background image

 

Melanie Milburne 

 

Ś

lub w Rzymie 

background image

Rozdział 1 

 
Anna z przeraŜeniem patrzyła na powaŜną twarz lekarza. 
– Chce pan powiedzieć, Ŝe... on umrze? 
–  Bez  prywatnego  ubezpieczenia,  w  publicznym  systemie  opieki  zdrowotnej 

syn  pani  będzie  musiał  poczekać  na  operację  co  najmniej  rok,  a  moŜe  nawet 
półtora. 

–  Ale  mnie  nie  stać  na  prywatne  ubezpieczenie  –  wykrztusiła  Anna  przez 

zaciśnięte  gardło.  –  JuŜ  teraz  z  trudem  radzę  sobie  nawet  z  utrzymaniem  nas 
obydwojga! 

–  Zdaję  sobie  sprawę  z  trudności,  jakie  napotykają  samotne  matki,  takie  jak 

pani  –  odrzekł  lekarz  bez  śladu  współczucia,  którego  w  tej  chwili  tak  bardzo 
potrzebowała.  –  Ale  publiczny  system  opieki  zdrowotnej  jest  przeciąŜony  i  bliski 
całkowitej zapaści. śycie pani syna na krótką metę nie jest zagroŜone, ale tę dziurę 
w sercu trzeba załatać, zanim doprowadzi do trwałych szkód. – Przerzucił notatki 
na  biurku  i  dodał  jeszcze:  –  Jeśli  uda  się  pani  znaleźć  jakiegoś  sponsora  i  zebrać 
fundusze,  to  operacja  mogłaby  się  odbyć  w  ciągu  miesiąca  w  Centrum  Chirurgii 
Serca w Melbourne. 

Anna  nie  była  w  stanie  wykrztusić  ani  słowa.  Ledwie  było  ją  stać  na  bilet 

tramwajowy  do  miasta.  Co  tu  mówić  o  operacji  przeprowadzonej  w  jednym  z 
najlepszych szpitali w kraju! 

–  Ile...  to  by  kosztowało?  –  wyjąkała,  nieświadomie  zsuwając  się  na  brzeŜek 

krzesła. 

Lekarz przez chwilę milczał, jakby obliczał coś w myślach, po czym wymienił 

sumę. Gdy Anna ją usłyszała, zaparło jej dech i omal nie spadła z krzesła. 

– AŜ tyle? – wykrztusiła. 
– Obawiam się, Ŝe tak. Sammy musiałby pozostać w szpitalu co najmniej przez 

dziesięć dni. To znacznie podwyŜsza koszty. A jeśli będą jakieś komplikacje... 

Anna z przeraŜeniem przełknęła ślinę. 
– Jakie komplikacje? 
–  Pani  Stockton,  kaŜda  operacja  to  ryzyko,  a  operacja  serca  u  trzyletniego 

dziecka, to szczególnie delikatna sprawa. ZagroŜeń jest wiele: na przykład infekcja, 
niepoŜądane reakcje na leki i tak dalej. – Lekarz zamknął teczkę leŜącą na biurku i, 
odchylając się na oparcie krzesła, przesłał jej uśmiech, który chyba miał jej dodać 
otuchy.  –  Proponuję,  by  poszła  pani  teraz  do  domu,  podzwoniła  po  znajomych  i 

background image

krewnych  i  poszukała  kogoś,  kto  mógłby  pokryć  koszty.  W  ten  sposób  pani  syn 
miałby szansę na szybkie i szczęśliwe rozwiązanie sytuacji. 

Anna westchnęła w duchu, podnosząc się z miejsca. Poza siostrą miała bardzo 

niewielu krewnych. A znajomi? 

Gdy przed czterema laty wróciła do kraju, ostatnią rzecząo jakiej myślała, było 

zbudowanie  sieci  wspierających  przyjaciół;  wtedy  myślała  tylko  o  tym,  by 
stworzyć  jak  największy  dystans  między  sobą  a  rodziną  Ventressich.  Niemal 
kaŜdego  dnia  myślała  o  swoim  byłym  narzeczonym  Franku  i  jego  bracie  Carlu... 
Teraz  teŜ  z  trudem  odganiała  te  myśli  od  siebie.  Okropne  oskarŜenia  wciąŜ 
dźwięczały jej w głowie i wiedziała, Ŝe gdyby tylko poddała się im. 

Po ulicy przelewał się tłum ludzi wędrujących od sklepu do sklepu, od biura do 

biura. Niezwykły jak na listopad upał powiększał jeszcze ogólne zniecierpliwienie. 
Marzyła o czymś zimnym do picia. Zerknęła na zegarek: jeszcze przez godzinę nie 
musiała  wracać  do  domu,  gdzie  pod  opieką  Jenny,  jej  młodszej  siostry,  czekał  na 
nią  synek.  ZauwaŜyła  w  pobliŜu  kawiarnię  i  ruszyła  w  tę  stronę.  Gardło  miała 
wyschnięte,  tania  bawełniana  bluzka  na  plecach  była  zupełnie  mokra  od  potu. 
Przechodząc  obok  szyby  wystawowej,  zauwaŜyła,  Ŝe  jej  jasne  włosy  opadają  na 
ramiona w strąkach. Wyglądała niechlujnie i przygnębiająco. 

Tylko  jeden  stolik  był  wolny.  Znajdował  się  na  samym  końcu  kawiarni,  w 

ciemnym  kącie,  toteŜ  gdy  Anna  dostrzegła  sylwetkę  wysokiego  męŜczyzny  przy 
sąsiednim stoliku, było juŜ za późno. MęŜczyzna patrzył wprost na nią. Było juŜ za 
późno, by się wycofać... o wiele za późno. 

Podniósł  się  z  niedbałym  wdziękiem,  charakterystycznym  dla  wszystkich 

męŜczyzn z jego rodziny, i stanął tuŜ przy jej stoliku. 

– Witaj, Anno – odezwał się aksamitnym głosem, na dźwięk którego przeszył ją 

dreszcz  i  natychmiast  powróciły  wspomnienia  czasu,  gdy  przez  chwilę  Ŝycie 
wydawało jej się wielką obietnicą niezmąconego szczęścia. 

– Franko... – wykrztusiła. Samo wypowiedzenie jego imienia sprawiało jej ból. 
–  Czy  mogę  się  do  ciebie  przysiąść?  –  Nie  czekając  na  odpowiedź,  odsunął 

sobie krzesło i usiadł. 

Anna zresztą i tak nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Miała wraŜenie, 

Ŝ

e usta zamarzły jej na lód. 

–  Ile  to  juŜ  lat?  –  zapytał,  przebiegając  wzrokiem  po  jej  postaci.  –  Trzy? 

Cztery? 

Te  słowa,  rzucone  lekkim  tonem,  kompletnie  wytrąciły  ją  z  równowagi.  Ona 

sama  mogła  mu  dokładnie  podać  liczbę  dni,  które  minęły  od  ich  rozstania; 

background image

pamiętała  to  dokładnie  niemal  co  do  minuty.  Pamiętała  równieŜ  ostatnie  słowa, 
jakie  wykrzyczał  do  niej  w  gniewie.  Podniosła  wyŜej  głowę  i  spojrzała  na  niego 
ponad stolikiem. 

– Nie pamiętam. To było tak dawno. 
–  To  prawda.  –  Siedział  rozluźniony  i  taksującym  spojrzeniem  obrzucał  jej 

oblaną rumieńcem twarz. – Co u ciebie słychać? Wyglądasz na... przygnębioną. 

– Wszystko w porządku, dziękuję – odrzekła, spuszczając wzrok. 
Podeszła  do  nich  kelnerka  i,  zanim  Anna  zdąŜyła  otworzyć  usta,  Franko  juŜ 

zamówił sok ze świeŜych pomarańczy dla niej i kawę ristretto dla – Mogłeś mnie 
przynajmniej zapytać o zdanie – prychnęła, gdy kelnerka odeszła. – Skąd wiesz, Ŝe 
nie chciałam czegoś innego? 

– A chciałaś coś innego? – zapytał bez Ŝadnych emocji. 
– Nie, ale nie w tym rzecz! 
– A w czym? 
No właśnie, zastanowiła się. Nie było sensu się z nim spierać; wiedziała, Ŝe bez 

względu na to jaką taktykę obierze, Franko zawsze będzie górą. 

Zatrzymała wzrok na wazoniku z kwiatkami i zapytała z udawaną obojętnością: 
– Co cię sprowadziło do Melbourne? 
–  Interesy.  Nasza  firma  rozwinęła  się.  Mamy  teraz  filie  zarówno tutaj, jak  i  w 

Sydney.  Hossa  na  rynkach  nieruchomości  bardzo  nam  się  przysłuŜyła. 
Przyjechałem, Ŝeby rozejrzeć się w tym, co mamy. 

Zerknęła na  niego  ukradkiem.  ZauwaŜyła,  Ŝe  on  nie  spuszcza  z  niej  wzroku, i 

poczuła się jak jedna z kontrolowanych nieruchomości. Gdy kelnerka przyniosła im 
zamówienie,  Anna  skorzystała  z  okazji  i  zatrzymała  wzrok  na  twarzy  Franka 
odrobinę  dłuŜej.  Nadal  był  bardzo  przystojny,  jak  zresztą  wszyscy  męŜczyźni  z 
rodziny  Ventressich,  włącznie  z  Carlem,  jego  bratem.  Ale  podczas  gdy  Carlo  był 
niŜszy,  ze  skłonnościami  do  nadwagi,  sylwetka  Franka  nie  pozostawiała  nic  do 
Ŝ

yczenia;  widać  było,  Ŝe  regularnie  odwiedza  siłownię.  Włosy  i  oczy  miał 

kruczoczarne,  twarz  pokrytą  cieniem  zarostu,  a  usta  o  zdecydowanym  wykroju. 
Anna  pamiętała,  Ŝe  te  usta  czasami  przybierały  łagodniejszy  wyraz,  przy  innych 
okazjach  jednak  padały  z  nich  ostre,  raniące  jak  brzytwa  słowa.  O  tym  równieŜ 
wiedziała z gorzkiego doświadczenia. 

–  Jak  długo  zamierzasz  zostać  w  Australii?  –  zapytała,  by  wypełnić  czymś 

niezręczne milczenie. 

–  Trzy  miesiące,  moŜe  trochę  dłuŜej  –  odrzekł  z  namysłem,  nie  spuszczając  z 

niej badawczego wzroku. 

background image

Upiła łyk soku i drŜącą dłonią odstawiła szklankę na stolik. 
– Jak się miewa twój syn? 
Omal nie przewróciła szklanki. Skąd wiedział?! 
– Mój syn... – wykrztusiła. – Akurat teraz... miewa się niezbyt dobrze. 
– Przykro mi to słyszeć. 
– Naprawdę? – zapytała, cynicznie patrząc mu prosto w oczy. 
– To tylko dziecko – odpowiedział spokojnie. – śadne dziecko nie zasługuje na 

to, by chorować. Co mu jest? 

JuŜ  miała  opowiedzieć  mu  całą  historię,  ale  ugryzła  się  w  język  i  dla 

uspokojenia znów sięgnęła po szklankę. Zapadło cięŜkie milczenie. 

– Ile on ma lat? – zapytał w końcu Franko. 
– Trzy. 
– Widuje się czasem ze swoim ojcem? 
– Nie – odrzekła, zaciskając dłoń na zimnym szkle. 
– A gdzie on teraz jest? 
– Z moją siostrą. 
– Chodziło mi o jego ojca. 
Niepewnie podniosła na niego wzrok. 
– Nie mam pojęcia. 
Franko głośno wciągnął oddech. 
– A czy w ogóle wie o tym, Ŝe ma syna? 
–  Nie.  Ale  gdybym  miała  jakiekolwiek  podstawy,  by  przypuszczać,  Ŝe  ta 

wiedza  jest  mu  do  czegoś  potrzebna,  tobym  mu  powiedziała  –  odparła  Anna, 
doskonale zdając sobie sprawę, Ŝe kłamie. 

Brat  Franka,  Carlo,  był  ostatnią  osobą  na  świecie,  której  powiedziałaby  o 

istnieniu  Sammy’ego.  Nawet  gdyby  jej  własne  Ŝycic  albo,  nie  daj  BoŜe,  Ŝycie 
Sammy’ego miało od tego zaleŜeć. 

– A jak się miewa twoja siostra? 
Poczuła wdzięczność za zmianę tematu i odpowiedziała potokiem słów. 
–  Jenny  miewa  się  doskonale.  Skończyła  pierwszy  rok  studiów  i  zdała 

wszystkie egzaminy z wyróŜnieniami. 

– To spore osiągnięcie – zauwaŜył. 
Powiedz to głośno, pomyślała Anna. Powiedz, jak wielkim osiągnięciem jest to 

dla dziewczyny, która nie słyszy nawet, gdy ktoś wołają po imieniu. Ale te słowa, 
przepełnione goryczą, nie przeszły jej przez gardło. Schowała uczucia za obojętną 
maską i spojrzała mu prosto w twarz. 

background image

– A jak się czuje twoja matka? 
– Bardzo dobrze. Nie moŜe się nacieszyć wnukami. 
Anna poczuła ucisk w Ŝołądku.  
– Masz dzieci? – zapytała mimowolnie. 
– Nie ja. Moja siostra, Giulia. Ma juŜ trójkę. 
Wspomnienie  Giulii  sprawiło  Annie  przyjemność.  Siostra  Franka  była 

ogromnie sympatyczną osobą i szczerze lubiła zarówno Annę, jak i Jenny. 

–  Sądziłam,  Ŝe  ty  teŜ  juŜ  zdąŜyłeś  się  oŜenić  –  powiedziała,  wpatrując  się  w 

pestkę pomarańczy na dnie szklanki. 

– Nie darzę juŜ małŜeństwa szczególnym naboŜeństwem. 
Nie mogła go za to winić. Po tym, co mu zrobiła, miał pełne prawo do cynizmu. 
– Muszę juŜ iść – wymamrotała, odsuwając krzesło i sięgając po torebkę. 
Franko jednak wyciągnął rękę i przytrzymał jej dłoń. 
– Nie. 
Poczuła, jak od jego dotyku przez cale jej ciało przebiegi prąd. 
– Chciałbym z tobą jeszcze porozmawiać. 
– Muszę wracać do Sammy’ego. Spóźnię się na tramwaj... 
– Podwiozę cię. 
–  Nie  –  zaprotestowała,  próbując  wyswobodzić  rękę.  –  Mieszkam  daleko,  a 

poza tym... 

– Gdzie mieszkasz? 
Miała  ochotę  podać  mu  nazwę  jakiejś  miejscowości  odległej  o  pięćset 

kilometrów, ale wszystkie nazwy wyparowały jej z głowy. 

– Gdzie mieszkasz, Anno? – powtórzył. 
– W St. Kilda – wymamrotała, spuszczając wzrok. 
– Nie wydaje mi się, Ŝeby to było bardzo daleko – skomentował sucho. 
– Owszem, daleko, jeśli musisz iść piechotą. 
– Nie masz pieniędzy na samochód albo na komunikację publiczną? 
– Mam tyle, Ŝe mi wystarcza – oburzyła się, podnosząc głowę wyŜej. 
– Pracujesz? 
– Tylko męŜczyzna, który nigdy nie miał dziecka, moŜe zadać takie pytanie! 
Zignorował jej sarkazm i zapytał jeszcze raz: 
– Pracujesz poza domem? 
– Mam dwie prace. 
–  Widzę,  Ŝe jesteś kobietą  skupioną na  karierze  –  rzekł  przeciągle,  puszczając 

jej rękę. 

background image

Jakoś nigdy nie uwaŜała sprzątania w hotelu ani pracy w barze za szczególnie 

istotne szczeble w rozwoju kariery zawodowej, ale z drugiej strony, nigdy teŜ nie 
sądziła, Ŝe w wieku dwudziestu pięciu lat zostanie samotną matką. 

– Lubię niezaleŜność. – Roztarła przegub, rzucając mu krzywe spojrzenie. 
– Nic pamiętam, Ŝeby kiedyś tak ci na tym zaleŜało. 
Miała juŜ dość tych wzmianek o przeszłości. 
– Naprawdę muszę juŜ iść... 
–  Chciałbym  z  tobą  porozmawiać  dłuŜej  –  powiedział  jeszcze  raz.  – 

Powspominać stare czasy... 

– Nie mam nic do opowiadania. 
Odchylił się do tylu na krześle i przez dłuŜszą chwilę patrzył na nią bez słowa. 

Musiała zebrać wszystkie siły, by znieść ten wzrok z pozornym opanowaniem. W 
głowie  czuła  pustkę,  miała  wraŜenie,  Ŝe  wisi  zawieszona  w  próŜni,  jak  w 
koszmarnym  śnie;  przeszło  jej  przez  myśl,  Ŝe  za  chwilę  się  obudzi  i  przekona,  iŜ 
jest sama w kawiarni, a po drugiej stronie stolika stoi tylko puste krzesło. 

– Nie masz mi nic do powiedzenia po czterech latach? – zdziwił się. 
– Nic mi nie przychodzi do głowy. 
Coś w jego wzroku ostrzegło ją, Ŝe wzbiera w nim gniew. Powietrze wokół nich 

stało się cięŜkie od napięcia; Anna miała wraŜenie, Ŝe brakuje jej tlenu. 

–  Przepraszam,  naprawdę  muszę  juŜ  iść.  –  Podniosła  się  zdecydowanie  i 

poczuła ulgę, widząc, Ŝe tym razem Franko jej nie zatrzymuje. 

– Zobaczymy się jeszcze – powiedział tylko, równieŜ się podnosząc. 
Rzucił na stolik kilka banknotów i wyszedł z kawiarni. Patrzyła za nim, ale nie 

odwrócił się więcej. 

 
Sammy powitał ją entuzjastycznie jak zwykle. Patrząc na syna, Anna odniosła 

wraŜenie,  Ŝe  jego  usta  przybrały  sinawe  zabarwienie;  z  pewnością  nie  wyglądały 
tak jeszcze tego dnia z rana. 

–  Witaj,  kochanie  –  powiedziała,  całując  go  w  policzki  i  w  czubek  perkatego 

nosa. – Byłeś grzeczny? Nie sprawiałeś kłopotu cioci Jenny? 

– Byłem bajdzo grzeczny. Najisowałem ci objazek, zobacz! 
Podsunął  jej  pod  nos  kartkę  papieru.  Anna  pochyliła  się,  Ŝeby  się  przyjrzeć. 

Zobaczyła na obrazku cztery patykowate postacie ludzkie. Trzy z nich rozpoznała 
natychmiast – to była ona sama, Jenny oraz Sammy. 

– Bardzo ładne, ale kto to jest? – zapytała, wskazując na czwartą postać. 
– To mój tatuś – oznajmił chłopiec. – Ja teŜ chcę mieć tatusia, takiego samego 

background image

jak Davey. Mogę takiego dostać? 

Anna poczuła ulgę na myśl, Ŝe jej syn jest jeszcze za mały, by pojąć wszystkie 

komplikacje  swojej  sytuacji.  No  tak,  pomyślała.  Tato  Daveya  jest  łagodnym 
chirurgiem  laryngologiem,  a  nie  prostakiem,  któremu  chodzi  tylko  o  to,  Ŝeby 
zaciągnąć kobietę do łóŜka... 

Opanowała mdłości i posłała synowi blady uśmiech. 
–  Muszę  nad  tym  pomyśleć.  MoŜe  teraz  pójdziemy  zobaczyć,  co  robi  ciocia 

Jenny? 

Jenny  stalą  przy  stole  w  kuchni,  marszcząc  czoło  nad  przepisem,  który  miała 

zamiar wypróbować. Anna postukała ją w ramię. 

– Jak poszło? – zapytała jej siostra językiem migowym. 
Anna z westchnieniem usiadła przy stole i powiedziała powoli, tak Ŝeby Jenny 

mogła odczytać słowa z ruchu warg: 

– Potrzebna jest operacja. Bardzo kosztowna operacja. 
– Ile? – zapytała Jenny. 
Jej  głos  był  nieco  zniekształcony  w  sposób  typowy  dla  osób  zupełnie  nie 

słyszących, Anna jednak przywykła do jego brzmienia i doskonale rozumiała kaŜde 
słowo. Wymieniła astronomiczną sumę, którą podał jej lekarz. Jenny skrzywiła się 
boleśnie. 

– I co zrobimy? 
– Nie wiem. – Anna znowu westchnęła. – Nie mam najmniejszego pojęcia. 
–  Poszukam  pracy!  –  zamigała  Jenny  tak  szybko,  Ŝe  Anna  z  trudem  mogła 

nadąŜyć za ruchem jej dłoni. 

–  Nie.  W  tej  rodzinie  potrzebny  jest  ktoś  po  studiach  i  to  masz  być  ty.  Jeśli 

zgodzisz się zostać z Sammym w weekendy, to wezmę dodatkowe dyŜury... Jakoś 
damy radę. Musimy. 

 
Hotel  miejski,  w  którym  pracowała,  w  weekend  był  wypełniony  po  brzegi. 

Praca była cięŜka i Ŝmudna, ale Anna musiała zebrać pieniądze na operację, nawet 
gdyby miała paść z wyczerpania. 

Podczas  pierwszej  rundy  po  pokojach  zdjęła  pościel  z  łóŜek,  posprzątała 

łazienki,  zaniosła  do  nich  świeŜe  ręczniki  i  mydło.  Pracowała  jak  automat,  nie 
pozwalając  sobie  nawet  na  chwilę  oddechu  w  obawie,  by  zdradzieckie  myśli  nie 
powędrowały natychmiast do Franka. 

Sama  przed  sobą  nie  chciała  przyznać,  jak  bardzo  poruszyło  ją  ich  spotkanie. 

Nie wspomniała o niczym Jenny, choć miała na to ochotę. Siostra jednak nie znała 

background image

dokładnie  całej  historii;  nie  wiedziała,  dlaczego  Anna  zerwała  z  Frankiem,  teraz 
więc nie było sensu wyciągać starych brudów. To wszystko było zbyt bolesne. 

Gdy  zaledwie  dwa  lata  po  śmierci  ich  ojca  matka  równieŜ  zmarła,  Jenny  była 

tak  zrozpaczona,  Ŝe  wpadła  w  głęboką  depresję.  Jedynym  lekarstwem  dla  siostry, 
jakie  wówczas  przyszło  Annie  do  głowy,  była  zmiana  otoczenia,  zorganizowała 
więc tani wyjazd na wakacje. Zwiedziły wtedy Wyspy Brytyjskie i większa, część 
Europy.  Gra  okazała  się  warta  świeczki;  nawet  w  tak  smutnych  okolicznościach 
wakacje były bardzo udane i nastrój Jenny wkrótce się poprawił. 

Pod  koniec  podróŜy  dotarły  do  Rzymu  i  wtedy  zdarzyło  się  nieszczęście. 

Usiłując porozumieć się z recepcjonistą w tanim hoteliku, Anna na chwilę spuściła 
z  oczu  torbę,  w  której  były  pieniądze  i  dokumenty  ich  obydwu.  Przekonana,  Ŝe 
siostra stoi obok niej i pilnuje dobytku, odwróciła się po chwili, ale nie zobaczyła 
ani torby, ani siostry. 

Recepcjonistka  nie  okazała  się  zbyt  pomocna,  tak  więc  po  chwili  obydwie 

znalazły  się  na  ulicy.  Anna  próbowała  pocieszyć  szlochająca  Jenny,  ale  sama 
równieŜ nie miała pojęcia, co robić dalej. 

Wysoki męŜczyzna o kruczoczarnych, lśniących w słońcu włosach, z teczką w 

ręku, zatrzymał się obok nich i pozdrowił je w doskonalej angielszczyźnie. Jedynie 
akcent i zbyt wyraźna dykcja zdradzały, Ŝe nie jest to jego ojczysty język. 

– Dzień dobry – powiedział. – Co się paniom stało? 
Pierwszą  rzeczą,  która  przyciągnęła  uwagę  Anny,  było  ciepłe  spojrzenie  jego 

ciemnych oczu, spoglądających na zalaną łzami twarz Jenny. 

–  Ktoś  ukradł  torebkę  z  naszymi  paszportami.  Dopiero  tu  przyjechałyśmy  – 

wyjaśniła.  –  Czy  mógłby  pan  nam  powiedzieć,  gdzie  jest  najbliŜszy  posterunek 
policji? 

MęŜczyzna sięgnął po plecaki i z łatwością podniósł obydwa naraz. 
–  Najlepiej  będzie,  jeśli  sam  tam  panie  zaprowadzę.  To  niedaleko,  tylko  kilka 

ulic. Najszybciej będzie piechotą. 

Owszem,  Anna  była  w  stanie  w  to  uwierzyć.  Nawet  według  standardów  z 

Melbourne ulica była zupełnie zakorkowana, a skutery, śmigające z rykiem między 
uwięzionymi w korkach samochodami, jeszcze powiększały wraŜenie kompletnego 
chaosu.  Ruszyły  za  wysokim  męŜczyzną  i  po  raz  pierwszy  od  dawna  Annę 
ogarnęło poczucie bezpieczeństwa. 

–  Nazywam  się  Franko  Ventressi  –  przedstawił  się  ich  wybawca.  –  Razem  z 

bratem  Carlem  prowadzę  firmę  Ventressi  Developments.  Czy  po  raz  pierwszy 
jesteście w Rzymie? 

background image

–  Tak.  Właściwie  wracamy  juŜ  do  domu,  do  Australii.  Nazywam  się  Anna 

Stockton, a to jest moja siostra Jenny. 

Franko  rzucił  im  uśmiech,  od  którego  serce  Anny  momentalnie  stopniało,  i 

uścisnął  ich  dłonie  w  formalnym  powitaniu.  Od  jego  dotyku  Annę  przeszył 
dreszcz; szybko cofnęła rękę. 

ZłoŜenie  meldunku  na  policji  z  pomocą  Franka  trwało  zaledwie  kilka  minut. 

Gdyby  musiały  radzić  sobie  same,  mając  tylko  rozmówki  angielsko-włoskie, 
zapewne  spędziłyby  na  posterunku  pól  dnia.  Anna  czuła  do  niego  coraz  większą 
wdzięczność; nie wyobraŜała sobie, jak by sobie poradziły, gdyby nie on. 

Pomógł  im  wypełnić  papiery,  zaprowadził  do  ambasady,  a  gdy  juŜ  wszystko 

było załatwione, zabrał do zacisznej kawiarni i kupił coś zimnego do picia. 

–  Nic  wiem,  jak  mam  ci  dziękować  –  powiedziała  Anna.  –  Tak  wiele  dla  nas 

zrobiłeś! 

Franko tylko pobłaŜliwie machnął ręką. 
–  śaden  problem.  Ja  teŜ  mam  siostrę  i  chciałbym,  by  czuła  się  bezpiecznie  w 

obcym kraju. 

Poczuła, Ŝe rumieni się pod jego uwaŜnym spojrzeniem. 
– Twoja siostra jest bardzo małomówna – zauwaŜył. 
Anna potrząsnęła głową. 
– Nie. – Jenny nie słyszy. Straciła słuch, gdy miała dwa lata, ale potrafi czytać z 

ruchu  warg,  tylko  trzeba  mówić  wolno.  Umie  teŜ  mówić,  tylko  Ŝe  jest  trochę 
nieśmiała w towarzystwie osób, których nie zna. 

– Rozumiem. 
Nie  minęło  jednak  wiele  czasu,  a  Anna  zauwaŜyła,  Ŝe  Jenny  straciła  swoja, 

wcześniejszą  rezerwę  i  pogodnie  rozmawiała  z  Frankiem.  Tym  trudniej  było  jej 
odmówić, gdy zaproponował, by zatrzymały się w jego rodzinnym domu. 

–  Nie  macie  gdzie  mieszkać  –  przekonywał  ją.  –  Nie  musicie  się  niczego 

obawiać.  Moja  matka  i  brat  będą  słuŜyć  za  przyzwoitki.  Oddałbym  wam  do 
dyspozycji  swoje  mieszkanie,  ale  właśnie  trwa  tam  remont.  Sam  teŜ 
przeprowadziłem się chwilowo do mamy i Carla, Ŝeby nie wdychać oparów farb. 

Anna  szybko  przesygnalizowała  Jenny  treść  jego  słów.  Na  twarzy  siostry 

ukazał się uśmiech szczerej ulgi. 

–  Mam  samochód  niedaleko  stąd,  stoi  przy  budynku  firmy  –  dodał  Franko  i 

poprowadził je na parking. 

Anna  pochwyciła  pełen  entuzjazmu  uśmiech  siostry  i  odpowiedziała  jej 

uniesieniem  brwi.  Franko  Ventressi  niewątpliwie  był  najprzystojniejszym  i 

background image

najbardziej szarmanckim męŜczyzną, jakiego dotychczas poznała. Podobała jej się 
jego  determinacja  widoczna  we  wszystkim,  co  robił,  a  takŜe  szacunek  dla 
niepełnosprawności jej siostry, widoczny choćby w tym, Ŝe gdy mówił, ustawiał się 
twarzą w kierunku Jenny, by mogła czytać z jego warg. 

Jenny  była  nim  oczarowana  jak  nastolatka,  Anna  jednak,  gdy  jego  brązowe 

oczy zatrzymywały się na jej twarzy, w kaŜdym calu czuła się kobietą. 

To było poŜądanie. 
 
Gdy  wreszcie  dotarła  do  ostatniego  apartamentu  na  luksusowym  piętrze 

prezydenckim,  bolały  ją  plecy,  a  wilgotne  włosy  przyklejały  się  do  czoła  pod 
czepkiem pokojówki. Jak zwykle zastukała do drzwi głośno i szybko, wołając: 

– Obsługa! 
Nic  usłyszała  Ŝadnej  odpowiedzi,  więc  sięgnęła  po  klucz  i  weszła,  ciągnąc  za 

sobą wózek z przyborami do sprzątania. 

Był to największy apartament w całym hotelu. Z okien rozciągał się wspaniały 

widok na miasto i tereny parkowe połoŜone wzdłuŜ rzeki Yarra. Wystrój pokoi był 
bogaty,  dostosowany  do  arystokratycznych  gustów,  w  mocnych,  nasyconych 
barwach. 

Naraz  poczuła  się  nieswojo,  choć  w  pierwszej  chwili  nie  wiedziała  dlaczego. 

MoŜe  to  przez  ten  obrzydliwy  przepych,  przemknęło  jej  przez  głowę.  W  tych 
wnętrzach jeszcze dotkliwiej czuła własne ubóstwo. 

Nie, to było coś innego: wraŜenie, Ŝe ktoś się jej przygląda. Ale takie wraŜenie 

nie opuszczało jej od dnia, gdy Carlo pokazał jej na fotografiach, co robił z nią we 
własnym łóŜku... 

Odepchnęła  od  siebie  te  myśli  i  jednym  ruchem  ściągnęła  pościel  z  wielkiego 

łoŜa,  a  potem  sięgnęła  po  czyste  prześcieradła  złoŜone  na  wózku.  RozłoŜyła 
prześcieradło  na  łóŜku,  starannie  wepchnęła  brzegi  pod  materac  i  wygładziła 
wszystkie  fałdki,  a  potem  zajęła  się  poduszkami.  Przy  czwartej  z  kolei  poczuła 
znajomy,  cytrusowy  zapach.  Nie  potrafiła  się  oprzeć:  przysunęła  poszewkę  do 
twarzy i głęboko wciągnęła woń w nozdrza. Tego zapachu uŜywał kiedyś Franko... 

Wzięła  się  w  garść  i  pochyliła  się  po  narzutę  leŜącą  na  podłodze.  Naraz  w 

zasięgu  jej  wzroku  pojawiła  się  para  męskich  butów.  Nad  butami  były  spodnie  w 
grafitowym kolorze o ostrych jak brzytwy kantach. 

Powoli, bardzo powoli Anna powiodła wzrokiem w górę. 
– A więc znów się spotkaliśmy. Anno – powiedział Franko przeciągle. – I to w 

mojej sypialni. 

background image

 

background image

Rozdział 2 

 
Anna patrzyła na niego, oszołomiona. 
– Ty... ty tu mieszkasz?! 
Jego  ciemne  oczy  obiegły  całą  jej  postać,  przyodzianą  w  czarno-biały 

mundurek pokojówki, po czym powoli wróciły do twarzy. 

– Jak widzisz. 
–  Zaraz...  zaraz  tu  skończę  –  wymamrotała  i  sięgnęła  po  narzutę,  ale  Franko 

wysunął nogę i przydeptał tkaninę butem. 

– Zostaw to. 
– Muszę skończyć sprzątanie. 
– Powiedziałem, zostaw – powtórzył stanowczo, nie pozwalając jej wyszarpnąć 

narzuty. 

Cofnęła rękę, wyprostowała się i otarła wilgotne dłonie o fartuszek. Franko był 

wyraźnie zły. 

