background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

www.kippin.prv.pl

 

PRZEDRUK

RUDOLF STEINER 

TEOZOFIA RÓ

ŻOKRZYŻOWCÓW 

[Die Theozophie des Rosenkreuzers / wyd. orygin.: 1951] 

Wyk

łady wygłoszone od 22.05 do 06.06. 1907 r. w Monachium (tom GA 99 w katalogu Dzieł Zebranych Rudolfa Steinera) 

... Kto nie rozwin

ął w sobie zdolności duchowych, jasnowidzenia, nie 

mo

że samodzielnie dojść do duchowych prawd w wyższym świecie. 

Dla zdobywania prawd duchowych jasnowidzenie jest warunkiem 

koniecznym. Ale tylko dla zdobywania; gdy

ż do chwili obecnej 

żaden prawdziwy prąd różokrzyżowiecki nie podawał nauk, których 

nie mo

żna zrozumieć zwykłym, powszechnym, logicznym rozumem. 

Je

żeli ktoś zarzuca teozofii różokrzyżowców, że do zrozumienia jej 

trzeba by

ć jasnowidzącym, to nie ma racji. Nie chodzi tu wcale 

o zdolno

ść bezpośredniego przeżywania wyższych prawd widzeniem 

i s

łyszeniem duchowym. Jeżeli ktoś nie może pojąć mądrości  

żokrzyżowców na drodze czysto myślowej, to oznacza, że jeszcze 

nie wyrobi

ł w sobie dostatecznie umiejętności logicznego myślenia... 

SPIS TRE

ŚCI:

Rudolf Steiner 

– kalendarium

Wyk

ład I, 22.05.1907

 

Nowa forma m

ądrości

Wyk

ład II, 23.05.1907

 

Nowy podzia

ł istoty człowieka

Wyk

ład III, 24.05.1907

 

Świat żywiołów i świat nieba. Jawa, sen i śmierć

Wyk

ład IV, 25.05.1907

 

Zst

ępowanie do nowych narodzin

Wyk

ład V, 26.05.1907

 

Życie ludzi pomiędzy śmiercią a nowymi narodzinami. Dążenie do narodzin w świecie fizycznym

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-ind.htm (1 of 2) [07-May-11 4:55:03 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wyk

ład VI, 27.05.1907

 

Prawa losu

Wyk

ład VII 28.05.1907

 

Sposób dzia

łania karmy

Wyk

ład VIII, 29.05.1907

 

Siedem planetarnych stanów 

świadomości człowieka

Wyk

ład IX, 30.05.1907

 

Rozwój planetarny I

Wyk

ład X, 30.05.1907

 

Rozwój planetarny II

Wyk

ład XI, 31.05.1907

 

Rozwój ludzko

ści na ziemi I

Wyk

ład XII, 1.06.1907

 

Rozwój ludzko

ści na ziemi II

Wyk

ład XIII, 2.06.1907

 

Przysz

łość człowieka

Wyk

ład XIV, 3.06.1907

 

Istota wtajemniczenia

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-ind.htm (2 of 2) [07-May-11 4:55:03 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Spis tre

ści

 / 

Dalej

Rudolf Steiner 

Kalendarium

1861 Rudolf Steiner przychodzi na 

świat 25 lub 27 lutego w Kraljevec (ówczesne Austro-

W

ęgry, dziś Chorwacja) jako syn urzędnika austriackiej kolei Johanna Steinera i 

Franciski Steiner z domu Blie. Dzieci

ństwo spędza niedaleko Wiener-Neustadt w 

Pottschach oraz Neudörfl (tam ucz

ęszcza do szkoły wiejskiej).

1872 Rozpoczyna nauk

ę w tzw. Realschule (szkole realnej), którą kończy maturą z 

wyró

żnieniem w 1879 r.

1879 Rozpoczyna studia na Politechnice Wiede

ńskiej. Studiuje początkowo matematykę 

i przyrodoznawstwo, ale pó

źniej poświęca się również studiom literacko-historycznym i 

filozoficznym. W Wiedniu zaprzyja

źnia się z germanistą i badaczem twórczości 

Goethego, Karlem Juliusem Schröerem (1825-1900), pod wp

ływem którego zajmuje się 

intensywnymi studiami nad ca

łą twórczością Goethego. Schröer poleca 

dwudziestoletniego Steinera Josephowi Kurschnerowi, który pracuje dla wydawnictwa 
Deutsche National Literatur nad zbiorowym wydaniem dzie

ł Goethego.

1881 Steiner zajmuje si

ę opracowaniem podstaw światopoglądu Goethego w oparciu o 

jego teorie filozoficzno-poznawcze.

1886 Ukazuje si

ę w druku jego praca Grundlinien einer Erkenntnistheorie der 

Goetheschen Weltanschaung (Podstawy teorii poznania 

światopoglądu Goethego). 

Dzi

ęki tej rozprawie Steiner otrzymuje propozycję pracy w Weimarze przy opracowaniu 

popularnego wydania naukowych dzie

ł Goethego w ramach tzw. Sophien-Ausgabe.

1890 Steiner przenosi si

ę do Weimaru, gdzie podejmuje pracę w archiwum Goethego i 

Schillera. Kontynuuje swoje badania nad twórczo

ścią Goethego. W tym czasie pracuje 

równie

ż nad przedstawieniem swojego światopoglądu opartego na intuitywnym poznaniu 

świata nadzmysłowego.
1891 Uzyskuje doktorat z filozofii na Uniwersytecie w Rostocku. Jego rozprawa 
doktorska Die Grundfrage der Erkenntnistheorie mit besonderer Rücksicht auf Fichtes 
Wissenschftslehre 
ukazuje si

ę w 1892 roku w poszerzonej formie jako Wahrheil und 

Wissenschaft (Prawda a nauka).

1893 Wydaje swoje g

łówne dzieło filozoficzne Philosophie der Freiheit (Filozofia 

wolno

ści).

1895 Ukazuje si

ę książka Friedrich Nietzsche, ein Kämpfer gegen seine Zeit.

1897 Wieloletnie studia nad twórczo

ścią Goethego przedstawia w pracy Goethes 

Weltanschaung (

Światopogląd Goethego). Steiner przenosi się do Berlina, gdzie przez 

trzy lata redaguje Magazin für Literatur. W okresie tym staje si

ę znaczącą postacią w 

intelektualnym 

życiu stolicy.

1899 Po

ślubia Annę Eunicke (1853-1911). Rozpoczyna wykłady na Berlińskiej 

Wszechnicy Robotniczej.

1901 Publikacja jego kolejnej rozprawy Welt 

– und Lebensanschaungen im 19. 

Jahrhundert oraz Die Mystik im Aufgang des neuzeitlichen Geistesleben. W tej oraz w 
nast

ępnych swoich pracach opisuje badania świata duchowego, które oparte zostały na 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-00.htm (1 of 3) [07-May-11 4:55:04 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

racjonalnym post

ępowaniu prowadzącym do poznania nadzmysłowego metodą 

przyrodoznawcz

ą. W następnych latach powstają jego kolejne prace: 1902 – Das 

Christentum als mystische Tatsache (Chrze

ścijaństwo jako fakt mistyczny); 1904 – 

Theosophie (Teozofia); 1905 

– Wie erlangt man Erkenntnisse der höheren Welten (Jak 

osi

ągnąć poznanie wyższych światów); 1908 – Aus der Akasha-Chronik (Z kroniki 

akasza), Die Stufen der höheren Erkenntnis (Stopnie wy

ższego poznania); 1910 -Die 

Geheimwissenschaft im Umriss (Wiedza tajemna w zarysie). W latach 1910 

– 1913 

tworzy cztery dramaty sceniczne: 1910 - Die Pforte der Einweihung (Wrota 
wtajemniczenia); 
1911 

– Die Prüfung der Seele (Egzamin duszy); 1912 – Der Hüter der 

Schwelle (Stra

żnik progu); 1913 – Der Seelen Erwachen (Przebudzenie duszy).

1902 Wst

ępuje do Towarzystwa Teozoficznego, z którym pozostaje związany do 1913 r.

1912 Przy wspó

łpracy Marii von Sievers opracowuje podstawy eurytmii.

1913 Ko

ńczy się okres jego działalności w Towarzystwie Teozoficznym. Steiner 

wyst

ępuje z niego wraz z większością niemieckich teozofów i zakłada Towarzystwo 

Antropozoficzne. Antropozofii po

święca całe swoje późniejsze życie.

1913 Pocz

ątek pracy nad budową pierwszego Goetheanum, ośrodka ruchu 

antropozoficznego. Od 1913 roku Steiner wi

ąże swoją działalność z małą miejscowością 

Dornach, ko

ło Bazylei. Ta szwajcarska miejscowość została wybrana na siedzibę 

Towarzystwa Antropozoficznego po odmowie w

ładz niemieckich na lokalizację w okolicy 

Monachium. Pierwsze Goetheanum, budowla, w której R. Steiner zawar

ł wszystkie swoje 

do

świadczenia i całą wiedzę duchową była wielkim dziełem artystycznym. Przy jej 

powstaniu realizowane by

ły nowe teorie barw i proporcji wywodzące się z prac nad 

dzie

łami Goethego. Tą pracą dał impuls do rozwoju nowych prądów w architekturze, 

rze

źbie i malarstwie.

1914 Po

ślubia Marię von Sievers. Dornach staje się centrum jego działalności. W okresie 

1914-1922 kontynuuje prac

ę nad budową Goetheanum. Wszystkie projekty 

architektoniczne do tej wielkiej budowli wykonuje sam wed

ług swoich zasad. W wyniku 

podpalenia w noc sylwestrow

ą 1922/23 prawie ukończone dzieło doszczętnie płonie. 

Drugie Goetheanum budowano ju

ż po śmierci Steinera, ale według jego projektów – z 

betonu.

1919 Swoimi wyk

ładami o zasadach trójpodziału społecznego daje impuls do rozwoju 

pedagogiki opartej na nowych zasadach. Prowadzi wyk

łady dla wychowawców i 

rodziców. Zak

łada w Stuttgarcie pierwszą Wolną Szkołę Waldorfską (nazwa pochodzi od 

fabryki Waldorf-Astoria, gdzie prowadzi

ł wykłady dla robotników).

1920 W Domach prowadzi pierwszy kurs medyczny dla lekarzy. Ten cykl dwudziestu 
wyk

ładów rozpoczyna aktywną pracę nad stworzeniem podstaw medycyny 

antropozoficznej. Pozostaje aktywny na polu pedagogiki. Zajmuje si

ę również naukami 

przyrodniczymi w 

świetle wiedzy duchowej.

1921 Tworzy podstawy eurytmii leczniczej, prowadzi wyk

łady dotyczące spojrzenia z 

punktu widzenia wiedzy duchowej na nauki przyrodnicze, histori

ę, nauki ścisłe i 

spo

łeczne.

1922 Podobnie jak w poprzednich latach prowadzi setki wyk

ładów. Współdziała przy 

za

łożeniu Christengemeinschaft. Płonie pierwsze Goetheanum.

1923 Zniszczenie Goetheanum, jego wieloletniej pracy, prze

żywa Steiner bardzo ciężko. 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-00.htm (2 of 3) [07-May-11 4:55:04 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Pozostaje nadal aktywny. Rozwija podstawy medycyny antropozoficznej, kontynuuje 
prac

ę pedagogiczną. Tematy jego wykładów rozszerzają się na wciąż nowe obszary 

zagadnie

ń. Od 24.XII.1923 do 1.I.1924 uczestniczy w założeniu Powszechnego 

Towarzystwa Antropozoficznego i zostaje jego przewodnicz

ącym.

1924 W Kobierzycach ko

ło Wrocławia 7-16 VI prowadzi kurs rolniczy, który staje się 

impulsem i podstaw

ą rozwoju rolnictwa biodynamicznego, opartego na wiedzy duchowej i 

traktuj

ącego Ziemię jako żywe jestestwo duchowe.

1924 We wrze

śniu ciężka choroba zmusza go do przerwania działalności publicznej. 

Pomimo to pozostaje aktywny. Razem z It

ą Wegman pracuje w dziedzinie medycyny, 

kontynuuje prace z zakresu pedagogiki. Opracowuje plany i szkice do budowy drugiego 
Goetheanum.

1925 Jest ju

ż bardzo ciężko chory. Wraz z Itą Wegman kończy książkę Grundlegendes 

für eine Erweiterung der Heilkunst nach geisteswissenschaftlichen Erkenntnissen 
(Podstawy sztuki leczenia poszerzonej wiedz

ą duchową). Pracuje do ostatnich dni życia 

nad swoj

ą biografią, opisaną w niedokończonej książce Mein Lebensgang (Moja droga 

życia) oraz nad dziełem Anthroposophische Leitsätze (Antropozoficzne myśli 
przewodnie).

Umiera 30 III 1925 r. w swoim atelier przy Goetheanum.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-00.htm (3 of 3) [07-May-11 4:55:04 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

I

Wyk

łady, które rozpoczynamy, noszą tytuł: "Teozofia różokrzyżowców". Jest to ta sama 

prastara, a jednak wiecznie nowa, m

ądrość ujęta w dostosowaną do naszych czasów 

metod

ę. W metodę, która właściwie istnieje już od XIV wieku. Nie będziemy jednak 

zajmowali si

ę historią różokrzyżowców.

Wiecie wszyscy, 

że dziś nawet w szkołach podstawowych wykładają coś w rodzaju 

geometrii, do której nale

ży również twierdzenie Pitagorasa. Dzieci uczą się elementów 

geometrii niezale

żnie od tego, w jaki sposób ta geometria powstała. Cóż bowiem wie 

dzisiaj ucze

ń szkoły początkowej o Euklidesie? A jednak uczy się właśnie geometrii 

euklidesowej. Dopiero znacznie pó

źniej, kiedy zapozna się już z samym przedmiotem, z 

jego tre

ścią, dowiaduje się - np. na lekcji historii nauki - w jakiej formie, w jakiej postaci 

zjawi

ło się pierwotnie w dziejach ludzkości to, co dzisiaj dostępne jest dla wszystkich w 

szko

łach podstawowych. Tak samo jak na początku nauki geometrii nie obchodzi ucznia, 

w jakiej formie przekaza

ł ją kiedyś ludzkości Euklides, podobnie i my nie będziemy się 

ogl

ądali na to, jaka była w historii linia rozwojowa tzw. prądu różokrzyżowców. I tak jak 

ucze

ń zapoznaje się z geometrią, podchodząc do samej rzeczy, do jej treści, tak i my 

rozwa

żać będziemy samą treść mądrości różokrzyżowców.

Kto zna zewn

ętrzną historię różokrzyżowców, tak jak jest ona przedstawiana w 

literaturze, ten niewiele wie o istotnej tre

ści ich teozofii. To, co stanowi istotę tej teozofii, 

żyje od XIV wieku jako prawda, niezależnie od zewnętrznej historii tego ruchu; podobnie 
jak geometria jest prawdziwa i mo

żna ją poznać niezależnie od jej historii. Dlatego tylko 

pobie

żnie dotkniemy tego, co najważniejsze w historii różokrzyżowców.

W roku 1459, jako nauczyciel niewielkiego grona wtajemniczonych uczniów, wyst

ąpił 

Christian Rosenkreutz. Pod tym nazwiskiem znany by

ł światu człowiek, który był 

inkarnacj

ą bardzo wysokiego jestestwa duchowego. W roku 1459, w ściśle zamkniętym 

kole bractwa o celach duchowych, zwanego Fraternitas Rosae Crucis, Christian 
Rosenkreutz zosta

ł wyniesiony do godności Eques Lapidis Aurei, Rycerza Złotego 

Kamienia. Ta wysoka indywidualno

ść duchowa, która wcieliła się na planie fizycznym 

jako Christian Rosenkreutz, dzia

łała odtąd w tym samym ciele jako przewodnik i 

nauczyciel pr

ądu różokrzyżowców. Znaczenie wyrażenia w tym samym ciele również 

wyja

śnimy sobie w trakcie następnych wykładów, gdzie będzie mowa o losie człowieka 

po 

śmierci.

M

ądrość, o której tu mówimy, prawie do końca XVIII wieku dostępna była tylko dla 

cz

łonków zamkniętego bractwa, obwarowana surowymi przepisami, które odcinały ją od 

świata zewnętrznego. W XVIII wieku misją tego bractwa stało się przelanie w ówczesną 
kultur

ę Europy Środkowej duchowej ezoterii; widzimy więc tu i ówdzie zjawiska, które 

wprawdzie nale

żą do zewnętrznej, egzoterycznej kultury, są jednak niczym innym, jak 

wyrazem m

ądrości ezoterycznej. W ciągu ubiegłych stuleci niejeden człowiek usiłował w 

taki czy inny sposób dotrze

ć do istoty mądrości różokrzyżowców, ale to się nie udawało. I 

tak np. Leibnitz na pró

żno usiłował zbliżyć się do źródeł tego prądu. Natomiast mądrość 

ta widoczna jest w pewnym dziele - egzoterycznym zreszt

ą - które powstało pod koniec 

ziemskiej drogi Lessinga. Jest to jego "Wychowanie rodu ludzkiego", tekst, który czyta

ć 

trzeba mi

ędzy wierszami. Po jej szczególnym ezoterycznym zakończeniu można poznać, 

że jest to zewnętrzny wyraz głębokiej mądrości różokrzyżowców. Najwspanialej jednak 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (1 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

przejawi

ła się ona u człowieka, który skupiał w sobie całą ówczesną kulturę europejską - 

u Goethego. Goethe, jako stosunkowo m

łody człowiek, zbliżył się do źródła inspiracji 

żokrzyżowców i w pewnym sensie dostąpił niezwykle wysokiego wtajemniczenia. 

Łatwo powstać mogą nieporozumienia, gdy mówi się o wtajemniczeniu Goethego; 
dlatego mo

że lepiej będzie wyjaśnić to trochę bliżej. Było to w czasie, kiedy Goethe 

opu

ścił uniwersytet w Lipsku, zanim dostał się do Strassburga. Zdarzyło się wtedy coś w 

najwy

ższym stopniu niezwykłego. Goethe doznał wstrząsającego przeżycia, którego 

zewn

ętrznym wyrazem była ciężka, śmiertelna choroba. To ważne przeżycie, pewnego 

rodzaju wtajemniczenie, przysz

ło właśnie w czasie choroby. Goethe nie zdawał sobie z 

tego jasno sprawy, dzia

łało ono początkowo w jego duszy w formie poetyckiego 

natchnienia, pr

ądu, który w najprzedziwniejszy sposób przenikał do jego utworów. Taki 

w

łaśnie cudowny przebłysk mamy w wierszu "Tajemnice", który najbliżsi przyjaciele 

Goethego zaliczali do jego najg

łębszych utworów. I rzeczywiście, Goethe już nigdy 

potem nie móg

ł zdobyć się na zakończenie tego poematu. W granicach ówczesnej 

kultury nie by

ło jeszcze możliwe znalezienie formy zewnętrznej dla oddania całej głębi, 

jaka 

żyje w tym wierszu. Mamy w tym utworze najgłębsze tajemnice duszy Goethego, a 

dla wszystkich komentatorów Goethego niedost

ępną zagadkę. Otrzymane wówczas 

wtajemniczenie z czasem sta

ło się dla Goethego bardziej świadome. Dzięki temu mógł 

stworzy

ć ów niezwykły utwór pisany prozą: Bajka o zielonym wężu i pięknej Lilii. Jest to 

jeden z najg

łębszych utworów literatury światowej. Kto go dobrze rozumie, ten wie dużo 

o m

ądrości różokrzyżowców.

Kiedy m

ądrość ta miała przeniknąć do ogólnej kultury, w pewien sposób została 

zdradzona - nie ma potrzeby wdawa

ć się w to bliżej - i niektóre jej prawdy przedostały się 

w szeroki 

świat w zniekształconej formie. Ta właśnie zdrada z jednej strony, z drugiej zaś 

konieczno

ść, jaka zachodziła, aby kultura zachodnioeuropejska rozwijała się w ciągu XIX 

wieku bez 

żadnych ezoterycznych wpływów, te dwa powody sprawiły, że źródła mądrości 

żokrzyżowców pozornie cofnęły się w głąb, w ukrycie. W pierwszej połowie XIX wieku, 

a nawet jeszcze pó

źniej, wiedza ta była w znacznej mierze niedostępna. Dopiero w 

naszych czasach sta

ło się znowu możliwe otwarcie źródła tej mądrości, aby mogła ona 

przenikn

ąć do kultury zewnętrznej. Jeżeli przyjrzymy się kulturze współczesnej, to 

zrozumiemy powody, dlaczego musia

ło się tak stać.

A teraz chcia

łbym podać dwa charakterystyczne rysy, którymi odznacza się mądrość 

żokrzyżowców, a które ważne są dla jej misji w świecie. Pierwszy związany jest z całą 

postaw

ą człowieka wobec mądrości, która jest nieco inna niż ezoteryczna forma 

m

ądrości chrześcijańsko-gnostycznej. Musimy tu poruszyć, na razie pobieżnie, dwa 

aspekty 

życia duchowego, jeżeli chcemy zdać sobie jasno sprawę z tego odrębnego 

stanowiska. Pierwszy z nich to stosunek ucznia do nauczyciela i tu musimy poruszy

ć 

dwie rzeczy. Musimy rozwa

żyć po pierwsze to, co nazywamy jasnowidzeniem, po drugie 

to, co nazywamy wiar

ą w autorytet. Pod słowem jasnowidzenie - które właściwie nie jest 

dobrym wyra

żeniem - rozumiemy nie tylko widzenie, ale także i słyszenie duchowe. To 

s

ą dwa źródła wszelkich pouczeń o ukrytej mądrości świata i z żadnych innych źródeł nie 

mo

że płynąć prawdziwe poznanie. W metodzie różokrzyżowców mamy jednak ważną, 

zasadnicz

ą różnicę między dochodzeniem, zdobywaniem prawd duchowych, a ich 

pojmowaniem. Dla ró

żokrzyżowca istnieje ogromna różnica między dochodzeniem, 

otrzymywaniem prawd duchowych, a ich pojmowaniem.

Kto nie rozwin

ął w sobie zdolności duchowych, jasnowidzenia, nie może samodzielnie 

doj

ść do duchowych prawd w wyższym świecie. Dla zdobywania prawd duchowych 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (2 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

jasnowidzenie jest warunkiem koniecznym. Ale tylko dla zdobywania; gdy

ż do chwili 

obecnej 

żaden prawdziwy prąd różokrzyżowy nie podawał nauk, których nie można 

zrozumie

ć posługując się zwykłym, logicznym myśleniem. Jeżeli ktoś zarzuca teozofii 

żokrzyżowców, że do zrozumienia jej trzeba być jasnowidzącym, to nie ma racji. Nie 

chodzi tu wcale o zdolno

ść bezpośredniego przeżywania wyższych prawd przy 

zaanga

żowaniu duchowego widzenia i słyszenia. Jeżeli ktoś nie może pojąć mądrości 

żokrzyżowców na drodze czysto rozumowej, to oznacza tylko, że jeszcze nie wyrobił w 

sobie dostatecznej umiej

ętności logicznego myślenia. Jeżeli przyjmujemy to, co daje 

dzisiejsza kultura, je

żeli nie żałujemy trudu, cierpliwości, wytrwałości, by się uczyć, to z 

pewno

ścią będziemy w stanie pojąć i zrozumieć to, co mówi nauczyciel różokrzyżowej 

m

ądrości. Jeżeli czyjś umysł odrzuca te prawdy i mówi: "Ja tego nie rozumiem", to 

powodem jest nie to, 

że dla niego świat ducha jest jeszcze niedostępny, tylko że za mało 

wykorzystuje swoje mo

żliwości logicznego myślenia, nie pogłębia wystarczająco przeżyć 

oraz my

śli, jakie mu daje zwykłe, dzisiejsze wykształcenie. Pomyślcie tylko, jakie 

nies

łychane spopularyzowanie wiedzy nastąpiło w ciągu ubiegłych dwudziestu stuleci i 

spróbujcie wyobrazi

ć sobie chrześcijański prąd różokrzyżowy w XIV wieku. Pomyślcie, 

jak

że inny był stosunek rozproszonych po świecie ludzi do nauczycieli; działało tutaj 

mówione s

łowo. Mało kto zdaje sobie dokładnie sprawę, jaka olbrzymia ewolucja 

dokona

ła się od tamtych czasów. Wystarczy wspomnieć o wynalezieniu druku. Dzięki 

temu wynalazkowi tysi

ącami, milionami dróg przedostaje się dzisiaj do nurtu ogólnej 

kultury to, co wypracowujemy na wy

żynach życia duchowego. Poczynając od książki, a 

ko

ńcząc na najmniejszej wzmiance w piśmie codziennym mamy niezliczoną ilość dróg, 

którymi ogromna masa poj

ęć przenika w życie. Są to jednak drogi, które otworzyły się 

dopiero niedawno i sprawi

ły, że intelekt zachodnioeuropejski przyjął zupełnie inną formę. 

Od tego czasu dzia

ła on zupełnie inaczej. Odwieczna mądrość, występując w nowej 

postaci, musi si

ę z tym liczyć. Trzeba było stworzyć jej nową postać, tak by mogła 

dotrzyma

ć kroku temu postępowi. Mądrość różokrzyżowców jest dzisiaj w stanie oprzeć 

si

ę każdemu zarzutowi ze strony zarówno popularnej wiedzy, jak i poważnej, głębokiej 

nauki. Ostoj

ę przeciw ewentualnej krytyce ze strony wiedzy posiada mądrość 

żokrzyżowa w sobie samej. Istotne zrozumienie wiedzy współczesnej, ale nie 

dyletanckie rozumienie, jakie zdarza si

ę czasem nawet u profesorów uniwersyteckich, 

lecz zrozumienie wolne od abstrakcyjnych teorii i fantastycznych wyobra

żeń 

materializmu, zrozumienie opieraj

ące się ściśle na faktach, dostarcza właśnie całego 

szeregu naukowych dowodów, wykazuj

ących prawdziwość poglądów różokrzyżowców.

Drugi charakterystyczny aspekt tej m

ądrości dotyczący stosunku ucznia do nauczyciela 

polega na tym, 

że ten stosunek jest zasadniczo różny niż w innych wtajemniczeniach. 

Sposób odnoszenia si

ę ucznia do nauczyciela w obrębie tego ruchu jest właśnie czymś 

zupe

łnie innym niż wiara w autorytet. Postaram się to wytłumaczyć na przykładach z 

życia. Nauczyciel mądrości różokrzyżowej pragnie być dla swego ucznia tym, kim jest 
bieg

ły matematyk dla swego ucznia. Czy można twierdzić, że mamy tu do czynienia z 

wiar

ą w autorytet? Nie! Czy można twierdzić, że uczeń nie potrzebuje nauczyciela 

matematyki? Niejeden powie, 

że tak, bo posługując się dobrymi książkami można dojść 

do tego samego przez samodzielne studia i tylko sposób poznania jest inny ni

ż przy 

bezpo

średnim kontakcie z człowiekiem. Podobnie też każdy, po osiągnięciu pewnego 

stopnia jasnowidzenia, móg

łby dojść do wszystkich prawd duchowych; tylko że nikomu 

nie wyda si

ę rozsądne, aby dążyć do celu dłuższą drogą Podobnie nierozsądne byłoby 

mówi

ć: “Chcę sam z siebie dojść do wszystkich prawd duchowych". Gdy nauczyciel 

bieg

ły w matematyce przekazuje uczniowi swą wiedzę, to uczeń nie potrzebuje uciekać 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (3 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

si

ę do wiary w autorytet, bo słuszność prawd matematycznych sama do niego przemawia 

i jego rzecz

ą jest tylko starać się zrozumieć. Podobnie jest z całym rozwojem 

ezoterycznym w uj

ęciu różokrzyżowców. Nauczyciel jest przyjacielem, doradcą, który 

prowadzi do prze

żyć ezoterycznych, opierając się na własnym doświadczeniu. Gdy się 

ju

ż raz do nich dojdzie, to przyjmowanie prawd ezoterycznych na wiarę jest tak samo 

zbyteczne, jak przy twierdzeniu matematycznym, 

że suma kątów w trójkącie wynosi 180°. 

To, co w szkole ró

żokrzyżowców spotykamy jako autorytet, nie jest autorytetem we 

w

łaściwym znaczeniu tego słowa, tylko po prostu sposobem skrócenia drogi do 

najwy

ższych prawd.

Teraz trzeba omówi

ć stosunek wiedzy duchowej do ogólnej kultury duchowej.

Na podstawie tego, co poruszymy w kolejnych wyk

ładach, zobaczycie, że prawda może 

przenikn

ąć bezpośrednio do życia praktycznego. Nie chodzi o zbudowanie jakiegoś 

oderwanego systemu na teoretyczny tylko u

żytek, ale o coś, co prowadzić może do 

poznania g

łębokich podstaw naszej współczesnej wiedzy, do przeniknięcia prawdami 

duchowymi naszego 

życia codziennego. Mądrość różokrzyżowców przyjąć trzeba nie 

tylko g

łową, nawet nie tylko sercem, trzeba aby przeszła nam w ręce, przeniknęła 

wszystkie nasze umiej

ętności manualne. Trzeba wcielić ją w czyn. Bo nie sentymentalne 

oddawanie si

ę współczuciu, tylko skoordynowane i celowe działanie jest pracą w służbie 

ludzko

ści. Proszę sobie tylko wyobrazić np. towarzystwo, które postawiłoby sobie za 

jedyny cel "braterstwo" i nie zajmowa

ło się niczym innym, jak tylko prawieniem kazań na 

temat tej idei. To nie by

łby prąd różokrzyżowy. Różokrzyżowiec nie myśli w ten sposób. 

Przypu

śćmy, że ktoś leży na ulicy ze złamaną nogą, a wokół niego zbiera się gromadka 

kilkunastu ludzi przej

ętych miłosierdziem i współczuciem; wszyscy oni razem wzięci 

mniej znacz

ą niż jeden człowiek, który potrafi opatrzeć rannego, ewentualnie zestawić 

nog

ę; może wcale nie jest sentymentalny, ale podejdzie i pomoże. To jest właśnie 

nastrój, który 

żyje w duszy różokrzyżowca; chodzi mu o poznanie, które prowadzi do 

czynu, o opanowanie 

życia poprzez poznanie. Wszelkie twierdzenia o miłosiernym 

wspó

łodczuwaniu są w świetle mądrości różokrzyżowców nawet czymś niebezpiecznym; 

to ci

ągłe podkreślanie współczucia wydaje się pewnego rodzaju szukaniem wrażeń. 

Czym na planie fizycznym jest lubowanie si

ę we wrażeniach niższego rzędu, tym w 

dziedzinie duszy, na planie astralnym, jest tendencja do prze

żywania wszystkiego 

jedynie uczuciem, a nie poznaniem. Poznanie prowadz

ące do czynu, które pozwala nam 

wzi

ąć w ręce życie - naturalnie nie w znaczeniu materialistycznym, tylko poznanie 

zdobyte w dziedzinach ducha - przeobra

ża nas w praktycznych, życiowych ludzi. Z 

poznania prawdy wyp

ływa harmonia życia; jest ona naturalnym, niezawodnym rezultatem 

poznania. Mo

że się zdarzyć, że człowiek, który potrafi opatrzyć rannego, minie go 

oboj

ętnie, jeśli brak mu zwykłego ludzkiego współczucia i dysponuje on wiedzą 

dotycz

ącą jedynie świata fizycznego. Przy poznaniu duchowym jest to niemożliwe. Nie 

mo

że być istotnego poznania duchowego, które nie przenikałoby w życie codzienne, w 

prac

ę.

Jest to wi

ęc ta druga strona mądrości różokrzyżowej, którą osiąga się tylko drogą 

jasnowidzenia, ale poj

ąć ją można zwyczajnym ludzkim rozumieniem. Na pozór wydaje 

si

ę to bardzo dziwne; aby mieć przeżycia w świecie ducha, trzeba być jasnowidzącym, 

ale 

żeby zrozumieć to, co widzi jasnowidzący, jasnowidzenie nie jest potrzebne. Gdy 

jasnowidz

ący przynosi wieści ze światów ducha o tym, co się tam dzieje, dając w ten 

sposób ludzko

ści to, co jest jej potrzebne, to każdy, kto chce zrozumieć, zrozumie.

Przyst

ąpimy teraz do rozpatrzenia siedmioczłonowej natury człowieka według metody 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (4 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

żokrzyżowców. Rozważmy ciało fizyczne, o którym wszyscy sądzą, że je znają, 

chocia

ż właściwie wcale tak nie jest. Tak samo jak patrząc na wodę nie widzimy tlenu, 

musimy dopiero oddzieli

ć go od wodoru, żeby się z nim zapoznać, podobnie, patrząc na 

cz

łowieka, nie poznajemy, czym jest samo ciało fizyczne. Człowiek jest połączeniem 

cia

ła fizycznego, eterycznego, astralnego i innych wyższych członów, tak samo jak woda 

jest po

łączeniem chemicznym tlenu i wodoru. Człowiek stanowi jedność jako połączenie 

wszystkich tych cz

łonów! Jeżeli chcemy rozpatrywać tylko ciało fizyczne, to 

powinniby

śmy usunąć ciało astralne; to właśnie ma miejsce w czasie głębokiego snu; sen 

jest pewnego rodzaju wydzieleniem cia

ła astralnego wraz z wyższymi składnikami natury 

ludzkiej z cia

ła fizycznego i eterycznego. Ale i wtedy mamy jeszcze przed sobą coś 

wi

ęcej niż ciało fizyczne; dopiero z chwilą śmierci, gdy i ciało eteryczne opuszcza ciało 

fizyczne, pozostaje samo cia

ło fizyczne.

Jest to fakt o bezpo

średniej, praktycznej doniosłości. Wyjaśnijmy to na przykładzie. 

We

źmy ciało astralne. W pradawnej przeszłości, kiedy człowiek miał jeszcze mglistą, 

przy

ćmioną zdolność jasnowidzenia, obrazowość jego przeżyć w tej dziedzinie była 

zupe

łnie niepodobna do tego, co mamy dzisiaj. Obrazy zapadały najpierw w jego ciało 

astralne. Musimy zda

ć sobie sprawę, że w ciele astralnym człowieka odbiły się kiedyś 

obrazy trzech wymiarów przestrzennych - d

ługości, szerokości i głębokości. Ten obraz 

trójwymiarowej przestrzeni, odci

śnięty w ciele astralnym w pierwotnych czasach 

mglistego jasnowidzenia, przeniesiony zosta

ł na ciało eteryczne. Tak jak pieczęć odciska 

si

ę w roztopionym laku, podobnie obraz astralny odbił się w ciele eterycznym; stamtąd 

za

ś modelował z kolei fizyczną postać, ciało fizyczne człowieka. W ten sposób obraz 

trójwymiarowej przestrzeni ukszta

łtował w naszym ciele pewien określony organ. 

Pierwotnie w ciele astralnym by

ł to obraz trzech prostopadłych do siebie linii w 

przestrzeni; to odcisn

ęło się niby pieczęć w ciele eterycznym. Tym samym uruchomiona 

zosta

ła pewna część ciała eterycznego, która poczęła pracować nad jednym z organów 

we wn

ętrzu ucha, a mianowicie nad trzema tzw. kanałami półkolistymi. Wszyscy je 

mamy; je

żeli ulegną uszkodzeniu, to człowiek przestaje orientować się w przestrzeni, 

dostaje zawrotów g

łowy, nie może utrzymać się w pozycji pionowej. Taki jest związek 

mi

ędzy obrazami ciała astralnego, siłami ciała eterycznego i organami ciała fizycznego. 

W ogóle cia

ło fizyczne, cała zewnętrzna postać człowieka, wywodzi się z obrazów ciała 

astralnego i ze wspó

łdziałania sił ciała eterycznego; dlatego nie zrozumie ciała 

fizycznego ten, kto nie pozna najpierw cia

ła astralnego i eterycznego. Ciało astralne 

"poprzedza" cia

ło eteryczne, ciało eteryczne zaś "poprzedza" ciało fizyczne. Tak się ta 

rzecz komplikuje. Kana

ły półkoliste są tak samo organem fizycznym jak nos; nie ma na 

świecie dwóch identycznych nosów, a jednak można dostrzec pewne podobieństwo 
mi

ędzy nosami rodziców i dzieci. Gdybyśmy mogli studiować u ludzi kanały półkoliste, to 

okaza

łoby się, że zachodzą tu podobne różnice i podobieństwa jak między nosami. 

Mo

żna dziedziczyć po rodzicach kształty tych kanałów. Jedynie najgłębsza, wieczna 

duchowa tre

ść człowieka, która przechodzi poprzez kolejne wcielenia, nie podlega 

dziedziczeniu. To, co nazywamy talentami, okre

ślonymi zdolnościami, nie zależy od 

w

łaściwości mózgu. Z tej samej logiki korzystamy w matematyce, w filozofii i w życiu 

praktycznym. Ró

żnice uzdolnień występują dopiero wtedy, gdy stosujemy logikę w 

dziedzinach, dla których organem poznania s

ą np. kanały półkoliste. Tak np. wybitnymi 

matematykami b

ędą ludzie, u których ten właśnie organ jest specjalnie wykształcony; 

jako przyk

ład może służyć rodzina Bernoullich, która wydała szereg znakomitych 

matematyków. Dusza ludzka mo

że przynieść ze sobą na świat całą moc predyspozycji 

czy to do muzyki, czy te

ż w innych dziedzinach. Jeżeli jednak nie znajdzie w ciele 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (5 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

fizycznym odpowiednio ukszta

łtowanych organów, nie będzie mogła rozwinąć tych 

zdolno

ści.

W ten sposób widzicie, 

że niemożliwe jest istotne poznanie świata fizycznego, o ile nie 

rozumiemy, jak w nim wszystko powstaje. Zadanie ró

żokrzyżowca nie polega na 

odsuwaniu si

ę od świata fizycznego, byłaby to zła sprawa. Jego misją jest właśnie 

przeduchowienie 

świata fizycznego. Musi się on wznosić w najwyższe sfery życia 

duchowego i dysponuj

ąc wiedzą, jaką tam zdobył, czynnie brać się do pracy w świecie 

fizycznym, a przede wszystkim po

śród ludzi. To jest prawdziwy pogląd różokrzyżowca; 

bezpo

średni wynik jego mądrości. Zabieramy się do rozważania takiej mądrości, która 

pomo

że nam w zrozumieniu nawet najmniejszych rzeczy. Pamiętajmy, że najmniejsza 

rzecz, gdy jest na w

łaściwym miejscu, może prowadzić do wielkiego celu!

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (6 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

II

Poprzednio mówili

śmy, w jakim stosunku do człowieka i do całej kultury pozostaje światopogląd 

duchowy, zdobyty na drodze, któr

ą nazywamy wiedzą różokrzyżowców. Jakkolwiek prawdy 

wy

ższych światów zdobywać może tylko jasnowidzący, który w znacznym stopniu rozwinął w sobie 

si

ły duchowe, to jednak dążeniem tego kierunku jest zrozumienie nauki, która płynie z 

ezoterycznego poznania, przy zastosowaniu zwyk

łej logiki. Zdobyć to poznanie może rozwinięty 

zmys

ł duchowy jasnowidzącego, ale do zrozumienia objawionych treści wystarcza zwykła logika. Nie 

nale

ży jednak sądzić, że treść każdego wykładu z osobna może się ostać wobec jakiejkolwiek 

dowolnej krytyki. Jest to mo

żliwe tylko wtedy, jeżeli poruszone tu zagadnienia rozważać 

b

ędziemy wszechstronnie. Podkreśliliśmy również w poprzednim wykładzie drugą właściwość tego 

kierunku. To mianowicie, 

że metoda różokrzyżowców dąży do przejścia w życie praktyczne. Nasza 

praca równie

ż przenikać ma w życie. Ale i pod tym względem także musimy być cierpliwi. Niejedno wyda 

si

ę nam z początku niemożliwe do zastosowania w życiu praktycznym. Kiedy jednak po jakimś 

czasie ogarniemy wzrokiem ca

łość, to zobaczymy, w jaki sposób poszczególne prawdy mogą 

mie

ć bezpośredni wpływ na codzienne sprawy życiowe. Mądrość, która da się zastosować w życiu - oto 

cel metody ró

żokrzyżowców.

A teraz przyst

ąpimy do rozważania natury człowieka. Poszczególne człony ludzkiej natury poznamy 

tylko wtedy gdy id

ąc krok za krokiem, rzeczowo, niczego nie pomijając zobaczymy, jak wszystko łączy się 

w organiczn

ą całość. Potem zastanowimy się nad losem człowieka po śmierci. Zastanowimy się, co 

dzieje si

ę w czasie czuwania, snu i śmierci w związku ze złożoną strukturą ludzkiej natury. Będziemy 

musieli rozwa

żyć, jakie zadanie ma przed sobą człowiek pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem. 

Bardzo rozpowszechnione jest dzisiaj przekonanie, 

że ludzie w życiu pozagrobowym są bezczynni. Ale 

tak nie jest; oddani s

ą ustawicznej twórczej pracy, która ma znaczenie dla całego kosmosu. 

Nast

ępnie będziemy musieli wytłumaczyć, co nazywamy reinkarnacją i karmą oraz rozważyć los w związku 

z rozwojem cz

łowieka. Zastanowimy się, jak biegnie linia rozwoju ludzkości, poczynając od 

zamierzch

łych czasów i jakie perspektywy widzimy w przyszłości.

Naszym dzisiejszym zadaniem b

ędzie scharakteryzowanie istoty człowieka. Mówiąc o istocie 

cz

łowieka musimy sobie zdawać sprawę, że ludzka natura jest znacznie bardziej skomplikowana dla 

tego, kto z wykszta

łconymi organami poznania duchowego bierze się do jej rozpatrywania niż dla tego, 

kto pos

ługuje się zwykłą zewnętrzną obserwacją, kierując się rozumowaniem przystosowanym do 

świata fizycznego i obejmując zaledwie małą część rzeczywistości. Z punktu widzenia wiedzy 
duchowej b

łędem jest jak to już zaznaczyliśmy - nazywać ciałem fizycznym to, co mamy ciągle 

przed oczami. Cia

ło fizyczne, na które patrzymy przeniknięte jest ciałem eterycznym i astralnym. Jest 

ono po

łączeniem tych trzech ciał i dopiero po usunięciu dwóch ostatnich mielibyśmy rzeczywiście przed 

sob

ą tylko ciało fizyczne. Ciało fizyczne jest czymś, co człowiek posiada na równi z otaczającą go naturą, 

z minera

łami, roślinami i zwierzętami.

Tylko wtedy prawid

łowo rozważamy ciało fizyczne człowieka, jeśli zauważymy, że sięga ono tak daleko, 

jak daleko si

ęga nasze pokrewieństwo z otaczającym nas światem mineralnym. Musimy jednak 

zdawa

ć sobie sprawę z tego, że tej właśnie części naszej istoty nie można rozważać w oderwaniu 

od otaczaj

ącego nas wszechświata. Siły, które działają w ciele fizycznym, działają z kosmosu. Kto rozumie 

te zjawiska, ten rozmy

ślając o ciele fizycznym człowieka odnosi podobne wrażenie, jak przy 

rozwa

żaniu natury tęczy. Aby powstała tęcza, muszą zaistnieć określone warunki takie jak kąt 

padania promieni s

łonecznych, rodzaj chmur itp. Jeżeli konstelacja słońca i chmur jest odpowiednia, to 

t

ęcza musi się pokazać. Tęcza jest więc fenomenem wywołanym przez warunki zewnętrzne. Podobnie 

cia

ło fizyczne jest objawem sił, których musimy szukać w całym otaczającym nas świecie. Zachodzi 

teraz pytanie, gdzie znajduj

ą się w swej prawdziwej postaci siły, które sprawiają, że nasze ciało 

fizyczne przejawia si

ę tak właśnie, jak się przejawia? Jeżeli rozważać będziemy ciało fizyczne, to sił, które 

je tworz

ą, szukać trzeba w wyższym świecie, bo w świecie fizycznym znajdujemy tylko to, co jest 

ich fizycznym objawem. Dlatego te

ż musimy przez chwilę rozważyć światy, jakie istnieją jeszcze 

poza naszym 

światem fizycznym.

Wy

ższe światy, o których mówi nam wiedza tajemna, znajdują się wokół nas. Trzeba tylko mieć dla 

nich otwarte zmys

ły duchowe, podobnie jak dla świata barw musimy mieć otwarte oczy. Gdy 

rozwiniemy pewne zmys

ły naszej duszy, zmysły o jeden stopień wyższe niż fizyczne, wtedy 

dost

ąpimy poznania świata astralnego. Teozofia różokrzyżowców nazywa ten świat światem imaginacji 

lub imaginatywnym, przy czym jednak imaginacja oznacza co

ś o wiele bardziej rzeczywistego niż to, 

co zwykle tym s

łowem oznaczamy. Jest to niby fala napływających i odpływających obrazów. Barwa, która 

świecie fizycznym jest przywiązana do przedmiotów, w świecie astralnym podlega 

najró

żniejszym przeobrażeniom. Z czasem poznamy to dokładniej. W spopularyzowanej 

metodzie ró

żokrzyżowców świat ten nosi też nazwę świata elementarnego, tak więc te trzy wyrażenia, 

świat imaginatywny, astralny i elementarny używane są przez różokrzyżowców w tym samym znaczeniu.
Poza tym istnieje jeszcze wy

ższy świat, do którego dostęp otwiera rozwój jeszcze wyższych zmysłów. Jest 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-02.htm (1 of 5) [07-May-11 4:55:08 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

to 

świat harmonii sfer, który wnika w świat obrazów i świat istot kolorów. Świat ten nazywamy 

dewahanem, 

światem mentalnym albo też rupa-dewahanem. Różokrzyżowcy nazywają go światem 

harmonii sfer albo 

światem inspiracji, gdyż to on właśnie daje inspiracje, gdy wyższe zmysły są na to 

otwarte. Kontynuatorzy ruchu ró

żokrzyżowców nazywają ten świat także niebiańskim lub 

dewahanem ni

ższym. Świat inspiracji, świat dewahaniczny i świat niebiański oznacza znowu jedno i to samo.

I wreszcie mamy jeszcze wy

ższy świat, który otwierają nam jeszcze wyższe zmysły; 

metoda ró

żokrzyżowców określa go jako świat prawdziwej intuicji, przy czym intuicja jest czymś o 

wiele wy

ższym niż to, co się pospolicie pod tym słowem rozumie w życiu codziennym; jest to pogrążenie 

si

ę, zatracenie się w innych istotach i poznawanie tych istot od wewnątrz. Świat intuicji w ruchu, 

który nawi

ązuje do różokrzyżowców, nazywa się światem rozumu. Jest to sfera tak odległa, że tutaj, 

na Ziemi, jest tylko czym

ś w rodzaju cienia, odbicia. Nasze pojęcia rozumowe są zaledwie słabym 

odbiciem tego, co w 

świecie intuicji jest żywą rzeczywistością. Musimy więc prócz świata 

fizycznego wymieni

ć jeszcze trzy inne światy, jeżeli chcemy wiedzieć, co nas otacza. Gdy wzniesiemy się 

w ten najwy

ższy świat, w świat intuicji, to widzimy, że każdemu pojęciu, jakie wytwarzamy sobie tutaj 

o przedmiotach, odpowiadaj

ą tam żywe istoty. To, co tu jest pojęciem, jest tylko cieniem, odbiciem istot 

tego najwy

ższego świata. Tak więc nasz świat fizyczny jest wynikiem sił, które w prawdziwej swej 

postaci znajduj

ą się w świecie intuicji, w wyższym dewahanie, arupa-dewahanie.

Mo

żemy jeszcze lepiej wyjaśnić sobie to wszystko, jeżeli postawimy pytanie, co wynika z takiego 

w

łaśnie potraktowania świata mineralnego?

Cz

łowiek jest istotą samoświadomą. O minerale mówimy, że nie ma świadomości, ale mamy wtedy na 

my

śli to, co się dzieje w granicach planu fizycznego, bo ma on świadomość w wyższych światach. W 

świecie elementarnym nie znajdziemy jednak jeszcze jaźni minerału. Znajdziemy ją dopiero w 
najwy

ższym ze światów, jakie wyliczyliśmy przed chwilą. Tak jak palec nie ma świadomości, tylko należy 

do 

świadomej jaźni człowieka, podobnie i minerał wiedzie nas do swojej jaźni poprzez prądy, które 

trzeba przeby

ć, aby dotrzeć do najwyższej dziedziny bytu. Paznokieć jest częścią całego 

organizmu ludzkiego, który w ja

źni ma swoją świadomość; otóż paznokieć tak się ma do całego 

naszego organizmu jak minera

ł do świata ducha. Bo dopiero całość organizmu ma jaźń świadomą, 

a minera

ł, podobnie jak paznokieć, jest najdalszym wyrazem zgęszczenia, stwardnienia tego życia, które 

jest w ca

łym organizmie. Podobieństwo między fizycznym ciałem człowieka a minerałem polega na tym, 

że temu fizycznemu ciału, temu, co w nim jest czysto fizyczne, odpowiada świadomość w 
najwy

ższym świecie duchowym. W zakresie czysto fizycznym ciało to ulega działaniu płynącemu z góry, 

z wy

ższych światów. Nie panujemy nad tym, co kształtuje nasze ciało fizyczne. Tak jak ruch ręki zależy 

od naszej ja

źni, tak czysto fizyczny skład naszego ciała i procesy w nim zachodzące zależą od 

tej 

świadomości jaźni naszego ciała fizycznego, która nim kieruje z najwyższych światów. 

Tylko wtajemniczony, który wzniós

ł się na stopień intuicji, opanowuje sam swe ciało fizyczne tak, że 

żaden prąd nie przebiegnie jego nerwami z pominięciem świadomości i właśnie dopiero przez to staje 
na poziomie tych wy

ższych światów, które z góry kierują jego ciałem fizycznym.

Drugi cz

łon naszej natury pokrewny jest roślinom i zwierzętom; jest to tak zwane ciało eteryczne 

albo 

życiowe. Jasnowidzącemu przedstawia się ono mniej więcej w granicach ciała fizycznego. 

