OLA MA KOTA
Odcinek 15.
– No i po anginie ani śladu – powiedział doktor Michałek, zaglądając do gardła Zuzi. – Zuch dziewczyna!
– dodał, szczypiąc ją lekko w policzek i wręczając cytrynowego cukierka.
– Doktor powiedział, że z podróżą lepiej poczekać jeszcze dwa, trzy dni – kłamałam jak z nut Adamowi
przez telefon.
– To kiedy wracacie do domu?
W czwartek umówiłam się z Konradem, o czym oczywiście nie miałam zamiaru wspominać mojemu
mężowi.
– Najszybciej w sobotę – zdecydowałam bez zająknięcia.
– No trudno – zmartwił się Adam – Olu, tylko bilety kup wcześniej, w sobotę w pociągach jest zawsze
więcej ludzi.
Co prawda, dla porządku nazwałam się w duchu podłą kłamczuchą, ale postanowiłam nie rozwij ać
tej myśli. No co?! Nie robię przecież nic złego, to chyba nie jest dziwne, że chcę się spotkać
z dawnym znajomym i powspominać stare dzieje. „Dawny znajomy” (czytaj: pierwsza wielka miłość,
w skrócie PWM), czyli Konrad, nie miał pojęcia, że na niezobowiązującą kawę w nadmorskiej kawiarni
„Blue Laguna” ubierałam się jak na pierwszą, upragnioną randkę. Nie wiem, dlaczego byłam tak
zdenerwowana. Wyciągnęłam wszystkie moje rzeczy i przymierzałam je po kolei, ale wszystko
(naprawdę wszystko) było do niczego!
OLA MA KOTA
ODCINEK 15.
OLA MA KOTA
Odcinek 15.
To wcale nie chodzi konkretnie o Konrada, chcę po prostu dobrze wyglądać – pocieszałam się
w duchu. Zresztą, co w tym dziwnego, że chcę się mu podobać. To raczej normalne! Każde stworzenie
na ziemi prezentuje innym stworzeniom na ziemi siebie. (Zaczęłam niebezpiecznie fi lozofować). Patrzy
innym w oczy, uśmiecha się, przeciąga i wszystkim zadaje jedno podstawowe pytanie: „Podobam ci
się?”. Politycy, gwiazdy fi lmowe, każde dziecko, kot dachowiec i bezdomny pies, nastolatek w wielkich
spodniach, nawet szewc udający, że nikogo nie widzi... wszyscy... po prostu wszyscy zadają sobie
nawzajem to samo pytanie: „Podobam ci się?”. Spójrz na mnie! Mam taką twarz, takie dłonie, takie
oczy... I jak? Podobam ci się?
Krótko mówiąc, nie było w tym nic dziwnego, że chciałam dobrze wyglądać.
Niestety, nie mam tak wysokiego mniemania o sobie jak np. Alma Mahler, która prawiła mężczyznom
komplementy mniej więcej tak: „Jeśli podoba się pan takiej kobiecie jak ja, to jest pan siłą rzeczy
wyjątkowy”. Ja, żeby poczuć się pewniej, potrzebowałam porządnej garderoby.
W czwartek rano (spotkanie z Konradem miałam o 17.00) poleciałam w tak zwane miasto i wróciłam
z niewielkim debetem na koncie, ale za to z nową sukienką w stylu nowo-sportowo-romantycznym,
dwiema bluzkami i apaszką.
– Niespodzianka! – przywitał mnie w drzwiach mój mąż.
Zamurowało mnie. Zamiast ucieszyć się na jego widok, stałam oniemiała w progu z nową sukienką
w wielkiej papierowej torbie i czułam się jak idiotka.
– Olu... nie odbierasz komórki, nagrałem ci się rano dwa razy, miałaś czekać na mnie spakowana,
pospiesz się, błagam! Wypij ę kawę i jak najszybciej wracamy do Warszawy.
Zuzia wisiała na Adamie i piszczała stęskniona za kochanym tatusiem, kot ocierał się o niego przyjaźnie,
a ja stałam bez słowa.
– Nie cieszysz się, że po was przyjechałem? – zdziwił się Adam.