–  Co  ty  właściwie  wyprawiasz?  Pracujesz  jako  sprzątaczka  w  hotelu?  – 

prychnął, przeszywając ją świdrującym spojrzeniem. 

Anna dumnie podniosła głowę. 
– Ktoś to musi robić. 
– Mówiłaś, Ŝe masz dwie prace. Na czym polega ta druga? 
– Pracuję w barze – odrzekła z godnością. 
Franko ze złością wciągnął oddech i zaklął pod nosem. 
– Dlaczego?! 
– Najprostszy pod słońcem powód. Dla pieniędzy. 
– Jesteś biedna? – Zmarszczył czoło. 
– W porównaniu do ciebie, tak. 
– Nie baw się słowami! – parsknął. – Po prostu odpowiedz. Czy masz kłopoty 

finansowe? 

Miała wielką ochotę zaprzeczyć, ale przed oczami stanął jej Sammy. Nie mogła 

stracić dziecka z powodu głupiej dumy. 

– Tak – powiedziała, spuszczając wzrok. 
– Co to za kłopoty? – drąŜył Franko, ale jego ton zaskakująco złagodniał. 
– Sammy... musi przejść operację. Nie mam prywatnego ubezpieczenia, a jeśli 

będę czekać w kolejce w publicznej słuŜbie zdrowia, to... moŜe być za późno. 

– A co mu jest? 

background image

– Ma wadę serca. 
– PowaŜną? 
Anna wzięła głęboki oddech. 
– Bez operacji nie doŜyje dorosłego wieku. 
–  Ile  ma  kosztować  ta...  operacja?  –  zapytał  po  chwili  i  nawet  nie  mrugnął 

okiem, gdy Anna wymieniła sumę. 

Dla mego była to drobnostka, niemal kieszonkowe; dla niej te pieniądze miały 

wagę Ŝycia jej dziecka. Przyglądała mu się kątem oka. Zastanawiał się nad czymś... 
wyraźnie coś przemyśliwał. 

–  Być  moŜe  mógłbym  ci  pomóc  –  rzekł  po  kolejnej  chwili  strategicznego 

milczenia. 

– Dlaczego miałbyś to zrobić? – zapytała podejrzliwie. 
– Mam swoje powody – odrzekł z kamienną twarzą. 
– Chcesz mi poŜyczyć te pieniądze? 
– Nie. 
– Nie? 
– Nie – powtórzył, potrząsając głową. 
Anna poczuła niejasny niepokój. 
– To co w takim razie? 
– Zapłacę za operację Sammy'ego, ale pod pewnymi warunkami. 
– Co to za warunki? – zapytała, z trudem przełykając ślinę. 
Franko z determinacją wpatrywał się w jej twarz. 
–  MoŜesz  ocalić  Ŝycie  swojego  syna,  ale  pod  warunkiem,  Ŝe  zgodzisz  się  w 

zamian zrobić coś dla mnie. 

– Zrobię wszystko. Zęby go ocalić. Wszystko, czego tylko zechcesz. 
Przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. 
– Bardzo się cieszę, Ŝe się zgadzasz, bo oczekiwałem znacznie większego oporu 

z twojej strony. 

Anna poczuła na plecach zimny dreszcz. 
– Co mam zrobić? 
–  Sądziłem,  Ŝe  do  tej  pory  sama  się  tego  domyślisz  –  rzekł  ze  zdziwieniem, 

obrzucając wymownym spojrzeniem całą jej sylwetkę. 

– Nic mam pojęcia, o czym mówisz – wyjąkała, choć zimne przeczucie stawało 

się coraz wyraźniejsze. 

– Naprawdę? – spytał kpiąco. 
–  Obawiam  się.  Ŝe  mam  bardzo  niewiele  doświadczenia  w  odszyfrowywaniu 

background image

motywacji innych ludzi. 

– Ale za to jesteś doświadczona w innych sprawach, prawda? 
Nie  pokazała  po  sobie,  jak  bardzo  ta  uwaga  była  dla  niej  bolesna;  nie  chciała 

mu dać tej satysfakcji. 

–  Mam  wystarczająco  duŜo  doświadczenia,  by  zdawać  sobie  sprawę,  Ŝe  twoja 

propozycja nie jest czysto charytatywna. 

– Doskonale to odgadłaś. 
– Powiedz to wreszcie. Przez jakie tortury mam przejść? 
Franko ekspresyjnie uniósł brwi. 
– Tortury? Podoba mi się to słowo. 
– Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Powiedz wreszcie, czego chcesz. 
Przez  nieskończenie  długą  chwilę  przyglądał  się  grze  emocji  na  jej  twarzy. 

Miała  ochotę  wybiec  z  pokoju  i  zatrzasnąć  za  sobą  drzwi,  ale  nie  mogła  tego 
zrobić; tej bitwy nie toczyła dla siebie. 

–  Proszę  cię,  Franko  –  rzekła  niemal  błagalnie,  tonem,  na  dźwięk  którego  jej 

samej  zebrało  się  na  mdłości.  –  Proszę,  nie  utrudniaj  mi  tej  sytuacji  jeszcze 
bardziej. 

– Rozmowa ze mną jest dla ciebie trudna? 
Miała  ochotę  wykrzyknąć:  trudno  mi  nawet  na  ciebie  patrzeć,  bo  natychmiast 

zaczynam myśleć o wszystkim, co straciłam, a co mogłabym mieć, gdyby... 

– Niczego mi nie ułatwiasz – powiedziała tylko. 
– A dlaczego miałbym ci ułatwiać? – zapytał chłodno. – Ciebie moje cierpienie 

nic nie obchodziło. 

– Ja... Ja nie... 
– Dio! PrzecieŜ przespałaś się z moim bratem! 
Jak mogła zaprzeczyć? Carlo miał na dowód zdjęcia, choć ona sama prawie nic 

nie pamiętała z tego, co się stało. 

– Czy Sammy jest jego dzieckiem? 
Anna  poczuła  się  tak,  jakby  ktoś  wbił  jej  nóŜ  prosto  w  serce.  Ona  i  Franko 

zawsze  się  zabezpieczali.  To  on  nalegał:  chciał  ją  chronić,  twierdził,  Ŝe  po  ślubie 
będą mieli mnóstwo czasu na załoŜenie rodziny. 

– Chyba... chyba tak. 
Franko znów zaklął po włosku. 
– Obrzydliwość. Na kilka dni przed naszym ślubem... 
– Przykro mi... 
– Przykro będzie ci wtedy, kiedy juŜ z tobą skończę. 

background image

– Co to... co to ma znaczyć? 
Przeszył ją palącym spojrzeniem, zaciskając usta w wąską kreskę. 
– Zapłacę  za operację  mojego  bratanka,  ale  w  zamian  chcę  cię  znowu  mieć  w 

łóŜku. 

– Nie! – wykrzyknęła, szeroko otwierając oczy. 
Znów lekcewaŜąco uniósł brwi. 
– Nie? Myślałem, ze nie znasz takiego słowa. 
Przymknęła oczy i powtórzyła juŜ ciszej; 
– Nie mogę tego zrobić. 
–  No  dobrze  –  rzekł  Franko  obojętnie  i  cofnął  się  o  krok.  –  W  takim  razie 

skończ sprzątanie i wyjdź stąd. 

Była  juŜ  przy  drzwiach,  gdy  nadeszło  opamiętanie.  PrzecieŜ  chodziło  o 

Sammy'ego, nie o nią. 

– Franko... 
– Tak? 
– Zrobię to – odrzekła, patrząc w podłogę, – Zrobię to, czego chcesz. 
–  Dobrze.  –  SkrzyŜował  ramiona  na  piersiach  z  takim  wyrazem  twarzy,  jakby 

miał  omówić  mało  istotne  spotkanie  w  interesach.  –  Przejdźmy  do  salonu,  tam 
ustalimy wszystkie szczegóły. 

Posłusznie  wyszła  za  nim  z  sypialni.  Co  za  ironia  losu,  pomyślała,  mijając 

łóŜko, które sama przed chwilą pościeliła. 

Franko zbliŜył się do doskonale zaopatrzonego barku. 
– Masz ochotę napić się czegoś? 
– Nie piję – odrzekła. 
Ostatniego drinka w Ŝyciu wypiła w towarzystwie jego brata; ta nauczka raz na 

zawsze odepchnęła ją od alkoholu. 

Franko  nalał  do  dwóch  szklanek  wody  sodowej,  a  następnie  dopełnił  jedną  z 

nich sporą porcją whisky. 

– Z lodem? 
Potrząsnęła głową i sięgnęła po szklankę drŜącą ręką. 
–  O  co  ci  chodzi,  cara?  – zapytał  zaczepnie. –  Czy  myśl  o  pójściu  ze  mną  do 

łóŜka tak cię wytrąca z równowagi? 

– Nie mogę powiedzieć; Ŝebym bardzo wyczekiwała tej chwili. 
Wystarczyło mu tupetu, Ŝeby się roześmiać. 
–  Ach...  ale  ja  wyczekuję  jej  tak  bardzo,  Ŝe  to  powinno  wystarczyć  za  nas 

obydwoje. 

background image

– To zwykła prostytucja – parsknęła Anna. 
– Nie prostytucja, tylko odszkodowanie – poprawił. – Za grzechy. 
– Jestem pewna, Ŝe dotychczas odbiłeś sobie szkody juŜ wielokrotnie. 
– Jeśli masz na myśli to, Ŝe sypiałem z innymi kobietami, to owszem. Ale ty na 

pewno teŜ nie odmawiałaś sobie rozrywki. Przy takich... potrzebach jak twoje nie 
wytrzymałabyś długo w celibacie. 

Poczuła, Ŝe robi jej się gorąco. 
– Teraz jestem matką. 
–  Macierzyństwo  jest  bardzo  seksowne.  –  Pokiwał  głową,  zatrzymując  wzrok 

na jej pełnych piersiach. – Naprawdę bardzo. 

Szybko odwróciła wzrok. 
– Jak długo ma obowiązywać ta... umowa? – zapytała, wpatrując się w sofę. 
– Niedługo. 
Nie udało jej się powstrzymać westchnienia ulgi. 
– To znaczy ile? 
–  Nie  obawiaj  się,  nie  puszczę  cię  z  haczyka  tak  łatwo  –  uśmiechnął  się  z 

rozbawieniem.  –  Będę  w  Melbourne  przez  trzy  miesiące.  I  przez  ten  czas  ty 
będziesz  moją  kochanką.  A  to  oznacza,  Ŝe  zamieszkasz  ze  mną  i  zadbasz  o 
zaspokojenie wszystkich moich potrzeb. 

– A co z Sammym i Jenny? – zapytała, desperacko szukając jakiegoś wyjścia. – 

Nie mogę przeprowadzić się do ciebie i zostawić ich samych! 

– Wynająłem duŜy dom w South Yarra. Będę się mógł tam wprowadzić za kilka 

dni.  Twoja  siostra  i  syn  teŜ  się  tam  przeprowadzą  do  czasu,  gdy...  –  zawahał  się 
krótko, szukając odpowiedniego słowa – gdy nie będę cię juŜ potrzebował. 

– Przeprowadzki nie są dobre dla dziecka... 
– Myślę, Ŝe śmierć jest jeszcze gorsza. 
Anna pobladła, poraŜona jego okrucieństwem. 
– Jak moŜesz robić coś takiego? – wybuchnęła. – Grasz Ŝyciem dziecka! 
Podszedł bliŜej i pochwycił ją za ramiona. 
–  To  mógł  być  mój  syn,  ale  odmówiłaś  mi  tego  przywileju.  Czy  wiesz,  przez 

jakie piekło przeszedłem, myśląc o tym, Ŝe uwiodłaś mojego brata? MoŜesz sobie 
to wyobrazić? 

Anna z całych sił zacisnęła powieki. 
– WyobraŜałem sobie ciebie z nim. Śniło mi się to po nocach. 
– Nie... – Szarpnęła się, ale trzymał mocno. – Puść mnie! 
On jednak przyciągnął ją jeszcze bliŜej, aŜ oparła się o jego pierś. 

background image

–  Nie  mów  mi  „nie",  skoro  Carlo  usłyszał  od  ciebie  „tak".  Powiedz  „tak"  z 

pełnym przekonaniem. 

– Nie. 
– Nie przyjmuję takiej odpowiedzi. 
– Nie pragnę cię. 
– Mogę sprawić, Ŝebyś zaczęła mnie pragnąć – odrzekł. 
– Nie proś mnie o to! 
–  Ja  cię  nie  proszę,  tylko  stawiam  warunek.  Jeśli  chcesz,  Ŝeby  twój  syn 

otrzymał pomoc, to przez trzy miesiące masz być moja. 

Miała  ochotę  zarzucić  mu  blef.  PrzecieŜ  Sammy  był  jego  bratankiem.  Czy 

rzeczywiście Franko mógłby odwrócić się do niego plecami? Wiedziała jednak, Ŝe 
duma  nie  pozwoliłaby  mu  zachować  się  inaczej.  Jej  zdrada  zniszczyła  uczucie; 
teraz Franko kierował się wyłącznie Ŝądzą zemsty. Nie mogła go za to winić. 

Pochyliła głowę, przyznając się do poraŜki, i bezbarwnym głosem zapytała: 
– Kiedy mam zacząć? 
– Teraz. 
– Jak to? – zdumiała się. – W tej chwili?! 
– A dlaczego nie? – odparował spokojnie. – PrzecieŜ jesteśmy sami. 
– Ale ja jestem w pracy! 
– Od dziesięciu minut juŜ tu nie pracujesz. 
– Nie mogę sobie pozwolić na to, Ŝeby nie pracować! 
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. 
– Będę ci płacił za twoje... usługi. Nic wspomniałem ci o tym wcześniej? 
– Nie moŜesz mi tego zrobić – wyjąkała pobladłą twarzą. 
– Mogę i zrobię. 
– AŜ tak mnie nienawidzisz? 
Czarne oczy Franka nie przestawały przewiercać jej oczu. 
– Wystarczająco długo czekałem na taką chwilę. 
– IleŜ w tobie goryczy... – szepnęła. 
– Dziwi cię to? 
–  Nie,  ale...  Myślałam,  Ŝe  juŜ  dawno  o  wszystkim  zapomniałeś,  Ŝe  byłam  w 

twoim Ŝyciu tylko epizodem. 

–  Byłaś  całym  moim  Ŝyciem!  –  warknął.  –  Chciałem  ci  rzucić  cały  świat  do 

stóp... a ty odrzuciłaś mi go w twarz! 

Nic nie mogła na to odpowiedzieć. 
– Przepraszam... – wyjąkała. 

background image

– Nic chcę twoich przeprosin! 
– A czego chcesz? Mam cię błagać? 
–  Nie.  Chcę,  Ŝebyś  czuła  to,  co  ja  czułem,  kiedy  na  ciebie  patrzyłem.  Chcę, 

Ŝ

ebyś jęczała z poŜądania tak jak ja kiedyś. 

Te słowa były dla niej szokiem. 
– Franko, to wszystko nie tak... sam chyba rozumiesz? 
–  Nie.  Chcę  cię  mieć  na  własnych  warunkach.  MoŜesz  do  mnie  przyjść  z 

wdzięczności albo z nienawiści; wszystko mi jedno. Będę cię miał bez względu na 
twoje uczucia. 

Otworzyła  usta,  Ŝeby  zaprotestować,  ale  było  juŜ  za  późno.  Franko  pochylił 

głowę  i  zmiaŜdŜył  jej  usta  swoimi  wargami,  otwierając  je  i  zmuszając  ją  do 
niechcianej reakcji. Przez krótką chwilę Anna miała wraŜenie, jakby czas cofnął się 
o cztery lata, do okresu, gdy jedno spojrzenie Franka wystarczało, by zaczynała się 
wić z poŜądania. 

Za  plecami  czuła  ścianę,  a  przed  sobą  napierające  ciało  Franka.  To  wszystko 

wymknęło  się  spod  kontroli.  A  najgorsze  było  to,  Ŝe  jego  dotyk,  jego  zapach, 
wciąŜ, wbrew jej woli, rozpalały jej zmysły. 

– Jesteś piękna – jęknął, odnajdując jej piersi. – Marzyłem o tej chwili... 
Te słowa przeraziły ją. Zebrała wszystkie siły i odepchnęła go od siebie. 
– Franko... 
– Co? – zapytał ostro. 
– Chyba nie mogę tego zrobić. 
– Poszłaś do łóŜka z moim bratem, a ze mną nie moŜesz? 
Skrzywiła się boleśnie. 
– To nie ma nic wspólnego z Carlem. Chodzi o mnie i o ciebie. 
–  To  ma  bardzo  wiele  wspólnego  z  Carlem.  Odrzuciłaś  mnie  dla  niego  i 

urodziłaś mu dziecko. 

– Nie odrzuciłam cię dla niego. Zostawiłam was obydwu. 
– Czy to ma być dla mnie pocieszenie? 
– Nie, ale myślałam... 
– Myślałaś! – wybuchnął. – I kto tu mówi o myśleniu? Uwiodłaś mojego brata i 

sądziłaś,  Ŝe  ujdzie  ci  to  na  sucho,  bo  ja  musiałem  akurat  wyjechać!  Ale  nie 
doceniłaś mojego brata. 

Owszem, Anna dobrze wiedziała, Ŝe go nie doceniła. 
–  Carlo  przejrzał  tę  twoją  fasadę  niewinności.  Ja  byłem  na  to  zbyt  zaślepiony 

uczuciem. 

background image

– Nigdy mnie nie kochałeś – odrzekła pustym głosem. 
– Kochałem! To ty zniszczyłaś tę miłość, uwodząc Carla, gdy najmniej się tego 

spodziewał. 

Anna patrzyła na niego z niedowierzaniem. 
– Tak ci powiedział? 
Franko odpowiedział jej stalowym spojrzeniem. 
– Wiem, Ŝe mój brat nigdy z własnej woli nie zrobiłby nic przeciwko mnie. 
Nie  miała  pojęcia,  co  na  to  odpowiedzieć.  Carlo  doskonale  obmyślił  całą 

intrygę; ona sama ani przez chwilę niczego nie podejrzewała. 

– Twoja lojalność wobec brata jest godna podziwu, ale sądziłam, Ŝe choć przez 

chwilę zastanowisz się nad sytuacją... ze względu na to, co było między nami. 

–  Szkoda,  Ŝe  ty  się  nad  tym  nie  zastanowiłaś,  gdy  przekupiłaś  mojego  brata, 

Ŝ

eby poszedł z tobą do łóŜka. 

– Co takiego?! 
– A nie o to ci chodziło? 
– Nie rozumiem, o czym mówisz... 
– Och, Anno, daj spokój – przerwał jej bezlitośnie. – Chyba nie sądzisz, Ŝe będę 

ci  tłumaczył  najprostsze  rzeczy?  Carlo  i  ja  we  dwóch  jesteśmy  spadkobiercami 
Ventressi  Development.  Jeśli  któremuś  z  nas  urodzi  się  dziecko,  spadkobierca, 
zostanie dla niego wydzielona okrągła sumka, którą otrzyma w dniu dwudziestych 
pierwszych urodzin. 

Anna patrzyła na niego oszołomiona. 
– Spadkobierca? 
–  Twój  syn  jest  dla  ciebie  przepustką  do  majątku.  Jako  Ventressi  ma  prawo 

dziedziczenia sporej fortuny. Dlaczego nie przekazałaś Carlowi radosnej nowiny? 

Poczuła, Ŝe robi jej się niedobrze. Wpatrzyła się w swoje obgryzione paznokcie. 
– Nie widziałam takiej potrzeby. 
Oddech Franka przyspieszył. 
–  Nie,  oczywiście,  Ŝe  nie  widziałaś.  Wolałaś  raczej  zaczekać  na  moment,  gdy 

zemsta będzie najsłodsza. 

– Co to znaczy?! 
–  Nie  udawaj  niewiniątka  –  prychnął.  –  Carlo  oŜenił  się  i  oczekuje  teraz 

dziecka. Na co miałaś nadzieję? śe naraz znów się pojawisz i opowiesz o istnieniu 
Sammy’ego? 

Anna patrzyła na niego bez słowa. 
–  Doskonale  rozumiem,  jak  to  sobie  obmyśliłaś  –  ciągnął.  –  Masz  potrzeby 

background image

finansowe.  W  tej  sytuacji  najlepszy  pomysł  to  przedstawić  Carlowi  dziecko,  o 
którego istnieniu nie miał pojęcia, i wtedy to ty stajesz się panią sytuacji. 

Z trudem zbierała myśli. Carlo? OŜenił się? Dziecko w drodze? 
–  Nie  miałam  zamiaru  w  ogóle  kontaktować  się  z  Carlem  –  wykrztusiła 

pobielałymi ustami. 

Franko rzucił jej sceptyczne spojrzenie. 
–  Nie?  Chyba  uwaŜasz  mnie  za  idiotę.  Widziałem  juŜ  kobiety  podobne  do 

ciebie  w  akcji.  SzantaŜ  jest  waszą  drugą  naturą,  ale  jeśli  wydaje  ci  się,  Ŝe 
wyciągniesz od nas grube pieniądze, to zastanów się jeszcze raz, bo ja do tego nie 
dopuszczę. 

– Nie chcę mieć nic wspólnego z Carlem! – zaprotestowała. 
–  To  dobrze,  bo  od  tej  chwili  będziesz  miała  do  czynienia  wyłącznie  ze  mną. 

Gdzie jest twoje zwykłe ubranie? – zapytał nagle. 

– W szafce w pokoju obsługi. 
–  Idź  się  przebrać  i  bądź  tu  z  powrotem  za  dziesięć  minut.  Porozmawiam  z 

twoim szefem i wyjaśnię mu, w jakim charakterze cię zatrudniłem. 

Anna zbladła. 
– Powiesz mu, Ŝe mam być twoją płatną kochanką? 
Franko lekcewaŜąco wzruszył ramionami. 
– A dlaczego nie? PrzecieŜ taka jest prawda. 
–  Nie  moŜesz  mu  powiedzieć,  Ŝe  zatrudniasz  mnie  jako  sekretarkę  czy  coś  w 

tym rodzaju? Wszystko lepsze niŜ... 

– Nie tylko będziesz moją kochanką, ale jeszcze będziesz doskonale udawać, Ŝe 

podoba ci się ta rola. Rozumiesz? 

Patrzyła na niego z coraz większą wrogością. 
– A co z Jenny i Sammym? Co mam im powiedzieć? 
Franko zastanawiał się przez dłuŜszą chwilę. 
–  Sammy  jest  za  mały,  Ŝeby  to  zrozumieć.  A  twojej  siostrze  wystarczy 

powiedzieć, Ŝe powróciliśmy do dawnego związku na nieokreślony czas. 

– Nieokreślony? PrzecieŜ mówiłeś, Ŝe to tylko na trzy miesiące! 
Oczy Franka błysnęły niebezpiecznie. 
– Anno, to ja tu ustalam zasady. Lepiej o tym nie zapominaj. 
Przepełniona  wściekłością  wybiegła  z  pokoju  i  dopadła  windy  dla  personelu. 

Była  pewna,  Ŝe  zaraz  wybuchnie.  Co  za  diabeł  podszepnął  jej,  Ŝeby  pójść  do  tej 
kawiarni? Jaka zła siła po latach znowu skrzyŜowała ich ścieŜki? 

 

background image

Franko zabrał Annę i Jenny do domu swojej matki. Pomimo bariery językowej 

zostały przyjęte bardzo serdecznie. Pani Ventressi była elegancką, drobną kobietą o 
ujmującym  sposobie  bycia.  Pierwotnie  Anna  planowała  pozostać  w  Rzymie  tylko 
przez kilka dni, ale po naleganiach Ventressich zdecydowała się przedłuŜyć pobyt. 
Nowi  znajomi  zabrali  je  do  Neapolu,  Pompei  i  na  wybrzeŜe  Amalfi.  Planowali 
równieŜ  wycieczkę  do  Tivoli,  trzydzieści  kilometrów  na  północny  wschód  od 
Rzymu,  ale  rankiem  przed  wyjazdem  Jenny  skarŜyła  się  na  ból  głowy,  toteŜ 
Jovanna,  matka  Franka,  zdecydowała,  Ŝe  zostanie  z  nią  w  domu.  Carlo  wyjechał 
akurat w interesach, więc Franko i Anna sami wybrali się na wycieczkę. 

Anna z trudem hamowała podniecenie na myśl o dniu spędzonym tylko z nim. 

W  ciągu  poprzednich  dwóch  tygodni  serce  jej  zaczynało  bić  mocniej  za  kaŜdym 
razem, gdy Franko zatrzymywał na niej wzrok. Zbyt mało miała doświadczenia, by 
mieć  pewność,  Ŝe  on  równieŜ  interesuje  się  nią;  widziała  jednak,  Ŝe  zawsze 
uwaŜnie słuchał tego, co mówiła, i często ścigał ją spojrzeniem. 

– Podoba ci się nasz kraj, Anno? – zapytał, gdy mijali opactwo benedyktynów. 
–  Bardzo  –  odrzekła,  spoglądając  na  niego  nieśmiało.  –  Wszystko  mi  się  tu 

podoba. Jedzenie, wino, klimat... 

– A ludzie? – Uniósł brwi Ŝartobliwie. 
– Uwielbiam Włochów – wyznała spontanicznie, po czym natychmiast poczuła, 

Ŝ

e się czerwieni, i odwróciła twarz do okna. 

Franko  wybuchnął  śmiechem.  Czuła  na  sobie  jego  wzrok,  ale  nie  odwracała 

głowy. 

–  Tak  wiele  jest  rzeczy,  które  chciałbym  ci  pokazać,  Anno  –  wyznał, 

zatrzymując samochód. 

Odpowiedziała mu uśmiechem. 
– Nie masz nic przeciwko temu, Ŝe dziś jesteśmy tu tylko we dwoje? – zapytała, 

gdy pomagał jej wysiąść. 

Rzucił szybkie spojrzenie na jej usta, a potem powiedział: 
– Bardzo się cieszę, Ŝe wreszcie jesteśmy sami. 
Po  tych  słowach  pochylił  się  i  pocałował  ją.  Wspomnienia  następnych  chwil 

były  wyraźnie  zamglone.  Kilkakrotnie  zdarzało  jej  się  całować  z  chłopcami,  ale 
tamte  pocałunki  w  niczym  nie  przypominały  tego,  co  przeŜywała  teraz  w 
ramionach Franka. 

Ze  zwiedzania  Villa  Este  w  pamięci  pozostał  jej  tylko  szum  wody  w  tle  i 

ś

wiergot  ptaków  w  ogrodach,  od  czasu  do  czasu  urozmaicany  biciem  dzwonów. 

Chodziła po ogrodach jak we mgle, ręka w rękę z Frankiem, nie słysząc prawie nic 

background image

z tego, co jej opowiadał. 

– Ta posiadłość została załoŜona przez kardynała Ippolito d’Este, syna Lukrecji 

Borgii.  Ogrody  na  tarasach  i  fontanny  zaprojektowali  Liggorio  i  Giacomo  delia 
Porta – mówił Franko. – Widzisz tę aleję? To jest aleja Stu Fontann. 

Wzrok  Anny  prześliznął  się  po  omszałych  orłach,  okrętach,  groteskowych 

postaciach  i  obeliskach,  w  jej  oczach  jednak  nie  błyszczało  zainteresowanie,  lecz 
emocje. Była zakochana we Franku. 

– Nie słuchasz mnie, cara – zauwaŜył z łagodną przyganą. 
–  AleŜ  słucham!  –  zawołała  z  fałszywym  oburzeniem.  –  Jak  nie  wierzysz,  to 

sprawdź! 

– Dobrze. – Dotknął palcem jej brody. – W takim razie powiedz mi, ile fontann 

jest na Viale delie Ccnto Fontane. 

Przesunęła językiem po wargach i uśmiechnęła się nieprzytomnie. 
– Poddaję się. Ile? 
–  Dio  –  jęknął  z  udawaną  rozpaczą,  pociągając  ją  w  ramiona.  –  I  co  ja  mam 

zrobić z taką nieuwaŜną turystką? 

–  UwaŜałabym  bardziej,  ale  te  pocałunki  zaraz  po  przyjeździe  zupełnie  mnie 

zdekoncentrowały – przyznała ze śmiechem. 

–  Chciałem  cię  pocałować.  Marzyłem  o  tym  od  pierwszej  chwili,  gdy 

zobaczyłem, jak pocieszasz siostrę na ulicy. 

– Naprawdę? 
– A nie zauwaŜyłaś, Ŝe nie mogę oderwać od ciebie oczu? I jak świerzbią mnie 

ręce, Ŝeby cię dotknąć? 

Poczuła przyjemne pulsowanie krwi w całym ciele. 
– Nie jestem przyzwyczajona do takich wraŜeń – wyznała nieśmiało. 
– Cara, jesteś niedoświadczona? – zapytał łagodnie. 
trudem znosiła intensywność jego wzroku. 
– Przykro mi... 
– Przykro? – zdumiał się. – AleŜ niech ci nie będzie przykro! Czy zdajesz sobie 

sprawę,  jak  długo  czekałem  na  kogoś  takiego  jak  ty?  Na  kobietę,  która  nie  spała 
wcześniej z tuzinem męŜczyzn? 

– Masz dość staroświeckie poglądy, Franko – zauwaŜyła. 
– Wiem – roześmiał się – ale jestem Włochem, więc mam chyba do tego prawo, 

nie sądzisz? 

–  Jeśli  naprawdę  jesteś  włoskim  tradycjonalistą,  to  na  pewno  wybrano  ci  juŜ 

kandydatkę na Ŝonę. 

background image

–  Ja  sam  wybiorę  sobie  Ŝonę  –  oświadczył.  –  I  zdecydowałem,  Ŝe  ty  nią 

będziesz. 

– Ja? 
–  A  dlaczego  nie?  –  zapytał  z  błyskiem  w  oku.  –  Jestem  tobą  zauroczony. 

Pragnę cię tak mocno, Ŝe wszystko mnie boli. 

– Ale ja mam dopiero dwadzieścia jeden lat... 
– I co z tego? Ja mam trzydzieści. Jestem od ciebie o dziewięć lat starszy. 
– Ale ja jestem Australijką. 
– I co z tego? 
– Powinnam wrócić do domu. Mam tam pracę i... 
– Jako moja Ŝona będziesz mogła podróŜować po całym świecie. Twoja siostra 

teŜ. Nie zamierzam więzić cię w moim kraju. I tak prowadzę interesy w Australii. 
Niektórzy  członkowie  mojej  rodziny  wyemigrowali  tam  dawno  temu.  MoŜemy 
mieszkać trochę tu, a trochę tam. 

–  Och,  Franko  –  westchnęła  Anna,  osuwając  się  w  jego  ramiona.  –  Nie  mogę 

uwierzyć, Ŝe to wszystko naprawdę mi się zdarzyło! 

– Uwierz, cara – szepnął jej do ucha. – To się musiało zdarzyć. Przeznaczenie. 
Przeznaczenie. 
Wyszła  z  windy  i  idąc  do  pokoju  personelu,  zastanawiała  się,  w  jaką  kabałę 

właśnie udało jej się wpakować. 

Przez  trzy  miesiące  miała  być  kochanką  Franka  –  nie,  utrzymanką,  poprawiła 

się  w  myślach.  Utrzymanka  wydawała  się  jej  czymś  znacznie  gorszym.  A  gdy 
Franko juŜ się nią znudzi, po prostują odeśle i wówczas zemsta zostanie dokonana. 

Dobrze  rozumiała  przyczyny  jego  gniewu.  Wiedziała,  Ŝe  nie  ma  prawa 

spodziewać  się  niczego  innego.  Ona  na  jego  miejscu  zapewne  zareagowałaby 
podobnie. Gdy próbowała wyobrazić go sobie dzielącego z inną kobietą taką samą 
intymność, jaką kiedyś przeŜywali wspólnie, czuła przeszywający ból. 

Przebrała się w swoje zwykłe ubrania, znoszone i niemodne, rozczesała włosy i 

poŜałowała, Ŝe nie ma na twarzy makijaŜu. Wydawało jej się, Ŝe byłoby to coś w 
rodzaju tarczy ochronnej przed Frankiem. 

Bardzo się zmienił. Nie był juŜ tym szarmanckim, delikatnym męŜczyzną z jej 

marzeń, mrocznym mścicielem, szukającym zapłaty za jej przeszłe grzechy. 