Cia

ło eteryczne stanowi splot sił. Gdybyśmy mogli na chwilę całkowicie odwrócić myśli od ciała fizycznego 

i skierowa

ć całą świadomość tylko na ciało eteryczne, to ujrzelibyśmy ciało składające się z sił, 

przenikni

ęte siłami, które utworzyły, zbudowały ciało fizyczne. Serce ludzkie nigdy nie mogłoby powstać 

w obecnej postaci, gdyby w ciele eterycznym, które przenika nasze cia

ło fizyczne, nie było 

eterycznego serca. Ono w

łaśnie zawiera w sobie prądy i siły, które są budowniczymi, architektami, 

twórcami serca fizycznego. Jest to mniej wi

ęcej tak, jak gdybyśmy wyobrazili sobie, że mamy naczynie 

z wod

ą i jeżeli ochłodzimy wodę, to powstanie zagęszczenie, powstanie lód. Ten lód to jest woda, 

tylko zag

ęszczona, stwardniała, a formy, jakie ten lód przybiera, istniały w wodzie jako linie sił. Tak też 

i serce fizyczne powsta

ło z eterycznego serca. Jest to tylko zgęstniałe, stwardniałe serce eteryczne, a 

pr

ądy serca eterycznego nadały fizycznemu sercu jego postać. Jeżeli moglibyśmy całkowicie 

odwróci

ć uwagę od ciała fizycznego, tak aby dla nas na chwilę nie istniało, to mielibyśmy przed sobą 

tylko cia

ło eteryczne, które w górnej swej części jest dosyć podobne do ciała fizycznego. To 

podobie

ństwo zachodzi jednak tylko do połowy, potem ciało eteryczne wykazuje duże 

zró

żnicowanie. Zrozumiecie to, gdy wam powiem, że mężczyzna ma ciało eteryczne żeńskie, a 

kobieta m

ęskie. Bez tej wiedzy wiele rzeczy w praktycznym życiu pozostaje niezrozumiałych. Poza 

tym, wygl

ąda ono jak świetlna postać, która ze wszystkich stron trochę wykracza - ale tylko niewiele - 

poza rozmiary cia

ła fizycznego. Siły, które wspólnie działają w ciele eterycznym, znajdziemy w 

świecie inspiracji, zwanym też rupa-dewahanem albo światem niebiańskim. Siły, które tworzą i 
utrzymuj

ą ciało eteryczne, znajdujemy o jeden stopień niżej niż te, które tworzą i utrzymują ciało 

fizyczne. Dlatego te

ż jaźni świadomej roślin szukać trzeba w świecie inspiracji, w świecie 

ni

ższego dewahanu. W tym świecie harmonii sfer, w którym świadoma jaźń roślin ma swoją 

siedzib

ę, znajdujemy także świadomą jaźń przenikającą nasze ciało eteryczne, żyjącą w nas, chociaż 

bez naszej wiedzy.

Teraz przechodzimy do trzeciej cz

ęści naszej istoty, do ciała astralnego albo - według 

okre

ślenia różokrzyżowców – do ciała duszy. To ciało astralne wspólne jest już tylko człowiekowi 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-02.htm (2 of 5) [07-May-11 4:55:08 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

i zwierz

ętom. Tam, gdzie występuje uczucie, radość i ból, zadowolenie i smutek, afekty i namiętności, 

tam wchodzi w gr

ę ciało astralne jako teren, siedziba tych przeżyć wewnętrznych danej istoty; tak 

samo pragnienie, po

żądanie, wszystko to tkwi - jeżeli można się tak wyrazić - w ciele astralnym. 

Mo

żemy scharakteryzować to ciało mówiąc, że ma ono w sobie to, co znajdujemy także w świecie 

zwierz

ąt. Ale światu zwierzęcemu także odpowiada jakaś świadomość. Astralnością człowieka i 

zwierz

ęcia kierują siły, które znajdują się w świecie astralnym, imaginatywnym, albo - jak wyrażają 

si

ę różokrzyżowcy - w świecie elementarnym. Siły, które tworzą i utrzymują to ciało astralne, które nadają 

mu jego posta

ć, znaleźć można we właściwej formie w świecie astralnym. Otóż i zwierzęta mają w 

tym 

świecie swoją jaźń świadomą. U człowieka mówimy o indywidualnej duszy, w przypadku 

zwierz

ąt mówimy o duszy grupowej. Duszę tę znaleźć można na planie astralnym, z tą tylko różnicą, że 

nie ka

żde zwierzę z osobna, lecz cały gatunek - np. wszystkie lwy, wszystkie tygrysy - ma jedną 

wspóln

ą jaźń. W ten sposób to, co widzimy tu jako zwierzę, zrozumieć możemy w pełni tylko wtedy, 

je

żeli jesteśmy w stanie uchwycić to, co łączy zwierzęta z planem astralnym. Spostrzegamy wtedy coś, 

niby promienie czy pr

ądy, które biegną np. od pojedynczych lwów i dopiero w świecie astralnym łączą się 

z ich wspóln

ą duszą grupową, ze zbiorową duszą wszystkich lwów, jakie chodzą po ziemi. Otóż w 

ka

żdym ciele astralnym żyje coś z takiej duszy grupowej. Ta jaźń zwierzęca żyje też w ludzkim 

ciele astralnym i wtedy dopiero cz

łowiek uniezależnia się od niej, gdy staje się jasnowidzącym na 

planie astralnym, gdy staje na poziomie istot astralnych, gdy z duszami zwierz

ęcymi w świecie 

astralnym obcuje tak jak tu z pojedynczymi zwierz

ętami. Świat astralny zamieszkują istoty, które 

tylko rozszczepione na wi

ększą ilość pojedynczych zwierząt schodzić mogą na plan fizyczny. Gdy 

zwierz

ęta kończą życie, łączą się z powrotem z tą częścią swej istoty, którą pozostawiły na planie 

astralnym. Ca

ła grupa zwierząt jest w świecie astralnym, jeżeli tak rzec można, pewną istotą, z 

któr

ą rozmawia się tak, jak tu z poszczególnym człowiekiem. Wyglądają one trochę inaczej niż 

w rzeczywisto

ści ziemskiej, ale nie bez racji określane są w Apokalipsie (4.6-9.) w ten sposób, że 

rozpadaj

ą się na cztery grupy: orzeł, lew, byk i człowiek (człowiek, który nie zstąpił jeszcze na plan 

fizyczny). Te cztery zwierz

ęta apokaliptyczne stanowią cztery rodzaje dusz grupowych, które na 

planie astralnym znajduj

ą się najbliżej indywidualnej duszy ludzkiej.

A teraz spojrze

ć musimy na to, co nie jest już wspólne dla człowieka i otaczającego go świata, na to, 

co znajduje swój wyraz w ludzkiej ja

źni. Dzięki tej czwartej części swej istoty człowiek jest 

ukoronowaniem fizycznego ziemskiego stworzenia. Dopiero dzi

ęki temu czwartemu członowi może 

mie

ć świadomość tutaj, na planie fizycznym. Tak jak świadomość minerałów znajduje się w wyższym 

świecie duchowym - w arupa-dewahanie, świadomość roślin w niższym, świecie duchowym - 
rupa-dewahanie, 

świadomość zwierząt w świecie astralnym, tak jaźń świadoma człowieka znajduje się 

na planie fizycznym, w tej w

łaśnie czwartej części składowej jego istoty. Dopiero tu, w swej jaźni, 

ma cz

łowiek coś, gdzie nie ma wstępu żadna inna świadoma jaźń.

Zapoznali

śmy się więc z czteroczłonową naturą człowieka składającą się z ciała fizycznego, 

cia

ła eterycznego, ciała astralnego i jaźni.

Wszystko to nie wyczerpuje jeszcze natury cz

łowieka; te cztery człony człowiek miał już przy 

pierwszej inkarnacji na Ziemi, a w

ędrówka przez szereg wcieleń oznacza przecież coraz wyższy 

rozwój. Polega on na tym, 

że człowiek, opierając się na swojej jaźni, opracowuje teraz trzy 

wcze

śniej wymienione części składowe swojej istoty. Przeżywając w zamierzchłej przeszłości 

swoj

ą pierwszą ziemską inkarnację ulegał wszystkim swoim afektom i namiętnościom. Miał on już 

wówczas oprócz cia

ła fizycznego, eterycznego i astralnego także jaźń, a jednak zachowywał się jak 

zwierz

ę. Jeżeli takiego człowieka porównać ze szlachetnym idealistą, to różnica polega na tym, że w 

tym pierwotnym cz

łowieku jaźń jeszcze nie pracowała nad ciałem astralnym. Następny etap w 

rozwoju ludzko

ści polega na pracy świadomej jaźni człowieka nad ciałem astralnym. Praca ta wyraża się 

w tym, 

że jaźń opanowuje od wewnątrz pewne właściwości ciała astralnego. Przeciętny Europejczyk 

np. ulega pewnym pop

ędom, innym popędom natomiast ulegać sobie zabrania. Otóż to wszystko, 

co cz

łowiek z pierwotnie żyjących w jego ciele astralnym skłonności i popędów opanowuje swą 

ja

źnią, nazywamy duchem jaźni albo Manas. Manas jest wynikiem przemiany, dokonanej w ciele 

astralnym przez ja

źń, która nad nim pracuje. Jeżeli chodzi o substancję, to jest ona w Manas ta sama, co 

w ciele astralnym, tylko to, co dawniej stanowi

ło ciało astralne, teraz w innym układzie stanowi to właśnie, 

co nazywamy Manas.

Cz

łowiek, który w dalszym ciągu się rozwija, dochodzi powoli do tego, że opierając się na jaźni, 

mo

że pracować nie tylko nad swoim ciałem astralnym, lecz także nad eterycznym. Spróbujmy 

sobie wyja

śnić, na czym polega różnica między pracą nad ciałem astralnym oraz pracą nad 

cia

łem eterycznym. Jeżeli człowiek zda sobie sprawę z tego, co wiedział jako ośmioletnie dziecko, a co 

wie teraz, to zobaczy, 

że od tego czasu przybyło mu bardzo, bardzo wiele świadomości. Każdy z 

nas przyswoi

ł sobie olbrzymią ilość pojęć, które sprawiają, że nie ulega już ślepo afektom i namiętnościom. 

A je

żeli ktoś był np. dzieckiem popędliwym, łatwo unosił się gniewem i zastanowi się teraz, jak dalece 

swoj

ą porywczość przezwyciężył, to spostrzeże, że czasami dochodzi ona jeszcze do głosu. Albo też 

inny przyk

ład; jak trudno jest człowiekowi, który ma słabą pamięć, poprawić ją albo jak niewiele 

zmieni

ć może człowiek swoje zasadnicze skłonności, wrażliwość lub wrodzoną tępotę itd. 

Porównywali

śmy często tę przemianę temperamentu, z powolnym przesuwaniem się wskazówki 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-02.htm (3 of 5) [07-May-11 4:55:08 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

godzinowej na zegarze. Na tym w

łaśnie przeobrażeniu polega istota wtajemniczenia, to, co 

ucze

ń przechodzi na drodze wtajemniczenia. Nauka i studia są tylko przygotowaniem. Daleko 

istotniejsza jest przemiana cz

łowieka, jego charakteru, temperamentu. Kto obdarzony z natury 

s

łabą pamięcią przemienia ją na dobrą, z porywczego staje się łagodny, z melancholika pogodny 

i zrównowa

żony, ten więcej czyni, niż gdyby posiadł większą ilość wiadomości. W tym leży 

źródło wewnętrznych duchowych sił; w tym wyraża się praca jaźni, która jest w stanie opanować 
cia

ło eteryczne, a nie tylko astralne.

Przejawianie si

ę tych skłonności wiąże się naturalnie także z ciałem astralnym, ale kto chce je przemienić 

źródła, ten szukać ich musi w ciele eterycznym i tylko pracą nad ciałem eterycznym może je zmienić. 

Ile cia

ła eterycznego opanujemy swą jaźnią, tyle mamy w sobie tego, co nazywamy duchem życia. 

W literaturze teozoficznej okre

ślane to bywa jako Buddhi. Substancja Buddhi jest tym samym, 

co przemieniona przez ja

źń część ciała eterycznego.

Gdy ja

źń tak dalece się wzmocni, że potrafi przeobrazić już nie tylko ciało eteryczne, ale również 

cia

ło fizyczne, najbardziej materialną część natury ludzkiej, której siły kształtujące sięgają 

najwy

ższych światów, wtedy mówimy, że człowiek wytwarza w sobie najwyższą część składową 

obecnej swej natury, to co nazywamy Atma albo duch-cz

łowiek. Sił, które przeobrazić mogą ciało 

fizyczne, szuka

ć musimy w najwyższym świecie. Przeobrażenie ciała fizycznego zaczyna się od 

przemiany w procesie oddychania, s

łowo Atma ma znaczenie pokrewne słowu oddychać (po 

niemiecku: oddycha

ć = atmen). Przemiana ta sprawia, że zmienia się skład krwi, która pracuje nad 

cia

łem fizycznym, zbliża nas do najwyższego ze światów.

Musimy jeszcze rozró

żnić dwie formy takiej przemiany; jeżeli chcemy je bliżej określić, to mówimy o 

drodze nie

świadomej i świadomej. Każdy Europejczyk dokonał już nieświadomie pewnej pracy nad 

ni

ższymi częściami składowymi swej natury, pewnego przeobrażenia przez jaźń. Świadomie pracuje on 

w obecnym okresie rozwojowym tylko nad cia

łem astralnym, a jeżeli chce świadomie pracować 

nad przemian

ą ciała eterycznego, to musi najpierw zostać wtajemniczonym.

Mamy wi

ęc trzy pierwotne części składowe ludzkiej natury, jakie ma każdy człowiek, nawet na 

najbardziej pierwotnym stopniu rozwoju, a do tego ja

źń. Teraz zaczyna się przemiana; przez długi 

czas dokonywa

ła się ona nieświadomie. Ludzkość zaczyna teraz przekształcać ciało astralne. 

Wtajemniczeni przekszta

łcają teraz świadomie ciało eteryczne, w przyszłości zaś wszyscy ludzie 

b

ędą świadomie pracowali nad przeobrażeniem ciała eterycznego i fizycznego.

Okre

śliliśmy więc trzy pierwotne części składowe natury ludzkiej, ciało fizyczne, eteryczne, astralne 

oraz ja

źń. Jaźń działa, pracuje i przekształca człowieka; widzimy, jak przeobraża trzy niższe części 

sk

ładowe naszej istoty. Dzięki temu procesowi, który już mamy za sobą, powstały w nas nieświadomie, 

jako zadatki na przysz

łość: Manas, Buddhi, Atma.

W teozofii ró

żokrzyżowców rozróżniamy duszę odczuwającą, duszę rozumową i duszę 

samo

świadomą Dopiero przy duszy samoświadomej rozpoczyna się świadoma praca nad przekształcaniem.

Ja

źń zaczyna wtedy świadomie pracować nad dalszą przemianą; najpierw rozwija się w duszy 

świadomej duch-jaźń; w duszy rozumowej rozwija się duch-życie jako odpowiednik ciała życiowego - 
czyli eterycznego, potem za

ś w duszy odczuwającej rozwinie się właściwy duch-człowiek - Atma. W 

ten sposób mamy dziewi

ęć części składowych natury ludzkiej.

Dwie z tych cz

ęści składowych są jakby połączone z dwiema innymi, a mianowicie: dusza odczuwająca 

i cia

ło astralne wyglądają jakby były wsunięte jedna w drugą, niby miecz w pochwę. Tak samo duch jaźń 

i dusza 

świadoma. Tak więc te dziewięć części składowych sprowadzić można do siedmiu.

A wtedy mo

żemy je wyliczyć w ten sposób:

1.  cia

ło fizyczne

2.  cia

ło eteryczne, czyli życiowe

3.  cia

ło astralne, w którym tkwi dusza odczuwająca

4.  ja

źń

i jako wy

ższe części składowe:

5.  duch ja

źń łącznie z duszą świadomą (Manas)

6.  duch-

życie (Buddhi)

7.  duch-cz

łowiek (Atma)

Takie to wewn

ętrzne związki zachodzą w naturze ludzkiej; w rzeczywistości mamy do czynienia 

z dziewi

ęcioma częściami składowymi, przy czym jednak dwie łączą się dwa razy.

Dlatego w teozofii ró

żokrzyżowców odróżniamy 3 razy po 3, czyli dziewięć członów, które dzięki 

temu 

łączeniu się po dwie sprowadzają się do siedmiu. W siedmiu musimy jednak rozeznawać 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-02.htm (4 of 5) [07-May-11 4:55:08 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

dziewi

ęć, inaczej pogląd nasz pozostanie czysto teoretyczny.

 

 
Ja

źń błyszczy w duszy, potem zaczyna się praca nad ciałem.

Przej

ście od teorii do życia osiągamy jednak tylko wtedy, jeżeli staramy się docierać aż do samej 

natury rzeczy. To, co tutaj tylko zaznaczyli

śmy, będzie nas prowadzić, kiedy przejdziemy do 

rozwa

żania człowieka śpiącego, czuwającego i zmarłego.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-02.htm (5 of 5) [07-May-11 4:55:08 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

III

Dzisiaj przejdziemy do rozpatrywania cz

łowieka w stanie czuwania, w stanie snu i w 

stanie tzw. 

śmierci. Stan czuwania każdy zna z własnego doświadczenia.

Gdy cz

łowiek pogrąża się we śnie, ciało astralne, jaźń i to, co jaźń wypracowała w ciele 

astralnym, opuszcza cia

ło fizyczne i eteryczne. Jeżeli jasnowidzący obserwuje śpiącego 

cz

łowieka, ma przed sobą ciało fizyczne i eteryczne. Te dwie części składowe naszej 

natury pozostaj

ą związane ze sobą tak jak zwykle, gdy tymczasem ciało astralne wraz z 

wy

ższymi członami oddziela się od ciała fizycznego i eterycznego. Jasnowidzący może 

obserwowa

ć, jak u śpiącego człowieka ciało astralne oddziela się od ciała fizycznego i 

eterycznego. Aby to jeszcze dok

ładniej opisać, trzeba powiedzieć, że ciało astralne 

wspó

łczesnego człowieka przedstawia się niby splot prądów i rozbłysków światła, co w 

ca

łości wygląda jak dwie wzajemnie spinające się spirale; niby dwie szóstki wchodzące 

jedna w drug

ą, z których jedna gubi się w ciele fizycznym, a druga swym końcem sięga 

daleko w kosmos. Obydwa te zako

ńczenia ciała astralnego stają się bardzo szybko 

niedost

ępne dla obserwacji, to zaś, co jasnowidzący ma przed sobą, można by porównać 

z kszta

łtem jaja. Gdy człowiek budzi się, to część ciała astralnego wybiegająca w kosmos 

ściąga się i całość wraca ponownie do ciała fizycznego i eterycznego.
Senne marzenia s

ą czymś pośrednim między stanem snu i stanem czuwania. Powstają 

one wtedy, gdy cia

ło astralne oddzieli się już całkowicie od ciała fizycznego, ale zachowa 

jeszcze pewn

ą łączność z ciałem eterycznym. Wtedy to pojawiają się obrazy, które 

nazywamy snami. Jest to rzeczywi

ście stan pośredni, kiedy ciało astralne nie ma już 

żadnej łączności z ciałem fizycznym, ale do pewnego stopnia związane jest jeszcze z 
cia

łem eterycznym.

Cz

łowiek śpiący żyje więc jedynie w swoim ciele astralnym, poza swym ciałem fizycznym 

i eterycznym. To, 

że człowiek musi co jakiś czas pogrążać się w sen, ma swoje głębokie 

uzasadnienie. Nie powinni

śmy sobie wyobrażać, że ciało astralne, gdy w czasie snu 

znajduje si

ę poza ciałem fizycznym i eterycznym, jest bezczynne. W ciągu dnia, gdy 

znajduje si

ę ono w ciele fizycznym i eterycznym, podlega wpływom świata zewnętrznego. 

Wp

ływy te dochodzą do człowieka właśnie przez ciało astralne. Wrażenia zmysłowe, 

odczucia, wszystko to, czego cz

łowiek doznaje żyjąc i pracując w świecie fizycznym, 

wszystko, co dzia

ła na niego z zewnątrz, sięga aż do ciała astralnego. Tym właśnie 

ogniwem swej istoty cz

łowiek czuje i myśli, zaś ciało fizyczne, a nawet eteryczne, są tylko 

jego narz

ędziami, pośrednikami. To wszystko co jest myśleniem i chceniem, znajdujemy 

w ciele astralnym. Kiedy w ci

ągu dnia czynnie bierzemy udział w życiu zewnętrznym, 

nasze cia

ło astralne otrzymuje ciągle wrażenia z otaczającego świata. Z drugiej jednak 

strony nie wolno zapomina

ć, że to właśnie nasze ciało astralne kształtuje ciało eteryczne 

i fizyczne. Podobnie jak cia

ło fizyczne ze wszystkimi swymi organami powstało jako 

zag

ęszczenie, stężenie ciała eterycznego, tak wszystko, co działa w ciele eterycznym, 

urodzi

ło się z ciała astralnego.

A z czego powsta

ło ciało astralne? Pochodzi ono z całości astralnego organizmu, który 

przenika nasz wszech

świat. Aby wyjaśnić porównaniem ten stosunek małej cząstki ciała 

astralnego w naszym organizmie do tego bezbrze

żnego oceanu astralności, w którym 

unosz

ą się, i z którego rodzą się ludzie, zwierzęta, rośliny, minerały, a także planety, aby 

zda

ć sobie sprawę z tej relacji, wyobraźmy sobie kroplę wziętą z naczynia napełnionego 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-03.htm (1 of 5) [07-May-11 4:55:10 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

p

łynem. Tak jak kropla pochodzi z całości zawartej w naczyniu, tak i to, co stanowi nasze 

cia

ło astralne, było kiedyś objęte morzem astralności w kosmosie. Wydzieliło się z niego i 

wi

ążąc się z ciałem eterycznym i fizycznym wyodrębniło, tak jak kropla z naczynia.

Dopóki cia

ło astralne spoczywało w łonie tej ogólnej astralności, podlegało prawom 

kosmicznego cia

ła astralnego, żyło jego życiem. Skoro się jednak oddzieliło, to już inne 

wra

żenia ze świata zewnętrznego stały się jego udziałem. W ten sposób życie naszego 

cia

ła astralnego składa się częściowo z przeżyć wyniesionych z tego morza astralności 

kosmicznej, cz

ęściowo zaś z wrażeń napływających ze świata fizycznego, w którym 

przeznaczone nam teraz 

żyć i działać. Kiedyś, gdy człowiek osiągnie cel swojego 

ziemskiego rozwoju, te dwa czynniki dojd

ą w nim do całkowitej harmonii. Ale dziś tak nie 

jest, dzi

ś nie dźwięczą jeszcze razem.

Tak wi

ęc ciało astralne tworzy i kształtuje ciało eteryczne, a przez nie - ponieważ z kolei 

cia

ło eteryczne wytwarza ciało fizyczne - buduje również pośrednio ciało fizyczne. 

Wszystko, co cia

ło astralne wytwarza w ciągu wieków, pochodzi więc pośrednio z tego 

morza astralno

ści kosmicznej. A ponieważ wszystko, co stamtąd pochodzi, jest 

harmonijne, prawid

łowe i zdrowe, to i twórczość ciała astralnego, które buduje ciało 

eteryczne i fizyczne, jest pocz

ątkowo zdrowa i harmonijna. Jednak na skutek 

zewn

ętrznych wpływów świata fizycznego, które naruszają pierwotną harmonię ciała 

astralnego, powstaj

ą w ciele fizycznym zaburzenia, które spotykamy u współczesnych 

ludzi.

Gdyby cia

ło astralne pozostawało przez cały czas w obrębie ciała fizycznego, to silny 

wp

ływ świata zewnętrznego doprowadziłby w krótkim czasie do ruiny całą harmonię, 

któr

ą ciało astralne wyniosło z kosmicznego morza astralności. Choroba i zmęczenie 

zniszczy

łyby człowieka bardzo szybko. W czasie snu ciało astralne usuwa się od pełnych 

dysonansów wra

żeń świata fizycznego i zanurza się w harmonię kosmosu, z której się 

narodzi

ło. Rankiem wraca odrodzone dzięki odnowie, jakiej doznało w nocy. 

Jasnowidz

ący dostrzega związek między morzem astralności a ciałem astralnym 

śpiącego człowieka i widzi dokonywaną pracę, polegającą na usuwaniu znużenia 
powsta

łego pod wpływem dysharmonii świata zewnętrznego. Wyrazem tej pracy jest 

uczucie pokrzepienia, z jakim budzimy si

ę rano. Ponieważ jednak ciało astralne po nocy 

sp

ędzonej w morzu astralności ponownie musi przystosować się do świata fizycznego, 

wi

ęc uczucie pokrzepienia występuje najsilniej dopiero po paru godzinach od wstąpienia 

cia

ła astralnego z powrotem w ciało fizyczne.

A teraz przejd

źmy do siostry snu, do śmierci i spróbujmy wyjaśnić sobie stan człowieka 

po 

śmierci. Różnicę pomiędzy śmiercią a snem można by ująć w ten sposób, że w czasie 

snu ja

źń i ciało astralne oddzielają się od ciała fizycznego i eterycznego, po śmierci zaś 

cia

ło eteryczne opuszcza ciało fizyczne razem z ciałem astralnym i jaźnią, tak że 

pozostaje tylko samo cia

ło fizyczne. Takie wystąpienie ciała eterycznego z ciała 

fizycznego nie zdarza si

ę nigdy za życia, od narodzenia aż do śmierci, chyba że człowiek 

przechodzi pewne stany wtajemniczenia.

Bardzo wa

żnym momentem dla zmarłego jest chwila następująca bezpośrednio po 

śmierci. Trwa ona dłuższy czas, godziny, a nawet dni. W tym stanie przed duszą 
zmar

łego przesuwa się całe jego minione życie w jednym wielkim obrazie, niby w jakiejś 

wielkiej panoramie wspomnie

ń. Przeżywa to każdy człowiek po śmierci. Szczególna 

w

łaściwość tego obrazu polega na tym, że dopóki trwa on w ten sposób, w jaki rozpostarł 

si

ę przed duszą bezpośrednio po śmierci, są w nim jakby wymazane wszystkie te 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-03.htm (2 of 5) [07-May-11 4:55:10 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

prze

życia, które człowiek w czasie swej ziemskiej wędrówki przeżył subiektywnie. 

Przechodz

ąc przez życie doznawaliśmy uczuć radości i smutku, przyjemności lub bólu; 

wydarzeniom zewn

ętrznym towarzyszyły zawsze przeżycia wewnętrzne. Otóż z radości i 

smutków, których zawsze pe

łne są nasze wspomnienia, nie ma w tym obrazie nic. 

Wobec panoramy naszych wspomnie

ń odnosimy się z tym obiektywnym spokojem, z 

jakim patrzymy np. na dzie

ło jakiegoś malarza. Jeżeli dzieło przedstawia człowieka 

smutnego, cierpi

ącego, to patrząc spokojnie na obraz, możemy wyczuwać jego smutek, 

ale nie prze

żywamy bezpośrednio uczucia bólu, jakiego doznawała ta osoba. I tak jest 

w

łaśnie z tymi obrazami bezpośrednio po śmierci; mamy je przed sobą i przez 

zadziwiaj

ąco krótki okres widzimy wszystkie najdrobniejsze szczegóły, jakie zdarzyły się 

w naszym 

życiu.

Oddzielenie cia

ła eterycznego od fizycznego jeszcze za życia może mieć miejsce tylko u 

wtajemniczonych. S

ą jednak chwile, w których ciało eteryczne nawet nie wyszkolonych 

ezoterycznie ludzi oddziela si

ę na moment, niby szarpnięciem, od ciała fizycznego. Tak 

dzieje si

ę w chwilach wielkiego przerażenia, np. przy upadku ze znacznej wysokości lub 

w chwili toni

ęcia. Potężny wstrząs, jakiego wtedy człowiek doznaje, wywołuje pewnego 

rodzaju rozlu

źnienie spójności między ciałem eterycznym a fizycznym, dzięki czemu całe 

dotychczasowe 

życie staje w takiej chwili przed duszą człowieka jak jedno wspomnienie. 

Mamy tu analogiczne prze

życie jak bezpośrednio po śmierci.

Zdarza si

ę również częściowe oddzielanie się ciała eterycznego; mówimy wtedy, że nam 

r

ęka lub noga "zdrętwiała" lub "usnęła". Jasnowidzący może wtedy zauważyć, że część 

cia

ła eterycznego, która odpowiada zdrętwiałej ręce, zwisa jak rękawiczka. Podobnie 

wygl

ąda mózg eteryczny, gdy człowiek znajduje się w stanie hipnotycznym. Ponieważ 

cia

ło eteryczne łączy się z fizycznym za pośrednictwem mikroskopijnych połączeń, 

dlatego w zdr

ętwiałej części ciała fizycznego powstaje specyficzne uczucie znane 

powszechnie jako "mrowienie".

Po up

ływie tego pierwszego okresu po śmierci, w czasie którego ciało eteryczne wraz z 

astralnym oddziela si

ę od ciała fizycznego, nadchodzi moment, kiedy ciało astralne ze 

wszystkimi wy

ższymi ogniwami natury ludzkiej uwalnia się z kolei od ciała eterycznego; 

cia

ło eteryczne oddziela się, panoramiczny obraz życia zaciera się, rozpływa. Ale coś z 

niego pozostaje, cz

łowiek nie traci go całkowicie. To prawda, że substancja życiowa czy 

eteryczna rozprasza si

ę w kosmicznym eterze. Pozostaje z niej jednak coś, jakby 

esencja, któr

ą człowiek zachowuje na całą swoją dalszą wędrówkę życiową, której już 

nigdy nie traci. Ten, je

żeli się tak można wyrazić, ekstrakt z obrazu wspomnień ubiegłego 

życia zabiera człowiek ze sobą, idzie z nim we wszystkie następne wcielenia, chociaż 
sam o tym nie pami

ęta. Z ekstraktu tego powstaje to, co nazywamy ciałem 

przyczynowym albo kauzalnym. Po ka

żdym zakończeniu życia ziemskiego dochodzi do 

tej ksi

ęgi nowa karta, przez co przybywa substancji ciału przyczynowemu i następne 

żywoty kształtują się według tego, jaki owoc dały żywoty poprzednie. Tu leży przyczyna, 
czemu dane 

życie jest tak czy inaczej wyposażone w zdolności, talenty, warunki 

zewn

ętrzne itd.

Aby zrozumie

ć, jak żyje ciało astralne po oddzieleniu się od ciała eterycznego, musimy 

spojrze

ć znowu na stosunki w świecie fizycznym. W czasie życia na Ziemi ciało astralne 

raduje si

ę i smuci, zaspokaja swe życzenia, popędy i pragnienia posługując się w tym 

celu organami cia

ła fizycznego. Po śmierci jednak brak mu tych narządów fizycznych. 

Smakosz np. nie mo

że już zaspokajać swego upodobania do wyszukanych potraw, bo 

nie ma j

ęzyka ani podniebienia, odrzucił je razem z ciałem fizycznym, pozostaje mu 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-03.htm (3 of 5) [07-May-11 4:55:10 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

jednak po

żądanie, którego siedzibą jest właśnie ciało astralne, dlatego też powstaje - 

zwi

ększone ciągle przez niemożność zaspokojenia - palące pragnienie, jakiego doznaje 

cz

łowiek w okresie kamaloki. Kama - oznacza pragnienie, pożądanie; Loka - znaczyłoby 

miejsce, ale w rzeczywisto

ści nie chodzi tu o miejsce, tylko o stan. Kto już tutaj, w czasie 

życia na Ziemi, wyzwala się z niewolniczej zależności od ciała fizycznego, ten skraca 
swój okres kamaloki.

Prawdziwym wyzwalaniem si

ę jest między innymi każda chwila zachwytu nad pięknem i 

harmoni

ą; uczucia te rzeczywiście już za życia wyprowadzają nas ze świata zmysłów w 

świat ducha. O ile sztuka świata zmysłów pociąga za sobą trudniejsze przejście okresu 
kamaloki, o tyle sztuka uduchowiona sprawia, 

że okres ten przechodzimy łatwiej. 

Wszelkie szlachetne, uduchowione, istotnie pi

ękne wrażenia skracają okres kamaloki. 

Dlatego ju

ż za życia powinniśmy odzwyczajać się od skłonności i pragnień, które 

zaspokoi

ć można tylko przy pomocy fizycznych narządów. Okres kamaloki jest właśnie 

okresem odzwyczajania si

ę od zmysłowych skłonności i popędów. Trwa on mniej więcej 

trzeci

ą część ziemskiego życia i w tym czasie człowiek rzeczywiście przeżywa minione 

życie jeszcze raz, ale w pewien szczególny sposób. O ile obraz, który stanął przed nim 
zaraz po 

śmierci, był wspomnieniem życia, tylko że pozbawionym radości i cierpienia, o 

tyle teraz prze

żywa raz jeszcze całe cierpienie i całą radość swego życia, i to w sposób 

odwrotny, bo ka

żdą radość, każde cierpienie, jakie sprawił innym za życia, musi teraz 

prze

żyć w sobie samym. To powtórne przeżywanie zaczyna się od ostatnich chwil przed 

śmiercią i ciągnie się aż do chwili narodzin, przy czym odbywa się trzy razy szybciej, 
ani

żeli płynęło dane życie. W chwili, gdy człowiek na tej drodze powrotnej znajdzie się w 

punkcie swych narodzin, ta cz

ęść ciała astralnego, którą jaźń opracowała i przekształciła, 

do

łącza się do ciała przyczynowego, czyli kauzalnego, natomiast odpada jak cień to 

wszystko, czego cz

łowiek jeszcze nie przepracował, i to są zwłoki astralne ludzi. Teraz 

wi

ęc człowiek odrzucił już nie tylko zwłoki fizyczne i eteryczne, lecz także i astralne. 

Prze

żywa teraz inne stany, stany dewahanu. Dewahan otacza nas wszędzie tak samo 

jak 

świat astralny.

W chwili, kiedy cz

łowiek pozostawił ciało fizyczne, eteryczne i astralne, osiągnął to, co 

chcia

ł wyrazić ewangelista mówiąc: "Jeżeli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do 

Królestwa Niebieskiego". (Mat., 18,3). Dewahan - 

świat ducha, to właśnie jest w 

chrze

ścijańskim ujęciu Królestwo Niebieskie.

Teraz musimy przyst

ąpić do scharakteryzowania tego świata, który nazywamy 

dewahanem. Panuje w nim podobna ró

żnorodność i bogactwo form, jak i w naszym 

świecie fizycznym. Tak jak tutaj rozróżniamy ląd stały, kontynent, który otoczony jest 
przez wody oceanu, ponad tym wszystkim unosi si

ę powietrze, a dalej mamy jeszcze 

subtelniejsze stany skupienia, tak i w dewahanie, w 

świecie ducha, występuje podobna 

żnorodność. Przez analogię do stosunków, jakie mamy na Ziemi, oznaczamy dziedziny 

dewahanu podobnymi nazwami.

Przede wszystkim mamy wi

ęc tam sferę, którą da się porównać do naszych lądów 

sta

łych; jest to kontynent dewahanu. Wszystko, co na Ziemi stanowi byt fizyczny, 

odnajdujemy tam jako istoty duchowe. We

źmy np. fizyczną postać człowieka; jeżeli go 

obserwujemy w dewahanie, znika to wszystko, co postrzegane jest zmys

łami fizycznymi, 

natomiast zaczyna on 

świecić w tych miejscach, gdzie fizycznymi oczami w ogóle nic nie 

widzimy. W 

środku, gdzie znajduje się ciało fizyczne, mamy pustą przestrzeń, coś w 

rodzaju negatywu, niby cie

ń. Zwierzę i człowiek obserwowane w ten sposób ukazują się 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-03.htm (4 of 5) [07-May-11 4:55:10 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

nam w negatywnym obrazie. Krew ukazuje si

ę w barwie przeciwnej, zielonkawej. W tej 

dziedzinie dewahanu znajduj

ą się prawzory tego wszystkiego, co tutaj ma byt fizyczny.

Druga dziedzina, ale nie oddzielona 

ściśle od tamtej, raczej drugi stopień bytu stanowi 

ocean dewahanu. Nie jest to naturalnie woda, tylko szczególnego rodzaju 

żywioł, który w 

miarowych rytmach przenika ca

ły dewahan. Jego barwę można porównać do barwy 

kwiatu brzoskwini. Jest to 

życie, ustawicznie przepływające i ożywiające dewahan. Życie, 

które tutaj rozdziela si

ę na pojedyncze istoty ludzkie i zwierzęta, tam istnieje jako 

pewnego rodzaju p

łynny żywioł. Możemy wytworzyć sobie o tym pewne wyobrażenie 

my

śląc o obiegu krwi u człowieka.

Trzeci

ą dziedzinę dewahanu najlepiej scharakteryzujemy, jeżeli powiemy, że to, co na 

Ziemi jest 

życiem wewnętrznym istot, a więc radość, smutek, ból i zadowolenie, stanowi 

tam w

łaśnie świat zewnętrzny.

Gdy tutaj rozgrywa si

ę np. bitwa, to karabiny i armaty są na planie fizycznym, ale we 

wn

ętrzu istot biorących fizycznie udział w bitwie istnieje z obu stron żądza zemsty ból, 

nami

ętność. Dwie armie stoją naprzeciw siebie z całym kłębowiskiem skrajnych 

nami

ętności. Jeżeli teraz przełożymy sobie w myśli to wszystko na zjawiska świata 

zewn

ętrznego, to otrzymamy obraz tego, co jednocześnie dzieje się w dewahanie. Niby 

straszliwa, rozszala

ła burza wygląda tam to wszystko, co dzieje się w sercach ludzkich tu 

na polu walki. Otó

ż ta dziedzina to atmosfera dewahanu. Podobnie jak naszą Ziemię 

otacza warstwa powietrza, tak tam rozpo

ściera się na podobieństwo atmosfery wszystko, 

co na Ziemi wyra

ża się w uczuciach, bez względu na to, czy tutaj dochodzi do fizycznego 

przejawiania si

ę, czy nie.

Czwarta dziedzina dewahanu zawiera prawzory, praformy tego wszystkiego, co 
wyst

ępuje tu, na Ziemi, jako twórczość oryginalna, samorzutna. Jeżeli rozejrzymy się 

wokó

ł, jeżeli spróbujemy rozważyć wydarzenia świata fizycznego, to zauważymy, że 

ogromna wi

ększość naszych przeżyć wewnętrznych wywołana jest przez bodźce 

zewn

ętrzne. Radość sprawia nam np. jakiś kwiat czy zwierzę; gdyby nie ten kwiat czy 

zwierz

ę, nie odczuwalibyśmy tej radości. Ale nie wszystko powstaje na skutek bodźców 

zewn

ętrznych. Nowa myśl, dzieło sztuki, maszyna - wnoszą w świat coś, czego dotąd 

jeszcze nie by

ło, każde w swojej dziedzinie stanowi twórczość oryginalną. Od tego zależy 

mo

żliwość rozwoju świata. Między wysoce autentyczną twórczością wielkich artystów i 

wynalazców, a tym, co znaczy dla 

świata każdy samodzielny czyn, chociażby na pozór 

najskromniejszy, zachodzi jedynie ró

żnica stopnia. Chodzi o to, aby coś nowego 

powstawa

ło wewnątrz nas.

Nawet najdrobniejsze samodzielne oryginalne czyny maj

ą swe prawzory, swe prototypy 

w dewahanie. Tam, jeszcze przed narodzeniem cz

łowieka, znajduje się to wszystko, co 

jest jego samodzielnym, z wn

ętrza płynącym czynem.

Tak wi

ęc rozróżniamy w dewahanie cztery obszary którym na Ziemi odpowiada stały ląd, 

woda, powietrze i ogie

ń. Lądem stałym dewahanu będzie to, co nazywamy kontynentem 

dewahanu, naturalnie w znaczeniu duchowym; potem ocean dewahanu, który odpowiada 
naszym masom wodnym; atmosfera dewahanu, to falowanie nami

ętności, uczuć itd., 

bogata w pi

ękno, ale też i burzliwa sfera; wreszcie przenikający wszystko świat 

prawzorów czy prototypów; wszelkie impulsy woli i samorzutne idee, jakie pó

źniej 

przenios

ą ze sobą istoty, powracając do świata fizycznego. Wszystko to dusza musi 

prze

żyć i przygotować w czterech dziedzinach dewahanu, aby zebrać siły na nowe życie.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-03.htm (5 of 5) [07-May-11 4:55:10 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

IV

Ostatnim razem opisywali

śmy światy, przez które człowiek przechodzi po śmierci, gdy już 

odrzuci w 

świecie kamaloki - lub jak mówi się w teozofii różokrzyżowców w świecie 

elementarnym - wszystko, co go jeszcze wi

ązało z fizycznością tego świata. Opisaliśmy 

nast

ępnie dziedzinę zwaną rupa-dewahan albo też światem niebiańskim, światem 

inspiracji. Widzieli

śmy, że i tam, w tej właściwej krainie ducha, odróżnić można cztery 

żywioły, podobnie jak tu, w świecie fizycznym. Mamy tam więc kontynent, który 
przenikni

ęty jest tym, co stanowi ocean i rzeki dewahanu, a co jeszcze lepiej da się 

porówna

ć z obiegiem krwi u człowieka. Widzieliśmy także, że analogię do naszej warstwy 

powietrznej stanowi tzw. atmosfera dewahanu. Znajduje si

ę w niej wszystko, co przenika 

dusze 

żyjących w świecie fizycznym istot: radości i smutki, uniesienia i udręki, jakie 

ludzie prze

żywają. Sfera ta obejmuje dużo więcej, żyją tam bowiem jeszcze zupełnie inne 

istoty, które nie s

ą wcielone w ciała fizyczne. I wreszcie w czwartej dziedzinie dewahanu 

znajduj

ą się prawzory tego wszystkiego, co jest oryginalne, od najprostszego 

codziennego pomys

łu aż do najwyższych dzieł artysty czy wynalazcy. To właśnie 

stamt

ąd płyną siły, które pchają naprzód rozwój Ziemi. Ale oprócz tych stanów, tych 

czterech dziedzin w

łaściwego świata ducha, jest coś, co łączy naszą Ziemię z jeszcze 

wy

ższymi światami.

Dotychczas wspominali

śmy tylko o tym, co ma bezpośredni związek z naszym ziemskim 

rozwojem; o tym za

ś, co poza ten rozwój wybiega, nie mówiliśmy jeszcze. Kto dostępuje 

wtajemniczenia, poznaje pradawn

ą przeszłość i daleką przyszłość Ziemi, a także jej 

zwi

ązek z innymi światami, poza obrębem naszego systemu.

Przede wszystkim spotykamy w 

świecie dewahanu coś bardzo doniosłego, co nazywamy 

zwykle kronik

ą akasza. Nie oznacza to, że kronika akasza powstaje w dewahanie. 

Pochodzi ona z jeszcze wy

ższych światów, ale kto dostał się do dewahanu, ten może już 

mie

ć do niej pewien dostęp.

Czym jest kronika akasza? Najlepiej wytworzymy sobie o niej poj

ęcie, jeżeli zdamy sobie 

spraw

ę, że wszystko, co dzieje się na Ziemi, czy też gdziekolwiek w świecie, pozostawia 

w pewnej bardzo subtelnej esencji trwa

łe odbicie, które wtajemniczony może odnaleźć. 

Nie jest to zwyk

ła kronika, można by ją raczej określić jako kronikę żywą. Jeżeli np. ktoś 

żył w I wieku po Chrystusie, to jego myśli, impulsy, wszystko, co wyrażało się w jego 
czynach, nie zgin

ęło bez śladu, lecz właśnie zachowało się jako odbicie w tej niezmiernie 

subtelnej esencji. Jasnowidz

ący może to wszystko "zobaczyć". Nie tak, jak gdyby było 

napisane w ksi

ążce historycznej, ale tak, jak się niegdyś działo. W tych duchowych 

obrazach mo

żna zobaczyć, jak się ktoś poruszył, co robił, jak np. odbył podróż. Widzi się 

tam równie

ż impulsy woli, uczucia i myślenia. Nie powinniśmy jednak wyobrażać sobie, 

że te obrazy wyglądają jak odbicie wprost z planu fizycznego. Weźmy prosty przykład: 
je

żeli porusza się ręką, to wola człowieka przenika każdą najmniejszą cząstkę 

poruszaj

ącej się ręki i właśnie tę siłę woli, ukrytą tutaj na planie fizycznym, może widzieć 

jasnowidz

ący w kronice akasza. To, co w nas działa, a w świecie fizycznym tylko się 

przejawia - tam, w 

świecie ducha, staje się bezpośrednio widoczne.

Szukamy w kronice akasza np. Cezara. Mo

żemy odnaleźć wszystko, czego Cezar 

dokona

ł. Musimy jednak zrozumieć, że znajdziemy tam raczej myśli Cezara; jeżeli Cezar 

powzi

ął jakiś zamiar, to zobaczymy cały łańcuch postanowień aż do chwili, kiedy 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (1 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

zamierzenie zosta

ło zrealizowane. Nie jest łatwą rzeczą śledzić w kronice akasza 

konkretne wydarzenia. Trzeba pomaga

ć sobie nawiązywaniem do faktów, które są 

znane. Je

żeli jasnowidzący chce się czegoś dowiedzieć o Cezarze, to musi uświadomić 

sobie jak

ąś datę historyczną jako punkt wyjścia, a wtedy już bez trudności odsłania się 

reszta. Wprawdzie na danych historycznych nie zawsze mo

żna polegać; czasem 

stanowi

ą one jednak pomoc. Jeżeli jasnowidzący zwróci wzrok wstecz aż do Cezara, to 

rzeczywi

ście ujrzy jego postać niby żywą, oczywiście, w płaszczyźnie duchowej, ale tak, 

jakby Cezar sta

ł przed nim i mówił do niego. Jeżeli jednak człowiek, mający pewien dar 

widzenia, niezbyt dobrze orientuje si

ę w wyższych światach, to mogą mu się zdarzyć 

żne rzeczy, gdy cofa swój wzrok w przeszłość.

Kronika akasza znajduje si

ę wprawdzie w dewahanie, ale sięga niżej, aż do świata 

astralnego, gdzie cz

ęsto spotyka się obrazy z kroniki akasza niby miraże fatamorgany. 

S

ą one jednak porwane i niepewne; trzeba o tym dobrze pamiętać, gdy rozpoczyna się 

badania nad przesz

łością. Wyjaśnimy sobie na przykładzie, jakie pomyłki mogą tutaj 

grozi

ć. Jeżeli idąc za wskazówkami kroniki akasza cofamy się do czasów istnienia 

Atlantydy, jeszcze zanim zagin

ęła w kataklizmie wodnym, to możemy obserwować 

wydarzenia, jakie tam mia

ły miejsce. Powtórzyły się one później raz jeszcze w innej 

formie. Pó

łnocna część Niemiec, Europa Środkowa na wschód od Atlantyku była areną 

wydarze

ń, które były powtórzeniem zdarzeń z okresu Atlantydy, zanim z południa 

przysz

ło chrześcijaństwo. Dopiero później, pod wpływem tego, co przyszło z południa, 

nast

ąpił samodzielny rozwój narodów. Jest to przykład, jak łatwo narazić się na pomyłki. 

Je

żeli ktoś obserwuje wydarzenia zapisane w kronice akasza nie według obrazów w 

dewahanie, lecz w 

świecie astralnym, to łatwo może się zdarzyć, że weźmie to 

powtórzenie dawnych stanów za sam

ą Atlantydę. I to właśnie miało miejsce w 

rewelacjach Scott-Elliota o Atlantydzie. S

ą one zupełnie ścisłe, jeżeli sprawdzać je 

wed

ług obrazów astralnych, ale mylące, jeżeli odnosić je do tego, co daje prawdziwa 

kronika akasza w dewahanie. Takie rzeczy nale

ży wyjaśniać. Jeżeli zrozumie się, gdzie 

le

ży źródło pomyłki, to jest nam znacznie łatwiej ocenić takie informacje. Innym źródłem 

b

łędów może być opieranie się na przekazach medialnych. Media, jeżeli tylko mają 

odpowiedni

ą medialność, mogą widzieć kronikę akasza, chociaż zwykle tylko w odbiciu 

astralnym. Kronika ta ma pewn

ą szczególną właściwość: jeżeli znajdziemy tam jakiegoś 

cz

łowieka, to zachowuje się on jak żywa istota. Jeżeli znajdziemy np. Goethego, to mówi 

on do nas nie tylko tymi s

łowami, jakie wypowiadał za życia, ale także odpowiada w 

duchu Goethego na zadane pytania i mo

że się zdarzyć, że Goethe będzie mówił wiersze 

utrzymane w jego duchu i w jego stylu, a których nigdy nie napisa

ł. Obrazy kroniki akasza 

s

ą tak żywe, że zachowują się jak człowiek, którego są odbiciem. Dlatego może się 

zdarzy

ć, że weźmiemy je za samych ludzi. Medium sądzi, że ma do czynienia z duchem 

zmar

łego, gdy tymczasem jest to tylko astralny obraz z kroniki akasza. Duch Cezara 

mo

że być już na nowo wcielony na Ziemi, a jednocześnie jego obraz z kroniki akasza 

mo

że się zjawić i przemawiać na seansach. Nie będzie to oczywiście wcale 

indywidualno

ść Cezara, tylko trwałe odbicie pozostawione niegdyś w kronice akasza. Na 

tym polegaj

ą tak częste pomyłki na seansach z mediami. Musimy rozróżniać to, co 

cz

łowiek zostawia jako żywy obraz, odbicie w kronice akasza, od tej wiecznej cząstki 

swojej istoty, która post

ępuje naprzód w rozwoju jako indywidualność. Są to ważne, 

bardzo wa

żne rzeczy.

Gdy cz

łowiek opuszcza kamalokę, to odzwyczaił się już od tego wszystkiego, do czego 

potrzebna mu by

ła fizyczność. Wstępuje w opisany świat dewahanu. Zaczyna się teraz 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (2 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

dla niego bardzo donios

ły okres; spróbujemy wyjaśnić sobie, co się z nim tam dzieje.

Wszystko, co cz

łowiek kiedykolwiek pomyślał, swoje uczucia i namiętności, słowem 

wszystkie swoje prze

życia spotyka w dewahanie jako otaczające go rzeczy zewnętrzne. 

Najpierw widzi prawzór w

łasnego ciała fizycznego. Tak jak na Ziemi chodzimy wśród 

ska

ł, gór i kamieni, tak tam kroczymy wśród postaci; które odpowiadają wszystkim 

przedmiotom naszego 

świata fizycznego. Znajdujemy tam więc także nasze własne ciało 

fizyczne. Cz

łowiek po śmierci widzi, że jego ciało jest poza nim - tak samo jak inne 

przedmioty. Po tym poznaje cz

łowiek, że z kamaloki przeszedł do dewahanu. Tutaj, na 

Ziemi, patrz

ąc na swoje ciało człowiek mówi: "To jestem ja"; tam patrzy na nie i mówi: 

"To jeste

ś ty". Filozofia Wedanty zaleca swoim uczniom medytacyjne wnikanie w ten 

nastrój, aby 

ćwicząc się w tym kierunku zrozumieli, co to znaczy mówić do swego ciała: 

To jeste

ś ty. Poza tym człowiek widzi wokół siebie wszystko, co przeżywał na Ziemi. 

Je

żeli żywił złe uczucia, np. uczucie zemsty lub niechęci ku swoim bliźnim, to wszystkie 

te z

łe uczucia wychodzą mu naprzeciw, ukazują mu się poza nim samym niby chmura. 

Jest to dla cz

łowieka nauka. Uczy się, jakie znaczenie i jaki wpływ mają te wszystkie 

uczucia.

