24 Pickart Joan Elliott Namiętności 24 Pocałuj mnie jeszcze raz

background image

JOAN ELLIOTT PICKART


POCAŁUJ MNIE JESZCZE RAZ























Przełożył Jerzy Donus








background image

Rozdział 1


Zmęczenie. Niesamowite zmęczenie. Samuel Carter uznał, że nigdy

jeszcze nie był tak kompletnie, tak na wskroś wyczerpany. Spać.
Potrzebował snu, kilku godzin spokojnego, błogiego snu. Nie wiedział
nawet, jaki to dzień tygodnia. Stracił rachubę czasu podczas lotu gdzieś
nad Pacyfikiem, pamiętał jedynie drącego się ciągle brzdąca —
winowajcę jego niewyspania.

Rozluźnił krawat i przeciągnął dłonią po tyle głowy aż do obolałego

karku. Popatrzył na deskę rozdzielczą swego wykładanego pluszem
samochodu. Zegarek wskazywał dziesiątą wieczór. Zanotował w
pamięci, że musi go przestawić, kiedy nabierze sił.

Żeby tylko trafić do starego domu, w którym był jedynie dwa razy.

Pierwszy raz, gdy pojechał obejrzeć spadek po dziadku. Natychmiast
uległ czarowi tego miejsca. Drugi, kiedy przyjechał samochodem pełnym
ubrań i przedmiotów osobistych, tuż przed podróżą do Japonii. A teraz
wracał bez sił, z piekącymi podkrążonymi oczami i zastanawiał się,
gdzie, do diabła, zniknął ten przeklęty dom.

Okolica, przez którą jechał, pachniała zamożnością. Wille były

okazałe, trawniki dokładnie przystrzyżone. Jego dom, z powodu
zaniedbania, musiał bardzo odstawać od tego krajobrazu. Pamiętał
dobrze: farba łuszczyła się, trawnik był zarośnięty niczym dżungla. Jeśli
tylko znajdzie się na właściwej ulicy, nie będzie miał najmniejszych
trudności z rozpoznaniem domu.

Nikt w rodzinie nie miał pojęcia, że dziadek cokolwiek posiadał.

Samuel podejrzewał, że starzec musiał zdobyć dom w wyniku którejś ze
swoich niecodziennych transakcji, po czym autentycznie o nim
zapomniał. A teraz stał się on własnością Samuela. To zaniedbane
miejsce spodobało mu się od pierwszej chwili.

Teraz miał zamiar doprowadzić je do porządku, naprawić stosunki z

sąsiadami —jeśli od razu nie odsuną się od niego, zniecierpliwieni
stałym zaniedbywaniem parceli, przynoszącej im wszystkim ujmę.

„Trafiony — pomyślał Samuel, dostrzegając nagle wielki dom.—

Boże, to doprawdy zakała okolicy!" Postanowił, że jak tylko się wyśpi,
wynajmie kogoś, kto obejrzy całość i zaproponuje poprawki.

Ziewnął, skręcił na podjazd i w kilka minut później przestąpił próg

domu. Przebywszy hol, poczłapał po schodach, czując się bardziej jak
osiemdziesięcio - niż trzydziestolatek. Boże drogi, był naprawdę
skonany.

1

RS

background image

Dom stał się jego własnością wraz z resztką różnorodnych mebli.

Było wśród nich zdumiewające, ręcznej roboty i królewskich rozmiarów

łoże. Zdobiło główny pokój, do którego właśnie skierował kroki. Łóżko
pościelił jeszcze przed podróżą i teraz mógł od razu się położyć.

Ubranie zrzucił na szary dywan i w samych slipach zwalił się na

posłanie. W kilka sekund później głęboko spał.

Śnił mu się deszcz. Deszcz nie był jednak mokry, lecz suchy i unosił

się nad nim jak kwiatowy pył. Było to nawet przyjemne, ale deszcz
zaczynał łaskotać go po nosie.

Musiał kichnąć, koniecznie kichnąć — to było silniejsze od snu i stało

się bardzo nagle.

Kichnięcie było tak mocne, że obudzony usiadł na łóżku. W następnej

chwili spostrzegł, że cały pokryty jest białym pyłem. Nagle sufit nad

łóżkiem zaczaj, ku jego przerażeniu, pękać, sypać się, a potem uginać.

— Niemożliwe — wydobył z siebie, katapultując się z pościeli w

ostatniej chwili.

Spory kawał sufitu wylądował z pacnięciem tam, gdzie przedtem miał

głowę. Z powstałej dziury zwisały dwa długie kasztanowe warkocze,
następnie pokazała się — odwrócona do góry nogami — połowa młodej
kobiety w niebieskiej koszulce. Samuel zdrętwiał.

— Och — odezwała się czarująco kobieta. — Nie zgadłbyś. Masz tu

kawałki próchna. — Zamilkła na chwilę. — Halo? Jesteś tam?
Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. Nie, właściwie to sam wyglądasz jak
duch. Cały jesteś w pyle. Mimo to można powiedzieć, że masz wspaniałe
ciało. Po prostu wspaniałe. A tak w ogóle, to jestem Austin Tyler z Tyler
Construction. Jesteśmy wynajęci przez twoją siostrę, by wszystko
posprawdzać. Ty musisz być Samem Carterem, tak? Jeśli nie, to nie
wydaje mi się, żebyś miał prawo się tu znajdować.

— Samuel — przemówił zmieszanym głosem.
„To nie dzieje się naprawdę—zapewniał siebie. — To jest jakiś

dziwny sen, z którego lada chwila się obudzę." Tak naprawdę to on,
Samuel Carter, nie stoi prawie nagi w sypialni, cały pokryty białą patyną,
i nie rozmawia z odwróconą do góry nogami połówką kobiety, wystającą
przez dziurę w suficie.

Nie to, żeby mu się nie podobała. To, co widział, było zupełnie w

porządku. Miała duże brązowe oczy, zadarty nos, delikatne rysy twarzy i
przecudowny uśmiech. Mógł zauważyć nieduże piersi naciskające na
koszulkę i warkocze. Te warkocze. Jeśli nie jest to senna mara, to

2

RS

background image

rozpuści te warkocze i zanurzy swe palce w gęstych włosach patrząc, jak
przepływają podobne do jedwabiu.

— Ejże? Halo? — zawołała Austin. — Jesteś tu? Samuel podskoczył.
— Co?
— Widzisz, krew mi napływa do głowy. Może mógłbyś zabrać ten

kawałek gipsu z twojego łóżka?

— No jasne — powiedział Samuel, spełniając prośbę.
— Uwaga, tam na dole! — zawołała Austin. Samuel przywarł do

ściany, gdy tymczasem z dziury wysunęło się całe ciało, które następnie
opadło na łóżko. Ciało usiadło, skrzyżowało nogi po indiańsku i
uśmiechnęło się do Sama.

— Hmm. Pomyśleć, że spadłam — powiedziała. „Oj, miłosierny Boże

— pomyślała. — Sam Carter jest niewątpliwie przystojny. Nawet
pokryty pyłem jest wart grzechu." „Błękitne oczy koloru czystego nieba,
włosy, co prawda, w tej chwili białe, zgadywała, muszą być czarne,
sądząc po wnętrzu ud i po gęstwinie przebijającej przez pył na jego
szerokiej piersi. Jak na mężczyznę w samych slipach prezentował się
doprawdy wspaniale.

— Nie powiem, wyglądasz imponująco — powiedziała, pożerając go

wzrokiem.

Stał tu faktycznie, nie we śnie, lecz na jawie, co uświadamiał sobie z

rosnącym przerażeniem. On, Samuel Carter, z Biura Adwokackiego
Carter, Carter and Carter, jednej z najbardziej prestiżowych firm
prawniczych w Chicago. Stał w swojej sypialni, prawie nago, pokryty
pyłem i gipsem i wpatrywał się w Austin—kobietę budowlańca, która
weszła przez sufit. Oczywiście, była bardzo ładna i niezbyt duża, jak
zorientował się po jej nogach.

Ach, nie — takie rzeczy jemu się nie zdarzają. Są nie do przyjęcia, nie

do zaakceptowania.... Czy Austin faktycznie powiedziała, że on
wspaniale wygląda? Wspaniale? Boże! To się nie uda. Musi przecież
dbać o swą reputację, o prestiż firmy.

— Zejdź z mojego łóżka — rozkazał, postanawiając, że od czegoś

trzeba zacząć.

— Och, przepraszam. Oczywiście — odpowiedziała Austin. —

Ześliznęła się z łóżka i uśmiechnęła do niego.

„Jest rzeczywiście bardzo wysoki — pomyślała. — A jakie ramiona,

jaka klatka piersiowa!"

— Przestań się tak na mnie gapić — przerwał jej rozmyślania Samuel.

3

RS

background image

Pospieszywszy do łóżka, wskoczył pod kołdrę i podciągnął ją na

ramiona. Oparty o podgłówek wlepił wzrok w Austin. „To, co ta kobieta
potrafi zdziałać swymi oczami, powinno być zabronione"—przebiegło
mu przez głowę. Czuł, jak robiło mu się gorąco gdzieś we wnętrzu,
budziła się jego męskość i... Do diabła!

— Zostaw mnie w spokoju.
— Płacisz nam za godziny — z zadowoleniem powiedziała Austin.
— Ja was nie wynajmowałem. Pierwszy raz słyszę o Tyler

Constructioa Do widzenia.

—Twoja siostra nas wynajęła. Już to mówiłam. Oznajmiła, że

potrzebujesz kogoś, kto by obejrzał to miejsce, ale musiałeś wyjechać do
Chin.

— Japoni i — poprawił.
— Wszystko jedno. Ona chciała ci pomóc i podczas twojej

nieobecności wynajęła nas do przejrzenia posiadłości. Faktycznie, masz
tu próchnicę w niektórych miejscach — zakończyła, wskazując na sufit.

— Przed domem nic nie stoi. Nie macie jakiegoś samochodu?
— Mamy, ale pojechał po szyby. Na parterze jest kilka rozbitych.

Twoja siostra poleciła, by je powstawiać. Ciebie miało nie być. Mogłeś
mnie nieźle przestraszyć.

— Ja? To ty mnie mogłaś przyprawić o zawał. Zaśmiała się.
— Faktycznie, jest to trochę zaskakujące, gdy ktoś spada z sufitu.

Przepraszam, ale to nie było zamierzone.

.Jakże przyjemny jest jej śmiech" — pomyślał Samuel. Dźwięczał

wokół, wypełniając sobą całą przestrzeń, podczas gdy jej oczy zaczynały
migotać. Mieniły się, naprawdę. Boże, zlituj się! Oczy nikomu nie mogą
migotać. O co tu chodzi? Musiało mu się przywidzieć. Koniecznie
powinien się wyspać.

— Proszę, zostaw mnie — zażądał tuż przed swym następnym

kichnięciem.

— Jesteś przeziębiony?
— Nie, nie jestem. Ale mam na sobie pełno gipsu, o czym może już

zapomniałaś. Poza tym przeżywam najgorszą serię nieszszęść, jaka
kiedykolwiek mi się przydarzyła. Chciałbym... żądam snu! Krótko
mówiąc, pani Tyler, proszę opuścić mój dom!

— Oou...
— Pani?... Nie mylę się? — załagodził.
— Nie jestem mężatką. A ty?
— Co? Ja? Och nie, też jestem wolny.

4

RS

background image

— To fajnie — powiedziała Austin, wpatrując się w niego. —

Posłuchaj, ponieważ ten pył przyprawia cię o kichanie, może chciałbyś
wziąć prysznic? Ja przez ten czas zmieniłabym ci pościel i mógłbyś się
wyspać.

— Nie — odparł, patrząc gdzieś przed siebie. — Nie mam tyle sił.

Prześpię się w tym rozgardiaszu.

— Jak chcesz. — Wzruszyła ramionami.
— Austin! — Rozległ się z dala basowy głos.
— O mój Boże—jęknął Samuel, chwytając za kołdrę. — Kto to?
— Moi bracia są z powrotem. — Przyłożyła dłonie do ust — Tu

jestem, na górze!

— Wspaniale — powiedział Samuel, kręcąc głową. — Zaprośmy tu w

ogóle wszystkich. Najlepiej zróbmy prywatkę.

Odgłos ciężkich kroków poprzedził wejście wielkiego mężczyzny.

„Facet musi być spokrewniony ze Schwarzeneggerem" — pomyślał
Samuel. Boże, jaki ogromny, z tą samą kasztanową gęstwiną włosów i
brązowymi oczyma, co Austin. Samuel uważał siebie za niezłego
kulturystę, ale z przybyłym wolałby się nie sprawdzać.

— A to co, do diabła? — ryknął wielkolud.
Samuel spojrzał pospiesznie na sufit—czy aby nie posypie się pod siłą

jego głosu.

— Po prostu trochę próchnicy — uśmiechając się odparła Austin. —

Sam, to mój brat, Houston. Houston, to Sam Carter.

Houston spojrzał na Samuela i roześmiał się.
— Wyglądasz jak pomocnik piekarza. — Postąpił do przodu i

potrząsnął mocno dłonią Samuela. — Masz tu przepiękny dom, który
można nieźle urządzić. Zdobyliśmy szyby do okien na dole i...

Rozległy się ponownie ciężkie kroki, po czym w sypialni pojawił się

nowy wielkolud. Samuel oniemiał.

Nowo przybyły był lustrzaną kopią poprzednika — to samo ciało, ta

sama twarz, włosy, wszystko identyczne. Samuel nabrał pewności, że to
ze zmęczenia zmysły zaczynały mu odmawiać posłuszeństwa.

— He, He — odezwała się lekko rozbawiona Austin. — Sam, oto mój

drugi brat, Dallas. Dallas, to jest...

— Chwilę! — przerwał Samuel, unosząc dłoń. — Wystarczy tego

dobrego. To jakiś kawał, prawda? Ktoś was nasłał, no nie? Moja
siostrunia z jakichś powodów myślała, że to będzie śmieszne, tak? Jakoś
nie jest. Ani ciut, ciut. Czy wyglądam na nienormalnego?

5

RS

background image

Trzy pary oczu popatrzyły na jego pokrytą białym pyłem twarz i

łóżko.

— Nie musicie mi odpowiadać — pospieszył Samuel. — Odpuśćmy

to sobie. Czy naprawdę wam się wydaje, że wezmę to wszystko
poważnie? I uwierzę, że jakaś matka nazwała swe dzieci Austin, Houston
i Dallas? Że istnieje dwóch identycznych wielkoludów, będących braćmi
kobiety nie większej niż skrzat? Ha! Kobiety, która tak a propos znajduje
jakąś zboczoną przyjemność we wchodzeniu do sypialni przez sufit?
Niestety, nie. Żart dobiegł końca. Proszę stąd wyjść!

Houston i Dallas popatrzyli na siebie i wzruszyli ramionami. Austin

natomiast miała coś do powiedzenia na przekór Samuelowi. Podeszła do

łóżka i podparłszy się pod biodra, wlepiła w niego wzrok.

— Niech pan słucha, panie Carter. Nie jesteśmy żadnym żartem, tylko

Tyler Construction, jedną z najlepszych firm w naszej branży w Chicago
i okolicach, z pańską zabitą dechami Westlane włącznie. Ma pan
szczęście, że nas tu ma, panie wybredny. Co do Houstona i Dallasa — są
bliźniakami, i dlatego są identyczni. Ja natomiast, gdybym była tak duża
jak oni, trzepnęłabym pana po pańskim zapylonym nosie. Jeśli idzie o
imiona — choć to nie pańska sprawa — matka nasza, namiętna
entuzjastka Johna Wayne'a, według niej wybitnego Teksańczyka,
wybrała je na jego cześć. Pan natomiast, drogi panie, ma złe maniery.

— Och — westchnął Samuel, nie spuszczając z niej wzroku.
Dobry Boże, ona była wspaniała! Mógł dostrzec szybkie falowanie jej

piersi, zakrytych jedynie koszulką , ciskające błyskawice oczy,
rozognioną twarz. Co za żar krył się w tym drobnym kociątku, co za
pasja! W tej chwili przejawiał się w gniewie, ale gdyby tak zmienił się w
pożądanie? Pożądanie wywołane przez niego? Nie był w stanie
wyobrazić sobie odpowiedzi na te pytania. To Austin Tyler była
fantastyczna! Znane mu kobiety pochodziły z wyższych sfer. Zawsze
dystyngowane, eleganckie. Ta stojąca przed nim laska dynamitu nie
przypominała żadnej spotkanej dotąd kobiety. Ma się rozumieć — nie
była w jego typie, ale w jakiś sposób fascynowała. No i była bardzo,
bardzo ładna.

— Och? — powtórzyła Austin. — To wszystko, co masz do

powiedzenia? Nikt chyba nie lubi być brany za żart, panie Carter.

— Samuel. — Zawahał się przez chwilę. — No dobra, przepraszam.

Naprawdę przepraszam. Jestem po prostu przemęczony. Chciałem
pospać, gdy — zatoczył dookoła ręką — proszę bardzo. — Znowu na

6

RS

background image

chwilę przerwał. — Czy wasz ojciec nie miał nic przeciw słabości, jaką
wasza mama żywiła do Johna Wayne'a?

Houston zaśmiał się, zmuszając Samuela znowu do szybkiego

spojrzenia na sufit — dudniący śmiech odbijał się między ścianami.

— Nasza matka — zadudnił Houston — nie jest większa od Austin,

natomiast ojciec — większy ode mnie i Dallasa. Jednakże on zupełnie
zbzikował na punkcie matki i niczego nie potrafi jej odmówić.

— Prawda jest taka, że to mama rządzi w domu — wtrącił Dallas z

uśmiechem. — Austin odziedziczyła to po mamie.

— I ma jej temperament — dorzucił Houston. Austin popatrzyła na

niego. — Posłuchaj Sam — podjął Houston — czemu nie pójdziesz pod
prysznic? W tym czasie zmienimy ci pościel i sobie pośpisz. My
dokończymy przegląd domu i zdamy ci pisemną relację. Będziemy się
zachowywać cichutko jak myszki.

— Dobry pomysł — poparła go Austin, sięgając po kołdrę.
— Nie ruszaj tego — zaoponował Samuel, przyciskając ją szczelniej

do siebie.

— Och, nie przesadzaj — odparła. — Widziałam już twoje wspaniałe

ciało.

— Że co? — Dallas zmarszczył brwi.
— Prawie spadlam na niego z sufitu — odpowiedziała Austin.
— Aha — zadowolił się Dallas, kiwnąwszy głową.
— W porządku, wezmę prysznic — zgodził się Samuel. Ciasno

przytrzymując kołdrę przy piersi, przesuwał się ku brzegowi łóżka. — W
tamtej szafce jest bielizna pościelowa. — Ześliznął się z łoża i owinął
kołdrę dookoła ciała. — Zróbcie coś z tą przeklętą dziurą. Niech to szlag.
Tylko bądźcie cicho.

Wszedł do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami, kołdra już z niego

spadła.

— Oho! — zawołał Houston. — Facet jest trochę spięty.
— Pewnie — odparł Dallas — ja też bym był, gdybym dopiero co

przyleciał z Chin.

— Z Japonii — poprawiła Austin. — Cicho teraz. Ja przygotuje łóżko,

a wy idźcie wstawić okna i zachowujcie się cicho. Czuję, że stracimy
zlecenie, jeśli obudzimy Sama jeszcze raz. No, idźcie.

Stojąc pod natryskiem, Samuel zamknął oczy, pozwalając gorącej

wodzie uderzać o ciało. Miała ona zdumiewająco kojący wpływ na
obolałe mięśnie i rozdygotane nerwy.

7

RS

background image

Gdyby sam tego nie przeżył, nie dałby temu wiary. Zazwyczaj nic mu

sienie przydarzało. Jednakże trio Tylerów zdecydowanie nie było
imaginacją. A dokładniej — nie była nią Austin Tyler. Miała
niesamowite oczy. Samo wspomnienie spojrzenia wędrującego po jego
ciele wywołało ponowną falę ciepła we wnętrzu. O tak, zdecydowanie
nie miałby nic przeciwko temu, by potrzymać tego małego diabełka w
ramionach, zakryć jej usta swoimi, czuć cały jej ogień skierowany na
siebie.

— Nie myśl o tym — powiedział głośno, wychodząc spod natrysku i

sięgając po ręcznik. Ci jej bracia... Sylvester Stallone wygląda przy nich
jak ułomek. Żadna kobieta, nie wiadomo jak ponętna, nie jest warta
połamanych żeber. Poza tym Austin nie była w jego typie. Kobieta
pracująca... na budowie? Z warkoczami? Warkoczami... które można
rozpuścić tak, by muskały jego nagie ciało, podczas gdy on...

— No to na tyle. Wystarczy — powiedział na głos, kiedy ciało

zaczęło reagować na jego myśli. .Prześpij się, Samuel, i zapomnij o tych
bezsensach".

Otworzył drzwi łazienki i wyjrzał, nie dostrzegając nikogo. Łóżko

było świeżo zasłane z zachęcająco odwiniętą kołdrą. Osłoniwszy biodra
ręcznikiem, pomaszerował ku łóżku.

— Wszystko w porządku? Samuel krzyknął z wrażenia.
— Austin, myślałem, że już cię tu nie ma.
— Stałam tutaj w cieniu, pewnie dlatego mnie nie zauważyłeś—

powiedziała, uśmiechając się do niego. „Dobry Boże" — rozmarzyła się.
Pokryty warstwą gipsu już wydał jej się wspaniały. Ale teraz — świeżo
umyty, pachnący mydłem — zachwycał każdym fragmentem ciała—
poza tym skrawkiem osłoniętym ręcznikiem. Nigdy, nigdy nie miała
jeszcze tak zgrabnego, tak pięknie zbudowanego mężczyzny.

— Znowu patrzysz na mnie w ten sposób. — Niezadowolony wśliznął

się do pościeli i przykrył pod samą brodę.

— W jaki sposób?
— Jakbyś się zastanawiała, czy zjeść mnie na deser— odpowiedział,

zamykając oczy.

„Sam Carter jest wielodaniowym obiadem" — pomyślała.
— Zapewne nieobce jest ci tego rodzaju spojrzenie kobiet To znaczy...

O Boże, chodzi mi o to, że musisz zdawać sobie sprawę ze swego
wyglądu. Houston i Dallas wiedzą, jak świetnie wyglądają. Mają na
pęczki podziwiających ich kobiet i też ich to przeraża. Założę się, że i ty

8

RS

background image

masz całą chmarę wielbicielek. Czy nie tak, Sam? — Przerwała na
moment — Sam?

Austin podeszła do łóżka i wlepiła wzrok w Cartera. Jego pierś

równomiernie podnosiła się i opadała. Spał. Przykryła go kocem,
opierając się nagłej chęci odgarnięcia mu z czoła pasemka mokrych
włosów. Jego rzęsy rzucały cień na policzki, należąc do powiek
przykrywających

najpiękniejsze

i

najbłękitniejsze

oczy,

jakie

kiedykolwiek widziała.

Po jej krzyżu przebiegł przyjemny dreszcz, powędrował wokół kibici i

wylądował w brzuchu gorącym tchnieniem. Powinna pójść do Houstona i
Dallasa, by im pomóc, ale nogi nie chciały jej usłuchać. Nadal tkwiła w
miejscu, patrząc na Sama, zafascynowana rysami jego twarzy,
zauroczona jego ustami.

„Przepiękne usta" — myślała wzdychając. Zmysłowe. Usta, które na

pewno wiedziały, jak całować, prześcigając jej najśmielsze wyobrażenia.
Jak mogły smakować? Samo patrzenie na Samuela Cartera powodowało,
iż czuła się dziwnie; było jej jednocześnie i zimno, i gorąco — świadoma
różnicy pomiędzy swą kobiecością i jego męskością. Wyciągnęła dłoń,
by musnąć palcem wargę Sama. „Boże — pomyślała, szarpnąwszy ją z
powrotem. — Co ja robię? A jeszcze lepiej — co on robi ze mną? Co
będzie dalej?" Westchnęła głęboko i odpłynęła wzrokiem jak jej mama
na wspomnienie Johna Wayne'a. To było bez sensu. Sam Carter to klient,
nikt więcej. Powinna zachowywać się z zawodowa poprawnością, i to od
zaraz. Tylko te usta, te oczy, to ciało...

— Do widzenia — szepnęła, okręciła się na pięcie i podeszła do

drzwi.

Zatrzymała się przy nich i spojrzała raz jeszcze na śpiącego

mężczyznę.

— Śpij dobrze, Sam — wyszeptała i opuściła pokój, cichutko

zamykając za sobą drzwi.

* * *
Austin odnalazła Houstona w kuchni. Wymieniał szybę nad zlewem.

Rozejrzała się dookoła, dostrzegając nowoczesny, podwójny stalowy
zlewozmywak.

— Co za wspaniała kuchnia — powiedziała.
— Tak — odparł Houston. — Musiała być gruntownie remontowana.

Hydraulika w całym domu jest dobra, elektryczność też niezgorsza.
Dom, mimo starości, ma zdrową strukturę, poza niewielkimi wyjątkami.

9

RS

background image

Wygląda na to, że ktoś starał się doprowadzić go do porządku, ale
skończyły mu się pieniądze. Twój Sam będzie miał niezłą chałupę.

—To nie żaden mój Sam—ucięła Austin, trzepnąwszy Houstona po

pośladku, gdy koło niej przechodził.

— Ale chciałabyś, żeby był — odciął, po czym zachichotał basowo i

dźwięcznie. — Co by nie mówić, to przystojniaczek.

— On jest przee-pięę-kny — włączył się Dallas.— Podoba ci się,

Austin? To go porwiemy i podarujemy ci na gwiazdkę.

— Och, przestańcie — zaprotestowała Austin. — Nie mam nastroju

na takie docinki.

— Ale już serio, Austin—odezwał się Houston—powinnaś poważnie

zastanowić się nad tym facetem. Jego siostra przypadła ci do gustu od
razu, on jest świetnym prawnikiem, nadziany i do tego przystojny. Pytam
się więc, czego więcej żądać? Pamiętaj, że nie stajesz się młodsza.

— Masz rację. Na dobre już przekroczyłam dwadzieścia cztery. A jak

wy się macie z waszymi dwudziestoma siedmioma?

— My to co innego — odparł Dallas. — To ty musisz pamiętać o

zegarze. Nawet teraz, gdy paplamy, czas leci. Sam Carter jest absolutnie
dobrym materiałem na męża i według mnie powinnaś się nad nim
poważnie zastanowić.

Gdyby wiedzieli, jak poważnie już się nad nim zastanawiała...

Rozbawiona tą myślą, parsknęła śmiechem. Owszem, przyjrzała się
dokładnie każdemu smakowitemu kawałkowi, który dane jej było
zobaczyć. Przee-pięę-kny, jak to Dallas określił. Boże, nie tylko go
oglądała. Prawie że go dotknęła, kiedy leżał tam, śpiąc spokojnie. Ale
chyba braciszkowie trochę się zagalopowali.

— Słuchajcie no, amorki, ostatni facet, który według was jest taki

świetny, poszedł siedzieć za machlojki podatkowe. Czy nie moglibyście
sami wyciągnąć wniosku z tak prostej lekcji? Coś wam to kiepsko idzie.

— Ten palant był rzeczywiście pomyłką z naszej strony —

odpowiedział Houston. — Tymczasem Sam jest strzałem w dziesiątkę.
Jego siostra opowiadała o nim, poza tym czytałem kiedyś artykuł o
Carter, Carter and Carter. On jest doskonały.

— Houston — rzeczowo zaczęła Austin — nie wybieraj mi męża tak,

jak wybierałbyś arbuza na straganie. A pomijając już wszystko, to nie
mam jeszcze ochoty wychodzić za mąż. Pracuję z wami ledwie od
sześciu miesięcy i strasznie mi się to podoba. Nareszcie znalazłam swoje
miejsce.

10

RS

background image

Dallas odkaszlnął i zaczął wpatrywać się w czubek swego buta, jakby

zobaczył nagle coś niesłychanie interesującego.

— Taa — przyznał Houston, kładąc kit wokół szyby. — Jesteś już

budowlańcem, zgoda. Zwykłym ludziom nie zdarza się spadać z sufitu,
uśmiercając niemalże swego chlebodawcę.

— To nie moja wina.
— Zawsze tak mówisz — mruknął Dallas.
— Co? — wysyczała Austin, kierując na niego rozgniewany wzrok.
— Nic, nic. — Podniósł dłonie w pokojowym geście.
— Robiłam wszystko, co mi kazaliście, czy nie tak?
— Masz rację — nie poddawał się Dallas. — Jesteś małą zwinną

panienką, która nigdy się nie skarży. Widzisz... po prostu nie każdy
nadaje się do tej pracy.

— Co chcesz przez to powiedzieć? — wyszeptała Austin, otwierając

szeroko oczy.

— On nic nie chce powiedzieć — wtrącił Houston, wbijając

jednocześnie wzrok w Dallasa. — Chcielibyśmy jedynie, byś była
szczęśliwa w życiu. Gdybyś znowu doszła do wniosku, że to nie dla
ciebie, nie będziemy robili ci wyrzutów. Poprzednich sześć posad
zostawiłaś ani się za nimi obejrzawszy.

— Ponieważ mnie zwalniali — odpowiedziała Austin. — Pozbywano

się mnie po chamsku, o czym dobrze wiecie. Sześć różnych posad i z
każdą to samo. Ale uczyłam się na własnych błędach. Nie przysporzyłam
wam jeszcze najmniejszych kłopotów. Prawda?

Cisza.
— Prawda? — powtórzyła.
— Prawda — przytaknął Houston.
— Zrozumiałam, że mam problem. Nic mi się nie udaje, wszystko

knocę, jeśli sienie staram. Ale to , że jestem inna, nie ma znaczenia,
kiedy pracuję z wami.

— Do cholery, Austin — przerwał Houston — nie masz żadnego

problemu i nie jesteś inna! Strasznie mnie irytuje, kiedy tak mówisz.

— Nie zaczynajcie teraz rozmowy na ten temat — odezwał się Dallas.

— Niepotrzebnie się nawzajem denerwujemy. Ja przyniosę formularze z
samochodu i razem je wypełnimy, tak żeby Sam wiedział, co jest
konieczne i ile to kosztuje.

— Wszystkie belki stropowe są nadwerężone—oznajmiła Austin. —

Powinniśmy je wymienić.

11

RS

background image

— Dobra — odrzekł Dallas, kierując się do drzwi. — Powiemy mu o

tym.

Houston popatrzył za nim, po czym wrócił wzrokiem do dziewczyny.
— Austin, ty nie jesteś inna. Kiedy wreszcie zaakceptujesz siebie?

Jesteś uczuciowa, możesz wiele zaoferować, masz w sobie tyle miłości.
Jesteś taka twarda dla siebie samej! Gdybyś tylko potrafiła pogodzić się z
tym, że jesteś...

—Nie mów mi tego, Houston. Nie cierpię tego i dobrze o tym wiesz.

Jestem budowlańcem, zgoda? Jestem cząstką Tyler Construction.
Przynależę do was, chłopaki. Pracuję dla was. Naprawdę, Houston.

Objął ją swymi wielkimi ramionami.
— Żebyś wiedziała, że masz rację, króliczku. W Tyler Construction

jest dla ciebie zawsze miejsce.

— Dzięki, ale za chwilę mnie zmiażdżysz.
— Och, przepraszam — powiedział, wypuszczając ją. — Austin.
—Tak?
— Tylko nie odrzucaj faceta jedynie po to, żeby coś udowodnić, żeby

móc powiedzieć, że zrobiłaś to dla Tyler Construction. Boję się, że tak
czyniąc, mogłabyś stracić kogoś niepowtarzalnego. Czy możesz mi
przyrzec, że będziesz otwarta na życie?

— Chyba tak.
— Słowo?
— Hmm.ja...
— Przyrzeknij mi.
— Dobrze. Przyrzekam.
— I co ze wspaniałym Samem Carterem? — zapytał, odsłaniając zęby

w uśmiechu.

— Przestań się wygłupiać. Sam Carter pochodzi z wyższych sfer. Nie

mogę sobie nawet wyobrazić , jakie wyszukane kobiety spotyka. On jest
do oglądania, ale pozostaje poza moim zasięgiem.

— Nikt nie jest poza twoim zasięgiem — powiedział szybko. — Nikt

Chciałbym, do diabła, żebyś...

— Cicho i... basta!
— Kocham cię, Austia Wszyscy cię kochamy.
— Wiem, ja też was kocham. Mam najwspanialszą rodzinę pod

słońcem. Kocha mnie i akceptuje, chociaż jestem inna.

— Chcesz, żebym ci ukręcił głowę? — zapytał, chwytając jej

warkocze. — O Boże, możesz wpędzić człowieka do grobu.

12

RS

background image

— A przy tym słodziutka jestem! — zażartowała, patrząc na niego

figlarnie.

Houston zaśmiał się.
— Taa, jesteś słodziutka. Powiedziałbym również, że piękna.
— Nie posuwałabym się aż tak daleko.
— Możesz mi zaufać. Jesteś piękna. Mam nadzieję, że kiedy sam się

zakocham, trafię na kogoś, kto będzie umiał kochać tak jak ty, Austin.
Byłbym naprawdę szczęściarzem.

— Houston, jesteś naprawdę miły.
— Miły? — zapytał od progu Dallas. — Houston jest miły? Uważaj,

Austin, on pewnie chce od ciebie wyciągnąć dychę.

— Szkoda, że mnie wydałeś. Tak naprawdę to liczyłem na dwie.
— W porządku, dzieciaki — powiedział Dallas — weźmy się do

pracy. Wycena musi być nieomylna, bo nie wolno nam tej pracy stracić.
Mamy do zapłacenia rachunki, ubezpieczenie za ciężarówkę powinno
nadejść lada dzień.

— Plajtujemy?—zapytała Austin, wyraźnie zaskoczona.
— Prawie, prawie — odpowiedział Dallas. — Wszyscy z branży są

teraz w dołku.

— Czemu mi o tym nikt nie powiedział?
— Bywało gorzej niż w tej chwili, pszczółko — zapewnił Houston. —

Poradzimy sobie.

— Ale dlaczego mi o tym nie powiedzieliście? — powtórzyła, patrząc

na Houstona, potem na Dallasa i znowu na Houstona.

Houston wzruszył potężnymi ramionami.
— Nie przyszło mi to do głowy. Nie jest to nic wielkiego, Austin.

Miewaliśmy już podbramkowe sytuacje. Poradzimy sobie i teraz.

— Powinniśmy jednak się naradzić — podjęła — zreorganizować,

obniżyć wydatki, zmniejszyć biuro.

— Nie! — odparli jednocześnie.
— Hmm, dlaczego nie?
— Austin—z westchnieniem przemówił Dallas—czy pamiętasz, jak

kiedyś jako sekretarka w agencji namawiałaś wszystkich przełożonych,
by obniżyli wydatki, przechodząc na lunch z torebki?

— Eee, wydawali niepotrzebnie ostatnie pieniądze na kosztowne

restauracje, zubożając firmę.

— A oni — kontynuował Dallas — wyjaśnili ci, że lunch był

niezbędną częścią działalności, że dzięki niemu zdobywali wielu
klientów. Czy ty jednak się do tego zastosowałaś? Nie! Porozwieszałaś

13

RS

background image

po całym biurze afisze w rodzaju: „Czy próbowałeś dzisiaj kanapek z
szynką?" i...

— I mnie wylali — zakończyła niezdecydowana.
— Otóż to—podjął Dallas. — My, Tyler Construction, nie mamy nic

do reorganizowania. Nie zgadzamy się na używanie jakichkolwiek
innych materiałów niż te najlepszej jakości, ponieważ od tego zależy
nasza reputacja. Na dłuższą metę to się zwraca, zobaczysz sama. A teraz
przestańmy się już niepotrzebnie martwić i zróbmy wreszcie ten
kosztorys.

Zasiedli we trójkę przy kuchennym stole i wspólnie sporządzili

wycenę.

— To jest to — powiedział w końcu Dallas. — Pozostawmy ją tu, na

stole i miejmy nadzieję, że Wspaniały Sam się odezwie.

