B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
RUDOLF STEINER
TEOZOFIA RÓ
ŻOKRZYŻOWCÓW
[Die Theozophie des Rosenkreuzers / wyd. orygin.: 1951]
Wyk
łady wygłoszone od 22.05 do 06.06. 1907 r. w Monachium (tom GA 99 w katalogu Dzieł Zebranych Rudolfa Steinera)
... Kto nie rozwin
ął w sobie zdolności duchowych, jasnowidzenia, nie
mo
że samodzielnie dojść do duchowych prawd w wyższym świecie.
Dla zdobywania prawd duchowych jasnowidzenie jest warunkiem
koniecznym. Ale tylko dla zdobywania; gdy
ż do chwili obecnej
żaden prawdziwy prąd różokrzyżowiecki nie podawał nauk, których
nie mo
żna zrozumieć zwykłym, powszechnym, logicznym rozumem.
Je
żeli ktoś zarzuca teozofii różokrzyżowców, że do zrozumienia jej
trzeba by
ć jasnowidzącym, to nie ma racji. Nie chodzi tu wcale
o zdolno
ść bezpośredniego przeżywania wyższych prawd widzeniem
i s
łyszeniem duchowym. Jeżeli ktoś nie może pojąć mądrości
ró
żokrzyżowców na drodze czysto myślowej, to oznacza, że jeszcze
nie wyrobi
ł w sobie dostatecznie umiejętności logicznego myślenia...
SPIS TRE
ŚCI:
Nowa forma m
ądrości
Nowy podzia
ł istoty człowieka
Świat żywiołów i świat nieba. Jawa, sen i śmierć
Zst
ępowanie do nowych narodzin
Życie ludzi pomiędzy śmiercią a nowymi narodzinami. Dążenie do narodzin w świecie fizycznym
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-ind.htm (1 of 2) [07-May-11 4:55:03 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Prawa losu
Sposób dzia
łania karmy
Siedem planetarnych stanów
świadomości człowieka
Rozwój planetarny I
Rozwój planetarny II
Rozwój ludzko
ści na ziemi I
Rozwój ludzko
ści na ziemi II
Przysz
łość człowieka
Istota wtajemniczenia
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-ind.htm (2 of 2) [07-May-11 4:55:03 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Rudolf Steiner
Kalendarium
1861 Rudolf Steiner przychodzi na
świat 25 lub 27 lutego w Kraljevec (ówczesne Austro-
W
ęgry, dziś Chorwacja) jako syn urzędnika austriackiej kolei Johanna Steinera i
Franciski Steiner z domu Blie. Dzieci
ństwo spędza niedaleko Wiener-Neustadt w
Pottschach oraz Neudörfl (tam ucz
ęszcza do szkoły wiejskiej).
1872 Rozpoczyna nauk
ę w tzw. Realschule (szkole realnej), którą kończy maturą z
wyró
żnieniem w 1879 r.
1879 Rozpoczyna studia na Politechnice Wiede
ńskiej. Studiuje początkowo matematykę
i przyrodoznawstwo, ale pó
źniej poświęca się również studiom literacko-historycznym i
filozoficznym. W Wiedniu zaprzyja
źnia się z germanistą i badaczem twórczości
Goethego, Karlem Juliusem Schröerem (1825-1900), pod wp
ływem którego zajmuje się
intensywnymi studiami nad ca
łą twórczością Goethego. Schröer poleca
dwudziestoletniego Steinera Josephowi Kurschnerowi, który pracuje dla wydawnictwa
Deutsche National Literatur nad zbiorowym wydaniem dzie
ł Goethego.
1881 Steiner zajmuje si
ę opracowaniem podstaw światopoglądu Goethego w oparciu o
jego teorie filozoficzno-poznawcze.
1886 Ukazuje si
ę w druku jego praca Grundlinien einer Erkenntnistheorie der
Goetheschen Weltanschaung (Podstawy teorii poznania
światopoglądu Goethego).
Dzi
ęki tej rozprawie Steiner otrzymuje propozycję pracy w Weimarze przy opracowaniu
popularnego wydania naukowych dzie
ł Goethego w ramach tzw. Sophien-Ausgabe.
1890 Steiner przenosi si
ę do Weimaru, gdzie podejmuje pracę w archiwum Goethego i
Schillera. Kontynuuje swoje badania nad twórczo
ścią Goethego. W tym czasie pracuje
równie
ż nad przedstawieniem swojego światopoglądu opartego na intuitywnym poznaniu
świata nadzmysłowego.
1891 Uzyskuje doktorat z filozofii na Uniwersytecie w Rostocku. Jego rozprawa
doktorska Die Grundfrage der Erkenntnistheorie mit besonderer Rücksicht auf Fichtes
Wissenschftslehre ukazuje si
ę w 1892 roku w poszerzonej formie jako Wahrheil und
Wissenschaft (Prawda a nauka).
1893 Wydaje swoje g
łówne dzieło filozoficzne Philosophie der Freiheit (Filozofia
wolno
ści).
1895 Ukazuje si
ę książka Friedrich Nietzsche, ein Kämpfer gegen seine Zeit.
1897 Wieloletnie studia nad twórczo
ścią Goethego przedstawia w pracy Goethes
Weltanschaung (
Światopogląd Goethego). Steiner przenosi się do Berlina, gdzie przez
trzy lata redaguje Magazin für Literatur. W okresie tym staje si
ę znaczącą postacią w
intelektualnym
życiu stolicy.
1899 Po
ślubia Annę Eunicke (1853-1911). Rozpoczyna wykłady na Berlińskiej
Wszechnicy Robotniczej.
1901 Publikacja jego kolejnej rozprawy Welt
– und Lebensanschaungen im 19.
Jahrhundert oraz Die Mystik im Aufgang des neuzeitlichen Geistesleben. W tej oraz w
nast
ępnych swoich pracach opisuje badania świata duchowego, które oparte zostały na
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-00.htm (1 of 3) [07-May-11 4:55:04 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
racjonalnym post
ępowaniu prowadzącym do poznania nadzmysłowego metodą
przyrodoznawcz
ą. W następnych latach powstają jego kolejne prace: 1902 – Das
Christentum als mystische Tatsache (Chrze
ścijaństwo jako fakt mistyczny); 1904 –
Theosophie (Teozofia); 1905
– Wie erlangt man Erkenntnisse der höheren Welten (Jak
osi
ągnąć poznanie wyższych światów); 1908 – Aus der Akasha-Chronik (Z kroniki
akasza), Die Stufen der höheren Erkenntnis (Stopnie wy
ższego poznania); 1910 -Die
Geheimwissenschaft im Umriss (Wiedza tajemna w zarysie). W latach 1910
– 1913
tworzy cztery dramaty sceniczne: 1910 - Die Pforte der Einweihung (Wrota
wtajemniczenia); 1911
– Die Prüfung der Seele (Egzamin duszy); 1912 – Der Hüter der
Schwelle (Stra
żnik progu); 1913 – Der Seelen Erwachen (Przebudzenie duszy).
1902 Wst
ępuje do Towarzystwa Teozoficznego, z którym pozostaje związany do 1913 r.
1912 Przy wspó
łpracy Marii von Sievers opracowuje podstawy eurytmii.
1913 Ko
ńczy się okres jego działalności w Towarzystwie Teozoficznym. Steiner
wyst
ępuje z niego wraz z większością niemieckich teozofów i zakłada Towarzystwo
Antropozoficzne. Antropozofii po
święca całe swoje późniejsze życie.
1913 Pocz
ątek pracy nad budową pierwszego Goetheanum, ośrodka ruchu
antropozoficznego. Od 1913 roku Steiner wi
ąże swoją działalność z małą miejscowością
Dornach, ko
ło Bazylei. Ta szwajcarska miejscowość została wybrana na siedzibę
Towarzystwa Antropozoficznego po odmowie w
ładz niemieckich na lokalizację w okolicy
Monachium. Pierwsze Goetheanum, budowla, w której R. Steiner zawar
ł wszystkie swoje
do
świadczenia i całą wiedzę duchową była wielkim dziełem artystycznym. Przy jej
powstaniu realizowane by
ły nowe teorie barw i proporcji wywodzące się z prac nad
dzie
łami Goethego. Tą pracą dał impuls do rozwoju nowych prądów w architekturze,
rze
źbie i malarstwie.
1914 Po
ślubia Marię von Sievers. Dornach staje się centrum jego działalności. W okresie
1914-1922 kontynuuje prac
ę nad budową Goetheanum. Wszystkie projekty
architektoniczne do tej wielkiej budowli wykonuje sam wed
ług swoich zasad. W wyniku
podpalenia w noc sylwestrow
ą 1922/23 prawie ukończone dzieło doszczętnie płonie.
Drugie Goetheanum budowano ju
ż po śmierci Steinera, ale według jego projektów – z
betonu.
1919 Swoimi wyk
ładami o zasadach trójpodziału społecznego daje impuls do rozwoju
pedagogiki opartej na nowych zasadach. Prowadzi wyk
łady dla wychowawców i
rodziców. Zak
łada w Stuttgarcie pierwszą Wolną Szkołę Waldorfską (nazwa pochodzi od
fabryki Waldorf-Astoria, gdzie prowadzi
ł wykłady dla robotników).
1920 W Domach prowadzi pierwszy kurs medyczny dla lekarzy. Ten cykl dwudziestu
wyk
ładów rozpoczyna aktywną pracę nad stworzeniem podstaw medycyny
antropozoficznej. Pozostaje aktywny na polu pedagogiki. Zajmuje si
ę również naukami
przyrodniczymi w
świetle wiedzy duchowej.
1921 Tworzy podstawy eurytmii leczniczej, prowadzi wyk
łady dotyczące spojrzenia z
punktu widzenia wiedzy duchowej na nauki przyrodnicze, histori
ę, nauki ścisłe i
spo
łeczne.
1922 Podobnie jak w poprzednich latach prowadzi setki wyk
ładów. Współdziała przy
za
łożeniu Christengemeinschaft. Płonie pierwsze Goetheanum.
1923 Zniszczenie Goetheanum, jego wieloletniej pracy, prze
żywa Steiner bardzo ciężko.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-00.htm (2 of 3) [07-May-11 4:55:04 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Pozostaje nadal aktywny. Rozwija podstawy medycyny antropozoficznej, kontynuuje
prac
ę pedagogiczną. Tematy jego wykładów rozszerzają się na wciąż nowe obszary
zagadnie
ń. Od 24.XII.1923 do 1.I.1924 uczestniczy w założeniu Powszechnego
Towarzystwa Antropozoficznego i zostaje jego przewodnicz
ącym.
1924 W Kobierzycach ko
ło Wrocławia 7-16 VI prowadzi kurs rolniczy, który staje się
impulsem i podstaw
ą rozwoju rolnictwa biodynamicznego, opartego na wiedzy duchowej i
traktuj
ącego Ziemię jako żywe jestestwo duchowe.
1924 We wrze
śniu ciężka choroba zmusza go do przerwania działalności publicznej.
Pomimo to pozostaje aktywny. Razem z It
ą Wegman pracuje w dziedzinie medycyny,
kontynuuje prace z zakresu pedagogiki. Opracowuje plany i szkice do budowy drugiego
Goetheanum.
1925 Jest ju
ż bardzo ciężko chory. Wraz z Itą Wegman kończy książkę Grundlegendes
für eine Erweiterung der Heilkunst nach geisteswissenschaftlichen Erkenntnissen
(Podstawy sztuki leczenia poszerzonej wiedz
ą duchową). Pracuje do ostatnich dni życia
nad swoj
ą biografią, opisaną w niedokończonej książce Mein Lebensgang (Moja droga
życia) oraz nad dziełem Anthroposophische Leitsätze (Antropozoficzne myśli
przewodnie).
Umiera 30 III 1925 r. w swoim atelier przy Goetheanum.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-00.htm (3 of 3) [07-May-11 4:55:04 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
I
Wyk
łady, które rozpoczynamy, noszą tytuł: "Teozofia różokrzyżowców". Jest to ta sama
prastara, a jednak wiecznie nowa, m
ądrość ujęta w dostosowaną do naszych czasów
metod
ę. W metodę, która właściwie istnieje już od XIV wieku. Nie będziemy jednak
zajmowali si
ę historią różokrzyżowców.
Wiecie wszyscy,
że dziś nawet w szkołach podstawowych wykładają coś w rodzaju
geometrii, do której nale
ży również twierdzenie Pitagorasa. Dzieci uczą się elementów
geometrii niezale
żnie od tego, w jaki sposób ta geometria powstała. Cóż bowiem wie
dzisiaj ucze
ń szkoły początkowej o Euklidesie? A jednak uczy się właśnie geometrii
euklidesowej. Dopiero znacznie pó
źniej, kiedy zapozna się już z samym przedmiotem, z
jego tre
ścią, dowiaduje się - np. na lekcji historii nauki - w jakiej formie, w jakiej postaci
zjawi
ło się pierwotnie w dziejach ludzkości to, co dzisiaj dostępne jest dla wszystkich w
szko
łach podstawowych. Tak samo jak na początku nauki geometrii nie obchodzi ucznia,
w jakiej formie przekaza
ł ją kiedyś ludzkości Euklides, podobnie i my nie będziemy się
ogl
ądali na to, jaka była w historii linia rozwojowa tzw. prądu różokrzyżowców. I tak jak
ucze
ń zapoznaje się z geometrią, podchodząc do samej rzeczy, do jej treści, tak i my
rozwa
żać będziemy samą treść mądrości różokrzyżowców.
Kto zna zewn
ętrzną historię różokrzyżowców, tak jak jest ona przedstawiana w
literaturze, ten niewiele wie o istotnej tre
ści ich teozofii. To, co stanowi istotę tej teozofii,
żyje od XIV wieku jako prawda, niezależnie od zewnętrznej historii tego ruchu; podobnie
jak geometria jest prawdziwa i mo
żna ją poznać niezależnie od jej historii. Dlatego tylko
pobie
żnie dotkniemy tego, co najważniejsze w historii różokrzyżowców.
W roku 1459, jako nauczyciel niewielkiego grona wtajemniczonych uczniów, wyst
ąpił
Christian Rosenkreutz. Pod tym nazwiskiem znany by
ł światu człowiek, który był
inkarnacj
ą bardzo wysokiego jestestwa duchowego. W roku 1459, w ściśle zamkniętym
kole bractwa o celach duchowych, zwanego Fraternitas Rosae Crucis, Christian
Rosenkreutz zosta
ł wyniesiony do godności Eques Lapidis Aurei, Rycerza Złotego
Kamienia. Ta wysoka indywidualno
ść duchowa, która wcieliła się na planie fizycznym
jako Christian Rosenkreutz, dzia
łała odtąd w tym samym ciele jako przewodnik i
nauczyciel pr
ądu różokrzyżowców. Znaczenie wyrażenia w tym samym ciele również
wyja
śnimy sobie w trakcie następnych wykładów, gdzie będzie mowa o losie człowieka
po
śmierci.
M
ądrość, o której tu mówimy, prawie do końca XVIII wieku dostępna była tylko dla
cz
łonków zamkniętego bractwa, obwarowana surowymi przepisami, które odcinały ją od
świata zewnętrznego. W XVIII wieku misją tego bractwa stało się przelanie w ówczesną
kultur
ę Europy Środkowej duchowej ezoterii; widzimy więc tu i ówdzie zjawiska, które
wprawdzie nale
żą do zewnętrznej, egzoterycznej kultury, są jednak niczym innym, jak
wyrazem m
ądrości ezoterycznej. W ciągu ubiegłych stuleci niejeden człowiek usiłował w
taki czy inny sposób dotrze
ć do istoty mądrości różokrzyżowców, ale to się nie udawało. I
tak np. Leibnitz na pró
żno usiłował zbliżyć się do źródeł tego prądu. Natomiast mądrość
ta widoczna jest w pewnym dziele - egzoterycznym zreszt
ą - które powstało pod koniec
ziemskiej drogi Lessinga. Jest to jego "Wychowanie rodu ludzkiego", tekst, który czyta
ć
trzeba mi
ędzy wierszami. Po jej szczególnym ezoterycznym zakończeniu można poznać,
że jest to zewnętrzny wyraz głębokiej mądrości różokrzyżowców. Najwspanialej jednak
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (1 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
przejawi
ła się ona u człowieka, który skupiał w sobie całą ówczesną kulturę europejską -
u Goethego. Goethe, jako stosunkowo m
łody człowiek, zbliżył się do źródła inspiracji
ró
żokrzyżowców i w pewnym sensie dostąpił niezwykle wysokiego wtajemniczenia.
Łatwo powstać mogą nieporozumienia, gdy mówi się o wtajemniczeniu Goethego;
dlatego mo
że lepiej będzie wyjaśnić to trochę bliżej. Było to w czasie, kiedy Goethe
opu
ścił uniwersytet w Lipsku, zanim dostał się do Strassburga. Zdarzyło się wtedy coś w
najwy
ższym stopniu niezwykłego. Goethe doznał wstrząsającego przeżycia, którego
zewn
ętrznym wyrazem była ciężka, śmiertelna choroba. To ważne przeżycie, pewnego
rodzaju wtajemniczenie, przysz
ło właśnie w czasie choroby. Goethe nie zdawał sobie z
tego jasno sprawy, dzia
łało ono początkowo w jego duszy w formie poetyckiego
natchnienia, pr
ądu, który w najprzedziwniejszy sposób przenikał do jego utworów. Taki
w
łaśnie cudowny przebłysk mamy w wierszu "Tajemnice", który najbliżsi przyjaciele
Goethego zaliczali do jego najg
łębszych utworów. I rzeczywiście, Goethe już nigdy
potem nie móg
ł zdobyć się na zakończenie tego poematu. W granicach ówczesnej
kultury nie by
ło jeszcze możliwe znalezienie formy zewnętrznej dla oddania całej głębi,
jaka
żyje w tym wierszu. Mamy w tym utworze najgłębsze tajemnice duszy Goethego, a
dla wszystkich komentatorów Goethego niedost
ępną zagadkę. Otrzymane wówczas
wtajemniczenie z czasem sta
ło się dla Goethego bardziej świadome. Dzięki temu mógł
stworzy
ć ów niezwykły utwór pisany prozą: Bajka o zielonym wężu i pięknej Lilii. Jest to
jeden z najg
łębszych utworów literatury światowej. Kto go dobrze rozumie, ten wie dużo
o m
ądrości różokrzyżowców.
Kiedy m
ądrość ta miała przeniknąć do ogólnej kultury, w pewien sposób została
zdradzona - nie ma potrzeby wdawa
ć się w to bliżej - i niektóre jej prawdy przedostały się
w szeroki
świat w zniekształconej formie. Ta właśnie zdrada z jednej strony, z drugiej zaś
konieczno
ść, jaka zachodziła, aby kultura zachodnioeuropejska rozwijała się w ciągu XIX
wieku bez
żadnych ezoterycznych wpływów, te dwa powody sprawiły, że źródła mądrości
ró
żokrzyżowców pozornie cofnęły się w głąb, w ukrycie. W pierwszej połowie XIX wieku,
a nawet jeszcze pó
źniej, wiedza ta była w znacznej mierze niedostępna. Dopiero w
naszych czasach sta
ło się znowu możliwe otwarcie źródła tej mądrości, aby mogła ona
przenikn
ąć do kultury zewnętrznej. Jeżeli przyjrzymy się kulturze współczesnej, to
zrozumiemy powody, dlaczego musia
ło się tak stać.
A teraz chcia
łbym podać dwa charakterystyczne rysy, którymi odznacza się mądrość
ró
żokrzyżowców, a które ważne są dla jej misji w świecie. Pierwszy związany jest z całą
postaw
ą człowieka wobec mądrości, która jest nieco inna niż ezoteryczna forma
m
ądrości chrześcijańsko-gnostycznej. Musimy tu poruszyć, na razie pobieżnie, dwa
aspekty
życia duchowego, jeżeli chcemy zdać sobie jasno sprawę z tego odrębnego
stanowiska. Pierwszy z nich to stosunek ucznia do nauczyciela i tu musimy poruszy
ć
dwie rzeczy. Musimy rozwa
żyć po pierwsze to, co nazywamy jasnowidzeniem, po drugie
to, co nazywamy wiar
ą w autorytet. Pod słowem jasnowidzenie - które właściwie nie jest
dobrym wyra
żeniem - rozumiemy nie tylko widzenie, ale także i słyszenie duchowe. To
s
ą dwa źródła wszelkich pouczeń o ukrytej mądrości świata i z żadnych innych źródeł nie
mo
że płynąć prawdziwe poznanie. W metodzie różokrzyżowców mamy jednak ważną,
zasadnicz
ą różnicę między dochodzeniem, zdobywaniem prawd duchowych, a ich
pojmowaniem. Dla ró
żokrzyżowca istnieje ogromna różnica między dochodzeniem,
otrzymywaniem prawd duchowych, a ich pojmowaniem.
Kto nie rozwin
ął w sobie zdolności duchowych, jasnowidzenia, nie może samodzielnie
doj
ść do duchowych prawd w wyższym świecie. Dla zdobywania prawd duchowych
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (2 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
jasnowidzenie jest warunkiem koniecznym. Ale tylko dla zdobywania; gdy
ż do chwili
obecnej
żaden prawdziwy prąd różokrzyżowy nie podawał nauk, których nie można
zrozumie
ć posługując się zwykłym, logicznym myśleniem. Jeżeli ktoś zarzuca teozofii
ró
żokrzyżowców, że do zrozumienia jej trzeba być jasnowidzącym, to nie ma racji. Nie
chodzi tu wcale o zdolno
ść bezpośredniego przeżywania wyższych prawd przy
zaanga
żowaniu duchowego widzenia i słyszenia. Jeżeli ktoś nie może pojąć mądrości
ró
żokrzyżowców na drodze czysto rozumowej, to oznacza tylko, że jeszcze nie wyrobił w
sobie dostatecznej umiej
ętności logicznego myślenia. Jeżeli przyjmujemy to, co daje
dzisiejsza kultura, je
żeli nie żałujemy trudu, cierpliwości, wytrwałości, by się uczyć, to z
pewno
ścią będziemy w stanie pojąć i zrozumieć to, co mówi nauczyciel różokrzyżowej
m
ądrości. Jeżeli czyjś umysł odrzuca te prawdy i mówi: "Ja tego nie rozumiem", to
powodem jest nie to,
że dla niego świat ducha jest jeszcze niedostępny, tylko że za mało
wykorzystuje swoje mo
żliwości logicznego myślenia, nie pogłębia wystarczająco przeżyć
oraz my
śli, jakie mu daje zwykłe, dzisiejsze wykształcenie. Pomyślcie tylko, jakie
nies
łychane spopularyzowanie wiedzy nastąpiło w ciągu ubiegłych dwudziestu stuleci i
spróbujcie wyobrazi
ć sobie chrześcijański prąd różokrzyżowy w XIV wieku. Pomyślcie,
jak
że inny był stosunek rozproszonych po świecie ludzi do nauczycieli; działało tutaj
mówione s
łowo. Mało kto zdaje sobie dokładnie sprawę, jaka olbrzymia ewolucja
dokona
ła się od tamtych czasów. Wystarczy wspomnieć o wynalezieniu druku. Dzięki
temu wynalazkowi tysi
ącami, milionami dróg przedostaje się dzisiaj do nurtu ogólnej
kultury to, co wypracowujemy na wy
żynach życia duchowego. Poczynając od książki, a
ko
ńcząc na najmniejszej wzmiance w piśmie codziennym mamy niezliczoną ilość dróg,
którymi ogromna masa poj
ęć przenika w życie. Są to jednak drogi, które otworzyły się
dopiero niedawno i sprawi
ły, że intelekt zachodnioeuropejski przyjął zupełnie inną formę.
Od tego czasu dzia
ła on zupełnie inaczej. Odwieczna mądrość, występując w nowej
postaci, musi si
ę z tym liczyć. Trzeba było stworzyć jej nową postać, tak by mogła
dotrzyma
ć kroku temu postępowi. Mądrość różokrzyżowców jest dzisiaj w stanie oprzeć
si
ę każdemu zarzutowi ze strony zarówno popularnej wiedzy, jak i poważnej, głębokiej
nauki. Ostoj
ę przeciw ewentualnej krytyce ze strony wiedzy posiada mądrość
ró
żokrzyżowa w sobie samej. Istotne zrozumienie wiedzy współczesnej, ale nie
dyletanckie rozumienie, jakie zdarza si
ę czasem nawet u profesorów uniwersyteckich,
lecz zrozumienie wolne od abstrakcyjnych teorii i fantastycznych wyobra
żeń
materializmu, zrozumienie opieraj
ące się ściśle na faktach, dostarcza właśnie całego
szeregu naukowych dowodów, wykazuj
ących prawdziwość poglądów różokrzyżowców.
Drugi charakterystyczny aspekt tej m
ądrości dotyczący stosunku ucznia do nauczyciela
polega na tym,
że ten stosunek jest zasadniczo różny niż w innych wtajemniczeniach.
Sposób odnoszenia si
ę ucznia do nauczyciela w obrębie tego ruchu jest właśnie czymś
zupe
łnie innym niż wiara w autorytet. Postaram się to wytłumaczyć na przykładach z
życia. Nauczyciel mądrości różokrzyżowej pragnie być dla swego ucznia tym, kim jest
bieg
ły matematyk dla swego ucznia. Czy można twierdzić, że mamy tu do czynienia z
wiar
ą w autorytet? Nie! Czy można twierdzić, że uczeń nie potrzebuje nauczyciela
matematyki? Niejeden powie,
że tak, bo posługując się dobrymi książkami można dojść
do tego samego przez samodzielne studia i tylko sposób poznania jest inny ni
ż przy
bezpo
średnim kontakcie z człowiekiem. Podobnie też każdy, po osiągnięciu pewnego
stopnia jasnowidzenia, móg
łby dojść do wszystkich prawd duchowych; tylko że nikomu
nie wyda si
ę rozsądne, aby dążyć do celu dłuższą drogą Podobnie nierozsądne byłoby
mówi
ć: “Chcę sam z siebie dojść do wszystkich prawd duchowych". Gdy nauczyciel
bieg
ły w matematyce przekazuje uczniowi swą wiedzę, to uczeń nie potrzebuje uciekać
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (3 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
si
ę do wiary w autorytet, bo słuszność prawd matematycznych sama do niego przemawia
i jego rzecz
ą jest tylko starać się zrozumieć. Podobnie jest z całym rozwojem
ezoterycznym w uj
ęciu różokrzyżowców. Nauczyciel jest przyjacielem, doradcą, który
prowadzi do prze
żyć ezoterycznych, opierając się na własnym doświadczeniu. Gdy się
ju
ż raz do nich dojdzie, to przyjmowanie prawd ezoterycznych na wiarę jest tak samo
zbyteczne, jak przy twierdzeniu matematycznym,
że suma kątów w trójkącie wynosi 180°.
To, co w szkole ró
żokrzyżowców spotykamy jako autorytet, nie jest autorytetem we
w
łaściwym znaczeniu tego słowa, tylko po prostu sposobem skrócenia drogi do
najwy
ższych prawd.
Teraz trzeba omówi
ć stosunek wiedzy duchowej do ogólnej kultury duchowej.
Na podstawie tego, co poruszymy w kolejnych wyk
ładach, zobaczycie, że prawda może
przenikn
ąć bezpośrednio do życia praktycznego. Nie chodzi o zbudowanie jakiegoś
oderwanego systemu na teoretyczny tylko u
żytek, ale o coś, co prowadzić może do
poznania g
łębokich podstaw naszej współczesnej wiedzy, do przeniknięcia prawdami
duchowymi naszego
życia codziennego. Mądrość różokrzyżowców przyjąć trzeba nie
tylko g
łową, nawet nie tylko sercem, trzeba aby przeszła nam w ręce, przeniknęła
wszystkie nasze umiej
ętności manualne. Trzeba wcielić ją w czyn. Bo nie sentymentalne
oddawanie si
ę współczuciu, tylko skoordynowane i celowe działanie jest pracą w służbie
ludzko
ści. Proszę sobie tylko wyobrazić np. towarzystwo, które postawiłoby sobie za
jedyny cel "braterstwo" i nie zajmowa
ło się niczym innym, jak tylko prawieniem kazań na
temat tej idei. To nie by
łby prąd różokrzyżowy. Różokrzyżowiec nie myśli w ten sposób.
Przypu
śćmy, że ktoś leży na ulicy ze złamaną nogą, a wokół niego zbiera się gromadka
kilkunastu ludzi przej
ętych miłosierdziem i współczuciem; wszyscy oni razem wzięci
mniej znacz
ą niż jeden człowiek, który potrafi opatrzeć rannego, ewentualnie zestawić
nog
ę; może wcale nie jest sentymentalny, ale podejdzie i pomoże. To jest właśnie
nastrój, który
żyje w duszy różokrzyżowca; chodzi mu o poznanie, które prowadzi do
czynu, o opanowanie
życia poprzez poznanie. Wszelkie twierdzenia o miłosiernym
wspó
łodczuwaniu są w świetle mądrości różokrzyżowców nawet czymś niebezpiecznym;
to ci
ągłe podkreślanie współczucia wydaje się pewnego rodzaju szukaniem wrażeń.
Czym na planie fizycznym jest lubowanie si
ę we wrażeniach niższego rzędu, tym w
dziedzinie duszy, na planie astralnym, jest tendencja do prze
żywania wszystkiego
jedynie uczuciem, a nie poznaniem. Poznanie prowadz
ące do czynu, które pozwala nam
wzi
ąć w ręce życie - naturalnie nie w znaczeniu materialistycznym, tylko poznanie
zdobyte w dziedzinach ducha - przeobra
ża nas w praktycznych, życiowych ludzi. Z
poznania prawdy wyp
ływa harmonia życia; jest ona naturalnym, niezawodnym rezultatem
poznania. Mo
że się zdarzyć, że człowiek, który potrafi opatrzyć rannego, minie go
oboj
ętnie, jeśli brak mu zwykłego ludzkiego współczucia i dysponuje on wiedzą
dotycz
ącą jedynie świata fizycznego. Przy poznaniu duchowym jest to niemożliwe. Nie
mo
że być istotnego poznania duchowego, które nie przenikałoby w życie codzienne, w
prac
ę.
Jest to wi
ęc ta druga strona mądrości różokrzyżowej, którą osiąga się tylko drogą
jasnowidzenia, ale poj
ąć ją można zwyczajnym ludzkim rozumieniem. Na pozór wydaje
si
ę to bardzo dziwne; aby mieć przeżycia w świecie ducha, trzeba być jasnowidzącym,
ale
żeby zrozumieć to, co widzi jasnowidzący, jasnowidzenie nie jest potrzebne. Gdy
jasnowidz
ący przynosi wieści ze światów ducha o tym, co się tam dzieje, dając w ten
sposób ludzko
ści to, co jest jej potrzebne, to każdy, kto chce zrozumieć, zrozumie.
Przyst
ąpimy teraz do rozpatrzenia siedmioczłonowej natury człowieka według metody
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (4 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
ró
żokrzyżowców. Rozważmy ciało fizyczne, o którym wszyscy sądzą, że je znają,
chocia
ż właściwie wcale tak nie jest. Tak samo jak patrząc na wodę nie widzimy tlenu,
musimy dopiero oddzieli
ć go od wodoru, żeby się z nim zapoznać, podobnie, patrząc na
cz
łowieka, nie poznajemy, czym jest samo ciało fizyczne. Człowiek jest połączeniem
cia
ła fizycznego, eterycznego, astralnego i innych wyższych członów, tak samo jak woda
jest po
łączeniem chemicznym tlenu i wodoru. Człowiek stanowi jedność jako połączenie
wszystkich tych cz
łonów! Jeżeli chcemy rozpatrywać tylko ciało fizyczne, to
powinniby
śmy usunąć ciało astralne; to właśnie ma miejsce w czasie głębokiego snu; sen
jest pewnego rodzaju wydzieleniem cia
ła astralnego wraz z wyższymi składnikami natury
ludzkiej z cia
ła fizycznego i eterycznego. Ale i wtedy mamy jeszcze przed sobą coś
wi
ęcej niż ciało fizyczne; dopiero z chwilą śmierci, gdy i ciało eteryczne opuszcza ciało
fizyczne, pozostaje samo cia
ło fizyczne.
Jest to fakt o bezpo
średniej, praktycznej doniosłości. Wyjaśnijmy to na przykładzie.
We
źmy ciało astralne. W pradawnej przeszłości, kiedy człowiek miał jeszcze mglistą,
przy
ćmioną zdolność jasnowidzenia, obrazowość jego przeżyć w tej dziedzinie była
zupe
łnie niepodobna do tego, co mamy dzisiaj. Obrazy zapadały najpierw w jego ciało
astralne. Musimy zda
ć sobie sprawę, że w ciele astralnym człowieka odbiły się kiedyś
obrazy trzech wymiarów przestrzennych - d
ługości, szerokości i głębokości. Ten obraz
trójwymiarowej przestrzeni, odci
śnięty w ciele astralnym w pierwotnych czasach
mglistego jasnowidzenia, przeniesiony zosta
ł na ciało eteryczne. Tak jak pieczęć odciska
si
ę w roztopionym laku, podobnie obraz astralny odbił się w ciele eterycznym; stamtąd
za
ś modelował z kolei fizyczną postać, ciało fizyczne człowieka. W ten sposób obraz
trójwymiarowej przestrzeni ukszta
łtował w naszym ciele pewien określony organ.
Pierwotnie w ciele astralnym by
ł to obraz trzech prostopadłych do siebie linii w
przestrzeni; to odcisn
ęło się niby pieczęć w ciele eterycznym. Tym samym uruchomiona
zosta
ła pewna część ciała eterycznego, która poczęła pracować nad jednym z organów
we wn
ętrzu ucha, a mianowicie nad trzema tzw. kanałami półkolistymi. Wszyscy je
mamy; je
żeli ulegną uszkodzeniu, to człowiek przestaje orientować się w przestrzeni,
dostaje zawrotów g
łowy, nie może utrzymać się w pozycji pionowej. Taki jest związek
mi
ędzy obrazami ciała astralnego, siłami ciała eterycznego i organami ciała fizycznego.
W ogóle cia
ło fizyczne, cała zewnętrzna postać człowieka, wywodzi się z obrazów ciała
astralnego i ze wspó
łdziałania sił ciała eterycznego; dlatego nie zrozumie ciała
fizycznego ten, kto nie pozna najpierw cia
ła astralnego i eterycznego. Ciało astralne
"poprzedza" cia
ło eteryczne, ciało eteryczne zaś "poprzedza" ciało fizyczne. Tak się ta
rzecz komplikuje. Kana
ły półkoliste są tak samo organem fizycznym jak nos; nie ma na
świecie dwóch identycznych nosów, a jednak można dostrzec pewne podobieństwo
mi
ędzy nosami rodziców i dzieci. Gdybyśmy mogli studiować u ludzi kanały półkoliste, to
okaza
łoby się, że zachodzą tu podobne różnice i podobieństwa jak między nosami.
Mo
żna dziedziczyć po rodzicach kształty tych kanałów. Jedynie najgłębsza, wieczna
duchowa tre
ść człowieka, która przechodzi poprzez kolejne wcielenia, nie podlega
dziedziczeniu. To, co nazywamy talentami, okre
ślonymi zdolnościami, nie zależy od
w
łaściwości mózgu. Z tej samej logiki korzystamy w matematyce, w filozofii i w życiu
praktycznym. Ró
żnice uzdolnień występują dopiero wtedy, gdy stosujemy logikę w
dziedzinach, dla których organem poznania s
ą np. kanały półkoliste. Tak np. wybitnymi
matematykami b
ędą ludzie, u których ten właśnie organ jest specjalnie wykształcony;
jako przyk
ład może służyć rodzina Bernoullich, która wydała szereg znakomitych
matematyków. Dusza ludzka mo
że przynieść ze sobą na świat całą moc predyspozycji
czy to do muzyki, czy te
ż w innych dziedzinach. Jeżeli jednak nie znajdzie w ciele
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (5 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
fizycznym odpowiednio ukszta
łtowanych organów, nie będzie mogła rozwinąć tych
zdolno
ści.
W ten sposób widzicie,
że niemożliwe jest istotne poznanie świata fizycznego, o ile nie
rozumiemy, jak w nim wszystko powstaje. Zadanie ró
żokrzyżowca nie polega na
odsuwaniu si
ę od świata fizycznego, byłaby to zła sprawa. Jego misją jest właśnie
przeduchowienie
świata fizycznego. Musi się on wznosić w najwyższe sfery życia
duchowego i dysponuj
ąc wiedzą, jaką tam zdobył, czynnie brać się do pracy w świecie
fizycznym, a przede wszystkim po
śród ludzi. To jest prawdziwy pogląd różokrzyżowca;
bezpo
średni wynik jego mądrości. Zabieramy się do rozważania takiej mądrości, która
pomo
że nam w zrozumieniu nawet najmniejszych rzeczy. Pamiętajmy, że najmniejsza
rzecz, gdy jest na w
łaściwym miejscu, może prowadzić do wielkiego celu!
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-01.htm (6 of 6) [07-May-11 4:55:06 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
/
II
Poprzednio mówili
śmy, w jakim stosunku do człowieka i do całej kultury pozostaje światopogląd
duchowy, zdobyty na drodze, któr
ą nazywamy wiedzą różokrzyżowców. Jakkolwiek prawdy
wy
ższych światów zdobywać może tylko jasnowidzący, który w znacznym stopniu rozwinął w sobie
si
ły duchowe, to jednak dążeniem tego kierunku jest zrozumienie nauki, która płynie z
ezoterycznego poznania, przy zastosowaniu zwyk
łej logiki. Zdobyć to poznanie może rozwinięty
zmys
ł duchowy jasnowidzącego, ale do zrozumienia objawionych treści wystarcza zwykła logika. Nie
nale
ży jednak sądzić, że treść każdego wykładu z osobna może się ostać wobec jakiejkolwiek
dowolnej krytyki. Jest to mo
żliwe tylko wtedy, jeżeli poruszone tu zagadnienia rozważać
b
ędziemy wszechstronnie. Podkreśliliśmy również w poprzednim wykładzie drugą właściwość tego
kierunku. To mianowicie,
że metoda różokrzyżowców dąży do przejścia w życie praktyczne. Nasza
praca równie
ż przenikać ma w życie. Ale i pod tym względem także musimy być cierpliwi. Niejedno wyda
si
ę nam z początku niemożliwe do zastosowania w życiu praktycznym. Kiedy jednak po jakimś
czasie ogarniemy wzrokiem ca
łość, to zobaczymy, w jaki sposób poszczególne prawdy mogą
mie
ć bezpośredni wpływ na codzienne sprawy życiowe. Mądrość, która da się zastosować w życiu - oto
cel metody ró
żokrzyżowców.
A teraz przyst
ąpimy do rozważania natury człowieka. Poszczególne człony ludzkiej natury poznamy
tylko wtedy gdy id
ąc krok za krokiem, rzeczowo, niczego nie pomijając zobaczymy, jak wszystko łączy się
w organiczn
ą całość. Potem zastanowimy się nad losem człowieka po śmierci. Zastanowimy się, co
dzieje si
ę w czasie czuwania, snu i śmierci w związku ze złożoną strukturą ludzkiej natury. Będziemy
musieli rozwa
żyć, jakie zadanie ma przed sobą człowiek pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem.
Bardzo rozpowszechnione jest dzisiaj przekonanie,
że ludzie w życiu pozagrobowym są bezczynni. Ale
tak nie jest; oddani s
ą ustawicznej twórczej pracy, która ma znaczenie dla całego kosmosu.
Nast
ępnie będziemy musieli wytłumaczyć, co nazywamy reinkarnacją i karmą oraz rozważyć los w związku
z rozwojem cz
łowieka. Zastanowimy się, jak biegnie linia rozwoju ludzkości, poczynając od
zamierzch
łych czasów i jakie perspektywy widzimy w przyszłości.
Naszym dzisiejszym zadaniem b
ędzie scharakteryzowanie istoty człowieka. Mówiąc o istocie
cz
łowieka musimy sobie zdawać sprawę, że ludzka natura jest znacznie bardziej skomplikowana dla
tego, kto z wykszta
łconymi organami poznania duchowego bierze się do jej rozpatrywania niż dla tego,
kto pos
ługuje się zwykłą zewnętrzną obserwacją, kierując się rozumowaniem przystosowanym do
świata fizycznego i obejmując zaledwie małą część rzeczywistości. Z punktu widzenia wiedzy
duchowej b
łędem jest jak to już zaznaczyliśmy - nazywać ciałem fizycznym to, co mamy ciągle
przed oczami. Cia
ło fizyczne, na które patrzymy przeniknięte jest ciałem eterycznym i astralnym. Jest
ono po
łączeniem tych trzech ciał i dopiero po usunięciu dwóch ostatnich mielibyśmy rzeczywiście przed
sob
ą tylko ciało fizyczne. Ciało fizyczne jest czymś, co człowiek posiada na równi z otaczającą go naturą,
z minera
łami, roślinami i zwierzętami.
Tylko wtedy prawid
łowo rozważamy ciało fizyczne człowieka, jeśli zauważymy, że sięga ono tak daleko,
jak daleko si
ęga nasze pokrewieństwo z otaczającym nas światem mineralnym. Musimy jednak
zdawa
ć sobie sprawę z tego, że tej właśnie części naszej istoty nie można rozważać w oderwaniu
od otaczaj
ącego nas wszechświata. Siły, które działają w ciele fizycznym, działają z kosmosu. Kto rozumie
te zjawiska, ten rozmy
ślając o ciele fizycznym człowieka odnosi podobne wrażenie, jak przy
rozwa
żaniu natury tęczy. Aby powstała tęcza, muszą zaistnieć określone warunki takie jak kąt
padania promieni s
łonecznych, rodzaj chmur itp. Jeżeli konstelacja słońca i chmur jest odpowiednia, to
t
ęcza musi się pokazać. Tęcza jest więc fenomenem wywołanym przez warunki zewnętrzne. Podobnie
cia
ło fizyczne jest objawem sił, których musimy szukać w całym otaczającym nas świecie. Zachodzi
teraz pytanie, gdzie znajduj
ą się w swej prawdziwej postaci siły, które sprawiają, że nasze ciało
fizyczne przejawia si
ę tak właśnie, jak się przejawia? Jeżeli rozważać będziemy ciało fizyczne, to sił, które
je tworz
ą, szukać trzeba w wyższym świecie, bo w świecie fizycznym znajdujemy tylko to, co jest
ich fizycznym objawem. Dlatego te
ż musimy przez chwilę rozważyć światy, jakie istnieją jeszcze
poza naszym
światem fizycznym.
Wy
ższe światy, o których mówi nam wiedza tajemna, znajdują się wokół nas. Trzeba tylko mieć dla
nich otwarte zmys
ły duchowe, podobnie jak dla świata barw musimy mieć otwarte oczy. Gdy
rozwiniemy pewne zmys
ły naszej duszy, zmysły o jeden stopień wyższe niż fizyczne, wtedy
dost
ąpimy poznania świata astralnego. Teozofia różokrzyżowców nazywa ten świat światem imaginacji
lub imaginatywnym, przy czym jednak imaginacja oznacza co
ś o wiele bardziej rzeczywistego niż to,
co zwykle tym s
łowem oznaczamy. Jest to niby fala napływających i odpływających obrazów. Barwa, która
w
świecie fizycznym jest przywiązana do przedmiotów, w świecie astralnym podlega
najró
żniejszym przeobrażeniom. Z czasem poznamy to dokładniej. W spopularyzowanej
metodzie ró
żokrzyżowców świat ten nosi też nazwę świata elementarnego, tak więc te trzy wyrażenia,
świat imaginatywny, astralny i elementarny używane są przez różokrzyżowców w tym samym znaczeniu.
Poza tym istnieje jeszcze wy
ższy świat, do którego dostęp otwiera rozwój jeszcze wyższych zmysłów. Jest
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-02.htm (1 of 5) [07-May-11 4:55:08 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
to
świat harmonii sfer, który wnika w świat obrazów i świat istot kolorów. Świat ten nazywamy
dewahanem,
światem mentalnym albo też rupa-dewahanem. Różokrzyżowcy nazywają go światem
harmonii sfer albo
światem inspiracji, gdyż to on właśnie daje inspiracje, gdy wyższe zmysły są na to
otwarte. Kontynuatorzy ruchu ró
żokrzyżowców nazywają ten świat także niebiańskim lub
dewahanem ni
ższym. Świat inspiracji, świat dewahaniczny i świat niebiański oznacza znowu jedno i to samo.
I wreszcie mamy jeszcze wy
ższy świat, który otwierają nam jeszcze wyższe zmysły;
metoda ró
żokrzyżowców określa go jako świat prawdziwej intuicji, przy czym intuicja jest czymś o
wiele wy
ższym niż to, co się pospolicie pod tym słowem rozumie w życiu codziennym; jest to pogrążenie
si
ę, zatracenie się w innych istotach i poznawanie tych istot od wewnątrz. Świat intuicji w ruchu,
który nawi
ązuje do różokrzyżowców, nazywa się światem rozumu. Jest to sfera tak odległa, że tutaj,
na Ziemi, jest tylko czym
ś w rodzaju cienia, odbicia. Nasze pojęcia rozumowe są zaledwie słabym
odbiciem tego, co w
świecie intuicji jest żywą rzeczywistością. Musimy więc prócz świata
fizycznego wymieni
ć jeszcze trzy inne światy, jeżeli chcemy wiedzieć, co nas otacza. Gdy wzniesiemy się
w ten najwy
ższy świat, w świat intuicji, to widzimy, że każdemu pojęciu, jakie wytwarzamy sobie tutaj
o przedmiotach, odpowiadaj
ą tam żywe istoty. To, co tu jest pojęciem, jest tylko cieniem, odbiciem istot
tego najwy
ższego świata. Tak więc nasz świat fizyczny jest wynikiem sił, które w prawdziwej swej
postaci znajduj
ą się w świecie intuicji, w wyższym dewahanie, arupa-dewahanie.
Mo
żemy jeszcze lepiej wyjaśnić sobie to wszystko, jeżeli postawimy pytanie, co wynika z takiego
w
łaśnie potraktowania świata mineralnego?
Cz
łowiek jest istotą samoświadomą. O minerale mówimy, że nie ma świadomości, ale mamy wtedy na
my
śli to, co się dzieje w granicach planu fizycznego, bo ma on świadomość w wyższych światach. W
świecie elementarnym nie znajdziemy jednak jeszcze jaźni minerału. Znajdziemy ją dopiero w
najwy
ższym ze światów, jakie wyliczyliśmy przed chwilą. Tak jak palec nie ma świadomości, tylko należy
do
świadomej jaźni człowieka, podobnie i minerał wiedzie nas do swojej jaźni poprzez prądy, które
trzeba przeby
ć, aby dotrzeć do najwyższej dziedziny bytu. Paznokieć jest częścią całego
organizmu ludzkiego, który w ja
źni ma swoją świadomość; otóż paznokieć tak się ma do całego
naszego organizmu jak minera
ł do świata ducha. Bo dopiero całość organizmu ma jaźń świadomą,
a minera
ł, podobnie jak paznokieć, jest najdalszym wyrazem zgęszczenia, stwardnienia tego życia, które
jest w ca
łym organizmie. Podobieństwo między fizycznym ciałem człowieka a minerałem polega na tym,
że temu fizycznemu ciału, temu, co w nim jest czysto fizyczne, odpowiada świadomość w
najwy
ższym świecie duchowym. W zakresie czysto fizycznym ciało to ulega działaniu płynącemu z góry,
z wy
ższych światów. Nie panujemy nad tym, co kształtuje nasze ciało fizyczne. Tak jak ruch ręki zależy
od naszej ja
źni, tak czysto fizyczny skład naszego ciała i procesy w nim zachodzące zależą od
tej
świadomości jaźni naszego ciała fizycznego, która nim kieruje z najwyższych światów.
Tylko wtajemniczony, który wzniós
ł się na stopień intuicji, opanowuje sam swe ciało fizyczne tak, że
żaden prąd nie przebiegnie jego nerwami z pominięciem świadomości i właśnie dopiero przez to staje
na poziomie tych wy
ższych światów, które z góry kierują jego ciałem fizycznym.
Drugi cz
łon naszej natury pokrewny jest roślinom i zwierzętom; jest to tak zwane ciało eteryczne
albo
życiowe. Jasnowidzącemu przedstawia się ono mniej więcej w granicach ciała fizycznego.
Cia
ło eteryczne stanowi splot sił. Gdybyśmy mogli na chwilę całkowicie odwrócić myśli od ciała fizycznego
i skierowa
ć całą świadomość tylko na ciało eteryczne, to ujrzelibyśmy ciało składające się z sił,
przenikni
ęte siłami, które utworzyły, zbudowały ciało fizyczne. Serce ludzkie nigdy nie mogłoby powstać
w obecnej postaci, gdyby w ciele eterycznym, które przenika nasze cia
ło fizyczne, nie było
eterycznego serca. Ono w
łaśnie zawiera w sobie prądy i siły, które są budowniczymi, architektami,
twórcami serca fizycznego. Jest to mniej wi
ęcej tak, jak gdybyśmy wyobrazili sobie, że mamy naczynie
z wod
ą i jeżeli ochłodzimy wodę, to powstanie zagęszczenie, powstanie lód. Ten lód to jest woda,
tylko zag
ęszczona, stwardniała, a formy, jakie ten lód przybiera, istniały w wodzie jako linie sił. Tak też
i serce fizyczne powsta
ło z eterycznego serca. Jest to tylko zgęstniałe, stwardniałe serce eteryczne, a
pr
ądy serca eterycznego nadały fizycznemu sercu jego postać. Jeżeli moglibyśmy całkowicie
odwróci
ć uwagę od ciała fizycznego, tak aby dla nas na chwilę nie istniało, to mielibyśmy przed sobą
tylko cia
ło eteryczne, które w górnej swej części jest dosyć podobne do ciała fizycznego. To
podobie
ństwo zachodzi jednak tylko do połowy, potem ciało eteryczne wykazuje duże
zró
żnicowanie. Zrozumiecie to, gdy wam powiem, że mężczyzna ma ciało eteryczne żeńskie, a
kobieta m
ęskie. Bez tej wiedzy wiele rzeczy w praktycznym życiu pozostaje niezrozumiałych. Poza
tym, wygl
ąda ono jak świetlna postać, która ze wszystkich stron trochę wykracza - ale tylko niewiele -
poza rozmiary cia
ła fizycznego. Siły, które wspólnie działają w ciele eterycznym, znajdziemy w
świecie inspiracji, zwanym też rupa-dewahanem albo światem niebiańskim. Siły, które tworzą i
utrzymuj
ą ciało eteryczne, znajdujemy o jeden stopień niżej niż te, które tworzą i utrzymują ciało
fizyczne. Dlatego te
ż jaźni świadomej roślin szukać trzeba w świecie inspiracji, w świecie
ni
ższego dewahanu. W tym świecie harmonii sfer, w którym świadoma jaźń roślin ma swoją
siedzib
ę, znajdujemy także świadomą jaźń przenikającą nasze ciało eteryczne, żyjącą w nas, chociaż
bez naszej wiedzy.
