CAROLINE ANDERSON
Mężczyzna bez
skazy
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney
Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Cóż za nieznośni smarkacze!
Zirytowana Clare zamknęła za sobą drzwi od
dyżurki pielęgniarek i opadła na krzesło.
- Aż tak źle ?
Podniosła wzrok i ujrzała wpatrującego się w nią
mężczyznę. Miał jasne włosy, które swobodnymi
kosmykami opadały na wysokie, opalone czoło,
a z całej postaci emanowała energia i siła. Był tak
przystojny, że od razu wzbudziło to podejrzenia Clare.
- Przepraszam... Nie wiedziałam, że ktoś jest
w pokoju. Zwykle nie mówię sama do siebie, ale dziś
rano...
- Zawsze traci pani zimną krew tak wcześnie?
- Spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem uniósł jedną
brew. - Jest dopiero dziesięć po dziewiątej!
- Cóż, zrozumiałby mnie pan, gdyby sam miał do
czynienia z Dannym Drew i jego kolegami.
- Nie mogę się tego doczekać. - Leniwym ruchem
podał jej rękę przez stół. - Nazywam się Michael
Barrington. Od mniej więcej dziesięciu minut jestem
asystentem Tima Mayhew w tutejszym szpitalu. A pani
to zapewne Clare Stevens ? - zapytał ujmując jej dłoń.
Pod wpływem tego dotknięcia ciało Clare przeszedł
dreszcz. Szybko cofnęła rękę i nieświadomie prowo
kującym gestem wygładziła na biodrach sukienkę.
- Skąd pan to wie?
Doktor Barrington dotknął palcem przypiętej na
jej piersi plakietki z nazwiskiem.
- Och, jaka ze mnie gapa! - spróbowała się zaśmiać,
6 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
ale wypadło to nienaturalnie. Mężczyzna uśmiechnął
się do niej drwiąco.
- Czekaliśmy na pana. Siostra 0'Brien zaczyna
pracę dopiero o dwunastej, więc może ja pokażę
panu doktorowi oddział?
- Zgoda, ale bez żadnej pompy. Nie potrzebuję
nadwornej świty ani oznajmiających moje przybycie
heroldów!
Roześmiała się głośno, czując, że opuszcza ją
napięcie.
- Nie musimy tego ogłaszać w całym szpitalu!
A teraz chodźmy. Nie mamy dzisiaj ostrego dyżuru,
ale przyjęliśmy kilku pacjentów do wszczepienia protezy
stawu biodrowego. Poza tym na sali intensywnej
terapii leży dwóch chorych z wypadków samochodo
wych. Jak tylko poczują się lepiej, zostaną przeniesieni
na oddział.
- Pójdę wszędzie, gdzie tylko pani rozkaże - zażar
tował, a Clare poczuła, jak serce zamiera jej w piersiach.
- Proszę.
Podszedł do niej i otworzył drzwi. Jego bliskość
podziałała na nią jak narkotyk. Delikatny aromat
drogiej wody kolońskiej podkreślał naturalny, męski
zapach jego ciała, który przyciągał Clare jak ma
gnes.
Starając się, by jej głos brzmiał naturalnie, po
dziękowała za uprzejmość i wyszła z dyżurki. Pokazała
doktorowi oddział, a potem zaprowadziła go do
pierwszej z czterech sal chorych.
- Czy chce pan kogoś zbadać?
- Nie sądzę, aby to było konieczne. Chyba że jest
ktoś, kogo pani zdaniem powinienem zobaczyć.
Przyszedłem dziś tylko po to, żeby się trochę rozejrzeć.
Później chcę pójść do doktora Mayhew na blok
operacyjny.
Doktor Barrington miał wspaniałe podejście do
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
7
chorych. Uśmiechał się do nich i żartował, oczaro-
wując wszystkie pacjentki. Z uwagą słuchał wyjaś
nień Clare dotyczących szczegółów kuracji Tiny
White, która spadła z konia, łamiąc sobie kręgosłup
w odcinku piersiowym. Leżała na specjalnym łóżku
Strykera, które co dwie godziny obracano o kilka
stopni.
- To nasza wzorowa pacjentka, prawda? - powie
działa Clare z uśmiechem do Tiny.
- Każdy może uchodzić za wzorowego pacjenta
w porównaniu z nimi. - Tina wskazała ręką na
pozostałych chorych leżących na sali.
- Problem polega na tym, że zapomnieli już co to
znaczy ból. - Clare uśmiechnęła się.
- Chyba nie chciałaby pani, żeby cierpieli? - Michael
Barrington uniósł ze zdziwieniem brwi.
- Oczywiście, że nie! Po prostu nie mogę się
doczekać, kiedy wyzdrowieją i znajdą się w domach.
Tina zachichotała.
- Nie są tacy źli. Naprawdę można oszaleć leżąc tu
tyle czasu. Przynajmniej się nie nudzę !
- Jest jakiś postęp? - zapytał cicho, kiedy się oddalili.
- Niespecjalnie. Na początku byliśmy pełni nadziei,
ale teraz nie wygląda to najlepiej. Zaraz panu wszystko
opowiem.
Otworzyli drzwi do kolejnego pokoju i w ostatniej
chwili zdążyli uchylić się przed rzuconym w ich
stronę ogromnym grejpfrutem.
- Danny Drew? - zapytał doktor Barrington.
- Pan mnie zna, doktorze?
Clare podniosła z ziemi owoc i stancja tyłem do
pacjenta.
- Ma złamane obie kości udowe, więc jest kom
pletnie unieruchomiony. Żadną miarą nie można go
nazwać idealnym pacjentem! Oba złamania nastawiał
doktor Mayhew, ale myślę, że musiałby jeszcze
8
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
zdrutować mu szczęki, żeby w jego stanie nastąpiła
jakaś poprawa...
- Cześć, skarbie! Przyprowadziłaś swojego chło
paka?
Clare zignorowała tę i kilka następnych uwag
Danny'ego.
- Rozumiem teraz, co pani miała na myśli ! Rze
czywiście jest wyjątkowo dowcipny!
Clare podeszła do następnego chorego.
- Peter Sawyer. Spadł z motocykla i złamał sobie
nadgarstek, przedramię i miednicę. Ręka źle się goi
i prawdopodobnie trzeba ją będzie jeszcze raz na
stawiać. Cała reszta wygląda znacznie lepiej, więc
chyba niedługo wypuścimy go do domu.
- Nie wygląda pani na zadowoloną z tego faktu
- powiedział, kiedy wyszli z sali.
- Z czego tu się cieszyć? Za kilka dni trafi tu
kolejny motocyklista w podobnym stanie. Na tej sali
leżą tylko chorzy z wypadków i po kontuzjach
sportowych.
Kiedy wrócili do dyżurki, doktor Barrington usiadł
na krześle wyciągając przed siebie długie nogi.
- Proszę opowiedzieć mi o Tinie.
- Dobrze. Napije się pan kawy?
Napełniła dwie filiżanki, postawiła je na biurku
i otworzyła książkę przyjęć.
- Spadła z konia w sobotę... dziewięć dni temu.
Jeździła na stadionie. Koń wystraszył się czegoś i zrzucił
ją przez barierkę. Wylądowała na plecach. Sam rdzeń
kręgowy nie został uszkodzony, ale przemieszczone
kręgi wywierają na niego ucisk. Doktor Mayhew
wciąż ma nadzieję, że powrócą jej chociaż niektóre
funkcje, ale jak dotąd nic na to nie wskazuje. Jeśli nie
nastąpi poprawa, będzie ją operował, żeby szybciej
zacząć rehabilitację. Na razie obracamy ją co dwie
godziny i czekamy na cud.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
9
- Małe szanse.
- Wiem. Peter Sawyer też nie rokuje najlepiej.
Myślę, że doktor Mayhew zdecyduje się na operacyjne
nastawienie kości przedramienia. Były całkiem po
gruchotane.
- Kiedy to się stało?
- Sześć tygodni temu. Już dawno złamanie powinno
zacząć się goić, a jakoś nic na to nie wskazuje.
- Miał robione zdjęcia rentgenowskie?
- Tak. Są w historii choroby. - Odnalazła je
i powiesiła na negatoskopie.
- Paskudnie to wygląda! Miał szczęście, że nie
stracił całej ręki!
- Na szczęście obrażenia tkanek miękkich nie były
zbyt rozległe. To go ocaliło od amputacji. Dla takiego
młodego człowieka byłaby to tragedia.
- Tak, tragedia - powtórzył w zamyśleniu. - Za
pomina pani jednak o tym, że zranienie może być
jeszcze większym problemem. Czasami dla dobra
pacjenta lepiej jest usunąć chorą kończynę, niż się
z nią męczyć.
- Nie mogę w to uwierzyć. Czy może być coś
gorszego niż utrata ręki, albo nogi?
- Na pewno zdrowa kończyna jest nie do za
stąpienia, ale często prawidłowo amputowana ręka
czy noga, odpowiednio dobrana proteza i właściwa
rehabilitacja zapewniają pacjentowi większy komfort.
- A aspekty moralne? - Clare nie dawała za
wygraną. - Kontakty z najbliższymi, życie osobiste,
seksualne?
- Hola, hola - delikatnie musnął palcami jej
policzek. - Niech się pani tak nie przejmuje. Oczywiście
problemów jest wiele. Chorzy po amputacji potrzebują
dużego wsparcia i opieki. Ja twierdzę jedynie, że
kiedy udzieli im się potrzebnej pomocy, mogą funk
cjonować zupełnie normalnie.
1 0
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Chciała przedstawić mu kolejne argumenty, ale
wspomnienie dotyku, który ciągle czuła na twarzy,
nie pozwalało jej zebrać myśli. Doktor Barrington
był zbyt męski, zbyt silny, zbyt... po prostu był zbyt
blisko niej! Patrzył z taką intensywnością, że prawie
fizycznie czuła na sobie siłę tego spojrzenia.
- Doktorze Barrington...
- Mam na imię Michael.
- Michael, skończmy już. Nie mogę jasno myśleć.
- Na szczęście! Gdyby było inaczej, z pewnością
chciałabyś kłócić się ze mną dalej, a tego bym nie
zniósł.
Była pewna, że chce ją pocałować. Pełne, pięknie
wykrojone usta były już tak blisko...
Dźwięk telefonu zabrzmiał ostro i przenikliwie.
Clare drgnęła i z niechęcią podniosła słuchawkę.
- Do ciebie. - Podała ją Michaelowi i usiadła za
biurkiem.
Co się z nią, do diabła, działo? Odkąd pamięta,
zawsze ciągnął się za nią sznur wielbicieli, w tym
także lekarzy. Wszyscy uważali ją za pięknego,
seksownego kociaka, marzącego jedynie o tym, by
być przez nich adorowanym. Nic bardziej błędnego!
Tak pragnęła, by ktoś zwrócił uwagę nie tylko na jej
figurę czy twarz, ale także na nią samą! Na jej umysł,
osobowość, czy poczucie humoru.
Potrafiła trzymać mężczyzn na dystans, gdyż zwykle
to oni tracili dla niej głowę. W tym przypadku było
inaczej. Wystarczył jeden dotyk tego człowieka, a świat
zawirował jej przed oczami! Roztkliwiasz się nad
sobą - pomyślała z niezadowoleniem.
- Bogowie przemówili. Muszę iść teraz na salę
operacyjną, żeby udowodnić im, co jestem wart.
Jesteś zajęta dziś wieczorem?
- Tak, będę myła włosy.
- Kłamczucha - powiedział uśmiechając się lekko.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 1
- Zapraszam cię na kolację. Będziesz miała okazję
dokładnie opowiedzieć mi o tutejszych zwyczajach.
Chciałbym je trochę poznać, zanim zacznę tu pracować!
Pokusa była wielka. Przez chwilę wahała się,
z niepewnością spoglądając w błękitne oczy, które
zdawały się przeszywać ją na wylot.
- Masz jakieś powody, żeby mi odmówić?
- Skąd ci to przyszło do głowy? - zapytała z nagłym
rozdrażnieniem.
- Po prostu zastanawiałem się, czy w twoim życiu
istnieje jakaś Ważna Osoba.
- Jaka osoba?
- No wiesz, mąż, narzeczony, kochanek czy ktoś
taki.
- Nie, nie ma nikogo takiego.
- Doprawdy? - w jego głosie było słychać niedo
wierzanie.
- Doprawdy! Nie mam chłopaka, a co ważniejsze,
wcale go nie szukam.
- Wielka szkoda.
- Tak myślisz? Ja jestem z tego zadowolona.
- Zadowolona? Do diabła, Clare. Taka kobieta
jak ty powinna osiągnąć znacznie więcej niż tylko
zadowolenie...
Zmroziła go wzrokiem.
- Jeśli ma pan ochotę zająć się uatrakcyjnianiem
mojego życia erotycznego, panie Barrmgton, to nic
z tego! Odpowiedź brzmi „nie"!
Roześmiał się głośno, swobodnie, co wprawiło Clare
w jeszcze większe zakłopotanie. Po chwili odezwał się
z rozbrajającym uśmiechem:
- Należałoby chyba poczekać na zaproszenie,
nieprawdaż? Mówiąc szczerze, niczego ci nie propo
nowałem... jak dotąd. Choć, być może, do tego
właśnie zmierzałem.
- Prędzej czy później okazuje się, że wszyscy
12 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
zmierzacie do tego samego... - powiedziała z nagłą
goryczą w głosie. - Moja odpowiedź zawsze jest taka
sama. Dzięki, ale nie. Czy nie powinieneś już iść?
Kiedy została sama, nie mogła uporządkować myśli.
Ładnie rozpoczęła pracę z nowym lekarzem! Może
zareagowała zbyt gwałtownie, ale trudno było nie
zrozumieć jego intencji. Clare miała dwadzieścia pięć
lat i już dość dobrze nauczyła się oceniać reakge
mężczyzn. Na tym z pewnością zrobiła wrażenie.
Cóż, wkrótce okaże się, że nie jest taką dziewczyną,
za jaką ją uważa. Jeśli chodzi mu tylko o przelotną
znajomość, to w szpitalu nie będzie miał z tym problemu.
Westchnęła i wróciła do pracy.
Jej spokój nie trwał długo. Michael wrócił za kilka
minut z doktorem Mayhew i młodszym asystentem,
Davidem Blakiem. Siostra 0'Brien od razu wzięła go
pod swoje opiekuńcze skrzydła i zaprowadziła na
salę. Clare z niekłamanym podziwem przyglądała się,
jak doktor Barrington bada dwóch pacjentów, którym
tego ranka wszczepiono protezy stawu biodrowego.
- Wygląda to nieźle - uśmiechnął się, kończąc
badanie drugiego chorego i podał Clare sporządzone
zapiski.
- Dziękuję, siostro, to wszystko. - Zniżył głos.
- Co robisz, kiedy skończysz myć włosy?
- Nic - odpowiedziała zgodnie z prawdą, starając
się stłumić śmiech.
- A zatem zjedz ze mną kolację. Ulituj się nad
nowicjuszem, Clare. Nic cię nie obchodzi, że nie
znam tu nikogo, że muszę wracać do pustego domu
i spędzić samotnie wieczór? Nie mam nikogo, z kim
mógłbym porozmawiać. Może z wyjątkiem mojego
kota, ale on mówi raczej niewiele. Zgadzasz się?
- W porządku - powiedziała ze śmiechem. - Gdzie
i kiedy?
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 3
- Mieszkasz w szpitalu?
Przytaknęła.
- Umówmy się przy głównym wejściu o siódmej.
Przyjadę po ciebie. Zgoda?
- OK. Co mam założyć?
- Cokolwiek. Mogą być dżinsy. Koło mnie jest
mały pub z ogródkiem, gdzie możemy posiedzieć.
Teraz muszę już iść. Spotkamy się o siódmej.
Kiedy wyszedł, zdała sobie sprawę, że siostra 0'Brien
bacznie ich obserwowała.
- Miły chłopak. Wygląda na to, że dobrze się
nawzajem rozumiecie.
- Po prostu poprosił mnie, żebym poświęciła mu
dziś wieczorem trochę czasu i wyjaśniła kilka spraw
związanych z funkcjonowaniem naszego oddziału. Wie
pani, jak to jest, gdy przychodzi się do nowej pracy.
Clare starała się, żeby zabrzmiało to przekonywu
jąco. Za nic na świecie nie przyznałaby się, jak waliło
jej serce, kiedy dotknął jej ręki biorąc notatnik
z zapiskami.
Siostra 0'Brien uśmiechnęła się do siebie.
- Mam nadzieję, że miło spędzisz czas. Dobrze ci
zrobi wieczór na mieście. A wracając do naszych spraw,
sądzę, że doktor Mayhew chce, żeby pan Barrington
jeszcze raz nastawił przedramię Pete'a Sawyera. Chyba
zrobią mu przeszczep kostny. Teraz, kiedy miednica
zrosła się prawidłowo, mogą pobrać kość z talerza
biodrowego. Mam nadzieję, że to mu pomoże.
Przynajmniej do czasu, aż doktor Barrington nie
zdecyduje się na amputację, pomyślała przypominając
sobie niedawną rozmowę.
Dzień pracy zdawał się nie mieć końca. Nawet
sama przed sobą nie przyznałaby się, jaka była
przyczyna tej niecierpliwości. Dopiero kiedy po
powrocie do domu przewracała szafę do góry nogami
14 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego do ubrania,
zdała sobie sprawę, że męczące ją od rana uczucie
niepokoju miało tylko jedną przyczynę. Był nią Michael
Barrington.
- Cholera! - zaklęła pod nosem, nie mogąc uciszyć
niepokoju, jaki nie opuszczał jej od chwili, w której
ujrzała tego mężczyznę. Nie miała zamiaru rezygnować
ze swoich zasad tylko dlatego, że jakiś playboy
przyprawił ją o zawrót głowy!
Kiedy była już gotowa, stanęła przed lustrem, by
ocenić swój wygląd. Świeżo umyte, uwolnione spod
sztywnego czepka włosy miękko okalały twarz, luźno
opadając na kołnierz. Delikatny makijaż podkreślał
jej duże, piękne oczy. Ubrała się w lekki szaro-zielony
sweter i szeroką spódnicę w pomarańczowo-zielone
wzory. Na nogach miała tylko sandały.
Zastanawiała się, czy jej strój nie jest zbyt mało
elegancki, ale było już za późno, żeby cokolwiek
w nim zmieniać.
Za pięć siódma zeszła do głównego wejścia, starając
się opanować narastające zdenerwowanie.
Ujrzała go na parkingu, pogrążonego w rozmowie
z dwoma lekarzami. Nie chciała, żeby łączono ich
nazwiska, ale było już za późno, aby się wycofać.
Michael dostrzegł ją i, przepraszając kolegów, zwrócił
się w jej kierunku.
- Clare, jesteś punktualna!
- Dlaczego tak cię to dziwi?
- Sądziłem, że spóźniasz się na spotkania, podobnie
jak większość dziewczyn.
- Clare Stevens to nie to samo, co „większość
dziewczyn" - powiedziała z naciskiem.
- Zaczynam sobie z tego zdawać sprawę. Chodźmy.
Umieram z głodu. - Wziął ją pod rękę i poszli na
parking.
- Aha, muszę ci coś powiedzieć. Okazało się, że
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 15
w tej knajpce nie podają gorących posiłków w ponie
działki. Może więc przyjmiesz moją propozycję
i pozwolisz, żebym coś dla nas przygotował?
Tu cię mam, pomyślała i stanęła.
- U ciebie w mieszkaniu?
- W moim domu. Nie martw się, jestem całkiem
dobrym kucharzem. Przez te kilka dni zdążyłem
odkryć tylko ten pub, o którym ci mówiłem, więc nie
wiem, gdzie indziej moglibyśmy pójść. I możesz się
nie obawiać, nie zamierzam cię napastować.
Spojrzała ze zdziwieniem i lekko się uśmiechnęła.
- Tak to po mnie widać?
- Rano byłaś bojowa jak lwica. Obiecuję, że cię
nie dotknę, zanim sama nie zaczniesz.
- Ja? Co masz na myśli?
- Naprawdę sądzisz, że tylko ty wzbudzasz żywe
zainteresowanie płci przeciwnej? Uwierz mi, to praw
dziwa przyjemność spotkać nareszcie kobietę, która
nie mdleje na mój widok w minutę po tym, jak mnie
poznała!
Nie ma co się temu dziwić - pomyślała. Gdyby nie
fakt, że z zasady mówiła „nie", sama mogłaby odczuć
taką pokusę!
- W porządku. Ty będziesz gotował, ja będę mówić,
a potem razem pozmywamy. Zgoda?
- Świetnie. Zaraz będziemy na miejscu. Wskakuj.
- No, no!
Uśmiechnął się siadając za kierownicą.
- To samochód mojego brata. Ja mam stare volvo,
ale ponieważ brat wyjechał w interesach do Niemiec,
pożyczyłem od niego ten wóz, żeby trochę podnieść
swój prestiż!
- Całkiem nieźle ci to wychodzi. Co to za marka?
- Porsche. Chcesz, żebym otworzył dach?
- Dlaczego nie? Nie zaszkodzi to chyba mojemu
prestiżowi?
16 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Roześmieli się i Michael nacisnął przycisk. Nad ich
głowami rozpostarło się czerwcowe niebo.
- Ruszajmy!
Zapalił silnik i wyprowadził samochód z parkingu.
Clare wygodnie usadowiła się w miękkim fotelu
i westchnęła z błogością.
Kiedy wyjechali na szosę, Michael przyspieszył
i wkrótce wiatr rozwiewał włosy Clare, smagając
policzki.
- Michael, to jest wspaniałe!
- Nieźle, prawda? Szczęściarz z mojego brata.
Zastanawiam się, czy zechce mi go sprzedać.
Po krótkiej chwili skręcili w jedną z przecznic,
z której wjechali na piaszczystą drogę.
- Dokąd jedziemy? - zapytała Clare, którą nagle
zaniepokoił fakt, że znaleźli się w tak odludnym
miejscu.
- Widzisz przed nami ten mały różowy dom? To
tutaj.
Ujrzała domek z niskim dachem, który prawie
w całości przykrywał okna na pięterku. Ciepłorożowy
kolor ścian rozjaśniały herbaciane róże, które okalały
drzwi i rosły wokół okien.
- Nie mów mi tylko, że ten dom nazywa się
Różowa Chata!
- Jak się tego domyśliłaś? Chodź do środka. Witam
cię w moich skromnych progach.
Skłonił się przed nią robiąc gest, jakby zdejmował
z głowy czapkę i otworzył drzwi.
Wnętrze było równie czarujące jak to, co widziała
na zewnątrz. Pełno w nim było małych schowków
i zakątków, a meble w większości zrobione zostały
z sosnowego drewna. W kuchni podłoga była ce
glana, a na poddasze prowadziły strome drewniane
schody.
- Och, Michael, tu jest cudownie!
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 7
- Dziękuję - powiedział z uśmiechem. - Jesteś
moim pierwszym gościem. Pozwól, że cię oprowadzę.
Podążyła za nim, z zachwytem oglądając wystrój
domu.
- Uważaj na głowę - ostrzegł, gdy weszli na schody.
- Sądzę, że zostały zbudowane z myślą o niższych
ludziach niż my. Łazienka jest tam, a sypialnie są po
obu stronach. W tej chwili nie są jeszcze umeblowane,
ale wkrótce się tym zajmę. Kupiłem tę posesję dopiero
w czwartek. Miałem to zrobić wcześniej, ale złapał
mnie sztorm u wybrzeży Sycylii.
- Masz na myśli tę wyspę?
- Tak. Zabrałem tam „Henriettę" na kilka dni
i nie zdążyłem wrócić na czas.
Mój Boże, pomyślała. Stoimy na środku jego
sypialni, a on opowiada mi o kłopotach z jakąś
Henriettą!
- Kiedyś ci ją pokażę. Jest bardzo piękna i łatwo
jest nią sterować, o ile tylko wiatr nie jest zbyt silny,
bo wtedy może sprawić trochę kłopotu. Na pewno ją
polubisz. Cierpisz na chorobę morską?
Uśmiechnęła się z ulgą, gdy zrozumiała, że „Hen
rietta" to jego jacht. Ale po chwili z przerażeniem
uświadomiła sobie, że chyba jest zazdrosna o Michaela!
Co prawda nie miała całkowitej pewności, czy to było
właśnie to uczucie, gdyż nigdy przedtem nie była
o nikogo zazdrosna. A jeśli to zazdrość, to dlaczego
o Michaela? Jak widać, życie jest pełne różnych
niespodzianek...
- Nie. Nigdy dotąd nie miałam choroby morskiej.
Wprawdzie ostatni raz żeglowałam w wieku lat
trzynastu, ale przedtem dużo pływałam z bratem.
- Najpierw mieliśmy „Mirror", potem „Fireball",
a w końcu dziadek kupił „Henriettę". Jako chłopak
spędzałem na niej wiele czasu.
Ich roześmiane oczy spotkały się i Clare pomyślała
18 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
nagle o ogromnym metalowym łożu, które stało za
nimi.
- Może zejdziesz na dół i zrobisz sobie coś do
picia. W lodówce jest białe i czerwone wino, i różne
napoje. Ja chciałbym zdjąć wreszcie z siebie ten
garnitur i chwilę się zrelaksować.
- Świetnie.
Odwróciła się i zaczęła schodzić po schodach.
Usłyszała, jak zrzucił buty, które z hałasem upadły
na podłogę. W kuchni rozejrzała się bezradnie
w poszukiwaniu lodówki.
Michael zbiegł na dół ubrany tylko w stare obcisłe
dżinsy. Wciągał jeszcze koszulkę i Clare przez chwilę
widziała jego opalony tors.
Jej dłonie same wyciągały się, żeby go dotknąć, ale
powstrzymała się, zaciskając ręce w kieszeniach.
- Gdzie jest lodówka? - zapytała nienaturalnie
wysokim głosem.
- Tutaj.
Otworzył jedną z kilku identycznych szafek zrobio
nych ręcznie z ciemnego dębu. W środku była
wbudowana lodówka.
- Bardzo sprytne.
- Tak. Dom należał do dekoratora wnętrz. Napijesz
się wina czy czegoś bezalkoholowego?
- Proszę o białe wino z lodem.
- Dobry pomysł.
Wyjął z lodówki butelkę, odkorkował ją i napełnił
dwa kieliszki.
- Na zdrowie!
- Na zdrowie! Witaj w Audley.
- Dzięki, Clare. A teraz usiądź i zdradź mi wszystkie
szpitalne sekrety. Kto się z kim kłóci, do kogo nie
powinienem się odzywać, kto przewodzi w towarzystwie
i tak dalej.
- Nic z tych rzeczy. Audley to przyzwoity szpital
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 9
i panują w nim bardzo zdrowe stosunki. W końcu
wszyscy mamy wspólny cel.
- Dzięki Bogu! W szpitalu, w którym ostatnio
pracowałem, trzeba było bardzo uważać, żeby nie
nadepnąć komuś na odcisk.
Ułożył umytą sałatę w salaterce i postawił ją przed
Clare.
- Na co masz ochotę? Możemy zjeść świeżego
okonia albo stek, jeśli wolisz.
- Sam go złowiłeś?
- Nie tym razem. Kupiłem od faceta z sąsiedniej
łódki. Prosto z wody.
- Brzmi zachęcająco.
Clare robiła sałatę, a on w tym czasie umył ryby,
otoczył je w maśle i koprze, a potem pospinał
wykałaczkami.
- Wystarczy im pół godziny w piekarniku. Akurat
tyle, żebym zdążył pokazać ci ogród.
W świetle promieni zachodzącego słońca ogród
wyglądał wspaniale. Powietrze przesycone było zapa
chem kwiatów ,a bogactwo barw rosnących tu roślin
musiało olśnić każdego.
Entuzjazm Michaela był zaraźliwy. Z dumą od
krywał przed nią wszystkie tajemnice tego miejsca.
Na samym końcu, pod drzewem, wisiała stara huś
tawka. Zaproponował Clare, żeby ją wypróbowała.
- Nigdy nie potrafiłam rozbujać się wystarczająco
wysoko, żeby poczuć prawdziwą przyjemność.
Jeszcze nie dokończyła mówić, kiedy ujął ją w pasie
i posadził sobie na kolanach. Rozhuśtał się wysoko,
nie bacząc na piski i śmiech Clare. Wiatr targał im
włosy, a ziemia uciekała spod nóg.
W końcu zwolnił pozwalając, żeby huśtawka się
zatrzymała. Zanim wypuścił Clare z objęć, ich usta
spotkały się na krótki moment.
Kiedy wstała, poczuła, że drżą jej kolana. Nie
2 0
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
wiedziała, czy był to skutek huśtania, czy pocałunku
Michaela. Nie był to namiętny pocałunek kochanków,
ale wystarczył, by rozbudzić w niej pożądanie. Ciągle
czuła dotyk jego mocnych ud i ciepło piersi, o którą
się opierała.
- Ryba - powiedział nagle i podążył w stronę domu.
Patrzyła, jak rozwija folię aluminiową i ze wszystkich
sił starała się opanować.
- Masz jakiś sos do sałaty?
- Jest w małym słoiczku, chyba na drzwiach
lodówki. Sam robiłem.
Zasiedli do posiłku przy dużym dębowym stole
i Clare, ku swemu zdziwieniu, zupełnie się rozluźniła.
Jedzenie było wyborne, a Michael niezwykle miły.
Zdawał się nie pamiętać o incydencie w ogrodzie
i Clare sama zaczynała myśleć, że wszystko jej się
przyśniło.
Kawę wypili przed domem, na ławce stojącej pośród
róż. Siedzieli zachowując należyty dystans. Kiedy
skończył mówić, spojrzała na niego i dostrzegła, że
z uwagą się jej przygląda.
Zarumieniła się. A może jednak to nie był sen?
Ręka Michaela, która do tej pory swobodnie spoczy
wała na oparciu, dotknęła nagle policzka Clare.
Zerwała się na równe nogi.
- Powinnam już pójść, Michael.
Wstał również i ujął ją za przegub.
- Czuję twoje tętno. Jest przyspieszone. Nie wiesz
przypadkiem dlaczego?
Była jak zahipnotyzowana. Przyciągnął ją do siebie
i delikatnie ujął w dłonie jej twarz.
- Czy mówiłem ci już, że ślicznie dziś wyglądasz?
- Ja nie... wcale tak nie uważam...
- Co za niedopatrzenie z mojej strony. Jesteś piękna.
Po prostu olśniewająca.
Zniewolona spojrzeniem błękitnych oczu nawet nie
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
21
drgnęła, gdy pochylił nad nią twarz i pocałował tak
czule i delikatnie, iż pomyślała, że jednak śni.
Cicho westchnęła i przytuliła się do szerokiej piersi
Michaela. Lekko rozchyliła wargi pozwalając, by
jego język wsunął się między nie, była niepomna
niczego z wyjątkiem jego bliskości, dotyku rąk
i intymności pocałunku.
Podniósł głowę i wtulił policzek we włosy Clare.
Czuła bicie jego serca i delikatne drżenie obejmujących
ją ramion.
- Myślę, że powinienem chyba odwieźć cię do
domu - powiedział po chwili.
Clare przytaknęła.
Podczas całej drogi nie odzywali się do siebie, ale
kiedy stanęli pod drzwiami jej mieszkania, położyła
rękę na ramieniu Michaela.
- Dziękuję za wspaniały wieczór - odezwała się
miękko.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Clare uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.
- Nie cała - odparła cicho. Wspięła się na palce
i lekko pocałowała go w policzek. - Dobranoc.
- Dobranoc, Clare. Do zobaczenia jutro.
Do zobaczenia, pomyślała, a serce zabiło jej mocniej.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu z niecierpliwością
czekała na spotkanie z jakimś mężczyzną. Nawet
kiedy usypiała, uśmiech wciąż rozjaśniał jej twarz.
ROZDZIAŁ DRUGI
To był bardzo ciężki tydzień i Clare rzadko widywała
Michaela. Spotykali się tylko podczas wspólnych
dyżurów.
Dwaj pacjenci po wypadkach zostali zwolnieni do
domu, a na ich miejsce przyszedł jeden chory z oddziału
intensywnej terapii. Drugi został przywieziony ze
szpitala w Stoke Mandeville. Przyjęto także kolejnego
nastolatka z wypadku drogowego ze złamaną kością
udową. Leżał teraz z nogą na wyciągu i już zdążył się
zaprzyjaźnić z pozostałymi pacjentami.
Peterowi Sawyrowi wykonano przeszczep kostny,
który połączył końce złamanej kości przedramienia.
Rana goiła się dobrze.
Tylko stan Tiny nie polepszał się, toteż w czwartek
doktor Mayhew zaproponował jej operacyjne na
stawienie kręgosłupa, co umożliwiłoby rozpoczęcie
rehabilitacji.
Przyjęła tę wiadomość ze stoickim spokojem, ale
Gare wyczuwała, że był to spokój pozorny. Matka
Tiny nie wykazała się takim hartem ducha i w pią
tek Gare musiała niemal siłą odciągać ją od łóżka
córki.
Zaprosiła panią Wbite do pokoju lekarskiego, gdzie
zastały doktora Barringtona. Już wcześniej odbył
rozmowę z rodzicami Tiny. Clare z ulgą więc zostawiła
roztrzęsioną kobietę pod jego opieką, a sama wróciła
do chorej.
Dziewczyna miała łzy w oczach. Clare zasłoniła
okno i usiadła obok Tiny, biorąc ją za rękę.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 23
- Nie chcę jeździć na wózku przez resztę życia
- wyszeptała Tina i rozpłakała się na dobre.
Clare nie wiedziała, co powiedzieć, więc po prostu
siedziała przy niej.
- Wolałabym nie oglądać mamy przez chwilę
- powiedziała wreszcie.
- Czy mam jej powiedzieć, żeby poszła się przejść
i wróciła za kilka minut ?
- Bardzo proszę. Nie starczy mi sił, żeby z nią
teraz rozmawiać.
Clare uścisnęła jej rękę i wróciła do pokoju
lekarskiego.
- Jak ona się czuje? Nie chciałam jej denerwować,
ale jest taka młoda! Ma dopiero siedemnaście lat!
Pani White ukryła twarz w dłoniach i zaczęła
ponownie płakać.
- Przyniosę pani filiżankę kawy. Proszę chwilę
zaczekać - odezwał się Michael.
Clare wyszła razem z nim.
- Co z Tiną? - zapytał, jak tylko znaleźli się sami.
- Nie chce teraz widzieć się z matką.
- Wcale się nie dziwię. Takie zachowanie tylko
pogarsza sytuację. Tim Mayhew chce przenieść Tinę
na oddział urazów kręgosłupa w Stoke Mandeville.
Mają tam odpowiednich rehabilitantów i psychologów.
- Z ciężkim westchnieniem przejechał ręką po włosach.
- Co robisz dziś wieczorem?