– Ależ cieszę się, bardzo... bardzo... to znaczy jasne, że się cieszę! – nadrabiałam miną.
Nasz kot Gustaw nie chciał wyjeżdżać z Gdańska (tak jak ja). Podobało mu się tutaj i nie chciał niczego
zmieniać. Kiedy tylko zorientował się, że w domu jest jakieś podejrzane zamieszanie z walizkami,
zaczął szaleć. Biegał po całym domu z prędkością światła. Zuzia najpierw próbowała go złapać, ale
potem usiedliśmy wszyscy w kuchni, czekając, aż Gustaw się zmęczy. Po kwadransie zwolnił, ale nie
na tyle, żeby dać się złapać.
– Może chce zwrócić na siebie uwagę, może żegna się w ten sposób z domem, a może nie lubi
podróżować albo przywiązał się do dziadków – zgadywaliśmy, o co mu chodzi.
Zerknęłam na zegarek była 16.30. Przemknęło mi przez głowę, że skoro i tak czekamy, aż Gustaw
złapie nastrój do podróży, to może skoczę szybciutko do „Laguny” i wyjaśnię Konradowi, że muszę
wracać do Warszawy i na razie nici z naszego spotkania. Możemy wymienić się telefonami, żeby się
nie zgubić na kolejne 16 lat. No co? To przecież nic złego mieć kontakt z przyjacielem z dawnych
lat. Strasznie chciałam sprawdzić, czy wciąż mu się podobam. Oczywiście, rozważałam to czysto
teoretycznie, bo na głos nie odważyłam się powiedzieć czegoś w rodzaju:
OLA MA KOTA
Odcinek 15.
„Kochanie, to ty sobie spokojnie wypij kawę, a ja tymczasem szybciutko wyskoczę na niewinne
spotkanie po latach z byłym ukochanym”. Albo: „Nie uwierzysz, co za przypadek... Wiesz kogo
spotkałam, kiedy szukaliśmy Gustawa?”. Itd.
Do Warszawy ruszyliśmy o 17.00.
W samochodzie udzielił mi się dobry nastrój Adama, zabawiał nas z Zuzią opowieściami o swojej
pracy, o tym jak przez ostatnie dwa tygodnie dzielnie radzili sobie z Szymonem z porządkami i o tym,
że bez nas w domu jest smutno, szaro i zimno. Słuchałam tego z radością. Zuzia też opowiedziała
Adamowi ze szczegółami swoje zabawy z dziadkami, a potem kazała włączyć płytę z piosenkami dla
dzieci i ani się obejrzeliśmy, jak z Adamem na głosy śpiewaliśmy „Pioseneczki Jedyneczki”.
Prawdę mówiąc, poczułam ulgę, że wracam do domu. Konrad to wspomnienie, które z jakiś powodów
czasami wydaje mi się nieskończone, ale w takich chwilach jak ta, wiem, że tamto było minęło,
i koniec
– To wszystko przez dom moich rodziców – próbowałam na coś lub na kogoś zwalić moją kilkudniową
niepoczytalność – Tam wciąż się czuję mała. Kiedy siedzę w kuchni, a mama smaży mi jajecznicę,
łapię się na tym, że zastanawiam się, kim będę, gdy dorosnę.
Do Warszawy dojechaliśmy dosyć późno. Gustaw stanął na progu naszego mieszkanka i z dużą
niechęcią wszedł do środka. Potem rozejrzał się uważnie, oceniając rzeczowo, czy gdyby zacząć od
zasłon, to mieszkanie łatwo by się paliło czy nie. Wyglądał na wkurzonego.
W nocy obudził nas hałas, Gustaw zrzucił z parapetu na podłogę dwa kwiatki, a nad ranem uparł się
na fotel. Tak załatwił mu tapicerkę, że fotel wyglądał jak opakowany w drut kolczasty.
Po południu zadzwoniłam po moją grupę wsparcia, czyli Patrycję i Nataszę (Majka nie mogła).
– A jeśli już nigdy w życiu nie zobaczę Konrada? – prawie płakałam, a dziewczyny przewracały oczami
znudzone moją histerią.
– O co ci chodzi? Masz fajnego męża, którego ci wszystkie zazdrościmy, wspaniałe dzieci, no
i superkota... a ty zamartwiasz się jakimś Konradem!