Teraz przechodzimy do trzeciej cz
ęści naszej istoty, do ciała astralnego albo - według
okre
ślenia różokrzyżowców – do ciała duszy. To ciało astralne wspólne jest już tylko człowiekowi
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-02.htm (2 of 5) [07-May-11 4:55:08 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
i zwierz
ętom. Tam, gdzie występuje uczucie, radość i ból, zadowolenie i smutek, afekty i namiętności,
tam wchodzi w gr
ę ciało astralne jako teren, siedziba tych przeżyć wewnętrznych danej istoty; tak
samo pragnienie, po
żądanie, wszystko to tkwi - jeżeli można się tak wyrazić - w ciele astralnym.
Mo
żemy scharakteryzować to ciało mówiąc, że ma ono w sobie to, co znajdujemy także w świecie
zwierz
ąt. Ale światu zwierzęcemu także odpowiada jakaś świadomość. Astralnością człowieka i
zwierz
ęcia kierują siły, które znajdują się w świecie astralnym, imaginatywnym, albo - jak wyrażają
si
ę różokrzyżowcy - w świecie elementarnym. Siły, które tworzą i utrzymują to ciało astralne, które nadają
mu jego posta
ć, znaleźć można we właściwej formie w świecie astralnym. Otóż i zwierzęta mają w
tym
świecie swoją jaźń świadomą. U człowieka mówimy o indywidualnej duszy, w przypadku
zwierz
ąt mówimy o duszy grupowej. Duszę tę znaleźć można na planie astralnym, z tą tylko różnicą, że
nie ka
żde zwierzę z osobna, lecz cały gatunek - np. wszystkie lwy, wszystkie tygrysy - ma jedną
wspóln
ą jaźń. W ten sposób to, co widzimy tu jako zwierzę, zrozumieć możemy w pełni tylko wtedy,
je
żeli jesteśmy w stanie uchwycić to, co łączy zwierzęta z planem astralnym. Spostrzegamy wtedy coś,
niby promienie czy pr
ądy, które biegną np. od pojedynczych lwów i dopiero w świecie astralnym łączą się
z ich wspóln
ą duszą grupową, ze zbiorową duszą wszystkich lwów, jakie chodzą po ziemi. Otóż w
ka
żdym ciele astralnym żyje coś z takiej duszy grupowej. Ta jaźń zwierzęca żyje też w ludzkim
ciele astralnym i wtedy dopiero cz
łowiek uniezależnia się od niej, gdy staje się jasnowidzącym na
planie astralnym, gdy staje na poziomie istot astralnych, gdy z duszami zwierz
ęcymi w świecie
astralnym obcuje tak jak tu z pojedynczymi zwierz
ętami. Świat astralny zamieszkują istoty, które
tylko rozszczepione na wi
ększą ilość pojedynczych zwierząt schodzić mogą na plan fizyczny. Gdy
zwierz
ęta kończą życie, łączą się z powrotem z tą częścią swej istoty, którą pozostawiły na planie
astralnym. Ca
ła grupa zwierząt jest w świecie astralnym, jeżeli tak rzec można, pewną istotą, z
któr
ą rozmawia się tak, jak tu z poszczególnym człowiekiem. Wyglądają one trochę inaczej niż
w rzeczywisto
ści ziemskiej, ale nie bez racji określane są w Apokalipsie (4.6-9.) w ten sposób, że
rozpadaj
ą się na cztery grupy: orzeł, lew, byk i człowiek (człowiek, który nie zstąpił jeszcze na plan
fizyczny). Te cztery zwierz
ęta apokaliptyczne stanowią cztery rodzaje dusz grupowych, które na
planie astralnym znajduj
ą się najbliżej indywidualnej duszy ludzkiej.
A teraz spojrze
ć musimy na to, co nie jest już wspólne dla człowieka i otaczającego go świata, na to,
co znajduje swój wyraz w ludzkiej ja
źni. Dzięki tej czwartej części swej istoty człowiek jest
ukoronowaniem fizycznego ziemskiego stworzenia. Dopiero dzi
ęki temu czwartemu członowi może
mie
ć świadomość tutaj, na planie fizycznym. Tak jak świadomość minerałów znajduje się w wyższym
świecie duchowym - w arupa-dewahanie, świadomość roślin w niższym, świecie duchowym -
rupa-dewahanie,
świadomość zwierząt w świecie astralnym, tak jaźń świadoma człowieka znajduje się
na planie fizycznym, w tej w
łaśnie czwartej części składowej jego istoty. Dopiero tu, w swej jaźni,
ma cz
łowiek coś, gdzie nie ma wstępu żadna inna świadoma jaźń.
Zapoznali
śmy się więc z czteroczłonową naturą człowieka składającą się z ciała fizycznego,
cia
ła eterycznego, ciała astralnego i jaźni.
Wszystko to nie wyczerpuje jeszcze natury cz
łowieka; te cztery człony człowiek miał już przy
pierwszej inkarnacji na Ziemi, a w
ędrówka przez szereg wcieleń oznacza przecież coraz wyższy
rozwój. Polega on na tym,
że człowiek, opierając się na swojej jaźni, opracowuje teraz trzy
wcze
śniej wymienione części składowe swojej istoty. Przeżywając w zamierzchłej przeszłości
swoj
ą pierwszą ziemską inkarnację ulegał wszystkim swoim afektom i namiętnościom. Miał on już
wówczas oprócz cia
ła fizycznego, eterycznego i astralnego także jaźń, a jednak zachowywał się jak
zwierz
ę. Jeżeli takiego człowieka porównać ze szlachetnym idealistą, to różnica polega na tym, że w
tym pierwotnym cz
łowieku jaźń jeszcze nie pracowała nad ciałem astralnym. Następny etap w
rozwoju ludzko
ści polega na pracy świadomej jaźni człowieka nad ciałem astralnym. Praca ta wyraża się
w tym,
że jaźń opanowuje od wewnątrz pewne właściwości ciała astralnego. Przeciętny Europejczyk
np. ulega pewnym pop
ędom, innym popędom natomiast ulegać sobie zabrania. Otóż to wszystko,
co cz
łowiek z pierwotnie żyjących w jego ciele astralnym skłonności i popędów opanowuje swą
ja
źnią, nazywamy duchem jaźni albo Manas. Manas jest wynikiem przemiany, dokonanej w ciele
astralnym przez ja
źń, która nad nim pracuje. Jeżeli chodzi o substancję, to jest ona w Manas ta sama, co
w ciele astralnym, tylko to, co dawniej stanowi
ło ciało astralne, teraz w innym układzie stanowi to właśnie,
co nazywamy Manas.
Cz
łowiek, który w dalszym ciągu się rozwija, dochodzi powoli do tego, że opierając się na jaźni,
mo
że pracować nie tylko nad swoim ciałem astralnym, lecz także nad eterycznym. Spróbujmy
sobie wyja
śnić, na czym polega różnica między pracą nad ciałem astralnym oraz pracą nad
cia
łem eterycznym. Jeżeli człowiek zda sobie sprawę z tego, co wiedział jako ośmioletnie dziecko, a co
wie teraz, to zobaczy,
że od tego czasu przybyło mu bardzo, bardzo wiele świadomości. Każdy z
nas przyswoi
ł sobie olbrzymią ilość pojęć, które sprawiają, że nie ulega już ślepo afektom i namiętnościom.
A je
żeli ktoś był np. dzieckiem popędliwym, łatwo unosił się gniewem i zastanowi się teraz, jak dalece
swoj
ą porywczość przezwyciężył, to spostrzeże, że czasami dochodzi ona jeszcze do głosu. Albo też
inny przyk
ład; jak trudno jest człowiekowi, który ma słabą pamięć, poprawić ją albo jak niewiele
zmieni
ć może człowiek swoje zasadnicze skłonności, wrażliwość lub wrodzoną tępotę itd.
Porównywali
śmy często tę przemianę temperamentu, z powolnym przesuwaniem się wskazówki
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-02.htm (3 of 5) [07-May-11 4:55:08 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
godzinowej na zegarze. Na tym w
łaśnie przeobrażeniu polega istota wtajemniczenia, to, co
ucze
ń przechodzi na drodze wtajemniczenia. Nauka i studia są tylko przygotowaniem. Daleko
istotniejsza jest przemiana cz
łowieka, jego charakteru, temperamentu. Kto obdarzony z natury
s
łabą pamięcią przemienia ją na dobrą, z porywczego staje się łagodny, z melancholika pogodny
i zrównowa
żony, ten więcej czyni, niż gdyby posiadł większą ilość wiadomości. W tym leży
źródło wewnętrznych duchowych sił; w tym wyraża się praca jaźni, która jest w stanie opanować
cia
ło eteryczne, a nie tylko astralne.
Przejawianie si
ę tych skłonności wiąże się naturalnie także z ciałem astralnym, ale kto chce je przemienić
u
źródła, ten szukać ich musi w ciele eterycznym i tylko pracą nad ciałem eterycznym może je zmienić.
Ile cia
ła eterycznego opanujemy swą jaźnią, tyle mamy w sobie tego, co nazywamy duchem życia.
W literaturze teozoficznej okre
ślane to bywa jako Buddhi. Substancja Buddhi jest tym samym,
co przemieniona przez ja
źń część ciała eterycznego.
Gdy ja
źń tak dalece się wzmocni, że potrafi przeobrazić już nie tylko ciało eteryczne, ale również
cia
ło fizyczne, najbardziej materialną część natury ludzkiej, której siły kształtujące sięgają
najwy
ższych światów, wtedy mówimy, że człowiek wytwarza w sobie najwyższą część składową
obecnej swej natury, to co nazywamy Atma albo duch-cz
łowiek. Sił, które przeobrazić mogą ciało
fizyczne, szuka
ć musimy w najwyższym świecie. Przeobrażenie ciała fizycznego zaczyna się od
przemiany w procesie oddychania, s
łowo Atma ma znaczenie pokrewne słowu oddychać (po
niemiecku: oddycha
ć = atmen). Przemiana ta sprawia, że zmienia się skład krwi, która pracuje nad
cia
łem fizycznym, zbliża nas do najwyższego ze światów.
Musimy jeszcze rozró
żnić dwie formy takiej przemiany; jeżeli chcemy je bliżej określić, to mówimy o
drodze nie
świadomej i świadomej. Każdy Europejczyk dokonał już nieświadomie pewnej pracy nad
ni
ższymi częściami składowymi swej natury, pewnego przeobrażenia przez jaźń. Świadomie pracuje on
w obecnym okresie rozwojowym tylko nad cia
łem astralnym, a jeżeli chce świadomie pracować
nad przemian
ą ciała eterycznego, to musi najpierw zostać wtajemniczonym.
Mamy wi
ęc trzy pierwotne części składowe ludzkiej natury, jakie ma każdy człowiek, nawet na
najbardziej pierwotnym stopniu rozwoju, a do tego ja
źń. Teraz zaczyna się przemiana; przez długi
czas dokonywa
ła się ona nieświadomie. Ludzkość zaczyna teraz przekształcać ciało astralne.
Wtajemniczeni przekszta
łcają teraz świadomie ciało eteryczne, w przyszłości zaś wszyscy ludzie
b
ędą świadomie pracowali nad przeobrażeniem ciała eterycznego i fizycznego.
Okre
śliliśmy więc trzy pierwotne części składowe natury ludzkiej, ciało fizyczne, eteryczne, astralne
oraz ja
źń. Jaźń działa, pracuje i przekształca człowieka; widzimy, jak przeobraża trzy niższe części
sk
ładowe naszej istoty. Dzięki temu procesowi, który już mamy za sobą, powstały w nas nieświadomie,
jako zadatki na przysz
łość: Manas, Buddhi, Atma.
W teozofii ró
żokrzyżowców rozróżniamy duszę odczuwającą, duszę rozumową i duszę
samo
świadomą Dopiero przy duszy samoświadomej rozpoczyna się świadoma praca nad przekształcaniem.
Ja
źń zaczyna wtedy świadomie pracować nad dalszą przemianą; najpierw rozwija się w duszy
świadomej duch-jaźń; w duszy rozumowej rozwija się duch-życie jako odpowiednik ciała życiowego -
czyli eterycznego, potem za
ś w duszy odczuwającej rozwinie się właściwy duch-człowiek - Atma. W
ten sposób mamy dziewi
ęć części składowych natury ludzkiej.
Dwie z tych cz
ęści składowych są jakby połączone z dwiema innymi, a mianowicie: dusza odczuwająca
i cia
ło astralne wyglądają jakby były wsunięte jedna w drugą, niby miecz w pochwę. Tak samo duch jaźń
i dusza
świadoma. Tak więc te dziewięć części składowych sprowadzić można do siedmiu.
A wtedy mo
żemy je wyliczyć w ten sposób:
1. cia
ło fizyczne
2. cia
ło eteryczne, czyli życiowe
3. cia
ło astralne, w którym tkwi dusza odczuwająca
4. ja
źń
i jako wy
ższe części składowe:
5. duch ja
źń łącznie z duszą świadomą (Manas)
6. duch-
życie (Buddhi)
7. duch-cz
łowiek (Atma)
Takie to wewn
ętrzne związki zachodzą w naturze ludzkiej; w rzeczywistości mamy do czynienia
z dziewi
ęcioma częściami składowymi, przy czym jednak dwie łączą się dwa razy.
Dlatego w teozofii ró
żokrzyżowców odróżniamy 3 razy po 3, czyli dziewięć członów, które dzięki
temu
łączeniu się po dwie sprowadzają się do siedmiu. W siedmiu musimy jednak rozeznawać
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-02.htm (4 of 5) [07-May-11 4:55:08 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
dziewi
ęć, inaczej pogląd nasz pozostanie czysto teoretyczny.
Ja
źń błyszczy w duszy, potem zaczyna się praca nad ciałem.
Przej
ście od teorii do życia osiągamy jednak tylko wtedy, jeżeli staramy się docierać aż do samej
natury rzeczy. To, co tutaj tylko zaznaczyli
śmy, będzie nas prowadzić, kiedy przejdziemy do
rozwa
żania człowieka śpiącego, czuwającego i zmarłego.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-02.htm (5 of 5) [07-May-11 4:55:08 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
III
Dzisiaj przejdziemy do rozpatrywania cz
łowieka w stanie czuwania, w stanie snu i w
stanie tzw.
śmierci. Stan czuwania każdy zna z własnego doświadczenia.
Gdy cz
łowiek pogrąża się we śnie, ciało astralne, jaźń i to, co jaźń wypracowała w ciele
astralnym, opuszcza cia
ło fizyczne i eteryczne. Jeżeli jasnowidzący obserwuje śpiącego
cz
łowieka, ma przed sobą ciało fizyczne i eteryczne. Te dwie części składowe naszej
natury pozostaj
ą związane ze sobą tak jak zwykle, gdy tymczasem ciało astralne wraz z
wy
ższymi członami oddziela się od ciała fizycznego i eterycznego. Jasnowidzący może
obserwowa
ć, jak u śpiącego człowieka ciało astralne oddziela się od ciała fizycznego i
eterycznego. Aby to jeszcze dok
ładniej opisać, trzeba powiedzieć, że ciało astralne
wspó
łczesnego człowieka przedstawia się niby splot prądów i rozbłysków światła, co w
ca
łości wygląda jak dwie wzajemnie spinające się spirale; niby dwie szóstki wchodzące
jedna w drug
ą, z których jedna gubi się w ciele fizycznym, a druga swym końcem sięga
daleko w kosmos. Obydwa te zako
ńczenia ciała astralnego stają się bardzo szybko
niedost
ępne dla obserwacji, to zaś, co jasnowidzący ma przed sobą, można by porównać
z kszta
łtem jaja. Gdy człowiek budzi się, to część ciała astralnego wybiegająca w kosmos
ściąga się i całość wraca ponownie do ciała fizycznego i eterycznego.
Senne marzenia s
ą czymś pośrednim między stanem snu i stanem czuwania. Powstają
one wtedy, gdy cia
ło astralne oddzieli się już całkowicie od ciała fizycznego, ale zachowa
jeszcze pewn
ą łączność z ciałem eterycznym. Wtedy to pojawiają się obrazy, które
nazywamy snami. Jest to rzeczywi
ście stan pośredni, kiedy ciało astralne nie ma już
żadnej łączności z ciałem fizycznym, ale do pewnego stopnia związane jest jeszcze z
cia
łem eterycznym.
Cz
łowiek śpiący żyje więc jedynie w swoim ciele astralnym, poza swym ciałem fizycznym
i eterycznym. To,
że człowiek musi co jakiś czas pogrążać się w sen, ma swoje głębokie
uzasadnienie. Nie powinni
śmy sobie wyobrażać, że ciało astralne, gdy w czasie snu
znajduje si
ę poza ciałem fizycznym i eterycznym, jest bezczynne. W ciągu dnia, gdy
znajduje si
ę ono w ciele fizycznym i eterycznym, podlega wpływom świata zewnętrznego.
Wp
ływy te dochodzą do człowieka właśnie przez ciało astralne. Wrażenia zmysłowe,
odczucia, wszystko to, czego cz
łowiek doznaje żyjąc i pracując w świecie fizycznym,
wszystko, co dzia
ła na niego z zewnątrz, sięga aż do ciała astralnego. Tym właśnie
ogniwem swej istoty cz
łowiek czuje i myśli, zaś ciało fizyczne, a nawet eteryczne, są tylko
jego narz
ędziami, pośrednikami. To wszystko co jest myśleniem i chceniem, znajdujemy
w ciele astralnym. Kiedy w ci
ągu dnia czynnie bierzemy udział w życiu zewnętrznym,
nasze cia
ło astralne otrzymuje ciągle wrażenia z otaczającego świata. Z drugiej jednak
strony nie wolno zapomina
ć, że to właśnie nasze ciało astralne kształtuje ciało eteryczne
i fizyczne. Podobnie jak cia
ło fizyczne ze wszystkimi swymi organami powstało jako
zag
ęszczenie, stężenie ciała eterycznego, tak wszystko, co działa w ciele eterycznym,
urodzi
ło się z ciała astralnego.
A z czego powsta
ło ciało astralne? Pochodzi ono z całości astralnego organizmu, który
przenika nasz wszech
świat. Aby wyjaśnić porównaniem ten stosunek małej cząstki ciała
astralnego w naszym organizmie do tego bezbrze
żnego oceanu astralności, w którym
unosz
ą się, i z którego rodzą się ludzie, zwierzęta, rośliny, minerały, a także planety, aby
zda
ć sobie sprawę z tej relacji, wyobraźmy sobie kroplę wziętą z naczynia napełnionego
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-03.htm (1 of 5) [07-May-11 4:55:10 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
p
łynem. Tak jak kropla pochodzi z całości zawartej w naczyniu, tak i to, co stanowi nasze
cia
ło astralne, było kiedyś objęte morzem astralności w kosmosie. Wydzieliło się z niego i
wi
ążąc się z ciałem eterycznym i fizycznym wyodrębniło, tak jak kropla z naczynia.
Dopóki cia
ło astralne spoczywało w łonie tej ogólnej astralności, podlegało prawom
kosmicznego cia
ła astralnego, żyło jego życiem. Skoro się jednak oddzieliło, to już inne
wra
żenia ze świata zewnętrznego stały się jego udziałem. W ten sposób życie naszego
cia
ła astralnego składa się częściowo z przeżyć wyniesionych z tego morza astralności
kosmicznej, cz
ęściowo zaś z wrażeń napływających ze świata fizycznego, w którym
przeznaczone nam teraz
żyć i działać. Kiedyś, gdy człowiek osiągnie cel swojego
ziemskiego rozwoju, te dwa czynniki dojd
ą w nim do całkowitej harmonii. Ale dziś tak nie
jest, dzi
ś nie dźwięczą jeszcze razem.
Tak wi
ęc ciało astralne tworzy i kształtuje ciało eteryczne, a przez nie - ponieważ z kolei
cia
ło eteryczne wytwarza ciało fizyczne - buduje również pośrednio ciało fizyczne.
Wszystko, co cia
ło astralne wytwarza w ciągu wieków, pochodzi więc pośrednio z tego
morza astralno
ści kosmicznej. A ponieważ wszystko, co stamtąd pochodzi, jest
harmonijne, prawid
łowe i zdrowe, to i twórczość ciała astralnego, które buduje ciało
eteryczne i fizyczne, jest pocz
ątkowo zdrowa i harmonijna. Jednak na skutek
zewn
ętrznych wpływów świata fizycznego, które naruszają pierwotną harmonię ciała
astralnego, powstaj
ą w ciele fizycznym zaburzenia, które spotykamy u współczesnych
ludzi.
Gdyby cia
ło astralne pozostawało przez cały czas w obrębie ciała fizycznego, to silny
wp
ływ świata zewnętrznego doprowadziłby w krótkim czasie do ruiny całą harmonię,
któr
ą ciało astralne wyniosło z kosmicznego morza astralności. Choroba i zmęczenie
zniszczy
łyby człowieka bardzo szybko. W czasie snu ciało astralne usuwa się od pełnych
dysonansów wra
żeń świata fizycznego i zanurza się w harmonię kosmosu, z której się
narodzi
ło. Rankiem wraca odrodzone dzięki odnowie, jakiej doznało w nocy.
Jasnowidz
ący dostrzega związek między morzem astralności a ciałem astralnym
śpiącego człowieka i widzi dokonywaną pracę, polegającą na usuwaniu znużenia
powsta
łego pod wpływem dysharmonii świata zewnętrznego. Wyrazem tej pracy jest
uczucie pokrzepienia, z jakim budzimy si
ę rano. Ponieważ jednak ciało astralne po nocy
sp
ędzonej w morzu astralności ponownie musi przystosować się do świata fizycznego,
wi
ęc uczucie pokrzepienia występuje najsilniej dopiero po paru godzinach od wstąpienia
cia
ła astralnego z powrotem w ciało fizyczne.
A teraz przejd
źmy do siostry snu, do śmierci i spróbujmy wyjaśnić sobie stan człowieka
po
śmierci. Różnicę pomiędzy śmiercią a snem można by ująć w ten sposób, że w czasie
snu ja
źń i ciało astralne oddzielają się od ciała fizycznego i eterycznego, po śmierci zaś
cia
ło eteryczne opuszcza ciało fizyczne razem z ciałem astralnym i jaźnią, tak że
pozostaje tylko samo cia
ło fizyczne. Takie wystąpienie ciała eterycznego z ciała
fizycznego nie zdarza si
ę nigdy za życia, od narodzenia aż do śmierci, chyba że człowiek
przechodzi pewne stany wtajemniczenia.
Bardzo wa
żnym momentem dla zmarłego jest chwila następująca bezpośrednio po
śmierci. Trwa ona dłuższy czas, godziny, a nawet dni. W tym stanie przed duszą
zmar
łego przesuwa się całe jego minione życie w jednym wielkim obrazie, niby w jakiejś
wielkiej panoramie wspomnie
ń. Przeżywa to każdy człowiek po śmierci. Szczególna
w
łaściwość tego obrazu polega na tym, że dopóki trwa on w ten sposób, w jaki rozpostarł
si
ę przed duszą bezpośrednio po śmierci, są w nim jakby wymazane wszystkie te
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-03.htm (2 of 5) [07-May-11 4:55:10 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
prze
życia, które człowiek w czasie swej ziemskiej wędrówki przeżył subiektywnie.
Przechodz
ąc przez życie doznawaliśmy uczuć radości i smutku, przyjemności lub bólu;
wydarzeniom zewn
ętrznym towarzyszyły zawsze przeżycia wewnętrzne. Otóż z radości i
smutków, których zawsze pe
łne są nasze wspomnienia, nie ma w tym obrazie nic.
Wobec panoramy naszych wspomnie
ń odnosimy się z tym obiektywnym spokojem, z
jakim patrzymy np. na dzie
ło jakiegoś malarza. Jeżeli dzieło przedstawia człowieka
smutnego, cierpi
ącego, to patrząc spokojnie na obraz, możemy wyczuwać jego smutek,
ale nie prze
żywamy bezpośrednio uczucia bólu, jakiego doznawała ta osoba. I tak jest
w
łaśnie z tymi obrazami bezpośrednio po śmierci; mamy je przed sobą i przez
zadziwiaj
ąco krótki okres widzimy wszystkie najdrobniejsze szczegóły, jakie zdarzyły się
w naszym
życiu.
Oddzielenie cia
ła eterycznego od fizycznego jeszcze za życia może mieć miejsce tylko u
wtajemniczonych. S
ą jednak chwile, w których ciało eteryczne nawet nie wyszkolonych
ezoterycznie ludzi oddziela si
ę na moment, niby szarpnięciem, od ciała fizycznego. Tak
dzieje si
ę w chwilach wielkiego przerażenia, np. przy upadku ze znacznej wysokości lub
w chwili toni
ęcia. Potężny wstrząs, jakiego wtedy człowiek doznaje, wywołuje pewnego
rodzaju rozlu
źnienie spójności między ciałem eterycznym a fizycznym, dzięki czemu całe
dotychczasowe
życie staje w takiej chwili przed duszą człowieka jak jedno wspomnienie.
Mamy tu analogiczne prze
życie jak bezpośrednio po śmierci.
Zdarza si
ę również częściowe oddzielanie się ciała eterycznego; mówimy wtedy, że nam
r
ęka lub noga "zdrętwiała" lub "usnęła". Jasnowidzący może wtedy zauważyć, że część
cia
ła eterycznego, która odpowiada zdrętwiałej ręce, zwisa jak rękawiczka. Podobnie
wygl
ąda mózg eteryczny, gdy człowiek znajduje się w stanie hipnotycznym. Ponieważ
cia
ło eteryczne łączy się z fizycznym za pośrednictwem mikroskopijnych połączeń,
dlatego w zdr
ętwiałej części ciała fizycznego powstaje specyficzne uczucie znane
powszechnie jako "mrowienie".
Po up
ływie tego pierwszego okresu po śmierci, w czasie którego ciało eteryczne wraz z
astralnym oddziela si
ę od ciała fizycznego, nadchodzi moment, kiedy ciało astralne ze
wszystkimi wy
ższymi ogniwami natury ludzkiej uwalnia się z kolei od ciała eterycznego;
cia
ło eteryczne oddziela się, panoramiczny obraz życia zaciera się, rozpływa. Ale coś z
niego pozostaje, cz
łowiek nie traci go całkowicie. To prawda, że substancja życiowa czy
eteryczna rozprasza si
ę w kosmicznym eterze. Pozostaje z niej jednak coś, jakby
esencja, któr
ą człowiek zachowuje na całą swoją dalszą wędrówkę życiową, której już
nigdy nie traci. Ten, je
żeli się tak można wyrazić, ekstrakt z obrazu wspomnień ubiegłego
życia zabiera człowiek ze sobą, idzie z nim we wszystkie następne wcielenia, chociaż
sam o tym nie pami
ęta. Z ekstraktu tego powstaje to, co nazywamy ciałem
przyczynowym albo kauzalnym. Po ka
żdym zakończeniu życia ziemskiego dochodzi do
tej ksi
ęgi nowa karta, przez co przybywa substancji ciału przyczynowemu i następne
żywoty kształtują się według tego, jaki owoc dały żywoty poprzednie. Tu leży przyczyna,
czemu dane
życie jest tak czy inaczej wyposażone w zdolności, talenty, warunki
zewn
ętrzne itd.
Aby zrozumie
ć, jak żyje ciało astralne po oddzieleniu się od ciała eterycznego, musimy
spojrze
ć znowu na stosunki w świecie fizycznym. W czasie życia na Ziemi ciało astralne
raduje si
ę i smuci, zaspokaja swe życzenia, popędy i pragnienia posługując się w tym
celu organami cia
ła fizycznego. Po śmierci jednak brak mu tych narządów fizycznych.
Smakosz np. nie mo
że już zaspokajać swego upodobania do wyszukanych potraw, bo
nie ma j
ęzyka ani podniebienia, odrzucił je razem z ciałem fizycznym, pozostaje mu
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-03.htm (3 of 5) [07-May-11 4:55:10 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
jednak po
żądanie, którego siedzibą jest właśnie ciało astralne, dlatego też powstaje -
zwi
ększone ciągle przez niemożność zaspokojenia - palące pragnienie, jakiego doznaje
cz
łowiek w okresie kamaloki. Kama - oznacza pragnienie, pożądanie; Loka - znaczyłoby
miejsce, ale w rzeczywisto
ści nie chodzi tu o miejsce, tylko o stan. Kto już tutaj, w czasie
życia na Ziemi, wyzwala się z niewolniczej zależności od ciała fizycznego, ten skraca
swój okres kamaloki.
Prawdziwym wyzwalaniem si
ę jest między innymi każda chwila zachwytu nad pięknem i
harmoni
ą; uczucia te rzeczywiście już za życia wyprowadzają nas ze świata zmysłów w
świat ducha. O ile sztuka świata zmysłów pociąga za sobą trudniejsze przejście okresu
kamaloki, o tyle sztuka uduchowiona sprawia,
że okres ten przechodzimy łatwiej.
Wszelkie szlachetne, uduchowione, istotnie pi
ękne wrażenia skracają okres kamaloki.
Dlatego ju
ż za życia powinniśmy odzwyczajać się od skłonności i pragnień, które
zaspokoi
ć można tylko przy pomocy fizycznych narządów. Okres kamaloki jest właśnie
okresem odzwyczajania si
ę od zmysłowych skłonności i popędów. Trwa on mniej więcej
trzeci
ą część ziemskiego życia i w tym czasie człowiek rzeczywiście przeżywa minione
życie jeszcze raz, ale w pewien szczególny sposób. O ile obraz, który stanął przed nim
zaraz po
śmierci, był wspomnieniem życia, tylko że pozbawionym radości i cierpienia, o
tyle teraz prze
żywa raz jeszcze całe cierpienie i całą radość swego życia, i to w sposób
odwrotny, bo ka
żdą radość, każde cierpienie, jakie sprawił innym za życia, musi teraz
prze
żyć w sobie samym. To powtórne przeżywanie zaczyna się od ostatnich chwil przed
śmiercią i ciągnie się aż do chwili narodzin, przy czym odbywa się trzy razy szybciej,
ani
żeli płynęło dane życie. W chwili, gdy człowiek na tej drodze powrotnej znajdzie się w
punkcie swych narodzin, ta cz
ęść ciała astralnego, którą jaźń opracowała i przekształciła,
do
łącza się do ciała przyczynowego, czyli kauzalnego, natomiast odpada jak cień to
wszystko, czego cz
łowiek jeszcze nie przepracował, i to są zwłoki astralne ludzi. Teraz
wi
ęc człowiek odrzucił już nie tylko zwłoki fizyczne i eteryczne, lecz także i astralne.
Prze
żywa teraz inne stany, stany dewahanu. Dewahan otacza nas wszędzie tak samo
jak
świat astralny.
W chwili, kiedy cz
łowiek pozostawił ciało fizyczne, eteryczne i astralne, osiągnął to, co
chcia
ł wyrazić ewangelista mówiąc: "Jeżeli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do
Królestwa Niebieskiego". (Mat., 18,3). Dewahan -
świat ducha, to właśnie jest w
chrze
ścijańskim ujęciu Królestwo Niebieskie.
Teraz musimy przyst
ąpić do scharakteryzowania tego świata, który nazywamy
dewahanem. Panuje w nim podobna ró
żnorodność i bogactwo form, jak i w naszym
świecie fizycznym. Tak jak tutaj rozróżniamy ląd stały, kontynent, który otoczony jest
przez wody oceanu, ponad tym wszystkim unosi si
ę powietrze, a dalej mamy jeszcze
subtelniejsze stany skupienia, tak i w dewahanie, w
świecie ducha, występuje podobna
ró
żnorodność. Przez analogię do stosunków, jakie mamy na Ziemi, oznaczamy dziedziny
dewahanu podobnymi nazwami.
Przede wszystkim mamy wi
ęc tam sferę, którą da się porównać do naszych lądów
sta
łych; jest to kontynent dewahanu. Wszystko, co na Ziemi stanowi byt fizyczny,
odnajdujemy tam jako istoty duchowe. We
źmy np. fizyczną postać człowieka; jeżeli go
obserwujemy w dewahanie, znika to wszystko, co postrzegane jest zmys
łami fizycznymi,
natomiast zaczyna on
świecić w tych miejscach, gdzie fizycznymi oczami w ogóle nic nie
widzimy. W
środku, gdzie znajduje się ciało fizyczne, mamy pustą przestrzeń, coś w
rodzaju negatywu, niby cie
ń. Zwierzę i człowiek obserwowane w ten sposób ukazują się
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-03.htm (4 of 5) [07-May-11 4:55:10 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
nam w negatywnym obrazie. Krew ukazuje si
ę w barwie przeciwnej, zielonkawej. W tej
dziedzinie dewahanu znajduj
ą się prawzory tego wszystkiego, co tutaj ma byt fizyczny.
Druga dziedzina, ale nie oddzielona
ściśle od tamtej, raczej drugi stopień bytu stanowi
ocean dewahanu. Nie jest to naturalnie woda, tylko szczególnego rodzaju
żywioł, który w
miarowych rytmach przenika ca
ły dewahan. Jego barwę można porównać do barwy
kwiatu brzoskwini. Jest to
życie, ustawicznie przepływające i ożywiające dewahan. Życie,
które tutaj rozdziela si
ę na pojedyncze istoty ludzkie i zwierzęta, tam istnieje jako
pewnego rodzaju p
łynny żywioł. Możemy wytworzyć sobie o tym pewne wyobrażenie
my
śląc o obiegu krwi u człowieka.
Trzeci
ą dziedzinę dewahanu najlepiej scharakteryzujemy, jeżeli powiemy, że to, co na
Ziemi jest
życiem wewnętrznym istot, a więc radość, smutek, ból i zadowolenie, stanowi
tam w
łaśnie świat zewnętrzny.
Gdy tutaj rozgrywa si
ę np. bitwa, to karabiny i armaty są na planie fizycznym, ale we
wn
ętrzu istot biorących fizycznie udział w bitwie istnieje z obu stron żądza zemsty ból,
nami
ętność. Dwie armie stoją naprzeciw siebie z całym kłębowiskiem skrajnych
nami
ętności. Jeżeli teraz przełożymy sobie w myśli to wszystko na zjawiska świata
zewn
ętrznego, to otrzymamy obraz tego, co jednocześnie dzieje się w dewahanie. Niby
straszliwa, rozszala
ła burza wygląda tam to wszystko, co dzieje się w sercach ludzkich tu
na polu walki. Otó
ż ta dziedzina to atmosfera dewahanu. Podobnie jak naszą Ziemię
otacza warstwa powietrza, tak tam rozpo
ściera się na podobieństwo atmosfery wszystko,
co na Ziemi wyra
ża się w uczuciach, bez względu na to, czy tutaj dochodzi do fizycznego
przejawiania si
ę, czy nie.
Czwarta dziedzina dewahanu zawiera prawzory, praformy tego wszystkiego, co
wyst
ępuje tu, na Ziemi, jako twórczość oryginalna, samorzutna. Jeżeli rozejrzymy się
wokó
ł, jeżeli spróbujemy rozważyć wydarzenia świata fizycznego, to zauważymy, że
ogromna wi
ększość naszych przeżyć wewnętrznych wywołana jest przez bodźce
zewn
ętrzne. Radość sprawia nam np. jakiś kwiat czy zwierzę; gdyby nie ten kwiat czy
zwierz
ę, nie odczuwalibyśmy tej radości. Ale nie wszystko powstaje na skutek bodźców
zewn
ętrznych. Nowa myśl, dzieło sztuki, maszyna - wnoszą w świat coś, czego dotąd
jeszcze nie by
ło, każde w swojej dziedzinie stanowi twórczość oryginalną. Od tego zależy
mo
żliwość rozwoju świata. Między wysoce autentyczną twórczością wielkich artystów i
wynalazców, a tym, co znaczy dla
świata każdy samodzielny czyn, chociażby na pozór
najskromniejszy, zachodzi jedynie ró
żnica stopnia. Chodzi o to, aby coś nowego
powstawa
ło wewnątrz nas.
Nawet najdrobniejsze samodzielne oryginalne czyny maj
ą swe prawzory, swe prototypy
w dewahanie. Tam, jeszcze przed narodzeniem cz
łowieka, znajduje się to wszystko, co
jest jego samodzielnym, z wn
ętrza płynącym czynem.
Tak wi
ęc rozróżniamy w dewahanie cztery obszary którym na Ziemi odpowiada stały ląd,
woda, powietrze i ogie
ń. Lądem stałym dewahanu będzie to, co nazywamy kontynentem
dewahanu, naturalnie w znaczeniu duchowym; potem ocean dewahanu, który odpowiada
naszym masom wodnym; atmosfera dewahanu, to falowanie nami
ętności, uczuć itd.,
bogata w pi
ękno, ale też i burzliwa sfera; wreszcie przenikający wszystko świat
prawzorów czy prototypów; wszelkie impulsy woli i samorzutne idee, jakie pó
źniej
przenios
ą ze sobą istoty, powracając do świata fizycznego. Wszystko to dusza musi
prze
żyć i przygotować w czterech dziedzinach dewahanu, aby zebrać siły na nowe życie.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-03.htm (5 of 5) [07-May-11 4:55:10 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
IV
Ostatnim razem opisywali
śmy światy, przez które człowiek przechodzi po śmierci, gdy już
odrzuci w
świecie kamaloki - lub jak mówi się w teozofii różokrzyżowców w świecie
elementarnym - wszystko, co go jeszcze wi
ązało z fizycznością tego świata. Opisaliśmy
nast
ępnie dziedzinę zwaną rupa-dewahan albo też światem niebiańskim, światem
inspiracji. Widzieli
śmy, że i tam, w tej właściwej krainie ducha, odróżnić można cztery
żywioły, podobnie jak tu, w świecie fizycznym. Mamy tam więc kontynent, który
przenikni
ęty jest tym, co stanowi ocean i rzeki dewahanu, a co jeszcze lepiej da się
porówna
ć z obiegiem krwi u człowieka. Widzieliśmy także, że analogię do naszej warstwy
powietrznej stanowi tzw. atmosfera dewahanu. Znajduje si
ę w niej wszystko, co przenika
dusze
żyjących w świecie fizycznym istot: radości i smutki, uniesienia i udręki, jakie
ludzie prze
żywają. Sfera ta obejmuje dużo więcej, żyją tam bowiem jeszcze zupełnie inne
istoty, które nie s
ą wcielone w ciała fizyczne. I wreszcie w czwartej dziedzinie dewahanu
znajduj
ą się prawzory tego wszystkiego, co jest oryginalne, od najprostszego
codziennego pomys
łu aż do najwyższych dzieł artysty czy wynalazcy. To właśnie
stamt
ąd płyną siły, które pchają naprzód rozwój Ziemi. Ale oprócz tych stanów, tych
czterech dziedzin w
łaściwego świata ducha, jest coś, co łączy naszą Ziemię z jeszcze
wy
ższymi światami.
Dotychczas wspominali
śmy tylko o tym, co ma bezpośredni związek z naszym ziemskim
rozwojem; o tym za
ś, co poza ten rozwój wybiega, nie mówiliśmy jeszcze. Kto dostępuje
wtajemniczenia, poznaje pradawn
ą przeszłość i daleką przyszłość Ziemi, a także jej
zwi
ązek z innymi światami, poza obrębem naszego systemu.
Przede wszystkim spotykamy w
świecie dewahanu coś bardzo doniosłego, co nazywamy
zwykle kronik
ą akasza. Nie oznacza to, że kronika akasza powstaje w dewahanie.
Pochodzi ona z jeszcze wy
ższych światów, ale kto dostał się do dewahanu, ten może już
mie
ć do niej pewien dostęp.
Czym jest kronika akasza? Najlepiej wytworzymy sobie o niej poj
ęcie, jeżeli zdamy sobie
spraw
ę, że wszystko, co dzieje się na Ziemi, czy też gdziekolwiek w świecie, pozostawia
w pewnej bardzo subtelnej esencji trwa
łe odbicie, które wtajemniczony może odnaleźć.
Nie jest to zwyk
ła kronika, można by ją raczej określić jako kronikę żywą. Jeżeli np. ktoś
żył w I wieku po Chrystusie, to jego myśli, impulsy, wszystko, co wyrażało się w jego
czynach, nie zgin
ęło bez śladu, lecz właśnie zachowało się jako odbicie w tej niezmiernie
subtelnej esencji. Jasnowidz
ący może to wszystko "zobaczyć". Nie tak, jak gdyby było
napisane w ksi
ążce historycznej, ale tak, jak się niegdyś działo. W tych duchowych
obrazach mo
żna zobaczyć, jak się ktoś poruszył, co robił, jak np. odbył podróż. Widzi się
tam równie
ż impulsy woli, uczucia i myślenia. Nie powinniśmy jednak wyobrażać sobie,
że te obrazy wyglądają jak odbicie wprost z planu fizycznego. Weźmy prosty przykład:
je
żeli porusza się ręką, to wola człowieka przenika każdą najmniejszą cząstkę
poruszaj
ącej się ręki i właśnie tę siłę woli, ukrytą tutaj na planie fizycznym, może widzieć
jasnowidz
ący w kronice akasza. To, co w nas działa, a w świecie fizycznym tylko się
przejawia - tam, w
świecie ducha, staje się bezpośrednio widoczne.
Szukamy w kronice akasza np. Cezara. Mo
żemy odnaleźć wszystko, czego Cezar
dokona
ł. Musimy jednak zrozumieć, że znajdziemy tam raczej myśli Cezara; jeżeli Cezar
powzi
ął jakiś zamiar, to zobaczymy cały łańcuch postanowień aż do chwili, kiedy
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (1 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
zamierzenie zosta
ło zrealizowane. Nie jest łatwą rzeczą śledzić w kronice akasza
konkretne wydarzenia. Trzeba pomaga
ć sobie nawiązywaniem do faktów, które są
znane. Je
żeli jasnowidzący chce się czegoś dowiedzieć o Cezarze, to musi uświadomić
sobie jak
ąś datę historyczną jako punkt wyjścia, a wtedy już bez trudności odsłania się
reszta. Wprawdzie na danych historycznych nie zawsze mo
żna polegać; czasem
stanowi
ą one jednak pomoc. Jeżeli jasnowidzący zwróci wzrok wstecz aż do Cezara, to
rzeczywi
ście ujrzy jego postać niby żywą, oczywiście, w płaszczyźnie duchowej, ale tak,
jakby Cezar sta
ł przed nim i mówił do niego. Jeżeli jednak człowiek, mający pewien dar
widzenia, niezbyt dobrze orientuje si
ę w wyższych światach, to mogą mu się zdarzyć
ró
żne rzeczy, gdy cofa swój wzrok w przeszłość.
Kronika akasza znajduje si
ę wprawdzie w dewahanie, ale sięga niżej, aż do świata
astralnego, gdzie cz
ęsto spotyka się obrazy z kroniki akasza niby miraże fatamorgany.
S
ą one jednak porwane i niepewne; trzeba o tym dobrze pamiętać, gdy rozpoczyna się
badania nad przesz
łością. Wyjaśnimy sobie na przykładzie, jakie pomyłki mogą tutaj
grozi
ć. Jeżeli idąc za wskazówkami kroniki akasza cofamy się do czasów istnienia
Atlantydy, jeszcze zanim zagin
ęła w kataklizmie wodnym, to możemy obserwować
wydarzenia, jakie tam mia
ły miejsce. Powtórzyły się one później raz jeszcze w innej
formie. Pó
łnocna część Niemiec, Europa Środkowa na wschód od Atlantyku była areną
wydarze
ń, które były powtórzeniem zdarzeń z okresu Atlantydy, zanim z południa
przysz
ło chrześcijaństwo. Dopiero później, pod wpływem tego, co przyszło z południa,
nast
ąpił samodzielny rozwój narodów. Jest to przykład, jak łatwo narazić się na pomyłki.
Je
żeli ktoś obserwuje wydarzenia zapisane w kronice akasza nie według obrazów w
dewahanie, lecz w
świecie astralnym, to łatwo może się zdarzyć, że weźmie to
powtórzenie dawnych stanów za sam
ą Atlantydę. I to właśnie miało miejsce w
rewelacjach Scott-Elliota o Atlantydzie. S
ą one zupełnie ścisłe, jeżeli sprawdzać je
wed
ług obrazów astralnych, ale mylące, jeżeli odnosić je do tego, co daje prawdziwa
kronika akasza w dewahanie. Takie rzeczy nale
ży wyjaśniać. Jeżeli zrozumie się, gdzie
le
ży źródło pomyłki, to jest nam znacznie łatwiej ocenić takie informacje. Innym źródłem
b
łędów może być opieranie się na przekazach medialnych. Media, jeżeli tylko mają
odpowiedni
ą medialność, mogą widzieć kronikę akasza, chociaż zwykle tylko w odbiciu
astralnym. Kronika ta ma pewn
ą szczególną właściwość: jeżeli znajdziemy tam jakiegoś
cz
łowieka, to zachowuje się on jak żywa istota. Jeżeli znajdziemy np. Goethego, to mówi
on do nas nie tylko tymi s
łowami, jakie wypowiadał za życia, ale także odpowiada w
duchu Goethego na zadane pytania i mo
że się zdarzyć, że Goethe będzie mówił wiersze
utrzymane w jego duchu i w jego stylu, a których nigdy nie napisa
ł. Obrazy kroniki akasza
s
ą tak żywe, że zachowują się jak człowiek, którego są odbiciem. Dlatego może się
zdarzy
ć, że weźmiemy je za samych ludzi. Medium sądzi, że ma do czynienia z duchem
zmar
łego, gdy tymczasem jest to tylko astralny obraz z kroniki akasza. Duch Cezara
mo
że być już na nowo wcielony na Ziemi, a jednocześnie jego obraz z kroniki akasza
mo
że się zjawić i przemawiać na seansach. Nie będzie to oczywiście wcale
indywidualno
ść Cezara, tylko trwałe odbicie pozostawione niegdyś w kronice akasza. Na
tym polegaj
ą tak częste pomyłki na seansach z mediami. Musimy rozróżniać to, co
cz
łowiek zostawia jako żywy obraz, odbicie w kronice akasza, od tej wiecznej cząstki
swojej istoty, która post
ępuje naprzód w rozwoju jako indywidualność. Są to ważne,
bardzo wa
żne rzeczy.
Gdy cz
łowiek opuszcza kamalokę, to odzwyczaił się już od tego wszystkiego, do czego
potrzebna mu by
ła fizyczność. Wstępuje w opisany świat dewahanu. Zaczyna się teraz
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (2 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
dla niego bardzo donios
ły okres; spróbujemy wyjaśnić sobie, co się z nim tam dzieje.
Wszystko, co cz
łowiek kiedykolwiek pomyślał, swoje uczucia i namiętności, słowem
wszystkie swoje prze
życia spotyka w dewahanie jako otaczające go rzeczy zewnętrzne.
Najpierw widzi prawzór w
łasnego ciała fizycznego. Tak jak na Ziemi chodzimy wśród
ska
ł, gór i kamieni, tak tam kroczymy wśród postaci; które odpowiadają wszystkim
przedmiotom naszego
świata fizycznego. Znajdujemy tam więc także nasze własne ciało
fizyczne. Cz
łowiek po śmierci widzi, że jego ciało jest poza nim - tak samo jak inne
przedmioty. Po tym poznaje cz
łowiek, że z kamaloki przeszedł do dewahanu. Tutaj, na
Ziemi, patrz
ąc na swoje ciało człowiek mówi: "To jestem ja"; tam patrzy na nie i mówi:
"To jeste
ś ty". Filozofia Wedanty zaleca swoim uczniom medytacyjne wnikanie w ten
nastrój, aby
ćwicząc się w tym kierunku zrozumieli, co to znaczy mówić do swego ciała:
To jeste
ś ty. Poza tym człowiek widzi wokół siebie wszystko, co przeżywał na Ziemi.
Je
żeli żywił złe uczucia, np. uczucie zemsty lub niechęci ku swoim bliźnim, to wszystkie
te z
łe uczucia wychodzą mu naprzeciw, ukazują mu się poza nim samym niby chmura.
Jest to dla cz
łowieka nauka. Uczy się, jakie znaczenie i jaki wpływ mają te wszystkie
uczucia.
Spójrzmy na cz
łowieka na Ziemi, na planie fizycznym. Jak powstały jego organy, np.
oczy? By
ły czasy, kiedy oko jeszcze nie istniało; wykształciło je dopiero światło. Światło
uformowa
ło oko z naszej fizycznej organizacji, światło jest przyczyną jego istnienia. W
ten sposób wszystko, co nas otacza, stwarza narz
ądy w fizycznych ciałach i
substancjach. Na Ziemi nasze otoczenie opracowuje materi
ę, ciało fizyczne. To, co nas
otacza w dewahanie, pracuje nad nasz
ą duszą. Wszystkie dobre i złe uczucia, jakie
cz
łowiek przyswoił sobie za życia, stanowią tam jego otoczenie, pracują nad jego duszą i
tworz
ą jej organy. Jeżeli człowiek był za życia dobry, to w jego otoczeniu w dewahanie
żyją jego dobre cechy, pracują w duchowym świecie i "modelują" organy jego duszy,
które b
ędą z kolei architektami, gdy przyjdzie do budowy nowego fizycznego ciała przy
nowych narodzinach. W ten sposób
życie wewnętrzne człowieka stanowi w dewahanie
jego
świat zewnętrzny i pracuje dla jego przyszłej inkarnacji; przygotowuje siły które
zbuduj
ą mu nowe ciało.