Zaskoczyło ją to pytanie. Przez cały tydzień w ogóle
nie rozmawiali o prywatnych sprawach. Oboje byli
bardzo zajęci i nie mieli czasu na spotkania. Zbyt
mało ich łączyło, jeśli w ogóle można było mówić
o jakiejś więzi. Clare szczerze w to wątpiła, choć
musiała przyznać, że bardzo by tego chciała. Podniosła
wzrok.
- Masz zamiar policzyć mi kości? - zapytała mrużąc
oczy.
24
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- To całkiem niezły pomysł! - przytaknął ochoczo.
Zaczerwieniła się.
- Miałam co innego na myśli - żachnęła się.
Pogłaskał ją po policzku.
- Powinnaś się wstydzić - zażartował, lekko się
uśmiechając. - Zostałem zaproszony na przyjęcie do
jednego z lekarzy. Prawie nikogo tam nie znam
i z pewnością będę czuł się samotny.
- U Hamiltonów?
- Tak. Niedawno się pobrali. Mieli cichy ślub
i teraz chcą to jakoś wynagrodzić znajomym. Pójdziesz
ze mną?
- I tak tam będę. Lizzi dawno mnie zaprosiła.
Przyjaźnimy się, jeśli można w ogóle użyć tego
określenia w stosunku do niej. Zawsze była bardzo
skryta. Aż trudno uwierzyć, jaka zmiana zaszła w jej
zachowaniu, odkąd poznała Rossa.
- Ludzie nie potrafią zmieniać innych. Mogą jedynie
dodać komuś pewności siebie albo wręcz przeciwnie,
zabrać wiarę we własne możliwości. A teraz powiedz,
pójdziesz ze mną?
- Z przyjemnością. Ja również nie znam wielu
spośród zaproszonych gości. Większość tych ludzi
zajmuje wysokie stanowiska.
- Mówiłaś przecież, że nie obowiązują tu żadne
formalne zależności.
- W zasadzie nie, ale prawie wszyscy będą ode
mnie dużo starsi, albo żonaci...
- Chcesz powiedzieć, że nie do wzięcia?
- Michael, ja nie jestem „do wzięcia" -powiedziała
z wyrzutem w głosie.
- Oczywiście, że nie. Nie masz kochanka i, co
gorsza, nie chcesz go mieć.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Gdzieżbym śmiał! - odpowiedział ze śmiertelną
powagą.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
2 5
- Sądzę, że byłbyś do tego zdolny!
- No, może troszkę -jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- O której mam po ciebie przyjechać?
- Mam dyżur. Będę gotowa dopiero na dziewiątą.
Nie za późno?
- W porządku. Zresztą i tak zabawa dopiero zacznie
się rozkręcać. Wiesz co? Pojadę po pracy się przebrać,
a potem zaczekam u ciebie w domu. Jak ci się
podoba mój pomysł?
Zbyt śmiały, chciała powiedzieć, ale właśnie weszła
siostra O'Brien radośnie się do nich uśmiechając.
- Robicie kawę dla tej biednej kobiety?
Clare zaczerwieniła się z poczucia winy.
- Tak, właśnie skończyłam.
Michael spojrzał na Clare ponad głową siostry
0'Brien.
- A zatem, siostro, tak jak ustaliliśmy.
Nie czekając na odpowiedź wyszedł z kuchni.
Właśnie kończyła się malować, kiedy rozległo się
pukanie do drzwi. Było pięć po dziewiątej.
- Proszę - krzyknęła nie przerywając makijażu.
W lustrze zobaczyła wchodzącego Michaela. Miał
na sobie kremowe spodnie i jedwabną koszulę w ko
lorze oczu. Wyglądał niezwykle męsko i pociągająco.
Przymknęła oczy i pomalowała tuszem rzęsy.
- Cholera! - sięgnęła szybko po chusteczkę i starła
tusz, który niechcący dostał się na powiekę.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć - po
witał ją z uśmiechem.
Musiała bardzo się starać, żeby powstrzymać drżenie
ręki.
Wreszcie skończyła. Wstała wygładzając batystową
suknię w ciepłych pastelowych kolorach, które pod
kreślały jej delikatną cerę i złoty odcień włosów.
- Jak ci się podobam? - spytała, obracając się do
26 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Michaela. Wyraz uznania w jego oczach wystarczył
jej za odpowiedź.
- Całkiem nieźle. Moje ciśnienie podskoczyło co
najmniej do dwustu. Chodźmy stąd, zanim zrobię
coś, czego będę potem żałować.
- Tak jest!
- To lubię... kobieta, która zna swoje miejsce!
Zeszli do samochodu. Przez całą drogę Clare nie
mogła skupić na niczym myśli. Jak zawsze, obecność
Michaela zupełnie ją rozpraszała.
- To wspaniałe miejsce! - wykrzyknęła, kiedy stanęli
przed domem Hamiltonów.
- Piękne, prawda? Musi być nieprzyzwoicie bogaty.
- Jest dość stary, ma trzydzieści osiem czy dziewięć
lat.
- Cóż za starzec! - roześmiał się Michael. - Mogę
cię zapewnić, że ja za pięć lat nie będę miał tyle forsy.
- A jakbyś rozpoczął prywatną praktykę?
- Zbyt wiele czasu pochłania mi łódź. Może za
kilka lat.
Weszli do środka, gdzie powitali ich gospodarze.
Pani domu wyglądała kwitnąco. Tworzyli z Rossem
bardzo piękną parę.
Clare uściskała Lizzi.
- Moje serdeczne gratulacje, pani Hamilton - po
zdrowiła ją pełnym emocji głosem.
- Dziękuję, Clare. Cieszę się, że mogłaś przyjść.
Ross, poznałeś już Clare Stevens? Pracuje z siostrą
0'Brien.
Ross ujął jej dłoń, a Clare zdziwiło, ile ciepła
i dobroci dostrzegła w jego oczach.
- Proszę o nią dbać. To dobra dziewczyna - ode
zwała się pierwsza.
- Och, mam zamiar tak się nią zająć, że aż będzie
błagać o chwilę wytchnienia - powiedział z uśmiechem,
posyłając żonie pełne miłości spojrzenie. - Witaj,
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
2 7
Michael. Miło, że przyszedłeś. Wejdźcie dalej i czujcie
się jak u siebie. Drinki są w kuchni, Callum was
obsłuży.
- Kto to jest Callum? - spytał Michael, kiedy
znaleźli się sami.
- Starszy syn Rossa z poprzedniego małżeństwa.
Z drinkami w dłoniach wyszli do ogrodu.
- Mój Boże, basen!
- Tak. Za parę godzin z pewnością ktoś w nim
wyląduje. Ostatnim razem to była sama Lizzi!
Michael zachichotał.
- Pilnuj, żebym nie podchodził zbyt blisko. Moje
buty rozpadłyby się pod wpływem wody. A teraz
- objął ją w talii i skierował w nieco odludniejsze
miejsce - powiedz mi, dlaczego taka urocza istota jak
ty chodzi na przyjęcia samotnie?
- Nie jestem przecież sama.
- Tak, ale byłabyś, gdybym nie zjawił się w porę.
No więc? Nie powiesz mi chyba, że nikt nie oferował
ci towarzystwa?
- Nie chciałam robić nikomu próżnych nadziei.
- To znaczy?
- To znaczy, że jeśli idę z kimś na przyjęcie, to
czasem ten ktoś wyobraża sobie zbyt dużo...
- Ale przecież jesteś tu ze mną. Nie boisz się, że
zacznę wyobrażać sobie Bóg wie co?
- Nie. - Spojrzała mu prosto w oczy. - Masz ten
sam problem co ja. Ponieważ wyglądasz tak, jak
wyglądasz, nikt nie bierze poważnie twoich słów.
Wiem, że rozumiesz o co mi chodzi.
- Być może, ale wcale nie czyni mnie to odporniej
szym na twój urok - powiedział miękko.
- Michael, nie zaczynaj...
- OK, OK! - podniósł ręce w obronnym geście.
- Zrozumiałem aluzję. A teraz powiedz mi, kim są ci
wszyscy goście.
28 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Obeszli znajomych i Clare przedstawiła im swego
towarzysza. Sama także została przedstawiona wielu
ludziom, których do tej pory znała tylko z widzenia.
Czas mijał szybko. O dziesiątej trzydzieści muzyka
umilkła i 01iver Henderson stanął na szczycie schodów
prosząc wszystkich obecnych o uwagę.
- Panie i panowie - rozpoczął. - Nie chciałbym
zanudzać was długimi przemówieniami, ale myślę,
że zgodzicie się ze mną, jeśli w imieniu nas wszyst
kich wyrażę ogromną wdzięczność państwu Hamil
ton, którzy goszczą nas dziś u siebie. Niech we
wspólnym życiu czekają ich same radosne i szczęś
liwe chwile! Panie i panowie, oddaję głos Rossowi
i Lizzi!
Małżonkowie nie mieli wyjścia, musieli powiedzieć
kilka słów zgromadzonym gościom. Ross wysunął się
do przodu i uciszył wrzawę, jaka zapanowała po
wystąpieniu 01ivera.
- Nie będę mówił wiele... nienawidzę wszelkich
przemówień niemal tak bardzo jak 01iver. Chcielibyśmy
podziękować za wasze życzenia i ciepłe przywitanie,
jakie zgotowaliście mi, kiedy zaczynałem pracę w szpi
talu. Od tego czasu wydarzyło się tak wiele, że trudno
uwierzyć, iż minęło dopiero dziesięć tygodni. Ponieważ
wszystkie zmiany były dla mnie bardzo pomyślne, nie
będę zadawał wam żadnych pytań!
Jego słowa wywołały wybuch śmiechu, który na
chwilę przerwał przemówienie.
- W każdym razie raz jeszcze za wszystko dziękuję
i życzę dobrej zabawy!
Rozległy się brawa i obok Rossa stanęło kilku
mężczyzn. Był wśród nich jego asystent, Mitch Baker,
a także Callum. Chłopak uśmiechnął się do ojca
i podniósł rękę.
- Panie i panowie, a oto moment, na który wszyscy
czekaliśmy!
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
2 9
Złapał Rossa za ramię i pociągnął go z dzikim
wrzaskiem w stronę basenu.
- Wielkie nieba! - mruknął Michael.
Clare zwijała się ze śmiechu.
- Należy mu się - zdołała wreszcie wykrztusić.
- Podczas ostatniego przyjęcia wrzucił Lizzi do wody
w samej bieliźnie!
- Dlaczego?
- Nikt tego nie wie, choć wszyscy mają pewne
podejrzenia!
Ross wyszedł z basenu ociekając wodą i ze śmiechem
zaczął się droczyć z synem.
Michael objął Clare.
- Zatańcz ze mną - szepnął jej w ucho.
- Ale to przecież szybki taniec! - roześmiała się.
- Więc go zwolnij! Gdzie się podziała pani wyo
braźnia, siostro Stevens?
Orkiestra grała teraz spokojny kawałek. Clare objęła
Michaela za szyję, a on ukrył twarz w jej włosach. Ich
ciała poddały się zniewalającemu rytmowi nastrojowej
melodii.
Clare nie była pewna, czy dobrze zrobiła pozwalając
Michae'owi tak się do siebie zbliżyć. Ale cóż może
być złef > w tym, że pozwoliła zaprosić się na przyjęcie,
lub w tym, że teraz z nim tańczy? Wyraźnie mu
przecież powiedziała, jaki jest jej stosunek do mężczyzn.
Jednocześnie coś jej mówiło, że tym razem będzie
musiała zrezygnować ze swoich niewzruszonych zasad.
Przez sukienkę czuła ciepło dłoni, które głaskały jej
plecy. Michael podniósł głowę i spojrzał Clare prosto
w oczy, przyciągając ją lekko do siebie.
- Chyba zwariuję, muszę zaraz cię pocałować
- usłyszała jego szept.
- Tutaj? - zapytała.
- Chodźmy stąd.
Przytaknęła czując, jak serce zaczyna jej mocniej bić.
30 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Pożegnamy się z gospodarzami? - zapytał drżącym
z podniecenia głosem.
- Po prostu chodźmy. Niczego nie zauważą. Po
dziękujemy im przy najbliższej okazji.
Zostawiła torebkę w samochodzie, więc nie musieli
wchodzić do domu. Bez zwracania niczyjej uwagi
opuścili przyjęcie.
Przez całą drogę serce Clare waliło jak oszalałe
i zanim wysiadła z samochodu musiała wziąć kilka
głębokich oddechów.
Michael otworzył frontowe drzwi, wpuścił ją do
środka i od razu przyciągnął do siebie.
- Boję się - wyszeptała.
- Nie ma czego - zapewnił ją. - Nie zrobię nic,
czego byś nie chciała. Po prostu musiałem zostać
z tobą sam na sam, bez tych wszystkich gapiów,
którzy nieustannie śledzili każdy nasz ruch. - Puścił
ją i poszedł do kuchni nastawić czajnik.
- Napijesz się kawy? - zapytał, wychylając głowę
zza kuchennych drzwi. Kiedy zobaczył, w jakim jest
stanie, podszedł do niej z zatroskanym wyrazem
twarzy.
- Clare, wszystko jest w porządku. Chcesz jechać
do domu?
Zaprzeczyła.
- Obejmij mnie - powiedziała niepewnym głosem
i przytuliła się do szerokiej piersi Michaela. Po
chwili napięcie opadło i dała się zaprowadzić do
salonu.
- Usiądź i poczekaj na kawę. Jaką pijesz?
- Z mleczkiem, bez cukru - odpowiedziała mecha
nicznie.
Przyszedł po kilku minutach niosąc dwie filiżanki.
Usiadł na kanapie i odsunął poduszkę.
- Chodź, usiądź obok mnie.
Mówił cichym, niskim głosem, który wzbudzał
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
3 1
w Clare zaufanie. Posłuchała go i przysiadła na
brzeżku, w każdej chwili gotowa uciec.
Sięgnął ręką i delikatnie pogłaskał ją po szyi.
- Nie bój się mnie - powiedział cicho.
- Ja... ja się nie boję. Myślę, że obawiam się raczej
samej siebie.
- Nie masz się czego obawiać. Zaopiekuję się tobą.
Chodź, przysuń się bliżej. - Ujął Clare za ramiona
i wolno położył sobie na kolanach. Jedną ręką
podtrzymywał jej głowę, drugą lekko kołysał przycis
kając do piersi. Westchnął z zadowolenia.
Kiedy zrozumiała, że nie ma zamiaru zmuszać
jej do niczego, poczuła się pewniej. Zsunęła buty
i położyła nogi na kanapie, przysuwając się bliżej
niego.
- Wygodnie?
- Aha... - Oparła policzek o pierś Michaela. Jego
serce biło wolno i równo. - Musisz mieć bardzo
dobrą kondycję - powiedziała.
- Dlaczego?
- Serce bije ci bardzo wolno... około pięćdziesięciu
pięciu na minutę. Jak u atlety.
- Trochę biegam i uprawiam surfing. Latem gram
w tenisa. Albo żegluję. Chyba dzięki temu utrzymuję
niezłą formę. A ty?
- Ja? Ja jestem na to zbyt leniwa - powiedziała
wzdychając z błogością.
- Jak kot.
- A propos, gdzie jest twój kot?
- Gdzieś w okolicy. Wokół jest przecież tyle
ciekawych miejsc. Pewnie wpadnie do domu na jakiś
czas, a potem znów wyruszy na polowanie. To kot,
który chodzi własnymi drogami. W głębi duszy jest
jednak starym piecuchem. Ma na imię O'Malley, tak
jak ten z „Arystokotów".
W tym momencie usłyszła głośne miauknięcie i coś
3 2
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
ciężkiego wskoczyło jej na brzuch. Zobaczyła wpa
trujące się w nią niebieskie oczy.
- To syjamczyk!
- Tak. Nie mówiłem ci?
0'Malley przeciągnął się, wskoczył na ramiona
Clare i owinął się wokół szyi swego pana.
- Sądzi, że jest kołnierzem - powiedział z rezygnacją
Michael.
Clare roześmiała się i spuściła nogi na podłogę.
- Jest piękny.
- Ma duszę włóczęgi - powiedział Michael, drapiąc
kota za uszami.
O'Malley ponownie przeciągnął się i zaczął głośno
mruczeć. Po krótkiej chwili zeskoczył na ziemię i z dum
nie uniesionym ogonem skierował się w stronę drzwi.
- Znów idzie się powłóczyć. Chcesz jeszcze kawy?
Zaprzeczyła. Po wyjściu kota poczuła się dziwnie
nieswojo.
- Chcesz, żebym cię odwiózł do domu? - zapytał
Michael, patrząc jej prosto w oczy.
Spojrzała na niego lekko zdziwiona.
- Myślałam, że...
- Że co?
- Nic - odpowiedziała krótko.
Delikatnie przesunął palcami po twarzy Clare
i wsunął rękę pod jej włosy. Zaczął delikatnie masować
napięte mięśnie karku.
- Pragnę cię, Clare, ale to, co nas łączy, to coś
więcej niż tylko pożądanie.
Z niedowierzaniem podniosła wzrok.
- Naprawdę tak sądzisz?
- Tak. - Delikatnie pociągnął ją do tyłu i oparł
sobie o pierś. - Tak, kochanie. Myślę, że między
nami jest coś wyjątkowego, co jednak potrzebuje
czasu, by w pełni rozkwitnąć. - Lekko ją pocałował
i z westchnieniem odsunął od siebie. - Lepiej będzie,
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
3 3
jeśli odwiozę cię do domu, zanim zrobię coś, co
podważyłoby moje zapewnienia!
- Nie miałbyś odwagi. - Cicho zachichotała.
- Chcesz się przekonać? - Choć mówił żartobliwym
tonem, w oczach dostrzegła śmiertelną powagę.
- Nie. Zabierz mnie do domu.
Z tajemniczym uśmiechem na ustach pomógł jej
wstać i zaprowadził do samochodu. Kiedy usiedli,
położyła rękę na udzie Michaela. Nie zdejmowała jej,
aż dojechali na miejsce.
- Co byś powiedziała, gdybym zaproponował ci
spędzenie jutrzejszego dnia na łódce?
- A jeśli mam dyżur? - zażartowała.
- Nie masz. Sprawdziłem na grafiku. Jeśli nie
chcesz, możesz po prostu powiedzieć „nie". - Usłyszała
w jego głosie nutkę niepewności.
- Oczywiście, że chcę. To świetny pomysł.
- Możesz być gotowa na ósmą?
- Jasne. W co mam się ubrać?
- Załóż coś starego i ciepłego. Nie zapomnij
o szortach i kostiumie kąpielowym. - Pochylił głowę
i szybko ją pocałował, a potem otworzył drzwi. - Nie
będę wchodził do środka. Nie wiem, czy zdołałbym
się oprzeć pokusie. Do zobaczenia jutro. Dobrej
nocy, kochanie.
- Tobie również. I dziękuję za uroczy wieczór.
- Dotknęła policzka Michaela i wysiadła. Patrzyła,
jak odjeżdża, czekając, aż tylne światła samochodu
roztopią się w ciemności.
Potem szybko weszła na górę i wzięła prysznic.
Obawiała się, że tej nocy trudno jej będzie zasnąć.
Nie mogła zapomnieć tego, co Michael jej dzisiaj
powiedział. Więc uważał, że łączy ich coś wyjątkowego,
co potrzebuje czasu, aby rozkwitnąć. Jaki będzie
koniec tej znajomości - tragiczny czy szczęśliwy?
A może ani taki, ani taki?
34 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Nie przestając myśleć o Michaelu, z rozkoszą zwinęła
się w kłębek. Niedługo potem już spała.
- Och, Michael, ona jest cudowna! - Clare nie mogła
oderwać zachwyconego wzroku od zgrabnej małej
żaglówki. Łódka, choć stara, była tak lśniąca i pełna
gracji, że zakochała się w niej od pierwszego wejrzenia.
- Czyż nie jest wspaniała? - Michael stał obok
Clare, nie potrafiąc ukryć rozpierającej go dumy.
- Znam na pamięć każdy jej centymetr. Gdy miałem
dziesięć lat, pomagałem dziadkowi w budowie. Jest
bardzo sterowna. Dziadek znał się na rzeczy. Załadu
jemy te bety i wypływamy.
Zaprowadził Clare na pomost, przy którym stały
przycumowane w równych odstępach łódki.
- Może jestem stronnicza, ale uważam, że jest
najładniejsza ze wszystkich - powiedziała, kiedy
zatrzymali się już przy „Henrietcie".
- W pełni się z tobą zgadzam! - uśmiechnął się
łobuzersko. - A teraz potrzymaj to.
Podał Clare kilka toreb i zręcznie wskoczył na
pokład. Odkrył kokpit, starannie złożył plandekę
i umieścił w schowku na rufie. Potem wziął od niej
paczki, wrzucił je do środka i rozłożył ręce.
- Witaj na pokładzie!
Wziął Clare na ręce i przeniósł na pokład. Kiedy
podniosła ze śmiechem głowę, złożył na jej ustach
gorący, długi pocałunek.
- Dzień dobry - powiedział cicho.
- Dzień dobry - odpowiedziała, czując, że nagle
braknie jej w piersiach tchu. - Co mam teraz robić?
- Zanieś te torby do kabiny i wróć, będziesz
dotrzymywać mi towarzystwa.
Trochę niezręcznie przekroczyła wysoki próg i zeszła
po schodkach na dół. Kiedy się wyprostowała, głęboko
wciągnęła w nozdrza powietrze.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 35
Tak, to jest to! Świeży lakier, morska woda, wiatr
i ten niezapomniany zapach dna łodzi. Znów poczuła
się małą dziewczynką, którą brat zabierał na krótkie
rejsy. Rozejrzała się dookoła.
Na prawo znajdował się pulpit z przyrządami do
nawigacji i radiem, a z drugiej strony mała kuchen
ka z przymocowanym na stałe gazowym palnikiem.
Wzdłuż obu burt ciągnęły się ławki, z których na
noc robiło się koje. Naprzeciw jednej z nich do
strzegła stół, który po opuszczeniu łączył obie
ławki.
Dokładnie przed sobą miała drzwi, które, jak sądziła,
prowadziły do mniejszej kabiny i znajdującej się na
samym dziobie toalety.
Ta łódka to cały Michael - pomyślała z lekkim
rozbawieniem. Trochę książek, kilka butelek wina
i brandy, dwa słoiki kawy, mleko w proszku i parę
konserw - to wszystko, czego taki mężczyzna jak on
mógłby potrzebować, gdyby chciał na jakiś czas
oderwać się od świata.
Usłyszała za sobą szmer i odwróciła się.
- Jesteś samotnikiem?
Przez chwilę sprawiał wrażenie zaskoczonego tym
pytaniem.
- Raczej nie, choć czasem lubię pobyć trochę sam.
Czy będziesz miała coś przeciw temu?
- Nie, na pewno nie. Każdy od czasu do czasu
potrzebuje samotności.
W odpowiedzi lekko ją uścisnął.
- Co o niej sądzisz? - zapytał i powiódł wzrokiem
po kabinie.
- Jest wspaniała. Zupełnie inna niż nowoczesne
jachty. Te drewniane dodatki i inne drobiazgi spra
wiają, że „Henrietta" ma swój niepowtarzalny styl.
- Nie zabrzmiało to zbyt pochlebnie dla nowo
czesnych łódek! - roześmiał się.
36 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Cóż, też są fajne, ale w porównaniu z „Henriettą"
wydają się być pozbawione własnego charakteru.
- Dziękuję - powiedział po prostu i ponownie
objął Clare. - Musimy ruszać, jeśli chcemy złapać
przypływ koło Deben. Przy ujściu rzeki jest piaszczysta
łacha, która zamyka drogę, jeśli poziom wody jest
zbyt niski. Powinniśmy już płynąć.
Clare schowała w kokpicie torby z jedzeniem
i ubraniami i wyjrzała na pokład.
- Zrywa się wiatr. W sam raz dla nas. - Zapalił
silnik i zręcznie zeskoczył na pokład. Stanął za kołem
sterowym i ostrożnie popłynął w stronę śluzy. - Przy
pływ dopiero się zaczął, a my mamy kawałek drogi
do zrobienia. Boisz się?
Potrząsnęła przecząco głową.
- Co będzie, jeśli wrócimy za późno? Trzeba będzie
szukać jakiegoś miejsca do zacumowania na noc?
- Ależ skąd! Na tej przystani pora nie ma znaczenia.
Możesz wpływać i wypływać o której tylko chcesz.
Jak wróciłem z Sycylii, była prawie północ.
- To musiało być okropne, tak płynąć po ciemnku
po nieznanych wodach!
Roześmiał się.
- Wcale nie! Cumujemy tu „Henriettę" od piętnastu
lat. Mój dziadek mieszka w Hoibrook. Znam to
wybrzeże jak własną kieszeń.
Zapora została otwarta i Michael wpłynął w ujście
rzeki. Clare nie miała nic do roboty, więc rozsiadła
się wygodnie i obserwowała go. Miał na sobie tylko
stare szorty, gdyż koszulkę dawno już zrzucił. Przy
glądała się grze jego mięśni, które napinały się pod
skórą, gdy stawiał grot i rozwijał foka.
- W porządku?
- Świetnie! Już zapomniałam, jak bardzo to lubię!
- Nieźle, prawda? Umarłbym, gdybm nie mógł
żeglować!
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
3 7
Pozwolił jej posterować „Henriettą". Stanął za nią,
układając ręce na dłoniach Clare. Oparła się o niego,
odchylając do tyłu głowę. Czuła się jak w niebie.
- Szczęśliwa?
- Och, Michael, nie masz pojęcia, jak bardzo...
Musnął wargami jej szyję.
- Pięknie pachniesz. Uważaj na prom!
- Jaki prom?
- Nic, po prostu sprawdzam, czy masz otwarte
oczy. Chcesz zrobić zwrot?
- Ja... Spróbuję. Tylko nie odchodź!
- Będę przy tobie. Bądź spokojna.
Odetchnęła głęboko, poluzowała lewy szot, zakręciła
kołem sterowym i szybko wybrała żagle z prawej
burty. „Henrietta" ostro skręciła, a łopoczące żagle
gwałtownie wypełniły się wiatrem. Płynęli nowym
kursem.
- Dobra robota.
Roześmiała się uszczęśliwiona.
- Nie... Było okropnie!
Objął ją przyciągając do siebie.
- Nie na piątkę, ale zupełnie do przyjęcia. Z czasem
nabierzesz praktyki.
- Pod pana komendą, kapitanie, z całą pewnością.
Przeszła pod ramieniem Michaela i usiadła w kok-
picie wystawiając twarz do słońca. Po kilku minutach
poczuła, że robi się gorąco, więc zeszła na dół, żeby
założyć szorty i podkoszulkę. Od morza wiał chłodny
wiatr, ale zapowiadał się piękny, upalny dzień.
Kiedy wyszła, Michael z uznaniem spojrzał na jej
długie nogi i głośno westchnął.
- Jak, do diabła, mam trzymać ręce z dala od
ciebie, kiedy jesteś taka pociągająca!
- Zwyczajnie!
Ich spojrzenia spotkały się.
- Na Boga, Clare, pragnę cię - usłyszała jego szept.
38 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY |
Z trudem przełknęła ślinę przez zaciśnięte gardło,
- Czy możemy później o tym porozmawiać? Jeśli
się nie skoncentrujesz, władujemy się na tę łachę!
Zaklął pod nosem, ale się uśmiechnął.
- Umowa stoi. Tylko usiądź na pupie i nie kręć mi
się przed nosem, bo nie wytrzymam!
To był cudowny dzień. Popłynęli w górę rzeki, aż
do Woodbridge, zjedli swoje zapasy koło Tide Mill
i wrócili z przypływem, docierając do Felixstowe
o czwartej. Przed piątą dopłynęli na przystań, sklaro
wali „Henriettę" i zabrali rzeczy.
Przez cały czas Clare była bardzo spięta. Każdy
dotyk jego dłoni, muśnięcie ciała podczas poruszania
się po ciasnym pokładzie na nowo pobudzało jej
zmysły.
W ciszy dojechali do domu Michaela, lecz gdy
chciała zabrać się do rozpakowywania bagaży, przy
trzymał jej rękę.
- Zostaw to teraz. Chcę się z tobą kochać. Zbyt
długo patrzyłem, jak paradujesz przede mną w tych
obcisłych, krótkich spodenkach. Już dłużej nie wy
trzymam.
Bez słowa poszła za nim. Gdy byli na górze,
odwrócił się i ujął Clare za ramiona. Spojrzał na nią
z powagą.
- Chcesz tego?
Przytaknęła.
- Jesteś pewna?
- Boję się. Nigdy przedtem tego nie robiłam
i zupełnie nie wiem, czego się spodziewać. Na pewno
głęboko cię rozczaruję, ale tak, chcę tego.
- Moje kochanie...
Jego ręce czule ją pieściły, głos szeptał uspokajające
słowa, a usta całowały rozpraszając strach. Był
delikatny i ostrożny. Wszystko okazało się takie
proste - dużo prostsze, niż sobie wyobrażała i dużo
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 39
piękniejsze niż słowo, które to określa. Kiedy osiągnęła
szczyt, w jej wnętrzu pękło coś i nagle poczuła się
wolna jak nigdy dotąd.
Wielki Boże, ja go kocham! - pomyślała obejmując
ciaśniej Michaela, który w zapamiętaniu powtarzał
jej imię.
ROZDZIAŁ TRZECI
- Myślałam, że nasza znajomość potrzebuje czasu,
żeby w pełni rozkwitnąć - powiedziała przekornie Clare.
Pierś Michaela, na której oparła głowę, zadrżała
od śmiechu.
- Cóż, wszystko stało się znacznie szybciej, niż się
spodziewałem.
Podparł się na łokciu i spojrzał z czułością na Clare.
- Jak się czujesz?
- Doskonale. Jak nigdy dotąd.
- Zupełnie jak ja.
- Daj spokój - zaśmiała się wstydliwie. - Nie
wiedziałam, co robię i...
- Oczywiście, że wiedziałaś. Kochałaś się ze mną.
Do tego, skarbie, nie potrzeba żadnego wykształcenia.
Byłaś cudowna... ciepła, szczodra i czuła. Kocham
cię, Clare.
Jej oczy wypełniły się łzami.
- Och, Michael, ja też cię kocham.
Przytuliła się do niego, nie wiedząc jak inaczej
wyrazić swą radość. Zupełnie nie rozumiała, jak
wszystko mogło stać się tak szybko, ale nie było już
od tego odwrotu. Miłość do niego była czymś tak
naturalnym, jakby całe jej dotychczasowe życie było
jedynie oczekiwaniem na jego przyjście, które wypełniło
ją radością i szczęściem.
- Tak jest dobrze - zamruczał, delikatnie wodząc
palcami po skórze Clare.
- Czy ja też mogę cię dotykać? - zapytała z waha
niem w głosie.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 41
Przewrócił się na plecy i szeroko rozłożył ramiona.
- Rób ze mną, co chcesz. Jestem twój!
Jego śmiech przerodził się w jęk rozkoszy, gdy
tylko zaczęła wolno głaskać jego ciało. Przymknął
oczy i leżał nieruchomo, poddając się pieszczocie.
Clare przesuwała dłonią po smukłych mięśniach,
rozkoszując się dotykiem szorstkich włosów i jed
wabistej skóry. Fascynował ją kontrast pomiędzy siłą
a delikatnością męskiego ciała. Michael miał silne
długie nogi, pokryte jasnymi włosami, odcinającymi
się od opalonej skóry.
Uklękła u jego stóp i wolno ogarnęła wzrokiem
całą postać.
- Jesteś taki piękny -powiedziała drżącym głosem.
- Taki doskonały. Mężczyzna bez skazy!
Uśmiechnął się uszczęśliwiony i przyciągnął Clare
do siebie.
- Mam podrapane kolana - wyznał.
- Doprawdy? Wszyscy chłopcy mają zawsze po
drapane kolana. Zresztą pewnie moje nie są lepsze.
- Pocałuj mnie - poprosił miękko.
- Kocham cię - powiedziała pochylając się nad nim.
O północy zeszli do kuchni, ogołocili lodówkę ze
wszystkich zapasów i w sypialni urządzili sobie piknik.
Kochali się jeszcze raz, aż w końcu zasnęli wyczerpani,
kiedy świt zaczął zaglądać do okien. O ósmej Michael
obudził się, gotowy rozpocząć nowy dzień.
- Umiesz pływać na desce? - zapytał Clare.
Na wpół śpiąca potrząsnęła głową, nie zadając
sobie nawet trudu, żeby otworzyć oczy.
- To fajny sport - wymruczała sennie.
- Czy to znaczy, że chcesz, abym cię nauczył?
Otworzyła jedno oko.
- Teraz?
- No, może za chwilkę - przyznał ze śmiechem.
4 2
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Mała chwilka przerodziła się w godzinę. Kiedy
powrócili do rzeczywistości, Michael kazał Clare
wykąpać się i ubrać.
- Dlaczego mnie dręczysz? - zapytała zbolałym
głosem.
- Muszę cię dręczyć, bo inaczej padnę z wyczerpania!
To tylko samoobrona.
- W takim razie wychodzimy! - Zachichotała.
Wkrótce potem Michael załadował deskę na dach
samochodu i pojechali.
- To jest trudniejsze, niż myślałam! - poskarżyła
się, kiedy po raz kolejny skąpała się w wodzie.
- Trochę za duży wiatr na naukę. Chcesz spróbować
jeszcze raz?
- Wolę posiedzieć na brzegu i patrzeć na ciebie.
To przynosi mniejszą ujmę na honorze!
Gdy skończył i podszedł do niej, ciągle się uśmie
chała.
- - Jak ci się podobało?
- Robi wrażenie. Mogę zapisać się do twojego fan
klubu?
Usiadł obok niej i wytarł włosy ręcznikiem.
- To bardzo ekskluzywny klub. Jak na razie ma
tylko jednego członka.
- Czy ona będzie miała coś przeciw temu, żebym
się przyłączyła? - zapytała, ze zdziwieniem stwierdzając,
że jest zazdrosna.
- On. To jest O'Malley. Nikomu innemu nie
zaproponowano członkostwa. Nie sądzę, żeby miał
coś przeciw temu, chociaż może być trochę zazdrosny,
że wyrzucam go z łóżka na całą noc.
- Nie chcę dzielić się tobą nawet z kotem - zażar
towała.
- Zaborcza, tak?
- Masz coś przeciwko temu? - Poczuła się trochę
urażona.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
4 3
- Nie, kochanie - zaprzeczył. - Ja też nie mam
zamiaru z nikim dzielić się tobą. Chcę, byś była moja
na zawsze.
- Na zawsze? - Spojrzała mu głęboko w oczy.
Skinął głową.
- Tak właśnie mi się wydaje.
Ujęła Michaela za nadgarstek i ucałowała wnętrze
jego dłoni.
- Ja mam podobne odczucia. Nie mogę znieść
myśli o tym, że mogłabym cię utracić. Ciągle mi się
wydaje, że znam cię od wieków, a nie dopiero od
kilku dni.
- Przecież znasz mnie od lat... jestem twoją drugą
połową. Tyle tylko, że dopiero teraz się spotkaliśmy.
