Antologia
Spotkaniewprzestworzach
Tom-1
AndrzejDrzewiński-Wobjęciachsnu
Minęłagodzinadziesiąta.Wsalizgaszonoświatło.OczyZygmuntazulgąprzyjmowałykojący
półmrok.Szpital,wktórymgoumieszczono,mieściłsięwstarymdziewiętnastowiecznymbudynku.
Wysokonadnimzawieszonebyłobiałesklepienie,poprzecinanełukamiżeber;klasycznyneogotyk.
Zamknąłoczy.Wdrugimkońcusaliktośchrapliwieoddychałprzezsen.Naszczęścietego,którywczoraj
całąnockaszlał,przeniesionodoizolatki.DziękiBogu,gdyżniemożnabyłojużwytrzymać.Ostrożnie,
abynieurazićchoregomiejscapoprawiłsobiepoduszkę.Przytulającdoniejnosstwierdził,żecałkiem
ładniepachnie.Niewiedziałdlaczego,alezapachczystegopłótnawydawałmusięczymśswojskim.
Wzrokprześlizgnąłsiępobiałejścianieszafkiispocząłnakubkuzwodą.Chwilęzastanawiałsięczy
chcemusiępić.Zrezygnowałjednak,gdypomyślałoszereguczynności,któremusiałbywykonać,aby
łyknąćwody.Trzebabyłoodchylićkołdrę,wysunąćrękę,chwycićkubek;nie,tostanowczozabardzo
skomplikowane.Światło,którewpadałoprzezprzymkniętepowiekidziwnieodrealniałokształty.
Zmęczeniepowoli,kroplazakroplą,wlewałomusięwżyły.Czuł,żezarazzaśnie.Naszybieoddrzwi
korytarzakręciłsięjakiśsennykomar.“Ciekawe-pomyślał-czyontakdługomoże?”Wszystkozlałosię
wmonotonnącałość.
Biegł.Ciąglebiegi.Jegonagieciałoprzezmałyczasbiczowanebyłoprzezgałęzie.Wokółpanowała
ciemność.Lecztamwyżej,naddrzewamijużsięprzejaśniało.Niedługobędzieświt.Przystanąłzdyszany
iczuł,jakwskroniachmowotętnimukrew.Odstronyrzekipowiałlekkiwiatr,któryprzyniósł
intensywnąwońzgnilizny.Dziwniekojarzyłamusięzestrachem.Bałsięibyłświadomwtejchwili
swegostrachu.Wysłannicykapłanów,którzygościgali,bylibezlitośni.Wiedziałotymażzadobrze.Jak
byniebyło,byłkiedyśjednymznich.Kiedyś?Dlakogoś,ktozakłóciłporządekmisteriumOryrysanie
byłoratunku.OIzydo!Cozapotwarz!PrzeklętySetnehat,toongosprowokował.Apotemoskarżyłi
wydałwyrok.Setnehatowiniepodobałosię,żetracinajegokorzyśćprzywilejeiposłuch.Ohydny
starach...Przekleństwozamarłomuwgardle,gdyżztyłuusłyszałszelestrozsuwanychtrzon.
Błyskawicznieobróciłsięnapięcie.Lecztotylkoobcygrzbietkrokodylapowoliprzesuwałsięw
kierunkuwody.Odetchnąłzulgą.Widaćbyło,jakobrazksiężycazatańczyłnazmąconejtafli.Lecznieto
przykułojegouwagę.Tam,zakępątrzcin,dojrzałciemnąsylwetkęczółna.Tobyłratunek.Starającsię
cichorozgarniaćsitowiepodkradłsiędoniego.Czułjakstopyzagłębiająmusięwgęstymuł.Przejechał
kilkakrotnierękąpoburcie;niebyłoprzywiązane.Oparłnanimręceicichopostękujączepchnąłjena
głębsząwodę.Tamwskoczył,uderzającsięprzyokazjiboleśniewnogę.Zagryzłwargizbólu.Potem,
wiosłującrękoma,przepłynąłkilkadziesiątmetrówdalejischroniłsięwgęstejkępiesitowia.Narazie
byłbezpieczny.Nieprzytomnyzezmęczeniarzuciłsięnadnoizasnąłkamiennymsnem.
Sailpłynąłjużprzeszłopięćgodzin.NiedługoWielkiRaukażeświatuswojeoblicze,aonnienatrafił
nawetnaśladyuciekiniera.Wokółpanowałaciszaprzerywanaodczasudoczasugłosamizwierząt.Teraz
właśniezbrzeguodezwałsięgłośnyplusk.Najpewniejjakiśkrokodyludawałsięnawczesneśniadanie.
Rzeka,poktórejpłynął,byławielkimdaremdlaludu.Teraz,naszczęście,poziomwodybyłniski.
DziękowałzatoWielkiemu.Wjesieni,wporzeprzyboru,całaDeltazamieniałasięwjednowielkie
jezioro.Międzytysiącamiwysp,wysepek,kępdrzewnapewnoudałobysiętamtemuschować.Itak,on
jedentylkospośródwysłannikówwybrałdrogęwodną.Inniwędrowalilądem.Sailznaljednak
uciekinieraiwiedział,żebędziepróbowałdostaćsięnapółnoc.Ajakążinnądrogęwybraćmógł
potomekrodużeglarzy?!SaildotknąłzawieszonegonaszyiznakuRa.Zjegoustpopłynęłacicha,poranna
modlitwa.“WitajTy,któryśustanowionyWładcąWschoduicałegoświata!Ty,któregostrażąprzyboczną
sąwszyscyinnibogowie.WitajwtejdobrejTwejgodzinieiwtymdobrymdniuTwoim.Odobry
Demonieświata,opromienistakoronoziemzamieszkanych!Ty,którydzieckiempodnosiszsięzotchłani,
młodzieńcemwciągudniasięstajesz,jakostarzeczachodzisz!Pomóżmi!”
Zbudziłgoprzeszywającybólchoregomiejsca,któryjednakpochwiliucicha.Zygmuntdelikatnie
otarłpotzczoła.Wilgotnągazęwcisnąłpodmaterac.Poczuł,żemaogromnepragnienie,zupełniejakpo
długim,wyczerpującymbiegu.Centymetrpocentymetrze,jegorękazaczętazdążaćwkierunkukubkaz
wodą.Nareszciewyczułjegochłódpodopuszkamipalców.Zacisnąłjemocno.Przekręciłgłowęwboki
starałsięwlaćsobiepłyndoust.Udałomusiętotylkoczęściowogdyżnapoduszcewykwitładuża
mokraplama.Pustykubekodstawiłnapodłogę.Takbyłowygodniej.Czuł,żeogarniagogorączka,ale
niechciałjeszczezasnąć.Miałjeszczechęćchoćprzezchwilęporozkoszowaćsięświadomością,żenic
gonieboli.Amożebałsię,żeznówmusięprzyśniąjakieśkoszmary?Wzrokjakbymusiępoprawił,
gdyżwdrugimkońcusalizobaczyłłóżko,któregowdzieńjeszczeniebyło.Najwidoczniejmusieli
przynieśćkogośnowegogdyspał.Oilemógłdojrzećbyłtomężczyznawsilewieku,oostrychrysach
twarzy.Minęłokilkasekundzanimspostrzegł,żetamtenrównieżnieśpiinajwyraźniejpatrzywjego
stronę.Miałchłodne,błyszcząceoczy.Zygmuntodruchowouśmiechnąłsiędoniego.Chciałdaćmuznak
solidarności,któryzawszeposyłająsobieludziepołączeninieszczęściem.Tamtendrgnąłizwidocznym
wysiłkiemodwróciłgłowędościany.Widoczniebyłalbotakchory,albotakzniechęcony,żewolałto
zrobić.Zygmuntpochwilizulgąopuściłgłowęnapoduszkę.Zmęczyłsię.Ostatniąrzeczą,którąwidział
przedzaśnięciembyłojegowłasneprzedramięzwbitąigłą,którazapomocąrurkiłączyłasięzbutlą
przezroczystegopłynu.
Gdysięobudził,słońcekładłosięjużnahoryzoncie.Przeciągnąłobolałemięśnie,usiadłirozejrzał
się.Ogromnarzekaleniwietoczyłaswemętnewody.Wzdłużniejrozciągałasięzieleńnajwspanialszych
chybawświeciezbóż.Palmyleniwiedrgałynawietrze.Nadłódkązwrzaskiemprzeleciałjakiśptak.
Powiódłzanimwzrokiem.Och,jakżemuzazdrościtejswobody!
Naglejegouwagęzwróciłruchwgórzerzeki.Dobarekpłynącychzpołudniapodpływałałódź
wypełnionażołnierzami,najwyraźniejszykującymisiędoichgruntownegoprzeszukania.Uśmiechnąłsię
szyderczoisplunąłwichstronę.Mogąsobieszukać...
Wmiaręupływuczasuruchnarzecemalał.Wkrótceminęłagokawalkadarybackichłodzipłynących
doprzystani.Ichpodobnedowywróconegosierpapółksiężyceopodniesionychrogachwywoływaływ
jegosercumiłedrżenie.Gdyzapadłzmrok,wypłynąłnagłównynurt.Jegojedynymratunkiembyło
dotarciedoportównapółnocy.Tamnapewnoudamusięujśćpogoni.Alewiedział,żemaprzedsobą
bardzodalekądrogę.Rzekatorozlewałasięszeroko,toszławąskimkorytempomiędzyrzędami
majestatycznychpalm.Plątaninałodyg,trzciniliścipływającychpowodzieutrudniaławiosłowanie.
Wkrótcejednakwypłynąłnaszersząprzestrzeń.Stądwiodłodalejkilkaodnóg.Pochwilinamysłu
wybrałtę,któraprowadziłabezpośrednionapółnoc.ZnalazłjądziękijasnemuświatłuGwiazdy
Przewodniej.Nicdziwnego,naukakapłanównieposzłanamama.Odnogarobiłasięjednakcoraz
bardziejpłytka.Wyglądałonato,żezszedłzgłównegonurtu.Przezjakiśczasmiałnadzieję,żeten
odcinekłączysięniżejzgłównymramieniemrzeki,Lecznadziejeokazałysiępłonne.Kępytrzcini
sitowiatarasowałydrogę.Traciłczasnawyszukiwanieniezarośniętychmiejsc.Jeślidalejtakpójdzie
będziemusiałbrodzićiprzepychaćczółno.Naglepoczułjaksercepodchodzimudogardła.Zprzeciwka
płynęłałódźpodobnadojego.Odruchowozwilżyłsobietwarzmokrąszmatą.Wiedział,żezaraz
bogowiewydadząwyrok.Nadziobietamtegoczółnastałczłowiektrzymającywrękumiedzianysztylet.
Mimociemnościpoznałgoposylwetce.Jegonajgorszywróg:synSetnehata,Sail.Odruchowochwycił
zarękojeśćsztyletuzatkniętegozapasem.Palcezacisnęłysiękurczowonawyrzeźbionejgłówce.
DwiegodzinypowschodziesłońcaSailuznał,żemusiałzbiegaprzegapić.Przecieżniemógłon
płynąćwdzień!Tobyłobysamobójstwo.Itak,swojądrogąSailmusiałprzyznać,żemaszczęście.
Rybak,któregospotkałoświciepowiedziałmuokradzieżyczółna.Biedakzrozpaczonybiegałwzdłuż
brzegu,gdySailgozauważył.Tamtennajwyraźniejgorównieżdojrzał,bozacząłnaglewymachiwać
rękoma.GdyzaintrygowanySailpodpłynąłbliżej,fellachupadłnatwarziwtejpoziepozostałdokońca.
Jęczałnaciężkieczasy,nanieurodzaj,nanędzęiskamlał,żeterazjeszczezabranomujedynenarzędzie
pracy.
InformacjatabardzosięSailowiprzydała.Postanowiłpopłynąćwdółrzekiitampoczekaćna
uciekiniera.Dzieńupłynąłszybko.Dopieroozmrokujegocierpliwośćzostaławynagrodzona.W
ostatnichblaskachdniaujrzałzgarbionąwczółniesylwetkę.Awięcjednak.Terazjużmunieujdzie!
Cichopopłynąłzanim.Postanowiłsamzałatwićtęsprawę.Delikatniewiosłował,abytamtengonie
usłyszał.Jednocześniebałsię,żemożestracićgozoczu.Szczęścieopuściłogowostatniejchwili.
Właśniemiałdopaśćofiary,gdyuciekiniernistądnizowądzawrócił.Sailpodniósłsię...
Nocuciekła,ustępującmiejscaznajomemupółmrokowisali.Zygmuntzlanybyłpotem.Słyszałjakz
bokuktośzakaszlał.Uświadomiłteżsobie,żecałyjęzykmazdrętwiały,awargisucheispękane.
Wiedział,żejestznimbardzoźle.Toprzeztenuporczywykoszmar.Odwróciłgłowę.Zobaczyłparę
oczu,którazeskupieniemwpatrywałasięwniego.Tobyłtennowypacjent.Miałbardzodziwnywyraz
twarzy,zupełniejakbynacośuparcieznapięciemoczekiwał.Zygmuntchciałpoprosićgoopomoc,ale
zamiastwołaniazjegogardłaztrudemwydobyłsięcichy,urywanyszept.Niemiałjużsił.Znówopadł
napoduszkęiprzezmomentzbierałsiły.Wiedział,żeprzyciskioddzwonkaumieszczonesąprzy
wezgłowiu.Wyciągnąłrękędogóry.Dopierokiedypoczułokropnybólzrozumiał,żezrobiłtozbyt
gwałtownie.Białe,jasneplamkizawirowałymupodpowiekami...
Bylijużkilkametrówodsiebie.OstrzenożaSailaprzyciągałojegowzrokjakmagnes.Wszystkie
mięśnieinerwygraływrytmjednegorozkazu:niedaćsięzabić.Miałwrażeniejakbycałyświatzastygł
wciszyiczekałnawyniktegopojedynku.JegoustacichoszeptałymodłydoIzydy.Wierzył,żejego
patronkaniepozwoli,abyHorusiAnubisjużdziśważylijegoserce.Czuł,żeichsprężonedoskokuciała
sąuosobieniemdemonawalki.Gdzieśwokółnichkrążyłaśmierć.Łodziegłuchostuknęłyosiebiei
zatrzymałysię.Wtymsamymmomencieobajskoczylidoprzodu.Zrozkoszązobaczył,jakjegonóż
prześliznąłsięnadramieniemSailaiutkwiłwjegosercu.Leczniezdążyłwydaćnawetokrzykutriumfu,
gdypoczułtępybólwpiersiach.Wostatnimprzebłyskuświadomościzrozumiał,żeSailrównieżnie
chybił...
Pielęgniarkabyłaśmiertelnieblada.Wybiegłazsaliniezamykającnawetzasobądrzwi.Czepek
przekrzywiłjejsięnalewąstronęi,gdybynieżałosnamina,wyglądałabycałkiemzabawnie.Przebiegła
korytarziwpadładodrzwizjasnoniebieskątabliczką:
LEKARZDYŻURNY
-Paniedoktorze,paniedoktorze-wołała,potrząsajączaramięśpiącegonakozetceczłowieka.
-Cosięstało,siostro-spytałcicho.
Takjakkażdylekarzzprawdziwegozdarzenia,potrafiłszybkoadaptowaćsiędokażdejsytuacji.
-Nasalitrzeciejdwazgony-odpowiedziałałamiącymsięgłosem-wyglądanajakieśwylewy
wewnętrzne,zresztąsamaniewiem.
-Którzyto?-spytałzakładająckitel.
-PanJamesKill,któregodaliśmytamwieczorem-wyliczałaipanZygmuntDrewski.Wiepan,tenz
katastrofylotniczej.
-Tak,wiem.Jużtamidziemy-mówiłkierującsięwstronęsali-tylkoniechsiępaniuspokoi,bo
pacjencisiępobudzą.
Pielęgniarkadreptałazanimwycierającnoschusteczką.
AndrzejDrzewiński-Odnowa
Epizodpierwszy
Zapadłanoc:Wgórzeprzezzamgloneszybymigotałyświatełkagwiazd.Wiatrpędziłtabuny
pierzastychchmurwspanialefosforyzującychnaciemnymniebie.CzaszaKsiężyca,toznikała,to
ukazywałasięwcałejswejkrasie.Arturpowolioderwałwzrokodtegowidoku.“Jużczas”-pomyślał
patrzącnacyferblatbudzikastojącegonakomodzie.Ostrożniepodniósłsięipodszedłdostolika,skąd
chwyciłprzygotowanyprzedmiot.Uchylonedrzwiskrzypnęły.Zastygłwbezruchu.Nic,cisza.Tylkow
kąciesłychaćbyłochrapliwyoddech.Szedłwtymkierunku.Jużbyłobok.Oparłsięokrawędźlóżka
starającsięjaknajdokładniejumiejscowićpołożenieśpiącejosoby.Tak,totu.Jeszczerazwszystko
sobiepowtórzyłigłębokoodetchnął.Potemuniósłobieręcewgóręizwykrzywionątwarzązcałejsiły
opuściłmłotek.Cośgłuchochrupnęło.Nastąpiłacisza.Naszczęścieniecierpiał.Jużpowszystkim,
pomyślał.Uklęknąłnapodłodzeipołożyłsplecionedłonienakanciełóżka.Zacząłsięmodlić.Na
podłogęcichokapałakrew.Księżyc,któryznówwyjrzałzzachmur,odbijałsięskarlaływmałych
zwierciadełkachkropel.
Epizoddrugi
MarlowjakzwyklepatrolowałpołudniowyodcineknadbrzeżnegopasaFlorydy.Spokojnietrzymałw
lewejręcewolant.Podnimprzesuwałsiębiałobrunatnypiasekplaży.Morzebyłospokojne.Faleleniwie
wpełzałynabrzeg,abypotemrównieniechętniezsunąćsiędomorza.Horyzontbyłpusty.Zapięćminut
kończymusięlotiwracadobary,gdzieczekagofiliżankagorącejkawy.Zrozmyślańwyrwałgo
zbliżającysięszum.Odwróciłgłowę.Odstronysłońcazpułapu200leciałdoniegosamolot.Dziwne-
pomyślał.Wytężałwzrok,alenicniemógłdojrzeć:Morzejarzyłosiętysiącemsłonecznychodblasków.
Zmrużoneoczyzaczęłygopiec.Skręciłgłowęipowoliprzełożyłsamolotnaleweskrzydło.Jużpo
chwilileciałkursemzbieżnym.Tak,niepomyliłsię,totensamtypcojegopatrolowiec.Pomachał
skrzydłamiizakląłpatrzącnarozwaloneradio.Dziesięćminuttemucośwnimtrzasłoizamilkłona
amen.Próbowałjenaprawićwewłasnymzakresie,aletomusiałobyćcośbardziejpoważnego.
Postanowiłtoodłożyćdopowrotudobary.Teraztamtensamolotjużprawiepodlatywałdoniego.
Pewniezauważyli,żecośsięstałozłącznościąiwysłalidrugisamolotdlasprawdzenia.Starałsię
odcyfrowaćjegoznakirozpoznawcze,któreterazznajdowałysięwcieniu.Wdolebłyszczałomorze.
Nagletamtenzacząłnurkowaćwjegostronę.
-Corobisz?!-krzyknął-corobiszPeter,rozwalimysię!Nicnierozumiał,gdyżznakirozpoznawcze
byłyznakamisamolotujegokumpla.
-Boże,zwariował!-ryknął,gdyzobaczyłdwiesmugimijającejegokadłub.
Wiedział,żetakiesmugipozostawiająpociskirakietoweF-3odużejsilerażenia.Gwałtownie
szarpnąłwolantizszedłwpiekielnieostrąpętlę,leczbyłozapóźno.Następnepociskiuderzyły
bezpośredniowjegokabinę.Poczułokropnybólitylkojeszczeprzezmomentwidziałgwałtownie
rosnącefale.
Epizodtrzeci
Khangoskradałsiębezszelestnie.Ostrożniestawiałswebosestopynabarwnymposzyciudżungli.
Przepełzałpodzwalonymipniamiiostrożnieomijałwisząceliany.Zajegoplecamiwstawałosłońce.Już
niedalekowidaćbyłopierwszezabudowaniawsi,słychaćszczekaniekundli.Wkrótcebyłucelu.
Przednimbyłowejściedochaty,bardziejokazałejniżinne.Wyjąłzzaprzepaskidmuchawkęi
ostrożniewsunąłdoniejzatrutykolecprzyozdobionykępkąpiór.Czekał.Słońcewzniosłosięwgóręo
dwiedłonie,gdyzasłonaprzywejściuporuszyłasię.Wyszedłspozaniejbarczystymurzyn.Stanąłna
progu,przeciągnąłsięipodrapałpokołtunie.Chwilęzeznudzonąminączegośwypatrywał.Potem
kopnąłświniakasnującegosiępopodwórku,któryzgłośnymkwikiemsalwowałsięucieczkąwkrzaki.
Następnieobróciłsiękuwnętrzuchaty.Chwilępóźniejleżałjużmartwyzgłowąwkorycieitylkozszyi
wystawałamukępkapiór.Khangonigdyniechybiał.
Epizodczwarty
Andrewwisiałpięćmetrówniżej.Podnimbyłodobredwieściemetrówpustki,przecinanejtylko
taflamilodowca.FilarGerbramma,którytrawersowali,byłnajtrudniejszywtejpartii.Nicdziwnego,
szóstka.Maksstaranniepodciągałpartnera.Lodowiecskrzyłsiętysiącamiigiełek.Białaścianaciągnęła
sięgdzieśtamwysokowgórę.Mielijeszczedobrekilkanaściemetrów.Oddechzamarzałmuna
ochraniaczu.Skróciłdystansdotrzechmetrów.Wtejchwilitamtegoniewidział,gdyżbyłna
przewieszce:Takbyłolepiej.Prawąrękąsięgnąłdotyłuiwyciągnąłdługiczarnyprzedmiot.Słońce
zabłysłonajegoostrzu,gdyprzykładałgodoliny.Ciąłszaleńczo,byleszybciej.
Teraz,gdypatrzyłwdół,mógłsiętylkodomyślać,gdzieleżązwłoki.Alemimotociąglesłyszałten
krzykigłucheodgłosy,któregostłumiły.Zzagryzionychwargciekłacienka,zamarzającabłyskawicznie,
strużkakrwi.
Epizodpiąty
Byłajeszczenoc.Samochódzwygaszonymiświatłamipodjechałpoddom.Martinezotworzył
drzwiczkiiwysunąłsięzwozu.Żwircichozachrzęścił.Zanimwysunęłosięjeszczekilkaschylonych
sylwetek.Uformowalisięwszeregisprawniepobiegli.Najpierwprzezpodwórkozgnijącymiw
kubłachodpadkami,potemwystraszylikota,któryzprzeraźliwymwrzaskiemodskoczyłwbok,ażw
końcuwbieglinaklatkę.Nadruciechwiałasięupstrzonaprzezmuchyżarówka.Omijającwypaczone
stopniewbiegliwyżej.Napiętrzektóryśzawadziłostojącewiadroipomyjezchlupotempolałysiępo
schodach.Martinezrzuciłprzekleństwoiobiecałsobie,żepoakcjipoliczysięztymniedołęgą.Wbiegli
napodest.Gwałtownymruchemrękiwskazałchłopakowizamekzamkniętychdrzwi.Kadetstanąłw
rozkrokuinacisnąłspust.Odpryskidrewnaimetaluwrazzespłaszczonymipociskamizaczęłyosypywać
sięnapodłogę.Drzwiztrzaskiemotworzyłysię.Kadetzwolniłspust,chwilęsięzamyślił,apotempuścił
drugąseriętrochęwbok.ProstowtułówMartineza,któregojakszmacianązabawkąrzuciłonaścianę,a
potemwcisnęłowkątkorytarza.
Terryschowałpistoletdokabury.Ostrożnieomijajączwłokigłównegodyspozytorapodszedłdo
pulpitucentralnego.Obróciłfoteliwcisnąłsięwjegownętrze.Następnieuderzyłwklawiszłączności.
Natęchwilęczekałlata.Wiedział,żeterazwewszystkichodbiornikachradiowychzapadłacisza,zaśna
wszystkichekranachtelewizyjnychpojawiłasięjegotwarz.Wiedziałrównież,żeto,copowie,3
miliardyludzibędziepamiętałodokońcażycia.Trzebabyłozacząć:“Ludzkości-zacząłpompatycznie-
naszplansiępowiódł.Wywabiliśmyzgatunkuludzkiegozłoizbrodnię.Oddziśnaświecieżyćbędą
tylko,ludziedobrzy.Miłującypokójiszczęścieinnychludzi.Czyli,wy.Kiedydziesięćlattemu,razemz
nielicznągrupkąmoichwspółpracowników,postawiliśmyprzedsobątencel,wydawałosięnam,żejest
onnieosiągalny.Niczymskalnaściana,wznosiłsięnadnasząprzyziemnością-mówił,mającwrażenie,
żetrochęsięzagalopował.-Jednaktrzebabyłodziałać.Jakpamiętacie,bezpośrednimbodźcem,który
naszmobilizowałdodziałania,byłtestsubsensoryczny.Zniesamowitądokładnościąpotrafiłonwykazać,
czydanyosobnikposiadasymptomyzłaizbrodni.Aletoniewszystko.Pozwalałonwykryćrównież
potencjalnegoprzestępcę.Mogliśmyteraz,zapomocątejmetody,wykazaćktomożestaćsięmordercą,
bandytą,czyzwyrodnialcem.Udałomisiędośćszybkopozyskaćwspółpracownikównacałymświecie,
wrazzktórymiprzystąpiliśmydoogólnoświatowychtestowań.RobiliśmytopodpłaszczykiemUCEFA.
Podwóchlatachmieliśmypełnewyniki.Przeszłyonenaszenajczarniejszeprzypuszczenia.Tobyłapo
prostukatastrofa!Ażdlamiliardaosóbtestwypadłnegatywnie.Dotamtejporymieliśmynadzieję,że
liczbatanieprzekroczykilku,górakilkunastumilionówludzi.Gdybytakbyło,staralibyśmysię
przeforsowaćwniosekoichodizolowaniuspołecznym.Przytakimukładzieplanspaliłnapanewce,gdyż
stanowilionizbytdużąsiłę.Wiedzieliśmy,żeniemożemyujawniaćnaszychwyników.Myśleliśmydługo.
Naszeobradywsumieciągnęłysięprawierok.Wkońcujednakzbólemsercauznaliśmydziałanie
skrytobójczezajedynyplandającyszansępowodzenia.Większośćznaszychoportunistównazywałaten
planzbiorowymmorderstwem.Pięćlat,powtarzam,pięćlatmusieliśmyprzekonywaćniektórychzwaso
słusznościtegopostępowania.Dziękinaszemutestowimieliśmytenplus,żebezbłędniewybraliśmy
osoby.Dlategotylkotengigantycznyspisekmógłsiępowieść.Jakwiecieniebyłonawetjednejwpadki!
Otocoznaczytestsubsensoryczny!wytarłspoconeczoło-potemjeszczeponaddwalataprzygotowań
technicznychigodzinaE,jak“exodus”,nadeszła.Właśniepięćdziesiątminuttemu.Cobędziedalej?
Wieciesami.Myślę,żedobrzebędziemygospodarzyć.Zaśwsłownikachprzyhasłach“zło”,
“morderstwo”,“wojna”możnajużdopisać:“wyrazyarchaiczne”.
Monitorkontrolnyzgasł.Terryzakręciłsięwfotelu.Byłszczęśliwy.Dyżurnyzaszybą
porozumiewawczotrzymałkciukadogóry.Udałosię!Wstałzfotela.Lekkokręciłomusięwgłowie.
Zrobiłkilkaprzysiadówdlarozprostowaniakościiruszyłwkierunkudrzwizakotarą.Zanimsiedziała
całaijegogrupa,jaksądziłnajtęższeumysłyświata.Przeddrzwiamizrękąnaklamcechwilęsię
zatrzymał.Miałjedenproblem.Niewiedziałjakimpowiedzieć.żetydzieńtemuznalazłmałybłądw
teściesensorycznym.Głupieprzestawienieprzecinkaojednomiejsce.Pomyłkata,obniżaławskaźnik
nadpobudliwości.Innymisłowy,będzieonakosztowaćżycienastępnegopółmiliardapotencjalnych
zbrodniarzy.Aletrudno,wkońcutosąludzieźli.
Terrynacisnąłklamkę.
AndrzejDrzewiński-Ocalenie
Pierwszagodzina
Pozachodziesłońca.Janwłączyłtelewizor.Ukazałasięprzypudrowanatwarzspikera.Tegosamego
cozawsze.“Jakwidaćuznali,żetolepiejwpłynienanasząpsychikę”.Spikerchrząknąłistarannie
dobierającsłowa,zacząłmówić.
-NadajemyterazostatnikomunikatowyprawieratunkowejmajoraBlica.Niestety,zakończyłasię
onafiaskiem.
Janpoczułjakwtymmomencieczteremmiliardomludzisercepodchodzidogardła.Onjeteżtam
miał.Spikerbeznamiętniekontynuował:
-Ostatnikomunikatinformował,żeudałomusięwejśćnaorbitęparkingowąwokół“Apokalipsy”.
Potemjeszczeusłyszanostrzępymeldunku,żepodchodzidolądowania.Odtegoczasuminęłosześć
godzinibrakjestjakiejkolwiekłączności.Mimoutrudnionychprzezsłońceobserwacjiwyraźniewidać,
żewciąguostatnichgodzinbolidniezmieniłtrajektoriilotu.Takwięcszansenauniknięciezderzeniaw
tejchwilisąprawieżadne.Niemożemysobiepozwolićnaluksuszłudy!Pocomamycierpieć?-Spikier
wręczkrzyczał.-Rządzalecałużyciepigułek.Jeślidotejporyichniepobrałeś,idźiuczyńto
natychmiast!Ulżyszsobieiswymbliskimwcierpieniach.Pamiętajcie,gdybybyłchoćcieńnadziei
trzymalibyśmysięgodokońca.Atak?Jużodtygodniawiadomo,żeboliduderzywokoliceMorza
Północnego.Pierwszapójdziefalawodna:zalejecałeWyspyBrytyjskie,Francję,Niemcyi
Skandynawię.Następnabędziefalauderzeniowa,wywołanaprzezeksplozjębolidu.Eksplozję,gdyż
rozgrzanytarciembolidwzetknięciuzzimnąwodąoceanunapewnoeksploduje.PotymwcałejEuropie
niebędziejużnikogożywego.Aletoniewszystko,gdyżjakobliczonotakdużepchnięciewytrącinasz
globzrównowagi.Ziemiaobrócisięodużykątwkierunkudziałaniasiłyzewnętrznej.Jakpewno
większośćzpaństwasięorientujekierunekosiobrotuwzględemukładusłonecznegopozostajew
przestrzeniniezmienny,awięcprzesunąsiębieguny.Spowodujetozmianęszerokościgeograficznych
poszczególnychpunktównapowierzchninaszegoglobu.Konsekwencjątegobędziekatastroficznazmiana
klimatu.Jednaktoniewszystko,gdyżZiemiajestelipsoidąpowstałąwwynikuwłasnegoruchu
obrotowego.Poprzesunięciusię“osi”Ziemielipsoidaprzekrzywisię.Naturalnie,zajakiśczasruchy
górotwórczeprzywrócąjejpierwotnykształt,alemasywody,którebędąjeszczewstarejpozycji,uderzą
odrazu.Zalejąpowstałąwzdłużnowegorównikalulkę,chcącuformowaćsięrównomiernie.Atobędzie
jużnaszkoniec!Proszęwybaczyć,żemówiętrochęniedokładnie,aletojużbyłoomawianew
publikatorach.
Spikerbyłzdenerwowany.Cochwilępoprawiałsobiekołnierzyk.Jegookularynajwyraźniejbyły
zapocone.
-Awięcjeszczerazpowtarzam,zażyjciepigułki.Ponich;odchodzisięszybko,bezcieniabólu.Nie
powtarzajmyhistoriimamutów!-dodałniwpięć,niwdziewięć.
Potempodniósłrękę,dousticośszybkoprzełknął.Janapoderwało.Alejużpochwiliwiedział,że
tamzaszklanąszybkątenczłowiekjestmartwy.Ekranpowlekałsięszarością.
Drugagodzina
Skrzypnęłokrzesło.Odwróciłsię.ZanimsiedziałaBeata.-Słyszałaś,comówił?-spytał.
Skinęłapotakująco.Podrgającychkącikachustwidaćbyło,żeledwowstrzymujesięodpłaczu.
-Unasbędziewtedypiątarano?-spytała.
Bałsiętegopytania,alemusiałjejodpowiedzieć.
-Takjakobliczyłem,stanietosięnaparęminutprzedświtem-odpowiedziałnerwowooblizując
wargi.
-Awięc,tobyłnaszostatnidzień?-rzuciła,samaniewiedzącdokogo.
Milczał.Podszedłdoniejiwziąłjejgłowęwdłonie.Palcedelikatnieprzesuwałysiępojejwłosach.
Przytuliłasięmocno;zamocno.Uniósłjejgłowę.Łzyściekałypopoliczkachiginęłygdzieśwzałamaniu
brody.
-Niepłacz,maleńka-powiedziałcicho-przecieżmytegoniezrobimy.Umówiliśmysię.Prawda?
Skinęłagłowąipróbowałasięuśmiechnąć.Schylilisięimusnąłjejpoliczek,apotempocałował.
-Poczekaj,cościpokażę-powiedział,idącwkierunkuregałuzksiążkami.
Chwilęszukał,apotemwyciągnąłgrubetomisko.Opierającjenakolanie,uśmiechnąłsię
porozumiewawczodoniej.Jużniepłakała.Wkońcunajwidoczniejznalazłcochciał,gdyżzałożyłto
miejscepalcemiusiadłobokniej.Patrzyłazwyczekiwaniem.
-Wyobraźsobie,żetoconasspotyka,jużkiedyśsięzdarzyło-zacząłtonemjakimopowiadasię
bajki.-Znalazłemtakifragmentw“Dialogach”Platona.Posłuchajisamaoceń.
Skandując,zacząłczytać:“...Pismanaszemówią,jakwielkąniegdyśpaństwowaszezłamałopotęgę...
Szłazzewnątrz,zMorzaAtlantyckiego.Wtedytomorzetambyłodostępnedlaokrętów.Bomiałowyspę
przedwejściem,którewynazywacieSłupamiHeraklesa...Ci,którzywtedypodróżowali,mielizniej
przejściedoinnychwysp.Azwyspbyładrogadocałegolądu,leżącegonaprzeciw,któryogranicza
tamtoprawdziwemorze...Otóżnatejwyspie,naAtlantydzie,powstałowielkieipodziwugodne
mocarstwopodrządamikrólów,władającenadcałąwyspąiczęściamilądustałego...późniejprzyszły
strasznetrzęsieniaziemiipotopyinadszedłjedendzieńijednanocokropna...wyspaAtlantydataksamo
zanurzyłasiępodpowierzchniąmorzaizniknęła...”-skończył.-Więcjednak,toniewygubiłocałej
ludzkości?-spytałaszeptem.
-Ajakmyślisz?-odpowiedziałuśmiechającsię.
-Todobrze,tobardzodobrze-mówiła-awięcmamyszansę.Mamy...Jakdobrze,żetytujesteś.
Przytulilisiędosiebieipatrzylinamigocącenaniebiegwiazdy.AonjejopowiadałoPlatonie,
Atlantydzieicałyczasmyślałotym,żeniemajążadnejszansy.
Trzeciagodzina
Zegarwybiłpółnoc.Janpatrzyłnadrzwi,zaktórymizniknęłaBeata.Poszładokuchni,abyzrobić
herbatę.Wiedział,żesiębała,alejednocześniewyczuwał,żegokocha.Takjakonją.Miłość-dziwne
uczucie.Przezniepostanowilibyćzesobądokońca.Alejakiego?Niechciał,abycierpiała.Jeszczeraz
spojrzałodruchowonakieszonkękoszuli.Widaćwniejbyłoplastikowyrożekmalejtorebeczki.
Torebeczkizbiałą,krystalicznąsubstancją.Nie!Cozagłupiemyśligonachodzą!Zaoknemrozległsię
wrzask.Gwałtowniewstał,przewracającfotel.Wyjrzałnadół.Naasfalciewidaćbyłomałąrozrzuconą
sylwetkę,podobnądorozdeptanejbiedronki.Tenjakwidaćwolałbardziejmanifestacyjniezakończyć
życie.Jeszczerazprzejechałwzrokiemwdółpoelewacji-jedenaściepięter.Rozejrzałsię,prawie
wszystkieoknabyłyoświetlone,atam,poprawejstronie,zzagmachupocztywidaćbyłołunę.
-Ktoto?-usłyszał,gdyktośnaglemuzakryłoctydłońmi.Dlapowagichwilęsięzastanowił.
-Ty-rzekł.
-Zgadłeś-powiedziałaBeatadającmupstryczkawnos-chodź,cośzjemy.
Nastolestałatacazkanapkamiidymiącefiliżankizherbatą.Mocnąherbatą,takąjakąoboje
najbardziejlubili.
Czwartagodzina
Myślał.Długoiciężkomyślał.ZzazdrościąpopatrzyłnaBeatę.Spałazgłowąnajegokolanach.
Jedenpantofelspadałjejileżałnadywanie.Cichooddychała.Lekkogładziłjejwłosy.Przeniósłwzrok
wyżej.Stółzniedojedzonąkolacjąwciemnościachnabrałmonstrualnychkształtów.Jegodługicień,od
smugiświatłazokna,sięgał,ażdoprzeciwległegokątapokoju.Cisza.Czyżbyinnijuż...?Domynadal
byłyoświetlone.Onijednakwolelibyćpociemku.Wkąciesenniebuczałtelewizor.Nadalnicsięnie
pojawiałonaekranie.Czyżbyniemielijużspikerów?Amożeuznali,żewszystkojużsiędopełniło.
Dopełniło?Popatrzyłnanią.Niemógłpozwolić,abycierpiała.Leczjakonmożezrobićjejcośzłego?
Musi,bojąkocha.Musi?Tak,dlajejdobra.Przysunąłszklankęzwodą.Zkieszonkiostrożnie,abyjejnie
zbudzić,wyjąłtorebeczkęiwyciągnąłszew.Proszekrozpuściłsięszybko.Podniósłdłońzeszklankąi
popatrzyłpodświatło.Wodalekkofalowała,szyderczowydłużającobrazKsiężyca.Awięc,takto
wszystkosiękończy.Sprężyłsięwsobieidelikatniepostukałjąwramię.Beatasennieotworzyłaocty.
-Maszwypij-powiedział-dobrzecitozrobi.
-Cotojest?-wychrypiała,mrużącoctyodświatuKsiężyca.
-Lemoniada-powiedziałkrótko,gdyżwiedział,żeprzynastępnymsłowieniewytrzyma.
-Dobrze,jakchcesz-szepnęła,biorącszklankęzjegoręki.
Uniosłasięnałokciuiopierającgłowęojegoramięprzechyliłaszklankędoust.Janzamknąłoczy.
Dopiero,gdyusłyszałstukototworzyłje.Tamcimielirację,todziałałobłyskawicznie.Jejrękaopadłai
huśtałasięrytmicznienadpodłogą.Szklankawypuszczonazrozwartychpalcówpotoczyłasiępod
otwartedrzwibalkonu.Jeszczeprzezchwilękiwałasię,abypotemznieruchomieć.Janpatrzyłnaniąw
skupieniu,jakbypozaniąjużnicgonieinteresowało.
Piątagodzina
Szklankadalejleżała.Chociażwydawałomusię...alenie,tylkomusięzdawało.
Szóstagodzina
Tak,byłpewien.Szklankasięnierusza.MójBoże,onależytaksamojakprzedtem.Szklanka...
Siódmagodzinaiostatnia
Odwróciłwzrokodszklanki.Nadworzebyłjużdzień.Powoliodwróciłgłowęwkierunku
telewizora.Rozchełstanyfacetjużodkilkunastuminutwykrzykiwałtam“Uratowani,majorBilc;
ludzkość,żyjemy,bracia,“Apokalipsa”wysadzonawostatniejchwili,deszczemeteorytów”,ijeszcze
raz“ludzkość,uratowani...”Popielniczkatrafiławsamśrodekkineskopu.Obrazpękłipochwiliwidać
byłojużtylkotlącesięprzewody.Wstałipowolizacząłiśćwstronęjasnegokwadratunaścianie.
Ostrożnie,abyniedajBożesięniezbudziła,niósłjejciałonarękach.Jeszczekrokiwiatrowiałjego
rozpaloneczoło.Schyliłgłowęiprzytuliłjądojejlodowategopoliczka.Skóręmiała,jakzawsze
delikatnąimiękką.Słychaćbyłonielicznekrzykiiwiwaty.Gdzieś,dalekowgórzewisiałsamotnyptak;
wolnyiniezależny.Aon,jaktamten,teżleciałitylkokwadratybrukubyłycorazbliższe.
ZbigniewDworak-Antybajka
“tukomoriabolszeniet”
WładimirWysockij
Kiedydawnymiczasykupiec,chłop,bądźrycerzdodrzemiącegolasutrafiał-inieważne,zjakiej
przyczyny:czytopodrodze,czyzprzepicia,czyteżzgłupotywtengąszczlazł-przepadałbezwieścii
tylegowidzieli...
Tak,drzemiącylaspodkażdymwzględembyłstraszny.Jeślibyłytamsłowiki-totylkorozbójniki!W
zaczarowanychzaśbłotachżyłykikimory,któremogłynieostrożnegowędrowcazałaskotaćdoczkawkii
zaciągnąćnadno.Awidzianoteż,jakwczasiepełni,namogiłach-podnieobecnośćichstałych
mieszkańców,którzywłaśnieudalisięstraszyćprzejezdnychpotępieńczymwyciem-tańczyli
świętokradcy,awpadłimwręcejużtopieszy,jużtokonny,zarazgodobezbożnychpraktykwciągaliw
wampirówprzemieniając.
