0595 McMahon Barbara Siostry Beaufort 02 Ślub z nieznajomym

background image

BARBARA MCMAHON

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Shelby Beaufort stała niezdecydowana pod drzwiami, trzymając dłoń na klamce.

Może jednak lepiej było zadzwonić, pomyślała w popłochu. Jednak tyle razy już jej

odmówił... Dobrze wiedziała, że Patryk O'Shaunnessy jest człowiekiem godnym zaufania.

Ostatecznie firma, dla której pracowała, korzystała tak często z jego usług nie bez powodu.

Wyprostowała się, wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę. Ku jej zdziwieniu poczekalnia

była zupełnie pusta. Czyżby sekretarka poszła wcześniej do domu?

- Halo! Jest tu ktoś? - zawołała niepewnie.

Aż podskoczyła, gdy nagle po prawej stronie z impetem otworzyły się drzwi i wyłonił się z

nich wysoki mężczyzna. Zlustrował ją uważnym i niezbyt przyjacielskim spojrzeniem.

- Szuka pani kogoś?

Skinęła głową, badawczo wlepiając w niego wzrok. Miał kruczoczarne włosy, a oczy takie

niebieskie, jak morze wokół Irlandii. Nie był zbyt przystojny, jednak z zupełnie

niezrozumiałego powodu nie mogła oderwać od niego oczu. Ten facet miał w sobie coś

intrygującego i fascynującego zarazem. Jakoś jednak nie potrafiła go sobie wyobrazić w roli

prywatnego detektywa szpiegującego niewiernych małżonków lub rozwiązującego zawiłe

sprawy.

- Chyba już nie. Patryk O'Shaunnessy to pan? Uniósł jedną brew, rozejrzał się po

biurze i zmarszczył czoło. Nie powiedział ani słowa, lecz była pewna, że rozmawia z

właściwą osobą.

- Chciałabym, żeby pan kogoś odszukał...

- Gdzie jest Joyce? - rzucił nieco nieprzytomnie, jakby nie słyszał wypowiedzianych

przez nią słów.

- Kto? - spytała spokojnie, choć trudno jej było zachować zimną krew.

- Moja sekretarka. - Podszedł do biurka i nerwowym ruchem chwycił kartkę leżącą

koło telefonu. Szybko rzucił na nią okiem i zaklął pod nosem. - Cholera, naprawdę odeszła.

Tyle razy mnie straszyła, ale nie sądziłem, że mówi poważnie. - Bezradnie przeciągnął dłonią

po włosach.

- Nie było nikogo, kiedy tu weszłam.

- Miałem sekretarkę... jeszcze kilka godzin temu. -Z niepokojem spojrzał w stronę na

wpół uchylonych drzwi, za którymi znajdowało się duże pomieszczenie. Shelby zauważyła

tam dwa biurka, na których stały komputery i kilka aparatów telefonicznych. - No tak, ich też

nie ma - powiedział rozgoryczony.

- Kogo?

background image

- Moich dwóch współpracowników...

- Przykro mi, panie O'Shaunnessy, ale chciałabym, by pomógł mi pan odnaleźć pewną

osobę. - Próbowała sprowadzić rozmowę na właściwe tory, choć coraz wyraźniej widziała

bezsens zaistniałej sytuacji. Po chwili mężczyzna spojrzał na nią nieco przytomniej.

- Skontaktowała się pani z policją? Dlaczego nie? Pomogą pani za darmo! - wyrzucił

niemal jednym tchem, nie spodziewając się widać usłyszeć odpowiedzi na zadane pytania.

- Niby tak... ale ta osoba nie zaginęła. Po prostu nie wiem, gdzie aktualnie przebywa.

To dla mnie bardzo ważna sprawa.

Spojrzał na zegarek.

- Z miłą chęcią wysłuchałbym pani historii, ale muszę teraz wyjść. Jeśli do szóstej nie

odbiorę córki z przedszkola, będzie gorzej niż źle.

- Słucham?

- Ach, nieważne, teraz naprawdę nie mam czasu. Niech pani przyjdzie jutro, najlepiej

tuż po dziewiątej. - Mówiąc to, odwrócił się na pięcie i zniknął w swoim biurze.

Shelby nie posiadała się ze zdziwienia. Nawet nie zechciał jej wysłuchać. Ciekawe, dlaczego

wszyscy tak się nim zachwycają?

Po krótkiej chwili pojawił się, szamocząc się niezdarnie z płaszczem.

- No cóż, muszę zamknąć biuro - powiedział i obrzucił ją wymownym spojrzeniem,

dając tym samym sygnał do wyjścia.

- Ależ ja chcę pana wynająć! - wykrzyknęła z oburzeniem. O nie, tak łatwo jej się nie

pozbędzie!

- Nie dzisiaj. Spieszę się do przedszkola.

- W takim razie pojadę z panem - odparła bez namysłu. Jutro z całą pewnością nie

będzie mogła zwolnić się z pracy, gdyż ostatnio zdarzało się to zbyt często. Jej szef był

wprawdzie wyrozumiały, ale ten numer by nie przeszedł.

- Nie rozmawiam z klientami w samochodzie - powiedział z naciskiem.

Spojrzał na nią z zainteresowaniem, jakby dopiero teraz tak naprawdę zauważył jej obecność.

Była wysoka, szczupła i zgrabna... Otrząsnął się czym prędzej z tych rozmyślań. Teraz miał

przecież coś innego na głowie. Swoją małą, śliczną dziewczynkę. Ona zawsze była i będzie

na pierwszym miejscu.

- Jak się pani nazywa?

- Shelby Beaufort.

- Droga pani Beaufort, jak już wspomniałem, muszę teraz jechać po córkę. Gdyby pani

zechciała przyjść jutro...

background image

- A może powinnam wybrać inną agencję? - przerwała mu ostro.

Patryk zacisnął zęby. Potrzebował pieniędzy. Nie mógł sobie pozwolić na stratę klienta. Całe

jego życie zmieniło się gruntownie mniej więcej rok temu, od kiedy zaczął się opiekować

Mollie.

- Nigdy nie myślała pani o karierze prywatnego detektywa? - zapytał uszczypliwie.

Pokręciła przecząco głową.

- No dobrze, skoro pani tak nalega, proszę ze mną pojechać.

Przynajmniej mnie wysłucha, pomyślała Shelby z zadowoleniem. Szli szybko w kierunku

olbrzymiego parkingu, który okalał budynek. Było późne, letnie popołudnie. Upał dawał się

mocno we znaki; przypominające wilgotną i gorącą parę powietrze nie pozwalało swobodnie

oddychać. Jednak detektyw wyraźnie czuł się w takiej aurze jak ryba w wodzie. Dziwny facet,

przebiegło Shelby przez myśl. W tym momencie zatrzymał się przy dużym, starym

samochodzie.

- Czy to pański samochód? - Znowu ją zaskoczył. Może mu się wcale tak dobrze nie

powodziło?

Uśmiechnął się do niej promiennie.

- Proszę wsiadać. Jest otwarty, kto chciałby ukraść takiego gruchota?

Nie da się ukryć, że jest w tym trochę racji, pomyślała. Przekręcił kluczyk w stacyjce

i, o dziwo, silnik zapalił już za pierwszym razem.

- Zaskoczona, co? - zapytał.

- Czy to rodzaj kamuflażu?

- Jakby pani zgadła. Nie powinienem rzucać się w oczy. Już po chwili tkwili w korku,

co w Nowym Orleanie nie było niczym niezwykłym. Patryk nie należał jednak do ludzi zbyt

cierpliwych. Cały czas mamrotał coś pod nosem, spoglądał na zegarek i ciężko wzdychał.

Zdawał się w ogóle zapomnieć o obecności pasażerki.

- A więc, jeśli chodzi o tę sprawę, z którą do pana przyszłam...

Spojrzał na nią nieco nieprzytomnym wzrokiem.

- No dobrze, dziecino, powiedz, o co ci właściwie chodzi? Słucham...

Shelby zesztywniała. Dziecino? Nikt wcześniej nie nazwał jej w ten sposób. Już po chwili

jednak oburzenie ustąpiło miejsca niekłamanemu przerażeniu. Usłyszała przeraźliwy pisk

opon i poczuła mocne szarpnięcie, gdy Patryk dosłownie o włos minął potężną ciężarówkę.

- Chcę odnaleźć mojego ojca - powiedziała drżącym głosem, nawet na chwilę nie

odrywając oczu od drogi i jadących przed nimi samochodów.

- Jak się nazywa?

background image

- Sam Williams.

- Ile ma lat?

- Tego nie jestem pewna. - Trzeba będzie powiedzieć, że ojciec odszedł, gdy była

malutka.

- Masz akt urodzenia?

- Ojca?

- Nie, twój.

- Myślę, że gdzieś mam. Mogę poszukać.

- Tam znajdziemy tę informację, chyba że twoja matka celowo nie podała nazwiska

ojca dziecka...

- Ależ moi rodzice byli małżeństwem i bardzo się kochali. Dlaczego miałaby zrobić

coś takiego?

Patryk nacisnął klakson i ciężko westchnął. Jakiś motocyklista usiłował wymusić na nim

pierwszeństwo. Spojrzał na chwilę w ich stronę i jeszcze mocniej przycisnął pedał gazu.

Shelby usłyszała serię przekleństw.

- Panie O'Shaunnessy! - powiedziała głosem pełnym dezaprobaty.

- Mów mi Patryk. Wtedy i ja będę mógł mówić do ciebie po imieniu. Jak dawno

odszedł i dlaczego nie wiesz, ile ma lat?

- Odszedł, gdy miałam dwa lata, to znaczy dwadzieścia trzy lata temu.

- Dlaczego zwlekałaś z tym tak długo?

- Długo by opowiadać. To bardzo zawikłana historia. Dopiero niedawno dowiedziałam

się, że nie odszedł z własnej woli.

Z trudem przedzierali się przez korek.

- Cholera - zaklął Patryk pod nosem.

- O tej porze zawsze tak jest, dlatego wolę jeździć autobusami. To o wiele mniej

stresujące.

Rzucił okiem na zegarek i zmarszczył czoło.

- Jeśli nie odbiorę córki do szóstej, wyrzucają.

- To niemożliwe, żeby nie poszli ci w takiej sytuacji na rękę. Każdemu od czasu do

czasu coś wypada.

- Być może masz rację, ale w moim przypadku dzieje się tak zbyt często.

Odchrząknęła nerwowo.

- A żona? Nie może odebrać córki?

background image

- Nie, bo już od roku nie żyje. - Widząc, że dziewczyna chce coś powiedzieć, szybko

dodał: - Zaspokoję twoją ciekawość i od razu wyjaśnię, że żadna pomoc domowa ani

sekretarka długo ze mną nie wytrzymały.

Jakoś wcale jej to nie zaskoczyło. Poznała tego człowieka pół godziny temu, a już

doprowadzał ją do pasji. Lepiej go jednak nie drażnić, bo jeszcze gotów nie przyjąć zlecenia.

- Jeśli chodzi o mojego ojca...

- Nie mogę ci pomóc. Spróbuj na policji.

Była rozczarowana. Miała przeczucie, że nie potraktował jej poważnie.

- Nie sądzę, żeby policja zainteresowała się tą sprawą. Właśnie dlatego potrzebny mi

prywatny detektyw.

- Mam odnaleźć kogoś, kto zaginął dwadzieścia trzy lata temu? To nie będzie łatwe.

Nie dysponujesz właściwie żadnymi informacjami. Musisz przyznać, że nazwisko i wiek to

niewiele.

- Wiem też, że pracował na platformie wiertniczej. Może jest jakiś ślad w

dokumentach firmy.

- Dzwoniłaś tam?

- Nie... nie mam pojęcia, jaka to firma.

- Świetnie.

Skręcił w boczną uliczkę i po chwili zatrzymał się przed kolorowym budynkiem. Mała

dziewczynka ubrana w dżinsowe ogrodniczki, białą koszulkę i dżinsową czapkę z daszkiem

siedziała na schodach. Trzymała na kolanach wielkiego pluszowego misia. Obok niej stała

starsza kobieta, która tak mocno zaciskała usta, że tworzyły wąską, niemal białą linię. Shelby

natychmiast pojęła, że Patryk dotarł do przedszkola za późno i że „jest gorzej niż źle".

Spojrzał nerwowo na zegarek.

- Myślisz, że podaruje mi te głupie dziesięć minut? - rzucił z nadzieją w głosie.

- Mam fsystkie moje zecy! - krzyknęła mała, podbiegając do samochodu i tuląc mocno

misia.

Patryk wysiadł z samochodu i ruszył w kierunku opiekunki.

- Jest nam szalenie przykro, panie O'Shaunnessy, ale nie możemy dłużej tego

tolerować. Będzie pan musiał znaleźć inne miejsce dla Mollie. - Podała mu dużą kopertę. - Tu

są wszystkie dokumenty pana córki. - Mówiąc to, objęła serdecznie dziewczynkę i

uśmiechnęła się do niej.

- Kto to? - Mollie wskazała palcem na Shelby.

- Shelby.

background image

- Moja nowa opiekunka?

- Nie, to po prostu... - Patryk spojrzał na nią i wzruszył ramionami - ... to po prostu

Shelby.

- Chodź, tato, fce mi sie jeść.

- W porządku. Odwieziemy tylko Shelby do biura, bo tam zostawiła swój samochód -

wyjaśnił spokojnie.

- Nie trzeba, poradzę sobie. - Tak będzie o wiele bezpieczniej, pomyślała Shelby.

- Nie ma mowy. Odwieziemy cię. Mama mnie nauczyła, że trzeba być uprzejmym

wobec kobiet.

Usadowił Mollie w foteliku z tyłu, wsunął się za kierownicę i uruchomił silnik. Wprawdzie

nie uśmiechała mu się jazda przez zakorkowane jezdnie, ale i tak musiał wpaść do biura, by

zabrać akta spraw, nad którymi pracował, i nadrobić w ten sposób trochę zaległości. Póki nie

znajdzie opiekunki dla Mollie, będzie właściwie uziemiony.

- Na pewno znajdziesz gdzieś miejsce dla Mollie. Przecież w tym mieście nie brakuje

przedszkoli - próbowała go pocieszyć Shelby.

- Wiem, ale próbowaliśmy już w większości z nich.

- Chyba najlepszym rozwiązaniem byłoby zaangażowanie opiekunki, która

doglądałaby Mollie w domu. Wtedy miałbyś więcej swobody i mógłbyś się w pełni poświęcić

pracy.

- Cóż za odkrywczy pomysł! Czy uważasz, że jestem tak głupi, że sam na to nie

wpadłem? Potrzebuję żony. Kogoś, kto zajmowałby się Mollie dwadzieścia cztery godziny na

dobę. I kogoś, kto by dobrze gotował. Nie musielibyśmy jadać w barach! Kogoś, komu

zależałoby na nas i kto nie zostawiłby nas z byle powodu, na przykład po pierwszej kłótni.

Sprawdził we wstecznym lusterku, co robi Mollie. Na szczęście nie zwracała uwagi na

dorosłych, bez reszty pochłonięta rozmową z misiem.

- Być może powinieneś dać ogłoszenie do rubryki matrymonialnej?

- I tego już próbowałem.

Tym razem jechali spokojnie i powoli. Na ulicach nie było śladu po korku, który jeszcze

niedawno utrudniał ruch. Shelby jakoś wcale nie było spieszno pożegnać się z Patrykiem,

choć już kilkanaście sekund temu zaparkował obok jej samochodu.

- Poradzisz sobie? - zapytał.

- Czy mogę zadzwonić do ciebie w sprawie odnalezienia mojego ojca?

- Najpierw muszę rozwiązać problem opieki nad Mollie. Jest wiele rzeczy, które

będzie ci łatwo samej ustalić. Na początek spróbuj odnaleźć swoją metrykę i nazwę firmy, dla

background image

której pracował ojciec. Po co wydawać pieniądze na zdobycie informacji, które masz w

zasięgu ręki.

- Dzięki za dobrą radę. - Chętnie zostałaby z nim jeszcze chwilę, ale nie przyszło jej

do głowy nic, co mogłaby dodać. - No, to do widzenia - rzuciła z ociąganiem.

Patryk nalał sobie kolejną kawę i wypił ją jednym haustem. Był piątkowy poranek. Przez dwa

dni nie udało mu się znaleźć opiekunki dla Mollie i powoli ogarniała go rozpacz połączona z

uczuciem zniechęcenia. Wyglądało na to, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Jego domowy

telefon nie milkł ani na chwilę. Wszyscy go poszukiwali: klienci, współpracownicy,

interesanci... A on nawet nie miał sekretarki do pomocy. Czym prędzej powinien pojechać do

biura, ale nie miał z kim zostawić Mollie. Jego ponure rozmyślania przerwał dzwonek do

drzwi.

- Otwozę! - krzyknęła głośno Mollie.

- Nie, nie, ja to zrobię.

Spojrzał przez wizjer i aż sapnął ze zdumienia. Shelby?

- Cześć, Patryk. Przyszłam pogadać z tobą o mojej sprawie.

- Nie ma żadnej sprawy. Powiedziałem już, że nie mogę teraz przyjąć zlecenia.

- Proszę. Specjalnie wzięłam urlop i zdobyłam wszystkie informacje, o których

wspomniałeś. Zapomniałam ci powiedzieć, że jest ktoś, kto pamięta mojego ojca.

- Wspaniale! Zatem z pewnością poradzisz sobie sama. - Mówiąc to, próbował

powstrzymać Mollie od wyjścia na zewnątrz.

- Nie jesteś zbyt uprzejmy. Przynajmniej mnie wysłuchaj. To dla mnie naprawdę

ważne.

- Tak, jak dla mnie dobro mojego dziecka - powiedział i wziął Mollie na ręce.

- Poczekaj - rzuciła zdesperowana. Weszła do środka.

- Zabierz ze sobą misia i idź do swojego pokoju - poprosił, stawiając małą na

podłodze. - Potem zjemy razem lunch.

- Dobze. - Mollie przez chwilę uważnie przyglądała się Shelby.

- Czy ona nosi tę czapkę nawet w domu? - zapytała ze zdziwieniem Shelby.

- Tak, ale to nie twoja sprawa - odparł opryskliwie. Shelby uśmiechnęła się i

pomachała do Mollie.

Kiedy dziewczynka pobiegła do swojego pokoju, Patryk oparł się o ścianę i głęboko

westchnął,

- Nie wiem, jak powiedzieć to dobitniej. Nie zamierzam podjąć się śledztwa w sprawie

twojego ojca. Mam w tej chwili co innego na głowie.

background image

- Nie znalazłeś jeszcze opiekunki dla Mollie? Milczał. Nie musiał jednak odpowiadać.

Odpowiedź mogła wyczytać z jego twarzy. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie leżały kredki,

zabawki i książki dla dzieci.

- Chodźmy - powiedział, ruszając korytarzem w stronę kuchni. Na stole stały resztki

ze śniadania.

Nic nie mówiąc, usiadła na wolnym krześle.

- Jak mnie znalazłaś? - zapytał, siadając obok niej.

- Jeden z twoich współpracowników dał mi adres.

- Przecież tłumaczyłem ci, że nie jestem zainteresowany tą pracą.

- Dzwoniłam do kilku innych agencji detektywistycznych, ale wszędzie odesłali mnie

z kwitkiem. Nikt nie chce zająć się tą sprawą. Jesteś moją ostatnią nadzieją...

- Teraz mam za dużo kłopotów. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, to nowa sprawa.

- Czyżbyś nie potrzebował pieniędzy? Wyprostował się nagle.

- Napijesz się kawy?

- Chętnie.

- Jasne, że potrzebuję zleceń, ale najpierw muszę znaleźć opiekunkę dla Mollie. -

Postawił kubki na stole. - Jeśli nie rozwiążę tego problemu, mogę zamknąć biuro na cztery

spusty.

- A opiekunka na stałe?

- Próbowałem, cztery razy. Wszystkie odeszły. Mollie jest trochę rozpieszczona i

potrafi czasami zaleźć za skórę. - Bezradnie wzruszył ramionami.

- A przedszkola? Pokiwał smętnie głową.

- Od dwóch dni dzwonię w tej sprawie. Albo są przepełnione, albo kosztują majątek.

No i są jeszcze te, z których nas wyrzucono. - Zauważył, że Shelby z trudem powstrzymuje

śmiech. - To wcale nie jest śmieszne. Jak czegoś szybko nie wymyślę, będę musiał odesłać ją

do babci.

- Więc jednak jest ktoś, kto mógłby się nią zaopiekować? Hmm...

- Tak, w Atlancie. Ale to ostatnia rzecz, którą chciałbym zrobić.

Pokiwała ze zrozumieniem głową.

- Małe dziewczynki potrzebują ojców. Wiem coś o tym.

- A ojcowie potrzebują swoich małych córeczek. Shelby zaczęła się zastanawiać, co

czuł ich ojciec, kiedy musiał je opuścić. Czy tęsknił za nimi? Czy zrobił wszystko, co w jego

mocy, by sprawy przybrały inny obrót?

- Może powinieneś pomyśleć o poszukaniu żony? -spytała niepewnie.

background image

- Absolutnie nie. To w ogóle nie wchodzi w rachubę. Ta zdecydowana odpowiedź z

niewiadomych powodów nie przypadła jej do gustu.

- To jak chcesz wybrnąć z tego kłopotu? - rzuciła niecierpliwie.

ROZDZIAŁ DRUGI

Patryk stał oparty o ścianę i małymi łykami popijał kawę.

- No cóż, małżeństwo nie było najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła -

odezwał się wreszcie po dłuższej chwili.

Shelby nie zwróciła uwagi na jego słowa, tak jakby nie dotarł do niej ich sens. Do głowy

przyszedł jej bowiem pewien szalony pomysł.

- No to może powinieneś poszukać kogoś, kto zgodziłby się na swoisty kontrakt. No

wiesz, chodzi mi o takie czysto formalne, papierowe małżeństwo. W wielu firmach są

przecież przedszkola pracownicze i być może taka osoba zechciałaby ci pomóc w zamian za

jakąś drobną przysługę.

- Zaraz, zaraz... pozwól, że chwilę pomyślę... I tą osobą jesteś właśnie ty!

Pokiwała głową.

- Zastanów się. Dlaczego nie mielibyśmy pójść sobie na rękę? Trzeba sobie pomagać.

- Przysługa owszem, czemu nie... Ale od razu małżeństwo?

- Inaczej nie da rady. Do tego przedszkola mogą chodzić jedynie dzieci pracowników.

Za to nic nie kosztuje i zawsze musi się znaleźć miejsce. No i nie ma obawy, by ktokolwiek

choćby pomyślał o wyrzuceniu stamtąd Mollie. I co o tym sądzisz?

- Albo jesteś stuknięta, albo właśnie postradałaś zmysły! Patryk przyglądał się jej

bacznie. Widziała jednak, że jest na tyle zdesperowany, by rozważać nawet tak niezwykłe

pomysły.

- Może, ale przyznaj, że moja oferta brzmi kusząco. Przez całe życie zadręczałam się

pytaniami na temat mojego ojca. Sądziłyśmy z siostrami, że nas porzucił. Dopiero niedawno

prawda wyszła na jaw. Ojciec nie odszedł od nas z własnej woli, został do tego zmuszony,

postawiony w sytuacji bez wyjścia...

- Niezbyt mnie przekonują te argumenty. Ojciec miał w końcu sporo czasu, żeby się

do was odezwać. Może z jakiegoś powodu nie chce się z wami skontaktować?

- Ale my chciałybyśmy wiedzieć, co się z nim stało, czy jeszcze żyje... Może

potrzebuje naszej pomocy?

- A jeśli nie żyje?

background image

- Czasami zdaje mi się, że to byłoby najlepsze wyjście. Łatwiej byłoby mi pogodzić

się z jego śmiercią niż z faktem, że odwrócił się od nas. Muszę się dowiedzieć, co się z nim

stało. Inaczej chyba zwariuję.

- Wszystko rozumiem, ale żeby tylko z tego powodu zaproponować małżeństwo

zupełnie obcemu facetowi?

- To może rzeczywiście niezbyt typowe rozwiązanie, ale jak sądzę, taki układ jest

korzystny dla obu stron. - Serce zaczęło jej bić jak szalone. Nigdy w życiu nie zaproponowała

nikomu czegoś równie szalonego. Ale coś ściskało ją za gardło, gdy pomyślała, że Mollie

miałaby wychowywać się z dala od swego ojca. Wiedziała, jak to jest.

- To ty jesteś szalony! Zamiast łapać okazję, szukasz dziury w całym. Boisz się, że cię

oszukam? Przecież to przede wszystkim ty skorzystasz na tym układzie. Pozmywać? - spytała

po chwili. W zlewozmywaku piętrzyły się brudne naczynia. Patryk podszedł do niej

energicznie i odsunął ją od zlewu.

- Nie potrzebuję żony.- Spojrzała na niego z uśmiechem.

- Jak to? Jeszcze niedawno twierdziłeś coś wręcz przeciwnego. Gotowałabym wam i

codziennie wieczorem usypiałabym Mollie. Miałbyś wtedy więcej czasu na pracę i na to, by

odnaleźć mojego ojca. Wspaniały interes! Nie sądzisz?

- A, o to ci chodzi... - Pokiwał głową. Zmierzyła go ostrym wzrokiem od stóp do głów.

- No, a o co? Czego się spodziewałeś?

- Nic, nic. - Machnął lekceważąco ręką i opadł ciężko na krzesło. Postawił na stole

pusty kubek. - A jak długo zostaniemy małżeństwem?

- Tak długo, jak to będzie konieczne i wygodne dla obu stron. - Nie miała ochoty

wybiegać tak daleko w przyszłość.

- To chyba najgłupsza propozycja, jaką mi ktokolwiek złożył. Małżeństwo to nie

sukienka, którą zakładasz, kiedy ci się podoba, a wyrzucasz, gdy ci się znudzi.

- Ale małżeństwo to również układ. Nasz byłby naprawdę uczciwy, jak mi się wydaje.

- Nawet gdyby poszukiwania spełzły na niczym, warto zaryzykować, pomyślała.

Poza tym zawsze lubiła małe dzieci. Była przekonana, że świetnie poradzi sobie z Mollie.

- Pewnie myślisz, że zbawiasz świat! A jak ty to sobie właściwie wyobrażasz? Chcesz

na chwilę zastąpić Mollie matkę? Mała przywiąże się do ciebie, gdy odejdziesz, będzie

bardzo cierpiała.

- Dobrze wiesz, że nie zrobiłabym niczego, co mogłoby zranić Mollie. Zresztą, nie

musimy jej do końca wtajemniczać w nasze sprawy. Przecież jest przyzwyczajona do częstej

background image

zmiany opiekunek. Przynajmniej przez jakiś czas będzie miała kogoś, kto się nią serdecznie

zaopiekuje. A gdy nasze małżeństwo przestanie istnieć...

- Przestanie istnieć? Co ty knujesz? - wpadł jej w słowo. Przez moment wyobraziła

sobie, jak Patryk ją całuje. Niemal poczuła na sobie ciepło jego rąk. Nie, nie o to przecież jej

chodziło.

- Proponuję ci tylko pewien układ - dodała szybko. - To chyba jasne?

- Pozwól, że się nad tym zastanowię.

- Jest jeszcze coś... - rzuciła niespodziewanie. Nabrała głęboko powietrza i

wyprostowała się. - Przez ten czas będę mieszkać u ciebie. Nie chciałabym, aby moja rodzina

coś podejrzewała. Moja siostra jest w ciąży. Z pewnością zdenerwowałaby się, wiedząc, co tu

jest naprawdę grane.

- Poczekaj, sprawdźmy, czy dobrze cię zrozumiałem. W zamian za odnalezienie

twojego ojca będziesz tu mieszkać, gotować i zajmować się dzieckiem, a na dodatek udawać

szczęśliwą pannę młodą?

Shelby pokiwała głową. Po co on to wszystko powtarza? Rozejrzała się po kuchni i

zachichotała.

- Ja naprawdę dobrze gotuję.

- Zdajesz sobie sprawę, że większość czasu spędzam w biurze? Będziesz siedzieć tu z

Mollie i czekać na mnie?

- Powiedziałam już, będę tu mieszkać. Lubię dzieci... - Nie miała ochoty mu

wyjaśniać, że na ogół wieczorami i tak nie ma nic lepszego do roboty. Wpatrywał się w nią

dłuższą chwilę, w oczywisty sposób zdumiony, aż w końcu powiedział powoli:

- Pomyślę o twojej propozycji.

Pokiwała tylko głową. Nagle cały ten plan wydał jej się zbyt... odważny. Być może, gdyby

miała taką możliwość, odwołałaby wszystko. Ale przecież odnalezienie ojca nie zajmie

Patrykowi wiele czasu. To może potrwać zaledwie kilka miesięcy, a do tego czasu Margot już

urodzi i na pewno uda się znaleźć jakąś miłą i doświadczoną opiekunkę dla Mollie. Po co ta

panika? Choć z drugiej strony, to chyba rzeczywiście czyste szaleństwo...

- Zostawię ci mój numer. - Wyjęła z torebki długopis.

- To nie jest konieczne. Jeśli nie znajdę ciebie w Nowym Orleanie, jakim cudem

miałbym odszukać twojego ojca? Poczuła się jak idiotka. Chciała jak najszybciej stąd wyjść.

Wzięła na dziś wolny dzień, głównie po to, by zobaczyć się z Margot. Co ją podkusiło, żeby

przyjść tutaj i złożyć temu facetowi tak dziwaczną propozycję? Z pewnością podejrzewał ją o

jakieś niecne zamiary. A ona po prostu postanowiła wziąć sprawy rodzinne w swoje ręce. Nie

background image

była pewna, czy Margot rzeczywiście zależy na odnalezieniu ojca. Czasami zdawało jej się,

że siostrze wystarczyła sama świadomość, że ojciec ich nie porzucił z własnej woli.

Natomiast z Georgią rozmawiały o ojcu przy niemal każdej okazji, lecz ostatnio rzadko się

widywały. Została więc tylko ona... Tak bardzo cierpiała, będąc dzieckiem, gdy widziała, jak

inni ojcowie odbierali swoje pociechy ze szkoły... Do tej pory towarzystwo mężczyzn

wywoływało w niej dziwny niepokój. Zupełnie nie wiedziała, o czym z nimi rozmawiać i jak

ich traktować. Na randki umawiała się bardzo rzadko i tylko z tymi, których dobrze znała.

Bardzo pragnęła się dowiedzieć, co czuł ich ojciec, kiedy je opuścił. Nie interesowało ją w

zasadzie, co działo się z nim potem. Niestety, nie zastała Margot w domu. Była trochę

rozczarowana. Nie mając nic lepszego do roboty, poszła do pobliskiego centrum handlowego.

Chciała sobie koniecznie zrobić jakąś przyjemność. Miała nadzieję, że gdy wróci do domu,

znajdzie nagraną na sekretarce wiadomość od Patryka.

W kilka godzin później, gdy otwierała drzwi swojego mieszkania, usłyszała dzwoniący

telefon. Może to Patryk? Czyżby przyjął jej propozycję?

- Cześć, siostro. - W słuchawce zadźwięczał głos Margot.

- O, cześć... Jak się masz? - Chyba udało jej się ukryć rozczarowanie? - Margot,

przepraszam cię, ale oddzwonię do ciebie za chwilę. Właśnie weszłam i trzymam w ręku

mnóstwo toreb.

- Nie spiesz się, to nic pilnego. Miałam ochotę z kimś pogadać. Raud pracuje dziś do

późna. Jak się oporządzisz i najesz, zadzwoń do mnie.

