Zamek w Kornwalii Jennie Lucas

background image
background image

JennieLucas

ZamekwKornwalii

Tłumaczenie

KatarzynaBerger-Kuźniar

background image

PROLOG

„To wszystko co ci mogę dać – powiedział. – Nic więcej: żadnego małżeństwa,

żadnychdzieci.Tylkotyle”.Izacząłmniecałować,muskaćleciutkojakpiórkiem,aż
straciłamoddechiznówzadrżałamwjegoramionach.„Zgadzaszsię?”.

„Tak”,wyszeptałam.Niewiedziałamzabardzo,comówię.Niepomyślałam,naco

sięzgadzam,anijakącenę,byćmoże,przyjdziemizapłacić.Zatraciłamsięwunie-
sieniuinamiętności,któreubarwiłymójświatmilionemkolorów.

Dwamiesiącepóźniejusłyszałamcoś,coodmieniłowszystko.
Gdywspinałamsiępokrętychschodachjegolondyńskiejkamienicy,sercewaliło

mi jak oszalałe. Dziecko! Dziecko chłopczyk o oczach Edwarda? Śliczna dziew-
czynkaztakimsamymrozbrajacymuśmiechem?Namyślotym,żewkrótcebędę
trzymała w ramionach cudowne maleństwo, sama uśmiechałam się z niedowierza-
niem.

Wtedyprzypomniałamsobie,nacosięwcześniejzgodziłam.Przeraziłamsię.Czy

Edwardpomyśli,żecelowozaszłamwciążęiuczyniłamgoojcemwbrewjegowoli?
Niemożliwe.Amożejednak?

Korytarznasamejgórzebyłchłodnyimroczny–jakduszaEdwarda.Pozaswym

niezwykle zmysłowym uśmiechem i powierzchownym urokiem wewnętrznie czło-
wiektenprzypominałbryłęlodu.Wiedziałamtoodsamegopoczątku,choćstarałam
sięniedopuszczaćdosiebietakichmyśli.

Oddałammusweciało–czegopragnął–iserce–któregozupełnieniechciał.Czy

popełniłamnajwiększybłądwżyciu?

Amożebędziepotrafiłsięzmienić?Wzięłamgłębokioddech.Gdybymmogławto

uwierzyćuwierzyłabym,żekiedydowiesięodziecku,byćmożepewnegodniapo-
kochanasoboje.

Nareszciedotarłamdodrzwinaszejsypialniiotworzyłamjepowoli.
– Kazałaś mi na siebie czekać – głos Edwarda dobiegacy z ciemności brzmiał

naprawdęgroźnie.–Chodźdołóżka,Diano.

„Chodźdołóżka”,powtórzyłamwmyślach.Zacisnęłampięściiweszłamdośrod-

ka.

background image

ROZDZIAŁPIERWSZY

Czterymiesiącewcześniej

Wydawałomisię,żeumieram.
Poparugodzinachjazdyzszoferem,którymiałcałyczaswłączoneogrzewanie,

przykażdejokazjiprzekraczałprędkośćorazwyprzedzałnatrzeciego,temperatu-
raiatmosferawauciebyłynaprawdęgoce.Wkońcuodważyłamsięodsunąćtyl-
nąszybę,żebyodetchnąćrześkim,deszczowympowietrzem.

–Zamarzniepaninaśmierć–rzuciłzgorycząkierowca.
Byłotochybajegopierwszepełnezdanie,odkądodebrałmniezHeathrow.
–Potrzebujętrochęświeżegopowietrza–powiedziałamprzepraszaco.
Wodpowiedziparsknąłtylkoizacząłmamrotaćcośpodnosem.Zprzyklejonym

uśmiechemwyjrzałamprzezokno.Poszarpanewierzchołkiwzgórzrzucałyciemne
cienienaopustoszałąjezdnię,poobustronachotoczonąponurymiwrzosowiskami
zatopionymiwgęstejmgle.Sceneriajakzhorroru,oryginalna,niepowtarzalnauro-
daKornwalii.Jakbymwybrałasięnadrugikoniecświata.Aleprzecieżwłaśnietego
chciałam. W oddali, na tle wieczornego pomarańczowego nieba, odbijacego się
w odrobinę widocznym morzu, ostro zarysowywała się czarna sylwetka stromej
górskiej grani, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak nawiedzone zamczysko.
Wydawało mi się przez moment, że słyszę odgłosy dawnych bitew, brzęk mieczy,
okrzykiżądnychkrwiAnglosasówiCeltów.

– Oto Penryth Hall, szanowna pani – opryskliwy głos szofera z trudem przebijał

sięprzezwiatrideszczszalecezauchylonąszybą.

PenrythHall?Azatemwcaleniezwariowałam:tobyłzamek,anieskała.Imbar-

dziejsiędoniegozbliżaliśmy,tymwięcejogarniałomniewątpliwości.Miejsceprzy-
pominało twierdzę, siedlisko wampirów albo duchów, z pewnością nie normalny
dom,azapachdeszczuztrudemmaskowałsłodkawyodórgnicychliści,rybisoli
morskiej. Czy właśnie dla takiej lokalizacji zrezygnowałam ze słonecznej, tocej
wkolorowychkwiatachKalifornii?

– Na litość boską, droga pani, chyba już wystarczy tego wietrzenia. – Kierowca

bezpytaniazasunąłmojąszybę,wciskającguzik.

PotężnySUVpodskakiwałniemiłosiernienawyboistejleśnejdrodze.Dopływpo-

wietrza został bezdyskusyjnie odcięty. W aucie robiło się coraz cieplej i ciemniej.
Zżalemzamknęłamksiążkę,którąprzeczytałamjużdwukrotniewpierwszejczęści
podróży,wtrakcielotuzLosAngeles.„Piegniarkanastałe:jakopiekowaćsiępa-
cjentem, mieszkając w jego domu, żeby zachować profesjonalny dystans i uniknąć
niemoralnychpropozycjizestronyklienta”.Sfatygowanapublikacjapochodziłazty-
siącdziewięćsetpięćdziesiątegodziewiątegorokuzAngliiitrafiłamnaniąwanty-
kwariacie: nie zdołałam znaleźć żadnych nowszych pozycji na podobny, skądinąd
bardzoaktualnytemat.Cowięcej,gdyprzyjrzałamjejsiębliżej,okazałasięreprin-

background image

tem z tysiąc dziewięćset dziesiątego roku! Wcale się jednak nie zniechęciłam.
Wprost przeciwnie, wierzę głęboko, że z książki jestem w stanie nauczyć się
wszystkiego,podczasgdyludziesądlamnieczęstoniedozgłębienia.

Po raz setny zaczęłam się zastanawiać nad moim nowym pracodawcą. Kim się

okaże?Wjakimjestwieku?Czybardzoniedomaga?Idlaczegosprowadziłmnieaż
zeStanów?AgencjapracyzLosAngelesniewyrywałasięzujawnieniemjakichkol-
wiekszczełów.

–Brytyjskipotentatfinansowy,rannywwypadkusamochodowym,jakieśdwamie-

siącetemuzażądałkonkretniepani–wyjaśniłmizdawkowopracownikagencji.

–Aledlaczego?Znamnie?Amożemojąprzyrodniąsiostrę?
–Nicwięcejniewiem.Zapytanieotrzymaliśmyzagencjilondyńskiej.Najwidocz-

niejuznałterapeutówangielskichzaniewystarczacych.

–Wszystkich?–próbowałamżartować.
– Nie jestem upoważniony do przekazania żadnych innych informacji. Poza tym,

że oferowane wynagrodzenie jest bardzo pokaźne, ale musi pani podpisać poufny
kontraktizgodęnazamieszkanienatereniejegoposiadłościnaczasnieokreślony.

Jeszczetrzytygodniewcześniejnigdy,przenigdyniezgodziłabymsięnacośtakie-

go!Aleodtamtegoczasumiłaepoka.Wszystko,wcowierzyłaminacoliczyłam,
poprostusięrozpadło.

SUVznównabierałprędkości.Zameknaskrajuklifunadoceanemprzybliżałsię

woszałamiacymtempie,ażwkońcumiliśmyzpiskiemoponrzeźbionąbra
z kutego żelaza, która przedstawiała złowrogą plątaninę węży morskich, i zatrzy-
maliśmysiępodprzytłaczacą,szaroburąkamiennąbudowlą.Przezchwilęniemo-
głamsięporuszyć.Siedziałamjakzamurowana,ściskającnerwowotorbę.

–„Weźprzykładzdywanu–wyszeptałamcytatzksiążki–pozostańmilcząca,peł-

naszacunkuiwytrwałościibądźgotowa,żecięzdepczą”.

Proszębardzo,tylemogę.Czytotaktrudnomilczećibyćwytrwałym?
Drzwiautaotworzyłysię.Zobaczyłamstarsząkobietępodwielkimparasolem.
–PannaMaywood?–Pokręciłanosem.–Naczekaliśmysięnapanią.Jestemtugo-

spodynią,mojenazwiskoMacWhirter.Tędy,proszę.

Dwajmężczyźnizabieraliwtymczasiemojebagaże.
–Dziękuję–wymamrotałam.
Byłdokładniepierwszylistopada.Porośniętemchemzamczyskowyglądałozbli-

skajeszczepotworniej,niczymnawiedzonybunkier.Powłosachiszyispływałymi
lodowatekropledeszczu.

–Awięc,pannoMaywood
–DianamamnaimięDiana.
–Panczekanapaniąodbardzodawna.
–Pan?Toznaczy,przepraszam,alelotbyłopóźniony.
–PanSaintCyrkazałprzyprowadzićpaniąprostodoswegogabinetu.
–PanSaintCyr?Taksięnazywatenstarszypan?
Gospodyni wybałuszyła oczy na dźwięk słowa „starszy”. A może po prostu zdu-

miałasię,żeniewiem,dlakogozgodziłamsiępracować?Bojakiżwariatjechałby
dopracywcharakterzeopiekunanadrugikoniecświata,nieznającnazwiskaani
wiekuklienta,zktórymmazamieszkać?Samaprzezcałąpodróżzadawałamsobie

background image

topytanie.

–Tędy.PannazywasięEdwardSaintCyr.
Szłamzaniąprzemokniętaizła.Pan.Coto,dodiabła,Wichrowewzgórzawdwu-

dziestym pierwszym wieku? Takie oryginalne, oczywiście, w książkowym wydaniu,
anieżałosnaprzeróbkanatelenowelę,ociekacąseksem,zaktórąmójojczymza-
robił krocie w zeszłym roku. Pisarka Emily Brontë prawdopodobnie nadal obraca
się z oburzenia w grobie, a ja wciąż czuję się jak ostatnia naiwniaczka, bo może
istotniejesttak,jakmawiaHoward:„Obudźsięwreszcie,ludziomchodzigłównie
oseksipieniądze!”.Iniemacoztymdyskutować,anajlepszydowód,żeprzecież
właśnie jestem tutaj: sama, prawie dziesięć tysięcy kilometrów od domu, w dzi-
wacznejtwierdzy.

Lecz nawet tu, pośród starodawnych zbroi i arrasów, dostrzegłam na stole ele-

gancki, supernowoczesny laptop. Mój telefon i tablet celowo pozostały w Beverly
Hills.Chciałamuciecodwszystkiego.Czyrzeczywiściewytrzymaminiebędęza-
glądałanaportaleanidoskrzynki?

–Totutaj,proszępani.–Gospodyniwprowadziłamniedopomieszczenia,które,

dzącpowyglądzie,musiałonależećdomężczyzny.

W kominku palił się ogień. Zebrałam się w sobie, by za chwilę stanąć twarzą

wtwarzzestarszym,schorowanym,byćmożeodrobinęzbzikowanymczłowiekiem.
Jednakwpokojunikogoniebyło.Zezłościąodwróciłamsiędodrzwi,leczgospody-
nirównieżznikła.

Wtedyzciemnościrozległsięniskigłos:
–Proszętupodejść.
Ażpodskoczyłam!
Przedkominkiemnaperskimdywaniku,niewiadomoskąd,zjawiłsięwielkiwło-

chatyowczarek.Popatrzyłamnaniegoskonsternowana.Czyżbymprzechodziłaja-
kieśzałamanienerwowe,cowieszczylizresztąniedawnomoiznajomi,czyteżna-
oglądałamsięwsiecizbytwielufilmikówzgadacymizwierzętami?

–Czyjasięjąkam?–ponagliłmniegłos.
Pysk psa pozostał nieruchomy, a więc to jednak nie on przemawiał do mnie

zciemności.Przezmomentpożałowałam,żenierozmawiamzpsem.

–PannoMaywood,czy paniczekanaspecjalne zaproszenie?Proszętupodejść.

Chcępaniązobaczyć.

Wtedypołam,żenierozmawiamrównieżzduchem,atajemniczygłosniedobie-

gazzagrobu,ale zeskórzanegofotelastocego nieopodalkominka.Zpłocymi
policzkamizbliżyłamsiędoswegonowegopracodawcy.

Izamarłam!
Bo pan Edward Saint Cyr nie był ani stary, ani schorowany. Na fotelu siedział

przystojny, potężny mężczyzna w kwiecie wieku. Prawdopodobnie musiał być czę-
ściowounieruchomiony,leczemanowałwielką,niebezpiecznąsiłą.Przypominałroz-
wścieczonegotygrysauwięzionegowzbytmałejklatce.

–CzypanCyr?Mójnowypracodawca?–wydukałam.
–Tochybajasne.
Jegotwarzbyłabardzomęska,aletopornaikostropata.Niebyłowniejnicdeli-

katnegoaniładnego.Odbiegałaodwszelkichkanonówpiękna.Miałteżniezwykle

background image

rozbudowane ramiona. Wyglądał na ochroniarza, czy nawet ekskryminalistę. To
znaczy,tylkodomomentu,gdyspojrzałomusięwoczy:nieprawdopodobnieniebie-
skie, niewinne, umęczone oczy, niesamowicie kontrastuce z oliwkową karnacją.
TakjakciałopanaCyrazdawałosięfizycznietkwićwpotrzasku–zprawąrękąna
temblaku i lewą nogą całkowicie unieruchomioną – tak jego dusza była uwięziona
wtaksucymspojrzeniu.Jednakgdysięodzywał,brzmiałbezwzględnieicynicznie.
Czyżbymwykreowałaresztęemocjiwewłasnejwyobraźni?

Nagledoznałamolśnienia.
–Zaraz,zaraz,przecieżmysięznamy!–wykrzykłam.
–Istotnie,spotkaliśmysięjużraz.Wczerwcu,naprzyciuupańskiejsiostry.Jak

miło,żepanipamięta.

–Madisonjestmojąprzybranąsiostrą–zaprotestowałamodruchowo.–Owszem,

pamiętam,byłpantakinieuprzejmy.

–Alesięniepomyliłem.
Zaczerwieniłamsiętylko.

PracowałamwtedyjakonowaasystentkaMadison,więcmusiałambyćobecnana

wszystkichjejnatychimprezach,razemzcałymkoszmarnymświatkiemaktorów,
reżyserówiprzyszłychproducentów.Normalnieomijałamtakiemiejsca,alewtedy
musiałam. Poza tym naprawdę chciałam jej przedstawić mojego nowego chłopaka
Jasona.Noapotemzauważyłam,żerzeczywiściebardzoprzypadłsiostrzedogu-
stu.Nietylkojatodostrzegłam.

–Onpaniądlaniejzostawi.–Zzamoichplecówprzewiłniespodziewanieiro-

nicznymęskigłoszbrytyjskimakcentem.

Podskoczyłam jak oparzona. Zobaczyłam za sobą posępnego, przystojnego męż-

czyznęolodowatozimnychbłękitnychoczach.

–Cotakiego?
–Widziałem,żeprzyszliścieturazem.Próbujęoszczędzićpanibólu.Przecieżnie

możepanizniąkonkurowaćpodżadnymwzględem,czegoobiejesteścieświadome.

Wbiłminóżwserce.
Madison, przepiękna blondynka, tylko rok młodsza ode mnie, przyciągała męż-

czyznniczymmagnez.Jednakzawszesobiepowtarzałam,żesamaurodaniegwa-
rantujeszczęścia.Taksamozresztąjakjejbrak.

–Sampanniewie,copanwygaduje!
Potemokazałosię,żewiedział.Dostrzegłto,nacojasamapotrzebowałammie-

sięcy.

MadisonniebawemzałatwiłauradowanemuJasonowirolęwswoimfilmieiwten

sposóbprzezwielednispotykaliśmysięwetrojenaplaniewParyżu.Potemsiostra
oznajmiła,żepotrzebujemywięcejrozgłosu.Dostałamwięczadanie,bywrócićdo
LosAngelesioprowadzićreporterówpojejrezydencjiwHollywoodHillsorazopo-
wiedziećim,jaktojestmiećsławnąrodzinęiwschodzącągwiazdęwcharakterze
narzeczonego.

Dziennikarka,zktórąwędrowałampokolejnychpokojach,niechciałazabardzo

słuchaćmojejdrętwejopowieści.Zdawałasiębyćcałkowiciepochłoniętaczymśin-
nym, czego słuchała przez słuchawki. W pewnej chwili roześmiała się głośno i po-

background image

wiedziała:

–Naprawdęfascynuce.Alemożechcepanizobaczyćnawłasneoczy,coonitam

dzisiajwyczyniająwParyżu!

Podsułamiswójsmartfon,naktóregoekraniezobaczyłamrelacjęnażywospod

wieżyEiffla,gdziewsztokpijaniMadisonzJasonemtańczylinagolasa.Materiałfil-
mowywpostacifilmikuinternetowegozakończonegoujęciemmojejogłupiałej,zdu-
mionejtwarzynakręconegoprzez„usłużną”reporterkę,stałsięwkrótcemiędzyna-
rodowąsensacją.

Itakotoostatnietrzytygodnieprzesiedziałamuwięzionazabramamirezydencji

mojegoojczyma,ukrywającsięprzedpolucyminamniepaparazzi,którzywykrzy-
kiwalinaokrągłopodmoimadresemkomunikatywstylu:„Hej,przecieżtomusiał
byćchwytreklamowy,inaczejktobyłbyażtakślepyigłuchy?”.

WkońcuzdecydowałamsięprzyjąćpracęwKornwalii,bymóczniknąćzAmeryki.

Patrzyłam na swego nowego pracodawcę i przechodziły mnie dreszcze. Edward

SaintCyrprzewidziałwszystko.Próbowałmnienawetostrzec,leczniezamierza-
łamgosłuchać.

–Czytodlategomniepanzatrudnił?Żebytriumfować?
Spojrzałnamniechłodno.
–Nie.Tuwogóleniechodziopanią,tylkoomnie.Potrzebujędobregofizjotera-

peuty.Najlepszego!

Pokręciłamzniedowierzaniemgłową.
–WAngliimusząbyćcałerzeszedobrychfizjoterapeutów.
–Poddałemsiępoczterech.Pierwszykompletnieniemiałwyczucia.Odszedł,gdy

odrobinęgoskrytykowałem.

–Hmodrobi
–Drugiegowylałempojednymdniu,bopodsłuchałem,żepróbujedodzwonićsię

dogazety,bysprzedaćmojąhistorię.

–Przecieżmiałpanpoprostuwypadeksamochodowy.Któragazetachciałabyku-

pićponownietosamo?

–Aleszczełyzachowałemwtajemnicy,imatakzostać.
–Szczęściarzzpana–rzuciłampodnosem,znówmyślącosobie.
– Mogę już chodzić, ale tylko o lasce. I właśnie po to panią zatrudniłem: żeby

dojśćdosiebie.

–Costałosięzresztą?
–Jakąresztą?
–Mówiłpanoczterechfizjoterapeutach.
–AchnotakTrzeciabyłakobietąowyglądzietakiejsłużbistki,żenasamjej

widokodechciewałomisiężyć.

Odruchowo zerkłam na swoją odzież, kompletnie zmaltretowaną po wielogo-

dzinnejpodróży.Czyrównieżodbierammuchęcidożycia?Przecieżwfizjoterapii
wyglądterapeutyniepowinienmiećwpływunaprzebiegleczenia!

–Aczwartaosoba?–niedawałamzawygraną.
–Otóżpewnejnocywypiliśmyniecozadużoiznaleźliśmysięwłóżkuzaciin-

negorodzajuterapią

background image

–Awięctoteżbyłakobietaiwyrzuciłjąpan,bosięzpanemprzespała?Wstyd!
–Niemiałemwyboru.Wtrakciejednejnocyzmieniłasięzporządnejdziewczyny

w modliszkę. Na kartach choroby zaczęła się podpisywać „pani Cyr” i rysowała
wszędzieserduszka.

–Notomapanpechaalbotopanjestproblematyczny.
–Terazjużnie,odkądpanitujest!
–Nadalczegośnierozumiem.Dlaczegoakuratja?Widzieliśmysiętylkoraz,bar-

dzokrótko,ba,iniebyłamjużnawetwtedyczynnązawodowoterapeutką.

–TylkoasystentkąświatowejsławyMadisonLowe.Przedziwnywybór.Odfizjote-

rapiinaświatowympoziomiedopodawaniakawkiprzyszywanejsiostrzyczce

–Ktopowiedział,żebyłamnaświatowympoziomie?!
– Ron Smart, Tyrese Carlsen, John Field doskonali sportowcy, ale straszni ba-

biarze.Pewniektóryśznichsprowokowałpaniądoodejścia.Cośprzecieżmusiało
spowodowaćfakt,żenagleusługiwanierozpieszczonejgwiazdcestałosiędlapani
milszeniżdalszakarierawzawodzie.

–Moiwszyscypacjencizachowywalisięwobecmniewstuprocentachprofesjo-

nalnie–żachłamsię.–Postanowiłamrzucićfizjoterapięzcałkieminnegopowo-
du.

–Niechpaninieżartuje.Zemnąmożepanibyćszczera.Notoktórychłopakzła-

pałpaniązapośladek?

–Nicpodobnegonigdyniemiałomiejsca!
–Wiedziałem,żetakabędzieodpowiedź!Tojedenzpowodów,dlaktórychpanią

zatrudniłem.Dyskrecja,paniDiano.

Gdyusłyszałam,jakwymawiamojeimię,zrobiłomisięgoco.
–Gdybyktóryśztychpanówczyniłminiedwuznacznepropozycje,proszęmiwie-

rzyć,żenapewnonierobiłabymztegotajemnicy.

– Została pani również zdradzona publicznie przez swego chłopaka i ulubieni

Ameryki, która należy do pańskiej rodziny. Mogła pani sprzedać swoją historię do
mediów za grube miliony i w jednej chwili stać się bogatą i poczuć smak zemsty.
Pani jednak nigdy nie powiedziała przeciw nim ani jednego słowa. To się nazywa
prawdziwalojalność.

–Raczejgłupota–wymamrotałampodnosem.
–Nie.Zupełnyrarytas.
Robiłzemniebohaterkęwszechczasów.
–Zwykłaprzyzwoitość.Poprostunieplotkuję.
–Byłapaninatopieinagleniema.Tooczywiste,żektóryśzpacjentówmusiał

siędotegoprzyczynić.Ciekawjestemktóry

–Nalitośćboską!–wybuchłam.–Cimężczyźnisącałkowicieniewinni!Jeślijuż

takbardzochcepanwiedzieć:rzuciłamwszystko,bochciałamzostaćaktorką!

Natychmiastpożałowałamswoichsłów.Czułam,jakcałarobięsięczerwona.Cze-

kałamnasalwęśmiechualepanEdwardwcalesięnieroześmiał.

–PaniDiano,ilemapanilat?
–Dwadzieściaosiem.
–Zadużonaaktorstwo.
–Oddzieckamarzyłam,żebyzagraćwfilmie.

background image

–Pocowięcczekałapaniażtakdługo?
–Chciałamwcześniej,ale
–Aleco?
–Tobyłotakieniepraktyczne.
Dopieroterazsięroześmiał.
–Przecieżcałapanirodzinajestwtejbranży!
–Lubiłamfizjoterapięipomaganieludziom.
–Dlaczegoniezostałapanilekarzem?
–Przyterapeutachsięnieumiera.Mójwybórbyłdokładnieprzemyślany.Mogłam

teżzłatwościąsamasięutrzymać.Alenaglepotylulatach

–Poczułasiępaniwypalona.
Skiłamgłową.
– I rzuciłam pracę. Ale granie wcale nie okazało się takie fajne. Po paru tygo-

dniachchodzenianacastingizostałamasystentkąMadison.

–Zaraz,zarazmarzeniecałegożyciaiwycofałasiępanipoparutygodniach?
–Botobyłogłupiemarzenie–wyjaśniłam,patrzącnieruchomowpodłogęiczeka-

jąc,żezaprotestuje.„PaniDiano,niemagłupichmarzeń”albotympodobnestwier-
dzenia,któresłyszałamnawetodsiostry.

–Noidobrze–powiedziałnieoczekiwanie.
–Jakto?–zdziwiłamsię.
– Jedno z dwojga: albo wcale pani tego nie chciała, albo była pani zbyt wielkim

tchórzem, by naprawdę powalczyć. Tak czy siak, zmierzałaby pani ku niechybnej
klęsce.Lepiejwięcbyłoodrazusięwycofać.Noaterazczaswracaćdoprawdzi-
wegopowołaniaipomócmi.

–Acopanomniewie?Możeodniosłabymsukces?Jakmapanczelność
–Całeżycieczekaćnapróbęspełnieniamarzeńidaćsobiespokójpoparutygo-

dniach?Przecieżoszukujepanisamąsiebie.Toniebyłopanimarzenie.

–Amoże?
–Notocopaniturobi?KupiępanibiletdoLondynu,tamjestwieleteatrów,moż-

napopróbować.Ba,mogęnawetodesłaćpaniąprostodoHollywoodprywatnymod-
rzutowcem.Niechmipanitylkoudowodni,żesięmylę.

Patrzyłamnaniegonienawistnie,bozmusiłmnie,żebymodkryłakarty.Przezmo-

mentbyłamnawetgotowawsiąśćdopociągulubsamolotu.Potemprzypomniałam
sobieniepowodzenianakolejnychcastingach.„Zastara”,„zamłoda”,„zachuda”,
„zbytładna”,„zagruba”,„brzydka”aprzedewszystkimniepodobnadoMadison
Lowe.

Zrezygnowanawzruszyłamramionami.
–Nowidzipani.Czyliszukapanipracywzawodzie.Doskonale.Taksięskłada,że

mamodpowiedniąofertę.

–Alenadalnierozumiem,dlaczegowłaśniedlamnie.
–Jeszczepaninierozumie?Jestpaniświetnawtym,copanirobi.Godnazaufa-

nia,kompetentna,piękna

Spojrzałamnaniegozdumiona.
–Owszem!Bardzopięknapomimotychokropnychciuchów.
–Nonie–zaprotestowałamsłabo.

background image

–Alepozaurodąpotrzebujępaniumiejętności,lojalności,cierpliwości,inteligen-

cji,dyskrecji,poświęcenia

–Robipanztegojakąśnieprawdopodobnąhistorię–przerwałammu.
–Wporządku.Zagrajmywięcwotwartekarty.Obojewiemy,żeniewrócipanite-

razdoKalifornii.Chciałasiępanioderwać.Atutajjesttomożliwe.Tuniktniebę-
dziepaniniepokoił.

–Zwyjątkiempana.
–Zgadzasię,zwyjątkiemmnie.Alejajestemzupełnieniekłopotliwy.Zaparęmie-

sięcy, gdy będę znów mógł biegać, pani namyśli się, co zrobić ze swoim życiem,
awtedywypłacępaniwynagrodzenie,którewystarczynadalszestudia,założenie
firmy,nawetnawłasnecastingi.Nieważne

–Aleterazmamzostać.
–Tak.
Pokiwałamgłowązrezygnowana.
–Zaczynamjużpowolimyśleć,żemożetakbędziedlamnienajlepiej.Trzymaćsię

zdalaodludzi.

–Rozumiempaniąbardziej,niżpotrafisobiepaniwyobrazić.
Zaśmiałamsięsłabo.
–Jakośniemogęuwierzyć,żebyczłowiektakijakpanstroniłodtowarzystwa.
–Sąróżnerodzajebyciasamemu.Niechpanizostanie.Będziemysamotnirazem.

Pomożemysobie.

Niemiałamalternatywy.Jegosłowabrzmiałykusząco.
–Proszęmiwięcopowiedziećosytuacji.
–Czywagencjinicpaniniemówili?Tobyłwypadeksamochodowy.
– Mówili, że uszkodził pan nogę w kostce, rękę, żebra oraz przemieścił sobie

bark,apotemprzemieściłgoponowniejużpowypisiezeszpitala.Czytowwyniku
źleprowadzonejfizjoterapii?

Wzruszyłzdrowymramieniem.
–Nie.Nudziłomisięiposzedłempopływaćwoceanie.
Przyjrzałamusięuważnie.Wcalenieżartował.
–Panjestniepoważny?
– Przecież już powiedziałem, że nudziło mi się trochę. No i może odrobinę za

dużowypiłem.

–Panjestszalony.Nicdziwnego,żezdarzyłsięwypadek.Czytobyłymożeznane

zfilmówwyścigiuliczne?

–Bardziejdwawjednym.Najpierwrozdziłemsiępomieście,potemwalłem

autemwfontannę,późniejczteryrazyzrzęduoskałę.Rzeczywiściebyłojakwfil-
mie!Ażdokońca,bonakońcunikczemnikodjechałnasygnaleambulansem,anato
przecieżczekająporządniwidzowie.

Jegoprzyjaznenastawieniewyparowałogdzieśnagleitrudnomibyłoodgadnąć,

dlaczegoakuratteraz.Wzięłamgłębokioddech.

–Zbytwcześnienaukładaniedowcipówotymzdarzeniu,alecotaknapraw

sięstało?Cospowodowałoten„wypadek”?