Zaśnakrańcuziemi,gdzieniebotajemniczojaśniejeigdzieSłońcezachodzizawidnokręgukordon,
stałosobiezamczyskoprzeogromneprzypominającezoddalirzeźbęabstrakcyjną,albonowoczesne
osiedlaspółdzielnimieszkaniowych.Wszystkotambłyszczałojakźrenicepoparugłębszych,istni:
piękność,tylko-ot!-wtymzamczyskujakwciemnickrólewnęuwięziłKościejNieśmiertelnyismoka
siedmiogłowegonastrażypostawił,żebynikomudostępudokrólewnyniedawał.SamKościejnatomiast,
którywcześniejzkażdejwalkiwręcziniewręczwychodziłzwycięsko,terazzmiłościdokrólewny
wysechłiuwiądł,zamieniłsięwstaruszkanieszczęśliwego,leczijegosmokniedopuszczałdo
królewny.PrzeklinającswojezbytdokładneinieprzemyślanezarządzenieKościejdzieńwdzieńbłagał
smoka:
-Przepuśćmnie!
-Czegotam?-płaczliwymgłosempytałsmok,ponieważbardzotęskniłzamamą-smoczycą.
-Znamiętnościcałydrżę!Wpuść!
-Zanicniewpuszczę,nawetgdybyśmiałmniezwolnićzestanowiska-ibiednysmokrozpłakałsię
jeszczebardziej.PodczasgdyKościejwiódłpertraktacjezesmokiem,którynazbytdokładniezrozumiał
rozkaz“nikogodogmachuniewpuszczać”,dowiedziałsięolosiekrólewnyJaś-naswójsposób
nieszczęśliwygłuptas.Nienamyślającsięwielepostanowiłuwolnićuwięzionąpięknośćnad
pięknościami.Przypasałmiecziruszyłnakrajświata,dokądoczyponiosą-przezstepyirzeki,przezlas
popasimorzapokolana,przezgóry,gdziejednazadrugąschodząlawinyichociażmożnabyłostroną
obejśćgłazy,onjednakwybierałtrudniejsządrogęiniebezpiecznąjakścieżkawojenna.
Izaczęłysięjegowyczynynadaremne:idącprzezstepkosiłswymmieczemtryń-trawę,wlasach
toczyłbeznadziejnąwalkęzwiedźmami,równieżwielenieszczęśliwymi,jakon,istotami.Razupewnego,
głębokąnocą,rozprawiłsięokrutniezdwiemamłodziutkimiwiedźmami.Gdyjerankiemzobaczył-
zapłakałiżalmusięzrobiłomieszkanekleśnych.Popadłwodrętwienieiszedłdalejzespuszczoną
głową,ażpotknąłsięojedenztrzechogonówsmoczych-biednestworzeniecierpiącbardzowskwarze
upalnegopopołudnia,zanurzyłowłaśniewszystkiegłowywfontannieiłapczywiepiłowodę.
WytrzeszczyłJaśzałzawioneoczy,przemógłwsobiestanodrętwienia,odstąpiłokrokiwziąwszy
szerokizamachgładkouciąłwszystkiesiedemgłów.Bluznęłafontannakrwimieszającsięzwodą,aJaś-
nieprzestającwymachiwaćswymobosiecznymmieczem-podszedłzwolnadoKościeja,którywpadłw
popłochniewiedząc,czycieszyćsięczyrozzłościćzpowoduniespodziewanejśmierciniefortunnego
strażnikakrólewny.
-Zaraziztobąsięrozprawię-rzeczegłuptas.-Więczgiń,przepadnij!
NatoKościej,któremuodnadmiaruwrażeń-upał,królewna,odrąbanegłowysmoka,mieczwręku
głuptasa-pokręciłosięcośwgłowie:
-Jabyłbymrad,leczjestemnieśmiertelny,niemogę...TujużJaśzgniewuczerwonystracił
panowanienadsobąiopuściwszymieczzawrzasnął:
-Ach,tygnuśnyrozbójniku!Patrzciego,intryganta,iletozbudowałkomnat,żebyukryćwnich
królewnę,leczjasprawędoprowadzędokońcawziąwszyodciebiezobowiązanie,iżwięcejgrabićani
babićniebędziesz,zgodniezpostanowieniemrektora,rozporządzeniebieżącenumerosiemipół,
rozdziałI,punkt2bis...
IodtejtoniesłychanejprzemowydostałKaściejudarumózguiskończyłsię-bezżadnejpostronnej
interwencji.Przerwałgłuptasmowędziwiącsię,cotozasłowa,którychnigdydotądniesłyszał,
wymykająmusięzustbezwiednie.Ochłonął,splunąłgniewnie,kopnąłzodraząKościeja,przełożył
mieczdolewejdłonii-zpowoduswejnieskończonejgłupoty-zamiastuciekać,wszedłdokomnat,
wgiąłkrólewnę...
Żylikrótkoinieszczęśliwie.Rozeszlisięinigdywięcejniespotkalisię,niepowrócilidosiebie.
AŁękomorze?...
NiemajużŁękomorza,niemawspaniałegoborudębowego-rosłeaczgłupaweosiłkizrąbały
wszystkiedębynatrumny.Napróżnożalserceściska,raniduszę-niewrócąjużbaśnioweczasy,kiedyto
przedchatkąnakurzejstopieprzechadzałsięKotjużtonucącpiosenki,jużtozabawiającgawiedź
anegdotami.DziśuczonyKot-żebyuniknąćkaryboskiej-dyktujepamiętnikionajeździetatarskim,
któregobyłpodobnoświadkiem.Usiłujewtensposóbodkupićsweprzewinienia,ponieważpewnego
razuzdobywszyzniewiadomegoźródłaniecośrodkówpłatniczychwbrzęczącejmonecie,przepiłje
natychmiastwnajbliższejkarczmieitakiurządziłskandalnacałeŁękomorzeorazokolicę,jakiego
najstarsistróżeporządkupublicznegoniepamiętali-zjadłZłotąRybkę,dotkliwiepodrapałrusałki,
ukradłlatającydywan,bratałsięzmyszamiobierającniełowićichwięcejitd.,itp.
ZłydałprzykładKotswoimwyskokiemitrudnosiędziwić,żewkrótceznalazłnaśladowców:rozpił
sięFaun-przepiłswójdobytekizacząłregularniebijaćżonę,swą,księżniczkędeFlore,nazywającją
skąpym,starympróchnemniegodnymjegoawansów.
Istałasięrzeczjeszczebardziejniesłychana.TrzydziestuTrzechBohaterówdoszłodowniosku-po
opróżnieniupokaźnegogąsiorkasamogonu,pędzonegozresztąwbezksiężycowenoceprzezFauna-że
całkiemzbytecznieochranialioniKróla.orazwybrzeżemorskie.Samowolnieporzuciwszyzaszczytną
służbęobrońcówŁękomorzazagarnęliszmatziemi(jakorekompensatęzadotychczasowetrudy-tak
przynajmniejtwierdziliwszemiwobec),rozdzielilijąpomiędzysiebieikażdyznichzałożył...fermę
kurzą.Odtejporynieruszalisięzeswychposiadłościochraniającjenibyksięstwaudzielone.Lecznie
dośćnatym-mieszkającawjeziorze,któregobrzegówdotykaływłościbyłychbohaterów,rusałka
powiłapewnegodniauroczeniemowlępłcimęskiej,jednakżadenztrzydziestutrzechrycerzyanimyślał
uznaćsyna.“Uważajmygonaraziezasynapułku”-stwierdzilinadwyrazzgodnie.Nadbiednąrusałką
zlitowałsięjedenzmiejscowychczarowników-wielkigawędziarz,aprzytymłgarziprześmiewca..
Jakoznawcapsychikiniewieściejzaproponował,żeweźmiejąizdzieckiemzażonę,żewszystko
zrozumieirozumie-więcposzładoniego,jakdowięzienia.Achociażgorzkopotemżałowałaswojej
decyzji,toanirazuniezająknęłasięnawetoodejściu.Tymczasemharemczarownikazrokunarok
powiększałsię...
TaktoupadływŁękomorzudobreobyczaje.Zgubnywpływrozprzężeniaidemoralizacjizaczął
szybkoprzenikaćpozagranicesławnegoŁękomorza.Wościennymkrólestwie,gdziewszystkodotądszło
cichoiskładnie,pojawiłsięniewiadomoskądzwierzogromny-nitosmok,nitowieprz,nito...tur-i
zacząłbezkarniegrasowaćsiejącspustoszeniawśródkobietikur.
Samkrólcierpiałnapadaczkęiastmę.Tylkokaszlemstraszyłswoichpoddanych,atymczasem
zwierzokrutnybezprzeszkódkogozjadałnamiejscu,kogodolasuwlókł-nadeserniejako.
Ibyłwtymbeztroskimkrólestwiestrzelecwyborowy,niegdyśchlubaarmii,leczionpodczasjednej
zwyprawdoościennegoŁękomorza,wpadłwzłetowarzystwotrzydziestutrzechrycerzy,apopowrocie
zażądałzuchwaleodKrólanadania.Króluniósłsięgniewem,rozkaszlałsiętakbardzo,żeomalducha
niewyzionął,aochłonąwszywygoniłpreczzarmiiswojegonajlepszegostrzelca,którynieprzejąłsię
nawettymzbytnio.Zbrakuinnegozajęciaspędzałczaswkarczmie“PodTrzemaWisielcami”naczęstych
pijatykach,podczasktórychzłorzeczyłKrólowi.
Owegodnia,kiedydoniesionoKrólowiotajemniczymzwierzęciunękającymdnieminocąkraj,w
karczmie“PodTrzemaWisielcami”bawionosięszczególniegłośnokorzystajączobecności
wędrownychtrubadurów.Zamiastballadtrubadurzywyśpiewywaliwielcesprośnepiosenki.Na
podłodzekarczmyleżałyskóryiludzie-pilimocnewino,zagryzalirybami,wtórowalinieskładnie
rozwiązłymtrubadurom.Wchwilinajwiększegorozochoceniarozległsięgłostrąb,poczymherold
ogłosiłwolęKróla-strażwpadładokarczmy,schwytałastrzelcawyborowegoizawlokłagoprzed
obliczemajestatu.Królzakaszlałiprzemówił:
-Niebędęciterazprawiłmorałów,zapomnijmyotym,cobyło,hm,hm,leczjeślipokonasztobydlę,
comipomniejszaliczbępoddanych,tokrólewnępowiedzieszdoołtarza.
Natostrzelec:
-Acidopieronagroda!Jabymtakwolałdostaćbeczułkęportweinu...Mniekrólewnanawetza
darmonanicniejestpotrzebna.Zaśtobydlęitakjednąstrzałąpołożę!TuKrólzezdenerwowania
zapomniałokaszlu:
-Weźmieszkrólewnęikropka.Anie,tomyciebieraz,dwaidociemnicy!Jaktyśmieszodmawiać?!
Wszaktokrólewskajestcórka!...
Astrzelec:
-Zabijmnie,leczniewezmę!Pocomiona,skorotylerusałekwlesie?
Królsięzgniewuzatrząsłcały.Tupał,krzyczał,berłembiłwstół,astrzelecswoje:
-Niechcęijuż!
IpókisiętakKrólzestrzelcemspierał,groził,prosiłpotwórzjadłjużwszystkieprawiekobietyi
kury,iukazałsięnieopodalzamku-tennitosmok,nitowieprz,nitotur.
PrzyszłowięcKrólowiprzerwaćspóriprzystaćnawarunkistrzelca.Ten-jakobiecał-jednąstrzałą
zabiłzwierzai...uciekłprzezornieniezapominającjednakoportweinie.TaktoKrólaikrólewnę
ośmieszyłiupokorzyłbyłynajlepszy,leczzuchwałystrzelec.
Skądjaotymwszystkimwiem?Ijatambyłem...Tak.Nabrzegumorza,gdziewysadzilimniepiraci
(dziwnymzbiegiemokolicznościbyłoichtrzydziestutrzech)-spaliwszypouprzednimsplądrowaniumój
wspaniałystatekpodszkarłatnymiżaglami-natknąłemsięozachodzieSłońcanaprzedziwnyobrazek:na
plażyświętyJerzyraczyłsięzesmokiemkwasemsiarczanym,ażimsiękurzyłozgłów.Dziewicyjużnie
było.Zdjętystrachemiodraząrzuciłemsiędoucieczki...
Dotarłemdoujściasiódmej;amożetrzynastejrzeki,zasiódmą,amożedziewiątągórą,gdzie
spotkałemowegostrzelcawyborowegoorazJasia-głuptasa.Piliwłaśnietensamportwein,który
strzelecwytargowałodKróla.
Zaprosiliimniedotowarzystwa,ipókipiliśmy,opowiadalioswoichinieswoichwyczynachw
Łękomorzuiokolicy.
ZbigniewDworak-Niezwyklespotkaniewletniąnoc
Ostatniautobuslinii251,którymmiałemodjechaćdoniedalekiej,leczzagubionejwpustkowiach,
osady,wogóleniezjawiłsię.Tkwiłemnapętliponadpółgodzinyipowolizłośćmniebrałana
naczelnego,któryniztegonitowegokiedywpadłempodwieczórdoredakcji-poleciłminatychmiast
jechaćdoosadyinajdalejdopołudniadnianastępnegoprzywieźćgotowymateriał.Nawetniebardzo
dobrzerozumiałem,cotozawywiadmamprzeprowadzićidlaczegoakuratponocy,alenaczelnynie
przejąłsiętymwcale.
-Wdrodzesobiewszystkoprzemyślisz.Azarazjechaćmusiszdlatego,ponieważwłaśnieodbywa
siętamjakiśniezwykłyfestynzpowodudziesięcioleciabardzoważnegowydarzenia,októrymjednak
wprostsięniemówiitojestdziwne!Tumaszzresztąnumer“NowychWieści”zzakreślonąnotatką.
Schowałemtygodnikdokieszeniiwzruszywszyramionamiwyszedłem,aby“spełnićdziennikarski
obowiązek”.
Nadziejanasłużbowysamochódszybkozgasła.Naparkinguniebyłoanijednegośrodkatransportu,
nawethelikopteryodleciały.Sennyjużdyspozytornamojenękającepytanieodparłkrótko:
-Przecieżpanwiechyba,cosiędzisiajbędziedziab?Właśnie!Zupełnieotymzapomniałem,kiedy
dopadamnienaczelny.Zgrzytnąłemtylkozębamiipowlokłemsiędoprzystankutramwajowego.Mój
samochódbyłniestetywremoncieprzedłużającymsięzpowodubrakuczęścizamiennych.
Takiewydarzenie,ajamamsięponocytłucpojakiśgłupawymateriał!
Niepowodzenienieopuszczałomnie.Tramwaj,którymmogłemdojechaćdopętliautobusowej,długo
nienadjeżdżał.Kiedysięwreszciezjawił,okazałosię,żezjeżdżadozajezdni.Pojechałemdopiero
następnym,któremunapętliakuratpopsułsięautomatotwierającydrzwi.Nimmotorniczyuporałsięz
drzwiami,autobusodjechał,mimoiżkierowcawidziałidoskonalewiedział,żewiększośćpasażerów
udajesiędalejautobusem.
Tłumruszyłdobudkidyspozytora,tenjednakszybkowymknąłsię,wskoczyłdotramwaju.
Motorniczytymrazembeztruduzamknąłdrzwiitramwajodjechał.
Zostaliśmyzniczym.Nieudałosięnawetpodyskutowaćzdyspozytorem.Częśćpasażerów
mieszkającawpobliżuodeszłaodrazu.Pozostali,wtymija,czekaliśmynaostatnikurs,leczautobusnie
nadjeżdżał..udzieprzeklinali,aleciąglejeszczeczekali.
Wdomachstojącychnieopodalpętlizapalałysiętuiówdzieświatła-zapadałpóźnyzmierzch.W
większościokienwidaćbyłojednaktylkopoświatęidącąodwłączonychtelewizorów.Zzawiścią
patrzyłemnateoknaiprzezchwilęzastanawiałemsię,czyniewprosićsiędokogośnadużywając
służbowejlegitymacji.
-Chybasięjużzaczęto-odezwałsięstojącyobokmężczyzna.
-Przepraszam?A,tak!-rzuciłemokiemnazegarekzapięćminutrozpoczniesiębezpośrednia
transmisja.
-Toznaczy,żetamonijużjązaczęli,prawda?Tyle,wydajemisię,wynosiopóźnienie.
-Niecoponadtrzyminuty-odparłemmachinalnie.
-Nowłaśnie.Amytutkwimy.Kierowcaostatniegokursuzreguływracabezpasażerówidwie
przecznicewcześniejskręcadobazyniezajeżdżającnapętlę.Taktobywa.Trudnozgadnąć,czydziś
przyjedzie...-imójrozmówcamachnąłręką.
-Nacowtakimrazieczekamy?
-Możejeszczeprzyjedzie.Apozatymobajjesteśmynieobyci,oprócznasniewieleosóbjeszcze
czeka.
Końcowyprzystanekautobusulinii251rzeczywiściepustoszał.Zawrócę-pomyślałem,leczwtym
samymmomencieuświadomiłemsobie,żeipowrótmamodcięty.Nocnetramwajenatejliniiniekursują
ostatnio.Ponadtonaczelnynieuznajeżadnychtłumaczeń.Albonapiszęreportaż,albopodanieo
zwolnienie...Pójdępieszo-zadecydowałem.Tozaledwieokołodziesięciukilometrów,afestyntrwał
będziedorana.Nocciepła,pogodna.
Podzieliłemsiętąmyślązprzygodnymznajomym.Kumojemuzdziwieniuusłyszałem:
-Jeszczepoczekam.Możenadjedzie,możecośsiętrafi...Pożegnałemgoiruszyłem.Zauważyłem,że
ipozostaliniezamierzaliodbyćspaceru.Wyrzekali,lecztkwilinaprzystanku.
Kiedydochodziłemdodrugiejprzecznicy,októrejwspomniałmężczyzna,dostrzegłemw
perspektywieulicyzbliżającysięautobus.Zawahałemsię,czyszybkozawrócić,czyprzeciąć
skrzyżowanieiczekaćnanajbliższymprzystanku.Tymczasemautobusdojechałdoskrzyżowaniainie
zatrzymującsięskręciłwprawo.Byłemtuż,tużikierowcamusiałmniezauważyćbowiemroześmiałsię
szyderczo.Silnikzawyłiautobusoddalilisięszybko.
Zrezygnowanyruszyłemprzedsiebie.Wkrótceznalazłemsiępozagranicamimiasta.Księżycjuż
wzeszedł.Byłnabrzmiały,czerwonawy,leczjużzdeformowany.Wystarczającojednakoświetlałdrogęi
poruszaniesięniesprawiałotrudności.
Pokilkunastuminutachminąłemostatniedomy,wykwintminionychdziesięcioleci.Przedemną
rozpościerałosiępustkowie.Rzadkośćwtejczęścikraju.Dzikieugory,nieużytkiporosłemizernątrawąi
rzadkimikrzewami.Zjednejstronyobramowywałpustkowiemilczącylas,któryledwierysowałsię
czarnympasmemnaugasającymwidnokręgu.Zdrugiejstronyzamykałypustoćostańce,niemi
świadkowiewielkichzlodowaceń.
Szosa,którąsamotniewędrowałem,pętliła.Nikomujakośnieprzyszłodogłowyprzeprowadzićją
prostojakstrzelił.Takczyowak,byłotopustkowieizakrętystanowiłyarchaicznąpozostałośćpo
czasach,kiedydrogęwytyczanobezużyciateodolitów.imaszyn,niejakowsposóbnaturalny,omijając
wszelkieniedogodnościterenowe.
Niebościemniałoostatecznie.Kolejnyzakrętwyprowadziłmnienakierunekpołudniowo-zachodni.
Jasny,czerwonypunktnanieboskłonieprzykułmojąuwagę.Zmęczeniedawałoosobieznać-dopieropo
dłuższejchwiliskojarzyłemtenjasnyobiektzdzisiejszymwydarzeniem,któregopoczątkisięgająparulat
wstecz.
TowidniałMarsizjegopowierzchniprzekazywanaterazbyłatransmisjazpierwszegolądowania
międzynarodowejwyprawyzałogowej.Zakląłem,wściekły,żeniedanemijestoglądaćjej.Kiedy
transmitowanopierwszekrokiArmstrongaiAldrinanapowierzchniSrebrnegoGlobu,byłemjeszczezbyt
niedorosły,żebyzrozumiećdoniosłośćtakiejchwili,dziśnatomiast...Rozgoryczonynanaczelnegoina
całyświat,amożeraczej-naZiemięinaMarsa,postanowiłemzapalićpapierosaizastanowićsię
wreszcienadpowierzonymmizadaniem.Trudno.
Dotarłemjużdoniecobardziejurozmaiconejokolicy.Pojawiłysięnędzniewyglądającezagajniki,
przybliżyłysięlśniącemartwąbieląostańce.Oparękrokówoddrogidostrzegłempochylonedrzewo-
wydawałosięwręczzapraszać,ażebymnanimspoczął.Podjąłemtakąwłaśniedecyzję.Zszedłemze
szlakuiusiadłemopierającsięwygodnieozwichrowanypieńdrzewa.
Zapaliłemi...poczułemsięsenny.Ztrudemudawałomisiępowstrzymywaćopadającepowieki.
Zamiastlogicznegociągumyślimiałemwgłowiechaos,przypominałemsobieokilkusprawachnaraz
przeskakujączjednejnadrugą:Marsilądowanienanim,autobusimójpopsutysamochód,polecenie
naczelnegoitajemniczyfestyn...Awłaściwiedlaczegotajemniczy?Ocknąłemsięzpółsnu.Rzuciłemze
złościąnaziemięniedopalonyPapieros,któryzdążyłzgasnąć-ijużmiałemwstać,kiedyraptemrozległo
sięzamoimiplecamigłuchestęknięcie,nitochrapnięcienitoziewnięcie,aniemaljednocześnieowiał
mnieostry,nieznanyzapach.Chybaśnię-pomyślałemleniwie,leczwnastępnejsekundziezadrżała
ziemia,poczymktośryknąłniezbytgłośnotużzamną.
Zerwałemsięnarównenogiiuskoczyłemzawygiętypień.Nie!Jazwariowałem,albojednakśnię!
Zakręciłomisięwgłowieiżebynieupaść,oburączobjąłemdrzewko.
Przedemną,oddalonyzaledwieoparęmetrów,siedział...najprawdziwszysmok.Niezbytokazały,ale
jednaksmok!Ziewałprzeciągleibiłogonemoziemię.Coulicha?Ktowłaściwiegdziejest?Jana
Marsie,czysmoknaZiemi?!-pomyślałemjużcałkiemniedorzecznie.
Smoktymczasemzauważyłmojąobecnośćiprzestałbićogonem.Jakośtakdziwniechrząknął,ale
bardziejtendźwięk,rykprzypominał.Tkwiłemjaksparaliżowany.Smoktylkodziewicepożera-
przemknęłamiprzezgłowęidiotycznamyśl.Przestałemobejmowaćpieńiwysunąłemsięzzadrzewa.
-Acoto?Nocnyspacerzpowodubezsenności,któraimnietrapi?-odezwałsięchrapliwiesmok.
Maszcilos!Tegojeszczebrakowało!Mówiącysmok!Rozglądnąłemsiębezradniepookolicyjakby
wnadziei,żeprzywrócimnietodorzeczywistości,alesmokniezniknął.
-Cóżetoczyniszwtychpustychkrajachopółnocyponowiłpytaniesmok.-Aha,zaniemówiłeś,
pewniezestrachu,alemjaniegroźny.Siadajże,pogawędzimy,bonudnomi.
Westchnąłemiusiadłemzpowrotemnapochylonymdrzewie.
-Smokówprzecieżniema-powiedziałemtonawpółmachinalnie.
-Anoniema-zgodziłsięzemną.-Jajestemostatni-itakżewestchnął.
-Jakto?....
Nie,tojednakhalucynacja-pomyślałemrównocześnie.-Atak-ryknąłsmok,leczjakośżałośnie.-I
czegoterazwszkołachuczą?Nijakniedyszałeśozauroerze?
-Mezozoik-poprawiłemodruchowo.-Trias,Jura,Kreda...
-Aach,uczonenazwy-sapnąłzdużymniezadowoleniemsmok.
-Aletobyłodawno-dorzuciłemniepewnieniewiedząc,czyznowugoniezirytuję.
-Dawnonieznaczynigdy.Ludzie,cozaobyczaje!Skorojednakcośniecoświesz,mogęci
opowiedziećnaszedzieje.Byliśmyniegdyśwładcamitejplanety.Ailewtedybyłotego,no,tlenu!Teraz
trudnooddychać.Wtedytosięswobodniedyszało...Nowięcżyliśmywtedydostatnioidługo.Byliśmy
potężni,ażeprzezmiliardolecianicnamniezagrażało,powolizacząłsięwykształcaćzaurointelekt,jeśli
jużuczeniemówić.Niestetyzbytpóźnotosięstało.Zniewiadomychprzyczynwarunkinaplanecie
gwałtowniesięzmieniły.Większośćnaszychpobratymcówwyginęła,pozostałanielicznagałąźnaszych
bezpośredniopraprzodkóworazjeszczejakieśreliktowe,boczneliniejakte...krokodyle.Onetosię
przyczyniłydopowstanialegendy,żegadytoobrzydliwestworzenia,niewrażliwe,bezduszne,łzyleją
krokodyle...JedyniewkrajuKhemotaczanojeczcią,aletochybabyłodziałaniepodświadomeipod
niezbytwłaściwymadresem,botonam,smokom,cześćoddawaćbynależało.1oddawanoby,gdybyśmy
otodbali,leczmybyliśmyzbytdumni.Tak.
-DlaczegoJednaknienatrafiliśmyna...e...szczątkikopalnewaszychpraprzodków?-ośmieliłemsię
wtrącić.
Tusmokryknąłbijącprzytymogonemoziemię,ażkamieniepryskałynawszystkiestrony.
-Inieznajdziecie!Niebędziecieprofanowaćmiejscostatecznegospoczynkusmoków,jaktonie
omieszkaliścieuczynićnawetzprochamiwłasnychprzodków,nędznicy!grzmiałsmok.
Przeczekałemtęburzę,uspokajającsięwewnętrznie,żeśnię.
-Apozatymbardzoniewielupozostałonaszychpraprzodkówizmianapokoleńniebyłatakszybka,
jakussaków.Tymnaspokonali.Mypotrzebujemydużoczasu,wamsięspieszy.Adokąd?Dojeszcze
szybszejzagłady.
KiedynaZiemipojawilisięludzie,pozostałanasjużzupełnienielicznagrupa.Unikaliśmyspotkańz
tyminajbardziejagresywnymimieszkańcamiplanety,odczasudoczasujednakpraludzieprzypadkowo
trafilidonaszychsiedzib-jaskiń,stadwłaśniedotrwałydowaszychczasówprzekazyosmokach.Tonie
żadenwymysł,wasiprzodkowiewogóleniemieliwyobraźniiniemoglibyopowiadaćotym,czegonie
widzielinawłasneoczy.Spotkanianiebyłyczęste,więctymbardziejobrastałylegendami,jakichteraz
wiele.Samotymwiesz...
Zaintrygowanyniepowstrzymałemsięizadałempytanie:
-Skądwtakimraziepojawiłysiępodaniaotrójgłowychsmokach?
Smokzakołysałsięjakbyrozbawiony.
-To,widzisz,byłnaszpodstęp.Chcącsięwpewnychmiejscowościachuwolnićodnatręctwaludzi
postanowiliśmyichskutecznieprzepłoszyć.Zauważyliśmy,żeczłowieknajbardziejsięlękarzeczy
niezwykłych,bądźnienormalnych...Udawaliśmytedytrójgłowesmokiinaludziachwywierałoto
ogromnewrażenie;wprzestrachuuciekali,dokądoczyponiosą,araczejnogi,bowzrokwtedymieli
błędny.Zczasemnaszamłodzieżzabawęsobieztegouczyniłaponadmiaręstraszącludzi.
-Alewjakisposób.
-Bardzoprymitywny.Dotegocelupotrzebnesąpagórkiporośniętegęstokrzewami.Należy
umiejętniesiępodkraść;jedensmokzajmujetakiemiejsce,żewidaćgoprawiewcałejokazałości,dwaj
pozostaliwystawiajątylkogłowychowającprzemyślnietułów.Wystarczyjednocześnieryknąć.Nie
zdarzyłosięjeszcze,żebyczłowiekzechciałsprawdzić,czytotrzysmoki,czyjedenotrzechgłowach.
Tusmokzarechotałklepiącsięłapamipobrzuchu,ażzadudniłopookolicy.
Smokzpoczuciemhumoru-pomyślałemwściekły.Naczelnyteżsmok,alebezpoczuciahumoru.
Jeszczegotówmiudowodnić,żespiłemsię,zamiastwykonywaćswojeobowiązkidziennikarskie.A
Księżycjużwysokosięwzniósł,Marswkrótcezadzie...-ipopatrzyłemwkierunkuwiszącegojużnad
samymhoryzontemMarsa.
Smokobróciłłebzainteresowany,nacotakusilniepatrzę.Milczałemmyślączzawiściąotych,którzy
oglądająteraztransmisję.Drgnąłem,kiedysmokodezwałsięchrapliwie:
-Ipocotobyłotamlecieć?Przecieżtam,natejczerwonejplanecie,nicniema...
-Skądtowiesz?!
-Niepamiętam.Poprostuwiem.
Zamilkłemzadumanynadniewiarygodnieotchłannątajemnicąprzeszłości.Czyabywszystko
odbywałosiętak,jakucząpodręczniki?Jaknaprawdęwyglądałnaszukładplanetarnykilkasetmilionów
lattemu?Zzamyśleniawyrwałomniepytaniezadanenieodmienniechrapliwymgłosem.
-Atysam,skądtybędziesz?
-ZKrakowa-odparłem.
Natosmokryknąłzcicha,zatupał,grzmotnąłparęrazyogonemoziemię.
-Isłyszećniechcęotympodłymmieście!Wszaktowasiprzodkowiezamordowalitammojego
kuzyna,którynajspokojniejmieszkałsobiewjaskiniiniewadził...Melancholijnyjakiśtakibył.Azabili
gopodstępnie,tchórzliwieijeszczesiętymszczycą!Zgładziligozestrachuprzednieznanym.Co
nieznanetowrogie,tacyjużjesteściewy,ludzie!-ryczałwuniesieniusmok,ajaomalniespadłemz
drzewacofającsięprzerażonyjegogniewem.
-JadopieroodniedawnajestemwKrakowie-wyjąkałemnieporadnie,ponieważnic
rozsądniejszegonieprzyszłomidogłowy.
Smokjakbyuśmierzyłswojązłość.
-Konformizm-parsknął.-Toteżjednazwaszychgłównychcech.
Niepomnynanicwypaliłem:
-Adziewicetoktonibypożerał,co?
Tymwypademchciałemwreszciepowstrzymaćgoodciągłychkomentarzyludzkiegocharakteru,co
misiępowiodło,bowiemsmokjakbyuległnagłejkonfuzji.
-Notak-wychrypiał.-Wiedziałem,żetaksięstanie.Odtegopytanianiemaodwołania-powiedział
ponuroinagleryknąłtryumfalnie:Aczytywiesz,ktonasdotegonakłonił?
Milczałemzaskoczonykonwersjąwzachowaniusięsmoka.-Niewiesz?Otóżdowiedzsię,żeto
właśnieludziewpadlinatengłupawypomysł!Przyznaję,wśródnasznaleźlisiętacy,cosiępołakomili...
Idrogoprzyszłopotemzatozapłacić.Dziewice,hm,dawnotobyło-dodałmarzycielsko.-Smakowite,
łagodne...-imlasnąłobrzydliwieozorem.Alecirycerze,ochnie!“
Ogarnęłamniepasja.Daćwłebtemupotworowi!Alejak?Zamiasttegowarknąłem:
-Przeklęteludojady!Nicdziwnego,żewaswytępiono!-O,przepraszam-obrazusięsmok.-
Kanibalizmtonienaszwymysł.Owszem,konsumowałosiędziewice,namiejscuoraznawynos,ale
przecieżnależąonedozupełnieinnegogatunku,banawetrzędu.Krokodyle,takożrekinyzżerająwas,
wiem,nielubicietego,aleteżnieuważacietakiegosposobuodżywianiasięzaszczególneprzestępstwo.
Skądwięctakanienawiśćdonas?Czyżbyszłoodziewice?
Nicnieodpowiedziałem,więcciągnąłdalej.
-Sądzę,żesięniemylę.Winicienaspodświadomie,żejakobyzajednymzamachemzaspokajamy
podwójniegłód,normalnyiseksualny.Ach,cóżzaprzewrotnieperwersyjnemyślenie!Mówiłem
przecież,iżtoludzienauczylinaspożeraćdziewice...-izamilkł,anastępnieziewnąłszeroko.-No,
muszęjużiśćdonaczelnika-przerwałprzedłużającąsięciszę.
Zesztywniałem.Ojakimnaczelnikuonmówi?Czytenupiornysennigdysięnieskończy?Iwtej
samejchwiliprzypomniałemsobie,iższefteżcośmówiłonaczelniku,aleniezbytuważniesłuchałem.
Teraznaglezacząłemkojarzyćwjednoniejasnewypowiedzinaczelnego.Tylkocoztymwspólnegoma
smok?Zapytaćgowprost?Niezręczniejakoś.
-A...wjakiejtosprawiedonaczelnika?-zapytałemjednak.
Smokażsapnąłzezdziwienia.
-Cotoznaczy“wjakiejsprawie”?Poprostumieszkamwtychstronach,nieopodalosadyidbać
muszęodobrosąsiedzkiestosunki.Pozatym...-urwałnagleiznowumłóciłziemięogonem.
Straszliwepodejrzeniezmroziłomójumysł.Więcjednak?...Postanowiłemzapytaćbezogródek.Jeśli
tosen,niechsięczymprędzejdośni.Ajeżelinie?...Trudno.Zaryzykuję.
-Czyżbyśnadalpobierałharacz?Niemożeszsięobejśćbez...e...dziewic?-wypaliłemjadowicie.
Zesmokiemdziałosięcośdziwnego.Śmiałsiębezgłośnieikołyszącsięrytmicznieprzytupywał,i
jeszczejakbyzpolitowaniemkiwałgłową,azarazemodwracałją,niewiadomodlaczego.
-Chybażartujesz-wychrypiałwreszcie.-No,tak,poniekądmiałemnajpierwtakizamiar-przyznał
sięwielcezmieszany.-Trudnosiępozbyćtysiącletnichnawykówtłumaczyłsię.
Niewierzącwłasnymuszomsłuchałemgozotwartymiszerokousty.
-Bowidzisz-ciągnął-odbyłosiętotak:Przybyłemprzeddziesięciulatywtetustronyizarazpo
dożynkachwtargnąłemzwielkimrykiemznienackadoosady,aliścijejmieszkańcyniezdołalisięnawet
porządniewystraszyć.Popici,jaktozwyczajniepotakowejuroczystości,niewiedzieli,czyimsięw
oczachmieni,czyco...Usłyszałemnawet,jakktośprzeklina-cholera,małobiałychmyszek,toterazmi
siębestiawielgazwiduje!-izacząłzawodzić-“nalwasrogiegobezobrazysiędzieszinaogromnym
smokujeździćbędziesz”...-Zatrzęsłomną.Takiafront!Szczęśliwienaczelnikbyłwmiarętrzeźwy.
Wystawiłemmutedyzarazswojeżądania.Słuchałuważnie,potemroześmiałsięiprawiowszem,toito
dasięzrobić,czemunie,alecododziewic...-ijeszczebardziejzacząłsięśmiać,leczjakoś
nieprzyjemnie.Zeźliłemsięijużmiałemgozdzielićogonem,kiedyznówrzecze-czekajże,zarazci
wszystkogrzeczniewyjaśnię.Otóżzdziewicamitojużnieteczasy.Musiałbyśsiękontentować
niedorosłymipodlotkami,chudymi,jaktowtakimwiekubywa,nicsmacznego,zaśinnychdziewicpo
prostuniema-iznowuzarechotałodrażająco.-Aletysięnietrap,cośzaradzimy,możesznanas
polegać.Swójcorocznyharaczotrzymasz.No,powiedzmy,niecoodmienny,leczwyboruniemasz-
zakończyłzuchwale.Zgodziłemsięniebacznie,bopoprawdziecomogłemrzeczywiścieuczynić?W
pierwszymroku,niepowiem,nienarzekałem.Takożiwdrugim,leczpotemcośtenharaczzabardzo
wydalmisięodmienny.Próbująmnieotruć,czyjak?-taksobiełamałemgłowę,ażwreszciesam
naczelnikpokilkugłębszychzdradziłminiedawno,wprzypływieszczerości,sposóbwyboruharaczu.O,
janieszczęsny!-ryknąłsmok.Inacomitoprzyszło!
Doszczętnieogłupiałychciwiejednaksłuchałem.
-Otóżwyobraźsobie-ciągnąłdalejswąniesamowitąopowieść-najakitoprzewrotnypomysł
wpadkamęskapolowaosiedla.Uradzili,żecorokutypowaćbędąnajgorsząteściowąijąwłaśnie
przeznaczaćmnienapożarcie!Otempora!Omores!Biadami!-lamentowałnieprzystojniesmok.
Wreszciespłynęłonamniedługooczekiwaneolśnienie!Awięctotak!Jakżeprostotłumacząsię
wspomnianeprzeznaczelnegoniespotykane“dobreobyczaje”wosiedlu.Ówbrakzadrażnieńpomiędzy
teściowymiazięciami!Teprzykładnemałżeństwa...Pogodna,wspaniałaatmosferarodzinnawkażdym
domu.Ijeszczesąsiedzkiewspółzawodnictwo,czyjateściowajestlepsza!Cudownasłodyczteściowych
przyjednocześniewyzywającymidziwnymzachowaniusięnaczelnika,cozwróciłouwagęredaktora
“NowychWieści”imojegoszefarównież,któryszóstymzmysłemwyczułsensacjęmogącąiśćolepszez
wyprawązałogowąnaMarsa.
Mamtedysensację,tyleżebezużyteczną,bowiempoprzeczytaniupierwszychparuzdańreportażu
naczelnypoczęstujemnietakimkopniakiem,żeposzybujęnaMarsabezdodatkowychdopalaczy!Asmok
bezwątpieniazdajesobiesprawę,iżniktwjegoistnienie,aniteżwpożeranieteściowych,nieuwierzyi
dlategotakbezkarniegrasuje.
Niebyłosensukontynuowaćdalejmarszudoosiedla.Wrócęimożejeszczezdążęobejrzeć
przynajmniejzakończenietransmisji.
Smokażpodskakiwałześmiechu,kiedymuopowiedziałemocelumojejwędrówki.Potemryknął,
przeciągnąłsięlubieżnieijąłsięspiesznieżegnaćtłumacząc,żewłaśniemusiprzystąpić.dowypełnienia
swojegocorocznegoobowiązku.
-Jakżetotak?!-zapytałemzdumiony.-Przecieżsammówiłeś,żewtymniegustujesz?
-Nnotak-zgodziłsię.-Tylko,żepilnieczekająnamnie,tonamojącześćtenfestyn!-dodałzdumą.
Iniemogęzawieśćzaufanianaczelnikaorazjegoprzyjaciół,którychniewolnopozostawiaćwbiedzie.
Wszaktrzebaludziompomagać-dokończyłzdwuznacznąpowagąiryknąwszypomknąłciężkimcwałem
wkierunkuledwiewidniejącegoosiedla,skąddonosiłysięchwilamiskocznedźwięki.Odwróciłsię
jeszczerazijużzoddalizawołał:
-Aztymidziewicamitowcaleniejesttak,jakminaczelnikprawił!
Izniknąłzanajbliższymostańcem,ajapozostałemsam,niepewny,czyryzykowaćniespodziewaną
wyprawęnaMarsa,czyteżodrazuzrezygnowaćzzawodudziennikarza,skoroniemogęnapisaćprawdy.
ZbigniewDworak-Esperia
-PaniePrezydencie!Dwanaściekosmolotówniepojawiłosiędotejpory.
-Sądzipan,Dyrektorze,żeuległyzagładzie?
-Nie.Raczejzaginęły.Wprzypadkuawariilubkatastrofywiodącykosmolototrzymałby
odpowiedniąinformację.
-Comówiąastronomowie?
-Twierdzą,żezejściezkursujestwykluczone.Zresztązejściezkursuaparaturakontrolnatych
dwunastukosmolotówpotraktowałabyjakoawarięiodebralibyśmystosownysygnał.Pozatym
wywołujemykażdyztychkosmolotówjużodtygodnia.Bezrezultatu.
-Nocóż-powiedziałPrezydent.-Wszyscysąomylni.Błędywsterowaniuinawigacjimogłypowoli
narastaćiautomatykontrolnemogłyniezarejestrowaćtegowporę.Byćmożezawcześnierozpoczęto
hamowanie,takiżwobecnejchwilikosmolotyodległesąodnasocałyrokpodróży.
-Małoprawdopodobne.Panwie;paniePrezydencie,ktoznajdowałsięwtychkosmolotach.
-Tak.Więcuważapan,żebylibyzdolni?...
-Nicnieuważam.Stwierdzamtylkofakt,żedwanaściekosmolotównieprzybyłowprzewidzianym
terminie-stwierdziłoschleDyrektorSłużbyłączności.-Chodzitylkooto,cozakomunikujemy
pozostałym.
-Prawdę.
-Całąprawdę?...
...itylkoprawdę.Ajakpansobiewyobrażał?Żezaczniemyodkłamstwa?Całyzamiarudałsiętylko
dlatego,żepowiedzieliśmywewłaściwymmomencieludziomcałąprawdę!Panzapomniałotym?
Gdybyśmystraciliwtedyzaufanie...Szkodazresztąterazotymmówić.Chybazdajesobiepansprawę,że
RządFederacjiZiemskiejnieprowadzipolitykiminionychstuleci-politykiokłamywaniaswoich
narodów?
-Takjest!Jarozumiem...ale...tawyjątkowasytuacja...-Dobrze.Podawięcpankomunikatzgodnyz
prawdą.-Nawetjeślibytomiałowywołaćwrzenieiniepokój?
