Sala Sharon Mój anioł stróż

background image
background image

Sharon Sala

Mo´j anioł stro´z˙

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Mackenzie Hawk patrzył w milczeniu, jak ciało

jedynej osoby, kto´ra˛ kochał, znika dwa metry pod
najsuchsza˛, najtwardsza˛ziemia˛ w Oklahomie. Miejsce
pocho´wku Starej Kobiety włas´ciwie nie ro´z˙niło sie˛ od
tego, w kto´rym spe˛dziła całe z˙ycie: było tak samo
surowe, dzikie, nieprzyjazne.

Wzia˛ł głe˛boki oddech. Czuł sie˛ paskudnie. Jak z˙yc´

z ta˛ koszmarna˛ pustka˛? – zastanawiał sie˛.

Matka, babka, najlepszy przyjaciel. Nona Hawk,

przez Indian z plemienia Kiowa zwana Stara˛ Kobieta˛,
spełniała wszystkie te role. Teraz jej zabrakło. Po raz
pierwszy w swoim trzydziestosiedmioletnim z˙yciu
Hawk poznał smak strachu.

Lodowate krople deszczu znaczyły ziemie˛. Hawk

zadrz˙ał z zimna. Nagle us´wiadomił sobie, jak bardzo
przemarznie˛ci musza˛ byc´ ci nieliczni z˙ałobnicy,

background image

kto´rzy nie bacza˛c na ostry, zacinaja˛cy wiatr, od-
prowadzili Stara˛ Kobiete˛ na jej miejsce spoczynku
w go´rach Kiamichi i teraz czekali, aby złoz˙yc´ wyrazy
wspo´łczucia jej synowi.

Powoli odwro´cił sie˛ od grobu; nie miał ochoty

z nikim rozmawiac´. Nie zdradzaja˛c z˙adnych emocji,
słuchał wypowiadanych szeptem kondolencji, s´ciskał
re˛ce. Na jego twarzy malował sie˛ stoicki spoko´j.
Wkro´tce z˙ałobnicy zacze˛li sie˛ rozchodzic´. Spieszyli
sie˛; chcieli znalez´c´ sie˛ na dole, zanim burza s´niez˙na
odetnie im powrotna˛ droge˛.

Mackenzie Hawk ponownie zbliz˙ył sie˛ do grobu

Starej Kobiety. Staruszka całe z˙ycie spe˛dziła na
Kiamichi i tu pragne˛ła byc´ pochowana. Nawet po
s´mierci nie chciała opus´cic´ ukochanych go´r. Pochyli-
wszy głowe˛, Hawk stał na wietrze, wpatruja˛c sie˛
w piach i kamienie pokrywaja˛ce gro´b. Nie zdawał
sobie sprawy, z˙e nie jest sam.

Zaskoczony odgłosem kroko´w, odwro´cił sie˛ gwał-

townie, wzbijaja˛c chmure˛ pyłu, kto´ra po chwili
osiadła na jego nogawkach oraz mie˛kkich, sko´rza-
nych butach.

– Roger? – Nie potrafił ukryc´ zdumienia. – Nie

wiedziałem, z˙e tu jestes´.

W głosie Hawka pobrzmiewała niekłamana rados´c´;

widok przyjaciela sprawił mu autentyczna˛ przyjem-
nos´c´. Natychmiast zalała go fala wspomnien´. Dziesie˛c´
lat pracowali razem w Firmie: jez´dzili na niebezpiecz-

background image

ne misje, stawiali czoło s´mierci, cieszyli sie˛ kaz˙dym
nowym dniem, on zas´ dodatkowo cieszył sie˛ obecnos´-
cia˛ Marli...

Na wspomnienie Marli zrobiło mu sie˛ słabo. Wcia˛gna˛ł

w płuca lodowate powietrze, pozwalaja˛c, by bo´l przeszył
go na wylot. Nie walczył z nim. Przeciwnie, uwaz˙ał, z˙e
zasłuz˙ył na cierpienie. Bo trzeba byc´ podłym, z˙eby stoja˛c
nad grobem Starej Kobiety – kto´ra ulitowawszy sie˛ nad
małym, porzuconym Metysem przyje˛ła go pod swo´j dach
i kochała jak własnego syna – mys´lec´ o Marli. O Marli,

kto´ra tak haniebnie go okłamała i zdradziła.

Na moment zamkna˛ł oczy, staraja˛c sie˛ zepchna˛c´

w niepamie˛c´ rozes´miane spojrzenie Marli, jej ge˛ste
czarne włosy, zmysłowo nabrzmiałe wargi.

Zauwaz˙ywszy nasroz˙ona˛ mine˛ przyjaciela, Roger

westchna˛ł w duchu. Domys´lił sie˛, jakie wspomnienia
musiał wywołac´ swym przybyciem. Zbyt dobrze znał
Hawka, ba˛dz´ co ba˛dz´ przez wiele lat stanowili zgrany
zespo´ł. Ten wysoki, małomo´wny człowiek rzadko
kogokolwiek do siebie dopuszczał. Pewnego razu
zakochał sie˛ i opus´cił garde˛, a wtedy go oszukano.
Ponownie zamkna˛ł sie˛ w swojej skorupie, przestał
ufac´ ludziom. Jedyna˛ kobiete˛, kto´ra mogłaby mu
pomo´c otworzyc´ sie˛ na nowo i spojrzec´ na s´wiat
łaskawszym okiem, włas´nie pochował. Wraz z nia˛, jak
podejrzewał Roger, pochował wiare˛ w dobro, w uczci-
wos´c´, w szlachetnos´c´.

– Przykro mi, Hawk, z powodu s´mierci Starej

background image

Kobiety. Trzeba było dac´ mi znac´. Przyjechałbym
wczes´niej.

– No tak... – Hawk potarł dłon´mi oczy i skrzywił

sie˛. Zamarzaja˛ce krople deszczu kłuły go w policzki
niczym miniaturowe igiełki lodu. – Ska˛d sie˛ dowie-
działes´?

– Od ludzi w Firmie – odparł Roger. – Wiesz, jak

daleko sie˛gaja˛ macki Wuja Sama.

Wystarczyła wzmianka o Firmie, aby na twarzy

Hawka pojawił sie˛ grymas niezadowolenia. Roger
wiedział, z˙e nie jest to odpowiedni moment, aby
nachodzic´ przyjaciela, ale otrzymał polecenie, z˙eby
z nim porozmawiac´. Przez chwile˛ w milczeniu przy-
gla˛dał sie˛ swojemu staremu kumplowi.

Gdyby miał jednym słowem okres´lic´ Hawka, powie-

działby: zwierze˛. Cudowne, dzikie, zwinne zwierze˛.
Wysoki, doskonale zbudowany, o surowych rysach
twarzy i drapiez˙nym spojrzeniu zielonych oczu. Włas´-
nie te zimne, zielone s´lepia sprawiły, z˙e został porzuco-
ny w niemowle˛ctwie. Jednakz˙e z dorosłym Hawkiem
wszyscy sie˛ liczyli. Wzbudzał szacunek i strach.

Przeste˛puja˛c z nogi na noge˛, Roger schował zmarz-

nie˛te re˛ce do kieszeni płaszcza.

– Psiakos´c´, ale tu dmucha. Moz˙e bys´my przeszli

gdzies´, gdzie jest cieplej, i pogadali, co?

Hawk zacisna˛ł usta i wbił oczy w przyjaciela, kto´ry

rumienia˛c sie˛, wyraz´nie unikał jego wzroku.

– Pogadali? Wa˛tpie˛, abys´my mieli o czym.

background image

– Pułkownik prosił, z˙eby cie˛ przeprosic´ – mrukna˛ł

Roger, s´wiadom, z˙e jego misja zakon´czyła sie˛ niepo-
wodzeniem. – Z

˙

ałuje, z˙e...

– Nie wierze˛, aby ten dran´ czegokolwiek w z˙yciu

z˙ałował – oznajmił gniewnie Hawk.

Roger doskonale wiedział, ska˛d sie˛ bierze gorycz

przyjaciela. Dwa lata temu kierowana przez pułkow-
nika agencja do walki z narkotykami postanowiła
pos´wie˛cic´ Hawka dla – jak sie˛ wyraz˙ono – dobra
sprawy. Chodziło o wykrycie z´ro´dła przecieku. Decy-
zja szefa nie spotkała sie˛ z aprobata˛ Hawka, kto´ry
ponad wszystko cenił w z˙yciu lojalnos´c´. Dla niczyjego
dobra nie zamierzał sie˛ pos´wie˛cac´.

Udało mu sie˛ nie zgina˛c´.
Po zakon´czonej akcji, ku niezadowoleniu pułkow-

nika, Hawk oddał mu swa˛ odznake˛ oraz słuz˙bowy
pistolet. Uczynił to bez słowa, lecz z mina˛ nie
pozostawiaja˛ca˛ wa˛tpliwos´ci na temat tego, co sa˛dzi
o pułkowniku, o metodach działania Firmy, a w szcze-
go´lnos´ci agencji do walki z narkotykami. Odwro´ciw-
szy sie˛ na pie˛cie, opus´cił gabinet. I nigdy tego nie
z˙ałował.

– On tylko chce, z˙ebys´ przyjechał na rozmowe˛

– rzekł Roger. Ale mo´wił do powietrza. Hawk szyb-
kim krokiem oddalał sie˛ w strone˛ drzew porastaja˛cych
skraj polany. – Hawk! Co mam mu powiedziec´?

Hawk obejrzał sie˛ za siebie. Nie musiał nic mo´wic´;

jego spojrzenie było az˙ nazbyt wymowne.

background image

Roger wzruszył ramionami, po czym postawił

kołnierz i skierował sie˛ do samochodu.

– Dobra, spływam – burkna˛ł pod nosem. – Uprze-

dzałem Harrisa, z˙e nic z tego nie wyjdzie.

Jak było do przewidzenia, plan A nie wypalił. Teraz

Roger Beaudry musi sie˛ dobrze zastanowic´, co dalej.
Wiedza˛c, z jakimi ludz´mi ma do czynienia, bał sie˛
o bezpieczen´stwo swojej rodziny. Dlatego postanowił
niezwłocznie przejs´c´ do planu B.

Silny podmuch wiatru uderzył w s´ciane˛ stoja˛cej

samotnie na szczycie go´ry pie˛trowej drewnianej chaty.
Wycia˛gnie˛te przed kominkiem duz˙e szare psisko
podniosło łeb i zaskomlało cicho, jakby wyczuwało
pustke˛ w sercu swego pana.

– Co jest, piesku? Nudzi ci sie˛?
W cia˛gu tych kilku tygodni, jakie mine˛ły od

pogrzebu Starej Kobiety, Hawk z˙ył jakby w stanie
zawieszenia. Do nikogo nie nalez˙ał, przed nikim nie
musiał sie˛ opowiadac´. Jego domem były go´ry – stro-
me, nieprzyjazne Kiamichi.

Z

˙

ałował, z˙e staruszka nie chciała przyja˛c´ od niego

telewizora, z˙e sprzeciwiała sie˛, kiedy usiłował ja˛
namo´wic´ na zamontowanie telefonu. Z jej uporem nie
sposo´b było walczyc´. Z drugiej strony nie miała nic
przeciwko nowoczesnym urza˛dzeniom w kuchni, do-
ceniała tez˙ komfort i wygode˛, jaka˛ zapewniał wielki
kominek rozprowadzaja˛cy ciepło po całym domu.

background image

Jedynie pomysł telefonu i telewizora jakos´ nie przy-
padł jej do gustu.

Kiedy poczuła, z˙e jej koniec sie˛ zbliz˙a, postanowiła

wezwac´ do siebie Hawka. Che˛tnie wro´cił w rodzinne
strony. Od lat przenosił sie˛ z miejsca na miejsce,
nigdzie długo nie zabawiaja˛c. Praca dla rza˛du, kto´ra
z pocza˛tku była dla niego wybawieniem, o mało go nie
zniszczyła.

Chociaz˙ nie był jej synem, Nona kochała go całym

sercem. Miłos´c´, troske˛, wszystkie uczucia macierzyn´-
skie przelała na mała˛ kruszyne˛, kto´ra˛ znalazła dosłow-
nie na swojej wycieraczce. Kto´rejs´ nocy przed wielo-
ma laty obudziły ja˛ głos´ne krzyki i walenie do drzwi.
Kula˛c sie˛ ze strachu, ruszyła na poszukiwanie latarki
i jakiegos´ kija. Zanim zdobyła sie˛ na odwage˛, aby
uchylic´ drzwi, na zewna˛trz nikogo juz˙ nie było.
Oddychaja˛c z ulga˛, szybko omiotła latarka˛ teren przed
domem. Niczego nie dojrzała. Wtem usłyszała znajo-
my dz´wie˛k, cos´ jakby miauczenie nowo narodzonych
kociako´w. Zdegustowana, skierowała promien´ latarki
w bok. Nieraz podrzucano jej pod drzwi kilkudniowe
psy lub koty. Tym razem jednak nie był to z˙aden koci
miot.

Kiedy s´wiatło padło na płytki wiklinowy kosz

oparty o s´ciane˛ ganku, Nona Hawk złapała sie˛ za serce.
Nie, to niemoz˙liwe! Chyba ma jakies´ zwidy! Ale to nie
były zwidy. W koszu lez˙ało dziecko, niemowle˛ uro-
dzone zaledwie przed paroma godzinami. Przykryte

background image

cienkim kocykiem, czekało, nie wiedza˛c, czy los
pchnie je ku z˙yciu, czy ku s´mierci.

Malen´stwo, zaintrygowane jasnym blaskiem, prze-

kre˛ciło gło´wke˛, a po chwili wykrzywiło buzie˛. Głos´ny
płacz rozszedł sie˛ echem nad pogra˛z˙ona˛ w ciemno-
s´ciach go´ra˛.

Nie zwaz˙aja˛c na latarke˛, kto´ra wypadła jej z ra˛k,

Nona pochyliła sie˛ nad koszem i zgarne˛ła niemowle˛
w ramiona, po czym weszła pos´piesznie do chaty.
Ukle˛kła przed kominkiem, by ogrzac´ swego malen´-
kiego gos´cia, a jednoczes´nie przyjrzec´ mu sie˛ w bla-
sku płomieni. Połoz˙ywszy dziecko na grubym, ple-
cionym dywanie, badała je zaro´wno wzrokiem, jak
i dotykiem.

– Zdrowe, silne... – mruczała pod nosem, ob-

macuja˛c malutkie ramionka.

Niemowle˛ zacze˛ło wymachiwac´ energicznie no´z˙-

kami, rozkopuja˛c kocyk. Nona uniosła jego brzeg.

– Chłopczyk – szepne˛ła zdziwiona.
W społecznos´ciach indian´skich narodziny syna

zwykle przyjmowane były z rados´cia˛. Dlaczego wie˛c
tego malca postanowiono sie˛ pozbyc´?

Płacz ustał. Niemowle˛ skierowało wzrok w strone˛,

z kto´rej pochodził głos.

– No i wszystko jasne – rzekła Nona na widok

zabarwionych na pie˛kny zielony kolor z´renic. – Mie-
szan´co´w nikt nie chce, prawda?

Jakby zdaja˛c sobie sprawe˛ ze skazy, z jaka˛ przy-

background image

szedł na s´wiat, malec zno´w otworzył szeroko buzie˛. Po
chwili głos´ny, z˙ałosny skowyt wypełnił chate˛.

– Nie płacz, kruszynko. – Owijaja˛c niemowle˛

kocem, podniosła je i przytuliła do piersi. – Starej
Kobiety tez˙ nikt nie chciał. Moz˙e dlatego tu trafiłes´?
Jak mys´lisz, co?

Mijały dni, tygodnie, miesia˛ce. Stara Kobieta

troskliwie opiekowała sie˛ Hawkiem, a kiedy nad-
szedł czas, by sie˛ usamodzielnił, z duma˛, lecz
i z˙alem wypchne˛ła go z gniazda. Wiedział jednak,
z˙e zawsze moz˙e wro´cic´. Z

˙

e tu, w go´rach Kiamichi,

jest jego dom.

Teraz, po s´mierci Nony, został sam. Wiele lat

pracował dla agencji rza˛dowej i nie narzekał na brak
pienie˛dzy. Inwestycje, kto´re poczynił, przynosiły spo-
ry docho´d. W okazywaniu uczuc´ bywał oszcze˛dny,
wolał nie ryzykowac´; takich oporo´w nie miał w spra-
wach finansowych. Wszystko, czego sie˛ tkna˛ł, niczym
Midas obracał w złoto. Ludziom nie ufał, ufał za to
własnej intuicji w kwestii pomnaz˙ania maja˛tku. I rzad-
ko sie˛ mylił.

Miał wie˛cej pienie˛dzy, niz˙ potrzebował, miał tez˙

ksie˛gowego, kto´ry dwoił sie˛ i troił, szukaja˛c korzyst-
nych ulg podatkowych, nowych form inwestycji,
odpiso´w amortyzacyjnych.

Zatem bieda mu nie doskwierała, doskwierała zas´

samotnos´c´. Nie miał na s´wiecie nikogo, komu by na
nim zalez˙ało. No, moz˙e poza psem. Po s´mierci Starej

background image

Kobiety w chacie zrobiło sie˛ ro´wnie pusto, co w jego
sercu.

Wiedział, z˙e powinien opus´cic´ Kiamichi. Pozostaja˛c

tu, przedłuz˙ał własne cierpienie. Albowiem wszystko
dookoła przypominało mu staruszke˛, a przeciez˙ ona by
tego nie chciała. Gdyby mogła do niego przemo´wic´, na
pewno kazałaby mu sie˛ wynies´c´, zmienic´ otoczenie.

Pies zaskomlał, po czym obro´cił łeb w strone˛ drzwi.

Na zewna˛trz było przeraz´liwie zimno. Rano, mimo
pala˛cego sie˛ cała˛ noc ognia, na szybach osiadła gruba
warstwa szronu.

– To tylko wiatr, piesku – wyjas´nił Hawk. – Jest za

po´z´no i za zimno na gos´ci.

Ale psisko nie dawało za wygrana˛. Hawk zniecierp-

liwiony podszedł do drzwi. Do s´rodka buchne˛ło
lodowate powietrze, sprawiaja˛c, z˙e w cia˛gu paru
sekund temperatura w chacie spadła o dobre dwadzies´-
cia stopni. Przez chwile˛ nie słyszał nic poza wyciem
wiatru, pies jednak wpatrywał sie˛ w mrok i nie
przestawał skomlec´. Wreszcie Hawk tez˙ cos´ usłyszał
– cos´ jakby odległy warkot silnika.

Nagle czern´ nocy przebiło s´wiatło; wygla˛dało jak

ls´nia˛ce oko niewidocznego potwora. Pies zjez˙ył siers´c´,
a poniewaz˙ zacis´nie˛ta na jego grzbiecie dłon´ nie
pozwalała mu rzucic´ sie˛ na potwora, zacza˛ł groz´nie
warczec´. Potwo´r zbliz˙ał sie˛, nic sobie nie robia˛c
z ostrzez˙enia. Po kilkunastu sekundach znalazł sie˛
w zasie˛gu pala˛cego sie˛ na ganku s´wiatła.

background image

Jakis´ szaleniec na harleyu, pomys´lał Hawk, usiłu-

ja˛c przytrzymac´ coraz bardziej rozdraz˙nionego psa.
Był pewien, z˙e jez´dziec nie wyrobi sie˛ na zakre˛cie
i rozbije maszyne˛ o drzewa, ale pomylił sie˛. Moto-
cykl stana˛ł, wzbijaja˛c tumany kurzu. W s´wietle
padaja˛cym przez otwarte drzwi chaty Hawk zoba-
czył, z˙e zaro´wno sko´rzana˛ kurtke˛ jez´dz´ca, jak
i metalowa˛ obudowe˛ maszyny pokrywa gruba wars-
twa zaschnie˛tego błota.

– Szukam Hawka... Mackenziego Hawka. – Jez´-

dziec zachwiał sie˛. Mo´wił niewyraz´nie, jakby był
pijany.

– Pies, siad! – rozkazał Hawk. Zamkna˛ł drzwi

chaty i wyszedł na ganek.

Wygla˛dało na to, z˙e jakis´ pijany młodzian po-

stanowił sprawdzic´, jak szybko wjedzie na szczyt
Kiamichi. Młodziez˙ cze˛sto urza˛dzała sobie w go´rach
wys´cigi na motorach, na ogo´ł jednak wybierała inna˛
pore˛ roku.

Wcia˛gne˛ go do s´rodka, z˙eby przespał sie˛ i wytrzez´-

wiał, pomys´lał Hawk, inaczej zwali sie˛ gdzies´ na
pobocze i zamarznie na s´mierc´.

Jez´dziec zsiadł z motoru i ponownie sie˛ zachwiał,

jakby zaskoczony twardym gruntem pod nogami.
Hawk zacisna˛ł re˛ke˛ na sko´rzanym re˛kawie kurtki.
Zamierzał wprowadzic´ młodzien´ca do ciepłej chaty,
gdy ten nagle osuna˛ł sie˛ na ziemie˛.

– Psiakrew!

background image

Pochyliwszy sie˛, Hawk jednym płynnym ruchem

podnio´sł bezwładne ciało. Ze zwisaja˛cej w do´ł głowy
spadł kask i potoczył sie˛ w strone˛ schodo´w prowadza˛-
cych na ganek.

Hawk stana˛ł jak wryty. Przez moment wpatrywał

sie˛ w długie, ognistorude włosy. Cholera jasna! Jez´dz´-
cem jest kobieta! Jakas´ głupia dziewucha, kto´ra po-
stanowiła sobie urza˛dzic´ przejaz˙dz˙ke˛. W s´rodku nocy
gnała na łeb na szyje˛, nie bacza˛c na zia˛b ani na
ciemnos´ci.

Wariatka, uznał, wchodza˛c do domu. Musi miec´ nie

po kolei w głowie. Przeste˛puja˛c nad psem, kopna˛ł
noga˛ drzwi, po czym podszedł do kominka i ostroz˙nie
ułoz˙ył motocyklistke˛ na długiej, sko´rzanej kanapie.

Nawet nie otworzyła oczu; lez˙ała nieprzytomna,

z włosami rozrzuconymi po poduszce.

Jej blados´c´ i bezruch zaniepokoiły Hawka. Odgar-

na˛ł re˛ka˛ rude kosmyki, chca˛c zmierzyc´ jej puls. Serce
zacze˛ło mu walic´. Miał wraz˙enie, jakby dotykał
aksamitu – zimnego, białego aksamitu. Po chwili, tuz˙
przy obojczyku, wyczuł leciutkie drz˙enie. Odetchna˛ł
z ulga˛: z˙yje! Nie ulega jednak wa˛tpliwos´ci, z˙e kobieta
znajduje sie˛ w kiepskim stanie.

Wychłodzenie organizmu, odmroz˙enia... Zastana-

wiał sie˛ nerwowo, co jeszcze moz˙e dolegac´ komus´, kto
jez´dzi zima˛ na motorze. Obejrzał palce dziewczyny,
szukaja˛c s´lado´w potwierdzaja˛cych jego przypuszcze-
nia.

background image

– No dobra, nie pora bawic´ sie˛ w dz˙entelmena

– mrukna˛ł.

Pies lez˙ał nieopodal, czarnymi oczami s´ledza˛c

kaz˙dy ruch swojego pana. A ten pos´piesznie s´cia˛gał
z dziewczyny ubranie. Warstwa po warstwie. Naga˛
przykrył grubym wełnianym kocem, po czym wyszedł
z pokoju, przykazuja˛c psu, z˙eby warował.

Hipotermia, innymi słowy – wyzie˛bienie. Co nale-

z˙y robic´? Cholera, musieli o tym mo´wic´ na kursach
przetrwania! Zły na siebie, Hawk ruszył pos´piesznie
do łazienki mieszcza˛cej sie˛ na kon´cu długiego ko-
rytarza.

Z zakamarko´w pamie˛ci zacze˛ły wypływac´ strze˛py

informacji. Kucna˛wszy przy wannie, Hawk zatkał
odpływ i pus´cił strumien´ wody. Naste˛pnie wro´cił
biegiem do salonu.

– Na ogo´ł inaczej obchodze˛ sie˛ ze swoimi gos´c´mi

– ba˛kna˛ł, zrzucaja˛c z dziewczyny koc. – Słowo honoru.

Zgarna˛wszy ja˛ w ramiona, ponownie skierował sie˛

do łazienki. Kiedy doszedł na miejsce, wanna była do
połowy napełniona. Ostroz˙nie zanurzył nogi dziew-
czyny w wodzie.

Je˛kne˛ła. Przez moment usiłowała sie˛ bronic´ – chło-

dna ka˛piel najwyraz´niej jej nie zachwyciła – po chwili
jednak straciła przytomnos´c´.

– Wiem, wiem. Kiedys´ wpadłem zima˛ do lodowa-

tego strumyka. – Hawk zawahał sie˛. – Sama jestes´
sobie winna. Ja jedynie pro´buje˛ cie˛ uratowac´.

background image

Wsuna˛ł re˛ke˛ do wanny, chca˛c przytrzymac´ gło-

we˛ dziewczyny. Przy okazji zachlapał sobie koszu-
le˛.

– Cholera, rzeczywis´cie zimna – mrukna˛ł, obser-

wuja˛c powie˛kszaja˛ca˛ sie˛ mokra˛ plame˛ na piersi.
Zadrz˙ał.

Stoja˛cy w drzwiach łazienki pies zaskomlał cicho.
– Nic tu po tobie, stary. Wracaj przed kominek

– rozkazał mu Hawk.

Psisko posłuchało. Hawk zamkna˛ł noga˛ drzwi.

W cia˛gu naste˛pnej godziny co kilka minut wypuszczał
troche˛ zimnej wody i dolewał ciepłej. Wreszcie ciało
dziewczyny zaro´z˙owiło sie˛; do jej twarzy lepiły sie˛
niesforne rude kosmyki, a na czole i wardze osiadały
kropelki potu.

Łazienke˛ wypełniała ge˛sta mleczna mgła. Wilgoc´

przenikała ubranie, zatykała pory. Hawk marzył
o tym, by rozprostowac´ ramiona. Cały czas pod-
trzymywał głowe˛ dziewczyny, aby przypadkiem sie˛
nie utopiła. Bolały go mie˛s´nie.

Pojedyncze rude pasemka bez przerwy okre˛cały sie˛

woko´ł guziko´w przy re˛kawach. Uwalniał je, a one po
chwili zno´w wracały. Miały niesamowity odcien´
– taki, jaki jesienia˛ przybieraja˛ lis´cie na drzewach
w go´rach Kiamichi. Mienia˛c sie˛ fioletem, czerwienia˛,
gdzieniegdzie połyskuja˛c złocis´cie, leniwie unosiły
sie˛ na powierzchni wody.

Ponownie odkre˛cił kran. Czekaja˛c, az˙ temperatura

background image

wody sie˛ podniesie, zastanawiał sie˛, co dziewczynie
strzeliło do głowy, by w tak paskudna˛pogode˛, w doda-
tku po ciemku, wsia˛s´c´ na motor. Jazda noca˛ po go´rach
grozi s´miercia˛, w najlepszym razie kalectwem. Droga
jest wa˛ska, nieos´wietlona, z obu stron poros´nie˛ta
drzewami; miejscami wiedzie nad przepas´cia˛.

Opadł z powrotem na pie˛ty i odetchna˛ł z ulga˛.

Dziewczyna powoli zaczynała odzyskiwac´ przytom-
nos´c´. Te˛tno miała wyro´wnane, powieki jej drz˙ały.
Usiłowała zwalczyc´ sennos´c´ wywołana˛ zaro´wno zme˛-
czeniem, jak i ciepła˛ woda˛.

Nie ma czasu do stracenia. Musi wycia˛gna˛c´ amator-

ke˛ nocnych rajdo´w z wanny, wytrzec´ ja˛ do sucha
i połoz˙yc´ do ło´z˙ka, zanim ta sie˛ zbudzi. Nie wiedział,
jaka moz˙e byc´ jej reakcja, kiedy zobaczy, z˙e lez˙y naga
w wannie, a obok kle˛czy obcy facet – wolał jednak
tego nie sprawdzac´.

Jedna˛re˛ke˛ przytrzymuja˛c jej głowe˛, druga˛wycia˛gna˛ł

korek. Wypływaja˛ca woda powoli odsłaniała gładkie,
idealnie zbudowane ciało. Wczes´niej, gdy dziewczyna
lez˙ała nieprzytomna, Hawk starał sie˛ nie patrzec´ na nia˛,
natomiast teraz, gdy juz˙ nic jej nie groziło, przez chwile˛
rozkoszował sie˛ cudownym widokiem.

Ciało – je˛drne i umie˛s´nione, s´wiadczyło o tym, z˙e

systematycznie sie˛ gimnastykowała. Twarz – ładna,
o regularnych rysach, nie potrzebowała makijaz˙u.
Pełne usta o barwie ro´z˙y, długie, ge˛ste rze˛sy odrobine˛
ciemniejsze od włoso´w, delikatnie zaokra˛glone brwi,

background image

lekko wysunie˛ta broda be˛da˛ca zwykle oznaka˛ uporu
i nieuste˛pliwos´ci...

Była pie˛kna, a to mu przeszkadzało. Fizyczna

doskonałos´c´ jej ciała i twarzy powodowała te˛py bo´l,
kto´rego nie chciał odczuwac´. Nie lubił obcych, bez
wzgle˛du na to, jak urodziwych. Nie był juz˙ młodzie-
niaszkiem, kto´remu burza hormono´w odbiera skutecz-
nie rozum. Nie interesowały go przelotne znajomos´ci
ani kro´tkotrwałe romanse. A po zdradzie, jakiej dopus´-
ciła sie˛ wobec niego Marla, nie ufał pie˛knym kobie-
tom. Marla kryła sie˛ za pie˛knem fizycznym, uroda
stanowiła dla niej pewnego rodzaju maske˛, ale kiedy
doszło co do czego, maska nie zdołała uratowac´ jej
przed s´miercia˛.

Jego rozmys´lania przerwał cichy je˛k. Prawie nie-

s´wiadom tego, co czyni, odgarna˛ł mokre włosy z czoła
dziewczyny. Zmruz˙ywszy oczy, uwaz˙nie sie˛ w nia˛
wpatrywał. Skrzywiła sie˛, po czym wysune˛ła koniu-
szek je˛zyka i oblizała spierzchnie˛te wargi. Po jej
policzkach spływały krople potu.

– Ciepło – szepne˛ła. – Przedtem zimno... niedo-

brze... a teraz tak cieplutko. Hm. Cudownie.

– Wszystko sie˛ zgadza – burkna˛ł Hawk, bardziej

sam do siebie niz˙ do swojego gos´cia. – Mogłas´ zgina˛c´.

Kiedy woda spłyne˛ła z wanny, owina˛ł dziewczyne˛

kocem i przenio´sł z powrotem na stoja˛ca˛ przed
kominkiem kanape˛.

Wzdychaja˛c głe˛boko, ułoz˙yła sie˛ wygodnie. Hawk

background image

okrył ja˛ dodatkowymi kocami. Opieka nad kims´
słabszym wydawała mu sie˛ czyms´ całkiem natural-
nym, moz˙e dlatego z˙e w ostatnim okresie sam jeden
troszczył sie˛ o Stara˛ Kobiete˛. Wbił oskarz˙ycielski
wzrok w s´pia˛ca˛ dziewczyne˛; jakim prawem wzbudza
w nim niechciane emocje?

Dom pogra˛z˙ony był w ciemnos´ciach; jedyne

s´wiatło pochodziło z z˙arza˛cych

sie˛ drewienek

w wielkim kamiennym kominku. Ze sterty przy
palenisku Hawk dorzucił wia˛zke˛ sosnowych szczap,
aby ogien´ nie wygasł. Tylko tego brakuje, by
dziewczyna nabawiła sie˛ zapalenia płuc; wtedy nie
pozbe˛dzie sie˛ jej przynajmniej przez kilka tygodni.
Podczas s´niez˙ycy droga prowadza˛ca do miasteczka
jest włas´ciwie nieprzejezdna, a w radiu zapowiadano
obfite opady s´niegu.

Grzeja˛c sie˛ w cieple płomieni, Hawk zacza˛ł s´cia˛gac´

z siebie mokre ubranie. Pora była po´z´na, a on był
zme˛czony. Dziewczyna spała, nie potrzebowała juz˙
jego pomocy.

Stał w białych slipach, kto´re ciasno opinały jego

brzuch oraz pos´ladki, kiedy nagle usłyszał jej głos.

– Pie˛kny. Czarny anioł na tle jasnego s´wiatła.

– Mruz˙a˛c oczy przed blaskiem ognia, kontynuowała
cicho: – Umarłam. Dobry Boz˙e, naprawde˛ sie˛ stara-
łam... Anioł... jaki pie˛kny. Musze˛ byc´ w niebie. Mo´j
własny pie˛kny anioł... – Powieki jej zadrz˙ały. Po
chwili zamkne˛ła oczy.

background image

Hawk kucna˛ł przy kanapie, maja˛c nadzieje˛, z˙e

moz˙e z bełkotu dziewczyny zdoła cokolwiek zro-
zumiec´.

– Jak masz na imie˛? – spytał, ujmuja˛c jej brode˛

w dwa palce i delikatnie obracaja˛c w swoja˛ strone˛.

– Ja? Sara. Mo´j anioł... pomoz˙esz mi? – Nie

czekaja˛c na odpowiedz´, ponownie zapadła w sen.

– Nie jestem z˙adnym aniołem, moja panno – mruk-

na˛ł. Szorstkim, pokrytym odciskami palcem przeje-
chał delikatnie po jej spierzchnie˛tych wargach i bro-
dzie. – Chyba z˙e upadłym.

Wierciła sie˛, przewracała z boku na bok, mo´wiła

przez sen. Upewniwszy sie˛, z˙e nic jej nie jest, Hawk
zgarna˛ł z podłogi swoje wilgotne ubranie, zostawił je
w kuchni na pralce, po czym ruszył na pie˛tro. Nagle
wyte˛z˙ył słuch; cos´, co dziewczyna powtarzała, bardzo
go zaniepokoiło.

Wro´cił do salonu i przez chwile˛ stał, nasłuchuja˛c.

W jego zielonych oczach pojawiła sie˛ ws´ciekłos´c´.
Zacisna˛ł usta, z trudem nad soba˛ panuja˛c.

– Hawk pomoz˙e. Roger... kaz˙e jechac´ do Hawka.

Powiedziec´ mu... Mo´j anioł... Hawk uratuje Rogera.
Firma... duz˙e kłopoty... – Dziewczyna umilkła. Pare˛
sekund po´z´niej zno´w odpłyne˛ła do krainy snu.

Drewno w kominku trzaskało, raz po raz deszcz

złocistych iskier uderzał w ekran. Hawk zwina˛ł dłonie
w pie˛s´ci.

– Dranie!

background image

Rozejrzał sie˛, szukaja˛c czegos´, czym mo´głby cis-

na˛c´ w kominek. Na pogrzebie Starej Kobiety jasno dał
Rogerowi do zrozumienia, z˙e sprawy Firmy juz˙ go nie
interesuja˛. Najwyraz´niej szefowie nie przyje˛li tego do
wiadomos´ci; postanowili przysłac´ pie˛kna˛dziewczyne˛,
licza˛c na to, z˙e ona go przekona.

– W nosie mam Firme˛, w nosie Rogera i w nosie

ciebie, moja s´liczna. A w ogo´le to co oni sobie mys´la˛?
Z

˙

e po raz drugi dam sie˛ nabrac´ na ten sam numer?

Blask ognia os´wietlał jego wspaniale zarysowane

mie˛s´nie ramion, ud i pleco´w, gdy tak stał nad niczego
nie podejrzewaja˛ca˛ motocyklistka˛.

– Powinienem był cie˛ zostawic´ na dworze, z˙ebys´

zamarzła na s´mierc´ – warkna˛ł, po czym odwro´cił sie˛
na pie˛cie i znikł w mroku korytarza.

Pies zaskomlał cicho, wyczuwaja˛c zdenerwowanie

swojego pana. Odprowadził Hawka wzrokiem, a po-
tem wlepił s´lepia w s´pia˛ca˛ na kanapie postac´. Po
chwili, obwa˛chuja˛c stary dywan, obro´cił sie˛ w ko´łko
ze trzy razy i wreszcie ułoz˙ył wygodnie do snu.

Wkro´tce jedyna˛ oznaka˛ z˙ycia na Kiamichi było

sme˛tne zawodzenie wiatru oraz trzaski płona˛cego
w kominku ognia.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Wysoka rudowłosa modelka w czarnym, przylega-

ja˛cym do ciała sko´rzanym stroju kołysała sie˛ w rytm
muzyki, poruszaja˛c ustami, jakby to ona s´piewała,
a nie Jimi Hendrix.

– Cudownie! Pie˛knie! Wspaniale! – Głos rez˙ysera

docierał

zza

os´lepiaja˛cych

s´wiateł

reflektoro´w.

– Dzie˛ki tej nowej reklamie kocury be˛da˛ sie˛ sprzeda-
wały jak s´wiez˙e bułeczki.

Sara skrzywiła sie˛ w duchu. Zwro´cona tyłem do

kamery kre˛ciła zmysłowo biodrami. Cholera, musi
byc´ jakis´ lepszy sposo´b zarabiania na z˙ycie, pomys´-
lała, po czym westchne˛ła z ulga˛, kiedy wreszcie ktos´
ogłosił koniec nagrania.

Obejrzawszy sie˛ przez ramie˛, spostrzegła Mor-

ty’ego Sallingera, kto´ry z determinacja˛ w oczach
torował sobie droge˛ mie˛dzy ludz´mi i sprze˛tem.

background image

– Byłas´ fantastyczna, Saro – powiedział, dysza˛c

z wysiłku. Grubymi paluchami przejechał po scho-
wanych pod sko´rzana˛ kurtka˛ plecach swej podopie-
cznej. Uwaz˙ał, z˙e jako jej menadz˙er moz˙e sobie
pozwolic´ na taka˛ poufałos´c´. – Moz˙e zjemy dzis´
razem kolacje˛? Pogadalibys´my o twoim naste˛pnym
zleceniu. Bo wiesz, jes´li intuicja mnie nie myli, ta
reklama zrobi furore˛. Fabryka nie nada˛z˙y z produk-
cja˛ jaguaro´w. Kocury stana˛ sie˛ ro´wnie popularne jak
ty. To jak?

Lubiez˙ny us´miech na jego twarzy sprawił, z˙e Sara

sie˛ wzdrygne˛ła. Staraja˛c sie˛ ukryc´ odraze˛, kto´ra
przepełniała ja˛ do głe˛bi, cofne˛ła sie˛ dwa kroki. Po
os´miu latach pracy w zawodzie modelki potrafiła
uprzejmie, tak by to sie˛ nie odbiło na kontaktach, lecz
stanowczo wykre˛cic´ sie˛ od wszelkich niedwuznacz-
nych propozycji. Nienawidziła tych gierek, kto´re
musiała prowadzic´, z˙eby zachowac´ szacunek dla
samej siebie.

– Alez˙ Morty... – Schyliwszy sie˛, podniosła wy-

pchana˛ po brzegi torbe˛. Zawsze nosiła z soba˛ komplet
ubrania na zmiane˛ oraz zestaw kosmetyko´w potrzebny
do tego, by zrobic´ sie˛ na bo´stwo. – Przeciez˙ dobrze
wiesz, z˙e jutro o s´wicie reklamuje˛ te nowe kosmetyki.
Chyba nie chcesz, abym na zbliz˙eniach miała oczy
czerwone z niewyspania?

Us´miechne˛ła sie˛ słodko, nie daja˛c poznac´, o czym

marzy, a marzyła o tym, aby wepchna˛c´ grube łapska

background image

Morty’ego do kubła z cementem, po czym – gdy
cement stwardnieje – wrzucic´ kubeł do rzeki.

– Hej, Saro! – zawołał charakteryzator nalez˙a˛cy do

ekipy filmowej. – Jakies´ dwie godziny temu przyszedł
do ciebie list. Specjalna przesyłka. Podpisałem odbio´r,
z˙ebys´ nie musiała przerywac´ uje˛cia.

– Słusznie, Paul. Dzie˛ki.
W s´wiecie mody wszyscy darzyli Sare˛ sympatia˛.

Wiele dziewczyn, s´licznych, lecz pro´z˙nych, robiło
zawrotna˛ kariere˛ na wybiegu, a potem nagle słuch po
nich gina˛ł, Sara zas´ nalez˙ała do tych nielicznych,
kto´rym udało sie˛ osia˛gna˛c´ status supergwiazdy.

Zme˛czona, usiadła na składanym krzesełku i roze-

rwała koperte˛, nie zdaja˛c sobie sprawy z tego, z˙e jest
obserwowana i z˙e tres´c´ listu wywoła cia˛g zdarzen´,
kto´re na zawsze zmienia˛ jej z˙ycie.

– Tak, prosze˛ pana! Wcia˛z˙ jest na planie. Od

tygodnia s´ledze˛ kaz˙dy jej krok. Jak tylko da pan
rozkaz, natychmiast przysta˛pie˛ do akcji.

Me˛z˙czyzna, kto´ry to mo´wił, niczym sie˛ nie wyro´z˙-

niał. Wynajmowano go do zadan´, kto´rych nie mo´gł lub
nie chciał sie˛ podja˛c´ nikt inny. Tym razem zlecono mu
s´ledzenie Sary Beaudry. S

´

ledzenie i pozbycie sie˛.

W jaki sposo´b tego dokona, nie interesowało jego
zleceniodawcy. Miał sie˛ jej pozbyc´ i juz˙. Taki otrzy-
mał rozkaz, a rozkazy zawsze wypełniał. Wygla˛dem
nie ro´z˙nił sie˛ od pracowniko´w ekipy filmowej i kre˛ca˛-

background image

cych sie˛ po planie dziennikarzy. Umiał idealnie wtopic´
sie˛ w tłum. Na tym mie˛dzy innymi polegała jego siła.
Był naprawde˛ dobry w tym, co robił.

– Słucham? – Telefon wisiał w ciemnym ka˛cie

studia, totez˙ me˛z˙czyzna mo´gł rozmawiac´ swobodnie.
– Oczywis´cie. Doskonale. Dzis´ wieczorem be˛dzie juz˙
po wszystkim.

Odłoz˙ył słuchawke˛, po czym powio´dł wzrokiem po

ludziach biora˛cych udział w nagraniu. Zadowolony,
us´miechna˛ł sie˛ do siebie; jego ,,zadanie’’ siedziało na
jednym z rozkładanych krzeseł i niczego nie pode-
jrzewało.

Ucieszyła sie˛, widza˛c, kto jest nadawca˛ listu.

Roger, jej cała rodzina! Chociaz˙ praca, jaka˛ oboje
wykonywali, nie pozwalała im spotykac´ sie˛ tak cze˛sto,
jak by tego chcieli, to jednak ła˛czyła ich niezwykle
bliska i serdeczna wie˛z´.

W pierwszej chwili była przekonana, z˙e Roger

stroi z niej z˙arty, bo tres´c´ listu wydała jej sie˛
zupełnie pozbawiona sensu. Dopiero czytaja˛c list po
raz drugi, przypomniała sobie ostrzez˙enie, jakie Ro-
ger dał jej przed laty, kiedy zacza˛ł pracowac´ dla
rza˛du.

Ogarna˛ł ja˛ strach. Musiało sie˛ wydarzyc´ cos´ złego.

Re˛ce jej drz˙ały, kiedy czytała list po raz trzeci,
szukaja˛c jakichs´ wskazo´wek, z˙e moz˙e jednak sie˛ myli.
Z

˙

adnych nie znalazła. Serce waliło jej młotem, krew

background image

dudniła w skroniach. Przeczytała list po raz czwarty,
powierzaja˛c pamie˛ci kaz˙de słowo, kaz˙dy przecinek.

Saro, nasze plany s´wia˛teczne niestety wzie˛ły w łeb.

Strasznie mi przykro. Jes´li nic sie˛ nie zmieni, to s´wie˛ta
Boz˙ego Narodzenia spe˛dze˛ z mama˛ i tata˛, zamiast
z toba˛. Przeraz˙a mnie mys´l, z˙e be˛dziesz sama. Ale
przynajmniej teraz jestes´ ws´ro´d ludzi, prawda? Moz˙e
wyjechałabys´ gdzies´ na urlop? Za cie˛z˙ko pracujesz.
Odpoczynek na pewno dobrze by ci zrobił. Jeszcze raz
bardzo cie˛ przepraszam. Odezwe˛ sie˛ niedługo. Po-
zdro´w ode mnie Wielkiego Ptaka.

Całuje˛ mocno, Roger.

Powolnym ruchem, jakby nic sie˛ nie stało, wsune˛ła

list do torby, naste˛pnie drz˙a˛ca˛ re˛ka˛ przeczesała włosy,
specjalnie nastroszone do reklamy jaguara. Rozkodo-
wanie listu nie nastre˛czało jej trudnos´ci. Roger ma
kłopoty. Wro´g poznał jego toz˙samos´c´. Jego z˙ycie
znajduje sie˛ w niebezpieczen´stwie, jej zapewne ro´w-
niez˙.

Ich rodzice nie z˙yli od siedmiu lat. Zgine˛li w kata-

strofie lotniczej podczas podro´z˙y, kto´ra miała byc´ ich
drugim miesia˛cem miodowym. Wspominaja˛c o s´wie˛-
tach z ojcem i matka˛, Roger pro´buje ja˛ ostrzec... Boz˙e
miłosierny! Z całej siły starała sie˛ zapanowac´ nad
strachem. Wiedziała, z˙e musi zachowywac´ sie˛ natural-
nie, niczego po sobie nie okazywac´.

background image

Wstała i przecia˛gaja˛c sie˛, jakby po me˛cza˛cym dniu

pracy chciała rozluz´nic´ napie˛te mie˛s´nie, dyskretnie
rozejrzała sie˛ wkoło. Tak jak kaz˙dego dnia po skon´-
czeniu zdje˛c´ zacze˛ła zmywac´ z twarzy makijaz˙. Nie
zauwaz˙yła nic podejrzanego, ale lepiej nie ryzykowac´.
Skoro Roger kazał jej jechac´ do Wielkiego Ptaka,
oznacza to, z˙e grozi jej niebezpieczen´stwo. Z jego
opowies´ci zapamie˛tała, z˙e Mackenzie Hawk jest
człowiekiem, kto´ry wzbudza trwoge˛. Z

˙

e lepiej go

miec´ za sprzymierzen´ca niz˙ za wroga. I z˙e gdyby
kiedykolwiek potrzebowała pomocy czy schronie-
nia, powinna natychmiast sie˛ do niego udac´. Był
tylko jeden problem. Znała adres Hawka w go´rach
Kiamichi. Jez˙eli przebywa w innej cze˛s´ci kraju
czy s´wiata, wo´wczas musi liczyc´ wyła˛cznie na
siebie.

Los jej sprzyjał. Nieopodal rozległ sie˛ huk. Frag-

ment dekoracji runa˛ł na ziemie˛ potra˛cony przez drogi
sprze˛t nagłas´niaja˛cy. Zrobił sie˛ rwetes: wszyscy rzuci-
li sie˛ oceniac´ szkody i przywracac´ porza˛dek, z˙eby
jutrzejsze zdje˛cia mogły sie˛ odbyc´ zgodnie z planem.
Sara zarzuciła torbe˛ na ramie˛ i korzystaja˛c z zamiesza-
nia, bocznymi drzwiami szybko opus´ciła studio.

Nerwowo zastanawiała sie˛, w jaki sposo´b niepo-

strzez˙enie wydostac´ sie˛ z Dallas. Otworzyła drzwi
swego jaguara. Sportowy jaskrawoczerwony kocur,
podarowany Sarze przez producenta tych wspaniałych
aut, siła˛rzeczy wyro´z˙niał sie˛ spos´ro´d innych pojazdo´w

background image

na drodze. Usiadłszy za kierownica˛, drz˙a˛ca˛ re˛ka˛
przekre˛ciła kluczyk w stacyjce. Zapie˛ła pas, po czym
udaja˛c, z˙e poprawia lusterko, zerkne˛ła na parking.

Uff! – odetchne˛ła z ulga˛ i zacisne˛ła dłonie na

kierownicy. Wyjechała z parkingu nie zauwaz˙ona.
Wiedziała, z˙e jez˙eli Roger sie˛ nie myli i naprawde˛ cos´
jej grozi, powinna opus´cic´ Teksas jak najszybciej, ale
na pewno nie kocurem. Ludzie kojarza˛ ja˛ z jaguarem;
nawet przylgna˛ł do niej przydomek Teksaski Kocur.
Publiczne s´rodki transportu tez˙ nie wchodza˛ w gre˛.
Istnieje tylko jedno rozwia˛zanie.

Słon´ce chyliło sie˛ ku zachodowi, kiedy wjechała

w podziemny parking przeznaczony dla mieszkan´co´w
strzez˙onego osiedla, na kto´rym mieszkała. Zgasiła
silnik, wysiadła i ponownie rozejrzała sie˛ wkoło.
Kiedy upewniła sie˛, z˙e nikt jej nie s´ledzi, przeszła do
zamknie˛tych bokso´w, w kto´rych mieszkan´cy domu
trzymali niepotrzebne graty. Otworzyła drzwi z nume-
rem odpowiadaja˛cym numerowi mieszkania i na mo-
ment znikła w s´rodku. Po minucie wyłoniła sie˛,
pchaja˛c przed soba˛ prawie nowy motocykl. Podobnie
jak jaguar, czarny harley davidson był prezentem od
zadowolonego klienta, kto´ry wiedział, z˙e dzie˛ki Sarze
sprzedaz˙ motocykli wzros´nie.

Całe szcze˛s´cie, z˙e nauczyłam sie˛ to prowadzic´,

przemkne˛ło jej przez mys´l. Nikt sie˛ nie spodziewa, z˙e
opuszcze˛ miasto na harleyu.

Kupiła benzyne˛ na stacji samoobsługowej i kwa-

background image

drans po´z´niej pruła na wscho´d autostrada˛, pozosta-
wiaja˛c za soba˛ Dallas oraz opadaja˛ce coraz niz˙ej
słon´ce.

– Tak, prosze˛ pana. Jaguar stoi na parkingu. Jak

tylko sie˛ s´ciemni, rusze˛ do akcji. Be˛de˛ pana na biez˙a˛co
o wszystkim informował.

Rozła˛czył sie˛, zły na siebie, z˙e zmarnował wczes´-

niejsza˛ okazje˛. Wiedział, z˙e szef nie znosi fuszerki.
Co´z˙, musi uwaz˙ac´; nie moz˙e sobie pozwolic´ na drugi
bła˛d.

Nie przyszło mu do głowy, z˙e Sara Beaudry

wyjechała z Dallas. Przyczaiwszy sie˛, czekał na nia˛
w ukryciu, lecz jego cierpliwos´c´ nie została wyna-
grodzona.

Te˛py uporczywy bo´l, kto´ry pojawił sie˛, gdy spała,

coraz mocniej rozsadzał jej czaszke˛. W cia˛gu nocy
musiała obudzic´ sie˛ kilka razy, wiedziała bowiem, z˙e
juz˙ nie pe˛dzi na motorze. Pamie˛tała tez˙ czyjes´ silne
ramiona i łagodny, niski głos. Jednakz˙e nie była
w stanie sie˛ skupic´: kaz˙dy ruch powodował bo´l i tylko
sen dawał ukojenie.

Tym razem z otchłani snu wyrwał ja˛ aromat s´wiez˙o

parzonej kawy. Przez chwile˛ lez˙ała skonfundowana,
usiłuja˛c rozwikłac´ zagadke˛: nie lubiła kawy, nigdy jej
nie kupowała, wie˛c ska˛d... I nagle wro´ciła jej pamie˛c´
ostatnich paru godzin. Przypomniała sobie przeraz´liwy

background image

strach, kto´ry towarzyszył jej przez cała˛ droge˛ z Dal-
las do mieszkaja˛cego w go´rach Mackenziego Haw-
ka.

Je˛kna˛wszy cicho, zacze˛ła zrzucac´ z siebie koce,

kto´rymi była przykryta; wreszcie usiadła. Kosztowało
ja˛ to niemało wysiłku. Wtem zdała sobie sprawe˛, z˙e
nie wie, gdzie jest ani ska˛d sie˛ tu wzie˛ła. Przecieraja˛c
oczy, pro´bowała sie˛ skupic´ na otoczeniu. Zobaczyła,
z˙e lez˙y na kanapie, z˙e na wprost znajduje sie˛ kominek,
chyba najwie˛kszy, jaki kiedykolwiek widziała, a obok
stoi jakis´ pote˛z˙nie zbudowany me˛z˙czyzna.

Hawk patrzył, jak dziewczyna usiłuje otrza˛sna˛c´ sie˛

ze snu. Odgarna˛wszy koce, usiadła na kanapie. Na
widok jej piersi i szczupłej talii ogarne˛ło go poz˙a˛danie.
Ws´ciekły na siebie, bezskutecznie starał sie˛ je stłumic´.
Jego twarz przybrała jeszcze bardziej zawzie˛ty wyraz.

Sara zamrugała oczami, nies´wiadoma własnej na-

gos´ci. Bo´l głowy wzmagał sie˛, a dobiegaja˛cy z koryta-
rza zapach kawy sprawiał, z˙e zbierało sie˛ jej na
wymioty. Je˛kne˛ła i pro´buja˛c wstac´, zapla˛tała sie˛
w lez˙a˛ce na podłodze koce.

Miotaja˛c siarczyste przeklen´stwa, Hawk skoczył na

ratunek. Złapał ja˛, zanim ra˛bne˛ła głowa˛ w podłoge˛, po
czym dos´c´ bezceremonialnie zarzucił jej na ramiona
przes´cieradło, aby mogła sie˛ zakryc´. Sara nawet tego
nie zauwaz˙yła; była zbyt zaje˛ta powstrzymywaniem
tres´ci z˙oła˛dkowych, kto´re podchodziły jej do gardła.

– Błagam... – mrukne˛ła przez zacis´nie˛te usta,

background image

jakby bała sie˛ je szerzej otworzyc´. – Zaraz puszcze˛
pawia...

Poczuła, jak ktos´ bierze ja˛ na re˛ce i pe˛dzi w strone˛

łazienki. Zda˛z˙yli dosłownie w ostatniej chwili.

Owinie˛ta kocem siedziała w milczeniu na opusz-

czonej desce klozetowej, czekaja˛c, az˙ obcy me˛z˙czyz-
na wytrze s´ciereczka˛ jej twarz i re˛ce. Dotyk miał
delikatny i dziwnie znajomy. Oparłszy głowe˛ o drew-
niana˛ boazerie˛, zamkne˛ła oczy, bez protestu poddaja˛c
sie˛ ablucji.

Hawk opłukał s´ciereczke˛ pod kranem, z trudem

tłumia˛c odruch, aby pogładzic´ dziewczyne˛ po poli-
czku. Tak bardzo chciał rozproszyc´ jej le˛ki i obawy.
Była bardzo dzielna; starała sie˛ nie płakac´, zdusic´
w sobie emocje. Pojedyncza łza wydostała sie˛ spomie˛-
dzy zacis´nie˛tych powiek. Zanim spłyne˛ła, zagrodził
jej palcem droge˛.

Sara otworzyła oczy. Wstrzymał oddech; dosłow-

nie znieruchomiał. Trwało to dobrych kilka sekund.
Wreszcie, otrza˛sna˛wszy sie˛, wypus´cił z płuc powiet-
rze.

Ma oczy w kolorze złotym, pomys´lał ze zdumie-

niem i nagle poczuł cos´, co ostatni raz czuł w przede-
dniu s´mierci Starej Kobiety: strach. Niespodziewanie
przypomniał sobie inna˛ pie˛kna˛ kobiete˛ o pie˛knych
złocistych oczach oraz zdrade˛, jakiej sie˛ dopus´ciła.
Cofna˛ł sie˛, ws´ciekły na siebie za emocje, jakie wzbu-
dza w nim owinie˛ta kocem dziewczyna. Z całej siły

background image

zacisna˛ł pie˛s´c´; z mokrej s´ciereczki, kto´ra˛ trzymał
w dłoni, pociekł na podłoge˛ strumyk wody.

Sara siedziała oparta o s´ciane˛. Odwro´ciwszy głowe˛,

po raz pierwszy dokładnie przyjrzała sie˛ swojemu
wybawcy. Poczuła ulge˛. To Mackenzie Hawk. Ro´z˙nił
sie˛ od me˛z˙czyzny na zdje˛ciach, kto´re pokazywał jej
Roger, ale to na pewno jest on. Po prostu zdje˛cia nie
oddawały siły, jaka z niego emanowała. Tak, Macken-
zie Hawk wygla˛dał na człowieka, kto´ry wszystko
potrafi i niczego sie˛ nie boi.

Przysune˛ła re˛ke˛ do brzucha i nagle ulga, kto´ra˛

przed chwila˛ czuła, rozpłyne˛ła sie˛. Sara us´wiadomi-
ła sobie, z˙e jest całkiem naga. Ogarne˛ła ja˛ ws´ciek-
łos´c´. Przygryzła warge˛, aby nie urza˛dzic´ mu kar-
czemnej awantury. Jak s´miał? Jakim prawem ja˛ ro-
zebrał?

– Jestes´ Mackenzie Hawk, prawda? – spytała.
– Tak, i co z tego? – warkna˛ł w odpowiedzi,

wpatruja˛c sie˛ w nia˛ oskarz˙ycielskim wzrokiem.
– Twoja obecnos´c´ nie wpłynie na moja˛ decyzje˛.
Niepotrzebnie sie˛ fatygowałas´, wie˛c im pre˛dzej sta˛d
wyjedziesz, tym lepiej. Pare˛ tygodni temu odmo´wiłem
Firmie i od tej pory nie zmieniłem zdania... A ty o mało
nie odmroziłas´ sobie tyłka, i po jaka˛ cholere˛?!

– Nie wiem, o czym mo´wisz – oznajmiła drz˙a˛cym

głosem. – Ale wiem jedno: trzeba miec´ tupet, z˙eby
krzyczec´ na kogos´, kogo rozebrało sie˛ do naga.
Chociaz˙ dobrze mi sie˛ przyjrzałes´, kiedy lez˙ałam

background image

bezbronna? – Kaz˙de wypowiadane przez nia˛ słowo
ociekało sarkazmem.

– Nie rozebrałem cie˛ dla własnej uciechy, moja

pani – wyjas´nił drwia˛co Hawk, nie potrafia˛c ukryc´
wypieko´w, kto´re wypełzły mu na twarz. – Byłas´
wyzie˛biona. Mogłas´ zamarzna˛c´ na s´mierc´. Miałem cie˛
zostawic´ na dworze? Nie ruszac´? Moz˙e powinienem
był, przynajmniej oszcze˛dziłbym sobie kłopotu.

Jego zielone oczy zapłone˛ły gniewem. To przeko-

nało Sare˛, z˙e mo´wił prawde˛, ale było za po´z´no;
wzajemna nieche˛c´ i wrogos´c´ zda˛z˙yły przybrac´ niebo-
tyczne rozmiary.

– Mys´lałam, z˙e jestes´ przyjacielem Rogera. Mo´-

wił, z˙e jestes´ jego jedynym... – Głos uwia˛zł jej
w gardle.

– Byłem. Jestem.
Przeczesał re˛ka˛ potargane włosy. Wygla˛dał jak

wojownik szykuja˛cy sie˛ do walki. Wielki, silny,
przemierzał łazienke˛, wypełniaja˛c soba˛ cała˛ wolna˛
przestrzen´.

– Roger mo´wił, z˙e mi pomoz˙esz.
Uniosła dumnie głowe˛. W jej oczach ujrzał wy-

zwanie. Chca˛c nie chca˛c, podziwiał jej odwage˛. Stała
przed nim, rozczochrana, owinie˛ta kocem; przed
chwila˛ – miotana torsjami – kle˛czała nad sedesem,
a teraz spogla˛dała na niego z wyz˙szos´cia˛, niby kro´lo-
wa na swego pazia.

