Melanie Milburne
Ś
lub w Rzymie
Rozdział 1
Anna z przeraŜeniem patrzyła na powaŜną twarz lekarza.
– Chce pan powiedzieć, Ŝe... on umrze?
– Bez prywatnego ubezpieczenia, w publicznym systemie opieki zdrowotnej
syn pani będzie musiał poczekać na operację co najmniej rok, a moŜe nawet
półtora.
– Ale mnie nie stać na prywatne ubezpieczenie – wykrztusiła Anna przez
zaciśnięte gardło. – JuŜ teraz z trudem radzę sobie nawet z utrzymaniem nas
obydwojga!
– Zdaję sobie sprawę z trudności, jakie napotykają samotne matki, takie jak
pani – odrzekł lekarz bez śladu współczucia, którego w tej chwili tak bardzo
potrzebowała. – Ale publiczny system opieki zdrowotnej jest przeciąŜony i bliski
całkowitej zapaści. śycie pani syna na krótką metę nie jest zagroŜone, ale tę dziurę
w sercu trzeba załatać, zanim doprowadzi do trwałych szkód. – Przerzucił notatki
na biurku i dodał jeszcze: – Jeśli uda się pani znaleźć jakiegoś sponsora i zebrać
fundusze, to operacja mogłaby się odbyć w ciągu miesiąca w Centrum Chirurgii
Serca w Melbourne.
Anna nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Ledwie było ją stać na bilet
tramwajowy do miasta. Co tu mówić o operacji przeprowadzonej w jednym z
najlepszych szpitali w kraju!
– Ile... to by kosztowało? – wyjąkała, nieświadomie zsuwając się na brzeŜek
krzesła.
Lekarz przez chwilę milczał, jakby obliczał coś w myślach, po czym wymienił
sumę. Gdy Anna ją usłyszała, zaparło jej dech i omal nie spadła z krzesła.
– AŜ tyle? – wykrztusiła.
– Obawiam się, Ŝe tak. Sammy musiałby pozostać w szpitalu co najmniej przez
dziesięć dni. To znacznie podwyŜsza koszty. A jeśli będą jakieś komplikacje...
Anna z przeraŜeniem przełknęła ślinę.
– Jakie komplikacje?
– Pani Stockton, kaŜda operacja to ryzyko, a operacja serca u trzyletniego
dziecka, to szczególnie delikatna sprawa. ZagroŜeń jest wiele: na przykład infekcja,
niepoŜądane reakcje na leki i tak dalej. – Lekarz zamknął teczkę leŜącą na biurku i,
odchylając się na oparcie krzesła, przesłał jej uśmiech, który chyba miał jej dodać
otuchy. – Proponuję, by poszła pani teraz do domu, podzwoniła po znajomych i
krewnych i poszukała kogoś, kto mógłby pokryć koszty. W ten sposób pani syn
miałby szansę na szybkie i szczęśliwe rozwiązanie sytuacji.
Anna westchnęła w duchu, podnosząc się z miejsca. Poza siostrą miała bardzo
niewielu krewnych. A znajomi?
Gdy przed czterema laty wróciła do kraju, ostatnią rzeczą, o jakiej myślała, było
zbudowanie sieci wspierających przyjaciół; wtedy myślała tylko o tym, by
stworzyć jak największy dystans między sobą a rodziną Ventressich. Niemal
kaŜdego dnia myślała o swoim byłym narzeczonym Franku i jego bracie Carlu...
Teraz teŜ z trudem odganiała te myśli od siebie. Okropne oskarŜenia wciąŜ
dźwięczały jej w głowie i wiedziała, Ŝe gdyby tylko poddała się im.
Po ulicy przelewał się tłum ludzi wędrujących od sklepu do sklepu, od biura do
biura. Niezwykły jak na listopad upał powiększał jeszcze ogólne zniecierpliwienie.
Marzyła o czymś zimnym do picia. Zerknęła na zegarek: jeszcze przez godzinę nie
musiała wracać do domu, gdzie pod opieką Jenny, jej młodszej siostry, czekał na
nią synek. ZauwaŜyła w pobliŜu kawiarnię i ruszyła w tę stronę. Gardło miała
wyschnięte, tania bawełniana bluzka na plecach była zupełnie mokra od potu.
Przechodząc obok szyby wystawowej, zauwaŜyła, Ŝe jej jasne włosy opadają na
ramiona w strąkach. Wyglądała niechlujnie i przygnębiająco.
Tylko jeden stolik był wolny. Znajdował się na samym końcu kawiarni, w
ciemnym kącie, toteŜ gdy Anna dostrzegła sylwetkę wysokiego męŜczyzny przy
sąsiednim stoliku, było juŜ za późno. MęŜczyzna patrzył wprost na nią. Było juŜ za
późno, by się wycofać... o wiele za późno.
Podniósł się z niedbałym wdziękiem, charakterystycznym dla wszystkich
męŜczyzn z jego rodziny, i stanął tuŜ przy jej stoliku.
– Witaj, Anno – odezwał się aksamitnym głosem, na dźwięk którego przeszył ją
dreszcz i natychmiast powróciły wspomnienia czasu, gdy przez chwilę Ŝycie
wydawało jej się wielką obietnicą niezmąconego szczęścia.
– Franko... – wykrztusiła. Samo wypowiedzenie jego imienia sprawiało jej ból.
– Czy mogę się do ciebie przysiąść? – Nie czekając na odpowiedź, odsunął
sobie krzesło i usiadł.
Anna zresztą i tak nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Miała wraŜenie,
Ŝ
e usta zamarzły jej na lód.
– Ile to juŜ lat? – zapytał, przebiegając wzrokiem po jej postaci. – Trzy?
Cztery?
Te słowa, rzucone lekkim tonem, kompletnie wytrąciły ją z równowagi. Ona
sama mogła mu dokładnie podać liczbę dni, które minęły od ich rozstania;
pamiętała to dokładnie niemal co do minuty. Pamiętała równieŜ ostatnie słowa,
jakie wykrzyczał do niej w gniewie. Podniosła wyŜej głowę i spojrzała na niego
ponad stolikiem.
– Nie pamiętam. To było tak dawno.
– To prawda. – Siedział rozluźniony i taksującym spojrzeniem obrzucał jej
oblaną rumieńcem twarz. – Co u ciebie słychać? Wyglądasz na... przygnębioną.
– Wszystko w porządku, dziękuję – odrzekła, spuszczając wzrok.
Podeszła do nich kelnerka i, zanim Anna zdąŜyła otworzyć usta, Franko juŜ
zamówił sok ze świeŜych pomarańczy dla niej i kawę ristretto dla – Mogłeś mnie
przynajmniej zapytać o zdanie – prychnęła, gdy kelnerka odeszła. – Skąd wiesz, Ŝe
nie chciałam czegoś innego?
– A chciałaś coś innego? – zapytał bez Ŝadnych emocji.
– Nie, ale nie w tym rzecz!
– A w czym?
No właśnie, zastanowiła się. Nie było sensu się z nim spierać; wiedziała, Ŝe bez
względu na to jaką taktykę obierze, Franko zawsze będzie górą.
Zatrzymała wzrok na wazoniku z kwiatkami i zapytała z udawaną obojętnością:
– Co cię sprowadziło do Melbourne?
– Interesy. Nasza firma rozwinęła się. Mamy teraz filie zarówno tutaj, jak i w
Sydney. Hossa na rynkach nieruchomości bardzo nam się przysłuŜyła.
Przyjechałem, Ŝeby rozejrzeć się w tym, co mamy.
Zerknęła na niego ukradkiem. ZauwaŜyła, Ŝe on nie spuszcza z niej wzroku, i
poczuła się jak jedna z kontrolowanych nieruchomości. Gdy kelnerka przyniosła im
zamówienie, Anna skorzystała z okazji i zatrzymała wzrok na twarzy Franka
odrobinę dłuŜej. Nadal był bardzo przystojny, jak zresztą wszyscy męŜczyźni z
rodziny Ventressich, włącznie z Carlem, jego bratem. Ale podczas gdy Carlo był
niŜszy, ze skłonnościami do nadwagi, sylwetka Franka nie pozostawiała nic do
Ŝ
yczenia; widać było, Ŝe regularnie odwiedza siłownię. Włosy i oczy miał
kruczoczarne, twarz pokrytą cieniem zarostu, a usta o zdecydowanym wykroju.
Anna pamiętała, Ŝe te usta czasami przybierały łagodniejszy wyraz, przy innych
okazjach jednak padały z nich ostre, raniące jak brzytwa słowa. O tym równieŜ
wiedziała z gorzkiego doświadczenia.
– Jak długo zamierzasz zostać w Australii? – zapytała, by wypełnić czymś
niezręczne milczenie.
– Trzy miesiące, moŜe trochę dłuŜej – odrzekł z namysłem, nie spuszczając z
niej badawczego wzroku.
Upiła łyk soku i drŜącą dłonią odstawiła szklankę na stolik.
– Jak się miewa twój syn?
Omal nie przewróciła szklanki. Skąd wiedział?!
– Mój syn... – wykrztusiła. – Akurat teraz... miewa się niezbyt dobrze.
– Przykro mi to słyszeć.
– Naprawdę? – zapytała, cynicznie patrząc mu prosto w oczy.
– To tylko dziecko – odpowiedział spokojnie. – śadne dziecko nie zasługuje na
to, by chorować. Co mu jest?
JuŜ miała opowiedzieć mu całą historię, ale ugryzła się w język i dla
uspokojenia znów sięgnęła po szklankę. Zapadło cięŜkie milczenie.
– Ile on ma lat? – zapytał w końcu Franko.
– Trzy.
– Widuje się czasem ze swoim ojcem?
– Nie – odrzekła, zaciskając dłoń na zimnym szkle.
– A gdzie on teraz jest?
– Z moją siostrą.
– Chodziło mi o jego ojca.
Niepewnie podniosła na niego wzrok.
– Nie mam pojęcia.
Franko głośno wciągnął oddech.
– A czy w ogóle wie o tym, Ŝe ma syna?
– Nie. Ale gdybym miała jakiekolwiek podstawy, by przypuszczać, Ŝe ta
wiedza jest mu do czegoś potrzebna, tobym mu powiedziała – odparła Anna,
doskonale zdając sobie sprawę, Ŝe kłamie.
Brat Franka, Carlo, był ostatnią osobą na świecie, której powiedziałaby o
istnieniu Sammy’ego. Nawet gdyby jej własne Ŝycic albo, nie daj BoŜe, Ŝycie
Sammy’ego miało od tego zaleŜeć.
– A jak się miewa twoja siostra?
Poczuła wdzięczność za zmianę tematu i odpowiedziała potokiem słów.
– Jenny miewa się doskonale. Skończyła pierwszy rok studiów i zdała
wszystkie egzaminy z wyróŜnieniami.
– To spore osiągnięcie – zauwaŜył.
Powiedz to głośno, pomyślała Anna. Powiedz, jak wielkim osiągnięciem jest to
dla dziewczyny, która nie słyszy nawet, gdy ktoś wołają po imieniu. Ale te słowa,
przepełnione goryczą, nie przeszły jej przez gardło. Schowała uczucia za obojętną
maską i spojrzała mu prosto w twarz.
– A jak się czuje twoja matka?
– Bardzo dobrze. Nie moŜe się nacieszyć wnukami.
Anna poczuła ucisk w Ŝołądku.
– Masz dzieci? – zapytała mimowolnie.
– Nie ja. Moja siostra, Giulia. Ma juŜ trójkę.
Wspomnienie Giulii sprawiło Annie przyjemność. Siostra Franka była
ogromnie sympatyczną osobą i szczerze lubiła zarówno Annę, jak i Jenny.
– Sądziłam, Ŝe ty teŜ juŜ zdąŜyłeś się oŜenić – powiedziała, wpatrując się w
pestkę pomarańczy na dnie szklanki.
– Nie darzę juŜ małŜeństwa szczególnym naboŜeństwem.
Nie mogła go za to winić. Po tym, co mu zrobiła, miał pełne prawo do cynizmu.
– Muszę juŜ iść – wymamrotała, odsuwając krzesło i sięgając po torebkę.
Franko jednak wyciągnął rękę i przytrzymał jej dłoń.
– Nie.
Poczuła, jak od jego dotyku przez cale jej ciało przebiegi prąd.
– Chciałbym z tobą jeszcze porozmawiać.
– Muszę wracać do Sammy’ego. Spóźnię się na tramwaj...
– Podwiozę cię.
– Nie – zaprotestowała, próbując wyswobodzić rękę. – Mieszkam daleko, a
poza tym...
– Gdzie mieszkasz?
Miała ochotę podać mu nazwę jakiejś miejscowości odległej o pięćset
kilometrów, ale wszystkie nazwy wyparowały jej z głowy.
– Gdzie mieszkasz, Anno? – powtórzył.
– W St. Kilda – wymamrotała, spuszczając wzrok.
– Nie wydaje mi się, Ŝeby to było bardzo daleko – skomentował sucho.
– Owszem, daleko, jeśli musisz iść piechotą.
– Nie masz pieniędzy na samochód albo na komunikację publiczną?
– Mam tyle, Ŝe mi wystarcza – oburzyła się, podnosząc głowę wyŜej.
– Pracujesz?
– Tylko męŜczyzna, który nigdy nie miał dziecka, moŜe zadać takie pytanie!
Zignorował jej sarkazm i zapytał jeszcze raz:
– Pracujesz poza domem?
– Mam dwie prace.
– Widzę, Ŝe jesteś kobietą skupioną na karierze – rzekł przeciągle, puszczając
jej rękę.
Jakoś nigdy nie uwaŜała sprzątania w hotelu ani pracy w barze za szczególnie
istotne szczeble w rozwoju kariery zawodowej, ale z drugiej strony, nigdy teŜ nie
sądziła, Ŝe w wieku dwudziestu pięciu lat zostanie samotną matką.
– Lubię niezaleŜność. – Roztarła przegub, rzucając mu krzywe spojrzenie.
– Nic pamiętam, Ŝeby kiedyś tak ci na tym zaleŜało.
Miała juŜ dość tych wzmianek o przeszłości.
– Naprawdę muszę juŜ iść...
– Chciałbym z tobą porozmawiać dłuŜej – powiedział jeszcze raz. –
Powspominać stare czasy...
– Nie mam nic do opowiadania.
Odchylił się do tylu na krześle i przez dłuŜszą chwilę patrzył na nią bez słowa.
Musiała zebrać wszystkie siły, by znieść ten wzrok z pozornym opanowaniem. W
głowie czuła pustkę, miała wraŜenie, Ŝe wisi zawieszona w próŜni, jak w
koszmarnym śnie; przeszło jej przez myśl, Ŝe za chwilę się obudzi i przekona, iŜ
jest sama w kawiarni, a po drugiej stronie stolika stoi tylko puste krzesło.
– Nie masz mi nic do powiedzenia po czterech latach? – zdziwił się.
– Nic mi nie przychodzi do głowy.
Coś w jego wzroku ostrzegło ją, Ŝe wzbiera w nim gniew. Powietrze wokół nich
stało się cięŜkie od napięcia; Anna miała wraŜenie, Ŝe brakuje jej tlenu.
– Przepraszam, naprawdę muszę juŜ iść. – Podniosła się zdecydowanie i
poczuła ulgę, widząc, Ŝe tym razem Franko jej nie zatrzymuje.
– Zobaczymy się jeszcze – powiedział tylko, równieŜ się podnosząc.
Rzucił na stolik kilka banknotów i wyszedł z kawiarni. Patrzyła za nim, ale nie
odwrócił się więcej.
Sammy powitał ją entuzjastycznie jak zwykle. Patrząc na syna, Anna odniosła
wraŜenie, Ŝe jego usta przybrały sinawe zabarwienie; z pewnością nie wyglądały
tak jeszcze tego dnia z rana.
– Witaj, kochanie – powiedziała, całując go w policzki i w czubek perkatego
nosa. – Byłeś grzeczny? Nie sprawiałeś kłopotu cioci Jenny?
– Byłem bajdzo grzeczny. Najisowałem ci objazek, zobacz!
Podsunął jej pod nos kartkę papieru. Anna pochyliła się, Ŝeby się przyjrzeć.
Zobaczyła na obrazku cztery patykowate postacie ludzkie. Trzy z nich rozpoznała
natychmiast – to była ona sama, Jenny oraz Sammy.
– Bardzo ładne, ale kto to jest? – zapytała, wskazując na czwartą postać.
– To mój tatuś – oznajmił chłopiec. – Ja teŜ chcę mieć tatusia, takiego samego
jak Davey. Mogę takiego dostać?
Anna poczuła ulgę na myśl, Ŝe jej syn jest jeszcze za mały, by pojąć wszystkie
komplikacje swojej sytuacji. No tak, pomyślała. Tato Daveya jest łagodnym
chirurgiem laryngologiem, a nie prostakiem, któremu chodzi tylko o to, Ŝeby
zaciągnąć kobietę do łóŜka...
Opanowała mdłości i posłała synowi blady uśmiech.
– Muszę nad tym pomyśleć. MoŜe teraz pójdziemy zobaczyć, co robi ciocia
Jenny?
Jenny stalą przy stole w kuchni, marszcząc czoło nad przepisem, który miała
zamiar wypróbować. Anna postukała ją w ramię.
– Jak poszło? – zapytała jej siostra językiem migowym.
Anna z westchnieniem usiadła przy stole i powiedziała powoli, tak Ŝeby Jenny
mogła odczytać słowa z ruchu warg:
– Potrzebna jest operacja. Bardzo kosztowna operacja.
– Ile? – zapytała Jenny.
Jej głos był nieco zniekształcony w sposób typowy dla osób zupełnie nie
słyszących, Anna jednak przywykła do jego brzmienia i doskonale rozumiała kaŜde
słowo. Wymieniła astronomiczną sumę, którą podał jej lekarz. Jenny skrzywiła się
boleśnie.
– I co zrobimy?
– Nie wiem. – Anna znowu westchnęła. – Nie mam najmniejszego pojęcia.
– Poszukam pracy! – zamigała Jenny tak szybko, Ŝe Anna z trudem mogła
nadąŜyć za ruchem jej dłoni.
– Nie. W tej rodzinie potrzebny jest ktoś po studiach i to masz być ty. Jeśli
zgodzisz się zostać z Sammym w weekendy, to wezmę dodatkowe dyŜury... Jakoś
damy radę. Musimy.
Hotel miejski, w którym pracowała, w weekend był wypełniony po brzegi.
Praca była cięŜka i Ŝmudna, ale Anna musiała zebrać pieniądze na operację, nawet
gdyby miała paść z wyczerpania.
Podczas pierwszej rundy po pokojach zdjęła pościel z łóŜek, posprzątała
łazienki, zaniosła do nich świeŜe ręczniki i mydło. Pracowała jak automat, nie
pozwalając sobie nawet na chwilę oddechu w obawie, by zdradzieckie myśli nie
powędrowały natychmiast do Franka.
Sama przed sobą nie chciała przyznać, jak bardzo poruszyło ją ich spotkanie.
Nie wspomniała o niczym Jenny, choć miała na to ochotę. Siostra jednak nie znała
dokładnie całej historii; nie wiedziała, dlaczego Anna zerwała z Frankiem, teraz
więc nie było sensu wyciągać starych brudów. To wszystko było zbyt bolesne.
Gdy zaledwie dwa lata po śmierci ich ojca matka równieŜ zmarła, Jenny była
tak zrozpaczona, Ŝe wpadła w głęboką depresję. Jedynym lekarstwem dla siostry,
jakie wówczas przyszło Annie do głowy, była zmiana otoczenia, zorganizowała
więc tani wyjazd na wakacje. Zwiedziły wtedy Wyspy Brytyjskie i większa, część
Europy. Gra okazała się warta świeczki; nawet w tak smutnych okolicznościach
wakacje były bardzo udane i nastrój Jenny wkrótce się poprawił.
Pod koniec podróŜy dotarły do Rzymu i wtedy zdarzyło się nieszczęście.
Usiłując porozumieć się z recepcjonistą w tanim hoteliku, Anna na chwilę spuściła
z oczu torbę, w której były pieniądze i dokumenty ich obydwu. Przekonana, Ŝe
siostra stoi obok niej i pilnuje dobytku, odwróciła się po chwili, ale nie zobaczyła
ani torby, ani siostry.
Recepcjonistka nie okazała się zbyt pomocna, tak więc po chwili obydwie
znalazły się na ulicy. Anna próbowała pocieszyć szlochająca Jenny, ale sama
równieŜ nie miała pojęcia, co robić dalej.
Wysoki męŜczyzna o kruczoczarnych, lśniących w słońcu włosach, z teczką w
ręku, zatrzymał się obok nich i pozdrowił je w doskonalej angielszczyźnie. Jedynie
akcent i zbyt wyraźna dykcja zdradzały, Ŝe nie jest to jego ojczysty język.
– Dzień dobry – powiedział. – Co się paniom stało?
Pierwszą rzeczą, która przyciągnęła uwagę Anny, było ciepłe spojrzenie jego
ciemnych oczu, spoglądających na zalaną łzami twarz Jenny.
– Ktoś ukradł torebkę z naszymi paszportami. Dopiero tu przyjechałyśmy –
wyjaśniła. – Czy mógłby pan nam powiedzieć, gdzie jest najbliŜszy posterunek
policji?
MęŜczyzna sięgnął po plecaki i z łatwością podniósł obydwa naraz.
– Najlepiej będzie, jeśli sam tam panie zaprowadzę. To niedaleko, tylko kilka
ulic. Najszybciej będzie piechotą.
Owszem, Anna była w stanie w to uwierzyć. Nawet według standardów z
Melbourne ulica była zupełnie zakorkowana, a skutery, śmigające z rykiem między
uwięzionymi w korkach samochodami, jeszcze powiększały wraŜenie kompletnego
chaosu. Ruszyły za wysokim męŜczyzną i po raz pierwszy od dawna Annę
ogarnęło poczucie bezpieczeństwa.
– Nazywam się Franko Ventressi – przedstawił się ich wybawca. – Razem z
bratem Carlem prowadzę firmę Ventressi Developments. Czy po raz pierwszy
jesteście w Rzymie?
– Tak. Właściwie wracamy juŜ do domu, do Australii. Nazywam się Anna
Stockton, a to jest moja siostra Jenny.
Franko rzucił im uśmiech, od którego serce Anny momentalnie stopniało, i
uścisnął ich dłonie w formalnym powitaniu. Od jego dotyku Annę przeszył
dreszcz; szybko cofnęła rękę.
ZłoŜenie meldunku na policji z pomocą Franka trwało zaledwie kilka minut.
Gdyby musiały radzić sobie same, mając tylko rozmówki angielsko-włoskie,
zapewne spędziłyby na posterunku pól dnia. Anna czuła do niego coraz większą
wdzięczność; nie wyobraŜała sobie, jak by sobie poradziły, gdyby nie on.
Pomógł im wypełnić papiery, zaprowadził do ambasady, a gdy juŜ wszystko
było załatwione, zabrał do zacisznej kawiarni i kupił coś zimnego do picia.
– Nic wiem, jak mam ci dziękować – powiedziała Anna. – Tak wiele dla nas
zrobiłeś!
Franko tylko pobłaŜliwie machnął ręką.
– śaden problem. Ja teŜ mam siostrę i chciałbym, by czuła się bezpiecznie w
obcym kraju.
Poczuła, Ŝe rumieni się pod jego uwaŜnym spojrzeniem.
– Twoja siostra jest bardzo małomówna – zauwaŜył.
Anna potrząsnęła głową.
– Nie. – Jenny nie słyszy. Straciła słuch, gdy miała dwa lata, ale potrafi czytać z
ruchu warg, tylko trzeba mówić wolno. Umie teŜ mówić, tylko Ŝe jest trochę
nieśmiała w towarzystwie osób, których nie zna.
– Rozumiem.
Nie minęło jednak wiele czasu, a Anna zauwaŜyła, Ŝe Jenny straciła swoja,
wcześniejszą rezerwę i pogodnie rozmawiała z Frankiem. Tym trudniej było jej
odmówić, gdy zaproponował, by zatrzymały się w jego rodzinnym domu.
– Nie macie gdzie mieszkać – przekonywał ją. – Nie musicie się niczego
obawiać. Moja matka i brat będą słuŜyć za przyzwoitki. Oddałbym wam do
dyspozycji swoje mieszkanie, ale właśnie trwa tam remont. Sam teŜ
przeprowadziłem się chwilowo do mamy i Carla, Ŝeby nie wdychać oparów farb.
Anna szybko przesygnalizowała Jenny treść jego słów. Na twarzy siostry
ukazał się uśmiech szczerej ulgi.
– Mam samochód niedaleko stąd, stoi przy budynku firmy – dodał Franko i
poprowadził je na parking.
Anna pochwyciła pełen entuzjazmu uśmiech siostry i odpowiedziała jej
uniesieniem brwi. Franko Ventressi niewątpliwie był najprzystojniejszym i
najbardziej szarmanckim męŜczyzną, jakiego dotychczas poznała. Podobała jej się
jego determinacja widoczna we wszystkim, co robił, a takŜe szacunek dla
niepełnosprawności jej siostry, widoczny choćby w tym, Ŝe gdy mówił, ustawiał się
twarzą w kierunku Jenny, by mogła czytać z jego warg.
Jenny była nim oczarowana jak nastolatka, Anna jednak, gdy jego brązowe
oczy zatrzymywały się na jej twarzy, w kaŜdym calu czuła się kobietą.
To było poŜądanie.
Gdy wreszcie dotarła do ostatniego apartamentu na luksusowym piętrze
prezydenckim, bolały ją plecy, a wilgotne włosy przyklejały się do czoła pod
czepkiem pokojówki. Jak zwykle zastukała do drzwi głośno i szybko, wołając:
– Obsługa!
Nic usłyszała Ŝadnej odpowiedzi, więc sięgnęła po klucz i weszła, ciągnąc za
sobą wózek z przyborami do sprzątania.
Był to największy apartament w całym hotelu. Z okien rozciągał się wspaniały
widok na miasto i tereny parkowe połoŜone wzdłuŜ rzeki Yarra. Wystrój pokoi był
bogaty, dostosowany do arystokratycznych gustów, w mocnych, nasyconych
barwach.
Naraz poczuła się nieswojo, choć w pierwszej chwili nie wiedziała dlaczego.
MoŜe to przez ten obrzydliwy przepych, przemknęło jej przez głowę. W tych
wnętrzach jeszcze dotkliwiej czuła własne ubóstwo.
Nie, to było coś innego: wraŜenie, Ŝe ktoś się jej przygląda. Ale takie wraŜenie
nie opuszczało jej od dnia, gdy Carlo pokazał jej na fotografiach, co robił z nią we
własnym łóŜku...
Odepchnęła od siebie te myśli i jednym ruchem ściągnęła pościel z wielkiego
łoŜa, a potem sięgnęła po czyste prześcieradła złoŜone na wózku. RozłoŜyła
prześcieradło na łóŜku, starannie wepchnęła brzegi pod materac i wygładziła
wszystkie fałdki, a potem zajęła się poduszkami. Przy czwartej z kolei poczuła
znajomy, cytrusowy zapach. Nie potrafiła się oprzeć: przysunęła poszewkę do
twarzy i głęboko wciągnęła woń w nozdrza. Tego zapachu uŜywał kiedyś Franko...
Wzięła się w garść i pochyliła się po narzutę leŜącą na podłodze. Naraz w
zasięgu jej wzroku pojawiła się para męskich butów. Nad butami były spodnie w
grafitowym kolorze o ostrych jak brzytwy kantach.
Powoli, bardzo powoli Anna powiodła wzrokiem w górę.
– A więc znów się spotkaliśmy. Anno – powiedział Franko przeciągle. – I to w
mojej sypialni.
Rozdział 2
Anna patrzyła na niego, oszołomiona.
– Ty... ty tu mieszkasz?!
Jego ciemne oczy obiegły całą jej postać, przyodzianą w czarno-biały
mundurek pokojówki, po czym powoli wróciły do twarzy.
– Jak widzisz.
– Zaraz... zaraz tu skończę – wymamrotała i sięgnęła po narzutę, ale Franko
wysunął nogę i przydeptał tkaninę butem.
– Zostaw to.
– Muszę skończyć sprzątanie.
– Powiedziałem, zostaw – powtórzył stanowczo, nie pozwalając jej wyszarpnąć
narzuty.
Cofnęła rękę, wyprostowała się i otarła wilgotne dłonie o fartuszek. Franko był
wyraźnie zły.
– Co ty właściwie wyprawiasz? Pracujesz jako sprzątaczka w hotelu? –
prychnął, przeszywając ją świdrującym spojrzeniem.
Anna dumnie podniosła głowę.
– Ktoś to musi robić.
– Mówiłaś, Ŝe masz dwie prace. Na czym polega ta druga?
– Pracuję w barze – odrzekła z godnością.
Franko ze złością wciągnął oddech i zaklął pod nosem.
– Dlaczego?!
– Najprostszy pod słońcem powód. Dla pieniędzy.
– Jesteś biedna? – Zmarszczył czoło.