- Spojrzał głęboko w jej oczy. Dostrzegła w nich
tyle miłości, że starczyłoby dla tysiąca takich kobiet,
jak ona.
- Wyjdź za mnie, Clare. Zostań ze mną na zawsze.
- Och tak, Michael... tak! - Zarzuciła mu ręce na
szyję i przytuliła się do jego piersi.
- Chodź, odwiedzimy dziadka i powiemy mu
nowinę. Od lat męczy mnie, żebym się wreszcie
ustatkował.
Starszy pan był zachwycony nieoczekiwaną wizytą
wnuczka. Przywitali się z sobą bardzo serdecznie,
a Clare, wzruszona, patrzyła na tę scenę z boku.
- Dziadku, przywiozłem ze sobą kogoś bardzo
szczególnego. Ma na imię Clare. Clare, to jest dziadek.
Mężczyzna zwrócił w jej kierunku wzrok i Clare
z przerażeniem zdała sobie sprawę, że jest niewidomy.
Wyciągnął ręce, które silnie uścisnęła. Przez jakiś czas
miał twarz zwróconą ku niej, a po chwili przytaknął,
jakby o czymś się przekonał.
- Jakiego koloru są twoje włosy?
- Blond.
- Oczy?
44 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Szare...
- Są koloru porannej mgły unoszącej się nad
nieruchomym lustrem wody - wtrącił Michael.
- Mój wnuk zawsze był niepoprawnym roman
tykiem. Czy mogę dotknąć twojej twarzy?
- Oczywiście - uśmiechnęła się.
Delikatnie badał jej rysy, po czym mruknął z zado
woleniem.
- Masz silny podbródek. To dobrze. Przyda ci się,
żeby wytrzymać z tym nicponiem. Kochasz go?
- Bardzo.
Odwrócił się gwałtownie w stronę Michaela.
- Wypływałeś gdzieś ostatnio,.Henriettą", chłopcze?
- Tak, pływaliśmy wczoraj.
- Zabrałeś ze sobą Clare?
Michael puścił do niej oko.
- Tak, byliśmy razem. Ma zadatki na dobrego
żeglarza.
- Hmm. Chyba cię kocha. Żadna z jego poprzednich
kobiet nie dostąpiła tego zaszczytu.
Podreptał do ulubionego fotela i usiadł w nim
z wyraźnym zadowoleniem.
- Napijmy się więc herbaty. Michael, idź i nastaw
czajnik.
- Tak jest, kapitanie! - ponownie puścił oko do
Clare i wyszedł z pokoju.
- Więc jak poznałaś mojego wnuka?
- Pracujemy w tym samym szpitalu. Poznaliśmy
się w poniedziałek. - Mniej niż tydzień temu, zdała
sobie nagle sprawę.
- A zatem całkiem niedawno. Jeśli się kochacie,
nie ma to dla mnie znaczenia. Sam pamiętam moment,
kiedy po raz pierwszy ujrzałem Lottie. Od razu
wiedziałem, że to dziewczyna dla mnie. Michael jest
taki sam. Pewnie już prosił cię o rękę?
- Mówiąc szczerze, tak - odpowiedział za nią
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
4 5
Michael, wchodząc do pokoju. - I Clare rozsądnie
przyjęła oświadczyny.
Dziadek prychnął.
- To się jeszcze okaże. Więc, moja mała, chcesz
być dla niego dobrą żoną? Potrafisz gotować ? Dbać
o dom, prać i tak dalej? Wiesz, mężczyzna potrzebuje
kogoś, kto będzie o niego dbał. Byłoby cholernie źle,
gdyby okazało się, że nie chce wracać do domu, do
własnego łóżka, rozumiesz? Nie chcę, żeby gdzieś się
włóczył tylko dlatego, że go zaniedbujesz.
- Oczywiście, że potrafię gotować i sprzątać... prawie
tak dobrze, jak Michael. - Clare zarumieniła się.
- Mam zamiar o niego dbać i dobrze prowadzić dom.
A jeśli zacząłby się gdzieś włóczyć, to tylko dlatego,
że w naszym małżeństwie coś byłoby nie tak. Wtedy
oboje musielibyśmy starać się jakoś to naprawić.
Starszy pan zachichotał i klepnął się w kolano.
- Dobrze powiedziane, młoda damo, bardzo dobrze.
Dasz sobie radę. Michael, pokaż jej, gdzie jest kuchnia.
Chcę z tobą przez chwilę porozmawiać.
Z ulgą wyszła z pokoju.
- Przepraszam cię - powiedział ze skruchą Michael.
- Chciałem cię ostrzec przed jego żartami, ale byłaś
tak zapatrzona, że w ogóle nie widziałaś, co się wokół
ciebie dzieje.
- Myślałam, że mówi poważnie. Michael, jakie
małżeństwo masz na myśli? - spytała zaniepokojona.
Przecież tak mało o nim wiedziała.
- Partnerskie -powiedział, przytulając ją do siebie.
- Wspólne dzielenie obowiązków, odpowiedzialności
za dom, omawianie razem problemów, wzajemne
wspieranie się w ciężkich chwilach. Czy to jest
odpowiedź na twoje pytanie?
- Jak ważna jest dla ciebie sprawa wierności?
- To podstawa, Clare. Dopóki jesteśmy razem,
nigdy cię nie zdradzę.
46 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Dziękuję. - Uściskała go. - To właśnie chciałam
usłyszeć. A teraz idź z nim porozmawiać i powiedz,
żeby więcej ze mnie nie żartował. Ja zabawię się
w panią domu i przygotuję herbatę. - Lekko pchnęła
go w stronę drzwi i sięgnęła po czajnik.
Reszta popołudnia minęła spokojnie. Herbatę wypili
w ogrodzie, gdzie mogła podziwiać piękne róże
dziadka. Wysłuchała jego opowieści o Lottie i dzie
ciach, które chowały się w tym domu.
- Teraz jest dla mnie za duży, ale nie chcę się stąd
ruszać. Tu dożyję swoich dni, a potem niech robią
z nim, co zechcą. Mnie już to nie będzie obchodziło.
- Zamyślił się na chwilę, a potem wstał. - Czas na
moją drzemkę. Wy, młodzi, cieszcie się sobą i pamiętaj,
Michael, co ci powiedziałem.
- Będę pamiętał, dziadku. Nie chciałbyś popływać
trochę w przyszły weekend?
- Zobaczę, jak się będę czuł. Zadzwoń do mnie,
chłopcze. Dzwonisz tak rzadko, jakbyś nie wiedział,
jak się używa tego cholernego telefonu!
Michael odprowadził go do domu i odjechali.
- Czy on naprawdę daje sobie radę sam? - zapytała
z troską w głosie Clare.
- Nie bardzo - westchnął Michael - ale nie chce
się stąd ruszyć. Jest uparty jak muł, ale bardzo go
kocham.
- Widzę to. A twój ojciec? Utrzymujesz z nim
bliskie stosunki?
- Raczej nie. Przynajmniej nie w ten sposób. To
zawsze do dziadka zwracałem się o radę. Był na
emeryturze, miał więc dla mnie więcej czasu. Zawsze
spędzałem u niego wakacje, a kiedy umarła babcia,
wiedziałem, że bardzo mnie potrzebuje. Najgorzej
było w czasie roku szkolnego i studiów. Jednak mimo
tego co mówi, rozmawiamy co kilka dni. Czasami
chyba zapomina, że do niego dzwoniłem.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
4 7
Wrócili do domu Michaela, zjedli szybki posiłek
i rozmawiali do północy. Clare kilka razy ziewnęła.
- Przepraszam - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie spałam zbyt wiele ostatniej nocy.
- Chyba odwiozę cię do domu. Nie dlatego, że
mam dosyć twego towarzystwa, ale żeby zachować
pewne pozory. Szczególnie ze względu na ciebie. Ale
zanim pojedziemy, chciałbym ci coś dać.
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe skórzane
pudełeczko. Otworzył je i oczom Clare ukazał się
leżący na błękitnym atłasowym dnie pierścionek. Miał
perłowe oczko otoczone wianuszkiem akwamaryn
osadzonych w prostej oprawie ze starego złota.
Wyciągnęła rękę i z wahaniem dotknęła go palcem.
- Och, Michael, jest... - przerwała nie znajdując
słów, by go opisać.
- Jeśli ci się nie podoba - powiedział szybko
- z radością kupię ci inny. Jaki tylko zechcesz.
- Nie! Nie, ten jest śliczny! Musi być bardzo stary.
Skąd go masz?
- Należał do babci. Dziadek uważa, że powinienem
ci go dać. Powiedział, że ci się spodoba.
- Do Lottie? - poczuła, jak łzy napływają jej do
oczu. - Michael, jesteś tego pewien?
- Jasne, że tak. A co, ty masz jakieś wątpliwości?
- Ależ skąd! Nie mam żadnych. Po prostu nie
mogę w to uwierzyć. Chyba się uszczypnę.
Ujął jej lewą rękę i wsunął pierścionek na palec.
- Pasuje jak ulał! Dziadek powiedział, że na
pewno będzie dobry. W pracy oczywiście będzie ci
przeszkadzał, ale zawsze możesz nosić go na łań
cuszku.
- Albo na nosie - zażartowała.
Spojrzał na nią z powagą.
- To nie jest kolczyk, Clare. To zaproszenie, by
dzielić ze mną życie na dobre i na złe. Może czasem
48 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
będzie trochę ciężko, ale zapewniam cię, że nie będziesz
się nudzić.
- Przyjmuję zaproszenie - odparła z lekkim uśmie
chem i objęła go.
Spędzili ze sobą jeszcze kilka godzin, zanim Mi-
chael odwiózł ją do szpitala. Kiedy wreszcie znala
zła się we własnym łóżku, musiała ciągle dotykać
pierścionka, by się upewnić, że nie był to tylko
piękny sen.
Rano prawie spóźniła się do pracy. Mary 0'Brien
przyszła razem z nią i Clare była pewna, że ta
spostrzegawcza kobieta zauważyła radość, która
odbijała się w jej oczach. Jakby na dowód tego
pielęgniarka uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo.
- Miałaś dobry weekend? Trochę się opaliłaś.
- Dobry, dziękuję. A pani?
- Raczej pracowity. Była u mnie córka z dzieckiem.
Już zapomniałam, ile to jest roboty. Bóg raczy wiedzieć,
jak dałam sobie radę z czwórką!
Roześmiały się i weszły do pokoju, gdzie siostra
miała zdać raport z nocnego dyżuru.
- Dzień dobry wszystkim - powitała zebranych
O'Brien. - Siostro Prince, czy coś się działo w nocy?
- Jedna z pacjentek z wszczepioną protezą stawu
biodrowego miała zator tętnicy płucnej i otrzymywała
ciągły wlew z heparyny - recytowała siostra Prince.
- Podanie środka przeciwkrzepliwego było w tej
sytuacji niezbędne. Innej, na skutek długiego leżenia
w łóżku, zrobiły się na skórze odleżyny. Trzeba ją
było co jakiś czas podnosić i często zmieniać pozycję.
Pracował z nią rehabilitant, by jak najszybciej zaczęła
chodzić.
Tina Wbite została przetransportowana helikopterem
do Stoke Mandeville, a ręka Petera Sawyera goiła się
coraz lepiej, choć było jeszcze zbyt wcześnie, żeby
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 49
osądzić, czy przeszczep kostny będzie prawidłowo
spełniał swoją rolę.
- Były także dwa przyjęcia. Pani Wright, to
zoperowana przez doktora Mayhew pacjentka z po
wypadkowym złamaniem szyjki kości udowej, i pan
Jones. Ma czterdzieści dwa lata i został przywieziony
z powodu pęknięcia żeber i izolowanego złamania
kości promieniowej. Założono mu gips i dziś praw
dopodobnie wyjdzie do domu. Uff. To już chyba
wszystko. Idę spać. Życzę wam miłego dnia! Na
razie.
Siostra 0'Brien poleciła Clare, żeby przeszkoliła
dwie nowe pielęgniarki, które miały pracować z pac
jentami na wyciągach. Właśnie tłumaczyła starszym
pacjentom konieczność skrupulatnego dbania o obszary
ciała narażone na długotrwały ucisk, kiedy na salę
chorych wszedł Michael.
- Czy wszystko w porządku, siostro? - zapytał,
uśmiechając się do niej promiennie.
- Oczywiście. Dziękuję, doktorze Barrington - sta
rała się, by jej głos zabrzmiał w miarę normalnie.
- To dobrze. Skontaktuję się z panią później.
Chciałbym przedyskutować pewne zagadnienia doty
czące pielęgnacji chorych. Może znalazłaby pani chwilę
czasu po lunchu?
Starała się nie zarumienić, ale nic z tego nie wyszło.
- Sądzę, że będzie to możliwe.
- Świetnie. Będę na panie czekał o pierwszej
w kawiarni na dole.
Odwrócił się, by porozmawiać z jedną z pacjentek,
a Clare dostrzegła zachwycone spojrzenia wpatrzonych
w niego pielęgniarek. Poczuła ukłucie zazdrości. Do
diabła! Wyglądały, jakby zaraz miały się na niego
rzucić!
- Czy mogłyby panie skupić się na tym, co mówię?
- spytała, nie mogąc ukryć dezaprobaty. Od razu
50 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
przeprosiły i zwróciły się w jej stronę. Rozproszona
tym nagłym spotkaniem nie mogła sobie przypo
mnieć na czym stanęła.
- Sue, może powtórzyłaby pani, o czym do tej pory
mówiłyśmy? - olśniła ją nagła myśl.
Ranek dłużył się w nieskończoność. W końcu zeszła
do kawiarni i po kilku minutach ujrzała Michaela
wchodzącego z doktorem Mayhew. Żywo nad czymś
dyskutowali, ale kiedy ją zobaczył, przeprosił swego
towarzysza i podszedł do niej.
- Cześć - powiedział miękko. - Przepraszam za
spóźnienie. Jadłaś już coś?
Potrząsnęła przecząco głową.
- No to chodź, weźmiemy coś do jedzenia.
Kiedy usiedli, rozpoczęła rozmowę.
- No więc o jakie zagadnienia panu chodzi?
- Myślałem, że porozmawiamy o nich po kolacji,
którą zjedlibyśmy u mnie.
Zarumieniła się, kiedy zrozumiała, o co mu chodzi.
- Michael, musiałam sporo kombinować, żeby móc
przyjść tu o tej porze!
Sięgnął przez stół i wziął ją za rękę, ignorując
ciekawskie spojrzenia.
- Nie chciałaś zjeść ze mną lunchu?
- Co ty wyprawiasz? Cały szpital będzie zaraz
wiedział, że trzymałeś mnie za rękę!
- No i co? Wstydzisz się ze mną pokazywać?
- Nie, oczywiście, że nie - westchnęła i uśmiechnęła
się z rezygnacją.
- To dobrze. Słuchaj, będę operował dziś do
szóstej... Masz samochód?
- Tylko małego forda, ale całkiem mi wystarcza.
A dlaczego pytasz?
- Pamiętasz drogę do mojego domu?
- Jasne, że tak!
- Pojedź do mnie i zacznij robić kolację. Będę koło
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
5 1
siódmej. OK? - Sięgnął do kieszeni i wyciągnął komplet
kluczy. Odpiął jeden i podał jej.
Przytaknęła i wsunęła klucz do kieszeni.
- Masz jakieś specjalne życzenia?
Uśmiechnął się znacząco, co znów wywołało ru
mieniec na twarzy Clare.
- Mieliśmy chyba porozmawiać o tym później
- powiedział rozbawiony jej zmieszaniem. - Muszę
teraz iść. Oprócz operacji mam jeszcze trochę papier
kowej roboty. Do zobaczenia wieczorem. - Wstał od
stołu i krótko ją pocałował.
- No, no! Co ja tu widzę!
- Och! Cześć, Lizzi. Jak się masz? Doszłaś już do
siebie?
- Aaa, mówisz o przyjęciu. Tak. Powoli zaczynam
się do tego przyzwyczajać. Mogę się do ciebie
przyłączyć? Ross jeszcze operuje.
Usiadła obok Clare, nie spuszczając z niej wzroku.
- Wyglądasz jakoś inaczej - powiedziała w końcu
i Clare po raz kolejny poczuła, jak rumieniec oblewa
jej policzki.
- Przepraszam - powiedziała Lizzi ze skruchą.
- To dlatego, że nigdy takiej cię nie widziałam.
Wyglądasz tak radośnie i promiennie.
- Ty także.
- Miłość mi służy - roześmiała się. - Więc spotykasz
się z Michaelem?
Clare poczuła nagłą potrzebę podzielenia się z kimś
radosnymi wydarzeniami, jakie zaistniały w jej życiu.
Dopiero gdy powie to na głos, będzie mogła sama
uwierzyć, że to prawda.
- Spędziłam z nim weekend - wyznała.
- Wielki Boże, Clare, przecież prawie go nie
znasz!
- To fakt. Wszystko odbyło się tak nagle. Poprosił
mnie o rękę.
52 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Co zrobił? - Widelec Lizzi zatrzymał się w połowie
drogi.
- Spytał, czy za niego wyjdę. Zgodziłam się.
Widzisz? - Odsłoniła brzeg fartucha i pokazała jej
wiszący na złotym łańcuszku pierścionek.
- Och, Clare, jaki piękny! Kochanie, tak się cieszę!
- Nie mów na razie nikomu. Nie wiem, czy chce,
żeby wiedziało o tym dużo ludzi.
- Mogę powiedzieć Rossowi?
- A co mu chcesz powiedzieć? - Ross, ciągle }
jeszcze ubrany w zielony strój z bloku operacyjnego,
odsunął talerz Michaela i przysiadł się do ich stolika.
- Cześć, kochanie. Nic specjalnego. Niedługo i tak
się dowiesz - odpowiedziała wymijająco Lizzi.
- No cóż, poczekam. Tęskniłaś za mną?
- Przez te cztery godziny? Okropnie - roześmiała się.
Clare stwierdziła, że nie jest tym dwojgu potrzebna
i podziękowała tłumacząc się koniecznością powrotu
na oddział.
Jak tylko skończyła pracę, pobiegła do mieszkania,
wzięła prysznic, przebrała się i zapakowała do torby
świeżą sukienkę na rano - tak na wszelki wypadek. Do
domu Michaela dotarła kilka minut po piątej i od razu
nakarmiła kota. Potem przygotowała spaghetti i usiadła
z herbatą w ogrodzie, żeby poczekać na Michaela.
Przyjechał przed siódmą i zastał ją pielącą chwasty
między krzewami.
- Cześć! Wcześniej wróciłeś!
- Poszło szybciej, niż myślałem. Jak się ma dzisiaj
moja dziewczynka?
Podniosła się, otarła pobrudzone ręce o dżinsy
i pocałowała go.
- Świetnie. Jesteś głodny? W piekarniku jest spa
ghetti.
- Cudownie. Zaraz zejdę do kuchni, tylko wezmę
prysznic. Może otworzyłabyś butelkę czerwonego wina?
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
5 3
Po kolacji zapytał ją, czy rozmawiała już z rodzicami.
- Jeszcze nie. Nie wiedziałam, czy sobie życzysz,
żebym komuś o tym mówiła.
- Jeśli chcesz, możemy oficjalnie ogłosić nasze
zaręczyny, kochanie. Możemy nawet dać ogłoszenie
w gazecie.
- Jesteś pewien?
- Ciągle mnie o to pytasz. - Odłożył sztućce
i spojrzał na nią z uwagą. - Jeśli sama masz jakieś
wątpliwości, to mi o nich powiedz.
- Och, nie! Po prostu nie mogę uwierzyć we własne
szczęście!
- Znam to uczucie. Jest wspaniałe!
Z biegiem czasu ustalił się pewien porządek. Kto
pierwszy wrócił do domu, ten robił kolację, a potem
oboje po niej sprzątali. Początkowo Clare wracała na
noc do siebie, ale potem stwierdzili, że to śmieszne.
Pewnej soboty zadzwoniła do rodziców i powiedziała
im, że przeprowadziła się na stałe do Michaela. Byli
trochę zdziwieni, ale tak uradowani faktem, że ich
ukochana córka wreszcie jest szczęśliwa, że nic nie
powiedzieli. Clare poznała ich z Michaelem w następny
weekend i, zgodnie z jej przewidywaniami, rodzice
byli nim zauroczeni.
W niedzielę Michael zabrał dziadka na łódkę, a Clare
poszła do pracy. Następnego dnia on miał dyżur, a ona
zajęła się sprzątaniem domu. Michael operował bardzo
długo i kiedy wrócił, była już noc. Z zadowoleniem
wsunął się do łóżka rozgrzanego przez Clare.
We wtorek musiała wstać wcześnie, gdyż rano
zaczynała pracę. Danny Drew znów rozrabiał całą
noc, przeszkadzając innym spać. Peter Sawyer czuł
się znacznie lepiej, choć ciągle bolało go przedramię.
Pani Wright również miała za sobą bezsenną noc
i Clare zapisała sobie, żeby zamówić dla niej konsultację
psychologa.
54 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Mieliśmy jedno ciekawe przyjęcie - powiedziała
siostra Prince. - Barry Warner. To młody, dwudzie
stoczteroletni człowiek, który uległ wypadkowi podczas
latania na lotni. Ma rozległe złamania prawie wszyst
kich kości i wymaga niezwykle troskliwej opieki.
Każdy, kto będzie się nim zajmował, powinien przejrzeć
najpierw jego zdjęcia rentgenowskie. Chłopak bardzo
się nad sobą rozczula, ale trudno go za to winić.
- Miał szczęście, że wyszedł z tego cało - skomen
towała tę wypowiedź Clare.
- Akurat w tym momencie pewnie by się z panią
nie zgodził - roześmiała się siostra Prince. - Doktor
Barrington nieźle się wczoraj namęczył, żeby złożyć
go do kupy. Operował do późnej nocy.
- Wiem - odparła nie myśląc o tym, co mówi, ale
szybko się poprawiła. - Rozmawiałam z nim dziś rano.
Zaczerwieniła się, a siostra Prince uniosła ze
zdziwieniem brwi.
- Nie wiedziałam, że już przyszedł do pracy. Są
jakieś pytania? Nie? No to miłej pracy. Do zobaczenia
jutro.
Clare była na siebie wściekła. Inne pielęgniarki
wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia
i Clare szybko zagoniła je do pracy. Kilka minut
później Michael wsunął głowę do ich pokoju i przesłał
jej całusa.
- Witaj, skarbie. Dzięki, że zostawiłaś mi kawę.
- Nie ma za co. Siostra Prince uważa, że jesteś
wspaniały.
- Oczywiście! Co innego można o mnie myśleć!
- A w dodatku skromny - uśmiechnęła się. - Podob
no dokonałeś cudów operując tego lotniarza.
- Mówisz o Barrym Warnerze? Boże, przypominał
jeden wielki befsztyk. Widziałaś go już?
- Nie, właśnie miałam do niego iść.
Kiedy szli do jego pokoju, opowiedziała o tym, jak
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 55
się wydała przed siostrą Prince. Michael roześmiał się
głośno.
- Nie rozumiem dlaczego po prostu im nie powiesz?
Może ustalimy jakąś konkretną datę. Co powiesz
o końcu lipca? Wystarczy ci miesiąc?
- Mówisz poważnie? - Clare przystanęła.
- Oczywiście, że tak! Chcę, żebyś została moją
żoną. Ile razy mam jeszcze to powtarzać?
- Cii, nie krzycz tak! Chciałabym tu jeszcze jakiś
czas popracować. Ich wszystkich zżera ciekawość.
- Więc oświeć ich wreszcie! Powiedz, że pobieramy
się pierwszego sierpnia, mniej więcej za sześć tygodni.
- Naprawdę?
- A dlaczego nie?
- W zasadzie masz rację - roześmiała się. - Chodź
my, panie B. Czeka na nas pacjent.
Michael miał rację. Barry Warner był w bardzo
ciężkim stanie. Prawa noga tkwiła na wyciągu, aby
odciążyć staw biodrowy, a lewe ramię było przymo
cowane bandażem do klatki piersiowej.
Kiedy weszli, patrzył nieruchomo w okno.
- Cześć, Barry. Jak się czujesz? - zapytał Michael,
biorąc do ręki kartę gorączkową.
- Wszystko mnie boli.
- Obawiam się, że na razie nic na to nie możemy
poradzić. W pewnym sensie to dobra wiadomość, bo
oznacza, że nerwy nie zostały uszkodzone. Dam ci
silniejszy środek przeciwbólowy. A teraz obejrzyjmy
twoje nogi.
Odsłonił koc i przez chwilę patrzył na okaleczone
kończyny. Kości lewego podudzia zestawiono za
pomocą metalowych prętów. Na nogę założono luźny
gips, aby zostawić miejsce na opuchliznę.
Prawej nogi nie można było nastawić operacyjnie.
Odłamki kości były utrzymywane w jednej linii przez
metalowe pręty połączone na zewnątrz płytką. Wy-
56 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
glądało to dość makabrycznie, ale Clare wiedziała,
że większość pacjentów dobrze znosiła ten sposób
leczenia.
- Wygląda nieźle - odezwał się Michael. - Mógłbyś
poruszać palcami?
Twarz Barry'ego wykrzywiła się z wysiłku i palce
lekko drgnęły.
- Dobra robota. Wkrótce zjawi się u ciebie rehabi
litant, żeby jak najszybciej zacząć ćwiczenia. Miałeś
szczęście, że nie uszkodziłeś pięt. W takich wypadkach
zdarza się to bardzo często.
Barry odwrócił głowę i nie odpowiedział.
- Przyjdę do ciebie później. Na razie idę zapisać
w zleceniach zwiększoną dawkę środka przeciwbólo
wego.
Poszli do dyżurki dyskutując o Barrym. Po drodze
spotkali Tima Mayhew.
- Ach, więc to jest ta młoda dama! Wygląda na to,
że całkiem zawładnęła pani moim asystentem!
- Na to wygląda. - Clare uśmiechnęła się z za
kłopotaniem.
- No, to życzę wam obojgu wiele szczęścia. A teraz
powiedzcie mi, jak się ma nasz młody pacjent. Z tego,
co mówi David Blake wnioskuję, że jesteś lepszym
chirurgiem ode mnie.
- Chciałbym, żeby tak było - roześmiał się Michael.
- David nie jest tak bystrym obserwatorem, za jakiego
się uważa, doktorze.
Tim Mayhew potrząsnął głową.
- Chyba się mylisz, Michael. Cholernie dobrze
dajesz sobie radę. Potrzeba ci tylko czasu i doświad
czenia, żeby osiągnąć światowy poziom. Nie jesteś
tak konserwatywny, jak ja. Sam z pewnością założył
bym na prawą nogę wyciąg, ale miejmy nadzieję, że
twoja metoda jest równie skuteczna. Myślisz, że kości
dobrze się zrosną? Zrobiłeś zdjęcia rentgenowskie?
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 57
Weszli do dyżurki i Michael zapisał Barry'emu
zwiększoną dawkę petydyny - narkotycznego leku
przeciwbólowego. Clare zostawiła ich zajętych oglą
daniem zdjęć i poszła poprosić Deborah Lewis, by
przygotowała pompę infuzyjną.
- O co w tym wszystkim chodzi? - zapytała
Deborah, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
- W czym? - Clare udawała zaskoczoną jej pyta
niem.
- Daj spokój! Dobre wieści szybko się rozchodzą.
Wyprowadziłaś się ze szpitala, Michael nie spuszcza
z ciebie rozanielonych oczu, a teraz jeszcze stary
Mayhew robi jakieś uwagi. Powiedz nam wreszcie!
Clare roześmiała się i dała za wygraną.
- No dobrze. Michael i ja mamy się pobrać.
- Coś podobnego! - wykrzyknąła Deborah. - Kie
dy?
- Jeszcze dokładnie nie ustaliliśmy. Pewnie na
początku sierpnia.
- Tak szybko? Niezła z ciebie zawodniczka. Nie
wiedziałyśmy, że znałaś go wcześniej!
- Bo go nie znałam. Po prostu jakoś od razu
przypadliśmy sobie do gustu.
- Czasem tak bywa - powiedziała sucho Deborah.
- Niektórzy to mają szczęście! Cóż, zawsze jeszcze
zostaje David Blake.
- Powinnaś coś wreszcie z nim zrobić. Chodzi za
tobą od dobrych kilku miesięcy.
- Hmm - Deborah zmarszczyła nos. - Czy to nie
Groucho Marx powiedział, żeby nigdy nie należeć do
klubu, w którym można być tylko jedynym członkiem?
Chodźmy sprawdzić pompę.
Dni mijały szybko. Cieszyli się każdą wspólnie
spędzoną chwilą, tym bardziej, że rzadko się widywali.
Tylko krótkie, ale za to pełne namiętności noce
58 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
w pełni należały do nich. Clare nigdy dotąd nie była
tak szczęśliwa.
W czwartek wieczorem Michael znów zabrał ją na
surfing. Tym razem udało jej się utrzymać na desce
wystarczająco długo, żeby poczuć, czym jest ten sport.
- Michael, to jest wspaniałe! Koniecznie musimy
przyjechać jeszcze raz.
- Może w sobotę? Jesteś wolna w ten weekend?
- Idę do pracy dopiero po południu. Moglibyśmy
wypłynąć „Henriettą"?
- Chciałabyś mieć wszystko naraz, prawda? - Roze
śmiał się.
- Tak, chciałabym - przyznała. Odrzuciła do tyłu
włosy, wystawiając twarz do słońca. - Jest w tym coś
złego?
- Nie. - Michael przyciągnął ją do siebie. - Ja też
pragnę wszystkiego naraz. Zastanawiam się tylko,
czy nie jesteśmy zbyt zachłanni.
Później zastanawiała się, czy już wtedy przeczuwali
to, co miało wkrótce nadejść. Tamtej nocy kochali się
z zapamiętaniem, jakiego nigdy w ich miłości nie
było. Zasnęli ciasno objęci, jakby tym uściskiem
chcieli ochronić się przed czyhającym w ciemności złem.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Piątek już od rana zaczął się fatalnie. Kilku pacjentów
wychodziło do domu na weekend i trzeba było dla
nich zamówić z apteki lekarstwa i sporządzić recepty.
Barry Warner miał za sobą koszmarną noc, po
której popadł w depresję. Clare ze wszystkich sił
starała się go jakoś pocieszyć, ale pozostawał głuchy
na jej zapewnienia, że przy odrobinie wysiłku z jego
strony wszystko zakończy się szczęśliwe. Nie chciał
współpracować z fizjoterapeutką i nawet Michael,
który próbował mu wyjaśnić, jakie będą kolejne
etapy jego leczenia, poddał się w końcu.
- Powiedział, że powinien był sobie skręcić kark
i prawie byłem skłonny zgodzić się z nim - przyznał
z rezygnacją. - Co za niewdzięczny głupiec! Nawet
nie wie, ile miał szczęścia. Ma wszelkie szanse, żeby
wyzdrowieć. Z przyjemnością dałbym mu w tyłek!
- Może zdążysz jeszcze napić się kawy? - spytała
Clare.
- Nie, już powinienem być na bloku operacyjnym.
Bóg raczy wiedzieć, kiedy skończę. Planowałem wolne
popołudnie, ale chyba nic z tego nie będzie. Do
zobaczenia wieczorem, kochanie. - Pocałował ją
w policzek i wyszedł.
- Więc tak sprawy się mają - powiedziała Mary
O'Brien.
- Niedługo się pobieramy. - Twarz Clare rozjaśnił
uśmiech.
- To cudownie, Clare! - Mary uściskała ją jak
własną córkę. - Tak się cieszę! To wspaniały człowiek
6 0
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
i doskonały chirurg. Będzie z was śliczna para. Mam
nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
- Dziękuję, siostro. - Spojrzała na zegarek. - Zdążę
jeszcze porozmawiać z dziewczętami z trzeciego roku?
Myślę, że mogłyby wiele nauczyć się opatrując rany
Barry'ego Warnera.
- Dobry pomysł, Clare. Myślę, że to pomoże mu
wyrwać się z odrętwienia. Ja zajmę się wypisami.
Ani się obejrzała, jak nadeszła pora lunchu. Właśnie
kończyła rozdawać leki, kiedy wrócił Michael.
- Już skończyłeś?
- Przerwaliśmy na lunch. O której kończysz?
- O czwartej. Spróbujesz się urwać? Mieliśmy
wstąpić po drodze do supermarketu - przypomniała
mu Clare.
- Uroki domowego ogniska! Dobrze, spróbuję.
Jest jakaś szansa na herbatę?
- Pod warunkiem, że ją sobie sam zrobisz. Ja nie
mam czasu.
Za dziesięć czwarta zajrzała do dyżurki. Michael
siedział z nogami opartymi o krzesło i śmiał się
głośno razem z Mary.
- Jak widzę, dobrze się bawicie - uśmiechnęła się
wchodząc do pokoju.
Zadzwonił telefon i twarz Mary gwałtownie spoważ
niała.
- Wielki Boże! Co jeszcze może się dziś przydarzyć?
Michael opuścił nogi na ziemię i odstawił filiżankę.
- Tak, doktor Barrington i siostra Stevens są tutaj.
Oboje po dyżurze. Tak, zaraz ich zapytam. - Zakryła
dłonią słuchawkę i podniosła wzrok.
- Wykoleił się pociąg. Podobno straszna masakra.
Parę osób dostało się pod przewrócone wagony.
Potrzebują lekarzy do wykonania na miejscu kilku
amputacji i unieruchomienia ofiar z urazami kręgo
słupa. Możecie pojechać?
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
6 1
Przytaknęli.
- Zejdźcie do Izby Przyjęć. Tam jest Jim Harris,
który organizuje akcję ratowniczą. Potrzebują tyle
łóżek, ile się tylko da. Przeniosę kilku pacjentów na
inne oddziały. No, idźcie już i powodzenia!
Na dole pełno było ludzi. Lekko chorym radzono,
żeby skontaktowali się z lekarzami domowymi,
a poważniejsze przypadki załatwiano w trybie pilnym.
Do szpitala przywieziono już pierwsze ofiary wypadku.
Jima Harrisa znaleźli w pokoju lekarskim. Rysował
wszystkim, gdzie powinni się znaleźć, by akcja
przebiegała sprawnie.
Clare i Michaela przydzielono do grupy, w której
znajdowali się jeszcze anestezjolog, pielęgniarka
i chirurg ogólny. Mieli jako pierwsi pojechać na
miejsce katastrofy i pozostawać w łączności z oficerem
medycznym i policją.
To, co ujrzeli na miejscu, było przerażające. Nawet
najbardziej doświadczeni sanitariusze i strażacy byli
zaszokowani. Pociąg wykoleił się i zsunął z nasypu,
a jeden z wagonów wylądował na dachu poprzedniego.
Właśnie w dolnym wagonie znajdowała się większość
rannych i zabitych. Uwięzionym w przedziałach
ludziom groziło nowe niebezpieczeństwo, gdyż znaj
dujący się na górze wagon mógł w każdej chwili
runąć na dół przygniatając ich swym ciężarem. Musieli
czekać, aż strażacy zamontują stalowe podpory, które
zabezpieczą część pociągu znajdującą się na nasypie.