– Psiakrew, Firma potrafi was dobierac´! – mrukna˛ł.

background image

Miał wielka˛ ochote˛ odgarna˛c´ jej z twarzy kosmyk
rudych włoso´w, ale przezornie sie˛ powstrzymał.

– Firma? – Pocia˛gne˛ła nosem. On cia˛gle mo´wi

o jakiejs´ firmie. Nic z tego nie rozumiała. – Jaka
firma? Ta, dla kto´rej ostatnio pracowałam, produkuje
kocury. Co to ma z toba˛ wspo´lnego?

– Kocury? – Tym razem Hawk niczego nie rozu-

miał. – Jakie kocury?

– Jaguary.
– Jaguary?
Wbiła z niego zirytowany wzrok.
– Mniejsza z tym. – Wzie˛ła głe˛boki oddech.

– Wie˛c jak, pomoz˙esz mi czy nie? Mam tylko Rogera,
a on zawsze powtarzał, z˙eby ci ufac´...

Widza˛c, jak zmierza w jej kierunku z dzika˛ furia˛

w oczach, cofne˛ła sie˛ jeden krok, drugi, trzeci, az˙
wreszcie poczuła za plecami s´ciane˛.

– Powiem to tylko raz, potem wcia˛gniesz na siebie

te swoje sko´ry, wsia˛dziesz na motor i znikniesz
z mojej polany. Jasne? Nie zamierzam wracac´ do
pracy w Firmie, ani dzis´, ani jutro, ani nigdy. Za z˙adne
skarby s´wiata.

– Na miłos´c´ boska˛! – krzykne˛ła, po czym zrezy-

gnowana pokre˛ciła głowa˛. – Czy ty tego nie rozu-
miesz? Nie pracuje˛ dla z˙adnej firmy. Nikt mnie nie
przysłał, z˙ebym pro´bowała namo´wic´ cie˛ do czego-
kolwiek.

– Ale... – zacza˛ł, lecz nie dała mu skon´czyc´.

background image

– Jes´li firma, na kto´ra˛ sie˛ wcia˛z˙ powołujesz, jest ta˛

sama˛, w kto´rej pracuje Roger, to wszystko ci sie˛
pomyliło. Ja nie pracuje˛ dla z˙adnej agencji rza˛dowej.
Jestem modelka˛, w dodatku znana˛ i licza˛ca˛ sie˛ w s´wie-
cie mody. A przynajmniej byłam – dodała kwas´no
– dopo´ki nie pos´wie˛ciłam kariery dla tego... tego
koszmaru.

Przez chwile˛ milczał, jakby rozwaz˙ał prawdziwos´c´

jej sło´w. Nie był do kon´ca przekonany, czy go nie
okłamuje, z drugiej strony nie potrafił zignorowac´
strachu wyzieraja˛cego z oczu dziewczyny, jej zdener-
wowania i rozdraz˙nienia.

– Nazywam sie˛ Sara Beaudry – powiedziała, po

czym westchna˛wszy cicho, dodała: – Roger to mo´j
brat. Jest w niebezpieczen´stwie.

Hawk zmruz˙ył oczy. Przeraz˙enie, kto´re malowało

sie˛ na jej twarzy, było autentyczne. A jednak cos´
w tym wszystkim s´mierdzi. Po pierwsze, Roger nie
wysyłałby kobiety, by sprowadzała dla niego pomoc.
Po drugie, przez cztery lata stanowili z Rogerem
zgrany zespo´ł. W tym czasie Roger ani razu nie
napomkna˛ł o tym, z˙e ma siostre˛. O co chodzi?

Sara usiadła z powrotem na desce klozetowej.
– Nie moglibys´my porozmawiac´ gdzie indziej?

– spytała znuz˙ona, opieraja˛c głowe˛ o boazerie˛.

– Niedobrze ci? Zno´w ci sie˛ zbiera na wymioty?
Zdumiała ja˛ troskliwos´c´ w jego głosie.
– Nie.

background image

Delikatnie starł z jej policzka samotna˛ łze˛.
– W porza˛dku, pogadajmy w salonie – zgodził sie˛,

po czym przenio´sł Sare˛ wraz z kocem na kanape˛ przed
kominkiem.

Usiłuja˛c zachowac´ spoko´j, w najdrobniejszych

szczego´łach opowiedziała mu o wydarzeniach z ostat-
nich dwudziestu czterech godzin. Nie pomine˛ła nicze-
go, co jej zdaniem mogłoby miec´ wpływ na bez-
pieczen´stwo Rogera. Dopiero gdy skon´czyła mo´wic´,
odwaz˙yła sie˛ spojrzec´ na Hawka. Odetchne˛ła z ulga˛,
widza˛c na jego twarzy wyraz zrozumienia i akceptacji.

Hawk odchylił sie˛ w fotelu, splo´tł re˛ce za głowa˛,

wycia˛gna˛ł nogi przed siebie. Emanował seksem, choc´
nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Po prostu nie
dostrzegał, jaka˛ reakcje˛ jego silne ciało wywołuje
u płci przeciwnej.

Pierwsze pytanie, jakie zadał po wysłuchaniu jej

relacji, zaskoczyło Sare˛. Poje˛ła, z˙e czeka ja˛ jeszcze
długa droga, zanim przekona go do swoich racji.

– Gdzie masz list?
Spodziewał sie˛ usłyszec´, z˙e list zgubiła albo zo-

stawiła w domu.

– W schowku w motorze. Chociaz˙ nie... – Skupiw-

szy sie˛, spus´ciła wzrok, nie widziała wie˛c błysku
triumfu w oczach Hawka. – Chyba wsadziłam go do
torby. Mam nadzieje˛, z˙e jej nie zgubiłam, bo zawsze
chowam do niej ubranie na zmiane˛... – dodała, wska-
zuja˛c na koc.

background image

Nie dał sie˛ zbic´ z tropu. Zreszta˛ nie bardzo jej

dowierzał. Leniwym ruchem, niczym wielki, wygrze-
waja˛cy sie˛ na słon´cu kot, kto´rego ktos´ zmusza do
wstania, podnio´sł sie˛ z fotela i bez słowa opus´cił
poko´j.

Do s´rodka wpadł podmuch zimnego powietrza.

Sara czym pre˛dzej nacia˛gne˛ła koc po czubek nosa.
Nim zda˛z˙yła policzyc´ do trzech, drzwi ponownie sie˛
otworzyły i do s´rodka zno´w wpełzł lodowaty po-
dmuch. Chwile˛ po´z´niej do pokoju wkroczył Hawk,
wnosza˛c z soba˛ s´wiez˙y sosnowy zapach. Rzucił Sarze
na kolana wypchana˛ torbe˛ i stana˛wszy obok, patrzył,
jak sprawdza jej zawartos´c´.

– Jest – oznajmiła, gromia˛c go spojrzeniem.
Z dna torby wycia˛gne˛ła złoz˙ona˛ kartke˛ papieru,

kto´ra˛wcisne˛ła mu do re˛ki. Unio´sł lekko brwi, zdziwio-
ny jej bojowos´cia˛. Co za kocica, pomys´lał. Ignoruja˛c
wyraz pogardy maluja˛cy sie˛ na jej twarzy, podszedł
z listem do okna, gdzie było lepsze s´wiatło.

Westchne˛ła. Pocia˛gał ja˛ ten wysoki me˛z˙czyzna

o szerokich barach i kocich ruchach, a jednoczes´nie
potwornie denerwował. Nie potrafiła zrozumiec´, jak
jedna osoba moz˙e wywoływac´ tak sprzeczne emocje.
Skupiona na obserwacji, podskoczyła, gdy w kon´cu do
niej przemo´wił. Nie zauwaz˙yła, z˙e koc zsuna˛ł sie˛ jej
z ramienia.

– Jestes´ pewna, z˙e nikt cie˛ nie s´ledził?
Mimo pocza˛tkowej nieufnos´ci zdał sobie sprawe˛

background image

z powagi sytuacji. Był ws´ciekły na Rogera, z˙e miesza
go do tego, z drugiej strony wiedział, z˙e przyjaciel
nikomu innemu nie mo´gł powierzyc´ opieki nad
siostra˛.

Kra˛z˙a˛c po pokoju, czekał na odpowiedz´ Sary.
– Na tyle, na ile moge˛ byc´ pewna – rzekła. – Gdyby

ktos´ za mna˛ jechał, znalazłby mnie, kiedy straciłam
przytomnos´c´. Nie wyrobiłam sie˛ na jednym z za-
kre˛to´w. Nie wiem, jak długo lez˙ałam nieprzytomna,
pamie˛tam jednak, z˙e kiedy sie˛ obudziłam, czułam sie˛
przemarznie˛ta i zdezorientowana. – Wsune˛ła re˛ke˛ we
włosy i skrzywiła sie˛ z bo´lu, kiedy dotkne˛ła miejsca
nad prawa˛ skronia˛. – Całe szcze˛s´cie, z˙e nie pomyliły
mi sie˛ kierunki i nie pojechałam z powrotem na do´ł,
zamiast do ciebie na go´re˛.

– Zdezorientowana? Nieprzytomna? Do licha...!
Przeraz˙ony, obro´cił sie˛ do niej przodem. Wszystko

nareszcie zacze˛ło układac´ sie˛ w całos´c´. Przestały go
dziwic´ objawy, jakie wykazywała, gdy dotarła pod
jego dom.

Sara czym pre˛dzej podcia˛gne˛ła koc pod brode˛.

Hawk zbliz˙ał sie˛ do niej z ponurym wyrazem twarzy,
za kto´ry najwyraz´niej ona jest odpowiedzialna. Ogar-
na˛ł ja˛ niepoko´j. Zacze˛ła dygotac´ ze zdenerwowania.

– Rany boskie, dlaczego nic mi o tym nie powie-

działas´? Bałem sie˛, z˙e zamarzniesz, pro´bowałem
zapobiec hipotermii, a ty pewnie doznałas´ wstrza˛s´nie-
nia mo´zgu...

background image

Mrucza˛c cos´ pod nosem o ludzkiej głupocie i wy-

mys´laja˛c Sarze od kretynek, delikatnie wsuna˛ł re˛ce
w jej włosy i zacza˛ł obmacywac´ skronie.

– Powinienem był sie˛ domys´lic´, kiedy zacze˛łas´

wymiotowac´...

Centymetr po centymetrze badał jej głowe˛, jakby

szukał ran albo przeprowadzał obdukcje˛.

Ni sta˛d, ni zowa˛d Sara us´wiadomiła sobie, z˙e dotyk

Hawka sprawia jej przyjemnos´c´. Serce zacze˛ło szyb-
ciej bic´, tłumia˛c głos rozsa˛dku. Przymkne˛ła oczy,
rozkoszuja˛c sie˛ cudownym masaz˙em. Re˛ce Hawka
działały na nia˛ pobudzaja˛co, a zarazem usypiaja˛co. To
powinno byc´ zabronione, pomys´lała, taki masaz˙ w wy-
konaniu Mackenziego Hawka.

Otworzyła oczy i napotkała jego wzrok. Zgubił

rytm, a po chwili znieruchomiał pod wpływem jej
hipnotyzuja˛cego spojrzenia. Miał wraz˙enie, jakby
rzuciła na niego dziwny urok. Czubkiem je˛zyka
oblizała spierzchnie˛te wargi. Krew dudniła jej w skro-
niach. W zielonych oczach Hawka pojawił sie˛ tajem-
niczy błysk. Az˙ bała sie˛ go interpretowac´.

Powio´dł wzrokiem za ro´z˙owym koniuszkiem je˛-

zyka.

– Hawk... – szepne˛ła.
Koc zsuna˛ł sie˛; ledwo zasłaniał jej piersi. Jakiz˙

kusza˛cy był to widok!

Zobaczywszy, z˙e Sara wycia˛ga re˛ke˛, Hawk od-

skoczył, jakby trafiony kula˛ w serce. Cholera jasna,

background image

o czym ja mys´le˛? Po chwili sam sobie odpowiedział na
pytanie. Włas´nie w tym cały se˛k. Z

˙

e nie mys´le˛. Odka˛d

pojawiła sie˛ w czasie wczorajszej burzy, straciłem
rozum. Psiakrew, wcale tego nie chce˛!

Popatrzył na Sare˛ takim wzrokiem, jakby nagle

wyrosły jej na czole rogi.

– No i co mys´lisz? – spytała.
Usiłował sie˛ skupic´, ale nie potrafił przypomniec´

sobie, o czym rozmawiali i czego moz˙e dotyczyc´ jej
pytanie.

– Co mys´le˛? – powto´rzył, po czym nerwowo

zastanawiaja˛c sie˛, co odpowiedziec´, rzekł inteligent-
nie: – Mys´le˛, z˙e powinnas´ sie˛ ubrac´ i reszte˛ dnia
spe˛dzic´ w ło´z˙ku.

– Ubrac´ sie˛ i reszte˛ dnia spe˛dzic´ w ło´z˙ku?
Czy to ten sam bystry człowiek, kto´rego Roger nie

mo´gł sie˛ nachwalic´? – zdumiała sie˛. Chyba głupio
posta˛piłam, przyjez˙dz˙aja˛c na Kiamichi, z˙eby szukac´
u niego pomocy.

– Tak, ubrac´ sie˛, bo inaczej nie re˛cze˛ za siebie!

– warkna˛ł.

Wybałuszyła oczy. Co´z˙, przynajmniej nie owijał

niczego w bawełne˛.

Odwro´cił sie˛ zdegustowany samym soba˛ i wsuna˛ł

re˛ce do kieszeni. Tam jest ich miejsce. Brawo, spisałes´
sie˛ na medal! – pomys´lał z ws´ciekłos´cia˛.

– Najmocniej przepraszam, prosze˛ pana – rzekła

Sara głosem ociekaja˛cym ironia˛, a w duchu dodała:

background image

Zbyt długo tkwisz samotnie na tej go´rze. Owina˛wszy
sie˛ cias´niej kocem, wstała z kanapy. – Zaraz cos´ na
siebie włoz˙e˛.

Wyszła z pokoju, wloka˛c za soba˛ torbe˛.
Hawk był przeraz˙ony własnym zachowaniem. Jak

mo´gł powiedziec´ cos´ takiego do dziewczyny, kto´rej
w dodatku wcale nie chciał u siebie gos´cic´? Otworzył
usta, z˙eby ja˛ zawołac´, spro´bowac´ sie˛ jakos´ wytłuma-
czyc´. Ale po chwili je zamkna˛ł. Bo nie miał nic na
swoja˛ obrone˛. Nie wiedział, co go ope˛tało, zamierzał
jednak dopilnowac´, aby taka sytuacja sie˛ nie po-
wto´rzyła.

Odprowadził Sare˛ wzrokiem. Zamkne˛ła za soba˛

drzwi łazienki. Postawiwszy torbe˛ na szafce, zacze˛ła
w niej grzebac´, ze złos´cia˛ wyrzucaja˛c wszystko na
podłoge˛. Zdawała sobie sprawe˛, z˙e zachowuje sie˛ jak
dziecko, ale nie umiała sie˛ pohamowac´. Mackenzie
Hawk doprowadzał ja˛ do furii.

On zas´ stał w korytarzu, oparty ramieniem o s´ciane˛,

i wsłuchiwał sie˛ w dochodza˛ce zza drzwi odgłosy.
Sara wyładowuje ws´ciekłos´c´; nic nie tłucze, niczego
nie dewastuje, ale... Ka˛ciki ust mu zadrgały. Jedno
musiał jej przyznac´: przynajmniej nie jest obłudna, nie
ukrywa uczuc´. Wzdychaja˛c cicho, przytkna˛ł czoło do
s´ciany. Zupełnie inaczej niz˙ ja, dodał w mys´lach.

Usłyszał brze˛k, potem nastała cisza. Głe˛boka cisza,

kto´ra trwała i trwała. Podszedł zaniepokojony do
drzwi.

background image

– Saro!
Gdy milczała, ogarne˛ła go panika.
– Do jasnej cholery, Saro! Odpowiedz mi, bo

wejde˛, i to bez wzgle˛du na to, czy jestes´ ubrana, czy
nie.

Niewiele sie˛ zastanawiaja˛c, pchna˛ł drzwi – i stana˛ł

jak wryty. Sara... nie, nie była naga. Ubrana w luz´ny
T-shirt, kto´ry ledwo zakrywał jej pos´ladki, kle˛czała na
podłodze, wycieraja˛c s´cierka˛ kafelki, wanne˛, szafke˛.
Wszystkie powierzchnie pokrywał biały proszek, kto´-
ry wygla˛dał jak...

– Nic nie mo´w – ostrzegła go, wolno i dobitnie

wymawiaja˛c słowa. – Nabrudziłam, wie˛c posprza˛-
tam. Ale to twoja wina. Gdybys´ mnie nie zdener-
wował, nie dostałabym tego... ataku furii. Zreszta˛
nie potrafie˛ nad nimi zapanowac´. Wszystkie pro´by
kon´cza˛ sie˛ koszmarnym bo´lem głowy – dodała.
– Nie chce˛ o tym mo´wic´. Po prostu czasem trace˛
nad soba˛ kontrole˛. Roger o tym wie, a teraz wiesz
i ty. Jest to niezalez˙ne ode mnie, jakas´ drobna wada
genetyczna.

Wada genetyczna? Hawk unio´sł pytaja˛co brwi,

z trudem tłumia˛c s´miech, kto´ry podszedł mu do gardła.

– Reklamowałas´ kocury, tak? – spytał. – Wiesz, co

ci powiem? Sama jestes´ dzika. – Potarł palcem blat
szafki. – Swoja˛ droga˛, co to za s´win´stwo? – Podsuna˛ł
palec do nosa, po czym delikatnie polizał proszek.

Z cała˛ pewnos´cia˛ nie jest to z˙adna niedozwolona

background image

substancja. Odetchna˛ł z ulga˛. Jeszcze nigdy nie ze-
tkna˛ł sie˛ z narkotykiem, kto´ry miałby zapach kwiato´w.
Us´miechna˛ł sie˛ pod nosem, a Sara cos´ mrukne˛ła.

– Przepraszam, co mo´wiłas´? – Wsuna˛wszy re˛ce do

kieszeni, oparł sie˛ o framuge˛ drzwi. Dłuz˙ej nie był
w stanie ukryc´ rozbawienia: po chwili szczerzył ze˛by
od ucha do ucha.

Korciło ja˛, aby cisna˛c´ mu w twarz pojemnik z reszta˛

talku. Czytał w jej mys´lach, zupełnie jakby swoje
emocje i pragnienia miała wypisane na czole.

– Nawet sie˛ nie waz˙ – ostrzegł ja˛.
Wzdychaja˛c cie˛z˙ko, Sara wro´ciła do przerwanej

pracy. Po kilku minutach zrezygnowana rzuciła w ka˛t
mokra˛ s´cierke˛ i przysiadła na brzegu wanny.

– Dokon´cze˛, jak tylko to-to opadnie – rzekła,

spogla˛daja˛c na unosza˛cy sie˛ w powietrzu biały pył.

Pies przyczłapał z salonu, gdzie wygrzewał sie˛

przed kominkiem, zaciekawiony wcia˛gna˛ł w nozdrza
powietrze, po czym kichna˛ł dwa razy pod rza˛d. Nic nie
rozumieja˛cym wzrokiem popatrzył najpierw na obca˛
dziewczyne˛ siedza˛ca˛ na krawe˛dzi wanny, potem na
swojego pana.

– No co, piesku? – Hawk rozes´miał sie˛ na widok

komicznej miny swego czworonoga.

W odpowiedzi pies zaszczekał, naste˛pnie odwro´cił

sie˛ i podreptał do kuchni, gdzie panowała błoga cisza.
Miał swoje przyzwyczajenia i nie lubił, gdy cos´ je
zakło´cało.

background image

– Two´j pies dobrze to wszystko podsumował

– stwierdziła Sara, posyłaja˛c Hawkowi skruszony
us´miech. Od niechcenia machne˛ła re˛ka˛ przed twa-
rza˛, z˙eby odgarna˛c´ unosza˛ca˛ sie˛ w powietrzu biała˛
chmurke˛.

– Twarda z ciebie sztuka. – Wycia˛gna˛wszy do niej

re˛ke˛, pomo´gł jej wstac´. – Uwaz˙am jednak, z˙e powin-
nas´ cos´ zjes´c´, a potem połoz˙yc´ sie˛ do ło´z˙ka. Przyda ci
sie˛ odpoczynek, a ja mam pare˛ rzeczy do załatwienia
w miasteczku.

Z zafascynowaniem patrzyła, jak Hawk przeobraz˙a

sie˛ w człowieka, kto´rego opisał jej Roger. Jego twarz
przybrała srogi wyraz, spojrzenie zielonych oczu stało
sie˛ lodowate, mie˛s´nie napie˛ły sie˛, usta zacisne˛ły
gniewnie.

– Zostawie˛ ci psa – rzekł, wbijaja˛c palce w jej

ramiona. – Be˛dziesz z nim bezpieczna, a ja niedługo
wro´ce˛. – Po chwili dodał: – Z Firma˛ juz˙ dawno
zerwałem kontakty, mam jednak kilku przyjacio´ł, na
kto´rych moge˛ liczyc´. Zrobisz, co ci kaz˙e˛, Saro?
Zaufasz mi?

Z jego tonu wywnioskowała, z˙e w s´wiecie Hawka

zaufanie było czyms´ na wage˛ złota. Chociaz˙ pocza˛tek
ich znajomos´ci nie wypadł najlepiej, chociaz˙ postawa
Hawka doprowadziła ja˛ do furii, to jednak nie miała
najmniejszych problemo´w z ufaniem mu. Sama˛ ja˛ to
zdumiało. Zaskoczyło ja˛ tez˙ uczucie poz˙a˛dania, jakie
w niej wzbudzał.

background image

– Tak, Hawk – odparła, widza˛c, z˙e czeka na

odpowiedz´. – Oczywis´cie, z˙e ci zaufam. Mo´j brat ufał
ci bezgranicznie i mo´wił, z˙e ja tez˙ moge˛. Jeszcze nie
wiem, czy cie˛ lubie˛, ale na pewno ci ufam.

Skina˛ł głowa˛. Jej słowa brzmiały rozsa˛dnie.
– Zreszta˛ jakz˙ebym mogła ci nie ufac´? – spytała

po chwili. – Przeciez˙ jestes´ moim aniołem stro´z˙em,
prawda?

Zaniemo´wił. Nie wiedział, jak zareagowac´. Us´mie-

chaja˛c sie˛ ciepło, podała mu re˛ke˛. Zacisna˛ł ja˛ i w tym
samym momencie gdzies´ głe˛boko w trzewiach poczuł
ostry, kłuja˛cy bo´l. Us´wiadomił sobie, z˙e musi za-
chowac´ czujnos´c´; jes´li nie be˛dzie ostroz˙ny, Sara
Beaudry moz˙e okazac´ sie˛ znacznie groz´niejsza od
Firmy. A jemu znacznie trudniej be˛dzie od niej odejs´c´.

Najbardziej przeraz˙ało go to, z˙e wcale nie chciał jej

opuszczac´. Chciał ja˛ znienawidzic´, a przynajmniej nie
darzyc´ jej sympatia˛. Sara Beaudry nie pasuje do jego
s´wiata, on w jej s´wiecie tez˙ nie znalazłby sobie
miejsca.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Terenowym samochodem o nape˛dzie na cztery koła

ruszył na południe do miasteczka Broken Bow w sta-
nie Oklahoma. Chciał skorzystac´ z telefonu. Jazda
zaje˛ła mu niecała˛ godzine˛.

Wahał sie˛, czy słusznie robi, wybieraja˛c ten kierunek

– włas´nie ta˛droga˛przyjechała Sara. Istniało niebezpie-
czen´stwo, z˙e on, Hawk, naprowadzi kogos´ na jej trop.
Postanowił jednak zaryzykowac´. Nie lubił niespodzia-
nek. Wolał stawic´ czoło zagroz˙eniu. Jes´li ktos´ wyruszył
za Sara˛ z Teksasu, pre˛dzej czy po´z´niej musi trafic´ do
Broken Bow. Niewiele dro´g prowadzi na Kiamichi, poza
tym w miasteczku obcy natychmiast rzucaja˛sie˛ w oczy.
Starcy, kto´rzy latem przesiaduja˛na powietrzu, obserwu-
ja˛c, co sie˛ wkoło dzieje, zima˛prowadza˛obserwacje˛ przez
okna kafejek. Wypijaja˛morze kawy. Gdyby w miastecz-
ku pojawił sie˛ obcy, oni pierwsi by o tym wiedzieli.

background image

Hawk stał w budce telefonicznej w pobliz˙u Main

Street. Nie miał ochoty wykre˛cac´ kolejnego numeru.
Tylko dwie osoby moga˛ mu pomo´c. Niestety, po
pierwszym telefonie lista skurczyła sie˛ do jednej.
Człowiek, na kto´rego najbardziej liczył, zmarł ponad
rok temu. Wybieraja˛c drugi numer, Hawk modlił sie˛
w duchu, aby tym razem sie˛ udało. Na sama˛ mys´l
o tym, z˙e miałby sie˛ zwro´cic´ do Firmy i pułkownika
Harrisa, robiło mu sie˛ niedobrze.

Jez˙eli pułkownik nadal kieruje jednostka˛ Rogera,

niczego mu nie zdradzi. Facet zawsze przestrzegał
regulaminu. Hawk nie pracuje w Firmie, zatem nie
moz˙na mu wyjawic´ z˙adnych tajemnic. A w Firmie
wszystko jest opatrzone nagło´wkiem ,,Tajne’’.

Tym razem dopisało mu szcze˛s´cie. Podał hasło.

Rozmo´wca go zidentyfikował, po czym potwierdził
wersje˛ Sary, dodaja˛c wiele szczego´ło´w od siebie.
Roger faktycznie sie˛ ukrywa. Sara włas´ciwie zinter-
pretowała list od brata i ma˛drze posta˛piła, opuszczaja˛c
Dallas. Po mies´cie kra˛z˙a˛ słuchy, z˙e w sprawe˛ zaan-
gaz˙owany jest ktos´ waz˙ny. Ktos´, kto zamierza dobrac´
sie˛ do Rogera poprzez Sare˛. Ktos´ bardzo wpływowy
i piekielnie niebezpieczny.

Innymi słowy, ktos´ taki jak my wszyscy, pomys´lał

Hawk, rozła˛czaja˛c sie˛.

Zaopatruja˛c sie˛ na dłuz˙szy, przymusowy pobyt

w go´rach, Hawk starał sie˛ dyskretnie zdobyc´ informacje,

background image

czy w mies´cie nie pojawili sie˛ obcy. Kupowanie
wie˛kszych ilos´ci jedzenia nikogo w Oklahomie nie
dziwiło; tutejsi mieszkan´cy wiedzieli, z˙e zima˛ drogi
bywaja˛nieprzejezdne, zawsze wie˛c byli przygotowani
na wypadek, gdyby s´niez˙yca odcie˛ła ich od reszty
s´wiata. W przeciwien´stwie do mieszczucho´w, ludzie
z˙yja˛cy na prowincji nie moga˛ wyskoczyc´ po chleb do
sklepu na rogu, bo ten ro´g zwykle znajduje sie˛ bardzo
daleko.

Jest takie stare powiedzenie, wymys´lili go chyba

pierwsi osadnicy: jes´li nie podoba ci sie˛ pogoda
w Oklahomie, to poczekaj, wkro´tce sie˛ zmieni. To
prawda. Pogoda tu zmienia sie˛ szybko i nieoczekiwa-
nie, dlatego nalez˙y byc´ przygotowanym na wszelkie
ewentualnos´ci.

Hawk dorzucił do wo´zka kilka sztuk odziez˙y dla

siebie. Zaaferowana sprzedawczyni nie zauwaz˙yła, z˙e
jest ws´ro´d nich troche˛ rzeczy w mniejszym rozmiarze.
Włas´nie na to liczył. Wszyscy w miasteczku wiedza˛,
z˙e mieszka samotnie. Nie chciał, by zacze˛li plot-
kowac´, z˙e ma gos´cia – pie˛kna˛ młoda˛ dziewczyne˛.
Obecnos´c´ Sary musi byc´ zachowana w tajemnicy; od
tego zalez˙y jej bezpieczen´stwo.

Z kamiennym wyrazem twarzy, za kto´rym skrywał

niepoko´j, okra˛z˙ył kwartał i ponownie skre˛cił w Main.
Od czasu do czasu machał komus´ na powitanie. Jada˛c,
rozgla˛dał sie˛ wkoło: wypatrywał samochodo´w z obca˛
rejestracja˛. Niełatwo jest odro´z˙nic´ normalnych turys-

background image

to´w, kto´rzy spe˛dzaja˛ w Broken Bow Boz˙e Narodzenie,
od ludzi, kto´rzy przybyli tu w niecnych celach.
Jednakz˙e kiedy ruszył w droge˛ powrotna˛, był włas´-
ciwie pewien, z˙e Sara nie przywlokła za soba˛ ogona.

Droga wiła sie˛ pod go´re˛. Z kaz˙dym kolejnym

zakre˛tem Hawk coraz silniej odczuwał dziwny we-
wne˛trzny konflikt; od dłuz˙szego czasu nie miał powo-
du, z˙eby spieszyc´ sie˛ do domu – nikt na niego nie
czekał, a teraz... Skre˛caja˛c w podjazd, usiłował stłu-
mic´ przepełniaja˛ca˛ go rados´c´. Nie wiedział, dlaczego
jest taki szcze˛s´liwy. Przeciez˙ w s´rodku przebywa
dziewczyna, kto´ra działa mu na nerwy i swoim
zachowaniem doprowadza go do szału. Nie zna jej.
Wcia˛z˙ otacza ja˛ aura tajemnicy. W dodatku stanowia˛
swoje przeciwien´stwo; on – cichy ponurak, ona – z˙ywe
srebro.

Z racji pochodzenia Mackenzie Hawk nalez˙ał do

dwo´ch s´wiato´w: do s´wiata Indian i do s´wiata białych.
Tylko Stara Kobieta potrafiła zrozumiec´ jego po-
czucie zagubienia i tylko ona darzyła go bezwarun-
kowa˛ miłos´cia˛. Nona jednak nie z˙yje, a w jego z˙yciu
pojawiła sie˛ Sara Beaudry; wdarła sie˛ do jego s´wiata,
krusza˛c mury, kto´rymi sie˛ otoczył. Musi pilnowac´, aby
nie zburzyła ich do kon´ca.

Z postanowieniem, z˙e be˛dzie ja˛ ignorował i nie da

sie˛ owina˛c´ woko´ł palca, Hawk zgarna˛ł z tylnego
siedzenia zakupy, po czym skierował sie˛ do domu.
Owszem, w miare˛ moz˙liwos´ci pomoz˙e Sarze, ale

background image

potem do widzenia; nie ma zamiaru sie˛ w nic an-
gaz˙owac´. Tak sobie powtarzał w duchu, dopo´ki Sara
nie powitała go w drzwiach.

Wyraz jej twarzy wyraz´nie s´wiadczył o tym, z˙e nie

spe˛dziła tych kilku godzin na odpoczynku. Jakos´ to
wcale Hawka nie zdziwiło. Podejrzewał, z˙e nigdy
posłusznie nie wykonywała polecen´.

– Cos´ sie˛ stało? – Wszedł do s´rodka objuczony

torbami. Kopna˛wszy za soba˛ drzwi, z rozkosza˛ wcia˛g-
na˛ł w nozdrza znajome zapachy.

– Nie, nic.
Unikaja˛c jego wzroku, zabrała mu jedna˛ torbe˛

i ruszyła do kuchni. Patrzył za jej oddalaja˛ca˛ sie˛
sylwetka˛, czuja˛c, jak z kaz˙da˛ sekunda˛ jego silna wola
topnieje. Przerzucił druga˛torbe˛ do prawej re˛ki. Wyko-
nał krok w strone˛ kuchni, kiedy nagle ka˛tem oka
spostrzegł jakis´ ruch przy kanapie. Pies lez˙ał przy
kominku i merdaja˛c ogonem, z mina˛winowajcy zerkał
na swego pana.

– Na ciebie tez˙ rzuciła urok, co, piesku?
Gdzie sie˛ podziało jego silne postanowienie, z˙e

be˛dzie ja˛ ignorowac´? Z

˙

e nie da sie˛ owina˛c´ woko´ł

palca? Na widok długonogiej rudowłosej pie˛knos´ci po
prostu sie˛ ulotniło.

– Prosiłem cie˛, z˙ebys´ sie˛ połoz˙yła, odpocze˛ła...

– mrukna˛ł, wyjmuja˛c z torby wiktuały.

Cos´ gotowało sie˛ na kuchence.
Sara odwro´ciła głowe˛. Uwaz˙nie wpatrywała sie˛

background image

w jego twarz, szukaja˛c jakichs´ wskazo´wek o tym,
czego sie˛ dowiedział, ale ze spojrzenia Hawka nie była
w stanie nic wyczytac´. Powoli zacza˛ł ogarniac´ ja˛
strach.

– Powiedz mi – szepne˛ła drz˙a˛cym głosem – czy

Roger... Co z nim? Błagam cie˛. – Nogi sie˛ pod nia˛
ugie˛ły.

– Spokojnie, nic mu nie jest – odparł, pro´buja˛c

rozwiac´ jej obawy. – Ale dobrze zrozumiałas´ jego
ostrzez˙enie. Bezpieczen´stwo Rogera w znacznej mie-
rze zalez˙y od ciebie. Two´j brat zszedł do podziemia.
Ci, kto´rzy chca˛ go dopas´c´, nie wiedza˛, gdzie sie˛
ukrywa. Be˛da˛ usiłowali znalez´c´ ciebie i w ten sposo´b
zmusic´ go do mo´wienia. Po´ki nie wpadniesz im
w re˛ce, oboje be˛dziecie bezpieczni. Firma wszystkim
sie˛ zajmie, tyle z˙e potrzebuje czasu. Czyli na kilka
tygodni musisz sie˛ zaszyc´ w cichym ka˛cie.

Odetchne˛ła z ulga˛. Rolka papieru toaletowego

wysune˛ła sie˛ jej z dłoni i upadła na podłoge˛. Sara
otworzyła usta, by cos´ powiedziec´. Nogi ponownie sie˛
pod nia˛ ugie˛ły. Przełkne˛ła s´line˛ raz i drugi, ale
w gardle całkiem jej zaschło. Nie była w stanie
wydobyc´ słowa. Przyłoz˙yła re˛ce do twarzy, usiłuja˛c
zdusic´ szloch. Po jej policzku spłyne˛ła łza.

Hawk chwycił Sare˛, zanim osune˛ła sie˛ na podłoge˛

– zadziałał refleks, ale to nie refleks kazał mu zgarna˛c´
ja˛ w ramiona. Był zaskoczony, jak idealnie do siebie
pasuja˛. Jego broda spocze˛ła na jej ognistych lokach,

background image

klatka piersiowa przylgne˛ła do piersi, biodra do bio-
der. Tu jest jej miejsce, pomys´lał i wcia˛gna˛ł głe˛boko
powietrze, upajaja˛c sie˛ jej bliskos´cia˛, jej dotykiem
i zapachem. Obje˛ła go za szyje˛. Przestraszył sie˛; czuł,
z˙e moz˙e to polubic´, z˙e moz˙e stale pragna˛c´ jej obecno-
s´ci, a nałogo´w wystrzegał sie˛ jak ognia.

Opus´cił ramiona. Sara poczuła, z˙e Hawk pro´buje

sie˛ uwolnic´, ale nie cofne˛ła sie˛. Obejmowała go
mocno, jakby tylko on mo´gł ja˛ uratowac´. Po raz
pierwszy od s´mierci rodzico´w bała sie˛, z˙e sobie nie
poradzi. Dotychczas Roger był jej opoka˛, odka˛d
jednak znikł, nie miała nikogo poza Hawkiem. Bez
jego siły, pewnos´ci siebie, delikatnos´ci i dobroci, kto´ra˛
usiłował skryc´ pod maska˛ szorstkos´ci, byłaby całkiem
zagubiona.

– Hawk, błagam... – Przycisne˛ła twarz do jego

piersi.

Westchna˛wszy cicho, ponownie wzia˛ł ja˛w ramiona.
– Wiem, z˙e jestem ci zawada˛ – powiedziała,

przełykaja˛c łzy. – Ale tylko ty mi zostałes´. Bez ciebie
sobie nie poradze˛. Błagam, nie wyrzucaj mnie. Pomo´z˙
mi.

Łzy zawisły na jej rze˛sach. Przygryzaja˛c warge˛,

podniosła głowe˛ i popatrzyła na Hawka. Z niepokojem
w oczach czekała na odpowiedz´.

On zas´ przytkna˛ł czubek palca do jej mie˛kkich,

aksamitnych ust, po czym leniwym ruchem przesuna˛ł
go w bok, uwalniaja˛c przygryziona˛ warge˛.

background image

– Saro... – Głos miał ro´wnie delikatny jak dotyk.

– Moz˙esz zostac´ tak długo, jak zechcesz. Wprawdzie
pojawiłas´ sie˛ bez zapowiedzi, ale nie jestes´ z˙adna˛
kłoda˛ czy zawada˛. Ja... po prostu zbyt długo z˙yłem
z dala od ludzi.

I nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo

doskwiera mi samotnos´c´, dodał w mys´lach. A jej
wargi wygla˛daja˛ tak smakowicie, tak pone˛tnie...

Sara ponownie połoz˙yła głowe˛ na jego piersi.

Mie˛kki materiał koszuli okrywaja˛cej jego ciało łas-
kotał ja˛ w policzek. Wcia˛gne˛ła powietrze. Czuła
zapach piz˙ma i sko´ry, drewna i dymu, słowem, zapach
Hawka. Stanowił uosobienie me˛skos´ci; teraz, gdy go
poznała, obawiała sie˛, z˙e nikt mu nie doro´wna. Boz˙e,
braciszku kochany, w co ty mnie wpla˛tałes´?

Speszeni sytuacja˛, lekko zawstydzeni własnym

zachowaniem, odsune˛li sie˛ od siebie. Hawk schylił sie˛
po rolke˛ i zacza˛ł kra˛z˙yc´ mie˛dzy stołem a szafkami,
chowaja˛c do nich przywiezione ze sklepu produkty.
Na Sare˛ nie zwracał uwagi, jakby jej nie dostrzegał.
Lecz doskonale zdawał sobie sprawe˛ z tego, z˙e ma
napie˛te wszystkie mie˛s´nie.

Przygla˛dała mu sie˛ z zafascynowaniem. Podziwiała

jego ruchy, zwinne, spre˛z˙yste, pełne gracji. Zaledwie
pare˛ minut temu te ramiona obejmowały ja˛, tuliły tak
mocno, z˙e słyszała bicie serca. Przypomniała sobie, z˙e
kiedy obudziła sie˛ na kanapie i po raz pierwszy
zobaczyła Hawka, stał na tle buzuja˛cych w kominku

background image

płomieni, w samych slipach, pie˛kny jak bo´g. Tak,
Mackenzie Hawk był me˛z˙czyzna˛, z jakim nigdy dota˛d
nie miała do czynienia.

Widziała, z˙e ja˛ ignoruje. Trudno. Nie zamierzała

z tego powodu rozpaczac´. Ale musiała przyznac´, z˙e
jest to dla niej nowe dos´wiadczenie. Sława zwykle
uniemoz˙liwia zachowanie anonimowos´ci. Jako popu-
larna modelka Sara Beaudry była wsze˛dzie rozpo-
znawana; przywykła do zaciekawionych spojrzen´.
Hawk zas´... Zreszta˛ dlaczego miałaby przejmowac´ sie˛
tym, co jakis´ samotnik i ponurak o niej mys´li? Draz˙nił
ja˛. Nawet go nie lubi... chyba go nie lubi.

Czuł na sobie jej wzrok. Nie mo´gł go dłuz˙ej znies´c´.

W kon´cu uznał, z˙e starczy tego dobrego; trzeba
zmienic´ atmosfere˛.

– Cos´ smakowicie pachnie – powiedział. Podszed-

łszy do drzwi, wypus´cił na zewna˛trz psa.

– O Boz˙e! Gulasz! – Rzuciła sie˛ pe˛dem do ku-

chenki. Podnio´słszy pokrywke˛, zamieszała w garnku.
Czuła, z˙e Hawk sie˛ w nia˛ wpatruje, ale teraz ona
ignorowała jego wzrok. – Chyba juz˙ gotowy. Jestes´
głodny? – spytała.

Starała sie˛ wprowadzic´ element normalnos´ci do ich

z˙ycia, gdyz˙ przedłuz˙aja˛ca sie˛ cisza nie najlepiej
rokowała na przyszłos´c´.

Pies pomkna˛ł w strone˛ drzew.
– Nie zmarznie? – zaniepokoiła sie˛. – S

´

nieg za-

czyna sypac´.

background image

Niesione wiatrem płatki uderzały w szybe˛, po czym

topiły sie˛ i niczym łzy spływały na parapet.

– Jest przyzwyczajony do surowych warunko´w

– odparł Hawk. – Poza tym cia˛gnie go do lasu. Jak
znam z˙ycie, pewnie szybko nie wro´ci.

Na dworze rozległo sie˛ długie, z˙ałosne wycie. Sara

otworzyła szeroko oczy. Po chwili dreszcz wstrza˛sna˛ł
jej ciałem. Dopiero w tym momencie zrozumiała,
gdzie sie˛ znajduje: z dala od cywilizacji, w sercu
dzikiej przyrody.

– Nie zrobia˛ mu krzywdy? – spytała, wyobraz˙aja˛c

sobie watahe˛ wilko´w poda˛z˙aja˛cych psim tropem.

Hawk szybko wyprowadził ja˛ z błe˛du.
– Bez obaw, Saro. Nic mu nie grozi. Podejrzewam,

z˙e niedawno parzył sie˛ z samica˛. Nie po raz pierwszy
i nie ostatni. Tu na Kiamichi zimy bywaja˛ długie
i smutne. Psisko te˛skni za towarzystwem. Jak my
wszyscy.

Na widok rumien´ca na twarzy Sary, Hawk us´mie-

chna˛ł sie˛ pod nosem. Swoja˛ odpowiedzia˛ wprawił ja˛
w zakłopotanie.

Ona jest pełna sprzecznos´ci. Moz˙e włas´nie to go tak

bardzo fascynuje. Niczego sie˛ nie boi, a przynajmniej
takie sprawia wraz˙enie. Jez´dzi na motorze, jak praw-
dziwy rudzielec miewa ataki złos´ci i nagle, słysza˛c, z˙e
pies kopuluje z wilczyca˛, czerwieni sie˛ jak podlotek.

Postanowił zmienic´ temat.
– Cos´ sie˛ pali.

background image

– O rany! – je˛kne˛ła. – Mo´j gulasz!
Czym pre˛dzej zdje˛ła garnek z ognia. Zasiedli razem

do kolacji. Jedli w milczeniu, jak stare małz˙en´stwo.

Siedzieli przed kominkiem, obserwuja˛c, jak płomie-

nie z sykiem atakuja˛ polano, kto´re Hawk przed chwila˛
dorzucił do ognia. Nie rozmawiali, kaz˙de tkwiło
pogra˛z˙one we własnych mys´lach. W trakcie parogo-
dzinnej nieobecnos´ci Hawka Sara odkryła cos´, co nie
dawało jej spokoju. Teraz, wpatruja˛c sie˛ w ogien´,
dumała nad dokonanym przez siebie odkryciem.

Znajdowała sie˛ wtedy w pokoju na parterze, kto´ry

dostała na czas pobytu na Kiamichi.

– Psiakos´c´, zacie˛ło sie˛ – mrukne˛ła, walcza˛c z szuf-

lada˛ komody.

Szarpne˛ła mocno za uchwyt, raz, drugi, i o mało sie˛

nie przewro´ciła. No, nareszcie, pomys´lała z satysfak-
cja˛, gdy jej wysiłek został uwien´czony sukcesem.
Zacze˛ła chowac´ swo´j skromny dobytek, pare˛ sztuk
odziez˙y, kilka kosmetyko´w, kiedy nagle cos´ zauwaz˙y-
ła. Sie˛gna˛wszy głe˛biej, wycia˛gne˛ła stara˛ lawendowa˛
saszetke˛, ze trzy koronkowe chusteczki do nosa oraz
nieduz˙y pe˛k listo´w przewia˛zany postrze˛piona˛ ro´z˙owa˛
tasiemka˛. Włas´cicielkami takich ,,skarbo´w’’ były na

ogo´ł kobiety. Serce zacze˛ło walic´ jej młotem. Poczuła
przenikliwy bo´l w piersi, kto´ry powoli rozprzestrze-
niał sie˛ na całe ciało. Czyz˙by Hawk miał z˙one˛?
Kochanke˛? Zrezygnowana, pokre˛ciła głowa˛.

background image

Dlaczego to ja˛ tak zasmuciło? Owszem, Hawk jest

przystojny, ba, piekielnie seksowny. Ale nie on jeden.
W swoim s´rodowisku cze˛sto stykała sie˛ ze wspaniale
zbudowanymi, atrakcyjnymi modelami. Hawk pocia˛-
gał ja˛jako me˛z˙czyzna, ale nie on pierwszy i pewnie nie
ostatni. Wyobraziła sobie, jak jego oczy płona˛, jak
zgarnia ja˛ w ramiona i przenosi do ło´z˙ka, jak kochaja˛
sie˛ cała˛ noc... Przeszył ja˛ dreszcz. Drz˙a˛ca˛ re˛ka˛ pod-
niosła paczuszke˛ z listami i wolno pocia˛gne˛ła za
koniec tasiemki. Listy wysune˛ły sie˛ jej z re˛ki i wpadły
luzem do szuflady. Podniosła jeden i wiedza˛c, z˙e
narusza czyja˛s´ prywatnos´c´, wyje˛ła go z koperty. Nie
umiała oprzec´ sie˛ pokusie.

Była to kartka z okazji walentynek. Czerwone

serca, kwiaty, słodki, sentymentalny wierszyk o miło-
s´ci... a niz˙ej podpis: ,,Całuje˛ cie˛, Hawk’’.

Gdyby była naiwna˛ nastolatka˛, pewnie wzie˛łaby

uczucie, kto´re ja˛ przenikne˛ło, za zazdros´c´. Ale prze-
ciez˙ ona nawet nie darzy Hawka sympatia˛. Poza tym,
skarciła sie˛ w duchu, zazdros´c´ zarezerwowana jest dla
kochanko´w.

Nagle obraz Hawka stana˛ł jej przed oczami. Spo-

jrzała na niego obiektywnie, jakby widziała go po raz
pierwszy w z˙yciu, i nogi sie˛ pod nia˛ ugie˛ły. Przysiadła
na ło´z˙ku, wcia˛z˙ s´ciskaja˛c w dłoni kartke˛ walentyn-
kowa˛.

Wysoki, ciemnowłosy, przystojny, w sposo´b natu-

ralny i niezamierzony emanuja˛cy siła˛ oraz pewnos´cia˛

background image

siebie. Twarz z wyraz´nym pie˛tnem dwo´ch s´wiato´w,
z kto´rych sie˛ wywodził. Szmaragdowe oczy, s´niade,
opalone ciało. Włas´nie to ciało na tle buzuja˛cych
w kominku płomieni było pierwsza˛ rzecza˛, jaka˛
zobaczyła, kiedy obudziła sie˛ w salonie. Na samo
wspomnienie przeszył ja˛ dreszcz, po chwili w jej łonie
zapłona˛ł z˙ar. Zdegustowana swoimi mys´lami i włas-
nym ws´cibstwem, zgarne˛ła z powrotem listy, zwia˛zała
je tasiemka˛, włoz˙yła do szuflady, a szuflade˛ zasune˛ła.
Naste˛pnie szybko opus´ciła poko´j.

Przez reszte˛ popołudnia snuła sie˛ po domu, z na-

rastaja˛cym le˛kiem czekaja˛c na powro´t Hawka. Mia-
ła kilka godzin na to, by dokładnie przeanalizowac´
swoje uczucia. Od lat z˙aden me˛z˙czyzna nie wzbu-
dzał w niej tak silnych emocji. Bała sie˛ Hawka,
a jednoczes´nie mu ufała. W jego oczach widziała
pogarde˛ i wrogos´c´, lecz w dotyku wyczuwała dob-
roc´ i delikatnos´c´. Pocia˛gał ja˛, czy moz˙e jednak ulec
pragnieniom?

Zasiane ziarno zacze˛ło kiełkowac´ w jej mys´lach.

Z coraz wie˛kszym niepokojem czekała na powro´t
Hawka.

Kiedy w kon´cu na drodze prowadza˛cej do chaty

usłyszała warkot silnika, ledwo panowała nad ner-
wami. Martwiła sie˛ o brata, o to, czy jest bezpieczny,
czy nikt mu nie wyrza˛dził krzywdy, i bała o siebie, bo
sytuacja powoli wymykała sie˛ jej spod kontroli.
Przeraz˙ało ja˛, z˙e tak bardzo zalez˙y jej na aprobacie

background image

Hawka, na tym, z˙eby ja˛ lubił i z˙eby jej ufał. Jakby nic
innego sie˛ nie liczyło.

Podmuch wiatru uderzył w s´ciany chaty. Ogien´

w kominku buchna˛ł z nowa˛ siła˛, wyrywaja˛c Sare˛
z zadumy. Wro´ciła mys´lami do teraz´niejszos´ci. Ponie-
waz˙ nie miała zwyczaju chowania głowy w piasek,
wzie˛ła głe˛boki oddech i chociaz˙ podejrzewała, z˙e
odpowiedz´ sie˛ jej nie spodoba, zadała pytanie, kto´re
nurtowało ja˛ od paru godzin.

– Mieszkała tu z toba˛ kobieta, prawda?
Zaskoczył go głos, kto´ry niespodziewanie zakło´cił

cisze˛, ale nie słowa. Trudno powiedziec´, by znał Sare˛,
lecz mimo to potrafił odczytywac´ jej nastroje i odka˛d
wro´cił z Broken Bow, widział, z˙e cos´ ja˛ gne˛bi.
Najwyraz´niej postanowiła to wreszcie z siebie wy-
rzucic´.

Jego zielone oczy posmutniały, twarz spose˛pniała.

Sila˛c sie˛ na neutralny ton, odparł:

– Owszem, mieszkała. – Ponownie wbił wzrok

w tan´cza˛ce płomienie.

Brawo, wspaniale, pomys´lała Sara, zła na siebie

z powodu ws´cibstwa i dlatego, z˙e poruszyła temat,
kto´ry obudził w Hawku bolesne wspomnienia. Z

˙

eby

chociaz˙ uzyskała wyczerpuja˛ca˛ odpowiedz´! Chce...
nie, musi znac´ prawde˛.

Przez chwile˛ toczyła z soba˛ walke˛, potem zno´w

wzie˛ła głe˛boki oddech i kontynuowała przesłuchanie.

background image

– I co? – Mie˛tosiła nerwowo koszulke˛. – Gdzie sie˛

teraz podziewa?

– Nie z˙yje.
Te ciche słowa zabrzmiały jak wystrzał. Odbiły sie˛

echem o s´ciany, o kominek, o jej serce.

– Boz˙e, Hawk! Przepraszam! – zawołała. – Nie

powinnam sie˛ była dopytywac´. Przeciez˙ to nie moja
sprawa.

Pochyliła sie˛, zamierzaja˛c połoz˙yc´ re˛ke˛ na jego

ramieniu, ale nie zda˛z˙yła. Hawk poderwał sie˛ na nogi,
usuwaja˛c sie˛ poza jej zasie˛g.

Westchne˛ła w duchu, po czym oparła sie˛ o kanape˛.

Bała sie˛, z˙e Hawk tam pozostanie – daleko od niej. Ale
moz˙e z nich dwojga on jest dojrzalszy i ma˛drzejszy;
moz˙e domys´la sie˛, do czego mogłoby dojs´c´, gdyby sie˛
nie ruszył.

– Pora spac´, Saro. To był cie˛z˙ki dzien´.
Głos miał łagodny, jakby w ten sposo´b chciał ja˛

przeprosic´ za ucieczke˛ z kanapy. Podał jej re˛ke˛
i pomo´gł wstac´.

– Faktycznie – przyznała, wpatruja˛c sie˛ w podłoge˛.

Po chwili skierowała sie˛ do swojego pokoju.

Odprowadzał ja˛ wzrokiem i wtem...
– Saro! – zawołał, zanim znikne˛ła mu z oczu.
Odwro´ciła sie˛ powoli, czekaja˛c, co dalej nasta˛pi.

Nie widziała dobrze twarzy Hawka, widziała jedynie
zarys jego sylwetki. Nie odzywała sie˛; patrzyła, jak
Hawk sie˛ waha, jak walczy sam z soba˛.

background image

Wzdychaja˛c głe˛boko, wepchna˛ł re˛ce do kieszeni.

Nie ułatwi mi tego, pomys´lał. Jest wymagaja˛ca wobec
siebie, wie˛c dlaczego wobec mnie miałaby stosowac´
taryfe˛ ulgowa˛?

– Kobieta, kto´ra tu mieszkała... – zacza˛ł. Bolało go

mo´wienie o s´mierci Nony, a wyczekuja˛ce spojrzenie
Sary dodatkowo go peszyło. Zmusił sie˛, aby mo´wic´
dalej. – To nie była moja kochanka. To była osoba,
kto´ra... kto´ra wychowywała mnie od dziecka.

– Aha.
Na Sare˛ spłyne˛ła ulga. Nogi drz˙ały jej ze zdener-

wowania. Zdumiało ja˛, z jakim napie˛ciem czekała na
jego słowa.

– Hawk... – Urwała. Opus´ciła ja˛ pewnos´c´ siebie.
– Co, kocurku? Jeszcze cos´ chciałabys´ wiedziec´?

A wiesz, doka˛d prowadzi ciekawos´c´?

Podejrzewała, z˙e Hawk che˛tnie zakon´czyłby roz-

mowe˛, a przynajmniej zmienił temat, ale postanowiła
zaryzykowac´ i zadała naste˛pne pytanie.

– Nikogo wie˛cej nie masz? Z

˙

adnej innej rodziny?

– Nie.
Kro´tka odpowiedz´ i gorycz w głosie sprawiły, z˙e

zawahała sie˛. Po chwili jednak brne˛ła dalej:

– Dlaczego?
– Bo jestem be˛kartem. – Gorycz w jego sercu

narastała z kaz˙dym słowem. – W dodatku mieszan´-
cem. Takich dzieci nikt nie potrzebuje. Dla jednych sa˛
s´mieciem, zawada˛, dla innych cie˛z˙arem, z kto´rym nie

background image

wiadomo, co robic´. Stara Kobieta wzie˛ła mnie pod
swo´j dach i otoczyła opieka˛, bo nikt mnie nie chciał.

– Boz˙e, Hawk, tak strasznie mi przykro... – szep-

ne˛ła.

Nagle zdała sobie sprawe˛, z˙e mo´wi do siebie. Hawk

znikł. Przełykaja˛c łzy, wsłuchiwała sie˛ w odgłos
kroko´w na schodach. Zostawił ja˛ w ciemnym koryta-
rzu na parterze, sam zas´ szedł na go´re˛ do swojej
sypialni. Do swojego azylu, z dala od wspo´łczuja˛cych
spojrzen´ i natarczywych pytan´.

Podcia˛gne˛ła koc pod brode˛ i zamkne˛ła oczy, czeka-

ja˛c, az˙ zmorzy ja˛ sen. Mackenzie Hawk... jest taki
przystojny, taki silny i taki samotny. Niczym pustelnik
mieszka w chacie wysoko w go´rach, zdany wyła˛cznie
na siebie. Trzyma sie˛ na uboczu; z dystansu obserwuje
s´wiat, nie chca˛c sie˛ w nic angaz˙owac´.

Mo´j pie˛kny pustelnik, mo´j dzielny rycerz, mo´j anioł

stro´z˙, pomys´lała, us´miechaja˛c sie˛ przez sen. A potem
przypomniała sobie, z˙e Hawk nie jest z˙adnym pustel-
nikiem, a juz˙ na pewno nie jest jej pustelnikiem.
Przestała sie˛ us´miechac´, po twarzy popłyne˛ły jej łzy.

Kiedy tak spała w chacie połoz˙onej wysoko na

Kiamichi, w Teksasie gora˛czkowo jej szukano.

– Tak, prosze˛ pana. Jestem absolutnie pewien, z˙e

opus´ciła Dallas. Nie wiem tylko, doka˛d sie˛ udała.
Słucham? Ach, tak? – W głosie mo´wia˛cego zabrzmia-

background image

ła sarkastyczna nuta. – Bardzo przepraszam, ale gdyby
pozwolił mi pan działac´ od razu wtedy, kiedy ja˛
zlokalizowałem, nie byłby pan teraz taki niezadowolo-
ny. Ja tez˙ nie jestem zachwycony obrotem spraw. Ba˛dz´
co ba˛dz´ musze˛ dbac´ o swoja˛ opinie˛.

W niebieskich oczach me˛z˙czyzny pojawił sie˛ zim-

ny błysk. Ogarne˛ła go złos´c´. A kiedy był zły, stawał sie˛
bardzo niebezpieczny.

– Spokojna głowa, znajde˛ ja˛. Na sto procent. Musi

pan jednak uzbroic´ sie˛ w cierpliwos´c´. Czas działa na
korzys´c´ Sary, a pretensje moz˙e pan miec´ wyła˛cznie do
siebie.

Tropiciel rozła˛czył sie˛. Coraz bardziej działali mu

na nerwy mali faceci obdarzeni pote˛z˙na˛ władza˛i ogro-
mnym maja˛tkiem. Ale zbyt długo siedzi w tym
interesie, aby nagle ruszyło go sumienie. Zamierza
szukac´ jej dalej.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Mine˛ło pie˛c´ dni, s´niegu spadło z po´ł metra i Hawk

był u kresu wytrzymałos´ci psychicznej. Po raz pierw-
szy w z˙yciu spotkał kogos´ takiego jak Sara. Te˛ kobiete˛
roznosiła energia. Trzy razy pomogła mu przenies´c´
drewno na opał z drewutni na ganek za domem,
w ekspresowym tempie przeczytała ksia˛z˙ki, kto´re
stały na regałach po obu stronach kominka, wy-
sprza˛tała cały dom, tak z˙e dosłownie ls´nił, i wszystkie
dania, kto´re potrafiła ugotowac´, zda˛z˙yła przyrza˛dzic´
dwukrotnie. Znała cztery przepisy na krzyz˙. Dzie˛ko-
wał Bogu, z˙e jej ro´wniez˙ znudziła sie˛ własna kuchnia.
W kaz˙dym ba˛dz´ razie on przez najbliz˙sze po´ł roku nie
zamierzał wzia˛c´ do ust hamburgera. Na szcze˛s´cie
w zamraz˙arce skon´czyły sie˛ zapasy mielonej wołowi-
ny; zostało mie˛so, z kto´rym Sara nie umiała nic zrobic´:
dziczyzna, kro´lik, baz˙ant, wiewio´rka.

background image

Przegla˛daja˛c starannie opakowane, zamroz˙one

porcje, Sara zmarszczyła z niezadowoleniem nos.
Hawk nie mo´gł oderwac´ oczu od jej no´g i pos´lad-
ko´w wcis´nie˛tych w najbardziej opie˛te spodnie, jakie
moz˙na sobie wyobrazic´. Ciemnozielona bluza, kto´ra˛
kupił dla niej w Broken Bow, pasowała idealnie.
Jes´li jednak chodzi o spodnie, nie trafił z numeracja˛.
Sarze w niczym to nie przeszkadzało, ale jemu
zdecydowanie tak. Od samego patrzenia na nia˛ czuł
ucisk w dołku.

