Rozdział 75
Gdy świt się zbliżał będący końcem ciemnej nocy i księżyc zatonął nisko
na niebie, Xcor odszedł do centrum Caldwell.
Po tym śmiesznym spotkaniu z glymerią, on i jego Dranie zwołali się na
szczycie ich wieżowca, ale nie był w stanie znieść żadnej polityki lub
rozmowy o arystokracji.
Po zwołaniu swoich żołnierzy do powrotu do ich najnowszej bazy-domu,
sam umknął w zimne nocne powietrze, dokładnie wiedząc, gdzie musiał
się udać.
Na łąkę, łąkę skąpaną księżycem z dużym drzewem.
Gdy zescalił się tam, zobaczył że łąka nie jest zasypana śniegiem, ale tętni
kolorami jesieni, gałęzie dębu nie były gołe, ale soczyste z czerwonymi i
złotymi liśćmi.
Maszerując po śniegu, wchodził na odrodzoną ziemię, zatrzymał się, kiedy
doszedł do miejsca, gdzie widział po raz pierwszy Wybrankę... i wziął jej
krew.
Pamiętał każdą jej cząstkę, jej twarz, jej zapach, jej włosy. Sposób
poruszania i dźwięk jej głosu. Delikatną strukturę jej ciała i przerażającą
kruchość jej gładkiej skóry.
Tęsknił za nią, jego zimne serce płakało w modlitwie za czymś czego los
mógł mu nigdy nie dać. Zamykając oczy, oparł ręce na biodrach i spuścił
głowę.
Bractwo znalazło ich w tym gospodarstwie.
Skrzynka na karabin, którą Syphon używał na przechowywanie jego
morderczych narzędzi zaginęła.
Ktokolwiek ją zabrał pojawił się i zniknął w ciągu poprzedniej nocy. Co
oznaczało, że o zachodzie słońca, mieli zapakowane ich kilka rzeczy i
zdematerializowali się do nowej lokalizacji.
Wiedział że Wybranka była tego przyczyną. Przypuszczał, że w żaden inny
sposób ich koczowisko nie mogło być zlokalizowane. I inna sprawa była
jasna: Bractwo zamierzało użyć karabinu, by z pewnością udowodnić, że
pocisk wbity w Ghroma miesiące temu był z ich broni.
Dokładnie z ich.
Rzeczywiście, Ghrom był takim dobrym małym królem. Tak uważnym,
nie postępującym pochopnie i bez przyczyny - a jednocześnie był
oczywiście w stanie użyć jakiejkolwiek broni którą miał w swojej
dyspozycji.
Nie, żeby Xcor widział winę Wybranki - nie całą. Musiał jednak
dowiedzieć się, czy jest bezpieczna. On po prostu musiał mieć pewność, że
choć jego wrogowie rozporządzali nią, źle jej nie traktowali.
Och, jak jego niegodne serce kipiało na tą myśl, że mogła być
skrzywdzona w jakikolwiek sposób...
Gdy rozważał różne opcje, wiał zimny wiatr od północy, starając się
przeszyć go na wskroś. Było już za późno, myślał. Jego serce już było
przeszyte.
Ta kobieta cięła go w taki sposób, jak rany żadnej wojny nie mogą, i od
takich cięć, nigdy nie zamierzał się leczyć.
Dobrze, że nigdy nie pokazał swoich uczuć, to było najlepsze, że nikt nie
znał jego słabości, która w końcu, po tych wszystkich latach , przyszła, aby
go odnaleźć.
A teraz ... będzie musiał ją odnaleźć.
Jeśli tylko powstrzyma swoje sumienie, które miał spokojne, będzie musiał
ją zobaczyć ponownie.
Tłumaczenie: Fiolka2708