— Nie powinnam się na niego wydzierać, kiedy nazwał nas

kawalarzami — stwierdziła Austin. — Doprawdy nie powinnam.

— Nie przejmuj się—pocieszał Houston.—Facet ma tyle na głowie,

że prawdopodobnie nie będzie tego pamiętał. Daj spokój. Zostawię
klucz, który dała nam jego siostra, tu, na stole.

— Możliwe, że zmarnowałam to zlecenie, najpierw wpadając mu

przez sufit, a potem nakrzyczywszy na niego — martwiła się Austin,
załamując ręce.

— Nie, nie martw się — roześmiał się Houston. — Jeśli cena mu się

spodoba, dostaniemy tę robotę.

Kedy Dallas i Houston wychodzili z kuchni, Austin zatrzymała się,

czekając, aż znikną. Pospiesznie zajrzała do lodówki.

— Pusta — stwierdziła.
Sam wprowadził się nagle, z paroma najważniejszymi tylko rzeczami.

A choć zadbał o podłączenie lodówki do sieci, to niestety, zabrakło mu
czasu, by cokolwiek kupić przed wyjazdem do Japonii.

— Austin! — zawołał Houston.
— Idę! — odkrzyknęła.
„Tyler Construction potrzebował tego zlecenia" — rozumowała. Ona

zaś mogła je zaprzepaścić swą akrobacyjną przeprawą przez sufit i
wybuchem temperamentu. A zatem naprawi to, co prawdopodobnie
zepsuła. Była przecież cząstką Tyler Construction i też ponosiła jakąś
odpowiedzialność.

Gdy dołączyła do braci siedzących już w ciężarówce, uśmiechała się

do siebie. Klucz do domu Sama Cartera spoczywał w jej kieszeni.

14

RS

background image

Rozdział 2


Była już prawie piąta po południu, kiedy Samue, stękając, przetoczył

się na plecy, ziewnął, otworzył oczy i — zobaczył dziurę w suficie.

Przywiodła mu ona na myśl wydarzenia sprzed kilku godzin.

Uśmiechnął się.

„Przyjazd do domu zdecydowanie nie był smętny" — pomyślał

ironicznie. Nie każdemu prawnikowi powracającemu z nudnych
zawodowych wyjazdów spada z sufitu do sypialni piękna kobieta. Austin
Tyler. Doprawdy była nadzwyczajna. W sposobie, w jaki na niego
patrzyła, nie było nic złego czy natrętnego. Było to raczej szczere
uznanie wobec tego, co widziała.

Przypomniał sobie, jak jego ciało reagowało na spojrzenie wielkich

brązowych oczu Austin. Co się stanie, jeżeli zechce go dotknąć, kładąc
swe ręce tam, gdzie dotąd spoczywał wzrok?...

„O Boże—zajęczał, bo zrobiło mu się gorąco. — Przestań już, Carter

— powiedział do siebie. Żeby tak była obok niego w łóżku, to..."

— Przestań wreszcie — powiedział na głos.
„Jestem głodny — zdecydował, zmieniając tok myśli. — I to jak wilk.

Muszę coś zjeść."

Opuścił nogi na podłogę, przetarł dłońmi twarz. Powinien się ogolić.

Wolałby właściwie coś szybko na siebie włożyć, wyjść i zjeść, ale nie
pasował do niego zaniedbany wygląd. W jego zawodzie wygląd był
niezwykle ważny. Musiał budzić zaufanie w każdej sytuacji, czy to w
biurze, czy na przelotnym posiłku.

Samuel popatrzył raz jeszcze na sufit i uśmiechnął się. Taki numer

zaszokowałby parę znanych mu osób, pomyślał, łącznie z jego ojcem,
którego scena w sypialni niewątpliwie by zgorszyła. Staruszek spaliłby
się ze wstydu. Natomiast świętej pamięci dziadek, założyciel Carter,
Carter and Carter, rozkoszowałby się każdą chwilą.

Firma prawnicza. Musiała przeżyć. Toteż po śmierci dziadka ojciec

oświadczył Samuelowi, że on będzie następnym jej dziedzicem. Czy nie
przyszło mu do głowy, że on może wcale nie chce zostać prawnikiem?
Nie przyszło, ma się rozumieć. Łatwiej przecież założyć, że będzie tak,
jak sobie to zaplanował.

W jego przypadku akurat wszystko się udało. Lubił swoją pracę.

Zajęcie radcy prawnego, specjalisty od kontraktów, było pasjonujące.
Poprawka. Nie pasjonujące — wyzywające. Tak, to lubił. Był wielce
szanowany w swym zawodzie, kontynuował pracę ojca — z czego był

15

RS

background image

dumny. Obracał się w sferach wielkiej finansjery, bywał w teatrach, na
koncertach symfonicznych, otaczały go bogate kobiety. Adorował kilka
nie szukających męża i traktował je z respektem.

Żadna z nich nie powiedziała mu jednak, że jest wspaniały.
„Och, a niech to..." — żachnął się, idąc do łazienki.
W chwilę później był już ogolony, ubrany w szare spodnie i żółtą

koszulkę zapinaną na ramieniu. Pusty żołądek dawał mu się coraz
bardziej we znaki. Był tak głodny, że niemalże czuł zapach
przygotowywanego jedzenia.

Przemierzając korytarz i schodząc po schodach, poczuł zapach

wyraźniej. „Czyżby siostra?" — pomyślał. Czyżby Marylin przyjechała,

żeby mu zrobić obiad? Nie, nie wiedziała przecież, że wrócił z podróży.
Miał przyjechać dopiero jutro. A zatem kto...?

Samuel pospieszył do kuchni i stanął jak wryty.
Przed kuchenką, której wszystkie palniki pozajmowane były garnkami

lub blachami, stała Austin Tyler. Przebiegł ją wzrokiem od stóp do
głowy. Warkocze przemieniły się we wspaniałą kaskadę kasztanowych
włosów, wijących się prawie do pasa. Jej świetną figurę podkreślała
wyzywająca niebieska letnia sukienka. Nogi miała zgrabne. Na
kształtnych stopach sandały. Różowo polakierowane paznokcie.
Dostrzegł wszystko, każdy szczegół. Krew żywiej popłynęła w jego

żyłach.

— Co... — zaczął mówić, ale przerwał, spostrzegłszy, że głos uwiązł

mu w gardle. Odchrząknął i zaczai od nowa: — Co ty tu robisz?

Austin spojrzała się ku niemu z uśmiechem.
— Cześć, Sam. Wyglądasz doskonale i w pełni wypoczęty. Spałeś jak

zabity.

— Jestem Samuel — nie odpowiedział od razu, idąc w jej kierunku.

Boże, jakie wspaniałe włosy. Chciał wziąć je w swe dłonie. Teraz.
Natychmiast! — Tak, wyspałem się porządnie mimo złych zapowiedzi.
Nie odpowiedziałaś mi, Austin. Co tu robisz?

— Gotuję ci obiad.
— Dlaczego?
— Hmm... — Westchnęła. — Strasznie przepraszam, że wpadłam

przez ten sufit, następnie nakrzyczałam na ciebie za to, że nazwałeś nas

żartownisiami. Postanowiłam zatrzeć to niedobre wrażenie. Jest też
prawdopodobne, o czym wiedzą moi bracia, że przeze mnie możemy nie
dostać zlecenia na odnowienie domu. Miałam nadzieję, że uda mi się to
naprawić i że zechcesz rozważyć naszą ofertę bez uprzedzeń. Zgoda?

16

RS

background image

Czy jesteś głodny? Och, na pewno jesteś. Przespałeś przecież cały dzień.
A zatem świetnie się składa. Mogę ci w mgnieniu oka podać do stołu. Ty
sobie usiądź...

— Chwilę! — przerwał Samuel, pomagając sobie gestem ręki w

uzyskaniu ciszy. — Nigdy nie dostajesz zadyszki?

Austin zamrugała zaskoczona.
— Czasami, to znaczy...
— Austin — przerwał jej znowu, tym razem łagodniejszym tonem —

nie musiałaś zadawać sobie tyle trudu. To nie twoja wina, że przeleciałaś
przez sufit. Całe szczęście, że wylądowałaś na moim łóżku i nic się nie
stało. A co do drugiej sprawy — nie powinienem pytać, czy jesteście tu
dla żartu. Tak więc doprawdy, twoje przeprosiny wcale nie są potrzebne.

— Nie są potrzebne? — zapytała, marszcząc czoło.
— Nie.
— Boże, zlituj się, co ja mam zrobić z tym całym jedzeniem? To

miała być moja „oferta pokoju".

— Pachnie wyśmienicie—odpowiedział, uśmiechając się do niej. —

Grzechem byłoby je zmarnować.

— Och, Sam — wyszeptała — uśmiechnąłeś się. Pierwszy raz. Masz

absolutnie cudowny uśmiech.

Słowa Austin wydawały się trafiać prosto do jego serca. Uśmiech

zniknął mu z twarzy, krew zaczęła pulsować.

— Czemu mi mówisz takie rzeczy? — spytał przez zaciśnięte zęby.

— Czy ja trąbię o tym , jak piękne są twoje' włosy? Że wyglądasz jak

świeży poranek w tym ubraniu? Że chciałbym cię przytulić i zacałować
na śmierć? Nie, nie mówię... — Głos mu zamarł, zaś na twarzy pojawił
się wyraz prawdziwego zdumienia. — Nie mogę uwierzyć, że to ja.

Austin uśmiechnęła się.
— Mówisz poważnie?
— Żebyś wiedziała, że tak — odpowiedział niezbyt miękko. — Ale

nie o to chodzi. Co ty ze mną robisz, Austin Tyler? Ja nie zwykłem się
tak zachowywać.

Wzruszyła ramionami.
— Przygotowuję ci po prostu obiad. Dziękuję za przemiłe

komplementy. Czy naprawdę podobają ci się moje włosy?

Jego wzrok przebiegł po kasztanowej kaskadzie.
— Są niesamowite. — Głos prawie go zawiódł. Powoli podniósł rękę,

nabrał nieco włosów i patrzył, jak jedwabiście spływały mu między
palcami. — Niesamowite — powtórzył.

17

RS

background image

Wzrok Austin napotkał jego, nie ugiął się... Świat zamarł. Samuel

postąpił bliżej i ujął jej twarz w swoje dłonie.

— Zrobię to — powiedział nienaturalnym głosem. — Nie bardzo sam

w to mogę uwierzyć, ale to zrobię. Pocałuję cię, Austin.

— Nie mam nic przeciwko temu — odpowiedziała z drżeniem.
— Naprawdę? — zapytał, przybliżając głowę. — Nie chciałbym cię

urazić czy zdenerwować, czy...

— Pocałuj mnie, Sam.
— Tak.
Pocałunek był przepełniony ciepłem, łagodny i zmysłowy. Wydawało

się, że pozbawia Austin tchu, napełniając przy tym jej ciało radością.
Pocałunek był niemą obietnicą jeszcze większej radości, zareagowała
więc na niego bez żadnych zahamowań. Zarzuciła swe ręce Samowi na
szyję i rozchyliła usta, by przyjąć jego nienatarczywie szukający język.
Pocałunek nie przypominał niczego, co dane jej było przeżyć wcześniej, i
była pewna, że za chwilę zemdleje.

Prawdziwy ogień rozgorzał we wnętrzu Samuela, gdy poczuł jej

smak, jej zapach, jej oddanie. Pił jej słodycz jak spragniony wodę. Jego
dłonie powędrowały na jej plecy, zaplątując się w gęste włosy,
przycisnęły ją do niego, dopasowały jej miękkie linie do jego twardego,
proszącego o więcej ciała. Miękkie jęknięcie wydane z głębi jej gardła
oraz zawarta w nim pasja rozpaliły w nim płomień żądzy. Wepchnął
swój język głęboko w jej usta, zacieśniając pocałunek.

„O Boże. — Jak on jej pożądał.
Nigdy przedtem nie dał się tak ponieść uczuciu. „Opanuj się" —

pomyślał mgliście. Gdzie podziało się jego opanowanie, jego silna wola,
jego poprawne zachowanie? Był zgubiony, przegrany, wisiał na
krawędzi. Musi się zatrzymać. Natychmiast!

Samuel szarpnął w tył swe usta i zaczerpnął gwałtownie powietrza.

Omal nie zajęczał na widok jej zamglonych oczu, szeroko rozchylonych,
wilgotnych ust, policzków pokrytych pąsem. Walcząc każdą odrobiną
swej woli, zmusił się, by zrobić krok w tył.

Austin, powoli odzyskując wzrok, rozluźniła obejmujące go ręce.

Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się.

— Och, mój — powiedziała rozmarzona. — Och, Sam.
— Przepraszam cię — powiedział, mierzwiąc niespokojną dłonią we

włosach.

— Przepraszasz? — zapytała, rozszerzając oczy. — Przepraszasz za

to, że mnie pocałowałeś? Dlaczego? Dla mnie było to wspaniałe.

18

RS

background image

— Dla mnie też.
— To czemu mnie przepraszasz?
— Ponieważ mnie poniosło — odparł, podnosząc nieco głos. —

Ponieważ chciałbym więcej. Chciałbym zdjąć z ciebie ubranie i zanurzyć
się w tobie, kochać się z tobą nieprzerwanie. Ponieważ tracę nad sobą
kontrolę, do diabła!

Austin roześmiała się.
— O Boże, Sam, niepotrzebnie tak się denerwujesz. Ja też chciałam

zedrzeć z ciebie ubranie, ale że jako ani ty, ani ja tego nie zrobiliśmy, nie
ma się czym martwić.

— Ty też? Chciałaś mnie rozebrać?
Odwróciła się do kuchenki i wpatrzyła w brytfannę.
— Oj, mój ty... tak. Nigdy mnie tak nikt nie całował. To było

wspaniałe. Czułam wewnątrz siebie różne śmieszne rzeczy. —
Popatrzyła znowu na niego. — Czułam w sobie taką potrzebę, że aż
piersi zaczęły mi ciążyć, co jest dziwne, gdyż nie są specjalnie duże.
Potem...

— Proszę cię — zajęczał Samuel, kryjąc twarz w dłoniach —

wystarczy. Nie mów nic więcej. Nie zniosę tego.

— Sam? — zapytała, przybliżając się do niego. On pochwycił ją w

ramiona.

— Austin, nie mówi się takich rzeczy mężczyźnie, który

powstrzymuje się ostatnim wysiłkiem woli, żeby cię nie wziąć na
podłodze, tu gdzie stoisz. Rozumiesz?

— Ty byś tego nie zrobił. — Popatrzyła na podłogę, potem z

powrotem na jego twarz. — Prawda?

— Nie kuś szczęścia. Nie wydaje mi się, żebym potrafił się przy tobie

zbyt poprawnie zachowywać. Nie wiem, co ze mną wyprawiasz, ale nie
zwykłem tracić samokontroli. Po prostu nie dopuszczam do tego.

— Brzmi to niezbyt wesoło — powiedziała Austin. Odwróciła się i

zaczęła nakładać potrawy na półmiski. — No cóż, nie wydaje się, byś
miał zbyt duży wybór. — Postawiła dwa dania na stole. — Masz jedynie
jakieś niekompletne resztki naczyń, Sam. Nieco antyczne, ale w pełni
użyteczne. W jadalni nie ma mebli, mam więc nadzieję, że nie masz nic
przeciwko, żeby zjeść tutaj.

— Zjesz ze mną, prawda?
— Sam, nie robiłam...
— Proszę cię.

19

RS

background image

— Zgoda. Jestem straszną kucharką, uwielbiam więc próbować to, co

upitraszę. Mamy żeberka z musem jabłkowym na słodko, pieczone
ziemniaki i młodą marchewkę. Na deser upiekłam murzynka.

— Wspaniale — odrzekł, podchodząc do stołu. Austin nałożyła mu,

po czym usiadła naprzeciwko, obserwując, jak bierze pierwszy kęs.

— Pycha — pochwalił.
— Wiem. — Uśmiechnęła się. — Tata nauczył nas wszystkich

gotować. Dallas i Houston potrafią zrobić cały obiad — od zupy po
deser.

—Tata cię uczył? Pewnie to zabrzmi trochę staroświecko, ale czy nie

jest to zazwyczaj obowiązkiem mamy?

Austin roześmiała się melodyjnie. Dźwięk ten wywołał w Samuelu

fale gorąca, toteż czym prędzej pochylił się nad jedzeniem.

„Wyłącznie żeberka — przykazał sobie stanowczo. — Nie myśl o jej

ustach i pocałunku. Ani o tym, jak ją trzymałeś w ramionach." O tym, jak
smakowała, i najmniej o tym, jak do niego pasowała — jakby byli dla
siebie stworzeni. Nie, nie powinien rozpamiętywać tego pożądania, które
zawładnęło nim jak ogień, ani faktu, że pragnął jej, jak jeszcze żadnej
kobiety. Wyłącznie żeberka. „A niech to..."

— Widzisz, otóż... — usłyszał głos Austin.
— Co takiego? — Podskoczył na krześle. Austin popatrzyła na niego

zdziwiona.

— Pytałeś mnie, dlaczego moja mama nie nauczyła nas gotować?
— Oo, tak, oczywiście. — Kiwnął głową. — Zatem Austin! Powiedz

mi, dlaczego twoja mama nie nauczyła cię gotować?

— Sam, czy wszystko z tobą w porządku?
— Prawo serii — zamruczał w swój kubek z kawą. — Kontynuuj

opowiadanie.

Austin więc ciągnęła:
— Mama jest fantastyczna. Nie znam nikogo, kto podchodziłby do

życia jak ona.

— Co masz na myśli?
— Ona śmieje się. To trudno wytłumaczyć, Sam, ale mama uważa, że

życie jest za krótkie i zbyt poważne, by było w nim miejsce na coś
ponurego czy denerwującego.

Toteż mama nie dopuszcza niczego takiego. Niektórym wydaje się, że

ona jest całkiem pozbawiona umysłu, ale my — jej rodzina — wiemy
lepiej. To z kolei jej wystarcza.

— Jest niczym John Wayne.

20

RS

background image

— Czyż to nie fantastyczne?—wesoło spytała Austin. — Mój tata

powiada, że powinniśmy się cieszyć, że nie wypadło na Braci Marx czy
jakieś inne świnki trzy. Ale do rzeczy. Mama uznała, że gotowanie jest
bez sensu, bo człowiek traci na nie godziny swego cennego czasu.
Natomiast przygotowany posiłek połyka potem w parę minut. Mój tata
podszedł do tego filozoficznie: „Mówi się trudno, uha-ha" i przejął
kucharzenie. W zamian mamuśka zajmuje się ogródkiem. Lubi to,
ponieważ kwiatami może cieszyć się dłużej. Ona zawsze widzi jasną
stronę medalu. Kiedy Dallas złamał rękę— miał wtedy dziesięć lat —
powiedziała mu, by się cieszył, że to nie głowa. Cały gips pomalowała w
uśmiechnięte kolorowe buzie.

— Zdaje mi się, że wygląda na bardzo miłą i dobrą osobę — zauważył

cicho Samuel. Austin popatrzyła mu w oczy.

— Tak... taka jest — wymamrotała.
„Och, ratunku". Kiedy patrzył tak na nią, ledwo mogła mówić, a co

dopiero

myśleć.

Chciała,

by

znów

pocałował.

Chciała

powiedzieć:„Pocałuj mnie znowu, Sam". Po czym usiąść mu na
kolanach, przytulić się, poczuć, jak jego usta obejmują jej usta, jak jego
język szuka jej, jak jego ręce wędrują po niej. Och, znaleźć się w jego
ramionach! Byłoby cudownie. Nigdy nie była tak całowana ani nie czuła
w ten sposób, ani nie pragnęła tak bardzo, bardzo więcej.

Samuel odchrząknął i przeniósł wzrok na talerz. Przez kilka minut

jedli w milczeniu.

— Austin — odezwał się w końcu — czy moglibyśmy do czegoś

wrócić? Powiedziałaś, że prawdopodobnie nie mam specjalnego wyboru,
jeśli idzie o moje postępowanie. Co przez to rozumiesz?

— Ty jesteś trzecim Carterem w Carter, Carter and Carter?

Przypuszczam, że jesteś.

— Tak. Mój dziadek, który niedawno odszedł, pozostawiając mi ten

dom, był pierwszym. On to był ktoś! Załatwiał umowy na kilkaset
tysięcy dolarów potrząśnięciem ręki. Mój ojciec i ja musimy mieć
spisany i podpisany kontrakt na papierze.

— Dlaczego?
— Dlaczego? Boże, Austin, rzeczy trzeba załatwiać jak należy,

oficjalnie. Każda klauzula, każdy detal musi być dogłębnie przemyślany.
Mój ojciec jeszcze w dzieciństwie powtarzał mi, że zawsze trzeba
panować nad swoim umysłem, nad swymi poczynaniami, by móc
współzawodniczyć.

21

RS

background image

— I jako trzeci z kolei Carter, podążyłeś jego śladami, używając jego

filozofii i rezygnując ze sposobów twojego dziadka.

— Hmm, tak, rzeczywiście.
— Czy ktokolwiek kiedykolwiek próbował wyrolować dziadka w

czasie między uściśnięciem rąk a zebraniem przez ciebie podpisów na
oficjalnym dokumencie?

— Ja... no, teraz, kiedy o to pytasz... Nie, o ile wiem, to nie. Ludzie, z

którymi zawierał umowy, wyglądali na raczej zaskoczonych.

— Ciekawe. Założę się, że dziadek szedł przez życie z uśmiechem.

Tak właśnie, jak robi to moja mama.

— Tak — powoli powiedział Samuel. — Możliwe, że tak.
— Czy twój tata umie się śmiać, Sam? — zapytała nieśmiało.
Patrzył na nią przez dłuższą chwilę.
— Nie.
— A ty? Nie, nie odpowiadaj. Nie musisz. Jesteś trzecim Carterem,

synem twego ojca. Sam mi powiedziałeś, że nigdy nie tracisz panowania
nad sobą i jest to zasada twojego postępowania. Krótko mówiąc, jesteś
sztywny i kroczysz prostą drogą.

— Czy chcesz mnie urazić? — Samuel nieco spoważniał.
— Na Boga, nie. Zazdroszczę ci, że dokładnie wiesz, kim jesteś, do

czego zmierzasz, czego od ciebie oczekują. Idziesz od A do B jasno
określoną drogą, bez zboczeń, żeby nawet w zasięgu ręki leżała
niespodziewana premia. Nie odstępujesz od wytyczonego już planu
swego życia.

— Robisz ze mnie ostatniego nudziarza.
— Nie miałam takiego zamiaru. Ja mam dwadzieścia cztery lata,

rozglądam się, zastanawiam, szukam swego miejsca. Mam nadzieję, że
należę do Tyler Construction. Modlę się o to, ale obawiam się, że tak nie
jest Ty zaś... Wszystko widzisz jasno. Musi to być bardzo piękne
uczucie.

—Chyba tak. Ale nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Uważam się

za otwartego, podatnego na nowe idee i zmiany. I wiem, że taki jestem,
gdyż przeprowadziłem się do tego domu.

— Domu pozostawionego ci przez dziadka. Co powiedział na

przeprowadzkę twój ojciec?

—Twierdził, że powinienem się go pozbyć tak szybko, jak to

możliwe, i pozostać w swoim mieszkaniu , które leży zaledwie o parę
minut od biura. Przeniesienie się tu, do Westlane, jest niezbyt
praktyczne.

22

RS

background image

— To dlaczego tu jesteś?
— Nie wiem. Coś mnie tu ciągnęło. Od chwili przekroczenia tych

progów czuję się tu jak w domu. Oczywiście, ojciec ma rację, że o wiele
wygodniej byłoby mi w mieście.

— Ale wyremontujesz dom i zostaniesz tu chyba?
— Tak, tak. Jasne.
— Może jeszcze coś z ciebie będzie, Sam — powiedziała uśmiechając

się. — Twój dziadek byłby z ciebie dumny.

— Mój dziadek nie jest moim ideałem, wierz mi.
— Ale zauważ, że umiał się śmiać. — Wstała od stołu. — Podam ci

kawałek ciasta.

Samuel, poirytowany, zabębnił palcami po blacie stołu. Jego ciemne

brwi zbiegły się w głębokim rowku. Przecież on umiał się śmiać. Austin
powiedziała nawet, do cholery, że jego uśmiech był „zupełnie
sympatyczny".

Skinął głową, a następnie pokręcił, sam sobie zaprzeczając. „Niestety

— przyznał — nie o to jej chodziło". Chciał spłycić temat, przyczepić się
do słów. Austin mówiła o sposobie życia, światopoglądzie, filozofii

życiowej. Do diabła, świat byłby niezły, gdyby wszyscy dokoła
traktowali życie ze śmiechem, w znaczeniu słów Austin, i byli podobni
do jej mamy lub do jego dziadka. Ale z kolei, czy to nie lekka przesada?

— Jakoś mi się to nie zgadza.
— Wszystko się zgadza. To murzynek — odpowiedziała Austin. —

Murzynek tak właśnie powinien wyglądać.

— Nie mówię o cieście. Mówię na temat twojej filozofii śmiechu. Bez

obrazy dla twojej mamy, Austin, ale gdyby wszyscy tak postępowali jak
ona lub jak mój dziadek, byłoby ciężko w tym kraju.

— Ech, masz rację.
— Mam rację? — zapytał najwyraźniej zaskoczony.
— Oczywiście. Na przykład moja mama —jest wesoła, ale czy miała

choć jedną poważną myśl w swym życiu? Wszyscy nie mogą tak
postępować. Powinniśmy uczyć się od tych, którzy starają się połączyć

śmiech z poważną stroną nas samych, mając przy tym nadzieję, że
uzyskamy coś jeszcze lepszego. Nie jestem pewna, czy ty... A zresztą
nic.

— Czy co ja? — pochylił się w jej stronę.
— Fakt, że tu zostajesz, przemawia na twoją korzyść. Ale nie jestem

pewna, Sam. Na podstawie tego, co mówisz, dochodzę do wniosku, że
bardzo mocno tkwisz w pewnych zasadach. Celowość. Opanowanie. To

23

RS

background image

twoje kluczowe słowa. Jeśli jesteś z tym szczęśliwy, to wszystko w
porządku. Każdy ma swój sposób na życie.

Szczęśliwy? Samuel zastanawiał się. Hmm, na pewno był szczęśliwy.

A może i nie? Jaka jest definicja szczęścia? Dla dziecka jest to cukierek,
zabawka, przyjęcie urodzinowe, cyrk. Zaś dla dorosłego musi to być...
Musi... Ech, do diabła, nie miał pojęcia! Nie, moment, musi pomyśleć.
Był przecież inteligentny, mógł na pewno na to wpaść.

— Szczęście to jest...—powiedział, wbijając wzrok w sufit
Austin zaśmiała się.
— Brzmi jak afisz wyborczy lub slogan partyjny.
— Szczęście to pojęcie względne. Zależy od punktu widzenia. —

Spojrzał pytająco na Austin. — Jesteś szczęśliwa? Udało ci się połączyć
tę skłonność do śmiechu ze sprawami poważnymi?

— Tak, jestem. — Przerwała i zagrała na widelcu jak na skrzypcach,

narażając swe oko. — Przeważnie.

— Powiedziałaś, że szukasz swojego miejsca.
— Tak — popatrzyła na niego znowu. — Chciałabym znaleźć swoje

miejsce w życiu.

— Chodzi ci o to, że nie wiesz jeszcze, co byś chciała robić.
— Coś w tym stylu. Mam nadzieję, że Tyler Construction będzie

odpowiedzią na to pytanie. Zobaczysz. Czy przemówienie „szczęście to
jest..." dobiegło już końca, mistrzu?

— Na razie tak — odpowiedział. — Muszę się nad tym jeszcze

zastanowić.

— A ja muszę posprzątać kuchnię.
— Pomogę ci, Austin — zaoferował swą pomoc. — Jedzenie było

bardzo smaczne i sporo się przy nim napracowałaś. Ja przynajmniej
pomogę ci posprzątać.

— To tak niewiele pracy. Masz przecież nowiutką maszynę do

zmywania naczyń. — Wysunęła konsolkę na kubki. — Najpierw
poszukajmy paru miseczek na to, co zostało.

Austin zaczęła się uwijać w sposób nie bardzo sprzyjający

konwersacji. Samuel zauważył, że w jej wirowaniu nie było ani jednego
zbędnego gestu. Robił wszystko, by jej nie przeszkadzać. Kuchnia
sprzątnięta została w rekordowym tempie.

— Ale jesteś szybka — podziwiał Samuel. — A jaka sprawna!
— Zwróciłeś uwagę, ze najpierw przygotowałam wszystko, co należy

wstawić do lodówki, a potem ją tylko raz otworzyłam? Oszczędza się w

24

RS

background image

ten sposób elektryczność. Badania wykazały, że otwieranie lodówki raz
po raz kosztuje więcej niż... Oj, przepraszam cię, to nudne.

— Nie, to jest całkiem ciekawe.
— A zatem — podjęła Austin, wpatrując się w niego — wyobraź"

sobie, że dotyczy to również urządzeń klimatyzacyjnych. Włączanie i
wyłączanie jest droższe niż pozostawienie ich cały czas na chodzie. Sam,
to nie jest ciekawe?

— Myślę, że jest. Co tam w tej główce jeszcze się kryje?
— Nic — odparła matowo. — Zupełnie nic. Wyminąwszy go, wyszła

z kuchni.

Coś było nie tak, spostrzegł Samuel. Austin czymś się wzruszyła,

wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Czyżby dlatego, że chciał, by
mówiła o lodówkach? Co się stało?

Wychodząc za Austin, zauważył na drugim końcu stołu jakieś

papiery, które nie zwróciły wcześniej jego uwagi. Zorientował się, że jest
to wycena Taler Construction. Pomaszerował do pokoju gościnnego,
gdzie Austin wyglądała przez okno.

— Austin?
— Uwielbiam letnie zachody słońca — rzekła nie odwracając się. —

Oczywiście niektórzy nie uważają, że maj to lato, ale ja tak twierdzę. Jak
już się tu zrobi porządek, będziesz miał przepiękny ogródek, Sam.
Okolica jest doprawdy wspaniała i...

Przeszedł przez pokój i stanął za nią.
— Austin.
— Może ci się spodoba praca w ogródku. Niektórzy mężczyźni to

lubią.

— Austin, co jest grane?
— Nic.
— Odwróć się i spójrz mi w oczy.
— Powinnam już naprawdę pójść.
— Popatrz na mnie.
Powoli odwróciła ku niemu głowę i Samuel poczuł, jak zaczyna mu

walić serce. Patrzył na jej duże oczy, na jeL lekko rozchylone wilgotne
wargi, zapraszające i wołające o jego usta. Wydawała się niesamowicie
krucha i niesłychanie smutna. Nie miał pojęcia, dlaczego poczuła się
nagle taka nieszczęśliwa, ale chciał ją objąć, przytulić i o-bronić przed
smutkiem.

Niezbyt się zastanawiając i nie analizując wszystkiego „po co i

dlaczego", odrzucił papiery na pobliskie krzesło i pociągnął Austin w

25

RS

background image

objęcia, przykrywając z powolną rozkoszą jej usta swymi. Z piersi
Austin dobiegło ciche jęknięcie, może westchnienie. Wśliznął się swoim
językiem w jej usta. Poczuł, jak jej ręce przyciskają go mocniej.

Żadna dotąd kobieta nie przyprawiała go o uczucie, by zapomniawszy

o całym świecie, kochać się godzinami. Godzinami i godzinami. Nigdy
nie przepełniały go takie palące żądze, potrzeby...

Samuel podniósł głowę jedynie po to, by zaczerpnąć tchu, po czym z

powrotem zawładnął jej ustami. Powoli głaskał jej jedwabiste włosy.
Jego palce przebiegły lekko po jej wyprężonych piersiach, powodując, iż
jeszcze ciaśniej przywarła do niego. Jego męskość wezbrała mu w
spodniach — ciężka, gorąca, pragnąca aż do bólu.

Pocałunek trwał dalej i dalej, nieprzerwanie świeży.
Austin odpowiedziała na wezwanie ust Sama całkowitym oddaniem

— wyłączając myśli i czując jedynie ukryte gdzieś w jej duszy
bezimienne, pulsujące gorącem pragnienie. Zalewana ulewą cudownych
doznań, pogrążała się w rozkoszy. Zatracała wszelkie myśli, pozwalając
królować ekstazie.

Samuel ponownie oderwał swą głowę. Dysząc ukrył swą twarz w jej

puszyste włosy.

— Austin — zamruczał.
Jego głos pieścił ją i napawał nieznaną słodyczą. Złożyła głowę na

jego piersi i zaczerpnęła powietrza. Kolana uginały się pod nią. Każda
cząstka jej ciała wydawała się żyć samodzielnie, wypełniona

świadomością, gorącym czekaniem, pragnieniem jego, Sama Cartera.

— Och, Austin — westchnął głęboko.
Niechętnie odsunął ją od siebie, ale ręce zatrzymał na jej gołych

ramionach. Drżał.

— Nie mogę pojąć, co ty ze mną wyprawiasz.
— Chcesz powiedzieć, że znowu mnie przepraszasz? — Poczuła, jak

braknie jej oddechu.

— Nie, musiałbym skłamać. A ty żałujesz?
— Nie — odparła, uśmiechając się do niego. — Och, Sam, na pewno

nie.

— Austin, dlaczego tak posmutniałaś, kiedy rozmawialiśmy o

lodówkach oraz włączaniu i wyłączaniu klimatyzacji?

Zaśmiała się tym swoim ślicznym śmiechem, który powodował

szybsze bicie serca Samuela.

— Skoro tak do tego podchodzisz — przemówiła — muszę zmienić

płytę.

26

RS

background image

Podniósł dłonie, by móc muskać kciukami jej policzki. Austin

zadrżała pod wpływem doznania.

— Nie jesteś nudna—patrzył jej prosto w oczy — lecz bardzo piękna

i, niestety, nieco skomplikowana. Powiedz mi. Austin, proszę cię,
powiedz mi, dlaczego tak posmutniałaś, kiedy rozmawialiśmy w kuchni?

— Po prostu jestem zmęczona. Miałam ciężki dzień, jak ci wiadomo.

Spadanie z sufitu wyczerpuje. Tak, faktycznie. Jestem kompletnie
wykończona. To nie lodówki mnie zmogły. Po prostu padłam.

Postąpiła krok w tył, zmuszając tym samym, by ją puścił.
— Muszę iść. Gdzie jest moja torebka? — Zaczęła się rozglądać.
„Znowu to robi" — przemknęło Samuelowi przez głowę. Umyka mu

w tempie stu kilometrów na godzinę. Chciał ją złapać, potrząsnąć lekko,
zażądać, by przestała wykręcać się zmęczeniem i żeby z nim
porozmawiała tak naprawdę, by powiedziała, co ją tak rozstroiło.
Jednakże w jakiś sposób wyczuł, że nie była to właściwa chwila, by
naciskać. Austin wydawała się nieco nieobecna i unikała jego wzroku.

— Tu jest torebka — zatriumfowała przesadnie głośno. Pospiesznie

przebyła pokój, chwyciła ją i kierując się do drzwi, powiedziała:

— To idę. Do widzenia, Sam.
— Austin!
Przepełniony uczuciem jego głos zatrzymał ją w pół kroku. Odwróciła

ku niemu głowę.

— Tak? — wyszeptała.
— Dziękuję.
— Za obiad? Ech, nie ma za co.
— Dziękuję... za wszystko.
Austin otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zamknęła je z

powrotem i pospiesznie wyszła.

Samuel podszedł do okna i odsunął zasłonę, patrząc, jak niemalże

biegiem wsiadła do samochodu. Ściemniało się szybko, włączyła więc
reflektory. Nie poruszył się, dopóki jej mały samochód nie zniknął w
oddali, wypalając tylnymi światłami znaki w jego oczach. Przeciągnął
ręką po twarzy. Zadrżał.

Dom był zbyt cichy. Przebrzmiałe echo śmiechu Austin pozostawiło

po sobie pustkę, martwą ciszę.