Nie nale
ży jednak myśleć, że człowiek nie ma w dewahanie nic więcej do spełnienia, jak
tylko my
śleć o sobie; ma on tam poza tym bardzo ważne zadania. Aby zrozumieć, na
czym one polegaj
ą, spróbujmy objąć wzrokiem rozwój naszej Ziemi. Cofnijmy się wstecz
o par
ę tysięcy lat. Jakże inaczej wszystko wtedy wyglądało! Inne rośliny, inne zwierzęta,
nawet inny klimat. Przyroda na powierzchni Ziemi ustawicznie si
ę zmienia. Np. w Grecji
nie mog
łoby teraz wyrosnąć to, co wydawała gleba starożytnej Grecji. Oblicze Ziemi
ci
ągle się zmienia i na tym polega jej rozwój.
Gdy cz
łowiek umrze, to upływa bardzo długi okres, zanim się znowu narodzi. Gdy się
wi
ęc zjawia na nowo na Ziemi, zastaje zupełnie zmieniony układ warunków, bo ma
prze
żyć coś zupełnie nowego. Nigdy nie rodzi się dwa razy w takim samym
ukszta
łtowaniu Ziemi. Człowiek pozostaje w świecie ducha tak długo, aż Ziemia będzie
mog
ła dostarczyć mu zupełnie nowych terenów. Ma to swoje znaczenie; człowiek może
nauczy
ć się czegoś nowego, a przez to zupełnie inaczej się rozwinąć. Wyobraźmy sobie
np. rzymskiego ch
łopca; żył on zupełnie inaczej niż chłopcy chodzący do szkoły w
naszych czasach. My za
ś, gdy ponownie się narodzimy, również zastaniemy zupełnie
inne warunki. Tak przechodzi cz
łowiek z jednego wcielenia w drugie, a kiedy przebywa w
światach, które opisywaliśmy, oblicze Ziemi bez ustanku się zmienia.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (3 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Nasuwa si
ę teraz pytanie: kto sprawia, że wygląd naszej planety tak się zmienia? I
jednocze
śnie zbliżamy się do odpowiedzi na inne pytanie: co robi człowiek między
jednym wcieleniem a drugim? Otó
ż będąc w światach duchowych pracuje on razem z
wy
ższymi istotami nad przekształceniem Ziemi. To ludzie spełniają tę pracę pomiędzy
śmiercią a nowym narodzeniem. Gdy potem narodzą się znowu, zastają wprawdzie
zmienione oblicze Ziemi, ale jej nowe ukszta
łtowanie jest ich własnym dziełem. Wszyscy
wykonali
śmy tę pracę.
Je
żeli pytamy o to, gdzie jest dewahan, gdzie znajduje się świat duchowy, to odpowiedź
b
ędzie brzmiała: wokół nas. Tak jest naprawdę. Wszystkie ludzkie dusze żyjące w tej
chwili poza cia
łem są wokół nas; pracują tuż koło nas. Gdy budujemy miasta i fabryki,
gdy tworzymy dzie
ła nauki czy sztuki, to obok nas pracują ze świata duchowego ludzie,
b
ędący pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem.
Je
żeli człowiek jasnowidzący zwraca się do światła, jeżeli spogląda na światło wzrokiem
nie tylko zmys
łowym, to w świetle tym odnajduje zmarłych. Otaczające nas światło
buduje cia
ła tym zmarłym; mają oni ciała utkane ze światła. Światło oblewające Ziemię
jest tworzywem dla istot
żyjących w dewahanie. Spójrzmy na roślinę, która odżywia się
światłem słonecznym; bierze ona w siebie w rzeczywistości nie tylko fizyczne światło,
lecz i dzia
łanie istot duchowych, a między nimi są także ludzkie dusze. One promieniują
jako
światło na rośliny, unoszą się wokół roślin wraz z innymi duchowymi istotami. Jeżeli
wi
ęc spoglądamy oczami ducha na roślinę, to widzimy, że roślina raduje się z
oddzia
ływania zmarłych istot ludzkich, które się wokół niej w tym świetle unoszą, tworzą i
prz
ędą. A jeżeli teraz zwrócimy uwagę, jakim zmianom ulega szata roślinna Ziemi i
zapytamy, kto to sprawi
ł, to musimy odpowiedzieć: w świetle, które oblewa naszą Ziemię,
dzia
łają dusze zmarłych, przejawia się prawdziwy świat dewahanu. Właśnie w to świetlne
królestwo wchodzimy po up
ływie okresu kamaloki; jest to konkretna prawda. Kto zna
dewahan w znaczeniu teozofii ró
żokrzyżowców, ten może wskazać, gdzie rzeczywiście
szuka
ć zmarłych.
Gdy w cz
łowieku rozwija się wewnętrzny zmysł widzenia, dokonuje on czasem
szczególnego spostrze
żenia. Jeżeli stanie pod Słońce, to jego ciało zatrzymuje światło i
cz
łowiek rzuca cień; otóż zdarza się często, że patrząc w zacienione miejsce, przeżyje
pierwszy moment postrzegania ducha. Cia
ło zatrzymuje światło, ale nie zatrzymuje
ducha; a w cieniu, który rzuca cia
ło, można dostrzec ducha. Dlatego ludy pierwotne,
które zawsze mia
ły jakiegoś jasnowidzącego, cień nazywają duszą. Mówią oni:
Pozbawiony cienia - pozbawiony duszy. To samo znajdujemy w opowiadaniu Adalberta
von Chamisso, mówi
ącym o człowieku, który zgubił swój cień, a więc stracił tym samym
swoj
ą duszę i dlatego jest tak smutny.
Tak wi
ęc przedstawia się działalność człowieka w dewahanie pomiędzy śmiercią a
nowym narodzeniem. Nie jest to bynajmniej bezczynny spokój, gdy
ż dusze ludzkie
pracuj
ą z dewahanu nad biegiem ziemskiego rozwoju, który w ten właśnie sposób
posuwa si
ę naprzód. Życie tych dusz nie jest wcale błogim spoczynkiem, czy snem, jak
to sobie cz
ęsto wyobrażamy; jest o wiele bardziej czynne niż życie na Ziemi.
Gdy cz
łowiek doszedł do tego, że spełnione czyny minionego życia przetworzył w siły
duchowe, kiedy wszystkie jego prze
życia znalazły się już w zewnętrznym świecie
dewahanu, jest wtedy ju
ż dojrzały do zstąpienia z dewahanu do nowych narodzin w
świecie fizycznym. Wtedy sfera ziemska zaczyna go znowu przyciągać.
Zst
ępując z dewahanu człowiek dostaje się najpierw do świata astralnego, czyli według
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (4 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
teozofii ró
żokrzyżowej do świata elementarnego. Tutaj otrzymuje nowe ciało astralne.
Je
żeli na arkusz papieru nasypiemy opiłki żelaza i umieścimy pod spodem magnes, to
opi
łki ułożą się w linie i kształty odpowiadające liniom sił pola magnetycznego. Tak samo
si
ły duszy, powstałe z opracowania jej poprzednich żywotów, przyciągają i porządkują
nieregularnie roz
łożoną substancję astralną. W ten sposób człowiek sam buduje sobie
cia
ło astralne. Otóż jasnowidzący widzi tych dążących do Ziemi ludzi, posiadających
pocz
ątkowo jedynie ciało astralne, jako istoty mające formę otwartych od dołu dzwonów.
Przecinaj
ą one z niesłychaną szybkością plan astralny. Niepodobna wyobrazić sobie
szybko
ści, z jaką przemierzają przestrzeń.
Teraz ci ludzie musz
ą otrzymać jeszcze ciało eteryczne i fizyczne. To, co działo się
dot
ąd, aż do budowy ciała astralnego włącznie, zależało od nich samych, od sił, jakie w
sobie rozwin
ęli. Jak ukształtuje się ciało eteryczne, zależy już na tym etapie rozwoju nie
tylko od samego cz
łowieka, lecz od innych istot. Dlatego człowiek ma wprawdzie zawsze
dostosowane do swej indywidualno
ści duchowej ciało astralne, natomiast nie zawsze to
cia
ło astralne harmonizuje całkowicie z ciałem eterycznym i fizycznym; stąd częsty brak
równowagi i niezadowolenie z
życia. Ci dążący do fizycznego wcielenia ludzie
przebiegaj
ą plan astralny, gdyż muszą sobie znaleźć odpowiednich rodziców, którzy
daliby im najlepsz
ą możliwość otrzymania fizycznej i eterycznej cielesności,
dostosowanej do ich cia
ła astralnego. Zawsze chodzi o znalezienie stosunkowo
najlepszych, najodpowiedniejszych dla danej duszy rodziców. W poszukiwaniach tych
pomagaj
ą istoty, których zadaniem jest dołączyć ciało eteryczne do ciała astralnego
cz
łowieka, istoty podobne do tych, które często nazywamy duchami narodu. Duch narodu
nie jest abstrakcyjnym, nieuchwytnym poj
ęciem, jak ludzie często sądzą. Dla duchowego
obserwatora
świata jest on czymś równie rzeczywistym jak nasza dusza wcielona w
cia
ło. W ten sposób naród posiada wspólne ciało - wprawdzie nie fizyczne, ale astralne -
oraz zawi
ązki ciała eterycznego. Naród żyje niby w astralnym obłoku, który stanowi ciało
jego ducha. Otó
ż podobne duchy kierują budową eteru skupiającego się wokół duszy
ludzkiej; dlatego te
ż człowiek nie zależy już wyłącznie od siebie w tej pracy.
A teraz zbli
ża się bardzo ważny moment, równie istotny jak chwila bezpośrednio po
śmierci, kiedy to widzimy obraz obejmujący całe nasze minione życie. Gdy człowiek
przyobleka si
ę już w ciało eteryczne, ale jeszcze nie ma ciała fizycznego - jest to krótki
moment, lecz nies
łychanie ważny - staje przed nim na chwilę jego przyszłe życie. To, co
go czeka na Ziemi, nie jawi si
ę ze wszystkimi szczegółami, lecz jedynie w ogólnej
perspektywie. Widzi on wtedy - o czym przy wcieleniu znowu zapomina - czy ma przed
sob
ą życie szczęśliwe. Otóż zdarza się, zwłaszcza jeżeli człowiek w poprzednich
wcieleniach do
świadczał wielu cierpień, że w chwili spojrzenia na nowe życie doznaje
szoku i nie chce wej
ść w ciało fizyczne. Może się wtedy zdarzyć, że nie złączy się z tym
cia
łem całkowicie, że związek między ciałem astralnym, eterycznym i fizycznym będzie
niedostateczny. Rezultatem tego jest tzw. niedorozwój - rodzi si
ę idiota. Nie zawsze taka
jest przyczyna niedorozwoju, jednak cz
ęsto. Dusza broni się jakby, cofa się przed
fizycznym wcieleniem. Taki cz
łowiek nie jest w stanie we właściwy sposób używać
swojego mózgu, gdy
ż nie jest on odpowiednio złączony z wyższymi ogniwami jego
natury. Tylko wtedy, gdy cz
łowiek zgodzi się - jeżeli tak można powiedzieć - we właściwy
sposób wej
ść przy wcieleniu w swoje narzędzie fizyczne, jakim jest ciało, jedynie wtedy
jest w stanie u
żywać go we właściwy sposób. Ciało eteryczne, które zwykle tylko w
niewielkim stopniu wykracza poza obr
ęb ciała fizycznego, nad głową niedorozwiniętego
cz
łowieka często znacznie wystaje. Jest to jeden z wypadków nie do wytłumaczenia na
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (5 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
drodze czysto fizycznego badania, a który daje si
ę wyjaśnić przy pomocy wiedzy
duchowej.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-04.htm (6 of 6) [07-May-11 4:55:12 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
V
W rozwa
żaniach naszych doszliśmy do punktu, gdy człowiek, który zstępuje na Ziemię ze
światów ducha, przyodziany jest w ciało eteryczne i dzięki temu przez chwilę widzi ogólny
zarys
życia, które go czeka. Poznaliśmy, jakie stany może to wywołać. Zanim
przejdziemy dalej, postarajmy si
ę jeszcze odpowiedzieć na pytanie, które mogło powstać
u niejednego z tych, którzy kieruj
ą duchowe spojrzenie na dewahan. Czy istnieje jakieś
wspó
łżycie, obcowanie ludzi między śmiercią a nowym narodzeniem? Otóż nie tylko na
Ziemi istnieje wspólne
życie ludzi, podobnie dzieje się również w wyższych światach. Tak
samo jak praca ludzi si
ęga z dewahanu aż do świata fizycznego, tak też wszelkie
stosunki istniej
ące tutaj między ludźmi, wszelkie wzajemne powiązania i związki zawarte
na Ziemi si
ęgają do sfer dewahanu.
We
źmy konkretny przykład, stosunek matki i dziecka. Może powstać pytanie: Czy istnieje
mi
ędzy nimi związek, który będzie trwał dalej? Tak, jest to relacja o wiele głębsza i
mocniejsza ni
ż wszelkie inne więzy, jakie łączyć mogą ludzi na Ziemi! Miłość
macierzy
ńska ma charakter pierwotny, jest raczej instynktem. Gdy dziecko podrasta,
stosunek ten przeradza si
ę w związek moralny, etyczny, duchowy. W miarę jak matka i
dziecko zaczynaj
ą wspólnie myśleć i mieć wspólne odczucia, ten naturalny instynkt
stopniowo ust
ępuje. Daje on tylko możliwość zawiązania tego pięknego węzła,
po
łączenia w najwyższym sensie miłości matki z miłością dziecka. Co rozwinęło się z
wzajemnego zrozumienia, z wewn
ętrznej miłości, przechodzi dalej w rejony świata
duchowego, równie
ż wtedy gdy śmierć rozłącza ich pozornie na pewien czas. Ale po
okresie roz
łąki ich związek odradza się na nowo, jest równie żywy i głęboki. Są znowu
razem. Musz
ą tylko odrzucić wszystko, co było pierwotne i instynktowne. Uczuć i myśli,
które
łączyły ich dusze, nie hamują już w świecie ducha granice możliwości, w których
żyjemy tu, na Ziemi. Poza tym wygląd, struktura dewahanu zależy od tych nawiązanych
na Ziemi stosunków.
We
źmy teraz inny przykład. Powstaje przyjaźń, zażyłość płynąca z wewnętrznego
pokrewie
ństwa dusz i przechodzi aż do dewahanu. Tam zaś kształtuje ona związki
spo
łeczne następnego życia. W ten sposób zawiązując na Ziemi więzy dusz, pracujemy
nad ukszta
łtowaniem dewahanu. Wszyscy pracujemy w ten sposób, łącząc się z ludźmi
w
ęzłami miłości; stwarzamy wtedy coś, co ma znaczenie nie tylko dla Ziemi, lecz wpływa
tak
że na układ stosunków w dewahanie. Miłość, przyjaźń, wzajemne wewnętrzne
zrozumienie s
ą jakby materiałem budowlanym, z którego tam, w świecie ducha, powstaje
świątynia; człowiek musi czuć się podniesiony na duchu, gdy wie, że tym, co snuje tu od
duszy do duszy, k
ładzie podwaliny pod rzeczy wieczne.
Przypu
śćmy, że na jakiejś innej fizycznej planecie żyłyby istoty, których nie łączy
sympatia, których nie wi
ąże najmniejsze uczucie miłości. Dewahan takich istot byłby
niezmiernie ubogi. Bogaty, pe
łen treści dewahan może mieć tylko taki świat planetarny, w
którym mi
ędzy ludźmi istnieją więzy miłości. Człowiek, który już jest w dewahanie,
jakkolwiek zwyczajnym ludziom wydaje si
ę niedostępny, to jednak sam ma ciągle mniej
lub bardziej wyra
źną - zależnie od stopnia swojego rozwoju - świadomość łączności z
lud
źmi, którzy zostali na Ziemi. Możemy nawet sprawić, aby ta łączność stała się
silniejsza. Je
żeli ku tym, którzy od nas odeszli, posyłamy myśli pełne miłości, ale nie
mi
łości egoistycznej, to wzmacniamy związek, który nas z nimi łączy.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-05.htm (1 of 5) [07-May-11 4:55:14 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
B
łędne byłoby przekonanie, że świadomość człowieka w dewahanie jest przygaszona,
st
łumiona. Tak nie jest. Musimy podkreślić, że człowiek nie może już stracić tego stopnia
świadomości, jaki osiągnął, chociaż w pewnych okresach przejściowych może zachodzić
czasowe jej przyt
łumienie. Tak więc człowiek w dewahanie, dzięki swoim duchowym
organom, ma jasn
ą świadomość tego wszystkiego, co dzieje się na ziemskim globie.
Wiedza tajemna poucza nas,
że człowiek żyjąc w świecie ducha, przeżywa jednocześnie
wszystko, co rozgrywa si
ę na Ziemi.
Widzimy wi
ęc, że życie w dewahanie, gdy je rozważać takim, jakim jest w istocie, zatraca
wszystko, co pozbawione jest rado
ści. Jeśli nie osądza się go z egoistycznego,
ziemskiego punktu widzenia, mo
żna odczuć, jak bezgranicznie jest szczęśliwe i błogie;
pomijaj
ąc już to, że samo uwolnienie od ciała fizycznego, od tych niższych ogniw, którymi
tutaj cz
łowiek jest skuty, daje niewymowne uczucie szczęścia. Sam fakt, że pęta już
opad
ły, że granice bytu ziemskiego nie krępują już człowieka, daje poczucie wielkiego
szcz
ęścia. Dewahan jest okresem swobodnego, wolnego, niczym nie skrępowanego
bytowania, jakiego cz
łowiek na Ziemi nigdy nie doświadczył.
A teraz wracamy znowu do losów duszy, która powraca na Ziemi
ę po dłuższym pobycie
w
świecie ducha. Widzieliśmy, że człowieka zbliżającego się do nowych narodzin
przyoblekaj
ą w nowe ciało eteryczne istoty archanielskie, podobne randze duchów
narodów. Nie zawsze b
ędzie ono całkowicie dostosowane do danego człowieka; jeszcze
gorzej jest z cia
łem fizycznym. Spróbujmy teraz objaśnić w ogólnym zarysie, jak odbywa
si
ę to wstępowanie człowieka w świat fizyczny.
Wiemy,
że ciało astralne przygotowuje sobie człowiek sam i to zależnie od swoich
w
łaściwości. Poprzez swoje ciało astralne skłania się ku tym a nie innym poszczególnym
istotom na Ziemi. Cia
ło eteryczne natomiast dąży w stronę narodu i rodziny - w szerszym
znaczeniu tego s
łowa - w której człowiek pragnie się narodzić. Sposób ukształtowania
cia
ła astralnego człowieka, substancja, ustrój tego ciała, przyciągają go do przyszłej
matki. Natomiast ja
źń prowadzi go do ojca. Jaźń człowieka istnieje przecież od
zamierzch
łych czasów, gdy dusza po raz pierwszy zstąpiła z łona Boga w ziemskie ciało.
Ja
źń rozwinęła się przechodząc przez wiele kolejnych inkarnacji. U każdego człowieka
jest ona inna. Ten indywidualny charakter danej ja
źni jest powodem dążenia ku ojcu.
Cia
ło eteryczne pociąga do narodu, rodziny; astralne dąży zwłaszcza ku matce; jaźń ku
ojcu. Tak ukierunkowane s
ą poszukiwania dążącego do nowego wcielenia człowieka.
Mo
że się zdarzyć, że ciało astralne pociągnięte zostało do matki, ale jaźń nie zgadza się
na danego ojca; w tym wypadku dusza w
ędruje dalej, aż znajdzie odpowiednią parę
rodziców.
W dzisiejszym stanie rozwoju ja
źń przedstawia element woli, impuls odczuwania; w ciele
astralnym s
ą właściwości wyobraźni, właściwości myśli. Toteż myślenie i wyobraźnię
dziedziczymy po matce, natomiast element woli i odczuwanie po ojcu. Widzimy wi
ęc, że
d
ążąca do wcielenia indywidualność dąży do wyboru rodziców, którzy powinni jej dać
fizyczne cia
ło.
To, co tutaj opisujemy, rozgrywa si
ę tak, że w zasadzie do trzeciego tygodnia po
pocz
ęciu proces ten jest zakończony. Wprawdzie człowiek, którego duchowa struktura
sk
łada się z jaźni, ciała astralnego i eterycznego, znajduje się już od chwili poczęcia stale
w pobli
żu matki, ale działa z zewnątrz. Po krótkim jednak czasie, w trzecim tygodniu po
pocz
ęciu, ciało astralne i eteryczne ogarniają i przenikają zarodek; rozpoczyna się praca
nad cia
łem człowieka. Dotychczasowy rozwój ciała lirycznego odbywał się bez udziału
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-05.htm (2 of 5) [07-May-11 4:55:14 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
cia
ła astralnego i eterycznego; odtąd współdziałają one w rozwoju dziecka, same
kszta
łtują dalej ludzki płód. Widzimy więc, że ustrój ciała fizycznego w jeszcze mniejszym
stopniu ni
ż ustrój ciała eterycznego dopasowany jest harmonijnie do naszej
indywidualno
ści. To nam wyjaśnia wiele faktów spotkanych w świecie.
Wszystko to odnosi si
ę do normalnego rozwoju przeciętnego współczesnego człowieka.
Troch
ę inaczej to wygląda, jeżeli człowiek już w poprzedniej inkarnacji rozpoczął pracę
nad swoim rozwojem ezoterycznym. Im wy
żej zaszedł, tym wcześniej następuje chwila,
gdy sam zaczyna prac
ę nad swoim ciałem fizycznym, aby je dzięki temu lepiej
przystosowa
ć do zadania, które ma wypełnić na Ziemi. Im później nastąpi połączenie z
zarodkiem cz
łowieka, tym mniej będzie panował nad swoim ciałem fizycznym. U wysoko
rozwini
ętych ludzi, którzy przewodniczą w rozwoju duchowym ludzkości, to połączenie
odbywa si
ę dokładnie w chwili poczęcia. Nic nie dzieje się bez ich udziału, sami kierują
swym cia
łem fizycznym aż do śmierci, a pracę nad kształtowaniem nowego ciała
zaczynaj
ą od pierwszej chwili jego istnienia.
Materia, z której sk
łada się ciało fizyczne, zmienia się ustawicznie; po około siedmiu
latach odnawia si
ę wszystko, aż do ostatniego atomu. Materiał wymienia się, natomiast
pozostaje forma. Od narodzin a
ż do śmierci musimy wciąż na nowo przeobrażać materię,
zmienia si
ę ona ciągle. To, co rozwinęliśmy wyżej podczas życia, jest trwałe, nie ginie w
momencie
śmierci, żyje dalej i buduje nowy organizm.
To, co robimy nie
świadomie od narodzin aż do śmierci, wtajemniczony spełnia
świadomie od śmierci do chwili nowych narodzin. Wypracowuje on świadomie swoje
nowe cia
ło fizyczne. Toteż narodziny są dla niego tylko radykalną przemianą. Stąd
wielkie podobie
ństwo zewnętrzne u takich ludzi między jedną a drugą inkarnacją, gdy
tymczasem u ludzi mniej rozwini
ętych duchowo nie zachodzi żadne podobieństwo
zewn
ętrzne między poszczególnymi wcieleniami. Im wyższy stopień rozwoju duchowego,
tym wi
ększe podobieństwo kolejnych inkarnacji. Istnieje specjalne wyrażenie na
oznaczenie tego stanu rzeczy. O mistrzu mówi si
ę, że rodzi się "w tym samym ciele";
u
żywa go przez setki, nawet tysiące lat. Dotyczy to prawie wszystkich wiodących
indywidualno
ści. Wyjątek stanowią mistrzowie, którzy mają specjalną misję. Zachowują
oni cia
ło fizyczne w ten sposób, że śmierć w ogóle nie następuje. Są to mistrzowie,
których zadaniem jest czuwa
ć w okresach, gdy jedna rasa przechodzi w drugą.
Teraz nasuwaj
ą się dwa inne pytania: Jak długo przebywa się w wyższych światach oraz
pytanie o p
łeć w następujących po sobie wcieleniach.
Obserwacja w
świecie ducha pokazuje, że człowiek powraca na Ziemię po okresie mniej
wi
ęcej 1000 do 1300 lat. Dzieje się tak dlatego, że powracając po upływie takiego czasu,
zastaje oblicze Ziemi przeobra
żone i dzięki temu ma możliwość przeżycia nowych
do
świadczeń. Zmiany, jakim podlega nasza planeta, pozostają w głębokim związku z
konstelacjami Zwierzy
ńca. Są to fakty wielkiej doniosłości. Obecnie na początku wiosny
S
łońce wschodzi w konstelacji Ryby, natomiast 800 lat przed Chrystusem wschodziło w
znaku Barana; przedtem za
ś w sąsiedniej konstelacji Byka. Musi minąć 2160 lat, aby
S
łońce przeszło przez jedną konstelację Zwierzyńca. Okres, w którym Słońce przebiega
wszystkie 12 znaków i wraca na to samo miejsce, nazywamy w wiedzy tajemnej "Rokiem
Świata".
W dawnych czasach ludzie g
łęboko odczuwali wszystko, co wiąże się z wędrówką
S
łońca przez Zwierzyniec. Ze czcią patrzyli, jak wiosną Słońce podnosi się na
horyzoncie, jak si
ę wtedy odradza natura po zimowym spoczynku, jak boży promień
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-05.htm (3 of 5) [07-May-11 4:55:14 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
wiosennego s
łońca budzi się z głębokiego snu. Młodzieńcze siły wiosny łączyli z
konstelacj
ą, z której świeciło wschodzące Słońce; odczuwali powracające co roku do
pe
łni swych sił Słońce jako jej dar - nowe, twórcze siły boże. Dla ludzi sprzed około 2000
lat Baranek by
ł więc dobroczyńcą ludzkości. W tym czasie powstały wszystkie mity o
Baranku. Z symbolem tym
łączą się boskie pojęcia. Samego Zbawiciela, Jezusa
Chrystusa, przedstawiano w pierwszych stuleciach naszej ery w symbolu Krzy
ża, a pod
nim Baranka. Dopiero w szóstym wieku po Chrystusie w ikonografii pojawia si
ę postać
Zbawiciela wisz
ącego na krzyżu.
Znana legenda o Jazonie i jego wyprawie na poszukiwanie z
łotego runa baranka też
osnuta jest na tym symbolu.
Przed rokiem 800 p.n.e. S
łońce przechodziło przez konstelację Byka. W tym czasie
zaznaczy
ł się w Egipcie kult Apisa, a w Persji kult Mitry. Jeszcze wcześniej przechodziło
S
łońce przez znak Bliźniąt. W indyjskich i germańskich mitach napotykamy pochodzące z
tego czasu wzmianki o bli
źniakach. Na koniec dochodzimy do czasów konstelacji Raka,
do epoki atlantyckiego kataklizmu. By
ł to przełom; zmierzch starej kultury, początek
nowej; w wiedzy tajemnej mamy na to okre
ślony znak, mianowicie spiralę; jest to
jednocze
śnie symbol konstelacja Raka, można go znaleźć w każdym kalendarzu.
Tak wi
ęc ludzie mieli w dawnych czasach dokładną świadomość tego, co dzieje się na
niebie, równolegle do ziemskich wydarze
ń. Kiedy więc Słońce przeszło przez jeden znak
Zodiaku, to i wygl
ąd Ziemi zmienił się na tyle, że nowe zejście na Ziemię może mieć dla
cz
łowieka wartość. Dlatego rytm kolejnych wcieleń zależy od przesuwania się w Zodiaku
punktu, gdzie S
łońce wschodzi w czasie wiosennego zrównania dnia z nocą. W czasie,
jakiego S
łońce potrzebuje do przejścia przez jedną konstelację Zodiaku, człowiek ma
dwa wcielenia; jedno m
ęskie i jedno kobiece. Przeżycia i doświadczenia, jakie może dać
cz
łowiekowi inkarnacja w organizmie męskim lub kobiecym, są dla duchowego życia tak
zasadniczo ró
żne, że konieczne jest raz męskie, raz kobiece wcielenie się duszy w tym
samym ukszta
łtowaniu Ziemi. To właśnie daje przeciętny okres między kolejnymi
inkarnacjami oko
ło 1000 do 1300 lat.
Zosta
ła tu jednocześnie wyjaśniona sprawa płci. Regułą jest zmiana płci. Zasada ta jest
cz
ęsto łamana. Czasem trzy do pięciu, ale nigdy więcej niż siedem razy pod rząd
nast
ępuje inkarnacja o tej samej płci. Przeczy to jednak wszystkim ezoterycznym
do
świadczeniom, jeżeli mówi się, że siedem kolejnych wcieleń tej samej płci stanowi
regu
łę.
Zanim przejdziemy do studiowania karmy poszczególnego cz
łowieka, musimy się
zastanowi
ć nad pewnym zasadniczym faktem. Oprócz karmy indywidualnej istnieje
jeszcze karma zbiorowa, która nie jest okre
ślana przez poszczególnego człowieka,
jakkolwiek wyrównuje si
ę ona podczas jego inkarnacji. Rozważmy konkretny przykład.
Gdy w
średniowieczu Hunowie ruszyli z Azji i zalali kraje Europy, wywołując wojny i
zniszczenie, wydarzenia te mia
ły także swoje znaczenie duchowe. Hunowie byli
zdegenerowan
ą pozostałością dawnej ludności atlantyckiej, co wyrażało się pewnymi
rozk
ładowymi procesami w ich ciele astralnym i eterycznym. Te substancje rozkładowe
znalaz
ły korzystne podłoże w uczuciach panicznego przerażenia, jakie wywoływali
wsz
ędzie, gdzie się pojawili. W ciała astralne napadniętych ludów wszczepiał się w ten
sposób pierwiastek rozk
ładu, a w późniejszych pokoleniach przeszło to na ciało fizyczne.
Skóra wch
łonęła przyjętą astralność, czego wynikiem była rozpowszechniona w
średniowieczu choroba – trąd. Oczywiście, lekarz, przedstawiciel czysto fizycznej
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-05.htm (4 of 5) [07-May-11 4:55:14 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
medycyny, b
ędzie przytaczał fizyczne przyczyny, które tę chorobę wywołały. Nie chodzi
wcale o zwalczanie tego, co mówi lekarz. Za
łóżmy np. że ktoś w bójce zranił nożem
cz
łowieka, do którego żywił od dawna uczucie zemsty. Jeden powie, że powodem tej
rany by
ła żądza zemsty, a drugi stwierdzi, że to nóż spowodował ranę. Obydwaj mają
s
łuszność. Nóż był ostatnim fizycznym ogniwem w łańcuchu przyczyn, ale za nim
znajduj
ą się duchowe powody. Kto szuka duchowych przyczyn, nie będzie przeczył
zjawiskom fizycznym. Na podstawie tego, co mówili
śmy o trądzie, widzimy, jaki znaczący
wp
ływ na późniejsze pokolenia mają wydarzenia historyczne i uczymy się, jak możemy
wywrze
ć lepszy wpływ na odległe pokolenia, aż do zdrowia organizmu fizycznego.
W ostatnich stuleciach, dzi
ęki postępowi techniki, powstał wśród ludności europejskiej
proletariat przemys
łowy, a w związku z tym niesłychanie rozwinęła się nienawiść klasowa
i rasowa. Usadowi
ła się ona w ciele astralnym dzisiejszego człowieka i objawia się
fizycznie jako gru
źlica płuc. Związek nienawiści z gruźlicą wykazują badania w dziedzinie
ducha. Ludziom bior
ącym udział w tej zbiorowej karmie często nie możemy już pomóc.
Musimy patrze
ć z ciężkim sercem na cierpienia człowieka, nie mogąc wrócić mu radości i
zdrowia, gdy
ż związany jest on ze zbiorową karmą. I tylko poprawiając zbiorową karmę
dopomóc mo
żemy poszczególnym ludziom; dlatego bardziej leży nam na sercu praca,
która ma na celu ratunek ca
łej ludzkości niż egoistyczne poprawianie losu tej czy innej
jednostki.
A oto inny przyk
ład, wzięty bezpośrednio z bieżących stosunków. Badania ezoteryczne
wykaza
ły, że między istotami astralnymi, które brały udział w walkach w czasie wojny
rosyjsko-japo
ńskiej, znajdowali się zmarli Rosjanie, którzy działali na szkodę swojego
narodu; sta
ło się tak dlatego, że w ostatnich czasach wielu szlachetnych rosyjskich
idealistów zosta
ło skazanych na śmierć lub też zginęło w więzieniu. Byli to ludzie o
wielkich idea
łach, ale jednak nie na tyle rozwinięci duchowo, aby mogli przebaczyć.
Przechodz
ąc przez śmierć, zabrali ze sobą żądzę zemsty nad własnymi prześladowcami.
Takie uczucie nienawi
ści musi się przemienić w kamaloce. Gdyby już znaleźli się w
dewahanie, umieliby powiedzie
ć: "Przebaczam tym, co mnie skrzywdzili". W dewahanie
poznaliby, widz
ąc ciągnące na nich z zewnątrz chmury własnej nienawiści i zemsty, jak
straszliwe, jak niegodne s
ą takie uczucia. Tak więc ezoteryczne badania pokazują nam,
jak ca
łe narody są nadal pod wpływem swoich przodków.
Idealne d
ążenia naszych czasów nie zostaną spełnione, jeżeli będą chciały działać
jedynie fizycznymi
środkami, wyłącznie na planie fizycznym, jak np. organizacje
pacyfistyczne, które wy
łącznie fizycznymi środkami chcą zaprowadzić pokój. Gdy
nauczymy si
ę działać także na planie astralnym, dopiero wtedy poznamy, jakie środki są
w
łaściwe; dopiero wtedy potrafimy działać tak, aby człowiek, gdy powróci na Ziemię ze
świata ducha, mógł owocnie dalej pracować.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-05.htm (5 of 5) [07-May-11 4:55:14 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
VI
Dzi
ś przechodzimy do omówienia, jak przeżycia człowieka w świecie fizycznym są
uwarunkowane jego poprzednim
życiem. Przede wszystkim trzeba podkreślić, że nasze
życie zależy nie tylko od przebiegu wcześniejszych wcieleń, ale również, choć w
niewielkiej mierze, od tera
źniejszego. Zasadę, która staje obecnie przed nami, mówiącą
o wzajemnym powi
ązaniu przeszłości, teraźniejszości i przyszłości człowieka nazywamy
prawem karmy. Jest to prawdziwe prawo losu cz
łowieka. Każde życie rozpatrywane
oddzielnie jest tylko indywidualnym przypadkiem wielkiego prawa kosmicznego, gdy
ż to,
co nazywamy prawem karmy, jest powszechnym prawem kosmicznym, a przejawianie
si
ę karmy w życiu człowieka jest tylko szczególnym jego przypadkiem. Jeżeli odkrywamy
jakikolwiek zwi
ązek zachodzący między poprzednio istniejącymi stosunkami a ich
skutkami w przysz
łości, to myśli nasze idą w kierunku tej zasady. Dlatego chcę
zaznaczy
ć, że mówiąc o ludzkim życiu, rozpatrujemy jedynie szczególny wypadek
dzia
łania tego prawa w kosmosie.
Je
żeli mamy przed sobą dwa naczynia napełnione wodą i do jednego z nich wrzucimy
roz
żarzoną do czerwoności żelazną kulę, to woda zacznie syczeć i zagrzeje się.
Wyjmijmy teraz kul
ę i wrzućmy do drugiego naczynia; woda nie będzie już syczeć i
ogrzewa
ć się. Gdybyśmy wrzucili tę kulę od razu do drugiego naczynia, mielibyśmy to
samo zjawisko, co w pierwszym - woda burzy
łaby się, a kula ochłodziła. Teraz nie
mo
żemy już tego zjawiska wywołać, gdyż kula nie jest rozżarzona, bo właśnie ochłodziła
si
ę w pierwszym naczyniu. To, co działo się z kulą w pierwszym naczyniu, warunkuje jej
zachowanie w drugim naczyniu. W ten sposób w fizycznym
życiu przyczyna związana
jest ze skutkiem. Od tego, co si
ę działo wcześniej z daną rzeczą, zależą jej późniejsze
losy.
Innym przyk
ładem mogą być pewne zwierzęta, u których wskutek osiedlenia się w
ciemnych jaskiniach organ wzroku uleg
ł zanikowi. Substancje które przedtem odżywiały
ich oczy, kieruj
ą się teraz do innych części organizmu, gdyż dla oczu byłyby
bezu
żyteczne, skoro one już nie pracują. Rozwój narządu wzroku uległ w związku z tym
uwstecznieniu i we wszystkich nast
ępnych pokoleniach rodzą się już zwierzęta z
zanikaj
ącymi oczami. Stworzenia te same wywołały proces zaniku w swym organizmie,
osiedlaj
ąc się w miejscach pozbawionych światła. Los następnych pokoleń określa
zachowanie si
ę ich przodków w przeszłości. Przygotowały sobie w ten sposób swój
przysz
ły los. To samo zachodzi bez ustanku w życiu ludzkim.
Cz
łowiek określa swoją przyszłość przez to, jakim był w przeszłości, ponieważ
najg
łębsza jego istota nie zamyka się w ramach jednego życia, lecz przechodzi przez
szereg wciele
ń, więc też i przyczyn tego, co go w danym życiu spotyka, szukać należy w
życiu dawniejszym.
Zastanówmy si
ę teraz bliżej nad łańcuchem zależności, który można zrozumieć, jeżeli
zaczniemy cho
ć odrobinę liczyć się z następstwami ludzkich czynów, myśli i uczuć. W
życiu potocznym mówi się często: "Myśl sobie, co ci się podoba" - co znaczy, że myśl
nasza nie ma znaczenia, nic nikomu nie szkodzi w
świecie zewnętrznym. Dotknęliśmy
wa
żnego punktu, gdzie osoba przejęta prawdziwie duchowym impulsem różni się bardzo
od materialistycznie my
ślącego człowieka.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (1 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Materialista wierzy,
że rzucając w kogoś kamieniem może mu sprawić ból. Sądzi
natomiast,
że myśli pełne nienawiści, jakie żywi ku ludziom, nie wyrządzają im krzywdy.
Kto jednak rzeczywi
ście zna świat, ten wie, że myśl przesycona nienawiścią działa o
wiele silniej ni
ż rzucony kamień. Wszystko, co człowiek myśli, przeżywa i czuje, wywiera
swój wp
ływ na otoczenie, a jasnowidzący może bardzo dokładnie śledzić, jak np. działa
pe
łna miłości myśl płynąca do człowieka, a jak całkowicie inaczej oddziałuje myśl pełna
nienawi
ści. Myśl przeniknięta miłością przedstawia się jasnowidzącemu niby kształt
świetlny, przypominający formą kielich kwiatu; unosi się ona wokół człowieka, ogarnia z
mi
łością jego ciało eteryczne i astralne, ożywia i przenika je błogim uczuciem szczęścia.
Tymczasem my
śli pełne nienawiści przeszywają ciało astralne i eteryczne niby zatrute
strza
ły.
Mo
żna dokonywać w tej dziedzinie różnych obserwacji. W świecie astralnym stanowi
ogromn
ą różnicę, czy wypowiadamy prawdziwą myśl, czy też kłamstwo. Myśl jest
prawdziwa, gdy
ściśle odpowiada rzeczy, do której się odnosi. Jeżeli gdziekolwiek
zachodzi pewien fakt, to jego dzia
łanie sięga w wyższe światy. Jeżeli ktoś o tym fakcie
mówi zgodnie z prawd
ą, promieniuje z niego kształt astralny, który łączy się z odbiciem
samego faktu w wy
ższym świecie i oba wzmacniają się nawzajem. Te wzmocnione
astralne formy s
łużą takiemu zróżnicowaniu i wzbogacaniu naszego świata duchowego,
jakie jest nam potrzebne dla dalszego rozwoju ludzko
ści. Jeżeli jednak przedstawiamy
fakty tak,
że nasze słowa nie odpowiadają temu, co się istotnie wydarzyło, czyli
k
łamiemy, wtedy przy spotkaniu powstałej w ten sposób formy myślowej z odbiciem
samego faktu nast
ępuje zderzenie i wzajemne zniszczenie. Tego rodzaju niszczące
wybuchy wywo
łane przez kłamstwo działają jak wrzód, który rozkłada organizm. Tak
k
łamstwo zabija formy astralne, które powstają i muszą powstawać - a tak, zniszczone i
rozbite hamuj
ą i niszczą rozwój świata. Każdy, kto mówi prawdę, przyczynia się
rzeczywi
ście do postępu ludzkości, ten zaś, kto kłamie, hamuje go. Dlatego wiedza
tajemna uwa
ża kłamstwo za morderstwo w dziedzinie duchowej. Nie tylko zabija ono
formy astralne, ale jest równie
ż samobójstwem. Każdy, kto kłamie, rzuca sam sobie
przeszkody pod nogi; wsz
ędzie w świecie duchowym można zauważyć tego rodzaju
wp
ływy. Człowiek jasnowidzący spostrzega również, że wszystkie myśli, uczucia i
wra
żenia mają wpływ na plan astralny. Wszystko, co stanowi skłonność, temperament,
ustalone cechy charakteru cz
łowieka, nieprzemijające myśli, promieniuje ustawicznie i
si
ęga nie tylko do świata astralnego, lecz aż do dewahanu. Człowiek o pogodnym
temperamencie jest
źródłem, ośrodkiem dla określonych procesów w dewahanie;
cz
łowiek skłonny do przygnębienia działa tak, że pomnaża substancje związane z
nastrojem rezygnacji u ludzi. Wiedza duchowa pokazuje nam,
że nie jesteśmy
odosobnieni w
świecie, lecz z naszych myśli ustawicznie wytwarzają się formy, które
przenikaj
ą i różnicują świat dewahanu. Wszystkie obszary dewahanu podlegają ciągłemu
wp
ływowi myśli, uczuć i wrażeń człowieka.
Wy
ższe dziedziny, które mają związek z kroniką akasza, podlegają natomiast wpływowi
naszych czynów. Zewn
ętrzne wydarzenia sięgają swym działaniem aż do najwyższych
regionów dewahanu, które nazwali
śmy światem rozumu. Będziemy mogli teraz
zrozumie
ć, jak człowiek, zstępując w nową inkarnację, tworzy sobie i przyjmuje ciało
astralne. Wszystko, co pomy
ślał i odczuł, pozostało rozproszone w świecie astralnym.
Cz
łowiek pozostawił tam wiele śladów. Jeżeli w jego myślach było dużo prawdy, to ślady
te tworz
ą mu dobre ciało astralne. To, co zostawił w niższym dewahanie jako swój
temperament itd., tworzy teraz nowe cia
ło eteryczne, a to, czego dokonał swoimi
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (2 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
czynami, oddzia
łuje teraz z najwyższych części dewahanu, gdzie można już odszukać
kronik
ę akasza, na uporządkowanie i rozmieszczenie ciała fizycznego. Tu spoczywają
si
ły, które wiodą człowieka do określonego miejsca. Jeśli wyrządziliśmy komuś krzywdę,
by
ło to działanie zewnętrzne, którego wpływ wznosi się do najwyższych sfer dewahanu, a
przy tworzeniu nowego cia
ła fizycznego działa jako pozostawiona przez człowieka siła,
która pcha go, oczywi
ście pod kierunkiem wyższych jestestw, do pokrewieństwa, do
miejscowo
ści, gdzie może teraz doświadczyć oddziaływania skutków swojego czynu.
Wszystko, czego do
świadczamy z zewnątrz, a co nie ma szczególnie głębokiego związku
z naszym
życiem wewnętrznym, działa przy następnym wcieleniu na nasze ciało
astralne, nadaj
ąc naszym uczuciom, przeżyciom i myślom ich specyficzny charakter.
Je
żeli w życiu niejedno widzieliśmy, zdobyliśmy dużo wiadomości, to w przyszłym życiu
b
ędziemy mieć ciało astralne szczególnie wyposażone w odpowiednie zdolności.
Prze
życia i doświadczenia przejawiają się w następnym wcieleniu w ciele astralnym.
Wra
żenia radości i bólu, wewnętrzne przeżycia duszy mają wpływ w następnym
wcieleniu na nasze cia
ło eteryczne i kształtują ustalone skłonności. Kto przeżył dużo
rado
ści, będzie miał ciało eteryczne skłonne do radosnego temperamentu. Kto stara się
spe
łniać dużo dobrych uczynków, rozwija w sobie uczucia, które w następnym życiu
zaowocuj
ą wrodzonym wprost talentem do dobrych czynów. Będzie też miał wrażliwe
sumienie i b
ędzie człowiekiem wybitnie moralnym.
To, co zwi
ązane jest w obecnym życiu z ciałem eterycznym, a więc charakter,
usposobienie cz
łowieka itd., przy następnej inkarnacji występuje w ciele fizycznym.
Cz
łowiek, który w jednym życiu rozwinął w sobie złe upodobania czy namiętności, w
nast
ępnym rodzi się z chorym ciałem fizycznym. Natomiast człowiek silny, odporny i
zdrowy umia
ł w poprzednim życiu rozwinąć w sobie dobre skłonności. Jeśli ktoś posiada
sk
łonności do ciągłych chorób, wypracował w sobie złe popędy. Od nas samych zależy
zdrowie czy sk
łonność do chorób w przyszłym życiu, o tyle naturalnie, o ile to jest
zwi
ązane z założeniami naszego fizycznego ciała. Wyzbywając się wszystkich naszych
z
łych skłonności, przygotowujemy sobie silne, zdrowe ciało na następną inkarnację.
Mo
żna obserwować aż do najdrobniejszych szczegółów, jak to, co w życiu przejawiało
si
ę jako skłonności, działa w następnym wcieleniu na ciało fizyczne. Człowiek, w którego
usposobieniu le
ży miłość do wszystkiego, co go otacza, który odnosi się do wszelkiego
stworzenia w sposób pe
łen miłości, w następnym życiu do późnego wieku zachowa
m
łody wygląd ciała fizycznego. Miłość, rozwinięte uczucie sympatii daje w następstwie
cia
ło fizyczne, które długo zachowuje młodość. Życie wypełnione nienawiścią, pełne
antypatii do wszystkich stworze
ń, krytykujące i zgryźliwe, wycofujące się najchętniej od
wszelkiego kontaktu spowoduje,
że skłonności przez nie rozwinięte objawią się w
nast
ępnym wcieleniu starzejącym się wcześnie i zwiędłym ciałem fizycznym. W ten
sposób sk
łonności i namiętności jednego życia przenoszą się na fizyczny organizm w
nast
ępnej inkarnacji.
Mo
żna to obserwować w wielu poszczególnych wypadkach, i tak np. można zauważyć,
jak skrz
ętność, rozwinięta w namiętność ustawicznego zbierania i gromadzenia, w
nast
ępnym życiu wywołuje skłonność ciała fizycznego do chorób infekcyjnych. Często
mo
żna sprawdzić, że taka wybitna skłonność do chorób infekcyjnych wiąże się z silnie
rozwini
ętym w poprzednim życiu popędem gromadzenia rzeczy, którego siedzibą jest
przecie
ż ciało eteryczne. Natomiast praca, przy której człowiek ma na uwadze dobro
ludzko
ści, a nie chęć zagarnięcia wszystkiego dla siebie, wyrabia w ciele eterycznym
predyspozycje, które w nast
ępnym życiu objawiają się wybitną odpornością wobec
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (3 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
chorób infekcyjnych.
Poznaj
ąc związek pomiędzy światem fizycznym i astralnym, dochodzimy do doniosłych
prawd o tym, co dzieje si
ę w świecie. Różne sprawy wyglądają czasami zupełnie inaczej,
ni
ż sobie wyobrażamy. Jak często ludzie jęczą i narzekają pod ciężarem nieszczęść i
cierpie
ń. A jednak z wyższego punktu widzenia nie ma żadnej podstawy do użalania się,
bo kiedy przezwyci
ężymy ból i staniemy gotowi do następnej inkarnacji, to cierpienie
stanie si
ę źródłem mądrości, rozwagi oraz zdolności do całościowego ogarniania spraw.
Nawet w jednym z nowszych pism, które powsta
ło z materialistycznych poglądów
obecnej doby, znajdujemy powiedzenie,
że w twarzy każdego myśliciela jest jakby
skrystalizowany ból. To, co tutaj wypowiedzia
ł materialistycznie myślący pisarz, jest
znan
ą w wiedzy tajemnej prawdą, gdyż największą mądrość świata zdobywa się znosząc
spokojnie ból i cierpienie.
Kto ucieka od bólu, nie chce go znosi
ć, nie stworzy w sobie nigdy podłoża dla mądrości.
Je
żeli spojrzymy konsekwentnie dalej, stwierdzimy, że nie powinniśmy nigdy skarżyć się
równie
ż na choroby. Jeżeli patrzymy na nie z punktu widzenia wieczności, objawiają się
cz
ęstokroć w następnym życiu jako niezwykłe piękno fizycznej postaci. Uroda, jaką
spotykamy u ludzi, zdobyta jest w wielu wypadkach przez chorob
ę w poprzednich
wcieleniach. Takie zwi
ązki zachodzą pomiędzy obrażeniami ciała, spowodowanymi
chorob
ą lub zewnętrznymi czynnikami w jednym życiu, a urodą w następnym.
