby pojawił się na podjeździe. Uradowany wybiegł na zewnątrz.
Shelby odpinała pasy przy foteliku Mollie. Stała do niego tyłem i była na tyle zaaferowana, że
go nie zauważyła. On zaś nie mógł oderwać od niej oczu. Najchętniej przytuliłby ją i
pocałował. Zamiast tego jednak zacisnął pięści i czekał. Zapanował nad sobą. Mollie
podbiegła do niego. Miała buzię uśmiechniętą od ucha do ucha.
- Ceść, tato! Byłam na huśtawce! Bujałam się wysoko. Wziął ją na ręce i ucałował.
- Martwiłem się o was. Gdzie byłyście? - zwrócił się do Shelby.
- Zatrzymałyśmy się w parku. Przepraszam cię. Nie przyszło mi do głowy, że jesteś
już w domu i że się denerwujesz.
Nie mógł się opanować. Przytulił ją wolną ręką i pocałował. Pragnął jej. Zastanawiał się, czy
rozważyła jego słowa.
- Naprawdę byłem bardzo zaniepokojony, gdy przyszedłem do domu, a was jeszcze
nie było.
- Obiecuję, że następnym razem zadzwonię. - Z trudem łapała oddech.
Przynajmniej ją pocałowałem, przebiegło mu błyskawicznie przez głowę.
- Zapomniałem dać ci numer mojej komórki. Tobie też przydałby się telefon
komórkowy.
- Przepraszam. Naprawdę nie chciałam, żebyś się martwił. Rzeczywiście trochę
straciłam rachubę czasu. Ale świetnie się bawiłyśmy... Prawda, Mollie?
Mała kiwnęła głową.
- A ja się wysoko bujałam!
- Nie bałaś się? I co jeszcze robiłaś?
- Opowiedz tatusiowi, a ja pójdę się przebrać i przygotuję kolację.
Patryk słuchał paplaniny Mollie, lecz jednocześnie śledził uważnie każdy odgłos dobiegający
z kuchni. Miał przeczucie, że sytuacja wymyka mu się spod kontroli.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Shelby czuła się trochę nieswojo. Od tak dawna nikt się o nią nie niepokoił. Czyżby
rzeczywiście to małżeństwo miało być czymś więcej, niż na początku zaplanowali? Krzątała
się w kuchni i próbowała nie myśleć o pocałunku, którym przywitał ją Patryk, ale nie było to
takie łatwe. Co chciał przez to wyrazić? Zerknęła przez okno i zobaczyła, że Patryk wyszedł z
małą na podwórko. Będzie dziś spała jak suseł, pomyślała. Przez chwilę ich obserwowała.
Miło było na nich patrzeć. W zabawie zapominali o bożym świecie. Kolacja była gotowa.
Wychyliła się więc i zawołała:
- Kto jest głodny, musi się pospieszyć, bo inaczej sama wszystko zjem!
Patryk uniósł głowę do góry i pomachał. Chwycił piszczącą Mollie pod pachy i biegiem
ruszył w stronę domu.
- Umieramy z głodu! Prawda, Mollie? Mała zachichotała.
- Umiejamy, umiejamy!
- Ale proszę umyć ręce - zakomenderowała Shelby.
Kiedy siedzieli przy stole, po raz pierwszy od niepamiętnych łat poczuła, że jest częścią
rodziny. Mollie nie zamykała się buzia. Opowiadała ojcu wszystko, co tylko zdołała sobie
przypomnieć: o przedszkolu, jeździe samochodem i wyprawie do parku. Zadawał jej przy tym
mnóstwo pytań, sprawiając wrażenie, że interesuje go najmniejszy detal. Kilka razy zerknął
porozumiewawczo na Shelby, mrugając do niej okiem. Nie pamiętała już, kiedy posiłek
sprawił jej taką przyjemność.
- Przyniosłem do domu mnóstwo pracy. Pomogłabyś mi, kiedy uśpimy Mollie?
Oczywiście, jeśli nie jesteś zbyt zmęczona? - Był trochę skrępowany.
Shelby kiwnęła głową.
- Przecież ci obiecałam.
Z natury była bardzo uporządkowana. Starała się zawsze tak zorganizować sobie pracę, żeby
przebiegała sprawnie i bez zakłóceń.
Patryk poszedł wykąpać małą. Wzięła do ręki dokumenty, o których wspominał. Nie zdziwił
jej panujący w nich bałagan. Zaczęła sortować je i układać w schludne stosiki.
- Shelby? - dobiegło ją wołanie Patryka.
- Tak?
- Czy mogłabyś przyjść i powiedzieć Mollie dobranoc? Proszę...
Serce podskoczyło jej z radości.
- Jasne.
Mała leżała zawinięta w kołderkę niczym bobas. Uśmiechnęła się do niej.
- Dobranoc, kochanie, mam nadzieję, że będziesz dobrze spała.
- Buziaka - powiedziała Mollie, wyciągając do niej ręce.
Shelby poczuła, jak topnieje jej serce. Podeszła do małej, mocno ją przytuliła i pocałowała w
policzek.
- Jutro znowu razem pojedziemy do przedszkola. Cieszę się, że ci się podobało.
- A zjobisz mi jajko na śniadanie?
- Pewnie. A teraz śpij.
W pokoju już nie było Patryka. Zgasiła światło, ale drzwi zostawiła nieco uchylone. Czyżby
Mollie ją polubiła? Chciało jej się krzyczeć z radości. Szła jednak spokojnie. Zbyt dobrze
pamiętała słowa babci, że nie należy okazywać uczuć w sposób gwałtowny.
Patryk siedział na sofie.
- Pewnie zaśnie w mig - powiedziała z zadowoleniem. - To było miłe.
- Co?
- To, że chciała, bym przytuliła ją na dobranoc.
- W sumie jest nieśmiała i potrzebuje zwykle trochę czasu...
- Ale Georgię polubiła natychmiast - wyrwało się jej spontanicznie.
Patryk uniósł brwi.
- Zazdrosna?
- Trochę - zaśmiała się nerwowo. - Głupie, co?
- Nie. Początki bywają trudne. A poza tym, Georgia ma całkiem inną osobowość niż
ty.
- Wiem, że jestem sztywna, ale zawsze taka byłam.
- Spróbuj się rozluźnić. Myślę, że będzie ci z tym o wiele wygodniej.
- Dziękuję. Postaram się skorzystać z twojej rady -powiedziała oschle.
- Nie zmieniaj się jednak za bardzo. Lubię cię taką, jaka jesteś - zaśmiał się.
Zazdrościła mu tej lekkości i podziwiała ją zarazem. Opadła na krzesło. Te jego słowa
zabrzmiały jak najpiękniejsza muzyka.
Pracowali w milczeniu. Shelby układała dokumenty w chronologicznym porządku. Zdążyła
wywnioskować, że zaległości, o których wspominał, dotyczą w głównej mierze księgowości i
korespondencji. Musi to szybko nadrobić. Inaczej lepiej nie myśleć, co może się stać.
Poczuła silne zmęczenie. To nie był łatwy dzień.
- Pójdę już spać - ziewnęła. - Dobranoc.
- Dobranoc, Shelby - usłyszała, kiedy była już w drzwiach.
Każdego wieczoru przed zaśnięciem myślała o nim. Zastanawiała się, o co mu właściwie
chodzi. Miała wrażenie, że nie tylko o romans. Pragnął jej. Czy powinna mu ulec? Marzyła o
tym, ale przecież nie miała w tym względzie żadnych doświadczeń. Jeszcze nigdy nie była z
żadnym mężczyzną. Wcześniej jakoś o tym nie myślała. Ale teraz nie dawało jej to spokoju.
Nie mogła zasnąć...
Pamiętała każdy jego pocałunek.
Następnego poranka Patryk siedział nad dokumentami w biurze i nie mógł się skoncentrować.
Podniósł słuchawkę i wybrał numer do domu. Pragnął usłyszeć głos Shelby.
- Stało się coś?
- Nie, chciałem ci podziękować za pomoc. Wiesz, ta nowa dziewczyna u mnie w
biurze jest całkiem niezła.
Przepisała już kilka raportów dla klientów. To pachnie pieniędzmi...
- Świetnie. Cieszę się. Gdybyś miał w domu komputer, dużo szybciej dałoby się z tym
wszystkim uporać.
- Mógłbym przywieźć jeden z biura. - Zamyślił się na chwilę. - Dlaczego właściwie
chcesz mi pomóc?
Zapadło krótkie milczenie.
- A jak sprawuje się Mollie?
- Dobrze. Na razie nie było nic w stylu: „ja nie fcę". Ale powinieneś przyłożyć się
trochę i nauczyć ją pewnych form. Inaczej trudno jej będzie odnaleźć się w życiu -
Zabrzmiało to bardzo poważnie. W glosie Shelby słychać było troskę.
- Coś mi się wydaje, że odzywa się w tobie babcia - zaśmiał się. Często śmiał się,
odkąd była z nimi.
- Masz rację. Przesadzam. Cieszę się, że mogłam ci pomóc... i że Mollie nie musiała
cię opuścić.
Patrzył przez okno. Na niebie pojawiły się ciemne chmury.
- Czy to jedyny powód, dla którego wyszłaś za mnie? Nie mógł dać już sobie z tym
spokoju? Na co liczył?
Czy coś podejrzewał?
- Oczywiście, że nie jedyny. Masz przecież odnaleźć mojego ojca. Taki był plan.
- I już? - Nie ukrywał rozczarowania. Był przekonany, że było jeszcze coś, o czym
Shelby nie chciała mówić. Czego się obawiała?
Znowu chwila milczenia.
- Dobra. Przywiozę komputer dzisiaj wieczorem. Może uda się nam zarobić jakieś
pieniądze. Wracacie dziśprosto do domu, czy też znowu przewidziane są jakieś wypady?
- Nie, wrócimy do domu. Ucałuję od ciebie Mollie. Musimy już iść. Pobawię się z nią
trochę w czasie przerwy obiadowej. Ten wynalazek z przedszkolem w pracy jest naprawdę
niezły. Rodzice mogą spędzać trochę czasu w ciągu dnia ze swoim dzieckiem.
- Nie musisz spędzać z nią każdej swojej przerwy obiadowej.
- Na pewno zdarzy się nieraz, że nie będę mogła. Póki co, dobrze nam to zrobi. Lepiej
się poznamy.
Patryk uśmiechnął się pod nosem. Czuł, że Shelby zależało na tym, by zbliżyć się do małej.
Mocno musiała ją zaboleć ta spontaniczna sympatia Mollie dla jej siostry.
- Daj jej ode mnie buziaka i do zobaczenia wieczorem. - Odłożył słuchawkę. Przez
jakiś czas nawet jednak nie drgnął. Zaskakiwała go niemal bez przerwy. Nie była ani taka
racjonalna, ani wyrachowana. Rozszyfrował ją. Nic tu nie pomoże jej sztywna
powierzchowność. Pod tym bardzo cienkim zresztą pancerzykiem była prawdziwa Shelby:
delikatna, wrażliwa i współczująca. .
Sylvia była dobrą matką. To musiał przyznać. Ale nigdy nie zaproponowała mu swojej
pomocy, choć miała sporo wolnego czasu. W ogóle nigdy z niczego nie była zadowolona.
Narzekała na co tylko się dało i ciągle suszyła mu głowę o pieniądze. Według niej zawsze
zarabiał za mało. Wszystko musiało być tak, jak ona chciała. Tak, Shelby była zupełnie inna.
Skromna i cicha. Szokowała go swoją szczodrobliwością i otwartością. I była taka piękna!
Kiedy patrzył na nią, marzył tylko o tym, by móc trzymać ją w ramionach.
Do piątku ustalił się już pewien stały plan. Patryk dzwonił codziennie przed południem, by
zapytać, jak się mają jego panie. Wieczorami, kiedy Mollie była już w łóżku, pracowali w
domu. Patryk przywiózł z pracy komputer i można było nadgonić księgowość. Praktycznie
zaległości w tym względzie zostały nadrobione przed końcem tygodnia. Shelby zasugerowała
też kilka zmian organizacyjnych. Musiał przyznać, że była w tym naprawdę niezła. Kiedy nie
mieli już siły, żeby pracować, rozmawiali. On opowiadał jej o niektórych co ciekawszych
sprawach, a ona jemu o Mollie i o problemach w firmie.
Poza tym jednak, nic się nie zmieniło. Całował ją co dzień wieczorem, kiedy wracał z biura, a
ona odpowiadała mu pocałunkiem, ale sama układała się do snu. Pragnął jej coraz bardziej i
coraz bardziej był sfrustrowany tą sytuacją. Udawała, że tego nie widzi. Ignorowała jego
spojrzenia, a przynajmniej usiłowała wywołać takie właśnie wrażenie. Dobrze wiedział
jednak, że było inaczej, że i ona go pragnie. Nie miał pojęcia, co powodowało, że nie potrafiła
się przełamać. Co by to nie było, doprowadzało go do szaleństwa.
Jak na piątek, udało mu się dosyć wcześnie zakończyć pracę. Już miał wyjść, gdy zadzwonił
telefon.
- Patryk? Mówi Shelby.
- Co się stało? - Wyczuł zdenerwowanie w jej głosie.
- W zasadzie nic takiego, ale nie mogę uruchomić
samochodu. Próbowałam kilka razy. Kręci, ale nie zaskakuje. Nie wiem, o co chodzi. '
- A co z Mollie?
- Jest przecież ze mną. Nie musisz się martwić. - Poczuła się trochę dotknięta. Nie ufał
jej?
- Gdzie jesteście?
- Na parkingu, przed moją firmą.
- Będę za kilka... no, może kilkanaście minut.
- Będziemy cię z Mollie wypatrywać.
Złapał w pośpiechu teczkę z napisem „Sam Williams" i opuścił biuro. Jutro miał zamiar
pojechać do Natchez, do Edith Strong. Oczywiście z Shelby i z Mollie.
Jeśli uda im się dostatecznie wcześnie wyjechać, dotrą do Natchez jeszcze przed lunchem. Po
spotkaniu z Edith chciał rzucić okiem na rezydencję Beaufortów, o której tyle razy
wspominała Shelby. Być może łatwiej będzie mu ją zrozumieć, gdy zobaczy miejsce, w
którym się wychowała. Wiedział, że Shelby zupełnie nie ma do tego domu serca.
W godzinę później zatrzasnął maskę samochodu Shelby, a ręce wytarł w ścierkę. Minę miał
dosyć zafrasowaną.
- Nie mogę ci tego naprawić. Przykro mi. Będziemy musieli odholować go do
warsztatu.
Zbliżał się weekend, w dodatku przedłużony o Święto Niepodległości. Zatem nie mogła
liczyć, że samochód będzie gotowy do przyszłego tygodnia.
- Jasny gwint! Faktycznie, że od jakiegoś czasu coś tam dziwnie burczało, ale miałam
nadzieję, że samo przejdzie. - Była rozczarowana.
- Jak to „samo przejdzie"? - powtórzył za nią. – Na ogół, gdy coś wydaje z siebie
podejrzane dźwięki, jest to symptom, że się psuje.
- Rok temu też tak było, też warczał, a potem mu przeszło. Miałam nadzieję, że tym
razem będzie tak samo.
- Wsiadaj do mojego samochodu, Shelby - powiedział z rozbawieniem w głosie. -
Dobrze, że nic gorszego wam się nie przytrafiło. Zadzwonię do swojego warsztatu, żeby
przyjechali po twój samochód.
Shelby wsunęła pod pachę torebkę i pomogła wygramolić się Mollie na zewnątrz. Mała
ciągnęła za sobą plecaczek i misia.
- Pojedziemy samochodem tatusia, myszko. Mój trzeba odstawić do lekarza.
- To może zostawię mu misia, zeby nie płakał? - Mała wzruszyła się prawie do łez.
- Nie, nie potrzeba. On jest już duży.
- Zapraszam panie. Nie wygląda wprawdzie zbyt atrakcyjnie, ale przynajmniej jest
niezawodny - powiedział, uśmiechając się sarkastycznie.
- Nie skrzypi. - Spojrzała na niego zaskoczona.
- Naoliwiłem, jak kazałaś - uśmiechnął się szeroko. Popatrzyła na niego z
niedowierzaniem.
- Dziękuję. - Nie wiedzieć czemu, serce zabiło jej mocniej.
- Jesteś śliczna - szepnął i już był na tylnym siedzeniu i zapinał pasy w foteliku
Mollie. - Powiedz tylko, czego chcesz, a zrobię wszystko, by ci to dać - wyznał. - Zawsze
dotrzymuję słowa.
Miała powiedzieć mu, czego chce? Żeby ją całował i nigdy nie przestawał? Przeraziłby się.
Czy istniał jakiś sposób, aby dać mu to do zrozumienia? Z pewnością nie potrafi tego ubrać w
słowa. A on oczekiwał od niej jasnej deklaracji. Jak miała to zrobić? Wiedziała, że to do niej
należy ten ruch. Odruchowo odwróciła się i wtedy dostrzegła kątem oka teczkę leżącą na
tylnym siedzeniu. Napis był nader wyraźny. Jakiś niespodziewany ból przeszył ją od środka.