– Saro, zostaw to i chodz´ mi pomo´c.
Od kilkunastu minut walczył z gałe˛ziami sosny

i s´wierku, pro´buja˛c utworzyc´ z nich wieniec. Z wien´-
cem sobie wreszcie poradził, za to rozpla˛tywanie
czerwonych wsta˛z˙ek zupełnie mu nie szło. Trzymał je
bezradnie w re˛ku, nie wiedza˛c, od czego zacza˛c´. Na
widok s´wia˛tecznych dekoracji w oczach Sary rozbłys-
ły wesołe iskierki.

– Ojej, wieniec! – zawołała uradowana. – Chcesz

przystroic´ dom? Cudownie! Zaraz ci pomoge˛.

– To nie jest do dekoracji domu – oznajmił Hawk,

ale widza˛c jej zawiedziona˛ mine˛, dodał pos´piesznie:
– Jes´li zdołasz to rozpla˛tac´, a potem zawia˛zac´ na
wien´cu kokarde˛, moz˙esz podczas mojej nieobecnos´ci
porozwieszac´ wkoło jakies´ ozdo´bki.

– Nie chce˛ wieszac´ z˙adnych ozdo´bek. Chce˛ jechac´

z toba˛. Prosze˛ cie˛, Hawk. Juz˙ nie moge˛ wytrzymac´
w czterech s´cianach.

background image

Zrobiło mu sie˛ z˙al dziewczyny, z drugiej strony...

Zastanawiał sie˛, co powiedziec´, z˙eby jej nie urazic´.

– Saro, chciałbym połoz˙yc´ ten wieniec na grobie

Starej Kobiety. Wolałbym dokonac´ tego w samot-
nos´ci.

Odwro´ciła sie˛, przełykaja˛c łzy, kto´re podeszły jej

do gardła. Na kaz˙dym kroku Hawk odsuwał ja˛ od
siebie; nie pozwalał sie˛ do siebie zbliz˙yc´. W cia˛gu tych
pie˛ciu dni, odka˛d sie˛ u niego pojawiła, rozmawiali
o wielu sprawach, s´miali sie˛, wspo´lnie milczeli, ale
ilekroc´ usiłowała przekroczyc´ pewna˛ niewidzialna˛
granice˛, Hawk uciekał; po prostu zamykał sie˛ w sobie.
Albo nie potrafił, albo nie chciał dzielic´ sie˛ tym, co go
bezpos´rednio dotyczy. Dla osoby tak towarzyskiej
i wielkodusznej jak Sara samotnos´c´ była czyms´ niepo-
je˛tym.

– Rozumiem – szepne˛ła. – Przepraszam, nie chcia-

łam sie˛ narzucac´.

Wyje˛ła mu z re˛ki spla˛tany czerwony kłe˛bek i wy-

szła z kuchni. Jej s´cis´nie˛ty głos i napie˛cie w ruchach
zdradzały bo´l. Hawk instynktownie wyczuł, jak bar-
dzo doskwiera jej dystans, kto´ry usiłował zachowac´
mie˛dzy nimi.

Przeczesał palcami ge˛ste, lekko rozczochrane wło-

sy, kto´re opadały mu na czoło i ramiona. Powinienem
sie˛ wybrac´ do fryzjera. A takz˙e do psychiatry, uznał po
chwili. W czym by mu Sara przeszkadzała? Przeciez˙
nie absorbowałaby go swoja˛ osoba˛; była na to zbyt

background image

dobrze wychowana. Wzruszaja˛c ramionami, wstał
z krzesła i ocie˛z˙ałym krokiem skierował sie˛ do
korytarza. Wiedział, dlaczego tak uporczywie broni
Sarze doste˛pu do swojego s´wiata. Dlatego, z˙e pragna˛ł,
aby zamieszkała w nim na stałe.

Siedziała na schodach prowadza˛cych na pie˛tro.

Włosy opadały jej na twarz, gdy walczyła ze wsta˛z˙ka˛.
Stana˛wszy z boku, Hawk obserwował ja˛ w milczeniu.
Sara nie zauwaz˙yła go. Powoli, mrucza˛c cos´ pod
nosem, rozpla˛tywała supły. Kiedy sie˛ z nimi uporała,
zacze˛ła wia˛zac´ kokarde˛, tworza˛c mniejsze i wie˛ksze
pe˛telki. Zanosiło sie˛ na to, z˙e kokarda be˛dzie duz˙a
i bardzo pie˛kna. I mokra od kapia˛cych na nia˛ łez.

Cholera, zakla˛ł w duchu Hawk.
Kaz˙da łza, kto´ra toczyła sie˛ po policzku Sary, była

jak ostrze, kto´re ktos´ wbija mu w serce. Posta˛pił kilka
kroko´w naprzo´d. Nawet nie spostrzegł, kiedy wypus´-
cił z re˛ki wieniec.

Zdaja˛c sobie sprawe˛ z jego obecnos´ci, Sara szybko

wytarła dłonia˛ łzy i pocia˛gna˛wszy nosem, oznajmiła:

– Kokarda jest juz˙ gotowa. Jes´li podasz mi wie-

niec, umocuje˛ ja˛...

– Saro... – szepna˛ł.
Nie podnosza˛c wzroku, wygładzała kon´ce wsta˛z˙ki.
– Saro, odło´z˙ to. Spo´jrz na mnie, prosze˛.
Wzruszył ja˛ jego błagalny ton. Uniosła mokra˛ od

płaczu twarz.

– Chodz´ do mnie, kocurku.

background image

To wystarczyło. Rzuciła sie˛ w jego ramiona i oparł-

szy głowe˛ o jego klatke˛ piersiowa˛, zaniosła sie˛
szlochem.

– Boje˛ sie˛, Hawk. Cały czas. Boje˛ sie˛, z˙e nigdy

wie˛cej nie zobacze˛ Rogera. Boje˛ sie˛, z˙e on zginie, tak
jak zgine˛li nasi rodzice, i zostane˛ sama jak palec.
Najgorsze jest to, z˙e nikomu nie moge˛ o tym opowie-
dziec´, o tym moim strachu. Tylko tobie. A ty nie
słyszysz tego, co mo´wie˛.

Zaskoczony intensywnos´cia˛ jej bo´lu i le˛ku, poczuł

wyrzuty sumienia.

– Przepraszam cie˛, Saro. Strasznie mi głupio. Nie

przyszło mi do głowy, jak bardzo cie˛ to wszystko musi
przeraz˙ac´. Ryzyko zawsze było cze˛s´cia˛ mojego z˙ycia,
wie˛c odruchowo podja˛łem gre˛, nie zastanawiaja˛c sie˛,
kto jeszcze w niej uczestniczy. Roger zna zasady, ja je
znam, nasi wrogowie je znaja˛. Ale dla ciebie to
nowos´c´, prawda, malen´ka? Zostałas´ zmuszona do
skoku na głe˛boka˛ wode˛, a ja prawie pozwoliłem ci
utona˛c´.

Delikatnie gładził ja˛ po włosach. Rude loki oplatały

mu sie˛ woko´ł palco´w, jakby chciały go przy sobie
zatrzymac´. Tula˛c Sare˛ do piersi i przemawiaja˛c do niej
cichym głosem, czuł, jak powoli zaczyna sie˛ uspoka-
jac´.

Toczył z soba˛ zaz˙arta˛ walke˛. Tak bardzo chciał jej

zaufac´. Chciał wierzyc´, z˙e Sara nie udaje, z˙e naprawde˛
jest taka jak teraz. Chciał wierzyc´ w to, z˙e niezdolna

background image

byłaby do oszustwa. Cos´ go jednak powstrzymywało.
Nie potrafił zapomniec´ o przeszłos´ci, o innej kobiecie
i o zdradzie, jakiej sie˛ wobec niego dopus´ciła.

Cisze˛ przerwało dochodza˛ce z oddali z˙ałosne wy-

cie. Hawk ockna˛ł sie˛ z zadumy. O tej porze roku
wczes´nie robi sie˛ ciemno. Musza˛ sie˛ pospieszyc´, jes´li
zamierzaja˛ zejs´c´ na do´ł i wro´cic´ przed zapadnie˛ciem
mroku.

Decyzja została podje˛ta.
– W porza˛dku, mała. Znudziły ci sie˛ cztery s´ciany?

To ubierz sie˛ ciepło. Bo chyba nie chcesz odmrozic´
sobie uszu?

Wyraz rados´ci rozjas´nił jej twarz.
– Serio? Be˛de˛ gotowa za minute˛. A po drodze

przymocuje˛ kokarde˛.

Maszerowali z˙wawym krokiem, nie odzywaja˛c sie˛

do siebie. Sara zdawała sobie sprawe˛, z˙e nie jest to
zwykły spacer. Domys´lała sie˛, z˙e Hawk darzył Stara˛
Kobiete˛ ogromna˛ miłos´cia˛ i z całego serca pragne˛ła
towarzyszyc´ mu w wyprawie do jej grobu. Nikt lepiej
od niej nie znał uczucia pustki. Kilka lat temu
pochowała oboje rodzico´w. Na szcze˛s´cie ma jeszcze
Rogera. Przeszył ja˛ dreszcz. Oszukiwała sie˛, z˙e to
z powodu zimna, ale w głe˛bi duszy wiedziała, z˙e to ze
strachu – i z˙e przestanie sie˛ bac´, dopiero kiedy zobaczy
brata.

Odka˛d opus´cili chate˛, we˛drowali lasem, ukryta˛ pod

background image

s´niegiem s´ciez˙ka˛ prowadza˛ca˛ mie˛dzy sosnami. Kiedy
zbliz˙yli sie˛ do polany, Hawk wyraz´nie zwolnił.
Z dwo´ch powodo´w trzymał sie˛ z dala od szosy. Po
pierwsze, warstwa s´niegu była cien´sza pod drzewami
i łatwiej sie˛ szło niz˙ poboczem. A po drugie, wolał, aby
nikt nie widział Sary, gdyz˙ mogłoby to narazic´ ja˛ na
niebezpieczen´stwo. Wkro´tce ponownie uda sie˛ do
Broken Bow i zadzwoni do pułkownika Harrisa,
albowiem tylko od niego zdoła sie˛ dowiedziec´, czy
Sara moz˙e juz˙ wyjs´c´ z ukrycia i wro´cic´ do Dallas.

– Jes´li ci nie przeszkadza, odpoczne˛ tutaj – powie-

działa, wre˛czaja˛c mu wieniec, do kto´rego przywia˛zała
wielka˛ jaskrawoczerwona˛ kokarde˛.

Z kamienia lez˙a˛cego pod drzewem odgarne˛ła s´nieg

i usiadła. Hawk skina˛ł w milczeniu głowa˛; wdzie˛czny
był za jej takt i wraz˙liwos´c´.

Patrzyła, jak Hawk opuszcza las i wychodzi samo-

tnie na pusta˛ polane˛. S

´

lady buto´w pozostawione

w s´niegu stanowiły jedyna˛ oznake˛ z˙ycia. Po przejs´ciu
kilkunastu metro´w ukle˛kna˛ł na mie˛kkiej, białej pierzy-
nie i tez˙ zacza˛ł odgarniac´ s´nieg z kamienia, kto´ry
wystawał z ziemi i zwe˛z˙aja˛cym sie˛ kon´cem wskazy-
wał niebo.

Sara odwro´ciła wzrok; nie chciała przeszkadzac´

Hawkowi, naruszac´ jego intymnos´ci.

– Gotowa?
Podawszy Sarze re˛ke˛, Hawk podcia˛gna˛ł ja˛ na nogi.

background image

– Musimy sie˛ pos´pieszyc´. Spacer pod go´re˛ trwa

dłuz˙ej niz˙ w do´ł, a wkro´tce zacznie sie˛ s´ciemniac´.

Dziewczyna skine˛ła głowa˛, po czym otrzepała ze

spodni s´nieg. Zanim ruszyli w droge˛ powrotna˛, obe-
jrzała sie˛ przez ramie˛. Wieniec był jedyna˛ jaskrawa˛
plama˛ na tle iskrza˛cego sie˛ biela˛ krajobrazu – stanowił
zielono-czerwony symbol miłos´ci w tym ponurym,
mroz´nym s´wiecie.

Do przebrnie˛cia został ostatni, zalesiony odcinek.

Sara we˛drowała pod go´re˛, ledwo zipia˛c. Była po´łz˙ywa
ze zme˛czenia. Za swoja˛ kiepska˛ kondycje˛ winiła
przymusowy pobyt w ukryciu oraz brak ruchu.

– Jes´li po powrocie do domu be˛de˛ w tak złej

formie, Morty sie˛ ws´cieknie.

Wyobraziła sobie przeraz˙enie na twarzy Mor-

ty’ego, gdyby zobaczył ja˛ teraz, i us´miechne˛ła sie˛ pod
nosem. Jej menadz˙er bardzo przejmował sie˛ stanem
zdrowia i wygla˛dem swojej ulubionej modelki. Nic
dziwnego; dzie˛ki niej zarabiał nie tylko na chleb, ale
ro´wniez˙ na kawior.

Hawk zmarszczył czoło. Był tak zaje˛ty mys´leniem

o teraz´niejszos´ci, z˙e nie zastanawiał sie˛ nad przyszłos´-
cia˛. Nagle tkne˛ło go, z˙e przyszłos´c´ to z˙ycie bez Sary.
Nie spodobał mu sie˛ ten pomysł. Poza tym kim,
u licha, jest Morty? Obro´cił sie˛, zamierzaja˛c ponaglic´
Sare˛; w tym momencie zawieszona na gałe˛zi czapa
s´niegu osune˛ła sie˛ i spadła mu prosto na głowe˛.

background image

Zaskoczenie w oczach Hawka oraz widok s´niegu za

kołnierzem jego koz˙ucha sprawiły, z˙e Sara dostała
ataku s´miechu. Jej wesoły głos nio´sł sie˛ echem po
całym lesie. Ilekroc´ usiłowała zapanowac´ nad soba˛
i nabrac´ w płuca powietrza, patrzyła na Hawka i zno´w
zaczynała sie˛ s´miac´.

– Mys´lisz, z˙e to s´mieszne, tak? – spytał i na

sztywnych, rozkraczonych nogach ruszył w jej strone˛.

Zbyt po´z´no odgadła jego zamiary – włas´ciwie

dopiero wtedy, gdy lez˙ała na wznak w mie˛kkim
białym puchu.

– Hawk! Nie! Przestan´! Prosze˛ cie˛! To strasznie

zimne! – wołała, a on nic sobie z tego nie robia˛c, dalej
nacierał jej twarz s´niegiem.

Ale nie to było najgorsze. Widza˛c łobuzerski błysk

w jego oczach, domys´liła sie˛, co jeszcze knuje.

– Nawet sie˛ nie waz˙! – pisne˛ła. – Tylko nie za dekolt!
Z zapałem wcierał s´nieg w jej policzki i szyje˛; po

chwili poczuła lodowaty zia˛b pod koszula˛. Walczyła,
broniła sie˛, ale nie miała siły. Wreszcie, osłabiona
s´miechem, poddała sie˛.

– No dobra, wygrałes´. Ro´b ze mna˛, co chcesz

– oznajmiła i dysza˛c cie˛z˙ko, wyrzuciła w bok ramiona.

Nagle skon´czyła sie˛ zabawa. Serce zacze˛ło jej bic´

jak oszalałe. Jemu ro´wniez˙. Z

˙

adne z nich nie czuło juz˙

zimna. Ich ciała rozpalał z˙ar.

Tylko Hawk mo´gł ugasic´ płomien´, kto´ry w niej

płona˛ł.

background image

Wiedziałem, z˙e tak be˛dzie, pomys´lał, patrza˛c

w złociste oczy Sary. Pragna˛ł jej. Raptem jednak w jej
spojrzeniu dostrzegł cos´, co go wystraszyło. Kiedys´,
dawno temu, widział identyczny wyraz w oczach innej
kobiety. Zaufał swemu instynktowi, lecz ten go srodze
zawio´dł. Czy tym razem be˛dzie tak samo? Czy warto
ryzykowac´?

Rude loki wiły sie˛ po białej ziemi, kilka kosmyko´w

zmysłowo oplatało mu nadgarstki. Ciałem Hawka
wstrza˛sna˛ł dreszcz. Walcza˛c z poz˙a˛daniem, uwolnił
re˛ce z jedwabistych wnyko´w, po czym delikatnie
odgarna˛ł z ust mokry pukiel...

– Do diabła – mrukna˛ł.
Pochylił sie˛, nie moga˛c dłuz˙ej oprzec´ sie˛ prag-

nieniu. Lez˙a˛ca w puchu pie˛kna, ruda kocica o lekko
rozchylonych wargach i potarganych włosach działała
na wszystkie jego zmysły. Po chwili przywarł ustami
do jej ust.

Zarzuciła mu re˛ce na szyje˛ i obje˛ła go mocno, jakby

chciała sie˛ w niego wtopic´. Włas´ciwie pragne˛ła tego
z całej siły. Moz˙e wtedy bo´l by usta˛pił? Moz˙e ogien´ by
zgasł? Ale tak sie˛ nie stało. Bo´l wzmo´gł sie˛, płomienie
strzeliły jeszcze wyz˙ej.

Całował ja˛ z delikatnos´cia˛, jakiej dota˛d nie do-

s´wiadczyła. Ilekroc´ odrywał usta, aby nabrac´ w płuca
odrobine˛ powietrza, wydawał z siebie cichy je˛k, jakby
cierpiał, z˙e musi ja˛ na chwile˛ zostawic´.

Wsune˛ła re˛ce pod jego koz˙uch, gwałtownymi

background image

ruchami zacze˛ła wycia˛gac´ mu ze spodni sweter.
Chciała go dotkna˛c´, czuc´ dłon´mi jego rozgrzane ciało.

– Hawk – szepne˛ła mu do ucha.
Nie potrzebował dalszej zache˛ty. Stracił nad soba˛

kontrole˛: przestał mys´lec´, analizowac´. Do głosu do-
szedł instynkt. Sara lez˙ała na s´niegu, kurtke˛ miała
rozpie˛ta˛, lecz nie czuła zimna. Cała wewna˛trz płone˛ła.
Tylko Hawk mo´gł ja˛ uratowac´, tylko on mo´gł stłumic´
ogien´, jaki ja˛ poz˙erał.

Wpijał sie˛ w nia˛ ustami, gładził po brzuchu,

ciepłym i gładkim jak aksamit, wciskał coraz głe˛biej
w biały puch. Nagle przypomniał sobie, jak wygla˛dała
tego pierwszego wieczoru – naga w wannie. Przeszył
go dreszcz. Tak bardzo jej pragna˛ł! Wolno przesuwał
re˛ke˛ wyz˙ej, wyz˙ej, az˙ wreszcie zacisna˛ł ja˛ na je˛drnej
piersi. Serce Sary waliło nieprzytomnie. Hawk przesu-
na˛ł niz˙ej głowe˛; juz˙ miał pocałowac´ ro´z˙owa˛ sko´re˛, gdy
ni sta˛d, ni zowa˛d w biały zaczarowany s´wiat wdarł sie˛
jakis´ obcy dz´wie˛k.

Instynkt, kto´remu Hawk nieraz zawdzie˛czał z˙ycie,

sprawił, z˙e z miejsca oprzytomniał. Przez moment
lez˙ał nieruchomo, wstrzymuja˛c oddech i nasłuchuja˛c.

Jego dziwne zachowanie zaskoczyło Sare˛. Była

przeraz˙ona, dopo´ki nie zorientowała sie˛, z˙e zacie˛ty
wyraz na twarzy Hawka nie ma nic wspo´lnego z nia˛.
Hawk poderwał sie˛ na nogi, podcia˛gna˛ł Sare˛ i nie
zwaz˙aja˛c na to, z˙e jest na wpo´ł rozebrana, pchna˛ł ja˛
w strone˛ domu.

background image

– Biegnij do chaty. Najszybciej jak umiesz – roz-

kazał cicho. Ciarki przeszły jej po grzbiecie. Głos
Hawka brzmiał złowrogo. – Ukryj sie˛ w mojej sypia-
lni. W garderobie znajdziesz bron´. Nabita˛. Nie wy-
chodz´, dopo´ki po ciebie nie przyjde˛. – Potrza˛sna˛ł ja˛
mocno za ramiona. – Pamie˛taj, siedz´ cicho, choc´by nie
wiem co. I czekaj na mnie.

Nie zadawała z˙adnych pytan´; ona ro´wniez˙ usłysza-

ła znajomy odgłos obracaja˛cych sie˛ skrzydeł helikop-
tera, kto´ry zbliz˙ał sie˛ w kierunku chaty. Przeraz˙ona,
posłusznie rzuciła sie˛ w kierunku domu. Wbiegła na
ganek, do kuchni, a potem pokonuja˛c po dwa stopnie
naraz, pognała na go´re˛ do sypialni.

Schowawszy sie˛ do garderoby, kucne˛ła pod wisza˛-

cymi ubraniami, po czym posuwaja˛c sie˛ na czwora-
kach, mine˛ła ustawione w ro´wnym rze˛dzie wypas-
towane buty i po chwili znalazła bron´. Wzie˛ła kilka
głe˛bokich oddecho´w, by sie˛ uspokoic´, naste˛pnie przy-
siadła w najciemniejszym ka˛cie, podcia˛gne˛ła nogi pod
brode˛ i zacze˛ła sie˛ modlic´.

Pojawił sie˛ na tle zachodza˛cego słon´ca, prawie

ocieraja˛c sie˛ o korony drzew. Przypominał waz˙ke˛,
kto´ra latem fruwa nad jeziorem, niemal szoruja˛c
odwłokiem o ls´nia˛ca˛ tafle˛. Z bija˛cym sercem Hawk
obserwował, jak helikopter przez chwile˛ unosi sie˛ nad
polana˛, wzbijaja˛c tumany białego puchu, po czym
opada na ziemie˛.

background image

Usiłował zasłonic´ ramieniem twarz, ale wzniecone

przez podmuch kryształki lodu nic sobie z takiej
osłony nie robiły. Policzki go szczypały, jakby ktos´
wbijał w nie lodowate igły. Chociaz˙ wszystko wkoło
wirowało, on sam doskonale wiedział, co nalez˙y
zrobic´. Musi jedynie zachowac´ ostroz˙nos´c´. Od tego
zalez˙y ich z˙ycie – jego i Sary.

Kiedy w drzwiach pojawiły sie˛ dwie okutane

postaci, Hawk – korzystaja˛c z tego, z˙e wiruja˛cy
w powietrzu s´nieg cze˛s´ciowo go skrywa – przysta˛pił
do działania.

Me˛z˙czyz´ni kucne˛li; kaz˙dy nacia˛gna˛ł na głowe˛

kaptur kurtki, by osłonic´ sie˛ przed s´niez˙na˛ nawałnica˛.
Wyprostowali sie˛ dopiero wtedy, gdy helikopter
wznio´sł sie˛ i znikł nad zalesionym zboczem. Przez
chwile˛, ocieraja˛c z twarzy kryształki lodu, bacznie
rozgla˛dali sie˛ wkoło. Kiedy wzburzony przez skrzydła
helikoptera s´nieg opadł, ujrzeli stoja˛ca˛ nieopodal
ciemna˛ chate˛. Ruszyli w jej kierunku.

Zanim sie˛ zorientowali, co sie˛ dzieje, wyz˙szy

z me˛z˙czyzn lez˙ał na ziemi, twarza˛ do dołu. Drugi miał
ułamek sekundy, by odparowac´ cios, i rzucił sie˛ na
Hawka z furia˛. Toczyli sie˛ po ziemi, wzbijaja˛c tumany
białego pyłu. Zapadał zmierzch; było coraz ciemniej.
Od czasu do czasu panuja˛ca˛ w lesie cisze˛ przerywał
je˛k, okrzyk bo´lu, głos´ne sapanie. Wreszcie przybysz
zdołał wydobyc´ z siebie głos.

– Na miłos´c´ boska˛, Hawk! Przestan´! Do jasnej

background image

cholery, pus´c´ mnie! To ja, Harris. Pułkownik Harris.
Musimy porozmawiac´.

Modlił sie˛, by ogarnie˛ty dzika˛ furia˛ przeciwnik

usłyszał te słowa i pohamował ws´ciekłos´c´. On, Harris,
za wiele czasu spe˛dzał za biurkiem, aby poradzic´ sobie
z kims´ takim jak Hawk, a na pomoc swego wspo´lnika
nie miał co liczyc´.

Tkwił na czworakach w przejmuja˛cym wieczor-

nym chłodzie. Wspo´łtowarzysz wyprawy uprzedzał
go, z˙e tym sposobem nic nie wsko´raja˛, ale liczy sie˛
kaz˙da godzina. Z

˙

ycie kilku oso´b jest zagroz˙one.

Psiakrew! – zakla˛ł w duchu Hawk, z z˙alem rezyg-

nuja˛c z kolejnej serii cioso´w, kto´re zamierzał zadac´.
Dz´wigna˛wszy sie˛, ruszył przed siebie, powło´cza˛c
z wysiłku nogami. Nawet nie spojrzał na pułkownika.
Po chwili stana˛ł nad me˛z˙czyzna˛, kto´rego powalił
pierwszym ciosem, i odwro´cił go na wznak. Ten
zamrugał, po czym drz˙a˛ca˛ re˛ka˛ obmacał czoło.

– Co mnie uderzyło? – mrukna˛ł, sprawdzaja˛c, czy

szcze˛ke˛ ma w jednym kawałku.

– Nie co, tylko kto – wycedził Hawk. – Ja ci

przywaliłem, ty głupi sukinsynu. Co wy sobie wyob-
raz˙acie, przylatuja˛c znienacka helikopterem?

Był tak ws´ciekły, z˙e ledwo mo´wił. Najche˛tniej

dołoz˙yłby swym nieproszonym gos´ciom jeszcze kilka
cioso´w.

– Mo´wiłem, pułkowniku, z˙e to zły pomysł – oznaj-

mił Roger Beaudry. Je˛kna˛wszy z bo´lu, podnio´sł sie˛ na

background image

nogi. – Przysłałem tu Sare˛, z˙eby ja˛ chronił. Wie˛c taki
nalot bez ostrzez˙enia... sami sie˛ o to prosilis´my.

Na dz´wie˛k imienia Sary Hawk poderwał głowe˛.

Zapominaja˛c o zme˛czeniu, odwro´cił sie˛ na pie˛cie
i pognał do chaty.

Pewnie biedaczka dygocze z przeraz˙enia, mys´lał,

biegna˛c przez poko´j, a potem schodami na go´re˛.
Przyczepiony do buto´w s´nieg spadał na podłoge˛,
tworza˛c kałuz˙e.

Chociaz˙ siedziała skulona w garderobie, od war-

kotu helikoptera zawieszonego tuz˙ nad ziemia˛ huczało
jej w głowie. Teraz jednak helikopter odleciał, a jej
dudniła w uszach złowroga cisza. Nie wiedziała, co
pocza˛c´. Schowana ws´ro´d buto´w i ubran´, czuła sie˛ jak
nieboszczyk w krypcie.

Nagle na dole trzasne˛ły drzwi, a na schodach

rozległ sie˛ odgłos kroko´w. Ktos´, biora˛c po dwa stopnie
naraz, gnał na go´re˛. Struz˙ka potu spływała Sarze po
plecach, druga mie˛dzy piersiami. Serce waliło jej jak
młotem. Podejrzewała, z˙e słychac´ je było na zewna˛trz
mimo solidnych drzwi oddzielaja˛cych ja˛ od pokoju.

– Saro!
Był to najpie˛kniejszy dz´wie˛k na s´wiecie. Po chwili

drzwi garderoby zostały otwarte. Sara odłoz˙yła bron´,
kto´ra˛ przyciskała do brzucha, i wstała. Ostry blask
z˙aro´wki raził ja˛ w oczy. Oparta o s´ciane˛, przymkne˛ła
na moment powieki. Wreszcie, odsuna˛wszy na bok

background image

wieszaki, ujrzała przed soba˛ Hawka. Zacze˛ła dygotac´.
Chciała cos´ powiedziec´, lecz nie potrafiła wydobyc´
głosu. Chciała posta˛pic´ krok do przodu, ale nogi
odmawiały jej posłuszen´stwa.

Pokryty s´niegiem, stał bez ruchu. Przypominał

pradawnego wojownika, zamarznie˛tego przed wieka-
mi, kto´ry teraz powoli zaczyna tajac´. Pod wpływem
ciepła s´nieg na koz˙uchu i spodniach topił sie˛ i kapał na
podłoge˛. Mokre włosy lepiły sie˛ do głowy, zielone
oczy ls´niły ognistym blaskiem. Wygla˛dał wspaniale.
A ona... jeszcze nigdy tak sie˛ nie cieszyła na czyjs´
widok.

– W porza˛dku, Saro. Juz˙ dobrze. Chodz´, malen´ka

– powiedział cicho, po czym przytulił ja˛ do siebie.

Akurat w tym momencie do pokoju wszedł Roger

z pułkownikiem Harrisem. Widza˛c, jak siostra opusz-
cza kryjo´wke˛ i pada w obje˛cia Hawka, Roger poczuł
ukłucie w sercu.

Cholerna praca! – pomys´lał ze złos´cia˛. Nie dos´c´, z˙e

naraził Sare˛ na niebezpieczen´stwo, to jeszcze musiał
ja˛ nastraszyc´. Nagle cos´ go tkne˛ło. Wytrzeszczył ze
zdumienia oczy. Wyraz twarzy Hawka, gdy tak stał,
tula˛c Sare˛, był wielce wymowny. Rany boskie! – za-
niepokoił sie˛, ale narozrabiałem. Przeciez˙ on sie˛ w niej
zakochał. Albo przynajmniej zadurzył. Wyobraził
sobie dziesia˛tki problemo´w, jakie moga˛ z tego wynik-
na˛c´.

Gdyby nie Hawk, Sara osune˛łaby sie˛ na podłoge˛.

background image

Nie była w stanie utrzymac´ ro´wnowagi. Po chwili
słabym, przytłumionym głosem spytała:

– Co sie˛ stało? Powiedz, Hawk. Znalez´li mnie?
Delikatnie unio´sł jej twarz.
– Nie, malen´ka – odparł łagodnie. – To byli

przyjaciele, nie wrogowie. Mamy gos´ci.

Odwro´cił sie˛, tak by ujrzała stoja˛cych w drzwiach

me˛z˙czyzn, kto´rzy przybiegli za nim na go´re˛ i z za-
wstydzonymi minami gapili sie˛ na przytulona˛ pare˛.

– Roger! Boz˙e, Roger! Z

˙

yjesz? Nic ci nie jest?

– Uwolniwszy sie˛ z obje˛c´ Hawka, Sara rzuciła sie˛
w ramiona uradowanego brata. – Czy juz˙ po wszyst-
kim? Zagroz˙enie mine˛ło? Moge˛ wro´cic´ do domu?

Dla Hawka kaz˙de jej słowo było niczym cios prosto

w serce. To niemoz˙liwe, pomys´lał i zamkna˛ł oczy, by
nie widziec´, jak Sara pada w obje˛cia innego me˛z˙czyz-
ny. Koszmar sie˛ powtarza.

Bezrozumny gniew pozbawił go zdolnos´ci logicz-

nego mys´lenia. Nie zastanawiał sie˛, nie analizował, po
prostu zno´w widział kobiete˛, kto´ra zostawia go dla
innego. Wzdrygna˛wszy sie˛, drz˙a˛ca˛ re˛ka˛ przetarł twarz
i wro´cił do teraz´niejszos´ci.

– Moz˙e najpierw sie˛ osuszymy, a potem be˛dziemy

kontynuowac´ ten z˙ałosny spektakl? – spytał sarkas-
tycznie, ukrywaja˛c bo´l za maska˛ oboje˛tnos´ci.

Mina˛ł zaskoczone trio i pierwszy ruszył na do´ł. Sara

nie potrafiła zrozumiec´ zmiany w jego zachowaniu.
Przed chwila˛ był ciepłym, wspaniałym człowiekiem,

background image

a teraz... Pytania, kto´rymi zasypała brata, poszły
w zapomnienie; waz˙niejszy był Hawk. Co go ugryzło?

Podzie˛kowali mu, kiedy wzia˛ł od nich mokre

ubrania i porozwieszał w kuchni koło pieca. Naste˛pnie
zaprosił Sare˛ i me˛z˙czyzn do salonu, aby ogrzali sie˛
przy kominku. Bez słowa dorzucił polan do strzelaja˛-
cych wysoko płomieni, po czym wre˛czywszy obu
me˛z˙czyznom po duz˙ym re˛czniku, by osuszyli twarze,
re˛ce i włosy, znikna˛ł w kuchni.

Sara zauwaz˙yła, jak Roger i me˛z˙czyzna, kto´rego

nazywali pułkownikiem, wymieniaja˛ porozumiewaw-
cze spojrzenie. Roger wzruszył ramionami i po chwili
skupił uwage˛ na siostrze.

Z kuchni dobiegły ja˛ brze˛cza˛ce odgłosy, jakby

wyjmowano z szafki kubki i stawiano je na metalowej
tacy. Najwyraz´niej Hawk zamierzał podac´ gos´ciom
cos´ ciepłego do picia. Sara poderwała sie˛ z kanapy.
Wzia˛wszy sie˛ pod boki, zaz˙a˛dała wyjas´nien´.

– No dobra, słucham. – Nie spuszczała oczu z twa-

rzy brata. – Tylko mnie nie okłamuj. O co w tym
wszystkim chodzi? Wbrew mojej woli uczestnicze˛
w czyms´, o czym nie mam zielonego poje˛cia. Chce˛
znac´ prawde˛.

Roger wcia˛gna˛ł w płuca powietrze, wytarł spocone

dłonie o nogawke˛ spodni i zerkna˛ł na pułkownika,
szukaja˛c u niego pomocy. Ten jedynie sie˛ skrzywił.

Do jasnej cholery, zezłos´cił sie˛ Roger. Widziałem

go, jak bierze udział w niebezpiecznych akcjach, jak

background image

staje twarza˛ w twarz z uzbrojonym po ze˛by wrogiem,
jak bajeruje cwanych, okrutnych dyktatoro´w, a teraz,
maja˛c za przeciwnika s´liczna˛ rudowłosa˛ dziewczyne˛,
chowa głowe˛ w piasek?

– To wszystko jest dos´c´ skomplikowane, Saro

– zacza˛ł. – Nie ma sensu, z˙ebym wdawał sie˛ w szcze-
go´ły, w wie˛kszos´ci i tak obje˛tych tajemnica˛...

– Przestan´ zwodzic´ i dojdz´ wreszcie do sedna. Czy

sprawa jest zakon´czona? Czy zagroz˙enie mine˛ło? Nie
moge˛ ukrywac´ sie˛ w nieskon´czonos´c´. Moja kariera na
tym ucierpi. A tak w ogo´le, Roger, to o co w tym
wszystkim chodzi?

Zanim brat zda˛z˙ył odpowiedziec´, do rozmowy

wtra˛cił sie˛ pułkownik, jak zwykle zraz˙aja˛c do siebie
rozmo´wce˛.

– Moz˙e sie˛ pani niczego nie obawiac´, panno

Beaudry – rzekł. – Sytuacja jest pod kontrola˛. Od
wczoraj, od godziny czternastej trzydzies´ci, pani brat
znajduje sie˛ pod nasza˛ ochrona˛. Zalez˙ało nam, z˙eby
nie wpadł w re˛ce wroga, bo posiada wiadomos´ci
o pewnym... człowieku. Jes´li wszystko po´jdzie zgod-
nie z planem, w cia˛gu paru dni powinnis´my rozprawic´
sie˛ z wrogiem, a wtedy pani be˛dzie mogła spokojnie
wro´cic´ do swoich zaje˛c´. Dobrze? Co pani na to?

Jej słowa skutecznie starły z jego twarzy zadowolo-

ny z siebie wyraz.

– Pyta pan, co ja na to? W porza˛dku, powiem panu.

Takiego steku bredni i...

background image

– Saro!
Oburzenie w głosie Rogera bynajmniej jej nie

powstrzymało.

– Chciałabym cos´ us´cis´lic´, pułkowniku – cia˛gne˛ła

niezraz˙ona. – Zapewnilis´cie ochrone˛ mojemu bratu,
poniewaz˙ potrzebujecie informacji, kto´re on posiada.
Jez˙eli ja przez kilka dni pozostane˛ w ukryciu, pan
szybko zrobi z tych informacji uz˙ytek, potem rozprawi
sie˛ z kim trzeba i w kon´cu pozwoli mi wro´cic´ do domu.
Tak?

– Niezbyt przyjemnie to pani uje˛ła, panno Beau-

dry.

– Bo cała ta sytuacja jest niezbyt przyjemna, panie

pułkowniku.

Siedzieli w milczeniu, kaz˙de gotowe bronic´ swych

racji, kiedy do salonu wszedł Hawk, niosa˛c tace˛ pełna˛
paruja˛cych kubko´w. Wcia˛z˙ zły, niemal cisna˛ł ja˛ na
stolik przed kanapa˛. Na spodki wylało sie˛ troche˛
gora˛cego płynu.

– Cze˛stujcie sie˛.
Oparłszy sie˛ o kamienna˛ s´ciane˛ przy kominku,

wsuna˛ł re˛ce do kieszeni dz˙inso´w. Stał w lekkim
rozkroku, spie˛ty, goto´w odeprzec´ niespodziewany
atak wroga. Przygla˛daja˛c mu sie˛, Sara poczuła bolesny
ucisk w sercu. Sprawiał wraz˙enie człowieka samot-
nego i bardzo cierpia˛cego. Zastanawiała sie˛, co spo-
wodowało te˛ zmiane˛. Czym go uraziła?

Zno´w otoczył sie˛ pancerzem, kto´ry z takim trudem

background image

udało jej sie˛ nadkruszyc´. Ale tym razem pancerz był
grubszy, solidniejszy.

– Co sie˛ stało, Hawk? – spytała, nie kryja˛c zanie-

pokojenia.

Nie

odpowiedział.

Posławszy

jej

szyderczy

us´miech, spytał:

– Kiedy wyjez˙dz˙acie?
Jego obcesowos´c´ wszystkich dosłownie zamuro-

wała. Sara wytrzeszczyła ze zdumienia oczy. Nagle
jednak poje˛ła, w czym rzecz. Hawk nie chce, aby
opus´ciła Kiamichi. Trzymał ja˛ w obje˛ciach, a ona
wyrwała mu sie˛ i rzuciła w ramiona brata, dopytuja˛c
sie˛, kiedy wreszcie be˛dzie mogła wro´cic´ do domu.
Musiał poczuc´ sie˛ odtra˛cony, zlekcewaz˙ony. Uzmys-
łowiła sobie, z˙e gdyby nie nadleciał helikopter, praw-
dopodobnie kochaliby sie˛ pod gołym niebem, na
s´niegu, nie mys´la˛c o tym, co be˛dzie jurto.

Roger usłyszał w głosie przyjaciela nie tylko złos´c´,

ale i cierpienie.

– Jutro o s´wicie... jez˙eli pozwolisz nam zostac´ na

noc – odparł. Z

˙

al mu było i Hawka, i Sary, ale w tym

momencie nie potrafił niczemu zaradzic´.

– Jutro o s´wicie – powto´rzył Hawk, zaskoczony

fala˛ emocji, jaka go zalała. Odwro´cił sie˛ tyłem do
gos´ci, z˙eby ukryc´ przed nimi rozpacz.

– Hawk... czy moglibys´my porozmawiac´? – spyta-

ła Sara.

– Obawiam sie˛ – do rozmowy wtra˛cił sie˛ pułkow-

background image

nik – z˙e nie rozumiecie sytuacji, z jaka˛ mamy do
czynienia.

Hawk odwro´cił sie˛ od kominka. Sara ro´wniez˙

skierowała na pułkownika wzrok.

– Owszem, agent Beaudry i ja wyjedziemy rano

– wyjas´nił Harris – jednakz˙e pani, panno Beaudry, ma
tu pozostac´ jeszcze przez pewien czas. Oczywis´cie
jes´li Hawk pozwoli.

Ulge˛, jaka˛ poczuł po słowach pułkownika, prze-

słonił le˛k. Najwyraz´niej problemy sie˛ nie skon´czyły,
a sytuacja wcia˛z˙ nie jest pod kontrola˛.

– Dlaczego? – zdziwiła sie˛ Sara. – Skoro Rogerowi

nic juz˙ nie grozi...

Pułkownik nie zda˛z˙ył odpowiedziec´.
– Dranie! – zezłos´cił sie˛ Hawk. – Wszystko jeszcze

moz˙e sie˛ zdarzyc´, prawda, Beaudry? – zwro´cił sie˛ do
starego przyjaciela. – Niebezpieczen´stwo wcale jesz-
cze nie jest zaz˙egnane. A skoro tak, to dlaczego
przylecielis´cie helikopterem? Przeciez˙ wiesz, z˙e
w tych stronach wszyscy wybiegaja˛ z domu, kiedy
słysza˛ w go´rze trzepot skrzydeł. Jez˙eli zalez˙y ci na
tym, aby byc´ niezauwaz˙onym... Ale tobie na tym nie
zalez˙y, prawda? Chcesz byc´ dostrzez˙ony.

Roger nie mo´gł znies´c´ wyrazu strachu i konster-

nacji maluja˛cego sie˛ na twarzy siostry. Z rosna˛cym
przeraz˙eniem słuchała oskarz˙en´, jakie Hawk wysuwał
pod adresem jego i Harrisa. Miał ochote˛ udusic´
pułkownika, ale to oczywis´cie nie wchodziło w gre˛.

background image

Podlegał zwierzchnikom, a jeden z nich siedział obok
i nic nie mo´wił.

Sara rozgla˛dała sie˛ niepewnie; patrzyła pytaja˛co

to na Hawka, to na brata, usiłuja˛c wycia˛gna˛c´ ja-
kies´ logiczne wnioski. Dopiero ostatnie zdanie wypo-
wiedziane przez Hawka sprawiło, z˙e osune˛ła sie˛ na
oparcie kanapy.

– Przyznaj sie˛. Chcesz jej uz˙yc´ jako przyne˛ty,

prawda?

Brak zaprzeczenia i wyrzuty sumienia w oczach

Rogera wystarczyły za potwierdzenie. Hawka opano-
wała ws´ciekłos´c´.

– Cholera jasna! – Nerwowo przeczesał re˛ka˛ wło-

sy. – Ona jest cywilem, pułkowniku! Nie moz˙e jej pan
wcia˛gac´ do akcji. Zwłaszcza do tak niebezpiecznych
działan´. Ona sobie nie poradzi. Jest zupełnie nie-
przygotowana. Ani psychicznie, ani fizycznie. Zreszta˛
juz˙ dos´c´ przez˙yła.

– Chodzi o Levette’a – wyjas´nił cicho Roger.
– Psiakrew, Beaudry! – rykna˛ł Harris. – To tajem-

nica.

Hawk znieruchomiał; jego twarz przybrała okrutny

wyraz. Sara zadrz˙ała. Przeraz˙ał ja˛ jednak nie jakis´ tam
Levette, lecz Mackenzie Hawk.

– On nie wie, z˙e Sara tu przebywa, Hawk – cia˛gna˛ł

Roger, ignoruja˛c gniewny wzrok zwierzchnika. – Wie
tylko, z˙e sie˛ ukrywa. To działa na nasza˛ korzys´c´. Nie
wie ro´wniez˙, z˙e ja mam ochrone˛. To tez˙ działa na

background image

nasza˛ korzys´c´. Zrozum, Sara nigdy nie be˛dzie bez-
pieczna, dopo´ki nie złapiemy tego drania. Nie mam
poje˛cia, jak sie˛ o niej dowiedział. Przeciez˙ nawet tobie
nie mo´wiłem, z˙e mam siostre˛. Nie chciałem, aby
kiedykolwiek przeze mnie spotkała ja˛ krzywda.

Nie miał odwagi spojrzec´ siostrze w oczy. Płona˛c

ze wstydu, zwiesił głowe˛, po czym ukrył twarz
w dłoniach. Ale nie docenił Sary. Ta poderwała sie˛ na
nogi, kucne˛ła przed bratem, delikatnie odsune˛ła jego
dłonie i przytuliła go do siebie.

– Wszystko be˛dzie dobrze, kochany – szepne˛ła.

– Zobaczysz. Przeciez˙ nikt nie chciał, z˙eby sprawy sie˛
tak potoczyły. Musimy byc´ silni, zachowac´ zimna˛
krew. – Na moment zamilkła. – Mys´le˛, z˙e trzeba
cia˛gna˛c´ to, co zaplanowalis´cie, bo nie mamy wyjs´cia,
prawda? Jes´li oczywis´cie Hawk pozwoli mi zostac´.
– Obejrzała sie˛ przez ramie˛, staraja˛c sie˛ powstrzymac´
od płaczu.

Hawk skina˛ł przyzwalaja˛co głowa˛.
– Nie podoba mi sie˛ wasz pomysł – mrukna˛ł – ale

Levette nie dostanie jej w swoje re˛ce. Moz˙ecie byc´
tego pewni.

Sara˛ ponownie wstrza˛sna˛ł dreszcz. Jeszcze nigdy

nie słyszała takiej furii w czyims´ głosie.

background image

ROZDZIAŁ PIA˛TY

– Myszko, s´pisz?
Roger pochylił sie˛ nad s´pia˛ca˛ siostra˛ i s´cia˛gna˛ł jej

z twarzy poduszke˛. Us´miechna˛ł sie˛ w duchu do
wspomnien´. Jako dziecko Sara zawsze spała z kołdra˛
nacia˛gnie˛ta˛ na głowe˛, a on nie mo´gł na to patrzec´; był
przekonany, z˙e jego mała siostrzyczka udusi sie˛
podczas snu.

– Juz˙ nie – mrukne˛ła. – Czego chcesz?
Przypomniał sobie, niestety troche˛ poniewczasie,

z˙e nienawidziła, gdy ja˛ budzono, i rano zwykle miała
podły humor. Trudno. Musza˛ porozmawiac´, wyjas´nic´
pewne sprawy.

– Pogadac´ z toba˛. Wytłumaczyc´, co...
Ochrypłym od snu głosem przerwała mu w po´ł słowa:
– Nie, Roger. Nic sie˛ nie stało... To znaczy, stało

sie˛, ale wiem, z˙e to nie twoja wina.

background image

Pogładził siostre˛ niezdarnie po ramieniu.
– Myszko, nie masz poje˛cia, jak koszmarnie sie˛

wystraszyłem, kiedy okazało sie˛, z˙e Levette wie
o twoim istnieniu. To bezduszny łajdak. Wiele lat
pracuje˛ w Firmie, ale z takim zwyrodnialcem jeszcze
sie˛ nie zetkna˛łem.

– Siadaj! – rozkazała.
Przesune˛ła sie˛ na s´rodek ło´z˙ka i poklepała miejsce

koło siebie. Roger z wdzie˛cznos´cia˛ przyja˛ł zaprosze-
nie. Usiadł, po czym oparł sie˛ plecami o wezgłowie.
Miał za soba˛ długi, cie˛z˙ki dzien´.

– Pułkownik wie, z˙e tu jestes´?
– Nie. Ale mało mnie to obchodzi. Jest kilka

rzeczy, kto´re powinnas´ wiedziec´. Nie zamierzam
naraz˙ac´ twojego z˙ycia tylko dlatego, z˙e cos´ podlega
tajemnicy. Znaczysz dla mnie wie˛cej niz˙ najlepsza
praca, Saro. Chyba o tym wiesz, prawda?

Us´cisne˛ła go. To mu w zupełnos´ci wystarczyło.
Rozmawiali do wczesnych godzin porannych. Sara

przekonała sie˛, z˙e Rogera gne˛bia˛ wielkie wyrzuty
sumienia. Zrozumiała tez˙, co jej zagraz˙a. Uciekła
z Dallas, nie dokon´czywszy nagrania. Z

˙

adna profes-

jonalna modelka by tak nie posta˛piła. Lecz jej kariera
nie powinna ucierpiec´; wytłumaczono wszystkim po-
wo´d jej wyjazdu z miasta – nagła choroba w rodzinie.
Plotki ucichły. Rzecz jasna Sara bardziej przejmowała
sie˛ Rogerem niz˙ kariera˛. Zbyt długo pracowała w za-
wodzie modelki. Chodzenie po wybiegach i kre˛cenie

background image

reklamo´wek zaczynało ja˛ juz˙ nudzic´. W skrytos´ci
ducha moz˙e nawet byłaby wdzie˛czna bratu, gdyby nie
mogła wro´cic´ do uprawianego zawodu.

Oczy ja˛ piekły, w gardle zaschło. Wie˛ksza˛ cze˛s´c´

nocy przegadali. Ale przynajmniej Rogerowi nic nie
groziło.

Wszystko powoli szło ku lepszemu, wszystko

opro´cz jej znajomos´ci z Hawkiem. Ponownie znalez´li
sie˛ w punkcie wyjs´cia. Wraz z pojawieniem sie˛ Rogera
i pułkownika Hawk po prostu zamkna˛ł przed nia˛ drzwi
do swojego s´wiata. Nie przestrzegał z˙adnych reguł.
Zmieniał je, kieruja˛c sie˛ wyła˛cznie własna˛ wygoda˛
i upodobaniami.

Pewien, z˙e Sara zasne˛ła, Roger cicho zsuna˛ł sie˛

z ło´z˙ka, staraja˛c sie˛ jej nie obudzic´. Ale mylił sie˛; nie
spała. Jedna rzecz wcia˛z˙ nie dawała jej spokoju.

– Roger, dlaczego Hawk tak ostro zareagował,

kiedy usłyszał nazwisko Levette’a? Az˙ sie˛ przerazi-
łam. Nigdy nie widziałam, z˙eby ktos´ ział az˙ taka˛
nienawis´cia˛.

Roger przystana˛ł z re˛ka˛ na klamce, po czym obro´cił

sie˛ i wolno ruszył z powrotem do ło´z˙ka.

– Levette to zły człowiek. Nie ma za grosz skrupu-

ło´w. Zajmuje sie˛ narkotykami, prostytucja˛, handlem
bronia˛, wszystkim, na czym moz˙na zarobic´ duz˙e
pienia˛dze. Nikim sie˛ nie przejmuje. Jez˙eli ktos´ pro´buje
mu przeszkodzic´, pozbywa sie˛ przeciwnika i juz˙.

– Ale wydaje mi sie˛, z˙e Hawk ma do niego jakis´

background image

osobisty uraz. – Czuła przemoz˙na˛ che˛c´, aby dowie-
dziec´ sie˛ moz˙liwie jak najwie˛cej o tym silnym,
małomo´wnym Indianinie. – Dlaczego? Czy moz˙e to
tez˙ obje˛te jest tajemnica˛?

– Włas´ciwie to tak. Ale chyba nalez˙y ci sie˛ wyjas´-

nienie. Oto´z˙ ostatnie zadanie, jakie Hawk wykonywał
dla Firmy... Zaczne˛ od pocza˛tku. Dwie osoby dostały
polecenie przeniknie˛cia do organizacji Levette’a. Jed-
na˛ z nich był Hawk. Niestety, pułkownik w swej
głe˛bokiej ma˛dros´ci nie poinformował go o praw-
dziwym celu zadania, a chodziło o wykrycie z´ro´dła
przecieku w Firmie. Druga˛ osoba˛ była kobieta, Marla
Ranko. Miała byc´ ła˛czniczka˛ Hawka, została czyms´
wie˛cej.

Sara poczuła ucisk w gardle. Na sama˛ mys´l o tym,

z˙e Hawk mo´gł trzymac´ w ramionach inna˛ kobiete˛,
miała ochote˛ cisna˛c´ czyms´ w s´ciane˛, rozpłakac´ sie˛,
zacza˛c´ krzyczec´. Nie zrobiła z˙adnej z tych rzeczy.
Siedziała cicho, bez słowa, spojrzeniem nakazuja˛c
bratu, aby kontynuował.

– Nie be˛de˛ cie˛ zanudzał szczego´łami – podja˛ł po

chwili Roger. – W kaz˙dym razie okazało sie˛, z˙e to
Marla kabluje. Pułkownik i jego zwierzchnicy pode-
jrzewali ja˛ od kilku miesie˛cy, ale nie widzieli potrzeby
informowania kogokolwiek o swoich podejrzeniach,
dopo´ki nie zdobe˛da˛ dowodo´w. – Głos Rogera spose˛p-
niał. – Powinni byli jednak powiedziec´ Hawkowi.
Kiedy prawda wyszła na jaw, kompletnie sie˛ załamał.

background image

Zamilkł, usiłuja˛c zebrac´ mys´li i sie˛ uspokoic´. Po

chwili, oparłszy sie˛ wygodnie o wezgłowie, obja˛ł
siostre˛, a ona wtuliła nos w jego mie˛kki, włochaty
sweter.

– Wszystko sie˛ zawaliło.
Sara, przeraz˙ona opowies´cia˛ brata, powoli zaczy-

nała rozumiec´ stosunek Hawka do Firmy i jej szefo´w,
kto´rym najwyraz´niej obce było poje˛cie lojalnos´ci.
Zrobiło sie˛ jej go z˙al. Nic dziwnego, z˙e odnosił sie˛ do
Harrisa z wrogos´cia˛.

Roger widział bo´l maluja˛cy sie˛ w oczach siostry,

ale dla jej własnego dobra postanowił dokon´czyc´
opowies´c´.

– Pułkownik nie spodziewał sie˛, z˙e Hawk z Marla˛

tak bardzo sie˛ sobie spodobaja˛. W przeciwnym razie
pewnie pograłby inaczej.

Poczuł, jak Sare˛ ogarnia napie˛cie. Lepiej jednak,

pomys´lał, by wiedziała jak najwie˛cej o Hawku, zanim
sie˛ w cokolwiek zaangaz˙uje. Sam kochał Hawka jak
brata. Przysłał do niego siostre˛, s´wiadom, z˙e tylko on
zapewni jej nalez˙yta˛ ochrone˛. Wielokrotnie powierzał
mu swoje z˙ycie i Hawk jeszcze nigdy go nie zawio´dł.

Co nie zmienia faktu, z˙e Mackenzie Hawk jest

upartym i zgorzkniałym facetem.

Roger wzia˛ł głe˛boki oddech i cia˛gna˛ł:
– Nastał wieczo´r aresztowania, ale nic nie szło

zgodnie z planem. Hawk, kto´ry wcia˛z˙ o niczym nie
miał poje˛cia, udał sie˛ do pokoju Marli, z˙eby towarzy-

background image

szyc´ jej na kolacje˛. Marla jednak nie była sama.
Z pocza˛tku wystraszyła sie˛, kiedy przyłapał ja˛ w ra-
mionach kochanka, ale potem oznajmiła, z˙e zostanie
z Levette’em. Hawk dostał ataku furii. Nie znam
wszystkich szczego´ło´w, wiem tylko to, co Hawk
zamies´cił w raporcie. W kaz˙dym razie był tak za-
skoczony swoim odkryciem, z˙e nie słyszał, jak inni
agenci wchodza˛ na teren bazy, dopo´ki na schodach nie
rozległ sie˛ tumult. Hawk wzia˛ł sie˛ w gars´c´, przedstawił
sie˛ jako agent rza˛dowy i przysta˛pił do aresztowania
Levette’a. Marla wsune˛ła sie˛ pomie˛dzy obu me˛z˙czyzn
akurat w chwili, gdy ktos´ pchna˛ł kopniakiem drzwi.
Levette skorzystał z zamieszania i chwycił rewolwer
lez˙a˛cy na stoliku nocnym przy ło´z˙ku Marli. Nie wiem,
czy to był przypadek, czy nie, ale kula przeznaczona
dla Hawka trafiła Marle˛. Jakby tego było mało,
Levette zdołał zbiec. Wcia˛z˙ zachodzimy w głowe˛, jak
to sie˛ stało.

– Boz˙e... – szepne˛ła Sara. – Nic dziwnego, z˙e

Hawk wini Harrisa i nie znosi kobiet.

Pokre˛ciła z niedowierzaniem głowa˛. Dwie wielkie

łzy popłyne˛ły jej po policzkach.

– To nie była wyła˛cznie wina Harrisa, Saro. On tez˙

ma zwierzchniko´w, kto´rych rozkazy wykonuje. Puł-
kownik nie jest złym człowiekiem, po prostu czasem
zbyt sztywno przestrzega reguł.

Urwał. Bał sie˛, z˙e zbyt wiele zdradził, a zarazem, z˙e

powiedział jej za mało.

background image

– Saro, przepraszam cie˛. Postaraj sie˛ to wszystko

zrozumiec´. Harrisa, Levette’a, Hawka. A Hawka nie
oceniaj zbyt surowo. Z

˙

ycie niezbyt dobrze sie˛ z nim

obeszło.

Obudziła sie˛ kilka godzin po´z´niej, kiedy słon´ce

s´wieciło na niebie, s´nieg powoli topniał, a rudziki,
wro´ble i inne ptaki c´wierkały głos´no na gałe˛ziach
drzew. Roger z pułkownikiem znikne˛li. Zno´w była
sama, z Hawkiem, wysoko w go´rach.

– Mam dla pana dobra˛ wiadomos´c´... Nie, jeszcze

nie znam miejsca jej pobytu, ale zawe˛zilis´my obszar.
Podejrzewamy, z˙e ukrywa sie˛ gdzies´ w go´rach we
wschodniej Oklahomie. Mam swoich informatoro´w,
sta˛d wiem – warkna˛ł tropiciel. – Pie˛knej kobiecie,
kto´rej twarz jest tak powszechnie znana, niełatwo
wtopic´ sie˛ w tłum... Za kilka dni, najwyz˙ej za tydzien´...

Przerwano mu w po´ł słowa. Przez chwile˛ słuchał.

W jego niebieskich oczach pojawił sie˛ wyraz znuz˙e-
nia, zmarszczka na czole pogłe˛biła sie˛.

– Zdaje˛ sobie sprawe˛, z˙e ma pan ustalony har-

monogram, kto´rego chce sie˛ trzymac´. Ja ro´wniez˙.
Niedługo sie˛ odezwe˛.

Odwiesił słuchawke˛, zapłacił za benzyne˛, kupił

paczke˛ iryso´w i wsiadłszy do samochodu, ruszył
w kierunku Oklahomy. Nikt go nie zauwaz˙ył, na
pewno nikt nie zapamie˛tał; nie kulał, nie miał garbu,
blizn, odstaja˛cych uszu ani innych rzucaja˛cych sie˛

background image

w oczy defekto´w urody, jez´dził zas´ kilkuletnim wo-
zem, jak wie˛kszos´c´ ludzi w tych stronach. Gdy
nadchodził, nikt go nie widział, dopo´ki nie było za
po´z´no, a gdy znikał, nie było nikogo, kto mo´głby go
zidentyfikowac´.

Za dostarczenie swemu zleceniodawcy ukrywaja˛-

cej sie˛ dziewczyny mo´gł zarobic´ fortune˛ i nie zamie-
rzał zaprzepas´cic´ szansy. Zreszta˛ na tym polega jego
zawo´d: na odnajdywaniu ludzi. Westchna˛ł z zadowo-
leniem, rozkoszuja˛c sie˛ smakiem irysa w polewie
czekoladowej, kto´ry powoli topił mu sie˛ w ustach. Od
dziecin´stwa miał do nich słabos´c´.

– Hej! Gdzie sa˛ wszyscy? – zawołała Sara.
Meble i podłoga ls´niły, a w powietrzu unosił sie˛

przyjemny cytrynowy zapach. S

´

wiez˙o s´cie˛te gała˛zki

jałowca lez˙ały na po´łce nad kominkiem. Ich charak-
terystyczna won´ mieszała sie˛ z zapachem cytryny oraz
dochodza˛cym z kuchni aromatem kawy, kto´ry s´wiad-
czył o tym, z˙e Hawk jest gdzies´ w pobliz˙u. Zreszta˛
podejrzewała, z˙e po jej wczorajszym ataku paniki
Hawk nie zostawiłby jej dzis´ samej.