– Zakochałem się Ale to nudne. Może umówimy się, że zapominamy o naszej

niedawnejprzeszłości.Oboje.

background image

Tobyłanajwspanialszarzecz,jakąusłyszałamtegodnia.
–Jasne!Umowastoi.
–WkażdymrazietencałyJasonBlacktodlamniekompletnyidiota.
NawspomnieniegocegospojrzeniaJasona,jegoleniwegouśmiechuisłodkiego

teksańskiegoakcentupoczułamwszechogarniacyból.Popatrzyłamzwściekłością
namojegonowegopracodawcę.

–Tylkoproszę:niechpanprzestanie.
–Cozawiernośćitopotym,jaksypiałzpanisiostrą
–Skądmamwiedzieć,żezadzieńczydwaniewyrzucimniepanstądzjakiegoś

wydumanegopowodujakwszystkichpoprzednichfizjoterapeutów?

–Obiecamtopani,podwarunkiem,żeipanimniecośobieca.
Popatrzył mi przeciągle w oczy. Zadrżałam. Podświadomie opuściłam wzrok na

jegozmysłoweusta.Jużsamfakt,żewogólezauważyłamustaklienta,bardzonie
spodobałby się autorce książki dla piegniarek, która tak pisała w rozdziale szó-
stym:„Zachowajprofesjonalnydystans.Nieangażujsięsercem,kiedyjesteściefi-
zycznieblisko.Zwłaszczajeślitwójpracodawcajestmłodyiprzystojny.Niechtwój
dotykbędziebezosobowy,agłoszimny.Patrznaniegojaknazbiórkości,stawów,
mięśniiścięgien.Niejaknamężczyznę”.

Postanowiłam spojrzeć na pana Cyra jeszcze raz, tym razem lodowatym wzro-

kiem.

–Panchybazemnąnieflirtuje?
–MówmiEdward.I,oczywiście,żeztobąnieflirtuję,Diano.Potrzebujęodcie-

bierzeczydużoważniejszychniżseks.Chcę,żebyśmniewyleczyła.Możemyćwi-
czyćpodwanaściegodzindziennie.

Czynaprawdęsądziłam,żetenolśniewacy,ponurymagnatfinansowyspojrzałby

wogólenadziewczynętakąjakja?

– Dwanaście? Nie można tyle ćwiczyć. Będziemy ćwiczyć dwie, trzy godziny

dziennie.Czymsiępanczymsięzajmujesznacodzień?

– Jestem dyrektorem generalnym międzynarodowej korporacji finansowej z sie-

dzibąwLondynie.Mamzwolnienie,lecz,rzeczjasna,pracujęzdomu.Chcę,żebyś
byładlamniedyspozycyjnadwadzieściaczterygodzinynadobę.

Potymkomunikaciezaległaabsolutnacicha.Słychaćbyłojedyniepłomieńwko-

minkuiziewaniepsa.

–Ależtocałkowicieirracjonalneżądanie!
–Całkowicie!
–Zrobiszzemnieniewolnicęnawielemiesięcy!
–Tak!
Biorącpoduwagę,comisięwłaśnieprzytrafiłowżyciuprywatnym,możewcale

niebyłobytozłerozwiązanie.

–Zrezygnujeszzemnie,kiedyzrobisięciężko?–zapytałam.
Wtedyztrudempodniósłsięzfotela.Byłjakieśtrzydzieścicentymetrówwyższy

odemnie.Gdystanął,poczułamogromnąmoc,któraodniegoemanowała.

–Aty?
Pokręciłamgłową.
–Jakniebędzieszmniepodrywał–wymamrotałamcicho.

background image

–Bezobaw.Niegustujęwmłodychniedoświadczonychidealistkach.
–Skądmożesz
–Wystarczy.Poprostuznamsięnakobietach.Swojejużwidziałem.Obecniebar-

dziejinteresująmnieukładynajednąnoc,ewentualnienaweekend.Tylkoseks,bez
komplikacji.

–Chybanieodczasuwypadku
Wzruszyłchłodnoramionami.
–Choćbywczorajwieczorembyłatukobieta,znajomamodelka,Francuzka.Wpa-

dła mnie odwiedzić, wypiliśmy butelkę dobrego wina Nie musiałem nawet wsta-
waćzfotela.Wyglądasznazdumioną.Mamcinarysować?Przecieżjakieśdoświad-
czeniechybajużmasz.UsiadłanamnieNictrudnego.

Mojatwarzmusiałakoloremprzypominaćdojrzałegopomidora.Wiedziałamjed-

no:tenmężczyznastanowiogromnezagrożeniedlakażdejkobiety.

–Azmieniająctemat–zagadnął–zgadzaszsięnamojewarunki?
Zwahaniemskiłamgłową.Wtedyserdecznieuścisnąłmidłoń.
–Todobrze.
Poczułam jego słodki, ciepły oddech. Przyjrzałam się przekrwionym oczom i po

razpierwszyzorientowałamsię,żepanCyrjestlekkopodpity,anamałymstoliku
zafotelemstoiwpołowiepustabutelkadrogiejwhisky.

–Jeślijednakzostanęibędęnakażdetwojezawołanie,tyteżsiędoczegośzobo-

wiążesz:koniecztym–Ruchemgłowywskazałamalkohol.

–Przecieżtodziałaleczniczo.
–Żadnychnarkotyków–przerwałammu–aniszalonychnocyzmodelkami,ajak

dzieszgrzeczny,tozgadzamsięnamocnąporannąkawę.

–Niechbędzie–zaśmiałsię–aletoprzecieżirracjonalne.
–Podobniejaktwojewymagania.
–Czymsiębędęzabawiał,jeślizabierzeszmiwszystkieulubionezabawki?
–Będzieszciężkopracować.Dlaswojegozdrowia.
Przyjrzałmisięuważnie.
–NadaltęskniszzaJasonem–powiedziałnagle.
Odruchowospojrzałamwbok,zaokno.
–Tak.
–Ipewnienadalgokochasz–dorzuciłkpiąco.
Pomyślałam,żeMadisoniJasonzpewnościąwłaśnienieźlesięzabawiająwswo-

imparyskimpięciogwiazdkowymhotelu.

–Wcalegojużniechcękochać.
–Aletorobisz!Isiostrzyczceteżnapewnowybaczysz!
–Botomoibliscy!–wyznałamzawstydzona,gdyżtylkoidiocikochająludzibez

wzajemności.–Trudnowybrać,wkimsięzakochujemy.

–Kobieto,spójrznasiebie.Nawetterazniedaszzłegosłowananichpowiedzieć.

Jesteśaniołem.Pozatymmyliszsię.Możemywybrać,wkimsięzakochamy.

–Jak?
–Niewybierającnikogo.
Popatrzyłamnaniegoprzeciągle.EdwardCyrbyłbezgraniczneprzystojny,boga-

tyizgorzkniały.

background image

–Tyteżmaszzłamaneserce,prawda?–zapytałamszeptem.
Pochyliłsięnademną,natychmiastprzyprawiającmojeciałoodreszcze.
–Imożedlategochciałem,żebyśsiętuznalazła.Możemamypokrewnedusze

odgarnąłmikosmykzczoła–imożeuleczymysięnawzajempodkażdymwzglę-
dem.

–Przestań–powstrzymałamgonatychmiast.
–Czemu?Jeszczezawcześnie?
–Jesteśstuknięty.
Wzruszyłjedynymzdrowymramieniem.
– Nie sądziłaś chyba, że nie będę próbował? Naprawdę zawsze wierzysz we

wszystko,cocimówią?

Narastaławemniezłośćiupokorzenie.
–Uwierzyłam,żerozpaczliwiechceszwyzdrowieć.
–Nigdynieużyłemsłowa„rozpaczliwie”.
–Awięctracisztylkoczas,pozbywającsiękolejnychterapeutówiupijającsię
–Niezapominajoprzygodnymseksie–wtrącił.
–Wieszco?Powolizaczynamuważać,żewcaleniechceszwyzdrowieć.
Uśmiechzniknął.Edwardznówpopatrzyłnamniewrogo.
– Wynałem cię w charakterze fizjoterapeutki, a nie terapeutki. W ogóle mnie

nieznasz.

–Alepodejrzewam,żecałamojadługapodróżbyłanamarne.Jeślinaprawdęnie

zależyci,bywyzdrowieć,powiedzmitoodrazu.

–Icowtedyzrobisz?Wróciszdopaparazzich?
–Tojużlepszeniżtkwićwnieskończonośćzpacjentem,któryszukakażdejwy-

mówki,bynieprzyznaćsiędowłasnegolenistwaistrachu.

–Imówiszmicośtakiegoprostowtwarz?
–Przecieżsięciebienieboję.
–Amożepowinnaś?–zapytałcicho,powoliopadającnafotel.
Zbliżyłamsiędoniego,nagleośmielona.
–Itegowłaśniechcesz?Żebyludziesięciebiebali?
–Takjestprościej.Dlaczegobynie?
Przystojna twarz i kulturalny ton pana Cyra były jedynie płaszczykiem dla jego

prawdziwejponurejnatury.Przezchwilęzastanawiałamsię,wcosięwłaśniewpa-
kowałam.

–Zakochałemsięwpewnejkobiecie–powiedziałnaglecicho,patrzącwogień

nakominku–dotegostopnia,żepróbowałemjąuprowadzićzjejwłasnegodomu,
odmężaidziecka.Dlategopotemmiałemwypadek.Jaksiędomyślasz,mążtejpani
byłprzeciwny

– To dlatego agencja nie udzieliła mi żadnych informacji nie podali mi nawet

twojegonazwiska.Obawiałeśsię,żejaksprawdzę,tonieprzyjaCzyktośjesz-
czezostałrannywtymwypadku?

–Tylkoja–odpowiedział.Wyglądałnabardzozmęczonego.
–Ajakjestteraz?
–Zostawiłemtęrodzinęwspokoju.Zrozumiałem,żemiłość,podobniejakspełnia-

niemarzeń,przynosiwięcejbóluniżprzyjemności.Iniezastanawiajsięnademną.

background image

Jesteśnatozbytniewinna.

–Alemamteżsiłę!–zaprotestowałam.–Ipotrafięcipomóc.Jednakbędzieszmu-

siałmniesłuchaćcodoćwiczeń,zdrowejdietyiregularnegosnu.Wytrzymasz?

–Raczej:czytywytrzymasz?Wykończyłemjużparuterapeutów.Dlaczegouwa-

żasz,żeciebieniepokonam?Izczegosiętakśmiejesz?Naprawpowinnaśsię
mniebać!

A ja rzeczywiście pierwszy raz od trzech tygodni się śmiałam. Bo poczułam się

znówpotrzebna,zobaczyłamprzed sobącel.Tenbogaty ponurakzupełniesięnie
spodziewał,zkimwłaśniezadarł!Istotniewżyciuprywatnymbyłamżałosnympopy-
chadłem, ale zawodowo, dla dobra pacjenta, potrafiłam się przeistoczyć w bez-
względną,aroganckąwiedźmę.

–Myliszsię.Totymniemaszsiębać!
–Ja?!Ciebie?!Atodlaczego?
–Poprosiłeśomojąstuprocentowądyspozycyjność.
–I?
–Terazbędzieszjąmiał.

background image

ROZDZIAŁDRUGI

–Itomabyćrozgrzewka?–zdumiałsięEdwardnastępnegorankapodczasna-

szejpierwszejsesji.

–Nie.Dopierocięsprawdzałam.Takaprzymiarka.Aterazzaczniemynaprawdę.
Znajdowaliśmywmałymdomku,któryuprzednionależałdoogrodnika,aostatnio

zostałprzerobionynasiłownięipomieszczeniedorehabilitacjizestołemdomasa-
żu.

Noirzeczywiściezaczęliśmy.
Pozaużywaniemsprzętuznajducegosięnaterenieposiadłościzaczęliśmytakże

jeździćnapobliskibasen.Myślę,żeistotniezaskoczyłamEdwardaswojąsiłąjako
fizjoterapeutka.Nigdyjednaksięniepoddawałizawszeprzekomarzałsięzemną,
pytając,czytojużwłaściwasesja.Jawtedyzgrzytałamzezłościzębamiizaczynali-
śmy współzawodnictwo. Mój nowy pacjent nigdy się na nic nie skarżył, wypełniał
wszystkiemojepolecenia,nawetgdydobrzewiedziałam,żemusząmusprawiaćból
itrudności.Każdegodniaspotykaliśmysięnaćwiczeniacorazwcześniej.Jeślizda-
rzyłomisięprzyjśćprzednim,wiedziałam,żenastępnegorankazobaczęgogoto-
wegokwadransprzedemną.

Po jakimś czasie wpadliśmy w rutynę i wykorzystywaliśmy na rehabilitację do-

kładniekażdąchwilę,wktórejEdwardniepracowałnalaptopieaninierozmawiał
z Londynem, Nowym Jorkiem, Hong Kongiem czy Tokio. Rozgrywała się między
nami nieustaca bitwa. Testowaliśmy wzajemnie siłę woli, „przeciągaliśmy linę”,
konkurowaliśmy.Terapiaprzebiegałarewelacyjnieiwzaskakucymtempie.

Itakmiłydwamiesiące.PanSaintCyrprezentowałsięjakkulturysta.Powoli

niktnieuwierzyłby,żeniedawnochodziłtylkoolasce.Wpewnymsensiezaprzyjaź-
niliśmysię,bopodczasćwiczeńczęstorozmawialiśmy.Wiedziałamjuż,żejegofir-
mawartajestmiliardy,założyłjąpradziadek,aEdwardprzejąłzarządzaniewwie-
kudwudziestudwóchlat,pośmierciswegoojca.Niepotrafiłamzrozumiećdokład-
nie, czym się zajmują, bo nigdy nie interesowały mnie instrumenty finansowe, ale
uwielbiałam,gdyopowiadałanegdotybiurowe,zwłaszczaoswoimbiznesowymry-
walu,kuzynieRupercie.

Mojerodzinnewspomnieniabyłyzgołainne.Gdymiałamdziesięćlat,zmarłmój

kochanytata.RokpóźniejmamawyszłaponowniezamążzaHowardaLowe,roz-
wiedzionegoproducentafilmowego,którysamotniewychowywałmłodsząodemnie
o rok córkę. Howard był dziwacznym showmanem, zupełnie nie przypominał taty,
zakopanegowksiążkachprofesora,lecznadalbyliśmywszyscybardzoszczęśliwi.
Niestety kiedy miałam siedemnaście lat, mama zachorowała przewlekle i wtedy
zrozumiałam,żechcęmiećzawód,wktórymmogłabympomagaćludziom,alepod
warunkiem,żeprzymnienigdybynieumierali.

Istniały tematy, które starannie omijaliśmy z Edwardem w naszych rozmowach.

PrzykładowoniewspominałamnigdyMadison,Jasonaaniswoichdawnychmarzeń

background image

okarierzeaktorskiej,aonuparciemilczałnatematokolicznościwypadkuikobiety,
którąkochał.

Corazczęściejnieumiałamniezauważać,żemójpracodawcajestszalenieatrak-

cyjnymmężczyzną,chociażnauczyłamnasobojeidealniezachowywaćdystansire-
lacjeczystozawodowe.

Pewnego dnia podczas porannych ćwiczeń usłyszałam, że Edwardowi burczy

wbrzuchu.Rozbawiłomnieto.

–Jesteśgłodny?–zapytałam.
–Doskonalewiesz,żetak–odpowiedziałcicho.
– A więc czas na śniadanie – oznajmiłam najbardziej profesjonalnym tonem, na

jakiwtymmomenciepotrafiłamsięzdobyć.

Śniadanieserwowanonamwśredniowiecznejkomnacie,którasłużyłazajadalnię

dlagości.TegorankabyłamświadomakażdegoruchuEdwardaprzystole.Niemo-
głamsięzupełnieskoncentrować.Zerkałamukradkiem,jakje.Zerkałamnakoniu-
szekjegojęzyka.Powielutygodniachuciekaniaprzedproblemem,czułamsięcoraz
bardziej beznadziejnie. Niestety w starej książce dla piegniarek nie napisano
wprost,jakwalczyćzwłasnympożądaniem.Pożądanie.Cóżzastrasznesłowo.Po-
zbawionemiłości.Wiedziałamdoskonale,żeniekochamEdwarda,aleniepotrafi-
łamjużkontrolowaćtego,żegopożądam.

Zdesperowana sięgnęłam po gazetę, którą właśnie odłożył na bok mój pacjent.

Jegorozpaczliwe„nieruszaj!”rozległosięosekundęzapóźno.Napierwszejroz-
kładówceujrzałamolśniewacąMadisonnaczerwonymdywanietużpopremierze
swego najnowszego filmu na Leicester Square. Tuż za nią we fraku stał z głupią
minąJason.

–Och!–wyrwałomisięzustwsposóbzupełnieniekontrolowanyiżałosny.
Wtedy poczułam, jak Edward łapie mnie niezdarnie za rękę. Chyba chciał mnie

wtensposóbpocieszyć.

–Tenfacetwyglądajakpieseknasmyczy.Aonagopoprostuzasobąciągnie
–Przestań–zaprotestowałamodruchowo.Jednakgdyprzyjrzałamsiędokładniej

fotografii, pomyślałam, że Edward ma rację. Jason istotnie nie wyglądał na oso
towarzyszącą, lecz bardziej na maskotkę czy „dodatek” do mojej siostry, która
wwidocznysposóbprzytrzymujegozadłoń.

–Itenidiotycznyuśmiech.Ciekawe,iledałdentyściezatęsztucznąbiel.
–Przecieżonmasłodkiuśmiech
–Nigdywżyciuniewidziałemniczegobardziejfałszywego.
–Oj,zamknijsięjuż!
–Notak.Zupełniezapomniałem,żetenmężczyznatoszczyttwoichmarzeń.Mi-

łośćjestślepa.

Edwardzrezygnowanyprzewróciłoczamiisięgnąłpoherbatę,ajaporazsetny

zaczęłam sobie wyobrażać kobietę, która złamała mu serce do tego stopnia, że
chciał ją uprowadzić. Co było w niej aż tak niezwykłego? Czy miłość jest istotnie
ślepa?

–Wracajmydopracy–rzuciłam.–Chybaże
–Czekamnaciebieodkwadransa!–Twarzmojegopacjentanaglesięrozpromie-

niła.

background image

Półgodzinypóźniejwyraźnieznudzonybiegłwolnonastacjonarnejbieżni.
–Nalegam.Toważne!–tłumaczyłammu.
Naglenieoczekiwaniepodkręciłobroty.
–Zabijeszsię!–krzykłam.
Edwarddoszedłdosiebiewniewyobrażalnymtempie.
– To niewiarygodne nadludzkie – wymsknęło mi się. Jednak umilkłam natych-

miast,bopochwałyniebyływnaszymstylu.

– Wszystko słyszałem – oznajmił triumfalnie Edward. – Jesteś oszołomiona moją

mocąibardzochciałabyśmniewnagrodępocałować.

–Nicpodobnego–odburkłam.
–„Edwardzie,toniewiarygodne!”.–Mójpacjentzacząłnaśladowaćdamskispo-

sóbszczebiotaniaiwtedynaglesiępotknął,cospowodowałoupadekzbieżni.Na-
tychmiastdoskoczyłamdoniegoprzerażona.

–Jesteścały?Uważaj!Nieruszajsięlepiej!
Oczywiściezostałamcałkowiciezignorowana.
–Nicminiejest.
–Towszystkomojawina.Przecieżciprzeszkadzałam.
–Przestańsięobwiniać.Nicniezrobiłaś.
–Uważaj,krwawisz!
–Przestańnarzekać.Powiedziałem,żenicminiejest.
Zdruzgotanapobiegłamporęcznikizmoczyłamgowciepłejwodzie.Edwardbez

słowaprzetarłnimtwarzigłowę.

–Absolutnieniepowinnamcibyłapozwolićtakostrotrenować.Mojapracatutaj

poleganakontrolowaniu

–Takjakbyśmiałacokolwiekdopowiedzenia!–zakpił.
Popatrzyliśmynasiebie.Naglejakimścudemtrochęsięzrelaksowałam.
–Notakniemam.Aleprzecieżnawetty,Edward,musiszczasemodczuwaćja-

kąśsłabość.

– Słabość?! – zagrzmiał. – Płacę ci za to, żebyś pozbawiła moje ciało wszelkich

oznaksłabościiuczyniłazemniedwukrotniepotężniejsząbestię,niżbyłem,zanim
takobieta

–Tęskniszzanią?
–Nie–rzuciłdużociszej.–Doskonaleprzypomniałamilekcjęwyuczonąwdzie-

ciństwie:umieszliczyć,licznasiebie.

Cotakiegozdarzyłosię,gdybyłmały?
–Aleprzecieżliczysznamnie.
–Podwzględemzdrowia?Tak.Czasemteżnatwojądyskrecję.
–Tojużcoś,prawda?
–Owszem.Aterazczaswracaćdopracy.
–Zamierzaszjeszczedzisiajćwiczyć?!Wykończyszsię!
–Poradzęsobie.
Edward przywykł rządzić wszystkim i wszystkimi. Był gotów się zabić, by udo-

wodnićswąsiłę.

–Ranypotrzebujączasu,bysięzagoić.Nawettwoje.
Spojrzałnamniedrwiąco.Natychmiastsięzaczerwieniłam.

background image

–Lubię,gdysięczerwienisz–skomentowałiruszyłwstronębieżni.
– Koniec na dziś z bieganiem – krzykłam i zdesperowana dodałam: Rozbieraj

sięikładź.

Roześmiałsię.
–Naprawdęuparłaśsię,żebymwięcejniebiegał.Aleskorochceszmnieprzeku-

pićseksem,proszębardzo.

– Rozbierz się i połóż, bo potrzebny ci masaż. Nie chcę, żebyś zesztywniał! –

Edwardspojrzałnamniezaciekawiony.–Awogóletozamknijsię!

–Przecieżnicniemówiłem.
–Przecieżdobrzewiesz,ocomichodzi.
–Wsumietaktylkoniewiem,dlaczegotyletotrwa
–Cotyletrwa?
– Okej, okej upieraj się dalej. – Zaśmiał się i zaczął ściągać podkoszulek. –

A więc chcesz, żebym się rozebrał Wiedziałem, że prędzej czy później będziesz
mnie o to błagać – Skrzywił się odruchowo, pewnie zabolało go uderzone przy
upadkuzbieżniramię.

–Zostaw,jatozrobię.–Mojepoczuciewinykazałomizgłosićsięnaochotnika.
–Ależ,proszęuprzejmieotakidziękuję.
–Niemaproblemu–odparłam,zastanawiającsię,czyczuł,jakbardzotrzęsąmi

sięręceijaktrudnomioderwaćwzrokodjegonagiegotorsu.

Chybaczuł,bouśmiechałsiędwuznacznie.
–Czyzdejmieszmiresztę,czymamsam?Amożebędzieciwygodniejmniemaso-

wać,jeślisamasięteżrozbierzesz?

Autorka przedwojennego podręcznika dla piegniarek przestrzegała, że „bez-

wstydnipacjencimogąchciećskusićniewinneopiekunkinaniewyobrażalnerozko-
szezmysłowe.Wtedyjedynąbroniąjestlodowatauprzejmość”.

–Tonierandka–oświadczyłamwięclodowatymtonem–tylkoniezbędnydlatwo-

ichmięśnipodzisiejszymdniumasaż.Rozbierajsię,stanętyłem.

Stałamtyłemwściekłanasiebiezato,żeEdwardrobiłnamnieażtakiewraże-

nie.Żadenzmoichpacjentów,aninawetJason,niewywoływaliniezdrowychemocji.

–Jużsięmożeszodwrócić.
Uczyniłamtonerwowoiodrazupożałowałam.Mójzleceniodawcależałnakozet-

cedomasażunabrzuchu,okrytyjedynieręcznikiemtam,gdziekończąsięplecy.

–Noprzecieżotocichodziło:nagiizdanynatwojąłaskę.
Masowałam go już wielokrotnie. Tym razem nie mogłam się opanować. Coś się

międzynamizmieniło.Bałamsię.Tak!Bałamsię,żewyczujemojąsłabość,wyko-
rzysta okazję i obci się na plecy, by rzucić się na mnie. Miał taką aksamit
skórę,potężnemięśnie.Starałamsięmyślećonimjakoopacjencie,niestetygórę
brałymyślizgołaodmienne.Toztymmężczyznąprzetrwałamprawieosiemtygodni
w średniowiecznym zamczysku, zasypiałam, marząc o nim i w pełni świadoma bli-
skościjegosypialni.Masowałamgoipróbowałampatrzećprzedsiebie,naotacza-
cynassprzęt,ciężarkiimaty,potemzaokno,gdzienazimowympochmurnymnie-
bienieśmiałoprzebijałosięróżowawewczesnopopołudniowesłońce,aogródstra-
szyłnagimi,czarnymiszkieletamidrzew.Jajednakczułamsięjakwśrodkuupalne-
go lata: moje dłonie i policzki płoły. Przez tyle lat strzegłam swe serce i ciało

background image

wobawieprzedkolejnąutratąkogoślubczegoś,cojestnaprawdęważne.Aleoka-
zuje się, że tak się po prostu nie da. Smutek i rozpacz są częścią życia. Ludzie
umierają,rozstająsięalboraniąsięnawzajem.

–Alemidobrze–westchnąłnagleEdward.
–Cieszęsię–odpowiedziałamżołnierskimtonem,wmasowującwjegoplecykolej-

nąporcjęolejku.–Aterazodwróćsię.

–Toniebędziekonieczne.
–Wprostprzeciwnie!Chceszbyćkoślawy?Plecyrozmasowane,azprzodusztyw-

ny?

–NowieszJaksobieżyczysz.
Gdyodwróciłsięposłusznie,zobaczyłam,żeistotniezprzodubyłcałkiemsztyw-

ny.Niemiałamdoświadczeniazmęskąnagością,alechybaniewszyscymężczyźni
mielitakolbrzymierozmiary.Stałamjakwrytaicałaczerwonawpatrywałamsię
bezmyślniewbiałyręcznik,krycyniesamowity,erotyczniejednoznacznykształt.

–Tynaprawdęjesteśzupełnieniedoświadczona–bąknąłonieśmielonyEdward.
–Owszem.Zupełnie.
–NawetzJasonem?Przecieżmówiłaś,żemaszdwadzieściaosiemlat!
–Zachowujmysięprofesjonalnie.Proszę–rzuciłamzwyrzutem.
–Zacznijodsiebie–zaśmiałsiępodnosem,pewniemającnamyślito,żeprzed

chwiląprzyłapałmnienabezwstydnymgapieniusięnajegociało.

Kontynuowałam masaż, czując się jak idiotka. Starałam się skupić na naszym

wspólnymsukcesie,czylinatym,żeEdwardbłyskawiczniewydobrzałpowypadku,
którymógłgozniszczyćnazawsze.Szczęśliwiepozostałamutylkojakaśbliżejnie-
określonaranawsercu.

–Oczymmyślisz?–zapytałamgonagle,niezastanawiającsię,corobię.
–GroźnepytanieMożelepiej,żebyśniewiedziała.
–Nieprzesadzaj!–uśmiechłamsięnienaturalnie.
–Samachciałaś.Otóżmyślęsobie,jakbytobyłozabawnieuwieśćpannęDia

Maywood.

Odruchowoodsułamsięodkozetki.
–Przecieżpracujędlaciebie!
–Icoztego?
–Jestemzakochanawkimśinnym.
Niespodziewanieusiadł,przytrzymującstarannieręcznik.
–Niemówię,żebytomiałoznaczenie,alejesteśpewna?
–Nojasne!
–Widziałaśtychdwojenazdjęciu,zakochani,szczęśliwiFacetcięoszukał,zo-

stawił,ba,nawetnigdyznimniespałaś.Atydalejzakochana?Wierna?Dlaczego?

–Samaniewiem–odpowiedziałam,patrząctępowpodłogę.
– To chyba prawda, co czasem mówią: żeby się z kogoś wyleczyć, potrzeba na-

stępnejosoby.

–Ciekawe–żachłamsię.–Czyliwszystkiepanie,zktórymispałeś,wymazały

ztwojegosercaiumysłukobietę,dlaktórejomaływłosnieumarłeś?Wieszdobrze,
żemiłośćnieznika,ottak,poprostu.

–Alezczasemznika.Przykromizaciebie.Twojaprzybranasiostraztwoimnie-

background image

doszłymkochasiemzabawiająsiętamnacałego,niepamiętającnawetotwoimist-
nieniu.Niespotkałaichżadnakarazato,jakciępotraktowali.Jesteśdlanichbez
znaczenia.

–Edwardzie,naglezrozumiałam,żetychybawcaleniemówiszomnie,tylkooja-

kimśswoimdoświadczeniu.

Skrzywiłsię.
–Dobrze.Czylinadziśkoniec.
–Żadenkoniec!–złapałamgozaramię.–Robięwszystko,żebyśwyzdrowiał,ale

niepotrafiszbyćzemnąszczery!Powiedznareszcie,czegochcesz.

Wtedyprzytrzymałręcznikjednąręką,adrugąobjąłmniemocno.
–Tegochcę–wyszeptałizacząłmniecałowaćjakoszalały.Przywarłdomegocia-

ławielki,potężny,muskularny,prawienagi.Kiedypochwilidziecynasręcznikwy-
dowałnapodłodze,„prawie”przestałobyćaktualne.–Chcęciebie,Diano–sa-
pałpomiędzypocałunkami.