Nie powinna zapominać, po co wyszła za Patryka. To normalne, że chciał z nią
poromansować. Nigdy nie padło z jego ust ani jedno słowo, że chce z nią być na zawsze,
dopóki nie rozdzieli ich śmierć. Byli bardzo różni.
Kiedy następnego poranka pojawiła się w salonie, Mol-lie i Patryk siedzieli przy stole i jedli
płatki.
- Jadę na psejazdzkę - powiedziała mała z dumą.
- No właśnie. Pojedziemy do miasteczka, w którym kiedyś mieszkałam. Cieszę się,
wiesz?
Odwróciła się i spojrzała na Patryka. Znowu ten galop serca. Jakby chciało wyskoczyć z
piersi. Jak długo to jeszcze wytrzyma? Doskonale wyglądał w niebieskiej koszuli i wytartych
dżinsach. Niby zwyczajnie, a jednak miał w sobie coś, co zapierało jej za każdym razem dech
w piersiach.
Mieli odwiedzić panią Strong. Ciekawe, czy ta wizyta zdoła coś zmienić. Może uda się
natrafić na jakieś nie znane dotąd fakty.
- Masz okulary przeciwsłoneczne? - zapytał, kiedy usiadła przy stole.
- Tak, a dlaczego?
- Będą ci potrzebne. Chcę wynająć kabriolet.
- Dlaczego? - Spojrzała na niego zdziwiona.
- A dlaczego nie? Nie sądzisz, że będzie to zabawne? Kupa śmiechu i w ogóle... Jest
dziś tak cudownie, takie piękne słońce... Pomyślałem sobie, że sprawię moim paniom
przyjemność. Zresztą, sobie też.
- To cudowny pomysł. Zawsze o tym marzyłam, żeby przejechać się kabrioletem.
- No to dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień. - Wyjął z szuflady książkę telefoniczną i
przebiegł oczami po spisie treści. Wykręcił numer.
W tym czasie Shelby posprzątała wraz z Mollie po śniadaniu. Zawładnęło nią przemożne
uczucie przynależności. To samo czuła, gdy sprzątała z małą zabawki czy gotowała obiad. Jak
gdyby była nierozłączną częścią rodziny. Było jej z tym dobrze i spokojnie. Zerknęła na
zegarek, by ocenić, czy może jeszcze włączyć pralkę. Przez tydzień musiało sporo się
nazbierać.
Znalazła kilka przybrudzonych rzeczy u Mollie, a potem zajrzała do pokoju Patryka. Nie była
tam, odkąd przeniosła swoje ubrania do siebie. Zatrzymała się w drzwiach. Nabrała powietrza
i wstrzymała oddech. Wszystko pachniało tu nim. Przebiegła po pokoju oczami. Na stoliku
leżały klucze i jakieś drobiazgi. Obok stało krzesło, przez które przewieszone były spodnie i
koszula. Łóżko było w nieładzie. Niezły bałagan, pomyślała. Czy codziennie wyglądał tak
jego pokój, czy to tylko dzisiaj taki wyjątek? Sądziła raczej, że stara się utrzymać porządek.
Przynajmniej w łazience, którą dzielili, na to wyglądało.
W kilka minut później pod dom podjechał błyszczący, czerwony kabriolet. Mollie stała na
tylnym siedzeniu i piszczała z radości. Kiedy zobaczyła Shelby stojącą w wejściowych
drzwiach, zawołała:
- Chodź i zobac! - Skakała z uciechy na tylnym siedzeniu z rączkami uniesionymi w
górę. - Selby, nie ma dachu! Chodź i zobac! Nie ma dachu!
- Spokojnie, myszko. Widzę, nie ma dachu! Ale uważaj, bo jeszcze upadniesz.
Patryk przytrzymał małą za spódniczkę. Jakie miała szczęście, mając tak cudownego ojca. Jej
babcia za takie zachowanie dawno wyznaczyłaby karę.
- Gotowa do odlotu?
- Gotowa. - Przekręciła klucz w zamku.
- A teraz mozes wskocyć - powiedziała już spokojniej Mollie, gdy Shelby znalazła się
przy samochodzie. - Bo tata mnie tu wzucił, a sam wskocył.
Patryk też był szczęśliwy. Była przekonana, że tak właśnie zrobił.
- No dobrze, ale ja wejdę normalnie.
- E tam, pokaż, co potrafisz! Wyluzuj się! Inaczej więcej nie wynajmę kabrioletu.
Sama nie wiedziała, co ma zrobić. Przed oczami przeleciały jej sceny z różnych filmów. Ręce
trzeba oprzeć o drzwiczki i hop do środka, pomyślała.
- Spróbuj. Złapiemy cię - Patryk zagrzewał ją do boju.
- Złapiemy cię, naprawdę, Selby! - wtórowała mu Mollie.
Położyła na siedzeniu torebkę i cofnęła się o kilka kroków. Nabrała rozpędu i... Jej skok nie
należał do zbyt spektakularnych, ale udało się. Czuła się na moment wyzwolona jak dziecko.
To było piękne. Wszyscy troje wybuchnęli śmiechem. Najchętniej rzuciłaby mu się na szyję i
podziękowała, że tak cudownie zmienił jej życie; za te wszystkie godziny, które z nimi
spędziła.
- I co, nie jest fajnie? - zapytał.
- Wspaniale! - wykrzyknęła. W jej oczach pojawiły się łzy szczęścia. Poczuła się nagle
zupełnie inną kobietą. Już nie tą cichą i wstydliwą...
- Jesteście gotowe? - Wcale nie czekał na odpowiedź.
- To ruszamy!
Najpierw przez dłuższy czas opowiadał Mollie przeróżne, zmyślone historyjki, a kiedy
wyczerpały mu się pomysły, zaczęli śpiewać piosenki. Była zdziwiona, ile piosenek pamięta z
dzieciństwa. Podróż szybko im upłynęła. Nawet się nie zorientowali, kiedy wjechali do
Natchez.
- No to co, kobiety? Najpierw coś zjemy, a potem odwiedzimy panią Strong? Jeśli nie
masz nastroju, żeby iść tam ze mną, to podrzucę ciebie i małą do jakiegoś parku
- zwrócił się do Shelby.
- Nie, dlaczego? Chętnie spotkam się z Edith i posłucham jej opowieści. Kiedyś byli u
niej Margot z Raudem.
Panią Strong spotkali na tarasie. Bardzo ucieszyła się ich wizytą. Lubiła dzieci. Natychmiast
zaprosiła Mollie na przejażdżkę po tarasie swoim wózkiem na kółkach.
- Jeszcze jeden pojazd bez dachu - szepnął Patryk do Shelby.
Edith pamiętała niemal wszystko. W pewnym momencie spojrzała przeciągle na Shelby.
- Twoja babcia i ja byłyśmy ze sobą bardzo zaprzyjaźnione. Dopiero gdy zaczęła
mieszać w małżeństwie twojej matki, a ja wyraziłam swoją dezaprobatę, nasza przyjaźń
ochłodziła się. Twoja babka nie znosiła krytyki. Dobrze pamiętam, jak to było.
W ustach tej starszej kobiety opowieść o ich rodzicach stała się o wiele bardziej realistyczna.
Shelby miała chwilami wrażenie, że wydarzyło się to dopiero co. Ogarnęło ją przerażenie,
gdy usłyszała, jak babcia manipulowała życiem własnej córki. A i one były siłą rzeczy
zamieszane w tę intrygę. Jak wyglądałoby ich życie, gdyby miały normalną rodzinę? I znowu
poczuła ogromną tęsknotę za tym, co nieznane... Musi odnaleźć ojca. Musi dowiedzieć się, co
się z nim dzieje, dlaczego nigdy się do nich nie odezwał. Nie mógł czy nie chciał?
Patryk ulokował małą w foteliku. Potem podszedł do Shelby, by otworzyć jej drzwi.
- Wszystko w porządku?
- Będzie, kiedy znajdziesz mojego ojca. Tak bardzo się kochali. Nie mogę pojąć,
dlaczego ona im to zrobiła. Mamy taką swoją teorię z Margot i z Georgią, że matka w
którymś momencie po prostu się poddała. Nie miała siły walczyć. Zastanawiam się, co by
było, gdyby nie umarła. Myślę, że chciałaby go odnaleźć... Jak sądzisz? - Spojrzała na niego
oczami pełnymi nadziei.
- Tak. Jestem tego więcej niż pewien.
- Dziękuję ci. - Jego słowa złagodziły nieco ból, który ściskał ją za gardło. - Gdyby nie
umarła, kiedyś w końcu odkryłaby tę intrygę, tak jak Margot... i wszystko byłoby znowu jak
dawniej.
Był szczęśliwy, że mógł jej pomóc. Podszedł do niej, ujął jej twarz w swoje ręce.
- Tak właśnie myślę. Zawsze mówię, co myślę. Stała, jak zahipnotyzowana. Nie
mogła się ruszyć.
- Znajdę twojego ojca. Dla ciebie - powiedział miękko i delikatnie musnął jej usta.
- Fcę pojechać na psejasdzke! - niecierpliwie wykrzyknęła Mollie.
- Świetnie, bo my też. Wsiadaj, Shelby! Pokaż nam swój rodzinny dom.
- Chcecie jechać do rezydencji? - zapytała z niekłamanym zdziwieniem.
- No jasne! Tylko powiedz, jak tam dojechać.
- Dlaczego? - Nie do końca rozumiała jego intencje. - Myślisz, że natrafisz tam na
jakiś ślad? Margot z Raudem wszystko tam przetrząsnęli.
- Nie. Chcę zobaczyć po prostu, gdzie wyrosłaś. -Przyjrzał się jej uważnie. - Nie masz
ochoty?
Więc to o nią chodziło. Była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Tego się nie spodziewała.
Sama rezydencja mogła przestać dla niej istnieć. Ani razu nie zatęskniła za nią, odkąd ją
opuściła.
Dom wyglądał na opustoszały. Nic dziwnego. Od jakiegoś czasu nikt tu nie zaglądał. Ogród
zarósł zielskiem, a na podjeździe walały się połamane gałęzie i pożółkłe liście. Nie został
jeszcze sprzedany, więc nie było komu tym wszystkim się zająć. Brakowało gospodarza. Na
wszelki wypadek zabrała ze sobą klucze. W sumie liczyła się z tym, że tu przyjadą.
Otworzyła drzwi. Od dawna nie było wietrzone. W powietrzu unosił się lekki zapach
stęchlizny.
- Wcale mnie nie dziwi, że nie podoba ci się mój samochód, jeśli tak wygląda miejsce,
w którym wyrosłaś - powiedział powoli Patryk, rozglądając się po wnętrzu tej imponującej
posiadłości. Kryształowe żyrandole, stare obrazy i wartościowe, antyczne meble. A więc tutaj
spędziła dzieciństwo.
- Może zbyt pochopnie oceniłam twój samochód - powiedziała, patrząc mu prosto w
oczy. - Spróbuj nie zrobić tego błędu, w odniesieniu do tego domu. Być może Harriet
Beaufort była z tego miejsca dumna, ale za to jej wnuczki nigdy nie nazwały go domem
rodzinnym.
Oparł swoje duże dłonie o jej ramiona i przyciągnął ją do siebie. Zaszokujmy ducha twojej
babci, szepnął jej słodko do ucha.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Nagły dreszcz przebiegł ciało Shelby. Wzięła głęboki oddech.
- Co masz na myśli? - Nie ufała tej diabelskiej iskrze w jego oczach.
Uśmiechnął się szeroko, a jego twarz przybrała jeszcze bardziej filuterny wyraz.
- A co by ją najbardziej zaszokowało? Taniec na stole, . ślizganie się po posadzkach,
czy zjazd po poręczy?
Zaśmiała się, ale był to śmiech nerwowy. Nie tego się spodziewała. Była rozczarowana. Ale
właściwie na co liczyła? Przecież mieli przy sobie Mollie.
- Wszystko razem - powiedziała w końcu. - Ale chyba najbardziej zjazd po poręczy.
Zawsze o tym marzyłam,
- kiedy byłam mała.
- Idziemy? - zapytała Mollie ze zniecierpliwieniem.
- Dokąd, kochanie? - zdziwił się Patryk.
- No, do domu!
- Jeszcze nie. Najpierw obejrzymy sobie ten wielki dom. Tutaj mieszkała Shelby,
kiedy była taką małą dziewczynką, jak ty.
Oczy Mollie stały się zupełnie okrągłe. Wyrażały podziw.
- Cy to jest twój dom, Selby?
- Tak, myszko. Kiedyś tu mieszkałam. Chcesz zobaczyć mój pokój?
- Mas zabawki? Fcę zobacyć twoje zabawki.
- Nie sądzę, żeby zostały tam jakieś zabawki. Ale możesz zobaczyć moje łóżko. I
pokażę ci też pokoje cioci Georgii i cioci Margot.
- To one tez tu mieskały?
- No tak. To są moje siostry.
- Dobra. Pokaz - zadecydowała Mollie.
- Zatem chodźmy. - Wzięła małą za rękę. Była bardzo zadowolona, kiedy drobne
paluszki zacisnęły się wokół jej dłoni.
Powoli wdrapali się długimi schodami na piętro. Zdziwiło ją, że jest tam tyle światła. Dawniej
cały ten dom wydawał jej się mroczny i posępny. Na końcu korytarza znajdował się jej pokój.
Znowu dały o sobie znać wspomnienia. Spędziła tu ze swoimi siostrami wiele radosnych
chwil. Razem się bawiły, razem śmiały, opowiadały sobie swoje sekrety i snuły nie kończące
się plany na przyszłość. Każde z tych wspomnień było jednak przecięte echem surowego
głosu babci. Oschła i oziębła, nigdy nie rozumiała potrzeb innych ludzi, a zwłaszcza dzieci.
Zamyśliła się. Kim byłaby dziś, gdyby nie siostry?
- A oto mój pokój - powiedziała Shelby, otwierając drzwi. Rozejrzała się po jego
wnętrzu. Był duży i jasny. Wszystko zdawało się być jak dawniej: te same szlachetne meble,
te same zasłony... Ale sprawiał wrażenie mało przytulnego.
Mollie podbiegła do okna i spojrzała na dół. Potem obeszła wszystko dookoła,
dotykając po drodze każdej napotkanej rzeczy. Zatrzymała się przed łóżkiem z baldachimem.
- Mogę wejść? - zapytała.
Shelby wzięła ją na ręce i włożyła do łóżka. Mollie wyciągnęła się jak długa.
- Ale wielkie. Jak w małym domku! - powiedziała z zachwytem.
- Lubiłam to łóżko, kiedy byłam mała. Patryk stał oparty o drzwi.
- Ogromny jest ten pokój. Jak pół mojego domu. O wiele za duży dla małej
dziewczynki - dodał po chwili z namysłem.
- No właśnie. To wszystko było na pokaz. A cena, jaką zapłaciłyśmy za ten przepych,
była bardzo słona. Moja babcia miała prawdziwą obsesję na punkcie rodziny Beaufortów i
tego domu. Okazało się, że tonęła w długach. Liczymy na to, że jeśli uda nam się go sprzedać,
popłacimy jakoś wszystkie długi. Sam słyszałeś dziś, do czego ta kobieta była zdolna. To
całkiem inny dom niż twój. U ciebie jest tyle ciepła. Dajesz Mollie, co tylko możesz, a przede
wszystkim poczucie, że jest kochana. Oddałabym wszystko, by mieć takiego ojca, jak ty. - Jej
policzki płonęły. Ten temat był dla niej niezwykle bolesny. Podeszła do okna, żeby ochłonąć.
Nic nigdy nie wypełniło pustki, którą miała w sercu, bo nic nie może zastąpić rodziców.
- Pokazes mi łósko Georgii? - Mollie zsunęła się na podłogę.
- Pokażę. Przecież ci obiecałam.
Patryk stał nadal w drzwiach. Nic nie mówił. Zdawał się być poruszony.
- Chodźcie. - Shelby wyszła na korytarz.
Zwiedzili wszystkie pokoje na piętrze. Potem pokazała im jeszcze poddasze, na którym
Margot odkryła ważne rodzinne dokumenty. Zakazane miejsce jej dzieciństwa.
Patryk przysłuchiwał się dokładnie każdemu jej słowu i bacznie wszystko obserwował. Każda
informacja mogła mu się przydać do poszukiwań jej ojca. Schodzili już na dół. Nagle złapał
Mollie pod pachę i zawołał:
- No dalej, masz teraz szansę, Shelby!
- Na co? - Nic nie rozumiała.
- Żeby zjechać po poręczy! - Doceniał znaczenie małych radości. Wiedział z
doświadczenia, jak trudno jest o te duże.
Popatrzyła niechętnie na wypolerowany mahoń.
- Czyżbyś się bała? Udowodnij nam, że tak nie jest - przekomarzał się z nią.