– W porównaniu do ciebie, tak.
– Nie baw się słowami! – parsknął. – Po prostu odpowiedz. Czy masz kłopoty
finansowe?
Miała wielką ochotę zaprzeczyć, ale przed oczami stanął jej Sammy. Nie mogła
stracić dziecka z powodu głupiej dumy.
– Tak – powiedziała, spuszczając wzrok.
– Co to za kłopoty? – drąŜył Franko, ale jego ton zaskakująco złagodniał.
– Sammy... musi przejść operację. Nie mam prywatnego ubezpieczenia, a jeśli
będę czekać w kolejce w publicznej słuŜbie zdrowia, to... moŜe być za późno.
– A co mu jest?
– Ma wadę serca.
– PowaŜną?
Anna wzięła głęboki oddech.
– Bez operacji nie doŜyje dorosłego wieku.
– Ile ma kosztować ta... operacja? – zapytał po chwili i nawet nie mrugnął
okiem, gdy Anna wymieniła sumę.
Dla mego była to drobnostka, niemal kieszonkowe; dla niej te pieniądze miały
wagę Ŝycia jej dziecka. Przyglądała mu się kątem oka. Zastanawiał się nad czymś...
wyraźnie coś przemyśliwał.
– Być moŜe mógłbym ci pomóc – rzekł po kolejnej chwili strategicznego
milczenia.
– Dlaczego miałbyś to zrobić? – zapytała podejrzliwie.
– Mam swoje powody – odrzekł z kamienną twarzą.
– Chcesz mi poŜyczyć te pieniądze?
– Nie.
– Nie?
– Nie – powtórzył, potrząsając głową.
Anna poczuła niejasny niepokój.
– To co w takim razie?
– Zapłacę za operację Sammy'ego, ale pod pewnymi warunkami.
– Co to za warunki? – zapytała, z trudem przełykając ślinę.
Franko z determinacją wpatrywał się w jej twarz.
– MoŜesz ocalić Ŝycie swojego syna, ale pod warunkiem, Ŝe zgodzisz się w
zamian zrobić coś dla mnie.
– Zrobię wszystko. Zęby go ocalić. Wszystko, czego tylko zechcesz.
Przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu.
– Bardzo się cieszę, Ŝe się zgadzasz, bo oczekiwałem znacznie większego oporu
z twojej strony.
Anna poczuła na plecach zimny dreszcz.
– Co mam zrobić?
– Sądziłem, Ŝe do tej pory sama się tego domyślisz – rzekł ze zdziwieniem,
obrzucając wymownym spojrzeniem całą jej sylwetkę.
– Nic mam pojęcia, o czym mówisz – wyjąkała, choć zimne przeczucie stawało
się coraz wyraźniejsze.
– Naprawdę? – spytał kpiąco.
– Obawiam się. Ŝe mam bardzo niewiele doświadczenia w odszyfrowywaniu
motywacji innych ludzi.
– Ale za to jesteś doświadczona w innych sprawach, prawda?
Nie pokazała po sobie, jak bardzo ta uwaga była dla niej bolesna; nie chciała
mu dać tej satysfakcji.
– Mam wystarczająco duŜo doświadczenia, by zdawać sobie sprawę, Ŝe twoja
propozycja nie jest czysto charytatywna.
– Doskonale to odgadłaś.
– Powiedz to wreszcie. Przez jakie tortury mam przejść?
Franko ekspresyjnie uniósł brwi.
– Tortury? Podoba mi się to słowo.
– Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Powiedz wreszcie, czego chcesz.
Przez nieskończenie długą chwilę przyglądał się grze emocji na jej twarzy.
Miała ochotę wybiec z pokoju i zatrzasnąć za sobą drzwi, ale nie mogła tego
zrobić; tej bitwy nie toczyła dla siebie.
– Proszę cię, Franko – rzekła niemal błagalnie, tonem, na dźwięk którego jej
samej zebrało się na mdłości. – Proszę, nie utrudniaj mi tej sytuacji jeszcze
bardziej.
– Rozmowa ze mną jest dla ciebie trudna?
Miała ochotę wykrzyknąć: trudno mi nawet na ciebie patrzeć, bo natychmiast
zaczynam myśleć o wszystkim, co straciłam, a co mogłabym mieć, gdyby...
– Niczego mi nie ułatwiasz – powiedziała tylko.
– A dlaczego miałbym ci ułatwiać? – zapytał chłodno. – Ciebie moje cierpienie
nic nie obchodziło.
– Ja... Ja nie...
– Dio! PrzecieŜ przespałaś się z moim bratem!
Jak mogła zaprzeczyć? Carlo miał na dowód zdjęcia, choć ona sama prawie nic
nie pamiętała z tego, co się stało.
– Czy Sammy jest jego dzieckiem?
Anna poczuła się tak, jakby ktoś wbił jej nóŜ prosto w serce. Ona i Franko
zawsze się zabezpieczali. To on nalegał: chciał ją chronić, twierdził, Ŝe po ślubie
będą mieli mnóstwo czasu na załoŜenie rodziny.
– Chyba... chyba tak.
Franko znów zaklął po włosku.
– Obrzydliwość. Na kilka dni przed naszym ślubem...
– Przykro mi...
– Przykro będzie ci wtedy, kiedy juŜ z tobą skończę.
– Co to... co to ma znaczyć?
Przeszył ją palącym spojrzeniem, zaciskając usta w wąską kreskę.
– Zapłacę za operację mojego bratanka, ale w zamian chcę cię znowu mieć w
łóŜku.
– Nie! – wykrzyknęła, szeroko otwierając oczy.
Znów lekcewaŜąco uniósł brwi.
– Nie? Myślałem, ze nie znasz takiego słowa.
Przymknęła oczy i powtórzyła juŜ ciszej;
– Nie mogę tego zrobić.
– No dobrze – rzekł Franko obojętnie i cofnął się o krok. – W takim razie
skończ sprzątanie i wyjdź stąd.
Była juŜ przy drzwiach, gdy nadeszło opamiętanie. PrzecieŜ chodziło o
Sammy'ego, nie o nią.
– Franko...
– Tak?
– Zrobię to – odrzekła, patrząc w podłogę, – Zrobię to, czego chcesz.
– Dobrze. – SkrzyŜował ramiona na piersiach z takim wyrazem twarzy, jakby
miał omówić mało istotne spotkanie w interesach. – Przejdźmy do salonu, tam
ustalimy wszystkie szczegóły.
Posłusznie wyszła za nim z sypialni. Co za ironia losu, pomyślała, mijając
łóŜko, które sama przed chwilą pościeliła.
Franko zbliŜył się do doskonale zaopatrzonego barku.
– Masz ochotę napić się czegoś?
– Nie piję – odrzekła.
Ostatniego drinka w Ŝyciu wypiła w towarzystwie jego brata; ta nauczka raz na
zawsze odepchnęła ją od alkoholu.
Franko nalał do dwóch szklanek wody sodowej, a następnie dopełnił jedną z
nich sporą porcją whisky.
– Z lodem?
Potrząsnęła głową i sięgnęła po szklankę drŜącą ręką.
– O co ci chodzi, cara? – zapytał zaczepnie. – Czy myśl o pójściu ze mną do
łóŜka tak cię wytrąca z równowagi?
– Nie mogę powiedzieć; Ŝebym bardzo wyczekiwała tej chwili.
Wystarczyło mu tupetu, Ŝeby się roześmiać.
– Ach... ale ja wyczekuję jej tak bardzo, Ŝe to powinno wystarczyć za nas
obydwoje.
– To zwykła prostytucja – parsknęła Anna.
– Nie prostytucja, tylko odszkodowanie – poprawił. – Za grzechy.
– Jestem pewna, Ŝe dotychczas odbiłeś sobie szkody juŜ wielokrotnie.
– Jeśli masz na myśli to, Ŝe sypiałem z innymi kobietami, to owszem. Ale ty na
pewno teŜ nie odmawiałaś sobie rozrywki. Przy takich... potrzebach jak twoje nie
wytrzymałabyś długo w celibacie.
Poczuła, Ŝe robi jej się gorąco.
– Teraz jestem matką.
– Macierzyństwo jest bardzo seksowne. – Pokiwał głową, zatrzymując wzrok
na jej pełnych piersiach. – Naprawdę bardzo.
Szybko odwróciła wzrok.
– Jak długo ma obowiązywać ta... umowa? – zapytała, wpatrując się w sofę.
– Niedługo.
Nie udało jej się powstrzymać westchnienia ulgi.
– To znaczy ile?
– Nie obawiaj się, nie puszczę cię z haczyka tak łatwo – uśmiechnął się z
rozbawieniem. – Będę w Melbourne przez trzy miesiące. I przez ten czas ty
będziesz moją kochanką. A to oznacza, Ŝe zamieszkasz ze mną i zadbasz o
zaspokojenie wszystkich moich potrzeb.
– A co z Sammym i Jenny? – zapytała, desperacko szukając jakiegoś wyjścia. –
Nie mogę przeprowadzić się do ciebie i zostawić ich samych!
– Wynająłem duŜy dom w South Yarra. Będę się mógł tam wprowadzić za kilka
dni. Twoja siostra i syn teŜ się tam przeprowadzą do czasu, gdy... – zawahał się
krótko, szukając odpowiedniego słowa – gdy nie będę cię juŜ potrzebował.
– Przeprowadzki nie są dobre dla dziecka...
– Myślę, Ŝe śmierć jest jeszcze gorsza.
Anna pobladła, poraŜona jego okrucieństwem.
– Jak moŜesz robić coś takiego? – wybuchnęła. – Grasz Ŝyciem dziecka!
Podszedł bliŜej i pochwycił ją za ramiona.
– To mógł być mój syn, ale odmówiłaś mi tego przywileju. Czy wiesz, przez
jakie piekło przeszedłem, myśląc o tym, Ŝe uwiodłaś mojego brata? MoŜesz sobie
to wyobrazić?
Anna z całych sił zacisnęła powieki.
– WyobraŜałem sobie ciebie z nim. Śniło mi się to po nocach.
– Nie... – Szarpnęła się, ale trzymał mocno. – Puść mnie!
On jednak przyciągnął ją jeszcze bliŜej, aŜ oparła się o jego pierś.
– Nie mów mi „nie", skoro Carlo usłyszał od ciebie „tak". Powiedz „tak" z
pełnym przekonaniem.
– Nie.
– Nie przyjmuję takiej odpowiedzi.
– Nie pragnę cię.
– Mogę sprawić, Ŝebyś zaczęła mnie pragnąć – odrzekł.
– Nie proś mnie o to!
– Ja cię nie proszę, tylko stawiam warunek. Jeśli chcesz, Ŝeby twój syn
otrzymał pomoc, to przez trzy miesiące masz być moja.
Miała ochotę zarzucić mu blef. PrzecieŜ Sammy był jego bratankiem. Czy
rzeczywiście Franko mógłby odwrócić się do niego plecami? Wiedziała jednak, Ŝe
duma nie pozwoliłaby mu zachować się inaczej. Jej zdrada zniszczyła uczucie;
teraz Franko kierował się wyłącznie Ŝądzą zemsty. Nie mogła go za to winić.
Pochyliła głowę, przyznając się do poraŜki, i bezbarwnym głosem zapytała:
– Kiedy mam zacząć?
– Teraz.
– Jak to? – zdumiała się. – W tej chwili?!
– A dlaczego nie? – odparował spokojnie. – PrzecieŜ jesteśmy sami.
– Ale ja jestem w pracy!
– Od dziesięciu minut juŜ tu nie pracujesz.
– Nie mogę sobie pozwolić na to, Ŝeby nie pracować!
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
– Będę ci płacił za twoje... usługi. Nic wspomniałem ci o tym wcześniej?
– Nie moŜesz mi tego zrobić – wyjąkała z pobladłą twarzą.
– Mogę i zrobię.
– AŜ tak mnie nienawidzisz?
Czarne oczy Franka nie przestawały przewiercać jej oczu.
– Wystarczająco długo czekałem na taką chwilę.
– IleŜ w tobie goryczy... – szepnęła.
– Dziwi cię to?
– Nie, ale... Myślałam, Ŝe juŜ dawno o wszystkim zapomniałeś, Ŝe byłam w
twoim Ŝyciu tylko epizodem.
– Byłaś całym moim Ŝyciem! – warknął. – Chciałem ci rzucić cały świat do
stóp... a ty odrzuciłaś mi go w twarz!
Nic nie mogła na to odpowiedzieć.
– Przepraszam... – wyjąkała.
– Nic chcę twoich przeprosin!
– A czego chcesz? Mam cię błagać?
– Nie. Chcę, Ŝebyś czuła to, co ja czułem, kiedy na ciebie patrzyłem. Chcę,
Ŝ
ebyś jęczała z poŜądania tak jak ja kiedyś.
Te słowa były dla niej szokiem.
– Franko, to wszystko nie tak... sam chyba rozumiesz?
– Nie. Chcę cię mieć na własnych warunkach. MoŜesz do mnie przyjść z
wdzięczności albo z nienawiści; wszystko mi jedno. Będę cię miał bez względu na
twoje uczucia.
Otworzyła usta, Ŝeby zaprotestować, ale było juŜ za późno. Franko pochylił
głowę i zmiaŜdŜył jej usta swoimi wargami, otwierając je i zmuszając ją do
niechcianej reakcji. Przez krótką chwilę Anna miała wraŜenie, jakby czas cofnął się
o cztery lata, do okresu, gdy jedno spojrzenie Franka wystarczało, by zaczynała się
wić z poŜądania.
Za plecami czuła ścianę, a przed sobą napierające ciało Franka. To wszystko
wymknęło się spod kontroli. A najgorsze było to, Ŝe jego dotyk, jego zapach,
wciąŜ, wbrew jej woli, rozpalały jej zmysły.
– Jesteś piękna – jęknął, odnajdując jej piersi. – Marzyłem o tej chwili...
Te słowa przeraziły ją. Zebrała wszystkie siły i odepchnęła go od siebie.
– Franko...
– Co? – zapytał ostro.
– Chyba nie mogę tego zrobić.
– Poszłaś do łóŜka z moim bratem, a ze mną nie moŜesz?
Skrzywiła się boleśnie.
– To nie ma nic wspólnego z Carlem. Chodzi o mnie i o ciebie.
– To ma bardzo wiele wspólnego z Carlem. Odrzuciłaś mnie dla niego i
urodziłaś mu dziecko.
– Nie odrzuciłam cię dla niego. Zostawiłam was obydwu.
– Czy to ma być dla mnie pocieszenie?
– Nie, ale myślałam...
– Myślałaś! – wybuchnął. – I kto tu mówi o myśleniu? Uwiodłaś mojego brata i
sądziłaś, Ŝe ujdzie ci to na sucho, bo ja musiałem akurat wyjechać! Ale nie
doceniłaś mojego brata.
Owszem, Anna dobrze wiedziała, Ŝe go nie doceniła.
– Carlo przejrzał tę twoją fasadę niewinności. Ja byłem na to zbyt zaślepiony
uczuciem.
– Nigdy mnie nie kochałeś – odrzekła pustym głosem.
– Kochałem! To ty zniszczyłaś tę miłość, uwodząc Carla, gdy najmniej się tego
spodziewał.
Anna patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Tak ci powiedział?
Franko odpowiedział jej stalowym spojrzeniem.
– Wiem, Ŝe mój brat nigdy z własnej woli nie zrobiłby nic przeciwko mnie.
Nie miała pojęcia, co na to odpowiedzieć. Carlo doskonale obmyślił całą
intrygę; ona sama ani przez chwilę niczego nie podejrzewała.
– Twoja lojalność wobec brata jest godna podziwu, ale sądziłam, Ŝe choć przez
chwilę zastanowisz się nad sytuacją... ze względu na to, co było między nami.
– Szkoda, Ŝe ty się nad tym nie zastanowiłaś, gdy przekupiłaś mojego brata,
Ŝ
eby poszedł z tobą do łóŜka.
– Co takiego?!
– A nie o to ci chodziło?
– Nie rozumiem, o czym mówisz...
– Och, Anno, daj spokój – przerwał jej bezlitośnie. – Chyba nie sądzisz, Ŝe będę
ci tłumaczył najprostsze rzeczy? Carlo i ja we dwóch jesteśmy spadkobiercami
Ventressi Development. Jeśli któremuś z nas urodzi się dziecko, spadkobierca,
zostanie dla niego wydzielona okrągła sumka, którą otrzyma w dniu dwudziestych
pierwszych urodzin.
Anna patrzyła na niego oszołomiona.
– Spadkobierca?
– Twój syn jest dla ciebie przepustką do majątku. Jako Ventressi ma prawo
dziedziczenia sporej fortuny. Dlaczego nie przekazałaś Carlowi radosnej nowiny?
Poczuła, Ŝe robi jej się niedobrze. Wpatrzyła się w swoje obgryzione paznokcie.
– Nie widziałam takiej potrzeby.
Oddech Franka przyspieszył.
– Nie, oczywiście, Ŝe nie widziałaś. Wolałaś raczej zaczekać na moment, gdy
zemsta będzie najsłodsza.
– Co to znaczy?!
– Nie udawaj niewiniątka – prychnął. – Carlo oŜenił się i oczekuje teraz
dziecka. Na co miałaś nadzieję? śe naraz znów się pojawisz i opowiesz o istnieniu
Sammy’ego?
Anna patrzyła na niego bez słowa.
– Doskonale rozumiem, jak to sobie obmyśliłaś – ciągnął. – Masz potrzeby
finansowe. W tej sytuacji najlepszy pomysł to przedstawić Carlowi dziecko, o
którego istnieniu nie miał pojęcia, i wtedy to ty stajesz się panią sytuacji.
Z trudem zbierała myśli. Carlo? OŜenił się? Dziecko w drodze?
– Nie miałam zamiaru w ogóle kontaktować się z Carlem – wykrztusiła
pobielałymi ustami.
Franko rzucił jej sceptyczne spojrzenie.
– Nie? Chyba uwaŜasz mnie za idiotę. Widziałem juŜ kobiety podobne do
ciebie w akcji. SzantaŜ jest waszą drugą naturą, ale jeśli wydaje ci się, Ŝe
wyciągniesz od nas grube pieniądze, to zastanów się jeszcze raz, bo ja do tego nie
dopuszczę.
– Nie chcę mieć nic wspólnego z Carlem! – zaprotestowała.
– To dobrze, bo od tej chwili będziesz miała do czynienia wyłącznie ze mną.
Gdzie jest twoje zwykłe ubranie? – zapytał nagle.
– W szafce w pokoju obsługi.
– Idź się przebrać i bądź tu z powrotem za dziesięć minut. Porozmawiam z
twoim szefem i wyjaśnię mu, w jakim charakterze cię zatrudniłem.
Anna zbladła.
– Powiesz mu, Ŝe mam być twoją płatną kochanką?
Franko lekcewaŜąco wzruszył ramionami.
– A dlaczego nie? PrzecieŜ taka jest prawda.
– Nie moŜesz mu powiedzieć, Ŝe zatrudniasz mnie jako sekretarkę czy coś w
tym rodzaju? Wszystko lepsze niŜ...
– Nie tylko będziesz moją kochanką, ale jeszcze będziesz doskonale udawać, Ŝe
podoba ci się ta rola. Rozumiesz?
Patrzyła na niego z coraz większą wrogością.
– A co z Jenny i Sammym? Co mam im powiedzieć?
Franko zastanawiał się przez dłuŜszą chwilę.
– Sammy jest za mały, Ŝeby to zrozumieć. A twojej siostrze wystarczy
powiedzieć, Ŝe powróciliśmy do dawnego związku na nieokreślony czas.
– Nieokreślony? PrzecieŜ mówiłeś, Ŝe to tylko na trzy miesiące!
Oczy Franka błysnęły niebezpiecznie.
– Anno, to ja tu ustalam zasady. Lepiej o tym nie zapominaj.
Przepełniona wściekłością wybiegła z pokoju i dopadła windy dla personelu.
Była pewna, Ŝe zaraz wybuchnie. Co za diabeł podszepnął jej, Ŝeby pójść do tej
kawiarni? Jaka zła siła po latach znowu skrzyŜowała ich ścieŜki?
Franko zabrał Annę i Jenny do domu swojej matki. Pomimo bariery językowej
zostały przyjęte bardzo serdecznie. Pani Ventressi była elegancką, drobną kobietą o
ujmującym sposobie bycia. Pierwotnie Anna planowała pozostać w Rzymie tylko
przez kilka dni, ale po naleganiach Ventressich zdecydowała się przedłuŜyć pobyt.
Nowi znajomi zabrali je do Neapolu, Pompei i na wybrzeŜe Amalfi. Planowali
równieŜ wycieczkę do Tivoli, trzydzieści kilometrów na północny wschód od
Rzymu, ale rankiem przed wyjazdem Jenny skarŜyła się na ból głowy, toteŜ
Jovanna, matka Franka, zdecydowała, Ŝe zostanie z nią w domu. Carlo wyjechał
akurat w interesach, więc Franko i Anna sami wybrali się na wycieczkę.
Anna z trudem hamowała podniecenie na myśl o dniu spędzonym tylko z nim.
W ciągu poprzednich dwóch tygodni serce jej zaczynało bić mocniej za kaŜdym
razem, gdy Franko zatrzymywał na niej wzrok. Zbyt mało miała doświadczenia, by
mieć pewność, Ŝe on równieŜ interesuje się nią; widziała jednak, Ŝe zawsze
uwaŜnie słuchał tego, co mówiła, i często ścigał ją spojrzeniem.
– Podoba ci się nasz kraj, Anno? – zapytał, gdy mijali opactwo benedyktynów.
– Bardzo – odrzekła, spoglądając na niego nieśmiało. – Wszystko mi się tu
podoba. Jedzenie, wino, klimat...
– A ludzie? – Uniósł brwi Ŝartobliwie.
– Uwielbiam Włochów – wyznała spontanicznie, po czym natychmiast poczuła,
Ŝ
e się czerwieni, i odwróciła twarz do okna.
Franko wybuchnął śmiechem. Czuła na sobie jego wzrok, ale nie odwracała
głowy.
– Tak wiele jest rzeczy, które chciałbym ci pokazać, Anno – wyznał,
zatrzymując samochód.
Odpowiedziała mu uśmiechem.
– Nie masz nic przeciwko temu, Ŝe dziś jesteśmy tu tylko we dwoje? – zapytała,
gdy pomagał jej wysiąść.
Rzucił szybkie spojrzenie na jej usta, a potem powiedział:
– Bardzo się cieszę, Ŝe wreszcie jesteśmy sami.
Po tych słowach pochylił się i pocałował ją. Wspomnienia następnych chwil
były wyraźnie zamglone. Kilkakrotnie zdarzało jej się całować z chłopcami, ale
tamte pocałunki w niczym nie przypominały tego, co przeŜywała teraz w
ramionach Franka.
Ze zwiedzania Villa Este w pamięci pozostał jej tylko szum wody w tle i
ś
wiergot ptaków w ogrodach, od czasu do czasu urozmaicany biciem dzwonów.
Chodziła po ogrodach jak we mgle, ręka w rękę z Frankiem, nie słysząc prawie nic
z tego, co jej opowiadał.
– Ta posiadłość została załoŜona przez kardynała Ippolito d’Este, syna Lukrecji
Borgii. Ogrody na tarasach i fontanny zaprojektowali Liggorio i Giacomo delia
Porta – mówił Franko. – Widzisz tę aleję? To jest aleja Stu Fontann.
Wzrok Anny prześliznął się po omszałych orłach, okrętach, groteskowych
postaciach i obeliskach, w jej oczach jednak nie błyszczało zainteresowanie, lecz
emocje. Była zakochana we Franku.
– Nie słuchasz mnie, cara – zauwaŜył z łagodną przyganą.
– AleŜ słucham! – zawołała z fałszywym oburzeniem. – Jak nie wierzysz, to
sprawdź!
– Dobrze. – Dotknął palcem jej brody. – W takim razie powiedz mi, ile fontann
jest na Viale delie Ccnto Fontane.
Przesunęła językiem po wargach i uśmiechnęła się nieprzytomnie.
– Poddaję się. Ile?
– Dio – jęknął z udawaną rozpaczą, pociągając ją w ramiona. – I co ja mam
zrobić z taką nieuwaŜną turystką?
– UwaŜałabym bardziej, ale te pocałunki zaraz po przyjeździe zupełnie mnie
zdekoncentrowały – przyznała ze śmiechem.
– Chciałem cię pocałować. Marzyłem o tym od pierwszej chwili, gdy
zobaczyłem, jak pocieszasz siostrę na ulicy.
– Naprawdę?
– A nie zauwaŜyłaś, Ŝe nie mogę oderwać od ciebie oczu? I jak świerzbią mnie
ręce, Ŝeby cię dotknąć?
Poczuła przyjemne pulsowanie krwi w całym ciele.
– Nie jestem przyzwyczajona do takich wraŜeń – wyznała nieśmiało.
– Cara, jesteś niedoświadczona? – zapytał łagodnie.
Z trudem znosiła intensywność jego wzroku.
– Przykro mi...
– Przykro? – zdumiał się. – AleŜ niech ci nie będzie przykro! Czy zdajesz sobie
sprawę, jak długo czekałem na kogoś takiego jak ty? Na kobietę, która nie spała
wcześniej z tuzinem męŜczyzn?
– Masz dość staroświeckie poglądy, Franko – zauwaŜyła.
– Wiem – roześmiał się – ale jestem Włochem, więc mam chyba do tego prawo,
nie sądzisz?
– Jeśli naprawdę jesteś włoskim tradycjonalistą, to na pewno wybrano ci juŜ
kandydatkę na Ŝonę.
– Ja sam wybiorę sobie Ŝonę – oświadczył. – I zdecydowałem, Ŝe ty nią
będziesz.
– Ja?
– A dlaczego nie? – zapytał z błyskiem w oku. – Jestem tobą zauroczony.
Pragnę cię tak mocno, Ŝe wszystko mnie boli.
– Ale ja mam dopiero dwadzieścia jeden lat...
– I co z tego? Ja mam trzydzieści. Jestem od ciebie o dziewięć lat starszy.
– Ale ja jestem Australijką.
– I co z tego?
– Powinnam wrócić do domu. Mam tam pracę i...
– Jako moja Ŝona będziesz mogła podróŜować po całym świecie. Twoja siostra
teŜ. Nie zamierzam więzić cię w moim kraju. I tak prowadzę interesy w Australii.
Niektórzy członkowie mojej rodziny wyemigrowali tam dawno temu. MoŜemy
mieszkać trochę tu, a trochę tam.
– Och, Franko – westchnęła Anna, osuwając się w jego ramiona. – Nie mogę
uwierzyć, Ŝe to wszystko naprawdę mi się zdarzyło!
– Uwierz, cara – szepnął jej do ucha. – To się musiało zdarzyć. Przeznaczenie.
Przeznaczenie.
Wyszła z windy i idąc do pokoju personelu, zastanawiała się, w jaką kabałę
właśnie udało jej się wpakować.
Przez trzy miesiące miała być kochanką Franka – nie, utrzymanką, poprawiła
się w myślach. Utrzymanka wydawała się jej czymś znacznie gorszym. A gdy
Franko juŜ się nią znudzi, po prostują odeśle i wówczas zemsta zostanie dokonana.
Dobrze rozumiała przyczyny jego gniewu. Wiedziała, Ŝe nie ma prawa
spodziewać się niczego innego. Ona na jego miejscu zapewne zareagowałaby
podobnie. Gdy próbowała wyobrazić go sobie dzielącego z inną kobietą taką samą
intymność, jaką kiedyś przeŜywali wspólnie, czuła przeszywający ból.
Przebrała się w swoje zwykłe ubrania, znoszone i niemodne, rozczesała włosy i
poŜałowała, Ŝe nie ma na twarzy makijaŜu. Wydawało jej się, Ŝe byłoby to coś w
rodzaju tarczy ochronnej przed Frankiem.
Bardzo się zmienił. Nie był juŜ tym szarmanckim, delikatnym męŜczyzną z jej
marzeń, mrocznym mścicielem, szukającym zapłaty za jej przeszłe grzechy.
Jakby jeszcze mało za nie zapłaciła! KaŜdego dnia próbowała zrozumieć, co nią
wtedy kierowało, co mogło ją skłonić, by zachowała się w tak nietypowy dla siebie
sposób. Gdyby nie fotografie, gotowa byłaby przysiąc, Ŝe to wszystko było tylko
wymysłem Carla.
Na pozór Carlo zawsze sprawiał wraŜenie czarującego młodszego brata Franka,
zadowolonego z drugiego miejsca w hierarchii. Przyjął wiadomość o zaręczynach
brała z pozorną Ŝyczliwością, Anna jednak podejrzewała, Ŝe w głębi duszy był
zirytowany. Często w nieoczekiwanych momentach czuła na sobie jego wzrok;
spojrzenie przymruŜonych oczu wytrącało ją z równowagi. Zamierzała
porozmawiać o tym z Frankiem, on jednak zajęty był dopinaniem jakiegoś
kontraktu, który chciał mieć z głowy przed ślubem. Do ślubu pozostał jeszcze
miesiąc.