„Wielkie nieba, co ona ze mną wyprawia?" — zastanawiał się. Umysł,

ciało, cała jego istota wymykała mu się spod kontroli. Jego uczucia,
myśli, jego libido także.

Przerażało go to. Napawało trwogą.

27

RS

background image

— Szlag by to... — powiedział, potrząsając głową. Odwrócił się od

okna i dostrzegł papiery rzucone na krzesło. Wziął je do ręki, przeszedł
przez pokój, by zapalić światło, po czym zanurzył się w głębokiej sofie.

Postanowił je przejrzeć, żeby czymś się zająć, ale i tak z góry

wiedział, że nie wystąpi o inną, porównawczą wycenę. Najmie Tyler
Construction. Nie miał wyboru. Musiał spotkać Austin.

Uznał to za jedyną możliwość odzyskania samokontroli. Stał się...

Otóż to! — padł ofiarą paskudnych okoliczności. Najpierw to zmęczenie,
potem spadająca z sufitu piękna kobieta. Jeszcze się nie pozbierał, gdy
już natknął się na nią w kuchni — przygotowywała mu obiad. Za dużo
tego wszystkiego jak na jego stan osłabienia.

Och, dzięki Bogu, pomyślał, że wreszcie na to wpadł: odzyska

samokontrolę, jak tylko ujrzy Austin w świetle następnego dnia.

Ze zmienionym nastrojem i przywróconym uczuciem zadowolenia

zabrał się do czytania kosztorysu.
























28

RS

background image

Rozdział 3


Mieszkanie Austin mieściło się w dużym garażu jej rodziców.

Przerobienie go na pomieszczenie mieszkalne było jednym z pierwszych
zadań Dallasa i Houstona, kiedy założyli Tyler Constructioa Austin była
zachwycona ich dziełem.

Zastanawiała się początkowo, czy rodzice będą pilnowali jej wyjść i

przyjść, lecz oni nie zwracali zbytnio na to uwagi, traktując ją po prostu
jak lokatora z garażu. Tak tata, jak i mama, póki nie otrzymali
zaproszenia, nie weszli na drewniane, wiodące do niej schody i nie
zapukali do jej drzwi.

Po opuszczeniu domu Sama Austin wyjechała powoli z zamożnej

okolicy Westlane'u, podążając około piętnastu kilometrów wzdłuż
granicy między dwiema dzielnicami, po czym skręciła na prawo w
Windmill — dzielnicę klasy średnio zamożnej. Domy były stare, ogródki
niezbyt duże. Była to hałaśliwa i swojska dzielnica, w której ród Tyle-
rów żył już, zanim przyszli na świat Houston i Dallas. Austin nie
wyobrażała sobie innego miejsca zamieszkania.

Kiedy stanęła na podjeździe i spojrzała na dwupiętrowy rozświetlony

dom, następnie na swoje ciemne i ciche mieszkanie, poczuła się dziwnie
obco, tak jakby nigdy tu jeszcze nie była. Z jednej strony chciała wbiec
do domu, rzucić się mamie w objęcia i zapłakać. Z drugiej — wolałaby
być sama, pójść do siebie, zamknąć drzwi i nigdy więcej się nie
pokazywać.

Z westchnieniem wstąpiła na schody i weszła do swego gniazdka.

Zapaliwszy światło, rozejrzała się dokoła, za-4 trzymując wzrok na
jasnych kolorach, kwiecistych plakatach i białych wiklinowych meblach,
na zwisających w oknach roślinach, staroświeckiej stolnicy opartej o

ścianę. Sama wybrała zielone chodniki, dzięki czemu całość sprawiała
wrażenie świeżości, łąki z kwiatami.

Austin zmarszczyła nosek i opadła na sofę. W drodze do domu radziła

sobie jakoś ze swoim strapieniem, teraz jednak nie miała znikąd pomocy.

Sam Carter. Wspaniały sen.
Sam, a także to, co czuła, kiedy ją trzymał i całował. I to, jak z siebie

zrobiła kompletną idiotkę, paplącą o lodówkach i włączaniu klimatyzacji.

— A niech to! — powiedziała, uderzając w poduszkę.
Sam na pewno myśli, że jest nienormalna. Bo inaczej, czemu miałaby

się tak irytować o jakąś lodówkę? Bezwzględnie przekroczyła pewne
reguły. Zazwyczaj była ostrożna, nawet bardzo, szczególnie w tym, co

29

RS

background image

mówiła. Jednakże przy Samie tak się rozluźniła, że zapomniała o
baczności. Po prostu nie była w stanie siebie kontrolować.

Ruszając rękoma w geście niezadowolenia, podniosła się i poszła do

łazienki, tak samo czarującej jak pokój. Przebrała się w dżinsy i
koszulkę, po czym boso wróciła do pokoju i spoczęła na sofie, głęboko
wzdychając.

Oczywiście, myślała o Samie.
Jak piękne i nowe doznania przynosiły jego pocałunki.
Nigdy przedtem tak się nie czuła. Przenigdy. Sam był tak mocny i tak

jednocześnie łagodny, czuła się tak bezpiecznie w jego objęciach, i tak
kobieco. On odkrył w niej mnogość żądz, których nigdy nie
podejrzewała u siebie. Pragnienia przenikały ją jak radosna pieśń...

Och, było przecudnie.
I zarazem nie tak.
Austin westchnęła głęboko, uznając, że czyni postępy w wydawaniu

prawdziwie smutnych dźwięków, po czym westchnęła raz jeszcze —

żeby było do pary.

„Nie ma co myśleć o Samie Carterze" — powiedziała sobie. Nie

powinna mu była pozwolić się całować ani tym bardziej całkowicie mu
ulegać, jak to zrobiła. Nie powinna była tam siedzieć, wiedząc, że jeśli
on wejdzie, ona rzuci mu się na szyję: „Pocałuj mnie jeszcze raz, Sam".
Nie powinna w ogóle o nim myśleć.

Ale myślała.
Wspomnienie pocałunków zaróżowiło jej policzki i rozgrzało wnętrze.
A jednocześnie wszystko to nie miało sensu.
Sam należał do śmietanki Chicago, do sfer wyższych. Był facetem

ubierającym się zawsze w trzyczęściowe garnitury. W jego świecie nie
było miejsca dla Austin Tyler. Nie pasowała tam.

„Fakt jest faktem" — pomyślała niemrawo. Spotkanie z Samem,

pocałunki, objęcia były straconym czasem. Nawet jeśli Sam wynajmie
Tyler Construction, to ona i tak już go nie zobaczy. Podczas robót będzie
na pewno siedział w biurze, a w trakcie ostatecznej inspekcji — ona się
tam nie pokaże. Nie, nie zobaczy już Sama Cartera nigdy więcej.

To była jedna z najsmutniejszych myśli, jakie kiedykolwiek miała.
Nagle przypomniała sobie, że nie wyjęła poczty ze skrzynki.

Przestanie myśleć o Samie na przynajmniej < pięć, a może nawet i sześć
minut.

Wyszła na zewnątrz i zbiegła w dół po schodach, świadoma rześkości

powietrza napływającego tej nocy nad miasto. Popatrzyła znowu na dom

30

RS

background image

rodziców, odrzuciła ideę wizyty towarzyskiej, jako że nie miała
towarzyskiego nastroju, i podreptała do poczty.

W kilka minut później była znów w swoim pokoju, mechanicznie

przeglądając stertę papierów.

Wtem przebiegł ją dreszcz, a ręka trzymająca firmową kopertę

zadrżała. Adres zwrotny wydawał się przykuwać jej uwagę, nalegając, by
go rozpoznała, przypomniała sobie kogoś ponownie, kogoś, kto znowu
dopadł jej życie.

— Nie — wyszeptała, potrząsając głową. — Nie, zostawcie mnie.

,,Nie" — zabrzmiało echem w jej głowie. Nie otworzy tego, nie
przeczyta ponownie o tym, że jest inna, nie taka jak wszyscy. Czemu oni
jej to robili? Dlaczego nie mogli zrozumieć, że chciała jedynie, by
zostawili ją w spokoju?

Odrzuciła resztę poczty na sofę, następnie podarła kopertę na strzępy i

wrzuciła je do kosza.

Popatrzyła na skrawki papieru... przypominając sobie... Nienawidziła

tych wspomnień.

Jakby w odruchu samoobrony Austin skrzyżowała ręce na piersiach i

stojąc jak zaczarowana, wpatrywała się w poszarzały papier. Bolesne
wspomnienia przebiegały przez jej pamięć. Dreszcz narastał w środku,
powodując, że cała zadrżała, a w oczach pojawiły się łzy.

Nie musi tak reagować, powiedziała sobie z jakiegoś dalekiego

zakamarka jej samej. Była w domu. Bezpieczna. Powinna pomyśleć o
czymś innym, o czymś, co z miejsca przegoni upiorne wspomnienia i
chłód ziębiącego ej wnętrze dreszczu. O czymś wspaniałym, specjalnym,
pięknym... Sam.

Austin zamknęła oczy i przywołała wszystkimi zmysłami Sama

Cartera.

Drżenie ustąpiło powoli miejsca potokowi ciepła, wywołującego w

niej pożądanie. Poczuła je, powitała radośnie, pozwoliła, by nią
zawładnęło.

Sam.
— Dziękuję ci. Sam — wyszeptała w pusty pokój, po czym,

zgasiwszy światło, poszła zmęczonym krokiem do łazienki.

Tyler Construction nie mógł sobie pozwolić na luksus. Posiadania

biura i sekretarki. Rolę tę spełniała sekretarka automatyczna,
zainstalowana w domu Houstona, gdzie trzyosobowy zespół spotykał się
co rano, by odtworzyć pozostawione wiadomości i zaplanować dzień
bieżący.

31

RS

background image

Ile kobiet zostało wyrzuconych za drzwi przed rannym zebraniem,

Austion nie miała pojęcia, ale domyślała się, e było ich dużo. Jej bracia
byli bardzo przystojnymi, pełnymi ikry mężczyznami, zaś kobiety z
Chicago i okolic nie były ślepe i nieczułe. Zdaniem Austin bliźniacy
Tyler o bardzo przyjemni, traktujący kobiety z należytym respektem
mężczyźni.

Kiedy Austin przybyła następnego ranka do domu Joustona, ten

powitał ją uśmiechem, filiżanką kawy i nowiną, iż Sam Carter wynajmie
firmę Tyler Construction.

— Nie! — wydobyła z siebie Austin.
— To wszystko, mała? — zapytał Houston. — Gdzie okrzyki radości,

śmiech, entuzjazm? Potrzebowaliśmy tej roboty. A ty spotkasz się ze
Wspaniałym Samem.

— Nie, nie spotkam go — powiedziała Austin, siadając na

kuchennym stole. — Przecież on będzie w biurze podczas naszej pracy w
jego domu. Nie wyobrażam sobie, jakim cudem mogłabym wpaść na
niego. Gdzie jest Dallas?

— Nie wiem. Spóźnia się, co nie jest do niego podobne. Ubiegłego

wieczoru znowu miał się spotkać z Joyce, więc... — Wzruszył
ramionami. — Czy zwróciłaś uwagę, że przez ostatnie pół roku Dallas
nie spotyka nikogo poza Joyce?

— Nie — odpowiedziała Austin, patrząc w zdumieniu na Houstona.

— Myślałam, że bryka wolny.

— Ja też, ale wczoraj powiedział mi o Joyce. Wydaje się, że

zachowywał tajemnicę, bo sam nie bardzo mógł w to uwierzyć.

— Chcesz powiedzieć, że się zakochał?
— Nie przyznał się wprawdzie, ale wszystko na to wskazuje. Ja lubię

Joyce, a ty?

— O tak, jest przemiła. A jej synek wprost do pozazdroszczenia. Co

prawda to bardzo chudy pięciolatek, ale Dallas się nim zachwycił.
Rozumiesz, on nie rozrabia za dużo, a także daje mu poczucie ważności.

— Chłopczyk ma astmę, prawda?
— Tak, tak mi powiedziała Joyce, kiedy razem pojechaliśmy na

piknik. Jej mąż pozostawił ich, kiedy Willie... Tak ma na imię. Czyż nie
fajnie?... W każdym razie, kiedy okazało się, że Willie jest chory, podły
ojciec zostawił go. Nie mógł znieść myśli, iż ma chore dziecko. Joyce
wobec tego sama się z tym boryka, ale dzielnie sobie radzi. Ko: cha
Williego bardzo. Myślę, że ona i Dallas tworzyliby wspaniałą parę.

32

RS

background image

— No dobra — ostrzegł Houston — nie mów mu, że to ja ci

powiedziałem o nim i Joyce.

— Nie, zaczekam, aż sam mi o tym powie. A ty, Houston? Masz

kogoś?

— Coś ty! Po co wyrzekać się tego, co dobre? Mam tyle kobiet, ile

zapragnę. — Przerwał. — No, trochę bujam, bo niczego bardziej nie
pragnę niż się zakochać, ożenić i zostać ojcem. Kiedy pomyślę, że
mógłbym trzymać na rękach własnego bobasa, dostaję gęsiej skórki. —
Usiadł naprzeciw niej przy stole. — Chciałbym znaleźć żonę. Mieć
dzieci. Ale jak na razie jeszcze nie spotkałem takiej, z którą pragnąłbym
spędzić resztę życia.

— Znajdziesz — odparła Austin, ściskając jego dłoń. — Masz wiele

do zaoferowania.

— Nie mam wiele pieniędzy.
— To nie będzie miało znaczenia dla właściwej kobiety.
— Może tak, a może nie. Czy nie uważasz, że jestem zbyt wybredny?

W wyborze żony, oczywiście.

— Myślę, że gdy się zakochasz, to ta osoba automatycznie stanie się

dla ciebie ideałem.

— Być może. — Kiwnął głową. — Chyba słyszę ciężarówkę Dallasa.

Na pewno ucieszy go wiadomość, że Wspaniały Sam jest nasz.

— Przepraszam za spóźnienie — od progu odezwał się Dallas.
— Wyglądasz mizernie — powiedział Houston. — Co się stało?
Austin odwróciła się szybko, by spojrzeć na Dallasa.
— Co się stało, braciszku?
— Całą noc nie spaliśmy z Joyce. Willie dostał ostrego ataku astmy i

musieliśmy z nim pojechać do szpitala.

— Biedactwo — zmartwiła się Austin. — I jak się ma?
— Dochodzi do siebie. Żebyś to widziała! Nie mógł oddychać,

Austin. Niech to szlag, to było okropne. Nigdy jeszcze nie czułem się
taki bezradny. Popatrz, jaki jestem wielki, ale nie mogłem mu pomóc!

Houston podał Dallasowi kubek kawy.
— Usiądź! Ledwo stoisz. Dallas osunął się na krzesło.
— Gdzie są Joyce i Willie?
— Zawiozłem ich do domu, poczekałem, aż oboje zasną i

przyjechałem prosto tutaj.

— Hmm, teraz ty powinieneś pójść spać — stwierdził Houston. —

Austin i ja zrobimy zakupy. Ty idź do domu. Jutro zaczynamy pracę.

33

RS

background image

— Jutro jest sobota — przerwała Austin. — Nie sądzę, żeby Sam miał

ochotę, byśmy mu przeszkadzali.

— Powiedział, że mu to nie przeszkadza — odparł Houston. — Nawet

zapłaci półtorakrotnie, jeśli przyjdziemy w dni wolne. Zależy mu, by
szybko wyszykować dom. Więc nic nie stoi na przeszkodzie. Dallas, idź
do domu.

Dallas wstał i podszedł do drzwi, ale jeszcze zatrzymał się.
— Lekarze powiedzieli Joyce, że Willie nie może tu pozostać. Ona...

ona musi się przenieść — do Arizony lub podobnego miejsca, w którym
Willie miałby suchy i gorący klimat Muszą jechać niebawem.
Zobaczymy się jutro.

Pospiesznie wyszedł.
— Houston? — Austin pytająco spojrzała na niego.
— Nasz Dallas jest pełen bólu, kochanie. Myślę, że stoi przed

koniecznością podjęcia najważniejszej decyzji w swoim życiu.

Austin otworzyła szeroko oczy.
— Czy myślisz, że pojedzie z Joyce i Willie? Houston przełknął łyk

kawy, po czym kiwnął głową.

— Być może. Powiedziałbym, że Dallas Tyler jest zakochanym

szczęściarzem.

— Ale Arizona?
— Hej, co on może na to poradzić? Jeśli ich kocha, musi jechać. Nie

ma wyboru. Jeśli się zdecyduje, to nam o tym powie.

— Ale co z Tyler Construction, Houston?
— Będę się martwił, jak zajdzie potrzeba. Austin zaśmiała się.
— Mówisz jak mama, z tym że ona w ogóle by się tym nie martwiła.
— To prawda. No dobra, kruszynko, chodźmy wreszcie. Musimy

kupić co potrzeba dla Wspaniałego Sama.

Najbliższe godziny szybko minęły. Houston w specjalnych sklepach

kupował poszczególne materiały. Doskonale wiedział, że gdy firma ma
najlepsze farby, to wcale nie znaczy, iż oferuje pierwszej jakości
wykładziny. Wielu kontrahentów oszczędzało na czasie, kupując
wszystko w jednym miejscu, jednak nie Houston. Tyler Construction, jak
podkreślał często, musi osiągnąć najwyższą markę, i o to się starał.
Dodatkowe kilometry i stracony czas kiedyś miały zaowocować.

„Ale czy na pewno?" — Austin zastanawiała się podczas jazdy do

kolejnego sklepu. Czy Tyler Construction utrzyma się, jeśli Dallas
wyjedzie? Nie patrzyła na związek Dallasa i Joyce z niechęcią,

34

RS

background image

przeciwnie — cieszyła się ze względu na brata. Jeśli kochał Joyce i jej
syna, to życzyła im wszystkiego najlepszego.

Jednakże fakt był faktem. Wraz z wyjazdem Dallasa nastąpiłyby

drastyczne zmiany. Houston potrzebował kogoś silniejszego od
pięćdziesięciokilogramowej pomocnicy, która i tak zapadała się w
podłogę. Tak, było przecież wielu porządnych, rzetelnych robotników,
którzy szukali pracy. Tylko że Tyler Construction nie był w stanie
solidnie zapłacić fachowcowi. Tyler trio płaciło sobie samym minimalne
stawki, często opóźniając wypłatę, jeśli zachodziła tego potrzeba. Austin
zauważyła, że czeki przychodziły czasem trochę późnawo, ale myślała,

że egzystowali od pracy do pracy. Przyjęcie ich oferty przez Sama
wybawiało ich na jakiś czas z kłopotów.

Austin miała niejasne przeczucie, iż jeśli Dallas wyjedzie, Tyler

Construction będzie jedynie wspomnieniem. Houston nie będzie miał
innego wyboru niż pójść na garnuszek do jednej z większych firm, które
od dawna nęciły, zarówno Houstona jak i Dallasa, ofertami
kierowniczych stanowisk. Bracia znani byli z rzetelnej i świetnej pracy.

„Co ze mną będzie?" — pomyślała niechętnie. Starała się, jak mogła

w Tyler Construction, ale dobrze wiedziała, że popełniła dużo błędów,
zanim zorientowała się, o co chodzi. W normalnym zespole po błędzie
nastąpiłoby zwolnienie.

No cóż, uznała, nie ma co się na razie zastanawiać. Trzeba poczekać i

zobaczyć, co przyniesie przyszłość. Jeśli Dallas jest faktycznie
zakochany w Joyce, wówczas ma to pierwszeństwo przed wszystkimi
innymi sprawami.

Miłość, myślała dalej Austin, zakochać się. Kochać z wzajemnością.

To musi być wspaniała sprawa. Widziała, jakie to piękne w małżeństwie
jej rodziców. Dallas trafił zapewne na swoją kobietę. Houston miał tylko
nadzieję, iż Dallas sam to zrozumie.

Miłość. Dla Austin było to jedynie słodkie marzenie. Jej bracia

zgrywali cały czas swatów, ona zaś w dobrej wierze doceniała ich
wysiłki. Jednakże w jakimś zimnym zakamarku serca czuła, że nie musi
za wszelką cenę się zakochać. Kochać oznaczało dzielić się wszystkim,
bez tajemnic, bez najmniejszych sekretów.

Jaki mężczyzna, zastanawiała się, mógł stanąć wobec prawdy o niej,

wobec faktu, że była inna? Żaden. Tego nie mogła oczekiwać.
Mężczyźni mają swoją duszę, miłość własną, honor. Jak mógłby któryś z
nich uporać się z prawdziwą Austin Tyler? Nie mógł. Żaden. Nawet tak
duży i mocny, pełen godności i inteligentny jak...

35

RS

background image

— Sam — powiedział Houston.
— Co?! — wrzasnęła Austin, podskakując w swoim fotelu.
— Obudziłem cię?
— Zamyśliłam się. Houston, jesteśmy pod domem Sama. Dlaczego

jesteśmy u Sama?

Ponieważ

mamy

jego

materiały,

przypominasz

sobie?

Powiedziałem jego imię, ponieważ najwyraźniej widzę jego samochód.
Nie myślałem, że jest w domu. Mercedes, palce lizać, nie?

— On tu jest? — Siedziała jak na szpilkach. — Dlaczego on tu jest?
— Czy coś ci się poplątało? — Houston wyłączył silnik. — Facet tu

mieszka.

— Ale przecież powinien być w pracy w mieście.
— Nie zgadniesz — złośliwie powiedział Houston. — On dzisiaj nie

pracuje. O co ci chodzi?

— O nic — wymamrotała, otwierając drzwi ciężarówki. — Zupełnie o

nic.

Na frontowym skwerze buszowały kruki. Austin obserwowała je

przez moment, zanim udała się na tył ciężarówki, gdzie Houston ładował
na swoje wielkie ramiona budelec.

— Ten skwer będzie wspaniale wyglądał — powiedziała Austin.
— Taaa. Tak jak i całe miejsce. Dobrze, że Sam jest w domu. Może

spojrzeć na plany pod kątem kolorów. Ja zniosę materiał na tylną
werandę, by był pod dachem. Ty weź plany i pokaż je Samowi.

— Ja? — zapytała Austin, słysząc i przeklinając swój łamiący się

głos.

Houston nasrożył się.
— Nie zachowuj się jak niedojda, dobra? Po prostu weź plany i idź do

Sama.

— Ma się rozumieć—zapewniła, zbierając je. — Już idę. Ale nie

drgnęła.

— Austin!
— W porządku — wycedziła, ruszając ku domowi. Przy drzwiach,

zapukawszy grzecznie, przyoblekła miły, profesjonalny, jak miała
nadzieję, uśmiech.

To nic wielkiego, przekonywała siebie. Co z tego, że zobaczy czy

usłyszy Sama Cartera? Co z tego, że właśnie wspominała słodycz jego
pieszczot? Co z tego, że kolana jej się uginają i brak jej tchu, jakby zaraz
miała zemdleć? Co z tego? Da sobie przecież radę.

Drzwi otworzyły się.

36

RS

background image

Sam uśmiechnął się do niej. Wyglądał wspaniale w wyblakłych

ciasnych dżinsach i starym podkoszulku z Harvardu, porządnie uczesany,
patrzący na nią swoimi niebieskimi oczyma.

— Proszę wejdź, Austin — powiedział.
— Kto? — zapytała. — Och! Oczywiście — poprawiła się

przytomniejąc.

Weszła do pokoju.
— Hmm, czy nie wyglądasz nieco za swobodnie? Nie wyobrażałam

sobie, że nosisz dżinsy i sprane podkoszulki, taki fajny, „luźniacki strój".

— Podoba ci się to, tak? — powiedział, odsłaniając białe zęby w

uśmiechu. — Przeniosłem drugą partię rzeczy z mojego starego
mieszkania. W ogóle zapomniałem, że mam takie ubrania. Nie używałem
ich od lat.

— Czy faktycznie byłeś na Harvardzie?
— Tak. To tradycja rodzinna. Wszyscy Carterowie tam idą.
— A co będzie, jeśli twój syn nie zechce iść do Harvardu? A zresztą,

to nie moja sprawa.

— Mój syn — cicho powiedział Samuel — sam zadecyduje, co będzie

chciał robić. Nie mam zamiaru zmuszać go, by był prawnikiem i
studiował w Harvardzie. Jego szczęście jest ważniejsze niż to, czy będą
Carterowie w Carter, Carter and Carter.

— Och, Sam — wyszeptała Austin. — Jak to dobrze.
„Ech, do diabła" — pomyślał Samuel. Austin zniweczyła właśnie

wszystkie jego przebiegłe plany. Spodziewał się zobaczyć ją ponownie,
porządnie wypoczęty, był móc stwierdzić, że jest niezła, ale nie na tyle,

żeby mu zawrócić w głowie.

Stała więc oto w dżinsach, koszulce i piekielnie zalotnych

warkoczykach,

patrząc

na

niego

swymi

brązowymi

oczami,

zdecydowanie zawracając mu w głowie. Tak naprawdę, to nawet jeszcze
gorzej. Chciał ją porwać w ramiona i całować. Chciał przycisnąć jej
miękkie linie do swego twardego ciała i poczuć żądze i ów niesłychany
ogień, falujący pomiędzy nimi. Mimo iż wyspał się porządnie, jego
pociąg do Austin Tyler nie osłabł ani na jotę. Dzisiaj wydawała mu się
jeszcze piękniejsza niż wczoraj.

— Sam? — zapytała Austin. — Czy coś nie tak? Wyglądasz trochę

niewyraźnie.

— Nazywam się Samuel — poprawił ją.

37

RS

background image

— No, dobrze, przepraszam — powiedziała. Przemknęła obok niego i

ruszyła w głąb pokoju. Samuel okręcił się i przebywszy dwoma susami
dzielącą ich przestrzeń, chwycił ją za rękę i zatrzymał przed sobą.

— Przepraszam — przemówił, zabierając swą rękę. — Nie chciałem

być grubiański. Proszę, nazywaj mnie Sam. Nikt, kogo znam, tak mnie
nie nazywa i... hmm, właściwie to podoba mi się sposób, w jaki ty to
wymawiasz.

Przerwał na chwilę i zapatrzył się w sufit, po czym wzrokiem wrócił

do niej.

— I przyznam — podjął cichym, przytłumionym głosem — podoba

mi się twój wygląd, twój smak, sposób, w jaki odpowiadasz na moje
pocałunki. Nie wiem, co mam z tobą począć, Austin, ale jeśli cię nie
pocałuję przez najbliższe trzy sekundy, to nie wytrzymam. Och, Boże,
doprowadzasz mnie do ostateczności. Muszę cię pocałować, Austin.
Naprawdę.

Zamrugała oczami.
— Och, rozumiem. No cóż. O Boże, w takim razie uważam, że

powinieneś właśnie to zrobić, Sam. .

Przeciągnął ręką po czuprynie.
— Nie powinienem. Nie jest to zbyt dobry pomysł, ponieważ jak

zacznę, to nie będę chciał skończyć, będę... Czy ja naprawdę muszę się
tak upierać? Nigdy w życiu taki nie byłem.

Austin westchnęła z rozpaczą.
— Obawiam się, że niestety tak. Zdecydowanie się staczasz. Istnieje

na to tylko jedno lekarstwo. — Uśmiechnęła się. — .Pocałuj mnie
jeszcze raz, Sam" — powiedziała wesoło. — Och, myślałam, że nigdy mi
to nie przejdzie przez gardło.

Pochwycił jej twarz w swoje dłonie i uśmiechnął się ciepło.
— Jesteś cudowna — powiedział, pochylając swą twarz ku jej twarzy.
— Pocałuję cię znowu, Austin. Dotknął swymi ustami jej ust
— I znowu. — Cmoknął ją lekko i pieszczotliwie.
— I jeszcze raz.
— Kiedy? — wyszeptała.
— Teraz. — Przykrył jej usta w mocnym, złaknionym pocałunku.
Austin przywarła do niego, zarzucając mu na szyję swe ręce, gdy on

przyciskał ją bliżej do siebie. Ich języki spotkały się, wzmagając ich
wzajemne pożądanie. Zapamiętali się w pocałunku całkowicie. Przelali w
nim swe pragnienie i żądzę; obdarzając się boskimi doznaniami,
zapomnieli o całym świecie.

38

RS

background image

— Cześć Austin — odezwał się zaglądający do pokoju Houston. —

Kiedy skończysz, nie zapomnij pokazać Samowi planów malowania.

— Dobrze — sennie odpowiedziała Austin. — Plany malowania.
— Aaa — zakończył Houston, po czym zniknął. Sam obejrzał się

zaskoczony przez ramię, potem popatrzył na Austin.

— Czy on zawsze jest taki opanowany przed ukręceniem komuś

głowy?

Austin roześmiała się.
— Nie ukręci ci głowy. On cię lubi, Sam. Nawet gdyby cię nie lubił,

to i tak nie skręciłby ci głowy.

— To pocieszające.
— Może skręciłby ci co innego, ale nie głowę.
— O Boże!
— Nie masz się jednak o co martwić. Zarówno Houston jak i Dallas

nie mają nic przeciwko tobie.

— A ty? Co o mnie myślisz?
„Że działasz na mnie jak ogień na siano" — pomyślała

roznamiętniona. Że niemal ją rozsadziło z radości na jego widok, zaś
kiedy ją pocałował, o mało nie zalała się łzami ze szczęścia. Że działo się
z nią coś dziwnego i cudownego zarazem. Że się bała i rozkoszowała tą
samą zapierającą jej dech w piersi chwilą. Że Sam Carter rozpalał w niej
ogień pożądania, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczyła. I że ponieważ
go spotkała, nigdy już nie mogła żyć tak samo jak przedtem. To właśnie
myślała.

— Ja też nie mam nic przeciwko tobie — odpowiedziała, zmuszając

się do lekkiego uśmiechu.

Wodził kciukami po jej policzkach.
— To świetnie — stwierdził, też się uśmiechając.
Ich oczy spotkały się. Uśmiechy znikły. Serca przyspieszyły rytm

jeszcze raz, podczas gdy Sam naparł na Austin, a Austin na Sama.

— Plany malowania — mruknął.
— Co? — zapytała.
— Plany. Malowania. Wszystko jedno. Nie wiem.
— Och—podchwyciła Austin.—Tak, oczywiście. Jestem w pracy.

Reprezentuję Tyler Construction. Gdzie ja je podziałam? — Podniosła
rękę.—Tu są. Plany malowania. — Odchrząknęła. — Nie mogę cię już
więcej całować, Sam. Muszę się zająć pracą.

— Tak jest, proszę pani — powiedział, uśmiechając się do niej. —

Rozumiem doskonale. Czy moje życzenia zostaną spełnione?

39

RS

background image

— Przepraszam, o co chodzi?
— Odnośnie kolorów. Czy wszystkie odcienie na tych wzorach są

dostępne?

— Kolory — zaskoczyła Austin, kiwając głową. — Proszę bardzo —

powiedziała, wręczając mu karty wzorcowe. — Wszystkie są dostępne.
Farby do malowania na zewnątrz, do malowania wnętrz i temu podobne.
Nie pytaliśmy, czy może wolałbyś tapety?

— Nie cierpię tapet. Moja mama ma w każdym pokoju inną tapetę.

Doprowadza mnie to do szału. Dobrze — powiedział, przyglądając się
wzorcom. — Zobaczymy.

Poszedł ku sofie, usiadł na niej, po czym wlepił wzrok w Austin.
— Nie przyjdzie tu pani, droga przedstawicielko? Czy nie powinna

pani sporządzić jakichś notatek? Papier i ołówek leżą tam, koło telefonu.

— Żebyś wiedział. — Porwała papier i ołówek, następnie przysiadła

na brzegu sofy.

— Jestem gotowa.
— Moja sypialnia.
Obejrzała się gwałtownie, by na niego spojrzeć.
— Twoja sypialnia? Co z twoją sypialnią?
— Potrzebuje przemalowania. Wróciła wzrokiem na papier.
— Sypialnia Sama — powiedziała głośno, zapisując.
— W porządku. Jaki sobie życzysz kolor?
— Jaki według ciebie pasowałby do dziury w suficie? — zapytał

chichocząc.

— Zreperujemy ją oczywiście, sir — odparła, wpatrując się w niego.

— Jaki kolor?

— Chwilę — powiedział, podnosząc dłoń. — To poważna sprawa.

Muszę zadecydować, jaki chcę stworzyć nastrój, aurę, atmosferę.

— Aurę? — powtórzyła Austin, rozszerzając oczy. — Atmosferę? —

Głos jej wzniósł się o nutę. — W twojej sypialni?

— Hmm, ma się rozumieć — odparł chłodno. — Wiesz, chcę

stworzyć coś w rodzaju wizytówki. Może niech wszystko będzie w
czerwieni.

— Czerwieni?
Samuel rozciągnął ramiona na oparciu sofy i popatrzył w sufit
— Taaa. Widzę to. Czerwona satynowa pościel, ciemnoczerwone

prześcieradła, czerwone ściany i sufit, z wyjątkiem miejsc na lustra.

— Lustra? To najbardziej niesmaczna rzecz, o jakiej kiedykolwiek

słyszałam.

40

RS

background image

Skierował na nią wzrok niewiniątka.
— Tak? Myślałem, że brzmi to raczej... wyjątkowo.
— Brzmi to raczej burdelowo!
Samuel zgiął się. Zakrztusił się śmiechem. Austin gapiła się na niego

z rozdziawioną buzią. Houston wszedł do pokoju, patrząc bez
zainteresowania, jakby nie był świadkiem niczego niezwykłego. Samuel

śmiał się zadowolony z siebie.

— Trafiona — wyrzekł w końcu, zaczerpując oddech.
— Żebyś widziała swoją minę. Kapitalna. Kapitalna. Austin zerwała

się na nogi.

— Samie Carterze, nie jesteś ani trochę zabawny. Raczej

beznadziejny. Czerwona sypialnia z lustrami, to dopiero!

— Jak dla mnie, brzmi to całkiem nieźle — przemówił Houston i

wzruszył ramionami. Austin posłała mu wściekłe spojrzenie. — Nie, nie.

Żartuję!

— I ja też — zawtórował Samuel, nareszcie odzyskując spokój. —

Ale Austin to połknęła. Burdel? Och, człowieku. Nie spodziewałem się,

że to słowo jeszcze jest w użyciu.

— Oczywiście, że jest—odparła Austin, prychając lekceważąco. —

Używane jest od 1598 roku, pochodzi z niemieckiego, a jest
spokrewnione ze staroangielskim słowem „bord", które przetłumaczone
zostało na „brothel". W wersji francuskiej...

— Austin — odezwał się Houston z ostrzeżeniem w głosie —

odbiegamy od rzeczy.

— „Bordel" — spokojnie dokończyła. — Nieważne — mruknęła,

wbijając oczy w końcówki swych tenisówek.

— Nie jest to specjalnie ciekawe.
— To, co jest ciekawe, to to — powiedział Samuel wstając — skąd ty

to wszystko wiesz? To niesamowite!

— Nie, to nudne — odpowiedziała Austin. — Jeśli jesteś pewien, że

już się wybrykałeś, możemy powrócić do interesów.

— Ale skąd ty to wszystko wiesz? — nastawa! Samuel.
— Sporo naoglądała się telewizji — pospiesznie powiedział Houston.

— Czy możemy już iść, Austin? Ja już wszystko wyładowałem.

— Czy masz jakąś inną pracę? — zapytał Samuel.
— Nie — powiedział Houston. — Mam jedynie trochę papierkowej

grzebaniny. Ruszymy jutro rano.

41

RS

background image

— Taak? Chętnie skorzystałbym z czyjejś pomocy przy wyborze

kolorów. Myślałem, że Austin mogłaby zostać i pomóc mi, później
odwiózłbym ją moim samochodem.

— Nie mam nic przeciwko temu — powiedział Houston, ponownie

wzruszając ramionami.

— Austin? — zapytał Samuel.
— No cóż, chyba tak — odparła powoli. — Jeśli jesteś pewien, że

potrzebujesz pomocy.