Wsze˛dzie stały drobne s´wia˛teczne dekoracje, jakby

Hawk chciał umilic´ jej pobyt z dala od domu. Nieduz˙y
re˛cznie wyrzez´biony z˙łobek z Jo´zefem, Maria˛, Dzie-
cia˛tkiem oraz zwierze˛tami spoczywał na honorowym
miejscu – na stole w salonie. Pogłaskała po grzbiecie
malutkiego osiołka, kto´ry wygla˛dał tak, jakby lada

background image

moment miał otworzyc´ pysk i wydac´ z siebie przecia˛g-
ły ryk.

Podziwiała idealny porza˛dek i s´wia˛teczny wystro´j.

Dla me˛z˙czyzny z˙yja˛cego samotnie doprowadzenie
domu do takiego stanu jest nie lada wyczynem.
Us´miechaja˛c sie˛ z zaduma˛, weszła do kuchni. Odgłos
siekiery, kto´ra w ro´wnomiernych odste˛pach czasu
uderzała w pieniek, uzmysłowił Sarze, gdzie znajdzie
swego anioła stro´z˙a.

Z wieszaka przy drzwiach kuchennych chwyciła

kurtke˛, mniej wie˛cej pie˛c´ numero´w za duz˙a˛, i wybiegła
na dwo´r. Ostre zimowe powietrze szczypało w nos.
Odetchne˛ła głe˛boko, wcia˛gaja˛c w nozdrza balsamicz-
ny zapach sosen i s´wierko´w.

Koz˙uch Hawka lez˙ał niedbale rzucony na stos kło´d.

Na tle białego krajobrazu czerwona flanelowa koszu-
la, kto´ra˛ miał na sobie, stanowiła jedyny jaskrawy
punkt. Unio´słszy siekiere˛ nad głowe˛, wzia˛ł kolejny
zamach. Z łatwos´cia˛ przepoławiał długie kawałki
drewna, tak by zmies´ciły sie˛ do kominka. Patrzyła
z zafascynowaniem, jak materiał koszuli ciasno opina
plecy i ramiona Hawka. Jest taki wysoki, taki silny
i me˛ski. Na moment zadumała sie˛. Czy to moz˙liwe, z˙e
na gro´b Starej Kobiety wybrali sie˛ zaledwie wczoraj?

Wydawało jej sie˛, z˙e mine˛ły wieki, odka˛d lez˙ała na

s´niegu, pod Hawkiem, głucha i s´lepa na wszystko
dookoła. Na sama˛ mys´l o tym zakre˛ciło sie˛ jej
w głowie; chwyciła sie˛ balustrady, by nie upas´c´. Na

background image

moment przymkne˛ła powieki. Nie musiała nic przy-
woływac´, obraz sam napłyna˛ł jej przed oczy. Zno´w
lez˙ała na łoz˙u z białego puchu i czuła na sobie ciało
Hawka. Jeszcze z˙adnego me˛z˙czyzny tak bardzo nie
pragne˛ła. W dodatku wiedziała, z˙e jej uczucia sa˛
odwzajemnione; on tez˙ jej poz˙a˛da. Wzie˛ła głe˛boki
oddech, staraja˛c sie˛ uspokoic´ i skoncentrowac´ na
teraz´niejszos´ci. Nie moz˙e przeciez˙ w takim stanie
pokazac´ sie˛ Hawkowi. Natychmiast odgadłby, o czym
mys´li.

Pies powitał ja˛merdaniem. Szła ostroz˙nie, omijaja˛c

liczne kałuz˙e, jakie pozostawiał na ziemi topnieja˛cy
s´nieg.

– Nie potrzebujesz pomocy? – spytała.
Odpowiedziała jej cisza. Dobrze, pomys´lała, spog-

la˛daja˛c na siekiere˛, kto´ra opadła z hukiem na pieniek;
moz˙e po prostu mnie nie słyszał.

– Hawk – powiedziała głos´niej. – Czy mam to

drewno ułoz˙yc´ w drewutni, czy wnies´c´ do domu?

Tym razem zareagował: zmruz˙ywszy oczy, po-

wio´dł po niej wzrokiem. Kamienny wyraz jego twarzy
potwornie ja˛ irytował.

– Co, bawimy sie˛? Kto dłuz˙ej wytrzyma czyje

spojrzenie? W porza˛dku. – Stane˛ła przed nim i podpar-
ła sie˛ pod boki.

Unio´sł ironicznie brwi, jakby s´mieszyła go jej

wojowniczos´c´. Nie dała sie˛ zbic´ z tropu.

– Naprawde˛ chcesz nosic´ te brudne, cie˛z˙kie kłody?

background image

– spytał w kon´cu. – Nie sa˛dziłem, z˙e dobrze zarabiaja˛-
ce modelki wykonuja˛ jaka˛kolwiek prace˛ fizyczna˛.
Ba˛dz´ co ba˛dz´, moz˙na złamac´ paznokiec´.

Zabolały ja˛ jego słowa. Cofne˛li sie˛ do punktu

wyjs´cia, a nawet jeszcze bardziej wstecz.

Potwierdziły sie˛ standardowe opinie o rudzielcach

– z˙e to istoty zadziorne, obdarzone temperamentem.
Sara była dodatkowo obdarzona uporem.

– Odros´nie – rzekła. – Zreszta˛ zawsze moz˙na

przykleic´ sobie tipsy.

– To takie niby-paznokcie, prawda? Sztuczne jak

cały ten wasz s´wiatek.

Odwro´ciła sie˛, z˙eby ukryc´ smutek w oczach, i prze-

łkne˛ła łzy. Po chwili wycedziła przez ze˛by:

– Mo´j, jak go nazywasz, s´wiatek moz˙e faktycznie

jest sztuczny. Ale ja nie jestem plastikowa. I czy ci sie˛
to podoba, czy nie, jestes´ zdany na moje towarzystwo.

Ogarna˛ł go wstyd. Fakt, bezustannie sprawia Sarze

przykros´c´, ale kieruje nim odruch samoobrony. Sara
stanowi luksus, na jaki go nie stac´. I dopo´ki poszukuje
jej Levette, stanowi ro´wniez˙ zagroz˙enie dla siebie i dla
niego, Hawka.

Z nare˛czem polan ruszyła ostroz˙nie w strone˛ dre-

wutni na tyłach domu. Zanim jednak uszła trzy kroki,
Hawk chwycił ja˛ za łokiec´ i, rozsypuja˛c polana,
obro´cił gwałtownie do siebie.

– Nie potrzebuje˛ twojej pomocy! – krzykna˛ł ze

złos´cia˛. – Niczego od ciebie nie chce˛. Czy to jasne?

background image

– Sprawiasz mi bo´l, Hawk – je˛kne˛ła, daremnie

usiłuja˛c oswobodzic´ łokiec´.

– Ja? Mylisz sie˛! Ja cie˛ tylko ostrzegam. To

Levette sprawi ci bo´l. Wracaj do s´rodka!

Mimo z˙e w jego głosie brzmiała złos´c´, wyczuła

w nim ro´wniez˙ troske˛. Przeszył ja˛ dreszcz. Po raz
pierwszy w z˙yciu zdała sobie sprawe˛ z własnej
s´miertelnos´ci.

– Hawk, prosze˛ cie˛... – Juz˙ nie było w niej dawnej

zadziornos´ci. – Dlaczego jestes´ tak dla mnie okrutny?
Wczoraj na s´niegu byłes´ zupełnie...

– Wczoraj popełniłem bła˛d.
– Bła˛d? Jak moz˙na mo´wic´ o błe˛dzie, kiedy dwoje

ludzi cos´ do siebie czuje?

Odpowiedz´ zaskoczyła ja˛ swoja˛ brutalnos´cia˛.
– Czuje? Ja, prosze˛ pani, czułem tylko i wyła˛cznie

poz˙a˛danie. A to przemija. Znika szybko, tak jak i ty
znikniesz. Nie zamierzam sie˛ angaz˙owac´, a potem
uz˙erac´ z dwoma duchami. Jeden całkowicie mi wy-
starczy.

Az˙ sam sie˛ wystraszył, widza˛c ogrom cierpienia na

jej twarzy. Naste˛pne zdanie wypowiedział znacznie
łagodniej:

– Wejdz´ do domu, Saro. Tu, pod gołym niebem,

nie jestes´ bezpieczna. Dopo´ki nie złapiemy Levette’a,
nigdy nie be˛dziesz bezpieczna.

Odprowadzał ja˛ wzrokiem do chaty. Szła wolno,

powło´cza˛c nogami. Nagle przeszył go bo´l, tak ostry

background image

i przenikliwy, z˙e zla˛kł sie˛, z˙e zaraz umrze. Dwa razy
otwierał usta, by zawołac´ Sare˛, błagac´ ja˛, by wybaczy-
ła mu jego haniebne zachowanie. Błagac´... nie, po
prostu z wdzie˛cznos´cia˛ i rados´cia˛ przyja˛c´ wszystko, co
miała do zaoferowania. Ale za kaz˙dym razem rozum
kazał mu milczec´. Po´ki Levette chodzi bezkarnie po
ziemi, on, Hawk, nie moz˙e pozwolic´ na to, aby
cokolwiek odcia˛gało jego uwage˛ od powierzonego mu
zadania. Musi skupic´ sie˛ na zapewnieniu bezpieczen´-
stwa Sarze.

Wie˛kszos´c´ dnia spe˛dził na dworze, dopo´ki szybko

opadaja˛ca temperatura nie zagoniła go do s´rodka.
Wszystko wskazywało na to, z˙e zapowiadana w radiu
burza wkro´tce stanie sie˛ faktem. Od kilku godzin
programy radiowe przerywano, aby ostrzec o nad-
cia˛gaja˛cym kataklizmie.

Szlag by to trafił, zirytował sie˛ Hawk. Tylko tego

mi trzeba: na kilka dni ugrze˛zna˛c´ z Sara˛ w chacie
przysypanej s´niegiem, bez moz˙liwos´ci wyjs´cia na
dwo´r. Nie wytrzymamy ze soba˛. Jedno zabije drugie...
albo siebie.

Kiedy rozległy sie˛ kroki na ganku, Sara udała sie˛

pos´piesznie do swojego pokoju.

Usłyszawszy głos´ne trzas´nie˛cie drzwiami, Hawk

odetchna˛ł z ulga˛. Brak naczyn´ w zlewie s´wiadczył
o tym, z˙e Sara nic nie jadła przez cały dzien´. Poczuł
wyrzuty sumienia, ale nie wiedział, jak naprawic´

background image

sytuacje˛. Nie moz˙e pozwolic´, z˙eby sie˛ głodziła; juz˙
i tak jest stanowczo za chuda.

Ruszył na go´re˛ do sypialni. Czym pre˛dzej s´cia˛gna˛ł

z siebie brudne robocze ubranie, po czym wskoczył
pod prysznic. Odkre˛ciwszy kran, czekał, az˙ gora˛cy
strumien´ zmyje z niego nie tylko pot i brud, ale
ro´wniez˙ stres i zme˛czenie. Stał w lekkim rozkroku,
z rozłoz˙onymi ramionami, oparty dłon´mi o przeciw-
legła˛ s´ciane˛ kabiny. Powoli opuszczało go napie˛cie.

Patrza˛c, jak woda omywa mu tors, a potem znika

pod metalowa˛ kratka˛ pod nogami, przypomniał sobie
pierwszy wieczo´r, kiedy przytrzymywał w wannie
Sare˛, a woda pies´ciła jej gładkie jak jedwab ciało.
Ponownie ogarne˛ło go poz˙a˛danie. Pragna˛ł jej blisko-
s´ci, dotyku, powto´rki z tego pierwszego wieczoru...
lub z dnia wczorajszego, kiedy baraszkowali na s´nie-
gu. Zamkna˛ł oczy i je˛kna˛ł cicho. Wszystko dokładnie
pamie˛tał: lez˙a˛ na ziemi, on wsuwa re˛ke˛ pod jej bluze˛,
chwile˛ bła˛dzi, wreszcie zaciska dłon´ na piersi...

Zły na siebie, popatrzył w do´ł. Jego własne ciało nie

umiało pozostac´ oboje˛tne na wdzie˛ki Sary. Nawet
o tym nie mys´l, skarcił sie˛ w duchu. Marzenia sa˛ dobre
dla głupco´w. Sara nie ro´z˙ni sie˛ od innych kobiet.
Kiedy otrzyma to, po co przyjechała, i be˛dzie mogła
bezpiecznie wro´cic´ do Dallas, po prostu zniknie
z twojego z˙ycia.

Odsuna˛wszy sie˛, zakre˛cił kran z ciepła˛ woda˛, po

czym wszedł pod lodowaty strumien´. Niewiele to

background image

pomogło. Po chwili, drz˙a˛c z zimna, opus´cił kabine˛.
Zerkna˛ł na swoje odbicie w lustrze nad umywalka˛
i skrzywił sie˛. Chowanie głowy w piasek nie lez˙y
w jego naturze. Chwycił re˛cznik, wytarł sie˛ i ubrał.
Pre˛dzej czy po´z´niej be˛dzie musiał wyjs´c´, stawic´ czoło
sytuacji. Po co zwlekac´? Dopo´ki nie porozmawia
z Sara˛, atmosfera be˛dzie nie do zniesienia.

Zastukał do jej drzwi, ale nie otrzymał odpowiedzi.

Zastukał ponownie.

– Saro, chodz´ na kolacje˛.
– Dzie˛kuje˛, nie jestem głodna – odparła chłodno.
– Nie pytałem, czy jestes´ głodna. – Z kaz˙dym

słowem w jego głosie narastał gniew. – Powiedziałem:
chodz´ na kolacje˛. Cholera jasna!

– Nie powiedziałes´: cholera jasna. Powiedziałes´

tylko, z˙ebym szła na kolacje˛. – Otworzywszy drzwi,
odepchne˛ła go na bok. – Gdybys´ dodał ,,cholera
jasna’’, oczywis´cie natychmiast bym posłuchała. Bo
my... – gestykuluja˛c z˙ywo, pomaszerowała w strone˛
kuchni – mo´wia˛c my, mam na mys´li kobiety... wiemy,
z˙e kiedy me˛z˙czyzna wzmacnia rozkaz przeklen´stwem,
bezpieczniej jest go posłuchac´. A wiesz dlaczego? Bo
kiedy me˛z˙czyz´nie brakuje sło´w i ucieka sie˛ do prze-
klen´stw, to znaczy, z˙e zaraz moz˙e sie˛ uciec ro´wniez˙ do
re˛koczyno´w, a my... mo´wia˛c my, zno´w mam na mys´li
kobiety... za wszelka˛ cene˛ staramy sie˛ unikac´ przemo-
cy. Wie˛c... – odwro´ciwszy sie˛, wbiła w Hawka oczy
– co jest na kolacje˛?

background image

– Czy Roger kiedykolwiek wygrał jaka˛s´ kło´tnie˛

z toba˛?

– Nigdy!
– Tak mys´lałem – mrukna˛ł, po czym mierza˛c Sare˛

podejrzliwym wzrokiem, jakby sie˛ bał, z˙e za moment
wbije mu sztylet w plecy, obszedł ja˛ i stana˛ł przed
szafka˛ z wiktuałami. – Chodz´, dzika kotko. Pokaz˙e˛ ci,
jak tutejsi ludzie go´r robia˛ chili.

– Mo´wiłes´, z˙e nie mamy wołowiny...
Nie zapomniała o tym, jak ja˛ rano potraktował.

Zawieszenie broni wynikało sta˛d, z˙e była potwornie
głodna.

– Bo nie mamy. Tutejsze robi sie˛ z sarniny.

– Niezraz˙ony jej wrogim spojrzeniem, us´miechna˛ł sie˛
nieznacznie, a po chwili, nabieraja˛c wie˛kszej pewno-
s´ci siebie, wyszczerzył ze˛by. – Wkro´tce sie˛ przeko-
nasz, jak smakuje dobre chili.

Kuchnie˛ wypełnił zapach egzotycznych przypraw.

Z kaz˙da˛sekunda˛Sarze coraz bardziej burczało w brzu-
chu. Wreszcie nie mogła juz˙ wytrzymac´. Podeszła do
kuchenki, zabrała Hawkowi drewniana˛ łyz˙ke˛, kto´ra˛
mieszał potrawe˛, i nałoz˙yła sobie porcje˛ do miseczki.
Naste˛pnie, ignoruja˛c figlarny us´miech bła˛kaja˛cy sie˛
po ustach Hawka, przysta˛piła do jedzenia.

– Jezu, ale piecze! – krzykne˛ła zaskoczona.
Poderwawszy sie˛ od stołu, rzuciła sie˛ do lodo´wki

i chwyciła pierwsza˛ puszke˛ z brzegu. Akurat była to
puszka piwa, ale Sarze nie robiło ro´z˙nicy, co w siebie

background image

wlewa; chciała tylko, aby płyn ugasił ogien´ w jej
przełyku. Pija˛c, nie spuszczała oczu z Hawka.

– A czegos´ sie˛ spodziewała? – spytał. – Pewnie, z˙e

piecze. Garnek bulgocze na ogniu, a ty...

– Nie łap mnie za sło´wka – przerwała mu w po´ł

zdania. – Nie chodzi mi o temperature˛, ale o przyprawy.
O ich ostros´c´. – Spogla˛daja˛c na niewinnie wygla˛daja˛ca˛
miske˛ na stole, pocia˛gne˛ła kolejny łyk zimnego piwa.

– Alez˙, Saro, nie przypuszczałem, z˙e masz tak

delikatne podniebienie – rzekł z nuta˛ ironii Hawk.
– Sa˛dziłem, z˙e w Teksasie jada sie˛ ostre potrawy. Z

˙

e

kochaja˛ tam kuchnie˛ meksykan´ska˛.

– Owszem, kochaja˛ – mrukne˛ła pod nosem.
Zerkna˛wszy ponownie na chili, wyje˛ła z lodo´wki

pozostałe puszki z napocze˛tego szes´ciopaku i po-
stawiła na stole. Otworzyła naste˛pna˛ – niech czeka
w pogotowiu – i zno´w zanurzyła łyz˙ke˛ w potrawie.

Zanim w misce ukazało sie˛ dno, Sara była mocno

wstawiona. Hawk przygla˛dał sie˛ jej z rosna˛cym niepo-
kojem. Nie mo´gł sobie poradzic´ z Sara˛ trzez´wa˛, to jak,
na Boga, poradzi sobie z pijana˛? Kto wie, czy sypia˛c
obficie przyprawy do mie˛sa, nie popełnił najwie˛k-
szego błe˛du w z˙yciu.

Wcia˛z˙ jest głodna. Jeden rodzaj głodu zaspokoiła,

ale obserwuja˛c, jak Hawk kre˛ci sie˛ po kuchni, poczuła
inny gło´d, kto´rego z˙adne chili nie jest w stanie
zaspokoic´.

background image

– Strasznie tu ciepło, prawda?
Obraz przed oczami troche˛ sie˛ jej rozmazywał.

Musiała zamrugac´ kilka razy, zanim wszystko zno´w
nabrało ostros´ci.

– W kuchni? Nie – odparł. – To chili cie˛ rozgrzało.
Przez chwile˛ siedziała bez ruchu. U osoby tak

z˙ywiołowej i pełnej temperamentu bezruch wydawał
sie˛ podejrzany.

– Chili i alkohol – dodał pod nosem Hawk.
Skon´czył wycierac´ naczynia, po czym wyszedł na

zewna˛trz, by nakarmic´ psa. Kiedy wro´cił, zastał pusta˛
kuchnie˛.

– Wspaniale – mrukna˛ł.
Zgasiwszy s´wiatło, skierował sie˛ do pokoju Sary,

pewien, z˙e pikantne chili zjedzone na pusty z˙oła˛dek
i popite kilkoma puszkami piwa musiało jej zaszko-
dzic´.

Nagle dostrzegł ciemna˛, milcza˛ca˛ postac´ na s´rodku

salonu i o mało nie dostał zawału.

– Psiakrew! Ale mnie przestraszyłas´. Co robisz po

ciemku? – spytał, wycia˛gaja˛c re˛ke˛ do kontaktu.

– Nie zapalaj, Hawk. Prosze˛... – W jej głosie

pobrzmiewało zaproszenie, moz˙e obietnica.

– Saro, dobrze sie˛ czujesz?
W odpowiedzi usłyszał ciche westchnienie.
W radiu spiker zapowiedział naste˛pny utwo´r. Roz-

legła sie˛ smutna, rzewna melodia.

– Zatan´cz ze mna˛.

background image

Wabiła go swym szeptem, zapachem, powolnym

kołysaniem bioder. W pokoju panował ge˛sty po´łmrok;
jedyne s´wiatło docierało z sypialni na pie˛trze.

– Saro... – szepna˛ł – moz˙e lepiej nie...
Serce waliło mu młotem. Nie był w stanie normal-

nie mys´lec´, a tym bardziej mo´wic´. Sara kołysała sie˛
w rytm muzyki, powoli, zmysłowo. Wiedział, z˙e nie
zachowywałaby sie˛ w ten sposo´b, gdyby tyle nie
wypiła, i z˙e rano be˛dzie ws´ciekła jak diabli, jez˙eli
natychmiast sie˛ nie opamie˛ta. Wszystko zalez˙y od
niego. Jez˙eli ja˛odtra˛ci... Ale, na miłos´c´ boska˛, ska˛d ma
miec´ tyle siły?

Zno´w usłyszał jej wabia˛cy szept, tuz˙ przy swojej

twarzy.

– Zatan´cz ze mna˛, Hawk.
Ich ciała dzieliła odległos´c´ zaledwie paru centymet-

ro´w. Krew tak mocno dudniła mu w uszach, z˙e niemal
zagłuszała muzyke˛.

– Kusicielka – szepna˛ł, zgarniaja˛c ja˛ w ramiona.
Wydała błogie westchnienie, jakby po latach po-

szukiwan´ i we˛dro´wek wreszcie dobrne˛ła do celu.

Dlaczego odnajduje˛ cie˛, Saro, dopiero teraz? – spy-

tał sam siebie Hawk. Dlaczego wczes´niej nie pojawi-
łas´ sie˛ w moim z˙yciu? Przytulił ja˛ mocniej. Tu jest
twoje miejsce. Tak idealnie do siebie pasujemy.

Czuł, jak jej bliskos´c´ koi jego bo´l, a bolało go

wszystko, i ciało, i dusza.

Przylgna˛wszy do niego biodrami, obje˛ła go za

background image

szyje˛, potem wsune˛ła palce w jego długie, jed-
wabiste włosy. Szumiało jej w głowie, była jednak
w pełni s´wiadoma tego, co robi. Dzie˛ki alkoholowi
pozbyła sie˛ zahamowan´, mogła bez skre˛powania
wyraz˙ac´ pragnienia. Podobnie jak Hawk, tez˙ czuła
bo´l, ostry, przeszywaja˛cy, kto´ry nie uste˛pował.
Nikt jej nigdy nie mo´wił, z˙e tak sie˛ objawia po-
z˙a˛danie. Utrata˛ samokontroli owszem, ale nie bo´-
lem.

Kołysza˛c sie˛, zacze˛ła napierac´ na ciało Hawka,

ocierac´ sie˛ o jego uda, biodra.

– Saro... – szepna˛ł ostrzegawczo.
Sytuacja zbyt szybko wymyka sie˛ spod kontroli.

Miał wa˛tpliwos´ci, czy zdoła jeszcze nad nia˛ zapano-
wac´, a jednoczes´nie zdawał sobie sprawe˛, z˙e musi
połoz˙yc´ kres temu szalen´stwu. Po prostu Sara za duz˙o
wypiła i nie wie, co robi...

– Nie! – je˛kna˛ł, usiłuja˛c uwolnic´ sie˛ z jej obje˛c´.
Zacisne˛ła mocniej ramiona na jego szyi i wspie˛ła

sie˛ na palce. A on poczuł, jak ziemia sie˛ pod nim
rozste˛puje. Usta Sary, mie˛kkie i rozpalone, czekały na
jego pocałunki.

– Nie, malen´ka! – Odsuna˛ł ja˛ gwałtownie, ale jej

nie puszczał. Oddychał głe˛boko, staraja˛c sie˛ opamie˛-
tac´. – Nie w ten sposo´b, słyszysz? Nie tak. Kiedy
be˛dziemy sie˛ kochac´... a na pewno be˛dziemy – w jego
głosie pobrzmiewała wyraz´na obietnica – chce˛, z˙ebys´
była w pełni obudzona i całkowicie trzez´wa. Chce˛ cie˛

background image

dotykac´, chce˛ cie˛ czuc´, a kiedy skon´czymy, chce˛,
z˙ebys´ błagała o wie˛cej. Ale to nie be˛dzie dzis´.

Oparła głowe˛ na jego ramieniu. Połykaja˛c łzy,

z trudem wydobyła z siebie głos:

– Włas´nie wytrzez´wiałam, Hawk. I bardzo mi

przykro. Z

˙

ałuje˛, z˙e wszystko skon´czyło sie˛, zanim sie˛

nawet zacze˛ło.

Z dumnie uniesionym czołem, choc´ leciutko sie˛

zataczaja˛c, opus´ciła poko´j.

Gdzies´ w oddali rozległo sie˛ przecia˛głe wycie

wilka, kto´remu odpowiedziało szczekanie psa. Z nieba
zacze˛ły sypac´ pierwsze płatki s´niegu. Do rana gruba
warstwa bieli pokryje go´ry, drogi stana˛ sie˛ nieprze-
jezdne.

Sara lez˙ała w ło´z˙ku, owinie˛ta ciepła˛ kołdra˛, i s´niła

o złocistym aniele, kto´ry fruna˛c zbyt nisko nad ziemia˛,
zahaczył skrzydłem o jej serce.

Hawkowi nic sie˛ nie s´niło, bo nie spał. Siedział

w salonie na kanapie i patrzył na tan´cza˛ce w kominku
płomienie.

– Tak, prosze˛ pana. Zlokalizowałem zgube˛. Jest

jednak pewien problem. Tak jak podejrzewałem,
ukryła sie˛ w go´rach, ale obfite opady s´niegu i nie-
przejezdne drogi uniemoz˙liwiaja˛ na razie dotarcie do
niej. Nie, z tym nie powinno byc´ problemu. Strzez˙e jej
tylko jeden człowiek. Słucham? Jakis´ miejscowy typ.
Nie, nie znam nazwiska, ale wa˛tpie˛, z˙eby to miało

background image

jakiekolwiek znaczenie. Gos´c´ wygla˛da na Indian´ca
czy Metysa.

W budce telefonicznej nastała cisza. Szyby zaszły

para˛. Tropiciel słuchał w milczeniu, zaskoczony ro´z˙-
nymi moz˙liwos´ciami, kto´re sie˛ przed nim otwierały.
Jes´li jego zleceniodawca ma racje˛, odzyskanie zguby
moz˙e sie˛ nieco opo´z´nic´, za to sukces byłby murowany.

Odwiesił słuchawke˛. Zdziwiło go, z˙e zleceniodaw-

ca nie zezłos´cił sie˛ na wies´c´ o zwłoce. Przeciwnie,
sprawiał wraz˙enie podnieconego. Nawet zapropono-
wał, z˙e przyła˛czy sie˛ do niego i razem wyrusza˛ po
zgube˛. Tropicielowi to nie przeszkadzało, byleby
dostał tyle, ile ustalili. Zdaniem zleceniodawcy, facet
pilnuja˛cy dziewczyny posiada ogromna˛ siłe˛ fizyczna˛
i niezwykłe umieje˛tnos´ci walki. Zatem warto byłoby
wprowadzic´ do planu drobne poprawki.

Wsuna˛ł odruchowo re˛ke˛ do kieszeni i us´miechna˛ł

sie˛, natrafiwszy na irysa. Rzucił papierek na podłoge˛,
po czym wyszedł z budki na słabo os´wietlona˛ ulice˛
miasteczka Broken Bow. Zacisna˛ł ze˛by na słodkim
cukierku i nuca˛c cos´ pod nosem, skre˛cił za ro´g.

Kiedy skon´cze˛ z tym, pojade˛ na Bermudy, gdzie jest

ciepło i słonecznie, rozmarzył sie˛. Kto wie, moz˙e juz˙
tam zostane˛. Nie cierpie˛ s´niegu, nienawidze˛ wiatru.

background image

ROZDZIAŁ SZO

´

STY

W nocy spadło ponad trzydzies´ci centymetro´w

s´niegu. Wcia˛z˙ padało i nic nie wskazywało na to, by
miało wkro´tce przestac´. Sara i Hawk wynajdowali
sobie ro´z˙ne zaje˛cia, aby tylko nie wchodzic´ jedno
drugiemu w droge˛.

Zastanawiał sie˛, co ta kobieta pamie˛ta z poprzed-

niego wieczoru. Powiedział wczoraj troche˛ wie˛cej,
niz˙ zamierzał, i mniej, niz˙by mo´gł. Z

˙

ałował swej

chwili słabos´ci, bo obecnie cała˛ uwage˛ powinien
miec´ skupiona˛ na pracy. Przeczucie mo´wiło mu, z˙e
wkro´tce cos´ sie˛ wydarzy. Levette zawsze posiadał
znakomita˛ siatke˛ informatoro´w. To, z˙e na razie
w chacie panuje niczym nie zma˛cony spoko´j,
jest, jak podejrzewał, wyła˛cznie zasługa˛ szaleja˛cej
s´niez˙ycy i zasp na drogach. Dobrze sie˛ stało, z˙e
Stara Kobieta uparła sie˛, by zamieszkac´ jak naj-

background image

wyz˙ej i jak najdalej od miasteczka. Moz˙e włas´nie to
uratuje im z˙ycie.

Sara kra˛z˙yła po chacie. Wszystko, co było do

zrobienia, juz˙ dawno zrobiła. Umyła głowe˛, wysuszyła
włosy, wysprza˛tała pokoje, kto´re i tak ls´niły czystos´-
cia˛, uprała swoje rzeczy, kto´rych zreszta˛ nie miała
wiele – cała jej garderoba składała sie˛ z trzech
ciepłych bluz, jednej za duz˙ej koszuli i pary dz˙inso´w.
Kosmetyki sie˛ jej skon´czyły, ale sie˛ tym nie prze-
jmowała. Uznała, z˙e im brzydziej be˛dzie wygla˛dac´,
tym gorzej be˛dzie sie˛ czuc´ i przestanie marzyc´ o po´-
js´ciu do ło´z˙ka z Hawkiem. Moz˙e jest szalona, ale
trudno ja˛ nazwac´ masochistka˛. Zdawała sobie sprawe˛,
z˙e jej znajomos´c´ z Hawkiem nie przerodzi sie˛ w nic
głe˛bszego. No i dobrze! – zezłos´ciła sie˛. Masz inne
sprawy na głowie. Przestan´ rozmys´lac´ o tym, jak by to
było, gdybys´cie lez˙eli koło siebie, ty drz˙a˛ca z pod-
niecenia, on...

Zachowujesz sie˛ jak idiotka! – skarciła sie˛. Ktos´

czyha na twoje z˙ycie, a ty nic tylko pałasz z˙a˛dza˛ do
upartego jak osioł Indianina. Przys´pieszyła kroku.
Teraz dwa razy szybciej kra˛z˙yła od okna do okna,
wygla˛daja˛c na dwo´r i nerwowo oczekuja˛c pojawienia
sie˛ tajemniczego Levette’a.

– Przydzielono nam ochrone˛?
Hawk podskoczył. Odwro´ciwszy sie˛, ujrzał Sare˛,

kto´ra stała naprzeciwko niego, domagaja˛c sie˛ od-
powiedzi. Prawde˛ mo´wia˛c, był zdziwiony, z˙e nie

background image

spytała o to wczes´niej, lubiła bowiem miec´ nad
wszystkim kontrole˛. Odpowiedział, bez zwłoki i bez
kre˛tactw, czym zadziwił sam siebie. Hm, obecnos´c´
Sary dobrze na niego wpływa.

– Tak. Pułkownik kazał pozostac´ tu ludziom z gru-

py operacyjnej twojego brata. – Domys´laja˛c sie˛, z˙e
Sara zaraz zacznie sie˛ zastanawiac´, czy biedacy nie
zmarzna˛ podczas s´niez˙ycy, dodał: – Na pewno sa˛
doskonale zaopatrzeni i potrafia˛ przetrwac´ w eks-
tremalnych warunkach... Saro, chciałbym ci cos´
pokazac´.

Wskazał głowa˛ na schody. Na go´rze skre˛cił prosto

do swojej sypialni. Otworzywszy garderobe˛, odsuna˛ł
na bok kilka wieszako´w.

– Dotknij. – Biora˛c re˛ke˛ Sary, przyłoz˙ył ja˛ do

gładkiej drewnianej powierzchni. – Ciut w prawo
i troche˛ w do´ł. Poniz˙ej ciemnego se˛ku. Dobrze. Teraz
nacis´nij. Mocniej.

Jej oczom ukazała sie˛ nieduz˙a wne˛ka, a w niej kilka

groz´nie wygla˛daja˛cych pistoleto´w, rewolwer, jakis´
sprze˛t elektroniczny, laski dynamitu, radio z antena˛
i mrugaja˛cym s´wiatełkiem.

– Nie zdałem wszystkiego, kiedy rzuciłem prace˛

w Firmie – wyjas´nił, wyjmuja˛c radio.

– Pewnie z hoteli kradniesz re˛czniki, co? – spytała

z us´miechem.

Kiedy sie˛ nie kło´cili, naprawde˛ dobrze im było

w swoim towarzystwie.

background image

– Do czego to słuz˙y? – Wskazała mrugaja˛ce s´wia-

tełko.

– Do wzywania pomocy – odparł. – Wystarczy

wcisna˛c´ ten guzik. Natychmiast wła˛cza sie˛ sygnał
alarmowy. S

´

wiatełko przestaje mrugac´, pojawia sie˛

cia˛gły błysk. Me˛z˙czyz´ni, kto´rzy nas chronia˛, to fa-
chowcy. Przybiegna˛ tu w mig.

– Aha, rozumiem. – Starała sie˛ zachowac´ spoko´j,

chociaz˙ głos jej drz˙ał ze zdenerwowania. – Na widok
wroga wciskamy guzik.

– Saro, skup sie˛. Jez˙eli cokolwiek mi sie˛ stanie, nie

czekaj. Od razu wzywaj pomocy. Levette to bezdusz-
ny dran´. Na pewno nie okaz˙e litos´ci. Jes´li nie zdołasz
dotrzec´ do radia – dodał szybko, widza˛c jej przeraz˙ony
wzrok – przyrza˛dz´ im jedno ze swoich hambur-
gerowych dan´.

Pro´ba rozładowania napie˛cia nie powiodła sie˛. Sara

nawet sie˛ nie us´miechne˛ła. W milczeniu przygla˛dała
sie˛, jak Hawk chowa radio do skrytki, po czym
starannie zasuwa drzwiczki.

– Nic ci sie˛ nie stanie – szepne˛ła. – Nie moz˙e ci sie˛

cokolwiek stac´. Nie zgadzam sie˛. Słyszysz?

Potrza˛sna˛ł ja˛lekko za ramiona, jakby chciał uzmys-

łowic´ jej powage˛ sytuacji.

– Słysze˛, Saro. Ale twoja zgoda czy niezgoda nie

ma tu nic do rzeczy. Ba˛dz´ realistka˛, malen´ka. Od tego
moz˙e zalez˙ec´ twoje z˙ycie.

– Nie! Nie zgadzam sie˛ i juz˙!

background image

Zdumiała go jej reakcja. Sara wydawała mu osoba˛

trzez´wo mys´la˛ca˛ i praktyczna˛; histeria całkiem do niej
nie pasowała.

– Saro, nie jestem nies´miertelny. Co ci jest? – Na

pro´z˙no starał sie˛ ja˛ uspokoic´.

Jej odpowiedz´ zbiła go z tropu.
– Gdyby... gdyby cokolwiek ci sie˛ stało, to byłaby

moja wina. Dlatego z˙e tu przyjechałam, z˙e wmiesza-
łam cie˛ w ten koszmar. Nigdy bym sobie tego nie
wybaczyła. – Jej ciałem wstrza˛sały dreszcze. Przycis-
ne˛ła re˛ke˛ do ust, usiłuja˛c powstrzymac´ krzyk, kto´ry
podchodził jej do gardła. – Nie mogłabym z˙yc´,
wiedza˛c, z˙e zgina˛łes´ przeze mnie. Nie chciałabym z˙yc´.

Wybiegła z pokoju. Słyszał jej kroki dudnia˛ce na

schodach.

Była w szoku. Nie zamierzała niczego takiego mo´wic´;

jakos´ samo tak wyszło. Nie zmienia to jednak faktu, z˙e
nie wyobraz˙ała sobie, aby mogła normalnie z˙yc´,
oddychac´, wykonywac´ ro´z˙ne drobne czynnos´ci, gdyby
Hawk zgina˛ł. Nie musza˛byc´ razem. Nawet nie musi jej
lubic´. Ale musi z˙yc´, musi widziec´ w go´rze to samo niebo
co ona, musi oddychac´ tym samym powietrzem.

Usiadła w salonie na ławie przy oknie wychodza˛-

cym na iskrza˛ca˛ sie˛ s´niegiem polane˛, lecz nie do-
strzegała pie˛kna krajobrazu. Dygotała. Ze˛by jej dzwo-
niły. Ale nie było jej zimno – dygotała z nerwo´w, ze
strachu. Bała sie˛, poniewaz˙ kochała Hawka. Kochała,
lecz wiedziała, z˙e on nigdy nie odwzajemni jej uczuc´.

background image

Zasłoniła re˛kami twarz i westchne˛ła cie˛z˙ko. Nie

miała siły walczyc´. Znudziło jej sie˛ bycie dzielna˛,
wesoła˛ Sara˛.

– Juz˙ nigdy nic nie be˛dzie tak jak dawniej – szep-

ne˛ła.

– Be˛dzie, malen´ka. Be˛dzie. – Hawk delikatnie

pogłaskał ja˛ po głowie. Bardzo chciał ja˛ uwolnic´ od
trosk i le˛ko´w.

Podskoczyła. Nie zdawała sobie sprawy, z˙e mo´wiła

na głos, dopo´ki Hawk jej nie odpowiedział.

– Wkro´tce ten koszmar sie˛ skon´czy. Pozostanie po

nim jedynie wspomnienie. Zobaczysz, nim sie˛ spo-
strzez˙esz, wro´cisz do Dallas.

Na sama˛ mys´l o tym zrobiło mu sie˛ niedobrze. Ale

tam Sara ma prace˛ i dom.

– Nie wszystko jest koszmarem, Hawk. – Wzie˛ła

jego twarz w dłonie i spojrzała mu w oczy, szukaja˛c
jakiegos´ znaku, z˙e moz˙e jednak cos´ z tego dalej
wyniknie. Potem delikatnie pocałowała go w policzek.
Wyczuła pod ustami napie˛cie, kto´re starał sie˛ ukryc´.
– Niekto´re chwile be˛da˛ mi sie˛ jeszcze długo s´nic´.

Stał bez słowa, odprowadzaja˛c Sare˛ wzrokiem do

kuchni. Serce mu sie˛ do niej wyrywało, ramiona
chciały ja˛ tulic´, usta całowac´. Odczuwał bo´l wsze˛dzie,
w kaz˙dej komo´rce. Nawet nie potrafił sobie wyobrazic´
strachu, w jakim Sara z˙yje. Dotychczas wiodła nor-
malne z˙ycie, a tu nagle los cisna˛ł ja˛ na najez˙ony
niebezpieczen´stwami obcy la˛d. On z˙yje tak od lat,

background image

dlatego nikomu nie ufa i nikomu nie chce nic za-
wdzie˛czac´. Zreszta˛ na swej drodze spotkał niewiele
oso´b godnych zaufania. Pragna˛ł ukryc´ Sare˛, chronic´ ja˛
przed złem tego s´wiata, lecz wiedział, z˙e ona sie˛ temu
sprzeciwi. Promieniała pie˛knem i wewne˛trznym blas-
kiem, a blasku nie sposo´b przeciez˙ zamkna˛c´ w czte-
rech s´cianach.

Zapadał zmierzch. Hawk otrzepał re˛kawice i zrobił

sobie przerwe˛ na złapanie tchu. Od godziny uzupełniał
zapasy drewna. Noc zapowiadała sie˛ mroz´nie i wietrz-
nie, chciał wie˛c, by nie zabrakło opału. W chacie nie
było centralnego ogrzewania, ale kominek działał
całkiem sprawnie – pod warunkiem jednak, z˙e non
stop palił sie˛ w nim ogien´.

Szczekaja˛c na powitanie, spomie˛dzy drzew ros-

na˛cych na skraju polany wybiegł pies. Przez chwile˛
Hawk obserwował z us´miechem, jak zwierze˛ prze-
skakuje z jednej zaspy na druga˛, w kaz˙dej zostawiaja˛c
s´lad swojego ogromnego cielska. Sa˛dza˛c po zadowo-
lonej minie czworonoga, podejrzewał, z˙e z˙aden zaja˛c
mieszkaja˛cy w promieniu pie˛ciu kilometro´w od chaty
nie zaznał dzis´ spokoju.

Zagwizdał, po czym zszedł z ganku i rozpostarł

ramiona. Psisko skoczyło na niego, pote˛z˙nymi łaps-
kami opieraja˛c sie˛ o jego klatke˛ piersiowa˛. Lubili sie˛
tak bawic´: mocowali sie˛ niczym zapas´nicy, tarzaja˛c
sie˛ razem w s´niegu. Wreszcie Hawk przerwał zabawe˛.

background image

S

´

nieg topniał od jego rozgrzanego ciała, a mokre

ubranie parowało.

– Starczy, piesku! Starczy, powiedziałem! – S

´

miał

sie˛ zdyszany. – Dobre psisko. I zno´w wygrałes´,
prawda?

Od kilku minut Sara stała w drzwiach, przygla˛daja˛c

sie˛ ich zabawie. Jeszcze takiego Hawka nie widziała:
potarganego, z ls´nia˛cymi oczami, rozes´mianego, peł-
nego z˙ycia. Zadumała sie˛. Jest facetem z krwi i kos´ci,
a jednak odizolował sie˛ od reszty s´wiata. Z

˙

yje na

uboczu, z dala od cywilizacji. Dlaczego? Dlaczego
wybrał takie z˙ycie, kiedy mo´gł...

Nagle cos´ ja˛ tkne˛ło. Czyz˙by... Tak, chyba tak. Z

˙

yje

na odludziu z koniecznos´ci, a nie z wyboru. Jedzenie
niewiele go kosztuje, od czasu do czasu urozmaica
diete˛ upolowana˛ przez siebie zwierzyna˛, za ogrzewa-
nie nie płaci, bo pali w kominku drewnem przyniesio-
nym z lasu. Podejrzewała, z˙e odka˛d odszedł z Firmy,
nie zarabia. Ba, nigdzie nie pracował.

Wspaniale, pomys´lała. To tylko wszystko kompli-

kuje. Nie dos´c´, z˙e Hawk nie ufa kobietom, to pewnie
jest biedny jak mysz kos´cielna. Oczywis´cie od niej
nigdy niczego nie przyjmie. Ani miłos´ci, ani tym
bardziej pienie˛dzy. Co tu robic´? Je˛kna˛wszy w duchu,
przytkne˛ła czoło do szyby w drzwiach. Prawie natych-
miast szyba zaszła para˛. Wkro´tce Hawk z psem
wygla˛dali jak dwa duchy o mglistych, niewyraz´nych
konturach. Pojedyncza łza spłyne˛ła Sarze po policzku.

background image

Sary nie interesował stan konta Hawka ani jego

pozycja w społeczen´stwie. Interesował ja˛ on sam
– jako człowiek, jako me˛z˙czyzna. Pragne˛ła go niczym
narkomanka swojej codziennej działki. Po prostu nie
wyobraz˙ała sobie z˙ycia bez niego.

Otworzyła drzwi i wyszła na dwo´r akurat w chwili,

kiedy Hawk przerwał zabawe˛.

– Zamienimy sie˛, piesku, miejscami? – spytała

z˙artem, staraja˛c sie˛ nie zdradzic´, jak bardzo by tego
chciała.

Hawk odwro´cił sie˛, dysza˛c z wysiłku. Wzia˛ł

kilka głe˛bokich oddecho´w, by spowolnic´ bicie ser-
ca. Pies zaszczekał na poz˙egnanie i pognał z po-
wrotem do lasu. Po chwili znikł w szybko zapada-
ja˛cym mroku.

Hawk potrafił wyczytac´ wszystko z oczu Sary, tak

jak potrafił wyczytac´ wszystko ze s´lado´w w lesie. Sara
cierpi. Wiedział, jak mo´głby jej pomo´c, ale bał sie˛, z˙e
po´z´niej be˛dzie czuła jeszcze wie˛kszy bo´l. Nie chciał
jej skrzywdzic´.

– Przestan´, Saro. Nie ro´b tego – mrukna˛ł ochryple.
Spose˛pniała. Rados´c´ i nadzieje˛ na jej twarzy za-

sta˛pił wyraz buntu. Mogła uciec sie˛ do płaczu, mogła
błagac´, by Hawk przytulił ja˛ do siebie, uznała jednak,
z˙e nie be˛dzie sie˛ poniz˙ac´. Wsta˛piła w nia˛ złos´c´.

– Czego, Hawk? – spytała ironicznie. – Mam cie˛

nie dotykac´? Mam sie˛ nie s´miac´? Nie płakac´? Nie
okazywac´ ci uczucia? – Łzy podeszły jej do gardła.

background image

– Ro´wnie dobrze moz˙esz mi kazac´ nie oddychac´.
Pewnie byłoby łatwiej.

Stali w ciemnos´ciach naprzeciwko siebie. Słowa

Sary dz´wie˛czały mu w uszach, jakby niosły sie˛ echem
po całym lesie. Korciło go, aby zamkna˛c´ jej usta
pocałunkiem, ale nie mo´gł. Wiedział tez˙, z˙e cokolwiek
powie, nie ukoi jej bo´lu.

– Cholera jasna, Hawk. Dlaczego wszystko utrud-

niasz? – Ledwo powstrzymała szloch. – Boz˙e, jakis´ ty
głupi! Tak łatwo jest kochac´. Naprawde˛. Wystarczy
odrobina troski i sympatii, a wiem, z˙e ci na mnie
zalez˙y... – Urwała. Po chwili cia˛gne˛ła oskarz˙ycielskim
tonem: – Ale najwaz˙niejsze jest zaufanie. Prosiłes´,
z˙ebym ci zaufała. I ufam ci. Bezgranicznie. Szkoda, z˙e
nie moz˙esz odwdzie˛czyc´ sie˛ tym samym.

Obro´ciwszy sie˛ na pie˛cie, weszła do s´rodka i za-

trzasne˛ła drzwi. Hawk został na dworze. Pełne preten-
sji słowa Sary dz´wie˛czały mu w uszach. Nagle cos´
zrozumiał. Ona myli sie˛, twierdza˛c, z˙e on jej nie ufa.
To sobie nie ufa.

Drz˙a˛c z zimna, wszedł powoli na ganek. W pomie-

szczeniu gospodarczym zdja˛ł z siebie mokre ubranie.
Zrobił to automatycznie, nie zastanawiaja˛c sie˛ nad
tym, co robi.

Trudno pozbyc´ sie˛ wieloletnich przyzwyczajen´.

Chociaz˙ Stara Kobieta nie z˙yje, wcia˛z˙ przestrzegał
zasad, jakie wpoiła mu w dziecin´stwie, mianowicie
z˙e w brudnym ubraniu nie wchodzi sie˛ do domu

background image

– zostawia sie˛ je w pralni przy kuchni. Na wieszaku
zawsze znajdzie sie˛ szlafrok lub cos´ czystego do
włoz˙enia. Nie podnosza˛c głowy, Hawk wycia˛gna˛ł za
siebie re˛ke˛. Nie wymacał nic.

Pewnie Sara wyprała wszystko, nie patrza˛c, czy jest

zabrudzone, czy nie, pomys´lał. Sie˛gna˛ł do suszarki,
licza˛c chociaz˙by na re˛cznik. Niestety. Sara była
niezwykle dokładna i sumienna. Wzruszył ramionami.
Coraz bardziej dygocza˛c z zimna, ruszył boso przez
ciemny dom. Miał nadzieje˛, z˙e uda mu sie˛ dotrzec´ do
sypialni. Znajdował sie˛ na po´łpie˛trze, kiedy z dołu
dobiegły go intryguja˛ce hałasy.

Przypuszczalnie Sara przemeblowywała cały swo´j

poko´j. Podejrzewał, z˙e w ten sposo´b wyładowuje
ws´ciekłos´c´. Pokonuja˛c po dwa stopnie naraz, wbiegł
do sypialni, chwycił czyste dz˙insy, szybko wcia˛gna˛ł je
na siebie i nie traca˛c czasu na szukanie koszuli, zbiegł
z powrotem na parter.

Chwile˛ stał przed pokojem Sary, nasłuchuja˛c, po-

tem wzia˛ł głe˛boki oddech i pchna˛ł drzwi. Jego oczom
ukazał sie˛ chaos. Rzeczy nalez˙a˛ce do Starej Kobiety
stały nietknie˛te, ale wszystko, co Sara z soba˛ przywio-
zła, oraz to, co jej kupił w Broken Bow, lez˙ało
w nieładzie na podłodze i komodzie. Na s´rodku ło´z˙ka
zas´ lez˙ała otwarta torba, do kto´rej Sara wrzucała cały
swo´j dobytek.

Pchnie˛te drzwi uderzyły w s´ciane˛. Sara, zaje˛ta

pakowaniem, nawet nie obejrzała sie˛ za siebie.

background image

– Co, do diabła, wyprawiasz? – spytał ostrym

tonem.

– Wynos´ sie˛! – warkne˛ła, upychaja˛c re˛ka˛ ubrania.
Złapał ja˛ za łokiec´ i zmusił, z˙eby sie˛ odwro´ciła.

Powinna była przerazic´ sie˛, widza˛c jego spojrzenie,
ale nic do niej nie docierało. Ogarnie˛ta dzika˛ furia˛, na
nic nie zwracała uwagi.

– Zadałem ci pytanie – rzekł zmienionym głosem.
Widza˛c, w jakim stanie sie˛ znajduje, potrza˛sna˛ł

ja˛ za ramiona. Upie˛te w luz´ny kok włosy opadły jej
na twarz i zakryły mu re˛ce niczym ognisty koc.
Potrza˛sna˛ł nia˛ po raz drugi, po czym przyparł do
s´ciany.

Popatrzyła mu prosto w oczy.
– Wyjez˙dz˙am sta˛d, ot co robie˛! Znikam z twojego

domu, z twojej go´ry, z twojego z˙ycia. Wys´lij sygnał
Rogerowi. Zjawi sie˛ po mnie w cia˛gu kilku minut, a ty
zno´w schowasz sie˛ w tej swojej norze i be˛dziesz z˙ył
tak, jak lubisz. Sam jeden, z dala od ludzi. Z dala od
kaz˙dego, kto mo´głby wzbudzic´ w tobie jakiekolwiek
emocje. Wszystko mi jedno! Mam tego dos´c´! Sły-
szysz? Mam tego dos´c´!

Ugryzła sie˛ w je˛zyk, ale było za po´z´no; nie mogła

cofna˛c´ tego, co juz˙ powiedziała. Zacze˛ła dygotac´,
potem zacze˛ła sie˛ szamotac´, usiłuja˛c uwolnic´ sie˛
z z˙elaznego us´cisku. Nagle wcia˛gne˛ła gwałtownie
powietrze; zobaczyła, z˙e Hawk stoi do połowy roze-
brany i wpatruje sie˛ w nia˛ jakos´ dziwnie.

background image

Zamkne˛ła oczy. Ni sta˛d, ni zowa˛d ws´ciekłos´c´ ja˛

opus´ciła, wyparta przez... przez poz˙a˛danie.

– Nigdzie nie po´jdziesz – szepna˛ł zduszonym

głosem.

Czuła jego gora˛cy oddech na swoich powiekach.
– Hawk, prosze˛ cie˛...
Jego ciało znalazło sie˛ tuz˙ przy niej. Było twarde,

umie˛s´nione, podniecone.

– O co prosisz? – Nie doczekawszy sie˛ odpowie-

dzi, dodał: – Spo´jrz na mnie, Saro. Otwo´rz oczy
i spo´jrz na mnie.

Nie potrafiła odmo´wic´, nie spełnic´ jego z˙a˛dania.

Otworzyła oczy i miała wraz˙enie, z˙e pochłania ja˛
szmaragdowa zielen´, parna i gora˛ca niczym ge˛sty
tropikalny las.

– Dotknij mnie – szepna˛ł.
Re˛ce, posłuszne głosowi, zacze˛ły gładzic´ szyje˛

Hawka, jego ramiona, brzuch, owłosiony tors. Czuła
bicie jego serca. Widziała, jak jego nozdrza drgaja˛,
a z´renice powie˛kszaja˛ sie˛, gdy wsune˛ła re˛ce za
rozpie˛te w pasie spodnie. Ponownie zamkne˛ła oczy
i oparła sie˛ czołem o jego piers´. Wdychaja˛c zapach
jego sko´ry, delikatnie wodziła po niej je˛zykiem.

Hawk wstrzymał oddech; bał sie˛ poruszyc´. Nie

zdołał jednak nad soba˛ zapanowac´. Znalazł sie˛ w in-
nym s´wiecie, w innym wymiarze. Ten s´wiat miał na
imie˛ Sara. Nic innego sie˛ nie liczyło. Przywarł ustami
do jej ust, biodrami do jej bioder. Powoli wsuwał

background image

dłonie pod jej bluze˛, gładził jej plecy, brzuch. Je˛czała
cicho, ale oczy wcia˛z˙ miała zamknie˛te.

– Saro...
Jego głos ja˛ pies´cił, wzywał, ale nie potrafił jej

zmusic´, by uniosła powieki. Zaraz otworzysz oczy,
pomys´lał z us´miechem Hawk. Opus´cił głowe˛ i zacza˛ł
całowac´ jej piersi, potem zacisna˛ł na nich palce. Sara
zamrugała powiekami, z jej rozchylonych warg wy-
mkna˛ł sie˛ je˛k rozkoszy.

Straciła panowanie nad soba˛, nad swoja˛ dusza˛,

swoimi mys´lami i ciałem. Nalez˙ała do Hawka. Mo´gł
z nia˛wyczyniac´ wszystko. On tez˙ był bliski obłe˛du. Na
jej przys´pieszony oddech zareagował instynktownie.
Przytulił Sare˛ z całej siły, zanim osune˛ła sie˛ na
podłoge˛. Nie zamierzał dłuz˙ej czekac´. Otworzyła
oczy. Poz˙a˛danie, jakie zobaczyła w jego spojrzeniu,
sprawiło, z˙e nogi sie˛ pod nia˛ ugie˛ły.

– Hawk, błagam cie˛...
Z głe˛bi jego trzewi wydobyło sie˛ westchnienie. Po

chwili ubranie lez˙ało na podłodze, ona zas´ stała naga,
a jego szorstkie re˛ce pies´ciły jej ciało. Zatrzymały sie˛
na pos´ladkach. Nim sie˛ zorientowała, uniosły ja˛. Na
moment zawisła w powietrzu, po czym z całej siły
oplotła Hawka nogami w pasie. Pro´bował sie˛ opano-
wac´, zwolnic´ tempo, aby przyjemnos´c´ trwała jak
najdłuz˙ej. Nie spuszczał wzroku z twarzy Sary. Usta
miała rozchylone, oczy lekko przymknie˛te, głowe˛
odrzucona˛ do tyłu. Ledwo wytrzymywał, widza˛c

background image

rozkosz na jej twarzy. Poz˙a˛danie narastało; pragna˛ł je
zaspokoic´, a jednoczes´nie przez˙ywac´ je bez kon´ca.

– Juz˙, Hawk – błagała, obejmuja˛c go za szyje˛. – No

juz˙. Prosze˛ cie˛. Juz˙ dłuz˙ej nie moge˛. Prosze˛...

Łzy popłyne˛ły jej po twarzy. Czuła, z˙e za moment

fala rozkoszy wstrza˛s´nie jej jestestwem. Odruchowo
zacisne˛ła mocniej uda.

– Otwo´rz oczy, Saro. Popatrz na mnie. No, spo´jrz

na mnie. Zaraz razem uniesiemy sie˛ w przestworza.

Posłuchała. I faktycznie poszybowali razem hen

daleko, bardzo daleko. Wysoko nad Kiamichi.

Jak przez mgłe˛ pamie˛tała, z˙e przenio´sł ja˛ do swojej

sypialni, delikatnie ułoz˙ył na atłasowym przes´cieradle
i przykrył puchowa˛ kołdra˛. Nie spodziewała sie˛, aby
taki silny me˛z˙czyzna jak on doceniał przyjemnos´c´,
jaka˛ daje sko´rze zmysłowa gładkos´c´ atłasu, ale nie
miała czasu sie˛ dziwic´. Namie˛tnos´c´ wybuchała raz po
raz przez cała˛ noc. Hawk doprowadzał Sare˛ do skraju
szalen´stwa, sprawiał, z˙e niemal płakała, błagaja˛c go,
by ugasił płona˛cy w niej ogien´. Robił to che˛tnie, po
czym na nowo go rozpalał. Był nienasycony. Pragna˛ł
Sary coraz bardziej i bardziej. Wiedział, z˙e tak be˛dzie;
moz˙e dlatego tak długo sie˛ wahał.

Wreszcie, zme˛czeni, zasne˛li – obje˛ci, jakby nawet

we s´nie nie chcieli sie˛ rozstac´.

Przygla˛dała mu sie˛ od kilku godzin. Cieszyła sie˛, z˙e

background image

moz˙e bez przeszko´d i bez skre˛powania wpatrywac´ sie˛
w s´pia˛cego me˛z˙czyzne˛, kto´ry skradł jej serce. Nie była
wprawdzie pewna, co Hawk zamierza zrobic´ z tym
łupem, ale przynajmniej nie zastanawiała sie˛ nad
szczeros´cia˛ jego uczuc´. Wczoraj poła˛czyło ich cos´
znacznie wie˛cej niz˙ seks.

Zadrz˙ała na samo wspomnienie rozkoszy, do jakiej

raz po raz ja˛ doprowadzał. Skupiony na sprawianiu jej
przyjemnos´ci, nie mys´lał o zaspokajaniu własnych
potrzeb. Miała nieduz˙e dos´wiadczenie w tej dziedzi-
nie, ale Hawk ro´z˙nił sie˛ od me˛z˙czyzn, jakich dota˛d
znała. Kiedy przyparł ja˛ do s´ciany, wydawał sie˛ dziki,
niemal brutalny, potem jednak kochał ja˛ czule, z ogro-
mna˛ delikatnos´cia˛ i fantazja˛.

Wygla˛dał młodziej, bardziej niewinnie, gdy tak

lez˙ał spe˛tany kołdra˛ i przes´cieradłem. W porannym
słon´cu jego s´niada sko´ra ls´niła złocis´cie, a włosy wiły
sie˛ niczym czarne we˛z˙e po białej poduszce. Nie moga˛c
sie˛ powstrzymac´, podniosła kosmyk. Potem czubkiem
palca pogładziła usta Hawka; były chłodne i jakby
lekko nabrzmiałe od wczorajszych pocałunko´w.

Ilez˙ on skrywa w sobie bo´lu, ile cierpienia, pomys´-

lała. Boz˙e, spraw, z˙ebym mogła go uleczyc´.