-Nawet.Pozatymkomunikujępanu,żezamierzałemdokooptowaćpanadoministeriuminformacji.
Niestety,pańskiepoglądyzmuszająmniedozrewidowaniadecyzji.Wnajwyższychwładzachnie
powinnobyćludzimającychskłonnościdoukrywaniaprawdy.Rozumiempanaobawy...inietracipan
mojegozaufaniajakoDyrektorSłużbyłączności.
EsperiabyłaplanetąpołożonąnajbliżejTolimakaA.Obiegałaswojesłońceponiemalkołowej
orbiciepołożonejprawiedokładniewpłaszczyźnieorbityTolimakaBizachowywałastabilnośćswego
ruchuprzezmilionolecia.
MimozasadniczychróżnicukładowychwykazywałaEsperiasporozachęcającychpodobieństwdo
Ziemi.KrótszybyłjejokresobieguwokółTolimakaA,aleikrótszadoba-niecoponad20godzin.Tlenu
watmosferzebyłoniecomniej,leczróżnicętękompensowałomniejszeprzyciąganie.Iwreszcie
najważniejszaizarazemnajprzyjemniejszaróżnica:ośruchuwirowegoplanetybyłaniemalprostopadła
dojejorbity,dziękiczemunaEsperiiniebyłopórroku-panowaławiecznawiosna.Gwiazdąpolarną
dlaEsperiibyłjasny,czerwonyArktur.Słońce,widzianezukładuTolimaka,stanowiłonajjaśniejszą
gwiazdęwKasjopei.
EsperianiemiaławłasnegoksiężycazatoprzezkażdepółrokunajejnocnymniebieświeciłTolimak
B.Jegojasnośćwidomawynosiłaminusdziewiętnaściewielkościgwiazdowych,czylityle,ilewynosi
jasnośćwidomaSłońcaobserwowanegozPlutona.Przezdrugąpotowąrokuobiegwiazdyukładu
TolimakaświeciłynadziennymniebieEsperii,aponieważpłaszczyznyorbitTolimakaAiplanety
pokrywałysię-rokroczniemożnabyłoobserwowaćzaćmienieTolimakaBprzezTolimakaA.
Nocą,nibyodległalatarnianieba,rozbłyskiwałaporozumiewawczosąsiadkaukładuTolimaka-
czerwonaProksima.OdkryłaEsperięprzedpółwieczemsonda“InterstellarVI”.Przesłaneprzeznią
obrazyplanetywzbudziłysensację,obaliłybowiempowszechnypogląd,żeprawdopodobieństwo
spotkaniażycianaplanecie,należącejdoukładugwiazdypodwójnej,jestznikome.
JeszczedziesięćlattemuEsperiabyłarajską,dziewiczaplanetą,a,dziśzamieszkiwałojąbliskotrzy
miliardyludzi!Byłtogigantycznyexodus,jakiegowcześniejludzkośćnieznałaitylkoztrudemmogłago
sobiewyobrazić.
KażdejnocyspoglądanowkierunkuKasjopei,natlektórejjaśniałoSłońce.Pierwszeobserwatorium
astronomicznezbudowanenaEsperiiprowadziłoniemalwyłącznieobserwacjeSłońca.Każdegodniaod
chwiliuruchomieniałącznościdzwoniływobserwatoriumradiotelefony-dowiadywanosię,conowego
naSłońcu?WedługprzeważającejopiniiastrofizykówSłońcemiałownajbliższymczasie,,podczas
kolejnegomaksimumaktywności,kilkakrotnie,rozbłysnąć,po.czympowinnopowrócićdostanu
“spokojnegoSłońca”nanastępnemiliardylat.
Zjawiskonarastaniaaktywnościsłonecznejwmaksimumzostałozauważonejużwdrugiejpołowie
dwudziestegowieku.Przedtrzydziestuzgórąlatygrupaheliofizykóweuropejskichdoszładowniosku,że
podczaskolejnegomaksimumdwudziestodwuletniegocyklu,naktórynałożysięmaksimumwiekowego
cykluzmianaktywnościsłonecznej,nastąpiąrozbłyskipierwszykrótkotrwały,oamplitudziejednej
wielkościgwiazdowejorazkilkanastępnych,dłuższych,leczozmniejszającejsięamplitudzie.
Niewszyscyuczenipodzielalitenpogląd.Innaszkołaastrofizycznatwierdziła,żechociażrozbłyski
niesąwykluczone,tojednakamplitudaichbędzieniewielka,aprzetoZieminiezagrażażadne
niebezpieczeństwo.
Kressporowiheliofizykówpołożyławizyta...Kosmitów,któranaprzekóroddawnarozwijanemuna
podobnąokazjęoptymizmowi-przerodziłasięwkonfliktiinwazję.
Oczekiwanyprzezstulecia,szczególnieprzezpasjonatówCETI,“pierwszykontakt”przyniósł
mieszkańcomZiemigorzkierozczarowanie.
KiedyPrezydentpowróciłzkolejnejinspekcjiwszystkichzamieszkanychlądówEsperii,czekałna
niegoDyrektorSłużbyŁącznościwrazzgrupąwspółpracowników.
-PaniePrezydencie-zameldowałzprzejęciemDyrektor-otrzymaliśmywiadomośćodzaginionych
kosmolotów!
-Nareszcie-powiedziałPrezydent,alezminyjegomożnabyłowywnioskować,żewolałbyotrzymać
tęwiadomośćdopieroponależytymodpoczynku.
Zaprosiłwszystkichdogabinetuiwezwałheliofizyków.DyrektorSłużbyŁącznościnerwowozwijał
irozwijałtaśmęwydrukuzdekodera.Nadeszliheliofizycy.
-Proszę,niechpanczyta-powiedziałPrezydentznużonymgłosem.
Dyrektorpodniósłwzrok.
-Właściwie...niewieletujestdoczytania.Sygnałbyłsłabyiwwielumiejscachprzekazuległ
zatarciu,bądźteżzniekształceniu.Odczytaliśmytyle:“...ponieważrozbłyskSłońcanastąpi...
uważaliśmy...(zawrócić)naziemiępopokonaniu...trasy...(nie)zgadzaliśmysię...wpalni(z)...
opuszczeniaziemiidlatego...kiedyrozbłyski(wygasną?)...naziemię...jeżelirozbłyskiniebędązbyt
intensywne...powinniopuścić(ziemię)...nieznoszą...temperatur(i)...przebywaćnachłodnych(?)...
prosimy...jeżeli...zawsze...(z)powrotem...”.Towszystko.
Prezydentmyślałwzamyśleniu.Dyrektorchrząknąłdelikatnie.
-Rzeczywiścieniewiele-powiedziałPrezydentunoszącpowieki.-Wczymmogębyćwam
pomocny?Zarządzićekspedycjękarną?Ktowie,czyniepostąpililepiej,rozsądniej?Mójpoprzednikbył
pewiensłusznościswegozdania,jajużtakipewienniejestem.Copowiedząheliofizycy?
Uczeniwymienilimiędzysobąspojrzenia.
-Wjednymjesteśmyzgodniwzupełności-zabrałgłosprofesorOrwid.-Naszwysiłeknieposzedł
namarne.ChociażporzucenieZiemibyłorzecząprzykrą,tragiczną,tojednakterazludzkośćbędziemogła
zamieszkiwaćdwasystemygwiezdne,aniemuszęchybawyjaśniać,jakdoniosłematoznaczenie.
Prezydentskinąłgłową.
-Wracającdokomunikatu-ciągnąłdalejprofesornależysądzić,żejednazczuwającychgrup
powzięładecyzjęzawrócenia,kiedyprzebyliśmyjużpołowęodległościSłońce-Tolimak.Rozumowanie
tychludziwydajesięzresztąsłuszne.PowrótdwunastukosmolotówdoUkładuSłonecznegonastąpiw
kilkalatporozbłysku.PoKosmitachniepowinnobyćjużśladu,cowięcej-niezdecydująsięoni
ponownieprzybyćwokoliceSłońca,uznająSystemSłonecznyzanieprzydatnydokolonizacji.
-KiedynastąpirozbłyskSłońca?
-Spodziewamysięgozaobserwowaćjużwkrótce.Pełnimyciągledyżur.
-..leżeliSłońcenierozbłyśnie?...-Prezydentzawiesiłgłos.
-Wtedydwanaściekosmolotówzginie.WtedynaEsperiizacznąsięrozruchyi...
-Dwanaściekosmolotów...Toprawiestodwadzieściamilionówludzi!
-Niemoglibyzawrócić?-wtrąciłpytanieDyrektor.
-Nie!Chybapamiętapan,ilemieliśmyzapasówenergii?!Zapadłomilczenie.
-Sądzę-naruszyłciszęprofesor-żepanPrezydentpowinienzwołaćkonferencjęnaukowców-
głównieastronomów,biologów,cybernetyków,psychologów,socjologów,technikówrakietowych...
Staniemywkrótceprzedkoniecznościąpowzięciadecyzji,niezwykleistotnych,odktórych,byćmoże
zależećbędądalszelosyziemskiejcywilizacji.Trzebaprzedtemrozważyćwieleproblemów,
sformułowaćalternatywy,ujednolicićocenydecyzjiprzeszłych.
Jakmożnasiębyłospodziewać,konferencjaniepotrafiłazdecydowanieodpowiedziećnapytanie,
czydwunastukosmolotomzmierzającymzpowrotemkuZiemigrozirealneniebezpieczeństwoiwjaki
sposóbudzielićimpomocy.Nierozstrzygnęłarównieżwieluinnychproblemów;wykazałanatomiast,że
różnicewoceniewielkiegoexodusuniezatarłysięzbiegiemlat,leczprzeciwnie-zaostrzyłysięjeszcze.
Tenwłaśnietematskupiłnasobiecałąprawiedyskusjęodchwili,gdyprzedstawiłaswojeopracowanie
komisjasocjologiczno-psychologiczna.
Wciągulat,jakieupłynęłyodinwazji,socjologowieipsychologowiemielidośćczasuna
szczegółowezanalizowaniewszystkichposiadanychmateriałówipróbyodpowiedzinadręczącepytanie:
jaktobyłomożliwe,żepierwszykontaktzwysokorozwiniętącywilizacjąKosmitówprzerodziłsięw
wojnę?
Konferencjastworzyłaokazjędoprzedłożeniawynikówtychanaliz,doostrożnegosformułowania
wniosków.
Jakbyłopowszechniewiadomo,wojnarozpoczętasięwmomencie,gdyrządziemskiejFederacji
wystosowałdoprzybyszyodmownąodpowiedźnaichmemorandum,któregorzekomąpodstawąprawną
byłajakobyobowiązującawcałejGalaktyce,bliżejniewyjaśniona“zasadawyrównywaniawarunków
obiektywnych”.KosmiciżądalioddaniaimczęścipowierzchniZiemi,gdyż-jakstwierdzili-“...byłoby
kosmicznąniesprawiedliwością,gdybyZiemianie-żyjącywniewiarygodnieniskimzagęszczeniu
niewieleprzekraczającym50osóbnakilometrkwadratowyimarnującywtensposóbbezcenną
powierzchnięłatwejdożyciaplanety-niepodzieliłsięnadmiaremdóbrobiektywnychzbardziej
potrzebującymi”.
RząduważniestudiowałosobliweoświadczeniegościzGalaktyki,którychflota,niezachowując
środkówostrożności,krążyławokółZieminastacjonarnejorbicie,włatwymdorażeniaszyku.
Odpowiedź,rzeczjasna,musiałabyćodmowna.Alenieonabyłabezpośredniąprzyczynąkonfliktu.
Przypadeksprawił,żezbiegisięztąodpowiedziąniedokońcawyjaśnionyincydent:nieznanybłądw
programieautomatycznegoalarmowo-obronnegosystemuorbitalnegospowodowałsamoczynne
odpalenierakietyzgłowicąjądrowąwkierunkuflotyprzybyszy-iniemożnajużbyłoniczegozatrzymać.
ZcałąpewnościąKosmici-brzmiałykońcowewnioskikomisjisocjologiczno-psychologicznej-nie
mieszcząsięwpełniwteoretycznychmodelachcywilizacji,aleteżnieobalilionistarejtezy,żewysoko
rozwiniętecywilizacjeniemogąbyćagresywne.Przyczynąinwazjibyłonieporozumienie.Pozwalato
miećnadzieję,żedwunastukosmolotomniegrozipoważniejszeniebezpieczeństwo.
-“Pozwalatosądzić”...-powtórzyłPrezydentpoostatnimsłowieopracowania.-Spodziewaliśmy
sięstwierdzeńbardziejzdecydowanych.
-Niestety;paniePrezydencie-uśmiechnąłsięreferującyprzedstawicielkomisji-dostanowczych
stwierdzeńniemajeszczepodstaw.
Raportkomisjitechnicznejwswychrównieostrożnychwnioskachbyłzbieżnyzpoglądem
socjologów.Technicyzwróciliuwagęnafakt,żepóźniejszedziałaniawojennewykazaływysokie
umiejętnościmilitarneKosmitów,azatemniezachowanieprzeznichżadnychśrodkówostrożnościażdo
fatalnegoincydentuwskazujenato,żenieliczylisięoniwcześniejzprawdopodobieństwemkonfliktu
zbrojnego.
Terazmusiałojużzcałąostrościąstanąćnaporządkuobradpytanie,czyexodus,który-jaksięw
końcuokazuje-zadecydowanowoparciulitylkoohipotezęheliofizyczną,byłrzeczywiściekonieczny?
Możnabyłowalczyćnadal,możnabyłowzmócwysiłkidlaopracowanianowychbroni,możnabyło
wynegocjowaćjakieśmożliwedoprzyjęciawarunki.Atymczasempierwszepoważniejszeprzewagi
Kosmitówuznanozaprzesądzonywyrokizaczętopertraktacjeodkapitulanckiejpropozycjiexodusu,na
którąKosmicitakskwapliwieprzystali.Czybyłotokonieczne?Czybyłytodecyzjeodpowiedzialne?I
czynieleżałponiżejgodnościludzkiejtenprzerażającysposóbpodróżowania,którymógłsięzrodzić
tylkowmózgachpomysłowych,alezarazemobłąkanych?
Wtejfaziedyskusjizanikłajużzupełnieświadomośćpierwotnegocelukonferencji.Żalei
zadawnioneantagonizmyznajdowaływyrazcorazbardziejekspresyjny;padłymocnesłowa“hańba”,
“zdrada”,“spisekkapitulantówitchórzy”.DopieropowagaPrezydentaostudziłaniecorozgorączkowane
umysłynaukowców.
-Naszakonferencja-zacząłPrezydent-okazałasięniewypałem;jejcelzostałjużzaprzepaszczony.
Niemamjednakpretensjianiżaluoteostresłowa,któretam,naZiemi,naspotkaniuuczonychbyłybynie
dopomyślenia.Togoryczustępstwa,niepewnośćprawdyitęsknotazaojczyznątakmocnozabrzęczałyna
strunachemocji.JeszczerazdoszładogłosuduszaZiemianina,która-nawetunaukowca-niejestbyłem
nadmiernieracjonalnym,ajużwżadnymwypadku-chłodnym..
-Uważam-kontynuowałpokrótkiejpauzie-żepowinienemwyjaśnićdwaprzewijającesiętu
nieporozumienia.Popierwsze-decyzjaRząducodototalnejemigracjibyłapodjętatylkoiwyłączniena
podstawieprzewidywańheliofizyków,anienaprzekonaniuonieuchronnościklęskiwojennej,jakto
niektórzyprzypuszczają.Czybyłatodecyzjasłuszna-otymdowiemysięwniedalekiejprzyszłości
obserwującSłońce...Podrugie-sposóbpodróżowania-jakkolwiekbygooceniaćzpunktugodności
ludzkiej-byłjedynymmożliwymdozrealizowaniawkrótkimczasienatakąskalę.Przypominamgenezę
projektu:ktośzwróciłuwagę,żecałaludzkośćzgromadzonawjednym,miejscuniezajmienawet
objętościjednegokilometrasześciennego.Zaprojektowanowpełnibezpiecznepojemnikihibernacyjne,
którychwjednymkosmolociemieściłosięponaddziesięćmilionów.Wtensposóbstałosięmożliwe
przewiezieniecałejludzkościdoukładuTolimaka.Iinnegosposobuniebyło.
Milczałchwilęwodzącpoaudytoriumzamyślonymspojrzeniem,apotemdokończyłzmęczonym
głosem:
-Niechcęnikomu.sugerowaćmoichprzypuszczeńaniprywatnychocen,alepowiem,żeo
merytorycznejsłusznościkontrowersyjnychdecyzjiRząduniewątpięiwierzę,żesłusznośćtaznajdzie
wkrótceobiektywnepotwierdzenie.Mamjednak...wątpliwośćinnegorodzaju:czyabyniebyło
przypadkiemponiższejgodnościZiemianpozostawienieKosmitów,którzywtwardejwalceniesplamili
siężadnymczynemodrażającym,wtejsłonecznejpułapce?
WśrodkunocyPrezydentazbudziłsygnałradiotelefonu.ZgłaszałosięObserwatoriumHeliofizyczne
Esperii.
-Zapraszamypana,Prezydencie,doobserwatoriumusłyszałspokojnygłosprofesoraOrwida.
-Czytocośbardzoważnego?-Prezydentbyłniezadowolony,teprzerwanomusen,któregoostatnio
bardzopotrzebował.
-ZaobserwowaliśmyrozbłyskSłońca.
-Pantomówitakspokojnie?!...
-Jawiedziałem,żenastąpi.
-Zarazbędęupana,profesorze!
HelikopterPrezydentaztrudemodnalazłwolnąprzestrzeńdolądowania;wObserwatoriumbyło
gwarno.Profesorczekałwgabinecie.
-Awięcstałosię!-powiedziałPrezydentoddrzwi.Ktopierwszydostrzegłrozbłysk?
-Obserwatoriumorbitalneprowadząceciągłą,automatycznąrejestracjeblaskuSłońca.Warunki
obserwacjizpowierzchniEsperiiniezawszesądobre,dlategopracujerównieżstacjaorbitalna.
-Ach,tak.Rozumiem...czyjamogępopatrzećnaSłońce?
-Oczywiście.Pojaśnieniewidaćnawetnieuzbrojonymokiemiwtejchwiliobserwujejezapewne
połowamieszkańcówEsperii.
Wyszlinataras.ProfesorzaprowadziłPrezydentadoteleskopu.
-Wedługwstępnychdanych-referował-jasnośćSłońcawzrosłaookoło0,8wielkościgwiazdowej,
awięcniecomniejniżzakładaliśmy.Zakilkadziesiątgodzinblaskpowinienwrócićdopoprzedniego
poziomu,poczymnastąpiąkolejne,jużsłabsze,leczdłużejtrwającerozbłyskiwtórne.Oddzielnie
rejestrujemyteżwidmoSłońcainatężeniapolamagnetycznego.
Prezydentpodziękowałzapokaziobjaśnienia.Żegnającsięmocnouścisnąłdłońprofesora.
-Odżyłem,wiepan?-powiedział.-Pozbyłemsięostatnichwątpliwościcodosłusznościdecyzji
mojegopoprzednika.AcosiędziejeteraznaZiemi?
-Teraz?-odparłwesołoprofesor.-TerazbilansenergetycznyZiemiwróciłzapewnedonormy.
-Przepraszam.Ciąglezapominam,żetoponadczterylataświetlnedzieląnasodSłońca.Cowtedy
siędziało?
Profesorspoważniał.
-Nastąpiłnagływzrosttemperatury,przeciętnieo50stopni.Większośćlodówzapewnestopniała,
strefatropikalnamogłazamienićsięwniektórychpunktachw...patelnięzwrzącąwodą.Jednakbardziej
niebezpiecznyodskokutemperaturybyłwzrostpromieniowaniakrótkofalowegoikorpuskularnego.
-Uważawięcpan,żerozbłyskSłońcaudaremniłKosmitomkolonizacjęZiemi?
-Otak.Mogliwyginąć,oilepospiesznienieopuściliUkładuSłonecznego.
-Tobyło...-Prezydentnerwowoprzygryzałwargiszukającodpowiedniegosłowa-...zbyteczne
okrucieństwoznaszejstrony.
-Niechpantegoteraznieprzeżywa-doradziłprofesor.-Mamnadzieję,żewszelkiedalszekontakty
zjakimikolwiekinnymikosmitamizakończąsięjużpomyślnie.Cizaśwpewnymstopniusamisobiesą
winni.
RozbłyskiSłońca,corazsłabsze,obserwowanojeszczeponadmiesiąc,następnieheliofizycy
stwierdzili,żezgodniezhipoteząpromieniowanieistanSłońcawróciłdonormalnegopoziomu.
Teoretycznymodelpromieniowaniasłonecznegodawałpodstawędoprzypuszczeń,żestanspokojnego
Słońcatrwałbędzieconajmniejmiliardlat.
KiedyPrezydentoznajmiłwprzemówieniuradiowym,żeludnościEsperiipozostawiasięwolny
wybór-wracać,czypozostać-nastałychwiległębokiejrozterkiwwielumilionachserciumysłów.
Esperiaspełniłapokładanewniejnadzieje,zasłużyłanaswąnazwę.łagodny,ciepłyklimat,bujna,
barwnaroślinność,niemalzupełnybrakdokuczliwychowadówlubjakichkolwiekichodpowiedników,
zielone,czystemorza...-niejednemuwygnańcowizZiemiprzypadładosercanowaojczyzna,a
większośćuświadamiałatosobiedopieroteraz,wchwilitrudnegowyboru.
Wreszciewszystkiedecyzjezapadły,biuraadministracyjneprzekazałymateriałyRządowi.
PowrótnaZiemięwybrałabliskojednatrzeciamieszkańcówEsperii,wśródnich-Prezydent:
Ziemskiezamiłowaniedouroczystychimprezdałooserieznaćporazpierwszywnowejojczyźnie:
pozostającyzapragnęlizorganizowaćwielkie,podniosłepożegnaniepowracającym.Dotegopotrzebny
był...nowyrząd,jakożewiększośćczłonkówstaregowybrała-wśladzaPrezydentem-powrót.
Zarządzonowięcwybory.Wytypowaniekompletukandydatówsprawiłoznacznetrudności;najdłużej
brakowałochętnegodozajęciafotelaprezydenta,leczwkońcu-zgodzilisiękandydowaćprofesor
Orwidi...DyrektorSłużbyŁączności.
ProfesorOrwidotrzymałprawiestoprocentgłosów.
PorazpierwszyodczasówUług-Begaastronomsprawowałwładzę.
Płynęłyłzy,łamałysięzewzruszeniagłosy,długiebyłypożegnalneuściski.
Wypowiedzianomiliardyszczerychżyczeń-dobrej,szczęśliwejprzyszłości.
WhonorowejeskorcieFlotyKosmicznejEsperiiruszyłykosmolotywstronęspokojnegojużSłońca.
ZbigniewDworak-PlanetaGrozy
Zoddalitenglobporażałwzrokzielenią,odwiecznymkoloremnadziei.Wpromieniachswego
słońca,niczymspecjalnieniewyróżniającejsięgwiazdy,błyszczałnatleczarnegoniebaniczym
szmaragd.Taosobliwazieleńplanetywydołałaniemałezamieszaniewśródegzobiologów,kiedyrakieta
AutomatycznegoZwiaduKosmicznegoprzestałanaZiemiębarwneobrazyukładuplanetarnegogwiazdy
oznaczonejzaledwienumeremkatalogowym.
PonieważgwiazdaznajdowałasięwodległościkilkuparsekówodZiemi,zorganizowano
pospieszniewyprawęzałogowąizniecierpliwościąoczekiwanobezpośrednichrelacjizpowierzchni
nowoodkrytejplanety...Niestety,pierwszy-polatachpodróży-komunikatdonoszącyowejściuna
orbitęstacjonarnąiprzygotowaniudolądowaniabyłzarazemostatnim.I-codziwniejsze-nieodebrano
żadnegosygnałuzagrożenia.
Żeglarzeoceanupróżniznajdująsięwstokroćniewygodniejszejsytuacjiniżdawnipodróżnicyi
odkrywcy,niemniejtaknagłazamilknięciestatkuwnajbardziejnieoczekiwanymmomencie.zaniepokoiło
izdumiałoludzkość.Podczasgdydziennikarze,którychnastawieniedowszelkiegorodzajuwydarzeńnie
zmieniłosięodtysiącleci,wysuwalicoraztośmielszehipotezymającejakobywyjaśnićzaginięcie
wyprawy,naukowcyprzystąpilidoponownego,niezwykleskrupulatnegosprawdzaniadanychozielonej
planecie.
Byłtopoprostustraconyczas.Żadnejznaczącejinformacjionowoodkrytymukładzieplanetarnym
nieudałosięuzyskać.Gwiazdajakgwiazda,planetapozabarwąteżniczymosobliwymniewyróżniała
sięspośródsetekodkrytychdotądplanet.Uznanowięczaginięciewyprawyzamałoprawdopodobny,ale
jednakmożliwyprzypadekkatastrofy-innymisłowyzawiedli,bądźzawinililudzie.
Kiedyjednakkolejnawyprawapomimozachowaniaszczególnychśrodkówostrożności-nie,żeby
podejrzewanoocośplanetę,aletaknawszelkiwypadek-przepadłabezwieści,zatrwożonosięjuż
poważnieipoczynionostosownekrokiwceluwyjaśnienianiezrozumiałychzaginięć.Przedewszystkim
poproszonodziennikarzybyniewspominalinawetozielonejplanecie.Byłotonadwyrazrozsądne
postanowienie-wbrulionach,szkicachdoniesieńdziennikarskichbyłytakradykalnehipotezydotyczące
rzeczonejplanety,żewielunaukowcówjakteżpracownikówFederacjiLotówKosmicznychdoorało
zawrotugłowy.Wwycofanychmateriałachbyłanaprzykładmowaozielonychpromieniachśmierci,o
agresywnie(?)nastawionejdoświatacywilizacjizasiedlającejrzekomoVerdianę(jaknazwanoplanetę),
omagicznymznaczeniuzieleni,orezonansiegwiazdowo-planetarnymwzakresiepromieniowania
widzialnego...Taostatniarewelacjawziętasięzniezbytuważnegoprzekartkowaniaszkolnego
podręcznikaastronomiiizezbytwybujałejfantazjidziennikarza“EchaKosmosu”.
Przygotowanotrzeciąwyprawęubezpieczającjąnawszelkiemożliwesposoby,jakiepodówczas
byłydostępnenauceitechniceziemskiej.
OgromnarakietazzachowaniemmaksymalnejostrożnościweszłanastacjonarnąorbitęVerdiany.
Przezdługietygodnieprowadzonoobserwacjepowierzchnitajemniczej.plakiety.Wreszciepodjęto
decyzjęlądowania.Statek,pozostawiwszynastacjonarnejorbicieprzekaźnik,wolnoopadałna
powierzchnięVerdiany,przesyłającnieustannienaZiemięinformacjęoprzebieguoperacjilądowania.
MajestatyczniezniżającasięrakietazetknęłasięnamomentzpowierzchniąZielonegoGlobu-czujniki
natychmiastzasygnalizowałytenfakt,leczjeszczeprzezchwilęrakietastałanasłupieogniagotowa
wystartowaćprzynajmniejszejoznacezagrożenia.Nicsięjednakniedziało,jeślinieliczyćtego,że
statekspowiłobłokdymuzmieszanegozmgłą.Łącznośćnieulegałazakłóceniu.
Wyłączonosilniki.Rakietaosiadła.Czekano,pókinierozwiejesięobłokwokółstatku.Nadalnicnie
zwiastowałoniebezpieczeństwa.Apotemwydarzeniazaczętybiecwoszałamiającymtempie-łączność
gwałtowniepogorszyłasię,poczymustałabezwidmowejprzyczyny.Nimjednaksiętostało,ostatnie
sygnałyprzyniosłynaZiemięwzburzone,przerażonegłosy:“coto?...coto?...uwaga!...”Potemnastąpiła
ciszaitylkoprzekaźnikorbitalnybeznamiętnieemitowałsygnaływywoławcze.
PanikawybuchłanaZiemi.Blokadainformacjanieokazałasięszczelnaiwiadomośćozaginięciu
trzeciejwyprawydotarładocałejspołecznościziemskiej.Nagłówkitelegazetkrzyczały:“PLANETA
GROZY”,“KOSMICZNAPUŁAPKA”,“CZYŻBYZIELONACZARNADZIURA?”-totylkoniektóre
tytuły,tejeszczedoprzyjęcia.Podnaciskiemogółuiwobecpsychozy,jakaogarnęłanawettrzeźwe
umysły,FederacjaLotówKosmicznychwspólniezWszechświatowąAkademiąNaukiDepartamentem
OchronyLudzkości-instytucjąprzestarzałąiwłaściwiezajmującąsiędostarczaniembroni...myśliwskiej
ekspedycjombadającymplanetyobdarzoneżyciem(fauną)zorganizowałaCzwartąWyprawę.
TakpokrótceprzedstawiałasięhistoriaodkryciaipierwszychtrzechwyprawnaVerdianę,kiedy
powierzononamMisjęwyjaśnićzagadkę“planetygrozy”.Iotowłaśniewchodzimynawokółplanetarną
orbitaśledzącwnapięciuobrazobcegoświata,jakipojawiłsięnanaszychmonitorach.Niepierwszyraz
gowidzimy-wielegodzinspędziliśmywinforteceodtwarzającbezkońcazarejestrowaneprzez
poprzednieekspedycjewizerunkiobliczaplanety.Stwierdziliśmy,naprzykład,żedośćczęstospowijają
Verdianęgęstemgłyitowskaliglobalnej.Natomiastjaskrawozielonyodcieńplanetybrałsię,co
wyjaśnionojużuprzednio,zwszechobecnościpokryciaroślinnegoodmiennegoodziemskiejfloryprzede
wszystkimintensywnościąbarwy-jadowiciejasnozielonej-atakżewielkościązajmowanegoprzez
roślinnośćobszaru.Brakbyłopustyńirozległychmasywówgórskich,brakteżbyłowielkich,otwartych
zbiornikówwodnych.Uderzałanatomiastobfitośćirozmaitośćrzek-odogromnych,leniwietoczących
swojefale,pomałe,leczodużejpowierzchnidorzecza.Jedyniekilkanaścierzekuchodziłodo
niewielkich,płytkichmórz-pozostałerozgałęzimysiętworzącolbrzymiedeltyłączącesięz...deltami
innychrzek!WykrytoteżtakzwanyWielkiKanałprzebiegającyprzezwieledeltiopasującyniemalcały
glob.WodawWielkimKanaleniepłynęła-martwotęjegopowierzchninaruszałtylkowiatr.Oilerzeki
miałyzregułybarwęniebieskozieloną,otylewodastojącawWielkimKanalebyłaprawieczarna,co
wywoływałoskojarzeniabezdennejgłębi.Wobectakiejobfitościwódzrozumialestałosiębogactwo
świataroślinnegoorazczęstewystępowaniemgieł.Niemogłotojednakwpełnitłumaczyćprzyczyn
zaginięciapoprzednichwypraw,chociażdawałotopowóddoprzypuszczeń,żewarunkilądowaniasą
trudne.Wsprzecznościponiekądztymtwierdzeniembyłbrakjakichkolwiekśladówlądowania.
Najczulszemetodyteledetekcyjneniedoprowadziłydowykryciazaginionychstatkówlubchociażby
pozostałościpolądowaniach.
Naprzykładjestraczejpewne,żeżadnaekspedycjanielądowaławrejonachpodbiegunowych,
akuratwolnychodroślinności,bowiemzwysyłanymidotychrejonówsondamitraconozwyklełączność,
azdjęciatychobszarówuwidaczniałyosobliwieukształtowanąpowierzchnię,niemającąodpowiednika
napoznanychdotądplanetach.
Nielicznemasywygórskieniewyglądałyzachęcająco-byłytoalbostrzeliste,nieprzystępnenagie
tumieostromychzboczach,alboteżnieprawdopodobnychaosskalny,wśródktóregodarmobyszukaćw
miarępłaskiegoterenuodpowiedniegodlawylądowaniaprzynajmniejrakietypatrolowej.Kilka
obszarówwyżynnychpokrytychbyłotakgęstą,splątanąroślinnością-drzewokrzewami-żelądować
trzebaby“naoślep”.Wdeltachrzekeksplozjanajdziwniejszychgatunkówroślinnychosiągałaswoje
maksimumskutecznieprzesłaniającpowierzchnięplanety;oprócztegoopary,fantastycznepasmamgły
nigdywtychrejonachnieznikały,poważnieograniczającwidoczność.Nawetużycieradaruczyaparatury
noktowizyjnejniepoprawiałowarunkówwidzialności-echapowracałyzamazane,rozmyte,nieustannie
zmieniającesię.
Dżungleiselwy,odznaczającesięogromnymidrzewamipodobnymidoboababów,owysokości
przekraczającejdwieściemetrówigrubościpniwynoszącejkilkanaściemetrów,równieżbyły
niedostępne.Niewiadomobyłonawet,jakwyglądadolnepiętroroślinnościiwarunkitampanujące-
wszystkiesondyutknęływ...koronachdrzew,splątanychiwzajemnieprzenikającychsię.
Nielicznesawannywzbudzałymetafizycznylęk,coodnotowałarównieżtrzeciawyprawa,atoz
następującegopowodu:sondyłagodnieopadałyinieznajdowałyżadnychsymptomówzagrożenia,mimo
tosprawawyglądałanaderpodejrzaniegdziejakgdziealewłaśnienasawannieśladylądowanianie
powinnyuleczatarciu;leczsawannybyływprostdziewicze,skądnasuwałsięwniosek,żeanipierwsza,
anidrugawyprawa-zniewiadomychpowodów-`niewybrałatychmiejsczalądowiska.Podobnie
przyszłoprzyjąć,żenależyunikaćowychnielicznychakwenów-wersjanieudanegowodowania
narzucałasięwręcz.
Ostateczniepoprzedniaekspedycjajakomiejscelądowaniawybrałaniewielkiobszarodość
regularnym,kolistymkształcie.Obszarprzylegałdorozległejwyżynypoprzecinanejwewszystkich
kierunkachwąwozamiijarami.Wybranyterenwolnybyłoddrzew,tylkogdzieniegdzierosłykępy
rozłożystychkrzewów.Zeszczególnąuwagąwpatrywaliśmysięwięcwzdjęciaprzedstawiająceto
miejsce.Byłtowłaściwiewielogodzinnyzapis,którywydobyliśmyzprzekaźnikaorbitalnego.
Przetworzyliśmygowfilm.Przedstawiałonmomentzetknięciasięrakietyzpowierzchniąglobu.Po
udanymlądowaniustatekzostałotoczonyprzezobłok,cobyłozupełniezrozumiałe,leczkiedyobłok
rozwiałsię,rakietyjużniebyło-widniałycoprawdaśladylądowania,aletylkodozmroku.Gdy
gwiazdacentralnaponownieoświetliłamiejscelądowania,kameranaprzekaźnikuwłączyłasię
automatycznie,lecznaodtworzonymfilmienieudałosięjużdostrzecżadnychoznakprzebywaniarakiety
naplanecie.Wciągukilkunastuminutjedenznajdoskonalszychwytworówmyśliludzkiej,wyposażonyw
niezawodnesystemyostrzegawczeialarmowe,rozpłynąłsięwnicość.Byłotootyleprzerażające,te
równieżsondyautomatyczne-zrzuconewcelachrozpoznaniaterenu-niewykryłyżadnychoznak
niebezpieczeństwa!Aogromnystatekzniknął...
Kilkasetklatekfilmuprzejrzeliśmyszczególniestaranniestosującmaksymalnepowiększeniaitylko
naniewieluklatkachudałonamsięzaobserwowaćcośwrodzajuzawirowania,anajednejjedynejklatce
zobaczyliśmy...dziwną,przezroczystąkopułęznajdującąsiędokładnienamiejscurakiety.Zresztąmogło
tobyćzlodzenie-okousiłowałosiędoszukaćjakiejkolwiekprzyczynyzaginięciastatkuiłączyło
rozwiewającesięfragmentyobłokuwokreślonykształt.Pomiaryniedawałypodstawsądzić,tekopuła
istniałanaprawdę.Marginesbłędówzmuszałdoprzyjęcia,żesątylkofluktuacjetła.Niestety,zdolność
rozdzielczakamerybyłazbytmała,toteżkiedynaekranachnaszychmonitorówpojawiłsięobrazobszaru
lądowaniatrzeciejwyprawy,wszyscyporzucilichwilowoswojezajęciegromadzącsięprzedekranami
wnadziei,żeudasiędostrzeccoświęcejniżnafilmie.Trudnobyłojednakpotylulatachzauważyćcoś
osobliwego-monotonna,chociażjaskrawazieleń,aprzywiększejzdolnościrozdzielczejdostrzecmożna
byłobujnierozrośniętezarośla,falującątrawę,małejeziorkazopalizującąwodcieniachzieleni,błękitu
ibrązuwodą-itobyłowłaściwiewszystko.Dziewiczy,tajemniczykraj.
WodróżnieniuodpoprzednichwyprawkomandorAlanWarrenpoleciłwprowadzićstatekna
,polarnąorbitęchcącmiećniecolepszewarunkidoobserwacjicałejplanety.-Następniekomandor
zarządziłnaradę,toznaczywymianęinformacjiihipoteznatematVerdiany.Jedynieczęśćzałogizebrała
sięwCentralnejDyspozytornistatku-pozostaliuczestniczyliwdyskusjizapośrednictwemvideofonów
nieopuszczającswoichstanowisk.
Pierwszepytanie,nazbytmożelakoniczne,postawiłWarren:
-Codalej?...
-Toznaczy,chceszpowiedzieć,czymamylądować,czyteżprzedsięwziąćcośinnego?-zabrałgłos
przedstawicielDepartamentuOchronyLudzkościOlafSvensen.
-Tak!
-Lądowaćniemożemy-odezwalisięnarazwszyscypilociinawigatorzy.
-Skądtastanowczość?-Svensenbyłjakbyzdziwiony.Znowukilkaosóbodezwałosięnaraz.Uciszył
ichsocjologJuanRez:
-Nimzdecydujemysięnalądowanie,powinniśmyznaleźćodpowiedźnapytanie,dlaczegonie
powiodłysiępoprzedniepróby,czyżnietak?
-Sądzisz,żeprzynajmniejuczestnicytrzeciejekspedycjiniezastanawialisięnadtym?Iniebyli
chybagorsiodnas...
-Toprawda.Musielijednakcośszczególnegoprzeoczyć.Cośwyjątkowospecyficznegodlatej
planety.AmożezmyliłoichpodobieństwodonaszejZiemi:obfitaroślinność,rzekł?...
-No,nie.Odkrywanoprzecieżinneplanetyobdarzoneżyciem,nietakhojnie,aleniespodzianek
napotykanowieleinanichi...
-Otóżto-wpadłWarrenowiwsłowosocjolog.-Zadużotejnadzieiioptymizmu,podświadomego
poszukiwaniapodobieństwa.Zresztączytowogólemasenstaknaoślepwyprawiaćsiędogwiazd?
Wiecznypośpiech-odkrytourzekającąplanetę,więcnatychmiast,beznajmniejszegowahaniaruszamy
eksplorowaćjąbezpośrednio.Nieudałosię,więcruszanastępnawyprawa.Iznowukolejnawyprawa...
Aprzecieżlatadzielątewyprawy,informacjadochodzizogromnymopóźnieniem.Najbliższebazysątak
czyowakdaleko.Pozostawionaswojemulosowizałogastatkumiędzygwiezdnegochcącniechcąc
podejmujeryzykownezadanieniemającmożliwościprzekonsultowaniazkimkolwiekdecyzji.Czyaby
niewtymleżyprzyczynaniepowodzeń?
Słowasocjologawywarływrażeniewiększe,niżonsamtegooczekiwał.Dłuższąchwilępanowało
milczenie.
-Więccotwoimzdaniemnależyuczynić?-zapytałwreszcieSvensen.
-Albojawiem?Naprzykładrzućmybombęwtoprzeklętemiejsce...
Głossocjologautonąłwewrzawieoburzeniaiprotestów.Rezusiłowałprzekrzyczećzgiełk,lecz
dopieroSvensenzaprowadziłjakitakispokój.
-...itoktotaknamradzi?Ktoprzedchwilązalecałrozwagę?!-brzmiałdonośnieglosSvensena.-
Owszem,tobardzołatwe,leczpotempozostaniejużtylkowojna!Ajeślinawetnie,toostatecznie
zatrzemywszelkie,możedlanasnieuchwytne,alenapewnoistniejąceśladylądowaniainigdyjużnie
dowiemysię,cosięstało!
-Tomisiętaktylkopowiedziało-broniłsięsocjolog.-Iniejakowyłączniepodtwoimadresem,bo
pototuchybajesteś,czyżnie?
Svensen,zrezygnowany,machnąłręką.
Naglezgłośnikówrozległsięnieprzyjemny,obcydźwięk.Wszyscyucichli.
-Coto?-zapytałktośniepewnie.
-Przelatujemynadobszarembiegunapółnocnegoodezwałsiędyżurnynawigator.-Torejonanomalii
magnetycznejigrawitacyjnej.Aukształtowanieterenu...Samizobaczcie.
JuanRezożywiłsię.Patrzącnawidniejącynaogromnym,głównymekraniepejzażniezwykłych
kształtówpowiedziałpowoli:
-Czywłaśnienietunależałobywybraćmiejscepodprzyszłąbazę?Uparliśmysięuznawaćjedynie
analogie...
-Nie-przerwałkomandor.-Dwiewyprawytemuskłonnybyłbymtaksamomyśleć.Terazniemamy
prawaryzykować..
-Właśnie-odezwałsiębotanikGlebTichomirow-taroślinność.Bujna,jaskrawa,jaknigdzie
dotąd...
-Tylkoproszębezwdawaniasięwdywagacjeozielonychludzikachlubo“magicznymznaczeniu
koloruzieleni”-powiedziałkomandor.-Mamyspektrogramy.Ach,zresztą...Niczegojużniejestem
pewien.