Spójrzmy na cz

łowieka na Ziemi, na planie fizycznym. Jak powstały jego organy, np. 

oczy? By

ły czasy, kiedy oko jeszcze nie istniało; wykształciło je dopiero światło. Światło 

uformowa

ło oko z naszej fizycznej organizacji, światło jest przyczyną jego istnienia. W 

ten sposób wszystko, co nas otacza, stwarza narz

ądy w fizycznych ciałach i 

substancjach. Na Ziemi nasze otoczenie opracowuje materi

ę, ciało fizyczne. To, co nas 

otacza w dewahanie, pracuje nad nasz

ą duszą. Wszystkie dobre i złe uczucia, jakie 

cz

łowiek przyswoił sobie za życia, stanowią tam jego otoczenie, pracują nad jego duszą i 

tworz

ą jej organy. Jeżeli człowiek był za życia dobry, to w jego otoczeniu w dewahanie 

żyją jego dobre cechy, pracują w duchowym świecie i "modelują" organy jego duszy, 
które b

ędą z kolei architektami, gdy przyjdzie do budowy nowego fizycznego ciała przy 

nowych narodzinach. W ten sposób 

życie wewnętrzne człowieka stanowi w dewahanie 

jego 

świat zewnętrzny i pracuje dla jego przyszłej inkarnacji; przygotowuje siły które 

zbuduj

ą mu nowe ciało.

Nie nale

ży jednak myśleć, że człowiek nie ma w dewahanie nic więcej do spełnienia, jak 

tylko my

śleć o sobie; ma on tam poza tym bardzo ważne zadania. Aby zrozumieć, na 

czym one polegaj

ą, spróbujmy objąć wzrokiem rozwój naszej Ziemi. Cofnijmy się wstecz 

o par

ę tysięcy lat. Jakże inaczej wszystko wtedy wyglądało! Inne rośliny, inne zwierzęta, 

nawet inny klimat. Przyroda na powierzchni Ziemi ustawicznie si

ę zmienia. Np. w Grecji 

nie mog

łoby teraz wyrosnąć to, co wydawała gleba starożytnej Grecji. Oblicze Ziemi 

ci

ągle się zmienia i na tym polega jej rozwój.

Gdy cz

łowiek umrze, to upływa bardzo długi okres, zanim się znowu narodzi. Gdy się 

wi

ęc zjawia na nowo na Ziemi, zastaje zupełnie zmieniony układ warunków, bo ma 

prze

żyć coś zupełnie nowego. Nigdy nie rodzi się dwa razy w takim samym 

ukszta

łtowaniu Ziemi. Człowiek pozostaje w świecie ducha tak długo, aż Ziemia będzie 

mog

ła dostarczyć mu zupełnie nowych terenów. Ma to swoje znaczenie; człowiek może 

nauczy

ć się czegoś nowego, a przez to zupełnie inaczej się rozwinąć. Wyobraźmy sobie 

np. rzymskiego ch

łopca; żył on zupełnie inaczej niż chłopcy chodzący do szkoły w 

naszych czasach. My za

ś, gdy ponownie się narodzimy, również zastaniemy zupełnie 

inne warunki. Tak przechodzi cz

łowiek z jednego wcielenia w drugie, a kiedy przebywa w 

światach, które opisywaliśmy, oblicze Ziemi bez ustanku się zmienia.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (3 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Nasuwa si

ę teraz pytanie: kto sprawia, że wygląd naszej planety tak się zmienia? I 

jednocze

śnie zbliżamy się do odpowiedzi na inne pytanie: co robi człowiek między 

jednym wcieleniem a drugim? Otó

ż będąc w światach duchowych pracuje on razem z 

wy

ższymi istotami nad przekształceniem Ziemi. To ludzie spełniają tę pracę pomiędzy 

śmiercią a nowym narodzeniem. Gdy potem narodzą się znowu, zastają wprawdzie 
zmienione oblicze Ziemi, ale jej nowe ukszta

łtowanie jest ich własnym dziełem. Wszyscy 

wykonali

śmy tę pracę.

Je

żeli pytamy o to, gdzie jest dewahan, gdzie znajduje się świat duchowy, to odpowiedź 

b

ędzie brzmiała: wokół nas. Tak jest naprawdę. Wszystkie ludzkie dusze żyjące w tej 

chwili poza cia

łem są wokół nas; pracują tuż koło nas. Gdy budujemy miasta i fabryki, 

gdy tworzymy dzie

ła nauki czy sztuki, to obok nas pracują ze świata duchowego ludzie, 

b

ędący pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem.

Je

żeli człowiek jasnowidzący zwraca się do światła, jeżeli spogląda na światło wzrokiem 

nie tylko zmys

łowym, to w świetle tym odnajduje zmarłych. Otaczające nas światło 

buduje cia

ła tym zmarłym; mają oni ciała utkane ze światła. Światło oblewające Ziemię 

jest tworzywem dla istot 

żyjących w dewahanie. Spójrzmy na roślinę, która odżywia się 

światłem słonecznym; bierze ona w siebie w rzeczywistości nie tylko fizyczne światło, 
lecz i dzia

łanie istot duchowych, a między nimi są także ludzkie dusze. One promieniują 

jako 

światło na rośliny, unoszą się wokół roślin wraz z innymi duchowymi istotami. Jeżeli 

wi

ęc spoglądamy oczami ducha na roślinę, to widzimy, że roślina raduje się z 

oddzia

ływania zmarłych istot ludzkich, które się wokół niej w tym świetle unoszą, tworzą i 

prz

ędą. A jeżeli teraz zwrócimy uwagę, jakim zmianom ulega szata roślinna Ziemi i 

zapytamy, kto to sprawi

ł, to musimy odpowiedzieć: w świetle, które oblewa naszą Ziemię, 

dzia

łają dusze zmarłych, przejawia się prawdziwy świat dewahanu. Właśnie w to świetlne 

królestwo wchodzimy po up

ływie okresu kamaloki; jest to konkretna prawda. Kto zna 

dewahan w znaczeniu teozofii ró

żokrzyżowców, ten może wskazać, gdzie rzeczywiście 

szuka

ć zmarłych.

Gdy w cz

łowieku rozwija się wewnętrzny zmysł widzenia, dokonuje on czasem 

szczególnego spostrze

żenia. Jeżeli stanie pod Słońce, to jego ciało zatrzymuje światło i 

cz

łowiek rzuca cień; otóż zdarza się często, że patrząc w zacienione miejsce, przeżyje 

pierwszy moment postrzegania ducha. Cia

ło zatrzymuje światło, ale nie zatrzymuje 

ducha; a w cieniu, który rzuca cia

ło, można dostrzec ducha. Dlatego ludy pierwotne, 

które zawsze mia

ły jakiegoś jasnowidzącego, cień nazywają duszą. Mówią oni: 

Pozbawiony cienia - pozbawiony duszy. To samo znajdujemy w opowiadaniu Adalberta 
von Chamisso, mówi

ącym o człowieku, który zgubił swój cień, a więc stracił tym samym 

swoj

ą duszę i dlatego jest tak smutny.

Tak wi

ęc przedstawia się działalność człowieka w dewahanie pomiędzy śmiercią a 

nowym narodzeniem. Nie jest to bynajmniej bezczynny spokój, gdy

ż dusze ludzkie 

pracuj

ą z dewahanu nad biegiem ziemskiego rozwoju, który w ten właśnie sposób 

posuwa si

ę naprzód. Życie tych dusz nie jest wcale błogim spoczynkiem, czy snem, jak 

to sobie cz

ęsto wyobrażamy; jest o wiele bardziej czynne niż życie na Ziemi.

Gdy cz

łowiek doszedł do tego, że spełnione czyny minionego życia przetworzył w siły 

duchowe, kiedy wszystkie jego prze

życia znalazły się już w zewnętrznym świecie 

dewahanu, jest wtedy ju

ż dojrzały do zstąpienia z dewahanu do nowych narodzin w 

świecie fizycznym. Wtedy sfera ziemska zaczyna go znowu przyciągać.
Zst

ępując z dewahanu człowiek dostaje się najpierw do świata astralnego, czyli według 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (4 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

teozofii ró

żokrzyżowej do świata elementarnego. Tutaj otrzymuje nowe ciało astralne. 

Je

żeli na arkusz papieru nasypiemy opiłki żelaza i umieścimy pod spodem magnes, to 

opi

łki ułożą się w linie i kształty odpowiadające liniom sił pola magnetycznego. Tak samo 

si

ły duszy, powstałe z opracowania jej poprzednich żywotów, przyciągają i porządkują 

nieregularnie roz

łożoną substancję astralną. W ten sposób człowiek sam buduje sobie 

cia

ło astralne. Otóż jasnowidzący widzi tych dążących do Ziemi ludzi, posiadających 

pocz

ątkowo jedynie ciało astralne, jako istoty mające formę otwartych od dołu dzwonów. 

Przecinaj

ą one z niesłychaną szybkością plan astralny. Niepodobna wyobrazić sobie 

szybko

ści, z jaką przemierzają przestrzeń.

Teraz ci ludzie musz

ą otrzymać jeszcze ciało eteryczne i fizyczne. To, co działo się 

dot

ąd, aż do budowy ciała astralnego włącznie, zależało od nich samych, od sił, jakie w 

sobie rozwin

ęli. Jak ukształtuje się ciało eteryczne, zależy już na tym etapie rozwoju nie 

tylko od samego cz

łowieka, lecz od innych istot. Dlatego człowiek ma wprawdzie zawsze 

dostosowane do swej indywidualno

ści duchowej ciało astralne, natomiast nie zawsze to 

cia

ło astralne harmonizuje całkowicie z ciałem eterycznym i fizycznym; stąd częsty brak 

równowagi i niezadowolenie z 

życia. Ci dążący do fizycznego wcielenia ludzie 

przebiegaj

ą plan astralny, gdyż muszą sobie znaleźć odpowiednich rodziców, którzy 

daliby im najlepsz

ą możliwość otrzymania fizycznej i eterycznej cielesności, 

dostosowanej do ich cia

ła astralnego. Zawsze chodzi o znalezienie stosunkowo 

najlepszych, najodpowiedniejszych dla danej duszy rodziców. W poszukiwaniach tych 
pomagaj

ą istoty, których zadaniem jest dołączyć ciało eteryczne do ciała astralnego 

cz

łowieka, istoty podobne do tych, które często nazywamy duchami narodu. Duch narodu 

nie jest abstrakcyjnym, nieuchwytnym poj

ęciem, jak ludzie często sądzą. Dla duchowego 

obserwatora 

świata jest on czymś równie rzeczywistym jak nasza dusza wcielona w 

cia

ło. W ten sposób naród posiada wspólne ciało - wprawdzie nie fizyczne, ale astralne - 

oraz zawi

ązki ciała eterycznego. Naród żyje niby w astralnym obłoku, który stanowi ciało 

jego ducha. Otó

ż podobne duchy kierują budową eteru skupiającego się wokół duszy 

ludzkiej; dlatego te

ż człowiek nie zależy już wyłącznie od siebie w tej pracy.

A teraz zbli

ża się bardzo ważny moment, równie istotny jak chwila bezpośrednio po 

śmierci, kiedy to widzimy obraz obejmujący całe nasze minione życie. Gdy człowiek 
przyobleka si

ę już w ciało eteryczne, ale jeszcze nie ma ciała fizycznego - jest to krótki 

moment, lecz nies

łychanie ważny - staje przed nim na chwilę jego przyszłe życie. To, co 

go czeka na Ziemi, nie jawi si

ę ze wszystkimi szczegółami, lecz jedynie w ogólnej 

perspektywie. Widzi on wtedy - o czym przy wcieleniu znowu zapomina - czy ma przed 
sob

ą życie szczęśliwe. Otóż zdarza się, zwłaszcza jeżeli człowiek w poprzednich 

wcieleniach do

świadczał wielu cierpień, że w chwili spojrzenia na nowe życie doznaje 

szoku i nie chce wej

ść w ciało fizyczne. Może się wtedy zdarzyć, że nie złączy się z tym 

cia

łem całkowicie, że związek między ciałem astralnym, eterycznym i fizycznym będzie 

niedostateczny. Rezultatem tego jest tzw. niedorozwój - rodzi si

ę idiota. Nie zawsze taka 

jest przyczyna niedorozwoju, jednak cz

ęsto. Dusza broni się jakby, cofa się przed 

fizycznym wcieleniem. Taki cz

łowiek nie jest w stanie we właściwy sposób używać 

swojego mózgu, gdy

ż nie jest on odpowiednio złączony z wyższymi ogniwami jego 

natury. Tylko wtedy, gdy cz

łowiek zgodzi się - jeżeli tak można powiedzieć - we właściwy 

sposób wej

ść przy wcieleniu w swoje narzędzie fizyczne, jakim jest ciało, jedynie wtedy 

jest w stanie u

żywać go we właściwy sposób. Ciało eteryczne, które zwykle tylko w 

niewielkim stopniu wykracza poza obr

ęb ciała fizycznego, nad głową niedorozwiniętego 

cz

łowieka często znacznie wystaje. Jest to jeden z wypadków nie do wytłumaczenia na 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (5 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

drodze czysto fizycznego badania, a który daje si

ę wyjaśnić przy pomocy wiedzy 

duchowej.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (6 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

V

W rozwa

żaniach naszych doszliśmy do punktu, gdy człowiek, który zstępuje na Ziemię ze 

światów ducha, przyodziany jest w ciało eteryczne i dzięki temu przez chwilę widzi ogólny 
zarys 

życia, które go czeka. Poznaliśmy, jakie stany może to wywołać. Zanim 

przejdziemy dalej, postarajmy si

ę jeszcze odpowiedzieć na pytanie, które mogło powstać 

u niejednego z tych, którzy kieruj

ą duchowe spojrzenie na dewahan. Czy istnieje jakieś 

wspó

łżycie, obcowanie ludzi między śmiercią a nowym narodzeniem? Otóż nie tylko na 

Ziemi istnieje wspólne 

życie ludzi, podobnie dzieje się również w wyższych światach. Tak 

samo jak praca ludzi si

ęga z dewahanu aż do świata fizycznego, tak też wszelkie 

stosunki istniej

ące tutaj między ludźmi, wszelkie wzajemne powiązania i związki zawarte 

na Ziemi si

ęgają do sfer dewahanu.

We

źmy konkretny przykład, stosunek matki i dziecka. Może powstać pytanie: Czy istnieje 

mi

ędzy nimi związek, który będzie trwał dalej? Tak, jest to relacja o wiele głębsza i 

mocniejsza ni

ż wszelkie inne więzy, jakie łączyć mogą ludzi na Ziemi! Miłość 

macierzy

ńska ma charakter pierwotny, jest raczej instynktem. Gdy dziecko podrasta, 

stosunek ten przeradza si

ę w związek moralny, etyczny, duchowy. W miarę jak matka i 

dziecko zaczynaj

ą wspólnie myśleć i mieć wspólne odczucia, ten naturalny instynkt 

stopniowo ust

ępuje. Daje on tylko możliwość zawiązania tego pięknego węzła, 

po

łączenia w najwyższym sensie miłości matki z miłością dziecka. Co rozwinęło się z 

wzajemnego zrozumienia, z wewn

ętrznej miłości, przechodzi dalej w rejony świata 

duchowego, równie

ż wtedy gdy śmierć rozłącza ich pozornie na pewien czas. Ale po 

okresie roz

łąki ich związek odradza się na nowo, jest równie żywy i głęboki. Są znowu 

razem. Musz

ą tylko odrzucić wszystko, co było pierwotne i instynktowne. Uczuć i myśli, 

które 

łączyły ich dusze, nie hamują już w świecie ducha granice możliwości, w których 

żyjemy tu, na Ziemi. Poza tym wygląd, struktura dewahanu zależy od tych nawiązanych 
na Ziemi stosunków.

We

źmy teraz inny przykład. Powstaje przyjaźń, zażyłość płynąca z wewnętrznego 

pokrewie

ństwa dusz i przechodzi aż do dewahanu. Tam zaś kształtuje ona związki 

spo

łeczne następnego życia. W ten sposób zawiązując na Ziemi więzy dusz, pracujemy 

nad ukszta

łtowaniem dewahanu. Wszyscy pracujemy w ten sposób, łącząc się z ludźmi 

w

ęzłami miłości; stwarzamy wtedy coś, co ma znaczenie nie tylko dla Ziemi, lecz wpływa 

tak

że na układ stosunków w dewahanie. Miłość, przyjaźń, wzajemne wewnętrzne 

zrozumienie s

ą jakby materiałem budowlanym, z którego tam, w świecie ducha, powstaje 

świątynia; człowiek musi czuć się podniesiony na duchu, gdy wie, że tym, co snuje tu od 
duszy do duszy, k

ładzie podwaliny pod rzeczy wieczne.

Przypu

śćmy, że na jakiejś innej fizycznej planecie żyłyby istoty, których nie łączy 

sympatia, których nie wi

ąże najmniejsze uczucie miłości. Dewahan takich istot byłby 

niezmiernie ubogi. Bogaty, pe

łen treści dewahan może mieć tylko taki świat planetarny, w 

którym mi

ędzy ludźmi istnieją więzy miłości. Człowiek, który już jest w dewahanie, 

jakkolwiek zwyczajnym ludziom wydaje si

ę niedostępny, to jednak sam ma ciągle mniej 

lub bardziej wyra

źną - zależnie od stopnia swojego rozwoju - świadomość łączności z 

lud

źmi, którzy zostali na Ziemi. Możemy nawet sprawić, aby ta łączność stała się 

silniejsza. Je

żeli ku tym, którzy od nas odeszli, posyłamy myśli pełne miłości, ale nie 

mi

łości egoistycznej, to wzmacniamy związek, który nas z nimi łączy.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-05.htm (1 of 5) [07-May-11 4:55:14 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

B

łędne byłoby przekonanie, że świadomość człowieka w dewahanie jest przygaszona, 

st

łumiona. Tak nie jest. Musimy podkreślić, że człowiek nie może już stracić tego stopnia 

świadomości, jaki osiągnął, chociaż w pewnych okresach przejściowych może zachodzić 
czasowe jej przyt

łumienie. Tak więc człowiek w dewahanie, dzięki swoim duchowym 

organom, ma jasn

ą świadomość tego wszystkiego, co dzieje się na ziemskim globie. 

Wiedza tajemna poucza nas, 

że człowiek żyjąc w świecie ducha, przeżywa jednocześnie 

wszystko, co rozgrywa si

ę na Ziemi.

Widzimy wi

ęc, że życie w dewahanie, gdy je rozważać takim, jakim jest w istocie, zatraca 

wszystko, co pozbawione jest rado

ści. Jeśli nie osądza się go z egoistycznego, 

ziemskiego punktu widzenia, mo

żna odczuć, jak bezgranicznie jest szczęśliwe i błogie; 

pomijaj

ąc już to, że samo uwolnienie od ciała fizycznego, od tych niższych ogniw, którymi 

tutaj cz

łowiek jest skuty, daje niewymowne uczucie szczęścia. Sam fakt, że pęta już 

opad

ły, że granice bytu ziemskiego nie krępują już człowieka, daje poczucie wielkiego 

szcz

ęścia. Dewahan jest okresem swobodnego, wolnego, niczym nie skrępowanego 

bytowania, jakiego cz

łowiek na Ziemi nigdy nie doświadczył.

A teraz wracamy znowu do losów duszy, która powraca na Ziemi

ę po dłuższym pobycie 

świecie ducha. Widzieliśmy, że człowieka zbliżającego się do nowych narodzin 

przyoblekaj

ą w nowe ciało eteryczne istoty archanielskie, podobne randze duchów 

narodów. Nie zawsze b

ędzie ono całkowicie dostosowane do danego człowieka; jeszcze 

gorzej jest z cia

łem fizycznym. Spróbujmy teraz objaśnić w ogólnym zarysie, jak odbywa 

si

ę to wstępowanie człowieka w świat fizyczny.

Wiemy, 

że ciało astralne przygotowuje sobie człowiek sam i to zależnie od swoich 

w

łaściwości. Poprzez swoje ciało astralne skłania się ku tym a nie innym poszczególnym 

istotom na Ziemi. Cia

ło eteryczne natomiast dąży w stronę narodu i rodziny - w szerszym 

znaczeniu tego s

łowa - w której człowiek pragnie się narodzić. Sposób ukształtowania 

cia

ła astralnego człowieka, substancja, ustrój tego ciała, przyciągają go do przyszłej 

matki. Natomiast ja

źń prowadzi go do ojca. Jaźń człowieka istnieje przecież od 

zamierzch

łych czasów, gdy dusza po raz pierwszy zstąpiła z łona Boga w ziemskie ciało. 

Ja

źń rozwinęła się przechodząc przez wiele kolejnych inkarnacji. U każdego człowieka 

jest ona inna. Ten indywidualny charakter danej ja

źni jest powodem dążenia ku ojcu. 

Cia

ło eteryczne pociąga do narodu, rodziny; astralne dąży zwłaszcza ku matce; jaźń ku 

ojcu. Tak ukierunkowane s

ą poszukiwania dążącego do nowego wcielenia człowieka.

Mo

że się zdarzyć, że ciało astralne pociągnięte zostało do matki, ale jaźń nie zgadza się 

na danego ojca; w tym wypadku dusza w

ędruje dalej, aż znajdzie odpowiednią parę 

rodziców.

W dzisiejszym stanie rozwoju ja

źń przedstawia element woli, impuls odczuwania; w ciele 

astralnym s

ą właściwości wyobraźni, właściwości myśli. Toteż myślenie i wyobraźnię 

dziedziczymy po matce, natomiast element woli i odczuwanie po ojcu. Widzimy wi

ęc, że 

d

ążąca do wcielenia indywidualność dąży do wyboru rodziców, którzy powinni jej dać 

fizyczne cia

ło.

To, co tutaj opisujemy, rozgrywa si

ę tak, że w zasadzie do trzeciego tygodnia po 

pocz

ęciu proces ten jest zakończony. Wprawdzie człowiek, którego duchowa struktura 

sk

łada się z jaźni, ciała astralnego i eterycznego, znajduje się już od chwili poczęcia stale 

w pobli

żu matki, ale działa z zewnątrz. Po krótkim jednak czasie, w trzecim tygodniu po 

pocz

ęciu, ciało astralne i eteryczne ogarniają i przenikają zarodek; rozpoczyna się praca 

nad cia

łem człowieka. Dotychczasowy rozwój ciała lirycznego odbywał się bez udziału 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-05.htm (2 of 5) [07-May-11 4:55:14 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

cia

ła astralnego i eterycznego; odtąd współdziałają one w rozwoju dziecka, same 

kszta

łtują dalej ludzki płód. Widzimy więc, że ustrój ciała fizycznego w jeszcze mniejszym 

stopniu ni

ż ustrój ciała eterycznego dopasowany jest harmonijnie do naszej 

indywidualno

ści. To nam wyjaśnia wiele faktów spotkanych w świecie.

Wszystko to odnosi si

ę do normalnego rozwoju przeciętnego współczesnego człowieka. 

Troch

ę inaczej to wygląda, jeżeli człowiek już w poprzedniej inkarnacji rozpoczął pracę 

nad swoim rozwojem ezoterycznym. Im wy

żej zaszedł, tym wcześniej następuje chwila, 

gdy sam zaczyna prac

ę nad swoim ciałem fizycznym, aby je dzięki temu lepiej 

przystosowa

ć do zadania, które ma wypełnić na Ziemi. Im później nastąpi połączenie z 

zarodkiem cz

łowieka, tym mniej będzie panował nad swoim ciałem fizycznym. U wysoko 

rozwini

ętych ludzi, którzy przewodniczą w rozwoju duchowym ludzkości, to połączenie 

odbywa si

ę dokładnie w chwili poczęcia. Nic nie dzieje się bez ich udziału, sami kierują 

swym cia

łem fizycznym aż do śmierci, a pracę nad kształtowaniem nowego ciała 

zaczynaj

ą od pierwszej chwili jego istnienia.

Materia, z której sk

łada się ciało fizyczne, zmienia się ustawicznie; po około siedmiu 

latach odnawia si

ę wszystko, aż do ostatniego atomu. Materiał wymienia się, natomiast 

pozostaje forma. Od narodzin a

ż do śmierci musimy wciąż na nowo przeobrażać materię, 

zmienia si

ę ona ciągle. To, co rozwinęliśmy wyżej podczas życia, jest trwałe, nie ginie w 

momencie 

śmierci, żyje dalej i buduje nowy organizm.

To, co robimy nie

świadomie od narodzin aż do śmierci, wtajemniczony spełnia 

świadomie od śmierci do chwili nowych narodzin. Wypracowuje on świadomie swoje 
nowe cia

ło fizyczne. Toteż narodziny są dla niego tylko radykalną przemianą. Stąd 

wielkie podobie

ństwo zewnętrzne u takich ludzi między jedną a drugą inkarnacją, gdy 

tymczasem u ludzi mniej rozwini

ętych duchowo nie zachodzi żadne podobieństwo 

zewn

ętrzne między poszczególnymi wcieleniami. Im wyższy stopień rozwoju duchowego, 

tym wi

ększe podobieństwo kolejnych inkarnacji. Istnieje specjalne wyrażenie na 

oznaczenie tego stanu rzeczy. O mistrzu mówi si

ę, że rodzi się "w tym samym ciele"; 

u

żywa go przez setki, nawet tysiące lat. Dotyczy to prawie wszystkich wiodących 

indywidualno

ści. Wyjątek stanowią mistrzowie, którzy mają specjalną misję. Zachowują 

oni cia

ło fizyczne w ten sposób, że śmierć w ogóle nie następuje. Są to mistrzowie, 

których zadaniem jest czuwa

ć w okresach, gdy jedna rasa przechodzi w drugą.

Teraz nasuwaj

ą się dwa inne pytania: Jak długo przebywa się w wyższych światach oraz 

pytanie o p

łeć w następujących po sobie wcieleniach.

Obserwacja w 

świecie ducha pokazuje, że człowiek powraca na Ziemię po okresie mniej 

wi

ęcej 1000 do 1300 lat. Dzieje się tak dlatego, że powracając po upływie takiego czasu, 

zastaje oblicze Ziemi przeobra

żone i dzięki temu ma możliwość przeżycia nowych 

do

świadczeń. Zmiany, jakim podlega nasza planeta, pozostają w głębokim związku z 

konstelacjami Zwierzy

ńca. Są to fakty wielkiej doniosłości. Obecnie na początku wiosny 

S

łońce wschodzi w konstelacji Ryby, natomiast 800 lat przed Chrystusem wschodziło w 

znaku Barana; przedtem za

ś w sąsiedniej konstelacji Byka. Musi minąć 2160 lat, aby 

S

łońce przeszło przez jedną konstelację Zwierzyńca. Okres, w którym Słońce przebiega 

wszystkie 12 znaków i wraca na to samo miejsce, nazywamy w wiedzy tajemnej "Rokiem 

Świata".
W dawnych czasach ludzie g

łęboko odczuwali wszystko, co wiąże się z wędrówką 

S

łońca przez Zwierzyniec. Ze czcią patrzyli, jak wiosną Słońce podnosi się na 

horyzoncie, jak si

ę wtedy odradza natura po zimowym spoczynku, jak boży promień 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-05.htm (3 of 5) [07-May-11 4:55:14 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

wiosennego s

łońca budzi się z głębokiego snu. Młodzieńcze siły wiosny łączyli z 

konstelacj

ą, z której świeciło wschodzące Słońce; odczuwali powracające co roku do 

pe

łni swych sił Słońce jako jej dar - nowe, twórcze siły boże. Dla ludzi sprzed około 2000 

lat Baranek by

ł więc dobroczyńcą ludzkości. W tym czasie powstały wszystkie mity o 

Baranku. Z symbolem tym 

łączą się boskie pojęcia. Samego Zbawiciela, Jezusa 

Chrystusa, przedstawiano w pierwszych stuleciach naszej ery w symbolu Krzy

ża, a pod 

nim Baranka. Dopiero w szóstym wieku po Chrystusie w ikonografii pojawia si

ę postać 

Zbawiciela wisz

ącego na krzyżu.

Znana legenda o Jazonie i jego wyprawie na poszukiwanie z

łotego runa baranka też 

osnuta jest na tym symbolu.

Przed rokiem 800 p.n.e. S

łońce przechodziło przez konstelację Byka. W tym czasie 

zaznaczy

ł się w Egipcie kult Apisa, a w Persji kult Mitry. Jeszcze wcześniej przechodziło 

S

łońce przez znak Bliźniąt. W indyjskich i germańskich mitach napotykamy pochodzące z 

tego czasu wzmianki o bli

źniakach. Na koniec dochodzimy do czasów konstelacji Raka, 

do epoki atlantyckiego kataklizmu. By

ł to przełom; zmierzch starej kultury, początek 

nowej; w wiedzy tajemnej mamy na to okre

ślony znak, mianowicie spiralę; jest to 

jednocze

śnie symbol konstelacja Raka, można go znaleźć w każdym kalendarzu.

Tak wi

ęc ludzie mieli w dawnych czasach dokładną świadomość tego, co dzieje się na 

niebie, równolegle do ziemskich wydarze

ń. Kiedy więc Słońce przeszło przez jeden znak 

Zodiaku, to i wygl

ąd Ziemi zmienił się na tyle, że nowe zejście na Ziemię może mieć dla 

cz

łowieka wartość. Dlatego rytm kolejnych wcieleń zależy od przesuwania się w Zodiaku 

punktu, gdzie S

łońce wschodzi w czasie wiosennego zrównania dnia z nocą. W czasie, 

jakiego S

łońce potrzebuje do przejścia przez jedną konstelację Zodiaku, człowiek ma 

dwa wcielenia; jedno m

ęskie i jedno kobiece. Przeżycia i doświadczenia, jakie może dać 

cz

łowiekowi inkarnacja w organizmie męskim lub kobiecym, są dla duchowego życia tak 

zasadniczo ró

żne, że konieczne jest raz męskie, raz kobiece wcielenie się duszy w tym 

samym ukszta

łtowaniu Ziemi. To właśnie daje przeciętny okres między kolejnymi 

inkarnacjami oko

ło 1000 do 1300 lat.

Zosta

ła tu jednocześnie wyjaśniona sprawa płci. Regułą jest zmiana płci. Zasada ta jest 

cz

ęsto łamana. Czasem trzy do pięciu, ale nigdy więcej niż siedem razy pod rząd 

nast

ępuje inkarnacja o tej samej płci. Przeczy to jednak wszystkim ezoterycznym 

do

świadczeniom, jeżeli mówi się, że siedem kolejnych wcieleń tej samej płci stanowi 

regu

łę.

Zanim przejdziemy do studiowania karmy poszczególnego cz

łowieka, musimy się 

zastanowi

ć nad pewnym zasadniczym faktem. Oprócz karmy indywidualnej istnieje 

jeszcze karma zbiorowa, która nie jest okre

ślana przez poszczególnego człowieka, 

jakkolwiek wyrównuje si

ę ona podczas jego inkarnacji. Rozważmy konkretny przykład.

Gdy w 

średniowieczu Hunowie ruszyli z Azji i zalali kraje Europy, wywołując wojny i 

zniszczenie, wydarzenia te mia

ły także swoje znaczenie duchowe. Hunowie byli 

zdegenerowan

ą pozostałością dawnej ludności atlantyckiej, co wyrażało się pewnymi 

rozk

ładowymi procesami w ich ciele astralnym i eterycznym. Te substancje rozkładowe 

znalaz

ły korzystne podłoże w uczuciach panicznego przerażenia, jakie wywoływali 

wsz

ędzie, gdzie się pojawili. W ciała astralne napadniętych ludów wszczepiał się w ten 

sposób pierwiastek rozk

ładu, a w późniejszych pokoleniach przeszło to na ciało fizyczne. 

Skóra wch

łonęła przyjętą astralność, czego wynikiem była rozpowszechniona w 

średniowieczu choroba – trąd. Oczywiście, lekarz, przedstawiciel czysto fizycznej 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-05.htm (4 of 5) [07-May-11 4:55:14 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

medycyny, b

ędzie przytaczał fizyczne przyczyny, które tę chorobę wywołały. Nie chodzi 

wcale o zwalczanie tego, co mówi lekarz. Za

łóżmy np. że ktoś w bójce zranił nożem 

cz

łowieka, do którego żywił od dawna uczucie zemsty. Jeden powie, że powodem tej 

rany by

ła żądza zemsty, a drugi stwierdzi, że to nóż spowodował ranę. Obydwaj mają 

s

łuszność. Nóż był ostatnim fizycznym ogniwem w łańcuchu przyczyn, ale za nim 

znajduj

ą się duchowe powody. Kto szuka duchowych przyczyn, nie będzie przeczył 

zjawiskom fizycznym. Na podstawie tego, co mówili

śmy o trądzie, widzimy, jaki znaczący 

wp

ływ na późniejsze pokolenia mają wydarzenia historyczne i uczymy się, jak możemy 

wywrze

ć lepszy wpływ na odległe pokolenia, aż do zdrowia organizmu fizycznego.

W ostatnich stuleciach, dzi

ęki postępowi techniki, powstał wśród ludności europejskiej 

proletariat przemys

łowy, a w związku z tym niesłychanie rozwinęła się nienawiść klasowa 

i rasowa. Usadowi

ła się ona w ciele astralnym dzisiejszego człowieka i objawia się 

fizycznie jako gru

źlica płuc. Związek nienawiści z gruźlicą wykazują badania w dziedzinie 

ducha. Ludziom bior

ącym udział w tej zbiorowej karmie często nie możemy już pomóc. 

Musimy patrze

ć z ciężkim sercem na cierpienia człowieka, nie mogąc wrócić mu radości i 

zdrowia, gdy

ż związany jest on ze zbiorową karmą. I tylko poprawiając zbiorową karmę 

dopomóc mo

żemy poszczególnym ludziom; dlatego bardziej leży nam na sercu praca, 

która ma na celu ratunek ca

łej ludzkości niż egoistyczne poprawianie losu tej czy innej 

jednostki.

A oto inny przyk

ład, wzięty bezpośrednio z bieżących stosunków. Badania ezoteryczne 

wykaza

ły, że między istotami astralnymi, które brały udział w walkach w czasie wojny 

rosyjsko-japo

ńskiej, znajdowali się zmarli Rosjanie, którzy działali na szkodę swojego 

narodu; sta

ło się tak dlatego, że w ostatnich czasach wielu szlachetnych rosyjskich 

idealistów zosta

ło skazanych na śmierć lub też zginęło w więzieniu. Byli to ludzie o 

wielkich idea

łach, ale jednak nie na tyle rozwinięci duchowo, aby mogli przebaczyć. 

Przechodz

ąc przez śmierć, zabrali ze sobą żądzę zemsty nad własnymi prześladowcami. 

Takie uczucie nienawi

ści musi się przemienić w kamaloce. Gdyby już znaleźli się w 

dewahanie, umieliby powiedzie

ć: "Przebaczam tym, co mnie skrzywdzili". W dewahanie 

poznaliby, widz

ąc ciągnące na nich z zewnątrz chmury własnej nienawiści i zemsty, jak 

straszliwe, jak niegodne s

ą takie uczucia. Tak więc ezoteryczne badania pokazują nam, 

jak ca

łe narody są nadal pod wpływem swoich przodków.

Idealne d

ążenia naszych czasów nie zostaną spełnione, jeżeli będą chciały działać 

jedynie fizycznymi 

środkami, wyłącznie na planie fizycznym, jak np. organizacje 

pacyfistyczne, które wy

łącznie fizycznymi środkami chcą zaprowadzić pokój. Gdy 

nauczymy si

ę działać także na planie astralnym, dopiero wtedy poznamy, jakie środki są 

w

łaściwe; dopiero wtedy potrafimy działać tak, aby człowiek, gdy powróci na Ziemię ze 

świata ducha, mógł owocnie dalej pracować.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-05.htm (5 of 5) [07-May-11 4:55:14 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

VI

Dzi

ś przechodzimy do omówienia, jak przeżycia człowieka w świecie fizycznym są 

uwarunkowane jego poprzednim 

życiem. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że nasze 

życie zależy nie tylko od przebiegu wcześniejszych wcieleń, ale również, choć w 
niewielkiej mierze, od tera

źniejszego. Zasadę, która staje obecnie przed nami, mówiącą 

o wzajemnym powi

ązaniu przeszłości, teraźniejszości i przyszłości człowieka nazywamy 

prawem karmy. Jest to prawdziwe prawo losu cz

łowieka. Każde życie rozpatrywane 

oddzielnie jest tylko indywidualnym przypadkiem wielkiego prawa kosmicznego, gdy

ż to, 

co nazywamy prawem karmy, jest powszechnym prawem kosmicznym, a przejawianie 
si

ę karmy w życiu człowieka jest tylko szczególnym jego przypadkiem. Jeżeli odkrywamy 

jakikolwiek zwi

ązek zachodzący między poprzednio istniejącymi stosunkami a ich 

skutkami w przysz

łości, to myśli nasze idą w kierunku tej zasady. Dlatego chcę 

zaznaczy

ć, że mówiąc o ludzkim życiu, rozpatrujemy jedynie szczególny wypadek 

dzia

łania tego prawa w kosmosie.

Je

żeli mamy przed sobą dwa naczynia napełnione wodą i do jednego z nich wrzucimy 

roz

żarzoną do czerwoności żelazną kulę, to woda zacznie syczeć i zagrzeje się. 

Wyjmijmy teraz kul

ę i wrzućmy do drugiego naczynia; woda nie będzie już syczeć i 

ogrzewa

ć się. Gdybyśmy wrzucili tę kulę od razu do drugiego naczynia, mielibyśmy to 

samo zjawisko, co w pierwszym - woda burzy

łaby się, a kula ochłodziła. Teraz nie 

mo

żemy już tego zjawiska wywołać, gdyż kula nie jest rozżarzona, bo właśnie ochłodziła 

si

ę w pierwszym naczyniu. To, co działo się z kulą w pierwszym naczyniu, warunkuje jej 

zachowanie w drugim naczyniu. W ten sposób w fizycznym 

życiu przyczyna związana 

jest ze skutkiem. Od tego, co si

ę działo wcześniej z daną rzeczą, zależą jej późniejsze 

losy.

Innym przyk

ładem mogą być pewne zwierzęta, u których wskutek osiedlenia się w 

ciemnych jaskiniach organ wzroku uleg

ł zanikowi. Substancje które przedtem odżywiały 

ich oczy, kieruj

ą się teraz do innych części organizmu, gdyż dla oczu byłyby 

bezu

żyteczne, skoro one już nie pracują. Rozwój narządu wzroku uległ w związku z tym 

uwstecznieniu i we wszystkich nast

ępnych pokoleniach rodzą się już zwierzęta z 

zanikaj

ącymi oczami. Stworzenia te same wywołały proces zaniku w swym organizmie, 

osiedlaj

ąc się w miejscach pozbawionych światła. Los następnych pokoleń określa 

zachowanie si

ę ich przodków w przeszłości. Przygotowały sobie w ten sposób swój 

przysz

ły los. To samo zachodzi bez ustanku w życiu ludzkim.

Cz

łowiek określa swoją przyszłość przez to, jakim był w przeszłości, ponieważ 

najg

łębsza jego istota nie zamyka się w ramach jednego życia, lecz przechodzi przez 

szereg wciele

ń, więc też i przyczyn tego, co go w danym życiu spotyka, szukać należy w 

życiu dawniejszym.
Zastanówmy si

ę teraz bliżej nad łańcuchem zależności, który można zrozumieć, jeżeli 

zaczniemy cho

ć odrobinę liczyć się z następstwami ludzkich czynów, myśli i uczuć. W 

życiu potocznym mówi się często: "Myśl sobie, co ci się podoba" - co znaczy, że myśl 
nasza nie ma znaczenia, nic nikomu nie szkodzi w 

świecie zewnętrznym. Dotknęliśmy 

wa

żnego punktu, gdzie osoba przejęta prawdziwie duchowym impulsem różni się bardzo 

od materialistycznie my

ślącego człowieka.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (1 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Materialista wierzy, 

że rzucając w kogoś kamieniem może mu sprawić ból. Sądzi 

natomiast, 

że myśli pełne nienawiści, jakie żywi ku ludziom, nie wyrządzają im krzywdy. 

Kto jednak rzeczywi

ście zna świat, ten wie, że myśl przesycona nienawiścią działa o 

wiele silniej ni

ż rzucony kamień. Wszystko, co człowiek myśli, przeżywa i czuje, wywiera 

swój wp

ływ na otoczenie, a jasnowidzący może bardzo dokładnie śledzić, jak np. działa 

pe

łna miłości myśl płynąca do człowieka, a jak całkowicie inaczej oddziałuje myśl pełna 

nienawi

ści. Myśl przeniknięta miłością przedstawia się jasnowidzącemu niby kształt 

świetlny, przypominający formą kielich kwiatu; unosi się ona wokół człowieka, ogarnia z 
mi

łością jego ciało eteryczne i astralne, ożywia i przenika je błogim uczuciem szczęścia. 

Tymczasem my

śli pełne nienawiści przeszywają ciało astralne i eteryczne niby zatrute 

strza

ły.

Mo

żna dokonywać w tej dziedzinie różnych obserwacji. W świecie astralnym stanowi 

ogromn

ą różnicę, czy wypowiadamy prawdziwą myśl, czy też kłamstwo. Myśl jest 

prawdziwa, gdy 

ściśle odpowiada rzeczy, do której się odnosi. Jeżeli gdziekolwiek 

zachodzi pewien fakt, to jego dzia

łanie sięga w wyższe światy. Jeżeli ktoś o tym fakcie 

mówi zgodnie z prawd

ą, promieniuje z niego kształt astralny, który łączy się z odbiciem 

samego faktu w wy

ższym świecie i oba wzmacniają się nawzajem. Te wzmocnione 

astralne formy s

łużą takiemu zróżnicowaniu i wzbogacaniu naszego świata duchowego, 

jakie jest nam potrzebne dla dalszego rozwoju ludzko

ści. Jeżeli jednak przedstawiamy 

fakty tak, 

że nasze słowa nie odpowiadają temu, co się istotnie wydarzyło, czyli 

k

łamiemy, wtedy przy spotkaniu powstałej w ten sposób formy myślowej z odbiciem 

samego faktu nast

ępuje zderzenie i wzajemne zniszczenie. Tego rodzaju niszczące 

wybuchy wywo

łane przez kłamstwo działają jak wrzód, który rozkłada organizm. Tak 

k

łamstwo zabija formy astralne, które powstają i muszą powstawać - a tak, zniszczone i 

rozbite hamuj

ą i niszczą rozwój świata. Każdy, kto mówi prawdę, przyczynia się 

rzeczywi

ście do postępu ludzkości, ten zaś, kto kłamie, hamuje go. Dlatego wiedza 

tajemna uwa

ża kłamstwo za morderstwo w dziedzinie duchowej. Nie tylko zabija ono 

formy astralne, ale jest równie

ż samobójstwem. Każdy, kto kłamie, rzuca sam sobie 

przeszkody pod nogi; wsz

ędzie w świecie duchowym można zauważyć tego rodzaju 

wp

ływy. Człowiek jasnowidzący spostrzega również, że wszystkie myśli, uczucia i 

wra

żenia mają wpływ na plan astralny. Wszystko, co stanowi skłonność, temperament, 

ustalone cechy charakteru cz

łowieka, nieprzemijające myśli, promieniuje ustawicznie i 

si

ęga nie tylko do świata astralnego, lecz aż do dewahanu. Człowiek o pogodnym 

temperamencie jest 

źródłem, ośrodkiem dla określonych procesów w dewahanie; 

cz

łowiek skłonny do przygnębienia działa tak, że pomnaża substancje związane z 

nastrojem rezygnacji u ludzi. Wiedza duchowa pokazuje nam, 

że nie jesteśmy 

odosobnieni w 

świecie, lecz z naszych myśli ustawicznie wytwarzają się formy, które 

przenikaj

ą i różnicują świat dewahanu. Wszystkie obszary dewahanu podlegają ciągłemu 

wp

ływowi myśli, uczuć i wrażeń człowieka.

Wy

ższe dziedziny, które mają związek z kroniką akasza, podlegają natomiast wpływowi 

naszych czynów. Zewn

ętrzne wydarzenia sięgają swym działaniem aż do najwyższych 

regionów dewahanu, które nazwali

śmy światem rozumu. Będziemy mogli teraz 

zrozumie

ć, jak człowiek, zstępując w nową inkarnację, tworzy sobie i przyjmuje ciało 

astralne. Wszystko, co pomy

ślał i odczuł, pozostało rozproszone w świecie astralnym. 

Cz

łowiek pozostawił tam wiele śladów. Jeżeli w jego myślach było dużo prawdy, to ślady 

te tworz

ą mu dobre ciało astralne. To, co zostawił w niższym dewahanie jako swój 

temperament itd., tworzy teraz nowe cia

ło eteryczne, a to, czego dokonał swoimi 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (2 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

czynami, oddzia

łuje teraz z najwyższych części dewahanu, gdzie można już odszukać 

kronik

ę akasza, na uporządkowanie i rozmieszczenie ciała fizycznego. Tu spoczywają 

si

ły, które wiodą człowieka do określonego miejsca. Jeśli wyrządziliśmy komuś krzywdę, 

by

ło to działanie zewnętrzne, którego wpływ wznosi się do najwyższych sfer dewahanu, a 

przy tworzeniu nowego cia

ła fizycznego działa jako pozostawiona przez człowieka siła, 

która pcha go, oczywi

ście pod kierunkiem wyższych jestestw, do pokrewieństwa, do 

miejscowo

ści, gdzie może teraz doświadczyć oddziaływania skutków swojego czynu.

Wszystko, czego do

świadczamy z zewnątrz, a co nie ma szczególnie głębokiego związku 

z naszym 

życiem wewnętrznym, działa przy następnym wcieleniu na nasze ciało 

astralne, nadaj

ąc naszym uczuciom, przeżyciom i myślom ich specyficzny charakter. 

Je

żeli w życiu niejedno widzieliśmy, zdobyliśmy dużo wiadomości, to w przyszłym życiu 

b

ędziemy mieć ciało astralne szczególnie wyposażone w odpowiednie zdolności. 

Prze

życia i doświadczenia przejawiają się w następnym wcieleniu w ciele astralnym. 

Wra

żenia radości i bólu, wewnętrzne przeżycia duszy mają wpływ w następnym 

wcieleniu na nasze cia

ło eteryczne i kształtują ustalone skłonności. Kto przeżył dużo 

rado

ści, będzie miał ciało eteryczne skłonne do radosnego temperamentu. Kto stara się 

spe

łniać dużo dobrych uczynków, rozwija w sobie uczucia, które w następnym życiu 

zaowocuj

ą wrodzonym wprost talentem do dobrych czynów. Będzie też miał wrażliwe 

sumienie i b

ędzie człowiekiem wybitnie moralnym.

To, co zwi

ązane jest w obecnym życiu z ciałem eterycznym, a więc charakter, 

usposobienie cz

łowieka itd., przy następnej inkarnacji występuje w ciele fizycznym. 

Cz

łowiek, który w jednym życiu rozwinął w sobie złe upodobania czy namiętności, w 

nast

ępnym rodzi się z chorym ciałem fizycznym. Natomiast człowiek silny, odporny i 

zdrowy umia

ł w poprzednim życiu rozwinąć w sobie dobre skłonności. Jeśli ktoś posiada 

sk

łonności do ciągłych chorób, wypracował w sobie złe popędy. Od nas samych zależy 

zdrowie czy sk

łonność do chorób w przyszłym życiu, o tyle naturalnie, o ile to jest 

zwi

ązane z założeniami naszego fizycznego ciała. Wyzbywając się wszystkich naszych 

z

łych skłonności, przygotowujemy sobie silne, zdrowe ciało na następną inkarnację.

Mo

żna obserwować aż do najdrobniejszych szczegółów, jak to, co w życiu przejawiało 

si

ę jako skłonności, działa w następnym wcieleniu na ciało fizyczne. Człowiek, w którego 

usposobieniu le

ży miłość do wszystkiego, co go otacza, który odnosi się do wszelkiego 

stworzenia w sposób pe

łen miłości, w następnym życiu do późnego wieku zachowa 

m

łody wygląd ciała fizycznego. Miłość, rozwinięte uczucie sympatii daje w następstwie 

cia

ło fizyczne, które długo zachowuje młodość. Życie wypełnione nienawiścią, pełne 

antypatii do wszystkich stworze

ń, krytykujące i zgryźliwe, wycofujące się najchętniej od 

wszelkiego kontaktu spowoduje, 

że skłonności przez nie rozwinięte objawią się w 

nast

ępnym wcieleniu starzejącym się wcześnie i zwiędłym ciałem fizycznym. W ten 

sposób sk

łonności i namiętności jednego życia przenoszą się na fizyczny organizm w 

nast

ępnej inkarnacji.

Mo

żna to obserwować w wielu poszczególnych wypadkach, i tak np. można zauważyć, 

jak skrz

ętność, rozwinięta w namiętność ustawicznego zbierania i gromadzenia, w 

nast

ępnym życiu wywołuje skłonność ciała fizycznego do chorób infekcyjnych. Często 

mo

żna sprawdzić, że taka wybitna skłonność do chorób infekcyjnych wiąże się z silnie 

rozwini

ętym w poprzednim życiu popędem gromadzenia rzeczy, którego siedzibą jest 

przecie

ż ciało eteryczne. Natomiast praca, przy której człowiek ma na uwadze dobro 

ludzko

ści, a nie chęć zagarnięcia wszystkiego dla siebie, wyrabia w ciele eterycznym 

predyspozycje, które w nast

ępnym życiu objawiają się wybitną odpornością wobec 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (3 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

chorób infekcyjnych.

Poznaj

ąc związek pomiędzy światem fizycznym i astralnym, dochodzimy do doniosłych 

prawd o tym, co dzieje si

ę w świecie. Różne sprawy wyglądają czasami zupełnie inaczej, 

ni

ż sobie wyobrażamy. Jak często ludzie jęczą i narzekają pod ciężarem nieszczęść i 

cierpie

ń. A jednak z wyższego punktu widzenia nie ma żadnej podstawy do użalania się, 

bo kiedy przezwyci

ężymy ból i staniemy gotowi do następnej inkarnacji, to cierpienie 

stanie si

ę źródłem mądrości, rozwagi oraz zdolności do całościowego ogarniania spraw. 

Nawet w jednym z nowszych pism, które powsta

ło z materialistycznych poglądów 

obecnej doby, znajdujemy powiedzenie, 

że w twarzy każdego myśliciela jest jakby 

skrystalizowany ból. To, co tutaj wypowiedzia

ł materialistycznie myślący pisarz, jest 

znan

ą w wiedzy tajemnej prawdą, gdyż największą mądrość świata zdobywa się znosząc 

spokojnie ból i cierpienie.

Kto ucieka od bólu, nie chce go znosi

ć, nie stworzy w sobie nigdy podłoża dla mądrości. 