Jakby jeszcze mało za nie zapłaciła! KaŜdego dnia próbowała zrozumieć, co nią 

wtedy kierowało, co mogło ją skłonić, by zachowała się w tak nietypowy dla siebie 
sposób.  Gdyby  nie  fotografie,  gotowa  byłaby  przysiąc,  Ŝe  to  wszystko  było  tylko 
wymysłem Carla. 

background image

Na pozór Carlo zawsze sprawiał wraŜenie czarującego młodszego brata Franka, 

zadowolonego  z drugiego miejsca  w  hierarchii.  Przyjął  wiadomość  o  zaręczynach 
brała  z  pozorną  Ŝyczliwością,  Anna  jednak  podejrzewała,  Ŝe  w  głębi  duszy  był 
zirytowany.  Często  w  nieoczekiwanych  momentach  czuła  na  sobie  jego  wzrok; 
spojrzenie  przymruŜonych  oczu  wytrącało  ją  z  równowagi.  Zamierzała 
porozmawiać  o  tym  z  Frankiem,  on  jednak  zajęty  był  dopinaniem  jakiegoś 
kontraktu,  który  chciał  mieć  z  głowy  przed  ślubem.  Do  ślubu  pozostał  jeszcze 
miesiąc. 

Krótki  okres  narzeczeństwa  we  wspomnieniach  Anny  okryty  był  mgiełką 

zmysłowej  rozkoszy.  Franko  uczył  jej  pojętne  ciało  języka  miłości,  ona  zaś 
krzyczała  i  szlochała  z  zachwytu  w  jego  ramionach.  Jej  szczęście  było 
bezgraniczne. Promieniała; jej ruchy, wcześniej spowolnione i ocięŜałe od smutku, 
teraz stały się lekkie i beztroskie. 

Nawet  Jenny  zmieniła  się  fizycznie;  szczupła  piętnastolatka  wyraźnie  się 

zaokrągliła,  przybyło  jej  teŜ  pewności  siebie.  Wieczorami  razem  planowały  ślub 
Anny,  przeglądały  wzory  i  katalogi.  śadna  z  nich  nie  wspominała  o  matce,  ale 
obydwie Ŝałowały, Ŝe nie moŜe uczestniczyć w szczęściu córki. 

Carlo jednak zatroszczył się, by to szczęście nie trwało długo. 
Pewnego  wieczoru,  gdy  Franko  wyjechał  w  interesach,  jego  brat  podał  Annie 

lampkę szampana i z uroczym uśmiechem wzniósł toast: 

– Za twoją przyszłość, Anno. 
Coś  w  jego  tonie  wzbudziło  jej  podejrzliwość,  ale  zignorowała  podszept 

intuicji, przypominając sobie, Ŝe przecieŜ Jenny jest w pokoju obok. 

Dopiero  potem,  gdy  obudziła  się  w  jego  łóŜku,  naga  w  pełnym  blasku 

słonecznego dnia, zdała sobie sprawę z rozmiarów swego błędu. 

Nawet jeśli krzyczała, to i tak nikt jej nie usłyszał. 
 

background image

Rozdział 3 

 
Anna z wysiłkiem oderwała myśli od przeszłości, której nie mogła juŜ zmienić. 

Przespała  się  z  bratem  swojego  narzeczonego  i  choć  nic  zupełnie  z  tego  nie 
pamiętała,  on  miał  na  to  dowody:  zdjęcia,  na  których  naga  Anna  leŜała  na  jego 
łóŜku w pozycji gwiazdki porno z filmu kategorii B. 

Tamtej nocy poczęty został Sammy. Jak mogła mu kiedykolwiek opowiedzieć o 

okolicznościach tego zdarzenia? 

Wzięła  głęboki  oddech  i  podniosła  rękę,  ale  zanim  zdąŜyła  zastukać  do  drzwi 

apartamentu, te się otworzyły. 

– Co ci zabrało tyle czasu? – mruknął Franko z niechęcią i Anna wbrew sobie 

od razu przybrała obronny ton. 

– PrzecieŜ nie było mnie tylko dziesięć minut. 
Anna  poczuła  złość.  A  więc  tak  chciał  to  rozgrywać?  Zabawa  w  pana  i 

niewolnicę? Stanęła twarzą do niego z błyskiem niechęci w niebieskich oczach. 

– Musiałam oddać klucz do szatki. 
– Jeśli wyznaczam ci czas, to masz być punktualna co do sekundy. 
– Jeszcze jakieś polecenia, proszę pana? 
Franko zacisnął usta. 
– Owszem, tak. 
Zimny, bezwzględny wyraz jego twarzy sprawił, Ŝe poczuła dreszcz na plecach. 
– Rozbieraj się. 
Anna głośno wciągnęła oddech.  
– Co takiego?! 
– Słyszałaś, co powiedziałem. 
Przez  kilka  długich  sekund  patrzyła  na  niego  w  bezruchu,  walcząc  z  nagłą 

słabością. 

– Chyba nie mówisz powaŜnie! 
– Rozbieraj się, bo jak nie, to ja cię rozbiorę! 
Takiego Franka nie znała dotychczas. 
– Ale... daj mi trochę czasu... 
– Miałaś cztery lata. 
– Dlaczego to robisz? – zapytała cicho, zatrzymując wzrok na jego twarzy. 
– Dobrze wiesz dlaczego. 
Starała się zachować zimną krew, ale jej opanowanie zaczynało się juŜ kruszyć. 

background image

– Nie przesadzasz z tą zemstą? 
– Czekałem na taką chwilę bardzo długo. Zrobiłaś to kiedyś dla mojego brata, 

więc teraz zrobisz to dla mnie. 

W gardle Anny wzbierał histeryczny śmiech. 
– Nie rób tego, Franko – szepnęła błagalnie. 
– Nie mów mi, co mam robić, a czego nie! Rób, co ci kaŜę, bo jak nie zechcesz, 

to poniesiesz konsekwencje. 

– Do końca Ŝycia będę cię za to nienawidzić. 
– Pokazałaś mi juŜ swoją nienawiść, idąc do łóŜka z moim bratem. Teraz ja ci 

pokaŜę swoją. 

Stała  nieruchomo,  drŜąc  z  zimna,  choć  na  zewnątrz  było  prawie  trzydzieści 

stopni.  Nawet  w  najgorszych  koszmarach  nie  wyobraŜała  sobie,  Ŝe  moŜe  się 
znaleźć w takiej sytuacji. Najpierw lęk o Sammy'ego, a teraz to. Tego wszystkiego 
było juŜ za wiele. 

Doskonale wiedziała, Ŝe powinna przejąć kontrolę nad sytuacją i nie poddać się 

kobiecej  słabości,  ale  mimo  to  zachowała się  tak,  jak  na  jej  miejscu  zachowałaby 
się kaŜda normalna dziewczyna. Wybuchnęła płaczem. 

Franko  zastygł.  Wydawało  się,  Ŝe  na  widok  drŜących,  wstrząsanych  szlochem 

ramion  Anny  i  jej  pochylonej  jasnej  głowy  wszelkie  myśli  o  zemście  uleciały  z 
jego umysłu. 

– Anno – powiedział łagodniej, zbliŜając się do niej. – Anno... 
Podniosła na niego zalaną łzami twarz. 
– Sam widzisz, co zrobiłeś. Teraz jesteś szczęśliwy? 
– Nie chciałem cię doprowadzić do płaczu. 
– Nie? – wyszlochała. – To czego chciałeś? 
Franko wypuścił urywany oddech. 
– Przepraszam. Zapomniałem, jaki stres musisz przeŜywać z powodu syna. 
Łagody ton jego głosu sprawił, Ŝe Anna rozpłakała się jeszcze bardziej. 
–  To  wszystko  jest  takie...  trudne  –  wyszlochała.  –  Robię,  co  mogę,  ale  to  za 

mało... Nie mogę dopuścić do tego, Ŝeby umarł, . , sam chyba rozumiesz! 

– Oczywiście, Ŝe rozumiem – odrzekł Franko, patrząc jej w oczy. 
Pociągnęła nosem. Franko podał jej chusteczkę; szybko schowała w niej twarz, 

chcąc uciec przed jego przenikliwym spojrzeniem. 

– Zawiozę cię do domu – powiedział. 
– Mogę pojechać tramwajem. 
PołoŜył dłonie na jej ramionach, zmuszając, Ŝeby spojrzała mu w oczy. 

background image

–  Anno.  To,  co  jest  między  nami...  jest  tylko  między  nami.  Chcę,  Ŝebyś 

wiedziała, Ŝe nie będę wciągał w tę rozgrywkę ani Sammy'ego, ani Jenny. 

– To bardzo przyzwoicie z twojej strony – rzekła ironicznie, odsuwając się. 
– Jesteś zdenerwowana. 
– Jestem wściekła! – wykrzyknęła. – Jak moŜesz mnie tak upokarzać? 
– Trochę sobie popłakałaś, a teraz znów będziesz drapać i gryźć, tak? 
–  Mam  ochotę  wydrapać  ci  oczy  –  wycedziła  przez  zaciśnięte  zęby.  – 

Nienawidzę cię! 

– Twoje uczucia wobec mnie są mi obojętne – odrzekł Franko z niezmąconym 

spokojem.  –  Zanim  nasza  umowa  dobiegnie  końca,  będziesz  mnie  nienawidzić  o 
wiele bardziej. 

Anna głęboko wciągnęła powietrze. 
– Jak ty wytrzymujesz sam ze sobą? Stoisz tu i zupełnie spokojnie twierdzisz, 

Ŝ

e zamierzasz mnie wykorzystywać i upokarzać! 

– Ja cię nie wykorzystuję, cara, tylko ci pomagam. 
– Tak, bo masz w tym własny cel! 
W jego oczach pojawił się ostrzegawczy błysk. 
–  Nie  zamierzam  tolerować  twoich  obelg.  Proponuję,  Ŝebyś  się  uspokoiła, 

dopóki  jeszcze  jest  mi  cię  Ŝal,  bo  w  przyszłości  mogę  się  okazać  mniej 
wyrozumiały. 

Z wściekłością obróciła się na pięcie i pomaszerowała na drugi koniec pokoju, 

Ŝ

eby znaleźć się jak najdalej od niego. 

–  Kiedy  mam  się  stawić...  do  słuŜby?  –  zapytała  z  obrzydzeniem  w  głosie, 

chcąc jak najbardziej wyprowadzić go z równowagi. 

–  Dam  ci  dwa  dni,  Ŝebyś  mogła  się  spakować.  We  wtorek  przyślę  po  ciebie 

samochód. 

– Tak po prostu? 
Franko spojrzał na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. 
– Tak po prostu. 
 
W drodze do domu siedziała w samochodzie w milczeniu. Franko ant razu nie 

spojrzał w jej stronę. W krótkich słowach wytłumaczyła mu, którędy ma jechać, i 
po niedługim czasie maserati zatrzymało się przy krawęŜniku przed domem. 

–  Dziękuję  za  odwiezienie  –  wymamrotała  i  otworzyła  drzwi.  Franko  jednak 

przytrzymał ją za rękę. 

– Zaczekaj. Nie przedstawisz mnie swojemu synowi? – zapytał z nutą ironii. 

background image

– Pewnie śpi. 
Jego palce mocniej ścisnęły jej przegub. 
– W takim razie obudzisz go i przedstawisz mu wujka. 
– Nic takiego nie zrobię! 
W tej chwili jednak z okna na piętrze dobiegi ich cienki głosik. 
– Mamooo! Mamooo! 
Anna  niezgrabnie  wygramoliła  się  z  samochodu  i  drŜącą  ręką  pomachała 

synowi. 

– Co to za pan? 
– To jest... 
– Powiedz mu, Ŝe jestem jego wujkiem – podpowiedział Franko zza jej pleców.. 
Gwałtownie obróciła się na pięcie. 
– Nic mogę tego zrobić! 
– Dlaczego nie? 
–  Bo  powiedziałam  Jenny,  Ŝe  Sammy  jest  twoim  synem  –  przyznała, 

odwracając wzrok. 

– Dio! – rozzłościł się. 
–  Musiałam  –  westchnęła.  –  Nie  chciałam  jej  denerwować...  uznałam,  Ŝe  tak 

będzie najlepiej. 

– Więc nawet własnej siostrze nie przyznałaś się do tego, co zrobiłaś? 
Anna przygryzła usta i odwróciła wzrok. 
– Porozmawiamy o tym później – mruknął Franko i znów pochwycił ją za rękę. 
Na ich widok Jenny stanęła w progu jak wryta, a jej palce błyskawicznie migały 

dziesiątki pytań. 

– Wszystko w porządku – powiedziała Anna, jednocześnie przekazując tę samą 

treść językiem migowym. – Franko i ja znów się spotykamy. 

Twarz jej siostry rozświetliła się uśmiechem. 
– Naprawdę? – zapytała głośno. 
–  Tak,  Jenny  –  potwierdził  Franko.  –  Nasze...  nieporozumienie  zostało  juŜ 

wyjaśnione i mamy wspólne plany na przyszłość. 

– Tak się cieszę! – wykrzyknęła Jenny z radością. – Marzyłam o tym! 
– Nie podniecaj się za bardzo – zamigała szybko Anna. – Nie bierzemy ślubu, 

na  razie  tylko  chcemy  zamieszkać  razem.  Franko  chce,  Ŝebyśmy  wszyscy 
przeprowadzili się do niego. 

– A co to za róŜnica? – odmigała Jenny beztrosko. – WaŜne, Ŝe znów jesteście 

razem. Sammy w końcu pozna ojca! 

background image

BoŜe,  co  za  matnia,  pomyślała  Anna  z  desperacją.  Wyglądało  na  to,  Ŝe 

wszystkie kłamstwa wracają do niej rykoszetem. 

Nie  sądziła,  Ŝe  jeszcze  kiedyś  w  Ŝyciu  zobaczy  Franka,  toteŜ  najprościej  było 

powiedzieć  siostrze,  Ŝe  to  on  jest  ojcem  Sammy'ego.  O  tym,  Ŝe  jest  w  ciąŜy, 
dowiedziała  się  dopiero  pod  koniec  trzeciego  miesiąca;  wcześniej  składała  brak 
miesiączki na karb poczucia winy i stresu po rozstaniu z Frankiem. 

–  Widzę,  Ŝe muszę  nauczyć  się języka  migowego,  bo inaczej będziecie  mogły 

rozmawiać  za  moimi  plecami,  a ja nie  będę  miał  pojęcia,  co mówicie  – zauwaŜył 
Franko przeciągle. 

Jenny zachichotała, a Anna poczuła irytację.  
Do pokoju wbiegł Sarniny i zatrzymał się jak wryty przed wysokim męŜczyzną 

stojącym obok jego matki. Franko przykucnął i wyciągnął do niego rękę. 

– Jestem twoim tatą. 
Chłopiec szeroko otworzył oczy. 
– Naplawdę?! 
– Naprawdę – skinął głową Franko i przytulił go. 
Serce  Anny  ścisnęło  się  na  ten  widok.  Byli  do  siebie  tacy  podobni.  Obydwaj 

mieli czarne włosy i brązowe oczy, ten sam zarys podbródka i ust. 

– Słyszałem, Ŝe jesteś chory – powiedział Franko. 
– Ale juŜ tu jestem i teraz moŜesz się zająć zdrowieniem. 
– A jak juŜ wyzdrowieję, to dalej pan z nami będzie? 
Anna odwróciła się. Nie mogła spokojnie patrzeć na te kłamstwa. 
– Mogę ci coś obiecać, Sammy – powiedział Franko. – Jak juŜ wyzdrowiejesz, 

to nadal będziemy się widywać codziennie. 

Anna  poczuła  dławiący  strach.  Dopiero  teraz  uświadomiła  sobie,  Ŝe  bogatą  i 

wpływową rodzinę Ventressich stać na najlepszych prawników. Nie sprawiłoby im 
Ŝ

adnych trudności odebranie syna matce, która z trudem wiąŜe koniec z końcem, i 

przejęcie  nad  nim  całkowitej  opieki.  Carlo  mógłby  zapewnić  chłopcu  warunki,  o 
jakich  ona  mogła  tylko  marzyć.  Najlepsza  opieka  zdrowotna,  prywatne  szkoły, 
wakacje nad morzem – lista była długa. Anna poczuła się zupełnie bezradna. Fakt, 
Ŝ

e zataiła wiadomość o narodzinach dziecka przed jego ojcem, z góry nawiał ją na 

przegranej pozycji w sądzie, szczególnie w tak patriarchalnym kraju jak Włochy. 

–  Sammy  –  wychrypiała  –  moŜe  pójdziesz  z  ciocią  Jenny  pooglądać  sobie 

sklepy, a ja tymczasem porozmawiam z... twoim tatą? 

Spojrzała z wdzięcznością na siostrę, która od razu wzięła chłopca za rękę. 
– Chodź, Sammy. A po drodze moŜemy jeszcze wstąpić do parku. 

background image

– Dobrze! – ucieszył się chłopiec. 
Gdy drzwi zamknęły się za nimi, Anna podniosła głowę i spojrzała na Franka. 
– Nie masz prawa tak go okłamywać. 
Franko bez Ŝadnego trudu wytrzymał jej spojrzenie. 
– Nie okłamałem go. Mówiłem powaŜnie. Będę go widywał codziennie. 
– Jak długo? Przez trzy miesiące? Franko, to jest małe dziecko, a nie zabawka, 

którą moŜesz rzucić w kąt, gdy ci się znudzi. PrzywiąŜe się do ciebie, a potem ty 
wyjedziesz i... 

–  Zdecydowanie  naleŜy  do  rodziny  Ventressich  –  zauwaŜył  Franko,  ignorując 

jej tyradę. – Ale bardziej jest podobny do mnie niŜ do Carla. 

–  Bogu  dzięki,  Ŝe  nie  ma  twojego  charakteru  –  wybuchnęła,  zanim  zdąŜyła 

ugryźć się w język. 

Przez  dłuŜszą  chwilę  patrzył  na  nią  z  zupełnie  nieruchomą  twarzą.  Nic  miała 

pojęcia, jakie myśli kłębią mu się w głowie. 

– Powinien być moim synem – rzekł wreszcie, przerywając milczenie. 
Anna zatrzymała wzrok na swoich dłoniach. 
– Nie moŜemy zmienić przeszłości, choćbyśmy nie wiem jak chcieli. 
– Więc Ŝałujesz tego, co zrobiłaś? 
–  Dziwię  się,  Ŝe  o  to  pytasz.  –  Wzruszyła  ramionami.  –  śałuję  wszystkiego. 

Przede wszystkim tego, Ŝe cię spotkałam i Ŝe się w tobie zakochałam... 

– Nie kochałaś mnie! – przerwał gwałtownie. 
–  Trafiła  ci  się dobra  okazja,  a ja nabrałem  się  na  twoją  fałszywą  niewinność. 

Byłem głupi. A ty byłaś zwykłą pijawką i od początku miałaś oko na Carla! 

– To nieprawda! 
PrzymruŜył ciemne oczy. 
– Jak to? Opowiadał mi, jak za nim ganiałaś. 
– Co takiego?! 
–  Mówił,  Ŝe  za  kaŜdym  razem,  gdy  mnie  nie  było  w  pobliŜu,  musiał  się  od 

ciebie opędzać! 

– To kłamstwo! 
Spojrzenie Franka było lodowato zimne. 
– Myślisz, Ŝe prędzej uwierzę tobie niŜ własnemu bratu? 
– Wiem, Ŝe nie. Ale to jeszcze nie znaczy, Ŝe twój brat mówi prawdę. 
–  Nigdy  mnie  nie  okłamał.  A  ty...  całe  twoje  Ŝycie  oparte  jest  na  kłamstwie. 

Ukryłaś przed moją rodziną wiadomość o dziecku. 

– Ale mam wraŜenie, Ŝe ty i tak o nim wiedziałeś – odparowała. – Zapytałeś o 

background image

niego wczoraj w kawiarni, pamiętasz? 

– Dziwi cię to, Ŝe postarałem się, by wiedzieć o tobie wszystko? 
Poczuła lęk. 
– Co to znaczy? 
–  Byłaś  obserwowana  –  odrzekł  spokojnie.  –  Wiedziałem  o  kaŜdym  twoim 

kichnięciu. 

– Nie! 
–  Tak,  cara  – uśmiechnął  się  z  satysfakcją. –  Byłaś obserwowana od  czterech 

lat. 

– Więc dlaczego nie skontaktowałeś się ze mną wcześniej? 
Franko lekcewaŜąco wzruszył ramionami. 
– Musiałem być pewny, Ŝe nie odrzucisz mojej oferty. 
– Chciałeś chyba powiedzieć: szantaŜu! 
–  SzantaŜ  to  takie  nieprzyjemne  słowo.  Robię  ci  przysługę,  a  ty  mi  się 

odwdzięczasz, to wszystko. 

– Nic wierzę własnym uszom! 
– Nie podobają ci się warunki naszej umowy? 
– Mdli mnie na myśl o tej umowie! 
–  Ale  dobrze  wiesz,  gdzie  stoją  konfitury  i  zgodnie  z  tym  zmieniasz  swoje 

opinie. 

Miała ochotę krzyczeć z frustracji. Czuła się zupełnie bezradna; przed Frankiem 

nie dało się uciec. Pomoc finansowa była wybawieniem dla Sammy’ego, ale koszt 
tej  pomocy  był  niesłychanie  wysoki.  Czy  był  jakiś  sposób,  który  mógłby  ją 
uchronić przed dalszym cierpieniem? Po zerwaniu narzeczeństwa wpadła w długą, 
cięŜką depresje, a teraz znów przyszło jej ryzykować własne zdrowie psychiczne. 

–  Potrzebuję  trochę  czasu,  Ŝeby  do  tego  wszystkiego  przywyknąć  – 

powiedziała. – Muszę załatwić przyjęcie Sammy’ego do szpitala i... 

– To juŜ załatwione. 
– Jak to? – zdumiała się. 
–  Sprawa  jest  pilna,  więc  pomyślałem,  Ŝe  im  wcześniej,  tym  lepiej.  Operacja 

odbędzie się na początku przyszłego tygodnia. 

– Nie miałeś prawa! 
– Miałem wszelkie prawa. Poza tobą i Jenny, jestem jego najbliŜszym krewnym 

w tym kraju. 

Na  ten  argument  nic  nie  potrafiła  odpowiedzieć.  Uświadomiła  sobie  z 

przeraŜeniem, Ŝe on ma rację: był najbliŜszym męskim krewnym Sammy'ego i tego 

background image

faktu nie moŜna było zmienić. 

–  Ta  kłótnia  nie  ma  sensu  –  stwierdził  Franko.  –  Jesteś  teraz  bardzo 

zestresowana. Sądziłem, Ŝe pomogę ci, jeśli zajmę się szpitalem. 

– Dziękuję – wymamrotała niechętnie. 
–  Poinformowałem  szpital,  ze  pokryję  wszelkie  rachunki.  ZałoŜyłem  równieŜ 

konto  bankowe  z  pełnomocnictwem  dla  ciebie.  –  Sięgnął  do  kieszeni  i  podał  jej 
kartę.  –  Numer  PIN  to  twoja  data  urodzenia.  Suma,  która  się  tam  znajduje, 
wystarczy na porządne ubrania dla was trojga.  

Rzuciła w niego kartą. 
– Nie chcę tego. 
Wziął  ją  za  rękę,  rozprostował  jej  palce,  wsunął  między  nie  kartę  i  znów 

zacisnął. 

– Masz ją wziąć i uŜywać, zrozumiałaś? 
Odpowiedziała mu grymasem. 
– A jakie ciuchy mam za to kupić? Coś, co by cię podniecało? 
– Do tego nie potrzebujesz Ŝadnego ubrania. 
Anna okryła się rumieńcem. 
–  Nie  mogę  tego  zrobić.  Nie  potrafię  udawać,  Ŝe  jestem  twoją  kochanką 

dobrowolnie. 

– Nic będziesz musiała udawać – zapewnił ją. 
Popatrzyła  na  niego  z  konsternacją.  CzyŜby  Franko  chciał  znów  rozpalić  jej 

zmysły? Czy to miał być ciąg dalszy zemsty? 

–  Franko,  nie  moŜesz  mi  tego  zrobić  –  powiedziała  ze  łzami  w  oczach.  –  Nie 

moŜesz mnie w ten sposób zniszczyć. 

– Nie mam zamiaru cię niszczyć. Ale chcę cię mieć. Chcę, Ŝebyś czuła to, co ja 

czułem  przez  cztery  lata.  Chcę  wymazać  ze  swojej  wyobraźni  wizje  ciebie  w 
ramionach Carla. 

–  Zniszczysz  mnie  tym  –  szepnęła,  bezradnie  opuszczając  ramiona.  –  Nie 

zniosę tego. 

Franko w milczeniu stał przed nią, patrząc na jej pochyloną głowę. 
– Anno. 
Podniosła głowę i napotkała jego wzrok. 
– Proszę cię, nie dopuść do tego, Ŝebym cię znienawidziła. 
– I tak mnie juŜ nienawidzisz, więc co mam do stracenia? 
Najgorsze  było  to,  Ŝe  nie  potrafiła  czuć  do  niego  nienawiści.  Kochała  go  nie 

mniej niŜ kiedyś, bezgranicznie i totalnie. Przygryzła wargi, – Franko, ja juŜ więcej 

background image

nie zniosę. Nie zmuszaj mnie, Ŝebym musiała cię błagać. 

Pochwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie. 
– Chcę słyszeć twoje błaganie. Tylko to moŜe mi dostarczyć satysfakcji. 
Pochylił głowę i przytrzymał jej twarz. Poczuła jego język w swoich ustach i jej 

ciało natychmiast zmieniło się w drŜąca galaretę. Nie była w stanie z tym walczyć; 
Franko  nie  pozostawił  jej  Ŝadnej  moŜliwości  obrony.  Miała  wraŜenie,  Ŝe  roztapia 
się i w postaci atomów ulatuje w kosmos. 

– Brakowało mi tego – westchnął, odnajdując dłonią jej pierś. – Nie potrafiłem 

zapomnieć, jak to jest czuć cię pod sobą, rozpaloną... – szepnął, czując jej zęby na 
swoich wargach. – Chcesz mi zrobić krzywdę? 

– Mam ochotę cię zabić – odrzekła cicho. 
Na twarzy Franka, pochylonej tuŜ nad jej twarzą, pojawił się leniwy uśmiech. 
– Proszą bardzo, zabij mnie. Przynajmniej umrę szczęśliwy. 
W odpowiedzi ugryzła go znacznie mocniej. 
– Chcesz ostrego seksu? Będziesz gryźć i drapać? 
– Nienawidzę cię! – westchnęła, gdy pochylił się a jego twarz znalazła się przy 

jej piersiach. – Nienawidzę cię... 

– Uwielbiam, kiedy mnie tak nienawidzisz – odszepnął. – Czuję, jak całe twoje 

ciało mnie nienawidzi. Od tej nienawiści staje się coraz bardziej gorące. 

– Sammy i Jenny mogą wrócić w kaŜdej chwili – przypomniała mu, sięgając po 

ostateczną broń. 

Franko  natychmiast  się  odsunął.  Zazdrościła  mu  łatwości.  z  jaką  pohamował 

poŜądanie. 

–  Kiedyś  nie  psułaś  zabawy  z  byle  powodu  –  uśmiechnął  się  kpiąco.  –  Nic  ci 

nie było w stanie przeszkodzić. 

– Bo byłam głupia i pozwoliłam ci się oczarować. 
– Jeszcze głupiej postąpiłaś, pozwalając się oczarować mojemu bratu. 
– PrzecieŜ według niego to ja go uwiodłam. Zdecyduj się na coś – westchnęła. 
– Znając twój urok z własnego doświadczenia, nie wątpię, Ŝe Ŝaden męŜczyzna 

nie byłby mu się w stanie oprzeć. 

– Proszę, zostaw mnie juŜ i idź sobie – westchnęła Anna. – Nie mam juŜ siły na 

dyskusje z tobą. 

Obrzucił ją lodowatym spojrzeniem. 
– Zemsta i tak cię nie ominie, Anno, moŜesz być tego pewna. Dopnę swego bez 

względu na twoje uczucia. 

– Nie poczujesz się szczęśliwy, dopóki mnie nie złamiesz, prawda? 

background image

Franko zacisnął usta. 
–  Chodzi  o  moją  dumę.  Mogłaś  wziąć  to  pod  uwagę,  zanim  wskoczyłaś  do 

łóŜka mojego brata. Owszem, dopnę swego i nic mnie przed tym nie powstrzyma. 

Anna ze znuŜeniem przymknęła oczy. Wiedziała, Ŝe Franko mówi prawdę, i nie 

miała pojęcia, jak uda jej się to znieść. 

 

background image

Rozdział 4 

 
Następne dwa dni były wypełnione po brzegi. 
Anna  starannie  pakowała  rzeczy.  Nie  zamierzała  zabierać  do  domu  Franka 

całego  dobytku,  bo  wiedziała,  Ŝe  za  jakiś  czas  i  tak  będzie  musiała  wrócić  do 
siebie. Franko jej nie chciał; zaleŜało mu tylko na zemście. 

Trzeciego  dnia  przed  domem  pojawił  się  samochód  i  w  ciągu  kilku  minut 

zawiózł ich przed imponującą rezydencję. 

– Mamo, jaki duŜy dom – sapnął Sammy, ciągnąc za sobą obszarpanego misia. 

– Czy tatuś ma basen? 

Pochylona nad torbą Anna posłała synowi blady uśmiech. 
– Nie wiem, kochanie. Wkrótce się przekonamy. 
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich starsza kobieta ubrana na czarno. 
–  Dzień  dobry,  pani  Stockton.  Jestem  Rosa,  gospodyni  pana  Ventressiego  – 

powiedziała  z  mocnym  włoskim  akcentem.  –  A  to  na  pewno  jest  Sammy.  Jaki 
podobny do ojca! 

– Moja siostra, Jenny – powiedziała Anna szybko, wypychając dziewczynę do 

przodu. 

–  Milo  mi  panią  poznać  –  ukłoniła  się  Rosa.  –  Pan  Ventressi  polecił  mi 

przywitać panie jak najserdeczniej. On sam wróci dzisiaj późno. 

Typowe,  pomyślała  Anna,  prowadząc  Sammy'ego  do  wnętrza  domu.  To  na 

pewno miał być kolejny element tortur: Franko chciał jej zagrać na nerwach, kaŜąc 
czekać na siebie. 

Gospodyni zaprowadziła je na górę, a kierowca w tym czasie wniósł do domu 

bagaŜe. 

Pokój  Jenny  był  róŜowy,  przestronny  i  bardzo  kobiecy.  W  wielkim  oknie 

wisiały miękkie zasłony. Następny był pokój Sammy'ego – z niebieskimi ścianami 
i wielką stertą zabawek, które mogły zaspokoić najbardziej wygórowane Ŝyczenia 
kaŜdego trzylatka. 

– To dla mnie? – zapytał Sammy, patrząc z zachwytem na wielką cięŜarówkę i 

rządek lśniących modeli samochodzików. 

– Tak – uśmiechnęła się Rosa. – Twój tato chciał, Ŝebyś się tu czuł jak w domu. 
Anna  poczuła  irytację  na  myśl,  Ŝe  Franko  chce  sobie  kupić  względy  syna 

drogimi zabawkami. 

– A tutaj jest pani pokój – powiedziała Rosa, prowadząc ją dalej korytarzem. – 

background image

Proszę się rozgościć. Za godzinę będzie kolacja. 

– Dziękuję – rzekła Anna z uśmiechem, choć w środku gotowała się ze złości. 
Po  wyjściu  Rosy  uwaŜnie  obejrzała  pokój.  Był  wielki,  z  osobną  garderobą  i 

łazienką.  W  wielkich  oknach  wisiały  jedwabne  czarno-białe  zasłony  wykończone 
skomplikowanymi  sznurami  i  frędzlami.  Przy  szerokim  łóŜku,  nakrytym  równieŜ 
czarno-białą narzutą, stał wygodny fotel i sofa. Od razu było widać, Ŝe jest to dom 
człowieka  nawykłego  do  komfortu  i  nieliczącego  się  z  kosztami.  Anna,  w  swoim 
starym, spłowiałym ubraniu, czuła się tu nie na miejscu. 

Westchnęła i zatrzymała wzrok na swoim odbiciu w duŜym  uchylnym lustrze, 

które  stało  obok  sekretarzyka  z  orzechowego  drewna.  Wyglądała  na  wyczerpaną. 
Oczy miała podkrąŜone, zazwyczaj lśniące jasne włosy były matowe, bez Ŝycia, a 
twarz  blada,  jakby  od  wielu  miesięcy  nie  widziała  słońca.  Do  tego  jeszcze  miała 
zapadnięte policzki. 

Usłyszała za plecami jakiś dźwięk. 
–  Popatrz,  Anno!  –  wołała  Jenny,  z  podnieceniem  wbiegając  do  pokoju,  – 

Zobacz, co Franko mi kupił! 

Anna odwróciła się i spojrzała na wielką stertę markowych ubrań, które Jenny 

trzymała w ramionach. 