- Zadzwonię, gdy tylko przygotuję sobie kolację. Przynajmniej nie będę miała

wrażenia, że jem w samotności - powiedziała nieoczekiwanie dla samej siebie Shelby.

Rzadko gotowała, mimo że lubiła bardzo to zajęcie. Najczęściej krzątała się po kuchni, gdy

spodziewała się gości.

Rozpakowała zakupy, podgrzała zupę z torebki i zrobiła sobie dwie grzanki. W lodówce

znalazła też resztkę sałatki owocowej. Postawiła na stole tacę i wykręciła numer do siostry.

Nie wiedziała wprawdzie jeszcze, jaką decyzję podejmie Patryk, ale uznała, że powinna na

wszelki wypadek przygotować siostrę na niezwykłą nowinę.

- Cześć, Margot, to ja.

- Od wieków cię nie słyszałam - powiedziała jej siostra.

- Ostatnio byłam bardzo zabiegana. A poza tym... -Tak, to był dobry moment. Wzięła

głęboki oddech. - Od jakiegoś czasu spotykam się z pewnym mężczyzną.

Na chwilę zapadła głucha cisza. Dlaczego Margot jest taka zaskoczona? Czyżby nie

dowierzała, że jakiś mężczyzna mógłby zainteresować się Shelby?

background image

- Naprawdę?

- Naprawdę. Nazywa się Patryk.

- To świetnie. Gdzie i kiedy się poznaliście? Pracujecie razem? Czy to coś

poważnego? - Pytaniom nie było końca.

- Nie tak szybko, siostrzyczko! Spotkałam go w biurze. Od czasu do czasu pracuje dla

mojej firmy. Jest prywatnym detektywem... - Zawiesiła głos.

- No mów, dalej! - Margot nie potrafiła ukryć rozsadzającej ją ciekawości.

- Umówiliśmy się kilka razy. - A w zasadzie odebraliśmy jego córkę z przedszkola,

dodała w duchu. No a kawa u niego i ta rozmowa? Ale przecież on tego wcale nie chciał... Co

ja właściwie robię? - Wiesz, to naprawdę cudowne! - dodała szybko już na głos.

- Co jest takie cudowne?

- No w ogóle, że on, że my... - Trochę się pogubiła, ale musiała przyznać, że jest

niezłą aktorką.

- O rety, wygląda na to, że tym razem naprawdę wpadłaś, jak śliwka w kompot,

Shelby!

Tak naprawdę, to koniecznie chcę odnaleźć ojca, droga siostrzyczko, przebiegło jej przez

myśl.

- Georgia już wie?

- Nie, ona jest ostatnio bardzo zajęta. Nie miałam okazji z nią pogadać.

- Kiedy go poznam?

- Za jakiś czas, gdy będę już pewna jego uczuć do mnie

- odparła wymijająco.

- Opowiedz mi o nim coś jeszcze.

Opisując Patryka na prośbę siostry, zdała sobie sprawę, że zapamiętała więcej, niż można by

przypuszczać. Ani słowem jednak nie wspomniała o Mollie.

- Przyjdźcie do nas z Patrykiem na niedzielny obiad -zaproponowała Margot tonem

nie znoszącym sprzeciwu.

- Pogadam z nim o tym i dam ci znać. - Tego się naprawdę nie spodziewała. Ogarnęła

ją lekka panika. Może on wcale nie zechce wziąć udziału w tej całej szopce?

- Muszę już kończyć, Margot. Pozdrów ode mnie Rauda. Trzymaj się.

Szybko odwiesiła słuchawkę. Była kompletnie pozbawiona energii. O wiele łatwiej byłoby

powiedzieć po prostu prawdę. Ale nie mogła przecież denerwować teraz Margot jakimiś

pomysłami nie z tej ziemi. Zbyt dobrze pamiętała, jakim strasznym piętnem odcisnęła się na

psychice siostry utrata pierwszego nie narodzonego dziecka. Wprawdzie lekarz twierdził, że

background image

tym razem nie ma najmniejszych podstaw do obaw, jednak Shelby czuła się w obowiązku

oszczędzać siostrze wszelkich stresów.

Leżała już w łóżku, kiedy zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę i serce nieomal przestało

jej bić. To był Patryk... Nie bawił się w żadne gierki. Od razu przeszedł do sedna sprawy. Nie

mogła wprost uwierzyć w to, co usłyszała.

- Chcesz obgadać szczegóły teraz czy jutro rano? - zapytał.

- Rano - odpowiedziała krótko. Musiała przyzwyczaić się najpierw do myśli, że już

wkrótce zostanie mężatką, będzie zmuszona odgrywać sentymentalną komedię i zajmować się

małą, rozkapryszoną dziewczynką.

- W takim razie przyjedziemy po ciebie o dziewiątej. Mollie chciała, żebym zabrał ją

do cukierni. Przepada za pączkami.

- Dobrze. Do jutra. - Powoli odłożyła słuchawkę. Przez dłuższą chwilę tępo

wpatrywała się w ścianę. Być może popełniła właśnie największy błąd swego życia, lecz było

za późno, by cokolwiek zmienić. Jak ona sobie z tym wszystkim poradzi? A najgorsze, że tak

naprawdę niewiele potrafiłaby powiedzieć o mężczyźnie, który już wkrótce miał zostać jej

mężem...

Rano, gdy otworzyła oczy, wciąż jeszcze odczuwała lekkie przerażenie. Była zmęczona. No

cóż, nie miała za sobą zbyt spokojnej nocy. Trochę postawił ją na nogi chłodny prysznic.

Włożyła lekkie szorty i przewiewną bluzkę. Chciała czuć się swobodnie, a poza tym na

dzisiaj zapowiadano potworny upał. Miało być nie tylko gorąco, ale też bardzo parno. Dobrze

byłoby mieszkać nad wodą. Tam można prawie zawsze liczyć na odrobinę wiatru. Pośród

ciasno poustawianych domów czuła się jak sardynka w puszce, czy raczej na... patelni.

Już o ósmej była gotowa do wyjścia. Stała pośrodku swojego mieszkania i nie bardzo

wiedziała, co ze sobą zrobić. To tylko układ, pocieszała się, trochę nietypowy, ale ludzie

zawierają różnorakie umowy. Chodzi przede wszystkim o interes, w dodatku bardzo dobry. W

każdej chwili można było anulować to małżeństwo. Więc dlaczego jej żołądek był boleśnie

ściśnięty? Nerwowo potarła wilgotne dłonie o szorty.

W tym właśnie momencie odezwał się dzwonek. Lecz zamiast umilknąć po chwili, terkotał i

terkotał bez końca. Otworzyła drzwi. Stała przed nimi Mollie. Nie odrywała swojego małego

paluszka od przycisku, a na jej twarzy malował się radosny uśmiech.

- Starczy już, Mollie. - Patryk próbował schwycić ją za rękę.

- Ale on tak ładnie dzwoni. Podoba mi się - powiedziała, zręcznie wyrywając się ojcu.

W końcu puściła przycisk i poczęła biec korytarzem, naciskając po kolei wszystkie mijane

dzwonki.

background image

- Mollie! Nie! - Ruszył za nią i już po paru krokach trzymał ją na rękach.

Ale w tym właśnie momencie zza jednych drzwi wychyliła się sędziwa sąsiadka Shelby i

popatrzyła na nich zdziwiona.

- Słucham? O co chodzi?

- Przepraszam, pani Hatterly. Mollie po prostu kocha dzwonki - powiedziała Shelby,

podchodząc do Patryka. Delikatnie ujęła go pod ramię i poprowadziła w kierunku swojego

mieszkania. - Naprawdę nie chcieliśmy zakłócić pani spokoju. Staruszka pokiwała tylko

głową i zamknęła drzwi.

- Nie należy dzwonić do ludzi, których nie masz zamiaru odwiedzić - zwróciła się

Shelby do dziewczynki.

- Ona jest za mała, żeby to zrozumieć - rzucił nerwowo Patryk.

- Myślę, że najwyższy czas, aby ją pewnych rzeczy nauczyć. To nic trudnego, a Mollie

wygląda na inteligentne dziecko. Chyba musimy w związku z tym o czymś porozmawiać -

powiedziała, marszcząc groźnie brwi.

- Co masz na myśli?

- Dyscyplinę! Westchnął ciężko.

- Myślę, że jest o wiele więcej rzeczy, o których musimy porozmawiać. Jesteś

gotowa?

- Tak. - Shelby wzięła torebkę i zamknęła za sobą drzwi.

Kiedy usiedli wreszcie w cukierni, Shelby patrzyła z lekkim przerażeniem, jak Patryk

pozwala zamówić Mollie dwa olbrzymie pączki z galaretką. Sama, jako że niedawno jadła

śniadanie, zdecydowała się tylko na kawę. Mała wierciła się nieustannie na krześle, a w

pewnym momencie zaczęła kopać nogę od stołu. Patryk zajadał swoje ciastko i zdawał się nie

zwracać na to najmniejszej uwagi.

- Mollie, przestań kopać, bo za chwilę wylejesz moją kawę - powiedziała Shelby,

starając się zachować spokój.

- Nie fcę - wymamrotała Mollie z pełną buzią, zlizując galaretkę z palców.

- Ale ja chcę - oznajmiła Shelby twardo. Patryk spojrzał na nią z wyrzutem.

- Przecież to tylko dziecko - stanął natychmiast w obronie córki.

- A kiedy chcesz zacząć ją wychowywać? Jak będzie dorosła? Najwyższy czas, by

nauczyć ją, jak należy zachowywać się w miejscach publicznych.

Mollie patrzyła szeroko otwartymi oczami to na jedno, to na drugie. Jednak coś do niej

widać dotarło, bo przestała kopać stół.

- Daj spokój, ona ma dopiero cztery lata.

background image

- Ale jeśli będziesz tolerował każdy wybryk, nigdy jej nie nauczysz odpowiedniego

zachowania. Skąd ma wiedzieć, co jest właściwe, a co nie?

- Dziecko instynktownie wyczuwa takie rzeczy. A poza tym, w życiu ważne są inne

wartości.

- No świetnie.

Oczy Mollie wypełniły się łzami.

- Tatusiu, cemu ona na mnie ksycy? Nie lubię jej!

- Świetnie cię rozumiem, córeczko - powiedział, patrząc karcąco na Mollie. Potem

zwrócił się do Shelby: - Zachowujesz się jak jej babcia.

- W takim razie już z góry lubię tę sympatyczną kobietę. - Shelby postanowiła, że nie

pozwoli się wyprowadzić z równowagi.

- Duży błąd. Zrujnowała życie swojej córce i to samo uczyniłaby z Mollie, gdybym

tylko na to pozwolił. Mollie ma jeszcze czas na naukę.

- Kiedy zatem chcesz zacząć?

- Później.

Upiła łyk kawy. Nie ma mowy, żeby to się udało, pomyślała.

- Mollie, idź pobawić się z innymi dziećmi - powiedział nagle Patryk.

- Jesce nie skońcyłam. - Wepchnęła sobie do buzi ostatni kawałek pączka i wierzchem

dłoni zaczęła rozmazywać po policzku kapiącą z ciastka galaretkę.

Patryk wytarł jej twarz serwetką najlepiej, jak potrafił i odprowadził do kącika zabaw dla

dzieci.

- Zastanawia mnie, jakim prawem tak autorytatywnie wypowiadasz się na temat metod

wychowawczych. O ile mi wiadomo, nigdy nie byłaś mężatką, nie założyłaś rodziny i nie

miałaś dzieci.

- Skąd masz te informacje?

- Skrzywienie zawodowe - wyznał nieco speszony.

- Wynająłeś kogoś, by grzebał w moim życiu?

- Kogoś? Chyba żartujesz... A w ogóle, co w tym takiego dziwnego? Jeśli masz się

zająć moim dzieckiem, muszę chyba coś o tobie wiedzieć. Pochodzisz z Natchez. Masz

dwadzieścia pięć lat i dwie siostry. Ta starsza, Margot, jest żoną Rauda Marstalla, należącego

do elity Nowego Orleanu. Młodsza zaś, zwana przez rodzinę Georgie, pracuje jako

pielęgniarka w szpitalu Św. Józefa. Wiem też, że skończyłaś renomowaną szkołę, lecz

zamiast pójść na studia, rozpoczęłaś pracę w firmie ubezpieczeniowej. Dzięki ciężkiej pracy

osiągnęłaś wysoką pozycję zawodową. Zgadza się?

background image

Była oburzona, że przeprowadził małe śledztwo w jej sprawie, jednak z drugiej strony

zaskoczyło ją, jak wiele informacji zdołał zdobyć w ciągu zaledwie jednego dnia.

- Obecnie jesteś wolna... Poczuła, że się czerwieni.

Od zawsze była wolna. Poza jednym jedynym chłopakiem jeszcze w szkole średniej, nigdy z

nikim nie była związana.

- Może i ja powinnam wynająć detektywa, by poszperał trochę w twojej przeszłości?

Co z twoją osławioną dyscypliną i konsekwencją? Sądząc po zachowaniu Mollie...

- Wychowywała cię babcia, surowa dama z wyższych sfer. Zdaje się, że przeszłaś

niezłe szkolenie.

Pokiwała głową. Niezłe, ale to zupełnie nie jego sprawa. Poza tym, istnieje bogaty wachlarz

możliwości pomiędzy bezduszną tresurą, którą stosowała jej babcia, a zezwalaniem dziecku

na wszystko, którą to metodę wybrał Patryk.

- Przynajmniej wiem, jak należy się zachować w różnych miejscach i sytuacjach. Bądź

szczery, nie reagujesz na wybryki Mollie z czystego wygodnictwa. Ale na pewno zdarzyło ci

się już, że jakiś rozwydrzony dzieciak popsuł ci miły wieczór w restauracji, awanturując się

na cały głos i skupiając na sobie uwagę wszystkich gości. Twoja córka właśnie tak się

zachowuje. Kto, jeśli nie ty, ma nauczyć Mollie, co jest właściwe, a co nie?

- Ona jest jeszcze taka mała...

- Ale już na tyle duża, by zrozumieć, że nie wolno jej robić wszystkiego, na co ma

ochotę. Nie mówię, że należy ją tresować. Po prostu zacznij jej od czasu do czasu zwracać

uwagę.

- Sam nie wiem... Moje małżeństwo nie było zbyt udane. Prawdę mówiąc, zaraz po

podróży poślubnej zaczęły się problemy, a po narodzinach Mollie rozeszliśmy się. Rzadko

widywałem córeczkę, gdyż prawa rodzicielskie przyznano mojej byłej żonie. W zeszłym roku

Sylvia zmarła i Mollie zamieszkała ze mną. Jest największą radością mego życia, a odkąd

straciła matkę, staram się ze wszelkich sił, żeby zapomniała o tej tragedii.

- To dobrze. Jest twoją córką i musi czuć, że ją kochasz. Jednak to wcale nie oznacza,

że masz jej na wszystko pozwalać. Dziecku należy wpoić pewne zasady. Nie robiąc tego,

bardzo ją krzywdzisz.

- Nie mam zamiaru pozwalać, by ktokolwiek wtrącał się w wychowanie mojej córki.

- Zdaje się, że nie ja pierwsza mam zastrzeżenia do twoich metod wychowawczych,

czy raczej ich braku. Pozwól, że zapłacę za moją kawę i zapomnijmy o całej tej historii.

Ze zdziwienia zabrakło mu słów. Wyraźnie czuł, jak ogarnia go panika. Nie był pewien, czy

chce przystać na szaloną propozycję Shelby, ale z drugiej strony nie wyobrażał sobie

background image

właściwie, że mógłby ją odrzucić. Jeśli się dogadają, zyska wystarczająco dużo czasu, by

uregulować najpilniejsze sprawy. A przede wszystkim będzie mógł zatrzymać córkę. Uzyskał

jednak pewność, że nie obejdzie się bez kompromisów i będzie musiał ulec w niektórych

sprawach.

Spojrzał smętnie na Mollie. Brakowało jej kontaktów z rówieśnikami, miała kłopoty z

funkcjonowaniem w grupie, była rozkapryszona i nieposłuszna. Wiedział o tym, lecz nie

potrafił oprzeć się jej naturalnemu wdziękowi ani niczego jej odmówić. Tak wiele przeszła...

Nie chciał sprawiać jej bólu, pragnął, by była zawsze uśmiechnięta. Jednak jeśli teraz nie

przystanie na warunki Shelby, będzie musiał odesłać Mollie do babci, a to rozwiązanie

wydawało mu się nie do zaakceptowania.

- Jeżeli zdecydujemy się na to dziwaczne małżeństwo, Mollie będzie również twoją

córką. Obiecuję wysłuchać każdej twojej sugestii. - Mówiąc to, spojrzał na nią po raz

pierwszy, odkąd się poznali, oczami mężczyzny. Była naprawdę ładna. Miała piękne,

falujące, kasztanowe włosy i błękitne oczy. Jej spokój i rezerwa pociągały go. A może uda

nam się stworzyć udany, szczęśliwy związek? - pomyślał w nagłym przypływie optymizmu. -

Nie mogę ci obiecać, że odnajdę twojego ojca, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy.

- Myślę, że najpierw należałoby porozmawiać z Edith Strong.

- Kto to jest? - zainteresował się Patryk.

- Kiedyś przyjaźniła się z moją babcią i znała moich rodziców. Być może uda się

dzięki niej zdobyć jeszcze jakieś dodatkowe informacje. To chyba jedyna żyjąca osoba, która

zna historię naszej rodziny.

- Zatem wizyta u niej to pierwsza rzecz, którą musimy zrobić.

- Czyżbyśmy doszli do porozumienia? - zapytała Shelby.

- Przyjmuję twoje warunki.

- Kiedy weźmiemy ślub?

- Jutro - odpowiedział krótko.

- Słucham?

Widząc panikę na jej twarzy, zaczął się śmiać. Naprawdę była ładna. Jak to możliwe, że

dotychczas tego nie zauważył? Już dawno powinna była wyjść za jakiegoś porządnego faceta,

stworzyć z nim rodzinę...

- No dobra, żartowałem, ale chciałbym, żeby Mollie poszła jak najszybciej do

przedszkola. Może ty ustalisz datę.

- Właściwie nie mam nic przeciwko temu, żebyśmy się pobrali jak najszybciej -

powiedziała, lecz natychmiast pożałowała tych słów.

background image

- Stało się coś?

Zaskoczył ją. Czyżby umiał czytać w jej myślach?

- Moje siostry... nigdy nie wybaczyłyby mi cichego ślubu. W mojej rodzinie zawsze

przykładano dużą wagę do tradycji. Szczególnie celuje w tym Margot. Niedawno odnowili z

Raudem swój ślub kościelny.

- Ceremonia w kościele nie wchodzi w rachubę. Już raz to przerobiłem i nie mam

zamiaru do tego stopnia się poświęcać ani dla ciebie, ani nawet dla Mollie.

- Jasne, że nie. Trzeba jednak znaleźć jakieś wytłumaczenie...

- Weźmy więc na razie cichy ślub cywilny, a twoim siostrom powiemy, że ślub

kościelny planujemy w późniejszym terminie. Energicznie pokręciła głową.

- Na to nie mogę się zgodzić. Margot bardzo by się tym zdenerwowała.

- Czy oczekujesz, że będę realizował ten i tak już szalony plan pod dyktando twojej

siostry, której w dodatku nawet nie widziałem na oczy?

- Poznasz ją jutro. Zaprosiła nas na obiad.

- Jak to? Przecież dopiero dziś...

- Rozmawiałam z nią wczoraj wieczorem, zanim do mnie zadzwoniłeś. Pomyślałam,

że na wszelki wypadek zacznę przygotowywać grunt. Wspomniałam, że spotykam się z

kimś...

W tej chwili przy stoliku pojawiła się Mollie.

- Fcę juz iść. - Zerknęła spod oka na Shelby.

- Jeszcze chwilę. Shelby i ja nie skończyliśmy rozmawiać, kochanie.

- Kilka kroków stąd jest park z placem zabaw. Mollie na pewno nie będzie się tam

nudzić - rzuciła Shelby trochę niepewnie.

- Tak, tak! Fcę na huśtawkę! - krzyknęła radośnie mała i spojrzała nieco łaskawszym

okiem na Shelby.

Ta zaś z niemałą satysfakcją obserwowała, jak Patryk objaśnia swojej córce, co jej wolno

robić na placu zabaw, a czego nie. Przez moment wyobraziła sobie siebie ze swoim ojcem w

podobnej sytuacji. Dziewczynka pobiegła uszczęśliwiona w stronę bawiących się dzieci.

- Trzeba trzymać się pewnych zasad - stwierdził Patryk, siadając obok Shelby.

- Owszem, jednak lepiej nie spuszczać Mollie z oka. Jest jeszcze mała. O czym

chciałeś ze mną porozmawiać?

- Chodzi o opiekę nad Mollie. Moje mieszkanie nie jest zbyt duże, ale mam jeden

wolny pokój. Tyle tylko, że prawie nie umeblowany. Zastanawiałem się, czy nie zechciałabyś

wstawić tam kilka swoich rzeczy...

background image

- Tak, bardzo chętnie. Czułabym się wówczas bez porównania lepiej. Ale co będzie z

moim mieszkaniem?

- Wynajmiesz je. Przygryzła wargę.

- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł. A poza tym, na jak długo miałabym je wynająć?

- Myślę, że co najmniej na kilka miesięcy.

Kilka miesięcy? Z tym kompletnie obcym mężczyzną? Każdego ranka jadać z nim śniadanie,

gotować dla niego, wychowywać jego córkę... Co będzie, jeśli... się w nim zakocha? Nie, na

pewno nie po tym, co powiedział jej na temat małżeństwa. To tylko układ, nic więcej.

- Tak chyba będzie rzeczywiście najrozsądniej. Umówmy się, że zajmę się

gotowaniem i praniem. Czy mógłbyś wziąć na siebie sprzątanie?

- Jasne. Przyzwyczaiłem się do tego. - Mówiąc to, odwrócił się i z niepokojem

wypatrywał Mollie pośród bawiących się dzieci. - O, jest na huśtawce.

- Tak, mam ją cały czas na oku. Oczywiście, będę pokrywać część domowych

wydatków - dodała po chwili.

- Czy sądzisz, że nie potrafię utrzymać rodziny?

- Nie o to chodzi. Przecież to zupełnie inna sytuacja, a ja mam stałą pracę i niezłą

pensję. To żaden problem.

- I tak już dużo dla nas robisz... - Zdał sobie nagle sprawę, że chciałby dowiedzieć się

o tej kobiecie czegoś więcej. Intrygowała go. A on uwielbiał rozwiązywać zagadki. Nie, żeby

od razu myślał o poważnym związku. Dostał już od życia nauczkę, a była żona, Sylvia,

potrafiła zamienić małżeństwo w piekło na ziemi. - Tak, o co chodzi? - spytał trochę

nieprzytomnie, widząc oczekiwanie we wzroku Shelby.

- Pytałam, czy znalazłeś już nową sekretarkę?

- Jeszcze nie, dlaczego?

- Może jakoś ci pomóc? Wieczorami będę miała trochę wolnego czasu. Jestem dość

zorganizowaną osobą...

- Zauważyłem. Poza tym masz świetne referencje.

- Skąd wiesz?

- Rozmawiałem z twoim szefem. Wymyśliłem coś na poczekaniu i pokazał mi twoją

teczkę. Możesz być z siebie dumna.

Ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego.

- Ty z siebie chyba też. Zaśmiał się.

background image

- Nie bądź zła. I nie myśl, proszę, że praca detektywa jest szalenie ekscytująca. To

przede wszystkim grzebanie w starych dokumentach i długie przesiadywanie w samochodzie

w oczekiwaniu, że ktoś zrobi coś głupiego.

- A związane z tym niebezpieczeństwo?

- Tak pokazują tylko w serialach i filmach kryminalnych... Tamci detektywi są

prawdziwymi supermanami. Rzeczywistość jest o wiele bardziej szara i nudna.

- Nieważne, moja oferta jest nadal aktualna.

- Dzięki. Być może rzeczywiście będę potrzebował pomocy, jeśli nie znajdę szybko

dobrej sekretarki. A wracając do małżeństwa, jak sobie właściwie wyobrażasz nasz ślub?

- Zdecydujmy się na skromną uroczystość, ale nie mogę wyjść za mąż w tajemnicy

przed siostrami. Chyba nigdy by mi tego nie wybaczyły. Ty też powinieneś zaprosić kilka

osób, bo w przeciwnym wypadku wzbudzimy podejrzenia.

- Postaram się.

- Może dałoby się ustalić termin na przyszłą sobotę?

- Pewnie tak. Nie mogę uwierzyć, że tak prędko się zdecydowałem - powiedział,

obserwując bawiącą się Mollie.

- Jeżeli nie jesteś pewien, to...

- Nie, będzie dobrze. Zobaczysz. Shelby pokiwała tylko głową.

ROZDZIAŁ TRZECI

Była dokładnie trzecia po południu, kiedy zaparkowali przed rezydencją Margot i Rauda.

Shelby nie potrafiła ukryć zdenerwowania. Żołądek podchodził jej do gardła, a w jej głowie

aż huczało od natrętnych myśli. Zrobię to, potrafię, musi się udać, wmawiała sobie z uporem.

Nigdy nie umiała kłamać, a już na pewno nie tak dobrze, by oszukać własną siostrę i Rauda.

Jak więc zdoła ich przekonać, że ten facet obok niej, to mężczyzna jej życia? Spojrzała na

niego. Ich oczy spotkały się. Była szczerze zdziwiona, gdy zauważyła malujące się na jego

twarzy rozbawienie.

- Nie rozumiem, skąd ten dobry humor? - spytała nieco zgryźliwie.

- Wyglądasz, jakbyś szła na egzekucję. Sądziłem, że lubisz swoją siostrę? Wyluzuj się.

- Pewnie, że ją lubię. Kocham, ale co zrobimy, jeśli zacznie coś podejrzewać?

- Nie martw się, to dla mnie nie pierwszyzna. Wiele razy musiałem wcielać się w

różne postaci. To nie takie trudne. Nigdy nie brałaś udziału w szkolnych przedstawieniach?

Pamiętaj tylko, by nie wypaść ze swojej roli, Shelby. - A gdy kiwnęła głową i wzięła głęboki

oddech, dodał:

- No i nie zapominaj o szczegółach, bo jak powiadają, to w nich tkwi diabeł.

background image

- Co masz na myśli?

- Na przykład to.

Patryk nachylił się w jej stronę i mocno ją pocałował. -Poczuła szybsze uderzenia

serca. Przez chwilę nie była w stanie otworzyć oczu.

- Co robisz? - spytała niepewnie.

- To takie małe wprowadzenie do roli, rozgrzewka. Przecież chcesz, by twoja siostra

uwierzyła, że jesteśmy w sobie zakochani, prawda?

- Mogłeś chociaż poczekać na publiczność - powiedziała Shelby, otwierając drzwi

samochodu.

Patryk szybko wyskoczył za nią.

-Poczekaj!- Sam nie wiedział, co go podkusiło. Ten pocałunek wcale nie był taki

niewinny, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.

Shelby nacisnęła dzwonek, starając się uspokoić przyspieszony oddech. Starannie unikała

wzroku Patryka.

- Spokojnie, kochanie. To był tylko pocałunek. - Przysunął się do niej bliżej.

Nie daj się sprowokować, powtarzała sobie w myślach. Zacisnęła usta.

- Po co mnie denerwujesz? Co chcesz w ten sposób osiągnąć?

- O co chodzi? - zapytała Margot, otwierając drzwi.

- Witam was. - Mówiąc to, ucałowała Shelby w policzek.

- A to zapewne Patryk?

- Margot, nieprawdaż? - Mocno uścisnął jej rękę.

- Shelby, czyżbyś była zdenerwowana? - rzuciła, spoglądając z uśmiechem na siostrę.

- Trochę. On i świętego wyprowadziłby z równowagi.

- Nigdy nie twierdziłem, że jestem pozbawiony wad - powiedział wesoło.

- Wejdźcie. Poznaj mojego męża - zwróciła się do Patryka i zrobiła kilka kroków w

stronę salonu.

W jego drzwiach ukazał się Raud. Przywitał się z Patrykiem, a później podszedł do Shelby i

uściskał ją serdecznie. Swoim bacznym spojrzeniem łowił każdy najdrobniejszy szczegół.

Potem wymienili z Margot porozumiewawcze spojrzenia.

No cóż, wkroczyliśmy do jaskini lwa, pomyślała przestraszona Shelby. A zatem gra się

zaczęła. W zasadzie wszystko szło jak po maśle aż do momentu, kiedy to Patryk usiadł koło

niej i otoczył ją ramieniem. Najchętniej wyrwałaby mu się, ale nie mogła tego przecież

zrobić. Poczuła się osaczona. Sama nawarzyła sobie tego piwa. A on najspokojniej w świecie,

bawiąc się niby to od niechcenia jej włosami, rozmawiał z Raudem. Shelby zupełnie nie

background image

potrafiła się skoncentrować na przebiegu dyskusji. Nie umiała sobie poradzić z emocjami,

które budził w niej ten mężczyzna. A co gorsza, ten stan sprawiał jej niekłamaną

przyjemność.

- Przygotowałam krewetki po kreolsku - powiedziała zachęcająco Margot. - Pomożesz

mi je doprawić? - zwróciła się do siostry.

Shelby pokiwała głową i energicznie wstała. Nagle zdała sobie sprawę, że oznacza to, iż musi

zostawić Patryka samego z Raudem.

- Choć właściwie... poradzisz sobie jakoś beze mnie? - rzuciła miękko w stronę

Patryka.

- Chyba uda mi się wytrwać do twojego powrotu, kochanie.

Gdy tylko znalazły się w wielkiej, staromodnej kuchni, Margot natychmiast zamknęła za nimi

ciężkie, drewniane drzwi.

- On jest niesamowity - szepnęła podekscytowana. -I szaleje na twoim punkcie. To

widać na pierwszy rzut oka. Gdzie go znalazłaś?

- Mówiłam ci, czasami pracuje dla mojej firmy. - Chyba nieźle nam idzie, ucieszyła

się w duchu. - Jest cudowny, prawda?

- Jak na razie, nie odkryłam żadnych wad. - Margot mówiła lekkim tonem, lecz w jej

oczach widoczna była czujność. - Czyżbyś była zakochana?

Shelby wzięła głęboki oddech, modląc się, by nie wypaść z roli.

- Zakochana na tyle, żeby zaprosić was na nasz ślub.

- O rety, Shelby, nie mogę uwierzyć! - Margot przytuliła ją mocno. - Powiedziałaś już

Georgii?

- Jeszcze nie. Chciałam zadzwonić do niej po wizycie u was.

- Więc zadzwońmy do niej teraz. I tak będzie zawiedziona, że dowiedziała się ostatnia.

Otworzyła drzwi.

- Raud, mamy szampan? - zawołała.

- A jest jakiś powód do świętowania?

- Tak! Shelby i Patryk zaręczyli się! - Nie słuchając odpowiedzi męża, ponownie

zwróciła się do siostry: -

Kiedy się pobieracie? Może podczas świąt, wtedy jest tak cudownie. Albo na wiosnę.

- Myśleliśmy o czerwcu, tyle tylko, że tegorocznym... Macie jakieś plany na przyszłą

sobotę?

- W najbliższą sobotę? - Margot wyglądała na przerażoną.

background image

Może narzuciłam trochę za szybkie tempo, skarciła się w duchu Shelby. No cóż, cel uświęca

środki.

- Dobrze się czujesz? Może lepiej usiądź - poprosiła zdumioną Margot.

- Trochę mnie zaskoczyłaś, to wszystko. Skąd ten pośpiech?