Je

żeli spojrzymy konsekwentnie dalej, stwierdzimy, że nie powinniśmy nigdy skarżyć się 

równie

ż na choroby. Jeżeli patrzymy na nie z punktu widzenia wieczności, objawiają się 

cz

ęstokroć w następnym życiu jako niezwykłe piękno fizycznej postaci. Uroda, jaką 

spotykamy u ludzi, zdobyta jest w wielu wypadkach przez chorob

ę w poprzednich 

wcieleniach. Takie zwi

ązki zachodzą pomiędzy obrażeniami ciała, spowodowanymi 

chorob

ą lub zewnętrznymi czynnikami w jednym życiu, a urodą w następnym.

Do tych przedziwnych zale

żności i związków można by zastosować powiedzenie 

francuskiego pisarza Fabre'a d'Oliveta: "Gdy rozwa

żamy życie człowieka, to często 

przychodzi na my

śl porównanie z perłą dopiero dzięki chorobie powstaje w muszli perła". 

Tak rzeczywi

ście jest w życiu ludzkim; piękno związane jest karmicznie z chorobą, jest jej 

wynikiem. Je

żeli przed chwilą powiedzieliśmy, że człowiek, który rozwija w sobie złe 

sk

łonności, usposabia się do choroby w przyszłym życiu, to trzeba sobie jasno zdać 

spraw

ę, że chodzi tutaj o wewnętrzną podatność na choroby. Jeżeli ktoś np. choruje, bo 

musi pracowa

ć w zatrutym powietrzu, jest to zupełnie coś innego. Można również 

zachorowa

ć na skutek zewnętrznych przyczyn, ale nie ma to związku z predyspozycją 

fizycznego organizmu, uwarunkowan

ą poprzednim życiem.

Wszystkie zewn

ętrzne fakty życiowe, wszystko dokonane i wyrażone jako działanie w 

świecie fizycznym, od poruszenia ręki, aż do najbardziej skomplikowanych czynności, jak 
np. budowa domu, wraca do cz

łowieka w następnej inkarnacji z zewnątrz jako 

wydarzenia, które go spotykaj

ą w świecie fizycznym. Żyjemy od wewnątrz na zewnątrz. 

Widzimy wi

ęc, że to, co żyje w naszym ciele astralnym jako radość i smutek, rozkosz i 

ból, przejawia si

ę później w ciele eterycznym, że skłonności i popędy, których siedzibą 

jest cia

ło eteryczne, odnajdujemy w ciele fizycznym jako predyspozycje organizmu, a 

czyny, przy których spe

łnieniu ciało fizyczne było narzędziem, przejawiają się w 

nast

ępnym wcieleniu jako zewnętrzne koleje losu. W ten sposób życie i działanie ciała 

astralnego staje si

ę losem ciała eterycznego; ciało eteryczne tworzy los ciała fizycznego, 

za

ś skutki czynów ciała fizycznego wracają do nas w swoim działaniu z zewnątrz jako 

fizyczna rzeczywisto

ść w następnym wcieleniu.

Tutaj oto dotykamy wa

żnego punktu, jakim jest w życiu człowieka przebieg jego 

zewn

ętrznych losów. To oddziaływanie losu może się czasem długo nie przejawiać, a 

jednak pr

ędzej czy później musi nastąpić. Śledząc przebieg losu człowieka poprzez 

nast

ępujące po sobie wcielenia, widzimy, że każde życie jest tak przygotowane w 

kolejnym wcieleniu przez istoty kieruj

ące przyjmowaniem przez człowieka ciała 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (4 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

fizycznego, aby znalaz

ł się on w takim miejscu, w którym może go dosięgnąć 

przeznaczenie.

We

źmy przykład z życia: w wiekach średnich zebrali się sędziowie tajnego trybunału, 

wydali na kogo

ś wyrok śmierci i wykonali go. Cofając się w dawniejsze wcielenie sędziów 

i skazanego, mo

żna było ustalić, że wszyscy żyli w jednym czasie; że ów stracony był 

niegdy

ś naczelnikiem plemienia i późniejszych swoich sędziów skazał na śmierć. Ten 

jego poprzedni czyn, wykonany na planie fizycznym, zwi

ązał tych wszystkich ludzi, 

wytworzy

ł siły sięgające swoim działaniem aż do kroniki akasza. Gdy zaś dusza dawnego 

naczelnika zst

ępowała ponownie na Ziemię, siły te sprawiły, że wcieliła się w tym samym 

miejscu i w tym samym czasie, co dusze jego obecnych s

ędziów, związane z nią na tyle 

silnie, aby los móg

ł się wypełnić. Kronika akasza jest źródłem takich sił, stanowi zapis 

wszystkiego, co jeden cz

łowiek uczynił drugiemu. Niektórzy wyczuwają, że coś takiego 

si

ę dzieje, ale mało kto zdaje sobie z tego jasno sprawę.

Kto

ś np. pracuje na stanowisku, które mu pozornie odpowiada i daje zadowolenie. Nagle 

z jakiego

ś powodu pracę tę traci i nie znajduje żadnego innego zajęcia w tym samym 

miejscu. Los przerzuca go daleko, mo

że do innego kraju, gdzie otwierają się dla niego 

nowe mo

żliwości zatrudnienia. Spotyka tam inną osobę, z którą w jakiś sposób łączy go 

los. Có

ż tutaj zaszło? Kiedyś, już dawniej, spotkał on w życiu tego człowieka i ma wobec 

niego jakie

ś zobowiązania. Zostało to wniesione do kroniki akasza, a siły stamtąd 

p

łynące doprowadziły go do miejsca, gdzie mógł go spotkać i wyrównać swój dług.

Od narodzin a

ż do śmierci znajdujemy się ciągle w takim układzie sił, które z wszystkich 

stron dzia

łają na naszą duszę i kierują naszym życiem. W ten sposób nosimy właściwie 

w sobie bez ustanku oddzia

ływanie dawnych wcieleń, ciągle przeżywamy skutki 

minionych inkarnacji.

Musimy sobie zda

ć sprawę, że w życiu kierują nami moce, których my sami nie znamy. 

Na nasze cia

ło eteryczne działają formy, które niegdyś sami wytworzyliśmy na planie 

astralnym; to za

ś, co działa jako nasz los w zewnętrznych wydarzeniach, są to istoty i siły 

z wy

ższych sfer dewahanu, przez nas samych wpisane do kroniki akasza. Te siły lub 

istoty nie s

ą bynajmniej nieznane wtajemniczonemu. Musimy sobie zdać sprawę, że ciało 

astralne, eteryczne i fizyczne cz

łowieka znajduje się pod wpływem innych istot. 

Wszystkie czyny nie p

łynące bezpośrednio z naszej woli, czyny, do których nas coś 

wewn

ętrznie popycha, są wynikiem wpływu tych istot; nie biorą się one znikąd. 

Poszczególne ogniwa natury ludzkiej s

ą rzeczywiście ciągle przeniknięte rozmaitymi 

istotami, a znaczna cz

ęść ćwiczeń, jakie zaleca wtajemniczony nauczyciel, ma na celu 

uwolnienie cz

łowieka od nich, aby był coraz bardziej wolny wewnętrznie.

Istoty, które przenikaj

ą ciało astralne, ograniczając jego wolność, nazywamy demonami. 

W ciele astralnym cz

łowieka pełno jest takich demonów. Nasze własne myśli, fałszywe 

czy prawdziwe, daj

ą byt istotom, które z czasem wyrosnąć mogą na takie demony. Są 

dobre demony, które powstaj

ą z dobrych myśli, ale myśli złe, a przede wszystkim 

nieprawdziwe, k

łamliwe, dają życie najokropniejszym postaciom, którymi ciało astralne 

jest - je

śli się tak można wyrazić - naszpikowane. Podobnie i ciało eteryczne przenikają 

istoty, od których cz

łowiek musi się uwolnić. Są to tzw. widma. W końcu są i takie, które 

przenikaj

ą ciało fizyczne, są to fantomy. Oprócz tych trzech rodzajów są jeszcze inne 

istoty, takie, które usi

łują zawładnąć naszą jaźnią. Są to duchy, podobnie jak nasza jaźń 

sama jest duchem. W rzeczywisto

ści człowiek sam powołuje do życia owe istoty, a przy 

ponownym jego zej

ściu na Ziemię stanowią one o jego wewnętrznym i zewnętrznym 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (5 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

losie. Uk

ładają one bieg jego życia tak, że wyraźnie można wyczuć, jakie demony wydało 

jego cia

ło astralne, jakie widma wytworzyło ciało eteryczne, jakie fantomy powstały w 

jego ciele fizycznym. Wszystkie one posiadaj

ą pokrewieństwo z danym człowiekiem, 

ci

ążą ku niemu, gdy wciela się na nowo.

Widzimy, jak jasno wypowiada t

ę prawdę Pismo Święte; gdy w Biblii mowa jest o 

wyp

ędzaniu demonów, nie jest to żadna abstrakcja, ale fakt rzeczywisty, który trzeba 

rozumie

ć dosłownie. Co uczynił Jezus Chrystus? Uzdrowił opętanego przez demony, 

wygna

ł je z jego ciała astralnego. Było to wydarzenie najzupełniej realne i przyjąć je 

trzeba dos

łownie. Także Sokrates, ten jasny duch, mówi o swoim dajmonion, działającym 

w jego ciele astralnym. By

ł to dobry demon; nazwy tej nie należy kojarzyć wyłącznie ze 

z

łymi istotami.

Bywaj

ą jednak demony straszliwe, niszczycielskie! Wszelkie demony kłamstwa mają taki 

wp

ływ, jak gdyby cofały człowieka w jego rozwoju. Istoty te w dziejach świata powstają 

zawsze z k

łamstw wielkich osobistości, przeto słusznie mówi się o duchach przeciwności. 

W tym sensie mówi Faust do Mefistofelesa: "Ty jeste

ś ojcem wszystkich przeciwności!"

Ka

żdy człowiek, ponieważ powiązany jest z całą ludzkością, mówiąc prawdę lub kłamiąc 

dzia

ła na cały wszechświat; bo nie jest przecież obojętne dla świata, czy wytwarza się 

dobre demony prawdy czy te

ż straszliwe demony kłamstwa. Przypuśćmy, że istnieje 

naród sk

ładający się z kłamców. Zaludniłby on plan astralny wyłącznie demonami 

k

łamstwa, te zaś znowu mogłyby objawić się w fizycznych skłonnościach do epidemii. Są 

bowiem pewne odmiany drobnoustrojów chorobotwórczych, które powstaj

ą wskutek 

k

łamstw ludzi, są po prostu fizycznym wcieleniem demonów kłamstwa. Tak więc widzimy, 

że kłamstwa z dawnych czasów występują w losach świata jako armia określonych istot 
niszczycielskich.

Aby zrozumie

ć prawa karmy, musimy poruszyć jeszcze niektóre inne sprawy. Dzisiejszy 

ruch, d

ążący do prawdziwego poznania duchowego, wziął początek z głębokiego 

poznania prawa karmy. Mówili

śmy, że to, co żyje w naszym ciele eterycznym, działa w 

nast

ępnym życiu na ciało fizyczne. Całokształt poglądów, sposób myślenia wpływa na 

cia

ło fizyczne następnej inkarnacji, tak więc nie jest obojętne dla przyszłych losów 

cz

łowieka, czy żywi on przekonania duchowe, czy materialistyczne. Człowiek, który 

chocia

ż wierzy w istnienie wyższych światów duchowych, będzie miał w następnym życiu 

organizm o spokojnie dzia

łającym systemie nerwowym. Natomiast człowiek, który nie 

dopuszcza nic poza tym, co istnieje w 

świecie zewnętrznym, dostępnym dla zmysłów, 

przenosi ten pogl

ąd na swój organizm fizyczny i w następnej inkarnacji skłonny jest do 

chorób nerwowych. B

ędzie miał niespokojne ciało fizyczne, będzie mu brakować silnego 

o

środka woli. Materialista rozpada się niejako na części; duchowość natomiast skupia i 

koncentruje. Tylko duch jest jedno

ścią.

Fizyczna predyspozycja organizmu u poszczególnego cz

łowieka zjawia się w następnej 

inkarnacji karmicznie i cz

ęściowo przechodzi również dalej na następne pokolenia. Tak 

wi

ęc dzieci i wnuki osób o przekonaniach materialistycznych muszą za nich pokutować, 

otrzymuj

ąc nieodporny system nerwowy i skłonność do chorób nerwowych. Czasy 

powszechnej nerwowo

ści są wynikiem materialistycznego światopoglądu ubiegłych 

stuleci. Dla przeciwdzia

łania tym szkodliwym wpływom wielcy przewodnicy ludzkości 

uznali za konieczne, aby pojawi

ł się prąd dążeń duchowych.

Materializm dzia

ła nawet i na religię. Bo czyż nie są materialistami ci, którzy wprawdzie 

“wierzą” w światy duchowe, ale nie chcą dążyć do ich poznania? To jest właśnie 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (6 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

materializm w religii, który pragnie, aby tajemnica sze

ściu dni stworzenia świata - wielka 

ewolucja kosmiczna, przedstawiona w Biblii jako sze

ść dni stworzenia - umknęła nam 

sprzed oczu; albo te

ż mówi się o Jezusie Chrystusie jako "osobistości historycznej", a 

pomija si

ę Misterium Golgoty. Materializm w naukach przyrodniczych jest dopiero 

wynikiem materializmu religijnego. Nie by

łoby go, gdyby życie religijne nie było 

przenikni

ęte materializmem. Ci, którzy dzisiaj są zbyt wygodni, aby dążyć do pogłębienia 

religijno

ści, są sprawcami materializmu w naukach przyrodniczych, a wywołany przez ten 

materializm rozstrój systemu nerwowego dzia

ła na całe narody, podobnie jak na 

pojedynczych ludzi.

Je

żeli prąd duchowy nie zdobędzie tyle siły, aby objąć także ludzi wygodnych i leniwych, 

wtedy nerwowo

ść, karmiczny wynik ostatnich stuleci, będzie mieć coraz większy wpływ 

na ludzko

ść. Tak jak w wiekach średnich mieliśmy epidemie trądu, tak w przyszłości, 

wskutek materialistycznego pogl

ądu, doczekać się możemy ciężkich zaburzeń 

nerwowych, wyst

ępujących masowo epidemii obłędu ogarniających całe narody.

Z poznania praw karmy wyp

ływa więc inny, głębszy stosunek do wiedzy duchowej, do 

wy

ższego poznania. Przestaje on być tematem sporów, a staje się środkiem do 

uzdrowienia ludzko

ści. Im bardziej ludzkość angażuje się w duchowość, tym szybciej 

zniknie to wszystko, co mo

że wywołać nerwowe zaburzenia i choroby psychiczne.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (7 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

VII

Aby lepiej zrozumie

ć prawo karmy w życiu ludzkim, spróbujmy jeszcze opisać zjawisko, 

które nast

ępuje bezpośrednio po śmierci. Przypomnijmy sobie obraz wspomnień, który 

nast

ępuje w chwili, gdy człowiek oswobodzony z ciała fizycznego żyje przez krótki czas w 

os

łonie astralnej i eterycznej, zanim rozpocznie swą dalszą wędrówkę przez świat 

elementarny.

Dla bli

ższego zrozumienia działania karmy pozwólcie mi określić to dziwne uczucie, które 

ogarnia cz

łowieka już podczas przeżywania wspomnień swojego życia; uczucie ciągłego 

powi

ększania się, przerastania swych własnych granic.

Doznanie to narasta, dopóki cz

łowiek żyje jeszcze w swoim ciele eterycznym. Z początku 

patrzy na obrazy ubieg

łego życia niby na panoramę, potem następuje chwila, niezbyt 

odleg

ła od momentu śmierci - trwa to godziny lub dni w zależności od człowieka - kiedy 

ma wra

żenie, że on sam jest tymi obrazami. Czuje, że jego ciało eteryczne rośnie, 

ogarnia okr

ąg Ziemi, sięga aż do Słońca.

Potem, gdy cz

łowiek opuści swe ciało eteryczne, doznaje innego, bardziej 

zadziwiaj

ącego uczucia, które trudno jest opisać słowami fizycznego świata. Można tylko 

powiedzie

ć, że człowiek czuje się rozciągnięty w przestrzeni kosmicznej, ale tak, jak 

gdyby ju

ż nie wypełniał sobą wszystkich miejsc tej przestrzeni. Człowiek ma wrażenie, 

jak gdyby jedn

ą częścią swej istoty był w Monachium, drugą w Moguncji, trzecią w 

Bazylei, a czwart

ą w ogóle gdzieś poza obszarem Ziemi, np. na Księżycu.

Cz

łowiek czuje się jakby poćwiartowany, przestrzenie zaś odczuwa jako nie należące do 

niego. Jest to specyficzne poczucie astralne. Jeste

śmy rozprzestrzenieni w kosmosie, 

znajdujemy si

ę jednocześnie w wielu miejscach, ale nie wypełniamy obszarów leżących 

pomi

ędzy nimi.

To uczucie trwa przez ca

ły okres kamaloki, przez cały czas przeżywania ubiegłego życia, 

od momentu 

śmierci do chwili narodzin. Te przeżycia w poszczególnych miejscach łączą 

si

ę w okresie kamaloki w jedno z całym życiem człowieka. Jest to ważne dla 

zrozumienia, w jaki sposób w

łaściwie działa prawo karmy. Podczas kamaloki najpierw 

prze

żywamy nasze życie poprzez odczucia ludzi, z którymi byliśmy na Ziemi związani 

przed 

śmiercią, potem przeżywamy wszystkie istoty, z którymi w życiu mieliśmy do 

czynienia, poczynaj

ąc od ostatnich lat życia, aż do najdawniejszych.

Przypu

śćmy więc, że wyrządziliśmy komuś krzywdę w Moguncji. Część naszego ciała 

astralnego znajdzie si

ę po naszej śmierci w Moguncji i sami przeżyjemy ból, jaki komuś 

zadali

śmy. Jeżeli jednak człowiek ten w międzyczasie zmarł, to poczujemy się tam, gdzie 

przebywa on w danym momencie w kamaloce. Naturalnie, mamy do czynienia z wieloma 
lud

źmi rozproszonymi na Ziemi i w kamaloce. Jesteśmy więc wszędzie. Tym tłumaczy się 

to charakterystyczne uczucie podzielenia cia

ła. Dzięki temu wszystko, co nas z ludźmi 

łączyło, możemy przeżyć w ich wnętrzu i ustanowić trwały związek ze wszystkimi, z 
którymi zetkn

ęliśmy się w życiu. Z człowiekiem, którego skrzywdziliśmy, związani 

jeste

śmy dzięki temu, że żyliśmy z nim w okresie kamaloki. Idziemy potem dalej do 

dewahanu; z dewahanu za

ś powracamy do kamaloki. Tworząc sobie ciało astralne, 

dusza natrafia tam na wszystko, co 

łączy ją z ludźmi, z którymi związała się w 

poprzednim 

życiu. Nici łączących jest bardzo dużo, tak że wszystko, co się nam w życiu 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (1 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

wydarza, opiera si

ę na takich związkach. Dokładne wyjaśnienie tego zjawiska może dać 

zdarzenie opisywane z punktu widzenia wiedzy ezoterycznej, o którym ju

ż wspominałem. 

Jest to przyk

ład o pięciu sędziach, którzy skazali na śmierć człowieka. Człowiek ten był w 

poprzednim 

życiu wodzem i skazał na śmierć tamtych pięciu, po czym zmarł i wszedł w 

okres kamaloki. Wtedy to znalaz

ł się w miejscu, gdzie przebywali i przenikając ich 

wn

ętrza musiał przeżyć to wszystko, co oni przeżyli. To jest punkt wyjścia dla tych sił 

przyci

ągania, które przy nowej inkarnacji doprowadzają ludzi do spotkania, aby wypełniło 

si

ę prawo karmy.

W ten sposób dzia

ła karma. W ten sposób wydarzenia planu fizycznego są wyrazem 

tego, co zaczyna si

ę już na planie astralnym. W świecie fizycznym działa prawo ciągłości 

substancji, natomiast na planie astralnym mo

żna odczuwać jako przynależne do siebie 

takie cz

ęści organizmu, które są oddzielone od siebie. Jest to podobne przeżycie, jak 

gdyby

śmy odczuwali swoją głowę, między głową a sercem nie odczuwali niczego, potem 

do

świadczali obecności serca, a dalej znów odczuwali dopiero nogi. Część naszej istoty 

mo

że być w Ameryce, oddzielona od reszty naszej astralności, a jednak stanowić z nią 

jedn

ą całość. Inna część może znajdować się na Księżycu, jeszcze inna na innej 

planecie i zwi

ązek pomiędzy tymi poszczególnymi częściami nie musi być widoczny na 

planie astralnym. Gdy rozwa

żamy prawo karmy, to rozumiemy, że to, co nas spotyka w 

życiu, jest wynikiem wielu przyczyn tkwiących w poprzednich wcieleniach. Jak teraz 
pogodzi

ć to, co wiemy o karmie, z prawami zewnętrznej dziedziczności? Słyszy się 

czasem zdanie, 

że istnieje wiele sprzeczności pomiędzy karmą a dziedzicznością.

Mówi

ąc o człowieku z kulturą moralną, niejeden się wyrazi: "To na pewno potomek 

porz

ądnej rodziny, odziedziczył to po przodkach". Ale patrząc na wydarzenia planu 

fizycznego z punktu widzenia wiedzy duchowej, wiemy, 

że jest inaczej. Dziedziczenie 

cech i zdolno

ści dokonuje się jedynie w pewnym zakresie.

Wyja

śnimy to na przykładzie. Spójrzmy na rodzinę Jana Sebastiana Bacha. W ciągu 250 

lat urodzi

ło się w tej rodzinie 29 muzyków, a pomiędzy nimi wielki Jan Sebastian Bach. 

Aby by

ć wielkim muzykiem, nie wystarczy tylko wewnętrzny talent muzyczny, potrzebny 

jest jeszcze odpowiednio rozwini

ęty organ fizyczny, w pewien określony sposób 

ukszta

łtowane ucho. Nie są to rzeczy możliwe do ujęcia zewnętrzną obserwacją, trzeba 

na to spojrze

ć z punktu widzenia wiedzy duchowej. Różnice indywidualne w budowie 

ucha mog

ą być drobne i na pozór nic nie znaczące, niemniej konieczny jest pewien 

okre

ślony wewnętrzny kształt organu słuchu, by człowiek mógł zostać muzykiem; ten 

kszta

łt dziedziczy się, przechodzi on z ojca na syna, tak jak dziedziczy się kształt nosa.

Przypu

śćmy, że na planie astralnym znajduje się jakaś indywidualność gotowa do 

ponownego zst

ąpienia na Ziemię i szukająca odpowiedniego ciała fizycznego. Zdobyła 

ona przed setkami czy tysi

ącami lat wybitne zdolności muzyczne. Jeżeli nie znajdzie 

sobie cia

ła z odpowiednio ukształtowanym organem słuchu, nie będzie mogła zostać 

muzykiem. Dlatego sk

łania się ku rodzinie, która może jej dać muzykalne ucho, w 

przeciwnym razie talent tej duszy nie b

ędzie mógł się przejawić, gdyż i największy 

wirtuoz nie zrobi nic bez odpowiedniego instrumentu.

Podobnie i talent matematyczny wymaga okre

ślonych cech. Wcale nie w budowie 

mózgu, jak s

ądzi wielu ludzi. Myślenie i logika są u matematyka takie same jak u innych 

ludzi. Chodzi o trzy tzw. kana

ły półkoliste w uchu, tak usytuowane względem siebie, że 

zaznaczaj

ą trzy kierunki przestrzeni. Szczególne ukształtowanie tych właśnie kanałów 

jest koniecznym warunkiem geniuszu matematycznego. Kana

ły te są oczywiście 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (2 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

fizycznym organem, który musimy dziedziczy

ć po przodkach. To tłumaczy, że np. w 

rodzinie Bernoullich wcieli

ło się ośmiu wybitnych matematyków.

Podobnie te

ż człowiek o rozwiniętej moralności musi znaleźć rodziców, którzy by mu 

przekazali drog

ą dziedziczności odpowiednie ciało fizyczne. Dlatego właśnie ma tych, a 

nie innych rodziców, gdy

ż jest taką, a nie inną indywidualnością.

To indywidualno

ść sama wybiera sobie rodziców, jakkolwiek dzieje się to również pod 

kierunkiem wy

ższych istot. Niektórzy ludzie mogą kwestionować to z punktu widzenia 

mi

łości macierzyńskiej, jakby obawiali się, że miłość matki i dziecka może doznać 

uszczerbku, je

żeli dziecko nie dziedziczy jakiejś cechy od matki. Ale prawdziwe poznanie 

tych stosunków pog

łębia jeszcze miłość macierzyńską. Pokazuje nam bowiem, że 

uczucie mi

łości, które doprowadziło dziecko do matki, poprzedza chwilę narodzin i 

pocz

ęcia. Dziecko pokochało matkę jeszcze przed zejściem na Ziemię, a miłość matki 

jest odpowiedzi

ą na jego uczucie. Widzimy więc, że związek ten rozciąga się poza 

moment narodzin i polega na wzajemno

ści.

Cz

ęsto zdarza się jeszcze inne nieporozumienie. Ludzie wyobrażają sobie, że karma 

rz

ądzi nieodwołalnie losem człowieka i niczego nie można zmienić. Posłużmy się znów 

przyk

ładem wziętym z życia.

Kupiec ma w swych ksi

ęgach rachunkowych dwie rubryki - zobowiązania i należności. 

Je

żeli je podsumuje, to wynik określi stan jego przedsiębiorstwa. Stan interesów kupca 

podlega nieub

łaganym prawom rachunkowym zobowiązań i należności. Jeżeli jednak 

podejmuje nowe sprawy, to mo

że wciągać do ksiąg nowe pozycje i byłby głupcem, gdyby 

si

ę wyrzekł korzystnych interesów dlatego, że już zrobił bilans. W księdze karmy stoją po 

stronie nale

żności wszystkie czyny dobre, mądre, prawdziwe i właściwe, po stronie 

zobowi

ązań wszystkie złe i głupie. Od człowieka zależy, do jakiej rubryki zapisze nowe 

pozycje w karmicznej ksi

ędze życia. Dlatego nie trzeba sądzić, że nasze życie podlega 

jakiemu

ś nieodwołalnemu fatum. Karma nie umniejsza w niczym wolności człowieka, 

tote

ż gdy o niej mowa, musimy brać pod uwagę zarówno przeszłość, jak i przyszłość. 

Nosimy w sobie dzia

łanie naszych czynów z przeszłości i w ten sposób jesteśmy 

niewolnikami przesz

łości, ale panami przyszłości. Jeżeli chcemy dobrze na nią wpłynąć, 

powinni

śmy wciągać do naszej księgi życia możliwie korzystne pozycje.

My

śl, że nie czynimy nic nadaremnie, że wszystko mieć będzie swoje znaczenie, swój 

wp

ływ na przyszłość, daje nam uczucie wielkości i potęgi. Prawo to nie przygniata nas, 

lecz przeciwnie, nape

łnia nadzieją. Prawo karmy jest jednym z najpiękniejszych darów 

wiedzy duchowej, 

źródłem wielu radości dzięki perspektywom przyszłości, jakie przed 

nami otwiera. Wskazuje nam prac

ę w harmonii z tym prawem, nie zawiera niczego, co 

mog

łoby uczynić człowieka smutnym, co mogłoby zabarwić pesymistycznie świat, dodaje 

nam skrzyde

ł przez myśl, że stajemy do współpracy z siłami, które kierują rozwojem 

świata. W takie uczucia przeobraża się w nas poznane prawo karmy.
Gdy jaki

ś człowiek cierpi, często mówi się: "Zasłużył na swoje cierpienie, niechaj dźwiga 

swoj

ą karmę. Jeżeli mu zacznę pomagać, to naruszę porządek karmy". Naturalnie, że 

takie stanowisko nie ma sensu. Jego n

ędza, jego nieszczęście są wywołane poprzednim 

wcieleniem, ale je

żeli mu pomogę, to moja pomoc wniesie nowy, korzystny czynnik w 

jego 

życie. Pomagam mu tym samym pójść do przodu. Tak samo przecież byłoby 

niem

ądrze powiedzieć kupcowi, którego można by uchronić od bankructwa jakąś sumą 

pieni

ędzy: "Nie, to by naruszyło twój bilans!". Przeciwnie, to jest właśnie powód, żeby 

dopomóc cz

łowiekowi, pomagać mu z całą ufnością, gdyż dzięki prawom karmicznym 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (3 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

żaden czyn nie pozostanie bez znaczenia. Stąd powinna płynąć podnieta do 
prawdziwego dzia

łania.

S

ą ludzie, którzy zwalczają prawo karmy z punktu widzenia chrześcijaństwa. Niektórzy 

teologowie mówi

ą, że nie mogą uznać prawa karmy, bo przeczy zasadzie odkupienia 

przez 

śmierć. Z drugiej zaś strony są także teozofowie, którzy twierdzą, że prawo karmy 

stoi w sprzeczno

ści z zasadą odkupienia. Twierdzą, że pomoc, którą jedna, jedyna Istota 

Zbawiciela ludziom wy

świadcza, nie da się pogodzić z karmą. Ani jedni, ani drudzy nie 

maj

ą słuszności. Ani jedni, ani drudzy nie zrozumieli prawa karmy.

Wyobra

źmy sobie, że spotkaliśmy jakiegoś bardzo biednego człowieka. Sami jesteśmy w 

lepszym po

łożeniu i możemy mu pomóc. Pomoc ta wnosi w jego rachunek życiowy nową 

pozycj

ę. Ktoś, kto rozporządza jeszcze większym zakresem możliwości, będzie mógł 

pomóc dwojgu ludziom, b

ędzie mógł wpłynąć na karmę dwóch osób. Jeszcze możniejszy 

dopomo

że dziesięciu czy stu, a najpotężniejszy niezliczonej ilości ludzi. Nie ma w tym nic 

sprzecznego z zasad

ą karmicznych związków. Prawidłowość i ścisłość, z jaką działa na 

cz

łowieka to prawo, pomaga nam zrozumieć, że taka pomoc wpływa rzeczywiście na los 

cz

łowieka. Mówiliśmy nieraz, w jakiej potrzebie była ludzkość w chwili, gdy Istota 

Chrystusa zst

ąpiła na plan fizyczny. Śmierć Zbawiciela na krzyżu była pomocą, która 

zmieni

ła karmę niezliczonej ilości ludzi. Nie ma żadnych rozbieżności pomiędzy dobrze 

rozumian

ą ezoteryką chrześcijańską a właściwie interpretowaną wiedzą duchową. 

Mi

ędzy prawami chrześcijaństwa i prawami wiedzy duchowej panuje głęboka harmonia i 

nic nie zmusza nas do porzucenia idei odkupienia.

Wnikniemy w prawo karmy g

łębiej jeszcze niż dotąd, gdy przejdziemy do rozważania 

rozwoju ludzko

ści i całej Ziemi. Przytaczaliśmy niektóre fakty, które miały nam ułatwić 

zrozumienie tego prawa. Niejedno zrozumiemy jeszcze lepiej, gdy przejdziemy do 
ewolucji ludzko

ści i to nie tylko w okresie istnienia naszego ziemskiego globu, ale także 

przez inne stany planetarne, które stanowi

ły inne wcielenia Ziemi. Cofając się w 

zamierzch

łą przeszłość i równocześnie spoglądając w bardzo daleką przyszłość, 

b

ędziemy mogli uzupełnić nasze wiadomości o karmie.

Na pocz

ątek poznamy jeszcze jeden ważny fakt. Wyjaśniliśmy sobie, że postać ludzka, 

na któr

ą patrzą nasze oczy, czyli ciało fizyczne, jest wytworem wyższych części 

sk

ładowych natury ludzkiej; że ciało eteryczne, astralne, jaźń, aż do najwyższego 

ogniwa, nazwanego Atma, pracuj

ą nad naszym ciałem. Otóż te człony naszej natury nie 

stoj

ą na jednym poziomie, nie mają tej samej wartości w ludzkiej naturze. Już zwykła 

obserwacja wystarcza, aby zrozumie

ć, że ciało fizyczne jest w gruncie rzeczy 

najdoskonalszym ogniwem naszej natury. We

źmy np. kawałek kości udowej. Nie jest to 

wcale twarda, zbita masa kostna, lecz kunsztowna budowla jakby przeplataj

ących się 

belkowa

ń. Kto pogrąży się w zadumie nad tą cząstką ludzkiego szkieletu, nie tylko 

rozumowo, ale tak

że uczuciem, tego ogarnie podziw nad ogromem mądrości, która się 

tam przejawia. Zosta

ła tu użyta tylko niezbędna ilość materiału, jakiej trzeba było użyć, 

aby zgodnie z zasad

ą maksymalnych momentów wytrzymałości udźwignąć ciężar 

tu

łowia. Najbardziej wyrafinowana sztuka inżynierska, najsubtelniejsze wyliczenia przy 

konstrukcji mostów nie dorównuj

ą mądrości, która stwarza coś podobnego w naturze!

Je

żeli spojrzeć na ludzkie serce nie tylko okiem anatoma i fizjologa, to i w nim widzimy 

wyraz wy

ższej mądrości. Nie wyobrażajmy sobie, że nasze ciało astralne doszło już 

obecnie w swoim rozwoju do tego poziomu co nasze fizyczne serce. Serce jest 
kunsztownym, przenikni

ętym mądrością organem; ciało astralne skłania człowieka w 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (4 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

swej 

żądzy do zalewania tego serca przez dziesiątki lat trucizną, a serce przez dziesiątki 

lat to wytrzymuje. Dopiero w przysz

łości, na dalszych stopniach rozwoju, ciało astralne 

znajdzie si

ę również na takim poziomie, na jakim dzisiaj znajduje się ciało fizyczne, a 

potem b

ędzie wyżej rozwinięte niż ciało fizyczne. Ale dziś ono właśnie jest 

najdoskonalsze. Mniej doskona

łe jest już ciało eteryczne, a jeszcze mniej astralne. 

Najm

łodszym zaś "dzieciątkiem" z nich wszystkich jest jaźń.

Cia

ło fizyczne, w takiej formie, jaką obecnie stanowi, jest najstarszym ogniwem natury 

ludzkiej, najd

łużej nad nim pracowano. Dopiero gdy osiągnęło określony stopień rozwoju, 

przenikn

ęło je ciało eteryczne. Przez pewien czas te dwa ciała działały razem, potem 

do

łączyło się ciało astralne a wreszcie i jaźń, która jednak ma osiągnąć w przyszłości 

jeszcze nie przeczuwane dzisiaj wy

żyny.

Podobnie jak cz

łowiek inkarnuje się wielokrotnie, tak i nasza Ziemia przechodziła przez 

szereg wciele

ń i czeka ją dalsza droga, bo prawu reinkarnacji podlega cały kosmos. 

Ziemia, a 

ściślej to, co dzisiaj nazywamy Ziemią, jest reinkarnacją dawniejszych planet i 

mo

żemy odnaleźć trzy takie inkarnacje Ziemi, które poprzedziły obecną.

Zanim Ziemia sta

ła się tym, czym jest teraz, była tym, co w wiedzy tajemnej - nie w 

astronomii - nazywamy Ksi

ężycem. Dzisiejszy Księżyc to niby wypalony żużel, który 

Ziemia odrzuci

ła, nie mogąc go na razie użyć. Gdybyśmy mogli złączyć w jedno 

dzisiejszy Ksi

ężyc i dzisiejszą Ziemię, z wszystkimi substancjami i istotami, a potem 

wymiesza

ć, to otrzymalibyśmy ten dawny Księżyc znany wiedzy tajemnej - poprzednika 

Ziemi. To, co dzi

ś stanowi Ziemię, jest właśnie tym, co pozostało z dawnego Księżyca po 

odrzuceniu dzisiejszego Ksi

ężyca jako niepotrzebnego w obecnym stadium rozwoju 

żużlu.
Tak jak dzisiejszy Ksi

ężyc jest odrzuconą pozostałością dawnej księżycowej inkarnacji 

Ziemi, podobnie dzisiejsze S

łońce, które widzimy na niebie, pochodzi z jeszcze 

wcze

śniejszego wcielenia Ziemi. Zanim Ziemia była dawnym Księżycem, przeszła przez 

okres zwany w wiedzy tajemnej s

łonecznym. Ta ówczesna Ziemia, którą nazywamy 

dawnym S

łońcem, składała się ze wszystkich substancji i istot, które dziś stanowią 

S

łońce, Księżyc i Ziemię. To pierwotne Słońce musiało uwolnić się od elementów, 

których na wy

ższym poziomie nie mogło w sobie zatrzymać, od istot i substancji, które 

stanowi

ą dzisiejszy Księżyc i Ziemię. Dzięki temu stało się gwiazdą stałą. Badacz wiedzy 

duchowej nie s

ądzi, że gwiazda stała była już taką od początku; Słońce dopiero po 

okresie, w którym by

ło planetą, osiągnęło stopień gwiazdy stałej.

S

łońce, na które dziś spoglądamy, było niegdyś złączone z Ziemią i zawierało w sobie 

wiele istot, stoj

ących wyżej niż ziemskie istoty, podczas gdy w obecnym Księżycu mamy 

znowu najgorsze cz

ęści tego, co dawniej było wspólne. Dlatego jest on tym odrzuconym 

żużlem. Księżyc jest planetą w upadku, Słońce zaś planetą podniesioną o stopień wyżej.
Wcielenie naszej Ziemi, zwane dawnym S

łońcem lub okresem słonecznym, poprzedzał 

jeszcze inny okres bytu, zwany dawnym Saturnem. Mo

żna więc wyodrębnić następujące 

po sobie wcielenia: Saturn, S

łońce, Księżyc i wreszcie jako czwarty - Ziemia. Gdy nasi 

przodkowie rozwijali si

ę w okresie Saturna, działał w nich tylko pierwiastek fizyczny; w 

okresie s

łonecznym dołączyło się ciało eteryczne; w okresie księżycowym - astralne; na 

naszej Ziemi - ja

źń.

Z wyk

ładu pod tytułem "Krew to sok bardzo osobliwy" widzimy, jak głęboko związana jest 

ja

źń z naszą krwią. Nie mogło być krwi w organizmie ludzkim przed zainkarnowaniem się 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (5 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

ja

źni. Czerwona krew ludzka związana jest ściśle z rozwojem okresu ziemskiego. Nie 

mog

łaby jednak powstać, gdyby Ziemia w swoim rozwoju nie zetknęła się z inną planetą, 

a mianowicie z Marsem. Przedtem nie by

ło na Ziemi żelaza, nie było żelaza we krwi - w 

ogóle nie by

ło takiej krwi, jaka jest dzisiaj człowiekowi niezbędna do życia. W pierwszej 

po

łowie okresu ziemskiego wpływ Marsa jest miarodajnym czynnikiem w planetarnym 

rozwoju Ziemi, podobnie jak w drugiej po

łowie wpływ Merkurego.

Mars obdarzy

ł Ziemię żelazem; Merkury stopniowo wyzwala duszę ludzką, czyni ją coraz 

bardziej niezale

żną. Wiedza tajemna zaznacza to oddziaływanie obu planet, dzieląc 

rozwój Ziemi na dwie po

łowy: Marsa i Merkurego. Inne nazwy planet oznaczają całe 

planety, Ziemi

ę natomiast nazywają ezoterycy często Mars-Merkury. Nie mają przy tym, 

oczywi

ście, na myśli ciał niebieskich, znanych dziś pod tymi nazwami, tylko siły, które 

wywiera

ły swój wpływ na obydwie części ziemskiego rozwoju.

W przysz

łości Ziemia ponownie się wcieli; najbliższe wcielenie Ziemi nazywamy okresem 

Jowisza. Cia

ło astralne będzie już wtedy na takim poziomie rozwoju, że nie będzie wrogo 

przeciwstawia

ć się ciału fizycznemu tak jak dzisiaj. Nie będzie to jednak najwyższy 

stopie

ń rozwoju ciała astralnego. Dzisiejszy poziom fizycznego organizmu osiągnie 

wówczas cia

ło eteryczne. Będzie ono mieć wówczas poza sobą trzy okresy planetarne, 

tak jak dzisiejsze cia

ło fizyczne.

Cia

ło astralne dojdzie do stopnia rozwoju dzisiejszego ciała fizycznego dopiero w 

nast

ępnych okresach planetarnych, a mianowicie wtedy, gdy będzie miało za sobą okres 

Ksi

ężyca, Ziemi, Jowisza i znajdzie się w okresie, który wiedza duchowa oznacza nazwą 

Wenus. W ostatnim okresie planetarnym, w tzw. okresie Wulkana, ja

źń nasza osiągnie 

swój najwy

ższy poziom. Tak więc przyszłe wcielenia Ziemi to: Jowisz, Wenus, Wulkan. 

Ślady tych nazw odnajdujemy w nazwach dni tygodnia.
By

ł czas, kiedy nazwy wszystkiego, co ludzi obecnie otacza, pochodziły od 

wtajemniczonych. Dzi

ś zatraciliśmy już głębokie odczucie związku, jaki zachodzi między 

nazw

ą a rzeczą nazwana. Otóż nazwy dni tygodnia miały być przypomnieniem ewolucji, 

jak

ą ludzie przechodzą poprzez kolejne wcielenia Ziemi.

Zacznijmy od soboty. Jest to dzie

ń Saturna, czego ślad został w języku angielskim 

saturday. Niedziela, po niemiecku Sonntag (Sonnentag) - dzie

ń Słońca. Poniedziałek, po 

niemiecku Montag (Mondtag) - dzie

ń księżyca, po angielsku monday. Potem Mars i 

Merkury, dwa stany naszego ziemskiego rozwoju. Wtorek jest to dzie

ń Marsa, po włosku 

martedi, po francusku mardi. 

Środa to dzień Merkurego, po włosku mercoledi, po 

francusku mercredi. Tacyt mówi o dniu Wotana u Germanów. Wotan jest tylko inn

ą 

nazw

ą Merkurego. Po angielsku mamy dziś jeszcze wednesday. Potem dzień Jowisza - 

czwartek, po w

łosku giovedi, francuskie jeudi. Jowiszowi odpowiada w germańskiej 

mitologicznej terminologii Donar, st

ąd Donnerstag. Potem dzień Wenus, włoskie venerdi, 

francuskie vendredi, niemieckie Freitag. Wenus to starogerma

ńska bogini Freja.

W nazwach dni tygodnia mamy wi

ęc przypomnienie okresów rozwojowych Ziemi poprzez 

kolejne jej wcielenia.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (6 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

VIII

Teraz rozpatrzymy kolejne wcielenia Ziemi - stan Saturna, S

łońca i Księżyca. Musimy 

zda

ć sobie sprawę, że te kolejne inkarnacje konieczne były dla rozwoju związanych z 

Ziemi

ą istot, a szczególnie człowieka, gdyż rozwój człowieka związany jest bezpośrednio 

z rozwojem Ziemi.

Wyrobimy sobie w

łaściwe pojęcie o tych kolejnych przeobrażeniach Ziemi, gdy zdamy 

sobie spraw

ę, jakim zmianom podlega w ciągu ewolucji człowiek, którego znamy tylko w 

dzisiejszej postaci. Przede wszystkim rozwa

żymy, jakie zmiany zaszły w stanach 

świadomości człowieka. Wszystko na świecie podlega ewolucji, tak samo i nasza 

świadomość musiała rozwijać się stopniowo.
Nasz

ą dzisiejszą świadomość nazywamy przedmiotową albo dzienną świadomością 

czuwania. Znamy j

ą wszyscy z codziennego doświadczenia, jakie czynimy od chwili 

przebudzenia a

ż do zaśnięcia. Na czym właściwie polega ten stan świadomości? Otóż 

cz

łowiek swoimi zmysłami zwraca się ku światu zewnętrznemu i postrzega otaczające go 

przedmioty. Dlatego mówimy o 

świadomości przedmiotowej.

Cz

łowiek patrzy w otaczającą go przestrzeń i widzi pewne przedmioty, które posiadają 

okre

ślone kolory. Słyszy w przestrzeni przedmioty, od których rozchodzi się dźwięk. 

Mo

że ich również dotykać i spostrzega, że są ciepłe lub zimne; może je wąchać i 

smakowa

ć. Następnie człowiek myśli o tym, co postrzega zmysłami. Przy pomocy 

rozumu stara si

ę pojąć te przedmioty. Te właśnie postrzeżenia i pojęcia, jakie wytwarza 

sobie na ich podstawie, stanowi

ą dzienną świadomość czuwania, ten współczesny stan 

świadomości. Nie zawsze miał człowiek taką właśnie świadomość. Wykształciła się ona 
dopiero z biegiem czasu i nie pozostanie taka na zawsze, lecz przeobrazi si

ę w wyższe 

stany 

świadomości.

Przy pomocy 

środków, jakimi dysponuje wiedza duchowa, prześledźmy najpierw siedem 

stanów 

świadomości. Nasza obecna świadomość znajduje się pośrodku. Poprzedzają ją 

trzy inne stany, a w przysz

łości mamy przed sobą również trzy dalsze.

Mo

że to niektórych dziwić, że znajdujemy się w samym środku. Otóż pierwszy z tych 

stanów 

świadomości był poprzedzony przez inne, które jednak nie są już dostępne 

naszemu duchowemu ogl

ądowi. Podobnie po siódmym nastąpią inne, również 

niedost

ępne dla nas dzisiaj. Nasz wzrok sięga wstecz równie daleko jak przed siebie. 

Gdyby

śmy znajdowali się na stopniu poprzednim, moglibyśmy wzrokiem ogarnąć o jeden 

wi

ęcej stan świadomości wstecz, ale też o jeden mniej przed sobą. Podobnie jak 

wyszed

łszy w pole, możemy dojrzeć równie daleko w prawo jak w lewo.

Spróbujmy okre

ślić te siedem stanów świadomości. Najpierw niezmiernie głucha, 

pierwotna 

świadomość, dziś prawie zupełnie nieznana człowiekowi. Tylko ludzie o 

szczególnych zdolno

ściach medialnych mogą dziś przeżywać ten stan świadomości, 

który niegdy

ś, w okresie saturnowym, był udziałem wszystkich. Dzisiaj wyjątkowo 

wra

żliwe media dochodzą do tego stanu wtedy, gdy wszelkie inne stany świadomości są 

u nich w u

śpieniu, zamierają. Gdy potem to wspominają albo też podczas tego stanu 

rysuj

ą lub opisują, wychodzą na jaw jedyne w swoim rodzaju przeżycia, niepodobne w 

niczym do czegokolwiek, co si

ę wokół nas dzieje. Rysunki powstałe w tym stanie, 

chocia

ż bywają dziwaczne i wypaczone, jednak w ogólnym zarysie zgodne są z tym, co 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (1 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

nazywamy w wiedzy duchowej kolejnym stanem kosmosu. Cz

ęsto są bardzo 

zniekszta

łcone i nieścisłe, jednak i wtedy można poznać, że ludzie ci znajdowali się w 

stanie niezmiernie st

łumionej, ale uniwersalnej świadomości. Widzieli ciała niebieskie i 

dlatego je rysuj

ą.

Tak

ą właśnie stłumioną świadomość, ale za to ogarniającą cały kosmos, miał człowiek w 

okresie pierwszego wcielenia Ziemi. Jest to tak zwana 

świadomość głębokiego transu. W 

otoczeniu naszym s

ą istoty, które dziś jeszcze mają taką świadomość, są to minerały. 

Gdyby

śmy mogli z nimi rozmawiać, dowiedzielibyśmy się, co dzieje się na Marsie i w 

innych punktach kosmosu. 

Świadomość minerału jest jednak zupełnie stłumiona.

Drugi stan 

świadomości, który znamy, chociaż bardzo niedokładnie, to stan świadomości 

snu. Ten stan 

świadomości nie ogarnia tak wiele jak poprzedni. Jest to jeszcze bardzo 

g

łucha świadomość, można ją jednak nazwać jasną w porównaniu z poprzednią. W tym 

stanie snu pogr

ążeni byli ludzie słonecznym okresie bytu Ziemi Można powiedzieć, że 

wówczas przodkowie nasi ci

ągle spali. Jeszcze dziś istnieje ten rodzaj świadomości. 

Maj

ą go rośliny. Są one istotami, które ciągle śpią. Mogłyby one - gdyby potrafiły mówić - 

opowiedzie

ć nam, co dzieje się na Słońcu, gdyż mają one świadomość słoneczną.

Trzeci stan, ci

ągle jeszcze niejasnej i stłumionej świadomości w porównaniu do tej, którą 

mamy na jawie, to 

świadomość obrazowa, o której możemy już mieć dokładniejsze 

poj

ęcie, gdyż w marzeniach sennych mamy echo tego stanu, jakkolwiek sny są tylko 

szcz

ątkową pozostałością tego, co w okresie księżycowym stanowiło świadomość 

wszystkich ludzi. Dobrze jednak odwo

łać się do snu, aby otrzymać obraz świadomości 

ksi

ężycowej.

W snach znajdujemy wprawdzie co

ś chaotycznego, nielogicznego, ale przy dokładnej 

obserwacji to zagmatwanie stwarza jednak pewn

ą wewnętrzną prawidłowość.

Sen jest niezwykle symboliczny. W moich wyk

ładach często przytaczałem wzięte z życia 

przyk

łady. Śnicie, że biegniecie za zieloną żabką, aby ją złapać, czujecie w dłoni jej 

mi

ękkie, gładkie ciało; budzicie się i macie w ręku róg poszewki od pościeli. Gdybyście 

pos

łużyli się dzienną świadomością, widzielibyście, jak wasza ręka ujmuje pościel. 

Świadomość snu daje wam symbol zewnętrznej czynności, formuje obraz zmysłowy z 
tego, co dzienna 

świadomość widzi jako realny fakt.

A oto inny przyk

ład. Pewien student śni, że stoi u drzwi audytorium, ktoś go popycha, 

wywi

ązuje się sprzeczka i awantura. Od słowa - aż do wyzwania. Dalsze wypadki 

rozwijaj

ą się błyskawicznie, aż wreszcie w towarzystwie sekundantów i lekarza student 

udaje si

ę na miejsce pojedynku. Pada pierwszy strzał. W tym momencie budzi się i widzi, 

że przewrócił stojący przy łóżku stołek. Na jawie usłyszałby po prostu stuk padającego 
krzes

ła; sen usymbolizował to proste wydarzenie, nadając mu dramatyczne cechy 

pojedynku. Widzimy na podstawie tego przyk

ładu, że we śnie czas biegnie inaczej. Przez 

krótk

ą chwilę, gdy upadało krzesło, w świadomości sennej rozegrał się cały dramat; 

wszystko, co by

ło potrzebne jako przygotowanie, nastąpiło w jednej chwili. Sen cofnął się 

w czasie, nie kr

ępują go warunki świata zewnętrznego. Czas to jego żywioł, materiał, w 

którym sen tworzy.