- A jak spadnę i skręcę sobie kark? Może babcia miała rację, że na to nie pozwalała?
- Nie żartuj - Spojrzał na nią zaskoczony. Zastanawiał się, co w niej wygra: rozsądek,
czy też chęć spełnienia dziecięcego marzenia. - Nic ci nie będzie. Stanę na dole i cię złapię.
To może być twoja ostatnia szansa!
Zbiegł schodami, posadził Mollie na podłodze i powiedział do niej po cichu:
- Patrz teraz uważnie na Shelby.
- Dobrze - zdecydowała niespodziewanie dla samej siebie. - Tylko złap mnie. Na
pewno. - Usiadła na poręczy i zaczęła zsuwać się w dół. Najpierw powoli, a potem coraz
szybciej i szybciej. Wpadła w jego ramiona z zawrotną prędkością. Patryk schwycił ją
wprawdzie, ale uderzenie było zbyt silne. Przewrócili się na podłogę.
- Gdyby mnie tu nie było, rzeczywiście mogłaby się ta jazda źle skończyć - rzucił
zaczepnie.
Mollie zanosiła się od śmiechu. Podbiegła do nich.
- Ja tez fcę, ja tez fcę!
Usiedli powoli. Shelby wciąż była w jego ramionach. Śmiech małej był tak zaraźliwy, że
wkrótce i oni nie wytrzymali i parsknęli na głos.
- Jak trochę urośniesz. Na razie nie dosięgasz nawet do poręczy - wyjaśnił jej tata.
- Czułam się, jakbym fruwała. To było cudowne. Dziękuję ci. - Shelby wciąż była
podekscytowana.
- Ja tez fcę fruwać!
Shelby zerwała się na równe nogi. Pociągnęła Patryka za rękę.
- Zobaczymy, co się da dla ciebie zrobić. Dobrze, tato?
- To znaczy? - Udawał, że nie wie, o co chodzi.
- No, moglibyśmy Mollie podtrzymać? Na małym odcinku, rzecz jasna. Zgódź się.
Oddałabym wszystko, by móc stąd zjechać, gdy byłam dzieckiem.
- No dobrze, ale tylko mały kawałek. Potrzymaj ją za rękę, a ja stanę na dole -
powiedział, sadzając Mollie okrakiem na poręczy.
- Jesce raz! - zawołała, gdy znalazła się w objęciach taty.
- Zgoda - mruknął Patryk. Dopiero za dziesiątym razem zaoponował. - Starczy,
Mollie. Nie mamy już siły. A ty, Shelby, chcesz zjechać jeszcze raz?
- Nie. To szaleństwo. Było świetnie, ale może ten kolejny raz rozczarowałby mnie? A
ja chcę zapamiętać ten dzień jako coś specjalnego.
Bez słowa usiadła na schodku i zaczęła ściągać buty.
- Ale co powiedziałbyś na...
Zrozumiał w lot. W mgnieniu oka zdjął adidasy. Przyszło mu jednak do głowy, że był jeszcze
inny sposób na zaszokowanie ducha babci. Choć nie miał on nic wspólnego z jazdą po
poręczy czy tańcem. Lecz z pewnością byłby co najmniej równie skuteczny.
Shelby wstała i spojrzała na niego z oczekiwaniem. Ujął ją za dłoń.
- Pani pozwoli. - Skłonił się nisko. Mollie zaczęła głośno klaskać w rączki.
- Przepraszam panią bardzo - zwrócił się do małej. - Panienka pozwoli, że najpierw
zatańczę z Shelby.
- Ale potem ze mną?
- Oczywiście.
Porwał swoją żonę w ramiona i rozpoczął się szalony taniec wokół holu. Chłodny marmur
uciekał im spod stóp. Przez otwarte frontowe drzwi wdzierała się wilgotna bryza znad
Missisipi. Po dłuższej chwili opadli na sofę, ledwo łapiąc powietrze. Przytulił ją mocno do
siebie. Była rozgrzana. Cudownie pachniała. Pocałował ją. Jej usta były słodkie i miękkie jak
aksamit. Pragnął jej. Pragnął jej do szaleństwa. Ich oczy spotkały się. Nie musiała nic mówić.
Wystarczyło jedno spojrzenie, a wszystko było jasne.
- A tejas ja - zawołała Mollie.
- Tak, jak obiecałem - powiedział Patryk, pochylając się w kierunku swojej córeczki.
Cały czas jednak nie puszczał dłoni Shelby. - Możemy tańczyć we troje - zdecydował nagle. -
Będzie jeszcze weselej.
Kręcili się w kółko raz w jedną, raz w drugą stronę. Mol-lie chichotała z uciechy. W końcu
Patryk zatrzymał się.
- Koniec. Jest gorąco jak w piekle. - Mówiąc to, wyprostował się.
Potem przegiął się trochę do tyłu i wyprostował ręce nad głową. Przeciągnął się. Brak
kondycji, pomyślał, uśmiechając się. Wtedy poczuł klepnięcie w ramię.
- Berek! - krzyknęła Shelby. - Mollie, uciekaj! Nie pozwól, żeby cię tata złapał! -
Sama pobiegła w stronę jadalni. Mała była tylko kilka kroków za nią. Ich bose stopy
rytmicznie uderzały w marmurową podłogę.
Nim Patryk ruszył za nimi, rozejrzał się najpierw i powiedział pod nosem
- Mam nadzieję, że widzisz to, Harriet Beaufort. I dawniej powinien ten dom tak
wyglądać. Powinien być miejscem samych wspaniałych wspomnień. Nie ma nic
piękniejszego niż dziecięcy śmiech.
W czasie drogi powrotnej do Nowego Orleanu, Mollie spała na tylnym siedzeniu jak suseł.
Shelby też odczuwała zmęczenie, ale żal jej było uronić choć sekundę z tego cudownego dnia.
Była szczęśliwa. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś będzie jej dane przeżyć coś podobnego.
- Myślisz, że coś dała wizyta u Edith Strong? - zapytała, przypominając sobie nagle
prawdziwy powód podróży do Natchez.
- Mam kilka nowych tropów. Zobaczymy, dokąd mnie doprowadzą. To zabierze mi
sporo czasu, jak sądzę.
- Domyślam się, ale w końcu aż tak się nie spieszy. Po tylu latach i tak nie będzie to
łatwe. Zwłaszcza że musiał się ukrywać. Właściwie mógł równie dobrze zmienić nazwisko.
Nie sądzisz?
- To prawda. Wówczas odszukanie go będzie jeszcze trudniejsze. Jest jednak za
wcześnie, żeby cokolwiek powiedzieć. Daj mi trochę czasu. - Popatrzył na nią.
- Tak. Oczywiście.
- Mam nadzieję, że nie żałujesz swojej decyzji? Wiem, ile potrzeba cierpliwości, by
uporać się z dzieckiem. A Mollie nie jest zbyt łatwa.
- Nie. Nie żałuję. A co do Mollie, to coraz lepiej się dogadujemy. Przecież sam dzisiaj
widziałeś. No i mała ma przedszkole.
- Z drugiej strony boję się, że będzie rozpaczać po twoim odejściu.
Shelby pokiwała głową. Stała się przecież częścią tej rodziny. W tej chwili nie mogła nawet
sobie wyobrazić, że dni wypełnione śmiechem i wspólnymi zabawami kiedyś mogą się
skończyć. A ten układ miał trwać dopóty, dopóki Patryk nie znajdzie jej ojca. Co będzie
potem? Nie będzie już dłużej potrzebna. Znowu zostanie sama. Praktyczniej było zachować
bezpieczny dystans. Patryk miał rację. Wszyscy będą rozpaczać.
Od tego dnia próbowała stworzyć między nimi dystans. W niedzielę odmówiła pójścia do
parku. Wykręciła się koniecznością zrobienia prania i zakupów. Była też robota biurowa,
którą Patryk przyniósł w piątek do domu. Kiedy wyszli, poczuła się, jakby ją opuścili.
Świadomość, że to z własnego wyboru została sama, wcale jej nie pomogła.
Rzuciła się w wir pracy, żeby nie myśleć. A gdy dom lśnił, pranie było rozwieszone, a czyste
ubrania poprasowane leżały na półkach, usiadła na chwilę, by odpocząć. Pod wpływem
niewytłumaczalnego impulsu wystukała numer Georgii.
- Co słychać? - zapytała ją radośnie siostra.
- Chciałam wam jeszcze raz podziękować za przewiezienie rzeczy do Patryka. Kiedy
wróciliśmy do domu, wszystko było tu jak w pudełeczku.
- Cieszę się. Nie myśl, że nie dostałam twojej wiadomości. Przepraszam, że nie
oddzwoniłam. Byłam strasznie zajęta. Na szczęście już za kilka tygodni będę miała wakacje.
Nie da się ukryć, że mi się przydadzą.
- To co, koniec szkolenia?
- Tak. Udało mi się wszystko zgrać w czasie. Po powrocie z wakacji będę się ubiegać
o zatrudnienie na izbie przyjęć. Jeśli w moim szpitalu nie będzie takiej możliwości, to
spróbuję w innym. A jak tam moja ulubiona siostrzenica?
- Ulubiona, bo jedyna i też nie całkiem prawdziwa - żachnęła się Shelby.
- No, jeśli Margot urodzi chłopca, to póki co zostanie jedyną i oczywiście, że
ulubioną.
- Nie przyzwyczajaj się za bardzo. - Z przerażeniem stwierdziła, że o mało co się nie
wygadała. - Mam na myśli, że jeżeli Margot będzie miała dziewczynkę, może zmienisz
zdanie - wybrnęła jakoś.
- Wtedy będę ubóstwiać je obie! - roześmiała się Georgia.
Pogadała z nią jeszcze chwilę, a kiedy odkładała słuchawkę, czuła się zdecydowanie
lepiej. Dobrze, że miała siostry. One będą zawsze, nawet jeśli małżeństwo z Patrykiem okaże
się pomyłką. Miała nadzieję, że zgodzi się na to, żeby widywały się czasami z Mollie. To
oznaczałoby, że i jego nadal będzie widywała. Chyba nic nie miała przeciwko temu. Włożyła
buty i wyszła do sklepu.
W związku z długim weekendem wszystkie warsztaty samochodowe wzięły dni wolne. Nie
mogła więc liczyć na to, że ktoś naprawi jej wehikuł.
We wtorek zawiózł ją do pracy Patryk. Zatrzymał się koło przedszkola, które z dumą
pokazała mu Mollie. Shelby chętnie pokazałaby mu także i swoje biuro, ale przecież miała
zachować odpowiedni dystans. W warsztacie obiecali Patrykowi, że naprawią auto Shelby
najpóźniej do piątej. Poprosił, by odstawili je na parking, koło jej firmy. Była mu naprawdę
wdzięczna, ale w głębi ducha wolałaby, żeby po nie przyjechał.
W środę nie zadzwonił do niej do biura, jak w poprzednim tygodniu. Brakowało jej tego niby
nic nie znaczącego telefonu. Dobrze wiedziała jednak, że winić mogła za to tylko siebie.
Chciała dystansu, to go ma. Nie powinna teraz narzekać.
W czwartek zadzwonił, ale dopiero po południu.
- Coś się stało? - zapytała. Przykro jej było, że nie dzwonił codziennie rano. Jak
twierdził, był bardzo zajęty. Tak przynajmniej powiedział wczoraj wieczorem, kiedy wrócił z
pracy.
- Jeden z moich współpracowników jest chory. Pracowaliśmy nad sprawą wyłudzenia
odszkodowania, zleconą przez twoją firmę. Wiąże się to z obserwacjami prowadzonymi przez
całą dobę. A skoro Mel jest chory, będę musiał sam to załatwić. Poradzisz sobie beze mnie?
- Pewnie. To jeden z powodów, dla których się ze mną ożeniłeś, pamiętasz?
W słuchawce zapanowała na moment głucha cisza.
- Mam na myśli, że będę opiekować się Mollie, gdy zdarzy się taka sytuacja jak ta
dzisiejsza. Nie martw się więc. Poradzimy sobie. Wpadniesz wieczorem na chwilę?
- Chyba nie. Pojadę teraz. Wezmę sobie coś do czytania i coś do picia. Sądzę, że jutro
uda mi się kogoś znaleźć. Ale dziś, tak nagle, to nie takie proste.
- Dobrze, nie ma sprawy. Czy to niebezpieczne?
- Nie. Facet zarzeka się, że uszkodził sobie kręgosłup i z trudem chodzi. Lekarze nie
mogą nic znaleźć, ale z drugiej strony nie jest do końca wykluczone, że mówi prawdę. Muszę
to udowodnić. Oto życie detektywa - skonstatował. - To nic podniecającego ani
niebezpiecznego.
- Dobra, zatem widzimy się jutro po pracy. -Przynajmniej mam taką nadzieję, dodała
w myślach.
Mollie była trochę smutna, że tata nie przyjedzie na noc do domu. Shelby obiecała jej więc, że
pójdą razem na jej ulubione jedzenie. Mollie uwielbiała plac zabaw znajdujący się obok owej
restauracji. Potrafiła godzinami wspinać się po drabinkach, zjeżdżać na zjeżdżalniach i bujać
się na różnego rodzaju huśtawkach.
Kiedy wróciły do domu, w mieszkaniu panowała całkowita cisza. Shelby natychmiast
przygotowała Mollie do snu. Przeczytała jej ulubioną bajkę o śpiącej królewnie i pocałowała
na dobranoc. Zaraz potem udała się do jadalni, aby sprawdzić, czy na stole nie czekały na nią
jakieś nowe dokumenty i rachunki. Nie było nic. Patryk zapewne nie przyniósł tym razem
żadnej pracy do domu. Jego nowa pomoc załatwiała wszystko na bieżąco i szybko nadrabiała
wszelkie zaległości. Tak przynajmniej ostatnio ją wychwalał.
Shelby, nie mając nic innego do roboty, postanowiła włączyć telewizor. Kiedy brzęczał, nie
czuła się tak samotna. Mimo tego dopiero teraz uświadomiła sobie, jak mocno tęskni za
Patrykiem i jak bardzo jej go brakuje. Przebiegając nerwowo kanały telewizyjne, poczęła
zadawać sobie pytanie, co będzie, gdy ich małżeństwo się rozpadnie. Kiedy nie znalazłszy
żadnego interesującego programu, zdecydowała się wyłączyć pudło, niespodziewanie
zadzwonił telefon.
Od razu poznała głos Margot.
- Jak tam życie mężatki? - spytała.
- Cudownie - odparła Shelby, usiłując zdobyć się na entuzjazm.
- Chciałam ci zaproponować, abyś w weekend przywiozła do nas Mollie. Z chęcią się
nią zajmiemy, a ty i Patryk będziecie mieli wreszcie trochę czasu dla siebie.
Ona i Patryk sami w domu? Shelby uśmiechnęła się pod nosem. Mogliby tańczyć na bosaka,
tak jak robili to w Natchez. Na samą myśl o tym rozmarzyła się i zaczęła przypominać sobie
te cudowne pocałunki... Może to już czas, aby posunąć się o krok dalej? Jednak szybko
otrząsnęła się, uświadamiając sobie jednocześnie, iż ten moment nigdy nie nastąpi.
- Nie wiem. Ta mała potrafi być naprawdę nieznośna - powiedziała w końcu.
- Ależ my byliśmy nią zachwyceni, gdy nocowała ostatnio u nas - próbowała
przekonać ją Margot. - Zresztą myślę, że dla mnie i Rauda byłaby to dobra wprawka - dodała.
- W końcu za kilka miesięcy urodzi się nasze własne dziecko.
- To w takim razie zapewne potrzebujesz trochę spokoju...
- E tam! - przerwała Margot. - Naprawdę czuję się wspaniale! Nie tak dawno robiłam
badania okresowe i wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. Nie łam sobie więc
głowy i daj się namówić. Po prostu przywieźcie ją do nas. Zajmiemy się nią z przyjemnością.
Poza tym uważamy, że tobie i Patrykowi też się coś należy. W końcu jesteście nowożeńcami.
- Dobrze. Porozmawiam z nim i dam ci znać - zgodziła się Shelby.
- A nie mogłabyś go spytać teraz? Mielibyśmy już pewność.
- Niestety, nie ma go w domu. Musiał zastąpić chorego kolegę. Dopiero jutro się z nim
zobaczę.
Shelby wolno i niezdecydowanie wypowiedziała te słowa, po czym zdała sobie sprawę, że
rzeczywiście nie ma teraz żadnego sposobu, aby się z nim skontaktować.
- OK, to zgłoś się do nas, jak podejmiecie decyzję. Ale weź pod uwagę, że mielibyście
calusieńki weekend dla siebie. Poszlibyście sobie wieczorem do restauracji, potem na tańce..
Wyobrażasz sobie, jakie to romantyczne...
- Dzięki Margot. To faktycznie cudowny pomysł. Shelby wciąż czuła się jak oszustka
i zastanawiała się, czy Margot była w stanie wyczuć to w jej głosie. W rzeczywistości
bowiem ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, to być przez tak długi czas sam na sam z Patrykiem.