— Jak najbardziej — powiedział, patrząc jej prosto w oczy.
Zauważył, że znowu pojawił się w nich ów dziwny wyraz smutku,

zagonienia, prawie lęku. Poruszyło ją słowo burdel, po czym opadła na
nią zasłona, zabierając migotanie z jej oczu. Telewizja? Nie. Na pewno
nie. Musiało być w tym coś więcej. Musiało się to wiązać z epizodem o
lodówce i klimatyzacji. Za wszelką cenę dowie się, co się za tym kryje.

— Chciałbym, żebyś została, Austin.
— W porządku — powiedziała łagodnie.
— A więc do jutra — żegnał się Houston, idąc ku drzwiom. Otworzył

je, ale jeszcze się odwrócił. — Aha, Sam?

— Tak?
— Nie szalej.
Mężczyźni wymienili długie spojrzenia. Samuel zrozumiał, że nie

było to jedynie nowoczesne pożegnanie. Houston, szczęść mu Boże,
ostrzegał go, aby posuwał się powoli i nie na siłę.

— Dziękuję, nie będę—powiedział, gdy Houston wychodził.
„A teraz mam jedną pilną rzecz do zrobienia — pomyślał Sam —

dowiedzieć się, kim naprawdę jest Austin Tyler."













42

RS

background image

Rozdział 4


Dla Samuela pozostałe godziny wieczoru to ciąg frustracji, Austin

Tyler natomiast zadziwiała żywą sprawnością. Była tu, aby pomóc
wybrać Samowi kolory farb malarskich, i jakimś cudem faktycznie to
robili.

Z tym, że Saumel dostrzegał oznaki spięcia i niepokoju pod jej

promiennym uśmiechem. Mówiła zbyt szybko, nieprzerwanie i unikała
jego wzroku. Odrzuciła jego propozycję pójścia na obiad, twierdząc, że
zaplanowała już coś innego na wieczór. Ten fakt nie pasował Samuelowi
Carterowi.

Jazda do jej domu przebiegła przy akompaniamencie muzyki z radia i

podśpiewywania Austin, podczas gdy Samuel zaciskał zęby. Kiedy
posłuszny jej wskazówkom wjechał na domowy podjazd, niezwłocznie
chwyciła za klamkę.

— Muszę lecieć — powiedziała. — Jestem już trochę spóźniona.

Uważam, że wybrałeś świetne kolory, Sam. Na razie.

Samuel popatrzył ze ściągniętymi brwiami, jak Austin wysiadła,

pospieszyła na górę i zniknęła w swoim mieszkaniu. Zabębnił palcami na
kierownicy, ciaśniej zaciągnął pasy i wycofał się. Słowa, które
odjeżdżając memłał pod nosem, zaszokowałyby klientów Carter, Carter
and Carter.

Austin opadła na sofę. „Udało się" — pomyślała słabo. Uciekła.

Zostawiła Sama, nie potrzebując wyjaśniać swoich wynurzeń na temat
burdelów i lodówek.

Teraz, spostrzegła, rozciągał się przed nią cały wieczór. Nie miała nic

do roboty, a te, jakby plany" to tylko sposób ucieczki od Samuelowych
przesłuchań.

„Wiedział" — pomyślała z niesmakiem. Wiedział, że była inna.
To, co łączyło ją z Samem, było tymczasowe, zdawała sobie z tego

sprawę, ale nie chciała w to wierzyć. Chciała, żeby Sam widział w niej
piękną kobietę. Kobietę, którą pociągnie w ramiona i będzie całował,
obejmował, dotykał. Kobietę, która rozpalała jego pasje dokładnie tak,
jak on rozpalał jej.

Opanował ją niepokój, ściany zrobiły się za ciasne. Wyszła na

zewnątrz i zobaczyła ojca wyładowującego sprawunki. Teddy Tyler był
faktycznie jeszcze większy niż jego obaj synowie i tak samo łagodny.
Był listonoszem, emerytem, poświęcającym się prowadzeniu domu i
wędkowaniu.

43

RS

background image

— Cześć, tatuśku—zawołała Austin i zbiegła do niego po schodach.
— Jak się masz, Austin? — powiedział Teddy, przenosząc na nią swój

wzrok.—Jak się ma moja najukochańsza córka?

— Twoja jedyna córka—odpowiedziała. Uśmiechnęła się, dopełniając

ceremonii przywitania, która była ich własnym rytuałem. Pochwyciła
torbę z zakupami. — Czy mama jest w domu?

— Nie. Poszła na jakieś zebranie klubu ogrodników. Wejdź na chwilę

i porozmawiaj ze mną, w tym czasie ja pochowam jedzenie.

Weszli do malutkiej niebiesko-białej kuchni i Austin zaczęła pomagać

w rozpakowywaniu toreb. Kiedy już wszystko trafiło na swoje miejsce i

żadne z nich nie odezwało się słowem, Teddy wręczył Austin długą
szklanicę herbaty z lodem i posadził ją na krześle przy stole, sam zaś
usiadł naprzeciwko.

— Tutaj zawsze przychodzimy ze swoimi problemami do ciebie — po

cichu zaczęła Austin. — Tu, przy tym stole.

— I je rozwiązujemy — podjął ojciec. — Razem. Jesteś dzisiaj moim

drugim klientem. Dallas siedział już dziś na tym krześle, podobny do
ciebie, z oczami smutnymi jak u basseta.

— Dallas stoi wobec wielkiej decyzji.
— Ano, stoi — kiwając głową, przytaknął Teddy. — Podejmie z

pewnością słuszną. Moje dzieci zawsze to robią.

— Tatusiu, czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, że zawsze ty

jesteś przy tym stole, a nie mama?

— Nigdy i wiedz, że nie chciałbym zmienić jej ani na jotę. Kocham tę

kobietę taką, jaka jest. Wiem, że jedynie poklepywała was po łepetynach,
mawiając, byście nie martwili się tym, co was trapi. Serduszko moje, ona
jest cudowna. Jednak ty, Dallas i Houston wiecie, że nie zawsze można w
ten sposób traktować życiowe problemy. Toteż, moja kochana
dziewczyno, powiedz staremu ojcu, jak on ma na imię?

— Kto?
— Gość, przez którego masz spojrzenie basseta.
— Nie mówiłam nic, że chcę mówić o jakimś gościu.
— Austin, rozmawiasz ze swoim ojcem.
— Sam — westchnęła. — Ma na imię Sam. Samuel Carter z Carter,

Carter and Carter, Biura Prawniczego. Wspaniały Sam.

Teddy zaśmiał się.
— Wspaniały, naprawdę? Podoba mi się to słowo. — Spoważniał. —

Dobrze, niech zgadnę. Doszłaś do wniosku, że nie ma szans, byście
mogli być razem, ty i twój Wspaniały Sam, ponieważ ty jesteś inna.

44

RS

background image

— Tak. Miałam parę potknięć i nabrał ciekawości. Jestem zazwyczaj

ostrożna, ale z nim czuję się taka zrelaksowana, że się zapominam.

— Och, Austin, nigdy sobie nie wybaczę, że pozwoliłem ci pójść do

tego instytutu. Byłem pewien, że tak będzie lepiej dla ciebie, ale się
pomyliłem.

— To nie twoja wina, że jestem taka, jaka jestem.
— Kochanie, wyczerpałem już wszystkie sposoby, by cię przekonać,

iż jesteś cudowną i dobrą dziewczyną. Nie możesz się tego ciągle
wypierać. Jesteś...

— Nie — przerwała Austin. — Nie mów. Nie chcę słyszeć tego

słowa.

Teddy chwycił ją za ręce.
— Owszem, powiem. Zbyt długo już milczymy, jako że cię to

porusza. Ganię ludzi z instytutu, że nie potraktowali cię jak człowieka.
Ale

to

stare

sprawy.

Jesteś

geniuszem!

Jesteś

jednym

z

najinteligentniejszych ludzi w tym kraju!

— Nie! — zaprzeczyła ze łzami napływającymi do oczu, próbując

wyswobodzić swe dłonie.

—Tak! — potwierdził, nie wypuszczając jej. Podniósł się, obejmując

jej drobną figurę potężnym ramieniem. —

Tak, moja kochana. Jak chcesz, to sobie płacz. Ale Austin, czy nie

pora przestać się chować? Nie mogę już na to patrzeć. Mieszkasz z nami
już prawie czwarty rok, a ciągle jeszcze się chowasz. Przestali. Słyszysz?
Skończ z tym.

— Och, tatku — chlipała mu na piersi. — Nie wiem, co z sobą zrobić.

Nie wiem, kim jestem. I teraz jeszcze ten Sam. I taki jest cudowny, ale
tak się boję, że jeśli się dowie, to będzie tak jak zawsze. Jestem
potworkiem! Nigdy nie chciałby mnie więcej zobaczyć, nie wiedząc, co
przy mnie robić i co mówić. — Zachłysnęła się szlochem. —
Rozgadałam się na temat słowa „burdel". Tatku, on wie. Domyśla się, że
coś ze mną jest nie tak.

— Cicho już—powiedział, pocierając ją po plecach — bo dostaniesz

czkawki.

— A instytut przysłał mi list i...
— Co? — zesztywniał nagle Teddy.
— Nie przeczytałam go, bo wiem, czego oni chcą. Nie chcę do nich

wrócić. Nigdy.

45

RS

background image

— Pewnie, że nie wrócisz, do diabła. Zostaw ich mnie i Houstonowi.

Dallas ma za dużo na głowie. Instytut nie będzie cię już więcej niepokoił.
Usiądź teraz przy stole.

Wyciągnąwszy z kieszeni chustkę, podał ją Austin.
— Wytrzyj nos.
Zrobiła, jak kazał, czując całe czteroletnie brzemię. Wydmuchała nos,

drżąc głęboko odetchnęła i popatrzyła na ojca.

— Tak lepiej — powiedział. — A teraz opowiedz mi o Samie.
— Odnawiamy mu dom. Och, tatku, on jest taki cudowny. Spotkałam

go, kiedy przeleciałam przez sufit. On był ubrany w samą bieliznę i był
po prostu wspaniały. Kiedy on mnie... nigdy nie czułam... A kiedy
mnie... och, byłam jak w niebie.

— Mogę pominąć chyba sufit i przebudowę. Jeśli remontujecie jego

dom, to Dallas i Houston musieli go też spotkać, tak?

— Oczywiście — przytaknęła pospiesznie — i naprawdę im się

podobał.

— Świetnie. To by było na tyle. Kochanie moje, posłuchaj. Twoje

oczy nabierają specjalnego blasku, kiedy mówisz o Samie. Nigdy cię
takiej nie widziałem. Warto by sprawdzić, czy może być to coś
poważnego.

— Ale...
— Nie. Opowiedz mu, Austin. Opowiedz mu, że jesteś geniuszem.
— Nie rozumiesz. Mężczyzna nie potrafi zaakceptować...
— Ech — ponownie przerwał jej Teddy — tu mamy sedno...

Mężczyzna. Prawdziwy mężczyzna, mężczyzna, który jest wart mojej
kochanej Austin, nie będzie się ani trochę przejmował jej nietypowym
zachowaniem. Jeśli Sam Carter jest niezadowolony z twojej inteligencji,
to nie jest nic wart. Nie obchodzi mnie, jak on się prezentuje w bieliźnie.
Czy Houston wie o tej bieliźnianej scenie?

— Tak.
— To nie mogło być tak źle, jak zabrzmiało, bo Sam miałby złamany

nos. Austin, opowiedz Samowi...

— Ja... pomyślę nad tym.
— Zawsze to jakiś początek. I pamiętaj, że im później, tym będzie ci

trudniej. Zrób to, Austia Dla siebie. Dla Sama.

Austin wstała i przeszła na drugą stronę stołu, żeby zarzucić ojcu ręce

na szyję.

— Dzięki, tatku. Jesteś taki kochany.

46

RS

background image

— Ty też, moja szczebiotko. Zrobisz to, co słuszne, tak samo jak i

Dallas.

— Wkrótce z tobą porozmawiam — zawołała, wychodząc tylnym

wyjściem.

Teddy popatrzył w ślad za nią, po czym podszedł do telefonu na

ścianie i wykręcił numer.

— Houston? Wiem, że jutro pracujesz, ale w niedzielę musimy się

razem gdzieś wybrać. Instytut znowu indaguje Austin. Musimy położyć
temu kres, raz na zawsze... Tak, z przyjemnością. Zarezerwuję samolot i
zawiadomię cię, o której po ciebie wpadnę. Aha, Houston, przygotuj
dokładną relacje o niejakim Samie Carterze.

* * *
Niedziela zastała Sama w podłym nastroju. Nie wyspał się. Wiercił się

i przewracał, a do tego miał złe sny.

Austin Tyler goniła go przez długą ciemną noc.
Sam stał przed oknem frontowym i pijąc kawę, wyglądał ponad swym

zarośniętym jak puszcza skwerkiem i palił. Od chwili przebudzenia jego
myśli przypominały piłeczkę pingpongową. Latały ciągle w tę i z
powrotem. Przez chwilę nigdy już nie chciał widzieć Austin, a w
następnej sprawdzał, która to godzina, kiedy przyjedzie ona i jej brat

Popatrzył na swe wytarte dżinsy i wypłowiałą harvardzką koszulkę i

potrząsnął głową. Austin powiedziała, że podoba się jej w tym, jak to
nazwała, Luźniackim stroju", więc włożył je, by zrobić jej przyjemność.

Zawarczał, patrząc w sufit: „Nie wytrzymam". Pójdzie się przebrać w

porządne spodnie i koszulę i skończy z tą błazenadą. „Tak, przebierzesz
się." Nie, nie będzie się przebierał.

Zesztywniał nagle, napinając wszystkie swoje nerwy jak postronki,

widząc wjeżdżającą na podjazd ciężarówkę. Ciężarówkę przywożącą
Dallasa i Houstona, ale nie Austin.

Bez Austin? Zrzedła mu mina. Gdzie ona jest? Może zachorowała?

Może nie chce go więcej widzieć? Jak mogła zdecydować, że nie chce go
więcej widzieć? Nie mogła tego zrobić. Nie zniósłby tego. No, ale jeśli
była chora? Jak bardzo? Och, Boże!

Samuel postawił kubek na stole i poszedł do drzwi wejściowych,

otwierając je na oścież. O mało co nie zaliczyłby na nosie pukania do
drzwi, jako że Houston właśnie zamierzał zapukać.

— Gdzie ona jest? — zawołał Samuel, nie bawiąc się w uprzejme

grzeczności.

— Ona? — zapytał Houston, jak gdyby nigdy nic. — Jaka ona?

47

RS

background image

— Nie wygłupiaj się, Tyler — prawie zawarczał Sam.
— Nie jestem w nastroju.
— Ona — powiedział Houston, szczerząc się do niego — jest w

sklepie z farbami. Powinna za jakiś czas dołączyć. Czy my możemy
wejść?

— Oczywiście — powiedział Sam, podnosząc ręce. — Zdążyłem już

zrobić z siebie wystarczająco wielkiego idiotę. Ty jesteś Houston czy
Dallas?

— Houston. Dallas to ten drugorzędny klon, podążający za mną —

odpowiedział Houston, przekraczając próg. Dallas wszedł za nim. —
Jesteś dzisiaj nieco podenerwowany, Sam.

— Kobiety — odezwał się Dallas z rodzajem niesmaku. — Zawsze

nas załatwiają. Poukładamy sobie życie, aż nagle: bach, trafiony
zatopiony. Kobiety powinny mieć zakaz chodzenia po ziemi.

— To była najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek przytrafiło ci się

powiedzieć w całym twoim życiu — zaoponował Houston, marszcząc
czoło i wznosząc oczy ku niebu.

— Masz rację — zawtórował nieszczęśliwy Dallas. — Nie słuchajcie,

co mówię. Jestem chory na serce. Pękło mi.

— Z Samem jest podobnie — powiedział Houston, wskazując brodą

na Cartera.

— Wcale nie — z godnością odezwał się Sam. — Po prostu

pomyślałem sobie, że się rozchorowała, i to wszystko.

— Aha, no to wszystko w porządku — powiedział Houston

chichocząc. — Jeśli miałbym to kupić, to następnym razem zechcesz mi
wcisnąć naprawdę ckliwy kawałek. Taaa, zapowiada się dzisiaj wesoły
dzień. Skazany jestem na towarzystwo jednego pokonanego i jednego
walczącego. Chodź, poranny ranny — zwrócił się do Dallasa. —
Zamocujemy nowe listwy, żeby Austin miała co malować. Sam, znasz
Austin? Naszą siostrę? Małą słodką zawieruchę, która zapodziała się w
sklepie malarskim?

— Nie nudź, Tyler— uciął Sam, patrząc na niego zimno. Houston

zawył z uciechy.

— Houston, przyjdzie i na ciebie kryska—odezwał się Dallas, kiedy

obaj bracia ruszyli. — Wpadniesz po uszy, a ja będę pękał ze śmiechu.

Zakochany? Sam zaczął myśleć. Ejze, chwileczkę. Może Dallas Tyler

skręca się z miłości do jakiejś kobiety, ale on, Samuel Carter, na pewno
nie jest zakochany w Austin Tyler. To byłoby śmieszne, zupełnie
absurdalne".

background image

Nie, zapewniał się w myślach Sam, nie był zakochany. Był

zaintrygowany.

Austin była inna od wszystkich znanych mu kobiet. Była jak świeże

tchnienie w porównaniu z wyszukanymi kobietami z jego kręgów. Austin
mówiła to, co myślała, z orzeźwiającą otwartością. Ma się rozumieć, że
niektóre tematy zmuszały jego libido do wrzucenia wyższego biegu, ale
zmiany te były w sumie miłe. Była też niezwykła w tym, że wydawała
się nie zdawać sobie sprawy z własnej urody, nie posługiwała się nią.

I miała jedne jedyne oczy na świecie, które fantastycznie migotały.
Tak, nic dziwnego, że poczuł troskę, gdy nagle zrobiła się smutna.

Musiał chronić Austin przed tym, co ją zasmuciło, co pozbawiło iskierek
i przygasiło migotanie oczu. Jej bezbronność budziła w nim samczy
instynkt, chciał rzucać się przeciwnikowi do gardła.

Poza tym, pomyślał trzeźwo, obudziło się w nim kilka innych

samczych instynktów, pchających do działań. Boże, ale by się z nią
pokochał!

Nie znaczyło to jednak, że był w niej zakochany!
Wiedział już, że jego problem ma kilka stron. Potraktuje je jako

oddzielne całości, jak w przypadku skomplikowanej umowy. Każda
całość uzyska swoje rozwiązanie, a on odzyska kontrolę. Krok po kroku
opanuje się i pożegna Austin Tyler.

I zostanie sam. Samuel aż zamrugał, gdy to do niego dotarło i

wylądowało w postaci bólu gdzieś w brzuchu.

Przycisnął dłonie do nagle zmęczonych skroni i potrząsnął głową.

Nie! To sienie może stać! Dlaczego tak się męczy?

A wszystkiemu była winna Austin Tyler!
Czy chciał, żeby wleciała przez sufit? Nie, wcale o to nie prosił. Czy

to w porządku, że jest tak cholernie śliczna z tą kaskadą kasztanowych
włosów? W jednej minucie wesoła, w drugiej smutna? Nie, ani trochę. A
czy było zgodne z logiką, by całowanie drobnej delikatnej kruszyny,
noszącej bezradność i naiwność, mogło tak na niego oddziałać, iż prosił o
więcej? Też nie!

Dlatego więc podupadły stan jego umysłu i ciała był wyłącznie winą

Austin.

Dźwięk

podjeżdżającego

samochodu

wyciągnął

Sama

z

pogmatwanych rozważań, pociągając do okna. Wyjrzał.

Austin!
Wyskoczyła z ciężarówki, odrzuciła warkocz na plecy i zamknęła

drzwi.

49

RS

background image

Serce w piersi Sama rozszalało się nagle.
Austin ruszyła ku domowi.
„Odejdź!" — nakazywał rozum.
,,Pospiesz się, Austin" — szeptało serce.
Sam podskoczył na dźwięk lekkiego pukania do drzwi. W tej samej

chwili, kiedy mózg rozkazywał mu uciec do innego pokoju i ukryć się,
poczuł, jak jego własne nogi podążają do drzwi. Jego ręka podniosła się i
otworzyła drzwi. Jego ramiona objęły Austin, przytuliły, jego usta
zniżyły się do jej.

Oczy Austin rozszerzyły się od szoku nieoczekiwanego powitania, by

za chwilę prawie się zamknąć. Wargi rozchyliły się gotowe na przyjęcie
niecierpliwych ust Sama. Obejmując go, poczuła napięte mięśnie, całe

ściągnięte ciało. Pocałunek był mocny, oszalały, ale zrozumiała — choć
rozpalił w niej namiętności — że coś było nie tak.

Sam odchylił głowę, by odetchnąć, ale zanim znowu mógł zawładnąć

jej ustami, Austin spojrzała mu prosto w oczy. Dostrzegła w nich ów
zamglony odcień, mówiący o pożądaniu.

— Sam? — zapytała bez tchu. — Co się stało? Odchrząknąwszy

odstąpił o krok.

— Stało? — Sięgnął za nią i zamknął drzwi, zastanawiając się

przelotnie, czy sąsiedzi mieli ciekawy widok. — Dlaczego myślisz, że
coś się stało?

— Nie powiedziałeś dzień dobry.
— Oo, dzień jest dobry, Austin. Jak się masz? — Uśmiechnął się

trochę niewyraźnie.

— Dobrze, dziękuję — odpowiedziała, przyglądając się mu uważnie.

— A ty?

— Dobrze... jak na wariata to całkiem nieźle.
— Że co?
— Przerwijcie no swoje mazgajstwo — zawołał Dallas. —

Nadchodzę.

— Nie musisz krzyczeć — odpowiedział Sam. Dallas wszedł do

pokoju z długimi cienkimi listwami,

dyndającymi mu na wielkim ramieniu.
— W kuchni możesz już malować listwy, Austin. Houston

rozładowuje ciężarówkę. Ja zacznę teraz tutaj.

— Dobra — potwierdziła. — Co z Willie'em, Dallas? Brat złożył swój

ładunek na podłodze.

50

RS

background image

— Ciągle niedobrze. To był mocny atak. Joyce złożyła

dwutygodniowe wymówienie.

— Wyjedzie w przeciągu dwóch tygodni? — zapytała Austin,

otwierając szeroko oczy.

— Niestety. Praca w wielkiej firmie ubezpieczeniowej z biurami w

całym kraju ma swoje zalety. Szczególnie gdy sam szef docenia
pracownika. Podzwonił, by zorientować się, jakie stanowiska są do
obsadzenia i załatwił jej jedno w Tuscon.

— Tuscon, Arizona — powtórzyła Austin. — Ojoj, to daleko.
— Niestety, nie musisz mi tego mówić — powiedział przygnębiony

Dallas. — Idź, maluj.

— Słusznie — westchnęła Austin. Rzuciwszy szybkie spojrzenie na

Sama, pospieszyła do kuchni.

— Twoja... wybranka wyjeżdża do Tuscon, Dallas? — zapytał Sam.
— Musi. Jej syn, Willie, ma astmę. Lekarze mówią, że musi zmienić

klimat

— Rozumiem. Ale co z tobą? Co ty w takim razie zrobisz?
— Sam, kotłuje mi się we łbie. Myślę i myślę nad tym, rozważam ze

wszystkich stron. Nie wiesz pewnie, że jeśli pojadę, to koniec z Tyler
Construction? Houstona nie stać na to, by zatrudnić kogoś
odpowiedniego na moje miejsce. To trafiłoby też w Austin, co jest
paskudną sprawą, jako że ona nie za dobrze się czuje przy obcych
ludziach. Mimo że starała się jak mogła, w innych firmach nigdy jej nie
wyszło. Jednakże myśl o Joyce i Willie'em wyjeżdżających beze mnie
doprowadza mnie do rozpaczy.

— Ty naprawdę kochasz tę Joyce?
— Niestety.
— Wydaje mi się, że zarówno Austin, jak Houston orzekliby, że twoja

miłość do Joyce ma pierwszeństwo.

— To samo powiedział mój staruszek. Nie wiem. Potrzebuję więcej

czasu, by to wszystko uporządkować.

Sam kiwnął głową, oparł się o ścianę, przyglądając się, jak Dallas

odrywa stare listwy.

— Dallas — odezwał się w końcu — dlaczego Austin ma takie

kłopoty w innych firmach? Dlaczego nie czuje się dobrze przy obcych?

—To nie takie proste, Sam, i ja nie powinienem ci tego mówić. Austin

ci to wyjaśni, jeśli zechce podzielić się swoim problemem.

— Problemem?

51

RS

background image

— To jej określenie, nie moje. Ona tak to widzi. Jej się wydaje, że jest

inna, że ma... Wystarczy. Nie naciskaj jej o to, Sam. Ona potrzebuje
przestrzeni, by o tym rozmawiać.

— O czym?
— Nie mogę ci powiedzieć. Sam? — zapytał Dallas.
— Tak?
— Nie skrzywdź jej. Houston i ja lubimy cię... jak na razie. Zdaje się,

że przyzwyczajony jesteś do wyszukanych światowych kobiet,
umiejących grać. Austin taka nie jest.

— Wiem o tym, Dallas.
— Niestety. Oczywiście nie chodzi o to, by ją za wszelką cenę

obronić. Wyglądasz na zainteresowanego Austin, ale jeśli tak nie jest, to
marnujesz swój czas. Lepiej się wycofaj. Houston i ja nie będziemy stać i
przyglądać się, jak ktoś ją rani.

— Rozumiem.
— Mam nadzieję.
— Czy ty mi grozisz, Dallas?
— Owszem.
— Tak myślałem. — Samuel pokiwał głową.
— Jak dotąd, jesteś w porządku.
— Dziękuję. Wiesz, ona doprowadza mnie do rozpaczy. Wybija mnie

z rytmu.

Dallas zachichotał.
— Witam w klubie, przyjacielu. Zdumiewająca jest władza

pięćdziesięciokilowej niewiasty nad stukilowym chłopem. Włosy stają
dęba.

— Otóż to.
— Powodzenia, Sam.
— Nawzajem, Dallas — odpowiedział i skierował się w stronę

kuchni.

„Austin miała problem?" — pomyślał. Coś, co powodowało, iż czuła

się inna. Jakaś niezdolność? Może dysleksja? A może nie była w stanie
zapamiętać długich instrukcji na tyle, by mocje poprawnie wykonać?
Nie, to nie grało. Jej pamięć była jak należy, czego dowodem był wykład
na temat słowa „burdel".

Najwidoczniej nie była upośledzona fizycznie, musiało więc to być

coś, co dotyczyło umysłu, mózgu, procesu myślowego. Nie, to musiało
się jakoś łączyć z burdelem i z lodówką — był tego pewien. Jednakże nie
miał najmniejszego pojęcia, na czym mógł polegać jej tajemniczy

52

RS

background image

problem. Wiedział jedynie, że bardzo, bardzo ją to martwiło i że chciał
jej pomóc.

Mimo zamieszania w umyśle widok sceny w kuchni rozjaśnił

uśmiechem jego oblicze. Austin stała na rozłożonych gazetach,
pochłonięta malowaniem listew. Wypięła przy tym tak mocno pupę, że
Sam siłą woli powstrzymał się przed jej pogłaskaniem. Dżinsy
zabrudzone były paskiem bladożółtej farby malarskiej. Warkocz
zakręciła w kok na czubku głowy, aby nie zamiatał podłogi, pochlapanej
farbą.

Wyglądała pociągająco.
Przysunął krzesło i rozsiadł się, zaplatając ręce na karku.
— Jak idzie? — zapytał.
— Jak na razie krew napływa mi do głowy, ale jeśli wytrzymam

jeszcze chwilę i nie zemdleję, to będę gotowa. Zawsze takie malowanie
mnie wykańcza.

— Pomalowałaś swoje zgrabne pośladki.
— Wiem. Przemieszczając się przysiadłam na krawędzi otwartej

puszki i... ech. — Przerwała. — Naprawdę uważasz, że mam zgrabne
pośladki?

— Naprawdę. Zaśmiała się.
— To miło.
— Wolałbym, żebyś na mnie popatrzyła. Mówienie do takich słodkich

zaokrągleń trochę rozprasza, Austin.

— Nie mogę. Muszę dokończyć. Powiesz mi, o co chodziło, gdy tylko

weszłam?

Sam przeniósł wzrok z jej poplamionego pośladka.
— Nie. Nie w tej chwili.
— Dobrze.
— Szkoda, że tak łatwo się poddajesz.
— Respektuje cudze prawo do prywatnych myśli.
— I sekretów?
— To zależy.
— Od czego?
— Od wzajemnych stosunków. Tajemnice pomiędzy kochankami,

pomiędzy zakochanymi mogą być, według mnie, niebezpieczne. Ale w
każdym związku powinno być trochę miejsca na osobiste myśli. Nie
uważasz?

53

RS

background image

— Tak. — Przyglądał się, jak przemieszczała się po podłodze. — Ja

mam na przykład taką: Czy nie uważasz, że pewne sekrety powinny
zostać wyjawione, zanim ludzie zostaną kochankami?

Trzymająca pędzel ręka Austin zadrżała lekko i zatrzymała się.
— Tak — odpowiedziała miękko — są takie sekrety.
— Austin — poprosił łagodnie — popatrz na mnie przez minutę.
— Ale ja muszę dokończyć to malowanie...
— Proszę cię.
Austin westchnęła i położyła pędzel na krawędzi puszki z farbą.

Odwróciła się, siadając po indiańsku na podłodze. Przez długą chwilę
przyglądała się listwom, po czym powoli spojrzała mu w oczy.

Przeleciało mu nagle przez głowę, jaka ona jest wystraszona, jaka

krucha, jakby miała się rozbić na kawałeczki. Czy nie powinien się
wycofać? Zostawić ją w spokoju? Nie mógł. Po prostu nie był w stanie.
Czy wiedział, co mówił? Czy uważał siebie za mającego się zakochać?
Do diabła, nie miał pojęcia. Wiedział jedynie, że nienawidził stojącego
pomiędzy nimi sekretu, nienawidził smutku, którym napełniały się duże,
piękne brązowe oczy Austin.

— Ty wiesz, tak? — zapytała niepewnym głosem.
— Wiem, że coś cię gnębi, coś, co cię ode mnie oddala. Chciałbym ci

pomóc, jeśli mi pozwolisz.

— Nie ma nic, w czym ty lub ktokolwiek mógłby mi pomóc. Fakt jest

faktem. — Odetchnęła głęboko i zaczerpnęła znowu powietrza. —
Jestem inna niż wszyscy, Sam.

— Wiem. Nie jest to nic fizycznego, prawda?
— Nie.
— Austin, najwyraźniej jest ci samej trudno o tym mówić, więc ja

spróbuję jakoś się do tego zbliżyć. Czy miałaś jakieś trudności w nauce?

Jej oczy wyrażały zdumienie.
— O to mnie podejrzewasz?
— Coś takiego nie jest problemem, gdyż są na to sposoby. Dowodzi

tego choćby twoja obecna praca w Tyler Construction. Och, do diabła,
Austin, nie mogę. Nie mogę wytrzymać, kiedy widzę skradający się w
twoich oczach smutek na myśl o tym czymś. Masz mnie, pomogę ci
znaleźć rozwiązanie, przysięgam ci.

— Och, Sam — wyszeptała ze łzami w oczach — dzięki ci. To dla

mnie o wiele więcej, niż mógłbyś przypuszczać. Ale, Sam, to w ogóle nie
o to chodzi. Nie mam najmniejszych problemów w uczeniu się i nie
miałam.

54

RS

background image

— Nie?
— Nie.
— W takim razie, co?

Ja...

ja

jestem...

jestem

geniuszem.

Należę

do

najinteligentniejszych — po policzkach spływały jej łzy — ludzi w tym
kraju. Przepraszam cię, Sam. Przepraszam za nas, za ciebie i za mnie. —
Rozpłakała się na dobre.

Samuel zesztywniał na krześle, wpatrując się w nią z niemym

zdumieniem.

— Och, nie — załkała zrywając się. — Och, Boże!, nie patrz tak na

mnie, proszę, tak jakbym była potworkiem, jakbym... Och, proszę. —
Wybiegła tylnym wyjściem.

— Boże kochany, co ja zrobiłem? — wymamrotał Sam. Zerwał się,

atakując drzwi zamykające się za Austin.

Zderzył się z masywną postacią Houstona Tylera. Houstona, który stał

ze skrzyżowanymi na potężnej piersi rękoma i patrzył złym wzrokiem.
Houstona Tylera, który zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego.






















55

RS

background image

Rozdział 5


— Masz mi coś do wyjaśnienia, Carter — odezwał się Houston. — Co

powiedziałeś Austin?

— Och, człowieku, usuń się! Muszę ją dogonić.
— Nie zbliżysz się do niej — szorstko odezwał się Houston. —

Popłakała się przez ciebie. Co jej powiedziałeś?

— Nic! Właśnie o to chodzi. Powiedziała mi, Houston. Zwierzyła mi

się, że jest geniuszem, a ja zdębiałem, po prostu.

— Gapiłeś się na nią, jakby była nienormalna — przerwał, kręcąc

głową. — Spaliłeś to podejście, Sam.

— Zaofiarowałem jej pomoc, a ona wówczas oświadczyła, że jest

geniuszem. Oczywiście, zaskoczyła mnie. Taka możliwość w ogóle mi
nie przychodziła do głowy.

— A teraz? — zapytał niewzruszony Houston. — Co o tym powiesz?
— Co? A co tu mówić? Austin jest geniuszem. Świetnie. Wspaniale.

Żeby mnie mieli kroić na kawałki, nie widzę w tym najmniejszego
problemu. Mój ty Boże, ona mnie za to przepraszała! Co za bzdura. Kto
ją tego nauczył? Kto spowodował, że ona czuje się jak wynaturzona?

— To długa i nieprzyjemna historia.
— Na którą nie mam w tej chwili czasu. Posłuchaj no, człowieku-

góro, chcę teraz porozmawiać z Austin. Muszę jej wytłumaczyć, że jest
najpiękniejszą, najmilszą... Houston, masz trzy sekundy, żeby mnie
przepuścić, bo inaczej, przysięgam, że cię rozmontuje. Być może, że
trochę ' mi przefasujesz twarz, ale nie powstrzymasz mnie od przejścia.
Obok ciebie czy po tobie. Austin mnie potrzebuje.

Groźna mina Houstona powoli ustąpiła uśmiechowi, który po chwili

zajął całą twarz. Odstąpił o krok, zataczając ramieniem łuk.

— Niech ci będzie—odezwał się. — Niech nie mówią, że Houston

Tyler stanął na drodze prawdziwej miłości.

— Nie powiedziałem, że jestem zakochany... Ech, nieważne. Gdzie

ona jest?

— Za tamtą jabłonią na końcu ogrodu. Sam?
— Słucham.
— Odpowiadasz za nią.
— Wiem — spokojnie odrzekł Sam. — Nie miałem zamiaru sprawić

jej przykrości. Nie mogę znieść jej smutku. Zobaczysz, Houston, że jakoś
ją rozweselę.

56

RS

background image

— Mam nadzieję—odparł z wyraźną troską w głosie. — Austin miała

już niejedno przykre przejście. Pomimo iż jesteśmy tacy wielcy i tak ją
kochamy, istnieją rzeczy, przed którymi nie możemy jej uchronić.
Uważaj, Sam, ona jest tak cholernie delikatna.

— Wiem. Dzięki, Houston — powiedział, po czym szybko pobiegł

przez ogród.

— Miłość bez wątpienia jest czymś wspaniałym — rzucił w powietrze

Houston.

Pod nadzorem wynajętej przez Sama ekipy ogród przeszedł doskonałą

renowację, co uszło jednak jego uwadze, gdy biegł śladem Austin. Ale
po chwili zwolnił. Starał się uporządkować swe rozlatane myśli,
rozkładając, jakby w obronie, ręce.

Przystanął. Zorientował się nagle, że nie ma zielonego pojęcia, co

powiedzieć płaczącej Austin. Gdyby to była umowa z klauzulnie do
ominięcia wiedziałby doskonale, co robić, by przejąć i zachować
kontrolę sytuacji. Ale ona była kobietą, do tego płaczącą. Kobietą smutną
i strasznie rozgoryczoną.