Sen potrafi usymbolizowa

ć w ten sposób nie tylko zewnętrzne wrażenia, ale także 

wewn

ętrzne procesy, jakie zachodzą w organizmie. Człowiek śni np., że jest w jakimś 

lochu, 

że obłażą go wstrętne pająki; budzi się z bólem głowy. Własna czaszka 

przedstawia

ła mu się we śnie symbolicznie jako loch, ból zaś jako pająki.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (2 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Sen dzisiejszego cz

łowieka symbolizuje zarówno wydarzenia zewnętrzne, jak i 

wewn

ętrzne. Inaczej było w okresie księżycowym. W tym trzecim stanie świadomości 

życie człowieka upływało całkowicie wśród takich obrazów, jakie pojawiają się w 
dzisiejszych snach. Obrazy te by

ły jednak wyrazem rzeczywistości. Wyrażały 

rzeczywisto

ść zupełnie tak samo, jak dzisiaj realna jest np. błękitna barwa. Wówczas 

jednak barwa swobodnie unosi

ła się w przestrzeni, nie była przywiązana do 

przedmiotów. Dzi

ś człowiek wychodzi na ulicę, z daleka widzi innego człowieka, 

przygl

ąda mu się, zbliża się do niego - taka sytuacja nie była możliwa przy tamtym stanie 

świadomości, gdyż istot ukształtowanych w ten sposób, że są niejako powleczone na 
powierzchni barw

ą, człowiek nie mógł wówczas postrzegać; pomijając już to, że nie mógł 

chodzi

ć w taki sposób jak dziś. Ale przypuśćmy, że człowiek w okresie księżycowym 

spotyka

ł się z innym człowiekiem - w tej samej chwili powstawał przed nim obraz z 

unosz

ących się swobodnie w przestrzeni barw i kształtów. Jeżeli ten obraz był 

odpychaj

ący, człowiek ustępował z drogi, żeby się z nim nie spotkać. Jeżeli był piękny, 

wtedy zbli

żał się do niego. Odpychający obraz oznaczał, że ten drugi człowiek żywi ku 

niemu nieprzyjazne uczucia; pi

ękny, że go kocha.

Przypu

śćmy, że w okresie księżycowym istniała np. sól. Dziś widzimy ją jako przedmiot w 

przestrzeni, jako ziarnisty proszek o okre

ślonej barwie. Wtedy reagowalibyśmy inaczej. 

Nie mogliby

śmy jej widzieć. Natomiast wokół miejsca, gdzie znajdowałaby się sól, 

unosi

łby się w powietrzu obraz, splot barw i kształtów, oznaczający, że sól jest 

po

żyteczna dla człowieka. W ten sposób cała świadomość człowieka wypełniona była 

przep

ływającymi obrazami barw i kształtów. Człowiek żył w morzu barw i kształtów. 

Obrazy form i barw okre

ślały to, co działo się wokół, przede wszystkim w dziedzinie 

duszy, co by

ło dla niej pożyteczne lub szkodliwe. Właśnie te obrazy umożliwiały 

cz

łowiekowi prawidłową orientację.

Świadomość ta, w okresie gdy dawny Księżyc reinkarnował się jako obecna Ziemia, 
przeobrazi

ła się w stan, który nazywamy dzisiaj świadomością dzienną. Pozostałość 

poprzedniego stanu zachowa

ła się jedynie w sennych marzeniach. Jest to tylko 

pozosta

łość, analogiczna do szczątkowych śladów, jakie pozostawiają po sobie inne 

zjawiska. Tak np. mamy w okolicy ucha mi

ęśnie, które dziś wydają się bezcelowe. 

Dawniej mia

ły one znaczenie, służyły mianowicie do tego, aby dowolnie poruszać uchem; 

dzi

ś mało kto potrafi tego dokonać. Istnieją też u dzisiejszego człowieka stany, które są 

pozosta

łością dawnej normalnej organizacji. Obrazy, które dziś nic nie znaczą, miały 

dawniej swoje znaczenie, odpowiada

ły wówczas światu zewnętrznemu. Dzisiaj podobną 

świadomość obrazową mają jeszcze wszystkie zwierzęta, które nie mogą wydawać głosu 
z wn

ętrza organizmu. Trzeba wiedzieć, że wiedza tajemna dzieli zwierzęta zupełnie 

inaczej ni

ż zewnętrzna wiedza przyrodnicza; mianowicie na takie, które wydają głos ze 

swego wn

ętrza i takie, które tego nie potrafią. Wprawdzie wiele zwierząt niższych wydaje 

żne odgłosy, ale powstają one w sposób mechaniczny, nie pochodzą z wnętrza 

organizmu; nawet 

żaba nie wydaje dźwięków ze swojego wnętrza. Dopiero wyższe 

zwierz

ęta, które powstały wówczas, kiedy człowiek umiał już dźwiękiem wyrażać ból i 

rado

ść, obdarzone zostały możliwością wyrażania głosem i krzykiem tych doznań. Otóż 

wszystkie zwierz

ęta pozbawione tej możliwości mają jeszcze świadomość obrazową, nie 

widz

ą one obrazu ograniczonego różnicą barw, tak jak my. Jeżeli do świadomości 

którego

ś z niższych zwierząt, np. raka, dociera obraz, który sprawia na nim przykre 

wra

żenie, to zwierzę usuwa się z drogi, nie widząc przedmiotu, od którego ucieka; 

szkodliwo

ść tego przedmiotu poznaje jednak po odpychającym obrazie, który mu się 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (3 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

ukazuje.

Czwarty stan 

świadomości jest dziś właściwy wszystkim ludziom. Barwy, poprzednio 

swobodnie unosz

ące się w przestrzeni, układają się niejako na przedmiocie, oblekają jak 

gdyby ten przedmiot, okre

ślają jego granice. Dawniej unosiły się swobodnie, teraz 

objawiaj

ą się na przedmiotach. W ten sposób to, co było wewnętrznym przeżyciem 

cz

łowieka, wyszło na zewnątrz i przywarło, jeśli się tak można wyrazić, do przedmiotu. 

Cz

łowiek zaś zdobył dzięki temu swoją dzisiejszą świadomość dzienną – świadomość 

jawy.

A teraz rozwa

żmy coś innego. Wspomnieliśmy już, że praca nad utworzeniem fizycznego 

organizmu cz

łowieka rozpoczęła się w okresie dawnego Saturna. W okresie dawnego 

S

łońca przyłącza się ciało eteryczne, czyli życiodajne. Przeniknęło ono organizm fizyczny 

i pracowa

ło nad jego dalszym rozwojem. W okresie księżycowym przybyło ciało astralne, 

które znowu zmieni

ło postać ciała. W okresie Saturna ciało nasze było niezmiernie 

proste; w okresie s

łonecznym było ono już bardziej złożone, gdyż zostało przepracowane 

dzi

ęki dołączeniu się ciała eterycznego, które współdziałało w jego rozwoju. W okresie 

ksi

ężycowym doskonaliło je w dalszym ciągu ciało astralne, na Ziemi zaś - jaźń. W epoce 

Saturna, kiedy cia

ło fizyczne nie było jeszcze przeniknięte ciałem eterycznym, nie było w 

nim tych wszystkich organów, które mamy dzisiaj. Nie by

ło ani krwi, ani nerwów, ani 

żadnych narządów wewnętrznego wydzielania. Człowiek miał wówczas - i to dopiero w 
zal

ążku - te organy, które dziś są najdoskonalsze, gdyż miały czas, by dojść w swym 

rozwoju do dzisiejszej doskona

łości. Są to wspaniale zbudowane organy naszych 

zmys

łów.

Cudownie zbudowane oko ludzkie, wspania

ły aparat ludzkiego ucha dopiero dziś 

osi

ągnęły swą pełną doskonałość. Wyłonione z substancji dawnego Saturna, 

doskonalone by

ły kolejno przez ciało eteryczne, astralne i wreszcie przez jaźń. Również 

krta

ń powstała w okresie Saturna, wówczas jednak człowiek nie umiał jeszcze mówić. W 

okresie ksi

ężycowym zaczął wydawać nieartykułowane tony i krzyki, ale dopiero dzięki 

d

ługiemu, stopniowemu doskonaleniu krtań mogła dojść do tego poziomu doskonałości, 

w jakiej dzi

ś występuje na Ziemi. Na dawnym Słońcu, gdzie doszło ciało eteryczne, 

kszta

łtowały się dalej wszystkie narządy zmysłowego postrzegania zapoczątkowane na 

Saturnie, poza tym przyby

ły jeszcze narządy wydalania i odbudowywania, które służą 

od

żywianiu i rośnięciu. Ich rozwój zapoczątkowany został na Słońcu, potem 

opracowywa

ło je ciało astralne na Księżycu i jaźń na Ziemi. Są to np. wszystkie gruczoły 

wydzielania wewn

ętrznego, narządy uczestniczące w procesach wzrostu. Następnie 

powsta

ł na Księżycu, dzięki przyłączeniu się ciała astralnego, zaczątek systemu 

nerwowego. Cz

łowiek miał wtedy świadomość obrazową. Czynnikiem, który umożliwił 

rozwój 

świadomości przedmiotowej, co jednocześnie pozwoliło człowiekowi na wyrażanie 

rado

ści i bólu głosem ze swego wnętrza, a więc czynnikiem kształtującym jaźń człowieka, 

by

ła krew.

W ten sposób ca

ły wszechświat brał udział w budowie naszych organów zmysłowych; 

natomiast narz

ądy hormonalne, organy służące odżywianiu i rozmnażaniu, powstały 

dzi

ęki ciału eterycznemu na dawnym Słońcu. Ciało astralne zbudowało na dawnym 

Ksi

ężycu system nerwowy, a nasza jaźń, już na Ziemi, krew. Istnieje zjawisko nazwane 

niedokrwisto

ścią lub anemią. W krańcowym wypadku krew dochodzi do takiego stanu, w 

którym nie mo

że już utrzymać w człowieku dziennej świadomości. Wpada się wtedy w 

stan przy

ćmionej, zamglonej świadomości, podobnej do tej, którą posiadaliśmy w okresie 

ksi

ężycowym.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (4 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

A teraz spójrzmy jeszcze na trzy stany 

świadomości, które dopiero nastąpią. Można 

zapyta

ć, w jaki sposób można je dzisiaj poznać? Wtajemniczony już dziś może osiągnąć 

te stany, wyprzedzaj

ąc ogólny rozwój ludzkości. Następnym stanem jest świadomość 

psychiczna

łącząca w sobie świadomość obrazową i dzienną świadomość jawy. W 

stanie 

świadomości psychicznej widzimy człowieka tak, jak teraz na jawie widzimy jego 

kszta

łty. Jednocześnie to, co żyje w jego duszy, staje przed nami w obrazach w postaci 

ob

łoku barw zwanego aurą. Mamy wtedy pełną kontrolę nad naszym przeżyciem, tak jak 

stan dzisiejszej 

świadomości dziennej daleki jest od sennych marzeń, które cechowały 

świadomość okresu księżycowego. W okresie planetarnym, który nastąpi po obecnym 
wcieleniu naszej Ziemi, w okresie Jowisza, 

świadomość psychiczna stanie się udziałem 

wszystkich ludzi.

Jest jeszcze szósty stan 

świadomości, który też kiedyś będzie powszechny. Połączy on 

dzisiejsz

ą świadomość dzienną z tym, co obecnie zna tylko wtajemniczony jako 

świadomość psychiczną, a ponadto z tym wszystkim, co człowiek przeżywa dzisiaj śpiąc. 
B

ędzie to świadomość inspiracyjna. Na tym etapie osiągnie głębokie zrozumienie natury 

żnych istot. Będziemy nie tylko spostrzegać barwy i kształty. Otaczające nas istoty 

przemówi

ą jeszcze dźwiękiem i tonem. Każda dusza ludzka uzyska swój indywidualny 

ton, a wszystko razem z

łączy się w jedną symfonię. Taką świadomość będą mieć ludzie, 

gdy nasza planeta przejdzie w stan Wenus. Ludzie prze

żywać będą wówczas harmonię 

sfer, któr

ą Goethe opisuje w prologu do "Fausta":

 

Jak od przedwieczy, S

łońca tony

Wtóruj

ą sfer siostrzanym grom,

A obieg jego wyznaczony

Zamyka swym gruchotem grom.

(t

łum. Artur Sandauer)

 

Gdy Ziemia przechodzi

ła okres słonecznej inkarnacji, do człowieka dochodziły niejasno 

te d

źwięki i tony, a w okresie Wenus będą one znowu dźwięczały i grały "jak od 

przedwieczy".

Siódmy stan 

świadomości człowieka to świadomość duchowa, najwyższa świadomość 

wszech

świata. Człowiek będzie widział nie tylko naszą planetę, ale całe otoczenie 

kosmiczne. 

Świadomość, którą człowiek miał już na Saturnie była wprawdzie 

przyt

łumiona, ale na swój sposób ogarniała już wtedy cały kosmos. Tę kosmiczną 

świadomość dołączy człowiek do wszystkich poprzednich w siódmym okresie inkarnacji 
naszej Ziemi, w okresie Wulkana.

Przechodz

ąc kosmiczne przeobrażenia człowiek musi rozwinąć te siedem stanów 

świadomości. Każda inkarnacja Ziemi wytwarza warunki, które umożliwiają takie stany 

świadomości. Tylko dlatego, że na Księżycu powstał zalążek naszego systemu 
nerwowego, który rozwin

ął się później w mózg, możliwy jest dzisiejszy stan dziennej 

świadomości. W trakcie rozwoju muszą powstać organy, dzięki którym wyższe stany 

świadomości, jakie dziś przeżywa w duszy wtajemniczony, będą mogły przejawiać się 
fizycznie.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (5 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Przechodzenie przez kolejne okresy planetarne daje cz

łowiekowi możliwość rozwoju. 

Ka

żde kolejne wcielenie naszej planety związane jest z rozwojem jednego z siedmiu 

stanów 

świadomości człowieka. To, co dzieje się w każdym okresie, jest budowaniem 

fizycznych organów dla stanów 

świadomości. W okresie Jowisza ludzkość będzie mogła 

pos

ługiwać się wysoko rozwiniętym organem świadomości psychicznej. W okresie 

Wenus powstanie organ, dzi

ęki któremu człowiek będzie mógł fizycznie rozwinąć 

świadomość, którą może mieć dziś wtajemniczony na planie dewahanu. Świadomość 
duchowa, która rozwinie si

ę w okresie Wulkana, odpowiadać będzie tej, jaką dziś ma 

wtajemniczony w wy

ższych sferach dewahanu - w świecie rozumowym.

B

ędziemy rozważać oddzielnie wymienione okresy planetarne, gdyż podobnie jak Ziemia 

mia

ła wcześniej zupełnie inną postać np. w okresie atlantyckim i lemuryjskim - a jeszcze 

inaczej b

ędzie wyglądała w przyszłych okresach rozwojowych - podobnie Księżyc, 

S

łońce, Saturn, Jowisz, Wenus i Wulkan przechodzą przez różne stany.

Poznali

śmy dzisiaj wielkie cykle planet, jutro zajmiemy się zmianami zachodzącymi na 

tych planetach, kiedy by

ły one miejscem rozwoju człowieka.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (6 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

IX

Lepiej zrozumiemy rozwój ludzko

ści w okresach planetarnych, jakie poprzedzały naszą 

Ziemi

ę, w okresach Saturna, Słońca i Księżyca, gdy raz jeszcze spojrzymy na człowieka 

pogr

ążonego we śnie, w sennych marzeniach.

Gdy cz

łowiek śpi, jasnowidzący widzi jego ciało astralne otaczające jaźń i unoszące się 

nad cia

łem fizycznym. Ciało astralne znajduje się wówczas poza ciałem fizycznym i 

eterycznym, ale pozostaje z nimi po

łączone. Wysyła ono w wielki organizm kosmosu 

promienie, pr

ądy, wychyla się niejako w kosmos. W śpiącym człowieku rozróżniamy ciało 

fizyczne, eteryczne i astralne, ale cia

ło astralne rozprzestrzenia się w wielki organizm 

astralny.

Gdyby

śmy wyobrazili sobie sytuację, że ludzie na planie fizycznym mają ciała 

przenikni

ęte tylko ciałem eterycznym, a ciało astralne z jaźnią unoszą się ponad nimi, 

mieliby

śmy stan, w jakim ludzkość znajdowała się w okresie księżycowym. Jednak w 

okresie dawnego Ksi

ężyca ciało astralne nie było tak bardzo oddzielone od fizycznego; 

równie silnie zanurza

ło się w ciało fizyczne jak i wybiegało w kosmos.

Je

żeli jednak wyobrazimy sobie stan, jaki zachodzi dzisiaj we śnie tak głębokim, że 

nawet obrazy marze

ń sennych nie przenikają do świadomości, to mamy stan 

świadomości w okresie dawnego Słońca. I jeżeli teraz wyobrazimy sobie, że człowiek 
umiera, a jego cia

ło eteryczne łącznie z astralnym i jaźnią opuszcza jego organizm, ale w 

taki sposób, 

że łączność nie zostaje całkowicie przerwana, że to, co przeszło na 

zewn

ątrz, co pogrążone jest w otaczającym kosmosie, zsyła na Ziemię swoje promienie i 

pracuje nad cia

łem fizycznym, to zrozumiemy stan, w jakim ludzkość znajdowała się na 

Saturnie.

Sam glob dawnego Saturna zawiera

ł tylko to, co stanowiło naszą fizyczność; otaczała go 

eteryczno-astralna atmosfera, w której pogr

ążone były ludzkie jaźnie.

Ludzie rzeczywi

ście istnieli już w okresie Saturna, ale stan ich świadomości był 

nies

łychanie przytłumiony. Zadaniem dusz ludzkich było ożywienie i utrzymanie 

aktywno

ści tego, co należało do nich na samym Saturnie. Pracowały z góry nad swoim 

cia

łem fizycznym. Podobnie jak ślimak, który wytwarza od zewnątrz swoją skorupę, tak i 

dusze pracowa

ły z zewnątrz nad zaczątkami organów ciała fizycznego. Opiszemy, jak się 

ta praca przedstawia

ła, jak wyglądał Saturn w tym czasie.

Mówi

łem już, że ukształtowały się tam w fizycznej cielesności zaczątki narządów 

zmys

łowych. Nad nimi to właśnie pracowały z zewnątrz, unosząc się w atmosferze 

Saturna, dusze ludzkie. Przebywa

ły one w przestrzeni otaczającej Saturna, w dole była 

ich pracownia; tam wytwarza

ły, działając z zewnątrz, prototypy oka, ucha i innych 

narz

ądów zmysłowych.

Jaka by

ła zasadnicza cecha żywiołu, który tworzył glob Saturna? Trudno to opisać, bo w 

naszej mowie brak odpowiednich wyra

żeń. Nasza mowa jest obecnie całkowicie 

zmaterializowana, dostosowana tylko do planu fizycznego. Jest jednak wyra

żenie, którym 

mo

żna do pewnego stopnia określić subtelną pracę, jaka dokonywała się na Saturnie: 

"odzwierciedla

ć się". Żywioł stanowiący glob Saturna miał własność odbijania całą masą 

tego, co przychodzi

ło z zewnątrz jako światło, dźwięk, smak, zapach. Wszystko to Saturn 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (1 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

odsy

łał z powrotem w kosmos, wszystko wracało odbite jak w zwierciadle. Możemy to 

porówna

ć z maleńkim odbiciem własnej postaci, jakie dostrzegamy w źrenicy innego 

cz

łowieka.

Unosz

ące się w otoczeniu Saturna dusze ludzkie postrzegały własne odbicie nie tylko w 

postaci barwnych obrazów. By

ły to wszelkiego rodzaju wrażenia: smakowe, węchowe, 

cieplne. Saturn dzia

łał jak zwierciadło. Żyjący w jego atmosferze ludzie promieniowali 

sw

ą własną istotą i z obrazów powstałych przez odbicie formowały się zaczątki narządów 

zmys

łowych; były to bowiem obrazy, które działały twórczo.

Wyobra

źmy sobie, że stoimy przed lustrem. Widzimy nasze własne odbicie, które 

zaczyna tworzy

ć; nie jest jedynie martwym obrazem, jak dzisiejsze odbicie w lustrze. 

Daje to pewne wyobra

żenie o twórczej działalności Saturna, o tym, jak ludzie żyli na 

Saturnie i dokonywali swej pracy.

Na globie Saturna odbywa

ł się twórczy proces, a dusze ludzkie pogrążone były w górze 

w stanie g

łębokiej świadomości transu, i nie wiedziały nic o odbiciach, które były ich 

udzia

łem. Ich przytłumiona świadomość ogarniała jednak cały wszechświat, który za 

po

średnictwem nieświadomych swego istnienia dusz ludzkich odzwierciedlał się w 

substancji Saturna. One same by

ły w duchowej substancji i nie miały samodzielności. 

By

ły tylko częścią duchowości otaczającej glob Saturna, nie mogły postrzegać duchowo. 

Istnia

ły jednak wyższe duchy, które mogły postrzegać przy ich pomocy. Dusze ludzkie 

stanowi

ły jakby organy tych duchów.

Saturna otacza

ł wówczas cały szereg wyższych istot. Były to duchy zwane w ezoteryce 

chrze

ścijańskiej posłańcami Boga: Aniołami, Archaniołami, Prasiłami, Potęgami. 

Wszystkie znajdowa

ły się w atmosferze Saturna. Tak jak ręka jest częścią organizmu, tak 

nasze dusze nale

żały do tych istot. Nie miały swojej własnej świadomości, podobnie jak 

r

ęka nie ma własnej, odrębnej świadomości. Pracowały świadomością wyższych duchów, 

wy

ższą świadomością kosmiczną i kształtowały w ten sposób obrazy narządów 

zmys

łowych, które po odbiciu od Saturna działały twórczo. Kształtowały też substancję 

Saturna. Nie powinni

śmy sobie wyobrażać, że substancja ta była równie gęsta jak nasze 

dzisiejsze cia

ła. Stan największego zagęszczenia w okresie Saturna był znacznie 

rzadszy od naszego dzisiejszego fizycznego powietrza; a jednak Saturn mia

ł też swój byt 

fizyczny, tylko 

że doszedł do stopnia zagęszczenia, który nazywamy ogniem, ciepłem, w 

którym dzisiejsza fizyka nie dostrzega 

żadnej materii. Dla wiedzy tajemnej ciepło jest 

jednak materi

ą, tylko jeszcze subtelniejszą niż gaz; jego cechą jest tendencja do coraz 

dalszego rozprzestrzeniania si

ę. Glob Saturna utworzony był właśnie z takiej subtelnej 

materii, mia

ł więc zdolność do rozprzestrzeniania się od wewnątrz, do wypromieniowania 

wszystkiego, odzwierciedlania. Takie cia

ło wypromieniowuje z siebie wszystko, nie dąży 

do tego, aby cokolwiek w sobie zatrzyma

ć.

Glob Saturna nie by

ł substancją jednolitą, można w nim było dostrzec pewne 

zró

żnicowanie, pewną konfigurację. Później organy Saturna przybrały kształt kulistych 

komórek, tylko 

że dzisiejsze komórki są bardzo drobne, zaś tamte kule były wielkie, a 

sk

ładający się z nich Saturn przypominał trochę olbrzymią malinę lub jeżynę. Na Saturnie 

nie mo

żna było jeszcze widzieć, gdyż odzwierciedlając odsyłał on z powrotem wszystko, 

co dociera

ło do niego z zewnątrz jako światło. Wewnątrz substancji Saturna panowała 

ca

łkowita ciemność i dopiero w końcowej fazie swojego rozwoju zaczął się trochę 

rozja

śniać. W otoczeniu jego atmosfery przebywały pewne wyższe duchy, które 

pomaga

ły w przygotowaniu powstających na Saturnie ludzkich narządów zmysłów. 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (2 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Dusze ludzkie nie by

ły jeszcze na tyle rozwinięte, by same mogły pracować; pracowały 

pod kierunkiem wy

ższych duchów.

Tak samodzielnie jak dzisiaj pracuje cz

łowiek, pracowały na Saturnie pewne istoty, które 

znajdowa

ły się wówczas na stopniu rozwoju odpowiadającym dzisiejszemu człowiekowi. 

Nie mog

ły wyglądać tak jak dzisiejszy człowiek, gdyż jedyną materią na Saturnie było 

ciep

ło; jednak ich inteligencja i stan świadomości były na poziomie dzisiejszego 

cz

łowieka, chociaż nie mogły utworzyć ani ciała fizycznego, ani mózgu. Przyjrzyjmy się 

im troch

ę bliżej. Człowiek na obecnym etapie rozwoju składa się z czterech członów: 

cia

ła fizycznego, eterycznego, astralnego i jaźni. Jaźń zawiera w zalążkach jeszcze 

wy

ższe ogniwa: duch jaźń, duch-życie i duch-człowiek (Manas, Buddhi i Atma). 

Najni

ższe, chociaż i najdoskonalsze w swoim rodzaju ogniwo naszej istoty na Ziemi, to 

cia

ło fizyczne. Potem następuje ciało eteryczne, następnie astralne i wreszcie jaźń. Są 

jednak istoty, których najni

ższym ogniwem jest ciało eteryczne. Ciało fizyczne nie jest im 

potrzebne, aby pracowa

ć w świecie zmysłów; mają za to inne, ósme ogniwo, wyższe od 

siódmego elementu naszej natury.

U innych znów istot cia

ło astralne jest najniższym członem, a za to przybywa im coś 

wy

ższego, ósme i dziewiąte ogniwo. I wreszcie są takie istoty, u których najniższym 

cz

łonem jest jaźń, a najwyższym dziesiąty człon.

U istot, których najni

ższym ogniwem jest jaźń mamy więc następujące człony:

 
ja

źń

duch-ja

źń (Manas)

duch-

życie (Buddhi)

duch-cz

łowiek (Atma)

 
Nast

ępnie dochodzi ósmy, dziewiąty i dziesiąty człon. Ezoteryka chrześcijańska nazywa 

je:

 
Duch 

Święty

Syn albo S

łowo

Ojciec

 
W literaturze teozoficznej nazywa si

ę je również trzema Logoi.

Istoty, których najni

ższym ogniwem jest jaźń, odegrały ważną dla nas rolę w okresie 

rozwojowym Saturna. Znajdowa

ły się wówczas na stopniu rozwoju odpowiadającym 

dzisiejszemu cz

łowiekowi. Warunki, które próbowaliśmy przedstawić opisując byt 

Saturna, warunki tak niepodobne do obecnych, by

ły właśnie terenem działalności ich 

ja

źni. Istoty te można by nazwać ludźmi Saturna. W tym znaczeniu były one "przodkami" 

dzisiejszych ludzi. Promieniowa

ły na powierzchnię Saturna swą najbardziej 

uzewn

ętrznioną istotą, jaźnią. Zaszczepiały jaźń w ciała fizyczne, które się tam tworzyły.

W ten sposób pracowa

ły one nad przygotowaniem ciała fizycznego, aby w przyszłości 

mog

ło stać się nosicielem jaźni. Takie ciało fizyczne, jakim został obdarzony dzisiejszy 

cz

łowiek, mogło przyjąć jaźń dopiero na czwartym stopniu rozwoju, na Ziemi. Zdolność 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (3 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

do przyj

ęcia jaźni musiała być jednak zaszczepiona naszemu ciału fizycznemu na 

Saturnie. Te istoty ja

źni okresu dawnego Saturna nazywane są również Duchami 

Egoizmu.

Egoizm ma dwie strony: dodatni

ą i ujemną. Gdyby nie egoizm, ustawicznie zaszczepiany 

na Saturnie i w nast

ępnych epokach planetarnych, człowiek nigdy nie stałby się 

samodzieln

ą istotą, która może mówić o sobie "ja". W naszej cielesności fizycznej istnieją 

si

ły zaszczepione jeszcze na Saturnie, które predestynują nas na istoty samodzielne, 

żniące się od wszystkich innych istot. Musiały nad tym pracować Asuras, Duchy 

Egoizmu.

S

ą dwa rodzaje tych duchów, jeżeli pominiemy drobne odmiany. Jedne z nich 

kszta

łtowały egoizm w kierunku szlachetnej niezależności - coraz wyższej i pełniejszej 

wolno

ści; jest to dodatni rodzaj egoizmu, niezależność. Duchy te prowadziły ludzkość 

przez wszystkie nast

ępne okresy planetarne; wychowywały nas ku samodzielności.

W ka

żdym okresie planetarnym są jednak i takie duchy, które nie dotrzymują kroku w 

ogólnym rozwoju, które cofaj

ą się, pozostają w miejscu, nie chcą rozwijać się dalej. I tu 

rozpozna

ć można działanie pewnego prawa, które mówi, że jeśli to, co najwyższe, 

upada, nie rozwija si

ę dalej, staje się czymś najgorszym.

Te z

łe duchy Saturna wypaczyły szlachetne poczucie wolności i przeobraziły je w coś 

przeciwnego. S

ą to właśnie duchy, które kuszą, uwodzą do szkodliwego, niskiego 

egoizmu. Jeszcze dzisiaj s

ą one w naszym otoczeniu. Wszystko, co jest złe, czerpie od 

nich si

ły.

Ka

żda planeta po dojściu do kresu swego rozwoju wraca do bytu czysto duchowego, 

znika niejako, wst

ępuje w okres snu, z którego wyłania się potem znowu do nowego 

wcielenia. Tak w

łaśnie było z Saturnem. Następną jego inkarnacją było dawne Słońce, 

które zawiera

ło w sobie wszystkie substancje oraz istoty duchowe stanowiące dzisiejsze 

S

łońce, Ziemię i Księżyc. Rozwój człowieka w okresie słonecznym zaznaczył się tym, że 

cia

ło eteryczne przeniknęło przygotowane na Saturnie ciało fizyczne. Fizyczność na 

S

łońcu jest bardziej zagęszczona niż na Saturnie, można by ją porównać ze stanem 

skupienia dzisiejszego powietrza. Formuj

ąca się fizyczna cielesność człowieka została 

wi

ęc w okresie słonecznym przeniknięta ciałem eterycznym. Ciało fizyczne stanowiło 

pewnego rodzaju cia

ło powietrzne, gazowe, podobnie jak w okresie Saturna było ciałem 

cieplnym. Cia

ło eteryczne człowieka zstąpiło na dół i złączyło się już z fizycznym, ale w 

atmosferze S

łońca znajdowało się jeszcze nasze ciało astralne z jaźnią, pogrążone w 

wielkiej astralno

ści słonecznej. Stamtąd jaźń i astralność oddziaływały na ciało fizyczne i 

eteryczne, podobnie jak dzisiaj podczas snu, gdy cia

ło astralne pracuje nad fizycznym i 

eterycznym z zewn

ątrz. W ten sposób kształtowaliśmy zaczątki późniejszych narządów 

trawienia, wzrostu i rozmna

żania; przeobrażaliśmy utworzone na Saturnie zaczątki 

narz

ądów zmysłów w ten sposób, że jedne z nich zachowywały swój poprzedni 

charakter, z innych za

ś powstawały gruczoły wydzielania wewnętrznego i narządy 

pobudzaj

ące wzrost.

Wszystkie narz

ądy rozmnażania i organy pobudzające wzrost są przekształconymi i 

opanowanymi przez cia

ło eteryczne narządami zmysłów. Jeżeli porównamy dawne 

S

łońce z dawnym Saturnem, to znajdziemy pewną różnicę. Saturn był jeszcze czymś w 

rodzaju odzwierciedlaj

ącej powierzchni; odbijał wrażenia smakowe, węchowe, wszelkie 

wra

żenia zmysłowe. Inaczej było na Słońcu. Saturn natychmiast odsyłał wszystko, nie 

zagarniaj

ąc nic dla siebie; Słońce natomiast przepajało się tym wszystkim i dopiero wtedy 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (4 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

odsy

łało z powrotem. Działo się tak dlatego, że Słońce miało ciało eteryczne. Organizm 

przenikni

ęty ciałem eterycznym zachowywał się tak jak dzisiejsze rośliny wobec światła 

s

łonecznego. Roślina wchłania światło, przepaja się nim i dopiero wtedy oddaje je z 

powrotem. Je

żeli postawimy ją w ciemnym pokoju, to straci swe barwy i zwiędnie. Bez 

światła nie byłoby chlorofilu. Tak samo zachowywały się nasze ciała na Słońcu, 
przenika

ły się światłem i innymi składnikami. Tak jak roślina odsyła światło, kiedy się nim 

wzmocni, podobnie i dawne S

łońce odsyłało światło po przepracowaniu go w sobie. I nie 

tylko 

światło, ale również ciepło, wrażenia smakowe, węchowe, wszystko to pochłaniane 

by

ło przez Słońce i dopiero potem wypromieniowywane. Dlatego mówimy że nasze ciało 

w okresie s

łonecznym było na poziomie rośliny, w stanie roślinnym. Nie wyglądało tak jak 

dzisiejsze ro

śliny, bo te powstały dopiero na Ziemi. Jednak nosimy w sobie wspomnienie 

tego ro

ślinnego okresu rozwojowego, jest to nasz system gruczołów wydzielania 

wewn

ętrznego, którego rozwój zapoczątkowany został na Słońcu. Nasze narządy 

od

żywiania i rozmnażania stanowiły wtedy krajobraz Słońca, podobnie jak dziś na Ziemi 

otaczaj

ą nas góry i skały. My zaś pracowaliśmy wówczas nad tymi organami tak jak 

dzisiaj uprawia si

ę i pielęgnuje ogródek. Słońce świeciło i promieniowało, odsyłając 

przestrzeniom kosmicznym ich dary; l

śniło i mieniło się najwspanialszymi barwami, 

wydawa

ło przedziwne tony, wspaniałe aromaty. Dawne Słońce było cudowną istotą w 

przestworzach 

świata. Ludzie pracowali nad swymi własnymi ciałami w ten sposób jak 

dzi

ś niektóre zwierzęta, np. korale, pracują od zewnątrz nad swymi budowlami. 

Odbywa

ło się to pod kierunkiem wyższych istot, które znajdowały się w atmosferze 

S

łońca.

Szczególn

ą uwagę musimy poświęcić pewnej grupie duchów, które wówczas osiągnęły 

stopie

ń człowieczeństwa. Na Saturnie stopień człowieczeństwa przechodziły Duchy 

Egoizmu, które zaszczepi

ły w nas zmysł wolności i samodzielności. Na Słońcu 

przechodzi

ły go inne istoty, których najniższym pierwiastkiem nie była jaźń, ale ciało 

astralne. Posiada

ły więc następujące człony: ciało astralne, duch jaźń, duch-życie oraz 

ósmy pierwiastek, który w ezoterii chrze

ścijańskiej nazywa się Duchem Świętym, a 

wreszcie dziewi

ąty, którym jest Słowo, w znaczeniu, jakie ma na początku Ewangelii św. 

Jana. Dziesi

ątego pierwiastka jeszcze nie miały. Istoty te kierowały na Słońcu wszelką 

prac

ą astralną. Od dzisiejszych ludzi różniły się tym, że ludzie oddychają powietrzem, bo 

w otoczeniu Ziemi maj

ą powietrze; one zaś oddychały ciepłem, czyli jak się mówi w 

wiedzy tajemnej - "ogniem" .

Samo S

łońce utworzone było z pewnego rodzaju masy powietrznej; otaczała go 

substancja, z której przedtem utworzony by

ł glob Saturna - ogień, ciepło. W części, która 

uleg

ła zagęszczeniu, powstał gazowy glob Słońca, to zaś, co nie mogło się zagęścić, 

stanowi

ło wokół Słońca falujące morze "ognia". Otóż istoty, które znajdowały się 

wówczas na stopniu cz

łowieczeństwa i pracowały w służbie ludzkości, żyły na Słońcu 

wdychaj

ąc i wydychając ogień, ciepło; dlatego nazywamy je Duchami Słońca albo 

Duchami Ognia. Cz

łowiek był wówczas na stopniu świadomości sennej, świadomości 

g

łębokiego snu bez marzeń; natomiast Duchy Ognia miały już świadomość jaźni. Od tego 

czasu przesz

ły dalszy rozwój i osiągnęły wyższy stopień świadomości. Ezoteryka 

chrze

ścijańska nazywa je dzisiaj Archaniołami. Najwyższym, najdoskonalszym duchem, 

który w okresie s

łonecznym był Duchem Ognia, a który również dziś oddziałuje na 

Ziemi

ę, jest Chrystus. Najwyżej rozwiniętym duchem Saturna jest Bóg Ojciec. Dla 

ezoteryki chrze

ścijańskiej Jezus Chrystus był więc wcieleniem słonecznego Ducha 

Ognia, najwy

ższego spośród Duchów Słońca. Aby mógł przybyć na Ziemię, musiał użyć 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (5 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

fizycznego cia

ła. Aby móc działać na Ziemi, musiał podlegać tym samym warunkom co 

cz

łowiek.

Na S

łońcu mamy więc do czynienia z ciałem planetarnego Słońca, ale również ciałem 

Duchów Ognia i cia

łem panującego na Słońcu Chrystusa. Gdy Ziemia była dawnym 

S

łońcem, Duch ten był głównym Duchem Słońca. Gdy Ziemia była dawnym Księżycem, 

rozwin

ął się On jeszcze wyżej i pozostał przy Ziemi. Stał się więc najwyższym 

planetarnym Duchem Ziemi. Dzisiaj Ziemia stanowi Jego cia

ło, tak jak niegdyś Słońce. 

Musimy dos

łownie przyjąć słowa Ewangelii św. Jana: "Kto mój chleb spożywa, ten stąpa 

po mnie nogami". Gdy

ż Ziemia jest ciałem Chrystusa! Bo gdy ludzie jedzą chleb, w 

którym zawarta jest substancja Ziemi, i chodz

ą po Ziemi, to stąpają po ciele Chrystusa. 

Ujmijmy to dos

łownie, tak jak powinny być przyjmowane wszystkie religijne nauki. Trzeba 

tylko najpierw zna

ć prawdziwe znaczenie liter, a dopiero potem szukać Ducha.

Na s

łonecznym globie nie wszystkie istoty doszły do tego stopnia rozwoju, o jakim 

mówi

łem. Niektóre pozostały na poziomie bytu Saturna. Nie mogły one przyjąć w siebie 

tego, co promieniowa

ło z przestrzeni świata, a następnie odesłać z powrotem. Musiały 

odsy

łać te wrażenia natychmiast, nie mogły się nimi przepoić. Te jestestwa były na 

S

łońcu ciemnymi fragmentami, które nie mogły wysyłać własnego światła. Ponieważ były 

zamkni

ęte masą Słońca, mającą zdolność wysyłania światła, działały one jak ciemne 

miejsca. Musimy odró

żnić więc takie miejsca na Słońcu, które promieniowały tym, co 

odbiera

ły z przestrzeni świata i takie, które nie mogły niczego wypromieniować. Działały 

jak ciemne wtr

ącenia wewnątrz słonecznej substancji. Na Saturnie duchy te niczego się 

nie nauczy

ły, nie postąpiły naprzód w procesie rozwojowym. Podobnie jak ciało ludzkie 

nie sk

łada się z samych gruczołów, organów bezpośrednio służących utrzymaniu życia, 

ale zawiera równie

ż substancje martwe, podobnie i Słońce miało w sobie takie ciemne 

inkrustacje.

Nasze dzisiejsze S

łońce jest pozostałością dawnego słoneczno-ziemskiego globu; 

wyrzuci

ło z siebie Ziemię i Księżyc, a zatrzymało tylko to, co było najdoskonalsze. To, co 

w okresie s

łonecznym było pozostałością Saturna, występuje na dzisiejszym Słońcu w 

formie szcz

ątkowej jako tzw. plamy słoneczne. Te ciemne plamy wśród jaśniejącej masy 

s

łonecznej są ostatnią pozostałością z okresu Saturna. W ten sposób wiedza duchowa 

ods

łania ukryte, duchowe źródła zjawisk fizycznych. Astronomia i fizyka wyjaśnia 

fizyczne przyczyny wyst

ępowania plam na Słońcu, ale duchowe powody to właśnie te 

pozosta

łości dawnego Saturna.

A teraz zadamy sobie pytanie, jakie królestwa istnia

ły już na Saturnie? Istniało tam tylko 

jedno królestwo, którego pozosta

łości zawierają dzisiejsze minerały. Mówiąc o tym, że 

cz

łowiek przechodził przez stan mineralny, nie mamy na myśli dzisiejszych kamieni. 

Ostatnich potomków saturnowego minera

łu trzeba raczej widzieć w naszych oczach, 

uszach i innych narz

ądach zmysłów. Jest to najbardziej mineralna część naszego 

organizmu. Nasze oko jest prawdziwym instrumentem fizycznym i nawet przez pewien 
czas po 

śmierci pozostaje nie zmienione.

To jedyne królestwo Saturna przesz

ło na Słońcu do pewnego rodzaju roślinnej 

egzystencji. Nasze w

łasne ciało żyło tam jak roślina. Wszystko, co nie nadążało w 

procesie rozwoju i pozosta

ło na stopniu Saturna, stanowiło na Słońcu rodzaj królestwa 

mineralnego, mia

ło postać zanikających, nie ukształtowanych narządów zmysłowych. Ale 

żadne istoty na Słońcu, z których wykształciło się ludzkie ciało, nie miały jeszcze w sobie 
systemu nerwowego; zosta

ł on dołączony dopiero na Księżycu przez ciało astralne. 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (6 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Ro

śliny również nie mają systemu nerwowego. Przypisywanie im systemu nerwowego 

jest nieporozumieniem.

Cia

ła astralne, znajdujące się w okręgu słonecznym, posyłały pewien rodzaj prądów 

naszym fizyczno-eterycznym organizmom. Te 

świetlne prądy rozgałęziały się na kształt 

drzewa. Ostatni

ą ich pozostałością jest organ, który nazywamy "splotem słonecznym". 

Jest to ostatnie echo, ostatni 

ślad zagęszczenia prądów na dawnym Słońcu aż do 

materii; st

ąd nazwa "splot słoneczny", plexus solaris. Musimy sobie wyobrazić nasze 

cia

ła na Słońcu, jak z góry przenikały je promienie rozgałęziając się na kształt drzewa. 

S

łońce przedstawiało się na powierzchni jako ogromna ilość odgałęzień słonecznych 

splotów. Te odga

łęzienia przedstawiane są w mitologii germańskiej jako "jesion świata", 

który czasem mo

że oznaczać jeszcze coś innego.

S

łońce przeszło następnie w stan snu i przeobraziło się w to, co wiedza tajemna nazywa 

dawnym Ksi

ężycem. Jest to trzecia inkarnacja Ziemi, która znowu ukazała panującego, 

przewodniego ducha.

Najwy

ższym władcą Saturna był Duch Jaźni, którego nazywamy Bogiem Ojcem, 

Najwy

ższym na Słońcu był Duch Słoneczny, Chrystus. Podobnie najwyższym władcą 

ksi

ężycowego okresu Ziemi był Duch Święty ze swymi zastępami, które ezoteryka 

chrze

ścijańska nazywa posłami bożymi, Aniołami.

W ten sposób przeszli

śmy dwa dni stworzenia świata, które w ezoteryce nazywamy: Dies 

Saturni, Dies Solis. Teraz przejdziemy do Dies Lunae.

Zawsze posiadano 

świadomość wiodącej boskości Saturna, Słońca i Księżyca.

S

łowa: Dies = dzień i Deus = Bóg pochodzą z tego samego źródła. Słowa Dies Solis 

równie dobrze mo

żna rozumieć jako Dzień Słońca albo jako Bóg Słońca, myśląc 

równocze

śnie - Chrystus.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (7 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

X

Wczoraj mówili

śmy o różnych wcieleniach naszej planety, o wcieleniu Saturna i o 

dawnym S

łońcu. Mówiliśmy, że na dawnym Słońcu człowiek miał już ciało fizyczne i 

eteryczne, i wzniós

ł się do stopnia bytu roślinnego. Mówiliśmy także o tym, że byt ten 

żnił się znacznie od ziemskiego królestwa roślin, gdyż, jak później zobaczymy, 

dzisiejsze ro

śliny powstały dopiero na Ziemi. Opisywaliśmy też, jak w okresie dawnego 

S

łońca przodkowie człowieka dzięki temu, że mieli ciało eteryczne, kształtowali przede 

wszystkim te organy, które dzi

ś znamy jako gruczoły wydzielania wewnętrznego, 

odpowiedzialne za wzrost, rozmna

żanie i odżywianie. Organy te istniały na Słońcu, tak 

jak ska

ły, kamienie i rośliny istnieją na Ziemi. Obok nich było drugie królestwo, które 

mo

żna nazwać zatrzymanym w rozwoju królestwem Saturna, a które miało w sobie 

zadatki przysz

łego królestwa minerałów. Nie były to w żadnym razie minerały w 

dzisiejszym znaczeniu. By

ły to ciała, które nie osiągnęły zdolności do złączenia się z 

cia

łem eterycznym i wobec tego pozostały na stopniu minerałów, na którym człowiek 

znajdowa

ł się na Saturnie. Tak więc możemy mówić o dwóch królestwach dawnego 

S

łońca. W literaturze teozoficznej spotyka się często wyrażenie, że człowiek przeszedł 

przez 

świat mineralny, roślinny i zwierzęcy, ale nie jest to dokładne określenie. Świat 

mineralny, przez który cz

łowiek przeszedł na Saturnie, miał zupełnie inną postać. Były to 

jakby pierwsze zal

ążki naszych narządów zmysłowych. I podobnie na Słońcu nie było 

takiej ro

ślinności jak nasza dzisiejsza, a tylko to, co dziś żyje w człowieku jako jego 

organy odpowiedzialne za wzrost. Wszystkie narz

ądy wydzielania wewnętrznego 

naszego organizmu mia

ły na Słońcu naturę rośliny, ponieważ były przeniknięte ciałem 

eterycznym.

A teraz musimy sobie wyobrazi

ć, że dawne Słońce wstąpiło w stan snu, zaciemnienia, 

utajonego bytu. Ale nie s

ądźmy, że taki okres jest dla planety okresem bezczynności, 

niebytu. Okres ten podobny jest do czasu sp

ędzonego w dewahanie. Widzieliśmy, że 

cz

łowiek przebywając pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem w wyższych światach 

jest ca

ły czas aktywny, że spełnia prace o wielkiej doniosłości dla rozwoju Ziemi. Jedynie 

dla obecnej 

świadomości człowieka stan ten wydaje się pewnego rodzaju snem. Dla 

wy

ższej świadomości jest to jednak życie o wiele bardziej intensywne niż okresy 

inkarnacji. Te przej

ścia są wędrówką przez niebiańskie stany. Są to okresy wielkiej 

donios

łości w rozwoju planety. Oznaczamy je teozoficznym wyrażeniem pralaja.

A teraz musimy sobie wyobrazi

ć, że dawne Słońce dobiegłszy swojego kresu wstąpiło w 

taki stan snu, a potem przeobrazi

ło się w to, co wiedza tajemna nazywa dawnym 

Ksi

ężycem, w trzecią inkarnację naszej Ziemi. Gdybyśmy mogli obserwować te 

wydarzenia, to przedstawia

łyby się one mniej więcej tak: dawne Słońce przeszedłszy 

miliony lat trwaj

ącą ewolucję znika, a po milionach lat znowu wyłania się z mroku. Jest to 

pocz

ątek cyklu księżycowego.

W pierwszym okresie po wy

łonieniu się z mroków pozornego niebytu nie było jeszcze 

mowy o podziale na S

łońce i Księżyc. Były one jeszcze ciągle całością, tak jak w okresie 

dawnego S

łońca. Wtedy nastąpiło powtórzenie stanów poprzednich. Dzieje poprzednich 

okresów, dawnego Saturna i S

łońca powtórzyły się na wyższym stopniu. Dopiero potem 

zasz

ła zdumiewająca zmiana w rozwoju tego odrodzonego Słońca; odłączył się Księżyc. 

Z tego, co przedtem stanowi

ło jedno ciało, powstały dwie planety, a raczej gwiazda stała i 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (1 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

planeta. Mamy wi

ęc teraz dwa ciała o różnej masie: Słońce i Księżyc.

Ksi

ężyc, o którym teraz jest mowa, zawierał nie tylko to, co zawiera dzisiejszy Księżyc, 

ale wszystkie substancje i istoty dzisiejszej Ziemi i dzisiejszego Ksi

ężyca: Gdybyśmy to 

wszystko mogli razem zmiesza

ć, otrzymalibyśmy właśnie dawny Księżyc, który wówczas 

oderwa

ł się od Słońca.

S

łońce stało się gwiazdą stałą dzięki temu, że zatrzymało w sobie najlepszą materię 

razem z najdoskonalszymi istotami duchowymi. Dzi

ęki temu "awansowało" na gwiazdę 

sta

łą. Oddając odrębnej, samodzielnej planecie to, co mogłoby duchy słoneczne 

zatrzyma

ć w rozwoju, Słońce stało się gwiazdą stałą. Mamy więc Słońce, które wzniosło 

si

ę na stopień gwiazdy stałej i krążącą wokół w przestrzeni planetę, która jeszcze nie 

zasz

ła tak daleko jak Słońce - dawny Księżyc, czyli dzisiejszy Księżyc i Ziemia złączone 

w jedno cia

ło.

Ruch ówczesnego Ksi

ężyca dokoła Słońca był wówczas zupełnie inny, niż dzisiejszej 

Ziemi. Dzisiejsza Ziemia obraca si

ę po pierwsze wokół Słońca, po drugie, wokół własnej 

osi. Wiemy, 

że z obrotem, którego Ziemia dokonuje mniej więcej 365 razy na rok, 

zwi

ązane są kolejne zmiany dnia i nocy. Natomiast ruch Ziemi wokół Słońca związany 

jest z porami roku. W okresie ksi

ężycowym było inaczej. Dawny Księżyc okrążając 

S

łońce zwracał się doń zawsze tą samą stroną. W ciągu jednego obiegu dokoła Słońca 

obraca

ł się tylko raz jeden wokół własnej osi. Tego rodzaju ruch miał bardzo doniosły 

wp

ływ na istoty rozwijające się na dawnym Księżycu.

Spróbujmy opisa

ć ten dawny Księżyc. Przede wszystkim musimy powiedzieć, że 

cz

łowiek posunął się w rozwoju znowu o stopień wyżej. Składał się teraz nie tylko z ciała 

fizycznego i eterycznego, ale dosz

ło do tego jeszcze ciało astralne. Brakowało mu 

jeszcze ja

źni. Dzięki temu człowiek księżycowy osiągnął trzeci stan świadomości, 

świadomość obrazową, której ostatnią, szczątkową pozostałość mamy w marzeniach 
sennych. Poza tym do

łączenie się ciała astralnego do wcześniejszych członów natury 

ludzkiej spowodowa

ło w ciele fizycznym szereg przeobrażeń. Wiemy, że w okresie 

s

łonecznym najdoskonalszą, najbardziej opracowaną cząstką ciała fizycznego były 

gruczo

ły wydzielania wewnętrznego. Poza tym organizm człowieka przenikały z zewnątrz 

pr

ądy, które zagęszczając się dały dzisiejszy splot słoneczny. W okresie księżycowym, 

dzi

ęki pracy, jakiej ciało astralne dokonało nad ciałem fizycznym, powstały pierwsze 

za

łożenia systemu nerwowego, dołączyły się nerwy, które do dziś jeszcze jako nerwy 

rdzenia kr

ęgowego - zachowały pewne podobieństwo.