Do tych przedziwnych zale
żności i związków można by zastosować powiedzenie
francuskiego pisarza Fabre'a d'Oliveta: "Gdy rozwa
żamy życie człowieka, to często
przychodzi na my
śl porównanie z perłą dopiero dzięki chorobie powstaje w muszli perła".
Tak rzeczywi
ście jest w życiu ludzkim; piękno związane jest karmicznie z chorobą, jest jej
wynikiem. Je
żeli przed chwilą powiedzieliśmy, że człowiek, który rozwija w sobie złe
sk
łonności, usposabia się do choroby w przyszłym życiu, to trzeba sobie jasno zdać
spraw
ę, że chodzi tutaj o wewnętrzną podatność na choroby. Jeżeli ktoś np. choruje, bo
musi pracowa
ć w zatrutym powietrzu, jest to zupełnie coś innego. Można również
zachorowa
ć na skutek zewnętrznych przyczyn, ale nie ma to związku z predyspozycją
fizycznego organizmu, uwarunkowan
ą poprzednim życiem.
Wszystkie zewn
ętrzne fakty życiowe, wszystko dokonane i wyrażone jako działanie w
świecie fizycznym, od poruszenia ręki, aż do najbardziej skomplikowanych czynności, jak
np. budowa domu, wraca do cz
łowieka w następnej inkarnacji z zewnątrz jako
wydarzenia, które go spotykaj
ą w świecie fizycznym. Żyjemy od wewnątrz na zewnątrz.
Widzimy wi
ęc, że to, co żyje w naszym ciele astralnym jako radość i smutek, rozkosz i
ból, przejawia si
ę później w ciele eterycznym, że skłonności i popędy, których siedzibą
jest cia
ło eteryczne, odnajdujemy w ciele fizycznym jako predyspozycje organizmu, a
czyny, przy których spe
łnieniu ciało fizyczne było narzędziem, przejawiają się w
nast
ępnym wcieleniu jako zewnętrzne koleje losu. W ten sposób życie i działanie ciała
astralnego staje si
ę losem ciała eterycznego; ciało eteryczne tworzy los ciała fizycznego,
za
ś skutki czynów ciała fizycznego wracają do nas w swoim działaniu z zewnątrz jako
fizyczna rzeczywisto
ść w następnym wcieleniu.
Tutaj oto dotykamy wa
żnego punktu, jakim jest w życiu człowieka przebieg jego
zewn
ętrznych losów. To oddziaływanie losu może się czasem długo nie przejawiać, a
jednak pr
ędzej czy później musi nastąpić. Śledząc przebieg losu człowieka poprzez
nast
ępujące po sobie wcielenia, widzimy, że każde życie jest tak przygotowane w
kolejnym wcieleniu przez istoty kieruj
ące przyjmowaniem przez człowieka ciała
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (4 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
fizycznego, aby znalaz
ł się on w takim miejscu, w którym może go dosięgnąć
przeznaczenie.
We
źmy przykład z życia: w wiekach średnich zebrali się sędziowie tajnego trybunału,
wydali na kogo
ś wyrok śmierci i wykonali go. Cofając się w dawniejsze wcielenie sędziów
i skazanego, mo
żna było ustalić, że wszyscy żyli w jednym czasie; że ów stracony był
niegdy
ś naczelnikiem plemienia i późniejszych swoich sędziów skazał na śmierć. Ten
jego poprzedni czyn, wykonany na planie fizycznym, zwi
ązał tych wszystkich ludzi,
wytworzy
ł siły sięgające swoim działaniem aż do kroniki akasza. Gdy zaś dusza dawnego
naczelnika zst
ępowała ponownie na Ziemię, siły te sprawiły, że wcieliła się w tym samym
miejscu i w tym samym czasie, co dusze jego obecnych s
ędziów, związane z nią na tyle
silnie, aby los móg
ł się wypełnić. Kronika akasza jest źródłem takich sił, stanowi zapis
wszystkiego, co jeden cz
łowiek uczynił drugiemu. Niektórzy wyczuwają, że coś takiego
si
ę dzieje, ale mało kto zdaje sobie z tego jasno sprawę.
Kto
ś np. pracuje na stanowisku, które mu pozornie odpowiada i daje zadowolenie. Nagle
z jakiego
ś powodu pracę tę traci i nie znajduje żadnego innego zajęcia w tym samym
miejscu. Los przerzuca go daleko, mo
że do innego kraju, gdzie otwierają się dla niego
nowe mo
żliwości zatrudnienia. Spotyka tam inną osobę, z którą w jakiś sposób łączy go
los. Có
ż tutaj zaszło? Kiedyś, już dawniej, spotkał on w życiu tego człowieka i ma wobec
niego jakie
ś zobowiązania. Zostało to wniesione do kroniki akasza, a siły stamtąd
p
łynące doprowadziły go do miejsca, gdzie mógł go spotkać i wyrównać swój dług.
Od narodzin a
ż do śmierci znajdujemy się ciągle w takim układzie sił, które z wszystkich
stron dzia
łają na naszą duszę i kierują naszym życiem. W ten sposób nosimy właściwie
w sobie bez ustanku oddzia
ływanie dawnych wcieleń, ciągle przeżywamy skutki
minionych inkarnacji.
Musimy sobie zda
ć sprawę, że w życiu kierują nami moce, których my sami nie znamy.
Na nasze cia
ło eteryczne działają formy, które niegdyś sami wytworzyliśmy na planie
astralnym; to za
ś, co działa jako nasz los w zewnętrznych wydarzeniach, są to istoty i siły
z wy
ższych sfer dewahanu, przez nas samych wpisane do kroniki akasza. Te siły lub
istoty nie s
ą bynajmniej nieznane wtajemniczonemu. Musimy sobie zdać sprawę, że ciało
astralne, eteryczne i fizyczne cz
łowieka znajduje się pod wpływem innych istot.
Wszystkie czyny nie p
łynące bezpośrednio z naszej woli, czyny, do których nas coś
wewn
ętrznie popycha, są wynikiem wpływu tych istot; nie biorą się one znikąd.
Poszczególne ogniwa natury ludzkiej s
ą rzeczywiście ciągle przeniknięte rozmaitymi
istotami, a znaczna cz
ęść ćwiczeń, jakie zaleca wtajemniczony nauczyciel, ma na celu
uwolnienie cz
łowieka od nich, aby był coraz bardziej wolny wewnętrznie.
Istoty, które przenikaj
ą ciało astralne, ograniczając jego wolność, nazywamy demonami.
W ciele astralnym cz
łowieka pełno jest takich demonów. Nasze własne myśli, fałszywe
czy prawdziwe, daj
ą byt istotom, które z czasem wyrosnąć mogą na takie demony. Są
dobre demony, które powstaj
ą z dobrych myśli, ale myśli złe, a przede wszystkim
nieprawdziwe, k
łamliwe, dają życie najokropniejszym postaciom, którymi ciało astralne
jest - je
śli się tak można wyrazić - naszpikowane. Podobnie i ciało eteryczne przenikają
istoty, od których cz
łowiek musi się uwolnić. Są to tzw. widma. W końcu są i takie, które
przenikaj
ą ciało fizyczne, są to fantomy. Oprócz tych trzech rodzajów są jeszcze inne
istoty, takie, które usi
łują zawładnąć naszą jaźnią. Są to duchy, podobnie jak nasza jaźń
sama jest duchem. W rzeczywisto
ści człowiek sam powołuje do życia owe istoty, a przy
ponownym jego zej
ściu na Ziemię stanowią one o jego wewnętrznym i zewnętrznym
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (5 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
losie. Uk
ładają one bieg jego życia tak, że wyraźnie można wyczuć, jakie demony wydało
jego cia
ło astralne, jakie widma wytworzyło ciało eteryczne, jakie fantomy powstały w
jego ciele fizycznym. Wszystkie one posiadaj
ą pokrewieństwo z danym człowiekiem,
ci
ążą ku niemu, gdy wciela się na nowo.
Widzimy, jak jasno wypowiada t
ę prawdę Pismo Święte; gdy w Biblii mowa jest o
wyp
ędzaniu demonów, nie jest to żadna abstrakcja, ale fakt rzeczywisty, który trzeba
rozumie
ć dosłownie. Co uczynił Jezus Chrystus? Uzdrowił opętanego przez demony,
wygna
ł je z jego ciała astralnego. Było to wydarzenie najzupełniej realne i przyjąć je
trzeba dos
łownie. Także Sokrates, ten jasny duch, mówi o swoim dajmonion, działającym
w jego ciele astralnym. By
ł to dobry demon; nazwy tej nie należy kojarzyć wyłącznie ze
z
łymi istotami.
Bywaj
ą jednak demony straszliwe, niszczycielskie! Wszelkie demony kłamstwa mają taki
wp
ływ, jak gdyby cofały człowieka w jego rozwoju. Istoty te w dziejach świata powstają
zawsze z k
łamstw wielkich osobistości, przeto słusznie mówi się o duchach przeciwności.
W tym sensie mówi Faust do Mefistofelesa: "Ty jeste
ś ojcem wszystkich przeciwności!"
Ka
żdy człowiek, ponieważ powiązany jest z całą ludzkością, mówiąc prawdę lub kłamiąc
dzia
ła na cały wszechświat; bo nie jest przecież obojętne dla świata, czy wytwarza się
dobre demony prawdy czy te
ż straszliwe demony kłamstwa. Przypuśćmy, że istnieje
naród sk
ładający się z kłamców. Zaludniłby on plan astralny wyłącznie demonami
k
łamstwa, te zaś znowu mogłyby objawić się w fizycznych skłonnościach do epidemii. Są
bowiem pewne odmiany drobnoustrojów chorobotwórczych, które powstaj
ą wskutek
k
łamstw ludzi, są po prostu fizycznym wcieleniem demonów kłamstwa. Tak więc widzimy,
że kłamstwa z dawnych czasów występują w losach świata jako armia określonych istot
niszczycielskich.
Aby zrozumie
ć prawa karmy, musimy poruszyć jeszcze niektóre inne sprawy. Dzisiejszy
ruch, d
ążący do prawdziwego poznania duchowego, wziął początek z głębokiego
poznania prawa karmy. Mówili
śmy, że to, co żyje w naszym ciele eterycznym, działa w
nast
ępnym życiu na ciało fizyczne. Całokształt poglądów, sposób myślenia wpływa na
cia
ło fizyczne następnej inkarnacji, tak więc nie jest obojętne dla przyszłych losów
cz
łowieka, czy żywi on przekonania duchowe, czy materialistyczne. Człowiek, który
chocia
ż wierzy w istnienie wyższych światów duchowych, będzie miał w następnym życiu
organizm o spokojnie dzia
łającym systemie nerwowym. Natomiast człowiek, który nie
dopuszcza nic poza tym, co istnieje w
świecie zewnętrznym, dostępnym dla zmysłów,
przenosi ten pogl
ąd na swój organizm fizyczny i w następnej inkarnacji skłonny jest do
chorób nerwowych. B
ędzie miał niespokojne ciało fizyczne, będzie mu brakować silnego
o
środka woli. Materialista rozpada się niejako na części; duchowość natomiast skupia i
koncentruje. Tylko duch jest jedno
ścią.
Fizyczna predyspozycja organizmu u poszczególnego cz
łowieka zjawia się w następnej
inkarnacji karmicznie i cz
ęściowo przechodzi również dalej na następne pokolenia. Tak
wi
ęc dzieci i wnuki osób o przekonaniach materialistycznych muszą za nich pokutować,
otrzymuj
ąc nieodporny system nerwowy i skłonność do chorób nerwowych. Czasy
powszechnej nerwowo
ści są wynikiem materialistycznego światopoglądu ubiegłych
stuleci. Dla przeciwdzia
łania tym szkodliwym wpływom wielcy przewodnicy ludzkości
uznali za konieczne, aby pojawi
ł się prąd dążeń duchowych.
Materializm dzia
ła nawet i na religię. Bo czyż nie są materialistami ci, którzy wprawdzie
“wierzą” w światy duchowe, ale nie chcą dążyć do ich poznania? To jest właśnie
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (6 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
materializm w religii, który pragnie, aby tajemnica sze
ściu dni stworzenia świata - wielka
ewolucja kosmiczna, przedstawiona w Biblii jako sze
ść dni stworzenia - umknęła nam
sprzed oczu; albo te
ż mówi się o Jezusie Chrystusie jako "osobistości historycznej", a
pomija si
ę Misterium Golgoty. Materializm w naukach przyrodniczych jest dopiero
wynikiem materializmu religijnego. Nie by
łoby go, gdyby życie religijne nie było
przenikni
ęte materializmem. Ci, którzy dzisiaj są zbyt wygodni, aby dążyć do pogłębienia
religijno
ści, są sprawcami materializmu w naukach przyrodniczych, a wywołany przez ten
materializm rozstrój systemu nerwowego dzia
ła na całe narody, podobnie jak na
pojedynczych ludzi.
Je
żeli prąd duchowy nie zdobędzie tyle siły, aby objąć także ludzi wygodnych i leniwych,
wtedy nerwowo
ść, karmiczny wynik ostatnich stuleci, będzie mieć coraz większy wpływ
na ludzko
ść. Tak jak w wiekach średnich mieliśmy epidemie trądu, tak w przyszłości,
wskutek materialistycznego pogl
ądu, doczekać się możemy ciężkich zaburzeń
nerwowych, wyst
ępujących masowo epidemii obłędu ogarniających całe narody.
Z poznania praw karmy wyp
ływa więc inny, głębszy stosunek do wiedzy duchowej, do
wy
ższego poznania. Przestaje on być tematem sporów, a staje się środkiem do
uzdrowienia ludzko
ści. Im bardziej ludzkość angażuje się w duchowość, tym szybciej
zniknie to wszystko, co mo
że wywołać nerwowe zaburzenia i choroby psychiczne.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-06.htm (7 of 7) [07-May-11 4:55:16 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
VII
Aby lepiej zrozumie
ć prawo karmy w życiu ludzkim, spróbujmy jeszcze opisać zjawisko,
które nast
ępuje bezpośrednio po śmierci. Przypomnijmy sobie obraz wspomnień, który
nast
ępuje w chwili, gdy człowiek oswobodzony z ciała fizycznego żyje przez krótki czas w
os
łonie astralnej i eterycznej, zanim rozpocznie swą dalszą wędrówkę przez świat
elementarny.
Dla bli
ższego zrozumienia działania karmy pozwólcie mi określić to dziwne uczucie, które
ogarnia cz
łowieka już podczas przeżywania wspomnień swojego życia; uczucie ciągłego
powi
ększania się, przerastania swych własnych granic.
Doznanie to narasta, dopóki cz
łowiek żyje jeszcze w swoim ciele eterycznym. Z początku
patrzy na obrazy ubieg
łego życia niby na panoramę, potem następuje chwila, niezbyt
odleg
ła od momentu śmierci - trwa to godziny lub dni w zależności od człowieka - kiedy
ma wra
żenie, że on sam jest tymi obrazami. Czuje, że jego ciało eteryczne rośnie,
ogarnia okr
ąg Ziemi, sięga aż do Słońca.
Potem, gdy cz
łowiek opuści swe ciało eteryczne, doznaje innego, bardziej
zadziwiaj
ącego uczucia, które trudno jest opisać słowami fizycznego świata. Można tylko
powiedzie
ć, że człowiek czuje się rozciągnięty w przestrzeni kosmicznej, ale tak, jak
gdyby ju
ż nie wypełniał sobą wszystkich miejsc tej przestrzeni. Człowiek ma wrażenie,
jak gdyby jedn
ą częścią swej istoty był w Monachium, drugą w Moguncji, trzecią w
Bazylei, a czwart
ą w ogóle gdzieś poza obszarem Ziemi, np. na Księżycu.
Cz
łowiek czuje się jakby poćwiartowany, przestrzenie zaś odczuwa jako nie należące do
niego. Jest to specyficzne poczucie astralne. Jeste
śmy rozprzestrzenieni w kosmosie,
znajdujemy si
ę jednocześnie w wielu miejscach, ale nie wypełniamy obszarów leżących
pomi
ędzy nimi.
To uczucie trwa przez ca
ły okres kamaloki, przez cały czas przeżywania ubiegłego życia,
od momentu
śmierci do chwili narodzin. Te przeżycia w poszczególnych miejscach łączą
si
ę w okresie kamaloki w jedno z całym życiem człowieka. Jest to ważne dla
zrozumienia, w jaki sposób w
łaściwie działa prawo karmy. Podczas kamaloki najpierw
prze
żywamy nasze życie poprzez odczucia ludzi, z którymi byliśmy na Ziemi związani
przed
śmiercią, potem przeżywamy wszystkie istoty, z którymi w życiu mieliśmy do
czynienia, poczynaj
ąc od ostatnich lat życia, aż do najdawniejszych.
Przypu
śćmy więc, że wyrządziliśmy komuś krzywdę w Moguncji. Część naszego ciała
astralnego znajdzie si
ę po naszej śmierci w Moguncji i sami przeżyjemy ból, jaki komuś
zadali
śmy. Jeżeli jednak człowiek ten w międzyczasie zmarł, to poczujemy się tam, gdzie
przebywa on w danym momencie w kamaloce. Naturalnie, mamy do czynienia z wieloma
lud
źmi rozproszonymi na Ziemi i w kamaloce. Jesteśmy więc wszędzie. Tym tłumaczy się
to charakterystyczne uczucie podzielenia cia
ła. Dzięki temu wszystko, co nas z ludźmi
łączyło, możemy przeżyć w ich wnętrzu i ustanowić trwały związek ze wszystkimi, z
którymi zetkn
ęliśmy się w życiu. Z człowiekiem, którego skrzywdziliśmy, związani
jeste
śmy dzięki temu, że żyliśmy z nim w okresie kamaloki. Idziemy potem dalej do
dewahanu; z dewahanu za
ś powracamy do kamaloki. Tworząc sobie ciało astralne,
dusza natrafia tam na wszystko, co
łączy ją z ludźmi, z którymi związała się w
poprzednim
życiu. Nici łączących jest bardzo dużo, tak że wszystko, co się nam w życiu
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (1 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
wydarza, opiera si
ę na takich związkach. Dokładne wyjaśnienie tego zjawiska może dać
zdarzenie opisywane z punktu widzenia wiedzy ezoterycznej, o którym ju
ż wspominałem.
Jest to przyk
ład o pięciu sędziach, którzy skazali na śmierć człowieka. Człowiek ten był w
poprzednim
życiu wodzem i skazał na śmierć tamtych pięciu, po czym zmarł i wszedł w
okres kamaloki. Wtedy to znalaz
ł się w miejscu, gdzie przebywali i przenikając ich
wn
ętrza musiał przeżyć to wszystko, co oni przeżyli. To jest punkt wyjścia dla tych sił
przyci
ągania, które przy nowej inkarnacji doprowadzają ludzi do spotkania, aby wypełniło
si
ę prawo karmy.
W ten sposób dzia
ła karma. W ten sposób wydarzenia planu fizycznego są wyrazem
tego, co zaczyna si
ę już na planie astralnym. W świecie fizycznym działa prawo ciągłości
substancji, natomiast na planie astralnym mo
żna odczuwać jako przynależne do siebie
takie cz
ęści organizmu, które są oddzielone od siebie. Jest to podobne przeżycie, jak
gdyby
śmy odczuwali swoją głowę, między głową a sercem nie odczuwali niczego, potem
do
świadczali obecności serca, a dalej znów odczuwali dopiero nogi. Część naszej istoty
mo
że być w Ameryce, oddzielona od reszty naszej astralności, a jednak stanowić z nią
jedn
ą całość. Inna część może znajdować się na Księżycu, jeszcze inna na innej
planecie i zwi
ązek pomiędzy tymi poszczególnymi częściami nie musi być widoczny na
planie astralnym. Gdy rozwa
żamy prawo karmy, to rozumiemy, że to, co nas spotyka w
życiu, jest wynikiem wielu przyczyn tkwiących w poprzednich wcieleniach. Jak teraz
pogodzi
ć to, co wiemy o karmie, z prawami zewnętrznej dziedziczności? Słyszy się
czasem zdanie,
że istnieje wiele sprzeczności pomiędzy karmą a dziedzicznością.
Mówi
ąc o człowieku z kulturą moralną, niejeden się wyrazi: "To na pewno potomek
porz
ądnej rodziny, odziedziczył to po przodkach". Ale patrząc na wydarzenia planu
fizycznego z punktu widzenia wiedzy duchowej, wiemy,
że jest inaczej. Dziedziczenie
cech i zdolno
ści dokonuje się jedynie w pewnym zakresie.
Wyja
śnimy to na przykładzie. Spójrzmy na rodzinę Jana Sebastiana Bacha. W ciągu 250
lat urodzi
ło się w tej rodzinie 29 muzyków, a pomiędzy nimi wielki Jan Sebastian Bach.
Aby by
ć wielkim muzykiem, nie wystarczy tylko wewnętrzny talent muzyczny, potrzebny
jest jeszcze odpowiednio rozwini
ęty organ fizyczny, w pewien określony sposób
ukszta
łtowane ucho. Nie są to rzeczy możliwe do ujęcia zewnętrzną obserwacją, trzeba
na to spojrze
ć z punktu widzenia wiedzy duchowej. Różnice indywidualne w budowie
ucha mog
ą być drobne i na pozór nic nie znaczące, niemniej konieczny jest pewien
okre
ślony wewnętrzny kształt organu słuchu, by człowiek mógł zostać muzykiem; ten
kszta
łt dziedziczy się, przechodzi on z ojca na syna, tak jak dziedziczy się kształt nosa.
Przypu
śćmy, że na planie astralnym znajduje się jakaś indywidualność gotowa do
ponownego zst
ąpienia na Ziemię i szukająca odpowiedniego ciała fizycznego. Zdobyła
ona przed setkami czy tysi
ącami lat wybitne zdolności muzyczne. Jeżeli nie znajdzie
sobie cia
ła z odpowiednio ukształtowanym organem słuchu, nie będzie mogła zostać
muzykiem. Dlatego sk
łania się ku rodzinie, która może jej dać muzykalne ucho, w
przeciwnym razie talent tej duszy nie b
ędzie mógł się przejawić, gdyż i największy
wirtuoz nie zrobi nic bez odpowiedniego instrumentu.
Podobnie i talent matematyczny wymaga okre
ślonych cech. Wcale nie w budowie
mózgu, jak s
ądzi wielu ludzi. Myślenie i logika są u matematyka takie same jak u innych
ludzi. Chodzi o trzy tzw. kana
ły półkoliste w uchu, tak usytuowane względem siebie, że
zaznaczaj
ą trzy kierunki przestrzeni. Szczególne ukształtowanie tych właśnie kanałów
jest koniecznym warunkiem geniuszu matematycznego. Kana
ły te są oczywiście
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (2 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
fizycznym organem, który musimy dziedziczy
ć po przodkach. To tłumaczy, że np. w
rodzinie Bernoullich wcieli
ło się ośmiu wybitnych matematyków.
Podobnie te
ż człowiek o rozwiniętej moralności musi znaleźć rodziców, którzy by mu
przekazali drog
ą dziedziczności odpowiednie ciało fizyczne. Dlatego właśnie ma tych, a
nie innych rodziców, gdy
ż jest taką, a nie inną indywidualnością.
To indywidualno
ść sama wybiera sobie rodziców, jakkolwiek dzieje się to również pod
kierunkiem wy
ższych istot. Niektórzy ludzie mogą kwestionować to z punktu widzenia
mi
łości macierzyńskiej, jakby obawiali się, że miłość matki i dziecka może doznać
uszczerbku, je
żeli dziecko nie dziedziczy jakiejś cechy od matki. Ale prawdziwe poznanie
tych stosunków pog
łębia jeszcze miłość macierzyńską. Pokazuje nam bowiem, że
uczucie mi
łości, które doprowadziło dziecko do matki, poprzedza chwilę narodzin i
pocz
ęcia. Dziecko pokochało matkę jeszcze przed zejściem na Ziemię, a miłość matki
jest odpowiedzi
ą na jego uczucie. Widzimy więc, że związek ten rozciąga się poza
moment narodzin i polega na wzajemno
ści.
Cz
ęsto zdarza się jeszcze inne nieporozumienie. Ludzie wyobrażają sobie, że karma
rz
ądzi nieodwołalnie losem człowieka i niczego nie można zmienić. Posłużmy się znów
przyk
ładem wziętym z życia.
Kupiec ma w swych ksi
ęgach rachunkowych dwie rubryki - zobowiązania i należności.
Je
żeli je podsumuje, to wynik określi stan jego przedsiębiorstwa. Stan interesów kupca
podlega nieub
łaganym prawom rachunkowym zobowiązań i należności. Jeżeli jednak
podejmuje nowe sprawy, to mo
że wciągać do ksiąg nowe pozycje i byłby głupcem, gdyby
si
ę wyrzekł korzystnych interesów dlatego, że już zrobił bilans. W księdze karmy stoją po
stronie nale
żności wszystkie czyny dobre, mądre, prawdziwe i właściwe, po stronie
zobowi
ązań wszystkie złe i głupie. Od człowieka zależy, do jakiej rubryki zapisze nowe
pozycje w karmicznej ksi
ędze życia. Dlatego nie trzeba sądzić, że nasze życie podlega
jakiemu
ś nieodwołalnemu fatum. Karma nie umniejsza w niczym wolności człowieka,
tote
ż gdy o niej mowa, musimy brać pod uwagę zarówno przeszłość, jak i przyszłość.
Nosimy w sobie dzia
łanie naszych czynów z przeszłości i w ten sposób jesteśmy
niewolnikami przesz
łości, ale panami przyszłości. Jeżeli chcemy dobrze na nią wpłynąć,
powinni
śmy wciągać do naszej księgi życia możliwie korzystne pozycje.
My
śl, że nie czynimy nic nadaremnie, że wszystko mieć będzie swoje znaczenie, swój
wp
ływ na przyszłość, daje nam uczucie wielkości i potęgi. Prawo to nie przygniata nas,
lecz przeciwnie, nape
łnia nadzieją. Prawo karmy jest jednym z najpiękniejszych darów
wiedzy duchowej,
źródłem wielu radości dzięki perspektywom przyszłości, jakie przed
nami otwiera. Wskazuje nam prac
ę w harmonii z tym prawem, nie zawiera niczego, co
mog
łoby uczynić człowieka smutnym, co mogłoby zabarwić pesymistycznie świat, dodaje
nam skrzyde
ł przez myśl, że stajemy do współpracy z siłami, które kierują rozwojem
świata. W takie uczucia przeobraża się w nas poznane prawo karmy.
Gdy jaki
ś człowiek cierpi, często mówi się: "Zasłużył na swoje cierpienie, niechaj dźwiga
swoj
ą karmę. Jeżeli mu zacznę pomagać, to naruszę porządek karmy". Naturalnie, że
takie stanowisko nie ma sensu. Jego n
ędza, jego nieszczęście są wywołane poprzednim
wcieleniem, ale je
żeli mu pomogę, to moja pomoc wniesie nowy, korzystny czynnik w
jego
życie. Pomagam mu tym samym pójść do przodu. Tak samo przecież byłoby
niem
ądrze powiedzieć kupcowi, którego można by uchronić od bankructwa jakąś sumą
pieni
ędzy: "Nie, to by naruszyło twój bilans!". Przeciwnie, to jest właśnie powód, żeby
dopomóc cz
łowiekowi, pomagać mu z całą ufnością, gdyż dzięki prawom karmicznym
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (3 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
żaden czyn nie pozostanie bez znaczenia. Stąd powinna płynąć podnieta do
prawdziwego dzia
łania.
S
ą ludzie, którzy zwalczają prawo karmy z punktu widzenia chrześcijaństwa. Niektórzy
teologowie mówi
ą, że nie mogą uznać prawa karmy, bo przeczy zasadzie odkupienia
przez
śmierć. Z drugiej zaś strony są także teozofowie, którzy twierdzą, że prawo karmy
stoi w sprzeczno
ści z zasadą odkupienia. Twierdzą, że pomoc, którą jedna, jedyna Istota
Zbawiciela ludziom wy
świadcza, nie da się pogodzić z karmą. Ani jedni, ani drudzy nie
maj
ą słuszności. Ani jedni, ani drudzy nie zrozumieli prawa karmy.
Wyobra
źmy sobie, że spotkaliśmy jakiegoś bardzo biednego człowieka. Sami jesteśmy w
lepszym po
łożeniu i możemy mu pomóc. Pomoc ta wnosi w jego rachunek życiowy nową
pozycj
ę. Ktoś, kto rozporządza jeszcze większym zakresem możliwości, będzie mógł
pomóc dwojgu ludziom, b
ędzie mógł wpłynąć na karmę dwóch osób. Jeszcze możniejszy
dopomo
że dziesięciu czy stu, a najpotężniejszy niezliczonej ilości ludzi. Nie ma w tym nic
sprzecznego z zasad
ą karmicznych związków. Prawidłowość i ścisłość, z jaką działa na
cz
łowieka to prawo, pomaga nam zrozumieć, że taka pomoc wpływa rzeczywiście na los
cz
łowieka. Mówiliśmy nieraz, w jakiej potrzebie była ludzkość w chwili, gdy Istota
Chrystusa zst
ąpiła na plan fizyczny. Śmierć Zbawiciela na krzyżu była pomocą, która
zmieni
ła karmę niezliczonej ilości ludzi. Nie ma żadnych rozbieżności pomiędzy dobrze
rozumian
ą ezoteryką chrześcijańską a właściwie interpretowaną wiedzą duchową.
Mi
ędzy prawami chrześcijaństwa i prawami wiedzy duchowej panuje głęboka harmonia i
nic nie zmusza nas do porzucenia idei odkupienia.
Wnikniemy w prawo karmy g
łębiej jeszcze niż dotąd, gdy przejdziemy do rozważania
rozwoju ludzko
ści i całej Ziemi. Przytaczaliśmy niektóre fakty, które miały nam ułatwić
zrozumienie tego prawa. Niejedno zrozumiemy jeszcze lepiej, gdy przejdziemy do
ewolucji ludzko
ści i to nie tylko w okresie istnienia naszego ziemskiego globu, ale także
przez inne stany planetarne, które stanowi
ły inne wcielenia Ziemi. Cofając się w
zamierzch
łą przeszłość i równocześnie spoglądając w bardzo daleką przyszłość,
b
ędziemy mogli uzupełnić nasze wiadomości o karmie.
Na pocz
ątek poznamy jeszcze jeden ważny fakt. Wyjaśniliśmy sobie, że postać ludzka,
na któr
ą patrzą nasze oczy, czyli ciało fizyczne, jest wytworem wyższych części
sk
ładowych natury ludzkiej; że ciało eteryczne, astralne, jaźń, aż do najwyższego
ogniwa, nazwanego Atma, pracuj
ą nad naszym ciałem. Otóż te człony naszej natury nie
stoj
ą na jednym poziomie, nie mają tej samej wartości w ludzkiej naturze. Już zwykła
obserwacja wystarcza, aby zrozumie
ć, że ciało fizyczne jest w gruncie rzeczy
najdoskonalszym ogniwem naszej natury. We
źmy np. kawałek kości udowej. Nie jest to
wcale twarda, zbita masa kostna, lecz kunsztowna budowla jakby przeplataj
ących się
belkowa
ń. Kto pogrąży się w zadumie nad tą cząstką ludzkiego szkieletu, nie tylko
rozumowo, ale tak
że uczuciem, tego ogarnie podziw nad ogromem mądrości, która się
tam przejawia. Zosta
ła tu użyta tylko niezbędna ilość materiału, jakiej trzeba było użyć,
aby zgodnie z zasad
ą maksymalnych momentów wytrzymałości udźwignąć ciężar
tu
łowia. Najbardziej wyrafinowana sztuka inżynierska, najsubtelniejsze wyliczenia przy
konstrukcji mostów nie dorównuj
ą mądrości, która stwarza coś podobnego w naturze!
Je
żeli spojrzeć na ludzkie serce nie tylko okiem anatoma i fizjologa, to i w nim widzimy
wyraz wy
ższej mądrości. Nie wyobrażajmy sobie, że nasze ciało astralne doszło już
obecnie w swoim rozwoju do tego poziomu co nasze fizyczne serce. Serce jest
kunsztownym, przenikni
ętym mądrością organem; ciało astralne skłania człowieka w
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (4 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
swej
żądzy do zalewania tego serca przez dziesiątki lat trucizną, a serce przez dziesiątki
lat to wytrzymuje. Dopiero w przysz
łości, na dalszych stopniach rozwoju, ciało astralne
znajdzie si
ę również na takim poziomie, na jakim dzisiaj znajduje się ciało fizyczne, a
potem b
ędzie wyżej rozwinięte niż ciało fizyczne. Ale dziś ono właśnie jest
najdoskonalsze. Mniej doskona
łe jest już ciało eteryczne, a jeszcze mniej astralne.
Najm
łodszym zaś "dzieciątkiem" z nich wszystkich jest jaźń.
Cia
ło fizyczne, w takiej formie, jaką obecnie stanowi, jest najstarszym ogniwem natury
ludzkiej, najd
łużej nad nim pracowano. Dopiero gdy osiągnęło określony stopień rozwoju,
przenikn
ęło je ciało eteryczne. Przez pewien czas te dwa ciała działały razem, potem
do
łączyło się ciało astralne a wreszcie i jaźń, która jednak ma osiągnąć w przyszłości
jeszcze nie przeczuwane dzisiaj wy
żyny.
Podobnie jak cz
łowiek inkarnuje się wielokrotnie, tak i nasza Ziemia przechodziła przez
szereg wciele
ń i czeka ją dalsza droga, bo prawu reinkarnacji podlega cały kosmos.
Ziemia, a
ściślej to, co dzisiaj nazywamy Ziemią, jest reinkarnacją dawniejszych planet i
mo
żemy odnaleźć trzy takie inkarnacje Ziemi, które poprzedziły obecną.
Zanim Ziemia sta
ła się tym, czym jest teraz, była tym, co w wiedzy tajemnej - nie w
astronomii - nazywamy Ksi
ężycem. Dzisiejszy Księżyc to niby wypalony żużel, który
Ziemia odrzuci
ła, nie mogąc go na razie użyć. Gdybyśmy mogli złączyć w jedno
dzisiejszy Ksi
ężyc i dzisiejszą Ziemię, z wszystkimi substancjami i istotami, a potem
wymiesza
ć, to otrzymalibyśmy ten dawny Księżyc znany wiedzy tajemnej - poprzednika
Ziemi. To, co dzi
ś stanowi Ziemię, jest właśnie tym, co pozostało z dawnego Księżyca po
odrzuceniu dzisiejszego Ksi
ężyca jako niepotrzebnego w obecnym stadium rozwoju
żużlu.
Tak jak dzisiejszy Ksi
ężyc jest odrzuconą pozostałością dawnej księżycowej inkarnacji
Ziemi, podobnie dzisiejsze S
łońce, które widzimy na niebie, pochodzi z jeszcze
wcze
śniejszego wcielenia Ziemi. Zanim Ziemia była dawnym Księżycem, przeszła przez
okres zwany w wiedzy tajemnej s
łonecznym. Ta ówczesna Ziemia, którą nazywamy
dawnym S
łońcem, składała się ze wszystkich substancji i istot, które dziś stanowią
S
łońce, Księżyc i Ziemię. To pierwotne Słońce musiało uwolnić się od elementów,
których na wy
ższym poziomie nie mogło w sobie zatrzymać, od istot i substancji, które
stanowi
ą dzisiejszy Księżyc i Ziemię. Dzięki temu stało się gwiazdą stałą. Badacz wiedzy
duchowej nie s
ądzi, że gwiazda stała była już taką od początku; Słońce dopiero po
okresie, w którym by
ło planetą, osiągnęło stopień gwiazdy stałej.
S
łońce, na które dziś spoglądamy, było niegdyś złączone z Ziemią i zawierało w sobie
wiele istot, stoj
ących wyżej niż ziemskie istoty, podczas gdy w obecnym Księżycu mamy
znowu najgorsze cz
ęści tego, co dawniej było wspólne. Dlatego jest on tym odrzuconym
żużlem. Księżyc jest planetą w upadku, Słońce zaś planetą podniesioną o stopień wyżej.
Wcielenie naszej Ziemi, zwane dawnym S
łońcem lub okresem słonecznym, poprzedzał
jeszcze inny okres bytu, zwany dawnym Saturnem. Mo
żna więc wyodrębnić następujące
po sobie wcielenia: Saturn, S
łońce, Księżyc i wreszcie jako czwarty - Ziemia. Gdy nasi
przodkowie rozwijali si
ę w okresie Saturna, działał w nich tylko pierwiastek fizyczny; w
okresie s
łonecznym dołączyło się ciało eteryczne; w okresie księżycowym - astralne; na
naszej Ziemi - ja
źń.
Z wyk
ładu pod tytułem "Krew to sok bardzo osobliwy" widzimy, jak głęboko związana jest
ja
źń z naszą krwią. Nie mogło być krwi w organizmie ludzkim przed zainkarnowaniem się
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (5 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
ja
źni. Czerwona krew ludzka związana jest ściśle z rozwojem okresu ziemskiego. Nie
mog
łaby jednak powstać, gdyby Ziemia w swoim rozwoju nie zetknęła się z inną planetą,
a mianowicie z Marsem. Przedtem nie by
ło na Ziemi żelaza, nie było żelaza we krwi - w
ogóle nie by
ło takiej krwi, jaka jest dzisiaj człowiekowi niezbędna do życia. W pierwszej
po
łowie okresu ziemskiego wpływ Marsa jest miarodajnym czynnikiem w planetarnym
rozwoju Ziemi, podobnie jak w drugiej po
łowie wpływ Merkurego.
Mars obdarzy
ł Ziemię żelazem; Merkury stopniowo wyzwala duszę ludzką, czyni ją coraz
bardziej niezale
żną. Wiedza tajemna zaznacza to oddziaływanie obu planet, dzieląc
rozwój Ziemi na dwie po
łowy: Marsa i Merkurego. Inne nazwy planet oznaczają całe
planety, Ziemi
ę natomiast nazywają ezoterycy często Mars-Merkury. Nie mają przy tym,
oczywi
ście, na myśli ciał niebieskich, znanych dziś pod tymi nazwami, tylko siły, które
wywiera
ły swój wpływ na obydwie części ziemskiego rozwoju.
W przysz
łości Ziemia ponownie się wcieli; najbliższe wcielenie Ziemi nazywamy okresem
Jowisza. Cia
ło astralne będzie już wtedy na takim poziomie rozwoju, że nie będzie wrogo
przeciwstawia
ć się ciału fizycznemu tak jak dzisiaj. Nie będzie to jednak najwyższy
stopie
ń rozwoju ciała astralnego. Dzisiejszy poziom fizycznego organizmu osiągnie
wówczas cia
ło eteryczne. Będzie ono mieć wówczas poza sobą trzy okresy planetarne,
tak jak dzisiejsze cia
ło fizyczne.
Cia
ło astralne dojdzie do stopnia rozwoju dzisiejszego ciała fizycznego dopiero w
nast
ępnych okresach planetarnych, a mianowicie wtedy, gdy będzie miało za sobą okres
Ksi
ężyca, Ziemi, Jowisza i znajdzie się w okresie, który wiedza duchowa oznacza nazwą
Wenus. W ostatnim okresie planetarnym, w tzw. okresie Wulkana, ja
źń nasza osiągnie
swój najwy
ższy poziom. Tak więc przyszłe wcielenia Ziemi to: Jowisz, Wenus, Wulkan.
Ślady tych nazw odnajdujemy w nazwach dni tygodnia.
By
ł czas, kiedy nazwy wszystkiego, co ludzi obecnie otacza, pochodziły od
wtajemniczonych. Dzi
ś zatraciliśmy już głębokie odczucie związku, jaki zachodzi między
nazw
ą a rzeczą nazwana. Otóż nazwy dni tygodnia miały być przypomnieniem ewolucji,
jak
ą ludzie przechodzą poprzez kolejne wcielenia Ziemi.
Zacznijmy od soboty. Jest to dzie
ń Saturna, czego ślad został w języku angielskim -
saturday. Niedziela, po niemiecku Sonntag (Sonnentag) - dzie
ń Słońca. Poniedziałek, po
niemiecku Montag (Mondtag) - dzie
ń księżyca, po angielsku monday. Potem Mars i
Merkury, dwa stany naszego ziemskiego rozwoju. Wtorek jest to dzie
ń Marsa, po włosku
martedi, po francusku mardi.
Środa to dzień Merkurego, po włosku mercoledi, po
francusku mercredi. Tacyt mówi o dniu Wotana u Germanów. Wotan jest tylko inn
ą
nazw
ą Merkurego. Po angielsku mamy dziś jeszcze wednesday. Potem dzień Jowisza -
czwartek, po w
łosku giovedi, francuskie jeudi. Jowiszowi odpowiada w germańskiej
mitologicznej terminologii Donar, st
ąd Donnerstag. Potem dzień Wenus, włoskie venerdi,
francuskie vendredi, niemieckie Freitag. Wenus to starogerma
ńska bogini Freja.
W nazwach dni tygodnia mamy wi
ęc przypomnienie okresów rozwojowych Ziemi poprzez
kolejne jej wcielenia.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-07.htm (6 of 6) [07-May-11 4:55:18 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
VIII
Teraz rozpatrzymy kolejne wcielenia Ziemi - stan Saturna, S
łońca i Księżyca. Musimy
zda
ć sobie sprawę, że te kolejne inkarnacje konieczne były dla rozwoju związanych z
Ziemi
ą istot, a szczególnie człowieka, gdyż rozwój człowieka związany jest bezpośrednio
z rozwojem Ziemi.
Wyrobimy sobie w
łaściwe pojęcie o tych kolejnych przeobrażeniach Ziemi, gdy zdamy
sobie spraw
ę, jakim zmianom podlega w ciągu ewolucji człowiek, którego znamy tylko w
dzisiejszej postaci. Przede wszystkim rozwa
żymy, jakie zmiany zaszły w stanach
świadomości człowieka. Wszystko na świecie podlega ewolucji, tak samo i nasza
świadomość musiała rozwijać się stopniowo.
Nasz
ą dzisiejszą świadomość nazywamy przedmiotową albo dzienną świadomością
czuwania. Znamy j
ą wszyscy z codziennego doświadczenia, jakie czynimy od chwili
przebudzenia a
ż do zaśnięcia. Na czym właściwie polega ten stan świadomości? Otóż
cz
łowiek swoimi zmysłami zwraca się ku światu zewnętrznemu i postrzega otaczające go
przedmioty. Dlatego mówimy o
świadomości przedmiotowej.
Cz
łowiek patrzy w otaczającą go przestrzeń i widzi pewne przedmioty, które posiadają
okre
ślone kolory. Słyszy w przestrzeni przedmioty, od których rozchodzi się dźwięk.
Mo
że ich również dotykać i spostrzega, że są ciepłe lub zimne; może je wąchać i
smakowa
ć. Następnie człowiek myśli o tym, co postrzega zmysłami. Przy pomocy
rozumu stara si
ę pojąć te przedmioty. Te właśnie postrzeżenia i pojęcia, jakie wytwarza
sobie na ich podstawie, stanowi
ą dzienną świadomość czuwania, ten współczesny stan
świadomości. Nie zawsze miał człowiek taką właśnie świadomość. Wykształciła się ona
dopiero z biegiem czasu i nie pozostanie taka na zawsze, lecz przeobrazi si
ę w wyższe
stany
świadomości.
Przy pomocy
środków, jakimi dysponuje wiedza duchowa, prześledźmy najpierw siedem
stanów
świadomości. Nasza obecna świadomość znajduje się pośrodku. Poprzedzają ją
trzy inne stany, a w przysz
łości mamy przed sobą również trzy dalsze.
Mo
że to niektórych dziwić, że znajdujemy się w samym środku. Otóż pierwszy z tych
stanów
świadomości był poprzedzony przez inne, które jednak nie są już dostępne
naszemu duchowemu ogl
ądowi. Podobnie po siódmym nastąpią inne, również
niedost
ępne dla nas dzisiaj. Nasz wzrok sięga wstecz równie daleko jak przed siebie.
Gdyby
śmy znajdowali się na stopniu poprzednim, moglibyśmy wzrokiem ogarnąć o jeden
wi
ęcej stan świadomości wstecz, ale też o jeden mniej przed sobą. Podobnie jak
wyszed
łszy w pole, możemy dojrzeć równie daleko w prawo jak w lewo.
Spróbujmy okre
ślić te siedem stanów świadomości. Najpierw niezmiernie głucha,
pierwotna
świadomość, dziś prawie zupełnie nieznana człowiekowi. Tylko ludzie o
szczególnych zdolno
ściach medialnych mogą dziś przeżywać ten stan świadomości,
który niegdy
ś, w okresie saturnowym, był udziałem wszystkich. Dzisiaj wyjątkowo
wra
żliwe media dochodzą do tego stanu wtedy, gdy wszelkie inne stany świadomości są
u nich w u
śpieniu, zamierają. Gdy potem to wspominają albo też podczas tego stanu
rysuj
ą lub opisują, wychodzą na jaw jedyne w swoim rodzaju przeżycia, niepodobne w
niczym do czegokolwiek, co si
ę wokół nas dzieje. Rysunki powstałe w tym stanie,
chocia
ż bywają dziwaczne i wypaczone, jednak w ogólnym zarysie zgodne są z tym, co
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (1 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
nazywamy w wiedzy duchowej kolejnym stanem kosmosu. Cz
ęsto są bardzo
zniekszta
łcone i nieścisłe, jednak i wtedy można poznać, że ludzie ci znajdowali się w
stanie niezmiernie st
łumionej, ale uniwersalnej świadomości. Widzieli ciała niebieskie i
dlatego je rysuj
ą.
Tak
ą właśnie stłumioną świadomość, ale za to ogarniającą cały kosmos, miał człowiek w
okresie pierwszego wcielenia Ziemi. Jest to tak zwana
świadomość głębokiego transu. W
otoczeniu naszym s
ą istoty, które dziś jeszcze mają taką świadomość, są to minerały.
Gdyby
śmy mogli z nimi rozmawiać, dowiedzielibyśmy się, co dzieje się na Marsie i w
innych punktach kosmosu.
Świadomość minerału jest jednak zupełnie stłumiona.
Drugi stan
świadomości, który znamy, chociaż bardzo niedokładnie, to stan świadomości
snu. Ten stan
świadomości nie ogarnia tak wiele jak poprzedni. Jest to jeszcze bardzo
g
łucha świadomość, można ją jednak nazwać jasną w porównaniu z poprzednią. W tym
stanie snu pogr
ążeni byli ludzie słonecznym okresie bytu Ziemi Można powiedzieć, że
wówczas przodkowie nasi ci
ągle spali. Jeszcze dziś istnieje ten rodzaj świadomości.
Maj
ą go rośliny. Są one istotami, które ciągle śpią. Mogłyby one - gdyby potrafiły mówić -
opowiedzie
ć nam, co dzieje się na Słońcu, gdyż mają one świadomość słoneczną.
Trzeci stan, ci
ągle jeszcze niejasnej i stłumionej świadomości w porównaniu do tej, którą
mamy na jawie, to
świadomość obrazowa, o której możemy już mieć dokładniejsze
poj
ęcie, gdyż w marzeniach sennych mamy echo tego stanu, jakkolwiek sny są tylko
szcz
ątkową pozostałością tego, co w okresie księżycowym stanowiło świadomość
wszystkich ludzi. Dobrze jednak odwo
łać się do snu, aby otrzymać obraz świadomości
ksi
ężycowej.
W snach znajdujemy wprawdzie co
ś chaotycznego, nielogicznego, ale przy dokładnej
obserwacji to zagmatwanie stwarza jednak pewn
ą wewnętrzną prawidłowość.
Sen jest niezwykle symboliczny. W moich wyk
ładach często przytaczałem wzięte z życia
przyk
łady. Śnicie, że biegniecie za zieloną żabką, aby ją złapać, czujecie w dłoni jej
mi
ękkie, gładkie ciało; budzicie się i macie w ręku róg poszewki od pościeli. Gdybyście
pos
łużyli się dzienną świadomością, widzielibyście, jak wasza ręka ujmuje pościel.
Świadomość snu daje wam symbol zewnętrznej czynności, formuje obraz zmysłowy z
tego, co dzienna
świadomość widzi jako realny fakt.
A oto inny przyk
ład. Pewien student śni, że stoi u drzwi audytorium, ktoś go popycha,
wywi
ązuje się sprzeczka i awantura. Od słowa - aż do wyzwania. Dalsze wypadki
rozwijaj
ą się błyskawicznie, aż wreszcie w towarzystwie sekundantów i lekarza student
udaje si
ę na miejsce pojedynku. Pada pierwszy strzał. W tym momencie budzi się i widzi,
że przewrócił stojący przy łóżku stołek. Na jawie usłyszałby po prostu stuk padającego
krzes
ła; sen usymbolizował to proste wydarzenie, nadając mu dramatyczne cechy
pojedynku. Widzimy na podstawie tego przyk
ładu, że we śnie czas biegnie inaczej. Przez
krótk
ą chwilę, gdy upadało krzesło, w świadomości sennej rozegrał się cały dramat;
wszystko, co by
ło potrzebne jako przygotowanie, nastąpiło w jednej chwili. Sen cofnął się
w czasie, nie kr
ępują go warunki świata zewnętrznego. Czas to jego żywioł, materiał, w
którym sen tworzy.