Wzdychaja˛c cicho, przysune˛ła sie˛ bliz˙ej i połoz˙yła

głowe˛ na jego piersi. Poczuła, jak jego ramiona
zaciskaja˛ sie˛ na jej talii. Us´miechne˛ła sie˛ szcze˛s´liwa.
Nawet we s´nie Hawk nie chce jej pus´cic´.

background image

S

´

niło mu sie˛, z˙e stoi na polanie, pod jasnym,

przejrzystym niebem, i patrzy, jak Sara biegnie w jego
strone˛. Cos´ do niego woła. Chyba... tak, na pewno! To
jego imie˛. Serce waliło mu nieprzytomnie; chciał ruszyc´
jej naprzeciw, ale nie był w stanie oderwac´ no´g od ziemi.
Wycia˛gna˛ł re˛ke˛, zacza˛ł do niej machac´, ponaglac´ ja˛, lecz
bez wzgle˛du na to, jak szybko biegła, wcia˛z˙ dzieliła ich ta
sama odległos´c´. I nagle dojrzał zbliz˙aja˛cego sie˛ do Sary
me˛z˙czyzne˛, kto´ry s´miał sie˛ jak szalony. Levette! To
Levette! Hawk widział go coraz wyraz´niej. Wysoki,
szczupły, o jasnej ke˛dzierzawej czuprynie i szeroko
rozstawionych piwnych oczach, z kto´rych wyzierał chło´d
i nienawis´c´. Taki melanz˙ urody i okrucien´stwa jest czyms´
nienaturalnym i rzadko spotykanym. Ot, wybryk natury.
Fizyczna doskonałos´c´ pozbawiona duszy i sumienia.

– Saro! Saro, uwaz˙aj! – krzykna˛ł, ale ona nie

słyszała. Levette juz˙ ja˛ doganiał.

Hawk wiercił sie˛, poje˛kiwał; spla˛tana pos´ciel kre˛po-

wała jego ruchy. Po chwili, kto´ra zdawała sie˛ cia˛gna˛c´
w nieskon´czonos´c´, Sara wreszcie padła mu w ramiona.
Jest bezpieczna! Us´miechne˛ła sie˛, szcze˛s´liwa, ufna,
zakochana. W tym momencie Levette, szczerza˛c ze˛by,
wydobył bron´ i strzelił. Hawk podskoczył na ło´z˙ku;
serce mu łomotało, pot lał sie˛ z niego strumieniami.

– To tylko sen – szepne˛ła Sara, gładza˛c go po

ramieniu.

Nie zdawała sobie sprawy, z˙e cos´ złego mu sie˛ s´ni,

dopo´ki nie zacza˛ł je˛czec´ i wołac´ jej po imieniu.

background image

– Raczej koszmar. – Drz˙a˛ca˛ re˛ka˛ potarł twarz.

– Boz˙e! Chodz´, malen´ka. Musze˛ cie˛ przytulic´.

Obja˛ł ja˛ i przycia˛gna˛ł do siebie. Czuła pod poli-

czkiem bicie jego serca. Było jak wystraszone piskle˛
nerwowo trzepocza˛ce skrzydłami.

– Kochaj mnie, Saro. Kochaj – szepna˛ł.
Przetoczywszy sie˛, usiadła na nim. Szczupła, wiot-

ka, o jasnej cerze i ognistych rudych włosach wy-
gla˛dała jak skandynawskie bo´stwo. Wsuna˛ł twarz
pomie˛dzy jej piersi i westchna˛ł błogo.

– Hawk, nie... zostaw. Teraz moja kolej.
Na moment przytulił mocno swoja˛ Sare˛, a potem ja˛

pus´cił. Chociaz˙ sam przed soba˛ sie˛ do tego nie
przyznawał, od dłuz˙szego czasu włas´nie tak o niej
mys´lał: moja Sara.

Spełniaja˛c jej pros´be˛, wycia˛gna˛ł sie˛ na ło´z˙ku.

Je˛zykiem, włosami, dłon´mi i pocałunkami wolno
doprowadziła go na szczyt rozkoszy. Bał sie˛, z˙e za
chwile˛ eksploduje. Nim jednak do tego doszło, Sara
zmieniła nieco pozycje˛. Teraz, zła˛czeni, stanowili
jednos´c´. Była zdumiona, z˙e Hawk daje jej tyle swobo-
dy, z˙e pozwala w pełni kontrolowac´ sytuacje˛. W ten
sposo´b okazuje miłos´c´ i zaufanie.

Cze˛sto dawanie sprawia nie mniejsza˛ satysfakcje˛

niz˙ branie. Tak było i w tym przypadku. Poruszaja˛c sie˛
rytmicznie w odwiecznym tan´cu miłos´ci, odbyli cudo-
wna˛, ekstatyczna˛ podro´z˙. Potem, s´mieja˛c sie˛ z rados´ci,
lez˙eli obje˛ci, az˙ wreszcie zno´w zapadli w sen.

background image

– Hawk, kochanie... – szepne˛ła, opuszkiem palca

rysuja˛c na jego klatce piersiowej esy-floresy.

– Hmm? – Us´miechna˛ł sie˛.
Owina˛ł woko´ł re˛ki długi rudy kosmyk i delikatnie

pocia˛gna˛ł, zmuszaja˛c Sare˛, aby popatrzyła mu w oczy.

Zarzuciła noge˛ na jego uda.
– Jak mys´lisz? – zapytała po chwili. – Gdybys´my

nie ruszali sie˛ z sypialni, to po jakim czasie umarli-
bys´my z głodu?

Widza˛c jej rozbawione spojrzenie, przewro´cił ja˛ na

wznak, a sam wtoczył sie˛ na nia˛.

– O co chodzi, kocurku? Wal prosto z mostu.

Zaniedbuje˛ biednego głodomora, tak?

W odpowiedzi brzuch Sary głos´no zaburczał. Spe-

szyła sie˛, Hawk zas´ wybuchna˛ł s´miechem.

– Chodz´, mała. Musimy stawic´ czoło rzeczywisto-

s´ci. Ktos´ kiedys´ powiedział, z˙e nie moz˙na z˙yc´ sama˛
miłos´cia˛ i, jak widac´, miał racje˛.

Pocałował ja˛mocno w usta, tak namie˛tnie, z˙e kusiło

ja˛, by go dłuz˙ej przy sobie zatrzymac´, po czym wstał
i nieskre˛powany własna˛nagos´cia˛, ruszył pod prysznic.

Obserwuja˛c znikaja˛ce w łazience nagie ciało, pra-

wie zapomniała o głodzie. Po chwili, wypla˛tawszy sie˛
z pos´cieli, ruszyła za Hawkiem. Wspo´lny prysznic,
namydlona sko´ra, brak ubran´... wszystko to sprawiło,
z˙e mine˛ły dwie godziny, zanim wreszcie zeszli na do´ł.
I kolejna godzina, zanim przyrza˛dzili jedzenie.

Jak tak dalej po´jdzie, faktycznie umrzemy z głodu,

background image

pomys´lał Hawk, wyrzucaja˛c resztki jedzenia do stoja˛-
cej na ganku psiej misy. Nie potrafili na moment
oderwac´ od siebie ra˛k. To było szalen´stwo, wariactwo.
W dodatku moga˛ce sie˛ z´le skon´czyc´. Postanowił
wzia˛c´ sie˛ w gars´c´. Musi przeciez˙ mys´lec´ o bezpieczen´-
stwie Sary.

Tym bardziej z˙e nadeszła odwilz˙. Topnieja˛cy s´nieg

oznacza, z˙e droga wkro´tce stanie sie˛ przejezdna. Z

˙

e

nie be˛da˛ juz˙ izolowani od s´wiata. Wraz ze s´niegiem
topniał spoko´j i poczucie bezpieczen´stwa. Nie ma
czasu na wylegiwanie sie˛ w ło´z˙ku, na słodkie lenistwo.
Nalez˙y przygotowac´ sie˛ na najgorsze.

Nad głowa˛przeleciała mu sowa. Usiadła nieopodal,

na gałe˛zi sosny. Hawkiem wstrza˛sna˛ł dreszcz. Rzadko
widywał sowy za dnia. Staraja˛c sie˛ pokonac´ strach,
przypomniał sobie, co o sowach mo´wiła Stara Kobieta.

Według indian´skich wierzen´ sowa to posłaniec

s´mierci. Symbolizuje albo s´mierc´, kto´ra dopiero sie˛
wydarzy, albo dusze˛ człowieka, kto´ry włas´nie umarł.
Hawk nie był pewien, kto´ra˛ z tych dwo´ch rzeczy. Tak
czy inaczej jej pojawienie sie˛ nie oznacza nic dobrego.
Chociaz˙ tylko w połowie był Indianinem, krew indian´-
ska okazała sie˛ silniejsza; z˙adne logiczne argumenty
nie trafiały mu do przekonania.

Wro´cił pos´piesznie do chaty. Musi przygotowac´

Sare˛ na to, co moz˙e sie˛ wydarzyc´. Odwilz˙ bowiem
niesie z soba˛ wielkie zagroz˙enie.

background image

Helikopter zniz˙ył lot nad trawiasta˛ polana˛; z jego

bebecho´w – niczym wne˛trznos´ci z ryby – wypadli
czterej me˛z˙czyz´ni. Wyrzutki społeczen´stwa, groz´ne,
niebezpieczne typy, posłuszne tym, kto´rzy duz˙o płaca˛.
Jeden stał z boku, czekaja˛c, az˙ pozostali trzej zbiora˛
z mokrej ziemi potrzebny sprze˛t. Jego jasne ke˛dzierza-
we włosy ls´niły złocis´cie w porannym blasku słon´ca.
Me˛z˙czyzna przeste˛pował niecierpliwie z nogi na noge˛.
Był wyja˛tkowo przystojny, a promienny us´miech

jeszcze bardziej podkres´lał jego niezwykła˛ urode˛.
Włas´nie ten us´miech zmylił czujnos´c´ tropiciela.

Tropiciela przenikna˛ł dziwny dreszcz, dreszcz wy-

wołany strachem. Patrza˛c w zimne oczy swego zlece-
niodawcy, z trudem powstrzymał sie˛, aby nie rzucic´
sie˛ do ucieczki. Po chwili, chrza˛kaja˛c nerwowo,
wydobył z siebie głos.

– Te˛dy, prosze˛ pana – rzekł. – Wynaja˛łem wo´z

z nape˛dem na cztery koła. Jazda po tym... – wskazał
re˛ka˛na topnieja˛cy s´nieg i mokra˛, błotnista˛ziemie˛ – nie
powinna nam sprawiac´ z˙adnych kłopoto´w.

– Obys´ miał racje˛ – warkna˛ł blondyn, przeszywa-

ja˛c swego rozmo´wce˛ groz´nym wzrokiem. – Stanow-
czo za długo czekam na... na satysfakcje˛. – Us´miech-
na˛ł sie˛ do swoich mys´li. – A jak ci wiadomo, z˙adne
namiastki mnie nie interesuja˛.

background image

ROZDZIAŁ SIO

´

DMY

Zatrzymawszy sie˛ na schodach, przez moment

w milczeniu obserwowała stoja˛cego w oknie Hawka.
Jego nogi i biodra opinały czarne dz˙insy, a szerokos´c´
ramion podkres´lała koszula w czerwono-czarna˛ krat-
ke˛. Czarne włosy opadały na kołnierz.

Przydałyby mu sie˛ postrzyz˙yny, przemkne˛ło Sarze

przez mys´l. Nagle serce podskoczyło jej do gardła,
zobaczyła bowiem przylegaja˛ca˛ do boku Hawka kabu-
re˛. Oplataja˛cy ramie˛ szeroki sko´rzany pas wygla˛dał
złowrogo. Przez chwile˛ Sara zaciskała nerwowo re˛ke˛
na szczotce do włoso´w, zastanawiaja˛c sie˛, czy powin-
na prosic´ Hawka o pomoc, kto´rej potrzebowała. Nie
zda˛z˙yła, bo on, jakby wyczuwaja˛c jej obecnos´c´,
odwro´cił sie˛ od okna.

– O co chodzi? – zapytał włas´ciwie retorycznie, bo

wiedział, dlaczego Sara stane˛ła w połowie schodo´w.

background image

– Czy tez˙ powinnam miec´ pukawke˛? – spytała,

sila˛c sie˛ na nonszalancje˛.

Stara sie˛ byc´ taka dzielna! Słysza˛c jej ton, Hawk nie

mo´gł powstrzymac´ sie˛ od us´miechu.

– A potrafisz strzelac´?
– Nie – odparła po kro´tkim wahaniu, obracaja˛c

szczotke˛ w drz˙a˛cych re˛kach.

– W takim razie nie potrzebujesz broni. Chodz´ do

mnie, malen´ka.

Rozłoz˙ył ramiona, a kiedy zeszła na do´ł, przy-

tulił ja˛ mocno do siebie. Zaciskaja˛c dłonie na
koszuli Hawka, usiłowała czerpac´ odwage˛ z jego
siły.

– Po co ci to? – Wskazał broda˛ na szczotke˛. – Masz

zamiar przełoz˙yc´ zbo´jo´w przez kolano i sprawic´ im
lanie?

Rozbawiło go jej oburzone spojrzenie.
– Ha, ha. Widze˛, z˙e humor ci dopisuje – powie-

działa. – Ale nie zgadłes´. Przez ciebie i to, co ze mna˛
wczoraj wyczyniałes´, zrobił mi sie˛ straszny kołtun na
głowie. Pomoz˙esz mi to rozczesac´? – Odwro´ciła sie˛
tyłem, by miał lepszy doste˛p do spla˛tanych włoso´w.

Nie moga˛c sie˛ oprzec´, wsuna˛ł palce w ls´nia˛ce loki.

Po chwili cofna˛ł re˛ke˛, wzia˛ł od Sary szczotke˛ i delikat-
nymi ruchami zacza˛ł rozczesywac´ włosy, staraja˛c sie˛
nakłonic´ je do posłuszen´stwa.

– Wiesz, z˙e dzis´ Wigilia? – W głosie Sary po-

brzmiewała te˛sknota.

background image

– Z

˙

ałujesz, z˙e nie jestes´ w Dallas? – Musiał zadac´

to pytanie, choc´ obawiał sie˛ odpowiedzi.

– Nie. Tam nikt na mnie nie czeka. Od bardzo

dawna. Mam tylko Rogera... i teraz ciebie.

Jego re˛ce znieruchomiały; po chwili wtulił twarz

w jej włosy.

– Jedyne, czego z˙ałuje˛ – kontynuowała cicho – to

z˙e wmieszałam cie˛ w to wszystko. Gdyby nie ja,
miałbys´ rados´niejsze s´wie˛ta.

– Mylisz sie˛, malen´ka. Ty jestes´ moja˛rados´cia˛. Nie

chciałbym byc´ teraz gdziekolwiek indziej.

– Wiesz, włas´ciwie te˛sknie˛ za jednym. Kocham

przeds´wia˛teczny nastro´j. Przystrajanie domu, pieczenie
ciast. Uwielbiam gotowac´, tyle z˙e rzadko mam na to czas.

– Jestes´ s´wietna˛ kuchareczka˛. A powiedz, jakie

s´wia˛teczne potrawy moz˙na przygotowac´ z mielonej
wołowiny?

Błyskaja˛c w us´miechu ze˛bami, odwro´ciła sie˛, zwi-

ne˛ła dłon´ w pie˛s´c´ i nic nie podejrzewaja˛cemu Haw-
kowi wymierzyła cios prosto w brzuch. Szczotka
poszybowała na drugi koniec pokoju.

– Dowcipnis´ sie˛ znalazł...
W jego oczach zatan´czyły wesołe iskierki, ona zas´

obje˛ła go w pasie i przyłoz˙yła głowe˛ do jego piersi.

– Moz˙e nie be˛da˛ to moje wymarzone s´wie˛ta – sze-

pne˛ła – ale na towarzystwo nie moge˛ narzekac´.
W pewnym sensie nawet ciesze˛ sie˛ z tej całej afery;
gdyby nie ona, nigdy bym cie˛ nie poznała.

background image

Przytulił ja˛ mocniej. To jej dało odwage˛, by dodac´:
– Dzie˛kuje˛ za najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek

dostałam. – Podnio´słszy wzrok, napotkała jego zdzi-
wione spojrzenie.

– Alez˙, malen´ka, niczego ci nie dałem poza powo-

dem do płaczu... no i schronieniem.

– I tu sie˛ mylisz, Hawk. Dałes´ mi miłos´c´.
Wzruszony, przez dłuz˙sza˛ chwile˛ nie mo´gł wydo-

byc´ z siebie głosu. Wpatrzone w niego oczy Sary
wyraz˙ały bezmiar uczucia.

– Saro... Saro... Saro... – Z trudem przełkna˛ł s´line˛.

Gula w gardle nie pozwalała mu mo´wic´. Cofna˛wszy
sie˛ krok, usiadł na ławie pod oknem i przycia˛gna˛ł Sare˛
do siebie. Niemoz˙nos´c´ wydobycia głosu nie prze-
szkodziła mu w złoz˙eniu na jej ustach najsłodszego
pocałunku, jaki kiedykolwiek dane jej było zakosz-
towac´.

– Wesołych s´wia˛t, kochanie – szepne˛ła, obejmuja˛c

Hawka za szyje˛.

Po chwili oboje odwro´cili sie˛ twarza˛ do okna, do

rzeczywistego s´wiata, w kto´rym czaiło sie˛ s´miertelne
niebezpieczen´stwo.

Wyje˛ła z suszarki uprana˛ bielizne˛. Musiała sie˛

czyms´ zaja˛c´, inaczej bała sie˛, z˙e zwariuje.

– Hawk! – zawołała, kieruja˛c sie˛ na go´re˛. – Zmie-

nie˛ ci pos´ciel, dobrze?

Tyle razy ostrzegał ja˛ o zagroz˙eniu, z˙e na wszelki

background image

wypadek informowała go o wszystkich swoich po-
czynaniach, nawet tak drobnych jak przemieszczanie
sie˛ z pokoju do pokoju.

Skina˛ł z us´miechem głowa˛, obserwuja˛c znikaja˛ce

na schodach nogi. Była ro´wnie seksowna widziana
z przodu, co z tyłu. Wtem spostrzegł, z˙e zapas drewna
przy kominku dos´c´ mocno sie˛ skurczył, postanowił
wie˛c go uzupełnic´. Nie ma sensu czekac´, az˙ sie˛
s´ciemni.

Otworzywszy tylne drzwi, nabrał w płuca rzes´kiego

go´rskiego powietrza. Brakowało mu ruchu; zazwyczaj
całe dnie spe˛dzał na zewna˛trz, ale teraz ze wzgle˛du na
Sare˛ starał sie˛ nie wychodzic´ z domu.

Zakla˛ł pod nosem. Zawsze dz´wigał za duz˙o; z˙eby

dziesie˛c´ razy nie chodzic´ tam i z powrotem, brał
wie˛cej, niz˙ mo´gł swobodnie pomies´cic´. Wiedział, z˙e
to bez sensu, ale nie potrafił sie˛ oprzec´. Skoncent-
rowany na tym, by nie upus´cic´ polan, w ostatniej
chwili zauwaz˙ył tocza˛cy sie˛ po ziemi kawałek błysz-
cza˛cego papierka. Papierek zahaczył o lez˙a˛cy na ziemi
stos drewna, po czym pofruna˛ł na wietrze w strone˛
lasu. Dziwne. Jakim sposobem kolorowe opakowanie
po irysach wzie˛ło sie˛ tak wysoko w go´rach? Był to
typowo dziecie˛cy przysmak, a z˙aden z mieszkan´co´w
go´r nie miał dzieci... Nagle Hawk znieruchomiał.
Levette! Levette jest w pobliz˙u. Całym ciałem wy-
czuwał jego obecnos´c´.

Odwro´cił sie˛ i zmruz˙ywszy oczy, zacza˛ł wpatrywac´

background image

sie˛ uwaz˙nie w otaczaja˛ce polane˛ drzewa. Ułamek
sekundy przed tym, jak usłyszał strzał, kula uderzyła
w jedno z polan. Siła raz˙enia była tak duz˙a, z˙e Hawk
stracił ro´wnowage˛; stos drewna rozsypał sie˛, a on sam
zwalił sie˛ na ziemie˛. Zmarnował kilka bezcennych
sekund, usiłuja˛c złapac´ oddech. Z jego ust dobyło sie˛
rze˛z˙enie.

Przypuszczalnie ma złamane z˙ebro.
Po chwili druga kula trafiła w ziemie˛, wzbijaja˛c

fontanne˛ błota. Strzelec celował w miejsce, gdzie
znajdowała sie˛ głowa Hawka. Ten na szcze˛s´cie zda˛z˙ył
wturlac´ sie˛ pod ganek.

Sara usłyszała trzask, jakby zamarznie˛ta gała˛z´

pe˛kła pod cie˛z˙arem lodu i s´niegu. Ale kolejny trzask,
kto´ry nasta˛pił tak szybko po pierwszym, sprawił, z˙e
serce jej zamarło. To nie gała˛z´, to strzały z broni
palnej! Podbiegła do okna, ale widziała jedynie cia˛g-
na˛cy sie˛ bez kon´ca las i topnieja˛cy s´nieg.

– O Chryste! – szepne˛ła. – Zacze˛ło sie˛. – Z najwyz˙-

szym trudem powstrzymała odruch, aby zejs´c´ na do´ł.
– Boz˙e, nie pozwo´l, z˙eby cokolwiek stało sie˛ Haw-
kowi. Zrobie˛ wszystko, o co mnie poprosisz, tylko
niech on z˙yje.

Powtarzała to w mys´lach niczym modlitwe˛.
Rzuciła sie˛ do garderoby i odgarne˛ła na bok

wieszaki, szukaja˛c deski z se˛kiem.

Tu? Nie! Psiakos´c´! Gdzie to jest? Trze˛sła sie˛ jak

osika; ledwo była w stanie sie˛ skupic´. Nerwowo

background image

wodziła dłon´mi po gładkich drewnianych s´cianach,
rozpaczliwie szukaja˛c ciemnego se˛ku, by otworzyc´
skrytke˛ i nadac´ sygnał alarmowy. Nareszcie! Jej
oczom ukazała sie˛ kolekcja broni oraz radio z mruga-
ja˛cym s´wiatełkiem. Po chwili s´wiatełko przestało
mrugac´; pojawił sie˛ cia˛gły błysk. Działa!

Mine˛ło zaledwie kilka sekund pomie˛dzy strzałami

a nadaniem sygnału alarmowego, ale miała wraz˙enie,
jakby upłyne˛ło co najmniej pare˛ godzin. Stała bez ruchu
na s´rodku pokoju, nasłuchuja˛c. Była przeraz˙ona. Marzyła
o tym, aby Hawk wszedł na go´re˛ i oznajmił ze s´miechem,
z˙e zaszła pomyłka. Z

˙

e Roger pewnie udusi ja˛z ws´ciekło-

s´ci za to, z˙e niepotrzebnie wła˛czyła alarm. Ale nic nie
słyszała, nic poza biciem własnego serca. Nie wiedziała,
co robic´. Korciło ja˛, by ruszyc´ na poszukiwanie Hawka,
bała sie˛ jednak, z˙e moz˙e mu tylko przysporzyc´ kłopoto´w.
Z drugiej strony... moz˙e lez˙y ranny na mrozie. Moz˙e
zaraz wykrwawi sie˛ na s´mierc´. Moz˙e...

Panie Boz˙e, błagam cie˛, spraw, by Roger przybył

jak najszybciej! Usiadła na brzegu ło´z˙ka, po czym
zsune˛ła sie˛ na podłoge˛. Czekała na jakis´ znak.

Hawk usiłował przekre˛cic´ sie˛ w ciasnej norze, do

kto´rej sie˛ wczołgał, i wydobyc´ pistolet z kabury. Nie
było łatwo. Kaz˙dy najmniejszy ruch sprawiał mu bo´l,
bolesne było tez˙ oddychanie. Zamkna˛ł na moment
oczy, staraja˛c sie˛ uspokoic´, spowolnic´ bicie serca,
kto´re waliło jak szalone.

background image

Schody prowadza˛ce na ganek utrudniały obserwa-

cje˛ drzew, zza kto´rych padły strzały. Ale, co nie było
bez znaczenia, jednoczes´nie stanowiły osłone˛. Przez
odste˛p mie˛dzy stopniami wpatrywał sie˛ w linie˛ lasu;
liczył, z˙e dostrzez˙e jakis´ ruch, kolorowa˛plame˛, cos´, co
nie pasowałoby do reszty krajobrazu. Miał nadzieje˛, z˙e
Sara usłyszała strzały i wła˛czyła alarm. I z˙e nie
zbiegnie na do´ł, by sprawdzic´, co sie˛ stało.

– Do diabła, Roger! – mrukna˛ł pod nosem. – Gdzie

jestes´? Przeciez˙ ty tez˙ musiałes´ je słyszec´.

Levette wpadł w histerie˛. Na usta wysta˛piła mu

piana, kto´rej strze˛py wypluwał, ilekroc´ zaczynał mo´-
wic´. A mo´wił duz˙o. Przeklinał na czym s´wiat stoi
faceta, kto´ry oddał strzały, i ws´ciekał sie˛ na Hawka, z˙e
nie padł trupem.

– Wiedział! Wiedział, zanim jeszcze pocia˛gna˛łes´

za spust! Skurwysyn! Zasrany Indianiec! Zro´b cos´, do
cholery! Szybko, na co czekasz? Tym razem mi sie˛ nie
wywinie! Tym razem go dopadne˛!

Przez chwile˛ wymachiwał w powietrzu rewolwe-

rem, po czym wycelował go w chate˛. Nagle, us´wiada-
miaja˛c sobie, z˙e z tej odległos´ci niewiele zdziała,
skierował bron´ na wynaje˛tego zbira, kto´ry spudłował.
Ten zbladł jak s´ciana. Jeszcze nigdy nie zetkna˛ł sie˛
z taka˛ furia˛; zmroził go s´miertelny strach. Szef nie
toleruje pomyłek, a on włas´nie popełnił dwie. Kiszki
zacze˛ły mu sie˛ skre˛cac´, zaraz potem po jego nodze

background image

popłyna˛ł ciepły strumien´ moczu. Była to ostatnia rzecz,
jaka˛ poczuł, zanim kula roztrzaskała mu czaszke˛.

W lesie, nieco na prawo od chaty, Hawk usłyszał

kolejny strzał. Wsta˛piła w niego nadzieja. To pewnie
Roger ze swoimi ludz´mi. Lada moment sie˛ wyłoni
i oznajmi, z˙e wszystko jest pod kontrola˛.

Ale minuty mijały, a nikt sie˛ z lasu nie wyłaniał. Hawk

czekał, denerwuja˛c sie˛, z˙e nie moz˙e dotrzec´ do Sary.

Tropiciel usłyszał strzały, po kto´rych nastała cisza.

Potarł z zadowoleniem re˛ce. Dobrze, doskonale!
Wkro´tce be˛dzie po wszystkim; odbiore˛ forse˛ i zmy-
kam z tej cholernej go´ry.

Postanowił ro´wniez˙, z˙e odta˛d be˛dzie trzymał sie˛ jak

najdalej od Levette’a. Gos´c´ zachowuje sie˛ tak, jakby
z˙ycie było mu niemiłe. Jakby da˛z˙ył ku samozagładzie.
Po co ma to ogla˛dac´? Wyszedłszy ze swojej kryjo´wki,
ruszył w strone˛ frontowych drzwi.

Podejrzanie łatwo nam poszło, przemkne˛ło mu

przez mys´l. Nacisna˛ł klamke˛. Tak jak sie˛ spodziewał,
drzwi były zamknie˛te. Z kieszeni kurtki wydobył
sko´rzana˛ kasetke˛, a z niej niewielkie narze˛dzie. Po
chwili cos´ w zamku zgrzytne˛ło i drzwi sie˛ otworzyły.
Wsuna˛ł sie˛ do s´rodka; przez moment stał bez ruchu,
maksymalnie skoncentrowany na swoim otoczeniu.
Czekał, az˙ oczy przyzwyczaja˛ mu sie˛ do panuja˛cego
wewna˛trz po´łmroku. Rozejrzał sie˛: na lewo korytarz,
na prawo pokoje... Nagle z´renice mu sie˛ rozszerzyły.

background image

Wcia˛gaja˛c nozdrzami powietrze, skierował sie˛ na
pie˛tro. Wiedział, z˙e dziewczyna tam sie˛ schowała.

Serce zacze˛ło bic´ mu przys´pieszonym rytmem,

wszystkie zmysły sie˛ wyostrzyły. Sta˛pał bezszelestnie
po twardej ls´nia˛cej posadzce, zostawiaja˛c za soba˛
s´lady błota.

Sara słyszała, jak frontowe drzwi sie˛ otwieraja˛. Strach

przenikna˛ł ja˛do szpiku kos´ci. Potem nastała złowieszcza
cisza. Ktos´, kto przybyłby z odsiecza˛, przeciez˙ by sie˛ nie
skradał! Zrozumiała, z˙e nie ma sensu dłuz˙ej czekac´.
Hawk albo zgina˛ł, albo lez˙y ranny, w przeciwnym razie
przyszedłby po nia˛. Natomiast Roger i jego ludzie
wołaliby ja˛ głos´no od samego wejs´cia.

Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała sie˛ po poko-

ju, szukaja˛c czegos´, co by mogło posłuz˙yc´ jej do
obrony. Nagle przypomniała sobie o garderobie.
W skrytce jest pełno broni. Naładowanej. Jes´li podejda˛
blisko, nie spudłuje˛. A jes´li nawet spudłuje˛, to przynaj-
mniej ich wystrasze˛, pomys´lała.

Przeczołgała sie˛ do garderoby i zno´w zacze˛ła

obmacywac´ s´ciane˛. Za drugim razem poszło znacznie
łatwiej. Juz˙ po chwili jej oczom ukazał sie˛ s´wietnie
zaopatrzony arsenał. Chwyciła rewolwer, kto´ry z wy-
gla˛du wydawał sie˛ najmniej skomplikowany. Wyczoł-
gawszy sie˛, zaje˛ła miejsce w rogu pokoju, twarza˛ do
uchylonych drzwi. Modliła sie˛ w duchu, by rewolwer
nie był zabezpieczony, nie miała bowiem czasu za-
stanawiac´ sie˛, jak go odbezpieczyc´. Na schodach

background image

rozległo sie˛ cichutkie skrzypnie˛cie. Wiedziała, z˙e to
drugi stopien´ od go´ry; tylko on skrzypi.

Drz˙a˛ca˛ re˛ka˛ wycelowała bron´ w drzwi. Z całej siły

powstrzymywała sie˛, z˙eby nie krzykna˛c´.

– Saro... – przemo´wił głos za drzwiami.
Nie odpowiedziała. Pogodziła sie˛ z mys´la˛, z˙e umrze.

Ale nie zamierzała ułatwiac´ tym draniom zadania.

– Nie bo´j sie˛, Saro. Przyszedłem ci pomo´c. Za-

prowadze˛ cie˛ do brata. Czeka na ciebie na dworze.

Kłamiesz, pomys´lała i skierowała lufe˛ w strone˛

głosu. Krew dudniła jej w skroniach. Przełkne˛ła s´line˛;
w ustach całkiem jej zaschło. Roger nikogo by po nia˛
nie przysyłał. Sam by przyszedł. Nie miała co do tego
wa˛tpliwos´ci.

Tropiciel wiedział, z˙e kobieta jest w sypialni.

Wyczuwał jej strach. Ostroz˙nie pchna˛ł szerzej drzwi.
Kula przedziurawiła je na wylot, o mało nie trafiaja˛c
go w twarz. Odskoczył w bok i przywarł płasko do
s´ciany. Huk rozszedł sie˛ po całym domu.

Psiakrew! Ta cholerna dziwka zamierza walczyc´!
Usiłował wzia˛c´ sie˛ w gars´c´. Kiedy robił sie˛ zły,

przestawał mys´lec´ logicznie i popełniał błe˛dy. Pode-
jrzewał, z˙e Sara niezbyt dobrze umie posługiwac´ sie˛
bronia˛, ale z tak bliskiej odległos´ci nie ma to wie˛ksze-
go znaczenia. Postanowił wprowadzic´ nieco zame˛tu:
celuja˛c w sufit, trzykrotnie strzelił przez otwarte
drzwi. Chciał ja˛ dopas´c´ z˙ywa˛, ale oczywis´cie nie
kosztem własnego zdrowia.

background image

Sara wrzasne˛ła przeraz˙ona; na głowe˛ posypały sie˛ jej

kawałki tynku. Zamrugała, daremnie pro´buja˛c chronic´
oczy przed drobinkami pyłu. Jak przez mgłe˛ zobaczyła
postac´, kto´ra wpadła do pokoju i stane˛ła na wprost niej.

– Oddaj rewolwer, Saro – rozkazał me˛z˙czyzna.
Na jej twarzy pojawił sie˛ wyraz buntu. Me˛z˙czyzna

przestał sie˛ us´miechac´. Nie takiej reakcji sie˛ spodziewał.

– Twoje niedoczekanie! – szepne˛ła.
Wymachuja˛c bronia˛, z przyjemnos´cia˛ obserwowała

grymas niezadowolenia na obliczu intruza.

– Ostroz˙nie! – krzykna˛ł.
Wpadł w popłoch. Widział palec Sary zaciskaja˛cy

sie˛ na spus´cie. Wyobraził sobie, jak w mroz´ne popołu-
dnie kona zastrzelony na szczycie go´ry w Oklahomie.
Cholera jasna! Mo´gł sie˛ tego spodziewac´. Sara Beau-
dry nie nalez˙y do kobiet, kto´re płacza˛, błagaja˛c
o litos´c´. Popełnił bła˛d, a Levette nie wybacza błe˛do´w.

Zacze˛ła sie˛ wolno cofac´ w strone˛ drzwi. Bron´ wcia˛z˙

trzymała skierowana˛ w obcego. Była juz˙ prawie na
zewna˛trz, gdy ten wycelował i strzelił. Kula roztrzas-
kała framuge˛. Tym razem na szyje˛ i policzki Sary
posypał sie˛ deszcz drzazg.

Sara odwro´ciła sie˛, upus´ciła rewolwer i przycis-

na˛wszy re˛ce do twarzy, rzuciła sie˛ pe˛dem na do´ł.
Z głowy i czoła lała sie˛ jej krew.

– Zupełnie jak na filmach – mrukna˛ł tropiciel,

ruszaja˛c w pos´cig za ofiara˛.

Podcia˛ł jej nogi, gdy wbiegała do salonu. Zwaliła

background image

sie˛ na podłoge˛, jakby ktos´ dywan spod niej wyszarp-
na˛ł. Me˛z˙czyzna pokiwał z satysfakcja˛ głowa˛, po czym
pochylił sie˛ i zarzucił ja˛ na ramie˛ niczym wo´r kartofli.
Zadowolony z siebie, wyszedł ze swoim łupem na
chłodne powietrze.

Na dz´wie˛k pierwszego strzału, jaki rozległ sie˛

wewna˛trz, Hawk rozejrzał sie˛ nerwowo. Dlaczego nie
nadchodzi pomoc? Nie moga˛c dłuz˙ej wytrzymac´
i ignoruja˛c bo´l, kto´ry przeszywał go przy kaz˙dym
ruchu, wyczołgał sie˛ spod ganku i z pistoletem w re˛ce
wspia˛ł po schodach. Trzy kolejne strzały oddane jeden
po drugim sprawiły, z˙e padł na brzuch. Lez˙ał na
podłodze, tuz˙ przy drzwiach kuchennych, za kto´rymi
– ale gdzie? – znajdowała sie˛ Sara.

Zacza˛ł obrzucac´ przeklen´stwami Levette’a, Firme˛

i los. W tym momencie Sara wydała z siebie przeraz´-
liwy krzyk. Kiedy usłyszał w jej głosie strach, ogarna˛ł
go szał. Poderwawszy sie˛, z furia˛ chwycił klamke˛
i wpadł do s´rodka. Przewro´cił sie˛. Pistolet wypadł mu
z re˛ki. Na drzwi posypał sie˛ grad kul. Kłucie w z˙ebrach
dosłownie go obezwładniło. Na moment pociemniało
mu w oczach; bał sie˛, z˙e straci przytomnos´c´.

– Do diabła! Jes´li wczes´niej nie były złamane, to

teraz na pewno sa˛.

Ostroz˙nie przyłoz˙ył dłon´ do obolałej klatki piersio-

wej. Kopna˛wszy drzwi, z wysiłkiem dz´wigna˛ł sie˛ na
nogi. Ockna˛ł sie˛, słysza˛c głos´ny tupot na schodach.
Niewiele sie˛ zastanawiaja˛c, chwycił lez˙a˛cy w rogu

background image

pistolet i pomkna˛ł przez kuchnie˛ do salonu. Wszystko
razem trwało kilka sekund – o kilka za duz˙o. Przez
okno salonu zobaczył me˛z˙czyzne˛ z przerzucona˛ przez
ramie˛, nieprzytomna˛ Sara˛; szedł przez podwo´rze
w strone˛ drogi prowadza˛cej do miasteczka.

Hawk trza˛sł sie˛ z ws´ciekłos´ci, patrza˛c, jak kobieta,

kto´ra nadała sens jego z˙yciu, powoli znika mu z oczu.
Czuł sie˛ całkowicie bezradny. Nawet nie mo´gł strzelic´
do łajdaka, kto´ry ja˛ porwał, bo niechca˛cy mo´głby
trafic´ w Sare˛.

Zostało jedno wyjs´cie. Wiedział, z˙e nie moz˙e liczyc´

na pomoc Firmy. Raz to uczynił... Wzdrygna˛ł sie˛.
Nigdy nie zapomni, czym to sie˛ skon´czyło. Nie, Sara
nie podzieli losu Marli.

Wybiegł na dwo´r i nie mys´la˛c o własnym bezpie-

czen´stwie, poda˛z˙ył szybko za oddalaja˛cym sie˛ me˛z˙-
czyzna˛. Jedna mys´l kołatała mu po głowie. Jez˙eli
wyjdzie z tego cało, zabije Harrisa. Nie daruje mu!
Udusi go własnymi re˛kami. Albo nie. Rozszarpie na
kawałki, kto´re naste˛pnie porozrzuca po Kiamichi.
Tak, tak be˛dzie lepiej.

Na zmiane˛ wpatrywał sie˛ to w plecy człowieka,

kto´ry unosił Sare˛, to w linie˛ drzew otaczaja˛cych
polane˛. Gdzie, do licha, jest wsparcie?

background image

ROZDZIAŁ O

´

SMY

– Mamy trzech, kapitanie Beaudry.
Młody energiczny me˛z˙czyzna z tygodniowym za-

rostem kucna˛ł koło swego dowo´dcy. Nalez˙ał do
szes´cioosobowej grupy znanej w Firmie jako Bandyci
Beaudry’ego. Chociaz˙ tylko Roger Beaudry miał
skon´czona˛ trzydziestke˛, wszyscy bez wyja˛tku byli
ekspertami w swej dziedzinie.

– Dwaj schwytani, jeden zabity. Ale nie przez nas.

Musiał sie˛ komus´ bardzo narazic´.

Mo´wił z akcentem typowym dla mieszkan´co´w

Tennessee. Roger przyjrzał sie˛ swemu kompanowi.
Rzadko sie˛ zdarzało, by chłopak ze wsi w Tennessee,
strzelaja˛cy z wiatro´wki do wiewio´rek, przyjechał do
Waszyngtonu, zacia˛gna˛ł sie˛ do elitarnej jednostki,
wiatro´wke˛ zamienił na karabin maszynowy i urza˛dzał
polowania na ludzi.

background image

– Widział ktos´ Levette’a? – W głosie Rogera

wyczuwało sie˛ napie˛cie.

– Martin zameldował pojawienie sie˛ dwo´ch osob-

niko´w. Jeden z bronia˛ zbliz˙ał sie˛ do chaty od strony
po´łnocnej, drugi wszedł do s´rodka frontowymi
drzwiami.

– Szlag by to trafił! – zezłos´cił sie˛ Roger. – Ja-

kim cudem zdołali przedrzec´ sie˛ przez nasze szere-
gi?

– Nie jestem pewien, kapitanie, ale jeden z nich to

dos´wiadczony z˙ołnierz. Porusza sie˛ bezgłos´nie, zacie-
raja˛c za soba˛ s´lady. O! Niech pan spojrzy. Ktos´
wychodzi z domu...

Z chaty wyszedł me˛z˙czyzna niosa˛cy przerzucone

przez ramie˛ bezwładne ciało kobiety. Młodzieniec
unio´sł zdziwiony brwi, kiedy kapitan Beaudry ni sta˛d,
ni zowa˛d pus´cił barwna˛ wia˛zanke˛ przeklen´stw.

– To Sara – wyjas´nił po chwili Roger. – Sukinsyn

ma moja˛ siostre˛. W dodatku nie moz˙emy do niego
strzelac´. Moglibys´my ja˛ trafic´.

– Kapitanie! Meldunek...
W radiu rozległy sie˛ trzaski, a po chwili jeden

z Bandyto´w dyz˙uruja˛cych po drugiej stronie polany
oznajmił szybko:

– Kapitanie! Wysoki blondyn wybiega z lasu po

pan´skiej prawej re˛ce. Kieruje sie˛ ku drodze.

Roger Beaudry wydał swoim ludziom nowe polece-

nia, po czym rozła˛czył sie˛.

background image

– Travis – zwro´cił sie˛ do kucaja˛cego obok mło-

dzien´ca. – Jestes´ najlepszym strzelcem w Firmie.

– Tak jest, panie kapitanie! – Młodzieniec skina˛ł

głowa˛. Wiedział, z˙e nikt lepiej od niego nie potrafi
posługiwac´ sie˛ bronia˛. Włas´nie dlatego został Ban-
dyta˛. Jes´li chodzi o celnos´c´ strzało´w, z˙aden z tysie˛cy
pracowniko´w Firmy nie mo´gł sie˛ z nim ro´wnac´.

– Musisz działac´ szybko i sprawnie – cia˛gna˛ł

Roger. – Postaraj sie˛ dogonic´ gos´cia, kto´ry ma moja˛
siostre˛. Jez˙eli facet połoz˙y ja˛ na ziemi, jez˙eli wykona
jakikolwiek ruch, kto´ry... – Urwał.

– Rozumiem, kapitanie – oznajmił Travis.
Młody Bandyta nie miał zamiaru ryzykowac´, gdy

w gre˛ wchodziło z˙ycie niewinnej kobiety. Ale nie
zamierzał tez˙ pozwolic´, aby ktokolwiek skrzywdził
siostre˛ kapitana. Moz˙e nie be˛dzie miał sposobnos´ci
oddania strzału. Jez˙eli jednak strzeli, to na pewno
celnie.

Przygla˛daja˛c sie˛ młodzien´cowi, jego bystrym

oczom, z kto´rych wyzierała odwaga, rozsa˛dek i pew-
nos´c´ siebie, Roger zdał sobie sprawe˛, z˙e Travis to jego
jedyna nadzieja. Hawkowi najwyraz´niej musiało sie˛
przydarzyc´ cos´ złego, w przeciwnym razie Levette nie
dopadłby Sary.

– No dobra. Ruszaj, Travis. Powodzenia.
– Dzie˛ki, kapitanie. Postaram sie˛ pana nie zawies´c´.
Akurat w to Roger nie wa˛tpił.
Dz´wigna˛wszy sie˛ z kucek, Travis ruszył przed

background image

siebie. We˛drował mie˛dzy drzewami, w tym samym
kierunku co Levette i me˛z˙czyzna niosa˛cy Sare˛. Po
dwo´ch czy trzech minutach zobaczył, z˙e tamci przy-
staja˛ na skraju drogi.

Roger odprowadził go wzrokiem. Nagle serce

zabiło mu mocniej. Mimo chłodnego go´rskiego po-
wietrza czuł, jak pot spływa mu po plecach. Hawk! Co
on najlepszego wyprawia? Szedł od strony chaty, nie
przejmuja˛c sie˛ tym, z˙e moz˙e byc´ zauwaz˙ony. Cholera
jasna, na pewno kumple Levette’a spostrzega˛ go,
zanim tu dojdzie! Nawet z tej odległos´ci widac´ było,
z˙e jest ranny.

Roger Beaudry wbiegł w ga˛szcz drzew. Biegna˛c,

wydawał przez radio nowe rozkazy.

Levette zachichotał z uciechy. Indianin nie zda˛z˙ył

dobiec; pchna˛ł drzwi, po czym zwalił sie˛ na podłoge˛.

– Mam go! – krzykna˛ł. – Trafiłem! Tym razem

trafiłem drania!

Obejrzał sie˛ za siebie, oczekuja˛c pochwały czy

gratulacji, ale nikt mu nie bił braw; nikogo w pobliz˙u
nie było. Miotaja˛c przeklen´stwa, cisna˛ł bron´ na ziemie˛
i ruszył w strone˛ frontowych drzwi chaty. Na widok
tropiciela z łupem pokiwał z zadowoleniem głowa˛.

– S

´

wietnie – powiedział pod nosem. – Nareszcie ja˛

złapał. Nie tylko ja dzis´ odniosłem sukces.

Tropiciel nio´sł dziewczyne˛ przerzucona˛przez ramie˛.

Spostrzegłszy nadchodza˛cego Levette’a, zawołał:

background image

– Mam ja˛! – Wyszczerzył szeroko ze˛by.
Levette wycia˛gna˛ł re˛ke˛ i pogładził zwisaja˛ce bez-

władnie ciało.

– Dobrze sie˛ spisałes´ – rzekł, us´miechaja˛c sie˛

błogo. – Teraz szybko do samochodu. Ktos´ mo´gł
usłyszec´ strzały i jeszcze zechce sprawdzic´, co sie˛
dzieje. Zawołaj ludzi. Mam to, po co przyjechałem.

Tropiciel dał ludziom Levette’a umo´wiony znak,

po czym odwro´cił sie˛ i ruszył w strone˛ lasu, gdzie
czekał ukryty ws´ro´d krzako´w wo´z terenowy. Ciało
dziewczyny zaczynało mu cia˛z˙yc´. Wiedział, z˙e Sara
wkro´tce odzyska przytomnos´c´ i z˙e zanim to sie˛ stanie,
musi dotrzec´ do wozu. Ma tam w torbie ro´z˙ne
przydatne rzeczy, na przykład zastrzyk, po kto´rym
zasypia sie˛ na pare˛ godzin...

– Nadbiegaja˛ – rzucił przez ramie˛, słysza˛c odgłos

zbliz˙aja˛cych sie˛ kroko´w. Nagle szo´stym zmysłem
wyczuł, z˙e to wcale nie ludzie Levette’a. Byłoby to
zbyt pie˛kne i proste. – Niech pan uwaz˙a! – krzykna˛ł.

Nie puszczaja˛c Sary, usiłował sie˛ szybko obro´cic´.

Nie zda˛z˙ył w pore˛, aby powstrzymac´ Hawka. Levette
osuna˛ł sie˛ na ziemie˛ powalony ciosem w tył kolan.

Roger gnał ile sił w nogach. Wiedział, z˙e nie zdoła

pomo´c przyjacielowi; dzieli ich zbyt duz˙a odległos´c´.
Jego obawy potwierdziły sie˛, gdy wyłonił sie˛ zza ke˛py
drzew i zobaczył, jak Hawk rzuca sie˛ na Levette’a.

Tropiciel poczuł, z˙e dziewczyna odzyskuje przyto-

mnos´c´. Juz˙ nie zwisała tak bezwładnie jak przed

background image

paroma minutami. Rozejrzał sie˛ pos´piesznie, wypat-
ruja˛c wspo´lniko´w, ale nikogo nie dojrzał.

– Co, u licha...
Zamierzał połoz˙yc´ ja˛ na ziemi, z˙eby przyjs´c´ z po-

moca˛ Levette’owi, kiedy nagle zreflektował sie˛, z˙e to
zły pomysł. Sara stanowi tarcze˛ ochronna˛, a on jest
bardzo ostroz˙nym człowiekiem. Wie˛c stał w miejscu
i patrzył, jak Levette walczy z pote˛z˙nie zbudowanym
Indianinem. Tarzali sie˛ w błocie, zawzie˛cie usiłuja˛c
zdobyc´ przewage˛ nad przeciwnikiem.

Mine˛ło kilka sekund, odka˛d Hawk zaatakował

Levette’a, choc´ jemu wydawało sie˛, z˙e walka trwa od
wielu godzin. Nie zwaz˙aja˛c na bo´l, kto´ry rozsadzał mu
klatke˛ piersiowa˛, z całej siły zaciskał re˛ce na szyi
wyrywaja˛cego sie˛ wroga.

Levette wiedział, z˙e przegrywa. Jego siła tkwiła

w głowie, w umieje˛tnos´ci obmys´lania zła, w przebieg-
łos´ci i zamiłowaniu do okrucien´stwa, a nie w mie˛s´-
niach. Czuł, z˙e zaczyna brakowac´ mu tchu, z˙e energia
z niego odpływa. Postanowił podja˛c´ jeszcze jedna˛
pro´be˛, by sie˛ oswobodzic´. Zamachna˛ł sie˛, dz´gaja˛c
Hawka łokciem w z˙ebra. I wtem stał sie˛ cud – był
wolny.

Hawk pus´cił szyje˛ wroga i chwycił sie˛ za bok. Na

skutek przenikliwego bo´lu pociemniało mu w oczach.
Modlił sie˛, z˙eby nie stracic´ przytomnos´ci.

Levette patrzył z niedowierzaniem, jak jego s´mier-

telny wro´g zastyga bez ruchu. Ws´ciekłos´c´ na jego

background image

twarzy usta˛piła miejsca rados´ci. Hawk oczywis´cie
tego nie widział. Nie widział tez˙, jak Levette podnosi
sie˛ z ziemi, wycia˛ga rewolwer i celuje. Nagle, poprzez
kłe˛by mgły, kto´ra otaczała go ze wszystkich stron,
usłyszał huk wystrzału. Otworzył oczy; starał sie˛ nie
mys´lec´ o bo´lu, kto´ry przyprawiał go o mdłos´ci, lecz
skoncentrowac´ sie˛ na tym, co sie˛ dzieje.

Miał wraz˙enie, z˙e wszystko odbywa sie˛ w zwol-

nionym tempie. Kiedy rozległ sie˛ strzał, Levette
obro´cił sie˛, zaskoczony zacisna˛ł re˛ke˛ na ramieniu
i krzykna˛ł ,,Nie!’’, po czym zataczaja˛c sie˛, zrobił kilka
kroko´w do tyłu. Chwile˛ po´z´niej runa˛ł ze zbocza,
wybieraja˛c droge˛ na skro´ty.

Tropiciel widział, jak obcy celuje i strzela, słyszał,

jak ciało Levette’a toczy sie˛ w do´ł po ge˛sto poros´-
nie˛tym zboczu, i poczuł smak strachu. Beaudry! Miało
go tu nie byc´. To przez niego wybuchła cała afera;
podobno posiadał informacje na temat Levette’a. Na
co komu dziewczyna, jes´li Beaudry zameldował
o wszystkim swoim przełoz˙onym? Cholera jasna!

Ogarne˛ła go ws´ciekłos´c´. Tylko niepotrzebnie traci

czas. Szlag by trafił Levette’a! Wtem cos´ go tkne˛ło;
zdał sobie sprawe˛ z własnego połoz˙enia. Ro´z˙ne mys´li
kołatały mu po głowie. Co w obecnej sytuacji powi-
nien zrobic´? Rzucic´ dziewczyne˛ na ziemie˛ i wzia˛c´
nogi za pas? Czy zaryzykowac´ i odpowiadac´ przed
sa˛dem za porwanie?

Decyzje˛ podje˛ła za niego Sara, kto´ra zacze˛ła sie˛

background image

wiercic´, usiłuja˛c sie˛ oswobodzic´. Poczuł, jak zsuwa
mu sie˛ z ramienia. Po chwili został bez swojej tarczy
ochronnej.

Roger! Dzie˛ki Bogu, pomys´lał Hawk. Tym razem

Firma go nie zawiodła. Raptem spostrzegł, z˙e Sara
odzyskuje przytomnos´c´. Nareszcie! Uratuje ja˛! Stara-
ja˛c sie˛ nie mys´lec´ o bo´lu, kto´ry zaraz przeszyje go na
wylot, skoczył w przo´d i pochwycił dziewczyne˛,
zanim ta osune˛ła sie˛ na ziemie˛.

Bandyta z Tennessee wreszcie miał okazje˛ wyko-

nac´ rozkaz swojego dowo´dcy.

Roger z satysfakcja˛ pokiwał głowa˛. Travis nie

spudłował. Facet, kto´ry chciał uprowadzic´ Sare˛, padł
jak długi, twarza˛ prosto w błoto.

– Tu kapitan Beaudry – oznajmił, podnio´słszy

radio do ust. – Brawo, Travis. S

´

wietnie sie˛ spisałes´.

Wezwij helikopter. Mamy rannych. – Na moment
zamilkł. Wzia˛ł głe˛boki oddech, potem wolno wypus´cił
powietrze. – W porza˛dku, chłopcy. To juz˙ koniec.
Zbieramy sie˛.

Czubkiem buta tra˛cił lez˙a˛ce nieruchomo ciało.

Z kieszeni wysypała sie˛ gars´c´ iryso´w.

– No prosze˛, amator słodyczy.
Wzruszywszy ramionami, pos´pieszył do Sary

i Hawka, całkiem nies´wiadom roli, jaka˛ te cukierki,
a raczej ich barwne opakowania, odegrały w ostatecz-
nej poraz˙ce wroga.

Sara czuła, jak zsuwa sie˛ z ramienia swego porywa-

background image

cza, i wiedziała, kto ja˛ złapał, zanim ujrzała jego
twarz. Rados´c´ przepełniła jej serce.

– Hawk! Boz˙e! Bałam sie˛, z˙e nie z˙yjesz. Hawk!

– Zarzuciła mu re˛ce na szyje˛ i łkaja˛c, raz po raz
powtarzała jego imie˛.

– Cii, malen´ka. Cii... – Pro´bował ja˛ uspokoic´,

a jednoczes´nie nie zemdlec´ z bo´lu, kto´ry narastał
z kaz˙da˛sekunda˛. – Nie płacz. Juz˙ po wszystkim. Pokaz˙
mi sie˛... – Delikatnie usiłował rozples´c´ jej re˛ce. – Saro,
kochanie, chce˛ zobaczyc´, co ci te dranie zrobiły.

Wreszcie go pus´ciła. Ostroz˙nie połoz˙ył ja˛ na ziemi.

Szloch zamienił sie˛ w czkawke˛, po chwili je˛kne˛ła
głos´no. W szoku nie czuła bo´lu, teraz szok powoli
uste˛pował...

Piekł ja˛ policzek; wydawało jej sie˛, z˙e płonie

z˙ywym ogniem. Przysune˛ła re˛ke˛. Był lepki i spuch-
nie˛ty. Zacisna˛wszy ze˛by, zacze˛ła obmacywac´ miejsce,
kto´re bolało najbardziej – tuz˙ przy linii włoso´w.

– Nie ruszaj, Saro – szepna˛ł, odcia˛gaja˛c jej dłon´.
Napotkała wzrok Hawka i az˙ sie˛ przestraszyła,

widza˛c wyraz zatroskania w jego oczach. Po chwili
zobaczyła krew na swoich palcach. Broda zacze˛ła jej
drz˙ec´. Z całej siły starała sie˛ nie wpas´c´ w panike˛. Nie
było łatwo, zwłaszcza gdy w oczach brata wyczytała
identyczny wyraz zatroskania.

Roger był bliski załamania. Na widok poharatanej

twarzy siostry zrobiło mu sie˛ niedobrze. Rany boskie,
twarz jest jej narze˛dziem pracy. Włas´nie twarza˛ Sara

background image

zarabiała na z˙ycie. Skarcił sie˛ w duchu za uz˙ywanie
czasu przeszłego. Sara wyzdrowieje, rany sie˛ zagoja˛.
Najwaz˙niejsze jest to, z˙e z˙yje.

Pochyliwszy sie˛, us´cisna˛ł ja˛ mocno za lepka˛ od

krwi re˛ke˛, chca˛c dodac´ jej otuchy.

– Myszko, to ja. Roger – powiedział. – Nic ci nie

be˛dzie, zobaczysz. Helikopter jest juz˙ w drodze i zaraz
sie˛ toba˛ zajmie lekarz. Na szcze˛s´cie to tylko za-
drapania. Miałas´ duz˙o paskudniejsze rany, kiedy zle-
ciałas´ z gruszy w krzaki jez˙yn. Pamie˛tasz?

Us´miechaja˛c sie˛ słabo, skine˛ła głowa˛. Wiedziała

jednak, z˙e twarz ma w opłakanym stanie. Roger nigdy
nie potrafił dobrze kłamac´. Postanowiła spytac´ Haw-
ka; on powie jej prawde˛, bez wzgle˛du na to, jak bardzo
ta prawda byłaby przykra.

Przeniosła spojrzenie z jednego me˛z˙czyzny na

drugiego i nagle zamarła z przeraz˙enia. Hawk ot-
worzył szeroko usta, usiłuja˛c nabrac´ powietrza. Z jego
gardła wydobył sie˛ ochrypły je˛k. Zamkna˛ł oczy. Bo´l
rozprzestrzeniał sie˛, ogarniaja˛c całe ciało. Serce, płu-
ca... Nawet mrugnie˛cie powieka˛ sprawiało bo´l. Jak
przez mgłe˛ słyszał ogłuszaja˛cy warkot helikoptera,
kto´ry zniz˙ał lot. Ale wiedział, z˙e dla niego be˛dzie za
po´z´no. Obraz przed oczami zacza˛ł sie˛ zamazywac´,
potem wszystko pociemniało.

Upadł na ziemie˛ z imieniem Sary na ustach.
Nie słyszał jej rozdzieraja˛cego krzyku ani pod-

niesionego głosu Rogera, kto´ry wydawał rozkazy:

background image

kolegom – z˙eby wsadzili rannych do helikoptera
i uprza˛tne˛li martwe ciała, pilotowi – z˙eby leciał prosto
do szpitala Dallas Memorial.

Nie słyszał nic, nie widział nic, ale na szcze˛s´cie

ro´wniez˙ nic nie czuł.

Pobyt w izbie przyje˛c´ był prawdziwym koszmarem.

Natychmiast po wyla˛dowaniu Roger pokazał ochro-
niarzom swoja˛ legitymacje˛ i poprosił ich o pomoc. Bał
sie˛, z˙e jez˙eli dziennikarze wywe˛sza˛, z˙e Sara Beaudry
wro´ciła do miasta, w dodatku z groz´nymi ranami
twarzy, nie dadza˛ jej spokoju – be˛da˛ dzien´ i noc
warowac´ przed szpitalem. Z Hawkiem miał inny
problem: oto´z˙ lekarze nie chcieli zaja˛c´ sie˛ nieprzytom-
nym człowiekiem, kto´ry nie posiadał rodziny.

Roger przeczesał re˛ka˛ włosy i westchna˛ł zniecierp-

liwiony. Zawsze dota˛d uwaz˙ał, z˙e to instytucje rza˛do-
we sa˛ zbiurokratyzowane, okazało sie˛ jednak, z˙e
szpitale ro´wniez˙. Jeszcze nigdy w z˙yciu nie był tak
bliski zrobienia awantury w miejscu publicznym.
Rejestratorke˛ miał ochote˛ udusic´ własnymi re˛kami.

– Przykro mi... – rzekła, patrza˛c na niego ponad

okularami. – Takie mamy przepisy. Ktos´ musi pod-
pisac´ sie˛ za chorego... byc´ za niego odpowiedzialny.

– Przeciez˙ powiedziałem, z˙e podpisze˛ – warkna˛ł

Roger, ledwo nad soba˛ panuja˛c.

– Wiem, ale pana podpis nie wystarczy. To musi

byc´ pracodawca albo ktos´ z rodziny... Przykro mi.

background image

I nagle za plecami usłyszał znajomy głos. Roger

posłusznie odsuna˛ł sie˛ na bok i pozwolił swojej małej
siostrzyczce rozstawic´ wszystkich po ka˛tach.

Sara wygla˛dała strasznie i tak tez˙ sie˛ czuła. Głowa

pe˛kała jej z bo´lu. Twarz i dłonie pokrywała zaschnie˛ta
krew. Ale przynajmniej stała na własnych nogach,
mo´wienie nie przysparzało jej kłopotu, mogła spraw-
nie mys´lec´... A mys´lała wyła˛cznie o nieprzytomnym
Hawku.