Lżej ranni zostali uwolnieni przez strażaków i na
miejscu poddani badaniu lekarskiemu. Oprócz kilku
złamań, zadrapań i siniaków nic im się nie stało.
Prawie wszyscy byli w szoku, czemu trudno się było
dziwić. W wagonie zostało tylko dwoje ciężko rannych
ludzi.
Starając się pokonać strach, Clare poszła z Michae-
lem, by ich zbadać. Najpierw zajęli się starszą kobietą
6 2
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
przyciśniętą do podłogi przez tylną ścianę wagonu.
Miała zmiażdżoną klatkę piersiową, istniało bardzo
małe prawdopodobieństwo, że przeżyje. Na szczęście
dla niej była nieprzytomna. Drugą ofiarą był mniej
więcej trzydziestoletni mężczyzna, którego noga utkwiła
między metalowymi prętami. Jego twarz wykrzywiał
grymas bólu.
Złapał Clare za rękę i uczepił się jej, jak ostatniej
deski ratunku.
- Wyciągnijcie mnie stąd - jęczał. - Zabierzcie
mnie! Już dłużej tego nie zniosę!
Michael klęknął koło jego głowy.
- Posłuchaj mnie teraz. Jak się nazywasz?
- Alan - powiedział chrapliwym głosem. - Alan
Beedale.
- W porządku, Alan. Ja mam na imię Michael.
Jestem ortopedą. Obejrzałem twoją stopę i z tego, co się
zdążyłem zorientować, jest w bardzo kiepskim stanie.
- Czy ją stracę? - zapytał z przerażeniem.
- Myślę, że to bardzo prawdopodobne. Zapytam
strażaków, czy uda im się wyciągnąć cię stąd w całości,
ale nawet gdyby tak było, wątpię, czy w twojej stopie
powróci krążenie. Zbyt długo była przyciśnięta. Pójdę
po anestezjologa, żeby cię obejrzał. Musisz być uśpiony,
żeby cię stąd wydobyć.
Mężczyzna lekko skinął głową.
- Nie martw się, Alan. Wkrótce cię stąd wyciągną
- pocieszała go Clare.
Po chwili zjawił się anestezjolog.
- Witaj, chłopcze. Mógłbym przez moment po
słuchać twego serca? Świetnie. Co dzisiaj jadłeś7
- Tylko lunch o dwunastej.
- Doskonale. Za chwilę poczujesz się dużo lepiej.
Siostro, czy może pani założyć stazę?
Nabrał do strzykawki środek usypiający i wkłuł się
do żyły. Po kilku sekundach mężczyzna już spał.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
6 3
- Niech pani mierzy ciśnienie, dobrze? Ja go
zaintubuję.
Zjawił się Michael w towarzystwie strażaka.
- Nic z tego - powiedział mężczyzna. - Na jego
stopie opiera się cały górny wagon. Nie podniesiemy
go bez dźwigu, a to zajmie kilka godzin. Jej też nie
możemy już wiele pomóc - dodał wskazując na
nieprzytomną kobietę.
Michael przytaknął.
- Rozumiem. Tak właśnie myślałem. W każdym
razie, dziękuję. W porządku, Peter, mogę zaczynać?
- Masz zamiar amputować mu nogę? - spytała
cicho Clare.
- Nie mam wyboru.
- Boże, to okropne! Jest taki młody, będzie miał
zrujnowane całe życie! Nie można zrobić nic innego?
- Clare, słyszałaś, co powiedział strażak. Upłyną
godziny, zanim podniosą ten wagon dźwigiem, a do
tego czasu stopa i tak będzie martwa, a z nią może
całe podudzie!
- Ale on będzie kaleką - wyszeptała.
- Przestań narzekać. Masz zamiar mi pomóc czy
będziesz dalej tak marudzić? - zapytał z irytacją.
- Przepraszam. - Nabrała głęboko powietrza.
- Oczywiście, że ci pomogę.
Michael szybko rozciął spodnie mężczyzny, przykrył
pole operacji sterylnymi serwetami i otworzył zestaw
chirurgiczny. Potem umyli ręce spirytusem i założyli
jałowe rękawiczki.
- Można zaczynać, Peter?
- Jasne.
- Mam zamiar zrobić prostą amputację... dostęp
jest bardzo trudny. Później, w szpitalu, mogą się
z nim bawić. Poproszę skalpel.
Clare starała się skoncentrować na pracy i nie
myśleć o niczym więcej. Patrzyła, jak Michael sys-
64 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
tematycznie przecinał miękkie tkanki, ale kiedy sięgnął
po piłę, zamknęła oczy. W końcu było po wszystkim.
Mężczyzna był wolny i karetka zabrała go do szpitala.
Pozostała tylko stara kobieta ze zmiażdżoną klatką
piersiową.
Gwałtowny podmuch wiatru poruszył wrakiem
pociągu. Jeden ze strażaków wetknął głowę przez
dziurę w ścianie wagonu.
- Lepiej się stąd zabierajcie. Stemple nie trzymają
i za chwilę wszystko runie wam na łeb.
- Nie mogę zostawić tej kobiety - powiedział
Michael.
- Niech pan nie będzie głupcem. Jak wagon się
zawali, nie będzie co po was zbierać. Ona zresztą
nikogo już nie potrzebuje.
Clare szarpnęła go za ramię, czując jak ciarki
przechodzą jej po plecach.
- Michael, proszę cię. Przecież i tak nic dla niej nie
możesz zrobić!
- Mogę. Zostanę z nią, aż umrze. To nie potrwa
długo. Zrobię jej zastrzyk, jeśli odzyska przytomność.
Idź, kochanie. Nie chcę, żebyś tu została.
- Nie zostawię cię tu.
- Rób, co ci każę, Clare. Nie mam teraz czasu
martwić się o ciebie.
- Poczekam tutaj - odeszła w drugi koniec wagonu
i usiadła w kącie. Nie spuszczała z niego wzroku,
słuchając pokrzepiających słów, jakimi przemawiał
do nieprzytomnej kobiety.
Za każdym razem, kiedy wiatr silniej zawiał, serce
przestawało jej bić.
W pewnym momencie zdawało jej się, że kobieta
powraca do świadomości, gdyż zaczął głośniej do niej
mówić i zrobił zastrzyk.
Po chwili, która wydawała się wiecznością, podniósł
głowę i spojrzał w jej kierunku.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
6 5
- Zmarła. Chodź, Clare, zabierajmy się stąd.
Właśnie w tym momencie silny podmuch poruszył
wagonem, który ze zgrzytem zaczął osuwać się na ziemię.
- Clare, uciekaj! - Jego krzyk urwał się gwałtownie.
Z przerażeniem ujrzała, jak dach wagonu składa się
niczym papierowa harmonijka.
- Michael!
W odpowiedzi usłyszała tylko jęk. Michael leżał pod
jakąś blachą, spod której wystawała nienaturalnie
wykręcona stopa. Próbował się wydostać, ale bez skutku.
- Jesteś cały? - zapytała z rozpaczą w głosie.
- Moja noga -jęknął. - Chyba jest czymś przywa
lona. Clare, uciekaj stąd.
- Nic z tego - oznajmiła i przysunęła się bliżej.
Złapała go za rękę, jakby chwytała koniec liny
ratunkowej i zajrzała przez ramię. Omal nie krzyknęła.
Tam, gdzie zawsze była jego lewa stopa teraz zobaczyła
tylko kupę pogiętego metalu.
- Widzisz coś? - szepnął.
Przytaknęła.
- Strażacy będą musieli uwolnić ci nogę - powie
działa zaskakująco spokojnym głosem. - Zaraz ich
sprowadzę.
Nie musiała nigdzie iść. Stali tuż za nią, wymieniając
między sobą jakieś uwagi.
Słyszała, co mówili. W żaden sposób nie było
można usunąć metalowej ramy, która przygniatała
nogę Michaela. Stanowiła część podwozia górnego
wagonu. Był tylko jeden sposób, aby go uwolnić.
Obok niej stał Peter, oceniając całą sytuację
badawczym wzrokiem.
- Jak to wygląda? - spytał Michael z twarzą
wykrzywioną bólem.
- Nie najlepiej, stary. Twoja lewa stopa...
- Wiem, co się stało z moją stopą. Czuję ten
cholerny ciężar na sobie. Trzeba amputować?
66 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Mój Boże, nie! - krzyknęła Clare.
- Sądzę, że jest to konieczne - zawyrokował Peter.
- Nie! - krzyknęła. - Nie możesz tego zrobić!
- Zabierzcie stąd Clare - powiedział Michael przez
zaciśnięte zęby.
Peter przygotował już środek usypiający. W tym
samym momencie, jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki, pojawił się Ross Hamilton.
- Clare, idź stąd. Nie chcę, żebyś na to patrzyła
- powiedział Peter.
- Nie mogę go zostawić - wyszeptała.
- Jak chcesz - odparł z rezygnacją. - Ross, możesz
zaczynać - zwrócił się do chirurga.
Clare patrzyła, jak rozcinał nogawkę, by odsłonić
miejsce amputacji. Kiedy zobaczył, w jakim stanie
była noga, zaklął pod nosem.
- I tak nie udałoby się jej uratować. Bierzmy się
do roboty, żeby jak najszybciej trafił do szpitala.
Mayhew opatrzy mu kikut.
Odciął tkanki miękkie i sięgnął po piłę. Clare
odwróciła wzrok.
Minęły trzy godziny, zanim przywieziono go do
szpitala. Siostra 0'Brien ciągle miała dyżur i gdy
tylko zobaczyła Clare, od razu odesłała ją do domu,
żeby wzięła prysznic i zmieniła ubranie.
Dom bez Michaela sprawiał wrażenie opuszczonego.
Nakarmiła O'Malley'a i poszła do łazienki. Kiedy
wchodziła do sypialni, potknęła się o leżące w przejściu
kapcie Michaela.
Nagle w pełni zdała sobie sprawę z tego, co się
stało. Płacząc, rzuciła się na łóżko, którego pościel
wciąż jeszcze przesiąknięta była zapachem jego ciała.
Jakby leżał tuż obok - przemknęło jej przez myśl. Nie
mogła powstrzymać szlochu, który ściskał jej gardło.
Płakała tak długo, że w końcu poczuła pewną ulgę.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 67
Wreszcie wstała i przebrała się. Wiedziała, że
w szpitalu przyda się każda para rąk. Sam Michael
będzie potrzebował stałej opieki przez najbliższą dobę,
a przecież oprócz niego są jeszcze inni.
Przybyła na oddział jeszcze przed Michaelem i zajęła
się chorymi. Kiedy go wreszcie przywieziono, był
blady jak ściana. Nie po raz pierwszy widziała pacjenta
po amputacji, ale nigdy dotąd nie był to człowiek,
którego kochała. Obok łóżka szedł Tim Mayhew.
Przywołał ją do siebie skinięciem ręki.
- Jak on się czuje? - z trudem wydobyła z siebie głos.
- Wyzdrowieje. Dolna połowa była strasznie po
haratana, ale udało mi się ocalić kawałek podudzia.
Niedługo będzie chodzić.
- Do końca swoich dni... - powiedziała z goryczą.
Tim poklepał ją po ramieniu.
- Wiem, że to dla was ogromny cios. Teraz będzie
wymagał ogromnej cierpliwości. Jeśli czujesz, że nie
podołasz, nie bierz tego ciężaru na swoje barki.
- Kocham go - powiedziała bezgłośnie. - Musi
nam się udać.
Podeszła do nich Mary.
- Nie potrzebuję cię na oddziale. I tak byłabyś
myślami przy nim. Bardziej przydasz się tutaj.
Podniosła pedałem dolną część łóżka, żeby ułatwić
odpływ krwi z kikuta i wyszła.
Clare nie usiadła ani na moment. Co piętnaście
minut mierzyła mu temperaturę, puls i ciśnienie krwi.
Kiedy skończyła się kroplówka z krwią, podłączyła
sól fozjologiczną. Co kilka chwil sprawdzała pompę,
która podawała środek przeciwbólowy. Cały czas
czuwała.
Kiedy się wreszcie obudził, nie wiedział, gdzie jest
i co się stało. Ponieważ uporczywie próbował wyrwać
sobie z ręki wenflon, Clare musiała zawołać na pomoc
lekarza. David Blake podał Michaelowi środek
68 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
uspokajający, który pozwolił mu na jakiś czas zasnąć.
W środku nocy lek przestał działać i Michael znów
zaczął się ruszać.
Clare odezwała się uspokajającym głosem, przeko
nana, że za chwilę znowu zaśnie, ale ku swemu
zdziwieniu ujrzała, że otwiera oczy.
- Boże, co się stało? - usłyszała szept.
- A co pamiętasz? - spytała ostrożnie.
- Gdzieś byliśmy. W pociągu? Aha, wykoleił się.
Starsza pani umierała i... o Boże!
Nie spuszczała wzroku z jego twarzy, której wyraz
zmieniał się w miarę, jak przypominał sobie zdarzenia
minionego wieczora.
- Odcięli mi nogę?
- T a k .
Zaklął dosadnie.
- Gdzie?
- Poniżej kolana - odpowiedziała cicho. - Michael,
nie mieli wyboru.
- Kto operował?
- Ross Hamilton. Był wspaniały. Tu, w szpitalu,
zajął się tobą Tim Mayhew - urwała, nie mogąc
mówić dalej.
Michael wyciągnął rękę w poszukiwaniu jej dłoni.
Ich palce ciasno się splotły.
- Przykro mi - wyszeptał. - Nie mogłem zostawić
jej samej. Nikt nie powinien umierać w samotności.
Przepraszam, Clare.
Przygryzła wargi i ze wszystkich sił starała się
powstrzymać łzy. Po kilku chwilach zasnął ponownie,
więc puściła jego rękę i wypełniła kartę gorączkową.
Zmusiła się do spojrzenia na kikut, aby stwierdzić,
czy rana nie krwawi. Opatrunek był suchy, a w drenie
było tylko kilka kropel wydzieliny.
Oparła czoło o chłodną szybę. Jak sobie z tym
poradzą? Jak on to zniesie?
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
6 9
Clare przypomniała sobie ich pierwszą sprzeczkę.
Zawsze był zwolennikiem szybkiego uruchamiania
chorych po amputacjach. Teraz sam przekona się, jak
to jest żyć z jedną nogą.
Zacisnęła powieki. Boże, była taka zmęczona! Usły
szała, że ktoś otwiera drzwi i cicho do niej podchodzi.
- Jak on się czuje? - doszło do jej uszu pytanie
Rossa. Ciągle miał na sobie ubranie z bloku operacyjnego.
- Klinicznie... bez zarzutu - odparła siląc się na
spokój.
- Biedne maleństwo - powiedział ze współczuciem
i przytulił ją do siebie.
- Nie zniosę tego, Ross! Nie mogę na niego patrzeć.
Jest taki silny, taki wysportowany, jak on to wytrzyma?
Czuję się taka bezradna, w niczym nie mogę mu
pomóc!
- Oczywiście, że możesz, ale nie w ten sposób. Idź,
napij się herbaty i zdrzemnij przez chwilę, a ja tu przy
nim posiedzę. To ci dobrze zrobi.
- Ale on może się obudzić, będzie mnie wtedy
potrzebował. Muszę też notować obserwacje...
- Uważasz, że sam nie dam sobie z tym rady? Idź
się położyć. W takim stanie na nic mu się nie przydasz.
Wypiła filiżankę mocnej herbaty i położyła się na
kozetce w dyżurce. Była pewna, że nie uda jej się
zasnąć, ale po kilku chwilach już spała. Dwie godziny
później zbudziła ją Judith Price.
- Obudził się i pyta o panią - powiedziała cicho.
- Och, która godzina? O nie! Miałam przy nim
czuwać i...
- Proszę się nie martwić. Dyżurna pielęgniarka
była z nim przez cały czas. Doktor Hamilton, zanim
poszedł do domu, powiedział, żeby pani nie prze
szkadzać. Nie ma się czego obawiać. Michael spał
bardzo dobrze i teraz jest całkiem przytomny. Niech
się pani trochę umyje i przyjdzie do jego pokoju.
70 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Szybko doprowadziła się do porządku i wybiegła
na korytarz. Szpital powoli budził się do życia. Minęła
niosącą termometry pielęgniarkę i skierowała się do
pokoju, w którym leżał Michael.
Kiedy weszła, obrócił twarz w jej stronę i wyciągnął
rękę.
- Przepraszam! Powinnam tu być, kiedy się obu
dziłeś.
- Nic się nie stało. Moje biedne kochanie, to
musiała być dla ciebie koszmarna noc.
- Nie gorsza niż dla ciebie. Jak się czujesz?
- Jestem wykończony. Noga boli mnie jak jasny
piorun, ale trudno się temu dziwić - spróbował się
uśmiechnąć. - Jeszcze jej nie oglądałem.
Clare wiedziała, że to będzie najtrudniejsze. Potem
nie będzie już mógł udawać przed samym sobą, że to
tylko zły sen.
- Pomóż mi - poprosił.
- Słucham? - zapytała z niedowierzaniem, jakby
wątpiąc w jego intencje.
- Powiedziałem, żebyś mi pomogła. Chcę ją zo
baczyć.
- Michael!
Spojrzał tak, że bez słowa podtrzymała go, gdy
siadał.
Nie powiedział nic, tylko w milczeniu przyglądał
się przez chwilę kikutowi, a potem skinął głową.
- Musiałem się upewnić. Cały czas czułem się tak,
jakbym śnił tylko zły sen. -Opadł na poduszki i zamknął
oczy. Clare wydawało się, że zapadł w krótką drzemkę.
Tuż przed ósmą znów przyszedł Tim Mayhew
i Clare na chwilę zostawiła ich samych. Kiedy Mary
0'Brien przyszła do pracy, zastała Clare pijącą kawę
i wyglądającą przez okno.
- Wielkie nieba, dziecko, ciągle tu jesteś? Jak się
czuje doktor Barrington?
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
7 1
- Tak, jak się pani tego spodziewała. Jest z nim
teraz doktor Mayhew. To była ciężka noc...
- Wszyscy byli bardzo poruszeni wypadkiem Micha
ela. Wygląda na to, że tylko mężatki i starsze panie nie
są w nim zakochane. A i one czasem zapominają, że
powinny być bardziej odporne na jego urok. Koledzy
też byli wstrząśnięci. Okazuje się, że w tym krótkim
czasie zdobył sobie wśród nich wielkie poważanie.
Clare poczuła, jak coś ściska ją za gardło.
- Kochanie, powinnaś teraz pójść do łóżka. To by
ci dobrze zrobiło.
Do jego łóżka? Żeby czuć wszędzie zapach Michaela
i potykać się o jego buty? Nigdy!
- Nie, nie jestem śpiąca. Zdrzemnęłam się trochę
w nocy. Zresztą Michael może mnie potrzebować.
- Doktor Mayhew chciałby zamienić z panią kilka
słów w pokoju doktora Barringtona - powiedziała,
wchodząc do pokoju, siostra Price.
- Dziękuję.
Odstawiła filiżankę z kawą, założyła buty i wyszła.
Tim Mayhew uśmiechnął się na jej widok.
- Witam ponownie. Nasz pacjent dobrze się spra
wuje? Miał dobrą noc ?
- Myślę, że tak. Koło dziesiątej był trochę nie
spokojny, ale dostał środek uspakajający i za
snął.
- Świetnie. Myślę, że można go już odłączyć od
monitora i robić obserwacje co trzydzieści minut,
a po południu co godzinę. Można też zacząć podawać
płyny -wodę, soki owocowe, słabą herbatę. Zobaczy
my, jak będzie to znosił. Jeśli wszystko pójdzie dobrze,
wieczorem może zjeść lekką kolację.
- Okropność - zaoponował Michael.
- Nic na to nie poradzę. Są w domu jakieś soki?
- Tak, jest ich cała lodówka. Mogłabyś przy okazji
nakarmić O'Malley'a?
72 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Dałam mu jeść dzisiaj w nocy.
- Dzięki - przymknął oczy i opuścił głowę na
poduszkę.
Doktor Mayhew dał znak do wyjścia.
- Rana goi się bardzo dobrze. Myślę, że już dziś
możemy poprosić do niego fizjoterapeutę. Po południu
pojedzie na salę gimnastyczną, gdzie będzie mógł
pochodzić na pneumatycznej protezie. Nie może
zapomnieć, jak się chodzi. Jeśli wszystko będzie dobrze,
to we wtorek zamówimy odlew protezy.
Przytaknęła.
- Jak się czuje Alan Beedale?
- Ten pacjent po amputacji? Całkiem nieźle. Leży
na sali pooperacyjnej. Może jutro przeniesiemy go na
oddział. Stracił dużo krwi i przez dłuższy czas był
w szoku. Odniósł też kilka innych obrażeń. Doktor
Barrington miał więcej szczęścia.
- Tak pan myśli? Ja ciągle mam przed oczami
Michaela pędzącego na surfingu... silnego, sprawnego
i wolnego. Utracił to wszystko i naprawdę nie wiem,
czy uda mu się z tym pogodzić.
- Cóż, pływanie na desce może będzie trochę trudne,
ale słyszałem o ludziach, którzy po amputacji uprawiali
ten sport. Potrzebna jest tylko specjalna proteza.
Natomiast jeśli chodzi o żeglowanie, to z tym nie będzie
miał żadnych problemów. Myślę, że trzeba go będzie
raczej powstrzymywać, niż namawiać do uprawiania
sportów. Sama pani zobaczy. Na razie mamy jednak
przed sobą inne zadania i to wcale nie łatwiejsze.
Z dyżurki wyszła Deborah Lewis, Clare napotkała
jej pełne współczucia spojrzenie.
- Co z nim? - zapytała.
- Nic. - Clare wzruszyła ramionami. - Ma się
dobrze. Właśnie przed chwilą zasnął.
- Mam dzisiaj dyżur. Zajmę się nim, a ty w tym
czasie może pojechałabyś do domu i trochę się przespała?
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
7 3
- Dlaczego wszyscy mówią mi, żebym pojechała
do domu? - zapytała podniesionym głosem. - Nie
chcę być teraz w domu. Chcę być tutaj, gdzie mogę
sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
- A on może zobaczyć, że z tobą coś jest nie
w porządku - wtrąciła sucho przechodząca właśnie
Mary O'Brien. Stanowczym ruchem ujęła ją za łokieć
i poprowadziła do pokoju pielęgniarek. - Musisz
pojechać do domu, wziąć gorącą kąpiel, przespać się
kilka godzin i wrócić tu, kiedy rzeczywiście będziesz
mogła mu pomóc. W takim stanie nie jesteś nikomu
potrzebna. Pojedziesz sama czy chcesz, żeby ktoś cię
odwiózł?
- Nie, dam sobie radę sama. Przepraszam. Wiem,
że ma pani rację. Pójdę tylko i powiem mu, że nie
będzie mnie kilka godzin.
Michael spał. Stała przez chwilę, patrząc na niego
i mimochodem zauważyła, że wróciły mu kolory, że
oddycha spokojnie i że tętno jest rytmiczne i wolne.
Gdyby nie spojrzała na nogę, mogłaby pomyśleć, że...
- Nie wzdychaj tak - usłyszała głos Deborah.
- Idź już. Zaopiekuję się twoim wspaniałym mężczyzną.
Pewnie i tak będzie spał jeszcze kilka godzin.
Prawie nie myśląc o tym, co robi, zeszła na dół
i wsiadła do samochodu. W domu O'Malley powitał
ją entuzjastycznie, łasząc się do nóg i głośno miaucząc.
Podniosła go i owinęła sobie wokół szyi. Potem
zrobiła drinka i poszła do ogrodu. Usiadła na ławce
i wystawiła twarz do słońca, starając się nie myśleć
o koszmarze minionego dnia. O'Malley zsunął się na
kolana i mrucząc z zadowolenia, oparł przednie łapy
o piersi Clare.
Kiedy wypiła drinka, wzięła gorącą kąpiel i poszła
spać. Obudził ją ostry dzwonek telefonu. Dzwoniła mama.
- Cześć, kochanie. Dzwoniłam do was wieczorem,
ale chyba gdzieś poszliście. Dobrze się bawiliście?
74 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Och, mamo! - powiedziała łamiącym się głosem.
Przez kilka chwil nie była w stanie wydobyć głosu,
a potem wszystko opowiedziała, cały czas szlochając.
Mama pozwoliła jej się wypłakać, a następnie
miękko spytała:
- Chcesz, skarbie, żebym przyjechała?
- Zaraz jadę do szpitala. Mogłybyśmy tam się
zobaczyć. Nie jestem pewna, czy Michael będzie
w nastroju do przyjmowania wizyt. Och, mamo,
muszę powiedzieć jego dziadkowi i rodzicom. Nie
wiem, czy starczy mi sił.
- Clare, posłuchaj mnie. Postaraj się uspokoić,
pojedź do szpitala i czekaj tam na nas. Powinniśmy
być za jakąś godzinę. I nie martw się na razie niczym
innym. Wszystko w swoim czasie, dobrze?
Clare poszła za radą matki. Szybko się ubrała,
wzięła z lodówki wszystkie napoje, jakie znalazła
i zaniosła je do bagażnika. Spakowała też trochę
bielizny Michaela, koszulki, krótkie spodenki i kos-
metyki.
Kiedy przyjechała, Michael już nie spał. Siedział j
oparty o poduszkę i patrzył w okno. Gdy ją zobaczył,
jego oczy ożyły.
- Clare, coś się stało?
- Nie, nic mi nie jest. Jak się czujesz? - Odwróciła
wzrok, żeby nie dostrzegł w jej oczach rozpaczy.
- Dobrze. Co jest w tej torbie?
- Trochę ciuchów, kosmetyki i napoje. Nie mogłam
znaleźć pidżamy. Nie masz żadnej?
- A po co mi pidżama? - Uśmiechnął się lekko.
- Chodź, usiądź obok mnie.
Clare przysiadła na brzegu łóżka.
- Przyniosłam ci też kilka książek.
- Clare?
- Może chcesz się czegoś napić? Naleję ci.
- Clare! Daj temu wreszcie spokój i spójrz na
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 75
mnie! - Wyciągnął rękę i obrócił jej twarz do siebie.
- Tak już lepiej - powiedział cicho. - Co powiesz na
małego całusa?
- Och, Michael. - Odwróciła głowę, a łzy ciurkiem
popłynęły jej po policzkach.
- Boże, tylko nie płacz, błagam. Nie wiem, czy
starczy mi sił za nas dwoje.
- Przepraszam. - Sięgnęła po chusteczkę i głośno
wytarła nos.
- Uśmiechnij się do mnie.
Zdobyła się na słaby uśmiech.
- Wiesz co? Nie obraziłbym się, gdybyś mnie objęła.
Zrobiła to i położyła głowę na piersi Michaela,
wsłuchując się w spokojne bicie jego serca. Wszystko
w swoim czasie, jak powiedziała mama. Wielki Boże,
to będzie trudniejsze, znacznie trudniejsze, niż myślała.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Kiedy w drzwiach pojawiła się Deborah, Clare
podniosła głowę i wyswobodziła się z ramion Michaela.
Znów zasnął, więc po cichu wstała z łóżka.
Deborah zmierzyła mu puls i oddech, wsunęła pod
język termometr. Nie poruszył się nawet, kiedy
napompowała mankiet ciśnieniomierza.
- W porządku? - spytała Clare.
Deborah przytaknęła.
Otworzyły się drzwi i wszedł doktor Mayhew.
- Witaj, Clare. Nareszcie bez fartucha. Jak się ma
nasz pacjent? - powitał ją, biorąc do ręki kartę
gorączkową Michaela.
- Dużo śpi. Myślę, że to forma ucieczki od
rzeczywistości.
Przytaknął z namysłem.
-
Tak, to się często zdarza u pacjentów po rozległych
uszkodzeniach ciała. Następny trudny etap to zmu
szenie go do patrzenia na nagi kikut. Mam właśnie
zamiar to zrobić. Wychodzisz czy zostajesz?
- Mogę zostać? - Popatrzyła w jego pełne współ
czucia oczy.
- Oczywiście. Ponieważ będziesz pielęgnować go
przez natępnych kilka tygodni i tak, prędziej czy
później, to zobaczysz. Lepiej mieć to już za sobą.
Mary 0'Brien wtoczyła na salę wózek opatrunkowy
i zajęła się odbandażowywaniem kikuta.
Clare zebrała się na odwagę i spojrzała na ranę.
Musiała przyznać, że doktor Mayhew wykonał niezłą
robotę. Linia cięcia przebiegała dokładnie w poprzek
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 77
kikuta, a szwy zaklejono specjalnymi plastrami, które
miały zapewnić prawidłowe gojenie.
- Wykonałem skośną amputację z plastyką mięśni,
którą, jak sądzę, sam by sobie wybrał. Daje najlepsze
efekty i stosunkowo krótko trwa gojenie. Wiedziałem,
że Michael będzie chciał wstać najszybciej jak tylko
się da. Rana wygląda bardzo dobrze. Mieliśmy dobre
warunki, gdyż na tej wysokości tkanki były mało
uszkodzone. Pacjent młody, kończyna nie zabrudzona,
szybkie rozpoczęcie operacji... o nic więcej nie można
by prosić. Ten drugi chory nie miał tyle szczęścia.
Sprawdził ilość wydzieliny z drenu asekurującego
i poprosił siostrę 0'Brien o założenie opatrunku.
- Nie skarży się, że go boli?
- Był trochę niespokojny. Nie mówi nic, ale sądzę,
że odczuwa ból.
- Hmm. Na razie niech zostanie tak jak jest, ale
zapiszę mu coś silniejszego na wypadek, gdyby uznała
to pani za konieczne. Nie ma potrzeby, żeby niepo
trzebnie cierpiał. Dobrze. Dziękuję paniom na razie.
Zajrzę do niego później.
Kiedy wyszedł, Mary przerwała na chwilę ban
dażowanie.
- Dobrze się czujesz? - spojrzała ze współczuciem
na Clare.
- Jestem trochę zaszokowana. To wszystko tak
szybko się stało.
- Nie dziwię się. - Mary uśmiechnęła się ze
zrozumieniem. - Kochanie, są tu twoi rodzice. Może
poczęstujesz ich kawą? Czekają w pokoju telewizyjnym.
Clare poszła się z nimi przywitać. Opowiedziała
o wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich
kilkunastu godzin. Okazali dużo zrozumienia, choć
nie mogli ukryć troski o córkę.
- Tak krótko się znacie, skarbie - powiedziała
mama. - Zastanawiam się, czy wasz związek okaże
78 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
się wystarczająco trwały, aby przetrwać taką próbę.
Może byłoby lepiej, gdyby okazało się...
- Mamo, ja go kocham! Jak mogłoby być lepiej?
Ojciec poklepał Clare po ramieniu uspokajającym
gestem.
- Sądzę, że mamie chodzi tylko o to, że powinnaś
kontrolować swoje uczucia. Nie możesz okazywać
mu współczucia. Nie jest chyba mężczyzną, który
lubi, by się nad nim litowano.
- Postaram się o tym pamiętać. Wiem, że będę
musiała ukrywać to, co czuję, jeśli mam mu pomóc.
Muszę teraz wracać. Dziękuję, że przyjechaliście.
Czuję się znacznie lepiej. Zadzwonię do was wieczorem.
Odprowadziła ich do wyjścia i wróciła na oddział.
Michael właśnie się obudził.
- Jak się czujesz? - zapytała, uśmiechając się
promiennie.
- Kiepsko. Deborah podwyższyła mi dawkę pety-
dyny. Czy naprawdę koniecznie trzeba talkować skórę
na plecach?
- Niektórzy ludzie nie wiedzą, co to wdzięczność
- powiedziała ze śmiechem. - No, kładź się na boku.
Równo rozprowadziła talk po plecach Michaela,
który z rezygnacją poddał się kuraq'i. Kiedy skończyła
talkować ramiona i łokcie, przeszła do lewej pięty.
- Tu przynajmniej oszczędzę ci czasu - powiedział
sucho.
- Och, Boże. Michael!
- Przepraszam, to był głupi dowcip - przeprosił ze
skruchą. - Dziękuję. Tak jest dużo lepiej.
- Nie miałbyś ochoty trochę się umyć i ogolić?
- Z chęcią. Czuję się bardzo brudny.
Pomogła mu wykonać toaletę, poprawiła poduszkę
i zmieniła poszwę na koc.
- Jutro chyba wyrzucą cię z łóżka - powiedziała
radosnym tonem. - To coś, na co warto czekać.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
7 9
- Clare, jedyną rzeczą, na którą naprawdę czekam,
jest chwila, kiedy wreszcie wyniosę się stąd i stanę na
własnych nogach... O, do diabła! Wiesz dobrze, o co
mi chodzi.
Przytaknęła, nie mogąc wydobyć głosu przez ściśnięte
gardło.
- Nie mogę się tego doczekać!
- Już niedługo. Na razie musimy przeżyć dzisiejszy
dzień. Piłeś już kompot?
- Nie, choć bardzo bym chciał. Problem polega na
tym, że im więcej piję, tym bardziej chce mi się siusiu.
- To dobrze - podała mu wodę mineralną. - To
znaczy, że nerki działają. Dziękuj Bogu, że nie masz
cewnika!
- To żadna pociecha.
- Możesz używać kaczki.
- Nigdy w życiu! Poczekam na kule, albo umrę.
Clare, nigdy sobie nie wyobrażałem, jakie to upoka
rzające, kiedy musisz prosić innych o pomoc, żeby
załatwić fizjologiczne potrzeby! To okropne!
- Ale Michael, to przecież tylko ja!
- Tym gorzej. Nie powinnaś patrzeć na to wszystko.
To nieuczciwe.
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadała, a potem
odezwała się cicho:
Trudno. Tylko spróbuj się mnie pozbyć.
Wyszła, żeby wynieść brudną bieliznę, po czym
wróciła i spojrzała na Michaela. Wyglądał, jakby spał.
- Jesteś dobrą dziewczyną - powiedział cicho.
- Przepraszam, że tak się stało.
Wzruszyła ramionami i westchnęła.
- Tylko wyzdrowiej, dobrze?
Rana goiła się bardzo dobrze. W poniedziałek rano
usunięto dren i Michael zaczął chodzić o kulach.
W południe ćwiczył na protezie pneumatycznej cho-
80 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
dzenie między poręczami. Miękkie poduszki umoco
wane na metalowym stelażu umożliwiały pacjentom
wczesne rozpoczęcie terapii, zanim jeszcze zapomną,
jak się chodzi. Miało to niebagatelne znaczenie
w zapobieganiu przykurczy mięśni, których anatomia
zmieniła się po amputacji. No i podnosiło ich na duchu.
Michael nie sprawiał wrażenia załamanego nową
sytuacją. Przez cały wtorek ćwiczył chodzenie o kulach.
Ale w środę rano Clare zauważyła, że nastrój Michaela
nie był taki dobry, jak się mogło wydawać.