Musimy zwróci

ć uwagę na to, że człowiek nie miał jeszcze w tym okresie samodzielnej 

ja

źni, a tylko trzy niższe człony jego natury były samodzielne. Jaźń człowieka znajdowała 

si

ę jeszcze w atmosferze Księżyca, podobnie, jak niegdyś ciało astralne na Słońcu, a 

eteryczne na Saturnie. Ja

źń pogrążona w boskiej substancji, pracowała nad ciałem 

fizycznym. Je

żeli teraz zastanowimy się nad tym, że wówczas nasza jaźń towarzyszyła 

pracy boskich jestestw, 

że jeszcze się od nich nie wyodrębniła, nie wydzieliła się z tej 

duchowej substancji, ze swego boskiego 

źródła, to zrozumiemy, że jaźń człowieka 

zbli

żając się do Ziemi cofnęła się w pewien sposób w swoim rozwoju, ale jednocześnie 

rozwin

ęła się. Rozwinęła przez to, że stała się samodzielna, zaś cofnęła w rozwoju 

dlatego, 

że naraziła się na wszelkie błędy, na wszelkie zło i występek.

W okresie dawnego Ksi

ężyca jaźń ludzka pracowała tkwiąc jeszcze w boskim elemencie 

ducha. Dzisiaj ja

źń zbiorowa zwierząt działa z planu astralnego na plan fizyczny. Jak dziś 

dusze zbiorowe pracuj

ą nad zwierzętami, tak wówczas jaźń ludzka pracowała z zewnątrz 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (2 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

nad potrójnym cia

łem człowieka. Mogła jednak wykształcić wyższe ciała niż mają 

dzisiejsze zwierz

ęta, działała bowiem z boskich źródeł bytu. Na dawnym Księżycu żyły 

stworzenia, które sta

ły wyżej od najbardziej rozwiniętych dzisiejszych małp, jednak nie 

tak wysoko jak dzisiejszy cz

łowiek. Stanowiły królestwo stojące na pograniczu między 

dzisiejszym cz

łowiekiem i zwierzęciem. Poza tym były tam jeszcze dwa królestwa, które 

nie dotrzyma

ły kroku w rozwoju. Jedno z nich obejmowało istoty, których ewolucja w 

okresie s

łonecznym nie doprowadziła do tego, aby mogły przyjąć ciało astralne. 

Pozosta

ły one na stopniu, jaki system wydzielania wewnętrznego człowieka osiągnął na 

S

łońcu. To drugie królestwo księżycowe było czymś pośrednim między dzisiejszym 

zwierz

ęciem a rośliną, było czymś w rodzaju roślinozwierza. Dzisiejsza Ziemia nie zna 

podobnych stworze

ń, tylko u tu i ówdzie rozpoznajemy ich szczątkowe ślady. Jeszcze 

trzecie królestwo by

ło na dawnym Księżycu, które na Słońcu żyło zachowując stan bytu 

Saturna, na pograniczu ro

śliny i minerału. W ten sposób mamy trzy królestwa na dawnym 

Ksi

ężycu; istoty roślinno-mineralne, zwierzęco-roślinne i zwierzę-coludzkie.

Tego, czym dzisiaj s

ą minerały, czym jest skorupa ziemska, nie było jeszcze na dawnym 

Ksi

ężycu. Nie istniały jeszcze kamienie, skały ani grunt orny. Najniższe królestwo 

ksi

ężycowe było czymś pośrednim po między minerałem a rośliną. Z tego królestwa 

powsta

ła cała substancja dawnego Księżyca. Powierzchnia Księżyca przypominała 

troch

ę podłoże torfowe, gdzie rośliny tworzą miękką masę. Istoty księżycowe chodziły po 

powierzchni, która by

ła miękką masą mineralno-roślinną, którą można porównać do 

gotowanej sa

łaty. Skał takich jak dzisiaj nie było. Występowały jedynie najwyżej 

stwardnienia przypominaj

ące drewno lub korę niektórych drzew. Z takiej zdrewniałej 

masy powstawa

ły na Księżycu góry. Było to coś podobnego do zeschniętej starej rośliny. 

Z tego rozwin

ąć się miało przyszłe królestwo mineralne. Na tej masie roślinnej, na tym 

"gruncie" ros

ły istoty roślinno-zwierzęce, które nie mogły poruszać się samodzielnie, były 

przytwierdzone do pod

łoża jak dziś korale.

W legendach i podaniach, w których kryje si

ę głęboka mądrość wtajemniczonych, 

zawarte jest wspomnienie tych odleg

łych epok rozwojowych; zwłaszcza w micie o śmierci 

Baldura. Ten germa

ński bóg Słońca lub światła miał sen, który był przepowiednią jego 

rych

łej śmierci. Zasmucili się tym bardzo bogowie, Azowie, którzy go miłowali i 

rozmy

ślali, jak go ocalić. Matka bogów, Freya (Frigg), wymogła na wszystkich ziemskich 

stworzeniach uroczyste przysi

ęgi, że żadne z nich nigdy go nie zabije. Wszystkie 

ziemskie istoty przysi

ęgły, toteż wydawało się rzeczą niemożliwą, żeby śmierć zagroziła 

Baldurowi. Pewnego razu, bawi

ąc się, bogowie rzucali w Baldura rozmaitymi 

przedmiotami, nie rani

ąc go; wiedzieli że jest w nim moc, która go broni od rany. Lecz 

Loki, przeciwnik Azów, bóg ciemno

ści, przemyśliwał, jak zgładzić Baldura. Usłyszał on od 

Freyi, 

że wszystkie stworzenia Ziemi przysięgły jej nie zabijać Baldura. Tylko od jednej 

niepozornej ro

ślinki, która była nieszkodliwa, od jemioły, Freya nie brała przysięgi. 

Podst

ępny Loki wziął jemiołę i podał ją ślepemu bogowi Hödurowi. Ten zaś, nie wiedząc 

co robi, zabi

ł jemiołą Baldura. W ten sposób złowróżbny sen spełnił się. W obyczajach i 

obrz

ędach ludu jemioła zawsze odgrywała określoną rolę. Jest ona symbolem pewnych 

niesamowitych, pozaziemskich si

ł. To, czego niegdyś uczono w starych misteriach 

druidów, przesz

ło potem do obyczajów i podań ludowych.

Na Ksi

ężycu grunt stanowiła mineralno-roślinna masa, na której rosły księżycowe roślino-

zwierz

ęta. Jedne z nich rozwinęły się i na Ziemi osiągnęły wyższy stopień bytu. Inne 

jednak pozosta

ły na księżycowym stopniu rozwoju, a gdy powstała nasza Ziemia, mogły 

wyst

ąpić tylko w niedoskonałej postaci; musiały pozostać przy zwyczajach z epoki 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (3 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

ksi

ężycowej. Na Ziemi mogły żyć tylko jako pasożyty na roślinnym podłożu. I tak jemioła 

żyje na innych drzewach, jest bowiem zatrzymaną w rozwoju pozostałością dawnych 
ro

ślinno-zwierzęcych istot z Księżyca.

Baldur by

ł symbolem tego wszystkiego, co idzie naprzód w rozwoju, co przynosi Ziemi 

światło. Loki natomiast był przedstawicielem ciemnych mocy, uwstecznionych sił. 
Nienawidzi

ł on tego, co się rozwija i dlatego był przeciwnikiem Baldura. Żadne ze 

stworze

ń Ziemi nie mogło być wrogiem Baldura, boga, który obdarzył Ziemię światłem, 

gdy

ż wszyscy razem z nim szli naprzód w rozwoju. Tylko to, co zatrzymało się na stopniu 

ksi

ężycowym, co czuło się złączone z dawnym bogiem mroku, mogło zabić boga 

światłości. Jemioła jest również ważnym środkiem leczniczym, tak jak inne trucizny, które 
mog

ą działać również leczniczo. Tak więc prawdy kosmiczne znajdujemy często ukryte 

g

łęboko w dawnych podaniach i zwyczajach ludowych.

Przypomnijmy sobie istoty, których najni

ższym ciałem na Saturnie była jaźń, oraz takie, 

których najni

ższym ogniwem na Słońcu było ciało astralne. Na Księżycu istniały 

jestestwa, u których najni

ższym ogniwem ich natury było ciało eteryczne. Ich istotę 

stanowi

ły następujące człony: ciało eteryczne, astralne, jaźń, duch jaźń, duch-życie, duch-

cz

łowiek i jeszcze jeden pierwiastek, niedostępny dzisiejszym ludziom, Duch Święty. 

Istoty te sta

ły wówczas na tym stopniu rozwoju, co dzisiaj człowiek. Ezoteryka 

chrze

ścijańska nazywa je Aniołami. Są to istoty, które stoją bezpośrednio nad 

cz

łowiekiem, a wzniosły się w swym rozwoju aż do stopnia Ducha Świętego. Nazywają je 

tak

że Duchami Świtu albo księżycowymi Pitri.

Duchy Osobowo

ści, Duchy Jaźni miały jako przewodnika na Saturnie tego, którego 

nazywamy Bogiem Ojcem. Przewodnikiem Duchów Ognia na S

łońcu był Chrystus, 

Logos. Na Ksi

ężycu przywódcą duchów zwanych Aniołami był ten, którego 

chrze

ścijańska tradycja nazywa Duchem Świętym. Istoty, które na Księżycu przeszły 

stopie

ń człowieczeństwa, nie potrzebowały na Ziemi zstępować do postaci ciała 

fizycznego.

Substancja planetarna stawa

ła się coraz bardziej zagęszczona. Na dawnym Saturnie 

najg

ęstszym elementem była substancja cieplna; na Słońcu to, co mamy dzisiaj w 

postaci gazu, powietrza. Substancje te osi

ągnęły jednak trochę większy stan skupienia 

ni

ż dzisiejsze ciepło i gaz. Na Księżycu substancje gazowe dawnego Słońca doszły już 

do takiego zag

ęszczenia, że powstała z nich miękka, na pół płynna masa, z której 

utworzone by

ły ciała wszystkich istot, nawet tych najwyższych, istot zwierzęco-ludzkich. 

Je

śli wyobrazimy sobie coś gęstszego niż białko kurzego jajka, będziemy mieli 

substancj

ę podobną do księżycowej. Z takiej substancji powstał w organizmie człowieka 

system nerwowy.

Ksi

ężyc otoczony był pewnego rodzaju atmosferą, która jednak była zupełnie inna niż 

atmosfera dzisiejszej Ziemi. Charakter tej substancji poznamy, gdy pomy

ślimy o 

fragmencie "Fausta" Goethego, w którym Faust chce przywo

łać duchy i wytwarza ogniste 

powietrze, tzn. powietrze rozpuszczone w wodnej, podobnej do mg

ły substancji, która 

umo

żliwia ucieleśnienie duchowych istot. Tym powietrzem przenikniętym gęstą mgłą i 

k

łębami oparów oddychały wszystkie stworzenia ha Księżycu. Nie miały one jeszcze 

p

łuc, tylko rodzaj skrzeli, tak jak dzisiaj ryby.

"Ogniste powietrze", które hebrajska tradycja nazywa Ruah, mo

żna sobie rzeczywiście w 

pewien szczególny sposób przedstawi

ć. Dzisiaj ludzie nie wiedzą już, co to znaczy, ale 

dawniej prawdziwi alchemicy umieli wytworzy

ć warunki potrzebne do powstania tej mgły 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (4 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

ognistej. W ten sposób zaprz

ęgali do służby istoty elementarne. Mgła ognista była 

dawniej dobrze znana. Im dawniej, tym 

łatwiej było ludziom ją wytwarzać. Taką właśnie 

mg

łą ognistą oddychali nasi przodkowie na Księżycu. Później uległa ona przeobrażeniu i 

na Ziemi zró

żnicowała się na dzisiejsze powietrze z jednej strony, z drugiej zaś na to 

wszystko, co powsta

ło na Ziemi pod wpływem ognia.

Atmosfera Ksi

ężyca, podobna do mgły i dymu, była gorąca, przenikały ją, czasem silniej, 

czasem s

łabiej, prądy, które spuszczały się niby sznury z atmosfery na powierzchnię 

Ksi

ężyca i zanurzały się w ciała ludzkie. Człowiek połączony był z atmosferą Księżyca 

takim jakby sznurem. Przypomina

ło to połączenie płodu z organizmem matki za pomocą 

p

ępowiny. Z tego ognistego powierza dochodziła do człowieka substancja, którą 

porówna

ć by można z tym, co dzisiaj człowiek wytwarza wewnątrz swego organizmu, z 

krwi

ą. Jaźń była na zewnątrz człowieka i tą drogą posyłała właśnie substancje 

przypominaj

ące krew, które przypływały i odpływały. Istoty nie dotykały nigdy powierzchni 

Ksi

ężyca, unosiły się w jego płynnej, mglistej atmosferze, poruszając się w niej tak, jak 

dzisiaj ró

żne stworzenia w wodzie. Zadaniem Aniołów, Duchów Świtu, było właśnie 

kierowanie dop

ływem tych soków "krwi" do ludzkich ciał.

Te zupe

łnie nowe warunki rozwoju powodowały jeszcze inne skutki. Na dawnym 

Ksi

ężycu rozpoczął funkcjonowanie pierwszy zarys obiegu krwi. Soki podobne do krwi 

dop

ływały i odpływały z kosmosu, tak jak dzisiaj powietrze, a jednocześnie pojawiła się u 

ksi

ężycowych zwierzęco-ludzkich istot zdolność ściśle związana z krwią. Po raz pierwszy 

zabrzmia

ł z ludzkiego wnętrza głos, który wyrażał przeżycia wewnętrzne. Dopiero po 

do

łączeniu się ciała astralnego możliwe było odczuwanie. Te odczucia istota ludzka 

wyra

żała teraz dźwiękami. Nie były to jednak dowolnie wydawane tony. Stworzenia te nie 

mog

ły wyrażać swojej radości ani bólu. Nie były samodzielne w wydawaniu dźwięków, 

odpowiada

ły one z góry określonym przeżyciom. W pewnych porach roku przeżywały te 

istoty co

ś, co można by nazwać pierwszym zalążkiem instynktów rozrodczych. Przeżycia 

wewn

ętrzne, jakie przy tym doznawały, wyrażały głosem, poza tym głosu nie wydawały. 

W pewnym okre

ślonym położeniu Księżyca w stosunku do Słońca, w określonej porze 

roku, d

źwięczał ten dawny Księżyc w przestworzach kosmosu. Mieszkańcy jego dawali 

wyraz swym prze

życiom tonami, które płynęły w świat. Pozostałością tego są dziś krzyki, 

jakie wydaj

ą niektóre zwierzęta, np. jelenie. Głosy te były raczej objawem ogólnych 

procesów ani

żeli dowolnie wyrażonym przeżyciem jednostek. Znajdowało w tym swój 

wyraz pewne wydarzenie kosmiczne.

Wszystko to musimy traktowa

ć jako przybliżony opis. Związani bowiem jesteśmy słowami 

ukszta

łtowanymi dla wyrażania takiego stanu rzeczy, jaki powstał dopiero na Ziemi. Aby 

opisa

ć to, co otwiera się przed jasnowidzącym, trzeba by najpierw wynaleźć nowy język. 

A jednak takie opisy maj

ą swoje znaczenie, są pierwszym krokiem na drodze do prawdy. 

Przez obraz, przez imaginacj

ę znajdziemy drogę do poznania. Nie powinniśmy 

wytwarza

ć sobie żadnych oderwanych pojęć, abstrakcyjnych schematów; pozwólmy 

tylko, aby w duszy naszej powstawa

ły obrazy, przeżywajmy je. Jest to pierwszy stopień 

poznania. Bowiem jest prawd

ą, że siły, które dziś w nas żyją, brały już wtedy udział w 

wielkich wydarzeniach kosmicznych, a powracanie do nich my

ślą i wyobraźnią prowadzi 

nas znowu do stanów, które wtedy prze

żywaliśmy.

Gdy ju

ż wszystkie istoty związane z dawnym Księżycem dobiegły kresu swego 

ówczesnego rozwoju, przyszed

ł czas, że Słońce i Księżyc złączyły się znowu w jedno 

cia

ło i razem wstąpiły w okres pralai. I kiedy już wspólnie przebyły ten okres utajonego 

bytu, wynurzy

ło się z mroku nowe życie, pierwsza zapowiedź naszego ziemskiego bytu.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (5 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Teraz nast

ąpiło na wyższym stopniu krótkie powtórzenie poprzednich stanów. Najpierw 

byt Saturna, nast

ępnie byt Słońca, potem oddzielił się Księżyc i począł okrążać ciało, od 

którego si

ę oddzielił. Księżyc ten jednak, podobnie jak niegdyś, miał w sobie jeszcze 

Ziemi

ę.

A teraz nast

ępuje kolejna bardzo ważna zmiana. Księżyc wyrzucił z siebie to wszystko, 

co stanowi dzisiejsz

ą Ziemię. Najgorsze elementy i najgorsze istoty, to co hamuje rozwój, 

co przeszkadza w pracy zabra

ł ze sobą dzisiejszy Księżyc. To, co na dawnym Księżycu 

by

ło wodnistą, płynną masą, skostniało, skamieniało na dzisiejszym Księżycu; to zaś, co 

by

ło zdolne do dalszego rozwoju, pozostało jako Ziemia. Ziemia osiągnęła wyższy etap 

rozwoju dzi

ęki rozdzieleniu się dawnego Słońca na trzy ciała: Słońce, Księżyc i Ziemię.

Podzia

ł ten nastąpił przed milionami lat, w zamierzchłym okresie lemuryjskim. Wtedy z 

istot ksi

ężycowych, które opisywaliśmy jako istoty mineralno-roślinne, roślinno-zwierzęce 

i zwierz

ęco-ludzkie, rozwinęły się dzisiejsze minerały, rośliny i zwierzęta, a wreszcie 

cz

łowiek zdolny już teraz wziąć w siebie jaźń, która dotąd unosiła się wokół niego i 

po

łączona była z boskością.

Przyj

ęcie jaźni przez człowieka nastąpiło po rozdzieleniu się Słońca, Księżyca i Ziemi. Od 

tego czasu cz

łowiek mógł wytwarzać w swoim organizmie krew i powoli wznosił się do 

dzisiejszego stopnia rozwoju.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (6 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

XI

W naszych rozwa

żaniach doszliśmy do punktu, kiedy nasza Ziemia przeszła stan 

dawnego Ksi

ężyca. Mówiliśmy, że po tym okresie nastąpiła faza "snu" całego systemu 

planetarnego. Przez taki okres snu przechodz

ą wraz z planetą wszystkie zamieszkujące 

j

ą istoty, które wówczas przeżywają zupełnie inne stany niż w czasie zewnętrznego 

rozwoju. Spróbujmy wyja

śnić, co robiły te istoty w okresie przejściowym, pomiędzy tzw. 

ksi

ężycową inkarnacją, a wcieleniem obecnym, właściwym rozwojem Ziemi.

Wiemy, 

że na Księżycu żyły trzy rodzaje istot; byli to "przodkowie" tego wszystkiego, co 

dzisiaj 

żyje na Ziemi. Żył tam pewien rodzaj istot roślinno-mineralnych, zwierzęco-

ro

ślinnych i zwierzęco-ludzkich. Człowiek znajdował się tym okresie jeszcze w stanie 

nierozwini

ętej samoświadomości, jeszcze nie doszedł do stopnia, na którym jaźń 

zamieszkuje ludzkie cia

ło.

W okresie przej

ściowym, pomiędzy wcieleniem dawnego Księżyca a Ziemią właściwą, 

zasz

ło coś bardzo ważnego w duchowości człowieka. Jeżeli zdamy sobie sprawę z 

rzeczywistej postaci dawnego globu ksi

ężycowego, to możemy nazwać go nie bez racji 

żywą istotą, czymś podobnym do drzewa, na którym żyją przeróżne stworzenia. Księżyc 
by

ł sam pewnego rodzaju mineralno-roślinnym organizmem. Skały księżycowe stanowiły 

tylko stwardnienia ro

ślinno-mineralnej masy, z której wyrastały księżycowe istoty roślinno-

zwierz

ęce; stworzenia zaś, które nazwaliśmy istotami zwierzęco-ludzkimi unosiły się 

wokó

ł Księżyca. Wszystko natomiast, co stanowiło świadomość jaźni, żyło jeszcze 

przewa

żnie w atmosferze Księżyca, w ognistej mgle, jako cząstka wchodząca w skład 

wy

ższej istoty, obejmującej wówczas te wszystkie jaźnie, które dziś zamknięte są w 

poszczególnych cia

łach, odgraniczonych skórą. Nie było więc jeszcze w tym czasie 

takich ludzi jak dzi

ś, obdarzonych świadomością jaźni. Ale za to co innego było wówczas 

znacznie silniej rozwini

ęte niż na Ziemi.

Wiemy wszyscy, 

że to, co się powszechnie nazywa duszą narodu, duszą rasy, jest już 

dzisiaj tylko abstrakcyjnym poj

ęciem, abstrakcją. Powszechny jest dziś pogląd, że 

rzeczywisty byt ma tylko indywidualna dusza ludzka, zamieszka

ła w ludzkim ciele. I kiedy 

mówi si

ę o niemieckiej, francuskiej czy rosyjskiej duszy narodu, to ludzie uważają to za 

abstrakcj

ę, za ogólne pojęcie, które określa charakterystyczne cechy poszczególnych 

jednostek danego narodu. Ale wtajemniczony s

ądzi inaczej. Dla niego dusza narodu 

niemieckiego, francuskiego czy rosyjskiego jest czym

ś realnym w pełnym tego słowa 

znaczeniu, czym

ś, co posiada swój samodzielny i niezależny byt. Tyle tylko, że w 

dzisiejszym 

życiu Ziemi nie przejawia się bezpośrednio na planie fizycznym. Można ją 

zobaczy

ć tylko w świecie astralnym. Nikt nie może zaprzeczyć jej egzystencji, bo tam 

dusza narodu jest rzeczywist

ą, żyjącą istotą. Możemy ją spotkać na planie astralnym, tak 

jak tutaj, chodz

ąc po planie fizycznym, spotykamy swoich przyjaciół.

W okresie ksi

ężycowym nie przyszłoby nam do głowy wątpić w istnienie dusz 

zbiorowych, gdy

ż wówczas były one bardziej realne niż dzisiaj. Dusze narodów i ras 

kierowa

ły z atmosfery Księżyca prąd krwi w ciała unoszących się wokół Księżyca istot. 

Przeznaczeniem naszych czasów jest zaprzeczanie istnieniu istot, które na planie 
astralnym wiod

ą swoje rzeczywiste życie, a na planie fizycznym nie są dostrzegane. 

Jeste

śmy właśnie u szczytu materialistycznego rozwoju, który chce zaprzeczać istnieniu 

takich istot jak dusze narodów i ras.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (1 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

W ostatnim czasie ukaza

ła się poprzedzona wielką reklamą książka Mauthnera pt. 

"Krytyka mowy", która jest postrzegana i chwalona jako prawid

łowy wyraz abstrakcyjnego 

i obiektywnego my

ślenia, gdyż napisana jest jakoby bezpośrednio z duszy 

wspó

łczesnego człowieka. Książka taka musiała być w końcu napisana. Zaprzecza ona 

wszystkiemu, czego nie mo

żna zobaczyć i dotknąć. Z punktu widzenia wiedzy tajemnej 

jest to ksi

ążka skandaliczna, ale znakomita z punktu widzenia współczesnego sposobu 

my

ślenia! Taka książka musi być postrzegana przez nasze czasy jako konieczność. To 

nie jest 

żadna krytyka, tylko zaznaczenie sprzeczności między ezoterycznym sposobem 

my

ślenia i myśleniem współczesnych czasów. W książce tej można poznać 

przeciwie

ństwo całego sposobu myślenia wiedzy tajemnej; jest to znamienity produkt z 

punktu widzenia zamieraj

ącego prądu współczesności.

Na dawnym Ksi

ężycu świadomość była inna niż na Ziemi; był to rodzaj wspólnej 

świadomości. Człowiek na Ziemi czuje się odrębną jednostką, ale na Księżycu było 
inaczej. Dusze zbiorowe 

żyły tak, jak teraz na Ziemi żyją duchy narodu. Glob księżycowy 

mia

ł więc istotnie świadomość zbiorową, która odczuwała siebie jako istotę żeńską. 

S

łońce zaś, które oświecało dawny Księżyc, odczuwano jako istotę męską. Zachowało 

si

ę to w starym egipskim micie: Księżyc jako Izyda, Słońce jako Ozyrys. Brakowało tylko 

zamkni

ętej w ludzkim ciele świadomości jaźniowej, która wtedy unosiła się jeszcze w 

atmosferze Ksi

ężyca.

W okresie przej

ściowym, pomiędzy inkarnacją księżycową a ziemską naszej planety, 

żnorodne istoty pracowały nad tym, aby ciało eteryczne i astralne człowieka 

przygotowa

ć do przyjęcia świadomości jaźniowej. Cóż więc stało się w chwili, kiedy z 

mroku wy

łoniło się ciało niebieskie, które zawierało w sobie dzisiejsze Słońce, Księżyc i 

Ziemi

ę? W otoczeniu tej przebudzonej ze snu planety znajdowały się istoty, które dziś 

kszta

łtują dusze ludzkie. Dzięki pracy, która odbyła się w okresie przejściowym, mogły 

one teraz 

łączyć świadomość jaźni z ciałem astralnym i eterycznym. Ale ciało fizyczne 

nie by

ło jeszcze gotowe na jej przyjęcie, pojawia się ono z początku ponownie w formie 

zwierz

ęco-ludzkiej. Na Księżycu ciało harmonizowało jeszcze z ówczesną duszą, ale 

teraz to, co jako ja

źń zanurzyło się w ciele astralnym i eterycznym, nie harmonizowało już 

z ca

łością. Aby dostosować do siebie części składowe natury ludzkiej, konieczne było 

powtórzenie stanów Saturna, S

łońca i Księżyca na nowym stopniu.

Najpierw wi

ęc powtórzył się okres Saturna, ale ciała fizyczne zwierzęco-ludzkich istot nie 

by

ły już tak proste jak na dawnym Saturnie. Wówczas były to tylko zalążki narządów 

zmys

łowych. Teraz przybyły gruczoły hormonalne i system nerwowy. Wszystko to nie 

by

ło jednak zdolne do połączenia się z duszą na jej obecnym stopniu rozwoju. Musiało 

nast

ąpić krótkie powtórzenie okresu Saturna. Duchy Jaźni musiały znowu pracować nad 

cia

łem fizycznym, aby przystosować je do przyjęcia jaźni. Podobnie musiało nastąpić 

powtórzenie okresu s

łonecznego, aby narządy ciała fizycznego, które powstały na 

S

łońcu, mogły przygotować się do przyjęcia jaźni. I wreszcie powtórzył się okres 

ksi

ężycowy, aby mógł przystosować się system nerwowy.

Najpierw powtórzy

ł się więc okres Saturna. Zwierzęco-ludzkie istoty epoki księżycowej 

bytuj

ą na Ziemi, ale jedynie jako ciała fizyczne, poruszane i kierowane z zewnątrz niby 

maszyny. Potem nast

ąpiło powtórzenie okresu słonecznego, w którym ciała ludzkie żyły 

jak 

śpiące rośliny. I wreszcie powtórzył się okres księżycowy, w którym oddzieliło się i 

wyst

ąpiło Słońce, a pozostało wszystko to, co już raz wyodrębniło się jako dawny 

Ksi

ężyc. Powtórzył się więc jeszcze raz cały cykl księżycowy, z tą różnicą, że teraz 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (2 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

wszczepiono istotom ludzkim zdolno

ść do przyjęcia jaźni.

To powtórzenie cyklu ksi

ężycowego było dla Ziemi ciemnym okresem jej rozwoju. W 

organizm ludzki, z

łożony z ciała fizycznego, eterycznego i astralnego, wniknęła jaźń, ale 

jeszcze bez oczyszczaj

ącego wpływu myśli. W czasie, kiedy Słońce było już oddzielone, 

Ziemia za

ś miała jeszcze w sobie Księżyc, człowiek znajdował się w stanie, w którym 

jego cia

ło astralne nosiło najdziksze namiętności, miało wszczepione wszystkie 

najgorsze si

ły. Nie było dla nich żadnej przeciwwagi. Był to okres pomiędzy wystąpieniem 

S

łońca a oddzieleniem się Księżyca, kiedy ludzie byli jeszcze duszami zbiorowymi, ale 

pe

łnymi najgorszych popędów.

Przechodz

ąc przez to prawdziwe piekło, jakim było powtórzenie cyklu księżycowego, 

Ziemia pod wp

ływem oddzielonego, działającego z zewnątrz szlachetnego Słońca - nie 

tylko S

łońca fizycznego, ale także i duchów słonecznych, które z nim odeszły - stopniowo 

osi

ągnęła stan, w którym mogła wyrzucić z siebie dzikie popędy i straszliwie siły, a 

zatrzyma

ć tylko to, co było zdolne do dalszego rozwoju. Razem z Księżycem odeszły 

najgorsze si

ły i dlatego w dzisiejszym Księżycu mamy pozostałość tych wszystkich złych 

wp

ływów, jakie wówczas działały w człowieku.

Natomiast to wszystko, co pozosta

ło na Ziemi po oddzieleniu się Słońca i Księżyca, było 

zdolne do dalszego rozwoju.

Przypatrzmy si

ę najpierw samym zwierzęco-ludzkim istotom. Stopniowo dojrzały one na 

tyle, 

że mogły przyjąć w siebie jaźń. Teraz mamy więc człowieka, który składa się z 

czterech ogniw. Po raz pierwszy zaczyna si

ę zmieniać pozycja człowieka; wcześniej 

p

ływał, unosił się. Teraz zaczyna przechodzić stopniowo do pozycji pionowej. Jego 

kr

ęgosłup, a raczej struna nerwowa biegnąca wzdłuż grzbietu, która w okresie 

ksi

ężycowym ustawiona była poziomo, prostuje się powoli. Równolegle z prostowaniem 

si

ę następuje rozszerzenie się rdzenia kręgowego w mózg. Następuje równocześnie 

jeszcze jedna zmiana. Do tego unosz

ącego, pływającego ruchu, jaki był właściwy 

cz

łowiekowi zarówno na Księżycu, jak i podczas powtórzenia się cyklu księżycowego na 

Ziemi, gdy atmosfera przenikni

ęta była jeszcze ognistą mgłą, potrzebne było człowiekowi 

co

ś niby pęcherz pławny, podobny do tego, jaki dzisiaj spotykamy u ryb. Teraz jednak 

mg

ły ogniste (tradycja hebrajska nazywała je Ruah) zaczęły opadać. Działo się to powoli 

i stopniowo. Wprawdzie atmosfera wci

ąż pełna była gęstej pary, lecz najgęstsze dymy 

ju

ż opadły. W tym czasie człowiek zamiast skrzelami, zaczyna oddychać płucami. 

P

ęcherz pławny przeobraża się w płuca. Dzięki temu człowiek stał się zdolny przyjąć 

wy

ższe pierwiastki duchowe, które są powyżej jaźni, a mianowicie pierwszy zadatek 

ducha ja

źni. To przeobrażenie pęcherza pławnego w płuca wyraża Biblia w słowach: "i 

tchn

ął Bóg w oblicze człowieka dech żywota. I stał się człowiek duszą żyjącą". (Gen. 2-7) 

S

łowa te oznaczają przeobrażenie, jakie dokonywało się w naturze ludzkiej w ciągu 

milionów lat. 

Żadne ze stworzeń, które dotąd poznaliśmy, ani istoty roślino-zwierzęce, ani 

zwierz

ęco-ludzkie dawnego Księżyca, ani też ich potomkowie w księżycowym okresie 

Ziemi, 

żadne z nich nie miało jeszcze czerwonej krwi. Ich soki żywotne przypominały 

krew dzisiejszych ni

ższych zwierząt, która jeszcze nie jest czerwona. Były to soki, które 

nap

ływały z zewnątrz i znowu odpływały. Aby we własnym organizmie wytwarzać 

czerwon

ą krew potrzeba było czegoś więcej. Zrozumiemy to, gdy dowiemy się, że w 

rozwoju naszej planety, a

ż do oddzielenia się Księżyca, żelazo nie odegrało żadnej roli. 

Żelazo pojawiło się na naszej planecie dopiero dzięki temu, że planeta Mars przeszła, 
je

śli się tak można wyrazić, przez Ziemię i pozostawiła jej żelazo. Z Marsa pochodzi 

wp

ływ żelaza we krwi.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (3 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Echo tego zwi

ązku z Marsem zachowało się w micie o bogu wojny Marsie. Marsowi 

przypisuje si

ę te cechy, które żelazo zaszczepiło we krwi: siłę i wojowniczość. 

Wprowadzenie 

żelaza w nasz rozwój wzmocniło zmianę w sposobie oddychania 

cz

łowieka. Żelazo stało się ważnym czynnikiem rozwoju Ziemi. Pod wpływem tych zmian 

organizm ludzki udoskonali

ł się tak dalece, że mogła rozpocząć się praca nad 

oczyszczeniem i uszlachetnieniem cia

ł, które powstały na Saturnie, Słońcu i Księżycu, 

zaczynaj

ąc naturalnie od ostatniego, które przybyło najpóźniej, a mianowicie od ciała 

astralnego.

W okresie wykszta

łcania się płuc i powstawania pierwszych zadatków czerwonej krwi 

cz

łowiek niepodobny był do dzisiejszej postaci. Tak niepodobny, że istotnie bardzo 

trudno go nawet opisa

ć. Dzisiejszym ludziom, myślącym materialistycznie, mógłby się 

wyda

ć groteskowy. Człowiek znajdował się wówczas mniej więcej na poziomie amfibii, 

p

łazów zaczynających oddychać płucami i powoli uczył się przechodzić od dawnych 

p

ływająco-unoszących ruchów do szukania punktów oparcia na ziemi. Można by 

powiedzie

ć, że człowiek w epoce lemuryjskiej skakał - bo trudno jest nazwać ten ruch 

chodzeniem - potem znowu unosi

ł się w powietrzu; podobny sposób poruszania się 

spotykamy u dawnych kopalnianych jaszczurów. Ówczesne cia

ło fizyczne człowieka nie 

zachowa

ło się w żadnych skamieniałościach ani śladach geologicznych, było ono 

bowiem zupe

łnie miękkie, pozbawione jeszcze całkowicie kości.

Jak przedstawia

ła się Ziemia oswobodzona od Księżyca? Przedtem, otoczona mgłą 

ognist

ą, znajdowała się niby w dymiącym, kipiącym kotle. Potem gęste opary powoli 

ust

ępowały. Ziemia miała tylko cienką, stwardniałą skorupę, pod którą znajdowało się 

kipi

ące, wrzące morze ognia, pozostałość mgły ognistej, która dawniej stanowiła 

atmosfer

ę. Stopniowo wyłaniały się małe wysepki, pierwsze zaczątki dzisiejszego 

królestwa minera

łów. Na Księżycu mieliśmy jeszcze królestwo roślinno-mineralne; teraz 

wykrystalizowuj

ą się z tej ognistej substancji pierwsze zaczątki naszych obecnych skał i 

kamieni. Przedtem powsta

ła dzisiejsza roślinność przeobrażona z dawniejszych istot 

ro

ślinno-zwierzęcych. Zaś istoty zwierzęco-ludzkie, które żyły na Księżycu, podzieliły się 

teraz na dwie grupy; jedne z nich osi

ągnęły wyższy stopień rozwoju i przeobraziły się w 

dzisiejszych ludzi, ale by

ły i takie, które nie dokonały tego postępu. Są to dzisiejsze 

wy

ższe zwierzęta, które pozostały na poprzednim stopniu. Ponieważ nie mogły wraz z 

innymi i

ść naprzód, pozostawały coraz bardziej w tyle. Wszystkie wyższe zwierzęta, a 

wi

ęc ssaki, są zdegenerowanymi potomkami księżycowych zwierzęco-ludzkich istot. Nie 

wyobra

żajmy sobie jednak, że człowiek był wtedy zwierzęciem jak dzisiejsze wyższe 

zwierz

ęta. Ciała tych zwierząt okazały się wówczas niezdolne do przyjęcia jaźni, 

zachowa

ły ustrój przystosowany do duszy zbiorowej, jaką miały na Księżycu. Te, które 

prawie nad

ążyły, a jednak potem okazały się za słabe, aby przyjąć w siebie duszę 

indywidualn

ą, to dzisiejsze małpy. Ale nawet ich nie można uważać za rzeczywistych 

przodków cz

łowieka, tylko za istoty, które nie mogąc dotrzymać kroku, cofnęły się w 

rozwoju.

Tak wi

ęc Ziemia w okresie lemuryjskim była ognistą masą, w której dzisiejsze minerały 

znajdowa

ły się jeszcze przeważnie w stanie płynnym. Z tego morza ognia wyłoniła się 

pierwsza wyspa mineralna, a na niej poruszali si

ę na pół skacząc, na pół fruwając 

przodkowie dzisiejszych ludzi. Duch Ja

źni troszczył się, aby stopniowo przeniknąć tych 

ludzi.

Musimy sobie wyobrazi

ć tę dawną epokę ognia jako czasy ostatnich na Ziemi przejawów 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (4 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

si

ł księżycowych, które odtąd powoli zamierały. Ich wpływ przejawiał się w zdolności 

cz

łowieka do podporządkowania sił natury swojej woli. Na Księżycu człowiek był jeszcze 

ca

łkowicie złączony z naturą. Dusza grupowa pracowała nad bytem człowieka. Potem się 

to zmieni

ło, ale mimo wszystko pozostał jeszcze pewien magiczny związek pomiędzy 

jego wol

ą a siłami ognia. Jeżeli człowiek miał charakter łagodny, to jego wola działała 

uspokajaj

ąco na żywioł ognia. Dzięki temu z ognistego morza mogły tworzyć się lądy. 

Cz

łowiek namiętny wywierał swoją wolą wpływ przeciwny i wzburzone, rozszalałe masy 

ognia rozrywa

ły cienką skorupę Ziemi. Te namiętne, dzikie moce, właściwe naturze 

ludzkiej na Ksi

ężycu i w czasie powtórzenia księżycowego okresu na Ziemi, wybuchły raz 

jeszcze z wielk

ą siłą w tych nowo powstałych indywidualnych duszach ludzkich. 

Nami

ętności te rozpętały istną burzę w owym morzu ognistym i znaczna część lądu 

zamieszka

łego przez Lemuryjczyków uległa zniszczeniu; zaledwie niewielka część 

mieszka

ńców Lemurii zdołała się uratować, zachowując w ten sposób ród ludzki od 

zag

łady.

Wy wszyscy 

żyliście już wtedy, wasze dusze są tymi samymi duszami, które uratowały 

si

ę z ognistej katastrofy Lemurii. Ta część ludzkości, która przetrwała kataklizm, 

pow

ędrowała do kraju, który nazywamy Atlantydą, leżącego pomiędzy dzisiejszą 

Ameryk

ą a Europą. Ród ludzki rozwijał się tam dalej. Powoli atmosfera Ziemi zmieniała 

si

ę. Resztki dawnej, ognisto-parnej substancji "Ruah" ustąpiły i jeszcze tylko gęste mgły 

zalega

ły powietrze. Podania germańskie zachowały wspomnienie tych mgieł; kraj 

Nibelungów nazywa si

ę Nivelheim - czyli Nebelheim, tzn. kraj tonący w gęstych mgłach.

A teraz musimy postawi

ć sobie pytanie, jakie duchy działały z zewnątrz aż do czasów 

lemuryjskich? W czasie powtórzenia okresu Saturna by

ły to Duchy Osobowości lub 

Duchy Egoizmu; w czasie powtórzenia okresu S

łońca - Duchy Ognia lub Archanioły; w 

ostatnim za

ś księżycowym okresie istoty, które były dobrymi duchami dawnej epoki 

ksi

ężycowej - Anioły, czyli Duchy Świtu. Największego przewodnika tych duchów 

nazwali

śmy Duchem Świętym; władcę słonecznych Duchów Ognia - Chrystusem; władcę 

na Saturnie - Duchem Ojcem. Ostatni wielki Duch, który dzia

łał na czele swoich 

zast

ępów, nazwany w ezoteryce chrześcijańskiej Duchem Świętym, był przywódcą 

okresu ksi

ężycowego - Duchem, który działał również, gdy okres księżycowy powtarzał 

si

ę na Ziemi. Ten właśnie Duch działał z zewnątrz, jak gdyby promieniem swej własnej 

Istoty przenikaj

ąc człowieka. Na początku lemuryjskich czasów mamy dwa rodzaje istot; 

z jednej strony duchy które przygotowywa

ły ciało człowieka i zaszczepiały mu 

świadomość jaźniową; z drugiej strony duch, który sam wniknął w człowieka, gdy zaczął 
on fizycznie oddycha

ć.

Je

żeli teraz pomyślimy, że wszystko, co stanowiło na Saturnie jeszcze masę ognia 

otoczon

ą subtelniejszą atmosferą, było już na Słońcu substancją gazową, a potem w 

atmosferze Ksi

ężyca mgłą ognistą, to rozwój naszej planety przedstawi się nam jako 

stopniowe oczyszczanie si

ę, podobnie jak sam rozwój ludzkości jest oczyszczaniem. To, 

co dzi

ś nazywamy powietrzem, musiało się dopiero stopniowo i powoli oczyszczać z 

oparów i dymów, którymi dawniej by

ło wypełnione. Musimy sobie zdać sprawę, że to, co 

wydziela z siebie dawna atmosfera naszej planety, to substancje, z których zbudowane 
s

ą wszelkie ciała. Powietrze jest najczystszym obszarem z tego, co pozostało; jest to 

najdoskonalsza materia, z której duchy przewodnie Ksi

ężyca, Anioły, mogą sobie tworzyć 

cia

ła. Dlatego też człowiek odczuwał powietrze, które się oczyściło, oddzieliło, jako szatę 

zewn

ętrzną nowych przewodników, Duchów Ziemi, odczuwał w nim ducha przewodniego 

Ziemi - Jehow

ę. W wiejącym wietrze odczuwano ducha, który prowadził i kierował 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (5 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Ziemi

ą; w powietrzu, którym człowiek oddychał, czuł ciało Boga. Tak było do epoki 

atlantyckiej; l

ąd Atlantydy stanowi dzisiaj dno Oceanu Atlantyckiego.

Magiczny wp

ływ, jaki ludzie wywierali na morze ognia, na procesy Ziemi, powoli zanikał; 

pozosta

ł natomiast zachowany w pierwszych czasach atlantyckich inny związek z naturą. 

Cz

łowiek mógł jeszcze wywierać magiczny wpływ na wzrost roślin. Kiedy nad rośliną 

podnosi

ł rękę, która wówczas miała jeszcze inny kształt, był w stanie działaniem swej 

woli przyspiesza

ć wzrost rośliny. Człowiek był głęboko związany z naturą, co wyrażało 

si

ę w całym jego życiu.

To, co dzi

ś nazywamy inteligencją, myśleniem logicznym, wówczas jeszcze nie istniało. 

Ale za to mia

ł człowiek w wysokim stopniu rozwinięte inne zdolności; np. pamięć 

rozwini

ęta była tak bajecznie, że trudno to sobie nawet wyobrazić. Ludzie nie umieli 

liczy

ć, nie byli w stanie policzyć, że dwa razy dwa równa się cztery, ale pomagała im 

pami

ęć, pamiętali to ze wspomnień. Chociaż w okresie atlantyckim ludzie nie odczuwali 

tak bezpo

średnio grupowych dusz ras i ludów jak na Księżycu, to jednak czuli jeszcze 

wyra

źnie ich działanie. Było ono tak silne dla człowieka, który należał do danego szczepu 

lub rasy, 

że związek z kimś należącym do innej rasy byłby rzeczą niemożliwą. Między 

lud

źmi należącymi do różnych grupowych dusz istniała głęboka niechęć. Kochało się 

tylko tych, którzy 

żyli w obrębie tej samej duszy ludu. Można powiedzieć, że podstawą tej 

łączności była wspólna krew, której źródłem była w okresie Księżyca dusza ludu. 
Cz

łowiek pamiętał wyraźnie przeżycia swych przodków i czuł się ogniwem w łańcuchu 

rodowym, spojonym wi

ęzami krwi, podobnie jak ręka czuje się częścią naszego 

organizmu. To poczucie przynale

żności było w ścisłym związku z rozwojem człowieka, 

podobnie jak inna wa

żna przemiana, która dokonywała się w okresie przejściowym, gdy 

Ziemia opuszczona przez S

łońce, wyrzuciła z siebie Księżyc. Przemiana ta związana jest 

bezpo

średnio z procesem twardnienia, który odbywał się na Ziemi. Powstało wówczas 

królestwo mineralne i jednocze

śnie podobny proces twardnienia odbywał się we wnętrzu 

ludzkiego organizmu. W mi

ękkiej masie powstawały stopniowo twardsze części, 

zg

ęszczone początkowo w chrząstki, a wreszcie w kości. Dopiero z zarysowaniem się 

uk

ładu kostnego człowiek zaczął chodzić.

Równolegle z powstaniem w organizmie masy kostnej odbywa

ł się jeszcze inny proces. 

Gdy Ziemia, aby móc si

ę rozwijać, wyrzuciła z siebie wszystko, co dziś stanowi Księżyc, 

zostawiaj

ąc tylko zdolne do dalszego rozwoju elementy, w istotach zamieszkujących 

Ziemi

ę powstały dwojakiego rodzaju siły. Słońce i Księżyc znajdowały się teraz poza 

Ziemi

ą i dzięki temu słoneczne i księżycowe siły działały na Ziemię z zewnątrz. 

Wspó

łdziałanie sił słonecznych i księżycowych, które dawniej były wewnątrz Ziemi, a 

teraz wywiera

ły swój wpływ z zewnątrz, sprawiło, że powstało oddziaływanie 

rozdzielaj

ące istoty ludzkie na dwie płci.

W dawnych czasach, kiedy S

łońce, Księżyc i Ziemia stanowiły jeszcze jedno ciało, żyjące 

w nim si

ły słoneczne zapładniały to wszystko, co w tym układzie można by oznaczyć jako 

element 

żeński. Słońce odczuwano jako element męski, Księżyc jako żeński. Po 

oddzieleniu si

ę Słońca nastąpił rozdział sił między dwa powstałe wówczas ciała. Istoty 

zamieszkuj

ące Ziemię, aż do wydzielenia się z niej Księżyca, można by nazwać 

żeńskimi, gdyż wszystkie siły zapładniające napływały z zewnątrz, ze Słońca. Dopiero 
wówczas, gdy Ziemia odrzuci

ła Księżyc i wszystko, co dzisiaj jest w nim zawarte, stając 

si

ę przez to zupełnie innym ciałem, dopiero wtedy dawny, niezróżnicowany element 

"kobiecy" móg

ł się rozdzielić na męski i żeński (w dzisiejszym znaczeniu); w ten sposób 

równocze

śnie z procesem twardnienia Ziemi i powstawania kości w organizmie ludzkim 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (6 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

nast

ąpiło zróżnicowanie się płci człowieka.

A tym samym otworzy

ły się drogi do prawidłowego doskonalenia się jaźni.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (7 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]

background image

owców

ż

okrzy

ż

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

XII

U istot zwierz

ęco-ludzkich na dawnym Księżycu nie było jeszcze zewnętrznego 

zró

żnicowania się na dwie płci. Tak samo u ich potomków w okresie powtórzenia epoki 

ksi

ężycowej. Potem nastąpiło pewnego rodzaju rozszczepienie ciała ludzkiego. Mogło się 

to dokona

ć dzięki zagęszczeniu materii. Dopiero gdy świat mineralny wyłonił się w 

dzisiejszej formie, mog

ło powstać ciało ludzkie, w którym płeć jest rozdzielona. Ziemia i 

cia

ło człowieka musiały najpierw dojść do dzisiejszego stanu zagęszczenia, mineralizacji. 

W mi

ękkich ciałach ludzkich okresu księżycowego i pierwszych okresów Ziemi człowiek 

by

ł istotą dwupłciową, męsko-żeńską.

Nie powinni

śmy zapominać, że człowiek w pewnej mierze i dzisiaj zachował ślad tego 

dawnego dwup

łciowego ustroju. Dzisiaj mężczyzna ma ciało fizyczne męskie, eteryczne 

za

ś żeńskie. Kobieta przeciwnie; jej ciało eteryczne jest męskie. Fakt ten rzuca ciekawe 

światło na psychikę mężczyzny i kobiety. Zdolność kobiety do poświęcenia i zaparcia się 
siebie dla ukochanej istoty zwi

ązana jest z tym, że jej ciało eteryczne jest męskie; 

natomiast pró

żność mężczyzny staje się zrozumiała, gdy wiemy, że jego ciało eteryczne 

ma natur

ę kobiecą.

Powiedzieli

śmy już, że ten podział ludzkości na dwie płci wywołało współdziałanie sił 

p

łynących ze Słońca i Księżyca. Trzeba jeszcze wiedzieć, że u mężczyzny Księżyc działa 

silniej na cia

ło eteryczne, Słońce zaś na fizyczne; u kobiety przeciwnie, ciało fizyczne 

znajduje si

ę pod wpływem sił księżycowych, eteryczne zaś pod wpływem Słońca.

Ustawiczna wymiana substancji mineralnych w ciele fizycznym cz

łowieka mogła 

rozpocz

ąć się dopiero wtedy, gdy powstał dzisiejszy świat mineralny; przedtem istniały 

zupe

łnie inne formy odżywiania. W słonecznym okresie naszej Ziemi we wszystkich 

ro

ślinach krążyły soki mleczne. Odżywianie odbywało się w ten sposób, że człowiek 

wysysa

ł je, tak jak dzisiaj dziecko ssie pokarm matki. Rośliny, które dzisiaj mają w sobie 

tego rodzaju soki, s

ą ostatnimi potomkami czasów, kiedy wszystkie rośliny dostarczały 

takich soków w wielkiej obfito

ści. Dopiero później odżywianie przybrało dzisiejsze formy.

Aby zrozumie

ć sens zróżnicowania się płci człowieka, musimy wyjaśnić sobie, że 

zarówno na Ksi

ężycu, jak też i w czasie powtórzenia okresu księżycowego na Ziemi, 

wszystkie istoty wygl

ądały podobnie. Tak jak dzisiaj każda krowa podobna jest do swej 

matki i do wszystkich innych krów, bo ka

żda reprezentuje duszę zbiorową, tak też i ludzie 

byli wówczas niezmiernie podobni do swoich przodków, co przeci

ągnęło się aż po okres 

atlantycki.

Có

ż więc było powodem, że teraz ludzie są tak różni? Przyczyną był właśnie podział na 

dwie p

łci. Element kobiecy zachował tendencję do nadawania potomkom podobnej 

postaci; element m

ęski działa inaczej; wywołuje on różnorodność, indywidualizację. 

