1
ŚWIADECTWA WIARY
2
„BŁAGAMY O TO, ABY MOC DROGOCENNEJ KRWI JEZUSA, BARANKA BOŻEGO,
KTÓRY GŁADZI GRZECHY ŚWIATA, UWOLNIŁA NAS OD MOCY CIEMNOŚCI”.
Nigdy nie opuszczajcie Kościoła Katolickiego!
Świadectwa zamieszczone poniżej, każdy musi przeczytać!
Świadectwa; obok których nie przejdziesz obojętnie!
Wyrażamy wielką wdzięczność Osobom, które umożliwiły nam zapoznanie się z owymi
Świadectwami i prosimy o morze łask i deszcz róż zarówno dla Autorów w przekazaniu tych
wielkich Świadectw Wiary. Niech Niepokalana otula ich płaszczem opieki i nieustannie
towarzyszy im na drogach życia.
ŚWIADECTWO WIOSNY KOŚCIOŁA
Świadectwo trwania w Kościele – mocno w poranionym, ale wciąż w
Chrystusowym Kościele a nie poza Nim czy obok Niego!
Opowiem dzisiaj moją małą a zarazem wielką historię; dlaczego pokochałem
Kościół, takim jakim jest. Na moje szesnaste urodziny dostałem od mojej babci
prezent: książkę Marii z Agredy
„Mistyczne miasto Boże”
. Tak wciągnęła mnie
ta lektura, że zabierałem ją do szkoły i na lekcjach czytałem pod ławką – nie
mogłem się oderwad. Któregoś dnia na lekcji języka polskiego, nauczyciel
przyłapał kolegę jak pod ławką czytał Wisłocką (starsze roczniki pamiętają z
pewnością tę książkę) i pech chciał, że i mnie przyłapał na tej samej lekcji z moją
książką. Staliśmy się pośmiewiskiem całej klasy. Ba! nawet całej szkoły. Jemu
zapomniano to szybko, mnie to długo zapamiętano.
Poszedłem kiedyś do kościoła, ale nie do mojej parafii, lecz do innego,
ponieważ była tam Msza święta z wystawieniem Najświętszego Sakramentu.
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu Kapłan opowiadał takie głupoty na temat
Matki Bożej, że Fatima to wymysł, sensacyjka – właściwie zanegował
wszystko, co związane było z Matką Bożą. Skooczył kazanie na tym, że balaski
są niepotrzebne a tabernakulum trzeba przenieśd do bocznej kaplicy. Potem
wystawił Najświętszego Sakrament i poszedł do konfesjonału. Po lekturze
Mistycznego miasta byłem ogromnie zbulwersowany jego słowami i
poszedłem do niego do spowiedzi, aby mi wyjaśnił, co miał na myśli.
Opowiedziałem mu, że przeczytałem właśnie książkę Marii z Agredy. O mało
nie rozwalił konfesjonału – wyrzucił mnie i nie dał mi rozgrzeszenia.
Osłupiałem, ludzie się na mnie gapili a ja zupełnie nie wiedziałem, co mam
robid. Już miałem wyjśd z kościoła, kiedy podszedł do mnie starszy siwy
kapłan (spowiadał po drugiej stronie). Przysiadł się do mnie i zapytał ciepło:
3
„Chcesz wyjśd, młody człowieku?”
Odpowiedziałem, że jest mi wstyd i głupio,
że nie dostałem rozgrzeszenia.
Wtedy ten Kapłan pokazał mi palcem na Monstrancję i powiedział: –
„Zobacz,
Pan Jezus też słuchał tego kazania, ale nie wyszedł. Pozostał w Kościele.”
Doznałem olśnienia. Oczy napełniły się łzami, a ten kapłan położył rękę na
mojej głowie i powiedział do mnie: – „Ja ciebie rozgrzeszam, a ty pozostao
jeszcze chwilę i podziękuj Panu Jezusowi”.
To był moment mojego nawrócenia i pokochania Kościoła, który cierpi i jest
prześladowany.
Potem okazało się, że za jakiś czas ten kapłan, który tak
negatywnie wypowiadał się o Matce Bożej zmarł nagle podczas odprawiania
Mszy Świętej,
a ten starszy kapłan stał się moim przyjacielem nie tylko w
konfesjonale. Tak wiele opowiedział mi o jego przeżyciach, troskach, a przede
wszystkim o braku zrozumienia.