– To nie jest zwykły Konrad, to moja pierwsza miłość!
OLA MA KOTA
Odcinek 15.
Potem opowiedziałam dziewczynom moje dziesięciominutowe spotkanie z Konradem... Opowiedziałam,
że zrobił się jeszcze przystojniejszy i że nie miał obrączki, i że powiedział, że to wcale nie przypadek, że mój
kot go znalazł, i że nie wierzy w przypadki, potem powiedział coś miłego o mnie, czego niestety nie potrafi ę
powtórzyć, bo nie pamiętam. Teraz nie mogłam sobie darować, że tak szybko uciekłam. (Zuzia z nosem
przy szybie czekała w domu na swojego kotka), ale teraz nie miałam ani telefonu Konrada, ani jego mejla...
i prawdopodobnie już nigdy go nie spotkam, buuu!
– Chcesz powiedzieć, że zwykła gadka „nie wierzę w przypadki” i jeden szelmowski uśmiech tego faceta
wystarczył, żebyś zamieniła się w histeryczkę?
– Tak – kiwnęłam głową.
– Wow. Muszę go poznać – stwierdziła Patrycja, a ja zdenerwowałam się jeszcze bardziej.
– Pamiętacie, jak zeszłej wiosny chcieliśmy z Sebastianem kupić domek na wsi – zaczęła nie wiedzieć po
co Natasza. – Cena wydała nam się spora, ale domek był jak z bajki, niedaleko las i jeziorko z szuwarami.
Właścicielka, urocza starowinka, opowiadała nam historie, jak rano można tam spotkać sarenkę... krótko
mówiąc, mimo wysokiej ceny zakochaliśmy się w domku i chcieliśmy go kupić.
– Natasza, wybacz, ale dzisiaj jesteśmy tu dla Oli – przerwała jej Patrycja. – No właśnie, przypominam ci,
że macie mnie podnieść na duchu.
– Zaczekajcie, bo to właśnie jest na temat! – Natasza musiała skończyć – Pojechaliśmy z Sebastianem do
notariusza i tam sprawa się wydała. Starowinka nie była już właścicielką domu, sprzedała go pół roku
wcześniej. Wiecie, co nam powiedziała? – że wydała już tamte pieniądze, a teraz pomyślała, że sprzeda
dom jeszcze raz.
– No to miałaś pecha... ale wybacz, nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną?
Patrycja nagle zaczęła się śmiać, Natasza też, a ja nic nie rozumiałam.
Gustaw przebiegł między naszymi nogami jak messerschmitt kilka razy.
– Co się dzieje z tym kotem? – warknęłam – Wczoraj u rodziców też szalał, w nocy skakał nam po głowach,
nad ranem poszarpał fotel, teraz znowu biega jak wariat.
– A może nie potrafi się zdecydować, czy woli mieszkać tutaj, czy nad morzem – spróbowała wyjaśnić
Natasza.
– Gustaw, ty przecież już zdecydowałeś, mieszkasz tutaj, z nami! Słyszysz? – trzymałam Gustawa na
wysokości oczu.
– Nie krzycz na niego... ty po tylu latach, a wciąż nie jesteś zdecydowana – dodała spokojnie Natasza
i bezczelnie patrzyła mi w oczy.
OLA MA KOTA
Odcinek 15.
Wieczorem Adam wrócił z Szymonem z basenu. Mieli tajemnicze miny i natychmiast zamknęli się w pokoju.
Nie wytrzymałam i zajrzałam z ciekawości. Szymon przymierzał wielkie płetwy, a Adam miał na sobie
kompletny strój płetwonurka. Z trudem zapinał przylegający kombinezon z pianki, na czole miał maskę
z rurką.
– Tata zapisał się na kurs nurkowania, teraz przymierza sprzęt – wyjaśnił Szymon.
Maska była chyba ciut za mała, bo Adam spojrzał na mnie wyłupiastymi oczami, ale wydawał się
szczęśliwy.
– No i jak? Podobam ci się? – spytał Adam, w zębach trzymał ustnik do oddychania pod wodą, więc mówił
trochę niewyraźnie.