- I tak nie planujemy wystawnego ślubu, a zależy nam, by jak najszybciej zamieszkać

razem. Długo rozmawialiśmy na ten temat. Oboje jesteśmy zgodni, że nie ma sensu dłużej

zwlekać. - Chyba sama nie uwierzyłaby w tak naciągane argumenty.

W tym momencie do kuchni weszli panowie.

- Już się pochwaliłaś, co? Szkoda, że pozbawiłaś mnie tej przyjemności, kochanie. -

Patryk pocałował ją czule. - Twoja siostra zapewne potrzebuje trochę czasu, by przyzwyczaić

się do tej myśli. - Mówiąc to, spojrzał z obawą na Margot.

Raud wyjął z lodówki butelkę szampana.

- No to świętujemy! - zawołał wesoło.

- Widzę, że jesteś przygotowany na każdą okazję. To rozumiem. Dzięki, Raud. -

Patryk wydawał się szczerze wzruszony.

- Gratulacje! Ale dlaczego już w przyszłą sobotę? -

Margot nie miała zaufania do pochopnie podejmowanych decyzji.

- Po prostu nie chcemy dłużej czekać - powiedział Patryk z szelmowskim uśmiechem.

- A jest ku temu jakiś szczególny powód? - Wciąż nie dawała za wygraną. - Nie

możecie najpierw upewnić się, czy jesteście dla siebie odpowiednimi partnerami?

Pytanie to jednak zagłuszył huk, który rozległ się, gdy korek wystrzelił z butelki szampana.

Raud prędko napełnił kieliszki i podał je Shelby i Patrykowi.

- Dla ciebie, kochanie - zwrócił się do Margot - niestety tylko woda.

- Raud, oni planują ślub na przyszłą sobotę. Za sześć dni!

Przytulił się do niej i pogłaskał jej zaokrąglony brzuch.

- Już zapomniałaś, że sześć lat temu i my nie chcieliśmy czekać?

- To prawda.

Shelby wiedziała, iż powinna powiedzieć teraz coś, co uspokoiłoby siostrę, ale zupełnie nie

mogła znaleźć odpowiednich słów. To wszystko działo się zbyt szybko. Świat zdawał się

wirować w zawrotnym tempie... Zajęta swoimi myślami nie dostrzegła, że Patryk cały czas jej

się przygląda.

- Za nas! - Stuknęli się lekko kieliszkami. Oboje upili po łyku. Oczy Shelby wypełniły

się łzami. Przycisnął ją mocno do siebie i gorąco pocałował. Wtuliła się w niego, nieco

uspokojona, ale zarazem zła. Czyżby znów celowo ją prowokował?

background image

- Skoro jesteście pewni swoich uczuć, nie mamy prawa ich podważać - odezwała się

Margot. - Zadzwońmy do Georgii.

Shelby uśmiechnęła się i pokiwała głową. Teraz naprawdę odetchnęła z ulgą. No tak, o

Margot nie musiała się już martwić, powinna zatem zastanowić się nad własnym

postępowaniem. Zmroziła ją na moment myśl, że postanowiła dobrowolnie wyjść za mąż za

całkiem obcego mężczyznę, przy którym na dodatek zupełnie traciła głowę.

- Chyba nam nieźle poszło - powiedział Patryk, gdy znaleźli się już na ulicy.

Podeszli do samochodu. Jeszcze jeden uśmiech, jeden ruch ręki, gdyż Margot i Raud stali w

oknie. Potem dało się słyszeć przeciągłe skrzypnięcie otwieranych i zamykanych drzwiczek

samochodu.

- Odrobina oleju rozwiązałaby ten problem - zwróciła się do Patryka. - Naprawdę nie

słyszysz, jak strasznie skrzypią te drzwi? - Musiała jakoś odreagować.

Patryk uruchomił silnik i po chwili miękko ruszyli.

- Jutro postaram się je naoliwić.

Była wściekła, że tak łatwo się podporządkował. Zmarszczyła brwi i utkwiła wzrok w

przedniej szybie.

- Coś jeszcze? - zapytał łagodnie.

- Niby co?

- No, nie wiem, dlatego wolę zapytać. Nie potrafię czytać w twoich myślach, ale

widzę, że coś jest nie tak.

Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Nie bardzo rozumiała, co się z nią dzieje i jedno, czego

była pewna, to że sytuacja wymyka się jej spod kontroli.

- Jesteś dzisiaj jakaś inna...

- Nie wiem, dlaczego tak się dziwisz. To ty zachowujesz się nienormalnie.

- Jak to?

- Całujesz mnie bez uprzedzenia, obejmujesz...

- Przecież mieliśmy udawać zakochaną parę. Starałem się dobrze zagrać swoją rolę.

Co fakt, to fakt. Zrobiło jej się trochę głupio. Nie przewidziała, że Patryk zacznie się jej

podobać. Nie wolno jej było się w nim zakochać, tego ich układ nie przewidywał... Pora się

opamiętać.

- Shelby?

- Tak?

- Wydajesz się taka nieobecna...

- Przepraszam, zamyśliłam się. Wiesz, wydaje mi się jednak, że trochę przesadziłeś.

background image

- Miało wyglądać tak, jakbyśmy się naprawdę kochali. Kochali...? Nigdy jeszcze nie

była zakochana i nigdy

z nikim się nie kochała... Spojrzała na Patryka. Może nie był przystojny w

powszechnym znaczeniu tego słowa, ale wydał jej się bardzo męski i pociągał ją. Przez krótką

chwilę wyobraziła sobie ich dwoje w łóżku. Z trudem odpędziła tę wizję.

- A zatem, jak rozumiem, chciałeś po prostu dobrze odegrać swoją rolę? Dzięki.

- Miałem zachowywać się jak twój przygodny znajomy? Tego chciałaś?

- Nie, ale trochę mnie zaskoczyłeś. Mogłeś mnie chociaż uprzedzić.

- Mówiłem ci, że jestem niezły w udawaniu...

Nie zamierzała mu zdradzać, że podczas tego przedstawienia drżała z podniecenia,

jakiego wcześniej nie zaznała. Jak to możliwe, że tego nie zauważył?

- Jak często będziemy się widywać z Margot i Raudem? Są tacy mili.

- Dlaczego pytasz?

- Zastanawiam się, ile razy będę miał przyjemność cię całować?

- Trudno powiedzieć. Myślę, że niezbyt często - powiedziała z ociąganiem. - Na

pewno spotkamy się z nimi w sobotę na ślubie. A potem... nie wiem, co będzie. Pewnie

zrozumieją, że wolimy spędzać czas w swoim towarzystwie i nie trzeba będzie grać.

- Ja nie narzekam. - Niespodziewanie ujął jej dłoń. -A tobie chyba też się podobało?

Twoja siostra i Raud są bardzo sympatyczni. Polubiłem ich. Jak się na nich patrzy, można

prawie uwierzyć, że zdarzają się szczęśliwe małżeństwa. On za nią szaleje, a ona wierzy mu

bez zastrzeżeń. Od dawna są razem?

- I tak, i nie.

Patryk spojrzał na nią z zachwytem i mocniej ścisnął jej dłoń.

- Jesteś mistrzynią niedopowiedzeń! - stwierdził z uśmiechem.

- Niezupełnie. Po prostu na to pytanie nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi.

Wprawdzie są małżeństwem od sześciu lat, ale spędzili ze sobą tylko kilka pierwszych

miesięcy. Potem się rozstali. Dopiero od niedawna są znowu razem.

- A co było powodem ich rozstania?

- Margot poroniła i nie potrafiła sobie z tym poradzić.

Choć trzeba przyznać, że ich rozstanie było w dużej mierze zasługą mojej babki.

- To zapewne ta sama babunia, która wyrzuciła z domu twojego ojca? Cóż za

czarująca osoba! Jest mi niewymownie przykro, że nie zdążyłem jej poznać. - Jawny sarkazm

nie przypadł Shelby do gustu. - Nie martw się. Znajdziemy waszego ojca i to będzie najlepszy

rewanż - zakończył z uśmiechem.

background image

- Więc w sobotę... Kupisz Mollie jakąś ładną sukienkę na nasz ślub?

- Ona nie nosi sukienek.

- Dlaczego?

- Nie byłem w stanie się dowiedzieć. Może uważa, że szorty są wygodniejsze.

Usiłowałem ją kiedyś ubrać w sukienkę, ale dostała takiego ataku histerii, że postanowiłem

poprzestać na jednej próbie. Przygotuj się, że na naszym ślubie wystąpi w szortach i swojej

ukochanej dżinsowej czapeczce.

- Czy ona ją w ogóle kiedyś zdejmuje?

- Właściwie nie. Tylko do spania, a i to niezbyt chętnie.

- Dziwne. Zawsze zdawało mi się, że małe dziewczynki uwielbiają się stroić.

Mogłabym przyjść na przykład w środę wieczorem i pochodzilibyśmy po sklepach. Kto wie,

czy Mollie nie da się namówić na jakąś szałową kreację.

- Warto spróbować. A potem pójdziemy na kolację. Zatrzymał się przed domem

Shelby.

- Nie musisz wysiadać, poradzę sobie - rzuciła bez przekonania.

On jednak jednym susem wyskoczył z samochodu i otworzył jej drzwi. Odprowadził ją pod

drzwi wejściowe, a potem, ku jej zdziwieniu, nie pożegnał się, tylko wszedł z nią do środka i

bez słowa wsiadł do windy. Zatrzymali się przy jej mieszkaniu.

- Dzięki za to, że zgodziłeś się pójść ze mną do Margot i Rauda. - Wyjęła z torebki

klucze. Była zdenerwowana i nie mogła poradzić sobie z zamkiem. Patryk wyjął jej z ręki

klucze i bez trudu otworzył drzwi.

- To było naprawdę miłe spotkanie. Wszystko w porządku? - Shelby skinęła głową i

lekko się uśmiechnęła.

- Widzę, że jesteś zdenerwowana, choć świetnie się sprawiłaś. Niepotrzebnie tylko

sztywniałaś za każdym razem, kiedy cię dotykałem. Może masz za mało praktyki.

- Co takiego?

- Znasz chyba to przysłowie, że trening czyni mistrza?

- Mówiąc to, objął ją i mocno pocałował.

Cały świat zawirował jej przed oczami. Kiedy podniosła wzrok, Patryk patrzył na nią z

leciutką kpiną i nie bez satysfakcji.

- No widzisz, to nic strasznego.

- Dobranoc, Patryk - powiedziała i zatrzasnęła z impetem drzwi.

Serce waliło jej jak oszalałe. Wciąż czuła na wargach gorące usta Patryka. Dlaczego nie

odpowiedziała na pieszczotę, skoro właśnie o tym marzyła? Długo stała oparta o drzwi,

background image

próbując się uspokoić. To jasne, potrzebowała więcej praktyki. A do środy było jeszcze

daleko. Całe długie trzy dni.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Shelby zerkała co chwila niecierpliwie na zegarek. Patryk zadzwonił do niej rano i

obiecał, że wpadnie po nią o szóstej. Nie mogła się już doczekać. Specjalnie wyszła wcześniej

z pracy, aby zdążyć się trochę odświeżyć i przebrać. W kostiumie nie czuła się zbyt

wygodnie, traktowała go raczej jak strój roboczy, a w końcu wybierała się na kolację z

przyszłym mężem. Miała w duchu nadzieję, że tym razem nie wylądują w barze szybkiej

obsługi. Jeszcze raz zerknęła w lustro i poprawiła włosy. Z przyjemnością stwierdziła, że w

tej sukience wygląda naprawdę dobrze. Mam nadzieję, że Patryk też będzie tego zdania,

pomyślała. Gdy rozległ się przeciągły dzwonek do drzwi, od razu domyśliła się, że to sprawka

Mollie.

- Cześć - przywitała dziewczynkę, lecz nagle głos zamarł jej w krtani, a serce zaczęło

bić jak oszalałe. Wzięła głęboki oddech i zmusiła się do uśmiechu. - Co słychać, Mollie?

Jesteś gotowa wyruszyć po zakupy?

Dziewczynka, wczepiona w nogawkę spodni ojca, zaprzeczyła ruchem głowy. Jak zwykle

ubrana byłą w szorty i koszulkę. Tym razem nawet czystą. Na głowie miała oczywiście swoją

ukochaną czapkę.

- Ja nie fcę tam iść - burknęła pod nosem.

- Mówi się „nie mam ochoty" - poprawiła ją Shelby spokojnie. - Zobaczysz, spodoba

ci się. Może kupimy ci ładną sukienkę albo śliczne lakierki...

Mollie znowu pokręciła głową i mocniej przycisnęła do siebie misia. Czapka zsunęła się

małej niemal na oczy, ale mimo to Shelby dostrzegła smutne oczy i zaciśnięte mocno

usteczka. Patryk rzucił Shelby karcące spojrzenie i wziął Mollie na ręce.

- Pójdziemy coś zjeść? - zapytał.

- Tak, jasne. - Shelby zamknęła drzwi i wrzuciła klucz do torebki. - Dokąd nas

zabierasz?

- Znam pewien lokal w centrum, bardzo sympatyczny... i jest tam kącik zabaw dla

dzieci. A poza tym w okolicy aż roi się od sklepów.

Restauracja, którą wybrał Patryk, była rzeczywiście urokliwa. Gdy usiedli przy stole, kelner

przyniósł menu, a przy okazji również książeczkę do kolorowania dla Mollie i kredki.

Dziewczynka wyglądała na uszczęśliwioną i od razu przystąpiła do dzieła. Mieli więc

możliwość przez chwilę w spokoju porozmawiać.

- Czy kupujecie ubrania w jakichś konkretnych sklepach? - zapytała Shelby.

background image

- Nie. Mollie jest u mnie dopiero od roku i nie wyrosła ze starych ciuszków. Poza tym,

nie bywamy w wielkim świecie, a Mollie nie cierpi zakupów.

Shelby spojrzała na dziewczynkę, a później na jej ojca.

- Ona nie lubi, czy ty?

- To chyba u nas rodzinne. Wiesz, jakie małe są guziki przy tych dziecięcych

ubrankach?

Pokiwała ze zrozumieniem głową.

- Może razem damy sobie z nimi radę. Obiecuję, że będę dziś zapinać wszystkie

guziki.

- Czy udało ci się załatwić formalności? Shelby pokiwała głową.

- Bierzemy ślub w samo południe, potem możemy pójść na lunch. Margot upiera się,

aby Raud poprowadził mnie, nazwijmy to do ołtarza.

- Ale nie będziesz miała na sobie jednej z tych długich, białych sukni z welonem? -

spytał z lekkim przerażeniem w głosie.

- Zastanowię się... Zamknął oczy.

- O Boże, a ja miałem nadzieję, że obojgu zależy nam na cichym, skromnym ślubie.

- Żartowałam - uśmiechnęła się i wsunęła dłoń pod jego ramię. - Wybrałam skromną,

jasną garsonkę i kapelusz. Zadowolony?

Odetchnął z ulgą.

- Zatem lunch, a później jesteśmy wolni?

Pokiwała Smętnie głową. W marzeniach wyglądało to całkiem inaczej. Wyobrażała sobie

dawniej, że pozna jakiegoś cudownego mężczyznę, pokocha do szaleństwa i poślubi...

- Mam nadzieję, że nie musimy jechać w podróż poślubną?

- Nie. - Dlaczego czuła się zawiedziona? - Nie wiem, o co ci chodzi? Przecież to

wszystko jest tylko na niby. Będziesz prowadził takie samo życie, jak przedtem.

- Moje życie kręci się wokół Mollie. Wcześniej prawie jej nie widywałem. Nie

dlatego, żebym nie chciał, ale Sylvia lubiła mi utrudniać kontakty z dzieckiem.

Daremnie czekała, by choć jednym słowem skomentował przygotowania do ich ślubu. Gdy

wciąż uparcie milczał, spojrzała na Mollie. Obrazek był prawie gotowy.

- Popatrz, tato. Ładnie? - Mollie uniosła rysunek do

góry.

Ależ bohomazy, pomyślała Shelby.

- Ślicznie, Mollie. Jest naprawdę wspaniały. Podaru-

jesz mi go? - spytał ze szczerym wzruszeniem.

background image

Był dumny ze swojej córki. Za każdym razem, gdy obserwowała taką scenkę, uświadamiała

sobie boleśnie, jak wiele straciła, wychowując się bez ojca.

- Pokaż teraz Shelby.

- Nie fcę - powiedziała dziewczynka, marszcząc nosek.

- Nie ma takiej potrzeby, stąd też widzę. Jest rzeczywiście bardzo ładny. - Nie

potrafiła jednak ukryć, że zachowanie Mollie sprawiło jej przykrość.

- A teraz odwróć kartkę i spróbuj pokolorować następny obrazek. - Spojrzał

przepraszająco na Shelby.

Wzruszyła ramionami.

- To normalne. Tyle osób przewinęło się przez jej życie w ostatnim roku. Musi się

jakoś chronić - powiedziała z namysłem. Po raz kolejny zaczęła kwestionować w duchu ten

wariacki plan. A na początku wszystko wydawało się takie proste. Ona pomoże jemu, on jej...

W czasie posiłku Mollie zachowywała się poprawnie. Shelby zastanawiała się, czy Patryk

rozmawiał z małą na ten temat. W każdym razie doceniła to i pochwaliła dziewczynkę.

- Powiedz, jak ci się to udało? - zapytała Patryka.

- Pozwoliłem jej zabrać misia.

- Misia?

- Tak. Zazwyczaj protestuję, ale tym razem zrobiłem wyjątek, pod warunkiem, że

będzie grzeczna.

- Przekupstwo. Uśmiechnął się szelmowsko.

- Ale działa.

- Zapamiętam to sobie.

Gdy znaleźli się na zewnątrz, zaproponowała, by najpierw wstąpili do dużego sklepu przy

Canal Street. Mieli tam olbrzymi dział dziecięcy i naprawdę było w czym wybierać.

Wyszukała dwie sukienki, które mogłyby się spodobać Mollie.

- Którą wolisz? - zwróciła się do dziewczynki. Mała spojrzała podejrzliwie i przytuliła

się mocniej do

ojca.

- O, ta niebieska jest śliczna. Bardzo mi się podoba. - Patryk postanowił rozładować

sytuację.

- A ty, Mollie, którą wybierasz?

Dziewczynka wskazała niepewnie palcem na niebieską.

- No to chodź, przymierzymy - powiedziała zachęcająco Shelby.

- Nie fee - burknęła mała, przyciskając mocno misia.

background image

- To trochę niegrzeczna odpowiedź - skarciła ją Shelby. - Myślę, że będzie ci bardzo

ładnie w tej sukience. Włożymy ją, a potem pokażesz się tacie. Co ty na to?

Mała zaprzeczyła, kręcąc głową. Shelby spojrzała na Patryka, szukając u niego pomocy, ale

on nie powiedział ani słowa. Obserwował sytuację z jawnym rozbawieniem. Czuła, że to

rodzaj testu. Zatrzymała wzrok na niedźwiadku i coś nagle wpadło jej do głowy.

- Chodź, Mollie, zmierzymy tę sukienkę. A jeśli będzie pasowała, wybierzemy też coś

ładnego dla misia, żeby i on świetnie wyglądał. Inaczej, rzecz jasna, byłoby mu przykro.

- Przekupstwo - szepnął Patryk.

- Dobze - zgodziła się Mollie, puszczając nogawkę spodni ojca i wyciągając rączkę w

stronę Shelby.

- Cokolwiek by to nie było, działa - odszepnęła Shelby z tryumfem w głosie.

W przebieralni mała za żadne skarby nie chciała zdjąć czapki. Gdy wreszcie Shelby ją do tego

namówiła, zrozumiała powód, dla którego mała nie rozstawała się z czapeczką. Jasne włoski

dziecka obcięte były, a raczej wystrzępione, niemal tuż przy skórze. Mollie wyglądała w

sukience prześlicznie.

- Idź i pokaż się tacie, niech też zobaczy, jak pięknie wyglądasz - zachęciła ją Shelby z

uśmiechem.

Mollie wybiegła z przebieralni, zapominając w ferworze o ukochanej zabawce. Shelby

podniosła misia z podłogi i zaczęła się zastanawiać, czy uda im się dostać dla niego jakieś

ubranko.

Po chwili mała wróciła z buzią uśmiechniętą od ucha do ucha i zawołała:

- Tata powiedział, ze wyglądam, jak prawdziwa księz-

nicka.

- No widzisz! Poprosimy panią, żeby zapakowała nam sukienkę i będziesz mogła

włożyć ją w sobotę.

Mollie wykonała jeszcze niezliczoną ilość piruetów, nim pozwoliła sobie zdjąć nową

kreację. Wyszły, rozglądając się w poszukiwaniu Patryka. Gdy tylko Shelby go dostrzegła,

podeszła do niego i syknęła:

- Gdzie strzyżesz małą?

Miał taką minę, jakby coś przeskrobał.

- Sam to robię. Z braku czasu. A poza tym, ona nienawidzi fryzjerów.

- Nie do wiary, jest tyle salonów, które specjalizują się w strzyżeniu dzieci...

- Naprawdę? W takim razie miałaś rację od samego początku: potrzebuję żony!

background image

- Państwa córeczka wygląda uroczo w tej sukience -powiedziała sprzedawczyni i

uśmiechnęła się do Shelby.

Już miała sprostować, że to pomyłka, lecz w ostatniej chwili ugryzła się w język.

- Prawda? - Przez chwilę wyobraziła sobie, że wychodzi za Patryka z miłości, że

spędzi z nim resztę życia, a może nawet będą mieli jeszcze jedno dziecko, duży dom, pełen

ciepła i radości. Jakże piękne są marzenia...

- I co dalej? - spytał Patryk.

- Jak to co? Musimy znaleźć ubranko dla misia - odpowiedziała Shelby.

Poszli do działu z zabawkami i na szczęście udało im się wyszukać elegancką kamizelkę dla

niedźwiadka i czarny cylinder na gumkę. Mollie była zachwycona. Dumnie niosła swojego

misia, uważając, by nie zgubił kapelusza.

- Gdyby udało nam się jeszcze gdzieś ją ostrzyc, byłoby cudownie. O której Mollie

chodzi spać?

- Zazwyczaj około ósmej, ale jutro nie musi wcześnie wstawać, więc nie ma to

właściwie większego znaczenia.

- Myślę, że lepiej załatwić to jutro. Zadzwonię do ciebie i powiem ci, dokąd ją

najlepiej zabrać. Będziesz mógł to zrobić?

- Oczywiście. Musimy wpaść do biura, ale zwykle nie siedzimy tam zbyt długo.

- Znalazłeś już nową sekretarkę?

- Jeszcze nie, ale mam tymczasową pomoc. Przynajmniej ktoś odbiera telefony od

klientów.

- Mollie jest już zapisana do przedszkola. Powiedziałam w kadrach, że wychodzę za

mąż. Nie było żadnego problemu. Może tam chodzić już od poniedziałku.

- Ja też już zleciłem jednemu z moich ludzi, by zdobył metrykę urodzenia twojego

ojca.

Była zadowolona, że zaczął działać od razu, jeszcze przed ślubem. A jeśli odnajdzie jej ojca

już po kilku dniach? Czy wówczas Patryk natychmiast zaproponuje jej rozwód?

Odwiózł ją do domu, ale zrezygnował z wejścia na górę. Musiał położyć małą do łóżka.

Weszła do mieszkania, zastanawiając się, czy zostawiła zapalone światło.

- Jest tu kto? - zawołała niepewnie.

- Hej, Shelby! - Georgia leżała wyciągnięta na sofie i oglądała telewizję. Na widok

siostry od razu wstała. -Przepraszam, ale pomyślałam, że skoro już przyszłam, poczekam na

ciebie.

- Nie spodziewałam się ciebie.

background image

- Pewnie spotkałaś się z Patrykiem?

- Tak. Byliśmy na kolacji.

- No to przynajmniej uzyskałam odpowiedź na jedno z nurtujących mnie pytań.

- Jakie pytanie? O co chodzi? - Była zmęczona. Wolałaby być teraz sama.

- Czy ze sobą sypiacie.

Shelby udawała, że pytanie Georgii wcale jej nie zaskoczyło.

- Oczywiście, że nie - syknęła.

- Ojej, nie wściekaj się. Szkoda, że nie miałam okazji go poznać. Margot mówiła, że

jest wysoki, męski i bardzo sympatyczny. Ale nie da się ukryć, że obie jesteśmy zaskoczone

waszą nagłą decyzją.

- Jeśli chcesz wiedzieć, to ja też.

- Ale jesteś pewna swoich uczuć? - zapytała Georgia z troską w głosie.

- Tak - powiedziała Shelby z przekonaniem. Ten układ mógł przynieść tylko korzyści.

- W czym mogę ci pomóc? Wzięłam na tę okazję trzy dni wolnego.

- To niepotrzebne, ale dziękuję ci. Właściwie mam już wszystko przygotowane. Nigdy

jednak nie wiadomo, co wyskoczy w ostatniej chwili.

Opowiedziała siostrze, jaki będzie przebieg ceremonii, pokazała kostium kupiony specjalnie

na tę okazję i przedyskutowała z nią menu, które i tak już było zamówione. Próbowała dobrze

grać swą rolę i kiedy tylko było to możliwe, wtrącała do opowieści imię Patryka.

- A co z waszym miesiącem miodowym? Dokąd się wybieracie?

Shelby zamarła na moment. Nie spodziewała się tego pytania. Po chwili jednak udało jej się

pozbierać.

- Bardzo dużo wolnych dni poszło na załatwianie formalności po śmierci naszej babci.

Praktycznie nie mam już urlopu - wybrnęła jakoś. - Patryk też jest w tej chwili zawalony

robotą, więc postanowiliśmy, że na jakiś czas odłożymy podróż poślubną. Najważniejsze, że

będziemy razem.

- Szczęściara z ciebie, siostro. - Georgia uśmiechnęła się szeroko. - Zamieszkasz u

niego?

- Tak. Większość rzeczy już spakowałam.

- Sądzę jednak, że naprawdę powinniście gdzieś wyjechać, choćby na tydzień. Mam

kilku zaprzyjaźnionych lekarzy. Ze zwolnieniem nie będzie kłopotu. Poza tym, moglibyśmy

was przeprowadzić. Dasz mi klucze do jego mieszkania, a gdy wrócicie, wszystko będzie

gotowe.

background image

O Boże, pomyślała z przerażeniem Shelby. Litości! Tego jeszcze brakuje, żeby przewrócili do

góry nogami mieszkanie Patryka. Od razu wszystko by się wydało. Rzadko kiedy szczęśliwi

nowożeńcy mają osobne sypialnie.

- Zapytam Patryka, jednak myślę, że nie przyjmie takiej propozycji. Ale dziękuję ci,

Georgio.

Kiedy kładła się spać, czuła się kompletnie wyczerpana. Zaczęła ogarniać ją panika. Jak

długo zdoła tak udawać? Patryk radził sobie z tym znacznie lepiej. Jego życie to jedna wielka

gonitwa myśli i same znaki zapytania. No cóż, trening czyni mistrza. Ona wolała ład i

porządek. Była zła, że Georgia spała smacznie na sofie w pokoju obok. Najwyraźniej nie

zamierzała opuścić jej przed sobotą. Tylko tego jeszcze brakowało...

Następnego ranka zadzwoniła do Patryka do biura. Jego głos w słuchawce zabrzmiał

niezwykle oschle i oficjalnie.

- Słucham, O'Shaunnessy.

- Cześć, Patryk. Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Która pierwsza?

- Jeśli ta zła dotyczy zmiany twojej decyzji, to w ogóle nie chcę jej słyszeć. Mollie,

zostaw to. Przepraszam cię na moment...

Bawiła się nożem do papieru.

- Chodzi o coś zupełnie innego. - Jednak to, co powiedział, sprawiło jej przyjemność.

Więc byłoby mu przykro... Szybko opowiedziała o pomyśle Georgii.

- I to ma być zła wiadomość? Powinniśmy być wdzięczni twojej rodzinie, że chce nam

pomóc.

- Ale przecież nie możemy im powiedzieć, że będziemy mieć osobne pokoje i w

ogóle...

- Nie musimy. Najwyżej przeniesiemy później twoje rzeczy do innego pokoju, o ile

oczywiście będziesz tego jeszcze chciała.

Co on mówi? Nabija się z niej?

- Mollie, zostaw to w tej chwili! Przepraszam cię, ale nie mogę z tobą dłużej

rozmawiać. A co z tą dobrą wiadomością?

- Znalazłam fryzjerkę dla Mollie, podaję ci adres.

- Dobra, ale jak mała zacznie wrzeszczeć, będziesz w tym zakładzie skończona -

powiedział pospiesznie, nie chcąc się teraz zastanawiać nad tym, dlaczego przyszło mu do

głowy, że ten pomysł z małżeństwem nie był wcale taki szalony i głupi.

- Nie ma obawy, obiecuję, że Mollie będzie zachwycona. - Co on miał właściwie na

myśli? Była rozdygotana, ale panowała nad głosem. - Zatem do soboty. Pamiętasz wszystko?

background image

- Tak, mam zapisane. Gdybym nie mógł poradzić sobie z sukienką Mollie, pójdę do

sąsiadów. Wyobrażam sobie te zdziwione miny, kiedy zobaczą ją tak wystrojoną.

- Może nie będą zadawali kłopotliwych pytań - roześmiała się. Każda rozmowa z nim

była zarazem przyjemnością i wyzwaniem. Wzruszała ją czułość w jego głosie, kiedy mówił o

córeczce.

- Tak więc do zobaczenia w sobotę, dziecino - pożegnał ją i odłożył słuchawkę.

Sobota była przepięknym dniem, od rana świeciło słońce. Margot wraz z Georgią

przygotowały śniadanie i przyniosły je Shelby do łóżka. Usiadły obok niej i wspólnie

rozkoszowały się świeżymi tostami i kawą.

- Czuję się tak samo jak wtedy, gdy byłyśmy dziećmi. Pamiętacie? - rozmarzyła się

Margot.

- Na szczęście nie musimy się martwić, że za chwilę wpadnie babcia i skutecznie

popsuje dobry nastrój - dodała Georgia.

- Wyrządziła nam wielką krzywdę już o wiele wcześniej - rzuciła Shelby - kiedy

wykurzyła z miasta naszego ojca.

Obie siostry spojrzały na nią zaskoczone. - Pamiętam go jak przez mgłę, ale ty? - Margot

spojrzała na siostrę ze współczuciem. - Ty byłaś za mała. Nie sądziłam, że tak ci go

brakowało.

- Nie musimy kogoś pamiętać, by odczuwać jego brak. Zawsze zazdrościłam

koleżankom, że mają kochających ojców. Tyle razy wyobrażałam sobie, jak bawią się z nimi,

jak jeżdżą na wycieczki łub po prostu siedzą obok siebie i oglądają wspólnie telewizję.

- I ja oddałabym wszystko, żeby mieć oboje rodziców

- powiedziała z namysłem Georgia. - Odkąd prawda wyszła na jaw, nie mogę przestać

myśleć o mamie. Dlaczego tak łatwo zrezygnowała z walki o szczęście? Czy gdyby nie

Harriet, do dziś miałybyśmy oboje kochających rodziców? Jak myślicie?

Siedziały dłuższą chwilę bez słowa. W końcu Margot powiedziała z uśmiechem:

- Ej, dziewczyny, przestańcie robić takie nieszczęśliwe miny. Mamy dzisiaj w planie

ślub!

Shelby, spoglądając do lustra, musiała przyznać, że w tej jedwabnej, kremowej garsonce

wygląda zupełnie nieźle. Była podenerwowana, lecz starała się siedzieć spokojnie, gdy

Georgia kończyła układać jej włosy.