– Przepraszam najmocniej. – Wyniosły ton Sary

kontrastował z jej wygla˛dem. – Chce˛, z˙eby natych-
miast zaje˛to sie˛ tym człowiekiem. Jez˙eli w cia˛gu
minuty nie zostanie przyje˛ty do szpitala, zaskarz˙e˛ do
sa˛du zaro´wno pania˛, jak i wszystkich pracowniko´w
Dallas Memorial. Czy wyraz˙am sie˛ dostatecznie jas-
no?

Nawet salowy, kto´ry mył nieopodal podłoge˛, pod-

nio´sł głowe˛.

– Ale... ale... – wydukała zmieszana rejestratorka

– przepisy mo´wia˛...

Sie˛gne˛ła do zawieszonej nad kontuarem po´łki.

Zanim zda˛z˙yła podnies´c´ lez˙a˛ca˛ tam ksia˛z˙ke˛, po´łka
wraz z zawartos´cia˛ wyla˛dowała na podłodze.

– Przepisy? – zezłos´ciła sie˛ Sara. – Pani s´mie

powoływac´ sie˛ na przepisy? – Mo´wiła coraz bardziej
podniesionym głosem. – Czy pani wie, kim ja jestem?

Kobieta pokre˛ciła przecza˛co głowa˛, domys´laja˛c

sie˛, z˙e informacja ta zostanie jej zaraz udzielona.

background image

– Nazywam sie˛ Sara Beaudry...
Akurat w tym momencie na ekranie stoja˛cego na

kontuarze małego przenos´nego telewizora pojawiła
sie˛ jedna z reklam jaguaro´w, w kto´rej wysta˛piła. Sara
wskazała palcem na ekran.

– Prosze˛, to ja. A on... – obro´ciła sie˛, wskazuja˛c

broda˛ na nieruchoma˛ postac´ Hawka – jest mo´j. Jez˙eli
natychmiast sie˛ nim nie zajmiecie, zwołam konferen-
cje˛ prasowa˛ i szpital długo nie odzyska dobrego
imienia.

Roger je˛kna˛ł w duchu i zrezygnowany oparł sie˛

o s´ciane˛. Wszystko zepsuła! On staje na głowie, z˙eby
zachowac´ jej toz˙samos´c´ w tajemnicy, a ona nie tylko
sie˛ przedstawia, ale w dodatku ucieka sie˛ do szantaz˙u.

– Alez˙ oczywis´cie, panno Beaudry. Przepraszam,

nie zorientowałam sie˛, z˙e nalez˙y pani do rodziny
chorego. – Rejestratorka posłała Rogerowi oskarz˙y-
cielskie spojrzenie, jakby jego winiła za zaistniałe
nieporozumienie. – Gdyby zechciała sie˛ pani tu pod-
pisac´...

Sara złoz˙yła podpis na najwaz˙niejszym dokumen-

cie swojego z˙ycia.

Dopiero gdy upewniła sie˛, z˙e Hawkowi zape-

wniono najlepsza˛ moz˙liwie opieke˛, przytuliła sie˛
do brata i s´wiadoma tego, z˙e poharatana twarz
moz˙e oznaczac´ koniec kariery, zacze˛ła rozpaczliwie
szlochac´. Na szcze˛s´cie wkro´tce pojawił sie˛ młody
lekarz o pose˛pnym obliczu, łagodnym spojrzeniu

background image

i delikatnych dłoniach, kto´ry szybko zdołał nad nia˛
zapanowac´. Usuwaja˛c drzazgi z policzko´w i szyi, cały
czas przemawiał do niej niskim, uspokajaja˛cym gło-
sem i zapewniał, z˙e po ranach nie be˛dzie s´ladu.

– Sam miałem o wiele gorsze – wyznał, przemy-

waja˛c s´rodkiem odkaz˙aja˛cym pieka˛ca˛ twarz Sary
– kiedy spadłem z konia.

– Zna pan mojego brata? – Przyjrzała mu sie˛

z zaciekawieniem. – Bo pocieszacie mnie niemal
w identyczny sposo´b.

Lekarz nie odpowiedział; skupiony na pracy, jedy-

nie us´miechna˛ł sie˛ pod nosem.

– Saro, prosze˛ cie˛, pozwo´l mi sie˛ odwiez´c´ do

domu.

Ona jednak nie miała zamiaru ruszyc´ sie˛ z miejsca.

Siedziała milcza˛ca, w zaciemnionym pokoju, od czasu
do czasu usiłuja˛c wygodnie podwina˛c´ pod siebie nogi
i za kaz˙dym razem przekonuja˛c sie˛, z˙e zwłaszcza
osoba długonoga nie moz˙e zaznac´ wygody na twar-
dym szpitalnym fotelu. Ale na wszelkie namowy, aby
spe˛dzic´ noc w normalnym ło´z˙ku, pozostawała głucha.
Wiedziała, z˙e bez Hawka nie opus´ci szpitala, on zas´
wcia˛z˙ nie odzyskał przytomnos´ci.

Trzymaja˛c go za re˛ke˛, uwaz˙nie wpatrywała sie˛ jego

twarz; czekała na jakis´ znak, z˙e zaczyna sie˛ budzic´.

– Tak wiele wycierpiał – powiedziała, zwracaja˛c

sie˛ do brata. – Wczes´niej przez innych, teraz przez

background image

nas... Ale to juz˙ koniec. Dopilnuje˛, aby nikt wie˛cej go
nie skrzywdził.

Roger stana˛ł w nogach ło´z˙ka i przez chwile˛ z zadu-

ma˛ spogla˛dał na lez˙a˛ca˛ nieruchomo postac´. Staraja˛c
sie˛ pohamowac´ złos´c´, wsuna˛ł re˛ce do kieszeni spodni.

– Mylisz sie˛, Saro. To nie my jestes´my winni jego

obraz˙en´, lecz Levette.

Sara podniosła wzrok. Sama była nieprzytomna

tylko przez kilka minut – odka˛d przeciwnik powalił ja˛
w salonie, gdy pro´bowała uciec, do momentu, gdy
Hawk ja˛ złapał, zanim upadła na ziemie˛. Niewiele
brakowało, aby w tym kro´tkim czasie jej s´wiat przestał
istniec´. A jej s´wiat składał sie˛ z dwo´ch oso´b: brata
i tego pote˛z˙nie zbudowanego me˛z˙czyzny, kto´ry lez˙ał
bez ruchu, przykryty białym przes´cieradłem.

Wstała z fotela i przecia˛gne˛ła sie˛, usiłuja˛c rozluz´nic´

napie˛te mie˛s´nie szyi i barko´w. Przyłoz˙ywszy re˛ke˛ do
obandaz˙owanego policzka, skrzywiła sie˛ z bo´lu. Sta-
nem twarzy nie przejmowała sie˛. Obejrzała rany,
zanim je opatrzono, i wiedziała, z˙e wie˛kszos´c´ zagoi
sie˛, nie pozostawiaja˛c blizn.

Prawde˛ mo´wia˛c, zaskoczyła ja˛ własna oboje˛tnos´c´

wobec odniesionych ran. Ba˛dz´ co ba˛dz´ to dzie˛ki swej
pie˛knej twarzy odniosła sukces w s´wiecie mody.
Jednakz˙e w obecnej chwili nie mys´lała o wygla˛dzie;
wszystkie jej mys´li koncentrowały sie˛ na człowieku,
kto´ry zawładna˛ł jej sercem.

– O Boz˙e, Roger, a jes´li sie˛ nie obudzi?

background image

Widział, z˙e siostra jest bliska załamania nerwowe-

go, ale nie potrafił jej pocieszyc´. Szcze˛s´cie Sary
zalez˙ało od tego, czy Hawk wyzdrowieje. Miał cztery
pe˛knie˛te z˙ebra, ale lekarz zapewnił ich, z˙e nie doszło
do uszkodzenia z˙adnych narza˛do´w wewne˛trznych.
Waz˙ny był odpoczynek. Powro´t do zdrowia to kwestia
czasu i włas´ciwej opieki. Niestety, Sara nie grzeszyła
nadmierna˛ cierpliwos´cia˛.

Teraz pochyliła sie˛ nad ło´z˙kiem, pilnuja˛c sie˛, z˙eby

nie dotkna˛c´ bandaz˙y, i odgarne˛ła Hawkowi z twarzy
kosmyk włoso´w.

– Przydałby mu sie˛ fryzjer – szepne˛ła, ledwo

powstrzymuja˛c sie˛ od płaczu.

– Saro...
Roger z zatroskaniem wpatrywał sie˛ w siostre˛.
– Słucham?
Odwro´ciła sie˛.
– Kochasz go?
Nawet sekundy sie˛ nie wahała, zreszta˛ wcale sie˛

tego nie spodziewał. Odgadł odpowiedz´, zanim Sara
otworzyła usta.

– Czy go kocham? Nie wiem, czy słowami moz˙na

wyrazic´ to, co czuje˛. – Łzy napłyne˛ły jej do oczu,
kiedy tak stała, spogla˛daja˛c na wolno unosza˛ca˛ sie˛
i opadaja˛ca˛ klatke˛ piersiowa˛. – Chce˛ dla niego z˙yc´,
Roger. Jes´li na tym polega miłos´c´, to tak, kocham go.
Jest moja˛ druga˛ połowa˛. Na mys´l o tym, z˙e mo´głby
umrzec´... po prostu nie wyobraz˙am sobie...

background image

W okamgnieniu znalazł sie˛ przy siostrze. Pamie˛ta-

ja˛c o jej sin´cach i ranach, obja˛ł ja˛ czule, choc´ z typowa˛
dla siebie niezdarnos´cia˛.

Hawk najpierw usłyszał głos Sary, a dopiero

po´z´niej us´wiadomił sobie, co powiedziała. Ogarne˛ło
go wzruszenie. Jeszcze przez chwile˛ tkwił bez
ruchu, pro´buja˛c opanowac´ emocje, po czym wark-
na˛ł:

– Mam nadzieje˛, koles´, z˙e jestes´ Roger, bo jak nie,

to ci morde˛ obije˛.

Mo´wił ochryple, niewyraz´nie, ale najwaz˙niejsze

było to, z˙e go zrozumieli. Odskoczyli od siebie
i zdumieni wytrzeszczyli oczy.

Otrza˛sna˛wszy sie˛ z szoku, Sara rozcia˛gne˛ła wargi

w us´miechu, ale zaraz skrzywiła sie˛ z bo´lu.

– Jak miło słyszec´ znajoma˛ groz´be˛ – zaz˙artował

Roger, oddychaja˛c z ulga˛.

Hawk zrewanz˙ował mu sie˛ ironicznym us´miechem.
– Kochanie! Obudziłes´ sie˛! Dzie˛ki Bogu. Jak sie˛

czujesz? Czy bardzo jestes´ obolały? Zawołam piele˛g-
niarke˛...

– Saro, chodz´ tutaj. – Poklepał ło´z˙ko koło siebie.
Kiedy usiadła posłusznie, delikatnie pogładził ja˛ po

twarzy. W jego oczach wyczytała niewypowiedziane
pytanie.

– Nic mi nie be˛dzie. Słowo honoru – zapewniła go.

– To powierzchowne rany. Naprawde˛. Lekarz przy-
kleił mi te wszystkie opatrunki, bo chciał sie˛ pokazac´

background image

od jak najlepszej strony. Ale to i tak nie zmieni mojej
opinii o tym szpitalu.

Zdziwiony z˙arem w jej głosie, Hawk unio´sł pytaja˛-

co brwi, po czym spojrzał na Rogera.

– Przegapiłem cos´ ciekawego?
– Moz˙na by tak rzec. – Roger przezornie usuna˛ł sie˛

w bok, unikaja˛c tym samym wymierzonego w kostke˛
kopniaka. – Poniewaz˙ troszke˛ za długo zwlekali
z przyje˛ciem cie˛ na oddział, nasz kocurek niemal
wydrapał im oczy.

– Saro... miałas´ jeden z tych swoich atako´w furii?

– spytał Hawk. Pows´cia˛gna˛ł s´miech, wiedza˛c, z˙e nie
obejdzie sie˛ bez straszliwego bo´lu.

– Ktos´ musiał sie˛ o ciebie zatroszczyc´, wie˛c zgłosi-

łam sie˛ na ochotnika – wyjas´niła. – Powiedziałam im,
z˙e jestes´ mo´j i z˙e maja˛ sie˛ toba˛ natychmiast zaja˛c´.

Poczuł dławienie w gardle.
– Powiedziałas´, z˙e jestem two´j? – spytał szeptem.
– Tak – odparła zdecydowanie.
Przez moment czekała na sprzeciw, zastanawiaja˛c

sie˛, co powinna wtedy uczynic´. Juz˙ dos´c´ miała jego
le˛ko´w i wahan´ spowodowanych głupota˛ oraz zachłan-
nos´cia˛ innej kobiety. Nagle wystraszyła sie˛; serce
zacze˛ło jej walic´ nieprzytomnie. Psiakos´c´, Mackenzie
Hawk, tylko nie zamknij sie˛ znowu w swojej skorupie!

– A powiedziałas´, z˙e ty jestes´ moja? Co?
Boz˙e, spraw, aby to nie był sen, pomys´lała, a w od-

powiedzi pokre˛ciła głowa˛.

background image

– W takim razie czym pre˛dzej ogłos´ to wszem

wobec, bo inaczej ja to zrobie˛. Nie z˙ycze˛ sobie budzic´
sie˛ i widziec´, jak moja˛ kobiete˛ obs´ciskuje jakis´
łapserdak...

Zanim dokon´czył, padła mu w ramiona.
Roger uznał, z˙e czas najwyz˙szy zostawic´ ich sa-

mych. Musi pogadac´ z Bandytami, wypytac´ ich
o szczego´ły, nim złoz˙y raport. Wigilia w tym roku nie
nalez˙ała do zbyt udanych, ale wszystko wskazuje na
to, z˙e s´wie˛ta be˛da˛ wspaniałe.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY

Pocia˛gne˛ła usta szminka˛. Umieje˛tne nałoz˙enie ma-

kijaz˙u na twarz, kto´ra˛ wcia˛z˙ zdobiły plastry, było nie
lada sztuka˛. Cofne˛ła sie˛ kilka kroko´w od lustra, by
z nieco wie˛kszego dystansu obejrzec´ swoje dzieło,
i us´miechne˛ła sie˛, wyobraz˙aja˛c sobie reakcje˛ Hawka.
Dotychczas widział ja˛ w dz˙insach, dzis´ jednak oczy
wyjda˛ mu na wierzch.

Zastosowała sztuczke˛ dobrze znana˛w s´wiecie mody.

Wady ukrywa sie˛ poprzez uwypuklenie zalet. Nikt nie
be˛dzie patrzył na podrapana˛ twarz, kiedy dziewczyna
ma tak ls´nia˛ce, ge˛ste włosy i zapieraja˛ca˛dech sukienke˛.

Rozmys´lania Sary przerwał telefon. Wznosza˛c

oczy do nieba, westchne˛ła zniecierpliwiona i zawołała
do Rogera:

– Mo´głbys´ odebrac´? Z nikim nie zamierzam dzis´

rozmawiac´. Chce˛ jak najszybciej dotrzec´ do szpitala.

background image

Dzis´ wypisywano do domu Hawka i zalez˙ało jej, by

przybyc´ punktualnie. Pierwszy dzien´ s´wia˛t i trzy
czwarte drugiego spe˛dziła przy ło´z˙ku ukochanego.
Wreszcie zaro´wno Hawk, jak i Roger zacze˛li nalegac´,
by wro´ciła do siebie. Posłuchała. Miło było spe˛dzic´
noc wygodnie we własnym ło´z˙ku, ale brakowało jej
Hawka. Szybko stał sie˛ niezbe˛dnym elementem jej
z˙ycia, ro´wnie nieodzownym jak powietrze, kto´rym
oddychała. Dlatego tak bardzo spieszyła sie˛ z po-

wrotem do Dallas Memorial. Te˛skniła za Hawkiem.
Chciała zabrac´ go do domu. Juz˙, natychmiast.

Wbiegła do salonu i obro´ciła sie˛; do´ł kro´ciutkiej

sukienki zawirował woko´ł jej ud.

– No i jak wygla˛dam? – spytała, czekaja˛c na

komplement.

Roger wcia˛z˙ rozmawiał przez telefon; z trudem

zmusił wargi do us´miechu i unio´sł do go´ry kciuk,
pokazuja˛c Sarze, z˙e prezentuje sie˛ wspaniale.

Była tak podniecona, z˙e kiedy sie˛ rozła˛czył, nawet

nie zwro´ciła uwagi na jego marsowa˛ mine˛. Zerkne˛ła
po raz ostatni do lustra i pogratulowała sobie w duchu.
Burza rudych loko´w opadaja˛cych na ramiona i plecy
oraz miedziana w kolorze sukienka z jedwabiu opina-
ja˛ca ciało niczym druga sko´ra idealnie spełniały swoje
zadanie. Ciekawa była, jak Hawk zareaguje.

Roger z mieszanymi uczuciami obserwował siost-

re˛. Stro´j, kto´ry miała na sobie, działał na wyobraz´nie˛
i zmysły.

background image

– Oj, byłabym zapomniała! – Pognała do sypialni,

ska˛d po chwili wro´ciła z ogromna˛ torba˛ w jednej re˛ce
i bez˙owym płaszczem z kaszmiru w drugiej. – Po-
spiesz sie˛, braciszku – ponagliła go, jakby to ona od
paru godzin czekała na niego, a nie odwrotnie. – Be˛-
dziesz musiał robic´ za moja˛ obstawe˛. Na parkingu
zebrał sie˛ dziki tłum. Wiesz, gdybym wiedziała, z˙e
niezapowiedziane zniknie˛cie przynosi taki rozgłos,
moz˙e bym wczes´niej o tym pomys´lała.

Przybrawszy groz´na˛ mine˛, Roger wyprowadził

siostre˛ na zewna˛trz. Przez cała˛ droge˛ do samochodu
osłaniał ja˛ ramieniem. Mine˛li liczne grono jej sym-
patyko´w i po chwili, z piskiem opon, wyjechali
z terenu osiedla.

Sara uniosła zdziwiona brwi, ale była na tyle

rozsa˛dna, z˙e nie powiedziała nic na temat sposobu,
w jaki brat prowadził auto.

– Zawsze o tym marzyłem. Z

˙

eby siedza˛c za kiero-

wnica˛ jaguara, dac´ gaz do dechy – rzekł z us´miechem,
staraja˛c sie˛ nie popsuc´ Sarze humoru.

Tak wiele ostatnio przeszła. Cieszył sie˛, z˙e zno´w

promienieje rados´cia˛. Z

˙

e pomie˛dzy nia˛ a Hawkiem

rozkwita miłos´c´. Dobrze znał Hawka, wiedział, jakim
jest wspaniałym facetem, miał jedynie nadzieje˛, z˙e
siostrze uda sie˛ go przy sobie zatrzymac´.

– Panno Beaudry, panno Beaudry! – zawołał

dziennikarz, brutalnie podtykaja˛c Sarze pod nos mik-

background image

rofon. – Czy mogłaby nam pani zdradzic´ cos´ na
temat swojego tajemniczego zniknie˛cia? Kra˛z˙a˛ plot-
ki, z˙e pro´bowano pania˛ porwac´. Czy to prawda?
Czy człowiek, kto´ry pani towarzyszy, to ochro-
niarz?

Jak przystało na profesjonalistke˛, Sara us´miechne˛ła

sie˛ promiennie. Przeszkolona przez Rogera, dokładnie
wiedziała, co moz˙e powiedziec´, a czego nie wolno jej
mo´wic´.

– Jak widzicie – rzekła, zwracaja˛c sie˛ do wszyst-

kich – miałam wypadek, ale zapewniam was, z˙e rany
nie sa˛ groz´ne. Ot, zwykłe dras´nie˛cia. A człowiek,
kto´ry mi towarzyszy – wzie˛ła Rogera pod ramie˛
– troszczy sie˛ o moje bezpieczen´stwo, ale jako brat,
a nie ochroniarz.

– Brat? Panno Beaudry, panno Beaudry! Kra˛z˙a˛ tez˙

plotki, z˙e systematycznie odwiedza pani w szpitalu
me˛z˙czyzne˛, kto´ry na pewno nie jest pani bratem. Czy
moz˙e to pani skomentowac´? Czy ktos´ był z pania˛,
kiedy miała pani ten wypadek? Czy...

Sara westchne˛ła w duchu, usta jednak wcia˛z˙ trzy-

mała rozcia˛gnie˛te w us´miechu. Najche˛tniej powie-
działaby dziennikarzom, co moga˛ zrobic´ ze swoimi
pytaniami, ale wiedziała, z˙e nie moz˙e. Jak lubił
powtarzac´ jej menadz˙er Morty: Przedstawicieli prasy
lepiej nie antagonizowac´.

– Prosze˛, nie me˛czcie mnie dłuz˙ej. Nic wie˛cej nie

mam w tej chwili do powiedzenia. Jes´li jednak

background image

pozwolicie mi wejs´c´, moz˙ecie sie˛ po´z´niej przyssac´ do
mojego nie-brata.

Toruja˛c droge˛ ws´ro´d mikrofono´w, łokci i kamer,

Roger doszedł do drzwi szpitala i wcia˛gna˛ł do s´rodka
Sare˛.

– Ta˛ dziwna˛ uwaga˛ o nie-bracie jedynie rozbudzi-

łas´ ich ciekawos´c´. Rzuca˛ sie˛ jak se˛py na biednego
Hawka.

– Nie martw sie˛. Hawk sobie z nimi poradzi. Jak

tylko kto´rys´ podsunie mu pod nos mikrofon, otrzyma
najkro´tsza˛ odpowiedz´, jaka˛ w z˙yciu słyszał. I be˛dzie
miał szcze˛s´cie, jes´li mikrofon nie wyla˛duje na jego
głowie.

Wyobraz˙aja˛c sobie taki scenariusz, wybuchne˛ła

wesołym s´miechem, po czym natychmiast skrzy-
wiła sie˛ z bo´lu. Cia˛gle zapominała o tym, z˙e
dopo´ki rany sie˛ nie zagoja˛, powinna sie˛ kontro-
lowac´.

Serce biło jej szybko. Wysiadaja˛c z windy, musiała

sie˛ powstrzymac´, by nie rzucic´ sie˛ biegiem. Kiedy
jednak zbliz˙yła sie˛ do dyz˙urki piele˛gniarek i zobaczyła
podniecone twarze, us´wiadomiła sobie, z˙e chyba za
długo guzdrała sie˛ w domu. Hawk od dawna goto´w jest
do wyjs´cia i bardzo sie˛ niecierpliwi.

– Panno Beaudry! Dzie˛ki Bogu, z˙e juz˙ pani przyje-

chała! – Z pokoju Hawka wyłoniła sie˛ młodziutka
salowa ze sterta˛ kolorowych pism w re˛ku. – Pan Hawk
jest... jest nieco zirytowany. Pani obecnos´c´ na pewno

background image

podziała na niego koja˛co. To znaczy, chyba... – doda-
ła, patrza˛c na kusa˛ sukienke˛ Sary. Po chwili oblała sie˛
rumien´cem.

– Panno Walker... – Oddziałowa skarciła dziew-

czyne˛ wzrokiem. – Prosze˛ natychmiast wro´cic´ do
pracy.

Kiedy salowa, rumienia˛c sie˛ jeszcze bardziej, po-

s´piesznie oddaliła sie˛ korytarzem, oddziałowa wre˛-
czyła Sarze plik papiero´w, po czym chwyciła wo´zek
inwalidzki i nie ogla˛daja˛c sie˛ za siebie, poda˛z˙yła
w strone˛ pokoju Hawka.

– Czekalis´my na pania˛ – oznajmiła, us´miechaja˛c

sie˛ pod nosem. – Okazuje sie˛, z˙e pan Hawk nie ma
ubrania. Powiedział, z˙e nie opus´ci pokoju, dopo´ki mu
sie˛ czegos´ nie dostarczy.

– O Boz˙e! – je˛kne˛ła Sara. – Chciałam przybyc´

wczes´niej, tyle z˙e na dole zebrał sie˛ taki tłum... Chwile˛
trwało, zanim zdołałam sie˛ przecisna˛c´. Przepraszam.

– Och, to nie mnie powinna pani przepraszac´. Nie

ja mam podły humor. – Postawiła wo´zek tuz˙ za
drzwiami. – Wypis trzyma pani w re˛ku. Prosze˛ mnie
zawołac´, kiedy be˛da˛ pan´stwo gotowi do wyjs´cia.
Zwioze˛ pacjenta na do´ł, kiedy go pani udobrucha...

– Zaczekam tutaj – mrukna˛ł Roger, siadaja˛c na

wo´zku.

– Tcho´rz – szepne˛ła Sara i pchne˛ła drzwi.
Hawk stał przy oknie, zwro´cony do niej plecami.

Miał na sobie spodnie od przydziałowej szpitalnej

background image

piz˙amy, mno´stwo bandaz˙y i nic wie˛cej. Słysza˛c
otwieraja˛ce sie˛ drzwi, nawet sie˛ nie obejrzał.

– Odmawiam! – warkna˛ł. – Nie chce˛ juz˙ z˙adnych

badan´! Z

˙

adnych zastrzyko´w! Z

˙

adnych ka˛pieli! Czy

wyraz˙am sie˛ jasno?

– Najzupełniej, kochanie – rzekła Sara.
Odwro´cił sie˛, uradowany jej obecnos´cia˛. I otworzył

szeroko oczy. Długo i z niedowierzaniem wpatrywał
sie˛ w kobiete˛, kto´ra weszła do pokoju. Miał wraz˙enie,
z˙e s´ni. Była zjawiskowo pie˛kna.

– Sara? – spytał oszołomiony.
– Te˛skniłes´ za mna˛? – Podeszła bliz˙ej.
Za toba˛? Nie wiem, odpowiedział w mys´lach.

Te˛skniłem za dawna˛ Sara˛. Ciebie nie znam.

Nie mo´gł oderwac´ od niej wzroku. Kim jestes´,

s´liczna czarodziejko?

Obje˛ła go za szyje˛. Po chwili poczuł na policzku jej

chłodne, mie˛kkie usta. Przycia˛gna˛ł ja˛ do siebie, za-
mkna˛ł oczy, po czym wolno przesuna˛ł re˛ka˛ po jej
biodrach. Przylgne˛ła do niego z całej siły. Us´miechna˛ł
sie˛ w duchu. Tak, to jest jego Sara.

– Masz jakis´ problem? – spytała z błyskiem w oku.
– Owszem. Jeden. Ale chyba wolałbym go nie

rozwia˛zywac´ w tym pokoju. Brak tu intymnos´ci.

Przycisna˛ł wargi do jej ust. Nogi miała jak z waty.

Tula˛c sie˛ do Hawka, odwzajemniała jego pocałunki.
Gładziła go po plecach, dopo´ki nagle nie trafiła na
bandaz˙e.

background image

– Ojej! – Odskoczyła. – Zupełnie zapomniałam.

Bardzo cierpisz?

Czekała z niepokojem na odpowiedz´. Nie chciała,

aby z jej powodu cokolwiek go bolało.

– Oj, bardzo. Nie czujesz? – spytał szeptem,

pocieraja˛c biodrami o jej biodra.

Ogarne˛ło ja˛ podniecenie.
– Czuje˛ – przyznała.
Zadowolony z siebie, wyszczerzył w us´miechu

ze˛by. Po chwili potarł broda˛ o jej włosy, wcia˛gaja˛c
w nozdrza ich s´wiez˙y zapach.

– Hm, pachniesz wspaniale, wygla˛dasz fantastycz-

nie. Ciekawe, czy... – Zmarszczywszy czoło, zamys´lił
sie˛.

Popatrzyła na niego pytaja˛co.
– Co masz pod ta˛ sukienka˛?
– Wie˛cej niz˙ ty pod piz˙ama˛.
Usiadł na parapecie i rozłoz˙ył bezradnie re˛ce.
– Faktycznie. Punkt dla ciebie. Poddaje˛ sie˛.
Zmruz˙yła oczy.
– Tak? No dobrze. Moz˙emy spro´bowac´ ponownie

w domu.

Mo´wia˛c o domu, przypomniała sobie, co Hawk

powiedział, mianowicie z˙e nie wyjdzie bez ubrania.
Czym pre˛dzej sie˛gne˛ła po torbe˛, kto´ra stała pod s´ciana˛.

– Roger wybrał sie˛ wczoraj po zakupy. Twoje

rzeczy nie nadawały sie˛ do noszenia. Były podarte,
zakrwawione...

background image

Przycisne˛ła torbe˛ do piersi. Na sama˛ mys´l o tym,

co przez˙yli w go´rach Kiamichi, zrobiło sie˛ jej
słabo.

– Przestan´, Saro. Było, mine˛ło i juz˙ sie˛ nie po-

wto´rzy. Dopilnuje˛, z˙ebys´ nigdy wie˛cej tak nie cier-
piała. Przyrzekam.

Us´miechne˛ła sie˛ nies´miało. Nie czekaja˛c, az˙ mu ja˛

poda, Hawk sam wyja˛ł torbe˛ z jej ra˛k. Miał serdecznie
dos´c´ szpitala. Ubrawszy sie˛, wskazał Sarze drzwi.

Oddziałowa przegoniła Rogera z wo´zka i skine˛ła

zache˛caja˛co na Hawka. Ten, ku zdumieniu wszyst-
kich, posłusznie zaja˛ł miejsce i pozwolił sie˛ odwiez´c´
do holu. Goto´w był spełnic´ kaz˙de z˙yczenie pracow-
niko´w szpitala, byleby jak najszybciej znalez´c´ sie˛ poza
jego terenem. Niestety, nie przewidział, z˙e na dole
be˛dzie sie˛ kłe˛bił dziki tłum. Uwaga, jaka˛ Sara rzuciła
na odchodnym, zaintrygowała dziennikarzy; chcieli
zobaczyc´ człowieka, kto´ry oswoił ich Teksaskiego
Kocurka.

– Cholera – mrukna˛ł na widok przyklejonych do

szyby twarzy.

Podnio´słszy sie˛ z wo´zka, wbił oskarz˙ycielskie

spojrzenie w Sare˛, kto´ra stała z podejrzanie niewinna˛
mina˛.

– No dobrze, do boju – powiedział Roger.
– Poczekaj – powstrzymała go Sara. – Mam pros´-

be˛. Morty przysłał limuzyne˛. I słusznie, bo lepiej, z˙eby
Hawk z połamanymi z˙ebrami nie wciskał sie˛ do

background image

sportowego auta. Wie˛c gdybys´ mo´gł odstawic´ mojego
jaguara na parking...

Rozes´miała sie˛, widza˛c rados´c´ na twarzy brata.

Uwielbiał jaguary.

Hawk miał ochote˛ chwycic´ Sare˛ za re˛ke˛ i rzucic´ sie˛

pe˛dem przez tłum, jednakz˙e bandaz˙e woko´ł z˙eber
przypominały o tym, z˙e musi chodzic´ wolnym, dostoj-
nym krokiem.

– Co sie˛ odwlecze, to nie uciecze – mrukna˛ł,

ujmuja˛c Sare˛ za łokiec´. – Przyznaj sie˛, malen´ka, cos´ ty
naopowiadała tym se˛pom?

Na zewna˛trz panowało istne pandemonium. Błys-

kały flesze, trzaskały migawki, padały dziesia˛tki py-
tan´. Hawk osłaniał Sare˛, staraja˛c sie˛ nie dopus´cic´ do
tego, aby ja˛ zgnieciono lub stratowano. Szła bez
słowa. Jej milczenie wydało mu sie˛ dziwne; domys´lił
sie˛, z˙e poddaje go jakiejs´ pro´bie.

Dopiero po minucie czy dwo´ch dziennikarze zo-

rientowali sie˛, z˙e me˛z˙czyzna towarzysza˛cy Sarze nie
odpowiedział na z˙adne z ich pytan´. Z kamiennym
wyrazem twarzy przeciskał sie˛ przez tłum, własnym
ciałem ochraniaja˛c dziewczyne˛.

Sara rozpoznała to spojrzenie i odetchne˛ła z ulga˛.

Z oczu Hawka wyczytała determinacje˛. Wiedziała, z˙e
poradzi sobie z ta˛ ciz˙ba˛.

Jeden wyja˛tkowo natre˛tny dziennikarz podsuna˛ł

mu mikrofon niemal pod nos. Hawk zmierzył faceta
lodowatym wzrokiem, po czym spytał:

background image

– Czy to jest jadalne?
– Słucham? No, nie... ska˛dz˙e... – Dziennikarz

dukał, zaskoczony niedorzecznos´cia˛ pytania.

– W takim razie natychmiast zabierz mi to pan

sprzed nosa.

Kłada˛c re˛ke˛ na ramieniu Hawka, Sara zwro´ciła sie˛

do zgromadzonych dziennikarzy:

– Panie i panowie, przedstawiam pan´stwu Mac-

kenziego Hawka, kto´remu zawdzie˛czam z˙ycie i kto´ry
zdobył moje serce.

Ws´ro´d zebranych przeszedł szmer. W tym momen-

cie Hawk posłał Sarze szelmowski us´miech i to
wystarczyło; nikt juz˙ sie˛ nie zastanawiał, czym ten
wysoki, pote˛z˙nie zbudowany me˛z˙czyzna uja˛ł naj-
popularniejsza˛ kobiete˛ w Teksasie. Facet był boski!
Pio´ra poszły w ruch; zadawano pytania, notowano
odpowiedzi, zapisywano pierwsze wraz˙enia.

– Panie Hawk, co pana ła˛czy z panna˛ Beaudry?
– Na razie nic – odparł z ironicznym us´miechem.

– Jedynym człowiekiem, z kto´rym ła˛cza˛ panne˛ Beau-
dry wie˛zy pokrewien´stwa, jest jej brat. – Wskazał za
siebie na Rogera, kto´ry stał oparty o s´ciane˛, ze
znudzona˛ mina˛ przygla˛daja˛c sie˛ zbiegowisku.

– Moz˙e nieco inaczej sformułuje˛ pytanie. Czy jest

pan jej nowym me˛z˙czyzna˛?

Sara wstrzymała oddech; czekała z niepokojem na

odpowiedz´ Hawka, ale niczego po sobie nie dawała
poznac´.

background image

– Nie, nie jestem jej nowym me˛z˙czyzna˛. Jestem jej

jedynym me˛z˙czyzna˛.

Odpowiedz´ została doceniona. Rozległy sie˛ okla-

ski, okrzyki aprobaty. Czuja˛c, jak Sara s´ciska go za
łokiec´, mrugna˛ł do niej porozumiewawczo.

Codziennie odkrywała inne strony tego tajemnicze-

go, zamknie˛tego w sobie me˛z˙czyzny, kto´rego tak
bardzo kochała. Zastanawiała sie˛, jakie jeszcze cechy
ukrywa przed nia˛.

Widziała, z˙e powoli zaczyna tracic´ cierpliwos´c´. Z

˙

e

nadmiar pytan´ go me˛czy. Wycia˛gne˛ła głowe˛ i roze-
jrzała sie˛ wkoło, szukaja˛c samochodu, kto´ry miał po
nich przyjechac´. Stoja˛cy przy limuzynie Morty poma-
chał do niej; domys´lił sie˛, z˙e Sara ze swoim przyjacie-
lem gotowi sa˛ ruszyc´ w dalsza˛ droge˛.

– Panie Hawk, ostatnie pytanie! – zawołał najbar-

dziej natre˛tny spos´ro´d dziennikarzy, ponownie pod-
tykaja˛c Hawkowi pod nos mikrofon.

Hawk westchna˛ł głe˛boko i az˙ skrzywił sie˛ z bo´lu.
– Słucham? – warkna˛ł.
– Jakie pan´stwo maja˛ plany na przyszłos´c´? Czy

zamierza pan pos´lubic´ panne˛ Beaudry, czy tez˙ z˙yc´
z nia˛ na kocia˛ łape˛?

Brak taktu pytaja˛cego zezłos´cił Hawka i zdumiał

reszte˛ dziennikarzy. Nie okazuja˛c zdenerwowania ani
irytacji, Hawk zwro´cił sie˛ do impertynenta:

– Załoz˙e˛ sie˛, z˙e nalez˙y pan do tego typu ludzi,

kto´rzy czytaja˛ ostatni rozdział ksia˛z˙ki, zanim ja˛ kupia˛,

background image

a potem nie maja˛ z˙adnej niespodzianki. A jes´li chodzi
moje zamiary... co´z˙, to nie pan´ski interes.

Zgromadzony tłum ponownie nagrodził Hawka

oklaskami, po czym rozsta˛pił sie˛, robia˛c mu przejs´cie.
Sara poprowadziła Hawka w strone˛ swojego menadz˙e-
ra, kto´ry cierpliwie czekał przy wynaje˛tej limuzynie.

– Chryste! – Z westchnieniem ulgi Hawk usiadł na

wygodnym sko´rzanym siedzeniu i wycia˛gna˛ł przed
siebie nogi.

– Byłes´ wspaniały, naprawde˛ s´wietnie sobie pora-

dziłes´ – powiedziała Sara, zajmuja˛c miejsce obok.
– Swoja˛ droga˛, przepraszam cie˛ za to wszystko.
– Wskazała re˛ka˛ na rozchodza˛cych sie˛ do aut dzien-
nikarzy. – Niestety to stały element mojego z˙ycia.
Bałam sie˛, z˙e na wies´c´ o koczuja˛cych na parkingu
tłumach po prostu mnie rzucisz, dlatego cie˛ wczes´niej
nie uprzedzałam.

W jej oczach pojawił sie˛ wyraz niepewnos´ci.

Ignoruja˛c Morty’ego, Hawk ostroz˙nie przytulił ja˛ do
siebie. Limuzyna wła˛czyła sie˛ w ruch.

– Miałbym rzucic´ mojego kocurka? – Pocałował

Sare˛ w usta. – Och, ty głuptasie. Jestes´ całym moim
s´wiatem. Jeszcze tego nie wiesz?

Oparła głowe˛ na jego piersi. Słysza˛c miarowe bicie

serca, us´miechne˛ła sie˛ do siebie. Ogarne˛ła ja˛ błogos´c´.

Morty’ego natomiast ogarniał coraz wie˛kszy

strach, czuł bowiem, jak Sara Beaudry, jego najlepiej
zarabiaja˛ca modelka, powoli wymyka mu sie˛ z ra˛k.

background image

– Dzie˛ki za pomoc, Morty – powiedziała, przery-

waja˛c jego rozmys´lania. – Mam nadzieje˛, z˙e tak jak
prosiłam, zerwałes´ kontrakty, kto´rych termin realiza-
cji sie˛ zbliz˙ał? Zreszta˛ jestem przekonana, z˙e z˙aden ze
sponsoro´w nie chciałby wybrakowanego towaru – do-
dała, przykładaja˛c dłon´ do pokiereszowanej twarzy.

Hawk nie odezwał sie˛; gne˛biły go wyrzuty sumie-

nia, z˙e nie zdołał zapewnic´ Sarze bezpieczen´stwa,
i dre˛czył niepoko´j o jej dalszy los.

– Wszystko pozałatwiałem, skarbie – odparł mene-

dz˙er. – Ale o nic sie˛ nie martw. Nadal jestes´ popularna,
ta sprawa jedynie rozbudziła ciekawos´c´ naszych zle-
ceniodawco´w. Be˛da˛ chcieli zobaczyc´ na własne oczy,
jak sie˛ prezentujesz, i zobacza˛ istote˛ ro´wnie pie˛kna˛
i zachwycaja˛ca˛, jak dawniej. Bez s´lado´w blizn na
twarzy. Wiem, co mo´wie˛.

Poufałym gestem, tak jak to robił dziesia˛tki razy

w przeszłos´ci, poklepał Sare˛ po kolanie. Szybko jednak
cofna˛ł re˛ke˛, sprawdzaja˛c, czy wcia˛z˙ ma wszyst-
kie palce.

Spojrzenie, jakie posłał mu wielki Indianin, sprawi-

ło, z˙e niemal zamarł z przeraz˙enia. A niech go szlag,
pomys´lał Morty, us´wiadamiaja˛c sobie, jaki wpływ na
z˙ycie Sary be˛dzie miało pojawienie sie˛ w nim Mac-
kenziego Hawka. Nerwowo zacza˛ł sie˛ zastanawiac´,
kim mo´głby Sare˛ zasta˛pic´. Ale w swojej skromnej
stajni nie miał innych modelek, kto´re doro´wnywałyby
jej uroda˛ i talentem.

background image

Dojechali na miejsce. Patrza˛c, jak Sara wysiada

z limuzyny i zmysłowym krokiem oddala sie˛ do drzwi,
wiedział, z˙e jest niezasta˛piona.

Mieszkanie Sary było takie, jak sobie wyobraz˙ał.

Takie jak ona. Pogodne, przestronne, zache˛caja˛ce.
Dominowały bez˙e i bra˛zy, chociaz˙ gdzieniegdzie
wzrok przycia˛gały jaskrawe plamy błe˛kitu i zieleni.
Duz˙e wygodne meble zapraszały do wypoczynku,
a mie˛kkie puszyste dywany do chodzenia boso.

Hawk oparł głowe˛ o wezgłowie kanapy i zamkna˛ł

oczy, usiłuja˛c skupic´ sie˛ na przepełniaja˛cych go
emocjach. Gło´wnie odczuwał spoko´j, zadowolenie.
Dziwne to było – on, człowiek z˙yja˛cy w samotnos´ci, nie
garna˛cy sie˛ do ludzi, wcale nie te˛sknił za swoim małym,
zamknie˛tym s´wiatem i nie marzył o samotnos´ci. Teraz
jego mys´li i marzenia obracały sie˛ woko´ł Sary. Widział
jej twarz, czuł jej ciało, pamie˛tał jej reakcje na jego
dotyk. Uzupełniali sie˛, stanowili jednos´c´.

Kanapa lekko sie˛ ugie˛ła – po tym poznał, z˙e Sara

usiadła obok. Usiadła ostroz˙nie, aby nie otrzec´ sie˛
o jego z˙ebra, nie sprawic´ mu bo´lu. Po chwili poczuł,
jak delikatnie gładzi go po wewne˛trznej stronie uda.
Odruchowo napia˛ł mie˛s´nie. Musi ja˛ powstrzymac´, bo
inaczej...

Zacisna˛ł re˛ke˛ na jej dłoni, zanim zawe˛drowała

w niebezpieczne rejony, i otworzywszy oczy, utkwił
wzrok w jej twarzy. Sara. Jest taka pie˛kna, taka

background image

dzielna. I tak bardzo go kocha. Czuł jej miłos´c´ w kaz˙dym
spojrzeniu, w us´miechu, dotyku. Podnio´sł jej re˛ke˛ do ust
i z powaga˛, niemal z czcia˛, pocałował opuszki palco´w.

– Nie zdołałem cie˛ ochronic´, Saro – powiedział

drz˙a˛cym głosem. – Te dranie cie˛ dopadły... Nigdy
sobie tego nie wybacze˛.

Chciała zaprotestowac´. Powstrzymał ja˛, przykłada-

ja˛c palec do jej ust, po czym przycia˛gna˛ł ja˛ do siebie.
Oparła głowe˛ na jego kolanach, on zas´ wsuna˛ł re˛ce
w jej włosy. Zapomniał o boz˙ym s´wiecie, rozkoszował
sie˛ ich mie˛kkos´cia˛, ale nie trwało to długo. Po chwili
Sara poczuła mus´nie˛cie na policzku, a w zielonych
oczach Hawka ujrzała z˙al. Przepełniały go wyrzuty
sumienia z powodu bo´lu, kto´ry jej zadano, i cierpienia,
kto´remu nie potrafił zapobiec.

– Przestan´ – szepne˛ła. – Twarz mi sie˛ zagoi, tak jak

tobie z˙ebra.

Przełoz˙yła jego re˛ke˛ ze swojego pokiereszowanego

policzka na swoja˛piers´. Przez moment ja˛gładził, potem
jednak wpadł na lepszy pomysł i wsuna˛ł re˛ke˛ za dekolt.
Serce Sary zacze˛ło bic´ przys´pieszonym rytmem.

– Saro...
Odwro´ciła głowe˛, tak by patrzec´ mu prosto w oczy.

W jego głosie wyczuwała obietnice˛, ale i niepoko´j,
w oczach widziała strach.

– Wiesz, z˙e jestes´ moim z˙yciem, moim s´wiatem?

Zanim cie˛ poznałem, chodziłem, jadłem, oddychałem,
ale nie z˙yłem. Dostrzegałem us´miechy, ale nie słyszałem

background image

s´miechu. Byłem zwykłym s´miertelnikiem, teraz jestem
kro´lem. – Wcia˛gna˛ł głe˛boko powietrze i mo´wił dalej,
jakby bał sie˛, z˙e za chwile˛ moz˙e mu zabrakna˛c´ odwagi.
– Czy be˛dziesz mnie kochac´, Saro? Czy pozwolisz mi
kochac´ ciebie? Do kon´ca z˙ycia, dopo´ki s´mierc´ nas nie
rozła˛czy? Czy zgodzisz sie˛ byc´ moja? Zostac´ moja˛z˙ona˛?

Czekał w napie˛ciu, nie potrafia˛c przyja˛c´ do wiado-

mos´ci tego, co serce mo´wiło mu od paru dni. Z

˙

e Sara

juz˙ do niego nalez˙y.

Boz˙e kochany! – zdumiała sie˛. Czy on naprawde˛

musi pytac´? Czy nie zna odpowiedzi? Us´miechne˛ła
sie˛. Mo´j samotnik, pomys´lała. Silny, cudowny me˛z˙-
czyzna, kto´ry s´pi na atłasowych przes´cieradłach, nie-
strudzony, pełen fantazji kochanek, kto´ry potrafi da-
wac´ rozkosz przez cała˛ noc.

– Mo´j jedyny – szepne˛ła. Łzy podeszły jej do

gardła. – Jak to moz˙liwe, z˙e nie wiesz? Przeciez˙
całemu

Teksasowi

ogłosiłam,

z˙e

cie˛

kocham.

– W oczach Hawka le˛k i niepewnos´c´ usta˛piły miejsca
rados´ci. – Jestem twoja. I be˛de˛, kimkolwiek zechcesz,
kumplem, kochanka˛, z˙ona˛.

Oboje wybuchne˛li s´miechem. Odnalez´li sie˛ w tym

wielkim s´wiecie, zamieszkanym przez miliony ludzi.
Z

˙

adne z nich nie musi wie˛cej szukac´. Sa˛u siebie, w domu.

Niestety nie wiedzieli, z˙e pobyt Hawka be˛dzie tak kro´tki.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIA˛TY

Czuł bo´l, koszmarny, przejmuja˛cy bo´l. Czasem nie

pamie˛tał, kim jest ani dlaczego nie moz˙e wydostac´ sie˛
z lasu i wro´cic´ do normalnego s´wiata. W dodatku było
mu straszliwie zimno; siarczysty mro´z dosłownie
s´cinał mu krew w z˙yłach. Dopiero gdy zwijał sie˛
w kłe˛bek i przykrywał gruba˛ warstwa˛ mokrych,
gnija˛cych lis´ci, pomie˛dzy jego ciałem a owa˛ specyfi-
czna˛ kołdra˛ wytwarzało sie˛ cos´ w rodzaju pary; wtedy
na kilka godzin zasypiał. Ale nigdy nie trwało to
długo. Albo przewracał sie˛ we s´nie na niewłas´ciwy
bok i budził go bo´l, albo budziło go cos´, co przemykało
obok, a czego w ciemnos´ciach nie widział. Podrywał
sie˛ wo´wczas z bija˛cym sercem, przysiadał skulony
i je˛czał z˙ałos´nie; jego smutny głos nio´sł sie˛ po lesie,
podobnie jak sme˛tne wycie wilko´w, kto´re codziennie
docierało do niego z oddali.

background image

Jakby tego było mało, doskwierał mu straszliwy

gło´d. Z kaz˙dym dniem z˙oła˛dek coraz bardziej przyras-
tał mu do krzyz˙a. Nigdy w z˙yciu nie dos´wiadczył
czegos´ podobnego. Tylko raz widział cos´, co przypo-
minało jedzenie. Przez reszte˛ czasu nawet nie pro´bo-
wał odgadna˛c´, co bierze do ust, zreszta˛ na ogo´ł
wszystko zwracał.

W pewnym momencie znalazł drzewo poros´nie˛te

małymi twardymi boro´wkami. Pe˛ki czerwonych kulek
wisiały jednak zbyt wysoko. Przez cały dzien´, po-
sługuja˛c sie˛ kijem i jedna˛ re˛ka˛, bo druga była za-
krwawiona i całkiem bezuz˙yteczna, usiłował je stra˛-
cic´. Daremnie. Niemoz˙nos´c´ zerwania owoco´w urato-
wała mu z˙ycie, boro´wki bowiem były truja˛ce. Ale
Levette o tym nie wiedział. Pocza˛tkowa rados´c´, kto´ra
ogarne˛ła go na widok jedzenia, przeobraziła sie˛ we
frustracje˛, a frustracja w bezrozumna˛ ws´ciekłos´c´.
Długo walczył z nieuste˛pliwym drzewem. Poddał sie˛
dopiero wtedy, gdy zapadła noc. Powło´cza˛c nogami,
udał sie˛ do swojej kryjo´wki. Przeklinał los i Macken-
ziego Hawka.

Pamie˛tał, z˙e został postrzelony i z˙e spadł w prze-

pas´c´, miał jednak coraz wie˛ksze trudnos´ci z przypo-
mnieniem sobie, dlaczego to sie˛ stało. Wszystkiemu
winien był dotkliwy gło´d, kto´ry od kilku dni i nocy
skre˛cał mu kiszki. Skupiony na zdobywaniu pokarmu,
Levette nie potrafił mys´lec´ o czymkolwiek innym.
A ze znajdowaniem pokarmu miał duz˙e problemy.

background image

I w tym tkwił cały szkopuł – nie wiedział, jak
przetrwac´ na Kiamichi. Godzine˛ drogi od miejsca,
w kto´rym przebywał, płyna˛ł strumyk z czysta˛ go´rska˛
woda˛. On jednak bał sie˛ oddalic´ od swojej kryjo´wki,
wie˛c na strumyk nie trafił. Podejrzewał, z˙e w chacie na
szczycie go´ry Hawk zgromadził mno´stwo jedzenia,
lecz odniesione rany nie pozwalały mu wdrapac´ sie˛ po
stromym zboczu. Obolały, cierpia˛cy, przemarznie˛ty
i wygłodzony zachowywał sie˛ jak ranne zwierze˛:
zwijał w kłe˛bek i chował do nory.

Na pocza˛tku, kiedy wieczorem zasypiał, przed

oczami pojawiała mu sie˛ twarz s´niadego me˛z˙czyzny
o długich czarnych włosach i zielonych oczach. Ogar-
niała go wtedy dzika furia. Ale z kaz˙dym mijaja˛cym
dniem emocje coraz bardziej wygasały, a wspomnie-
nia bladły. Teraz, gdy zasypiał, nie widział juz˙ z˙adnej
twarzy. Odnosił za to wraz˙enie, z˙e otwiera sie˛ przed
nim wielka czarna otchłan´. Bał sie˛, z˙e kto´regos´ dnia,
gdy be˛dzie spał, wpadnie w nia˛ i juz˙ nie wro´ci.

Odka˛d usłyszał głosy, szukał poz˙ywienia noca˛,

a w cia˛gu dnia tkwił w ukryciu. Z pocza˛tku mys´lał, z˙e
sa˛ to głosy jego wspo´lniko´w, kto´rzy przybyli mu na
ratunek, ale potem przypomniał sobie, z˙e wspo´lnicy
zostali schwytani lub zabici. Czyli głosy nalez˙a˛ do
tych, kto´rzy wyrza˛dzili mu krzywde˛. Musiał sie˛ zatem
ukrywac´, z˙eby zno´w go nie dopadli i nie skrzywdzili
jeszcze bardziej. Kra˛z˙yli ws´ro´d drzew i krzako´w
rosna˛cych nieco niz˙ej na zboczu, jednak w starej

background image

wilczej norze, kto´ra˛ sobie przywłaszczył, czuł sie˛
bezpieczny. Tyle z˙e nora była niska, płaska, ciasna,
wie˛c kiedy wiercił sie˛ we s´nie, stale sie˛ o cos´ uderzał
i ranił na nowo. Z całej siły zaciskał wtedy usta, ale
czasem nie mo´gł wytrzymac´ i wył z bo´lu, mimo iz˙ bał
sie˛ wykrycia.

Gdyby nie to, z˙e był cie˛z˙ko ranny, juz˙ dawno by sie˛

sta˛d oddalił. Poszedłby do... do... nic mu nie przy-
chodziło do głowy. Nie był w stanie dokon´czyc´ mys´li.
Wiedział, z˙e z kaz˙da˛ chwila˛ coraz bardziej zbliz˙a sie˛
do czarnej dziury, do tej dziwnej otchłani, kto´ra kiedys´
wreszcie go pochłonie.

Dokuczał mu potworny gło´d. Levette czekał nie-

cierpliwie nocy; kiedy sie˛ s´ciemni, wyjdzie z nory.
Moz˙e tym razem znajdzie cos´ do jedzenia, moz˙e nie
be˛dzie musiał ssac´ wilgotnych lis´ci. Ssac´ i z˙uc´.
Połykac´ to ich nie połykał; zawsze stawały mu w gard-
le, zaczynał wtedy charczec´, kasłac´, wymiotowac´.
Kiedy wymiotował, bo´l rozsadzał mu wne˛trznos´ci
i było jeszcze gorzej.

Od jakiegos´ czasu zacza˛ł sobie wyobraz˙ac´ własna˛

s´mierc´. Prawde˛ mo´wia˛c, czekał na nia˛ z coraz wie˛k-
szym ute˛sknieniem. Ale los chciał inaczej: nie po-
zwalał mu umrzec´. Nawet w s´mierci Levette nie mo´gł
znalez´c´ ukojenia. Włas´ciwie nie tyle z˙ył, co egzys-
tował; coraz mniej przypominał człowieka, coraz
bardziej jedno ze zwierza˛t zamieszkuja˛ce Kiamichi.

Dwukrotnie, gdy w blasku ksie˛z˙yca szukał poz˙y-

background image

wienia, miał wraz˙enie, z˙e jest s´ledzony. Nieopodal, na
mie˛kkim les´nym podszyciu, słyszał kroki. Słyszał ich
sapanie, dyszenie, czasem niskie, gardłowe pomruki.
Wilki wiedziały, z˙e jest ranny, ale z sobie tylko
znanego powodu nie zaatakowały go, nawet nie
podeszły zbyt blisko. Levette stał oparty o drzewo,
z kijem w re˛ce, i rozgla˛dał sie˛ wkoło. Serce waliło
mu młotem, oddech miał urywany i tak chrapliwy,
z˙e niemal zlewał sie˛ z warczeniem czworonoz˙nych
bestii.

Wystraszony, choc´ pogodzony z losem, cisna˛ł kij

w otaczaja˛ca˛ go ciemnos´c´ i po chwili usłyszał skowyt.
Stado rozpierzchło sie˛; wro´ciło dopiero wczoraj w no-
cy. Okra˛z˙yło Levette’a, zanim ten cokolwiek zauwa-
z˙ył. Tym razem jednak wilki wyczuły w nim zmiane˛.
Miał w sobie coraz mniej ludzkich cech, a coraz wie˛cej
zwierze˛cych. Jego dziwne, nielogiczne zachowanie
bardziej je przeraz˙ało, niz˙ podniecało. Jednakz˙e on
o tym nie wiedział. Zwina˛wszy sie˛ w kłe˛bek, czekał,
kiedy go zaatakuja˛; włas´ciwie chciał, by rozszarpały
go na strze˛py, skro´ciły jego cierpienie. Tak sie˛ nie
stało; odeszły, a on zasna˛ł pod drzewem.

Obudziło go głos´ne skrzeczenie kruka oraz piski

wiewio´rki, kto´ra urza˛dzała awanture˛ so´jce. Nad gło-
wa˛, poprzez pozbawione lis´ci gałe˛zie, widział, z˙e
niebo powoli jas´nieje. Ogarnie˛ty trwoga˛, czym pre˛dzej
wczołgał sie˛ z powrotem do nory, zanim wrogowie
dostrzega˛ jego skulona˛ postac´.

background image

Przycia˛gna˛ł gałe˛zie, by zasłonic´ otwo´r. Jego ciałem

wstrza˛sna˛ł dreszcz. Tak niewiele brakowało, aby
został zauwaz˙ony i złapany! Nagle poczuł, jak po
wewne˛trznej stronie nogi leci mu ciepły strumyk.
Spojrzał w do´ł zdziwiony, bo nie pamie˛tał, z˙eby
umykaja˛c w pos´piechu do nory, o cokolwiek sie˛
skaleczył. Ale, sa˛dza˛c po zapachu, to nie była krew; to
był mocz. Tak bardzo bał sie˛ promieni słonecznych, z˙e
ze strachu zlał sie˛ w spodnie!

Raptem poczuł, jak czarna dziura poszerza sie˛, staje

sie˛ coraz wie˛ksza i głe˛bsza. Powoli zacze˛ła go wcia˛-
gac´. Zwina˛ł sie˛ w norze, usiłuja˛c przyja˛c´ najwygod-
niejsza˛ pozycje˛, i us´miechna˛ł sie˛. Ale nie był to
normalny us´miech, raczej odsłonie˛cie kło´w. Potem do
gardła podszedł mu rechot, kto´ry po chwili zamienił
sie˛ ni to w histeryczny s´miech, ni to w rozdzieraja˛ce
łkanie. Znalazł sie˛ na granicy obłe˛du. Cos´ w nim
pe˛kło. Po czym wreszcie nastała cisza.

Zdziwiony rozejrzał sie˛ wkoło, potem wcia˛gna˛ł

nozdrzami powietrze. Upewniwszy sie˛, z˙e jest bez-
pieczny, z˙e nikt nie odkrył jego kryjo´wki, zmienił
pozycje˛, z˙eby nie lez˙ec´ na zwilz˙onej moczem ziemi,
i ponownie sie˛ zwina˛ł w kłe˛bek.

Levette umkna˛ł, zdołał sie˛ uwolnic´. Została tylko

dzika bezrozumna bestia kryja˛ca w sobie wprost
niewyobraz˙alne zło.

Wczesnym rankiem, kiedy z dołu dotarły głosy

s´wiadcza˛ce o tym, z˙e wro´g kontynuuje poszukiwania,

background image

bestia przewro´ciła sie˛ na drugi bok. Kiedy głosy sie˛
przybliz˙yły, bestia uniosła pope˛kane, umazane za-
schnie˛ta˛ krwia˛ wargi i obnaz˙aja˛c kły, warkne˛ła groz´-
nie. Ale nie ruszyła sie˛ z miejsca. Tkwia˛c bez ruchu,
nie spuszczała oczu z przysłonie˛tego gałe˛ziami we-
js´cia do nory. Po jakims´ czasie głosy sie˛ oddaliły.
Bestia wydała pomruk zadowolenia, a potem na
Kiamichi zno´w nastała głe˛boka cisza.