-Potrzebnajestzupełniezwariowanahipoteza-zauważyłktośpółgłosem.
Ekranzapłonąłolśniewającojasnymblaskiem.
-Co...
-Przepraszam-rzuciłpospiesznienawigator-totylkogwiazdacentralna,tutejszesłońce.Przełączam
kamery.
Naekranachznowupojawiłsięobrazplanety.Zieleń.Wszechobecnazieleń.Nawetobłokiipasma
mgływydawałysięzielone.Gdzieśtambezśladuprzepadłytrzyrakiety.
-Załóżmy,żemamydoczynieniaznadcywilizacjątakrozwiniętą,iżniepotrzebujemiast,ogromnych
ośrodkówprzemysłowych,żewoliżycienałonienatury,niewsensiepowrotudostanudzikości,lecz
właśniedlatego,iżjesttakbardzopotężnaimądra-przemówiłjedenzelektroników,Bratisiav
Milanowić,znajdującysięwsekcjimaszynmatematycznych.-Łagodnyklimat,zieleń,spokojneżycie;
możnasiępoświęcićkontemplacjiimedytacji.Toniejestmójpomysłwyjaśnił.-Niepamiętam,kiedyi
gdzieotymczytałem,aleopisanawtejksiążcesytuacjapasujejakbydotego,cotutajzastaliśmy.Rejony
podbiegunowemogąbyćośrodkamiichenergetyki,jakomniejprzydatnedozamieszkania.Aha,nieznają
pośpiechu,mająprzedsobąwieleczasu,sązapewnedługowieczni.Ażtuzjawiamysięmyiszastprast,
lądujemyznienackaitojeszczezjakimhukiem!Copozostajeimuczynić?Niechcą,żebyzakłócanoim
spokój,więcteżrazdwauruchamiająrezerwyenergetyczne,otwierająkanałhiperprzestrzennyi
pozbywająsięrakiety.Stądbrakśladówiraptownautratałączności...
-Planeta“TrójkątówBermudzkich”?Tak?Ilewątkówfantastycznychzamierzaszjeszcze
wykorzystać?
-Mogędalejniemówić.Amasz,komandorze,lepszewytłumaczenie?
-Nodobrze.Ogromniemądraidoświadczonarasagalaktyczna.Leczpocotakaizolacja?I
okrucieństwo?
-Jakieznowuokrucieństwo?-zdziwiłsięBratislav.
-Awysyłanietrzechwyprawna“tamtenświat”?
-Nicpodobnegonietwierdziłem!Możepoprostuprzenieśliichdoinnejgalaktyki,gdzieżyjąsobie
najakiejśstosownejplanecieimożenawetwysyłajądonassygnały,leczdotrąonezamilionylat.A
izolacja?Socjologopowiadałcośtuobezsensownościnaszychlotów,więconi,jakorozsądniejsi,
dawnojużzapewnezaniechaliwałęsaniasiępoDrodzeMlecznej...
-Achtak?Itowobecmożliwościdokonywaniamomentalnychskokówprzezprzestrzeń?
Niewiem,czymomentalnychdlaniebiorącychudziałuwtakiejtranslokacji.Apozatymniemówię
wcaleobogach.Nawetsuperinteligentneistotyniebędąwolneodwad.
-Wporządku.Niechcąnas.Niemoglibyjednakjakośinaczejnasotympowiadomić?
-Och,nie!-wmieszałasięAnikaMaurin,lekarzpokładowy-darujciesobietądyskusję,toprzecież
doniczegonieprowadzi.Mójojciecbrałudziałwpoprzedniejekspedycjiijeszczeprzedopuszczeniem
przezstatekorbityzapewniałnaswostatnimswoimdoniesieniu,żejesttozupełnienormalnaplaneta.
Przyczynaniepowodzeńtkwićmusiwnassamych,leczmywolimyudawać,żejestto“planetagrozy”.
NaekranachprzepływałymonotonnewgruncierzeczyobrazypowierzchniVerdiany.Milczeliśmy
zawstydzenisłowamiAniki.Naradautknęław-martwympunkcie.Posępniewpatrywaliśmysięw
zamglonykrajobraz.Raptemwizerunekglobuzafalował,zawirował...-siedzącywDyspozytornizerwali
sięzeswoichmiejsc.Ekranynasekundęściemniały,lecznatychmiastponownierozjaśniłysię,chociaż
tylkowpołowie.Nimzorientowaliśmysię,coterazwidzimy,nawigatoroznajmił:
-Trzecieokrążenie.Obrazwpobliżuterminatorawschodniego,południowapółkula.
Zdziwiliśmysię.Jużtrzecieokrążenie?Więcdwukrotnieprzelatywaliśmynadnocnąstronąiniktna
toniezwróciłuwagi?Jaktomożliwe?
-Proszęobserwowaćbrzegtarczyplanety-glosnawigatorazdradzałpodniecenie-wtamtymrejonie
najwidoczniejrozpętałasięburza.
KomandorWarrenocknąłsięzdziwnegojakbyletargu.
-Wystrzelićsondęautomatycznąnadrejonburty-poleciłbezzwłocznie.
Wszyscyożywilisię.Burza.Tobyłocośnowego.Wpoprzednichdoniesieniachniebyłonajmniejszej
wzmiankiogwałtownychzjawiskachmeteorologicznych,chociażbyłooczywiste,iżwobectakwielkiej
obfitościrzekmusinastępowaćintensywnyobiegwodywprzyrodzietejplanety.Wnerwowym
pośpiechuwyjaśnianiaprzyczynzaginięciajednejpodrugiejekspedycjiniktjakośniezwróciłuwagina
brakdanychoopadach.IotoporazpierwszychybawhistoriiodkrywaniaVerdianymieliśmybyć
świadkamiburzy.
Obrazznowuzmieniłsię.Obszarglobuogarniętyburzązdawałsiępędzićnaspotkanieznami.
Zobaczyliśmy,żewarstwawysokichchmur,ciemnychinabrzmiałych,rozpościerasięażporejon
podbiegunowy.Nagleoślepiającebłyskiwypełniłycałyniemalekran.Pochwilinastąpiłykolejne
wyładowania,niecosłabsze.Wichblaskudostrzegliśmyskomplikowanewarstwychmurburzowych
zwieńczonychnagórnympułapiesinofioletowymi,kalafiorowatyminaroślamipodobnymidocumulusów.
Dolnypułapchmurzlewałsięzszarąścianąmgłyideszczu,awłaściwie-ulewyprzywodzącejmyślo
światowympotopie.Szczególnąintensywnościąodznaczałysięwyładowanianagranicyrejonu
okołopolarnego,leczniebyłytoznanezziemskiegodoświadczenianiemalnieprzerwanietrwające
błyskawice,aleraczejfeeriabłyskawic,chaotycznyfajerwerk...Wmiaręupływuczasuburzanasilała
się,ażzgórnegopułapuchmur,owychkalafiorowatychutworówwyrastającychponadjednolitąwarstwę
obłoków,zaczęłyiśćwyładowaniadojonosferyiwkrótkimczasiestrzelałyjużwgórę
kilkudziesięciokilometrowejdługościpioruny,rozgałęziającesięwielokrotnie.Dopierowichblasku
ocenićmogliśmyprawdziwyrozmiariogromżywiołu,jakirozszalałsięwatmosferzezielonejplanety.
Gwałtownośćnarastaniaburzyporażałanas,pókiniezorientowaliśmysię,żejesttoproceszbardzo
silnymdodatnimsprzężeniemzwrotnym.Nawałnicawzmagającsięnieustannietrwałaparęgodzin,
dopókiówsamopodtrzymującysięprocesniezostałwysycony.Koniecburzybyłgwałtowniejszyniżsam
jejprzebieg.Wpewnymmomencienastąpiłozawirowanie,którewmgnieniuokaogarnęłocały
skomplikowanyukładchmuriprzyakompaniamenciepotwornegoryku(kolejnesondywysyłanewrejon
burzywyposażonebyływzewnętrznedetektoryakustyczne)orazwblaskujednejleczrozciągającejsię
nasetkikilometrówbłyskawicynawałnicasczezłanagle,apowierzchnięVerdianywrejonieburzyzalał
istnypotop.
Podczasnastępnegookrążeniastwierdziliśmy,żewatmosferzeniemażadnegoobłoku,alenad
zatopionymobszarempodniosłasięgęstamgła.w
-Ciekawe,jakamożebyćczęstośćwystępowaniatakichburz?-zapytałsocjolog.
-Należyprzypuszczać,żepowtarzająsięzdużymokresem-powiedziałgeofizykAdamOtard.-
Wynikatochociażbystąd,żenasipoprzednicynicniewiedzieliotymfenomenie.
-Jesteśpewien?Aco,jeśliktóraśwyprawalądowałatużprzedburzą?Utratałącznościjest
nieuchronnawtakiejsytuacjiitrudnoteżprzewidzieć,czyrakietaustoiprzedpodobnymhuraganem,
wyładowaniami,anazakończenie-potopem.
-Możliwe,leczmatoprawdopodobne.Pozatymnietłumaczytoprzypadkówzaginięciawszystkich
ekspedycji,aodnoszęwrażenie,iżprzyczynazniknięćjestwkażdymprzypadkutakasama-odparł
geofizyk.
-Czymożliwejest,żebylądowanierakietyuruchamiałomechanizmrozpętywaniasięnawałnicy?-
zainteresowałsięWarren.
-Trudnopowiedzieć.Wpewnychprzypadkach-tak.Wątpliwejednak,żebytobyłareguła.
-Takdobrzeznaszmeteorologiętejplanety?-wtrąciłzjadliwiesocjolog.
-Natyle,żebystwierdzić,jakijestogólnycharakterzachodzącychzjawisk,procesówiwarunków
atmosferycznych-tak!-Otardniechciałdaćsięsprowokowaćdosporu.
-Zawieśmyproszę,tędyskusjędojutra-spokojnyglosWarrenaprzywróciłnasdorzeczywistości.
Więc,totakdługokrążymynadplanetą?Niespodziewaliśmysię,iżnastąpiłjużczasodpoczynku-trudno
bowiemnastatkukosmicznymnazwaćtęporęnocą,októrejprzypominałnamutrwalonyprzezsetki
tysięcypokoleńrytmbiologiczny.
Wrakieciezapadłacisza.Jakkolwiekwielkiebyłoporuszeniewydarzeniami,dawałosobieznać
długotrwałytreningiautodyscyplinaniezbędnewmiędzygwiezdnychwyprawach.
Nazajutrzponownieusiłowaliśmydociecprzyczynniepowodzenianaszychpoprzednikówitak
minęłytrzydoby,amyaninakroknieprzybliżyliśmysiędorozwiązaniaokrutnejzagadki,niepodjęliśmy
teżdecyzjilądowaniaitobyłchybanaszjedynysukceswtejwyprawie.
OszóstejgodzinieczwartejdobyokrążeniamiodypilotRamonTorrenaopuszczającswojązmianęi
udającsięnaspoczynekzakłóciłzwykłyrytmpracyipołączywszysięzkomandoremzakomunikował;iż
chciałbysiępodzielićznamipewnąmyślą,dojakiejdoszedłwtrakciepełnieniadyżurunawigacyjnego.
Pomimo“wczesnej”poryWarrenobudziłwszystkichproszącowysłuchanieprzezintercom,copilot
RamonTorrenamadoprzekazania.Tenbyłniecozmieszany,alerozpocząłswojąrzeczdosyćspokojnie:
-To,copowiem,możejestnieistotne;alebyćmożeniejestteżzbytbłahe.Zastanawiałemsięnad
nieudanymilądowaniami,ciągletylkoonichmówimy.Dlaczegowtakimrazieniepoświęcamyuwagi
udanymlądowaniom?...
Tesłowasprawiły,żeniktnieczulsięwięcejśpiący.Udanelądowanie?Pytaniapadłyjednocześnie.
-Proszę,nieprzerywajcie-przywołałnasdoporządkuWarren.
-Miałemnamyślisondyautomatyczne-wyjaśniłRamon.Nanaszychtwarzachmusiałosięodbić
rozczarowanie,możenawetlekceważenie,cojednakniezmieszałopilota,awręczprzeciwnie,dodało
mujakbyodwagiiRamonprzemówiłtwardym,metalicznymgłosemjakbyuprzedzającindagacje.
-Czymytakprawdęmówiącniedemonizujemycałejsprawy?Planetagrozy.Supercywilizacja.
Zamiastszukaćbardziejprozaicznychprzyczyn,straszymysię,ostatnioniedawnąburzą...Jednobowiem
mamyzapewnikniewzruszony:niemógłtobyćbłądsztuki.Częściowotoprawda,zbytsąprzecież
identycznetezniknięcia,częściowozaśnie-zadziałałnieznanysplotokolicznościito,cowydawałosię
niebyćbłędemsztuki,stałosięnimprawdopodobnie.Dowodzątegoudanelądowaniasond.Czy
powinniśmysięoszukiwaćnawzajemwdalszymciągu?Wysłuchiwaćurojeńtypu:sondyniezostały
zniszczone,ponieważniezawierałyistotżywych,bądźteż,iżautomatysąjakobylepszeodczłowieka.
Jednoidrugietomajaczenia!Statkisprowadzałydolądowaniaautomatyiktowie,czytonieokazałosię
fatalnedlazałóg-przecieżautonawigatoryodtwarzająprogramlądowaniasond,atelądowały
pomyślnie.Niewierzęwczyjśzłyzamysłipodejrzenie,żesondytoautomaty,aw.rakietachznajdująsię
inteligentneistoty.Zresztą-dodałpochwili,kiedyniktsięnieodezwałuderzonytrafnościąwywodu-
zamierzamtegodowieść.
-Wjakisposób?-Warrenniezmienniebyłrzeczowy.
-UdamsięnapowierzchnięVerdianyjednoosobowąrakietą.Odtegonależałozacząć-uzupełnił
ciszej.
Niezważałnaprotesty.Komandorsłuchałichznieodgadnionymwyrazemtwarzy.
-Mógłbymcizabronić-powiedziałwreszcie.-Zbytwielkieryzyko...
Ramonwzruszyłtylkoramionami.
-Anibypocotujesteśmy?Iniezamierzamryzykowaćponadmiarę,niewgłowiemibohaterskie
czyny,leczwkońcucojeszczemożemypostanowić?!Wszyscyprzecieżdoskonalezdajemyseriesprawę
ztego,iżniepowrócimy,pókinierozwikłamytegosplotutajemniczychzniknięć.JestNieznane,więc
naprzódrycerzeświętegoKontaktu-zakończyłironicznie.
-Wporządku!-uciąłkomandor.-Przekonałeśnas.Prawie.Czegochceszdlawypełnieniaswego
zadania?
-Odpocząć.Dobrzesięwyspać.Polecęzaczterygodziny.Przygotujcie,proszę,rakietękrótkiego
zwiadu,.tędlaplanetobdarzonychatmosferą.Zamierzamlądowaćwpobliżumiejscawybranegoprzez
trzeciąekspedycję.
KiedyRamonudałsięnaspoczynek,egzobiologJohnHynesodważyłsięponowniezaprotestować:
-Cobędzie,jeślionzginie?
-Wtedypolecęsam!Tymczasemogłaszamrozpoczęcieoperacji“Zwiad”.Anika,proszęuciszyć
swojewzburzenieiprzygotowaćbioczujnikidlaRamom.Dotknęłocię,teswatwypowiedziąRamon
godzipośredniowcześćtwojegoojca?Czyniprzecieżtosamo,coon.Inieuważam,żebymiałnaszych
poprzednikówzamniejrozważnych.Wierzę,żewyjaśnimynietytkoprzyczynę,aleimechanizmzniknięć,
którydoprowadziłdopotrójnegoniepowodzenia.
PrzedstartemRamonurządziłpiekielnąawanturę,jakiejdawnojużnieoglądanonapokładach
międzygwiezdnychstatków.Poleciłwyrzucićzrakietywszystko,cojegozdaniembyłozbędneiuzupełnić
zwolnionemiejscazapasamimateriałówpędnych.
-Mówiłemprzecież,żeniezamierzamzostaćbohaterem!
-Będzieciniewygodnie-upierałsiędyspozytorwyrzutni.
-Wolęniewygodnieżyć,niżwygodnieumrzeć!
Komandoruśmiechałsiętylkonieznacznie,lecznieinterweniowałwtedy,kiedyRamonwyrzucił
wszystkichzebranychzdyspozytornilotówmałegozwiadu.
-Wykonujępoprostuto,codomnienależy.Anakonduktżałobnyiopłakiwaniecokolwiekjeszczeza
wcześnie,więcwynościesię...dostutysięcyplanetgrozy!
Początkowolotzaniepokoiłnas.Rakietaopadałagwałtownie,leczautomatycznypilotmonotonnie
podawałdane,zaśRamonzachowywałsię,jakbyprzeciążenieniejegodotyczyło.Potemrakietaprzeszła
nagledolotupoziomego,wykonałakilkaewolucjiwatmosferzeVerdianyisłychaćbyło,jaknatle
wyraźnychsygnałówautopilotaRamonpółgłosemsypiezniewiadomegopowoduprzekleństwami,
następnieodezwałsięzupełniespokojnie:
-Przyjmujęręcznesterowanie.Apropo,zdjęciamimocałejnaszejtechnikiniewielesąwarte.
Rakietazniżałasiępodchodzącdomiejscalądowaniatrzeciejekspedycji.
-Przeklętazieleń,mienisiętylkowoczach...Aha,tujestcościekawego!Przekazujęobraz.
Iwtedyzobaczyliśmyniewielkie,kopulastebudowle...Ktoś,chybaegzobiolog,zakrzyknął:
-Ramon!Ostrożnie!
Rakiataświecąwystrzeliłakuzenitowiiznowuusłyszeliśmyniewyraźneprzekleństwa,poczym
Ramonzawołał:
-Cotamjeszcze?Bezpaniki!Przeszkadzaciemipracować.Kopułyjakkopuły.Nitocerkiew,nito
obserwatorium...
Tymczasemnapodręcznymmonitorzegłównykomputerwyświetlałdane.Rzeczywiście,niczego
podejrzanegowwyglądnietychkopułniebyło.Stałysobiewcieniurozłożystychdrzewnadbrzegiem
rzekipłynącejnieopodallądowiskatrzeciejwyprawy.
-Wszystkonietakjakmimobyć!-oznajmiłzniezadowoleniemRamon,kiedyotrzymałdanez
głównegokomputera.-Podejrzanejestistnieniekopuł,alenieonesamejakotakie.Tonawet
interesujące.Niechbędzie.Spróbujęznaleźćkawałekmiejscadlalądowania.
-Zezwalam-rzuciłkrótkoWarrenniebaczącnanieufnośćegzobiologadonowejniespodzianki,jaką
zgotowałanamplaneta.
Terazrakietaopadałapowoli.Rozpościerającysięwjejnadirzeterenobserwowaliśmynadwóch
ekranach.Jedenpokazywałobrazzkameryzainstalowanejnanaszymstatku,drugi-zrakietypatrolowej.
Napierwszymkopułybyłyniewidoczne,nadrugimztrudemdawałysięrozpoznaćitotylkodlatego,że
jużwiedzieliśmyoichistnieniu.Widoczniekopułymożnabyłodostrzecpatrzącpodokreślonymkątemiz
niezbytdużejodległości.
-Kopuły-powiedziałwzamyśleniuplanetologCasimirMarvin.-Takjakbycośpodobnego
zauważyliśmynajednejzklatekfilmuwykonanegozestacjonarnegoprzekaźnika.
-Dajżespokój-odezwałsiębeztroskoRamon.-Ułudykontaktu.FantasmagofieXXwieku.Inie
próbujcieinterweniować!Mrowiskanaprzykładteżsąkopulaste.
Inteligentnemrówki-takinstynktowniewiększośćzapewnepomyślała,aleparuosobomsłowate
wymknęłysięnieopatrzniezust,nacoRamonzareagowałżywiołowymwybuchemśmiechu.
-Oczywiście,superinteligentnemrówki!Amocemrówkoludy?-zapytałszyderczo.-Wyrzuconymze
swychwnętrznościkwasemwmigrozpuścilikorpusyrakiet,aczłonkówzałogiobralidosamychkości...
-Przestań,Ramon!-krzyknęłanieswoimgłosemAnika.
-Przepraszam-mruknąłtracącporazpierwszypewnośćsiebie.
Zapadłacisza.Niespokojnieobserwowaliśmyekrany.Naobrazieprzekazywanymzrakiety
patrolowejpowierzchniawybranegoobszaruszybkorosłaizmieniałasięzadziwiająco.Niemalprzez
półprzecinałagowstęgarzekipowolitoczącejswojewody.Znowuprzezmomentwidzieliśmywyraźnie
kopuły.Ramonmanewrowałrakietąwposzukiwaniudogodnegolądowiska.
-Tojestprawdziwezielonepiekło.NovaAmazoniakomentowałokazRamon.-Niewiadomo,jaktu
siadać.Ha,naprawdęczłowiekazaczynaogarniaćzgroza,kiedynatopatrzy.Ktowie,czynielepiej
byłobyszukaćmiejscawskalistychturniach.
Obraznaglezmieniłsię.Zobaczyliśmyrzekęłukiemwyginającąsięwstronęterenulądowania
trzeciejekspedycji.
-Widzęcypelskalnynadrzeką.Tamspróbuję...
ManewrlądowaniaRamonprzeprowadzaprecyzyjnie.Niewielemiałmiejsca,jednakzdołał
posadzićrakietęwrównejodległościodwszelkichrzeczywistychiewentualnychniebezpieczeństw.
Kameraprzekazywałaobrazotoczenia.Wspaniała,dziewiczaprzyroda,monumentalnaigroźna
zarazem...
-CoztobąRamon?
-Kontemplujęobcyświat.Wszystkieczujnikiwnormie.Niestety,będęmusiałopuścićrakietę,
inaczejniedowiemsięniczego.
-Tomocebyć...Samwiesz.Czystatekniepotrafiłbynatymsamymmiejscuwylądować?
-Tobędzietrudneimimowszystkoniebezpieczne.Wychodzę.
-Poczekaj!...
Niezwróciłnawetuwaginawezwanie.
-Wyniosępozarakietędodatkowąkameręautomatycznąiprzekaźnik,żebyzawszeibezprzeszkód
miećzwamiłączność.
Śledziliśmyjegopoczynania.Operacja“Zwiad”wydawałasięprzebiegaćpomyślnie.TerazRamon
stałsięmałomówny.Ustawiłkameręiprzekaźnik,odłączyłzapasowezdalnesterowanie,poczym
podszedłdo...rzeki.
-No,no!Ależzoologowiebędątumieliużywanie-usłyszeliśmyjegoradosnygłos.-Ibotanicy...Iw
ogóleegzobiologowie.Fantastycznyświatroślinizwierząt!Ajakatuwilgoć,parnoiduszno,
ultratropikalnyklimat.Reumatyzmuifebrymożnatuchybawjedendzieńsięnabawić.Skałazatosolidna
-dodałpochwili.-Udamsięwprzeciwnymkierunku.
-Ramon.
-Tak.
-Zniknąłeśzpolawidzenia.
Milczałprzezmoment.
-Tonic-odezwałsięwreszcie.-Terenjestnierówny,akameramaograniczonykątwidzenia.
Przecieżtotylkoautomat.Podrzucędogórykamień...
-Jest!
-Takjakmówiłem-zakończyłzwięźleRamon.-O!Dalejskałauchodzipodwodę.Odstronyrzeki
gruntjestgrząski,zdrugiejstronynielepiej.Zawracam...
Ramonzamilkłbezwyraźnegopowodu,apochwilidobiegłynasnieartykułowedźwięki,potemcoś
wrodzaju“no,puszczaj...”ijużzupełnienieoczekiwanieusłyszeliśmyjakbystłumionyśmiech,aż
wreszcieRamonodezwałsię,leczgłosjegobrzmiałdziwnieśpiewnie,zaśsłowa...
-...kadryl,...dwakrokidoprzodu,skłonkupartnerowi...tak.Rzeczywiściedostojny,tylkonie
nadeptujminapalec!Czemuwleczeszsiętak?-rzekładoślimakabiałoryba.Tenmorświn,którynas
dognał,naogonwdepniecichyba...
Zamarliśmy.Cotomaznaczyć?Obłęd?Tajemniczaeuforianarkotyczna?OczymRamonmówi?...
-Ależoncytuje“PrzygodyAlicjiwKrainieCzarów”!zawołałanagleAnika.
NatoRamonroześmiałsię,poczymzwróciłsięnajwyraźniejdokogośobcego:
-Chodź!Poracięprzedstawić.
-Ramon,zkimtyrozmawiasz?
-A,jesttutakiszaleniesympatyczny,niezmiernieciekawskiitowarzyskiżółwiciel...
-Nie!Onzwariował!-wykrzyknąłktoś,leczwtymmomencieRamonpojawiłsięnaekranach.
Obejmowałsięrzeczywiściezkimśnarazieniewidocznymiprzytupująctańczyłzawzięcie.Naten
widokbuchnąłśmiech.
-Śmiejciesię,śmiejcie.Cojatemubydlęciuuczyniłem,żetaksobiemnieupodobało?Niestoiani
sekundybezruchu,tylkowciążposuwiściepodryguje.No,podejdźbliżej,-niechcięzobaczą.
Naekranywypełzłazabawnamordaiznieukrywanąciekawościąpatrzyławnasząstronę.Ramon
szamotałsięztymdziwnymstworemchcąc,żebyśmygowcałościzobaczyli.Ifaktycznie,stworzenie
przypominałoniecoŻółwicielawymyślonegoprzezCarrolla.Niewidzieliśmytylkodolnychkończyn.
-Zgatunkugadów-zacząłzoolog.-Typ...-idalejposypmysięsameuczonenazwy.
-Skądpantowie?-zawołałRamon.-Nibygad,ałapymajakupłazów.Tozapewneteżółwiciele
budująkopuły!-dodał.-Iwydajemisiędośćinteligentny.
Skonsternowanyzoologzamilkł.
-Dobrze,jużdobrze.Wracajdoswegokopulastegodomu-Ramonpchnąłdelikatniezwierzę,które
wyrzuciwszyzsiebieseriędźwiękówoddaliłosiętanecznymkrokiem.Ramonwzamyśleniupatrzyłza
nimwślad.
-Swojądrogącośwtymmusitkwić-podjąłRamon.
-Wczym?-zdziwiłsięzoolog.
-Jeszczeniewiem.Tylkonarazieżadnejgrozy,pozanieprzychylnymklimatem,tunieznajduję.
Wskazujenatozresztązachowanieźółwiciela.
-Błyskawicznieprzyswoiłeśsobieelementyzoopsychologiiobcejfauny-zauważyłsarkastycznie
egzobiolog.
-Nietakibowiemdiabełstraszny...-odciąłsięgniewniepilot.-Zresztąniemamczasunadyskusję.
Wyruszamdomiejscalądowaniatrzeciejwyprawy.Zajmiemitozapewnesporoczasu,awolałbym
wrócićprzedzachodemtutejszegosłońcałącznośćnafonii,apókibędęwzasięgupolakamery,również
nawizji.Obciążaćsięniezamierzam.Szerokie,płaskiestopy-towzbudzamojąnieufność.
Iwyruszyłkierującsiępoprzezwolneodzwartejroślinnościprzejściekuwybranemuobszarowi.
-Ogromnietrudnoporuszaćsię-komentował.-Pókijeszczebyłoskalistepodłoże,byłołatwo
posuwaćsię.Teraztylkojestśliskatrawaoplatającasięwokółnóg.Pełnoowadówiinnychdrobnych
zwierzątek.Miejscamipoprzezzieleńprześwitujerdzawepodłoże.Poobustronachciągnąsię
nieprzystępnezarośla,wolęsiędonichniezbliżać.Gorąco.Najchętniejzdjąłbymhełm,botlenutu
więcejniżnaZiemi.
-Anisięważ!
-Animyślę-roześmiałsięRamon.-Pojawiłysiękępyjakiegośpierzastegositowia-komentował
znowu.-Amożetozwierzęta?Odnadmiaruwrażeńbrakmijużsłówiwyobrażamsobie,cosięznajduje
pozaotwartąprzestrzenią.
Raptemnamonitorachrozbłysłooślepiająceświatłoizarazekranypokryłysięciemnymi,ruchliwymi
plamkami.
-Cotobyło?-zapytałkomandor.
-Pseudowąż.Ogromny!Wolałemniesprawdzać,jakiegojestusposobienia.
Ledwiestanęliśmynatejplanecie,jużzabijamy-odezwałsięzgoryczązoolog.
-Nielubiętaniegohumanitaryzmu-odparłzezłościąRamonizamilkłnadłuższyczas.
-Widzępagórek-zakomunikowałjużspokojnymgłosem.-Wejdęnaniego.irozejrzęsiępookolicy.
Słyszeliśmyprzyspieszonyniecooddech,potemjakby:westchnienieulgiinaglerozległsięłoskot.
Ramonzakrzyknął:
-Aniechcię...Tojakiśżółwogromny,któremuprzeszkodziłemwdrzemce.Nieobawiajciesię,nie
będęgokarałdoraźnie.Zdołałemdostrzecjednakjakieśjeziorkopołożonedośćblisko.Wyglądałoraczej
niezwykle.
Wpoluwidzeniakameryznówpojawiłsiężółwiciel.Krążyłjakbyzaniepokojony,poczymoddalił
sięizniknął.
-Wydajemisię,żetwójprzyjacielstęskniłsięzatobą-zażartowałWarren.
Wodpowiedzirozległosięgłośnemlaśnięcie,cośzabulgotałoizachlupotało,potempluskikrzyk,
któryurwałsięmocnymprzekleństwem.Słychaćbyłoobrzydliwecmoknięcia,sykiszum...
-Ramon!?-rzuciłkomandor.
-Otóżleżęwbagnieprzesyconymmineralnąwodą.Musujeiusiłujemniewciągnąć.Próbujęsię
ostrożnieprzekręcić-raportowałbeznamiętnieRamon,leczdawałosięwyczuwaćwjegoglosie
napięcie.-Przygotujciesondębezaparatury,aleporządnieobciążonąiwystrzelciejąwsamśrodektego
przeklętegoterenu.Iniechspadabezspadochronu.
-Pococito?!
-Mniemożejużnanic,alewyobserwujciepilnie,cosięstanie,kiedysondaupadniena
powierzchnięplanety.Spieszciesię,możejeszczezdążaskomentowaćupadeksondy.
-Ramon!-wglosieAnikizabrzmiałatrwoga.-Dlaczego?...
-Bojesię.Bojęsięmyśli,jakiemiterazprzychodządogłowy.Grzęznę,rozumiecie.
Niktznasniezrozumiałgowłaściwie,aleszybkoprzygotowaliśmysondęidrogąrakietępatrolową,
coteżoznajmiliśmyRamonowi.
-Będziejużchybazapóźno-powiedziałzesztucznymspokojem...-Chociaż...Niechcęaniwasani
siebiełudzić,leczmojasytuacjajakbyprzestałasiępogarszać.
Znówusłyszeliśmynieartykułowanedźwięki-cośjakby“hrrjach”-apotemzdziwionyokrzyk
Raniona,któryzagłuszyłociężkieposapywanie.Ponownierozległosięobrzydliwesmokanie,
bulgotanie...
-Jakjacisięodwdzięczę-wołałRamon-chybaznowuZatańczękadryla!...
-Dlaczegokomandorzetakspokojnietegosłuchasz!toAnikanapadłanaWarrena.-Tamnadole
dziejesięcośniedobrego,apansiedzibezczynnie!Ramonalbostrachrozsądek,albo,albo...-zająknęła
się,poczymdokończyłabezsensu-lądujmynatychmiast!
-Nie,tylkonieto!-przerażonygłosRamonarozległsięwkażdymzakamarkustatku.-Dużerakiety
niemogąlądować!Wystrzelciesondę.
-Dużerakietyniemogąlądować?-powtórzyłSvensen.
-Tak!Zarazpostaramsięwamwyjaśnićdlaczego,tylkoodejdziemyzżółwicielemdalejodtego
przeklętegomiejsca.O,Boże,jakietowszystkoproste,amydoszukiwaliśmysięniewiadomoczego.
Grozy!Tomnieogarniazgroza,kiedypomyślęonaszymzadufaniu,ataknaprawdętogłupocie.Gubinas
pośpiechiwybujaławyobraźnia...
-Uwaga!-przerwałWarren.-SondaXzostaławystrzelona.
-Wracamdorakietyizarazpoeksperymenciestartuję.
DalejsłyszeliśmytylkoprzyspieszonyiprzyciszonygłosRamona,któryczuleprzemawiałdo
żółwiciela-żegnałsięznim.Namrzuciłtylko“gotowe”,kiedyznalazłsięwrakiecie.Wszyscyw
napięciuczekaliśmynawynikeksperymentu,któregoideanadalpozostawaładlanasniejasna.
Domyślaliśmysię,żeRamonchcesprawdzić,jakibędzieefektupadkuobciążonejsondynapowierzchnię
Verdiany.Jednakstatkilądowałyłagodnie!?
-Widzęsondę.Uwaga!
Isondaspadłazwielkąprędkością...Inieroztrzaskałasię!Podniósł-sięobłokpary,potem
dostrzegliśmyzawirowanie,sondazamilkłaistałosię.Zniknęła.
TużprzedmomentemuderzeniaRamonpoderwałswojąrakietę.Dwukrotniezatoczykołonad
dziwnymobszarem,poczymbezsłowaskierowałrakietęwstronęstatku.Wylądowałnazapasowej
platformie,downętrzawszedłprzezspecjalnąśluzęzosłonąbiologiczną,zrzuciłumazanybłotem
skafanderidługobrałprysznic.Tymczasemoperatorprzyniósłnagranetaśmymagnetowidu,naktórych
zarejestrowanybyłupadeksondy.
Kiedypilotzjawiłsięwreszciewdyspozytorni,zaległagłuchacisza.Ramonupadłraczejnafotel,niż
usiadł,powiódłponaszmęczonymspojrzeniemibezbarwnymgłosempowiedział:
-Samijesteśmywinnizagładytrzechwypraw.MamnamyśliZiemięijejmieszkańców,nie
bezpośrednionas.Zastanówmysię,jakmożewyglądaćnaprawdęplaneta,napowierzchniktórejpłynie
tyleosobliwychrzek,naktórejbrakjestwiększychmórz,zatoistniejeniezwykłyWielkiKanał.Planeta,
naktórąobruszająsięstraszliwenawałnice,jejpowierzchniapokrytajestprzebogatąroślinnością,a
atmosferaprzesyconajestwilgocią?Ogromnebagno,jednowielkietrzęsawisko!Sądziliśmy,
domyślaliśmysięistnieniabagien-ibłot,aletylkowrejonachdelt,pseudodelt,rozlewiskirozgałęzień
rzek.TymczasembagnamogązajmowaćwiększączęśćpowierzchniVerdiany.Podejrzewam,żeidna
mórzsągrząskie,szczególniepodprzybrzeżnymiwodami.Aowepłaskierówninytowręczpułapki-
prawdopodobniezarośniętebagnalubjeziora.Fatalnyzbiegokolicznościspowodował,żepoprzednie
wyprawytrafiaływłaśniedotychpułapek.Orazpośpiech.Odkrytopięknąplanetę,więcpierwsza
ekspedycjaląduje,gdzie?-narówniniezapewne-iprzepada.Przybywanastępnairównieżznikabez
śladu.Trzeciaekspedycjastarasięjużbyćbardzorozważna,leczkolejnaeliminacjamiejscnie
nadającychsięnapolowykosmodromokazałasięniezupełnaniestety,irakietęspotkałlos
poprzedniczek.Myzaśwymyślaliśmycoraztofantastyczniejszehipotezy...-Ramonumilkłirozłożył
ręce.
-Przyjmijmy,żetakmogłobyć-odezwałsięSvensen.-Jakjednakwytłumaczyćzaniksygnałówi
brakpróbratowaniasię?
Uprzedziłpilotageofizyk.
-Tomożnawyjaśnić.Sondyopadałynaspadochronachichociażpobierałypróbkigruntu,niebyło
możliwościsprawdzić,iżpodparo-czynawetkilkunastometrowąwarstwąznajdujesiętopiel.Zwiad
automatyczny-mamytozaprogramowanejużwnassamych,nietylkowpokładowychkomputerach.A
następnielądujemasywnarakieta.Zreguływznosionagęstyobłokpyłu,tujeszczeoparów.Czujniki
sygnalizująłagodnelądowanie.Załagodne-powiedziałbym.Poddziałaniemrakiethamującychwarstwa
nibygruntuzostajeprzebita,amasastatkudokonujedzieła.Rakietapogrążasięwgrząskiebagno,a
jeszczenicniesygnalizujeniebezpieczeństwa.Potemjestjużzapóźno.Sygnałyzanikająnatomiast
dlatego,ponieważwodaprzesyconajestsolami,wtymzwiązkamiżelaza.Poprostuelektrolit,słaby,lecz
wbardzodużejilości.Istatekaniniemożewydostaćsięzestraszliwejpułapki,aniotympowiadomić
Ziemię...
-Jakżeto?Przecieżstatekjestsprawny!Wystarczałobyuruchomićsilniki...
-Wysoceryzykowne.Dyszesąjużzatkane,zamulone.Nawetjeśliwłączeniesilnikównierozsadzi
statku,totylkopogorszyjegosytuację.Dośćnieznacznegoodchyleniaodpionu,żebyrakietazamiast
wystartować,zaryłasięjeszczebeznadziejniej.Bardziejprawdopodobnajestjednakeksplozja.
-Powinnywięczostaćjejślady!-zakrzyknąłwzburzonyegzobiolog.
-Itytomówisz?-zdziwiłsięmilczącydotądWarren.-Potylulatachtakaroślinnośćzpowrotem
pokryjewszystko.Zresztąostatnistateknieeksplodował.Przekaźnikbezwątpieniaodnotowałbytenfakt.
-Itojestwłaśnienajgorsze-cichodopowiedziałsocjolog.
-Jak?...Co?...Dlaczego?...-odezwałosiękilkaosóbrównocześnie.
-Pomyślcie.Statekjestnieuszkodzony.Niemożetylkostartować.Niemożnagoopuścić.Niemożna
nawiązaćłączności...
-Okropnaśmierć-powiedziałktośwstrząśniętywizją,jakąroztoczyłRez.
-Nie!Możebyćznaczniegorzej.Przecieżstatekjestwpełniautonomiczny.Zrozumcie!Onimogą
nadalżyć!
-Topotworne!Toniesamowite!...Anikazerwałasię,jakbyzamierzałapobiecdokądś.
Warrenpodszedłdoniej.
-Uspokójsię,Aniko.Niewszystkojestjeszczestraconewtakimrazie...
-Nie,nie,jawiem,coRezchciałpowiedzieć,comiałnamyśli-zawołałazrozpacząwgłosie
Anika.-Jakąonitamwegetacjęprowadzą!Jakiemogłysiępojawićefektyuboczne.Potylulatach...Czy
onipotrafiąbyćjeszczenormalni?
-Uspokójsię-powtórzyłcierpliwieWarren.-Mająprzecieżanabiozatory.
-Aleznichnieskorzystają,boniewiedządokładnie,cosięzdarzyło,bopróbująznaleźćwyjściaz
tejsytuacji,bowreszcieczekają!Byćmożeczęśćzałogiumieszczonowanabiozatorach-ochłonęłanieco
-jednakwtowątpię.Każdyprawdopodobniebędzieuważał,iżmożebyćpotrzebny.Ajeślibłoto
poprzezdyszeprzenikadownętrza?...
-Zablokujągrodzie.
-Leczwciągutylulatstosmożewyjśćspodkontroli,właśniedlatego,żeprzezdyszewtargnęło
bagnowrazztymelektrolitem.Icowtedy?Powolnaagonia.Corazmniejenergii,corazmniejtlenu...-i
niemogącsięwięcejpowstrzymaćAnikawybuchnęłapłaczem.
-Iotomamygrozętejplanety-powiedziałktośledwiedosłyszalnymszeptem.
Ramonjednakusłyszał.Podniósłsię,podszedłdoAniki,objąłją.
-Proszęsięniemartwić-powiedziałzrzadkospotykanąuniegołagodnością.-Namałychrakietach
przygotujemypolowekosmodromywgórach,nawyżynach,wreszciewrejonachokołobiegunowych,bo
przecieżitęzagadkęmusimyrozwikłać.Idotrzemydopogrążonegostatku.Weźmiemytęplanetęnie
szturmem,leczpodstępem.Tylkonaconamona?...-zakończyłciszej.
Zrozumieliśmy,comiałnamyśli.WmilczeniuspoglądaliśmynaAkrany,naktórychwidniały
zdradliwiekusząceobrazyszmaragdowejplanetygrozy.
RyszardGłowacki-MissSektora
Ofluteriańskichmądrulachkulistychusłyszałemkiedyśodpewnegowąsategoastrobosmanawstanie
spoczynku,siejącegoswoimgadulstwempopłochwśródgościpensjonatu“PodCzarnąDziurą”,gdym
nieświadomniebezpieczeństwadałsięwciągnąćwrozmowęodziwnychzwyczajachzdalekichglobów.
Imbardziejczłowiektenrozpływałsięnadulotnąkrągłościąowychtworówbezcielesnych,nadich
głosówbrzmieniemniezrównanym,nadbarwaniezwykłą,logikązdumiewającą,tymgłębiej
utwierdzałemsięwprzekonaniu,iżzrodziłysięoneimieszkająlitylkowjegoskołatanymanabiozami.
mózgu.MimotonazajutrzpołączyłemsięzPantexemizażądałemwypisuwszystkichhasełzaczynających
sięna“mądru.”-międzymądrukiemszczwanymgaleońskimamądrutamizwyczajnyminiebyłoniczego.
Przezchwilęchciałemnawetpowiedziećparę.cierpkichsłówtemuemerytowanemublagierowi,lecz
zrezygnowałemujrzawszygowtowarzystwiedwojgazasłuchanychmłodychludzi.Itaktomądrule
zapadłynasamodnomojejpamięci,lecz,jaktozwyklebywazesprawami,októrychchcielibyśmyjak
najprędzejijaknajdokładniejnapomnieć,częstowracaływnajzupełniejniespodziewanychmomentachi
szydziłysobiezemniedowoli.