– Kupił to dla mnie. Rosa mówi, Ŝe to prezent...  
Zabawki dla Sammy'ego, ubrania dla Jenny... O co mu właściwie chodziło? 
– Nie moŜesz ich zatrzymać. 
– Dlaczego? – jęknęła Jenny z wielkim rozczarowaniem. 
– Bo ja nie mogę sobie pozwolić na to, Ŝeby za nie zapłacić. 
– Ale to prezent – powtórzyła Jenny. – Nic płaci się za prezenty! 
– Naprawdę? – stwierdziła Anna ironicznie. 
Sukienka z zielonego jedwabiu zsunęła się ze sterty i upadła u stóp Jenny. 
– Anno, czy coś się stało? 
–  Nie  –  skłamała.  –  Ale  nie  moŜemy  się  do  tego  wszystkiego  za  bardzo 

przyzwyczajać... – zatoczyła luk ręką, – Te luksusy nie będą trwały wiecznie. 

–  Co  to  znaczy?  –  zdziwiła  się  Jenny.  –  PrzecieŜ  Franko  jest  bardzo  bogaty  i 

moŜe sobie pozwolić na hojność. 

–  Jenny...  –  westchnęła  Anna  i  przeszła  na  język  migowy,  Ŝeby  siostra 

zrozumiała wszystko dokładnie. – Nie czuję się dobrze, przyjmując tak kosztowne 
prezenty. A jeśli coś nam nie wyjdzie... 

– A co moŜe wam nie wyjść? – zdziwiła się Jenny. – Franko wrócił do twojego 

Ŝ

ycia, a Sammy będzie zdrowy. Co złego moŜe się stać? 

background image

Och,  młodzieńcza  naiwności,  pomyślała  Anna.  Jenny  miała  zaledwie  – 

dziewiętnaście lat i głowę pełną romantycznych iluzji, ale przecieŜ nie znała całej 
historii związku z Frankiem, nie znała mrocznego sekretu, który kładł się cieniem 
na całej teraźniejszości. 

– Nic – westchnęła. – Masz rację. Głupio gadam. 
–  Jesteś  zmęczona  –  stwierdziła  jej  siostra.  –  Masz  za  sobą  cięŜkie  dni. 

Postaram się pomagać ci bardziej. 

– I tak pomagasz mi bardzo duŜo – rzekła Anna z wdzięcznością. – Nie wiem, 

co bym bez ciebie zrobiła. 

– Teraz mam ferie, więc mogę zająć się Sammym, Ŝebyś ty miała więcej czasu 

dla Franka. 

Gdy  siostra  wyszła  z  pokoju,  Anna  jeszcze  raz  popatrzyła  na  swoje  odbicie  w 

lustrze. Spędzanie czasu z Frankiem było ostatnią rzeczą, na jaką miała w tej chwili 
ochotę. 

 
Sammy  usnął,  nie  doczekawszy  końca  bajki.  Otuliła  go  kołdrą,  pocałowała  w 

policzek  i  poszła  do  swojego  pokoju.  Jenny  była  u  siebie,  a  gosposia  juŜ  dawno 
skończyła  pracę.  Anna  czekała  na  powrót  Franka,  niespokojnie  chodząc  z  kąta  w 
kąt.  Miała  ochotę  się  połoŜyć,  ale  nie  chciała,  by  zastał  ją  pogrąŜoną  we  śnie; 
obawiała się, Ŝe w takiej sytuacji po prostu wsunąłby się do łóŜka obok niej. 

W  końcu  usłyszała  przed  domem  odgłos  silnika  maserati  i  świst  zamykanych 

elektronicznie drzwi do garaŜu. Potem kroki na Ŝwirowej ścieŜce... zgrzyt klucza w 
drzwiach...  znów  kroki,  tym  razem  zbliŜające  się  do  smugi  światła  pod  drzwiami 
salonu. 

Gdy otworzył drzwi, zerwała się na równe nogi. 
– Nie masz prawa ich przykupywać! – wykrzyknęła bez wstępów. 
Franko zamknął za sobą drzwi zupełnie niewzruszony. 
– Dobry wieczór, cara. 
– 
Słyszałeś, co powiedziałam? 
Rzucił marynarkę na sofę i rozluźnił węzeł krawata. 
– ZdąŜyliście się juŜ tu urządzić? 
Anna patrzyła na niego bez słowa. 
– Czy coś jest nie tak? – zapytał ze zdziwieniem. 
– Wszystko jest nie tak! – wybuchnęła. – Specjalnie starasz się utrudnić mi... 
– Utrudnić ci co? Pójście ze mną do łóŜka? 
– Nie mam ochoty z tobą sypiać! 

background image

– Ach, ale nie masz wyboru, prawda? 
Popatrzyła na niego ze złością. 
– Czy naprawę myślisz, Ŝe cały pokój zabawek dla Sammy'ego i szafa ubrań dla 

mojej siostry wystarczą... ? 

Oczy Franka przybrały kształt wąskich szparek. 
– Nie, ale sądziłem, Ŝe uwzględnisz w rachunku koszty leczenia w szpitalu. 
Na to oczywiście nie mogła nic odpowiedzieć.  
Franko wygodnie rozsiadł się na sofie i połoŜył nogi na stoliku. 
– CzyŜbyś miała jeszcze jakieś wahania co do naszej umowy? 
–  To  wszystko  jest  takie...  bezduszne.  Chcesz  mnie  wykorzystać  z  czystej 

nienawiści. 

– A dlaczego nie miałbym cię nienawidzić? – Wzruszył ramionami. 
– Nikt nie jest doskonały – mruknęła, unikając jego wzroku. – KaŜdy popełnia 

jakieś błędy. To ludzkie. 

– Ale za niektóre błędy trzeba płacić. 
– A co z twoim bratem? Jaką cenę on ma zapłacić? 
Franko mocno zacisnął zęby, ale wytrzymał jej spojrzenie. 
– Carlo juŜ zapłacił. Nie wie o tym, Ŝe ma syna. Nie potrafię sobie wyobrazić 

gorszej kary. 

– Czyli wychodzi na to, Ŝe jest to wyłącznie moja wina. 
– Tak. – Zdjął nogi ze stołu i wstał. – To jest twoja wina. Złamałaś obietnicę. 
– PrzecieŜ nie zrobiłam tego sama! – zawołała, hamując łzy. 
– Carlo jest męŜczyzną z krwi i kości. Nie był w stanie oprzeć się pokusie, jaką 

mu zaoferowałaś. Przeprosił mnie za to, co niechcący zrobił. 

– Niechcący? – prychnęła Anna z niedowierzaniem. – Napoił mnie szampanem, 

a ty mówisz, Ŝe zrobił to niechcący? 

Franko zacisnął usta. 
– Nie musiałaś pić. 
– A on nie musiał... nie musiał... 
Łzy w końcu popłynęły. Otarła je wierzchem dłoni. 
– Sama mówiłaś, Ŝe co się stało, to się nie odstanie. Trzeba się skupić na tym, 

co jest tu i teraz. 

– To, co jest tu i teraz, to szantaŜ i przekupstwo! 
–  No  i  co  z  tego?  –  Wzruszył  ramionami.  –  Tylko  w  ten  sposób  moŜemy 

wyrównać rachunki. 

–  Franko,  nie  Ŝyjemy  w  średniowieczu!  Zasada  "oko  za  oko"  juŜ  nie 

background image

obowiązuje! 

– Nie zaznam spokoju, dopóki nie zapłacisz mi za to, co zrobiłaś. 
– JuŜ zapłaciłam! Nawet nie masz pojęcia, jak drogo! 
– Ale nie na moje konto. 
Z frustracją zacisnęła dłonie w pięści. 
–  Dobrze  – powiedziała  wojowniczo. –  Miejmy  to juŜ  z głowy.  Rób,  co  masz 

zrobić, i niech juŜ będzie po wszystkim. 

stał nieruchomo, z twarzą przypominającą maskę. 
–  Na  co  czekasz?!  –  krzyczała  Anna,  zrzucając  buty  i  rozpinając  bluzkę.  – 

PrzecieŜ  tego  właśnie  chciałeś!  –  Rzuciła  bluzkę  na  podłogę  i  sięgnęła  do  paska 
steranych dŜinsów. – Zróbmy to wreszcie, Ŝebym  mogła się przestać zastanawiać, 
kiedy w końcu eksplodujesz. 

DŜinsy opadły na podłogę i Anna w samej bieliźnie stanęła przed Frankiem. On 

jednak nawet nie drgnął. 

– No co? – prowokowała go. – Zniechęca cię moja stara bielizna? MoŜesz ją ze 

mnie zerwać i zrobić, co zechcesz. Co cię powstrzymuje? Brak ci charakteru? Nie 
uwierzę, Ŝe twój brat ma gorętszą krew niŜ ty... 

Poruszył  się  tak  szybko,  Ŝe  nie  zdąŜyła  dokończyć  zdania.  Całym  ciałem 

przycisnął  ją  do  ściany  i  zamknął  jej  usta  pocałunkiem,  a  jednocześnie  dłonie 
rozpoczęły podróŜ po jej piersiach. Wbrew sobie Anna nie potrafiła odeprzeć tego 
zmasowanego ataku na swe zmysły; nie była w stanie walczyć z Frankiem. 

Po  chwili  biustonosz  poleciał  na  podłogę,  a  w  ślad  za  nim  zsunęły  się  majtki. 

Franko sięgnął ręką między jej nogi, drugą rozpinając swoje spodnie. Wstrzymała 
oddech,  gdy  gwałtownie  w  nią  wtargnął.  Zdradzieckie  ciało  reagowało  po 
swojemu, pulsując w jednym rytmie z jego ciałem. 

–  Chcesz  właśnie  mnie  –  mruczał  Franko  między  jednym  gorączkowym 

pchnięciem  a  drugim.  –  I  to  właśnie  mnie  będziesz  miała,  dopóki  ja  się  tobą  nie 
nasycę. 

Ciało  Anny  po  kilku  latach  celibatu  nie  było  przyzwyczajone  do  takiej 

gwałtowności. Skrzywiła się lekko; Franko natychmiast znieruchomiał i zatrzymał 
wzrok na jej twarzy. 

– Co się stało? Nie jest ci ze mną tak dobrze jak z Carlem? Czy o to chodzi? 
– Nie... 
– W takim razie o co? – Znów zaczął się poruszać, ale juŜ delikatniej. – Myślisz 

o nim? 

– Nie... – szepnęła, wbijając paznokcie w jego ramiona. 

background image

– Nie zniósłbym, gdybyś myślała o nim wtedy, kiedy ja jestem w tobie. 
Chciała mu powiedzieć, Ŝe nigdy nie było w niej miejsca dla nikogo innego, ale 

wiedziała, Ŝe Franko jej nie uwierzy. Zresztą sama przestawała juŜ wierzyć sobie. 
Zagryzła usta, powstrzymując okrzyk rozkoszy; nie chciała mu dać tej satysfakcji. 

–  Nie  walcz  ze  mną  –  wydyszał  Franko  prosto  do  jej  ucha.  –  Przestań  się 

kontrolować! 

– Nic. Nienawidzę cię. 
– Ale pragniesz mnie mimo to! 
– Ja... ja... 
– Zrób to dla mnie – poprosił łagodnie. – Tak jak kiedyś
– Nie chcę... och... och... och... ! 
Franko mocno przytrzymał jej drŜące ciało. 
– Tak, cara. Chcesz. 
Owszem, chciała i nie była w stanie powstrzymać przetaczających się przez nią 

fal rozkoszy ani zapobiec bezwładności, która ogarnęła ją całą. 

–  Teraz  moja  kolej  –  mruknął,  znów  zwiększając  tempo.  –  Tak  długo  na  to 

czekałem! 

Czuła,  jak  jego  napięcie  narasta  z  kaŜdym  ruchem.  Po  chwili  Franko  porzucił 

samokontrolę i dokończył dzieła z głębokim jękiem, a potem natychmiast odsunął 
się  od  niej.  Usłyszała  zgrzyt  zamka  błyskawicznego;  on  równieŜ  doprowadzał  się 
do porządku. 

–  Mam  nadzieję,  Ŝe  Rosa  pokazała  ci  twój  pokój?  –  rzucił  przez  ramię, 

podchodząc do barku. 

Anna przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu. 
– Tak... 
– To dobrze. – Odwrócił się w jej stronę i wzniósł kieliszek w toaście. – Za nasz 

związek. Oby trwał przez wiele nocy i dni. 

– Zmieniłeś się... 
W jego oczach pojawił się dziwny błysk. 
– Jeśli tak, to tylko siebie moŜesz za to winić – odrzekł z goryczą. 
– Przykro mi. 
– Przykro? – powtórzył z niedowierzaniem. 
– A dokładnie dlaczego jest ci przykro? 
– Nie chciałam cię zranić... 
– Naprawdę? 
– Oczywiście, Ŝe tak – powiedziała, wykręcając ręce. – Niczego nie pamiętam z 

background image

tamtej nocy. 

– Nie musisz nic pamiętać – prychnął. – Carlo był przewidujący i przygotował 

dokumentację. 

Zadała mu wreszcie pytanie, które prześladowało ją juŜ od dawna: 
– A nigdy się nie zastanawiałeś, po co to zrobił? 
Franko przez chwilę milczał. 
–  Czasami  zadawałem  sobie  to  pytanie,  ale  za  kaŜdym  razem  dochodziłem  do 

tej samej odpowiedzi, którą podał mi Carlo. Gdyby nie miał tych cholernych zdjęć, 
nigdy  bym  mu  nie  uwierzył.  Twój  zadowolony  uśmiech  prześladował  mnie  przez 
koszmarnie długie cztery łata. Nie potrafiłem zapomnieć tego widoku, choć bardzo 
się starałem. 

Anna przymknęła oczy. 
– Czy wiesz, jak cięŜko jest mi patrzeć na własnego brata i nie myśleć o tym, Ŝe 

go uwiodłaś? Robiłem wszystko, co mogłem, Ŝeby naprawić relacje między nami, 
ale blizny pozostały. 

Co miała powiedzieć? Była winna i koniec. Franko miał rację: choć ona sama 

niczego nie pamiętała, zdjęcia były wystarczającym dowodem na to, co zaszło. 

WłoŜyła dŜinsy i zapięła bluzkę. 
– Nie wiem, co mam odpowiedzieć... 
–  Nic  juŜ  nie  mów  –  prychnął.  –  Czy  naprawdę  myślisz,  Ŝe  słowa  mogą 

wymazać przeszłość? 

Potrząsnęła głową i na widok nienawiści w jego twarzy opuściła wzrok. 
– Jesteś małą, tandetną... 
– Nie! 
Dłoń Franka ostro przecięła powietrze. 
–  Jesteś  kusicielką  w  przebraniu  anioła.  Dałem  się  nabrać  i  mój  brat  teŜ,  ale 

teraz nasz związek opiera się wyłącznie na moich warunkach. Zniesiesz wszystko, 
co zechcę ci zaoferować – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Jesteś mi to winna. A 
teraz zejdź mi z oczu. 

– Franko... Proszę cię... ja... 
– Wynoś się! – wykrzyknął, uderzając pięścią w stół. 
– Ale ja... 
PrzybliŜył się o kilka kroków, Anna jednak nie cofnęła się. 
– Zdaje się, Ŝe kazałem ci stąd wyjść. 
– Słyszałam, co powiedziałeś, ale nie zamierzam pozwolić, byś mnie obraŜał. 
Franko patrzył na nią ponuro. 

background image

– Jeśli będę miał ochotę cię obrazić, to zrobię to. Ty obraziłaś mnie bardziej. 
– Nic z tego nie pamiętam! – wykrzyknęła z frustracją. – Zupełnie nic! 
– Jakie to wygodne. 
– Nie wierzysz mi, tak? Po prostu mi nie wierzysz. 
Znów  prychnął  pogardliwie  i  sięgnął  po  coś  do  szuflady.  Zobaczyła  w  jego 

wyciągniętej ręce duŜą kopertę i przeszył ją dreszcz. 

–  Wygodnie  ci  było  zapomnieć  to,  co  wtedy  zaszło...  –  rzekł  lodowato  –  ale 

moŜe to pozwoli ci odzyskać pamięć. 

DrŜącymi rękami otworzyła kopertę i wyjęła zdjęcia. 
 

background image

Rozdział 5 

 
Cała  krew  odpłynęła  jej  z  twarzy.  Patrzyła  na  własne  zdjęcie  w 

kompromitującej pozie i z trudem powstrzymywała mdłości. 

– Teraz mi powiedz, Ŝe nic nie pamiętasz – warknął Franko. 
Poczuła ucisk w skroniach. Miała wraŜenie, Ŝe ogląda własnego sobowtóra, nie 

siebie. Kobieta na zdjęciu miała na ustach nieobecny uśmiech i wyciągała ręce do 
kogoś, kogo nie było widać w kadrze. 

Kolejne  zdjęcie  wyglądało  bardzo  podobnie.  Zachęcająca  poza,  włosy 

rozrzucone na poduszce, usta rozchylone w uśmiechu i pusty wzrok. Nie miała juŜ 
ochoty oglądać kolejnych fotografii. 

– Dziwię się, Ŝe zatrzymałeś te zdjęcia – powiedziała, oddając mu cały plik. – 

Moim zdaniem zakrawa to na masochizm. 

– Zatrzymałem je, Ŝeby od czasu do czasu przypominać sobie, jaki byłem głupi, 

Ŝ

e ci wierzyłem. 

– Jak często musiałeś je oglądać? 
Odwrócił  wzrok,  schował  zdjęcia  do  szuflady  i  zamknął  ją  na  klucz,  który 

schował do kieszeni. 

– Patrzę na nie, ilekroć czuję pokusę, by zaufać pięknej kobiecie. 
– To dlatego jeszcze się nie oŜeniłeś? 
– Nie mam ochoty znaleźć się w następnym podobnym związku. 
– A nie chcesz mieć dzieci? 
Znów odwrócił wzrok. 
– Dzieci to obciąŜenie. Nie chcę takich mocnych więzi. 
Anna  nie  wierzyła  własnym  uszom.  Gdzie  się  podział  ten  męŜczyzna,  który 

marzył  o  rodzinie  i  jak  twierdził,  nie  mógł  się  doczekać  córki  lub  syna?  CzyŜby 
naprawdę zmienił się tak bardzo? Czy to była jej wina? 

–  Jeśli  chodzi  o  to,  co  zaszło  między  nami,  to  mam  nadzieję,  Ŝe  uŜywasz 

jakiegoś wiarygodnego zabezpieczenia? 

Na  szczęście  nie  patrzył  w  jej  stronę,  bo  na  pewno  zauwaŜyłby  głęboki 

rumieniec na policzkach. 

– Oczywiście. 
Nie  było  to  do  końca  kłamstwo;  co  prawda,  w  celu  kontroli  długości  cyklu, 

uŜywała niskohormonalnych tabletek, ale nie zaŜywała ich regularnie. 

Przez  chwilę  panowało  milczenie,  przerywane  tylko  szczęknięciem  szklanki  o 

background image

butelkę  z  brandy.  Anna  niepewnie  stała  przy  sofie;  miała  ochotę  jak  najszybciej 
stąd uciec, ale Ŝeby wyjść z salonu, musiałaby przejść obok Franka. 

W  końcu  popatrzył  na  nią  z  nieprzeniknionym  wyrazem  twarzy  i  zatrzymał 

wzrok  na  drobnym  rozcięciu  na  dolnej  wardze.  Podszedł  bliŜej  jak 
zahipnotyzowany. 

– Cara – szepnął z nieoczekiwaną delikatnością. – Czy to ja zrobiłem? 
Odwróciła twarz; jego ręka opadła bezwładnie. 
– Bywało gorzej. 
– Nie. Nie z mojego powodu. 
– Jesteś pewien? – zapytała sucho. 
– Anno... nigdy bym celowo nie skrzywdził ciebie ani Ŝadnej innej kobiety. 
– To dlaczego tu jestem? 
Przez chwilę patrzył jej w oczy. 
– Czy rani cię to, Ŝe jesteś tu ze mną? 
– PrzecieŜ wiesz, Ŝe tak... 
– Dlaczego? 
Jego  intensywne  spojrzenie  utrudniało  jej  odpowiedź.  Opuściła  głowę  i 

wpatrzyła się w podłogę. 

– Dlaczego rani cię przebywanie w moim towarzystwie? – powtórzył Franko. 
Wolała  nic  nie  mówić.  Wyminęła  go,  unikając  dotknięcia  jego  wyciągniętej 

ręki, wyszła z salonu i stanowczo zamknęła za sobą drzwi. Franko patrzył za nią, a 
potem  z  rozmachem  wrzucił  kryształową  szklankę  z  brandy  do  kominka.  Na 
kremowym dywanie pozostały Ŝółte ślady po rozlanej brandy. 

 
Wyczerpanie emocjonalne sprawiło, Ŝe Anna spała wyjątkowo mocno. Gdy się 

obudziła, było parę minut po ósmej. Na jej łóŜku siedział Sammy z nową zabawką 
na kolanach. 

– JuŜ nie śpisz, mamo? – Zapytał z nadzieją. 
Uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z jego oczu, – Dlaczego nie obudziłeś mnie 

wcześniej? Długo tu siedzisz? 

–  Tatuś  powiedział,  Ŝebym  cię  nie  budził  –  odrzekł  chłopiec  z  waŜną  miną.  – 

Mówił, Ŝe jesteś bardzo zmęczona i potrzebujesz snu. 

Dziwnie  się  poczuła,  słysząc,  Ŝe  Franko  tak  się  troszczy  ojej  wypoczynek. 

NiemoŜna jednak było na tym niczego budować. 

– Ale teraz juŜ nie śpię – powiedziała i przegarnęła ręką ciemne włosy synka. – 

Gdzie jest ciocia Jenny? 

background image

– Pomaga Rosie przy śniadaniu. Wstajesz juŜ? 
Anna  miała  wielką  ochotę  znów  zagrzebać  się  pod  kołdrą  i  nie  wychodzić  z 

łóŜka co najmniej przez tydzień, ale Sammy juŜ za kilka dni miał pójść do szpitala, 
a pozostało jeszcze mnóstwo spraw, którymi naleŜało się wcześniej zająć. 

– Wstaję – westchnęła, opuszczając nogi na podłogę. – Chyba. 
Sammy pochylił się bliŜej i wskazał na jej dolną wargę. 
– Co to takiego? – zapytał, dotykając palcem rozcięcia. 
– Ugryzłam się w usta. 
– Głupio zrobiłaś – uśmiechnął się promiennie i poklepał ją po dłoni. 
Przy  drzwiach  rozległ  się  jakiś  dźwięk.  Anna  podniosła  głowę  i  napotkała 

mroczne spojrzenie Franka. Sammy od razu do niego podbiegł. 

– Tatusiu, ja jej nie obudziłem, sama się obudziła! 
–  To  dobrze.  MoŜe  pójdziesz  do  Rosy  i  powiesz  jej,  Ŝe  przyjdziemy  za  kilka 

minut? 

Sammy  wyszedł  z  sypialni  z  cięŜarówką  pod  pachą.  Anna  podniosła  się  i 

sięgnęła po wytarty szlafrok. 

– Anno. 
Zawiązała pasek i spojrzała na niego obronnie. 
– Dobrze spałeś, Franko? 
–  Chciałem  przeprosić  za  moje  wczorajsze  zachowanie  –  powiedział, 

odwracając wzrok. – Byłem... nie byłem sobą. 

– Coś takiego... 
– Sytuacja wymknęła mi się spod kontroli... 
– Po prostu chciałeś mnie upokorzyć. Jesteś teraz zadowolony? 
Mocno zacisnął usta, ale wytrzymał jej wzrok. 
– Byłem zły na ciebie. 
– Dobrze wiesz, Ŝe to nie jest Ŝadne usprawiedliwienie. 
– Nic próbuję się usprawiedliwiać. 
–  Nie  chcę  ani  usprawiedliwień,  ani  przeprosin.  Chciałabym  przebrnąć  przez 

najbliŜsze  dni,  dopóki  Sammy  nie  trafi  do  szpitala,  bez  komplikacji  w  postaci 
twoich planów zemsty. 

– Uwierzysz, jeśli ci obiecam, Ŝe cię nie skrzywdzę? 
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. 
– Oczywiście, Ŝe nie uwierzę. 
Twarz Franka wyraźnie zadrgała. 
 – Masz na to moje słowo. 

background image

– Mam je uznać za gwarancję? Niestety. Nie wierzę juŜ w Ŝadne słowo nikogo, 

kto nazywa się Ventressi: Z waszych obietnic nie wynika zupełnie nic. 

– Jak mam to rozumieć? – zapytał, przymruŜając oczy. 
– Jak sobie chcesz. 
– Wyjaśnij mi, co masz na myśli. 
– Po co? I tak obrócisz kota ogonem, Ŝeby na koniec wyszło na twoje. 
– Chcę wiedzieć, co te słowa miały znaczyć. 
–  Dobrze,  skoro  się  upierasz  –  westchnęła.  –  Cztery  lata  temu  poprosiłeś, 

Ŝ

ebym  za  ciebie  wyszła.  Mówiłeś,  Ŝe  mnie  kochasz,  ale  przy  pierwszej  próbie  ta 

miłość gdzieś zniknęła. Więc co to była za miłość? Co była warta taka obietnica? 
Zabrakło  ci  odwagi,  Ŝeby  stawić  czoło  temu,  co  się  stało;  od  razu  mnie 
przekreśliłeś i nawet przez chwilę nie zastanowiłeś się nad innymi moŜliwościami. 

– A jakie były inne moŜliwości? 
– Dalej nic nie rozumiesz. Widzisz tylko moją winę. Nawet nie przyjdzie ci do 

głowy, Ŝe mogłam być ofiarą. 

Franko ściągnął brwi. 
–  Ofiarą?  Od  kiedy  to  ofiary  pozują  nago  na  łóŜku  i  pozwalają,  Ŝeby  ktoś  im 

robił zdjęcia? 

Anna dobrze wiedziała, Ŝe traci grunt, ale za wszelką cenę pragnęła go zmusić, 

Ŝ

eby  poszukał  innego  moŜliwego  wyjaśnienia.  Gdyby  tylko  potrafiła  sobie 

cokolwiek przypomnieć! 

– Mogłam być... pijana. 
– Pijana? – powtórzył z oburzeniem. – I to miałoby cię usprawiedliwić? 
– Nie... oczywiście, Ŝe nie... ale moŜe niechcący wypiłam za duŜo i.... 
–  Anno,  widzę,  do  czego  zmierzasz,  ale  nic  ci  z  tego  nie  przyjdzie.  Stawianie 

siebie  na  miejscu  ofiary  nie  znaczy  automatycznie,  Ŝe  Carlo  był  na  miejscu  kata. 
Czy  sądzisz,  Ŝe  uwierzę  tobie,  a  nie  własnemu  bratu,  zwłaszcza  Ŝe  on.  w 
przeciwieństwie do ciebie, potrafi opisać kaŜdy szczegół tego, co się zdarzyło? 

Nie było sensu ciągnąć tej sprzeczki. Zawsze kończyło się tak samo: jej słowo 

przeciwko słowu Carla. Nie miała się na czym oprzeć. 

– Nic, nigdy nie sądziłam, Ŝe mi uwierzysz – westchnęła ze znuŜeniem. 
– Myślisz, Ŝe w ciągu tych czterech lat nie przychodziło mi to wielokrotnie do 

głowy?  Ze  nie  próbowałem  szukać  kozła  ofiarnego?  Znaleźć  odpowiedzi  na 
pytania, które nigdy nie powinny zostać zadane? Kochałem cię z całego serca, a ty 
zniszczyłaś tę miłość. Teraz mogę ci oferować tylko gorycz. 

Odwrócił się plecami do niej i przez chwilę milczał. Anna patrzyła na niego ze 

background image

ś

ciśniętym sercem. 

–  Idę  do  pracy  –  odezwał  się  wreszcie,  nie  zmieniając  pozycji.  –  Na  dole 

znajdziesz  szczegóły  dotyczące  przyjęcia  Sammy'ego  do  szpitala.  Zobaczymy  się 
później. 

Drzwi zamknęły się z cichym stuknięciem. 
 
Tego samego dnia po południu Sammy był umówiony na spotkanie z lekarzem 

w szpitalu, gdzie miała zostać przeprowadzona operacja. 

Anna  mocno  trzymała  chłopca  za  rękę.  Na  początek  pielęgniarka  oprowadziła 

ich po oddziale. 

–  To  urządzenie  uśpi  cię  przed  operacją  –  tłumaczyła,  wskazując  na  sprzęt 

anestezjologiczny.  –  A  gdy  juŜ  będziesz  spał,  chirurg  zrobi  malutkie  nacięcie  w 
twojej  nodze,  wprowadzi  tam  malutką  kamerę  i  wyśle  ją  aŜ  do  twojego  serca.  A 
kamera  znajdzie  dziurkę,  którą  trzeba  zapełnić.  To  tak,  jakby  w  tym  miejscu 
brakowało kawałka puzzli. 

W ujęciu pielęgniarki cały zabieg wydawał się niezmiernie prosty. Choć spokój 

kobiety  udzielił  się  Sammy’emu,  Anna  z  chwili  na  chwilę  czuła  coraz  większą 
panikę.  Tyle  rzeczy  mogło  pójść  nie  tak!  Słyszała  o  nietypowych  reakcjach 
organizmu; niektórzy ludzie po operacji zapadali w śpiączkę. Zdarzały się równieŜ 
niemoŜliwe do opanowania krwotoki. A Sammy był taki mały, taki delikatny... 

–  Proszę  się  nie  martwić  –  uśmiechnęła  się  pielęgniarka  na  widok  jej 

przeraŜonej twarzy. – Co roku wykonujemy tysiące takich operacji. Sammy będzie 
w najlepszych rękach. 

Anna uśmiechnęła się blado, modląc się w duchu, by pielęgniarka miała rację. 
 
Popołudniowy upał wypędził ich do ogrodu, nad basen. Na widok błękitnej tafli 

wody otoczonej ciemnozielonymi paprociami Sammy omal nie oszalał z zachwytu. 
Jeden koniec basenu był ocieniony. 

Anna  trzymała  syna  blisko  przy  sobie,  nie  pozwalając  mu  się  przemęczać. 

Sammy ze szczęśliwym uśmiechem chlapał się w płytkiej wodzie. Niedaleko nich 
Jenny  ćwiczyła  własną  wersję  Ŝabki,  przez  cały  czas  trzymając  głowę  nad  wodą. 
Patrząc  na  siostrę,  Anna  nie  potrafiła  powstrzymać  uśmiechu.  W  ciągu  ostatnich 
dni Jenny zmieniła się z patykowatej nastolatki w rozkwitającą kobietę. Śmiało ze 
wszystkimi rozmawiała, nawet z Rosą, a na jej twarzy, zamiast bolesnego grymasu, 
przewaŜnie gościł uśmiech. 

Anna  pomyślała,  Ŝe  być  moŜe  cena,  jaką  przyszło  jej  zapłacić,  warta  była 

background image

szczęścia  syna  i  siostry.  Mogła  znieść  wiele  ze  strony  Franka,  jeśli  miałaby 
oszczędzić w ten sposób cierpienia dwóm najbliŜszym osobom. 

– Czy ja teŜ się tu zmieszczę? 
Drgnęła na dźwięk głębokiego głosu Franka za plecami. Odwróciła się i ujrzała 

jego szczupłe, opalone ciało. 

–  Tatusiu!  –  zawołał  Sammy  z  zachwytem.  –  Patrz,  co  ja  lobie!  –  Zamachał 

nogami, rozchlapując dokoła wodę. 

Franko wyciągnął rękę. 
– Chodź do mnie, Sammy. Przypłyń do mnie. 
– On nie umie pływać – zauwaŜyła Anna. 
– W takim razie czas juŜ, Ŝeby się nauczył. 
– On ma dopiero trzy lata. 
Sammy nabrał powietrza do płuc i machając wszystkimi kończynami, rzucił się 

przez  wodę  w  stronę  Franka.  Ten  w  porę  pochwycił  chłopca  i  z  uśmiechem 
podniósł do góry. 

– Bardzo dobrze! Widzę, Ŝe będziesz mistrzem w pływaniu. 
– Lubię pływać – oznajmił Sammy z dumą, ocierając oczy z wody. 
– Będę z tobą pływał codziennie – obiecał Franko. 
–  Po  operacji  przez  jakiś  czas  nie  będzie  mógł  pływać  –  przypomniała  mu 

Anna. 

Franko  poczekał,  aŜ  Sammy  podreptał  na  drugi  koniec  basenu,  gdzie  była 

Jenny, i dopiero wtedy odpowiedział. 

– Jesteś nadopiekuńcza. To chłopiec. Musi poznawać świat. 
– To chłopiec z wadą serca – przypomniała mu ponuro. 
–  Anno,  rozmawiałem  z  lekarzami.  Zabieg  usunie  wadę  w  stu  procentach.  Za 

bardzo się o niego martwisz. 