Sara była ws´ciekła na brata. Ostatni raz widziała

go przedwczoraj na parkingu przed szpitalem. Ow-
szem, zadzwonił wczoraj wieczorem, tłumacza˛c sie˛,
z˙e nie chciał przeszkadzac´ jej i Hawkowi. Ale nie
dała sie˛ na to nabrac´. Wiedziała, z˙e po prostu
s´wietnie mu sie˛ jez´dzi jej samochodem i nie ma
ochoty go jeszcze zwracac´. Wszystko dobrze, tylko
z˙e za godzine˛ jest umo´wiona z lekarzem na zdje˛cie
ostatnich szwo´w. Stanowczo zbyt wiele zamieszania
robiono woko´ł ran na jej twarzy. Rany sie˛ pie˛knie
pogoiły, nie zostały po nich nawet blizny. Hawk
odnio´sł znacznie powaz˙niejsze obraz˙enia, lecz wszy-
scy skacza˛ woko´ł niej. W porza˛dku, w jej z˙yciu
uroda jest waz˙na, ba˛dz´ co ba˛dz´ ładnej twarzy
i zgrabnej figurze zawdzie˛cza kariere˛, ale przeciez˙
nie składa sie˛ wyła˛cznie z biustu, nosa i pos´ladko´w!
Dlaczego nikt nie zwraca uwagi na jej wne˛trze, na
charakter? Zirytowana, rozrzucała ubrania po sypia-
lni, nie moga˛c sie˛ zdecydowac´, w co sie˛ ubrac´.

background image

Hawk stana˛ł w drzwiach, kiedy w powietrzu szybo-

wał zielony sko´rzany kozak. Złapał go, zanim ten trafił
go obcasem w cze˛s´c´ ciała niezwykle wraz˙liwa˛ na
wszelkiego rodzaju bodz´ce, po czym rykna˛ł s´miechem
na widok przeraz˙onej miny Sary. Upus´ciła drugi
zielony but na podłoge˛ i rozpostarłszy ramiona, pode-
szła do Hawka, wpatruja˛c sie˛ w niego błagalnym
wzrokiem.

– Zlituj sie˛, malen´ka – powiedział, s´mieja˛c sie˛

wesoło, po czym przytulił do siebie rudowłosa˛ złos´-
nice˛.

– Przepraszam. – Ostroz˙nie obje˛ła go w pasie,

pamie˛taja˛c o bandaz˙ach, kto´re ciasno opinały mu
z˙ebra. – To nie na ciebie sie˛ złoszcze˛, tylko na mojego
paskudnego brata. Nie oddał mi samochodu i teraz,
z˙eby jechac´ do lekarza, albo musimy wezwac´ takso´w-
ke˛, albo zadzwonic´ po Morty’ego.

Zanim otworzył usta, wiedziała, co powie. Hawk

z Mortym wyraz´nie nie przypadli sobie do gustu.

– Zadzwonimy po takso´wke˛ – oznajmił, po czym

chwycił gars´c´ rudych włoso´w i pocia˛gna˛ł lekko do
tyłu, tak by Sara popatrzyła mu w oczy.

– Byłam pewna, z˙e to powiesz. – Wyszczerzyła

w us´miechu ze˛by. – I dlatego sama zadzwoniłam. Za
niecałe dziesie˛c´ minut powinnis´my byc´ na dole, a ja
nawet nie jestem ubrana.

– No dobrze, kocurku, znikam sta˛d, bo inaczej

nigdy sie˛ nie ubierzesz.

background image

Figlarny us´miech i wesołe iskierki w oczach Hawka

sprawiły, z˙e serce zabiło jej mocniej. Och, jak dobrze
zna to spojrzenie. Ilez˙ to razy o nim marzyła, zwłasz-
cza na pocza˛tku, gdy Hawk cia˛gle chodził zachmurzo-
ny. Teraz, kiedy sie˛ pojawiało, a pojawiało sie˛ cze˛sto,
s´wiat wirował jej przed oczami, a nogi stawały sie˛ jak
z waty.

Przybieraja˛c sroga˛ mine˛, wypchne˛ła Hawka z sy-

pialni, po czym sie˛gne˛ła do szafy i wycia˛gne˛ła
pierwszy z brzegu stro´j. Jaka to ro´z˙nica, co na siebie
włoz˙y! Musi sie˛ ubrac´, z˙eby wyjs´c´ z domu i pojechac´
na zdje˛cie szwo´w, a potem... potem ubranie jest
niewaz˙ne.

Przed wyjs´ciem zerkne˛ła do lustra i zrezygnowana

pokre˛ciła głowa˛. Tyle dzis´ ma zaje˛c´ i obowia˛zko´w,
a jedyne, czego pragne˛ła, to zostac´ w domu, sam na
sam z Hawkiem. Boz˙e, potrzebuje˛ pomocy! – je˛kne˛ła
w duchu.

Czekał na nia˛w salonie. Na jego widok nogi sie˛ pod

nia˛ ugie˛ły. Był jak dziki mustang, silny, nieokiełz-
nany, stronia˛cy od ludzkich zbiorowisk. Zdecydowa-
nym krokiem ruszył w jej strone˛. Psiakos´c´, pomys´lała,
gdy podawszy jej płaszcz, na moment otoczył ja˛
ramieniem; za po´z´no na jaka˛kolwiek pomoc.

– Wiesz co? Jestem szalen´czo, bez pamie˛ci, zako-

chana w Hawku – powiedziała, skradaja˛c mu w win-
dzie całusa.

– Na Boga, kobieto! – zawołał, kiedy drzwi windy

background image

otworzyły sie˛ z cichym sykiem. – Wybierasz bardzo
nieodpowiednie miejsca na takie romantyczne wy-
znania.

Us´miechne˛ła sie˛ pod nosem. Wiedziała, z˙e Hawk

zrewanz˙uje sie˛ jej wieczorem. Na sama˛ mys´l o tym, co
ja˛ po´z´niej czeka, zadrz˙ała z podniecenia.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Widziała, z˙e siedza˛ca w rejestracji dziewczyna

wodzi za Hawkiem mas´lanym wzrokiem, ale co miała
zrobic´? Zostawiła go w poczekalni, a sama weszła za
lekarzem do gabinetu.

Według Morty’ego, był to jeden z najlepszych

chirurgo´w plastycznych w całym Dallas, dlatego
poproszono go o zaje˛cie sie˛ jej twarza˛.

– Jeszcze tylko kilka szwo´w i be˛dzie po wszystkim

– oznajmił przyjaznym, wzbudzaja˛cym zaufanie to-
nem. – Ten młodzian na ostrym dyz˙urze wykonał
kawał s´wietnej roboty. Sam bym tego lepiej nie zrobił.
Mys´le˛, z˙e mina˛ł sie˛ z powołaniem, bo ma naprawde˛
lekka˛ re˛ke˛. Taka˛, jaka˛ trzeba miec´ w tym fachu.
Prawda?

Mruganiem oczu Sara przyznała mu racje˛. Siedzia-

ła bez ruchu, staraja˛c sie˛, aby nie drgna˛ł jej z˙aden

background image

mie˛sien´. Lekarz wolno wycia˛gał cieniutkie niteczki.
Cały czas cos´ do niej mo´wił, ale ona nie słuchała.
Ockne˛ła sie˛ z zadumy dopiero, kiedy powto´rzył swoje
ostatnie pytanie.

– Przepraszam, zamys´liłam sie˛. – Posłała mu

ols´niewaja˛cy us´miech. – O co pan pytał?

Oszołomiony jej uroda˛, przez moment nie mo´gł

sobie przypomniec´.

– Ach tak, juz˙ wiem – powiedział w kon´cu.

– Spytałem, czy zuz˙yła pani całe opakowanie s´rodko´w
przeciwbo´lowych?

– Nie, wzie˛łam najwyz˙ej ze dwie tabletki. Nawet

nie byłam pewna, co to za lekarstwo. Nie lubie˛ chemii.

Przy przedostatnim szwie sykne˛ła z bo´lu.
– Bardzo przepraszam – mrukna˛ł lekarz, pochyla-

ja˛c sie˛, by dobrze uchwycic´ ostatnia˛ nitke˛. – A co do
chemii... to pochwalam – dodał po chwili. – Dobrze, z˙e
lekarz na ostrym dyz˙urze tak dokładnie pania˛ zbadał.
Czasem sie˛ cos´ przepisuje, nie wiedza˛c, z˙e kobieta jest
w cia˛z˙y, i niechca˛cy moz˙na zaszkodzic´ dziecku.
A teraz prosze˛ wzia˛c´ głe˛boki oddech. Ten ostatni szew
moz˙e troszke˛ zapiec.

Sara wzie˛ła głe˛boki oddech, ale nie dlatego, z˙e lekarz

ja˛o to prosił. Po prostu to, co powiedział, ja˛zamurowało.
Dziecko? Cia˛z˙a? Łzy nabiegły jej do oczu i popłyne˛ły po
policzkach. Ale nie płakała z bo´lu – choc´ wyjmowanie
ostatniego szwu faktycznie zapiekło – lecz z rados´ci.

Boz˙e kochany, be˛dzie miała dziecko Hawka. Prze-

background image

pełnił ja˛ błogi spoko´j i uczucie ogromnej satysfakcji.
Jestem w cia˛z˙y, jestem w cia˛z˙y, powtarzała w duchu.
Nie spodziewała sie˛ tego. Z drugiej strony, dlaczego
nie? Przeciez˙ nie stosowali z˙adnych zabezpieczen´. Od
samego pocza˛tku z˙yli teraz´niejszos´cia˛, nie zastana-
wiaja˛c sie˛ nad tym, co przyniesie przyszłos´c´.

– Az˙ tak zabolało? – spytał zaniepokojonym tonem

lekarz, smaruja˛c rany s´rodkiem antyseptycznym.

Zdziwiła go reakcja Sary. Sa˛dził, z˙e jest nieco

bardziej odporna na bo´l. Nagle cos´ mu przyszło do
głowy. Czyz˙by nie wiedziała o cia˛z˙y? Wprawdzie jest
to dopiero drugi czy trzeci tydzien´, ale podobno
kobiety wyczuwaja˛ takie rzeczy, zanim jeszcze lekarz
potwierdzi ich przypuszczenia.

– Nie wiedziała pani o cia˛z˙y, prawda?
Otworzyła oczy i us´miechne˛ła sie˛ szeroko.
– Słucham? O cia˛z˙y? Alez˙ nie, wiedziałam – od-

parła szeptem, po czym zarzuciła lekarzowi re˛ce na
szyje˛ i cmokne˛ła go w pulchny policzek. – I nic nie
zabolało. Czuje˛ sie˛ s´wietnie. Fantastycznie.

Chyba istotnie, pomys´lał, odprowadzaja˛c ja˛ wzro-

kiem do drzwi.

Hawk podnio´sł zaskoczony głowe˛. Sara wypadła

z gabinetu, jakby ja˛ kto gonił. Mokra od łez twarz
kontrastowała z promiennym us´miechem.

– Płakałas´ – powiedział, zły na lekarza, z˙e sprawił

jej bo´l, po czym wzia˛ł ja˛ w ramiona, zupełnie nie
zwracaja˛c uwagi na innych pacjento´w.

background image

– Tak, ale z rados´ci. – Pocałowała go w ucho

i pocia˛gne˛ła w strone˛ drzwi. – Otrzymałam cudow-
na˛ nowine˛, a zawsze płacze˛, kiedy jestem szcze˛s´-
liwa.

Przez moment bacznie sie˛ jej przygla˛dał; wreszcie

uznał, z˙e mo´wi prawde˛. Czekaja˛c na dworze na
takso´wke˛, odgarna˛ł na bok jej włosy, by obejrzec´
z bliska rany. Odetchna˛ł z ulga˛. Blizny były tak
malutkie, z˙e wkro´tce znikna˛ bez s´ladu.

– Przestan´! – skarciła go ze s´miechem. – Naprawde˛

nic mi nie jest.

Uje˛ła jego dłon´ i w jej wgłe˛bieniu złoz˙yła pocału-

nek, po czym przycisne˛ła ja˛ do serca.

– Drobny prezencik... – powiedziała.
Chwyciwszy ja˛w ramiona, Hawk kilka razy obro´cił

sie˛ woko´ł własnej osi.

– Lepiej uwaz˙aj, co robisz w miejscach publicz-

nych! – zagroził, stawiaja˛c ja˛ z powrotem na ziemi.
– Za długo z˙yłem na odludziu, wie˛c moge˛ sie˛ zapom-
niec´, a potem oboje be˛dziemy palic´ sie˛ ze wstydu.
Słyszysz?

Chca˛c jak najszybciej znalez´c´ sie˛ w miejscu bar-

dziej intymnym, zszedł z krawe˛z˙nika i na widok pustej
takso´wki stana˛ł na s´rodku jezdni.

– Potrzebna taryfa? – spytał z ocia˛ganiem kierow-

ca, kto´ry włas´nie odbył ostatni kurs i zamierzał jechac´
do domu. Ton, jakim zadał pytanie, miał znieche˛cic´
potencjalnego klienta.

background image

Zanim zorientowała sie˛, co sie˛ dzieje, Sara siedziała

na tylnym siedzeniu. Podała kierowcy adres. Hawk
zamkna˛ł jej usta długim, namie˛tnym pocałunkiem.
Najwyraz´niej nie rzucał sło´w – czy moz˙e raczej gro´z´b
– na wiatr. Droga do domu upłyne˛ła w bardzo
przyjemnej atmosferze.

Gdy tylko weszli do mieszkania, zadzwonił Roger

z wiadomos´cia˛, z˙e za kilka minut odwiezie jaguara.
W tej sytuacji Sara postanowiła wstrzymac´ sie˛ z infor-
macja˛ o cia˛z˙y; chciała byc´ sama z Hawkiem, kiedy
przekaz˙e mu te˛ nowine˛. Uwaz˙ała, z˙e tak waz˙na˛
wiadomos´c´ nalez˙y najpierw obwies´cic´ człowiekowi,
kto´ry zostaje ojcem, a dopiero potem reszcie s´wiata.

– Roger! Gdzies´ ty sie˛ podziewał? – sykne˛ła po´ł

godziny po´z´niej, wcia˛gaja˛c brata za re˛kaw do miesz-
kania.

– Miałem mno´stwo roboty. Wiesz, jak to jest.

– Wzruszył ramionami. Miał nadzieje˛, z˙e Sara nie
be˛dzie go zbyt intensywnie przesłuchiwac´. – Nie
sa˛dziłem, z˙e kilka dni zrobi ci az˙ taka˛ ro´z˙nice˛.

Wszedł do pokoju, w kto´rym Hawk ogla˛dał po

ciemku telewizje˛.

– Czes´c´, stary. Sie masz.
Hawk odwro´cił sie˛. Z

˙

adne s´wiatło elektryczne nie

było potrzebne, aby odczytac´ wyraz jego oczu.

– O rany! – mrukna˛ł Roger. – Co go ugryzło?

Mys´lałem, z˙e be˛dzie wesoły jak szczygiełek, a on...

– On po raz trzeci dzisiejszego wieczoru obejrzał

background image

w telewizji moja˛ reklame˛ kocura – wyjas´niła szeptem
Sara, z trudem usiłuja˛c zachowac´ powage˛.

– Rozumiem.
Roger pokiwał głowa˛ i biora˛c z siostry przykład,

stłumił podchodza˛cy mu do gardła s´miech. Pamie˛tał
własna˛ reakcje˛, kiedy po raz pierwszy zobaczył Sare˛
reklamuja˛ca˛ jaguary, a przeciez˙ była tylko jego siost-
ra˛, a nie dziewczyna˛, w kto´rej zakochał sie˛ po uszy
i o kto´ra˛ mo´głby byc´ zazdrosny.

– Najche˛tniej posłałby mnie do klasztoru – cia˛g-

ne˛ła. – Ale wtedy sam musiałby ze mnie zrezygnowac´.
Biedaczek ma straszny problem; nie wie, jak pogodzic´
zazdros´c´ z poz˙a˛daniem.

Roger usiadł obok przyjaciela i poklepał go po

ramieniu.

– Cos´ ci powiem, stary. Nie be˛dziesz miał z nia˛

łatwego z˙ycia. Ale nie przejmuj sie˛, na pewno dasz
sobie rade˛.

– Z czym? Z oswojeniem tego kocura? Tej dzikiej

nieokiełznanej bestii? – spytał Hawk tonem pełnym
oburzenia, ale po chwili wybuchna˛ł donos´nym s´mie-
chem i przycia˛gna˛wszy do siebie Sare˛, pocałował ja˛
w policzek.

Dopiero po godzinie czy dwo´ch zorientował sie˛, z˙e

cos´ jest nie tak. Roger bez przerwy gdzies´ dzwonił,
a kiedy kto´res´ z nich przechodziło koło telefonu,
szybko zniz˙ał głos do szeptu lub odpowiadał mono-
sylabami.

background image

Hawk zacza˛ł go uwaz˙nie obserwowac´. Kiedy jedli

kolacje˛, zauwaz˙ył, z˙e Roger jest nieobecny mys´lami;
cos´ go wyraz´nie niepokoiło i nie był w stanie tego
dobrze ukryc´. Zreszta˛ za długo razem pracowali, aby
jeden nie potrafił dojrzec´ u drugiego oznak zdener-
wowania. Wreszcie, kiedy Sara zmywała w kuchni
naczynia, uznał, z˙e czas wyłoz˙yc´ karty na sto´ł.

– W porza˛dku – rzekł, wbijaja˛c wzrok w przyjacie-

la. – Wiercisz sie˛, wyłamujesz palce... O co chodzi?
Tylko nie kłam, z˙e o nic, bo ci nie uwierze˛. No, wal.
Przeszkadza ci, z˙e Sara i ja...

– A ska˛dz˙e! – obruszył sie˛ Roger, nie daja˛c mu

dokon´czyc´ zdania. – Jak mogłes´ cos´ takiego w ogo´le
pomys´lec´? Przeciez˙ jestes´my przyjacio´łmi.

– To prawda – przyznał Hawk. Nie zamierzał

jednak usta˛pic´. Tym bardziej z˙e mimo zapewnien´
Rogera czuł, z˙e jakos´ w tym wszystkim chodzi o jego
osobe˛. – W takim razie co cie˛ gne˛bi?

Roger zerkna˛ł przez ramie˛, sprawdzaja˛c, gdzie sie˛

podziewa Sara, i dopiero wtedy odpowiedział na
pytanie.

– Nie moz˙emy znalez´c´ ciała.
Hawk zaniemo´wił. Wstrzymał oddech. Nie chciał

przyja˛c´ do wiadomos´ci tego, co Roger powiedział. Na
pewno przyjaciel miał na mys´li kogos´ innego. Prze-
ciez˙...

– Czyjego? – spytał.
Niepotrzebnie, bo znał odpowiedz´.

background image

– Levette’a. Bandyci przeszukali całe zbocze. Zna-

lez´li strze˛py ubrania, połamane gałe˛zie, s´lady krwi, ale
ciała nigdzie nie ma. Podejrzewamy, z˙e mogły je
rozszarpac´ zwierze˛ta. Jednakz˙e zdaniem pułkownika
Harrisa to za mało przekonuja˛cy argument, aby za-
mkna˛c´ sprawe˛. Wie˛c moi ludzie nadal przeczesuja˛
teren.

Hawk potarł dłon´mi twarz, po czym zdecydowa-

nym ruchem podnio´sł sie˛ z kanapy. Podszedł do okna,
z kto´rego rozpos´cierał sie˛ wspaniały widok na centrum
Dallas.

Ls´nia˛ce jak brylanty s´wiatełka w odległych wiez˙o-

wcach przypominały gwiazdy na niebie, kto´re tak
cze˛sto ogla˛dał z zachwytem, stoja˛c przed chata˛ wyso-
ko w go´rach Kiamichi. Ale teraz nie widział ich
pie˛kna; patrzył na nie z przeraz˙eniem, usiłuja˛c prze-
trawic´ słowa Rogera.

Tak, przemkne˛ło mu przez mys´l; całkiem moz˙liwe,

z˙e Levette z˙yje. Dlatego nie opuszcza mnie dziwna
nerwowos´c´. Po prostu zagroz˙enie jeszcze nie mine˛ło.

– A nie bierzesz pod uwage˛, z˙e Levette nie zgina˛ł?
Teraz z kolei Roger potarł dłon´mi twarz.
– Wszystko biore˛ pod uwage˛, odka˛d dowiedziałem

sie˛, z˙e nie ma ciała – przyznał. – Te˛ moz˙liwos´c´ ro´wniez˙.

Usiadłszy w duz˙ym mie˛kkim fotelu, zwiesił nisko

głowe˛.

Hawk pus´cił wodze fantazji, zastanawiaja˛c sie˛,

jakie sekretne miejsca i s´ciez˙ki Levette odkrył na

background image

Kiamichi. W duz˙ym mies´cie człowiek szukaja˛cy
schronienia moz˙e bez trudu ukryc´ sie˛ w ciemnych
zaułkach czy przeznaczonych do rozbio´rki domach, ale
w go´rach tez˙ jest wiele kryjo´wek. Mo´gł dran´ wejs´c´ do
jednej z dziesia˛tek jaskin´, wspia˛c´ sie˛ na wyste˛p skalny,
znikna˛c´ w lesie tak ge˛stym, z˙e prawie nie sposo´b
przecisna˛c´ sie˛ mie˛dzy drzewami, mo´gł zaszyc´ sie˛
w lisiej norze, niedz´wiedziej jamie... Gdziekolwiek.

Połoz˙ył re˛ke˛ na ramieniu Rogera i znuz˙onym

głosem przerwał cisze˛:

– Te˛ noc chce˛ spe˛dzic´ z Sara˛. Jutro o s´wicie be˛de˛

na ciebie czekał na lotnisku.

– Nic z tego, stary! – Roger poderwał sie˛ z fotela

i przeszedł na drugi koniec pokoju, jakby zwie˛kszenie
mie˛dzy nimi dystansu dawało mu wie˛ksza˛ pewnos´c´
siebie. – To juz˙ nie jest two´j problem. Wykonałes´
znacznie wie˛cej, niz˙ mielis´my prawo od ciebie wyma-
gac´. Zreszta˛ dobrze znam two´j stosunek do Firmy.
Zrobiono ci s´win´stwo, o kto´rym nawet ja nie jestem
w stanie zapomniec´. – Zbliz˙ył sie˛ do swojego przyja-
ciela i dawnego wspo´łpracownika i popatrzył mu
głe˛boko w oczy. – Nie wiedziałem, z˙e podejrzewaja˛
Marle˛. Inaczej bym ci powiedział. Słowo honoru,
Hawk. Wykorzystali mnie, tak jak teraz wykorzystali
moja˛ siostre˛. A ja i wtedy, i teraz im na to pozwoliłem.
Bo taki był rozkaz. Bo tak zadecydowała go´ra.

Sztywno wyprostowany, z zawzie˛ta˛ mina˛, kra˛z˙ył

tam i z powrotem po pokoju, przeklinaja˛c siarczys´cie.

background image

– Ale wiesz co? – Na moment przystana˛ł. – Kiedys´

wreszcie trzeba sobie powiedziec´: Stop. Nadchodzi
taki czas, gdy moralnos´c´ bierze go´re˛ nad posłuszen´-
stwem. A pomijaja˛c wszystko inne, połamane z˙ebra
eliminuja˛ cie˛ na razie z gry.

Hawk nie miał zamiaru usta˛pic´.
– Robie˛ to dla siebie, Roger, nie dla Firmy. Wyła˛-

cznie dla siebie. Jez˙eli Levette z˙yje, chce˛ sie˛ z nim
rozprawic´.

Roger zawsze szanował i podziwiał Hawka, teraz

jego szacunek i podziw dla przyjaciela jeszcze bar-
dziej wzrosły. Hawk nie mys´li o swoich obraz˙eniach,
o tym, z˙e cie˛z˙ko mu be˛dzie pokonywac´ ge˛sto zalesio-
ny, go´rzysty teren. Mys´li wyła˛cznie o wrogu. Aby z˙yc´,
musi zakopac´ przeszłos´c´; aby zakopac´ przeszłos´c´,
musi zabic´ Levette’a.

Roger skina˛ł głowa˛, akceptuja˛c decyzje˛ przyjacie-

la. Obiecał dostarczyc´ mu wszystko, czego be˛dzie
potrzebował.

– Moi ludzie sa˛ do twojej dyspozycji. Moz˙esz nimi

dowolnie zarza˛dzac´. Oczywis´cie razem wybierzemy
sie˛ na Kiamichi, ale to ty be˛dziesz wszystkim kiero-
wał. To two´j teren, znasz tam kaz˙dy krzak i drzewo.
Jez˙eli Levette ukrywa sie˛ w go´rach albo lez˙y gdzies´
martwy, ty go na pewno znajdziesz.

Sara usłyszała ostatni fragment rozmowy. Zdusiła

w sobie krzyk, kto´ry podchodził jej do gardła, i z˙eby
nie upas´c´, z całej siły chwyciła sie˛ drzwi. Boz˙e, nie!

background image

– pomys´lała; to nie dzieje sie˛ naprawde˛! To tylko
jakis´ koszmar. Ale kiedy odwro´cili sie˛ do niej
i zobaczyła ich miny, zrozumiała, z˙e to wcale nie
sen.

Psiakrew! – je˛kna˛ł w duchu Hawk. Ska˛d wezme˛

siłe˛, z˙eby zostawic´ ja˛ tu sama˛?

Roger us´cisna˛ł na poz˙egnanie dłon´ przyjaciela

i ustaliwszy czas jutrzejszego spotkania, czym pre˛dzej
opus´cił mieszkanie; nie mo´gł znies´c´ rozpaczy na
twarzy Sary.

Hawk ruszył wolno w jej kierunku, ona jednak

potrza˛sne˛ła gwałtownie głowa˛. Nie była w stanie
wydobyc´ z siebie słowa. Po chwili, z trudem utrzymu-
ja˛c sie˛ na nogach, poczłapała do sypialni. Hawk
przeczesał re˛ka˛ włosy i wcia˛gna˛ł głe˛boko powietrze.
Natychmiast skrzywił sie˛ z bo´lu. Cia˛gle zapominał
o połamanych z˙ebrach.

Skierował sie˛ za Sara˛. S

´

wiatło z holu wpadało przez

uchylone drzwi, poza tym jednak poko´j pogra˛z˙ony był
w mroku. Hawk zamrugał kilka razy, czekaja˛c, az˙
oczy przywykna˛ mu do ciemnos´ci. Wreszcie zobaczył
Sare˛: stała przy oknie, z czołem przytknie˛tym do
zimnej szyby. Podszedł do niej, sta˛paja˛c bezgłos´nie po
mie˛kkim dywanie. Jej rozpacz i bo´l wyczuwalne były
na odległos´c´. Przyłoz˙ywszy policzek do głowy Sary,
wcia˛gna˛ł w nozdrza zapach jej włoso´w, po czym
oplo´tł ja˛ ramionami.

I nagle tama pe˛kła. Z Hawka zacze˛ła wylewac´ sie˛

background image

fala wspomnien´, fala goryczy, wyrzuto´w sumienia,
nienawis´ci i strachu.

– Wiem, z˙e Roger opowiedział ci o Marli, ale

musisz to usłyszec´ ode mnie, malen´ka. – Mo´wił
szeptem. Spieszył sie˛, jakby w obawie, z˙e nie
starczy mu odwagi. – Miała kre˛cone włosy. Czarne.
Oczy tez˙ czarne. Tak czarne, z˙e te˛czo´wka zlewała
sie˛ ze z´renica˛. Kiedy sie˛ us´miechała, w prawym
policzku robił sie˛ jej dołeczek. A najbardziej lubiła
lody truskawkowe. Takie z kawałkami owoco´w.
Była pie˛kna, inteligentna... i podejmowała same złe
decyzje. Ostatnia˛ przypłaciła z˙yciem. Zgine˛ła w mo-
ich ramionach, od kuli, kto´ra była przeznaczona dla
mnie.

Wtulił twarz we włosy Sary. Głos mu sie˛ załamał.
Poczuła, jak Hawk drz˙y, jak opuszcza go na-

gromadzony z˙al i gniew.

– Nienawidziłem jej... a zarazem ja˛ kochałem.

A przynajmniej kochałem ja˛ taka˛, jaka była w moich
oczach. Okazała sie˛ jednak s´wietna˛ aktorka˛. To przez
nia˛ wpadłem. Levette od pewnego czasu podejrzewał,
z˙e jestem agentem. Ona to potwierdziła. On jej ufał,
tylko nie spodziewał sie˛ jednego: z˙e be˛dzie miała cos´
przeciwko zabiciu mnie.

Mo´wienie o bolesnych zdarzeniach z przeszłos´ci

wyzwoliło emocje, z kto´rymi niełatwo mu było sobie
poradzic´. Czuja˛c to, Sara chciała odwro´cic´ sie˛, jakos´
mu pomo´c, ale powstrzymał ja˛. Potrzebował odrobiny

background image

samotnos´ci. Obnaz˙ał swoja˛ dusze˛, ale wolał, z˙eby
w tym czasie nikt na niego nie patrzył.

Zrozumiała to i nie nalegała. Przytuliwszy ja˛ moc-

niej do siebie, kontynuował:

– W ostatniej chwili spojrzała na mnie i... przysie˛-

gam na wszystkie s´wie˛tos´ci, zobaczyłem w jej oczach
z˙al, ale było juz˙ za po´z´no. Zdradziła mnie. Juz˙ nigdy
wie˛cej bym jej nie zaufał. I ona to wiedziała. Boz˙e,
Saro! Kiedy Levette pocia˛gna˛ł za spust, ona z cała˛
premedytacja˛ wysune˛ła sie˛ przede mnie. Do dzis´
pamie˛tam wyraz twarzy Levette’a, kiedy us´wiadomił
sobie, co Marla zrobiła... i do dzis´ pamie˛tam, co
czułem, kiedy umierała. Gdyby nie choroba Starej
Kobiety, kto´ra potrzebowała mojej pomocy, sam nie
wiem, jak bym...

Urwał. Sara otworzyła usta, ale zanim zda˛z˙yła

cokolwiek powiedziec´, obro´cił ja˛ w swoich ramionach
i pocałował. Całował ja˛ długo, puszczał na moment,
a potem wracał po wie˛cej, jakby jej czułos´c´ i namie˛t-
nos´c´ dawały mu siłe˛, nadzieje˛ i wiare˛ w to, z˙e teraz
be˛dzie lepiej.

– Tak długo z˙yłem z nienawis´cia˛ i poczuciem

zdrady – cia˛gna˛ł cicho – z˙e prawie mnie to zniszczyło.
A potem pojawiłas´ sie˛ ty. Gdybym cie˛ stracił, nigdy
bym sobie tego nie wybaczył. Moje z˙ycie przestałoby
miec´ jakikolwiek sens. Zrozum, Saro. Po´ki on z˙yje, nie
be˛dziesz bezpieczna. Nie be˛dziesz znała dnia ani
godziny.

background image

Uja˛ł jej twarz w dłonie i delikatnie otarł spływaja˛ce

po policzkach łzy. Potem przenio´sł Sare˛ na ło´z˙ko
i sprawił, z˙e zapomniała o strachu.

Zielone s´wietliste cyferki na stoja˛cym przy ło´z˙ku

budziku były dobrze widoczne w ciemnos´ciach, wie˛c
bez trudu odczytała godzine˛: pie˛c´ po drugiej. Nie
mys´la˛c o tym, z˙e jest naga, przecia˛gne˛ła sie˛, po czym
usiadłszy po turecku na s´rodku materaca, utkwiła
spojrzenie w s´pia˛cym obok me˛z˙czyz´nie.

Zima˛ centralne ogrzewanie działało tak spraw-

nie, z˙e nie dawało sie˛ wytrzymac´ pod gruba˛ kołdra˛.
Kłada˛c sie˛ spac´, przykryli sie˛ przes´cieradłem i cien-
kim kocem; jedno i drugie Hawk zdołał z siebie
zrzucic´.

Wpatrywała sie˛ łakomym wzrokiem w twarde,

idealnie ukształtowane nagie ciało. Taki był, kiedy
zobaczyłam go po raz pierwszy, pomys´lała, wracaja˛c
pamie˛cia˛ do tamtej nocy w chacie na Kiamichi, gdy po
odzyskaniu przytomnos´ci spostrzegła Hawka: stał
nieopodal kanapy na wpo´ł rozebrany. I taki na zawsze
pozostanie w moich wspomnieniach. Przyłoz˙yła drz˙a˛-
ca˛ re˛ke˛ do ust, by stłumic´ szloch, i skarciła sie˛
w duchu: przestan´! Zachowujesz sie˛ tak, jakbys´ nigdy
wie˛cej miała go nie widziec´, a przeciez˙ sama w to nie
wierzysz. Zadumała sie˛. Mogłaby go powstrzymac´ od
wyjazdu. Wystarczy mu powiedziec´ o dziecku. Ale nie
chciała. Posta˛piła jak kobiety, kto´re kochaja˛ swych

background image

me˛z˙czyzn miłos´cia˛ bezgraniczna˛ i zdobyła sie˛ na
najwyz˙sze pos´wie˛cenie: zachowała milczenie.

Pochyliła sie˛ i leciutko przycisne˛ła usta jego do

obandaz˙owanych z˙eber. Potem z rozpe˛du zacze˛ła
całowac´ ciało nad bandaz˙em, pod bandaz˙em, wsze˛dzie.
Dopiero gdy zbliz˙yła sie˛ do podbrzusza i usłyszała, jak
Hawk gwałtownie wcia˛ga powietrze, zorientowała sie˛,
z˙e nie s´pi. Na moment zaprzestała pieszczot, ale Hawk
nie protestował; tez˙ czekał. Wro´ciła do przerwanych
czynnos´ci. Ani skrawek jego ciała nie pozostał nietknie˛-
ty. Był twardy, obolały z napie˛cia, bliski erupcji niczym
wulkan. Widok Sary draz˙nia˛cej go pocałunkami,
pieszcza˛cej dłon´mi, widok jej sko´ry, opadaja˛cych na
twarz ge˛stych włoso´w... wszystko to doprowadzało go
do szalen´stwa. Usiłował zmienic´ pozycje˛, zanurzyc´ sie˛
w cieple tej kobiety... Nie dał rady. Sara mu umykała.

To stało sie˛ tak nagle – fala wraz˙en´ i emocji niemal

go wessała. Przed oczami ujrzał feerie˛ barw, tysia˛ce
jasnych punkciko´w s´wiatła. Ciało miał napie˛te do
granic moz˙liwos´ci. I wtedy, w oszołomieniu i euforii,
zawołał jej imie˛.

Wsuna˛ł re˛ce w wija˛ce sie˛ włosy. Jego ciałem

wstrza˛sały dreszcze; bał sie˛, z˙e rozerwa˛ je na kawałki.
Dopiero po kilku minutach serce przestało mu walic´
tak, jakby chciało wyskoczyc´ z piersi. A dopiero po
kilkunastu był w stanie mys´lec´ logicznie. Na razie
z całej siły tulił do siebie Sare˛ i modlił sie˛, by nie
umrzec´ z rozkoszy.

background image

– Boz˙e – szepna˛ł ochryple, gładza˛c ja˛ po twarzy.
Widział łzy podchodza˛ce jej do oczu i us´miech

okalaja˛cy wargi. Była jego boginia˛, wspaniała˛, nie-
ziemsko pie˛kna˛, kto´ra˛ goto´w był kochac´ i czcic´ do
kon´ca z˙ycia.

– Saro, nie masz poje˛cia, jak bardzo cie˛ kocham.

Jestes´ całym moim s´wiatem.

Skine˛ła głowa˛; wzruszenie odje˛ło jej głos.
– Przysie˛gam ci na wszystkie s´wie˛tos´ci, z˙e wro´ce˛.

Słyszysz, malen´ka? Wro´ce˛. Na pewno.

Nie zwracaja˛c uwagi na bo´l w z˙ebrach, ponownie ja˛

przytulił.

Sara wreszcie zasne˛ła, szcze˛s´liwa i bezpieczna

w ramionach kochanka. Kiedy obudziła sie˛ po kilku
godzinach, budzik wskazywał o´sma˛ czterdzies´ci sie-
dem. Hawka nie było obok. Rozpłakała sie˛.

Długo nie mogła sie˛ uspokoic´.

– Tutaj, Hawk. Włas´nie w tym miejscu urywa sie˛

trop – oznajmił porucznik Travis.

Bandyci Beaudry’ego wielokrotnie przeszukali

zbocze, po kto´rym stoczył sie˛ Levette; s´lady upadku
kon´czyły sie˛ w miejscu, kto´re wskazał Travis. Bandyta
z Tennessee okazał sie˛ nie tylko najlepszym strzelcem,
ale ro´wniez˙ najbardziej spostrzegawczym tropicielem.

Kucna˛wszy, Hawk przyjrzał sie˛ uwaz˙nie długim

wgnieceniom pozostawionym w gnija˛cych lis´ciach
i korze zalegaja˛cych ziemie˛. Odniesione rany sprawia-

background image

ły mu znacznie mniej kłopotu, niz˙ przypuszczał. Moz˙e
jest to sprawa Kiamichi. Kiedys´ powro´t w go´ry
wyleczył go z choroby duszy, moz˙e tutejszy klimat
potrafi ro´wniez˙ usuwac´ cierpienia fizyczne?

Hawk wzruszył zniecierpliwiony ramionami i po-

nownie zacza˛ł sprawdzac´ teren. Juz˙ cały dzien´ i noc
prowadza˛ poszukiwania, a do rozwia˛zania zagadki nie
przybliz˙yli sie˛ nawet o krok. Czy ten skurwiel z˙yje,
czy zgina˛ł? Jes´li zgina˛ł, to gdzie jest ciało? A jes´li
z˙yje, to gdzie sie˛ ukrywa?

Na szcze˛s´cie pogoda im dopisywała. Przynajmniej

za to Hawk był wdzie˛czny losowi. Bo gdyby zno´w
zacza˛ł padac´ s´nieg, wszystkie s´lady, a było ich tyle co
kot napłakał, zostałyby doszcze˛tnie zakryte.

– Ktos´ sie˛ te˛dy czołgał – powiedział, wskazuja˛c na

przygniecione podszycie les´ne. – To nie sa˛ s´lady
pozostawione przez cia˛gnie˛te ciało, Roger. Spo´jrz,
widzisz te wgłe˛bienia? Levette odpychał sie˛ łokciami.

Roger zagwizdał cicho. Hawk zna sie˛ na rzeczy.

A zatem upada hipoteza, z˙e to zwierze˛ta zacia˛gne˛ły
gdzies´ zwłoki i rozszarpały je na kawałki.

– Cholera. – Zadarł głowe˛, usiłuja˛c ocenic´ odleg-

łos´c´ od miejsca, z kto´rego Levette spadł. – Jak to
moz˙liwe, z˙eby przez˙yc´ cos´ takiego? Pewnie krzaki
złagodziły upadek, ale na miłos´c´ boska˛, facet był
ranny. Wiem to na sto procent. Włas´nie kula sprawiła,
z˙e stracił ro´wnowage˛ i poleciał do tyłu.

– Zło trudno wyte˛pic´ – mrukna˛ł Hawk.

background image

Podszedł do ge˛stwiny jez˙yn, gdzie s´lady sie˛ urywa-

ły. Nagle stana˛ł jak wryty; w krzakach cos´ sie˛
poruszyło.

– Ostroz˙nie, Hawk – ostrzegł go Roger, szybko

wycia˛gaja˛c pistolet z kabury. – Odsun´ sie˛! Travis...

Travis wyte˛z˙ył wzrok. Szelesty stawały sie˛ coraz

głos´niejsze. I wtem gałe˛zie sie˛ rozchyliły sie˛ i z krza-
ko´w wyskoczył szary cien´.

– Nie strzelac´! – rykna˛ł Hawk i przysiadł na

pie˛tach, podczas gdy pies biegał wkoło, uradowany
widokiem swojego pana.

Przycia˛gna˛ł psisko do siebie. Zwierze˛ miało brud-

na˛, pozlepiana˛ siers´c´; do merdaja˛cego ogona przy-
czepione były suche lis´cie.

– Ty stary zbo´ju... – Hawk zacza˛ł wyczesywac´

palcami ge˛ste zimowe futro, wycia˛gaja˛c z niego
zeschnie˛te lis´cie i gałe˛zie. – Pewnie pro´bujesz mi
wmo´wic´, z˙e cały czas mnie szukałes´. A przeciez˙ to ty
kilka dni wczes´niej pobiegłes´ sie˛ łajdaczyc´. Gdzies´ sie˛
podziewał, kiedy cie˛ potrzebowałem, co, stary?

Pies stał z przechylonym łbem i słuchał. Hawka

rozbawiła pocieszna mina psa. Poklepawszy zwierze˛
po zadzie, w kon´cu dz´wigna˛ł sie˛ na nogi. Pies,
z wywalonym je˛zorem, pognał na czele grupy. Byle
szybciej do domu i do miski.

– Fałszywy alarm, moi drodzy – Hawk zwro´cił sie˛

do towarzyszy. – Ta bestia co najwyz˙ej zagraz˙a
kro´likom i wilczycom.

background image

S

´

miech rozładował napie˛cie. Me˛z˙czyz´ni, kto´rzy od

samego rana prowadzili poszukiwania, uznali, z˙e na
dzis´ starczy. Mniej wie˛cej za godzine˛ zajdzie słon´ce,
a musza˛ jeszcze odbyc´ me˛cza˛ca˛ wspinaczke˛ do stoja˛-
cej na szczycie chaty, w kto´rej urza˛dzili sobie baze˛.
Zmiana adresu wszystkim bardzo odpowiadała. Drew-
niany domek był o wiele wygodniejszy niz˙ małe
jednoosobowe namioty, w kto´rych spali niemal przez
tydzien´, kiedy czekali w lesie na pojawienie sie˛
Levette’a.

Robiło sie˛ coraz zimniej. We˛druja˛c pod go´re˛,

me˛z˙czyz´ni rozmawiali z oz˙ywieniem, a ich głosy
niosły sie˛ przez las. Wszyscy marzyli o ciepłym
posiłku, o tym, by wreszcie odpocza˛c´. Tylko Hawk
odczuwał irytacje˛. Pragna˛ł jak najszybciej wro´cic´ do
Sary, a nic nie wskazywało na to, by stało sie˛ to dzis´,
jutro lub pojutrze. Mys´li wirowały mu w głowie
niczym lis´cie na wietrze. Jez˙eli Levette nie zgina˛ł,
poszukiwania be˛da˛ trwały wiecznie. Miejsc, w kto´-
rych moz˙na sie˛ schowac´, sa˛ tu setki. Jez˙eli zas´ lez˙y
gdzies´ martwy, moga˛ mina˛c´ tygodnie, ba, miesia˛ce,
zanim znajdzie sie˛ ciało. I tak z´le, i tak niedobrze.

Wie˛kszos´c´ me˛z˙czyzn wchodza˛cych w skład Ban-

dyto´w Beaudry’ego wspo´łpracowała z soba˛ od lat.
Rozsiadłszy sie˛ wygodnie przed kominkiem, zacze˛li
wspominac´ dawne dzieje. Hawk słuchał, od czasu do
czasu wła˛czał sie˛ do rozmowy, ale czuł sie˛ straszliwie
samotny. Sam nie mo´gł sie˛ temu nadziwic´. Jest

background image

w swoich ukochanych go´rach, tu, gdzie wychował sie˛
i dorastał, w domu pełnym ludzi, a tak bardzo dokucza
mu samotnos´c´, z˙e ma ochote˛ sie˛ rozpłakac´. Te˛sknił za
zimnymi stopami Sary, kto´re usiłowała ogrzac´ o jego
łydki. Brakowało mu jej nieuste˛pliwos´ci, jej s´miechu,
nawet jej niekontrolowanych atako´w złos´ci.

– Wychodze˛ na powietrze – mrukna˛ł, zwracaja˛c

sie˛ do wszystkich i do nikogo, po czym skierował sie˛
do drzwi.

– Za zimno na zwiedzanie! – zawołał za nim jeden

z me˛z˙czyzn, ale spojrzenie, kto´re mu posłał Roger,
skutecznie go uciszyło.

Roger dobrze znał swojego przyjaciela; wiedział,

co go gne˛bi. On sam ro´wniez˙ odczuwał coraz wie˛ksza˛
frustracje˛. Tez˙ chciał zakon´czyc´ sprawe˛ Levette’a.
Tym bardziej z˙e Harris dzien´ i noc siedział mu na
karku.

Hawk udał sie˛ na skraj przepas´ci, tam, gdzie

walczył z Levette’em i gdzie przypuszczalnie by
zgina˛ł, gdyby nagle nie nadszedł Roger.

Oczy łzawiły mu z zimna, kiedy tak stał, w skupie-

niu wpatruja˛c sie˛ czarne zarysy drzew porastaja˛cych
zbocze. Miał nadzieje˛, z˙e cos´ mu przyjdzie do głowy,
jakis´ pomysł, gdzie szukac´ tego skurwysyna. Od
dawna wrzała w nim ws´ciekłos´c´, zajadła i niepohamo-
wana; wiedział, z˙e musi sie˛ z nia˛ uporac´, zanim wro´ci
do Sary. Sara nie zasługuje na z˙ycie z kims´, kogo
me˛cza˛ duchy przeszłos´ci.

background image

Hawk tak długo nie wracał, z˙e Roger zacza˛ł sie˛

niepokoic´. Bandyci ro´wniez˙. Wreszcie dał znak Travi-
sowi, z˙eby sprawdził, czy nic złego sie˛ nie dzieje.

Bandyci wyszli za Travisem i az˙ zaniemo´wili

z wraz˙enia. Mackenzie Hawk stał na skraju przepas´ci,
z uniesionymi ramionami i zacis´nie˛tymi pie˛s´ciami,
jakby rzucaja˛c wzywanie go´rze, kto´ra skrywa jego
wroga, i ksie˛z˙ycowi, kto´ry chowa sie˛ za chmura˛, nie
chca˛c os´wietlic´ sekreto´w Kiamichi. Nagle, zanim
ktokolwiek zda˛z˙ył cos´ powiedziec´, głos Hawka woła-
ja˛cego Levette’a wzbił sie˛ w przestrzen´. Bandytom
włosy zjez˙yły sie˛ na głowie.

Echo wypełniło ciemny las; dotarło na dno przepa-

s´ci, tam odbiło sie˛ rykoszetem i wro´ciło na go´re˛. Mimo
z˙e brzmiało nieco ciszej, wcia˛z˙ wyczuwało sie˛ w nim
furie˛.

Me˛z˙czyz´ni słuchali oszołomieni, ale jeszcze bar-

dziej od pełnego ws´ciekłos´ci krzyku Hawka zdumiał
ich ryk, kto´ry nadszedł w odpowiedzi.

Z pocza˛tku przypominał odległe wycie wiatru,

stopniowo jednak przybierał na sile, az˙ wreszcie cała˛
go´re˛ wypełnił przecia˛gły skowyt. Dziwny, nieludzki,
trwaja˛cy bez kon´ca. Bandyci wstrzymali oddech; nikt
nic nie mo´wił, nikt sie˛ nie ruszał, jakby boja˛c sie˛
narazic´ diabłu, kto´ry wydał ten dz´wie˛k. Po minucie
czy dwo´ch nastała cisza.

Hawk westchna˛ł głe˛boko. Nie miał juz˙ wa˛tpliwo-

s´ci. Musi ponownie zmierzyc´ sie˛ z wrogiem.

background image

Odwro´ciwszy sie˛ na pie˛cie, skierował sie˛ w strone˛

chaty. Nawet nie spojrzał na grupke˛ me˛z˙czyzn, kto´rzy
stali w przejs´ciu, wcia˛z˙ zbyt skołowani, aby zejs´c´ mu
z drogi.

– Chryste – szepna˛ł jeden z nich, kiedy w kon´cu

ruszyli za Hawkiem do s´rodka. – Co to, u licha, było?
Wilk? Kuguar?

Hawk obejrzał sie˛ przez ramie˛.
– Z

˙

aden wilk czy kuguar – odparł groz´nym, bo

całkiem pozbawionym emocji tonem. – Tylko Le-
vette. On z˙yje.

Nie zauwaz˙ył pełnej niepokoju wymiany spojrzen´.

Znikna˛wszy w sypialni, wycia˛gna˛ł sie˛ na ło´z˙ku.

– To juz˙ długo nie potrwa, Levette – mrukna˛ł pod

nosem, zanim zmorzył go sen. – Wiem, gdzie cie˛
szukac´.

Nazajutrz rano Roger i jego ludzie zno´w przecierali

oczy ze zdumienia. W pełnym wigoru me˛z˙czyz´nie,
kto´ry rzes´kim krokiem chodził z pokoju do pokoju,
sporza˛dzaja˛c listy i mapy, trudno było poznac´ wczo-
rajszego przybitego, sfrustrowanego Hawka.

– Wiesz co, Roger? – zwro´cił sie˛ do przyjaciela.

– Z

´

le sie˛ do tego zabralis´my.

– To znaczy?
– Levette to socjopata. Zwierze˛. A dokładniej,

ranne zwierze˛.

– A wie˛c...? – Roger nie nada˛z˙ał za tokiem mys´li

przyjaciela.

background image

– A wie˛c co robi zwierze˛, kiedy jest ranne?

Siedzi w norze. Ukrywa sie˛ w cia˛gu dnia, bo
wtedy najłatwiej moz˙e pas´c´ ofiara˛ innego drapiez˙-
cy. Dopiero noca˛, jes´li ma dos´c´ sił, wychodzi
szukac´ pokarmu. W ciemnos´ciach czuje sie˛ bez-
pieczniej.

– Cholera jasna! Chcesz powiedziec´, z˙e mamy

przeczesywac´ go´re˛ po zmierzchu?

– Przeczesywac´ to nie – odparł Hawk. – Ale

moglibys´my przygotowac´ pułapke˛ i podste˛pnie wy-
wabic´ go z ukrycia.

– Pułapke˛? Masz na mys´li samotrzask? Wnyki?

Cos´ takiego?

– Bynajmniej. Levette jest mieszczuchem. Nie-

wiele wie o sztuce przetrwania w dziczy. Od dłuz˙-
szego czasu obywa sie˛ bez podstawowych wygo´d. Jest
ranny, doskwiera mu gło´d. Podejrzewam, z˙e jeszcze
nigdy w z˙yciu nie czuł sie˛ tak paskudnie.

– No dobrze, ale jak go wywabimy, jez˙eli on tylko

po ciemku opuszcza kryjo´wke˛?

– Z tym nie powinno byc´ problemo´w. Chodz´.

– Skierował sie˛ do drzwi. – Musimy wszystko dokład-
nie zaplanowac´. Ty, mo´j przyjacielu, be˛dziesz miał
straszny wypadek w drodze do domu. Jedzenie, kto´re
kupiłes´, rozsypie sie˛ po całym zboczu. Troche˛ szkoda,
bo te steki kosztowały maja˛tek. – Parskna˛ł s´miechem,
widza˛c przeraz˙enie na twarzy Rogera.

Kiedy cienie na go´rze zacze˛ły sie˛ wydłuz˙ac´,

background image

Bandyci zaje˛li pozycje. Miejsce, w kto´rym sfingowa-
no wypadek, było niedaleko punktu, gdzie Levette
wyla˛dował po swoim pechowym upadku. Oczywis´cie
mo´gł sie˛ oddalic´, ale Hawk uwaz˙ał, z˙e to mało
prawdopodobne.

Uz˙yli harleya Sary. Hawk bez z˙alu patrzył,

jak maszyna koziołkuje w do´ł zbocza. Gdyby
ktos´ go pytał o zdanie, zabroniłby Sarze jazdy
na czyms´ takim. Na sama˛ mys´l o tym, jak jechała
na go´re˛ s´liska˛, oblodzona˛ droga˛, robiło mu sie˛
niedobrze.

Z zadowoleniem patrzył, jak artykuły spoz˙ywcze

rozsypuja˛ sie˛ po zboczu. Dodatkowej dramaturgii
dostarczył motocykl, kto´ry dotarłszy na do´ł, stana˛ł
w płomieniach. Ogien´ był elementem niezaplanowa-
nym, lecz poz˙ytecznym. Hawk liczył na to, z˙e Levet-
te’a wywabi z kryjo´wki nie tylko rozrzucone jedzenie,
ale ro´wniez˙ płona˛cy wrak, przy kto´rym mo´głby sie˛
ogrzac´.

Mine˛ła godzina. Ksie˛z˙yc wytoczył sie˛ na niebo

i os´wietlił Kiamichi srebrzystym blaskiem. Tempera-
tura spadła o pare˛ stopni. Lekkie pierzaste chmurki
tworzyły fantazyjny wzo´r; wygla˛dały jak postrze˛-
piony koronkowy obrus rozcia˛gnie˛ty na firmamen-
cie. Hawk uwaz˙nie obserwował wszystko wkoło,
gre˛ s´wiateł i cieni, kołysanie sie˛ gałe˛zi, buchaja˛ce
w dole płomienie. Dym zapiekł go w oczy; podraz˙-
nione, zacze˛ły łzawic´. Wiatr zmienił kierunek, prze-

background image

mkne˛ło mu przez mys´l. Zamrugał kilka razy, z˙eby
przywro´cic´ ostros´c´ widzenia, i tym momencie do-
strzegł ruch. Tak, nieopodal płona˛cego motocykla.
Serce zacze˛ło walic´ mu młotem, poziom adrenaliny
gwałtownie wzro´sł.

Cos´ lub ktos´ we˛druje po grubej warstwie gni-

ja˛cych lis´ci. Ich cierpka won´ wznosi sie˛ w po-
wietrzu, miesza z wonia˛ dymu i jeszcze jakims´
zapachem, kto´rego Hawk nie potrafił zidentyfi-
kowac´.

Bandyci czekali w pogotowiu.

Panuja˛ca˛ w go´rach cisze˛ przerwał ogłuszaja˛cy

wybuch. Bestia poderwała sie˛, zatykaja˛c dłon´mi
uszy. Nagły ruch sprawił, z˙e jej ciało zno´w przeszył
piekielny bo´l. Zawyła. Wkro´tce niesiony wiatrem
zapach dymu dotarł do ge˛stych zaros´li, w kto´rych
znajdowało sie˛ wejs´cie do porzuconej wilczej nory.
Nozdrza bestii zadrz˙ały. W pamie˛ci zacze˛ły budzic´
sie˛ dalekie wspomnienia. Dym oznacza ogien´, przy
ogniu moz˙na sie˛ ogrzac´. Tu zas´ jest zimno, strasznie
zimno.

Przysuna˛wszy sie˛ na czworakach do zasłonie˛tego

krzakami otworu, bestia wyjrzała na zewna˛trz. Mimo
zapadaja˛cego zmierzchu widac´ było, ska˛d dociera
smuga dymu. Skurczona postac´ wyczołgała sie˛ z nory
i sycza˛c z bo´lu, dz´wigne˛ła sie˛ na nogi. Jedno
ramie˛ zwisało jej bezwładnie wzdłuz˙ ciała; całkiem

background image

bezuz˙yteczne, chyba czyms´ zgruchotane, ale nie pa-
mie˛tała czym. Nic nie pamie˛tała poza bo´lem, kto´ry
towarzyszył jej dzien´ i noc, poza głodem, kto´ry skre˛cał
jej wne˛trznos´ci, i straszliwym zimnem.

Powło´cza˛c nogami i potykaja˛c sie˛ o wilgotne

les´ne podszycie, bestia ruszyła wolno w strone˛,
ska˛d wydobywał sie˛ dym. Po pewnym czasie, gdy
odległos´c´ sie˛ zmniejszyła, zwietrzyła inne ne˛ca˛ce
zapachy. Przystana˛wszy, poruszyła nozdrzami. Tak,
to zapach jedzenia. Jedzenia, kto´rym sie˛ poz˙ywiała
dawno temu... Nie kory drzew i zgniłych lis´ci,
kto´re z˙uła obecnie i kto´rymi okrywała sie˛ przed
zimnem.

Dotarła do niewielkiej polany, na kto´rej lez˙ał

spalony wrak harleya. Podarty celofan, kto´rym owi-
nie˛te były rozsypane woko´ł produkty spoz˙ywcze, ls´nił
w blasku ksie˛z˙yca. Kusza˛cy zapach unosił sie˛ w po-
wietrzu. Bestia zapomniała o strachu, o zagroz˙eniach;
rzuciwszy sie˛ na ziemie˛, rozszarpywała ze˛bami za-
ro´wno jedzenie, jak i celofan oraz tekturowe opakowa-
nia.

Widok pochrza˛kuja˛cego niczym dzikie zwierze˛

człowieka, kto´ry brudza˛c jedzeniem twarz, wpycha je
sobie do ust, uzmysłowił obserwuja˛cym go z ukrycia
me˛z˙czyznom, w jakim stanie znajduje sie˛ ich wro´g.
Zacze˛li wychodzic´ z ukrycia, bezszelestnie zbliz˙ac´ sie˛
do Levette’a, kto´ry kra˛z˙ył mie˛dzy swoimi skarbami,
poz˙eraja˛c wszystko jak popadnie.

background image

Otoczyli go szerokim łukiem, tak by mo´gł

spokojnie sie˛ opychac´, ale by tym razem im nie
uciekł.

Levette rozrywał torby, siatki, kartony, napełniaja˛c

brzuch, kto´ry zbyt długo pozostawał pusty. Z brudnej
ziemi podnosił resztki jedzenia; nic sie˛ nie marno-
wało.

– Chryste! – szepna˛ł Roger, kiedy s´wiatło ksie˛z˙yca

os´wietliło wygłodniała˛ postac´.

Znikło pie˛kno i uroda. Atrakcyjna zewne˛trzna

powłoka rozpadła sie˛, odsłaniaja˛c ukryta˛ pod spodem
brzydote˛ i zło. Ohydne siniaki, głe˛bokie ropieja˛ce rany
na twarzy i dłoniach, połamane kos´ci – wszystko to
były pamia˛tki po stoczonej walce.

Obserwuja˛c wroga, Hawk odczuwał ponura˛ sa-

tysfakcje˛. Im dłuz˙ej patrzył na te˛ ludzka˛ maszkare˛,
kto´ra kra˛z˙yła przy spalonym wraku, nie zdaja˛c so-
bie sprawy z rozstawionych woko´ł ludzi, tym bar-
dziej tracił wszelka˛ che˛c´ zemsty. Nie miał naj-
mniejszych wyrzuto´w sumienia, pamie˛tał bowiem
ofiary Levette’a: rozes´miana˛ brunetke˛ o duz˙ych piw-
nych oczach i pie˛kna˛ rudowłosa˛ modelke˛ z roz-
haratana˛ twarza˛.

– Niestety, skurwiel zno´w umkna˛ł sprawiedliwo-

s´ci – oznajmił pose˛pnie. – Naszej, ludzkiej. Na
szcze˛s´cie poms´ciła nas go´ra. Ten maszkaron – wska-
zał na buszuja˛cego po ziemi stwora – juz˙ nigdy nie
be˛dzie człowiekiem.

background image

Odwro´cił sie˛, bardzo znuz˙ony i bardzo samot-

ny. Te˛sknił za Sara˛. Nie interesowało go, co sie˛
stanie z Levette’em. Niech jego ludzie zrobia˛ z nim, co
chca˛. Ruszył przed siebie, a po chwili rozpłyna˛ł sie˛
w mroku.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kiedy Sara obudziła sie˛ rano i zobaczyła, z˙e Hawk

wyjechał, przez cały dzien´ płakała – ze strachu
i bezsilnos´ci. Przestała dopiero wtedy, gdy zuz˙yła
wszystkie chusteczki do nosa, a na dodatek rozbolała
ja˛ głowa. Nie odbierała telefonu, nie chciała bowiem
rozmawiac´ z dziennikarzami, a potem zamartwiała
sie˛, z˙e moz˙e dzwonił Hawk. Dyskretny ochroniarz stał
w korytarzu, pilnuja˛c jej mieszkania; nie pozwalał,
aby ktokolwiek zakło´cał Sarze spoko´j.

Naste˛pnego dnia wła˛czyła sekretarke˛ automatycz-

na˛, udzieliła trzech wywiado´w prasowych, odmo´wiła
zaproszenia do lokalnego programu telewizyjnego
i obiecała Morty’emu, z˙e sie˛ z nim spotka, aby omo´wic´
swoje dalsze plany zawodowe.

Me˛czyło ja˛ ukrywanie sie˛. Przedtem przez Levet-

te’a musiała w pos´piechu opus´cic´ Dallas, teraz przez

background image

niego była skazana na przymusowa˛ bezczynnos´c´.
Facet naprawde˛ zalazł jej za sko´re˛. Była ws´ciekła.
Jedyna rzecz, kto´ra mogłaby jej poprawic´ humor, to
telefon od Hawka. Wiedziała, z˙e dopo´ki nie usłyszy
jego głosu, na niczym nie be˛dzie w stanie sie˛ skoncent-
rowac´.