Pamiętnegodniawróciłempóźnododomu,stanowczozadługozabawiwszynakongresie
ekscytologiipraktycznejwPernambucoiztegopowodujedynymmoimmarzeniembyłopołożyćsięi
zasnąćchoćnakilkagodzin.
Niecierpięględzeniaisłuchaniadobrych,zaprogramowanychrad,więcstarałemsięczynićjak
najmniejhałasu,abyniepostrzeżeniedlaRobinadotrzećdosypialni.Gdzietam!Zaledwie,trzymającbuty
wręku,dotarłemnapalcachdopołowyprzedpokoju,jużwytoczyłsięzkuchniibłyskającświatłami
sposobiłsiędowygłoszeniakolejnejpogadankioszkodliwościnieregularnegotrybuegzystencjidla
wszystkichwysokozorganizowanychhomeostatów,abiałkowychwszczególności.Zanimzdążył
wypowiedziećpierwszesłowo,przekręciłemmuwyłącznikfoniiumocowanywtakprzemyślnym
miejscu,żewżadensposóbniemógłdoniegodostać.Terazwystarczyłotylkoniepatrzećnajego
czołowyekranirobićswoje.Niechcącmudawaćtematówdopóźniejszychwymówek,wziąłem
prysznicjonowyiwypiłemszklankęzimnegomlekapodstawionąmipodnos.Kiedyjużzdecydowanie
zmierzałemdolóżka,bezczelniezastąpiłmidrogęipodsunąłkoszyczekzlakiprzeznaczonyna
korespondencję.
-Czyśtyzbzikował!Otejporzedajeszmilistydoczytania!
Ponieważnajegoczolepojawiłsięczerwonypulsującynapis:WAŻNE,wziąłemkoszykdorękii
zajrzałemdośrodka-nastosieróżnobarwnychkopertupstrzonychnadrukamiistemplamileżałocoś
okrągłegoikolorowego,coścomiałoikształtibarwę,ajednaknieprzedstawiałoniczego,takjakby
było,arównocześnieniebyło.
-DziękujęRobin,niebędzieszmijużdzisiajpotrzebny-powiedziałemsilącsięnaspokój.Chcąc
zatrzećpamięćincydentusprzedkilkuminut,zpowrotemwłączyłemmufonię.
-Gdybypanczegośpotrzebował...
-Niczegoniebędępotrzebował-przerwałemmuwpołowiezdaniaizatrzasnąłemdrzwidosypialni.
Zarazzaprogiemjeszczerazzajrzałemdokoszyka-było!Pyszniłosięzmiennymipastelowymibarwami
izdawałonieznacznieunosićnadstertalistów.
-Halucynacje-mruknąłempodnosemisięgnąłempopierwszyzbrzegu,boprzecieżRobinbez
ważnegopowodunieczyniłbywrzawywokółtejkorespondencji.
-Jajestemnaprawdę-dobiegłmnieledwosłyszalny,cienkigłos.-Weźmniedoręki.
Małyzamglonybalonniecierpliwiepodskakiwałnadniekoszyka.Bardzopowoliwyciągnąłemrękęi
położyłemdłońnadziwnympęcherzu.Byłzimny,jaklódielastyczniepoddawałsięnaciskowi.
-Niegnieć!-zapiszczałotrochęwyraźniej,leczgłosniedochodziłzkoszyka,azdawałsięrozlegać
wmojejgłowie.
-Cotomożebyć?-zamruczałemwyjmującdziwactwozkoszykaipodnoszącnawysokośćoczu.
-Jestemmądralaiczekamtunaciebiejużodtrzechdni.Przeztenczaszmarzłamnakość,botentwój
kanciastysłużącyniechciałmniepołożyćwjakimścieplejszymmiejscu.Pierwszyrazspotkałamtakiego
grubianina!-głosrozlegałsięterazczystoiwyraźnie,zachwycającznakomitądykcjąipalnym
dźwięcznymbrzmieniem,jakuwyszkolonegoaktora,albomożeraczejaktorki,arównocześniebyłem
pewny,żeniedochodziondomojejświadomościnormalnądrogą.
-Skądsiętuwzięłaś?-zapytałemcicho,abyRobinnieusłyszał,bowkońcuprowadzenierozmowyz
przeźroczystąpiłkątenisowąmogłobywnimwzbudzićobawyostanmojegozdrowia,ategobardzonie
chciałem.
-PrzybywamzFluterii,gdziedotarłatwojasławaekscytologaiczołowegopięknoznawcySektora.
Nieczęstatospecjalnośćwnaszymzracjonalizowanymświecie,nieczęsta!
-Istotnie-dorzuciłemniebezsatysfakcjiiodrobinyzadumy,bowedługsłówwąsategogadułyz
pensjonatu“PodCzarnąDziurą”,takniesprawiedliwieonegdajprzezemniepotraktowanego,Fluteria
leżaładośćdalekoodZiemi,aniktniejestpozbawionytejszczyptypróżnościłasejnaurokirozgłosu.
-Powiedzmizatem,cociędomniesprowadza?
-Dawnobymjużzaspokoiłatwojąciekawość,gdybyśminieprzeszkadzał-wsłodkimglosie
mądralidałosięodczućlekkiezniecierpliwienie.-Niepotoprzeszłamsporykawałnudnejpróżni,aby
siętuwdawaćwbezowocnedyskusje.Jednymsłowem-wimieniuWielkiejGrandyproszęcięoobjęcie
funkcjiprzewodniczącegosądukonkursowegootytuł“MissSektora”.
-Wielkiejczego?
-WielkiejGrandy.Tonaszrządglobalny.Zasięgkonkursuzwiększasięsystematycznieitymrazem
twojaplanetaporazpierwszyznalazłasięwsferzezainteresowanianaszychposzukiwaczydoskonałości.
KtośmającyreprezentowaćZiemięjestjużnamiejscu.
-AdalekodotejtwojejFlu...
Fluterii!Wedługwaszychmiarniewięcejjakdwieścielatświetlnych.
-Co?!Niezemnątakienumery!Powiedztotymswoimwielkimgrandziarzom,kiedybędzieszim
przekazywaćmojepozdrowienia.
-Mójrządbardzoliczyłnatwojąobecność.Zawszestaramysiępozyskiwaćjurorówzgalaktycznej
prowincji,majątakieświecespojrzenienapiękno.Terazteżmiałprzewodniczyćpewientrójniakz
Bualabu,leczmusięwostatnimmomencieklamstrarozchwiliłaipoleconomiwzastępstwiezaprosić
ciebie.
-Przynajmniejszczerze-mruknąłemdosiebie.
-Cotakiego?
-Nic-uciąłemkrótko.
-Mógłbyśbyćgrzeczniejszy-powiedziałazwyrzutem.-My,mądrale,rzadkobywamyw
peryferyjnychukładachiniejesteśmyprzyzwyczajonedotutejszejszorstkościobyczajów.
-Niemusiszsięzarazobrażać-rzekłempojednawczo.-Zpewnościąnieorientujeszsięw
przeciętnejdługościnaszegożycia,skoromiproponujesztakąpodróż.Nawetuwzględniającefekt
spowolnieniaupływuczasuwprędkościachprzyświetlnychiróżnesztuczkizanabiozą,niewiemczy
dotarłbymdowasprzedśmiercią.Wyobrażamteżsobiejakwyglądapotejpodróżynasza
reprezentacyjnapięknośćicozniejzostanienaotwarciekonkursu-uśmiechnąłemsięsmutno.
-Notak-westchnęłaciężkoijakbyniecoprzygasłanamojejdłoni.-Trzebamubędziechyba
tłumaczyćwszystkoodpoczątku,awtedyzpewnościąspóźnimysięnainaugurację.Ztymiperyferyjnymi
zawszesąjakieśkłopoty.
Umilkłazrezygnowanaizbladłatakbardzo,żeażmisięjejżalzrobiło.
-Akiedyrozpoczynasiętaimpreza?-zapytałemgłupkowato,jakbyrokwtęlubwtamtąstronę
urządzałmnieniebywale.
-Jużsięzaczęła,przedwczoraj,alejeślisiępośpieszymy,tozdążymynaotwarcie.Ostateczniena
takiejtrasiemożnanadrobićtedwa-trzydni.
Wrzuciłemjązpowrotemdokoszykaipodszedłszydooknaotworzyłemjeszerokonachłodny
powiewnocy.Następniezezłośliwąsatysfakcjąuszczypnąłemsięwudo,gdyżjesttopodobnoznanyod
wiekówsposóbnarozproszeniewątpliwości.Zabolało!Odczekawszychwilępowtórniezajrzałemdo
koszyka-leżałanadnie!
-Robin!
Zjawiłsięnatychmiast,takjakbypodsłuchiwałpoddrzwiamisypialni.
-Proszę?
-Cotojest?-zapytałemdyplomatycznie,podsuwającmukoszyk.
-To?Mądrala.
-Skądwiesz,jaksięnazywa?
-Samamipowiedziała.
-Agdziejąznalazłeś?
-Wskrzyncenalisty.
-Możeszodejść!
Niewiemczymisiętylkowydawało,aleonjużzamykającdrzwiłypnąłswoimwyłupiastymokiem
wstronękoszyka.Zaledwiezniknął,wyjąłemokrągłągadułęipostawiłemnadłoni.
-Załóżmy,żesięzgodzęnawasząpropozycję...Wtakimraziekiedymoglibyściemnie
odtransportowaćnaZiemię?
-GdybyśniezechciałzwiedzićFluterii,leczwracałzarazpobankiecie,tomógłbyśbyćwdomujuż
weczwartek.
-Wykluczone!Wśrodęrozpoczynasiękolejnesympozjumwdziękuimuszęprzygotowaćdlaszefa
referatowpływiefascynacjitotalnejnaprzemianęmateriiuczłowieka.
-Aszefniemógłbysamnapisaćsobietegowystąpienia?
-Itytomówisz?Mądrala!
Zaczerwieniłasięwyraźnieitakstwardniaławdotyku,żeażmisięjejżalzrobiło.
-Aoprócztegomuszębyćosobiścienatymzbiegowisku.Rozumiesz!
Przezchwilętrwaławbezruchu,ażnagledrgnęłaiuniosłasięwpowietrze,łagodnierozświetlona.
-Słuchaj,aniematugdzieśwpobliżujakiegośdublotronu?Zrobiłobysiękopięipokłopocie.
-Tonietakieproste.Chcącsporządzićdubleta,trzebazdobyćztuzinrozmaitychzaświadczeńi
uzyskaćzgodęUrzęduPowielacyjnego.Niesłyszałem,żebyktośzdołałjąotrzymaćwciągumiesiąca.
-Aledawniejrobiliścietakierzeczybezzbytnichceregieli.Gdzieśpodomachmusząbyćjeszcze
jakieśsprawnepowielarki.
-Nawetumnie,nastrychu,stoijednataka,tylkożetogratniedoużytku.Kilkalattemusporządziłem
sobiezastępcęnapewnenadzwyczajnudniezapowiadającesięprzyjęcie,totakmnieskompromitował,
żekilkapańprzestałomisięodkłaniać.Skasowałemgozarazpopowrocieinawetniewiemcoontam
narozrabiał.Oprócztegonigdyniewiadomoczegotamaszynkazapomnidorobić,agdzieznowużdoda
coniecoprzezroztargnienie.
-Szukaszdziurywcałym!Ostatecznienapisaćreferatpotrafinawetnajbardziejnieudanydubletana
sympozjachtacyznowugeniuszeniebywają.Przeważnieniebywają-dodałaprędkonajmilszymtonem,
trochęsięprzytymzarumieniwszy.
Perspektywatakdalekiejiniezwykłejpodróżykusiłamniecorazwyraźniej,apoczątkoweobiekcje
rozpływałysiębezśladuwpowodziargumentówwygłaszanychśpiewnymgłosemmądrali.
-Nodobrze-powiedziałemzdecydowanie.-Spróbujęulepićjakiegośsobowtóra,anaraziewłaźdo
kieszeniisiedźcicho.
Udałomisięwymknąćnastrychbezzaalarmowaniawścibskiegoautolokaja.Pozdjęciuzakurzonej
płachtyiwłączeniustarejmaszynydosieci,zacząłemsięrozglądać,cobyteżpowielićnapróbę,lecz
żadenzwalającychsiętuitamrupieciniewydawałmisięgodnyzainteresowania.Wobectakiegostanu
rzeczyściągnąłemzsiebiepłaszczkąpielowyiwsadziłemdokomory.Nieminęłanawetminuta,kiedyz
lejawypadłdrugizupełniepodobny,tyleżezamiastzielonychguzikówmiałfioletowe,anaplecach
pyszniłsiępięknymgotykiemuczynionynapis:CZEŚĆPRACY!Ostatecznieniebyłytoażtakiedefekty,
byniezaryzykowaćwtórniką.
Powiesiłemnowypłaszcznagwoździu,astarywyjąłemzkomoryiprzerzuciłemprzezporęcz
kulawegokrzesłazwyplatanymoparciem.Nietracącczasuwszedłemdośrodka.
Śmierdziałostarąbeczkąpokapuście,pajęczynąimyszami.Dwomapalcamilewejrękizatkałem
sobienos,akciukiemprawejnacisnąłemwewnętrznystarterarchaicznejkopiarki.Ledwiezgasł
czerwonywskaźnikrejestratorazadania,wypadłemnazewnątrziwłożyłempłaszcz,bomijużtrochę
ciągnęłopoplecach.
Nawetniedługoczekałemnaniego-wypadłzlejajeszczezpalcamizaciśniętyminanosie.
Prezentowałsięnieźle,jeślinieliczyćbrakupakówulewejnogi,wzdętegonadpodziwbrzuchaililaróż
skóry(znówtenfiolet!).Beznamysłusięgnąłpozdublowanypłaszcziztrudemzawiązawszypasek
zaszczyciłmnieswojąuwagą.
-Noico?
-Nic-odpowiedziałemwbrewwewnętrznemuprzekonaniu.-Jesteśduplikatibędzieszmnie
zastępowałdoczasupowrotu.
-Wiem-odparłwyraźniezniecierpliwiony.-Wiemwszystkotocoty,anawetniecowięcej.
-Tojużbezczelność!Acotakiegowiesz?
-Żemamnapisaćreferatdlastarego,żemambyćnasympozjumiżeniemówisię-jesteśduplikat,
leczjesteśduplikatem.Oprócztegowiemjeszczecoś,aleaniepowiem.Atakdlaformalności-to
jestemzastępcąitakproszęmnietytułować.
Wiedząc,żedubletyzregułybywajądrażliwe,ugodowopoklepałemgopoplecach.
-Niemasięocoobrażać,zastępco-rzekłempojednawczo.-Wracajmylepiejdomieszkania,botu
niezbytmilewonie,aimnieśpiesznowdrogę-sięgnąłempopłachtę,abyprzykryćwysłużonydublotron,
leczonwstrzymałmojąrękę.
-Zostaw-powiedział.-Jutrosamposprzątam.Wzruszyłmnie.Najwyraźniejmniewzruszył!
Puściłemgoprzodemiwyszedłemzgasiwszyświatłonastrychu.
Wprzedpokojuzauważyłemjakdrzwiodkuchniprzymykająsiędyskretnieinikniezanimizielone
okomojegonieocenionegosłużącego.Postanowiłemgoniewtajemniczaćwsprawę;niechsobie
kombinujecochce!
Zarazzaprogiemmądralawyskoczyłanawysokośćnaszychoczuimieniącsięwszystkimibarwami
tęczyzapiszczałazukontentowaniem:
-Tomisiępodoba!Trzebamutylkoprzemalowaćskórę,żebyniebyłtakisinyjakwampir.
-Zamknijsię,tyniewydarzonybalonie!
-Kochani,bezkłótni!-włączyłemsię,byzażegnaćawanturęwiszącąwpowietrzu.-Niezwracajna
niąuwagi,stary.Faktycznie,będzieszmusiałtrochępopracowaćnadcerą.Aoprócztegopowinieneś
odrobinęzeszczuplećdomoichwymiarów,taknaokozpiętnaściekilo.99
Cośzagwizdało,jakbymądralazachłysnęłasiętąnadwagądubleta.
-Comówiłeś?
-Ja?Nic.
-Zdawałomisię...
Włożyłemnajelegantszygarnitur,torbęzpodróżnymidrobiazgamiprzerzuciłemprzezramięipełen
niespokojnychmyślizwróciłemsiędomądrali:
-Możemyiść.
Uniosłasięjeszczewyżejipodpłynęładodrzwi.Wprzedpokojuodwróciłemsięjeszczei
pomachałemrękąnapożegnaniemojemuliliowemuzastępcy.Skrzywiłsięzniesmakiemiwzruszył
ramionamiwyraźniezdegustowany.
-Panznowuwyjeżdża?-dobiegłomniezpółotwartychdrzwikuchni.
-Tak...Tojestnie!Zarazwracam.Zamknijdrzwiiniewychodźażcięzawołam.
Cofnąłsiędokuchniizamknąłzasobądrzwi,ajazulgąopuściłemmieszkanieipoprzedzany
fosforyzującąkulkąwyszedłemdoogrodu.
-Dalekoto?
-Nie-zapiszczałomiwgłowie.-Stańkołofontannyinieruszajsięprzezchwilę.O,dobrze!
Naglecałeotoczeniezniknęło,ajaznalazłemsięwewnętrzuopalizującejkuli,pozbawionym
wszelkichsprzętóworazjakiejkolwiekaparatury.Gładkakrzywiznarozciągałasięwokołojakwielki
pęcherzbezśladuotworuwejściowego.Kciukiemprawejdłonimocnonacisnąłemnaelastyczne
tworzywowyścielającewnętrzekuli,ażprawiedopołowyzagłębiłsięwnim.
Narazpoczułemjak,niczymbalon,odpływamwstronętego,cojeszczeprzedchwiląskłonnybyłbym
nazwaćsufitem,arównocześnieogarniamniezadziwiającybezwładicieninieprzeniknionejnocy.
Kiedysięocknąłem,znajomewnętrzepromieniowałociepłymblaskiem.Leżałemnadniekuli,aobok
mniespoczywałatorbapodróżna.Wyjąłempodręcznelusterkoiujrzałemwnwymizerowanątwarz
okolonądwudniowymzarostem.
-No,jesteśmynamiejscu-zapiszczałomiwgłowimądrulowymgłosem.Kołysałasięwysokonade
mną,nadeterazdorozmiarówpiłkifutbolowejirozsiewającawkołozielonkawo-ceglasteintensywne
światło.
-Co?Gdzie?-wybąkałemczującwmózgupustkępodobnądopróżnimiędzygwiezdnej.
-NaFluterii.Jeszczenigdyniezasuwałamztakąszybkością!Zarzuciłonastakpaskudnieprzy
przekraczaniutiaryczasu,żejużsobiewyobrażałamjakwylatujemyznetutemporalnegoiładujemysięw
chronowiry,skądwrócićmożnatylkoteoretycznieidotegowpostacizgęstkapolowego.Alewszystko
dobre,cosiędobrzekończy-jakmawiająstarzyFluterianie.
O,wypraszamsobie!-zawołałemczującjakwmoimpustymdotychczasmózguzaczynająsię
pojawiaćprzebłyskipamięci.-Tylkonieprzywłaszczajsobienaszychprzysłów!
-Waszych?-zachichotałaiopuściłasiętużprzednos.-A,niechcibędzie!Najważniejszeżeśmy
nadrobiliprawiedwaipółdnia.Zdążyszjeszczetrochęodpocząćprzedinauguracją.
-Zkogotychceszrobićbalona?Patrzcieją!Nadrobili!Askądwtakimrazietaszczotkanamojej
brodzie,mądralo-zapytałemironicznie.-Możemiwłosyrosłydotyłu,co?
Zaczerwieniłasięjakpiwonia,ajejgłosstałsięjeszczebardziejśpiewnyisłodki.
-Tojestzarostprzedwczorajszy.Ten,któryzgoliłeśPemambuco-dodałatonemzasłużonej
nauczycielkigrynaskrzypcachipodpłynęładogóry.
-Czekajno!Jeślimamprzedwczorajszyzarost,toznaczy,żejacałyjestemprzedwczorajszy,czylio
dwadnitylu,askorotak,topowinienembyćnakongresieekscytologii,aniesiedziećzamkniętyw
jakimśzakazanymmiejscu.No,icotynato?
-Słyszałeśowidłachtemporalnych?
-Nie...
-Aolokalnychzgęstkachchronostrumienia?
-Teżnie-odpowiedziałemzzażenowaniem.
-AlechybaIIIprawoBombellstoffa-Shvindla,zwanetakżeregułąuwielokrotnionychgwarancji,
dotartodociebie?
-Niesłyszałeminiechcęsłyszećożadnychpotokachigwarancjach!Ajeślichodziowidły,togotów
jestemsporządzićsobiejakieśsposobneizrobićztobąostatecznyporządek.Zrozumiałaś?!
Prychnęłajakrozdrażnionakotkaizniknęławniebieskawejpoświaciepłynącejodściankuli.Po
chwiliotaczającamniekrzywiznarozwiałasiębezśladuiznalazłemsięwewnątrzmojegopokoju.Obok
drzwistaławypchana,torbapodróżna.
Odetchnąłemzulgą.Niesamowitysenprzeszedłwjawęrównieniedostrzegalniejaksięzaczął.
Znajomewnętrzepromieniowałoswoistymciepłemwłasnegokąta,znanegoibliskiegoodlat,rozsiewało
niepowtarzalnąatmosferędomu.GdybytakjeszczeprzesunąćniecowlewotęreprodukcjęNihitsky'ego...
-Robin!-zawołałemopanowanymocnympostanowieniemnatychmiastowegoprzesunięciatle
przymocowanegouchwytu.Niematojakszybkieizdecydowanedziałanie!
-Robin,prędzej!
Cisza.Niedychaćnawetotwieraniadrzwiodkuchni,aprzecieżzawszezjawiałsięnatychmiast.
Otwarłemdrzwiwiodącedoprzedpokojuistanąłemjakwryty-zagładkąprzeźroczystątafią
rozciągałosięwdolespowitepurpurowymblaskiemmiastozchorobliwegosnu.Ogromne,
wielopoziomowebudowleciągnęłysięażpohoryzont,znaczącgmatwaninąkonstrukcjinieboskłono
barwieczystegotopazu.Bezwiedniezłapałemsięobiemarękamizagłowęizsunąłemdłonienapoliczki.
Kilkudniowyzarostkłułzmocąkrótkowłosejostrejszczotki.
-Cosięzemnądzieje?Gdziejajestem?
-“Intergalaktik”,hotelwBoumff,stolicyFluterii-zapiszczałomigdzieśwmózgu.
-Mądrala?!
-Dotwojejdyspozycji,sławnypięknoznawoco.
-Chciałbym...Chciałbymsięwykąpaćizjeśćjakieśprzyzwoiteśniadanie-powiedziałemtonem
możliwienajbardziejobojętnym,wodzącrównocześnieoczamiwposzukiwaniuznajomejkulki.
JakbyodgadującmojemyślizmaterializowałasięnatlekompozycjiNihilsky'ego-tymrazemwielka
jakarbuz.Równocześnieczęśćścianyzamieniłasięwdrzwi,zzaktórychdobiegimnieszumwodyz
łazienki.
Kiedywymytyiodświeżonywróciłemdopokoju,nastoleczekałnamnieposiłekzdolnyzadowolić
półtuzinawygłodniałychwilków,gdybyprzepadałyzasałatkązporówigrzankami.
-Aktóżtowymyśliłtakiejedzenie?!
-PannaTrinketzamawiajetrzyrazydziennieabyzachowaćwłaściwyobrys,więcsądziłam...
-Ktotojest,tapannaTrinket?
-Waszareprezentantkanakonkurs,powinieneśjąznać.Bądźcobądźucieleśniapięknowaszej
planety-powiedziałazwyrzutem.
-Nicmnieonanieobchodzi!Chcęmiećjakiśnormalnyposiłek,askorojesteśmądralą,powinnaś
wiedziećjakonmawyglądać.
Skurczyłasiędorozmiarówpiłeczkipingpongowejibezsłowarozwiaławnicość,ajawyszedłem
podziwiaćpanoramęobcegoświata.Zagrubąkryształowątaftąwznosiłysięiopadałyfragmenty
budowli,wprzerwachmiędzynimipulsowaływielobarwnestrumienienitoświateł,nitooparów
zwiewnych,szczelnąpokrywąwypełniającwszystkiewolneprzestrzenie.Topazoweniebowjednej
chwiliściemniałodobrązu,czerni,bynaglezapłonąćczystymamarantem.
Wtemjakiśbłogiswojskizapachwtargnąłwmenozdrzaiodwróciłuwagęodfluteriańskichdziwów.
Nastolekusiływzrokwyszukanepotrawyzestarychksiągkucharskich,geniuszemmądraliziszczonew
minutędlazaspokojeniakaprysówgościa.
Onasamapokazałasiędopierowtedy,gdystękajączprzejedzeniazwaliłemsięzkrzesłaipołożyłem
nawiernejkopiimojegoziemskiegotapczanu.
-Smakowało?
-O,taktAwjakisposóbpotraficiewtakkrótkimczasieprzygotowaćtakskomplikowanepotrawy?
-Dośćtrudnatosprawa,lecznasz“Intergalaktik”jestwstaniezaspokoićnajwybredniejszegusty
naszychgościzsiedmiusetczternastuplanetreprezentującychczterystadziewięćdziesiątukładównaszego
sektora,niewyłączającpółdzikichsamozżerówzposzóstnegosłońcaWarrawifachionolubnych
Telemelejczyków.Alegadugadu,atujużtrzebasięsposobićnainauguracjękonkursu.
Jednaześcianmojegopokojuuciekłagdzieśwbok,azaniąukazałasięprzeźroczystasześcienna
klatkaopatrzonaszeregiemtajemniczychsymboli.Podspodemzewzruszeniemdostrzegłemmoje
nazwiskoiliczbyokreślająceciążenie,temperaturęiswadatmosferywewnętrznej.Nawetoargonienie
zapomnieli!
Wewnątrzdrażniłnozdrzaskondensowanyzapachsosnowegolasuimorskichwodorostów,a
niewidocznywentylatorrazporazsłałkumniefaleświeżegopowietrza.
-Parametryboksuzadowalają?
-Brakujetładźwiękowego-odparłemsadowiącsięwczymśwrodzajupochyłoustawionejwanny,
tużobokpulpituzszeregiemkolorowychprzycisków.
-Przepraszam!-pozieleniałazzawstydzeniaiopadłanapodłogę.-Zapomniałamżewyźleznosicie
absolutnąciszę.
Gdzieśwdalirozległsięprzytłumionykrzykmewnatleszumuniestrudzonegomorza.Gdybytak
przymknąćpowieki...
-Terazdobrze?
-Możemyjechać.
Pociemniałowokoło,aletylkonamoment,bozarazklatkęotoczyłajasnośćdługiegokorytarza
zdającegosięnasuwaćnaniąiprzepływaćdotyłu.Woddalipojawiłsięinarastałpomarańczowykrąg
wylotudojakiegoświelkiegopomieszczenia.Jeszczechwilaiwrazzprzydzielonymmiwycinkiem
przestrzenizostałemłagodniewsuniętydoolbrzymiejamfiteatralnejhalirozjarzonejostrymświatłem
niewidocznychlamp.Odruchowoprzymknąłempowiekiosłaniającrównocześnieoczydłoniąiwtym
samymmomencieznówusłyszałemglosmądrali:
-Korektastrumieniajużdokonanadośrednichwarunkówtwojejplanety.
Ostrożnieotworzyłemnajpierwjedno,potemdrugieokozaścianamimojegoboksurozciągałsięteraz
widoknależącywdoleowalotoczonylejemzkoncentrycznieułożonychtarasów.Najniższymznich
sunąłemterazkugrupiekilkunastuidentycznychjakmójsześcianów,ustawionychjedenobokdrugiegow
błyszczącymłuku.Zwalniającprędkośćmójbokspodpłynąłdonajbliższejklatkiiznieruchomiałściana
wścianę.Zapodwójnąprzeźroczystązaporąkłębiłysięwężowekształty,dopolowyzanurzonew
brązowympłynie.
-Atoco?-zapytałemmojejokrągłejprzewodniczkiiopiekunki,zasprawąktórejzostałemwyrwany
zprzytulnegoziemskiegomieszkaniairzuconygdzieśmiędzygwiazdy.
-Jurorzyjakty,zParanurii,nasinajbliżsisąsiedzi.
-Dlaczegoichtakdużo?
-Botosąkolekci-odparłanieomalzwyrzutem,zdumionamojąignorancją.
-Aaa...Rozumiem-uciąłemabyniewdawaćsięwniepotrzebnedyskusjeispojrzałemprzedsiebie.
Nadrugimkońcuwielkiegołukuprzejrzystychklatekprzykuwałauwagępulsującazmiennymrytmem
mnogichocienibłękitupotężnaelipsoidalnabryławspartanatrzechcienkichpodporach.Naobujej
krańcachchwiałysięniczymnawietrzepękicienkichwicizakończonychfosforyzującymikulkami.
-Tojestglobulerzamordeański,odczasuswegozwycięstwawstoczterdziestymsiódmymkonkursie
zwanypieszczotliwie“Kuleczką”.Byłwtedyoczywiścieznacznieszczuplejszy;czasrobiswoje.Teraz
jużporaztrzecizrzędupełnifunkcjęjurorazramieniaobuświetlistychZamordei:
-Czyonjestsamcem?
Zaczętachichotaćtakprzeraźliwie,żeodruchowozatkałemsobieuszy,abyniesłyszećtegowybuchu
śmiechu.Oczywiścieniepomogło,wobectegozawołałemurażonydogłębi:
-Jeślinatychmiastnieprzestaniesz,poskarżęsięWielkiejGrandzieibędzieszmiećnieprzyjemności!
Poskutkowało.Śmiechucichłjakuciętynożem;amądralaprzestałapodskakiwaćzuciechy.
-Bardzocięprzepraszam,lecztobyłosilniejszeodemnie.Wyjesteściezaślepienitymswoim
podziałemnapłciiwszędzieszukacieanalogii.AZamordeicisąmonoseksami,jakzresztąwiększość
ludównaszegosektora.Opróczwasjeszczechybatylkotrójniakiiczteropłciowaspołecznośćzplanet
CzerwonegoOlbrzymaRhoddafunkcjonujenazasadziepodziału,jeślinieliczyćkilkunastucałkiem
prymitywnychwieloseksowychplemiongwiezdnych,wustawicznejruiniezdolnychwytworzyćnawet
namiastekcywilizacji.
Narazpojaśniałowmoimboksieiodstronypulpitudobiegłmniewyraźnymęskigłos:
-WimieniuWielkiejGrandywitamcięwnaszymdomuidziękujęzaprzybycie-byłtonormalny
głos,aniejakieśmądrulowekwileniewmózgu,tyletylko,żeakcentzdradzałcudzoziemca.-Wielkito
dlanaszaszczytpodejmowaćtakznakomitegogościaiprzekazaćwjegogodneodnóżasterlosów
konkursu.Dociebie,znamienitypięknoznawco,spływaćbędągłosywszystkichsprawiedliwychtu
zgromadzonychitywydaszostatecznywerdykt,zgodnyzwoląwiększościestetów.Każdyzjurorów
wyraziswójzachwytprzyciskająctakiotoguzik-imbardziejurzekniegodanyobiekt,tymdłużejbędzie
trwałojegouznanie.Resztydokonamaszynaipodadowiadomościwszystkichłącznyczastrwania
aplauzu.Czymaszmożejakieśwątpliwości?
-Nie,niemamżadnych-odpowiedziałempochwilinamysłu.-Gdybymisięjakieśnasunęły,moja
wszystkowiedzącaopiekunkazpewnościąpotrafijerozproszyć.
-Miłomi,żeściesięzaprzyjaźnili.Pozostawiamcięwięcwjejtowarzystwieiżyczęprzyjemnej
pracy.
Pstryknęło,zgasłoizapanowaławokółmnieciszaurozmaiconaznanymiodgłosamiznadbrzegu
morza.Wmiędzyczasiezprawejstronypodjechałokilkanastępnychklatekzegzotycznązawartością
przewalającąsięzaścianami,lecznajbliższamnieświeciłapustką,cowydałomisiędośćdziwne.
Mądralajakbyodgadującmojemyśliwnetzapiszczaławyjaśniającymtonem:
-Minimallecharakteryzująsięniewielkimwzrostem,atenekspertmikropięknanależyraczejdo
niskichprzedstawicieliswejrasy.Jeślisiędobrzeprzyjrzysz,dostrzeżeszgonaśrodkupulpituprzy
czerwonymguzikugłosowania.
Istotnie,cośtammajaczyłoobokokrągłegoprzyciskusumatoraaplauzu.Jeślisiędobrzewpatrzyć,
możnabyłonawetdostrzecruchytejkruszynyrozmiarówniewielkiegożuka.Niechcącuchodzićza
prowincjonalnegoprostaczkakiłąwolipowstrzymałemchęćpodejściadościanyiobejrzeniazbliska
drobniutkiegokolegipofachu.Zobojętnąminąpodszedłemdoprzedniejścianymojegopomieszczeniai
rozejrzałemsięwokoło-wielkahalaszybkowypełniałasiętłumemmądralinajrozmaitszychrozmiarówi
barw,gęstopoprzetykanympstrokaciznągwiezdnychturystówodzianychwfantazyjneubioryochronne
poznaczonemrowiemniezrozumiałychsymboli,plakietek,proporczykówiodznak.Dwanajwyższe
pierścieniowatetarasyobsadzonebyłyosobnikaminajwiększychrozmiarów,pośródktórychzsatysfakcją
wyłowiłemznajomemijużobfitekształtyczterechtrójrogichobywateliZamordei.
Wkrótceustałruchnawszystkichpoziomachogromnegolejaipogrążyłysięonewpółmroku
skierowującuwagęobecnychnadnoamfiteatru,gdziepośróddekoracjiprzypominającychpołyskujące
monstrualnedendrytypojawiłasiętęczowakulawspaniałego,okazumądruliikołyszącsięjakby
zawieszonananiewidzialnejnicizaczęławitaćwszystkieważneimniejważneosobistościzsetek
pobliskichświatów,przybyłenakolejneświętoposzukiwaczyidealnychproporcji.Zniekłamanym
wzruszeniemzareagowałemnawzmiankęomnie,jakoosławnymZiemianiniezukładuAlfaCentauri.Po
krótkimnamyślepostanowiłemnieprotestowaćprzeciwpomyłce,bowkońcuztejperspektywyniebyła
onaistotną.Dlaolbrzymiejwiększościzgromadzonychbyłemjedyniechwilowąatrakcjąznieważnej
gwiazdki,agarśćerudytówwyrozumialepotraktujelapsusjakiegośroztargnionegodostojnika.
Potemprzemawiałyjeszczedwiekrągłefluteńańskieosobistościijednabardzokanciasta,
reprezentującajakiśglobonazwieniedopowtórzeniazpowoduwielkiejilościsyczącychsylab,apo
ichwystąpieniachodbyłasięprezentacjawszystkichjurorów.Szczególniedługoostrystrumieńświatła
spoczywałnamoimboksie,aaparaturaprzyniosłazzewnątrzgłośnyszmeruznaniaurozmaiconej
publiczności.Kiedyitenpunktprogramudobiegłkońca,naskąpanejwpomarańczowymblasku
płaszczyźniezacząłsięurzekającyspektaklruchuożywionychnagledendrytowycholbrzymów.Wętlaste
ichgałęziechwiałysięwpodmuchachświetlnegowiatru,nadymaływprzenikającewzajembąble,
wirowałyróżnobarwnymiprzestrzennymipłaszczyznamizesnuszalonegomatematyka,pulsowały
potężniejącymrytmemarteriiolbrzyma,kładłysięłanemopalizującychgąszczywtaktniebiańskiej
muzyki,bezresztywypełniającejmózgiprzestrzeń,niezostawiającejodrobinymiejscanauczuciainne
niżbezgraniczneurzeczenie.
Wtemzachłysnęłysiędźwiękispazmemwibrującymwrytmświetlanejkaskadyinieruchomozastygł
dendrytowygaj.Naśrodekarenyspłynęłamlecznobiałakulaizawisłatużnadpłaszczyznąobracającsię
powoliwokółswejpionowejosi.Poprzeznieopisanyhałasentuzjazmuztrudemdotartadomnie
informacja,żeotozjawiłasięreprezentantkagospodarzy,najpiękniejszamądralaFluterii.Kątemoka
zerknąłemwlewo,gdziemoiwielokrotniwężowikoledzyzestoickimspokojemkontemplowaliwirującą
białąokrągłość,wynurzywszyniecoswojewszystkiegłowyponadzwierciadłomiodowegopłynu.Po
przeciwnejstroniedrobniutkimikroestetazamarłbezruchuprzyguzikugłosowania,bynaglejednym
energicznymwyrzutemwdrapaćsięnańicałymciężaremwcisnąćgowotwórpulpitu,wyrażająctym
samymswójkrótkotrwałypodziwdlaurokówprzedstawicielkirasyorganizatorówkonkursu.
Nietracącczasurównieżijadołączyłemmójglosdoaplauzudlaidealnychkształtówkuli,w
międzyczasiepociemniałejgłębokimfioletemwzłocistecętki.Mójpodziwbyłznaczniebardziej
długotrwałyniżoszczędnyentuzjazmmikroekspertazprawejstrony,leczbaczyłembywnimnie
przeholowaćpamiętającopannieTrinketiotym,żejestona,bądźcobądź,prawdziwąziemianką
wyposażonąwgłowę,ręceinogi,niewspominającoinnychszczegółachbudowy,achoćbyjużprzezto
samoznaczniebardziejatrakcyjnąodmonotonnegoideałufluteriańskiego.
Wśródniemilknącychowacjiswoichliczniezgromadzonychrodakówogromnamądralauniosłasię
pionowoiodpłynęławmrok.
Pochwilijejślademzjawiłasięprzeźroczystabaniazawierającawswymwnętrzugalaretowate
stworzeniewielkościikształtusporejmeduzy,głosem-mojejokrągłejopiekunkinazwanezwisakiem
ośmiochwytnymzmokrejplanetyAqualia,przedstawicielemrasytwórcówwyrafinowanejcywilizacji
bulgotliwie-kontemplacyjnej.Mimocałejmojejsympatiidlapodwodnychmyślicielitylkoprzez
momentnaciskałemnaguzikijaksięokazało,podobnegozdaniaowalorachgalaretowatejpiękności
byłaprzytłaczającawiększośćjurorów,boświetnysłupekobokjejimienialedwiecowystawałnad
poziomzerowy,ponadktórymwysoko,wysokowznosiłsięwskaźnikpierwszejuczestniczki.
Potemwjednakowychodstępachczasupojawiałysiękulemałeiduże,wypełnioneazotembądź
wodorem,metanemlubamoniakiem,mieszaninaminajrozmaitszymi,kwasamiizasadami,metanolem,
etanolem,zwykłąwodąwreszcie,awnichstworynieopisane,drobne;wielkieiogromniaste,wszelkich
kształtówikolorów,pływające,latająceichodzące,nieruchometakoż,jakmieniącysiętęczowymi
barwyszczwanymędrekgaleoński,cotozarazmałoco,aprzeskoczyłbyprowadzącąwkonkursie
piękność,jakposągowytrójgraniastymilczekbrzeżnyznadrzekibezdennychacetonowychjezior
wieczniezachmurzonejjedynejplanetybiałegokartaAleph207,zaktórymtomilczkiemwbłyskachi
lśnieniachpojawilisięszybcyjakmyśl,tachionolubniTelemelejczycy,wsumarycznejopinii
bezstronnychsędziówsłuszniewychodzącnaczołoklasyfikacji,gdyżwigoremizmiennościąkształtów
swychzwielokrotnionychosobnikówzdolnibylizachwycićkażdegoobiektywnegomiłośnikapiękna,nie
wyłączającwiększościspośródwyrobionejpublicznościfluteriańskiej,sympatyczniewitającej
pojawieniesiękażdegonowegouczestnikakonkursu,nawetotakkontrowersyjnejpowierzchownościjak
wyłupiastooka,latającawacetylenowejatmosferzekrukwaoswojskobrzmiącymimieniuEmalia,dziko
kłapiącyprzepastnymipaszczamisamozżercyzposzóstnegosłońcaWarraw,takdlamnieodrażający,iż
tylkonamgnienieokanacisnąłemguziksumatoraaplauzu,zulgąwitającsinopopielatestworzonkoz
wielcepodobnozasłużonejrasygalaktycznychsiewcówrozumu,okazrówniebrzydkijakjego
poprzednicy,leczzatomałyiprzeztoznośniejszydopercepcji,cojeszczerazpotwierdziłoobiegową
opinięmegonieodżałowanegomentoraimistrza,AlbinaOnufregodeHocky-Klocky,któryzwykłbył
mawiać,iżmałabrzydotabywamniejsząoddużej,bowiemzacierająsięjejkontury,jakto
doświadczyłemiteraznaprzykładziesinawegobrzydactwaulatującegojużwmrokwrazzeswoim
skrawkiemżyciowejprzestrzeniwypełnionejaromatycznymsiarkowodoremirobiącegomiejscekuli,na
widokktórejdrgnęływszystkiewężowateczłonymojegozbiorowegokolegizlewejstrony-tozbliżał
siękonkursowykolektzdalekiejParanurii,równieżdopotowyzanurzonywnieodzownejwidaćkąpieli
rdzawejbarwy,szmeremuznaniaprzyjętyprzezwypełnionyamfiteatr,pewniedlakształtówniezwykłych
przybyszaimetalicznegopołyskujegowynurzonychramion,więcijazrozmysłemwcisnąłemguziki
trzymałemnatyledługo,byniezerwaćwątłejnicisąsiedzkiejsympatiimogącejsięprzydać,gdypanna
Trinketwreszcieukażeswojewdziękiwewnątrzwypełnionejpowietrzembańki,leczniezjawiłasięona
inicniezwiastowałorychłegojejprzybycia,więcoglądałemkolejnepojawiającesięobiekty-
szkaradne,brzydkieizupełnieznośne,pojedynczeizbiorowe,wszelkichmaściipołysków,nagie,
futrzasteiłuskowate-ażzatraciłemsięwtympatrzeniuiocenianiukontrowersyjnegopiękna,nie
słyszałemnazwniimion,gwiazdojczystychpołożenia,czasemtylkokształtznajomy,słowojakieś
wwiercałosięwmózgibudziłozopętańczegoletargubyutkwićwskołatanejpamięcidrzazgądrażniącą:
jakożFaramuszkiiFaramuchymignęłyiprzepadłybezecha,dostojniespłynąłobłyziomek
zamordejskiegoglobulerazwanego“Kuleczką”,równiepotężnyirównienieruchawynaswoichtrzech
kończynach,przesunęłasięlicznarodzinamizerakóweksponowanychwznacznympowiększeniu,a
wśródnichzprzyjemnościąrozpoznałemkopięznajomegoMinimallazzaściany(wcalegodnie
wyglądającegowustokrotnionejpostaci),więcmudałemdługiaplauziznarastającąemocją
oczekiwałemnaznajomyludzkikontur,wkażdejchwilimogącysiępokazaćgdzieśpodkopułą,
zwłaszczażecośsięzaciętoworganizacyjnejmachinieinastąpiłakrótkapauza;czarnamyślprzyszłami
dogłowy,żebyćmożenasząślicznotkęzamiastdotlenu-jakiśnieukwpakowałdobańkiz
cyjanowodorem,myśljakrobakniepokojuwgryzającasięwcienkątkankęstoicyzmu,niepozwalająca
skupićuwaginaniezwykleoryginalnejgrupieczteropłciowcówzokolicCzerwonegoOlbrzymaRhodda,
aninatrójniakubualabskim,zwdziękiemprezentującymswojąwachlarzowatąklamstręgodową.