Krótki okres narzeczeństwa we wspomnieniach Anny okryty był mgiełką
zmysłowej rozkoszy. Franko uczył jej pojętne ciało języka miłości, ona zaś
krzyczała i szlochała z zachwytu w jego ramionach. Jej szczęście było
bezgraniczne. Promieniała; jej ruchy, wcześniej spowolnione i ocięŜałe od smutku,
teraz stały się lekkie i beztroskie.
Nawet Jenny zmieniła się fizycznie; szczupła piętnastolatka wyraźnie się
zaokrągliła, przybyło jej teŜ pewności siebie. Wieczorami razem planowały ślub
Anny, przeglądały wzory i katalogi. śadna z nich nie wspominała o matce, ale
obydwie Ŝałowały, Ŝe nie moŜe uczestniczyć w szczęściu córki.
Carlo jednak zatroszczył się, by to szczęście nie trwało długo.
Pewnego wieczoru, gdy Franko wyjechał w interesach, jego brat podał Annie
lampkę szampana i z uroczym uśmiechem wzniósł toast:
– Za twoją przyszłość, Anno.
Coś w jego tonie wzbudziło jej podejrzliwość, ale zignorowała podszept
intuicji, przypominając sobie, Ŝe przecieŜ Jenny jest w pokoju obok.
Dopiero potem, gdy obudziła się w jego łóŜku, naga w pełnym blasku
słonecznego dnia, zdała sobie sprawę z rozmiarów swego błędu.
Nawet jeśli krzyczała, to i tak nikt jej nie usłyszał.
Rozdział 3
Anna z wysiłkiem oderwała myśli od przeszłości, której nie mogła juŜ zmienić.
Przespała się z bratem swojego narzeczonego i choć nic zupełnie z tego nie
pamiętała, on miał na to dowody: zdjęcia, na których naga Anna leŜała na jego
łóŜku w pozycji gwiazdki porno z filmu kategorii B.
Tamtej nocy poczęty został Sammy. Jak mogła mu kiedykolwiek opowiedzieć o
okolicznościach tego zdarzenia?
Wzięła głęboki oddech i podniosła rękę, ale zanim zdąŜyła zastukać do drzwi
apartamentu, te się otworzyły.
– Co ci zabrało tyle czasu? – mruknął Franko z niechęcią i Anna wbrew sobie
od razu przybrała obronny ton.
– PrzecieŜ nie było mnie tylko dziesięć minut.
Anna poczuła złość. A więc tak chciał to rozgrywać? Zabawa w pana i
niewolnicę? Stanęła twarzą do niego z błyskiem niechęci w niebieskich oczach.
– Musiałam oddać klucz do szatki.
– Jeśli wyznaczam ci czas, to masz być punktualna co do sekundy.
– Jeszcze jakieś polecenia, proszę pana?
Franko zacisnął usta.
– Owszem, tak.
Zimny, bezwzględny wyraz jego twarzy sprawił, Ŝe poczuła dreszcz na plecach.
– Rozbieraj się.
Anna głośno wciągnęła oddech.
– Co takiego?!
– Słyszałaś, co powiedziałem.
Przez kilka długich sekund patrzyła na niego w bezruchu, walcząc z nagłą
słabością.
– Chyba nie mówisz powaŜnie!
– Rozbieraj się, bo jak nie, to ja cię rozbiorę!
Takiego Franka nie znała dotychczas.
– Ale... daj mi trochę czasu...
– Miałaś cztery lata.
– Dlaczego to robisz? – zapytała cicho, zatrzymując wzrok na jego twarzy.
– Dobrze wiesz dlaczego.
Starała się zachować zimną krew, ale jej opanowanie zaczynało się juŜ kruszyć.
– Nie przesadzasz z tą zemstą?
– Czekałem na taką chwilę bardzo długo. Zrobiłaś to kiedyś dla mojego brata,
więc teraz zrobisz to dla mnie.
W gardle Anny wzbierał histeryczny śmiech.
– Nie rób tego, Franko – szepnęła błagalnie.
– Nie mów mi, co mam robić, a czego nie! Rób, co ci kaŜę, bo jak nie zechcesz,
to poniesiesz konsekwencje.
– Do końca Ŝycia będę cię za to nienawidzić.
– Pokazałaś mi juŜ swoją nienawiść, idąc do łóŜka z moim bratem. Teraz ja ci
pokaŜę swoją.
Stała nieruchomo, drŜąc z zimna, choć na zewnątrz było prawie trzydzieści
stopni. Nawet w najgorszych koszmarach nie wyobraŜała sobie, Ŝe moŜe się
znaleźć w takiej sytuacji. Najpierw lęk o Sammy'ego, a teraz to. Tego wszystkiego
było juŜ za wiele.
Doskonale wiedziała, Ŝe powinna przejąć kontrolę nad sytuacją i nie poddać się
kobiecej słabości, ale mimo to zachowała się tak, jak na jej miejscu zachowałaby
się kaŜda normalna dziewczyna. Wybuchnęła płaczem.
Franko zastygł. Wydawało się, Ŝe na widok drŜących, wstrząsanych szlochem
ramion Anny i jej pochylonej jasnej głowy wszelkie myśli o zemście uleciały z
jego umysłu.
– Anno – powiedział łagodniej, zbliŜając się do niej. – Anno...
Podniosła na niego zalaną łzami twarz.
– Sam widzisz, co zrobiłeś. Teraz jesteś szczęśliwy?
– Nie chciałem cię doprowadzić do płaczu.
– Nie? – wyszlochała. – To czego chciałeś?
Franko wypuścił urywany oddech.
– Przepraszam. Zapomniałem, jaki stres musisz przeŜywać z powodu syna.
Łagody ton jego głosu sprawił, Ŝe Anna rozpłakała się jeszcze bardziej.
– To wszystko jest takie... trudne – wyszlochała. – Robię, co mogę, ale to za
mało... Nie mogę dopuścić do tego, Ŝeby umarł, . , sam chyba rozumiesz!
– Oczywiście, Ŝe rozumiem – odrzekł Franko, patrząc jej w oczy.
Pociągnęła nosem. Franko podał jej chusteczkę; szybko schowała w niej twarz,
chcąc uciec przed jego przenikliwym spojrzeniem.
– Zawiozę cię do domu – powiedział.
– Mogę pojechać tramwajem.
PołoŜył dłonie na jej ramionach, zmuszając, Ŝeby spojrzała mu w oczy.
– Anno. To, co jest między nami... jest tylko między nami. Chcę, Ŝebyś
wiedziała, Ŝe nie będę wciągał w tę rozgrywkę ani Sammy'ego, ani Jenny.
– To bardzo przyzwoicie z twojej strony – rzekła ironicznie, odsuwając się.
– Jesteś zdenerwowana.
– Jestem wściekła! – wykrzyknęła. – Jak moŜesz mnie tak upokarzać?
– Trochę sobie popłakałaś, a teraz znów będziesz drapać i gryźć, tak?
– Mam ochotę wydrapać ci oczy – wycedziła przez zaciśnięte zęby. –
Nienawidzę cię!
– Twoje uczucia wobec mnie są mi obojętne – odrzekł Franko z niezmąconym
spokojem. – Zanim nasza umowa dobiegnie końca, będziesz mnie nienawidzić o
wiele bardziej.
Anna głęboko wciągnęła powietrze.
– Jak ty wytrzymujesz sam ze sobą? Stoisz tu i zupełnie spokojnie twierdzisz,
Ŝ
e zamierzasz mnie wykorzystywać i upokarzać!
– Ja cię nie wykorzystuję, cara, tylko ci pomagam.
– Tak, bo masz w tym własny cel!
W jego oczach pojawił się ostrzegawczy błysk.
– Nie zamierzam tolerować twoich obelg. Proponuję, Ŝebyś się uspokoiła,
dopóki jeszcze jest mi cię Ŝal, bo w przyszłości mogę się okazać mniej
wyrozumiały.
Z wściekłością obróciła się na pięcie i pomaszerowała na drugi koniec pokoju,
Ŝ
eby znaleźć się jak najdalej od niego.
– Kiedy mam się stawić... do słuŜby? – zapytała z obrzydzeniem w głosie,
chcąc jak najbardziej wyprowadzić go z równowagi.
– Dam ci dwa dni, Ŝebyś mogła się spakować. We wtorek przyślę po ciebie
samochód.
– Tak po prostu?
Franko spojrzał na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Tak po prostu.
W drodze do domu siedziała w samochodzie w milczeniu. Franko ant razu nie
spojrzał w jej stronę. W krótkich słowach wytłumaczyła mu, którędy ma jechać, i
po niedługim czasie maserati zatrzymało się przy krawęŜniku przed domem.
– Dziękuję za odwiezienie – wymamrotała i otworzyła drzwi. Franko jednak
przytrzymał ją za rękę.
– Zaczekaj. Nie przedstawisz mnie swojemu synowi? – zapytał z nutą ironii.
– Pewnie śpi.
Jego palce mocniej ścisnęły jej przegub.
– W takim razie obudzisz go i przedstawisz mu wujka.
– Nic takiego nie zrobię!
W tej chwili jednak z okna na piętrze dobiegi ich cienki głosik.
– Mamooo! Mamooo!
Anna niezgrabnie wygramoliła się z samochodu i drŜącą ręką pomachała
synowi.
– Co to za pan?
– To jest...
– Powiedz mu, Ŝe jestem jego wujkiem – podpowiedział Franko zza jej pleców..
Gwałtownie obróciła się na pięcie.
– Nic mogę tego zrobić!
– Dlaczego nie?
– Bo powiedziałam Jenny, Ŝe Sammy jest twoim synem – przyznała,
odwracając wzrok.
– Dio! – rozzłościł się.
– Musiałam – westchnęła. – Nie chciałam jej denerwować... uznałam, Ŝe tak
będzie najlepiej.
– Więc nawet własnej siostrze nie przyznałaś się do tego, co zrobiłaś?
Anna przygryzła usta i odwróciła wzrok.
– Porozmawiamy o tym później – mruknął Franko i znów pochwycił ją za rękę.
Na ich widok Jenny stanęła w progu jak wryta, a jej palce błyskawicznie migały
dziesiątki pytań.
– Wszystko w porządku – powiedziała Anna, jednocześnie przekazując tę samą
treść językiem migowym. – Franko i ja znów się spotykamy.
Twarz jej siostry rozświetliła się uśmiechem.
– Naprawdę? – zapytała głośno.
– Tak, Jenny – potwierdził Franko. – Nasze... nieporozumienie zostało juŜ
wyjaśnione i mamy wspólne plany na przyszłość.
– Tak się cieszę! – wykrzyknęła Jenny z radością. – Marzyłam o tym!
– Nie podniecaj się za bardzo – zamigała szybko Anna. – Nie bierzemy ślubu,
na razie tylko chcemy zamieszkać razem. Franko chce, Ŝebyśmy wszyscy
przeprowadzili się do niego.
– A co to za róŜnica? – odmigała Jenny beztrosko. – WaŜne, Ŝe znów jesteście
razem. Sammy w końcu pozna ojca!
BoŜe, co za matnia, pomyślała Anna z desperacją. Wyglądało na to, Ŝe
wszystkie kłamstwa wracają do niej rykoszetem.
Nie sądziła, Ŝe jeszcze kiedyś w Ŝyciu zobaczy Franka, toteŜ najprościej było
powiedzieć siostrze, Ŝe to on jest ojcem Sammy'ego. O tym, Ŝe jest w ciąŜy,
dowiedziała się dopiero pod koniec trzeciego miesiąca; wcześniej składała brak
miesiączki na karb poczucia winy i stresu po rozstaniu z Frankiem.
– Widzę, Ŝe muszę nauczyć się języka migowego, bo inaczej będziecie mogły
rozmawiać za moimi plecami, a ja nie będę miał pojęcia, co mówicie – zauwaŜył
Franko przeciągle.
Jenny zachichotała, a Anna poczuła irytację.
Do pokoju wbiegł Sarniny i zatrzymał się jak wryty przed wysokim męŜczyzną
stojącym obok jego matki. Franko przykucnął i wyciągnął do niego rękę.
– Jestem twoim tatą.
Chłopiec szeroko otworzył oczy.
– Naplawdę?!
– Naprawdę – skinął głową Franko i przytulił go.
Serce Anny ścisnęło się na ten widok. Byli do siebie tacy podobni. Obydwaj
mieli czarne włosy i brązowe oczy, ten sam zarys podbródka i ust.
– Słyszałem, Ŝe jesteś chory – powiedział Franko.
– Ale juŜ tu jestem i teraz moŜesz się zająć zdrowieniem.
– A jak juŜ wyzdrowieję, to dalej pan z nami będzie?
Anna odwróciła się. Nie mogła spokojnie patrzeć na te kłamstwa.
– Mogę ci coś obiecać, Sammy – powiedział Franko. – Jak juŜ wyzdrowiejesz,
to nadal będziemy się widywać codziennie.
Anna poczuła dławiący strach. Dopiero teraz uświadomiła sobie, Ŝe bogatą i
wpływową rodzinę Ventressich stać na najlepszych prawników. Nie sprawiłoby im
Ŝ
adnych trudności odebranie syna matce, która z trudem wiąŜe koniec z końcem, i
przejęcie nad nim całkowitej opieki. Carlo mógłby zapewnić chłopcu warunki, o
jakich ona mogła tylko marzyć. Najlepsza opieka zdrowotna, prywatne szkoły,
wakacje nad morzem – lista była długa. Anna poczuła się zupełnie bezradna. Fakt,
Ŝ
e zataiła wiadomość o narodzinach dziecka przed jego ojcem, z góry nawiał ją na
przegranej pozycji w sądzie, szczególnie w tak patriarchalnym kraju jak Włochy.
– Sammy – wychrypiała – moŜe pójdziesz z ciocią Jenny pooglądać sobie
sklepy, a ja tymczasem porozmawiam z... twoim tatą?
Spojrzała z wdzięcznością na siostrę, która od razu wzięła chłopca za rękę.
– Chodź, Sammy. A po drodze moŜemy jeszcze wstąpić do parku.
– Dobrze! – ucieszył się chłopiec.
Gdy drzwi zamknęły się za nimi, Anna podniosła głowę i spojrzała na Franka.
– Nie masz prawa tak go okłamywać.
Franko bez Ŝadnego trudu wytrzymał jej spojrzenie.
– Nie okłamałem go. Mówiłem powaŜnie. Będę go widywał codziennie.
– Jak długo? Przez trzy miesiące? Franko, to jest małe dziecko, a nie zabawka,
którą moŜesz rzucić w kąt, gdy ci się znudzi. PrzywiąŜe się do ciebie, a potem ty
wyjedziesz i...
– Zdecydowanie naleŜy do rodziny Ventressich – zauwaŜył Franko, ignorując
jej tyradę. – Ale bardziej jest podobny do mnie niŜ do Carla.
– Bogu dzięki, Ŝe nie ma twojego charakteru – wybuchnęła, zanim zdąŜyła
ugryźć się w język.
Przez dłuŜszą chwilę patrzył na nią z zupełnie nieruchomą twarzą. Nic miała
pojęcia, jakie myśli kłębią mu się w głowie.
– Powinien być moim synem – rzekł wreszcie, przerywając milczenie.
Anna zatrzymała wzrok na swoich dłoniach.
– Nie moŜemy zmienić przeszłości, choćbyśmy nie wiem jak chcieli.
– Więc Ŝałujesz tego, co zrobiłaś?
– Dziwię się, Ŝe o to pytasz. – Wzruszyła ramionami. – śałuję wszystkiego.
Przede wszystkim tego, Ŝe cię spotkałam i Ŝe się w tobie zakochałam...
– Nie kochałaś mnie! – przerwał gwałtownie.
– Trafiła ci się dobra okazja, a ja nabrałem się na twoją fałszywą niewinność.
Byłem głupi. A ty byłaś zwykłą pijawką i od początku miałaś oko na Carla!
– To nieprawda!
PrzymruŜył ciemne oczy.
– Jak to? Opowiadał mi, jak za nim ganiałaś.
– Co takiego?!
– Mówił, Ŝe za kaŜdym razem, gdy mnie nie było w pobliŜu, musiał się od
ciebie opędzać!
– To kłamstwo!
Spojrzenie Franka było lodowato zimne.
– Myślisz, Ŝe prędzej uwierzę tobie niŜ własnemu bratu?
– Wiem, Ŝe nie. Ale to jeszcze nie znaczy, Ŝe twój brat mówi prawdę.
– Nigdy mnie nie okłamał. A ty... całe twoje Ŝycie oparte jest na kłamstwie.
Ukryłaś przed moją rodziną wiadomość o dziecku.
– Ale mam wraŜenie, Ŝe ty i tak o nim wiedziałeś – odparowała. – Zapytałeś o
niego wczoraj w kawiarni, pamiętasz?
– Dziwi cię to, Ŝe postarałem się, by wiedzieć o tobie wszystko?
Poczuła lęk.
– Co to znaczy?
– Byłaś obserwowana – odrzekł spokojnie. – Wiedziałem o kaŜdym twoim
kichnięciu.
– Nie!
– Tak, cara – uśmiechnął się z satysfakcją. – Byłaś obserwowana od czterech
lat.
– Więc dlaczego nie skontaktowałeś się ze mną wcześniej?
Franko lekcewaŜąco wzruszył ramionami.
– Musiałem być pewny, Ŝe nie odrzucisz mojej oferty.
– Chciałeś chyba powiedzieć: szantaŜu!
– SzantaŜ to takie nieprzyjemne słowo. Robię ci przysługę, a ty mi się
odwdzięczasz, to wszystko.
– Nic wierzę własnym uszom!
– Nie podobają ci się warunki naszej umowy?
– Mdli mnie na myśl o tej umowie!
– Ale dobrze wiesz, gdzie stoją konfitury i zgodnie z tym zmieniasz swoje
opinie.
Miała ochotę krzyczeć z frustracji. Czuła się zupełnie bezradna; przed Frankiem
nie dało się uciec. Pomoc finansowa była wybawieniem dla Sammy’ego, ale koszt
tej pomocy był niesłychanie wysoki. Czy był jakiś sposób, który mógłby ją
uchronić przed dalszym cierpieniem? Po zerwaniu narzeczeństwa wpadła w długą,
cięŜką depresje, a teraz znów przyszło jej ryzykować własne zdrowie psychiczne.
– Potrzebuję trochę czasu, Ŝeby do tego wszystkiego przywyknąć –
powiedziała. – Muszę załatwić przyjęcie Sammy’ego do szpitala i...
– To juŜ załatwione.
– Jak to? – zdumiała się.
– Sprawa jest pilna, więc pomyślałem, Ŝe im wcześniej, tym lepiej. Operacja
odbędzie się na początku przyszłego tygodnia.
– Nie miałeś prawa!
– Miałem wszelkie prawa. Poza tobą i Jenny, jestem jego najbliŜszym krewnym
w tym kraju.
Na ten argument nic nie potrafiła odpowiedzieć. Uświadomiła sobie z
przeraŜeniem, Ŝe on ma rację: był najbliŜszym męskim krewnym Sammy'ego i tego
faktu nie moŜna było zmienić.
– Ta kłótnia nie ma sensu – stwierdził Franko. – Jesteś teraz bardzo
zestresowana. Sądziłem, Ŝe pomogę ci, jeśli zajmę się szpitalem.
– Dziękuję – wymamrotała niechętnie.
– Poinformowałem szpital, ze pokryję wszelkie rachunki. ZałoŜyłem równieŜ
konto bankowe z pełnomocnictwem dla ciebie. – Sięgnął do kieszeni i podał jej
kartę. – Numer PIN to twoja data urodzenia. Suma, która się tam znajduje,
wystarczy na porządne ubrania dla was trojga.
Rzuciła w niego kartą.
– Nie chcę tego.
Wziął ją za rękę, rozprostował jej palce, wsunął między nie kartę i znów
zacisnął.
– Masz ją wziąć i uŜywać, zrozumiałaś?
Odpowiedziała mu grymasem.
– A jakie ciuchy mam za to kupić? Coś, co by cię podniecało?
– Do tego nie potrzebujesz Ŝadnego ubrania.
Anna okryła się rumieńcem.
– Nie mogę tego zrobić. Nie potrafię udawać, Ŝe jestem twoją kochanką
dobrowolnie.
– Nic będziesz musiała udawać – zapewnił ją.
Popatrzyła na niego z konsternacją. CzyŜby Franko chciał znów rozpalić jej
zmysły? Czy to miał być ciąg dalszy zemsty?
– Franko, nie moŜesz mi tego zrobić – powiedziała ze łzami w oczach. – Nie
moŜesz mnie w ten sposób zniszczyć.
– Nie mam zamiaru cię niszczyć. Ale chcę cię mieć. Chcę, Ŝebyś czuła to, co ja
czułem przez cztery lata. Chcę wymazać ze swojej wyobraźni wizje ciebie w
ramionach Carla.
– Zniszczysz mnie tym – szepnęła, bezradnie opuszczając ramiona. – Nie
zniosę tego.
Franko w milczeniu stał przed nią, patrząc na jej pochyloną głowę.
– Anno.
Podniosła głowę i napotkała jego wzrok.
– Proszę cię, nie dopuść do tego, Ŝebym cię znienawidziła.
– I tak mnie juŜ nienawidzisz, więc co mam do stracenia?
Najgorsze było to, Ŝe nie potrafiła czuć do niego nienawiści. Kochała go nie
mniej niŜ kiedyś, bezgranicznie i totalnie. Przygryzła wargi, – Franko, ja juŜ więcej
nie zniosę. Nie zmuszaj mnie, Ŝebym musiała cię błagać.
Pochwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie.
– Chcę słyszeć twoje błaganie. Tylko to moŜe mi dostarczyć satysfakcji.
Pochylił głowę i przytrzymał jej twarz. Poczuła jego język w swoich ustach i jej
ciało natychmiast zmieniło się w drŜąca galaretę. Nie była w stanie z tym walczyć;
Franko nie pozostawił jej Ŝadnej moŜliwości obrony. Miała wraŜenie, Ŝe roztapia
się i w postaci atomów ulatuje w kosmos.
– Brakowało mi tego – westchnął, odnajdując dłonią jej pierś. – Nie potrafiłem
zapomnieć, jak to jest czuć cię pod sobą, rozpaloną... – szepnął, czując jej zęby na
swoich wargach. – Chcesz mi zrobić krzywdę?
– Mam ochotę cię zabić – odrzekła cicho.
Na twarzy Franka, pochylonej tuŜ nad jej twarzą, pojawił się leniwy uśmiech.
– Proszą bardzo, zabij mnie. Przynajmniej umrę szczęśliwy.
W odpowiedzi ugryzła go znacznie mocniej.
– Chcesz ostrego seksu? Będziesz gryźć i drapać?
– Nienawidzę cię! – westchnęła, gdy pochylił się a jego twarz znalazła się przy
jej piersiach. – Nienawidzę cię...
– Uwielbiam, kiedy mnie tak nienawidzisz – odszepnął. – Czuję, jak całe twoje
ciało mnie nienawidzi. Od tej nienawiści staje się coraz bardziej gorące.
– Sammy i Jenny mogą wrócić w kaŜdej chwili – przypomniała mu, sięgając po
ostateczną broń.
Franko natychmiast się odsunął. Zazdrościła mu łatwości. z jaką pohamował
poŜądanie.
– Kiedyś nie psułaś zabawy z byle powodu – uśmiechnął się kpiąco. – Nic ci
nie było w stanie przeszkodzić.
– Bo byłam głupia i pozwoliłam ci się oczarować.
– Jeszcze głupiej postąpiłaś, pozwalając się oczarować mojemu bratu.
– PrzecieŜ według niego to ja go uwiodłam. Zdecyduj się na coś – westchnęła.
– Znając twój urok z własnego doświadczenia, nie wątpię, Ŝe Ŝaden męŜczyzna
nie byłby mu się w stanie oprzeć.
– Proszę, zostaw mnie juŜ i idź sobie – westchnęła Anna. – Nie mam juŜ siły na
dyskusje z tobą.
Obrzucił ją lodowatym spojrzeniem.
– Zemsta i tak cię nie ominie, Anno, moŜesz być tego pewna. Dopnę swego bez
względu na twoje uczucia.
– Nie poczujesz się szczęśliwy, dopóki mnie nie złamiesz, prawda?
Franko zacisnął usta.
– Chodzi o moją dumę. Mogłaś wziąć to pod uwagę, zanim wskoczyłaś do
łóŜka mojego brata. Owszem, dopnę swego i nic mnie przed tym nie powstrzyma.
Anna ze znuŜeniem przymknęła oczy. Wiedziała, Ŝe Franko mówi prawdę, i nie
miała pojęcia, jak uda jej się to znieść.
Rozdział 4
Następne dwa dni były wypełnione po brzegi.
Anna starannie pakowała rzeczy. Nie zamierzała zabierać do domu Franka
całego dobytku, bo wiedziała, Ŝe za jakiś czas i tak będzie musiała wrócić do
siebie. Franko jej nie chciał; zaleŜało mu tylko na zemście.
Trzeciego dnia przed domem pojawił się samochód i w ciągu kilku minut
zawiózł ich przed imponującą rezydencję.
– Mamo, jaki duŜy dom – sapnął Sammy, ciągnąc za sobą obszarpanego misia.
– Czy tatuś ma basen?
Pochylona nad torbą Anna posłała synowi blady uśmiech.
– Nie wiem, kochanie. Wkrótce się przekonamy.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich starsza kobieta ubrana na czarno.
– Dzień dobry, pani Stockton. Jestem Rosa, gospodyni pana Ventressiego –
powiedziała z mocnym włoskim akcentem. – A to na pewno jest Sammy. Jaki
podobny do ojca!
– Moja siostra, Jenny – powiedziała Anna szybko, wypychając dziewczynę do
przodu.
– Milo mi panią poznać – ukłoniła się Rosa. – Pan Ventressi polecił mi
przywitać panie jak najserdeczniej. On sam wróci dzisiaj późno.
Typowe, pomyślała Anna, prowadząc Sammy'ego do wnętrza domu. To na
pewno miał być kolejny element tortur: Franko chciał jej zagrać na nerwach, kaŜąc
czekać na siebie.
Gospodyni zaprowadziła je na górę, a kierowca w tym czasie wniósł do domu
bagaŜe.
Pokój Jenny był róŜowy, przestronny i bardzo kobiecy. W wielkim oknie
wisiały miękkie zasłony. Następny był pokój Sammy'ego – z niebieskimi ścianami
i wielką stertą zabawek, które mogły zaspokoić najbardziej wygórowane Ŝyczenia
kaŜdego trzylatka.
– To dla mnie? – zapytał Sammy, patrząc z zachwytem na wielką cięŜarówkę i
rządek lśniących modeli samochodzików.
– Tak – uśmiechnęła się Rosa. – Twój tato chciał, Ŝebyś się tu czuł jak w domu.
Anna poczuła irytację na myśl, Ŝe Franko chce sobie kupić względy syna
drogimi zabawkami.
– A tutaj jest pani pokój – powiedziała Rosa, prowadząc ją dalej korytarzem. –
Proszę się rozgościć. Za godzinę będzie kolacja.
– Dziękuję – rzekła Anna z uśmiechem, choć w środku gotowała się ze złości.
Po wyjściu Rosy uwaŜnie obejrzała pokój. Był wielki, z osobną garderobą i
łazienką. W wielkich oknach wisiały jedwabne czarno-białe zasłony wykończone
skomplikowanymi sznurami i frędzlami. Przy szerokim łóŜku, nakrytym równieŜ
czarno-białą narzutą, stał wygodny fotel i sofa. Od razu było widać, Ŝe jest to dom
człowieka nawykłego do komfortu i nieliczącego się z kosztami. Anna, w swoim
starym, spłowiałym ubraniu, czuła się tu nie na miejscu.
Westchnęła i zatrzymała wzrok na swoim odbiciu w duŜym uchylnym lustrze,
które stało obok sekretarzyka z orzechowego drewna. Wyglądała na wyczerpaną.
Oczy miała podkrąŜone, zazwyczaj lśniące jasne włosy były matowe, bez Ŝycia, a
twarz blada, jakby od wielu miesięcy nie widziała słońca. Do tego jeszcze miała
zapadnięte policzki.
Usłyszała za plecami jakiś dźwięk.
– Popatrz, Anno! – wołała Jenny, z podnieceniem wbiegając do pokoju, –
Zobacz, co Franko mi kupił!
Anna odwróciła się i spojrzała na wielką stertę markowych ubrań, które Jenny
trzymała w ramionach.
– Kupił to dla mnie. Rosa mówi, Ŝe to prezent...
Zabawki dla Sammy'ego, ubrania dla Jenny... O co mu właściwie chodziło?
– Nie moŜesz ich zatrzymać.
– Dlaczego? – jęknęła Jenny z wielkim rozczarowaniem.
– Bo ja nie mogę sobie pozwolić na to, Ŝeby za nie zapłacić.