Sen potrafi usymbolizowa
ć w ten sposób nie tylko zewnętrzne wrażenia, ale także
wewn
ętrzne procesy, jakie zachodzą w organizmie. Człowiek śni np., że jest w jakimś
lochu,
że obłażą go wstrętne pająki; budzi się z bólem głowy. Własna czaszka
przedstawia
ła mu się we śnie symbolicznie jako loch, ból zaś jako pająki.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (2 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Sen dzisiejszego cz
łowieka symbolizuje zarówno wydarzenia zewnętrzne, jak i
wewn
ętrzne. Inaczej było w okresie księżycowym. W tym trzecim stanie świadomości
życie człowieka upływało całkowicie wśród takich obrazów, jakie pojawiają się w
dzisiejszych snach. Obrazy te by
ły jednak wyrazem rzeczywistości. Wyrażały
rzeczywisto
ść zupełnie tak samo, jak dzisiaj realna jest np. błękitna barwa. Wówczas
jednak barwa swobodnie unosi
ła się w przestrzeni, nie była przywiązana do
przedmiotów. Dzi
ś człowiek wychodzi na ulicę, z daleka widzi innego człowieka,
przygl
ąda mu się, zbliża się do niego - taka sytuacja nie była możliwa przy tamtym stanie
świadomości, gdyż istot ukształtowanych w ten sposób, że są niejako powleczone na
powierzchni barw
ą, człowiek nie mógł wówczas postrzegać; pomijając już to, że nie mógł
chodzi
ć w taki sposób jak dziś. Ale przypuśćmy, że człowiek w okresie księżycowym
spotyka
ł się z innym człowiekiem - w tej samej chwili powstawał przed nim obraz z
unosz
ących się swobodnie w przestrzeni barw i kształtów. Jeżeli ten obraz był
odpychaj
ący, człowiek ustępował z drogi, żeby się z nim nie spotkać. Jeżeli był piękny,
wtedy zbli
żał się do niego. Odpychający obraz oznaczał, że ten drugi człowiek żywi ku
niemu nieprzyjazne uczucia; pi
ękny, że go kocha.
Przypu
śćmy, że w okresie księżycowym istniała np. sól. Dziś widzimy ją jako przedmiot w
przestrzeni, jako ziarnisty proszek o okre
ślonej barwie. Wtedy reagowalibyśmy inaczej.
Nie mogliby
śmy jej widzieć. Natomiast wokół miejsca, gdzie znajdowałaby się sól,
unosi
łby się w powietrzu obraz, splot barw i kształtów, oznaczający, że sól jest
po
żyteczna dla człowieka. W ten sposób cała świadomość człowieka wypełniona była
przep
ływającymi obrazami barw i kształtów. Człowiek żył w morzu barw i kształtów.
Obrazy form i barw okre
ślały to, co działo się wokół, przede wszystkim w dziedzinie
duszy, co by
ło dla niej pożyteczne lub szkodliwe. Właśnie te obrazy umożliwiały
cz
łowiekowi prawidłową orientację.
Świadomość ta, w okresie gdy dawny Księżyc reinkarnował się jako obecna Ziemia,
przeobrazi
ła się w stan, który nazywamy dzisiaj świadomością dzienną. Pozostałość
poprzedniego stanu zachowa
ła się jedynie w sennych marzeniach. Jest to tylko
pozosta
łość, analogiczna do szczątkowych śladów, jakie pozostawiają po sobie inne
zjawiska. Tak np. mamy w okolicy ucha mi
ęśnie, które dziś wydają się bezcelowe.
Dawniej mia
ły one znaczenie, służyły mianowicie do tego, aby dowolnie poruszać uchem;
dzi
ś mało kto potrafi tego dokonać. Istnieją też u dzisiejszego człowieka stany, które są
pozosta
łością dawnej normalnej organizacji. Obrazy, które dziś nic nie znaczą, miały
dawniej swoje znaczenie, odpowiada
ły wówczas światu zewnętrznemu. Dzisiaj podobną
świadomość obrazową mają jeszcze wszystkie zwierzęta, które nie mogą wydawać głosu
z wn
ętrza organizmu. Trzeba wiedzieć, że wiedza tajemna dzieli zwierzęta zupełnie
inaczej ni
ż zewnętrzna wiedza przyrodnicza; mianowicie na takie, które wydają głos ze
swego wn
ętrza i takie, które tego nie potrafią. Wprawdzie wiele zwierząt niższych wydaje
ró
żne odgłosy, ale powstają one w sposób mechaniczny, nie pochodzą z wnętrza
organizmu; nawet
żaba nie wydaje dźwięków ze swojego wnętrza. Dopiero wyższe
zwierz
ęta, które powstały wówczas, kiedy człowiek umiał już dźwiękiem wyrażać ból i
rado
ść, obdarzone zostały możliwością wyrażania głosem i krzykiem tych doznań. Otóż
wszystkie zwierz
ęta pozbawione tej możliwości mają jeszcze świadomość obrazową, nie
widz
ą one obrazu ograniczonego różnicą barw, tak jak my. Jeżeli do świadomości
którego
ś z niższych zwierząt, np. raka, dociera obraz, który sprawia na nim przykre
wra
żenie, to zwierzę usuwa się z drogi, nie widząc przedmiotu, od którego ucieka;
szkodliwo
ść tego przedmiotu poznaje jednak po odpychającym obrazie, który mu się
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (3 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
ukazuje.
Czwarty stan
świadomości jest dziś właściwy wszystkim ludziom. Barwy, poprzednio
swobodnie unosz
ące się w przestrzeni, układają się niejako na przedmiocie, oblekają jak
gdyby ten przedmiot, okre
ślają jego granice. Dawniej unosiły się swobodnie, teraz
objawiaj
ą się na przedmiotach. W ten sposób to, co było wewnętrznym przeżyciem
cz
łowieka, wyszło na zewnątrz i przywarło, jeśli się tak można wyrazić, do przedmiotu.
Cz
łowiek zaś zdobył dzięki temu swoją dzisiejszą świadomość dzienną – świadomość
jawy.
A teraz rozwa
żmy coś innego. Wspomnieliśmy już, że praca nad utworzeniem fizycznego
organizmu cz
łowieka rozpoczęła się w okresie dawnego Saturna. W okresie dawnego
S
łońca przyłącza się ciało eteryczne, czyli życiodajne. Przeniknęło ono organizm fizyczny
i pracowa
ło nad jego dalszym rozwojem. W okresie księżycowym przybyło ciało astralne,
które znowu zmieni
ło postać ciała. W okresie Saturna ciało nasze było niezmiernie
proste; w okresie s
łonecznym było ono już bardziej złożone, gdyż zostało przepracowane
dzi
ęki dołączeniu się ciała eterycznego, które współdziałało w jego rozwoju. W okresie
ksi
ężycowym doskonaliło je w dalszym ciągu ciało astralne, na Ziemi zaś - jaźń. W epoce
Saturna, kiedy cia
ło fizyczne nie było jeszcze przeniknięte ciałem eterycznym, nie było w
nim tych wszystkich organów, które mamy dzisiaj. Nie by
ło ani krwi, ani nerwów, ani
żadnych narządów wewnętrznego wydzielania. Człowiek miał wówczas - i to dopiero w
zal
ążku - te organy, które dziś są najdoskonalsze, gdyż miały czas, by dojść w swym
rozwoju do dzisiejszej doskona
łości. Są to wspaniale zbudowane organy naszych
zmys
łów.
Cudownie zbudowane oko ludzkie, wspania
ły aparat ludzkiego ucha dopiero dziś
osi
ągnęły swą pełną doskonałość. Wyłonione z substancji dawnego Saturna,
doskonalone by
ły kolejno przez ciało eteryczne, astralne i wreszcie przez jaźń. Również
krta
ń powstała w okresie Saturna, wówczas jednak człowiek nie umiał jeszcze mówić. W
okresie ksi
ężycowym zaczął wydawać nieartykułowane tony i krzyki, ale dopiero dzięki
d
ługiemu, stopniowemu doskonaleniu krtań mogła dojść do tego poziomu doskonałości,
w jakiej dzi
ś występuje na Ziemi. Na dawnym Słońcu, gdzie doszło ciało eteryczne,
kszta
łtowały się dalej wszystkie narządy zmysłowego postrzegania zapoczątkowane na
Saturnie, poza tym przyby
ły jeszcze narządy wydalania i odbudowywania, które służą
od
żywianiu i rośnięciu. Ich rozwój zapoczątkowany został na Słońcu, potem
opracowywa
ło je ciało astralne na Księżycu i jaźń na Ziemi. Są to np. wszystkie gruczoły
wydzielania wewn
ętrznego, narządy uczestniczące w procesach wzrostu. Następnie
powsta
ł na Księżycu, dzięki przyłączeniu się ciała astralnego, zaczątek systemu
nerwowego. Cz
łowiek miał wtedy świadomość obrazową. Czynnikiem, który umożliwił
rozwój
świadomości przedmiotowej, co jednocześnie pozwoliło człowiekowi na wyrażanie
rado
ści i bólu głosem ze swego wnętrza, a więc czynnikiem kształtującym jaźń człowieka,
by
ła krew.
W ten sposób ca
ły wszechświat brał udział w budowie naszych organów zmysłowych;
natomiast narz
ądy hormonalne, organy służące odżywianiu i rozmnażaniu, powstały
dzi
ęki ciału eterycznemu na dawnym Słońcu. Ciało astralne zbudowało na dawnym
Ksi
ężycu system nerwowy, a nasza jaźń, już na Ziemi, krew. Istnieje zjawisko nazwane
niedokrwisto
ścią lub anemią. W krańcowym wypadku krew dochodzi do takiego stanu, w
którym nie mo
że już utrzymać w człowieku dziennej świadomości. Wpada się wtedy w
stan przy
ćmionej, zamglonej świadomości, podobnej do tej, którą posiadaliśmy w okresie
ksi
ężycowym.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (4 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
A teraz spójrzmy jeszcze na trzy stany
świadomości, które dopiero nastąpią. Można
zapyta
ć, w jaki sposób można je dzisiaj poznać? Wtajemniczony już dziś może osiągnąć
te stany, wyprzedzaj
ąc ogólny rozwój ludzkości. Następnym stanem jest świadomość
psychiczna,
łącząca w sobie świadomość obrazową i dzienną świadomość jawy. W
stanie
świadomości psychicznej widzimy człowieka tak, jak teraz na jawie widzimy jego
kszta
łty. Jednocześnie to, co żyje w jego duszy, staje przed nami w obrazach w postaci
ob
łoku barw zwanego aurą. Mamy wtedy pełną kontrolę nad naszym przeżyciem, tak jak
stan dzisiejszej
świadomości dziennej daleki jest od sennych marzeń, które cechowały
świadomość okresu księżycowego. W okresie planetarnym, który nastąpi po obecnym
wcieleniu naszej Ziemi, w okresie Jowisza,
świadomość psychiczna stanie się udziałem
wszystkich ludzi.
Jest jeszcze szósty stan
świadomości, który też kiedyś będzie powszechny. Połączy on
dzisiejsz
ą świadomość dzienną z tym, co obecnie zna tylko wtajemniczony jako
świadomość psychiczną, a ponadto z tym wszystkim, co człowiek przeżywa dzisiaj śpiąc.
B
ędzie to świadomość inspiracyjna. Na tym etapie osiągnie głębokie zrozumienie natury
ró
żnych istot. Będziemy nie tylko spostrzegać barwy i kształty. Otaczające nas istoty
przemówi
ą jeszcze dźwiękiem i tonem. Każda dusza ludzka uzyska swój indywidualny
ton, a wszystko razem z
łączy się w jedną symfonię. Taką świadomość będą mieć ludzie,
gdy nasza planeta przejdzie w stan Wenus. Ludzie prze
żywać będą wówczas harmonię
sfer, któr
ą Goethe opisuje w prologu do "Fausta":
Jak od przedwieczy, S
łońca tony
Wtóruj
ą sfer siostrzanym grom,
A obieg jego wyznaczony
Zamyka swym gruchotem grom.
(t
łum. Artur Sandauer)
Gdy Ziemia przechodzi
ła okres słonecznej inkarnacji, do człowieka dochodziły niejasno
te d
źwięki i tony, a w okresie Wenus będą one znowu dźwięczały i grały "jak od
przedwieczy".
Siódmy stan
świadomości człowieka to świadomość duchowa, najwyższa świadomość
wszech
świata. Człowiek będzie widział nie tylko naszą planetę, ale całe otoczenie
kosmiczne.
Świadomość, którą człowiek miał już na Saturnie była wprawdzie
przyt
łumiona, ale na swój sposób ogarniała już wtedy cały kosmos. Tę kosmiczną
świadomość dołączy człowiek do wszystkich poprzednich w siódmym okresie inkarnacji
naszej Ziemi, w okresie Wulkana.
Przechodz
ąc kosmiczne przeobrażenia człowiek musi rozwinąć te siedem stanów
świadomości. Każda inkarnacja Ziemi wytwarza warunki, które umożliwiają takie stany
świadomości. Tylko dlatego, że na Księżycu powstał zalążek naszego systemu
nerwowego, który rozwin
ął się później w mózg, możliwy jest dzisiejszy stan dziennej
świadomości. W trakcie rozwoju muszą powstać organy, dzięki którym wyższe stany
świadomości, jakie dziś przeżywa w duszy wtajemniczony, będą mogły przejawiać się
fizycznie.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (5 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Przechodzenie przez kolejne okresy planetarne daje cz
łowiekowi możliwość rozwoju.
Ka
żde kolejne wcielenie naszej planety związane jest z rozwojem jednego z siedmiu
stanów
świadomości człowieka. To, co dzieje się w każdym okresie, jest budowaniem
fizycznych organów dla stanów
świadomości. W okresie Jowisza ludzkość będzie mogła
pos
ługiwać się wysoko rozwiniętym organem świadomości psychicznej. W okresie
Wenus powstanie organ, dzi
ęki któremu człowiek będzie mógł fizycznie rozwinąć
świadomość, którą może mieć dziś wtajemniczony na planie dewahanu. Świadomość
duchowa, która rozwinie si
ę w okresie Wulkana, odpowiadać będzie tej, jaką dziś ma
wtajemniczony w wy
ższych sferach dewahanu - w świecie rozumowym.
B
ędziemy rozważać oddzielnie wymienione okresy planetarne, gdyż podobnie jak Ziemia
mia
ła wcześniej zupełnie inną postać np. w okresie atlantyckim i lemuryjskim - a jeszcze
inaczej b
ędzie wyglądała w przyszłych okresach rozwojowych - podobnie Księżyc,
S
łońce, Saturn, Jowisz, Wenus i Wulkan przechodzą przez różne stany.
Poznali
śmy dzisiaj wielkie cykle planet, jutro zajmiemy się zmianami zachodzącymi na
tych planetach, kiedy by
ły one miejscem rozwoju człowieka.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-08.htm (6 of 6) [07-May-11 4:55:20 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
IX
Lepiej zrozumiemy rozwój ludzko
ści w okresach planetarnych, jakie poprzedzały naszą
Ziemi
ę, w okresach Saturna, Słońca i Księżyca, gdy raz jeszcze spojrzymy na człowieka
pogr
ążonego we śnie, w sennych marzeniach.
Gdy cz
łowiek śpi, jasnowidzący widzi jego ciało astralne otaczające jaźń i unoszące się
nad cia
łem fizycznym. Ciało astralne znajduje się wówczas poza ciałem fizycznym i
eterycznym, ale pozostaje z nimi po
łączone. Wysyła ono w wielki organizm kosmosu
promienie, pr
ądy, wychyla się niejako w kosmos. W śpiącym człowieku rozróżniamy ciało
fizyczne, eteryczne i astralne, ale cia
ło astralne rozprzestrzenia się w wielki organizm
astralny.
Gdyby
śmy wyobrazili sobie sytuację, że ludzie na planie fizycznym mają ciała
przenikni
ęte tylko ciałem eterycznym, a ciało astralne z jaźnią unoszą się ponad nimi,
mieliby
śmy stan, w jakim ludzkość znajdowała się w okresie księżycowym. Jednak w
okresie dawnego Ksi
ężyca ciało astralne nie było tak bardzo oddzielone od fizycznego;
równie silnie zanurza
ło się w ciało fizyczne jak i wybiegało w kosmos.
Je
żeli jednak wyobrazimy sobie stan, jaki zachodzi dzisiaj we śnie tak głębokim, że
nawet obrazy marze
ń sennych nie przenikają do świadomości, to mamy stan
świadomości w okresie dawnego Słońca. I jeżeli teraz wyobrazimy sobie, że człowiek
umiera, a jego cia
ło eteryczne łącznie z astralnym i jaźnią opuszcza jego organizm, ale w
taki sposób,
że łączność nie zostaje całkowicie przerwana, że to, co przeszło na
zewn
ątrz, co pogrążone jest w otaczającym kosmosie, zsyła na Ziemię swoje promienie i
pracuje nad cia
łem fizycznym, to zrozumiemy stan, w jakim ludzkość znajdowała się na
Saturnie.
Sam glob dawnego Saturna zawiera
ł tylko to, co stanowiło naszą fizyczność; otaczała go
eteryczno-astralna atmosfera, w której pogr
ążone były ludzkie jaźnie.
Ludzie rzeczywi
ście istnieli już w okresie Saturna, ale stan ich świadomości był
nies
łychanie przytłumiony. Zadaniem dusz ludzkich było ożywienie i utrzymanie
aktywno
ści tego, co należało do nich na samym Saturnie. Pracowały z góry nad swoim
cia
łem fizycznym. Podobnie jak ślimak, który wytwarza od zewnątrz swoją skorupę, tak i
dusze pracowa
ły z zewnątrz nad zaczątkami organów ciała fizycznego. Opiszemy, jak się
ta praca przedstawia
ła, jak wyglądał Saturn w tym czasie.
Mówi
łem już, że ukształtowały się tam w fizycznej cielesności zaczątki narządów
zmys
łowych. Nad nimi to właśnie pracowały z zewnątrz, unosząc się w atmosferze
Saturna, dusze ludzkie. Przebywa
ły one w przestrzeni otaczającej Saturna, w dole była
ich pracownia; tam wytwarza
ły, działając z zewnątrz, prototypy oka, ucha i innych
narz
ądów zmysłowych.
Jaka by
ła zasadnicza cecha żywiołu, który tworzył glob Saturna? Trudno to opisać, bo w
naszej mowie brak odpowiednich wyra
żeń. Nasza mowa jest obecnie całkowicie
zmaterializowana, dostosowana tylko do planu fizycznego. Jest jednak wyra
żenie, którym
mo
żna do pewnego stopnia określić subtelną pracę, jaka dokonywała się na Saturnie:
"odzwierciedla
ć się". Żywioł stanowiący glob Saturna miał własność odbijania całą masą
tego, co przychodzi
ło z zewnątrz jako światło, dźwięk, smak, zapach. Wszystko to Saturn
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (1 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
odsy
łał z powrotem w kosmos, wszystko wracało odbite jak w zwierciadle. Możemy to
porówna
ć z maleńkim odbiciem własnej postaci, jakie dostrzegamy w źrenicy innego
cz
łowieka.
Unosz
ące się w otoczeniu Saturna dusze ludzkie postrzegały własne odbicie nie tylko w
postaci barwnych obrazów. By
ły to wszelkiego rodzaju wrażenia: smakowe, węchowe,
cieplne. Saturn dzia
łał jak zwierciadło. Żyjący w jego atmosferze ludzie promieniowali
sw
ą własną istotą i z obrazów powstałych przez odbicie formowały się zaczątki narządów
zmys
łowych; były to bowiem obrazy, które działały twórczo.
Wyobra
źmy sobie, że stoimy przed lustrem. Widzimy nasze własne odbicie, które
zaczyna tworzy
ć; nie jest jedynie martwym obrazem, jak dzisiejsze odbicie w lustrze.
Daje to pewne wyobra
żenie o twórczej działalności Saturna, o tym, jak ludzie żyli na
Saturnie i dokonywali swej pracy.
Na globie Saturna odbywa
ł się twórczy proces, a dusze ludzkie pogrążone były w górze
w stanie g
łębokiej świadomości transu, i nie wiedziały nic o odbiciach, które były ich
udzia
łem. Ich przytłumiona świadomość ogarniała jednak cały wszechświat, który za
po
średnictwem nieświadomych swego istnienia dusz ludzkich odzwierciedlał się w
substancji Saturna. One same by
ły w duchowej substancji i nie miały samodzielności.
By
ły tylko częścią duchowości otaczającej glob Saturna, nie mogły postrzegać duchowo.
Istnia
ły jednak wyższe duchy, które mogły postrzegać przy ich pomocy. Dusze ludzkie
stanowi
ły jakby organy tych duchów.
Saturna otacza
ł wówczas cały szereg wyższych istot. Były to duchy zwane w ezoteryce
chrze
ścijańskiej posłańcami Boga: Aniołami, Archaniołami, Prasiłami, Potęgami.
Wszystkie znajdowa
ły się w atmosferze Saturna. Tak jak ręka jest częścią organizmu, tak
nasze dusze nale
żały do tych istot. Nie miały swojej własnej świadomości, podobnie jak
r
ęka nie ma własnej, odrębnej świadomości. Pracowały świadomością wyższych duchów,
wy
ższą świadomością kosmiczną i kształtowały w ten sposób obrazy narządów
zmys
łowych, które po odbiciu od Saturna działały twórczo. Kształtowały też substancję
Saturna. Nie powinni
śmy sobie wyobrażać, że substancja ta była równie gęsta jak nasze
dzisiejsze cia
ła. Stan największego zagęszczenia w okresie Saturna był znacznie
rzadszy od naszego dzisiejszego fizycznego powietrza; a jednak Saturn mia
ł też swój byt
fizyczny, tylko
że doszedł do stopnia zagęszczenia, który nazywamy ogniem, ciepłem, w
którym dzisiejsza fizyka nie dostrzega
żadnej materii. Dla wiedzy tajemnej ciepło jest
jednak materi
ą, tylko jeszcze subtelniejszą niż gaz; jego cechą jest tendencja do coraz
dalszego rozprzestrzeniania si
ę. Glob Saturna utworzony był właśnie z takiej subtelnej
materii, mia
ł więc zdolność do rozprzestrzeniania się od wewnątrz, do wypromieniowania
wszystkiego, odzwierciedlania. Takie cia
ło wypromieniowuje z siebie wszystko, nie dąży
do tego, aby cokolwiek w sobie zatrzyma
ć.
Glob Saturna nie by
ł substancją jednolitą, można w nim było dostrzec pewne
zró
żnicowanie, pewną konfigurację. Później organy Saturna przybrały kształt kulistych
komórek, tylko
że dzisiejsze komórki są bardzo drobne, zaś tamte kule były wielkie, a
sk
ładający się z nich Saturn przypominał trochę olbrzymią malinę lub jeżynę. Na Saturnie
nie mo
żna było jeszcze widzieć, gdyż odzwierciedlając odsyłał on z powrotem wszystko,
co dociera
ło do niego z zewnątrz jako światło. Wewnątrz substancji Saturna panowała
ca
łkowita ciemność i dopiero w końcowej fazie swojego rozwoju zaczął się trochę
rozja
śniać. W otoczeniu jego atmosfery przebywały pewne wyższe duchy, które
pomaga
ły w przygotowaniu powstających na Saturnie ludzkich narządów zmysłów.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (2 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Dusze ludzkie nie by
ły jeszcze na tyle rozwinięte, by same mogły pracować; pracowały
pod kierunkiem wy
ższych duchów.
Tak samodzielnie jak dzisiaj pracuje cz
łowiek, pracowały na Saturnie pewne istoty, które
znajdowa
ły się wówczas na stopniu rozwoju odpowiadającym dzisiejszemu człowiekowi.
Nie mog
ły wyglądać tak jak dzisiejszy człowiek, gdyż jedyną materią na Saturnie było
ciep
ło; jednak ich inteligencja i stan świadomości były na poziomie dzisiejszego
cz
łowieka, chociaż nie mogły utworzyć ani ciała fizycznego, ani mózgu. Przyjrzyjmy się
im troch
ę bliżej. Człowiek na obecnym etapie rozwoju składa się z czterech członów:
cia
ła fizycznego, eterycznego, astralnego i jaźni. Jaźń zawiera w zalążkach jeszcze
wy
ższe ogniwa: duch jaźń, duch-życie i duch-człowiek (Manas, Buddhi i Atma).
Najni
ższe, chociaż i najdoskonalsze w swoim rodzaju ogniwo naszej istoty na Ziemi, to
cia
ło fizyczne. Potem następuje ciało eteryczne, następnie astralne i wreszcie jaźń. Są
jednak istoty, których najni
ższym ogniwem jest ciało eteryczne. Ciało fizyczne nie jest im
potrzebne, aby pracowa
ć w świecie zmysłów; mają za to inne, ósme ogniwo, wyższe od
siódmego elementu naszej natury.
U innych znów istot cia
ło astralne jest najniższym członem, a za to przybywa im coś
wy
ższego, ósme i dziewiąte ogniwo. I wreszcie są takie istoty, u których najniższym
cz
łonem jest jaźń, a najwyższym dziesiąty człon.
U istot, których najni
ższym ogniwem jest jaźń mamy więc następujące człony:
ja
źń
duch-ja
źń (Manas)
duch-
życie (Buddhi)
duch-cz
łowiek (Atma)
Nast
ępnie dochodzi ósmy, dziewiąty i dziesiąty człon. Ezoteryka chrześcijańska nazywa
je:
Duch
Święty
Syn albo S
łowo
Ojciec
W literaturze teozoficznej nazywa si
ę je również trzema Logoi.
Istoty, których najni
ższym ogniwem jest jaźń, odegrały ważną dla nas rolę w okresie
rozwojowym Saturna. Znajdowa
ły się wówczas na stopniu rozwoju odpowiadającym
dzisiejszemu cz
łowiekowi. Warunki, które próbowaliśmy przedstawić opisując byt
Saturna, warunki tak niepodobne do obecnych, by
ły właśnie terenem działalności ich
ja
źni. Istoty te można by nazwać ludźmi Saturna. W tym znaczeniu były one "przodkami"
dzisiejszych ludzi. Promieniowa
ły na powierzchnię Saturna swą najbardziej
uzewn
ętrznioną istotą, jaźnią. Zaszczepiały jaźń w ciała fizyczne, które się tam tworzyły.
W ten sposób pracowa
ły one nad przygotowaniem ciała fizycznego, aby w przyszłości
mog
ło stać się nosicielem jaźni. Takie ciało fizyczne, jakim został obdarzony dzisiejszy
cz
łowiek, mogło przyjąć jaźń dopiero na czwartym stopniu rozwoju, na Ziemi. Zdolność
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (3 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
do przyj
ęcia jaźni musiała być jednak zaszczepiona naszemu ciału fizycznemu na
Saturnie. Te istoty ja
źni okresu dawnego Saturna nazywane są również Duchami
Egoizmu.
Egoizm ma dwie strony: dodatni
ą i ujemną. Gdyby nie egoizm, ustawicznie zaszczepiany
na Saturnie i w nast
ępnych epokach planetarnych, człowiek nigdy nie stałby się
samodzieln
ą istotą, która może mówić o sobie "ja". W naszej cielesności fizycznej istnieją
si
ły zaszczepione jeszcze na Saturnie, które predestynują nas na istoty samodzielne,
ró
żniące się od wszystkich innych istot. Musiały nad tym pracować Asuras, Duchy
Egoizmu.
S
ą dwa rodzaje tych duchów, jeżeli pominiemy drobne odmiany. Jedne z nich
kszta
łtowały egoizm w kierunku szlachetnej niezależności - coraz wyższej i pełniejszej
wolno
ści; jest to dodatni rodzaj egoizmu, niezależność. Duchy te prowadziły ludzkość
przez wszystkie nast
ępne okresy planetarne; wychowywały nas ku samodzielności.
W ka
żdym okresie planetarnym są jednak i takie duchy, które nie dotrzymują kroku w
ogólnym rozwoju, które cofaj
ą się, pozostają w miejscu, nie chcą rozwijać się dalej. I tu
rozpozna
ć można działanie pewnego prawa, które mówi, że jeśli to, co najwyższe,
upada, nie rozwija si
ę dalej, staje się czymś najgorszym.
Te z
łe duchy Saturna wypaczyły szlachetne poczucie wolności i przeobraziły je w coś
przeciwnego. S
ą to właśnie duchy, które kuszą, uwodzą do szkodliwego, niskiego
egoizmu. Jeszcze dzisiaj s
ą one w naszym otoczeniu. Wszystko, co jest złe, czerpie od
nich si
ły.
Ka
żda planeta po dojściu do kresu swego rozwoju wraca do bytu czysto duchowego,
znika niejako, wst
ępuje w okres snu, z którego wyłania się potem znowu do nowego
wcielenia. Tak w
łaśnie było z Saturnem. Następną jego inkarnacją było dawne Słońce,
które zawiera
ło w sobie wszystkie substancje oraz istoty duchowe stanowiące dzisiejsze
S
łońce, Ziemię i Księżyc. Rozwój człowieka w okresie słonecznym zaznaczył się tym, że
cia
ło eteryczne przeniknęło przygotowane na Saturnie ciało fizyczne. Fizyczność na
S
łońcu jest bardziej zagęszczona niż na Saturnie, można by ją porównać ze stanem
skupienia dzisiejszego powietrza. Formuj
ąca się fizyczna cielesność człowieka została
wi
ęc w okresie słonecznym przeniknięta ciałem eterycznym. Ciało fizyczne stanowiło
pewnego rodzaju cia
ło powietrzne, gazowe, podobnie jak w okresie Saturna było ciałem
cieplnym. Cia
ło eteryczne człowieka zstąpiło na dół i złączyło się już z fizycznym, ale w
atmosferze S
łońca znajdowało się jeszcze nasze ciało astralne z jaźnią, pogrążone w
wielkiej astralno
ści słonecznej. Stamtąd jaźń i astralność oddziaływały na ciało fizyczne i
eteryczne, podobnie jak dzisiaj podczas snu, gdy cia
ło astralne pracuje nad fizycznym i
eterycznym z zewn
ątrz. W ten sposób kształtowaliśmy zaczątki późniejszych narządów
trawienia, wzrostu i rozmna
żania; przeobrażaliśmy utworzone na Saturnie zaczątki
narz
ądów zmysłów w ten sposób, że jedne z nich zachowywały swój poprzedni
charakter, z innych za
ś powstawały gruczoły wydzielania wewnętrznego i narządy
pobudzaj
ące wzrost.
Wszystkie narz
ądy rozmnażania i organy pobudzające wzrost są przekształconymi i
opanowanymi przez cia
ło eteryczne narządami zmysłów. Jeżeli porównamy dawne
S
łońce z dawnym Saturnem, to znajdziemy pewną różnicę. Saturn był jeszcze czymś w
rodzaju odzwierciedlaj
ącej powierzchni; odbijał wrażenia smakowe, węchowe, wszelkie
wra
żenia zmysłowe. Inaczej było na Słońcu. Saturn natychmiast odsyłał wszystko, nie
zagarniaj
ąc nic dla siebie; Słońce natomiast przepajało się tym wszystkim i dopiero wtedy
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (4 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
odsy
łało z powrotem. Działo się tak dlatego, że Słońce miało ciało eteryczne. Organizm
przenikni
ęty ciałem eterycznym zachowywał się tak jak dzisiejsze rośliny wobec światła
s
łonecznego. Roślina wchłania światło, przepaja się nim i dopiero wtedy oddaje je z
powrotem. Je
żeli postawimy ją w ciemnym pokoju, to straci swe barwy i zwiędnie. Bez
światła nie byłoby chlorofilu. Tak samo zachowywały się nasze ciała na Słońcu,
przenika
ły się światłem i innymi składnikami. Tak jak roślina odsyła światło, kiedy się nim
wzmocni, podobnie i dawne S
łońce odsyłało światło po przepracowaniu go w sobie. I nie
tylko
światło, ale również ciepło, wrażenia smakowe, węchowe, wszystko to pochłaniane
by
ło przez Słońce i dopiero potem wypromieniowywane. Dlatego mówimy że nasze ciało
w okresie s
łonecznym było na poziomie rośliny, w stanie roślinnym. Nie wyglądało tak jak
dzisiejsze ro
śliny, bo te powstały dopiero na Ziemi. Jednak nosimy w sobie wspomnienie
tego ro
ślinnego okresu rozwojowego, jest to nasz system gruczołów wydzielania
wewn
ętrznego, którego rozwój zapoczątkowany został na Słońcu. Nasze narządy
od
żywiania i rozmnażania stanowiły wtedy krajobraz Słońca, podobnie jak dziś na Ziemi
otaczaj
ą nas góry i skały. My zaś pracowaliśmy wówczas nad tymi organami tak jak
dzisiaj uprawia si
ę i pielęgnuje ogródek. Słońce świeciło i promieniowało, odsyłając
przestrzeniom kosmicznym ich dary; l
śniło i mieniło się najwspanialszymi barwami,
wydawa
ło przedziwne tony, wspaniałe aromaty. Dawne Słońce było cudowną istotą w
przestworzach
świata. Ludzie pracowali nad swymi własnymi ciałami w ten sposób jak
dzi
ś niektóre zwierzęta, np. korale, pracują od zewnątrz nad swymi budowlami.
Odbywa
ło się to pod kierunkiem wyższych istot, które znajdowały się w atmosferze
S
łońca.
Szczególn
ą uwagę musimy poświęcić pewnej grupie duchów, które wówczas osiągnęły
stopie
ń człowieczeństwa. Na Saturnie stopień człowieczeństwa przechodziły Duchy
Egoizmu, które zaszczepi
ły w nas zmysł wolności i samodzielności. Na Słońcu
przechodzi
ły go inne istoty, których najniższym pierwiastkiem nie była jaźń, ale ciało
astralne. Posiada
ły więc następujące człony: ciało astralne, duch jaźń, duch-życie oraz
ósmy pierwiastek, który w ezoterii chrze
ścijańskiej nazywa się Duchem Świętym, a
wreszcie dziewi
ąty, którym jest Słowo, w znaczeniu, jakie ma na początku Ewangelii św.
Jana. Dziesi
ątego pierwiastka jeszcze nie miały. Istoty te kierowały na Słońcu wszelką
prac
ą astralną. Od dzisiejszych ludzi różniły się tym, że ludzie oddychają powietrzem, bo
w otoczeniu Ziemi maj
ą powietrze; one zaś oddychały ciepłem, czyli jak się mówi w
wiedzy tajemnej - "ogniem" .
Samo S
łońce utworzone było z pewnego rodzaju masy powietrznej; otaczała go
substancja, z której przedtem utworzony by
ł glob Saturna - ogień, ciepło. W części, która
uleg
ła zagęszczeniu, powstał gazowy glob Słońca, to zaś, co nie mogło się zagęścić,
stanowi
ło wokół Słońca falujące morze "ognia". Otóż istoty, które znajdowały się
wówczas na stopniu cz
łowieczeństwa i pracowały w służbie ludzkości, żyły na Słońcu
wdychaj
ąc i wydychając ogień, ciepło; dlatego nazywamy je Duchami Słońca albo
Duchami Ognia. Cz
łowiek był wówczas na stopniu świadomości sennej, świadomości
g
łębokiego snu bez marzeń; natomiast Duchy Ognia miały już świadomość jaźni. Od tego
czasu przesz
ły dalszy rozwój i osiągnęły wyższy stopień świadomości. Ezoteryka
chrze
ścijańska nazywa je dzisiaj Archaniołami. Najwyższym, najdoskonalszym duchem,
który w okresie s
łonecznym był Duchem Ognia, a który również dziś oddziałuje na
Ziemi
ę, jest Chrystus. Najwyżej rozwiniętym duchem Saturna jest Bóg Ojciec. Dla
ezoteryki chrze
ścijańskiej Jezus Chrystus był więc wcieleniem słonecznego Ducha
Ognia, najwy
ższego spośród Duchów Słońca. Aby mógł przybyć na Ziemię, musiał użyć
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (5 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
fizycznego cia
ła. Aby móc działać na Ziemi, musiał podlegać tym samym warunkom co
cz
łowiek.
Na S
łońcu mamy więc do czynienia z ciałem planetarnego Słońca, ale również ciałem
Duchów Ognia i cia
łem panującego na Słońcu Chrystusa. Gdy Ziemia była dawnym
S
łońcem, Duch ten był głównym Duchem Słońca. Gdy Ziemia była dawnym Księżycem,
rozwin
ął się On jeszcze wyżej i pozostał przy Ziemi. Stał się więc najwyższym
planetarnym Duchem Ziemi. Dzisiaj Ziemia stanowi Jego cia
ło, tak jak niegdyś Słońce.
Musimy dos
łownie przyjąć słowa Ewangelii św. Jana: "Kto mój chleb spożywa, ten stąpa
po mnie nogami". Gdy
ż Ziemia jest ciałem Chrystusa! Bo gdy ludzie jedzą chleb, w
którym zawarta jest substancja Ziemi, i chodz
ą po Ziemi, to stąpają po ciele Chrystusa.
Ujmijmy to dos
łownie, tak jak powinny być przyjmowane wszystkie religijne nauki. Trzeba
tylko najpierw zna
ć prawdziwe znaczenie liter, a dopiero potem szukać Ducha.
Na s
łonecznym globie nie wszystkie istoty doszły do tego stopnia rozwoju, o jakim
mówi
łem. Niektóre pozostały na poziomie bytu Saturna. Nie mogły one przyjąć w siebie
tego, co promieniowa
ło z przestrzeni świata, a następnie odesłać z powrotem. Musiały
odsy
łać te wrażenia natychmiast, nie mogły się nimi przepoić. Te jestestwa były na
S
łońcu ciemnymi fragmentami, które nie mogły wysyłać własnego światła. Ponieważ były
zamkni
ęte masą Słońca, mającą zdolność wysyłania światła, działały one jak ciemne
miejsca. Musimy odró
żnić więc takie miejsca na Słońcu, które promieniowały tym, co
odbiera
ły z przestrzeni świata i takie, które nie mogły niczego wypromieniować. Działały
jak ciemne wtr
ącenia wewnątrz słonecznej substancji. Na Saturnie duchy te niczego się
nie nauczy
ły, nie postąpiły naprzód w procesie rozwojowym. Podobnie jak ciało ludzkie
nie sk
łada się z samych gruczołów, organów bezpośrednio służących utrzymaniu życia,
ale zawiera równie
ż substancje martwe, podobnie i Słońce miało w sobie takie ciemne
inkrustacje.
Nasze dzisiejsze S
łońce jest pozostałością dawnego słoneczno-ziemskiego globu;
wyrzuci
ło z siebie Ziemię i Księżyc, a zatrzymało tylko to, co było najdoskonalsze. To, co
w okresie s
łonecznym było pozostałością Saturna, występuje na dzisiejszym Słońcu w
formie szcz
ątkowej jako tzw. plamy słoneczne. Te ciemne plamy wśród jaśniejącej masy
s
łonecznej są ostatnią pozostałością z okresu Saturna. W ten sposób wiedza duchowa
ods
łania ukryte, duchowe źródła zjawisk fizycznych. Astronomia i fizyka wyjaśnia
fizyczne przyczyny wyst
ępowania plam na Słońcu, ale duchowe powody to właśnie te
pozosta
łości dawnego Saturna.
A teraz zadamy sobie pytanie, jakie królestwa istnia
ły już na Saturnie? Istniało tam tylko
jedno królestwo, którego pozosta
łości zawierają dzisiejsze minerały. Mówiąc o tym, że
cz
łowiek przechodził przez stan mineralny, nie mamy na myśli dzisiejszych kamieni.
Ostatnich potomków saturnowego minera
łu trzeba raczej widzieć w naszych oczach,
uszach i innych narz
ądach zmysłów. Jest to najbardziej mineralna część naszego
organizmu. Nasze oko jest prawdziwym instrumentem fizycznym i nawet przez pewien
czas po
śmierci pozostaje nie zmienione.
To jedyne królestwo Saturna przesz
ło na Słońcu do pewnego rodzaju roślinnej
egzystencji. Nasze w
łasne ciało żyło tam jak roślina. Wszystko, co nie nadążało w
procesie rozwoju i pozosta
ło na stopniu Saturna, stanowiło na Słońcu rodzaj królestwa
mineralnego, mia
ło postać zanikających, nie ukształtowanych narządów zmysłowych. Ale
żadne istoty na Słońcu, z których wykształciło się ludzkie ciało, nie miały jeszcze w sobie
systemu nerwowego; zosta
ł on dołączony dopiero na Księżycu przez ciało astralne.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (6 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Ro
śliny również nie mają systemu nerwowego. Przypisywanie im systemu nerwowego
jest nieporozumieniem.
Cia
ła astralne, znajdujące się w okręgu słonecznym, posyłały pewien rodzaj prądów
naszym fizyczno-eterycznym organizmom. Te
świetlne prądy rozgałęziały się na kształt
drzewa. Ostatni
ą ich pozostałością jest organ, który nazywamy "splotem słonecznym".
Jest to ostatnie echo, ostatni
ślad zagęszczenia prądów na dawnym Słońcu aż do
materii; st
ąd nazwa "splot słoneczny", plexus solaris. Musimy sobie wyobrazić nasze
cia
ła na Słońcu, jak z góry przenikały je promienie rozgałęziając się na kształt drzewa.
S
łońce przedstawiało się na powierzchni jako ogromna ilość odgałęzień słonecznych
splotów. Te odga
łęzienia przedstawiane są w mitologii germańskiej jako "jesion świata",
który czasem mo
że oznaczać jeszcze coś innego.
S
łońce przeszło następnie w stan snu i przeobraziło się w to, co wiedza tajemna nazywa
dawnym Ksi
ężycem. Jest to trzecia inkarnacja Ziemi, która znowu ukazała panującego,
przewodniego ducha.
Najwy
ższym władcą Saturna był Duch Jaźni, którego nazywamy Bogiem Ojcem,
Najwy
ższym na Słońcu był Duch Słoneczny, Chrystus. Podobnie najwyższym władcą
ksi
ężycowego okresu Ziemi był Duch Święty ze swymi zastępami, które ezoteryka
chrze
ścijańska nazywa posłami bożymi, Aniołami.
W ten sposób przeszli
śmy dwa dni stworzenia świata, które w ezoteryce nazywamy: Dies
Saturni, Dies Solis. Teraz przejdziemy do Dies Lunae.
Zawsze posiadano
świadomość wiodącej boskości Saturna, Słońca i Księżyca.
S
łowa: Dies = dzień i Deus = Bóg pochodzą z tego samego źródła. Słowa Dies Solis
równie dobrze mo
żna rozumieć jako Dzień Słońca albo jako Bóg Słońca, myśląc
równocze
śnie - Chrystus.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-09.htm (7 of 7) [07-May-11 4:55:23 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
X
Wczoraj mówili
śmy o różnych wcieleniach naszej planety, o wcieleniu Saturna i o
dawnym S
łońcu. Mówiliśmy, że na dawnym Słońcu człowiek miał już ciało fizyczne i
eteryczne, i wzniós
ł się do stopnia bytu roślinnego. Mówiliśmy także o tym, że byt ten
ró
żnił się znacznie od ziemskiego królestwa roślin, gdyż, jak później zobaczymy,
dzisiejsze ro
śliny powstały dopiero na Ziemi. Opisywaliśmy też, jak w okresie dawnego
S
łońca przodkowie człowieka dzięki temu, że mieli ciało eteryczne, kształtowali przede
wszystkim te organy, które dzi
ś znamy jako gruczoły wydzielania wewnętrznego,
odpowiedzialne za wzrost, rozmna
żanie i odżywianie. Organy te istniały na Słońcu, tak
jak ska
ły, kamienie i rośliny istnieją na Ziemi. Obok nich było drugie królestwo, które
mo
żna nazwać zatrzymanym w rozwoju królestwem Saturna, a które miało w sobie
zadatki przysz
łego królestwa minerałów. Nie były to w żadnym razie minerały w
dzisiejszym znaczeniu. By
ły to ciała, które nie osiągnęły zdolności do złączenia się z
cia
łem eterycznym i wobec tego pozostały na stopniu minerałów, na którym człowiek
znajdowa
ł się na Saturnie. Tak więc możemy mówić o dwóch królestwach dawnego
S
łońca. W literaturze teozoficznej spotyka się często wyrażenie, że człowiek przeszedł
przez
świat mineralny, roślinny i zwierzęcy, ale nie jest to dokładne określenie. Świat
mineralny, przez który cz
łowiek przeszedł na Saturnie, miał zupełnie inną postać. Były to
jakby pierwsze zal
ążki naszych narządów zmysłowych. I podobnie na Słońcu nie było
takiej ro
ślinności jak nasza dzisiejsza, a tylko to, co dziś żyje w człowieku jako jego
organy odpowiedzialne za wzrost. Wszystkie narz
ądy wydzielania wewnętrznego
naszego organizmu mia
ły na Słońcu naturę rośliny, ponieważ były przeniknięte ciałem
eterycznym.
A teraz musimy sobie wyobrazi
ć, że dawne Słońce wstąpiło w stan snu, zaciemnienia,
utajonego bytu. Ale nie s
ądźmy, że taki okres jest dla planety okresem bezczynności,
niebytu. Okres ten podobny jest do czasu sp
ędzonego w dewahanie. Widzieliśmy, że
cz
łowiek przebywając pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem w wyższych światach
jest ca
ły czas aktywny, że spełnia prace o wielkiej doniosłości dla rozwoju Ziemi. Jedynie
dla obecnej
świadomości człowieka stan ten wydaje się pewnego rodzaju snem. Dla
wy
ższej świadomości jest to jednak życie o wiele bardziej intensywne niż okresy
inkarnacji. Te przej
ścia są wędrówką przez niebiańskie stany. Są to okresy wielkiej
donios
łości w rozwoju planety. Oznaczamy je teozoficznym wyrażeniem pralaja.
A teraz musimy sobie wyobrazi
ć, że dawne Słońce dobiegłszy swojego kresu wstąpiło w
taki stan snu, a potem przeobrazi
ło się w to, co wiedza tajemna nazywa dawnym
Ksi
ężycem, w trzecią inkarnację naszej Ziemi. Gdybyśmy mogli obserwować te
wydarzenia, to przedstawia
łyby się one mniej więcej tak: dawne Słońce przeszedłszy
miliony lat trwaj
ącą ewolucję znika, a po milionach lat znowu wyłania się z mroku. Jest to
pocz
ątek cyklu księżycowego.
W pierwszym okresie po wy
łonieniu się z mroków pozornego niebytu nie było jeszcze
mowy o podziale na S
łońce i Księżyc. Były one jeszcze ciągle całością, tak jak w okresie
dawnego S
łońca. Wtedy nastąpiło powtórzenie stanów poprzednich. Dzieje poprzednich
okresów, dawnego Saturna i S
łońca powtórzyły się na wyższym stopniu. Dopiero potem
zasz
ła zdumiewająca zmiana w rozwoju tego odrodzonego Słońca; odłączył się Księżyc.
Z tego, co przedtem stanowi
ło jedno ciało, powstały dwie planety, a raczej gwiazda stała i
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (1 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
planeta. Mamy wi
ęc teraz dwa ciała o różnej masie: Słońce i Księżyc.
Ksi
ężyc, o którym teraz jest mowa, zawierał nie tylko to, co zawiera dzisiejszy Księżyc,
ale wszystkie substancje i istoty dzisiejszej Ziemi i dzisiejszego Ksi
ężyca: Gdybyśmy to
wszystko mogli razem zmiesza
ć, otrzymalibyśmy właśnie dawny Księżyc, który wówczas
oderwa
ł się od Słońca.
S
łońce stało się gwiazdą stałą dzięki temu, że zatrzymało w sobie najlepszą materię
razem z najdoskonalszymi istotami duchowymi. Dzi
ęki temu "awansowało" na gwiazdę
sta
łą. Oddając odrębnej, samodzielnej planecie to, co mogłoby duchy słoneczne
zatrzyma
ć w rozwoju, Słońce stało się gwiazdą stałą. Mamy więc Słońce, które wzniosło
si
ę na stopień gwiazdy stałej i krążącą wokół w przestrzeni planetę, która jeszcze nie
zasz
ła tak daleko jak Słońce - dawny Księżyc, czyli dzisiejszy Księżyc i Ziemia złączone
w jedno cia
ło.
Ruch ówczesnego Ksi
ężyca dokoła Słońca był wówczas zupełnie inny, niż dzisiejszej
Ziemi. Dzisiejsza Ziemia obraca si
ę po pierwsze wokół Słońca, po drugie, wokół własnej
osi. Wiemy,
że z obrotem, którego Ziemia dokonuje mniej więcej 365 razy na rok,
zwi
ązane są kolejne zmiany dnia i nocy. Natomiast ruch Ziemi wokół Słońca związany
jest z porami roku. W okresie ksi
ężycowym było inaczej. Dawny Księżyc okrążając
S
łońce zwracał się doń zawsze tą samą stroną. W ciągu jednego obiegu dokoła Słońca
obraca
ł się tylko raz jeden wokół własnej osi. Tego rodzaju ruch miał bardzo doniosły
wp
ływ na istoty rozwijające się na dawnym Księżycu.
Spróbujmy opisa
ć ten dawny Księżyc. Przede wszystkim musimy powiedzieć, że
cz
łowiek posunął się w rozwoju znowu o stopień wyżej. Składał się teraz nie tylko z ciała
fizycznego i eterycznego, ale dosz
ło do tego jeszcze ciało astralne. Brakowało mu
jeszcze ja
źni. Dzięki temu człowiek księżycowy osiągnął trzeci stan świadomości,
świadomość obrazową, której ostatnią, szczątkową pozostałość mamy w marzeniach
sennych. Poza tym do
łączenie się ciała astralnego do wcześniejszych członów natury
ludzkiej spowodowa
ło w ciele fizycznym szereg przeobrażeń. Wiemy, że w okresie
s
łonecznym najdoskonalszą, najbardziej opracowaną cząstką ciała fizycznego były
gruczo
ły wydzielania wewnętrznego. Poza tym organizm człowieka przenikały z zewnątrz
pr
ądy, które zagęszczając się dały dzisiejszy splot słoneczny. W okresie księżycowym,
dzi
ęki pracy, jakiej ciało astralne dokonało nad ciałem fizycznym, powstały pierwsze
za
łożenia systemu nerwowego, dołączyły się nerwy, które do dziś jeszcze jako nerwy
rdzenia kr
ęgowego - zachowały pewne podobieństwo.