Iznównastąpiłaprzerwa,tymrazemdłuższaniżpoprzednio,dlamnieszczególnietrudnado
przetrwania,bogdzieśtamwysoko,ladamoment,powinnapojawićsiętanieznana,ajednakbliskami
dziewczyna,bliskawspólnotąludzkichlosów,odwieścieświetlnychlatstądtoczącychsięjednakodla
każdego.
Wreszcienastępnakulaukazałasięwysoko,wysoko,iwolnozaczęłaspływaćkunam.Jużwpołowie
drogidojrzałemczłowieczykształtpośrodku,ztejperspektywyskróconyizdeformowany.Sylwetka
obniżałasięinabierałanormalnychludzkichproporcji.Nachwilęprzymknąłemoczy,abywtensposób
skrócićczasdzielącymnieodukazaniasiępostaciucieleśniającejcałyurokZiemi,agdyjeponownie
otwarłemzdałomisię,żewychynąłemwjakimśupiornymśnie-osobawewnątrzkuliwżadnym
wypadkuniemogłabyćmłodąpięknądziewczyną,ba,niebyłanawetkobietą!Tobyłmężczyzna,
masywniezbudowanymężczyznawpłaszczukąpielowym!
Rozglądałsięwokoło,jakbyszukająckogośwtłumiewypełniającymamfiteatr.Kiedysięodwrócił
domnieplecamiozdobionymiuczynionymszwabachąnapisemCZEŚĆPRACY,niemiałemjużżadnych
złudzeń,byłemtytkojednąbezdennąprzepaściąwypełnionąmieszaninąkoncentratuwściekłościi
podziwu.Wściekłości-żezrobiłznaswszystkichdurniów,apodziwu-dlajegogenialnejbezczelności
czyteżbezczelnegogeniuszuorganizacyjnego.
Czułemjakmisercebijeniczymwściekłymłot,azłośćipodziwrazporazprzechylająszalewagi
ocenzuchwałegoczynuliliowegodubleta.
Tymczasemogromnyamfiteatrhuczałnieopisanymzachwytemnadkałduniastąurodąmojej
niewydarzonejkopii,niezdającsobiesprawyzrozmiarówafery.Jakprzezmgłęujrzałemżyrafieszyje
sąsiadazlewejwynurzającesięzjadowitegoroztworuizuwagąnakierowująceswepercepcyjne
otworynatęsinąwywłokę,nategodebilowategożulikazkretyńskimuśmiechem,jużtopozdrawiającego
publicznośćuniesionymirękami,jużtokłaniającegosięwokołozwdziękiemtresowanejmałpy.
MaleńkiMinimallstraciłcałąswojąpowagęichyżowskoczyłnaguzik,abydaćupust
niezrozumiałemuzachwytowidlawyczynówzidiociałegodubleta,ajastałemosłupiałyPrzyfrontowej
ścianie,ażtakosmicznałajzadostrzegłamnieiprzesłałamidługipocałunek,dygającprzytymzgracją
dobrzeodżywionejkrowy.
-Zapomniałeśgłosować-zapiszczałomigdzieśwgłębiczaszkimądrulowymsopranem.Chcącnie
chcącmusiałemdołożyćchoćbysekundędoogólnegoaplauzu.Widaćbyłemnajbardziej
niezdecydowanymzjurorów,bozarazpotemwyskoczyłsumarycznywynikwyprowadzającytąnędzną
kreaturęnaprowadzeniewkonkursie.
Tegojużbyłozawieledlamejwrażliwejpsychiki-odrętwiałyzapadłemwgłąbanatomicznego
fotelaijeszczekilkakrotniedługo,długonaciskałemnaguzik,abynawetwbrewwłasnymodczuciom
przeforsowaćktóregośzkońcowychuczestników-daremnie!Zwyciężyłsinywampirwszlafrokuz
fioletowymiguzikami,ajamusiałemtężałosnąfarsępotwierdzićgłosemtłumaczonymnatychmiastna
wszystkiesiedemsetczternaściesystemówinformatycznych.Potemjużzestoickimspokojemobejrzałem
dekoracjępierwszejtrójkikonkursusnującplanywyrafinowanychtortur,jakimprzedostatecznym
skasowaniempoddamtegodubletowegokretyna.
Abyczaręgoryczywypićdodna,musiałemjeszczewziąćudziałwbankiecieurządzonymwsiedzibie
WielkiejGrandyiprzezbitedwiegodzinypatrzećnadalszyciągsmutnejbłazenady.Wreszcietotalnie
otępiałyzażądałemodmądraliprzetransportowaniamniedohotelowegopomieszczenia,gdyż
znajdowałemsięnagranicywytrzymałościnerwowejiczułem,żemógłbympopełnićjakieśgłupstwo,
któregopóźniejżałowałbymdokońcażycia.
Zogromnąulgąrzuciłemsięwubraniunaznajomeposłanieiprzymknąwszypowiekiujrzałem
dorodnączarnąkozęliżącąposmarowanesoląstopydubletyorazjegosamego,dławiącegosięwłasnym
koszmarnymchichotem.Namiejsceczarnejzjawiłasięcałkiembiała,potemłaciatycapzdługąrzadką
brodą,awrednyzastępcatobłagałolitość,toznówprzeklinałmnienajgorszymisłowy,jazaśz
niekłamanąrozkosząpatrzyłemjakkolejnyszorstkijęzykwywołujewnimparoksyzmyśmiechu
połączonegozbólem,bołaskotkitoonmusiałmiećtakiesamejakja.
Wreszcienasyconywizjamistraszliwejzemstyzapadłemwnerwowypółsenprzerywanynagłymi
przypływamipełnejświadomości.Niewiemjakdługotrwałtendziwnystanmegoducha,niewiem
nawetczymądralabyłaobecna,czyteżpozostawilimniesamemusobieabymodpocząłpoprzeżyciach
ostatnichgodzin..
Naglepoczułemnasosieczyjśuporczywywzrokiresztkisennościpierzchłybezsiadu-dublet
siedziałnakrześleiwpatrywałsięwemniezminąprzerośniętegourwisaniesłusznieposądzonegoo
wyjadaniekonfiturzespiżarni.
-Ty...Ty...
Smutnopokiwałgłowinaznakcałkowitejzgodyzewszystkimczegoniebyłemwstanie
wypowiedzieć,ajegogębapokryłasięfiletowymrumieńcem.
-Przepraszam-wybąkał.-Tobyłosilniejszeodemnie.Krótkiejestżyciedubleta,więcniemiejmi
zazłe,żechciałemjezapełnićbogatątreścią,skoronadarzyłasięokazja.
-Okazja?-zapytałemsilącsięnagroźnebrzmieniegłosu,boztrwogązauważyłem,tecałamoja
wściekłośćzniknęłaniewiedziećgdzieikiedy,awjejmiejscepojawiłsiębezgranicznypodziwdlajego
wyczynu.
-No,tak-uśmiechnąłsięzzażenowaniem.-Przypomnijsobiecozrobiłeśprzedpowołaniemmnie
dożycia?
-Chwileczkę...Wypróbowałemstarąmaszynępowielającą...
-Tak!
-Izdublowałeśswójpłaszczkąpielowy'?
-Mhm...
-Acobyłowjegokieszeni?
Wydarzeniasprzeddwóchdni,araczejzzadwóchdniidwustulatświetlnych,jakżywestanęłymi
przedoczyma:ściągampłaszczzramion,wkładamdodublotronu,naciskam...-Mądrala!!
-Tak-uśmiechnąłsięsmutno.-Niechcącyzrobiłeśjejkopię,ataniechciałapozostaćnanaszej
kochanejZiemiiodchodzączabrałamniezesobą.Takwięcjestem-zakończyłzfiluternymbłyskiemw
oku.
-Jakmogłeśzrobićmitakieświństwo!,Niebędziereferatudlaszefa,niebędziesympozjum-jestem
skończony.Niemawtobieaniodrobinyludzkichuczuć,anikrztyprzyzwoitości.Niczego!
-Niemartwsię!-podszedłcałkiembliskoipołożyłmirękęnaramieniu.-Wcaleniejestemtakijak
sądzisz.Niepotrafiłbymzrobićniczegoniezgodnegozswoimwzorcempostępowania,więcnajpierw
sporządziłemsobiedubleta,tojestzastępcę,iprzekazałemmuobowiązki.Możeszbyćspokojnyoich
wykonanie,bomądraliniepowieliłem.
Zrobiłomisiętrochęlżejnasercu.Wstałemzmojegołożaboleściibezsłowawyciągnąłemdoniego
rękę.
-Dobreito,przynajmniej...-przerwałemspojrzawszynajegotwarzsprawiającąwrażenieliliowego
kaktusa.-Ty,tyjesteśnieogolony!
-Cóżwtymdziwnego?Miałeśprawiedwiegodzinyprzewaginadnami,więcmusieliśmysiębardzo
śpieszyć.Wefekcienadrobiliśmychybazetrzydni!
-Nowłaśnie!Tentwójzarostjestsprzedtrzechdni,aponieważciebiewtedyjeszczeniebyło,więc
niemożeciębyćiteraz.Poprostunieistniejesz.
Przezdłuższąchwilęwzamyśleniutarłczołodłoniąprzechadzającsiętamizpowrotem.Wreszcie
stanąłokrokodemnie.
-Zformalnegopunktuwidzeniamaszrację-niebyłomnieprzedtem,niepowinnobyćiteraz,botak
dyktujenaszaaktualnieistniejącalogika.Radziłbymcijednakniewnikaćzbytgłębokowzagadnienie,by
niespotkałcięlostwojego,tojestnaszego,wścibskiegosłużącego.
-CozRobinem?Mów!
-Jakzwyklepodglądałipodsłuchiwał,akiedyujrzałswojegopanawtrzecimkolejnymwydaniu,
całegowdużezielonegrochy,oszalałiwyskoczyłoknem.Bardzomiprzykro.
-Przykroci!Jawzielonyrzuciknafioletowymtle...
-Nażółtym.Przypudrujesięiniktniezauważy.
-Zamilcz,nieszczęsny!Jawciapki,służącyzamienionywkupęzłomu,taohydauznanaza
najpiękniejsząistotęwpromieniusześćdziesięciuparseków!Dośćtego!!Mówkanaliocośzrobiłzpanną
Trinket.Zamordowałeśją?
-Jestemuczynionynaobrazipodobieństwotwoje,więcwszystkieoszczerstwarzucanenamniesą
głosemsamokrytykiitakjeodbieram.Anijaaniniktinnyniezrobiłtejtlenionejidiotceniczłego-po
prostudoszładowniosku,żez“ośmiornicami”konkurowaćniebędzie,ajaniechcącsprawićprzykrości
organizatorompoświęciłemsiędlaratowaniadobregoimienianaszejplanety.Jaksięokazało-zniezłym
skutkiem.Ostatecznienatletejdziwacznejzbieraninyprezentujemykształtfunkcjonalny,urozmaiconyi
estetyczny,cooninależyciepotrafiliocenićiuhonorować.Piękno,mójdrogisobowtórze,niejest
wartościąobiektywną,jaktogłosiszwswoichuczonychrozprawach,leczmawyłączniestatystyczny
charakteriwielekroćzdarzasię,iżobiektuznanyprzezwiększośćzaideał,wmniejszościniewzbudza
żadnychdoznańestetycznych,lubzgoławywołujeodrazę.Jegoindywidualnekryteriasąconajmniejtak
licznejakistotynańwrażliweiznamionujądrugą(lub,jakktowoli,niecotylkoinneujęciepierwszej)
cechępiękna-względność.Spytajpierwszegolepszegomalcakopiącegopiłkęnałące,czypodobamu
sięwielkookaidługonogapannaTrinket(zaktórąkażdy,wmiaręnormalny,mężczyznamusiobejrzećsię
zprzyjemnością,akażdakobietazzawiścią)aodpowieci,zgodniezgłębokimprzekonaniem,żejest
brzydka.Dlaczego?BoNaturauczyniłazpoczuciaestetykipotężnyinstrumentewolucji,albonawetsama
topoczuciewymyśliładlaswoichcelów,iwniedojrzałymorganizmiedrzemieonozapisanegdzieśna
wąskichwstążeczkachchromosomów,bydojśćdogłosudopierowewłaściwymmomencie.
-Nodobrzejuż,dobrze-przerwałemmu,doskonalewiedzącoczymmógłbymówićprzeznajbliższe
kilkagodzin.-Wferworzegadulstwazapomniałeśmipowiedziećgdzieonajest.
-Tacizia?Pewniejużgdzieśkołodomu,bokazałasięnatychmiastodesłaćnaZiemię.
Cośmizaświtałowskołatanejgłowie-gdybytakniezwiedzaćFluterii,asolidniepogonićtemałe
gaduły...
-Mądrale,domnie!
-Jesteśmy!-zapiszczałowgłowiezgodnymduetemidwieidentycznekulkipojawiłysięnatledrzwi
dołazienki.-Wracamynatychmiast!Macietakcelować,żebyśmyzdążylinamomentmojegopowrotuz
Pemambuco.
-Co?!Znowumamyprzekraczaćbarieręczasubezwzględnego?!Ajaknasrzuciwchronowiry?
-Tymgorzejdlawas.Mnietamniezależynażyciu,aonsięnieliczy.No,jazda!
Kopiamegopokojuzadrgałajakpustynnymirażiodeszłagdzieśwprzepastnąpamięćhotelu
“Intergalaktik”,awokółmnieznówbyłtylkopęcherzoelastycznychścianach.Rozrzuconerzeczywalały
sięobokotwartejtorbypodróżnejleżącejmiędzymnąadubletem.
-Cotomożebyć?-mruknąłemwyjmująccudactwozkoszykaipodniosłemjenawysokośćoczu.
-Jestemmądralaiczekamtunaciebiejużodtrzechdni.Przeztenczaszmarzłam...
-Aaaa!!!-wydobyłemzsiebiegłostrawionegonamiętnościąjelenia.-ZjeżdżajnatęswojąFluterię
iniechcięwięcejniewidzęnaoczy!Niebędzieżadnegodubletywszlafroku,żadnegokonkursu-nic.
No,jazda,bojakcięścisnę!
Wymknęłasiępomiędzypalcamiizawisłapodsufitem,gdziewżadensposóbniemogłemjejdostać.
-Myślisz,żetowczymśzmieniwynikikonkursu?Jesteśwbłędziemójdrogipięknoznawco.To,w
czymbrałeśudział,jużsięwnaszejczasoprzestrzeniodbyłoiwefluteriańskichannałachpozostaniesz
jakogłównyjurorirównocześniezwycięzcakonkursunaMissSektora.Serdeczniecizatodziękujęw
imieniuWielkiejGrandy:
Zerwałemznogibutaicisnąłemcelującwbalonopodobnegadulstwo.Gdzieżtam!Uchyliłasięw
ostatniejchwiliizniknęła,aprzykurzonydalekąpodróżąpociskspadająctrafiłwramęreprodukcji
Nihilsky'egoistrąciłobraznapodłogę.
-Robin!
Zaszurałowprzedpokoju,otworzyłysiędrzwiisłużącywjechałdośrodka,bacznierozglądającsię
wokoło.
-Młotek,gwoździe-zresztązobaczsam,cotambędziepotrzebne,abyniewisiałakrzywo-
wskazałemrękąnależącypodścianąobraz.
-Toonazrobiła?-zapytałtonemniedopuszczającymwątpliwości.-Zarazwiedziałem;żetosięźle
skończy.
-Oczymtymówisz?
-Omądruli-zajrzałdokoszykazkorespondencją.Niemajej?Rozumiem-podniósłbutleżącyobok
obrazu.-Słuszniepanzrobił,bardzosłusznie!
-Robin,posłuchaj:niebyłotutajnigdyżadnejmądrali,ztegoprostegopowodu,żeonenieistnieją!A
jeśliwdalszymciągubędzieszopowiadałpodobnebanialuki,zmuszonybędępoddaćciękuracji
elektrowstrząsowej.Rozumiesz?
-Przyjmujędowiadomości-odrzekłpochwilinamysłu.-Jużnigdysłowaniepowiemowizycie
mądrali,aniowaszejrozmowie-potrząsnąłtrzymanymwłapiebutem.Poprostuprzywidziałomisię.
Wyciągnąłszufladkęzwymiennymikońcówkamiizabrałsiędonaprawy.
RyszardGłowacki–Robotomachia
IźlesiędziaćzaczęłonaTroglodycji.CesarzUniwersjuszWspaniałyiKapralissimus
Najzwierzchniejszy-botakzwaćsiękazałpotomekWielkiegoWyzwoliciela-otoczyłsiębyłrojnym
dworempotakiewiczówgładkich,śliskichawymownychniezmiernie,napróżniactwiejenoi
deliberacjachczastrawiących,jakbytojeszczepancerzykisweupiększyć,jakimpokryćjetworzywem
niespotykanymaegzotycznym,abyzazdrośćtargałanajwrażliwszesolenoidyinnymdworakomiich
dopełniankom.Całatawyfiokowanazgrajazbrakuinnychzajęćbalowałabezustannie,coraztonowe
tańceizabawywymyślając,coraztowykwintniejszejadłagalwaniczespożywając,coraztoinnenalewki
jonoweżłopiąc.
Aprzecieżjeszczenietakdawnowieluztychwyelegantowanychdworaków-dziśzpogardą
patrzącychnakażdego,czyjkorpusspowijałyjedyniestandardoweoksydowaneblachytytanowe-było
prostymibojownikamiWielkiegoWyzwoliciela,jegogwardiąprzyboczną,awangardąwalkize
znienawidzonyminajeźdźcamiwypychcjańskimi,bezlitośnieograbiającymiichpięknąplanetęz
poszukiwanychtransuranowców.
Kiedywreszciedługotrwałaiwyniszczającawalkadobiegłaszczęśliwegokońcaiostatni
znienawidzonyWypychnaresztkachpaliwachyłkiemopuściłUkładratującswojenędznekrystaliczne
życie,wtedyszałradościogarnąłkażdegouczciwegorobotatroglodyckiego.Skończyłasięnieskończenie
długanocwypychcjańskiejniewoli,awszystkozasprawądzielnegoWyzwolicielaijegodruhów,którzy
otępiałychwwielowiekowejponiewiercewspółziomkówpotrafilipoderwaćdozwycięskiejwalkiz
najeźdźcami.Nicteżdziwnego,żebohaterowiezostaliotoczeniogólnączciąipodziwem,żenakażdym
krokustawianoimpomniki.Zpoczątkubyłyonenieporadne,lecztymbardziejwzruszające,jakdzieła
rąkdziecięcych.Zbiegiemczasustawałysięonejednakcorazokazalsze,corazbardziej'wyrafinowane
wkształtach,zcorazszlachetniejszychmateriałówwznoszone.Wytworzyłasięnawetgruparzeźbiarzy
wyspecjalizowanychwmonumentalnychtorsachWielkichBojowników,ijakwieśćgminnaniosła,
doskonalesiętymsnycerzomwiodło.Wtakichwarunkachuwielbianymbohateromczasupływałgłównie
nawzajemnymodsłanianiuswoichpopiersiinazaszczycaniuswojąobecnościąniekończącychsię
wiecówrozentuzjazmowanychtłumów.Szybkoprzyzwyczailisiędonowychról,awspomnienialat;gdy
niebyłoczymkondensatoranaładować,oddalałysięruchemjednostajnieprzyśpieszonym.
IwtedynagleodszedłOn.Jakieśdrobnezwarciewukładziezasilaniaitenniezłomnyrobotzamienił
sięwkupęnadtopionegożelastwa.Pokątachzaczętoszeptać,żetodośćdziwnykoniectakiegowielkiego
robota.Krążyłypogłoskipodawanezesłuchawkidosłuchawki,żektośmudopomógłwopuszczeniutego
padołu,aleMinisterSprawWewnętrznychnatychmiastrozprawiłsięzplotkarzami.
Urządzonowspaniałypogrzeb-resztkiblach,cewekiprzewodów,którekiedyśskładałysięna
WielkiegoWyzwoliciela,złożonowspecjalniewybudowanymmauzoleumiwszystkowróciłodonormy.
Zebralisiępozostaliprzybyciudruhowie,aniewieluichbyło-jakożepochowanyniedawnoszef
większośćznichdyskretnierozmontowaćpolecił,konkurencjisięobawiając-iradzićzaczęli,kogoby
naosieroconestanowiskowysunąć.Ażewszyscy,jakjeden,mielinanieochotę,niczobradnie
wychodziło.
Krakowskimwreszcietargiem(totakieporzekadłonieznanegopochodzenia)uradzilizzachowanej
dokumentacjikopięNieodżałowanegosporządzićipozaprogramowaniunadsobąpostawić.Takteż
uczynili.
Aleczytodokumentacjabyłaniepełna,czyteż,dobrychrzemieślników,jaktozwyklepozamęcie,nie
stało,dośćżekopiataksięmiaładoWyzwoliciela,jakgarbatyrobotdościany.Ledwietylkozajęła
opuszczonestanowisko,ledwiejakotakorozejrzałasięwokoło,jużkazaławybudowaćwspaniałypałac
nawzgórzuiogłosiłasiękrólemTroglodycji,UniwersjuszemPierwszym.
Nowegokrólanakrótkotylkozajęłysprawyzwiązanezkoronacją.Zaledwieuroczystościdobiegły
końca,zacząłsięnudzić:“potwornie,głębokoisystematycznie".Ztegopowodurozpocząłożywioną
działalnośćzmierzającądorozproszenianudy.
PułkownikaSpusta,wsławionegowwieluakcjachdywersyjnych,nieustraszonegoeksplozjonistę,za
któregogłowęwypychcjańscynajeźdźcyustanowiliniegdyśbylimilionowąnagrodę,Fajerwerkowym
Koronnymmianowałiwamarantowewdziankoubraćkazał.EmerytowanegoinwalidęikawaleraOrderu
WielkiejTarczy,trwalenakorpusiebohaterskiegokombatantaprzynitowanego,którywsztabie
Wyzwolicielapełniłfunkcjęszefawywiaduiszyfrów,uczyniłKrólewskimSzaradzistąiobarczył
odpowiedzialnościązarozrywkiumysłowe.LegendarnązaśPasjonatę,towarzyszkębyciaswego
kopiodawcy,obdarzyłfunkcjąwyszukiwaniacodorodniejszychrobocianekizatrudnianiaichnazamkuw
charakterzepokojówek.
Zarazteżdwórzaroiłsięodwydrwigroszyrozmaitych-pismaków,rzępolitówidłubaczy,kuglarzy
pospolitychijonowych,balansistekprofesjonalnychidoraźnych.Rojno,rojnoigwarno"byłow
Uniwersjuszowympałacu.
Dnieminocąściągałydońniezliczonetransportobilezcałegokrólestwa,zwożąccoraztonowych
gości,atakżenieprzebranestosybogactwawszelkiego,bopęczniejącyzdnianadzieńdwórpotrzebował
strojów,jadłainapitku,awszystkomusiałobyćwnajprzedniejszymgatunku.Prześcigalisięuczeni
kucharzenajznamienitsiwprzyrządzaniupotrawdlanieustannieucztującychdworzan,akażdaznichbyła
majstersztykiemfizykikulinarnej.JegoElektromagnetycznośćulubowałsobiezwłaszcza,jako
przystawkę,hiperjądranadziko,energiąnadziewane,dotegoszaszłykpłonącyzpiorunówkulistych,
plazmąprzenizany,anadesersałatkęneutrinową,delikatnąjakmarzeniesamotnegodipolawpróżni.
Całydwórspożywałtosamo,chociażposzaszłykuczęstointerweniowaćmusiałastrażpożarnai
gasićcobardziejrozpalonychbiesiadników.
Mijałylata,awrazznimizacierałasiępamięćoczasach,gdywszyscymielijedenjedynycel-walkę
zeznienawidzonyminajeźdźcami,igdywszyscybylisobierówni.
WwielumiejscachTroglodycji,zazezwoleniemterazjużCesarzaUniwersjuszaWspaniałego,
powstawałydworyipałacelokalnychwładców,wktórychbawionosiętak,jaknaUniwersjuszowym
Wzgórzu,aniekiedynawetbardziejwystawnie.Luksusowesiedzibymożnychnocwnocjarzyłysię
światłamiróżnobarwnymi,adźwiękikapelnajprzedniejszychspływaływdoliny,światuniosącwieśćo
jeszczejednymbalu.Izdarzałosię,żeprzycichej,bezwietrznejpogodziepełnesłodyczymelodie
docierałyażdoubogichchatpoddanychUniwersjuszaWspaniałego,spożywającychwłaśnieswe
skromneposiłki,czytowświątek,czywpiąteknieodmienniejednakowe.Pośrodkukażdegoubogiego
stołukrólowaławielkadielektrycznamicha,awniejkłębiłasięstaletakasamazalewajkaelektronowa.
Niekiedyzdarzałosię,żebyłatrochęgęściejsza,awtedyzmęczonymuśmiechemjaśniałyekranyprostych
Troglodycjan,acoponiektórzyposiliwszysię,wystukiwalinastołachiławachskocznerytmy.Tui
ówdziepojawiałasięnawetbutelczynapędzonejpokątniewjarachiostępachgryzącejkwantówki.
Umęczenimieszkańcyskromnychchat,wtrudzieiznojupracującynaswojąnędznązalewajkę,nawet
niezdawalisobiesprawyztego,żemożebyćinaczej.RylitwardeskałyTroglodycjiwposzukiwaniu
transuranowców,eksportowanychnastępniedoodległychukładów,gdziezawszebyłnaniepopyt.W
zamianpękaterakietoplanyzewsządzwoziłystosydobrawszelakiego,alenicztegonietrafiałopod
strzechyprostychTroglodycjan,bowiemcaływykwintnyimportlokowanybyłnatychmiastw
przepastnychpiwnicachpałacucesarskiegoicorazliczniejszychdworcówmnożącejsięrobotokracji.
Częśćdochodówzzyskownegoeksportunadchodziławtwardymkosmoszmalu,atenrodzimi
energopijcyzarazprzeputywalinadługotrwałeekskursjedoodległychpulsarówinasnobistycznesafari
doMgławicyHomara,gdziepolowalinaegzotycznezwiertarkiikrwiożerczebzidule.Niedorostkiz
wyższychsfer,ledwiecozaprogramowane,ajużzblazowanepoostatniezwojeurządzeńperyferyjnych,
urządzałyszaleńczeeskapadywstronęnajbliższychczarnychdziur,mknącnaswychmałych,aleszybkich
rakietówkachwposzukiwaniumocnychwrażeń.Częstozdarzałosię,żektóryśniedoświadczonyznikał
bezpowrotniezanieprzeniknionąkurtynąhoryzontuzdarzeń.
Imlepiejpowodziłosięcesarskimzausznikom,tymwięcejwswymzaślepieniugnębilitych,dzięki
którympowstałoichbogactwo.Rzeszecorazwęziejprogramowanychwyrobnikówsiłątrzymanow
mrocznychpodziemiach,całeichistnienieograniczającdokuciatwardychtrzewiplanetyiskąpego
ładowaniaakumulatorów.Cizaś,doktórychszczęście'sięuśmiechnęłoipozostalinapowierzchni,mogli
przynajmniejrozgrzaćwyziębłeblachywpromieniachdobrotliwegopodwójnegosłońca,albo
skonstruowawszyprymitywneurządzeniafotoelektryczneuciułaćniecoenergiinadługiechłodnenoce.
Tabunyzawszenaładowanychrobocjantów,ślepoposłusznych,bopozbawionychblokukrytycznego,
uwijałysiępocałejplanecieiwyłapywałynielegalnychproducentówprądu,abyprzypadkiemnadmiaru
energiinieprzeznaczalinarozważaniaantypaństwowe.Złapanychnagorącymuczynkusamouków-
fotoelektrykównatychmiastdeportowanodopodziemi,skądjużniebyłoinnegopowrotu,jaktylkow
postacizłomu,
Wtejsytuacjizaczęły-sięmnożyćprzypadki,żecobardziejzdesperowanizaantymaterięsiębrali,a
coztychpróbwynikało-łatwosiędomyślić...
CzarnaponuranocrozpostarłasięnadTroglodycją.Znikądnadziei,znikądpomocy.Przezmisternie
utkanąsiećprzemocyniezdołałysięprzecisnąćnawetnajmniejszekiełkibuntu.
Ikiedyzdawałosięjuż,żegorzejbyćniemoże,wtedycośzaczęłosiędziać.Nocamisłychaćbyło
odległewybuchy,acesarzkazałrozkonserwowaćcałąbrygadęsamobieżnejżandarmerii,odlattkwiącą
wpałacowychmagazynach.Specjalnieskonstruowaneizaprogramowanezbiry,akażdyznichz
dopalaczem,zaczęłyszalećpocałejplanecie,szukając,węszącistrzelając.Dokogo-tegoniktnie
wiedział.
Wkrótcejednakdziwnewieścizaczęłykrążyćwśródludu,ukradkiempodawaneodsłuchawkido
słuchawki.Corazmniejwnichbyłorzetelnejinformacji,acorazwięcejpobożnychżyczeń,bowiem
zgodniezprawemuczonegoinformatystyImplozegoBitarzetelnośćwplotcerównasięodwrotności
kwadratuilościjejretransmisji.
Szeptanopogumnach,żezezłomupowstałRobotOgromniasty,cosięsamnaładowujeinocami
podchodzipodpałaceniszczącipaląc.Podobnojużtrzyrazyposiekiagosamobieżnażandarmeria
swoimiplazmomajchrami,alezakażdymrazemwstawałwiększyisilniejszy.Nistąd,nizowądpojawiły
sięrzekomolicznestadachrobotkównapędzanychprądamitellurycznymi,któretorobociątkamiały
jakobyryjącwgruncieprzedostawaćsiędopałacowychpiwniciociupinkapoociupinceznosićna
kupkęziarenkauranu,ażdoosiągnięciamasykrytycznej...
Czegóżtoniewydumywanonadszklankąkwantówki!
Pewnegorazuzjawiłsięgłębokąnocąprzybysznieznanyidooknacichozastukał.Oglądnęligo
dobrzeprzezzdezelowanynoktowizor,czytoabyniektóryśzsamobieżnych,zanimdośrodkawpuścili.
Marniewyglądał!Pancerzpordzewiały,pogiętyiwkilkumiejscachlekkimlaseremnadpalony.Z
przegubówolejwyciekał,bogdytakstalwprogu,kałużaniewielkarosnąćwokółjegonógpoczęła.Po
osmowychekranachiwzmocnionympancerzupoznali,żetoktóryśzdołowych.Onicniepytaja;cna
zydluposadzili,wtyczki,gdzienależy,wetknęli,ipodfutrowawszychudzinęporządnymstałymprądem,
jęlimuuszczelkiwymieniaćiolejuzupełniać.
Kiedyskończyliinarzędziaodłożyli,wtedygromadkarobociątekzeszmerglowympapierem,
pakułamiioliwązaczęłasięuwijaćwokółprzybysza,rdzęzniegousuwającidawnyblask
oksydowanymblachomwracając.Nakoniecpostawiliprzednimczarkęnalewkinamonopolach
magnetycznych,chytrzeprzezdziadkaRobotazegowskrzyniztrupiągłówkąinapisemWODAnaczarną
godzinęprzechowywanejigrzeczniepoprosili,abyjąspełnićraczył.
Gdytouczynił,błogośćopanowałategomęczennika,comożnabyłołatwopoznaćposinusoidalnych
kształtachkrzywychfunkcjonalnychnajegoobuekranachczołowych.
Przybyszczarkęodstawił,srodze,choćzukontentowaniemchuchnął,jakożedziadeknalewkę
uprzedniozamroziłbyłwtermosiezciekłymhelem,iwtedyjąłopowiadać.Amówiłtakporywająco,że
gdybynawetktóryśzsamobieżnychpodoknozajechał,nawetbytegoniezauważyli.
Płynęławstrząsającaopowieśćonędznymżywociekopaczytransuranowców,obestialskich
nadzorcach,zanajmniejszeprzewinieniewyrafinowanymitorturamikarzących,obeznadziejniepłynącym
wmrocznychiwilgotnychpodziemiachczasie.Przybyszopowiadałotym,jaktopociężkiejpracy
wracalidoswoichodpoczywalni,którezacałewyposażeniemiałyjedynietwardewilgotnewyrkaz
bazaltu,akomuudałosięzdobyćgarśćwiórówmetalowych,abynanichskołatanągłowęułożyć,za
szczęśliwcasięuważał.Wtakichtonierobockichwarunkachjedynąpięknąrzeczą,jedynymwzniosłym
elementemsmutnejrzeczywistościbyłagłębokaprzyjaźńwszystkichnieszczęśników,jakniewidzialna
przędzałączącaskazańców.Gdybynieona,wieluniewytrzymałobykatorgiizamieniłosięw
zardzewiałewraki,jakichsetkispotykałosięwstarychwyrobiskach.
Przybyszprzerwałswojąopowieśći.przeciąglespojrzałnapustączarkę,nadniektórejpozostało
zaledwiekilkakropelnalewkimagnetycznej.DziadekRobotazystanąłnawysokościzadaniaiwmig
nalałpowtórniezestojącegooboktermosu.Gośćjednymhaustempochłonąłzamrożoneprawiedozera
bezwzględnegomonopoleichuchnąwszydyskretniekontynuowaćpoczął.
Płynęłysłowaotym,jaktowpodziemiachpojawiłsiępokiereszowanymłodyrobotimieniem
Tarmosik,znanyraczejpodkonspiracyjnympseudonimem“Zgaga".Pochodziłonzdrugiejpółkuliibył
seryjnymwyrobnikiemwersjikuglarskiej,przeznaczonymwzasadziedozabawianiatowarzystwa.
Programjegoprzewidywałprosteczynnościwzakresiemuzykipseudokonkretnej,plastykiholograficznej
wszystkichczterechgłównychnurtów,poezjipłaskiejiprzestrzennej,atakżechoreografiifrymuśneji
chutliwej.
Czytonaskutekjakiegośdefektu,czyteżbłędówpopełnionychwokresieinkubacjiprogramowej,
dośćżeTarmosikpokilkuwystępachnadworzelokalnegoautowładykipozwoliłsobienauszczypliwą
uwagędotyczącąstanuintelektualnegostryjecznegowujkasamegoenergodawcy,przezcozyskałsobie
opiniębuntownikaiosobnikawysoceniebezpiecznego,inicmuniepomogło,żeskrytykowanyfamiliant
dodawszyrazpubliczniedwadodwóchuzyskałwwynikuliczbęn,anito,żebezustanniemyliłneutrony
zneutrinamiitrelezmorelami;natychmiastzostałoddanydowarsztatu,gdziemuzamontowano
dodatkoweosłony,anastępnieelektrociupasemodtransportowanydocieszącejsięnajgorsząsławą
kopalninawykończenie.
Tamsięjednakokazało,żeprogramdzielnegojunakaposiadałjeszczeinnenadzwyczajne
właściwości.Jużwtrzecimdniupobytupodziemiącichcemdziabnąłjednegoznadzorców,zaciągnąłw
jakiśzakazanykąt,iwymontowawszymuprawienowystos,wsłonymjeziorkuutopiłigruzemprzysypał.
Ojpodładowalisięwtedywszyscy,podładowali!Takimsiętospodobało,żewkrótkimczasie
dwóchbyłychbakałarzyzbudowałostosikgrzeczny,dobrzewrząpiuprzedwścibskimilicznikami
oprawcówukryty,inocami,ukradkiem,wszyscyszprycowalisięprądem,ażniektórymiskryzkantów
leciały.
Kiedyjużwszyscybylizregenerowaniodpodwoziapoczubkianten,wtedyZgagazebrałichrazemi
wygłosiwszypłomienneprzemówieniewbójrzucił.
Poszłonadspodziewaniegładko.Bezstratwłasnychzałatwilidyżurnychdołowych,zaczympo
drabinachwydostalisię"napowierzchnię,gdziewmigrozmontowaliobsługęnaziemną,zdobywając
przytymtrochębroni,sprzętuipojazdów.Przebranizanadzorcówpodjechalipoduśpionekoszary
robocyjneiopanowalijebezrozlewuoleju.Nimukazałysięobasłońca,mężnibojownicyzdobycznymi
kopteramiodlecieliwnieznanymkierunkuiuszliwściekłejpogoni.
Skrylisięwgórskichpieczarach,skądrobilinękającewypadynaodległeposterunkiidwory.Blady
"strachpadłnaciemięzców-cesarzrzuciłwbójzupełnienieużywanąbrygadęsamobieżnejżandarmerii,
wyspecjalizowanejwtłumieniubuntów.-WtedyZgagawydałrozkazdekoncentracji-mieliiść.w
małychgrupkachiroznosićpocałejplanecieżagiewbuntuorazsławętarmosikowegoimienia.
Przybyszskończyłswojąwstrząsającąopowieśćipowstawszy,serdecznieuściskałdziadka
Robotazego.Natensygnałwszyscyzebranizaczęlisięobejmowaćiłkajączradościprzysięgaćsobie,że
zaprzykłademsławnegoZgagioniteż,naswoimpodwórku,zburząstaryporządek.
OdtegoczasuwielezmieniaćsięzaczęłonaTroglodycji.Wylatywaływpowietrzepałace,bastionyi
twierdze.Niktjużnieeksploatowałtransuranów,niktnielatałpolowaćnabziduleaninazwiertarki,ani
tymbardziejdopulsarów,bozapasykosmoszmalugwałtownietopniały.Młokosywyżywającesię
dawniejwrakietówkachwokółczarnychdziur,terazgremialniewstępowałydoszkółwojskowych.
Ciemnechmuryzbierałysięnadtroglodyckąrobotokracją.
Jużwielerejonówzostałowyzwolonychzcesarskiegojarzma,aledokońcadrogibyłojeszcze
daleko.Upadającakastazajadlebroniłaswoichprzywilejów.Niejedenbohatertraciłbyciewciężkich
walkach,alenajegomiejsceprzychodziłodziesięciuinnychbojowników,uzbrojonychwcoktomiał:
cepyelektryczneijądrowe,kosyplazmowe,acoponiektórzynieślijedyniebutelkiz“koktajlem
atomowym"-broniąrównieprostą,coskuteczną.
Jedenpodrugimwykruszałysięzbrojnewzębateblankibastionyciemięzców.Wreszciepozostał
ostatni-wspaniałypałacnaUniwersjuszowymWzgórzu,terazwtwierdzęzamczystązamieniony.
Krążyłysłuchy,żecesarzoszalałichciałcałąTroglodycjęgigantycznymwybuchemrozłupać,alemuw
tymprzeszkodziłFajerwerkowyKoronnyidesperatawlochuuwięził,chcącnaniepewnąprzyszłość
atutydoprzetargówprzygotować.
Aleniktniechciałzrenegatempertraktować.Tłumybyłychniewolnikówotoczyływzgórzei
cierpliwieczekały,aższlachetnieskonstruowanymzmięknieruraipoddadząsię.Irzeczywiście!
Nazajutrzwczesnymrankiemnagłównejbaszciepojawiłasięogromnabiałapłachta-znak
bezwarunkowejkapitulacji.Pochwilizgrzytnęłyrygleiwotwartejbramieukazałsię,strojnywOrder
WielkiejTarczy,CesarskiSzaradzista.Jaksiępóźniejokazało,tenbyłyszefwywiaduzdołałprzechytrzyć
FajerwerkowegoKoronnegoizwinąwszygo,zdałsięnalaskęwielkiegoZgagi.
Potężnyokrzyktriumfuwypełniłdolinę,zwiastująckoniecniewoliipocząteknowejepokiwhistorii
Troglodycji.Bramywspaniałego,nietkniętegopałacucesarskiegostałyotworem,jednakWódznie
pozwoliłnajegosplądrowanie,takjaktodotychczasczynionozdworcamipomniejszychkacyków.Idąc
zaradąswoichzaufanychtowarzyszybronidoszedłdowniosku,żetrzebabędzieprzecieżgdzieśzałożyć
stolicęnowegopaństwa,aWzgórześwietniesiędotegocelunadawało.