Ale ciągle powtarzał.
„Chodby w kościele – w samym jego środku – było stado
wilków i ujadały psy, jeśli w najmniejszej cząstce, w okruszynie będzie obecny
Pan Jezus, nie wychodź z kościoła, jak kiedyś nie wyszedłeś, chociaż zostałeś
niesłusznie potraktowany. Nasz Pan Jezus zezwoli na jeszcze większą ohydę
spustoszenia w Kościele, ale pamiętaj, nie zostawiaj Go pośród stada
Wilków”.
Tym słowom tego świątobliwego Kapłana chcę pozostad wierny.
Dlatego bronię Kościoła, pomimo tego, że jestem świadomy obecności
wszystkich żydów, masonów, iluminatów, wilków (fałszywych kapłanów),
psów, bo wierzę, że Pan Jezus jest w Swoim Kościele i cierpi z tego powodu.
Słysząc, że „niektórzy nawróceni dzisiaj nie chcą chodzid już do Kościoła”,
przypomniała mi się ta historia,
ponieważ nie mogę zgodzid się z tym, co
przeczytałem, że Pan Jezus jest na bruku i został wyrzucony z Kościoła
(reakcja
na słowa wypowiedziane przez księdza pełnego wiary w jednym z jego kazao)
.
Skoro ktoś ma mnie do czegoś takiego przekonywad, to po co mam iśd – do
pustych murów?
NIE MA NIC BARDZIEJ GORSZĄCEGO NIŻ WMAWIANIE SOBIE I
INNYM, ŻE NASZ PAN JEZUS NIE JEST OBECNY W SWOIM KOŚCIELE!
Kiedy powszechnie wprowadzano Komunię świętą na stojąco, zapytałem
mojego kapłana, co mam robid, jak mam się zachowad?
Powiedział mi bardzo mądrą radę. „PODEJDŹ DO KOMUNII I PRZED
SAMYM PRZYJĘCIEM CIAŁA PANA JEZUSA, ZAPYTAJ KAPŁANA,
CZY MOŻESZ UKLĘKNĄĆ, BY GODNIE UWIELBIĆ TWOJEGO BOGA I
ZBAWICIELA
– A TYMI SŁOWAMI WIELCE ZAWSTYDZISZ GO”.
Tak też zawsze ja czyniłem i nigdy żaden kapłan nie odmówił mi, nie grymasił, a
nawet niektórzy robili krok do tyłu, abym mógł godnie uklęknąd na stopniach.
4
Kiedy ten starszy i mądry kapłan zmarł, dowiedziałem się, że prowadził swój
duchowy dziennik. Nie znam jego treści, ale mogę się tylko domyśled.
Opowiadał mi, że był prześladowany, inni kapłani donosili na niego, był
niesłusznie oskarżony o współpracę z bezpieką i odsunięty od czynności
kapłaoskich (suspendowany). Chciał prosid o pomoc kard. Wyszyoskiego, ale nie
udało się (nie dopuszczono go do niego).
Jego jedyną nadzieją i pocieszeniem
była zawsze codzienna Msza Święta i cicha adoracja Najświętszego Sakramentu.
Dopiero na krótko przed emeryturą zrehabilitowano go i mógł publicznie
odprawiad Msze świętą oraz spowiadad.
Pamiętam też, że ktoś napisał na pewnym forum internetowym, iż chrześcijanin
nie powinien używad rozumu, lecz serca.
MOIM SKROMNYM ZDANIEM POWINIEN UŻYWAD OBYDWU, PONIEWAŻ Z
ROZUMU WYPŁYWA MĄDROŚD A Z SERCA MIŁOŚD…!
Poniższa relacja jest rzetelnym świadectwem misjonarza z Lesotho. Została
opublikowana w magazynie “Our Lady of New Time” w 1982 roku.
Pewnego dnia Ojciec Oblat wędrował po wysokich górach Lesotho, z różaocem
w ręku, odwiedzając chrześcijan tu i tam rozproszonych po wioskach. Nagle huk
grzmotu rzucił go do ziemi. Wstał obolały z pomocą jego katechety, który błagał
go, by zawrócid. “Demon jest bardzo zły, ponieważ jest tutaj dusza do
ocalenia”, odpowiedział ksiądz i dalej zmierzali szlakiem modląc się.