Musimy zwróci
ć uwagę na to, że człowiek nie miał jeszcze w tym okresie samodzielnej
ja
źni, a tylko trzy niższe człony jego natury były samodzielne. Jaźń człowieka znajdowała
si
ę jeszcze w atmosferze Księżyca, podobnie, jak niegdyś ciało astralne na Słońcu, a
eteryczne na Saturnie. Ja
źń pogrążona w boskiej substancji, pracowała nad ciałem
fizycznym. Je
żeli teraz zastanowimy się nad tym, że wówczas nasza jaźń towarzyszyła
pracy boskich jestestw,
że jeszcze się od nich nie wyodrębniła, nie wydzieliła się z tej
duchowej substancji, ze swego boskiego
źródła, to zrozumiemy, że jaźń człowieka
zbli
żając się do Ziemi cofnęła się w pewien sposób w swoim rozwoju, ale jednocześnie
rozwin
ęła się. Rozwinęła przez to, że stała się samodzielna, zaś cofnęła w rozwoju
dlatego,
że naraziła się na wszelkie błędy, na wszelkie zło i występek.
W okresie dawnego Ksi
ężyca jaźń ludzka pracowała tkwiąc jeszcze w boskim elemencie
ducha. Dzisiaj ja
źń zbiorowa zwierząt działa z planu astralnego na plan fizyczny. Jak dziś
dusze zbiorowe pracuj
ą nad zwierzętami, tak wówczas jaźń ludzka pracowała z zewnątrz
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (2 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
nad potrójnym cia
łem człowieka. Mogła jednak wykształcić wyższe ciała niż mają
dzisiejsze zwierz
ęta, działała bowiem z boskich źródeł bytu. Na dawnym Księżycu żyły
stworzenia, które sta
ły wyżej od najbardziej rozwiniętych dzisiejszych małp, jednak nie
tak wysoko jak dzisiejszy cz
łowiek. Stanowiły królestwo stojące na pograniczu między
dzisiejszym cz
łowiekiem i zwierzęciem. Poza tym były tam jeszcze dwa królestwa, które
nie dotrzyma
ły kroku w rozwoju. Jedno z nich obejmowało istoty, których ewolucja w
okresie s
łonecznym nie doprowadziła do tego, aby mogły przyjąć ciało astralne.
Pozosta
ły one na stopniu, jaki system wydzielania wewnętrznego człowieka osiągnął na
S
łońcu. To drugie królestwo księżycowe było czymś pośrednim między dzisiejszym
zwierz
ęciem a rośliną, było czymś w rodzaju roślinozwierza. Dzisiejsza Ziemia nie zna
podobnych stworze
ń, tylko u tu i ówdzie rozpoznajemy ich szczątkowe ślady. Jeszcze
trzecie królestwo by
ło na dawnym Księżycu, które na Słońcu żyło zachowując stan bytu
Saturna, na pograniczu ro
śliny i minerału. W ten sposób mamy trzy królestwa na dawnym
Ksi
ężycu; istoty roślinno-mineralne, zwierzęco-roślinne i zwierzę-coludzkie.
Tego, czym dzisiaj s
ą minerały, czym jest skorupa ziemska, nie było jeszcze na dawnym
Ksi
ężycu. Nie istniały jeszcze kamienie, skały ani grunt orny. Najniższe królestwo
ksi
ężycowe było czymś pośrednim po między minerałem a rośliną. Z tego królestwa
powsta
ła cała substancja dawnego Księżyca. Powierzchnia Księżyca przypominała
troch
ę podłoże torfowe, gdzie rośliny tworzą miękką masę. Istoty księżycowe chodziły po
powierzchni, która by
ła miękką masą mineralno-roślinną, którą można porównać do
gotowanej sa
łaty. Skał takich jak dzisiaj nie było. Występowały jedynie najwyżej
stwardnienia przypominaj
ące drewno lub korę niektórych drzew. Z takiej zdrewniałej
masy powstawa
ły na Księżycu góry. Było to coś podobnego do zeschniętej starej rośliny.
Z tego rozwin
ąć się miało przyszłe królestwo mineralne. Na tej masie roślinnej, na tym
"gruncie" ros
ły istoty roślinno-zwierzęce, które nie mogły poruszać się samodzielnie, były
przytwierdzone do pod
łoża jak dziś korale.
W legendach i podaniach, w których kryje si
ę głęboka mądrość wtajemniczonych,
zawarte jest wspomnienie tych odleg
łych epok rozwojowych; zwłaszcza w micie o śmierci
Baldura. Ten germa
ński bóg Słońca lub światła miał sen, który był przepowiednią jego
rych
łej śmierci. Zasmucili się tym bardzo bogowie, Azowie, którzy go miłowali i
rozmy
ślali, jak go ocalić. Matka bogów, Freya (Frigg), wymogła na wszystkich ziemskich
stworzeniach uroczyste przysi
ęgi, że żadne z nich nigdy go nie zabije. Wszystkie
ziemskie istoty przysi
ęgły, toteż wydawało się rzeczą niemożliwą, żeby śmierć zagroziła
Baldurowi. Pewnego razu, bawi
ąc się, bogowie rzucali w Baldura rozmaitymi
przedmiotami, nie rani
ąc go; wiedzieli że jest w nim moc, która go broni od rany. Lecz
Loki, przeciwnik Azów, bóg ciemno
ści, przemyśliwał, jak zgładzić Baldura. Usłyszał on od
Freyi,
że wszystkie stworzenia Ziemi przysięgły jej nie zabijać Baldura. Tylko od jednej
niepozornej ro
ślinki, która była nieszkodliwa, od jemioły, Freya nie brała przysięgi.
Podst
ępny Loki wziął jemiołę i podał ją ślepemu bogowi Hödurowi. Ten zaś, nie wiedząc
co robi, zabi
ł jemiołą Baldura. W ten sposób złowróżbny sen spełnił się. W obyczajach i
obrz
ędach ludu jemioła zawsze odgrywała określoną rolę. Jest ona symbolem pewnych
niesamowitych, pozaziemskich si
ł. To, czego niegdyś uczono w starych misteriach
druidów, przesz
ło potem do obyczajów i podań ludowych.
Na Ksi
ężycu grunt stanowiła mineralno-roślinna masa, na której rosły księżycowe roślino-
zwierz
ęta. Jedne z nich rozwinęły się i na Ziemi osiągnęły wyższy stopień bytu. Inne
jednak pozosta
ły na księżycowym stopniu rozwoju, a gdy powstała nasza Ziemia, mogły
wyst
ąpić tylko w niedoskonałej postaci; musiały pozostać przy zwyczajach z epoki
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (3 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
ksi
ężycowej. Na Ziemi mogły żyć tylko jako pasożyty na roślinnym podłożu. I tak jemioła
żyje na innych drzewach, jest bowiem zatrzymaną w rozwoju pozostałością dawnych
ro
ślinno-zwierzęcych istot z Księżyca.
Baldur by
ł symbolem tego wszystkiego, co idzie naprzód w rozwoju, co przynosi Ziemi
światło. Loki natomiast był przedstawicielem ciemnych mocy, uwstecznionych sił.
Nienawidzi
ł on tego, co się rozwija i dlatego był przeciwnikiem Baldura. Żadne ze
stworze
ń Ziemi nie mogło być wrogiem Baldura, boga, który obdarzył Ziemię światłem,
gdy
ż wszyscy razem z nim szli naprzód w rozwoju. Tylko to, co zatrzymało się na stopniu
ksi
ężycowym, co czuło się złączone z dawnym bogiem mroku, mogło zabić boga
światłości. Jemioła jest również ważnym środkiem leczniczym, tak jak inne trucizny, które
mog
ą działać również leczniczo. Tak więc prawdy kosmiczne znajdujemy często ukryte
g
łęboko w dawnych podaniach i zwyczajach ludowych.
Przypomnijmy sobie istoty, których najni
ższym ciałem na Saturnie była jaźń, oraz takie,
których najni
ższym ogniwem na Słońcu było ciało astralne. Na Księżycu istniały
jestestwa, u których najni
ższym ogniwem ich natury było ciało eteryczne. Ich istotę
stanowi
ły następujące człony: ciało eteryczne, astralne, jaźń, duch jaźń, duch-życie, duch-
cz
łowiek i jeszcze jeden pierwiastek, niedostępny dzisiejszym ludziom, Duch Święty.
Istoty te sta
ły wówczas na tym stopniu rozwoju, co dzisiaj człowiek. Ezoteryka
chrze
ścijańska nazywa je Aniołami. Są to istoty, które stoją bezpośrednio nad
cz
łowiekiem, a wzniosły się w swym rozwoju aż do stopnia Ducha Świętego. Nazywają je
tak
że Duchami Świtu albo księżycowymi Pitri.
Duchy Osobowo
ści, Duchy Jaźni miały jako przewodnika na Saturnie tego, którego
nazywamy Bogiem Ojcem. Przewodnikiem Duchów Ognia na S
łońcu był Chrystus,
Logos. Na Ksi
ężycu przywódcą duchów zwanych Aniołami był ten, którego
chrze
ścijańska tradycja nazywa Duchem Świętym. Istoty, które na Księżycu przeszły
stopie
ń człowieczeństwa, nie potrzebowały na Ziemi zstępować do postaci ciała
fizycznego.
Substancja planetarna stawa
ła się coraz bardziej zagęszczona. Na dawnym Saturnie
najg
ęstszym elementem była substancja cieplna; na Słońcu to, co mamy dzisiaj w
postaci gazu, powietrza. Substancje te osi
ągnęły jednak trochę większy stan skupienia
ni
ż dzisiejsze ciepło i gaz. Na Księżycu substancje gazowe dawnego Słońca doszły już
do takiego zag
ęszczenia, że powstała z nich miękka, na pół płynna masa, z której
utworzone by
ły ciała wszystkich istot, nawet tych najwyższych, istot zwierzęco-ludzkich.
Je
śli wyobrazimy sobie coś gęstszego niż białko kurzego jajka, będziemy mieli
substancj
ę podobną do księżycowej. Z takiej substancji powstał w organizmie człowieka
system nerwowy.
Ksi
ężyc otoczony był pewnego rodzaju atmosferą, która jednak była zupełnie inna niż
atmosfera dzisiejszej Ziemi. Charakter tej substancji poznamy, gdy pomy
ślimy o
fragmencie "Fausta" Goethego, w którym Faust chce przywo
łać duchy i wytwarza ogniste
powietrze, tzn. powietrze rozpuszczone w wodnej, podobnej do mg
ły substancji, która
umo
żliwia ucieleśnienie duchowych istot. Tym powietrzem przenikniętym gęstą mgłą i
k
łębami oparów oddychały wszystkie stworzenia ha Księżycu. Nie miały one jeszcze
p
łuc, tylko rodzaj skrzeli, tak jak dzisiaj ryby.
"Ogniste powietrze", które hebrajska tradycja nazywa Ruah, mo
żna sobie rzeczywiście w
pewien szczególny sposób przedstawi
ć. Dzisiaj ludzie nie wiedzą już, co to znaczy, ale
dawniej prawdziwi alchemicy umieli wytworzy
ć warunki potrzebne do powstania tej mgły
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (4 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
ognistej. W ten sposób zaprz
ęgali do służby istoty elementarne. Mgła ognista była
dawniej dobrze znana. Im dawniej, tym
łatwiej było ludziom ją wytwarzać. Taką właśnie
mg
łą ognistą oddychali nasi przodkowie na Księżycu. Później uległa ona przeobrażeniu i
na Ziemi zró
żnicowała się na dzisiejsze powietrze z jednej strony, z drugiej zaś na to
wszystko, co powsta
ło na Ziemi pod wpływem ognia.
Atmosfera Ksi
ężyca, podobna do mgły i dymu, była gorąca, przenikały ją, czasem silniej,
czasem s
łabiej, prądy, które spuszczały się niby sznury z atmosfery na powierzchnię
Ksi
ężyca i zanurzały się w ciała ludzkie. Człowiek połączony był z atmosferą Księżyca
takim jakby sznurem. Przypomina
ło to połączenie płodu z organizmem matki za pomocą
p
ępowiny. Z tego ognistego powierza dochodziła do człowieka substancja, którą
porówna
ć by można z tym, co dzisiaj człowiek wytwarza wewnątrz swego organizmu, z
krwi
ą. Jaźń była na zewnątrz człowieka i tą drogą posyłała właśnie substancje
przypominaj
ące krew, które przypływały i odpływały. Istoty nie dotykały nigdy powierzchni
Ksi
ężyca, unosiły się w jego płynnej, mglistej atmosferze, poruszając się w niej tak, jak
dzisiaj ró
żne stworzenia w wodzie. Zadaniem Aniołów, Duchów Świtu, było właśnie
kierowanie dop
ływem tych soków "krwi" do ludzkich ciał.
Te zupe
łnie nowe warunki rozwoju powodowały jeszcze inne skutki. Na dawnym
Ksi
ężycu rozpoczął funkcjonowanie pierwszy zarys obiegu krwi. Soki podobne do krwi
dop
ływały i odpływały z kosmosu, tak jak dzisiaj powietrze, a jednocześnie pojawiła się u
ksi
ężycowych zwierzęco-ludzkich istot zdolność ściśle związana z krwią. Po raz pierwszy
zabrzmia
ł z ludzkiego wnętrza głos, który wyrażał przeżycia wewnętrzne. Dopiero po
do
łączeniu się ciała astralnego możliwe było odczuwanie. Te odczucia istota ludzka
wyra
żała teraz dźwiękami. Nie były to jednak dowolnie wydawane tony. Stworzenia te nie
mog
ły wyrażać swojej radości ani bólu. Nie były samodzielne w wydawaniu dźwięków,
odpowiada
ły one z góry określonym przeżyciom. W pewnych porach roku przeżywały te
istoty co
ś, co można by nazwać pierwszym zalążkiem instynktów rozrodczych. Przeżycia
wewn
ętrzne, jakie przy tym doznawały, wyrażały głosem, poza tym głosu nie wydawały.
W pewnym okre
ślonym położeniu Księżyca w stosunku do Słońca, w określonej porze
roku, d
źwięczał ten dawny Księżyc w przestworzach kosmosu. Mieszkańcy jego dawali
wyraz swym prze
życiom tonami, które płynęły w świat. Pozostałością tego są dziś krzyki,
jakie wydaj
ą niektóre zwierzęta, np. jelenie. Głosy te były raczej objawem ogólnych
procesów ani
żeli dowolnie wyrażonym przeżyciem jednostek. Znajdowało w tym swój
wyraz pewne wydarzenie kosmiczne.
Wszystko to musimy traktowa
ć jako przybliżony opis. Związani bowiem jesteśmy słowami
ukszta
łtowanymi dla wyrażania takiego stanu rzeczy, jaki powstał dopiero na Ziemi. Aby
opisa
ć to, co otwiera się przed jasnowidzącym, trzeba by najpierw wynaleźć nowy język.
A jednak takie opisy maj
ą swoje znaczenie, są pierwszym krokiem na drodze do prawdy.
Przez obraz, przez imaginacj
ę znajdziemy drogę do poznania. Nie powinniśmy
wytwarza
ć sobie żadnych oderwanych pojęć, abstrakcyjnych schematów; pozwólmy
tylko, aby w duszy naszej powstawa
ły obrazy, przeżywajmy je. Jest to pierwszy stopień
poznania. Bowiem jest prawd
ą, że siły, które dziś w nas żyją, brały już wtedy udział w
wielkich wydarzeniach kosmicznych, a powracanie do nich my
ślą i wyobraźnią prowadzi
nas znowu do stanów, które wtedy prze
żywaliśmy.
Gdy ju
ż wszystkie istoty związane z dawnym Księżycem dobiegły kresu swego
ówczesnego rozwoju, przyszed
ł czas, że Słońce i Księżyc złączyły się znowu w jedno
cia
ło i razem wstąpiły w okres pralai. I kiedy już wspólnie przebyły ten okres utajonego
bytu, wynurzy
ło się z mroku nowe życie, pierwsza zapowiedź naszego ziemskiego bytu.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (5 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Teraz nast
ąpiło na wyższym stopniu krótkie powtórzenie poprzednich stanów. Najpierw
byt Saturna, nast
ępnie byt Słońca, potem oddzielił się Księżyc i począł okrążać ciało, od
którego si
ę oddzielił. Księżyc ten jednak, podobnie jak niegdyś, miał w sobie jeszcze
Ziemi
ę.
A teraz nast
ępuje kolejna bardzo ważna zmiana. Księżyc wyrzucił z siebie to wszystko,
co stanowi dzisiejsz
ą Ziemię. Najgorsze elementy i najgorsze istoty, to co hamuje rozwój,
co przeszkadza w pracy zabra
ł ze sobą dzisiejszy Księżyc. To, co na dawnym Księżycu
by
ło wodnistą, płynną masą, skostniało, skamieniało na dzisiejszym Księżycu; to zaś, co
by
ło zdolne do dalszego rozwoju, pozostało jako Ziemia. Ziemia osiągnęła wyższy etap
rozwoju dzi
ęki rozdzieleniu się dawnego Słońca na trzy ciała: Słońce, Księżyc i Ziemię.
Podzia
ł ten nastąpił przed milionami lat, w zamierzchłym okresie lemuryjskim. Wtedy z
istot ksi
ężycowych, które opisywaliśmy jako istoty mineralno-roślinne, roślinno-zwierzęce
i zwierz
ęco-ludzkie, rozwinęły się dzisiejsze minerały, rośliny i zwierzęta, a wreszcie
cz
łowiek zdolny już teraz wziąć w siebie jaźń, która dotąd unosiła się wokół niego i
po
łączona była z boskością.
Przyj
ęcie jaźni przez człowieka nastąpiło po rozdzieleniu się Słońca, Księżyca i Ziemi. Od
tego czasu cz
łowiek mógł wytwarzać w swoim organizmie krew i powoli wznosił się do
dzisiejszego stopnia rozwoju.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-10.htm (6 of 6) [07-May-11 4:55:25 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
XI
W naszych rozwa
żaniach doszliśmy do punktu, kiedy nasza Ziemia przeszła stan
dawnego Ksi
ężyca. Mówiliśmy, że po tym okresie nastąpiła faza "snu" całego systemu
planetarnego. Przez taki okres snu przechodz
ą wraz z planetą wszystkie zamieszkujące
j
ą istoty, które wówczas przeżywają zupełnie inne stany niż w czasie zewnętrznego
rozwoju. Spróbujmy wyja
śnić, co robiły te istoty w okresie przejściowym, pomiędzy tzw.
ksi
ężycową inkarnacją, a wcieleniem obecnym, właściwym rozwojem Ziemi.
Wiemy,
że na Księżycu żyły trzy rodzaje istot; byli to "przodkowie" tego wszystkiego, co
dzisiaj
żyje na Ziemi. Żył tam pewien rodzaj istot roślinno-mineralnych, zwierzęco-
ro
ślinnych i zwierzęco-ludzkich. Człowiek znajdował się tym okresie jeszcze w stanie
nierozwini
ętej samoświadomości, jeszcze nie doszedł do stopnia, na którym jaźń
zamieszkuje ludzkie cia
ło.
W okresie przej
ściowym, pomiędzy wcieleniem dawnego Księżyca a Ziemią właściwą,
zasz
ło coś bardzo ważnego w duchowości człowieka. Jeżeli zdamy sobie sprawę z
rzeczywistej postaci dawnego globu ksi
ężycowego, to możemy nazwać go nie bez racji
żywą istotą, czymś podobnym do drzewa, na którym żyją przeróżne stworzenia. Księżyc
by
ł sam pewnego rodzaju mineralno-roślinnym organizmem. Skały księżycowe stanowiły
tylko stwardnienia ro
ślinno-mineralnej masy, z której wyrastały księżycowe istoty roślinno-
zwierz
ęce; stworzenia zaś, które nazwaliśmy istotami zwierzęco-ludzkimi unosiły się
wokó
ł Księżyca. Wszystko natomiast, co stanowiło świadomość jaźni, żyło jeszcze
przewa
żnie w atmosferze Księżyca, w ognistej mgle, jako cząstka wchodząca w skład
wy
ższej istoty, obejmującej wówczas te wszystkie jaźnie, które dziś zamknięte są w
poszczególnych cia
łach, odgraniczonych skórą. Nie było więc jeszcze w tym czasie
takich ludzi jak dzi
ś, obdarzonych świadomością jaźni. Ale za to co innego było wówczas
znacznie silniej rozwini
ęte niż na Ziemi.
Wiemy wszyscy,
że to, co się powszechnie nazywa duszą narodu, duszą rasy, jest już
dzisiaj tylko abstrakcyjnym poj
ęciem, abstrakcją. Powszechny jest dziś pogląd, że
rzeczywisty byt ma tylko indywidualna dusza ludzka, zamieszka
ła w ludzkim ciele. I kiedy
mówi si
ę o niemieckiej, francuskiej czy rosyjskiej duszy narodu, to ludzie uważają to za
abstrakcj
ę, za ogólne pojęcie, które określa charakterystyczne cechy poszczególnych
jednostek danego narodu. Ale wtajemniczony s
ądzi inaczej. Dla niego dusza narodu
niemieckiego, francuskiego czy rosyjskiego jest czym
ś realnym w pełnym tego słowa
znaczeniu, czym
ś, co posiada swój samodzielny i niezależny byt. Tyle tylko, że w
dzisiejszym
życiu Ziemi nie przejawia się bezpośrednio na planie fizycznym. Można ją
zobaczy
ć tylko w świecie astralnym. Nikt nie może zaprzeczyć jej egzystencji, bo tam
dusza narodu jest rzeczywist
ą, żyjącą istotą. Możemy ją spotkać na planie astralnym, tak
jak tutaj, chodz
ąc po planie fizycznym, spotykamy swoich przyjaciół.
W okresie ksi
ężycowym nie przyszłoby nam do głowy wątpić w istnienie dusz
zbiorowych, gdy
ż wówczas były one bardziej realne niż dzisiaj. Dusze narodów i ras
kierowa
ły z atmosfery Księżyca prąd krwi w ciała unoszących się wokół Księżyca istot.
Przeznaczeniem naszych czasów jest zaprzeczanie istnieniu istot, które na planie
astralnym wiod
ą swoje rzeczywiste życie, a na planie fizycznym nie są dostrzegane.
Jeste
śmy właśnie u szczytu materialistycznego rozwoju, który chce zaprzeczać istnieniu
takich istot jak dusze narodów i ras.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (1 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
W ostatnim czasie ukaza
ła się poprzedzona wielką reklamą książka Mauthnera pt.
"Krytyka mowy", która jest postrzegana i chwalona jako prawid
łowy wyraz abstrakcyjnego
i obiektywnego my
ślenia, gdyż napisana jest jakoby bezpośrednio z duszy
wspó
łczesnego człowieka. Książka taka musiała być w końcu napisana. Zaprzecza ona
wszystkiemu, czego nie mo
żna zobaczyć i dotknąć. Z punktu widzenia wiedzy tajemnej
jest to ksi
ążka skandaliczna, ale znakomita z punktu widzenia współczesnego sposobu
my
ślenia! Taka książka musi być postrzegana przez nasze czasy jako konieczność. To
nie jest
żadna krytyka, tylko zaznaczenie sprzeczności między ezoterycznym sposobem
my
ślenia i myśleniem współczesnych czasów. W książce tej można poznać
przeciwie
ństwo całego sposobu myślenia wiedzy tajemnej; jest to znamienity produkt z
punktu widzenia zamieraj
ącego prądu współczesności.
Na dawnym Ksi
ężycu świadomość była inna niż na Ziemi; był to rodzaj wspólnej
świadomości. Człowiek na Ziemi czuje się odrębną jednostką, ale na Księżycu było
inaczej. Dusze zbiorowe
żyły tak, jak teraz na Ziemi żyją duchy narodu. Glob księżycowy
mia
ł więc istotnie świadomość zbiorową, która odczuwała siebie jako istotę żeńską.
S
łońce zaś, które oświecało dawny Księżyc, odczuwano jako istotę męską. Zachowało
si
ę to w starym egipskim micie: Księżyc jako Izyda, Słońce jako Ozyrys. Brakowało tylko
zamkni
ętej w ludzkim ciele świadomości jaźniowej, która wtedy unosiła się jeszcze w
atmosferze Ksi
ężyca.
W okresie przej
ściowym, pomiędzy inkarnacją księżycową a ziemską naszej planety,
ró
żnorodne istoty pracowały nad tym, aby ciało eteryczne i astralne człowieka
przygotowa
ć do przyjęcia świadomości jaźniowej. Cóż więc stało się w chwili, kiedy z
mroku wy
łoniło się ciało niebieskie, które zawierało w sobie dzisiejsze Słońce, Księżyc i
Ziemi
ę? W otoczeniu tej przebudzonej ze snu planety znajdowały się istoty, które dziś
kszta
łtują dusze ludzkie. Dzięki pracy, która odbyła się w okresie przejściowym, mogły
one teraz
łączyć świadomość jaźni z ciałem astralnym i eterycznym. Ale ciało fizyczne
nie by
ło jeszcze gotowe na jej przyjęcie, pojawia się ono z początku ponownie w formie
zwierz
ęco-ludzkiej. Na Księżycu ciało harmonizowało jeszcze z ówczesną duszą, ale
teraz to, co jako ja
źń zanurzyło się w ciele astralnym i eterycznym, nie harmonizowało już
z ca
łością. Aby dostosować do siebie części składowe natury ludzkiej, konieczne było
powtórzenie stanów Saturna, S
łońca i Księżyca na nowym stopniu.
Najpierw wi
ęc powtórzył się okres Saturna, ale ciała fizyczne zwierzęco-ludzkich istot nie
by
ły już tak proste jak na dawnym Saturnie. Wówczas były to tylko zalążki narządów
zmys
łowych. Teraz przybyły gruczoły hormonalne i system nerwowy. Wszystko to nie
by
ło jednak zdolne do połączenia się z duszą na jej obecnym stopniu rozwoju. Musiało
nast
ąpić krótkie powtórzenie okresu Saturna. Duchy Jaźni musiały znowu pracować nad
cia
łem fizycznym, aby przystosować je do przyjęcia jaźni. Podobnie musiało nastąpić
powtórzenie okresu s
łonecznego, aby narządy ciała fizycznego, które powstały na
S
łońcu, mogły przygotować się do przyjęcia jaźni. I wreszcie powtórzył się okres
ksi
ężycowy, aby mógł przystosować się system nerwowy.
Najpierw powtórzy
ł się więc okres Saturna. Zwierzęco-ludzkie istoty epoki księżycowej
bytuj
ą na Ziemi, ale jedynie jako ciała fizyczne, poruszane i kierowane z zewnątrz niby
maszyny. Potem nast
ąpiło powtórzenie okresu słonecznego, w którym ciała ludzkie żyły
jak
śpiące rośliny. I wreszcie powtórzył się okres księżycowy, w którym oddzieliło się i
wyst
ąpiło Słońce, a pozostało wszystko to, co już raz wyodrębniło się jako dawny
Ksi
ężyc. Powtórzył się więc jeszcze raz cały cykl księżycowy, z tą różnicą, że teraz
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (2 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
wszczepiono istotom ludzkim zdolno
ść do przyjęcia jaźni.
To powtórzenie cyklu ksi
ężycowego było dla Ziemi ciemnym okresem jej rozwoju. W
organizm ludzki, z
łożony z ciała fizycznego, eterycznego i astralnego, wniknęła jaźń, ale
jeszcze bez oczyszczaj
ącego wpływu myśli. W czasie, kiedy Słońce było już oddzielone,
Ziemia za
ś miała jeszcze w sobie Księżyc, człowiek znajdował się w stanie, w którym
jego cia
ło astralne nosiło najdziksze namiętności, miało wszczepione wszystkie
najgorsze si
ły. Nie było dla nich żadnej przeciwwagi. Był to okres pomiędzy wystąpieniem
S
łońca a oddzieleniem się Księżyca, kiedy ludzie byli jeszcze duszami zbiorowymi, ale
pe
łnymi najgorszych popędów.
Przechodz
ąc przez to prawdziwe piekło, jakim było powtórzenie cyklu księżycowego,
Ziemia pod wp
ływem oddzielonego, działającego z zewnątrz szlachetnego Słońca - nie
tylko S
łońca fizycznego, ale także i duchów słonecznych, które z nim odeszły - stopniowo
osi
ągnęła stan, w którym mogła wyrzucić z siebie dzikie popędy i straszliwie siły, a
zatrzyma
ć tylko to, co było zdolne do dalszego rozwoju. Razem z Księżycem odeszły
najgorsze si
ły i dlatego w dzisiejszym Księżycu mamy pozostałość tych wszystkich złych
wp
ływów, jakie wówczas działały w człowieku.
Natomiast to wszystko, co pozosta
ło na Ziemi po oddzieleniu się Słońca i Księżyca, było
zdolne do dalszego rozwoju.
Przypatrzmy si
ę najpierw samym zwierzęco-ludzkim istotom. Stopniowo dojrzały one na
tyle,
że mogły przyjąć w siebie jaźń. Teraz mamy więc człowieka, który składa się z
czterech ogniw. Po raz pierwszy zaczyna si
ę zmieniać pozycja człowieka; wcześniej
p
ływał, unosił się. Teraz zaczyna przechodzić stopniowo do pozycji pionowej. Jego
kr
ęgosłup, a raczej struna nerwowa biegnąca wzdłuż grzbietu, która w okresie
ksi
ężycowym ustawiona była poziomo, prostuje się powoli. Równolegle z prostowaniem
si
ę następuje rozszerzenie się rdzenia kręgowego w mózg. Następuje równocześnie
jeszcze jedna zmiana. Do tego unosz
ącego, pływającego ruchu, jaki był właściwy
cz
łowiekowi zarówno na Księżycu, jak i podczas powtórzenia się cyklu księżycowego na
Ziemi, gdy atmosfera przenikni
ęta była jeszcze ognistą mgłą, potrzebne było człowiekowi
co
ś niby pęcherz pławny, podobny do tego, jaki dzisiaj spotykamy u ryb. Teraz jednak
mg
ły ogniste (tradycja hebrajska nazywała je Ruah) zaczęły opadać. Działo się to powoli
i stopniowo. Wprawdzie atmosfera wci
ąż pełna była gęstej pary, lecz najgęstsze dymy
ju
ż opadły. W tym czasie człowiek zamiast skrzelami, zaczyna oddychać płucami.
P
ęcherz pławny przeobraża się w płuca. Dzięki temu człowiek stał się zdolny przyjąć
wy
ższe pierwiastki duchowe, które są powyżej jaźni, a mianowicie pierwszy zadatek
ducha ja
źni. To przeobrażenie pęcherza pławnego w płuca wyraża Biblia w słowach: "i
tchn
ął Bóg w oblicze człowieka dech żywota. I stał się człowiek duszą żyjącą". (Gen. 2-7)
S
łowa te oznaczają przeobrażenie, jakie dokonywało się w naturze ludzkiej w ciągu
milionów lat.
Żadne ze stworzeń, które dotąd poznaliśmy, ani istoty roślino-zwierzęce, ani
zwierz
ęco-ludzkie dawnego Księżyca, ani też ich potomkowie w księżycowym okresie
Ziemi,
żadne z nich nie miało jeszcze czerwonej krwi. Ich soki żywotne przypominały
krew dzisiejszych ni
ższych zwierząt, która jeszcze nie jest czerwona. Były to soki, które
nap
ływały z zewnątrz i znowu odpływały. Aby we własnym organizmie wytwarzać
czerwon
ą krew potrzeba było czegoś więcej. Zrozumiemy to, gdy dowiemy się, że w
rozwoju naszej planety, a
ż do oddzielenia się Księżyca, żelazo nie odegrało żadnej roli.
Żelazo pojawiło się na naszej planecie dopiero dzięki temu, że planeta Mars przeszła,
je
śli się tak można wyrazić, przez Ziemię i pozostawiła jej żelazo. Z Marsa pochodzi
wp
ływ żelaza we krwi.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (3 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Echo tego zwi
ązku z Marsem zachowało się w micie o bogu wojny Marsie. Marsowi
przypisuje si
ę te cechy, które żelazo zaszczepiło we krwi: siłę i wojowniczość.
Wprowadzenie
żelaza w nasz rozwój wzmocniło zmianę w sposobie oddychania
cz
łowieka. Żelazo stało się ważnym czynnikiem rozwoju Ziemi. Pod wpływem tych zmian
organizm ludzki udoskonali
ł się tak dalece, że mogła rozpocząć się praca nad
oczyszczeniem i uszlachetnieniem cia
ł, które powstały na Saturnie, Słońcu i Księżycu,
zaczynaj
ąc naturalnie od ostatniego, które przybyło najpóźniej, a mianowicie od ciała
astralnego.
W okresie wykszta
łcania się płuc i powstawania pierwszych zadatków czerwonej krwi
cz
łowiek niepodobny był do dzisiejszej postaci. Tak niepodobny, że istotnie bardzo
trudno go nawet opisa
ć. Dzisiejszym ludziom, myślącym materialistycznie, mógłby się
wyda
ć groteskowy. Człowiek znajdował się wówczas mniej więcej na poziomie amfibii,
p
łazów zaczynających oddychać płucami i powoli uczył się przechodzić od dawnych
p
ływająco-unoszących ruchów do szukania punktów oparcia na ziemi. Można by
powiedzie
ć, że człowiek w epoce lemuryjskiej skakał - bo trudno jest nazwać ten ruch
chodzeniem - potem znowu unosi
ł się w powietrzu; podobny sposób poruszania się
spotykamy u dawnych kopalnianych jaszczurów. Ówczesne cia
ło fizyczne człowieka nie
zachowa
ło się w żadnych skamieniałościach ani śladach geologicznych, było ono
bowiem zupe
łnie miękkie, pozbawione jeszcze całkowicie kości.
Jak przedstawia
ła się Ziemia oswobodzona od Księżyca? Przedtem, otoczona mgłą
ognist
ą, znajdowała się niby w dymiącym, kipiącym kotle. Potem gęste opary powoli
ust
ępowały. Ziemia miała tylko cienką, stwardniałą skorupę, pod którą znajdowało się
kipi
ące, wrzące morze ognia, pozostałość mgły ognistej, która dawniej stanowiła
atmosfer
ę. Stopniowo wyłaniały się małe wysepki, pierwsze zaczątki dzisiejszego
królestwa minera
łów. Na Księżycu mieliśmy jeszcze królestwo roślinno-mineralne; teraz
wykrystalizowuj
ą się z tej ognistej substancji pierwsze zaczątki naszych obecnych skał i
kamieni. Przedtem powsta
ła dzisiejsza roślinność przeobrażona z dawniejszych istot
ro
ślinno-zwierzęcych. Zaś istoty zwierzęco-ludzkie, które żyły na Księżycu, podzieliły się
teraz na dwie grupy; jedne z nich osi
ągnęły wyższy stopień rozwoju i przeobraziły się w
dzisiejszych ludzi, ale by
ły i takie, które nie dokonały tego postępu. Są to dzisiejsze
wy
ższe zwierzęta, które pozostały na poprzednim stopniu. Ponieważ nie mogły wraz z
innymi i
ść naprzód, pozostawały coraz bardziej w tyle. Wszystkie wyższe zwierzęta, a
wi
ęc ssaki, są zdegenerowanymi potomkami księżycowych zwierzęco-ludzkich istot. Nie
wyobra
żajmy sobie jednak, że człowiek był wtedy zwierzęciem jak dzisiejsze wyższe
zwierz
ęta. Ciała tych zwierząt okazały się wówczas niezdolne do przyjęcia jaźni,
zachowa
ły ustrój przystosowany do duszy zbiorowej, jaką miały na Księżycu. Te, które
prawie nad
ążyły, a jednak potem okazały się za słabe, aby przyjąć w siebie duszę
indywidualn
ą, to dzisiejsze małpy. Ale nawet ich nie można uważać za rzeczywistych
przodków cz
łowieka, tylko za istoty, które nie mogąc dotrzymać kroku, cofnęły się w
rozwoju.
Tak wi
ęc Ziemia w okresie lemuryjskim była ognistą masą, w której dzisiejsze minerały
znajdowa
ły się jeszcze przeważnie w stanie płynnym. Z tego morza ognia wyłoniła się
pierwsza wyspa mineralna, a na niej poruszali si
ę na pół skacząc, na pół fruwając
przodkowie dzisiejszych ludzi. Duch Ja
źni troszczył się, aby stopniowo przeniknąć tych
ludzi.
Musimy sobie wyobrazi
ć tę dawną epokę ognia jako czasy ostatnich na Ziemi przejawów
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (4 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
si
ł księżycowych, które odtąd powoli zamierały. Ich wpływ przejawiał się w zdolności
cz
łowieka do podporządkowania sił natury swojej woli. Na Księżycu człowiek był jeszcze
ca
łkowicie złączony z naturą. Dusza grupowa pracowała nad bytem człowieka. Potem się
to zmieni
ło, ale mimo wszystko pozostał jeszcze pewien magiczny związek pomiędzy
jego wol
ą a siłami ognia. Jeżeli człowiek miał charakter łagodny, to jego wola działała
uspokajaj
ąco na żywioł ognia. Dzięki temu z ognistego morza mogły tworzyć się lądy.
Cz
łowiek namiętny wywierał swoją wolą wpływ przeciwny i wzburzone, rozszalałe masy
ognia rozrywa
ły cienką skorupę Ziemi. Te namiętne, dzikie moce, właściwe naturze
ludzkiej na Ksi
ężycu i w czasie powtórzenia księżycowego okresu na Ziemi, wybuchły raz
jeszcze z wielk
ą siłą w tych nowo powstałych indywidualnych duszach ludzkich.
Nami
ętności te rozpętały istną burzę w owym morzu ognistym i znaczna część lądu
zamieszka
łego przez Lemuryjczyków uległa zniszczeniu; zaledwie niewielka część
mieszka
ńców Lemurii zdołała się uratować, zachowując w ten sposób ród ludzki od
zag
łady.
Wy wszyscy
żyliście już wtedy, wasze dusze są tymi samymi duszami, które uratowały
si
ę z ognistej katastrofy Lemurii. Ta część ludzkości, która przetrwała kataklizm,
pow
ędrowała do kraju, który nazywamy Atlantydą, leżącego pomiędzy dzisiejszą
Ameryk
ą a Europą. Ród ludzki rozwijał się tam dalej. Powoli atmosfera Ziemi zmieniała
si
ę. Resztki dawnej, ognisto-parnej substancji "Ruah" ustąpiły i jeszcze tylko gęste mgły
zalega
ły powietrze. Podania germańskie zachowały wspomnienie tych mgieł; kraj
Nibelungów nazywa si
ę Nivelheim - czyli Nebelheim, tzn. kraj tonący w gęstych mgłach.
A teraz musimy postawi
ć sobie pytanie, jakie duchy działały z zewnątrz aż do czasów
lemuryjskich? W czasie powtórzenia okresu Saturna by
ły to Duchy Osobowości lub
Duchy Egoizmu; w czasie powtórzenia okresu S
łońca - Duchy Ognia lub Archanioły; w
ostatnim za
ś księżycowym okresie istoty, które były dobrymi duchami dawnej epoki
ksi
ężycowej - Anioły, czyli Duchy Świtu. Największego przewodnika tych duchów
nazwali
śmy Duchem Świętym; władcę słonecznych Duchów Ognia - Chrystusem; władcę
na Saturnie - Duchem Ojcem. Ostatni wielki Duch, który dzia
łał na czele swoich
zast
ępów, nazwany w ezoteryce chrześcijańskiej Duchem Świętym, był przywódcą
okresu ksi
ężycowego - Duchem, który działał również, gdy okres księżycowy powtarzał
si
ę na Ziemi. Ten właśnie Duch działał z zewnątrz, jak gdyby promieniem swej własnej
Istoty przenikaj
ąc człowieka. Na początku lemuryjskich czasów mamy dwa rodzaje istot;
z jednej strony duchy które przygotowywa
ły ciało człowieka i zaszczepiały mu
świadomość jaźniową; z drugiej strony duch, który sam wniknął w człowieka, gdy zaczął
on fizycznie oddycha
ć.
Je
żeli teraz pomyślimy, że wszystko, co stanowiło na Saturnie jeszcze masę ognia
otoczon
ą subtelniejszą atmosferą, było już na Słońcu substancją gazową, a potem w
atmosferze Ksi
ężyca mgłą ognistą, to rozwój naszej planety przedstawi się nam jako
stopniowe oczyszczanie si
ę, podobnie jak sam rozwój ludzkości jest oczyszczaniem. To,
co dzi
ś nazywamy powietrzem, musiało się dopiero stopniowo i powoli oczyszczać z
oparów i dymów, którymi dawniej by
ło wypełnione. Musimy sobie zdać sprawę, że to, co
wydziela z siebie dawna atmosfera naszej planety, to substancje, z których zbudowane
s
ą wszelkie ciała. Powietrze jest najczystszym obszarem z tego, co pozostało; jest to
najdoskonalsza materia, z której duchy przewodnie Ksi
ężyca, Anioły, mogą sobie tworzyć
cia
ła. Dlatego też człowiek odczuwał powietrze, które się oczyściło, oddzieliło, jako szatę
zewn
ętrzną nowych przewodników, Duchów Ziemi, odczuwał w nim ducha przewodniego
Ziemi - Jehow
ę. W wiejącym wietrze odczuwano ducha, który prowadził i kierował
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (5 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Ziemi
ą; w powietrzu, którym człowiek oddychał, czuł ciało Boga. Tak było do epoki
atlantyckiej; l
ąd Atlantydy stanowi dzisiaj dno Oceanu Atlantyckiego.
Magiczny wp
ływ, jaki ludzie wywierali na morze ognia, na procesy Ziemi, powoli zanikał;
pozosta
ł natomiast zachowany w pierwszych czasach atlantyckich inny związek z naturą.
Cz
łowiek mógł jeszcze wywierać magiczny wpływ na wzrost roślin. Kiedy nad rośliną
podnosi
ł rękę, która wówczas miała jeszcze inny kształt, był w stanie działaniem swej
woli przyspiesza
ć wzrost rośliny. Człowiek był głęboko związany z naturą, co wyrażało
si
ę w całym jego życiu.
To, co dzi
ś nazywamy inteligencją, myśleniem logicznym, wówczas jeszcze nie istniało.
Ale za to mia
ł człowiek w wysokim stopniu rozwinięte inne zdolności; np. pamięć
rozwini
ęta była tak bajecznie, że trudno to sobie nawet wyobrazić. Ludzie nie umieli
liczy
ć, nie byli w stanie policzyć, że dwa razy dwa równa się cztery, ale pomagała im
pami
ęć, pamiętali to ze wspomnień. Chociaż w okresie atlantyckim ludzie nie odczuwali
tak bezpo
średnio grupowych dusz ras i ludów jak na Księżycu, to jednak czuli jeszcze
wyra
źnie ich działanie. Było ono tak silne dla człowieka, który należał do danego szczepu
lub rasy,
że związek z kimś należącym do innej rasy byłby rzeczą niemożliwą. Między
lud
źmi należącymi do różnych grupowych dusz istniała głęboka niechęć. Kochało się
tylko tych, którzy
żyli w obrębie tej samej duszy ludu. Można powiedzieć, że podstawą tej
łączności była wspólna krew, której źródłem była w okresie Księżyca dusza ludu.
Cz
łowiek pamiętał wyraźnie przeżycia swych przodków i czuł się ogniwem w łańcuchu
rodowym, spojonym wi
ęzami krwi, podobnie jak ręka czuje się częścią naszego
organizmu. To poczucie przynale
żności było w ścisłym związku z rozwojem człowieka,
podobnie jak inna wa
żna przemiana, która dokonywała się w okresie przejściowym, gdy
Ziemia opuszczona przez S
łońce, wyrzuciła z siebie Księżyc. Przemiana ta związana jest
bezpo
średnio z procesem twardnienia, który odbywał się na Ziemi. Powstało wówczas
królestwo mineralne i jednocze
śnie podobny proces twardnienia odbywał się we wnętrzu
ludzkiego organizmu. W mi
ękkiej masie powstawały stopniowo twardsze części,
zg
ęszczone początkowo w chrząstki, a wreszcie w kości. Dopiero z zarysowaniem się
uk
ładu kostnego człowiek zaczął chodzić.
Równolegle z powstaniem w organizmie masy kostnej odbywa
ł się jeszcze inny proces.
Gdy Ziemia, aby móc si
ę rozwijać, wyrzuciła z siebie wszystko, co dziś stanowi Księżyc,
zostawiaj
ąc tylko zdolne do dalszego rozwoju elementy, w istotach zamieszkujących
Ziemi
ę powstały dwojakiego rodzaju siły. Słońce i Księżyc znajdowały się teraz poza
Ziemi
ą i dzięki temu słoneczne i księżycowe siły działały na Ziemię z zewnątrz.
Wspó
łdziałanie sił słonecznych i księżycowych, które dawniej były wewnątrz Ziemi, a
teraz wywiera
ły swój wpływ z zewnątrz, sprawiło, że powstało oddziaływanie
rozdzielaj
ące istoty ludzkie na dwie płci.
W dawnych czasach, kiedy S
łońce, Księżyc i Ziemia stanowiły jeszcze jedno ciało, żyjące
w nim si
ły słoneczne zapładniały to wszystko, co w tym układzie można by oznaczyć jako
element
żeński. Słońce odczuwano jako element męski, Księżyc jako żeński. Po
oddzieleniu si
ę Słońca nastąpił rozdział sił między dwa powstałe wówczas ciała. Istoty
zamieszkuj
ące Ziemię, aż do wydzielenia się z niej Księżyca, można by nazwać
żeńskimi, gdyż wszystkie siły zapładniające napływały z zewnątrz, ze Słońca. Dopiero
wówczas, gdy Ziemia odrzuci
ła Księżyc i wszystko, co dzisiaj jest w nim zawarte, stając
si
ę przez to zupełnie innym ciałem, dopiero wtedy dawny, niezróżnicowany element
"kobiecy" móg
ł się rozdzielić na męski i żeński (w dzisiejszym znaczeniu); w ten sposób
równocze
śnie z procesem twardnienia Ziemi i powstawania kości w organizmie ludzkim
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (6 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
nast
ąpiło zróżnicowanie się płci człowieka.
A tym samym otworzy
ły się drogi do prawidłowego doskonalenia się jaźni.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-11.htm (7 of 7) [07-May-11 4:55:27 PM]
owców
ż
okrzy
ż
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró
XII
U istot zwierz
ęco-ludzkich na dawnym Księżycu nie było jeszcze zewnętrznego
zró
żnicowania się na dwie płci. Tak samo u ich potomków w okresie powtórzenia epoki
ksi
ężycowej. Potem nastąpiło pewnego rodzaju rozszczepienie ciała ludzkiego. Mogło się
to dokona
ć dzięki zagęszczeniu materii. Dopiero gdy świat mineralny wyłonił się w
dzisiejszej formie, mog
ło powstać ciało ludzkie, w którym płeć jest rozdzielona. Ziemia i
cia
ło człowieka musiały najpierw dojść do dzisiejszego stanu zagęszczenia, mineralizacji.
W mi
ękkich ciałach ludzkich okresu księżycowego i pierwszych okresów Ziemi człowiek
by
ł istotą dwupłciową, męsko-żeńską.
Nie powinni
śmy zapominać, że człowiek w pewnej mierze i dzisiaj zachował ślad tego
dawnego dwup
łciowego ustroju. Dzisiaj mężczyzna ma ciało fizyczne męskie, eteryczne
za
ś żeńskie. Kobieta przeciwnie; jej ciało eteryczne jest męskie. Fakt ten rzuca ciekawe
światło na psychikę mężczyzny i kobiety. Zdolność kobiety do poświęcenia i zaparcia się
siebie dla ukochanej istoty zwi
ązana jest z tym, że jej ciało eteryczne jest męskie;
natomiast pró
żność mężczyzny staje się zrozumiała, gdy wiemy, że jego ciało eteryczne
ma natur
ę kobiecą.
Powiedzieli
śmy już, że ten podział ludzkości na dwie płci wywołało współdziałanie sił
p
łynących ze Słońca i Księżyca. Trzeba jeszcze wiedzieć, że u mężczyzny Księżyc działa
silniej na cia
ło eteryczne, Słońce zaś na fizyczne; u kobiety przeciwnie, ciało fizyczne
znajduje si
ę pod wpływem sił księżycowych, eteryczne zaś pod wpływem Słońca.
Ustawiczna wymiana substancji mineralnych w ciele fizycznym cz
łowieka mogła
rozpocz
ąć się dopiero wtedy, gdy powstał dzisiejszy świat mineralny; przedtem istniały
zupe
łnie inne formy odżywiania. W słonecznym okresie naszej Ziemi we wszystkich
ro
ślinach krążyły soki mleczne. Odżywianie odbywało się w ten sposób, że człowiek
wysysa
ł je, tak jak dzisiaj dziecko ssie pokarm matki. Rośliny, które dzisiaj mają w sobie
tego rodzaju soki, s
ą ostatnimi potomkami czasów, kiedy wszystkie rośliny dostarczały
takich soków w wielkiej obfito
ści. Dopiero później odżywianie przybrało dzisiejsze formy.
Aby zrozumie
ć sens zróżnicowania się płci człowieka, musimy wyjaśnić sobie, że
zarówno na Ksi
ężycu, jak też i w czasie powtórzenia okresu księżycowego na Ziemi,
wszystkie istoty wygl
ądały podobnie. Tak jak dzisiaj każda krowa podobna jest do swej
matki i do wszystkich innych krów, bo ka
żda reprezentuje duszę zbiorową, tak też i ludzie
byli wówczas niezmiernie podobni do swoich przodków, co przeci
ągnęło się aż po okres
atlantycki.
Có
ż więc było powodem, że teraz ludzie są tak różni? Przyczyną był właśnie podział na
dwie p
łci. Element kobiecy zachował tendencję do nadawania potomkom podobnej
postaci; element m
ęski działa inaczej; wywołuje on różnorodność, indywidualizację.
Przez to,
że siły męskie dołączyły się do kobiecych, powstało coraz większe
zró
żnicowanie. Dzięki wpływowi męskiego pierwiastka może się rozwijać indywidualność.