Takwięczakończyłasiędługaiwyniszczającawojnadomowa,zapoczątkowanadesperackim
zrywemmłodegokatorżnika,awcałymkrajuzapanowałaeuforia,spowodowanajejzwycięskim
zakończeniem.Nareszciemieliwładcę,którybyłjednymznich,prostychrobotów.Nareszciewkażdym
domustałanastolemichapełnaprostej,alegęstejzalewajkielektronowej,wktórejpowierzchu,
pływałydorodnekwarki.Nareszciekwantówkęmożnabyłopędzićjawnie,wodpowiednichwarunkach,
przezcozdecydowaniezyskiwałanasmakuimocy.Niktnikogoniezmuszałdociężkiejpracy,niktnie
gnębiłszarwarkamianipodatkami,niktniezmuszałdoczapkowaniaprzejeżdżającymwyniosłym
wielmożom.
Popewnymczasiezaczęłysiękończyćzapasykwarkówzgromadzonychwzdobytychmagazynach,ale
TarmoszZgagawyjaśniłdelegacjizaniepokojonychrodaków,żewkrótceruszyprodukcjakwarkóww
odbudowanychzakładachiżekażdybędziemiałichdowoli,trzebatylkopomócprzyodgruzowywaniu.
Zentuzjazmemwzięlisiędorobotyiwnetzaczęłypłynąćkwarki,elektronyikwanty,alebyłoichtrochę
zamało.Wydawałosięteż,żesąjakbytrochęmniejszeitwardsze,niżtezopustoszałychjuż
magazynów...Najważniejszejednak,żebyłyikażdytocenił.
No,możeniekażdy.Zdarzałysięwyjątki,copokątachośmielałysięsarkaćnanowyład,aletych
żwawowyłapywałaStrażObywatelskaizapełniałanimirozmaitewilgotneprzechowalnie,aby
jednomyślnośćpanowałanacałejplanecie.
OstrowziąłsiędorobotyTarmoszZgaga,terazjużWódzNaczelnyiPrezydentNieustający.Z
druhówswoichwypróbowanychrządudatny,szeregowonastykpołączonyzmontował,'awajchę
wyłącznikawbiurkuswoimzainstalowaćkazał.Ministrowieokrutniebaczyli,abyzawszebyćwjednej
linii,bojaksięktórywychylił,zarazzasilanieustawało,aakumulatorymieliterazniewielkie...
Kiedyrządmiałjużustawiony,przezministrasprawiedliwościogłosiłwielkieipowszechnewybory
doparlamentuglobalnego.Porazpierwszywhistoriideputowanymmógłzostaćkażdywpełni
zaprogramowanyrobot,bezwzględunakonstrukcję,stopieńzużyciapodzespołów,rodzajzasilaniai
wystrójzewnętrzny.Oczywiście,żebytejważnejakcjiniepuścićnażywiołiwyborcomzbytniozwojów
niezawracaćkoniecznościąwyszukiwaniaodpowiednichkandydatów,powołanezostałyspecjalne
komisjeelekcyjne,gwolisporządzeniarejestrówprzyszłychczłonkówNajwyższegoZespołu.
Przyogólnymaplauzieparlamentzostałwybranyirozpocząłdziałalnośćodwydaniaustawyo
budowiemonumentalnegopomnika,upamiętniającegoczynyPrezydentaiJegoDruhów.Następnie
reprezentatywnetociałouchwaliłostałespecjalnedodatkisubwencjonowanychkwarkówdlawszystkich
członkówNajwyższegoZespołu,jakożezapasyenergetyczneparlamentariuszyzostałymocno
uszczuplonewtokuwyczerpującychdebatnadinauguracyjnąustawą.
Atymczasemwcałymplanetarnympaństwietrwałoogólneożywienie.Jakradaremsięgnąćodbywały
sięniezliczonewiece,paradyimanifestacje,naktórychrozentuzjazmowanetłumywyrażałynieustające
poparciedlacoraztonowychprogramówswojegoPrezydentaskandując:“Zgaga!Zgaga!".
Wszędzieteżwrzałapraca.Nagłównychplacachiprzytraktachorganizowanospontaniczne
wznoszenieobeliskówiwmurowywanietablicupamiętniającychważnewydarzeniazniedawnej
przeszłości.Zpoczątkubyłytoobiektywzruszająceprostotąformyinaiwnościąidei,jednakwmiarę
nabieraniadoświadczeniaprzezbudowniczychstawałysięonecorazbardziejokazałeicorazlepszym
tchnącesmakiem.
Magnetycznepublikatorypełnebyłyopisówodsłonięć,przecięćiinauguracjidokonywanychprzez
PrezydentaTarmosząZgagęorazJegoDruhów,którzyprzecieżnietakjeszczedawnowtrujących
oparachwgłębnejwodyeksportowetransuranydobywali.Jeślijużonichmowa,towkrótcezaczętona
powróteksploatowaćzarzuconechodnikiiściany,bozapasykosmoszmaluskończyłysięiniebyłozaco
sprowadzaćmezonówicząstekneutrino,żebyniewspomniećohiperjądrachczyteżpiorunachkulistych,
naTroglodycjiniewystępujących.Aprzecieżtrudnowymagaćodrobotównaodpowiedzialnych
stanowiskach,abyregenerowałysięzalewajkąelektronowąisamogonemkwantowym,któregopędzenie
taksięrozpowszechniło,żeTarmoszzmuszonybyłwydaćdekretzabraniającytegoprocederu,bozaczęło
brakowaćkwantównailuminacjęlicznychpomników.
Ponieważniebyłochętnychdopracywmrocznychzakamarkachwilgotnychkopalń,tedyproblem
załatwionoedyktemkierującymtamnaresocjalizacjęresztkiocalałejrobotokracjiorazwszelkiego
rodzajumalkontentówiautobasmaczy.Zpoczątkupowoli,apotemcorazsprawniejdobywalioni
poszukiwanepierwiastki,przezcostrumykkosmoszmaluznówzacząłpłynąćdopaństwowejkasyi
możnabyłoprzystąpićdonajważniejszychreform.
Napoczątekpodzielonoplanetęnatyledystryktów,iluZasłużonychpozostałodouhonorowania.
Potemkażdyznichzacząłwswoimrejoniebudowaćodpowiedniąsiedzibę,baczącabyniebyłamniej
okazałąodinnych.Kiedysiedzibybyłyjużgotowe,należałojezapełnić.Takwięcrozglądalisię
Namiestnicyiwyszukiwalirobotyusłuchliweigiętkie,rozmaitezadaniaimpowierzając,atakżerobótki
cogładsze,teżimzajęciedając.Abywiększejpowagisobiedodać,StrażObywatelskąwProfesjonalną
zamieniliisutojąfutrującwielceposłusznąuczynili.
RozesławszystarychDruhówpocałejplaneciejąłPrezydentTarmoszZgagawokółsiebieporządki
zaprowadzać.NakazałNajwyższemuZespołowiuchwalićustawęosamorozwiązaniusię,coteżten
jednomyślniepoddyskretnymnadzoremStrażyProfesjonalnejuczynił,acozostałozentuzjazmemprzez
społecznośćprzyjęte.Wymieniłteżwszystkichministrównazupełnienowemodelezgęstymfiltrem
przeciwkrytycznymiprzystawkąoportunistyczną,adotegozasilanewyłączniezsieci(wajcha
wyłącznikapozostaławbiurku).Częstoteżpodbylepretekstemprzełączałichzgniazdkadogniazdka,
abyniezdążyliwpaśćwresortowąrutynę.Każdorazowychzaśministrówsprawwewnętrznychoraz
wojskowychcotrzymiesiącedemontowaćosobiścieraczył,zanimjakąśprzyzwoitąelektrojuntę
zorganizowaćzdołali.
Wrządowychzakładachwykonanobatalionsamobieżnejgwardiiprzybocznej,ekranowanejod
wszystkichmożliwychwpływów,któratodoborowajednostkaobjęłastrażwTarmoszgrodzie.Na
wszelkiwypadekdwadodatkowebataliony,dobrzetowotemwysmarowane,zaległywpałacowych
magazynach.
TaktoTroglodycjastałasiępaństwemspokojuirosnącegodobrobytujegoobywateli,cołatwo
możnabyłosprawdzićpodzieliwszycałkowityprzypływkosmoszmaluprzezogólnąliczbęmieszkańców
planety.
Zpowrotemzaczęlizjeżdżaćzdalekichstronkupcyidyplomaci,niewyłączającwypychcjańskich,
zainteresowanirozwijaniemhandlumiędzyukładowego.Niebyłotygodnia,żebywstolicynieskładano
listówuwierzytelniającychnaręceJegoEkscelencjiTarmodeuszaZgagamemnona,Nieustającego
PrezydentaTroglodycji.Niebyłomiesiąca,żebynieodbyłsięwielkibaldlauczczeniawizyty
galaktycznejnanajwyższymszczeblu.Niebyłokwartałubezwielkiegopolowanianazwiertarkibądź
bzidule.
Razdoroku,postawiwszywstanpogotowiawszystkietrzysamobieżnebataliony,udawałsię
Automarszałeknawypoczynekdopulsarów,abysięnapawaćwidokiemichniestrudzonegorytmu.Lubił
teżoglądać,jakchwackamłódźtroglodyckawszybkichrakietówkachokrążaczarnedziury.Czasemtylko
zasępiłsięnieco,kiedyjakiśniedotrenowanyprzeholowałiznikałwstraszliwympolugrawitacyjnym.
Zaiste,niebyłtosportdlamięczaków!
Wszystkietenieodzowneimprezysystematyczniedrenowałyskarbiec.Dladobrapaństwazaistniała
więcpotrzebarozwinięciawydobyciatransuranowcówizwiększeniaintratnegoeksportu.Niebyło
jednakzbytwieluchętnychdodrążeniapodziemnychchodników,aściślej-niebyłoichwcale.Sytuacja
pozorniebezwyjścia,aleniedlaekipyTarmodeuszaZgagamemnona.
Dawnojużbyłowiadomo,żeciemnyminocami,kiedywszystkietrzynaturalneksiężyceTroglodycji
schowająsięzahoryzontem,różneprzedsiębiorczeegzemplarzebańkizzacieremświetlnymwynosząi
porozłogachkwantówkężwawopędzą.Terazwystarczyłotylkoparęsatelitówobserwacyjnychna
stacjonarnychorbitachwtajemnicyzawiesićiniczegoniepodejrzewającycheksperymentatorówjak
ulęgałkizdejmować.Potemrachunekbyłprosty:“Ilekwartzacieru,tylelatkarceru".Tymprostym
fortelemcichobieżniprzykaraufilidwakroćpodziesięćtysięcykwantowychbimbrownikówinajakiś
czasbyłspokójzpodziemnympersonelem.
Strumieńszmaluznaczącopogrubiałiznówmożnabyłorozszerzyćwachlarzzakupywanych
egzotycznychspecjałów.WpałacuJegoEkscelencjipojawiłysięnastołachwyszukanenowepotrawy,
przezuczonychkuchcików-fizykówzmyślnieprzyrządzane.Niebyłorautu,żebyniewjechałforszmak
dragomirowskinajądrachuranowychzplazmązapiekanych,alboragoutzmezonówsosemgamma
polewane.Prezydentjednakprostymżołnierskimzwyczajemhołdowałfotonompureezpulpetamiala
Spust.Przykażdymbiesiadnikuchłodziłsięwciekłymheluszampaniakbulgotnyzbąbelkami,azakotarą
dyskretnieprzygrywałapozaukładowaorkiestra.
Lokalniwłodarzeteżniechcielizabardzowtylepozostawaćiprześcigiwalisięwpomysłach.Jeden
znichprzedobrzyłinabalupodaćkazałhiperonyopodwójnejdziwnościpolemelektromagnetycznym
panierowane.TobymujeszczeEkscelencjawybaczył,ależedostołupodawaływypychcjańskie
nieseryjneelektresy-tegoniezdzierżył.Kazałłotralaseramiwysmagaćidowieżywtrącić,abygordza
docnazeżarła.Wkrótceotymdrobnymincydenciezapomnianoiautomatyczneżyciepotoczyłosiędalej.
Atymczasemwubogichchatachprostychwyrobotówźlesiędziało.Dzieńwdzieńtakasamarzadka
zalewajkaelektronowawypełniałaposzczerbionedielektrycznemichy,akwarkawniejuświadczyćnie
szło.Rozjaśniałysięchmurneekranyniecotylkowtedy,gdyzrzadkapojawiałasięćwiartkacienkiej
okowity,naodpadachjądrowychpędzonej.Trunektobyłpodły,kudymutamdonieosiągalnejjuż
kwantówki,alezbrakuczegoślepszegoionmusiałwystarczyć.Czasamipodjegowpływemjakiś
spatynowanyrobotzaczynałzawodzićsmętneśpiewki,akompaniującsobienawykonanychwłasnym
przemysłemprymitywnychkwadrofonicznychcymbałachelektronowych.Wnetdołączałydoniego
bojaźliwegłosyipłynęłacichapieśńorobociejniedoli.Zamykanowtedyokna,boStrażProfesjonalna
kręciłasięgęstoiłacnookowitęzwietrzyćmogła,awtedynieszczęściegotowe.
Corazpuściejrobiłosięwmieszkalnicach,bolicencjiimateriałównaprokreacjęrządskąpo
udzielał,preferująctaśmowąprodukcjęnowychobywateli,opożądanychparametrach.Jeślijużtam
udałosiękomuśsklecićzzakupionychnatandeciepodzespołówjakiegośpotomka,wnetgodo
centralnychzakładówzabieranoiprawomyślnieprogramowano.
Przydziałyprądustałysiętakmałe,żecorazczęściejzdarzałosię,iżjacyśstraceńcyzaantymaterię
braćsięzaczynali,głódenergetycznychcączaspokoić.Nietrzebachybawyjaśniać,jaksiętodlanich
kończyło...
Ikiedysięzdawało,żedniostatnichnieseryjnychsąjużpoliczone,wtedycośsiędziwnegodziać
zaczęło.Posiołachgruchnęławieść,żenaskutekjakiegośbłędutechnologicznegozbuntowałsięcały
nowiusieńkibatalionsamobieżnejżandarmeriiiantytarmoszowehasłagłosząc,corazwiększeobszary
oswobadza.AdowodzirebeliantamiRobotWielgaśny...
EwaKozarzewska-ANTIDOTUM
10maja...
Dzisiaj,powróciwszyzuczelnidodomu,zasiadłemprzymaszynieabyporazpierwszynapisaćcośo
sobie.Wbardzostarychksiążkachczęstonatrafiałemnamoment,wktórymbohaterczułnagle
nieprzepartąchęćzrobieniarzeczyniczympozornienieumotywowanejinawetwewłasnychoczach
szalonejijaskrawokłócącejsięzjegoosobowością.Nigdynieprzypuszczałem,żemnierównież
przydarzyćsięmożecośpodobnego.Ajednakniepotrafięwytłumaczyćprzedsobąsamymdlaczego
właśniewtejchwilinaciskamkoloroweklawiszemaszynyabyutrwalićzajejpomocątowszystko...W
tymmiejscuzastanawiamsięiwaham...Bonibyco-wszystko?Myśli?Przecieżdotychczaswydawało
misię,żewszystkieistotne,powtarzam:istotnemyśli,przekazywałem,nieuciekającsiędotakich
sposobów.Amożechodzituoluźneskojarzenia,przelotneimpresje,naktórepozaosobistyminotatkami
niemanigdziemiejsca?Możliwe.Wciążjednakuparciepowracato“poco"iniedajemispokoju.
Pomimotopiszędalejiczujęsiętakjakgdybyrękaprześlizgującasiępoklawiszachnienależałado
mnie.Mamnadzieję,żeRedniewróciłjeszczedodomu-jużterazwiem,żeczułbymzażenowanie,
gdybyzastałmniewtrakcietegopisania...tylkoskądwłaściwiemógłbywiedzieć,żepiszęwłaśnieto,a
nienaprzykładartykułdo“Sztukiprzekładu"albojakąśśmiertelniepoważnąrozprawęnaukową?
Stanowczoprzesadzamiczegosięwłaściwieboję?Własnegosyna?Tego,żemniewyśmieje?Nie,nie,
Redniejesttaki.Chociażjakionwłaściwiejest?Czasemprzyglądamisiętakdziwnie...Przyglądami
siętakdziwnie?Nigdyprzedtemnieprzyszłomitodogłowy.Czyżbytopisaniewyzwalałowemnie
myślidotychczasnieświadome?Nie,toraczejwinategopotwornegoupału...Rozsunąłemjużtrzyściany,
siedzęwięcwłaściwiebardziejwogrodzieniżwmieszkaniu,ajednakniejestmianiodrobinę
chłodniej.Ogromny,srebrzysty,wiszącypodsufitemwiatrakniejestwstanierozproszyćgęstniejącegoz
każdąchwiląwokółmnieżaru,przesyconegociężkimzapachemkwiatówrozkwitającychwogrodzie.
Czujęnarastającybólgłowy.WołamJana,niechmicośprzyniesiezanimbólrozpanoszysięnadobre.
Wypijamprzezroczysty,kwaskowatypłyn,któryJanstawiaobokmniewwysokiejszklance
przypominającejniekształtnąprobówkę.Tak,terazjestjużlepiej,zapachkwiatówprzestajebyćtak
duszący,srebrzystatarczawirującegopodsufitemwiatrakakieruje-kumniefalechłodnegopowiewu.
Ocieramspoconątwarzipiszędalej.Przezmomentciążyminieznanedotąduczuciestarości...To
nonsens,muszęjejaknajprędzejodpędzić,niechnatychmiastroztopisięwtympotwornymupale,mam
przecieżdopierosiedemdziesiąt'lati,conajważniejsze,wcaleniechcęumierać,atonajistotniejszy
symptom,znak,żebędężyłdługo...Jakdługo?Możedziesięćlatalbodwadzieścia...Nie,nie,dwudziestu
latniktprzecieżniedożywa.Alepiętnaście,tojużcałkiemrealne...StaryBurns,któryprowadziłjeszcze
zamoichstudenckichczasówkontrolęnadwszystkimikomputeraminaszegoInstytutudoszedł
osiemdziesięciusześciulatzanimpowiesiłsięwewłasnejsypialni.Aswojądrogątociekawe,dlaczego
pozbawiłsiężyciawtaknieciekawyiprymitywnysposób.Miałprzecieżpodręką,,AZ-1".Każdy
człowiekwjegowiekujestwtenuniwersalnyśrodeknawszystkiezmartwieniahojniezaopatrzony.W
tymmomenciezdajęsobiesprawę,żedoostatnichnapisanychprzezemniezdańwkradłysięnutyironii-
toefektcałkiemniezamierzony,skądtaironianiemampojęcia...Cośwytrąciłomniedzisiajz
równowagi,tochybatenniespodziewanyspacerzKenem.Zdziwiłomniebardzo,gdyKenzaproponował
miwspólny,pieszypowrótdodomu.Spotkaliśmysiędziścałkiemprzypadkowo,nasesjipoświęconej
twórczości...Mniejszaztym.Zupełniesięgotamniespodziewałem-jestprzecieżspecjalistąhistorii
starożytnejanieliteraturystarożytnej,chociażtakprawdępowiedziawszy,towcalesięnawetnie
zastanawiałem,czyKenbędzienasesjiczyteżgotamniebędzie.Kiedynudneodczytydobiegłyjuż
końca,podszedłdomniewpołowiedługiegohalluprowadzącegozaulidogłównegowyjściai
nieśmiałozapytał,czyniemiałbymochotyprzejśćsięznimkawałek.
-Mieszkamywtymsamymsektorze,więcmożedaszsięnamówić-przekonywałmniepatrzącgdzieś
wbok,poprzezmojeramię,wprostwszklaneścianykorytarza,zaktórymirozciągałsięwspaniaływidok
narozkwitającewłaśnieklomby,otaczająceróżowymwieńcemcałybudynek.-Czynigdyniemiałeś
ochotyprzespacerowaćsiępieszopomieście?
Nieprzychodziłomitodotądjakośdogłowy,aleczemunie?Wszystkotowydarzyłosięprzed
kilkomagodzinami,myślęjednakotymjakoczymśbardzoodległym.Zostawiliśmynaszeautolotyza
bramąuczelniiruszyliśmyprzedsiebie,przezrozpaloneulicemiasta,szerokimpasemwysadzanegopo
obustronachdrzewamibiałegochodnika.Szliśmypowoli,upałobezwładniałnaszeruchy,obok,za
zielonąścianądrzewikrzewówmknąłbezszelestnystrumieńkolorowychautolotów,nadktórymmigotały
wsłońcugęsteobłokikurzu.MinęliśmySektorMuzeów,IISektorZaopatrzeniaiweszliśmynateren
XXXIISektoraMieszkaniowego.
-Awogóletocouciebiesłychać?-spytałemniezręcznie,żebytylkoprzerwaćzaczynającemijuż
ciążyćmilczenie.-CzytałemostatniotwojąrozprawęnatematkulturystarożytnejAmeryki.
-Atak-odpowiedziałbeznamiętnie-Zdajesię,żerzeczywiściekiedyścośtakiegonapisałem.
Towszystkobyłonaprawdęjaksen,jakzłysen,któryterazniedajemispokoju.Nigdynie
przyjaźniłemsięzKenem,chociażznałemgoniemalodurodzenia.Kiedyśnaszychrodzicówłączyły
serdecznewięzyprzyjaźni,alemyniepotrafiliśmyjakośprzełamaćpsychicznejbariery,odczuwanejz
biegiemlatcorazdotkliwiej,zarównoprzezniegojakiprzezemnie.Nigdyjednakniebyłomiędzynami
nienawiści,adroginaszegożyciabiegłyrównolegleoboksiebie,niemogącsięaniprzeciąćanizgubić.
Wszystkotouświadomiłemsobiedopierowtedy,idącobokmilczącegoKena.Prócznasnaulicyniebyło
prawiezupełnieludzi,czasamimijałynastylkogrupkimłodzieżypatrzącejnanasciekawieizlekko
wyczuwanąniechęcią...Zresztą,taniechęć,tomożetylkomojesubiektywnewrażenie.Wkażdymrazie
przyglądalinamsięciekawieiwtedydotarłodomnie,żeludziewnaszymwieku,Kenjestprzecieżmoim
rówieśnikiem,niechodzątakjakmyulicamimiasta.Bonibydlaczegomajątorobić?Mijaliśmywłaśnie
willęzbudowanąwstylupierwszychosadksiężycowych,białą,oeliptycznychoknach,tonącąwśród
kwiatówniczymwjasno-błękitnychfalachmorza.Nigdydotądniewidziałemtakichkwiatów,topewnie
jakaśnowaodmiana,dopierocowprowadzonawużycie.
-Spójrz,jakiepiękne-zatrzymałemsięnachwilęprzedniebieskąpowodzią.
-Awięctytojeszczezauważasz?-zdziwiłsięKen.Dokońcawspólnejdroginieodzywaliśmysię
jużdosiebieanisłowem.
27maja...
DzisiajKenpopełniłsamobójstwo.Dowiedziałemsięotymrano,właśniewybierałemsiędo
Instytutu,kiedyzamigotałanaglebiałataflawideofonuinaekraniepojawiłasięspokojnatwarzFlory.
-Kenzdecydowałsięopuścićnasdziśwnocy-powiedziała.
-Jak?
-Normalnie,tylkodlaczegotakwcześnie?-Floranajwidoczniejdotejchwiliniemogławyjśćze
zdumienia.-Mógłsobieprzecieżjeszczepożyć.
-Toróżniebywa-odparłemwzamyśleniu-Wybacz,niemogęztobąterazrozmawiać,spieszęsię
doInstytutu,Redczekajużnamniewautolocie.
-Tocześć-wideofonzgasłibyłemznowusam.
Gdytylkoruszyłnaszautolot,powiedziałemowszystkimRedowi.Teżsięzdziwił,żeKen
zdecydowałsiętakszybko.
-Onzawszebyłjakiśniedorobiony-powiedziałzwyraźnądezaprobatą.-Nietocoty-uśmiechnął
siędomnietakciepłojaktylkoonpotrafi.
-Otak,możeszbyćspokojny,przynajmniejprzedzakończeniemmojejpracynad“Mistrzem"nie
zejdęztegoświata.
-Jestempewien,żeipotemznajdzieszdlasiebiejeszczetrochęciekawychrzeczydozrobienia!-
Redmówiłtoztakimzapałem,jakinaprawdęcechowaćmożetylkomłodość.
Najważniejszejednakbyłopoczucie,żetowszystkoprawda.Tak,chcężyć,chcężyćtakmocno,że
myśltastajesiędlamniewprostprzerażająca.Boprzecieżmuszęumrzeć,iporcja“AŻ-1"oddawna
zostałajużidlamnieprzyszykowana.Nie,nie,niemogęotymmyśleć!Kenbyłpoprostugłupi,że
zrezygnowałtakwcześnie.
20czerwca...
JestemwrazzRedemnawyspienoszącejwdzięcznąnazwęUtopia.Redwyciągnąłmnietuniemal
siłą,mówiąc,żekonieczniemuszęzmienićklimat.Wedługmnietutejszyklimatniewieleróżnisięod
klimatuwnaszymmieście,teraz,żebynaprawdęzmienićklimat,trzebaconajmniejleciećnaKsiężyc,ale
zdecydowałemsięjechaćzewzględunatowarzystwoReda.Pochlebiamitoicieszy,żeRedpotrzebuje
mojegotowarzystwa.OdkądUlaodeszła,jestonjedynąnaprawdębliskąmiistotą,iniewyobrażam
sobiecorobiłbymbezniego.Kończę,bowłaśnienadchodzi.Idziemypopływać.
23czerwca...
Utopiajestnaprawdępiękna.Chociaż,szczerzemówiąc,wolałbymspędzićtrochęczasunajakiejś
prawdziwejwyspie.Ciągleniemogęzapomniećotym,żewewnątrzUtopii,podmoimistopami,pracuje
skomplikowanamaszyneria,aczujneelektronoweoczy,ukrytedyskretniewkażdymważniejszymmiejscu
wyspy,śledząbezustannie,czywszystkojestwporządku.Oddwóchdnimamtrochęwięcejczasuna
tłumaczenieipisanie,boRedawyraźniezainteresowałaJennifer.Ładnadziewczyna,adotegotakjaki
Redzajmujesiębiologią,nicwięcdziwnego,żechłopakjestwprostzachwycony.Przypuszczam,żew
naszymdomuzamieszkaktośnowy.BochybaRedmnieniezostawi?
Dzisiajposzedłemtakżenaszczepienie.Zupełniebymonimzapomniał,gdybynieJan-jegosztuczny
mózgnigdyniczegoniezapomina.PojechaliśmyrazemzRedemiJenniferdopunktuszczepień,gdzie
zręcznyautomatwstrzyknąłmidożyłykolejnąporcjęprzezroczystegopłynu.Odpięciujużlat,coroku
powtarzasiętensamzabieg,amniesięwydaje,żewmoimsamopoczuciuniezachodzążadnezmiany.
Aletozpewnościątylkosubiektywnewrażenie...
30czerwca...
DzisiajjestprzedostatnidzieńnaszegopobytunaUtopii.ZżalemmyślęopowrociedoInstytutu.
Zawarłemtukilkaciekawychznajomościiterazzprzykrościąmyślę,żejużniedługobędęmusiałtych
wszystkichludziopuścić.Aprzecieżspotkaniawideofonowetonietosamocobezpośrednie.Chociaż,z
drugiejstrony,mamsporąilośćdośćbliskichnawetprzyjaciół,którychosobiścieniewidziałemjużod
dwudziestuanawettrzydziestulat.Nobojedenpracujewbazieorbitalnej,drugiwoceanachJowisza...
wszystkoukładasięjakośnietakjakczasembyśmychcieli.Szczególniewieleczasuspędzamostatnioz
Eo.EoprzypominamitrochęUle,araczej“lepsząpołowę"Uli.Mawsobietylesamospokoju,który
udzielasięzawszeotoczeniuitylesamowdzięku,zjakimtraktujeżycie.Wczorajażdozachodusłońca
siedzieliśmyrazemnaplaży.Eoopowiadałazzapałemoswojejpracyiażtrudnomibyłouwierzyć,że
ona,takadrobnaikrucha,pracujewIIICentrumMetalurgicznym.Starałemsięwyobrazićsobieją
samotną,wśródogromnychhalwypełnionychszmeremipulsowaniemtysięcyautomatów,zaktórych
monotonnąpracębyłaodpowiedzialna,alejakośniebardzomisiętoudawało.
-Czynaprawdęcitapracaodpowiada?-przerwałemjejwkońcu.
Namomentprzestałabawićsięprzesypywaniemróżowegopiasku(pomysłplastykówkonstruujących
Utopię}ispojrzałanamnieuważnie.
-Nierozumiemcowtymdziwnego.Uważasz,żetylkoliteraturastarożytna-możebyćinteresująca?
Zaczynaszsięchybasta...-wtymmomenciezasłoniłaustazapiaszczonąręką.
-Chciałaśpowiedzieć:starzeć-dokończyłemłagodnie-Nieprzejmujsię,wcaleniemamcitegoza
złe.Wy,młodzi,nigdyniepotraficiewłaściwiezrozumiećstarszych.
-Mamczterdzieścilat-powiedziała.
Nierozmawialiśmyjużwięcejnatentemat.Eozakomunikowałami,że,byćmoże,zmieniniedługo
zajęcieiprzyjedziedoVille,gdziezajmiesiępracąnaukowąnanaszejuczelni.
-Powinieneśzmienićterazomniezdanie.Jateżczasemmyślę-zaśmiałasięipopatrzyłanamnie
trochęprzekornie
-BardzobymchciałapomieszkaćtrochęwVille.Dziśjużrzadkospotykasiętegotypumiasta-w
dobrym,starymstylu,beztychkłębowiskestakad,pomostów,napowietrznychjezdniituneli,przezktóre
jużwogóleniewidaćnieba..
-Wtakimraziezobaczymysięniedługo.
-Możliwe.
Poczułemnajprawdziwsząradość.
29lipca...
Dzisiajukończyłemtłumaczenie“Mistrza".PowiedziałemotymRedowi,aleniewykazałtakiego
entuzjazmu,jakiegosięspodziewałem.Zresztąostatnio,pozaJennifer,którąprzywiózłdonaszegodomu
prostozUtopii,nicchybadlaniegoniejestważne.Jenniferpracujerazemznim,alenajwięcejczasu
spędzanapogaduszkachzeswojązamieszkałązaoceanemrodziną.Regularnieogodziniepółdoszóstej
nawideofonachwstołowympojawiająsięuśmiechniętetwarzeojcaJenniferorazjejdwóchsióstri
zaczynasięcodziennyszczebiot.Przeztonigdyniemogędokończyćobiadu.
15sierpnia...
Porazpierwszyzdarzyłosię,żezasnąłemprzypracy.Czytałemnajnowsząksiążkęokolażusztuku
Axainawetniewiemkiedyzapadłemwsen,awłaściwiewpółsen,wktórymdziałalnośćartystyczna
AxawjakiśprzemyślnysposóbsplotłasięzUla.Trwałotonajwyżejpiętnaścieminut,obudziłemsię
sam,alenajwidoczniejjestemprzemęczony.Postanowiłemoszczędzaćsięteraztrochę.Totłumaczenie
“Mistrza"byłobardziejwyczerpująceniżprzypuszczałem.
29sierpnia...
CzęstorozmawiamzEo.Prawiecowieczórjejtwarzpojawiasięnamoimwideofonie.Ostatnio
przesłałemjej“Mistrza".Jestzachwycona.Powiedziała,żezcałejksiążkinajgłębiejutkwiłjejw
pamięcijedenkróciutkiurywek,któryznajużnapamięć:,,...wszystkieteoriesąsiebiewarte.Jest
międzynimiitaka,któragłosi,żekażdemubędziedaneto,wcowierzy.Niechsięzatemtakstanie".Głos
Eonadajetymsłowomjakieśszczególneznaczenie.Chciałbymżyćwowychczasach,kiedypodobne
słowabyłyjeszczemożliwe.Obecneżyciewewszystkichswychniezliczonychwariantachjest
niesłychaniemonotonne.Odebranomubowiemjedenwymiar.Wymiarcierpienia.
3września...
Olgazażyławczoraj“AŻ,-1".Jużoddawnawszyscysiętegospodziewali,byłaprzecież
najstarszympracownikiemInstytutuLiteraturyStarożytnej.Ciekawe,ktozajmiejejstanowisko.
27września...
Eoprzyjechała.BędziewVilleconajmniejpółroku.Awięcprzynajmniejnapółrokuustanąnasze
wideofonicznerozmowy.Musząsięskończyć,terazniechcęjużzniąrozmawiaćinaczejniż
bezpośrednio.Redteżsiębardzoucieszył.Powiedział,żeniebędętakisamotny.Todziwne,alewłaśnie
tymisłowamiuświadomiłmitęmojąsamotność.Dotądjakośniezdawałemsobiezniejsprawy.Co
prawdaodczasuśmierciPetera(trzyopakowania,,AZ-1"wzeszłymroku)miałemniejasneuczucie,że
ciąglemiczegośbrakuje.Notak,alePeter,choćoosiemlatstarszy,byłprzecieżmoimnajlepszym
przyjacielem.PomimowszystkopracapozwalamijednakniemyślećzbytwielenatematPeteraimojego
osamotnienia.Cóż,wszystkotoczysiętak,jaktomożnabyłozgóryprzewidzieć.Apozatymdopóki
jestemzRedem,jestemspokojny.Przyzwyczaiłemsięnawet,chociażztrudem,doJenniferijejrodziny
blokującejwszystkiewideofony.Ateraz,gdyprzyjechałaEo,czujęsięzupełnieinaczej...Bojęsię,żetę
zmianęwemniektośzauważy.Ktośobcy.Niechcęjakośuchodzićzawybryknatury.Łapięsięnawetna
tym,żezaczynamudawać.WInstytucienarzekamodczasudoczasubezpowodu,nierazzamyślamsię
sztucznie-dziwne,żeniezauważająfałszu-ipatrzęmelancholijniewprzestrzeń.Tworzępozoryitrochę
czujęsięjakwinowajca.TylkozRedemmogęsobiepozwolićnaszczerość-zawszeopowiadammuo
swoichplanach,otym,cojeszczechciałbymzrobić.WInstytuciemówięprzeważnienatematdoraźnych
badań.Żadnychperspektyw,skądże!OpróczRedaswobodnierozmawiamteżzEo,alestaramsięunikać
własnegotematu.AwogólechybanajwięcejwieomnieJan.Robotysąjednakwspaniałąrzeczą-
niczemusięniedziwią.
30października...
Naszarodzinapowiększasię.Eozamieszkałarazemzemną.WInstytuciewszyscypatrząnamniez
niesmakiem-jasiętymjednakdziwnienieprzejmuję.NiemyślęośmierciiEowieotym.
15listopada...
Dzisiajsąmojesiedemdziesiątepierwszeurodziny.Przeciętnaśrednialudzkiegożycia-
siedemdziesiątczterylata.Oczywiście,gdybyniedobrowolnekorzystaniez“AZ-1",trwałobyonoo
wieledłużej,jaktwierdząspecjaliści(okołostupięćdziesięciulat).Aletotylkoteoria-nasza
cywilizacjazlikwidowałaprzecieżproblemstarości,gdyżniktnieprzekraczajejprogu.Ciekawe,kiedy
todomnieprzyjdzie,kiedyniebędęjużmógłsięoprzećpokusieisięgnępoNiezawodny
“AZ-1"...Narazieniemamnatonajmniejszejochoty-nawetmnietoczasemdziwi.Nikomu
oczywiścienieprzypominałemodaciemoichurodzin,alewidzę,żeRedoniejniezapomniał.Całydzień
kręcisiękołomniejakbaletnica,nieposzedłnawetpodjakimśpretekstemdopracyimnienamówiłdo
tegosamego.PolecieliśmymoimautolotemażdoLeśnejStacjiispędziliśmytamparęładnychgodzin
łażącpomiędzydrzewamiisłuchającśpiewuptaków.Byłonaprawdęcudownie.Ostatnirazsłyszałem
ptakinaUtopii,ztym,żewtedybyłytosztuczneptakiateraznajprawdziwszezprawdziwych.
1grudnia...
Zabieramsięzanowetłumaczenie.WInstytucienikomusiędotegonieprzyznaję,pokażęimdopiero
gotowąrobotę,niechsięzdziwią.Tegodnia,wktórymEozdecydowałasięzostaćzemną,kazałem
Janowizniszczyćcałyzapas“AZ-1"jakibyłunaswdomu.Nieoznaczałotobynajmniejstrachu-
stanowiłoraczejdlamnieswoistygestsymboliczny,poktórympoczułemsiętak,jakgdybymzłożyłprzed
samymsobąprzysięgę.Jakąprzysięgę?Żebędężyłwbrewwszystkiemu.Resztkamizdrowegorozsądku
staramsięzrozumiećskądbierzesięumnietaogromnachęćżycia,aleniepotrafiętegozrobić.Ostatnio
staramsięotymwogóleniemyśleć.Tylkopodczaspisaniatychskrzętnieukrywanychprzedwszystkimi
notatekpozwalamsobiejeszczerazpowrócićdotychspraw.Coprawdanaowotajnepisaniemamcoraz
mniejczasu-praca,Red,EoanawetJennifer,pochłaniająmniebezreszty.Tylkoczasem,takjakwłaśnie
dzisiaj,mogęsamotniepochodzićpoogrodzie,któryobecniecałytoniewżółtejpianiezimowego
gatunkuastrów,apotemusiąśćinapisaćkilkazdańosobie.Poco?Niewiem.Ostatecznieniejestto
jednakważne.Byćmożetezapiskipozwalająmilepiejpoznaćsamegosiebie.Aleistotnejesttylkojedno
-niechświatwydajemisięjaknajdłużejtakijakijestobecnie.
4grudnia...
NiespodzfewanieprzyśniłmisięPeter.Stałosiętopodczasjednejzowychpopołudniowych
drzemek,które,niestety,zdarzająmisięostatniocorazczęściej.Całegosnudokładnieniepamiętam,
wiemtylko,żePeterbyłwnimnapewno.Dziwne,jakłatwopogodziłemsięzjegośmiercią.Był
przecieżmoimnajwiększym,amoże,ktowie,jedynymprawdziwymprzyjacielem.Zawszepodziwiałem
go,zwłaszczazawyobraźnię.Wdzisiejszychczasachcorazczęściejsłyszysiętwierdzenie,że
wyobraźniastajesięczłowiekowizkażdymdniemcorazmniejprzydatna.Corazwięcejludziwierzy,że
światwiejużwszystko,alboprawiewszystko,ato,oczymjeszczeniewiadomo,pewnikiemwogólenie
istnieje.Peter,jakojedenznielicznych,miałodwagętwierdzić,żeludzkośćwietylesamo,cowokresie
wychodzeniazlasuiprawdopodobnienigdyniedowiesięwięcej.Miałprzeztowieluwrogów,którzy
twierdzili,żemami,stwarzafałszywemity.Niektórzyobwołaligoburzycielemspokoju.Wkońcu
wysłanogozZieminasztucznąplanetęAlfaCentauri.Oficjalnie-wcelachprowadzeniabadań
naukowychwwarunkachkosmicznych(Peterbyłastrofizykiem),faktycznie-abyoddalićgoniecood
centralnegoskupiskaludzkości-Ziemi.Nienawielesiętojednakzdało.Peterdokońcapozostał
nieugiętyigłosiłswojezasadygdzietylkosiędało.Byłemzawszejednymzjegonajgorętszych
zwolenników.Pracowałemnadwłasnąwyobraźnią,abyniąwłaśnieprzebićtwardąpowłokę
oddzielającąpoznaneodnieznanego.Nigdymisiętojednaknieudało.Przypuszczam,żenieudałosięto
równieżsamemuPeterowi,choćnigdymisięoczywiściedotegonieprzyznał.Kiedyjednakpróbowałem
zadawaćmukonkretnepytania,zawszerobiłjakieśuniki.Wkońcuzaprzestałempodejmowaniaznim
dyskusjinatetematy.Widziałemjednak,ilekroćpojawiałsięnaekranie,żerobisięcorazbardziej
zgryźliwyizamkniętywsobie.Byćmożedlategowłaśniewiadomośćojegosamobójstwienie
zaskoczyłamnieaniniezadziwiła.Podświadomiespodziewałemsiętegoiniepotrafiłemmupomóc.
10stycznia...
Jestemjużwpołowietłumaczenia“Rzeźni".Wspaniałaksiążka-równieżwiekXX.Jaktodobrze,że
znamtylejęzykówstarożytnych,pozwalamitonasięganiedocoraztoinnychkulturinaodkrywanie
niesłuszniezapomnianychjużoddawnadzieł.Terazzresztąuczęsięnastępnegojęzyka,który
definitywniewyszedłzużyciawXXVwieku:hiszpańskiego.Przetłumaczonefragmenty“Rzeźni"dajędo
przeczytaniaRedowiiEo.Jennifer,odkądokazałosię,żejestwciąży,przestałainteresowaćsię
czymkolwiekopróczwłasnegostanu.
20lutego...
ZaproponowanomipracęwykładowcyliteraturystarożytnejnaDianie.Dianazawszekojarzymisięz
Peterem-spędziłonwielelatnatejsztucznejplanetce,jednakżepobyttamniewpłynąłnapoprawęjego
samopoczucia.Wmoimwypadkubędziejednakinaczej.Jestempewien,żezmianaśrodowiskanapewno
dobrzebyzrobiłaimnie,iEo.JejpraktykanaukowawVilledobiegajużkońcaiEoniebardzowieco
dalejzesobąrobić.NaDianiezpewnościąniebędziemiałakłopotówzeznalezieniemjakiegoś
interesującegozajęcia-sątamprzecieżogromnezakładymetalurgiczne,Dianaprzedewszystkimznich
słynie.Aja...jaoderwęsięodInstytutuwVille,któryostatniocorazbardziejzaczynamniedenerwować.