- Jeszcze tylko kapelusz... No proszę, fantastycznie!

- wykrzyknęła radośnie.

Podeszła do niej Margot.

background image

- Masz, to należało kiedyś do mamy. Musisz mieć przecież coś starego i pożyczonego.

- Podała jej sznur pereł.

- A ode mnie dostaniesz coś niebieskiego - pisnęła filuternie Georgia i otworzyła dłoń.

Leżała na niej koronkowa podwiązka. - Już sobie wyobrażam, jak Patryk ją ściąga!

- Ty zbereźnico! - ofuknęła ją Shelby.

- Grunt to tradycja. Nic na to nie poradzę, moja droga. Wszystkie trzy weszły do

salonu. Przy oknie stał Raud.

- Shelby! Ależ ty pięknie wyglądasz! Patryk nie będzie mógł oderwać od ciebie oczu -

zawołał radośnie.

Uśmiechnęła się do niego, choć zrobiło jej się przykro. Czy kiedyś będzie jej dane przeżyć tak

cudowną i trwałą miłość, jak ta, która połączyła jego i Margot?

- Nie zapomnij o grosiku na szczęście - powiedziała Georgia, najwyraźniej niezwykle

przejęta całą ceremonią.

Raud sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej starą złotą monetę.

- Weź ją, Shelby. I niech przyniesie ci szczęście. Znalazłem ją dawno temu na

chodniku. Byłem wtedy jeszcze dzieckiem. Od tego czasu wiernie mi służyła. Wszystko,

czego pragnąłem, już mam.

- Dziękuję ci - szepnęła wzruszona. - Jesteście wspaniałą rodziną.

- Już niedługo będzie nas jeszcze więcej - dodał.

- O Boże! Zapomniałam powiedzieć wam o Mollie.

- O kim? - Margot spojrzała na nią podejrzliwie.

- O córce Patryka. Ma cztery lata. Ona też wejdzie do rodziny, prawda?

- Chcesz powiedzieć, że będziesz matką wcześniej ode mnie? - obruszyła się Margot. -

Tego się nie spodziewałam.

- Dobrze, moje panie, chodźmy już. Nie wypada, by Shelby spóźniła się na własny

ślub. O tej porze mogą być straszne korki. Trzeba to wziąć pod uwagę.

Na szczęście dotarli na miejsce na czas. Ku całkowitemu zaskoczeniu Shelby oczekiwał ich

spory tłumek gości. Witając się ze wszystkimi zebranymi, dostrzegła kilka nie znanych sobie

osób. To z pewnością znajomi Patryka. Spojrzała na zegarek; dochodziła dwunasta, a pana

młodego wciąż nie było. Gdzie on się podziewa? Czyżby w ostatniej chwili zmienił zdanie?

Zegar wybijał właśnie dwunastą, kiedy Patryk z Mollie na ręku wpadł do kancelarii. Mała

wyglądała prześlicznie. Jej krótko, ale ładnie ścięte włoski przewiązane były niebieską

kokardą.

background image

- Czy to jakaś księżniczka? Mollie, prawie cię nie poznałam! - zawołała Shelby z

uśmiechem.

Teraz dopiero popatrzyła na swego przyszłego męża. Zaparło jej dech w piersiach.

Ciemnopopielaty garnitur i jasnoniebieska koszula pięknie harmonizowały z lekką

opalenizną.

- Cieszę się, że zdążyłeś - szepnęła.

- To zasługa pani Turner. Gdyby nie pomogła mi ubrać Mollie, nie dotarłbym na czas.

Obie siostry podeszły do nich. Ku zdziwieniu Shelby, Georgia wyciągnęła ręce w stronę

Mollie i powiedziała:

- A teraz ja potrzymam trochę tę śliczną, małą dziewczynkę! A potem w restauracji

wezmę ją na kolana. Zgoda, kochanie?

- Z moim niedźwiadkiem?

- Pewnie, że z niedźwiadkiem - odparła Georgia.

- A gdzie jest miś? - zapytała niespokojnie Shelby.

- W samochodzie. Obiecałem Mollie, że gdy tylko stąd wyjdziemy, dostanie go z

powrotem - powiedział Patryk, podając Shelby kwiaty. - Są dla ciebie. Panna młoda musi

mieć przecież wiązankę. - Bez słowa uprzedzenia przycisnął ją do siebie i gorąco ucałował.

Wiedziała, że wszystkie oczy zwrócone są na nich. Musiała grać. Poddała się więc nastrojowi

chwili i po raz pierwszy odwzajemniła pocałunek.

- Drodzy zebrani - usłyszała po chwili, gdy wszyscy zasiedli już na swoich miejscach.

Patryk wstał i wyciągnął rękę w jej kierunku. Jak mógł zgodzić się na to szaleństwo? Przecież

przyrzekał sobie, że już nigdy więcej...

- Czy ty, Patryku... - dotarło do jego uszu. Powinien się teraz skoncentrować. Będzie

miał jeszcze dużo czasu, by przekonać samego siebie, że był to całkiem dobry pomysł.

Zresztą, życie pokaże...

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Ogłaszam was mężem i żoną. A teraz możesz pocałować pannę młodą - zakończył

ceremonię sędzia pokoju.

Patryk nie potrzebował zachęty. Wziął Shelby w ramiona i wycisnął na jej ustach długi,

żarliwy pocałunek. Jej wargi były miękkie i ciepłe. Twarz Shelby płonęła, co sprawiło

Patrykowi widoczną satysfakcję. Goście zdawali się być rozbawieni tą scenką. Ktoś zawołał:

- Niech żyje młoda para!

Już po chwili otoczeni byli rodziną i znajomymi. Wszyscy składali im gratulacje.

background image

- Witaj w rodzinie! - wykrzyknęła Georgia, mocno obejmując Patryka. - Życzę ci,

żebyś była z nim szczęśliwa! - Mówiąc to, pocałowała Shelby w oba policzki.

- Mollie, to jest ciocia Georgia - zwrócił się do córeczki.

- Wiem przecież. Juz ją znam.

Jej reakcja obudziła w nim lawinę wątpliwości i poczucie winy. Jak wytłumaczy małej za

kilka miesięcy zniknięcie mamy i miłych ciotek? Wiedział, że będzie to dla Mollie kolejna

tragedia, że będzie za nimi wszystkimi tęskniła. Czy miał prawo fundować córce taki stres?

- Proszę o piękny uśmiech! - zawołała Sandra, koleżanka Shelby. - Patryk, rozchmurz

się. Co to za mina? Robimy zdjęcia!

Z naręczem kwiatów ruszyli w kierunku restauracji, w której Shelby zamówiła stoliki.

Ponieważ znajdowała się nieopodal, zdecydowali się pójść na piechotę. Obiad był

wyśmienity. Co chwila wznoszono toasty za zdrowie młodej pary. Na stoliku pod ścianą

piętrzyły się pięknie zapakowane prezenty. Pod koniec wniesiono wspaniały tort weselny

zamówiony przez Margot i Georgię.

Margot podeszła do Shelby i wsunęła jej do ręki ozdobną kopertę.

- Nie chcieliśmy kłaść tego z innymi prezentami, bo obawialiśmy się, że nie zdążycie

jej do jutra otworzyć. Zafundowaliśmy wam noc w „Le Carillon" - powiedziała. - Mollie

przenocuje u nas, jeżeli tylko zechce, oczywiście. Podczas weekendu Georgia przewiezie ze

znajomymi twoje rzeczy do Patryka.

Przecież ich małżeństwo było tylko fikcją. Dlaczego rodzina zareagowała tak emocjonalnie?

Ogarnęła ją panika. Wiedziała jednak, że musi coś powiedzieć.

- Bardzo wam dziękujemy. Jestem zaskoczona. Nie spodziewałam się czegoś

podobnego. - Nie znalazła powodu, dla którego mogłaby odmówić przyjęcia prezentu.

Patryk objął Margot i serdecznie uściskał.

- Ja także wam dziękuję. Nie mogliśmy się wybrać na miesiąc miodowy, ale to

całkiem niezły start.

- Pomożemy zanieść wam prezenty do domu, zabierzemy Mollie i wreszcie

zostaniecie sami.

- Myślę, że ty i Mollie mogłybyście się trochę przespać - powiedział Raud, obejmując

czule żonę.

- Masz rację. Jestem zmęczona, ale to był naprawdę cudowny dzień.

Shelby uśmiechnęła się. Czuła jakiś dreszczyk niepokoju. Jak skończy się to wszystko?

Patryk też jest jakiś inny niż na początku. Czyżby wypadł ze swojej roli?

background image

Pokój w „Le Carillon" okazał się niezwykle luksusowy. Z okna rozciągał się piękny widok na

francuską dzielnicę i wolno przetaczającą swoje wody Missisipi. Na stoliku stał duży wazon z

różami. Shelby z ulgą zdjęła pantofle i dłuższą chwilę rozkoszowała się przyjemnym

dotykiem grubego, puszystego dywanu. Zdawało się jej, że jest jakąś postacią z bajki.

Spojrzała niepewnie na Patryka. Mieli zostać tu sami, aż do rana.

- Nie wiedziałam, jak się z tego wykręcić - zaczęła się tłumaczyć.

- To rzeczywiście nie byłoby łatwe. Zwłaszcza że sam pomysł jest fantastyczny. I

Georgia też chciała dobrze. Zazdroszczę ci takiej wspaniałej rodziny. Cieszą się twoim

szczęściem.

- Wiem, ale czuję się jak oszustka. Oni myślą, że my naprawdę...

- Przecież to jest prawda. Spojrzała na niego zdziwiona.

- To jest rzeczywistość, tylko nieco przekłamana. Bezradnie rozłożyła ręce

- Co zrobimy z tymi wszystkimi prezentami?

- A co mielibyśmy zrobić? Wyślemy podziękowania ofiarodawcom.

Shelby zmarszczyła czoło i opadła na sofę.

- Zastanawiam się, czy w ogóle nam się należą.

- Przecież wzięliśmy ślub. Wszyscy byli tacy szczęśliwi i radośni...

Zamyśliła się i przestała słuchać tego, co mówił. Bardziej przejęta była teraz faktem, że mają

spędzić wspólnie noc. Zastanawiała się, czy czegoś od niej oczekiwał. Co będą robili, o czym

rozmawiali przez te długie godziny... Czuła, że dzieje się z nią coś dziwnego, coś, czego nie

brała wcześniej pod uwagę. Ten mężczyzna intrygował ją coraz bardziej. Otrząsnęła się.

Zauważyła, że Patryk od jakiegoś czasu przygląda jej się badawczo.

- O co chodzi? - zapytała.

- Nic, nic. - Może przebierzesz się w coś wygodniejszego? Choć muszę przyznać, że

pięknie wyglądałaś w tej garsonce. Cieszę się, że twoja przyjaciółka zrobiła nam zdjęcia.

Poczekaj sekundkę. Przebiorę się szybko i zaraz zwolnię sypialnię - powiedział, zamykając za

sobą drzwi.

Westchnęła ciężko. Zupełnie nie wiedziała, co ma o tym wszystkim sądzić. Cieszył się ze

zdjęć? Co chciał jej przez to powiedzieć? Przez chwilę zapragnęła, by to małżeństwo nie było

tylko fikcją. Podeszła do okna, ale nasłuchiwała tego, co działo się w sypialni. Nie mogła

znaleźć sobie miejsca ani zebrać myśli.

Godzinę później szli już brzegiem rzeki. Shelby czuła się jak nastolatka na pierwszej randce.

Zupełnie nie wiedziała, o czym miałaby rozmawiać z Patrykiem. W końcu zebrała się na

odwagę i zapytała:

background image

- Rozmawiałeś już może z Edith Strong?

- Nie. Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nic z tego nie wyszło. Pomyślałem

sobie, że moglibyśmy pojechać tam któregoś dnia razem. Ona cię zna, więc łatwiej będzie

pokierować rozmową.

- Rzeczywiście, masz rację.

I znowu zapadła cisza. Słońce prażyło niemiłosiernie. Na szczęście od wody wiała lekka

bryza. Patryk ujął Shelby delikatnie za ramię, po chwili skierowali się w stronę wolnej ławki

w cieniu.

- Chodź, odpoczniemy trochę i porozmawiamy.

- Ale o czym?

Poczekał, aż usiadła. Potem, patrząc na rzekę, powiedział:

- O nas i o tym całym małżeństwie. Odchrząknęła, ukradkiem wytarła spocone dłonie

w spódniczkę.

- Shelby, pociągasz mnie... musisz zdawać sobie z tego sprawę. Nie liczyłem się z

takim rozwojem sytuacji i wcale tego nie chciałem. A teraz nie wiem, co mam z tym zrobić.

Nagle świat zatracił swoje ostre kontury, obrazy wydawały się dziwnie rozmazane. Spojrzała

na Patryka, a on uśmiechnął się szeroko.

- Prawdę mówiąc, nie miałem zamiaru ponownie się żenić.

- Wiem, pamiętam, co powiedziałeś mi, gdy zaproponowałam ci ten układ.

- Jestem ci bardzo wdzięczny za wszystko, co zrobiłaś. I wiedz, że to doceniam. -

Pogładził dłonią jej policzek. - Boże, jaka miękka i delikatna jest twoja skóra.

- Nie wiem, o co ci chodzi. Czego ty właściwie chcesz?

- Chcę ciebie, Shelby O'Shaunnessy!

Zacisnęła ręce na ławce. Czy on naprawdę to powiedział? Nieprawdopodobne...

- Być może zaprzeczysz, ale mam wrażenie, że ja też nie jestem ci zupełnie obojętny. -

Cofnął dłoń i znowu spojrzał w dal, w stronę rzeki. - Chciałem, żebyś wiedziała - dodał po

chwili.

- Nie mam pojęcia, co powinnam teraz powiedzieć.

- Nie musisz nic mówić.

- No dobrze, ale my się prawie nie znamy...

- Zaczęliśmy od końca: najpierw pobraliśmy się, a teraz będziemy się poznawać.

Czego chciałabyś się o mnie dowiedzieć?

- Wszystkiego! - wykrzyknęła. Zaskoczyła ją własna reakcja. Ale chciała wiedzieć o

nim wszystko.

background image

- Zatem zacznijmy od początku. Urodziłem się w Nowym Orleanie. Mam dwóch

braci, z których żaden już tu nie mieszka. Moi rodzice nie żyją. Dziadkowie również. Ale

kiedy byłem dzieckiem, byli zawsze blisko. Jedyni krewni Mollie, to rodzice jej matki, którzy

mieszkają w Atlancie. Po szkole poszedłem na prawo. W czasie studiów wiedziałem już, że

wybiorę pracę prywatnego detektywa. Po prostu najbardziej mnie pociągała. Tak to się

zaczęło. Zadowolona?

- To taka skrócona wersja.

- Na szczegóły będziemy mieć dużo czasu. Może nawet całe życie. Powiedz lepiej coś

o sobie.

- Nie sądzę, żeby istniało coś, co byś przeoczył.

- Powiedz mi, czy byłaś kiedyś zakochana, czy chciałaś wyjść za mąż i dlaczego

znalazłaś się w Nowym Orleanie?

- Zdawało mi się kiedyś, że jestem zakochana. Jeszcze w szkole średniej. Za mąż

wyszłam - owszem - za ciebie. A Natchez opuściłam, żeby uciec z domu, od babci.

- Nie masz faceta? Zaprzeczyła, potrząsając głową. Przez chwile milczał.

- Miałaś jakiś romans?

- Nie.

- A zatem te wielkie niewinne oczy, to nie jest gra.

- Jaka gra?

- Nieważne. Odkryłem swoje karty. Pomyśl i powiedz, co o tym sądzisz.

- Nie uważam, żeby romans był najlepszym pomysłem. Przecież to fikcja, sam tak

mówiłeś - próbowała przytoczyć jakiś racjonalny argument. Ale jej serce i ciało mówiły coś

wręcz przeciwnego. Co będzie, jeśli się zakocha, a on złarnie jej serce. Nie przeżyje tego.

- Zmieniłem zdanie. - Poderwał się z ławki. - Jeśli i ty je zmienisz, daj mi jakoś znać.

A teraz chodź, muszę

się przejść.

Reszta popołudnia przebiegła bez zakłóceń. Wypytywał ją o ojca, próbując zebrać jak

najwięcej informacji. Potem rozmawiali o Mollie, o renowacji zabytków w centrum miasta, o

rozgrywkach sportowych. Byli po prostu dwojgiem ludzi, których losy w dziwny i

nieoczekiwany sposób połączyły się. Do hotelu wrócili po kolacji. Patryk zdjął buty i włączył

telewizor.

- Będę spał tu, na sofie. Była mu wdzięczna.

- Jeśli się nie pogniewasz, pójdę spać. Jestem bardzo zmęczona - ostatniej nocy też nie

spała dobrze.

background image

- Jasne, tylko wezmę swoją walizkę.

Po kilku minutach leżała już w łóżku. Romans? Nie o to jej chodziło. Ten człowiek pociągał

ją jak nikt. Może postąpiła zbyt lekkomyślnie, odrzucając jego uczucia? Może to jest właśnie

ten mężczyzna, na którego czekała? Następnego poranka, kiedy wyszła z sypialni, Patryk był

już praktycznie gotowy do wyjścia.

- Tęsknię do Mollie. To dopiero druga noc bez niej, odkąd pojawiła się na dobre w

moim życiu. Wtedy miałem gospodynię, która zajmowała się domem.

- Nie zjesz niczego przed wyjściem?

- Masz rację. Jest jeszcze trochę za wcześnie. Nie chciałbym, żeby Margot było

przykro.

- Dziękuję ci.

- Opowiedz mi coś o Georgii. Mollie natychmiast ją zaakceptowała. To rzadko się

zdarza.

Coś zakłuło ją boleśnie. Poczuła zazdrość, że Georgii bez najmniejszego problemu udało się

nawiązać kontakt z małą. Chciała, żeby Mollie i ją polubiła.

Podczas śniadania rozmawiali o wielu sprawach. O rodzicach, rodzeństwie i dawnych

marzeniach. Potem pojechali odebrać małą. Długo żegnała się z Margot i Raudem, a potem

jeszcze przez całą drogę do samochodu odwracała się i machała im rączką. Podczas jazdy

buzia jej się nie zamykała. Bez przerwy trajkotała o nowym wujku i cioci. Shelby śmiała się z

tej paplaniny, mając nadzieję, że już niedługo i w jej towarzystwie mała będzie zachowywać

się tak swobodnie, jak w towarzystwie jej sióstr.

Gdy znaleźli się w domu, poczuła się nieco pewniej. Patryk zaniósł walizki do swojego

pokoju. Na pierwszy rzut oka wiele się tam nie zmieniło. Dopiero gdy otworzył szafę,

zobaczył obok swoich garniturów sukienki Shelby.

- Zaraz to wszystko przeniosę - powiedziała. - Miałeś pobawić się z Mollie w ogródku.

Spojrzał jej głęboko w oczy, potem objął ją i pocałował.

- Pamiętaj. To nie były czcze słowa. Zaczerwieniła się. Już wkrótce cały ogród

wypełnił się dziecięcym śmiechem. Podeszła do okna. Patryk rzucał delikatnie piłkę w

kierunku Mollie. Piłka odbijała się o jej wyciągnięte dłonie i upadała na ziemię. Śmiejąc się,

mała za nią biegła, podnosiła ją i odrzucała ojcu. Wyglądało na to, że świetnie się bawili.

W poniedziałek rano Patryk wyszedł wcześnie z domu. Mollie jadła jeszcze śniadanie. Shelby

również wstała wcześnie, i już przed posiłkiem była gotowa.

- Pospiesz się, Mollie. Musimy zaraz wychodzić.

- Nie fcę! - Na głowie miała czapkę, obok na krześle siedział miś.

background image

Shelby spojrzała na zegarek. Chciała pojechać z Mollie samochodem, ale musiały się

pospieszyć, bo zaraz zaczną się korki.

- Skończyłaś pić mleko?

- Nie. - Mollie bawiła się szklanką.

- Naprawdę musimy wychodzić. Idziesz dzisiaj do nowego przedszkola. Nie wypada

się spóźnić. Chodź!

- Nie! - Mała zeskoczyła na podłogę, chwyciła misia i pobiegła do swojego pokoju.

Shelby stała przez chwilę jak sparaliżowana. Jedno było pewne, one w dzieciństwie nie mogły

zachowywać się tak przy babci. Zaniosła wszystko do samochodu, a potem wróciła po Mollie.

- Chodź. Musimy wyjść.

- Nie fcę - dobiegło ją spod łóżka.

Przeszła przez pokój i uklękła przy łóżku. Nachyliła się.

- Jeśli teraz wyjdziesz, jak grzeczna dziewczynka, w drodze powrotnej wstąpimy do

parku. Co o tym sądzisz, kochanie?

Mollie niepewnie wysunęła główkę. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Shelby, a potem

wreszcie wyczołgała się spod łóżka.

- Dobze. A pójdzies ze mną na huśtawkę?

- Pójdę.

Shelby odetchnęła z ulgą. Starała się nie myśleć, że to kolejne przekupstwo. Nie było innego

wyjścia. Może jak się lepiej poznają, nie będzie musiała stosować takich chwytów. Nie

zamierzała chwalić się tym Patrykowi.

Od godziny nie odchodził od okna. Gdzie one się podziały? Przecież Shelby kończy pracę

około piątej. A co, jeśli miała wypadek? Co chwila zerkał nerwowo na zegarek. Nie chciał

niepokoić jej sióstr.

Wreszcie samochód Shelby pojawił się na podjeździe. Uradowany wybiegł na zewnątrz.

Shelby odpinała pasy przy foteliku Mollie. Stała do niego tyłem i była na tyle zaaferowana, że

go nie zauważyła. On zaś nie mógł oderwać od niej oczu. Najchętniej przytuliłby ją i

pocałował. Zamiast tego jednak zacisnął pięści i czekał. Zapanował nad sobą. Mollie

podbiegła do niego. Miała buzię uśmiechniętą od ucha do ucha.

- Ceść, tato! Byłam na huśtawce! Bujałam się wysoko. Wziął ją na ręce i ucałował.

- Martwiłem się o was. Gdzie byłyście? - zwrócił się do Shelby.

- Zatrzymałyśmy się w parku. Przepraszam cię. Nie przyszło mi do głowy, że jesteś

już w domu i że się denerwujesz.

background image

Nie mógł się opanować. Przytulił ją wolną ręką i pocałował. Pragnął jej. Zastanawiał się, czy

rozważyła jego słowa.

- Naprawdę byłem bardzo zaniepokojony, gdy przyszedłem do domu, a was jeszcze

nie było.

- Obiecuję, że następnym razem zadzwonię. - Z trudem łapała oddech.

Przynajmniej ją pocałowałem, przebiegło mu błyskawicznie przez głowę.

- Zapomniałem dać ci numer mojej komórki. Tobie też przydałby się telefon

komórkowy.

- Przepraszam. Naprawdę nie chciałam, żebyś się martwił. Rzeczywiście trochę

straciłam rachubę czasu. Ale świetnie się bawiłyśmy... Prawda, Mollie?

Mała kiwnęła głową.

- A ja się wysoko bujałam!

- Nie bałaś się? I co jeszcze robiłaś?

- Opowiedz tatusiowi, a ja pójdę się przebrać i przygotuję kolację.

Patryk słuchał paplaniny Mollie, lecz jednocześnie śledził uważnie każdy odgłos dobiegający

z kuchni. Miał przeczucie, że sytuacja wymyka mu się spod kontroli.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Shelby czuła się trochę nieswojo. Od tak dawna nikt się o nią nie niepokoił. Czyżby

rzeczywiście to małżeństwo miało być czymś więcej, niż na początku zaplanowali? Krzątała

się w kuchni i próbowała nie myśleć o pocałunku, którym przywitał ją Patryk, ale nie było to

takie łatwe. Co chciał przez to wyrazić? Zerknęła przez okno i zobaczyła, że Patryk wyszedł z

małą na podwórko. Będzie dziś spała jak suseł, pomyślała. Przez chwilę ich obserwowała.

Miło było na nich patrzeć. W zabawie zapominali o bożym świecie. Kolacja była gotowa.

Wychyliła się więc i zawołała:

- Kto jest głodny, musi się pospieszyć, bo inaczej sama wszystko zjem!

Patryk uniósł głowę do góry i pomachał. Chwycił piszczącą Mollie pod pachy i biegiem

ruszył w stronę domu.

- Umieramy z głodu! Prawda, Mollie? Mała zachichotała.

- Umiejamy, umiejamy!

- Ale proszę umyć ręce - zakomenderowała Shelby.

Kiedy siedzieli przy stole, po raz pierwszy od niepamiętnych łat poczuła, że jest częścią

rodziny. Mollie nie zamykała się buzia. Opowiadała ojcu wszystko, co tylko zdołała sobie

przypomnieć: o przedszkolu, jeździe samochodem i wyprawie do parku. Zadawał jej przy tym

mnóstwo pytań, sprawiając wrażenie, że interesuje go najmniejszy detal. Kilka razy zerknął

background image

porozumiewawczo na Shelby, mrugając do niej okiem. Nie pamiętała już, kiedy posiłek

sprawił jej taką przyjemność.

- Przyniosłem do domu mnóstwo pracy. Pomogłabyś mi, kiedy uśpimy Mollie?

Oczywiście, jeśli nie jesteś zbyt zmęczona? - Był trochę skrępowany.

Shelby kiwnęła głową.

- Przecież ci obiecałam.

Z natury była bardzo uporządkowana. Starała się zawsze tak zorganizować sobie pracę, żeby

przebiegała sprawnie i bez zakłóceń.

Patryk poszedł wykąpać małą. Wzięła do ręki dokumenty, o których wspominał. Nie zdziwił

jej panujący w nich bałagan. Zaczęła sortować je i układać w schludne stosiki.

- Shelby? - dobiegło ją wołanie Patryka.

- Tak?

- Czy mogłabyś przyjść i powiedzieć Mollie dobranoc? Proszę...

Serce podskoczyło jej z radości.

- Jasne.

Mała leżała zawinięta w kołderkę niczym bobas. Uśmiechnęła się do niej.

- Dobranoc, kochanie, mam nadzieję, że będziesz dobrze spała.

- Buziaka - powiedziała Mollie, wyciągając do niej ręce.

Shelby poczuła, jak topnieje jej serce. Podeszła do małej, mocno ją przytuliła i pocałowała w

policzek.

- Jutro znowu razem pojedziemy do przedszkola. Cieszę się, że ci się podobało.

- A zjobisz mi jajko na śniadanie?

- Pewnie. A teraz śpij.

W pokoju już nie było Patryka. Zgasiła światło, ale drzwi zostawiła nieco uchylone. Czyżby

Mollie ją polubiła? Chciało jej się krzyczeć z radości. Szła jednak spokojnie. Zbyt dobrze

pamiętała słowa babci, że nie należy okazywać uczuć w sposób gwałtowny.

Patryk siedział na sofie.

- Pewnie zaśnie w mig - powiedziała z zadowoleniem. - To było miłe.

- Co?

- To, że chciała, bym przytuliła ją na dobranoc.

- W sumie jest nieśmiała i potrzebuje zwykle trochę czasu...

- Ale Georgię polubiła natychmiast - wyrwało się jej spontanicznie.

Patryk uniósł brwi.

- Zazdrosna?

background image

- Trochę - zaśmiała się nerwowo. - Głupie, co?

- Nie. Początki bywają trudne. A poza tym, Georgia ma całkiem inną osobowość niż

ty.

- Wiem, że jestem sztywna, ale zawsze taka byłam.

- Spróbuj się rozluźnić. Myślę, że będzie ci z tym o wiele wygodniej.

- Dziękuję. Postaram się skorzystać z twojej rady -powiedziała oschle.

- Nie zmieniaj się jednak za bardzo. Lubię cię taką, jaka jesteś - zaśmiał się.

Zazdrościła mu tej lekkości i podziwiała ją zarazem. Opadła na krzesło. Te jego słowa

zabrzmiały jak najpiękniejsza muzyka.

Pracowali w milczeniu. Shelby układała dokumenty w chronologicznym porządku. Zdążyła

wywnioskować, że zaległości, o których wspominał, dotyczą w głównej mierze księgowości i

korespondencji. Musi to szybko nadrobić. Inaczej lepiej nie myśleć, co może się stać.

Poczuła silne zmęczenie. To nie był łatwy dzień.

- Pójdę już spać - ziewnęła. - Dobranoc.

- Dobranoc, Shelby - usłyszała, kiedy była już w drzwiach.

Każdego wieczoru przed zaśnięciem myślała o nim. Zastanawiała się, o co mu właściwie

chodzi. Miała wrażenie, że nie tylko o romans. Pragnął jej. Czy powinna mu ulec? Marzyła o

tym, ale przecież nie miała w tym względzie żadnych doświadczeń. Jeszcze nigdy nie była z

żadnym mężczyzną. Wcześniej jakoś o tym nie myślała. Ale teraz nie dawało jej to spokoju.

Nie mogła zasnąć...

Pamiętała każdy jego pocałunek.

Następnego poranka Patryk siedział nad dokumentami w biurze i nie mógł się skoncentrować.

Podniósł słuchawkę i wybrał numer do domu. Pragnął usłyszeć głos Shelby.

- Stało się coś?

- Nie, chciałem ci podziękować za pomoc. Wiesz, ta nowa dziewczyna u mnie w

biurze jest całkiem niezła.

Przepisała już kilka raportów dla klientów. To pachnie pieniędzmi...

- Świetnie. Cieszę się. Gdybyś miał w domu komputer, dużo szybciej dałoby się z tym

wszystkim uporać.

- Mógłbym przywieźć jeden z biura. - Zamyślił się na chwilę. - Dlaczego właściwie

chcesz mi pomóc?

Zapadło krótkie milczenie.

- A jak sprawuje się Mollie?

background image

- Dobrze. Na razie nie było nic w stylu: „ja nie fcę". Ale powinieneś przyłożyć się

trochę i nauczyć ją pewnych form. Inaczej trudno jej będzie odnaleźć się w życiu -

Zabrzmiało to bardzo poważnie. W glosie Shelby słychać było troskę.

- Coś mi się wydaje, że odzywa się w tobie babcia - zaśmiał się. Często śmiał się,

odkąd była z nimi.

- Masz rację. Przesadzam. Cieszę się, że mogłam ci pomóc... i że Mollie nie musiała

cię opuścić.

Patrzył przez okno. Na niebie pojawiły się ciemne chmury.

- Czy to jedyny powód, dla którego wyszłaś za mnie? Nie mógł dać już sobie z tym

spokoju? Na co liczył?

Czy coś podejrzewał?

- Oczywiście, że nie jedyny. Masz przecież odnaleźć mojego ojca. Taki był plan.

- I już? - Nie ukrywał rozczarowania. Był przekonany, że było jeszcze coś, o czym

Shelby nie chciała mówić. Czego się obawiała?

Znowu chwila milczenia.

- Dobra. Przywiozę komputer dzisiaj wieczorem. Może uda się nam zarobić jakieś

pieniądze. Wracacie dziśprosto do domu, czy też znowu przewidziane są jakieś wypady?

- Nie, wrócimy do domu. Ucałuję od ciebie Mollie. Musimy już iść. Pobawię się z nią

trochę w czasie przerwy obiadowej. Ten wynalazek z przedszkolem w pracy jest naprawdę

niezły. Rodzice mogą spędzać trochę czasu w ciągu dnia ze swoim dzieckiem.

- Nie musisz spędzać z nią każdej swojej przerwy obiadowej.

- Na pewno zdarzy się nieraz, że nie będę mogła. Póki co, dobrze nam to zrobi. Lepiej

się poznamy.