Akurat kiedy stali na korytarzu, pojawił się Danny
Drew.
- A kogóż my tu mamy? Co się stało z twoją nogą,
kochasiu? Trochę się za bardzo poszalało, co? - zawołali
przez cały korytarz.
Michael podniósł na powitanie jedną kulę.
- Cześć, Danny. Jak widzę, ciągle pełen energii.
Nie martw się, niedługo wezmą cię na salę gimnas
tyczną. Spodoba ci się. Odrobina bólu i kilka
niepowodzeń zrobią z ciebie mężczyznę. - A potem
odwrócił się na pięcie i pokuśtykał do' pokoju.
- Jak śmiesz mówić do niego w ten sposób?
- wykrzyknęła Clare do Danny'ego, nie mogąc ukryć
oburzenia. - Mam ci powiedzieć, jak stracił nogę?
Nie chciał zostawić umierającej kobiety i zwaliła się
na niego część wagonu. Podejrzewam, że tobie nie
starczyłoby odwagi, żeby tak postąpić!
Odwróciła się i poszła do pokoju Michaela.
- Co za gnojek. Mogłabym go zabić!
Stał przy oknie, spoglądając na rozciągający się za
szpitalem las.
- Dam sobie radę - powiedział gorzko. - Clare,
jeśli nie masz nic przeciwko temu, wolałbym zostać
teraz sam.
Wciągnęła głęboko powietrze, nie wiedząc, co
powiedzieć.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 81
-Ja... Oczywiście. Przepraszam.
Poszła do dyżurki i usiadła przy biurku. Już od
jakiegoś czasu czuła, że się od niej oddala, ale po raz
pierwszy wyraźnie poprosił ją, żeby zostawiła go samego.
Starała się stłumić rozgoryczenie i zmusić do
przepisywania zleceń.
Nie mogła jednak na niczym się skoncentrować.
Myślała o tym, że musi zadzwonić do dziadka
Michaela. Rodzice Michaela byli na urlopie za granicą
i mieli wrócić za kilka tygodni. Uznała, że nie ma
sensu psuć im wakacji. Michael poinformował o wy
padku tylko brata. Zabronił mu przyjeżdżać, choć
powtarzała mu, że to czysta głupota. Teraz i ją
odrzucił, a przecież powinien mieć przy sobie kogoś
bliskiego, na kim mógłby się wesprzeć.
Jak można pomóc człowiekowi, który nie pozwala
zbliżyć się do siebie? - pomyślała z rozgoryczeniem.
Będzie po prostu musiała wyciągnąć go z tego siłą.
Po południu zaproponowała mu, żeby zjadł lunch
w pokoju telewizyjnym, gdzie siedzieli inni pacjenci.
- Nie, dziękuję. Wolę zjeść tutaj.
- Michael, myślałam...
- Clare, daj mi spokój! Nie chcę tam iść i udawać,
że dobrze się bawię!
- Wcale cię do tego nie zmuszam. Myślałam tylko,
że towarzystwo innych dobrze ci zrobi - powiedziała
cicho.
- Nie zależy mi na ich towarzystwie. Nie potrzebuję
współczucia, ani gadek o zafajdanych hemoroidach!
- To może zjesz z Barrym Warnerem? Nie wstaje
jeszcze z łóżka i jest bardzo przygnębiony.
- Jak on się czuje? Nawet nie zapytałem. - W oczach
Michaela pojawił się cień zainteresowania.
- Fizycznie bez zarzutu, ale jest ciągle w depresji.
Strasznie trudno się z nim dogadać. Nie interesują go
książki ani telewizja.
82 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Nic dziwnego. Dobrze, zjem z nim dzisiaj lunch.
- Odwrócił się i poszedł w kierunku sali, na której
leżał Barry. Lekko zapukał do drzwi i wszedł. - Jak
się ma dzisiaj nasz pacjent? - zapytał radośnie.
- Beznadziejnie. Do diabła, co się panu stało?
Clare zostawiła ich samych i poszła powiedzieć
w kuchni, żeby zaniesiono lunch Michaela do pokoju
Barry'ego.
Kiedy po dyżurze znów poszła go odwiedzić, leżał
na łóżku gapiąc się bezmyślnie w okno. Spojrzał na
nią, po czym znów zapatrzył się w to samo miejsce.
- Nie powinnaś teraz rozdawać leków, albo zająć
się obserwacją? - spytał niechętnie.
- Właśnie skończyłam dyżur. Myślałam, że ucieszysz
się z mojej wizyty.
- Jedyną osobą, którą chciałbym teraz widzieć jest
dziadek. Ale nie mam siły, żeby mu o tym wszystkim
powiedzieć. - Jego głos załamał się i Michael odwrócił
głowę.
- Och, kochanie - szepnęła ujmując go za rękę.
Nie odwzajemnił jej uścisku, więc zwolniła swój
i wstała.
- Chcesz, żebym mu powiedziała?
- Mogłabyś? - Spojrzał na nią pełnymi bólu
oczami. - Wiem, że to trudne. Chciałbym go zo
baczyć.
- Pojadę po niego.
- Dziękuję.
Pochyliła się, żeby go pocałować, ale w ostatniej
chwili rozmyśliła się i tylko lekko musnęła ustami
policzek.
- Do zobaczenia - pożegnała go tak spokojnie, jak
tylko było ją na to stać i szybko wyszła, żeby nie
zauważył, że płacze.
Dziadek przyjął tę wiadomość spokojnie. Przez
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
8 3
kilka chwil nieruchomo wpatrywał się w dal, a potem
z ciężkim westchnieniem zwrócił twarz w jej stronę.
- Już kiedy do mnie zadzwonił, wiedziałem, że coś
jest nie w porządku. Poznałem to po głosie. Niewidomi
ludzie mają badzo wyczulony słuch. O nic nie pytałem,
nigdy tego nie robię. Zawsze mówi mi wszystko, gdy
nadejdzie odpowiedni moment. Nauczyłem się po
wstrzymywać ciekawość. Ale tym razem... - Na chwilę
zawiesił głos. - Jak on się teraz czuje?
- Noga goi się doskonale. Chodzi o kulach i za
pomocą protezy pneumatycznej. Nic go już nie boli.
Wszystko jest świetnie, ale...
Starszy pan czekał cierpliwie.
- Jest bardzo zamknięty w sobie. Myślę, że stara
się oszczędzić mi bólu i zupełnie ignoruje moje starania,
żeby mu pomóc. Teraz ty, dziadku, jesteś mu po
trzebny. - Clare ujęła jego wyciągniętą dłoń.
- Ty również, choć za nic w świecie nie przyznałby
się do tego. Daj mu trochę czasu, Clare. To dumny
mężczyzna. Zobaczysz, że jeszcze do ciebie wróci.
- Wstał i z trudem się wyprostował. - Chyba
powinniśmy jechać. Zaczekasz na mnie chwilę?
- Oczywiście.
Po kilku minutach ukazał się w drzwiach. Pomogła
mu wsiąść do samochodu i pojechali.
Na miejscu przywitała ich Mary 0'Brien, która
wychodziła właśnie z pokoju Michaela.
- Masz gości! - oznajmiła mu radośnie.
- Dziadek! - wykrzyknął Michael i ruszył w ich
stronę. - Jak to dobrze cię widzieć! Czekałem, aż
przyjedziesz.
- Witaj, stary. Słyszałem, że znów coś narozrabiałeś.
Michael usiadł na łóżku i spojrzał na Clare.
- Mogłabyś zostawić nas samych?
- Oczywiście. Niech dziadek usiądzie na tym krześle.
O, tak. Przynieść wam herbaty?
84 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Nie, dziękujemy - powiedział Michael.
Prawie godzinę czekała w dyżurce, aż wreszcie
drzwi uchyliły się i Michael wystawił głowę.
- Dziadek chce już jechać - oznajmił i szybko
wrócił do swojego pokoju.
Kiedy weszła, dziadek wciąż siedział na tym samym
krześle. Wyraz jego twarzy był nieprzenikniony.
- Możemy jechać? - spytała.
- Podaj mi rękę - rozkazał.
Spojrzała na Michaela, ale odwrócił wzrok. Z lekkim
wzruszeniem ramion podeszła do staruszka i podała
mu ramię.
Przy drzwiach dziadek zatrzymał się na chwilę.
- Jesteś cholernym głupcem, synu.
- Możliwe, ale tu chodzi o moją przyszłość i sam
będę o niej decydował.
- Myślę, że popełniasz ogromny błąd.
- Być może, choć ja myślę inaczej - powiedział
stanowczym głosem i odwrócił się.
- Dobranoc - szepnęła Clare, ale Michael nie
odpowiedział.
Powrotną drogę odbyli w milczeniu. Każdy zajęty
był swoimi myślami. Clare zastanawiała się, dlaczego
tak nagle wytworzyła się między nimi przepaść. Co
mu takiego zrobiła? Dlaczego traktował ją jak obcą
osobę? A może to siebie miał dosyć? Bóg raczy
wiedzieć - myślała. I dlaczego dziadek pożegnał go
taki zagniewany? O co w tym wszystkim chodzi?
Dziadek był wyraźnie przygnębiony wizytą u Mi
chaela, ale Clare wiedziała dobrze, że nie powinna
zadawać żadnych pytań. Używając jego własnych
słów, musiała nauczyć się powstrzymywać cie
kawość.
Nie została u dziadka, żeby wypić drinka, tylko
wyruszyła w drogę powrotną. Robiło się późno, a do
domu było daleko. Kiedy dotarła na miejsce, było już
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
8 5
całkiem ciemno. Ze zdziwieniem zobaczyła, że w ku
chennym oknie pali się światło.
- Dziwne - powiedziała do siebie. - Widocznie
wczoraj w nocy zapomniałam go zgasić.
Otworzyła drzwi i poszła prosto do kuchni. W po
łowie drogi stanęła jak wryta.
Przy stole siedział ubrany w krótkie spodenki
Michael. Na jej widok podniósł się i z uśmiechem
wyciągnął rękę.
- Michael...?
- Przepraszam, jeśli cię przestraszyłem. Nie mieliśmy
jeszcze okazji się poznać. Jestem Andrew, brat
Michaela. A ty z pewnością jesteś Clare.
Nie mogła oderwać wzroku od jego opalonych
nóg. Były identyczne jak nogi Michaela. Z wyjątkiem
jednego szczegółu. Były całe.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że płacze. Andrew
ujął ją za pobródek i otarł łzy miękką chusteczką.
- Hej, chyba się mnie nie boisz? Nie wiedziałem, że
tu mieszkasz. Przepraszam.
- Ja... To nie tak - pociągnęła bezradnie nosem.
- No, nie płacz już - powiedział podając jej
chusteczkę.
Po kilku chwilach udało się jej stłumić szloch.
Głośno wytarła nos i schowała chusteczkę do kieszeni.
- Przepraszam. To dlatego, że nie wiedziałam, jak
bardzo jesteście do siebie podobni. Poczułam się
zupełnie zaskoczona. Nie mówił mi...
- Że jesteśmy bliźniakami? To normalne. Nigdy
się tym nie lubił chwalić. Całe życie starał się być
inny, a ja we wszystkim go naśladowałem. Robiłem
to z czystej złośliwości. Tym razem chyba mi się to
nie uda - powiedział z ironią. - Napijesz się czegoś?
Zauważyła, że na stole stała prawie pusta butelka wina.
- Nie bądź taka zgorszona. Jestem pewien, że twój
ukochany nie będzie miał mi tego za złe.
86 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Na pewno nie. Po prostu wydaje mi się, że masz
już dosyć. Musisz jeszcze pojechać do hotelu.
- Do jakiego hotelu? Przecież jest tu wolna sypialnia.
Chyba nie masz nic przeciwko temu?
Clare westchnęła. W końcu był to brat Michaela.
Nie mogła go wyrzucić.
- Nie, nie mam nic przeciwko temu. A drinka się
napiję.
Wszedł O'Malley i zaczął się łasić do nóg.
- Cześć, łobuzie - powiedziała i opadła na fotel.
- Nieźle się tu urządził - powiedział Andrew,
robiąc szeroki gest ręką. Zahaczył o kieliszek i wylał
na podłogę trochę wina.
Clare wstała i starła je z podłogi.
- Widzę, że dobrze cię sobie wychował.
- Tak myślisz? - spytała z kpiną w głosie. - Po
prostu czerwone wino zostawia na cegle ślady.
Spojrzał na podłogę, a potem przeniósł wzrok na nią.
- Przepraszam. Powiedz mi, Clare, jak się ma mój
braciszek.
- Mówiąc szczerze, sama nie wiem. Fizycznie
całkiem nieźle, ale psychicznie chyba nie daje sobie
rady. Odciął się ode mnie...
- A więc witam w klubie! Mnie w ogóle nie chce
widzieć. Tylko dlatego jeszcze tam nie pojechałem.
Zawsze był samotnikiem. Dlatego tak dobrze rozumieją
się z tym cholernym kotem... Obaj liżą swoje rany
w odosobnieniu.
- Tym razem nie za bardzo może.
- Zrobi to, jak tylko będzie mógł. Ja, w przeci
wieństwie do niego, lubię każde towarzystwo.
Clare nie mogła powstrzymać uśmiechu. Andrew
był w gruncie rzeczy sympatyczny. Nie mogła obarczać
go winą za to, że wyglądał jak Michael, przy czym
było to chyba tylko fizyczne podobieństwo.
- Miałbyś coś przeciwko temu, żebym zostawiła
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 87
cię teraz samego? To był wyjątkowo ciężki dzień,
a jutro idę na ósmą do pracy.
- Twoje zdrowie. - Podniósł kieliszek. - Dobranoc,
słodka Clare. Śpij dobrze. I nie hałasuj rano za
bardzo, dobrze?
- Możesz się nie obawiać.
- To cudownie. Adieu, piękna...
Zostawiła go siedzącego przy stole nad kieliszkiem
wina. Pewnie jutro będzie miał niezłego kaca.
Andrew wstał koło siódmej i nie wyglądał na
człowieka, który dużo wypił minionej nocy.
- Nie wiesz, gdzie jest mój porsche? - przywitał
Clare, wchodząc do holu tylnymi drzwiami.
- Dzień dobry, Andrew. Nie, chyba Michel zostawił
go w piątek w szpitalu. A dlaczego pytasz?
- Cóż, pomyślałem, że skoro nie będzie mu już
potrzebny, to mógłbym go zabrać - powiedział
wzruszając ramionami.
- Nie ma sprawy. A przy okazji, jak dostałeś się tu
wczoraj?
- Taksówką - odpowiedział lakonicznie.
- Aha. Mogę podrzucić cię do szpitala. Zrobiłeś
kawę?
- Jak dotąd zdążyłem tylko nastawić wodę. Myślisz,
że muszę czekać na godziny wizyt, czy pozwolą mi
wejść rano?
Clare przygotowała dwie filiżanki i spojrzała
na Andrew. Ciągle jeszcze jego widok sprawiał
jej ból.
- Możesz przyjść, kiedy chcesz. Nie mamy ustalo
nych godzin wizyt. Jedziesz ze mną?
- Tak. Zrobiłaś mi kawę?
- Jest na stole. Andrew, czy mogę ci coś powiedzieć?
Spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Jasne. O co chodzi?
88 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Clare wzięła głęboki wdech.
- Mógłbyś zakryć nogi?
Zaśmiał się krótko i zmierzył ją wzrokiem z nie
kłamanym zainteresowaniem.
- Dlaczego? Masz im coś do zarzucenia, skarbie?
Boże, pomyślała. Nawet tak samo mnie nazywa.
- Ja nie, ale mogą denerwować Michaela.
W jednej chwili spoważniał.
- Cholera, nie pomyślałem o tym. Masz rację,
założę jakieś spodnie. Zdążę jeszcze zjeść śniadanie?
- Tak. Idź się przebierz, a ja coś ci zrobię.
Pobiegł na górę, a Clare popatrzyła za nim ze łzami
w oczach. Był taki silny, taki energiczny. Zupełnie jak
Michael jeszcze tydzień temu. Po co przyjechał akurat
teraz? Mam nadzieję, że w stosunku do Michaela będzie
delikatny - pomyślała z obawą.
Wrócił po chwili w jasnych cienkich spodniach.
- No i jak?
- Dużo lepiej - powiedziała cicho. - Chodź,
zrobiłam śniadanie.
Zjedli w milczeniu, a potem pojechali do szpitala.
Kiedy przybyli na miejsce, pokazała mu, gdzie Michael
zaparkował jego samochód.
- Masz kluczyki? - zapytała.
- Tak, znalazłem je na nocnym stoliku. Chodźmy,
chcę to mieć za sobą.
Zaprowadziła go na oddział i zostawiła w pokoju
telewizyjnym. Sama poszła na odprawę.
Ku zdziwieniu wszystkich Danny był znacznie
spokojniejszy niż zwykle. Peter Sawyer usnął bez
problemów, a Barry Warner, choć ciągle pogrążony
w depresji, także spał znacznie lepiej.
- W zasadzie wszyscy mają za sobą spokojną noc,
tylko doktor Barrington budził się kilkakrotnie. Pewnie
dlatego, że nie dostaje już środków przeciwbólowych.
- Żadnych? - zdziwiła się Clare.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 89
Judith Price wzruszyła ramionami.
- Nie chce nic przyjmować. Powiedział, że ma tylko
bóle fantomowe i że przecież nie boi się duchów!
Dobrze, moi drodzy. Idę do domu. Do zobaczenia
jutro!
Clare poczekała, aż wszyscy wyjdą i zapytała siostrę
0'Brien, czy brat Michaela może go odwiedzić.
- Oczywiście. Myślę, że dobrze mu to zrobi.
Przyprowadź go. Akurat teraz ma wolną chwilę.
Clare poszła po Andrew i znalazła go pogrążonego
w rozmowie z Timem Mayhew.
- Chodź, zaprowadzę cię do jego pokoju.
Otworzyła drzwi. Michael stał o kulach, wyglądając
przez okno. Miał na sobie spodnie od dresu i baweł
nianą koszulkę.
- Clare, chciałbym z tobą porozmawiać o ostatniej
nocy.
- Później. Teraz masz gościa.
Andrew otworzył szerzej drzwi i wszedł do środka.
Długo patrzył na brata w milczeniu. Kiedy się odezwał,
jego głos brzmiał nienaturalnie.
- Nie mogłem w to uwierzyć...
- To uwierz, Andy. To prawda.
- Och, Boże, Mike...
Zanim Michael zdążył się poruszyć, Andrew był
przy nim. Objął go. Clare usłyszała krótki szloch.
Wycofała się i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Jakieś pół godziny później do Michaela przyszedł
doktor Mayhew. Andrew wyszedł na korytarz. Miał
zaczerwienione oczy i sprawiał wrażenie poruszonego.
- Nie wyglądasz na faceta, który przepada za
szpitalami - zażartowała Clare.
- Nienawidzę ich. Nigdy nie mogłem zrozumieć,
jak Michael może spędzać w nich pół życia.
- Wydaje mi się, że większość pacjentów zgodziłaby
się z tobą - powiedziała ze śmiechem.
90 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Po wyjściu Tima Andrew pożegnał się z Michaelem.
Powiedział, że „pójdzie rozejrzeć się trochę po tej
metropolii".
Clare chciała wypić kawę w pokoju Michaela, ale
poszedł już na salę gimnastyczną. Po lunchu, który
zjadł z Barrym Warnerem, i krótkim odpoczynku,
znów poszedł ćwiczyć.
O czwartej, kiedy skończyła pracę, ciągle go nie
było, a kiedy zadzwoniła wieczorem, powiedziano jej,
że u Michaela jest brat.
Zajęła się sprzątaniem domu, ale wszystko leciało
jej z rąk. Wreszcie zadzwoniła do mamy i opowiedziała
jej o zachowaniu Michaela.
- Wydaje mi się, że to normalna reakcja na stres,
kochanie.
- Możliwe - zgodziła się Clare, ale wcale to jej nie
uspokoiło.
Kiedy Andrew wrócił, leżała już w łóżku, a kiedy
wychodziła rano, on jeszcze spał. Tego dnia historia
się powtórzyła. Tym razem Michael zajęty był rozmową
z kimś innym. Gdy wyszedł z pokoju na korytarz,
zawołał go Danny.
- Przepraszam, doktorze. Nie powinienem wtedy
tak się do pana odezwać - powiedział cicho.
- Nie ma sprawy, Danny. Rozumiem. Co byś
powiedział na partyjkę kart?
- Z przyjemnością. Pete, pożyczysz nam talię?
- Jasne. Siostro, mogłaby pani im podać?
Clare wzięła karty do ręki i podeszła do Michaela.
- Będziesz stawiał pasjansa?
- Tak. Czy mnie spotka szczęście w życiu.
Kiedy Tim Mayhew przyszedł na oddział, gra
w karty przekształciła się w ogólne zamieszanie.
Michael pokazywał karciane sztuczki, a Danny starał
się go przelicytowć.
- Dzień dobry, doktorze Barrington!
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
9 1
Michael podniósł wzrok na szefa i usta wykrzywił
mu gorzki uśmiech.
- Aaa, cześć Tim! - odparł. Wziął kule i pokuśtykał
za nim.
Doktor Mayhew był zadowolony z postępów
Michaela. Uważał, że jego stan psychiczny znacznie
się poprawił.
Czy oni wszyscy są ślepi? - myślała Clare. - Czy
naprawdę nie widzą, że jest pogrążony w rozpaczy?
- Doktorze Mayhew, czy jest jakaś szansa, żebym
mogła zabrać go na weekend do domu? Myślę, że
czas najwyższy, żeby zaczął żyć dniem codziennym.
Potrafię się nim sama zaopiekować.
Tim Mayhew spojrzał na nią uważnie.
- Masz inne zdanie niż ja, prawda?
- Myślę, że jest w głębokiej depresji. Uważam też,
że robi wszystko, aby to ukryć. Naprawdę sądzę, że
powinien pobyć w domu, żeby jakoś dojść do siebie
po tym, co się stało.
- Może masz rację. Ale musisz go doglądać. Kiedy
chciałabyś go zabrać?
- Jutro po pracy. Przywiozłabym go w sobotę po
południu.
Doktor Mayhew skinął głową.
- Brzmi rozsądnie. Zgadzam się. Wpadnę jutro,
żeby zobaczyć, czy nic się nie dzieje.
Wszystko było w porządku. Zawiozła go na wózku
na parking i otworzyła drzwi samochodu. Z typowym
dla niego uporem sam podniósł się z wózka i z wysił
kiem usiadł na przednim siedzeniu.
- Dobrze się czujesz?
- Tak. Zawieź mnie do domu.
Kiedy dojechali na miejsce, okazało się, że And
rew po nich nie wyszedł. Clare wysiadła z samo
chodu.
- Poczekaj, poszukam Andrew, żeby ci pomógł.
92 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Znalazła go w kuchni, mielącego kawę. Podeszła
i dotknęła jego ramienia.
- O rany! Wystraszyłaś mnie na śmierć! - Wyłączył
młynek. - Co z nim?
- Myślę, że wszystko dobrze. Słuchaj, Andrew, nie
pomyślałam o jednej rzeczy. Nie mogę z nim spać po
tym, co się stało, ale muszę tu być przez ten weekend.
- Zawsze możesz spać ze mną.
- Nie sądzę, żeby Michael to właściwie zrozumiał
- powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Nie ma sprawy. Jutro zabiorę swoje rzeczy
z twojego pokoju.
- Zrób to - powiedział Michael, który w tej chwili
pojawił się w drzwiach.
Clare odwróciła się i dostrzegła w jego oczach złość.
- Michael, co się stało?
- Myślałem, że już z tego wyrosłeś - kontynuował
zimnym tonem, patrząc na Andrew ponad głową
Clare. - Jak widać, myliłem się. Możesz robić, co
chcesz. Między mną a Clare wszystko skończone.
Tylko bądź tak miły i nie rób tego w moim domu.
- Odwrócił się na pięcie i pokuśtykał do ogrodu,
zatrzaskując za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Zanim Andrew ochłonął ze zdumienia, minęło kilka
sekund. Po chwili wybiegł za bratem, a Clare osunęła
się na krzesło. Była tak zaskoczona, że nie wiedziała
co robić. Z przerażeniem nasłuchiwała dobiegających
zza drzwi głosów.
- Za kogo ty mnie, do diabła, uważasz?
- Robiłeś to już w przeszłości. Dlaczego nagle
miałbyś się tak zmienić?
- Dziękuj Bogu, że jesteś w takim stanie. Inczej
nauczyłbym cię rozumu!
- Nie masz odwagi uderzyć kaleki? No, śmiało,
bohaterze!
- Michael, nie przeciągaj struny!
- Słuchaj, Andrew, wyjedź stąd, dobrze? Dostaję
mdłości na sam dźwięk twojego głosu. I zabierz ze
sobą Clare. Jej też nie chcę oglądać!
- Clare nic nie zrobiła. Ja zresztą też nie. O co ci
w ogóle chodzi? Zazdrość odjęła ci rozum!
- Wynoś się.
- Słuchaj, Michael...
- Powiedziałem: wynoś się'
Na krótką chwilę zapadła cisza, a potem do uszu
Clare dobiegł trzask zamykanych drzwi i odgłos
zapalanego silnika. Andrew odjechał.
Wzięła głęboki oddech i wyszła do ogrodu.
- Chodź, połóż się. Jesteś zmęczony - powiedziała
cicho.
- Zostaw mnie.
- Michael, powinienieś odpocząć, wyglądasz okropnie.
9 4
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- A czyja to wina? - Spojrzał na nią pełnymi
nienawiści oczami.
Nie odpowiedziała. Dopiero po dłuższej chwili
zdołała z siebie wykrztusić kilka słów.
- Chodź, pomogę ci.
- Dam sobie radę.
- Jak sobie życzysz.
Odwróciła się i poszła do domu.
- Przygotuję ci pokój - rzuciła przez ramię.
Poszła do sypialni, usiadła na brzegu łóżka, na
którym kiedyś spali i rozpłakała się.
Kiedy wreszcie trochę się uspokoiła, zebrała swoje
rzeczy i zaniosła je do pokoju, który zajmował Andrew.
Potem zmieniła na obu łóżkach pościel i rozpakowała
w łazience kosmetyki Michaela.
W końcu, kiedy nic więcej nie zostało już do
zrobienia, zeszła na dół do ogrodu. Michael spał pod
wierzbą, a na jego piersi spoczywał wygodnie rozparty
O'Malley. Kiedy ją zobaczył, wstał, przeciągnął się
i zszedł na ziemię.
Michael poruszył się i otworzył oczy.
- Cholerny kot - mruknął do siebie, a potem
zobaczył Clare.
- Ciągle tu jesteś? Myślałem, że już dawno poszłaś.
Potrząsnęła głową.
- Bardzo mi przykro, ale nigdzie nie pójdę. Przynaj
mniej dopóki nie porozmawiamy, albo ty nie wyjaśnisz
mi kilku rzeczy.
Zdobyła się na odwagę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Co miałeś na myśli mówiąc Andrew, że między
nami wszystko skończone?
Michael patrzył w dal.
- Tylko to, że zbytnio się pośpieszyliśmy. Zdawało
nam się, że się kochamy, ale to nieprawda. Dobrze,
że zdarzył się ten wypadek. Miałem wiele czasu do
namysłu.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
9 5
- Uważasz, że cię nie kocham?
- Nie wiem - wolno odwrócił głowę w jej stronę.
- Wiem natomiast, że ja cię nie kochani, Clare.
Chciałbym założyć rodzinę, ale tym razem się pomy
liłem. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jesteś piękna, a kiedy
piękna kobieta rzuca się mężczyźnie do stóp, niełatwo
mu ją odrzucić.
Przełknęła tę obrazę, instynktownie starając się nie
zgłębiać znaczenia jego słów.
- Mimo to - ciągnął dalej - boli mnie fakt, że tak
szybko znalazłaś sobie następcę. Nie winię go za to,
wiem, jak trudno ci się oprzeć. - W tym miejscu
załamał mu się głos, ale po chwili podjął na nowo.
- Powiedz mi, Clare, czy Andrew jest dobry w łóżku?
Jej rozpacz zamieniła się w złość. Jak śmiał? Jak
w ogóle mógł o tym pomyśleć?
- Świetny - powiedziała bez wahania. - W każdym
razie lepszy niż ty.
Kiedy zobaczyła, jak zmienił się na twarzy, zro
zumiała, że posunęła się za daleko. Dostrzegła w jego
oczach ból.
- Nie po raz pierwszy słyszę taką opinię i myślę, że
nie ostatni. Mam ochotę czegoś się napić.
- Soku?
- Ginu z tonikiem.
- Nie.
- Tak, do diabła!
- Ale tylko trochę - zgodziła się i poszła do kuchni.
Dzień wydawał się nie mieć końca. Michael nie
zwracał na nią najmniejszej uwagi i Clare nie wiedziała,
jak zacząć rozmowę. Wiedziała, że źle zrobiła kłamiąc,
ale teraz było już za późno. Słowo się rzekło i nic nie
mogło zmienić tego faktu.
Pomogła mu położyć się spać i leżała kilka godzin
nasłuchując dźwięków z jego pokoju. Przecież nie
mógł tak naprawdę myśleć! Na pewno ją kochał! Byli
96 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
ze sobą tak blisko, tak dobrze się rozumieli, dlaczego
nagle wszystko się skończyło? Boże, spraw, żeby to
nie była prawda!
Zasypiając, kurczowo trzymała w ręku pierścionek
Lottie. Nawet kiedy wreszcie usnęła, policzki miała
mokre od łez.
Obudziła się wcześnie rano z dziwnym niepokojem.
Przez chwilę nasłuchiwała, po czym wyskoczyła z łóżka
i pobiegła do sypialni Michaela.
- Clare, uciekaj! Uciekaj! - krzyczał rozpaczliwie.
Delikatnie potrząsnęła go za ramię.
- Michael? Michael, obudź się, to tylko sen. Już
dobrze, uspokój się, kochanie. Cicho, cii... - Powoli,
aby nie urazić operowanej nogi, położyła się obok
i objęła go.
- Clare? - zapytał zduszonym głosem.
- Cii... Już dobrze. Już po wszystkim.
Westchnął i z ulgą oparł głowę na jej ramieniu.
- Miałem koszmarny sen. Byliśmy w jakimś wyko
lejonym pociągu i... och, nie! To była prawda! -mówił
urywanym głosem. - O, nie, Clare, ja...
Przytuliła go do siebie, kołysząc delikatnie jak
małe dziecko.
W końcu zasnął i dopiero zaglądające do pokoju
słońce przerwało jego sen.
Uniósł się na łokciu i z bezgranicznym zdumieniem
spojrzał na leżącą obok Clare.
- Co tu robisz? - zapytał nieprzyjaźnie.
- Miałeś koszmary. Wołałeś mnie i nie chciałam
cię zostawić samego.
Podniósł rękę i dotknął jej policzka.
- Płakałaś.
Spojrzał na rysujące się pod cienkim materiałem
piersi i przygryzł wargę.
- Och, Boże, jesteś taka piękna. Pragnę cię, Clare.
- Michael, nie myślisz, że...
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
9 7
- Nie chcę teraz nic myśleć. Chcę ciebie. Tylko
śmierć mogłaby uwolnić mnie od pożądania.
Chodź...
Była tak spragniona jego dotyku, bliskości, ciepła,
że bez wahania uległa wezwaniu. Posiadł ją z pasją
i gwałtownością, która głęboko nią wstrząsnęła.
Krzyknęła, gdy w końcu osiągnął szczyt i opadł na
nią całym ciałem.
Przez chwilę oddychał ciężko, a potem zsunął się
z Clare i opadł na poduszkę, łapiąc z trudnością
oddech. Był blady jak ściana, a czoło pokrywał mu
perlisty pot.
- Michael?
- Przepraszam - wystękał. - Nie miałem prawa
zrobić ci tego. Nie mogłem znieść myśli, że ty
i Andrew... - Odwrócił głowę, zaciskając silnie szczęki.
- Kochanie...
- Clare, proszę cię, zostaw mnie samego.
- Michael, jeśli chodzi o mnie i Andrew...
- Nie! Nie chcę tego słuchać. Zostaw mnie!
- Ale Michael!
- Clare, na litość Boską, nie rozumiesz, że chcę
być teraz sam? - krzyknął. - Czego ty ode mnie
chcesz? Zostaw mi choć odrobinę godności! Mam
uciekać od ciebie na kolanach? Chcę zostać sam!
- Przepraszam, Boże, przepraszam, Michael...
Widok jego zmienionej twarzy do końca wyprowa
dził ją z równowagi. Wybiegła z pokoju zatrzaskując
za sobą drzwi.
Nawet na dole słyszała jego łkanie. Stała na środku
sypialni nie wiedząc, co ma zrobić. Nie chciał jej
pomocy, ale nie mogła przecież bezczynnie przyglądać
się, jak cierpi. Wybiegła z domu i z pasją zabrała się
do pielenia chwastów, aż podrapała ręce do krwi.
Spojrzała na nie ze zdumieniem. Dopiero teraz
98 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
poczuła ból, który i tak był niczym w porównaniu
z tym, który wypełniał jej serce.
Wolno poszła do kuchni. Wchodząc przystanęła ze
zdumienia. Przy stole stał Michael. Miał na sobie
szorty i koszulkę, a wilgotne włosy wskazywały, że
przed chwilą wziął prysznic. Sprawiał wrażenie spokoj
nego i opanowanego.
- Trzeba było mnie zawołać, pomogłabym ci.
- Nie potrzebowałem cię - odparł opryskliwie.
- Mogłabyś zmienić mi opatrunek? Trudno mi tam
sięgnąć.
- Ja... Oczywiście, zaraz to zrobię. Usiądź.
- Nie ma pośpiechu. Przygotowałem ci kawę,
napijesz... Clare, na Boga, co się stało z twoimi rękoma?
Spojrzała na nie i wytarła o spodnie, starając się
nie pokazywać, że ją bolą.
- Nic. Po prostu pieliłam chwasty. Widocznie się
skaleczyłam. Zaraz je przemyję jakimś odkażającym
środkiem.
Michael nie spuszczał z niej wzroku.
- Clare, strasznie je sobie poraniłaś! Daj, założę ci
opatrunki.
- Nie, ty jesteś...
- Co jestem? Kaleka, tak? To chciałaś powiedzieć?
- Nie mów tak!
- Dlaczego nie? To przecież prawda. Na szczęście
ręce mam zdrowe i ciągle jeszcze jestem lekarzem.
Mówiąc szczerze, im wcześniej wrócę do pracy, tym
lepiej. A teraz podaj mi apteczkę i usiądź tutaj.
W rzeczywistości tylko dwa nacięcia były głębokie.
Michael opatrzył je z wprawą i delikatnością, sprawiając
Clare rozkosz swym dotykiem. Kiedy skończył, uniósł
jej dłonie, żeby sprawdzić, czy nie było ran na wierzchu
i nie wypuszczając ich, spojrzał Clare prosto w oczy.