Była również geniuszem.
„Geniusz?" — powtórzył w myśli. Austin? Ta Austin, która wpadła

mu przez sufit i powiedziała, że jest wspaniały? Wyglądająca jak słodkie
marzenie, całująca jak marzenie, a nawet i gotująca jak marzenie? Ta
Austin miała być geniuszem?

Jeszcze przed chwilą uroczyście zapewniał Houstona, że to żaden

problem, ale nagle pojął, iż nigdy przedtem nie spotkał prawdziwego
geniusza. Jak ma zachowywać się przy nim zwykły człowiek? No,
właściwie nie całkiem zwykły. Ostatecznie ukończył, jakby nie było,
Harvard jako jeden z najlepszych. Jednakże co znaczył prawniczyna
wobec geniuszu? Jak tu nie wyjść na głupka?

Ejże, chwilę! Zanim dowiedział się, że Austin jest geniuszem —

uświadomił sobie Sam — nie miał żadnych problemów, rozmawiał z nią!
Bez

oporów

uznał,

że była najzgrabniejszą, najsłodszą i

najatrakcyjniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał.

Austin Tyler była jedyną kobietą, jaką pokochał.
— Och, mój Boże — wyszeptał. Kochał ją. Był zakochany w Austin. I

ona była geniuszem?

— Och, mój Boże — powtórzył.
Pokręcił głową i marszowym krokiem przebył pozostały kawałek,

dzielący go od ogromnej starej jabłoni. Rozejrzał się i poczuł kłucie w
piersi. Austin obejmowała podciągnięte pod brodę kolana, płacząc po

57

RS

background image

cichu ze schyloną głową. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podszedłszy
z boku, położył na jej kolanie.

— Czy mogę się przysiąść, Austin? — zapytał cicho. Chwyciwszy

chusteczkę, wytarła nos, nie patrząc na niego.

— Nie.
— Dziękuję. Jesteś bardzo uprzejma. — Usiadłszy na ziemi obok niej,

oparł się plecami o pień i wyciągnął przed siebie nogi.

— Sam, zostaw mnie w spokoju — powiedziała.
— Nie mogę. Muszę z tobą porozmawiać.
— Nie.
— W takim razie będę mówił do siebie. A ty może coś przy okazji

usłyszysz. To jak najzupełniej zrozumiałe, że będę rozmawiał sam z
sobą, ponieważ jestem przypadkiem kwalifikującym się do wariatkowa.
To ty, Austin, doprowadziłaś mnie do tego stanu. Mógłbym mieć żółte
papiery.

Głowa Austin powędrowała do góry.
— To najbzdurniejsze twierdzenie, jakie kiedykolwiek słyszałam —

powiedziała, spojrzawszy na niego. — Ty, który wiesz, dokąd zmierzasz,
który wiesz, kim jesteś. Ty nie możesz być wariatem.

Odwrócił powoli głowę, by spojrzeć na nią. Na widok zapłakanej buzi

ścisnęło mu się gardło. Z wysiłkiem próbował przywołać — miał
nadzieję — miły wyraz twarzy.

Objął swoje uda, by powstrzymać się przed pochwyceniem Austin w

ramiona.

— O?— odezwał się. — Czyżby? Niestety, mylisz się. Jestem

kompletnie skończony. Pozbawiony zupełnie samokontroli, postrzelony,

świrnięty.

— Świrnięty?
— Absolutnie. Na całego. Nieodwołalnie. I to przez ciebie, Austin.
— Przeze mnie? — Ze zdziwieniem otworzyła oczy.
— Przez ciebie — odparł, kiwając uroczyście głową. — Od chwili,

kiedy wpadłaś mi przez sufit, straciłem rozum — westchnął
rozpaczliwie.

— W takim razie odzyskaj go! Nie powinieneś chodzić świrnięty i

postrzelony tylko dlatego, że ktoś ci wpadł przez sufit. Masz ważniejsze
sprawy przed sobą.

— Tak samo — natarł łagodnie — jak ty.
Austin patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, po czym pokręciła

głową.

58

RS

background image

— Nie. Nie ja. Ty nie pojmujesz. Po prostu nie rozumiesz. — Jej głos

nagle załamał się, a do oczu ponownie napłynęły łzy. — Zostaw mnie w
spokoju. Idź sobie. Proszę cię, Sam, daj mi po prostu spokój. Widziałam
twoją twarz, kiedy ci powiedziałam, że jestem geniuszem. Widziałam, w
jaki sposób na mnie patrzyłeś.

— Dobrze więc, do cholery — podniósł nieco głos. — Czego

oczekiwałaś? Chciałbym się domyślić, co też robi cię taką smutną bez

żadnego widocznego powodu. Było to zgadywanie w ciemno.
Wyciągnąłem fałszywy wniosek, myśląc, że miałaś kłopoty z nauką.
Kiedy mi oznajmiłaś, że jesteś geniuszem, oniemiałem, ponieważ
diametralnie się pomyliłem. Nie dałaś mi żadnej szansy, żebym mógł coś
powiedzieć. Sama oceniłaś, jak ja to odebrałem. To było wstrętne.

— To? Wstrętne? To twoje spojrzenie na mnie, jak na jakiegoś

potworka, było wstrętne.

— Nie. To ty tak to odebrałaś. Spojrzałem na ciebie dziwnie, bo

przyznaję, byłem zaskoczony. Zapewne mogłaś coś z mojej twarzy
wyczytać, ale nie myślałem o żadnym potworku. Okazujesz się
geniuszem. No i? Czego ode mnie oczekujesz? Że padnę ci do stóp? Że
będę bił pokłony? Poproszę o przepowiednie na temat jutrzejszego kursu
akcji? Bądź sobie sprytna. Ale ja i tak pozostanę wyższy, silniejszy i tak
ja mogę wejść do męskiej toalety, a ty nie. — Wzruszył ramionami. —
Na dłuższą metę wszystko i tak się wyrównuje.

Austin nie odrywała od niego wzroku.
— Masz rację — powiedziała. — Zbzikowałeś. Machnął

zrezygnowany ręką.

— To już ustaliliśmy. Teraz powinniśmy to omówić. Austin

odetchnęła, oparła głowę o drzewo i zamknęła oczy.

— Och, Sam, ty nic nie łapiesz. To, że jestem geniuszem, jest

strasznym problemem, niepewnością.

— Gorszym niż zabronienie ci wchodzenia do męskiej toalety?
Ujął jej dłoń i położył ją na swoim udzie.
— Och, Austin, pewnie że nie rozumiem. Mówiłaś mi, że szukasz

swojego miejsca. Jestem przekonany, że możesz być, kim tylko zechcesz,
i robić wszystko, na co tylko masz ochotę. Tymczasem co? Skąd wpadłaś
na pomysł, że jesteś potworkiem? Powiedz mi. Pomóż mi to zrozumieć.

— Dlaczego? — zapytała, nie otwierając oczu.
„Bo cię kocham"—pomyślał Sam. Było to takie proste i takie

skomplikowane. Kochał ją. Nie był to jednak moment na takie wyznanie.

59

RS

background image

— Dlaczego masz ze mną rozmawiać i pomóc mi zrozumieć? —

powtórzył. — Ponieważ między nami zaszło coś specjalnego, Austin.
Czuję to, gdy wchodzisz, czuję to, gdy cię całuję i przytulam. Wystarczy,

że o tobie pomyślę.

Austin otworzyła oczy, drżały jej usta. —Och, jak to miło brzmi.
— Czy ty też to czujesz? — wymknęło mu się z głębi piersi. Patrzył

jej prosto w oczy. — Austin?

— Tak — wyszeptała — ale nie wiem, co to jest „Jak na geniusza,

musisz czasem też się zbłaźnić" — pomyślał.

— To jest miłość! Później się nad tym zastanowimy. Jak na razie

wystarczy, iż zauważyłaś, że coś między nami się dzieje. Opowiedz mi,
Austin. Kto sprawił, że czujesz się jak odmieniec?

— Ludzie. — Otarła ręką łzy spływające po policzkach, nie ruszając

drugiej przytrzymywanej przez Sama na udzie.— Ludzie z instytutu.

— Jakiego instytutu?
— To wielki biały budynek w środku miasta. To wina mojego ojca.

Powiedział mi, że to będzie dla mnie wyzwaniem, jako że czułam się
znudzona i niespokojna.

— Poczekaj. Gdzie jest ten instytut?
— W Nowym Jorku. Górnym.
— Aha, dobrze. I wysłał cię tam twój tata?
—Tak. Skończyłam szkołę średnią, kiedy miałam dwanaście lat, w

wieku lat siedemnastu posiadałam dwa stopnie naukowe i tytuł. Nie
przeszkadzało mi to, bo żyłam w domu u rodziców, którzy traktowali
mnie normalnie. Ojciec uczył mnie gotowania, mama grywała ze mną w
wilka i owce, Houston i Dallas zaznajamiali z rowerem. Nikt nie
przejmował się moją inteligencją.

— Rozumiem. Miałaś wspaniałą rodzinę. Naprawdę wspaniałą.
— Wiem i bardzo ją kocham. Jakby nie było, kiedy miałam

siedemnaście lat, znudziło mnie studiowanie. Według rodziców nie
byłam na tyle dorosła emocjonalnie, by móc pracować w tego rodzaju
firmach, które potrafiłyby wykorzystać moją wiedzę. Przez jakiś czas
studiowałam na własną rękę, pisywałam artykuły dla czasopism
technicznych i komputerowych i wypełniałam jakoś czas. Kiedy
skończyłam osiemnaście lat, tata usłyszał o instytucie.

— I co?
— No, jest polecany, ma najwyższe osiągnięcia w pracy z

uzdolnionymi, z geniuszami. Tata, Houston i Dallas pojechali go
obejrzeć. Rozmawiali z dyrektorem, usłyszeli o czekających mnie

60

RS

background image

zadaniach, które pozwoliłyby na pełne wykorzystanie mojego umysłu.
Tata stwierdził, że byłoby nie w porządku nie udostępnić mi wszystkich
tych możliwości.

— Więc pojechałaś?
— Tak. Z pozoru było tam wspaniale. Nie czułam się inna,

pasowałam do nich, nie byłam też najmłodsza. Ale jeśli idzie o wilka i
owce czy naukę gotowania, czy jazdę na rowerze, to nikt tam nigdy o
tym nie słyszał. Nikt nie rozumiał, dlaczego tęskniłam do domu i do
rodziny. Nie byłam osobą, lecz mózgiem, który przypadkiem znalazł się
w ludzkim ciele. Było tam tak sterylnie i biało i nikt nigdy się nie śmiał.

— Och, Austin — powiedział, ściskając jej dłoń.
— Przyjeżdżałam do domu na niedziele i opowiadałam, że w

instytucie jest wspaniale. Tak bardzo starałam się dopasować. Ale
czułam się jak potworek, jak robak pod mikroskopem. Oni mnie ciągle
pilnowali, bez ustanku obserwowali. Wszyscy inni lubili taki tryb życia,
ale dla mnie była to zmora.

— Jak długo tam byłaś?
— Dwa lata.
Sam pokręcił głową.
— Houston zdecydował się zaskoczyć mnie swą wizytą. Dyrektor

przywitał go, po czym zabrał do pomieszczenia, z którego mogli mnie
obserwować przez specjalnie oszklona ścianę, nieprzenikliwą dla mojego
wzroku. Pracowałam w wielkim białym pokoju przy komputerze.
Dyrektor popatrzył dumnie na Houstona i powiedział:

— Nasza mała czternaście dwadzieścia dwa świetnie sobie daje radę.

Możesz być z niej dumny.

— Czternaście dwadzieścia dwa?
— To byłam ja. Byłam numerem. Nikt przez te dwa lata nie nazywał

mnie Austin.

— Boże kochany! — wyszeptał Sam, czując, jak wzbiera w nim

gniew.

— Powiedzieli, że tak wygodniej, ponieważ nasza praca wiązała się z

komputerem i... nie wiem.

— Co na to powiedział Houston?
— Powiedział? Niewiele. — Zachichotała. — Wpakował się do tego

białego pokoju i oznajmił, że zabiera mnie do domu. Dyrektor krzyczał,
chciał go powstrzymać, ale...

— Pozwól mi zgadnąć — przerwał Sam. — Houston złamał gościowi

nos.

61

RS

background image

— Tak. O, Sam, byłam taka szczęśliwa, wracając do domu. Nigdy

więcej nie chciałam myśleć, że jestem geniuszem. Nigdy, przenigdy.
Zajęło mi całe miesiące, by się odprężyć, uwierzyć, że nic mi nie grozi
przy rodzinie. Bo podświadomie czekałam, aż po mnie przyjadą, zabiorą
z powrotem do instytutu, zrobią ze mnie numer, potworka. Mój tata miał
straszne wyrzuty sumienia, ale nie była to jego wina. Wszyscy inni
geniusze w instytucie uwielbiali instytut, kochali go.

— Było, minęło, Austia Skończyło się już.
— Wiem, ale nigdy tego nie zapomnę. Postanowiłam, że nikt nigdy

nie dowie się, jaka jestem inteligentna. Moje stopnie były bardzo
techniczne, toteż podjęłam pracę jako sekretarka, jako kelnerka,
ekspedientka, wszystko co było możliwe. Ale każdą najprostszą pracę
knociłam. Ciągle widziałam, jak zmniejszyć koszty, jak uefektywnić
interesy. Działałam ludziom na nerwy, więc mnie zwalniali. Po prostu
nigdzie nie pasowałam.

— Zaczęłaś więc pracować dla braci. Westchnęła.
— Byli wspaniali dla mnie, ale wiem, że jedynie nadwerężyłam ich

finanse, nie będąc specjalnie przydatną.

— Ee, nie powiedziałbym tego — zauważył z uśmiechem. —

Wpadłaś mi przez sufit bardzo przydatnie.

— I spotkałam ciebie — powiedziała miękko. — Wspaniałego Sama.

Modliłam się jedynie, żeby trochę przy tobie pobyć, ponieważ czułam się
jakoś specjalnie, pięknie i kobieco. Ale rozgadałam się o lodówkach i o
burdelu... Wszystko zniweczyłam.

— Wcale nie.
— Pewnie, że tak. Teraz wszystko o mnie wiesz. Na pewno już się

zastanowiłeś, jak ze mną rozmawiać, czy nie? Jak rozmawiać z
geniuszem.

— No cóż...
— To nie twoja wina. To zupełnie normalna reakcja. Przepraszam cię,

Sam. Chciałabym być inna, ale nie mogę wymienić tego, co mam w
głowie. To, co nam się przydarzyło, było piękne, i zawsze będę o tym
czule myślała.

— Co ty mówisz?
— Więcej się nie zobaczymy.
— Pewnie, że się zobaczymy.
— To się nie uda. Wiesz mi, wiem, co mówię. To będzie tkwiło

między nami jak mur. Będziesz ważył i cedził każde słowo, zaczniesz
mnie obserwować. Nie powiesz nic o pogodzie, bo nie będziesz pewny,

62

RS

background image

czy geniusze zważają na pogodę. Och, Sam, czy ty tego nie rozumiesz?
To, co zaszło między nami, choć naprawdę gorące, musi stać się zimne.

— Nie! — Chwycił ją za ramiona. — Nie, wcale tak nie będzie,

Austin. Nie rób nam tego. Daj nam szansę. Ty skreślasz nas, spisujesz na
straty.

— Nie mogę inaczej!
Nie może jej stracić, myślał rozpaczliwie. Kochał ją! Potrzebował jej

jak sensu życia. By zapełnić pustkę, jakiej istnienia nie podejrzewał,
dopóki jej nie spotkał. Pragnął jej. Chciał się z nią kochać, po raz
pierwszy doświadczyć cudownej różnicy pomiędzy seksem a zbliżeniem
z kobietą, którą się kocha. Chciał zasadzić swoje nasienie głęboko w jej
wnętrzu i czekać z nią na wspólne dziecko. Kochałby, chronił i uwielbiał
Austin Tyler przez resztę jego dni. Gdyby go opuściła, cóż by począł?

— Tak mi przykro, Sam — powtórzyła, a na jej twarzy pojawiły się

nowe łzy.

— Nie pozwolę ci odejść — powiedział namiętnie, po czym mocno

przywarł ustami do jej ust.

Pocałunek był zbyt gwałtowny, ale Austin nie dbała o to. Ściskał jej

ramiona zbyt mocno, ale i o to nie dbała. Szlochanie zatykało jej gardło
— nieważne. Ponieważ był to Sam.

I nagle pocałunek złagodniał. Języki spotkały się i zmierzyły. Sam

przygarnął Austin w gorący krąg swoich ramion, dając jej uczucie bycia
kimś niezmiernie drogocennym. Kimś specjalnym i pięknym, i
pożądanym.

Pomyślała nagle, że nie chce od niego odejść. Nie od Sama. Nie od jej

Wspaniałego Sama. Chciała spędzić resztę swego życia widząc jego
uśmiech, słysząc jego głos, wyciągając się do niego i mówiąc: „Pocałuj
mnie jeszcze raz, Sam".

Czy zakochała się w Samie Carterze? Nie miała pojęcia. Było to

jednak znaczenia, bo i tak musiała odejść. Nie chciała patrzeć na
nadchodzące zmiany, widzieć, jak przygląda się jej i zastanawia, co
powiedzieć, jak się zachować. A to z pewnością nastąpi, bo już takie
reakcje obserwowała. Kiedyś paplała, że jest geniuszem, jeszcze przed
pójściem do instytutu, i ludzie doznawali szoku. Nie zniosłaby podobnej
reakcji jeszcze raz, i to z Samem.

Po policzkach Austin spływały łzy. Samuel uniósł jej głowę.
— Czy skrzywdziłem cię, Austin? Przepraszam. W pierwszej chwili

byłem zbyt gwałtowny, ale nie mogłem znieść myśli, iż miałbym cię
stracić.

63

RS

background image

— Nie, nic mi się nie stało.
— Nie pozwolę ci odejść, Austin — powiedział zapalczywie. — Nie

pojmujesz? Nie sądzisz, że mamy szanse?

Czyżby go nie kochała? Choćby trochę? Wiedział, że między nimi

było coś niepowtarzalnego. Wiedział.

— Austin, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Wysunęła się powoli z jego

objęć. Popatrzyła na niego

— co z łomocącym sercem zauważył — najszczęśliwszymi oczami,

jakie kiedykolwiek widział. Wielkie, brązowe i lśniące od łez. Widok
oczu Austin szarpał nim do żywego.

— Słucham, Sam — odpowiedziała miękko — ale to nie ma sensu.

Nie chcę zepsuć wspomnieli o tobie. Pragnę chociaż tyle zachować z
naszej znajomości.

— Austin, proszę cię.
— Nie — przerwała — teraz moja kolej, wysłuchaj mnie. Wiem, że

według ciebie mój geniusz niczego nie zmieni między nami, ale to
niestety nieprawda. Przeżyłam zbyt wiele rozczarowań, jeszcze zanim
trafiłam do instytutu.

— Zanim tam trafiłaś? Byłaś jeszcze dzieckiem. Już tyle lat minęło.

Czy to sprawiedliwe osądzać mnie na podstawie ludzi z twojej
przeszłości? Z jakiej racji zaliczasz mnie do grona, do którego nie
należę? Ja akceptuje cię w całej pełni taką, jaka jesteś. Geniusza czy
głuptasa. Jest mi to zupełnie obojętne. Najważniejsze, że istniejesz.

Austin zamrugała, otworzyła usta, zamknęła je. I znowu je otworzyła.
— Zadziwiasz mnie. Wiem, co mówię, Sam, ponieważ przez to

przeszłam, przeżyłam to już.

.Pokochaj mnie!"—chciał krzyknąć Sam. Ale powiedział tylko:
— To bardzo proste. Powinnaś zaryzykować, zobaczyć, co naprawdę

między nami istnieje. Proszę cię! Zacznij żyć teraźniejszością zamiast
kazać mi płacić za nie popełnione grzechy. Proszę cię, Austin! Jeśli mi
się nie uda, będę mógł winić tylko siebie, nie zaś jakieś zmory
przeszłości. To nie byłoby fair. — „Kocham cię, Austin Tyler". — Więc?
— zapytał, przenosząc na nią wzrok.

— Nie wiem, co ci odpowiedzieć.
— „Tak" byłoby mile widziane. Mówiąc „tak", dałabyś nam szansę.

Moglibyśmy być razem, rozmawiać, mieć coś wspólnego.

Przytrzymywał ją, całował, udawał, że nigdy jej nie zostawi. Udawał,

też coś! Nie chciał, żeby odeszła. Ożeni się z tą kobietą. Bez pośpiechu i

64

RS

background image

przymusu. „Naprawdę?" — pytał w myśli. Palił się, by pójść z nią do

łóżka. Pochylił się nad nią, zbliżając swoje usta do jej ust.

— Zgódź się, Austin — zamruczał. Polizał jej dolną wargę i poczuł,

jak zadrżała. — Powiedz to. Powiedz: „tak, Sam".

— Tak, Sam — wyrzekła. — Pocałuj mnie jeszcze raz, Sam.
— Z przyjemnością, najdroższa.
Położył swe wielkie dłonie na jej biodrach i przeniósł ją do siebie,

prawie jednocześnie zamykając jej usta. Austin zarzuciła ręce na jego
szyję i odszukała językiem jego język. Dłoń Sama powędrowała po
krawędzi jej koszulki, następnie ześliznęła się na jej gładką skórę,
natrafiając na jedną z piersi. Ujął ją całą dłonią, kciukiem muskając
koniec sutka. Krew jak oszalała popłynęła mu w żyłach, ciało bolało od
słodkiej tortury pożądania.

Fale żaru przechodzące przez Austin rozpaliły w jej wnętrzu ogień

pragnienia. Czuła drżenie Sama i jego narastające pożądanie. Czuła, że
potrzebował nacisku jej ciała. Sam. Jak pewnie, jak bezpiecznie było w
jego ramionach.

— Chcę cię mieć, Austin — przemówił z ustami przy jej ustach.
— Tak, Sam — wymamrotała, ale zaraz otworzyła oczy. — Nie, Sam.

Nie wypada tak w środku dnia, na tyłach domu, pod jabłonią.

— Och — oprzytomniał, rozglądając się wokół. — Masz rację.

Faktycznie — odchrząknął dosyć szorstko, zabierając przy tym dłoń z jej
piersi. — Myślę, że lepiej by było, żebyś wróciła do domu, wypięła
słodką pupcię i dokończyła malować listwy.

— Ty nie idziesz?
— Daj mi parę minut. Jako że mam tylko jeden nos, lepiej, bym nieco

ochłonął, zanim spotkam Houstona lub Dallasa. Czujesz bluesa?

— Mam go we krwi—odpowiedziała uśmiechając się. Nagle

zachmurzyła się.—Tobie się zdaje, że uda nam się pominąć fakt...

— Ejże — przerwał jej — przecież umawialiśmy się. Spiszemy

kontrakt? Gdzie się podziała ta twoja strona, która wiedziała, jak iść
przez życie z uśmiechem? Jak potwierdzać porozumienie przybiciem
dłoni, tak jak mój dziadek? Dziś wieczorem idziemy na obiad, Austin.
Przyjdę po ciebie o ósmej. Zrobiłabyś mi przyjemność, rozpuszczając
włosy, ale nie myśl, że ci coś każę. — Przerwał na moment — Austin,
rozpuść włosy, by spływały po plecach. Roześmiała się.

— Dobrze. Miło wiedzieć, że nic mi nie każesz.

65

RS

background image

— Nie śmiałbym nawet w snach. — Uśmiechnął się do niej. — Idź

już, zanim dynamiczny duet przyjdzie sprawdzić, co się dzieje, i uzna za
stosowne dać mi w łeb. — Podniósł ją, cmokając w policzek. — Idź.

Austin poprawiła koszulkę, uśmiechnęła się, a następnie ruszyła ku

domowi. Sam, odchyliwszy głowę, zamknął oczy i zaczerpnął duży haust
powietrza, po czym powoli je wypuszczał.

Był wyczerpany. Wycieńczony. Miał wrażenie, że właśnie zawarł

najtrudniejszy w świecie kontrakt. Walczył godzinami. Walczył o Austin.
O swoje życie. I wygrał. Jak na razie.

Zdawał sobie sprawę, iż stał na kruchym lodzie. Nie stać go na błędy,

ale też nie bardzo wiedział, jak się ich ustrzec. Jak się zachowywać, co
mówić, jak przekonać Austin, że jej geniusz nie musi przeszkadzać ich
miłości.

„Kontrola" — pomyślał. Tego mu potrzeba. Musi zachować

panowanie nad sobą, ustalić cele, środki i działać. Celem była Austin.
Zdobycie jej miłości. Uzyskanie zgody na małżeństwo. Austin, która
chciałaby być z nim całe życie, mieć dzieci. Tego potrzebował. By
Austin Tyler była jego.

— Miejmy nadzieję — powiedział przygaszony. Austin szła wolno w

stronę domu, zastanawiając się, czy jej usta, oczy, cała twarz nie
zdradzają tych gorących pocałunków. Najlepiej byłoby wśliznąć się
niepostrzeżenie i zająć się, jak gdyby nigdy nic, malowaniem. Plan był
dobry.

Tylnymi drzwiami wyszedł Houston.
„To byłoby na tyle" — pomyślała z niechęcią.
— Cześć — rzuciła, uśmiechając się rozanielona. Houston założył

ręce na piersi, popatrzył na nią i jej niewyraźną minę.

— Wyglądasz, jakbyś się upiła.
— Tak? Miło się z tobą rozmawia, Houston, ale naprawdę muszę

podgonić robotę. Jak się pewnie domyślasz, to cienkie draństewka same
się nie pomalują. Na razie.

— Nieźle się starasz, córciu — powiedział, wysuwając rękę, by ją

zatrzymać — ale nie ze mną te numery. Wybiegasz stąd zapłakana,
wracasz rozanielona. Czy znaczy, że zdarzył się cud za tym drzewem?

Austin westchnęła.
— Tak. Nie. A może? Ech, nie wiem — powiedziała, rozkładając

ręce. — To wszystko jest takie pomieszane.

— Opowiedz mi.

66

RS

background image

— Houston, nie powinnam nigdy więcej spotykać się z Samem

Carterem, ponieważ niemożliwością jest, żeby to funkcjonowało. Ale
Sam nie wierzy i mówi, że nie mam do niego zaufania i nie chcę dać mu
szansy. To nie było zbyt miłe, ale może trochę prawdziwe. W końcu
zgodziłam się dać mu tę szansę, co jest doprawdy głupotą z mojej strony,
gdyż zaprzecza całemu doświadczeniu i wszelkiej logice, ale nie mogłam
tak od razu siego pozbyć, więc dziś wieczorem idziemy na obiad...

— Austin, uważam, że podjęłaś bardzo mądrą decyzję. Życzę

smacznego.

— Och.
— Teraz łap się za malowanie. Pozasychało na kamień, ' a mówiłem

ci, żeby nie zostawiać pędzli nasiąkniętych farbą.

— Och.
— Austin!
— Och!
Popędziła do domu. Houston zachichotał cicho i pokręcił głową.
Sam podniósł się i powlókł do domu. Na widok stojącego przy tylnym

wejściu Houstona wyprostował barki.

„Jaka była teraz pogoda w górach?" — zastanawiał się Sam. Że też

musiało to paść na niego! Żeby zakochać się w kobiecie, mającej taką
obstawę! Podwójną. Niestety, co miał robić? On, Samuel Carter, nie miał
zamiaru się wycofywać. Ustalił już program i cele. Odzyskał panowanie
nad sobą. Zawojuje Austin Tyler. A zresztą nie. Nie wie, jak się wojuje.
Ale tak czy siak Austin będzie jego!

Zbliżając się do Houstona, Sam ściągnął lekko oczy, uznając, iż

przyda mu się nieco groźniejszy wygląd i może wywoła obraz: „Ze mną
nie przelewki, facet".

Ze zdumienia opadła mu szczęka.
Oto twarz Houstona rozjaśniał szeroki uśmiech, po czym olbrzym

pokazał mu wyprostowanym kciukiem znak powinszowania i
odwróciwszy się zniknął w drzwiach.

Samuel Carter stał jak wmurowany...







67

RS

background image

Rozdział 6


O północy Austin po raz któryś z rzędu przewróciła się w łóżku,

szukając wygodnej pozycji. Położyła się na brzuchu, poleżała może z
pięć sekund, po czym wróciła na plecy. Westchnęła. Ściągnęła brwi.
Znowu westchnęła.

Wieczór z Samem, przez który nie mogła zasnąć, był... No właśnie —

jaki? Dziwny? Nie, nie bardzo. Jedzenie pyszności przy świecach w
wybornej restauracji nie ma w sobie nic dziwnego. Usłyszeć, że się jest
wcieleniem piękności w niebieskiej szyfonowej kreacji — także nie było
dziwne. Co nieco może przesadzone, lecz nie dziwne. Towarzystwo
zabójczo przystojnego mężczyzny w doskonale skrojonym czarno-
szarym garniturze i koszuli w kolorze jego oczu było super, ale nie
dziwne.

Anulujemy więc to słowo. „Wieczór był..." Do licha, czemu nie mogła

sobie z tym poradzić? Była przecież geniuszem i powinna, u czarta,
wiedzieć, jak się analizuje, wyłuskuje najdrobniejsze wnioski.

Otóż to! — usiadła nagle na łóżku. Wieczór był w każdym calu

normalny!

Austin Tyler poszła na obiad z Samem Carterem. Sam ani razu nie

wspomniał o jej geniuszu, nie poruszył tematu spod jabłoni, nie próbował
wyciągnąć więcej detali, co było możliwe.

Uświadomiła sobie wreszcie, że rozmawiali, śmiali się, cieszyli sobą

— ot, tak zwyczajnie. Sam opowiadał o niesamowitych psikusach, jakie
wyczyniał w dzieciństwie swej siostrze, Marylin. Ona w zamian
zaaplikowała mu historie o Houstonie i Dallasie, zamieniających się w
szkole miejscami, nawet randkami, a także o tym, jak wmówili nowo
zamieszkałemu w okolicy biedaczynie, ze miał zwidzenia, ujrzawszy
najpierw jednego bliźniaka w drzwiach wejściowych, a zaraz potem
drugiego w wyjściowych.

Dyskutowali o filmach, książkach. Odkryli, że oboje przepadali za

tajemniczymi opowieściami. Potem mówili o muzyce, porach roku,
sporcie. Mijały godziny.

Ale przed randką Austin była kłębkiem nerwów. Przykazywała sobie

surowo nie wywlekać takich spraw, jak niedawno z lodówką czy
burdelem. Najpierw zastanowić się, potem odezwać.

Teraz natomiast spostrzegła, że czas z Samem upływał zgoła inaczej.

Była odprężona, więcej — zrelaksowana — i nim się zorientowała, było

68

RS

background image

po prostu wspaniale. Normalnie. Jak kobiecie z mężczyzną. Austin z
Samem.

Przy drzwiach Sam pochwycił ją w swoje objęcia, pocałował, aż

zabrakło jej tchu, po czym postawił bezpiecznie. Nabrała powietrza, żeby
coś powiedzieć, on oświadczył, że zobaczą się jutro, po czym zostawił ją
samą przed zamkniętymi drzwiami.

Ściągnięte brwi zastąpił uśmiech. Sam, rozmarzyła się. Wspaniały

Sam. Ofiarowany dopiero co wieczór był cudowny. Zaledwie parę
godzin temu, jak poznał jej problem, a już dowiódł, iż wspólnie spędzony
czas może być zarówno czymś ekstra i zarazem czymś normalnym.
Troskliwy, kochany, dobry, cudowny Sam.

Bruzda na czole powróciła. „Co teraz?"— zadała sobie pytanie. Kilka

wspaniałych dni nie zapewnia jeszcze jutra. Chowanie głowy w piasek,
nie rozwiąże problemu, iż była i będzie inna. W gruncie rzeczy nic się
nie zmieniło —nadał nie pasowała do nikogo, nie współgrała z innymi
ludźmi. Raz po raz wszystko psuła.

I co dalej? Nie wiedziała. Nie wiedziała, co przyniesie jutro. Nie

wiedziała, co myśli Sam. Jak na geniusza nie wiedziała zbyt wiele.

Jej palce powędrowały ku wargom, gdy przypominała sobie

przenikający do szpiku kości pocałunek. Gdyby mogła, mówiłaby bez
końca: .Pocałuj mnie znowu, Sam..."

Och, co za żądze się w niej rozpalały, kiedy ją tulił, dotykał, całował.

Ciągle jeszcze czuła jego silną, pieszczącą pierś dłoń, tam, pod jabłonią.
Rozkosz.

Pragnęła jednak więcej. Och, było jej wstyd, ale to prawda. Chciała

być z nim jednym, stopić się razem, nie wiedząc, gdzie kończyło się jej, a
zaczynało jego ciało. Chciała sławić wspaniałość zjednania się z nim,
oddać się cała, przyjąć wszystko. Chciała, potrzebowała związać się z
Samem w najintymniejszym między kobietą i mężczyzną akcie.

Ponieważ kochała go.
Zakochała się w Samie Carterze z Carter, Carter and Carter.
I z wszelkim prawdopodobieństwem była to najgłupsza rzecz, jaką

kiedykolwiek zrobiła. Ona i Sam.

„Och, może przez chwilę to by funkcjonowało" — pomyślała.

Miniony wieczór był tego dowodem. Jednakże na dłuższą metę, na
zawsze nie mieli szans. Bo gdyby w obecności jego rodziny lub
przyjaciół wyskoczyła z jakimś specjałem ze swego obszernego banku
informacji, skompromitowałaby go na śmierć. I tyle.

Mózg był jej największym wrogiem.

69

RS

background image

Niestety, w tej chwili i serce nie było najlepszym przyjacielem.
Nie doczekawszy się łez, Austin uznała, że wypłakała już swą dzienną

miarkę, westchnęła zatem miękko i łagodnie, po czym zasnęła.

Samuel Carter był zadowolony z siebie w każdym calu. Może nawet

dumny. Wieczór z Austin przebiegł dokładnie tak, jak zaplanował: bez

żadnych potknięć. Po prostu było fantastycznie!

Napełnił szklaneczkę i wzniósłszy toast za swoje powodzenie,

przechadzał się po pokoju, popijając likier.

„Za powodzenie" — powtórzył w myśli. Austin była nieco

zdenerwowana — jak się zresztą spodziewał — kiedy po nią przyjechał.
Ma się rozumieć, sam był nieco niespokojny, ale zmusił się do
samokontroli, wystąpił więc opanowany i na luzie. Wszystkie poruszane
tematy były bezpieczne, proste, typowe dla każdej pary na etapie
wstępnym. Austin stopniowo tajała i czuła się dobrze.

Na koniec zaś, na koniec jej oczy zaczęły błyszczeć.
„Austin — myślał — Boże, ależ ona piękna w tej sukni, ze

spływającymi włosami." Kiedy w drzwiach całował ją na dobranoc, nie
chciał wypuścić jej z objęć, wracać samotnie do tego wielkiego starego
domu. Była teraz cząstką jego, jego połową, uzupełnieniem. Boże, jak ją
kochał!

Ona zaś faktycznie coś do niego czuła, był tego teraz pewien

Dostrzegał to w jej oczach, w jej reakcji na kolejne pocałunki.

„Ale co dalej?" — pytał. Tak, mieli fantastyczny wieczór, ale co

przyniesie jutro? Chciał poślubić Austin Tyler, spędzić przy niej resztę
swych dni. Ale nie mógł opracowywać kolejno każdego następnego dnia
ich wspólnego życia.

— Cholera by to wzięła — powiedział, siadając na sofie. Na nic

euforia. Niczego dotąd nie zrobił, zasugerował jedynie Austin, że
powinna siebie zaakceptować, tak jak on ją akceptował. Do końca. Tak,
jej wyznanie o własnej inteligencji było szokujące, nie czuł się jednak
zagrożony, nie uszczuplało to jego męskiej próżności. W rzeczy samej,
wyczerpujące informacje o słowie „burdel" były interesujące.