Patryk uśmiechnął się pod nosem. Czuł, że Shelby zależało na tym, by zbliżyć się do małej.

Mocno musiała ją zaboleć ta spontaniczna sympatia Mollie dla jej siostry.

- Daj jej ode mnie buziaka i do zobaczenia wieczorem. - Odłożył słuchawkę. Przez

jakiś czas nawet jednak nie drgnął. Zaskakiwała go niemal bez przerwy. Nie była ani taka

racjonalna, ani wyrachowana. Rozszyfrował ją. Nic tu nie pomoże jej sztywna

powierzchowność. Pod tym bardzo cienkim zresztą pancerzykiem była prawdziwa Shelby:

delikatna, wrażliwa i współczująca. .

Sylvia była dobrą matką. To musiał przyznać. Ale nigdy nie zaproponowała mu swojej

pomocy, choć miała sporo wolnego czasu. W ogóle nigdy z niczego nie była zadowolona.

Narzekała na co tylko się dało i ciągle suszyła mu głowę o pieniądze. Według niej zawsze

zarabiał za mało. Wszystko musiało być tak, jak ona chciała. Tak, Shelby była zupełnie inna.

background image

Skromna i cicha. Szokowała go swoją szczodrobliwością i otwartością. I była taka piękna!

Kiedy patrzył na nią, marzył tylko o tym, by móc trzymać ją w ramionach.

Do piątku ustalił się już pewien stały plan. Patryk dzwonił codziennie przed południem, by

zapytać, jak się mają jego panie. Wieczorami, kiedy Mollie była już w łóżku, pracowali w

domu. Patryk przywiózł z pracy komputer i można było nadgonić księgowość. Praktycznie

zaległości w tym względzie zostały nadrobione przed końcem tygodnia. Shelby zasugerowała

też kilka zmian organizacyjnych. Musiał przyznać, że była w tym naprawdę niezła. Kiedy nie

mieli już siły, żeby pracować, rozmawiali. On opowiadał jej o niektórych co ciekawszych

sprawach, a ona jemu o Mollie i o problemach w firmie.

Poza tym jednak, nic się nie zmieniło. Całował ją co dzień wieczorem, kiedy wracał z biura, a

ona odpowiadała mu pocałunkiem, ale sama układała się do snu. Pragnął jej coraz bardziej i

coraz bardziej był sfrustrowany tą sytuacją. Udawała, że tego nie widzi. Ignorowała jego

spojrzenia, a przynajmniej usiłowała wywołać takie właśnie wrażenie. Dobrze wiedział

jednak, że było inaczej, że i ona go pragnie. Nie miał pojęcia, co powodowało, że nie potrafiła

się przełamać. Co by to nie było, doprowadzało go do szaleństwa.

Jak na piątek, udało mu się dosyć wcześnie zakończyć pracę. Już miał wyjść, gdy zadzwonił

telefon.

- Patryk? Mówi Shelby.

- Co się stało? - Wyczuł zdenerwowanie w jej głosie.

- W zasadzie nic takiego, ale nie mogę uruchomić

samochodu. Próbowałam kilka razy. Kręci, ale nie zaskakuje. Nie wiem, o co chodzi. '

- A co z Mollie?

- Jest przecież ze mną. Nie musisz się martwić. - Poczuła się trochę dotknięta. Nie ufał

jej?

- Gdzie jesteście?

- Na parkingu, przed moją firmą.

- Będę za kilka... no, może kilkanaście minut.

- Będziemy cię z Mollie wypatrywać.

Złapał w pośpiechu teczkę z napisem „Sam Williams" i opuścił biuro. Jutro miał zamiar

pojechać do Natchez, do Edith Strong. Oczywiście z Shelby i z Mollie.

Jeśli uda im się dostatecznie wcześnie wyjechać, dotrą do Natchez jeszcze przed lunchem. Po

spotkaniu z Edith chciał rzucić okiem na rezydencję Beaufortów, o której tyle razy

wspominała Shelby. Być może łatwiej będzie mu ją zrozumieć, gdy zobaczy miejsce, w

którym się wychowała. Wiedział, że Shelby zupełnie nie ma do tego domu serca.

background image

W godzinę później zatrzasnął maskę samochodu Shelby, a ręce wytarł w ścierkę. Minę miał

dosyć zafrasowaną.

- Nie mogę ci tego naprawić. Przykro mi. Będziemy musieli odholować go do

warsztatu.

Zbliżał się weekend, w dodatku przedłużony o Święto Niepodległości. Zatem nie mogła

liczyć, że samochód będzie gotowy do przyszłego tygodnia.

- Jasny gwint! Faktycznie, że od jakiegoś czasu coś tam dziwnie burczało, ale miałam

nadzieję, że samo przejdzie. - Była rozczarowana.

- Jak to „samo przejdzie"? - powtórzył za nią. – Na ogół, gdy coś wydaje z siebie

podejrzane dźwięki, jest to symptom, że się psuje.

- Rok temu też tak było, też warczał, a potem mu przeszło. Miałam nadzieję, że tym

razem będzie tak samo.

- Wsiadaj do mojego samochodu, Shelby - powiedział z rozbawieniem w głosie. -

Dobrze, że nic gorszego wam się nie przytrafiło. Zadzwonię do swojego warsztatu, żeby

przyjechali po twój samochód.

Shelby wsunęła pod pachę torebkę i pomogła wygramolić się Mollie na zewnątrz. Mała

ciągnęła za sobą plecaczek i misia.

- Pojedziemy samochodem tatusia, myszko. Mój trzeba odstawić do lekarza.

- To może zostawię mu misia, zeby nie płakał? - Mała wzruszyła się prawie do łez.

- Nie, nie potrzeba. On jest już duży.

- Zapraszam panie. Nie wygląda wprawdzie zbyt atrakcyjnie, ale przynajmniej jest

niezawodny - powiedział, uśmiechając się sarkastycznie.

- Nie skrzypi. - Spojrzała na niego zaskoczona.

- Naoliwiłem, jak kazałaś - uśmiechnął się szeroko. Popatrzyła na niego z

niedowierzaniem.

- Dziękuję. - Nie wiedzieć czemu, serce zabiło jej mocniej.

- Jesteś śliczna - szepnął i już był na tylnym siedzeniu i zapinał pasy w foteliku

Mollie. - Powiedz tylko, czego chcesz, a zrobię wszystko, by ci to dać - wyznał. - Zawsze

dotrzymuję słowa.

Miała powiedzieć mu, czego chce? Żeby ją całował i nigdy nie przestawał? Przeraziłby się.

Czy istniał jakiś sposób, aby dać mu to do zrozumienia? Z pewnością nie potrafi tego ubrać w

słowa. A on oczekiwał od niej jasnej deklaracji. Jak miała to zrobić? Wiedziała, że to do niej

należy ten ruch. Odruchowo odwróciła się i wtedy dostrzegła kątem oka teczkę leżącą na

tylnym siedzeniu. Napis był nader wyraźny. Jakiś niespodziewany ból przeszył ją od środka.

background image

Nie powinna zapominać, po co wyszła za Patryka. To normalne, że chciał z nią

poromansować. Nigdy nie padło z jego ust ani jedno słowo, że chce z nią być na zawsze,

dopóki nie rozdzieli ich śmierć. Byli bardzo różni.

Kiedy następnego poranka pojawiła się w salonie, Mol-lie i Patryk siedzieli przy stole i jedli

płatki.

- Jadę na psejazdzkę - powiedziała mała z dumą.

- No właśnie. Pojedziemy do miasteczka, w którym kiedyś mieszkałam. Cieszę się,

wiesz?

Odwróciła się i spojrzała na Patryka. Znowu ten galop serca. Jakby chciało wyskoczyć z

piersi. Jak długo to jeszcze wytrzyma? Doskonale wyglądał w niebieskiej koszuli i wytartych

dżinsach. Niby zwyczajnie, a jednak miał w sobie coś, co zapierało jej za każdym razem dech

w piersiach.

Mieli odwiedzić panią Strong. Ciekawe, czy ta wizyta zdoła coś zmienić. Może uda się

natrafić na jakieś nie znane dotąd fakty.

- Masz okulary przeciwsłoneczne? - zapytał, kiedy usiadła przy stole.

- Tak, a dlaczego?

- Będą ci potrzebne. Chcę wynająć kabriolet.

- Dlaczego? - Spojrzała na niego zdziwiona.

- A dlaczego nie? Nie sądzisz, że będzie to zabawne? Kupa śmiechu i w ogóle... Jest

dziś tak cudownie, takie piękne słońce... Pomyślałem sobie, że sprawię moim paniom

przyjemność. Zresztą, sobie też.

- To cudowny pomysł. Zawsze o tym marzyłam, żeby przejechać się kabrioletem.

- No to dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień. - Wyjął z szuflady książkę telefoniczną i

przebiegł oczami po spisie treści. Wykręcił numer.

W tym czasie Shelby posprzątała wraz z Mollie po śniadaniu. Zawładnęło nią przemożne

uczucie przynależności. To samo czuła, gdy sprzątała z małą zabawki czy gotowała obiad. Jak

gdyby była nierozłączną częścią rodziny. Było jej z tym dobrze i spokojnie. Zerknęła na

zegarek, by ocenić, czy może jeszcze włączyć pralkę. Przez tydzień musiało sporo się

nazbierać.

Znalazła kilka przybrudzonych rzeczy u Mollie, a potem zajrzała do pokoju Patryka. Nie była

tam, odkąd przeniosła swoje ubrania do siebie. Zatrzymała się w drzwiach. Nabrała powietrza

i wstrzymała oddech. Wszystko pachniało tu nim. Przebiegła po pokoju oczami. Na stoliku

leżały klucze i jakieś drobiazgi. Obok stało krzesło, przez które przewieszone były spodnie i

koszula. Łóżko było w nieładzie. Niezły bałagan, pomyślała. Czy codziennie wyglądał tak

background image

jego pokój, czy to tylko dzisiaj taki wyjątek? Sądziła raczej, że stara się utrzymać porządek.

Przynajmniej w łazience, którą dzielili, na to wyglądało.

W kilka minut później pod dom podjechał błyszczący, czerwony kabriolet. Mollie stała na

tylnym siedzeniu i piszczała z radości. Kiedy zobaczyła Shelby stojącą w wejściowych

drzwiach, zawołała:

- Chodź i zobac! - Skakała z uciechy na tylnym siedzeniu z rączkami uniesionymi w

górę. - Selby, nie ma dachu! Chodź i zobac! Nie ma dachu!

- Spokojnie, myszko. Widzę, nie ma dachu! Ale uważaj, bo jeszcze upadniesz.

Patryk przytrzymał małą za spódniczkę. Jakie miała szczęście, mając tak cudownego ojca. Jej

babcia za takie zachowanie dawno wyznaczyłaby karę.

- Gotowa do odlotu?

- Gotowa. - Przekręciła klucz w zamku.

- A teraz mozes wskocyć - powiedziała już spokojniej Mollie, gdy Shelby znalazła się

przy samochodzie. - Bo tata mnie tu wzucił, a sam wskocył.

Patryk też był szczęśliwy. Była przekonana, że tak właśnie zrobił.

- No dobrze, ale ja wejdę normalnie.

- E tam, pokaż, co potrafisz! Wyluzuj się! Inaczej więcej nie wynajmę kabrioletu.

Sama nie wiedziała, co ma zrobić. Przed oczami przeleciały jej sceny z różnych filmów. Ręce

trzeba oprzeć o drzwiczki i hop do środka, pomyślała.

- Spróbuj. Złapiemy cię - Patryk zagrzewał ją do boju.

- Złapiemy cię, naprawdę, Selby! - wtórowała mu Mollie.

Położyła na siedzeniu torebkę i cofnęła się o kilka kroków. Nabrała rozpędu i... Jej skok nie

należał do zbyt spektakularnych, ale udało się. Czuła się na moment wyzwolona jak dziecko.

To było piękne. Wszyscy troje wybuchnęli śmiechem. Najchętniej rzuciłaby mu się na szyję i

podziękowała, że tak cudownie zmienił jej życie; za te wszystkie godziny, które z nimi

spędziła.

- I co, nie jest fajnie? - zapytał.

- Wspaniale! - wykrzyknęła. W jej oczach pojawiły się łzy szczęścia. Poczuła się nagle

zupełnie inną kobietą. Już nie tą cichą i wstydliwą...

- Jesteście gotowe? - Wcale nie czekał na odpowiedź.

- To ruszamy!

Najpierw przez dłuższy czas opowiadał Mollie przeróżne, zmyślone historyjki, a kiedy

wyczerpały mu się pomysły, zaczęli śpiewać piosenki. Była zdziwiona, ile piosenek pamięta z

background image

dzieciństwa. Podróż szybko im upłynęła. Nawet się nie zorientowali, kiedy wjechali do

Natchez.

- No to co, kobiety? Najpierw coś zjemy, a potem odwiedzimy panią Strong? Jeśli nie

masz nastroju, żeby iść tam ze mną, to podrzucę ciebie i małą do jakiegoś parku

- zwrócił się do Shelby.

- Nie, dlaczego? Chętnie spotkam się z Edith i posłucham jej opowieści. Kiedyś byli u

niej Margot z Raudem.

Panią Strong spotkali na tarasie. Bardzo ucieszyła się ich wizytą. Lubiła dzieci. Natychmiast

zaprosiła Mollie na przejażdżkę po tarasie swoim wózkiem na kółkach.

- Jeszcze jeden pojazd bez dachu - szepnął Patryk do Shelby.

Edith pamiętała niemal wszystko. W pewnym momencie spojrzała przeciągle na Shelby.

- Twoja babcia i ja byłyśmy ze sobą bardzo zaprzyjaźnione. Dopiero gdy zaczęła

mieszać w małżeństwie twojej matki, a ja wyraziłam swoją dezaprobatę, nasza przyjaźń

ochłodziła się. Twoja babka nie znosiła krytyki. Dobrze pamiętam, jak to było.

W ustach tej starszej kobiety opowieść o ich rodzicach stała się o wiele bardziej realistyczna.

Shelby miała chwilami wrażenie, że wydarzyło się to dopiero co. Ogarnęło ją przerażenie,

gdy usłyszała, jak babcia manipulowała życiem własnej córki. A i one były siłą rzeczy

zamieszane w tę intrygę. Jak wyglądałoby ich życie, gdyby miały normalną rodzinę? I znowu

poczuła ogromną tęsknotę za tym, co nieznane... Musi odnaleźć ojca. Musi dowiedzieć się, co

się z nim dzieje, dlaczego nigdy się do nich nie odezwał. Nie mógł czy nie chciał?

Patryk ulokował małą w foteliku. Potem podszedł do Shelby, by otworzyć jej drzwi.

- Wszystko w porządku?

- Będzie, kiedy znajdziesz mojego ojca. Tak bardzo się kochali. Nie mogę pojąć,

dlaczego ona im to zrobiła. Mamy taką swoją teorię z Margot i z Georgią, że matka w

którymś momencie po prostu się poddała. Nie miała siły walczyć. Zastanawiam się, co by

było, gdyby nie umarła. Myślę, że chciałaby go odnaleźć... Jak sądzisz? - Spojrzała na niego

oczami pełnymi nadziei.

- Tak. Jestem tego więcej niż pewien.

- Dziękuję ci. - Jego słowa złagodziły nieco ból, który ściskał ją za gardło. - Gdyby nie

umarła, kiedyś w końcu odkryłaby tę intrygę, tak jak Margot... i wszystko byłoby znowu jak

dawniej.

Był szczęśliwy, że mógł jej pomóc. Podszedł do niej, ujął jej twarz w swoje ręce.

- Tak właśnie myślę. Zawsze mówię, co myślę. Stała, jak zahipnotyzowana. Nie

mogła się ruszyć.

background image

- Znajdę twojego ojca. Dla ciebie - powiedział miękko i delikatnie musnął jej usta.

- Fcę pojechać na psejasdzke! - niecierpliwie wykrzyknęła Mollie.

- Świetnie, bo my też. Wsiadaj, Shelby! Pokaż nam swój rodzinny dom.

- Chcecie jechać do rezydencji? - zapytała z niekłamanym zdziwieniem.

- No jasne! Tylko powiedz, jak tam dojechać.

- Dlaczego? - Nie do końca rozumiała jego intencje. - Myślisz, że natrafisz tam na

jakiś ślad? Margot z Raudem wszystko tam przetrząsnęli.

- Nie. Chcę zobaczyć po prostu, gdzie wyrosłaś. -Przyjrzał się jej uważnie. - Nie masz

ochoty?

Więc to o nią chodziło. Była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Tego się nie spodziewała.

Sama rezydencja mogła przestać dla niej istnieć. Ani razu nie zatęskniła za nią, odkąd ją

opuściła.

Dom wyglądał na opustoszały. Nic dziwnego. Od jakiegoś czasu nikt tu nie zaglądał. Ogród

zarósł zielskiem, a na podjeździe walały się połamane gałęzie i pożółkłe liście. Nie został

jeszcze sprzedany, więc nie było komu tym wszystkim się zająć. Brakowało gospodarza. Na

wszelki wypadek zabrała ze sobą klucze. W sumie liczyła się z tym, że tu przyjadą.

Otworzyła drzwi. Od dawna nie było wietrzone. W powietrzu unosił się lekki zapach

stęchlizny.

- Wcale mnie nie dziwi, że nie podoba ci się mój samochód, jeśli tak wygląda miejsce,

w którym wyrosłaś - powiedział powoli Patryk, rozglądając się po wnętrzu tej imponującej

posiadłości. Kryształowe żyrandole, stare obrazy i wartościowe, antyczne meble. A więc tutaj

spędziła dzieciństwo.

- Może zbyt pochopnie oceniłam twój samochód - powiedziała, patrząc mu prosto w

oczy. - Spróbuj nie zrobić tego błędu, w odniesieniu do tego domu. Być może Harriet

Beaufort była z tego miejsca dumna, ale za to jej wnuczki nigdy nie nazwały go domem

rodzinnym.

Oparł swoje duże dłonie o jej ramiona i przyciągnął ją do siebie. Zaszokujmy ducha twojej

babci, szepnął jej słodko do ucha.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Nagły dreszcz przebiegł ciało Shelby. Wzięła głęboki oddech.

- Co masz na myśli? - Nie ufała tej diabelskiej iskrze w jego oczach.

Uśmiechnął się szeroko, a jego twarz przybrała jeszcze bardziej filuterny wyraz.

- A co by ją najbardziej zaszokowało? Taniec na stole, . ślizganie się po posadzkach,

czy zjazd po poręczy?

background image

Zaśmiała się, ale był to śmiech nerwowy. Nie tego się spodziewała. Była rozczarowana. Ale

właściwie na co liczyła? Przecież mieli przy sobie Mollie.

- Wszystko razem - powiedziała w końcu. - Ale chyba najbardziej zjazd po poręczy.

Zawsze o tym marzyłam,

- kiedy byłam mała.

- Idziemy? - zapytała Mollie ze zniecierpliwieniem.

- Dokąd, kochanie? - zdziwił się Patryk.

- No, do domu!

- Jeszcze nie. Najpierw obejrzymy sobie ten wielki dom. Tutaj mieszkała Shelby,

kiedy była taką małą dziewczynką, jak ty.

Oczy Mollie stały się zupełnie okrągłe. Wyrażały podziw.

- Cy to jest twój dom, Selby?

- Tak, myszko. Kiedyś tu mieszkałam. Chcesz zobaczyć mój pokój?

- Mas zabawki? Fcę zobacyć twoje zabawki.

- Nie sądzę, żeby zostały tam jakieś zabawki. Ale możesz zobaczyć moje łóżko. I

pokażę ci też pokoje cioci Georgii i cioci Margot.

- To one tez tu mieskały?

- No tak. To są moje siostry.

- Dobra. Pokaz - zadecydowała Mollie.

- Zatem chodźmy. - Wzięła małą za rękę. Była bardzo zadowolona, kiedy drobne

paluszki zacisnęły się wokół jej dłoni.

Powoli wdrapali się długimi schodami na piętro. Zdziwiło ją, że jest tam tyle światła. Dawniej

cały ten dom wydawał jej się mroczny i posępny. Na końcu korytarza znajdował się jej pokój.

Znowu dały o sobie znać wspomnienia. Spędziła tu ze swoimi siostrami wiele radosnych

chwil. Razem się bawiły, razem śmiały, opowiadały sobie swoje sekrety i snuły nie kończące

się plany na przyszłość. Każde z tych wspomnień było jednak przecięte echem surowego

głosu babci. Oschła i oziębła, nigdy nie rozumiała potrzeb innych ludzi, a zwłaszcza dzieci.

Zamyśliła się. Kim byłaby dziś, gdyby nie siostry?

- A oto mój pokój - powiedziała Shelby, otwierając drzwi. Rozejrzała się po jego

wnętrzu. Był duży i jasny. Wszystko zdawało się być jak dawniej: te same szlachetne meble,

te same zasłony... Ale sprawiał wrażenie mało przytulnego.

Mollie podbiegła do okna i spojrzała na dół. Potem obeszła wszystko dookoła,

dotykając po drodze każdej napotkanej rzeczy. Zatrzymała się przed łóżkiem z baldachimem.

- Mogę wejść? - zapytała.

background image

Shelby wzięła ją na ręce i włożyła do łóżka. Mollie wyciągnęła się jak długa.

- Ale wielkie. Jak w małym domku! - powiedziała z zachwytem.

- Lubiłam to łóżko, kiedy byłam mała. Patryk stał oparty o drzwi.

- Ogromny jest ten pokój. Jak pół mojego domu. O wiele za duży dla małej

dziewczynki - dodał po chwili z namysłem.

- No właśnie. To wszystko było na pokaz. A cena, jaką zapłaciłyśmy za ten przepych,

była bardzo słona. Moja babcia miała prawdziwą obsesję na punkcie rodziny Beaufortów i

tego domu. Okazało się, że tonęła w długach. Liczymy na to, że jeśli uda nam się go sprzedać,

popłacimy jakoś wszystkie długi. Sam słyszałeś dziś, do czego ta kobieta była zdolna. To

całkiem inny dom niż twój. U ciebie jest tyle ciepła. Dajesz Mollie, co tylko możesz, a przede

wszystkim poczucie, że jest kochana. Oddałabym wszystko, by mieć takiego ojca, jak ty. - Jej

policzki płonęły. Ten temat był dla niej niezwykle bolesny. Podeszła do okna, żeby ochłonąć.

Nic nigdy nie wypełniło pustki, którą miała w sercu, bo nic nie może zastąpić rodziców.

- Pokazes mi łósko Georgii? - Mollie zsunęła się na podłogę.

- Pokażę. Przecież ci obiecałam.

Patryk stał nadal w drzwiach. Nic nie mówił. Zdawał się być poruszony.

- Chodźcie. - Shelby wyszła na korytarz.

Zwiedzili wszystkie pokoje na piętrze. Potem pokazała im jeszcze poddasze, na którym

Margot odkryła ważne rodzinne dokumenty. Zakazane miejsce jej dzieciństwa.

Patryk przysłuchiwał się dokładnie każdemu jej słowu i bacznie wszystko obserwował. Każda

informacja mogła mu się przydać do poszukiwań jej ojca. Schodzili już na dół. Nagle złapał

Mollie pod pachę i zawołał:

- No dalej, masz teraz szansę, Shelby!

- Na co? - Nic nie rozumiała.

- Żeby zjechać po poręczy! - Doceniał znaczenie małych radości. Wiedział z

doświadczenia, jak trudno jest o te duże.

Popatrzyła niechętnie na wypolerowany mahoń.

- Czyżbyś się bała? Udowodnij nam, że tak nie jest - przekomarzał się z nią.

- A jak spadnę i skręcę sobie kark? Może babcia miała rację, że na to nie pozwalała?

- Nie żartuj - Spojrzał na nią zaskoczony. Zastanawiał się, co w niej wygra: rozsądek,

czy też chęć spełnienia dziecięcego marzenia. - Nic ci nie będzie. Stanę na dole i cię złapię.

To może być twoja ostatnia szansa!

Zbiegł schodami, posadził Mollie na podłodze i powiedział do niej po cichu:

- Patrz teraz uważnie na Shelby.

background image

- Dobrze - zdecydowała niespodziewanie dla samej siebie. - Tylko złap mnie. Na

pewno. - Usiadła na poręczy i zaczęła zsuwać się w dół. Najpierw powoli, a potem coraz

szybciej i szybciej. Wpadła w jego ramiona z zawrotną prędkością. Patryk schwycił ją

wprawdzie, ale uderzenie było zbyt silne. Przewrócili się na podłogę.

- Gdyby mnie tu nie było, rzeczywiście mogłaby się ta jazda źle skończyć - rzucił

zaczepnie.

Mollie zanosiła się od śmiechu. Podbiegła do nich.

- Ja tez fcę, ja tez fcę!

Usiedli powoli. Shelby wciąż była w jego ramionach. Śmiech małej był tak zaraźliwy, że

wkrótce i oni nie wytrzymali i parsknęli na głos.

- Jak trochę urośniesz. Na razie nie dosięgasz nawet do poręczy - wyjaśnił jej tata.

- Czułam się, jakbym fruwała. To było cudowne. Dziękuję ci. - Shelby wciąż była

podekscytowana.

- Ja tez fcę fruwać!

Shelby zerwała się na równe nogi. Pociągnęła Patryka za rękę.

- Zobaczymy, co się da dla ciebie zrobić. Dobrze, tato?

- To znaczy? - Udawał, że nie wie, o co chodzi.

- No, moglibyśmy Mollie podtrzymać? Na małym odcinku, rzecz jasna. Zgódź się.

Oddałabym wszystko, by móc stąd zjechać, gdy byłam dzieckiem.

- No dobrze, ale tylko mały kawałek. Potrzymaj ją za rękę, a ja stanę na dole -

powiedział, sadzając Mollie okrakiem na poręczy.

- Jesce raz! - zawołała, gdy znalazła się w objęciach taty.

- Zgoda - mruknął Patryk. Dopiero za dziesiątym razem zaoponował. - Starczy,

Mollie. Nie mamy już siły. A ty, Shelby, chcesz zjechać jeszcze raz?

- Nie. To szaleństwo. Było świetnie, ale może ten kolejny raz rozczarowałby mnie? A

ja chcę zapamiętać ten dzień jako coś specjalnego.

Bez słowa usiadła na schodku i zaczęła ściągać buty.

- Ale co powiedziałbyś na...

Zrozumiał w lot. W mgnieniu oka zdjął adidasy. Przyszło mu jednak do głowy, że był jeszcze

inny sposób na zaszokowanie ducha babci. Choć nie miał on nic wspólnego z jazdą po

poręczy czy tańcem. Lecz z pewnością byłby co najmniej równie skuteczny.

Shelby wstała i spojrzała na niego z oczekiwaniem. Ujął ją za dłoń.

- Pani pozwoli. - Skłonił się nisko. Mollie zaczęła głośno klaskać w rączki.

background image

- Przepraszam panią bardzo - zwrócił się do małej. - Panienka pozwoli, że najpierw

zatańczę z Shelby.

- Ale potem ze mną?

- Oczywiście.

Porwał swoją żonę w ramiona i rozpoczął się szalony taniec wokół holu. Chłodny marmur

uciekał im spod stóp. Przez otwarte frontowe drzwi wdzierała się wilgotna bryza znad

Missisipi. Po dłuższej chwili opadli na sofę, ledwo łapiąc powietrze. Przytulił ją mocno do

siebie. Była rozgrzana. Cudownie pachniała. Pocałował ją. Jej usta były słodkie i miękkie jak

aksamit. Pragnął jej. Pragnął jej do szaleństwa. Ich oczy spotkały się. Nie musiała nic mówić.

Wystarczyło jedno spojrzenie, a wszystko było jasne.

- A tejas ja - zawołała Mollie.

- Tak, jak obiecałem - powiedział Patryk, pochylając się w kierunku swojej córeczki.

Cały czas jednak nie puszczał dłoni Shelby. - Możemy tańczyć we troje - zdecydował nagle. -

Będzie jeszcze weselej.

Kręcili się w kółko raz w jedną, raz w drugą stronę. Mol-lie chichotała z uciechy. W końcu

Patryk zatrzymał się.

- Koniec. Jest gorąco jak w piekle. - Mówiąc to, wyprostował się.

Potem przegiął się trochę do tyłu i wyprostował ręce nad głową. Przeciągnął się. Brak

kondycji, pomyślał, uśmiechając się. Wtedy poczuł klepnięcie w ramię.

- Berek! - krzyknęła Shelby. - Mollie, uciekaj! Nie pozwól, żeby cię tata złapał! -

Sama pobiegła w stronę jadalni. Mała była tylko kilka kroków za nią. Ich bose stopy

rytmicznie uderzały w marmurową podłogę.

Nim Patryk ruszył za nimi, rozejrzał się najpierw i powiedział pod nosem

- Mam nadzieję, że widzisz to, Harriet Beaufort. I dawniej powinien ten dom tak

wyglądać. Powinien być miejscem samych wspaniałych wspomnień. Nie ma nic

piękniejszego niż dziecięcy śmiech.

W czasie drogi powrotnej do Nowego Orleanu, Mollie spała na tylnym siedzeniu jak suseł.

Shelby też odczuwała zmęczenie, ale żal jej było uronić choć sekundę z tego cudownego dnia.

Była szczęśliwa. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedyś będzie jej dane przeżyć coś podobnego.

- Myślisz, że coś dała wizyta u Edith Strong? - zapytała, przypominając sobie nagle

prawdziwy powód podróży do Natchez.

- Mam kilka nowych tropów. Zobaczymy, dokąd mnie doprowadzą. To zabierze mi

sporo czasu, jak sądzę.

background image

- Domyślam się, ale w końcu aż tak się nie spieszy. Po tylu latach i tak nie będzie to

łatwe. Zwłaszcza że musiał się ukrywać. Właściwie mógł równie dobrze zmienić nazwisko.

Nie sądzisz?

- To prawda. Wówczas odszukanie go będzie jeszcze trudniejsze. Jest jednak za

wcześnie, żeby cokolwiek powiedzieć. Daj mi trochę czasu. - Popatrzył na nią.

- Tak. Oczywiście.

- Mam nadzieję, że nie żałujesz swojej decyzji? Wiem, ile potrzeba cierpliwości, by

uporać się z dzieckiem. A Mollie nie jest zbyt łatwa.

- Nie. Nie żałuję. A co do Mollie, to coraz lepiej się dogadujemy. Przecież sam dzisiaj

widziałeś. No i mała ma przedszkole.

- Z drugiej strony boję się, że będzie rozpaczać po twoim odejściu.

Shelby pokiwała głową. Stała się przecież częścią tej rodziny. W tej chwili nie mogła nawet

sobie wyobrazić, że dni wypełnione śmiechem i wspólnymi zabawami kiedyś mogą się

skończyć. A ten układ miał trwać dopóty, dopóki Patryk nie znajdzie jej ojca. Co będzie

potem? Nie będzie już dłużej potrzebna. Znowu zostanie sama. Praktyczniej było zachować

bezpieczny dystans. Patryk miał rację. Wszyscy będą rozpaczać.

Od tego dnia próbowała stworzyć między nimi dystans. W niedzielę odmówiła pójścia do

parku. Wykręciła się koniecznością zrobienia prania i zakupów. Była też robota biurowa,

którą Patryk przyniósł w piątek do domu. Kiedy wyszli, poczuła się, jakby ją opuścili.

Świadomość, że to z własnego wyboru została sama, wcale jej nie pomogła.

Rzuciła się w wir pracy, żeby nie myśleć. A gdy dom lśnił, pranie było rozwieszone, a czyste

ubrania poprasowane leżały na półkach, usiadła na chwilę, by odpocząć. Pod wpływem

niewytłumaczalnego impulsu wystukała numer Georgii.