– Ale to prezent – powtórzyła Jenny. – Nic płaci się za prezenty!
– Naprawdę? – stwierdziła Anna ironicznie.
Sukienka z zielonego jedwabiu zsunęła się ze sterty i upadła u stóp Jenny.
– Anno, czy coś się stało?
– Nie – skłamała. – Ale nie moŜemy się do tego wszystkiego za bardzo
przyzwyczajać... – zatoczyła luk ręką, – Te luksusy nie będą trwały wiecznie.
– Co to znaczy? – zdziwiła się Jenny. – PrzecieŜ Franko jest bardzo bogaty i
moŜe sobie pozwolić na hojność.
– Jenny... – westchnęła Anna i przeszła na język migowy, Ŝeby siostra
zrozumiała wszystko dokładnie. – Nie czuję się dobrze, przyjmując tak kosztowne
prezenty. A jeśli coś nam nie wyjdzie...
– A co moŜe wam nie wyjść? – zdziwiła się Jenny. – Franko wrócił do twojego
Ŝ
ycia, a Sammy będzie zdrowy. Co złego moŜe się stać?
Och, młodzieńcza naiwności, pomyślała Anna. Jenny miała zaledwie –
dziewiętnaście lat i głowę pełną romantycznych iluzji, ale przecieŜ nie znała całej
historii związku z Frankiem, nie znała mrocznego sekretu, który kładł się cieniem
na całej teraźniejszości.
– Nic – westchnęła. – Masz rację. Głupio gadam.
– Jesteś zmęczona – stwierdziła jej siostra. – Masz za sobą cięŜkie dni.
Postaram się pomagać ci bardziej.
– I tak pomagasz mi bardzo duŜo – rzekła Anna z wdzięcznością. – Nie wiem,
co bym bez ciebie zrobiła.
– Teraz mam ferie, więc mogę zająć się Sammym, Ŝebyś ty miała więcej czasu
dla Franka.
Gdy siostra wyszła z pokoju, Anna jeszcze raz popatrzyła na swoje odbicie w
lustrze. Spędzanie czasu z Frankiem było ostatnią rzeczą, na jaką miała w tej chwili
ochotę.
Sammy usnął, nie doczekawszy końca bajki. Otuliła go kołdrą, pocałowała w
policzek i poszła do swojego pokoju. Jenny była u siebie, a gosposia juŜ dawno
skończyła pracę. Anna czekała na powrót Franka, niespokojnie chodząc z kąta w
kąt. Miała ochotę się połoŜyć, ale nie chciała, by zastał ją pogrąŜoną we śnie;
obawiała się, Ŝe w takiej sytuacji po prostu wsunąłby się do łóŜka obok niej.
W końcu usłyszała przed domem odgłos silnika maserati i świst zamykanych
elektronicznie drzwi do garaŜu. Potem kroki na Ŝwirowej ścieŜce... zgrzyt klucza w
drzwiach... znów kroki, tym razem zbliŜające się do smugi światła pod drzwiami
salonu.
Gdy otworzył drzwi, zerwała się na równe nogi.
– Nie masz prawa ich przykupywać! – wykrzyknęła bez wstępów.
Franko zamknął za sobą drzwi zupełnie niewzruszony.
– Dobry wieczór, cara.
– Słyszałeś, co powiedziałam?
Rzucił marynarkę na sofę i rozluźnił węzeł krawata.
– ZdąŜyliście się juŜ tu urządzić?
Anna patrzyła na niego bez słowa.
– Czy coś jest nie tak? – zapytał ze zdziwieniem.
– Wszystko jest nie tak! – wybuchnęła. – Specjalnie starasz się utrudnić mi...
– Utrudnić ci co? Pójście ze mną do łóŜka?
– Nie mam ochoty z tobą sypiać!
– Ach, ale nie masz wyboru, prawda?
Popatrzyła na niego ze złością.
– Czy naprawę myślisz, Ŝe cały pokój zabawek dla Sammy'ego i szafa ubrań dla
mojej siostry wystarczą... ?
Oczy Franka przybrały kształt wąskich szparek.
– Nie, ale sądziłem, Ŝe uwzględnisz w rachunku koszty leczenia w szpitalu.
Na to oczywiście nie mogła nic odpowiedzieć.
Franko wygodnie rozsiadł się na sofie i połoŜył nogi na stoliku.
– CzyŜbyś miała jeszcze jakieś wahania co do naszej umowy?
– To wszystko jest takie... bezduszne. Chcesz mnie wykorzystać z czystej
nienawiści.
– A dlaczego nie miałbym cię nienawidzić? – Wzruszył ramionami.
– Nikt nie jest doskonały – mruknęła, unikając jego wzroku. – KaŜdy popełnia
jakieś błędy. To ludzkie.
– Ale za niektóre błędy trzeba płacić.
– A co z twoim bratem? Jaką cenę on ma zapłacić?
Franko mocno zacisnął zęby, ale wytrzymał jej spojrzenie.
– Carlo juŜ zapłacił. Nie wie o tym, Ŝe ma syna. Nie potrafię sobie wyobrazić
gorszej kary.
– Czyli wychodzi na to, Ŝe jest to wyłącznie moja wina.
– Tak. – Zdjął nogi ze stołu i wstał. – To jest twoja wina. Złamałaś obietnicę.
– PrzecieŜ nie zrobiłam tego sama! – zawołała, hamując łzy.
– Carlo jest męŜczyzną z krwi i kości. Nie był w stanie oprzeć się pokusie, jaką
mu zaoferowałaś. Przeprosił mnie za to, co niechcący zrobił.
– Niechcący? – prychnęła Anna z niedowierzaniem. – Napoił mnie szampanem,
a ty mówisz, Ŝe zrobił to niechcący?
Franko zacisnął usta.
– Nie musiałaś pić.
– A on nie musiał... nie musiał...
Łzy w końcu popłynęły. Otarła je wierzchem dłoni.
– Sama mówiłaś, Ŝe co się stało, to się nie odstanie. Trzeba się skupić na tym,
co jest tu i teraz.
– To, co jest tu i teraz, to szantaŜ i przekupstwo!
– No i co z tego? – Wzruszył ramionami. – Tylko w ten sposób moŜemy
wyrównać rachunki.
– Franko, nie Ŝyjemy w średniowieczu! Zasada "oko za oko" juŜ nie
obowiązuje!
– Nie zaznam spokoju, dopóki nie zapłacisz mi za to, co zrobiłaś.
– JuŜ zapłaciłam! Nawet nie masz pojęcia, jak drogo!
– Ale nie na moje konto.
Z frustracją zacisnęła dłonie w pięści.
– Dobrze – powiedziała wojowniczo. – Miejmy to juŜ z głowy. Rób, co masz
zrobić, i niech juŜ będzie po wszystkim.
stał nieruchomo, z twarzą przypominającą maskę.
– Na co czekasz?! – krzyczała Anna, zrzucając buty i rozpinając bluzkę. –
PrzecieŜ tego właśnie chciałeś! – Rzuciła bluzkę na podłogę i sięgnęła do paska
steranych dŜinsów. – Zróbmy to wreszcie, Ŝebym mogła się przestać zastanawiać,
kiedy w końcu eksplodujesz.
DŜinsy opadły na podłogę i Anna w samej bieliźnie stanęła przed Frankiem. On
jednak nawet nie drgnął.
– No co? – prowokowała go. – Zniechęca cię moja stara bielizna? MoŜesz ją ze
mnie zerwać i zrobić, co zechcesz. Co cię powstrzymuje? Brak ci charakteru? Nie
uwierzę, Ŝe twój brat ma gorętszą krew niŜ ty...
Poruszył się tak szybko, Ŝe nie zdąŜyła dokończyć zdania. Całym ciałem
przycisnął ją do ściany i zamknął jej usta pocałunkiem, a jednocześnie dłonie
rozpoczęły podróŜ po jej piersiach. Wbrew sobie Anna nie potrafiła odeprzeć tego
zmasowanego ataku na swe zmysły; nie była w stanie walczyć z Frankiem.
Po chwili biustonosz poleciał na podłogę, a w ślad za nim zsunęły się majtki.
Franko sięgnął ręką między jej nogi, drugą rozpinając swoje spodnie. Wstrzymała
oddech, gdy gwałtownie w nią wtargnął. Zdradzieckie ciało reagowało po
swojemu, pulsując w jednym rytmie z jego ciałem.
– Chcesz właśnie mnie – mruczał Franko między jednym gorączkowym
pchnięciem a drugim. – I to właśnie mnie będziesz miała, dopóki ja się tobą nie
nasycę.
Ciało Anny po kilku latach celibatu nie było przyzwyczajone do takiej
gwałtowności. Skrzywiła się lekko; Franko natychmiast znieruchomiał i zatrzymał
wzrok na jej twarzy.
– Co się stało? Nie jest ci ze mną tak dobrze jak z Carlem? Czy o to chodzi?
– Nie...
– W takim razie o co? – Znów zaczął się poruszać, ale juŜ delikatniej. – Myślisz
o nim?
– Nie... – szepnęła, wbijając paznokcie w jego ramiona.
– Nie zniósłbym, gdybyś myślała o nim wtedy, kiedy ja jestem w tobie.
Chciała mu powiedzieć, Ŝe nigdy nie było w niej miejsca dla nikogo innego, ale
wiedziała, Ŝe Franko jej nie uwierzy. Zresztą sama przestawała juŜ wierzyć sobie.
Zagryzła usta, powstrzymując okrzyk rozkoszy; nie chciała mu dać tej satysfakcji.
– Nie walcz ze mną – wydyszał Franko prosto do jej ucha. – Przestań się
kontrolować!
– Nic. Nienawidzę cię.
– Ale pragniesz mnie mimo to!
– Ja... ja...
– Zrób to dla mnie – poprosił łagodnie. – Tak jak kiedyś.
– Nie chcę... och... och... och... !
Franko mocno przytrzymał jej drŜące ciało.
– Tak, cara. Chcesz.
Owszem, chciała i nie była w stanie powstrzymać przetaczających się przez nią
fal rozkoszy ani zapobiec bezwładności, która ogarnęła ją całą.
– Teraz moja kolej – mruknął, znów zwiększając tempo. – Tak długo na to
czekałem!
Czuła, jak jego napięcie narasta z kaŜdym ruchem. Po chwili Franko porzucił
samokontrolę i dokończył dzieła z głębokim jękiem, a potem natychmiast odsunął
się od niej. Usłyszała zgrzyt zamka błyskawicznego; on równieŜ doprowadzał się
do porządku.
– Mam nadzieję, Ŝe Rosa pokazała ci twój pokój? – rzucił przez ramię,
podchodząc do barku.
Anna przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
– Tak...
– To dobrze. – Odwrócił się w jej stronę i wzniósł kieliszek w toaście. – Za nasz
związek. Oby trwał przez wiele nocy i dni.
– Zmieniłeś się...
W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
– Jeśli tak, to tylko siebie moŜesz za to winić – odrzekł z goryczą.
– Przykro mi.
– Przykro? – powtórzył z niedowierzaniem.
– A dokładnie dlaczego jest ci przykro?
– Nie chciałam cię zranić...
– Naprawdę?
– Oczywiście, Ŝe tak – powiedziała, wykręcając ręce. – Niczego nie pamiętam z
tamtej nocy.
– Nie musisz nic pamiętać – prychnął. – Carlo był przewidujący i przygotował
dokumentację.
Zadała mu wreszcie pytanie, które prześladowało ją juŜ od dawna:
– A nigdy się nie zastanawiałeś, po co to zrobił?
Franko przez chwilę milczał.
– Czasami zadawałem sobie to pytanie, ale za kaŜdym razem dochodziłem do
tej samej odpowiedzi, którą podał mi Carlo. Gdyby nie miał tych cholernych zdjęć,
nigdy bym mu nie uwierzył. Twój zadowolony uśmiech prześladował mnie przez
koszmarnie długie cztery łata. Nie potrafiłem zapomnieć tego widoku, choć bardzo
się starałem.
Anna przymknęła oczy.
– Czy wiesz, jak cięŜko jest mi patrzeć na własnego brata i nie myśleć o tym, Ŝe
go uwiodłaś? Robiłem wszystko, co mogłem, Ŝeby naprawić relacje między nami,
ale blizny pozostały.
Co miała powiedzieć? Była winna i koniec. Franko miał rację: choć ona sama
niczego nie pamiętała, zdjęcia były wystarczającym dowodem na to, co zaszło.
WłoŜyła dŜinsy i zapięła bluzkę.
– Nie wiem, co mam odpowiedzieć...
– Nic juŜ nie mów – prychnął. – Czy naprawdę myślisz, Ŝe słowa mogą
wymazać przeszłość?
Potrząsnęła głową i na widok nienawiści w jego twarzy opuściła wzrok.
– Jesteś małą, tandetną...
– Nie!
Dłoń Franka ostro przecięła powietrze.
– Jesteś kusicielką w przebraniu anioła. Dałem się nabrać i mój brat teŜ, ale
teraz nasz związek opiera się wyłącznie na moich warunkach. Zniesiesz wszystko,
co zechcę ci zaoferować – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Jesteś mi to winna. A
teraz zejdź mi z oczu.
– Franko... Proszę cię... ja...
– Wynoś się! – wykrzyknął, uderzając pięścią w stół.
– Ale ja...
PrzybliŜył się o kilka kroków, Anna jednak nie cofnęła się.
– Zdaje się, Ŝe kazałem ci stąd wyjść.
– Słyszałam, co powiedziałeś, ale nie zamierzam pozwolić, byś mnie obraŜał.
Franko patrzył na nią ponuro.
– Jeśli będę miał ochotę cię obrazić, to zrobię to. Ty obraziłaś mnie bardziej.
– Nic z tego nie pamiętam! – wykrzyknęła z frustracją. – Zupełnie nic!
– Jakie to wygodne.
– Nie wierzysz mi, tak? Po prostu mi nie wierzysz.
Znów prychnął pogardliwie i sięgnął po coś do szuflady. Zobaczyła w jego
wyciągniętej ręce duŜą kopertę i przeszył ją dreszcz.
– Wygodnie ci było zapomnieć to, co wtedy zaszło... – rzekł lodowato – ale
moŜe to pozwoli ci odzyskać pamięć.
DrŜącymi rękami otworzyła kopertę i wyjęła zdjęcia.
Rozdział 5
Cała krew odpłynęła jej z twarzy. Patrzyła na własne zdjęcie w
kompromitującej pozie i z trudem powstrzymywała mdłości.
– Teraz mi powiedz, Ŝe nic nie pamiętasz – warknął Franko.
Poczuła ucisk w skroniach. Miała wraŜenie, Ŝe ogląda własnego sobowtóra, nie
siebie. Kobieta na zdjęciu miała na ustach nieobecny uśmiech i wyciągała ręce do
kogoś, kogo nie było widać w kadrze.
Kolejne zdjęcie wyglądało bardzo podobnie. Zachęcająca poza, włosy
rozrzucone na poduszce, usta rozchylone w uśmiechu i pusty wzrok. Nie miała juŜ
ochoty oglądać kolejnych fotografii.
– Dziwię się, Ŝe zatrzymałeś te zdjęcia – powiedziała, oddając mu cały plik. –
Moim zdaniem zakrawa to na masochizm.
– Zatrzymałem je, Ŝeby od czasu do czasu przypominać sobie, jaki byłem głupi,
Ŝ
e ci wierzyłem.
– Jak często musiałeś je oglądać?
Odwrócił wzrok, schował zdjęcia do szuflady i zamknął ją na klucz, który
schował do kieszeni.
– Patrzę na nie, ilekroć czuję pokusę, by zaufać pięknej kobiecie.
– To dlatego jeszcze się nie oŜeniłeś?
– Nie mam ochoty znaleźć się w następnym podobnym związku.
– A nie chcesz mieć dzieci?
Znów odwrócił wzrok.
– Dzieci to obciąŜenie. Nie chcę takich mocnych więzi.
Anna nie wierzyła własnym uszom. Gdzie się podział ten męŜczyzna, który
marzył o rodzinie i jak twierdził, nie mógł się doczekać córki lub syna? CzyŜby
naprawdę zmienił się tak bardzo? Czy to była jej wina?
– Jeśli chodzi o to, co zaszło między nami, to mam nadzieję, Ŝe uŜywasz
jakiegoś wiarygodnego zabezpieczenia?
Na szczęście nie patrzył w jej stronę, bo na pewno zauwaŜyłby głęboki
rumieniec na policzkach.
– Oczywiście.
Nie było to do końca kłamstwo; co prawda, w celu kontroli długości cyklu,
uŜywała niskohormonalnych tabletek, ale nie zaŜywała ich regularnie.
Przez chwilę panowało milczenie, przerywane tylko szczęknięciem szklanki o
butelkę z brandy. Anna niepewnie stała przy sofie; miała ochotę jak najszybciej
stąd uciec, ale Ŝeby wyjść z salonu, musiałaby przejść obok Franka.
W końcu popatrzył na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy i zatrzymał
wzrok na drobnym rozcięciu na dolnej wardze. Podszedł bliŜej jak
zahipnotyzowany.
– Cara – szepnął z nieoczekiwaną delikatnością. – Czy to ja zrobiłem?
Odwróciła twarz; jego ręka opadła bezwładnie.
– Bywało gorzej.
– Nie. Nie z mojego powodu.
– Jesteś pewien? – zapytała sucho.
– Anno... nigdy bym celowo nie skrzywdził ciebie ani Ŝadnej innej kobiety.
– To dlaczego tu jestem?
Przez chwilę patrzył jej w oczy.
– Czy rani cię to, Ŝe jesteś tu ze mną?
– PrzecieŜ wiesz, Ŝe tak...
– Dlaczego?
Jego intensywne spojrzenie utrudniało jej odpowiedź. Opuściła głowę i
wpatrzyła się w podłogę.
– Dlaczego rani cię przebywanie w moim towarzystwie? – powtórzył Franko.
Wolała nic nie mówić. Wyminęła go, unikając dotknięcia jego wyciągniętej
ręki, wyszła z salonu i stanowczo zamknęła za sobą drzwi. Franko patrzył za nią, a
potem z rozmachem wrzucił kryształową szklankę z brandy do kominka. Na
kremowym dywanie pozostały Ŝółte ślady po rozlanej brandy.
Wyczerpanie emocjonalne sprawiło, Ŝe Anna spała wyjątkowo mocno. Gdy się
obudziła, było parę minut po ósmej. Na jej łóŜku siedział Sammy z nową zabawką
na kolanach.
– JuŜ nie śpisz, mamo? – Zapytał z nadzieją.
Uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z jego oczu, – Dlaczego nie obudziłeś mnie
wcześniej? Długo tu siedzisz?
– Tatuś powiedział, Ŝebym cię nie budził – odrzekł chłopiec z waŜną miną. –
Mówił, Ŝe jesteś bardzo zmęczona i potrzebujesz snu.
Dziwnie się poczuła, słysząc, Ŝe Franko tak się troszczy ojej wypoczynek.
NiemoŜna jednak było na tym niczego budować.
– Ale teraz juŜ nie śpię – powiedziała i przegarnęła ręką ciemne włosy synka. –
Gdzie jest ciocia Jenny?
– Pomaga Rosie przy śniadaniu. Wstajesz juŜ?
Anna miała wielką ochotę znów zagrzebać się pod kołdrą i nie wychodzić z
łóŜka co najmniej przez tydzień, ale Sammy juŜ za kilka dni miał pójść do szpitala,
a pozostało jeszcze mnóstwo spraw, którymi naleŜało się wcześniej zająć.
– Wstaję – westchnęła, opuszczając nogi na podłogę. – Chyba.
Sammy pochylił się bliŜej i wskazał na jej dolną wargę.
– Co to takiego? – zapytał, dotykając palcem rozcięcia.
– Ugryzłam się w usta.
– Głupio zrobiłaś – uśmiechnął się promiennie i poklepał ją po dłoni.
Przy drzwiach rozległ się jakiś dźwięk. Anna podniosła głowę i napotkała
mroczne spojrzenie Franka. Sammy od razu do niego podbiegł.
– Tatusiu, ja jej nie obudziłem, sama się obudziła!
– To dobrze. MoŜe pójdziesz do Rosy i powiesz jej, Ŝe przyjdziemy za kilka
minut?
Sammy wyszedł z sypialni z cięŜarówką pod pachą. Anna podniosła się i
sięgnęła po wytarty szlafrok.
– Anno.
Zawiązała pasek i spojrzała na niego obronnie.
– Dobrze spałeś, Franko?
– Chciałem przeprosić za moje wczorajsze zachowanie – powiedział,
odwracając wzrok. – Byłem... nie byłem sobą.
– Coś takiego...
– Sytuacja wymknęła mi się spod kontroli...
– Po prostu chciałeś mnie upokorzyć. Jesteś teraz zadowolony?
Mocno zacisnął usta, ale wytrzymał jej wzrok.
– Byłem zły na ciebie.
– Dobrze wiesz, Ŝe to nie jest Ŝadne usprawiedliwienie.
– Nic próbuję się usprawiedliwiać.
– Nie chcę ani usprawiedliwień, ani przeprosin. Chciałabym przebrnąć przez
najbliŜsze dni, dopóki Sammy nie trafi do szpitala, bez komplikacji w postaci
twoich planów zemsty.
– Uwierzysz, jeśli ci obiecam, Ŝe cię nie skrzywdzę?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Oczywiście, Ŝe nie uwierzę.
Twarz Franka wyraźnie zadrgała.
– Masz na to moje słowo.
– Mam je uznać za gwarancję? Niestety. Nie wierzę juŜ w Ŝadne słowo nikogo,
kto nazywa się Ventressi: Z waszych obietnic nie wynika zupełnie nic.
– Jak mam to rozumieć? – zapytał, przymruŜając oczy.
– Jak sobie chcesz.
– Wyjaśnij mi, co masz na myśli.
– Po co? I tak obrócisz kota ogonem, Ŝeby na koniec wyszło na twoje.
– Chcę wiedzieć, co te słowa miały znaczyć.
– Dobrze, skoro się upierasz – westchnęła. – Cztery lata temu poprosiłeś,
Ŝ
ebym za ciebie wyszła. Mówiłeś, Ŝe mnie kochasz, ale przy pierwszej próbie ta
miłość gdzieś zniknęła. Więc co to była za miłość? Co była warta taka obietnica?
Zabrakło ci odwagi, Ŝeby stawić czoło temu, co się stało; od razu mnie
przekreśliłeś i nawet przez chwilę nie zastanowiłeś się nad innymi moŜliwościami.
– A jakie były inne moŜliwości?
– Dalej nic nie rozumiesz. Widzisz tylko moją winę. Nawet nie przyjdzie ci do
głowy, Ŝe mogłam być ofiarą.
Franko ściągnął brwi.
– Ofiarą? Od kiedy to ofiary pozują nago na łóŜku i pozwalają, Ŝeby ktoś im
robił zdjęcia?
Anna dobrze wiedziała, Ŝe traci grunt, ale za wszelką cenę pragnęła go zmusić,
Ŝ
eby poszukał innego moŜliwego wyjaśnienia. Gdyby tylko potrafiła sobie
cokolwiek przypomnieć!
– Mogłam być... pijana.
– Pijana? – powtórzył z oburzeniem. – I to miałoby cię usprawiedliwić?
– Nie... oczywiście, Ŝe nie... ale moŜe niechcący wypiłam za duŜo i....
– Anno, widzę, do czego zmierzasz, ale nic ci z tego nie przyjdzie. Stawianie
siebie na miejscu ofiary nie znaczy automatycznie, Ŝe Carlo był na miejscu kata.
Czy sądzisz, Ŝe uwierzę tobie, a nie własnemu bratu, zwłaszcza Ŝe on. w
przeciwieństwie do ciebie, potrafi opisać kaŜdy szczegół tego, co się zdarzyło?
Nie było sensu ciągnąć tej sprzeczki. Zawsze kończyło się tak samo: jej słowo
przeciwko słowu Carla. Nie miała się na czym oprzeć.
– Nic, nigdy nie sądziłam, Ŝe mi uwierzysz – westchnęła ze znuŜeniem.
– Myślisz, Ŝe w ciągu tych czterech lat nie przychodziło mi to wielokrotnie do
głowy? Ze nie próbowałem szukać kozła ofiarnego? Znaleźć odpowiedzi na
pytania, które nigdy nie powinny zostać zadane? Kochałem cię z całego serca, a ty
zniszczyłaś tę miłość. Teraz mogę ci oferować tylko gorycz.
Odwrócił się plecami do niej i przez chwilę milczał. Anna patrzyła na niego ze
ś
ciśniętym sercem.
– Idę do pracy – odezwał się wreszcie, nie zmieniając pozycji. – Na dole
znajdziesz szczegóły dotyczące przyjęcia Sammy'ego do szpitala. Zobaczymy się
później.
Drzwi zamknęły się z cichym stuknięciem.
Tego samego dnia po południu Sammy był umówiony na spotkanie z lekarzem
w szpitalu, gdzie miała zostać przeprowadzona operacja.
Anna mocno trzymała chłopca za rękę. Na początek pielęgniarka oprowadziła
ich po oddziale.
– To urządzenie uśpi cię przed operacją – tłumaczyła, wskazując na sprzęt
anestezjologiczny. – A gdy juŜ będziesz spał, chirurg zrobi malutkie nacięcie w
twojej nodze, wprowadzi tam malutką kamerę i wyśle ją aŜ do twojego serca. A
kamera znajdzie dziurkę, którą trzeba zapełnić. To tak, jakby w tym miejscu
brakowało kawałka puzzli.
W ujęciu pielęgniarki cały zabieg wydawał się niezmiernie prosty. Choć spokój
kobiety udzielił się Sammy’emu, Anna z chwili na chwilę czuła coraz większą
panikę. Tyle rzeczy mogło pójść nie tak! Słyszała o nietypowych reakcjach
organizmu; niektórzy ludzie po operacji zapadali w śpiączkę. Zdarzały się równieŜ
niemoŜliwe do opanowania krwotoki. A Sammy był taki mały, taki delikatny...
– Proszę się nie martwić – uśmiechnęła się pielęgniarka na widok jej
przeraŜonej twarzy. – Co roku wykonujemy tysiące takich operacji. Sammy będzie
w najlepszych rękach.
Anna uśmiechnęła się blado, modląc się w duchu, by pielęgniarka miała rację.
Popołudniowy upał wypędził ich do ogrodu, nad basen. Na widok błękitnej tafli
wody otoczonej ciemnozielonymi paprociami Sammy omal nie oszalał z zachwytu.
Jeden koniec basenu był ocieniony.
Anna trzymała syna blisko przy sobie, nie pozwalając mu się przemęczać.
Sammy ze szczęśliwym uśmiechem chlapał się w płytkiej wodzie. Niedaleko nich
Jenny ćwiczyła własną wersję Ŝabki, przez cały czas trzymając głowę nad wodą.
Patrząc na siostrę, Anna nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. W ciągu ostatnich
dni Jenny zmieniła się z patykowatej nastolatki w rozkwitającą kobietę. Śmiało ze
wszystkimi rozmawiała, nawet z Rosą, a na jej twarzy, zamiast bolesnego grymasu,
przewaŜnie gościł uśmiech.
Anna pomyślała, Ŝe być moŜe cena, jaką przyszło jej zapłacić, warta była
szczęścia syna i siostry. Mogła znieść wiele ze strony Franka, jeśli miałaby
oszczędzić w ten sposób cierpienia dwóm najbliŜszym osobom.
– Czy ja teŜ się tu zmieszczę?
Drgnęła na dźwięk głębokiego głosu Franka za plecami. Odwróciła się i ujrzała
jego szczupłe, opalone ciało.
– Tatusiu! – zawołał Sammy z zachwytem. – Patrz, co ja lobie! – Zamachał
nogami, rozchlapując dokoła wodę.
Franko wyciągnął rękę.
– Chodź do mnie, Sammy. Przypłyń do mnie.
– On nie umie pływać – zauwaŜyła Anna.
– W takim razie czas juŜ, Ŝeby się nauczył.
– On ma dopiero trzy lata.
Sammy nabrał powietrza do płuc i machając wszystkimi kończynami, rzucił się
przez wodę w stronę Franka. Ten w porę pochwycił chłopca i z uśmiechem
podniósł do góry.
– Bardzo dobrze! Widzę, Ŝe będziesz mistrzem w pływaniu.
– Lubię pływać – oznajmił Sammy z dumą, ocierając oczy z wody.
– Będę z tobą pływał codziennie – obiecał Franko.
– Po operacji przez jakiś czas nie będzie mógł pływać – przypomniała mu
Anna.
Franko poczekał, aŜ Sammy podreptał na drugi koniec basenu, gdzie była
Jenny, i dopiero wtedy odpowiedział.
– Jesteś nadopiekuńcza. To chłopiec. Musi poznawać świat.
– To chłopiec z wadą serca – przypomniała mu ponuro.
– Anno, rozmawiałem z lekarzami. Zabieg usunie wadę w stu procentach. Za
bardzo się o niego martwisz.