- Przepraszam, że zadałem ci tyle bólu. Kiedyś
myślałem, że tyle nas łączy. Wybacz mi.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
9 9
Wytrzymała jego wzrok, a duże, gorące łzy zaczęły
spływać jej po policzkach. Zamknęła oczy i wysunęła
dłonie z jego uścisku.
- Nie ma czego wybaczać - szepnęła. - To nie
twoja wina.
- Wykorzystałem cię dziś rano. To było podłe.
- Ja także wykorzystałam cię w pewien sposób.
- Roześmiała się krótkim, urywanym śmiechem.
-Potrzebowałeś mnie, a ja zostałam do końca. Chodź,
zmienię ci opatrunek.
Nie odpowiedział, tylko usiadł i wystawił nogę.
Rana goiła się dobrze i Clare z ulgą stwierdziła, że ich
miłosne szaleństwa nic jej nie zaszkodziły.
- Wydaje mi się, że jutro Tim będzie chciał zdjąć ci
część szwów - powiedziała spokojnym głosem. - Na
pewno od razu poczujesz się lepiej.
- Już teraz czuję się dobrze. Dziękuję.
- Nie ma za co - wyszeptała.
Odsunęła się od niego, próbując opanować drżenie,
jakie wywołała w niej bliskość gorącego ciała Michaela.
Ciała, którego miała już nigdy w życiu nie dotykać.
- Pójdę się przygotować - powiedziała zduszonym
głosem i pobiegła na górę.
Kiedy wróciła, Michael ciągle siedział w tym samym
miejscu. Na jego ramionach spoczywał wygodnie
rozparty O'Malley. Wyciągnęła otwartą dłoń, w której
trzymała pudełeczko z pierścionkiem Lottie.
- Chciałam ci go oddać. Pewnego dnia ty, albo
Andrew zechcecie się ożenić. Mam nadzieję, że ta
dziewczyna będzie miała więcej szczęścia niż ja.
Drżącymi rękami odebrał z jej rąk pudełko.
- Gdybyś poślubiła Andrew, mógłby ciągle należeć
do ciebie. Miałabyś wtedy wszystko... pierścionek
i swojego mężczyznę bez skazy. Wprawdzie nie jest
lekarzem, ale nie cierpi na brak pieniędzy...
Z całej siły uderzyła go otwartą dłonią w twarz.
100 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Jak śmiesz! Andrew nic dla mnie nie znaczy, nic!
Nie zależało mi na nim ani przez chwilę. Kocham
ciebie.
- Nie, Clare, nie kochasz mnie. Zresztą to nie ma
większego znaczenia, ponieważ i tak ja cię nie kocham.
Jeśli nie chcesz się spóźnić, powinniśmy już jechać.
- Nigdzie nie jadę, dopóki sobie wszystkiego nie
wytłumaczymy!
Złapał ją za rękę i gwałtownie przyciągnął do siebie.
- Posłuchaj mnie uważnie, ponieważ nie mam
zamiaru się powtarzać. Między nami wszystko skoń
czone. To prawda, że pragnę twojego ciała, ale kto by
go nie pożądał? Jesteś piękna i potrafisz się kochać
jak nikt inny, ale dla mnie to już nie ma znaczenia.
Jeszcze kilka dni będę w szpitalu, ale kiedy tu wrócę,
chcę, żebyś się wyprowadziła. Rozumiesz?
- Przecież sam sobie nie poradzisz! - sprzeciwiła
się. - Jak będziesz gotował, robił zakupy, dojeżdżał
na salę gimnastyczną i tak dalej? Musisz zrobić nowe
prawo jazdy. Jak masz zamiar dać sobie z tym
wszystkim radę?
- Taksówki, towary dostarczane do domu, szpitalne
samochody - powiedział krótko. - Mam też telefon,
Clare. Wszystko, co potrzebuję...
- A kto ci pomoże wstać, jak upadniesz?
- Sam sobie dam radę.
- Jesteś szalony.
- Nie - zaprzeczył zwalniając nieco uścisk. - Nie,
Clare, jeszcze nie. Ale jeśli przez jakiś czas nie pobędę
sam, to na pewno wkrótce zwariuję. Muszę nauczyć
się dawać sobie radę.
Osunęła się na kolana i oparła dłoń o kolano
Michaela.
- Rozumiem to i przyrzekam, że będę schodzić ci
z drogi, ale błagam cię, pozwól mi zostać z tobą przez
kilka dni. Przynajmniej dopóki nie dostaniesz protezy
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 0 1
i nie nauczysz się na niej chodzić. To nie powinno
potrwać dłużej niż tydzień. Tylko siedem dni, proszę!
Mogę siedzieć cały czas w swoim pokoju, ale pozwól
mi sobie pomóc! Potem się wyprowadzę, obiecuję.
Spojrzał na nią uważnie.
- Dobrze.
Podniosła się z klęczek.
- Nie dziękuj mi, robię to z czysto egoistycznych
pobudek. Jesteś gotowy?
- Tak - odparł z westchnieniem. - Jestem gotów.
- Więc jedźmy.
Podczas drogi nie odzywali się do siebie, ale nie
była to cisza wynikająca z zagniewania. Oboje musieli
przemyśleć zmiany, które zaszły w ich życiu.
Clare bardzo fachowo opiekowała się Michaelem,
ale z biegiem czasu stawała mu się coraz mniej
potrzebna. Więcej czasu spędzał teraz na sali gimnas
tycznej i w szpitalu, gdzie zaczął interesować się
pacjentami.
W czwartek zastała go w pokoju lekarskim, po
grążonego w dyskusji i pochylonego nad zdjęciami
rentgenowskimi Barry'ego Warnera. Zauważyła, że
na wierzchu leżała także historia choroby Petera
Sawyera. Ze zdziwieniem spojrzała na Tima Mayhew.
Lekarz przez chwilę popatrzył na nią, a potem
wrócił do przerwanej dyskusji.
- Mogę spokojnie powiedzieć, że wykonałeś kawał
dobrej roboty. Piszczel wyraźnie zaczyna się goić.
Widzisz tutaj tworzącą się kostninę? Doskonale.
Również przedramię młodego Sawyera wygląda
zadowalająco. A co z tobą?
- Chciałbym wyjść jutro do domu.
Clare chrząknęła i Michael spojrzał na nią pytająco.
- Myślałam... Chciałam wziąć trochę wolnego,
żebym mogła być w tym czasie w domu...
102 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Nie ma takiej potrzeby. Dam sobie radę. I tak
wystarczająco dużo mi pomagasz. Kiedy masz wolne?
Spojrzała na wiszący na ścianie grafik.
- W przyszły weekend. Nie mógłbyś zaczekać?
- Mówiąc szczerze, Clare, wolałbym nie. Naprawdę
dam sobie radę. Mógłbym przyjechać z tobą we
wtorek rano, żeby poćwiczyć, a potem razem wrócili
byśmy do domu.
- Żebyś został sam aż do piątku wieczorem? Już ja
cię znam. Zacząłbyś robić coś, czego ci nie wolno,
przewróciłbyś się, a może nawet zranił...
- Clare - wtrącił się Tim, kładąc rękę uspokajającym
gestem na jej ramieniu. - Michael jest rozsądnym
człowiekiem i wie, co mu wolno, a czego nie. Pobyt
na oddziale ze złamaną kością udową jest ostatnią
rzeczą, jakiej by pragnął, prawda?
- Z pewnością tak - przytaknął z uśmiechem
Michael.
- W porządku. A zatem jutro. Jak dostaniesz się
do domu? - zapytał Tim.
- Jutro mam dyżur popołudniowy. Przyjadę po
ciebie rano - powiedziała Clare, wzdychając ciężko.
- Doskonale. Przygotuję ci wypis. A teraz chciał
bym, Clare, abyś poszła ze mną obejrzeć Dan-
ny'ego.
Doktor Mayhew wydawał się być bardzo zadowo
lony z jego stanu.
- Świetnie, Danny. Zaczniesz uczęszczać na salę
gimnastyczną, żebyś znów nauczył się chodzić. Pani
Matthews pokaże ci, jakie ćwiczenia powinieneś
wykonywać. Zgoda?
Danny uśmiechnął się uradowany.
- Nareszcie. Nawet pan sobie nie wyobraża, jaka
to będzie radość znów poczuć pod stopami ziemię.
A przy okazji, jak się czuje doktor Barrington?
- Bardzo dobrze, Danny.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 0 3
- Co za głupi traf - powiedział cicho Danny. - To
bardzo dzielny człowiek. Czy będzie mógł pracować?
- Oczywiście! Za kilka tygodni wraca na oddział,
nic się nie martw. Nie stać mnie na to, żeby go stracić!
Danny spojrzał na Clare.
- Niemała w tym pani zasługa. Cały czas nie
odstępuje go pani na krok.
- Jesteśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi - zdo
była się na uśmiech.
- Ale była pani bardzo przygnębiona.
- Oczywiście, że tak. Byłam wstrząśnięta tym
wypadkiem, jak wszyscy... Jest naszym bliskim współ
pracownikiem.
Tim ze zdziwieniem podniósł brwi.
- Odczep się, Danny - odezwał się Peter ze swojego
łóżka. - To nie twoja sprawa.
Clare poczuła się zmieszana.
- Naprawdę, my tylko jesteśmy...
- Dobrymi przyjaciółmi. Wiem. Przepraszam.
Clare była zaskoczona zrozumieniem i powagą,
jakie dostrzegła w oczach Danny'ego.
- Dziękuję - powiedziała cicho i wyszła z pokoju.
Tim podążył za nią.
- Danny się zmienił, prawda?
- Najwyższy czas - odparła, pragnąc, żeby w końcu
zostawiono ją samą.
- Clare. Tak mi przykro. Cały czas się obawiałem,
że może się to stać.
Odwróciła wzrok.
- Jakoś to przeżyję. Może z czasem... Czy jeszcze
kogoś mamy zobaczyć?
Zajęła się pracą, starając się nie myśleć o dręczących
ją wątpliwościach.
Po pracy pojechała do supermarketu i kupiła sporo
produktów do jedzenia, takich, które Michael mógłby
sobie sam przygotować podczas jej nieobecności.
104 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Pościeliła też łóżko w salonie, żeby mógł od razu
położyć się, jeśli będzie potrzebował odpocząć.
Kiedy przyjechała po niego rano, był już gotowy.
Bardziej gotowy niż ona. Nie chciał zjechać na wózku,
postanowił zejść o kulach. Co chwila spoglądał
z niepokojem na swoją walizkę.
- To ja powinienem ją nieść.
- Daj spokój. Dlaczego koniecznie chcesz uchodzić
za supermana?
- Wiesz, to jest pomysł. Gdybym mógł latać...
Clare roześmiała się.
- Chodź, kowboju, zawiozę cię do domu.
Wszyscy pacjenci, którzy mogli chodzić, zebrali się,
żeby go pożegnać i Clare widziała, że był poruszony
ich życzeniami.
- Podlizują się na wypadek, gdyby jeszcze tu byli,
kiedy wrócę - żartował, aby pokryć wzruszenie.
Mary O'Brien odprowadziła ich do drzwi.
- Do zobaczenia wkrótce - powiedziała i ku
zdumieniu wszystkich zebranych uściskała go jak syna.
- Uważaj na siebie. Teraz już nie jesteś supermanem!
Michael nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Czy powiedziałam coś zabawnego? - spytała.
- Nie, tylko przed chwilą Clare powiedziała mi to
samo. Będę uważał. Dziękuję za wszystko, Mary.
Byłaś wspaniała. Jeśli kiedyś zdecydujesz się otworzyć
pensjonat, daj mi znać. Zostanę stałym rezydentem.
Spojrzał na Clare.
- Jedziemy? - spytała.
Przytaknął.
- Tak. Czas zacząć żyć od nowa.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Clare była w pracy cały piątkowy wieczór i sobotnie
przedpołudnie. Niewiele czasu mogła więc poświęcić
Michaelowi.
Początkowo był tak zmęczony, że spał przez
większość czasu w salonie, albo w ogrodzie pod
drzewem. Kiedy się budził, nie miał zbyt wielkiej
ochoty na rozmowy.
Pierwszego wieczoru wyraźnie dał jej do zrozu
mienia, że przywykł już do nocnych koszmarów
i nie życzy sobie, aby przychodziła do niego, gdy
usłyszy, że krzyczy. Dlatego też, gdy późno w nocy
obudził ją płacz Michaela, nie poszła do niego,
tylko leżała w łóżku nasłuchując. Po chwili usłysza
ła jego kroki. Uchyliła drzwi i zobaczyła, jak pod
szedł do lodówki i zrobił sobie drinka. Cicho się
cofnęła i wróciła do łóżka. Usnęła dopiero wtedy,
gdy nabrała pewności, że Michael również spokoj
nie śpi.
Wreszcie nadszedł sobotni wieczór. Michael zjadł
kolację, prawie się nie odzywając. Ziewnął kilka razy
i nie protestował, kiedy zaproponowała, żeby poszedł
wcześniej spać.
Nie było jeszcze dziesiątej, więc Clare została na
dole i obejrzała film, który wprawił ją w bardzo
smutny nastrój. Idąc na górę zauważyła, że u Michaela
wciąż pali się światło.
- Wszystko w porządku? - Być może za sprawą
oświetlenia czy też obejrzanego przed chwilą filmu,
Michael wydał jej się bardzo smutny, kiedy tak leżał
106 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
wsparty o poduszki z książką w dłoniach i grobowym
wyrazem twarzy.
- Podejdź do mnie - powiedział cicho.
Zbliżyła się powoli i usiadła na brzegu łóżka.
- Zastanawiałem się, czy dobrze się czujesz. Ostatnio
wyglądasz na bardzo zmęczoną. Powiesz mi, kiedy
będziesz miała dosyć, dobrze?
- Oczywiście, że tak. Znam swoje możliwości.
Westchnął.
- Dziękuję za wszystko co dla mnie robisz. Wiem,
że bywają łatwiejsi ode mnie pacjenci, ale naprawdę
jestem ci bardzo wdzięczny.
- Och, Michael, dobrze wiesz, dlaczego to robię.
Nie musisz mi dziękować.
- Muszę. Każdy inny dawno by już zrezygnował.
Jak na przykład Andrew - pomyślała. Kilka razy
dzwonił do szpitala, raz przywiózł dziadka, ale sam
nie wszedł na oddział. Od dnia, w którym się
posprzeczali, nie odezwał się do Michaela słowem.
Clare ostatni raz widziała go, kiedy przyjechał zabrać
swoje rzeczy, ale słyszała od dziadka, że zatrzymał się
na kilka dni w Londynie przed wyjazdem do Niemiec.
- Chciałbyś zobaczyć się jutro z dziadkiem?
- Jest na mnie trochę zły. Nie zniósłbym kolejnego
kazania. Powiem ci, co zrobiłbym najchętniej.
- Co?
Przez moment z uwagą obserwował własne dłonie.
- Popływałbym na desce.
Clare przełknęła ślinę.
- Nie powinieneś z tym zaczekać, aż dostaniesz
odpowiednią protezę?
- Daj spokój! Nigdy już nie będzie tak samo!
- To fakt. Będzie marzła ci tylko jedna stopa. Ale
to chyba lepiej, nie uważasz? - Nie mogła uwierzyć,
że to powiedziała. Zacisnęła powieki czekając na
najgorsze, kiedy z drugiego końca łóżka dobiegł ją
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 0 7
zduszony śmiech. Michael zaczął się tak głośno śmiać,
że z oczu popłynęły mu łzy.
- Och, Clare - powiedział w końcu, ocierając je
ręką - naprawdę masz na mnie zbawienny wpływ!
Ich spojrzenia spotkały się i Michael spoważniał.
- Będzie mi ciebie brakowało, kiedy odejdziesz
- powiedział cicho.
- Nie będzie. - Wstała, nie wiedząc, czy uciekać,
czy rzucić mu się w ramiona. Podeszła do drzwi.
- Pewnie w końcu i tak sam mnie wyrzucisz.
- Pewnie tak - zgodził się. - Ale mimo to będę
tęsknił.
- Nie muszę odchodzić - powiedziała bez większej
nadziei.
- Musisz - westchnął ciężko. - Dobranoc, Clare.
- Dobranoc. Zawołaj, jeśli będziesz mnie po
trzebował.
Coś mruknął pod nosem, więc zgasiła światło
i wyszła. Położyła się do łóżka, czując się w nim
bardzo, bardzo samotnie.
Cały poniedziałek Michael spędził na sali gimnas
tycznej, a we wtorek zabrała go do szpitala.
To był wielki dzień. Dzień, w którym miał odebrać
przepustkę do wolności - protezę podkolanową.
Razem przyszli na oddział i Michael przywitał się ze
wszystkimi. Z jego powrotu najbardziej chyba ucieszył
się Barry Warner. Stan chłopca bardzo się poprawił
i wkrótce miał rozpocząć ćwiczenia usprawniające.
Prawą nogę miał już zdjętą z wyciągu i mięśnie także
goiły się dobrze. Czekało go jeszcze kilka skórnych
przeszczepów, ale w sumie czuł się znacznie lepiej.
Danny, jak zwykle wesoły, chodził o kulach
i zabawiał wszystkich pacjentów na oddziale. Jego
kolega, Peter Sawyer, został wypisany. Miednica
i rzepka zrosły się prawidłowo, tylko przedramię
ciągle jeszcze było w gipsie.
108 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Nowym pacjentem był Alan Beedale, któremu
Michael amputował stopę. Do niedawna leżał na
intensywnej terapii, a po przejściu na oddział, jak na
ironię dostał pokój, w którym przedtem leżał Michael.
Clare z zainteresowaniem przyglądała się ich spotkaniu.
- Cześć, stary. Co słychać?
Alan Beedale spojrzał na Michaela, a w jego oczach
znać było zdziwienie.
- Czy ja pana skądś znam?
- Tak. - Michael uśmiechnął się krzywo. - To ja
cię operowałem w pociągu.
- Rzeczywiście! Pytałem o pana, chciałem podzię
kować, ale powiedziano mi, że jest pan chory.
Kiedy przyszedłem na oddział, usłyszałem te wszystkie
plotki i...
- To żadne plotki - Michael podniósł wysoko
lewą nogę.
Alan głęboko nabrał powietrza i podniósł wzrok
na Michaela.
- Do diabła, nie wiem, co powiedzieć!
- Nie musisz nic mówić. To nie była twoja wina.
Wagon zawalił się długo po tym, jak ciebie wyciągnięto.
- A ta staruszka? Co się z nią stało?
- Zmarła. Byłem przy niej. - Michael spojrzał na
swoje ręce.
- Tak mi mówili, ale nie wierzyłem. Opowiadają,
że został pan z nią, mimo że strażacy kazali uciekać
stamtąd, bo wiedzieli, że to cholerstwo się zawali.
- Na szczęście wszystko już za nami. - Michael
wstał i uśmiechnął się. - Cieszę się, że lepiej się
czujesz. Muszę już iść, odbieram dziś protezę.
- Taak, niedługo mają robić mój odlew. Proszę
wpaść i powiedzieć mi, jak daje sobie pan radę.
- Dobrze. Dbaj o siebie i słuchaj sióstr. Bywają
groźne, gdy ktoś nie spełnia ich poleceń!
Kiedy się odwrócił, Clare dostrzegła, że jest bardzo
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 0 9
spięty. No tak - pomyślała. Upłynęło jeszcze zbyt
mało czasu. Podeszła do niego i w milczeniu wyszli
z pokoju.
- Spotkamy się w czasie lunchu? - spytała.
- Nie wiem. Zobaczymy, jak się ułoży, dobrze?
- Jak chcesz. - Spróbowała się uśmiechnąć, ale nie
potrafiła ukryć rozczarowania. - Powodzenia. Mam
nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
- Ja myślę! - Uniósł jedną brew i parsknął urywa
nym śmiechem. - Od tego wszystko zależy. Dzięki za
podwiezienie.
Patrzyła, aż skręcił na klatkę schodową, a potem
poszła do pracy, by zająć się czymś do czasu, gdy
znów będzie mogła go zobaczyć.
Przyszedł o trzeciej. Był ubrany w dżinsy i bluzę od
dresu i choć ciągle miał ze sobą kule, szedł prawie
normalnie.
- Cześć - powiedział roześmiany. - Jest jakaś
nadzieja na filiżankę herbaty?
- Może dałoby się coś zrobić - odparła Clare.
- Jadłeś już lunch?
- Nie, byłem zbyt zajęty. Są jeszcze jakieś tosty?
- Jak przygotuję, to będą - uśmiechnęła się.
- Zrobisz to dla mnie, skarbie?
- Ty stary obłudniku! - wykrzyknęła czując, że
krew zaczyna jej żywiej krążyć. To było wspaniałe,
widzieć jak znów chodzi, jak powraca mu radość
życia i pewność siebie. Do diabła, jeszcze trochę,
a pęknie z dumy!
- Chodź do kuchni, robimy tu za duże zamieszanie.
Zajęła się parzeniem kawy i przygotowywaniem
tostów, a Michael oparł się o ścianę z założonymi
rękami i przyglądał się Clare z uśmiechem.
- Wyglądasz na bardzo z siebie zadowolonego.
Jak ci poszło?
- Doskonale. Chodzenie z protezą jest trudniejsze,
1 1 0 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
niż myślałem, ale nie jest niemożliwe. Bez kul wpadam
w panikę, ale po kilku dniach z pewnością będę mógł
obejść się bez nich.
- Jakie to uczucie?
- Mieć protezę czy stanąć wreszcie jak człowiek?
- Michael, przecież ani przez chwilę nie przestałeś
być człowiekiem - powiedziała cicho.
- Yhm.
- Czasami trudno mi było w to uwierzyć, Clare.
- Na moment jego twarz straciła nieprzystępny
i arogancki wyraz. - Były momenty... a zresztą
nieważne. Jeśli chodzi o nogę, to czuję się trochę
dziwnie. Nie jest mi niewygodnie, ale jakoś nienatural
nie. Trudno jest iść w określonym kierunku, ale
myślę, że kiedy trochę przywyknę, będzie mi łatwiej.
- Cóż, niepełnosprawni biegacze wydają się nie
mieć problemu z kierowaniem swoimi protezami!
- Daj mi trochę czasu, kochanie - powiedział
z gorzkim uśmiechem. - Jeszcze nie jestem gotowy na
takie imprezy.
Odwróciła się, by nie dostrzegł jej zmieszania i zajęła
się smarowaniem grzanek. Kochanie... Skarbie... To
był tylko taki sposób mówienia - myślała z roz
goryczeniem. Andrew też się w ten sposób do niej
zwracał. Widocznie tak ich nauczono. To były puste
słowa. W milczeniu podała Michaelowi grzanki,
starając się nie patrzyć mu w oczy. Jadł z wielkim
apetytem, a Clare w tym czasie robiła herbatę.
Michael właśnie kończył, kiedy do kuchni zajrzał
Ross Hamilton.
- Cześć. Słyszałem, że to był wielki dzień. Jak idzie?
- Cześć, Ross! Doskonale! Zobacz, mam nową
nogę - Michael zaczął wymachiwać w powietrzu
protezą.
- A zatem nic już nie stoi na przeszkodzie, żebyś
wrócił do pracy - powiedział ze śmiechem Ross
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 1 1
i zwrócił się do Clare. - Mam dla was zaproszenie.
Lizzi pyta, czy nie przyszlibyście do nas na coś
z grilla w ten weekend. Najlepsza byłaby sobota, ale
jeśli pracujesz, możemy to przenieść na inny termin.
- Nie, sobotę mam wolną. Przyjdziemy, jeśli tylko
Michael nie ma innych planów.
Spojrzała na niego niepewna, jak zareaguje na
zaproszenie. Przecież zerwali już zaręczyny. Czy Ross
o tym wiedział? Coś jej mówiło, że nie. Może powinna
znaleźć w tygodniu Lizzi i powiedzieć jej o wszystkim?
- Czemu nie - wzruszył ramionami Michael.
- Przynieście kostiumy, to trochę popływamy.
Muszę teraz iść do pacjentów. Więc widzimy się
w sobotę, tak? O jedenastej. Do zobaczenia.
- Ja też muszę iść. Zejdę na salę gimnastyczną.
Dzięki za herbatę i tosty. Mogłabyś podwieźć mnie
potem do domu?
- Jasne, że tak. O której?
- Jak skończysz. O wpół do piątej?
- Dobrze. Do zobaczenia.
- Zaczekam przy samochodzie - powiedział i od
szedł powoli, ale pewnie, pogwizdując sobie pod nosem.
Jeśli Michael wyobrażał sobie, że będzie chodził
bez żadnych problemów, to bardzo się pomylił. Właśnie
uczył się w ogrodzie chodzić bez kul. Na prostej
drodze nie miał problemów, ale kiedy musiał skręcać,
zwłaszcza w lewo, tracił równowagę. Po raz kolejny
przewrócił się na trawę i głośno zaklął.
Clare była zadowolona, że z tej odległości nie
słyszy słów, bo sądząc po tonie, Michael używał
raczej mało wybrednych wyrazów.
W pewnym momencie tak się zdenerwował, że odpiął
protezę i cisnął nią w krzaki. Nie wiedziała, czy się
śmiać czy płakać. Przyglądała się tylko, jak poszedł po
nią o kulach i niezdarnie przypiął z powrotem do nogi.
1 1 2 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Tym razem udało mu się wykonać manewr prawid
łowo.
- Widzisz, udało ci się! - krzyknęła wychodząc do
ogrodu.
- W końcu wystarczająco długo to ćwiczyłem.
Cholerna noga! Mam zamiar załatwić sobie amerykań
ską protezę z ruchomą stopą. Są bardziej skompliko
wane i...
- Michael, przecież bardzo dobrze ci idzie. To
dopiero trzy dni. Musisz uważać, żeby nie forsować
zanadto kikuta, bo zrobią ci się na skórze odleżyny.
Chodzisz już dwie godziny! Odpocznij trochę. Usiądź
i napij się czegoś.
Z ulgą jej posłuchał. Był cały spocony i z głośnym
westchnieniem opadł na ławkę.
Podała mu szklankę zimnego białego wina, a Mi
chael przystawił ją sobie do czoła.
- Ach -jęknął. - Cudownie!
- Masz to wypić! - powiedziała z uśmiechem.
- Wszystko w swoim czasie - powiedział dotykając
szklanką do piersi. - Mój Boże, tak się spociłem.
Całkiem straciłem kondycję.
Clare nie mogła oderwać wzroku od rozchylonej
koszuli, która odkrywała kawałek owłosionej piersi
Michaela. Zapragnęła poczuć na skórze dotyk jego
rąk, twardych mięśni i ramion. Zwilżyła językiem
usta i przesunęła się w dalszy koniec ławki.
- Przepraszam, pewnie czuć ode mnie potem
- powiedział.
- Skąd - odparła, przypominając sobie nagle, jak
pachniał, kiedy po kąpieli przychodził do łóżka.
- Po prostu chciałam zrobić ci więcej miejsca.
- Spojrzała na niego i zrozumiała, że nie uda jej się
go oszukać.
Michael zacisnął szczęki. Odwrócił głowę i jednym
haustem opróżnił szklankę.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 1 3
- Idę wziąć prysznic, a potem chyba trochę się
zdrzemnę - oznajmił nienaturalnym głosem.
Patrzyła, jak odchodzi, a potem skryła twarz
w dłoniach. Tak bardzo go potrzebowała! Dłużej
tego nie zniesie. Nie może mieszkać z nim pod
jednym dachem, kochać go, pożądać i jednocześnie
nic z tego nie mieć. Zresztą wcale już jej tak bardzo
nie potrzebował. Westchnęła. Jutro idą do Lizzi, ale
pojutrze zacznie rozglądać się za jakimś mieszkaniem.
Połykając łzy poszła do kuchni, żeby przygotować
kolację.
Sobotni poranek był rześki i słoneczny. O dziewiątej
zaczęło się robić gorąco, a w ciągu dnia miało być
upalnie i sucho. Clare zsunęła z łóżka nogi, założyła
koszulkę i zeszła do kuchni.
Michael siedział już przy stole czytając poranną
gazetę.
- Och - powiedziała czerwieniąc się. - Myślałam,
że jeszcze śpisz.
Spojrzał na nią z uwagą, a potem z powrotem zajął
się czytaniem gazety.
- Wstałem jakiś czas temu. Na kuchni jest wrzątek.
- Zapowiada się upalny dzień. W sam raz na
pływanie.
- Yhm.
- Co się stało? - Clare uważnie popatrzyła na
Michaela.
- Dlaczego miałoby się coś stać?
- Nie wydajesz się uszczęśliwiony tym pomysłem.
- Bo nie jestem. - Westchnął i odłożył gazetę na
bok. - Nie wiem, kto tam będzie. Dzieci Rossa,
przyjaciele... Chyba jeszcze nie jestem gotowy na
takie towarzyskie spotkania.
Clare podniosła słuchawkę telefonu i wykręciła
numer.
1 1 4 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Co robisz? - zapytał ostro.
- Badam sytuację. Cześć, Lizzi, tu Clare. Zastana
wiam się właśnie, czy mamy coś ze sobą przynieść.
Sałatkę, wino czy coś takiego. Nie wiem, ile ma być
osób.
- Tylko nasza czwórka. Dzieci są u ich matki.
Zabierz ze sobą tylko Michaela. A przy okazji, jak on
się czuje?
- Uczy się chodzić z protezą. Od razu chciałby na
niej biegać. Myślę, że z czasem doskonale da sobie
radę. Więc nie chcesz, żebym wzięła ze sobą sałatkę
ryżową?
- Nie, nie ma po co. Po prostu przyjedźcie, kiedy
będziecie gotowi.
- Dobrze. Niedługo będziemy.
Odłożyła słuchawkę i spojrzała na Michaela.
- Spokojnie, tylko my czworo.
- No dobrze, poddaję się. Pójdę się przygotować,
zabiera mi to strasznie dużo czasu.
Wyjechali tuż przed jedenastą i przez całą drogę
Michael był spięty. Pomimo upału założył dżinsy,
choć w domu chodził tylko w krótkich spodenkach.
Clare z niepokojem myślała, jak Michael zareaguje,
kiedy będzie musiał je zdjąć, żeby popływać. Nie
mogła mu pomóc. Sam musi poradzić sobie z tym
problemem.
Ross przywitał ich przed domem i razem poszli do
ogrodu. Pod drzewem leżała Lizzi czytając książkę.
- Cześć - krzyknęła na ich widok. - Weźcie sobie
leżaki i siadajcie gdzie chcecie.
Wszyscy usiedli w cieniu, a Ross przyniósł z kuchni
sok owocowy.
Robiło się coraz goręcej. Przy pomocy Michaela
Ross rozpalił grilla. Dziewczyny gawędziły o książce,
którą czytała Lizzi. Po jakimś czasie pan domu
zaproponował kąpiel.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 1 5
- Chodź, Michael, popływamy trochę, a one niech
zajmą się robieniem sałatki.
Od razu zrozumiały, o co chodzi i poszły do kuchni.
- Zastanawiałam się, jak przez to przejdzie - po
wiedziała Clare. - Powinnam się była domyśleć, że
Ross wymyśli jakieś rozsądne wyjście.
- Bardzo się tego wstydzi?
- Nie wiem. Nie rozmawia ze mną na ten temat.
Miałam ci wcześniej powiedzieć, Lizzi. Nie jesteśmy
już zaręczeni.
- Co!? - wykrzyknęła Lizzi, odkładając sałatę,
którą właśnie myła. - Och, Clare, tak mi przykro. Co
się stało?
- Sama chciałabym wiedzieć - westchnęła Clare.
- Od czasu wypadku coraz bardziej oddalał się ode
mnie. Na początku myślałam, że jest w depresji, ale
w końcu zdałam sobie sprawę, że nie chce, żebym
koło niego była. Usłyszał, jak rozmawiałam z jego
bratem i...
- I co? - zapytała twardo Lizzi i wskazała Clare
krzesło.
Clare usiadła i z płaczem opowiedziała jej o wszyst
kich zdarzeniach minionych tygodni.
- I tyle - zakończyła opowieść. - Już mnie nie
kocha i jak tylko przestanę mu być potrzebna, będę
musiała się wyprowadzić.
- W szpitalu ma zwolnić się mieszkanie. Jedna
z moich pielęgniarek przeprowadza się do Mitcha
Bakera, więc jeśli chcesz, mogę ją spytać, co chce
zrobić ze swoim mieszkaniem.
- Mogłabyś? Byłabym ci bardzo wdzięczna.
Dopiero miesiąc mieszkała poza szpitalem. Dlaczego
tak się spieszyli? Chyba Michael rzeczywiście miał rację.
Usłyszały kroki i w drzwiach pojawił się mokry Ross.
- Jak było? - spytała Lizzi, krzywiąc się, gdy
pocałował ją mokrymi ustami.
1 1 6
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Cudownie! - uśmiechnął się. - Przyszedłem po
kurczaka i kiełbaski.
- Są w lodówce. A gdzie jest Michael?
- Jeszcze pływa. Chce zrobić osiemset metrów.
- Wykończy się - powiedziała Clare z westchnie
niem.
- Ależ skąd - zaprzeczył Ross. - Jest bardzo
wysportowany, tylko dawno nie pływał. Koniecznie
chce coś udowodnić sobie samemu. Da sobie radę.
To wszystko?
Machnął Lizzi przed nosem talerzem pełnym
kurczaka i kiełbasek.
- Och, Ross, przestań - odchyliła głowę, odsuwając
ręką talerz. - Tak, to wszystko. Sałatę weźmiemy ze
sobą. Czy możemy pojawić się tam za chwilę?
- Tak sądzę. Michael nie jest już spięty i doskonale
się bawi. Jeśli go zignorujemy, będzie czuł się normalnie.
- Nie miałam najmniejszego zamiaru przyglądać
się jego nodze! - roześmiała się Lizzi.
- Przepraszam, kochanie - Ross uśmiechnął się po
chłopięcemu i objął żonę wolną ręką.
- Jesteś cały mokry! Uciekaj!
Wzięła salaterkę z sałatą i skierowała się w stronę
wyjścia.
- Clare, mogłabyś wziąć tę tacę? - krzyknęła przez
ramię.
Clare wyszła za nimi, z zazdrością patrząc, jak
czule objęci szli do ogrodu.
Gospodarze zajęli się przygotowywaniem jedzenia,
zapominając o obecności Clare.
Po kilku chwilach podszedł do niej Ross.
- Może się wykąpiesz?
- Nie, jeszcze nie.
- Patrzyłaś na wodę z taką tęsknotą, że pomyślałem,
iż chętnie byś sobie popływała.
Lizzi ujęła go pod rękę.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 1 7
- Sądzę, że to nie na wodę tak patrzyła - powie
działa i odciągnęła męża.
Clare przymknęła oczy. A więc to aż tak było po
niej widać? Z ciężkim westchnieniem usiadła na leżaku
pod drzewem, jednak cień nie dawał wiele chłodu.
- Może się trochę rozbierzesz? - zapytała Lizzi.
- Musi ci być strasznie gorąco w tych ciuchach.