Czyż przypadkiem nie usiłowała stworzyć dystansu między nimi, aby uchronić swoje serce?
Czyż nie pragnęła go coraz bardziej i - co gorsza - nie mogła sobie bez niego wyobrazić
życia? Nie, to niemożliwe. On miał znaleźć jej ojca, a ona tylko i wyłącznie przejąć
tymczasowo rolę matki Mollie. Nic poza tym. Próbując odsunąć od siebie te przygnębiające
myśli i chcąc za wszelką cenę zmienić temat, spytała siostrę:
- Co mówił lekarz? - Zazdrościła Margot szczęścia i tego poczucia pewności, które
dawał jej Raud, i zastanawiała się, czy i ją kiedykolwiek w życiu spotka coś równie pięknego.
W rozmowie z siostrą czuła się całkowicie wyzuta z energii. Jedyną rzeczą, o której w tej
chwili marzyła, to wzięcie gorącej, odprężającej kąpieli. Świadomość, iż ma cały dom do
swojej dyspozycji i na dodatek nic konkretnego do zrobienia, pozwoliła jej odetchnąć z ulgą.
Przedtem jednak zajrzała jeszcze do Mollie. Na sam widok małej, zawiniętej w kołdrę i
słodko śpiącej dziewczynki, zrobiło jej się ciepło wokół serca. Nie mogła się powstrzymać,
żeby do niej nie podejść i nie cmoknąć jej delikatnie w policzek. Tak bardzo się do niej
przywiązała. Zamarzyła nagle, by móc patrzeć, jak Mollie rośnie i dojrzewa, jak przestaje
bawić się pluszowym niedźwiadkiem i staje się małą kobietką. Zastanawiała się, kiedy odłoży
na półkę swoją basebalówkę i przestanie mówić „fcę". Ciekawe, czy spodoba jej się szkoła.
W przedszkolu nigdy nie miała problemów.
Wręcz przeciwnie, świetnie sobie radziła i chętnie bawiła się z innymi dziećmi. Z wieloma
zdążyła się nawet zaprzyjaźnić. Shelby trochę jej zazdrościła tej dziecięcej otwartości i
ciekawości świata. Sama była strasznie skryta i nieśmiała. Tylko ona wiedziała, jak często
utrudniało jej to życie.
Ocknęła się. To nie miało sensu. Musi wrócić z powrotem na ziemię. Przymknęła drzwi i
poszła do łazienki, aby przygotować sobie relaksującą kąpiel. Wrzuciła do wody garść
pachnącej soli do kąpieli, po czym zapaliła kilka świeczek dookoła wanny i wśliznęła się do
środka. Odchyliła głowę do tyłu, zamknęła oczy i pozwoliła swoim myślom odpłynąć w
nieznane. Kochała leżeć tak i rozmyślać. Wyskakiwała dopiero wtedy, kiedy woda stawała się
chłodna. To był zawsze znak, że już pora iść spać. Drzwi od swojego pokoju zostawiała
jednak zawsze uchylone, na wypadek gdyby Mollie obudziła się i zaczęła płakać.
Nic jednak nie wskazywało na to, iż tej nocy miałoby zdarzyć się coś podobnego. Bardzo
było jej to na rękę. Woda była tak przyjemna, że za nic w świecie nie chciałaby teraz z niej
wychodzić. Czuła wyraźnie, jak ogarnia ją fala słodkiego lenistwa. Marzyła o tym, że zaraz
położy się do łóżka i raz porządnie się wyśpi.
- Zastanawiałem się, skąd pochodzi to mrugające światło - niespodziewanie wyrwał ją
z rozmyślań Patryk, zjawiając się nagle w drzwiach łazienki. Shelby aż usiadła z przerażenia.
- Co ty tutaj robisz? - krzyknęła oburzona. Błyskawicznie schwyciła ręcznik, aby się
nim zasłonić, ale okazał się on być nieco za mały do okrycia całego ciała. Poczuła,
jak przebiega przez nią gorąca fala, nie mająca jednak wiele wspólnego z temperaturą wody,
w której się znajdowała.
- Jak to, co tu robię? - zdziwił się Patryk, trochę urażony pytaniem Shelby. - Przecież
mieszkam tutaj.
- Myślałam, że nie będzie cię przez całą noc - odparła niepewnie. Czuła, jak Patryk
mierzy ją wzrokiem. Złapała więc szlafrok i próbowała się nim okryć.
- W taki więc sposób sobie dogadzasz, kiedy mnie nie ma?! - stwierdził, uśmiechając
się przy tym szelmowsko.
- Wyłaź stąd, Patryk! - oburzyła się Shelby, pokazując mu palcem drzwi.
- Ale przecież ja nawet nie wszedłem. Zajrzałem tu w trosce o ciebie - powiedział
Patryk, przekomarzając się z nią.
- W takim razie w tej chwili zamknij drzwi po tamtej stronie! - rozkazała mu Shelby.
Fala silnego podniecenia wypełniła jej ciało. Że też musiała akurat dziś użyć soli zamiast
płynu do kąpieli. Mogłaby teraz schować się w pianie i niczym nie przejmować. Gdyby choć
zamknęła drzwi... Ale skąd miała być pewna, że Mollie się nie obudzi. Albo, gdyby wzięła po
prostu prysznic...
Ku jej przerażeniu, Patryk nie zamierzał respektować jej prośby. Wszedł do łazienki, nachylił
się nad nią i ją pocałował.
- Jesteś taka piękna - wyszeptał czule, całując ją ponownie.
Lekceważąc zdrowy rozsądek, Shelby mocno objęła jego szyję, podczas gdy on coraz
namiętniej smakował jej usta.
- Nie powinieneś tu wchodzić - szepnęła po pewnym czasie, kiedy wyprostował się,
aby na nią popatrzeć. Serce jej waliło jak oszalałe.
- Powiedziałem ci, mieszkam tu - powtórzył Patryk.
- A co z tym facetem, którego obserwowałeś? - spytała, chcąc odwrócić jego uwagę.
Patryk tylko zaśmiał się sarkastycznie.
- Facet schrzanił sprawę. Mam prawie całą rolkę filmu, oczywiście z nim w roli
głównej. Nasz kolega nie ma najmniejszych problemów z chodzeniem. Kiedy przyjechał po
niego przyjaciel, niemalże wskoczył mu do samochodu. Myślę, że to w zupełności wystarczy.
Dlatego też mogłem wcześniej wrócić do domu. Do tej pory nigdy nie zauważyłem, żebyś
zostawiała otwarte drzwi, kiedy bierzesz kąpiel.
- Zrobiłam to, na wypadek gdyby Mollie się obudziła. A teraz proszę cię, żebyś
zechciał opuścić to pomieszczenie. Chciałabym wyjść z wanny i się ubrać.
Patryk wzruszył ramionami.
- Tylko jeśli będziesz mocno przy tym obstawała.
- Owszem, będę - potwierdziła Shelby.
On jednak nawet nie drgnął. Spojrzał na nią i uśmiechając się, powiedział:
- Mógłbym ci pomóc...
- Wynoś się, ale już! - syknęła bardziej żartobliwie, niż szorstko.
Zanim opuścił łazienkę i zamknął za sobą drzwi, obejrzał się jeszcze kilka razy, próbując
uchwycić moment, kiedy Shelby usiądzie w wannie.
- Jak skończysz się kąpać, to przyjdź i zjedz ze mną! - krzyknął jeszcze.
Shelby najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Na swoje nieszczęście nie mogła zostać
w tym pomieszczeniu na zawsze. Szybko się więc wytarła, włożyła koszulę nocną oraz
szlafrok i zdmuchnęła świece. Czesząc włosy, zastanawiała się, co będzie dalej. W pełni
zdawała sobie sprawę z tego, iż prędzej czy później musi stanąć z Patrykiem twarzą w twarz.
Wiedziała też, że im wcześniej to nastąpi, tym lepiej. Wzięła więc ostatni głęboki oddech, po
czym przeszła przez salon w kierunku kuchni. Po drodze zadawała sobie pytanie, czy jest
powód, aby czuła się aż tak zażenowana. W końcu byli małżeństwem...
ROZDZIAŁ ÓSMY
Gdy weszła do kuchni, odczuła skrępowanie i zaczerwieniła się. Dlaczego musiał pójść akurat
tam? Spojrzał na nią uwodzicielsko i szeroko się uśmiechnaj.
- Może następnym razem dołączę do ciebie. Shelby zignorowała tę sugestię i podeszła
do lodówki.
- Chcesz coś ciepłego czy wolisz kanapkę? Albo może sałatkę? - zapytała.
- Obojętne. Zjadłem po drodze hamburgera. Aczkolwiek przyznam, że nadal jestem
trochę głodny - odpowiedział. - Jak poradziłaś sobie z Mollie?
- Całkiem dobrze - stwierdziła Shelby dość obojętnie, bo była akurat zajęta robieniem
kanapki z szynką i serem, tudzież krojeniem warzyw do sałatki. Gdy skończyła, nakryła do
stołu i odwróciła się, by schować resztę rzeczy z powrotem do lodówki. Cały czas starała się
unikać jego wzroku.
- Przestań mi uciekać i usiądź nareszcie przy mnie - poprosił ją Patryk, pałaszując
swoją kanapkę.
Po raz pierwszy, odkąd weszła do kuchni, spojrzała na niego i poczuła się tak, jakby uderzył
w nią piorun- Uwielbiała przebywać z tym facetem, kochała słuchać jego głosu. Był taki inny.
Taki fascynujący. Nigdy jeszcze nie spędziła tyle czasu z jednym mężczyzną. Odsunęła
krzesło od stołu i usiadła na tyle blisko niego, by móc go dotknąć, jeśliby przyszła jej na to
nagła, niespodziewana ochota.
- Opowiedz, jak ci minął dzień w pracy - odezwała się wreszcie. - Czy ten facet
zauważył, że go obserwujesz? Zdobyłeś wystarczającą ilość dowodów?
- Uważam, że tak. Ten gość zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że ktokolwiek
mógłby pokrzyżować jego plany - powiedział zadowolony z siebie Patryk. - A film jest
dowodem na wszystko. Myślę, że cała sprawa zakończy się już jutro, a twoja firma
ubezpieczeniowa zaoszczędzi masę pieniędzy.
- No to czeka cię niezła sumka za wytropienie łobuza
- przerwała mu Shelby, a jej spojrzenie wyrażało wielki podziw i uznanie.
- Taką mam nadzieję - odparł skromnie Patryk.
- Margot dzwoniła dzisiaj. Zaproponowała mi, że podczas weekendu razem z Raudem
zajmą się Mollie.
- Po co? - zdziwił się Patryk, ale Shelby tylko zamrugała. Nie zamierzała powiedzieć
mu całej prawdy.
- Margot prosiła mnie o to, ponieważ chce zdobyć trochę praktyki, zanim urodzi się
ich własne dziecko.
Patryk, nadal trzymając kanapkę w ręku, przyglądał się jej uważnie.
- Oj, coś mi się wydaje, że to nie wszystko - wypalił.
- Nic dziwnego, że odnosisz takie sukcesy w pracy
- powiedziała Shelby, marszcząc nos. - Właściwie... -zaczęła, lecz nagle zamilkła.
Odetchnęła głęboko, niepewnie spojrzała na niego jeszcze raz, a potem dokończyła:
- Właściwie, to Margot tylko chciała, żebyśmy pobyli ze sobą przez jakiś czas sam na
sam. Zasugerowała, iż moglibyśmy pójść razem do restauracji lub w jakieś inne przyjemne
miejsce i miło spędzić wieczór.
Na chwilę przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła, aby ponownie spojrzeć na Patryka,
zauważyła uśmiech na jego twarzy. Nie ufała jednak temu uśmiechowi.
- Co jest? - spytała go, trochę skrępowana i onieśmielona.
- Nic, myślę, że to wspaniały pomysł, i że Mollie z przyjemnością zostanie u nich.
Przekaż Margot, że bardzo doceniam jej propozycję.
- Wcale nie musimy iść do restauracji. To był jej pomysł, a nie mój.
Shelby usiłowała w jakiś sposób uratować sytuację, ale nic już nie było w stanie wyprowadzić
Patryka z euforii, w jaką wprowadziły go jej słowa.
- Może nie był to twój pomysł, ale mimo to jest fantastyczny. Wpierw kolacja, potem
tańce...Co prawda nie na bosaka jak wtedy, ale właściwie... czemu nie? - powiedział z
zadowoleniem, kończąc kanapkę. - Twoja siostra, to bardzo, ale to bardzo mądra kobieta.
Jeżeli nie będzie Mollie, nie będziemy musieli troszczyć się o zachowanie ciszy w domu i
przejmować się... w ogóle czymkolwiek. Na przykład wczesnym wstawaniem. Wyobrażasz
sobie, jak wspaniale byłoby spać do woli i wylegiwać się rano w miękkim, ciepłym łóżeczku?
- Marzysz o nocnych hałasach?
Shelby niepewnie popatrzyła w jego kierunku. On zaś wstał z miejsca, pochylił się nad nią,
wziął ją na ręce i usadowił sobie na kolanach. Jego dłonie zacisnęły się wokół jej talii.
Spojrzał jej głęboko w oczy, mówiąc:
- Wiesz, czasami ludzie, którzy się kochają, hałasują. Próbowała uciec wzrokiem, lecz
nie zmieniło to faktu, iż nowa fala pożądania przebiegła jej ciało. Już chciała powiedzieć
„tak", ale coś w środku nie pozwalało jej na to.
- Wciąż uważam, że nie jest to najlepszy pomysł - wydusiła z siebie.
- Nie kusi cię to chociaż troszkę? - zapytał Patryk, przeszywając ją swym wzrokiem.
- Jeśli mam być szczera, to cały czas tylko i wyłącznie o tym myślę - wyznała w
końcu, przytulając się do niego.
Z pomrukiem tryumfu pocałował ją. Nagle delikatnie objął jej pierś. Cały świat zawirował jej
przed oczami jak rozpędzona karuzela.
- Patryk! Przestań! - powiedziała szorstko, a serce jej waliło jak młotem. Odepchnęła
jego rękę i wstała. Patrząc na niego, wiedziała jednak, że niczego bardziej nie pragnie, niż
wrócić do niego i wtulić się w jego szerokie ramiona. Jednak chciała doznać czegoś więcej,
niż tylko fizycznej rozkoszy. Tęskniła za szczerymi uczuciami, za prawdziwą miłością.
- I co teraz? - spytał, opierając się o tył krzesła i wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
- Nic się nie zmieniło - zapewniła Shelby. - Ja się opiekuję Mollie, ty szukasz mojego
ojca. Dlaczego nagle chcesz zmienić reguły gry? To nieuczciwe.
- A jeśli oboje na to przystaniemy? Przecież sama przed chwilą powiedziałaś, że nie
możesz przestać o tym myśleć.
- Tak, ale to wcale nie oznacza... o nie, nie myśl sobie, że ja...
Patryk zerwał się na równe nogi i przerwał jej w środku zdania:
- To powiedz mi w takim razie, co to wszystko ma znaczyć!
Shelby pokręciła głową. Sama już nie wiedziała dobrze, o co jej chodzi i co ma powiedzieć,
aby uniknąć dalszych pytań. Może lepiej byłoby, gdyby pomyślał po prostu, iż go
najzwyczajniej w świecie odrzuca.
- Chyba już wiem, co mi chcesz dać do zrozumienia - powiedział nieoczekiwanie i tak
chłodno, jakby faktycznie czytał w jej myślach.
- Nie będę cię już więcej niepokoił - dodał z poważną miną, po czym wstał i wyszedł z
pokoju.
Shelby wyraźnie słyszała, jak wchodzi po schodach na górę. Cudownie, Shelby! Zobacz, co
zrobiłaś, powiedziała do siebie, nerwowo zbierając naczynia ze stołu.
Jak mogłam wyznać mu prawdę, złościła się na siebie. Przecież oboje dokładnie wiemy, że
nie mamy przed sobą żadnej przyszłości, pomyślała z wściekłością. Wystarczająco jasno
wytłumaczył, że nie jest zainteresowany stałym związkiem. Odetchnęła ciężko i zgasiła w
kuchni światło. Zrezygnowana, poszła do swego pokoju, aby położyć się spać. Ale długo,
bardzo długo nie mogła zmrużyć oka.
W piątek rano zadzwoniła do niej do pracy Margot.
- Cześć, nie zajmę ci dużo czasu. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy rozmawiałaś już
z Patrykiem.
- Owszem. Bardzo mu się spodobała twoja propozycja.
- Świetnie, bo właśnie zastanawialiśmy się z Raudem, czy nie wpaść do was i nie
zabrać małej już dzisiaj. Dzięki temu będziecie mieć trochę więcej czasu. Moglibyście się
wyspać dwa dni pod rząd. Pomyśl, czy to nie brzmi cudownie?
Shelby zacisnęła palce na słuchawce.