–  Tylko  mi  nie  mów,  Ŝe  nie  powinnam  się  o  niego  martwić!  PrzecieŜ  jestem 

jego matką. 

– Będziesz go nadmiernie chronić, tak samo jak Jenny. 
– Co?! – wykrzyknęła ze zdumieniem. 
– Ona ma dziewiętnaście lat, a nie dziewięć. Powinna umawiać się z chłopcami, 

chodzić na imprezy i... 

– Na litość boską, przecieŜ ona nie słyszy! 
 –  To,  Ŝe  nie  słyszy,  nie  znaczy  jeszcze,  Ŝe  jest  upośledzona  –  powiedział 

Franko spokojnie. – Potrafi zadbać o siebie i powinna to robić, Ŝeby znaleźć swoje 
miejsce w świecie. 

background image

– Jest taka wraŜliwa... 
– Jest silną, odwaŜną młodą kobietą. Da sobie radę w kaŜdym otoczeniu. MoŜe 

zaproponujesz  jej,  Ŝeby  poszukała  sobie  jakiejś  pracy  na  lato?  Dzięki  temu 
nabrałaby śmiałości. 

– Jenny jest mi potrzebna do pomocy przy Sammym. Opiekunki do dziecka s$ 

bardzo  drogie.  Bez  jej  pomocy  nie  mogłabym  pracować  w  weekendy  ani 
wieczorami. 

– Przez najbliŜsze trzy miesiące nie będziesz pracować. 
Anna spojrzała na niego krzywo. 
– To, co dla ciebie robię, w seksbiznesie nazywa się pracą. 
Oczy Franka zmieniły się w wąskie szparki. 
– Anno, nie naduŜywaj mojej cierpliwości. Jestem juŜ zmęczony tym, Ŝe kiedy 

czujesz się osaczona, walisz na ślepo. 

– A dlaczego to robię? Pojawiłeś się znów w moim Ŝyciu i chcesz jednocześnie 

odgrywać rolę sędziego i ławy przysięgłych. Przez cały czas udowadniasz mi, jaki 
mam okropny charakter, krytykujesz mnie jako matkę i nawet jako siostrę. Bardzo 
mi przykro, Ŝe nie dorastam do twoich wygórowanych wymagań, ale jestem tylko 
człowiekiem i daleko mi do doskonałości. 

– Nie krytykuję cię, mówię tylko, jak cię widzę. 
–  A  czy  ja  cię  prosiłam  o  opinię?  Staram  się,  jak  mogę,  poradzić  sobie  w 

trudnej sytuacji. 

– Zdaję sobie sprawę, Ŝe ostatni okres nie był dla ciebie łatwy. 
–  A  co  ty  moŜesz  o  tym  wiedzieć?  Pochodzisz  z  bogatej  rodziny.  Nigdy  nie 

musiałeś  się  zastanawiać,  skąd  wziąć  następny  posiłek  i  kto  za  niego  zapłaci. 
ś

yjesz w luksusach, a mimo to ośmielasz się krytykować moje niedociągnięcia. 

– Anno, proszę... nie wpadaj w histerię. 
Otarła ręką łzy. 
–  Sądzisz,  Ŝe  to  histeria?  Jeszcze nie  widziałeś  prawdziwej  histerii,  więc  to  ty 

nie naduŜywaj mojej cierpliwości. 

–  Mamo?  –  zapytał  niepewnie  Sammy,  podchodząc  do  niej.  –  Czy  jesteś 

smutna? 

– Nie, kochanie, tylko... 
–  Chodź  ze  mną,  Sammy  –  wtrąciła  Jenny,  biorąc  chłopca  za  rękę.  –  Mama  i 

tato muszą teraz porozmawiać. 

– Ale ja chcę wiedzieć, dlaczego mama jest... 
– Chodź, Sammy – ucięła Jenny stanowczo i pociągnęła chłopca za sobą. Gdy 

background image

zniknęli w domu, Franko powiedział: 

– Jenny ma rację. Powinniśmy spędzić trochę czasu razem. 
– Nie chcę być z tobą sama. 
–  Czego  się  boisz?  Tego,  Ŝe  poczujesz  do  mnie  coś  innego  niŜ  nienawiść?  – 

zapytał z lekkim uśmieszkiem. 

– Czuję tylko niesmak z powodu tego, co zrobiłeś. 
– OstroŜnie, cara. Czy nikt ci nie mówił, Ŝe nie naleŜy obraŜać dobroczyńców, 

bo mogą się zniechęcić? 

– Ty draniu! – syknęła. – Ty arogancki draniu! Byłbyś do tego zdolny, prawda? 

Zdrowie  Sammy'ego  jest  dla  ciebie  tylko  środkiem,  Ŝebyś  mógł  dostać  to,  czego 
chcesz! 

– Znasz warunki naszej umowy – odrzekł Franko lodowatym spokojem. – Ty 

masz wypełnić swoją rolę, a ja swoją. 

– Jak moŜesz być taki podły! 
– Ty mnie tego nauczyłaś – odparował gładko. 
– Ten dzień, gdy przespałaś się z moim bratem, zmienił mnie na zawsze. 
Pomimo palącego słońca Anna zadrŜała z chłodu. 
–  Nie  mogę  znieść  towarzystwa  człowieka,  dla  którego  potrzeby  innych  nie 

znaczą nic. 

–  Bardzo  dobrze  zdaję  sobie  sprawę  z  twoich  potrzeb,  Anno.  Poznałem  je 

wszystkie doskonale. – Jego wzrok leniwie prześlizgnął się po jej ciele. 

–  Zimno  mi  –  wzdrygnęła  się  i  chciała  wejść  na  schodek,  ale  Franko 

przytrzymał ją i obrócił twarzą do siebie. 

– Jest prawie trzydzieści stopni w cieniu. 
– Ale... 
– Nie uciekaj ode mnie. 
Jego  bliskość  zapierała  jej  dech.  Ich  uda  w  wodzie  niemal  się  stykały.  Na 

rzęsach teŜ miał kropelki wody. 

– Nie – westchnęła, gdy pochylił twarz nad jej twarzą. 
– PrzecieŜ wcale tak nie myślisz – mruknął i leciutko musnął wargami jej usta. 
–  Właśnie  Ŝe  tak  –  odpowiedziała  ledwo  słyszalnym  głosem.  –  Naprawdę  tak 

myślę. 

– Jeśli będziesz sobie to powtarzać wystarczająco długo, to pewnie w końcu w 

to uwierzysz... ale mnie nie przekonasz. 

Anna  czuła,  Ŝe  kolana  zaczynają  pod  nią  drzeć.  To  tylko  jeden  pocałunek, 

tłumaczyła  sobie.  Basen  był  doskonale  widoczny  z  okien  domu.  Nic  więcej  nie 

background image

mogło tu zajść. Tylko jeden pocałunek... 

Franko  dostrzegł  jej  wahanie  i  skorzystał  z  okazji.  Kolejny  pocałunek  był  juŜ 

znacznie mocniejszy. Przesunął ją nieco tak, Ŝe oparła się o ścianę basenu, i przez 
dłuŜszą chwilę nie podnosił głowy znad jej twarzy. 

–  Zawsze  tak  dobrze  smakujesz  –  wymruczał.  –  Nigdy  nie  potrafiłem  tego 

zapomnieć. 

Przymknęła oczy,  udając przed  sobą,  Ŝe on  ją  kocha.  W ten  sposób  łatwiej jej 

było  wszystko  znieść.  Jego  ręce  powędrowały  do  ramiączek  jej  kostiumu  i 
delikatnieje zsunęły. Pochylił się nad jej piersiami. 

–  Wiesz,  cara  –  powiedział  cicho  po  chwili  –  to  chyba  nie  był  najlepszy 

pomysł. Mam ochotę wziąć cię tu i teraz, ale widać nas z okien domu. 

Wszystko mi jedno! – miała ochotę odpowiedzieć, ale ugryzła się w język. 
Franko odsunął się od niej. Wyskoczył z basenu i podał jej rękę. 
– Chodź. Musimy dokończyć tę rozmowę w jakimś ustronnym miejscu. 
Nie  mogła  mu  się  oprzeć,  nie  potrafiła  zignorować  obietnicy  w  jego  oczach. 

Rozsądek nie  miał  tu  nic do powiedzenia.  Jak  zahipnotyzowana poszła za nim  na 
górę. 

 

background image

Rozdział 6 

 
W  nocy  przed  operacją  Sammy'ego  Anna  prawie  nie  spała.  Przewracała  się  z 

boku na bok, aŜ wreszcie nad ranem wstała z łóŜka z podkrąŜonymi oczami. 

Franko nie został z nią na noc; Anna starannie skrywała rozczarowanie. 
Sammy  musiał  być  na  czczo,  więc Anna teŜ  nie  jadła  śniadania.  Wypiła tylko 

kilka łyków herbaty i obydwoje poszli za Frankiem do samochodu. 

– Przestań się zamartwiać – upomniał ją łagodnie, otwierając drzwi. – Sammy 

wyjdzie z tego. 

Przygryzła usta. 
– Nic na to nie poradzę. On jest taki mały... a to bardzo powaŜny zabieg. 
–  Teraz  juŜ  jest  to  całkiem  prosty  zabieg.  To  nie  to  samo,  co  kilka  lat  temu  – 

zauwaŜył  Franko.  –  Kiedyś  takie  operacje  przeprowadzano  na  otwartym  sercu,  a 
potem  pacjenta  czekały  długie  miesiące  rehabilitacji.  Teraz  jest  zupełnie  inaczej. 
Nawet się nie obejrzysz, a Sammy znów będzie w domu. 

ś

ałowała, Ŝe nie potrafi podzielać jego optymizmu. 

Sammy czul się niezmiernie waŜny. Przez całą drogę do szpitala buzia mu się 

nie zamykała; był wyraźnie zachwycony uwagą, jaką wszyscy mu poświęcali. 

–  Mamusiu,  czy  będziesz  ze  mną,  kiedy  się  obudzę?  –  dopytywał  się  ze 

swojego fotelika. 

– Oczywiście, skarbie. 
– Ja teŜ tam będę – zapewnił go Franko. 
Anna spojrzała na niego krzywo i mruknęła pod nosem: 
– Nic składaj obietnic, których nie zamierzasz dotrzymać. 
Odpowiedział jej spojrzeniem prosto w oczy. 
– Sądzisz, Ŝe Sammy nic mnie nie obchodzi? 
–  Franko,  przecieŜ  to  nie  jest  twoje  dziecko.  I  nie  stanie  się  twoim  synem, 

choćbyś nie wiem ile się nim zajmował. 

Franko mocno zacisnął dłonie na kierownicy. 
– Myślisz, Ŝe nie zdaję sobie z tego sprawy? 
Odwróciła wzrok i złoŜyła dłonie na kolanach. 
–  Anno,  jeśli  jeszcze  raz  rzucisz  mi  te  słowa  w  twarz,  to  nie  odpowiadam  za 

siebie – mruknął ostrzegawczo. 

– Mamo. czy ty i tatuś się kłócicie? – zapytał cienki głosik z tylnego siedzenia. 
Anna spojrzała na Franka z wyrzutem i mocno zacisnęła usta. 

background image

– Nie – odpowiedział Franko. – Mama i tato bardzo się kochają, tylko czasem 

nie potrafimy się porozumieć.  

– Co to znaczy polo... polo… to słowo? 
–  To  znaczy:  wiedzieć,  co  druga  osoba  ma  na  myśli  –  wyjaśnił  Franko.  – 

Czasami trzeba do tego wielu lat. 

Anna odrzuciła głowę do tyłu i wpatrzyła się w widok za oknem. 
Mama i tato bardzo się kochają. Rzeczywiście. 
 
–  ...  a  teraz  juŜ  śpi  –  mówił  anestezjolog,  poprawiając  maskę  na  twarzy 

Sammy'ego.  –  MoŜe  pójdzie  pani  z  męŜem  na  kawę  do  pokoju  rodziców. 
Zawołamy państwa, gdy juŜ będzie po wszystkim. 

Anna miała ochotę sprostować, Ŝe ten męŜczyzna nie jest jej męŜem, a Sammy 

nie  jest  jego  synem,  pohamowała  się  jednak.  Franko  ujął  ją  pod  ramię  i 
wyprowadził z sali operacyjnej. 

– Chodź, kochanie. 
Na  korytarzu  zdjęli  fartuchy  ochronne  i  ochraniacze  na  buty  i  wrzucili  je  do 

stojącego tam kosza. 

– Wszystko będzie dobrze – zapewniał ją Franko. 
– Nie mogę pozbyć się myśli, Ŝe to wszystko moja wina – westchnęła. 
– Co to ma znaczyć? 
– To kara dla mnie... za to, Ŝe... 
– Co za bzdury wygadujesz. 
– Tak myślisz? 
– Oczywiście. 
– PrzecieŜ ty teŜ mnie karzesz. Sam powiedziałeś, Ŝe muszę zapłacić za swoje 

grzechy. 

Franko wyraźnie poczuł się nieswojo. 
– Byłem na ciebie zły. W złości mówi się róŜne rzeczy. 
Usiadła na krześle i schowała twarz w dłoniach. 
– Gdybym tylko mogła cofnąć czas... 
Poczuła dotyk jego ręki na głowie. 
– Nie moŜemy cofnąć czasu, choćbyśmy najbardziej chcieli. 
– Jeśli on umrze, nigdy sobie nie wybaczę. 
– Nie umrze. 
– I lak sobie nie wybaczę. 
– Anno, przestań wreszcie. I nie obgryzaj paznokci – dodał, odsuwając jej dłoń 

background image

od ust. – Kiedyś miałaś takie piękne paznokcie. 

– No tak. Kiedyś w ogóle byłam piękną dziewczyną. Przynajmniej tak mówiłeś 

– odrzekła z goryczą. 

Skrzywił się i puścił jej dłoń. 
– Sami tworzymy własny los przez wybory, których dokonujemy. Od tego nie 

da się uciec. 

Przygryzła wargi i nic nie odpowiedziała. 
 
–  Wszystko  poszło  doskonale  –  oznajmił  chirurg  z  szerokim  uśmiechem, 

zdejmując  z  głowy  czepek.  –  Mogą  państwo  do  niego  pójść.  Jest  w  sali 
pooperacyjnej, ale na razie jeszcze śpi. 

Anna poderwała się na nogi. 
– Wszystko będzie dobrze? 
– Oczywiście, Ŝe tak – zapewnił lekarz. – Całe szczęście, Ŝe nie czekali państwo 

z tym dłuŜej. W takich przypadkach im szybciej operacja zostanie przeprowadzona, 
tym lepiej. 

Stała  nad  uśpionym  synem,  podłączonym  do  skomplikowanej  aparatury,  i 

patrzyła  na  niego,  w  duchu  odmawiając  modlitwę  dziękczynną.  Franko  wyszedł, 
Ŝ

eby porozmawiać z pielęgniarkami. Po chwili wrócił i podał jej butelkę soku. 

– Pomyślałem, Ŝe na pewno chce ci się pić. 
Przyjęła butelkę z wdzięcznością. 
– Nie obudził się jeszcze? – zapytał Franko, siadając na drugim krześle. 
– Nie, tylko mruczał coś przez sen. Pielęgniarka mówiła, Ŝe specjalnie uśpili go 

mocniej, Ŝeby się nie kręcił. Nie obudzi się tak szybko. 

– MoŜe pójdziemy do domu i wrócimy tu rano? 
– Nie mogę go zostawić! – zaprotestowała. 
– Anno... jesteś wyczerpana. Nie pomoŜesz Sammy'emu, jeśli zasłabniesz przy 

jego łóŜku. 

– Nie mogę go zostawić. 
Franko podniósł się i podszedł do drzwi. 
– W takim razie rób, jak chcesz, ale myślę, Ŝe będziesz tego Ŝałowała. 
– Są rzeczy, których Ŝałuję o wiele bardziej – odparowała, nie zastanawiając się 

nad tym, co mówi. 

Obrócił się juŜ w progu i zatrzymał na niej wzrok. 
– Doskonale cię rozumiem – powiedział i wyszedł. 
 

background image

To była bardzo długa noc. 
Sammy spał spokojnie, nieświadomy tego, Ŝe matka czuwa przy jego łóŜku. Od 

czasu do czasu do sali zaglądała któraś z dyŜurnych pielęgniarek. 

– Wygląda pani na zmęczoną – stwierdziła jedna z nich nad ranem. – MoŜe ma 

pani ochotę połoŜyć się na chwilę? 

Anna potrząsnęła głową. 
– Chcę tu być, kiedy on się obudzi. 
Pielęgniarka na powrót zawiesiła kartę Sammy'ego nad jego głową. 
–  Nie  sądzę,  Ŝeby  miał  się  obudzić  szybko.  Doktor  Frentalle  zwykłe  usypia 

dzieci  na  dłuŜej,  Ŝeby  tętnica  udowa  miała  czas  się  zasklepić.  Gwałtowniejsze 
ruchy mogą spowodować krwotok, najlepiej więc, jeśli dziecko prześpi te pierwsze 
godziny. 

–  Mimo  wszystko  wolę  tu  zostać  –  powiedziała  Anna.  –  Przynajmniej  mogę 

spokojnie pomyśleć. 

–  Mnie  teŜ  by  się  coś  takiego  przydało  –  uśmiechnęła  się  pielęgniarka  bez 

humoru. – Gdyby pani czegoś potrzebowała, proszę mnie zawołać. 

Anna odpowiedziała jej uśmiechem, a potem długo patrzyła na Sammy'ego, aŜ 

oczy zaczęły jej się zamykać, a myśli powędrowały w przeszłość... 

 
– Daj spokój, Anno – przekonywał ją Carlo. 
– Chyba nie odmówisz szampana w towarzystwie przyszłego szwagra? 
– Naprawdę wolałabym... 
–  Czego  się  boisz?  –  Podał  jej  lampkę  z  szampanem,  szczerząc  w  uśmiechu 

zęby ostre jak u wilka. 

– PrzecieŜ cię nie zjem. 
– Nie myślałam o tym, Ŝeby, .. 
– Anno, ty chyba mnie nie lubisz? – zapytał, przyglądając jej się podejrzliwie. 
–  Jesteś  bratem  Franka...  –  Wzruszyła  ramionami,  odwracając  wzrok.  – 

Właściwie juŜ jesteś moją rodziną... 

Usta Carla rozciągnęły się w sztucznym uśmiechu. 
–  Muszę  powiedzieć,  Ŝe  patrzę  na  ciebie  inaczej  niŜ  na  moją  siostrę  Giulię  – 

rzekł, obrzucając ją wymownym spojrzeniem.. – Zupełnie inaczej. 

Anna podniosła się. 
– Muszę iść i poszukać Jenny. 
Carlo jednak wyciągnął rękę i pochwycił ją za ramię. 
–  Gdzie  się  tak  spieszysz?  Nie  masz  ochoty  porozmawiać  ze  swoim  nowym 

background image

bratem? 

Poczuła się nieswojo, ale nie była w stanie uwolnić się z uchwytu. 
– Twoja siostra to bardzo ładna dziewczyna. 
Ton jego głosu bardzo się nie podobał Annie. JuŜ wcześniej zauwaŜyła wzrok, 

jakim Carlo obrzucał Jenny, gdy sądził, Ŝe nikt nie zwraca na niego uwagi. Jenny 
miała  zaledwie  piętnaście  lat  i  przez  całe  Ŝycie  była  ochraniana  kloszem  z  racji 
swej  niepełnosprawności,  a  przez  to  mogła  stać  się  łatwym  łupem  kogoś  takiego 
jak  Carlo.  Anna  była  zdeterminowana  nie  dopuścić  do  Ŝadnych  bliŜszych 
kontaktów  między  nimi,  nawet  gdyby  miało  to  oznaczać,  Ŝe  sama  będzie  musiała 
się poświęcić i znosić towarzystwo brata Franka. 

– MoŜe jednak napiję się tego szampana – westchnęła, wyciągając rękę. 
Carlo podał jej kieliszek z dziwnym błyskiem w oczach. 
–  Wiedziałem,  Ŝe  nie  odmówisz.  Franko  na  pewno  Ŝyczyłby  sobie,  Ŝebym  cię 

zabawiał  podczas  jego  nieobecności  –  rozumiesz,  chodzi  o  honor  rodziny.  Gdy 
Franka nie ma, to ja jestem głową domu. Jak to się nazywa w Australii? Szef? 

– Coś w tym rodzaju – mruknęła niechętnie i podniosła kieliszek do ust. 
–  Masz  szczęście,  Anno.  Wychodzisz  za  mąŜ  za  dziedzica  jednego  z 

arystokratycznych  włoskich  rodów.  Rodzina  Ventressich  jest  znana  na  całym 
ś

wiecie. Jako Ŝonie Franka niczego nie będzie ci brakowało. 

– Nic wychodzę za niego dla pieniędzy – zaprotestowała. 
Ciemne brwi Carla uniosły się cynicznie. 
–  CięŜko  ci  będzie  przekonać  o  tym  innych.  KaŜda  kobieta  pragnie 

bezpieczeństwa  w  Ŝyciu.  Przez  wieki  kobiety  wybierały  kandydatów  na  męŜów 
właśnie  pod  tym  kątem.  To  chyba  część  teorii  ewolucji  –  przetrwanie 
najsilniejszych, prawda? 

– Najlepiej przystosowanych – poprawiła go. 
– Przetrwanie najlepiej przystosowanych gatunków. 
–  Ach,  tak,  racja.  Rzeczywiście  trzeba  być  doskonale  przystosowanym  do 

potrzeb młodej i namiętnej Ŝony, Ŝeby ją zaspokoić. 

Anna czuła się coraz bardziej nieswojo. Nie wiedząc, co odpowiedzieć, wypiła 

kolejny łyk szampana. 

– Słyszałem was – oznajmił Carlo. 
Mocno zacisnęła palce na nóŜce kieliszka. 
– Co... co takiego? 
Carlo wpatrywał się w jej piersi. 
– Całe szczęście, Ŝe twoja siostra jest głucha, bo pewnie byłaby zaszokowana, 

background image

gdyby  mogła  usłyszeć,  jak  jej  siostra  krzyczy  w  objęciach  narzeczonego... 
nieprawdaŜ? 

Z  zaŜenowania  nie  potrafiła  znaleźć  odpowiedzi.  CzyŜby  Carlo  naprawdę  ich 

podsłuchał? 

– Ale mnie to nie dziwi – ciągnął wciąŜ z tyra samym, cynicznym uśmiechem. 

– Bardzo się cieszę ze względu na brata. Jestem trochę zazdrosny, ale moŜe  mała 
Jenny równieŜ ma takie talenty jak jej siostra? 

Anna gwałtownie odstawiła kieliszek. 
– Nie! 
– Co się stało? Nie wierzysz, Ŝe mógłbym być dobrym kochankiem? 
– Nie, to znaczy tak... Ale... 
– Daj spokój, Anno, nie traktuj mnie tak brutalnie. Nie podobam ci się? Ludzie 

zawsze  mówią,  Ŝe  ja  i  Franko  jesteśmy  do  siebie  podobni.  Nie  chciałabyś  się 
przekonać,  czy  jesteśmy  podobni  równieŜ  w...  jak  mam  to  wyrazić?  W  bardziej 
intymnych sytuacjach? 

Anna poczuła dziwne zawroty głowy i słabość w całym ciele. 
– To chyba nie jest dobry... 
Urwała  w  pół  słowa.  Działo  się  z  nią  coś  dziwnego;  musiała  się  przytrzymać 

brzegu sofy, Ŝeby nie upaść. 

– Co się siało, maleńka? – zapytał Carlo z troską. 
– Nic – odrzekła z trudem, oddychając głęboko. – Po prostu zakręciło mi się w 

głowie. 

–  Chyba  ta  rozmowa  o  miłości  za  bardzo  cię  wzburzyła.  Tęsknisz  za  swoim 

kochankiem, tak? 

Zamrugała, usiłując skupić wzrok na jego twarzy. 
– Tak... tak, tęsknię za nim. 
– Nie martw się, cara a mio. Zajmę się tobą, dopóki Franko nie wróci. Chcesz 

się połoŜyć? 

– Nie... 
– A moŜe masz ochotę na jeszcze jednego drinka? 
Potrząsnęła  głową,  on  jednak  wcisnął  jej  w  dłoń  następną  lampkę  szampana. 

Przyjęła ją, nie chcąc go urazić. 

–  Jesteś  bardzo  zdenerwowana,  Anno  –  powiedział  Carlo,  sącząc  swojego 

drinka.  –  Powinnaś  odpocząć.  Jesteś  wśród  rodziny,  nie  musisz  się  niczego 
obawiać. 

Poczuła, Ŝe jej mięśnie stają się coraz bardziej bezwładne. 

background image

– Carlo, czy masz dziewczynę? – zapytała, Ŝeby zapełnić czymś ciszę. 
Popatrzył jej prosto w oczy. 
–  Mam  wiele  dziewczyn.  Jestem,  jak  to  się  mówi  po  angielsku...  zabawką  dla 

dam? 

– Bawidamkiem – zachichotała. 
– Ty teŜ tak myślisz? – zapytał z szerokim uśmiechem. 
–  Zdecydowanie  tak.  Jesteś  bawidamkiem  najgorszego  rodzaju  –  odrzekła, 

patrząc na jego przystojną twarz. 

Carlo spojrzał na nią z miną zbitego psa. 
– Teraz naprawdę mnie uraziłaś! 
–  Kogoś  takiego  jak  ty  chyba  nie  moŜna  urazić  –  zaśmiała  się.  –  Jesteś  na  to 

zbyt cwany. . 

– Cwany? Co to znaczy? 
Dopiła szampana i dopiero wtedy odpowiedziała: 
– To znaczy, Ŝe widziałeś juŜ niejeden numer. 
– Ach, ale to chyba nic dobrego? 
Wzruszyła  ramionami  i  wyciągnęła  w  jego  stronę  pusty  kieliszek,  który  Carlo 

skwapliwie napełnił. 

–  Myślę,  Ŝe  nie  moŜna  być  zbyt  bogatym,  ale  na  pewno  moŜna  być  zbyt 

cynicznym. 

– UwaŜasz mnie za cynika? 
–  Oczywiście,  Ŝe  tak!  Zupełnie  źle  interpretujesz  powody,  dla  których 

wychodzę za twojego brata. To bardzo cyniczne z twojej strony. 

–  MoŜe  masz  rację –  powiedział,  wpatrując  się  w  swój  kieliszek.  –  Być  moŜe 

niektóre z moich własnych doświadczeń z kobietami zabarwiają mój osąd. 

– Carlo, byłeś kiedyś zakochany? 
Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy. 
– Legenda głosi, Anno, Ŝe męŜczyźni z rodziny Ventressich zakochują się tylko 

raz w Ŝyciu. Kochają głęboko i bezgranicznie, ale jeśli zostaną zdradzeni, nigdy nie 
wybaczają. 

– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. 
– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. 
– Nie chcesz mi powiedzieć? 
– Nie byłem jeszcze zakochany – uśmiechnął się – ale jestem na najlepszej... 
– Drodze? 
– Dziękuję ci za to słowo. Mój angielski duŜo zyskuje przy tobie. 

background image

–  Jesteś  dobrym  uczniem,  Carlo.  –  Z  uśmiechem  uniosła  kieliszek  w  jego 

stronę.  –  Za  mojego  nowego  szwagra,  największego  bawidamka  w  rodzinie 
Ventressich! 

Carlo stuknął kieliszkiem o jej kieliszek. 
– Za rodzinne uczucia. 
Wkrótce skończyli butelkę szampana. Anna czuła, Ŝe kręci jej się w głowie, ale 

udało  jej  się  rozluźnić.  Rozmowa  z  Carlem  bardzo  ją  bawiła.  Gdy  juŜ  porzucił 
maskę  arogancji,  ujrzała  pod  spodem  sympatycznego  i  trochę  niepewnego  siebie 
chłopca,  który  spędził  całe  Ŝycie  w  cieniu  starszego  brata.  –  –  Oczywiście,  Ŝe  po 
ś

mierci  ojca  nasze  Ŝycie  się  zmieniło  –  wyznał  jej,  wpatrując  się  w  kieliszek  ze 

zmarszczonym czołem. 

– To musiało być dla was bardzo trudne przeŜycie – odrzekła Anna łagodnie. – 

Ile miałeś wtedy lat? 

–  Byłem  w  wieku  Jenny.  Giulia  miała  siedemnaście,  a  Franko  dziewiętnaście. 

To był szok, szczególnie dla matki, ale dla nas teŜ. 

– Wypadek? 
Carlo skinął głową. 
–  Ojciec  cięŜko  pracował  nad  rozwojem  firmy.  Wracał  do  domu  z  Neapolu  i 

zasnął za kierownicą. Zginął na miejscu. 

– Tak mi przykro... 
–  Ty  teŜ  miałaś  swoje  smutki.  Franko  mówił  mi,  Ŝe  wasza  matka  zmarła 

niedawno. 

– Tak... Bardzo mi jej brakuje. 
– Ale masz Jenny. 
– Tak – uśmiechnęła się. – Mam Jenny. 
– A teraz będziesz miała nową rodzinę. Wkrótce zostaniesz panią Ventressi. 
– Mam nadzieję, Ŝe nie zawiodę waszych oczekiwań. 
–  Och,  na  pewno  nie  –  zapewnił  Carlo  Ŝarliwie.  –  Jestem  przekonany,  Ŝe 

doskonale spełnisz wszystkie oczekiwania. 

Niewiele  więcej  pamiętała  z  tego  wieczoru.  Carlo  otworzył  drugą  butelkę 

szampana.  Wznosili  toasty  i  zaśmiewali  się  z  jego  potknięć  w  angielskim.  A 
następnego  ranka  obudziła  się  w  jego  łóŜku,  oślepiona  wpadającym  przez  okno 
jaskrawym  światłem  słońca. A potem  Franko otworzył drzwi  i  wpatrzył  się  w  nią 
ze zdumieniem. 

– Anna? 
– Franko! – wykrzyknęła, siadając na łóŜku. 

background image

Dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, Ŝe jest zupełnie naga. 
Jego wzrok przeszył ją bezlitośnie. 
– Co ty robisz w łóŜku Carla? 
Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, nic nie rozumiejąc i usiłując sobie 

przypomnieć, jak się tu znalazła. 

– Ja... 
Odpowiedzią było grube przekleństwo po włosku. 
– Franko, ja... – wyjąkała. 
–  Carlo  miał  rację.  Jesteś  zwykłym  śmieciem,  chciałaś  tylko  zapolować  na 

bogatego męŜa! 

– Nie! – zawołała, okrywając się prześcieradłem. 
We wzroku Franka malowała się nieskrywana pogarda. 
– Wystarczyło, Ŝebym na jeden dzień wyjechał, a ty uwiodłaś mojego brata! 
–  Nie!  –  Niezgrabnie  wygramoliła  się  z  łóŜka,  owinięta  prześcieradłem.  – 

Franko, ja nic nie zrobiłam... 

– Nawet nie próbuj się tłumaczyć. Carlo wszystko mi opowiedział. 
– Co ci opowiedział? 
– Jak się na niego rzuciłaś. 
– To nieprawda! 
– Bardzo się wstydzi, Ŝe nie potrafił cię przed tym powstrzymać. 
Anna nie rozumiała z tego ani słowa. Carlo? Powstrzymać? Ją? 
– I uwierzyłeś mu? – zapytała ze zdumieniem. 
– A dlaczego miałbym mu nie wierzyć? PrzecieŜ to mój brat! 
No tak, pomyślała. Racja. 
–  Franko,  nie  pamiętam,  co  się  zdarzyło  w  nocy,  ale  jestem  pewna,  Ŝe  nie 

spałam z twoim bratem. 

– Nie kłam! – wrzasnął z pogardą. – Wykorzystałaś jego chwilę słabości. Carlo 

jest w szoku i nie moŜe dojść do siebie! 

Carlo? W szoku? 
– Mogę ci wytłumaczyć... 
– Myślisz, Ŝe mam ochotę słuchać twoich tłumaczeń? 
– Ja... 
– Brzydzę się tobą! 
– Franko, ale ja nie... 
– Nie mam ochoty przedłuŜać tej dyskusji – przerwał jej. – Obydwie z siostrą 

macie natychmiast stąd wyjechać. Zamówiłem wam juŜ bilety – Ale... 

background image

– Naprawdę myślałaś, Ŝe coś takiego ujdzie ci płazem? 
– Ja nic nie zrobiłam... 
–  Idź  do  diabla!  –  wrzasnął.  –  Kochałem  cię!  Jak  mogłaś  mi  zrobić  coś 

takiego?! 

– Franko... 
Błagalnie wyciągnęła do niego rękę, ale odepchnął ją w gniewie. 
– Nie chcę cię juŜ nigdy widzieć na oczy. Rozumiesz? Wyjedziecie stąd jeszcze 

dziś przed południem. Pokojówka juŜ pakuje twoje rzeczy. 