Po dłuższej wędrówce po ścieżkach górskich usłyszeli płacz dochodzący z
odległej wioski. Dobry ojciec zatrzymał się, “Ktoś nas woła, chodźmy tam!”
powiedział. Katecheta odpowiedział, “Nie, ta wioska jest pełna czarownic, to
zasadzka.” Lecz ksiądz odpowiedział “Byd może jest tam dusza do ocalenia.
Muszę tam iśd i sprawdzid.” I ksiądz udał się do wioski, a za nim podążył jego
ociągający się pomocnik, który wydawał się byd bardziej martwy niż żywy.
Kiedy dotarli, kilka kobiet otoczyło księdza i zabrało go do chatki, gdzie umierała
17 letnia śliczna dziewczyna o imieniu Maria. Kobieta powiedziała, “Wołała za
tobą. Chce byd ochrzczona przez katolickiego księdza, aby mogła byd z piękną
panią (Niepokalaną).” Ojciec uklęknął blisko umierającej dziewczyny.
Maria powiedziała z dużym wysiłkiem;
“Jesteś katolickim księdzem?”
.
Odpowiedział, “Tak, jestem”
“Więc szybko Ojcze mnie ochrzcij. Proszę pospiesz się…”
Podczas gdy katecheta, przygotowywał rzeczy na chrzest, Ojciec zadał chorej
kilka pytao, na które odpowiedziała bez wahania. Misjonarz był bardzo
5
zaskoczony dowiadując się, że dziewczyna spędziła trochę czasu z dziedmi w
chrześcijaoskiej wiosce, które podzieliły się z nią wiedzą o Bogu. Nie zwlekając
dłużej, ksiądz udzielił jej sakramentu.
Kiedy wypowiadał słowa, “Mario, ja ciebie chrzczę…” promienna radośd
rozjaśniła jej młodzieoczą twarz i nowa siła życia popłynęła przez nią.
Ksiądz wykorzystał tę poprawę, by zapytad dlaczego chciała byd ochrzczona.
Opowiedziała,
“Miałam sen: Widziałam piękną białą panią, która nosiła pas
koloru nieba. Uśmiechnęła się do mnie i ucałowała z wielką miłością. Chciałam
się do niej zbliżyd, ale odpowiedziała, ‘Nie teraz, ale jak będziesz ochrzczona
przez katolickiego księdza, wtedy przyjdę i zabiorę cię.’”
Ksiądz był bardzo poruszony i dał jej CUDOWNY MEDALIK.
“To ta pani! To ją
widziałam!”
powiedziała umierająca dziewczyna. Pocałowała medalik z miłością
i wtedy wyczerpana zasnęła. Ojciec pobłogosławił ją i wrócił na swoją drogę.
Nie był daleko, kiedy czarownice z wioski zawołały do niego płacząc: “Umarła.”
Świadectwo Ojca Dominika Buszty
W roku 1930 ksiądz Adam Sikora pracował, jako wikariusz parafii w Borysławiu.
Pewnego razu, gdy wieczorem położył się do łóżka i już zasnął, ktoś mocno
zapukał do zamkniętej okiennicy, obudził go i natarczywie wołał:
„Proszę zaraz
iśd do chorego, który dogorywa w bloku przy ul. Sobieskiego nr 50 na drugim
piętrze”
. Ksiądz wstał, wyszedł na ganek by zobaczyd osobę, która by go
zaprowadziła do chorego, ale nikogo nie było. Wrócił więc do mieszkania i
położył się do łóżka. Po krótkim czasie usłyszał ponowne pukanie i natarczywe
wołanie by szedł do chorego. Wyszedł na ganek, ale nie było człowieka, który
go wzywał.
Pomyślał więc, że jest to jakaś prowokacja. Może zbuntowani Ukraiocy chcą go
nocą wyciągnąd z domu i zamordowad. Położył się do łóżka, ale tym razem już
w ubraniu. Za chwilę, mimo zamkniętych drzwi, wchodzi bez pukania do
mieszkania starszy wiekiem mężczyzna, zbliża się do łóżka, chwyta leżącego
księdza, wyrzuca z łóżka i mówi surowym rozkazującym głosem:
„Natychmiast
idź pod wskazany adres, bo ten człowiek umiera!”
Po tych słowach tajemnicza
postad znikła.