- Masz rację, cudownie - westchnęła, stwarzając pozornie wrażenie, iż spadł jej
kamień z serca. Tak naprawdę, w żaden sposób nie wyobrażała sobie dwóch nocy z
Patrykiem, zwłaszcza kiedy powstał tak olbrzymi dystans między nimi.
Nie mogła jednak o niczym powiedzieć Margot. Tylko by się niepotrzebnie zdenerwowała.
- Jesteś pewna, że nie zmęczysz się za bardzo? - spytała jeszcze raz, w rzeczywistości
nie widząc jednak żadnego wyjścia z tej okropnej sytuacji. - Powinnaś przecież wypoczywać
- dodała szybko.
- Przestań się tak martwić. Mam się dobrze - powiedziała Margot trochę
zdenerwowana. - Mollie jest uroczym dzieckiem. Już zaplanowaliśmy, że weźmiemy ją do
parku, a potem będziemy razem oglądać filmy Disneya i jeść prażoną kukurydzę. Na pewno
będzie się dobrze bawiła.
- Z pewnością - mruknęła Shelby cicho. - Bardzo was lubi.
- Czy coś jest nie tak? - Margot nie rozumiała, dlaczego jej siostra nie okazuje
jakiejkolwiek radości.
- Nie, nie, wszystko w porządku - odpowiedziała Shelby natychmiast. - Kiedy
dokładnie po nią przyjedziecie? - Wiedziała, że już nic nie może zmienić.
- Będziemy około szóstej. Mam nadzieję, że zdążysz w tym czasie spakować kilka
rzeczy dla małej.
- Z pewnością. Do zobaczenia po południu.
Shelby odłożyła słuchawkę i zaczęła rozmyślać, czy nie poprosić o to, aby Mollie wróciła do
domu już w sobotę wieczór. Stwierdziła jednak, że zrobiłaby tym samym wielką przykrość
siostrze, która tak się starała, by ją uszczęśliwić. W tym momencie zaczęła żałować, że się
wpakowała w taki dziwny układ. Ale tak jej zależało na odnalezieniu ojca... Zastanawiała się
jedynie, czy aby cena tego wszystkiego nie jest zbyt wysoka.
Wieczorem, kiedy Mollie odjechała z Margot i Raudem, Shelby zajęła się przygotowywaniem
grilla. Nie miała najmniejszej ochoty powitać Patryka w kuchni. Szczególnie po tym, co
wydarzyło się między nimi ostatniej nocy.
Gdy wrócił z pracy z plikiem papierów pod pachą, wszystko było już jasne. Najwyraźniej i on
doszedł do przekonania, że nie ma sensu zmieniać ich wspólnych ustaleń. Shelby od razu
wytłumaczyła mu, że Mollie już pojechała z Marstallami, i że będzie z powrotem w niedzielę
po południu. Patryk tylko kiwnął głową i poszedł do salonu, prosząc ją, aby zawołała go, gdy
kolacja będzie gotowa. Brakowało jej jego obecności, podczas kiedy krzątała się przy grillu.
Teraz, gdy była całkiem sama i wszędzie w domu panowała cisza, tęskniła także za
gadulstwem małej Mollie. Lepiej się do tego zacznij przyzwyczajać, burknęła pod nosem,
odwracając kawałki kurczaka. Była w pełni świadoma tego, że kiedyś ich „papierowe"
małżeństwo skończy się, a ona znów zostanie zupełnie sama. Bała się, że nigdy nie spotka
nikogo, kogo potrafiłaby pokochać i z kim mogłaby prowadzić wspólne życie. Kogoś
bystrego, niekonwencjonalnego, kto całowałby tak, że cały świat dokoła niej by wirował.
Kogoś takiego jak Patryk. Po jakimś czasie otrząsnęła się i nałożyła jedzenie na talerze. Czas
wziąć się w garść i przestać bujać w obłokach. Łatwiej jednak jest coś takiego powiedzieć, niż
to wykonać. Także Shelby musiała się o tym przekonać. I to jeszcze tego samego wieczoru.
Kolacja odbyła się bez najmniejszej pompy. Patryk pierwszy skończył, po czym wstał od
stołu i wrócił do swojej pracy. Zaraz potem Shelby posprzątała po jedzeniu. Nie za bardzo
wiedziała, co ze sobą zrobić. Dawniej mogła w każdej chwili zadzwonić do kogoś ze swoich
przyjaciół, albo do którejś z sióstr i umówić się na spotkanie. Ale teraz każdemu wydałoby się
dziwne i podejrzane, że mając taką szansę na intymność, chce spędzać czas z kimś innym niż
z mężem. A może powinna się jeszcze raz zastanowić dobrze nad tym całym układem? Choć,
prawdę mówiąc, absolutnie nie miała ochoty w to wszystko się zagłębiać. Wytarła więc ręce i
udała się do salonu. Może Patryk da sobie pomóc z pracą biurową? Ostatnio często korzystał
z jej pomocy, i to w niejednej sprawie.
Kiedy weszła do salonu, Patryk, zdumiony, podniósł wzrok.
- Pomyślałam, że mogłabym ci pomóc - powiedziała, czując, że się czerwieni. Nie
wiedziała, skąd bierze się to zdziwienie w jego spojrzeniu. Przecież nie zrobiła nic złego, to
nie ona chciała zmieniać zasady.
- To ostatnia partia. Jeśli uda nam się opracować to wszystko przez weekend, biuro
znowu zacznie normalnie funkcjonować. Zaproponowałem tej nowej sekretarce stałą posadę.
W poniedziałek ma mi dać odpowiedź. Jeśli
zostanie, szybko nauczy się całej procedury. Do tej pory naprawdę solidnie pracowała.
- To dobrze - skomentowała krótko jego wypowiedź i otworzyła kolejną teczkę.
Patryk każdą z nich przeglądał. Segregował raporty i sprawdzał rachunki. Od czasu do czasu
dopisywał też jakieś uwagi. Kilka razy zdarzyło się jej spojrzeć na niego. Wydawał się być
strasznie zmęczony. Poczuła nagłe ukłucie w sercu. Miała wrażenie, iż pracował zbyt ciężko.
Fakt, że nie ma łatwo, pomyślała. Ale wszystko zmierza ku lepszemu, co jest po części
również moim udziałem, próbowała się uspokoić. A jednak było jej go w pewnym sensie żal.
- Czemu nie pójdziesz już do łóżka? - spytała, kiedy zegar wybił dziesiątą. -
Wyglądasz na zmęczonego.
Wzruszył tylko ramionami. Nawet nie podniósł wzroku znad teczki, którą trzymał na
kolanach.
- Lepiej połóż się spać. Resztę dokończysz jutro -Shelby usiłowała nawiązać
rozmowę.
- Na jutro mam już inną robotę.
- Aha. - No to świetnie. To byłoby tyle na temat cudownego pomysłu Margot. Wprost
wspaniale się bawiła. Dobrze, że mogą spędzić ze sobą więcej czasu. Miała już właśnie
zamiar opuścić pokój, gdy nagle Patryk odezwał się:
- A może chcesz pojechać jutro ze mną?
- Z przyjemnością. A kogo będziemy obserwować? -odparła Shelby bez
zastanowienia.
- Zbyt wielu kryminałów się naczytałaś - zażartował.
- Co masz zatem na myśli? Co mielibyśmy robić i gdzie? - spytała trochę urażona.
- Muszę poobserwować trochę dzielnicę francuską.
Może uda mi się wypatrzeć osobę, która sprzedaje kradzione karty kredytowe.
- Czy to nie jest przypadkiem sprawa, którą powinna zająć się policja? - zdziwiła się
Shelby.
- W zasadzie tak, ale dyrektor banku podejrzewa, iż tym przestępcą jest ktoś z jego
rodziny. Dlatego też póki co nie chce włączać policji.
Shelby spojrzała w sufit. Ona i Patryk na tropie, pomyślała, uśmiechając się z przekąsem.
Sama była sobie winna. Musiała jednak przyznać, że jakoś ją to przedziwnie ekscytowało.
- To szansa na zrobienie czegoś niespotykanego. Dziękuję ci. Wydaje mi się, że będzie
to dla mnie szalenie fascynujące przeżycie.
- Pewnie się rozczarujesz - oznajmił jej Patryk, ale Shelby nie dała się zniechęcić.
- Zobaczymy.
- Wyruszymy o dziewiątej - poinformował ją chłodno.
- To ja już lepiej pójdę, żeby się wyspać. A tak nawiasem mówiąc, jak powinnam się
ubrać?
- Cokolwiek uznasz za stosowne. Ale pamiętaj, że mamy się wmieszać w tłum we
francuskiej dzielnicy. Weź to koniecznie pod uwagę.
Shelby najchętniej tańczyłaby z podniecenia. Boże, to będzie naprawdę niesamowita frajda,
pomyślała sobie w duchu. A poza tym, będzie mogła być przez cały czas u boku Patryka.
On zaś nie okazywał żadnych, nawet najmniejszych emocji. Nie wypowiadając ani słowa
więcej, wstał i zgasił lampę. Kiedy się odwrócił, niemal zderzył się z Shelby.
Była tak szczęśliwa, że nie mogła powstrzymać się przed zarzuceniem mu rąk na szyję i
przytuleniem się do niego.
- Jeszcze raz dzięki - szepnęła. - To na pewno będzie coś niezmiernie ekscytującego i
niecodziennego, nie sądzisz? Tak się cieszę...
Patryk usilnie próbował nie okazywać żadnych emocji, choć nie było to dla niego takie
proste. Trudno, musi się pogodzić z faktem, że Shelby nie była nim zainteresowana jako
mężczyzną. Kiedy on odnajdzie jej ojca, ona odejdzie. A jednak jej mocno wtulone w niego
ciało mówiło zupełnie coś innego. Uśmiech błądzący po jej twarzy mógłby roztopić górę
lodową. Jak w takiej sytuacji można było jej się oprzeć? Ale ona, ni stąd, ni zowąd, odsunęła
się i pobiegła do swego pokoju. Patryk czas jakiś patrzył za nią i czuł się stary, przemęczony i
przede wszystkim straszliwie samotny.
Około piątej następnego popołudnia Shelby gotowa była się poddać. Od kilku godzin
udawała, że robi zakupy w jednym z supermarketów w dzielnicy francuskiej. Był on na
szczęście duży i miał w związku z tym na tyle spory asortyment, że udało jej się trochę zabić
dłużący się czas. W dowolnej chwili byłaby w stanie wymienić z pamięci każdą z rzeczy,
które można było kupić w tym sklepie. Dziwnym trafem praca prywatnego detektywa
wydawała się jej już znacznie mniej ekscytująca niż z początku. Patryk był jednak przez
wszystkie te godziny idealnie skoncentrowany. Podziwiała go za to.
- Jesteś gotowa do wyjścia? - Shelby podskoczyła, słysząc za plecami te słowa. Nie
zauważyła wcale, kiedy
Patryk się do niej zbliżył. Szybko chwycił ją pod ramię i razem wyszli na ulicę.
- Czy chcesz coś zjeść, zanim wrócimy do domu?
- zapytała, gdy znaleźli się na dworze.
- Pewnie - odparł euforycznie. - Nawet nie masz pojęcia, jaki jestem głodny!
- Często zajmujesz się tego typu sprawami? Spędziliśmy tam calusieńki dzień.
- Zajmowałem się tym głównie na samym początku, gdy zaczynałem pracę w
charakterze prywatnego detektywa. Teraz zatrudniam zazwyczaj do tego typu zajęć
współpracowników. Mimo to lubię od czasu do czasu sam rozwiązywać takie przypadki.
Wtedy mogę w stu procentach kontrolować, co się dzieje.
- Ciekawa jestem, czy uda ci się wytropić sprawcę - powiedziała Shelby, kiedy szli
wzdłuż Royal Street, aby zaraz potem skręcić w Canal Street.
- To tylko kwestia czasu - stwierdził Patryk oschle. Gdy zbliżali się do rzeki, usłyszeli
nagle gwizd dobiegający z któregoś ze statków.
- Chodźmy zobaczyć to z bliska - krzyknęła Shelby, nadal podekscytowana całą tą
„wyprawą". Ubóstwiała oglądać stare parostatki, kiedy sunęły wolno po wodzie. Zawsze
kojarzyły się jej z dzieciństwem. Odkąd sięgała pamięcią, lubiła na nie patrzeć. Będąc małą
dziewczynką, kiedy jeszcze mieszkała z rodziną w Natchez, ciągnęła kogo się dało nad rzekę.
- Moglibyśmy się zorientować, czy są jeszcze jakieś wolne miejsca na pokładzie i
zjeść tam pyszną kolację
- zaproponował Patryk. - Na rzece będzie chłodniej.
Shelby nie wiedziała, jak zareagować. A zatem wszystko wskazywało na to, że będzie tak, jak
Margot jej sugerowała. Wykwintna kolacja w nastrojowym miejscu, tańce... Czy mogłoby
wydarzyć się coś bardziej romantycznego od kolacji na olbrzymim parostatku? Gdyby Patryk
nie podzielał tego zdania, z pewnością nie zaprosiłby jej z taką przyjemnością. Doskonale
rozpoznała ten błysk w jego oczach.
Weszli na pokład. Roiło się na nim od ludzi. Można było tam spotkać zarówno tych młodych
i wesołych, jak i eleganckich „poważniaków" w podeszłym wieku. Nowoorleańczycy
mieszali się z turystami. Wszędzie unosił się w powietrzu specyficzny, nieopisany nastrój.
Shelby znów czuła się pełna energii i entuzjazmu. Zapomniała o długim, męczącym dniu i o
swych obolałych stopach. Kiedy zespół zaczął grać dixieland, energicznie zaczęła wybijać
rytm, uderzając palcami o zewnętrzną stronę ud.
- Lubisz ten kawałek? - spytał Patryk z zaciekawieniem. Skinęła głową i uśmiechnęła
się szeroko.
- Kiedy byłam mała, często słyszałam taką muzykę z łodzi płynących po Missisipi.
Zawsze przez długi czas stałam nad rzeką i nasłuchiwałam, bo w domu babcia zabraniała nam
słuchać takiej muzyki. Zdecydowanie wolała muzykę klasyczną. Ogromnie cieszę się, że tu
przyszliśmy.
Sprawiało mu przyjemność przyglądanie się jej rozemocjonowanej twarzy. Zwłaszcza kiedy
wyrażała taką wielką radość jak teraz. Spojrzał na zegarek. Jeszcze osiemnaście godzin,
zanim Mollie wróci do domu, pomyślał. Stwierdził, że gdy są w domu, łatwiej jest mu oprzeć
się urokowi Shelby. Tu było to bardzo trudne.
Kolacja wypadła wspaniale. Dzielili stolik z parą z Teksasu i spędzili czas, wymieniając się
historyjkami z Nowego Orleanu i z Dallas. Kiedy skończyli jeść, we czwórkę poszli
posłuchać muzyki. Zespół grał przyjemny jazz. Po jakimś czasie Shelby i Patryk oddalili się,
aby usiąść sobie w jakimś cichym, przytulnym zakątku. Było tak miło. Dużo rozmawiali,
śmiali się i rozkoszowali muzyką.
Zrobiło się już późno. Postanowili wrócić do domu, lecz Patryk nie miał najmniejszej ochoty
na sen. Pocałował Shelby na dobranoc, a sam poszedł do salonu. Miał jeszcze parę rzeczy do
zrobienia.
- Nie idziesz do łóżka? - zapytała, przystając na na chwilę na schodach.
- Nie. Zamierzam popracować jeszcze trochę.
- Dzięki, Patryk. To był naprawdę przepiękny dzień. Popatrzył na nią, zdziwiony jej
tonem.
- Ale niejeden z tych, które chciałabyś powtarzać częściej - powiedział, widząc jej
zmęczenie.
Shelby charakterystycznie zmarszczyła nos i powoli pokiwała głową.
- Nie sądzę. Wciąż jeszcze strasznie bolą mnie nogi. Prawdę mówiąc, miałam
nadzieję, że przynajmniej złapiemy tego człowieka.
- Złapię go. A jak nie, to zrobią to gliny. W każdym razie był to idealny dzień, aby
pokazać ci, na czym polega praca prywatnego detektywa. Następnym razem przesiedzimy
całą noc w samochodzie. Zapewniam cię, że będzie to znacznie mniej wyczerpujące.
- W porządku. I jeszcze raz dzięki, że zechciałeś zabrać mnie dzisiaj ze sobą. Bardzo
podobało mi się zakończenie wieczoru - powiedziała i wbiegła prędko schodami na górę.
Patrykowi jeszcze bardziej podobałoby się zakończenie dnia, gdyby mógł podążyć za nią.
Ponieważ jednak dobrze wiedział, że jest to nierealne, oparł się o drzwi i po prostu
nasłuchiwał. Słyszał, jak Shelby weszła do łazienki i przez chwilę pojawiły mu się przed
oczami związane z tym wspomnienia. Pewnie taki wieczór, kiedy miał szczęście zobaczyć ją,
kąpiącą się przy świetle świec, nie powtórzy się nigdy więcej. Na pewno nie, kiedy on będzie
w domu. Kilka minut później usłyszał, jak przechodzi przez korytarz do swojego pokoju i
zamyka za sobą drzwi. Otrząsnął się i podszedł do stosu dokumentów, który czekał na niego
na stole. Wiedział, że nawet nie może marzyć o tym, by zasnąć. Postanowił więc zająć się
czymś produktywnym.