– Tylko mi nie mów, Ŝe nie powinnam się o niego martwić! PrzecieŜ jestem
jego matką.
– Będziesz go nadmiernie chronić, tak samo jak Jenny.
– Co?! – wykrzyknęła ze zdumieniem.
– Ona ma dziewiętnaście lat, a nie dziewięć. Powinna umawiać się z chłopcami,
chodzić na imprezy i...
– Na litość boską, przecieŜ ona nie słyszy!
– To, Ŝe nie słyszy, nie znaczy jeszcze, Ŝe jest upośledzona – powiedział
Franko spokojnie. – Potrafi zadbać o siebie i powinna to robić, Ŝeby znaleźć swoje
miejsce w świecie.
– Jest taka wraŜliwa...
– Jest silną, odwaŜną młodą kobietą. Da sobie radę w kaŜdym otoczeniu. MoŜe
zaproponujesz jej, Ŝeby poszukała sobie jakiejś pracy na lato? Dzięki temu
nabrałaby śmiałości.
– Jenny jest mi potrzebna do pomocy przy Sammym. Opiekunki do dziecka s$
bardzo drogie. Bez jej pomocy nie mogłabym pracować w weekendy ani
wieczorami.
– Przez najbliŜsze trzy miesiące nie będziesz pracować.
Anna spojrzała na niego krzywo.
– To, co dla ciebie robię, w seksbiznesie nazywa się pracą.
Oczy Franka zmieniły się w wąskie szparki.
– Anno, nie naduŜywaj mojej cierpliwości. Jestem juŜ zmęczony tym, Ŝe kiedy
czujesz się osaczona, walisz na ślepo.
– A dlaczego to robię? Pojawiłeś się znów w moim Ŝyciu i chcesz jednocześnie
odgrywać rolę sędziego i ławy przysięgłych. Przez cały czas udowadniasz mi, jaki
mam okropny charakter, krytykujesz mnie jako matkę i nawet jako siostrę. Bardzo
mi przykro, Ŝe nie dorastam do twoich wygórowanych wymagań, ale jestem tylko
człowiekiem i daleko mi do doskonałości.
– Nie krytykuję cię, mówię tylko, jak cię widzę.
– A czy ja cię prosiłam o opinię? Staram się, jak mogę, poradzić sobie w
trudnej sytuacji.
– Zdaję sobie sprawę, Ŝe ostatni okres nie był dla ciebie łatwy.
– A co ty moŜesz o tym wiedzieć? Pochodzisz z bogatej rodziny. Nigdy nie
musiałeś się zastanawiać, skąd wziąć następny posiłek i kto za niego zapłaci.
ś
yjesz w luksusach, a mimo to ośmielasz się krytykować moje niedociągnięcia.
– Anno, proszę... nie wpadaj w histerię.
Otarła ręką łzy.
– Sądzisz, Ŝe to histeria? Jeszcze nie widziałeś prawdziwej histerii, więc to ty
nie naduŜywaj mojej cierpliwości.
– Mamo? – zapytał niepewnie Sammy, podchodząc do niej. – Czy jesteś
smutna?
– Nie, kochanie, tylko...
– Chodź ze mną, Sammy – wtrąciła Jenny, biorąc chłopca za rękę. – Mama i
tato muszą teraz porozmawiać.
– Ale ja chcę wiedzieć, dlaczego mama jest...
– Chodź, Sammy – ucięła Jenny stanowczo i pociągnęła chłopca za sobą. Gdy
zniknęli w domu, Franko powiedział:
– Jenny ma rację. Powinniśmy spędzić trochę czasu razem.
– Nie chcę być z tobą sama.
– Czego się boisz? Tego, Ŝe poczujesz do mnie coś innego niŜ nienawiść? –
zapytał z lekkim uśmieszkiem.
– Czuję tylko niesmak z powodu tego, co zrobiłeś.
– OstroŜnie, cara. Czy nikt ci nie mówił, Ŝe nie naleŜy obraŜać dobroczyńców,
bo mogą się zniechęcić?
– Ty draniu! – syknęła. – Ty arogancki draniu! Byłbyś do tego zdolny, prawda?
Zdrowie Sammy'ego jest dla ciebie tylko środkiem, Ŝebyś mógł dostać to, czego
chcesz!
– Znasz warunki naszej umowy – odrzekł Franko z lodowatym spokojem. – Ty
masz wypełnić swoją rolę, a ja swoją.
– Jak moŜesz być taki podły!
– Ty mnie tego nauczyłaś – odparował gładko.
– Ten dzień, gdy przespałaś się z moim bratem, zmienił mnie na zawsze.
Pomimo palącego słońca Anna zadrŜała z chłodu.
– Nie mogę znieść towarzystwa człowieka, dla którego potrzeby innych nie
znaczą nic.
– Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z twoich potrzeb, Anno. Poznałem je
wszystkie doskonale. – Jego wzrok leniwie prześlizgnął się po jej ciele.
– Zimno mi – wzdrygnęła się i chciała wejść na schodek, ale Franko
przytrzymał ją i obrócił twarzą do siebie.
– Jest prawie trzydzieści stopni w cieniu.
– Ale...
– Nie uciekaj ode mnie.
Jego bliskość zapierała jej dech. Ich uda w wodzie niemal się stykały. Na
rzęsach teŜ miał kropelki wody.
– Nie – westchnęła, gdy pochylił twarz nad jej twarzą.
– PrzecieŜ wcale tak nie myślisz – mruknął i leciutko musnął wargami jej usta.
– Właśnie Ŝe tak – odpowiedziała ledwo słyszalnym głosem. – Naprawdę tak
myślę.
– Jeśli będziesz sobie to powtarzać wystarczająco długo, to pewnie w końcu w
to uwierzysz... ale mnie nie przekonasz.
Anna czuła, Ŝe kolana zaczynają pod nią drzeć. To tylko jeden pocałunek,
tłumaczyła sobie. Basen był doskonale widoczny z okien domu. Nic więcej nie
mogło tu zajść. Tylko jeden pocałunek...
Franko dostrzegł jej wahanie i skorzystał z okazji. Kolejny pocałunek był juŜ
znacznie mocniejszy. Przesunął ją nieco tak, Ŝe oparła się o ścianę basenu, i przez
dłuŜszą chwilę nie podnosił głowy znad jej twarzy.
– Zawsze tak dobrze smakujesz – wymruczał. – Nigdy nie potrafiłem tego
zapomnieć.
Przymknęła oczy, udając przed sobą, Ŝe on ją kocha. W ten sposób łatwiej jej
było wszystko znieść. Jego ręce powędrowały do ramiączek jej kostiumu i
delikatnieje zsunęły. Pochylił się nad jej piersiami.
– Wiesz, cara – powiedział cicho po chwili – to chyba nie był najlepszy
pomysł. Mam ochotę wziąć cię tu i teraz, ale widać nas z okien domu.
Wszystko mi jedno! – miała ochotę odpowiedzieć, ale ugryzła się w język.
Franko odsunął się od niej. Wyskoczył z basenu i podał jej rękę.
– Chodź. Musimy dokończyć tę rozmowę w jakimś ustronnym miejscu.
Nie mogła mu się oprzeć, nie potrafiła zignorować obietnicy w jego oczach.
Rozsądek nie miał tu nic do powiedzenia. Jak zahipnotyzowana poszła za nim na
górę.
Rozdział 6
W nocy przed operacją Sammy'ego Anna prawie nie spała. Przewracała się z
boku na bok, aŜ wreszcie nad ranem wstała z łóŜka z podkrąŜonymi oczami.
Franko nie został z nią na noc; Anna starannie skrywała rozczarowanie.
Sammy musiał być na czczo, więc Anna teŜ nie jadła śniadania. Wypiła tylko
kilka łyków herbaty i obydwoje poszli za Frankiem do samochodu.
– Przestań się zamartwiać – upomniał ją łagodnie, otwierając drzwi. – Sammy
wyjdzie z tego.
Przygryzła usta.
– Nic na to nie poradzę. On jest taki mały... a to bardzo powaŜny zabieg.
– Teraz juŜ jest to całkiem prosty zabieg. To nie to samo, co kilka lat temu –
zauwaŜył Franko. – Kiedyś takie operacje przeprowadzano na otwartym sercu, a
potem pacjenta czekały długie miesiące rehabilitacji. Teraz jest zupełnie inaczej.
Nawet się nie obejrzysz, a Sammy znów będzie w domu.
ś
ałowała, Ŝe nie potrafi podzielać jego optymizmu.
Sammy czul się niezmiernie waŜny. Przez całą drogę do szpitala buzia mu się
nie zamykała; był wyraźnie zachwycony uwagą, jaką wszyscy mu poświęcali.
– Mamusiu, czy będziesz ze mną, kiedy się obudzę? – dopytywał się ze
swojego fotelika.
– Oczywiście, skarbie.
– Ja teŜ tam będę – zapewnił go Franko.
Anna spojrzała na niego krzywo i mruknęła pod nosem:
– Nic składaj obietnic, których nie zamierzasz dotrzymać.
Odpowiedział jej spojrzeniem prosto w oczy.
– Sądzisz, Ŝe Sammy nic mnie nie obchodzi?
– Franko, przecieŜ to nie jest twoje dziecko. I nie stanie się twoim synem,
choćbyś nie wiem ile się nim zajmował.
Franko mocno zacisnął dłonie na kierownicy.
– Myślisz, Ŝe nie zdaję sobie z tego sprawy?
Odwróciła wzrok i złoŜyła dłonie na kolanach.
– Anno, jeśli jeszcze raz rzucisz mi te słowa w twarz, to nie odpowiadam za
siebie – mruknął ostrzegawczo.
– Mamo. czy ty i tatuś się kłócicie? – zapytał cienki głosik z tylnego siedzenia.
Anna spojrzała na Franka z wyrzutem i mocno zacisnęła usta.
– Nie – odpowiedział Franko. – Mama i tato bardzo się kochają, tylko czasem
nie potrafimy się porozumieć.
– Co to znaczy polo... polo… to słowo?
– To znaczy: wiedzieć, co druga osoba ma na myśli – wyjaśnił Franko. –
Czasami trzeba do tego wielu lat.
Anna odrzuciła głowę do tyłu i wpatrzyła się w widok za oknem.
Mama i tato bardzo się kochają. Rzeczywiście.
– ... a teraz juŜ śpi – mówił anestezjolog, poprawiając maskę na twarzy
Sammy'ego. – MoŜe pójdzie pani z męŜem na kawę do pokoju rodziców.
Zawołamy państwa, gdy juŜ będzie po wszystkim.
Anna miała ochotę sprostować, Ŝe ten męŜczyzna nie jest jej męŜem, a Sammy
nie jest jego synem, pohamowała się jednak. Franko ujął ją pod ramię i
wyprowadził z sali operacyjnej.
– Chodź, kochanie.
Na korytarzu zdjęli fartuchy ochronne i ochraniacze na buty i wrzucili je do
stojącego tam kosza.
– Wszystko będzie dobrze – zapewniał ją Franko.
– Nie mogę pozbyć się myśli, Ŝe to wszystko moja wina – westchnęła.
– Co to ma znaczyć?
– To kara dla mnie... za to, Ŝe...
– Co za bzdury wygadujesz.
– Tak myślisz?
– Oczywiście.
– PrzecieŜ ty teŜ mnie karzesz. Sam powiedziałeś, Ŝe muszę zapłacić za swoje
grzechy.
Franko wyraźnie poczuł się nieswojo.
– Byłem na ciebie zły. W złości mówi się róŜne rzeczy.
Usiadła na krześle i schowała twarz w dłoniach.
– Gdybym tylko mogła cofnąć czas...
Poczuła dotyk jego ręki na głowie.
– Nie moŜemy cofnąć czasu, choćbyśmy najbardziej chcieli.
– Jeśli on umrze, nigdy sobie nie wybaczę.
– Nie umrze.
– I lak sobie nie wybaczę.
– Anno, przestań wreszcie. I nie obgryzaj paznokci – dodał, odsuwając jej dłoń
od ust. – Kiedyś miałaś takie piękne paznokcie.
– No tak. Kiedyś w ogóle byłam piękną dziewczyną. Przynajmniej tak mówiłeś
– odrzekła z goryczą.
Skrzywił się i puścił jej dłoń.
– Sami tworzymy własny los przez wybory, których dokonujemy. Od tego nie
da się uciec.
Przygryzła wargi i nic nie odpowiedziała.
– Wszystko poszło doskonale – oznajmił chirurg z szerokim uśmiechem,
zdejmując z głowy czepek. – Mogą państwo do niego pójść. Jest w sali
pooperacyjnej, ale na razie jeszcze śpi.
Anna poderwała się na nogi.
– Wszystko będzie dobrze?
– Oczywiście, Ŝe tak – zapewnił lekarz. – Całe szczęście, Ŝe nie czekali państwo
z tym dłuŜej. W takich przypadkach im szybciej operacja zostanie przeprowadzona,
tym lepiej.
Stała nad uśpionym synem, podłączonym do skomplikowanej aparatury, i
patrzyła na niego, w duchu odmawiając modlitwę dziękczynną. Franko wyszedł,
Ŝ
eby porozmawiać z pielęgniarkami. Po chwili wrócił i podał jej butelkę soku.
– Pomyślałem, Ŝe na pewno chce ci się pić.
Przyjęła butelkę z wdzięcznością.
– Nie obudził się jeszcze? – zapytał Franko, siadając na drugim krześle.
– Nie, tylko mruczał coś przez sen. Pielęgniarka mówiła, Ŝe specjalnie uśpili go
mocniej, Ŝeby się nie kręcił. Nie obudzi się tak szybko.
– MoŜe pójdziemy do domu i wrócimy tu rano?
– Nie mogę go zostawić! – zaprotestowała.
– Anno... jesteś wyczerpana. Nie pomoŜesz Sammy'emu, jeśli zasłabniesz przy
jego łóŜku.
– Nie mogę go zostawić.
Franko podniósł się i podszedł do drzwi.
– W takim razie rób, jak chcesz, ale myślę, Ŝe będziesz tego Ŝałowała.
– Są rzeczy, których Ŝałuję o wiele bardziej – odparowała, nie zastanawiając się
nad tym, co mówi.
Obrócił się juŜ w progu i zatrzymał na niej wzrok.
– Doskonale cię rozumiem – powiedział i wyszedł.
To była bardzo długa noc.
Sammy spał spokojnie, nieświadomy tego, Ŝe matka czuwa przy jego łóŜku. Od
czasu do czasu do sali zaglądała któraś z dyŜurnych pielęgniarek.
– Wygląda pani na zmęczoną – stwierdziła jedna z nich nad ranem. – MoŜe ma
pani ochotę połoŜyć się na chwilę?
Anna potrząsnęła głową.
– Chcę tu być, kiedy on się obudzi.
Pielęgniarka na powrót zawiesiła kartę Sammy'ego nad jego głową.
– Nie sądzę, Ŝeby miał się obudzić szybko. Doktor Frentalle zwykłe usypia
dzieci na dłuŜej, Ŝeby tętnica udowa miała czas się zasklepić. Gwałtowniejsze
ruchy mogą spowodować krwotok, najlepiej więc, jeśli dziecko prześpi te pierwsze
godziny.
– Mimo wszystko wolę tu zostać – powiedziała Anna. – Przynajmniej mogę
spokojnie pomyśleć.
– Mnie teŜ by się coś takiego przydało – uśmiechnęła się pielęgniarka bez
humoru. – Gdyby pani czegoś potrzebowała, proszę mnie zawołać.
Anna odpowiedziała jej uśmiechem, a potem długo patrzyła na Sammy'ego, aŜ
oczy zaczęły jej się zamykać, a myśli powędrowały w przeszłość...
– Daj spokój, Anno – przekonywał ją Carlo.
– Chyba nie odmówisz szampana w towarzystwie przyszłego szwagra?
– Naprawdę wolałabym...
– Czego się boisz? – Podał jej lampkę z szampanem, szczerząc w uśmiechu
zęby ostre jak u wilka.
– PrzecieŜ cię nie zjem.
– Nie myślałam o tym, Ŝeby, ..
– Anno, ty chyba mnie nie lubisz? – zapytał, przyglądając jej się podejrzliwie.
– Jesteś bratem Franka... – Wzruszyła ramionami, odwracając wzrok. –
Właściwie juŜ jesteś moją rodziną...
Usta Carla rozciągnęły się w sztucznym uśmiechu.
– Muszę powiedzieć, Ŝe patrzę na ciebie inaczej niŜ na moją siostrę Giulię –
rzekł, obrzucając ją wymownym spojrzeniem.. – Zupełnie inaczej.
Anna podniosła się.
– Muszę iść i poszukać Jenny.
Carlo jednak wyciągnął rękę i pochwycił ją za ramię.
– Gdzie się tak spieszysz? Nie masz ochoty porozmawiać ze swoim nowym
bratem?
Poczuła się nieswojo, ale nie była w stanie uwolnić się z uchwytu.
– Twoja siostra to bardzo ładna dziewczyna.
Ton jego głosu bardzo się nie podobał Annie. JuŜ wcześniej zauwaŜyła wzrok,
jakim Carlo obrzucał Jenny, gdy sądził, Ŝe nikt nie zwraca na niego uwagi. Jenny
miała zaledwie piętnaście lat i przez całe Ŝycie była ochraniana kloszem z racji
swej niepełnosprawności, a przez to mogła stać się łatwym łupem kogoś takiego
jak Carlo. Anna była zdeterminowana nie dopuścić do Ŝadnych bliŜszych
kontaktów między nimi, nawet gdyby miało to oznaczać, Ŝe sama będzie musiała
się poświęcić i znosić towarzystwo brata Franka.
– MoŜe jednak napiję się tego szampana – westchnęła, wyciągając rękę.
Carlo podał jej kieliszek z dziwnym błyskiem w oczach.
– Wiedziałem, Ŝe nie odmówisz. Franko na pewno Ŝyczyłby sobie, Ŝebym cię
zabawiał podczas jego nieobecności – rozumiesz, chodzi o honor rodziny. Gdy
Franka nie ma, to ja jestem głową domu. Jak to się nazywa w Australii? Szef?
– Coś w tym rodzaju – mruknęła niechętnie i podniosła kieliszek do ust.
– Masz szczęście, Anno. Wychodzisz za mąŜ za dziedzica jednego z
arystokratycznych włoskich rodów. Rodzina Ventressich jest znana na całym
ś
wiecie. Jako Ŝonie Franka niczego nie będzie ci brakowało.
– Nic wychodzę za niego dla pieniędzy – zaprotestowała.
Ciemne brwi Carla uniosły się cynicznie.
– CięŜko ci będzie przekonać o tym innych. KaŜda kobieta pragnie
bezpieczeństwa w Ŝyciu. Przez wieki kobiety wybierały kandydatów na męŜów
właśnie pod tym kątem. To chyba część teorii ewolucji – przetrwanie
najsilniejszych, prawda?
– Najlepiej przystosowanych – poprawiła go.
– Przetrwanie najlepiej przystosowanych gatunków.
– Ach, tak, racja. Rzeczywiście trzeba być doskonale przystosowanym do
potrzeb młodej i namiętnej Ŝony, Ŝeby ją zaspokoić.
Anna czuła się coraz bardziej nieswojo. Nie wiedząc, co odpowiedzieć, wypiła
kolejny łyk szampana.
– Słyszałem was – oznajmił Carlo.
Mocno zacisnęła palce na nóŜce kieliszka.
– Co... co takiego?
Carlo wpatrywał się w jej piersi.
– Całe szczęście, Ŝe twoja siostra jest głucha, bo pewnie byłaby zaszokowana,
gdyby mogła usłyszeć, jak jej siostra krzyczy w objęciach narzeczonego...
nieprawdaŜ?
Z zaŜenowania nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. CzyŜby Carlo naprawdę ich
podsłuchał?
– Ale mnie to nie dziwi – ciągnął wciąŜ z tyra samym, cynicznym uśmiechem.
– Bardzo się cieszę ze względu na brata. Jestem trochę zazdrosny, ale moŜe mała
Jenny równieŜ ma takie talenty jak jej siostra?
Anna gwałtownie odstawiła kieliszek.
– Nie!
– Co się stało? Nie wierzysz, Ŝe mógłbym być dobrym kochankiem?
– Nie, to znaczy tak... Ale...
– Daj spokój, Anno, nie traktuj mnie tak brutalnie. Nie podobam ci się? Ludzie
zawsze mówią, Ŝe ja i Franko jesteśmy do siebie podobni. Nie chciałabyś się
przekonać, czy jesteśmy podobni równieŜ w... jak mam to wyrazić? W bardziej
intymnych sytuacjach?
Anna poczuła dziwne zawroty głowy i słabość w całym ciele.
– To chyba nie jest dobry...
Urwała w pół słowa. Działo się z nią coś dziwnego; musiała się przytrzymać
brzegu sofy, Ŝeby nie upaść.
– Co się siało, maleńka? – zapytał Carlo z troską.
– Nic – odrzekła z trudem, oddychając głęboko. – Po prostu zakręciło mi się w
głowie.
– Chyba ta rozmowa o miłości za bardzo cię wzburzyła. Tęsknisz za swoim
kochankiem, tak?
Zamrugała, usiłując skupić wzrok na jego twarzy.
– Tak... tak, tęsknię za nim.
– Nie martw się, cara a mio. Zajmę się tobą, dopóki Franko nie wróci. Chcesz
się połoŜyć?
– Nie...
– A moŜe masz ochotę na jeszcze jednego drinka?
Potrząsnęła głową, on jednak wcisnął jej w dłoń następną lampkę szampana.
Przyjęła ją, nie chcąc go urazić.
– Jesteś bardzo zdenerwowana, Anno – powiedział Carlo, sącząc swojego
drinka. – Powinnaś odpocząć. Jesteś wśród rodziny, nie musisz się niczego
obawiać.
Poczuła, Ŝe jej mięśnie stają się coraz bardziej bezwładne.
– Carlo, czy masz dziewczynę? – zapytała, Ŝeby zapełnić czymś ciszę.
Popatrzył jej prosto w oczy.
– Mam wiele dziewczyn. Jestem, jak to się mówi po angielsku... zabawką dla
dam?
– Bawidamkiem – zachichotała.
– Ty teŜ tak myślisz? – zapytał z szerokim uśmiechem.
– Zdecydowanie tak. Jesteś bawidamkiem najgorszego rodzaju – odrzekła,
patrząc na jego przystojną twarz.
Carlo spojrzał na nią z miną zbitego psa.
– Teraz naprawdę mnie uraziłaś!
– Kogoś takiego jak ty chyba nie moŜna urazić – zaśmiała się. – Jesteś na to
zbyt cwany. .
– Cwany? Co to znaczy?
Dopiła szampana i dopiero wtedy odpowiedziała:
– To znaczy, Ŝe widziałeś juŜ niejeden numer.
– Ach, ale to chyba nic dobrego?
Wzruszyła ramionami i wyciągnęła w jego stronę pusty kieliszek, który Carlo
skwapliwie napełnił.
– Myślę, Ŝe nie moŜna być zbyt bogatym, ale na pewno moŜna być zbyt
cynicznym.
– UwaŜasz mnie za cynika?
– Oczywiście, Ŝe tak! Zupełnie źle interpretujesz powody, dla których
wychodzę za twojego brata. To bardzo cyniczne z twojej strony.
– MoŜe masz rację – powiedział, wpatrując się w swój kieliszek. – Być moŜe
niektóre z moich własnych doświadczeń z kobietami zabarwiają mój osąd.
– Carlo, byłeś kiedyś zakochany?
Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy.
– Legenda głosi, Anno, Ŝe męŜczyźni z rodziny Ventressich zakochują się tylko
raz w Ŝyciu. Kochają głęboko i bezgranicznie, ale jeśli zostaną zdradzeni, nigdy nie
wybaczają.
– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie.
– Nie chcesz mi powiedzieć?
– Nie byłem jeszcze zakochany – uśmiechnął się – ale jestem na najlepszej...
– Drodze?
– Dziękuję ci za to słowo. Mój angielski duŜo zyskuje przy tobie.
– Jesteś dobrym uczniem, Carlo. – Z uśmiechem uniosła kieliszek w jego
stronę. – Za mojego nowego szwagra, największego bawidamka w rodzinie
Ventressich!
Carlo stuknął kieliszkiem o jej kieliszek.
– Za rodzinne uczucia.
Wkrótce skończyli butelkę szampana. Anna czuła, Ŝe kręci jej się w głowie, ale
udało jej się rozluźnić. Rozmowa z Carlem bardzo ją bawiła. Gdy juŜ porzucił
maskę arogancji, ujrzała pod spodem sympatycznego i trochę niepewnego siebie
chłopca, który spędził całe Ŝycie w cieniu starszego brata. – – Oczywiście, Ŝe po
ś
mierci ojca nasze Ŝycie się zmieniło – wyznał jej, wpatrując się w kieliszek ze
zmarszczonym czołem.
– To musiało być dla was bardzo trudne przeŜycie – odrzekła Anna łagodnie. –
Ile miałeś wtedy lat?
– Byłem w wieku Jenny. Giulia miała siedemnaście, a Franko dziewiętnaście.
To był szok, szczególnie dla matki, ale dla nas teŜ.
– Wypadek?
Carlo skinął głową.
– Ojciec cięŜko pracował nad rozwojem firmy. Wracał do domu z Neapolu i
zasnął za kierownicą. Zginął na miejscu.
– Tak mi przykro...
– Ty teŜ miałaś swoje smutki. Franko mówił mi, Ŝe wasza matka zmarła
niedawno.
– Tak... Bardzo mi jej brakuje.
– Ale masz Jenny.
– Tak – uśmiechnęła się. – Mam Jenny.
– A teraz będziesz miała nową rodzinę. Wkrótce zostaniesz panią Ventressi.
– Mam nadzieję, Ŝe nie zawiodę waszych oczekiwań.
– Och, na pewno nie – zapewnił Carlo Ŝarliwie. – Jestem przekonany, Ŝe
doskonale spełnisz wszystkie oczekiwania.
Niewiele więcej pamiętała z tego wieczoru. Carlo otworzył drugą butelkę
szampana. Wznosili toasty i zaśmiewali się z jego potknięć w angielskim. A
następnego ranka obudziła się w jego łóŜku, oślepiona wpadającym przez okno
jaskrawym światłem słońca. A potem Franko otworzył drzwi i wpatrzył się w nią
ze zdumieniem.
– Anna?
– Franko! – wykrzyknęła, siadając na łóŜku.
Dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, Ŝe jest zupełnie naga.
Jego wzrok przeszył ją bezlitośnie.
– Co ty robisz w łóŜku Carla?
Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, nic nie rozumiejąc i usiłując sobie
przypomnieć, jak się tu znalazła.
– Ja...
Odpowiedzią było grube przekleństwo po włosku.
– Franko, ja... – wyjąkała.
– Carlo miał rację. Jesteś zwykłym śmieciem, chciałaś tylko zapolować na
bogatego męŜa!
– Nie! – zawołała, okrywając się prześcieradłem.
We wzroku Franka malowała się nieskrywana pogarda.
– Wystarczyło, Ŝebym na jeden dzień wyjechał, a ty uwiodłaś mojego brata!
– Nie! – Niezgrabnie wygramoliła się z łóŜka, owinięta prześcieradłem. –
Franko, ja nic nie zrobiłam...
– Nawet nie próbuj się tłumaczyć. Carlo wszystko mi opowiedział.
– Co ci opowiedział?
– Jak się na niego rzuciłaś.
– To nieprawda!
– Bardzo się wstydzi, Ŝe nie potrafił cię przed tym powstrzymać.
Anna nie rozumiała z tego ani słowa. Carlo? Powstrzymać? Ją?
– I uwierzyłeś mu? – zapytała ze zdumieniem.
– A dlaczego miałbym mu nie wierzyć? PrzecieŜ to mój brat!
No tak, pomyślała. Racja.
– Franko, nie pamiętam, co się zdarzyło w nocy, ale jestem pewna, Ŝe nie
spałam z twoim bratem.
– Nie kłam! – wrzasnął z pogardą. – Wykorzystałaś jego chwilę słabości. Carlo
jest w szoku i nie moŜe dojść do siebie!
Carlo? W szoku?
– Mogę ci wytłumaczyć...
– Myślisz, Ŝe mam ochotę słuchać twoich tłumaczeń?
– Ja...
– Brzydzę się tobą!
– Franko, ale ja nie...
– Nie mam ochoty przedłuŜać tej dyskusji – przerwał jej. – Obydwie z siostrą
macie natychmiast stąd wyjechać. Zamówiłem wam juŜ bilety – Ale...
– Naprawdę myślałaś, Ŝe coś takiego ujdzie ci płazem?
– Ja nic nie zrobiłam...
– Idź do diabla! – wrzasnął. – Kochałem cię! Jak mogłaś mi zrobić coś
takiego?!
– Franko...
Błagalnie wyciągnęła do niego rękę, ale odepchnął ją w gniewie.
– Nie chcę cię juŜ nigdy widzieć na oczy. Rozumiesz? Wyjedziecie stąd jeszcze
dziś przed południem. Pokojówka juŜ pakuje twoje rzeczy.