– Powinien juz˙ sie˛ odezwac´ – szepne˛ła. Strach

o jego bezpieczen´stwo i wyrzuty sumienia, z˙e po-
zwoliła mu jechac´, doprowadzały ja˛ do szalen´stwa.
– Nie powinnam była go pus´cic´. Mogłam go przeciez˙
zatrzymac´. – Westchne˛ła. – No tak, ale potem do
kon´ca z˙ycia miałby do mnie z˙al.

Odwro´ciła sie˛ od okna i podeszła do ło´z˙ka. Zrezyg-

nowana, wycia˛gne˛ła sie˛ na puchowej kołdrze. Po
chwili przewro´ciła sie˛ na bok, tak by widziec´ własne
odbicie w lustrze na komodzie.

Z tej odległos´ci, w dodatku gdy mruz˙yła oczy, nie

widac´ było z˙adnych ran na twarzy. S

´

wiadczy to

o jednym – z˙e blizny faktycznie znikna˛bez s´ladu, totez˙
gdyby chciała, mogłaby kontynuowac´ kariere˛ na wy-
biegu. Tyle z˙e nie jest juz˙ wolna˛, niezalez˙na˛ dziew-
czyna˛; ma partnera, spodziewa sie˛ dziecka. Intuicja jej
podpowiadała, z˙e tylko oni be˛da˛ sie˛ liczyc´ w jej z˙yciu.
Otworzyła szerzej oczy i ponownie spojrzała w lustro.
Tym razem zobaczyła młoda˛ zakochana˛ kobiete˛, a nie
modelke˛. Wstała i zrzuciła z ramion szlafrok; spadł na
podłoge˛, tworza˛c woko´ł jej sto´p jedwabna˛ kałuz˙e˛.

To tez˙ ja, pomys´lała, patrza˛c na swoje pełne piersi,

background image

smukła˛ talie˛ i szczupłe biodra. To włas´nie idealnie
ukształtowana, zgrabna sylwetka oraz wspaniałe dłu-
gie nogi przyniosły jej popularnos´c´. I jeszcze włosy,
ge˛ste, ls´nia˛ce, o pie˛knej kasztanowej barwie. Zgarne˛ła
je w kon´ski ogon i obro´ciła sie˛, spogla˛daja˛c na siebie
z boku. Nagle re˛ce zacze˛ły jej drz˙ec´. Nie ma miejsca
na jej ciele, kto´rego Hawk by nie dotykał, nie pies´cił,
nie całował.

Wszystko sie˛ teraz zmieniło. Dawniej była nieza-

lez˙na, mogła robic´, co jej podoba, i nikomu sie˛ z tego
nie tłumaczyc´. Dzis´ Hawk i dziecko, kto´re powstało
z ich miłos´ci, stanowia˛sens jej z˙ycia. Dlatego do czasu
powrotu Hawka nie chciała podejmowac´ z˙adnych
wia˛z˙a˛cych decyzji.

Najgorsze było nie tyle czekanie, co niepewnos´c´,

czy Hawkowi nic nie zagraz˙a. Nie, najgorsze było
niespodziewane odkrycie, z˙e Hawk jest kłamca˛, oszu-
stem. Wyszło to na jaw przypadkiem, kiedy do jej
drzwi zastukał zase˛piony człowiek, kto´ry przedstawił
sie˛ jako jego ksie˛gowy.

Nie posiadała sie˛ ze złos´ci. Wysłuchawszy faceta,

obiecała mu, z˙e powie Hawkowi, aby zadzwonił do
niego, jak tylko wro´ci do Dallas, po czym z furia˛
zatrzasne˛ła drzwi.

– Jak s´miał ukrywac´ to przede mna˛? Mys´lałam, z˙e

mieszka w skromnej chacie na Kiamichi, bo nie stac´
go na inne z˙ycie.

Rozmawiaja˛c sama z soba˛, kra˛z˙yła z pokoju do

background image

pokoju i coraz bardziej ws´ciekła ciskała na podłoge˛ to
poduszke˛, to jakies´ kolorowe pismo.

– Wcale nie jest tym biednym, nieszcze˛s´liwym

Indianinem, kto´ry zaszył sie˛ samotnie w go´rach, bo
s´wiat odwro´cił sie˛ do niego plecami. Co to, to nie!
– krzykne˛ła, kieruja˛c słowa do pustej s´ciany. – Jest
bardzo bogatym, nieszcze˛s´liwym Indianinem, kto´ry
dzie˛ki ostatniej inwestycji znalazł sie˛ w grupie oso´b
płaca˛cych najwyz˙sze podatki.

Usiadłszy w fotelu, podparła re˛kami głowe˛ i wybu-

chne˛ła płaczem.

– Boz˙e, niech tylko wro´ci. Niech bezpiecznie

wro´ci. Wtedy wygarne˛ mu, co mys´le˛ o takich podste˛p-
nych draniach!

Jakis´ znajomy odgłos przenikna˛ł do jej s´wiadomo-

s´ci. S

´

cia˛gne˛ła poduszke˛ z głowy i, zaspana, zerkne˛ła

w strone˛ okna.

– Nie, nie pada – mrukne˛ła. Przewro´ciła sie˛ na

wznak, usiłuja˛c zidentyfikowac´ hałas. – Hm... prysz-
nic. Tak, zdecydowanie prysznic. Musiałam zostawic´
odkre˛cona˛ wode˛.

Obcia˛gne˛ła T-shirt, w kto´rym spała i kto´ry pod-

suna˛ł sie˛ jej niemal pod szyje˛, po czym zwine˛ła sie˛
w kłe˛bek, zadowolona, z˙e zdołała rozwia˛zac´ zagadke˛.

Trwało mniej wie˛cej trzy sekundy, zanim us´wiado-

miła sobie, z˙e gada bzdury.

– Psiakrew, nie zostawiam odkre˛conych krano´w!

background image

– Zrzuciła kołdre˛ i po´łprzytomna poczłapała do ła-
zienki.

Na widok stosu me˛skich ubran´ serce zabiło jej

mocniej.

– Hawk! – Otworzywszy drzwi kabiny prysznico-

wej, wskoczyła do s´rodka, nie przejmuja˛c sie˛ tym, z˙e
woda wypływa na zewna˛trz i zalewa podłoge˛. – Ko-
chany! Wro´ciłes´! Dzie˛ki Bogu. Nic ci sie˛ nie stało?
Czy juz˙ po wszystkim?

Obje˛ła go za szyje˛ i zacze˛ła całowac´ po twarzy,

ramionach, piersi.

Ociekaja˛cy woda˛, barczysty Indianin us´miechna˛ł

sie˛ od ucha do ucha. Zachwycony niespodziana˛ wizy-
ta˛, zamkna˛ł drzwi kabiny, po czym niemal zmiaz˙dz˙ył
Sare˛ w us´cisku.

– Hej, malen´ka – szepna˛ł. – Nie chciałem cie˛

budzic´... – Us´miech rados´ci nie schodził mu z warg.
– Wygla˛dasz rozkosznie... Mo´głbym cie˛ schrupac´.

Przywarł ustami do jej ust. Tak, mo´głby ja˛ schru-

pac´, mie˛ciutka˛, apetyczna˛, ne˛ca˛ca˛... Na moment prze-
rwał pocałunek i odsuna˛ł sie˛ na długos´c´ ramienia.

– Jestes´ cała mokra. Mo´j mokry kocur... Co za

uczta dla oczu.

Koszulka lepiła sie˛ jej do ciała, podkres´laja˛c wypu-

kłos´ci, włosy zwisały na plecach niczym jedwabna
kurtyna, tysia˛ce kropelek spływało leniwie po gołych
ramionach i udach.

– Prawdziwa uczta – powiedziała Sara, s´cia˛gaja˛c

background image

koszulke˛ i ciesza˛c sie˛ z reakcji, jaka˛ wywołał jej
ministriptiz.

Wolno przesune˛ła wzrok z twarzy Hawka na jego

ramiona, brzuch, biodra i niz˙ej, na uda, kolana, stopy.
Nawet nie pro´bował ukryc´ podniecenia.

– To nie fair! – zawołał.
Przytuliła sie˛.
– Sam jestes´ sobie winien. Gdybys´ nie był tak

seksowny...

Sin´ce wcia˛z˙ barwiły na fioletowo jego z˙ebra.

Pochyliwszy sie˛, Sara zacze˛ła je całowac´. Sko´re˛ miał
gładka˛, s´liska˛ od mydła. Strumien´ pies´cił ich ciała.
Wodny masaz˙ obojgu sprawiał przyjemnos´c´. Dysza˛c
cicho, Hawk przycisna˛ł Sare˛ do mokrej s´ciany, czuja˛c,
z˙e jej re˛ce wyczyniaja˛ cuda.

– Saro, kochanie, poczekaj.
Chciał jak najpre˛dzej wyjs´c´ z kabiny, wskoczyc´ do

ło´z˙ka i...

– Nie chce˛ czekac´. – Zacisne˛ła wargi na jego uchu.
– Nie? – Głos miał ochrypły. – To nie.
Wszystko wirowało mu przed oczami. Wchodził

coraz głe˛biej i głe˛biej. Czuł, jak jej mie˛s´nie sie˛
napinaja˛, jak ciałem wstrza˛saja˛ dreszcze.

– Hawk, błagam. – Marzyła, by to trwało wiecznie,

a jednoczes´nie pragne˛ła wyzwolenia. – Juz˙ nie moge˛...
O Boz˙e!

Upadłaby, gdyby jej nie przytrzymał; znalazła sie˛

w innym s´wiecie, w krainie błogos´ci. On nogi miał jak

background image

z waty, serce mu waliło. Jeszcze nigdy w z˙yciu nie był
tak słaby ani tak szcze˛s´liwy.

– Och, malen´ka... Wyssałas´ ze mnie cała˛ energie˛.

Jestem jak de˛tka.

Zakre˛ciwszy wode˛, pomo´gł Sarze wyjs´c´ z kabiny.

Ruszyła do sypialni.

– Energia nie poszła na marne – powiedziała cicho,

mys´la˛c o dziecku, kto´re rozwija sie˛ w jej łonie.

Ze stoja˛cej przy ło´z˙ku komody wycia˛gne˛ła czysta˛

koszule˛.

– Słucham? – spytał Hawk, zbieraja˛c z podłogi

łazienki mokre ubranie.

Skierował sie˛ do nieduz˙ego pomieszczenia za ku-

chnia˛, kto´re słuz˙yło za pralnie˛.

– Nie, nic – odparła Sara.
Chciała wybrac´ odpowiedni moment, aby powiado-

mic´ go o cia˛z˙y. Stane˛ła przed lustrem wisza˛cym na
drzwiach szafy.

– Wygla˛dam dokładnie tak samo. – Rozstawiwszy

palce, przyłoz˙yła re˛ke˛ do brzucha. – Ciekawe, czy
cokolwiek zauwaz˙y.

– Czy co zauwaz˙e˛? – spytał, wchodza˛c do sypialni.
– Z

˙

e jestem naga.

– Musiałbym byc´ s´lepy, z˙eby tego nie widziec´.
Przycia˛gna˛ł ja˛ do siebie.
– Chodz´ – szepne˛ła mu do ucha, odsuwaja˛c kołdre˛.

– Do wschodu słon´ca zostało zaledwie pare˛ godzin.
Przes´pijmy sie˛. Jutro mi o wszystkim opowiesz.

background image

– Niewiele jest do opowiedzenia. Nie my pokona-

lis´my Levette’a; pokonała go go´ra.

Połoz˙ył sie˛, rozkoszuja˛c sie˛ ciepłem i mie˛kkos´cia˛

ło´z˙ka. Sara zobaczyła, jak mie˛s´nie mu sie˛ rozluz´niaja˛.
Był nieludzko zme˛czony. Po chwili zamkna˛ł oczy.

Jak dobrze byc´ w domu – była to ostatnia mys´l, jaka

zakołatała mu w głowie, zanim pogra˛z˙ył sie˛ we s´nie.

Sara przytkne˛ła policzek do jego piersi. Miarowe

bicie serca ukołysało ja˛ do snu.

– Wykluczone, prosze˛ pana! – wycedziła przez

ze˛by, staraja˛c sie˛ nie podnosic´ głosu. – Obiecałam
wczoraj, z˙e Mackenzie Hawk do pana zadzwoni.
Skoro obiecałam, to znaczy, z˙e zadzwoni. Ale nie
pozwole˛ panu porozmawiac´ z nim teraz, bo teraz to
on jeszcze s´pi.

Wbiła gniewny wzrok w ksie˛gowego, kto´ry ponow-

nie pofatygował sie˛ z wizyta˛. On ro´wniez˙ nie był zbyt
przyjaz´nie do niej nastawiony.

– Bardzo pania˛ prosze˛, panno Beaudry. Wiem, z˙e

pan Hawk s´pi, ale dzis´ jest ostatni dzien´ roku. Jutro
be˛dzie za po´z´no. Wszelkie transakcje handlowe musza˛
byc´ dokonane przed Nowym Rokiem. Ze wzgle˛do´w
podatkowych. Rozumie pani? Dlatego nalegam...

– Moz˙e pan nalegac´, a ja i tak Hawka nie obudze˛.
Twarz me˛z˙czyzny poczerwieniała. Jeszcze nigdy

w z˙yciu nie spotkał tak upartej istoty.

Hawka zbudziły zagniewane głosy dochodza˛ce

background image

z salonu. Wcia˛gna˛wszy na siebie stare dz˙insy, wyłonił
sie˛ z sypialni.

– Saro, co sie˛ dzieje?
– No i widzi pan, co pan zrobił? – spytała Sara,

patrza˛c oskarz˙ycielskim wzrokiem na ksie˛gowego.

Na widok zleceniodawcy, kto´ry wszedł boso do

salonu, me˛z˙czyzna odetchna˛ł z ulga˛.

– Pan Hawk! Dzie˛ki Bogu! – zawołał.
– Hanley? – zdumiał sie˛ Hawk. – Ska˛d sie˛ pan tu

wzia˛ł? Ska˛d pan wiedział, gdzie mnie szukac´? – Stana˛-
wszy za Sara˛, obja˛ł ja˛ ramieniem.

Nie przeraził sie˛, z˙e poznałam tego małego natre˛ta,

pomys´lała Sara. Moz˙e wie˛c jego finanse wcale nie sa˛
taka˛ wielka˛ tajemnica˛.

– Nie nachodziłbym pana, gdyby odpowiedział

pan na chociaz˙ na jeden z moich ostatnich pie˛ciu
listo´w – oznajmił gos´c´. Nieproszony, usiadł przy stole
i otworzył teczke˛. – Przedwczoraj zobaczyłem pana
w telewizji. Nie mogłem uwierzyc´ własnym oczom.
Co za szcze˛s´liwy zbieg okolicznos´ci, pomys´lałem.
Pan Hawk we własnej osobie, i to w Dallas!

– Pie˛c´ listo´w? – zdziwił sie˛ Hawk, ale zaraz

przypomniał sobie, co sie˛ działo na Kiamichi w cia˛gu
ostatnich tygodni. – Prawie od miesia˛ca nie zagla˛da-
łem na poczte˛. Byłem dos´c´... zaje˛ty. Przepraszam.

– Tak, rozumiem. – Hanley spojrzał znacza˛co na

Sare˛. – Gdyby nie upierał sie˛ pan mieszkac´ na
odludziu albo gdyby pan przynajmniej raz na jakis´

background image

czas wpadał do mnie do biura, tego typu sytuacja
nigdy by nie zdarzyła.

– No dobrze, a co sie˛ stało? – spytał Hawk

i us´miechna˛ł sie˛ pod nosem, widza˛c naburmuszona˛
mine˛ Sary. Jest zła jak osa. Ciekawe, dlaczego?

Nie puszczaja˛c jej, podszedł do stołu. Usiedli

naprzeciwko ksie˛gowego. Hanley to geniusz finansowy,
pomys´lał, patrza˛c na surowe oblicze swego gos´cia; ale do
setki nie doz˙yje. Za bardzo sie˛ wszystkim przejmuje.

– Nie wiedziałam, kochanie, z˙e masz doradce˛

finansowego – oznajmiła Sara, ciskaja˛c oczami pioru-
ny. – Nawet nie przypuszczałam, z˙e ktos´ taki jest ci do
czegokolwiek potrzebny.

Aha, o to chodzi, pomys´lał Hawk. Nie zareagował

jednak na jej uwage˛. Niech sie˛ przez chwile˛ po-
ws´cieka. Moz˙e wtedy lepiej zrozumie, co czułem,
ogla˛daja˛c ja˛ w reklamie jaguara. Na pewno czeka nas
jeszcze wiele niespodzianek, bo w gruncie rzeczy
niewiele o sobie wiemy.

– Wie˛c co´z˙ jest takiego pilnego? – zwro´cił sie˛ do

Hanleya.

Ten zanurzył re˛ke˛ w przepastnej torbie, z kto´rej

wycia˛gna˛ł plik papiero´w. Nareszcie poruszał sie˛ po
znanym sobie terenie.

– Dzis´ do szo´stej musi pan zdecydowac´, czy

sprzedaje ,,Piekiełko’’ nowojorskiemu koncernowi,
czy nie. Chca˛ otworzyc´ filie we wszystkich połu-
dniowo-zachodnich stanach. To dopiero pocza˛tek...

background image

– To znaczy kto? Kim sa˛ ci tajemniczy ,,oni’’ i jak

przedstawia sie˛ ich oferta? – spytał rzeczowym tonem
Hawk.

Sara ze zdumieniem przysłuchiwała sie˛ rozmowie.

Hawk bez wahania i fachowo odpowiadał na pytania
swego doradcy. W takiej roli jeszcze go nie widziała.
,,Piekiełko’’ to jeden z najmodniejszych klubo´w noc-
nych w Dallas. Z rozmowy jasno wynika, z˙e nalez˙y do
Hawka. Na miłos´c´ boska˛, jakiez˙ jeszcze ma tajemnice?

Kiedy Hanley wymienił oferowana˛ przez kupca

kwote˛, jedyna˛ reakcja˛ Hawka było lekkie uniesienie
brwi. Sara zas´ otworzyła usta; z najwyz˙szym trudem
zdołała je zamkna˛c´. Ile miliono´w dolaro´w?

Nagle zrobiło sie˛ jej niedobrze. Poderwała sie˛ od

stołu.

– Przepraszam – mrukne˛ła i pognała do łazienki.
Dojrzawszy jej mine˛, Hawk ruszył za nia˛.
Hanley rzucił papiery na sto´ł i zdegustowany

rozejrzał sie˛ wkoło. Czas ucieka, a decyzje jeszcze nie
zapadły. Wiedział, z˙e z˙ona go zabije, jez˙eli nie
zabierze jej na przyje˛cie noworoczne. Kupiła nowa˛
suknie˛, wynaje˛ła na cała˛ noc opiekunke˛ do dziecka...
Chryste! W takim tempie nigdy nie dotrze do domu na
czas.

– Saro, co ci jest? – spytał zaniepokojony Hawk,

podaja˛c jej re˛cznik.

Pochylona nad umywalka˛, omywała woda˛ twarz

i szyje˛.

background image

– Nic. Nadmiar emocji. To wszystko – odparła.

Nie była to najwłas´ciwsza pora, aby tłumaczyc´ mu
powody porannych mdłos´ci.

– Malen´ka, przepraszam. – Odgarna˛ł jej włosy

z twarzy, po czym przytkna˛ł re˛cznik do zamoczonej
bluzki. – Nie zamierzałem trzymac´ tego w tajemnicy.
Po prostu... zacze˛lis´my od drugiego kon´ca. Najpierw
sie˛ zakochalis´my, a dopiero teraz powoli zaczynamy
sie˛ poznawac´. Nawet nie wiem, czy wolisz musztarde˛,
czy majonez. – Pocałował ja˛ w czubek głowy.

– Nie, to ja przepraszam. Zachowuje˛ sie˛ jak... sama

nie wiem. Nigdy dota˛d nie oceniałam nikogo po
grubos´ci jego portfela czy stanie konta. – Nie opierała
sie˛, kiedy przytulił ja˛do swojej piersi. – Rzecz w tym...

– W czym? – Delikatnie gładził jej niesforne loki.
– Pienia˛dze nigdy nie wpływały na moja˛ ocene˛

człowieka, ale nigdy nie sa˛dziłam, z˙e zakocham sie˛
w kims´, kto ma ich wie˛cej niz˙ niejeden bank.

Hawk odrzucił w tył głowe˛ i rykna˛ł s´miechem.
– Saro, kocham cie˛. Jestes´ moim najwie˛kszym

skarbem. A teraz – powiedział, prowadza˛c ja˛ w strone˛
ło´z˙ka – poło´z˙ sie˛ i odpocznij. Im szybciej załatwie˛
sprawe˛ z Hanleyem, tym szybciej sta˛d wyjdzie. To
długo nie potrwa. – Zakrył ja˛ kołdra˛ po sam nos.

Sare˛ jednak zz˙erała ciekawos´c´.
– A co zamierzasz z... no, wiesz. – Nigdy nie

nalez˙ała do cierpliwych. – Sprzedasz?

– Oczywis´cie.

background image

– Dlaczego?
– Bo to s´wietny interes, kocurku. – Pochyliwszy

sie˛, pocałował ja˛ w usta.

Nie chciał przerywac´ pocałunku, ale wiedział, z˙e

Hanley czeka.

Sara zapadła w drzemke˛. Kiedy zbudziła sie˛ koło

południa, Hawka nie było w mieszkaniu. Uspokoiła ja˛
jednak przyklejona do lustra w łazience kartka.

Jade˛ podpisac´ dokumenty. Na dzisiej-

sza˛ noc zarezerwowałem dla nas stolik
w ,,Piekiełku’’. Che˛tnie poz˙egnam ,,Pie-
kiełko’’ i stary rok za jednym zamachem.
A nowy rok chciałbym powitac´ z toba˛.
Wło´z˙ cos´ szałowego. Do zobaczenia, naj-
milsza. Kocham cie˛.

Sara zerwała kartke˛ i rozes´miała sie˛ wesoło. Moz˙e

cze˛s´ciej powinni porozumiewac´ sie˛ listownie? A co do
szałowego stroju... ma cos´ w sam raz na taka˛ okazje˛.
Postanowiła tez˙, z˙e dzis´ wieczorem powiadomi Haw-
ka o dziecku.

Wsune˛ła grzebien´ we włosy i az˙ zapiszczała z bo´lu.

Chryste, nigdy sobie sama nie poradzi z tymi włosami.
Po prostu potrzebowała Mackenziego Hawka. Do
rozczesywania spla˛tanych włoso´w i do wszystkiego.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Wszedłszy do windy, Hawk nacisna˛ł guzik z nume-

rem pie˛tra. Sprawy zawodowe zaje˛ły mu troche˛ wie˛cej
czasu, niz˙ sie˛ spodziewał. Potem w drodze do domu
musiał jeszcze gdzies´ wsta˛pic´. Dlatego teraz sie˛
spieszył. Chciał, z˙eby dzisiejszy wieczo´r był wyja˛t-
kowy. Us´miechaja˛c sie˛ do siebie, poprawił torbe˛, kto´ra˛
trzymał pod pacha˛. Miał dla Sary niespodzianke˛,
nawet kilka niespodzianek.

Winda zatrzymała sie˛. Poprawiaja˛c włosy, wyszedł

na korytarz, po czym poklepał sie˛ po kieszeni, jakby
chciał sie˛ upewnic´, czy wszystko jest na swoim
miejscu. Zanim doszedł do drzwi, usłyszał podniesio-
ne głosy.

– Co, u diabła? – Przys´pieszył kroku. – To nie

moz˙e byc´ Hanley. Przed chwila˛ opus´ciłem jego biuro.

Otworzył cicho drzwi. Sara perorowała zawzie˛cie,

background image

a słuz˙alczy głos, kto´ry raz po raz usiłował cos´ wtra˛cic´,
nalez˙ał do...

– Alez˙, Morty! Nie moge˛ teraz o niczym decydo-

wac´. Nawet nie mam ochoty. Ile razy mam ci to
powtarzac´?

– Saro, kwiatuszku, przeciez˙ wiesz, z˙e chodzi mi

wyła˛cznie o twoje dobro. Jutro kon´czy sie˛ nasz
kontrakt, wie˛c pomys´lałem sobie, z˙e lepiej odnowic´ go
dzisiaj. Po co mam cie˛ po´z´niej zno´w s´cigac´? Wspo´ł-
praca zawsze s´wietnie nam sie˛ układała, wie˛c nie
rozumiem, dlaczego nagle kre˛cisz nosem.

Hawka ogarne˛ła złos´c´. Korciło go, z˙eby wparowac´

do pokoju i po swojemu rozprawic´ sie˛ z Mortym, ale
zawahał sie˛. Moz˙e Sara miałaby mu za złe? Moz˙e
wolała sama sie˛ wszystkim zaja˛c´? Potrafił wychwyty-
wac´ najdrobniejsze niuanse w głosach czy mimice
ludzi. A z głosu Morty’ego wynikało niezbicie, z˙e
facetowi bardziej lez˙y na sercu własne dobro niz˙ dobro
Sary. Jes´li Sara nie odnowi z nim kontraktu, on straci
dziesie˛c´ procent z kaz˙dej sumy, jaka wpływa na jej
konto.

– Dlatego, z˙e potrzebuje˛ odpoczynku. Poza tym

nie jestem pewna, czy w ogo´le chce˛ jeszcze pracowac´.

– Chyba nie bardzo cie˛ na to stac´ – zauwaz˙ył

zgryz´liwie menedz˙er.

– Co masz na mys´li?
– Ten Indianin, kto´rego sobie przygruchałas´... Tro-

che˛ naruszy stan twojego konta.

background image

Sara nie wytrzymała; dostała takiego ataku s´mie-

chu, z˙e łzy leciały jej z oczu i z trudem łapała
powietrze. Usiłowała cos´ powiedziec´, ale co otwierała
usta, to zno´w zaczynała krztusic´ sie˛ ze s´miechu.

Hawk pokre˛cił w milczeniu głowa˛. Nie chciałby

teraz byc´ na miejscu Morty’ego. Sara szcze˛s´liwa jest
do rany przyło´z˙, Sary doprowadzonej do ws´ciekłos´ci
nalez˙y wystrzegac´ sie˛ jak ognia. A Morty włas´nie to
uczynił: doprowadził ja˛ do ws´ciekłos´ci.

Stał za drzwiami, nie zdradzaja˛c sie˛ ze swoja˛

obecnos´cia˛, lecz goto´w w kaz˙dej chwili przyjs´c´ Sarze
na ratunek.

– Powiedziałem cos´ s´miesznego? – warkna˛ł Mor-

ty, całkiem zdezorientowany.

– Nie, Morty, absolutnie nie.
Usiadła na stołku przy barku, na kto´rym lez˙ały

przygotowane kontrakty. Zgarne˛ła je razem, wre˛czyła
Morty’emu, po czym poła˛bluzki otarła z policzko´w łzy.

– Trzymaj, to twoje. Ciesz sie˛, z˙e potrafie˛ nad soba˛

zapanowac´, bo che˛tnie dałabym ci w twarz. A teraz
słuchaj uwaz˙nie. Nigdy, ale to nigdy wie˛cej nie mo´w
tak o Hawku. Najlepiej w ogo´le nie wymawiaj jego
nazwiska. Czy wyraz˙am sie˛ dos´c´ jasno? – Mo´wiła
cicho, cyzeluja˛c słowa i nawet nie pro´buja˛c ukryc´
wrogos´ci do siedza˛cego obok me˛z˙czyzny. – Jez˙eli
kiedykolwiek w przyszłos´ci be˛de˛ potrzebowała mene-
dz˙era, nie omieszkam cie˛ zawiadomic´. Na razie jednak
nie przychodz´ do mnie i nie wydzwaniaj.

background image

Zabrał z jej wycia˛gnie˛tej re˛ki papiery, chwycił

rzucony na krzesło płaszcz i wymaszerował z pokoju.
Na widok Hawka niedbale opartego o s´ciane˛ w holu
stana˛ł jak wryty.

– Od... od jak dawna tu jestes´? – wydukał. Marzył

o tym, z˙eby byc´ niewidzialnym.

– Wystarczaja˛co długo, aby chciec´ ci powyrywac´

nogi... wiesz ska˛d?

– Domys´lam sie˛ – odparł szeptem Morty.
Ocieraja˛c sie˛ plecami o s´ciane˛, przesuwał sie˛

w strone˛ drzwi i lez˙a˛cej za nimi strefy bezpieczen´stwa.
Był juz˙ niemal u celu, kiedy Hawk warkna˛ł groz´nie:

– Ej, ty!
– Tak? – spytał drz˙a˛cym głosem Morty. Ze strachu

przymkna˛ł oczy, jakby czekał na cios.

– Nie pokazuj sie˛ tu wie˛cej.
– Dobrze, w porza˛dku – obiecał i rzucił sie˛ do

drzwi.

Hawk odczekał chwile˛, zanim wszedł do salonu.
– Czes´c´, malen´ka.
Sara, kto´ra poprawiała poduszki na kanapie, od-

wro´ciła sie˛ do niego.

– Hawk? – Odchrza˛kne˛ła. – Cos´ ty z soba˛ zrobił?
– Nic. Kupiłem nowe ubranie i przystrzygłem

włosy. Juz˙ dawno powinienem był sie˛ wybrac´ do
fryzjera.

Przygla˛dała mu sie˛ uwaz˙nie, jakby w tym obcym

me˛z˙czyz´nie usiłowała rozpoznac´ swojego Hawka.

background image

Nieznajomy brunet postawił na podłodze torby z pa-
kunkami i rozłoz˙ył ramiona. Dopiero na widok płona˛-
cych z˙a˛dza˛ zielonych oczu Sara odetchne˛ła z ulga˛.
Tak, to on, ucieszyła sie˛.

– Co ci jest, kocurku? Wcia˛z˙ masz mdłos´ci?
Potrza˛sna˛wszy przecza˛co głowa˛, pogładziła przy-

strzyz˙one włosy na karku Hawka. Pojedynczy kos-
myk, czarny niczym skrzydło kruka, opadał figlarnie
na czoło. Hawk us´miechna˛ł sie˛ szeroko. Ubrany
w eleganckie szare spodnie, gruby, robiony na drutach
sweter oraz czarna˛ sko´rzana˛ kurtke˛ wygla˛dał rewela-
cyjnie. Sara nie mogła oderwac´ od niego oczu.

– Nie, juz˙ dobrze sie˛ czuje˛.
– To s´wietnie. Bo dzisiejszy wieczo´r be˛dzie wyja˛t-

kowy.

Ujmuja˛c ja˛za brode˛, unio´sł lekko jej twarz i pocało-

wał ja˛ w usta. A z˙ebys´ wiedział, pomys´lała Sara,
odwzajemniaja˛c pocałunek. Do kon´ca z˙ycia go nie
zapomnisz.

Jaguar pe˛dził szosa˛, wymijaja˛c inne auta, jakby

goniła go sfora pso´w.

– Prowadzisz zupełnie jak mo´j brat – powiedziała

Sara. Wsune˛ła re˛ke˛ pod pas bezpieczen´stwa, upew-
niaja˛c sie˛, czy jest dobrze zapie˛ty.

Łobuzerski us´miech i zabawne uniesienie brwi

sprawiły, z˙e serce zabiło jej szybciej.

Hawk był przystojny, ale – co niewa˛tpliwie zwie˛k-

background image

szało jego atrakcyjnos´c´ – wydawał sie˛ byc´ tego
nies´wiadomy. Znała wielu me˛z˙czyzn, modeli, kto´rzy
latami pracowali nad swoim wygla˛dem, Hawk zas´ nie
robił w tym kierunku absolutnie nic; po prostu taki był
i juz˙.

Wytarła o siedzenie spocone re˛ce. Denerwowała sie˛

– nie ostra˛ jazda˛ czy nadmierna˛ szybkos´cia˛, lecz tym,
jak Hawk zareaguje na wiadomos´c´, z˙e za osiem
miesie˛cy zostanie ojcem.

– Jestes´my – oznajmił, skre˛caja˛c na rze˛sis´cie

os´wietlony parking.

Zatrzymał samocho´d przed samym wejs´ciem, nad

kto´rym rozcia˛gnie˛to barwna˛ markize˛.

– Dobry wieczo´r, szefie. – Parkingowy zgrabnie

złapał kluczyki, kto´re Hawk mu rzucił.

– Dobry wieczo´r, chłopcze. Tylko ostroz˙nie sie˛

obchodz´ z ta˛ s´licznotka˛. Be˛dzie ci wdzie˛czna.

– Tak jest, szefie. – Chłopak wyszczerzył w us´mie-

chu ze˛by.

Hawk wprowadził Sare˛ do zatłoczonego holu,

w kto´rym stała kolejka ludzi czekaja˛cych na wejs´cie.
W s´rodku zaaferowani kelnerzy z tacami pełnymi
drinko´w zre˛cznie przeciskali sie˛ mie˛dzy siedza˛cymi
oraz stoja˛cymi gos´c´mi. Na nieduz˙ym podwyz˙szeniu
grał zespo´ł muzyczny. Impreza noworoczna włas´nie
sie˛ rozkre˛cała.

Wiele oso´b, zaro´wno me˛z˙czyzn, jak i kobiet,

obserwowało ich wejs´cie, i nic dziwnego, bo Mackenzie

background image

Hawk i Sara Beaudry stanowili wyja˛tkowo urodziwa˛
pare˛.

Sara słyszała szepty, widziała zaciekawione spo-

jrzenia. Jako modelka, kto´ra od lat wzbudza zaintere-
sowanie, zda˛z˙yła do tego przywykna˛c´. Ale tym razem
było inaczej; zacze˛ła targac´ nia˛ zazdros´c´. Jakim
prawem te wszystkie kobiety wlepiaja˛ oczy w jej
me˛z˙czyzne˛? Na wszelki wypadek zmroziła je wzro-
kiem: niech wiedza˛, z˙e Hawk jest zaje˛ty.

– Bardzo prosze˛. Tutaj. – Młoda kelnerka wskaza-

ła im stolik na s´rodku sali. Po chwili, us´miechaja˛c sie˛
nies´miało, dodała: – Przepraszam, ja... w imieniu
wszystkich pracowniko´w chciałam panu podzie˛ko-
wac´. Dowiedzielis´my sie˛, z˙e sprzedał pan klub z za-
strzez˙eniem, iz˙ nikt z nas nie zostanie zwolniony.

– Zgadza sie˛, Shirley. – Hawk podsuna˛ł Sarze

krzesło. – Jes´li u nowego włas´ciciela be˛dziecie tak
dobrze pracowac´ jak u mnie, to naprawde˛ nie macie sie˛
czego obawiac´. Z

˙

ycze˛ szcze˛s´cia.

– Dzie˛kuje˛, szefie. Ja panu ro´wniez˙. – Dziewczyna

popatrzyła znacza˛co na Sare˛.

Wszyscy w ,,Piekiełku’’ wiedzieli o romansie ich

szefa ze słynna˛ modelka˛. Ktos´ kiedys´ powiedział, z˙e
kaz˙dy ma w z˙yciu swoje pie˛c´ minut sławy – oni je
mieli włas´nie teraz.

Spostrzegłszy, z˙e Sara rozgla˛da sie˛ nerwowo po

zatłoczonej sali, Hawk zacza˛ł sie˛ zastanawiac´, co ja˛
niepokoi. Wprawdzie dzis´ po raz pierwszy od wypad-

background image

ku przebywa ws´ro´d ludzi, ale wygla˛da wspaniale.
Czuł, z˙e nie o to chodzi. Rany na twarzy goiły sie˛ tak
ładnie, z˙e musiał porza˛dnie wyte˛z˙ac´ wzrok, by cokol-
wiek zauwaz˙yc´. Podejrzewał, z˙e raczej chodzi o rany
wewne˛trzne, niewidoczne gołym okiem. Z

˙

e Sara

przez˙ywa opo´z´niony szok psychiczny. To, co sie˛
wydarzyło na Kiamichi, nie mogło nie pozostac´ bez
wpływu na jej psychike˛. Moz˙e stres dopadł ja˛ akurat
dzis´, bo wkoło jest tylu obcych ludzi? Czasem wiele
miesie˛cy musi mina˛c´, zanim ofiara porwania odzyska
ro´wnowage˛. Proces zdrowienia psychicznego trwa
znacznie dłuz˙ej niz˙ proces gojenia sie˛ ran.

Delikatnie wyja˛ł z dłoni Sary serwetke˛, kto´ra˛

mie˛tosiła.

– Malen´ka, co ci jest?
Popatrzyła mu w oczy. Z powaga˛ i napie˛ciem

czekał na jej odpowiedz´. Potrza˛sne˛ła głowa˛. Bała sie˛,
z˙e jez˙eli zacznie mo´wic´, rozpłacze sie˛. Tak bardzo
chciała, z˙eby Hawk ucieszył sie˛ z informacji o dziec-
ku, z˙eby był ro´wnie szcze˛s´liwy jak ona. Marzyła o tej
chwili od dawna, ale gdy wreszcie miała okazje˛
podzielic´ sie˛ z nim radosna˛ nowina˛, nie potrafiła
wydobyc´ z siebie głosu.

– Podoba mi sie˛ twoja suknia, kocurku. Cała mi sie˛

podobasz...

Przeraził sie˛, widza˛c jej blady us´miech. Co, do

diabła, sie˛ dzieje? Czyz˙by cos´ sie˛ zmieniło? Juz˙ raz to
przez˙ył... Przestan´, skarcił sie˛ w duchu. Nie szukaj

background image

problemo´w tam, gdzie ich nie ma. Sara to nie Marla.
Nigdy by cie˛ nie zdradziła.

Wstał od stołu i podszedł do krzesła Sary. Po-

chyliwszy sie˛, szepna˛ł jej do ucha:

– Zatan´cz ze mna˛.
Serce zabiło jej mocniej. Wiedziała, z˙e nie moz˙e

mu odmo´wic´. Tak jak on nie odmo´wił jej w chacie na
Kiamichi, kiedy uz˙ywaja˛c identycznych sło´w, po-
prosiła go o to samo.

Wolnym krokiem ruszyła na parkiet, a tam wtuliła

sie˛ w ramiona Hawka. Obracaja˛ca sie˛ w go´rze kula
rzucała na tan´cza˛cych barwne refleksy. Migocza˛ce
s´wiatło docierało wsze˛dzie, w najdalsze zakamarki
sali. Hawk tan´czył doskonale; prowadził Sare˛ po
zatłoczonym parkiecie z ro´wna˛ wprawa˛ co jaguara po
zatłoczonej szosie.

Sara miała na sobie srebrzysta˛ suknie˛, rozkloszo-

wana˛ u dołu, skromna˛, a zarazem zmysłowa˛, kto´ra
połyskiwała przy kaz˙dym jej ruchu. Suknie˛, kto´ra
niczego nie odsłaniała – miała długie re˛kawy, mały
dekolt, i sie˛gała niemal do ziemi – za to podkres´lała
wszystko.

Ale to nie suknia, nie figura, nie wspaniałe rude loki

i nie pie˛kna twarz czyniły Sare˛ wyja˛tkowa˛. Dla Hawka
waz˙niejsza była jej lojalnos´c´, szlachetnos´c´, poczucie
humoru, pełna temperamentu osobowos´c´. Taka˛ ja˛
kochał. Sara tajemnicza i wyciszona przeraz˙ała go.

Zespo´ł muzyczny zacza˛ł grac´ wolniejszy kawałek.

background image

– Malen´ka – szepna˛ł – porozmawiaj ze mna˛.

Przeciez˙ widze˛, z˙e cos´ cie˛ gryzie.

– Kiedy brałes´ prysznic, zadzwonił Roger...
– Roger? – powto´rzył Hawk, zachodza˛c w głowe˛,

co takiego Roger mo´gł powiedziec´, aby wprawic´ Sare˛
w tak melancholijny nastro´j.

– Tak. Z

˙

yczył nam duz˙o szcze˛s´cia w nowym roku.

Wezwano go do Waszyngtonu. Wspomniał, z˙e zamie-
rza przejs´c´ do innego działu, zrezygnowac´ z pracy
w terenie. Nie bawia˛ go takie przygody jak ta z Levet-
te’em. Dodał tez˙, z˙e pułkownik Harris przesyła ukłony
i podzie˛kowania.

– Ale, Saro... to chyba dobre wiadomos´ci?
Skine˛ła głowa˛ i przytuliła policzek do jego piersi.

Przez chwile˛ tan´czyli w milczeniu. Przygaszona Sara
budziła w nim o wiele wie˛kszy niepoko´j niz˙ Sara
pijana.

– Chodz´ – szepna˛ł i przeciskaja˛c sie˛ przez ga˛szcz

tancerzy, zaprowadził ja˛ na oszklony taras, kto´ry
gos´cie porzucili na rzecz parkietu.

Podeszła do grubej szyby, kto´ra chroniła przed

zimnem, a jednoczes´nie pozwalała podziwiac´ wspa-
niała˛ panorame˛ miasta oraz upstrzone migocza˛cymi
gwiazdami niebo nad Teksasem.

Czuja˛c na sobie wzrok Hawka, postanowiła dłuz˙ej

nie zwlekac´. Odwro´ciła sie˛ gwałtownie; rozkloszowa-
ny do´ł sukni zawirował woko´ł jej no´g.

Hawk wstrzymał oddech. Jest taka pie˛kna na tle

background image

nocnego nieba. Wpatrywał sie˛ w nia˛ z zachwytem...
dopiero po dłuz˙szej chwili przypomniał sobie, dlacze-
go tu wyszli.

– Saro, co ci jest? – spytał cicho. – Nawet nie

pro´buj zaprzeczac´, bo zbyt dobrze cie˛ znam. Cos´
przede mna˛ ukrywasz. Powiedz, prosze˛... Zmieniłas´
zdanie? Masz wa˛tpliwos´ci, czy chcesz byc´ ze mna˛?

Zawstydziła sie˛, słysza˛c niepewnos´c´, moz˙e nawet

i le˛k w jego głosie. Jej odpowiedz´ rozwiała jego
obawy, ale bynajmniej go nie uspokoiła.

– Och, nie! Boz˙e, nie! Ale juz˙ nigdy wie˛cej nie

zostawiaj mnie samej. Two´j wyjazd z Rogerem na
Kiamichi... to była najtrudniejsza decyzja w moim
z˙yciu... pozwolic´ ci tam jechac´.

Z tajemniczym us´miechem na ustach Hawk sie˛gna˛ł

do kieszeni. Po chwili wre˛czył Sarze małe, obcia˛gnie˛te
aksamitem pudełeczko. Z całej siły zacisne˛ła woko´ł
niego palce, jakby sie˛ bała, z˙e nie trzymane odfrunie.

– Otwo´rz, nie bo´j sie˛. Ono nie zniknie.
Na twarzy Hawka malowała sie˛ rados´c´ i nerwowe

oczekiwanie. Spogla˛daja˛c na niego czule, Sara wolno
uniosła wieczko.

Kamien´ błysna˛ł, odbijaja˛c s´wiatło gwiazd.
– Boz˙e, Hawk! Jaki pie˛kny!
Zabrał Sarze piers´cionek, po czym delikatnie wsu-

na˛ł go na serdeczny palec jej lewej re˛ki.

– Teraz juz˙ jestes´my oficjalnie zare˛czeni – oznaj-

mił. – Sara... moja na zawsze.

background image

Łzy wezbrały w jej oczach. Przycisne˛ła dłon´ do

piersi, jakby chciała spowolnic´ bicie serca.

– Na zawsze – powto´rzyła szeptem. – No dobrze,

kochanie. A teraz musimy powaz˙nie porozmawiac´.

Hawk westchna˛ł z ulga˛. Moz˙e nareszcie dowie sie˛,

co ja˛ gne˛bi.

– Nie rozmawialis´my dota˛d o zwykłych, przyzie-

mnych sprawach. Takich, od kto´rych zalez˙y trwałos´c´
małz˙en´stwa... – Nie była pewna, od czego zacza˛c´, ale
od czegos´ musiała.

– To prawda, malen´ka. Ale kiedy dwoje ludzi sie˛

kocha, pre˛dzej czy po´z´niej wszystko sie˛ samo ułoz˙y.
A co sie˛ nie ułoz˙y, moz˙na s´miało zignorowac´.

– No, nie zawsze i nie wszystko, Hawk. Niekto´re

rzeczy sa˛zbyt cenne, aby je zbyc´ wzruszeniem ramion.

– Miałem na mys´li nieistotne drobiazgi. Saro,

kochanie, do czego zmierzasz? Nie ufasz mi?

– Nie o to chodzi. – Łzy podeszły jej do gardła.

– Boz˙e, nie potrafie˛ tego z siebie wydusic´.

– Do jasnej cholery, Saro. – Potrza˛sna˛ł ja˛ lekko za

ramiona. – Nie strasz mnie.

– Przepraszam, kochanie. – Pogładziła go czule po

brodzie. – Rzecz w tym, z˙e tak niewiele spraw z soba˛
omawialis´my... Na przykład nie wiem, gdzie be˛dzie-
my mieszkac´.

Hawk pokre˛cił głowa˛. Miał s´wiadomos´c´, z˙e cały

czas rozmawiaja˛ nie o tym, co trzeba, ale na razie
postanowił tego nie komentowac´.

background image

– Umo´wiłem sie˛ ze znajomym, z˙e zaopiekuje sie˛

moja˛ chałupa˛. I psem, jes´li ten zechce kiedykolwiek
wro´cic´. Czyli decyzja o miejscu zamieszkania be˛dzie
zalez˙ała wyła˛cznie od ciebie. Mnie do szcze˛s´cia
potrzebny jest tylko jeden mały rudy kocur.

Przytuliła sie˛ mocniej.
– Hm, wie˛c taka jest twoja definicja szcze˛s´cia?

Jeden mały rudy kocur? – zaz˙artowała.

– Zgadza sie˛, malen´ka.
Zanurzywszy twarz w jej bujnych lokach, odnalazł

na szyi, tuz˙ przy obojczyku, z˙yłe˛, kto´ra zawsze tak
mocno pulsowała. Delikatnie dotkna˛ł jej je˛zykiem.
Sara je˛kne˛ła cicho. Za taka˛ Sara˛ te˛sknił. Takiej
pragna˛ł.

– Powinnis´my wro´cic´ do s´rodka – szepna˛ł. – Jest

dos´c´ chodno. Jeszcze sie˛ przezie˛bisz.

– Nie, poczekaj. Zanim wejdziemy, chce˛ ci cos´

powiedziec´. – W oczach Hawka dojrzała błysk niepo-
koju. – Nie bo´j sie˛. To nic strasznego. Mys´le˛, z˙e
powinno sprawic´ ci rados´c´... Mam dla ciebie prezent.
– Uja˛wszy jego dłon´, przycisne˛ła sobie do ust.

– Saro, niczego nie potrzebuje˛... pro´cz ciebie,

malen´ka – szepna˛ł ochrypłym głosem. – Niczego
i nikogo.

Na jej wargach zno´w pojawił sie˛ tajemniczy

us´miech. Powoli przesune˛ła dłon´ Hawka niz˙ej, jeszcze
niz˙ej, az˙ wreszcie zatrzymała ja˛ na swoim brzuchu.

– Nawet naszego dziecka?

background image

Stał jak zahipnotyzowany. Przez moment nie od-

dychał. Chciał cos´ powiedziec´, ale w gardle wyrosła
mu wielka gula. Podnio´słszy wzrok, usiłował dojrzec´
twarz Sary, ale nic nie widział. Łzy w oczach os´lepiały
go, rozmazywały kontury...

Boz˙e kochany. Sara urodzi nasze dziecko!
Zalała go fala emocji ro´wnie silnych jak rozkosz,

kto´ra˛ czuł, kiedy kochał sie˛ z Sara˛. Kochali sie˛
wielokrotnie, nie uz˙ywali prezerwatyw; on zakładał,
z˙e kaz˙da wspo´łczesna, wyemancypowana dziewczyna
jest zabezpieczona... Oczywis´cie wina lez˙y ro´wniez˙
po jego stronie. Ani razu nie spytał Sary, czy bierze
tabletki antykoncepcyjne. Zazwyczaj nie bywał tak
beztroski, ale dla Sary stracił głowe˛. Zakochany do
szalen´stwa, nie mys´lał o sprawach tak prozaicznych
jak... dziecko! Rany boskie, be˛dziemy mieli dziecko!

Widza˛c emocje rysuja˛ce sie˛ na twarzy ukochanego,

kto´ry usiłował cos´ powiedziec´, Sara westchne˛ła z za-
dowoleniem. Milczeniem wyraz˙ał wie˛cej niz˙ kiedyko-
lwiek byłby w stanie wyrazic´ słowami.

Spojrzał Sarze głe˛boko w oczy. Dojrzał w nich

miłos´c´, dojrzał nies´miertelnos´c´.

– Urodzisz moje... nasze dziecko...
Nie dokon´czywszy zdania, porwał ja˛ w ramiona i,

szcze˛s´liwy, rozes´miany, zacza˛ł obracac´ sie˛ w ko´łko,
az˙ wszystkie gwiazdy na czarnym niebie zlały sie˛
w jedna˛ wielka˛ s´wietlista˛ kule˛.

Powietrze wypełnił melodyjny dz´wie˛k dzwono´w

background image

odmierzaja˛cych sekundy dziela˛ce stary rok od nowe-
go, ale do uszu Sary docierał jedynie pełen rados´ci
s´miech Hawka.

– Ja tez˙ cie˛ kocham – oznajmiła wesoło, kiedy

wreszcie postawił ja˛ na ziemi.

– Szcze˛s´liwego nowego roku, mo´j kocurku.
Na taras zacze˛li wysypywac´ sie˛ rozbawieni gos´cie.
– Tak, szcze˛s´liwego nowego roku – odparła szep-

tem. – I szcze˛s´liwego nowego z˙ycia.

background image

EPILOG

– O rany! Kolejny! – je˛kne˛ła Sara.
Zapieraja˛c sie˛ nogami o podłoge˛ jaguara, czekała,

az˙ skurcz minie.

– Naste˛puja˛ juz˙ co cztery minuty. Na miłos´c´

boska˛, kochanie, czy zawsze musisz sie˛ tak spie-
szyc´?

Hawk docisna˛ł pedał gazu. Mimo pozoro´w spokoju

i z˙artobliwego tonu, ledwo panował nad zdenerwowa-
niem. Pe˛dza˛c po zatłoczonych ulicach Dallas, poczuł,
jak Sara wbija mu palce w ramie˛.

Ona musi potwornie cierpiec´. Za kaz˙dym razem,

gdy pojawiał sie˛ skurcz, zaciskała re˛ke˛ na jego
ramieniu lub udzie. Jeszcze nigdy w z˙yciu tak bardzo
sie˛ nie bał. Wiedział, z˙e jes´li nie zdarzy sie˛ jakis´ cud,
moga˛ nie zda˛z˙yc´ na czas do szpitala.

I wtedy, gdy juz˙ zaczynał tracic´ nadzieje˛, cud sie˛

background image

przydarzył. Patrza˛c w lusterko, ujrzał za soba˛ pe˛dza˛cy
na sygnale radiowo´z z czerwonym migaja˛cym s´wiat-
łem na dachu.

– Dzie˛ki Bogu. – Delikatnie poklepał Sare˛ po

wielkim brzuchu. – Chyba po raz pierwszy w historii
Indianin cieszy sie˛ na widok nadjez˙dz˙aja˛cej kawalerii.

Sara rozes´miała sie˛, ale po chwili głos uwia˛zł jej

w gardle. Wcisne˛ła sie˛ w fotel, gdy kolejny pote˛z˙ny
skurcz zawładna˛ł jej ciałem.

Hawk zwolnił, po czym skina˛ł re˛ka˛ na policjanta,

aby podjechał na sa˛siedni pas. Policjantowi wystar-
czył rzut oka na przeraz˙ona˛ mine˛ me˛z˙czyzny i wy-
krzywiona˛ z bo´lu twarz jego pasaz˙erki. Toruja˛c droge˛,
błyskawicznie poprowadził ich pod szpital Dallas
Memorial.

Wyskoczył z radiowozu i otworzył drzwi jaguara,

zanim jeszcze zgasł silnik.

– Dzie˛kuje˛ za pomoc – powiedział Hawk, ostroz˙-

nie biora˛c Sare˛ na re˛ce. – Bez pana nie dojechalibys´my
na czas.

– Cała przyjemnos´c´ po mojej stronie. – Policjant

wyszczerzył ze˛by w us´miechu. – Powodzenia.

Patrzył, jak pote˛z˙nie zbudowany Indianin wchodzi

do szpitala z cennym ładunkiem w ramionach. Włas´-
nie takie niespodziewane incydenty wynagradzały
trudy pracy w policji.

– Tak strasznie boli... – je˛kne˛ła kobieta.
Dolna warga jej krwawiła; musiała ja˛ zbyt mocno

background image

przygryz´c´, pro´buja˛c zdusic´ krzyk. Czuła sie˛ wyczer-
pana.

Zdawała sobie sprawe˛, z˙e jest cie˛z˙ka, ale wiedziała,

z˙e nie da rady ustac´ o własnych siłach; na szcze˛s´cie
Hawk zamierzał ja˛ donies´c´ do samej sali porodowej.
S

´

wiadczyła o tym determinacja w jego oczach.

– Hawk, ja... – Nie dokon´czyła.
– Wiem, malen´ka, wiem. Juz˙ prawie jestes´my na

miejscu. Zaraz sie˛ toba˛ ktos´ zajmie... Halo, prosze˛
pani! – Z Sara˛w ramionach podbiegł do siedza˛cej przy
ladzie rejestratorki. – Potrzebuje˛ pomocy.

– Oczywis´cie. Prosze˛ posadzic´ z˙one˛... – Wskazała

na stoja˛cy pod s´ciana˛ rza˛d wo´zko´w inwalidzkich.
– Musza˛ pan´stwo najpierw wypełnic´ formularz i zaraz
wezwiemy lekarza.

Sara obje˛ła Hawka za szyje˛. Policzki miała mokre

od łez i potu. Marzyła o tym, aby zaszyc´ sie˛ w jakiejs´
ciemnej norze i tam dokonac´ z˙ywota. Nie miała siły
dłuz˙ej walczyc´ z bo´lem. Kolejnego skurczu nie wy-
trzymała. Z jej piersi wyrwał sie˛ przecia˛gły ryk. Hawk
dostał ataku furii.

– Nigdzie z˙ony nie be˛de˛ sadzał! – wycedził przez

ze˛by. – Nawet gdybym to zrobił, nie zdołałaby na
czyms´ takim wytrzymac´. Prosze˛ tylko na nia˛ spojrzec´!

– Ojej... to zno´w pan´stwo... – szepne˛ła wystraszo-

nym tonem kobieta.

Rozpoznała kobiete˛, kto´ra niecały rok temu

urza˛dziła jej piekielna˛ awanture˛, oraz s´niadego,

background image

barczystego me˛z˙czyzne˛. Po ostatnim spotkaniu s´nili
sie˛ jej przez wiele tygodni.

Hawk, zbyt ws´ciekły, aby zwracac´ uwage˛ na to, co

rejestratorka mo´wi, cia˛gna˛ł gniewnie:

– Moja z˙ona lada moment zacznie rodzic´. Jez˙eli

be˛dzie miała jeszcze jeden skurcz, zanim pojawi sie˛ tu
lekarz, to...

– Wiem, wiem – przerwała rejestratorka. – To do

kon´ca z˙ycia be˛de˛ chodziła o kulach albo cos´ w tym
rodzaju. – Wybiegła zza kontuaru i wołaja˛c do swojej
pomocnicy, aby natychmiast zawiadomiła porodo´w-
ke˛, ruszyła pe˛dem na oddział.

Hawk popatrzył zdziwiony na oddalaja˛ca˛ sie˛

kobiete˛, po czym zobaczył rozbawienie w oczach
Sary.

– Zgadła pani! O kulach albo cos´ w tym rodzaju!

– zawołał, ledwo tłumia˛c s´miech, po czym skierował
sie˛ za nia˛ na koniec korytarza. – Dobrze znamy ten
szpital i panuja˛ce w nim zwyczaje! Prawda, kocurku?

– Panie Hawk – powiedział lekarz, podaja˛c nowe-

mu ojcu mała˛ wierca˛ca˛ sie˛ kruszynke˛ – oto pan´ski syn.
Czteroipo´łkilogramowe cudo.

Hawk nie odste˛pował Sary na krok. Od pierwszej

chwili do ostatniej towarzyszył jej w porodzie. Jeszcze
nigdy nie czuł takiej dumy ani takiego strachu jak
wtedy, gdy widział jej wykrzywiona˛ bo´lem twarz.
Cierpiała, wydaja˛c na s´wiat jego potomka. Łzy szcze˛s´-

background image

cia popłyne˛ły jej z oczu, kiedy zobaczyła, jak Hawk
bierze na re˛ce ich syna.

Delikatnie tula˛c do siebie niemowle˛, z czułos´cia˛

wpatrywał sie˛ w malen´kie, idealnie uformowane
sto´pki. Po chwili opuszkiem palca pogładził przyle-
pione do gło´wki mokre czarne loki. Sa˛ takie mie˛ciut-
kie...

Nagle cos´ go tkne˛ło.
– Nie płacze. – Zmarszczył czoło. – Mys´lałem, z˙e

dzieci zawsze płacza˛ po przyjs´ciu na s´wiat.

– Moz˙e nasze urodziło sie˛ szcze˛s´liwe – wyszeptała

Sara.

Czuja˛c na policzku palec swojego ojca, malen´stwo

otworzyło buzie˛.

– Nie, nie be˛dziesz tego ssac´ – rzekł ze s´miechem

Hawk.

Niemowle˛ zamrugało zielonymi s´lepkami, po czym

spojrzało w strone˛, z kto´rej dochodził niski, me˛ski głos.

– Ojej – ucieszyła sie˛ Sara. – Chyba cie˛ rozpoznał.
– Wcale mnie to nie dziwi. – Hawk zbliz˙ył usta do

gładkiego ro´z˙owego policzka. – Przeciez˙ codziennie
odbywalis´my z soba˛długie rozmowy, prawda, synecz-
ku?

Oczy me˛z˙czyzny ls´niły od łez. Nie pro´bował ich

wytrzec´. Ostroz˙nie, aby nie zgnies´c´ małego Beau-
dry’ego Hawka, pochylił sie˛ i pocałował Sare˛ w usta.

– Dzie˛kuje˛, kocurku. Dzie˛kuje˛ za syna i za to, z˙e

jestes´.

background image

Jaki on jest przystojny i silny, ten mo´j anioł stro´z˙,

pomys´lała, us´miechaja˛c sie˛ błogo. Całe szcze˛s´cie, z˙e
kiedy spadł z nieba, akurat ja nadstawiłam ramiona.

Wiedziała, z˙e be˛dzie otaczał ich syna taka˛ sama˛

miłos´cia˛ i troska˛ co ja˛.

Nieludzko zme˛czona, ale i nieludzko szcze˛s´liwa,

zamkne˛ła oczy i pogra˛z˙yła sie˛ we s´nie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
OCALONY Czyli Mój Anioł Stróż
PO CO ANIOŁ STRÓŻ
PYTALY DZIECI O PANA BOG1, DZIECIOM Anioł Stroz
Anioł Stróż o.PIO(1)
Nowenna do Anioła Stróża, Katecheza, Anioł Stróż
Weekend Mój anioł
Sala Sharon Pamiętaj
anioł stróż
20 ANIOŁ STRÓŻ
Spił się mój anioł leży obok
Anioł Stróż
32 Anioł Stróż czuwający nad śpiącym czerwiec 2012
Cliver MOJ ANIOŁ
MÓJ ANIOŁ doc
Samuraj i Aniol Stroz
ANIOŁ STRÓŻ
Anioł Stróż nowenna

więcej podobnych podstron