Ksiądz zrozumiał, że ma do czynienia z jakimś nadprzyrodzonym zjawiskiem,
któremu oprzed się nie wolno. Śpieszy do kościoła, bierze z tabernakulum
Najświętszy Sakrament, zabiera święte oleje i szybko idzie na ul. Sobieskiego
pod numer 50. Dzwoni do bramy i oznajmia stróżowi, że jest wezwany do
chorego. Stróż zdziwiony odpowiada, że nic mu nie wiadomo, aby tu ktoś
6
chorował i wzywał w nocy księdza. Gdy ksiądz informuje go, że potrójnym
pukaniem do mieszkania ktoś go wzywał pod ten adres, bo na drugim piętrze
umiera człowiek, stróż przypomniał sobie, że faktycznie jest tam chory lekarz,
ale jest to człowiek niewierzący, który może księdza nie przyjąd.
Na prośbę księdza prowadzi go na drugie piętro i wskazuje mieszkanie chorego.
W drzwiach ukazuje się żona lekarza i pyta:, „Kto księdza tu sprowadza o takiej
porze? Przecież ani mąż ani ja nie prosiliśmy, bo oboje jesteśmy niewierzący;
zbyteczna fatyga księdza”. Ksiądz powiedział, że wezwał go do chorego jakiś
starszy mężczyzna, wskazał mu dokładny adres i zmusił aby się tu udał.
Zaskoczona tą relacją żona decyduje się wprowadzid księdza do pokoju
chorego. Na widok księdza zaintrygowany chory nerwowo pyta:, „Kto księdza tu
sprowadza do mnie?” Ksiądz opowiada mu przebieg potrójnego wezwania
przez jakiegoś starszego człowieka z siwą brodą, który po prostu wyrzucił go z
łóżka i nakazał śpieszyd do chorego pod wskazany adres. Lekarz zamyślił się i
polecił żonie, by przyniosła z sąsiedniego pokoju wiszący na ścianie obraz.
Ksiądz poznaje, że to właśnie ten człowiek z obrazu wezwał go do chorego.
Wtedy lekarz rozrzewnionym, drżącym głosem opowiedział jak to jego
umierająca matka ten obraz świętego Józefa przekazała mu wraz z przepisaną
na kartce modlitwą do świętego Józefa o szczęśliwą śmierd i nakazała mu, aby
tę modlitwę odmawiał przez całe życie. I mówił dalej:, „Chociaż straciłem wiarę
i nie wierzyłem w Boga wraz z żoną, to jednak by dotrzymad słowa danego
matce tę modlitwę machinalnie odmawiałem. Teraz widzę, że święty Józef nie
pozwolił mi zginąd marnie. Proszę mnie szybko wyspowiadad i pojednad z
Bogiem.” Po spowiedzi przyjął pobożnie Komunię świętą, jako Boski Pokarm na
drogę wieczności oraz sakrament namaszczenia świętym olejem, gorąco
dziękując młodemu kapłanowi, który o tej porze przybył do niego.
Ksiądz wyszedł zadowolony z wyświadczonej choremu posługi i skierował się do
wyjścia. Nie zdążył dojśd do windy, gdy nadbiegła żona chorego i płacząc
zawołała: „Księże, mój mąż kona!” Wrócił więc kapłan by odmówid modlitwy za
konającego. Katolicki pogrzeb odprawił ksiądz Adam na prośbę doktorowej.
Powyższą historię o świętym Józefie, patronie dobrej śmierci opowiedział nam
sam ksiądz Adam Sikora na spotkaniu księży diecezji przemyskiej w roku 1954.
NIE BĘDĘ SIĘ SPOWIADAŁ!
Świadectwo Księdza Romana Lisieckiego
Wspomnienie z kolędy Jest rok 1956, może 1957. Duże miasto. Kooczę kolędę
w jednym z bloków. Informuje mnie starsza pani: - Proszę księdza, naprzeciwko
7
nas mieszka partyjniak, jest ciężko chory na płuca, ostatnie stadium gruźlicy.
Nie wiem czy zechce przyjąd księdza. Jego żona jest w sanatorium. Domem
opiekuje się jego teściowa, dobra katoliczka; z nią są dwie wnuczki, małe
dziewczynki... - No, zobaczymy... Jesteśmy na korytarzu.
W otwartych drzwiach stoi starsza, sympatyczna niewiasta i uprzejmym gestem
zaprasza do wejścia. - Prosimy do nas! Wchodzę do dużego pokoju. Niedaleko
od drzwi na łóżku leży wymizerowany młody człowiek. Spogląda na mnie z
uwagą i zaraz woła:
- Nie będę się spowiadał!