– Ale, Franko, ja... 
– Zejdź mi z oczu, Anno, bo za chwilę zupełnie stracę kontrolę nad sobą. 
Patrzyła na niego z konsternacją. Zachowywał się jak ktoś zupełnie obcy. Czuły 

kochanek sprzed zaledwie kilku dni zniknął bez śladu; zastąpił go kipiący ze złości 
męŜczyzna. 

– Ja nie spalam z... 
– Wynoś się, bo za chwilę sam cię stąd wyrzucę. 
– Kocham cię, Franko! 
–  Zabieraj  swoją  siostrę  i  wynoście  się  stąd  obydwie,  zanim  zadzwonię  po 

policję. Okryłaś wstydem nazwisko Ventressi. Tego ci nigdy nie wybaczę. 

Odwrócił się i poszedł do drzwi. 
– Ja nie spalam z Carlem... – powtórzyła Anna bezradnie. – Nie spałam z nim... 
Ale Franka juŜ nie było. 
 
Gdy się obudziła, Franko stał obok łóŜka Sammy'ego i trzymał go za rękę. 
– Pielęgniarka mówi, Ŝe wszystko jest w najlepszym porządku – powiedział. 
Zamrugała powiekami, Ŝeby się dobudzić, i podniosła głowę. 
– Jak długo juŜ tu jesteś? 
Odpowiedział jej nieprzeniknionym spojrzeniem. 
– Wystarczająco długo. Słyszałem, jak mruczałaś przez sen imię mojego brata. 
Wbiła wzrok w podłogę, nie mając pojęcia, co ma odpowiedzieć. 
– Zapewne czujesz się winna, Ŝe nie powiedziałaś mu o narodzinach syna. 
Przygryzła  usta.  Wielokrotnie  przychodziło  jej  do  głowy,  Ŝe  powinna 

zawiadomić  o  tym  Carla,  ale  zbyt  dobrze  pamiętała,  jak  bezlitośni  potrafią  być 
męŜczyźni  z  rodziny  Ventressich.  Mieli  pieniądze  i  wpływy;  gdyby  chcieli,  bez 
trudu  mogliby  odebrać  jej  dziecko.  Nawet  teraz  czuła,  Ŝe  stąpa  po  bardzo 
niepewnym  gruncie.  Jako  samotna  matka  z  trudem  wiązała  koniec  z  końcem; 
wioski  prawnik  z  łatwością  przekonałby  sąd,  Ŝe  Sammy  ma  prawo  do  ojcowskiej 

background image

opieki, a fakt, Ŝe Anna poczęła dziecko jednego brata, będąc zaręczona z drugim, 
bez wątpienia świadczyłby przeciwko niej. 

– Dziwię się, Ŝe sam mu o tym nie powiedziałeś – rzekła po chwili milczenia. 
Franko spojrzał na nią z ukosa spod czarnych rzęs. 
–  JuŜ  ci  wspominałem,  Ŝe  Carlo  jest  szczęśliwym  męŜem  i  wkrótce  oczekuje 

narodzin  dziecka.  Nie  sądzę,  by  wiadomość  o  Sammym  mogła  mu  się  teraz 
przysłuŜyć. 

– A powiedziałeś mu, Ŝe... mieszkasz ze mną? 
– Powiedziałem mu tyle, ile potrzebuje wiedzieć. 
– To znaczy co? 
– Powiedziałem, Ŝe mam z tobą romans. 
Anna poczuła, Ŝe pałą ją policzki. 
– I co on na to? 
– Był zdziwiony. MoŜe nawet wstrząśnięty. 
– Mogę to sobie wyobrazić – mruknęła sucho. – Co powiedział? śe jesteś głupi, 

wkładając rękę po raz drugi w ten sam ogień? 

Franko przez chwilę przyglądał jej się uwaŜnie, zanim odpowiedział. 
– Nie, niczego takiego nie usłyszałem. 
Zapadło  milczenie,  przerywane  jedynie  rytmicznym  piskiem  aparatury  przy 

łóŜku Sammy'ego. 

–  Mój  brat  bardzo  nie  lubi  wracać  do  tamtej  nocy  –  rzekł  Franko  w  końcu.  – 

Wydaje mi się, Ŝe on bardziej czuje balast winy niŜ ty. 

Anna podniosła głowę. 
–  Co  ty  moŜesz  wiedzieć  o  moich  uczuciach?  Co  ty  w  ogóle  wiesz?  Jesteś 

męŜczyzną.  Zapewne  spałeś  z  setkami  kobiet  i  nigdy  nawet  nie  przyszło  ci  do 
głowy, by zastanowić się nad moŜliwymi konsekwencjami. A ja popełniłam tylko 
jeden  błąd!  Którego,  w  dodatku,  w  ogóle  nie  pamiętam,  choć  są  materialne 
dowody. Ale osądzasz mnie surowiej, bo jestem kobietą. Mam nieślubne dziecko, 
które powodu głupiego błędu nie ma kontaktu z własnym ojcem. Nie mów mi, Ŝe 
twój brat boleśniej odczuwa winę niŜ ja. 

– Carlo nie moŜe się dowiedzieć o Sammym – mruknął Franko. – Jego Ŝona by 

tego nie zrozumiała. To byłby wielki problem w rodzinie. 

– A czy ja kiedykolwiek powiedziałam, Ŝe chcę go o tym zawiadomić? 
– Adoptuję Sammy'ego. Uznam go za swoje dziecko. 
Anna gwałtownie poderwała się z miejsca. 
– Co takiego?! 

background image

Odpowiedziało jej stalowe spojrzenie. 
– OŜenię się z tobą i adoptuję Sammy'ego. 
– AŜ do tego chcesz się posunąć, Ŝeby ochronić brata przed prawdą?! 
–  Zrobię  wszystko,  co  w  mojej  mocy,  Ŝeby  uchronić  moją  rodzinę  przed 

wykorzystaniem.  Weźmiemy  ślub,  jak  tylko  Sammy  wyjdzie  ze  szpitala.  Potem 
rozpocznę procedurę adopcji. Nikt nie będzie mógł niczego zakwestionować. 

– Nikt oprócz mnie! A ja nie zamierzam za ciebie wychodzić! 
– A dlaczego nie? 
Ze zdumienia zaparło jej dech. 
– Ty mnie o to pytasz?! 
Franko lekko wzruszył ramionami. 
– Będziesz musiała przywyknąć do tej myśli. 
– Nigdy do niej nie przywyknę! Nie potrafię sobie wyobrazić niczego gorszego! 
–  Naprawdę?  Zastanów  się  jeszcze.  Mogę  wynająć  najlepszych  prawników, 

Ŝ

eby odebrać ci prawa do opieki nad Sammym. Sprawdzą twoją reputację i prawda 

wyjdzie na jaw. Uwiodłaś mojego brata i zataiłaś przed nim istnienie jego syna. Z 
trudem zarabiasz na Ŝycie, twoja siostra jest... 

–  Ani  mi  się  waŜ  wciągać  W  to  Jenny!  Ona  nie  ma  z  tym  wszystkim  nic 

wspólnego. 

Franko obrzucił ją aroganckim spojrzeniem. 
–  UŜyję  wszelkich  dostępnych  mi  środków,  by  cię  zmusić  do  zapłacenia 

rachunku za to, co zrobiłaś. 

– Naprawdę jesteś gotów posunąć się tak daleko, by osiągnąć swój cel? Nawet 

do małŜeństwa ze mną? 

Jego uśmiech zmroził ją do szpiku kości. 
 

background image

Rozdział 7 

 
Następny tydzień był dla Anny torturą. Plany Franka z dnia na dzień nabierały 

coraz bardziej realnych kształtów. Nie była w stanie wymknąć się z tej sieci. Chciał 
mieć  kontrolę:  nad  nią,  nad  jej  synem,  nad  jej  zachowaniem  i  reakcjami.  Na 
kaŜdym  kroku  napotykała  jego  zimną  determinację.  To  on  od  początku  do  końca 
dyktował zasady gry. Wiedziała, Ŝe w kaŜdej chwili moŜe odebrać jej Sammy'ego i 
Ŝ

e nic go  przed  tym  nie  powstrzyma.  Był  przekonany,  Ŝe  w  ten  sposób  wymierza 

jej  sprawiedliwość,  ona  zaś  nie  miała  innego  wyjścia,  jak  tylko  przyjąć  jego 
warunki. 

Ale małŜeństwo? Czy rzeczywiście musiała się zgodzić na Ŝycie pełne pogardy 

i nienawiści? Owszem, Sammy zyskałby ojca, ale za jaką cenę? Mroczny sekret juŜ 
na zawsze stałby się częścią ich Ŝycia. 

Franko  odwiedzał  Sammy'ego  regularnie.  Z  pozoru  sprawiał  wraŜenie 

idealnego  ojca  i  czułego  partnera.  Przynosił  jej  kanapki  i  napoje,  siedział  przy 
łóŜku  chłopca,  czytał  mu  ksiąŜeczki  i  bawił  się  z  nim.  W  obecności  pielęgniarek 
był  wcieleniem  uprzejmości  i  troskliwości.  Nikt  nawet  nie przypuszczał,  co  kryło 
się za tą piękną fasadą. 

Na dzień przed wypisem Sammy'ego do szpitala wpadła rozpromieniona Jenny. 
– Wyglądasz na uradowaną – zauwaŜyła Anna, całując siostrę w policzek. – Co 

się stało? 

– Dostałam pracę! – zawołała dziewczyna z podnieceniem. 
Anna zmarszczyła czoło. 
– Jaką pracę? 
– Franko zaproponował mi posadę u siebie w firmie. Zaczynam od jutra. 
Anna cięŜko przysiadła na skraju łóŜka Sammy'ego. 
– Czy jesteś pewna, Ŝe to mądra decyzja? 
Jenny wydawała się zaskoczona.  
–  O  co  chodzi?  Myślałam,  Ŝe  się  ucieszysz!  PrzecieŜ  macie  wziąć  ślub,  więc 

wszystkie problemy są juŜ rozwiązane. Mogę pracować przez całe wakacje. Przyda 
mi się takie doświadczenie! 

– Franko ci powiedział, Ŝe bierzemy ślub? 
–  Tak.  Mówił,  Ŝe  wystarał  się  o  specjalne  zezwolenie  i  uroczystość  moŜe  się 

odbyć juŜ w przyszłym tygodniu. 

Anna zaniemówiła. Jenny popatrzyła na nią dziwnie. 

background image

– Nic jesteś szczęśliwa? PrzecieŜ go kochasz? Nigdy nie przestałaś go kochać, 

więc dlaczego teraz tak dziwnie na mnie patrzysz? 

Anna  przygryzła  usta,  zastanawiając  się,  czy  powinna  wtajemniczyć  siostrę  w 

kulisy sytuacji, Jenny jednak nie zostawiła jej czasu na podjęcie decyzji. 

–  Rozumiem,  Ŝe  Franko  nadal  jest  na  ciebie  zły,  bo  nie  powiedziałaś  mu  o 

Sammym,  ale  postanowił  odłoŜyć  na  bok  Ŝale  i  dać  wam  jeszcze  jedną  szansę. 
Moim zdaniem jesteś mu to winna, szczególnie Ŝe to on płaci za operację! 

Co  mogła  odrzec?  Owszem,  była  mu  coś  winna;  była  mu  winna  więcej,  niŜ 

Jenny przypuszczała. Nie zmieniało to jednak faktu, Ŝe ją i Franka łączyły juŜ tylko 
gorycz, cierpienie i zdrada. 

–  Masz  rację  –  westchnęła.  –  Niepotrzebnie  się  martwię.  Wszystko  się  jakoś 

ułoŜy... z czasem. 

Jenny dotknęła jej ręki. 
–  Jesteś  wyczerpana.  MoŜe  pójdziesz  do  domu  i  wreszcie  porządnie  się 

prześpisz? Mogę zostać z Sammym do rana. 

– Jesteś kochana, ale to jest moje miejsce. W końcu to ja jestem jego matką – 

uśmiechnęła się, ściskając dłoń siostry. 

–  Sammy  ma  teraz  równieŜ ojca  –  zauwaŜyła  Jenny.  –  Nie  jesteś  juŜ  sama  ze 

wszystkim. Franko mówił, Ŝe przyjdzie tu po pracy. Powinien juŜ niedługo być. 

Jak na zawołanie w drzwiach ukazała się wysoka sylwetka. 
–  Dzień  dobry,  Anno  –  powiedział,  szukając  jej  wzroku.  –  Jak  się  czuje  mój 

synek? 

Synek!  O  ileŜ  wszystko  byłoby  łatwiejsze,  gdyby  Sammy  rzeczywiście  był 

synem Franka! 

– Dobrze – odrzekła Anna, rozciągając wargi w sztucznym uśmiechu. – Doktor 

Frentalle mówi, Ŝe jutro Sammy moŜe wyjść do domu. 

 – To wspaniale – rozpromienił się Franko. 
– MoŜe zabierzesz Annę na kolację? – wtrąciła Jenny. – Ja mogę posiedzieć tu 

z Sammym przez kilka godzin. 

– Raczej nie... – odezwała się Anna, ale Franko nie pozwolił jej skończyć. 
–  Bardzo  dziękuję  –  uśmiechnął  się  z  wdzięcznością.  –  Nie  zajmie  nam  to 

długo, najwyŜej półtorej godziny. Chodźmy, zanim Sammy się zbudzi. 

Anna  z  trudem  powstrzymywała  wybuch,  ale  gdy  juŜ  znaleźli  się  za  dyŜurką 

pielęgniarek, wyszarpnęła ramię i utkwiła w twarzy Franka lodowaty wzrok. 

– Nie chcę iść z tobą na kolację. 
– Musisz coś jeść – powiedział, zupełnie niewzruszony. – Więc równie dobrze 

background image

moŜesz  zjeść  ze  mną.  W  końcu  juŜ  niedługo  będziesz  dzieliła  ze  mną  wszystkie 
posiłki. Przyzwyczajaj się. 

– Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Nie mam najmniejszej ochoty wychodzić 

za ciebie. 

– Kilka lat temu ten pomysł bardzo ci się podobał... 
– Nie jesteś juŜ tym samym człowiekiem. 
–  To  prawda,  ale  ty  teŜ  nie  jesteś  tą  samą  kobietą,  którą  wówczas  kochałem. 

Tym razem przynajmniej wiem, co biorę. 

– Nic nie bierzesz, bo ja się nie zgadzam na ślub. 
– Wyjdziesz za mnie, Anno, albo będziesz musiała znieść konsekwencje swojej 

odmowy. 

– Grozisz mi? – zapytała z oburzeniem. 
Franko w dalszym ciągu zachowywał kamienny spokój. 
– Nie, przypominam ci tylko o niektórych faktach
– A pierwszy z nich to ten, Ŝe ty dyktujesz zasady? 
– To oczywiste. Czy myślisz, Ŝe znów pozwolę wystrychnąć się na dudka? Nie 

jestem taki głupi. Będę cię miał na własnych warunkach, lak długo, jak zechcę, a ty 
nie moŜesz zrobić nic, Ŝeby temu zapobiec. 

–  Czy  nie  posuwasz  się  przypadkiem  za  daleko?  Naprawdę  chcesz  zawrzeć 

małŜeństwo z nienawiści? 

–  Coś  ci  powiem,  Anno.  –  Zatrzymał  na  jej  twarzy  przenikliwe  spojrzenie.  – 

Wolę  być  twoim  męŜem,  nienawidząc  cię,  niŜ  Ŝyć  z  dala  od  ciebie,  usychając  z 
miłości. 

Przez dłuŜszą chwilę patrzyła na niego z kompletnym niezrozumieniem. 
–  Nie  interesuje  mnie,  co  do  mnie  czujesz;  chcę  cię  mieć,  i  to  wszystko  – 

ciągnął  Franko.  –  Zostaniesz  moją  Ŝoną,  a  Sammy  wobec  wszystkich  będzie 
uchodził  za  mojego  syna.  Będę  go  traktował  dokładnie  tak  samo  jak  inne  nasze 
dzieci. 

Anna otworzyła usta ze zdumienia. 
– Jakie dzieci? Chcesz mieć ze mną dzieci? 
– AleŜ oczywiście! 
– Ale przecieŜ... 
–  Nie  od  razu  –  przerwał  jej.  –  Zrozumiałe,  Ŝe  będziesz  potrzebowała  trochę 

czasu, Ŝeby przywyknąć do sytuacji. 

– Nie przywyknę nawet do końca Ŝycia! 
–  W  tej  chwili  najwaŜniejsze  są  potrzeby  Sammy'ego.  MoŜemy  się  na  razie 

background image

wstrzymać z płodzeniem innych dzieci. 

– Jaki ty jesteś troskliwy – mruknęła ironicznie. 
– Co ci się tak nie podoba w moim pomyśle, Anno? Urodziłaś dziecko mojemu 

bratu, więc jedno czy dwoje dla mnie nie powinno ci sprawić większej róŜnicy. 

– BoŜe, jaki ty jesteś cyniczny! – wykrzyknęła. 
– Nie zamierzam wprowadzać cię w błąd co do istoty naszej relacji. 
Serce ścisnęło jej się boleśnie. Franko określił swoje stanowisko wystarczająco 

jasno. Nie czuł do niej juŜ nic oprócz nienawiści. 

–  Weźmiemy  ślub  w  przyszłym  tygodniu,  gdy  lekarze  pozwolą  Sammy'emu 

polecieć do Rzymu. Moja rodzina zechce cię oficjalnie powitać w swoim gronie. 

– Nie chcę jechać do Rzymu. 
Franko  nic  na  to  nie  odpowiedział,  tylko  w  milczeniu  poprowadził  ją  do 

samochodu, ale mocno zaciśnięte usta świadczyły o tym, Ŝe jest na nią zły. 

– Nie chcę jechać do Rzymu – powtórzyła, siedząc juŜ na miejscu pasaŜera. 
– JuŜ to słyszałem. Nie musisz powtarzać. 
– Mój dom jest w Australii. Jenny tutaj studiuje i... 
Franko szarpnął dźwignię biegów z wyraźną złością. 
–  PrzecieŜ  nie  wymagam,  Ŝebyś  zupełnie  stąd  wyemigrowała.  Powiedziałem 

tylko, Ŝe polecimy do Rzymu na ślub. 

– Ale twój dom jest we Włoszech – zdziwiła się. – Mówiłeś, Ŝe przyjechałeś do 

Australii tylko na trzy miesiące, więc... 

– Przez następny rok albo dłuŜej będę podróŜował między obydwoma krajami. 

Ty,  Sammy  i  Jenny  moŜecie  podróŜować  razem  ze  mną,  gdy  czas  wam  na  to 
pozwoli. 

– Mam być Ŝoną na pół etatu? 
Franko przelotnie spojrzał jej w oczy. 
– Chyba nie spodziewałaś się, Ŝe zatrudnię cię w pełnym wymiarze? 
Nie  wiedziała,  co  na  to  odpowiedzieć.  Czego  właściwie  oczekiwała  obietnicy 

szczęśliwego Ŝycia do grobowej deski? Przygryzła usta i wpatrzyła się w okno. 

–  Co  masz  ochotę  zjeść?  –  zapytał  Franko  po  dłuŜszej  chwili  nabrzmiałej 

milczeniem. 

– Nie jestem głodna. 
Westchnął i zastukał palcami o kierownicę. 
– Widzę, Ŝe nie chcesz ustąpić nawet o cal. Walczysz ze mną na kaŜdym kroku. 
–  A  jak  mam  z  tobą nie  walczyć? –  odrzekła gniewnie. –  Traktujesz  mnie  jak 

pionek na szachownicy... przestawiasz, gdzie ci przyjdzie ochota, nie zastanawiając 

background image

się w ogóle nad tym, czego ja chcę! 

Franko znów zacisnął usta. 
– No dobrze. W takim razie czego chcesz? 
Czego chciała? Jak mogła mu o tym opowiedzieć? 
–  Powiedz  mi,  co  cię  uszczęśliwi  –  nalegał.  –  Staram  się,  jak  mogę, 

uporządkować  ten  bałagan  w  naszym  Ŝyciu.  PrzecieŜ  nie  musiałem  pomagać  ci 
przy operacji Sammy’ego. W końcu nic mnie z nim nie łączy... zupełnie nic. 

–  Czego  ty  chcesz?!  –  wykrzyknęła  Anna,  balansując  na  skraju  histerii.  – 

Chcesz  dostać  medal  za  to,  co  zrobiłeś?  W  porządku,  zapłaciłeś  za  operację 
dziecka.  I  co  z  tego?  Czego  jeszcze  ode  mnie  wymagasz?  Nie  wystarczy  ci,  Ŝe 
poszłam  z  tobą  do  łóŜka  i  zgodziłam  się  mieszkać  z  tobą  przez  trzy  miesiące? 
Czego jeszcze oczekujesz? 

W jego oczach zobaczyła furię. 
– Chcę odzyskać to, co zniszczyłaś kiedyś. 
Zamrugała, Ŝeby odpędzić Izy. 
– Chciałabym, Ŝebyś chociaŜ raz nie wspominał o przeszłości. 
– Dlaczego? Wpędzam cię w poczucie winy? 
Anna wybuchnęła szlochem. 
– Nie zniosę tego więcej, nie zniosę! 
– No cóŜ, mnie nie sprawia to przyjemności, ale ten problem sam nie zniknie. 

Jeśli  się  z  nim  otwarcie  nie  skonfrontujemy,  to  ciągle  będziemy  się  o  niego 
potykać. 

Zaparkował  samochód  przed  restauracją,  wysiadł  i  otworzył  drzwi  po  jej 

stronie. 

– Anno... – powiedział juŜ łagodniej, ujmując ją pod ramię. – Anno... 
– Zostaw mnie. 
–  Posłuchaj,  cara.  Obiecuję,  Ŝe  dzisiaj  nie  będę  juŜ  więcej  wspominał  o 

przeszłości. Zgoda? 

– Nie wierzę, Ŝe uda ci się powstrzymać – prychnęła. 
– Sama się przekonasz – obiecał. 
Wprowadził ją do wnętrza włoskiej restauracji. 
JuŜ po chwili siedzieli przy stoliku w ustronnym kącie. Franko wziął ją za rękę i 

nie spuszczając wzroku z jej twarzy, bawił się jej palcami. 

– Anno... 
– Tak? 
– Nic – uśmiechnął się. – Po prostu: Anno. 

background image

– Franko? 
– Mhm? 
– Dlaczego chcesz się ze mną oŜenić? 
Milczał przez dłuŜszą chwilę, a wreszcie powiedział: 
– Sammy potrzebuje ojca. 
– Czy to jedyny powód? 
– A jaki moŜe być inny? – wzruszył ramionami. 
–  Nie  wiem...  ale  to  jest  dość  radykalne  rozwiązanie...  jeśli  wziąć  pod  uwagę 

naszą przeszłość. 

– Zdawało mi się, Ŝe mieliśmy dzisiaj nie rozmawiać o przeszłości? 
– Wiem, ale zastanawiałam się... – Podniosła na niego wzrok. – Ta podróŜ do 

Rzymu,  którą  planujesz...  Czy  wziąłeś  pod  uwagę,  jak  twoja  rodzina  moŜe 
zareagować na wiadomość, Ŝe Ŝenisz się ze mną? 

– Wziąłem to pod uwagę. 
– I? 
– Mimo wszystko weźmiemy ślub. 
– Ale to będzie bardzo trudne... obecność Carla i w ogóle... 
–  Anno,  to  nie  ja  spowodowałem  te  trudności,  tylko  ty.  Carlo  będzie  musiał 

zaakceptować  cie  jako  moją  Ŝonę,  bo  taka  jest  moja  wola.  Podobnie  jak  i  reszta 
rodziny. 

– Czy twoja matka wie o... ? 
–  Nie.  –  Puścił  jej  dłoń  i  sięgnął  po  kieliszek  z  winem.  –  Uznałem  wtedy,  Ŝe 

najlepiej będzie powiedzieć jej, Ŝe. pokłóciliśmy się i zrezygnowaliśmy ze ślubu. 

– Nigdy nie zapytała, o co poszło? 
–  Moja  matka  zna  mnie  bardzo  dobrze.  Wie,  o  jakich  sprawach  nie  chcę 

rozmawiać, i nie próbuje mnie do niczego zmuszać. 

– A twoja siostra Giulia? 
–  Giulia  zawsze  miała  o  tobie  bardzo  dobre  zdanie.  Zwymyślała  mnie  od 

głupców za to, Ŝe pozwoliłem ci odejść. 

– I nie korciło cię. Ŝeby powiedzieć jej prawdę? 
– Korciło mnie, i to bardzo. 
– Więc co cię powstrzymało? 
Franko przez chwilę obracał kieliszek w ręku. 
– Carlo był bardzo przygnieciony poczuciem winy... uznałem, Ŝe gdy opowiem 

o wszystkim rodzinie, będzie się czuł jeszcze gorzej. 

Z jakiegoś powodu Anna poczuła się rozczarowana tą odpowiedzią. 

background image

– A ty nigdy nie miałaś ochoty powiedzieć prawdy Jenny? – zapyta! Franko. 
– Czasami... 
– Jak jej wyjaśniłaś nasze zerwanie? 
Anna wzruszyła ramionami. 
– Powiedziałam, Ŝe się w tobie odkochałam – odrzekła, unikając jego wzroku. 

Tak było łatwiej. A potem okazało się, Ŝe to nawet nie było kłamstwo. 

– Byłaś później w jakimś związku? – indagował Franko, obserwując ją bacznie. 
– To nie jest łatwe dla samotnej matki – odpowiedziała, bawiąc się kieliszkiem. 

– MęŜczyźni przewaŜnie wolą kobiety bez przychówku. 

– Sammy jest fantastycznym dzieciakiem. 
– Dziękuję – odrzekła szczerze. 
Znów zapadło między nimi milczenie. Anna obracała w palcach serwetkę. 
–  Dzwoniłem  do  domu  wczoraj  wieczorem.  Powiedziałem  im,  Ŝe  Sammy  jest 

moim synem – oznajmił Franko. 

Widelec wysunął się Annie z rąk. 
– Zdenerwowali się? 
–  Trochę  –  odrzekł  Franko  z  grymasem.  –  Matka  oczywiście  była  na  mnie 

wściekła, a Giulia uznała, Ŝe opuściłem cię, gdy najbardziej mnie potrzebowałaś. 

– To musiało być dla ciebie bardzo trudne. 
– To samo myślałem o tobie – stwierdził. – Kiedy się przekonałaś, Ŝe jesteś w 

ciąŜy? 

– Za późno – przyznała. – Pod koniec trzeciego miesiąca. I wpadłam w panikę. 

Chyba  zlekcewaŜyłam  pierwsze  objawy.  To  był  dla  mnie  szok.  A  jeszcze  gorsze 
było to. Ŝe nikomu nie mogłam powiedzieć prawdy. 

– Brałaś pod uwagę usunięcie ciąŜy? 
Anna drgnęła. 
– Nie, nawet przez chwilę się nad tym nie zastanawiałam. To był mój błąd... i 

byłam przygotowana, by za niego zapłacić. 

– Wygląda na to, Ŝe zapłaciłaś wielką cenę. 
– Zdziwiona jestem, Ŝe tak mówisz. 
–  Ja  teŜ  byłem  w  szoku,  gdy  się  dowiedziałem,  Ŝe  masz  dziecko  –  przyznał 

Franko.  –  Przez  krótki  czas  miałem  nadzieję,  Ŝe  jest  moje...  ale  przecieŜ  zawsze 
uŜywaliśmy  zabezpieczenia,  więc  musiałem  pogodzić  się  z  myślą,  Ŝe  to  dziecko 
Carla. 

–  Szkoda,  Ŝe  to  nie  jest  twój  syn  –  powiedziała  Anna  impulsywnie,  zanim 

zdąŜyła ugryźć się w język. 

background image

Franko popatrzył jej prosto w oczy. 
– Myślisz, Ŝe ja nie Ŝałuję? Patrzę na niego i widzę siebie. I widzę, co mogliśmy 

przeŜywać razem... 

– Tak mi przykro... 
Franko odstawił kieliszek z głośnym stuknięciem. 
– Mnie jest przykro jeszcze bardziej niŜ tobie. 
– Szkoda, Ŝe niczego nie pamiętam. 
–  Chciałbym,  Ŝebyś  wreszcie  przestała  mnie  karmić  tymi  bzdurami  o  zaniku 

pamięci. Czego jeszcze potrzebujesz, Ŝeby przyjąć odpowiedzialność za swoją rolę 
w lej historii? Zdjęcia ci nie wystarczą? Chcesz relacji naocznego świadka? 

Anna nerwowo zwijała serwetkę w ciasny rulon. 
– Byłoby mi o wiele łatwiej, gdybym mogła sobie przypomnieć, w jaki sposób 

znalazłam się w łóŜku Carla. 

–  Mogę  ci  w  tym  pomóc  –  rzekł  Franko  z  goryczą.  –  Wypiliście  butelkę 

szampana.  Zaszumiało  ci  w  głowie  i  zaczęłaś  się  dobierać  do  Carla,  a  Ŝe  on 
równieŜ nie był trzeźwy, nie potrafił ci się oprzeć. Nie dziwię mu się zresztą. Ja na 
jego miejscu zrobiłbym to samo. Ale mniejsza o to. Teraz trzeba się skoncentrować 
na  przyszłości.  Sammy  ma  prawo  do  swojego  dziedzictwa  jako  Ventressi  i 
dopilnuję, Ŝeby je otrzymał. 

– Nawet jeśli oznacza to małŜeństwo z kobietą, do której nic nie czujesz? 
Franko spojrzał na nią twardo. 
– Nie posunąłbym się do takiego stwierdzenia. Owszem, czuję do ciebie wiele 

rzeczy.  Na  przykład  złość,  a  w  spokojniejszych  chwilach  takŜe  ślad  dawnej 
sympatii.  Ale  szczerze  mówiąc,  czuję  przede  wszystkim  poŜądanie.  Tego  uczucia 
nie  potrafiłem  się  pozbyć  przez  te  wszystkie  lata.  Dlatego  teraz  jestem 
zdecydowany cię mieć. 

– Nie mogę, Franko – szepnęła Anna niemal bezgłośnie. – Nie mogę za ciebie 

wyjść. 

– MoŜesz i wyjdziesz. Nie zgadzam się na Ŝadne inne rozwiązanie. 
– I jak długo, twoim zdaniem, takie małŜeństwo moŜe przetrwać? – zapytała z 

desperacją. 

– Tak długo, jak ja zechcę. 
– Zawsze musisz mieć ostatnie słowo? 
 – Myślisz, Ŝe zadowolę się czymkolwiek innym? Kiedyś juŜ zniszczyłaś moje 

szczęście. Nie zamierzam teraz rezygnować z ponownej szansy. 

– Błagam cię, nie proś mnie o to. 

background image

–  Ale  ja  cię  nie  proszę.  Za  tydzień  zostaniesz  moją  Ŝoną.  Nie  ma  innej 

moŜliwości. 

– AŜ tak bardzo mnie nienawidzisz? 
Jego twarz była zupełnie nieprzenikniona. 
– Mam wiele powodów, Ŝeby cię nienawidzić. Ty sama wiesz o tym najlepiej. 
Nic nie potrafiła powiedzieć na swoją obronę, – Nie wiem, jak spojrzę w twarz 

twojemu bratu... 

–  Nie  musisz  się  obawiać  o  zachowanie  Carla.  On  juŜ  nigdy  nie  spojrzy  na 

ciebie  w  ten  sposób.  Jest  bardzo  zakochany  w  Milanie  i  nie  będzie  miał  ochoty 
naraŜać swojego małŜeństwa. 

Nastąpiła kolejna niezręczna chwila milczenia. 
– On mi przysłał te zdjęcia – powiedziała w końcu Anna. 
Franko znieruchomiał. 
– W pierwszej chwili myślałam, Ŝe to list od ciebie... Przeprosiny za to, Ŝe nie 

próbowałeś spojrzeć na sytuację z mojej strony... 

– Czy coś jeszcze tam było oprócz zdjęć? 
–  Na  przykład  co?  –  zapytała  Anna  ironicznie.  –  Wyznanie,  Ŝe  podle  mnie 

wykorzystał? I Ŝe to jednak nie była moja wina? 

Franko znów ponuro zacisnął usta. 
– Czy był tam jakiś list? 
– Owszem, był. Krótki i rzeczowy. 
– Co tam było napisane? 
– Niewiele, ale nietrudno było odczytać przekaz między wierszami. 
– Masz jeszcze ten list? 
– Nie. 
– Oczywiście – uśmiechnął się Franko cynicznie. 
Anna spojrzała na niego z oszołomieniem. 
– Znów mi nie wierzysz, tak? 
– A dlaczego miałbym ci wierzyć? 
– Bo mówię prawdę! Twój brat dołączył do zdjęć kartkę z ostrzeŜeniem, Ŝebym 

nigdy w Ŝyciu nie próbowała kontaktować się z nikim z waszej rodziny. 

