Mój przyjaciel i ja (2)
Autor: Lepkowski
środa, 23 maj 2012
Tymczasem zaczynały się zmiany, które powoli zacząłem zauważać nawet ja, zazwyczaj ślepy i głuchy na
to co było najbliżej mnie. Przede wszystkim stawałem się bardziej pyskaty, agresywny, pewny siebie. O
ile kiedyś w niektórych sytuacjach skuliłbym uszy po sobie i przyjął, co mi się należy, te czasy wydawały
się odchodzić w przeszłość. Zaczęło się w szkole. Z ortografią nigdy nie miałem problemów, toteż
zaniepokoiłem się, kiedy nauczycielka oddając dyktanda popatrzyła się na mnie dziwnie.
- No wiesz, czegoś takiego bym się po tobie nie spodziewała. Po wszystkim ale nie po tobie - powiedziała
z naganą.
- Ale o co chodzi proszę pani?
- Sam zobacz. "Spakował plecak i udał się na spotkanie z gurami". Jak to napisałeś? Przez jakie u
piszemy góry?
I wtedy we mnie coś wstąpiło. Zacząłem walczyć.
- Ale jakie góry, proszę pani? Gdzie tu jest mowa o górach? Niech pani pokaże mi ten moment.
- Ty jesteś bezczelny - zdenerwowała się polonistka. - Żarty sobie robisz?
- Nie, jestem śmiertelnie poważny, jak nigdy dotąd - powiedziałem zdanie zasłyszane poprzedniego dnia
w radio. Podobało mi się, bo brzmiało tajemniczo i groźnie.
- Ty chyba oszalałeś... - polonistka patrzyła się na mnie z coraz większym przerażeniem, wywołanym
pewnie zbyt zuchwałym tonem - To gdzie twoim zdaniem wybrał się turysta?
- Na ryby, proszę pani.
- Możesz jaśniej? - wydawało się, że polonistka zaczyna coś rozumieć.
- Gurami to taka ryba, pływa sobie w Ameryce Południowej. Jest też odmiana akwariowa, gurami
mozaikowy.
Sytuacja rozśmieszyła polonistkę do tego stopnia, że wybaczyła mi krnąbrność i jakoś rozeszło się po
kościach. Gorzej, że podobnie zaczęło być w domu. Tu jednak nie mogłem liczyć na taryfę ulgową; ojca
miałem wybitnie konserwatywnego, w jego żelaznym repertuarze było powiedzenie: dzieci i ryby głosu
nie mają. Nawet nie wiem, czy w ogóle dostrzegał, że już nie ma do czynienia z dzieckiem...
Po okresie pewnego spokoju zaczął znów odzywać się mój przyjaciel. Jakoś, mając z nim do czynienia na
co dzień, nie zauważyłem, że trochę podrósł, wydłużył się, zrobił się nieco grubszy. Odkryłem to przy
jakiejś kąpieli. Nie to zresztą.
- A co to ma znaczyć? - niemal wykrzyknąłem. Nikt mnie nie nie przygotował na zmiany, które mają
nastąpić.
- Nic. Przygotowuję sobie lepsze, bezpieczniejsze otoczenie.
- Czy to w ogóle jest normalna?
- Jak najbardziej.
- Nie sądzisz chyba, że lepiej będziesz wyglądał w tych kłakach?! Przecież to wygląda potwornie!
- Nie wygląda. Poza tym ty dojrzewasz, ja też.
Po dokładnej inspekcji doszedłem do wniosku, że nie on mi będzie dyktował warunki. Zupełnie mi się nie
podobał w tym otoczeniu i trzeba było natychmiast coś zrobić. Ale co? Popatrzyłem na zegarek - była już
prawie północ, ale mnie się zupełnie odechciało spać. Jakoś nie byłem przekonany do tych kilkunastu
kłaczków. Może trzeba iść z tym do lekarza? Doszedłem do wniosku, że na razie załatwię problem
doraźnie a później się zobaczy. Znalazłem starą maszynkę do golenia, gdzieś na półce jakąś żyletkę.
Jednorazówek jeszcze nie było, weszły do użytku kilka lat później. Usiadłem na wannie i zabrałem się za
egzekucję. Miejsce było trudne, ciężko było zmusić skórę do posłuszeństwa. Zaciąłem się lekko kilka razy
ale w końcu, dumny z siebie, dokończyłem dzieła. Wyglądało już porządnie.