- Chyba masz rację. Jak Michael skończy swój
maraton, wskoczę do wody i trochę się ochłodzę.
Zdjęła szorty, koszulkę, zrzuciła z nóg sandały
i zanurzyła stopy w chłodnej trawie.
- Wyglądasz znacznie lepiej - powiedział Ross, nie
kryjąc podziwu.
- Hej, Ross, nie popadaj w zbytnie uwielbienie!
- roześmiała się Lizzi.
- Przecież tylko patrzę. To czysto estetyczne
doznanie.
Clare z zakłopotaniem przygryzła dolną wargę.
- Widzisz, speszyłeś dziewczynę. Idź, Clare, po
pływaj sobie trochę.
- Wyraziłem tylko swe uznanie, nie pożądanie.
Jak dla mnie jest ciut za pulchna. Wolę raczej
szczupłe dziewczyny - odparł, patrząc ze śmiechem
na żonę.
- Co to za liczba mnoga? - Lizzi nie dawała za
wygraną. - „Dziewczyny"! Jesteś trochę za stary na
te rzeczy!
- Z pewnością nie - powiedział, głaszcząc czule jej
brzuch.
Lizzi zaczerwieniła się i strąciła jego rękę.
- Idź i przewróć kurczaka na drugą stronę!
- Co za kobieta!
- Lizzi? - Clare spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
- Jestem w ciąży. W lutym będziemy mieli dziecko.
- Och, skarbie, to fantastycznie. Tak się cieszę...
- Clare wyciągnęła ręce i uściskała Lizzi.
1 1 8 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Zamknęła oczy, z których popłynęły łzy kapiąc na
jej gołe nogi.
- Och, Clare, przepraszam. Nie powinnam tego
mówić teraz, kiedy ty i Michael...
- Co Clare i Michael? - spytał Ross podchodząc
do nich.
- Nic. To prywatna sprawa.
- Nie, Lizzi. Powiedz mu. Ja pójdę trochę się przejść.
Ze wszystkich sił starała się powstrzymać łzy. Może
powinna raz na zawsze opuścić szpital? Przecież teraz
nie była już Michaelowi potrzebna.
W końcu ogrodu znalazła małą ławeczkę i usiadła
na niej. Myślała o swoim życiu, które miała spędzić
bez Michaela. O tym, jakie będzie puste i bezbarwne.
Na trawę padł cień. Podniosła wzrok i zobaczyła j
wspartego na kulach Michaela. Był mokry, a woda
spływała cienkimi strumyczkami po jego ciele.
- Lunch jest gotowy - powiedział zatroskanym
głosem.
- Nie jestem głodna.
- Ja też niespecjalnie - wyznał. - Myślę jednak, że
powinniśmy zjeść. Ross i Lizzi zadali sobie dużo
trudu, żeby to przygotować. Chodź, kochanie. Nie
musimy długo zostawać.
- Już idę - odpowiedziała, starając się ukryć łzy.
Wbrew temu, co mówili, zjedli obiad z apetytem,
a potem wszyscy rozłożyli się w cieniu. Michael
zdrzemnął się chwilę, zasłaniając ramieniem oczy,
a kiedy się obudził, poszli do wody i grali w piłkę
wodną.
W pewnym momencie Clare chwyciła piłkę, a Michael
ze śmiechem objął ją od tyłu, starając się wyrwać piłkę.
Po tym zdarzeniu zupełnie nie mogła się skoncentrować
na grze i w końcu to właśnie ona przegrała.
Do domu wyruszyli późnym popołudniem.
- To bardzo mili ludzie - stwierdził Michael
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 1 9
w powrotnej drodze. - Powiedzieli, że jeśli będę
chciał popływać, mogę wpaść w każdej chwili.
- Mogłabym cię podwozić do nich - zapropono
wała.
Nie odpowiedział, ale zauważyła, jak zacisnął ręce
na kulach. Nie wiedziała, czy chodzi mu o nią, czy
o fakt, że jest zależny od innego człowieka.
W domu zjedli lekką kolację i Michael wcześnie
położył się spać. Clare właśnie zmywała naczynia,
kiedy usłyszała nad głową głośny rumor.
Rzuciła wszystko i pobiegła do sypialni Michaela.
Właśnie podnosił się z podłogi, klnąc nieprzyzwoicie.
- Nic ci się nie stało?
- A co mi się miało stać?! Do jasnej cholery, Clare,
przestań wreszcie za mną łazić!
- Nie krzycz na mnie! - zawołała. - Nic na to nie
poradzę, że muszę się tobą opiekować!
Tego było już za wiele. Zakryła twarz rękami,
a z oczu popłynęły jej łzy.
- Och, Boże, Clare, nie płacz. Przepraszam cię,
kochanie. Chodź do mnie.
Nie wiedziała, jak to się stało, ale nagle znalazła się
w jego ramionach. Pociągnął ją na łóżko, kołysząc
czule jak dziecko i szepcząc uspokajające słowa. Po
chwili podniósł jej głowę i spojrzał głęboko w oczy.
- Clare, wybacz mi - szepnął błagalnie. - Bóg mi
świadkiem, że próbowałem, ale nie mogę, nie potrafię
się tobie oprzeć...
Kochał ją, na początku czule, delikatnie, a potem
z narastającą pasją. Na koniec przyciągnął ją do
siebie tak mocno, jakby nigdy nie miał jej już puścić.
Usnęli przytuleni do siebie, a potem obudzili się
w środku nocy, by raz jeszcze się kochać.
Obudziła się taka szczęśliwa, jaką nie była od kilku
tygodni. Otworzyła oczy i wspierając się na łokciu
przyglądała się Michaelowi.
1 2 0
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Cześć - szepnęła i wyciągnęła rękę, żeby go
dotknąć.
Złapał ją za nadgarstek i wolno przycisnął do łóżka.
- Nie - powiedział cicho. - To nie powinno się
było zdarzyć. Nie mam zamiaru cię przepraszać.
Ostrzegałem cię przecież i nie będę mówił, że żałuję,
bo tak nie jest. Nie możemy jednak dopuścić do tego
nigdy więcej.
Zamknęła oczy i odsunęła się od niego. Myślała, że
ostatnia noc zmieni wszystko, ale najwidoczniej była
w błędzie.
- Wyprowadzę się pod koniec tygodnia. W szpitalu
zwalnia się mieszkanie, więc może uda mi się je dostać.
- Tak będzie lepiej - odezwał się i Clare ze
zdumieniem usłyszała, że jego głos drży.
Wstała, pozbierała z podłogi swoje ubrania i wyszła,
cicho zamykając za sobą drzwi.
Przez resztę dnia unikali się nawzajem. Zadzwoniła
Lizzi z wiadomością, że mieszkanie po Lucy Hallett
jest wolne.
A więc stało się. Popołudnie Clare spędziła w swoim
pokoju pisząc rezygnację, którą następnego dnia złożyła
w kadrach. Nie zdziwiła się, kiedy po kilku godzinach
wezwała ją do siebie przełożona pielęgniarek.
- Dlaczego? Jest pani jedną z naszych najlepszych
pielęgniarek i wydawało mi się, że do tej pory nie
miała pani żadnych zażaleń.
- To sprawa osobista - odpowiedziała Clare.
Przełożona podniosła na nią wzrok.
- Wiele słyszałam o pani i doktorze Barringtonie.
- Nic z tego nie wyszło.
- Jego strata.
- Być może. Przepraszam, ale wolałabym nie
rozmawiać na ten temat...
- A jeśli przenieślibyśmy panią na inny oddział?
Jest kilka wolnych miejsc.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 2 1
Clare podniosła głowę.
- Nie mogę pracować tak blisko niego.
- Nie uda ci się zatrzeć wspomnień, Clare - starsza
kobieta podeszła do niej, kładąc rękę na jej ramieniu
- niezależnie od tego, jak daleko uciekniesz.
- Wiem o tym, ale jeśli wyjadę, może uda mi się
szybciej o nim zapomnieć...
Na biurko upadła łza, potem druga. Przełożona
podała jej chusteczkę i wyszła z pokoju. Po pewnym
czasie Clare doprowadziła się do porządku i poszła
na oddział. Czekała na nią Mary O'Brien.
- Będzie mi ciebie brakowało - powiedziała wprost.
-Myślę jednak, że masz rację. Gdybyś została, byłoby
wam obojgu bardzo trudno. Idź teraz do domu. Dam
sobie radę sama, a tobie przyda się chwila samotności.
- Mary, pozwól mi zostać. Nie mam dokąd pójść.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Dobrze. Wiec pomóż Deborah na sali pooperacyj
nej. Leży tam dwóch pacjentów po artroskopii i kobieta
po nastawieniu zwichniętego stawu biodrowego.
- Dobrze, pójdę. I Mary... dziękuję ci za wszystko.
- Nie ma za co - O'Brien uśmiechnęła się po
krzepiająco.
Dzień mijał szybko. Złożenie rezygnacji przyniosło jej
pewną ulgę, ale wciąż bała się, że nie będzie w stanie
spojrzeć Michaelowi w oczy po powrocie do domu.
Niepotrzebnie się obawiała. Na kuchennym stole
znalazła krótką wiadomość.
„Droga Clare. To nie ma sensu. Gdybyś mnie
potrzebowała, jestem na „Henrietcie". Nakarm
O'Malley'a i daj mi znać, kiedy się wyprowadzisz.
Michael".
Odszedł.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Clare wprowadziła się do mieszkania Lucy Hallet
w sobotę rano. Musiała zrobić kilka kursów samo
chodem, żeby zabrać od Michaela wszystkie swoje
rzeczy.
Właśnie zabrała ostatnią partię i rozglądała się po
opustoszałej kuchni, kiedy przed drzwiami z piskiem
zahamował jakiś samochód. Po chwili ujrzała Andrew.
- Cześć. Jak leci?
- Właśnie się wyprowadzam. Dostałam mieszkanie
i zbieram swoje manatki.
Andrew szpetnie zaklął.
- Chyba Michael nie myśli, że między nami coś
było?
- Andrew, ja nie wiem, co on myśli - westchnęła
ciężko. - Nie rozmawia ze mną o tym, co czuje.
Usłyszałam tylko, że już mnie nie kocha.
- Więc dlaczego ciągle tu jesteś?
- Przecież ktoś musiał się nim zająć!
- Cholerny świat! - zaklął i usiadł naprzeciw niej.
- Clare, przepraszam cię. Powinienem był wtedy
zostać, ale strasznie mnie wkurzył. Zawsze uważał, że
zabieram jego kobiety.
- A nie było tak?
Był na tyle przyzwoity, że przybrał skruszoną minę.
- Zdarzało się, ale robiłem to tylko po to, żeby
udowodnić sobie, że jestem lepszy. Zresztą nie tylko
ja wykręcałem takie numery. Często walczyliśmy
o kobiety. Czasami nawet zamienialiśmy się, żeby
sprawdzić, czy zauważą. Raz poderwałem dziewczynę,
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 123
na której naprawdę mu zależało i od tamtej pory
więcej tego nie robiłem. Nigdy nie ośmieliłbym się
odebrać mu ciebie, nawet gdyby nie miał tego
wypadku. Michael potrzebuje kogoś takiego, jak ty.
Nie lubi samotności, a niewiele osób potrafiłoby
z nim wytrzymać.
Nie musiał jej o tym przekonywać.
- Mógłbyś wyświadczyć mi pewną przysługę?
- zapytała go Clare. - Michael mieszka teraz na
„Henrietcie". Chciałabym, żebyś pojechał na przystań
i powiedział mu, że się wyprowadziłam.
- Nie ma sprawy. Mam pojechać dzisiaj?
- Byłoby dobrze. Martwię się, że jest tam sam.
I Andrew...
- T a k ?
- Spróbuj się z nim pogodzić. Po twoim wyjeździe
był bardzo przygnębiony i wiem, że chętnie by z tobą
pogadał. Dziadek też ma do niego jakieś pretensje,
więc jest teraz bardzo samotny.
- Postaram się. Po to zresztą tu przyjechałem.
Jadę od razu.
Clare wstała.
- Nakarmiłam kota dziś rano, a w lodówce jest
sporo zapasów. Zmieniłam wszędzie pościel i od
kurzyłam pokoje. - Przerwała i przygryzła wargę.
- Chcesz zostawić mu jakąś wiadomość?
- Nie. Nie mam mu nic do powiedzenia. Mógłbyś
przekazać, że bardzo go kocham, ale to nie ma sensu.
No, zbieram się. Zajmij się nim, Andrew. -Pocałowała
go w policzek i odwróciła się. Podszedł do niej
O'Malley i zaczął łasić się do nóg.
- Żegnaj, stary draniu - powiedziała i wyszła nie
oglądając się za siebie.
Nie widziała Michaela przez dwa tygodnie, choć
dużo o nim słyszała od Rossa i Lizzi. Andrew został
124 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
z nim przez kilka dni i codziennie woził go do nich na
basen. Kilka razy wypływali też „Henriettą".
Michael nie chodził już na salę gimnastyczną. Jak
dowiedziała się od Tima, postanowił od poniedziałku
zacząć pracę, choć od wypadku minęło niecałe sześć
tygodni. Przez kilka dni miał pracować z doktorem
Mayhew, a później całkiem sam, gdyż Tim wybierał
się na urlop.
Wszyscy twierdzili, że wygląda doskonale i szybko
przyzwyczaja się do nowej sytuacji.
Clare nie potrafiła tak szybko przyzwyczaić się.
Dnie zdawały się nie mieć końca, ale najgorsze były
noce. Długie, samotne noce wypełnione wspomnieniami
i marzeniami o jego silnych, kochających ramionach.
Podczas któregoś z dyżurów podeszła do niej
Deborah Lewis.
- Wyglądasz okropnie - powiedziała. - Idę dziś na
przyjęcie, a ponieważ David wyjechał, pomyślałam,
że mogłabyś wybrać się ze mną. Dobrze by ci to
zrobiło. Co ty na to?
- Och, Deborah, nie sądzę, żebyś dobrze bawiła
się w moim towarzystwie.
- Daj spokój! Nawet nie chcę tego słuchać. Spo
tkamy się o wpół do dziewiątej przed wejściem,
dobrze?
- Dobrze, ale ostrzegam cię, że będziesz tego
żałowała. - Clare westchnęła z rezygnacją.
- Bzdura. Potrzebujesz jakiejś rozrywki. Będzie
tam wielu przystojnych mężczyzn, może nawet któryś
przypadnie ci do gustu - roześmiała się robiąc oko.
- Deborah! Powiedziałam już, że pójdę i nie mówmy
o tym więcej.
Tak więc znalazła się na przyjęciu razem z Deborah.
Odprawiała wszystkich kręcących się wokół niej
mężczyzn, rozmyślając tylko o tym, jak się stąd
wyrwać. W pewnej chwili w drzwiach ukazał się
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 2 5
Michael. Wszedł lekko, utykając, w towarzystwie
jakiejś rudowłosej piękności.
Ich spojrzenia spotkały się. Rzeczywiście wyglądał
wspaniale. Był przystojny i opalony, lecz Clare
brakowało w nim jakiejś iskierki, która kiedyś
rozjaśniała jego twarz. Przez kilka sekund nie spuszczał
z niej wzroku, a potem zwrócił się do swej towarzyszki.
Przez cały wieczór kompletnie ignorował Clare.
Nie sprawiło mu to trudności, skoro jej nie kochał.
Ale ona obserwowała każdy jego ruch, każdy krok,
nie spuszczając wzroku także z pięknej nieznajomej.
- Masz, Clare, to ci dobrze zrobi. - Deborah
podeszła do niej z kieliszkiem brandy.
- Kim jest ta kobieta? - spytała ją Clare.
- Ta ruda? To Jo Harding, ginekolog położnik.
Niezła, prawda?
- Nienawidzę jej - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Posłuchaj, Clare. Prędzej czy później to musiało
się stać. Michael jest diablo przystojnym mężczyzną
i to, że stracił kawałek nogi, niewiele zmienia. Mógł
stracić coś innego.
Clare zaczerwieniła się.
- Przepraszam, to nie było zabawne. Chcesz iść do
domu?
Zaprzeczyła.
- Wiem, że to głupie, ale jeśli popatrzę na nich
jeszcze trochę, to może znienawidzę Michaela na zawsze.
- Niezły pomysł. Może brandy trochę ci w tym
pomoże? - Deborah podała jej pełen kieliszek.
Clare przez pół godziny męczyła się z jego zawar
tością i w końcu wylała brandy do doniczki z kwiat
kiem. Michael i Jo zniknęli gdzieś, podobnie jak
Deborah. Postanowiła, że poszuka jej na górze, aby
powiedzieć, że jedzie do domu. Na schodach było
pełno ludzi, którzy schronili się tu, by w ciszy
porozmawiać i poplotkować. Przecisnęła się między
1 2 6
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
nimi i weszła na półpiętro, gdzie ustawiła się kolejka
czekających do toalety.
- Czy ktoś widział Deborah Lewis? - spytała.
W tym momencie otworzyły się za nią drzwi
i z ciemnego pokoju wyszedł Michael z Jo. Miał
potargane włosy, niestarannie zapiętą koszulę i wy
glądał... Jak zwykle wyglądał niewiarygodnie pocią
gająco.
Jo uśmiechała się spoglądając na niego z czułością.
- Lepiej się czujesz? - spytała niskim, przyjemnym
głosem.
- Wprost cudownie. Dzięki, Jo.
- Zawsze do usług. To czysta rozkosz dotykać
takiego ciała, jak twoje!
Roześmiał się w sposób, który Clare tak dobrze
znała i zwrócił się w stronę schodów.
Nie było ucieczki. Zobaczył ją i otworzył usta,
jakby chciał coś powiedzieć, po czym rozmyślił się
i przeszedł obok. Za nim przesunęła się wysoka,
smukła Jo. Clare musiała zacisnąć pięści, żeby nie
wydrapać jej oczu.
Poczekała kilka chwil, a potem zbiegła na dół
i szybko skierowała się do wyjścia.
W drzwiach natknęła się na Rossa i Lizzi, którzy
właśnie przyjechali. Jej wzburzenie było tak widoczne,
że Lizzi od razu odciągnęła ją na bok. Próbowała
uspokoić Clare, a kiedy wreszcie jej się to udało,
zmusiła ją, żeby opowiedziała, co się stało.
- To gnojek! - wykrzyknęła, kiedy Clare skoń
czyła mówić. - Jak śmiał? Może spotykać się z dzie
wczynami, ale nie musi tego robić tak otwarcie!
Naprawdę, miałam o nim lepsze zdanie. Wiesz co?
Odwieziemy cię do domu. Tak będzie chyba naj
lepiej!
Clare z wdzięcznością przyjęła tę propozycję. Usiadła
na tylnym siedzeniu, nie słuchając zupełnie, co do niej
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 2 7
mówią. Kiedy dojechali na miejsce, Ross wysiadł
z samochodu i otworzył jej drzwi.
- Pani pozwoli - powiedział żartobliwie.
Clare zdobyła się na uśmiech. Podziękowała za
podwiezienie i po chwili zastanowienia zaprosiła ich
na kawę.
- Wprawdzie mam tylko rozpuszczalną, ale mogę
was też poczęstować herbatą, albo sokiem owocowym.
- Clare, mówisz to z grzeczności czy naprawdę
potrzebujesz naszego towarzystwa? - zapytała cicho
Lizzi.
- Mówiąc szczerze, to najchętniej zaszyłabym się
teraz w jakimś kącie i płakała przez całą noc - wyznała.
- Rozumiem. Jedziemy do domu. Jeśli będziesz
chciała nas odwiedzić, możesz to zrobić w każdej
chwili. Nie zamykaj się w mieszkaniu na całe dni, bo
oszalejesz.
Clare podziękowała im i poszła do domu. Weszła
do przedpokoju i oparła się o drzwi. Do diabła
- pomyślała. Jak ten przeklęty rudzielec śmiał dotykać
Michaela?
- On jest mój! - krzyknęła. - Mój! Nigdy go nie
zdobędziesz!
Już jej się to udało - szeptał Clare jakiś wewnętrzny
głos. Chwyciła stojący w pobliżu wazon i z rozmachem
cisnęła nim o ścianę. Potem usiadła skulona na progu
i głośno się rozpłakała.
W niedzielę wyjechała na przejażdżkę samochodem.
Wkrótce zorientowała się, że zajechała prawie pod
dom Michaela. Zaparkowała w miejscu, z którego
samochód był niewidoczny i zaczęła skradać się
w stronę domu, w każdej chwili gotowa uciec.
Kiedy podeszła bliżej, zobaczyła samochód Rossa
zaparkowany obok starego volvo. Usłyszała na ścieżce
kroki i pospiesznie skryła się za wysokim krzakiem.
128 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Kiedy kroki zbliżyły się, rozpoznała głos Rossa.
- Myślę, że jesteś głupcem. To oczywiste, że ją
kochasz. Dlaczego nie chcesz jej tego powie
dzieć?
- Och, Ross, nie mogę ryzykować. Ona nie może
mnie kochać, zbyt krótko się znamy. Gdybym poznał
ją po wypadku, miałbym większą pewność, że chce ze
mną być. Wszystko stało się zbyt nagle. Jednego dnia
jeszcze jej nie znałem, a następnego już się zaręczyliśmy.
Nie mieliśmy czasu, żeby się dobrze poznać, ale
wiem, że zostałaby ze mną bez względu na to, co by
do mnie czuła. Ona należy do tych kobiet, Ross,
które traktują te sprawy bardzo poważnie. Właśnie
dlatego musiałem pozwolić jej odejść.
- Ale może ona tego nie chciała? Myślę, Michael,
że Clare naprawdę cię kocha. Wyrządzasz jej dużą
krzywdę twierdząc, że nie jest szczera.
Michael zaśmiał się krótkim, urywanym śmiechem.
- Powinieneś ją słyszeć, jak błagała mnie w pociągu,
żebym nie amputował stopy temu facetowi. Nie mogła
znieść myśli, że zostanie kaleką. Jedyne, co wtedy
słyszałem, to jej głos powtarzający: będzie kaleką,
kaleką, kaleką. Och, Ross, nie wyobrażasz sobie,
przez co przeszedłem. Strata nogi była niczym
w porównaniu z utratą Clare.
- Ale przecież była z tobą przez cały czas. Czy
kiedykolwiek powiedziała, że nie chce cię znać po
tym, co się stało?
Zapadła długa chwila ciszy, podczas której Clare
przypomniała sobie, ile razy musiała chować ręce
w kieszeniach, żeby go nie dotykać.
- Nie wiem - odezwał się w końcu Michael. - Clare
nie chce urazić moich uczuć. Udaje miłość, ale
w gruncie rzeczy chyba nie czuje do mnie nic, poza
współczuciem.
- Nie sądzę. Myślę, że cię kocha, niezależnie od
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 129
tego, ile masz nóg! Oczywiście jest jej przykro z powodu
tego, co się stało, ale to przecież normalne ludzkie
uczucie. Nie możesz mieć jej tego za złe. Jeśli chcesz,
powiem ci, jakie jest moje zdanie. Uważam, że użalasz
się nad sobą i że się boisz. Sam wyznaczyłeś sobie
karę za to, że zostałeś w wagonie, kiedy błagała cię,
żebyś wyszedł. Robisz z siebie cierpiętnika, wmawiasz
sobie, że jesteś inny, a ponad wszystko jesteś głupcem,
który odrzuca miłość kochającej kobiety w imię
własnej, źle pojętej dumy!
- To bzdura!
- Czyżby? Zastanów się dobrze nad tym, co ci
powiedziałem. Chodźmy już, Lizzi będzie na mnie
czekać.
Usłyszała trzask zamykanych drzwi i odgłos zbliża
jącego się samochodu. Schowała się głębiej i poczekała,
aż Ross i Lizzi odjadą. Potem wstała i wzięła na ręce
O'Malley'a, który nagle zjawił się obok niej.
- Powiedz mi coś, stary draniu. Jeśli twój pan
mnie kocha, to dlaczego prowadza się z tą rudowłosą
pięknością?
O'Malley przeciągnął się i potarł głową o jej policzek.
- Też tak myślę. Do diabła, przecież zna go dopiero
parę tygodni! - wykrzyknęła zgorszona, ale potem
przypomniała sobie, po jakim czasie sama znalazła
się w jego ramionach.
- Zastanawiam się, czy wciska jej te same kawałki
o swojej drugiej połowie.
O'Malley nie wyraził swej opinii na ten temat,
więc postawiła go na ziemi i wolno poszła do
samochodu.
- Joanno Harding, nienawidzę cię! - powiedziała
głośno. Zapaliła silnik i włączyła wsteczny bieg.
Jutro Michael wraca do pracy. Jutro znów go
zobaczy. Jutro, być może, czegoś się dowie. Jutro.
Boże, jakże nienawidziła jutra!
130 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Michael pojawił się w pracy punktualnie o ósmej
rano. Szedł o lasce, ale Clare widziała, że potrzebo
wał jej raczej jako wsparcia moralnego niż fizycz
nego.
- Dzień dobry, siostro - przywitał ją oficjalnie.
- Dzień dobry - odpowiedziała sztywno, zastana
wiając się, jak przeżyje kilka następnych minut, nie
mówiąc już o tygodniach, które pozostały do jej
odejścia. - Miło znów widzieć cię na oddziale.
- Dobrze być z powrotem w pracy. - Po raz
pierwszy spojrzał jej w oczy i lekko się uśmiechnął.
- Może zechciałabyś oprowadzić mnie po oddziale?
- Oczywiście. Od czego chciałby pan zacząć?
Spojrzał na zegarek.
- Myślę, że zdążę wszystkich zobaczyć, ale wolałbym
zacząć od tych, którzy czekają na operację.
- Świetnie.
Zaprowadziła go na salę, na której leżeli pacjenci
przygotowywani do zabiegu.
- To jest pani Green, która czeka na artroskopię.
Trzeba zajrzeć do środka stawu, gdyż podejrzewamy
naderwanie panewki stawowej.
- Tak, pamiętam panią. Spotkaliśmy się kilka
tygodni temu. Jak się ma pani kolano? - Rozmawiał
z pacjentką przez chwilę, wyjaśnił, na czym będzie
polegał zabieg i narysował na skórze linie pomocnicze.
- Nie chciałbym pomylić nóg - roześmiał się i przeszedł
do następnego łóżka.
Był spokojny i opanowany. Badał kolejnych pa
cjentów, każdemu poświęcając chwilę, ale jednoczenie
nie tracąc czasu na zbędne pogaduszki. Przeszli potem
na salę pooperacyjną, a na końcu odwiedzili Barry'ego
Warnera.
- Michael, wróciłeś jednak do tego piekła! Jak się
masz, chłopie?
Dopiero teraz Clare dostrzegła lekki skurcz, który
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 1 3 1
szybko przebiegł po jego twarzy i równie szybko
zniknął.
- Świetnie. A ty? Widziałem twoje zdjęcia. Wy
gląda na to, że nogi dobrze się goją. - Zbadał go
delikatnie i z powrotem nakrył kocem. - Przeszcze
py skórne przyjęły się i myślę, że zaczniemy już
ćwiczenia w odciążeniu. Nie możemy dopuścić,
żebyś zapomniał, jak się chodzi - powiedział
z uśmiechem.
Kiedy wyszli, zapytał Clare o stan Danny'ego Drew.
- Och, czuje się doskonale. Wyszedł kilka tygo
dni temu i przyjeżdża teraz na salę gimnastyczną.
Często wpada na oddział, żeby pogadać z nami
i z kolegami.
- A Pete Sawyer?
- Powinieneś spotkać go w przychodni. Doskonale
daje sobie radę.
- Świetnie. Miejmy nadzieję, że zacznie wkrótce
poruszać ręką. Dobrze, muszę iść teraz na blok
operacyjny. Dziękuję, siostro.
- Nie ma za co - odparła sucho i poszła do
dyżurki. Musiała rozdać leki pacjentom czekającym
na operację.
Kiedy rozkładała na wózku tabletki, podeszła do
niej Deborah.
- Clare, co się z tobą stało w piątek? Nigdzie nie
mogłam cię znaleźć!
- Później ci wytłumaczę. Teraz nie mam czasu.
- Mam nadzieję. Chodźmy do pacjentów.
Clare działała zupełnie jak robot. Nie myślała nad
tym, co robi i tylko długoletnia praktyka sprawiła, że
nie popełniła żadnego błędu.
O dwunastej przyszła Mary 0'Brien. Clare z ulgą
przekazała jej dyżur i poszła na lunch.
Pierwsze, co zobaczyła, to Michaela siedzącego
przy stoliku ze swoją rudą Jo.
132 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Wzięła talerz i usiadła kilka stolików dalej.
- Hej, złośnico, mogę się przysiąść?
Odróciła głowę i ujrzała Rossa trzymającego nad
głową tacę.
- Oczywiście, że nie - zaprzeczyła.
Roześmiał się i usiadł obok Clare. Kiedy podniósł
wzrok, zobaczył Michaela i Jo.
Zaklął pod nosem.
- Sam widzisz - powiedziała gorzko Clare. - Są
jak papużki nierozłączki.
- Tak to wygląda. Przykro mi, Clare. Próbowałem
z nim rozmawiać, ale mnie nie słuchał. Myślę jednak,
że nie traktuje jej poważnie.
- Pewnie chodzi mu tylko o seks - powiedziała,
patrząc w sos pomidorowy. - Nie byłabym zdziwiona,
bardzo to lubił.
Ross chrząknął.
- Przepraszam, nie powinnam tego mówić. To
jego prywatna sprawa.
- Z pewnością. Clare, wszystko z tobą w porządku?
Robisz się trochę zgorzkniała.
- Chyba masz rację. Ross, naprawdę myślisz, że
on chce się ukarać za ten wypadek?
Spojrzał na nią z uwagą.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Słyszałam waszą rozmowę. Chciałam go wczoraj
zobaczyć, nie wiem zupełnie po co. W każdym razie,
kiedy podjechałam pod jego dom, usłyszałam, co
mówiliście.
- Gdzie byłaś?
- Za krzakiem.
- I co słyszałaś?
- Wystarczająco dużo, żeby nie wiedzieć, co o tym
myśleć. Jeśli naprawdę mnie kocha, to dlaczego
prowadza się z tym cholernym rudzielcem?
- Przecież tylko je z nią lunch.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 3 3
- Ale w piątek robił coś innego!
Ross skończył jeść i odsunął talerz.
- Clare, dlaczego go sama o to nie spytasz?
- Nie mogę, Ross. Już raz dałam mu szansę. Nie
będę się przed nim czołagać na kolanach, żeby mnie
przyjął z powrotem. Jeśli woli zadawać się z tą
dziwką, to jego sprawa.
- Hej, Clare, to już za dużo. Jo jest przyzwoitą
dziewczyną i...
- Nie wygląda na taką!
- Mówiąc szczerze, ty też nie. - Ross uśmiechnął
się. - Ale przecież masz rozum i zasady moralne. Nie
możesz jej osądzać tylko na podstawie wyglądu. Ona
jest w porządku.
- Tak, a w dodatku jest samotna i szuka faceta.
- Nie będę się z tobą kłócił, ale uważam, że
wyciągasz zbyt pochopne wnioski - westchnął z rezyg
nacją.
W tej chwili Michael wstał i lekko pocałował Jo
w policzek.
- Tak sądzisz? Dla mnie to był wystarczający
dowód. Napijesz się kawy?
- Nie, dziękuję. - Ross wstał i podążył za Mi-
chaelem.
Clare westchnęła. Nie miała ochoty na resztę sałatki.
Patrzyła, jak Jo podeszła do termosu i nabierała
sobie kawy. Wysoka, smukła, poruszała się z gracją
i wdziękiem rzadko spotykanym u tak wysokich
kobiet. Kiedy się odwróciła, ich oczy spotkały się.
Clare dostrzegła w jej spojrzaniu współczucie i jeszcze
coś. Może to była zazdrość?
Bóg raczy wiedzieć, co w jej oczach zobaczyła Jo.
Zawahała się i przez moment Clare odniosła wrażenie,
że chciała podejść do jej stolika. Tego nie mogłaby
znieść. Zerwała się z krzesła i prawie wybiegła ze
stołówki.
134 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Miehael zjawił się na oddziale po południu. Obejrzał
pacjentów i wszedł do dyżurki, w której siedziały
pielęgniarki.
- Kiedy wypada twój ostatni dzień? - spytała
Deborah.
Miehael zamarł.
- Clare?
Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w oczy. Były pełne
bólu.
- Odchodzę - powiedziała cicho.
- Boże, przeze mnie?
Mary i Deborah dyskretnie wyszły z pokoju,
zostawiając ich samych.
- Nie mogłabym pracować z tobą po tym wszyst
kim, co się stało. Obojgu nam byłoby ciężko.
- Ale odchodzić! Clare, to... Nie chciałem, żeby
tak się stało. - Wyglądał na naprawdę zmartwionego
i Clare z trudem powstrzymała w sobie chęć pocieszenia
go-
- Dam sobie radę. Pojadę do Cambridge. Jakiś
czas pomieszkam z rodzicami. Może dostanę pracę
w Addenbrookes.
- Czuję się, jakbym to ja cię stąd wygonił.
- Nie musisz się winić. Nic na to nie poradzisz, że
mnie nie kochasz. Zresztą, nie ma o czym mówić.
Wyjeżdżam pod koniec przyszłego tygodnia.
Stanął za nią i ciężko westchnął.
- Clare, tak bardzo jest mi przykro. Gdybym
tylko mógł cofnąć czas!
- To byłoby zbyt proste - powiedziała cicho.
- Tak, chyba masz rację.
Wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Boże,
jeszcze dziewięć dni! To dłużej niż wieczność.
Kiedy skończyła pracę, poszła do kiosku, żeby
kupić gazetę. Przy wyjściu siedział Miehael. Wzięła
głęboki oddech i podeszła do niego.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 135
- Chcesz, żebym cię podwiozła do domu?
Podniósł na nią wzrok.
- Dziękuję, nie trzeba.
- Mamy taksówkę! - zawołał ktoś radośnie. Clare
poczuła, że zamiera jej serce. Odwróciła się.
W drzwiach stała Jo Harding.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Jakoś udało jej się przetrwać do końca tygodnia.
Kontakty z Michaelem ograniczały się do spraw
ściśle związanych z pracą. Nie widziała go więcej
z Jo. Być może wynikało to z tego, że unikali miejsc
publicznych, a może z faktu, że po prostu nie
spotykali się już ze sobą. Wcale nie polepszało to
nastroju Clare, której wyobraźnia podpowiadała
najbardziej nieprawdopodobne historie dotyczące
tych dwojga.
Już widziała, jak razem żeglują, pływają, chodzą na
spacery, jedzą kolacyjki we dwoje, a przede wszystkim,
widziała ich splecionych miłosnym uściskiem, słyszała
gorące słowa, czuła pieszczoty, jakimi obdarzał Jo.
Nie miała do Michaela żalu, zbyt mocno go kochała.
Nienawidziła za to Jo, a przede wszystkim siebie
samej, za to, że nie potrafiła przezwyciężyć zazdrości.