Przez to, 

że siły męskie dołączyły się do kobiecych, powstało coraz większe 

zró

żnicowanie. Dzięki wpływowi męskiego pierwiastka może się rozwijać indywidualność.

Dawna dwup

łciowość miała jeszcze jedną szczególną właściwość. Jeżeli zapytalibyśmy 

którego

ś z ludzi księżycowych o jego przeżycia, zauważylibyśmy, że traktuje je zupełnie 

tak samo, jak prze

życia swych najdalszych przodków; wszystko to żyło przez pokolenia. 

Przygotowanie obecnego stanu 

świadomości, która sięga tylko od narodzin do śmierci, 

zwi

ązane jest z wykształceniem się indywidualności człowieka w dzisiejszym znaczeniu; 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (1 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]

background image

owców

ż

okrzy

ż

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró

równolegle za

ś pojawiła się możliwość takich narodzin i takiej śmierci jak dzisiaj. Dawni 

ludzie ksi

ężycowi, którzy poruszali się pływając i unosząc się w przestrzeni, złączeni byli 

ze swym otoczeniem, z którego przenika

ły w ich organizmy owe strumienie krwi. Gdy 

taka istota umiera

ła, nie była to śmierć duszy w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, tylko 

jak gdyby obumieranie jednej cz

ęści w żywym organizmie. Świadomość duszy zbiorowej 

świecie ducha pozostawała niezmącona. Spróbujmy sobie to wyobrazić - usycha ręka, 

a na to miejsce wyrasta nowa. Ludzie w zamglonej 

świadomości odczuwali umieranie 

organizmów ludzkich niby stopniowe usychanie cia

ł; jedne usychały i więdły, a inne 

wyrasta

ły, ale w duszy zbiorowej świadomość trwała bez przerwy, tak że istotnie było to 

co

ś w rodzaju nieśmiertelności.

Potem pojawi

ła się dzisiejsza krew, czyli krew wytwarzana samodzielnie przez organizm 

cz

łowieka. Jej powstaniu towarzyszył podział człowieka na dwie płci: męską i żeńską. 

Jednocze

śnie z tym podziałem wystąpiła jeszcze jedna ważna zmiana. Krew wywołuje 

ci

ągłą walkę pomiędzy życiem a śmiercią, a skutkiem tego istota, która wytwarza w sobie 

czerwon

ą krew, jest terenem tych ustawicznych zmagań. Krew czerwona zużywa się 

bowiem ci

ągle i przemienia w krew błękitną, która nosi w sobie element śmierci. 

Jednocze

śnie z tą przemianą krwi nastąpiło w człowieku zaciemnienie świadomości, 

która dawniej si

ęgała poza granice narodzin i śmierci. Dopiero teraz, z nastaniem 

obecnej 

świadomości, utracił człowiek dawne, niejasne poczucie nieśmiertelności. 

Dzisiejsza niemo

żność wyjrzenia poza śmierć i narodziny związana jest z podziałem na 

dwie p

łci.

Jeszcze co

ś innego łączy się z tymi zmianami. Kiedy człowiek miał duszę grupową, 

pokolenia za pokoleniami nast

ępowały bez przerw, bez przełomów wywołanych 

narodzinami i 

śmiercią. Teraz jednak pojawiły się przerwy i w związku z tym możliwość 

reinkarnacji. Dawniej syn by

ł bezpośrednią kontynuacją ojca, a ojciec dziadka, 

świadomość nigdzie się nie urywała. Teraz jednak nastał czas, gdy świadomość nie 
mog

ła już sięgać poza granice narodzin i śmierci. Dzięki temu stał się możliwy pobyt 

cz

łowieka w kamaloce i w dewahanie. Te kolejne zmiany - pobyt w wyższych światach 

nast

ępujący po ziemskim życiu - stały się możliwe dopiero wtedy, gdy człowiek został 

istot

ą indywidualną, po odrzuceniu Księżyca z Ziemi. Dopiero wtedy pojawiło się to, co 

dzi

ś nazywamy inkarnacją oraz okresy przejściowe między kolejnymi wcieleniami, które z 

czasem równie

ż ustaną.

Doszli

śmy więc do czasów, gdy dawny organizm, który łączył w sobie jeszcze dwie płci, 

organizm zale

żny od duszy zbiorowej, podzielił się na męski i kobiecy. Element kobiecy 

zachowuje podobie

ństwo, męski wprowadza różnorodność. Istotnie, w dzisiejszych 

stosunkach element kobiecy utrzymuje ci

ągłość dawnych więzów rodowych, rasowych, 

narodowych, element m

ęski ustawicznie tę ciągłość przełamuje, rozszczepia i w ten 

sposób indywidualizuje ludzko

ść. Pierwszy działa jak echo dawnej duszy zbiorowej, drugi 

jako pierwiastek nowy, d

ążący do indywidualizowania. Z czasem dojdzie do tego, że 

wszelkie wi

ęzy rasowe i rodowe zanikną. Ludzie coraz bardziej będą się różnili między 

sob

ą i będzie ich łączyć nie wspólna krew, ale to, co duszę wiąże z duszą. W tym 

kierunku zmierza rozwój ludzko

ści.

W pocz

ątkowym okresie epoki atlantyckiej związek w ramach poszczególnych ras był 

jeszcze bardzo silny. Pierwsze podzia

ły ras różniły się między sobą barwą skóry i ten 

ślad działania duszy zbiorowej pozostał jeszcze do dzisiaj. Różnice te będą się zacierały, 
im bardziej element indywidualny b

ędzie przeważał. Przyjdzie czas, że nie będą istniały 

rasy o ró

żnych zabarwieniach skóry, natomiast istnieć będą olbrzymie różnice 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (2 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]

background image

owców

ż

okrzy

ż

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró

indywidualne mi

ędzy ludźmi. Im dalej cofamy się w przeszłość, tym lepiej widzimy, jak 

przewa

ża element rasowy. Właściwy pierwiastek indywidualizujący pojawia się dopiero w 

źniejszych czasach atlantyckich. W pierwszych czasach Atlantydy ludzie należący od 

danej rasy czuli g

łęboką niechęć w stosunku do innych ras; poczucie łączności, miłość 

p

łynęły tylko ze wspólnoty krwi. Związki małżeńskie między ludźmi należącymi do 

odr

ębnych rodów uważane były za niemoralne.

Jasnowidz

ący, który chciałby zbadać związek ciała eterycznego z fizycznym u 

mieszka

ńców dawnej Atlantydy, spostrzegłby dziwne zjawisko. Część ciała eterycznego 

odpowiadaj

ąca głowie nie pokrywała się całkowicie z głową fizyczną, tak jak dzisiaj. Dziś 

cia

ło eteryczne wykracza bardzo niewiele poza fizyczną głowę, wówczas jednak 

wystawa

ło bardzo daleko, szczególnie w okolicy czoła. Pewien punkt mózgu, położony 

mi

ędzy brwiami, tylko że o centymetr głębiej oraz odpowiadający mu dzisiaj punkt w ciele 

eterycznym by

ły wówczas jeszcze oddalone jeden od drugiego. Rozwój polegał między 

innymi na stopniowym zbli

żaniu się tych dwóch punktów. W piątym okresie epoki 

atlantyckiej cia

ło eteryczne głowy do tego stopnia wsunęło się w ciało fizyczne, że oba 

punkty spotka

ły się. Dzięki temu mogły rozwinąć się nasze dzisiejsze zdolności: liczenie, 

zdolno

ść wydawania sądów, wytwarzanie pojęć, inteligencja. Przedtem mieszkańcy 

Atlantydy mieli tylko wspaniale rozwini

ętą pamięć, brak im jednak było zdolności 

rozumowania. I tu mamy punkt wyj

ścia powstawania jaźni świadomej. Przed zejściem się 

tych dwóch punktów nie mog

ło być mowy o samodzielności ludzi, natomiast mogli oni żyć 

w o wiele g

łębszym związku z naturą. Mieszkania tworzył sobie człowiek w owych 

czasach z tego, co mu dawa

ła przyroda; przekształcał on dowolnie kamienie, łączył je z 

drzewami i w ten sposób mieszkanie ludzkie wyrasta

ło z żywej przyrody; było ono 

w

łaściwie jej przeobrażeniem. Człowiek żył w małych grupach, spojonych jeszcze 

wi

ęzami krwi, najsilniejszy zaś z rodu był wodzem i wywierał ogromny wpływ na innych. 

Wszystko zale

żało od jego autorytetu, który jednak rozumiany był inaczej niż w naszych 

czasach. Na pocz

ątku okresu atlantyckiego człowiek nie znał jeszcze mowy 

artyku

łowanej; rozwinęła się ona dopiero w trakcie tej epoki. Wódz nie był w stanie 

wyrazi

ć słowami swych rozkazów; natomiast ludzie rozumieli mowę natury. Człowiek 

dzisiejszy musi uczy

ć się tego na nowo. Wyobraźmy sobie, że patrząc w źródło widzimy 

w nim swe odbicie; w duszy cz

łowieka znającego wiedzę tajemną powstaje szczególne 

uczucie; mówi on sobie: "Oto spogl

ąda na mnie odbicie mej własnej postaci, ostatni ślad 

tych odbi

ć, które Saturn przed niepamiętnym czasem wysyłał w przestrzeń". Gdy 

cz

łowiek taki widzi w źródle odbicie własnej postaci, w duszy jego wyłania się 

wspomnienie Saturna. Równie

ż echo budzi wspomnienie dźwięków, które odbite przez 

Saturna powraca

ły w przestworza wszechświata. Albo fatamorgana, odzwierciedlenie 

obrazów, które powietrze przejmuje i znowu oddaje. Cz

łowiek znający wiedzę tajemną 

widzi w niej wspomnienie utworzonego z gazów dawnego S

łońca, które przyjmowało w 

siebie wszystko, co p

łynęło z przestrzeni kosmicznych, przepracowywało to, a potem 

odbija

ło w promieniach, dodając jeszcze coś ze swej własnej istoty. Gdybyśmy znaleźli 

si

ę na dawnym Słońcu, widzielibyśmy, jak wszystko, co tam istniało, przygotowane było z 

substancji gazowej S

łońca niby jakieś obrazy świetlne, jak fatamorgana.

Nie potrzeba czarów, by uczy

ć się poznawać świat w tysiącach przeobrażeń; jest to 

wa

żne dla człowieka, który pragnie wznieść się w wyższe światy.

W bardzo dawnych czasach cz

łowiek głęboko rozumiał naturę. Jest to wielka różnica, czy 

żyje się w dzisiejszym powietrzu, czy w takim, jakie było za czasów Atlantydy. Cała 
atmosfera przenikni

ęta była wówczas gęstą mgłą. Słońce i Księżyc otoczone były 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (3 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]

background image

owców

ż

okrzy

ż

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró

olbrzymimi t

ęczowymi kręgami. Był czas, że te mgliste opary przesłaniały gwiazdy, a 

S

łońce i Księżyc były zaćmione. Dopiero powoli, stopniowo, stawały się widzialne dla 

ludzkich oczu. Ksi

ęga Genesis opisuje wspaniale, jak Słońce, Księżyc i gwiazdy powoli 

stawa

ły się widoczne. Wszystko, co czytamy jako dzieje stworzenia świata, działo się 

rzeczywi

ście.

Cz

łowiek z czasów atlantyckich miał więc silnie rozwinięte rozumienie otaczającej go 

natury. To, co s

łychać w szemraniu źródła, w huczącym wietrze, co dla nas dzisiaj jest 

nie zró

żnicowanym dźwiękiem, dla tamtych ludzi było zrozumiałą mową. Nie było jeszcze 

wówczas przykaza

ń ujętych w słowa, ale Duch przemawiał do człowieka z tego powietrza 

nasyconego wodnymi oparami. Pismo 

Święte wyraża to w słowach: "a Duch Boży unosił 

si

ę nad wodami". We wszystkim słyszał człowiek mowę Ducha; płynęła do niego z 

gwiazd, ze S

łońca i z Księżyca. Każde słowo Księgi Genesis opisuje dokładnie i ściśle to, 

co si

ę działo w otoczeniu człowieka.

Pó

źniej nadszedł okres, gdy u grupy ludzi bardziej zaawansowanych niż reszta, 

zamieszka

łych w pobliżu dzisiejszej Irlandii - na ziemi, która podobnie jak cała Atlantyda 

znajduje si

ę dzisiaj pod wodą - nastąpiło po raz pierwszy owo ścisłe złączenie się ciała 

eterycznego z fizycznym. Dzi

ęki temu możliwy stał się wzrost inteligencji. Kiedy potężne 

masy wodne zatapia

ły powoli ląd Atlantydy, lud ten, pod wodzą najbardziej 

zaawansowanych osób, rozpocz

ął wędrówkę na Wschód. Najbardziej rozwinięta część 

tego ludu zaw

ędrowała aż do Azji i stworzyła tam centrum kultury. Stąd promieniowała 

potem kultura, wywodz

ąca się ze strumienia ludu, który później przesunął się jeszcze 

dalej na Wschód i w Azji 

Środkowej, a mianowicie w Indiach, stworzył pierwszą kulturę 

poatlantyck

ą, tzw. kulturę hinduską. Wykazuje ona jeszcze silny wpływ kultury 

atlantyckiej. Dawny Hindus nie mia

ł jeszcze takiej świadomości jak nasza dzisiejsza, ale 

by

ła ona już możliwa od chwili, kiedy zeszły się te dwa punkty w mózgu, o których była 

wcze

śniej mowa. Przed ich połączeniem mieszkańcy Atlantydy żyli jeszcze 

świadomością obrazową, dzięki której obcowali z duchami. Człowiek ówczesny nie tylko 
s

łyszał w szemraniu strumyka wyraźną i zrozumiałą mowę, ale widział jeszcze 

wy

łaniające się z jego nurtów istoty wcielone w wodę - undiny. W powietrzu, w jego 

powiewach, widzia

ł sylfy, w trzaskającym ogniu postrzegał salamandry. Wszystko to było 

realne i dlatego powsta

ły legendy i mity, które w najczystszej formie zachowały się w 

Europie, tam, gdzie osiedli

ła się resztka ludności atlantyckiej, która nie zawędrowała do 

Indii. Germa

ńskie legendy i mity są odbiciem tego, co mieszkańcy dawnej Atlantydy 

widzieli jeszcze w otaczaj

ącej ich gęstej mgle. Rzeki, jak np. Ren, żyły w świadomości 

dawnych Atlantów, jak gdyby zawarta w nich by

ła mądrość dawnej mgły Nibelungów. Ta 

m

ądrość żyła w rzekach jako jestestwa.

W ten sposób 

żyły w Europie echa kultury atlantyckiej. W Indiach jednakże powstawała 

nowa kultura, w której inny odd

źwięk znajdowało echo dawnych oglądów. Same obrazy 

wy

ższych światów znikły ale pozostała tęsknota za tym wszystkim, co one wyrażały. 

Mieszkaniec Atlantydy s

łyszał jeszcze mądrość świata przemawiającą do niego w 

przyrodzie; Hindusowi zosta

ła już tylko tęsknota za zjednoczeniem z naturą; toteż cechą 

starohinduskiej kultury jest pragnienie powrotu do dawnych czasów. Ówczesny Hindus 
by

ł marzycielem. Wprawdzie miał przed sobą to, co nazywamy rzeczywistością, ale świat 

zmys

łów uważał za maję, ułudę. Tego, co mieszkaniec Atlantydy widział jeszcze jako 

unosz

ące się wokół niego duchy, Hindus szukał w swej własnej tęsknocie za boskim 

pierwiastkiem 

świata, za Brahmanem. Ten impuls powracania do dawnej, półsennej 

świadomości światów atlantyckich zachował się w ezoteryce wschodniej, która stara się 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (4 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]

background image

owców

ż

okrzy

ż

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró

przywróci

ć dawną świadomość.

Dalej na pó

łnoc mamy Persów i Medów, kulturę staroperską. Kultura starohinduska 

odwraca

ła się od rzeczywistości; Persowie natomiast zdawali sobie sprawę, że należy się 

z ni

ą liczyć. Człowiek był w tym kraju przede wszystkim pracownikiem, który wiedział, że 

nie tylko po to ma si

ły duchowe, by dążyć do poznania, lecz także po to, by z ich pomocą 

przeobrazi

ć Ziemię. Początkowo przedstawiała się ona jako element wrogi; ludzie czuli, 

że muszą ją zwyciężyć. Wyrazem tego stosunku jest przeciwstawienie Ormuzda i 
Arymana - dobrego i z

łego boga, którzy toczyli odwieczny bój. Człowiek pragnął coraz 

bardziej przenika

ć Ziemię tym, co płynie ze świata ducha, ale nie był jeszcze w stanie 

pozna

ć mądrej budowy, naturalnej prawidłowości świata zewnętrznego. Dawna kultura 

indyjska rzeczywi

ście posiadała wiedzę o wyższych światach, nie wynikającą jednak ze 

znajomo

ści natury, gdyż Ziemia była dla Hindusa złudą, mają. Pers natomiast poznawał 

natur

ę, świat zewnętrzny, ale tylko jako swój warsztat pracy.

Przechodzimy do kultury chaldejskiej, babilo

ńskiej i ludów egipskich. Tutaj człowiek uczy 

si

ę już rozumieć prawidłowości rządzące naturą. Podnosząc wzrok ku gwiazdom nie tylko 

szuka bogów stoj

ących ponad nim, ale też bada prawa, kierujące ruchem gwiazd - i tak 

powsta

ła owa cudowna wiedza chaldejska. Kapłan egipski nie traktował świata 

fizycznego jako czego

ś opornego, wrogiego. Duchowość, do której dochodził przez 

geometri

ę, zaszczepiał w swoją glebę, w swój kraj, Rozpoznawane były prawa 

zewn

ętrznej natury. Chaldejsko-babilońsko-egipska mądrość łączyła ściśle zewnętrzną 

wiedz

ę o gwiazdach z poznaniem bogów, którzy są duchami tych gwiazd. I to jest trzeci 

etap rozwoju kultury.

Dopiero na czwartym stopniu rozwojowym epoki poatlantyckiej cz

łowiek rozwinął się na 

tyle, 

że to, co sam w sobie przeżywał jako duchowość, zaszczepiał kulturze. Tak właśnie 

by

ło w okresie grecko-rzymskim. Człowiek według swej własnej duchowości kształtował 

materi

ę, stwarzając dzieło sztuki plastycznej czy dramatycznej. Spotykamy tam początki 

budownictwa miejskiego w dzisiejszym znaczeniu. Jest ono inne ni

ż w okresach 

poprzedzaj

ących epokę grecką, np. w Egipcie. Tam dawni kapłani spoglądali ku 

gwiazdom, usi

łując wykryć rządzące nimi prawa. Odbiciem tego, co się działo na niebie, 

by

ły wznoszone przez nich budowle. Ich budowle ukazują siedmiostopniowy rozwój, który 

cz

łowiek najpierw odkrył w ciałach niebieskich; podobnie cała struktura piramid wyraża 

prawdziwe stosunki kosmiczne.

Przej

ście od mądrości wtajemniczonych kapłanów do mądrości ogólnoludzkiej wyraża 

wspaniale tradycja rzymska w historii siedmiu królów rzymskich. Kim s

ą ci królowie?

Przypomnijmy, 

że zamierzchła historia Rzymu sięga starożytnej Troi. Troję możemy 

uwa

żać za ostatni wytwór dawnych społeczeństw kapłańskich, które organizowały 

pa

ństwa według praw wypisanych w gwiazdach. Gdy nastał czas przejścia w czwarty 

okres kultury, rozum ludzki, którego symbolem jest przebieg

ły Odyseusz, pokonał 

starodawn

ą mądrość kapłanów. Jeszcze wyraźniej wyraża się to zwycięstwo ludzkiej 

my

śli nad mądrością kapłanów w rzeźbie Laokoona i jego synów, duszonych przez węże. 

W

ąż był zawsze symbolem ludzkiego rozumu; grupa Laokoona przedstawia właśnie 

moment, gdy ziemski rozum w postaci w

ężów pokonuje pradawną mądrość kapłanów. A 

potem wola autorytetów kieruj

ących w ciągu tysiącleci wydarzeniami naszkicowała 

dalsze wypadki, wed

ług których w przyszłości musiała rozwijać się historia. Ci, którzy 

stali u kolebki Rzymu, postanowili, 

że jego dzieje obejmą siedem okresów, jak to zostało 

napisane w ksi

ęgach sybilińskich. Jeżeli to wszystko przemyślimy, odnajdziemy imiona 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (5 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]

background image

owców

ż

okrzy

ż

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró

siedmiu królów rzymskich jako odbicie siedmiu pierwiastków natury ludzkiej. Pi

ąty król 

Rzymu, z kraju Etrusków, przyszed

ł z zewnątrz. Przedstawiał człon Manas, ducha jaźni, 

który 

łączy trzy niższe człony z trzema wyższymi. Siedmiu królów rzymskich wyobraża 

siedem pierwiastków natury ludzkiej, maluje rzeczywisto

ść duchową. Rzym republikański 

to nic innego jak tylko ludzka m

ądrość, która zajmuje miejsce mądrości kapłańskiej. W 

ten sposób trzecia epoka przesz

ła w czwartą. Wtedy człowiek wydał z siebie to, co miał 

we w

łasnej duszy, tworząc arcydzieła sztuki, dramaty i system prawny. Dawniej wszelkie 

prawa czerpa

ła ludzkość z gwiazd. Rzymianie stali się narodem prawa, dopiero tutaj 

cz

łowiek stworzył według własnych potrzeb prawo.

M

żyjemy w okresie piątym. Jak wyraża się w naszych czasach rozwój ludzkości? Znikł 

dawny autorytet; punkt ci

ężkości we wszystkim, co dotyczy człowieka, przesuwa się 

coraz bardziej ku jego wn

ętrzu, a działalność zewnętrzna staje się coraz bardziej 

odbiciem jego duchowo

ści. Rozpadają się więzy przynależności rodowej. Człowiek 

indywidualizuje si

ę coraz bardziej, dlatego powoli rozumieć zaczyna religię, której ziarno 

ludzko

ść nosi w sobie od 2000 lat; religię, która mówi: "Kto by z was nie porzucił ojca 

swego i matki swojej, siostry i brata, nie mo

że być uczniem moim". To znaczy, że miłość 

oparta na zwi

ązkach krwi musi ustać, człowiek ma stanąć wobec człowieka, dusza 

przemówi

ć do duszy.

Zadaniem naszej epoki jest jeszcze silniejsze sprowadzenie na plan fizyczny tego, co w 
grecko-rzymskim okresie wyp

łynęło z ludzkiej duszy. W ten sposób człowiek coraz 

g

łębiej pogrąża się w materię. Grek w arcydziełach sztuki stworzył wyidealizowany obraz 

swego 

życia wewnętrznego obleczony w ludzkie kształty; Rzymianin stworzył w 

prawodawstwie co

ś, co wyraża już bardziej osobiste potrzeby; ale kulminacyjnym 

wynalazkiem naszych czasów jest maszyna, najbardziej materialistyczny wyraz 
ca

łkowicie już osobistych potrzeb człowieka. Ludzkość coraz bardziej oddala się od 

nieba, zst

ępując coraz to niżej i niżej, aż wreszcie w obecnym piątym okresie zstąpiła 

najni

żej, najsilniej związała się z materią. O ile w Grecji widzimy jeszcze człowieka 

wzniesionego w twórczo

ści ponad swoje człowieczeństwo, jak np. w wizerunkach Zeusa, 

który wyobra

ża człowieka wznoszącego się ponad własną miarę, o ile w prawodawstwie 

rzymskim znajdujemy jeszcze co

ś z człowieka, który przerasta siebie samego - bo 

Rzymianin wi

ęcej ceni fakt, że jest obywatelem rzymskim niż osobowością ludzką - to w 

naszych czasach cz

łowiek obraca siły swego ducha na zaspokojenie swych osobistych, 

materialnych potrzeb. Jaki

ż bowiem cel mają wszystkie maszyny, parowce, koleje, 

wszystkie skomplikowane wynalazki? Chaldejczyk od

żywiał się w najprostszy sposób, 

jaki mo

żna sobie wyobrazić; dzisiaj nieprawdopodobny wprost zasób wiedzy, 

skrystalizowanej m

ądrości ludzkiej, pracuje nad tym, jak zaspokoić głód i pragnienie. Nie 

wolno nam zamyka

ć oczu na to, co się dzieje. Mądrość w ten sposób użyta schodzi 

poni

żej własnego poziomu, zstępuje w materię.

Wszystko, co cz

łowiek wziął niegdyś ze światów ducha, musiało zejść poniżej własnego 

poziomu, aby znowu kiedy

ś wzbić się wyżej. Stąd wypływa zadanie dziejowe naszej 

epoki. Je

żeli dawniej łączyła ludzi w obrębie rodu krew, która płynęła w ich żyłach, to 

dzisiaj te si

ły są coraz słabsze, a miłość oparta na więzach krwi ginie. Zastąpić ją musi 

inna mi

łość - miłość płynąca z ducha, która umożliwi ponowne wzniesienie się w świat 

duchowy. Zej

ście w materię było potrzebne, ludzkość musiała to przejść, aby o własnych 

si

łach znaleźć drogę z powrotem w świat ducha. To właśnie jest misją dzisiejszej wiedzy 

duchowej - wskaza

ć ludziom tę drogę.

Omawiaj

ąc dzieje ludzkości doszliśmy do czasów obecnych. Teraz musimy wskazać, jaki 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (6 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]

background image

owców

ż

okrzy

ż

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró

b

ędzie dalszy rozwój, i jak człowiek, który przechodzi przez wtajemniczenie, już dzisiaj 

mo

że osiągnąć na drodze poznania pewien stopień, który w przyszłości będzie udziałem 

wszystkich ludzi.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (7 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

 / 

Dalej

XIII

Dzisiaj zobowi

ązani jesteśmy omówić przyszły rozwój ludzkości oraz to, co nazywamy 

wtajemniczeniem; jak dzi

ęki wtajemniczeniu człowiek współczesny może już dzisiaj 

przej

ść stopnie rozwoju, które cała ludzkość osiągnie dopiero w przyszłości.

Zacznijmy od pierwszego z tych zagadnie

ń. Niejednemu z was może się wydać 

zuchwalstwem poruszanie sprawy przysz

łych losów człowieka. Inni znów sądzić będą, że 

jest rzecz

ą zgoła niemożliwą cokolwiek o tym wiedzieć. Jeżeli jednak zastanowimy się 

troch

ę, to zobaczymy, że pogląd ludzi uznających możliwość poznania przyszłości nie 

jest tak ca

łkowicie pozbawiony podstaw. Porównajmy to z wiedzą zwykłego uczonego, 

np. przyrodnika. Mo

że on z całą dokładnością powiedzieć, że jeżeli zmiesza w danych 

warunkach tlen, wodór i siark

ę, to zawsze powstanie kwas siarkowy. Można też 

dok

ładnie określić, co się stanie, jeżeli skupimy w zwierciadle promienie świetlne. Nie 

tylko takie drobne stosunkowo fakty mo

żemy przewidywać; obliczamy przecież 

za

ćmienie Słońca i Księżyca na wiele lat naprzód.

Dlaczego jest to mo

żliwe? Dlatego że znamy prawa rządzące fizycznym życiem. Jeżeli 

wi

ęc ktoś pozna duchowe prawa życia, to na ich podstawie będzie mógł w podobny 

sposób powiedzie

ć, co musi zdarzyć się w przyszłości. Zazwyczaj jednak dręczy ludzi 

pewien problem. Niejednemu wydaje si

ę, że możliwość przewidzenia tego, co się 

wydarzy, zaprzecza wolno

ści, zaprzecza wolnej woli człowieka. Jest to błędne odczucie. 

Je

żeli zmieszamy w pewnych określonych warunkach siarkę, tlen i wodór, powstanie 

kwas siarkowy jako nieodzowny wynik tego, co zrobili

śmy mieszając ze sobą te 

substancje. To jednak, czy je zmieszamy, zale

ży od naszej woli i podobnie jest z 

przebiegiem duchowego rozwoju cz

łowieka. To, co się stanie, jest wolnym czynem 

cz

łowieka. Im wyżej będzie stał w rozwoju, tym bardziej będzie wolny. I nie należy sądzić, 

że już teraz z góry jest przesądzone, co człowiek uczyni w przyszłości, ponieważ można 
to przewidywa

ć. Większość ludzi nie rozumie prawidłowo tych zagadnień, które 

rzeczywi

ście należą do najtrudniejszych. Od niepamiętnych czasów filozofowie usiłowali 

rozwi

ązać dylemat ludzkiej wolności i określonej prawidłowości zjawisk, umożliwiającej 

przewidywanie. Prawie wszystko, co na ten temat zosta

ło napisane, jest w najwyższym 

stopniu niewystarczaj

ące, gdyż mało kto rozróżnia, że co innego jest przewidywać, a co 

innego z góry zakre

ślić i postanowić. Z przewidywaniem przyszłości jest podobnie, jak ze 

spogl

ądaniem na jakiś oddalony od nas punkt w przestrzeni. Jeżeli patrzymy na drugą 

stron

ę ulicy i widzimy, że jeden człowiek podaje drugiemu dziesięć groszy, to czy my 

wywo

łaliśmy tę czynność? Czy fakt, że ją widzimy, ma cokolwiek wspólnego z jej 

przyczyn

ą? Nie. My tylko z daleka widzimy, że czynność ta zachodzi, lecz nie wywieramy 

przez to 

żadnego wpływu na jej przebieg. Stosunki w czasie podobne są w pewnej 

mierze do tych, jakie zachodz

ą w przestrzeni, tylko ludziom trudno to pojąć. Przypuśćmy, 

że ktoś wciela się znowu po tysiącach lat. Jego czyny wynikną wtedy z jego własnej 
wolnej woli - zupe

łnie tak samo, jak w przykładzie z dziesięcioma groszami. 

Jasnowidz

ący może widzieć to, co dzieje się w dalekiej przestrzeni czasu i ten przyszły 

czyn cz

łowieka tak samo niezależny będzie od chwili obecnej, jak gest podania monety 

drugiemu cz

łowiekowi nie zależy od oddalonego w przestrzeni punktu, z którego ktoś 

obserwuje tych ludzi. Cz

ęsto się mówi: "Jeżeli można przewidzieć, że coś się stanie, to 

w

łaściwie takie wydarzenie musi już być z góry postanowione". Jest to mylenie 

przysz

łości z teraźniejszością. Nie byłoby żadnego przewidywania przyszłości, gdyby 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (1 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

wszystko ju

ż było z góry ustalone; nie przewiduje się przecież czegoś, co już jest, ale 

co

ś, co się dopiero stanie. Trzeba starać się z całą ścisłością zrozumieć pojęcie "wglądu 

w przysz

łość". Trzeba pogłębiać je cierpliwym wielokrotnym medytowaniem, bo tylko 

wtedy b

ędziemy w stanie dojść do właściwego zrozumienia.

Po tych wst

ępnych uwagach przejdźmy do omówienia przyszłego rozwoju ludzkości. 

Doszli

śmy do punktu, w którym ludzkość pogrążyła się głęboko w materializmie, a swoje 

si

ły duchowe obraca na budowę i produkcję maszyn i narzędzi, które służą osobistym 

celom w 

życiu. Łączy się z tym coraz dalej idące zagęszczenie substancji ciała ludzkiego 

i ca

łej Ziemi. Widzieliśmy, że to, co dziś jest najbardziej gęste i stałe - a mianowicie 

minera

ły - powstało dopiero w pewnym okresie rozwoju naszej planety. I dopiero w tym 

momencie cz

łowiek wstąpił w swój obecny okres ziemskiego rozwoju. Równolegle z 

wy

łonieniem się pierwiastka mineralnego nastąpił rozdział płci oraz inne zjawiska. Zanim 

cz

łowiek wstąpił w okres rozwoju, w którym fizyczność Ziemi zgęstniała aż do minerałów, 

mia

ł dużo subtelniejsze, bardziej miękkie ciało. Aby to sobie wyobrazić chociaż w 

przybli

żeniu, spróbujmy opisać, jak w tych dawnych czasach, przed podziałem na dwie 

p

łci, odbywało się rozmnażanie rodu ludzkiego. Człowiek, który łączył w sobie jeszcze 

oba rodzaje, wydawa

ł z siebie podobną sobie istotę z własnego lotnego, subtelnego 

organizmu, jednak nie na sposób dzisiejszy, lecz tak, jak si

ę to dzieje na seansach 

spirytystycznych, gdy medium wysnuwa z siebie cia

ło eteryczne innej istoty. Tak mniej 

wi

ęcej przedstawiało się wydawanie na świat potomstwa u dawnej ludzkości.

Widzimy wi

ęc, że ciągłe zagęszczanie ciała człowieka w kosmosie związane jest z jego 

zst

ąpieniem w świat materialny. Związana jest z tym jeszcze inna siła, która nie mogłaby 

si

ę rozwinąć bez tego zstąpienia na Ziemię. Tą siłą jest egoizm. Ma on dwie strony: złą i 

dobr

ą. Jest podłożem samodzielności i wolności człowieka, z drugiej jednak strony staje 

si

ę źródłem wszelkiego zła. Aby człowiek nauczył się czynić dobro z własnej wolnej woli, 

musia

ł zetknąć się z siłą egoizmu. Siły, które kierowały nim przedtem, prowadziły go 

niezmiennie ku dobru; ale kiedy

ś musiała mu zostać dana możliwość wyboru własnej 

drogi. I tak, jak niegdy

ś zstąpił w dół, tak teraz musi wznieść się z powrotem w świat 

ducha. Zst

ępowanie w dół, w materię, łączy się ze wzrostem egoizmu; ponowne 

wznoszenie si

ę, powrót w świat ducha, zależy od tego, czy altruizm, uczucie sympatii 

mi

ędzy ludźmi będzie się wzmagać. Ludzkość w swoim poatlantyckim rozwoju 

przechodzi

ła przez szereg okresów: staroindyjski, staroperski, egipsko-chaldejsko-

babilo

ński i grecko-rzymski, aż doszła do naszego, piątego okresu. Po piątym zaś 

nast

ąpi szósty. Dążenie ludzkości do kolejnego etapu polega właśnie na przezwyciężaniu 

tego pierwiastka, który najsilniejszy by

ł w czasie ostatecznego złączenia się ciała 

eterycznego z fizycznym, w czasie zej

ścia się owych dwóch punktów, o których 

mówili

śmy ostatnio. Był to czas najgłębszego pogrążenia się w egoizm.

W dawniejszych okresach rozwoju cz

łowiek też miał pewną dozę egoizmu, jednak innego 

rodzaju. Egoizm, który obecnie tak g

łęboko wnika w duszę, pozostaje w ścisłym związku 

z materialistycznym pogl

ądem naszych czasów i uduchowienie, które musi nastąpić, 

b

ędzie jednocześnie jego przezwyciężeniem. Dlatego chrześcijaństwo i wszelkie prądy 

oparte na prawdziwym 

życiu religijnym dążą świadomie do przełamania dawnych więzów 

krwi. W kra

ńcowy sposób wyrażają to słowa Chrystusa: "Kto nie porzuci ojca swego i 

matki, 

żony i dziecka, siostry i brata - nie może być uczniem moim". Na miejsce dawnych 

zwi

ązków krwi przyjść muszą więzy duchowe, łączące duszę z duszą, człowieka z 

cz

łowiekiem. Powstaje tylko pytanie, jakimi drogami i jakimi środkami ludzkość osiągnąć 

mo

że uduchowienie, czyli przezwyciężyć materializm, a jednocześnie dojść do tego, co 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (2 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

nazwa

ć by można braterstwem wszystkich ludzi, do zrealizowania powszechnej, 

ogarniaj

ącej całą ludzkość miłości. Nie należy sądzić, że wystarczy tylko możliwie często 

i z naciskiem podkre

ślać znaczenie ogólnoludzkiej miłości, aby zjawiła się ona 

samoistnie. Albo te

ż, że trzeba zakładać stowarzyszenia, które postawią sobie za cel 

szerzenie mi

łości bliźniego. Wiedza tajemna nie podziela takiego poglądu. Przeciwnie, im 

wi

ęcej ludzie mówią o powszechnej miłości i ogólnoludzkich ideałach, upajając się 

swoimi s

łowami, tym większymi stają się egoistami. Tak jak istnieje skłonność do 

lubowania si

ę wrażeniami fizycznymi, tak i w dziedzinie moralnej zdarza się taka 

tendencja. Powtarzanie sobie: "Wznosz

ę się moralnie coraz wyżej i wyżej", może być 

w

łaśnie taką wyrafinowaną rozkoszą. Jest to w gruncie rzeczy myśl, która może łatwo 

prowadzi

ć nie do zwykłego, codziennego, ale do wyrafinowanego egoizmu.

Przez ci

ągłe mówienie o miłości i współczuciu nie sprowadzamy ich jeszcze na świat. Nie 

ma innej drogi do powszechnego braterstwa, jak rozpowszechnienie poznania 
duchowego. Mówi si

ę ciągle o miłości i braterstwie, zakłada się tysiące stowarzyszeń - 

nie osi

ągną one celu pomimo najlepszych chęci. Aby dobrze działać, trzeba wiedzieć, jak 

za

łożyć podwaliny braterstwa ludzkości. Tylko ludzie, którzy żyją jedną, wspólną prawdą, 

tylko ci odnajd

ą się i złączą w tej prawdzie. Tak jak Słońce jednoczy wszystkie rośliny, 

które zwracaj

ą się ku niemu, choć każda z nich jest osobną istotą, podobnie ludzie 

zjednocz

ą się we wspólnym dążeniu do prawdy. Dopiero energiczne dążenie ku 

prawdzie otworzy przed lud

źmi możliwość harmonijnego współżycia.

Mo

żna postawić zarzut, że przecież wszyscy dążą do prawdy, ale są rozmaite punkty 

widzenia i st

ąd biorą się nieporozumienia i spory. Jest to właśnie nie dość jeszcze 

gruntowne poznanie prawdy. Nie mo

żna powoływać się na to, że gdy chodzi o prawdę, 

mog

ą być różne punkty widzenia. Trzeba najpierw zrozumieć, że prawda może być tylko 

jedna. Nie zale

ży ona od żadnych narodowych głosowań, jest prawdziwa sama w sobie. 

Nikomu nie przyjdzie do g

łowy uchwalać przez głosowanie, że suma kątów w trójkącie 

równa si

ę 180 stopni. Czy się na to zgadzają tysiące ludzi, czy nikt się nie zgadza, to 

wszystko jedno. Z chwil

ą, gdy zrozumiecie, że tak jest, staje się to dla was prawdą. Nie 

ma 

żadnej demokracji, jeżeli chodzi o prawdę. Nie wszyscy jednak doszli do prawdy - 

st

ąd wszelkie spory o nią. Można by powiedzieć: "Tak, ale nawet w wiedzy tajemnej 

jeden twierdzi tak, a drugi inaczej". W prawdziwej ezoterii tego nie ma. Naturalnie, 

że 

mog

ą się zdarzyć zdania rozbieżne w zagadnieniach dotyczących wiedzy duchowej. 

Podobnie w wiedzy o 

świecie materialnym zdarza się, że jeden uczony sądzi tak, a drugi 

inaczej. Jedna z tych dwóch opinii b

ędzie jednak fałszywa. Tak też jest w prawdziwej 

wiedzy tajemnej; tylko 

że tutaj ludzie pozwalają sobie często na wygłaszanie sądów o 

tym, czego jeszcze nie rozumiej

ą.

Celem, misj

ą szóstej epoki jest właśnie rozpowszechnienie prawdy duchowej w 

najszerszym zakresie. Zadaniem towarzystwa, które 

łączy duchowo, jest niesienie tej 

prawdy wsz

ędzie, stosowanie jej bezpośrednio w życiu. Tego właśnie najbardziej brak 

naszym czasom. Na ka

żdym kroku widzimy, jak ludzie szukają, ale nikt nie może 

odnale

źć prawidłowego rozwiązania. Mamy niezliczony szereg "kwestii": kwestię 

wychowawcz

ą, kobiecą, medyczną, społeczną, kwestię odżywiania... Ludzie dyskutują 

nad nimi i pisz

ą mnóstwo prac. Każdy mówi o swoim punkcie widzenia, niewielu jednak 

chce studiowa

ć duchową prawdę. Nie o to chodzi, aby mieć abstrakcyjne, teoretyczne 

wiadomo

ści z dziedziny wiedzy tajemnej, ale o to, aby je wnieść bezpośrednio w życie, w 

studiowanie zagadnie

ń społecznych i wychowawczych, żeby całe życie ludzkie ująć z 

punktu widzenia rzeczywistej m

ądrości duchowej. "Ależ w takim razie trzeba by posiąść 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (3 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

najwy

ższą mądrość" - mógłby ktoś zarzucić. Zarzut ten pochodzi z mylnego przekonania, 

że trzeba zawsze koniecznie od razu znać i rozumieć wszystko, co się stosuje w życiu. 
To nie jest konieczne. Poznanie najwy

ższych prawd przychodzi często znacznie później 

ni

ż ich praktyczne zastosowanie. Gdyby ludzkość musiała czekać z trawieniem do chwili, 

kiedy zrozumie prawa trawienia, to nie zasz

łaby daleko. Podobnie też nie jest konieczna 

natychmiastowa znajomo

ść wszystkich praw duchowych i głębokich tajemnic, aby zacząć 

wprowadza

ć je w codzienne życie. To jest właśnie sposób, w jaki metoda 

żokrzyżowców chce traktować duchowość. Mniej abstrakcji, więcej praktyki. Nie chodzi 

o to, aby du

żo mówić o wiedzy duchowej. Ważne, jak człowiek wykorzysta ją w życiu. 

Czy s

ądzicie, że dziecko musi opanować wszystkie prawidła gramatyczne, zanim nauczy 

si

ę mówić? Przecież najpierw uczy się mówić, a dopiero potem poznaje gramatykę. 

Dlatego te

ż trzeba dbać przede wszystkim o to, aby człowiek dzięki pomocy duchowej 

nauki zwróci

ł się do tego, co go bezpośrednio otacza, zanim zacznie zajmować się 

sprawami najwy

ższych światów, planem astralnym czy dewahanem. Tylko w ten sposób 

zrozumiemy to, co dzieje si

ę w naszym otoczeniu i do czego musimy bezpośrednio się 

w

łączyć. Dlatego też nasze zadanie polega właśnie na tym, by podzieloną, rozbitą, 

wyrwan

ą z dawnych więzów rodowych i rasowych ludzkość znowu połączyć jednoczącą 

wszystkich duchow

ą mądrością.

W dalszym rozwoju coraz bardziej b

ędzie zanikać łączność krwi i szczepu. Ludzkość 

miesza si

ę, aby łączyć się na podstawie duchowych zapatrywań. Była to wielka 

nieprawid

łowość, kiedy w teozofii mówiono o rasach, jak gdyby miały one trwać bez 

ko

ńca. Pojęcie rasy straci całkowicie - znaczenie już w najbliższej przyszłości (licząc ją 

co prawda w milionach lat). Mówienie o tym, 

że świat zawsze przechodzi w okresach 

rozwojowych przez siedem ras - to po prostu spekulacyjne, czysto teoretyczne 
rozci

ąganie pojęcia, które da się zastosować tylko do naszych czasów. W jasnowidzeniu 

i wiedzy duchowej nigdy o tym nie mówiono. Tak jak wszystko powstaje, tak powsta

ły i 

rasy, i jak wszystko przemija, tak te

ż i rasy kiedyś przeminą. Ci zaś, którzy podkreślają 

trwa

łość ras, będą musieli przyzwyczaić się do zmiany myślenia, wynikającego tylko z 

naszego wygodnictwa. Je

żeli tylko trochę wybiec wzrokiem w przyszłość, to już przestają 

mie

ć zastosowanie pojęcia używane w przeszłości i w obecnej chwili. Najważniejsze, 

żeby człowiek nie chciał uważać za wiekuistą mądrość tego, co raz udało mu się tak 
pi

ęknie utrwalić w teorii. Trzeba się przyzwyczaić do tego, że pojęcia muszą być płynne, 

trzeba pozna

ć, że mogą się one przeobrażać. Na tym opiera się postęp. Ludzie muszą 

wyrobi

ć w sobie umiejętność przejścia od pojęć sztywnych i dogmatycznych do żywych i 

p

łynnych. Bo tak jak czasy się zmieniają, tak muszą się zmieniać i nasze pojęcia, jeżeli 

chcemy te czasy rozumie

ć.

Dusze ludzkie 

żyją obecnie w ciałach, które można obserwować przy pomocy zmysłów. 

Ale jak powsta

ły te ciała? Dawniej, w czasach gdy człowiek zaczynał swój byt na Ziemi, 

by

ły one zupełnie inne; dla naszych materialistycznych poglądów, przywiązanych do 

tego, co znamy, w komiczny sposób ró

żniło się to dawne ciało od obecnego. W tym ciele 

zamieszka

ła dusza. Skąd się więc wzięła dzisiejsza postać człowieka? Stąd, że dusza 

sama pracowa

ła nad ciałem przez szereg wcieleń. Możemy sobie wyrobić pewne pojęcie 

o tej pracy, je

żeli zwrócimy uwagę, że pewna niewielka możliwość kształtowania własnej 

postaci pozosta

ła nam do dziś, chociaż w obecnym, materialistycznym okresie dusza 

tylko w niewielkim stopniu mo

że wpłynąć na swoje ciężkie, tak bardzo już zgęszczone 

cia

ło. Pomyślmy jednak, jak dusza człowieka wpływa na ciało, a szczególnie na wyraz 

twarzy. Przera

żenie wywołuje nagłą bladość, wstyd oblewa nam twarz rumieńcem. 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (4 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Prawda, 

że stany te mijają, ale nie ulega wątpliwości, że są to psychiczne przeżycia, 

które odbijaj

ą się na ciele fizycznym. Dusza doznając danego uczucia działa na krew, 

przez krew za

ś na ciało fizyczne. Takie oddziaływanie duszy może być jeszcze silniejsze. 

Wiemy tak

że, że ludzie, którzy prowadzą życie uduchowione, mają czasem w wyrazie 

twarzy odbicie swej pracy wewn

ętrznej. Czasem z wyglądu można poznać, czy to 

cz

łowiek myślący, czy ktoś, kto bezmyślnie spędził życie. Tak więc człowiek ciągle 

jeszcze pracuje nad zewn

ętrznym wyrazem swej postaci. Człowiek o szlachetnych 

uczuciach b

ędzie miał np. szlachetne ruchy. Są to już tylko pozostałości pracy, jaką 

ludzko

ść wykonała przez miliony lat.

Dzisiaj mo

żemy tylko wywołać odpływ lub przypływ krwi, który odbija się na zabarwieniu 

twarzy; dawniej ca

ły człowiek ulegał wpływowi obrazów, które były wyrazem świata 

duchowego. Dzi

ęki temu mógł w znacznie większym stopniu niż dzisiaj działać na swój 

organizm, przeobra

żać go. Ciało człowieka było jeszcze wtedy bardziej miękkie. Był 

czas, kiedy cz

łowiek mógł nie tylko wyciągnąć rękę czy wskazać palcem, ale przy 

pomocy swojej woli móg

ł tę rękę kształtować, a palce rozciągać jak przedłużenia... Był 

czas, kiedy nie mia

ł jeszcze nóg na stałe, a tylko w miarę potrzeby wysuwał coś w 

rodzaju nóg z organizmu. I tak powoli, dzi

ęki obrazom, które przemawiały do niego z 

otoczenia, kszta

łtował swe ciało. Dziś, w obecnym zmaterializowanym okresie, 

przemiany te odbywaj

ą się niesłychanie wolno, ale z czasem będą znowu przebiegały 

szybciej. W przysz

łości człowiek znowu będzie miał silniejszy wpływ na swoją fizyczną 

cielesno

ść. Gdy będziemy mówili o wtajemniczeniu, zobaczymy, w jaki sposób człowiek 

mo

że uzyskać ten wpływ; chociaż w ciągu jednego życia nie dojdzie do tego, co dają 

wysokie stopnie wtajemniczenia, to jednak wiele, bardzo wiele mo

żna zrobić dla swego 

nast

ępnego wcielenia.

W przysz

łości człowiek sam będzie twórcą swej postaci. Ta droga rozwojowa polega na 

coraz wi

ększym wysubtelnieniu materii stanowiącej nasze ciało, na stopniowym 

usuwaniu z organizmu najbardziej sta

łych, skrystalizowanych, najtwardszych części. 

Nastanie czas, gdy cz

łowiek, podobnie jak w ubiegłych epokach, będzie niejako unosić 

si

ę nad swą ziemską cząstką. Stan ten da się porównać z dzisiejszym stanem snu. Po 

nim nast

ąpi inny stan, polegający na tym, że człowiek będzie mógł dowolnie wysuwać 

swe cia

ło eteryczne z fizycznego. Gęstsza, bardziej materialna część istoty ludzkiej 

znajdowa

ć się będzie na Ziemi, człowiek zaś używać jej będzie z zewnątrz, ze sfer 

ducha, niby narz

ędzia. Człowiek nie będzie już mieszkał w swym ciele, nie będzie go 

nosi

ł na sobie niby szaty, lecz będzie się nad nim unosił. Ciało stanie się subtelniejsze i 

l

żejsze. Dzisiaj wydaje się to fantastycznym pomysłem, ale znając prawa rządzące w 

świecie ducha, można to przewidzieć z taką samą ścisłością, z jaką oblicza się przyszłe 
za

ćmienie Słońca i Księżyca na podstawie znajomości praw astronomicznych. Przede 

wszystkim przeobra

żą się siły rozrodcze ludzkiego organizmu. Wielu ludzi nie może 

sobie wyobrazi

ć sił rozrodczych w innej formie niż dzisiaj. A jednak w przyszłości będzie 

to wygl

ądać inaczej. Wszystko, co dziś ma związek z rozmnażaniem i popędem 

p

łciowym, przejdzie w przyszłości do innego organu. Narządem, który już dziś 

przygotowuje si

ę do tego, aby stać się kiedyś organem rozrodczym, jest krtań. Dzisiaj 

mo

że ona powodować tylko falowanie powietrza; oddawać powietrzu tylko to, co zawarte 

jest w s

łowie. W przyszłości będzie to nie tylko słowo ze swym rytmem; w przyszłości to, 

co wyda krta

ń, będzie prześwietlone wnętrzem człowieka, przeniknięte jego własną 

fizyczno

ścią. Tak jak dzisiaj krtań wydaje słowo, które staje się tylko falą powietrzną, tak 

kiedy

ś, w przyszłości, wychodzić będzie na świat z krtani człowieka odbicie jego 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (5 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

najg

łębszej istoty - jego własny wizerunek. Człowiek wydawać będzie z siebie potomstwo 

w ten sposób, 

że będzie tego drugiego, nowego człowieka wypowiadał. Tak będzie się 

rodzi

ł w przyszłości - wypowiadany przez innego człowieka.