- Nie będziesz mi mówił co i jak. Moje ciało należy do mnie, będę sobie robił z nim co chcę -
powiedziałem mu, naciągnąłem spodnie od piżamy i poszedłem spać.
Rano obudził mnie przeraźliwy ból w podbrzuszu. Nie tyle ból co pieczenie i swędzenie. czegoś takiego
dotąd nie przeżywałem w moim dwunastoletnim życiu. Przerażony, powykręcany, pobiegłem do łazienki i
niecierpliwie zdarłem z siebie spodnie. Wyglądało to strasznie. Całe miejsce między pępkiem a nim było
czerwone, umazane krwią, w miejscu, gdzie rosły włosy, teraz widniały czerwone brodawki.
- Masz za swoje - wydało mi się, że zaczyna ze mnie szydzić. - Przestrzegałem. Teraz ja mam czyste
sumienie a ty - niezły pasztet.
Faktycznie miałem niezły pasztet, zwłaszcza, że niedawno w szkole uczyli mnie o drobnoustrojach,
zakażeniach i tym podobnych nieciekawych sprawach. Jedyne, co mogłem zrobić, to przemyć łono ciepłą
wodą z mydłem. Po czym, pamiętając przestrogi pani od biologii, że miejsce należy odkazić, chlapnąłem
na nie zdrowo ojcowską wodą po goleniu, o głupio brzmiącej nazwie Jucht. Jeśli nie krzyknąłem z bólu to
Strona Puchata
http://chubby.thermasilesia.ehost.pl
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 23 May, 2012, 22:30
chyba tylko dlatego, żeby nie pobudzić ludzi w domu. Czułem jak mnie wypala niemal do środka. Ból był
przeraźliwy i nie ustąpił od razu. W zasadzie tego dnia nie powinienem iść do szkoły, tym bardziej, że
jedną z lekcji był wuef. Jak tu ćwiczyć, kiedy każdy ruch sprawia ból? Inna sprawa, że niechętnie
siedziałem w domu, zwłaszcza jeśli byli w nim ojciec i matka. Zwłaszcza ojciec.
Odwiedzając kolegów i koleżanki w domach zauważyłem, że u nas panuje nieco odmienna atmosfera.
Mniej jest luzu a mój dom bardziej przypomina zakład pracy, gdzie każdy ma wydzielone zadania, z
których jest skrupulatnie rozliczany. Każdy błąd czy nieposłuszeństwo było surowo karane. Dotychczas
sądziłem, że tak ma być i to jest właśnie słuszne. Do czasu. Kiedyś, podczas jednej z tych epidemii
grypy, które potrafiły zdziesiątkować pół klasy, wpadłem do Artura zanieść mu zeszyty i poplotkować
trochę. Traf chciał, że siedząc przy łóżku kolegi wykonałem niezgrabny ruch i potrąciłem talerz z
niezjedzoną zupą, która zgodnie z prawem Murphy'ego rozlała się po dywanie. Byłem sparaliżowany. U
mnie w domu dostałbym na pewno przez łeb, musiałbym natychmiast posprzątać i nie obyłoby się bez
kary. Toteż zupełnie irracjonalnie, zamiast natychmiast posprzątać - rozkleiłem się i zacząłem płakać.
Artur, który szybko zreflektował się, że ma obok dwa nieszczęścia naraz, sprowadził mamę, która
błyskawicznie uporała się z dywanem i wzięła na tapetę mnie.
- Nie przepraszaj. Nic się nie stało, to naturalne, że postawiony w idiotycznym miejscu talerz wcześniej
czy później spadnie.
- Ale... - próbowałem się tłumaczyć. Nie płakałem już, ale z oczu dalej leciały mi łzy. I wtedy stało się
coś, czego zupełnie nie mogłem pojąć - mama Artura przytuliła mnie i wytarła mi oczy chusteczką. Bałem
się tylko, że zacznie o coś pytać, na szczęście obyło się bez tego.
Może to głupie, ale tamta scenę przeżywałem w myślach masę razy. Po raz pierwszy w życiu miałem do
czynienia z czułością. Nie taką oglądaną w filmach a jak najbardziej praktyczną. Tamtego popołudnia coś
we mnie pękło. Zacząłem zupełnie inaczej oceniać to, co się dzieje w domu. Byłbym może wykonał i
dalsze kroki, gdyby nie nadciągające potężne problemy z moim przyjacielem.
Strona Puchata
http://chubby.thermasilesia.ehost.pl
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 23 May, 2012, 22:30