Shelby czuła, że zupełnie pokpiła sprawę. Siedziała sama w niedzielny poranek przy dużym
stole jadalnym i popijała kawę. Wcale nie była głodna i tylko dziubała w leżącym przed nią
rogaliku z makiem.
W drzwiach pojawił się Patryk. Zaskoczona, spojrzała na niego. Prawdopodobnie właśnie
wyszedł spod prysznica. Jego włosy były jeszcze mokre. Poza tym był świeżo ogolony.
Wyglądał tak zabójczo, że miała ochotę go zjeść. Odwrócił krzesło i usiadł, zakładając ręce
na oparcie.
- Mollie niedługo wróci - powiedział, a ona przytaknęła.
- Margot i Raud mają ją przywieźć - dorzuciła.
- Tak też myślałem. Oznacza to więc, że znowu będziemy musieli grać naszą małą
gierkę.
Shelby zwilżyła usta i przytaknęła cicho.
- Tak, jeśli tobie to nie przeszkadza.
Lecz Patryk zaprzeczył i spojrzał jej prosto w oczy.
- Kiedy twoja siostra pójdzie, myślałem, żeby wziąć Mollie na basen. Jak chcesz, to
znikniemy ci z oczu na całe popołudnie.
Poczuła bolesne ukłucie w sercu. Nie chciał nawet być w jej pobliżu. A ona, ona coraz
bardziej zakochiwała się w tym mężczyźnie. Teraz łapała każdy okruch szczęścia, jaki został
jej dany. Ale co wydarzy się później? Nie miała pojęcia, co robić. On wciąż zachowywał się
w stosunku do niej tak ozięble i oschle. A może wcale nie udawał, tylko rzeczywiście zmienił
zdanie?
- Przecież nie musicie wychodzić beze mnie - powiedziała po krótkiej chwili namysłu
.Patryk wzruszył ramionami.
- Nie, to zupełnie nie o to chodzi. Mollie uwielbia pływać. Czy chcesz, abyśmy zjedli
kolację na mieście?
- Nie, ja już przygotowałam coś do jedzenia.
Czekała na to, że zaprosi ją, aby poszła z nimi na pływalnię, lecz on niespodziewanie
zakończył konwersację, wstając i przysuwając krzesło do stołu. Zaraz potem opuścił kuchnię.
Przez pewien czas Shelby siedziała jeszcze przy stole. W końcu stwierdziła, że pójdzie się
ubrać. Miała nadzieję, że Patryk jednak poprosi ją, aby zabrała się z nimi. On jednak nie
czynił żadnych starań w tym kierunku. Najpewniej nie miał na to ochoty. Chciał być z Mollie
sam.
Kiedy przyjechał Raud z małą Mollie, tłumacząc, iż Margot trochę źle się czuje i została w
łóżku, Shelby wpadła w jeszcze gorszy nastrój.
- Od razu mówiłam, że opieka nad Mollie będzie dla niej zbyt dużym wysiłkiem -
powiedziała, niepokojąc się o siostrę.
- Nie, to nie tak - zapewnił Raud. - Świetnie się bawiliśmy, ale Margot i ja późno
położyliśmy się spać. Uznałem więc, że lepiej będzie, kiedy się wyśpi i wypocznie jak należy.
Nie zmienia to jednak faktu, iż bardzo byśmy się cieszyli, gdyby Mollie odwiedzała nas
częściej.
- Może po tym, jak wasze dziecko się urodzi - zasugerował Patryk.
Stali wszyscy w drzwiach wejściowych, ponieważ Raud nie chciał wejść do środka. Spieszył
się do żony.
- Nie, niech przyjeżdża do nas teraz, w najbliższym czasie - próbował namówić
Patryka, nerwowo zerkając w kierunku samochodu. Uścisnął małą i szybko się pożegnał.
- Dobrze się bawiłaś, maleńka? - zapytał Patryk córeczkę, gładząc ją po policzku.
Mollie natychmiast zaczęła szczebiotać na temat swojego pobytu u cioci i wujka. Nie zdążyła
jeszcze zbyt wiele opowiedzieć, gdy Patryk rzucił propozycję, by na ukoronowanie weekendu
pójść popływać. To spowodowało, że Mollie zaczęła myśleć o czymś zupełnie innym i
zachwycać się pomysłem tatusia. Zaraz pobiegła przejęta na górę poszukać swojego nowego
kostiumu kąpielowego. Gdy zeszła z powrotem na dół, Patryk wziął małą za rączkę i oboje
wyszli z domu.
Shelby stanęła przy oknie. Rozczarowana, patrzyła jak odjeżdżają. A więc jednak nie poprosił
jej, aby poszła z nimi. Nie miała ochoty się wpraszać. Co zatem będzie robiła przez resztę
dnia? Kolacja była już gotowa. Mogłaby zrobić pranie lub odkurzyć podłogi, ale nie czuła już
tej kojącej przynależności do tego domu, jaką przedtem w sobie nosiła. Jedyna rzecz, której
teraz pragnęła, to być z Patrykiem, co wbrew pozorom nie było wcale proste.
W środę Shelby była już u kresu wytrzymałości. Wszelkie starania dotyczące trzymania
dystansu między nią a Patrykiem przestały się liczyć. Mimo wszystko jednak nie potrafiła
zbliżyć się do niego. To tak, jakby postawiono między nimi niewidoczną ścianę, której nic nie
było w stanie zburzyć. Może powinni po prostu zwyczajnie ze sobą porozmawiać. Dziś
wieczorem poczeka aż Mollie pójdzie do łóżka i po prostu powie Patrykowi, że dłużej tak nie
wytrzyma. Nie chciała, aby dalej było tak, jak przez ostatnie dwa dni. Coś się nareszcie musi
zmienić. Jeśli on jej wciąż jeszcze pożądał, to...
Znienacka zadzwonił telefon, nie pozwalając jej na dalsze przemyślenia dotyczące tego, co
stanie się, gdy Patryk wróci do domu. Podnosząc słuchawkę, mimo wszystko miała nadzieję,
że usłyszy jego czuły, aksamitny głos. Lecz to nie on dzwonił do niej. Po drugiej stronie
zgłosiła się pani Robinson, jedna z przedszkolanek Mollie.
- Pani O'Shaunnessy? Proszę przyjść natychmiast. Wydarzył się wypadek.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Wypadek? Co się stało? - Poczuła, jak strach ściska jej gardło.
- Mollie przewróciła się w trakcie zabawy i mocno skaleczyła. Obawiam się, że rana
jest dosyć rozległa. Zamówiliśmy karetkę. Ale mała cały czas pyta o ojca. Czy mogłaby go
pani powiadomić, a potem zejść tu do nas?
- Będę za chwilę - rzuciła krótko Shelby i odłożyła słuchawkę. Jednak natychmiast
znowu ją podniosła i drżącą ręką wystukała numer do Patryka.
Odebrała jego sekretarka. Boże, jak ona ma na imię? Ze zdenerwowania Shelby nie mogła
zebrać myśli. Nie mogła sobie za nic przypomnieć.
- Dzień dobry. Muszę rozmawiać z Patrykiem - powiedziała w końcu. - To bardzo
pilne - Nie mogła usiedzieć w miejscu. Wstała więc i chodziła w tę i z powrotem,
niecierpliwie czekając, by podszedł wreszcie. Jak tylko mu o tym powie, natychmiast
pobiegnie do windy.
- Nie ma go w tej chwili. Co się stało? Czy chce pani zostawić mu jakąś wiadomość?
Spróbuję go odnaleźć.
- Proszę go odszukać. Może ma ze sobą komórkę. Niech pani do niego zadzwoni i
powie mu, że dzwoniła jego żona. Mollie miała w przedszkolu wypadek. Rana
jest dosyć duża, więc karetka zabierze małą do szpitala. Pojadę z nią. Stamtąd do niego
zadzwonię. - Cisnęła słuchawkę na widełki i wybiegła na korytarz.
Kilka minut później była już w przedszkolu. Natychmiast zauważyła Mollie. Jedna z
opiekunek trzymała ją na kolanach i przyciskała spory kawałek gazy do jej czoła. Mała
płakała żałośnie i cały czas wzywała ojca. Jej buzia i ubranko poplamione były krwią. Na ten
widok Shelby o mało nie rozpłakała się.
- Mollie, kochanie, co się stało? - zapytała, przyklękając obok.
- Selby, ja się psewróciłam! - powiedziała, zanosząc się od płaczu.
- Wiem, myszko, ale jak to się stało? - Mówiąc to, spojrzała z wyrzutem na opiekunkę.
- Mollie bawiła się na zjeżdżalni. Musiała jakoś niefortunnie zjechać - wyjaśniła
speszona dziewczyna. - Na dole leżało kilka kamieni - dodała po chwili. - Pewnie to się
przyczyniło... Ale proszę się nie martwić. Wszystko będzie w porządku. Zadzwoniliśmy po
karetkę. Lepiej niech zbada ją lekarz.
- Cicho, kochanie. - Shelby przytuliła małą do siebie. - Wiem, że to boli, wiem. Ale
zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
Mollie wciąż jeszcze płakała, lecz przestała tak rozpaczliwie wzywać ojca. Wtuliła się mocno
w Shelby i powiedziała:
- Dobze, ze psysłaś. Bajdzo się bałam.
- Wiem, kochanie. Przybiegłam, jak tylko do mnie zadzwonili. Do taty też już
dzwoniłam. Zaraz przyjedzie.
Przewieziono je do Liberty Hospital. Na izbie przyjęć nie było tłoku. Młody lekarz obmył
twarz Mollie, obejrzał ranę i zadecydował, że będzie lepiej się goiła, jeśli założy dwa szwy.
- Nawet gdyby miała pozostać jakaś niewielka blizna, to będzie praktycznie
niewidoczna, bo skaleczenie jest na linii włosów - dodał dla pocieszenia, widząc przerażoną
minę Shelby. Jednocześnie spryskał ranę środkiem znieczulającym.
Mała uspokoiła się i nawet przestała płakać. Bez kapryszenia pozwoliła zrobić sobie zastrzyk
przeciw tężcowi. Pan doktor nie mógł znaleźć słów podziwu
- No, takiej dzielnej dziewczynki - powiedział z zachwytem - to ja tu chyba jeszcze nie
miałem! Za kilka dni będziesz zdrowa jak smok!
Potem nachylił się do Shelby i dodał szeptem:
- Proszę się nie martwić, pani O'Shaunnessy. Takie rzeczy się zdarzają od czasu do
czasu. Dziś i jutro może czuć się nie najlepiej. Jest trochę poobijana. Ale to minie. Wszystko
będzie w porządku. Proszę mi wierzyć. Dobrze się pani czuje?
Shelby kiwnęła głową, ale do jej oczu cisnęły się łzy. Próbowała coś odpowiedzieć, lecz była
zbyt roztrzęsiona.
- Shelby?
Usłyszała na korytarzu znajomy głos.
- Tutaj, Patryk! - zawołała. - Jesteśmy tutaj! Odetchnęła na jego widok.
- Tatusiu! - krzyknęła Mollie, próbując usiąść na leżance. Jej oczy wypełniły się łzami.
- Jestem, wróbelku.
Lekarz pomógł jej usiąść i Patryk przytulił ją delikatnie.
- Wszystko w porządku? - zapytał lekarza.
- Tak. Za parę dni będzie biegała jak fryga. Zapomni o tym przykrym zdarzeniu -
pocieszył go doktor. - Właśnie mówiłem pańskiej żonie, że mała jest trochę potłuczona. Z
pewnością odkryjecie państwo u niej kilka siniaków. Ale obyło się bez poważnych obrażeń.
W tym momencie Patryk odwrócił się i zobaczył przestraszone oczy Shelby. Podszedł do niej
i mocno ją przytulił. Prawie osunęła mu się z rąk na podłogę. Podtrzymał ją.
- Przewróciła się na placyku zabaw w przedszkolu. Bardzo się zdenerwowałam. Tak
mi przykro...
- Kochanie, to nie twoja wina. Czasami zdarzają się takie rzeczy. Nie denerwuj się.
Jesteś blada jak ściana. Usiądź lepiej.
- Nic mi nie jest. W porządku. Ale... może jej nie dopilnowali?
- Trudno jest bez przerwy uważać na wszystkie dzieci. Przez takie wypadki trzeba
przejść. Ja też zaliczyłem kilka wizyt w szpitalu, kiedy byłem dzieckiem. A ty nie?
Pokręciła głową.
- No cóż, gdyby cię babcia tak nie pilnowała, to na pewno byłoby inaczej.
Mollie naprawdę była wspaniała. Wprawdzie oboje trzymali ją za ręce, kiedy lekarz zakładał
szwy, ale właściwie wyglądało na to, że to wcale nie jest konieczne. Na szczęście wszystko
razem trwało może dwie-trzy minuty. Potem jeszcze tylko pan doktor opatrzył ranę. Na końcu
wypisał receptę i zwrócił się do nich:
- Proszę podać jej dwa razy dziennie po łyżeczce, gdyby skarżyła się, że boli ją głowa.
To ją też trochę uspokoi. Zobaczą państwo, wszystko już wkrótce będzie w porządku. A za
tydzień proszę pójść z nią na kontrolne badanie do lekarza rodzinnego. Również wtedy będzie
można już usunąć szwy.
Shelby próbowała uśmiechnąć się do młodego lekarza, ale za bardzo jej to nie wychodziło.
Czuła się kompletnie wyprana z energii, bezradna i winna. A może to przedszkole w jej firmie
nie było bezpieczne?
Patryk wziął małą na ręce. Pożegnali się z lekarzem i zeszli do samochodu. Kiedy wsiedli do
środka, Patryk spojrzał na nią zaniepokojony.
- Wszystko w porządku, Shelby? Nie czujesz się ile?
- Nie, ale byłam taka przerażona...
- Ja też. Kiedyś.
- Jak to kiedyś? To nie jest pierwszy raz? Wycofał samochód, próbując włączyć się do
ruchu.
- Takie urwisy zawsze ładują się w kłopoty. Normalna rzecz. Na początku też o tym
nie wiedziałem. Kiedy okropnie obtarła sobie kolana, ganiając się z dziećmi sąsiadów,
miałem chęć w ogóle zabronić jej wychodzenia z domu, aż do dnia, w którym skończy
trzydzieści lat. Żeby ją uchronić, wiesz... Ale to nierealne. Moja znajoma Jaeny mi wszystko
wytłumaczyła. Ona ma trójkę takich urwisów i do tego pracuje. Tak więc, gdy Mollie rozcięła
sobie palec, już potrafiłem poradzić sobie lepiej. Ale mogę cię zapewnić, że zawsze umieram
z przerażenia przy takich okazjach. Tylko umiem to ukryć. Mollie lepiej reaguje, kiedy widzi
spokój na mojej twarzy.
- Ale ona jest jeszcze mała. Nie powinna bawić się sama na zjeżdżalni. A może to
przedszkole to pomyłka? Może powinnam zostać w domu i pilnować jej?
- Shelby, co ty mówisz? To przedszkole jest naprawdę w porządku. Mollie je bardzo
lubi. Tyle opowiada zawsze, gdy wracam do domu. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
Odwróciła się, by sprawdzić, jak czuje się mała. Prawie rozpłakała się na jej widok. Taka
okruszyna, pomyślała. Tak była tym wszystkim umęczona, że zasnęła w foteliku. Oczka
zamknięte, buzia blada, główka owinięta bandażem. .. a całe ubranie poplamione krwią.
- O Boże - westchnęła Shelby.
- Hej, spokojnie. - Patryk położył swoją dużą rękę na jej dłoni. - Nie martw się już. A
w ogóle, to witaj w świecie zatroskanych rodziców.
- Może rzeczywiście rozsądniej byłoby trzymać ją w jej pokoju do trzydziestki?
Przemyśl to jeszcze raz -powiedziała już spokojniej. Ciepło dłoni Patryka zaczęło już działać.
Pod jego wpływem, nie rozumiejąc, jak się to dzieje, zapominała o wszystkim.
- Ach, zobaczysz, stwardniejesz i przyzwyczaisz się. W chwili obecnej trudno jakoś
było jej w to uwierzyć.
Przez moment zastanawiała się, jak długo będzie jej dane być przy nim. Miała nadzieję, że tak
szybko nie odnajdzie jej ojca i że potrwa to jeszcze całą wieczność. Może zresztą na razie nie
miał na to czasu? Zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy ta myśl nie wywołała u niej
przerażenia. Zaczęła rozumieć trochę Margot. Co by było, gdyby nigdy się nie odnalazł? Na
zawsze już zostałaby z Patrykiem? Aż do późnej starości, gdy oboje będą zgarbieni i siwi?