Takie sprawy rzucaj

ą światło na pewne zjawiska w naszym otoczeniu, których nie jest w 

stanie wyja

śnić żadna wiedza przyrodnicza. Ta przyszła forma rozmnażania, oparta 

znowu na jednej p

łci, zajmie miejsce dawnych form rozrodczych. Dlatego w organizmie 

m

ęskim zachodzi pewne przeobrażenie krtani w okresie dojrzewania płciowego; zjawisko 

to nazywamy mutacj

ą głosu. Głos się obniża. Jest to wyraźna wskazówka, że zachodzi tu 

pewien zwi

ązek między dwoma procesami organizmu. W ten sposób wiedza tajemna 

o

świetla i wyjaśnia zjawiska, których zewnętrzna wiedza często nie jest w stanie 

wyt

łumaczyć.

I tak jak krta

ń człowieka ulegnie przeobrażeniu, podobnie przekształci się jego serce. 

Jest to organ 

ściśle związany z obiegiem krwi w organizmie ludzkim. Wiedza 

wspó

łczesna wyobraża sobie serce jako rodzaj pompy; jest to groteskowe i fantastyczne 

uj

ęcie. Siłą poruszającą krew są uczucia, które żyją w duszy człowieka. Dusza więc 

wprawia w ruch krew, a serce bije, bo krew je pobudza. W rzeczywisto

ści dzieje się więc 

wprost przeciwnie ni

ż to podaje wiedza materialistyczna. Tylko że dzisiaj człowiek nie 

umie jeszcze dowolnie kierowa

ć swoim sercem; pod wpływem strachu serce uderza 

coraz szybciej, gdy

ż uczucie to wpływa na krew, która z kolei przyspiesza bicie serca. To, 

co dzisiaj przebiega niezale

żnie od woli człowieka, będzie kiedyś, na wyższym stopniu 

rozwoju, ca

łkowicie w jego władzy; człowiek będzie mógł dowolnie wprawiać w ruch 

swoj

ą krew i poruszać sercem tak, jak dziś porusza np. muskułami ręki. Szczególna 

budowa serca jest dla dzisiejszej nauki nierozwi

ązaną zagadką. Ma ono bowiem włókna 

mi

ęśniowe poprzeczne, co w organizmie ludzkim spotyka się tylko w mięśniach 

zale

żnych od woli człowieka. Dlaczego? Dlatego że serce nie jest jeszcze u kresu 

swojego rozwoju, jest organem przysz

łości, ma dojść do tego, że stanie się mięśniem 

zale

żnym od woli człowieka. Stąd też jego struktura wykazuje założenia tego przyszłego 

rozwoju.

W ten sposób wszystko, co dzieje si

ę w duszy, ma swój wpływ na budowę ciała 

fizycznego. Je

żeli wyobrazimy sobie człowieka, który stwarza podobne sobie istoty 

wypowiadaj

ąc słowo, człowieka, którego serce stało się mięśniem podległym jego woli, 

który zdo

łał przeobrazić jeszcze inne organy to będziemy mieli pewne pojęcie o 

przysz

łości rodzaju ludzkiego w następnych inkarnacjach naszej planety. Na Ziemi 

cz

łowiek osiągnie to, co można osiągnąć pod wpływem materii fizycznej zgęszczonej aż 

do minera

łu. Świat mineralny chociaż powstał jako ostatni, to jednak pierwszy zniknie z 

powierzchni 

świata, przynajmniej w dzisiejszej formie. Ciało człowieka nie będzie składać 

si

ę wtedy z materii mineralnej, lecz z roślinnej. Zniknie wszystko, co dzisiaj w człowieku 

ma natur

ę mineralną. Świat mineralny będzie pokonany przez to, że człowiek rozwinie 

si

ę ponownie do bytu roślinnego.

Przej

ście w okres planetarny Jowisza związane będzie właśnie z odrzuceniem wszelkich 

sk

ładników mineralnych z organizmu człowieka i przejściem do stwarzania roślinnego. 

Potem cz

łowiek przejdzie do stwarzania zwierzęcego, będą to jednak inne zwierzęta niż 

dzi

ś. Gdy serce dojdzie do tego, że będzie mogło działać twórczo, wtedy człowiek 

tworzy

ć będzie w świecie zwierzęcym, tak jak dziś tworzy w zakresie świata mineralnego. 

Wtedy znajdziemy si

ę w okresie planetarnym Wenus. I wreszcie, gdy będzie mógł 

wydawa

ć sobie podobne istoty wypowiadając na świat własne odbicie, wtedy znajdziemy 

si

ę u kresu naszego rozwoju, zadanie nasze będzie dokonane. Wtedy wypełni się słowo: 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (6 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

"Pozwól nam stworzy

ć człowieka".

Cz

łowiek tylko wtedy rzeczywiście pracuje nad przemianą rodzaju ludzkiego, jeżeli 

przejmie si

ę prawdą, że dusza tworzy i kształtuje ciało, a z czasem zupełnie je 

przeobrazi. Tylko dzi

ęki myśleniu duchowemu, ezoterycznemu, nastąpi to, o czym 

mówili

śmy opisując przemianę serca i krtani. To, co człowiek dzisiaj myśli, tym w 

przysz

łości będzie. Ludzie myślący materialistycznie sprawiają, że w przyszłości 

powstan

ą straszliwe istoty; ludzkość, w której żyją myśli pełne ducha, umożliwi w 

przysz

łości wcielanie się w piękne ciała.

Wp

ływ materialistycznego sposobu myślenia może pójść jeszcze dalej niż dziś. Dziś 

mamy dwa kierunki - materialistyczny, bardzo pot

ężny, ogarniający całą Ziemię i 

duchowy, na razie jeszcze s

łaby, ograniczający się do małej garstki ludzi. Trzeba 

zauwa

żyć różnicę pomiędzy rozwojem dusz i rozwojem ras. Nie sądźcie, że dusze, tak 

jak rasy, przejd

ą w swoim rozwoju w jakieś formy groteskowe. Wszystkie dusze myślące 

materialistycznie pracuj

ą nad wykształceniem złej rasy, wszelka zaś praca zmierzająca 

ku uduchowieniu przyczynia si

ę do wytworzenia rasy dobrej. Tak, jak produktem rozwoju 

cz

łowieka są zwierzęta, rośliny i minerały, zatrzymane na dawnym szczeblu i cofnięte w 

rozwoju, podobnie i w przysz

łości oddzieli się zła część ludzkości. Ciało, które do tego 

czasu stanie si

ę w pewnym stopniu miękkie i plastyczne, będzie zewnętrznie 

odzwierciedla

ć wewnętrzne zło duszy. Będzie to zależeć całkowicie od ludzi, czy 

pojedyncze dusze wciela

ć się będą w ciała tej złej rasy, czy też przez pracę ducha 

wznios

ą się na duchowy poziom dobrej.

S

ą to rzeczy, które musimy wiedzieć, jeżeli chcemy iść w przyszłość z rzeczywistą 

wiedz

ą. W przeciwnym razie idziemy przez świat z zawiązanymi oczami. Powinniśmy 

pozna

ć siły, które działają w ludzkości i liczyć się z nimi. Poznanie dla samego tylko 

poznania by

łoby egoizmem. Kto dąży do poznania tylko po to, aby się wedrzeć w wyższe 

światy, ten postępuje samolubnie. Kto jednak pragnie poznanie duchowe wnieść 
bezpo

średnio w praktykę życia codziennego, ten pracuje dla przyszłego rozwoju 

ludzko

ści.

Widzimy wi

ęc, że duchowy prąd ma ściśle określony cel - ukształtowanie przyszłej 

ludzko

ści. Celu tego nie można osiągnąć inaczej, jak tylko przez przyjęcie duchowej 

wiedzy ezoterycznej. Zajmowanie si

ę wiedzą duchową jest wielkim i ważnym zadaniem. 

Kto zadanie to wi

ąże z rozwojem, ten odczuwa je jako obowiązek, a nie żądzę. Im lepiej 

to zrozumiemy, tym szybszym krokiem zbli

żać się będziemy do przeobrażeń związanych 

z przej

ściem w szósty okres kulturowy. Tak jak w okresie Atlantydy, w pobliżu Irlandii, 

grupka ludzi bardziej od innych rozwini

ęta rozpoczęła wędrówkę na Wschód, tak teraz 

naszym zadaniem jest usilne d

ążenie do przejścia w następny okres, który będzie 

d

źwignięciem się ludzkości na wyższy duchowy szczebel.

Musimy próbowa

ć wydźwignąć się z materializmu i dlatego towarzystwa o podstawach 

duchowych powinny skupi

ć wszystkie siły, aby spełnić swe istotne zadanie, być 

przewodnikami ludzko

ści w epoce przełomu. Nie z zarozumiałości lub pychy, ale z 

obowi

ązku. Pewna grupa ludzi musi zebrać się do wspólnej pracy, aby przygotować tę 

przysz

łość. Nie chodzi tu o zgromadzenie się w jakimś określonym miejscu. Wszelkie 

poj

ęcia czysto przestrzennego zbliżenia się straciły swoje znaczenie, gdyż nie chodzi tu 

ju

ż o rodzinne lub narodowe pokrewieństwo, lecz o to, aby ludzie na całej Ziemi spotkali 

si

ę duchowo, aby pozytywnie kształtować przyszłość. Dlatego właśnie w czasie 

najwi

ększego pogrążenia ludzkości w materię, czterysta lat temu, bractwo 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (7 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

żokrzyżowców oceniło tak wysoko praktyczną mądrość, która pragnie rzucić światło na 

wszelkie zagadnienia 

życia codziennego.

Jest to rozwój, który zmierza naprzód, do zjednoczenia wszystkich ludzi w duchu, a nie w 
kierunku degeneracji. St

ąd nowa szkoła wtajemniczenia, obliczona wprost na to, by 

przeprowadzi

ć ludzi ze starego w nowy cykl rozwojowy. I tak właśnie prawo rozwoju 

ludzko

ści łączy się z pojęciem wtajemniczenia.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (8 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Wstecz

 / 

Spis tre

ści

XIV

Dzisiaj chcemy mówi

ć o wtajemniczeniu, czyli o ezoterycznej drodze szkolenia 

cz

łowieka. Zajmiemy się dwiema metodami, które oparte są na znajomości kolejnych 

etapów rozwoju ludzko

ści. Trzeba sobie bowiem uświadomić, że w pewnej mierze 

prawdziw

ą mądrość można odnaleźć poznając wcześniejsze okresy rozwoju ludzkości.

Mówili

śmy już, że w czasach atlantyckich człowiek widział mądrość we wszystkim, co go 

otacza

ło; im dalej sięgniemy w zamierzchłą przeszłość, w dawne stany świadomości, tym 

wyra

źniej widzimy, jak bezpośrednio przeżywał człowiek siły twórcze przenikające cały 

świat, otaczające go zewsząd istoty duchowe. Wszystko co nas otacza, zawdzięcza swój 
byt tym jestestwom. Widzie

ć je - to właśnie oznacza poznać.

Gdy ludzko

ść doszła w trakcie swojego rozwoju do obecnej formy świadomości - a stało 

si

ę to dopiero w obecnym, piątym okresie poatlantyckim - zbudziła się w duszach 

t

ęsknota za powrotem do świata duchowego. Wiemy z poprzednich wykładów, jak 

przejawia

ła się u starożytnych Hindusów ta głęboka tęsknota i pragnienie poznania 

duchowo

ści ukrytej za otaczającym człowieka światem zjawisk fizycznych. Jak powstał 

ów pogl

ąd, że wszystko, co na nas Ziemi otacza, jest marą senną, złudzeniem, że 

jedynym naszym zadaniem jest osi

ągnięcie dawnej mądrości, która żyła i działała w 

zamierzch

łych czasach. Uczniowie dawnych mędrców, tzw. świętych Rischi, wstępowali 

na drog

ę prowadzącą za pomocą jogi do oglądu światów, z których ludzie niegdyś 

zst

ąpili na Ziemię. Dążeniem ich był powrót w świat ducha, daleko od tego wszystkiego, 

co by

ło dla nich mają.

Jest to jedna z dost

ępnych człowiekowi dróg rozwoju. Najnowsza jednak droga poznania 

- to droga ró

żokrzyżowców. Prowadzi ona człowieka nie w przeszłość, lecz w przyszłość, 

ku stanom, jakie cz

łowiek będzie przeżywał w przyszłości; uczy go, za pomocą ściśle 

okre

ślonych zasad, rozwijać mądrość, która w nim drzemie.

T

ę właśnie drogę wskazał twórca ezoterycznego prądu różokrzyżowców, znany pod 

zewn

ętrznym imieniem Christiana Rozenkreutza. Mamy tu do czynienia ze ściśle 

okre

śloną metodą - ale nie należy wyciągać stąd wniosku, że droga ta nie jest 

chrze

ścijańska. Jest to chrześcijańska droga wtajemniczenia, przystosowana do 

wspó

łczesnych warunków życia, która leży pomiędzy jogą a tzw. właściwą 

chrze

ścijańską drogą rozwoju.

Ta droga rozwoju przygotowywa

ła się częściowo już długo przed nastaniem 

chrze

ścijaństwa. Jej prekursorem był Dionizos Aeropagita, wielki wtajemniczony, który w 

ezoterycznej szkole Paw

ła w Atenach prowadził szkolenie, z którego wyszła cała 

źniejsza ezoteryczna mądrość.

Obie drogi ezoterycznego szkolenia dost

ępne są dla naszego Zachodu. Wszystko, co 

zwi

ązane jest z naszą kulturą i życiem, pod wpływem szkoły czysto chrześcijańskiej lub 

szko

ły różokrzyżowców podnosi się i przeobraża w zasadę wtajemniczenia. Droga czysto 

chrze

ścijańska jest dla dzisiejszych ludzi trudna i dlatego właśnie istnieje druga droga, 

droga ró

żokrzyżowców, dla ludzi, którzy muszą żyć w obecnych czasach. Kto dzisiaj 

chce i

ść dawną drogą chrześcijańskiego wtajemniczenia, musi mieć możność izolowania 

si

ę na jakiś czas od życia zewnętrznego, aby tym intensywniej wejść potem w codzienne 

życie. Tymczasem drogą różokrzyżowców może iść każdy, niezależnie od swojego 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (1 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

zawodu i sytuacji 

życiowej.

Spróbujmy scharakteryzowa

ć drogę czysto chrześcijańską. Metoda ta jest opisana w 

najg

łębszym z pism chrześcijańskich, choć najmniej rozumianym przez teologów, a 

mianowicie w Ewangelii 

św. Jana. Naukę tę znajdujemy również w Apokalipsie.

Ewangelia 

św. Jana to cudowna księga; trzeba nią jednak żyć, a nie tylko ją czytać. Żyć 

ni

ą można wtedy, jeżeli się zrozumie, że to, co w niej jest napisane, stanowi wskazówki i 

pouczenia dla 

życia wewnętrznego. Chrześcijańska droga wtajemniczenia wymaga od 

ucznia, aby Ewangelia 

św. Jana stanowiła dla niego księgę do medytacji. Zasadniczym 

warunkiem, który nie odgrywa takiej roli przy wtajemniczeniu ró

żokrzyżowców, jest 

bezwzgl

ędna wiara w osobowość Jezusa Chrystusa. Trzeba wierzyć, że ten Najwyższy 

Duch, który przewodzi

ł Duchom Słońca w ciągu słonecznego okresu Ziemi, wcielił się 

fizycznie w Jezusa z Nazaretu, 

że postać Jezusa była czymś dużo wyższym niż skromny 

i cichy mieszkaniec Nazaretu, czym

ś innym niż taka indywidualność jak Sokrates, Platon 

czy Pitagoras. Trzeba rozumie

ć wielką, zasadniczą różnicę między Nim a wszystkimi 

innymi. Je

żeli chce się przejść wtajemniczenie czysto chrześcijańskie, trzeba w Nim 

widzie

ć Boga-człowieka, jedynego w swej naturze. W przeciwnym razie w duszy ucznia 

zabraknie tego zasadniczego tonu uczuciowego, przy którym budz

ą się wyższe władze 

duszy. Dlatego te

ż uczeń musi rzeczywiście wierzyć w to, co głosi Ewangelia św. Jana: 

"Na pocz

ątku było Słowo (Logos), a Słowo było u Boga" itd., aż do słów: "A Słowo 

(Logos) sta

ło się Ciałem i mieszkało między nami". Ten sam Duch, który był wodzem 

duchów s

łonecznych i który złączył się z przeobrażeniami naszej planety, którego 

nazwa

ć też możemy Duchem Ziemi, mieszkał pośród nas w osłonach ludzkiego ciała, 

wcielony rzeczywi

ście w ciało fizyczne. W to musi człowiek wierzyć, jeżeli zaś na razie 

nie mo

że, to niechaj lepiej obierze inną drogę wtajemniczenia. Kto jednak może spełnić 

ten zasadniczy warunek i we w

łaściwym medytacyjnym nastroju co rano, w ciągu tygodni 

i miesi

ęcy, rozmyśla początek Ewangelii św. Jana, aż do słów: "pełne poświęcenia i 

prawdy" - i to w taki sposób, 

że je nie tylko rozumie, ale nimi żyje - ten poczuje w duszy 

si

łę rozbudzającą tych słów; nie są to bowiem zwykłe słowa, budzą one w duszy 

o

żywiające siły. Uczeń musi mieć jedynie cierpliwość, aby ciągle na nowo do nich 

wraca

ć, dzień po dniu; wtedy, pod wpływem pewnych ściśle określonych uczuć, budzą 

si

ę w nim siły potrzebne do tego, aby przejść chrześcijańską drogę wtajemniczenia. Jest 

to droga bardziej wewn

ętrzna, natomiast na drodze wtajemniczenia metodą 

żokrzyżowców uczucia budzą się przez zetknięcie człowieka ze światem zewnętrznym.

Droga chrze

ścijańskiego wtajemniczenia jest drogą siedmiostopniowego budzenia uczuć. 

Do tego dochodz

ą jeszcze inne ćwiczenia, które przekazać można tylko bezpośrednio, w 

zale

żności od charakteru danego człowieka. Zasadniczym jednak ćwiczeniem jest 

prze

żywanie trzynastego rozdziału Ewangelii św. Jana w sposób, który dalej opiszemy. 

Nauczyciel mówi do ucznia: 

“Musisz rozwinąć w sobie pewne ściśle określone uczucia. 

Wyobra

ź sobie roślinę, która wyrasta z gleby; wzniosła się ona ponad poziom mineralnej 

gleby, a jednak jej potrzebuje. Ona - wy

ższa istota - nie mogłaby istnieć bez tej niższej. 

Gdyby ro

ślina mogła myśleć, musiałaby tak mówić do ziemi: wzniosłam się wprawdzie 

wy

żej niż ty, a jednak nie mogłabym istnieć bez ciebie. I przejęta uczuciem wdzięczności 

musia

łaby się skłonić przed ziemią. I tak samo zwierzę przed rośliną, gdyż i ono nie 

mog

łoby istnieć bez rośliny; i tak samo człowiek przed zwierzęciem. Gdy zaś człowiek 

osi

ągnie wyższy stopień rozwoju, musi powiedzieć sobie: Nigdy bym tu nie doszedł, 

gdyby nie ni

ższe stopnie bytu. I pełen wdzięczności skłonić musi głowę przed nimi, one 

to bowiem sprawi

ły, że mógł iść dalej. Żadna istota na świecie nie mogłaby istnieć, gdyby 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (2 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

nie ni

ższe istoty, którym winna jest za to wdzięczność. Tak też i Chrystus, Najwyższy 

Duch, nie móg

łby istnieć bez swoich najbliższych dwunastu uczniów. Jakże potężne jest 

uczucie wdzi

ęczności i czci, jakie bije z trzynastego rozdziału Ewangelii św. Jana: "On, 

Najwy

ższy Duch, umywa nogi uczniom swoim".

To w

łaśnie uczucie budzi się w duszy, gdy uczeń w ciągu tygodni i miesięcy kontempluje 

t

ę chwilę i coraz głębiej odczuwa, jak wszystko, co wzniosło się na wyższy poziom, z 

wdzi

ęcznością pełną czci spoglądać winno ku niższemu stworzeniu, które umożliwiło mu 

życie. Jest to właśnie pierwszy z siedmiu zasadniczych tonów uczuciowych. W 
momencie gdy cz

łowiek dostatecznie już przepoi się tym uczuciem, pojawia się pewien 

objaw zewn

ętrzny oraz wewnętrzna wizja. Zewnętrzny objaw polega na tym, że człowiek 

czuje jakby stopy jego obmywa

ła woda, w wizji zaś, która pojawia się w jego duszy, widzi 

siebie samego, jako Chrystusa obmywaj

ącego stopy dwunastu swoim uczniom. Jest to 

pierwszy stopie

ń obmywanie stóp. To, co opisuje trzynasty rozdział Ewangelii św. Jana, 

jest nie tylko wydarzeniem historycznym; prze

żyć to może każdy. Jest to zewnętrzny 

symptom oznaczaj

ący, że człowiek w swym życiu uczuciowym doszedł do pewnego 

poziomu, i je

żeli dojdzie do tego poziomu, to objaw ten musi wystąpić.

Drugi stopie

ń to biczowanie. Przechodzi go uczeń, zagłębiając się w następujące myśli: 

"Jak to b

ędzie, gdy ze wszystkich stron spadną na ciebie udręczenia i smagać cię będzie 

ból? Musisz wytrwa

ć i nie ugiąć się, musisz być odporny na wszelkie cierpienia, jakie 

tylko 

życie przynieść ci może i wszystko musisz znieść". Jest to drugie uczucie, jakie 

ucze

ń musi w sobie obudzić. Zewnętrzny objaw tego stopnia to uczucie swędzenia i 

dr

żenia na całej powierzchni ciała; wewnętrznym zaś znakiem jest obraz, w którym 

cz

łowiek widzi siebie samego jako ofiarę biczowania; początkowo widzi to we śnie, potem 

w postaci wizji.

Trzeci stopie

ń to koronowanie cierniem. W ciągu tygodni i miesięcy pogrąża się uczeń w 

nast

ępujących myślach i uczuciach: "Jak to będzie, jeżeli przyjdzie ci znosić w życiu nie 

tylko ból i cierpienia, ale je

żeli naigrawać się będą z największych twoich świętości, z 

twojej duchowej istoty?" I znowu nie wolno mu si

ę skarżyć, znowu musi wytrwać i nie 

ugi

ąć się. Dokonana praca wewnętrzna musi dać uczniowi siły, dzięki którym przetrwa 

szyderstwa i naigrywanie. Cho

ćby wszystkie moce sprzysięgły się przeciw jego duszy, on 

si

ę nie zachwieje. A wtedy w wizji pokazuje mu się obraz jego własnej postaci w 

cierniowej koronie, i czuje zewn

ętrzny ból w głowie. Jest to znak, że uczeń dostatecznie 

daleko doszed

ł w świecie uczuć, aby wznieść się znowu o jeden stopień.

Czwartym stopniem jest ukrzy

żowanie. Uczeń znowu musi rozwinąć w sobie określone 

uczucie. Dzisiaj cz

łowiek utożsamia swe ciało ze swoim ja. Kto chce przejść 

wtajemniczenie chrze

ścijańskie, musi przyzwyczaić się nieść swoje ciało przez świat w 

taki sposób, jak niesie si

ę jakiś obcy przedmiot, np. stół. Własne ciało musi stać mu się 

obce; wnosi je do pokoju i wynosi jak ka

żdy inny przedmiot. Jeżeli człowiek dostatecznie 

rozwinie w sobie to czwarte uczucie, to przechodzi tzw. prób

ę krwi. Występują u niego 

tzw. stygmaty. Na d

łoniach, stopach i prawym boku występują zaczerwienienia skóry, 

b

ędące obrazem ran Chrystusa. Jeżeli uczeń dzięki sile tego uczucia doprowadzi do 

uzewn

ętrznienia się tego objawu, wtedy zjawia się i wewnętrzny objaw, astralny; człowiek 

w duszy widzi si

ę ukrzyżowanym.

Pi

ąty stopień to śmierć mistyczna. Człowiek czuje się coraz bardziej cząstką całego 

świata. Myśli: "Tak samo jak palec u ręki, tak i ja nie jestem bynajmniej samodzielną 
istot

ą. Czuję się złączony z całym światem, przynależę do całego świata". A potem 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (3 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

doznaje takich prze

żyć, jak gdyby wszystko wokół niego pogrążało się w ciemności, jak 

gdyby ogarnia

ł go zewsząd czarny mrok, niby coraz gęstsza zasłona. Na tym etapie 

wtajemniczony poznaje w ca

łej rozciągłości ból i nędzę, zło i utrapienie, jakie ciążą na 

wszelkim stworzeniu. I to jest zst

ąpienie do piekieł, które każdy musi przeżyć. Potem 

nast

ępuje jakby rozdarcie zasłony i przed wzrokiem ucznia otwierają się światy ducha. To 

si

ę nazywa rozdarciem zasłony.

Szósty stopie

ń to złożenie do grobu i zmartwychwstanie. Gdy uczeń jest już tak daleko, 

musi sobie powiedzie

ć: "Nauczyłem się już patrzeć na moje ciało jak na coś obcego. 

Teraz jednak wszystko, co widz

ę na świecie, muszę traktować tak samo jak moje własne 

cia

ło! Składa się ono przecież z tych samych pierwiastków co świat zewnętrzny! Każdy 

kwiat, ka

żdy kamień jest mi równie bliski jak moje własne ciało". Wtedy człowiek 

pogrzebany jest w ziemskim globie. Ten stopie

ń łączy się zawsze z nowym obudzeniem 

si

ę do życia; człowiek czuje się zjednoczony z najwyższym duchem przewodnim naszej 

planety, z Duchem Chrystusa, który mówi: "Kto po

żywa chleb mój, ten stąpa po moim 

ciele".

Siódmego stopnia, wniebowst

ąpienia, opisać się nie da. Trzeba by mieć duszę, dla której 

mózg nie jest ju

ż narzędziem myślenia. Aby odczuwać to, co przechodzi wtajemniczony 

na tym etapie, trzeba mie

ć duszę, która mogłaby to uczucie przeżyć.

Istota chrze

ścijańskiego wtajemniczenia polega więc na przechodzeniu przez stany 

g

łębokiej pokory i oddania; kto je przejdzie w całej pełni, ten przeżywa zmartwychwstanie 

w duchowych 

światach. Nie każdy jednak może tego dzisiaj dokonać, dlatego istnieje 

inna metoda prowadz

ąca w wyższe światy. Jest to właśnie metoda różokrzyżowców.

Opiszemy j

ą również w siedmiu stopniach, które dadzą nam pewne wyobrażenie o 

prze

życiach duszy w tym szkoleniu. Część tych wiadomości można znaleźć w książce p.

t. "Jak uzyska

ć poznanie wyższych światów", częściowo jednak są to wiadomości, które 

otrzyma

ć można tylko bezpośrednio od innego człowieka. Nam chodzi jedynie o ogólne 

poj

ęcie o tym, co daje człowiekowi ta droga. Ma ona również siedem stopni, ale ścisła 

kolejno

ść w pokonywaniu ich nie jest konieczna, zależy to raczej od indywidualności 

ucznia. Równie

ż i wskazówki, jakie daje nauczyciel, są w każdym wypadku dostosowane 

do danej indywidualno

ści.

Stopnie na drodze ró

żokrzyżowców są następujące:

1.  studium,

2.  poznanie imaginatywne, czyli obrazowe,

3.  poznanie inspiracyjne, czyli czytanie pisma tajemnego,

4.  przygotowanie kamienia m

ądrości,

5.  powi

ązanie makrokosmosu z mikrokosmosem,

6.  w

życie się w makrokosmos,

7.  boska szcz

ęśliwość.

Studium w tym znaczeniu, w jakim stanowi pierwszy stopie

ń inicjacji różokrzyżowców, 

jest to umiej

ętność zagłębienia się w myśli, które nie odpowiadają fizycznej 

rzeczywisto

ści, lecz pochodzą z wyższych światów, co nazwać by można "czystą myślą". 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (4 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

Dzisiaj, co prawda, nawet filozofowie zaprzeczaj

ą niejednokrotnie istnieniu "czystej 

my

śli"; mówią, że w każdej myśli musi być jakaś pozostałość wrażeń zmysłowych. A 

jednak tak nie jest. Prawdziwego ko

ła nikt nigdy nie widział, trzeba je widzieć w myśli. To, 

co widzimy, gdy narysujemy ko

ło na tablicy, jest jedynie skupieniem cząstek kredy. Do 

prawdziwego ko

ła dojść możemy tylko niezależnie od wszelkich przykładów, jakich 

dostarcza nam fizyczna rzeczywisto

ść. Tak więc matematyka daje nam przykład 

my

ślenia ponadzmysłowego. W innych dziedzinach również musimy nauczyć się takiego 

my

ślenia. Wtajemniczeni stosowali je zawsze, gdy chodziło o naturę człowieka. Teozofia 

żokrzyżowców jest właśnie takim poznaniem nadzmysłowym, a studiowanie jej, tak 

w

łaśnie jak to wspólnie robimy, jest pierwszym stopniem szkolenia różokrzyżowców. 

Ludziom zdaje si

ę często, że zajmowanie się naturą człowieka i jej składnikami, 

zag

łębianie się w zamierzchłe okresy rozwoju ludzkości lub w kolejne okresy planetarne 

jest czym

ś niepotrzebnym; woleliby raczej rozwijać i hodować w sobie piękne uczucia; 

nie maj

ą natomiast ochoty naprawdę poważnie studiować. A jednak nawet najpiękniejsze 

uczucia rozbudzone w duszy nie wystarcz

ą, nie dadzą nam dostatecznej siły, aby 

wznie

ść się w świat ducha. Droga różokrzyżowców nie dąży bezpośrednio do rozwijania 

uczu

ć, sprawia natomiast, że zetknięcie się z prawdziwą rzeczywistością wyższych 

światów samo budzi uczucia. Jako pewnego rodzaju bezwstyd odczuwałby 

żokrzyżowiec okazywanie swych uczuć przed innymi. Wprowadza on ludzi w bieg 

rozwoju ludzko

ści wiedząc, że wtedy uczucia budzą się same. Stawia ich wobec 

kolejnych przeobra

żeń naszej planety w przestrzeniach świata, a gdy dusza przeżyje te 

fakty, sama mocno ogarnia w sobie uczucia. Wszelkie opowiadanie, jakoby nale

żało 

odwo

ływać się wprost do uczuć, płynie z wygodnictwa, z lenistwa myślowego. Wiedza 

duchowa ró

żokrzyżowców dąży do tego, aby rzeczywistość mówiła sama za siebie; jeżeli 

te my

śli przedostaną się do uczuć i opanują je, będzie to droga właściwa. 

żokrzyżowiec pragnie, aby do człowieka mówiły koleje wydarzeń kosmicznych, aby 

przemówi

ła prawda świata. Jest to najbardziej bezosobisty sposób pouczania o światach 

duchowych. Nie ma znaczenia, kto jest nauczycielem, chodzi bowiem o to, co dany 
cz

łowiek może powiedzieć o najistotniejszych prawdach kosmicznych, a nie o to, kto o 

nich opowiada. Dlatego na ezoterycznej drodze ró

żokrzyżowców wykluczone jest 

wszelkie osobiste uwielbienie dla nauczyciela. Nie wymaga on tego i nie potrzebuje. 
Pragnie on mówi

ć uczniowi o tym, co istnieje poza nim. Kto pragnie dotrzeć do wyższych 

światów, ten musi przyzwyczaić się do sposobu myślenia, przy którym jedna myśl 
wyp

ływa z drugiej. O takim właśnie myśleniu traktują książki pt. "Filozofia wolności" oraz 

"Prawda a nauka". Ksi

ążki te nie są napisane tak, aby można było np. wziąć z nich jakąś 

my

śl i wstawić w inne miejsce. Są napisane w sposób podobny do powstawania 

organizmu: jedna my

śl wyrasta z drugiej. Nie mają one nic wspólnego z człowiekiem, 

który je pisa

ł; autor zdał się całkowicie na to, co myśli wypracują w nim same przez się, 

na to, jak same ró

żnicują się i układają w całość.

Tak wi

ęc dla człowieka, który na to studium zapatruje się jak na coś w sobie samym 

sko

ńczonego, okres ten będzie zapoznawaniem się z elementarnymi prawdami wiedzy 

duchowej; dla tego za

ś, kto chce iść dalej, będzie to zagłębianie się w konstrukcję 

my

ślową, w której jedna myśl wypływa z drugiej, w której myśl sama z siebie snuje swój 

w

ątek.

Drugi stopie

ń na tej drodze to poznanie imaginatywne, które dołącza się do tego, co 

cz

łowiek zdobył w okresie studium drogą myślenia. Studium daje wprawdzie podstawy, 

ale wymaga opracowania, dope

łnienia przez własne poczucie imaginatywne. Tak np. w 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (5 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

jednym z ubieg

łych wykładów wspomnieliśmy o tym, że człowiek słysząc echo, może 

odczu

ć w nim podźwięk procesów, które w okresie Saturna były codzienną 

rzeczywisto

ścią. Otóż istnieje możliwość, aby w podobny sposób odczuwać wszystko w 

naszym otoczeniu jako zewn

ętrzny wyraz wewnętrznych procesów duchowych. Ludzie 

chodz

ą po Ziemi sądząc, że jest ona jedynie zlepkiem skał i kamieni. Tymczasem należy 

zrozumie

ć, że wszystko jest rzeczywiście fizycznym wyrazem Ducha, który stanowi istotę 

Ziemi. Podobnie jak dusza o

żywia ciało, tak Duch zamieszkujący naszą ziemską planetę 

znajduje w niej dla siebie zewn

ętrzny wyraz. Gdy ludzie nauczą się patrzeć na Ziemię jak 

na istot

ę złożoną z duszy i ciała, wtedy dopiero zrozumieją to, co Goethe miał na myśli 

mówi

ąc: "Wszystko doczesne jest tylko podobieństwem". Patrząc na człowieka, któremu 

po twarzy sp

ływają łzy, nie dociekamy za pomocą praw fizyki, z jaką szybkością te łzy się 

tocz

ą, lecz traktujemy je jako wyraz smutku jego duszy. Podobnie jak uśmiech jest dla 

nas wyrazem weso

łego nastroju. Uczeń musi dojść do tego, aby idąc łąką odczuwać w 

ka

żdym kwiecie zewnętrzny wyraz żywej istoty, wyraz utajonego Ducha Ziemi. Niby 

perliste 

łzy przemawiają do niego niektóre kwiaty inne znów są radosnym uśmiechem 

Ducha Ziemi. Ka

żdy kamień, każda roślina, każdy kwiat, wszystko jest zewnętrznym 

wyrazem utajonego Ducha Ziemi, jak gdyby wyrazem twarzy, który przemawia do niego. 
Do takiego prze

żywania dążył uczeń św. Graala i różokrzyżowiec. Nauczyciel mówił do 

ucznia: "Spójrz na kielich kwiatu, jak si

ę otwiera na przyjęcie promieni słonecznych; 

promienie te budz

ą w nim czyste siły twórcze, które drzemały w roślinie. Dlatego promień 

s

łoneczny nazywamy świętą włócznią miłości. A teraz spójrz na człowieka: stoi on wyżej 

ni

ż roślina, posiada podobne organy; co jednak w roślinie jest całkowicie czyste i 

nieskalane, w cz

łowieku przeniknięte jest popędem i żądzą. Przyszłość naszego rozwoju 

polega na tym, 

że kiedyś znowu w niepokalanej czystości będzie człowiek wydawał na 

świat swój obraz i podobieństwo przez wypowiadanie za pomocą organu, który wówczas 
pe

łnić będzie funkcje rozrodcze. I tak jak kielich kwiatu w nie zakłóconej, niepokalanej 

harmonii otwiera si

ę na przyjęcie świętej włóczni miłości, tak samo człowiek w nastroju 

niezm

ąconej harmonii, wolny od popędów i żądz, zwracać się będzie ku promieniom 

duchowej m

ądrości, które zapłodnią go, aby mógł wydać podobną sobie istotę. Tym 

organem b

ędzie w przyszłości nasza krtań".

Takie nauki odbiera

ł uczeń Graala: "Roślina na swym niskim stopniu bytu ma nieskalany 

kielich. Cz

łowiek go stracił, obniżył więc stopień swego rozwoju przez nieczysty element 

żądzy. Ale ten utracony kielich musi człowiek odzyskać, musi go sobie stworzyć na nowo 
z uduchowionych promieni s

łonecznych, rozwinąć i ukształtować w sobie to, co stanie się 

w przysz

łości czarą Graala".

Tak wi

ęc uczeń nosił w swej duszy wysoki ideał. To, co drogą powolnego rozwoju staje 

si

ę udziałem całej ludzkości, wtajemniczony przeżywa już wcześniej. Pokazuje on nam w 

obrazach ca

ły rozwój ludzkości, obrazy te działają zaś zupełnie inaczej niż abstrakcyjne 

poj

ęcia dzisiejszej doby materializmu. Jeżeli wyobrażamy sobie rozwój świata w tak 

wznios

łych i potężnych obrazach jak np. św. Graal, jesteśmy pod innym wpływem niż 

wtedy, kiedy przyjmujemy zwyk

łą wiedzę, która nie jest w stanie wywrzeć żadnego 

g

łębszego działania na nasz organizm fizyczny i duchowy. Poznanie imaginatywne działa 

na nasze cia

ło eteryczne, przez nie zaś na krew, krew zaś jest pośrednikiem, który z 

kolei przeobra

ża nasz organizm. Ludzie w coraz większym stopniu będą mogli 

oddzia

ływać na swój organizm poprzez ciało eteryczne. Wszelkie poznanie imaginatywne 

oparte na prawdzie jest wi

ęc jednocześnie elementem uzdrawiającym, leczącym; 

uzdrawia kr

ążącą krew. Poznanie imaginatywne jest najlepszym wychowawcą, jeżeli 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (6 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

tylko cz

łowiek ma w sobie tyle oddania dla prawdy, aby mogła ona działać na niego.

Trzeci stopie

ń to czytanie tajemnego pisma. Czytać pismo tajemne, to nie tylko oglądać 

poszczególne obrazy, ale podda

ć się jeszcze działaniu, jakie wywiera ich wzajemny 

stosunek. Z wzajemnej relacji obrazów powstaje to, co nazywamy pismem tajemnym. 
Linie si

ł, które przenikają twórczo świat, uczeń zaczyna poprzez imaginację porządkować 

w pewne kszta

łty oraz zespoły barw; zaczyna uczyć się odczuwać ich wewnętrzny 

zwi

ązek; działa to jak duchowy dźwięk, harmonia sfer, gdyż takie kształty odpowiadają 

prawdzie, s

ą odbiciem rzeczywistości kosmicznej. Nasze zwykłe pismo jest ostatnią 

dekadenck

ą pozostałością, naśladowaniem dawnego pisma tajemnego.

Do czwartego stopnia, zwanego przygotowaniem kamienia m

ądrości, dochodzi się przez 

ćwiczenia zmieniające proces oddychania. Jeżeli człowiek oddycha tak, jak mu każe jego 
natura, nie mo

że obejść się bez roślin. Gdyby ich nie było, nie mógłby w ogóle żyć, gdyż 

ro

ślina dostarcza mu tlenu, a sama przyswaja dwutlenek węgla, który człowiek wydycha. 

Ro

ślina buduje z niego swój organizm, a oddaje tlen. W ten sposób człowiek zawdzięcza 

światu roślinnemu ciągłą odnowę zapasów tlenu. Ludzkość nie mogłaby istnieć bez 
swego otoczenia; wyeliminujmy 

świat roślinny, a w krótkim czasie wymrze cała ludzkość. 

Mamy wi

ęc obieg: wdychamy tlen, który roślina wydycha, wydychamy dwutlenek węgla, 

który ro

ślina wdycha i z którego buduje organizm. Roślina związana jest z organizmem 

cz

łowieka, jest narzędziem utrzymującym go przy życiu. To, jak roślina buduje sobie 

organizm z w

ęgla zawartego w dwutlenku węgla, widzimy na przykładzie węgla 

kamiennego, który jest przecie

ż zwłokami roślin.

Metoda ró

żokrzyżowców prowadzi do określonego uregulowania procesów 

oddechowych, do wykszta

łcenia w sobie organu, który może w człowieku przemieniać 

dwutlenek w

ęgla w tlen. To, co dzisiaj dokonuje się w roślinie, poza człowiekiem, będzie 

si

ę kiedyś dokonywać wewnątrz organizmu ludzkiego za pomocą organu, który człowiek 

mo

że już teraz rozwijać w sobie poprzez pracę ezoteryczną. Przez opanowanie i 

przeobra

żenie procesu oddechowego człowiek wyrobi w sobie we własnym wnętrzu 

narz

ędzie do wytwarzania tlenu; zmieni swą naturę z mineralnej na roślinną. Będzie 

zatrzymywa

ć w sobie dwutlenek węgla i z niego tworzyć ciało; dlatego też jego ciało 

b

ędzie kiedyś bardziej podobne do rośliny, a wtedy będzie się mogło spotkać ze świętą 

w

łócznią miłości. Wtedy udziałem wszystkich ludzi będzie świadomość, jaką dzisiaj 

zdobywa wtajemniczony, wznosz

ąc się w wyższe światy.

Opisali

śmy przemianę ludzkiej materii w taką substancję, której podstawą jest dwutlenek 

w

ęgla. To właśnie jest alchemia, która prowadzi człowieka do tego, aby budował własne 

cia

ło w podobny sposób, jak to dzisiaj czynią rośliny. Nazywa się to przygotowaniem 

kamienia m

ądrości, a węgiel jest zewnętrznym tego symbolem. Węgiel jednak dopiero 

wtedy staje si

ę kamieniem mądrości, gdy człowiek potrafi go w sobie wytworzyć przez 

unormowanie procesu oddychania. Wskazówki dotycz

ące tego stopnia otrzymać można 

tylko ustnie; otacza je g

łęboka tajemnica i dopiero po gruntownym przygotowaniu i 

zupe

łnym oczyszczeniu uczeń może zbliżyć się do tego misterium. Gdyby nauka ta była 

dost

ępna ogółowi, to ludzie nie oczyszczeni z niskiego egoizmu mogliby używać tych 

najwy

ższych tajemnic dla zaspokajania najniższych pragnień.

Pi

ąty stopień to związek makrokosmosu z mikrokosmosem. Jeżeli spojrzymy na rozwój 

ludzko

ści, to widzimy, że to, co dzisiaj jest w człowieku, powstało stopniowo i dołączyło 

si

ę z zewnątrz. Z poprzednich wykładów wiemy że gruczoły wydzielania wewnętrznego 

ros

ły w okresie słonecznym na powierzchni planety, tak jak dziś gąbki. Ciało nasze jest 

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (7 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

mozaik

ą tego, co dawniej rozpościerało się na zewnątrz. Każda cząstka naszego ciała 

fizycznego, eterycznego i astralnego, znajdowa

ła się gdzieś poza nami i to jest właśnie 

makrokosmos w mikrokosmosie. Nawet i dusze nasze przebywa

ły kiedyś na zewnątrz, w 

bosko

ści. Każdy szczegół naszego organizmu odpowiada czemuś, co jest w kosmosie, 

poza nami. Powinni

śmy te związki przeżyć prawidłowo.

Wiemy, 

że punkt pomiędzy brwiami, u nasady nosa, może być dla nas symbolem 

procesu powolnego przenikania 

świata zewnętrznego w mikrokosmos ludzkiego 

organizmu. Je

żeli zagłębimy się medytacyjnie w organ, o którym mowa, starając się 

przenikn

ąć jego istotę, możemy dojść do poznania tej części kosmosu, która odpowiada 

temu punktowi. W podobny sposób mo

żemy poznać, czym jest istotnie krtań oraz siły, 

które j

ą uformowały. Tak oto poznajemy makrokosmos, zagłębiając się w poznanie 

w

łasnego ciała.

Nie chodzi o to, by

śmy mówili. "Bóg mieszka w człowieku - chcę znaleźć tego Boga w 

sobie", bo wtedy znale

źlibyśmy tylko małego człowieczka, który puszy się i nadyma, aby 

si

ę wydać bogiem. Przy takim sposobie myślenia nie doszlibyśmy nigdy do prawdziwego 

poznania. D

ążyć do poznania drogą teozofii różokrzyżowców jest znacznie mniej 

wygodnie i wymaga to konkretnej pracy. Ale 

świat pełen jest cudów i nieopisanego 

pi

ękna dla każdego, kto się w nim zagłębi. Trzeba znaleźć Boga w niezliczonych Jego 

przejawach, a wtedy mo

żna Go znaleźć również w sobie samym. Dopiero wtedy 

zaczynamy poznawa

ć Go w pełni. Świat jest jedną wielką księgą. Wszelkie stworzenia to 

litery w tej ksi

ędze, odczytać je musimy od początku do końca, a wtedy potrafimy czytać 

tajemnic

ę całej księgi mikrokosmosu i makrokosmosu. I nie będzie to już suchym, 

poj

ęciowym tylko rozumieniem, ale zjednoczy człowieka z całym światem. Człowiek 

odczuwa

ć będzie w każdej rzeczy wyraz boskiego Ducha Ziemi. Gdy człowiek dojdzie do 

tego, wtedy ka

żdy jego czyn wypływać będzie już samodzielnie z woli całego kosmosu. I 

to w

łaśnie nazywamy boska szczęśliwością.

Je

żeli jesteśmy w stanie myśleć w ten sposób, to idziemy drogą różokrzyżowców. Szkoła 

chrze

ścijańska opiera się bardziej na uczuciu, które człowiek rozwija w swojej duszy. 

Szkolenie ró

żokrzyżowców poddaje człowieka działaniu wszystkich sił duchowych Ziemi, 

które 

żyją w jego otoczeniu fizycznym. One to budzą uczucie w jego duszy. Obie drogi są 

dla ka

żdego otwarte. Człowiek o współczesnym sposobie myślenia, który ma podejście 

naukowe, mo

że zawsze pójść drogą różokrzyżowców. Nauka współczesna może nawet 

by

ć pomocą, jeżeli koleje powstawania światów śledzić będziemy nie tylko "litera po 

literze", ale je

żeli będziemy starali się przeniknąć do tego, co się poza nimi ukrywa, 

podobnie jak w ksi

ążce nie poprzestajemy na przyglądaniu się tylko literom, lecz staramy 

si

ę wyczytać zawarty w nich sens. Szukajmy Ducha ukrytego poza nauką, a wtedy nauka 

b

ędzie dla nas jedynie literą, która tego Ducha wyraża.

Wszystko, co mówili

śmy, nie obejmuje ani nie wyczerpuje zagadnień związanych ze 

szkoleniem ró

żokrzyżowców. Stanowi jedynie wskazówki, które dają przybliżone pojęcie 

o tym, co mo

żna znaleźć na drodze poznania różokrzyżowców. Jest to droga 

wtajemniczenia dla ludzi wspó

łczesnych, dzięki której mogą oni oddziaływać na 

przysz

łość. Przytoczyliśmy tutaj stopnie tej drogi, aby ją scharakteryzować, aby dać 

pewne poj

ęcie o tym, jak dzięki tej drodze człowiek zbliżyć się może do tajemnic 

wy

ższych światów. Wiedza duchowa jest konieczna dla dalszego postępu ludzkości. To, 

co musi si

ę zdarzyć, aby nastąpiło przeobrażenie ludzkości, musi być dziełem samych 

ludzi. Kto w obecnej inkarnacji przyjmuje w siebie prawd

ę, przygotowuje się do tego, aby 

w przysz

łych wcieleniach zdobywać coraz to głębsze prawdy.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (8 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]

background image

B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców

W ten sposób tre

ść naszych wykładów łączy się w jedną całość. Mówiliśmy o tym, co ma 

by

ć twórczym pierwiastkiem dla kultury przyszłości. Naukę tę podaje się dzisiaj do 

ogólnej wiadomo

ści, gdyż wymaga tego przyszłość człowieka. Ludzie, którzy nie chcą 

przyjmowa

ć tej prawdy o przyszłości, żyją niejako na koszt innych. Kto ją przyjmuje, żyje 

dla innych, chocia

żby nawet pchała go do tego z początku egoistyczna tęsknota do 

wy

ższych światów. Jeżeli tylko droga jest dobra, to sama wypleni z nas do szczętu 

egoizm i najlepiej nauczy po

święcenia.

Rozwój ezoteryczny konieczny jest w obecnym rozwoju ludzko

ści i dlatego musimy go 

zaszczepia

ć. Poważne, prawdziwe, rzeczowe dążenie do prawdy, które prowadzi do 

prawdziwego braterstwa, ma w sobie najpot

ężniejszą, czarodziejską wprost siłę 

jednoczenia ludzi. Powinno ono by

ć środkiem do wielkiego, ostatecznego celu; do 

zjednoczenia ludzko

ści. Cel ten osiągniemy, jeżeli rzeczywiście będziemy kształtować w 

sobie to poznanie, je

żeli będziemy usiłowali w najszlachetniejszy, najpiękniejszy sposób 

nad tym pracowa

ć, dzięki temu bowiem możliwe będzie uświęcenie ludzkości.

Wiedza duchowa przedstawia si

ę nam nie tylko jako wielki ideał, ale równocześnie jako 

si

ła, która nas przenika, a z siły tej płynie poznanie. Wiedza duchowa stawać się będzie 

coraz bardziej popularna, coraz g

łębiej przenikać będzie wszystkie religijne i praktyczne 

dziedziny 

życia, gdyż jest ona czynnikiem rozwoju ludzkości.

I z t

ą myślą prowadzone były nasze wykłady na temat teozofii różokrzyżowców. Jeżeli tę 

wiedz

ę rozumiemy nie tylko jako szereg oderwanych od życia prawd, ale tak, że dzięki 

poznanym prawdom budz

ą się w naszej duszy uczucia, to wtedy może ona działać 

bezpo

średnio na życie. Jeżeli prawdy, które tu poznaliśmy, nie pozostaną jedynie w 

g

łowie, ale przedostaną się do serca, z serca zaś w ręce zajęte codzienną pracą, jeżeli 

przenikn

ą we wszystkie nasze czyny, wtedy możemy powiedzieć, że posiadamy 

podstawy wiedzy duchowej. Wtedy rozumiemy to wielkie zadanie kultury, z

łożone w 

nasze r

ęce, a poznanie prawd ducha budzi w nas uczucia, które dzisiejsi wygodni ludzie 

chcieliby rozwija

ć wprost, bezpośrednio.

Lubowanie si

ę w rozkołysanych emocjach nie leży w zadaniach teozofii różokrzyżowców, 

d

ąży ona do tego, aby postawić przed naszymi oczami duchową rzeczywistość. Trzeba 

j

ą przyjmować aktywnie, musi być tworzona poprzez czyny; powinna budzić uczucia i 

prze

życia. W tym znaczeniu teozofia różokrzyżowców ma być właśnie potężnym 

impulsem dla 

świata uczuć. Jednocześnie jednak powinna wprowadzać nas 

bezpo

średnio w świat postrzegania nadzmysłowego i prowadzić do wyższych światów. 

Taka by

ła myśl przewodnia tych wykładów.

file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (9 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]


Document Outline