- Co słychać? - zapytała ją radośnie siostra.

- Chciałam wam jeszcze raz podziękować za przewiezienie rzeczy do Patryka. Kiedy

wróciliśmy do domu, wszystko było tu jak w pudełeczku.

- Cieszę się. Nie myśl, że nie dostałam twojej wiadomości. Przepraszam, że nie

oddzwoniłam. Byłam strasznie zajęta. Na szczęście już za kilka tygodni będę miała wakacje.

Nie da się ukryć, że mi się przydadzą.

- To co, koniec szkolenia?

- Tak. Udało mi się wszystko zgrać w czasie. Po powrocie z wakacji będę się ubiegać

o zatrudnienie na izbie przyjęć. Jeśli w moim szpitalu nie będzie takiej możliwości, to

spróbuję w innym. A jak tam moja ulubiona siostrzenica?

- Ulubiona, bo jedyna i też nie całkiem prawdziwa - żachnęła się Shelby.

background image

- No, jeśli Margot urodzi chłopca, to póki co zostanie jedyną i oczywiście, że

ulubioną.

- Nie przyzwyczajaj się za bardzo. - Z przerażeniem stwierdziła, że o mało co się nie

wygadała. - Mam na myśli, że jeżeli Margot będzie miała dziewczynkę, może zmienisz

zdanie - wybrnęła jakoś.

- Wtedy będę ubóstwiać je obie! - roześmiała się Georgia.

Pogadała z nią jeszcze chwilę, a kiedy odkładała słuchawkę, czuła się zdecydowanie

lepiej. Dobrze, że miała siostry. One będą zawsze, nawet jeśli małżeństwo z Patrykiem okaże

się pomyłką. Miała nadzieję, że zgodzi się na to, żeby widywały się czasami z Mollie. To

oznaczałoby, że i jego nadal będzie widywała. Chyba nic nie miała przeciwko temu. Włożyła

buty i wyszła do sklepu.

W związku z długim weekendem wszystkie warsztaty samochodowe wzięły dni wolne. Nie

mogła więc liczyć na to, że ktoś naprawi jej wehikuł.

We wtorek zawiózł ją do pracy Patryk. Zatrzymał się koło przedszkola, które z dumą

pokazała mu Mollie. Shelby chętnie pokazałaby mu także i swoje biuro, ale przecież miała

zachować odpowiedni dystans. W warsztacie obiecali Patrykowi, że naprawią auto Shelby

najpóźniej do piątej. Poprosił, by odstawili je na parking, koło jej firmy. Była mu naprawdę

wdzięczna, ale w głębi ducha wolałaby, żeby po nie przyjechał.

W środę nie zadzwonił do niej do biura, jak w poprzednim tygodniu. Brakowało jej tego niby

nic nie znaczącego telefonu. Dobrze wiedziała jednak, że winić mogła za to tylko siebie.

Chciała dystansu, to go ma. Nie powinna teraz narzekać.

W czwartek zadzwonił, ale dopiero po południu.

- Coś się stało? - zapytała. Przykro jej było, że nie dzwonił codziennie rano. Jak

twierdził, był bardzo zajęty. Tak przynajmniej powiedział wczoraj wieczorem, kiedy wrócił z

pracy.

- Jeden z moich współpracowników jest chory. Pracowaliśmy nad sprawą wyłudzenia

odszkodowania, zleconą przez twoją firmę. Wiąże się to z obserwacjami prowadzonymi przez

całą dobę. A skoro Mel jest chory, będę musiał sam to załatwić. Poradzisz sobie beze mnie?

- Pewnie. To jeden z powodów, dla których się ze mną ożeniłeś, pamiętasz?

W słuchawce zapanowała na moment głucha cisza.

- Mam na myśli, że będę opiekować się Mollie, gdy zdarzy się taka sytuacja jak ta

dzisiejsza. Nie martw się więc. Poradzimy sobie. Wpadniesz wieczorem na chwilę?

- Chyba nie. Pojadę teraz. Wezmę sobie coś do czytania i coś do picia. Sądzę, że jutro

uda mi się kogoś znaleźć. Ale dziś, tak nagle, to nie takie proste.

background image

- Dobrze, nie ma sprawy. Czy to niebezpieczne?

- Nie. Facet zarzeka się, że uszkodził sobie kręgosłup i z trudem chodzi. Lekarze nie

mogą nic znaleźć, ale z drugiej strony nie jest do końca wykluczone, że mówi prawdę. Muszę

to udowodnić. Oto życie detektywa - skonstatował. - To nic podniecającego ani

niebezpiecznego.

- Dobra, zatem widzimy się jutro po pracy. -Przynajmniej mam taką nadzieję, dodała

w myślach.

Mollie była trochę smutna, że tata nie przyjedzie na noc do domu. Shelby obiecała jej więc, że

pójdą razem na jej ulubione jedzenie. Mollie uwielbiała plac zabaw znajdujący się obok owej

restauracji. Potrafiła godzinami wspinać się po drabinkach, zjeżdżać na zjeżdżalniach i bujać

się na różnego rodzaju huśtawkach.

Kiedy wróciły do domu, w mieszkaniu panowała całkowita cisza. Shelby natychmiast

przygotowała Mollie do snu. Przeczytała jej ulubioną bajkę o śpiącej królewnie i pocałowała

na dobranoc. Zaraz potem udała się do jadalni, aby sprawdzić, czy na stole nie czekały na nią

jakieś nowe dokumenty i rachunki. Nie było nic. Patryk zapewne nie przyniósł tym razem

żadnej pracy do domu. Jego nowa pomoc załatwiała wszystko na bieżąco i szybko nadrabiała

wszelkie zaległości. Tak przynajmniej ostatnio ją wychwalał.

Shelby, nie mając nic innego do roboty, postanowiła włączyć telewizor. Kiedy brzęczał, nie

czuła się tak samotna. Mimo tego dopiero teraz uświadomiła sobie, jak mocno tęskni za

Patrykiem i jak bardzo jej go brakuje. Przebiegając nerwowo kanały telewizyjne, poczęła

zadawać sobie pytanie, co będzie, gdy ich małżeństwo się rozpadnie. Kiedy nie znalazłszy

żadnego interesującego programu, zdecydowała się wyłączyć pudło, niespodziewanie

zadzwonił telefon.

Od razu poznała głos Margot.

- Jak tam życie mężatki? - spytała.

- Cudownie - odparła Shelby, usiłując zdobyć się na entuzjazm.

- Chciałam ci zaproponować, abyś w weekend przywiozła do nas Mollie. Z chęcią się

nią zajmiemy, a ty i Patryk będziecie mieli wreszcie trochę czasu dla siebie.

Ona i Patryk sami w domu? Shelby uśmiechnęła się pod nosem. Mogliby tańczyć na bosaka,

tak jak robili to w Natchez. Na samą myśl o tym rozmarzyła się i zaczęła przypominać sobie

te cudowne pocałunki... Może to już czas, aby posunąć się o krok dalej? Jednak szybko

otrząsnęła się, uświadamiając sobie jednocześnie, iż ten moment nigdy nie nastąpi.

- Nie wiem. Ta mała potrafi być naprawdę nieznośna - powiedziała w końcu.

background image

- Ależ my byliśmy nią zachwyceni, gdy nocowała ostatnio u nas - próbowała

przekonać ją Margot. - Zresztą myślę, że dla mnie i Rauda byłaby to dobra wprawka - dodała.

- W końcu za kilka miesięcy urodzi się nasze własne dziecko.

- To w takim razie zapewne potrzebujesz trochę spokoju...

- E tam! - przerwała Margot. - Naprawdę czuję się wspaniale! Nie tak dawno robiłam

badania okresowe i wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. Nie łam sobie więc

głowy i daj się namówić. Po prostu przywieźcie ją do nas. Zajmiemy się nią z przyjemnością.

Poza tym uważamy, że tobie i Patrykowi też się coś należy. W końcu jesteście nowożeńcami.

- Dobrze. Porozmawiam z nim i dam ci znać - zgodziła się Shelby.

- A nie mogłabyś go spytać teraz? Mielibyśmy już pewność.

- Niestety, nie ma go w domu. Musiał zastąpić chorego kolegę. Dopiero jutro się z nim

zobaczę.

Shelby wolno i niezdecydowanie wypowiedziała te słowa, po czym zdała sobie sprawę, że

rzeczywiście nie ma teraz żadnego sposobu, aby się z nim skontaktować.

- OK, to zgłoś się do nas, jak podejmiecie decyzję. Ale weź pod uwagę, że mielibyście

calusieńki weekend dla siebie. Poszlibyście sobie wieczorem do restauracji, potem na tańce..

Wyobrażasz sobie, jakie to romantyczne...

- Dzięki Margot. To faktycznie cudowny pomysł. Shelby wciąż czuła się jak oszustka

i zastanawiała się, czy Margot była w stanie wyczuć to w jej głosie. W rzeczywistości

bowiem ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, to być przez tak długi czas sam na sam z Patrykiem.

Czyż przypadkiem nie usiłowała stworzyć dystansu między nimi, aby uchronić swoje serce?

Czyż nie pragnęła go coraz bardziej i - co gorsza - nie mogła sobie bez niego wyobrazić

życia? Nie, to niemożliwe. On miał znaleźć jej ojca, a ona tylko i wyłącznie przejąć

tymczasowo rolę matki Mollie. Nic poza tym. Próbując odsunąć od siebie te przygnębiające

myśli i chcąc za wszelką cenę zmienić temat, spytała siostrę:

- Co mówił lekarz? - Zazdrościła Margot szczęścia i tego poczucia pewności, które

dawał jej Raud, i zastanawiała się, czy i ją kiedykolwiek w życiu spotka coś równie pięknego.

W rozmowie z siostrą czuła się całkowicie wyzuta z energii. Jedyną rzeczą, o której w tej

chwili marzyła, to wzięcie gorącej, odprężającej kąpieli. Świadomość, iż ma cały dom do

swojej dyspozycji i na dodatek nic konkretnego do zrobienia, pozwoliła jej odetchnąć z ulgą.

Przedtem jednak zajrzała jeszcze do Mollie. Na sam widok małej, zawiniętej w kołdrę i

słodko śpiącej dziewczynki, zrobiło jej się ciepło wokół serca. Nie mogła się powstrzymać,

żeby do niej nie podejść i nie cmoknąć jej delikatnie w policzek. Tak bardzo się do niej

przywiązała. Zamarzyła nagle, by móc patrzeć, jak Mollie rośnie i dojrzewa, jak przestaje

background image

bawić się pluszowym niedźwiadkiem i staje się małą kobietką. Zastanawiała się, kiedy odłoży

na półkę swoją basebalówkę i przestanie mówić „fcę". Ciekawe, czy spodoba jej się szkoła.

W przedszkolu nigdy nie miała problemów.

Wręcz przeciwnie, świetnie sobie radziła i chętnie bawiła się z innymi dziećmi. Z wieloma

zdążyła się nawet zaprzyjaźnić. Shelby trochę jej zazdrościła tej dziecięcej otwartości i

ciekawości świata. Sama była strasznie skryta i nieśmiała. Tylko ona wiedziała, jak często

utrudniało jej to życie.

Ocknęła się. To nie miało sensu. Musi wrócić z powrotem na ziemię. Przymknęła drzwi i

poszła do łazienki, aby przygotować sobie relaksującą kąpiel. Wrzuciła do wody garść

pachnącej soli do kąpieli, po czym zapaliła kilka świeczek dookoła wanny i wśliznęła się do

środka. Odchyliła głowę do tyłu, zamknęła oczy i pozwoliła swoim myślom odpłynąć w

nieznane. Kochała leżeć tak i rozmyślać. Wyskakiwała dopiero wtedy, kiedy woda stawała się

chłodna. To był zawsze znak, że już pora iść spać. Drzwi od swojego pokoju zostawiała

jednak zawsze uchylone, na wypadek gdyby Mollie obudziła się i zaczęła płakać.

Nic jednak nie wskazywało na to, iż tej nocy miałoby zdarzyć się coś podobnego. Bardzo

było jej to na rękę. Woda była tak przyjemna, że za nic w świecie nie chciałaby teraz z niej

wychodzić. Czuła wyraźnie, jak ogarnia ją fala słodkiego lenistwa. Marzyła o tym, że zaraz

położy się do łóżka i raz porządnie się wyśpi.

- Zastanawiałem się, skąd pochodzi to mrugające światło - niespodziewanie wyrwał ją

z rozmyślań Patryk, zjawiając się nagle w drzwiach łazienki. Shelby aż usiadła z przerażenia.

- Co ty tutaj robisz? - krzyknęła oburzona. Błyskawicznie schwyciła ręcznik, aby się

nim zasłonić, ale okazał się on być nieco za mały do okrycia całego ciała. Poczuła,

jak przebiega przez nią gorąca fala, nie mająca jednak wiele wspólnego z temperaturą wody,

w której się znajdowała.

- Jak to, co tu robię? - zdziwił się Patryk, trochę urażony pytaniem Shelby. - Przecież

mieszkam tutaj.

- Myślałam, że nie będzie cię przez całą noc - odparła niepewnie. Czuła, jak Patryk

mierzy ją wzrokiem. Złapała więc szlafrok i próbowała się nim okryć.

- W taki więc sposób sobie dogadzasz, kiedy mnie nie ma?! - stwierdził, uśmiechając

się przy tym szelmowsko.

- Wyłaź stąd, Patryk! - oburzyła się Shelby, pokazując mu palcem drzwi.

- Ale przecież ja nawet nie wszedłem. Zajrzałem tu w trosce o ciebie - powiedział

Patryk, przekomarzając się z nią.

background image

- W takim razie w tej chwili zamknij drzwi po tamtej stronie! - rozkazała mu Shelby.

Fala silnego podniecenia wypełniła jej ciało. Że też musiała akurat dziś użyć soli zamiast

płynu do kąpieli. Mogłaby teraz schować się w pianie i niczym nie przejmować. Gdyby choć

zamknęła drzwi... Ale skąd miała być pewna, że Mollie się nie obudzi. Albo, gdyby wzięła po

prostu prysznic...

Ku jej przerażeniu, Patryk nie zamierzał respektować jej prośby. Wszedł do łazienki, nachylił

się nad nią i ją pocałował.

- Jesteś taka piękna - wyszeptał czule, całując ją ponownie.

Lekceważąc zdrowy rozsądek, Shelby mocno objęła jego szyję, podczas gdy on coraz

namiętniej smakował jej usta.

- Nie powinieneś tu wchodzić - szepnęła po pewnym czasie, kiedy wyprostował się,

aby na nią popatrzeć. Serce jej waliło jak oszalałe.

- Powiedziałem ci, mieszkam tu - powtórzył Patryk.

- A co z tym facetem, którego obserwowałeś? - spytała, chcąc odwrócić jego uwagę.

Patryk tylko zaśmiał się sarkastycznie.

- Facet schrzanił sprawę. Mam prawie całą rolkę filmu, oczywiście z nim w roli

głównej. Nasz kolega nie ma najmniejszych problemów z chodzeniem. Kiedy przyjechał po

niego przyjaciel, niemalże wskoczył mu do samochodu. Myślę, że to w zupełności wystarczy.

Dlatego też mogłem wcześniej wrócić do domu. Do tej pory nigdy nie zauważyłem, żebyś

zostawiała otwarte drzwi, kiedy bierzesz kąpiel.

- Zrobiłam to, na wypadek gdyby Mollie się obudziła. A teraz proszę cię, żebyś

zechciał opuścić to pomieszczenie. Chciałabym wyjść z wanny i się ubrać.

Patryk wzruszył ramionami.

- Tylko jeśli będziesz mocno przy tym obstawała.

- Owszem, będę - potwierdziła Shelby.

On jednak nawet nie drgnął. Spojrzał na nią i uśmiechając się, powiedział:

- Mógłbym ci pomóc...

- Wynoś się, ale już! - syknęła bardziej żartobliwie, niż szorstko.

Zanim opuścił łazienkę i zamknął za sobą drzwi, obejrzał się jeszcze kilka razy, próbując

uchwycić moment, kiedy Shelby usiądzie w wannie.

- Jak skończysz się kąpać, to przyjdź i zjedz ze mną! - krzyknął jeszcze.

Shelby najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Na swoje nieszczęście nie mogła zostać

w tym pomieszczeniu na zawsze. Szybko się więc wytarła, włożyła koszulę nocną oraz

szlafrok i zdmuchnęła świece. Czesząc włosy, zastanawiała się, co będzie dalej. W pełni

background image

zdawała sobie sprawę z tego, iż prędzej czy później musi stanąć z Patrykiem twarzą w twarz.

Wiedziała też, że im wcześniej to nastąpi, tym lepiej. Wzięła więc ostatni głęboki oddech, po

czym przeszła przez salon w kierunku kuchni. Po drodze zadawała sobie pytanie, czy jest

powód, aby czuła się aż tak zażenowana. W końcu byli małżeństwem...

ROZDZIAŁ ÓSMY

Gdy weszła do kuchni, odczuła skrępowanie i zaczerwieniła się. Dlaczego musiał pójść akurat

tam? Spojrzał na nią uwodzicielsko i szeroko się uśmiechnaj.

- Może następnym razem dołączę do ciebie. Shelby zignorowała tę sugestię i podeszła

do lodówki.

- Chcesz coś ciepłego czy wolisz kanapkę? Albo może sałatkę? - zapytała.

- Obojętne. Zjadłem po drodze hamburgera. Aczkolwiek przyznam, że nadal jestem

trochę głodny - odpowiedział. - Jak poradziłaś sobie z Mollie?

- Całkiem dobrze - stwierdziła Shelby dość obojętnie, bo była akurat zajęta robieniem

kanapki z szynką i serem, tudzież krojeniem warzyw do sałatki. Gdy skończyła, nakryła do

stołu i odwróciła się, by schować resztę rzeczy z powrotem do lodówki. Cały czas starała się

unikać jego wzroku.

- Przestań mi uciekać i usiądź nareszcie przy mnie - poprosił ją Patryk, pałaszując

swoją kanapkę.

Po raz pierwszy, odkąd weszła do kuchni, spojrzała na niego i poczuła się tak, jakby uderzył

w nią piorun- Uwielbiała przebywać z tym facetem, kochała słuchać jego głosu. Był taki inny.

Taki fascynujący. Nigdy jeszcze nie spędziła tyle czasu z jednym mężczyzną. Odsunęła

krzesło od stołu i usiadła na tyle blisko niego, by móc go dotknąć, jeśliby przyszła jej na to

nagła, niespodziewana ochota.

- Opowiedz, jak ci minął dzień w pracy - odezwała się wreszcie. - Czy ten facet

zauważył, że go obserwujesz? Zdobyłeś wystarczającą ilość dowodów?

- Uważam, że tak. Ten gość zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że ktokolwiek

mógłby pokrzyżować jego plany - powiedział zadowolony z siebie Patryk. - A film jest

dowodem na wszystko. Myślę, że cała sprawa zakończy się już jutro, a twoja firma

ubezpieczeniowa zaoszczędzi masę pieniędzy.

- No to czeka cię niezła sumka za wytropienie łobuza

- przerwała mu Shelby, a jej spojrzenie wyrażało wielki podziw i uznanie.

- Taką mam nadzieję - odparł skromnie Patryk.

- Margot dzwoniła dzisiaj. Zaproponowała mi, że podczas weekendu razem z Raudem

zajmą się Mollie.

background image

- Po co? - zdziwił się Patryk, ale Shelby tylko zamrugała. Nie zamierzała powiedzieć

mu całej prawdy.

- Margot prosiła mnie o to, ponieważ chce zdobyć trochę praktyki, zanim urodzi się

ich własne dziecko.

Patryk, nadal trzymając kanapkę w ręku, przyglądał się jej uważnie.

- Oj, coś mi się wydaje, że to nie wszystko - wypalił.

- Nic dziwnego, że odnosisz takie sukcesy w pracy

- powiedziała Shelby, marszcząc nos. - Właściwie... -zaczęła, lecz nagle zamilkła.

Odetchnęła głęboko, niepewnie spojrzała na niego jeszcze raz, a potem dokończyła:

- Właściwie, to Margot tylko chciała, żebyśmy pobyli ze sobą przez jakiś czas sam na

sam. Zasugerowała, iż moglibyśmy pójść razem do restauracji lub w jakieś inne przyjemne

miejsce i miło spędzić wieczór.

Na chwilę przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła, aby ponownie spojrzeć na Patryka,

zauważyła uśmiech na jego twarzy. Nie ufała jednak temu uśmiechowi.

- Co jest? - spytała go, trochę skrępowana i onieśmielona.

- Nic, myślę, że to wspaniały pomysł, i że Mollie z przyjemnością zostanie u nich.

Przekaż Margot, że bardzo doceniam jej propozycję.

- Wcale nie musimy iść do restauracji. To był jej pomysł, a nie mój.

Shelby usiłowała w jakiś sposób uratować sytuację, ale nic już nie było w stanie wyprowadzić

Patryka z euforii, w jaką wprowadziły go jej słowa.

- Może nie był to twój pomysł, ale mimo to jest fantastyczny. Wpierw kolacja, potem

tańce...Co prawda nie na bosaka jak wtedy, ale właściwie... czemu nie? - powiedział z

zadowoleniem, kończąc kanapkę. - Twoja siostra, to bardzo, ale to bardzo mądra kobieta.

Jeżeli nie będzie Mollie, nie będziemy musieli troszczyć się o zachowanie ciszy w domu i

przejmować się... w ogóle czymkolwiek. Na przykład wczesnym wstawaniem. Wyobrażasz

sobie, jak wspaniale byłoby spać do woli i wylegiwać się rano w miękkim, ciepłym łóżeczku?

- Marzysz o nocnych hałasach?

Shelby niepewnie popatrzyła w jego kierunku. On zaś wstał z miejsca, pochylił się nad nią,

wziął ją na ręce i usadowił sobie na kolanach. Jego dłonie zacisnęły się wokół jej talii.

Spojrzał jej głęboko w oczy, mówiąc:

- Wiesz, czasami ludzie, którzy się kochają, hałasują. Próbowała uciec wzrokiem, lecz

nie zmieniło to faktu, iż nowa fala pożądania przebiegła jej ciało. Już chciała powiedzieć

„tak", ale coś w środku nie pozwalało jej na to.

- Wciąż uważam, że nie jest to najlepszy pomysł - wydusiła z siebie.

background image

- Nie kusi cię to chociaż troszkę? - zapytał Patryk, przeszywając ją swym wzrokiem.

- Jeśli mam być szczera, to cały czas tylko i wyłącznie o tym myślę - wyznała w

końcu, przytulając się do niego.

Z pomrukiem tryumfu pocałował ją. Nagle delikatnie objął jej pierś. Cały świat zawirował jej

przed oczami jak rozpędzona karuzela.

- Patryk! Przestań! - powiedziała szorstko, a serce jej waliło jak młotem. Odepchnęła

jego rękę i wstała. Patrząc na niego, wiedziała jednak, że niczego bardziej nie pragnie, niż

wrócić do niego i wtulić się w jego szerokie ramiona. Jednak chciała doznać czegoś więcej,

niż tylko fizycznej rozkoszy. Tęskniła za szczerymi uczuciami, za prawdziwą miłością.

- I co teraz? - spytał, opierając się o tył krzesła i wsuwając dłonie do kieszeni spodni.

- Nic się nie zmieniło - zapewniła Shelby. - Ja się opiekuję Mollie, ty szukasz mojego

ojca. Dlaczego nagle chcesz zmienić reguły gry? To nieuczciwe.

- A jeśli oboje na to przystaniemy? Przecież sama przed chwilą powiedziałaś, że nie

możesz przestać o tym myśleć.

- Tak, ale to wcale nie oznacza... o nie, nie myśl sobie, że ja...

Patryk zerwał się na równe nogi i przerwał jej w środku zdania:

- To powiedz mi w takim razie, co to wszystko ma znaczyć!

Shelby pokręciła głową. Sama już nie wiedziała dobrze, o co jej chodzi i co ma powiedzieć,

aby uniknąć dalszych pytań. Może lepiej byłoby, gdyby pomyślał po prostu, iż go

najzwyczajniej w świecie odrzuca.

- Chyba już wiem, co mi chcesz dać do zrozumienia - powiedział nieoczekiwanie i tak

chłodno, jakby faktycznie czytał w jej myślach.

- Nie będę cię już więcej niepokoił - dodał z poważną miną, po czym wstał i wyszedł z

pokoju.

Shelby wyraźnie słyszała, jak wchodzi po schodach na górę. Cudownie, Shelby! Zobacz, co

zrobiłaś, powiedziała do siebie, nerwowo zbierając naczynia ze stołu.

Jak mogłam wyznać mu prawdę, złościła się na siebie. Przecież oboje dokładnie wiemy, że

nie mamy przed sobą żadnej przyszłości, pomyślała z wściekłością. Wystarczająco jasno

wytłumaczył, że nie jest zainteresowany stałym związkiem. Odetchnęła ciężko i zgasiła w

kuchni światło. Zrezygnowana, poszła do swego pokoju, aby położyć się spać. Ale długo,

bardzo długo nie mogła zmrużyć oka.

W piątek rano zadzwoniła do niej do pracy Margot.

- Cześć, nie zajmę ci dużo czasu. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy rozmawiałaś już

z Patrykiem.

background image

- Owszem. Bardzo mu się spodobała twoja propozycja.

- Świetnie, bo właśnie zastanawialiśmy się z Raudem, czy nie wpaść do was i nie

zabrać małej już dzisiaj. Dzięki temu będziecie mieć trochę więcej czasu. Moglibyście się

wyspać dwa dni pod rząd. Pomyśl, czy to nie brzmi cudownie?

Shelby zacisnęła palce na słuchawce.

- Masz rację, cudownie - westchnęła, stwarzając pozornie wrażenie, iż spadł jej

kamień z serca. Tak naprawdę, w żaden sposób nie wyobrażała sobie dwóch nocy z

Patrykiem, zwłaszcza kiedy powstał tak olbrzymi dystans między nimi.

Nie mogła jednak o niczym powiedzieć Margot. Tylko by się niepotrzebnie zdenerwowała.

- Jesteś pewna, że nie zmęczysz się za bardzo? - spytała jeszcze raz, w rzeczywistości

nie widząc jednak żadnego wyjścia z tej okropnej sytuacji. - Powinnaś przecież wypoczywać

- dodała szybko.

- Przestań się tak martwić. Mam się dobrze - powiedziała Margot trochę

zdenerwowana. - Mollie jest uroczym dzieckiem. Już zaplanowaliśmy, że weźmiemy ją do

parku, a potem będziemy razem oglądać filmy Disneya i jeść prażoną kukurydzę. Na pewno

będzie się dobrze bawiła.

- Z pewnością - mruknęła Shelby cicho. - Bardzo was lubi.

- Czy coś jest nie tak? - Margot nie rozumiała, dlaczego jej siostra nie okazuje

jakiejkolwiek radości.

- Nie, nie, wszystko w porządku - odpowiedziała Shelby natychmiast. - Kiedy

dokładnie po nią przyjedziecie? - Wiedziała, że już nic nie może zmienić.

- Będziemy około szóstej. Mam nadzieję, że zdążysz w tym czasie spakować kilka

rzeczy dla małej.

- Z pewnością. Do zobaczenia po południu.

Shelby odłożyła słuchawkę i zaczęła rozmyślać, czy nie poprosić o to, aby Mollie wróciła do

domu już w sobotę wieczór. Stwierdziła jednak, że zrobiłaby tym samym wielką przykrość

siostrze, która tak się starała, by ją uszczęśliwić. W tym momencie zaczęła żałować, że się

wpakowała w taki dziwny układ. Ale tak jej zależało na odnalezieniu ojca... Zastanawiała się

jedynie, czy aby cena tego wszystkiego nie jest zbyt wysoka.

Wieczorem, kiedy Mollie odjechała z Margot i Raudem, Shelby zajęła się przygotowywaniem

grilla. Nie miała najmniejszej ochoty powitać Patryka w kuchni. Szczególnie po tym, co

wydarzyło się między nimi ostatniej nocy.

Gdy wrócił z pracy z plikiem papierów pod pachą, wszystko było już jasne. Najwyraźniej i on

doszedł do przekonania, że nie ma sensu zmieniać ich wspólnych ustaleń. Shelby od razu

background image

wytłumaczyła mu, że Mollie już pojechała z Marstallami, i że będzie z powrotem w niedzielę

po południu. Patryk tylko kiwnął głową i poszedł do salonu, prosząc ją, aby zawołała go, gdy

kolacja będzie gotowa. Brakowało jej jego obecności, podczas kiedy krzątała się przy grillu.

Teraz, gdy była całkiem sama i wszędzie w domu panowała cisza, tęskniła także za

gadulstwem małej Mollie. Lepiej się do tego zacznij przyzwyczajać, burknęła pod nosem,

odwracając kawałki kurczaka. Była w pełni świadoma tego, że kiedyś ich „papierowe"

małżeństwo skończy się, a ona znów zostanie zupełnie sama. Bała się, że nigdy nie spotka

nikogo, kogo potrafiłaby pokochać i z kim mogłaby prowadzić wspólne życie. Kogoś

bystrego, niekonwencjonalnego, kto całowałby tak, że cały świat dokoła niej by wirował.

Kogoś takiego jak Patryk. Po jakimś czasie otrząsnęła się i nałożyła jedzenie na talerze. Czas

wziąć się w garść i przestać bujać w obłokach. Łatwiej jednak jest coś takiego powiedzieć, niż

to wykonać. Także Shelby musiała się o tym przekonać. I to jeszcze tego samego wieczoru.

Kolacja odbyła się bez najmniejszej pompy. Patryk pierwszy skończył, po czym wstał od

stołu i wrócił do swojej pracy. Zaraz potem Shelby posprzątała po jedzeniu. Nie za bardzo

wiedziała, co ze sobą zrobić. Dawniej mogła w każdej chwili zadzwonić do kogoś ze swoich

przyjaciół, albo do którejś z sióstr i umówić się na spotkanie. Ale teraz każdemu wydałoby się

dziwne i podejrzane, że mając taką szansę na intymność, chce spędzać czas z kimś innym niż

z mężem. A może powinna się jeszcze raz zastanowić dobrze nad tym całym układem? Choć,

prawdę mówiąc, absolutnie nie miała ochoty w to wszystko się zagłębiać. Wytarła więc ręce i

udała się do salonu. Może Patryk da sobie pomóc z pracą biurową? Ostatnio często korzystał

z jej pomocy, i to w niejednej sprawie.

Kiedy weszła do salonu, Patryk, zdumiony, podniósł wzrok.

- Pomyślałam, że mogłabym ci pomóc - powiedziała, czując, że się czerwieni. Nie

wiedziała, skąd bierze się to zdziwienie w jego spojrzeniu. Przecież nie zrobiła nic złego, to

nie ona chciała zmieniać zasady.

- To ostatnia partia. Jeśli uda nam się opracować to wszystko przez weekend, biuro

znowu zacznie normalnie funkcjonować. Zaproponowałem tej nowej sekretarce stałą posadę.

W poniedziałek ma mi dać odpowiedź. Jeśli

zostanie, szybko nauczy się całej procedury. Do tej pory naprawdę solidnie pracowała.

- To dobrze - skomentowała krótko jego wypowiedź i otworzyła kolejną teczkę.