Nadszedł czwartek. Weszła właśnie do pokoju
pielęgniarek w poszukiwaniu Deborah, gdy zobaczyła
leżącego na łóżku Michaela. Miał szarą, ściągniętą
bólem twarz i podkrążone oczy. W jednej chwili
zniknęła gdzieś jej złość.
- Michael, co się stało?
- Boli mnie cała noga, nawet ta amputowana
część. I plecy. Chyba dlatego, że nie umiejąc jeszcze
dobrze chodzić, forsuję nogę na bloku operacyjnym.
Zresztą, nieważnie dlaczego. Mam ochotę schować
się w jakiś kąt i przespać cały tydzień. Sądzę, że nie
stanie się nic, z czym David nie dałby sobie rady.
- Nie zaoferuję ci kąta, ale może napiłbyś się
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 3 7
herbaty, zanim pojedziesz do domu? Mógłbyś też
zjeść kolację, mam jedną wolną porcję.
- Brzmi nieźle. Dzięki.
Przyniosła z kuchni kurczaka z ryżem i surówką
oraz dzbanek herbaty.
- Muszę teraz poroznosić leki. Zostaw mi trochę
herbaty.
Kiedy wróciła po pół godzinie, zastała Michaela
śpiącego nad pustym talerzem. Lewą nogę miał opartą
o krzesło.
Napełniła sobie filiżankę i usiadła naprzeciw. Biedny
Michael, był całkiem wyczerpany. Wiedziała, że wrócił
do szpitala wcześniej, żeby popracować trochę z Ti-
mem, ale najwidoczniej nie był jeszcze na to przygo
towany.
Nagle rozległ się dźwięk telefonu.
- Słucham?
- Szukam doktora Barringtona. Jest potrzebny na
izbie przyjęć.
Do diabła - pomyślała. Delikatnie obudziła Michaela
i powiedziała, co się stało.
- Halo? Tu Barrington. W czym mogę pomóc?
Widziała, jak prawie nadludzkim wysiłkiem wy
prostował się i głęboko nabrał powietrza.
- Tak, już schodzę. Proszę na wszelki wypadek
zadzwonić na oddział intensywnej terapii. Tutaj mamy
jeszcze kilka miejsc. Tak, tak. Dziękuję.
- Młoda kobieta ze zmiażdżonymi nogami. Może
trzeba je będzie amputować. Tylko tego mi potrzeba.
Możesz powiadomić mój zespół operacyjny? I za
dzwoń do Tima. Nie wiem, czy sam sobie z tym
poradzę.
Tima Mayhew nie było jednak w domu. Miał się
zjawić dopiero przed dziesiątą.
Kiedy Michael wrócił, powiedziała mu, jak stoją
sprawy.
1 3 8
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Dobrze. Zadzwoń po Davida Blake'a, będzie mi
asystował.
- Co z dziewczyną?
- Wygląda strasznie. Ma strzaskane obie nogi
poniżej kolan i połamane zebra. Zupełnie jakby po jej
samochodzie przejechał walec. Jedyne obrażenie, jakie
odniósł ten drugi kierowca, to lekkie zadrapanie na
głowie! Był tak pijany, że nie musieli go znieczulać do
szycia!
- Uda ci się ocalić jej nogi?
- Jak nie umrę ze zmęczenia, to może tak. Przygotuj
dla niej łóżko. Może się przyda.
Po kilku minutach Clare odebrała na górze telefon
od Michaela.
- Clare, musisz mi asystować. Moja instrumentariu-
szka zemdlała, jak tylko zobaczyła nogi tej dziewczyny.
Poczuła, że serce zamiera jej w piersiach. Nie
cierpiała operacji ortopedycznych, uważała je za
najbardziej brutalne ze wszystkich. Jednak w tej
sytuacji nie mogła odmówić.
- Dobrze. Przekażę dyżur Deborah i zaraz będę.
Na której sali operujesz?
- Na czwartej.
- Czekaj na mnie.
Rzuciła słuchawkę i pobiegła szukać Deborah.
W krótkich słowach opowiedziała jej, co się stało
i poszła na blok. Tam szybko przebrała się w sterylne
ubranie i stanęła za Michaelem. Spojrzała mu przez
ramię na nogi pacjentki. Od razu zrozumiała, dlaczego
nerwy instrumentariuszki nie wytrzymały. Widok był
potworny. Szybko podniosła wzrok i napotkała
spojrzenie Michaela.
- Proszę stanąć obok mnie, siostro - poinstruował
ją. - Jestem zmęczony i boli mnie noga, dlatego
proszę nie zwracać uwagi, jeśli podniosę głos, dobrze?
I proszę pytać, jeśli czegoś nie zrozumiesz.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 3 9
- Tak jest!. - stanęła na baczność, uśmiechając się
pod chirurgiczną maską.
- Świetnie. Zaczniemy od prawej nogi. Wygląda
gorzej niż lewa, ale jest w miarę czysta. - Usunął
odłamki kości i oczyścił ranę antyseptycznym płynem.
- Dobrze. Teraz musimy zająć się plastyką naczyń.
Inaczej dziewczyna straci nogę.
Pracował szybko, ale jednocześnie dokładnie. Po
zszywał rozerwane tętnice i żyły i zatamował krwa
wienie. Po kilku długich, pełnych napięcia chwilach
okazało się, że stopa powoli zaczęła przybierać różową
barwę. Wszyscy odetchnęli z ulgą i napięcie na sali
znacznie zelżało.
- Dobra robota - pochwaliła go cicho Clare.
Spojrzał na nią z wdzięcznością i zmrużył oczy
w uśmiechu.
Nerwy nie były bardzo uszkodzone i z pomocą
mikroskopu udało się zrekonstruować większość z nich.
W pewnym momencie Michael przerwał na chwilę
i jęknął cicho, zamykając oczy. Clare natychmiast
poprosiła salową, żeby postawiła za nim wysoki
stołek. Usiadł z westchnieniem ulgi i dalej kontynuo
wał pracę.
Następnym krokiem była rekonstrukcja zmiażdżonej
kości. Luźne odłamki połączył metalowymi gwoź
dziami, a wolne przestrzenie wypełnił pobranymi
z innego miejsca przeszczepami. Potem zszył ranę,
starając się jak najbardziej zbliżyć do siebie brzegi
opiętej na spuchniętej nodze skóry.
- No! To na razie wszystko, co mogę zrobić z tej
strony. Jak zejdzie opuchlizna, zamkniemy ranę na
głucho. Teraz obejrzyjmy drugą. Mogę, Pete?
Clare ze zdziwieniem podniosła wzrok. Anestez
jologiem był Pete Graham - ten sam lekarz, który był
przy nich podczas wypadku i który usypiał Michaela
do operacji. Nie zauważyła go do tej pory. Za-
1 4 0
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
stanawiała się, czy pamiętał, jak histerycznie się wtedy
zachowała. Przynajmniej teraz była spokojna.
- Tak. U mnie wszystko w porządku. Tnij.
Michael przeszedł na drugą stronę stołu, a salowa
przeniosła za nim stołek. Podziękował jej niewyraźnym
mruknięciem i usiadł z westchnieniem.
Operacja tej nogi wyglądała podobnie. Wykonał
tylko inny rodzaj zespolenia złamanych kości.
- Nie będę w nią ładował więcej żelastwa. I tak ma
w nogach więcej metalu niż kości. Myślę, że zrobiłem
wszystko, co w mojej mocy. Teraz pozostaje nam
jedynie modlitwa. Dziękuję wszystkim za współpracę.
- Wstał, przeciągnął się i zdjął rękawiczki. - Proszę
podać jej jakiś środek przeciwbólowy. I ostrożnie, ma
złamanych kilka żeber. - Idę wziąć szybki prysznic.
Zaczekasz na mnie? - Zwrócił się do Clare.
- Jasne.
Kiedy poszła do śluzy, żeby się przebrać, stwierdziła
z przerażeniem, że jest po pierwszej. Operowali ponad
pięć godzin. Biedny Michael! Musiał być skonany.
Zabrała swoje rzeczy i wyszła na korytarz, żeby na
niego poczekać.
Pojawił się po kilku chwilach, kulejąc bardziej niż
zwykle.
- Gdzie chcesz spędzić resztę tak pięknie rozpoczętej
nocy? - zapytała.
- Jeszcze nie wiem. A dlaczego pytasz?
- Możesz pojechać do mnie. Dam ci coś gorącego
do picia, zaaplikuję jakiś środek przeciwbólowy i położę
do łóżka.
- Nawet nie wiesz, jak zachęcająco to brzmi.
- Oczywiście, że wiem. Chodźmy, żołnierzu.
Kiedy wchodzili do mieszkania, Michael potknął
się i poleciał do przodu. Zaklął cicho i skrzywił się
z bólu.
- Na litość boską, odepnij tę protezę, zanim ją
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 4 1
całkiem połamiesz! Ściągaj ubranie i wskakuj do
łóżka. Nastawię wodę i pomasuję ci plecy.
Kiedy wróciła z kuchni, Michael leżał na brzuchu
i spał z lekka pochrapując. Przewróciła go na wznak
i przykryła kocem. Środki przeciwbólowe i gorące
napoje mogły zaczekać. Teraz najważniejszy był sen.
Zrobiła sobie drinka i usiadła w fotelu. Włączyła
telewizor, żeby zająć czymś myśli.
Musiała chyba przysnąć, gdyż po pewnym czasie
zbudziły ją jakieś dźwięki. Michael kręcił się na
łóżku, mówiąc coś do siebie pod nosem, ale tym
razem chyba nie był to koszmarny sen. Przez chwilę
jeszcze mamrotał coś niewyraźnie, a potem odezwał
się całkiem przytomnie.
- Clare, śpisz?
- Nie. - Wstała i wolnym krokiem przeszła do
sypialni. - Jak się czujesz?
- Samotnie, a ty? - usłyszała w odpowiedzi.
- Ja też.
Wiedziała, że to szaleństwo, że będzie tego rano
żałować, ale nie mogła oprzeć się pokusie. Musiała
jeszcze choć raz trzymać go w ramionach, czuć jego
dotyk i gorący oddech. Zsunęła szybko sukienkę
i wślizgnęła się pod koc.
- Boże, Clare. Tak bardzo za tobą tęskniłem!
- Michael objął ją i westchnął z zadowoleniem.
- Śpij teraz, kochanie. - Pocałowała go w ramię
i lekko uścisnęła.
- Yhmm.
Zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, już spał.
Kiedy się rano obudziła, Michaela nie było. Zerwała
się z łóżka i pobiegła do dużego pokoju, choć wiedziała,
że go tam nie zastanie. Na stole leżała karteczka.
„Dziękuję za wszystko. Michael".
Ubrała się w pośpiechu, żeby jak najszybciej znaleźć
1 4 2
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
się w szpitalu. Wiedziała, że Michael przyjdzie tam,
żeby zobaczyć, jak czuje się jego pacjentka. Ostatniej
nocy zachowywał się zupełnie inaczej niż przez
ostatnie tygodnie. Może teraz uda im się jakoś
porozumieć? Ross miał rację, Michael ją kocha. Nie
mogła wprawdzie zrozumieć, jaką rolę pełni w tym
wszystkim Jo, ale w tej chwili była gotowa wszystko
mu wybaczyć. W końcu, każdy ma prawo popełnić
błąd, nieprawdaż?
Kiedy przyszła do pracy, dowiedziała się, że Michael
już był, a teraz pojechał przebrać się do domu.
Poczuła się głęboko zawiedziona.
Cóż, musiała jakoś przeżyć ten dzień bez niego.
W pokoju przywitała ją Judith.
- Cześć, Clare! Myślałam, że dziś nie przyjdziesz.
Michael mówił, że pół nocy asystowałaś do operacji.
- O której tu był?
- Koło szóstej. Chciał sprawdzić, jak wyglądają
nogi tej małej.
- No i co?
- W porządku. Był z siebie bardzo zadowolony.
Rzeczywiście, odwalił kawał dobrej roboty. Czuwałam
przy niej kilka godzin. Byłam pewna, że zakrwawi,
albo że stopa zsinieje. Nic takiego się nie stało.
Robimy co kwadrans obserwacje. W poczekalni jest
jej narzeczony, ale na razie nie pozwalamy mu się
z nią zobaczyć.
Reszta dnia minęła spokojnie. Większość dyżuru
Clare spędziła w pokoju Sally Pierce. Dziewczyna
była bardzo blada i prawie cały czas spała. Clare
spojrzała na kartę gorączkową. Miała dwadzieścia
dwa lata. Sprawdziła kroplówkę i zbadała jej tętno.
Zastanawiała się, czy Michael przyjedzie, aby ją jeszcze
zobaczyć. Może wtedy...
- Dzień dobry - usłyszała za plecami jego głos.
Skoczyła jak oparzona.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 4 3
- Dzień dobry. Przestraszyłeś mnie! Jesteś dziś
w lepszej kondycji?
- W znacznie lepszej. Dziękuję ci. Myślę, Clare, że...
Nigdy nie dowiedziała się, co wtedy myślał, gdyż
w pokoju rozległ się cichy jęk i dziewczyna poruszyła
się na łóżku.
- Sally? Wszystko w porządku. Jesteś w szpitalu.
Możesz otworzyć oczy? - Michael delikatnie ujął ją
za rękę.
Powieki lekko się uniosły i Sally spojrzała na niego
błędnym wzrokiem.
- Coś cię boli?
- Wszystko. Bolą mnie piersi i nogi. Są jakieś
dziwne. Co się ze mną stało?
- Miałaś wypadek samochodowy. Zoperowaliśmy
ci nogi, a poza tym masz połamanych kilka żeber.
Nic poważnego.
- Złamałam nogi?
- Tak, ale nie powinnaś się o to martwić, zagoją
się. Dam ci coś przeciwbólowego, a ty spróbuj zasnąć,
dobrze?
- Czy mogę zobaczyć się ze Stevem?
- Najpierw muszę z nim chwilę porozmawiać. To
nie potrwa długo.
Sally zwróciła się do Clare.
- Jak ja wyglądam? Pewnie rozmazał mi się cały
makijaż.
- Wyglądasz świetnie - zapewniła ją. Wielki Boże,
co ona powie, jak zobaczy swoje nogi!
Po chwili wszedł Michael z wysokim młodzieńcem.
- Cześć, Sal. Jak się czujesz? - odezwał się Steve.
- Nie najlepiej. Muszę koszmarnie wyglądać, prze
praszam...
- Och, Sal, przecież to nie ma żadnego znaczenia
- urwał i usiadł na brzegu łóżka.
Ujęła go za rękę, a Steve podniósł ją do ust.
1 4 4
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Musisz teraz odpocząć, a potem szybko wy
zdrowieć. I pamiętaj, że cię kocham.
- Ja ciebie też... - westchnęła. Zamknęła oczy,
a głowa opadła jej na poduszkę. Steve podniósł oczy.
- Ona umarła! - szepnął z przerażeniem.
- Nie, tylko zasnęła - uspokoił go Michael. - Będzie
spała przez dłuższy czas. Jeszcze całkiem nie ustąpiło
działanie narkozy, a poza tym dostaje silne leki
przeciwbólowe.
Przyszedł Tim Mayhew i Clare wyprowadziła
Steve'a. Obiecała, że będzie go o wszystkim infor
mować.
Kiedy wróciła, obaj lekarze stali pochyleni nad
łóżkiem Sally.
- A ja myślałem, że operując Barry'ego Warnera
dokonałeś cudu!
- Nie mogłem pozwolić, żeby straciła stopę. - Mi
chael słabo się uśmiechnął.
- Oczywiście. Myślę, że postąpiłeś słusznie. Obie
nogi są różowe i ciepłe, a jeśli chodzi o nerwy, to
mają dużo czasu, żeby się w pełni zregenerować.
Wygląda to nie najgorzej. Dobra robota, Michael.
Kiedy wyszli, Clare zmierzyła Sally ciśnienie i tętno,
a potem usiadła obok łóżka. Pacjentka spała całe
przedpołudnie i obudziła się dopiero po dwunastej,
kiedy przyszedł Michael. Zadawała mu mnóstwo
pytań, więc Clare znów nie miała możliwości, żeby
z nim porozmawiać.
- W jakim stanie są moje nogi? - spytała Sally.
Michael usiadł na krześle i ujął ją za rękę.
- Mieliśmy z nimi sporo kłopotu. Nie były złamane,
tylko zmiażdżone, a naczynia i mięśnie rozlegle
uszkodzone. Obawiam się, że długo potrwa ich gojenie.
- Czy będę mogła chodzić? - Patrzyła na niego
bardzo przytomnie.
- Lewa noga jest w porządku. - Michael zawahał
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 4 5
się, nie chcąc wzbudzać próżnych nadziei. - Prawa
wygląda znacznie gorzej. Jeśli proces gojenia będzie
przebiegał prawidłowo i odłamki kości zrosną się jak
należy, wówczas masz duże szanse, żeby chodzić.
- A jeśli nie?
- Wtedy być może trzeba będzie ją amputować
poniżej kolana.
Sally pobladła.
- Steve chyba nie byłby zadowolony.
Michael zaśmiał się krótkim, urywanym śmiechem.
- To dla nikogo nie jest przyjemne. Ale zapewniam
cię, że można to jakoś przeżyć. - W tej chwili
zabrzęczał jego aparat wywoławczy. Michael wyłączył
go i wstał. - Muszę teraz wyjść. Wrócę, jak tylko
znajdę wolną chwilę.
Sally popatrzyła za nim.
- Czy on ma sztuczną nogę? - zapytała szeptem.
- Tak, ma - odparła Clare.
- Coś potwornego! Miał wypadek?
Clare usiadła na krześle, które przed chwilą zajmował
Michael.
- Tak. Dziś minęło sześć tygodni.
- Dopiero? - Sally ze zdumieniem podniosła wzrok.
- Dopiero. Przeszedł piekło, ale teraz doskonale
daje sobie radę. Bardzo jesteśmy z niego dumni.
- Boże! Mam nadzieję, że mi się to nie przydarzy.
Steve nie zniósłby tego. Z pewnością by mnie zostawił.
- Niekoniecznie. Są ważniejsze sprawy w życiu niż
to, ile się ma nóg.
Potrząsnęła głową.
- Zawsze powtarza, że mam takie piękne nogi.
Uwielbia je całować. Och, nie!
- Sally, uspokój się. Na razie nic się jeszcze nie
stało. Zresztą, gdyby cię zostawił, toby znaczyło, że
wcale cię nie kocha.
- A jak zniosła to żona tego doktora?
1 4 6
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- On... On nie ma żony - zawahała się, czy może
rozmawiać z pacjentką o prywatnym życiu lekarza.
Stwierdziła jednak, że musi ją uspokoić. - Zaręczyliśmy
się dwa tygodnie przed wypadkiem. Było cudownie.
Nigdy przedtem nie byłam szczęśliwsza. A potem
nagle wszystko się skończyło. Michael był bardzo
dzielny. Włożył wiele wysiłku, żeby w pełni powrócić
do zdrowia i dzięki temu może teraz normalnie
pracować.
- A pani? Może pani na niego patrzeć po tym, co
się stało?
- Oczywiście, że tak! Mam żal do losu, ale nie do
niego. Nic nie jest w stanie zmienić faktu, że go
kocham.
- Jak to się stało?
Clare przymknęła oczy. Ciągle jeszcze nie mogła
spokojnie myśleć o tamtym dniu.
- Wykoleił się pociąg. Ratowaliśmy ludzi zamknię
tych w jednym z wagonów. Michael nie chciał opuścić
umierającej kobiety, chociaż wiedział, że wagon
w każdej chwili może się przewrócić. I tak się stało.
Całe to żelastwo runęło. Wiał silny wiatr i wagon
przygniótł mu nogę. To było okropne, ale przecież
mógł stracić życie!
- Ja wolałabym umrzeć. - Sally zamknęła oczy.
- Nie wolno ci tak mówić! Za parę dni poczujesz
się lepiej i wtedy okaże się, czy noga została urato
wana.
- A jeśli nie?
- Wtedy będziesz musiała być taka dzielna, jak
Michael. Steve będzie przy tobie i przekonasz się, że
są ważniejsze rzeczy w życiu, niż to, jak się wygląda.
- Ale on nawet na mnie nie spojrzy!
- Nieprawda. Ja wcale nie przestałam pragnąć
Michaela. Wręcz przeciwnie. Jego odwaga i silna
wola sprawiły, że moje uczucie do niego pogłębiło się.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 4 7
- Musi go pani bardzo kochać - powiedziała cicho
Sally.
- Jest dla mnie całym światem. Nie wyobrażam
sobie życia bez niego.
- A oto i ten szczęściarz we własnej osobie. - Sally
uśmiechnęła się smutno i spojrzała na drzwi. - Chcia
łabym mieć pewność, że Steve mnie tak kocha.
Clare odwróciła się i ujrzała Michaela. Patrzył na
nią z uwagą, a jego twarz miała nieodgadniony wyraz.
- Czy mógłbym zamienić z siostrą kilka słów?
- Oczywiście. - Z drżącym sercem wyszła za nim
z pokoju. - Michael, przepraszam. Nie chciałam jej
powiedzieć zbyt wiele, ale była taka przerażona...
- Po co narobiłaś jej tyle nadziei?
- Powiedziałam jej tylko prawdę - odpowiedziała
ze zdziwieniem w głosie.
Popatrzył na nią tak, jakby bał się uwierzyć jej
słowom.
- O której godzinie kończysz?
- O czwartej. A dlaczego pytasz?
- Sądzę, że nadszedł czas, żebyśmy ze sobą uczciwie
porozmawiali. Mam nadzieję, że nie jest jeszcze za
późno.
Serce waliło jej tak głośno, że ledwo słyszała własny
głos.
- Zbyt późno na co?
- Na naszą miłość. Muszę teraz iść. Spotkamy się
o czwartej przy głównym wejściu. - Odszedł, zo
stawiając ją na środku korytarza. Minęło kilka chwil,
zanim w pełni doszła do siebie.
Wróciła do pokoju Sally.
- Wyglądasz lepiej. Chcesz, żebym poprosiła Steve'a,
jeśli go znajdę?
- Myśli pani, że chciałby mnie widzieć?
- Siedział tu przez całą noc, pytając o twój stan
każdą przechodzącą pielęgniarkę. Nie wychodził ze
148 MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
szpitala odkąd cię przywieziono. Jestem pewna, że
zobaczenie ciebie jest w tej chwili jego jedynym
marzeniem!
- Może ma pani rację. - Sally lekko się uśmiechnęła.
-Jeśli można, to chciałabym, żeby na chwilę przyszedł.
Clare znalazła go drzemiącego na krześle w koryta
rzu. Delikatnie potrząsnęła nim za ramię.
- Steve? Sally czuje się lepiej. Chciałaby się z tobą
zobaczyć.
Wstał szybko, próbując się uśmiechnąć, lecz po
chwili ukrył twarz w dłoniach.
- Myślałem, że się z tego nie wygrzebie. Bałem się,
że utraciłem ją na zawsze. Żeby pani widziała ten
samochód... - Z jego piersi wydobył się gwałtowny
szloch.
Clare objęła go uspakajającym gestem i lekko
poklepała po ramieniu.
- Wszystko będzie dobrze. Może nie wygląda teraz
najlepiej, ale żyje. Co więcej, jest przekonana, że nie
chcesz jej już widzieć.
- Co? - Podniósł mokrą od łez twarz i spojrzał na
Clare z niedowierzaniem. - Czy ona całkiem postradała
zmysły? Pewnie, że chcę ją widzieć!
- No to chodź, bo pomyśli, że musiałam cię do
tego namawiać. Tylko najpierw obmyj sobie twarz.
Steve spędził u Sally pół godziny. Clare zostawiła
ich sam na sam, ale pozostała wystarczająco blisko,
żeby być pod ręką, gdyby coś się działo. Kiedy
słyszała ich radosne okrzyki, modliła się w duszy,
żeby uniknęli piekła, przez które ona i Michael musieli
przejść.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Clare nie była osobą żyjącą z zegarkiem w ręku, ale
tego popołudnia nie mogła oderwać wzroku od
cyferblatu. Wskazówki zdawały się stać w miejscu.
Wreszcie nadeszła upragniona godzina. Drżącymi
rękami poprawiła makijaż i zeszła na dół.
Michael już na nią czekał.
- Jestem - oznajmiła głosem, po którym można
było odgadnąć, że jest bardzo spięta.
- Pomyślałem, że pójdziemy do mnie. Jesteś gotowa?
- Zaraz podjadę po ciebie samochodem.
- Nie, chcę iść pieszo.
- Myślałam, że dla twojej nogi...
- Powiedziałem, że pójdziemy! - zganił ją ostro.
Clare zamarła. Nic z tego nie będzie - pomyślała.
Bez słowa poszli na parking i wsiedli do samochodu
Clare. Również po drodze milczeli oboje. Kiedy
dojechali, Michael wysiadł, otworzył drzwi od domu
i przytrzymał je, aż weszła.
Poszli do kuchni i Michael nastawił czajnik.
- Zrobię herbatę - powiedział z ciężkim westchnie
niem. Zupełnie, jakby to zadanie przerastało jego siły.
- Może ci pomóc?
- Przestań mi wreszcie matkować! - krzyknął. - Sam
sobie dam radę!
- Przepraszam... - Odwróciła się, przygryzając
wargi, żeby nie wybuchnąć płaczem.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem krzyczeć.
To dlatego, że chciałbym ci tyle powiedzieć, a nie
wiem od czego zacząć...
1 5 0
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Kochasz mnie? - spytała cicho.
- Co?
- Pytam, czy mnie kochasz?
- Tak - wydusił z siebie. - Tak, do diabła. Ani na
moment nie przestałem cię kochać!
- To dlaczego...
- Bo myślałem, że znamy się zbyt krótko. Że nasza
miłość jest zbyt delikatna, by oprzeć się takiej próbie.
Nie wiedziałem, że będę musiał zapłacić tak wysoką
cenę. Kiedy uciekłem, żeby zamieszkać na łodzi,
sądziłem, że tam łatwiej będzie mi o tobie zapomnieć
- westchnął. - Nie miałem racji. Okazało się to
zupełnie niemożliwe. Myślałem o tobie cały czas.
- A jednak zwątpiłeś w moją miłość. Myślałeś, że
jestem z tobą z litości. Nawet mnie nie spytałeś, czy
nadal cię kocham, a kiedy sama ci to powiedziałam,
uznałeś, że się mylę.
- Nie wierzyłem, że mnie jeszcze kochasz. Nie po
tym, co się stało.
- Ale dlaczego? Czy kiedykolwiek powiedziałam
coś...
- W pociągu - przerwał jej. - Kiedy chciałem
amputować Beedale'owi stopę, błagałaś mnie, żebym
tego nie robił. Powiedziałaś, że będzie kaleką. Już
w dniu, w którym się poznaliśmy, wyraźnie dałaś mi
do zrozumienia, co sądzisz o takich ludziach. A kiedy
się kochaliśmy, nazwałaś mnie mężczyzną bez skazy...
- Spojrzał na nią, a Clare aż zadrżała, widząc, ile
cierpienia jest w jego spojrzeniu.
- Och, najdroższy. Tak bardzo cię skrzywdziłam!
Nigdy nie myślałam, że uznasz moje uczucie za tak
powierzchowne. Kocham cię i zawsze będę cię kochała.
Nie chciałam cię zranić... - Gorące łzy popłynęły jej
po policzkach. Michael przyciągnął ją do siebie.
- Nie płacz. Nie chcę, żebyś kiedykolwiek płakała.
Zbyt dużo łez już przelałaś. Kocham cię, Clare.
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
1 5 1
- Ja też cię kocham.
- Udowodnij mi to - przekornie przechylił głowę
w jej stronę.
Odsunęła się i wzięła go za rękę. Wciąż jej nie
wierzył! Pociągnęła go za sobą i poszli na górę.
W sypialni puściła go i wolno rozpięła sukienkę.
Ułożyła ją starannie na krześle, zrzuciła pantofle
i zdjęła z siebie resztę ubrań. Potem stanęła przed nim
i w milczeniu rozpięła mu koszulę.
- Schudłeś - powiedziała smutnym głosem.
- Ty też.
Rozpięła suwak spodni i kazała Michaleowi usiąść.
Zdjęła mu buty i zsunęła spodnie. Położyła je obok
sukienki i uklękła, żeby odpiąć protezę.
Michael cofnął nogę, ale stanowczym gestem
przyciągnęła ją z powrotem i delikatnie odpięła
sztuczną nogę. Zagojona rana była czerwona i lekko
obrzmiała. Pochyliła się i lekko ją ucałowała.
- Trochę za bardzo ją forsujesz. Powinieneś jutro
odpocząć. Myślę, że dzień w łóżku dobrze ci zrobi.
Michael złapał ją za ramiona i pociągnął do góry.
- Kochaj mnie, Clare.
- Jeszcze nie. Najpierw zrobię ci masaż pleców.
Tylko nie uśnij.
- Nie ma obawy - roześmiał się i przewrócił na
brzuch.
Clare nasmarowała mu plecy olejkiem, powoli
rozprowadzając go po gładkiej skórze, a potem
zaczęła dokładnie rozmasowywać twarde mięśnie.
Michael mruczał z rozkoszy, rozluźniając się zupełnie,
aż znikło gdzieś napięcie, które nie opuszczało
go przez ostatnie dni.
Ruchy Clare nabrały innego charakteru i czuła pod
palcami, jak ciało Michaela poddaje się im z coraz
większą uległością.
- Odwróć się - poleciła lekko drżącym głosem.
1 5 2
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
Posłuchał jej i przewrócił się na plecy.
- Jesteś taka piękna - szepnął.
Clare usiadła na nim i pochyliła się.
- Och, Clare, nie wytrzymam dłużej'! - Z jękiem
chwycił ją w ramiona i przyciągnął ku sobie.
- I bardzo dobrze. W końcu zawsze jest następny
raz.
Zaczął ją gorączkowo całować i pieścić, aż poczuła
jak wypełnił sobą jej wnętrze.
- Michael! - krzyknęła, a świat ponad jej głową
rozpadł się na kawałki.
Dopiero po dłuższej chwili przyszli do siebie. Clare
otworzyła oczy i lekko uniosła głowę.
- Wierzysz mi teraz?
- Tak, teraz tak. Przepraszam, że zwątpiłem. Sam
nie wiem, dlaczego tak się stało.
- A ja wiem. Gdybym przeszła mastektomię, na
pewno nie uwierzyłabym, że chcesz mnie bez jednej
piersi.
- Clare, nie bądź śmieszna! Oczywiście, że bym cię
chciał. Byłoby mi przykro, bardzo przykro, ale nie
zmieniłoby to mojego uczucia do ciebie.
- To dlaczego nie chciałeś mi uwierzyć?
- Chyba obawiałem się, że kochasz mnie zbyt mało.
Boże, jak ja za tobą tęskniłem! Byłem taki samotny!
- Czy to dlatego spałeś z Jo Harding? - zapytała
cicho.
- Co? - Usiadł na łóżku i spojrzał na nią ze
zdziwieniem. - Nigdy nie spałem z Jo. Skąd ci to
przyszło do głowy?
- Michael, proszę cię, nie kłam. Widziałam was na
przyjęciu w zeszłym tygodniu. Wychodziliście z sypialni,
a ona zapytała, czy czujesz się lepiej. Powiedziałeś, że
było cudownie, a ona odparła, że nie ma większej
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY 153
przyjemności, niż dotykanie takiego wspaniałego ciała,
jak twoje. Miałam ochotę wydrapać jej oczy!
- Clare, spójrz na mnie, proszę. Ona po prostu
zrobiła mi masaż pleców. Wiesz, że ostatnio miałem
z nimi problemy.
- Michael! Widziałam was razem nie tylko tam...
- Jo jest fantastyczną dziewczyną. Wygląda jak
wamp, ale ma serce ze złota. Godzinami wysłuchiwała,
jak o tobie opowiadałem, robiła mi hektolitry kawy
i ocierała łzy.
-Łzy?
- Tak, łzy. Umierałem bez ciebie, Clare. Nie
mógłbym być z kimś innym, uwierz mi. Nic między
nami nie było.
- Wyglądało to zupełnie inaczej - Clare nie dawała
się przekonać.
- Clare, przysięgam ci!
- Pamiętasz, jak powiedziałeś, że kiedy ładna
kobieta rzuca się mężczyźnie do stóp, trzeba być
herosem, żeby się jej oprzeć. A przecież Jo jest piękna.
- Och, Clare. Starałem się zapomnieć o tobie.
Myślałem, że znienawidzisz mnie i łatwiej będzie mi
wyrzucić cię z mego życia.
Dotknęła jego policzka.
- Zasłużyłam na to. Pamiętasz, jak powiedziałam
ci, że Andrew jest lepszy od ciebie w łóżku? Chciałam
się na tobie odegrać. Byłam tak wściekła, że pomyślałeś,
iż spaliśmy ze sobą, że chciałam, abyś naprawdę w to
uwierzył.
Roześmiał się i mocniej przytulił ją do siebie.
- Pozbycie się go zajęło mi całe czterdzieści osiem
godzin. Nawet ja nie uwierzyłem, że mogłabyś to
zrobić.
Pocałowała go.
- Powiedz mi, dlaczego dziadek jest na ciebie
obrażony?
1 5 4
MĘŻCZYZNA BEZ SKAZY
- Nie mógł pogodzić się z faktem, że zerwałem
zaręczyny. Powiedział mi, że jeśli nie potrafię wierzyć
w to, że mnie kochasz, to widocznie nie zasługuję na
ciebie. I jeszcze, że nie chce mnie widzieć, dopóki się
z tobą nie pogodzę. Powinienem był przewidzieć, że
ma rację.
- Och, Michael! Jestem taka szczęśliwa. Czym
byłoby moje życie bez ciebie? - Połaskotała go po
bokach. - A jeśli w przyszłości będziesz potrzebował
masażysty, to zgłoś się do mnie.
- Obiecuję, obiecuję! - roześmiał się.
Clare usiadła i zapytała z przewrotnym uśmiechem.
- Powiedz mi, która z nas jest lepsza?
- Zdecydowanie Jo... aj! Chociaż nie. Ona doskonale
masuje, ale ty masz lepsze zakończenie.
- No, to rozumiem! - Clare roześmiała się głośno
i położyła z powrotem obok niego.
- Michael, kocham cię. Proszę, pamiętaj o tym
zawsze.
- Przyrzekam - odpowiedział niskim, wibrującym
głosem. - Nigdy więcej w ciebie nie zwątpię, nawet
gdybym miał to udowadniać przez całe życie.
Odsunął się od niej i oparł głowę na łokciu.
- Czy wspominałaś coś o herbacie?
- Czyżbyś chciał wyrzucić mnie z łóżka?
- Mogłabyś przynieść tacę na górę - zaproponował.
- Herbatka po tym, to całkiem miła rzecz - powie
działa, bawiąc się włosami na jego piersi.
Michael zrobił zagadkową minę i przyciągnął ją do
siebie.
- Zapomnij o herbacie - szepnął. - Mam lepszy
pomysł...