Nikt przedtem tak mnie nie całował. Na przelotne zaloty pierwszego chłopaka

jeszczenastudiachwogóleniereagowałam.PieszczotyzJasonembyłyprzyjemne,
ale nic właściwie z nich nie wynikało. A Edward? Chyba najzwyczajniej w świecie
mniepożądał!Nigdywniczyichoczachniewidziałamtakiegoognia.Owładnąłmną.
Zapomniałamocałymświecie.Poczułamsię,jakbyzbudziłmojeciałozdługiegozi-
mowegosnu.Przylgnęłamdoniegojakszalonainiepozostałammudłużna.Pilno-
wałam się tylko, by mieć dokładnie zamknięte oczy. Wolałam nie widzieć, co się
dziejezmoimprzystojnym,aroganckimpracodawcą.

Ochłołam,gdyzrozumiałam,żezachwilęzaczniemysiękochaćnakozetcejak

dzikiezwierzętaiżeniebędziewtymaniszczyptyfantazjiczyromantyzmu.Ode-
pchnęłamgolekkoipowiedziałamstanowczo:„Nie!”.

Wyglądałnacałkowicieogłupiałego.
–Cotakiego?–zapytałniewyraźnie.
–Powiedziałam,żenie.
Puściłmnie.Staliśmynaprzeciwsiebie:jawpotarganychubraniach,aoncałkiem

nagi.Starałamsięzawszelkącenęniepatrzećwdół.Nadaltrzęsłamsięzpożąda-
nia i wcale nie przestałam chcieć tego, co mogło się już wydarzyć. Ale najpierw
będęmusiałauwierzyć,żepanuEdwardowichodziomnie,oDianęMaywood,anie
szybkinumerekzjakolwiekkobietą.NiejestempięknąMadison,lecznieozna-
czato,żezamierzamdlakogokolwiekrozmieniaćsięnadrobne.

–Jesteśmoimpacjentem.Sąpewnegranice,którychnigdynieprzekroczę.
–Docholery–Edwardzacząłprzeklinaćpodnosem.–Chybajakieśgranicejuż

kiedyśprzekroczyłaś.

–Niestetynie.
Rozluźniłsięnagleipogłaskałmniepopoliczku.
–Tostraciłaśdużoświetnejzabawy–wyszeptałiznówsiędomnieprzytulił.–

Pokochajmysię,Diano.

–Jakto?Przecieżpowiedziałeś,żemiłośćcięniedotyczy.
–Mówiłemoinnymrodzajumiłości,okwiatach,przysięgach,zaklinaniurzeczywi-

stościNaprawdęcięlubię.Szanujęcięnatyle,bymócciętraktowaćjakrów
sobie.

background image

–Och,wielkiedzięki
Uciszyłmniegestem.
–Obojedobrzewiemy,cosięmiędzynamidzieje.Jeślichceszudawać,żejestina-

czej,proszębardzo,alenieoszukasznawetsamejsiebie.Czułem,jakmniecałowa-
łaś.Chceszmnietaksamojakjaciebie.

–Cowcalenieznaczy,żemuszętemuulec
–Aczemubynie?
Szukałamnasiłęjakichśsensownychargumentów.Wtemprzypomniałamsobie
–AJason?
–Ach,JasonBlack,wiecznypłomieńwtwymsercu!Niechwnimzostanienaza-

wsze.Jachętniezajmęsięciałemjużwkrótce.

Zaszokowałmnie,leczniemogłammuodwićracji.Częśćmojejpsychikichcia-

łabyćjakEdward,łamaćzasady,przekraczaćgranice.Inna,silniejszaczęśćnigdy
minatoniepozwoliła.Icoztegodotychczasmiałam?Złamaneserceisamotność.

„Jeślipokusastajesięzbytsilna,uciekaj.Itoszybko,botylkowtensposóbura-

tujeszżycie”–doradzałaautorkapodręcznikadlapiegniarek.

Drżącjeszcze,odwróciłamsięodmojegopacjentairzuciłamsiędoucieczki.
–Diano!–krzyczałzamną.
Niezatrzymałamsię.Wypadłamzsiłowniprostodolodowategoogrodu,któryto-

nął w mokrym śniegu. Do zamku dobiegłam przemoczona i zapłakana. Przywitał
mniepies,któregoznówniktniewyprowadziłnaspacer.Zmieniłamubranienasu-
che, złapałam płaszcz przeciwdeszczowy, smycz i ponownie znalazłam się w ogro-
dzie. Owczarek tańczył radośnie wokół. Ruszyliśmy przed siebie, w przeciwnym
kierunku, niż znajdowała się siłownia. W mojej skołatanej głowie rozbrzmiewały
fragmentyrozmówzEdwardemimoment,gdyzacząłmniecałować,najwyraźniej
nie chcąc dalszych niewygodnych pytań. Był tak przyzwyczajony owijać sobie
wszystkichwokółpalca,żezrobiłtosamoizemną.

Dotarliśmynaskrajoceanu.Patrzyłamnaodlatucemewyizazdrościłamimta-

kiejmożliwości.ZamekPenrythHallmiałsięstaćidealnąkryjówkąprzedświatem.
Jakmożnaukryćsięprzed„idealnąkryjówką”?Możewcaleniemożnasięukryć–
olśniłomnienagle–jeśliczłowiekcałeżycieuciekaprzedsamymsobą!Prędzejczy
późniejbędęmusiaławrócićdoKalifornii,stawićczołoatmosferzeskandaluidwoj-
gu ludziom, którzy wyrwali mi serce. Potem przyjdzie najgorsze, bo będę musiała
zmierzyćsięzsobą.

Rzuciłam Cezarowi patyk. Szczęśliwy pobiegł przez zaśnieżoną plażę, by mi go

przynieść.NaustachczułamwciążdotykwargEdwardaitęjednąniepowtarzal
chwilę,gdybyłamchcianaipożądana–ja,dziewczynaniewidzialna,niezauważalna
anizpowoduurody,aniinteligencjiczyzawodu–kiedydlakogoścośznaczyłam.

Rzucałampatykpsutakdługo,ażpodłamdecyzję,żeopuszczęzamek,bonagle

uświadomiłamsobie,żepozostanietutajprzerażamniejeszczebardziejniżpowrót
doKalifornii.Mójpracodawcajużmnieniepotrzebuje.Widziałam,jakradziłsobie
dziśnasiłowni.

Drogapowrotnadozamkuzałanamwieki.Szłamwolno,przerażonaperspekty-

wą powiedzenia Edwardowi o mojej decyzji. Gdy wyszliśmy zza węgła na dziedzi-
niec,stałamjakwryta.PrzedPenrythHallstałyzaparkowanedwieluksusoweli-

background image

muzyny,aoboknichrozmawialiochroniarzemojejsiostry,DamianiLuis.

–Cześć,Diano!Kopęlat!–krzyknąłnamójwidokLuis.
–PannaLoweipanBlackprzyjechalisięzpaniązobaczyć–dodałponuroDamian,

przerażacy osobnik o wzroście ponad dwa metry. – Pani Lowe jest napraw
wściekła!

background image

ROZDZIAŁTRZECI

Gdyweszłamdozamkowegofoyer,nakamiennąposadzkęzaczęłasmętniekapać

woda z mojego płaszcza. Myśl, że będę za chwilę musiała spojrzeć w oczy całej
trójcenaraz,zupełniemniesparaliżowała.

Edward,MadisoniJason.Naraz!
Wiernyowczarekkręciłsięwokółmnie,gdyoceniałamstanswojejodzieżyifry-

zury po deszczowym spacerze. Wyglądałam tak, że już zupełnie odechciało mi się
pokazywaćkomukolwieknaoczy.Cezarowinajwyraźniejnieprzeszkadzałmójwy-
gląd.Byłwdobrymhumorze.Nicdziwnego,przecieżtonieonmiałzachwilęsta-
nąćprzedplutonemegzekucyjnym.

Głosyniezapowiedzianychgościdobiegałyzbiblioteki.Możeprzejdęoboknapal-

cach,spakujępocichutkurzeczyiwymknęsięniezauważona?

–Cotywyczyniasz?–zapytałcichoEdward,którystałwcieniunakorytarzu.
–Czemusiętakwystroiłeś?–odpowiedziałampytaniemnapytanie,widząc,żeza-

łożyłkrawatimarynarkę.

–Bomamygości.Zechceszsięprzyłączyć?
Był taki przystojny, wyrafinowany i obyty w świecie. Moje całkowite przeci-

wieństwo!

–Chybanie.NaspacerzezastanawiałamsięnadwszystkimWiem,żejużdłużej

mnieniepotrzebujesz,więcnajlepiejbędzie,jeśli

–Czytoty,Diano?Chodźtunatychmiast!–wykrzykłazbibliotekiMadison,sły-

szącmójgłos.

Edwardpomógłmizdjąćmokrypłaszcz.Przeszłymniedreszcze.
–Wcześniejczypóźniejbędzieszmusiałasięznimispotkać.Równiedobrzemoże

tobyćteraz.

Jego„koleżeńskapostawa”nieoczekiwaniedodałamisił.Wkroczyłamdobibliote-

kizpodniesionągłową.Bibliotekabyłaniezwykleeleganckimpomieszczeniem,wy-
sokimnadwapiętra,oświetlonymwyłącznieogniemzolbrzymiegokominkazbiałe-
go marmuru. Książki oprawne w skórę piętrzyły się pod sufit, a tu i ówdzie stały
drabinydlachcącychponiesięgnąć.Nabiałejskórzanejkanapietużprzysamym
ogniu siedziały dwie gwiazdy filmowe! Madison ze sztywną od lakieru platyno
fryzurą,sztucznymirzęsamiibardzokolorowymmakijażem,wbiałymkrótkimfu-
terku, obcisłych dżinsach, butach na dwudziestocentymetrowym obcasie i w je-
dwabnej bluzce za tysiąc dolarów, przedstawicielka show-biznesu. Jason również
bardzosięwyrobił:zawszeprzystojnyidobrzezbudowany,okrzepłjeszczeizaczął
sięzupełnieinaczejubierać.Wniczymjużnieprzypominałprostego,wesołegochło-
pakazteksańskiejwsi.Coprawda,chciałsięodruchowozerwaćnarównenogina
przywitanie,leczjegokobietapowstrzymałagozasadniczymgestem.

–Diano,tobardzonieuprzejmie,żekazałaśnasiebieczekać,aleniewinięcię,bo

pewnieboiszsięspojrzećnamwoczypotym,cozrobiłaś!–oznajmiładonośnie.

background image

–Cojazrobiłam?–wykrzykłamośmielonaobecnościąEdwarda.
–Zostawiłaśmnie,gdynajbardziejciępotrzebowałam!
–WróciłamdoKaliforniinatwojepolecenie,bypokazaćtwójdomreporterom.
Madisonmachłalekceważącoręką.
–Ach,to?Wiesz,kiedytobyło?Latatemu!Mówięomojejpremierze.Wczoraj!

Powinnaśtambyłaprzyjechać!

–Żartujeszchyba?
– Wiesz, że źle znoszę wystąpienia publiczne. Obiecywałaś, że nigdy mnie nie

opuścisz

–Dokibyłamtwojąasystentką!Izanimmnienieupokorzyliścienaoczachcałe-

goświata!

–Nadalmitamtowypominasz?Niezaplanowaliśmy,żesięwsobiezakochamy.To

sięzazwyczajdziejesamo.–PopatrzyłamaślanymioczaminaJasona.–Alety?Roz-
czarowałaśmniecałkowicie!PrzecieżnawetniespałaśzJasonem.

–Powiedziałeśjej?–zapytałamgozniedowierzaniem.
–Byliśmytylkoprzyjaciółmi,Diano.Spotykaliśmysię,możenawetodrobinęflirto-

waliśmy,aleprzecieżnigdyniepozwoliłaśmisiędotknąć!Mówiłaś,żeczekaszna
prawdziwą miłość i takie tam Ale mamy dwudziesty pierwszy wiek. Nie wiem,
wktórymstuleciutyżyjesz,aledlamnie,jakniemaseksu,niemazwiązku.

Awięcstworzyłamsobiewszystkowmojejchorejwyobraźni?
Wtedy zobaczyłam na palcu Madison jasnożółty diamentowy pierścionek. Na

TYM palcu! Poczułam się jak brzydki, mokry szczur, stojąc przed moją przybra
siostrą,któramiałanaręcepierścionekzaczynowyodfaceta,wktórympodobno
byłamzakochana.

–Jesteściejesteściezaczeni?–wydukałam.
–Tak–Twarzkobietyodrobinęzłagodniała.–Oświadczyłmisięwczorajpo

premierze.

– To był najwspanialszy wieczór w moim życiu – dodał Jason, całując ją czule

wdłoń.

Gdypatrzyliteraznasiebie,wyglądalinaszczerzezaangażowanych.Dotejpory

mogłamichsobietylkowyobrażać.Coinnegobyłozobaczyćichrazemnawłasne
oczy. Poczułam się, jakbym była nikim, niewidzialnym zerem. W mojej głowie za-
brzmiałysłowaEdwardasprzedparugodzin:„Przykromizaciebie.Twojaprzybra-
nasiostraztwoimniedoszłymkochasiemzabawiająsiętamnacałego,niepamięta-
jącnawetotwoimistnieniu.Niespotkałaichżadnakarazato,jakciępotraktowali.
Jesteśdlanichbezznaczenia”.Bezznaczeniabezznaczenia–powtórzyłoteraz
naglejakieśecho.

–Przestańsiędąsaćiucieszsięznaszegoszczęścia!Wróćipracujdlamnie,po-

trzebujęcię.Ktośpozaagencjąweselnąbędziesięmusiałprzecieżzająćprzygoto-
waniamidoślubu!

Agencjaweselna!Przygotowaniadoślubu!
–Iniemartwsię–wtrąciłuprzejmieJason.–Pewnegodnia,Di,ityznajdzieszso-

bieprawdziwegochłopaka.

Czułam, że za chwilę skompromituję się ostatecznie, bo wybuchnę głośnym pła-

czem.

background image

– Kochanie – wyszeptał nagle Edward, obejmując mnie czule – ty im nie powie-

działaś?

–Niepowiedziałam?–powtórzyłambezmyślniejakecho.
–Onas.–Pieściłmniegocymspojrzeniem.
–Onas?–powtórzyłamponownie.
–Tak,onas!–szeptałdalejwpatrzonywemniejakniktnigdyprzedtem.–Diano,

czemuimniepowiedziałaś,żejesteśmyrazem?

Cotakiego?–powtórzyłamtymrazemwmyśli.
–Cotakiego?–zapytalizgodnymchóremMadisoniJason.
–Aleprzedewszystkim,kochanie,idźdonaszejsypialniiprzebierzsięwcośsu-

chegopospacerzezpsem.Zaczekamynaciebie.

–Janiezamierzamnanicczekać–oświadczyłaMadison.–Chybażezgodziszsię

wrócićipomócprzynaszymślubie.–Popatrzyłateżnamniepodejrzliwie,jakbypo-
równywała moją prezencję z urodą stocego za mną męskiego półboga. – I ani
przezchwilęniewierzę,żebyściewydwoje

–Diano,kochanie–przerwałjejbezlitośnieEdward.–Najlepiejchybabędzie,jak

pójdęztobąnagóręipomogęcisięprzebrać.

Czyżbym niespodziewanie dostała rolę w filmie o Kopciuszku? Ja zamiast Madi-

son?

–Towynaprawdęjesteścierazem?–Mojaprzybranasiostranajwyraźniejnabra-

ławątpliwości.

–Odniedawna.JapragnąłemDiany,odkądsiępoznaliśmy,aleniestetykazałami

długonasiebieczekać.Takawspaniałakobieta!

–Przecieżonajesttylkofizjoterapeutką.
–Raczejuzdrowicielką.Znateżkażdątajemnicęmęskiegociała.
Robiłomisięnaprzemianzimnoigoco.
–Jesteściewsobiezakochani?–dopytywałsięosłupiałyJason.
–Zakochani?Nie!–pospieszyłzwyjaśnieniamiEdward.–Łączynastylkoczysty

seks.Prawdziwanamiętność.

–Nicnierozumiem–wydukałaMadison.–Znaciesięniecałeparęmiesięcy!
– „To się zazwyczaj dzieje samo”. – Mój „kochanek” gładko wyrecytował słowa

mojejsiostrysprzedparuminut.–TakwięcDiananiemożejużbyćpaniasystentką,
alemamnadzieję,żepomęczącejpodróżyzLondynunieodwicienamwspólnej
kolacji.

–Oczywiście,żenieodwimy.–Madisonnaglezmieniłacałkowiciefront.–Je-

stemszalenieciekawatwojegonowegopartnera,siostrzyczko!

Zachowałasięjakkotka,któranagledostrzegławswymzasięgunową,bardzoin-

teresucązdobycz–tłustąmysz.Myślę,żezauważyliśmytoobojezJasonem.

– A zatem do zobaczenia za kwadrans. W międzyczasie częstujcie się herba

alboczymśmocniejszym.Barekjestpełen–oznajmiłEdward,wyprowadzającmnie
nakorytarz.

–Tojapotrzebujęczegośmocniejszego–wyszeptałam.
–Pssst!–uciszyłmnieipozwoliłmisięodezwaćdopieropoddrzwiamimojejsy-

pialni.

–Dałeśimdozrozumienia,żejesteśmyparą!

background image

–Owszem.
–Dlaczego?
–Bomiałemochotę.
–Nierozumiem.
– Chciałem im utrzeć nosa. Potraktowali cię strasznie. Para zarozumiałych, nie-

szanucychnikogopalantów.

Zaśmiałamsięhisterycznie.
–Możemielirację.Przecieżpowinnamsiębyładomyślić,żeJasonwybierzeMa-

dison,aniemnie.Janigdyniemiałamprawdziwegochłopaka.Ipewnienigdy

–Skończztymidiotyzmem!Możeszmieć,kogozechcesz.Problemwtym,żenie

chcesz.Jeślijesteśsamatozwyboru.

–Jesteśbardzouprzejmy,ale
– Wcale nie jestem uprzejmy. Po prostu nie podoba mi się, że ktoś traktuje cię,

jakbyśbyłaniewidzialnajakbycięniebyło.

–Bojestemnikim–wyszeptałam.
Przekląłpodnosem.
–Przezostatniedwamiesiącełebwłebwalczyliśmyrazemnasiłowni.Jakrówny

z równym. Jak na kobietę, jesteś waleczna. Nieugięta. Nie poddałaś się ani razu.
Wmomencie,gdyweszłaśdobibliotekiizobaczyłaśich,zmieniłaśsięnaglewmałą,
wystraszonąmyszkę.Cosięstało?

–Acociętoobchodzi?Biegałeśdziśnabieżni.Niepotrzebujeszjużterapeutki,

Edwardzie.Czas,żebym

–Anisłowawięcej–odrzekłzfurią.–Niepróbujnawetkolejnychwywek.Co

mnietoobchodzi?Obchodzi!Nieumiemspokojniepatrzeć,jakkobieta,któraregu-
larnierzucamnienatreningunakolana,rozklejasięwtowarzystwieparymdłych,
zaabsorbowanychsobąarogantów.Niepamiętaszjuż,jakciębłagałemdwiegodzi-
nytemu,żebyśzechciałasięzemnąkochać,idostałemkosza?

Próbowałamsięodprężyćiroześmiać.
–Błaganianiepamiętam
–Chętnieciprzypomnę–wyszeptałiznówchwyciłmniewramiona,wprawiając

wdreszczmojenieprzywykłedopieszczotciało.–Jesteśtakasilna,Diano,czemu
nagle udajesz kogoś innego? Chcę widzieć koło siebie kobietę, którą zatrudniłem,
któraciąglestarasięskopaćmityłek.Gdzieonajest?Znajdźjąiprzyprowadź.

–Trudnezadanie.
–Nieprawda,łatwe!Bądźsobąalbowynośsięzmojegodomu!
Zaszokowałmnie.Ironialosu.ZamierzałamwłaśnieucieczPenrythHall,alegdy

usłyszałam,żetoonmniestamtądwyrzuca,niepotrafiłamtegoznieść.

–Zwalniaszmnie?BowidziszwielurzeczynierozumieszMadisonijamamy

zasobąbardzodługąhistorięaJason

–Wciążgokochasz?Togłupota,alemiłośćczyniznasgłupców.
Pokręciłam głową. W głowie rozbrzmiewało mi nieszczęsne: „nie ma seksu, nie

mazwiązku”.

–Samajużniewiem,coczuję.
– Nieważne. Zbierz siły, stać cię na to. I nie pozwól im więcej po sobie jeździć.

Alboprzestanieszsięzachowywaćjakichpodżek,albowracaszznimidoLondy-

background image

nu.

Patrzyłam na niego osłupiała. Czułam się zaszczuta z każdej strony. Doprawdy

chciałabymbyćtąodważnąkobietą,októrejmówił.Alenasamąmyśl,żemogłabym
MadisoniJasonowipowiedzieć,comyślę

–Nieudamisię–wystękałam.
–Maszdwadzieściaminutnadecyzję.Weźprysznic,uczeszsię,załóżprzyzwoite

ciuchySpotkamysięwbibliotece.Tamsięzorientuję,cozdecydowałaś.

Kiedypółgodzinypóźniejschodziłamnadół,uginałysiępodemnąkolana.Nagó-

rze zmieniłam fryzurę, nałożyłam makijaż, spódnicę i czarne pantofle na wysokim
obcasie.Gdyspojrzałamwlustro,zobaczyłamtamDianęzeszkołyśredniej,sprzed
chorobymamyicałkowitejdominacjiMadison.

Ześredniowiecznejjadalnidobiegałyodgłosyobiadu.Najwidoczniejzaczęlibeze

mnie.MożeEdwarduznał,żewybrałamLondyn.Nicdziwnego,skorosamaniewie-
działamnadal,comamzdecydować.

MogłambeznajmniejszegowysiłkupołożyćuszyposobieiwyjechaćzMadison,

bypomócwprzygotowaniachdoślubu.Pozostaćcichą,usłużnąiniewidzialną.

Albo
Albomogłamnareszcieodważyćsiębyćsobąipowiedziećsiostrzeijejnowemu

narzeczonemu, co naprawdę o nich myślę. Wtedy miałam pozwolenie na dalszą
współpracę z Edwardem, choć istniało niemalże stuprocentowe prawdopodobień-
stwo,żewkrótcewydujęznimwłóżku.Bomusięnieoprę.Itakotomoimpierw-
szymfacetemnapoważniezostaniedoświadczonyplayboy,dlaktóregoistniejetyl-
koseks.

Cowobectegowybrać?
Losodwiecznejszarejmyszkiczynieodwołalnązmianęwżyciu?
Byłamrozdartapomiędzystrachemamarzeniami.
Na honorowym miejscu przy długim, oświetlonym świecznikami stole zasiadała

Madison,zJasonempoprawejiEdwardempolewejstronie.Unikającwzrokubie-
siadników,usiadłamniepostrzeżeniekołomojegopracodawcy.

„Głównabohaterka”obiaduzerkłanamnielekceważąco,nieprzerywającani

nachwilęswegomonologu,dotyczącegogłównieniewyobrażalnychobciążeńwyni-
kacychzfaktubyciamłodą,bogatą,sławnąipiękną.

–Przykładowo,możnabypomyśleć,żezdążyłamsięjużprzyzwyczaićdoobcowa-

niazprasą.Aleto,cowyrabialidziśrano,przeszłomojenajśmielszeoczekiwania.
Chcielirozmawiaćtylkoozaczynach,interesowałyichwszelkieszczeły,jaksię
tostało–Madisonrozkładałabezradnieręce,eksponującprzyokazjiswójgigan-
tycznypierścieńzaczynowy,nachalniemigoczącywblaskuświec.–Aty,Diano?
Cocizałotyleczasu?Jesteśmywpołowieobiadu.

I dobrze. Przynajmniej udało mi się ominąć większą część twojej opowieści, po-

myślałam,leczniestetyniezdobyłamsię,bytopowiedzieć.Zamiasttegonałożyłam
sobieodrobinęjagnięcinywziołachzczerwonymiziemniakami,anawidokświeżo
upieczonychbułeczekpanigospodyniroześmiałamsięoduchadoucha.

–Odpieczywasiętyje–oznajmiłanatychmiastmojasiostra.
–DlaczegoniemaDamianaaniLuisa?–zapytałam,ignorującjejkomentarz.
–Jedząwkuchniztutejszympersonelem.

background image

–Jaksprytnie–mrukłampodnosem.
–Cotakiego?–zdziwiłasię.
–Nic–sykłam,czującnapięcieioczekiwanieEdwarda.
Pomimodoskonałejjakzwyklejakościpotraw,jedzenienieszłomiabsolutnie.Na-

tomiastMadisonkontynuowałaniczymniezrażona.

– O czym to mówiłam? A, no tak Więc wszystko sprowadza się do jednego:

czasamijestemnaprawdęwykończonabyciemwcentrumuwagi.Naszezaczyny
pojawiły się w newsach na całym świecie. Moi fani są podekscytowani są tacy
słodcyprzesyłająmigratulacjeinawetpodarunki.Chociażparumężczyznzagro-
ziło,żerzucisięzokna,jeślinieodwołamślubu.Zresztąpansamdobrzewie,jakto
jest – Ziewła nagle, przeciągając się przy okazji w prowokucy sposób, po
czymposłałaEdwardowizniewalacyuśmieszek.Jakbytegobyłomało,pieszczotli-
wiepogłaskałajegorękęiwyszeptała:–Jakjesttrudno,gdyjestsięciąglepożąda-
nym

Osłupiałam. Idealnie polakierowane paznokietki Madison drapały zachęcaco

rękępanaCyrainieprzeszkadzałwtymwcaledziesięciokaratowypierścionekza-
czynowyprzytypoprzedniejnocyodinnegomężczyzny!BoMadison,odkądpa-
miętam,zawszemusiałabyćwcentrummęskiejuwagi.Nawetgdybyłyśmyjeszcze
nastolatkamiimojamamaumierała,potrafiławymknąćsięzdomuzfacetem,który
czyściłnaszbasen,alboprzejechaćsiębezprawajazdyautemswegoojca,byosta-
tecznieskasowaćjenapalmie.Wszystkopoto,byskutecznieodciągnąćuwagęHo-
wardaodszpitalaichorejżony.Aja?Zawszeoniądbałam,starałamsięjątrakto-
wać jak prawdziwą siostrę, o której marzyłam jeszcze jako samotna jedynaczka.
Onazaśbrałaodemnie,cosiędało,ichciałacorazwięcejiwięcej.

Ale widok jej ręki prowokucej Edwarda okazał się przełomowy. Nagle poczu-

łam,żeniezniosętegoanichwilidłużej!

–CzytyabyniestaraszsięflirtowaćzEdwardem?!–zapytałamzniedowierza-

niem.–Czyztobą,Madison,jestwszystkowporządku?!

Siostra osłupiała podobnie jak przed momentem ja. Niczym oparzona odsuła

dłoń z krzykliwym manikiurem od ręki mego pracodawcy i wykrzykła z oburze-
niem:

–Niepodrywałamgo!Wcale!Przecieżjestemzaczona!
–WielkiemirzeczyPiątyraz!
–Naprawdę?–zainteresowałsięnaglerozbawionyEdward.
–Piąty?–włączyłsięJason,doktóregonaglecośdotarło.
–Jesteśstuknięta!–wydarłasięnamnie,apotemdodaładystyngowanymtonem:

–Niebyłamzaczonapięćrazy.

–Nie?Policzmy.Najpierwtenmuzykpunkrockowy,któregopoznałaśwHollywo-

od

– Ten? Nie liczy się. Miałam piętnaście lat! Nasze zaczyny przetrwały sześć

dni!

–AletwojakochanaRhiannonnieodezwałasiędociebiejużnigdywięcej!
–Onkochałmnie,nieją.Powinnabyłatozaakceptować.
–Tak.Bardzociękochał.Przezsześćdni,dokiniewyjechałzzespołemdoVe-

gas!Izjegopowoduzniszczyłaśprzyjaźń,któratrwałaodprzedszkola.Aprzyoka-

background image

zji,ilujeszczemaszwogóleprzyjaciół?

–Uwierzmi,żebardzowielu!
–Akurat!Przyjaciół?Lizusów,którzyśmiejąsięztwoichżałosnychdowcipów,bo

mogącośztegomieć.Tobardziejwspółpracownicyniżprzyjaciele.

–Zamknijsię!
Jajednak,zupełniejaknieja,nadzianymnawideleckartoflemrysowałamrysunki

wsosienatalerzuimówiłamdalej.

–Potem,kiedymiałaśszesnaścielat,pojawiłsięfacet,któryczyściłnaszbasen
–Ależtoniebyłyprawdziwezaczyny!Tylkokrzykrozpaczy!
– Owszem. Starałaś się zwrócić uwagę Howarda. Zaniedbywał cię, bo siedział

przymojejumieracejmatce.Doprowadzałciętymdoszału.

–Robiszzemniesamoluba.Aletosięciągnęłocałymimiesiącami!Adzieckopo-

trzebujeojca!

Subtelneokrucieństwojejsłówodebrałominachwilęmowę.„Tosięciągnęłoca-

łymimiesiącami”.Istotnie.Mamagasłabardzopowoli,zodwagąispokojem,choć
oddawnaniebyłożadnejnadziei.Dokońcastarałasięnormalniewszystkimizajmo-
wać.Równieżswojąprzybranącórką.

–Wiem,żetodługotrwało.Byłamtam.Dzieńpodniu.Przezcałednie–wysycza-

łam.–Wracającdowyliczanki,trzeciezaczyny:zmoimagentem.

–Miałaśagenta?–zdziwiłsięEdward.
–Owszem–wyjaśniłam.–Poznaliśmysięnaprzyciukończącymjednązproduk-

cjiHowarda.Lennypodpisałzemnąkontrakt.Miałamwtedyprawiesiedemnaście
lat.Dostałamrolęwtelenoweli.Grałamprzezsześćmiesięcy,zanimmamazacho-
rowała.Rzuciłamto,żebymócsiedziećzniąwdomu.Inaprawdębezżalu.Brako-
wałomikolegów,szkoły.PojakimśczasieLennyprzysłałminowyscenariusz,dofil-
muDisneya.Mamakazałamijechaćnacasting.Niestety,kiedybyłamwdrodze,do-
stałam informację od Howarda, że stan matki nagle się pogorszył, miała zapaść.
Niewiedział,czydaradęTymrazemdała,alerolędostałjużktośinnyTowła-
śnieMoxieMcSocksieuczyniłazciebiegwiazdę,siostrzyczko.