– Nie nazwałbym tego groźbą – mruknął Franko. – W tych okolicznościach to 

było zupełnie zrozumiałe. 

– I ty się zastanawiasz, dlaczego nie wierzę w naszą przyszłość – zaśmiała się 

Anna bez humoru. – Dla ciebie jestem tylko niemoralną dziwką, która zdradziła cię 
z bratem przy pierwszej nadarzającej się okazji. 

background image

–  Muszę  w  to  wierzyć,  Anno,  nie  mam  innego  wyboru  –  westchnął.  –  Ale 

bardzo bym chciał mieć taki wybór. Nawet nie wiesz, jak bardzo. 

 

background image

Rozdział 8 

 
Rankiem  w  dniu  ślubu  niebo  przecięły  zielone  błyskawice,  a  zaraz  potem 

rozległ  się  grzmot  i  lunął  ulewny  deszcz.  Anna  nie  mogła  powstrzymać  się  od 
myśli, Ŝe ta pogoda to omen zwiastujący przyszłość jej małŜeństwa. 

W  ciągu  ostatnich  dni  Franko  traktował  ją  nadspodziewanie  dobrze.  Trzymał 

się  na  dystans,  wyraźnie  schodził  jej  z  drogi,  omijał  wspólną  sypialnię,  a  w 
rozmowach ograniczał się do pojedynczych słów i monosylab. Tylko w obecności 
Sammy'ego  lub  Jenny  znów  wchodził  w  swoją  dawną  skórę  i  stawał  się 
czarującym, uroczym męŜczyzną. 

Ceremonia  ślubu  była  krótka  i  bezosobowa  i  w  niczym  nie  przypominała 

wielkiej  fety,  jaką  Anna  i  Jenny  planowały  przed  czterema  laty  w  Rzymie.  Anna 
powtarzała słowa przysięgi stłumionym głosem, zastanawiając się, czy błyskawice 
nad  jej  głową  symbolizują  gniew  jakiejś  wyŜszej  siły  z  powodu  jej  dawnych 
grzechów. 

Wydawało się, Ŝe Franko nie przeŜywa podobnych rozterek. Spokojnie wsunął 

obrączkę  na  jej  palce  i  pocałował  ją  zdawkowo,  chyba  tylko  ze  względu  na 
nielicznych świadków, wśród których prym wiodła entuzjastyczna Jenny i Sammy 
z ochami wielkimi jak spodki. 

Przyjęcie, złoŜone z kilku kieliszków szampana oraz tacy przekąsek, odbyło się 

W  holu  hotelowym,  a  oprawę  artystyczną  zapewniał  pianista  o  bardzo 
ograniczonym repertuarze, Anna odetchnęła z ulgą, gdy ta farsa dobiegła wreszcie 
końca i moŜna było wrócić do domu Franka. Tam przynajmniej wiedziała, na czym 
stoi i gdzie jest •ej miejsce. 

Sammy  poszedł  spać  bez  zwykłego  wieczornego  marudzenia,  Jenny 

uśmiechnęła się nieśmiało, gdy przy drzwiach pojawił się młody księgowy z firmy 
Franka, z którym spotykała się od kilku dni. Anna pomachała im na poŜegnanie i 
ruszyła w stronę schodów, ale zatrzymał ją głos Franka. 

– Anno. 
Obejrzała się przez ramię i gdy napotkała jego wzrok, nieświadomie zacisnęła 

dłonie w pięści. 

– Chciałbym z tobą porozmawiać. 
– Trochę juŜ za późno na ustalenia przedmałŜeńskie – stwierdziła ironicznie. 
ZauwaŜyła,  Ŝe  on  takŜe  zwinął  dłonie  w  pięści,  i  sprawiło  jej  to  dziwną 

satysfakcję. 

background image

–  Za  trzy  tygodnie  wyjeŜdŜamy  do  Rzymu  –  oznajmił,  –  To  mam  jeszcze 

mnóstwo czasu, Ŝeby się spakować. Czy jeszcze coś? 

–  Owszem,  tak  –  odrzekł  ostro.  –  MoŜemy  porozmawiać  tutaj  w  holu  albo  w 

salonie, jak wolisz. 

Uniosła wyŜej głowę i stanęła na pierwszym schodku. 
–  Wolałabym  pójść  się  połoŜyć,  jeśli  nie  masz  nic  przeciwko  temu.  Nic  mam 

teraz ochoty na stypę poślubną. 

Brwi Franka powędrowały do góry. 
– Co to ma znaczyć? 
–  Tę  dzisiejszą  uroczystość  trudno  chyba  nazwać  ślubem?  –  odrzekła  z 

ironicznym  zdziwieniem.  –  Panna  młoda,  która  została  przymuszona  do  ślubu 
szantaŜem, i pan młody, który Ŝeni się wyłącznie z zemsty! 

– Zapewniam cię, Ŝe nie chodziło mi tylko o zemstę. 
– Och, czyŜby? No cóŜ. Mnie w tej chwili chodzi tylko o to, Ŝebym mogła się 

spokojnie połoŜyć. 

Odwróciła  się,  chcąc  pójść  na  górę,  i  naraz  ze  świstem  wciągnęła  powietrze. 

Nieoczekiwany,  przeszywający  ból  w  podbrzuszu  zgiął  ją  wpół;  omal  nie  upadła, 
ale zdąŜyła przytrzymać się barierki. 

–  Anno!  –  wykrzyknął  Franko,  dobiegając  do  niej  w  dwóch  susach.  –  Co  się 

stało? 

Blada jak papier, kurczowo zaciskała pałce na poręczy schodów. 
– Nie... nie wiem – wykrztusiła. 
Franko  wziął  ją  na  ręce,  zaniósł  do  największej  sypialni  i  połoŜył  na  łóŜku. 

Nawet  nie  próbowała  się  wyrywać;  nie  miała  na  to  siły.  Czuła,  Ŝe  po  nogach 
spływa jej lepka ciecz. 

–  Jesteś  blada  jak  papier  –  zauwaŜy!  Franko  z  niepokojem.  –  Dzwonię  po 

lekarza. 

Zwinęła się w kłębek, by zmniejszyć ból, i resztką sił walczyła ze Izami. 
– Jak się nazywa twój lekarz? – zapytał Franko Z paniką w głosie. 
Podała  mu  nazwisko  przez  zaciśnięte  zęby  i  zwinęła  się  na  łóŜku  jeszcze 

ciaśniej. 

– To pilne! – krzyczał Franko do słuchawki. – Moja... moja Ŝona ma atak bólu! 

Nic mnie nie obchodzi, ilu ludzi potrzebuje w tej chwili karetki! Mówię pani, Ŝe... 

– Och! – jęknęła Anna, przyciskając obydwie dłonie do brzucha. 
Franko  odrzucił  telefon  i  w  jednej  chwili  znalazł  się  przy  niej.  DrŜącą  ręką 

odgarnął włosy z jej czoła. 

background image

– Anno! 
– Franko, ja krwawię – wydyszała. 
– Co?! – Zmarszczył brwi; treść jej słów wyraźnie dotarła do niego dopiero po 

dłuŜszej chwili. 

Przesunął  wzrok  wzdłuŜ  jej  ciała  i  dopiero  teraz  zauwaŜył  czerwoną  plamę, 

rozszerzającą się szybko na prześcieradle. 

– Dostałaś okres? 
Potrząsnęła głową, mocno zaciskając zęby, Ŝeby przetrwać następny skurcz. 
Franko rzucił się do łazienki i po sekundzie wrócił z ręcznikiem, który wsunął 

jej między nogi. 

– Czy zawsze wygląda to tak źle? 
Znów potrząsnęła głową i tym razem spróbowała się odezwać. 
– Nie... ja... jeszcze nigdy.... och! 
Franko po raz drugi zadzwonił na pogotowie i tym razem uzyskał, czego chciał. 

Po  kilku  minutach  przed  domem  rozległa  się  syrena  karetki,  a  w  ślad  za 
sanitariuszami do sypialni wpadła Rosa. 

– Ja się zajmę Sammym – zapewniła Annę, którą paramedycy właśnie układali 

na noszach. 

– Dziękuję – szepnęła. 
Franko bezceremonialnie odsunął gospodynię na bok i przejął dowodzenie nad 

personelem karetki. 

– OstroŜnie! – warknął, gdy nosze podskoczyły z hałasem. 
–  Robimy,  co  moŜemy  –  uspokajał  go  z  uśmiechem  rudowłosy  sanitariusz.  – 

Nic jej nie będzie. Wygląda to na zwykłe poronienie. Ciśnienie ma dobre, a ból jest 
do zniesienia. Wróci do domu, zanim się pan obejrzy. 

Franko znieruchomiał. Poronienie? Dziecko? Czyje? Jego? Wsiadł do karetki z 

chaosem  w  myślach,  patrząc  na  swoją  świeŜo  upieczoną  Ŝonę  z  takim  wyrazem 
twarzy, jakby zobaczył ducha. 

– Anno... 
Wzięła go za rękę i lekko uścisnęła. 
– Przepraszam. 
–  Za  co  mnie  przepraszasz?  –  zdumiał  się,  trzymając  jej  dłoń  tak  delikatnie, 

jakby była ze szklą. 

– Powinnam ci powiedzieć... 
– O czym? 
– Brałam niskohormonalne tabletki, ale zdarzało mi się zapomnieć... 

background image

Franko gwałtownie wciągnął oddech. 
– Nie sądziłam, Ŝe tak się zdarzy... – dodała cicho. 
– Nie martw się tym. – Słowa z trudem wydobywały się z zaciśniętego gardła. 
Anna rozpłakała się. 
– Anno... to moja wina... – wykrztusił. 
– Nie... 
– Cicho. – PrzyłoŜył palec wskazujący do jej ust, a kciukiem jednocześnie otarł 

łzę z policzka. – Nie płacz, cara. Proszę cię, nie płacz... 

 
Szpital  był  hałaśliwy  i  przepełniony,  ale  Franko  dopilnował,  by  Anna  jak 

najszybciej  znalazła  się  w  spokojnej  salce.  Zawołano  lekarza,  który  szybko 
przygotował wszystko, co było potrzebne do zabiegu wyłyŜeczkowania macicy. 

–  To  wczesne  poronienie,  więc  pańska  Ŝona  szybko  dojdzie  do  siebie  – 

zapewnił lekarz Franka. – Kilka dni odpoczynku i wszystko wróci do normy. Ale 
trzeba  uwaŜać  na  jej  zdrowie  emocjonalne.  Wiele  kobiet  cięŜko  przechodzi utratę 
ciąŜy,  ale  jeśli  okaŜe  jej  pan  czułość  i  serdeczność,  powinna  szybko  odzyskać 
wewnętrzną równowagę. 

Franko  nerwowo  przełknął  ślinę,  przepełniony  poczuciem  winy.  Przez  chwilę 

zastanawiał  się,  co  powiedziałby  ten  lekarz,  gdyby  się  dowiedział,  jak  świeŜo 
upieczony mąŜ dotychczas traktował pacjentkę. 

Lekarz napisał coś na kartce i podał ją pielęgniarce, a potem znów zwrócił się 

do Franka: 

–  Słyszałem,  Ŝe  dopiero  dzisiaj  wzięli  państwo  ślub  –  powiedział  ze 

współczuciem. – Wygląda na to, Ŝe małŜeństwo nie zaczęło się najszczęśliwiej. 

– Nie musi mi pan tego mówić – mruknął Franko ponuro. 
 
Gdy  odzyskała  przytomność,  była  zupełnie  zdezorientowana.  Cale  ciało  miała 

obolałe,  ale  nie  czuła  juŜ  skurczy.  Obróciła  głowę  w  bok  i  zobaczyła  przy  łóŜku 
Franka. Siedział na krześle z twarzą ukrytą w dłoniach. 

Poczuł chyba na sobie jej wzrok, bo podniósł głowę. Na jego twarzy malowało 

się  niezwykłe  wzburzenie.  Włosy  miał  potargane,  oczy  podkrąŜone  i  do  tego  był 
nieogolony. 

– Anno... – wychrypiał, sięgając po jej dłonie. 
–  Czy...  czy  z  Sammym  wszystko  w  porządku?  –  szepnęła  przez  wyschnięte 

gardło. 

–  Parę  minut  temu  dzwoniłem  do  Rosy  i  Jenny.  Wszystko  w  porządku,  zjadł 

background image

ś

niadanie i teraz wybiera się z Jenny do parku. 

Przez twarz Anny przemknął blady uśmiech. 
– Wyglądasz okropnie. 
– A czuję się jeszcze gorzej. 
– W ogóle nie spałeś? 
– Nie. 
Zatrzymała  wzrok  na  ich  splecionych  dłoniach  przyozdobionych  złotymi 

obrączkami. 

– Okropnie mnie wystraszyłaś – rzekł Franko po chwili. 
Podniosła na niego wzrok. 
–  Przepraszam...  Nawet  nie  wiedziałam,  Ŝe  byłam  w  ciąŜy.  Martwiłam  się  o 

Sammy'ego... czasem zapominałam o tabletce i nie miałam pojęcia, w której fazie 
cyklu jestem... 

– To ja powinienem się zabezpieczać – mruknął Franko. 
– To nie ma znaczenia... – szepnęła. 
–  Oczywiście,  Ŝe  ma!  To  wszystko  by  się  nie  zdarzyło,  gdybym  traktował  cię 

choć trochę lepiej. – Puścił jej ręce i przesunął się na koniec łóŜka. 

– Wiesz, jak bardzo obwiniam siebie za to, przez co przeszłaś? 
– To nie twoja wina – powtórzyła, patrząc na jego zmęczoną twarz. 
–  To  moja  wina  –  powtórzył  z  uporem.  –  Od  pierwszego  dnia  zatruwałem  ci 

Ŝ

ycie.  PrzeŜywałaś  wielki  stres  z  powodu  Sammy'ego,  a  ja  jeszcze  dołoŜyłem  do 

tego swoje niedorzeczne wymagania. – Pokręcił głową z niedowierzaniem i dodał: 
– Byłem dla ciebie okrutny. 

– Nie! – szepnęła. – Nie byłeś... taki zły. 
– Wybacz mi, Anno. Proszę, powiedz, Ŝe mi wybaczasz to, co ci zrobiłem. 
– Nie mam ci czego wybaczać – odrzekła, odwracając wzrok. Nie była w stanie 

znieść jego spojrzenia. 

– Jesteś dla mnie zbyt wyrozumiała. 
– KaŜdy w końcu popełnia jakieś błędy. 
Franko westchnął cięŜko. 
– Masz rację, oczywiście. W samą porę mi o tym przypomniałaś. Ty popełniłaś 

jeden błąd, za który karałem cię całymi latami, przy okazji niszcząc własne Ŝycie. 

Pod  powiekami  Anny  zbierały  się  łzy.  Słuchała  Franka  ze  ściśniętym  sercem. 

To, co czuł, to były wyrzuty sumienia, nie miłość. A teraz poczucie winy miało ich 
połączyć na zawsze. 

– Franko... Ja... 

background image

– Nie – uciszył ją. – Pozwól mi skończyć. Jesteśmy teraz  małŜeństwem. Tego 

nie mogę zmienić tak szybko. Wiem, Ŝe proszę o wiele, ale... czy jednak zgodzisz 
się  pojechać  ze  mną  do  Rzymu  za  trzy  tygodnie?  Moja  matka  bardzo  chciałaby 
zobaczyć wnuka. Giulia naturalnie teŜ się ucieszy na twój widok. 

– A potem? – zapytała przez ściśnięte gardło. – Co będzie, gdy juŜ wrócimy do 

Australii? 

Franko zatrzymał wzrok na jej twarzy. 
– Potem się rozstaniemy. Zwrócę ci wolność, której nigdy nie powinienem był 

ci zabierać. Oczywiście zapewnię tobie i Sammy'emu bezpieczeństwo finansowe. 

Nie  chciała  jego  pieniędzy!  Łzy  znów  wymknęły  się  spod  jej  powiek  i 

popłynęły po policzkach. 

–  Widzę,  Ŝe  to  dla  ciebie  wielka  ulga  –  stwierdził  Franko,  zaciskając  usta.  – 

Pewnie liczysz dni do chwili, kiedy to wszystko się skończy. 

Obrócił się na pięcie i szybko wyszedł z sali. 
 
Następne  trzy  tygodnie  były  dla  Anny  bardzo  trudne  do  zniesienia.  Franko 

traktował  ją  niezwykłe  uprzejmie,  nawet  serdecznie,  ale  była  pewna,  Ŝe  w  głębi 
duszy odlicza dni pozostałe do zakończenia ich fasadowego małŜeństwa. 

Jenny  była  zaabsorbowana  swoim  chłopcem,  a  Sammy  czuł  się  doskonale  w 

wielkim  domu  z  jeszcze  większym  telewizorem  i  stertą  fantastycznych  zabawek. 
Anna jednak była coraz bardziej samotna. Franko przeniósł się na stałe do jednej z 
zapasowych  sypialni,  zostawiając  ogromne  podwójne  łóŜko  do  jej  wyłącznego 
uŜytku.  Wychodził  do  pracy  bardzo  wcześnie,  a  wracał  późno,  tłumacząc  się 
nawałem obowiązków w firmie. 

Oczywiście Anna wcale w to nie wierzyła. 
Była  tak  sfrustrowana  jego  chłodem,  Ŝe  kilka  razy  specjalnie  czekała  na  jego 

powrót.  Ostatniego  wieczoru  przed  wyjazdem  do  Rzymu  Franko  pojawił  się  w 
domu  dopiero  przed  północą.  Wszedł  do  salonu  z  marynarką  przerzuconą  przez 
ramię,  z  rozluźnionym  węzłem  krawata,  i  zauwaŜył  ją  dopiero  wtedy,  gdy 
podniosła się z sofy i wypowiedziała jego imię. 

– Anno – odezwał się, rzucając marynarkę na oparcie krzesła. – Masz ochotę na 

drinka? 

– Nie, dziękuję. 
Podszedł do barku, omijając ją wzrokiem. 
– Dlaczego jeszcze nie śpisz? 
– Chciałam z tobą porozmawiać. 

background image

– O czym? – zapytał między jednym łykiem whisky a drugim. 
Anna zacisnęła usta. 
– Zastanawiałam się, jak chcesz zorganizować nasz pobyt w Rzymie. 
–  Zatrzymamy  się  u  mojej  matki.  Wynająłem  swój  dom.  Ale  nie  musisz  się 

niczego  obawiać.  Powiedziałem  matce  o  poronieniu,  więc  dostaniesz  osobną 
sypialnię, Ŝebyś mogła w spokoju dochodzić do zdrowia. 

– Nie sądziłam... 
–  Ty  moŜe  nie,  ale  moja  matka  tak.  I  tak  juŜ  uwaŜa  mnie  za  brutala,  którego 

naleŜałoby wychłostać za to, jak cię potraktowałem. 

– Powinieneś powiedzieć jej prawdę. 
– Jaką? śe zamierzamy wziąć rozwód zaraz po powrocie do Melbourne? Moja 

matka jest gorliwą katoliczką. 

– W końcu i tak będziesz musiał jej powiedzieć. 
– Zrobię to, kiedy uznam za stosowne – uciął krótko i dolał sobie whisky. 
Anna patrzyła na niego, przygryzając wargi. 
– Nigdy wcześniej tyle nie piłeś – zauwaŜyła. 
– Masz z tym jakiś problem? – Wzruszył ramionami. 
– Nie, tylko pomyślałam... 
– Nie myśl. Myślenie niczego nie zmienia. 
– Jesteś na mnie zły? 
–  Dlaczego  miałbym  być  na  ciebie  zły?  Przemykasz  po  kątach,  boisz  się 

odezwać, Ŝebym nie urwał ci głowy. Oczywiście, Ŝe nie jestem na ciebie zły. 

–  Nie  przemykam  po  kątach  –  odpowiedziała  z  urazą.  –  Po  prostu  odniosłam 

wraŜenie,  Ŝe  wolisz,  abym  schodziła  ci  z  drogi.  Wracasz  bardzo  późno,  nie 
przychodzisz do sypialni... 

–  Nie  sądzisz,  Ŝe  to juŜ  chyba  byłoby  trochę  za  wicie?  Chyba  nie  czekałaś  na 

mnie po to, Ŝeby zaoferować mi swoje towarzystwo w łóŜku? 

Anna  zaniemówiła,  ale  jeden  rzut  oka  na  twarz  Franka  przekonał  ją,  Ŝe  w  tej 

chwili jakakolwiek rozsądna rozmowa jest niemoŜliwa. 

– Za duŜo wypiłeś – stwierdziła śmiało. 
– I co z tego? – skrzywił się. – Co zamierzasz z tym zrobić, moja droga Ŝono? 
JuŜ  miała  na  końcu  języka  ciętą  odpowiedź,  ale  pohamowała  się  w  porę  i 

odwróciła się do wyjścia. Franko jednak przytrzymał ją za rękę. 

– Nie tak szybko. 
– Puść mnie, Franko. 
– Nigdzie cię nie puszczę – rzekł, mierząc ją rozgorączkowanym spojrzeniem. – 

background image

Nigdy nie chciałem cię wypuszczać. 

Szarpnęła  rękę,  ale  trzymał  ją  mocno i  powoli  zbliŜał  twarz do  jej twarzy,  nie 

zostawiając  jej  Ŝadnego  wyboru.  Przymknęła  oczy,  by  nie  ujrzeć  w  jego  oczach 
błysku nienawiści, i poddała się. 

–  Proszę...  –  szepnęła  po  dłuŜszej  chwili,  przyciskając  się  do  niego  całym 

ciałem. – Proszę cię... 

Franko natychmiast wytrzeźwiał i odsunął się od niej. 
– Nie, cara. Obiecałem sobie, Ŝe nie zrobię tego. 
– Proszę! – jęknęła błagalnie. 
Franko z łatwością uwolnił się z jej uchwytu i znów podszedł do barku. 
– Idź spać, Anno – powiedział, zwrócony do niej plecami. 
Znów poczuła palące upokorzenie. 
– Ale... 
– Nic kłóć się ze mną. 
Usłyszała szczęk kryształowej karafki o szklankę. 
– Franko... 
–  Wynoś  się  stąd  wreszcie!  –  Obrócił  się  na  pięcie  i  spojrzał  na  nią  groźnie. 

Kostki jego palców zaciśniętych na szklance były zupełnie białe. 

– Czy... czy zrobiłam coś nie tak? – zapytała nieśmiało, prawie szeptem. 
– Chyba nie rozumiesz, co do ciebie mówię – wycedził przez zaciśnięte wargi. 

– Prosiłem cię, Ŝebyś stąd wyszła. 

– Słyszałam. 
– W takim razie wyjdź. 
– Nie boję się ciebie – powiedziała cicho. 
– Głupia jesteś, Ŝe chcesz mnie oglądać w takim stanie. 
– Widziałam cię juŜ w gorszym. 
–  Wątpię.  –  Niepewnie  odstawił  szklankę  i  przesunął  dłonią  po  włosach.  – 

PrzecieŜ nie było cię przy mnie, gdy zobaczyłem te zdjęcia. 

– Obiecałeś, Ŝe nie będziesz juŜ do tego wracał. 
– Wtem, co obiecałem! – wykrzyknął, uderzając zwiniętą pięścią w blat. 
Anna przygryzła usta, ale stała nieruchomo, drŜąc na całym ciele. 
– Sama się prosisz o kłopoty – wybuchnął Franko. – Nie jestem teraz w stanie 

się kontrolować, a ty moŜesz na tym ucierpieć! 

– Dlaczego to robisz? – zapytała, wskazując na karafkę i szklankę. 
– Topię swoje smutki. Tak się chyba mówi? 
– Jakie smutki? 

background image

Franko znów sięgnął po karafkę. 
–  Byłem  głupi,  Ŝe  cię  odnalazłem.  Myślałem,  Ŝe  uda  mi  się  odebrać  dług,  ale 

wyszło na to, Ŝe sam płacę. 

– W jaki sposób? 
Jednym  haustem  wychylił  połowę  zawartości  szklanki  i  dopiero  wtedy 

odpowiedział: 

–  To,  co  kiedyś  było  między  nami,  umarło  na  zawsze.  NajwyŜszy  czas, 

Ŝ

ebyśmy oboje się z tym pogodzili. Tego juŜ nie ma. 

Dopił  resztkę  whisky,  z  rozmachem  odstawił  szklankę  na  bok  i  wyszedł  z 

salonu, nie czekając na jej odpowiedź. 

 

background image

Rozdział 9 

 
Lot do Rzymu był łatwiejszy do zniesienia dzięki obecności Sammy'ego, który 

siedział pomiędzy nimi, zachwycony luksusami klasy biznesowej. Jego nieustanna 
paplanina skutecznie zapełniała niezręczne milczenie między Anną a Frankiem. 

Gdy  chłopiec  w  końcu  usnął,  Anna  ułoŜyła  go  na  wolnym  fotelu  i  włączyła 

sobie  film.  Patrzyła  na  ekran,  ale  nic  do  niej  nie  docierało.  Franko  siedział  obok, 
oddzielony od niej przestrzenią zaledwie jednego pustego miejsca. W ręku trzymał 
drinka, a wzrok równieŜ miał sztywno utkwiony w ekranie przed sobą. 

Przez  ostatnie  dwa  dni  prawie  nie  rozmawiali.  Nawet  Jenny  zauwaŜyła,  Ŝe 

zapanowały  między  nimi  ciche  dni,  i  skomentowała  to  z  troską  w  oczach.  Anna 
próbowała  ją  uspokoić,  ale  zdawała  sobie  sprawę,  Ŝe  jej  słowa  nie  brzmią 
przekonująco. 

Rzymskie  lotnisko  Leonarda  da  Vinci  było  zatłoczone  po  brzegi.  Wśród 

oczekujących  na  przylot  znalazła  się  Jovanna,  matka  Franka,  oraz  jego  siostra 
Giulia z trójką dzieci. 

–  Anno. –  Jovanna  pochwyciła  ją  w  objęcia i  ze łzami  w oczach  ucałowała  w 

policzki.  –  Wreszcie  do  nas  wróciłaś!  A  gdzie  jest  mój  wnuczek?  Och!  – 
PrzyłoŜyła obie dłonie do policzków i z zachwytem wpatrzyła się w chłopca, który 
właśnie  wyłonił  się  zza  nóg  Franka.  –  Jaki  on  podobny  do  ciebie,  Franko! 
Wyglądałeś  dokładnie  tak  samo,  gdy  byłeś  w  jego  wieku!  –  zawołała  i  porwała 
Sammy'ego  w  ramiona.  Giulia  ucałowała  Annę  i  przedstawiła  jej  swoje  dzieci: 
dwuletnie bliźniaczki, Pię i Paotę, oraz maleńkiego Antonia, który uśmiechał się do 
wszystkich bezzębnymi dziąsłami. 

– Masz śliczne dzieci – stwierdziła Anna, łaskocząc Antonia pod brodą. 
Giulia spochmurniała i delikatnie dotknęła jej ramienia. 
– Tak mi przykro z powodu twojej straty. 
– Dziękuję – odrzekła Anna, nieco speszona. 
–  Niedługo  będziesz  miała  następne  –  zapewniła  ją  Giulia.  –  MoŜe  zrobicie 

sobie jakieś w Rzymie? 

Anna  Ŝałowała,  Ŝe  nie  moŜe  się  ukryć  pod  stertą  bagaŜy.  Gdyby  tylko  Giulia 

znała prawdę! 

Droga do domu Jovanny przywodziła jej na myśl bolesne wspomnienia. W tych 

wspomnieniach Franko był kimś zupełnie innym niŜ ten facet, który teraz siedział 
obok niej w kamiennym milczeniu, nie reagując na nic. – Gdy wreszcie dotarli na 

background image

miejsce,  Sammy  był juŜ bardzo  zmęczony  i po krótkim  wybuchu  łez pozwolił  się 
odesłać  do  łóŜka  w  towarzystwie  nowo  poznanej  babci.  Giulia  równieŜ  zabrała 
dzieci  i  poszła  do  siebie,  obiecując,  Ŝe  przyjdzie  następnego  dnia  na  rodzinny 
obiad.  Anna  z  dreszczem  uświadomiła  sobie,  Ŝe  Carlo  i  jego  Ŝona 
najprawdopodobniej równieŜ się wtedy pojawią. 

Przysiadła  na  sofie  w  salonie.  Po  chwili  pojawił  się  tam  Franko  ze  szklanką 

soku  pomarańczowego  w  ręku.  Sok  był  dla  niej;  Franko  natychmiast  skierował 
kroki do barku. 

– Mama jest zachwycona twoim synem – oświadczył, nalewając sobie drinka. 
– Tak – odrzekła Anna krótko. 
–  Bardzo  ją  uszczęśliwiłaś.  JuŜ  zaczynała  przywykać  do  myśli,  Ŝe  nigdy  nie 

będę miał syna. 

– PrzecieŜ to nie jest twój syn – odrzekła ze znuŜeniem. 
– Nie, ale ona nie musi o tym wiedzieć. Nikt nie musi o tym wiedzieć. 
Anna potrząsnęła głową. 
–  Czuję  się  jak  oszustka...  Nie  znoszę  tego  udawania.  To  wszystko  jest 

fałszywe. 

–  To  nie  jest  idealna  sytuacja  –  zgodził  się  Franko.  –  Ale  nic  więcej  nie 

moŜemy zrobić. Carlo i Milana pojawią się tu jutro – dodał po chwili. 

– Wiem. Giulia mi powiedziała. 
– Nie masz nic przeciwko temu? – zapytał, obserwując ją uwaŜnie. 
Odwróciła wzrok. 
– Oczywiście, Ŝe nie. 
– Nic chciałbym denerwować matki. 
– Rozumiem. 
– Wyglądasz na zmęczoną – zauwaŜył. – Jeśli chcesz, to idź się połoŜyć. Mama 

nie  będzie  miała  ci  za  złe,  jeśli  nie  powiesz  jej  dobranoc.  Anna  podniosła  się  i 
podeszła do drzwi. 

– Mamy połączone pokoje – dorzucił Franko. – Ale nie musisz się tym martwić. 

Zamknę porządnie drzwi od swojej strony, Ŝebyś mogła spać spokojnie. 

– Mówiłam ci juŜ, Ŝe nie boję się ciebie. 
Franko prychnął drwiąco. 
– To moŜe powinnaś zacząć. Ja na twoim miejscu bym się bał. 
Nic nie odpowiedziała, ale kiedy szła do swojego pokoju, serce biło jej mocniej 

niŜ zazwyczaj. 

 

background image

Następnego wieczoru pojawiła się w salonie jako ostatnia. Rodzina była juŜ w 

komplecie.  Anna  nałoŜyła  na  tę  okazję  błękitną  sukienkę,  która  podkreślała  kolor 
jej oczu, i srebrne sandałki, a jasne włosy upięła w elegancki węzeł na karku. 

Ledwie stanęła w progu, podbiegła do niej Giulia. 
–  Anno,  poznaj  mojego  męŜa,  Pietra.  Chyba  nie  zdąŜyłaś  go  spotkać  podczas 

swojego poprzedniego pobytu. 

– Jak się masz, Anno? – zapytał przystojny, ciemnooki męŜczyzna, wyciągając 

do niej dłoń. – śona duŜo mi o tobie opowiadała. 

– Wspaniale dziś wyglądasz! – zawołała Jovanna, równieŜ do niej podchodząc. 

–  Carlo!  –  zawołała  do  męŜczyzny  stojącego  obok  wózka  z  drinkami  w 
towarzystwie  kobiety  w  zaawansowanej  ciąŜy  –  Gdzie  twoje  dobre  maniery? 
Przedstaw Annie Milanę! 

Carlo zbliŜył się i wymamrotał coś niewyraźnie, nie patrząc jej w oczy. 
Angielski Milany nie  był tak  płynny  jak u  pozostałych  Ventressich,  a ponadto 

dziewczyna  sprawiała  wraŜenie  nieco  nieśmiałej.  Przez  cały  czas  kurczowo 
trzymała Carla za rękę, jakby obawiała się, by gdzieś jej nie zniknął. 

Po  chwili  wszyscy  usiedli  przy  stole  i  Anna  z  przeraŜeniem  odkryła,  Ŝe 

wyznaczono  jej  miejsce  dokładnie  naprzeciwko  Carla.  Podniosła  się,  ale  gdy 
Franko szybko oparł dłoń na jej ramieniu, przywołując ją do porządku, w milczeniu 
opuściła wzrok na stół. 