– Ale, Franko, ja...
– Zejdź mi z oczu, Anno, bo za chwilę zupełnie stracę kontrolę nad sobą.
Patrzyła na niego z konsternacją. Zachowywał się jak ktoś zupełnie obcy. Czuły
kochanek sprzed zaledwie kilku dni zniknął bez śladu; zastąpił go kipiący ze złości
męŜczyzna.
– Ja nie spalam z...
– Wynoś się, bo za chwilę sam cię stąd wyrzucę.
– Kocham cię, Franko!
– Zabieraj swoją siostrę i wynoście się stąd obydwie, zanim zadzwonię po
policję. Okryłaś wstydem nazwisko Ventressi. Tego ci nigdy nie wybaczę.
Odwrócił się i poszedł do drzwi.
– Ja nie spalam z Carlem... – powtórzyła Anna bezradnie. – Nie spałam z nim...
Ale Franka juŜ nie było.
Gdy się obudziła, Franko stał obok łóŜka Sammy'ego i trzymał go za rękę.
– Pielęgniarka mówi, Ŝe wszystko jest w najlepszym porządku – powiedział.
Zamrugała powiekami, Ŝeby się dobudzić, i podniosła głowę.
– Jak długo juŜ tu jesteś?
Odpowiedział jej nieprzeniknionym spojrzeniem.
– Wystarczająco długo. Słyszałem, jak mruczałaś przez sen imię mojego brata.
Wbiła wzrok w podłogę, nie mając pojęcia, co ma odpowiedzieć.
– Zapewne czujesz się winna, Ŝe nie powiedziałaś mu o narodzinach syna.
Przygryzła usta. Wielokrotnie przychodziło jej do głowy, Ŝe powinna
zawiadomić o tym Carla, ale zbyt dobrze pamiętała, jak bezlitośni potrafią być
męŜczyźni z rodziny Ventressich. Mieli pieniądze i wpływy; gdyby chcieli, bez
trudu mogliby odebrać jej dziecko. Nawet teraz czuła, Ŝe stąpa po bardzo
niepewnym gruncie. Jako samotna matka z trudem wiązała koniec z końcem;
wioski prawnik z łatwością przekonałby sąd, Ŝe Sammy ma prawo do ojcowskiej
opieki, a fakt, Ŝe Anna poczęła dziecko jednego brata, będąc zaręczona z drugim,
bez wątpienia świadczyłby przeciwko niej.
– Dziwię się, Ŝe sam mu o tym nie powiedziałeś – rzekła po chwili milczenia.
Franko spojrzał na nią z ukosa spod czarnych rzęs.
– JuŜ ci wspominałem, Ŝe Carlo jest szczęśliwym męŜem i wkrótce oczekuje
narodzin dziecka. Nie sądzę, by wiadomość o Sammym mogła mu się teraz
przysłuŜyć.
– A powiedziałeś mu, Ŝe... mieszkasz ze mną?
– Powiedziałem mu tyle, ile potrzebuje wiedzieć.
– To znaczy co?
– Powiedziałem, Ŝe mam z tobą romans.
Anna poczuła, Ŝe pałą ją policzki.
– I co on na to?
– Był zdziwiony. MoŜe nawet wstrząśnięty.
– Mogę to sobie wyobrazić – mruknęła sucho. – Co powiedział? śe jesteś głupi,
wkładając rękę po raz drugi w ten sam ogień?
Franko przez chwilę przyglądał jej się uwaŜnie, zanim odpowiedział.
– Nie, niczego takiego nie usłyszałem.
Zapadło milczenie, przerywane jedynie rytmicznym piskiem aparatury przy
łóŜku Sammy'ego.
– Mój brat bardzo nie lubi wracać do tamtej nocy – rzekł Franko w końcu. –
Wydaje mi się, Ŝe on bardziej czuje balast winy niŜ ty.
Anna podniosła głowę.
– Co ty moŜesz wiedzieć o moich uczuciach? Co ty w ogóle wiesz? Jesteś
męŜczyzną. Zapewne spałeś z setkami kobiet i nigdy nawet nie przyszło ci do
głowy, by zastanowić się nad moŜliwymi konsekwencjami. A ja popełniłam tylko
jeden błąd! Którego, w dodatku, w ogóle nie pamiętam, choć są materialne
dowody. Ale osądzasz mnie surowiej, bo jestem kobietą. Mam nieślubne dziecko,
które z powodu głupiego błędu nie ma kontaktu z własnym ojcem. Nie mów mi, Ŝe
twój brat boleśniej odczuwa winę niŜ ja.
– Carlo nie moŜe się dowiedzieć o Sammym – mruknął Franko. – Jego Ŝona by
tego nie zrozumiała. To byłby wielki problem w rodzinie.
– A czy ja kiedykolwiek powiedziałam, Ŝe chcę go o tym zawiadomić?
– Adoptuję Sammy'ego. Uznam go za swoje dziecko.
Anna gwałtownie poderwała się z miejsca.
– Co takiego?!
Odpowiedziało jej stalowe spojrzenie.
– OŜenię się z tobą i adoptuję Sammy'ego.
– AŜ do tego chcesz się posunąć, Ŝeby ochronić brata przed prawdą?!
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, Ŝeby uchronić moją rodzinę przed
wykorzystaniem. Weźmiemy ślub, jak tylko Sammy wyjdzie ze szpitala. Potem
rozpocznę procedurę adopcji. Nikt nie będzie mógł niczego zakwestionować.
– Nikt oprócz mnie! A ja nie zamierzam za ciebie wychodzić!
– A dlaczego nie?
Ze zdumienia zaparło jej dech.
– Ty mnie o to pytasz?!
Franko lekko wzruszył ramionami.
– Będziesz musiała przywyknąć do tej myśli.
– Nigdy do niej nie przywyknę! Nie potrafię sobie wyobrazić niczego gorszego!
– Naprawdę? Zastanów się jeszcze. Mogę wynająć najlepszych prawników,
Ŝ
eby odebrać ci prawa do opieki nad Sammym. Sprawdzą twoją reputację i prawda
wyjdzie na jaw. Uwiodłaś mojego brata i zataiłaś przed nim istnienie jego syna. Z
trudem zarabiasz na Ŝycie, twoja siostra jest...
– Ani mi się waŜ wciągać W to Jenny! Ona nie ma z tym wszystkim nic
wspólnego.
Franko obrzucił ją aroganckim spojrzeniem.
– UŜyję wszelkich dostępnych mi środków, by cię zmusić do zapłacenia
rachunku za to, co zrobiłaś.
– Naprawdę jesteś gotów posunąć się tak daleko, by osiągnąć swój cel? Nawet
do małŜeństwa ze mną?
Jego uśmiech zmroził ją do szpiku kości.
Rozdział 7
Następny tydzień był dla Anny torturą. Plany Franka z dnia na dzień nabierały
coraz bardziej realnych kształtów. Nie była w stanie wymknąć się z tej sieci. Chciał
mieć kontrolę: nad nią, nad jej synem, nad jej zachowaniem i reakcjami. Na
kaŜdym kroku napotykała jego zimną determinację. To on od początku do końca
dyktował zasady gry. Wiedziała, Ŝe w kaŜdej chwili moŜe odebrać jej Sammy'ego i
Ŝ
e nic go przed tym nie powstrzyma. Był przekonany, Ŝe w ten sposób wymierza
jej sprawiedliwość, ona zaś nie miała innego wyjścia, jak tylko przyjąć jego
warunki.
Ale małŜeństwo? Czy rzeczywiście musiała się zgodzić na Ŝycie pełne pogardy
i nienawiści? Owszem, Sammy zyskałby ojca, ale za jaką cenę? Mroczny sekret juŜ
na zawsze stałby się częścią ich Ŝycia.
Franko odwiedzał Sammy'ego regularnie. Z pozoru sprawiał wraŜenie
idealnego ojca i czułego partnera. Przynosił jej kanapki i napoje, siedział przy
łóŜku chłopca, czytał mu ksiąŜeczki i bawił się z nim. W obecności pielęgniarek
był wcieleniem uprzejmości i troskliwości. Nikt nawet nie przypuszczał, co kryło
się za tą piękną fasadą.
Na dzień przed wypisem Sammy'ego do szpitala wpadła rozpromieniona Jenny.
– Wyglądasz na uradowaną – zauwaŜyła Anna, całując siostrę w policzek. – Co
się stało?
– Dostałam pracę! – zawołała dziewczyna z podnieceniem.
Anna zmarszczyła czoło.
– Jaką pracę?
– Franko zaproponował mi posadę u siebie w firmie. Zaczynam od jutra.
Anna cięŜko przysiadła na skraju łóŜka Sammy'ego.
– Czy jesteś pewna, Ŝe to mądra decyzja?
Jenny wydawała się zaskoczona.
– O co chodzi? Myślałam, Ŝe się ucieszysz! PrzecieŜ macie wziąć ślub, więc
wszystkie problemy są juŜ rozwiązane. Mogę pracować przez całe wakacje. Przyda
mi się takie doświadczenie!
– Franko ci powiedział, Ŝe bierzemy ślub?
– Tak. Mówił, Ŝe wystarał się o specjalne zezwolenie i uroczystość moŜe się
odbyć juŜ w przyszłym tygodniu.
Anna zaniemówiła. Jenny popatrzyła na nią dziwnie.
– Nic jesteś szczęśliwa? PrzecieŜ go kochasz? Nigdy nie przestałaś go kochać,
więc dlaczego teraz tak dziwnie na mnie patrzysz?
Anna przygryzła usta, zastanawiając się, czy powinna wtajemniczyć siostrę w
kulisy sytuacji, Jenny jednak nie zostawiła jej czasu na podjęcie decyzji.
– Rozumiem, Ŝe Franko nadal jest na ciebie zły, bo nie powiedziałaś mu o
Sammym, ale postanowił odłoŜyć na bok Ŝale i dać wam jeszcze jedną szansę.
Moim zdaniem jesteś mu to winna, szczególnie Ŝe to on płaci za operację!
Co mogła odrzec? Owszem, była mu coś winna; była mu winna więcej, niŜ
Jenny przypuszczała. Nie zmieniało to jednak faktu, Ŝe ją i Franka łączyły juŜ tylko
gorycz, cierpienie i zdrada.
– Masz rację – westchnęła. – Niepotrzebnie się martwię. Wszystko się jakoś
ułoŜy... z czasem.
Jenny dotknęła jej ręki.
– Jesteś wyczerpana. MoŜe pójdziesz do domu i wreszcie porządnie się
prześpisz? Mogę zostać z Sammym do rana.
– Jesteś kochana, ale to jest moje miejsce. W końcu to ja jestem jego matką –
uśmiechnęła się, ściskając dłoń siostry.
– Sammy ma teraz równieŜ ojca – zauwaŜyła Jenny. – Nie jesteś juŜ sama ze
wszystkim. Franko mówił, Ŝe przyjdzie tu po pracy. Powinien juŜ niedługo być.
Jak na zawołanie w drzwiach ukazała się wysoka sylwetka.
– Dzień dobry, Anno – powiedział, szukając jej wzroku. – Jak się czuje mój
synek?
Synek! O ileŜ wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby Sammy rzeczywiście był
synem Franka!
– Dobrze – odrzekła Anna, rozciągając wargi w sztucznym uśmiechu. – Doktor
Frentalle mówi, Ŝe jutro Sammy moŜe wyjść do domu.
– To wspaniale – rozpromienił się Franko.
– MoŜe zabierzesz Annę na kolację? – wtrąciła Jenny. – Ja mogę posiedzieć tu
z Sammym przez kilka godzin.
– Raczej nie... – odezwała się Anna, ale Franko nie pozwolił jej skończyć.
– Bardzo dziękuję – uśmiechnął się z wdzięcznością. – Nie zajmie nam to
długo, najwyŜej półtorej godziny. Chodźmy, zanim Sammy się zbudzi.
Anna z trudem powstrzymywała wybuch, ale gdy juŜ znaleźli się za dyŜurką
pielęgniarek, wyszarpnęła ramię i utkwiła w twarzy Franka lodowaty wzrok.
– Nie chcę iść z tobą na kolację.
– Musisz coś jeść – powiedział, zupełnie niewzruszony. – Więc równie dobrze
moŜesz zjeść ze mną. W końcu juŜ niedługo będziesz dzieliła ze mną wszystkie
posiłki. Przyzwyczajaj się.
– Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Nie mam najmniejszej ochoty wychodzić
za ciebie.
– Kilka lat temu ten pomysł bardzo ci się podobał...
– Nie jesteś juŜ tym samym człowiekiem.
– To prawda, ale ty teŜ nie jesteś tą samą kobietą, którą wówczas kochałem.
Tym razem przynajmniej wiem, co biorę.
– Nic nie bierzesz, bo ja się nie zgadzam na ślub.
– Wyjdziesz za mnie, Anno, albo będziesz musiała znieść konsekwencje swojej
odmowy.
– Grozisz mi? – zapytała z oburzeniem.
Franko w dalszym ciągu zachowywał kamienny spokój.
– Nie, przypominam ci tylko o niektórych faktach.
– A pierwszy z nich to ten, Ŝe ty dyktujesz zasady?
– To oczywiste. Czy myślisz, Ŝe znów pozwolę wystrychnąć się na dudka? Nie
jestem taki głupi. Będę cię miał na własnych warunkach, lak długo, jak zechcę, a ty
nie moŜesz zrobić nic, Ŝeby temu zapobiec.
– Czy nie posuwasz się przypadkiem za daleko? Naprawdę chcesz zawrzeć
małŜeństwo z nienawiści?
– Coś ci powiem, Anno. – Zatrzymał na jej twarzy przenikliwe spojrzenie. –
Wolę być twoim męŜem, nienawidząc cię, niŜ Ŝyć z dala od ciebie, usychając z
miłości.
Przez dłuŜszą chwilę patrzyła na niego z kompletnym niezrozumieniem.
– Nie interesuje mnie, co do mnie czujesz; chcę cię mieć, i to wszystko –
ciągnął Franko. – Zostaniesz moją Ŝoną, a Sammy wobec wszystkich będzie
uchodził za mojego syna. Będę go traktował dokładnie tak samo jak inne nasze
dzieci.
Anna otworzyła usta ze zdumienia.
– Jakie dzieci? Chcesz mieć ze mną dzieci?
– AleŜ oczywiście!
– Ale przecieŜ...
– Nie od razu – przerwał jej. – Zrozumiałe, Ŝe będziesz potrzebowała trochę
czasu, Ŝeby przywyknąć do sytuacji.
– Nie przywyknę nawet do końca Ŝycia!
– W tej chwili najwaŜniejsze są potrzeby Sammy'ego. MoŜemy się na razie
wstrzymać z płodzeniem innych dzieci.
– Jaki ty jesteś troskliwy – mruknęła ironicznie.
– Co ci się tak nie podoba w moim pomyśle, Anno? Urodziłaś dziecko mojemu
bratu, więc jedno czy dwoje dla mnie nie powinno ci sprawić większej róŜnicy.
– BoŜe, jaki ty jesteś cyniczny! – wykrzyknęła.
– Nie zamierzam wprowadzać cię w błąd co do istoty naszej relacji.
Serce ścisnęło jej się boleśnie. Franko określił swoje stanowisko wystarczająco
jasno. Nie czuł do niej juŜ nic oprócz nienawiści.
– Weźmiemy ślub w przyszłym tygodniu, gdy lekarze pozwolą Sammy'emu
polecieć do Rzymu. Moja rodzina zechce cię oficjalnie powitać w swoim gronie.
– Nie chcę jechać do Rzymu.
Franko nic na to nie odpowiedział, tylko w milczeniu poprowadził ją do
samochodu, ale mocno zaciśnięte usta świadczyły o tym, Ŝe jest na nią zły.
– Nie chcę jechać do Rzymu – powtórzyła, siedząc juŜ na miejscu pasaŜera.
– JuŜ to słyszałem. Nie musisz powtarzać.
– Mój dom jest w Australii. Jenny tutaj studiuje i...
Franko szarpnął dźwignię biegów z wyraźną złością.
– PrzecieŜ nie wymagam, Ŝebyś zupełnie stąd wyemigrowała. Powiedziałem
tylko, Ŝe polecimy do Rzymu na ślub.
– Ale twój dom jest we Włoszech – zdziwiła się. – Mówiłeś, Ŝe przyjechałeś do
Australii tylko na trzy miesiące, więc...
– Przez następny rok albo dłuŜej będę podróŜował między obydwoma krajami.
Ty, Sammy i Jenny moŜecie podróŜować razem ze mną, gdy czas wam na to
pozwoli.
– Mam być Ŝoną na pół etatu?
Franko przelotnie spojrzał jej w oczy.
– Chyba nie spodziewałaś się, Ŝe zatrudnię cię w pełnym wymiarze?
Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Czego właściwie oczekiwała obietnicy
szczęśliwego Ŝycia do grobowej deski? Przygryzła usta i wpatrzyła się w okno.
– Co masz ochotę zjeść? – zapytał Franko po dłuŜszej chwili nabrzmiałej
milczeniem.
– Nie jestem głodna.
Westchnął i zastukał palcami o kierownicę.
– Widzę, Ŝe nie chcesz ustąpić nawet o cal. Walczysz ze mną na kaŜdym kroku.
– A jak mam z tobą nie walczyć? – odrzekła gniewnie. – Traktujesz mnie jak
pionek na szachownicy... przestawiasz, gdzie ci przyjdzie ochota, nie zastanawiając
się w ogóle nad tym, czego ja chcę!
Franko znów zacisnął usta.
– No dobrze. W takim razie czego chcesz?
Czego chciała? Jak mogła mu o tym opowiedzieć?
– Powiedz mi, co cię uszczęśliwi – nalegał. – Staram się, jak mogę,
uporządkować ten bałagan w naszym Ŝyciu. PrzecieŜ nie musiałem pomagać ci
przy operacji Sammy’ego. W końcu nic mnie z nim nie łączy... zupełnie nic.
– Czego ty chcesz?! – wykrzyknęła Anna, balansując na skraju histerii. –
Chcesz dostać medal za to, co zrobiłeś? W porządku, zapłaciłeś za operację
dziecka. I co z tego? Czego jeszcze ode mnie wymagasz? Nie wystarczy ci, Ŝe
poszłam z tobą do łóŜka i zgodziłam się mieszkać z tobą przez trzy miesiące?
Czego jeszcze oczekujesz?
W jego oczach zobaczyła furię.
– Chcę odzyskać to, co zniszczyłaś kiedyś.
Zamrugała, Ŝeby odpędzić Izy.
– Chciałabym, Ŝebyś chociaŜ raz nie wspominał o przeszłości.
– Dlaczego? Wpędzam cię w poczucie winy?
Anna wybuchnęła szlochem.
– Nie zniosę tego więcej, nie zniosę!
– No cóŜ, mnie nie sprawia to przyjemności, ale ten problem sam nie zniknie.
Jeśli się z nim otwarcie nie skonfrontujemy, to ciągle będziemy się o niego
potykać.
Zaparkował samochód przed restauracją, wysiadł i otworzył drzwi po jej
stronie.
– Anno... – powiedział juŜ łagodniej, ujmując ją pod ramię. – Anno...
– Zostaw mnie.
– Posłuchaj, cara. Obiecuję, Ŝe dzisiaj nie będę juŜ więcej wspominał o
przeszłości. Zgoda?
– Nie wierzę, Ŝe uda ci się powstrzymać – prychnęła.
– Sama się przekonasz – obiecał.
Wprowadził ją do wnętrza włoskiej restauracji.
JuŜ po chwili siedzieli przy stoliku w ustronnym kącie. Franko wziął ją za rękę i
nie spuszczając wzroku z jej twarzy, bawił się jej palcami.
– Anno...
– Tak?
– Nic – uśmiechnął się. – Po prostu: Anno.
– Franko?
– Mhm?
– Dlaczego chcesz się ze mną oŜenić?
Milczał przez dłuŜszą chwilę, a wreszcie powiedział:
– Sammy potrzebuje ojca.
– Czy to jedyny powód?
– A jaki moŜe być inny? – wzruszył ramionami.
– Nie wiem... ale to jest dość radykalne rozwiązanie... jeśli wziąć pod uwagę
naszą przeszłość.
– Zdawało mi się, Ŝe mieliśmy dzisiaj nie rozmawiać o przeszłości?
– Wiem, ale zastanawiałam się... – Podniosła na niego wzrok. – Ta podróŜ do
Rzymu, którą planujesz... Czy wziąłeś pod uwagę, jak twoja rodzina moŜe
zareagować na wiadomość, Ŝe Ŝenisz się ze mną?
– Wziąłem to pod uwagę.
– I?
– Mimo wszystko weźmiemy ślub.
– Ale to będzie bardzo trudne... obecność Carla i w ogóle...
– Anno, to nie ja spowodowałem te trudności, tylko ty. Carlo będzie musiał
zaakceptować cie jako moją Ŝonę, bo taka jest moja wola. Podobnie jak i reszta
rodziny.
– Czy twoja matka wie o... ?
– Nie. – Puścił jej dłoń i sięgnął po kieliszek z winem. – Uznałem wtedy, Ŝe
najlepiej będzie powiedzieć jej, Ŝe. pokłóciliśmy się i zrezygnowaliśmy ze ślubu.
– Nigdy nie zapytała, o co poszło?
– Moja matka zna mnie bardzo dobrze. Wie, o jakich sprawach nie chcę
rozmawiać, i nie próbuje mnie do niczego zmuszać.
– A twoja siostra Giulia?
– Giulia zawsze miała o tobie bardzo dobre zdanie. Zwymyślała mnie od
głupców za to, Ŝe pozwoliłem ci odejść.
– I nie korciło cię. Ŝeby powiedzieć jej prawdę?
– Korciło mnie, i to bardzo.
– Więc co cię powstrzymało?
Franko przez chwilę obracał kieliszek w ręku.
– Carlo był bardzo przygnieciony poczuciem winy... uznałem, Ŝe gdy opowiem
o wszystkim rodzinie, będzie się czuł jeszcze gorzej.
Z jakiegoś powodu Anna poczuła się rozczarowana tą odpowiedzią.
– A ty nigdy nie miałaś ochoty powiedzieć prawdy Jenny? – zapyta! Franko.
– Czasami...
– Jak jej wyjaśniłaś nasze zerwanie?
Anna wzruszyła ramionami.
– Powiedziałam, Ŝe się w tobie odkochałam – odrzekła, unikając jego wzroku.
Tak było łatwiej. A potem okazało się, Ŝe to nawet nie było kłamstwo.
– Byłaś później w jakimś związku? – indagował Franko, obserwując ją bacznie.
– To nie jest łatwe dla samotnej matki – odpowiedziała, bawiąc się kieliszkiem.
– MęŜczyźni przewaŜnie wolą kobiety bez przychówku.
– Sammy jest fantastycznym dzieciakiem.
– Dziękuję – odrzekła szczerze.
Znów zapadło między nimi milczenie. Anna obracała w palcach serwetkę.
– Dzwoniłem do domu wczoraj wieczorem. Powiedziałem im, Ŝe Sammy jest
moim synem – oznajmił Franko.
Widelec wysunął się Annie z rąk.
– Zdenerwowali się?
– Trochę – odrzekł Franko z grymasem. – Matka oczywiście była na mnie
wściekła, a Giulia uznała, Ŝe opuściłem cię, gdy najbardziej mnie potrzebowałaś.
– To musiało być dla ciebie bardzo trudne.
– To samo myślałem o tobie – stwierdził. – Kiedy się przekonałaś, Ŝe jesteś w
ciąŜy?
– Za późno – przyznała. – Pod koniec trzeciego miesiąca. I wpadłam w panikę.
Chyba zlekcewaŜyłam pierwsze objawy. To był dla mnie szok. A jeszcze gorsze
było to. Ŝe nikomu nie mogłam powiedzieć prawdy.
– Brałaś pod uwagę usunięcie ciąŜy?
Anna drgnęła.
– Nie, nawet przez chwilę się nad tym nie zastanawiałam. To był mój błąd... i
byłam przygotowana, by za niego zapłacić.
– Wygląda na to, Ŝe zapłaciłaś wielką cenę.
– Zdziwiona jestem, Ŝe tak mówisz.
– Ja teŜ byłem w szoku, gdy się dowiedziałem, Ŝe masz dziecko – przyznał
Franko. – Przez krótki czas miałem nadzieję, Ŝe jest moje... ale przecieŜ zawsze
uŜywaliśmy zabezpieczenia, więc musiałem pogodzić się z myślą, Ŝe to dziecko
Carla.
– Szkoda, Ŝe to nie jest twój syn – powiedziała Anna impulsywnie, zanim
zdąŜyła ugryźć się w język.
Franko popatrzył jej prosto w oczy.
– Myślisz, Ŝe ja nie Ŝałuję? Patrzę na niego i widzę siebie. I widzę, co mogliśmy
przeŜywać razem...
– Tak mi przykro...
Franko odstawił kieliszek z głośnym stuknięciem.
– Mnie jest przykro jeszcze bardziej niŜ tobie.
– Szkoda, Ŝe niczego nie pamiętam.
– Chciałbym, Ŝebyś wreszcie przestała mnie karmić tymi bzdurami o zaniku
pamięci. Czego jeszcze potrzebujesz, Ŝeby przyjąć odpowiedzialność za swoją rolę
w lej historii? Zdjęcia ci nie wystarczą? Chcesz relacji naocznego świadka?
Anna nerwowo zwijała serwetkę w ciasny rulon.
– Byłoby mi o wiele łatwiej, gdybym mogła sobie przypomnieć, w jaki sposób
znalazłam się w łóŜku Carla.
– Mogę ci w tym pomóc – rzekł Franko z goryczą. – Wypiliście butelkę
szampana. Zaszumiało ci w głowie i zaczęłaś się dobierać do Carla, a Ŝe on
równieŜ nie był trzeźwy, nie potrafił ci się oprzeć. Nie dziwię mu się zresztą. Ja na
jego miejscu zrobiłbym to samo. Ale mniejsza o to. Teraz trzeba się skoncentrować
na przyszłości. Sammy ma prawo do swojego dziedzictwa jako Ventressi i
dopilnuję, Ŝeby je otrzymał.
– Nawet jeśli oznacza to małŜeństwo z kobietą, do której nic nie czujesz?
Franko spojrzał na nią twardo.
– Nie posunąłbym się do takiego stwierdzenia. Owszem, czuję do ciebie wiele
rzeczy. Na przykład złość, a w spokojniejszych chwilach takŜe ślad dawnej
sympatii. Ale szczerze mówiąc, czuję przede wszystkim poŜądanie. Tego uczucia
nie potrafiłem się pozbyć przez te wszystkie lata. Dlatego teraz jestem
zdecydowany cię mieć.
– Nie mogę, Franko – szepnęła Anna niemal bezgłośnie. – Nie mogę za ciebie
wyjść.
– MoŜesz i wyjdziesz. Nie zgadzam się na Ŝadne inne rozwiązanie.
– I jak długo, twoim zdaniem, takie małŜeństwo moŜe przetrwać? – zapytała z
desperacją.
– Tak długo, jak ja zechcę.
– Zawsze musisz mieć ostatnie słowo?
– Myślisz, Ŝe zadowolę się czymkolwiek innym? Kiedyś juŜ zniszczyłaś moje
szczęście. Nie zamierzam teraz rezygnować z ponownej szansy.
– Błagam cię, nie proś mnie o to.
– Ale ja cię nie proszę. Za tydzień zostaniesz moją Ŝoną. Nie ma innej
moŜliwości.
– AŜ tak bardzo mnie nienawidzisz?
Jego twarz była zupełnie nieprzenikniona.
– Mam wiele powodów, Ŝeby cię nienawidzić. Ty sama wiesz o tym najlepiej.
Nic nie potrafiła powiedzieć na swoją obronę, – Nie wiem, jak spojrzę w twarz
twojemu bratu...
– Nie musisz się obawiać o zachowanie Carla. On juŜ nigdy nie spojrzy na
ciebie w ten sposób. Jest bardzo zakochany w Milanie i nie będzie miał ochoty
naraŜać swojego małŜeństwa.
Nastąpiła kolejna niezręczna chwila milczenia.
– On mi przysłał te zdjęcia – powiedziała w końcu Anna.
Franko znieruchomiał.
– W pierwszej chwili myślałam, Ŝe to list od ciebie... Przeprosiny za to, Ŝe nie
próbowałeś spojrzeć na sytuację z mojej strony...
– Czy coś jeszcze tam było oprócz zdjęć?
– Na przykład co? – zapytała Anna ironicznie. – Wyznanie, Ŝe podle mnie
wykorzystał? I Ŝe to jednak nie była moja wina?
Franko znów ponuro zacisnął usta.
– Czy był tam jakiś list?
– Owszem, był. Krótki i rzeczowy.
– Co tam było napisane?
– Niewiele, ale nietrudno było odczytać przekaz między wierszami.
– Masz jeszcze ten list?
– Nie.
– Oczywiście – uśmiechnął się Franko cynicznie.