Jak jednak zagoić rany zadane jej przez instytut? Jak przekonać, że

kocha ją właśnie taką, jaką jest? Jak pokazać, że choć wspólny wieczór
był uroczy, to jednak nie mogą iść przez życie grając i udając? Jak ma
temu wszystkiemu poradzić?

Jutro. Jutro powie jej, że ją kocha. Pójdzie na całego, poprosi ją o

rękę, porozmawia o dzidziusiu. Boże, czasem sam się dziwił, do czego

70

RS

background image

jest zdolny, kiedy mu czaszka pracuje. Myślący człowiek jest zdolny do
wielkich czynów.

Z mocnym postanowieniem i w pogodnym nastroju Sam podniósł się,

zamknął dom i poszedł do łóżka.

Następnego dnia rano, ubrana w dżinsy i lekki sweterek, z

zaplecionymi w warkocz włosami, Austin weszła do kuchni rodziców.
Mama właśnie wychodziła do kościoła.

— Myślałam, że wolisz wieczorne nabożeństwo — odezwała się

Austin.

— Muszę szybko pomodlić się w intencji proszących. Jak to zrobię,

nie będę się już o to martwić.

— O to? Jakie „to"? Gdzie jest tatko?
— Tatko — powtórzyła mama, podnosząc brwi.
— Mój ojciec? Twój mąż?
— Ten tatko.
— A ilu mam?
— Jednego jedynego, kochanie — powiedziała pani Tyler. — Muszę

lecieć.

— Mamusiu, gdzie jest ojciec?
— Jest u Houstona.
— To już następny—powiedziała Austin, kiwając głową. — A gdzie

Houston?

— Z twoim ojcem, głuptasie. Słowo daje, Austin, czasem jestem

prawie pewna, że w ogóle mnie nie słuchasz. Na razie, córuś — rzuciła,
całując powietrze przed policzkiem Austin. Prawie wybiegła tylnymi
drzwiami.

— Johna Wayne'a nie zachwyciłyby twoje wymijające odpowiedzi,

mamo! — krzyknęła za nią Austin.

Podeszła do telefonu, by zadzwonić do Houstona. Odpowiedziała jej

automatyczna sekretarka. Wykręciła więc numer Dallasa, ale ten nie
odpowiadał. Pewnie był z Joyce.

— Do licha, niech to! — stwierdziła. Wyszła na zewnątrz i ruszyła do

siebie.

— Dzień dobry! — zawołał ze schodów Sam.
— Och, dzień dobry, Sam.—„Dobry, dobry, dobry"— powtarzała w

myślach, czując, że się uśmiecha. — Dzień dobry. Miła niespodzianka.

— Wejdziesz na górę, czy ja mam zejść na dół?
— Chcesz posiedzieć na karuzeli przy tamtym drzewie?
— Jak sobie życzysz — powiedział, przeskakując po dwa stopnie.

71

RS

background image

Przybliżył się i uśmiechnął.
— Kto zobaczy, jeśli cię pocałuję?
— Nie ma nikogo w domu.
— Masz bardzo troskliwą rodzinkę— wyjaśnił, ujmując jej twarz w

dłonie.

— Tak naprawdę to podejrzewam, że dwie osoby z niej zginęły.
— Co?
— Nic. Jestem po prostu podejrzliwa.
— Nie — zaprzeczył, pochylając się ku niej. — Jesteś piękna. Oto

kim jesteś.

Nagle uświadomiła sobie, że była całowana, Austin, przez mężczyznę,

którego kochała. Była zakochana w Samie Carterze, który ją całował i
było to cudowne. Był to specjalny pocałunek, na pamiątkę, na zawsze.
Był to pocałunek... krótki.

Otworzyła oczy i spojrzała na Sama pytająco.
— Karuzela — przypomniał. — Chodźmy na karuzelę. Chcę ci coś

powiedzieć.

Rozmowa z pewnością będzie przyjemna, pomyślała Austin, ale nie

miałaby nic przeciwko jeszcze paru pocałunkom.

Usadowili się, wygodnie oparli plecami, a Sam łagodnie wprawił

karuzele w ruch.

Sam denerwował się . Chciał być romantyczny, wyznając Austin

miłość, prosząc ją o reke. Miejsce było doskonałe, karuzela to niezłe
pociągnięcie. Jeśli jeszcze potrafi ruszać językiem, wszystko zagra.
„Opanuj się, Carter. Opanuj." Powtórzył sobie poranną mowę przy
goleniu — powie Austin, iż jest jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek
kochał, i że pragnie ją poślubić, że poświęci swe życie, by ona była
szczęśliwa. Pierwszorzędna mowa. Mów więc!

— Austin?
— Tak?
— Austin?
— Tak, Sam?
— Ja... ja... chciałabyś, żebym puścił karuzelę trochę szybciej? —

„Do diabła".

— Nie, tak wystarczy. Mnie się robi niedobrze, jeśli kręci się szybko.
— Postaram się mieć to na uwadze. Austin?
— Sam, czy coś jest nie tak, czy też polubiłeś nagle moje imię?
— Uwielbiam twoje imię.
— Dziękuje.

72

RS

background image

— Austin?
— Sam, na Boga, o co chodzi?
— O to, że... — Chwycił ją za ramiona. — Kocham cię Austin, chcę

cię poślubić, chcę mieć dziecko. Nie, chcę, żebyś ty miała dziecko. Nie,
chciałem powiedzieć, żebyśmy my mieli dziecko. Tak, niech to, kocham
cię i... — Głos mu zamarł, ramiona opadły. — Zdaje się, że wszystko
zepsułem.

Austin mrugnęła, zamknęła usta, otworzyła je znowu.
— Kochasz mnie? — wyszeptała.
— O tak, Austin, o tak—zapewnił gorąco. — Przysięgam, że tak. I

chcę, żebyś za mnie wyszła, żebyś spędziła ze mną resztę życia.
Chciałbym mieć z tobą dzieci, wychowywać je. Chcę się kochać z tobą w
nocy i nad ranem. Powiedz, że się zgadzasz. Proszę cię, Austin, powiedz,

że wyjdziesz za mnie.

Przełknęła ślinę, walcząc z napływającymi łzami.
— Nie — odparła cicho.
— Co?
— Nie, Sam, nie mogę za ciebie wyjść. Czas spędzony z tobą był

cudowny, każda chwila, każdy ułamek sekundy. Będę nosić w sercu te
wspomnienia jak coś najdroższego. — Gardło ścisnęło jej się od
powstrzymywanego płaczu, ale ciągnęła dalej: — I ja cię kocham, jesteś
taki wspaniały i czuję się przy tobie tak cudownie, ale nie, nie mogę cię
poślubić.

— Nieee!! — zawołał, podnosząc dłoń. — Stop! Mówisz, że mnie

kochasz?

— Tego nie powiedziałam.
— Powiedziałaś — odparł, trącając ją palcem. — O tak, proszę pani, z

całą pewnością.

— Powiedziałam? — zapytała zdziwiona.
— Absolutnie — odrzekł pewnie. — Wpasowałaś to między

najdroższe wspomnienia oraz fakt, iż jestem wspaniały. Masz do
czynienia z prawnikiem — kontynuował, pukając się palcem w skroń. —
Mam oko na najdrobniejsze szczegóły. Zdecydowanie powiedziałaś, że
mnie kochasz.

— Och — wyrwało się jej cienkim głosikiem. — Och. No cóż. Och.
— Czasem trafnie się wyrażasz — stwierdził, cmokając ją w czubek

nosa. — Ach, Austin — powiedział prosząco. — Kocham cię i ty mnie
kochasz. Nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy mogli żyć razem.

73

RS

background image

— Owszem, stoi! Sam, nie jesteś w stanie jasno myśleć. Nie jestem

taka, jak inne znane ci kobiety.

— Wiem. Masz najpiękniejsze włosy, jakie kiedykolwiek widziałem,

oczy z prawdziwym błyskiem i pocałunki jak fajerwerki w święto
niepodległości.

— Nie o tym mówię, wiesz dobrze. Mam błysk w oku? Nie,

nieważne. Sam, mam pewien problem, o ile sobie przypominasz. Jestem
niedopasowana. Nie wiedziałabym, jak się zachowywać ani co
powiedzieć w gronie twoich bliskich.

— W takim razie — musnął jej wargi — będziemy siedzieli w domu.

— Polizał jej dolną wargę. — Razem. Tylko we dwoje.

— Dobrze — odezwała się rozmarzona. W następnej chwili

zesztywniała i naparła ręką na jego pierś. — Przestali, Sam. Nie mogę się
skupić, kiedy tak robisz.

— Świetnie — odparł, chyląc się ku niej znowu. — Nie myśl o

niczym, z wyjątkiem tego, że mnie poślubisz. — Klasnął w dłonie i
zakręcił mocniej karuzelę.

— Nie. Nie, nie mogę za ciebie wyjść. I nie wmawiaj mi, proszę, że

ubiegły wieczór o czymkolwiek świadczy. Owszem, było ekstra i

świetnie się bawiłam, ale byłeś bardzo ostrożny w doborze tematów.
Pilnowałeś, żebym nie zeszła na boczne tory, w stylu lodówek czy
burdelu, i nie załamała się.

„Do diabła—pomyślał Sam. — Domyśliła się, co zrobiłem." Czyż nie

należało się tego spodziewać, mając do czynienia z geniuszem?

— Sam — mówiła z uniesieniem, podnosząc ręce do góry — czy nie

rozumiesz? To po prostu nie może funkcjonować. Twój świat jest dla
mnie zamknięty. Pomyśl, jak przeraziliby się twoi przyjaciele, gdybym
zaczęła wykładać nagle jakiś tajemniczy przedmiot Nie moglibyśmy w
ten sposób żyć, zastanawiając się ciągle, kiedy to cię skompromituje.

— Austin, nigdy mnie nie skompromitujesz. Uważam, że informacje,

które przechowujesz w swej zdumiewającej główce, są fascynujące,
niepowtarzalne. Barania głowa mogłaby mnie skompromitować. Ty?
Nigdy.

— To się nie uda — powiedziała, kręcąc głową.
— W takim razie dobrze — powiedział, krzyżując ręce na piersi. Brwi

zbiegły mu się mocno. — Skreślasz nas, odrzucasz wszystko, co
moglibyśmy razem przeżyć, ponieważ ty zdecydowałaś, że to się nie uda.
Kochamy się, co oznacza, iż mamy coś wspólnego, że mamy tyle samo

74

RS

background image

do powiedzenia w stosunku do siebie, co oznacza kompromisy, dawanie i
branie, co oznacza...

— Chrzanisz.
— I co z tego, do licha, czego się spodziewałaś? Doprowadzasz mnie

do szału! Po raz pierwszy w życiu kocham. I co? Ona też mnie kocha.
Ale czy w związku z tym cokolwiek idzie tak, jak powinno? Nie!
Dostałem czarną polewkę, zanim usiadłem do stołu. Dlaczego? Bo ty tak
się boisz, że nie wychylisz ani czubka nosa zza twoich własnoręcznie
zbudowanych murów. Ja zaś nie jestem w stanie ich obalić. Musisz mi
wyjść naprzeciw, zaufać, uwierzyć w siebie. — Chwycił ją za ramiona.
— Nie będziesz sama — zmienił nieco ton. — Ja będę przy tobie, na
każdym kroku. Posłuchaj, nie musisz dziś odpowiadać, czy wyjdziesz za
mnie. To może poczekać. Zgódź się jedynie pójść ze mną w kilka miejsc,
poznaj moją rodzinę i przyjaciół, spróbuj nowych rzeczy. Powolutku i
bez kręcenia. Okay?

— Muszę się zastanowić. Puścił ją.
— Proszę bardzo. Myśl, ile dusza zapragnie. Tylko wyciągnij

właściwe wnioski.

Austin popatrzyła na niego niewidzącym wzrokiem, następnie na

niebo.

„Boże mój, Boże, Boże!" — myślała. Sam kocha ją. Sam chce ją

poślubić. Ale, na litość Boską, to sienie może udać. On nie ma pojęcia, w
co się wdaje. Co ona przeszła przez ostatnich kilka lat, starając się
dopasować i pomimo wielkiego wysiłku przegrywając raz za razem. Nie
mógł tego zrozumieć.

Jeśli jednak będzie się upierała przy swoim, to Sam, zsiadłszy z

karuzeli, odejdzie z jej życia na zawsze. Tego nie mogła przeżyć.

Co będzie, jeśli zaakceptuje plan wejścia do jego środowiska? Szybko

zorientowałby się, że popełnił błąd. Jeśli jednak ma na to przystać, trzeba
wziąć się w garść i być sobą.

— W porządku — odezwała się w końcu — spróbuję. Ale muszę cię

ostrzec, Sam. Jeśli starczy mi odwagi, by spotkać twoich znajomych,
muszę być sobą: Austin Tyler, geniuszem. Będę sobą, dokładnie taką,
jaką jestem.

— Doskonale — ucieszył się, uśmiechając się do niej.
„Ha!" — pomyślała.
— Mamy zatem umowę, porozumienie—ogłosił Sam. — Musimy je

czymś oficjalnie przypieczętować.

— Wielkie nieba, masz zamiar sporządzić pisemny kontrakt?

75

RS

background image

— Ech, nie — wycedził powoli — to będzie w stylu tych, którzy

wiedzą, jak żyć na wesoło. Przypieczętujemy nasze porozumienie
pocałunkiem.

— To rozumiem — ucieszyła się Austin.— Twój dziadek i moja

mama byliby z nas dumni. Wziął ją w ramiona.

— Kocham cię, Austin — wyszeptał i połączyli się w pocałunku.
Kiedy skończyli delektować się intymnością, Sam, pociągając ją za

sobą w tył, powiedział:

— Austin, to niesłychane, co ze mną robią nasze pocałunki.
— „Kiss", czyli pocałunek, to współczesny angielski. Słowo wywodzi

się ze średniowiecznego angielskiego — „kissen". W starożytnym
angielskim „cyssan". Jest spokrewnione również ze starogermańskim
„kussen", oznaczającym całowanie.

Sam odrzucił głowę i ryknął śmiechem, mocno obejmując Austin.
— Jesteś niesamowita — zaśmiał się. — Kocham cię. Austin Taler,

naprawdę kocham.

— Och, Sam, jak też cię kocham, ale... — westchnęła.
— Cii — przykazał, zamykając jeszcze raz pocałunkiem jej usta.
Pocałunek był długi i gwałtowny, przyprawiający Austin o drżenie w

ramionach Sama. Kiedy ją wreszcie puścił, oddychał ciężko. Przez wiele
minut żadne nie wyrzekło słowa.

— Chcesz pójść na zakupy? — odezwał się w końcu.
— Jakie?
— Może kupilibyśmy meble? Te moje już mi zbrzydły. Wywalę

wszystko. Zatrzymam tylko łóżko. Jakby nie było, to w nim cię
spotkałem.

— Sam, broń Boże nie mów tego nikomu. To okropnie brzmi.
Zachichotał.
— Naprawdę? To poczekaj, aż opowiem o czerwonych ścianach i

lustrach.

— To ja już nic nie powiem.
Pojechali do Chicago i obeszli mnóstwo sklepów, porównując style,

kolory i ceny. Austin notowała w notesie, w którym każdy pokój dostał
oddzielną stronę. Pamiętała dokładnie odcień kolorów, na które będą
pomalowane. Twierdziła, że mieszkanie winno oddawać osobowość
właściciela. Sprzedawca zrobił wielkie oczy, kiedy Austin uparła się, by
sprawdzić złącza krzeseł do jadalni. Gdy stwierdził, że wszystkie są
najwyższej jakości, Austin obrzuciła go spojrzeniem niedowiarka i
kontynuowała przegląd. Sam uśmiechał się tylko.

76

RS

background image

Kiedy w końcu Sam przyznał, że jest zmęczony, Austin zaprowadziła

go do kafejki, by przedstawić swe propozycje. Jej lista obejmowała: sofę,
krzesła i stoły, lampy i komplet do jadalni. Ponieważ przedmioty te
znajdowały się w czterech różnych sklepach, Austin z damskiej toalety
telefonicznie dokonała zakupów. Udało się jej przy tym skoordynować
dostawę zakupionych artykułów w ciągu czterech godzin, żeby Tyler
Construction nie musiał na długo przerywać właściwych prac.

Samuel słysząc o tym wszystkim, nadal się śmiał.
Kupili chińskie jedzenie na wynos i pojechali do Sama.
W samochodzie myślał o niej. Austin to naprawdę ktoś. Jest mistrzem

wydajności i dokładności, potrafi zrealizować najtrudniejszy projekt
Obserwował ją starannie cały dzień, dwukrotnie dostrzegając błysk w
oczach i prawdziwy uśmiech na twarzy. Naprawdę świetnie się czuła w
tej roli. Wiedział też, że nawet gdyby jej to uświadomił, to i tak nie
dostrzegłaby związku między wykonywaną pracą a poziomem własnej
inteligencji.

Coraz bardziej przekonywał się, że Austin traktowała swój niebywały

intelekt jako brzemię. Musi jej udowodnić, że to, co tego dnia robiła,
dobrze się przy tym bawiąc, miało bezpośredni związek z jej inteligencją.
Musi wiedzieć o korzyściach wynikających z tych zdolności. Nie była
potworkiem, lecz królewną mogącą przebierać wśród swoich talentów.

W domu szybko rozprawili się z chińskim jedzeniem. Sam przyznał,

że zakupy to ciężka praca i oboje zasłużyli na wszelką możliwą pomoc,
jaką ofiarowywały różne kuchenne sprzęty.

Po obiedzie przeszli do pokoju gościnnego, gdzie odbyli huczną

debatę na temat ustawienia nowych mebli. Sam nie miał najmniejszego
pojęcia o umeblowaniu, ale sprawiało mu przyjemność przeciwstawianie
się racjom Austin... W tym polemicznym zapale pacnęła go lekko, a on
otoczywszy ją ramieniem, przyciągnął do siebie.

I wszystko się zmieniło.
Zdumienie w ich oczach ustąpiło miejsca nieprzytomnemu pożądaniu.

Serca rozstukały się w szalonym galopie. Nie odzywali się, nie ruszali,
wydawali sienie oddychać.

— Myślę... — zaczaj Sam ochrypłym głosem — że najlepiej będzie,

jak cię teraz odwiozę do domu. Nie chcę tego, Austin, ale to
najrozsądniejsze wyjście. Pragnę cię, bardzo cię pożądam. Po całym dniu
z tobą, blisko ciebie chciałbym kochać się z tobą. Lepiej więc odwiozę
cię do domu.

77

RS

background image

— Nie — zaprzeczyła. „Co? Co ja mówię? Przecież wiem, co będzie,

jeśli zostanę."

— Co?
— Nie, Sam. Nie chcę jeszcze jechać do domu — powiedziała

przytłumionym głosem. Tak, była to dobra i słuszna decyzja. Tu właśnie
chciała spędzić noc. Tu. Z Samem. — Chcę zostać. Chcę się z tobą
kochać, Sam.

Nerwowo i głęboko nabrał powietrza.
— Czy jesteś pewna? Austin, proszę cię, musisz być pewna, że tego

chcesz.

— Jestem pewna jak nigdy, Sam. Poważnie.
— Ach, Austin — zajęczał, po czym mocno przywarł swoimi ustami

do jej ust. Gdy uniosła głowę, popatrzył jej prosto w oczy. — Kocham
cię, Austin Tyler.

— A ja kocham ciebie, Samuelu Carterze. Noc jest nasza. Objął ją

ramieniem i poprowadził na górę.

Nie tylko noc będzie ich, przyrzekł sobie. Cała przyszłość musi być

ich. Całe życie. Austin odda mu się tej nocy, a on nigdy, przenigdy od
niej nie odejdzie.




















78

RS

background image

Rozdział 7


Sam włączył małą lampkę, stojącą w sypialni przy nocnym stoliku.

Chwilę później oboje spojrzeli na dziurę w suficie, potem na siebie i
uśmiechnęli się.

— Będziemy mieli co opowiadać wnukom — odezwał się Sam.

Austin przestała się uśmiechać. — Ejże, chodź tu. — Przyciągnął ją do
siebie.

Westchnienie rozkoszy wyrwało się z ust Austin, gdy do niego

przywarła. Odrzuciła głowę, podczas gdy Sam pochylił się nad nią. Ich
usta spotkały się. Myśli zatrzymały...

Samuelem targnął gorący dreszcz pożądania, pompujący krew i

przypominający o męskości. Ogarniały go fale samczej niecierpliwości
— szalonego pożądania i chuci, dzikiej potrzeby zespolenia się z
obejmującą kobietą. Jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek kochał.

Pocałunki przybrały na intensywności. Dłonie Samuela spoczęły na

wzniesieniu piersi. Z gardła wyrwał mu się pomruk zadowolenia.
Podniósł nieco głowę i zasypał jej szyję pocałunkami. Ręce zaś dosięgły

ściągacza sweterka. Podciągnął go minimalnie i poczuł, jak ona, bez
wahania, ułatwiła mu zadanie. Opuściwszy sweter na podłogą, zdjął
stanik. Serce mu załomotało, kiedy ujrzał niewielkie, jędrne piersi.

— Och, Austin — dyszał, próbując ująć je w dłonie. Pochylił głowę.

— Jesteś cudowna. — Wziął do ust sutek,

pieszcząc jego koniuszek jeżykiem. Potem drugi — smakował,

kosztował, ssał, spijał słodki nektar.

Austin skorzystała z jego ramion, by się wesprzeć — czuła bezwład

nóg. Zamknęła oczy, nie chciała stracić najmniejszego muśnięcia,
cudownych wstrząsających doznań. Och, pojmowała pełnię życia,

świadoma każdego skrawka własnego ciała i ciała Sama, świadoma
cudownej różnicy między kobietą i mężczyzną i zawartej w niej
obietnicy spełnienia.

Samuel stanął za nią i ostrożnie zsunął z końca grubego warkocza

elastyczną przewiązkę. Powoli z nabożeństwem przeciągnął palcami
przez splecione włosy, rozpuszczając je, przesiewając, upajając się ich
zapachem. Znowu był przed nią, przenosząc ciężkie kaskady, by
spływały po jej piersiach.

— Och, Austin, jesteś tak piękna — wyznał niemal z czcią.
— Cieszę się, że tak uważasz, Sam — powiedziała przytłumionym od

napięcia głosem. — Jesteś dla mnie wszystkim.

79

RS

background image

Nie zachwiała się, zdejmując najpierw jeden, potem drugi but.

Rozpięła i zsunęła dżinsy, ściągając jednocześnie najintymniejszą część
garderoby. Przeszła przez leżącą wokół stóp stertę ubrań i wyprostowana
spojrzała mu w oczy.

Sam, lekko drżącymi rękoma, zaczął rozpinać koszulę, wyciągnął ją

ze spodni, wygładził. Zawahał się na klamrze paska, po czym ruszył
dalej. Austin nie odrywała od niego wzroku. Chwilę później stał nagi,
poddał się spojrzeniom wędrującym po jego ciele. Jego skóra wydawała
się płonąć. Męskość wyraźnie potwierdzała pożądanie, pragnienie aż do
bólu. Tak odsłonięty czuł, jak po plecach spływają mu strużki potu.

— Jesteś piękny — powiedziała Austin, patrząc mu prosto w oczy. —

Jesteś najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widziałam.

Sam nabrał gwałtownie powietrza, uświadamiając sobie, że

powstrzymywał oddech. Jak nigdy dotąd poczuł własne ciało, kanciaste i
nabite w porównaniu z miękkimi uniami Austin. Tak wysoki i silny mógł
przerazić, stojąc przed nią w całej okazałości. Jej akceptacja znaczyła dla
niego więcej, niż mógłby się domyślać.

Odrzucił z łóżka koce, przeniósł Austin do chłodnej pościeli i

wyciągnął się obok. Położywszy na jej płaskim brzuchu dłoń, nachylił
nad nią twarz.

— Och, Sam — zamruczała Austin. Nawet nie marzyła, iż może być

tak cudownie.

— Postaram się nie spieszyć — powiedział, zmuszając się do jak

najwyższej kontroli. — Nie będę się spieszył. Zrobię to dla ciebie,
Austin. Dla ciebie.

— Dla nas, Sam, to dla nas.
Raz jeszcze zamknął jej usta pocałunkiem. Jego dłoń powędrowała w

dół, po udzie, aż na kolano. Potem na drugie kolano i drugie udo.
Nadgarstek oparł o kasztanowe kędziory na spojeniu jej ud, palce zagrały
w wilgoci między udami. Jego ciało wygięło się, a usta przeniosły na jej
piersi, głęboko i zachłannie obejmując prawie całą. Usta i palce, tak
zdecydowane, a jednocześnie tak miękkie, wzajemnie uzupełniały
zniewalający ją rytm.

Austin zaczęła dyszeć. Krew pulsowała w żyłach. Przepełniło ją

pożądanie, drgające w rytmie wygrywanym palcami i ustami Sama.
Zalewały ją doznania, przelewały się przez nią, jak fale płynnego żaru,
ognia, zapalając, trawiąc resztki świadomości.

— Samuelu — jęczała.

80

RS

background image

Jego usta odnalazły drugą pierś, by i jej złożyć słodki hołd. Cały

dygotał, ciało zrosił mu pot. Każdy mięsień wołał o uwolnienie, o
wpasowanie się w jej miękkie ciepłe objęcia. Powstrzymał się jednak. To
musi być absolutne. Ona musi być także przygotowana. Przecież jest taka
mała, a on taki wielki. Nie mógł, nie chciał sprawić jej bólu.

— Sam, proszę cię— wyjęczała Austin bez tchu.
Jeszcze nie! Zawsze potrafił panować nad sobą, również w takich

okolicznościach. Ale jeszcze nigdy nie trawiły go takie pasje, taka żądza
parcia naprzód, tak bolesna potrzeba. Ponieważ jeszcze nigdy nie kochał
się z kobietą równą Austia Z kobietą, którą kochał.

„Opanuj się".
— Sam, och, Sam, błagam.
— Zaraz. Już prawie. Muszę być pewien, że już, Austin. To musi być

naj..., naj, prawda?

Austin walcząc z odurzeniem, próbowała go słuchać, rozumieć jego

głos. Coś było nie tak. Wyczuwała jakby szał, jakby desperację.
Widziała, jak przebiegł go dreszcz, a on ciągle zadawał jej ciału słodkie
tortury. Narzucona powściągliwość wprawiała jego mięśnie w dygotanie.

Serce Austin omal nie pękło od nagłego przepełnienia miłością.
Nigdy jeszcze nie czuła się tak kochana, tak uwielbiana, tak

wyróżniona. Dawał, dawał i jeszcze raz dawał. Tylko on.

„Nie" — przemknęło jej przez rozpaloną namiętnością głowę. Byli

parą i mieli się dzielić, byli równi. Nie chciała jedynie brać, chciała
również dawać. To, co robił Sam, było cudowne, pełne miłości i
rozkoszy, ale i błędne.

Austin, wsunąwszy rękę pomiędzy ich wilgotne ciała, chwyciła

pulsującą męskość Sama. Poderwał głowę, gwałtownie wciągając
powietrze.

— Nie, Austin — wydyszał. — Wiszę na włosku.
— Wejdź we mnie — wyszeptała uwodzicielsko. — Bądź ze mną!

Chcę cię, Sam! Teraz!

Zajęczał, a dźwięk ten jakby wypłynął z głębi duszy. Nasunął się na

nią i wszedł. Wygięła się, by go spotkać, by wciągnąć go w głąb swego

żaru. Ujęła go ramionami pod barki.

Samuel Carter stracił kontrolę.
— Och, Austin!
Był w niej. Zagłębiał się. Mocniej. Porywał ją z tej rzeczywistości i

zabierał tam, gdzie wirowały kolory i gdzie była esencja doznań.

background image

Ekstaza. Ponad nią. Czuła wraz z nim i wraz z nim unosiła się wyżej i
wyżej, ku słońcu. Aż...

— Sam!
— Tak — wydyszał — och, tak!
Zanurzył się jeszcze raz w niej głęboko i dotarł do miejsca wspólnej

rozkoszy, sensu wszystkiego, co pulsowaniem wpływało w jej kochane
ciało. Opadł ku niej, leżąc oddychał ciężko, rytm jego serca zgrywał sicz
biciem jej. Ostatkiem sił Sam przekręcił się na bok, pociągając za sobą
Austin, a ich ciała nadal złączone tworzyły całość. Wargami spoczął na
jej wilgotnym ciele, odgarniając włosy z twarzy.

Nie odzywali się. Powracając do siebie, przeżywali nadal piękno

miejsc, w które dotarli. Razem.

— Kocham cię — odezwał się Sam. — Byłaś cudowna.
— Byliśmy cudowni — poprawiła. Pocałowała kędzior włosów na

jego piersi.

— Czy nie zadałem ci bólu?
— Nie.
— Jesteś przyzwyczajona brać sprawy w swoje ręce — powiedział. —

I to dosłownie.

— Wiem, co chciałeś zrobić, Sam. To było kochane i cudne. Ale ja

też chcę dawać, Sam. Chcę, żebyśmy byli razem, rzeczywiście razem.
Nie gniewasz się?

— Mój Boże, pewnie że nie. Właśnie mi pokazałaś, mój ty mały

geniuszku, iż istnieją takie chwile, kiedy moje opanowanie przeszkadza.
Myślałem, że robię to, co słuszne, ale ty byłaś mądrzejsza i za to cię
kocham. Och, Austin, ja nigdy nie zapomnę tej chwili. To zdarza się raz
na milion lat

„Och, Sam, tylko nie to" — pomyślała Austin. Nie chciała, by zaczął

mówić o przyszłości, o jutrze. Chciała jedynie zachować ten moment,
zabezpieczyć go, umieścić między najdroższymi wspomnieniami.

Sam, sięgnąwszy po prześcieradło, przykrył ich ostudzone ciała.

Poddali się nadciągającej senności...

Miękka, różowa poświata, przemykająca pod opuszczonymi storami

połaskotała twarz Sama jak pieszczotliwe palce. Otworzył oczy i w tym
samym momencie uświadomił sobie obecność ciepłego, zwiniętego tuż
przy nim kłębka.

„Austin".
Popatrzył na nią, zdając sobie sprawę, że uśmiech na jego twarzy

nadawał mu wygląd niepoprawnie zakochanego nastolatka. Co z tego?

82

RS

background image

Austia Boże, jak się zakochał! I w jak niepowtarzalnie piękny sposób
oddawali się sobie wczoraj. Oddanie Austin było tak całkowite, tak ufne,
tak swobodne.

Wiedział, składając urywki jej życia, że nie była doświadczona. Jej

reakcje — tak szczere, prawdziwe — były wynikiem kobiecej intuicji,
rozbudzonej przez niego. Z intuicją szła w parze mądrość, że to, co mieli
z sobą dzielić, mieli właśnie... dzielić. Dzięki temu pozbawiła go
kontroli, ich zbliżenie stało się czymś, czego dotąd nie przeżywał.

Wzrok Sama błądził po jedwabnych, potarganych włosach Austin, jej

delikatnych rysach, lekko rozchylonych wargach. Prześcieradło ledwie
okrywało jej piersi i w miarę zgłębiania tych ponętnych kształtów poczuł
przenikający, gorący dreszcz. Sztywniejąca męskość, znowu budzące się

żądze kazały mu zastanawiać się, czy chciałby, aby ją obudził o tak
wczesnej porze.

Zanim cokolwiek postanowił, podskoczył, poczuwszy łagodny dotyk

palców wędrujących po jego brzuchu, ku piersi, i usłyszawszy wybuch

śmiechu.

— Nie śpisz — stwierdził.
Austin otworzyła oczy i posłała mu uśmiech.
— Zawsze się budzę, gdy ktoś mnie podgląda.
— To nie było podglądanie — zaczaj zaloty. — Podziwiałem widoki.
— Aha. — Palce powędrowały z powrotem i potem dalej i dalej...
— Austin!
— Tak? — zapytała, udając niewiniątko.
— Masz trzy godziny, żeby z tym skończyć. Zaśmiała się.
— Och, przepraszam. Ty sobie pośpij, a ja trochę cię zbadam. Tutaj...

i tutaj... i — och! Tutaj!

Sam zamruczał.
— Kochaj się ze mną, Sam — wyszeptała. — Mam taką ochotę.
— Niemożliwe, żebyś od razu była gotowa. Będzie cię bolało.
— Zaufaj mi. Wejdź we mnie, Sam.
„Do diabła z opanowaniem" — pomyślał Sam.
Wszedł w nią mocnym pchnięciem, aż westchnęła z rozkoszy.

Pochwycił jej pełne pasji tchnienie w swoje usta i zagłębiając się w nią,
spotkał językiem jej język. Austin pochwyciła nogami jego nogi,
przyjmując go całego. Odlecieli w dal. Ich ciała przebiegały spazmy
rozkoszy już parę sekund po zwarciu, po wzajemnym oddaniu się.
Zatracili się. Pojękiwali z rozkoszy. Wracali.

— Och... mój — odezwała się z mocą.

83

RS

background image

— Żebyś wiedziała — zamruczał jej we włosy. — Boże, uwielbiam

być w tobie, tak jak teraz. Myślę, że po prostu już nie wyjdę.

— Mmmm — odparła, wzmacniając uścisk. Pozostawali tak jeszcze

przez kilka minut, Sam opierając się na łokciach.

— Obowiązki wzywają — w końcu oznajmił z westchnieniem. —

Mam ranne spotkanie.

— Ja też — odpowiedziała śmiejąc się. — Mam spotkać Houstona i

Dallasa, po to, by móc tu przyjechać po pracy. Najpierw muszę pójść do
domu i zmienić ubranie. Och i muszę się umyć, i coś zjeść.

— To wszystko? — zapytał, podnosząc głowę i śmiejąc się.
— Jeśli już...— odparła, powoli kołysząc się ku niemu.
— Och, nie, jesteś niemożliwa — odparł, usuwając się z niej. —

Znasz sposób rozpętania takich rzeczy, które ja potem muszę kończyć.
Jak tak dalej będzie, nigdy nie wyjdziemy z tego łóżka. — Przerwał. —
Jak się nad tym zastanowić, może to nie jest zły pomysł?

Austin zaśmiała się zadowolona, posyłając mu dłonią gorący całus.

Kiedy Sam zniknął w łazience, wyciągnęła się leniwie, z westchnieniem
zadowolenia. Och, jak kochała Sama Cartera! W życiu jeszcze nie było
jej tak dobrze!

Nie była specjalnie doświadczona, ale czuła, że ich połączenie było

nieopisanie piękne. I dla Sama także musiało być czymś wyjątkowym.
Tego była pewna. Przekroczył wyznaczone sobie granice, oddając się jej
całkowicie. Tworzyli jedność.

Gdyby tak jeszcze nie musieli wychodzić poza ściany tego domu.

Gdyby tak mogli pozostać z sobą, zajęci tylko sobą, zapomnieć, że poza
nimi istniał cały, nie zawsze miły świat Wbrew przekonaniu Sama, że
przed nimi wspólna przyszłość, wspólne życie, ona wiedziała lepiej. Jej
piekielny problem , niemożliwość przystosowania się, wcześniej czy
później musi ich dopaść i rozbić wszystko, co mieli, na tysiące
kawałków.

— Och, do jasnej... — zaklęła i rozciągnęła koce na łóżko. Nie chciała

teraz nad tym rozpaczać. Nadal czuła posmak cudownych chwil z
Samem i pragnęła każdą z nich utrwalić. Wyjąwszy z torebki szczotkę do
włosów, doprowadziła je jako tako do porządku i zeszła na dół zaparzyć
kawę.

Sam zjawił się w kuchni ubrany w trzyczęściowy brązowy garnitur,

orzechową koszulę i brązowy krawat. Wyglądał, czego nie omieszkała
mu powiedzieć, wspaniale. Wypili szybko kawę, po czym odwiózł ją do
domu. Pożegnalny pocałunek był długi, namiętny i Austin wchodziła do

84

RS

background image

siebie na górę na uginających się nogach. Wzięła prysznic, przebrała się i
zaplotła włosy.