Moxieco?–dopytywałsięEdward.
–Niepamiętasz?Moxie,pilnauczennica,któranocamiprzemieniasięwdziel

dziennikarkę.Tobyłprawdziwyhit

–Cośchybapamiętam–zwróciłsiędoMadison.–Panitwarzmiesiącamibyłana

wszystkichlondyńskichautobusach.Takwłaśniestałasiępanisławnaibogata.

–Aletojazasłużyłamnatęrolę,nieDiana!Oddzieckagrałamwreklamach.By-

łamprawdziwąaktorką.Pozatymonabyłajużzastara,byłapełnoletnia.

–Miałamwtedyosiemnaścielat.Atysiedemnaście.
–Dokładnie!Idealnywiek!
–Nazaczyny.Poszłaśtamzamnie.Zorientowałaśsię,żemójagentmożecipo-

mócwkarierze.

–Mówiszotym,jakbymbyłapodła
–Anieuwiodłaśgo,żebyzałatwiłciangaż?
– Przemawia przez ciebie zazdrość. Nie moja wina, że zamiast na casting poje-

chałaśdodomu.Następnegodnia,gdyLennypoznałmniebliżej,uznał,żebędęlep-
szaodciebiewroliMoxie.Koniechistorii.

background image

–Onmiałwtedypięćdziesiątlat.
–Alejagokochałam.
–Rzuciłaśgowkrótcedlaznanegoreżysera,bozrozumiałaś,żeniezajdzieszjuż

znimwyżej.Cóżztego,żedlaciebiezostawiłrodzinę.

–Dosyć!–Jasonzerwałsięnaglenarównenogi.–Czylijestemnumerempiątym!
–Ależtyjesteśinnywyjątkowy!–wyszeptałajegopięknanarzeczona.
–Niestetynieczujęsięzbytwyjątkowo.Zaczynamuważać,żewybrałemniewła-

ściwą siostrę. Masz tu kluczyki. Drugie auto zabieram do Londynu. Zostawię pod
twoimhotelem.

– Ależ, kochanie zaczekaj potrzebuję cię – Madison próbowała zatrzymać

Jasona,którywyszedłjednakbezpożegnania.

Wtedyznówzwróciłasiędomnie.
–Diano,wiem,żewielerazyzachowałamsięgłupioiegoistycznie,aleniesądzi-

łam, że mi to tak nagle wypomnisz. Nie jesteś już moją Wielką Siostrą, jesteś jak
wszyscyinni

Mojafuriagdzieśsięrozwiała.Przypomniałamsobie,jakspotkałyśmysięnaślu-

bienaszychrodziców,obieniepewne,przestraszone.Mamapowiedziałamiwtedy,
żebymbyłamiładlaMadison,którachowasięodmałegobezmatki,botaprzedaw-
kowała. „Jesteśmy teraz rodziną, Maddy, będę się tobą opiekowała, jak siostra” –
wyrecytowałamiobłamzupełnienieznanąmidziewczynkę.Niestetyżyciechciało
inaczej.

–Maddy–wyszeptałamteraz.
–Niemażadnej„Maddy”.Zapomnij–odburkłaiwyszłazjadalni,zabierającze

sobąoparysmutkuidrogichperfum.Zachwilęusłyszeliśmyjeszcze,jakdramatycz-
nymgłosemwołaJasonaiobuochroniarzy.Potemzaległaabsolutna,przytłaczaca
cisza.

–Zastanawiałemsięoddawna,jakabyśbyła,gdybyśzdecydowałasiębyćsobą–

dopieroszeptEdwarda,kiedyzostaliśmysami,przerwałkrępucąaurę.–Noijuż
wiem.

–Byłamokropna
–Byłaśwspaniała.–Odgarnąłmiwłosyzczoła.
–Przecieżobiecałamjejkiedyś,żebędędlaniejzawszejaksiostra.
–Widaćzasłużyłasobienatakązmianę.
–Odlatwinięją,żezabrałamitamtąrolę,aprawdawyglądatak,żeniedotarłam

nacasting.

–Boumierałacimatka.
– Ale to ja dokonałam wyboru. – Otarłam łzy. – Po stracie rodziców i roli Moxie

obiecałamsobie,żeniepozwolęsięwięcejnikomuzranić.NiemogęwinićMadison
oto,żeprzeznastępnedziesięćlatchowałamsięprzedludźmi.

–AżzakochałaśsięwJasonie
–Aletojazdecydowałamsiężyćjaktchórzizrujnowałamsobieżycie.
–TwojeżyciejeszczesięnieskończyłoDopierosięzaczyna.Mamprywatnąwy-

sepkęnaKaraibach,naktórejzaszyłemsiępowypadku,samzlekarzemidwiema
całodobowymipiegniarkami.Nawyspieniemainternetuanitelefonu,możnasię
naniądostaćtylkosamolotem.Chceszsiętamschować?

background image

Zaśmiałamsięsmutno.
–Dziękizapropozycję,aletoniepomoże,jeślistaramsięukryćprzedsamąsobą.
Zmusiłmnie,bymspojrzałamuprostowoczy.
–Nawetniewiesz,jakdobrzecięrozumiem.
– Naprawdę? – Bezwiednie pogładziłam go po twarzy. Był taki męski, obcy, nie-

znajomyzupełnieniezrozumiały.–Czemujesteśdlamnietakimiły?

Zaśmiałsięzłowieszczo.
–Bochcęcięnareszciezwabićdołóżka.Niepomyślałaśotym?
–Niemusiszotoażtakstraszniezabiegać
–Niemuszę?
–Nie
Edward nie czekał długo z wykorzystaniem tego niepisanego zaproszenia, a ja

wcaleniezamierzałamuciekać.Zobaczyłniedawnomojąnajmroczniejsząstro
inadalbyłmnązainteresowany.Chybapostanowiłamdaćmuszansę.Postanowiłam
zaryzykować.Miałamdośćbyciawiecznieostrożną.Kiedywziąłmnienaręceiza-
cząłwolnonieśćkusypialni,przypatrywałammusięzespokojem.Wiedziałamjuż,
żetoznim poznamwkrótceprawdziwedorosłe życie.Zdoświadczonym playboy-
em,specjalizucymsięwłamaniukobiecychserc.Aleczytylko?

Tegowieczoruczułam,żerówniewielenasdzieli,cołączy.Sądziłam,żeEdward

jakojedynyczłowieknaziemipotrafimniezrozumieć.Widziwemniezarównowy-
straszoną,zaszczutądziewczynę,jakidobrzesięukrywacąsilnąkobietę.

Po chwili znalazłam się po raz pierwszy w jego sypialni, urządzonej bardzo po

spartańsku.Bezsłowapołożyłmniedelikatnienawielkimłóżkustocymnaśrodku
pomieszczenia, oświetlonym jedynie niesamowitym światłem księżyca. Odkąd za-
brałmniezjadalni,nieodezwałsięanisłowem.Niespuszczałteżzemnielekkoza-
mglonego wzroku. Miałam skończone dwadzieścia osiem lat i czułam się jak mała
dziewczynka.

Usiadłprzymnie.Wmilczeniuzdjąłkrawatirzuciłgonapodłogę.
–Najpierwto–powiedział,sięgającpoopaskę,któraprzytrzymywałamojewło-

sy.

Zarazpotemzacząłmniedelikatniecałować.Byłamkompletniezagubiona.
–Edward–wyszeptałamnagle–jacięprzecieżniekocham
–Wiem–odpowiedziałspokojnie.–Pragnieszmnietylko.Powiedztonagłos.
–Pragnęcię
–Głośniej!
–Chcęcię!
Niepoznawałamwłasnegogłosu,którystałsięsilny,niespokojny,niemalgroźny.

TakiesamostałosięspojrzenieEdwarda.

–Jaciebieteż!
Pochwilimójdotychczasowyświatzawirował.Ucieszyłamsięprzedewszystkim,

żeprzypadkiemzałożyłamnajlepszystanik,jakimiałam,błękitny,zprawdziwegoje-
dwabiu.Przypadkiem?Amożejednakprzyznałamsamaprzedsobą,dokądzmierza-
my.

–Jesteśtakapięknaodmiesięcydoprowadzaszmniedoszału
–Tymnieteż

background image

Wydawałomisię,żesamotnośćprzestałaistnieć.Otoniebyłamjużsama,byliśmy

razem,byliśmytacysamiCieszyłsiękażdymprzejawemmojejinicjatywy,choćto
oczywiścieonbyłrozgrywacym.Wkrótcewszystkieczęścinaszejgarderobypo-
szływzapomnienie,ajaporazpierwszymogłamnacieszyćsięprywatniejegona-
gością,choćjakoterapeutkawidziałamgowielokrotnienamasażachiwbasenie.
Jednaknadalbardzosięwstydziłam.Niemiałamśmiałościspojrzećtam,gdzienaj-
bardziejchciałam.

–Ocochodzi?–zapytałszeptem.
–Źlerobimyjesteśmoimpacjentem.
–Maszrację.WięcpannoMaywood,zwalniampaniązeskutkiemnatychmiasto-

wym.Jużniepotrzebujęterapeutki.Potrzebujękochanki!

–Mamzostaćtwodziewczyną?
–Nie–zaśmiałsię.–Mojąprzyjaciółką,kochantakdługo,ażprzestanienas

tobawić.Żadnetamzobowiązanie.Niemamochotypoznawaćtwojejrodziny.Nie
jestemaniołem,Diano,dbamprzedewszystkimowłasneinteresy.Iodciebieocze-
kujędokładnietegosamego.Itakspodziewamsię,żeprędzejczypóźniejzechcesz
wrócićdoswegoJasona.Wiem,żeniezostanieszprzymnienazawsze.Zresztąna-
wetniechciałbymsiędociebieprzyzwyczaić.

Kiedy mężczyzna zaczyna mówić o sobie złe rzeczy, należy zacząć uważnie słu-

chać.Tylkowtedymożnasiędowiedziećczegośnaprawdę.Szkoda,żeakuratteraz
bardziejinteresowałamniejegonagość.Taksamoirytowałymniefragmentyksiąż-
ki dla piegniarek z dobrymi radami, które bez przerwy wracały do mnie niczym
bumerang.Przecieżpodręczniktenzostałnapisanyponadstolattemu.Comiprzy-
szłodogłowy,żebykorzystaćzniegowdwudziestympierwszymwieku?Czasnaj-
wyższyprzestaćzadręczaćsięchociażtym,pomyślałamizamknęłamtenrozdział
nazawszewswojejgłowie.

–Dobrzewiedzieć–odpowiedziałammunaglezuśmiechem.–Jateżniezamie-

rzamsięwcaledociebieprzyzwyczajać.Mamjeszczewieledozrobienia.

–Wiem,Diano.Myślę,żeczekaciędużowspaniałychrzeczywżyciu.
Niktniemówiłtakdomnieodśmiercimamy
–Ajednaznichtodzisiejszanoc.
Iznówzacząłmniecałowaćpowariacku,alenagleprzekląłiprzyhamował.
– Zapomniałem, że – wyszeptał – nie masz zbyt wiele doświadczenia więc

pozwól,żepowiemcitojeszczerazdobitnieijasnoDlamojegowłasnegosumie-
nia

–Przecieżpodobnogoniemasz
–Towszystko,cocimogędać.Nicwięcej:żadnegomałżeństwa,żadnychdzieci.

Tylkotyle.–Izacząłmniecałować,muskaćleciutkojakpiórkiem,ażstraciłamod-
dechiznówzadrżałamwjegoramionach.–Zgadzaszsię?

Awięcoferowałmiprostyukład,seksbezzobowiązań.Bezmiłości,perspektywy

małżeństwaczyposiadaniadzieci.Icóżztego?–pomyślałamnagle.Codotychczas
przyszło mi z kochania kogokolwiek? Złamane serce, pustka i samotność. Może
ofertaEdwardabyłapoprostuatrakcyjniejsza.

–Tak–wyszeptałam.–Tak
Idałammuporazkolejnyprzyzwolenie,byzrobiłzemną,cozechce.

background image

ROZDZIAŁCZWARTY

Edwardpowoliwędrowałpomoimciele.Jednakbardzoszybkonabierałśmiało-

ści

–Drażniszsięzemną–wysapałam.
Poczułamnaszyi,gdzieznajdowałasięjegotwarz,żemusiałsięroześmiać.
–Owszem.Mamzamiardzisiejszejnocydoprowadzićciędołez.
Gdy po chwili całował moje dłonie, zamiast poddać się nastrojowi, myślałam

o tym, że niesłusznie przedtem nie traktowałam palców jako strefy erogennej. Po
chwiliprzemieściłsiędoinnychczęściciała,którenawetjakojarzyłamzerotyką.
Zaczęłampowoliwczuwaćsięwsytuację.Niespieszyłsię.Sprawił,żeinstynktow-
nieczekałam,conastąpi,ichciałamtego.Czułamjegooddechidotyktam,gdzieni-
gdyjeszczeniedoświadczyłampodobnychwrażeń.Myślałam,żezemdlejęalbonie
wytrzymam.

–Proszęcię,proszę–szeptałam.
Słyszałamjegostłumiony,cichutkiśmiech.Ztrudemłapałamoddech.Nagleusły-

szałamkrzyk,bypochwilizorientowaćsię,żekrzyczący,zmienionygłosnależydo
mnie. Wtedy poczułam coś jeszcze bardziej zdumiewacego i zrozumiałam, że to
Edwardznalazłsięwemnie,wcałości,bezżadnejtaryfyulgowej.Zacisnęłamoczy
najmocniej,jakpotrafiłam,iodleciałamwnieznanądal.

Kiedyprzekląłszpetnieicofnąłsię,zwrażeniausiadłam.Spojrzałampółprzytom-

nymwzrokiem,żesięgapoopakowaniezprezerwatywą.

–Zapomniałem–wysapał.–Nigdyniezapominam.
Zaschłomiwustach.
–Czylimożebyć
– Popatrz na mnie! – zażądał. – Nic nie może być. Jest w porządku. Patrz, no

patrz

Wbrewwoliusłuchałaminiezamknęłamjużoczu.Gdywszedłwemniedrugiraz,

całyczasnieodrywaliśmyodsiebiewzroku.Byłotobardziejintymneniżsamakt
inaszenagie,spoconeciałasplecionewniemalżemorderczymuścisku.Naglecoś
we mnie zawirowało, uniosło się i wymknęło się całkiem spod kontroli, niczym fe-
nikszpopiołów.Znówusłyszałamrozdzieracykrzykiztrudemzaakceptowałam
fakt, że musiałam być jego źródłem. Tym razem wtórował mi Edward, po czym
opadłbezsiłnapoduszki.

Chwilępóźniejtuliliśmysiędosiebiewświetleksiężycajakzabłąkanedzieci.
Nigdyniepomyślałabym,żetakwłaśniewyglądaseks.
– Widzisz? – wymamrotał mój partner, zdecydowanie zadowolonym z siebie gło-

sem.–Aniemówiłem,żedoprowadzęciędziśdołez?

Zdziwionadotknęłamskórytwarzywokółoczuiprzyznałammuwmilczeniura-

cję.Cośtakiegorównieżprzydarzyłomisiępierwszyraz.Sądziłamjednak,żenie
ostatni.

background image

–Dzieńdobry.
GdyEdwardobudziłmniegocympocałunkiem,zobaczyłampokójzalanyzłotym

słońcem.

– Dzień dobry – odpowiedziałam onieśmielona, bo okazało się, że nadal leżymy

nadzyisplecenizesobą.Czułamsięjednakjaknowonarodzonaicudownieobolała
wwiadomychmiejscach.

Wnocykochaliśmysięjeszczeparęrazy,wtympodprysznicemiwkuchni,szyb-

koiostro,jakparanastolatków.Pikanteriicałejsytuacjidodawałfakt,żeakuratna
stolekuchennymmogliśmyzostaćłatwonakryciprzezgospodynięalbokogokolwiek
innegozobsługi.Tymbardziejbyłowyśmienicie.

Nawet teraz, gdy Edward tulił się do mnie w świetle poranka, jego wygłodniałe

spojrzenie było jednoznaczne, a i moje ciało reagowało na nie w podobny sposób.
Czy patrzył na mnie, gdy spałam? Miałam nadzieję, że nie, bo śnił mi się prawie
przezcałyczas.Senrozgrywałsięnasielankowympikniku,przyidealnejletniejpo-
godzieiprzepełniałygomiłosnewyznania.Gdybysięokazało,żemówięprzezsen,
mójpartnerpoczułbysiępaniczniewystraszonytreściąmoichsłów.

–Mamnadzieję,żeniebudziłamcięchrapaniemanigadaniemprzezsen.
–Nie.Spałaśjakzabita.Gdybymdałcipospaćjeszczetrochę,pewniezbudziła-

byśsięzemnąwśrodku.

–Brzmizachęcaco
Mojaodpowiedźistotniemusiałagozachęcić,bozachwilępowróciliśmydonoc-

negoscenariusza.Jednakwporównaniuznaszymipoprzednimipotyczkami,tenraz
okazałsięłagodnyiczuły.

–Cotyzemnązrobiłaś–wyszeptałpojakimśczasieEdward,ajapoczułam,że

rosnęzdumy.Samapierwszyrazwżyciuniemyślałamnerwowooprzeszłościani
przyszłości. Miałam pewność, że jestem tu i teraz, na swoim miejscu, dokładnie
tam,gdziechcębyć.

Nadobreprzebudziliśmysiępopołudniu.
–Nieznoszęwstawać–wyszeptałam.
–Toniewstawaj!
–Jestemstraszniegłodna.Pozatymmuszęsięspakować.
–Dokąd?
–Dodomu.
–Wyjeżdżasz?
Czyżbybyłoburzony?
–Przecieżmniewylałeś–zaśmiałamsię.
–Ach,otochodzi–zrelaksowałsię.–Zaraz„wylałeś”!Pocotakiemocnesło-

wo?„Zwolniłeś”brzmidużonormalniej.Pozatymsamasię„zwolniłaś”:przezwła-
snąciężkąpracęiterazpewniesięzastanawiasz,cozemniezakanalia,żebyzwal-
niaćzrobotytużprzedBożymNarodzeniem.Otóżwczoraj,gdyposzłaśnanieocze-
kiwanyspacer,kazałemksięgowejzrobićprzelewowartościcałegoroku.Takjak
sięumawialiśmy.

–Cotakiego?
–Możepowinnaśczęściejzaglądaćnaswojekonto!
–Notakdziękumożelepiejjużpój

background image

–Nieidź.–Przytrzymałmniezarękę.–Chcę,żebyśzostałachociażdosylwe-

stra.Oczywiścieniejakopracownica,tylkowcharakterze

–No,bardzojestemciekawa!
–JakbytupowiedziećNiewolnicy?
–Jeślitylkotyle,zgadzamsię!
–DziękiBogu!Awięctobędzierównieżmójostatnitydzieńwakacjiprzedpowro-

temdoLondynu.

– Cóż takiego jest w Londynie? – Wstałam z ociąganiem i przemaszerowałam

nago na drugi koniec pokoju, gdzie zawiłam się szczelnie w jedwabny szlafro-
czek.

–Mojapraca.
–Inaprawdęmusiszjechać?
–Zadługomnietamniebyło.MójkuzynRupertusiłujepowoliprzekonywaćpozo-

stałychudziałowców,żepowinienwskoczyćnamojemiejsce.

–Jeststuknięty?
–JestzrodzinySaintCyr.
–Wobectegodefinitywniejeststuknięty–próbowałamzażartować,leczzawa-

hałamsię,widząc,żeEdwardnaglesięzapił.–Adlaczegomatodlaciebiezna-
czenie?

–Jakto?
Rozejrzałamsięznaczącowokół.
–Wydajeszsiębardzobogatyifinansowozabezpieczony.Myślałam,żepiastowa-

niestanowiskadyrektorageneralnegowrodzinnejkorporacjimożebyćswegoro-
dzajutytułemhonorowym.

–Takaintratnaposadka?Pewnepieniądzeiżadnychobowiązków?
–Zaczekaj,wcaleniezamierzałamcięobrażać.Poprostuniewyglądanato,żeby

chciałocisiętamwracać.Askoromaszpieniądze,tozastanawiamsię,cotobąpo-
woduje?

Skrzywiłsię.
– St. Cyr Global założył jeszcze mój pradziadek. Jestem największym udziałow-

cem.Stądwynikapewnaodpowiedzialność.

–Terazrozumiem–oznajmiłam,choćtowcaleniebyłaprawda.
–Wporządku.Najlepiejbędzie,jeślizajmiemysięśniadaniem–podchwycił.
WkuchnipaniMacWhirterbyłaakuratwtrakciewypiekaniadomowegochleba,

więcwszędzieunosiłsięniepowtarzalny,niebiańskizapach.Gdyzobaczyłanaspo-
targanych, w dresach i szlafrokach, nie miała raczej wątpliwości, czym się do tej
poryzajmowaliśmy.Zachowałajednaktwarzwstuprocentach,kiedyEdwardpotul-
niezapytałoszansęnamocnospóźnioneśniadanie.

–Szansę?PewnośćCzypodawaćwszystko?
–Dlamnietak,zherbatąidodatkowąporcjąwarzyw,poproszę.
– A ja, jeśli można, chciałabym wszystko, z kawą ze śmietanką, plus dodatkowo

tostyzdżemem–wydukałamspeszona.

Na szczęście Edward zapobiegł mojemu dalszemu plątaniu się, wziął mnie za

rękęioznajmił,żezaczekamywsaloniku.Jaksięokazało,nazwałtakniezwykleja-
snypokójzwielkimioknamiwychodzącyminaogródidalejzwidokiemnaskrajmo-

background image

rza.Odruchowozmrużyłamoczy,widzącjaskraworóżowydywanikwiecistetapety.

–Czyjtopokój?–zapytałamzaciekawiona.–Samchybaczegośtakiegoniewy-

myśliłeś!

–Należałkiedyśdomatki–bąknąłzniechęcią.
Nigdywcześniejoniejniewspominał.
–Częstotuprzyjeżdża?
–Zmarławzeszłymroku–rzuciłbeznamiętnie.
–Bardzomiprzykro.
–Niechciniebędzie.Dlamnieumarłabardzodawnotemu.Gdymiałemdziesięć

lat,wyprowadziłasię.Uciekłazargentyńskimsportowcem.

Poczułamsięnieswojo,leczEdwardwzruszyłtylkoramionami.
–Pamiętasz?„Umieszliczyć?Licznasiebie”.Poprostudośćwcześnieżyciena-

uczyłomnie,żetoprawda.Tatacałyczaspracował,równieżzagranicą,agdybył
wdomu,miałniemiłąskłonnośćdozłośliwości.PodobnotocecharoduSaintCyr.

Zrobiłomisiężalmałegoporzuconegochłopca.Chociażmoiobojerodzicezmarli

przedwcześnie,nigdyniemiałampoczuciaodrzucenia.

–Twojamatkaiojciectostraszniegoiści.
–Niebyłoażtakźle.
–Niebyło?Porzucićdzieckoijeszczezostawićjezdziwacznymojcem?
–NotakWsumieteżżałuję,żemamaodpoczątkuniepowiedziałaprawdy.Kie-

dy leciała do Buenos Aires, płakała i tłumaczyła mi, że zrywa tylko z tatą, nie ze
mną. Mieliśmy pozostać rodziną. Cóż, gdy już w ciągu pierwszego roku częstotli-
wośćlistówitelefonówpokaźniezmalała.Przestałamnieteżtakgocozachęcać
doprzyjazdudoArgentynynaBożeNarodzenie.Pomijającsamfakt,żeojciecnigdy
bysięnacośtakiegoniezgodził.

–Chciałcięmiećwświętaprzysobie?
–Ależskąd.NaGwiazdkęlatałzkochankąnaKaraiby.Poprostunazłośćmatce

był gotów zrobić wszystko. Poza tym Antonio, kochanek matki, nie życzył sobie
mniewswoimdomu.Chciałsamąmamę.Kiedymiałemczternaścielat,urodziłoim
siędziecko.Wtedynaszedrogicałkiemsięrozeszły.Żałowałemtylko,żeodpocząt-
kuniewiedziałem–Nieoczekiwaniezaśmiałsię.–Zresztą,towszystkobyłotak
dawno.Szkoda,żezamiastprawdymiałemnadzieję.

Pomyślałamzodraząowszystkichjegonajbliższych.
–Ktosięwkońcutobązajmował?
–Służbataty.PaniMacWhirter,ogrodnicy,niedługojednak.Wwiekudwunastulat

wysłanomniedodobrejszkołyzinternatem.Coniebyłozłe.Zmężniałemiwogóle.
skniłemtylkobardzozaKornwalią,zaogrodnikiem,którybrałmnienaryby.Na-
wet obiecałem mu, że jak na mnie zaczeka, to wybuduję niedaleko Penryth Hall
prawdziwąfabrykęzabawekdoprawdziwychprzygód,żebywszyscymielipracę.

–Zabawekdoprzygód?
–Nowiesz,byłemwtedymały.Fascynowałymnieproce,rzutki,tratwy.
–Ico?Zbudowałeś?
–Nie.PanogrodnikwyemigrowałdoKanady,docórki,botęskniłzawnukami.Nie

dotrzymałsłowa,niezaczekałnamnie.Więcijaniemusiałem.

–Och–westchnęłam,próbującwziąćgozarękę,aleonniepragnąłanimojego

background image

wsparcia,aniwspółczucia.

–Nictakiegomisięniestało.Wprostprzeciwnie:nauczyłemsiępolegaćnasobie,

nienaludziach,iniczegonieobiecywać.

Naszczęściewtymmomenciedosalonikuweszłagospodyniwtowarzystwiepo-

kojówki,obieobładowanetacamipełnymijedzenia.Gdynamjeserwowały,zauwa-
żyłam, jak Edward patrzy na panią MacWhirter. Pomimo całej jej szorstkości wy-
czułam,żekobietatabyładlaniegonajbliższąrodziną.Pochwiliznówwsamotno-
ściiwmilczeniurozkoszowaliśmysięniesamowitymipotrawamijejautorstwa.

–Niewytykamci,żeniechceszbyćodnikogozależny.Dlaczegomiałbyśchcieć?

Ludziekłamią,zdradzają,wyprowadzająsię,wyjeżdżają.Ba,nawetniedlatego,że
cięniekochaCzasemteżumierają.

Usiedliśmyprzykominku.Patrzyłnamnienieruchomo.
–Iniezamierzaszsięzemnąsprzeczać?
Pokręciłamprzeczącogłową.
–Dziwne–westchnął.–Większośćkobietnatymetapieoskarżamnieobrakser-

ca.

Pomyślałam o moim ojcu, najłagodniejszym człowieku pod słońcem, który zginął

wwypadku,gdybyłamwtrzeciejklasie,iomojejmatce,którawypełniałanaszeży-
ciekwiatamiiuśmiechem,pókiżyła,aodchodziładługo,aledzielnieiteżpogodnie.
Moirodzicenieporzucilimniecelowo.Niemieliwyboru.Mimożarliwychprzysiąg
iuroczystegoślubowania.

–Jaraczejmyślę,żemożeszmiećrację–przyznałamcicho.–Możerzeczywiście

wszystkieobietniceiprzysięgisąniewielewarte.Możeistniejetylkodzieńdzisiej-
szy.

Gdybynienagłewejściegospodyni,zpewnościąznówzaczęlibyśmysięcałować.

PaniWhirterkaszlłajednakznaczącooddrzwi.

–Niechciałabymprzeszkadzać,alepragnępoinformować,żeszykujęsiędowy-

jazdu.Resztapersonelujużwyjechała.

–Wporządku,bardzodobrze.Mamnadzieję,żebędąpaństwomieliudaneświę-

ta.

–Chciałabymteżwimieniuwszystkichiswoimpodziękowaćpanuzawyjątkowo

hojnąwtymrokutrzynastkę.Jestpanzawszeniezwykleszczodry,aletymrazem
Omałonieumarłam,gdyzobaczyłamstankonta.Nareszciebędęmogłapomócsio-
strzekupićnowydach,aitakzostanąmikrocie.ASophiepowiedziała,żespędzi
BożeNarodzenienaSeszelach.Dziękujemypanubardzoserdecznie.

–Zasługujecienadużowięcej,wytrzymujączemnąpodjednymdachem.Zwłasz-

czaodwypadku.

Kobietauśmiechłasiętakciepło,żeażtrudnobyłotodoniejprzypasować.
–Niejestpanażtakitrudny,biorącpoduwagęwszystko,copanprzeszedł–za-

wahałasięnagle.–Jeślimniepanpotrzebujepodczasświąt,tojawcaleniemuszę
jechaćdosiostryakuratteraz.

–Ależskąd.Planowałyścietenwspólnypobytodmiesięcy.Zresztątopanizaległy

urlopzatenrok.

–Notak,alewłaściwiewpanaobecnymstanieKtosiępanemzajmiewtewol-

nedni?

background image

–PannaMaywood.
Gosposiaspojrzałanamniepodejrzliwie.
–Acobędziezgotowaniem?
–Poradzisobiezgotowaniemipodkażdyminnymwzględem.
Cieszyłamsię,żeEdwardmówitowszystko,niepatrzącwmojąstronę,boztru-

dempowstrzymywałamsięodśmiechu.

– W takim razie no cóż pożegnam się z państwem. Wesołych świąt. I niech

panizadbaoEdwarda.