Dawna dwup
łciowość miała jeszcze jedną szczególną właściwość. Jeżeli zapytalibyśmy
którego
ś z ludzi księżycowych o jego przeżycia, zauważylibyśmy, że traktuje je zupełnie
tak samo, jak prze
życia swych najdalszych przodków; wszystko to żyło przez pokolenia.
Przygotowanie obecnego stanu
świadomości, która sięga tylko od narodzin do śmierci,
zwi
ązane jest z wykształceniem się indywidualności człowieka w dzisiejszym znaczeniu;
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (1 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]
owców
ż
okrzy
ż
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró
równolegle za
ś pojawiła się możliwość takich narodzin i takiej śmierci jak dzisiaj. Dawni
ludzie ksi
ężycowi, którzy poruszali się pływając i unosząc się w przestrzeni, złączeni byli
ze swym otoczeniem, z którego przenika
ły w ich organizmy owe strumienie krwi. Gdy
taka istota umiera
ła, nie była to śmierć duszy w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, tylko
jak gdyby obumieranie jednej cz
ęści w żywym organizmie. Świadomość duszy zbiorowej
w
świecie ducha pozostawała niezmącona. Spróbujmy sobie to wyobrazić - usycha ręka,
a na to miejsce wyrasta nowa. Ludzie w zamglonej
świadomości odczuwali umieranie
organizmów ludzkich niby stopniowe usychanie cia
ł; jedne usychały i więdły, a inne
wyrasta
ły, ale w duszy zbiorowej świadomość trwała bez przerwy, tak że istotnie było to
co
ś w rodzaju nieśmiertelności.
Potem pojawi
ła się dzisiejsza krew, czyli krew wytwarzana samodzielnie przez organizm
cz
łowieka. Jej powstaniu towarzyszył podział człowieka na dwie płci: męską i żeńską.
Jednocze
śnie z tym podziałem wystąpiła jeszcze jedna ważna zmiana. Krew wywołuje
ci
ągłą walkę pomiędzy życiem a śmiercią, a skutkiem tego istota, która wytwarza w sobie
czerwon
ą krew, jest terenem tych ustawicznych zmagań. Krew czerwona zużywa się
bowiem ci
ągle i przemienia w krew błękitną, która nosi w sobie element śmierci.
Jednocze
śnie z tą przemianą krwi nastąpiło w człowieku zaciemnienie świadomości,
która dawniej si
ęgała poza granice narodzin i śmierci. Dopiero teraz, z nastaniem
obecnej
świadomości, utracił człowiek dawne, niejasne poczucie nieśmiertelności.
Dzisiejsza niemo
żność wyjrzenia poza śmierć i narodziny związana jest z podziałem na
dwie p
łci.
Jeszcze co
ś innego łączy się z tymi zmianami. Kiedy człowiek miał duszę grupową,
pokolenia za pokoleniami nast
ępowały bez przerw, bez przełomów wywołanych
narodzinami i
śmiercią. Teraz jednak pojawiły się przerwy i w związku z tym możliwość
reinkarnacji. Dawniej syn by
ł bezpośrednią kontynuacją ojca, a ojciec dziadka,
świadomość nigdzie się nie urywała. Teraz jednak nastał czas, gdy świadomość nie
mog
ła już sięgać poza granice narodzin i śmierci. Dzięki temu stał się możliwy pobyt
cz
łowieka w kamaloce i w dewahanie. Te kolejne zmiany - pobyt w wyższych światach
nast
ępujący po ziemskim życiu - stały się możliwe dopiero wtedy, gdy człowiek został
istot
ą indywidualną, po odrzuceniu Księżyca z Ziemi. Dopiero wtedy pojawiło się to, co
dzi
ś nazywamy inkarnacją oraz okresy przejściowe między kolejnymi wcieleniami, które z
czasem równie
ż ustaną.
Doszli
śmy więc do czasów, gdy dawny organizm, który łączył w sobie jeszcze dwie płci,
organizm zale
żny od duszy zbiorowej, podzielił się na męski i kobiecy. Element kobiecy
zachowuje podobie
ństwo, męski wprowadza różnorodność. Istotnie, w dzisiejszych
stosunkach element kobiecy utrzymuje ci
ągłość dawnych więzów rodowych, rasowych,
narodowych, element m
ęski ustawicznie tę ciągłość przełamuje, rozszczepia i w ten
sposób indywidualizuje ludzko
ść. Pierwszy działa jak echo dawnej duszy zbiorowej, drugi
jako pierwiastek nowy, d
ążący do indywidualizowania. Z czasem dojdzie do tego, że
wszelkie wi
ęzy rasowe i rodowe zanikną. Ludzie coraz bardziej będą się różnili między
sob
ą i będzie ich łączyć nie wspólna krew, ale to, co duszę wiąże z duszą. W tym
kierunku zmierza rozwój ludzko
ści.
W pocz
ątkowym okresie epoki atlantyckiej związek w ramach poszczególnych ras był
jeszcze bardzo silny. Pierwsze podzia
ły ras różniły się między sobą barwą skóry i ten
ślad działania duszy zbiorowej pozostał jeszcze do dzisiaj. Różnice te będą się zacierały,
im bardziej element indywidualny b
ędzie przeważał. Przyjdzie czas, że nie będą istniały
rasy o ró
żnych zabarwieniach skóry, natomiast istnieć będą olbrzymie różnice
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (2 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]
owców
ż
okrzy
ż
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró
indywidualne mi
ędzy ludźmi. Im dalej cofamy się w przeszłość, tym lepiej widzimy, jak
przewa
ża element rasowy. Właściwy pierwiastek indywidualizujący pojawia się dopiero w
pó
źniejszych czasach atlantyckich. W pierwszych czasach Atlantydy ludzie należący od
danej rasy czuli g
łęboką niechęć w stosunku do innych ras; poczucie łączności, miłość
p
łynęły tylko ze wspólnoty krwi. Związki małżeńskie między ludźmi należącymi do
odr
ębnych rodów uważane były za niemoralne.
Jasnowidz
ący, który chciałby zbadać związek ciała eterycznego z fizycznym u
mieszka
ńców dawnej Atlantydy, spostrzegłby dziwne zjawisko. Część ciała eterycznego
odpowiadaj
ąca głowie nie pokrywała się całkowicie z głową fizyczną, tak jak dzisiaj. Dziś
cia
ło eteryczne wykracza bardzo niewiele poza fizyczną głowę, wówczas jednak
wystawa
ło bardzo daleko, szczególnie w okolicy czoła. Pewien punkt mózgu, położony
mi
ędzy brwiami, tylko że o centymetr głębiej oraz odpowiadający mu dzisiaj punkt w ciele
eterycznym by
ły wówczas jeszcze oddalone jeden od drugiego. Rozwój polegał między
innymi na stopniowym zbli
żaniu się tych dwóch punktów. W piątym okresie epoki
atlantyckiej cia
ło eteryczne głowy do tego stopnia wsunęło się w ciało fizyczne, że oba
punkty spotka
ły się. Dzięki temu mogły rozwinąć się nasze dzisiejsze zdolności: liczenie,
zdolno
ść wydawania sądów, wytwarzanie pojęć, inteligencja. Przedtem mieszkańcy
Atlantydy mieli tylko wspaniale rozwini
ętą pamięć, brak im jednak było zdolności
rozumowania. I tu mamy punkt wyj
ścia powstawania jaźni świadomej. Przed zejściem się
tych dwóch punktów nie mog
ło być mowy o samodzielności ludzi, natomiast mogli oni żyć
w o wiele g
łębszym związku z naturą. Mieszkania tworzył sobie człowiek w owych
czasach z tego, co mu dawa
ła przyroda; przekształcał on dowolnie kamienie, łączył je z
drzewami i w ten sposób mieszkanie ludzkie wyrasta
ło z żywej przyrody; było ono
w
łaściwie jej przeobrażeniem. Człowiek żył w małych grupach, spojonych jeszcze
wi
ęzami krwi, najsilniejszy zaś z rodu był wodzem i wywierał ogromny wpływ na innych.
Wszystko zale
żało od jego autorytetu, który jednak rozumiany był inaczej niż w naszych
czasach. Na pocz
ątku okresu atlantyckiego człowiek nie znał jeszcze mowy
artyku
łowanej; rozwinęła się ona dopiero w trakcie tej epoki. Wódz nie był w stanie
wyrazi
ć słowami swych rozkazów; natomiast ludzie rozumieli mowę natury. Człowiek
dzisiejszy musi uczy
ć się tego na nowo. Wyobraźmy sobie, że patrząc w źródło widzimy
w nim swe odbicie; w duszy cz
łowieka znającego wiedzę tajemną powstaje szczególne
uczucie; mówi on sobie: "Oto spogl
ąda na mnie odbicie mej własnej postaci, ostatni ślad
tych odbi
ć, które Saturn przed niepamiętnym czasem wysyłał w przestrzeń". Gdy
cz
łowiek taki widzi w źródle odbicie własnej postaci, w duszy jego wyłania się
wspomnienie Saturna. Równie
ż echo budzi wspomnienie dźwięków, które odbite przez
Saturna powraca
ły w przestworza wszechświata. Albo fatamorgana, odzwierciedlenie
obrazów, które powietrze przejmuje i znowu oddaje. Cz
łowiek znający wiedzę tajemną
widzi w niej wspomnienie utworzonego z gazów dawnego S
łońca, które przyjmowało w
siebie wszystko, co p
łynęło z przestrzeni kosmicznych, przepracowywało to, a potem
odbija
ło w promieniach, dodając jeszcze coś ze swej własnej istoty. Gdybyśmy znaleźli
si
ę na dawnym Słońcu, widzielibyśmy, jak wszystko, co tam istniało, przygotowane było z
substancji gazowej S
łońca niby jakieś obrazy świetlne, jak fatamorgana.
Nie potrzeba czarów, by uczy
ć się poznawać świat w tysiącach przeobrażeń; jest to
wa
żne dla człowieka, który pragnie wznieść się w wyższe światy.
W bardzo dawnych czasach cz
łowiek głęboko rozumiał naturę. Jest to wielka różnica, czy
żyje się w dzisiejszym powietrzu, czy w takim, jakie było za czasów Atlantydy. Cała
atmosfera przenikni
ęta była wówczas gęstą mgłą. Słońce i Księżyc otoczone były
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (3 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]
owców
ż
okrzy
ż
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró
olbrzymimi t
ęczowymi kręgami. Był czas, że te mgliste opary przesłaniały gwiazdy, a
S
łońce i Księżyc były zaćmione. Dopiero powoli, stopniowo, stawały się widzialne dla
ludzkich oczu. Ksi
ęga Genesis opisuje wspaniale, jak Słońce, Księżyc i gwiazdy powoli
stawa
ły się widoczne. Wszystko, co czytamy jako dzieje stworzenia świata, działo się
rzeczywi
ście.
Cz
łowiek z czasów atlantyckich miał więc silnie rozwinięte rozumienie otaczającej go
natury. To, co s
łychać w szemraniu źródła, w huczącym wietrze, co dla nas dzisiaj jest
nie zró
żnicowanym dźwiękiem, dla tamtych ludzi było zrozumiałą mową. Nie było jeszcze
wówczas przykaza
ń ujętych w słowa, ale Duch przemawiał do człowieka z tego powietrza
nasyconego wodnymi oparami. Pismo
Święte wyraża to w słowach: "a Duch Boży unosił
si
ę nad wodami". We wszystkim słyszał człowiek mowę Ducha; płynęła do niego z
gwiazd, ze S
łońca i z Księżyca. Każde słowo Księgi Genesis opisuje dokładnie i ściśle to,
co si
ę działo w otoczeniu człowieka.
Pó
źniej nadszedł okres, gdy u grupy ludzi bardziej zaawansowanych niż reszta,
zamieszka
łych w pobliżu dzisiejszej Irlandii - na ziemi, która podobnie jak cała Atlantyda
znajduje si
ę dzisiaj pod wodą - nastąpiło po raz pierwszy owo ścisłe złączenie się ciała
eterycznego z fizycznym. Dzi
ęki temu możliwy stał się wzrost inteligencji. Kiedy potężne
masy wodne zatapia
ły powoli ląd Atlantydy, lud ten, pod wodzą najbardziej
zaawansowanych osób, rozpocz
ął wędrówkę na Wschód. Najbardziej rozwinięta część
tego ludu zaw
ędrowała aż do Azji i stworzyła tam centrum kultury. Stąd promieniowała
potem kultura, wywodz
ąca się ze strumienia ludu, który później przesunął się jeszcze
dalej na Wschód i w Azji
Środkowej, a mianowicie w Indiach, stworzył pierwszą kulturę
poatlantyck
ą, tzw. kulturę hinduską. Wykazuje ona jeszcze silny wpływ kultury
atlantyckiej. Dawny Hindus nie mia
ł jeszcze takiej świadomości jak nasza dzisiejsza, ale
by
ła ona już możliwa od chwili, kiedy zeszły się te dwa punkty w mózgu, o których była
wcze
śniej mowa. Przed ich połączeniem mieszkańcy Atlantydy żyli jeszcze
świadomością obrazową, dzięki której obcowali z duchami. Człowiek ówczesny nie tylko
s
łyszał w szemraniu strumyka wyraźną i zrozumiałą mowę, ale widział jeszcze
wy
łaniające się z jego nurtów istoty wcielone w wodę - undiny. W powietrzu, w jego
powiewach, widzia
ł sylfy, w trzaskającym ogniu postrzegał salamandry. Wszystko to było
realne i dlatego powsta
ły legendy i mity, które w najczystszej formie zachowały się w
Europie, tam, gdzie osiedli
ła się resztka ludności atlantyckiej, która nie zawędrowała do
Indii. Germa
ńskie legendy i mity są odbiciem tego, co mieszkańcy dawnej Atlantydy
widzieli jeszcze w otaczaj
ącej ich gęstej mgle. Rzeki, jak np. Ren, żyły w świadomości
dawnych Atlantów, jak gdyby zawarta w nich by
ła mądrość dawnej mgły Nibelungów. Ta
m
ądrość żyła w rzekach jako jestestwa.
W ten sposób
żyły w Europie echa kultury atlantyckiej. W Indiach jednakże powstawała
nowa kultura, w której inny odd
źwięk znajdowało echo dawnych oglądów. Same obrazy
wy
ższych światów znikły ale pozostała tęsknota za tym wszystkim, co one wyrażały.
Mieszkaniec Atlantydy s
łyszał jeszcze mądrość świata przemawiającą do niego w
przyrodzie; Hindusowi zosta
ła już tylko tęsknota za zjednoczeniem z naturą; toteż cechą
starohinduskiej kultury jest pragnienie powrotu do dawnych czasów. Ówczesny Hindus
by
ł marzycielem. Wprawdzie miał przed sobą to, co nazywamy rzeczywistością, ale świat
zmys
łów uważał za maję, ułudę. Tego, co mieszkaniec Atlantydy widział jeszcze jako
unosz
ące się wokół niego duchy, Hindus szukał w swej własnej tęsknocie za boskim
pierwiastkiem
świata, za Brahmanem. Ten impuls powracania do dawnej, półsennej
świadomości światów atlantyckich zachował się w ezoteryce wschodniej, która stara się
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (4 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]
owców
ż
okrzy
ż
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró
przywróci
ć dawną świadomość.
Dalej na pó
łnoc mamy Persów i Medów, kulturę staroperską. Kultura starohinduska
odwraca
ła się od rzeczywistości; Persowie natomiast zdawali sobie sprawę, że należy się
z ni
ą liczyć. Człowiek był w tym kraju przede wszystkim pracownikiem, który wiedział, że
nie tylko po to ma si
ły duchowe, by dążyć do poznania, lecz także po to, by z ich pomocą
przeobrazi
ć Ziemię. Początkowo przedstawiała się ona jako element wrogi; ludzie czuli,
że muszą ją zwyciężyć. Wyrazem tego stosunku jest przeciwstawienie Ormuzda i
Arymana - dobrego i z
łego boga, którzy toczyli odwieczny bój. Człowiek pragnął coraz
bardziej przenika
ć Ziemię tym, co płynie ze świata ducha, ale nie był jeszcze w stanie
pozna
ć mądrej budowy, naturalnej prawidłowości świata zewnętrznego. Dawna kultura
indyjska rzeczywi
ście posiadała wiedzę o wyższych światach, nie wynikającą jednak ze
znajomo
ści natury, gdyż Ziemia była dla Hindusa złudą, mają. Pers natomiast poznawał
natur
ę, świat zewnętrzny, ale tylko jako swój warsztat pracy.
Przechodzimy do kultury chaldejskiej, babilo
ńskiej i ludów egipskich. Tutaj człowiek uczy
si
ę już rozumieć prawidłowości rządzące naturą. Podnosząc wzrok ku gwiazdom nie tylko
szuka bogów stoj
ących ponad nim, ale też bada prawa, kierujące ruchem gwiazd - i tak
powsta
ła owa cudowna wiedza chaldejska. Kapłan egipski nie traktował świata
fizycznego jako czego
ś opornego, wrogiego. Duchowość, do której dochodził przez
geometri
ę, zaszczepiał w swoją glebę, w swój kraj, Rozpoznawane były prawa
zewn
ętrznej natury. Chaldejsko-babilońsko-egipska mądrość łączyła ściśle zewnętrzną
wiedz
ę o gwiazdach z poznaniem bogów, którzy są duchami tych gwiazd. I to jest trzeci
etap rozwoju kultury.
Dopiero na czwartym stopniu rozwojowym epoki poatlantyckiej cz
łowiek rozwinął się na
tyle,
że to, co sam w sobie przeżywał jako duchowość, zaszczepiał kulturze. Tak właśnie
by
ło w okresie grecko-rzymskim. Człowiek według swej własnej duchowości kształtował
materi
ę, stwarzając dzieło sztuki plastycznej czy dramatycznej. Spotykamy tam początki
budownictwa miejskiego w dzisiejszym znaczeniu. Jest ono inne ni
ż w okresach
poprzedzaj
ących epokę grecką, np. w Egipcie. Tam dawni kapłani spoglądali ku
gwiazdom, usi
łując wykryć rządzące nimi prawa. Odbiciem tego, co się działo na niebie,
by
ły wznoszone przez nich budowle. Ich budowle ukazują siedmiostopniowy rozwój, który
cz
łowiek najpierw odkrył w ciałach niebieskich; podobnie cała struktura piramid wyraża
prawdziwe stosunki kosmiczne.
Przej
ście od mądrości wtajemniczonych kapłanów do mądrości ogólnoludzkiej wyraża
wspaniale tradycja rzymska w historii siedmiu królów rzymskich. Kim s
ą ci królowie?
Przypomnijmy,
że zamierzchła historia Rzymu sięga starożytnej Troi. Troję możemy
uwa
żać za ostatni wytwór dawnych społeczeństw kapłańskich, które organizowały
pa
ństwa według praw wypisanych w gwiazdach. Gdy nastał czas przejścia w czwarty
okres kultury, rozum ludzki, którego symbolem jest przebieg
ły Odyseusz, pokonał
starodawn
ą mądrość kapłanów. Jeszcze wyraźniej wyraża się to zwycięstwo ludzkiej
my
śli nad mądrością kapłanów w rzeźbie Laokoona i jego synów, duszonych przez węże.
W
ąż był zawsze symbolem ludzkiego rozumu; grupa Laokoona przedstawia właśnie
moment, gdy ziemski rozum w postaci w
ężów pokonuje pradawną mądrość kapłanów. A
potem wola autorytetów kieruj
ących w ciągu tysiącleci wydarzeniami naszkicowała
dalsze wypadki, wed
ług których w przyszłości musiała rozwijać się historia. Ci, którzy
stali u kolebki Rzymu, postanowili,
że jego dzieje obejmą siedem okresów, jak to zostało
napisane w ksi
ęgach sybilińskich. Jeżeli to wszystko przemyślimy, odnajdziemy imiona
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (5 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]
owców
ż
okrzy
ż
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró
siedmiu królów rzymskich jako odbicie siedmiu pierwiastków natury ludzkiej. Pi
ąty król
Rzymu, z kraju Etrusków, przyszed
ł z zewnątrz. Przedstawiał człon Manas, ducha jaźni,
który
łączy trzy niższe człony z trzema wyższymi. Siedmiu królów rzymskich wyobraża
siedem pierwiastków natury ludzkiej, maluje rzeczywisto
ść duchową. Rzym republikański
to nic innego jak tylko ludzka m
ądrość, która zajmuje miejsce mądrości kapłańskiej. W
ten sposób trzecia epoka przesz
ła w czwartą. Wtedy człowiek wydał z siebie to, co miał
we w
łasnej duszy, tworząc arcydzieła sztuki, dramaty i system prawny. Dawniej wszelkie
prawa czerpa
ła ludzkość z gwiazd. Rzymianie stali się narodem prawa, dopiero tutaj
cz
łowiek stworzył według własnych potrzeb prawo.
My
żyjemy w okresie piątym. Jak wyraża się w naszych czasach rozwój ludzkości? Znikł
dawny autorytet; punkt ci
ężkości we wszystkim, co dotyczy człowieka, przesuwa się
coraz bardziej ku jego wn
ętrzu, a działalność zewnętrzna staje się coraz bardziej
odbiciem jego duchowo
ści. Rozpadają się więzy przynależności rodowej. Człowiek
indywidualizuje si
ę coraz bardziej, dlatego powoli rozumieć zaczyna religię, której ziarno
ludzko
ść nosi w sobie od 2000 lat; religię, która mówi: "Kto by z was nie porzucił ojca
swego i matki swojej, siostry i brata, nie mo
że być uczniem moim". To znaczy, że miłość
oparta na zwi
ązkach krwi musi ustać, człowiek ma stanąć wobec człowieka, dusza
przemówi
ć do duszy.
Zadaniem naszej epoki jest jeszcze silniejsze sprowadzenie na plan fizyczny tego, co w
grecko-rzymskim okresie wyp
łynęło z ludzkiej duszy. W ten sposób człowiek coraz
g
łębiej pogrąża się w materię. Grek w arcydziełach sztuki stworzył wyidealizowany obraz
swego
życia wewnętrznego obleczony w ludzkie kształty; Rzymianin stworzył w
prawodawstwie co
ś, co wyraża już bardziej osobiste potrzeby; ale kulminacyjnym
wynalazkiem naszych czasów jest maszyna, najbardziej materialistyczny wyraz
ca
łkowicie już osobistych potrzeb człowieka. Ludzkość coraz bardziej oddala się od
nieba, zst
ępując coraz to niżej i niżej, aż wreszcie w obecnym piątym okresie zstąpiła
najni
żej, najsilniej związała się z materią. O ile w Grecji widzimy jeszcze człowieka
wzniesionego w twórczo
ści ponad swoje człowieczeństwo, jak np. w wizerunkach Zeusa,
który wyobra
ża człowieka wznoszącego się ponad własną miarę, o ile w prawodawstwie
rzymskim znajdujemy jeszcze co
ś z człowieka, który przerasta siebie samego - bo
Rzymianin wi
ęcej ceni fakt, że jest obywatelem rzymskim niż osobowością ludzką - to w
naszych czasach cz
łowiek obraca siły swego ducha na zaspokojenie swych osobistych,
materialnych potrzeb. Jaki
ż bowiem cel mają wszystkie maszyny, parowce, koleje,
wszystkie skomplikowane wynalazki? Chaldejczyk od
żywiał się w najprostszy sposób,
jaki mo
żna sobie wyobrazić; dzisiaj nieprawdopodobny wprost zasób wiedzy,
skrystalizowanej m
ądrości ludzkiej, pracuje nad tym, jak zaspokoić głód i pragnienie. Nie
wolno nam zamyka
ć oczu na to, co się dzieje. Mądrość w ten sposób użyta schodzi
poni
żej własnego poziomu, zstępuje w materię.
Wszystko, co cz
łowiek wziął niegdyś ze światów ducha, musiało zejść poniżej własnego
poziomu, aby znowu kiedy
ś wzbić się wyżej. Stąd wypływa zadanie dziejowe naszej
epoki. Je
żeli dawniej łączyła ludzi w obrębie rodu krew, która płynęła w ich żyłach, to
dzisiaj te si
ły są coraz słabsze, a miłość oparta na więzach krwi ginie. Zastąpić ją musi
inna mi
łość - miłość płynąca z ducha, która umożliwi ponowne wzniesienie się w świat
duchowy. Zej
ście w materię było potrzebne, ludzkość musiała to przejść, aby o własnych
si
łach znaleźć drogę z powrotem w świat ducha. To właśnie jest misją dzisiejszej wiedzy
duchowej - wskaza
ć ludziom tę drogę.
Omawiaj
ąc dzieje ludzkości doszliśmy do czasów obecnych. Teraz musimy wskazać, jaki
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (6 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]
owców
ż
okrzy
ż
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Ró
b
ędzie dalszy rozwój, i jak człowiek, który przechodzi przez wtajemniczenie, już dzisiaj
mo
że osiągnąć na drodze poznania pewien stopień, który w przyszłości będzie udziałem
wszystkich ludzi.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-12.htm (7 of 7) [07-May-11 4:55:29 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
XIII
Dzisiaj zobowi
ązani jesteśmy omówić przyszły rozwój ludzkości oraz to, co nazywamy
wtajemniczeniem; jak dzi
ęki wtajemniczeniu człowiek współczesny może już dzisiaj
przej
ść stopnie rozwoju, które cała ludzkość osiągnie dopiero w przyszłości.
Zacznijmy od pierwszego z tych zagadnie
ń. Niejednemu z was może się wydać
zuchwalstwem poruszanie sprawy przysz
łych losów człowieka. Inni znów sądzić będą, że
jest rzecz
ą zgoła niemożliwą cokolwiek o tym wiedzieć. Jeżeli jednak zastanowimy się
troch
ę, to zobaczymy, że pogląd ludzi uznających możliwość poznania przyszłości nie
jest tak ca
łkowicie pozbawiony podstaw. Porównajmy to z wiedzą zwykłego uczonego,
np. przyrodnika. Mo
że on z całą dokładnością powiedzieć, że jeżeli zmiesza w danych
warunkach tlen, wodór i siark
ę, to zawsze powstanie kwas siarkowy. Można też
dok
ładnie określić, co się stanie, jeżeli skupimy w zwierciadle promienie świetlne. Nie
tylko takie drobne stosunkowo fakty mo
żemy przewidywać; obliczamy przecież
za
ćmienie Słońca i Księżyca na wiele lat naprzód.
Dlaczego jest to mo
żliwe? Dlatego że znamy prawa rządzące fizycznym życiem. Jeżeli
wi
ęc ktoś pozna duchowe prawa życia, to na ich podstawie będzie mógł w podobny
sposób powiedzie
ć, co musi zdarzyć się w przyszłości. Zazwyczaj jednak dręczy ludzi
pewien problem. Niejednemu wydaje si
ę, że możliwość przewidzenia tego, co się
wydarzy, zaprzecza wolno
ści, zaprzecza wolnej woli człowieka. Jest to błędne odczucie.
Je
żeli zmieszamy w pewnych określonych warunkach siarkę, tlen i wodór, powstanie
kwas siarkowy jako nieodzowny wynik tego, co zrobili
śmy mieszając ze sobą te
substancje. To jednak, czy je zmieszamy, zale
ży od naszej woli i podobnie jest z
przebiegiem duchowego rozwoju cz
łowieka. To, co się stanie, jest wolnym czynem
cz
łowieka. Im wyżej będzie stał w rozwoju, tym bardziej będzie wolny. I nie należy sądzić,
że już teraz z góry jest przesądzone, co człowiek uczyni w przyszłości, ponieważ można
to przewidywa
ć. Większość ludzi nie rozumie prawidłowo tych zagadnień, które
rzeczywi
ście należą do najtrudniejszych. Od niepamiętnych czasów filozofowie usiłowali
rozwi
ązać dylemat ludzkiej wolności i określonej prawidłowości zjawisk, umożliwiającej
przewidywanie. Prawie wszystko, co na ten temat zosta
ło napisane, jest w najwyższym
stopniu niewystarczaj
ące, gdyż mało kto rozróżnia, że co innego jest przewidywać, a co
innego z góry zakre
ślić i postanowić. Z przewidywaniem przyszłości jest podobnie, jak ze
spogl
ądaniem na jakiś oddalony od nas punkt w przestrzeni. Jeżeli patrzymy na drugą
stron
ę ulicy i widzimy, że jeden człowiek podaje drugiemu dziesięć groszy, to czy my
wywo
łaliśmy tę czynność? Czy fakt, że ją widzimy, ma cokolwiek wspólnego z jej
przyczyn
ą? Nie. My tylko z daleka widzimy, że czynność ta zachodzi, lecz nie wywieramy
przez to
żadnego wpływu na jej przebieg. Stosunki w czasie podobne są w pewnej
mierze do tych, jakie zachodz
ą w przestrzeni, tylko ludziom trudno to pojąć. Przypuśćmy,
że ktoś wciela się znowu po tysiącach lat. Jego czyny wynikną wtedy z jego własnej
wolnej woli - zupe
łnie tak samo, jak w przykładzie z dziesięcioma groszami.
Jasnowidz
ący może widzieć to, co dzieje się w dalekiej przestrzeni czasu i ten przyszły
czyn cz
łowieka tak samo niezależny będzie od chwili obecnej, jak gest podania monety
drugiemu cz
łowiekowi nie zależy od oddalonego w przestrzeni punktu, z którego ktoś
obserwuje tych ludzi. Cz
ęsto się mówi: "Jeżeli można przewidzieć, że coś się stanie, to
w
łaściwie takie wydarzenie musi już być z góry postanowione". Jest to mylenie
przysz
łości z teraźniejszością. Nie byłoby żadnego przewidywania przyszłości, gdyby
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (1 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
wszystko ju
ż było z góry ustalone; nie przewiduje się przecież czegoś, co już jest, ale
co
ś, co się dopiero stanie. Trzeba starać się z całą ścisłością zrozumieć pojęcie "wglądu
w przysz
łość". Trzeba pogłębiać je cierpliwym wielokrotnym medytowaniem, bo tylko
wtedy b
ędziemy w stanie dojść do właściwego zrozumienia.
Po tych wst
ępnych uwagach przejdźmy do omówienia przyszłego rozwoju ludzkości.
Doszli
śmy do punktu, w którym ludzkość pogrążyła się głęboko w materializmie, a swoje
si
ły duchowe obraca na budowę i produkcję maszyn i narzędzi, które służą osobistym
celom w
życiu. Łączy się z tym coraz dalej idące zagęszczenie substancji ciała ludzkiego
i ca
łej Ziemi. Widzieliśmy, że to, co dziś jest najbardziej gęste i stałe - a mianowicie
minera
ły - powstało dopiero w pewnym okresie rozwoju naszej planety. I dopiero w tym
momencie cz
łowiek wstąpił w swój obecny okres ziemskiego rozwoju. Równolegle z
wy
łonieniem się pierwiastka mineralnego nastąpił rozdział płci oraz inne zjawiska. Zanim
cz
łowiek wstąpił w okres rozwoju, w którym fizyczność Ziemi zgęstniała aż do minerałów,
mia
ł dużo subtelniejsze, bardziej miękkie ciało. Aby to sobie wyobrazić chociaż w
przybli
żeniu, spróbujmy opisać, jak w tych dawnych czasach, przed podziałem na dwie
p
łci, odbywało się rozmnażanie rodu ludzkiego. Człowiek, który łączył w sobie jeszcze
oba rodzaje, wydawa
ł z siebie podobną sobie istotę z własnego lotnego, subtelnego
organizmu, jednak nie na sposób dzisiejszy, lecz tak, jak si
ę to dzieje na seansach
spirytystycznych, gdy medium wysnuwa z siebie cia
ło eteryczne innej istoty. Tak mniej
wi
ęcej przedstawiało się wydawanie na świat potomstwa u dawnej ludzkości.
Widzimy wi
ęc, że ciągłe zagęszczanie ciała człowieka w kosmosie związane jest z jego
zst
ąpieniem w świat materialny. Związana jest z tym jeszcze inna siła, która nie mogłaby
si
ę rozwinąć bez tego zstąpienia na Ziemię. Tą siłą jest egoizm. Ma on dwie strony: złą i
dobr
ą. Jest podłożem samodzielności i wolności człowieka, z drugiej jednak strony staje
si
ę źródłem wszelkiego zła. Aby człowiek nauczył się czynić dobro z własnej wolnej woli,
musia
ł zetknąć się z siłą egoizmu. Siły, które kierowały nim przedtem, prowadziły go
niezmiennie ku dobru; ale kiedy
ś musiała mu zostać dana możliwość wyboru własnej
drogi. I tak, jak niegdy
ś zstąpił w dół, tak teraz musi wznieść się z powrotem w świat
ducha. Zst
ępowanie w dół, w materię, łączy się ze wzrostem egoizmu; ponowne
wznoszenie si
ę, powrót w świat ducha, zależy od tego, czy altruizm, uczucie sympatii
mi
ędzy ludźmi będzie się wzmagać. Ludzkość w swoim poatlantyckim rozwoju
przechodzi
ła przez szereg okresów: staroindyjski, staroperski, egipsko-chaldejsko-
babilo
ński i grecko-rzymski, aż doszła do naszego, piątego okresu. Po piątym zaś
nast
ąpi szósty. Dążenie ludzkości do kolejnego etapu polega właśnie na przezwyciężaniu
tego pierwiastka, który najsilniejszy by
ł w czasie ostatecznego złączenia się ciała
eterycznego z fizycznym, w czasie zej
ścia się owych dwóch punktów, o których
mówili
śmy ostatnio. Był to czas najgłębszego pogrążenia się w egoizm.
W dawniejszych okresach rozwoju cz
łowiek też miał pewną dozę egoizmu, jednak innego
rodzaju. Egoizm, który obecnie tak g
łęboko wnika w duszę, pozostaje w ścisłym związku
z materialistycznym pogl
ądem naszych czasów i uduchowienie, które musi nastąpić,
b
ędzie jednocześnie jego przezwyciężeniem. Dlatego chrześcijaństwo i wszelkie prądy
oparte na prawdziwym
życiu religijnym dążą świadomie do przełamania dawnych więzów
krwi. W kra
ńcowy sposób wyrażają to słowa Chrystusa: "Kto nie porzuci ojca swego i
matki,
żony i dziecka, siostry i brata - nie może być uczniem moim". Na miejsce dawnych
zwi
ązków krwi przyjść muszą więzy duchowe, łączące duszę z duszą, człowieka z
cz
łowiekiem. Powstaje tylko pytanie, jakimi drogami i jakimi środkami ludzkość osiągnąć
mo
że uduchowienie, czyli przezwyciężyć materializm, a jednocześnie dojść do tego, co
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (2 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
nazwa
ć by można braterstwem wszystkich ludzi, do zrealizowania powszechnej,
ogarniaj
ącej całą ludzkość miłości. Nie należy sądzić, że wystarczy tylko możliwie często
i z naciskiem podkre
ślać znaczenie ogólnoludzkiej miłości, aby zjawiła się ona
samoistnie. Albo te
ż, że trzeba zakładać stowarzyszenia, które postawią sobie za cel
szerzenie mi
łości bliźniego. Wiedza tajemna nie podziela takiego poglądu. Przeciwnie, im
wi
ęcej ludzie mówią o powszechnej miłości i ogólnoludzkich ideałach, upajając się
swoimi s
łowami, tym większymi stają się egoistami. Tak jak istnieje skłonność do
lubowania si
ę wrażeniami fizycznymi, tak i w dziedzinie moralnej zdarza się taka
tendencja. Powtarzanie sobie: "Wznosz
ę się moralnie coraz wyżej i wyżej", może być
w
łaśnie taką wyrafinowaną rozkoszą. Jest to w gruncie rzeczy myśl, która może łatwo
prowadzi
ć nie do zwykłego, codziennego, ale do wyrafinowanego egoizmu.
Przez ci
ągłe mówienie o miłości i współczuciu nie sprowadzamy ich jeszcze na świat. Nie
ma innej drogi do powszechnego braterstwa, jak rozpowszechnienie poznania
duchowego. Mówi si
ę ciągle o miłości i braterstwie, zakłada się tysiące stowarzyszeń -
nie osi
ągną one celu pomimo najlepszych chęci. Aby dobrze działać, trzeba wiedzieć, jak
za
łożyć podwaliny braterstwa ludzkości. Tylko ludzie, którzy żyją jedną, wspólną prawdą,
tylko ci odnajd
ą się i złączą w tej prawdzie. Tak jak Słońce jednoczy wszystkie rośliny,
które zwracaj
ą się ku niemu, choć każda z nich jest osobną istotą, podobnie ludzie
zjednocz
ą się we wspólnym dążeniu do prawdy. Dopiero energiczne dążenie ku
prawdzie otworzy przed lud
źmi możliwość harmonijnego współżycia.
Mo
żna postawić zarzut, że przecież wszyscy dążą do prawdy, ale są rozmaite punkty
widzenia i st
ąd biorą się nieporozumienia i spory. Jest to właśnie nie dość jeszcze
gruntowne poznanie prawdy. Nie mo
żna powoływać się na to, że gdy chodzi o prawdę,
mog
ą być różne punkty widzenia. Trzeba najpierw zrozumieć, że prawda może być tylko
jedna. Nie zale
ży ona od żadnych narodowych głosowań, jest prawdziwa sama w sobie.
Nikomu nie przyjdzie do g
łowy uchwalać przez głosowanie, że suma kątów w trójkącie
równa si
ę 180 stopni. Czy się na to zgadzają tysiące ludzi, czy nikt się nie zgadza, to
wszystko jedno. Z chwil
ą, gdy zrozumiecie, że tak jest, staje się to dla was prawdą. Nie
ma
żadnej demokracji, jeżeli chodzi o prawdę. Nie wszyscy jednak doszli do prawdy -
st
ąd wszelkie spory o nią. Można by powiedzieć: "Tak, ale nawet w wiedzy tajemnej
jeden twierdzi tak, a drugi inaczej". W prawdziwej ezoterii tego nie ma. Naturalnie,
że
mog
ą się zdarzyć zdania rozbieżne w zagadnieniach dotyczących wiedzy duchowej.
Podobnie w wiedzy o
świecie materialnym zdarza się, że jeden uczony sądzi tak, a drugi
inaczej. Jedna z tych dwóch opinii b
ędzie jednak fałszywa. Tak też jest w prawdziwej
wiedzy tajemnej; tylko
że tutaj ludzie pozwalają sobie często na wygłaszanie sądów o
tym, czego jeszcze nie rozumiej
ą.
Celem, misj
ą szóstej epoki jest właśnie rozpowszechnienie prawdy duchowej w
najszerszym zakresie. Zadaniem towarzystwa, które
łączy duchowo, jest niesienie tej
prawdy wsz
ędzie, stosowanie jej bezpośrednio w życiu. Tego właśnie najbardziej brak
naszym czasom. Na ka
żdym kroku widzimy, jak ludzie szukają, ale nikt nie może
odnale
źć prawidłowego rozwiązania. Mamy niezliczony szereg "kwestii": kwestię
wychowawcz
ą, kobiecą, medyczną, społeczną, kwestię odżywiania... Ludzie dyskutują
nad nimi i pisz
ą mnóstwo prac. Każdy mówi o swoim punkcie widzenia, niewielu jednak
chce studiowa
ć duchową prawdę. Nie o to chodzi, aby mieć abstrakcyjne, teoretyczne
wiadomo
ści z dziedziny wiedzy tajemnej, ale o to, aby je wnieść bezpośrednio w życie, w
studiowanie zagadnie
ń społecznych i wychowawczych, żeby całe życie ludzkie ująć z
punktu widzenia rzeczywistej m
ądrości duchowej. "Ależ w takim razie trzeba by posiąść
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (3 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
najwy
ższą mądrość" - mógłby ktoś zarzucić. Zarzut ten pochodzi z mylnego przekonania,
że trzeba zawsze koniecznie od razu znać i rozumieć wszystko, co się stosuje w życiu.
To nie jest konieczne. Poznanie najwy
ższych prawd przychodzi często znacznie później
ni
ż ich praktyczne zastosowanie. Gdyby ludzkość musiała czekać z trawieniem do chwili,
kiedy zrozumie prawa trawienia, to nie zasz
łaby daleko. Podobnie też nie jest konieczna
natychmiastowa znajomo
ść wszystkich praw duchowych i głębokich tajemnic, aby zacząć
wprowadza
ć je w codzienne życie. To jest właśnie sposób, w jaki metoda
ró
żokrzyżowców chce traktować duchowość. Mniej abstrakcji, więcej praktyki. Nie chodzi
o to, aby du
żo mówić o wiedzy duchowej. Ważne, jak człowiek wykorzysta ją w życiu.
Czy s
ądzicie, że dziecko musi opanować wszystkie prawidła gramatyczne, zanim nauczy
si
ę mówić? Przecież najpierw uczy się mówić, a dopiero potem poznaje gramatykę.
Dlatego te
ż trzeba dbać przede wszystkim o to, aby człowiek dzięki pomocy duchowej
nauki zwróci
ł się do tego, co go bezpośrednio otacza, zanim zacznie zajmować się
sprawami najwy
ższych światów, planem astralnym czy dewahanem. Tylko w ten sposób
zrozumiemy to, co dzieje si
ę w naszym otoczeniu i do czego musimy bezpośrednio się
w
łączyć. Dlatego też nasze zadanie polega właśnie na tym, by podzieloną, rozbitą,
wyrwan
ą z dawnych więzów rodowych i rasowych ludzkość znowu połączyć jednoczącą
wszystkich duchow
ą mądrością.
W dalszym rozwoju coraz bardziej b
ędzie zanikać łączność krwi i szczepu. Ludzkość
miesza si
ę, aby łączyć się na podstawie duchowych zapatrywań. Była to wielka
nieprawid
łowość, kiedy w teozofii mówiono o rasach, jak gdyby miały one trwać bez
ko
ńca. Pojęcie rasy straci całkowicie - znaczenie już w najbliższej przyszłości (licząc ją
co prawda w milionach lat). Mówienie o tym,
że świat zawsze przechodzi w okresach
rozwojowych przez siedem ras - to po prostu spekulacyjne, czysto teoretyczne
rozci
ąganie pojęcia, które da się zastosować tylko do naszych czasów. W jasnowidzeniu
i wiedzy duchowej nigdy o tym nie mówiono. Tak jak wszystko powstaje, tak powsta
ły i
rasy, i jak wszystko przemija, tak te
ż i rasy kiedyś przeminą. Ci zaś, którzy podkreślają
trwa
łość ras, będą musieli przyzwyczaić się do zmiany myślenia, wynikającego tylko z
naszego wygodnictwa. Je
żeli tylko trochę wybiec wzrokiem w przyszłość, to już przestają
mie
ć zastosowanie pojęcia używane w przeszłości i w obecnej chwili. Najważniejsze,
żeby człowiek nie chciał uważać za wiekuistą mądrość tego, co raz udało mu się tak
pi
ęknie utrwalić w teorii. Trzeba się przyzwyczaić do tego, że pojęcia muszą być płynne,
trzeba pozna
ć, że mogą się one przeobrażać. Na tym opiera się postęp. Ludzie muszą
wyrobi
ć w sobie umiejętność przejścia od pojęć sztywnych i dogmatycznych do żywych i
p
łynnych. Bo tak jak czasy się zmieniają, tak muszą się zmieniać i nasze pojęcia, jeżeli
chcemy te czasy rozumie
ć.
Dusze ludzkie
żyją obecnie w ciałach, które można obserwować przy pomocy zmysłów.
Ale jak powsta
ły te ciała? Dawniej, w czasach gdy człowiek zaczynał swój byt na Ziemi,
by
ły one zupełnie inne; dla naszych materialistycznych poglądów, przywiązanych do
tego, co znamy, w komiczny sposób ró
żniło się to dawne ciało od obecnego. W tym ciele
zamieszka
ła dusza. Skąd się więc wzięła dzisiejsza postać człowieka? Stąd, że dusza
sama pracowa
ła nad ciałem przez szereg wcieleń. Możemy sobie wyrobić pewne pojęcie
o tej pracy, je
żeli zwrócimy uwagę, że pewna niewielka możliwość kształtowania własnej
postaci pozosta
ła nam do dziś, chociaż w obecnym, materialistycznym okresie dusza
tylko w niewielkim stopniu mo
że wpłynąć na swoje ciężkie, tak bardzo już zgęszczone
cia
ło. Pomyślmy jednak, jak dusza człowieka wpływa na ciało, a szczególnie na wyraz
twarzy. Przera
żenie wywołuje nagłą bladość, wstyd oblewa nam twarz rumieńcem.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (4 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Prawda,
że stany te mijają, ale nie ulega wątpliwości, że są to psychiczne przeżycia,
które odbijaj
ą się na ciele fizycznym. Dusza doznając danego uczucia działa na krew,
przez krew za
ś na ciało fizyczne. Takie oddziaływanie duszy może być jeszcze silniejsze.
Wiemy tak
że, że ludzie, którzy prowadzą życie uduchowione, mają czasem w wyrazie
twarzy odbicie swej pracy wewn
ętrznej. Czasem z wyglądu można poznać, czy to
cz
łowiek myślący, czy ktoś, kto bezmyślnie spędził życie. Tak więc człowiek ciągle
jeszcze pracuje nad zewn
ętrznym wyrazem swej postaci. Człowiek o szlachetnych
uczuciach b
ędzie miał np. szlachetne ruchy. Są to już tylko pozostałości pracy, jaką
ludzko
ść wykonała przez miliony lat.
Dzisiaj mo
żemy tylko wywołać odpływ lub przypływ krwi, który odbija się na zabarwieniu
twarzy; dawniej ca
ły człowiek ulegał wpływowi obrazów, które były wyrazem świata
duchowego. Dzi
ęki temu mógł w znacznie większym stopniu niż dzisiaj działać na swój
organizm, przeobra
żać go. Ciało człowieka było jeszcze wtedy bardziej miękkie. Był
czas, kiedy cz
łowiek mógł nie tylko wyciągnąć rękę czy wskazać palcem, ale przy
pomocy swojej woli móg
ł tę rękę kształtować, a palce rozciągać jak przedłużenia... Był
czas, kiedy nie mia
ł jeszcze nóg na stałe, a tylko w miarę potrzeby wysuwał coś w
rodzaju nóg z organizmu. I tak powoli, dzi
ęki obrazom, które przemawiały do niego z
otoczenia, kszta
łtował swe ciało. Dziś, w obecnym zmaterializowanym okresie,
przemiany te odbywaj
ą się niesłychanie wolno, ale z czasem będą znowu przebiegały
szybciej. W przysz
łości człowiek znowu będzie miał silniejszy wpływ na swoją fizyczną
cielesno
ść. Gdy będziemy mówili o wtajemniczeniu, zobaczymy, w jaki sposób człowiek
mo
że uzyskać ten wpływ; chociaż w ciągu jednego życia nie dojdzie do tego, co dają
wysokie stopnie wtajemniczenia, to jednak wiele, bardzo wiele mo
żna zrobić dla swego
nast
ępnego wcielenia.
W przysz
łości człowiek sam będzie twórcą swej postaci. Ta droga rozwojowa polega na
coraz wi
ększym wysubtelnieniu materii stanowiącej nasze ciało, na stopniowym
usuwaniu z organizmu najbardziej sta
łych, skrystalizowanych, najtwardszych części.
Nastanie czas, gdy cz
łowiek, podobnie jak w ubiegłych epokach, będzie niejako unosić
si
ę nad swą ziemską cząstką. Stan ten da się porównać z dzisiejszym stanem snu. Po
nim nast
ąpi inny stan, polegający na tym, że człowiek będzie mógł dowolnie wysuwać
swe cia
ło eteryczne z fizycznego. Gęstsza, bardziej materialna część istoty ludzkiej
znajdowa
ć się będzie na Ziemi, człowiek zaś używać jej będzie z zewnątrz, ze sfer
ducha, niby narz
ędzia. Człowiek nie będzie już mieszkał w swym ciele, nie będzie go
nosi
ł na sobie niby szaty, lecz będzie się nad nim unosił. Ciało stanie się subtelniejsze i
l
żejsze. Dzisiaj wydaje się to fantastycznym pomysłem, ale znając prawa rządzące w
świecie ducha, można to przewidzieć z taką samą ścisłością, z jaką oblicza się przyszłe
za
ćmienie Słońca i Księżyca na podstawie znajomości praw astronomicznych. Przede
wszystkim przeobra
żą się siły rozrodcze ludzkiego organizmu. Wielu ludzi nie może
sobie wyobrazi
ć sił rozrodczych w innej formie niż dzisiaj. A jednak w przyszłości będzie
to wygl
ądać inaczej. Wszystko, co dziś ma związek z rozmnażaniem i popędem
p
łciowym, przejdzie w przyszłości do innego organu. Narządem, który już dziś
przygotowuje si
ę do tego, aby stać się kiedyś organem rozrodczym, jest krtań. Dzisiaj
mo
że ona powodować tylko falowanie powietrza; oddawać powietrzu tylko to, co zawarte
jest w s
łowie. W przyszłości będzie to nie tylko słowo ze swym rytmem; w przyszłości to,
co wyda krta
ń, będzie prześwietlone wnętrzem człowieka, przeniknięte jego własną
fizyczno
ścią. Tak jak dzisiaj krtań wydaje słowo, które staje się tylko falą powietrzną, tak
kiedy
ś, w przyszłości, wychodzić będzie na świat z krtani człowieka odbicie jego
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (5 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
najg
łębszej istoty - jego własny wizerunek. Człowiek wydawać będzie z siebie potomstwo
w ten sposób,
że będzie tego drugiego, nowego człowieka wypowiadał. Tak będzie się
rodzi
ł w przyszłości - wypowiadany przez innego człowieka.
Takie sprawy rzucaj
ą światło na pewne zjawiska w naszym otoczeniu, których nie jest w
stanie wyja
śnić żadna wiedza przyrodnicza. Ta przyszła forma rozmnażania, oparta
znowu na jednej p
łci, zajmie miejsce dawnych form rozrodczych. Dlatego w organizmie
m
ęskim zachodzi pewne przeobrażenie krtani w okresie dojrzewania płciowego; zjawisko
to nazywamy mutacj
ą głosu. Głos się obniża. Jest to wyraźna wskazówka, że zachodzi tu
pewien zwi
ązek między dwoma procesami organizmu. W ten sposób wiedza tajemna
o
świetla i wyjaśnia zjawiska, których zewnętrzna wiedza często nie jest w stanie
wyt
łumaczyć.