Anna spojrzała na niego z oszołomieniem.
– Znów mi nie wierzysz, tak?
– A dlaczego miałbym ci wierzyć?
– Bo mówię prawdę! Twój brat dołączył do zdjęć kartkę z ostrzeŜeniem, Ŝebym
nigdy w Ŝyciu nie próbowała kontaktować się z nikim z waszej rodziny.
– Nie nazwałbym tego groźbą – mruknął Franko. – W tych okolicznościach to
było zupełnie zrozumiałe.
– I ty się zastanawiasz, dlaczego nie wierzę w naszą przyszłość – zaśmiała się
Anna bez humoru. – Dla ciebie jestem tylko niemoralną dziwką, która zdradziła cię
z bratem przy pierwszej nadarzającej się okazji.
– Muszę w to wierzyć, Anno, nie mam innego wyboru – westchnął. – Ale
bardzo bym chciał mieć taki wybór. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Rozdział 8
Rankiem w dniu ślubu niebo przecięły zielone błyskawice, a zaraz potem
rozległ się grzmot i lunął ulewny deszcz. Anna nie mogła powstrzymać się od
myśli, Ŝe ta pogoda to omen zwiastujący przyszłość jej małŜeństwa.
W ciągu ostatnich dni Franko traktował ją nadspodziewanie dobrze. Trzymał
się na dystans, wyraźnie schodził jej z drogi, omijał wspólną sypialnię, a w
rozmowach ograniczał się do pojedynczych słów i monosylab. Tylko w obecności
Sammy'ego lub Jenny znów wchodził w swoją dawną skórę i stawał się
czarującym, uroczym męŜczyzną.
Ceremonia ślubu była krótka i bezosobowa i w niczym nie przypominała
wielkiej fety, jaką Anna i Jenny planowały przed czterema laty w Rzymie. Anna
powtarzała słowa przysięgi stłumionym głosem, zastanawiając się, czy błyskawice
nad jej głową symbolizują gniew jakiejś wyŜszej siły z powodu jej dawnych
grzechów.
Wydawało się, Ŝe Franko nie przeŜywa podobnych rozterek. Spokojnie wsunął
obrączkę na jej palce i pocałował ją zdawkowo, chyba tylko ze względu na
nielicznych świadków, wśród których prym wiodła entuzjastyczna Jenny i Sammy
z ochami wielkimi jak spodki.
Przyjęcie, złoŜone z kilku kieliszków szampana oraz tacy przekąsek, odbyło się
W holu hotelowym, a oprawę artystyczną zapewniał pianista o bardzo
ograniczonym repertuarze, Anna odetchnęła z ulgą, gdy ta farsa dobiegła wreszcie
końca i moŜna było wrócić do domu Franka. Tam przynajmniej wiedziała, na czym
stoi i gdzie jest •ej miejsce.
Sammy poszedł spać bez zwykłego wieczornego marudzenia, Jenny
uśmiechnęła się nieśmiało, gdy przy drzwiach pojawił się młody księgowy z firmy
Franka, z którym spotykała się od kilku dni. Anna pomachała im na poŜegnanie i
ruszyła w stronę schodów, ale zatrzymał ją głos Franka.
– Anno.
Obejrzała się przez ramię i gdy napotkała jego wzrok, nieświadomie zacisnęła
dłonie w pięści.
– Chciałbym z tobą porozmawiać.
– Trochę juŜ za późno na ustalenia przedmałŜeńskie – stwierdziła ironicznie.
ZauwaŜyła, Ŝe on takŜe zwinął dłonie w pięści, i sprawiło jej to dziwną
satysfakcję.
– Za trzy tygodnie wyjeŜdŜamy do Rzymu – oznajmił, – To mam jeszcze
mnóstwo czasu, Ŝeby się spakować. Czy jeszcze coś?
– Owszem, tak – odrzekł ostro. – MoŜemy porozmawiać tutaj w holu albo w
salonie, jak wolisz.
Uniosła wyŜej głowę i stanęła na pierwszym schodku.
– Wolałabym pójść się połoŜyć, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Nic mam
teraz ochoty na stypę poślubną.
Brwi Franka powędrowały do góry.
– Co to ma znaczyć?
– Tę dzisiejszą uroczystość trudno chyba nazwać ślubem? – odrzekła z
ironicznym zdziwieniem. – Panna młoda, która została przymuszona do ślubu
szantaŜem, i pan młody, który Ŝeni się wyłącznie z zemsty!
– Zapewniam cię, Ŝe nie chodziło mi tylko o zemstę.
– Och, czyŜby? No cóŜ. Mnie w tej chwili chodzi tylko o to, Ŝebym mogła się
spokojnie połoŜyć.
Odwróciła się, chcąc pójść na górę, i naraz ze świstem wciągnęła powietrze.
Nieoczekiwany, przeszywający ból w podbrzuszu zgiął ją wpół; omal nie upadła,
ale zdąŜyła przytrzymać się barierki.
– Anno! – wykrzyknął Franko, dobiegając do niej w dwóch susach. – Co się
stało?
Blada jak papier, kurczowo zaciskała pałce na poręczy schodów.
– Nie... nie wiem – wykrztusiła.
Franko wziął ją na ręce, zaniósł do największej sypialni i połoŜył na łóŜku.
Nawet nie próbowała się wyrywać; nie miała na to siły. Czuła, Ŝe po nogach
spływa jej lepka ciecz.
– Jesteś blada jak papier – zauwaŜy! Franko z niepokojem. – Dzwonię po
lekarza.
Zwinęła się w kłębek, by zmniejszyć ból, i resztką sił walczyła ze Izami.
– Jak się nazywa twój lekarz? – zapytał Franko Z paniką w głosie.
Podała mu nazwisko przez zaciśnięte zęby i zwinęła się na łóŜku jeszcze
ciaśniej.
– To pilne! – krzyczał Franko do słuchawki. – Moja... moja Ŝona ma atak bólu!
Nic mnie nie obchodzi, ilu ludzi potrzebuje w tej chwili karetki! Mówię pani, Ŝe...
– Och! – jęknęła Anna, przyciskając obydwie dłonie do brzucha.
Franko odrzucił telefon i w jednej chwili znalazł się przy niej. DrŜącą ręką
odgarnął włosy z jej czoła.
– Anno!
– Franko, ja krwawię – wydyszała.
– Co?! – Zmarszczył brwi; treść jej słów wyraźnie dotarła do niego dopiero po
dłuŜszej chwili.
Przesunął wzrok wzdłuŜ jej ciała i dopiero teraz zauwaŜył czerwoną plamę,
rozszerzającą się szybko na prześcieradle.
– Dostałaś okres?
Potrząsnęła głową, mocno zaciskając zęby, Ŝeby przetrwać następny skurcz.
Franko rzucił się do łazienki i po sekundzie wrócił z ręcznikiem, który wsunął
jej między nogi.
– Czy zawsze wygląda to tak źle?
Znów potrząsnęła głową i tym razem spróbowała się odezwać.
– Nie... ja... jeszcze nigdy.... och!
Franko po raz drugi zadzwonił na pogotowie i tym razem uzyskał, czego chciał.
Po kilku minutach przed domem rozległa się syrena karetki, a w ślad za
sanitariuszami do sypialni wpadła Rosa.
– Ja się zajmę Sammym – zapewniła Annę, którą paramedycy właśnie układali
na noszach.
– Dziękuję – szepnęła.
Franko bezceremonialnie odsunął gospodynię na bok i przejął dowodzenie nad
personelem karetki.
– OstroŜnie! – warknął, gdy nosze podskoczyły z hałasem.
– Robimy, co moŜemy – uspokajał go z uśmiechem rudowłosy sanitariusz. –
Nic jej nie będzie. Wygląda to na zwykłe poronienie. Ciśnienie ma dobre, a ból jest
do zniesienia. Wróci do domu, zanim się pan obejrzy.
Franko znieruchomiał. Poronienie? Dziecko? Czyje? Jego? Wsiadł do karetki z
chaosem w myślach, patrząc na swoją świeŜo upieczoną Ŝonę z takim wyrazem
twarzy, jakby zobaczył ducha.
– Anno...
Wzięła go za rękę i lekko uścisnęła.
– Przepraszam.
– Za co mnie przepraszasz? – zdumiał się, trzymając jej dłoń tak delikatnie,
jakby była ze szklą.
– Powinnam ci powiedzieć...
– O czym?
– Brałam niskohormonalne tabletki, ale zdarzało mi się zapomnieć...
Franko gwałtownie wciągnął oddech.
– Nie sądziłam, Ŝe tak się zdarzy... – dodała cicho.
– Nie martw się tym. – Słowa z trudem wydobywały się z zaciśniętego gardła.
Anna rozpłakała się.
– Anno... to moja wina... – wykrztusił.
– Nie...
– Cicho. – PrzyłoŜył palec wskazujący do jej ust, a kciukiem jednocześnie otarł
łzę z policzka. – Nie płacz, cara. Proszę cię, nie płacz...
Szpital był hałaśliwy i przepełniony, ale Franko dopilnował, by Anna jak
najszybciej znalazła się w spokojnej salce. Zawołano lekarza, który szybko
przygotował wszystko, co było potrzebne do zabiegu wyłyŜeczkowania macicy.
– To wczesne poronienie, więc pańska Ŝona szybko dojdzie do siebie –
zapewnił lekarz Franka. – Kilka dni odpoczynku i wszystko wróci do normy. Ale
trzeba uwaŜać na jej zdrowie emocjonalne. Wiele kobiet cięŜko przechodzi utratę
ciąŜy, ale jeśli okaŜe jej pan czułość i serdeczność, powinna szybko odzyskać
wewnętrzną równowagę.
Franko nerwowo przełknął ślinę, przepełniony poczuciem winy. Przez chwilę
zastanawiał się, co powiedziałby ten lekarz, gdyby się dowiedział, jak świeŜo
upieczony mąŜ dotychczas traktował pacjentkę.
Lekarz napisał coś na kartce i podał ją pielęgniarce, a potem znów zwrócił się
do Franka:
– Słyszałem, Ŝe dopiero dzisiaj wzięli państwo ślub – powiedział ze
współczuciem. – Wygląda na to, Ŝe małŜeństwo nie zaczęło się najszczęśliwiej.
– Nie musi mi pan tego mówić – mruknął Franko ponuro.
Gdy odzyskała przytomność, była zupełnie zdezorientowana. Cale ciało miała
obolałe, ale nie czuła juŜ skurczy. Obróciła głowę w bok i zobaczyła przy łóŜku
Franka. Siedział na krześle z twarzą ukrytą w dłoniach.
Poczuł chyba na sobie jej wzrok, bo podniósł głowę. Na jego twarzy malowało
się niezwykłe wzburzenie. Włosy miał potargane, oczy podkrąŜone i do tego był
nieogolony.
– Anno... – wychrypiał, sięgając po jej dłonie.
– Czy... czy z Sammym wszystko w porządku? – szepnęła przez wyschnięte
gardło.
– Parę minut temu dzwoniłem do Rosy i Jenny. Wszystko w porządku, zjadł
ś
niadanie i teraz wybiera się z Jenny do parku.
Przez twarz Anny przemknął blady uśmiech.
– Wyglądasz okropnie.
– A czuję się jeszcze gorzej.
– W ogóle nie spałeś?
– Nie.
Zatrzymała wzrok na ich splecionych dłoniach przyozdobionych złotymi
obrączkami.
– Okropnie mnie wystraszyłaś – rzekł Franko po chwili.
Podniosła na niego wzrok.
– Przepraszam... Nawet nie wiedziałam, Ŝe byłam w ciąŜy. Martwiłam się o
Sammy'ego... czasem zapominałam o tabletce i nie miałam pojęcia, w której fazie
cyklu jestem...
– To ja powinienem się zabezpieczać – mruknął Franko.
– To nie ma znaczenia... – szepnęła.
– Oczywiście, Ŝe ma! To wszystko by się nie zdarzyło, gdybym traktował cię
choć trochę lepiej. – Puścił jej ręce i przesunął się na koniec łóŜka.
– Wiesz, jak bardzo obwiniam siebie za to, przez co przeszłaś?
– To nie twoja wina – powtórzyła, patrząc na jego zmęczoną twarz.
– To moja wina – powtórzył z uporem. – Od pierwszego dnia zatruwałem ci
Ŝ
ycie. PrzeŜywałaś wielki stres z powodu Sammy'ego, a ja jeszcze dołoŜyłem do
tego swoje niedorzeczne wymagania. – Pokręcił głową z niedowierzaniem i dodał:
– Byłem dla ciebie okrutny.
– Nie! – szepnęła. – Nie byłeś... taki zły.
– Wybacz mi, Anno. Proszę, powiedz, Ŝe mi wybaczasz to, co ci zrobiłem.
– Nie mam ci czego wybaczać – odrzekła, odwracając wzrok. Nie była w stanie
znieść jego spojrzenia.
– Jesteś dla mnie zbyt wyrozumiała.
– KaŜdy w końcu popełnia jakieś błędy.
Franko westchnął cięŜko.
– Masz rację, oczywiście. W samą porę mi o tym przypomniałaś. Ty popełniłaś
jeden błąd, za który karałem cię całymi latami, przy okazji niszcząc własne Ŝycie.
Pod powiekami Anny zbierały się łzy. Słuchała Franka ze ściśniętym sercem.
To, co czuł, to były wyrzuty sumienia, nie miłość. A teraz poczucie winy miało ich
połączyć na zawsze.
– Franko... Ja...
– Nie – uciszył ją. – Pozwól mi skończyć. Jesteśmy teraz małŜeństwem. Tego
nie mogę zmienić tak szybko. Wiem, Ŝe proszę o wiele, ale... czy jednak zgodzisz
się pojechać ze mną do Rzymu za trzy tygodnie? Moja matka bardzo chciałaby
zobaczyć wnuka. Giulia naturalnie teŜ się ucieszy na twój widok.
– A potem? – zapytała przez ściśnięte gardło. – Co będzie, gdy juŜ wrócimy do
Australii?
Franko zatrzymał wzrok na jej twarzy.
– Potem się rozstaniemy. Zwrócę ci wolność, której nigdy nie powinienem był
ci zabierać. Oczywiście zapewnię tobie i Sammy'emu bezpieczeństwo finansowe.
Nie chciała jego pieniędzy! Łzy znów wymknęły się spod jej powiek i
popłynęły po policzkach.
– Widzę, Ŝe to dla ciebie wielka ulga – stwierdził Franko, zaciskając usta. –
Pewnie liczysz dni do chwili, kiedy to wszystko się skończy.
Obrócił się na pięcie i szybko wyszedł z sali.
Następne trzy tygodnie były dla Anny bardzo trudne do zniesienia. Franko
traktował ją niezwykłe uprzejmie, nawet serdecznie, ale była pewna, Ŝe w głębi
duszy odlicza dni pozostałe do zakończenia ich fasadowego małŜeństwa.
Jenny była zaabsorbowana swoim chłopcem, a Sammy czuł się doskonale w
wielkim domu z jeszcze większym telewizorem i stertą fantastycznych zabawek.
Anna jednak była coraz bardziej samotna. Franko przeniósł się na stałe do jednej z
zapasowych sypialni, zostawiając ogromne podwójne łóŜko do jej wyłącznego
uŜytku. Wychodził do pracy bardzo wcześnie, a wracał późno, tłumacząc się
nawałem obowiązków w firmie.
Oczywiście Anna wcale w to nie wierzyła.
Była tak sfrustrowana jego chłodem, Ŝe kilka razy specjalnie czekała na jego
powrót. Ostatniego wieczoru przed wyjazdem do Rzymu Franko pojawił się w
domu dopiero przed północą. Wszedł do salonu z marynarką przerzuconą przez
ramię, z rozluźnionym węzłem krawata, i zauwaŜył ją dopiero wtedy, gdy
podniosła się z sofy i wypowiedziała jego imię.
– Anno – odezwał się, rzucając marynarkę na oparcie krzesła. – Masz ochotę na
drinka?
– Nie, dziękuję.
Podszedł do barku, omijając ją wzrokiem.
– Dlaczego jeszcze nie śpisz?
– Chciałam z tobą porozmawiać.
– O czym? – zapytał między jednym łykiem whisky a drugim.
Anna zacisnęła usta.
– Zastanawiałam się, jak chcesz zorganizować nasz pobyt w Rzymie.
– Zatrzymamy się u mojej matki. Wynająłem swój dom. Ale nie musisz się
niczego obawiać. Powiedziałem matce o poronieniu, więc dostaniesz osobną
sypialnię, Ŝebyś mogła w spokoju dochodzić do zdrowia.
– Nie sądziłam...
– Ty moŜe nie, ale moja matka tak. I tak juŜ uwaŜa mnie za brutala, którego
naleŜałoby wychłostać za to, jak cię potraktowałem.
– Powinieneś powiedzieć jej prawdę.
– Jaką? śe zamierzamy wziąć rozwód zaraz po powrocie do Melbourne? Moja
matka jest gorliwą katoliczką.
– W końcu i tak będziesz musiał jej powiedzieć.
– Zrobię to, kiedy uznam za stosowne – uciął krótko i dolał sobie whisky.
Anna patrzyła na niego, przygryzając wargi.
– Nigdy wcześniej tyle nie piłeś – zauwaŜyła.
– Masz z tym jakiś problem? – Wzruszył ramionami.
– Nie, tylko pomyślałam...
– Nie myśl. Myślenie niczego nie zmienia.
– Jesteś na mnie zły?
– Dlaczego miałbym być na ciebie zły? Przemykasz po kątach, boisz się
odezwać, Ŝebym nie urwał ci głowy. Oczywiście, Ŝe nie jestem na ciebie zły.
– Nie przemykam po kątach – odpowiedziała z urazą. – Po prostu odniosłam
wraŜenie, Ŝe wolisz, abym schodziła ci z drogi. Wracasz bardzo późno, nie
przychodzisz do sypialni...
– Nie sądzisz, Ŝe to juŜ chyba byłoby trochę za wicie? Chyba nie czekałaś na
mnie po to, Ŝeby zaoferować mi swoje towarzystwo w łóŜku?
Anna zaniemówiła, ale jeden rzut oka na twarz Franka przekonał ją, Ŝe w tej
chwili jakakolwiek rozsądna rozmowa jest niemoŜliwa.
– Za duŜo wypiłeś – stwierdziła śmiało.
– I co z tego? – skrzywił się. – Co zamierzasz z tym zrobić, moja droga Ŝono?
JuŜ miała na końcu języka ciętą odpowiedź, ale pohamowała się w porę i
odwróciła się do wyjścia. Franko jednak przytrzymał ją za rękę.
– Nie tak szybko.
– Puść mnie, Franko.
– Nigdzie cię nie puszczę – rzekł, mierząc ją rozgorączkowanym spojrzeniem. –
Nigdy nie chciałem cię wypuszczać.
Szarpnęła rękę, ale trzymał ją mocno i powoli zbliŜał twarz do jej twarzy, nie
zostawiając jej Ŝadnego wyboru. Przymknęła oczy, by nie ujrzeć w jego oczach
błysku nienawiści, i poddała się.
– Proszę... – szepnęła po dłuŜszej chwili, przyciskając się do niego całym
ciałem. – Proszę cię...
Franko natychmiast wytrzeźwiał i odsunął się od niej.
– Nie, cara. Obiecałem sobie, Ŝe nie zrobię tego.
– Proszę! – jęknęła błagalnie.
Franko z łatwością uwolnił się z jej uchwytu i znów podszedł do barku.
– Idź spać, Anno – powiedział, zwrócony do niej plecami.
Znów poczuła palące upokorzenie.
– Ale...
– Nic kłóć się ze mną.
Usłyszała szczęk kryształowej karafki o szklankę.
– Franko...
– Wynoś się stąd wreszcie! – Obrócił się na pięcie i spojrzał na nią groźnie.
Kostki jego palców zaciśniętych na szklance były zupełnie białe.
– Czy... czy zrobiłam coś nie tak? – zapytała nieśmiało, prawie szeptem.
– Chyba nie rozumiesz, co do ciebie mówię – wycedził przez zaciśnięte wargi.
– Prosiłem cię, Ŝebyś stąd wyszła.
– Słyszałam.
– W takim razie wyjdź.
– Nie boję się ciebie – powiedziała cicho.
– Głupia jesteś, Ŝe chcesz mnie oglądać w takim stanie.
– Widziałam cię juŜ w gorszym.
– Wątpię. – Niepewnie odstawił szklankę i przesunął dłonią po włosach. –
PrzecieŜ nie było cię przy mnie, gdy zobaczyłem te zdjęcia.
– Obiecałeś, Ŝe nie będziesz juŜ do tego wracał.
– Wtem, co obiecałem! – wykrzyknął, uderzając zwiniętą pięścią w blat.
Anna przygryzła usta, ale stała nieruchomo, drŜąc na całym ciele.
– Sama się prosisz o kłopoty – wybuchnął Franko. – Nie jestem teraz w stanie
się kontrolować, a ty moŜesz na tym ucierpieć!
– Dlaczego to robisz? – zapytała, wskazując na karafkę i szklankę.
– Topię swoje smutki. Tak się chyba mówi?
– Jakie smutki?
Franko znów sięgnął po karafkę.
– Byłem głupi, Ŝe cię odnalazłem. Myślałem, Ŝe uda mi się odebrać dług, ale
wyszło na to, Ŝe sam płacę.
– W jaki sposób?
Jednym haustem wychylił połowę zawartości szklanki i dopiero wtedy
odpowiedział:
– To, co kiedyś było między nami, umarło na zawsze. NajwyŜszy czas,
Ŝ
ebyśmy oboje się z tym pogodzili. Tego juŜ nie ma.
Dopił resztkę whisky, z rozmachem odstawił szklankę na bok i wyszedł z
salonu, nie czekając na jej odpowiedź.
Rozdział 9
Lot do Rzymu był łatwiejszy do zniesienia dzięki obecności Sammy'ego, który
siedział pomiędzy nimi, zachwycony luksusami klasy biznesowej. Jego nieustanna
paplanina skutecznie zapełniała niezręczne milczenie między Anną a Frankiem.
Gdy chłopiec w końcu usnął, Anna ułoŜyła go na wolnym fotelu i włączyła
sobie film. Patrzyła na ekran, ale nic do niej nie docierało. Franko siedział obok,
oddzielony od niej przestrzenią zaledwie jednego pustego miejsca. W ręku trzymał
drinka, a wzrok równieŜ miał sztywno utkwiony w ekranie przed sobą.
Przez ostatnie dwa dni prawie nie rozmawiali. Nawet Jenny zauwaŜyła, Ŝe
zapanowały między nimi ciche dni, i skomentowała to z troską w oczach. Anna
próbowała ją uspokoić, ale zdawała sobie sprawę, Ŝe jej słowa nie brzmią
przekonująco.
Rzymskie lotnisko Leonarda da Vinci było zatłoczone po brzegi. Wśród
oczekujących na przylot znalazła się Jovanna, matka Franka, oraz jego siostra
Giulia z trójką dzieci.
– Anno. – Jovanna pochwyciła ją w objęcia i ze łzami w oczach ucałowała w
policzki. – Wreszcie do nas wróciłaś! A gdzie jest mój wnuczek? Och! –
PrzyłoŜyła obie dłonie do policzków i z zachwytem wpatrzyła się w chłopca, który
właśnie wyłonił się zza nóg Franka. – Jaki on podobny do ciebie, Franko!
Wyglądałeś dokładnie tak samo, gdy byłeś w jego wieku! – zawołała i porwała
Sammy'ego w ramiona. Giulia ucałowała Annę i przedstawiła jej swoje dzieci:
dwuletnie bliźniaczki, Pię i Paotę, oraz maleńkiego Antonia, który uśmiechał się do
wszystkich bezzębnymi dziąsłami.
– Masz śliczne dzieci – stwierdziła Anna, łaskocząc Antonia pod brodą.
Giulia spochmurniała i delikatnie dotknęła jej ramienia.
– Tak mi przykro z powodu twojej straty.
– Dziękuję – odrzekła Anna, nieco speszona.
– Niedługo będziesz miała następne – zapewniła ją Giulia. – MoŜe zrobicie
sobie jakieś w Rzymie?
Anna Ŝałowała, Ŝe nie moŜe się ukryć pod stertą bagaŜy. Gdyby tylko Giulia
znała prawdę!
Droga do domu Jovanny przywodziła jej na myśl bolesne wspomnienia. W tych
wspomnieniach Franko był kimś zupełnie innym niŜ ten facet, który teraz siedział
obok niej w kamiennym milczeniu, nie reagując na nic. – Gdy wreszcie dotarli na
miejsce, Sammy był juŜ bardzo zmęczony i po krótkim wybuchu łez pozwolił się
odesłać do łóŜka w towarzystwie nowo poznanej babci. Giulia równieŜ zabrała
dzieci i poszła do siebie, obiecując, Ŝe przyjdzie następnego dnia na rodzinny
obiad. Anna z dreszczem uświadomiła sobie, Ŝe Carlo i jego Ŝona
najprawdopodobniej równieŜ się wtedy pojawią.
Przysiadła na sofie w salonie. Po chwili pojawił się tam Franko ze szklanką
soku pomarańczowego w ręku. Sok był dla niej; Franko natychmiast skierował
kroki do barku.
– Mama jest zachwycona twoim synem – oświadczył, nalewając sobie drinka.
– Tak – odrzekła Anna krótko.
– Bardzo ją uszczęśliwiłaś. JuŜ zaczynała przywykać do myśli, Ŝe nigdy nie
będę miał syna.
– PrzecieŜ to nie jest twój syn – odrzekła ze znuŜeniem.
– Nie, ale ona nie musi o tym wiedzieć. Nikt nie musi o tym wiedzieć.
Anna potrząsnęła głową.
– Czuję się jak oszustka... Nie znoszę tego udawania. To wszystko jest
fałszywe.
– To nie jest idealna sytuacja – zgodził się Franko. – Ale nic więcej nie
moŜemy zrobić. Carlo i Milana pojawią się tu jutro – dodał po chwili.
– Wiem. Giulia mi powiedziała.
– Nie masz nic przeciwko temu? – zapytał, obserwując ją uwaŜnie.
Odwróciła wzrok.
– Oczywiście, Ŝe nie.
– Nic chciałbym denerwować matki.
– Rozumiem.
– Wyglądasz na zmęczoną – zauwaŜył. – Jeśli chcesz, to idź się połoŜyć. Mama
nie będzie miała ci za złe, jeśli nie powiesz jej dobranoc. Anna podniosła się i
podeszła do drzwi.
– Mamy połączone pokoje – dorzucił Franko. – Ale nie musisz się tym martwić.
Zamknę porządnie drzwi od swojej strony, Ŝebyś mogła spać spokojnie.
– Mówiłam ci juŜ, Ŝe nie boję się ciebie.
Franko prychnął drwiąco.
– To moŜe powinnaś zacząć. Ja na twoim miejscu bym się bał.
Nic nie odpowiedziała, ale kiedy szła do swojego pokoju, serce biło jej mocniej
niŜ zazwyczaj.
Następnego wieczoru pojawiła się w salonie jako ostatnia. Rodzina była juŜ w
komplecie. Anna nałoŜyła na tę okazję błękitną sukienkę, która podkreślała kolor
jej oczu, i srebrne sandałki, a jasne włosy upięła w elegancki węzeł na karku.
Ledwie stanęła w progu, podbiegła do niej Giulia.
– Anno, poznaj mojego męŜa, Pietra. Chyba nie zdąŜyłaś go spotkać podczas
swojego poprzedniego pobytu.
– Jak się masz, Anno? – zapytał przystojny, ciemnooki męŜczyzna, wyciągając
do niej dłoń. – śona duŜo mi o tobie opowiadała.
– Wspaniale dziś wyglądasz! – zawołała Jovanna, równieŜ do niej podchodząc.
– Carlo! – zawołała do męŜczyzny stojącego obok wózka z drinkami w
towarzystwie kobiety w zaawansowanej ciąŜy – Gdzie twoje dobre maniery?
Przedstaw Annie Milanę!
Carlo zbliŜył się i wymamrotał coś niewyraźnie, nie patrząc jej w oczy.
Angielski Milany nie był tak płynny jak u pozostałych Ventressich, a ponadto
dziewczyna sprawiała wraŜenie nieco nieśmiałej. Przez cały czas kurczowo
trzymała Carla za rękę, jakby obawiała się, by gdzieś jej nie zniknął.
Po chwili wszyscy usiedli przy stole i Anna z przeraŜeniem odkryła, Ŝe
wyznaczono jej miejsce dokładnie naprzeciwko Carla. Podniosła się, ale gdy
Franko szybko oparł dłoń na jej ramieniu, przywołując ją do porządku, w milczeniu
opuściła wzrok na stół.
Otoczona rodziną Jovanna promieniała szczęściem.
– Jak to dobrze widzieć cię znowu wśród nas, Anno! I jak się cieszę, Ŝe mogłam
wreszcie poznać mojego wnuczka! Sammy pod kaŜdym względem jest podobny do
Franka. Mój syn tak samo zawsze marudził, gdy trzeba było iść spać, Od dziecka
był uparty jak osioł!