–Obiecuję–odpowiedziałamcicho,czującdoniejwielkiszacunek,dowiedziawszy

się,żetaknaprawdętoonagowychowała.

Muszęprzyznać,żedotrzymałamsłowa.Zadbałamoniegonajlepiej,jakpotrafi-

łam,podobniejakonomnie.Kochaliśmysiępodchoinką,wpierwszyidrugidzień
świąt,potemwsylwestra.Piliśmyszampana,przygotowywaliśmyświątecznepotra-
wyiokazałosię,kumemuzdziwieniu,żejaknamężczyznęznasięświetnienago-
towaniu.Muszęteżprzyznać,żespędziliśmyprawiecałytydzieńnago.Nazamku
nie było nikogo oprócz nas. Odpowiadała nam ta „maskarada”, poza tym Edward
powtarzał,żelubinamniepatrzeć,kiedyniemamnasobieubrania.Przeztopalili-
śmywewszystkichkominkach.

Dopierogdynastałnowyrok,poczułamogarniacymniesmutek.Wiedziałam,że

naszczaspowolidobiegakońca.Usiłowałamsiępocieszać,żewspomnieniemagicz-
negotygodniapozostaniezemnąnazawsze,lecztakiepocieszenienienawielesię
zdało. Doskonale wiedziałam, że czeka mnie perspektywa powrotu do Kalifornii
izaczynaniawszystkiegoodnowaponiedawnymskandalutowarzyskim,aEdward
zpowrotemwsiąkniewcodziennywielogodzinnykierat,któryzresztąwcalegonie
pociąga.

–Tylkoniewzdychajtak,boniewytrzymam–oświadczył.
Siedzieliśmywjegogabinecie,przymałymrozkładanymstoliku,któryprzysuli-

śmymaksymalniedokominkaigraliśmywrozbieranegopokera.Miałamnasobie
figi,biustonosz,podkolanówkiiapaszkę,aleonzostałjużtylkowslipach.

–Gdziesięnauczyłaśtakgrać?–warknął,całyspocony.
–Madisonmnienauczyła.Grałyśmyparęlatnaokrągło.
–Notak.Mogłemsiędomyślić,żetomusimiećcośwspólnegoztwojądrogąsio-

strą.

Rzadkomiewałamdobrekarty,alejeślichodzioaktorstwo,tobyłojedyne,czego

mnienauczyła:jakidealnieblefować.CałaMadison.Pomimoostatniejaferyoczywi-
ściebardzozaniątęskniłam.Wświętazadzwoniłamdoojczymaizastałamgona
planiefilmowymwNowymMeksyku,gdziekręciłnajnowszeodcinkiswegowielce
szanowanego przez publiczność serialu o zombie. Zadzwoniłabym też do niej, ale
Howard uprzedził mnie, że udała się do Indii na medytacje, po nagłośnionym pu-
blicznierozstaniuzJasonem.

–Zresztą,tato,onaniebędziezemnąrozmawiać:nienawidzimnie!
–Ależskąd,kochanie,obecnienajbardziejnienawidzisamejsiebie.
MojerozmyślaniaorodzinieprzerwałbrutalniedzwonekkomórkiEdwarda.
–Niemyśl,żecisięudało–zażartowałam.–Teslipkiitakzachwilębędąmoje!
Niestety właściciel seksownych slipek już w ogóle mnie nie słuchał. Z dzikim

background image

wzrokiemwpatrywałsięwścianę,przyciskajączcałychsiłkomórkędoucha.

–Rupert?!Czegochcesz,dodiabła?
Pochwiliwstałgwałtownieizacząłprzemierzaćpokójkrokiemcharakterystycz-

nym dla biznesmenów pracoholików. Świat wokół przestał dlań istnieć. Liczyły się
tylkowykrzykiwanesłowaorazinwektywy,zktórychwiększościitaknierozumia-
łam.„Zyskoperacyjny”,„miararentowności”,„walkaprzezpełnomocników”,„tru-
castrategia”NawetCezarpoczułsięzagrożony.

–Imówięci,gnojku,żejaksięnieogarnieszinieposkładasztego,tojaosobiście

iudziałowcynie,nie,niewypraszamtosobie,tyOwszem.Toniemojawina,
bo we wrześniu przed wypadkiem wszystko było w porządku! Och, przepraszam
bardzo, że dla firmy okazała się niedogodnością moja niemalże śmierć kliniczna
przepraszam,tyNie!Typosłuchajmnie!Jeślitenkontraktniezostaniepodpisany,
to nie darujemy ci tego ani ja, ani zarząd Tak, tak, jasne dobrze wiem, co ro-
biszTak,skurczybyku,nieprzestanę,bowiększośćSt.CyrGlobaljednaknależy
domnietakczycisiętopodoba,czynie

Niemogłamtegosłuchaćwnieskończoność.Wstałamicichutkopozbierałampo-

rozrzucane ubrania. Edward patrzył na mnie niewidzącym wzrokiem, chociaż wy-
dawało mi się, że odruchowo się uśmiechnął, zerkając na mój koronkowy stanik.
Mimotoczymprędzejzałożyłamswetericzarnelegginsy.

–Tak!Będętamjutro!–ryknąłnazakończeniedotelefonuirozłączyłsię.
Jakbystarającsiępowrócićdorzeczywistości,przyjrzałmisięuważnie.
–Cotywyrabiasz?–zapytałzdziwiony.–Byliśmywpołowiepojedynku.Niema

sensusięwycofywać.Rozbierajsię!Przecieżwygrywasz!

Wygrywasz To słowo bardzo źle mi się skojarzyło. Gdy Edward przed chwi

rozmawiałprzeztelefonointeresach,byłzupełnieinnymczłowiekiem.Bezwzględ-
nym.Jakktoś,dlakogoliczysiętylkowygrywanie.Zawszelkącenę.

Przez ostatnie dwa miesiące dosyć dobrze poznałam wszelkie wcielenia Edwar-

da. Nawet Jason Black, mężczyzna, którego – jak mi się zdawało – kochałam, wy-
blakł całkowicie w mojej pamięci w zestawieniu z demonicznym, seksownym, aro-
ganckimpracodawcą,aktualnymsensemitreściąmegożycia.Aterazbędęsięmu-
siałaznimrozstać

–PrzecieżwyjeżdżaszzarazdoLondynu–powiedziałamzdawkowo,unikającjego

wzroku.

–Tak,jadęzsamegorana.Mójwspaniałykontraktwiłemcionimjestza-

grożony. Mój drogi kuzyn posunął się do sabotażu. Zbyt długo mnie tam nie było.
Jaktylkowszystkowyprostuję,skrzyknęudziałowcówiustalimy,jakwyeliminować
Ruperta.

–Wyeliminować?!
Zaśmiałsięnagle.
–Zzarządu.Acomyślałaś?Ależtymaszomnieopinię.Przecieżkuzynmażonę

imałedzieci.Jatylkochcęzadbać,bymógłpoświęcićimodpowiedniowięcejczasu.
Uwolnięgoodbolesnegoobowiązkubyciadyrektoremoperacyjnym.

–Isamnimzostaniesz.
–Owszem,boniemamrodziny.Niepotrafiłbymsiępodjąćstałejopiekinawetnad

roślinądoniczkową.

background image

–Nieprawda!
–Prawda!
–AcozCezarem?
–Tenleń?Technicznienależydomojejgospodyni,która,taksięskłada,jutrowra-

cazeSzkocji.Niemawięcodwrotu.

–Rozumiem.Dlategoidęsiępakować.
–Idobrze.
Niespodziewałamsięcoprawda,żeEdwardbędziezamnąbardzotęskniłipoże-

gna się wylewnie, lecz ten poziom obojętności zmroził nawet mnie. Chociaż po
dwóchmiesiącachwspółpracyzgodziłamsięnaparodniowyromansbezciągudal-
szego, podświadomie liczyłam na coś więcej. Pomimo wszelkich jego uczciwych
ostrzeżeń,najwyraźniejzaczęłominanimzależeć.Naprawdęzależeć.

–SprawdzęnajbliższelotydoLosAngeles–powiedziałamprzepraszaco.–Do-

brze się w sumie składa. Mój ojczym zaprosił mnie akurat na swój plan filmowy
wcharakterzestatystki.Będziefajniezostaćnaglezombie.Pozatymsłyszałam,że
NowyMeksykjestprzepiękny.

Edwardprzypatrywałmisiępodejrzliwie.
–Cotywłaściwiewygadujesz?
–PrzecieżjedzieszjutrodoLondynu.Niezostanętusama.Chybanadszedłczas

pożegnania.

–Porzucaszmnie?
–Przecieżzgadzamysię,żeniezostanętusama.
–Owszem:tunie.DlategozabieramciędoLondynu.
Przestałamnaglerozumieć,dokądzmierzanaszarozmowa.
–Jakto?Chcesz,żebympojechałaztobądoLondynu?
–Tak.DoLondynu.Mamjeszczeprzeliterować?
Zignorowałamzarównojegoironię,jakifalęeuforii,któranieoczekiwanieowład-

łamoimciałem.

–Icojatam,udiabła,będęrobić?!
–Mogęcięodnowazatrudnićjakoosobistąterapeutkę.
–Przestań.Sammógłbyśterazzostaćtreneremfitness.Niepotrzebnacijużfi-

zjoterapeutka.

–Wtakimraziepojedzieszjakomojaoficjalnakochanka,wpełnymwymiarzego-

dzin.

–CzylimiałabymzamieszkaćwLondyniepoto,byztobąsypiać?
–Wyobraźsobie,żetotakiurlop.
–Aletyniebędziesznażadnymurlopie.Wprostprzeciwnie.Potakdługiejprze-

rwiebędziesznaokrągłopracował.

–Napewnoniecałenoce.Zostanętwoimchłopcemdotowarzystwa.Przecieżto

właśniewemnieuwielbiasz.Będęcięzabawiałnocami.

Mylisz się, uwielbiam w tobie absolutnie wszystko – pchało mi się na usta, lecz

dobrzewiedziałam,żetoostatniarzecz,jakąchciałbyodemniekiedykolwiekusły-
szeć. Bezwiednie zaczęłam się w niego wpatrywać. W jego potężne ciało, despo-
tycznątwarzTak.Tylemusiwystarczyć.Samseksmusiwystarczyć.

–Diano?–zapytałzaniepokojony.

background image

Miałam pewnie jakiś dziwny wyraz twarzy i niepotrzebnie na tak długo zamil-

kłam.

– Oczywiście, że to właśnie w tobie uwielbiam – powiedziałam zawadiacko – bo

cóżpozatymmożnawtobieuwielbiać?

–Orany,cóżzabezdusznakobieta–westchnąłizacząłmniecałować.
Ijakbyśmysiędopierocospotkali,zaczęliśmysiękochać.Ztakimzapałem,jakby

to wcale nie był kolejny raz tego dnia. Jakbyśmy nie robili tego co chwilę przez
ostatniedziesięćdni.

–Awięcustalone–mamrotałpółprzytomnie.–JedzieszzemnądoLondynu.
–Aleniemogętamprzecieżpojechaćtylkojakotwójgadżeterotyczny.
–Wiem.Londyntowymarzonemiejscenarobieniekariery.Możeszprzecieżza-

mieszkaćumnieiskorzystaćzokazji,chodzićnacastingi.

–Nacastingi?–powtórzyłamprzerażona,starającsięzyskaćnaczasie.
– Pomyśl: idealny układ. W dzień spełniasz swoje marzenia, a noce należą do

mnie.

Szczęśliwie,zacisobą,przestaliśmyrozmawiać.Byłozawcześnie,bymzniego

zrezygnowała. Jeszcze nie potrafiłam. Nadal chciałam żyć w barwnym świecie fi-
zycznej namiętności i być silną, niezależną kobietą, która nosi erotyczną bieliznę
dla swego aktualnego kochanka i nie zadręcza się przyszłością. Nie miałam naj-
mniejszejochotywracaćdodomu,doroliniewidzialnegokopciuszka.Wydawałomi
sięteż,żeniebyłamwnimzakochana.Poprostuchwilowodobrzesięzesobąba-
wiliśmy.Dwojedorosłychsamotnychludzi.Nikogoniekrzywdziliśmy,więctochyba
niegrzech?

–Dobrze,jużdobrze.Umowastoi.PojadęztobądotegoLondynu–rzuciłamobo-

jętnymtonem.

– Byłem pewny – zamruczał niczym zadowolony drapieżnik, który od początku

wiedział,żedopadnieswojąofiarę.

Itakotonastępnegodnia,oświcie,znalazłamsięwjegodrogiejlimuzynie,wraz

zcałymnaszymdobytkiem.Pochwiliwyruszyliśmykucywilizacji.

background image

ROZDZIAŁPIĄTY

–Czynapewnowszystkowporządku?Niewyglądapaninajlepiej–zainteresowa-

ła się mną siedząca obok, mocno wymalowana dziewczyna, mówiąca z wyraźnym
amerykańskimakcentem.

– Wszystko w absolutnym porządku – potwierdziłam jak echo, starając się za

wszelkącenęwierzyćwewłasnesłowa.

MiłydwamiesiąceodnaszegoprzyjazdudoLondynuiwzasadzieodpierwsze-

godniaczułamsiętufizycznieźle.Najpierwmyślałam,żetozestrachu,boodsa-
mego początku nie mówiłam Edwardowi prawdy: wcale nie szukałam żadnych ca-
stingów,atylkonerwowowłóczyłamsięcałedniepomieście.Dziśjednakpostano-
wiłamprzełamaćstrach,dotrzećnawskazanemiprzesłuchanieidotrwaćdojego
końca, a nie uciekać na Trafalgar Square, by zaszyć się w tłumie w charakterze
anonimowejturystki.Powinnamwięcbyłapoczućsięlepiej.

Niestety,gdysiedziałamzakulisamiprestiżowegoteatrunaWestEndzie,otoczo-

naprzeztłumekwystrojonychaktorówiamatorów,głośnopowtarzacychwyuczo-
nerolealboćwiczącychdykcję,byłozemnącorazgorzej.

–Możecośpanizjadłaalbotogrypa?–niedawałazawygranąAmerykanka.
–Totylkonerwy–zapewniłamnieszczerze,bowłaśnieogarłamniefalaregu-

larnychmdłości.

–Mojasiostraprezentowałasiępodobniewpierwszymtrymestrzeciąży.Nieważ-

nezreszniebędępaniprzeszkadzać.–Dziewczęzmieniłonaglefront.–Lepiej
pójdęnakorytarzipowtórzęsobierolę.

Byłamwdzięczna,żeuciekłaodemniejakodogniskazarazy.Czułamsiętak,że

wolałambyćsama,auparłamsięakuratdziśwytrwaćnacastingu,bymócpierwszy
raz,niekłamiąc,powiedziećEdwardowi,żenicztegoniewyszło.Chciałam,żeby
jak najszybciej mnie zawołali i jak najszybciej podziękowali. Mój tekst Co
ztego,żeuczyłamsięgowwannie,podprysznicemiwogrodzienatyłachlondyń-
skiegodomupanaSaintCyrwKensington?Poprostuwyparowałmizgłowy.

Nagledopadłymnieprawdziwemdłościibyłamszczęśliwa,żenaczasdobrnęłam

dotoalety.Podłuższejchwili,gdyodważyłamsięspojrzećwlustro,zobaczyłamtam
bladą,spoconątwarzwystraszonejkobiety.

„Mojasiostraprezentowałasiępodobniewpierwszymtrymestrzeciąży”.
Z łazienki wyszłam do holu i prosto na ulicę. Zatrzymałam się dopiero na stacji

metra.Byłpierwszymarca,leczwrześkimzimowympowietrzuzupełnieniewyczu-
wałosięjeszczewiosny.

„Mojasiostraprezentowałasiępodobniewpierwszymtrymestrzeciąży”.
Opcjaciążynieprzyszłamidogłowy.Stop.Jeszczeraz.Opcjiciążypoprostudo

siebieniedopuszczałam.Zakładałam,żeEdward–botojemunajbardziejzależało
na braku zobowiązań, a trudno sobie chyba wyobrazić większe zobowiązanie niż
wspólne dziecko – wie, co robi. Były jednak chwile, gdy miałam wątpliwości Na

background image

przykładwtedypierwszejnocypodprysznicem

GdyznalazłamsięnaperonieCharingCrossStationztrudemwsiadłamdowłaści-

wegopociągu.

Gorączkowo myślałam o faktach. Spóźniał mi się okres. Nawet gorzej: chyba

wcale go nie miałam, odkąd przenieśliśmy się do Londynu. Moje piersi bardzo się
zaokrągliły,alemyślałam,żedziałosiętakzpowoduconocnegouprawianiaseksu.
Wzasadzie,oddwóchmiesięcyrazemspędzaliśmyczastylkowśrodkunocywłóż-
ku.Edwardpracowałpoosiemnaściegodzinnadobę,włączniezniedzielami.Oświ-
cielimuzynazszoferemzabierałagodojegoapartamentuwbiurowcunaCanary
Wharfiodwoziłazregułydobrzepopółnocy.Czasamiwogóleniepokazywałsięna
noc. Natomiast jeżeli się pojawił, interesowało go jedno. Nad ranem, zanim wy-
szedł,całowałmnieprzez seniszeptałoczywistości wstylu„Powodzenia dzisiaj”,
„Jestemzciebiedumny”.MojeżyciewLondyniebyłoniekończącymsiępasmemsa-
motności.TęskniłamzaKornwaliąiPenrythHall.

WLondyniewszystkosięzmieniło.
Czyterazdopierozmienisięnadobre?
WostatniejchwilizdążyłamwysiąśćprzyHighStreetKensingtonipobiegłampro-

sto do apteki koło domu, gdzie, starając się nie patrzeć w oczy znanej z widzenia
farmaceutce,kupiłamtestciążowy.

DotejporyodmawiałamEdwardowi„przydzielenia”miautazszoferem,bowte-

dyczułabymsięjużcałkowicieutrzymanką,którąniechcącyitaksięstałam.Dziś,
gdy wlokłam się do domu w strugach lodowatego deszczu z testem ciążowym pod
pachą, pomyślałam, że chciałabym mieć kogokolwiek, kto troszczyłby się o mnie.
Nawetszofera

Kiedynerwowowcisnęłamkodnadomofonie,londyńskagospodynipanaSaintCyr

wpuściłamniedośrodkaprawienatychmiastizawołała,żebymszybkoprzyszłado
niejdokuchni.

–Zaparęminut!–odkrzykłamiwpadłamprostodołazienki.
Bądźujemny,bądźujemny!–kołatałomisiępogłowie.
SpojrzałamwdółPozytywny
Schowałamgodokieszeni.SekundępóźniejwyłampowoliNadalpozytywny.
Przykryłam na chwilę torebką. Co ja wyczyniam? Jakie to żałosne!. Za chwilę –

ciągletasamaczerwona,nieubłaganakreska.

Niemawątpliwości.Jestemwciąży.Wkrótcenieudasiętegonawetukryć.
Nawpółzamroczonapowlokłamsiędokuchni.
PaniCorriganpiekławłaśnieciasto.
–DzwoniłpanCyr.
Dzwonił!Tutaj!Możewyczuł,jakbardzogopotrzebuję!
–Byłwzburzony,ponieważ,niemógłsięzpaniąskontaktowaćnakomórkę.
–Mhm–westchnęłamzawiedziona.–Oddzwoniędoniego.
Nowiutkawypasionakomórka,którąkupiłmiwzeszłymmiesiącu,istotnietkwiła

smętnienablaciekuchennym,podłączonadoładowarki.Bardzomożliwe,żeleżała
tu tak od czterdziestu ośmiu godzin. Edward nigdy nie dzwonił do mnie w dzień,
zpracy.

Gdyczekałamnapołączeniemiędzykolejnymisekretariatamiigabinetami,smęt-

background image

ny,charakterystycznybrytyjskisygnałwsłuchawceprzypominałmi,jakdalekoje-
stemoddomu.

– Dlaczego nie odbierasz komórki? – warknął na powitanie, gdy nareszcie mnie

znimpołączono.

–Przepraszam,byłamnaprzesłuchaniuizapomniałamwziąćjązdomu,i
–Kontraktwłaśnieprzeszedł.
Jegotonbyłtakobojętny,żedopieropochwilizrozumiałam,żetodobranowina.
– Cudownie! Gratuluję! – zaszczebiotałam. – Słuchajdziemy musieli poroz-

mawiać

–Owszem.Taksięskłada,żeżonaRupertawydajewieczoremprzycieztejoka-

zji,wichdomuwMayfair.Załóżsuknięwieczorowąibądźgotowanadwudziestą.

–Oczywiście!Będę!Alewieszstałosiędziścośważnego,Edward,powinieneś

otymwiedziećEdwardEdward?–Dopieropochwilizorientowałamsię,żeroz-
łączyłsięodrazupowydaniuinteresucychgoinstrukcji.

„Towszystko,cocimogędać.Nicwięcej:żadnegomałżeństwa,żadnychdzieci.

Tylkotyle”.

Dopieroterazpowolidocierałodomnie,żebyłwtedyuczciwy,mówiłcałąpraw

o sobie. Bo jedyne, co mi dotychczas dał, to seks. Wspaniały, ostatnio anonimowy,
czystyseks.Noikolejnyluksusowydomdomieszkania.

Nasamąmyślotymrobiłomisięniedobrze.Niezależnieodciąży.
Copowie,jaksiędowie?Wpadniewfurię?Zobojętnieje?Pomyśli,żezrobiłamto

celowo?Każemiusunąć?

To ostatnie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Pomimo świeżo doznanego szoku,

jednowiedziałamnapewno:dzieckoprzyjdzienaświat.

Kiedy weszłam do kuchni, pani Corrigan lukrowała gotowe ciasto, nucąc wesoło

podnosem.

– Ależ dziś paskudna pogoda! Może gocej herbatki do świeżego ciasta? Sama

skóraikościzpani!

Akurat!–pomyślałam.
–Bardzodziękuję,aleranoniejestemgłodna.ZresztąEdwardzabieramniewie-

czoremnaprzycie.Kontraktodratowany.

–Wspaniale!
Cowtymwspaniałego,żespędzęnocwtowarzystwienatychbufonówzbanku

iichżonhipokrytek?

Istotnie nie przestawało padać. Chodziłam z kąta w kąt, próbowałam czytać,

wmusiłamwsiebiekromkęchlebazserem.Umyłamwłosy,ułożyłamwymyślnąfry-
zurę,wylakierowałamjąnapogę,nałożyłamtonymakijażuiztrudemwbiłamsię
wmarkowąwieczorowąsuknię,którąostatniokupiłmiEdward.

Jakmogłamniezauważyć!Mójbiustjestorozmiarwiększy!
Ostatecznie byłam gotowa przed czasem. Zeszłam na dół, usiadłam po ciemku

wsalonieipostanowiłamzaczekać,nieruszającsięnigdzieinierobiącnicinnego.

Zjawiłsiępookołogodzinie.Wpadł,wołającmojeimię,ipognałprostonagórę.
–Jestemtutaj!–krzykłam.
Zawrócił.
–Diana?Coturobiszpociemku?–zapytałzgrymasem.

background image

–Nic.
Wyglądałimponuco,ociekałbogactwemiwładzą.Charyzmatycznybrytyjskipo-

tentat,gotowydowalkizakażdącenę,jeślitrzebatowłasnymipięściami.Facetnie
zmojejbajki.Zzupełnieinnejpółki.

–Edwardzie,musimyporozmawiać.
–Jesteśmyjużspóźnieni.Muszęsięprzebrać.
Bez namysłu wypadł z salonu i przeskakując po trzy stopnie, zniknął na górze.

Kiedywrócił,miałnasobieolśniewacynowiutkifrak,aleminębardzoniewesołą
jaknaczłowiekasukcesu,którywłaśniesfinalizowałkontraktnamiliarddolarów.

–Wyglądaszwspaniale–powiedziałamcałkiemszczerze.
–Dziękuję–rzucił,alenieodwzajemniłmikomplementu.–Gotowa?
–Tak–wymamrotałampodnosem,choćnigdywżyciujeszczenieczułamsiętak

niegotowa.

–Jaktamdzisiejszeprzesłuchanie?–zapytałnagle,gdysiedzieliśmyjużztyłuli-

muzyny.

Poczułamsięnieswojo.
–Byłoprzedziwnie.
–Przecieżkłamiesz,wcaletamnieposzłaś.
–Ależposzłam,tylkoniemogłamzostać,boZarazAskądwiesz?
– Mój kolega jest tam dyrektorem. Miał zwrócić na ciebie „szczególną uwagę”.

Zadzwoniłpowiedzieć,żeniedotarłaś.Oszukałaśmnie.Pewniezresztąniepierw-
szyraz.

Popatrzyłamnaniegowyniośle.
–Niebyłamaninajednymcastingu,odkądtuprzyjechaliśmy.
Namomentosłupiał.
–Jakto?
–Niemiałamochoty.
–Awięcoszukiwałaśmnieprzezdwamiesiące.Ajacodziennierano,idącdopra-

cy,życzyłemcipowodzenia.Czujęsięjakkompletnyidiota.Dlaczegokłamałaś?

–Niechciałamcięrozczarować.
–Ależwłaśnietaksięstało.Nigdynieuważałemcięzakłamczuchę.Anitchórza.
– Przepraszam – wyszeptałam. – Ale dlaczego ostatnim razem nie powiedziałeś

mi,żedyrektornaWestEndziejesttwoimznajomym?

–Chciałem,żebyśuważała,żedostałaśrolęowłasnychsiłach.
–Bosądziłeś,żenaprawdęmisięnieuda?
–NigdywcześniejcisięnieudałoChciałempomóc.
Nasządrażliwądyskusjęprzerwałszofer,otwierającdrzwinaMayfair.
–Naraziewystarczy.Czasnaprzycie.
Wkrótce znaleźliśmy się na sali balowej obwieszonej olbrzymimi kryształowymi

żyrandolami, gdzie elita finansowa tańczyła przy niekonwencjonalnych dźwiękach
kwartetujazzowego.WszyscywokółgratulowaliEdwardowiolbrzymiegosukcesu.
RezydencjaRupertaSaintCyraopływałabogactwemiblichtrem.Znajdowałsiętu
wielkiwewnętrznybasenzfontannąipiwnica-winnicazpięciomatysiącamibutelek
winaznajlepszychroczników.

–Przepraszam–powiedziałam,gdyzostaliśmynachwilęsami.

background image

–Tojaprzepraszam,żekiedykolwiekchciałemcipomóc.
–Niepowinnambyłatakdługokłamać.Aledziśwydarzyłosięcośbardzoważne-

go.Właśnienaprzesłuchaniu.

–Oszczędźmiswychwywek.Dokładniedlategokończęwszelkiehistoriemiło-

snezkobietamiprzedupływemkilkutygodni!Zanimzacznąsiętewszystkiekłam-
stwa!

–Grozisz,żezemnązerwiesz,boniechodziłamnacastingi?
–Bokłamałaśmiprostowtwarz!Nieobchodzimnie,corobisz.Jeśliniechcesz

grać,koprowy,opiekujsiędziećmi,zatrudnijsięwsklepiealbosiedźwdomuinie
róbnic.Mnietonieprzeszkadza.Alebądźzemnąuczciwa.

–Atmosferanacastingachjestokropna.Niemamtuznajomych,przyjaciół
–Zmierzaszdotego,żechciałabyśjużwrócićdoAmeryki?
Miałdziwnywyraztwarzy.Niewiedziałam,copowiedzieć.
–Taktoznaczynie
–Jeślichceszjechać,tojedź–powiedział,poczymodwróciłsięizniknąłwtłumie.
–Edwardzie!–zawołałamzanimbezradnie.
– Diana! Cóż za miła niespodzianka! – przerwał mi nieoczekiwanie egzaltowany

głosWiktorii,żonyRuperta.–TynadalznamiCzaruce.Izadziwiace.

Potakimwstępiemogłosięjużzrobićtylkogorzej.Dobrzewiedziałam,żeniepa-

suję do świata Edwarda. Nawet suknia na dzisiejszy wieczór, która do niedawna
bardzo mi się podobała, zaczęła się wydawać niemodną szmatą w porównaniu
zekskluzywnąszarąkreacjąprzeraźliwiechudejWiktorii.

W rozpaczy odszukałam Edwarda i wzięłam go pod ramię. Na siłę chciałam się

staćczęściąidiotycznejrozmowyisłownychprzepychanek,wktórychuczestniczył,
bopragnęłamudawać,żeznalazłamsięwmiejscu,doktóregonależę.Ostatecznie
mojadumawzięłagórę.

–Przepraszam,idępodrinka–oznajmiłamradośnie.
–Mogęciprzynieść.
– Ależ nie trzeba, widzę tam przy okazji kogoś, z kim chciałabym zamienić dwa

słowa.

Uwolnionaiprzekonana,żewoczachEdwardarównieżzobaczyłamulgę,ruszy-

łamdostołuzzimnymbufetem.Tuprzynajmniejwiedziałam,comamrobić,bomoje
mdłościzastąpiłkoszmarnygłód.Złapałampokaźnychrozmiarówtalerzinałożyłam
sobieróżnegorodzajupieczywaorazserów.

JakisensmiałobyinformowaniepanaCyra,żejestemznimwciąży,skoronajwy-

raźniejszukajużpretekstów,byzakończyćnasz„związek”?

–Toniepotrwadługo–usłyszałamzaplecamizłowieszczyszept.
Gdyzdumionaodwróciłamsię,ujrzałamWiktorięzeznajomymi.
–Cotakiego,przepraszam?–zapytałamostro.
–Proszęniezwracaćuwagi,WiktorianieprzywykładowidokuEdwardazdziew-

czyną–rzuciłlekkojedenznich.