I tak jak krta
ń człowieka ulegnie przeobrażeniu, podobnie przekształci się jego serce.
Jest to organ
ściśle związany z obiegiem krwi w organizmie ludzkim. Wiedza
wspó
łczesna wyobraża sobie serce jako rodzaj pompy; jest to groteskowe i fantastyczne
uj
ęcie. Siłą poruszającą krew są uczucia, które żyją w duszy człowieka. Dusza więc
wprawia w ruch krew, a serce bije, bo krew je pobudza. W rzeczywisto
ści dzieje się więc
wprost przeciwnie ni
ż to podaje wiedza materialistyczna. Tylko że dzisiaj człowiek nie
umie jeszcze dowolnie kierowa
ć swoim sercem; pod wpływem strachu serce uderza
coraz szybciej, gdy
ż uczucie to wpływa na krew, która z kolei przyspiesza bicie serca. To,
co dzisiaj przebiega niezale
żnie od woli człowieka, będzie kiedyś, na wyższym stopniu
rozwoju, ca
łkowicie w jego władzy; człowiek będzie mógł dowolnie wprawiać w ruch
swoj
ą krew i poruszać sercem tak, jak dziś porusza np. muskułami ręki. Szczególna
budowa serca jest dla dzisiejszej nauki nierozwi
ązaną zagadką. Ma ono bowiem włókna
mi
ęśniowe poprzeczne, co w organizmie ludzkim spotyka się tylko w mięśniach
zale
żnych od woli człowieka. Dlaczego? Dlatego że serce nie jest jeszcze u kresu
swojego rozwoju, jest organem przysz
łości, ma dojść do tego, że stanie się mięśniem
zale
żnym od woli człowieka. Stąd też jego struktura wykazuje założenia tego przyszłego
rozwoju.
W ten sposób wszystko, co dzieje si
ę w duszy, ma swój wpływ na budowę ciała
fizycznego. Je
żeli wyobrazimy sobie człowieka, który stwarza podobne sobie istoty
wypowiadaj
ąc słowo, człowieka, którego serce stało się mięśniem podległym jego woli,
który zdo
łał przeobrazić jeszcze inne organy to będziemy mieli pewne pojęcie o
przysz
łości rodzaju ludzkiego w następnych inkarnacjach naszej planety. Na Ziemi
cz
łowiek osiągnie to, co można osiągnąć pod wpływem materii fizycznej zgęszczonej aż
do minera
łu. Świat mineralny chociaż powstał jako ostatni, to jednak pierwszy zniknie z
powierzchni
świata, przynajmniej w dzisiejszej formie. Ciało człowieka nie będzie składać
si
ę wtedy z materii mineralnej, lecz z roślinnej. Zniknie wszystko, co dzisiaj w człowieku
ma natur
ę mineralną. Świat mineralny będzie pokonany przez to, że człowiek rozwinie
si
ę ponownie do bytu roślinnego.
Przej
ście w okres planetarny Jowisza związane będzie właśnie z odrzuceniem wszelkich
sk
ładników mineralnych z organizmu człowieka i przejściem do stwarzania roślinnego.
Potem cz
łowiek przejdzie do stwarzania zwierzęcego, będą to jednak inne zwierzęta niż
dzi
ś. Gdy serce dojdzie do tego, że będzie mogło działać twórczo, wtedy człowiek
tworzy
ć będzie w świecie zwierzęcym, tak jak dziś tworzy w zakresie świata mineralnego.
Wtedy znajdziemy si
ę w okresie planetarnym Wenus. I wreszcie, gdy będzie mógł
wydawa
ć sobie podobne istoty wypowiadając na świat własne odbicie, wtedy znajdziemy
si
ę u kresu naszego rozwoju, zadanie nasze będzie dokonane. Wtedy wypełni się słowo:
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (6 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
"Pozwól nam stworzy
ć człowieka".
Cz
łowiek tylko wtedy rzeczywiście pracuje nad przemianą rodzaju ludzkiego, jeżeli
przejmie si
ę prawdą, że dusza tworzy i kształtuje ciało, a z czasem zupełnie je
przeobrazi. Tylko dzi
ęki myśleniu duchowemu, ezoterycznemu, nastąpi to, o czym
mówili
śmy opisując przemianę serca i krtani. To, co człowiek dzisiaj myśli, tym w
przysz
łości będzie. Ludzie myślący materialistycznie sprawiają, że w przyszłości
powstan
ą straszliwe istoty; ludzkość, w której żyją myśli pełne ducha, umożliwi w
przysz
łości wcielanie się w piękne ciała.
Wp
ływ materialistycznego sposobu myślenia może pójść jeszcze dalej niż dziś. Dziś
mamy dwa kierunki - materialistyczny, bardzo pot
ężny, ogarniający całą Ziemię i
duchowy, na razie jeszcze s
łaby, ograniczający się do małej garstki ludzi. Trzeba
zauwa
żyć różnicę pomiędzy rozwojem dusz i rozwojem ras. Nie sądźcie, że dusze, tak
jak rasy, przejd
ą w swoim rozwoju w jakieś formy groteskowe. Wszystkie dusze myślące
materialistycznie pracuj
ą nad wykształceniem złej rasy, wszelka zaś praca zmierzająca
ku uduchowieniu przyczynia si
ę do wytworzenia rasy dobrej. Tak, jak produktem rozwoju
cz
łowieka są zwierzęta, rośliny i minerały, zatrzymane na dawnym szczeblu i cofnięte w
rozwoju, podobnie i w przysz
łości oddzieli się zła część ludzkości. Ciało, które do tego
czasu stanie si
ę w pewnym stopniu miękkie i plastyczne, będzie zewnętrznie
odzwierciedla
ć wewnętrzne zło duszy. Będzie to zależeć całkowicie od ludzi, czy
pojedyncze dusze wciela
ć się będą w ciała tej złej rasy, czy też przez pracę ducha
wznios
ą się na duchowy poziom dobrej.
S
ą to rzeczy, które musimy wiedzieć, jeżeli chcemy iść w przyszłość z rzeczywistą
wiedz
ą. W przeciwnym razie idziemy przez świat z zawiązanymi oczami. Powinniśmy
pozna
ć siły, które działają w ludzkości i liczyć się z nimi. Poznanie dla samego tylko
poznania by
łoby egoizmem. Kto dąży do poznania tylko po to, aby się wedrzeć w wyższe
światy, ten postępuje samolubnie. Kto jednak pragnie poznanie duchowe wnieść
bezpo
średnio w praktykę życia codziennego, ten pracuje dla przyszłego rozwoju
ludzko
ści.
Widzimy wi
ęc, że duchowy prąd ma ściśle określony cel - ukształtowanie przyszłej
ludzko
ści. Celu tego nie można osiągnąć inaczej, jak tylko przez przyjęcie duchowej
wiedzy ezoterycznej. Zajmowanie si
ę wiedzą duchową jest wielkim i ważnym zadaniem.
Kto zadanie to wi
ąże z rozwojem, ten odczuwa je jako obowiązek, a nie żądzę. Im lepiej
to zrozumiemy, tym szybszym krokiem zbli
żać się będziemy do przeobrażeń związanych
z przej
ściem w szósty okres kulturowy. Tak jak w okresie Atlantydy, w pobliżu Irlandii,
grupka ludzi bardziej od innych rozwini
ęta rozpoczęła wędrówkę na Wschód, tak teraz
naszym zadaniem jest usilne d
ążenie do przejścia w następny okres, który będzie
d
źwignięciem się ludzkości na wyższy duchowy szczebel.
Musimy próbowa
ć wydźwignąć się z materializmu i dlatego towarzystwa o podstawach
duchowych powinny skupi
ć wszystkie siły, aby spełnić swe istotne zadanie, być
przewodnikami ludzko
ści w epoce przełomu. Nie z zarozumiałości lub pychy, ale z
obowi
ązku. Pewna grupa ludzi musi zebrać się do wspólnej pracy, aby przygotować tę
przysz
łość. Nie chodzi tu o zgromadzenie się w jakimś określonym miejscu. Wszelkie
poj
ęcia czysto przestrzennego zbliżenia się straciły swoje znaczenie, gdyż nie chodzi tu
ju
ż o rodzinne lub narodowe pokrewieństwo, lecz o to, aby ludzie na całej Ziemi spotkali
si
ę duchowo, aby pozytywnie kształtować przyszłość. Dlatego właśnie w czasie
najwi
ększego pogrążenia ludzkości w materię, czterysta lat temu, bractwo
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (7 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
ró
żokrzyżowców oceniło tak wysoko praktyczną mądrość, która pragnie rzucić światło na
wszelkie zagadnienia
życia codziennego.
Jest to rozwój, który zmierza naprzód, do zjednoczenia wszystkich ludzi w duchu, a nie w
kierunku degeneracji. St
ąd nowa szkoła wtajemniczenia, obliczona wprost na to, by
przeprowadzi
ć ludzi ze starego w nowy cykl rozwojowy. I tak właśnie prawo rozwoju
ludzko
ści łączy się z pojęciem wtajemniczenia.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-13.htm (8 of 8) [07-May-11 4:55:32 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
XIV
Dzisiaj chcemy mówi
ć o wtajemniczeniu, czyli o ezoterycznej drodze szkolenia
cz
łowieka. Zajmiemy się dwiema metodami, które oparte są na znajomości kolejnych
etapów rozwoju ludzko
ści. Trzeba sobie bowiem uświadomić, że w pewnej mierze
prawdziw
ą mądrość można odnaleźć poznając wcześniejsze okresy rozwoju ludzkości.
Mówili
śmy już, że w czasach atlantyckich człowiek widział mądrość we wszystkim, co go
otacza
ło; im dalej sięgniemy w zamierzchłą przeszłość, w dawne stany świadomości, tym
wyra
źniej widzimy, jak bezpośrednio przeżywał człowiek siły twórcze przenikające cały
świat, otaczające go zewsząd istoty duchowe. Wszystko co nas otacza, zawdzięcza swój
byt tym jestestwom. Widzie
ć je - to właśnie oznacza poznać.
Gdy ludzko
ść doszła w trakcie swojego rozwoju do obecnej formy świadomości - a stało
si
ę to dopiero w obecnym, piątym okresie poatlantyckim - zbudziła się w duszach
t
ęsknota za powrotem do świata duchowego. Wiemy z poprzednich wykładów, jak
przejawia
ła się u starożytnych Hindusów ta głęboka tęsknota i pragnienie poznania
duchowo
ści ukrytej za otaczającym człowieka światem zjawisk fizycznych. Jak powstał
ów pogl
ąd, że wszystko, co na nas Ziemi otacza, jest marą senną, złudzeniem, że
jedynym naszym zadaniem jest osi
ągnięcie dawnej mądrości, która żyła i działała w
zamierzch
łych czasach. Uczniowie dawnych mędrców, tzw. świętych Rischi, wstępowali
na drog
ę prowadzącą za pomocą jogi do oglądu światów, z których ludzie niegdyś
zst
ąpili na Ziemię. Dążeniem ich był powrót w świat ducha, daleko od tego wszystkiego,
co by
ło dla nich mają.
Jest to jedna z dost
ępnych człowiekowi dróg rozwoju. Najnowsza jednak droga poznania
- to droga ró
żokrzyżowców. Prowadzi ona człowieka nie w przeszłość, lecz w przyszłość,
ku stanom, jakie cz
łowiek będzie przeżywał w przyszłości; uczy go, za pomocą ściśle
okre
ślonych zasad, rozwijać mądrość, która w nim drzemie.
T
ę właśnie drogę wskazał twórca ezoterycznego prądu różokrzyżowców, znany pod
zewn
ętrznym imieniem Christiana Rozenkreutza. Mamy tu do czynienia ze ściśle
okre
śloną metodą - ale nie należy wyciągać stąd wniosku, że droga ta nie jest
chrze
ścijańska. Jest to chrześcijańska droga wtajemniczenia, przystosowana do
wspó
łczesnych warunków życia, która leży pomiędzy jogą a tzw. właściwą
chrze
ścijańską drogą rozwoju.
Ta droga rozwoju przygotowywa
ła się częściowo już długo przed nastaniem
chrze
ścijaństwa. Jej prekursorem był Dionizos Aeropagita, wielki wtajemniczony, który w
ezoterycznej szkole Paw
ła w Atenach prowadził szkolenie, z którego wyszła cała
pó
źniejsza ezoteryczna mądrość.
Obie drogi ezoterycznego szkolenia dost
ępne są dla naszego Zachodu. Wszystko, co
zwi
ązane jest z naszą kulturą i życiem, pod wpływem szkoły czysto chrześcijańskiej lub
szko
ły różokrzyżowców podnosi się i przeobraża w zasadę wtajemniczenia. Droga czysto
chrze
ścijańska jest dla dzisiejszych ludzi trudna i dlatego właśnie istnieje druga droga,
droga ró
żokrzyżowców, dla ludzi, którzy muszą żyć w obecnych czasach. Kto dzisiaj
chce i
ść dawną drogą chrześcijańskiego wtajemniczenia, musi mieć możność izolowania
si
ę na jakiś czas od życia zewnętrznego, aby tym intensywniej wejść potem w codzienne
życie. Tymczasem drogą różokrzyżowców może iść każdy, niezależnie od swojego
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (1 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
zawodu i sytuacji
życiowej.
Spróbujmy scharakteryzowa
ć drogę czysto chrześcijańską. Metoda ta jest opisana w
najg
łębszym z pism chrześcijańskich, choć najmniej rozumianym przez teologów, a
mianowicie w Ewangelii
św. Jana. Naukę tę znajdujemy również w Apokalipsie.
Ewangelia
św. Jana to cudowna księga; trzeba nią jednak żyć, a nie tylko ją czytać. Żyć
ni
ą można wtedy, jeżeli się zrozumie, że to, co w niej jest napisane, stanowi wskazówki i
pouczenia dla
życia wewnętrznego. Chrześcijańska droga wtajemniczenia wymaga od
ucznia, aby Ewangelia
św. Jana stanowiła dla niego księgę do medytacji. Zasadniczym
warunkiem, który nie odgrywa takiej roli przy wtajemniczeniu ró
żokrzyżowców, jest
bezwzgl
ędna wiara w osobowość Jezusa Chrystusa. Trzeba wierzyć, że ten Najwyższy
Duch, który przewodzi
ł Duchom Słońca w ciągu słonecznego okresu Ziemi, wcielił się
fizycznie w Jezusa z Nazaretu,
że postać Jezusa była czymś dużo wyższym niż skromny
i cichy mieszkaniec Nazaretu, czym
ś innym niż taka indywidualność jak Sokrates, Platon
czy Pitagoras. Trzeba rozumie
ć wielką, zasadniczą różnicę między Nim a wszystkimi
innymi. Je
żeli chce się przejść wtajemniczenie czysto chrześcijańskie, trzeba w Nim
widzie
ć Boga-człowieka, jedynego w swej naturze. W przeciwnym razie w duszy ucznia
zabraknie tego zasadniczego tonu uczuciowego, przy którym budz
ą się wyższe władze
duszy. Dlatego te
ż uczeń musi rzeczywiście wierzyć w to, co głosi Ewangelia św. Jana:
"Na pocz
ątku było Słowo (Logos), a Słowo było u Boga" itd., aż do słów: "A Słowo
(Logos) sta
ło się Ciałem i mieszkało między nami". Ten sam Duch, który był wodzem
duchów s
łonecznych i który złączył się z przeobrażeniami naszej planety, którego
nazwa
ć też możemy Duchem Ziemi, mieszkał pośród nas w osłonach ludzkiego ciała,
wcielony rzeczywi
ście w ciało fizyczne. W to musi człowiek wierzyć, jeżeli zaś na razie
nie mo
że, to niechaj lepiej obierze inną drogę wtajemniczenia. Kto jednak może spełnić
ten zasadniczy warunek i we w
łaściwym medytacyjnym nastroju co rano, w ciągu tygodni
i miesi
ęcy, rozmyśla początek Ewangelii św. Jana, aż do słów: "pełne poświęcenia i
prawdy" - i to w taki sposób,
że je nie tylko rozumie, ale nimi żyje - ten poczuje w duszy
si
łę rozbudzającą tych słów; nie są to bowiem zwykłe słowa, budzą one w duszy
o
żywiające siły. Uczeń musi mieć jedynie cierpliwość, aby ciągle na nowo do nich
wraca
ć, dzień po dniu; wtedy, pod wpływem pewnych ściśle określonych uczuć, budzą
si
ę w nim siły potrzebne do tego, aby przejść chrześcijańską drogę wtajemniczenia. Jest
to droga bardziej wewn
ętrzna, natomiast na drodze wtajemniczenia metodą
ró
żokrzyżowców uczucia budzą się przez zetknięcie człowieka ze światem zewnętrznym.
Droga chrze
ścijańskiego wtajemniczenia jest drogą siedmiostopniowego budzenia uczuć.
Do tego dochodz
ą jeszcze inne ćwiczenia, które przekazać można tylko bezpośrednio, w
zale
żności od charakteru danego człowieka. Zasadniczym jednak ćwiczeniem jest
prze
żywanie trzynastego rozdziału Ewangelii św. Jana w sposób, który dalej opiszemy.
Nauczyciel mówi do ucznia:
“Musisz rozwinąć w sobie pewne ściśle określone uczucia.
Wyobra
ź sobie roślinę, która wyrasta z gleby; wzniosła się ona ponad poziom mineralnej
gleby, a jednak jej potrzebuje. Ona - wy
ższa istota - nie mogłaby istnieć bez tej niższej.
Gdyby ro
ślina mogła myśleć, musiałaby tak mówić do ziemi: wzniosłam się wprawdzie
wy
żej niż ty, a jednak nie mogłabym istnieć bez ciebie. I przejęta uczuciem wdzięczności
musia
łaby się skłonić przed ziemią. I tak samo zwierzę przed rośliną, gdyż i ono nie
mog
łoby istnieć bez rośliny; i tak samo człowiek przed zwierzęciem. Gdy zaś człowiek
osi
ągnie wyższy stopień rozwoju, musi powiedzieć sobie: Nigdy bym tu nie doszedł,
gdyby nie ni
ższe stopnie bytu. I pełen wdzięczności skłonić musi głowę przed nimi, one
to bowiem sprawi
ły, że mógł iść dalej. Żadna istota na świecie nie mogłaby istnieć, gdyby
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (2 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
nie ni
ższe istoty, którym winna jest za to wdzięczność. Tak też i Chrystus, Najwyższy
Duch, nie móg
łby istnieć bez swoich najbliższych dwunastu uczniów. Jakże potężne jest
uczucie wdzi
ęczności i czci, jakie bije z trzynastego rozdziału Ewangelii św. Jana: "On,
Najwy
ższy Duch, umywa nogi uczniom swoim".
To w
łaśnie uczucie budzi się w duszy, gdy uczeń w ciągu tygodni i miesięcy kontempluje
t
ę chwilę i coraz głębiej odczuwa, jak wszystko, co wzniosło się na wyższy poziom, z
wdzi
ęcznością pełną czci spoglądać winno ku niższemu stworzeniu, które umożliwiło mu
życie. Jest to właśnie pierwszy z siedmiu zasadniczych tonów uczuciowych. W
momencie gdy cz
łowiek dostatecznie już przepoi się tym uczuciem, pojawia się pewien
objaw zewn
ętrzny oraz wewnętrzna wizja. Zewnętrzny objaw polega na tym, że człowiek
czuje jakby stopy jego obmywa
ła woda, w wizji zaś, która pojawia się w jego duszy, widzi
siebie samego, jako Chrystusa obmywaj
ącego stopy dwunastu swoim uczniom. Jest to
pierwszy stopie
ń obmywanie stóp. To, co opisuje trzynasty rozdział Ewangelii św. Jana,
jest nie tylko wydarzeniem historycznym; prze
żyć to może każdy. Jest to zewnętrzny
symptom oznaczaj
ący, że człowiek w swym życiu uczuciowym doszedł do pewnego
poziomu, i je
żeli dojdzie do tego poziomu, to objaw ten musi wystąpić.
Drugi stopie
ń to biczowanie. Przechodzi go uczeń, zagłębiając się w następujące myśli:
"Jak to b
ędzie, gdy ze wszystkich stron spadną na ciebie udręczenia i smagać cię będzie
ból? Musisz wytrwa
ć i nie ugiąć się, musisz być odporny na wszelkie cierpienia, jakie
tylko
życie przynieść ci może i wszystko musisz znieść". Jest to drugie uczucie, jakie
ucze
ń musi w sobie obudzić. Zewnętrzny objaw tego stopnia to uczucie swędzenia i
dr
żenia na całej powierzchni ciała; wewnętrznym zaś znakiem jest obraz, w którym
cz
łowiek widzi siebie samego jako ofiarę biczowania; początkowo widzi to we śnie, potem
w postaci wizji.
Trzeci stopie
ń to koronowanie cierniem. W ciągu tygodni i miesięcy pogrąża się uczeń w
nast
ępujących myślach i uczuciach: "Jak to będzie, jeżeli przyjdzie ci znosić w życiu nie
tylko ból i cierpienia, ale je
żeli naigrawać się będą z największych twoich świętości, z
twojej duchowej istoty?" I znowu nie wolno mu si
ę skarżyć, znowu musi wytrwać i nie
ugi
ąć się. Dokonana praca wewnętrzna musi dać uczniowi siły, dzięki którym przetrwa
szyderstwa i naigrywanie. Cho
ćby wszystkie moce sprzysięgły się przeciw jego duszy, on
si
ę nie zachwieje. A wtedy w wizji pokazuje mu się obraz jego własnej postaci w
cierniowej koronie, i czuje zewn
ętrzny ból w głowie. Jest to znak, że uczeń dostatecznie
daleko doszed
ł w świecie uczuć, aby wznieść się znowu o jeden stopień.
Czwartym stopniem jest ukrzy
żowanie. Uczeń znowu musi rozwinąć w sobie określone
uczucie. Dzisiaj cz
łowiek utożsamia swe ciało ze swoim ja. Kto chce przejść
wtajemniczenie chrze
ścijańskie, musi przyzwyczaić się nieść swoje ciało przez świat w
taki sposób, jak niesie si
ę jakiś obcy przedmiot, np. stół. Własne ciało musi stać mu się
obce; wnosi je do pokoju i wynosi jak ka
żdy inny przedmiot. Jeżeli człowiek dostatecznie
rozwinie w sobie to czwarte uczucie, to przechodzi tzw. prób
ę krwi. Występują u niego
tzw. stygmaty. Na d
łoniach, stopach i prawym boku występują zaczerwienienia skóry,
b
ędące obrazem ran Chrystusa. Jeżeli uczeń dzięki sile tego uczucia doprowadzi do
uzewn
ętrznienia się tego objawu, wtedy zjawia się i wewnętrzny objaw, astralny; człowiek
w duszy widzi si
ę ukrzyżowanym.
Pi
ąty stopień to śmierć mistyczna. Człowiek czuje się coraz bardziej cząstką całego
świata. Myśli: "Tak samo jak palec u ręki, tak i ja nie jestem bynajmniej samodzielną
istot
ą. Czuję się złączony z całym światem, przynależę do całego świata". A potem
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (3 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
doznaje takich prze
żyć, jak gdyby wszystko wokół niego pogrążało się w ciemności, jak
gdyby ogarnia
ł go zewsząd czarny mrok, niby coraz gęstsza zasłona. Na tym etapie
wtajemniczony poznaje w ca
łej rozciągłości ból i nędzę, zło i utrapienie, jakie ciążą na
wszelkim stworzeniu. I to jest zst
ąpienie do piekieł, które każdy musi przeżyć. Potem
nast
ępuje jakby rozdarcie zasłony i przed wzrokiem ucznia otwierają się światy ducha. To
si
ę nazywa rozdarciem zasłony.
Szósty stopie
ń to złożenie do grobu i zmartwychwstanie. Gdy uczeń jest już tak daleko,
musi sobie powiedzie
ć: "Nauczyłem się już patrzeć na moje ciało jak na coś obcego.
Teraz jednak wszystko, co widz
ę na świecie, muszę traktować tak samo jak moje własne
cia
ło! Składa się ono przecież z tych samych pierwiastków co świat zewnętrzny! Każdy
kwiat, ka
żdy kamień jest mi równie bliski jak moje własne ciało". Wtedy człowiek
pogrzebany jest w ziemskim globie. Ten stopie
ń łączy się zawsze z nowym obudzeniem
si
ę do życia; człowiek czuje się zjednoczony z najwyższym duchem przewodnim naszej
planety, z Duchem Chrystusa, który mówi: "Kto po
żywa chleb mój, ten stąpa po moim
ciele".
Siódmego stopnia, wniebowst
ąpienia, opisać się nie da. Trzeba by mieć duszę, dla której
mózg nie jest ju
ż narzędziem myślenia. Aby odczuwać to, co przechodzi wtajemniczony
na tym etapie, trzeba mie
ć duszę, która mogłaby to uczucie przeżyć.
Istota chrze
ścijańskiego wtajemniczenia polega więc na przechodzeniu przez stany
g
łębokiej pokory i oddania; kto je przejdzie w całej pełni, ten przeżywa zmartwychwstanie
w duchowych
światach. Nie każdy jednak może tego dzisiaj dokonać, dlatego istnieje
inna metoda prowadz
ąca w wyższe światy. Jest to właśnie metoda różokrzyżowców.
Opiszemy j
ą również w siedmiu stopniach, które dadzą nam pewne wyobrażenie o
prze
życiach duszy w tym szkoleniu. Część tych wiadomości można znaleźć w książce p.
t. "Jak uzyska
ć poznanie wyższych światów", częściowo jednak są to wiadomości, które
otrzyma
ć można tylko bezpośrednio od innego człowieka. Nam chodzi jedynie o ogólne
poj
ęcie o tym, co daje człowiekowi ta droga. Ma ona również siedem stopni, ale ścisła
kolejno
ść w pokonywaniu ich nie jest konieczna, zależy to raczej od indywidualności
ucznia. Równie
ż i wskazówki, jakie daje nauczyciel, są w każdym wypadku dostosowane
do danej indywidualno
ści.
Stopnie na drodze ró
żokrzyżowców są następujące:
1. studium,
2. poznanie imaginatywne, czyli obrazowe,
3. poznanie inspiracyjne, czyli czytanie pisma tajemnego,
4. przygotowanie kamienia m
ądrości,
5. powi
ązanie makrokosmosu z mikrokosmosem,
6. w
życie się w makrokosmos,
7. boska szcz
ęśliwość.
Studium w tym znaczeniu, w jakim stanowi pierwszy stopie
ń inicjacji różokrzyżowców,
jest to umiej
ętność zagłębienia się w myśli, które nie odpowiadają fizycznej
rzeczywisto
ści, lecz pochodzą z wyższych światów, co nazwać by można "czystą myślą".
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (4 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
Dzisiaj, co prawda, nawet filozofowie zaprzeczaj
ą niejednokrotnie istnieniu "czystej
my
śli"; mówią, że w każdej myśli musi być jakaś pozostałość wrażeń zmysłowych. A
jednak tak nie jest. Prawdziwego ko
ła nikt nigdy nie widział, trzeba je widzieć w myśli. To,
co widzimy, gdy narysujemy ko
ło na tablicy, jest jedynie skupieniem cząstek kredy. Do
prawdziwego ko
ła dojść możemy tylko niezależnie od wszelkich przykładów, jakich
dostarcza nam fizyczna rzeczywisto
ść. Tak więc matematyka daje nam przykład
my
ślenia ponadzmysłowego. W innych dziedzinach również musimy nauczyć się takiego
my
ślenia. Wtajemniczeni stosowali je zawsze, gdy chodziło o naturę człowieka. Teozofia
ró
żokrzyżowców jest właśnie takim poznaniem nadzmysłowym, a studiowanie jej, tak
w
łaśnie jak to wspólnie robimy, jest pierwszym stopniem szkolenia różokrzyżowców.
Ludziom zdaje si
ę często, że zajmowanie się naturą człowieka i jej składnikami,
zag
łębianie się w zamierzchłe okresy rozwoju ludzkości lub w kolejne okresy planetarne
jest czym
ś niepotrzebnym; woleliby raczej rozwijać i hodować w sobie piękne uczucia;
nie maj
ą natomiast ochoty naprawdę poważnie studiować. A jednak nawet najpiękniejsze
uczucia rozbudzone w duszy nie wystarcz
ą, nie dadzą nam dostatecznej siły, aby
wznie
ść się w świat ducha. Droga różokrzyżowców nie dąży bezpośrednio do rozwijania
uczu
ć, sprawia natomiast, że zetknięcie się z prawdziwą rzeczywistością wyższych
światów samo budzi uczucia. Jako pewnego rodzaju bezwstyd odczuwałby
ró
żokrzyżowiec okazywanie swych uczuć przed innymi. Wprowadza on ludzi w bieg
rozwoju ludzko
ści wiedząc, że wtedy uczucia budzą się same. Stawia ich wobec
kolejnych przeobra
żeń naszej planety w przestrzeniach świata, a gdy dusza przeżyje te
fakty, sama mocno ogarnia w sobie uczucia. Wszelkie opowiadanie, jakoby nale
żało
odwo
ływać się wprost do uczuć, płynie z wygodnictwa, z lenistwa myślowego. Wiedza
duchowa ró
żokrzyżowców dąży do tego, aby rzeczywistość mówiła sama za siebie; jeżeli
te my
śli przedostaną się do uczuć i opanują je, będzie to droga właściwa.
Ró
żokrzyżowiec pragnie, aby do człowieka mówiły koleje wydarzeń kosmicznych, aby
przemówi
ła prawda świata. Jest to najbardziej bezosobisty sposób pouczania o światach
duchowych. Nie ma znaczenia, kto jest nauczycielem, chodzi bowiem o to, co dany
cz
łowiek może powiedzieć o najistotniejszych prawdach kosmicznych, a nie o to, kto o
nich opowiada. Dlatego na ezoterycznej drodze ró
żokrzyżowców wykluczone jest
wszelkie osobiste uwielbienie dla nauczyciela. Nie wymaga on tego i nie potrzebuje.
Pragnie on mówi
ć uczniowi o tym, co istnieje poza nim. Kto pragnie dotrzeć do wyższych
światów, ten musi przyzwyczaić się do sposobu myślenia, przy którym jedna myśl
wyp
ływa z drugiej. O takim właśnie myśleniu traktują książki pt. "Filozofia wolności" oraz
"Prawda a nauka". Ksi
ążki te nie są napisane tak, aby można było np. wziąć z nich jakąś
my
śl i wstawić w inne miejsce. Są napisane w sposób podobny do powstawania
organizmu: jedna my
śl wyrasta z drugiej. Nie mają one nic wspólnego z człowiekiem,
który je pisa
ł; autor zdał się całkowicie na to, co myśli wypracują w nim same przez się,
na to, jak same ró
żnicują się i układają w całość.
Tak wi
ęc dla człowieka, który na to studium zapatruje się jak na coś w sobie samym
sko
ńczonego, okres ten będzie zapoznawaniem się z elementarnymi prawdami wiedzy
duchowej; dla tego za
ś, kto chce iść dalej, będzie to zagłębianie się w konstrukcję
my
ślową, w której jedna myśl wypływa z drugiej, w której myśl sama z siebie snuje swój
w
ątek.
Drugi stopie
ń na tej drodze to poznanie imaginatywne, które dołącza się do tego, co
cz
łowiek zdobył w okresie studium drogą myślenia. Studium daje wprawdzie podstawy,
ale wymaga opracowania, dope
łnienia przez własne poczucie imaginatywne. Tak np. w
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (5 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
jednym z ubieg
łych wykładów wspomnieliśmy o tym, że człowiek słysząc echo, może
odczu
ć w nim podźwięk procesów, które w okresie Saturna były codzienną
rzeczywisto
ścią. Otóż istnieje możliwość, aby w podobny sposób odczuwać wszystko w
naszym otoczeniu jako zewn
ętrzny wyraz wewnętrznych procesów duchowych. Ludzie
chodz
ą po Ziemi sądząc, że jest ona jedynie zlepkiem skał i kamieni. Tymczasem należy
zrozumie
ć, że wszystko jest rzeczywiście fizycznym wyrazem Ducha, który stanowi istotę
Ziemi. Podobnie jak dusza o
żywia ciało, tak Duch zamieszkujący naszą ziemską planetę
znajduje w niej dla siebie zewn
ętrzny wyraz. Gdy ludzie nauczą się patrzeć na Ziemię jak
na istot
ę złożoną z duszy i ciała, wtedy dopiero zrozumieją to, co Goethe miał na myśli
mówi
ąc: "Wszystko doczesne jest tylko podobieństwem". Patrząc na człowieka, któremu
po twarzy sp
ływają łzy, nie dociekamy za pomocą praw fizyki, z jaką szybkością te łzy się
tocz
ą, lecz traktujemy je jako wyraz smutku jego duszy. Podobnie jak uśmiech jest dla
nas wyrazem weso
łego nastroju. Uczeń musi dojść do tego, aby idąc łąką odczuwać w
ka
żdym kwiecie zewnętrzny wyraz żywej istoty, wyraz utajonego Ducha Ziemi. Niby
perliste
łzy przemawiają do niego niektóre kwiaty inne znów są radosnym uśmiechem
Ducha Ziemi. Ka
żdy kamień, każda roślina, każdy kwiat, wszystko jest zewnętrznym
wyrazem utajonego Ducha Ziemi, jak gdyby wyrazem twarzy, który przemawia do niego.
Do takiego prze
żywania dążył uczeń św. Graala i różokrzyżowiec. Nauczyciel mówił do
ucznia: "Spójrz na kielich kwiatu, jak si
ę otwiera na przyjęcie promieni słonecznych;
promienie te budz
ą w nim czyste siły twórcze, które drzemały w roślinie. Dlatego promień
s
łoneczny nazywamy świętą włócznią miłości. A teraz spójrz na człowieka: stoi on wyżej
ni
ż roślina, posiada podobne organy; co jednak w roślinie jest całkowicie czyste i
nieskalane, w cz
łowieku przeniknięte jest popędem i żądzą. Przyszłość naszego rozwoju
polega na tym,
że kiedyś znowu w niepokalanej czystości będzie człowiek wydawał na
świat swój obraz i podobieństwo przez wypowiadanie za pomocą organu, który wówczas
pe
łnić będzie funkcje rozrodcze. I tak jak kielich kwiatu w nie zakłóconej, niepokalanej
harmonii otwiera si
ę na przyjęcie świętej włóczni miłości, tak samo człowiek w nastroju
niezm
ąconej harmonii, wolny od popędów i żądz, zwracać się będzie ku promieniom
duchowej m
ądrości, które zapłodnią go, aby mógł wydać podobną sobie istotę. Tym
organem b
ędzie w przyszłości nasza krtań".
Takie nauki odbiera
ł uczeń Graala: "Roślina na swym niskim stopniu bytu ma nieskalany
kielich. Cz
łowiek go stracił, obniżył więc stopień swego rozwoju przez nieczysty element
żądzy. Ale ten utracony kielich musi człowiek odzyskać, musi go sobie stworzyć na nowo
z uduchowionych promieni s
łonecznych, rozwinąć i ukształtować w sobie to, co stanie się
w przysz
łości czarą Graala".
Tak wi
ęc uczeń nosił w swej duszy wysoki ideał. To, co drogą powolnego rozwoju staje
si
ę udziałem całej ludzkości, wtajemniczony przeżywa już wcześniej. Pokazuje on nam w
obrazach ca
ły rozwój ludzkości, obrazy te działają zaś zupełnie inaczej niż abstrakcyjne
poj
ęcia dzisiejszej doby materializmu. Jeżeli wyobrażamy sobie rozwój świata w tak
wznios
łych i potężnych obrazach jak np. św. Graal, jesteśmy pod innym wpływem niż
wtedy, kiedy przyjmujemy zwyk
łą wiedzę, która nie jest w stanie wywrzeć żadnego
g
łębszego działania na nasz organizm fizyczny i duchowy. Poznanie imaginatywne działa
na nasze cia
ło eteryczne, przez nie zaś na krew, krew zaś jest pośrednikiem, który z
kolei przeobra
ża nasz organizm. Ludzie w coraz większym stopniu będą mogli
oddzia
ływać na swój organizm poprzez ciało eteryczne. Wszelkie poznanie imaginatywne
oparte na prawdzie jest wi
ęc jednocześnie elementem uzdrawiającym, leczącym;
uzdrawia kr
ążącą krew. Poznanie imaginatywne jest najlepszym wychowawcą, jeżeli
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (6 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
tylko cz
łowiek ma w sobie tyle oddania dla prawdy, aby mogła ona działać na niego.
Trzeci stopie
ń to czytanie tajemnego pisma. Czytać pismo tajemne, to nie tylko oglądać
poszczególne obrazy, ale podda
ć się jeszcze działaniu, jakie wywiera ich wzajemny
stosunek. Z wzajemnej relacji obrazów powstaje to, co nazywamy pismem tajemnym.
Linie si
ł, które przenikają twórczo świat, uczeń zaczyna poprzez imaginację porządkować
w pewne kszta
łty oraz zespoły barw; zaczyna uczyć się odczuwać ich wewnętrzny
zwi
ązek; działa to jak duchowy dźwięk, harmonia sfer, gdyż takie kształty odpowiadają
prawdzie, s
ą odbiciem rzeczywistości kosmicznej. Nasze zwykłe pismo jest ostatnią
dekadenck
ą pozostałością, naśladowaniem dawnego pisma tajemnego.
Do czwartego stopnia, zwanego przygotowaniem kamienia m
ądrości, dochodzi się przez
ćwiczenia zmieniające proces oddychania. Jeżeli człowiek oddycha tak, jak mu każe jego
natura, nie mo
że obejść się bez roślin. Gdyby ich nie było, nie mógłby w ogóle żyć, gdyż
ro
ślina dostarcza mu tlenu, a sama przyswaja dwutlenek węgla, który człowiek wydycha.
Ro
ślina buduje z niego swój organizm, a oddaje tlen. W ten sposób człowiek zawdzięcza
światu roślinnemu ciągłą odnowę zapasów tlenu. Ludzkość nie mogłaby istnieć bez
swego otoczenia; wyeliminujmy
świat roślinny, a w krótkim czasie wymrze cała ludzkość.
Mamy wi
ęc obieg: wdychamy tlen, który roślina wydycha, wydychamy dwutlenek węgla,
który ro
ślina wdycha i z którego buduje organizm. Roślina związana jest z organizmem
cz
łowieka, jest narzędziem utrzymującym go przy życiu. To, jak roślina buduje sobie
organizm z w
ęgla zawartego w dwutlenku węgla, widzimy na przykładzie węgla
kamiennego, który jest przecie
ż zwłokami roślin.
Metoda ró
żokrzyżowców prowadzi do określonego uregulowania procesów
oddechowych, do wykszta
łcenia w sobie organu, który może w człowieku przemieniać
dwutlenek w
ęgla w tlen. To, co dzisiaj dokonuje się w roślinie, poza człowiekiem, będzie
si
ę kiedyś dokonywać wewnątrz organizmu ludzkiego za pomocą organu, który człowiek
mo
że już teraz rozwijać w sobie poprzez pracę ezoteryczną. Przez opanowanie i
przeobra
żenie procesu oddechowego człowiek wyrobi w sobie we własnym wnętrzu
narz
ędzie do wytwarzania tlenu; zmieni swą naturę z mineralnej na roślinną. Będzie
zatrzymywa
ć w sobie dwutlenek węgla i z niego tworzyć ciało; dlatego też jego ciało
b
ędzie kiedyś bardziej podobne do rośliny, a wtedy będzie się mogło spotkać ze świętą
w
łócznią miłości. Wtedy udziałem wszystkich ludzi będzie świadomość, jaką dzisiaj
zdobywa wtajemniczony, wznosz
ąc się w wyższe światy.
Opisali
śmy przemianę ludzkiej materii w taką substancję, której podstawą jest dwutlenek
w
ęgla. To właśnie jest alchemia, która prowadzi człowieka do tego, aby budował własne
cia
ło w podobny sposób, jak to dzisiaj czynią rośliny. Nazywa się to przygotowaniem
kamienia m
ądrości, a węgiel jest zewnętrznym tego symbolem. Węgiel jednak dopiero
wtedy staje si
ę kamieniem mądrości, gdy człowiek potrafi go w sobie wytworzyć przez
unormowanie procesu oddychania. Wskazówki dotycz
ące tego stopnia otrzymać można
tylko ustnie; otacza je g
łęboka tajemnica i dopiero po gruntownym przygotowaniu i
zupe
łnym oczyszczeniu uczeń może zbliżyć się do tego misterium. Gdyby nauka ta była
dost
ępna ogółowi, to ludzie nie oczyszczeni z niskiego egoizmu mogliby używać tych
najwy
ższych tajemnic dla zaspokajania najniższych pragnień.
Pi
ąty stopień to związek makrokosmosu z mikrokosmosem. Jeżeli spojrzymy na rozwój
ludzko
ści, to widzimy, że to, co dzisiaj jest w człowieku, powstało stopniowo i dołączyło
si
ę z zewnątrz. Z poprzednich wykładów wiemy że gruczoły wydzielania wewnętrznego
ros
ły w okresie słonecznym na powierzchni planety, tak jak dziś gąbki. Ciało nasze jest
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (7 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
mozaik
ą tego, co dawniej rozpościerało się na zewnątrz. Każda cząstka naszego ciała
fizycznego, eterycznego i astralnego, znajdowa
ła się gdzieś poza nami i to jest właśnie
makrokosmos w mikrokosmosie. Nawet i dusze nasze przebywa
ły kiedyś na zewnątrz, w
bosko
ści. Każdy szczegół naszego organizmu odpowiada czemuś, co jest w kosmosie,
poza nami. Powinni
śmy te związki przeżyć prawidłowo.
Wiemy,
że punkt pomiędzy brwiami, u nasady nosa, może być dla nas symbolem
procesu powolnego przenikania
świata zewnętrznego w mikrokosmos ludzkiego
organizmu. Je
żeli zagłębimy się medytacyjnie w organ, o którym mowa, starając się
przenikn
ąć jego istotę, możemy dojść do poznania tej części kosmosu, która odpowiada
temu punktowi. W podobny sposób mo
żemy poznać, czym jest istotnie krtań oraz siły,
które j
ą uformowały. Tak oto poznajemy makrokosmos, zagłębiając się w poznanie
w
łasnego ciała.
Nie chodzi o to, by
śmy mówili. "Bóg mieszka w człowieku - chcę znaleźć tego Boga w
sobie", bo wtedy znale
źlibyśmy tylko małego człowieczka, który puszy się i nadyma, aby
si
ę wydać bogiem. Przy takim sposobie myślenia nie doszlibyśmy nigdy do prawdziwego
poznania. D
ążyć do poznania drogą teozofii różokrzyżowców jest znacznie mniej
wygodnie i wymaga to konkretnej pracy. Ale
świat pełen jest cudów i nieopisanego
pi
ękna dla każdego, kto się w nim zagłębi. Trzeba znaleźć Boga w niezliczonych Jego
przejawach, a wtedy mo
żna Go znaleźć również w sobie samym. Dopiero wtedy
zaczynamy poznawa
ć Go w pełni. Świat jest jedną wielką księgą. Wszelkie stworzenia to
litery w tej ksi
ędze, odczytać je musimy od początku do końca, a wtedy potrafimy czytać
tajemnic
ę całej księgi mikrokosmosu i makrokosmosu. I nie będzie to już suchym,
poj
ęciowym tylko rozumieniem, ale zjednoczy człowieka z całym światem. Człowiek
odczuwa
ć będzie w każdej rzeczy wyraz boskiego Ducha Ziemi. Gdy człowiek dojdzie do
tego, wtedy ka
żdy jego czyn wypływać będzie już samodzielnie z woli całego kosmosu. I
to w
łaśnie nazywamy boska szczęśliwością.
Je
żeli jesteśmy w stanie myśleć w ten sposób, to idziemy drogą różokrzyżowców. Szkoła
chrze
ścijańska opiera się bardziej na uczuciu, które człowiek rozwija w swojej duszy.
Szkolenie ró
żokrzyżowców poddaje człowieka działaniu wszystkich sił duchowych Ziemi,
które
żyją w jego otoczeniu fizycznym. One to budzą uczucie w jego duszy. Obie drogi są
dla ka
żdego otwarte. Człowiek o współczesnym sposobie myślenia, który ma podejście
naukowe, mo
że zawsze pójść drogą różokrzyżowców. Nauka współczesna może nawet
by
ć pomocą, jeżeli koleje powstawania światów śledzić będziemy nie tylko "litera po
literze", ale je
żeli będziemy starali się przeniknąć do tego, co się poza nimi ukrywa,
podobnie jak w ksi
ążce nie poprzestajemy na przyglądaniu się tylko literom, lecz staramy
si
ę wyczytać zawarty w nich sens. Szukajmy Ducha ukrytego poza nauką, a wtedy nauka
b
ędzie dla nas jedynie literą, która tego Ducha wyraża.
Wszystko, co mówili
śmy, nie obejmuje ani nie wyczerpuje zagadnień związanych ze
szkoleniem ró
żokrzyżowców. Stanowi jedynie wskazówki, które dają przybliżone pojęcie
o tym, co mo
żna znaleźć na drodze poznania różokrzyżowców. Jest to droga
wtajemniczenia dla ludzi wspó
łczesnych, dzięki której mogą oni oddziaływać na
przysz
łość. Przytoczyliśmy tutaj stopnie tej drogi, aby ją scharakteryzować, aby dać
pewne poj
ęcie o tym, jak dzięki tej drodze człowiek zbliżyć się może do tajemnic
wy
ższych światów. Wiedza duchowa jest konieczna dla dalszego postępu ludzkości. To,
co musi si
ę zdarzyć, aby nastąpiło przeobrażenie ludzkości, musi być dziełem samych
ludzi. Kto w obecnej inkarnacji przyjmuje w siebie prawd
ę, przygotowuje się do tego, aby
w przysz
łych wcieleniach zdobywać coraz to głębsze prawdy.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (8 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]
B/311: Rudolf Steiner - Teozofia Różokrzyżowców
W ten sposób tre
ść naszych wykładów łączy się w jedną całość. Mówiliśmy o tym, co ma
by
ć twórczym pierwiastkiem dla kultury przyszłości. Naukę tę podaje się dzisiaj do
ogólnej wiadomo
ści, gdyż wymaga tego przyszłość człowieka. Ludzie, którzy nie chcą
przyjmowa
ć tej prawdy o przyszłości, żyją niejako na koszt innych. Kto ją przyjmuje, żyje
dla innych, chocia
żby nawet pchała go do tego z początku egoistyczna tęsknota do
wy
ższych światów. Jeżeli tylko droga jest dobra, to sama wypleni z nas do szczętu
egoizm i najlepiej nauczy po
święcenia.
Rozwój ezoteryczny konieczny jest w obecnym rozwoju ludzko
ści i dlatego musimy go
zaszczepia
ć. Poważne, prawdziwe, rzeczowe dążenie do prawdy, które prowadzi do
prawdziwego braterstwa, ma w sobie najpot
ężniejszą, czarodziejską wprost siłę
jednoczenia ludzi. Powinno ono by
ć środkiem do wielkiego, ostatecznego celu; do
zjednoczenia ludzko
ści. Cel ten osiągniemy, jeżeli rzeczywiście będziemy kształtować w
sobie to poznanie, je
żeli będziemy usiłowali w najszlachetniejszy, najpiękniejszy sposób
nad tym pracowa
ć, dzięki temu bowiem możliwe będzie uświęcenie ludzkości.
Wiedza duchowa przedstawia si
ę nam nie tylko jako wielki ideał, ale równocześnie jako
si
ła, która nas przenika, a z siły tej płynie poznanie. Wiedza duchowa stawać się będzie
coraz bardziej popularna, coraz g
łębiej przenikać będzie wszystkie religijne i praktyczne
dziedziny
życia, gdyż jest ona czynnikiem rozwoju ludzkości.
I z t
ą myślą prowadzone były nasze wykłady na temat teozofii różokrzyżowców. Jeżeli tę
wiedz
ę rozumiemy nie tylko jako szereg oderwanych od życia prawd, ale tak, że dzięki
poznanym prawdom budz
ą się w naszej duszy uczucia, to wtedy może ona działać
bezpo
średnio na życie. Jeżeli prawdy, które tu poznaliśmy, nie pozostaną jedynie w
g
łowie, ale przedostaną się do serca, z serca zaś w ręce zajęte codzienną pracą, jeżeli
przenikn
ą we wszystkie nasze czyny, wtedy możemy powiedzieć, że posiadamy
podstawy wiedzy duchowej. Wtedy rozumiemy to wielkie zadanie kultury, z
łożone w
nasze r
ęce, a poznanie prawd ducha budzi w nas uczucia, które dzisiejsi wygodni ludzie
chcieliby rozwija
ć wprost, bezpośrednio.
Lubowanie si
ę w rozkołysanych emocjach nie leży w zadaniach teozofii różokrzyżowców,
d
ąży ona do tego, aby postawić przed naszymi oczami duchową rzeczywistość. Trzeba
j
ą przyjmować aktywnie, musi być tworzona poprzez czyny; powinna budzić uczucia i
prze
życia. W tym znaczeniu teozofia różokrzyżowców ma być właśnie potężnym
impulsem dla
świata uczuć. Jednocześnie jednak powinna wprowadzać nas
bezpo
średnio w świat postrzegania nadzmysłowego i prowadzić do wyższych światów.
Taka by
ła myśl przewodnia tych wykładów.
file:///D|/eBooks/Ebooks/DUCHOW~1/RUDOLF~2/RUDOLF~1/311-14.htm (9 of 9) [07-May-11 4:55:35 PM]