Patryk każdą z nich przeglądał. Segregował raporty i sprawdzał rachunki. Od czasu do czasu

dopisywał też jakieś uwagi. Kilka razy zdarzyło się jej spojrzeć na niego. Wydawał się być

strasznie zmęczony. Poczuła nagłe ukłucie w sercu. Miała wrażenie, iż pracował zbyt ciężko.

background image

Fakt, że nie ma łatwo, pomyślała. Ale wszystko zmierza ku lepszemu, co jest po części

również moim udziałem, próbowała się uspokoić. A jednak było jej go w pewnym sensie żal.

- Czemu nie pójdziesz już do łóżka? - spytała, kiedy zegar wybił dziesiątą. -

Wyglądasz na zmęczonego.

Wzruszył tylko ramionami. Nawet nie podniósł wzroku znad teczki, którą trzymał na

kolanach.

- Lepiej połóż się spać. Resztę dokończysz jutro -Shelby usiłowała nawiązać

rozmowę.

- Na jutro mam już inną robotę.

- Aha. - No to świetnie. To byłoby tyle na temat cudownego pomysłu Margot. Wprost

wspaniale się bawiła. Dobrze, że mogą spędzić ze sobą więcej czasu. Miała już właśnie

zamiar opuścić pokój, gdy nagle Patryk odezwał się:

- A może chcesz pojechać jutro ze mną?

- Z przyjemnością. A kogo będziemy obserwować? -odparła Shelby bez

zastanowienia.

- Zbyt wielu kryminałów się naczytałaś - zażartował.

- Co masz zatem na myśli? Co mielibyśmy robić i gdzie? - spytała trochę urażona.

- Muszę poobserwować trochę dzielnicę francuską.

Może uda mi się wypatrzeć osobę, która sprzedaje kradzione karty kredytowe.

- Czy to nie jest przypadkiem sprawa, którą powinna zająć się policja? - zdziwiła się

Shelby.

- W zasadzie tak, ale dyrektor banku podejrzewa, iż tym przestępcą jest ktoś z jego

rodziny. Dlatego też póki co nie chce włączać policji.

Shelby spojrzała w sufit. Ona i Patryk na tropie, pomyślała, uśmiechając się z przekąsem.

Sama była sobie winna. Musiała jednak przyznać, że jakoś ją to przedziwnie ekscytowało.

- To szansa na zrobienie czegoś niespotykanego. Dziękuję ci. Wydaje mi się, że będzie

to dla mnie szalenie fascynujące przeżycie.

- Pewnie się rozczarujesz - oznajmił jej Patryk, ale Shelby nie dała się zniechęcić.

- Zobaczymy.

- Wyruszymy o dziewiątej - poinformował ją chłodno.

- To ja już lepiej pójdę, żeby się wyspać. A tak nawiasem mówiąc, jak powinnam się

ubrać?

- Cokolwiek uznasz za stosowne. Ale pamiętaj, że mamy się wmieszać w tłum we

francuskiej dzielnicy. Weź to koniecznie pod uwagę.

background image

Shelby najchętniej tańczyłaby z podniecenia. Boże, to będzie naprawdę niesamowita frajda,

pomyślała sobie w duchu. A poza tym, będzie mogła być przez cały czas u boku Patryka.

On zaś nie okazywał żadnych, nawet najmniejszych emocji. Nie wypowiadając ani słowa

więcej, wstał i zgasił lampę. Kiedy się odwrócił, niemal zderzył się z Shelby.

Była tak szczęśliwa, że nie mogła powstrzymać się przed zarzuceniem mu rąk na szyję i

przytuleniem się do niego.

- Jeszcze raz dzięki - szepnęła. - To na pewno będzie coś niezmiernie ekscytującego i

niecodziennego, nie sądzisz? Tak się cieszę...

Patryk usilnie próbował nie okazywać żadnych emocji, choć nie było to dla niego takie

proste. Trudno, musi się pogodzić z faktem, że Shelby nie była nim zainteresowana jako

mężczyzną. Kiedy on odnajdzie jej ojca, ona odejdzie. A jednak jej mocno wtulone w niego

ciało mówiło zupełnie coś innego. Uśmiech błądzący po jej twarzy mógłby roztopić górę

lodową. Jak w takiej sytuacji można było jej się oprzeć? Ale ona, ni stąd, ni zowąd, odsunęła

się i pobiegła do swego pokoju. Patryk czas jakiś patrzył za nią i czuł się stary, przemęczony i

przede wszystkim straszliwie samotny.

Około piątej następnego popołudnia Shelby gotowa była się poddać. Od kilku godzin

udawała, że robi zakupy w jednym z supermarketów w dzielnicy francuskiej. Był on na

szczęście duży i miał w związku z tym na tyle spory asortyment, że udało jej się trochę zabić

dłużący się czas. W dowolnej chwili byłaby w stanie wymienić z pamięci każdą z rzeczy,

które można było kupić w tym sklepie. Dziwnym trafem praca prywatnego detektywa

wydawała się jej już znacznie mniej ekscytująca niż z początku. Patryk był jednak przez

wszystkie te godziny idealnie skoncentrowany. Podziwiała go za to.

- Jesteś gotowa do wyjścia? - Shelby podskoczyła, słysząc za plecami te słowa. Nie

zauważyła wcale, kiedy

Patryk się do niej zbliżył. Szybko chwycił ją pod ramię i razem wyszli na ulicę.

- Czy chcesz coś zjeść, zanim wrócimy do domu?

- zapytała, gdy znaleźli się na dworze.

- Pewnie - odparł euforycznie. - Nawet nie masz pojęcia, jaki jestem głodny!

- Często zajmujesz się tego typu sprawami? Spędziliśmy tam calusieńki dzień.

- Zajmowałem się tym głównie na samym początku, gdy zaczynałem pracę w

charakterze prywatnego detektywa. Teraz zatrudniam zazwyczaj do tego typu zajęć

współpracowników. Mimo to lubię od czasu do czasu sam rozwiązywać takie przypadki.

Wtedy mogę w stu procentach kontrolować, co się dzieje.

background image

- Ciekawa jestem, czy uda ci się wytropić sprawcę - powiedziała Shelby, kiedy szli

wzdłuż Royal Street, aby zaraz potem skręcić w Canal Street.

- To tylko kwestia czasu - stwierdził Patryk oschle. Gdy zbliżali się do rzeki, usłyszeli

nagle gwizd dobiegający z któregoś ze statków.

- Chodźmy zobaczyć to z bliska - krzyknęła Shelby, nadal podekscytowana całą tą

„wyprawą". Ubóstwiała oglądać stare parostatki, kiedy sunęły wolno po wodzie. Zawsze

kojarzyły się jej z dzieciństwem. Odkąd sięgała pamięcią, lubiła na nie patrzeć. Będąc małą

dziewczynką, kiedy jeszcze mieszkała z rodziną w Natchez, ciągnęła kogo się dało nad rzekę.

- Moglibyśmy się zorientować, czy są jeszcze jakieś wolne miejsca na pokładzie i

zjeść tam pyszną kolację

- zaproponował Patryk. - Na rzece będzie chłodniej.

Shelby nie wiedziała, jak zareagować. A zatem wszystko wskazywało na to, że będzie tak, jak

Margot jej sugerowała. Wykwintna kolacja w nastrojowym miejscu, tańce... Czy mogłoby

wydarzyć się coś bardziej romantycznego od kolacji na olbrzymim parostatku? Gdyby Patryk

nie podzielał tego zdania, z pewnością nie zaprosiłby jej z taką przyjemnością. Doskonale

rozpoznała ten błysk w jego oczach.

Weszli na pokład. Roiło się na nim od ludzi. Można było tam spotkać zarówno tych młodych

i wesołych, jak i eleganckich „poważniaków" w podeszłym wieku. Nowoorleańczycy

mieszali się z turystami. Wszędzie unosił się w powietrzu specyficzny, nieopisany nastrój.

Shelby znów czuła się pełna energii i entuzjazmu. Zapomniała o długim, męczącym dniu i o

swych obolałych stopach. Kiedy zespół zaczął grać dixieland, energicznie zaczęła wybijać

rytm, uderzając palcami o zewnętrzną stronę ud.

- Lubisz ten kawałek? - spytał Patryk z zaciekawieniem. Skinęła głową i uśmiechnęła

się szeroko.

- Kiedy byłam mała, często słyszałam taką muzykę z łodzi płynących po Missisipi.

Zawsze przez długi czas stałam nad rzeką i nasłuchiwałam, bo w domu babcia zabraniała nam

słuchać takiej muzyki. Zdecydowanie wolała muzykę klasyczną. Ogromnie cieszę się, że tu

przyszliśmy.

Sprawiało mu przyjemność przyglądanie się jej rozemocjonowanej twarzy. Zwłaszcza kiedy

wyrażała taką wielką radość jak teraz. Spojrzał na zegarek. Jeszcze osiemnaście godzin,

zanim Mollie wróci do domu, pomyślał. Stwierdził, że gdy są w domu, łatwiej jest mu oprzeć

się urokowi Shelby. Tu było to bardzo trudne.

Kolacja wypadła wspaniale. Dzielili stolik z parą z Teksasu i spędzili czas, wymieniając się

historyjkami z Nowego Orleanu i z Dallas. Kiedy skończyli jeść, we czwórkę poszli

background image

posłuchać muzyki. Zespół grał przyjemny jazz. Po jakimś czasie Shelby i Patryk oddalili się,

aby usiąść sobie w jakimś cichym, przytulnym zakątku. Było tak miło. Dużo rozmawiali,

śmiali się i rozkoszowali muzyką.

Zrobiło się już późno. Postanowili wrócić do domu, lecz Patryk nie miał najmniejszej ochoty

na sen. Pocałował Shelby na dobranoc, a sam poszedł do salonu. Miał jeszcze parę rzeczy do

zrobienia.

- Nie idziesz do łóżka? - zapytała, przystając na na chwilę na schodach.

- Nie. Zamierzam popracować jeszcze trochę.

- Dzięki, Patryk. To był naprawdę przepiękny dzień. Popatrzył na nią, zdziwiony jej

tonem.

- Ale niejeden z tych, które chciałabyś powtarzać częściej - powiedział, widząc jej

zmęczenie.

Shelby charakterystycznie zmarszczyła nos i powoli pokiwała głową.

- Nie sądzę. Wciąż jeszcze strasznie bolą mnie nogi. Prawdę mówiąc, miałam

nadzieję, że przynajmniej złapiemy tego człowieka.

- Złapię go. A jak nie, to zrobią to gliny. W każdym razie był to idealny dzień, aby

pokazać ci, na czym polega praca prywatnego detektywa. Następnym razem przesiedzimy

całą noc w samochodzie. Zapewniam cię, że będzie to znacznie mniej wyczerpujące.

- W porządku. I jeszcze raz dzięki, że zechciałeś zabrać mnie dzisiaj ze sobą. Bardzo

podobało mi się zakończenie wieczoru - powiedziała i wbiegła prędko schodami na górę.

Patrykowi jeszcze bardziej podobałoby się zakończenie dnia, gdyby mógł podążyć za nią.

Ponieważ jednak dobrze wiedział, że jest to nierealne, oparł się o drzwi i po prostu

nasłuchiwał. Słyszał, jak Shelby weszła do łazienki i przez chwilę pojawiły mu się przed

oczami związane z tym wspomnienia. Pewnie taki wieczór, kiedy miał szczęście zobaczyć ją,

kąpiącą się przy świetle świec, nie powtórzy się nigdy więcej. Na pewno nie, kiedy on będzie

w domu. Kilka minut później usłyszał, jak przechodzi przez korytarz do swojego pokoju i

zamyka za sobą drzwi. Otrząsnął się i podszedł do stosu dokumentów, który czekał na niego

na stole. Wiedział, że nawet nie może marzyć o tym, by zasnąć. Postanowił więc zająć się

czymś produktywnym.

Shelby czuła, że zupełnie pokpiła sprawę. Siedziała sama w niedzielny poranek przy dużym

stole jadalnym i popijała kawę. Wcale nie była głodna i tylko dziubała w leżącym przed nią

rogaliku z makiem.

W drzwiach pojawił się Patryk. Zaskoczona, spojrzała na niego. Prawdopodobnie właśnie

wyszedł spod prysznica. Jego włosy były jeszcze mokre. Poza tym był świeżo ogolony.

background image

Wyglądał tak zabójczo, że miała ochotę go zjeść. Odwrócił krzesło i usiadł, zakładając ręce

na oparcie.

- Mollie niedługo wróci - powiedział, a ona przytaknęła.

- Margot i Raud mają ją przywieźć - dorzuciła.

- Tak też myślałem. Oznacza to więc, że znowu będziemy musieli grać naszą małą

gierkę.

Shelby zwilżyła usta i przytaknęła cicho.

- Tak, jeśli tobie to nie przeszkadza.

Lecz Patryk zaprzeczył i spojrzał jej prosto w oczy.

- Kiedy twoja siostra pójdzie, myślałem, żeby wziąć Mollie na basen. Jak chcesz, to

znikniemy ci z oczu na całe popołudnie.

Poczuła bolesne ukłucie w sercu. Nie chciał nawet być w jej pobliżu. A ona, ona coraz

bardziej zakochiwała się w tym mężczyźnie. Teraz łapała każdy okruch szczęścia, jaki został

jej dany. Ale co wydarzy się później? Nie miała pojęcia, co robić. On wciąż zachowywał się

w stosunku do niej tak ozięble i oschle. A może wcale nie udawał, tylko rzeczywiście zmienił

zdanie?

- Przecież nie musicie wychodzić beze mnie - powiedziała po krótkiej chwili namysłu

.Patryk wzruszył ramionami.

- Nie, to zupełnie nie o to chodzi. Mollie uwielbia pływać. Czy chcesz, abyśmy zjedli

kolację na mieście?

- Nie, ja już przygotowałam coś do jedzenia.

Czekała na to, że zaprosi ją, aby poszła z nimi na pływalnię, lecz on niespodziewanie

zakończył konwersację, wstając i przysuwając krzesło do stołu. Zaraz potem opuścił kuchnię.

Przez pewien czas Shelby siedziała jeszcze przy stole. W końcu stwierdziła, że pójdzie się

ubrać. Miała nadzieję, że Patryk jednak poprosi ją, aby zabrała się z nimi. On jednak nie

czynił żadnych starań w tym kierunku. Najpewniej nie miał na to ochoty. Chciał być z Mollie

sam.

Kiedy przyjechał Raud z małą Mollie, tłumacząc, iż Margot trochę źle się czuje i została w

łóżku, Shelby wpadła w jeszcze gorszy nastrój.

- Od razu mówiłam, że opieka nad Mollie będzie dla niej zbyt dużym wysiłkiem -

powiedziała, niepokojąc się o siostrę.

- Nie, to nie tak - zapewnił Raud. - Świetnie się bawiliśmy, ale Margot i ja późno

położyliśmy się spać. Uznałem więc, że lepiej będzie, kiedy się wyśpi i wypocznie jak należy.

background image

Nie zmienia to jednak faktu, iż bardzo byśmy się cieszyli, gdyby Mollie odwiedzała nas

częściej.

- Może po tym, jak wasze dziecko się urodzi - zasugerował Patryk.

Stali wszyscy w drzwiach wejściowych, ponieważ Raud nie chciał wejść do środka. Spieszył

się do żony.

- Nie, niech przyjeżdża do nas teraz, w najbliższym czasie - próbował namówić

Patryka, nerwowo zerkając w kierunku samochodu. Uścisnął małą i szybko się pożegnał.

- Dobrze się bawiłaś, maleńka? - zapytał Patryk córeczkę, gładząc ją po policzku.

Mollie natychmiast zaczęła szczebiotać na temat swojego pobytu u cioci i wujka. Nie zdążyła

jeszcze zbyt wiele opowiedzieć, gdy Patryk rzucił propozycję, by na ukoronowanie weekendu

pójść popływać. To spowodowało, że Mollie zaczęła myśleć o czymś zupełnie innym i

zachwycać się pomysłem tatusia. Zaraz pobiegła przejęta na górę poszukać swojego nowego

kostiumu kąpielowego. Gdy zeszła z powrotem na dół, Patryk wziął małą za rączkę i oboje

wyszli z domu.

Shelby stanęła przy oknie. Rozczarowana, patrzyła jak odjeżdżają. A więc jednak nie poprosił

jej, aby poszła z nimi. Nie miała ochoty się wpraszać. Co zatem będzie robiła przez resztę

dnia? Kolacja była już gotowa. Mogłaby zrobić pranie lub odkurzyć podłogi, ale nie czuła już

tej kojącej przynależności do tego domu, jaką przedtem w sobie nosiła. Jedyna rzecz, której

teraz pragnęła, to być z Patrykiem, co wbrew pozorom nie było wcale proste.

W środę Shelby była już u kresu wytrzymałości. Wszelkie starania dotyczące trzymania

dystansu między nią a Patrykiem przestały się liczyć. Mimo wszystko jednak nie potrafiła

zbliżyć się do niego. To tak, jakby postawiono między nimi niewidoczną ścianę, której nic nie

było w stanie zburzyć. Może powinni po prostu zwyczajnie ze sobą porozmawiać. Dziś

wieczorem poczeka aż Mollie pójdzie do łóżka i po prostu powie Patrykowi, że dłużej tak nie

wytrzyma. Nie chciała, aby dalej było tak, jak przez ostatnie dwa dni. Coś się nareszcie musi

zmienić. Jeśli on jej wciąż jeszcze pożądał, to...

Znienacka zadzwonił telefon, nie pozwalając jej na dalsze przemyślenia dotyczące tego, co

stanie się, gdy Patryk wróci do domu. Podnosząc słuchawkę, mimo wszystko miała nadzieję,

że usłyszy jego czuły, aksamitny głos. Lecz to nie on dzwonił do niej. Po drugiej stronie

zgłosiła się pani Robinson, jedna z przedszkolanek Mollie.

- Pani O'Shaunnessy? Proszę przyjść natychmiast. Wydarzył się wypadek.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Wypadek? Co się stało? - Poczuła, jak strach ściska jej gardło.

- Mollie przewróciła się w trakcie zabawy i mocno skaleczyła. Obawiam się, że rana

jest dosyć rozległa. Zamówiliśmy karetkę. Ale mała cały czas pyta o ojca. Czy mogłaby go

pani powiadomić, a potem zejść tu do nas?

- Będę za chwilę - rzuciła krótko Shelby i odłożyła słuchawkę. Jednak natychmiast

znowu ją podniosła i drżącą ręką wystukała numer do Patryka.

Odebrała jego sekretarka. Boże, jak ona ma na imię? Ze zdenerwowania Shelby nie mogła

zebrać myśli. Nie mogła sobie za nic przypomnieć.

- Dzień dobry. Muszę rozmawiać z Patrykiem - powiedziała w końcu. - To bardzo

pilne - Nie mogła usiedzieć w miejscu. Wstała więc i chodziła w tę i z powrotem,

niecierpliwie czekając, by podszedł wreszcie. Jak tylko mu o tym powie, natychmiast

pobiegnie do windy.

- Nie ma go w tej chwili. Co się stało? Czy chce pani zostawić mu jakąś wiadomość?

Spróbuję go odnaleźć.

- Proszę go odszukać. Może ma ze sobą komórkę. Niech pani do niego zadzwoni i

powie mu, że dzwoniła jego żona. Mollie miała w przedszkolu wypadek. Rana

jest dosyć duża, więc karetka zabierze małą do szpitala. Pojadę z nią. Stamtąd do niego

zadzwonię. - Cisnęła słuchawkę na widełki i wybiegła na korytarz.

Kilka minut później była już w przedszkolu. Natychmiast zauważyła Mollie. Jedna z

opiekunek trzymała ją na kolanach i przyciskała spory kawałek gazy do jej czoła. Mała

płakała żałośnie i cały czas wzywała ojca. Jej buzia i ubranko poplamione były krwią. Na ten

widok Shelby o mało nie rozpłakała się.

- Mollie, kochanie, co się stało? - zapytała, przyklękając obok.

- Selby, ja się psewróciłam! - powiedziała, zanosząc się od płaczu.

- Wiem, myszko, ale jak to się stało? - Mówiąc to, spojrzała z wyrzutem na opiekunkę.

- Mollie bawiła się na zjeżdżalni. Musiała jakoś niefortunnie zjechać - wyjaśniła

speszona dziewczyna. - Na dole leżało kilka kamieni - dodała po chwili. - Pewnie to się

przyczyniło... Ale proszę się nie martwić. Wszystko będzie w porządku. Zadzwoniliśmy po

karetkę. Lepiej niech zbada ją lekarz.

- Cicho, kochanie. - Shelby przytuliła małą do siebie. - Wiem, że to boli, wiem. Ale

zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

Mollie wciąż jeszcze płakała, lecz przestała tak rozpaczliwie wzywać ojca. Wtuliła się mocno

w Shelby i powiedziała:

background image

- Dobze, ze psysłaś. Bajdzo się bałam.

- Wiem, kochanie. Przybiegłam, jak tylko do mnie zadzwonili. Do taty też już

dzwoniłam. Zaraz przyjedzie.

Przewieziono je do Liberty Hospital. Na izbie przyjęć nie było tłoku. Młody lekarz obmył

twarz Mollie, obejrzał ranę i zadecydował, że będzie lepiej się goiła, jeśli założy dwa szwy.

- Nawet gdyby miała pozostać jakaś niewielka blizna, to będzie praktycznie

niewidoczna, bo skaleczenie jest na linii włosów - dodał dla pocieszenia, widząc przerażoną

minę Shelby. Jednocześnie spryskał ranę środkiem znieczulającym.

Mała uspokoiła się i nawet przestała płakać. Bez kapryszenia pozwoliła zrobić sobie zastrzyk

przeciw tężcowi. Pan doktor nie mógł znaleźć słów podziwu

- No, takiej dzielnej dziewczynki - powiedział z zachwytem - to ja tu chyba jeszcze nie

miałem! Za kilka dni będziesz zdrowa jak smok!

Potem nachylił się do Shelby i dodał szeptem:

- Proszę się nie martwić, pani O'Shaunnessy. Takie rzeczy się zdarzają od czasu do

czasu. Dziś i jutro może czuć się nie najlepiej. Jest trochę poobijana. Ale to minie. Wszystko

będzie w porządku. Proszę mi wierzyć. Dobrze się pani czuje?

Shelby kiwnęła głową, ale do jej oczu cisnęły się łzy. Próbowała coś odpowiedzieć, lecz była

zbyt roztrzęsiona.

- Shelby?

Usłyszała na korytarzu znajomy głos.

- Tutaj, Patryk! - zawołała. - Jesteśmy tutaj! Odetchnęła na jego widok.

- Tatusiu! - krzyknęła Mollie, próbując usiąść na leżance. Jej oczy wypełniły się łzami.

- Jestem, wróbelku.

Lekarz pomógł jej usiąść i Patryk przytulił ją delikatnie.

- Wszystko w porządku? - zapytał lekarza.

- Tak. Za parę dni będzie biegała jak fryga. Zapomni o tym przykrym zdarzeniu -

pocieszył go doktor. - Właśnie mówiłem pańskiej żonie, że mała jest trochę potłuczona. Z

pewnością odkryjecie państwo u niej kilka siniaków. Ale obyło się bez poważnych obrażeń.

W tym momencie Patryk odwrócił się i zobaczył przestraszone oczy Shelby. Podszedł do niej

i mocno ją przytulił. Prawie osunęła mu się z rąk na podłogę. Podtrzymał ją.

- Przewróciła się na placyku zabaw w przedszkolu. Bardzo się zdenerwowałam. Tak

mi przykro...

- Kochanie, to nie twoja wina. Czasami zdarzają się takie rzeczy. Nie denerwuj się.

Jesteś blada jak ściana. Usiądź lepiej.

background image

- Nic mi nie jest. W porządku. Ale... może jej nie dopilnowali?

- Trudno jest bez przerwy uważać na wszystkie dzieci. Przez takie wypadki trzeba

przejść. Ja też zaliczyłem kilka wizyt w szpitalu, kiedy byłem dzieckiem. A ty nie?

Pokręciła głową.

- No cóż, gdyby cię babcia tak nie pilnowała, to na pewno byłoby inaczej.

Mollie naprawdę była wspaniała. Wprawdzie oboje trzymali ją za ręce, kiedy lekarz zakładał

szwy, ale właściwie wyglądało na to, że to wcale nie jest konieczne. Na szczęście wszystko

razem trwało może dwie-trzy minuty. Potem jeszcze tylko pan doktor opatrzył ranę. Na końcu

wypisał receptę i zwrócił się do nich:

- Proszę podać jej dwa razy dziennie po łyżeczce, gdyby skarżyła się, że boli ją głowa.

To ją też trochę uspokoi. Zobaczą państwo, wszystko już wkrótce będzie w porządku. A za

tydzień proszę pójść z nią na kontrolne badanie do lekarza rodzinnego. Również wtedy będzie

można już usunąć szwy.

Shelby próbowała uśmiechnąć się do młodego lekarza, ale za bardzo jej to nie wychodziło.

Czuła się kompletnie wyprana z energii, bezradna i winna. A może to przedszkole w jej firmie

nie było bezpieczne?

Patryk wziął małą na ręce. Pożegnali się z lekarzem i zeszli do samochodu. Kiedy wsiedli do

środka, Patryk spojrzał na nią zaniepokojony.

- Wszystko w porządku, Shelby? Nie czujesz się ile?

- Nie, ale byłam taka przerażona...

- Ja też. Kiedyś.

- Jak to kiedyś? To nie jest pierwszy raz? Wycofał samochód, próbując włączyć się do

ruchu.

- Takie urwisy zawsze ładują się w kłopoty. Normalna rzecz. Na początku też o tym

nie wiedziałem. Kiedy okropnie obtarła sobie kolana, ganiając się z dziećmi sąsiadów,

miałem chęć w ogóle zabronić jej wychodzenia z domu, aż do dnia, w którym skończy

trzydzieści lat. Żeby ją uchronić, wiesz... Ale to nierealne. Moja znajoma Jaeny mi wszystko

wytłumaczyła. Ona ma trójkę takich urwisów i do tego pracuje. Tak więc, gdy Mollie rozcięła

sobie palec, już potrafiłem poradzić sobie lepiej. Ale mogę cię zapewnić, że zawsze umieram

z przerażenia przy takich okazjach. Tylko umiem to ukryć. Mollie lepiej reaguje, kiedy widzi

spokój na mojej twarzy.

- Ale ona jest jeszcze mała. Nie powinna bawić się sama na zjeżdżalni. A może to

przedszkole to pomyłka? Może powinnam zostać w domu i pilnować jej?

background image

- Shelby, co ty mówisz? To przedszkole jest naprawdę w porządku. Mollie je bardzo

lubi. Tyle opowiada zawsze, gdy wracam do domu. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.

Odwróciła się, by sprawdzić, jak czuje się mała. Prawie rozpłakała się na jej widok. Taka

okruszyna, pomyślała. Tak była tym wszystkim umęczona, że zasnęła w foteliku. Oczka

zamknięte, buzia blada, główka owinięta bandażem. .. a całe ubranie poplamione krwią.

- O Boże - westchnęła Shelby.

- Hej, spokojnie. - Patryk położył swoją dużą rękę na jej dłoni. - Nie martw się już. A

w ogóle, to witaj w świecie zatroskanych rodziców.

- Może rzeczywiście rozsądniej byłoby trzymać ją w jej pokoju do trzydziestki?

Przemyśl to jeszcze raz -powiedziała już spokojniej. Ciepło dłoni Patryka zaczęło już działać.

Pod jego wpływem, nie rozumiejąc, jak się to dzieje, zapominała o wszystkim.

- Ach, zobaczysz, stwardniejesz i przyzwyczaisz się. W chwili obecnej trudno jakoś

było jej w to uwierzyć.

Przez moment zastanawiała się, jak długo będzie jej dane być przy nim. Miała nadzieję, że tak

szybko nie odnajdzie jej ojca i że potrwa to jeszcze całą wieczność. Może zresztą na razie nie

miał na to czasu? Zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy ta myśl nie wywołała u niej

przerażenia. Zaczęła rozumieć trochę Margot. Co by było, gdyby nigdy się nie odnalazł? Na

zawsze już zostałaby z Patrykiem? Aż do późnej starości, gdy oboje będą zgarbieni i siwi?

Co jakiś czas mówiłby jej przy kolacji, że nie jest w stanie znaleźć żadnych namacalnych

śladów. A ona udawałaby, że jest zmartwiona. Udawałaby, bo jakoś te poszukiwania

przestały być dla niej aż takie ważne. Drżała. Jak to możliwe? Zakochała się w nim, czy co?

Kiedy dojechali, Patryk wziął delikatnie Mollie na ręce.

- Wykąpię ją i położę do łóżka - powiedział, podczas gdy ona otwierała drzwi.

- Mogę ci pomóc - zaproponowała.

- Nie ma takiej potrzeby- Jesteś bardzo zmęczona. To widać. Poradzę sobie.

- W takim razie przygotuję coś do zjedzenia. Może Mollie jest głodna?

- Ewentualnie można spróbować, ale myślę, że raczej nie ma na co liczyć - dodał,

wchodząc na górę.

Przebrała się w lekką sukienkę. Była ledwo żywa. Dochodził jej uszu ich śmiech. Tak jakby

nic się nie zdarzyło. Cieszyła się, że Mollie czuła się już lepiej. Przez uchylone drzwi zajrzała

do jej pokoju. Patryk kołysał ją na rękach, jak małego dzidziusia. Zauważył ją w drzwiach.

- Wszystko w porządku? - zapytała.

- Prawie zasnęła - szepnął.

background image

Mollie uśmiechnęła się zaspana. W tym momencie Shelby zdała sobie sprawę, że nie mogłaby

tej małej bardziej kochać, nawet gdyby to była jej rodzona córka. Potem spojrzała na Patryka i

wiedziała, że kocha ich obydwoje.

- Przygotuję kolację. - Mówiąc to, odwróciła się i wyszła. Nie chciała, by widział jej

łzy. - Idiotka - syczała na samą siebie pod nosem. - Powiedział przecież, że nie chce się

angażować. Na co liczysz?

- Co ty tam mruczysz pod nosem? - Niespodziewanie szybko Patryk pojawił się w

kuchni.

Prędko wytarła nos. Czyżby słyszał? Zerknęła na niego zaniepokojona.

- Nic, takie tam... Usnęła już?

- Tak. Mam nadzieję, że prześpi całą noc.

- Nie zjadła kolacji...

- Jeżeli zbudzi się i będzie głodna, zawsze można będzie jej coś przygotować. - Usiadł

ciężko i wyciągnął przed siebie nogi. - Bardzo się ucieszyła, że przyszłaś do niej, kiedy

płakała.

- Wołała, że chce do ciebie, ale jak się tam zjawiłam, uspokoiła się trochę.

- Chciałem ci powiedzieć, że... jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny.

Shelby kiwnęła głową.

- Taki układ... - palnęła, nie mając pojęcia, jak zareagować.

Milczeli przez dłuższą chwilę. Patryk wydawał się być nieobecny. Z pewnością martwi się o

małą, pomyślała. W domu panowała całkowita cisza. Bez paplaniny Mollie i kolacja nie miała

większego uroku. Kiedy skończyli, Patryk zaoferował, że pozmywa.

- Nie, dlaczego. To żaden problem. Jest przecież tylko kilka talerzy - rzuciła prędko,

wstając.

Wzrok Patryka podążył za nią. „Taki układ", powiedziała. Wyszedł przed dom. Czy tak sobie

wyobrażała ich małżeństwo? Przecież widział, jak się męczyła. Po co to robi? Niemożliwe,

żeby nie była nim w ogóle zainteresowana. Nie wyglądało na to. Ale z drugiej strony... On

szalał na jej punkcie. Uwielbiał wszystko, co robiła, jej głos, te znaki zapytania w jej oczach,

gdy nie była siebie pewna. I ubóstwiał przyglądać się, jak zajmuje się Mollie. Zawsze

uważnie jej słuchała. Nigdy nie traktowała małej jak przeszkody. Była dla niej bardzo dobra i

serdeczna.