Ależ ja wcale nie jestem żadną jego dziewczyną – cisnęło mi się w rozpaczy na

usta.–Nawetwogóleniewiem,czyjestemkimśwjegożyciu,abiorącpoduwa
całenoce,kiedynieopłacamusiępojawićwdomuchoćbynagodzinę,pewnienie
jestemjedyna.

background image

Trzebajednakuczciwieprzyznać,żeEdwardnigdyniczegominieobiecywałani

do niczego się nie zobowiązywał. Raczej wprost przeciwnie – nie pozostawił żad-
nychzłudzeń.

–Niepowiedziałabym,żejestemjegodziewczyną–zaprotestowałam.
–Tokimdlaniegojesteś,mojadroga?–zaatakowałaznówWiktoria.
–Noterapeutką.
Stocywokółnaswybuchligromkimśmiechem.
–Ach,więcteraztosięnazywa„terapia”?
–Ależtoprawda–zaprotestowałyśmyterazobie.–Edwardmiałwewrześniuwy-

padeksamochodowy!

Myślałamjuż,żezakończyłyśmywtensposóbniewygodnywątek,leczżonaRu-

pertazapytałanagle:

–Iniemartwicięcałatasytuacja?Anito,jakdoszłodowypadku?–Niedającmi

szansy na odpowiedź, kontynuowała swoją opowieść: – Jakieś dwa lata temu
Edward zakochał się po uszy w amerykańskiej pokojówce, która pracowała w są-
siedztwie. W zasadzie dziewczyna wyglądała dokładnie jak ty. Potem zaczęło być
widać, że jest w ciąży. Wtedy pomógł jej wyjechać z Londynu i zaszył się z nią
gdzieśnakońcuświatanarok.Alegdysięokazało,żeAmerykankamaszansępo-
ślubieniaojcadziecka,uczyniłatobeznamysłu,bezwahaniaporzucającEdwarda.

– Ojciec dziecka był hiszpańskim księciem! – rzucił znacząco ktoś z boku, jakby

jegopochodzeniewyjaśniałowszystko.

– Edward usiłował ją zaszantażować, żeby porzuciła męża i malutkie dziecko.

Prowadziłwtakimstanie,żeautowypadłoztrasyispadłozewzgórza.Gdybyro-
dzinaksięciaAlzacarwniosłaoskarżenie,Edwardbyłbyobecniezakratkami.Ido-
brze!BotoRupertpowinienzostaćdyrektoremgeneralnym!

Czyżbymiałanadzieję,żejejrewelacjezwaląmnieznóg?
– Ależ ja znam tę historię – oświadczyłam lodowatym tonem. – Uważam też, że

pomimo błędów zasłużył na to, by stać na czele St Cyr Global. Nie zaprzepaścił
jeszczeżadnegokontraktu,coomaływłosudałosięRupertowi.

– Twoja lojalność jest godna podziwu – Wiktoria nieoczekiwanie zmiękła – ale

przyjmijmojąprzyjacielskąradęRozumiemtwojezauroczenie.Pamiętamdobrze,
żegdygopoznałam,zapragnęłamgotak,żebyłamgotowanawszystko,bylebywy-
dować w jego sypialni. Na szczęście prawie natychmiast poznałam obecnego
męża.

–Jakiztegomorał?
–Edwardjesttoksycznydlakobiet.Zatrzymujeswekochanki,pókimożeużywać

ichciała,kiedysprawyposuwająsiędalej,wyrzucajejakśmiecidokosza.Jakdługo
z nim sypiasz? Dwa, trzy miesiące? Już dawno miła twoja data ważności. Oto
mojawizytówka.Dzwoń,kiedybędzieszchciałasięwypłakać.

Tomówiąc,znikła,awrazzniącałetowarzystwo.Nadłuższąchwilęzanie-

wiłam. Stałam, tępo wpatrując się w wizytówkę. Nigdy nie widziałam niczego po-
dobniegłupiego.Byłatozwygląduwizytówka,leczniezawierałanazwyfirmyani
stanowiska,ajedynieimięwypisanepozłacanymiliterami,iprawdopodobniesłużyła
dorozdawaniaznajomymnaimprezach.Schowałamjągłębokodotorebki.

Okazało się, że nawet dorastanie wśród rekinów amerykańskiego show-biznesu

background image

nieprzygotowałomnienażyciewśródelityeuropejskiej.RodzinaEdwardabyłapo
prostuokropna!Nicdziwnego,żezakochałsięnazabójwpierwszejzbrzegupoko-
jówce,któraniebyłaEuropejkąipotrafiłaokazaćodrobinęsercaiszczeregozain-
teresowania.

Owilkumowa!Odwróciłamsię,żebyodejśćnareszcieodzimnegobufetu,inapo-

tkałamnatychmiastowyopór.DrogęzastąpiłmiEdward.

–Dobrzesiębawisz?–zapytałzzagadkowymwyrazemtwarzy.
–Nie–warkłam.
–Możesiępolepszy,jeśliprzyniosęciszampana?
–Niechcężadnegoszampana!
Chcę,żebyśsięwemnienormalniezakochał!
–Acobyśchciała?
–Wrócićdodomu.
Edwardpatrzyłnamniedługowmilczeniu.Obokludziebawilisię,tańczyli,śmia-

liagdytakspoglądaliśmysobiewoczy,czułamsię,jakbyśmyznówbylizupełnie
samiwPenrythHall.

–Wporządku–odpowiedziałwkońcubardzocicho.
Wtedywziąłmniezarękę,błyskawicznietrafiliśmydoszatnipopłaszcze,aspod

budynkuzabrałnasszofer.Wszystkodosłowniewciąguparuminut.UliceLondynu
zdawały się ciemniejsze i cichsze niż zazwyczaj. Noc była bezwietrzna, mroźna
ijakbymartwa.Weszliśmywmilczeniudodomu.Odrazuruszyłamnagórę.Przy-
trzymałmnie.

–NiezdążyłemcipowiedziećPiękniedziśwyglądałaś.
–Tak?
–Byłaśzdecydowanienajatrakcyjniejsząkobietąnabalu.Cieszyłemsię,gdyode-

szłaś,boprzynajmniejprzestalisięnaciebietakjednoznaczniegapić!

–Naprawdę?–powtórzyłamtępo.Niczegotakiegoniezauważyłam.
–Poprostuchciałbycięmiećkażdyfacet–Edwardprzyklejałsiędomniecoraz

mocniej.–Jesteśnajbardziejpożądanąniewiastąnaziemi

– Bardziej niż kobieta, za którą pojechałeś do Hiszpanii? – wyrwało mi się bez-

myślnie.

–Dlaczegomówisztoakuratteraz?–Jegoręceodrazuznieruchomiałynamoim

ciele.

– Wiktoria opowiedziała mi całą historię ze szczełami. Podobno byłeś gotów

umrzećdlatamtejkobiety.

–Icoztego?
Zmroziłmnie.Zupełnieniepoczuwałsiędożadnychwyjaśnień.
–Czytoprawda,żetaAmerykankawyglądaładokładniejakja?
–Toteżpowiedziała?Mówiławciemno.NigdyniewidziałaLenyzbliska.Jeste-

ściecałkieminne.

–Cosprawiło,żetakjąkochałeś?
–Dlaczegotaksięoniądopytujesz?
–Bo
Zamilkłam.Comiałampowiedzieć?Bojejzazdroszczę?Bochcęwiedzieć,cota-

kiego w sobie miała? Urodę, inteligencję, głos, urok, zapach perfum? Bo chciała-

background image

bym,żebykochałmnietaksamo,zostałzemnąiuczestniczyłwwychowaniunasze-
godziecka?Bogokocham?

MojezadurzeniewJasoniebyłodziewczęcąigraszkąwporównaniuzuczuciem,

jakimobdarzyłamEdwarda,któregowyleczyłam,aktórywzamianuczyniłzemnie
kobietęinawiłdonormalnegożycia,stawianiasobiecelówispełnianiamarzeń.

–Diano
– Bo jestem po prostu ciekawa, po tym wszystkim, czego dowiedziałam się od

Wiktorii.CobyłowyjątkowegowLenie?

Stałwcieniu.Niewidziałamwyrazujegotwarzy,gdyoniejmówił.
– Wyjątkowego? Nic. Była całkiem zwyczajna. Ale potrafiła wspaniale udawać

bezbronną. Uwierzyłem, że jestem jej zbaw bohaterem Pozwoliła się sobą
opiekowaćmiesiącami.Niedającnicwzamian.Ażzostawiłamniezdnianadzień
dlategohiszpańskiegoskurczybyka,któryprzedtemjąwyrzuciłizdradził.

–Czylipoprostuudawałabiedną,skrzywdzonądziewczynkę?
Nawetniemusiałabymterazudawać.Czułamsiębezradna.
Wzruszyłramionami.
–Myślałem,żenaniązasługuję.Żezarobiłemnajejuczucie.
–Niemożnazarobićnaczyjeśuczucie!
–Słyszałem„kochamcię”odtylukobiet
–Tak?
Ajaniesłyszałamodnikogo.Pozarodzicamiisiostrą.
ale słowa nie mają znaczenia. Zwłaszcza gdy wypowiada się je w łóżku po

paru godzinach znajomości. Mają na celu jedynie usidlić mężczyznę. A ja zawsze
wyobrażałemsobiemiłośćjakodziałanie.Jeślisiękogośpokocha,nietrzebaotym
wić, należy to pokazać. Postawiłem sobie za cel uszczęśliwienie Leny, robiłem
dlaniejwszystko,odstawiłemnabokwszelkieswojepotrzeby.Niewyszło.Postano-
wiłemwięcrzucićtoraznazawszeiodtądsamjestemszczęśliwszy.

–Niewierzęci.Wierzę,żeLenacięzraniła,aleniesądzę,żebyśumiałprzeżyć

resztężyciabezmiłości.Wciążjąkochasz?

Zaśmiałsię.
–Nie.Towszystkowydajesięodległeomilionlatświetlnych.Byłemwtedyinnym

człowiekiem.Obecnieżyczęksięciuiksiężnejorazichtłustemubobasowiwszelkiej
pomyślności.

–Pewnieciprzykro,żejąszantażowałeśpróbowałeśporwać
–Najbardziejmiprzykro,żebyłemnatyległupi,bysięzaangażować.Terazmy-

ślętylkoosobie,kierujęsięwyłącznieswoimipotrzebami,mamżyciepodkontrolą.

Patrzyłamnaniegoiczułam,jakmojezakochanesercerozpadasięnatysiąceka-

wałków,któreprzemieniająsięwlód.

–Awięcnigdyniezałożyszrodziny?
– Tłumaczyłem ci to od samego początku. Ani teraz, ani nigdy. Ale chcę ciebie.

Dokisiędobrzebawimy.

Naglezachciałomisiępłakać.
–Mogłobybyćjeszczelepiej
– Nie rób mi tego, Diano! To ma nam wystarczyć. Nie proś mnie o więcej, niż

mogędać.Proszę.Niejestemjeszczegotów,bypozwolićciodejść.Jeszczenie

background image

I zaczął mnie po swojemu całować jak szalony. Nie potrafiłam go powstrzymać,

choć wiedziałam, że powinnam. Trzeba było mu powiedzieć o moich uczuciach
ionaszymdziecku.Jednakzabardzosiębałam,żeodrazugostracę.Łzypopłyły
miwsposóbniekontrolowany.Szalonydzień.

Naglerozległsiędzwonekkomórki.Edwardzfuriąwyszarpałswójtelefonzkie-

szeni,bypochwilioznajmićzezdziwieniem:

–Towcaleniemoja!
Zdumiona zaczęłam szukać swojej, zastanawiając się, kto mógłby mieć do mnie

sprawęwśrodkunocy,zwłaszczażenowylondyńskinumerznałtylkoojczym.

–ToJason!–wykrzykłamnagle,rozpoznającamerykańskinumer.
–Black?Aczegoonchce?
–Niemampocia.
–Częstotakdzwoni?
Pokręciłamtylkogłową.
–Napewnostałosięcośstrasznego.–Przedoczamiprzelatywałymiobrazypo-

krytychkrwiąciałHowardaiMadison–Jason?!

–Diana?
–Czemudomniedzwonisz?
–JestemwłaśniewKalifornii,dostałemnumerodHowarda.
–Czycośsiękomuśstało?
–Tak–Wstrzymałamoddech.–Mnie.Popełniłemstrasznybłąd.
–Cotyopowiadasz?Cozrobiłeś?
Edward do tej pory kręcił się nerwowo koło mnie, ale w tym momencie nie wy-

trzymałiposzedłnagórę.

–Niepowinienembyłcięoszukiwać.Powinienembyłprzewidzieć,żenaszłapią.

PodwieżąEifflareporterzygrasujątakżewnocy.Wiesz,żerozstałemsięzMadi-
son.

–Wiem.
–Czykiedykolwiekmiwybaczysz?
–Jasne.
–Naprawdę?
Dopierowtedyuświadomiłamsobie,żedawnojużimwybaczyłamizapomniałam

ocałejhistorii.TerazliczyłsiętylkoEdward.Tamtozauroczeniewydawałosięod-
ległeomilionlatświetlnych.JakpowiedziałniedawnoEdward,byłamterazinnym
człowiekiem.

–Tojużzamkniętahistoria.TerazjestemprzecieżzEdwardem.
–Notak.
–Ajestjakaśszansa,żetyiMadison?
–Raczejnie.PonaszymrozstaniuzaszyłasięgdzieśwIndiach.Obecniepodobno

podróżujepoMongoliiikręcifilmzgatunkukinaniezależnego,bezcateringu,bez
charakteryzatorkiiwłasnejprzyczepy,gdziepłacąjejdniówkijakstatystom.

–Poważnie?
–Wariactwo,nonie?Chybaprzechodzijakieśzałamanienerwowe
–Czytylkodlategodzwonisz?
– Nie posłuchaj. Występuję w filmiku produkowanym tylko do internetu, który

background image

ma promować kontynuację znanej serii, wchodzącą na ekrany w lecie. Godzi
temuzachorowałaaktorkagracagłównąrolę.Pomyślałemotobie

–Cotakiego?
–Niecieszsięjeszcze.Honorariumzafilmikjestśmieszne.Aleserialwznawiany

wleciejestkultowyimawysokąoglądalność,więcfilmikiemnapewnozainteresu
sięagenci.Aterazniemusiałabyśnawetprzechodzićcastingu.Tylemogędlacie-
biezrobić,nonie?Diana?Jesteśtam?

– Po prostu nie mogę uwierzyć – wyszeptałam. – Dzwonisz z drugiego końca

świata,żebyzaproponowaćmirolę?

–Nienazywajmytegowielkąrolą.Nomożejednojestciekawe.Głównabohater-

kajestwciąży.Będziesznosiłaspecjalnykostium.

Zakręciłomisięwgłowie.Czyżbytosamlospodsuwałmitęrolę?
–Och,Jason,czemutorobisz?–zapytałampłaczliwymtonem.
– Diano, jestem ci winny dużo więcej. Po tym przez co przeze mnie przeszłaś.

Pozatymchętniepopracujęzkimśbliskim.Przyjedziesz?

PomyślałamoEdwardzieczekacymnamnienagórze.
–Niejestempewna.
–Rozumiem–zmieniłtonnasuchy.–EdwardniewyglądanazwolennikaHollywo-

odu. Wszystko w twoich rękach. Jeśli dotrzesz tu w ciągu dwóch dni, rola będzie
twoja.

Kiedyskończyliśmyrozmowę,zorientowałamsię,żewokółpanujeabsolutnybez-

ruch i cisza. Gospodyni musiała spać od bardzo dawna. Pierwszy raz siedziałam
samawnocywsalonie,podczasgdyEdwardbyłsamnagórzewsypialni.

Zaczęłam odruchowo myśleć o Kalifornii. Przypomniał mi się ocean, zapach róż

wogrodziemojejmamyWyglądateżnato,żetammogłabymnareszcieuprawiać
wymarzonyzawódawśródrodzinyiprzyjaciółłatwiejbyłobymisamotniewycho-
wywaćdziecko

Póki co musiałam na razie powiedzieć Edwardowi o swoim uczuciu i ciąży, bo

dzieckobyłorównieżjego.Miałprawowiedzieć.Musiałamdaćmuszansę.

Gdy wspinałam się powoli po schodach, serce waliło mi jak oszalałe. Dziecko!

DzieckochłopczykooczachEdwarda?Ślicznadziewczynkaztakimsamymroz-
brajacymuśmiechem?Namyślotym,żewkrótcebędętrzymaławramionachcu-
downemaleństwo,uśmiechałamsięzniedowierzaniem.

Wtedyprzypomniałamsobie,nacosięwcześniejzgodziłam.
Przeraziłamsię.Niemasięcooszukiwać,żeEdwardaodmienidobranowina.
Korytarznasamejgórzebyłchłodnyimroczny–jakduszaEdwarda.Gdynimte-

razszłam,uginałysiępodemnąkolana.Nareszciedotarłamdodrzwinaszejsypial-
niiotworzyłamjepowoli.

–Kazałaśminasiebieczekać–głosEdwarda,dobiegacyzciemności,brzmiał

naprawdęgroźnie.–Chodźdołóżka,Diano.

Chodźdołóżka,powtórzyłamwmyślach.Zacisnęłampięściiweszłamdośrodka.
Kiedymójwzrokprzywykłdociemności,dostrzegłamEdwardależącegonałóżku

wefraku,znieruchomymwzrokiemwbitymwsufit.

–JaksięmiewaJason?–zapytałchłodno.
–Chybanieźle–odpowiedziałamostrożnie,zakładając,żechoćjesttodlamnie

background image

niepote,obajpanowiemogąsiebienawzajemtraktowaćjakrywale.

–Notakczyliuważateraz,żepopełniłwielkibłąd?
–Owszem.Źlesięczujeztym,żemnieoszukiwał,izadzwoniłzaproponowaćmi

wramachrekompensatymałąrolęwfilmikudointernetu.Dostałabymjąbezżad-
negoprzesłuchania,oileznajdęsiętamwciągudwóchdni.

–Jakcudowniesięskładadlawasobojga.–Podniósłsiępowolizłóżka.–Czy

mamcipomócsiępakować?

–Wcaleniechcęodciebiewyjeżdżać.
–Ależwłaśniechcesz!WrócićdoKalifornii,dorodziny,doznajomychiznajomo-

ści.Jasonumiera,bycięodzyskać,ba,nawetwytrzasnąłspodziemijakąśmałąról-
kę.Niepozostajecijużnicpozapocałowaniemmnienapożegnanie.

–Wcaleniechcęodciebieodchodzić,bo
–Bo?–podchwyciłcierpko.
–Bosięwtobiezakochałam,Edwardzie–dołożyłamstarań,bypowiedziećtoja-

snoiwyraźnie.Efektbyłnatychmiastowy.PanCyrpopatrzyłnamniedzikimwzro-
kiemizacząłsięnerwowoprzemieszczaćpociemnympomieszczeniu.

–Chcętuzostać–szeptałamniemalżebłagalnymtonem.–Proszę,dajmipowód,

powiedz,żemamuciebieszansę.

–DianoDianonie!
–Czyliniechceszmnie.
–Oczywiście,żecięchcę–przystanąłizaprotestowałżarliwie–alewiemdobrze,

jaksiętoskończy!–Zakląłszpetnieizdjąłkrawat.–Powinienembyłzakończyćtę
historięjeszczewKornwalii.Aleniepotrafiłem.Narezultatynietrzebabyłodługo
czekać.Proszębardzo:cierpieniedlanasobojga.

–Naprawdęzupełnienicdomnienieczujesz?
Cofnąłsię.Pewnieodruchowo.
–Zależyminatobie.NawetwięcejObawiamsię,żegdybymsobienatopozwo-

lił,zakochałbymsię,Diano.

–Edwardzie
–AlesobieNIEPOZWOLĘ.Niezakochamsię.Miłośćtogradobradlagłupców.

Powtarzałemcitęmyślwielokrotnie.Jedynysposób,żebywniejwygrać,tonieza-
czynać.Życienauczyłomnietegowbrutalnysposób.

Wjegotonie,pomimookrutnejtreścisłów,złatwościąmożnabyłousłyszećemo-

cjeiwrażliwość.

–Edwardzie,nieróbtegonieniszcznas–wyszeptałampłaczliwie.
–Dobrzewiesz,żeniebyłaśszczęśliwawLondynie–rzuciłsmętnie.–Tobyłatyl-

kokwestiaczasu,kiedy

Czułamniemalfizycznie,jakEdwardsięwycofuje,celowoodsuwasięodemnie.

Pochwilisięgnąłdoszafypomojąstarąwalizkęizacząłdoniejwrzucaćmojeubra-
nia.

–Jeślicokolwiekprzegapiłem,odeślęcijaknajszybciejdodomu.
–Wyrzucaszmnie.
–Żegnamsięztobą.
–Alezaczekajbomuszęcijeszczecośpowiedzieć
Dziecko!Naszedziecko!Urodzisięwewrześniu.

background image

–Jużrozmawialiśmy.Skończyliśmyjużrozmowę.
Podszedłdooknaisięgnąłpokomórkę.Jaksięokazało,zadzwoniłposwegoszo-

fera.

–Nathanpodjedziezapięćminutiodwieziecięnalotnisko.Mójsamolotjestdo

twojejdyspozycji.Zabierzeciętam,gdzieczekająkarieraimężczyznatwoichma-
rzeń.–Patrzyłnamnie,jakbymbyłazupełnieobcąkobietą.–Dziękujęcizanieby-
wałąpomocwmoimleczeniu.–Uścisnąłmidłoń.–Zradościązarekomendujęcię
każdemupotrzebucemugenialnejterapeutki.

Zrozpaczyniewypuściłamjegoręki.
–Edwardzie,polećzemnądoKalifornii!
–Conibymiałbymtamrobić?
–Cokolwiek
–GłównasiedzibamojejfirmyjestwLondynie.Urodziłemsięiwychowałem,wie-

dząc,żebędęniązarządzał.

–Iżebędziesztokażdegodniacorazbardziejnienawidził!
Popatrzyłnamniezesmutkiem.
–Diano,byłowspanialebyćrazem,dokibyliśmyAleterazniemajużpowodu,

żebyśmymielijeszczekiedykolwieksięspotkać.

–Niemajużpowodu?Czyśtyoszalał?Przecieżwłaśniecipowiedziałam,żecię

kocham.

– I naprawdę się spodziewasz, że zmienię całe swoje życie dla paru nędznych

słów?

– Nędznych? Kocham cię i chcę z tobą być. Moglibyśmy założyć rodzinę, mieć

wspólnąprzyszłośćDziecko

–Przykromi,alejedyneczegochcętorozstanie.
Zamknąłgłośnomojąwalizkę.
–Aletoniemożliwe.Bomusiszwiedzieć,żezawszebędziemiędzynami
–Namiłośćboską,przestań!
–Ale
–Anisłowawięcej.Jeślityniewychodzisz,jaznikam.
Takteżuczynił.Pochwiliusłyszałam,żezatrzasnąłfrontowedrzwi.Wyjrzałamza

oknoizobaczyłam,jakEdwardnazawszeodchodzizmojegożycia.

Stałosiętak,jakmusiałosięstać.Odpoczątkuznałamdalszy,jedynymożliwysce-

nariusztejhistorii.Chociażoczywiściedokońcagodosiebieniedopuszczałam.

ZaminutępoddomzajechałNatan.
–Gotowajużpani?–krzyknąłprzezdrzwi.–Mamznieśćwalizkę?
Odruchowozacisnęłampięści.
–Poradzęsobiesama.
–Doskonale.Czekamnadole.
A myślałam, że uda mi się nauczyć Edwarda podstaw miłości. Tymczasem to on

nauczyłmniezupełnieczegośinnego:miłośćtogradobradlagłupców.Jedynyspo-
sób,żebywniejwygrać,toniezaczynać.

Westchnęłamciężkoisięgnęłampowalizkę.Przysięgłamsobie,żenigdynieuro-

nięanijednejłzyzpowoduEdwarda.Terazbędziesiędlamnieliczyćtylkonasze
dziecko.Stop.Mojedziecko!

background image

ROZDZIAŁSZÓSTY

–Znowuwogrodzie?
Uśmiechłamsię,widzącmiędzygrządkamiojczyma.
–Miałamwolnyporanek.Jasonprzyjedziepomniedopierozagodzinę.
– Aleś ty robotna. Naprawdę powinienem był cię zatrudnić w roli zombie, póki

byłotomożliwe.

–Bardzoprzepraszam,aleotakierzeczymusiszobecniepytaćmojegoagenta.
Jak przewidywał Jason, rólka w filmiku pozwoliła mi błyskawicznie odnaleźć się

wświecielokalnegoshow-biznesu.OczywiściedalekomibyłodosytuacjiMadison
inawetniemyślałamokarierzenatakąskalę,aleszybkookazałosię,żemamzna-
jomych,którzyzaczęlimipomagać,zczystejsympatii.Itakprzezostatniecztery
i pół miesiąca grywałam w reklamach, telenowelach i uczestniczyłam w quizach.
Funkcjonowałam całkiem nieźle, mimo że prawdziwe marzenia porzuciłam w Lon-
dynie,aściślejmówiąc,tooneporzuciłymnie.

–Popularnośćtochybaciężkiorzechdozgryzienia–gderałpodnosemHoward,

ażnaglerozpromieniłsię,rozejrzawszysięwokółsiebie.–Orany!Przywróciłaśten
ogróddożycia.Wszystkowyglądadokładniejakumamy

–Dziękuję!–powiedziałamuradowana,ztrudempodnoszącsięzgrządki.Wsiód-

mymmiesiącuciążywyglądałamnaprawdęokazale.

OdpowrotuzEuropymieszkałamwBeverlyHills,wdomuHowarda,wpokoju,

który zajmowałam jako dziewczynka. Kiedy nie pracowałam, obrabiałam dawny
ogródmamy.Robiłamwszystko,żebynieopłakiwaćKornwaliianiLondynu.

–Dziękuję,żepozwoliłeśmitutakdługozostać.Kiedysię„wprosiłam”,niewy-

glądało,żewprowadzęsięnastałe.

–Posłuchaj,mojadroga.Każdykolejnydzień,gdytujesteś,zdzieckiemwdrodze,

tobłogosławieństwo.ZaczęłaśnoweżycieTwojamatkabyłabytakaszczęśliwa
idumnazciebie,Diano!

Niewyobrażałamsobieteraz,jakmogłamkiedyśnielubićHowarda.Napocząt-

kuniechciałam,żebyktokolwiekusiłowałzastąpićmizmarłegotatę.Pozatymobaj
panowiebylizupełnieróżni.Ojciec–cichy,troskliwy,systematyczny.Ojczym–gło-
śny,krzykliwy,porywczy.Jednakpodcałątąfanfaronadąkryłsięciepły,kochacy
człowiek, który wielbił moją mamę nad życie, a mnie spontanicznie zaakceptował,
odkiedytylkozjawiłamsięwjegodomujakoponurajedenastolatkasiedzącazno-
sem w książkach, całkowite przeciwieństwo biologicznej córki, owocu wczesnego,
krótkiegomałżeństwazszalonąaktorką.

Rozejrzałam się wokół z zadowoleniem. Różowe, herbaciane i purpurowe róże,

cyprysyipalmy.Przepięknie

–Jesteśdlamnietakimiły.Okropniesięczuję,bozpowodumojejobecności,Ma-

disonprzestałasiędociebieodzywać.

Howardmachnąłtylkoręką.

background image

– Być może po prostu zapomniała w Mongolii o bożym świecie. A jeśli ma jakiś

problemztym,żetumieszkasz,będziemusiałanadsobązapanować.Jesteśmyro-
dziną.

–Itaknigdyminiewybaczy,żezrujnowałamjejzwiązekzJasonem.
–Jeślitakłatwodałsięzrujnować,tocóżtobyłzazwiązek?Pozatymjestembar-

dzozadowolony,żemieszkamyrazem.Iniespieszsięzprzeprowadzką,zwłaszcza
do pana Blacka. Nie cenię mężczyzn niemocych się zdecydować, którą siostrę
ostatecznielepiejsięopłacawybraćnaślubnykobierzec.

–Howard,myzJasonempoprostusięprzyjaźnimy.
–Ależwiem,tylkoniemampewności,czyonwie.
Westchnęłamsmętnie.IstotnieJasonstarałsięspędzaćzemnąkażdąwolnąchwi-

lę,gdynieprzebywałnaplanie.Pozeszłorocznymskandaluuszczęśliwienipaparaz-
zinieodstępowalinasaninakrok.Jedyniemojenastawieniedotegocałkowiciesię
zmieniło.Cierpliwiepozowałamdozdjęćwkolejnychnudnychkawiarniachizesto-
ickimspokojemznosiłamswójwidoknaokładkachplotkarskichmagazynów.„Trój-
kątmiłosnyMadisonLowe”.„CiężarnasiostraMadisonznówspotykasięzJasonem
Blackiem, prawdopodobnie ojcem dziecka”. Tylko wzmianki o ojcostwie doprowa-
dzałymniedoszału.

–Powiedznareszciepublicznie,żedzieckojestmoje,ibędzieświętyspokój!Itak

dziemoje,kiedysiępobierzemy–marudziłJason.

–Ależ,Jason,obudźsię!–przewracałamoczami.–Ktomówioślubie?Jesteśmy

przyjaciółmi.

Popatrzyłam teraz ze smutkiem na Howarda i zacytowałam Edwarda. Miłość to

gradobradlagłupców.Niekochałamjużojcamojegodziecka,leczpowoliniestety
utożsamiałamsięzjegopoglądami.

–Dobrzejuż,dobrze,Diano–odrzekł.–Niewtrącamsiędoniczego,aleposłu-

chaj rady starego człowieka. Życie jest krótkie, przemija, nie wiadomo kiedy. Na-
wetjeślibiologicznyojciectwojegodzieckajestskończonymdraniem,najednoza-
służył:powinienwiedzieć,żenimjest.Pozatymludziepotrafiąsiębardzozmienić.
Twojamamapowiedziałabycitosamo.