Anna uśmiechnęła się blado, kątem oka zauwaŜając zdumiony wyraz twarzy
Carla.
– Giulia teŜ była uparta – ciągnęła Jovanna, patrząc na córkę ciepło.
Giulia wydęła usta.
– Dziękuję ci, mamo. A jaki był Carlo? Chyba nie powiesz, Ŝe przypominał
aniołka?
– Nie, ale miłość dobrej kobiety dokonała cudów – uśmiechnęła się Jovanna. –
Prawda, Carlo?
Na twarzy wymienionego pojawił się sztuczny uśmiech.
– Tak, jestem teraz bardzo szczęśliwy – rzekł otaczając Ŝonę ramieniem.
– Gdzie byśmy byli bez naszych pięknych Ŝon? – uśmiechnął się Piętro, patrząc
na Giulię z czułością.
Serce Anny ścisnęło się boleśnie. Na szczęście wkrótce rozmowa zboczyła na
inne tematy. Anna słuchała, nie biorąc w niej czynnego udziału, a gdy Carlo ze
względu na Milanę przeszedł na włoski, odetchnęła i z czystym sumieniem zajęła
się obserwacją rodziny.
Franko przewaŜnie milczał, odzywał się tylko wtedy, gdy ktoś go o coś zapytał.
Jego zachowanie nie uszło uwagi Jovanny, która przypatrywała się synowi ze
zmarszczonym czołem. Giulia była jak zwykle radosna i oŜywiona. Z kolei Milana
sprawiała wraŜenie bardzo zakochanej w męŜu; jej duŜe brązowe oczy z
zachwytem wpatrywały się w Carla. Anna westchnęła w duchu, nie dziwiąc się, Ŝe
Franko nie chciał psuć tej sielanki. A w dodatku Milanę juŜ tylko kilka tygodni
dzieliło od rozwiązania. Anna dobrze pamiętała, jak niestabilne były jej emocje w
tym okresie. Wyjawianie prawdy o ojcostwie Sammy'ego byłoby teraz tylko
bezmyślnym okrucieństwem.
Następnego dnia po południu Jovanna zabrała Sammy'ego do zoo. Franko i
Anna zostali sami w domu, Franko jednak zaraz oświadczył, Ŝe ma pilne papiery
do przejrzenia, i zniknął gdzieś w otchłaniach wielkiego domu.
Anna przez kilka minut błąkała się po pokojach, podziwiając wspaniale wnętrza
i uśmiechając się uprzejmie do słuŜby, która łamaną angielszczyzną bezustannie
proponowała jej drinka oraz coś do zjedzenia, a w końcu poszła do swojej sypialni i
z ulgą zamknęła za sobą drzwi.
PołoŜyła się na łóŜku z nadzieją, Ŝe uda jej się przespać resztę popołudnia.
Wzięła do ręki jakąś ksiąŜkę i bezmyślnie zaczęła ją kartkować, ale nie mogła
skupić się na treści. W końcu zrezygnowała, odłoŜyła ksiąŜkę na bok i pogrąŜyła
się w niewesołych rozmyślaniach.
Ktoś zapukał do drzwi. Westchnęła i poszła otworzyć, przekonana, Ŝe to znów
któraś z pokojówek chce ją czymś nakarmić. Za progiem jednak stał Carlo. Anna
ze zdumieniem cofnęła się o krok.
– Co ty tu robisz? – zapytała przytłumionym głosem.
Carlo zamknął za sobą drzwi i oparł się o futrynę.
– Muszę z tobą porozmawiać.
– To chyba nie jest dobry pomysł – odrzekła ze zdenerwowaniem. – A jeśli
Franko tu wejdzie i zastanie cię w mojej sypialni?
– Nie zajmę ci duŜo czasu. Ta sprawa gryzie mnie od czterech lat, więc proszę,
wysłuchaj mnie.
Skrywając niepokój, przyjrzała mu się uwaŜniej. Twarz miał bladą, kąciki ust
opuszczone, oczy otoczone ciemnymi cieniami.
– Muszę ci powiedzieć coś, co powinienem wyznać juŜ dawno temu – zaczął,
przesuwając dłonią po włosach gestem identycznym jak Franko.
Patrzyła na niego w milczeniu, starając się nie okazywać zdenerwowania.
– Nic wiem, jak mam zacząć – westchnął, chodząc po pokoju.
– Co chcesz mi powiedzieć?
Na twarzy Carla odbiło się cierpienie.
– Nie spałem z tobą tamtej nocy.
Cisza, która zapadła po tych słowach, swoim natęŜeniem przypominała
eksplozję bomby atomowej. Anna poczuła, Ŝe kręci jej się w głowie. Otworzyła
usta, ale nie wydobył się z nich Ŝaden dźwięk.
Carlo wziął urywany oddech i mówił dalej:
– Nasypałem ci narkotyku do drinka. Byłem szaleńczo zazdrosny o Franka... o
wasze zaręczyny. Mnie się nie układało z kobietami, więc kiedy Franko
przedstawił cię rodzinie jako swoją narzeczoną, postanowiłem, Ŝe muszę coś z tym
zrobić. Wypiłaś tego szampana, a gdy usnęłaś, ja... rozebrałem cię i zrobiłem te
zdjęcia. Wstyd mi teraz o tym mówić... ale nie czułem się winny, dopóki nie
poznałem Milany. Dopiero wtedy zrozumiałem, przez co przechodził mój brat, gdy
cię stracił. A potem dowiedziałem się, Ŝe masz syna...
Anna szeroko otworzyła oczy. Dopiero teraz to do niej dotarło.
– Więc Sammy... Sammy jest... jest dzieckiem Franka?
– Z pewnością nie moim. Anno, musisz mi uwierzyć. Byłem głupi i zły, ale nie
aŜ tak.
Nie miała pojęcia, co powiedzieć. Przez cztery lata torturowała się myślami o
tym, co zrobiła... pozwoliła, by poczucie winy zniszczyło jej Ŝycie... a takŜe Ŝycie
Franka.
Poderwała się na nogi.
– Franko musi się o tym dowiedzieć. Natychmiast!
– Nie! – wykrzyknął Carlo.
Zatrzymała się pośrodku pokoju jak wryta i spojrzała na niego z konsternacją.
– Jak to nie?
– Proszę... – powiedział Carlo błagalnym tonem. – Franko nie musi o tym
wiedzieć. To, co zrobiłem, było niewybaczalne, ale kto wie, jakie jeszcze szkody
mogłyby powstać, gdyby dowiedział się o tym teraz?
– JuŜ wyrządziłeś niewybaczalne szkody! – wykrzyknęła Anna z oburzeniem. –
Czy potrafisz sobie wyobrazić, przez co przeszłam? Byłam pewna, Ŝe Sammy jest
twoim synem! Przez lata biczowałam się za coś, czego w ogóle nie zrobiłam! Jak
mogłeś tak postąpić, Carlo? Zniszczyłeś nie tylko moje Ŝycie, ale takŜe Ŝycie
Franka!
Carlo nerwowo przełknął ślinę.
– PrzecieŜ Franko i tak wierzy, Ŝe Sammy jest jego synem, więc na czym
polega problem?
Anna znów opadła na łóŜko, szukając odpowiednich słów.
– Anno, przecieŜ on się w końcu z tobą oŜeni! Dostaliście swoją szansę na
szczęście. Proszę, nie odbieraj mi mojej. Nie kaŜ mi ujawniać tego, co ci
powiedziałem. Proszę cię.
Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Carlo, nie zdajesz sobie sprawy z tego, o co prosisz.
– Chyba jednak tak. Kocham Milanę z całego serca i wiem, Ŝe Franko tak samo
kocha ciebie. To taka nasza rodzinna legenda...
– Franko mnie nie kocha – wykrztusiła.
– Kocha cię. Inaczej nie zawracałby sobie głowy szukaniem ciebie. Nigdy nie
przestał cię kochać.
– On myśli, Ŝe Sammy jest twoim synem – powiedziała Anna łamiącym się
głosem.
Jak miała przekonać Franka, Ŝe Sammy jest jego synem, skoro Carlo nalegał na
zachowanie tajemnicy?
– Powinien się o tym dowiedzieć – nalegała. – Teraz myśli o mnie okropne
rzeczy...
– Anno, proszę cię. Milana ma rodzić juŜ za kilka tygodni. Błagam, nie
wyjawiaj mojej podlej przeszłości. To by ją zniszczyło...
– A co ze mną? – Łzy napłynęły jej do oczu. – Mam zostać z tym wstydem juŜ
na zawsze?
– Nie zrobiłaś nic złego.
– Ale Franko jest przekonany, Ŝe zrobiłam.
– Anno... wiem, Ŝe mi nie wybaczysz, ale moŜe kiedyś spojrzysz na to jak na
młodzieńczy wygłup, który przyniósł nieoczekiwane konsekwencje.
– To ja poniosłam te konsekwencje, nie ty.
– Myślisz, Ŝe o tym nie wiem? Wiem, ale nie mogę zmienić przeszłości.
Pogodziliście się z Frankiem i teraz moŜecie budować wasze Ŝycie od nowa.
– Franko chce się ze mną rozwieść zaraz po powrocie do Australii.
Carlo zastygł ze zdumienia.
– Kie zrobi tego. Za bardzo cię kocha.
– Jak moŜesz być tak ślepy?! – wykrzyknęła Anna. – Nie zauwaŜyłeś, jak on na
mnie patrzy?.
– Proszę, Anno, daj mi chociaŜ tych kilka tygodni – jęknął Carlo. – Gdy Milana
juŜ urodzi, wszystko moŜe się zmienić.
Anna otarła Izy wierzchem dłoni– Carlo, jak moŜesz mnie o to prosić? Po tym,
co zrobiłeś... jak moŜesz tak po prostu przyjść tutaj i udawać, Ŝe nic takiego się nie
stało?
– Bo właśnie o to chodzi, Ŝe nic się wtedy nie stało.
– Teraz mi to mówisz! O cztery lata za późno!
– Wiem, co Zrobiłem, i bardzo mi z tego powodu przykro. Ale jeśli powiesz
Frankowi prawdę... to rozbije naszą rodzinę. Moja matka będzie załamana. Nigdy
się nie pogodzi z tym, co zrobiłem.
– Trzeba było o tym pomyśleć, zanim dosypałeś mi tego świństwa do szampana
– odparowała t goryczą. – Co to właściwie było? Nic nie pamiętam z tamtej nocy,
więc musiał to być jakiś silny środek. Bardzo ryzykowałeś. A gdybym umarła z
powodu reakcji alergicznej? To się czasami zdarza.
– To był środek, który powoduje chwilowa utratę pamięci. Dostałaś nieduŜą
dawkę.
– Dziękuję ci, Ŝe tak się o mnie zatroszczyłeś – odrzekła z sarkazmem. – Ale w
razie gdyby nie przyszło ci to do głowy... byłam juŜ wtedy w ciąŜy. Nie
wiedziałam o tym, ale byłam. Naraziłeś nie tylko nie tylko mnie, ale równieŜ moje
dziecko.
Twarz Carla poszarzała.
– Tak mi przykro, Anno.
– „Przykro" to zupełnie bezuŜyteczne słowo w tej sytuacji. Łatwo się je
wymawia, ale niczego nie zmienia.
– Nic wiem, co jeszcze mógłbym zrobić – rzekł Carlo bezradnie. – Nie mogę
zaryzykować i powiedzieć teraz Frankowi. Stawka jest zbyt duŜa.
– Jesteś bardzo podobny do swojego brata. Widzisz wszystko tylko z jednej
strony...
– Rozumiem, Ŝe to dla ciebie trudne...
Anna zerwała się na równe nogi i rzuciła w jego stronę jak tygrysica.
– Trudne?! Wiesz, kim jesteś, Carlo? Zwykłym tchórzem! Dlaczego nie
powiesz tego wszystkiego Frankowi? Bądź męŜczyzną! On ma prawo o tym
wiedzieć! Powinien się dowiedzieć!
Usłyszała odgłos otwieranych drzwi za swoimi plecami i obróciła się
gwałtownie. W progu stał Franko z twarzą ściągniętą napięciem.
– O czym mam prawo wiedzieć, Anno? – zapytał lodowatym tonem.
Patrzyła na niego nieruchomo, niezdolna wypowiedzieć słowa, zastanawiając
się, ile zdąŜył usłyszeć.
Franko przeniósł wzrok na brata, który nagle skurczył się do polowy zwykłych
rozmiarów.
– Carlo? MoŜe ty mi wyjaśnisz, co robisz w sypialni mojej Ŝony?
– Ja... właśnie wychodziłem – wymamrotał Carlo, przysuwając się bliŜej drzwi.
– Carlo! – wychrypiała Anna. – Nie wychodź!
Franko przeszył ją spojrzeniem na wskroś.
– Jakie to wzruszające, cara. Wzrusza mnie twoje oddanie kochankowi po tylu
lalach. Ale czy nie zapomniałaś przypadkiem, Ŝe on jest teraz Ŝonaty?
– Anno, przepraszam cię – wykrztusił Carlo spod drzwi i zanim zdąŜyła go
powstrzymać, zamknął je za sobą.
W pokoju zapanowało cięŜkie milczenie. Anna przesunęła językiem po
wyschniętych wargach. Miała wielką ochotę wyznać Frankowi prawdę, ale
wiedziała, Ŝe on nie uwierzy, dopóki nie usłyszy wszystkiego z ust własnego brata.
– Co Carlo tutaj robił? – zapytał Franko stalowym głosem.
– Przyszedł, Ŝeby... coś mi powiedzieć.
– Co?
– Chciał mnie przeprosić za to, Ŝe... Ŝe zrobił tamte zdjęcia.
– O czym jeszcze rozmawialiście?
– O niczym – odrzekła, opuszczając wzrok.
– Słyszałem, jak mówiłaś, Ŝe mam prawo coś wiedzieć. MoŜe mnie oświecisz, o
co dokładnie chodziło?
Zacisnęła usta, próbując zebrać myśli.
– Carlo powiedział... Ŝe Sammy na pewno jest twoim synem.
Franko gwałtownie wciągnął oddech.
– Jak to moŜliwe?
Anna przygryzła wargi.
– Carlo jest absolutnie pewien, Ŝe Sammy nie moŜe być jego dzieckiem.
– PrzecieŜ mógłbym być jego ojcem tylko w razie, gdyby...
– Prezerwatywy nie są zupełnie bezpiecznym środkiem antykoncepcyjnym. Ja
jestem pewna, Ŝe Sammy jest twój, nawet jeśli ty nie chcesz tego przyznać.
– Nawet test genetyczny nie moŜe zmienić faktu, Ŝe spałaś z moim bratem. –
Spałam w jego łóŜku, ale nie z nim.
– Wyjaśnijmy to sobie wreszcie. Kochałaś się z moim bratem.
– Nic o tym nie wiem.
– Ach tak, znowu te zaburzenia pamięci. Jaki to wygodny sposób na uniknięcie
odpowiedzialności za to, co zrobiłaś.
Anna bezradnie zacisnęła dłonie w pięści.
– Dlaczego nie zapytasz swojego brata, co się zdarzyło tamtej nocy? Poproś go,
Ŝ
eby opowiedział ci to dokładnie, zaczynając od chwili, gdy podał mi pierwszy
kieliszek szampana.
– JuŜ słyszałem relację Carla z tamtej nocy.
– Zapytaj go jeszcze raz.
– Nie muszę. Wina jest wypisana wielkimi literami na twojej twarzy od chwili,
gdy wtargnąłem na wasze potajemne spotkanie.
– To Carlo tutaj przyszedł! – wykrzyknęła Anna. – Ja go nie zapraszałam! Nie
chcę mieć z nim nic wspólnego. To podły tchórz, który myśli, Ŝe moŜe wszystko
wymazać głupimi przeprosinami! A ja mam dalej cierpieć konsekwencje jego...
Franko zmarszczył brwi.
– Konsekwencje czego?
– Niczego – burknęła, odwracając się tyłem do niego. – Nic chcę o tym więcej
rozmawiać.
Franko podszedł bliŜej i połoŜył rękę na jej ramieniu.
– Anno, widzę, Ŝe coś przede mną ukrywasz. Powiedz mi wreszcie, co się tu
dzieje.
Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu prosto w twarz.
– Nic się nie dzieje, Franko. Właśnie o to chodzi. Nic się nie dzieje i nic się
nigdy nie działo.
Wyrwała mu się i wybiegła z sypialni. Po chwili jej szybkie kroki rozległy się
na schodach.
Franko przez chwilę stał nieruchomo ze zmarszczonymi brwiami, a potem
sięgnął po telefon i wystukał numer komórki brata.
Rozdział 10
W dwie godziny później Carlo stanął w drzwiach gabinetu brata. Na jego widok
Franko podniósł się zza biurka.
– Spóźniłeś się – powiedział krótko.
– Wiem – odrzekł Carlo, unikając jego wzroku.
– Carlo, o co tu chodzi?
Młodszy z braci usiadł na krześle i przygarbił ramiona, jakby dźwigał na nich
wielki cięŜar.
– Zadałem ci pytanie – rzekł Franko sucho.
Carlo podniósł głowę i zatrzymał udręczony wzrok na twarzy brata.
– Nie spałem z Anną.
Po tym wyznaniu zapadła martwa cisza.
– Nasypałem jej narkotyku do drinka... – podjął wreszcie Carlo. – Chciałem...
nie chciałem, Ŝebyś oŜenił się pierwszy... wcześniej niŜ ja. Przez całe Ŝycie byłem
drugi w kolejce do wszystkiego. Ty byłeś starszy i miałeś przywileje. Ojciec
przekazał ci zarządzanie firmą... odpowiedzialność za przyjmowanie i zwalnianie
pracowników, a ja co dostałem? Drugie w hierarchii stanowisko, które oznaczało
tylko tyle, Ŝe jestem twoim bezpośrednim podwładnym. Miałem juŜ tego dosyć,
chciałem coś zrobić, Ŝeby to wreszcie zmienić... Pomyślałem, Ŝe najlepiej będzie,
jeśli pozbędę się Anny. Wtedy ja mógłbym pierwszy mieć syna.... dziedzica firmy.
Franko mocno zacisnął palce na długopisie, który trzymał w ręku.
– Spała, gdy... gdy robiłem jej te zdjęcia. Wymyśliłem całą historyjkę o tym, Ŝe
się z nią przespałem. To było nawet zabawne. Nie zdawałem sobie sprawy z
konsekwencji, dopóki się nie dowiedziałem, Ŝe Anna ma syna... twojego syna.
Franko zaklął pod nosem.
Carlo przelotnie zerknął na jego twarz i szybko odwrócił głowę.
– Dziwiłem się, Ŝe wątpiłeś w swoje ojcostwo. Sammy jest przecieŜ bardzo
podobny do ciebie.
Franko przymknął oczy.
– Przepraszam cię, Franko... Zrobiłem coś bardzo złego... nie mogę juŜ tego
zmienić, ale...
Franko gwałtownie wstał.
– Czy ty w ogóle masz pojęcie, co zrobiłeś?
Carlo pobladł jak płótno.
– Chyba tak.
– Nic masz pojęcia! – pieklił się Franko. – Zniszczyłeś nasze Ŝycie i nasze
szczęście!
– Ona nadal cię kocha. Jestem tego pewien.
Franko opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
– Teraz juŜ moŜe mnie tylko nienawidzić. Po tym, jak ją traktowałem.
– PrzecieŜ oŜeniłeś się z nią.
– Wbrew jej woli. Ona nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Zmusiłem ją do
ś
lubu.
– Wybaczy ci.
– Naprawdę jesteś aŜ takim idiotą? Jak moŜe mi wybaczyć? Albo tobie?
– Przeprosiłem ją.
Franko z frustracją wzniósł oczy do góry.
– I naprawdę myślisz, Ŝe takie przeprosiny są w stanie wymazać to, co się stało?
– Nie, ale teraz nic innego nie mogę zrobić. Gdybym powiedział prawdę
wszystkim, zraniłbym Milanę i mamę.
– Myślisz tylko o sobie! Czy w ogóle zastanowiłeś się nad tym, jak to wszystko
odbiło się na Annie? Kochałem ją z całego serca, a ty zniszczyłeś wszystko swoimi
kłamstwami! Jak mam jej to teraz wynagrodzić?
– Nadał ją kochasz?
– Oczywiście, Ŝe nadał ją kocham! Co to za pytanie? Nigdy nie przestałem jej
kochać!
– A powiedziałeś jej to?
Franko znieruchomiał.
– Nie... nie, nie powiedziałem.
– Powinieneś jej powiedzieć, co do niej czujesz.
– Teraz juŜ jest za późno.
– Jak moŜe być za późno? – zdziwił się Carlo. – Masz przecieŜ syna, a Anna
jest twoją Ŝoną. To jest więź na całe Ŝycie.
– Obiecałem jej, Ŝe weźmiemy rozwód zaraz po powrocie do Melbourne.
– To powiedz jej teraz, Ŝe zmieniłeś zdanie i Ŝe chcesz, byście pozostali
małŜeństwem.
– Ona się na to nie Zgodzi.
– Jeśli nie jesteś gotów o nią walczyć, to znaczy, Ŝe na nią nie zasługujesz.
Gdybyś ją naprawdę kochał, to od samego początku dostrzegłbyś, Ŝe mówi prawdę.
Ale ty wolałeś uwierzyć mnie. W ogóle nie chciałeś słuchać tego, co ona miała do
powiedzenia.
– Te zdjęcia...
– Widziałeś to, co chciałeś zobaczyć. Gdybyś się przyjrzał uwaŜniej, to
dostrzegłbyś, Ŝe ona jest tam zupełnie nieprzytomna.
– Powinienem ci wybić wszystkie zęby – oznajmił Franko z furią. – Za to, co
zrobiłeś nam obydwojgu.
– ZasłuŜyłem na to – zgodził się jego brat. – Ale lepiej zajmij się naprawieniem
związku z Anną. Jest matką twojego syna i teraz tytko od was zaleŜy, jaką
przyszłość sobie zbudujecie.
– Zejdź mi z oczu – syknął Franko przez zaciśnięte zęby.
– Przepraszam cię – powtórzył Carlo po raz kolejny. – Chciałbym móc cofnąć
czas. Gdybym wiedział, Ŝe Anna była juŜ w ciąŜy, tobym tego nie zrobił.
Twarz Franka spopielała.
– Nie miałem pojęcia, Ŝe ona była w ciąŜy... A potem naturalnie uznałem, Ŝe
Sammy jest twoim synem.
– Wszyscy i tak sądzili, Ŝe to ty jesteś jego ojcem. Dlatego nie ma powodu dalej
upubliczniać tej historii. Pomyśl tylko, jak mama by to przeŜyła.
Franko spojrzał na niego zimno.
– Ja przez cztery lata nie miałem kontaktu z własnym synem i jego matką,
podczas gdy ty pławiłeś się w chwale grzesznika nawróconego na świętość.
– Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem. Chciałbym móc jakoś wam to
wynagrodzić.
– MoŜesz, Carlo. MoŜesz to zrobić, przyznając się do wszystkiego mamie i
Milanie. Tylko pod tym warunkiem będę chciał z tobą dalej rozmawiać. – Franko
otworzył szufladę biurka i wyjął z niej jakiś dokument. – Twoja przyszłość w
firmie równieŜ od tego zaleŜy.
Carlo szeroko otworzył usta ze zdziwienia.
– Wyrzucasz mnie?
– Nie zmuszaj mnie do tego, bo wiesz, Ŝe jestem w stanie to zrobić – rzekł
Franko ponuro. – Od czasu twojej ostatniej poraŜki w Neapolu to ja zarządzam
większością akcji.
– Ale Milana... – zająknął się Carlo.
– Za Milanę ty jesteś odpowiedzialny. A ja muszę zadbać o Annę i o mojego
syna. Szkoda tylko, Ŝe zrozumiałem to o cztery lata za późno.
Carlo zsunął się z krzesła i w milczeniu podszedł do drzwi.
– Daję ci czas do wieczora! – zawołał za nim Franko. – A potem wezmę sprawy
w swoje ręce!
Drzwi sypialni Anny otworzyły się i znów stanął w nich Franko. Wyraz twarzy
miał zupełnie nieprzenikniony. Anna wstrzymała oddech.
– Anno – powiedział, podchodząc do niej.
– T-tak? – zapytała, wykręcając nerwowo dłonie.
Jego oczy zatrzymały się na jej twarzy.
– Zastanawiam się, jak mam ci to powiedzieć... Boję się, Ŝe znów wybiegniesz z
pokoju i znikniesz z mojego Ŝycia tak jak cztery lata temu – rzekł zmienionym
głosem.
– Ja nie zniknęłam z twojego Ŝycia – przypomniała mu. – To ty mnie z niego
wyrzuciłeś.
Franko skrzywił się boleśnie.
– Masz rację, oczywiście. Nawet nie przyszło mi wtedy do głowy, Ŝe moŜe
istnieć jakieś inne wyjaśnienie tej sytuacji... Wolałem uwierzyć bratu, W rezultacie
naraziłem cię na okropne cierpienie... Bardzo mi wstyd za Carla. Trudno mi nawet
o tym mówić. Nie miałem pojęcia, Ŝe on wyhodował sobie takie kompleksy wobec
mnie.
– Powiedział ci? – zapytała Anna bez tchu.
Twarz Franka pociemniała z gniewu.
– Praktycznie rzecz biorąc, musiałem to z niego wydrzeć siłą... ale tak,
powiedział mi. Miałem ochotę zabić go na miejscu.
– Przeprosił – rzekła Anna cicho.
Franko prychnął ironicznie.
– Owszem, przeprosił i spodziewał się, Ŝe dalej wszystko będzie po staremu,
jak gdyby zupełnie nic się nie zdarzyło... Ale nic juŜ nie moŜe być takie samo.
Anna przygryzła wargi. Rozumiała gniew Franka, ale świadomość, Ŝe on
wreszcie poznał prawdę, przyniosła jej wielką ulgę.
– Carlo okradł mnie z pierwszych lat Ŝycia mojego syna. Okradł mnie ze
szczęścia. Przez te wszystkie lata karmiłem się złością i nienawiścią do ciebie...
podczas gdy ty byłaś tylko niewinną ofiarą.
– Franko, ja...
– Zmusiłem cię do romansu, a potem do małŜeństwa, zaszłaś w ciąŜę i
poroniłaś z mojej winy... Traktowałem cię w niewybaczalny sposób.
Głos załamał mu się, a w kącikach oczu pojawiły się łzy.
– Kocham cię – powiedziała Anna.
Franko otarł twarz i mówił dalej, jakby nie usłyszał jej słów:
– Zaraz po powrocie do Australii złoŜymy papiery rozwodowe. Ustanowię
fundusz na rzecz ciebie i Sammy'ego; juŜ nigdy nie będzie wam niczego
brakowało. Przynajmniej tyle mogę dla was zrobić.
– Powiedziałam przecieŜ, Ŝe cię kocham.
– A co do mnie – ramiona Franka opadły bezwładnie – będę musiał jakoś
przywyknąć do perspektywy przyszłości bez... – Naraz zmarszczył brwi i spojrzał
na nią uwaŜnie. – Co powiedziałaś?
Anna uśmiechnęła się.
– Powtórzyłam to juŜ, dwukrotnie. Czy naprawdę chcesz to usłyszeć po raz
trzeci?
W jego oczach pojawił się dziwny błysk. Pochwycił ją za ramiona i przyciągnął
bliŜej. – Naprawdę powiedziałaś, Ŝe mnie kochasz? Na twarz Anny powoli wypełzł
uśmiech.
– Nic więcej nie powiem, dopóki ty się nie przyznasz, co do mnie czujesz.
Na twarzy Franka szalały emocje.
– Kochałem cię od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem na ulicy w Rzymie –
powiedział głosem ochrypłym ze wzruszenia. – Sądziłem, Ŝe ta miłość została
zniszczona, ale ona z biegiem czasu stawała się tylko coraz mocniejsza. Gdy się
dowiedziałem, Ŝe masz dziecko, z całego serca pragnąłem, by było moje. A kiedy
zobaczyłem Sammy’ego po raz pierwszy, ze wzruszenia zaparło mi dech... był tak
podobny do mnie. Na ciebie nie mogłem patrzeć spokojnie... chciałem cię mieć za
wszelką cenę.
– Twoje warunki były dosyć bezlitosne – uśmiechnęła się Anna.
– Zapłaciłbym za operację Sammy'ego bez względu na twoją decyzję. Chciałem
tylko, Ŝeby trudniej było ci odmówić.
– Zawsze trudno mi było odmawiać, gdy chodziło o ciebie.
– W takim razie jeszcze raz zapytam, co do mnie czujesz.
– Kocham cię.
Franko mocno przycisnął ją do siebie.
– Nie zasługuję na twoją miłość. Robiłem, co tylko mogłem, Ŝeby ją zniszczyć.
– W takim razie teraz będziesz musiał się bardziej postarać, Ŝeby ją odbudować
– zaśmiała się lekko.