Teraz jechała jak zwykle do Houstona na poranne spotkanie. Czuła się

inaczej. Wszystko wokół było wyraźniejsze, prostsze, jej zmysły jakby
lepiej funkcjonowały. Znane rzeczy widziała na nowo. Ciało bolało ją
tam, gdzie nigdy przedtem, przywołując uśmiech wspomnień o
badawczych dłoniach i ustach Sama. Niebo było bardziej niebieskie,
słońce bardziej słoneczne, śpiew ptaków radośniejszy. Och, cudownie
było kochać i być kochaną!

Przynajmniej chwilowo.
„Do licha! — Niezadowolona pacnęła ręką po kierownicy. —

Przestań się gryźć" — przykazała sobie. Zasługiwała przynajmniej na
wspomnienie spędzonej z Samem nocy. I zrobi to, przestanie się gryźć.

Zatrzymała się za ciężarówką Dallasa, pospieszyła do drzwi, zapukała,

a następnie weszła.

— Cześć, Dallas — rzuciła.
— Cześć, córuś. Kawki?
— Pewnie.
Podał jej kubek, po czym usiedli przy stole.
— Houstona nie ma — zagaił.
— Nie ma? — Kubek Austin zawisł w pół drogi. — Jego ciężarówka

stoi. Nigdy przedtem mu się to nie zdarzyło.

Dallas wzruszył ramionami.
— Przypuszczalnie poderwał jakąś babkę, która nie nadawała się do

jazdy ciężarówka, pojechali więc jej autem. Kim by nie była, musi być
bardziej ponętna niż śniadanie. Pewnie niedługo wróci.

— Nie jestem tego pewna, Dallas — zachmurzyła się Austin. —

Mamuśka zachowywała się bardzo dziwnie, kiedy ją wczoraj widziałam.
Migała się, kiedy ją zapytałam, gdzie tatko. Powiedziała, że jest z
Houstonem.

Dallas uśmiechnął się.
— Mamuśka zawsze zachowuje się nieco dziwnie. Widziałaś się ze

Wspaniałym Samem?

„Jeśli się zarumienię, niech skonam! — pomyślała Austin. — Po

prostu padnę jak kawka i basta."

— Z kim? — zapytała zza kubka.
— Rumienisz się.
— Wcale nie. Kobiety w moim wieku nie rumienią się. To absurd.

Słyszałeś? Samochód.

85

RS

background image

Dallas odsunął zasłonę.
— Hej, to tata z Houstonem. Houston ma na nosie bandaż, czy co?

Ciekaw jestem, o co chodzi.

— Wiedziałeś, że coś jest grane — zauważyła Austin. Drzwi

otworzyły się z trzaskiem i rozogniony Houston

wpadł do przedpokoju. Za nim, z dziwnym grymasem na twarzy,

postępował Teddy Tyler. Austin i Dallas zerwali się na równe nogi.

— Nic do mnie nie mówcie — ryknął Houston. — Ani słowa. Jest

jakaś kawa w tym zakładzie?

— Jest, ale... — odezwała się Austin.
— Mówiłem, żebyś się do mnie nie odzywała. — Pogroził jej palcem

Houston.

— Boże! — cofnęła się o krok. Spojrzała na ojca. — Tatku, co się

stało? Gdzie wyście byli? Co jest z nosem Houstona?

Houston powrócił z kuchni, mrucząc jakieś przyziemne epitety, podał

ojcu kubek i opadł na krzesło.

— Otóż, kochanie — zaczął Teddy chichocząc — Houston i ja

mieliśmy pewną sprawę do załatwienia.

— Gdzie? — zapytała Austin.
— W instytucie — odpowiedział Teddy.
— Gdzie? — zawołała Austin.
— Nie denerwuj się — uspokajał ją Teddy, przysiadając na krawędzi

stołu. — Już dawno powinniśmy byli to zrobić. Tym ludziom potrzebne
są rękoczyny, żeby zrozumieli, iż mają dać ci spokój. Moje telefony i
listy nie na wiele się zdawały, więc... — Łyknął kawy.

— Pojechaliście beze mnie? — zapytał Dallas. — Dlaczego, do jasnej

ciasnej, pojechaliście beze mnie? Austin jest też moją siostrą, nie?

— Masz wystarczająco wiele na karku w tej chwili, synu — odparł

Teddy. — Ja i Houston zajęliśmy się tym.

— Rzeczywiście — ironizowała Austin, biorąc się pod boki. — A kto

zajął się nosem Houstona? Jest złamany? Czy ten nos jest złamany?

— Niestety — potwierdził śmiejąc się Teddy.
— Cholera — rzucił Houston.
— Żartujesz — skrzywił się Dallas.
— Nie wierzę — przewracając oczami, dorzuciła Austin.
— Widzisz, od czasu kiedy cztery lata temu Houston cię stamtąd

wyniósł — ciągnął Teddy — zafundowali sobie strażników. Houston
przeraził ich wtedy nie na żarty.

86

RS

background image

Jednak poradziliśmy sobie z tymi gorylami bez problemu i

odszukaliśmy tego dyrektorzynę, co tak wytrwale zachęcał cię do
powrotu.

— Och, mój Boże! — Austin opadła na krzesło. — Czy ja w ogóle

chcę tego słuchać?

— Nie — odparł Houston.
— Tak — pospieszył Dallas. — Tata, mów dalej.
— Kiedy znaleźliśmy tę małą wesz, oprowadzała właśnie

czteroosobową

wycieczkę,

pokazując

instytut.

Uchwyciliśmy

wystarczająco wiele z rozmowy, żeby zorientować się, iż byli to bogacze
poproszeni o donacje na instytut. Myśleliśmy, że dyrektorzyna będzie
zadowolony, jeśli rozmówimy się z nim w cztery oczy zamiast narzekać
wobec czterech potencjalnych donatorów.

— I? — zainteresowała się Austin.
— Nie poszło dokładnie po naszej myśli — podjął Teddy, pocierając

brodę. — Ta wesz tak się ożywiła, zobaczywszy Houstona, że
kompletnie „olała" swych gości i kazała nam się zmywać. Na to
powiedziałem mu, co się z nim stanie i z pewnymi częściami jego ciała,
jeśli jeszcze raz spróbuje cię niepokoić.

— Niesamowite — odezwała się Austin.
— Dobra — ponaglał Dallas. — Wal dalej.
— Cholera — znowu rzucił Houston.
— Dalej była właśnie ona — oznajmił Teddy.
— Ona? — zapytała Austin. — Jaka ona?
— Kobieta z forsą — wyjaśnił Teddy. — Och, naprawdę piękna, jak

malowana, mówię wam. Podeszła do nas i zapytała tego gada prosto z
mostu, czy to, co powiedzieliśmy, jest prawdą. Więcej, chce wiedzieć,
czy ktoś, kto zdecydował się opuścić instytut, był w związku z tym
szykanowany, nagabywany o powrót To była laska, iskry i ogień. Gad
zaczął się jąkać i plątać. Ni z tego, ni z owego przywarł do ściany i
przycisnął alarm.

— Kurczę! — zapalił się Dallas.
— Och! — zajęczała Austin.
— Przybiegli więc — podjął Teddy — czterej wielcy zawadiacy

gotowi zasłać nami podłogę.

— Och, Houston — ze współczuciem przerwała Austin. — To oni

złamali ci nos?

— Do diabła! — odpowiedział Houston. Teddy wybuchnął śmiechem.

87

RS

background image

— Niezupełnie. Widzisz, bogaci wzięli nogi za pas, z wyjątkiem

małej pięknej czupurnicy. Wpadła w furię z powodu przywołania przez
dyrektora wykidajłów. Ja posłałem jednego na deski, Houston dwóch, po
czym... — wybuch śmiechu uniemożliwił relacje.

— Do jasnej, tato — wyrzucił Houston — dobij mnie wreszcie.
— Co się stało? — zapytał Dallas. — Z moich obliczeń wynika, że

został jeszcze jeden strażnik.

— Zgadza się — potwierdził Teddy, wycierając płynące po

policzkach łzy. — Jeden został, ale owa mała czupurnica wzięła go na
siebie. Zacisnęła pięść, zamachnęła siei...

— Do jasnej cholery! — krzyknął Houston.
—... i — kontynuował Teddy — w tym momencie stanął przed nią

Houston, żeby ją ochronić.

— To ci dopiero! — zawył ze śmiechu Dallas. — To ona złamała mu

nos?

— Och — powiedziała Austin. Starała się nie śmiać. Usilnie się

starała, ale nie wytrzymała. — Ojojoj — dodała niezdolna ukryć swego
rozbawienia .— Kiedy pomyślę o wszystkich rozbitych przez Houstona
nosach i o tym, że jego samego w końcu załatwiła... Ojojoj.

— Dosyć już, moi drodzy — przerwał Houston. — Boli mnie, a wy

się śmiejecie? Proszę, nabijajcie się. Bawcie się dobrze. Nie popękajcie
tylko.

— Och, Houston, przepraszam — spoważniała Austin. — Uwielbiam

was za to, co zrobiliście. Prawdopodobnie nie powinniście byli tego
robić, ale i tak was za to kocham. Dziękuję. Naprawdę bardzo mi cię żal.
Czy ona była naprawdę ładna?

Houston zapatrzył się w przestrzeń.
— Jak obrazek. Jak senna zjawa. Jeszcze tak pięknej kobiety nie

spotkałem.

— Kurczę — dołożył Dallas, uśmiechając się do kubka.
— Wyciągnęła nas z więzienia — oznajmił Teddy.
— Skąd? — zdumiała się Austin.
— Z więzienia — spokojnie powiedział Teddy — do którego nas

wsadzili. Przyszła ze swoim osobistym adwokatem i wyciągnęła nas na
wolność. Niech skonam, jaka to sztuka.

— January — powiedział rozmarzony Houston.
— Przepraszam...? — zdziwiła się Austin.
— Tak ma na imię. January SL John. Och, mój Boże, Boże —

poskarżył się, kręcąc głową. — Och, mój nos. Chyba niedługo umrę.

88

RS

background image

— Jakie fajne imię — powiedziała Austin. — January St. John. Z

klasą.

— Ona taka właśnie była — podchwycił Teddy, kiwając głową. —

Od początku do końca miała klasę. Podrzuciła nas na lotnisko swoją
limuzyną z szoferem. Nie mogła być starsza niż Houston czy Dallas, ale
miała pełno ludzi skaczących na jej skinienie. Jeszcze nigdy nie
spotkałem kogoś takiego jak ona. Była nadziana, ale... To trudno
wytłumaczyć. Nie zachowywała się jak nie wiadomo kto. Miała
wszystkie oznaki bogactwa — drogie ubrania, limuzynę, ale była
normalna. Tak, była naprawdę niezła.

— Niestety — odezwał się znowu wpatrzony w przestrzeń Houston.
— A ja na to: kurczę — dorzucił Dallas, szczerząc się do ojca. Teddy

pomachał do niego.

— Czy mamuśka już wie o tym? — zapytała Austin.
— Oczywiście — odpowiedział Teddy. — Zadzwoniłem do niej z

ciupy. Przykazała mi zaprosić tę miłą dziewczynę na obiad, mimo że
złamała Houstonowi nos. Dobra — zakończył wstając — będę się
zbierał.

— Zaczekaj jeszcze chwilę — poprosił Dallas. — Skoro już tu jesteś,

chciałbym ci coś powiedzieć. Mógłbyś to wytłumaczyć mamie.

— Proszę bardzo, Dallas — odpowiedział Teddy. — O co chodzi?
— Ja... więc, zdecydowałem, że... Wiem, że będzie mi brak Austin i

Houstona, ale...

— A ja myślałam, że to tylko ja potrafię się rumienić — włączyła się

Austia — Jedziesz do Tuscon z Joyce i Willie'em, bo kochasz, tak?

— Właśnie. Joyce i ja mamy się pobrać. Ale, niech to, czuję się

okropnie, także ze względu na Tyler Construction.

— Nie ma sprawy — powiedział Houston wstając. — Och, moja

głowa, mój nos. Posłuchaj, bracie, cieszę się z tobą, tak, naprawdę, aż ci
zazdroszczę. Austin i ja damy sobie radę. Ty zajmij się Joyce i jej
synkiem. Kurczę, szczęściarz z ciebie cholerny.

Dallas podniósł się, Houston uściskał go, a następnie Teddy i Austin.

Cztery pary brązowych oczu jaśniały niecodziennym blaskiem.

— Czyli? — zapytał Houston. — Kiedy wyjeżdżasz? — Jak tylko

ukończymy prace u Sama—odpowiedział

Dallas. — Joyce musi stawić się w nowej pracy. Miesiąc miodowy

spędzimy nieco później. Nie mówiąc już o tym, że nie mam ani grosza.
Poczekam, aż będę mógł ją zabrać w jakieś naprawdę ciekawe miejsce.
Houston, co do Tyler Construction to...

89

RS

background image

— Dallas, przestań — przerwał mu Houston. — Staraliśmy się, jak

mogliśmy, ale to, co łączy cię z Joyce jest o wiele ważniejsze.

— Otóż to, Dallas — potwierdziła Austin. — A ja i tak się nie

sprawdziłam.

— Ale co będziesz w takim razie robiła. Austin? — zapytał Dallas.
— Już ty się nie martw — ucięła, po czym cmoknęła go w policzek.

— Och, jak się cieszę!

— Dziękuję — Dallas spuścił wzrok na czubki butów.
— Rumienisz się, rumienisz — przedrzeźniała go Austia — Och,

kapitalnie. — Dallas spojrzał na nią.

— Może lepiej jedźmy już do Sama — zaproponował Houston. —

Jesteśmy już spóźnieni. Ale ja chyba najpierw łyknę ze dwie aspiryny.
Muszę odszukać wszystkich facetów, jakim uszkodziłem nosy i poprosić
o wybaczenie. To świństwo naprawdę boli.

— January St. John musiała cię zdrowo walnąć — stwierdziła Austin.
— Cholera — powtórzył Houston, opuszczając pokój.
— Zamalowała go naprawdę ostro — zapewnił Teddy z uśmiechem.

— I to nie tylko w nos. Dobra, uciekam do mojej kochanej żonki. Jeszcze
raz gratulacje, Dallas. Cieszę się z tobą, synu. Twoja mamuśka pęknie,
jak się dowie, że będziesz mieszkał w krainie Johna Wayne'a. Bóg mi

świadkiem, że będzie nam ciebie brakować. Pogadamy jeszcze.

—Tatku — odezwała się Austin—dziękuje ci za to, co dla mnie

zrobiłeś.

— Cała przyjemność po mojej stronie, kochanie. Buźka, na razie.
— Komu w drogę—odezwał się Houston wracając.
— Pewien jesteś, że powinieneś iść do pracy? — zapytała go Austin.
— Niestety. Co to dla mnie? Troszkę bólu, ostrego, zamraczającego

umysł, cóż to dla mnie, dla prawdziwego mężczyzny?

— Panie, oszczędź — poprosił Dallas.
Między Houstonem i Dallasem rozgorzała zawzięta dyskusja na temat

bólu, lub też jego braku, mimo złamanego nosa. Austin, siedząc w
ciężarówce między braćmi, uciszyła ich i zadumała się.

„Koniec z Tyler Construction" — myślała gorączkowo.
Cieszyła się całym sercem z decyzji Dallasa, ale... Houston mógł

dostać każdą pracę. Niewątpliwie porzuci marzenia o własnej firmie.
Pożądany przez inne firmy, będzie miał co robić. Nie ma problemu.

A ona, co pocznie? O Boże, tyle i tak szybko się teraz działo w jej

życiu, że nie nadążała o tym wszystkim myśleć. Jej dni jako pracownika
Tyler Construction były policzone. Jej dni... i jej noce... z jej cudownym

90

RS

background image

Samem — też, czy chciała, czy nie. Wszystko się skończy. Zostanie
sama jak palec.

Musi odszukać Sama natychmiast. Chciała, by ją utulił w swych

mocnych ramionach, chciała poczuć się bezpieczna, spokojna, być
komuś bliską, być pożądaną. Jednakże nie miała go tutaj. Wszystko co
miała, to jedynie najdroższe wspomnienia, które jeszcze przez kilka
najbliższych dni będzie uzupełniać, a potem wszystko się skończy.

Potem zostaną jej tylko łzy.































91

RS

background image

Rozdział 8


Następne dwa tygodnie minęły Austin w zawrotnym tempie.
Tylertrio pracowało od rana do późnego wieczora w domu Sama, aby

zdążyć przed wyjazdem Dallasa. Przyjeżdżając po pracy, Sam zastawał
ich zawsze w ferworze robót, przebierał się więc i łapał za pędzel. Od
czasu do czasu wciągał Austin w jakiś ciemny kąt i całował ją, aż jej się
nogi zaczynały uginać.

— Rumienisz się! — wołał Dallas, kiedy zjawiała się z powrotem.
Austin słała mu wówczas dzikie spojrzenia.
Dallas i Houston zaśmiewali się do rozpuku.
Samuel Carter wydawał się być nadzwyczaj zadowolony.
Historię wycieczki do instytutu Dallas opowiedział Samowi, lekko ją

ubarwiając. Otóż January St. John powaliła najpierw stukilowego goryla,
a następnie przetrąciła nos Houstonowi.

Samuel wysłuchał jej z prawdziwą przyjemnością, następnie zabrał

Houstona na stronę i podziękował mu za wymazanie na zawsze instytutu
z życia Austin.

— To się musiało stać, Sam — powiedział Houston. — Trochę

pocierpiałem ze złamanym nosem — żebyś ty wiedział, jak to boli — ale
to trzeba było zrobić. Ta zmora wisiała nad Austin. Trzeba było ją
przegonić.

— Też tak uważam i jestem ci wdzięczny — odparł Sam. — Myślę,

że reszta należy do mnie.

— Jaka reszta?
— Kocham ja, Houston. Kocham ja i chcę się z nią ożenić.
— Niech to kule... — zaklął, szeroko się uśmiechając.
— Austin też mnie kocha. Jedyny problem w tym, że ona tkwi w

przekonaniu, iż jej geniusz nie pozwala nam planować wspólnej
przyszłości. Cholera, myli się i ja jej to udowodnię, jak tylko trochę się tu
uspokoi. Rozumiem, że w tej chwili pierwszeństwo mają plany Dallasa i
zgadzam się z tym. Jak tylko pojedzie, Austin będzie musiała dotrzymać
naszej umowy.

— Jakiej umowy?
— Ma spotkać się z moją rodziną i przyjaciółmi. Ostrzegła mnie, że

zrobi to jako geniusz, że będzie sobą, nie ukrywając swej wiedzy. Myśli,

że w ten sposób szybciej mnie przekona, że nigdzie nie pasuje. Myli się.

92

RS

background image

— A jeśli nie? — ze smutkiem zapytał Houston. — Widziałem to,

Sam. Widziałem, jak ludzie odwracali się od niej, jak traktowali ją
niczym jakiegoś potwora.

— Ja jej nie zostawię—zapewnił Sam. — Przysięgam na Boga, że jej

nie zostawię.

— Miłość musi faktycznie być coś warta — stwierdził Houston,

kiwając głową.

— Przyjdzie i do ciebie, stary. Zakradnie się, a ty będziesz leżał i

kwiczał. Kobiety to niesamowite istoty. A propos, ile waży ta January St.
John? Żeby cię tak załatwić, musi z niej być herod-baba.

Houston zapatrzył się gdzieś w bok, a twarz rozjaśnił mu marzycielski

uśmiech.

— Ona jest prześliczna.
Sam pomachał ręką przed oczami Houstona. Żadnej reakcji.
— Przepadłeś, Houston — zachichotał Sam.
— Co mówisz?
— Nic — odpowiedział Sam śmiejąc się. — Nic...
Dom Sama powoli przekształcał się w uosobienie piękna,

interesującego stylu i dobrego smaku. Na zewnątrz biały z odcieniem
beżu i ciemnobrązowymi elementami; ogród jak spod igły, dzięki
cotygodniowym wizytom pracownika firmy ogrodniczej.

Wewnątrz pojawiły się nowe meble, niektóre stare wyniesiono, inne

zostały dla lepszej atmosfery. Sufit w sypialni załatano, przy czym
Austin i Sam wspólnie dziękowali dziurze, żegnając się z nią.

Teddy Tyler pojawił się parę razy, by pomóc i przy okazji ocenić

nieustanne zabiegi Wspaniałego Sama wobec Austin.

Prace posuwały się naprzód.
Dni mijały.
Natomiast noce, przynajmniej dla Austin, były stratą czasu.
Nie było żadnej okazji, by mogli razem, bez świadków wypróbować

nowe wielkie łóżko. Pod koniec niemal każdego dnia była tak zmęczona,

że któryś z Tylerów wrzucał ją do samochodu i odwoził do domu. A raz
Houston pracował do późna w nocy i przespał się na sofie u Sama.

Trzy dni Sam musiał spędzić w Los Angeles. Austin tak za nim

wzdychała, mimo jego conocnych telefonów, że aż bolał ją brzuch.

Dallas z każdym dniem robił się coraz bardziej nerwowy i wrażliwy,

więc każdy wolał schodzić mu z drogi.

„To istny cyrk — myślała Austin. — Istny cyrk."

93

RS

background image

Jednocześnie coś jej mówiło, że Sam odracza to, co jest nieuniknione.

Lepsze całowanie po kątach niż nic.

W końcu dom był gotów. Istne arcydzieło, kandydat na Budynek

Roku, miejsce, które każdy mógłby z dumą nazwać swym domem.
Każdy cal, od piwnic po dach, od rogu do rogu, na zewnątrz i wewnątrz,
był bez skazy.

Sam otworzył najdroższy szampan, jaki mógł dostać i rozlał. Patrząc

na Austin, wzniósł toast za najlepszą pod słońcem brygadę budowlaną.
Był to słodko-gorzki aromat, jako że wszyscy zebrani wiedzieli, że od tej
chwili Tyler Construction Company przestaje istnieć.

Ślub Dallasa i Joyce odbył się w urzędzie stanu cywilnego w

obecności jedynie Tylerów i Sama, jako że Joyce nie miała rodziny. Jej
synek, Willie, trzykrotnie podczas ceremonii oznajmiał, że musi pójść do

łazienki, zmuszając urzędnika do odczytania standardowych formuł w
przyspieszonym tempie. Austin uznała, że było to naprawdę przepiękne i
przez całą uroczystość płakała jak bóbr.

Po wystawnym obiedzie w szykownej restauracji państwo młodzi z

synem przebrali się, wsiedli do kabiny wielkiej ciężarówki i rozpoczęli
podróż na południe.

Sam i Austin udali się do jego domu, zamknęli na cztery spusty i

wylądowali w łóżku, gdzie kochali się powoli, zmysłowo i czule.

Następnego dnia zrobili powtórkę i Austin była przekonana, że umrze

ze szczęścia. Nigdy jeszcze nie czuła się tak szczęśliwa, tak zaspokojona,
tak kochana, tak doceniana, tak wielbiona. Byli razem. Austin i Sam. Nie
istniało nic więcej.

W poniedziałek rano Sam, niczym uderzeniem obucha, sprowadził ją

na ziemię.

— Chcę wydać przyjęcie — oznajmił.
Siedział naprzeciw niej przy stole w kuchni, gdzie pili poranną kawę.

Austin nie miała na sobie nic poza jego koszulą.

—Co?— zapytała, czując jak krew odpływa jej z twarzy.
— Sobota wieczór. Nie musisz nic przygotowywać. Ja się wszystkim

zajmę. Ty jedynie bądź. Piękna i moja.

— Przyjęcie — powtórzyła wolno.
— Tak. Mam teraz piękny dom, pamiętasz? Chcę się nim pochwalić.

Chcę też, żeby wszyscy poznali kobietę, którą kocham.

— Naprawdę?
Przykrył leżącą na stole jej dłoń swoją dłonią.

94

RS

background image

— Austin — powiedział prosząco — jest już najwyższa pora. Wiesz o

tym. Sprawy odwlekały się z powodu Dallasa, ale obecnie nic nie stoi na
przeszkodzie. Mamy umowę, więc zacznijmy ją realizować.

— Ale...
— Muszę już iść — powiedział, wstając od stołu. — Pamiętaj,

obiecałaś, że przez najbliższe dwa tygodnie nawet nie będziesz myślała o
szukaniu pracy. Jesteś nieźle zmęczona pracą tutaj. Austin, pocałuj mnie
na pożegnanie.

Austin przytuliła się do niego, odwzajemniając pocałunek, żądając

więcej. Chciała zaciągnąć go na górę do łóżka i zapomnieć, po prostu
jeszcze przez chwilę zapomnieć o całym świecie.

— Ejże — powiedział z uśmiechem, odsuwając głowę. — Będę z

powrotem najpóźniej o szóstej, ani chwili później. Kocham cię, Austin.

— Ja ciebie też kocham, Sam — wyszeptała.
Nie ruszała się z miejsca, nawet gdy usłyszała zamykane drzwi i

odjeżdżający spod domu samochód. Stała nieruchoma, ledwo
oddychając. Chciała, by czas stanął, nie ruszając poza następne uderzenie
jej galopującego serca, chciała nie pozwolić godzinom i dniom na
przemijanie, które postawiłoby ją wobec sobotniego wieczoru.

Przyjęcie.
W sobotę rano Sam powiedział Austin, żeby poszła do domu.
— Niezbyt mi się to podoba — stwierdziła, lekkko się bocząc.
— Wiem, jaka jesteś. Jeśli zostaniesz, na pewno będziesz pomagać w

przygotowaniach. Dostawca przyrządzi bufet, ty, gdybyś została,
oczywiście próbowałabyś tym się zająć. Nie chcę, żebyś się zmęczyła,
zanim przyjęcie się zacznie. Chcę, żebyś bawiła się dziś wieczorem.

— Mam szanse — mruknęła.
— Co mówisz?
— Nic, nic.
— Houston zabierze cię o wpół do ósmej — oznajmił Sam.
— Houston? On też przyjdzie?
— Jasne. Tak samo twoi rodzice i moi. Moja siostra chyba niestety

nie. Poza tym przyjdzie mnóstwo innych ludzi, Austin.

— I jeden potworek.
— Tylko bez takich, dobrze? — zatroskany pociągnął ją w objęcia. —

Gdzie twoje pozytywne nastawienie?

— Jest tu. Jestem pozytywnie nastawiona na to, żeby mnie tu nie było.

— Westchnęła. — Przepraszam cię,

95

RS

background image

Sam. To nieładnie z mojej strony. Przyrzekłam, że pojawię się

uśmiechnięta. — Żeby to od niej zależało, wolałaby spędzić wieczór u
dentysty.

— Nie martw się — pocieszył, pochylając ku niej głowę. — Nie mogę

żyć, gdy tak smutno wyglądasz.

Pocałunek był rewelacyjny. Sprawił, iż zapomniała o wszystkim poza

trzymającym ją w objęciach mężczyzną. Zapłonęły w niej wszystkie

żądze.

Dopiero dwie godziny później pojechała do domu.
Kreacja była szmaragdowo-niebieska.
Kosztowna,

sięgająca

podłogi

satynowa

suknia

pysznie

harmonizowała z jej kasztanowymi włosami i zgrabną figurą. Austin
wiedziała, że dobrze wygląda, lecz nie dbała o to. Lekko udrapowany,
wysoki kołnierzyk i długie, luźne rękawy przydawały całości posmaku
prostej elegancji. Patrzący z tyłu musiał podziwiać jej śmiałość — suknia
miała wykrojone plecy — aż do pasa. Włosy były spięte w łagodne fałdy
na górze głowy, kilka pasemek wiło się luźno po karku i policzkach.
Wyglądała na nieco starszą i wyższą, dzięki wysokim szpilkom. Całość
była seksowna, co sama zauważyła.

Rozległo się pukanie do drzwi, Austin westchnęła i otworzyła

Houstonowi. Otworzyła też ze zdumieniem oczy, gdy go zobaczyła.

—To ty, Houston?—zapytała, oglądając go od stóp po głowę. —

Nigdy jeszcze nie widziałam cię w smokingu.

— Wypożyczyłem go. Niezłe, co?
— Wyglądasz, jakbyś wyszedł z jakiegoś żurnalu albo reklamy.

Prezentujesz się doskonale. Z kim masz randkę? Gotowa będzie porwać
na tobie to ubranie.

— Ja... nie mam partnerki.
— Dlaczego? Wzruszył ramionami.
— Nie wiem. Przekartkowałem mój słynny czarny notesik, ale żadna

nie wydawała mi się atrakcyjna. Przecież wiem, co która powie, zanim
otworzy usta, poza tym wszystkim cały czas wieszają mi się na ramieniu,
jakby same nie mogły ustać. Po prostu nie mam odpowiedniego nastroju.

— Musisz znaleźć sobie dziewczynę.
Zamyślony pogłaskał grzbiet nosa, a następnie znowu wzruszył

ramionami.

— Idziemy?
— Tak — odpowiedziała, odwróciła się i wzięła torebkę.

96

RS

background image

— Wybacz — odezwał się. — Paskudnie się składa, że ja ci to muszę

powiedzieć, ale ktoś ukradł ci tył sukni.

— Ciekawe. — Posłała nu niedowierzające spojrzenie.
— Biedny Sam — stwierdził Houston. — Cały wieczór będzie

walczył, żeby się na ciebie nie rzucić.

— Biedny Sam? Biedny Sam! — powiedziała ni w pięć, ni w

dziewięć Austin. Houston wzdrygnął się zaskoczony.

— A ja to co? To najstraszniejszy wieczór w całym moim życiu.
— Przestań — zganił, biorąc ją jednocześnie za rękę.
— Chodźmy na przyjęcie. Wyglądasz niesamowicie pięknie, nawet

mimo braku połowy sukni.

— Eksponuje moje plecy — podjęła temat. — Plecy to obszar

pomiędzy karkiem i dolnym końcem ludzkiego kręgosłupa. Plecy są...

— Austin — przerwał jej żywo. — Tak?
— Zamknij się.
— Poddaję się — powiedziała i otworzyła drzwi.
— Zapowiada się gorący wieczór — zamruczał pod nosem Houston,

po czym podążył za Austia

Dom Samuela, witając zaproszonych na przyjęcie gości, rozświetlony

był jak choinka na Gwiazdkę. Houston nie dał po sobie poznać, choć
przez chwilę jego smoking zrobił się za ciasny, gdy przyszło mu
zaparkować ciężarówkę pomiędzy mercedesem i lincolnem. Samochody
wypełniały podjazd, stały wzdłuż ulicy, a co chwilę podjeżdżały nowe.

— To jakiegoś szejka — powiedział Houston, kiedy z Austin szli ku

domowi. — Gdybym mu buchnął te złote kapsle na koła i je upłynnił,
mógłbym pójść na emeryturę.

— Houston, wstydziłbyś się — zrugała go Austin, starając się wypaść

poważnie, ale parsknęła śmiechem.

— To prawda.
— Czy zdecydowałeś już, którą z proponowanych posad wybierzesz?
— Nie, jeszcze się rozglądam i sprawdzam. Chcę najpierw wiedzieć,

co kto robi w dzisiejszych czasach.

— Szkoda Tyler Construction, Houston. Wzruszył ramionami.
— Tak, ale... Któregoś dnia może znowu spróbujemy. Prawdę

mówiąc, życie od jednego zlecenia do drugiego nie jest takie
fantastyczne. Mógłbym naprawdę nieźle zarabiać w którejś z większych
firm. Pora, żebym trochę pomyślał o finansowym zabezpieczeniu.

— Pora? Dlaczego?

97

RS

background image

— Niebawem skończę dwadzieścia osiem lat, Austin. Chciałbym mieć

dom i... ech, nieważne.

— Żonę? Rodzinę?
Wzruszył znowu ramionami, ale nic nie odrzekł.
— Kocham cię, Houstoa
— Ja też cię kocham, smyku. To co? Do roboty. Gotowa?
— Nie.
— Austin, nie zapomnij, że Sam cię kocha. Pamiętaj o tym i miej na

to wzgląd. Wy dwoje macie coś specjalnego. No nie! ? Wchodź do

środka i pokaż im, bądź Austin Tyler, geniuszem. — Pocałował ją lekko
w czoło.

— Dzięki — wyszeptała.
Ujął ją leciutko za łokieć i zaprowadził pod drzwi. Chwilę później

ukazał się w nich Samuel.

— Cześć Sam — cicho odezwała się Austia
— Wyglądasz—odchrząknął, by się opanować — fantastycznie.

Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem.

Austin przebiegła wzrokiem po jego na miarę szytym smokingu,

śnieżnobiałej lekko plisowanej koszuli. Barki Sama wydawały się
szerokie jak dwudrzwiowa szafa, nogi długie jeszcze bardziej, do samej
ziemi, ramiona jakby stworzone, by ją tulić.

— Ty też jesteś śliczny — wyznała. — Doprawdy wspaniały.
— Można wchodzić? — zapytał Houston.
— Och — obudził się Sam, odrywając wzrok od oczu Austin. —

Oczywiście! — Cofnął się o krok i pozwolił im wejść. Spojrzał na strój
Austin, po czym powtórzył dowcip Houstona. — Austin, zapomniałaś o
plecach sukni.

— Gdzieś je zgubiła—dorzucił Houston. — Niesamowite, nieprawda?
— To jest.. — zaczął Sam, wędrując oczami po jej nagiej skórze —

doprawdy niesamowite.

— Mówiłem ci, że będziesz prowokować biedaka cały wieczór—

szepnął do Austin Houston.

— To wcale nie żart — wtrącił Sam.
— Och, dajcie już spokój — zgasiła ich Austin.
— Ale wielkie przyjęcie! Dom też prezentuje się świetnie —

zauważył Houston.

— Żebyś wiedział — przytaknął Sam. — Chodźcie, przedstawię was

paru osobom.

98

RS

background image

„Nie!" — pomyślała gwałtownie Austin. Chciała uciec do domu. Nie

chciała dłużej tu być. Czuła, że zaraz zemdleje, że zwymiotuje. Że
odwróci się i czmychnie przez nie zamknięte drzwi.

— Austin?
— Tak, już idę — powiedziała, zmuszając się do uśmiechu.
Następny kwadrans minął całkiem zwyczajnie. Sam prowadził Austin

od grupy do grupy, dokonując prezentacji, ale nie zatrzymali się nigdzie
dłużej. Zaborczo i opiekuńczo otaczał ją ramieniem. Houston odpłynął
gdzieś w dal z kimś zwącym się Christine i posiadającym najdłuższe
rzęsy, jakie Austin w życiu widziała.

— Uch-och — zamruczała Austin, widząc, dokąd Sam ją prowadzi.
Mężczyzna był szczuplejszą, starszą wersją Sama. Atrakcyjna kobieta

miała niebieskie oczy Sama.

„Boże, zlituj się—pomyślała Austin. — Bal się zaczyna. To jego

rodzice. To musi być Carter senior, ten, co nie zna uśmiechu."

— Mamo, tato — zwrócił się do rodziców — chciałbym wam

przedstawić Austin Tyler. Austin, moi rodzice, Doris i William Carter.

— Miło mi państwa poznać — powiedziała Austin, wyciągając rękę.
— Bardzo mi miło — odpowiedziała Doris, podając dłoń.
— Mnie także — dodał William.
„No to na tyle — pomyślała z niechęcią Austin. — Kurtyna miała

zapaść. To początek końca przedstawienia. Och, Sam."

Wciągnęła powietrze, jakby miała zanurzyć się pod wodę. Żegnaj,

mój Wspaniały Samie, żegnaj, mój kochany.

— Piękny naszyjnik, pani Carter— słyszała zdumiona swój głos. —

To kość słoniowa?

— Tak — odpowiedziała Doris, dotykając palcami ozdobę swej szyi.

— To od Williama z okazji naszej ostatniej rocznicy, obchodziliśmy ją
przed tygodniem.

— Oj, naprawdę? — powiedziała Austin, uśmiechając się nawet. —

No tak, to przecież należy do rytuału.