–Howard,onmiałjużswojąszansę.Odrzuciłmnie.Niepozwolę,bypostąpiłtak

znaszącórką.

– Zgoda, zranił cię. Ale jeżeli jest chociaż cień nadziei na happy end, to trzeba

próbować.Zanimsięznimzadałaśizgorzkniałaś,doskonaleotymwiedziałaś.Kie-
dysobieprzypomnę,jakdługobyłaśidealistką,mamochotęporachowaćkościsza-
nownemupanuEdwardowi.Jeślitylkokiedykolwiekgospotkam!

Wtymmomencieusłyszeliśmyskrzypieniestarejogrodowejfurtki.
–Jason–westchnęłampodnosem.
Naglesercewskoczyłomidogardła,botowcaleniebyłJason.
Naśrodkutrawnika,pośródherbacianychróżstałwewłasnejosobieEdwardSa-

intCyr.

– A więc to prawda! Jesteś w ciąży! – wykrzyknął, wpatrując się we mnie jak

wobjawienie.–Czytomoje,czyBlacka?

Zaczęłamsięcałatrząść.
–Pańskie!–podpowiedziałusłużnieHoward.

background image

–Howard!–wydarłamsię.
– Chciałem ci tylko oszczędzić przydługich wstępów. Podziękujesz mi później. –

Mójojczymjakgdybynigdynicruszyłwstronęfurtki;podrodzeprzystanąłjednak
przedEdwardem.–Czasnajwyższy!Jużmiałempanuochotęprzestawićszczękę!

–Howard!–zawyłam.
–Dowidzenia.
Staliśmynatrawnikuibezradniewpatrywaliśmysięwsiebie.Edwardmiałparo-

dniowyzarosticieniepodoczami,jakbynieprzespałparunocy.Wyglądałcudow-
nie.Chociażprzecieżmnietojużwcalenieobchodziło.

–Coturobisz?–zapytałam.
–Przyjechałembo–samzdawałsięmiećpoważnewątpliwości–bozobaczy-

łemtwojezdjęciewinternecie,właściwiewasze

–Rodzęwewrześniu.
Liczyćpotrafiłszybko.
–Awięctojajestemojcem.
Spojrzałampodnogi.
–Przykromi,aletak.
–Jaktosięmogłostać?Przecieżuważaliśmy
–Najwidoczniejniewystarczaco.
–Wiedziałaś,żejesteśwciąży,wyjeżdżajączLondynu,inicniepowiedziałaś.
–Zrobiłamciprzysługę.
–Jakąprzysługę?
–Niechciałeśdziecka.Wyrażałeśsięjasno.Niechciałeśdziecka,niechciałeśna-

wetmnie.

–Izemściłaśsię?
Pokręciłamprzeczącogłową.
–Próbowałamcipowiedzieć.Zaczęłamodtego,żeciękocham.Towystarczyło,

żebyśewakuowałsięzdomu,adomniewezwałszofera.Powiedziałeś,żeinteresu-
jeciętylkoostatecznerozstanie.

–IdlategowróciłaśdoJasona?Bozemnąciniewyszło?Czydlatego,żetojego

chciałaśprzezcałyczas?

–Chciałamciebie.Kochałamcię
–„Kochałam”
–OwszemczasprzeszłyKochanieciebieprawiemniezabiło.Odrzuciłeśmnie,

wyrzuciłeśNiezniosłabymmyśli,żejąteżmógłbyśodtrącić.

–Ją?!
–Będęmiałacórkę.
–MYbędziemymielicórkę!
Przysunąłsiędomnie.Odskoczyłam,zanimzdążyłmniedotknąć.
–MYnie.JA!Utrzymamnasobie.Niepotrzebujemycię.
–Niedajeszminawetszansy.
–Jużpróbowałam.
Zacisnąłzęby.
–Niewiedziałem,żejesteśwciąży.
–Powtarzałeś,żedzieckoniewchodziwgrę.

background image

–Ludziesięzmieniają.
–Posłuchaj!Costaraszsięmiwmówić,kiedyjużsięzciebieztrudemwyleczy-

łam?Żenaglezamierzaszstaćsięczęściąnaszegożycia?Dziękujęcibardzo!

–BomaszswojąkarieręipanaBlacka?
–Odczepsięodniego!
–Oświadczyłcisię?
Odruchowospojrzałamwbok.
–Czylitak.Czylijemuwybaczyłaśnumerzsiostrą,amnieniemożeszwybaczyć,

żepozwoliłemciodejść?

– Posłuchaj raz jeszcze! Nie wiem, przez jakiego rodzaju załamanie nerwowe

przechodzisz,bonakryzyswiekuśredniegotochybadużozawcześnie,alezostaw
naswspokoju!

–Onajestmojącórką.
–Biologiczną!
–Cotakiego?!
– Podobno nie mógłbyś ponieść odpowiedzialności nawet za roślinę doniczkową.

Twojesłowa!

–Alemógłbymsięzmienić!
–Przestań
Zauważyłam,żepatrzynamniezdumiony.
–Cosięztobąstało,Diano?–zapytałcicho.
– Nie wiesz? Nie widzisz? Ta naiwniaczka, z którą mieszkałeś, umarła. Jeszcze

wLondynie.

–O,Boże–Gdypróbowałwyciągnąćdomnieręce,odskoczyłamzdzikimwzro-

kiem.–Wporządkujużnicniechcęspokojnie

Robiłamwszystko,żebysię nierozpłakać.Usiadłamw cieniunapobliskiejmar-

murowejławeczce.

–Miałeśracjęodsamegopoczątku.Miłośćjestdlagłupców.Najlepiejjejpopro-

stuunikać.

Podszedł i ostrożnie przysiadł na drugim końcu ławki. Tym razem uważał, żeby

mnieniedotknąć.

–PrzepraszamTobyłaostatniarzecz,którejchciałemcięnauczyć.
–Dziękitobiewydoroślałam.
–Apozwolisz,żepowiemcicośzupełnieinnego?Nigdyprzenigdyniepowinienem

byłpozwolićciodejść.Godzinępotwoimwyjeździeuświadomiłemsobie,żewłaśnie
popełniłem największy błąd w całym swoim dorosłym życiu. Przyjechałem do Kali-
fornii,żebyspróbowaćcięodzyskać.

Patrzyłam na niego osłupiała. Z trudem potrafiłam uwierzyć, że widzę go w ro-

dzinnymogrodziewBeverlyHills,namarmurowejławce,którąHowardsprezento-
wałmojejmamiewielelattemuzokazjiDniaMatki.

–Chcesz,żebymdociebiewróciła?–zapytałamzniedowierzaniem.
–Nawetniewieszjakbardzo.
Mama zwykła powtarzać, że uprawianie ogródka przypomina trochę układanie

sobieżycia.Oczywiście,żerozwójroślinzależyodsłońcaigleby,alerękaogrodni-
ka jest najważniejsza. Ostatecznie, kiedy ogląda się czyjś ogródek, widać, jaki

background image

ogrodniksięnimzajmował.

Edward przyjechał z Londynu zaproponować mi coś dotychczas dla mnie niewy-

obrażalnego.Czyzdawałsobiesprawęzmojegowielomiesięcznegocierpienia,któ-
reprawiemniezabiło?NienieWyleczyłamsięzniegoitakmapozostać.

–Wszyscydokonujemyjakichśwyborówimusimypotemjakośznimiżyć.Jajuż

jesteminnymczłowiekiem.

–Tak?Wydajemisięjednak,żemimowszystkooczymśzapominasz.Jestemoj-

cemdzieckaimamswojeprawa.

–Będzieszmnieterazstraszył?
– Diano nie przyjechałem z tobą walczyć. Wprost przeciwnie: przyjechałem

przyznaćsiędobłędów.

–Śmieszne.Wmomencie,kiedyjaprzyznałamciwmyślachracjęKiedyuzna-

łam, że każdy dłuższy związek skazany jest na niepowodzenie i na dłuższą metę
możeprzynieśćjedynieból.Pozostajejedyniemiećukładwstylu„FriendswithBe-
nefits”.

–IwłaśniecośtakiegołączycięzJasonemjesteście„przyjaciółmizkorzyścia-

mi”

–Mniejwięcej.
–Aczegotamjestwięcej,aczegomniej?
–Więcejprzyjaźni,mniejkorzyści.
–Oilemniej?
–Wcale!
Edwardnatychmiastsięzrelaksował.
–Diano,aniechciałabyś,żebynaszedzieckomiałotocoty?Dwojerodziców,nor-

malnydom?

–JasneZupełniejakwbajce
–Przecieżwystarczy,żepowiesz„tak”.
–Ocotywłaściwiemniepytasz?
–Taktrudnosiędomyśleć?Pytam,czyzamniewyjdziesz.
Zamarłam.Niebobyłobłękitne,napalmachśpiewałyptaki,ogródpachniałobłęd-

nieróżami.Wydawałomisię,żeśnię.

–Copowiedziałeś?
–Oświadczyłemcisię.
–Nicnierozumiem.–Naprawdęzaczęłomisięniebezpieczniekręcićwgłowie.–

WLondynieprzysięgałeś,żenigdyniezechceszzałożyćrodziny.

–Towszystkosięzmieniło.
–Aledlaczego?
–Urodziszmojedziecko.Apozatym,jaciępoprostunadalpragnę,Diano.Nigdy

nieprzestałem.Odkiedywyjechałaś,marzętylkootobie.

Zaśmiałamsię.
–Niemówmi,żeznikimniebyłeśodmarca.
–Niebyłem.
Dosłownieopadłamiszczęka.
–Przezcałeczterymiesiące?!
–Bochcętylkociebie.

background image

–Nieprzyjechałeśtuwcaleztegopowodu!Zjawiłeśsię,kiedyusłyszałeś,żeje-

stemwciąży!

–Najpierwdługoczekałem,ażzadzwonisz.Myślałem,żetakbędzie.
–Potymcomipowiedziałeś?
–Dotychczaswszystkiekobietystarałysięmnieodzyskać.Aleniety
Ze złością przypomniałam sobie nieprzespane, samotne, przepłakane noce po

przyjeździe,gocesnyzEdwardemwroligłównej.Byłatojużjednakprzeszłość.

–Diano,informacjaociążydodałamijedynieodwagi,bytuprzyjechaćistaraćsię

ciebieodzyskać.Potrzebujęcię.

Byłamnieugięta.
–Najzwyczajniejwświeciebrakciseksu.Niejesttochybapowód,żebypropono-

waćkomuśmałżeństwo.

–Oczywiście,żenie.Chcę,żebyśmystworzylinormalnąrodzinę.Żebynaszacór-

kamiałanormalnedzieciństwo,jakty,niejakja.

Przygnębiło mnie wspomnienie o jego dzieciństwie, bez matki, z nieobecnym oj-

cem, w internacie od dwunastego roku życia, z obcymi ludźmi, potem w pustym
zamku,późniejwpracyznienawistnymkuzynem.

–Otomożeszsięniemartwić.Dzieckobędziemiałowszystko,czegopotrzeba.

Obiecuję.

–Wiem.Bojateżprzyniejbędę.
–Edward!–warkłamostrzegawczo.
Położyłrękęnamoimbrzuchu.Zadrżałam.
–Niezrezygnujęanizniej,anizciebie.
–Alejacięjużniekocham.Iniepokocham–wymamrotałam,jakbytobyłoma-

gicznezaklęcie,powypowiedzeniuktóregoadresatnatychmiastrozpływasięwpo-
wietrzu.

Niespodziewaniewybuchnąłśmiechem.
–Notomodel„FriendswithBenefis”.Trochęprzyjaźni,trochękorzyści
–Imałżeństwoztegopowodu?
–Zdecydowanietak.
–Niepozwolęcinato!–wyszeptałam.–Potym,comizrobiłeś,niepozwolęcitak

poprostuwejśćwmojeżyciezbutamijakbynigdynic

–Czylimuszęsobienaciebiezasłużyć?
–Powiedzmy.Izczegosiętakśmiejesz?
–Uśmiechamsiębomyślę,żewiem,comamrobić.
Przysunąłsiędomnieniebezpiecznie.
–NieudacisięWiem,żejesteśjejojcem,alenicwięcej.Drugirazcinieza-

ufam. Nie zostanę nagle ani twoją przyjaciółką, ani kochanką. A na pewno już za
żadneskarbyniewyjdęzaciebie!

Wziąłmniewramiona.
–Zobaczymy
Gdyzacząłmniecałować,pomimocałejswejwściekłości,oczywiścienatychmiast

mu uległam. Wokół zawirowały wszystkie kolory tęczy, być może to różne barwy
różzlałymisięznerwówprzedoczami.Niechjużbędzie,pomyślałampoirytowana.
Mówisiętrudno,ostatnipożegnalnypocałunek,zanimwyślęgoostateczniedodia-

background image

bła.

background image

ROZDZIAŁSIÓDMY

–Edward?Jesteśtu?–zawołałamniepewnie,kiedyznalazłamsięwmałymdomku

naMalibuBeach,którywynająłponaszejrozmowie.Przyjechałamtuporazpierw-
szyizezdziwieniemzastałamotwartedrzwi.

Weszłam i ciekawie rozejrzałam się wokół. Maleńka kuchnia, przypominaca

bardziejanekskuchennynajachcie,starakwiecistakanapa,zegarzkukułką.Nie
wierzyłam, że mógł zapomnieć, bo specjalnie prosił mnie, żebym dotarła po zdję-
ciachdoreklamówki,nieważneoktórejgodzinie.Gdziewięcmógłbyć?

OdjegoprzyjazdudoKaliforniiminąłjużmiesiąc.Przezcałytenczasnieodstępo-

wał mnie na krok, nadskakiwał mi i robił wszystko, żebym zmieniła zdanie. Wma-
wiałamsobiejednak,żeniematonajmniejszegoznaczenia,boitaknigdyniezgo-
dzę się na ślub. Nie poszliśmy zresztą do łóżka – po nieszczęsnym pocałunku
wogrodziedoniczegopodobnegowięcejjużniedoszło.Chodziliśmydorestauracji,
nalodyipozakupy.Kupowaliśmyubrankaiinnerzeczydladziecka.Rozkoszowali-
śmysiębłękitemPacyfikuiurokamikalifornijskiegolata.

Nie zamierzałam jednak uwierzyć w cudowną przemianę. Czekałam cierpliwie,

któregodniaEdwardniewytrzymaiuciekniedodawnegożyciaplayboyaipracoho-
lika.Wczorajnawetzadałammukonkretnepytanie.

–Niemówiłeś,kiedywracaszdoLondynu.JakStCyrGlobalmożetakdługofunk-

cjonowaćbezdyrektorageneralnego?

–Jakośsobieradzą–odparłwymijaco.
Przezcałymiesiącnieodpuszczałminawet,kiedyszłamnakontrolędomojego

ginekologa. Gdy po raz pierwszy zobaczył na ekranie ultrasonografu zarys naszej
reczkiiusłyszałnaKTGbiciejejserca,jegooczyzaszkliłysiępodejrzanie.

–Coty?Płaczesz?–zapytałamzdumiona.
–Niebądźśmieszna–odburknął,ocierającukradkiemoczyinatychmiastpropo-

nujączmianęnastrojuwpostacikolacjiwsłynnejhollywoodzkiejrestauracji,gdzie
cenyzaczynałysięodczterystudolarówzapojedynczedanie.

Podziękowałammuwylewnieizasugerowałamwzamianbarprzyplażyzburge-

rami,frytkamiidoskonałymmrożonymjogurtem.Odziwo,zgodziłsięinato!

Kiedy siedzieliśmy na małym, niezbyt ekskluzywnym drewnianym patiu z wido-

kiemnaocean,nadbrzeżnąautostradęiwielkikomissprzedacystylowemotocy-
kle,zapytałamgonieśmiało:

–Nawettakiemiejscecięniedrażni?
–Ależskąd.Jeślityjesteśtuszczęśliwa,tojateż–oznajmił.
Muszęprzyznać,żezkażdymdniemcoraztrudniejmibyłosięmuoprzećicoraz

częściejpoświęcałamnaszymspotkaniomdosłowniekażdąwolnąodpracychwilę.
OczywiścienowasytuacjaszybkozaczęłairytowaćJasona.

–Uważaj,boznówsięwnimzakochasz!–grymasił.
–Ależskąd!–protestowałambezwiększegoprzekonania.

background image

KiedyprzechadzałamsięterazpopustymdomkunaMalibuBeachizastanawia-

łamsię,czyprzypadkiempanEdwardnieznudziłsięnadskakiwaniemciężarnejko-
biecieinieuciekłjednakdoLondynu,zrobiłomisięodrobinęsmętnie.Przeklęłam
szpetnie.CzyżbyJasonnaswójsposóbmiałtrochęracji?

–Edward?Edward?–wołałamnerwowo.
Odpowiedziała mi jedynie lekka bryza morska wieca przez otwarte okna od

strony oceanu. Zamknęłam oczy i napawałam się nią przez chwilę. Czegóż więcej
mogłamchciećwupalnąsierpniowąnocwósmymmiesiącuciąży?Miałamdotrzeć
naMalibuparęgodzinwcześniej,leczzdjęciategodniaprzedłużałysięwnieskoń-
czoność,apotemzadzwoniłjeszczemójagent,twierdząc,żemasprawęabsolutnie
niecierpiącązwłoki.

–Diano,totwojawielkaszansa!–ekscytowałsię.–Zaoferowanociwłaśnietytu-

łowąrolęnarzeczonejwtelenoweliowysokiejoglądalności!Tobędzieprawdziwy
zwrot w twej karierze! W ostatniej chwili wycofała się aktorka, która zapropono-
wałanaswojemiejsceciebie!

–Ktototaki?–dopytywałamsięzdezorientowana.
–Mniejszaotokto.Ważne,żemadobrygust.Ijakidoskonałytermin!Początek

zdjęćmniejwięcejtrzytygodniepotwoimporodzie!Akuratzdążyszschudnąćista-
wićsięnaczaswRumunii!

– Piętnaście kilo w trzy tygodnie? I w Rumunii? – powtarzałam jak echo. – Ale

przecieżbędęmiaławdomunoworodka

–Totylkotrzymiesiącezdjęć.Rumuniajestprzepięknajesienią.Anoworodkaza-

bierzesz ze sobą. Dostaniesz najnowocześniejszą przyczepę i niańkę. Możesz też
zostawićdzieckoztatusiem.Jakwolisz,mojadroga.Niemożesztylkoodrzucićta-
kiejpropozycji!Nalitośćboską,Diano!

–Notak–wyszeptałambezżadnegoentuzjazmu,choćbyłatosytuacja,októrej

marzyłam niemalże od dzieciństwa. Wiedziałam dobrze, że w naszej branży takie
okazjeniezdarzająsiędwarazy.Cóżztego,gdynamyślotrzytygodniowymodchu-
dzaniu i mieszkaniu z noworodkiem w przyczepie odechciewało mi się kompletnie
wszystkiego.–Będęmusiałatoprzemyśleć.

Mójagentbyłnajwyraźniejzbulwersowanymojąreakcją.
–Mamnadzieję,żewiesz,corobisz.Zadzwoniędociebiejutrozsamegorana.
Byłam w kropce. Kusiło mnie, żeby poradzić się Edwarda, lecz on był na takim

etapie,żenapewnozaakceptowałbykażdąmojądecyzję.Małotego!Zpewnością
zadeklarowałbygotowośćdowyjazdudoRumuniizemnąinoworodkiem.

NowłaśnieAlegdziejestEdward?Spóźniłamsięponaddwiegodziny.Możepo-

irytowanychodzipoplaży?Samaprzecieżnawiłamgonawynajemwtejpięknej
okolicy. Początkowo, gdy przyjechał do Beverly Hills, upierał się, że kupi od razu
domwsąsiedztwiewystawionynasprzedażzadwadzieściamilionówdolarów.Po
cichupodejrzewałam,żepostradałzmysły.Iwtedydelikatniezachęciłamgodowy-
naciajakiejśnieruchomości.Zgodziłsiępodwarunkiem,żemupomogę.Powielu
bezowocnych wyprawach do kolejnych oferowanych przez agencje apartamentów
zsiedmiomasypialniami,dziesięciomałazienkami,wewnętrznymkortemtenisowym
iwłasnąsaląkinową,naktórepoprostuniemogłamjużpatrzeć,jedenzagentów
wakcierozpaczyprzywiózłnastu,naMalibuBeach.Wśródprzeszklonychtrzypię-

background image

trowych rezydencji zobaczyliśmy mały biały domek, zbudowany jeszcze w czasie
drugiejwojnyświatowej.Edwardpoczątkowoprzeraziłsięjegowystrojem,leczwi-
dzącniemyzachwytnamejtwarzy,wziąłgoodrazubezwahania.Miejscetoprzy-
pominało mi nasz rodzinny dom w Pasadenie, w którym mieszkaliśmy jeszcze
zmoimtatą.Kuchniapamiętałalatasiedemdziesiąte,niebyłoklimatyzacji,środek
salonu zajmował olbrzymi stary fortepian, a pozostałe przy życiu meble i podłoga
skrzypiałyprzyniemalżekażdymruchu.Napoddaszuznajdowałasięmałasypialnia
zbalkonikiemwychodzącymnaocean.

Teraz właśnie postanowiłam wspiąć się na poddasze, oświetlone niesamowitym

wieczornymświatłem.IwtedynareszciezobaczyłamEdwarda.Zwrażeniawstrzy-
małamnasekundęoddech.

Ojciecmojegodzieckasiedziałnałóżkuwsamychdżinsach,nieszczędzącwidoku

swej wspaniałej opalenizny i muskularnej figury. Wokół niego w całym niewielkim
pomieszczeniuznajdowałysiętysiąceróżnokolorowychpłatkówróż,któremigotały
wpłomieniachrozstawionychwszędziemałychbiałychświec.Namójwidokwstał
ioznajmiłradośnie:

–Czekałemnaciebiecierpliwie!
–Widzę–wymamrotałam,czując,żewłączamisięmójwewnętrznyalarm.
–Rozgryzłemtwójsekret!
–Mójsekret?
–Staraszsięminieulec,leczniewielejużpotrzeba!
–Przecieżnaraziejeszczenieposzłamztobądołóżkaaninieprzyłamoświad-

czyn – zaprotestowałam, dopiero po chwili słysząc własne słowa i zawartą w nich
sugestię.„Naraziejeszczenie”!

Ruchemgłowywskazałstocewrogupudełko.
– Dziś po południu dostałem paczkę od pani MacWhirter. Znalazła to robiąc po-

rządkiwsypialniwPenrythHall.

Gdyzajrzałamdopudełka,nawierzchuzobaczyłamsfatygowanąksiążkęniewąt-

pliwie z ubiegłego wieku „Piegniarka na stałe: jak opiekować się pacjentem,
mieszkającwjegodomu,żebyzachowaćprofesjonalnydystansiuniknąćniemoral-
nychpropozycjizestronyklienta”.

Edwardroześmiałsięserdecznie.
–Nienawielecisięzdało,nonie?–skomentował.–Cobypowiedziałaszacowna

autorka,gdybycięterazzobaczyła?

Odruchowospojrzałamnaswójwielkibrzuch.
–Obawiamsię,żenieznalazłabywłaściwychsłów–przyznałam.
–Ajasądzę,żedoradziłabyciwyjśćzamnie.
–Botyzawszemusiszdopiąćswego,czytak?–żachłamsię.
–Zapytajmnieotojutro–wyszeptałiukląkłprzedemną.
–Edward,cotyrobisz?–żachłamsięponownie.
–To,copowinienembyłzrobićjużdawnotemu.Diano,czyzechceszzostaćmoją

żoną?–zapytałcicho,wyciągajączkieszenidżinsówmałe,czarneaksamitnepude-
łeczko.–Czydaszmidrugąszansę?

Stałamjaksparaliżowana.Wiedziałamdoskonale,żeodmojejdecyzjibędziezale-

żałocałedalszeżycieipowodzenie,mojeinaszejcórki.

background image

–Diano,czywyjdzieszzamnie?–powtórzył,otwierającpudełeczko.
Wtedy moim oczom ukazał się niezwykły widok: pierścionek z diamentem takiej

wielkości,żeswobodniemógłbyposłużyćjakokrążekdogrywhokeja.

– Czy to może być prawdziwe? Przecież to przypomina czubek góry lodowej! –

wykrzykłambezmyślnie.

–Zasługujesznanajlepsze
DorastałamwHollywood.Widziałamjużniejedenolbrzymidiament.Madisonza-

wszezakładaławielkiediamentowepierścienienawszystkiegale:cudowne,wypo-
życzonekamienie,którepasowałyidealniedojejwspaniałychwypożyczonychkre-
acji.Alenawettu,wHollywood,prawdziwydiament,wartconajmniejmiliondola-
rów,robiłwrażenie.Bowypożyczonąbiżuterięnależałonatychmiastpogalioddać,
nawetszybciejniżprzysłowiowykostiumKopciuszkanabal,którypopółnocymiał
zniknąć.

DiamentodEdwardaniezamierzałwcaleznikać.Najwyraźniejmiałpozostaćna

zawsze.

–Czemumitorobisz?–szeptałamzdruzgotana.–Przecieżniemusimysięwcale

pobierać.Możemymieszkaćosobnoiwychowywaćwspólniedziecko.

–Alejategoniechcę!Jakbrzmitwojaodpowiedź?
Spojrzałamnarozrzuconewszędziepłatkiróż.Wpatrzyłamsięwmigotliweświa-

tłoświec.Westchnęłamgłęboko.

–Wkrótcezmieniszzdaniei
–Niezmienięzdania.Chybażety,Diano,kochaszkogośinnego
–Nie
–Toocochodzi?
–Bojęsię.Jużrazciękochałamiprawieumarłam
–Wcaleniemusiszmniekochać.
Małżeństwobezmiłości?Cozapomysł?
–Bojęsię,żewkrótcepożałujesziznówzapragnieszbyćsinglem.
–Będężałowaćtylkowtedy,jeślisięztobąniezwiążę.
Zaśmiałamsięhisterycznie.
–Igdziemielibyśmynibyzamieszkać?Naplaniefilmowym?Prędzejczypóźniej

zechceszchybawrócićdojakiejśpracy?

–Nadtymwszystkimtrzebabysiębyłozastanowić.
–NiewrócędoLondynu.Byliśmytamobojebardzonieszczęśliwi.
–Sąinnemiejscanaświecie.
–Niepozwolę,żebyśznówzłamałmiserce.
–Obiecuję,żenigdywięcejcięnieskrzywdzę,Diano.
Wstał,przytuliłmnieizacząłcałować.Niepotrafiłamgoodepchnąć.
–DianoDianowyjdźzamnie,proszę
Kiedy mnie całował, pamiętałam zdecydowanie mniej powodów, dla których nie

mielibyśmyzostaćmałżeństwem.Czymbyłmójstrachwporównaniuzogniemna-
szychsplecionychciał?Mójprawdziwysekretsprowadzałsiędotego,żenigdy,ani
na krótką chwilę, nie przestałam kochać Edwarda. Należało się jedynie do tego
przyznać.

–Dianoproszę,powiedz,żetakNopowiedz

background image

–Tak.
Znieruchomiał. Po chwili odsunął się i przyjrzał mi się uważnie. Na jego twarzy

nadziejamieszałasięzniedowierzaniem.

–Czynaprawdęmówisz,żetak?
Niemogącwydusićzsiebieanisłowa,pokiwałamtylkogłową.
Zanimsięobejrzałam,znalazłamsięnałóżkupośródpłatkówróżwsamejtylko

bieliźnieizolbrzymim,wystacymdiamentemnapalcu.Wkrótceniemiałamnaso-
bienawettego.Mojeciałowtrakcieciążynabrałonieprawdopodobnychkształtów
irozmiarów,cojednaknajwyraźniejwogóleniezniechęcałoEdwarda.Dzielniera-
dziłsobiezmoiminieforemnymi,rozrośniętymipiersiamiibrzuchem.

– Lekarz mówił, że w trzecim trymestrze nie powinnaś zbyt długo leżeć na ple-

cach–wyszeptałwpewnymmomencie.

Najpierwniezorientowałamsięzupełnie,ocomuchodzi.Wkrótcejednakjednym

wprawnymruchemposadziłmnienasobie.Okazałosię,żebyłtostrzałwdziesiąt-
kę.Paromiesięcznycelibatihormonyciążoweniezawiodły.Obojezradościąodda-
liśmysięgocejnamiętności

–Niepozwolęcijużwięcejodejść–wysapał,kiedyskończyliśmy.
–Notominiepozwól–zamruczałam.Mojebrzemienneciałocałepromieniało.
–PojedźmydoLasVegas!–wykrzyknąłnagle.
–Chceszwziąćpotajemnyślub?
–Bojęsię,żezmieniszzdanie.
–NiezmienięChociażtenpierścionekjesttakiciężki,żemamzachwianepro-

porcjeIleto?Dziesięćkaratów?

– Dwadzieścia! Najwyżej kupię ci podobny pierścionek na drugą rękę i problem

zniknie.Aleobiecaj,żejutrozemnąuciekniesz!

–Bezrodziny?
– Wiedziałem, że wcale ci się to nie spodoba. Zabierzmy Howarda i kogo tylko

chcesz.Mamdużomiejscawsamolocie.

–JeszczedziśwnocypowinnawrócićMadison.
–ZMongolii?CzylizobaczyciesiępierwszyrazodczasukolacjiwPenrythHall?
–Tak,musimysięjakośdogadać.
Podniosłamsięztrudemizaczęłamszukaćubrań.
–Nieidźzostańdziśzemną.
Pokręciłamgłową.
– Muszę się dziś dogadać z rodziną. Ale za to, jeśli wszystko pójdzie dobrze,

ucieknęztobązsamegoranka.