Patryk nigdy nie planował, że się z kimś ożeni. Ale skoro to już się stało, lepiej chyba nie

mógł trafić. Z Shelby wszystko wydawało się łatwiejsze. No tak, ale to nie było takie

prawdziwe małżeństwo. Szczególnie dla niej. Traktowała je jak układ. Tymczasowy. Tylko

background image

do momentu, aż on odnajdzie jej ojca, a Margot urodzi. Wtedy zniknie. Na zawsze. Już nie

był przekonany, czy tego chce. Coraz częściej nie mógł wyobrazić sobie bez niej życia.

- Nie będziemy dzisiaj pracować? - zapytała, gdy skończyła robić porządek w kuchni.

- Nie. Nic ze sobą nie przyniosłem. Nie miałem do tego głowy. Na szczęście zostało

już tylko kilka rachunków. Bardzo dziękuję ci i za to. To już nie było częścią naszego układu.

- Ale naprawdę sprawiło mi przyjemność. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował

pomocy, możesz na mnie liczyć.

Stanęła blisko niego. Zbyt blisko. Czuł słodki zapach jej perfum.

- Boże, ale dziś jest gorąco - powiedziała, siadając na schodach.

Usiadł koło niej. Zapomniał, że powinien trzymać się od niej z daleka.

- W środku jest chłodniej - wyszeptał.

Słońce już zachodziło, ale powietrze wciąż jeszcze było bardzo rozgrzane. Okoliczne domy

zaczęły pogrążać się w ciemności. Gdzieniegdzie migotały w oknach światełka.

- Wiem, ale lubię siedzieć tu, na zewnątrz. Kiedy byłam młodsza, bardzo często

spacerowałyśmy z siostrami nad rzeką. Pamiętam te drobne kropelki wody na rozgrzanej

skórze...

- Zobacz. - Wskazał palcem nawilżacz na trawniku sąsiadów. - Chodźmy!

- Żeby sąsiedzi mieli niezłą zabawę?

- Nic nie zauważą. Jest ciemno, a oni siedzą w swoich chłodnych domach i

odpoczywają po upalnym dniu przed telewizorami.

Przyglądał się, jak Shelby zdejmuje sandały.

- A ty co, nie idziesz?

Nie spodziewał się, że tak łatwo da się namówić.

- Oczywiście, że idę. Tylko ściągnę buty.

Nagle zerwał się na nogi i wydał z siebie ryk lwa. Ruszył przed siebie jak szalony. Kiedy

podeszła bliżej, złapał ją wpół i mocno do siebie przycisnął. A potem pociągnął za sobą pod

strumień wody wypływający ze spryskiwacza. Długo trzymał ją w ramionach, unosząc przy

tym odrobinę ponad ziemią.

- Ależ ta woda jest lodowata! - wykrztusiła wreszcie z siebie Shelby.

Postawił ją na ziemi i pocałował.

- Tak. To cudowne uczucie.

Oboje byli zupełnie mokrzy. Sukienka otuliła szczelnie ciało Shelby.

- Jest mi zimno. - Próbowała obcierać z twarzy wodę. Nagle uniosła ręce i zaczęła

tańczyć na trawie. I znowu obezwładniło go silne pożądanie. Uświadomił sobie, jak bardzo jej

background image

pragnie. Podszedł i ponownie ją pocałował. Nie mogła mieć już żadnych wątpliwości.

Przygarnął ją do swego nagiego torsu i wszystko przestało się liczyć. Dla obojga. Popatrzył

jej prosto w oczy. Jej źrenice były wręcz ogromne.

- Pragnę cię, Shelby - wyszeptał. - Wybacz, musiałem to powiedzieć. - Zapach jej

ciała doprowadzał go do szaleństwa. Nigdy nie przydarzyło mu się coś takiego. Dlaczego

właśnie ona?

Shelby drżała. Zarówno od chłodu, jak i od jego pocałunku. Czyżby jednak nie zmienił

zdania? Serce omal nie wyrwało jej się z piersi. Nie bardzo wiedziała, co ma zrobić. Kilka dni

temu podejrzewała, że jest zakochana w swoim mężu. Teraz była tego pewna. Chciała

wiedzieć o nim wszystko. Począwszy od tego, jakie są jego ulubione potrawy, a skończywszy

na tym, jaki jest w łóżku.

- Shelby? - Jego usta znowu odnalazły jej spragnione wargi. Potem całował jej

policzki, oczy, czoło...

Drżała na całym ciele. Aby nie wysunąć się z objęć Patryka, zaplotła ręce na jego karku.

Wtuliła się w jego rozgrzane ciało.

- Bądź moja... Shelby... - szeptał, nie mogąc nad sobą zapanować.

Jej palce błądziły w jego potarganych, mokrych włosach. Wiedziała, że nie ma już sensu

udawać. I tak wszystko było jasne.

- Tak, Patryk... - szepnęła. - Chcę tego...

Złożył jeszcze jeden gorący pocałunek na jej ustach, wziął ją na ręce i zaniósł do domu.

- Cudownie byłoby kochać się z tobą pod gwiazdami, ale ten nasz pierwszy raz musi

być całkiem wyjątkowy. Niczym nie zakłócony... - szepnął jej czule do ucha.

Pierwszy raz... Serce podskoczyło jej gwałtownie. To będzie przecież jej pierwszy raz.

Jeszcze nigdy w życiu nie czuła takiego podniecenia. To było jak sen.

Zaniósł ją do swego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Całując ją, rozpinał jednocześnie guziki

jej sukienki. Była - mokra, do ostatniej nitki.

- Trzeba ją zdjąć, bo jeszcze się przeziębisz... Przesunęła dłonią po jego nagim torsie.

- Boże, ta twoja ręka... Jeśli to zrobisz raz jeszcze, chyba zwariuję - szepnął, zsuwając

jej sukienkę z ramion.

Była naga. Czuła się trochę nieswojo, więc jeszcze mocniej przywarła do jego ciała. Jedną

ręką gładził jej jedwabiste plecy, drugą zaś zaczął pozbywać się spodni.

Nagle w pokoju rozległ się jakiś dziwny szelest.

- Co to było? - spłoszyła się Shelby. - Czyżby ktoś tutaj był?

- Nie, to taki rodzaj nasłuchu. Dzięki temu wiem, co dzieje się w nocy u Mollie.

background image

- Czy to działa w obydwie strony? - zapytała.

- Nie, ona nie będzie nas słyszeć.

Poczuła jego gorące ręce na swoim ciele. Znowu na moment ogarnęła ją panika.

- Nie jestem pewna... - szepnęła.

On jednak obsypał ją pełnymi pożądania pocałunkami i zanim się zorientowała, leżeli na

łóżku. Jego oddech stawał się coraz krótszy, a pocałunki coraz bardziej gwałtowne. Czuła już

tylko pożądanie. Niepewność zniknęła bezpowrotnie. Kochała Patryka i chciała przeżyć ten

pierwszy raz właśnie z nim. Nie było na świecie cudowniejszego mężczyzny. Podniecało ją

jego muskularne ciało. A kiedy nadszedł ten najważniejszy moment, przywarła do niego

jeszcze mocniej, krzycząc z rozkoszy. Potem leżeli dłuższy czas przytuleni i wpatrywali się w

siebie z zachwytem.

- Kocham cię - szepnęła ze łzami wzruszenia w oczach. - Ciebie i Mollie.

Miała nadzieję, że ta noc zmieni wszystko, że odtąd ich małżeństwo przestanie być już tylko

układem. Wierzyła całym sercem, że teraz będzie miała prawdziwą rodzinę. Zasnęła

szczęśliwa, z głową wtuloną w jego ramiona.

Gdy następnego ranka otworzyła oczy, Patryka nie było już obok niej. Powoli wstała,

przeciągając się rozkosznie. Na podłodze, pod oknem, wciąż jeszcze leżała jej sukienka. Była

mokra. Ściągnęła więc z łóżka jedno z prześcieradeł, owinęła się nim i wyjrzała na korytarz.

W domu było cicho, jak makiem zasiał. Zajrzała do pokoju Mollie. Mała spała spokojnie na

brzuszku. Była siódma piętnaście. Jak wcześnie, zdziwiła się. Dlaczego Patryk już poszedł?

Nic nie mówił o żadnym porannym spotkaniu.

Wzięła ze swojego pokoju kilka rzeczy i skierowała się do łazienki. Doskonale zrobił jej

prysznic. Poczuła się jak nowo narodzona. Ubrała się i raz jeszcze zerknęła, czy u małej

wszystko w porządku. Nadal spała jak suseł. Nie była pewna, czy Mollie powinna iść dzisiaj

do przedszkola. Poszła do kuchni i usmażyła naleśniki. To jeden z ulubionych przysmaków

tej słodkiej panienki. Ucieszy się, jak je zobaczy.

- Ceść, Shelby. - W drzwiach stała Mollie. - Mam dwa duże wsy!

- Szwy, kochanie. Widziałam, jak doktor ci je zakładał. Mam nadzieję, że już nigdy ci

się coś takiego nie przytrafi. Strasznie się o ciebie martwiłam. - Teraz wydawało jej się, że ten

zabieg bardziej bolał ją niż małą.

- A gdzie jest tata? - Mówiąc to, przekręciła główkę i wyglądała tak słodko, że Shelby

miała ochotę ją schrupać.

- Myślę, że w pracy.

background image

W tej chwili zauważyła karteczkę opartą o butelkę z mlekiem. Serce zabiło jej mocniej.

Lunch w południe? Możesz być u mniel przeczytała. No cóż, krótko i węzło-wato.

- Czego się spodziewałaś? - mruknęła do siebie pod nosem.

Włożyła kartkę do kieszeni i posmarowała naleśniki dżemem.

- O, naleśniki! - krzyknęła z zachwytem mała.

- Specjalnie dla ciebie, myszko.

Starała się zachować spokój, ale w środku wszystko się w niej gotowało. Miała zjeść dzisiaj

lunch z Patrykiem. Po tym, co wczoraj się wydarzyło. Więc nie chciał czekać nawet do

wieczora. Czyżby aż tak tęsknił za nią?

Mollie uparła się, że pójdzie do przedszkola. Shelby zawiozła ją więc, a sama, wbrew temu,

czego się spodziewała, wylądowała w swojej firmie. Ale nie miała nastroju do pracy. Kręciła

się na krześle albo przemierzała długie korytarze, nie mogąc się do niczego zabrać.

Było dziesięć po dwunastej, kiedy weszła do biura Patryka. Dobrze je pamiętała. Tak wiele

zmieniło się w jej życiu, odkąd pojawiła się tu po raz pierwszy. A przecież upłynęło zaledwie

kilka tygodni.

- Dzień dobry, pani O'Shaunnessy - powitała ją sekretarka z uśmiechem.

- Dzień dobry. - Znowu nie mogła sobie przypomnieć, jak ma ta kobieta na imię. - Jest

Patryk?

- Będzie niedługo. Wyskoczyło mu coś pilnego, ale prosił, żeby poczekała pani w

biurze.

- Dobrze.

Sekretarka zaprowadziła ją do pokoju Patryka. Na początku była tu kilka razy, ale w całkiem

innym charakterze. Rozejrzała się wkoło. Pod ścianą piętrzyły się sterty teczek z aktami. W

pewnym momencie zatrzymała wzrok na jednej z nich. Widniał na niej napis „Sam

Williams".

- Co to za teczki? - zapytała Shelby.

- Te pod ścianą? To są odłożone sprawy.

- Jak to odłożone? - zdziwiła się. Przecież sprawa jej ojca również tam leżała.

- Z różnych powodów chwilowo nad nimi nie pracujemy.

- Nie pracujecie? - Shelby nie posiadała się ze zdumienia.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Długo nie była w stanie poruszyć się z miejsca. Wpatrywała się nieprzytomnym

wzrokiem w nazwisko swojego ojca widniejące na teczce i nie mogła wydusić z siebie ani

słowa. Była jak sparaliżowana. W końcu odwróciła się w kierunku sekretarki Patryka, ale jej

background image

już nie było. Podeszła więc do sterty teczek, drżącą ręką wzięła tę, opatrzoną napisem „Sam

Williams" i usiadła przy biurku. Zaczęła wertować znajdujące się w niej dokumenty.

Z raportu wynikało, że Patryk zlokalizował już kilku mężczyzn, do których pasowały

informacje uzyskane od niej i od Edith Strong. Ostatnia notatka pochodziła sprzed tygodnia.

Nic jej jednak o tym nie powiedział. W żaden sposób nie potrafiła odpowiedzieć sobie na

pytanie, dlaczego ta teczka znalazła się pośród zawieszonych spraw.

Może przez pomyłkę? A może Patryk celowo odłożył ją na bok? Na jakiś czas. Może nie

chciał szybkiego zakończenia tej historii? Czyżby bał się, że ona odejdzie od nich, gdy tylko

sprawa z jej ojcem się wyjaśni? Zakręciło jej się w głowie. O co chodzi? Musiało przecież

być jakieś wytłumaczenie. Cały czas była przekonana, że może mu ufać. A teraz? Jak mógł...

Okłamała siostry, przyjaciół, wdała się w tę grę, bo mu wierzyła.

- Shelby! - usłyszała nagle. Nie umiałaby określić, jak długo tam siedziała. -

Przepraszam za spóźnienie - powiedział Patryk, wpadając do biura.

Po chwili dostrzegł otwarte akta jej ojca, spojrzał na jej twarz... Więcej nie było mu trzeba.

Zrozumiał, co się wydarzyło. Czuł się winny. Powoli zamknął za sobą drzwi.

- Zaraz ci to wytłumaczę. To nie jest tak, jak sądzisz...

- Jak jest zatem? Słucham. Może wyjaśnisz mi, dlaczego teczka mojego ojca leży

pośród zawieszonych spraw?

- Tylko tymczasowo...

- A więc poszukiwania zostały zawieszone, a ja nic o tym nie wiem.

- Tylko tymczasowo - powtórzył.

- Dlaczego?

Podrapał się po głowie i rozejrzał dookoła, jak gdyby szukał na którejś ze ścian wyjaśnienia

swego postępku. Nic jednak nie powiedział.

Wstała z krzesła. Serce biło jej mocno. Oczekiwanie na jakieś racjonalne i wiarygodne

wytłumaczenie było trudne do zniesienia. Liczyła na to, że usłyszy, iż był to zwykły

przypadek. Jednak nic podobnego nie padło z jego ust. Zamiast tego, zmienił nagle temat.

- Odnalezienie twojego ojca nie zabierze mi już dużo czasu. Domyślam się, że

przejrzałaś akta.

Kiwnęła głową.

- Wystarczy odwiedzić ich po kolei, zadać po kilka pytań i wszystko będzie jasne.

- Zatem, dlaczego tego jeszcze nie zrobiłeś? - zapytała osłupiała. - Dlaczego zatem

odłożyłeś tę sprawę przed tygodniem ad acta?

background image

- Bo nie chciałem, żebyś odeszła - wyznał po chwili milczenia. Wymyślanie

czegokolwiek nie miało teraz sensu.

- To nie jest powód. Zawarliśmy pewien układ niezależnie od wszystkiego. Starałam

się zrobić wszystko, co w mojej mocy, by dotrzymać słowa! Czy interesuje cię tylko i

wyłącznie zapewnienie opieki twojej córce? Nic innego się nie liczy? Poza tym,

powiedziałam, że zostanę, dopóki nie znajdziesz stałej opieki dla Mollie. Więc dlaczego?

- Tak powiedziałaś, ale nie byłem pewien...

- Więc na wszelki wypadek wstrzymałeś poszukiwania - dokończyła za niego. -

Lepsze zdanie miałam na twój temat. - Wzięła teczkę i ruszyła w kierunku drzwi.

- Poczekaj, Shelby... jest jeszcze coś.

- Po ostatniej nocy nie tylko „coś", ale nawet więcej. Jak mogłeś mi to zrobić? -

Wypadła z biura, nie bacząc na zatroskaną twarz Patryka. Wskoczyła do windy i natychmiast

przycisnęła guzik. Przez drzwi słyszała jeszcze jego głos, lecz nie była w stanie rozróżnić

wypowiadanych przez niego słów. Na szczęście. Nie chciała wiedzieć, co ma jej do

powiedzenia.

Oczy Shelby wypełniły się łzami. Nie mogła zastanawiać się nad tym, co przed chwilą się

wydarzyło. W głowie kłębiło się jej od sprzecznych myśli. Próbowała zrozumieć

postępowanie Patryka. Próbowała go jakoś wytłumaczyć. Jednak zbyt boleśnie ją zawiódł. A

do tego nie ufał jej. Czyż nie dała mu wystarczających dowodów, świadczących o jej

odpowiedzialności i rzetelności? Potraktował ją jak przedmiot. Przedmiot, którego jeszcze

potrzebował... Uważał więc, że ma prawo ją dopóty okłamywać, dopóki

nie znajdzie lepszego rozwiązania swoich problemów. Bo, jak dotąd, nigdy nie wspomniał o

wiecznej miłości. Chciał tylko nic nie znaczącego romansiku. Po jej policzkach potoczyły się

łzy.

- Nie musiałeś się do tego posunąć! - powiedziała do siebie głośno, idąc ulicą. Kilka

osób obejrzało się za nią.

Myślała, że między nimi było coś więcej. Ale to wszystko kłamstwo. Nic nie warte kłamstwo.

Wypełniła ją wściekłość. Przecież by go nie zostawiła! Nie była Sylvią, ale Shelby Beaufort-

O'Shaunnessy! Szła przed siebie. Po prostu przed siebie.

Nagle zdała sobie sprawę, że jest o kilka kroków od mieszkania Georgii. Tak, pójdzie do niej.

Potrzebowała teraz swojej rodziny. Na szczęście miała na świecie jeszcze kogoś. Czas idylli

małżeńskiej skończył się dla niej bezpowrotnie. Nie wiedziała jeszcze, co powiedzieć Margot,

ale musiała z kimś o tym wszystkim porozmawiać. Z kimś, kto jej nie zdradzi dla swoich

egoistycznych interesów. Jak mogła zakochać się w mężczyźnie, który ją wykorzystywał? Nie

background image

sposób tego pojąć. Dlaczego nie powiedział jej, że ta teczka znalazła się tam przez

przypadek? Na pewno uwierzyłaby mu. Nacisnęła dzwonek. Georgia otworzyła jej drzwi. Na

szczęście była w domu.

- Cześć! Właśnie weszłam. - Mówiąc to, spojrzała uważnie na Shelby.

Wzięła ją za rękę i wprowadziła do mieszkania.

- Jak ty wyglądasz? Co się stało? Shelby rozpłakała się.

- Coś mi się zdaje, że to nie jest wizyta towarzyska - powiedziała Georgia, przytulając

ją mocno. - Chodź!

- Pociągnęła Shelby za sobą do pokoju. - Siadaj i mów.

- Wyjęła jej z ręki teczkę i położyła na stole.

- Przepraszam cię - powiedziała Shelby, szlochając. Próbowała wytrzeć oczy chustką.

- Zwykle tak się nie rozklejam. To pewnie przez ten upał.

- Aha - kiwnęła głową Georgia.

- Tak, to na pewno pogoda.

- Yhm... z pewnością.

- To Patryk! - wybuchnęła płaczem Shelby.

- Tak mi się też zdawało.

- Co?

- Od razu domyśliłam się, że to musi być twój mąż

- rzuciła z przekonaniem Georgia. - Co się stało? Pokłóciliście się?

- Nie. Ale okazało się, że nie jest takim mężczyzną, za jakiego go uważałam.

- Zatem, kim jest?

- Kłamcą, oszustem i egoistą! - wypaliła Shelby. -Jest miły tylko dlatego, ponieważ

chce mieć z tego jakieś korzyści dla siebie. Daje mi nadzieję po to, żeby za chwilę mi ją

odebrać. Przecież nie jestem taka, jak jego pierwsza żona! - krzyknęła. - Jak mam mu to

udowodnić?

- Zupełnie nie wiem, o czym mówisz - powiedziała ostrożnie Georgia.

- A ta teczka? Zawieszona sprawa! - Shelby wzięła akta do ręki i rzuciła je w stronę

siostry. - Jak mogłam mu zaufać i wierzyć, że pewnego dnia zakocha się we mnie?

- Co? Nic nie rozumiem. O co w tym wszystkim chodzi? Co to za teczka? - Georgia

zajrzała do środka. - Patryk znalazł naszego ojca? - zapytała podekscytowana.

Shelby zerwała się na równe nogi i zaczęła krzyczeć:

- To wszystko, co masz do powiedzenia? Złamał mi serce, a ciebie interesuje jedynie,

czy znalazł naszego ojca?

background image

Georgia pokręciła głową. Zaszokowana wpatrywała się w siostrę.

- Kto złamał ci serce?

- Patryk! Przecież ci tłumaczę!

- Nic nie tłumaczysz. Mówisz jakimiś urywanymi zdaniami, z których jedno nie ma

nic wspólnego z drugim. Usiądź i powiedz, o co chodzi. Nie zrozumiałam ani słowa z tego, co

powiedziałaś.

Shelby poszła do kuchni, wyrzuciła zużyte chusteczki do kosza i wróciła do pokoju.

Wytłumaczenie Georgii tego, co się stało, okazało się nader trudne. Zaczęła więc od samego

początku, jak chciała wynająć prywatnego detektywa, skończyła zaś na tym, jak znalazła

teczkę ich ojca dzisiaj w południe. Opowiedziała praktycznie o wszystkim, poza ostatnią

nocą. To było zbyt osobiste.

- O rety, Shelby! Nigdy bym się po tobie czegoś takiego nie spodziewała. Dobra

robota! Patryk szukający naszego ojca! I ten cały kamuflaż! No nie... Pewnie Margot trupem

padnie, jak się dowie.

- Ale przestał go szukać! - krzyknęła zrozpaczona Shelby.

- Tylko tymczasowo. Sam powiedział... Zapewnij go, że nie odejdziesz, zanim nie

znajdzie jakiegoś dobrego wyjścia. Na pewno wznowi poszukiwania.

- Powinien wiedzieć, że zostanę. - Szczególnie po ostatniej nocy, pomyślała.

Georgia nic nie rozumiała.

- Kurczę! To Mollie nie będzie już twoją pasierbicą. Szkoda. Naprawdę ją polubiłam.

- Ja też - powiedziała Shelby, powstrzymując łzy.

- Myślę, że Patryk cię kocha - rzuciła nieoczekiwanie. Shelby siedziała chwilę w

osłupieniu. Zastanawiała się, co teraz zrobi. Może zatrzyma się tutaj. Przecież jej mieszkanie

było wynajęte. Nie dotarło do niej, co powiedziała jej siostra. Zadzwonił telefon. Georgia

zamieniła szybko kilka słów.

- Dobra. To za parę minut. - Odłożyła słuchawkę. Shelby spojrzała na nią.

- Kto to był?

- Patryk. - Przyjdzie tu za chwilę. Chce się z tobą spotkać.

- Nie! - Shelby podskoczyła z miejsca. - Nie chcę go widzieć! Wychodzę!

- Poczekaj! Daj mu szansę! Wysłuchaj go. Jesteś mu to winna.

- Nic mu nie jestem winna. Okłamał mnie! Oszukał!

- Uspokój się - powiedziała Georgia łagodnie. - Zrobię ci coś do picia. Nie możesz

wyjść w takim stanie.

background image

Shelby wzięła głęboki oddech. I tak muszę z nim porozmawiać, pomyślała. U niego są

przecież wszystkie moje rzeczy. Będę to już miała za sobą. A co z Mollie? Nie mogę tak

odejść bez słowa pożegnania. A może w ogóle nie powinnam odchodzić? Boże, co ja mam

zrobić? Pobiegła do łazienki umyć twarz. Uczesała włosy i poprawiła makijaż. Nie musi

wiedzieć, ile mnie to kosztowało, pomyślała.

Kiedy weszła do salonu, Patryk siedział już na sofie.

Czekał na nią. Nie usłyszała, kiedy przyszedł. Gdy ją zobaczył, wstał i powiedział:

- Georgia poszła się przejść.

- Skąd wiedziałeś, że tu będę? Uśmiechnął się.

- W końcu jestem prywatnym detektywem. Nie zapominaj.

- Usiądź, Patryk. Denerwujesz mnie, jak tak stoisz.

- No to przynajmniej oboje będziemy zdenerwowani.

- O co ci chodzi? Po co tu przyszedłeś?

- Wiem, schrzaniłem wszystko... - Podszedł do niej i dotknął jej policzka.

- Przestań...

- Ta ostatnia noc była dla mnie czymś naprawdę specjalnym. Tak jak i życie z tobą,

Shelby.

Zamknęła oczy. Jeśli nie będzie na niego patrzeć, może uda jej się nie rozpłakać.

- Nie potrzebuję tych słodkich słów. Już mnie nie oszukasz. Powiedziałam ci, że

zostanę, dopóki nie znajdziesz dla malej kogoś na stałe.

- Chcę porozmawiać o nas.

- Nie ma nas - wybuchnęła Shelby. - Jak mogłeś mnie okłamać?

- Chciałem, żebyś została - powiedział po prostu. -Bałem się, że jeśli odnajdę twojego

ojca, odejdziesz. -Przytulił ją.

- Ufałam ci. - Jak cudownie było znaleźć się choćby na chwilę w jego ramionach. -

Ale żeby mnie zatrzymać, nie musiałeś się ze mną przespać.

- Żeby cię zatrzymać? Shelby, pragnąłem cię od tygodni. Zeszłej nocy spełniło się

moje najskrytsze marzenie.

Podniosła powoli głowę i spojrzała mu prosto w oczy.

- Ale co do mnie czujesz?

- Co czuję do ciebie? - powtórzył.

Wpatrywała się w niego w oczekiwaniu na odpowiedź. Serce o mało nie wyskoczyło jej z

piersi.

background image

- Dzieciaku! Jestem szczęśliwy. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek mi się to

przytrafi. Kocham cię, Shelby O'Shaunnessy! Przyznaję, walczyłem z tym. Chciałem odrzucić

to uczucie. Widziałem, że cię przeraża. Ale ono jest silniejsze! Silniejsze! Rozumiesz?

Patrzyła na niego dłuższą chwilę z niedowierzaniem. W końcu zarzuciła mu ramiona na szyję.

- Naprawdę mnie kochasz? Ty, który nigdy więcej nie chciałeś się ożenić?

Pochylił głowę tak, że dotknął czołem jej czoła.

- Już wiem. Należysz do tego typu żon, które powtarzają wiecznie swoim mężom: „A

nie mówiłam, a nie mówiłam?"

Przytuliła się do niego.

- Patryk, kocham cię. Pocałował ją.

- Naprawdę?

- Naprawdę, ale nie chciałam, żebyś o tym wiedział. Zawsze przypominało mi się, jak

mówiłeś, że nie chcesz się ożenić.

- Zanim ciebie poznałem, kochanie. Zostań ze mną Shelby... na całe życie. Proszę.

Przytuliła się do niego.

- Zostanę. - Pocałowała go. - Musimy koniecznie powiedzieć o tym Mollie!

- Shelby, ona nie miała przecież pojęcia, że to tylko fikcja...

- Ale muszę ją zobaczyć. Teraz! - Spojrzała na niego niepewnie. - Może zechce kiedyś

mówić do mnie „mamo"? Jak myślisz?

- I będzie zachwycona, gdy pojawi się na świecie nasze drugie dziecko.

- Jakie drugie dziecko?

- Nie chcesz mieć dziecka, Shelby? - Naszego wspólnego? Powiedz...

- Przecież Mollie jest naszym wspólnym dzieckiem. Ją też kocham! Ale jasne, że chcę

mieć z tobą mnóstwo dzieci; małych brzdąców, które będą biegały, hałasowały, brudziły

ubrania i zjeżdżały po poręczach. I psa!

- Uważaj, żebyś ich za bardzo nie rozpuściła - uśmiechnął się.

Odpowiedziała mu uśmiechem. Uśmiechem płynącym z jej wnętrza. Do niego. Do siebie. Do

przyszłości. Do wspólnej przyszłości z Patrykiem.

- Fcę zobacyć! Fcę zobacyć! - krzyczała Mollie, podskakując raz po raz do góry.

- Zaraz zobaczysz, ale pozwól, że Shelby otworzy - powiedział Patryk i podał Shelby

pięknie zawinięte pudełko.

- Co to? - zapytała, całując męża w policzek.

- Właściwie takie nic. Ale zobacz, czy ci się podoba. Uśmiechnęła się i weszła do

salonu. Usiadła na sofie.

background image

To pierwszy prezent od Patryka. Nawet gdyby był najmniejszy, jak mogłaby się nie

zachwycić? Zajrzała do środka. Coś ścisnęło ją za gardło. To była ich fotografia. Ślubna

fotografia. Pięknie oprawiona. Łzy zaczęły spływać jej po twarzy. Wyglądali cudownie.

- Skąd to masz? - spytała po chwili.

- Zapomniałaś? Twoja przyjaciółka robiła nam zdjęcia. To mi się najbardziej

podobało, ale mam je wszystkie. Chcesz zobaczyć?

- Jeszcze się pytasz!

Mollie wgramoliła się jej na kolana.

- Pokas mi, pokas! - Ciągnęła Shelby za rękę.

- Dobrze, kochanie. - Zrobiło jej się ciepło wokół serca. Mała traktowała ją jak matkę.

Wspólnie obejrzały fotografie. Zamyśliła się. Jakże pozmieniało się wszystko od tamtego

dnia. Była nie tylko zakochana, ale i kochana. Przynależała do rodziny. Czy mogło

przydarzyć jej się coś piękniejszego? Nagle dwie małe rączki objęły jej twarz.

- Mamo, cy ja tes będę kiedyś taką ślicną panną młodą? I znowu po policzkach Shelby

potoczyły się łzy. Patryk wybuchnął śmiechem. Ale i jego oczy błyszczały.

- Czym ja sobie na to wszystko zasłużyłem? - mruknął pod nosem.

Wstała i pocałowała męża. Wiedziała, że Patryk odnajdzie jej ojca. Lecz dziś nie było to już

konieczne. I bez tego jej życie nabrało teraz szczególnego blasku.

KONIEC


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
577 McMahon Barbara Siostry Beaufort 1 Spróbujmy jeszcze raz
Antropomotoryka Cwiczenia 02 id Nieznany
02 2QMAPTGVE5AGVK2QM43SM7VNCVHJ Nieznany
lo orm2 07 02 kp2 Nieznany
02 2F47ILFT5JEZPY2XIPPKNQGZJ2GD Nieznany (2)
03 rozdzial 02 6kylu3jjthukhcr6 Nieznany (2)
02 rozdzial 02 HW2MVOKVETQBVU24 Nieznany
03 rozdzial 02 tsah3llvybcbrfik Nieznany (2)
02 2LVITTXNV5YLFAWI33HGQ7NAVX6F Nieznany (2)
Egzamin Michlowicz 10 02 2012 i Nieznany
713[05] Z2 02 Przygotowywanie z Nieznany (2)
Organizacja i zarzadzanie 02 id Nieznany
Materialy do wykladu 5 (02 11 2 Nieznany
Fizykoterapia Cwiczenia 02 id 1 Nieznany
Podstawy automatyki 08 02 2015 Nieznany
polityka informacyjna 4 02 2014 Nieznany
Neurofizjologia Cwiczenia 02 id Nieznany
Egzaminy szkolenia 08 02 2012 i Nieznany

więcej podobnych podstron