— Przepraszam, nie rozumiem... — zdziwiła się Doris.
— Ten symbol, wyglądający po prostu na kunsztowną ozdóbkę, jest w

rzeczy samej czymś więcej. Przypisuje się go kulturze wczesnego Egiptu,
gdzie wznoszono na jego cześć statuy. Zgodnie ze zwyczajem
mężczyzna musi podarować go kobiecie po to, by spełniła się legenda, by
zadziałały czary. Jednakże jako dar od męża, hmm... — Zawiesiła głos i
szeroko się uśmiechnęła.

99

RS

background image

— A co konkretnie oznacza? — zapytała pani Carter, bawiąc się

maskotką.

— Płodność — poinformowała Austin. — Mężczyzna powinien

ofiarować go tej kobiecie, którą wybiera na matkę swego dziecka.
Według starożytnych zapisów działało to wyśmienicie.

Pani Carter otworzyła ze zdumienia usta. Pan Carter poróżowiał. Sam

zachowywał dziwną ciszę. Austin uśmiechnęła się uprzejmie, czując, jak
w brzuchu zaciska jej się potworny supeł, sięgający aż po gardło.

„Żegnaj, kochany" — wyszeptała w myśli. To koniec. Koniec z

.Pocałuj mnie jeszcze raz, Sam". Koniec z miłosnymi rozkoszami.
Koniec ze wszystkim. Austin Tyler, geniusz, przypieczętowała właśnie
swój los.

— Więc to tak — przemówiła Doris Carter.
Po czym, ku niesamowitemu zdumieniu Austin, pani Carter

wybuchnęła śmiechem. Chwilę później dołączył do niej Sam Carter.
William Carter spochmurniał. Sam i jego matka śmiali się i śmiali,
podczas gdy Austin przenosiła swój wzrok to na jedno, to na drugie —
jak kibic tenisa.

— Och, cudownie — odezwała się Doris, łapiąc oddech. Łokciem

stuknęła Williama między żebra. — To by ci nieźle zrobiło, stary
nicponiu, gdybyśmy znowu mieli dziecko. Odmłodziłbyś się przy
zmienianiu pieluch.

Sam zapiał z zachwytu.
— Zdejmij ten naszyjnik, Doris — powiedział William, uśmiechając

się niechętnie. — Mój Boże, urok na płodność. — Zaśmiał się głośno i
pokręcił głową.— Młoda kobieto — zwrócił się do Austin — jesteś w
stanie przyprawić mężczyznę o zawał serca. Skąd, u licha, znasz się na
czarach?

— Ja... — Austin zwilżyła swe nagle suche wargi. — Jestem genialna.

Zapamiętuję wszystko, co przeczytam.

— Naprawdę? — zdziwiła się Doris. — Boże, jaka szczęściara z

ciebie. Ja muszę zapisywać, bo inaczej nie pamiętam, gdzie i kiedy mam
być. Następnie zapisuję, gdzie wsadziłam poprzedni zapis, żeby móc go
znaleźć. To straszne. Och, co ja bym mogła dokonać z twoją pamięcią!

— Ten dom jest jednym z jej dzieł — oznajmił Sam.
— Jest piękny — pochwaliła Doris. — Sam, czy nie przeszkadzałoby

ci, gdybym zaprosiła Austin do organizowania Balu Orphana? Och,
kogoś takiego potrzeba mi do komitetu.

100

RS

background image

— Austin potrafi uporządkować największy chaos — stwierdził Sam.

— Widziałem ją w akcji. Tylko że... — przycisnął ją nieco do siebie —
owszem. Przeszkadzałoby mi. Natychmiast bym odczuł, gdybyś mi ją
zabrała. Nie mogę bez niej żyć.

— Oou? — włączył się William. — Może zrobimy niezły interes na

tym naszyjniku, synu?

— Nic z tego — powiedziała Doris. — To mój naszyjnik. Ledwo się

mogę doczekać, żeby opowiedzieć to moim przyjaciółkom. Austin, jesteś
kapitalna. Doprawdy okrasiłaś mi ten wieczór.

— Moim atakiem serca — zażartował William. — Gwarantuje.
— Dobry wieczór, kochanie — podeszła do nich atrakcyjna kobieta,

całując Sama w policzek.

— Sharon — Sam skinął jej głową.
— Dobry wieczór, Sharon — powiedziała Doris. — Miło cię widzieć.

Czy znasz już Austin?

— Sharon McClure — przedstawiła się.
— Austin Tyler — nieprzytomnie odpowiedziała Austin. Musiała się

zastanowić, ułożyć dane. Informacje na temat naszyjnika nie zakończyły
się zgodnie z jej przewidywaniami. Było to okropnie zaskakujące.

—To jest doktor McClure—poinformowała Doris. — Sharon jest

chirurgiem.

— Och, proszę — broniła się Sharon — nie dzisiaj. Mam taką

nadzieję, że jakiś wspaniały okaz mężczyzny zapała żądzą do mego ciała,
nie umysłu.

— Prawdopodobnie znajdziesz pełne zrozumienie u Austin —

powiedział William. — To geniusz.

— Naprawdę? — Sharon zwróciła się do Austin. — To

niesprawiedliwe. Zdobyłaś niedostępnego Samuela. Prawdopodobnie
trzeba być geniuszem, by mieć to, co najlepsze. Musisz mi zdradzić twój
sekret, Austin.

— Samuelu, kim jest ten niesamowity okaz mężczyzny? Ten wielki,

potężny, seksowny facet z kasztanową czupryną? Panie w niebiesiech, to
najlepszy okaz, jaki widziałam od lat. Z wyjątkiem ciebie, oczywiście.
Ale kim on jest?

Sam wyszczerzył się.
— To Houston Tyler, brat Austin.
— Wolny?
— Jak na razie, tak — odpowiedział Sam.
— Czy to też geniusz?

101

RS

background image

— Jak na razie, nie.
— Och, dzięki. Zapomnijmy o umysłach i zajmijmy się ciałami. To

zaszczyt cię spotkać, Austin, mimo że ci cholernie zazdroszczę. Nie
dość, że masz umysł, to jeszcze masz i Sama dla tej drugiej, kobiecej
części. Nie przeżyję.

No cóż. Uwaga, Houston Tyler, podchodzę. Na razie mówię do

widzenia.

— Męcząca jest — zauważył William.
— Ale odświeżająca — powiedziała Doris.
— I ma rację—dodał Sam, patrząc na Austin. — Masz to, co

najlepsze. Masz głowę i kochającego cię ponad wszystko faceta.

— Chodźmy, William — zarządziła Doris, biorąc go pod rękę. — Nie

jesteśmy tu potrzebni.

— Daj Austin naszyjnik — poprosił William.
— Nie — odmówiła, zadzierając nosa.
— W takim razie trudno — powiedział William, kiedy już ruszyli.
— Austin?
Mrugnęła bardzo powoli, jakby wychodząc z głębokiego snu.
— Co? Nie wiem, co się dzieje. To znaczy... Myślałam, że oni... ale

oni... A potem Sharon, mówiąca, że mam to, co najlepsze?

— Chodź ze mną — poprosił, ujmując ją za rękę.
Sam przecisnął się przez tłum, uśmiechając się i kiwając głową, po

czym wciągnął Austin do kuchni. Obsługa bufetu była w ferworze pracy,
pociągnął więc ją jeszcze dalej, aż na zaplecze. Chwyciwszy za ramiona,
popatrzył jej głęboko w oczy.

— Austin — powiedział gorącym tonem — posłuchaj. Możesz

uważać, że kilka reakcji na stwierdzenie, iż jesteś geniuszem, nie
wystarczy jeszcze na sformułowanie ostatecznych wniosków. Otóż,
Austin. Właśnie, że tak. A wiesz, dlaczego? Ty trzymałaś to w tajemnicy,
odkąd wróciłaś z instytutu. Ostatnim razem, kiedy komuś o tym
powiedziałaś, byłaś jeszcze dzieckiem, cudownym dzieckiem. A dzisiaj?
Dzisiaj jesteś dojrzałą kobietą, człowiekiem dorosłym, akceptowanym
przez dorosłych. Niestety, młoda dziewczyna nie pasuje do towarzystwa
dorosłych, ale kobieta — owszem. Masz to, co najlepsze, Austin. Twój
umysł i moją miłość, jeśli jej chcesz.

Łzy napłynęły jej do oczu, gdy patrzyła na Sama, czując po jego

głosie, jak bardzo mu na niej zależy.

— Sam? Czy to możliwe? Czy to naprawdę możliwe, żebym mogła

mieć to, co najlepsze?

102

RS

background image

Ujął jej twarz w ręce.
— Och tak, kochana moja. Zburz te mury, Austin. Zrób to, proszę.

Dla ciebie i dla nas. Kocham cię! Powiedz, Austin, proszę cię. Proszę.
Powiedz, że się zgadzasz na ślub.

Największy spokój, jaki kiedykolwiek odczuła, zapanował w niej.

Sączył się przez jej umysł, przez serce, docierając do najgłębszych
zakamarków duszy. Łzy popłynęły po policzkach, a usta rozjaśnił słaby
uśmiech.

Wymówiła jedno jedyne słowo głosem słabszym od szeptu. Szeptu

przepełnionego oddaniem i miłością.

— Tak.




























103

RS

background image

Rozdział 9


Sarn stał w ciemnym pokoju, patrząc na padający za oknem lekki

deszcz. Austin spóźniała się. Znowu.

Odwrócił się powoli od okna, wodząc wzrokiem po pokoju.

Wspominał przyjęcie sprzed trzech tygodni. Poprosił wtedy wszystkich
gości o uwagę, po czym ogłosił, że Austin Tyler zgadza się go poślubić.
Rozległy się huczne owacje. Wszyscy gratulowali, ściskali go. Popłynęły
nawet łzy — zarówno Austin, jak i jego mamy. Houston tak mu uścisnął
rękę, że Sam miał wizję pogruchotanych kości. Ale przeżył jakoś te
entuzjastyczne powinszowania.

Tak, dumał Sam, to było wielkie przyjęcie. Przyrzeczenie ukochanej

kobiety stanowiło punkt zwrotny w jego życiu. Austin w końcu
zaakceptowała siebie jako geniusza. Przestała się uporczywie bronić.
Zaczęli planować wspólną przyszłość.

Tej nocy, przypomniał sobie, kochali się godzinami, intensywnie,

mówiąc o swym uczuciu, o przyszłości. Stopniały ostatnie obawy.

Świtało już prawie, kiedy wreszcie zasnęli, z głowami na tej samej
poduszce.

Następnego dnia Austin przeprowadziła się do niego. I Sam z

rozrzewnieniem patrzył, jak układa swoje ciuszki obok jego rzeczy.
Ponieważ Austin miała już tu mieszkać, myślał, jego dom stanie się
prawdziwym domem.

Nie chciała, nie zgadzała się stanowczo na wielki, huczny ślub. Urząd

stanu cywilnego musiał wystarczyć. Nie miała nic przeciwko temu, by
pobrać się w czerwcu. Jako że był właśnie czerwiec, nic nie stało na
przeszkodzie. Zrobili badania krwi, załatwili metryki i pozwolenia, kupili
obrączki, ale jak dotąd nie ustalili konkretnej daty.

Muszą na ten temat porozmawiać, myślał Sam. Ale do tego potrzebna

jest panna Tyler. Powinna się tu wreszcie zjawić. Należy mu się chyba
trochę uwagi z jej strony.

Samuel westchnął i przeciągnął dłonią po karku. Trzy tygodnie po

przyjęciu, a wszystko jest tak cholernie inne. Austin nie tylko została
mile przyjęta przez jego przyjaciół, ale była wprost rozchwytywana. Jego
własna matka zadzwoniła już następnego dnia, żądając pomocy w
organizowaniu Balu Orphana. Zresztą telefon dzwonił na okrągło, bo
wszyscy zabiegali to o jej towarzystwo, to o radę. Nie chodziło tylko o
inteligencję Austin, zauważył. Lubili ją naprawdę, jej pogodę i
entuzjazm.

104

RS

background image

Dlaczego to go nie cieszyło?— pytał sam siebie. Czyżby nie pragnął

szczerze, by pozbyła się zmór przeszłości i wkroczyła w pogodną
przyszłość, odkrywając siebie? Dlaczego nie podzielał radości z powodu
zaproszeń przyjaciół? Dlaczego nie rozgrzewało jego serca ani migotanie
jej oczu, ani jej szczery uśmiech?

Czyżby milsze było mu uczucie swej mocy, kiedy Austin, zastraszona

i czujna, szukała pocieszenia w jego opiekuńczych objęciach?

Czyżby był mniej jej potrzebny, niż to sobie wyobrażał? —

zastanawiał się gorzko. Czyżby żałował, że wyfrunęła na wolność z
kokonu strachu, jak piękny, niezależny motyl? Czyżby wolał, by chowała
się przed światem w jego objęciach, niźli zachłannie wychodziła
naprzeciw wszystkiemu, co na nią czekało?

Sam znieruchomiał i stał jak posąg, nasłuchując siebie, głosu swego

rozumu, serca i duszy.

Prawda leżała tam, w środku jego zakłopotania. Nie, nie chciał

kontrolować życia Austin.

,.Dzięki ci, Boże" — pomyślał.
Wiedział, że ten wewnętrzny głos nie był fałszywy. Wiedział,

ponieważ kiedy się kochali, rozmyślnie, z zadowoleniem rezygnował z
samokontroli, oddając się spontanicznie Austin. Dawał, ale i brał. Na
równi. Partnerzy. Mężczyzna i kobieta. Sam i Austin. Jedno i to samo.

Gdy rozmyślał o ich wspólnym życiu, nie widział siebie jako szefa,

kontrolera zastraszonej kobiety, która lgnęłaby do niego, szukając obrony
przed tymi, którzy nie mogli zaakceptować jej inteligencji.

A zatem? Była wolna od przeszłości, była jak motyl latający z kwiatka

na kwiatek we wspaniałym ogrodzie, którego istnienia do tej pory w
ogóle nie podejrzewała. Samuel został zaś przy furtce ogrodowej, by ją
podziwiać. By wołać do niej, mimo iż nie słyszała. By przywoływać,
choć nie przychodziła.

Jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny.
Usłyszał dźwięk samochodu, ale nie ruszył się. Czuł się pusty,

zmęczony. I zimny.

Drzwi wejściowe otworzyły się z łomotem i Austin wpadła do pokoju,

obracając się od razu, żeby przed zamknięciem drzwi postawić na
werandzie swój mokry parasol.

Powitała Sama jasnym uśmiechem.
— Cześć, Sam. Przepraszam za spóźnienie, ale zdarzyło się coś

strasznie ciekawego. — Odłożyła torebkę i stertę folderów na krzesło. —
Muszę przejrzeć te materiały dziś wieczorem — to na Bal Orphana.

105

RS

background image

Wszystko musi być jak w zegarku. Sharon McClure ma przyjaciela
psychologa. On prosił, bym opowiedziała co nieco grupie rodziców
bardzo uzdolnionych, inteligentnych dzieci. Mnie prosił! Dasz wiarę?
Chciałby, żebym powiedziała o odczuciach takich dzieci, o ich
samotności.

— Samotności? — odezwał się ponuro Samuel. — Śmieszne, że ty

używasz tego słowa.

Austin ściągnęła brwi i przemaszerowała przez pokój, by mu się

przyjrzeć.

— Sam? Co się stało? Coś nie tak? Przeczesał niespokojną ręką

włosy.

— To ty nie wiesz? W ogóle nie jesteś tego w stanie dostrzec?
— Dostrzec? Co? Nie wiem, o czym mówisz.
— Austin, kiedy się pobierzemy? — zapytał, napinając mięśnie

szczęki.

— W tym miesiącu, w czerwcu, tak jak ustaliliśmy.
— Och, naprawdę? — zapytał z niedowierzaniem w głosie. — Czy

zarezerwowałaś na to czas w swym strasznie wypełnionym kalendarzu, z
dopiskiem „ewentualnie przełożyć", jeśliby coś innego miało wypaść?

— Sam, co...
— I kiedy znowu spędzimy wieczór razem, zakładając oczywiście, że

dasz radę przyjść na czas? Jeden wieczór razem, Austin, nie taki, w
którym tkwisz nosem w ostatnim projekcie. Przypominasz sobie o czymś
takim jak obiad? To posiłek, który sieje po zakończonym dniu pracy.
Pomyślałaś, żeby obiad zjeść ze mną? Myślę, że nie. Oczy Austin
otworzyły się szeroko ze zdumienia.

— Myślałam, że jesteś szczęśliwy, zadowolony, że wszystko się tak

układa. Od czasu przyjęcia byłam...

— Byłaś cholernie zajęta, zbyt zajęta, by poświęcić mi choć odrobinę

czasu. Jedynie szłaś ze mną do łóżka. Otóż, do diabła, to za mało. Mam o
wiele więcej potrzeb niż jedynie cielesne, Austin. My mamy ich więcej.
Tak mi się przynajmniej wydaje.

Austin poczuła, jak blednie. Przyglądała się Samowi, jakby go

pierwszy raz widziała, jakby to był ktoś obcy.

To było bez sensu. Co on mówi? O co mu tak naprawdę chodzi?

Miała go prosić o pozwolenie wykorzystania własnych zdolności,
upewnić się najpierw, czy jemu to pasuje, czy nie zakłóci jego
przyzwyczajeń lub panowania nad każdą sytuacją, w jakiej się mógł
znaleźć, z ich wzajemnymi stosunkami włącznie? Co potem? Na bosaka i

106

RS

background image

w ciąży będzie biegać po kuchni, serwować obiad w tej samej minucie,
kiedy jej pan pokaże się w drzwiach?

Za kogo on się uważa?
— Pan — powiedziała, biorąc się pod boki — nie bardzo wie, co

mówi, proszę pana.

— Ja! — odpowiedział, przykładając dłonie do piersi. — To za mało

powiedziane, że nie wiem, skoro wszystko, co mogę, to stać tutaj i
czekać: a nóż-wiedelec przypomnisz sobie o mnie? Och, oczywiście, nie
tylko. Zapomniałem, że także salutuję co noc, kiedy rozebrawszy się
mam wykonać swój numer.

„Ech, to było niezbyt mądre" — pomyślał.
— To była najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek od ciebie usłyszałam

— oznajmiła Austin, ciskając iskry swymi ciemnymi oczami.

— Austin, posłuchaj — zaczaj nieco łagodniejszym głosem i

spróbował jej dotknąć. — Weźmy...

— Nie dotykaj mnie — krzyknęła i odstąpiła krok. Sam przycisnął

ręce do swych boków. — Nie wiem, o co ci chodzi Sam, naprawdę—
powiedziała nieco drżącym głosem. — Mówiłeś, że nie możesz żyć,
kiedy jestem smutna, ale teraz odmawiasz mi radości. Po raz pierwszy w

życiu zostałam zaakceptowana, i to przez ludzi, którzy dla ciebie są
ważni. Czemu myślisz, że robię coś przeciwko tobie? Mam ci więcej do
zaoferowania, nie mniej. Jestem samodzielna, tak być powinno.
Przychodzę do twojego domu co wieczór, czując się ważna, i czując, że
czegoś dokonałam.

— Tyle że — powiedział cicho — tak naprawdę to cię nie ma. —

Popatrzył znacząco na leżącą na krześle stertę folderów, a potem znowu
na nią. — Przynosisz z sobą wszystko. Nie ma cię, tak naprawdę nie ma
cię tutaj, dopóki nie wchodzimy razem do łóżka. — Oddychał
nierównomiernie. — To za mało.

— To co mam robić? Prosić o twe pozwolenie, by wygłosić mowę, by

być w komitecie? Mam być inteligentna tylko wtedy, kiedy tobie to
odpowiada?

— Och, Austin, nie — zaprzeczył zniecierpliwiony. — Ja ci mówię

jedynie, żebyś się nieco uspokoiła, lepiej rozkładała swój czas. To co
najlepsze, przypominasz sobie? Ja, moja miłość, nasza miłość i
przyszłość zaczynają znikać z pola.

— Według twojej miary — przycięła.

107

RS

background image

— Ja jestem połową nas, Austin, mam także prawo głosu. Nie chcę

okruchów twego czasu, które raczysz mi darować. Żebym cię nie znał,
pomyślałbym... — Zamilkł.

— Pomyślałbyś co? Powiedz, Sam. Co byś pomyślał?
— Całe życie czekałaś, szukałaś, kręciłaś się, a teraz znalazłaś swe

miejsce. Być może akceptacja innych jest już dla ciebie wszystkim.

— Nie — zaprzeczyła, kręcąc głową. — Nie masz racji. Głos Sama,

kiedy znowu przemówił, zabrzmiał złowieszczo nisko i matowo.

— Nie mam? — Przez jego twarz przemknął ból, osadzając się w

niebieskich głębiach jego oczu. — Myślę — głos miał nabrzmiały
emocją — myślę, że może dokładnie tak właśnie jest.

— Nie, nie — wyszeptała, a po policzkach spłynęły jej łzy.
— Wychodzę na chwilę — powiedział, mijając ją. Zatrzymał się przy

krześle z folderami. — Ale to nie żaden problem, prawda? Masz przecież
tyle roboty. — Ruszył ku drzwiom frontowym.

Austin obróciła się na pięcie.
— Sam, poczekaj, proszę. Nie idź. Ja... — Drzwi zamknęły się za nim

z głuchym trzaskiem. — Sam? — Posłyszała dźwięk odjeżdżającego
samochodu. — Sam? Och, mój Boże!

Na drżących nogach Austin dowlokła się do sofy i opadła na nią;

przyciskając wargi palcami, próbowała powstrzymać płacz.

„Nie ma czasu na łzy" — postanowiła ze złością. Nie czas ubolewać i

żałować siebie. Musiała myśleć, posortować rzeczy, odgadnąć, co jest
grane.

Zaczerpnęła głęboko powietrza, powoli je wypuściła, ignorując dwie

spływające po policzku łzy.

Sam wiedział, jak bardzo go kocha. Wie też, jak wspaniale, że

znalazła miejsce w gronie jego przyjaciół i rodziny. Teraz jednak jest zły,
bo nie poświęca mu się całkowicie. To nie fair. Stał się egoistą.
Zapatrzony w siebie, chce kontrolować każdy element ich życia. Skoro
tak... Nigdy. O nie!

— Nie — powiedziała głośno, unosząc brodę.
Sam zwrócił uwagę na słowo „samotny"? Samotny. Sam? Och, jak

dobrze znała mękę samotności, wewnętrzny ból, kiedy świat wydawał się
mknąć obok, nie zwracając na nią uwagi. Sam był samotny? Jak to
możliwe, skoro mieli się pobrać, skoro był jej drugą połową, mężczyzną
na resztę życia? Przychodziła co wieczór do jego domu. Ona...

Odwróciła się wolno i popatrzyła na stertę folderów i... przeszedł ją

chłód. Tak, musiała przyznać, że zaplanowała na dzisiejszy wieczór

background image

pracę, tak samo, jak zrobiła to wczoraj i przedwczoraj i we wszystkie
poprzednie wieczory od pamiętnego przyjęcia. Z dumą i satysfakcją o
późnej porze przerywała swe zadania i rzucała się do łóżka w objęcia
Sama.

Miała całkowitą kontrolę. Sam tańczył, jak mu zagrała.
Wielkie nieba, każde oskarżenie Sama było słuszne. Przeciągnęła

strunę. Jak dziecko, które dostało nową zabawkę, skoncentrowała się na
dopiero co odzyskanej akceptacji, na zasłużonych pochwałach za jej
wiedzę, na uczuciu, że nareszcie gdzieś pasuje. Odsunęła Sama na bok,
ich miłość, ich przyszłość. Była egoistką. Podekscytowana wyzbyciem
się dawnych zmor, deptała jego uczucia, jego miłość do niej.

Była powodem bólu, widocznego w jego oczach. Była powodem

dźwięczącej w jego głosie porażki. I teraz go nie ma.

— Och Sam, tak mi przykro — powiedziała w przestrzeń. — Wróć,

proszę. Wróć do domu i pocałuj mnie znowu, Sam. Proszę cię. Tak
bardzo cię przepraszam.

Łzy popłynęły strumieniem i Austin nie próbowała ich wcale

powstrzymać. Płakała i płakała, dostawała czkawki i płakała od nowa.
Ale

nawet

pochlipując,

nasłuchiwała

odgłosu

samochodu,

zawiadamiającego o powrocie Sama.

Jednakże nie wrócił.
W kilka godzin później zmogło ją zmęczenie. Zasnęła skulona na

sofie. Czekając na Sama.

Obudziła się tuż po ósmej, sztywna i obolała po nocy spędzonej na

sofie. Rzuciła się do oka i poczuła ucisk w dołku; wozu Sama nie było.

Gdzie on jest? — zastanawiała się, idąc na górę. Czy w ogóle wróci?

Pewnie, w końcu to jego dom. Mieszka tu, ale przypuśćmy...
przypuśćmy, że teraz już nie ma tu dla niej miejsca. Musi się z nim
zobaczyć, porozmawiać, powiedzieć, że miał rację i że strasznie go
przeprasza.

Wzięła prysznic, włożyła dżinsy i niebieską bawełnianą koszulkę,

zadzwoniła do mamy Sama i przeprosiła, że nie może przyjść na
spotkanie komitetu, ponieważ prawdopodobnie przeziębiła się wczoraj
na deszczu. Pani Carter wyraziła współczucie i zaleciła kubek gorącej
herbaty z miodem. Austin wymruczała jakieś podziękowanie.

I dalej czekała na Sama.
Późnym popołudniem zadzwonił Houston.
— Austin? Co do cholery jest grane? — rzucił do słuchawki zamiast

powitania.

109

RS

background image

— Grane?
— Sam zjawił się u mnie ubiegłej nocy pijany jal bela. Zanim z niego

wyciągnąłem, o co poszło , pad! na sofie. Kiedy rano wychodziłem do
pracy, ciągle jeszcze był nietrzeźwy.

— Och, zacząłeś pracować? — powiedziała radośnie Austin. — To

świetnie. Gdzie pracujesz?

— Zastępuję kumpla, brygadzistę, którego żona właśnie rodziła i, do

diabła, co jest między wami? Wyśpiewaj no, Austin. Nie mam czasu.

— Och, Houston, popełniłam straszny błąd.
— To go napraw.
— Bardzo bym chciała. Będę próbować, ale niewiele mogę, kiedy

Sama tu nie ma.

— Zjawi się. Zostawiłem w kuchni kawę i aspirynę. Obudzi się z

takim kacem, że będzie się modlił, by u-mrzeć. Naprawdę się zalał.

— Wszystko przeze mnie — poskarżyła się Austin.
— O rany, teraz narzekasz? No dobra, supermózgu, skopsałaś sprawę,

więc ją napraw, co by to nie było.

— Kocham go, Houston — powiedziała, pociągając nosem.
— Wiem o tym, duszyczko, i o tym, że on też cię kocha. Na tym

polega cała różnica. Powodzenia. Jestem u siebie, gdybyś mnie
potrzebowała, tak?

— Dzięki. Kochany jesteś. Buźka.
— Buźka, córka.
Austin odłożyła słuchawkę i zapatrzyła się w przestrzeli. A więc Sam

powinien się zjawić. Będzie mu wówczas mogła powiedzieć...

Poderwała się na nogi.
— Nie powiedzieć — oznajmiła na głos. — Pokazać i powiedzieć.

Tak. To jest to.

Pochwyciła torebkę i wybiegła z domu.
„Śmierć — pomyślał Sam budząc się — byłaby błogosławieństwem."
I z tą ponurą myślą niezwłocznie zapadł ponownie w sen.
Około czwartej po południu oprzytomniał nieco, potoczył się do

łazienki, zrzucił z siebie ubranie i wziął prysznic. Ogolił się brzytwą
Houstona, przebrał w jego nie wyprasowane ubranie, przełkną! nieco
kawy i zażył dwie aspiryny. Zadzwonił do sekretarki, przeprosił za
ewentualne zamieszanie, dziękując Bogu za swoje szczęście — ojciec
wyjechał, nie musiał więc spowiadać się z powodu nieobecności w
pracy.

110

RS

background image

Postanawiając następnie, że mimo wszystko przeżyje, pomyślał o

Austin. Znowu opanowały go czarne myśli. Tracił ją, myślał ponuro.
Tracił ją na rzecz świata, na który całe życie czekała — świata
akceptacji. Był większy, mocniejszy, ciekawszy niż jego miłość i ich
wspólne plany na przyszłość.

Do tego on sam pozwolił jej odejść.
Była faktycznie jak nowo narodzony motyl. Była zbyt piękna, zbyt

pełna życia, ekscytacji, chęci zbadania otwierających się przed nią dróg,

żeby miał ją niewolić w ramionach. Nienawidził łapania motyli i
przyszpilania ich do miejsc, z których nigdy już nie miały odlecieć. Nie
mógł tego zrobić swojemu motylkowi, swojej Austin. Musiał pozwolić
jej odejść.

Z westchnieniem, prawie jęknięciem, podniósł się, napisał

podziękowanie Houstonowi i opuścił mieszkanie. Czując się jak tchórz,
postanowił nieco pojeździć i dopiero potem wrócić do domu, by
pożegnać się z Austin.

Przemierzała nerwowo pokój, zatrzymując się często, by spojrzeć w

okno, czy nie ma samochodu Sama. Letni wieczór szybko dobiegł końca
i zapadała ciemność niczym powolna, sięgająca ziemi kurtyna.

Miała na sobie kasztanowo-złoty żakiet, włosy rozczesała w

spływające po plecach kaskady. Tak jak to lubił Sam.

Jeśli nie przyjdzie, martwiła się gorączkowo, nigdy nie zobaczy jej

włosów, ani nie dowie się, że nie miała nic pod żakietem.

— Do licha, Sam — powiedziała — przytaszcz tu wreszcie swą

wspaniałą pupę. — Usłyszała podjeżdżające na podjazd auto. — Och,
dobry Boże — powiedziała, kładąc rękę na łomocącym sercu.

W kilka minut później Sam wszedł do pokoju.
— Jak się masz, Austin — odezwał się cicho. — Przepraszam cię,

jeśli się o mnie niepokoiłaś.

— Houston do mnie zadzwonił — wyjaśniła, szukając w jego twarzy

jakiejś wskazówki. Nic.

Obrzucił ją wzrokiem.
— Wyglądasz wspaniale, fantastycznie.
— Dziękuję. Sam, ja...
— Musimy porozmawiać.
— Tak, tak, musimy, ale chciałabym ci najpierw coś pokazać. Czy

mógłbyś pójść ze mną do jadalni? Proszę cię.

Lekko wzruszywszy ramionami, kiwnął głową, po czym podążył za

nią. Austin odsunęła się na bok, żeby Sam widział cały stół. Wciągnęła

111

RS

background image

powietrze, przybrała anielską minę, po czym obserwowała, jak powoli
podszedł do kantu stołu.

— Sam — powiedziała drżącym głosem. — Tyle mam ci do

powiedzenia, ale pomyślałam, że może ci pokaże, że zrozumiałam mój
błąd, moje pomieszanie wynikło z tego, że tak się zaangażowałam we
wszystkie nowe, nagłe sprawy.

Popatrzył na nią, następnie na stół.
— Widzisz, dopóki nie poszłam do instytutu, byłam szczęśliwa —

ciągnęła. — Zawdzięczam to mojej cudownej rodzinie, faktowi, że oni
nigdy nie dali się skołować. Oni nigdy nie zaangażowali się w mój
geniusz, lecz po prostu traktowali mnie jak każdego z Tylerów.

— Mów dalej — poprosił, patrząc na nią.
— Nie wykorzystałam tej mądrości, uzyskując nagle akceptację. Nie

myślałam w ogóle, tylko działałam. Strzeliłam gafę, straszliwą gafę, i
przy okazji zraniłam ciebie. Tak mi strasznie przykro.

— Austin, ja...
— Proszę cię, pozwól mi dokończyć. Myślałam nad tym, co mi

powiedziałeś, i wiem, że miałeś rację. Przypomniałam sobie wówczas,
jak byłam młoda, kiedy to rodzina uczyła mnie — jak żyć. Mówiono o
aprobacie, o priorytetach, o miłości, o rzeczach, których nigdy nie
powinnam zapomnieć. Tak więc zaczynam od nowa. Stoję u drzwi
prowadzących do obu skarbów, ale tym razem nie popędzę na oślep, lecz
pójdę powoli i mądrze, pamiętając o tym, co ważne.

Ruszyła, by zatrzymać się naprzeciw niego.
— Sam, zrób mi zaszczyt i usiądź ze mną do stołu, zagraj ze mną w

wilka i owce. Czy mógłbyś spędzić spokojny, normalny szary wieczór,
grając z kobietą, która kocha cię ponad wszystko?

— Och, Austin.
Z gardła wyrwało się jej lekkie łkanie.
— I czy mógłbyś przebaczyć mi zadany ci ból, moje bardzo durne

geniuszostwo? Czy mógłbyś — łzy płynęły jej po policzkach — jeszcze
raz mnie pocałować, Sam?

Sięgnął po nią, z jękiem pochwycił, przytulił do siebie i zagłębił twarz

w jej puszyste włosy. Przez ciało przebiegło mu drżenie, a kiedy wolno
uniósł głowę, w jego oczach błyszczały łzy.

— O Boże, Austin — wykrztusił wzruszonym głosem. — Myślałem,

że utraciłem cię przez ten drugi świat. Myślałem, że więcej w rum
możesz dostać, że pragniesz go bardziej niż wspólnego życia ze mną.
Myślałem, że muszę cię puścić... jak motyla. Kocham cię. Zawsze cię

112

RS

background image

będę kochał. O tak, byłbym zaszczycony, mogąc z tobą zagrać w wilka i
owce. I, och tak, chciałbym cię pocałować jeszcze raz i jeszcze raz, i
jeszcze raz.

— Kiedy chciałbyś zacząć? — zapytała, uśmiechając się przez łzy.
— Dokładnie... teraz.
Pocałunek był długi i namiętny, pełen pasji. Austin wtopiła się w

Sama, rozkoszując się jego rosłym ciałem, wdychając jego aromat,
wyczuwając gorące żądze opanowujące ją z nieokiełznaną siłą. Jego
dłonie pobiegły po jedwabnym żakiecie, w który była ubrana, sprawiając,

że zamruczała z rozkoszy jak kot. Głowa Samuela podskoczyła.

— Co ty masz pod spodem? Uśmiechnęła się słodko.
— Nic.
— To jest to! — Podrzucił ją w ramionach. — Nie wiem, co robię, ale

kocham każdą chwilę. Zabieram panią do łóżka, Austin Tyler, gdzie nie
dam pani ani chwili spokoju aż do samego świtu.

Zarzuciła mu ręce na szyję.
— Ale, Sam, co z partią wilka i owiec?
— Oddaję walkowerem. Ty wygrałaś.
— Nie, mój ty Wspaniały Samie — powiedziała miękko. Z wielkich

brązowych oczu promieniała miłość. — Oboje wygraliśmy.

— Nagroda będzie—powiedział, uśmiechając się czule — na zawsze

wspólna,

* * *
Houston spojrzał nagle sponad czytanej książki, doznając dziwnego

uczucia, że ktoś postukał go po ramieniu. Był sam.

Na usta powoli zakradł mu się nieśmiały, po chwili zaś szeroki

uśmiech, podczas gdy palce jego ręki odruchowo głaskały grzbiet nosa.











113

RS

background image































114

RS


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
34 Pickart Joan Elliott Namiętności 34 Cynamonowy wirus
Pickart Joan Elliott Namietnosci 31 Posluchaj glosu serca
Pickart Joan Elliott Namietnosci 34 Cynamonowy wirus
20 Pickart Joan Elliott Namiętności 20 Troszczyć się i kochać
31 Pickart Joan Elliott Namiętności 31 Posłuchaj głosu serca
Pickart Joan Elliott Tęcza marzeń
Pickart Joan Elliott Cynamonowy wirus
Pickart Joan Elliott Każde nowe jutro
Pickart Joan Elliott Posłuchaj głosu serca
Pickart Joan Elliot Wspólny dom
D245 Pickart Joan Elliott Aniolowie i elfy
591 Pickart Joan Elliot Miłość z lat szkolnych 2
5 Pickart Joan Elliott Wyszeptane życzenia
138 Pickart Joan Elliott Wspólny dom

więcej podobnych podstron