Co jakiś czas mówiłby jej przy kolacji, że nie jest w stanie znaleźć żadnych namacalnych
śladów. A ona udawałaby, że jest zmartwiona. Udawałaby, bo jakoś te poszukiwania
przestały być dla niej aż takie ważne. Drżała. Jak to możliwe? Zakochała się w nim, czy co?
Kiedy dojechali, Patryk wziął delikatnie Mollie na ręce.
- Wykąpię ją i położę do łóżka - powiedział, podczas gdy ona otwierała drzwi.
- Mogę ci pomóc - zaproponowała.
- Nie ma takiej potrzeby- Jesteś bardzo zmęczona. To widać. Poradzę sobie.
- W takim razie przygotuję coś do zjedzenia. Może Mollie jest głodna?
- Ewentualnie można spróbować, ale myślę, że raczej nie ma na co liczyć - dodał,
wchodząc na górę.
Przebrała się w lekką sukienkę. Była ledwo żywa. Dochodził jej uszu ich śmiech. Tak jakby
nic się nie zdarzyło. Cieszyła się, że Mollie czuła się już lepiej. Przez uchylone drzwi zajrzała
do jej pokoju. Patryk kołysał ją na rękach, jak małego dzidziusia. Zauważył ją w drzwiach.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Prawie zasnęła - szepnął.
Mollie uśmiechnęła się zaspana. W tym momencie Shelby zdała sobie sprawę, że nie mogłaby
tej małej bardziej kochać, nawet gdyby to była jej rodzona córka. Potem spojrzała na Patryka i
wiedziała, że kocha ich obydwoje.
- Przygotuję kolację. - Mówiąc to, odwróciła się i wyszła. Nie chciała, by widział jej
łzy. - Idiotka - syczała na samą siebie pod nosem. - Powiedział przecież, że nie chce się
angażować. Na co liczysz?
- Co ty tam mruczysz pod nosem? - Niespodziewanie szybko Patryk pojawił się w
kuchni.
Prędko wytarła nos. Czyżby słyszał? Zerknęła na niego zaniepokojona.
- Nic, takie tam... Usnęła już?
- Tak. Mam nadzieję, że prześpi całą noc.
- Nie zjadła kolacji...
- Jeżeli zbudzi się i będzie głodna, zawsze można będzie jej coś przygotować. - Usiadł
ciężko i wyciągnął przed siebie nogi. - Bardzo się ucieszyła, że przyszłaś do niej, kiedy
płakała.
- Wołała, że chce do ciebie, ale jak się tam zjawiłam, uspokoiła się trochę.
- Chciałem ci powiedzieć, że... jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny.
Shelby kiwnęła głową.
- Taki układ... - palnęła, nie mając pojęcia, jak zareagować.
Milczeli przez dłuższą chwilę. Patryk wydawał się być nieobecny. Z pewnością martwi się o
małą, pomyślała. W domu panowała całkowita cisza. Bez paplaniny Mollie i kolacja nie miała
większego uroku. Kiedy skończyli, Patryk zaoferował, że pozmywa.
- Nie, dlaczego. To żaden problem. Jest przecież tylko kilka talerzy - rzuciła prędko,
wstając.
Wzrok Patryka podążył za nią. „Taki układ", powiedziała. Wyszedł przed dom. Czy tak sobie
wyobrażała ich małżeństwo? Przecież widział, jak się męczyła. Po co to robi? Niemożliwe,
żeby nie była nim w ogóle zainteresowana. Nie wyglądało na to. Ale z drugiej strony... On
szalał na jej punkcie. Uwielbiał wszystko, co robiła, jej głos, te znaki zapytania w jej oczach,
gdy nie była siebie pewna. I ubóstwiał przyglądać się, jak zajmuje się Mollie. Zawsze
uważnie jej słuchała. Nigdy nie traktowała małej jak przeszkody. Była dla niej bardzo dobra i
serdeczna.
Patryk nigdy nie planował, że się z kimś ożeni. Ale skoro to już się stało, lepiej chyba nie
mógł trafić. Z Shelby wszystko wydawało się łatwiejsze. No tak, ale to nie było takie
prawdziwe małżeństwo. Szczególnie dla niej. Traktowała je jak układ. Tymczasowy. Tylko
do momentu, aż on odnajdzie jej ojca, a Margot urodzi. Wtedy zniknie. Na zawsze. Już nie
był przekonany, czy tego chce. Coraz częściej nie mógł wyobrazić sobie bez niej życia.
- Nie będziemy dzisiaj pracować? - zapytała, gdy skończyła robić porządek w kuchni.
- Nie. Nic ze sobą nie przyniosłem. Nie miałem do tego głowy. Na szczęście zostało
już tylko kilka rachunków. Bardzo dziękuję ci i za to. To już nie było częścią naszego układu.
- Ale naprawdę sprawiło mi przyjemność. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował
pomocy, możesz na mnie liczyć.
Stanęła blisko niego. Zbyt blisko. Czuł słodki zapach jej perfum.
- Boże, ale dziś jest gorąco - powiedziała, siadając na schodach.
Usiadł koło niej. Zapomniał, że powinien trzymać się od niej z daleka.
- W środku jest chłodniej - wyszeptał.
Słońce już zachodziło, ale powietrze wciąż jeszcze było bardzo rozgrzane. Okoliczne domy
zaczęły pogrążać się w ciemności. Gdzieniegdzie migotały w oknach światełka.
- Wiem, ale lubię siedzieć tu, na zewnątrz. Kiedy byłam młodsza, bardzo często
spacerowałyśmy z siostrami nad rzeką. Pamiętam te drobne kropelki wody na rozgrzanej
skórze...
- Zobacz. - Wskazał palcem nawilżacz na trawniku sąsiadów. - Chodźmy!
- Żeby sąsiedzi mieli niezłą zabawę?
- Nic nie zauważą. Jest ciemno, a oni siedzą w swoich chłodnych domach i
odpoczywają po upalnym dniu przed telewizorami.
Przyglądał się, jak Shelby zdejmuje sandały.
- A ty co, nie idziesz?
Nie spodziewał się, że tak łatwo da się namówić.
- Oczywiście, że idę. Tylko ściągnę buty.
Nagle zerwał się na nogi i wydał z siebie ryk lwa. Ruszył przed siebie jak szalony. Kiedy
podeszła bliżej, złapał ją wpół i mocno do siebie przycisnął. A potem pociągnął za sobą pod
strumień wody wypływający ze spryskiwacza. Długo trzymał ją w ramionach, unosząc przy
tym odrobinę ponad ziemią.
- Ależ ta woda jest lodowata! - wykrztusiła wreszcie z siebie Shelby.
Postawił ją na ziemi i pocałował.
- Tak. To cudowne uczucie.
Oboje byli zupełnie mokrzy. Sukienka otuliła szczelnie ciało Shelby.
- Jest mi zimno. - Próbowała obcierać z twarzy wodę. Nagle uniosła ręce i zaczęła
tańczyć na trawie. I znowu obezwładniło go silne pożądanie. Uświadomił sobie, jak bardzo jej
pragnie. Podszedł i ponownie ją pocałował. Nie mogła mieć już żadnych wątpliwości.
Przygarnął ją do swego nagiego torsu i wszystko przestało się liczyć. Dla obojga. Popatrzył
jej prosto w oczy. Jej źrenice były wręcz ogromne.
- Pragnę cię, Shelby - wyszeptał. - Wybacz, musiałem to powiedzieć. - Zapach jej
ciała doprowadzał go do szaleństwa. Nigdy nie przydarzyło mu się coś takiego. Dlaczego
właśnie ona?
Shelby drżała. Zarówno od chłodu, jak i od jego pocałunku. Czyżby jednak nie zmienił
zdania? Serce omal nie wyrwało jej się z piersi. Nie bardzo wiedziała, co ma zrobić. Kilka dni
temu podejrzewała, że jest zakochana w swoim mężu. Teraz była tego pewna. Chciała
wiedzieć o nim wszystko. Począwszy od tego, jakie są jego ulubione potrawy, a skończywszy
na tym, jaki jest w łóżku.
- Shelby? - Jego usta znowu odnalazły jej spragnione wargi. Potem całował jej
policzki, oczy, czoło...
Drżała na całym ciele. Aby nie wysunąć się z objęć Patryka, zaplotła ręce na jego karku.
Wtuliła się w jego rozgrzane ciało.
- Bądź moja... Shelby... - szeptał, nie mogąc nad sobą zapanować.
Jej palce błądziły w jego potarganych, mokrych włosach. Wiedziała, że nie ma już sensu
udawać. I tak wszystko było jasne.
- Tak, Patryk... - szepnęła. - Chcę tego...
Złożył jeszcze jeden gorący pocałunek na jej ustach, wziął ją na ręce i zaniósł do domu.
- Cudownie byłoby kochać się z tobą pod gwiazdami, ale ten nasz pierwszy raz musi
być całkiem wyjątkowy. Niczym nie zakłócony... - szepnął jej czule do ucha.
Pierwszy raz... Serce podskoczyło jej gwałtownie. To będzie przecież jej pierwszy raz.
Jeszcze nigdy w życiu nie czuła takiego podniecenia. To było jak sen.
Zaniósł ją do swego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Całując ją, rozpinał jednocześnie guziki
jej sukienki. Była - mokra, do ostatniej nitki.
- Trzeba ją zdjąć, bo jeszcze się przeziębisz... Przesunęła dłonią po jego nagim torsie.
- Boże, ta twoja ręka... Jeśli to zrobisz raz jeszcze, chyba zwariuję - szepnął, zsuwając
jej sukienkę z ramion.
Była naga. Czuła się trochę nieswojo, więc jeszcze mocniej przywarła do jego ciała. Jedną
ręką gładził jej jedwabiste plecy, drugą zaś zaczął pozbywać się spodni.
Nagle w pokoju rozległ się jakiś dziwny szelest.
- Co to było? - spłoszyła się Shelby. - Czyżby ktoś tutaj był?
- Nie, to taki rodzaj nasłuchu. Dzięki temu wiem, co dzieje się w nocy u Mollie.
- Czy to działa w obydwie strony? - zapytała.
- Nie, ona nie będzie nas słyszeć.
Poczuła jego gorące ręce na swoim ciele. Znowu na moment ogarnęła ją panika.
- Nie jestem pewna... - szepnęła.
On jednak obsypał ją pełnymi pożądania pocałunkami i zanim się zorientowała, leżeli na
łóżku. Jego oddech stawał się coraz krótszy, a pocałunki coraz bardziej gwałtowne. Czuła już
tylko pożądanie. Niepewność zniknęła bezpowrotnie. Kochała Patryka i chciała przeżyć ten
pierwszy raz właśnie z nim. Nie było na świecie cudowniejszego mężczyzny. Podniecało ją
jego muskularne ciało. A kiedy nadszedł ten najważniejszy moment, przywarła do niego
jeszcze mocniej, krzycząc z rozkoszy. Potem leżeli dłuższy czas przytuleni i wpatrywali się w
siebie z zachwytem.
- Kocham cię - szepnęła ze łzami wzruszenia w oczach. - Ciebie i Mollie.
Miała nadzieję, że ta noc zmieni wszystko, że odtąd ich małżeństwo przestanie być już tylko
układem. Wierzyła całym sercem, że teraz będzie miała prawdziwą rodzinę. Zasnęła
szczęśliwa, z głową wtuloną w jego ramiona.
Gdy następnego ranka otworzyła oczy, Patryka nie było już obok niej. Powoli wstała,
przeciągając się rozkosznie. Na podłodze, pod oknem, wciąż jeszcze leżała jej sukienka. Była
mokra. Ściągnęła więc z łóżka jedno z prześcieradeł, owinęła się nim i wyjrzała na korytarz.
W domu było cicho, jak makiem zasiał. Zajrzała do pokoju Mollie. Mała spała spokojnie na
brzuszku. Była siódma piętnaście. Jak wcześnie, zdziwiła się. Dlaczego Patryk już poszedł?
Nic nie mówił o żadnym porannym spotkaniu.
Wzięła ze swojego pokoju kilka rzeczy i skierowała się do łazienki. Doskonale zrobił jej
prysznic. Poczuła się jak nowo narodzona. Ubrała się i raz jeszcze zerknęła, czy u małej
wszystko w porządku. Nadal spała jak suseł. Nie była pewna, czy Mollie powinna iść dzisiaj
do przedszkola. Poszła do kuchni i usmażyła naleśniki. To jeden z ulubionych przysmaków
tej słodkiej panienki. Ucieszy się, jak je zobaczy.
- Ceść, Shelby. - W drzwiach stała Mollie. - Mam dwa duże wsy!
- Szwy, kochanie. Widziałam, jak doktor ci je zakładał. Mam nadzieję, że już nigdy ci
się coś takiego nie przytrafi. Strasznie się o ciebie martwiłam. - Teraz wydawało jej się, że ten
zabieg bardziej bolał ją niż małą.
- A gdzie jest tata? - Mówiąc to, przekręciła główkę i wyglądała tak słodko, że Shelby
miała ochotę ją schrupać.
- Myślę, że w pracy.
W tej chwili zauważyła karteczkę opartą o butelkę z mlekiem. Serce zabiło jej mocniej.
Lunch w południe? Możesz być u mniel przeczytała. No cóż, krótko i węzło-wato.
- Czego się spodziewałaś? - mruknęła do siebie pod nosem.
Włożyła kartkę do kieszeni i posmarowała naleśniki dżemem.
- O, naleśniki! - krzyknęła z zachwytem mała.
- Specjalnie dla ciebie, myszko.
Starała się zachować spokój, ale w środku wszystko się w niej gotowało. Miała zjeść dzisiaj
lunch z Patrykiem. Po tym, co wczoraj się wydarzyło. Więc nie chciał czekać nawet do
wieczora. Czyżby aż tak tęsknił za nią?
Mollie uparła się, że pójdzie do przedszkola. Shelby zawiozła ją więc, a sama, wbrew temu,
czego się spodziewała, wylądowała w swojej firmie. Ale nie miała nastroju do pracy. Kręciła
się na krześle albo przemierzała długie korytarze, nie mogąc się do niczego zabrać.
Było dziesięć po dwunastej, kiedy weszła do biura Patryka. Dobrze je pamiętała. Tak wiele
zmieniło się w jej życiu, odkąd pojawiła się tu po raz pierwszy. A przecież upłynęło zaledwie
kilka tygodni.
- Dzień dobry, pani O'Shaunnessy - powitała ją sekretarka z uśmiechem.
- Dzień dobry. - Znowu nie mogła sobie przypomnieć, jak ma ta kobieta na imię. - Jest
Patryk?
- Będzie niedługo. Wyskoczyło mu coś pilnego, ale prosił, żeby poczekała pani w
biurze.
- Dobrze.
Sekretarka zaprowadziła ją do pokoju Patryka. Na początku była tu kilka razy, ale w całkiem
innym charakterze. Rozejrzała się wkoło. Pod ścianą piętrzyły się sterty teczek z aktami. W
pewnym momencie zatrzymała wzrok na jednej z nich. Widniał na niej napis „Sam
Williams".
- Co to za teczki? - zapytała Shelby.
- Te pod ścianą? To są odłożone sprawy.
- Jak to odłożone? - zdziwiła się. Przecież sprawa jej ojca również tam leżała.
- Z różnych powodów chwilowo nad nimi nie pracujemy.
- Nie pracujecie? - Shelby nie posiadała się ze zdumienia.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Długo nie była w stanie poruszyć się z miejsca. Wpatrywała się nieprzytomnym
wzrokiem w nazwisko swojego ojca widniejące na teczce i nie mogła wydusić z siebie ani
słowa. Była jak sparaliżowana. W końcu odwróciła się w kierunku sekretarki Patryka, ale jej
już nie było. Podeszła więc do sterty teczek, drżącą ręką wzięła tę, opatrzoną napisem „Sam
Williams" i usiadła przy biurku. Zaczęła wertować znajdujące się w niej dokumenty.
Z raportu wynikało, że Patryk zlokalizował już kilku mężczyzn, do których pasowały
informacje uzyskane od niej i od Edith Strong. Ostatnia notatka pochodziła sprzed tygodnia.
Nic jej jednak o tym nie powiedział. W żaden sposób nie potrafiła odpowiedzieć sobie na
pytanie, dlaczego ta teczka znalazła się pośród zawieszonych spraw.
Może przez pomyłkę? A może Patryk celowo odłożył ją na bok? Na jakiś czas. Może nie
chciał szybkiego zakończenia tej historii? Czyżby bał się, że ona odejdzie od nich, gdy tylko
sprawa z jej ojcem się wyjaśni? Zakręciło jej się w głowie. O co chodzi? Musiało przecież
być jakieś wytłumaczenie. Cały czas była przekonana, że może mu ufać. A teraz? Jak mógł...
Okłamała siostry, przyjaciół, wdała się w tę grę, bo mu wierzyła.
- Shelby! - usłyszała nagle. Nie umiałaby określić, jak długo tam siedziała. -
Przepraszam za spóźnienie - powiedział Patryk, wpadając do biura.