Uśmiechnąłem się i mówię: "Pokój temu domowi". Dalszy ciąg kolędy jak
zwykle. Na zakooczenie rozdaję CUDOWNE MEDALIKI. Podchodzę też do
chorego. - Może pan przyjmie ode mnie ten medalik na pamiątkę? Chory waha
się... - Dziękuję, ale nie będę go nosił na piersi... - Może byd pod poduszką -
mówię polubownie i wkładam medalik pod głowę choremu.
Teraz babcia z dziedmi wychodzi do kuchni i rozpoczyna się rozmowa. - Proszę
księdza, opuścili mnie wszyscy, zapomnieli o mnie... Już poszły wszystkie
oszczędności, ratuje nas tylko teściowa. Nie ma pieniędzy na węgiel, nie mam
środków do życia. Dzieci trzeba dobrze odżywiad, bo grozi im mój los. Jedna z
córeczek ma już zaciemnienia w płucach. Co będzie dalej? - Jestem do głębi
poruszony... - Niech pan będzie spokojny. Pomyślimy o tym... - mówię po
chwili. Wracam do siebie, ale obraz tej biednej rodziny, widmo śmierci i ból
ojca, nieszczęsny stan jego duszy - nie dają mi spokoju.
Co robid? co robid? Trzeba ratowad, zwłaszcza dzieci,... ale jak?... Naraz
przychodzi - jak olśnienie - zbawcza myśl. - Napisz do Wojewódzkiego Komitetu
Wykonawczego Partii. Nie namyślam się długo, nie radzę się księdza
proboszcza, tylko z miejsca piszę wprost do Partii, ale bez wyrzutów.
Przedstawiam stan faktyczny ich członka i jego rodziny. Proponuję wysłanie
dzieci do prewentorium. Wysyłam list polecony i czekam.
Upłynęły może dwa tygodnie. - Telefon!! - mówią do mnie. - Wzywają księdza. -
Czy do Komitetu? - Nie! Do chorego, u którego ksiądz był po kolędzie. Wchodzę
do pokoju, a chory gruźlik z miejsca: - Wiem, co ksiądz dla mnie zrobił...
Dziewczynki są już w prewentorium, mam węgiel i wszystko, nawet owoce
południowe... Chcę księdzu podziękowad. Niech mnie ksiądz wyspowiada.
Podchodzę zupełnie blisko, siadam na krześle, widzę na piersi chorego na
8
łaocuszku Cudowny Medalik... Zwyciężyłaś, O Matko Najświętsza!!!. Twoje
Niepokalane Serce łamie wszelkie przeszkody, by ratowad biedne dzieci...
Spowiadam tegoż chorego dwa razy. Zaopatrzyłem Sakramentami Świętymi na
spotkanie z Chrystusem, którego Serce wszystko chce przebaczyd, a nikogo nie
potępid. Kiedy Kazimierz (takie imię miał mój chory) umierał, wyraził swoją
ostatnią wolę: - Niech mnie pochowa ten ksiądz, który był u nas na kolędzie...
Tak też się stało.
A wy, którzy czytacie to świadectwo zapamiętajcie;
Matka Bożą nigdy nie
rzuca słów na wiatr. Spełnia zawsze to, co przyrzeka.
Nawet wtedy, gdy z bólem
Serca zapowiada nieszczęścia i klęski za bunt przeciw Bogu, za brak szacunku
dla Jego przykazao, za brak miłości ku Niemu...
Wołajcie więc każdego dnia;
„Przeczysta Dziewico! Ratuj świat, ratuj Polskę,
ratuj nas wszystkich; ukryj nas w Swoim Niepokalanym Sercu i przemów za
nami do Boga”.
Ks. Roman Lisiecki
PODANIE O OJCU PAWLE RUSZLU
Pięknym i cennym zabytkiem starego Lublina jest kościół oo. Dominikanów,
wybudowany w roku 1342, z rozkazu Kazimierza Wielkiego, w obwodzie murów
miejskich, przy uliczce Złotej.
W jednej z jego licznych kaplic, zwanej Ruszlowską, ogarnia zaduma nad
dziwnymi drogami duszy ludzkiej, która opuściwszy ciało, ma jeszcze coś do
powiedzenia światu.