Otoczona rodziną Jovanna promieniała szczęściem. 
– Jak to dobrze widzieć cię znowu wśród nas, Anno! I jak się cieszę, Ŝe mogłam 

wreszcie poznać mojego wnuczka! Sammy pod kaŜdym względem jest podobny do 
Franka. Mój syn tak samo zawsze  marudził, gdy trzeba było iść spać, Od dziecka 
był uparty jak osioł! 

Anna  uśmiechnęła  się  blado,  kątem  oka  zauwaŜając  zdumiony  wyraz  twarzy 

Carla. 

– Giulia teŜ była uparta – ciągnęła Jovanna, patrząc na córkę ciepło. 
Giulia wydęła usta. 
–  Dziękuję  ci,  mamo.  A  jaki  był  Carlo?  Chyba  nie  powiesz,  Ŝe  przypominał 

aniołka? 

– Nie, ale miłość dobrej kobiety dokonała cudów – uśmiechnęła się Jovanna. – 

Prawda, Carlo? 

Na twarzy wymienionego pojawił się sztuczny uśmiech. 
– Tak, jestem teraz bardzo szczęśliwy – rzekł otaczając Ŝonę ramieniem. 
– Gdzie byśmy byli bez naszych pięknych Ŝon? – uśmiechnął się Piętro, patrząc 

background image

na Giulię z czułością. 

Serce  Anny  ścisnęło  się  boleśnie.  Na  szczęście  wkrótce  rozmowa  zboczyła  na 

inne  tematy.  Anna  słuchała,  nie  biorąc  w  niej  czynnego  udziału,  a  gdy  Carlo  ze 
względu na Milanę przeszedł na włoski, odetchnęła i z czystym sumieniem zajęła 
się obserwacją rodziny. 

Franko przewaŜnie milczał, odzywał się tylko wtedy, gdy ktoś go o coś zapytał. 

Jego  zachowanie  nie  uszło  uwagi  Jovanny,  która  przypatrywała  się  synowi  ze 
zmarszczonym czołem. Giulia była jak zwykle radosna i oŜywiona. Z kolei Milana 
sprawiała  wraŜenie  bardzo  zakochanej  w  męŜu;  jej  duŜe  brązowe  oczy  z 
zachwytem wpatrywały się w Carla. Anna westchnęła w duchu, nie dziwiąc się, Ŝe 
Franko  nie  chciał  psuć  tej  sielanki.  A  w  dodatku  Milanę  juŜ  tylko  kilka  tygodni 
dzieliło od rozwiązania. Anna dobrze pamiętała, jak niestabilne były jej emocje w 
tym  okresie.  Wyjawianie  prawdy  o  ojcostwie  Sammy'ego  byłoby  teraz  tylko 
bezmyślnym okrucieństwem. 

 
Następnego  dnia  po  południu  Jovanna  zabrała  Sammy'ego  do  zoo.  Franko  i 

Anna zostali  sami  w  domu,  Franko  jednak  zaraz  oświadczył,  Ŝe  ma  pilne  papiery 
do przejrzenia, i zniknął gdzieś w otchłaniach wielkiego domu. 

Anna przez kilka minut błąkała się po pokojach, podziwiając wspaniale wnętrza 

i  uśmiechając  się  uprzejmie  do  słuŜby,  która  łamaną  angielszczyzną  bezustannie 
proponowała jej drinka oraz coś do zjedzenia, a w końcu poszła do swojej sypialni i 
z ulgą zamknęła za sobą drzwi. 

PołoŜyła  się  na  łóŜku  z  nadzieją,  Ŝe  uda  jej  się  przespać  resztę  popołudnia. 

Wzięła  do  ręki  jakąś  ksiąŜkę  i  bezmyślnie  zaczęła  ją  kartkować,  ale  nie  mogła 
skupić  się  na  treści.  W  końcu  zrezygnowała,  odłoŜyła  ksiąŜkę  na  bok  i  pogrąŜyła 
się w niewesołych rozmyślaniach. 

Ktoś zapukał do drzwi. Westchnęła i poszła otworzyć, przekonana, Ŝe to znów 

któraś  z pokojówek chce ją czymś  nakarmić.  Za progiem  jednak  stał  Carlo. Anna 
ze zdumieniem cofnęła się o krok. 

– Co ty tu robisz? – zapytała przytłumionym głosem. 
Carlo zamknął za sobą drzwi i oparł się o futrynę. 
– Muszę z tobą porozmawiać. 
–  To  chyba  nie  jest  dobry  pomysł  –  odrzekła  ze  zdenerwowaniem.  –  A  jeśli 

Franko tu wejdzie i zastanie cię w mojej sypialni? 

– Nie zajmę ci duŜo czasu. Ta sprawa gryzie mnie od czterech lat, więc proszę, 

wysłuchaj mnie. 

background image

Skrywając  niepokój,  przyjrzała  mu  się  uwaŜniej.  Twarz  miał  bladą,  kąciki  ust 

opuszczone, oczy otoczone ciemnymi cieniami. 

–  Muszę ci  powiedzieć  coś, co powinienem  wyznać  juŜ  dawno  temu  – zaczął, 

przesuwając dłonią po włosach gestem identycznym jak Franko. 

Patrzyła na niego w milczeniu, starając się nie okazywać zdenerwowania. 
– Nic wiem, jak mam zacząć – westchnął, chodząc po pokoju. 
– Co chcesz mi powiedzieć? 
Na twarzy Carla odbiło się cierpienie. 
– Nie spałem z tobą tamtej nocy. 
Cisza,  która  zapadła  po  tych  słowach,  swoim  natęŜeniem  przypominała 

eksplozję  bomby  atomowej.  Anna  poczuła,  Ŝe  kręci  jej  się  w  głowie.  Otworzyła 
usta, ale nie wydobył się z nich Ŝaden dźwięk. 

Carlo wziął urywany oddech i mówił dalej: 
– Nasypałem ci narkotyku do drinka. Byłem szaleńczo zazdrosny o Franka... o 

wasze  zaręczyny.  Mnie  się  nie  układało  z  kobietami,  więc  kiedy  Franko 
przedstawił cię rodzinie jako swoją narzeczoną, postanowiłem, Ŝe muszę coś z tym 
zrobić.  Wypiłaś  tego  szampana,  a  gdy  usnęłaś,  ja...  rozebrałem  cię  i  zrobiłem  te 
zdjęcia.  Wstyd  mi  teraz  o  tym  mówić...  ale  nie  czułem  się  winny,  dopóki  nie 
poznałem Milany. Dopiero wtedy zrozumiałem, przez co przechodził mój brat, gdy 
cię stracił. A potem dowiedziałem się, Ŝe masz syna... 

Anna szeroko otworzyła oczy. Dopiero teraz to do niej dotarło. 
– Więc Sammy... Sammy jest... jest dzieckiem Franka? 
– Z pewnością nie moim. Anno, musisz mi uwierzyć. Byłem głupi i zły, ale nie 

aŜ tak. 

Nie  miała  pojęcia,  co  powiedzieć.  Przez  cztery  lata  torturowała  się  myślami  o 

tym, co zrobiła... pozwoliła, by poczucie winy zniszczyło jej Ŝycie... a takŜe Ŝycie 
Franka. 

Poderwała się na nogi. 
– Franko musi się o tym dowiedzieć. Natychmiast! 
– Nie! – wykrzyknął Carlo. 
Zatrzymała się pośrodku pokoju jak wryta i spojrzała na niego z konsternacją. 
– Jak to nie? 
–  Proszę...  –  powiedział  Carlo  błagalnym  tonem.  –  Franko  nie  musi  o  tym 

wiedzieć.  To,  co  zrobiłem,  było  niewybaczalne,  ale  kto  wie,  jakie  jeszcze  szkody 
mogłyby powstać, gdyby dowiedział się o tym teraz? 

– JuŜ wyrządziłeś niewybaczalne szkody! – wykrzyknęła Anna z oburzeniem. – 

background image

Czy potrafisz sobie wyobrazić, przez co przeszłam? Byłam pewna, Ŝe Sammy jest 
twoim synem! Przez lata biczowałam się za coś, czego w ogóle nie zrobiłam! Jak 
mogłeś  tak  postąpić,  Carlo?  Zniszczyłeś  nie  tylko  moje  Ŝycie,  ale  takŜe  Ŝycie 
Franka! 

Carlo nerwowo przełknął ślinę. 
–  PrzecieŜ  Franko  i  tak  wierzy,  Ŝe  Sammy  jest  jego  synem,  więc  na  czym 

polega problem? 

Anna znów opadła na łóŜko, szukając odpowiednich słów. 
–  Anno,  przecieŜ  on  się  w  końcu  z  tobą  oŜeni!  Dostaliście  swoją  szansę  na 

szczęście.  Proszę,  nie  odbieraj  mi  mojej.  Nie  kaŜ  mi  ujawniać  tego,  co  ci 
powiedziałem. Proszę cię. 

Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. 
– Carlo, nie zdajesz sobie sprawy z tego, o co prosisz. 
– Chyba jednak tak. Kocham Milanę z całego serca i wiem, Ŝe Franko tak samo 

kocha ciebie. To taka nasza rodzinna legenda... 

– Franko mnie nie kocha – wykrztusiła. 
–  Kocha  cię.  Inaczej  nie  zawracałby  sobie  głowy  szukaniem  ciebie.  Nigdy nie 

przestał cię kochać. 

–  On  myśli,  Ŝe  Sammy  jest  twoim  synem  –  powiedziała  Anna  łamiącym  się 

głosem. 

Jak miała przekonać Franka, Ŝe Sammy jest jego synem, skoro Carlo nalegał na 

zachowanie tajemnicy? 

–  Powinien  się  o  tym  dowiedzieć  –  nalegała.  –  Teraz  myśli  o  mnie  okropne 

rzeczy... 

–  Anno,  proszę  cię.  Milana  ma  rodzić  juŜ  za  kilka  tygodni.  Błagam,  nie 

wyjawiaj mojej podlej przeszłości. To by ją zniszczyło... 

– A co ze mną? – Łzy napłynęły jej do oczu. – Mam zostać z tym wstydem juŜ 

na zawsze? 

– Nie zrobiłaś nic złego. 
– Ale Franko jest przekonany, Ŝe zrobiłam. 
–  Anno...  wiem,  Ŝe  mi  nie  wybaczysz,  ale  moŜe  kiedyś  spojrzysz  na to jak na 

młodzieńczy wygłup, który przyniósł nieoczekiwane konsekwencje. 

– To ja poniosłam te konsekwencje, nie ty. 
–  Myślisz,  Ŝe  o  tym  nie  wiem?  Wiem,  ale  nie  mogę  zmienić  przeszłości. 

Pogodziliście się z Frankiem i teraz moŜecie budować wasze Ŝycie od nowa. 

– Franko chce się ze mną rozwieść zaraz po powrocie do Australii. 

background image

Carlo zastygł ze zdumienia. 
– Kie zrobi tego. Za bardzo cię kocha. 
– Jak moŜesz być tak ślepy?! – wykrzyknęła Anna. – Nie zauwaŜyłeś, jak on na 

mnie patrzy?. 

– Proszę, Anno, daj mi chociaŜ tych kilka tygodni – jęknął Carlo. – Gdy Milana 

juŜ urodzi, wszystko moŜe się zmienić. 

Anna otarła Izy wierzchem dłoni– Carlo, jak moŜesz mnie o to prosić? Po tym, 

co zrobiłeś... jak moŜesz tak po prostu przyjść tutaj i udawać, Ŝe nic takiego się nie 
stało? 

– Bo właśnie o to chodzi, Ŝe nic się wtedy nie stało. 
– Teraz mi to mówisz! O cztery lata za późno! 
–  Wiem,  co  Zrobiłem,  i  bardzo  mi  z  tego  powodu  przykro.  Ale  jeśli  powiesz 

Frankowi prawdę... to rozbije naszą rodzinę. Moja matka będzie załamana. Nigdy 
się nie pogodzi z tym, co zrobiłem. 

– Trzeba było o tym pomyśleć, zanim dosypałeś mi tego świństwa do szampana 

– odparowała goryczą. – Co to właściwie było? Nic nie pamiętam z tamtej nocy, 
więc  musiał  to  być  jakiś  silny  środek.  Bardzo  ryzykowałeś.  A  gdybym  umarła  z 
powodu reakcji alergicznej? To się czasami zdarza. 

–  To  był  środek,  który  powoduje  chwilowa  utratę  pamięci.  Dostałaś  nieduŜą 

dawkę. 

– Dziękuję ci, Ŝe tak się o mnie zatroszczyłeś – odrzekła z sarkazmem. – Ale w 

razie  gdyby  nie  przyszło  ci  to  do  głowy...  byłam  juŜ  wtedy  w  ciąŜy.  Nie 
wiedziałam o tym, ale byłam. Naraziłeś nie tylko nie tylko mnie, ale równieŜ moje 
dziecko. 

Twarz Carla poszarzała. 
– Tak mi przykro, Anno. 
–  „Przykro"  to  zupełnie  bezuŜyteczne  słowo  w  tej  sytuacji.  Łatwo  się  je 

wymawia, ale niczego nie zmienia. 

–  Nic  wiem,  co  jeszcze  mógłbym  zrobić  –  rzekł  Carlo  bezradnie.  –  Nie  mogę 

zaryzykować i powiedzieć teraz Frankowi. Stawka jest zbyt duŜa. 

–  Jesteś  bardzo  podobny  do  swojego  brata.  Widzisz  wszystko  tylko  z  jednej 

strony... 

– Rozumiem, Ŝe to dla ciebie trudne... 
Anna zerwała się na równe nogi i rzuciła w jego stronę jak tygrysica. 
–  Trudne?!  Wiesz,  kim  jesteś,  Carlo?  Zwykłym  tchórzem!  Dlaczego  nie 

powiesz  tego  wszystkiego  Frankowi?  Bądź  męŜczyzną!  On  ma  prawo  o  tym 

background image

wiedzieć! Powinien się dowiedzieć! 

Usłyszała  odgłos  otwieranych  drzwi  za  swoimi  plecami  i  obróciła  się 

gwałtownie. W progu stał Franko z twarzą ściągniętą napięciem. 

– O czym mam prawo wiedzieć, Anno? – zapytał lodowatym tonem. 
Patrzyła  na  niego  nieruchomo,  niezdolna  wypowiedzieć  słowa,  zastanawiając 

się, ile zdąŜył usłyszeć. 

Franko przeniósł wzrok na brata, który nagle skurczył się do polowy zwykłych 

rozmiarów. 

– Carlo? MoŜe ty mi wyjaśnisz, co robisz w sypialni mojej Ŝony? 
– Ja... właśnie wychodziłem – wymamrotał Carlo, przysuwając się bliŜej drzwi. 
– Carlo! – wychrypiała Anna. – Nie wychodź! 
Franko przeszył ją spojrzeniem na wskroś. 
– Jakie to wzruszające, cara. Wzrusza mnie twoje oddanie kochankowi po tylu 

lalach. Ale czy nie zapomniałaś przypadkiem, Ŝe on jest teraz Ŝonaty? 

–  Anno,  przepraszam  cię  –  wykrztusił  Carlo  spod  drzwi  i  zanim  zdąŜyła  go 

powstrzymać, zamknął je za sobą. 

W  pokoju  zapanowało  cięŜkie  milczenie.  Anna  przesunęła  językiem  po 

wyschniętych  wargach.  Miała  wielką  ochotę  wyznać  Frankowi  prawdę,  ale 
wiedziała, Ŝe on nie uwierzy, dopóki nie usłyszy wszystkiego z ust własnego brata. 

– Co Carlo tutaj robił? – zapytał Franko stalowym głosem. 
– Przyszedł, Ŝeby... coś mi powiedzieć. 
– Co? 
– Chciał mnie przeprosić za to, Ŝe... Ŝe zrobił tamte zdjęcia. 
– O czym jeszcze rozmawialiście? 
– O niczym – odrzekła, opuszczając wzrok. 
– Słyszałem, jak mówiłaś, Ŝe mam prawo coś wiedzieć. MoŜe mnie oświecisz, o 

co dokładnie chodziło? 

Zacisnęła usta, próbując zebrać myśli. 
– Carlo powiedział... Ŝe Sammy na pewno jest twoim synem. 
Franko gwałtownie wciągnął oddech. 
– Jak to moŜliwe? 
Anna przygryzła wargi. 
– Carlo jest absolutnie pewien, Ŝe Sammy nie moŜe być jego dzieckiem. 
– PrzecieŜ mógłbym być jego ojcem tylko w razie, gdyby... 
–  Prezerwatywy  nie  są  zupełnie  bezpiecznym  środkiem  antykoncepcyjnym.  Ja 

jestem pewna, Ŝe Sammy jest twój, nawet jeśli ty nie chcesz tego przyznać. 

background image

–  Nawet  test  genetyczny  nie  moŜe  zmienić  faktu,  Ŝe  spałaś  z  moim  bratem.  – 

Spałam w jego łóŜku, ale nie z nim. 

– Wyjaśnijmy to sobie wreszcie. Kochałaś się z moim bratem. 
– Nic o tym nie wiem. 
– Ach tak, znowu te zaburzenia pamięci. Jaki to wygodny sposób na uniknięcie 

odpowiedzialności za to, co zrobiłaś. 

Anna bezradnie zacisnęła dłonie w pięści. 
– Dlaczego nie zapytasz swojego brata, co się zdarzyło tamtej nocy? Poproś go, 

Ŝ

eby  opowiedział  ci  to  dokładnie,  zaczynając  od  chwili,  gdy  podał  mi  pierwszy 

kieliszek szampana. 

– JuŜ słyszałem relację Carla z tamtej nocy. 
– Zapytaj go jeszcze raz. 
– Nie muszę. Wina jest wypisana wielkimi literami na twojej twarzy od chwili, 

gdy wtargnąłem na wasze potajemne spotkanie. 

– To Carlo tutaj przyszedł! – wykrzyknęła Anna. – Ja go nie zapraszałam! Nie 

chcę  mieć  z  nim  nic  wspólnego.  To  podły  tchórz,  który  myśli,  Ŝe  moŜe  wszystko 
wymazać głupimi przeprosinami! A ja mam dalej cierpieć konsekwencje jego... 

Franko zmarszczył brwi. 
– Konsekwencje czego? 
– Niczego – burknęła, odwracając się tyłem do niego. – Nic chcę o tym więcej 

rozmawiać. 

Franko podszedł bliŜej i połoŜył rękę na jej ramieniu. 
–  Anno,  widzę,  Ŝe  coś  przede  mną  ukrywasz.  Powiedz  mi  wreszcie,  co  się  tu 

dzieje. 

Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu prosto w twarz. 
–  Nic  się  nie  dzieje,  Franko.  Właśnie  o  to  chodzi.  Nic  się  nie  dzieje  i  nic  się 

nigdy nie działo. 

Wyrwała mu się i wybiegła z sypialni. Po chwili jej szybkie kroki rozległy się 

na schodach. 

Franko  przez  chwilę  stał  nieruchomo  ze  zmarszczonymi  brwiami,  a  potem 

sięgnął po telefon i wystukał numer komórki brata. 

 

background image

Rozdział 10 

 
W dwie godziny później Carlo stanął w drzwiach gabinetu brata. Na jego widok 

Franko podniósł się zza biurka. 

– Spóźniłeś się – powiedział krótko. 
– Wiem – odrzekł Carlo, unikając jego wzroku. 
– Carlo, o co tu chodzi? 
Młodszy  z braci usiadł na krześle i  przygarbił  ramiona, jakby dźwigał  na  nich 

wielki cięŜar. 

– Zadałem ci pytanie – rzekł Franko sucho. 
Carlo podniósł głowę i zatrzymał udręczony wzrok na twarzy brata. 
– Nie spałem z Anną. 
Po tym wyznaniu zapadła martwa cisza. 
–  Nasypałem  jej  narkotyku do drinka...  –  podjął  wreszcie Carlo.  –  Chciałem... 

nie chciałem, Ŝebyś oŜenił się pierwszy... wcześniej niŜ ja. Przez całe Ŝycie byłem 
drugi  w  kolejce  do  wszystkiego.  Ty  byłeś  starszy  i  miałeś  przywileje.  Ojciec 
przekazał  ci  zarządzanie  firmą...  odpowiedzialność  za  przyjmowanie  i  zwalnianie 
pracowników,  a  ja  co  dostałem?  Drugie  w  hierarchii  stanowisko,  które  oznaczało 
tylko  tyle,  Ŝe  jestem  twoim  bezpośrednim  podwładnym.  Miałem  juŜ  tego  dosyć, 
chciałem  coś  zrobić, Ŝeby  to  wreszcie  zmienić...  Pomyślałem,  Ŝe najlepiej będzie, 
jeśli pozbędę się Anny. Wtedy ja mógłbym pierwszy mieć syna.... dziedzica firmy. 

Franko mocno zacisnął palce na długopisie, który trzymał w ręku. 
– Spała, gdy... gdy robiłem jej te zdjęcia. Wymyśliłem całą historyjkę o tym, Ŝe 

się  z  nią  przespałem.  To  było  nawet  zabawne.  Nie  zdawałem  sobie  sprawy  z 
konsekwencji, dopóki się nie dowiedziałem, Ŝe Anna ma syna... twojego syna. 

Franko zaklął pod nosem. 
Carlo przelotnie zerknął na jego twarz i szybko odwrócił głowę. 
–  Dziwiłem  się,  Ŝe  wątpiłeś  w  swoje  ojcostwo.  Sammy  jest  przecieŜ  bardzo 

podobny do ciebie. 

Franko przymknął oczy. 
–  Przepraszam  cię,  Franko...  Zrobiłem  coś  bardzo  złego...  nie  mogę  juŜ  tego 

zmienić, ale... 

Franko gwałtownie wstał. 
– Czy ty w ogóle masz pojęcie, co zrobiłeś? 
Carlo pobladł jak płótno. 

background image

– Chyba tak. 
–  Nic  masz  pojęcia!  –  pieklił  się  Franko.  –  Zniszczyłeś  nasze  Ŝycie  i  nasze 

szczęście! 

– Ona nadal cię kocha. Jestem tego pewien. 
Franko opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. 
– Teraz juŜ moŜe mnie tylko nienawidzić. Po tym, jak ją traktowałem. 
– PrzecieŜ oŜeniłeś się z nią. 
– Wbrew jej woli. Ona nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Zmusiłem ją do 

ś

lubu. 

– Wybaczy ci. 
– Naprawdę jesteś aŜ takim idiotą? Jak moŜe mi wybaczyć? Albo tobie? 
– Przeprosiłem ją. 
Franko z frustracją wzniósł oczy do góry. 
– I naprawdę myślisz, Ŝe takie przeprosiny są w stanie wymazać to, co się stało? 
–  Nie,  ale  teraz  nic  innego  nie  mogę  zrobić.  Gdybym  powiedział  prawdę 

wszystkim, zraniłbym Milanę i mamę. 

– Myślisz tylko o sobie! Czy w ogóle zastanowiłeś się nad tym, jak to wszystko 

odbiło się na Annie? Kochałem ją z całego serca, a ty zniszczyłeś wszystko swoimi 
kłamstwami! Jak mam jej to teraz wynagrodzić? 

– Nadał ją kochasz? 
– Oczywiście, Ŝe nadał ją kocham! Co to za pytanie? Nigdy nie przestałem jej 

kochać! 

– A powiedziałeś jej to? 
Franko znieruchomiał. 
– Nie... nie, nie powiedziałem. 
– Powinieneś jej powiedzieć, co do niej czujesz. 
– Teraz juŜ jest za późno. 
–  Jak  moŜe  być  za  późno?  –  zdziwił  się  Carlo. –  Masz  przecieŜ  syna,  a  Anna 

jest twoją Ŝoną. To jest więź na całe Ŝycie. 

– Obiecałem jej, Ŝe weźmiemy rozwód zaraz po powrocie do Melbourne. 
–  To  powiedz  jej  teraz,  Ŝe  zmieniłeś  zdanie  i  Ŝe  chcesz,  byście  pozostali 

małŜeństwem. 

– Ona się na to nie Zgodzi. 
–  Jeśli  nie  jesteś  gotów  o  nią  walczyć,  to  znaczy,  Ŝe  na  nią  nie  zasługujesz. 

Gdybyś ją naprawdę kochał, to od samego początku dostrzegłbyś, Ŝe mówi prawdę. 
Ale ty wolałeś uwierzyć mnie. W ogóle nie chciałeś słuchać tego, co ona miała do 

background image

powiedzenia. 

– Te zdjęcia... 
–  Widziałeś  to,  co  chciałeś  zobaczyć.  Gdybyś  się  przyjrzał  uwaŜniej,  to 

dostrzegłbyś, Ŝe ona jest tam zupełnie nieprzytomna. 

– Powinienem ci wybić wszystkie zęby – oznajmił Franko z furią. – Za to, co 

zrobiłeś nam obydwojgu. 

– ZasłuŜyłem na to – zgodził się jego brat. – Ale lepiej zajmij się naprawieniem 

związku  z  Anną.  Jest  matką  twojego  syna  i  teraz  tytko  od  was  zaleŜy,  jaką 
przyszłość sobie zbudujecie. 

– Zejdź mi z oczu – syknął Franko przez zaciśnięte zęby. 
– Przepraszam cię – powtórzył Carlo po raz kolejny. – Chciałbym móc cofnąć 

czas. Gdybym wiedział, Ŝe Anna była juŜ w ciąŜy, tobym tego nie zrobił. 

Twarz Franka spopielała. 
–  Nie  miałem  pojęcia,  Ŝe  ona  była  w  ciąŜy...  A  potem  naturalnie  uznałem,  Ŝe 

Sammy jest twoim synem. 

– Wszyscy i tak sądzili, Ŝe to ty jesteś jego ojcem. Dlatego nie ma powodu dalej 

upubliczniać tej historii. Pomyśl tylko, jak mama by to przeŜyła. 

Franko spojrzał na niego zimno. 
–  Ja  przez  cztery  lata  nie  miałem  kontaktu  z  własnym  synem  i  jego  matką, 

podczas gdy ty pławiłeś się w chwale grzesznika nawróconego na świętość. 

–  Nie  jestem  dumny  z  tego,  co  zrobiłem.  Chciałbym  móc  jakoś  wam  to 

wynagrodzić. 

–  MoŜesz,  Carlo.  MoŜesz  to  zrobić,  przyznając  się  do  wszystkiego  mamie  i 

Milanie. Tylko pod tym warunkiem będę chciał z tobą dalej rozmawiać. – Franko 
otworzył  szufladę  biurka  i  wyjął  z  niej  jakiś  dokument.  –  Twoja  przyszłość  w 
firmie równieŜ od tego zaleŜy. 

Carlo szeroko otworzył usta ze zdziwienia. 
– Wyrzucasz mnie? 
–  Nie  zmuszaj  mnie  do  tego,  bo  wiesz,  Ŝe  jestem  w  stanie  to  zrobić  –  rzekł 

Franko  ponuro.  –  Od  czasu  twojej  ostatniej  poraŜki  w  Neapolu  to  ja  zarządzam 
większością akcji. 

– Ale Milana... – zająknął się Carlo. 
–  Za  Milanę  ty  jesteś  odpowiedzialny.  A  ja  muszę  zadbać  o  Annę  i  o  mojego 

syna. Szkoda tylko, Ŝe zrozumiałem to o cztery lata za późno. 

Carlo zsunął się z krzesła i w milczeniu podszedł do drzwi. 
– Daję ci czas do wieczora! – zawołał za nim Franko. – A potem wezmę sprawy 

background image

w swoje ręce! 

 
Drzwi sypialni Anny otworzyły się i znów stanął w nich Franko. Wyraz twarzy 

miał zupełnie nieprzenikniony. Anna wstrzymała oddech. 

– Anno – powiedział, podchodząc do niej. 
– T-tak? – zapytała, wykręcając nerwowo dłonie. 
Jego oczy zatrzymały się na jej twarzy. 
– Zastanawiam się, jak mam ci to powiedzieć... Boję się, Ŝe znów wybiegniesz 

pokoju  i  znikniesz  z  mojego  Ŝycia  tak  jak  cztery  lata  temu  –  rzekł  zmienionym 
głosem. 

–  Ja nie  zniknęłam  z  twojego  Ŝycia – przypomniała  mu. – To ty  mnie  z niego 

wyrzuciłeś. 

Franko skrzywił się boleśnie. 
–  Masz  rację,  oczywiście.  Nawet  nie  przyszło  mi  wtedy  do  głowy,  Ŝe  moŜe 

istnieć jakieś inne wyjaśnienie tej sytuacji... Wolałem uwierzyć bratu, W rezultacie 
naraziłem cię na okropne cierpienie... Bardzo mi wstyd za Carla. Trudno mi nawet 
o tym mówić. Nie miałem pojęcia, Ŝe on wyhodował sobie takie kompleksy wobec 
mnie. 

– Powiedział ci? – zapytała Anna bez tchu. 
Twarz Franka pociemniała z gniewu. 
–  Praktycznie  rzecz  biorąc,  musiałem  to  z  niego  wydrzeć  siłą...  ale  tak, 

powiedział mi. Miałem ochotę zabić go na miejscu. 

– Przeprosił – rzekła Anna cicho. 
Franko prychnął ironicznie. 
–  Owszem,  przeprosił  i  spodziewał  się,  Ŝe  dalej  wszystko  będzie  po  staremu, 

jak gdyby zupełnie nic się nie zdarzyło... Ale nic juŜ nie moŜe być takie samo. 

Anna  przygryzła  wargi.  Rozumiała  gniew  Franka,  ale  świadomość,  Ŝe  on 

wreszcie poznał prawdę, przyniosła jej wielką ulgę. 

–  Carlo  okradł  mnie  z  pierwszych  lat  Ŝycia  mojego  syna.  Okradł  mnie  ze 

szczęścia.  Przez  te  wszystkie  lata  karmiłem  się  złością  i  nienawiścią  do  ciebie... 
podczas gdy ty byłaś tylko niewinną ofiarą. 

– Franko, ja... 
–  Zmusiłem  cię  do  romansu,  a  potem  do  małŜeństwa,  zaszłaś  w  ciąŜę  i 

poroniłaś z mojej winy... Traktowałem cię w niewybaczalny sposób. 

Głos załamał mu się, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. 
– Kocham cię – powiedziała Anna. 

background image

Franko otarł twarz i mówił dalej, jakby nie usłyszał jej słów: 
–  Zaraz  po  powrocie  do  Australii  złoŜymy  papiery  rozwodowe.  Ustanowię 

fundusz  na  rzecz  ciebie  i  Sammy'ego;  juŜ  nigdy  nie  będzie  wam  niczego 
brakowało. Przynajmniej tyle mogę dla was zrobić. 

– Powiedziałam przecieŜ, Ŝe cię kocham. 
–  A  co  do  mnie  –  ramiona  Franka  opadły  bezwładnie  –  będę  musiał  jakoś 

przywyknąć do perspektywy przyszłości bez... – Naraz zmarszczył brwi i spojrzał 
na nią uwaŜnie. – Co powiedziałaś? 

Anna uśmiechnęła się. 
–  Powtórzyłam  to  juŜ,  dwukrotnie.  Czy  naprawdę  chcesz  to  usłyszeć  po  raz 

trzeci? 

W jego oczach pojawił się dziwny błysk. Pochwycił ją za ramiona i przyciągnął 

bliŜej. – Naprawdę powiedziałaś, Ŝe mnie kochasz? Na twarz Anny powoli wypełzł 
uśmiech. 

– Nic więcej nie powiem, dopóki ty się nie przyznasz, co do mnie czujesz. 
Na twarzy Franka szalały emocje. 
– Kochałem cię od pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem na ulicy w Rzymie – 

powiedział  głosem  ochrypłym  ze  wzruszenia.  –  Sądziłem,  Ŝe  ta  miłość  została 
zniszczona,  ale  ona  z  biegiem  czasu  stawała  się  tylko  coraz  mocniejsza.  Gdy  się 
dowiedziałem, Ŝe masz dziecko, z całego serca pragnąłem, by było moje. A kiedy 
zobaczyłem Sammy’ego po raz pierwszy, ze wzruszenia zaparło mi dech... był tak 
podobny do mnie. Na ciebie nie mogłem patrzeć spokojnie... chciałem cię mieć za 
wszelką cenę. 

– Twoje warunki były dosyć bezlitosne – uśmiechnęła się Anna. 
– Zapłaciłbym za operację Sammy'ego bez względu na twoją decyzję. Chciałem 

tylko, Ŝeby trudniej było ci odmówić. 

– Zawsze trudno mi było odmawiać, gdy chodziło o ciebie. 
– W takim razie jeszcze raz zapytam, co do mnie czujesz. 
– Kocham cię. 
Franko mocno przycisnął ją do siebie. 
– Nie zasługuję na twoją miłość. Robiłem, co tylko mogłem, Ŝeby ją zniszczyć. 
– W takim razie teraz będziesz musiał się bardziej postarać, Ŝeby ją odbudować 

– zaśmiała się lekko.