Przytuliłmnie.Naglenabrałamwątpliwości,czymamochotęnanocnerozmowy

wdomu.Przekonałmniejednak,żetakbędzielepiej.

–Itakmuszęjeszczedziśwnocycośzałatwić.
–Cotakiego?
–Pewnesprawy.
–Wieczórkawalerski?–zażartowałam,leczniepodchwyciłtematu.
–Nicwielkiego.Chcęcośzakończyć,zanimpowiemsakramentalne„tak”.Odpro-

wadzęcię.

Chwilę później wyjechałam powoli z Malibu Beach i szybko wjechałam na auto-

background image

stradę.Starałamsięprowadzićostrożnie,aleprzepełniałymnietaksprzeczneemo-
cje,żetrudnomibyłonadsobązapanować.Mówiącnajprościej,nigdywżyciunie
byłambardziejszczęśliwaanibardziejprzerażonaniżwtamtymmomencie.Bona-
reszcieprzyznałamsamaprzedsobą,żegokocham.Zkoleionnigdyniczegotakie-
gominiepowiedział.

dziedobrze,będziesuper,powtarzałamsobienerwowowmyślach.Najwyżej

zostaniemyprzyjaciółmi,kochankami,rodzicami,partnerami

Tylko co właściwie miał jeszcze do załatwienia tej nocy? Mam się obawiać?

Przecieżtochybaniedotyczyżadnejinnejkobiety?Przecieżobiecałjużnigdymnie
niezranićPewniejutrobędęsięztegośmiała.Amożepoprostuzaplanowałja-
kąśniespodziankęwcharakterzeprezentuślubnego?

PrawiedojeżdżałamjużdodomuojczymawBeverlyHills,gdynagleuświadomi-

łamsobie,żezupełnieniemogęsięuspokoić.Postanowiłamzawrócićisprawdzić,
czyEdwardniczegoprzedemnąnieukrywa.Itakotowyruszyłamzpowrotemna
MalibuBeach.

Pół godziny później znalazłam się znów na uliczce wiocej do domku na plaży.

Naglewyprzedziłmniemasywny,wartfortunęSUV,którypochwilizaparkowałzpi-
skiemopontam,dokądjechałam.ZautawyskoczyłakobietaNiebylejaka.Była
to Wiktoria, żona Ruperta. Miała na sobie obcisłą, wydekoltowaną, czerwoną su-
kienkęminiidwudziestocentymetroweczerwoneobcasy.Skierowałasięprostodo
drzwipanaSaintCyra.

Z wrażenia prawie rozbiłam samochód o latarnię. Jechałam jak pijana, wokół

wszyscy na mnie trąbili. Nie zwracałam na nich uwagi, kompletnie sfrustrowana
swoimodkryciem.Awięctotakąsprawęmiałdozałatwieniamójnarzeczony,zanim
wypowiesakramentalne„tak”?Pożegnalnąimprezędladwojga?

NaautomatycznympilociezawróciłamwstronęLosAngeles.
Podświadomieczułam,żemusiistniećjakieśprostewytłumaczeniedlanocnejwi-

zytyWiktoriiuEdwarda.Wiktorii,któranawetniepowinnabyćobecniewKalifor-
nii! Niestety w tym stanie nerwów nie umiałam posługiwać się logiką. Górę brały
zgubneemocje.

PrzeddomemHowardazobaczyłamczerwony,lśniącysportowysamochódMadi-

son.Doeleganckiegoholuweszłamnanogachjakzwaty.Kątemokawidziałamoj-
czyma rozmawiacego wesoło z córką przy stole kuchennym. Nie byłam jednak
zdolna, by normalnie się do nich przyłączyć. Miałam nadzieję, że przemknę przez
nikogoniezauważona.

–Diano,miłocięznówwidzieć.
Zatrzymałam się z niechęcią i popatrzyłam na siostrę. Była odrobinę grubsza,

mocnoopalona,zupełnienieumalowana.Jejwłosymiałynaturalny,nijakikolor.No-
siłabiałyT-shirt,wyblakłedżinsyiplażoweklapki.

–Wyglądaszzupełnieinaczej–powiedziałamodruchowo.
– A ty wyglądasz na ciężar Tata powiedział mi właśnie, że znów jesteś

zEdwardem–roześmiałasiępogodnie.

–Tak–bąkłam.–Aleterazidęprostodołóżka.
Sypialniawydałamisięgocajakpiekło,pomimowłączonejklimatyzacji.Kiedy

padłamnałóżkowbieliźnie,zaczęłamidiotycznieszlochać.Płakałam,ażzabrakło

background image

miłez.Ludziezplakatów,którepowiesiłamtujakonastolatka,przypatrywalimisię
ciekawie.Amożezewspółczuciem?Przezjakiśczaspłakałamjeszczebezłez.Po-
temmusiałamusnąć.

Następnego ranka zbudził mnie telefon. Dzwonił mój agent. Żądał definitywnej

odpowiedzinatematfilmuwRumunii.Ztrudemprzypominałamsobiewydarzenia
minionegowieczoru:propozycjęrolitytułowej,oświadczyny,szalonyseks,wkońcu
WiktorięudacąsięnaostatniąschadzkęzEdwardem.

–Noijak,Diano?Zechceszzostaćprawdziwągwiazdąfilmową?–dopytywałsię

agent.

Drażniłomniesłońce.Niemogłamzrozumieć,dlaczegowKaliforniiprawienigdy

niepada.TęskniłamnaglezaKornwalią,jejchłodem,mgłąideszczem,porywistymi
burzami.Bardziejpasowałybydomojegonastroju.

–Nojasneczemubynie–wymamrotałam.
Zacząłgratulowaćmitakhałaśliwie,żemusiałamczymprędzejodsunąćkomór

oducha.Potemopowiadałcośowysokimhonorarium.Kiedynareszcieudałomisię
gopozbyć,założyłamszlafrokizeszłamnadół.

Madison jadła w kuchni płatki kukurydziane. Poczułam się jak w czasach szkol-

nych.

–Wow,Diano,alepierścionek!–wykrzykłanapowitanie.–Gratuluję,zaczy-

liściesię

–Amniesięwydaje,żeonmnieoszukuje.
Mojasiostrabyłanajwyraźniejcałkowiciezaskoczonatakimwyznaniem.
–Jesteśpewna?Jużwgrudniuwyglądaliścienakompletniezakochanych–Za-

czerwieniłasię.–Przecieżnawetniechciałzemnąpoflirtować.

–Widziałam,jakwczorajwieczorem,pomoimwyjściu,wchodziładoniegokobie-

ta.Ubranajaknabal.Żonajegokuzyna.

–Aleprzecieżmogłamiećmilioninnychpowodów.
–Niechcemisięotymgadać.
–Nieważne.Gdybyśchciałajednakpogadać,zamieniamsięwsłuch.
–CosięztobąstałowtejMongolii?Jesteśjakaśinna.
–DorosłamPostanowiłamnikomujużnigdyniczegoniezabierać.Ról,pomysłów

nażycie,kochanków.Iprzepraszamzawszystko,cocizrobiłam.

Zanim zdążyłyśmy sobie paść w ramiona, mina Madison siedzącej na wprost

drzwi nagle zupełnie się zmieniła Powoli odwróciłam się, żeby ustalić źródło
zmian.

WdrzwiachkuchennychstałEdwardubranywefrak.
– Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Kiedy będziesz gotowa, moja droga? –

zapytał,jakbynigdynic.

Ten człowiek nie ma serca, pomyślałam. Nie potrafiłam w ogóle spojrzeć mu

woczy.Ztrudemściągnęłamzpalcapierścionek.

–Zmieniłamzdanie.Niemogęciępoślubić.
Zamarł.Przygasł.
–Dlaczego?
Patrzyłnamnie,jakbymtojagozdradziła.Zacisnęłambezsilniepięści.
–Myślałam,żepotrafięciępoślubićbezmiłości.AlenieChcęczegośprawdzi-

background image

wego.

Podałammudwudziestokaratowypierścionekwdwóchpalcach,jakbybyłzatruty.
–Zachowajgo.
–Nie.Takbędzielepiej.WróciszdoLondynu,japojadędoRumuniikręcićfilm.–

Samazezgroząsłuchałamswoichsłów.–Ustalimywsądzieopiekęnaprzemienną.
Pozatymbędzieszmógłregularnieodwiedzaćcórkę.

Edwardpatrzyłnieprzytomnymwzrokiemraznamnie,raznapierścionek.
–Odwiedzać?–powtórzyłjakecho.
–Tak,oczywiście–Głosmisięzałamał.–Chcępoprostu,żebyśbyłwolny.
–Wolny?–powtórzyłbeznamiętnie.
Skiłamtylkogłową.
– A ja myślałem, że będziemy razem szczęśliwi. – Jego głos zabrzmiał jak głos

umieracego,choćpróbowałsiędomnieuśmiechnąć.–Niemogęcięjednakprze-
cieżzmusić,żebyśzamniewyszła.Zasługujesznaprawdziwąmiłość.

Czymogłamsięmylićcodoubiegłejnocy?!
–Corobiłeśwczorajwnocypomoimwyjściu?–krzykłam.
Pokręciłlekkogłową.
–Nieważne.
–Błagam,powiedz–Wiedziałam,żerobięzsiebieabsolutnąidiotkę,alepróbo-

wałamsięchwytaćjaktocybrzytwy.

– Nieważne – powtórzył cicho. – Nie obawiaj się Będę zawsze łożył na ciebie

i na dziecko, Diano. – Pocałował mnie w policzek. – Uważaj na siebie. I bądź
szczęśliwa.

Takiebyłyjegoostatniesłowa.Chwilępóźniejzniknął.
Stałamnaśrodkukuchnijakwmurowana.Łzycałkowiciezniekształcaływidzenie.

Niemogłamsobiedarować,żepozwoliłam,abytensammężczyznadwukrotniezła-
małmiserce.

–Ależtyjesteśgłupia!–UsłyszałamnagległosMadison;niepamiętałamjużna-

wet,żecałyczassiedziaławkuchni.–Dałaśmukoszazpowodufilmu?Żadnaka-
rieracigoniezastąpi.Cośotymwiem.

–Przecieżonmnieniekocha–wyszeptałamzgnębiona.
– Zwariowałaś? Nie widziałaś, jak na ciebie patrzy? Nie zauważyłaś, jak wokół

ciebieskacze?Tataopowiadałmi,cotuwyczyniałMężczyznapokrojupanaCyra
takierzeczymożerobićtylkozmiłości.

–Przecieżpowiedział,żemnieniekocha–broniłamsięcorazsłabiej.
–Totypowiedziałaś,żechceszzwiązkuopartegonamiłości,aonprzyznał,żena

takizasługujesz.Wyglądało,jakbyśtygoniekochała.

–Cotakiego?PrzecieżEdwardwie,żegokochamMusiwiedzieć!
–Akiedyostatniomutomówiłaś?
–OnitakmnieniekochaChciałślubudladobradzieckaGdybymniekochał
Jedyny i zarazem ostatni raz wyznałam mu miłość w Londynie. Gdyby Edward

mniekochał,chodziłbyzemnąpozakupy,dolekarza,nalodyinaspacery.Zostawił-
by dla mnie pracę, znajomych i swój kraj. Przeprowadziłby się do wybranego
przezemniedomu,choćzupełniebymusięniepodobał

Czy nie to właśnie robił od miesiąca, odkąd dowiedział się, że będziemy mieli

background image

dziecko?„Ajazawszewyobrażałemsobiemiłośćjakodziałanie.Jeślisiękogośpo-
kocha,nietrzebaotymmówić,należypokazać”.Czynietowłaśniemipokazał?

–Oczywiście,żeciękocha,atygoodrzuciłaśzpowodujakiejśgłupiejroli–tłu-

maczyłamibardzologicznieMadison.–Gdybymwiedziała,nigdybymcięniepole-
ciłaproducentowiAja,głupia,myślałam,żenaprawięwtensposóbdawnąhisto-
rięzMoxie!

–Totypodpowiedziałaśmniedoroli?!
–Spójrznamnie,Diano!Tylkospójrz!Jestemsamajakpalec.Gdybyjakikolwiek

facet gotów był mnie kochać razem z moimi wszystkimi wadami, trzymałabym się
gozawszelkącenę.

–Aleprzecieżonmnieoszukał–upierałamsięwgeścierozpaczy.
–Jesteśtegoabsolutniepewna?
Tegobyłojużzawiele.Odwróciłamsięnapięciei,nailebyłotomożliwe,pogna-

łamnagórędosypialni,gdzieodnalazłamtorebkę,awniejzgniecioną,idiotycznie
pozłacanąnibywizytówkę.Drżącymipalcamiwybrałamnumernakomórce.

–Halo?–Woddaliodezwałsięcharakterystycznykobiecygłos.
–Wiktoria!CorobiłaśzeszłejnocyuEdwarda?
–Przepraszam,azkimrozmawiam?CzytoDiana?
–Dlaczegobyłaśuniegownocy?CowogólerobiszwKalifornii?
ŻonaRupertazaśmiałasięzdziwiona.
–TakjakbyśniewiedziałaWsumiedobrze,żedzwonisz,bosamachciałamsię

ztobąskontaktować.Żebypodziękować.Źlecięnapoczątkuoceniłam,Diano.Je-
steśwspaniałąosobą.Rupertijanigdyciniezapomnimy

–Cotywygadujesz?
–Mówięoudziałach.Niewiesz?Naprawdę?OddłuższegoczasuEdwardwspo-

minał coś o sprzedaży swoich udziałów w St Cyr Global. Wczoraj Rupert musiał
wrócićdoLondynu,alejazdziećmijeszczezostałam,boznajomyurządzałprzy-
ciewSantaMonica.PodczasprzycianaglezadzwoniłEdward,pojechałamdonie-
go w trakcie imprezy, żeby przypadkiem nie zmienił zdania. I podpisaliśmy kon-
trakt!

Prędzejspodziewałabymsięinformacji,żewHollywoodwydowaliMarsjanie.
– Diano? Jesteś tam? Powiedziałam coś niestosownego? To miała być dla ciebie

niespodzianka?Prezentślubny?Bosłyszałam,żejedzieciedoVegas?Wkażdymra-
zie,wielkiedzięki.Naprawdęzostawiaciefirmęwdobrychrękach.Noi,Diano,wi-
tajwrodzinie!

Kiedypowoliwracałamdokuchni,czułamsięjakstara,schorowanakobieta.
–Ico?–Madisonnaskoczyłanamnieodsamychdrzwi.
– Edward odsprzedał kuzynowi swój udział w firmie. Dlatego Wiktoria spotkała

sięznimwśrodkunocy.Wiedział,jakbardzonieszczęśliwabyłamwLondynieTo
miałbyćprawdziwyprezentślubny.Aledlaczegomioniczymniepowiedział?

–Możeniechciał,żebyśsięczuławinna.
Edwardodsprzedałdlamniewszystko,comiał.Amimoto,kiedyzobaczył,żena-

dal jestem nieszczęśliwa, zwrócił mi wolność, chociaż zupełnie tego nie chciał. To
mogłojużoznaczaćtylkojedno:Edwardnaprawdęmniekochał.

Rozpłakałamsięnagłos.Madisonobłamniejakwielelattemu,wdzieciństwie.

background image

–Noniepłaczjuż,wszystkosięjakośułoży,musi
Niemogłamsobiedarować,żezamiastwysłuchaćEdwardaalbowcześniejskon-

taktowaćsięzWiktorią,cisnęłammupierścionekwtwarz.Niebyłatojednaktylko
urażonaduma,raczejokropnystrachprzedkolejnymcierpieniem.

–Icoterazzrobisz?–zapytałacichomojasiostra.
„Masiętylkojednożycie,kochanie”–powtarzałaczęstonaszamamatużprzed

śmiercią – „a ono mija szybciej, niż nam się zazwyczaj wydaje; wykorzystuj więc
każdąchwilę,niebójsię,słuchajgłosuserca”.

–Niebędęsięwięcejbaćiposłuchamgłosuserca–odpowiedziałamcicho.
– Miałam nadzieję, że to usłyszę! – rozpromieniła się i sięgnęła do kieszeni; po

chwilirzuciłamikluczykiodswojegosamochodu.–Weźmój,będzieszybciej!

background image

ROZDZIAŁÓSMY

Na dworze świeciło bezlitosne słońce i pachniało obłędnie kwiatami. Szybko

schowałam się za okularami słonecznymi i ruszyłam do auta. Zanim wyszłam
zdomu,próbowałamzadzwonićdoEdwarda,alejegokomórkaitelefonwdomku
naplażymilczały.W pierwszymodruchuusiłowałamwyjść wszlafroku.Na szczę-
ścieMadisonpomogłamisięprzebraćwczystąsukienkęiupiąćwłosywkok.

Nareszciemogłamdodaćgazu.Imbliżejoceanu,powietrzestawałosięchłodniej-

sze.Starałamsięzebraćmyśli.WobecnejsytuacjiEdwardniemiałpowoduzosta-
waćwKalifornii„MamprywatnąwysepkęnaKaraibach,naktórejzaszyłemsię
powypadku,samzlekarzemidwiemacałodobowymipiegniarkami.Nawyspienie
mainternetuanitelefonu,możnasięnaniądostaćtylkosamolotem”.

Sprawabyładlamniejasna.MusiałamdopaśćEdwarda,zanimodlecijegosamo-

lot.Wprzeciwnymraziedługonieudamisięznimnawiązaćkontaktu.Niestetyna
autostradzierobiłosięcorazciaśniej.Wypadek?Kręcąfilm?PrzejazdVIP-ów?Pech
czymożeprzeznaczenie,któreusiłujenasnadobrerozdzielić?

Edwardniemiałszczęściadomiłości.Kolejnozostawialigowszyscybliscy.Mat-

ka, ojciec, amerykańska pokojówka, w której zakochał się bez pamięci Nauczył
sięwięcnieufać,zwłaszczasłowom.Swojeuczuciapróbowałpokazywaćczynami.
PrzyjazddoKaliforniinapewnokosztowałgowieleodwagi.

Korkipowolisięprzerzedzały.Pomimoupałuszczękałamzębami.Zwłaszczagdy

w końcu zaparkowałam pod małym prywatnym lotniskiem, gdzie Edward trzymał
swójsamolot.

Czyprzyjechałamnaczas?Pobiegłamprostodohangaru,poktórymkręciłsiętyl-

kojedenmechanik.

–Mogępaniwczymśpomóc?–krzyknąłnamójwidok.
Wtedynadrugimkońcuhangaruodezwałsięsilnikniewielkiegosamolotu,który

przypominałmiminijetaEdwarda.

–Błagampana,czyjtosamolot?
–Janiemamprawa
–EdwardaSaintCyralecinaKaraiby
–Skądudiabła,wiepani?
Dawnogojużniesłuchałam.Najszybciej,jakmożekobietanapoczątkudziewią-

tegomiesiącaciąży,pognałamzasamolotem,którypowoliwytaczałsięnapas.Bie-
gnącwymachiwałamrękamiiwrzeszczałam,żebyEdwardsięzatrzymał.Nagleza-
częłamsiędusićodkaszlu,niemogłamzrobićanikrokudalej,poczułam,żesięosu-
wam

–Czypanikompletniezwariowała?–krzyczałmechanik,łapiącmnietużnadzie-

mią.–Chcesiępanizabić?Razemzdzieckiem?

Kiedyciągnąłmniezpowrotemdohangaru,darłamsięwniebogłosy

background image

–Diano?
Najpierwbałamsięspojrzeć.Kiedyjednaksięodważyłam,zobaczyłamżywego

Edwarda. Nerwowo przetarłam oczy. Obraz nie zniknął. Nieopodal stał samolot,
któregośmigłajeszczenadalobracałysiębardzopowoli.

–Wróciłeś–wyszeptałam,niezdarniezbierającsięzbetonowegopodłoża.
–Zobaczyłemcięmiałemtylkonadzieję,żenicsię
–Wróciłeś–powtarzałamjakwmalignie.
–Oczywiście,żetak
Padliśmysobiewramiona.
–Płakałaś
–Myślałam,żestraciłamcięnazawsze.
–JużdobrzeDianomożeszmówićprawniemusisz
–Edward
–Niemogęcięzmusić,żebyśzostałamojążonązabardzociękocham.
–Edwardtymniekochasz?
–Porazpierwszywżyciuczujętonaprawdę.Zrobiłbymdlaciebiewszystko.
–Jaknaprzykład:sprzedałbymznienawidzonemukuzynowiudziaływfirmie.
Zamarł.
–Skądwiesz?
– Zadzwoniłam do Wiktorii. Widziałam, jak wchodziła do ciebie wczoraj w nocy.

Byłeś nagle taki tajemniczy. Postanowiłam zawrócić i dowiedzieć się, o co chodzi.
Wtedyjązobaczyłam,wczerwonej,wyzywacejsukience

–Chybaniepomyślałaś,że
–Owszem.Bałamsię,żeznówoberwę
–WsumiewcalecisięniedziwięPotym,cozrobiłemwLondynieNiechcia-

łemcipowiedziećprawdy,żebyśniewiniłasiebie.Tymczasemjestemwolny.Pozby-
łemsięczegoś,czego,jakzresztątrafniezauważyłaś,oddawnanienawidziłem,co
mniezupełnieodczłowieczało.MogęnawetpojechaćztobądoRumunii.

– Ale ja nie chcę! Ja również wcale nie chcę pracować w show-biznesie. Muszę

zacząćżyćwzgodziezesobą.Chcęmiećciebie,dziecko,dom.Jakmojanajcudow-
niejszanaświeciematka.Żyćdlanajbliższych.Bokochamcię,Edwardzie.Ichcę
cięzapytać,czysięzemnąożenisz?

–Przecieżjacięteżkocham,Diano!Ibędęciękochałdokońcaswoichdni.
–Drodzypaństwo,czypamiętacie,żetohangar?Niejesteścietucałkiemsami!

Pobraliśmysiędwatygodniepóźniej,wogrodziemojejmamy,wobecnościludzi,

których kochaliśmy, z Kalifornii i z Kornwalii. Ślub i wesele były bardzo skromne.
Śmietankowy tort, prosta biała sukienka, bukiet z białych róż własnego chowu,
urzędnik w ciemnym garniturze, zamiast dwudziestokaratowego potwora dwie
gładkie,złoteobrączki.Koledzyzestudiazagralinagitarach,afotosistazrobiłpa-
miątkowezdjęcia.MadisoniHowardzgodnieposłużylizaświadków.WiktoriaiRu-
pertprzysłalinamżyczeniairobotakuchennegowprezencie.Kiedyodjeżdżaliśmy
w podróż poślubną stylowym starym samochodem, goście zalewali się szczerymi
łzami.Następniespędziliśmydwiebajecznenocewapartamenciehotelowymuzna-
jomegoGreka,gdziegłówniepoznawaliśmyurokiseksumałżeńskiego,którywcze-

background image

śniejwydawałsięnam–niesłusznie–mocnoprzereklamowany.

–Jakaszkoda,żepodróżepoślubnenietrwająwiecznie–westchnęłamwdrodze

powrotnej.

–Ktomówi,żenie?Jesteśmyobojebezrobotnimożemypojechać,dokądchce-

my.Mamynawetwłasnysamolot!

–Więczabierzmniedodomu!Tam,gdziesiętowszystkozaczęło.

Parętygodnipóźniejwniewielkim,lecznowoczesnymszpitaluniedalekoPenryth

Hall,przyszłanaświatnaszacórka,HannahMaywoodSaintCyr.Imięodziedziczy-
ła po nieżycej babci, mojej ukochanej mamie, a urodę po tacie: ciemne włoski
iprzepięknebłękitneoczy.

W zimie pojechaliśmy z wizytą do Kalifornii. Z sentymentu kupiliśmy domek na

MalibuBeach.Będziemygoodwiedzaćdwarazydoroku.

Aterazprzednamikolejnelato,Hannahwłaśnieuczysięchodzić.
Niedawnozałożyłamwpobliskimmiasteczkuniewielkiteatramatorski.Chcępo

prostunadalbyćwśródludziipozostaćkreatywna–aktóżnielubizabawywsztu-
kę?DodatkowopracujęnadprzebudowąiunowocześnieniemzamkuPenrythHall,
choćobawiamsię,żetozacienadługielata.

Edwardparęmiesięcytemuotworzyłmałąfabrykęprodukucąakcesoriaspor-

towe.Przedsięwzięciezapowiadałosięnaniewielkie,leczrozwijasiębardzoszyb-
ko.

Wiedziemybardzoprosteiszczęśliweżycie.SprzedaliśmysamolotidomwKen-

sington.ZesprzedażyudziałówStCyrGlobaldużąkwotęprzeznaczyliśmynaroz-
winięciedziałalnościcharytatywnej,macejwspomócdzieciwychowucesiębez
rodziców.Myślę,żemojamamabardzocieszyłabysięztegopomysłu.

Przestaliśmy być bardzo bogaci, lecz nasze życie obfituje w inne wartości. Naj-

ważniejsze.

Madison zakochała się z wzajemnością w chłopaku spoza branży. Jej wybranek

jeststrażakiem,nacodzieńzajmujesięratowaniemludzi,awieczoramirobidosko-
nałą lazanię. Dzięki temu Hannah ma całkiem normalną, kochacą ciocię, która
częstoprzysyłajejzabawkiizdjęcia.

Jason na wieść o naszym ślubie rozgłosił wieści o załamaniu nerwowym, jednak

jakieśdwatygodniepóźniejpocieszyłsięwramionachmłodziutkiej,dobrzesięza-
powiadacejaktorkiteatralnej.

HowardprzylatujedoAngliiwkażdejwolnejodzdjęćchwili.Myteżodwiedzamy

goczasemnaplanie.Niedawnozacząłsięspotykaćzsześćdziesięcioletniącharak-
teryzatorką o tajemniczym imieniu Deondra. Po co najmniej dekadzie spędzonej
wcelibacie,mójkochanyojczymodmłodniałizachowujesięjakzakochanynastola-
tek.Cudownierównieżsprawdzasięwrolidziadka,ajegoniespełnajedenastomie-
sięcznawnusiajużnatymetapiewykazujewielkiezainteresowaniemakijażem,grą
i występowaniem przed kamerą. Kto wie? Być może niestety odziedziczyła w ge-
nachskłonnościdoshow-biznesu.

Nasznowy,kochanyświatjestwięc,jakwidać,pełenpozytywówirodzinnejmiło-

ści. Co więcej, wkrótce wzbogaci się o kolejnego członka Owszem, owszem. Je-
stemznówwciążyitymrazemoczekujemynanarodzinymałegochłopczyka.

background image

Prawdziweżyciejestbardziejzłożoneizaskakuceniżto,któreoglądamywfil-

mach. Jest również wspanialsze i pełniejsze. Nareszcie mam poczucie, że odnala-
złamswojemiejscenaziemiiniestałosiętakdziękiżadnemuprzewodnikowiani
książce.Niesposóbnapisaćreceptynamiłośćczyprzepisunaidealnewychowanie
dziecka.Niestetywtejdziedzinieniemażadnychstuprocentowychgwarancjiczy
teżinstrukcji.Możnajedyniewstawaćcoranozwiarąinadzieją,żeznówdokona
się samych właściwych wyborów. A przecież mimo to zawsze zdarzają się trudne
chwile.Poktórychnajczęściejznowuświecisłońce.

Wmoimprzypadkuokazałosię,żedoszczęściawcaleniepotrzebowałamkariery

anipieniędzy.Potrzebowałamodważyćsiękochaćibyćkochaną.

Wartoteżpamiętać,jakzgodnietwierdząHowardiEdward,żeludzienakażdym

etapieswegożyciapotrafiąsięnieoczekiwaniezmienićnalepsze.

Boprawdziweżyciemożebyćnaprawdęowielelepszeodnajwspanialszejnawet

fantazji.

background image

Tytułoryginału:NineMonthstoRedeemHim
Pierwszewydanie:HarlequinMills&BoonLimited,2015
Redaktorserii:MarzenaCieśla
Opracowanieredakcyjne:MarzenaCieśla
Korekta:AnnaJabłońska

©2015byJennieLucas
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2016

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek for-
mie. Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A. Wszystkie postacie
wtejksiążcesąfikcyjne.Jakiekolwiekpodobieństwodoosóbrzeczywistych–żywychiumarłych–jestcał-
kowicieprzypadkowe.
HarlequiniHarlequinŚwiatoweŻyciesązastrzeżonymiznakaminależącymidoHarlequinEnterprisesLi-
mitedizostałyużytenajegolicencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa
iznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.

HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1B,lokal24-25

www.harlequin.pl

ISBN978-83-276-2231-0

KonwersjadoformatuMOBI:
LegimiSp.zo.o.

background image

Spistreści

Stronatytułowa
Prolog
Rozdziałpierwszy
Rozdziałdrugi
Rozdziałtrzeci
Rozdziałczwarty
Rozdziałpiąty
Rozdziałszósty
Rozdziałsiódmy
Rozdziałósmy
Stronaredakcyjna


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lucas Jennie Zamek w Kornwalii One Night With The Consequences 06
Lucas Jennie Zamek w Kornwalii 3
Światła Nowego Jorku Jennie Lucas
Niedokończona historia Jennie Lucas
Na greckiej wyspie Jennie Lucas ebook
Witaj w Rio de Janeiro! Jennie Lucas
0468 Jennie Lucas Gorące Rio
Jennie Lucas Posklejane serca
Jennie Lucas Sekrety rosyjskiej arystokracji
19 Jennie Lucas Italian Prince, Wedlocked Wife
Światła Nowego Jorku Jennie Lucas
Lucas, Jennie Die Wolfe Dynastie 07 Glaub an das Glueck, Annabelle
0799 Lucas Jennie Noc w Monako
Lucas Jennie Marokańska tajemnica

więcej podobnych podstron