Po chwili dostrzegł otwarte akta jej ojca, spojrzał na jej twarz... Więcej nie było mu trzeba.
Zrozumiał, co się wydarzyło. Czuł się winny. Powoli zamknął za sobą drzwi.
- Zaraz ci to wytłumaczę. To nie jest tak, jak sądzisz...
- Jak jest zatem? Słucham. Może wyjaśnisz mi, dlaczego teczka mojego ojca leży
pośród zawieszonych spraw?
- Tylko tymczasowo...
- A więc poszukiwania zostały zawieszone, a ja nic o tym nie wiem.
- Tylko tymczasowo - powtórzył.
- Dlaczego?
Podrapał się po głowie i rozejrzał dookoła, jak gdyby szukał na którejś ze ścian wyjaśnienia
swego postępku. Nic jednak nie powiedział.
Wstała z krzesła. Serce biło jej mocno. Oczekiwanie na jakieś racjonalne i wiarygodne
wytłumaczenie było trudne do zniesienia. Liczyła na to, że usłyszy, iż był to zwykły
przypadek. Jednak nic podobnego nie padło z jego ust. Zamiast tego, zmienił nagle temat.
- Odnalezienie twojego ojca nie zabierze mi już dużo czasu. Domyślam się, że
przejrzałaś akta.
Kiwnęła głową.
- Wystarczy odwiedzić ich po kolei, zadać po kilka pytań i wszystko będzie jasne.
- Zatem, dlaczego tego jeszcze nie zrobiłeś? - zapytała osłupiała. - Dlaczego zatem
odłożyłeś tę sprawę przed tygodniem ad acta?
- Bo nie chciałem, żebyś odeszła - wyznał po chwili milczenia. Wymyślanie
czegokolwiek nie miało teraz sensu.
- To nie jest powód. Zawarliśmy pewien układ niezależnie od wszystkiego. Starałam
się zrobić wszystko, co w mojej mocy, by dotrzymać słowa! Czy interesuje cię tylko i
wyłącznie zapewnienie opieki twojej córce? Nic innego się nie liczy? Poza tym,
powiedziałam, że zostanę, dopóki nie znajdziesz stałej opieki dla Mollie. Więc dlaczego?
- Tak powiedziałaś, ale nie byłem pewien...
- Więc na wszelki wypadek wstrzymałeś poszukiwania - dokończyła za niego. -
Lepsze zdanie miałam na twój temat. - Wzięła teczkę i ruszyła w kierunku drzwi.
- Poczekaj, Shelby... jest jeszcze coś.
- Po ostatniej nocy nie tylko „coś", ale nawet więcej. Jak mogłeś mi to zrobić? -
Wypadła z biura, nie bacząc na zatroskaną twarz Patryka. Wskoczyła do windy i natychmiast
przycisnęła guzik. Przez drzwi słyszała jeszcze jego głos, lecz nie była w stanie rozróżnić
wypowiadanych przez niego słów. Na szczęście. Nie chciała wiedzieć, co ma jej do
powiedzenia.
Oczy Shelby wypełniły się łzami. Nie mogła zastanawiać się nad tym, co przed chwilą się
wydarzyło. W głowie kłębiło się jej od sprzecznych myśli. Próbowała zrozumieć
postępowanie Patryka. Próbowała go jakoś wytłumaczyć. Jednak zbyt boleśnie ją zawiódł. A
do tego nie ufał jej. Czyż nie dała mu wystarczających dowodów, świadczących o jej
odpowiedzialności i rzetelności? Potraktował ją jak przedmiot. Przedmiot, którego jeszcze
potrzebował... Uważał więc, że ma prawo ją dopóty okłamywać, dopóki
nie znajdzie lepszego rozwiązania swoich problemów. Bo, jak dotąd, nigdy nie wspomniał o
wiecznej miłości. Chciał tylko nic nie znaczącego romansiku. Po jej policzkach potoczyły się
łzy.
- Nie musiałeś się do tego posunąć! - powiedziała do siebie głośno, idąc ulicą. Kilka
osób obejrzało się za nią.
Myślała, że między nimi było coś więcej. Ale to wszystko kłamstwo. Nic nie warte kłamstwo.
Wypełniła ją wściekłość. Przecież by go nie zostawiła! Nie była Sylvią, ale Shelby Beaufort-
O'Shaunnessy! Szła przed siebie. Po prostu przed siebie.
Nagle zdała sobie sprawę, że jest o kilka kroków od mieszkania Georgii. Tak, pójdzie do niej.
Potrzebowała teraz swojej rodziny. Na szczęście miała na świecie jeszcze kogoś. Czas idylli
małżeńskiej skończył się dla niej bezpowrotnie. Nie wiedziała jeszcze, co powiedzieć Margot,
ale musiała z kimś o tym wszystkim porozmawiać. Z kimś, kto jej nie zdradzi dla swoich
egoistycznych interesów. Jak mogła zakochać się w mężczyźnie, który ją wykorzystywał? Nie
sposób tego pojąć. Dlaczego nie powiedział jej, że ta teczka znalazła się tam przez
przypadek? Na pewno uwierzyłaby mu. Nacisnęła dzwonek. Georgia otworzyła jej drzwi. Na
szczęście była w domu.
- Cześć! Właśnie weszłam. - Mówiąc to, spojrzała uważnie na Shelby.
Wzięła ją za rękę i wprowadziła do mieszkania.
- Jak ty wyglądasz? Co się stało? Shelby rozpłakała się.
- Coś mi się zdaje, że to nie jest wizyta towarzyska - powiedziała Georgia, przytulając
ją mocno. - Chodź!
- Pociągnęła Shelby za sobą do pokoju. - Siadaj i mów.
- Wyjęła jej z ręki teczkę i położyła na stole.
- Przepraszam cię - powiedziała Shelby, szlochając. Próbowała wytrzeć oczy chustką.
- Zwykle tak się nie rozklejam. To pewnie przez ten upał.
- Aha - kiwnęła głową Georgia.
- Tak, to na pewno pogoda.
- Yhm... z pewnością.
- To Patryk! - wybuchnęła płaczem Shelby.
- Tak mi się też zdawało.
- Co?
- Od razu domyśliłam się, że to musi być twój mąż
- rzuciła z przekonaniem Georgia. - Co się stało? Pokłóciliście się?
- Nie. Ale okazało się, że nie jest takim mężczyzną, za jakiego go uważałam.
- Zatem, kim jest?
- Kłamcą, oszustem i egoistą! - wypaliła Shelby. -Jest miły tylko dlatego, ponieważ
chce mieć z tego jakieś korzyści dla siebie. Daje mi nadzieję po to, żeby za chwilę mi ją
odebrać. Przecież nie jestem taka, jak jego pierwsza żona! - krzyknęła. - Jak mam mu to
udowodnić?
- Zupełnie nie wiem, o czym mówisz - powiedziała ostrożnie Georgia.
- A ta teczka? Zawieszona sprawa! - Shelby wzięła akta do ręki i rzuciła je w stronę
siostry. - Jak mogłam mu zaufać i wierzyć, że pewnego dnia zakocha się we mnie?
- Co? Nic nie rozumiem. O co w tym wszystkim chodzi? Co to za teczka? - Georgia
zajrzała do środka. - Patryk znalazł naszego ojca? - zapytała podekscytowana.
Shelby zerwała się na równe nogi i zaczęła krzyczeć:
- To wszystko, co masz do powiedzenia? Złamał mi serce, a ciebie interesuje jedynie,
czy znalazł naszego ojca?
Georgia pokręciła głową. Zaszokowana wpatrywała się w siostrę.
- Kto złamał ci serce?
- Patryk! Przecież ci tłumaczę!
- Nic nie tłumaczysz. Mówisz jakimiś urywanymi zdaniami, z których jedno nie ma
nic wspólnego z drugim. Usiądź i powiedz, o co chodzi. Nie zrozumiałam ani słowa z tego, co
powiedziałaś.
Shelby poszła do kuchni, wyrzuciła zużyte chusteczki do kosza i wróciła do pokoju.
Wytłumaczenie Georgii tego, co się stało, okazało się nader trudne. Zaczęła więc od samego
początku, jak chciała wynająć prywatnego detektywa, skończyła zaś na tym, jak znalazła
teczkę ich ojca dzisiaj w południe. Opowiedziała praktycznie o wszystkim, poza ostatnią
nocą. To było zbyt osobiste.
- O rety, Shelby! Nigdy bym się po tobie czegoś takiego nie spodziewała. Dobra
robota! Patryk szukający naszego ojca! I ten cały kamuflaż! No nie... Pewnie Margot trupem
padnie, jak się dowie.
- Ale przestał go szukać! - krzyknęła zrozpaczona Shelby.
- Tylko tymczasowo. Sam powiedział... Zapewnij go, że nie odejdziesz, zanim nie
znajdzie jakiegoś dobrego wyjścia. Na pewno wznowi poszukiwania.
- Powinien wiedzieć, że zostanę. - Szczególnie po ostatniej nocy, pomyślała.
Georgia nic nie rozumiała.
- Kurczę! To Mollie nie będzie już twoją pasierbicą. Szkoda. Naprawdę ją polubiłam.
- Ja też - powiedziała Shelby, powstrzymując łzy.
- Myślę, że Patryk cię kocha - rzuciła nieoczekiwanie. Shelby siedziała chwilę w
osłupieniu. Zastanawiała się, co teraz zrobi. Może zatrzyma się tutaj. Przecież jej mieszkanie
było wynajęte. Nie dotarło do niej, co powiedziała jej siostra. Zadzwonił telefon. Georgia
zamieniła szybko kilka słów.
- Dobra. To za parę minut. - Odłożyła słuchawkę. Shelby spojrzała na nią.
- Kto to był?
- Patryk. - Przyjdzie tu za chwilę. Chce się z tobą spotkać.
- Nie! - Shelby podskoczyła z miejsca. - Nie chcę go widzieć! Wychodzę!
- Poczekaj! Daj mu szansę! Wysłuchaj go. Jesteś mu to winna.
- Nic mu nie jestem winna. Okłamał mnie! Oszukał!
- Uspokój się - powiedziała Georgia łagodnie. - Zrobię ci coś do picia. Nie możesz
wyjść w takim stanie.
Shelby wzięła głęboki oddech. I tak muszę z nim porozmawiać, pomyślała. U niego są
przecież wszystkie moje rzeczy. Będę to już miała za sobą. A co z Mollie? Nie mogę tak
odejść bez słowa pożegnania. A może w ogóle nie powinnam odchodzić? Boże, co ja mam
zrobić? Pobiegła do łazienki umyć twarz. Uczesała włosy i poprawiła makijaż. Nie musi
wiedzieć, ile mnie to kosztowało, pomyślała.
Kiedy weszła do salonu, Patryk siedział już na sofie.
Czekał na nią. Nie usłyszała, kiedy przyszedł. Gdy ją zobaczył, wstał i powiedział:
- Georgia poszła się przejść.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę? Uśmiechnął się.
- W końcu jestem prywatnym detektywem. Nie zapominaj.
- Usiądź, Patryk. Denerwujesz mnie, jak tak stoisz.
- No to przynajmniej oboje będziemy zdenerwowani.
- O co ci chodzi? Po co tu przyszedłeś?
- Wiem, schrzaniłem wszystko... - Podszedł do niej i dotknął jej policzka.
- Przestań...
- Ta ostatnia noc była dla mnie czymś naprawdę specjalnym. Tak jak i życie z tobą,
Shelby.
Zamknęła oczy. Jeśli nie będzie na niego patrzeć, może uda jej się nie rozpłakać.
- Nie potrzebuję tych słodkich słów. Już mnie nie oszukasz. Powiedziałam ci, że
zostanę, dopóki nie znajdziesz dla malej kogoś na stałe.
- Chcę porozmawiać o nas.
- Nie ma nas - wybuchnęła Shelby. - Jak mogłeś mnie okłamać?
- Chciałem, żebyś została - powiedział po prostu. -Bałem się, że jeśli odnajdę twojego
ojca, odejdziesz. -Przytulił ją.
- Ufałam ci. - Jak cudownie było znaleźć się choćby na chwilę w jego ramionach. -
Ale żeby mnie zatrzymać, nie musiałeś się ze mną przespać.
- Żeby cię zatrzymać? Shelby, pragnąłem cię od tygodni. Zeszłej nocy spełniło się
moje najskrytsze marzenie.
Podniosła powoli głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Ale co do mnie czujesz?
- Co czuję do ciebie? - powtórzył.
Wpatrywała się w niego w oczekiwaniu na odpowiedź. Serce o mało nie wyskoczyło jej z
piersi.
- Dzieciaku! Jestem szczęśliwy. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek mi się to
przytrafi. Kocham cię, Shelby O'Shaunnessy! Przyznaję, walczyłem z tym. Chciałem odrzucić
to uczucie. Widziałem, że cię przeraża. Ale ono jest silniejsze! Silniejsze! Rozumiesz?
Patrzyła na niego dłuższą chwilę z niedowierzaniem. W końcu zarzuciła mu ramiona na szyję.
- Naprawdę mnie kochasz? Ty, który nigdy więcej nie chciałeś się ożenić?
Pochylił głowę tak, że dotknął czołem jej czoła.
- Już wiem. Należysz do tego typu żon, które powtarzają wiecznie swoim mężom: „A
nie mówiłam, a nie mówiłam?"
Przytuliła się do niego.
- Patryk, kocham cię. Pocałował ją.
- Naprawdę?
- Naprawdę, ale nie chciałam, żebyś o tym wiedział. Zawsze przypominało mi się, jak
mówiłeś, że nie chcesz się ożenić.
- Zanim ciebie poznałem, kochanie. Zostań ze mną Shelby... na całe życie. Proszę.
Przytuliła się do niego.
- Zostanę. - Pocałowała go. - Musimy koniecznie powiedzieć o tym Mollie!
- Shelby, ona nie miała przecież pojęcia, że to tylko fikcja...
- Ale muszę ją zobaczyć. Teraz! - Spojrzała na niego niepewnie. - Może zechce kiedyś
mówić do mnie „mamo"? Jak myślisz?
- I będzie zachwycona, gdy pojawi się na świecie nasze drugie dziecko.
- Jakie drugie dziecko?
- Nie chcesz mieć dziecka, Shelby? - Naszego wspólnego? Powiedz...
- Przecież Mollie jest naszym wspólnym dzieckiem. Ją też kocham! Ale jasne, że chcę
mieć z tobą mnóstwo dzieci; małych brzdąców, które będą biegały, hałasowały, brudziły
ubrania i zjeżdżały po poręczach. I psa!
- Uważaj, żebyś ich za bardzo nie rozpuściła - uśmiechnął się.
Odpowiedziała mu uśmiechem. Uśmiechem płynącym z jej wnętrza. Do niego. Do siebie. Do
przyszłości. Do wspólnej przyszłości z Patrykiem.
- Fcę zobacyć! Fcę zobacyć! - krzyczała Mollie, podskakując raz po raz do góry.
- Zaraz zobaczysz, ale pozwól, że Shelby otworzy - powiedział Patryk i podał Shelby
pięknie zawinięte pudełko.
- Co to? - zapytała, całując męża w policzek.
- Właściwie takie nic. Ale zobacz, czy ci się podoba. Uśmiechnęła się i weszła do
salonu. Usiadła na sofie.
To pierwszy prezent od Patryka. Nawet gdyby był najmniejszy, jak mogłaby się nie
zachwycić? Zajrzała do środka. Coś ścisnęło ją za gardło. To była ich fotografia. Ślubna
fotografia. Pięknie oprawiona. Łzy zaczęły spływać jej po twarzy. Wyglądali cudownie.
- Skąd to masz? - spytała po chwili.
- Zapomniałaś? Twoja przyjaciółka robiła nam zdjęcia. To mi się najbardziej
podobało, ale mam je wszystkie. Chcesz zobaczyć?
- Jeszcze się pytasz!
Mollie wgramoliła się jej na kolana.
- Pokas mi, pokas! - Ciągnęła Shelby za rękę.
- Dobrze, kochanie. - Zrobiło jej się ciepło wokół serca. Mała traktowała ją jak matkę.
Wspólnie obejrzały fotografie. Zamyśliła się. Jakże pozmieniało się wszystko od tamtego
dnia. Była nie tylko zakochana, ale i kochana. Przynależała do rodziny. Czy mogło
przydarzyć jej się coś piękniejszego? Nagle dwie małe rączki objęły jej twarz.
- Mamo, cy ja tes będę kiedyś taką ślicną panną młodą? I znowu po policzkach Shelby
potoczyły się łzy. Patryk wybuchnął śmiechem. Ale i jego oczy błyszczały.
- Czym ja sobie na to wszystko zasłużyłem? - mruknął pod nosem.
Wstała i pocałowała męża. Wiedziała, że Patryk odnajdzie jej ojca. Lecz dziś nie było to już
konieczne. I bez tego jej życie nabrało teraz szczególnego blasku.
KONIEC