Nazwa tej kaplicy pochodzi od cudownego obrazu Matki Boskiej (dziś znanego
Matką Bożą Ruszelską), będącego niegdyś własnością ojca Pawła Ruszla,
przeora zgromadzenia, który umarł w połowie XVII wieku. Ma ona chór i organy
i tę tajemniczośd dziwną, wiążącą dawne i dzisiejsze dzieje.
Ojciec Paweł był człowiekiem niepospolitego miłosierdzia, rozumu, dobroci i
pobożności. Braciszkowie twierdzili, że lampkę oliwną przed obrazem Matki
Boskiej w jego celi zapalają aniołowie. Toteż gdy umarł, żal i płacz był tym
większy, że ciało jego znikło bez wieści.
Z czasem ludzie wytłumaczyli sobie, że pan Bóg razem z ciałem zabrał do nieba
swego wiernego sługę i oddawali mu cześd jako świętemu. Bo gdzieżby się
podział? Kto by go skraśd pozwolił? Braciszkowie trzymali wartę u tych zwłok
9
najdroższych i odprawiali modły przez dnie i noce. Więc nagłe zniknięcie ciała
tylko nadprzyrodzonemu zrządzeniu przypisad można było.
Pewno zdrzemnęli się znużeni wartownicy i przez ten moment stał się dziw.
Ale w klasztorze zaczęły dziad się niesamowite rzeczy. Organy same grały w
kaplicy ojca Pawła Ruszla, a przy ołtarzu widad było cieo ludzkiej postaci, jego
postaci... Po korytarzach snuła się jakaś zjawa... To ojciec Paweł klasztor
nawiedzał. Widział go ten i ów... Ten i ów trwogą zdjęty żegnał się i na kolanach
upadał. Wieśd o tym rozchodziła się po Lublinie i okolicy. Ludzie trwożyli się, ale
świadkowie stwierdzili prawdziwośd tych zjawisk... Rzeczywiście były to
zjawiska nadprzyrodzone, chod mało zrozumiałe, bo wędrówkę pośmiertną
ludzie zwykli uważad za pokutę, a czysty żywot ojca Ruszla wykluczał taką
możliwośd.
W ten sposób minęło prawie dwieście pięddziesiąt lat. Ze zjawą u dominikanów
zżyły się pokolenia. Każdy wiedział, nikt się nie dziwił. Zjawia się... Mszę
odprawia... Na organach gra... Po korytarzach chodzi... Nikomu z tego powodu
nie stała się żadna krzywda...
Kiedy władze rosyjskie zajęły klasztor na koszary, ujrzał zjawę, w korytarzu
wartujący żołnierz i uciekł przestraszony. Następny rosyjski wartownik był
odważniejszy. Po prostu zmierzył się i strzelił. Zjawa rozłożyła ręce i... znikła w
ścianie. Wtedy żołnierz zaalarmował władze.
I oto komisja śledcza w miejscu ściśle wskazanym przez wartownika rozkazała
ścianę opukad, a wyłowiwszy uchem jakby próżnię, zarządziła - na pewnej
przestrzeni - ścianę odmurowad. Wtedy... o dziwo; ujrzano we wnęce szkielet
ludzki, który po zbadaniu takich przedmiotów jak szkaplerz i różaniec, okazał
się... ojcem Pawłem Ruszlem.
A teraz pytanie i wniosek:,
Kto go zamurował i dlaczego?
Przypuszczad należy, że uwielbiający go braciszkowie zainscenizowali
wniebowzięcie zacnego dominikanina, aby przed wiernym ludem tym więcej
podnieśd jego cnoty. A tymczasem pokorna dusza ojca Ruszla znieśd nie mogła
tego zrównania go z Matką Boską i niepokoiła żyjących, aby ujawnid prawdę. Bo
fakt faktem, że z chwilą odmurowania szkieletu; zjawa nie pokazała się więcej.
Ale pamięd o tym i dziś nie wygasła.
MODLITWA O ROZEZNANIE DUCHOWE
„O Mój Jezu, okryj mnie Swoją Drogocenną Krwią i napełnij
mnie Duchem Świętym, abym mógł rozpoznad, czy te słowa
pochodzą od Ciebie. Uczyo mnie pokornym w duchu. Przyjmij
miłosiernie moje błaganie i otwórz moje serce na Prawdę”