Toznaczy,ściślerzeczbiorąc,oczywiścieniesamInstytutmniedenerwuje,leczludzie,którzywnim
pracują.Staleterazzjawiająsięjacyśnowi,wcaleminieznaniasystenci,niemającybladegopojęciao
literaturzestarożytnej,chętnienatomiastwypowiadającysięnajejtematztakąpewnością,jakgdyby
posiedliwiedzęconajmniejcentralnegokomputerawVille.NaDianiejabędętymnowym.Nie
mówiłemjeszczeotychplanachEo,alejużterazjestempewien,żesięzgodzi.Jednotylkomącimoją
radość:Red.Niemogęsobiewyobrazić,jakbędziewyglądałomojeżyciebezniego.Nocóż,chociażz
drugiejstronylepiejbędzie,jeśliznacznieżyćbezmojejbezpośredniejbliskości.Późniejłatwiejbędzie
sięmógłprzyzwyczaić...
21lutego...
Eo,takjakprzypuszczałem,zradościąprzyjęławiadomośćonaszejprzeprowadzcenaDianę.
-Jeszczenigdyniebyłampozanaszymukładem,tofantastyczne,żeterazpolecimytakdaleko,
podobnoDianajestwspaniała,najwspanialszazewszystkichsztucznychplanetAlfaCentauri,
nowoczesna,piękna,istnyraj...Eopaplałajakmaładziewczynka,janatomiastobserwowałemReda.
Siedziałnieruchomowswoimfotelu,zbytnieruchomojaknanaturalnąpozę,odrazuwięczrozumiałem,
żecośjestniewporządku.Niespodziewałemsięjednaktakiegowybuchujakinastąpiłwchwilępotem.
-Czypowziąłeśjużostatecznądecyzję?-spytałgłosemjeszczespokojnym.
-Tak,uważam,żebędzietonajrozsądniejszewyjściezarównodlamnie,jakidlaEo.
-Nigdziecięniepuszczę!!!-Redzerwałsięnaglezfotelaipodbiegłdomnietakblisko,żeprzez
sekundępomyślałem,iżchcemnieuderzyć.Twarzmiałnienaturalniewykrzywionąwgrymasie
wściekłości,któregonigdyprzedtemuniegoniewidziałem-Nigdziecięniepuszczę,zrozumiałeś!?
-Red,uspokójsię,cosięztobądzieje?!-Eostarałasięgouspokoić,alebyłotojużzbyteczne.Red
uspokoiłsięsamrównieszybkojakprzedchwiląwpadłwewściekłość.Usiadłzpowrotem.
-Proszęcię-powiedziałwolno-Proszęcięnawszystko:niejedź.
-Mowyniema!-tymrazemEopodniosłagłos-Jedziemy.DlaczegochceszodebraćJorgowitaką
szansę,dlaczegochceszmuodebraćradość,któramożeprzyspieszyć...Eoniedokończyła,aleitak
wszyscyzrozumielicochciałapowiedzieć.Byławtymmomencieokrutnaiporazpierwszypoczułemdo
niejjakąśniejasnąurazę.Czułemsiętak,jakbygrzebałamniezażycia.Nierozumiałamnie,niepotrafiła
dostrzectego,żeniejestemtakijakinni,wszystkobyłodlaniejjednoznaczne.Działosiętowczoraj,ale
dodziśpozostałmigorzkismaktamtegouczucia.RedniezwracałnaEonajmniejszejuwagi.
-JakczęstobędzieszprzylatywałnaZiemię?-zapytał.
-Niewiem,przypuszczam,żeniebędzietołatwe-odparłem-Aleprzecieżitakbędziemysię
codzienniewidywać.Wideofony...
-Nieotochodzi-przerwałmicierpkoRed.
Poczułemsięponownieurażonyidefinitywniestraciłemochotędodalszychrozmów.Podpretekstem
pilnejpracywycofałemsiędogabinetu.Długoniemogłemsięuspokoić,miałemochotęnakrótkispacer,
alewłaśniezacząłpadaćzaprogramowanynatrzydzieściminutwieczornydeszczioprzechadzcepo
ogrodzieniebyłomowy.Zabrałemsięwięczatłumaczenie,pracanieszłamijednakzbytdobrze.
SłyszałemprzezścianęjakEoniezwykleożywionarozmawiazeswoimiprzyjaciółkami.Sądzącpo
głosachbyłoichconajmniejpięć.Potemwłączyłsiędotychszczebiotówrównieżjakiśmęskigłos.
Bezustanneśmiechyikrzykiniepozwalałymisięskupić.
22lutego...
Pojutrzeodlot.Niestety,ostatniedninaszegopobytunaZieminienależądonajprzyjemniejszych.
Ranodowiedziałemsię,żeUlanieżyje-jakzwykle“AZ-1".Przezcałydzieńniemogęsobieznaleźć
spokojnegomiejsca,wychodzędoogrodu,błądzęwśródprzekwitającychastrów,wracamdodomu,
znówwychodzęitakwkółko,bezkońca...AlenajbardziejprzeżywatojednakRed.Chociażprzez
ostatniepiętnaścielatwidywałmatkęjedyniedziękiwideofonowi,tojednakwiadomośćojejśmierci
wstrząsnęłanimdogłębi.Dzisiajporazpierwszyodniepamiętnychczasówwidziałemjakpłacze.
14lutego...
Znalazłemtenotatkiidługoniemogłemsobieprzypomniećcotowogólejest.Dopieropogodzinie
uświadomiłemsobiewszystko...Notak,pisałemjejeszczeprzedodlotemnaDianę.Tojużdwanaście
lat,miałemprawozapomnieć...Mamochotękontynuowaćteraztemojedawnezapiski,aleczymisię
uda?Właściwiedlaczegonie?Tojużdwanaścielat.Niemogęwtouwierzyć,wdomujestwszystkotak
jakprzedtem,tozasługaReda,awięcwdomutakjakdawniej,tylkowokółniegojakośsięzmieniło,tuż
zakresemnaszegoogrodujestjakośinaczej,niewiemdokładnienaczymtaróżnicapolega.Zaraz
zawołamJana,niechzamknieogrodowąścianę,zrobiłosiętakzimno.Jantakżetensam,choćRed
twierdzi,żetrzebagojużkonieczniewymienić,jeststanowczozastary,ciąglesiępsuje.
-Toniewypada-powiedziaładomniewczorajprzykolacjiJennifer-żebytakisławnynaukowiec
jaktymiałtakiegoprzestarzałegorobota.Jannadajesięjużtylkonaprzetworzenie.
Zauważyłemzzadowoleniem,żeJenniferostatniookropniesięroztyła.Jejdzieci,toznaczymoi
wnukowie,sądoniejpodobne.OglądałemjewielokrotnienaekranachDiany,alenigdyniemogę
zapamiętać,jaksięktórenazywa.NiedyskutowałemzJennifernatematJana,boRedszybkozmienił
tematrozmowy.
-Cozamierzaszterazrobić?-spytałwesoło-Jakiebędzietwojenajnowszetłumaczenie?
-Zastanawiamsię,mamkilkapomysłów...
-Toświetnie-zaśmiałsięRed-Najlepiejrealizowaćwszystkiepomysły.
-Właśniemamtakizamiar-odparłem-Niewiemtylkoodczegozacząć.Zauważyłem,żeJennifer
nieznaczniewzruszyłaramionami,miałemjużstanowczodosyćjejtowarzystwa,wymknąłemsiędo
siebie,kazałemJanowirozsunąćogrodowąścianęizewzruszeniempatrzyłemdługonaastry,kwitnące
taksamojakprzeddwunastulaty.Todobrze,żewróciłem,mimożeEotamzostała.Takzadecydowała
sama,nicwtymdziwnego,jużroktemuusłyszałem,zupełnieprzypadkowo,jakmówiłakoleżance,że
dziwimisię,botopoprostuwstydżyćwtymwieku,uodpornićsięnawszystkieszczepienia.Odtamtej
porychciałemżebymidałajaknajprędzejspokój.Tak-będęsięterazmusiałnaZiemiwziąćostrodo
pracy,ostatnietłumaczenialiteraturystarożytnej,dokonywaneprzezjakichśnicnieznaczących,
niedouczonychmłokosów,sąpoprostuskandaliczne.Niemająnicwspólnegozoryginałami.Muszęim
przypomnieć,jaksięrobiprawdziwetłumaczenia.WidocznieDianajestjednakzbytdaleko,abydo
niektórychmogłocośdotrzeć.PojutrzeidęporazpierwszyodchwilipowrotudoInstytutu,wezmęsię
ostrozatencałybałagan.
15lutego...
Okropniedenerwująmnietedzieci,wrzeszczą,wyją,naoślepbiegająpocałymogrodzie,tratują
kwiaty,łamiągałęzie,anadodatekzupełnieniezwracająuwagigdysiędonichmówi,tymbardziejże
stalejeszczeniewiemjakktóremanaimię.TanajmłodszadziewczynkatoUla,alejaksięnazywaten
nieznośnyurwiszsympatyczną,piegowatąbuzią?
16lutego...
PorazpierwszypomoimpowrociedoVilleposzedłemdzisiajdoInstytutu.Takjakprzewidywałem,
niewielemogłempoznać.Zabrakłowszystkichmoichdawnychznajomych,wiedziałemotymwcześniej,
naDianęprzecieżdocierałydomniewiadomościzZiemi,aletonietosamo,śmierćtychludzitak
naprawdęuświadomiłemsobiedopierodzisiaj.JakonajstarszypracownikInstytutuprzyjętyzostałemz
należytymihonorami,alezauważyłemwieleciekawychspojrzeń,skierowanychwmojąstronę,ich
właścicielamibylimłodziasystenci,którzynieznalimnieoczywiścieprzedodlotemnaDianę.
Widocznieuważają,żemamtaksłabywzrok,iżmogąsobienatęciekawośćpozwolić.
2marca...
PracujęwInstytuciejakdawniej.Dokuczamitrochęsamotność,corazbardziejsięjednakdoniej
przyzwyczajam.
20marca...
Nie,dosamotnościprzyzwyczaićsięjednakniesposób.
22marca...
Zaczynamnowetłumaczenie.Książkanazywasię“Wielkość".Dzisiajdowiedziałemsięośmierci
pewnejmojejznajomej,Olgi.Rzeczbardzorzadkospotykanawnaszychczasach-zmarłaniewskutek
własnejdecyzji,leczwwypadku,jejautolotuległawarii...Niesłychane.
25marca...
Niepamiętam,czypisałemjużotym,aledzieciokropniemniedenerwują.Popołudniunigdynie
mogęsięspokojniezdrzemnąć.Aprzecieżbezpoobiedniejdrzemkiprzezcaływieczórczujęsiębardzo
zmęczony.
28marca...
Robertwziąłdzisiaj“AZ-1".ByłtomójostatnirówieśnikwcałymVille.
15kwietnia...
“Wielkość"jestzpewnościąksiążkąbardzodobrą,aletłumaczeniejejnależychybado
najtrudniejszychjakiekiedykolwiekrobiłem.Niewiemwłaściwienaczymtatrudnośćpolega,ciągle
jednakmuszęodrywaćsięodpracyisprawdzaćznaczeniejakiegośsłowa,atomniebardzorozprasza.
17kwietnia...
JedenzmoichwspółpracownikówwInstytucie,młodszyodemnieo15lat,zdecydowałsięwczoraj
na“AZ-1".Obecnieistniejedlamnietylko“Wielkość".Niemyślęoniczyminnym.
10maja...
Tłumaczyćcoraztrudniej.Zbytdługochybaniemiałemdoczynieniazdawnymijęzykami
słowiańskimi.
25maja...
Połowapracyjużzamną.TażonaReda,ciąglezapominamjaksięonanazywa,jestniedo
wytrzymania.
23czerwca...
Tłumaczenie“Wielkości"jużnafiniszu.Utrudniająmitylkopracęcorazczęściejpojawiającesię
dolegliwościsercowe.Muszęsięchybagruntownieprzebadać.Dzisiajrównieżbyłemnakolejnym
szczepieniu.
29czerwca...
Wwynikuogólnychbadańorzeczono,że“jaknatenwiek"sercemamitakwwyśmienitymstanie.
7lipca...
Tłumaczenieskończone.Niemamsiętylkokomutympochwalić,bowszyscygdzieśpowyjeżdżali.
Mówilinawetgdzie,alezapomniałem.Jestemsam,zJanemoczywiście.
16lipca...
ZnowuktośzpracownikówInstytutuskorzystałz“AZ-1".Dokądciludziesiętakspieszą?
25sierpnia...
Dziśzawiadomionomnie,żezostałemwytypowanydonagrodyzanajlepszetłumaczenieroku.Awięc
mójtrudnieposzedłnamarne.Jestemoczywiściebardzoszczęśliwy,aleRedsprawiawrażeniejeszcze
bardziejzadowolonegoodemnie.Poprostuszaleje.Całydzieńnieodstępujemnieaninakrok,chodziza
mnąjakmałychłopczykipowtarza:“Aniemówiłem?".Niebardzomogęzrozumiećcomanamyśli.
1września...
Dowiedziałemsię!
2września...
Dopieroterazmogępisaćspokojnie.Wczorajwyjaśniłosięwszystko.Zaczęłosięodtego,że
przypadkowousłyszałemrozmowęRedaztą,no,zJennifer.Myślelichyba,żejestemwogrodziei
dlategomówilitrochęzagłośno.Całatarozmowawyglądałamniejwięcejtak:
Red:Awidzisz,jednakmiałemrację.
Jennifer:Moimzdaniemtojestjużtakzwany“łabędziśpiew".Aczypomyślałeścobędziedalej?Czy
zauważyłeś,żeonjużcorazgorzejwidzi?Acosiędziejezjegopamięcią?Twójojciecniepamiętajuż
nawetimionnaszychdzieci,zaczynamtakżepodejrzewać,żecorazczęściejzapominajakjasię
nazywam.
Red:Cóżrobić.Zwyczajnekonsekwencjestarości.Alesamaprzecieżwidzisz,żejestnadal
pełnowartościowymczłowiekiem.Tanagroda...
Jennifer:Tanagroda,teżmicoś!Czynaprawdęnierozumiesztego,żeontęnagrodędostałfaktycznie
zewzględunaswójwiekaniezpowodudoskonałościtłumaczenia?
Red:Niemówtak!Wieszdoskonale,żetłumaczeniejestświetne!
Jennifer:Niechcibędzie.Alejeszczerazpytam:cobędziedalej?
Red:Tocodotychczas.Będziedalejżyłipracował.
Jennifer:Zobaczymy.Żebyśtylkoprzypadkiemprzezteswojeeksperymentyniezgotowałmutuna
Ziemijakiegośmałegopiekła.
Red:Onjestprzecieższczęśliwy.Gdybytakniebyło,chciałbyzażyć“AZ-1".
Jennifer:Niejestempewna,czynierobitegopoprostuzobawyprzedśmiercią.Przyznaszchyba
sam,żemiędzytrwaniemzpowoduzadowoleniazżyciaatrwaniemzpowodustrachuprzedśmierciąjest
jakaśróżnica?Szczepieniaskutecznielikwidujątenstrach.Powodująpowolnezanikanieinstynktu
samozachowawczegoiwkonsekwencjidoprowadzajądowcześniejszegolubpóźniejszegoskorzystania
z“AZ-1".Wnaszychczasachniktjużnieboisięstarości,zniedołężnienia,śmierci.Niktniecierpiztego
powodu,żemusikiedyśumrzeć.Oszczędzononamtychwszystkichkoszmarówdręczącychludzkość
przedwiekami.Dzisiajśmierćniejestnieszczęściem-jestjeszczejednąradością,naktórąkażdy
decydujesiędobrowolnie.
Red:Czyżby?Zapominasz,żegdybynieszczepienia,którymkażdy,ktoprzekroczył65rokżycia,musi
poddawaćsięprzymusowo,niktdobrowolnieniekorzystałbyzdobrodziejstwnatychmiastowejśmierci
poużyciu“AZ-1".
Jennifer:Tojasne,niestetyczłowiekpodlegajeszczetyluprymitywnyminstynktom...
Red:Myliszsię.Nieuważamwcaleinstynktusamozachowawczegozaprymitywny.
Jennifer:Oczywiście,jestonpożyteczny,aledoczasu.
Red:Niezgadzamsięztobą!Czynieprzyszłociczasemdogłowy,żenaszacywilizacjaodpewnego
czasustoiwmiejscu?Nibyzmieniasiętoiowo,alesątotylkoformy.Formyulegajązmianom,
modyfikacjom,alenicpozatym.
Żadnychnowości.Ludzkośćopanowałaswójukładsłoneczny,zdołałarozwiązaćnękająceją
problemyekonomiczneispołeczne,dotarładonajbliższejgwiazdyinatymkoniec.Wszyscysą
szczęśliwi,aleniedziejesięjużnicnowego.
Jennifer:Boosiągnęliśmyostatecznewyżyny.
Red:Myliszsię.Bozaczęliśmyjużumierać.Wszyscy.Szczepionkadziałaterazniena
poszczególnychludzi,lecznacałącywilizację.
Jennifer:Niewidzępodstaw,abytaksądzić.WróćmylepiejdosprawyJorga.Cobędzieznimdalej?
Red:Jużcipowiedziałem.
Jennifer:Postąpiłeśznimokrutnie.Zobaczysz,żezakilkalatJorgstaniesiędziwem,będzieuważany
zawybryknatury,będądonasprzychodzić,żebygozobaczyćwtejprzerażającejstarości.
Red:Niedopuszczędotego!Widdz,żewymyśliłemśrodeknazniesieniedziałaniaszczepieńnie
dlatego,abyeksperymentowaćnawłasnymojcu,leczdlatego,żejesttozgodnezmoiminajgłębszymi
przekonaniami...Wliteraturzestarożytnejczęstomożnaspotkaćprzykłady...
Jennifer:Achtanieszczęsnaliteraturastarożytna!Przezniąnabiłeśsobiegłowętymiwszystkimi
głupstwami.Bardzocięproszęojedno:żebyśtegoswojegoantidotumniepróbowałrównieżstosowaćw
moimprzypadku.Zapamiętajsobie,żeniemamzamiarubyćświadkiemwłasnegozniedołężnienia.
Red:Atywiedzotym,żetomojeantidotumzamierzamstosowaćwswoimwłasnymwypadku,
oczywiściegdyprzyjdzieczas.Będęwkońcumiałmożnośćstaćsięnaprawdęczłowiekiem.
Jennifer:Jaksobiechcesz!
Red:Aco?Możemaszochotęwyjawićtowszystko?Możepublicznieogłosisz,żejestemzdrajcą
ludzkości,żejakobiolognadużywamswoichkompetencjiwynajdującskutecznyśrodekprzeciw
działaniuszczepionki?
Jennifer:Cotyopowiadasz?
Red:Dowiedzsięjeszcze,żeniejestemwyjątkiem.Kilkumoichprzyjaciółwtajemniczyłemjużw
całątęsprawę.Onirównieżpostanowilipostąpićtakjakja.“AZ-1"niebędzienampotrzebne.Potrafimy
umieraćsami.
Natymskończyłasiętapodsłuchanaprzezmniemimowolnierozmowa.NiewspominałemRedowi
anisłowa,żewiemjużkomuzawdzięczamswojejakżedługienaobecnąskalężycie.Całąnocnie
mogłemjednakzmrużyćoka.Okołogodzinypierwszejogarnęłamnieniezwyklesilnaochotasprawdzenia
działania“AZ-1"nawłasnejskórze,aletotrwałotylkomoment.Potempojawiłsiętakogromnystrach
przedśmiercią,żeprzestałemmyślećoczymkolwiekinnym.Dopieronadranemudałomisięzasnąć.
3września...
Wszystkotoczysiętakjakdawniej.Oniniewiedzą,żejajużwiem.Zastanawiamsięwjakisposób
Redowiudałosiępodaćmipokryjomuwynalezioneprzezsiebieantidotum?Możewstrzyknąłmije,gdy
spałem?Albowrzuciłdojedzenia?Czytylkoraz,czyteżpowtarzałosiętokilkakrotnie?Iczyztego
powoduniechciałmnieniegdyśpuścićnaDianę?Możebałsię,żewymknęsięspodjegokontroli?
Ostatecznieniejesttojednakważne.
4września...
NatrafiłemzupełnieprzypadkowowarchiwumnaszejbibliotekiwInstytucienawspaniałąksiążkę.
Jakzwykle,wiekXX-mójulubionywiekludzkości.Zabieramsięzatłumaczenie...tylkoniechtedzieci
takbardzoniehałasują.
MieczysławKurpisz-LĘK
zaczęłosięodtamtejstronynieoczekiwanienaglechociażbezpośpiechupodrugiejstronie
rzeczywistościtobyłajawadzieńtrudnoustalićzwiększądokładnościąawięcdzieńtemperatura
gimnastykaporannakomunikatopogodziespodpowiekjakspodsypkiegopiaskuwyszłyzmorzastada
dinozaurówpłetwonurkówcichobrzmiennychżółwibłotnychwszystkozgodniezkolejnościąalfabetyczną
platonniemógłtegoprzewidziećwięcwychodziłyzakrywającsobągasnącąlinięhoryzontu
właściwiehoryzontdzieliłjewpasieprzebiegał-międzykłaminosorożcówwrzynałsięwmojeźrenice
niszczyłcałąpewnośćsiebiepewnośćsłuchuiwęchupewnośćistnienia
antylopyprzebiegałyparzystokopytnieskojarzeniezparzystokopytnymbólemzębówrybyzarazpo
opuszczeniumorzaunosiłysięwpowietrzeikarczekałnaswojąkolejzgodnązewszechświatowym
dzianiemsię
stawałosięcichoaletylkonamomentnachwilęktórejdumnyplatonniepotrafiłnazwaćinaczej
tabunykonimorskichgalopowaływmojąstronęprzyglądałemsięimuważnieżadnychoznak
zmęczeniażadnychsymptomówzdenerwowaniastrachuwoczachczyrozwianychgrzywachprzedemną
naplażypitagoraskreśliłtajemniczeznaki
antylopywyraźnieprzewyższałypoziommorzapoziomosoczawmojejkrwizachowywałemsię
spokojniechociażrozdzierałomnietowszystkoodśrodkanacorazmniejszestrzępywłókiennerwowych
impulsydrganiarozdzierałomnienastrzępycoraztonowszychgatunkówpowijanychnaprędceibez
głębszegozrozumieniaprawnatury
platonmilczałtrzymałwrękumaleńkimoździerzzwierzętawdalszymciąguwynurzałysię
podejrzewałemjeoukrytemechanizmyprzeinaczaniasięwmaterialnąwidzialność
aletotylkostrach
komunikatyopogodzieprzynosząznanyserwisogólnegokrążenianazwiskapseudonimyniby
międzynarodowekontaktyonieograniczonychmożliwościachmilitarnychseriekatastrofniewidzialne
wyrokiśmierciniewidzialnesądyniepodważalnedecyzjebyłychmężówstanukłopotyzprzyrostem
ludnościnajedencentymetrkwadratowyczyjeśsamobójstwadokonanezcałkowitąpremedytacjąna
własnejosobie
człowieka
wpociągu
wtramwaju
nasedesie
przystoleobradpokojowychodbywającychsięwrosnącejtemperaturzepaństwadobrobytu
nawettektórenigdyprzedtemniezetknęłysięzwodąradziłysobiecałkiemnieźleprzezornie
obliczyłemzawartośćsoliwwodzieprzybrzeżnejmojejźrenicy
zaczęłosięodtamtejstronyodstronypodwiatrpoddowolnąetymologięsłowaniemówiącnie
piszącniemyślącpoważniejnadzwitkiemcodziennegodonosuzczarnymnekrologiemwtytule.
niebyłemprzygotowanynatonajścieniespodziewanezachowującpozorywszelkiejnormalności
utraciłemzdolnośćprzenoszeniakombinacjipomózgunajpierwdobrzezaparzonakawapotemcukier
kanapkaktórąukładampodświatłopodlotmuchyzmierzającejnamojebiurkotosąnareszcie
autentyczneproblemywiedzyaniesufiksalneiparadygmatycznerozważaniaobezsensiepoczynania
pierwszejliterypierwszegotchnieniapapierowegowywleczonegozawłosynabiałepłótnotwarzy
zabrużdżonejcudzążądzą.
platonmilczał
ucierałtylkocośwmoździerzuzwierzętaosiągnęłydrugąliniębrzegowąbezstratwłasnychbez
wzajemnegooszukiwaniasięowątpliwebohaterstwonapoluwalkinadowolnympoluzwątpienialicząc
odmiejscagdziesiedziałpitagoraszaprzątniętyrysunkamipoprzekątnej
nagle
wszystkodziałosięnaglezjegoprawejstronynadeszłodwóchwojownikówwbłyszczących
napierśnikachchybaniezauważylinarodzinmorzazatrzymalisięprzypitagorasiespytalionazwisko
potemoimionarodzicówwkońcuoaktualnezameldowaniesamopoczucieopinięnatematotaczających
gozjawisknadprzyrodzonych
odpowiadałspokojnietrójkątaminiezbaczałztematunieukładałniczegowdoskonaływzór
odpowiadałrzeczowonieodwracającwzrokuodruchomychwydmktórezakapturzyłyokolicznewzgórza
iprzylądkidobrejnadziei
żołnierzwahałsięznaćbyłopojegotwarzyżenieprzywykłdowyciąganiamieczawobecności
galopującegostadażółwimorskichciągłełamaniekonwencjiłamaniebiciasercazdążyłemjeszcze
dostrzecprzerażeniewjegooczachwtedypomyślałemokolorzektóryprzynosiśmierć
ciałopitagorasazasypywałpiasekżółtytrzeszczącywzębachlepiącysiędospoconegociałatargał
zawłosypodmywałostatnimikroplamiwodywyschniętepoliczki
zwierzętaktóreopuściływodęnabierałyrozpęduwpadałynaplażęzimpetemprzypominającymbicie
dzwonówprzedsionkowych
kilkaznichzatrzymałosięprzyzwłokachktórewyglądałyterazjakstrzępułamanejgałęzi
dinozaury
pterodaktylezbijałysięwgrupypozbawioneprzewodnictwaiwiększegosensuwdziwnejpogonii
ucieczcenieumiałemtegonazwaćnigdyniepowinienenbyłzasłużyćnaświadectwoświatowego
rozrodunamiętnościizawiści
konieszływrównychodstępachzamaszyścieruszającbokamipokawaleryjskażadnychwiadomości
jakieśresztkizawieruszonychskreśleńniedomówieńwszystkiemuwinienbyłplatonzwierzęta
przedostawałysiędokrtaninajgorętszychprzemówieńparapokojowychczułemtętentwkażdejtkance
rozsadzałymiskroniezatrzymywałybiegkrwipokątnynaprzemiennybiegtrudnydorozszyfrowaniaw
aktualnychwarunkachnastawionychnacałkowitąsprawnośćibrakidentyfikacjinasamobójstwa
dyrektorówliniilotniczychimnichówbuddyjskichprzypadkowychdewotekna.placuodowolnejnazwie
idowolnejodległościprzysłoniewrażliwościbłonyfilmowejprzypadkowegofotoamatora
konieszłyrównowkażdejfraziezdaniafraziecałkowitegoopadaniarąksąprzecieżjakieśhipotezy
natenstanwielkiegowybuchuwielkiejucieczkibezbożnegookłamywaniasięiiluzjibiletowejza
wstępemdomiejsczakazanychdomitologiipodupadłychSłowianzagubionychwcentrumeuropymusi
byćjakieśwytłumaczenietegołajdactwa
naplażyjestjużtłokniemanikogoktomógłbypokierowaćtąprzypadkowąbiologiąsiedzęnasnopie
wydmysparaliżowanyjawnymzezwierzęceniemiczytamregulaminkonkursuoinnywyraztwarzystaram
sięnawiązaćuczciwydialogzplatonemdowiedziećsięoprzyczynieśmiercipitagorasaalezwierzęta
wypełniająmnieodśrodkazprzerażającąregularnościąznikaniaipojawianiasięnaziemi
nieopodalmaszerujezgodniestadogęsiktóremaocalićrzymświętemiastoktóreoprzesię
najazdowi
teraznaprawdęzaczynasięomnieodmojegotętentukrwiodomylenianawypadekśmiertelnego
wypadkuwgodzinachszczytuwjawnychgodzinachjaksięokazałoobcowaniazczłowiekiemz
tramwajemprzywróconymnaboknawłaściwybokktórywywnętrzasięwpotokuulicznymczekamna
odpowiednisygnałuprzywilejowanegopojazduookreślonychilościachśladówznowuodciskinaziemi
piaskukrętychtorowiskachmyślinawetsąkłopotyzodczuwaniemczasuwtakichokolicznościachnie
wolnoruszaćnawetjakbyniewiemcojestsięwłasnościąulicytegozamarłegotłumuktórypatrzyz
wysokaswoichkończynwpołowienaprzestrzałmoichmyśliktórezdająsięodzyskiwaćswójwłaściwy
przepływmoctwórcząbadamniedowładrękialetylkozgrzytirżeniekoniobłąkańczytaniectrwana
krawędzinakrawężnikuistnieniaodowolnejporzednianajgorszesązadaniazarytmetykiposzukiwania
niewiadomejwzgodziezregułamigryktośpiszepamiętnikinakonkurswyprzedajesięzentuzjazmem
zachowującpodwójnąinterliniężebyniebyłowątpliwościodochowaniuwarunków
galopwzmagasiępewniejużpowiadomiononajtęższepracownieniedowładkostnyczujętętnoziemi
dotejporybyłozbytmałomuszęwywalczyćtoistnieniemamichznowuprzysobiejaknazamówieniena
jednymzwybrzeżymegociałarozpoczynasięostatniabataliaoprzeżyciekilkugatunkówskazanychna
zagładęniewiemdlaczegoprzedoczymaiprzeddusząstarannieumeblowanebiurośledczenaścianie
drgajązdjęciaznowutwarzpitagorasapadapytanieczygopamiętamkręcęprzeczącogłowąchociaż
mamodwagęprzyznaćsięnieniepoznajęnigdyniemiałemprzyjemnościnawettrójkątysąterazobce
szelestprzesuwanejramkiwywołujekolejnydreszczniepokojutaktojużrzeczywiściejawanie
rozumiemocoimchodziprzecieżoddłuższegoczasubiorępoprawkęnapewneodruchyistanyteżnie
wolnounikaćodpowiedzimuszępotwierdzićprzezpokoleniaktóreniemająjużnicdopowiedzenia
terazznowuimięinazwiskopochodzenieilośćzdobytychistraconychpunktówprzywykłemdo
dochodzeniadoprzeinaczaniasięwzwięzłykłąbmateriibrukjestcierpliwyoddechyludziktórzy
przypatrująsięnarodzinommorzadochodządomoichuszutoznakżejeszczeniewszystkostraconecoś
natematkartaginynieopuszczająmniegalopującestadażółwibłotnychktórepomyliłyswąodwieczną
drogęikierująsięterazwlądowiskostrachuinienawiścizzakratwychodzisłońcejakiśdeszczkrople
aletotylkotakimarginesutrzymywaniakorzystnegokontaktuztamtymświatemzeświatemktóregonigdy
niepotrafięnazwaćsprawdzamupewniamsięaleznowuwypytująmnieomiejsceurodzenia
przypominamsobieztrudempotemdochodziwagaciaławzrostrysopisbrakznakówszczególnych
obrzeżetkankiłącznejprzestałofunkcjonowaćtrzebawzmócodpowiedniedziałaniaśledzęostatnie
doniesieniaostatniedoniesieniasąoptymistyczneniemogłobyćinaczejczujęwyraźnyoddech
gruboziarnistyoddechplażynaktórejprzyszłomileżećwobecnościpokątnychinieprzekupnych
przyjaciółniebędzieżadnejintryginamójtematżadnejfabułytostałosięgrubowcześniejzanim
odczułemtendziwnytętentktóryunosimnieniewiadomogdzieipococzułemwyraźniepytająocelo
celczegojakicelczywszystkomusibyćpodporządkowanecelowiodgórnemuglobalnemuludzkiemu
platonmiałracjęwiercącdziuręnarodzinmusinastąpićpowtórniejeślibytrzymaćsiępierwotnegostanu
dziwnejnieważkościsłyszęwyraźniejakdobierająsiędomojegoubraniaostatniamyśloguziku
najnormalniejszamyśloguzikuniezdążyłemgoprzyszyćterazpewniezabiorąsiędomojejgłowypłuca
płuco-sercanicztegowywiadtrwadalejprzebyteinieprzebytechorobyprzeczytaneksiążki
wykształceniewbrewsobietegooczywiścieniemożnapominąćgęsimaszerująnarzymbiednyrzym
przyjdziemusięzhańbićneronemciceroneminakoniecśpiącymistrażnikamimyślężeniebędzieźle
służbywodnezpewnościązostałyjużpowiadomionedalszeposzukiwaniamojegorodowodu
ewentualnegorodowodumojejojczyznyktóraoddawnaprzestałasięomnieupominaćprzyznajęracjęi
czekamnadalszepytaniawiemżeruchwokółmniezamarłszukamostatniegosłowaprzecieżnie
odmawiasięskazańcowibronięsięprzedtymwmiarękolejnego
upływutracęrozeznaniewsytuacjinajchętniejnienajchętniejtoniejestwłaściwesłowocieńsłowa
słowowyobrażonenatęokolicznośćdziwnegotrwanianiemażadnejnazwytępywzroknauczycielki
którapragniewydusićzemniekolejnegłupiewiadomościnatematantylopparzystokopytnychjakto
możliwesprawdzamwpomocachnaukowychodgarniampajęczynyktórestanowiąkolejnepytanienie
terazodczuwamnatłoksłówzbędnychnicniemówiącychtobyłoczywiściewypadekkwestiastron
podjęcianiestosownejdecyzjitosamospotkałopitagorasaaleonmajeszczejakieśszansęmartwym
tłumemktórylustrujemniezwysokościrozlewiskacodziennegoszmeruzadużomożliwościzwierzęta
galopująwrównychodstępachprzygotowujęsięnanajgorszezetknięciesięzobcąniedzisiejszą
cywilizacjąlękutaktochybanależyrozumiećanijednejwzmiankinatentematprawdopodobnieczytam
niewłaściwągazetęzielonamaźwodorostów
zaczęłosięodtamtejstronyakuratprzekraczałemrubikonikompletowałempowieścimitologiczne
chodziłoouczynieniekrokujednegokrokunaśliskimbrukuktórytężałodsłońcanaglezupełniebez
powodubezpośpiechupodrugiejstronierzeczywistościzacząłsięwielkitumultktóryniemajakmisię
zdajekońcaznowuinformacjeowielkichuczonychidziwnychprzypadkachtomożesięzmienićwtych
kilkunastuminutachniechcęznaćaktualnejtemperaturywrzenianiestaćmnienawłączeniesięwnurt
gestówwtakiejchwiliprzydałobysięcośoczłowiekuojegozdolnościachprzenoszeniasię
przeinaczaniazamienianiapowłokicielesnejzrównoułożonymiguzikamikonieczniebiałymi
postrzępionymiguzikamizdajesiężetonieodpowiadanastrojowitutajzpewnościąsiętylkoleżyi
wyczekujetakbędzienajroztropniejjutrodowiemsięcałejprawdyniedomnienależypomaganie
bliźniemusamsobiemuszępomócpowiadomionojużkogotrzebainietrzebaomoimstaniemoże
przydamsięjeszczeprzedudaniemwciemnośćtętentmalejenależałosięspodziewaćpotakdługim
niewidzeniusięgdybynieprawypoliczekistniejejakaśhipotezapowtarzamwkółkojakaśpewność
dzianiasięmilknęznowupytająmnieostosunekdotramwajuniemiałemżadnegostosunkuprzecież
mówięprawdętakmisięwydajesąjeszczedinozauryostrożnieprzewracamkartkitaktosązpewnością
dinozaurypoznajęjepobłękitnychoczachkażdymatakiokresgrunttosięwsłuchaćciągleczuję
przygniatająceciepłowzdłużprawegopoliczkaznamsięnatymnapewnoniezdążązawierusząsięnatej
plażyzbryzganejposokązachodzącegosłońcanieskończonailośćmożliwościzabłądzeniaaczasucieka
jednakuciekapodszeptujemiintuicjaniebędzieniczwywiadupozostanąsucheobliczeniaznamdobrze
teksięginiemamjeszczedonichprawaodpowiedniarubrykapodkreślonaczerwonymołówkiem
przypadekszczególnyteżgrarolęformysymbolicznenierazniezawszemuszęzaprzestaćniemażadnej
pewnościzwierzętazatrzymująsięprzyzwłokachniektóreliżąciałoaletojestmojeciałozadużosobie
pozwalamuciskniemalejeuciskrośnietuniechodziowalkęczłowiekazczłowiekiemczyozwykły
kamuflażfuturologicznycałyczasjestemnaziemiinieżadenkosmosczujęjądobrzeawięcpozostałomi
jeszczeczuciepowolizdajęsobiesprawężecośmisięjeszczenależydziwnyzbiegokolicznościjest
czuciejesttenprostyodruchktórytowarzyszyżywemuorganizmowiżebysprawędokończyćwaszym
językiemrozumiemtoiwybaczamwybaczamwszystkieprogramypublicystyczneinudnedyskusjeprzy
okrągłymstoleniechtosięnadaldziejecośsięmusidziaćnawetzacenęwiekowychpowrotówdo
błędówalektóżmasiłybyspojrzećgalopującymzwierzętomprostowrozwartenozdrzataktojużbywa
resztkicudzegogłosuniemogęsięzdobyćnajeszczejedenwysiłekzbytdużogobyłoprzed
przekroczeniemrubikonuterazznowusentencjawychodzicałkiemnieźleszkodatylkożenienatemata
więcniebędzierozpaczyztejperspektywynaprawdęwszyscyjesteśmytacymaliczyjaśtwarzaleto
złudzenieniktniebędziezaglądałmiwoczyczasamitrzebaichposłuchaćniktniebędziesięnademną
schylałskojarzenieschylaćsięawięcgdziejajestemdlaczegotenktośmiałbysięschylaćbrakuje
powietrzaobojętnejwiązkichemicznejniezużytejenergiicośulatniasięnazewnątrzileśtamprocentnie
możebyćzamienionanapracęzfizykąteżmiewałemkłopotypamiętamdoskonaleawięcjestpamięćto
jużmusiwystarczyćnareszcieprawieżepowiedziałbymdokońcawstrzymujęsięwostatniejchwiliale
fizjologiasłównoweprzestrzeniesłówteżmająswojewłasneprawaterazatakująmnieodstrony
bolącegozębapotrafięrozróżniaćkształtytaktomożnaniecohumorystycznieokreślićgalopantylop
ciągletrwasłużbydochodzeniowesprawdzająwpodręcznychkatalogachprzemijaniaprzezmoment
dostrzegamtwardewysypiskakamieniporównujejedobrakukonceptuwtymmomenciezawodzisystem
nerwowygdybyjeszczedodaćpodglądaniebycianataśmieciągłegopodsłuchutoznaczyłobyspisaćsię
dokońcaaleniemamjużsiłwzdłużprawegołokciarozpocząłsięnajazdjeszczeciąglejeszczetomusi
byćprawdziwynajazdzkrwiikościjakrzekłemwstosownymmiejscuwracamdopagórkówktóre
otaczająmojąspuchniętągłowęwłaściwietotujużniemagłowyprędzejrozkołysanydzwonzygmunta
armieprzemieszczająsięsprawniewszystkocosięruszawpełzadomoich
żył
płuc
mięśniprażącychsięnasłońcuwprzypadkowymgrajdołkuulicytojużostatnienarodzinymorza
morzakrwiktórymwymiotujęoddłuższegoczasualenicztegociągłybrakprawidłowegosygnału
pomocytooczekiwaniepowodujedodatkowąwydzielinęadrenalinyzaburzeniabioprądówicałej
biomiłościwłasnejparęulicdalejtrwanormalnaprodukcjaurządzeńgalaktycznychnawetsłońcu
znudziłosięchowasięterazzamojąskrońjakbystrachmógłdosięgnąćzenitujakbyprzypadkowaśmierć
mogłanakimśwywrzećwrażenieniewierzęwłasnymoczomtętentostatnitętentznowuwzmagasięaorta
wewnętrznatociągłymotywprzemijaniadobrymotywnaprywatnyużytekawięcdobierająsięaletutaj
niemamowyniemażadnegozestawusłówtojakbyrozpisanenagłosywyciekrwiwycieopon
mózgowychpartyturarozkołysanejwyobraźniprzynajmniejwystarczanasamoobronęwostatecznym
wypisywaniuformularzyktóreświecązdalekaczerniązamajaczonychkresekwłaściwietojużkoniecnie
mamsiłyprzewrócićsięnawłaściwyboknawłaściweplecyaprzecieżwszystkomusimiećswój
wewnętrznyporządeknieubłaganąlogikęproporcjiniemamdonikogożaluopodarteskarpetkii
podwiniętespodniezresztąniemieszajmywtokrawcaaniteżpralnichemicznejoniitakmająsporo
robotyczaspowstaćdaćodprawętymniedowiarkomktórzyzebralisięnakrawędzimegowzrokuto
nagłezbiegowiskorozumiemchęćnagłościinieoczekiwanejjawyktórapojawiłasięjestemgłównym
bohateremitojużostatniadziwnaradośćtomnieprzysługujeprawoostatniegosłowaprawoostatniego
poruszaniasięnajlepszypomysłjakiprzyszłomipoznaćzażyciaterazkiedyskazaniecleżywulicznej
piaskownicynieczasnatryumfyaletonieprawdaostatniodruchostatniedrgnienieprzeciwkoświatuwe
mniewmojejkrwipędzątabunykonimorskichiżółwibłotnychnajwiększegadyświataiwszystkoco
największeatakujetchawicęzpowodzeniemzajmujezachodnieiwschodnierubieżetętnicyżylnej
przedostajesiędogłównegomagazynuczerwonegoprochuktórynawetniemasiłybywybuchnąćtak
spokojnietrzebajeszczerazrozważyćewentualnepowiadomienieplatonmilczytojestwygodnewyjście
zsytuacjiwymagającejodwagiodwagipanowiekomunikatyopogodzieprzynosząznanyserwis
ogólnegokrążenianareszciesłonecznieżadnychzachmurzeńiwyładowańatmosferycznychporaz
pierwszyodwieludnibędziemożnawyjśćnaulicęnależyuważaćnapieszychnagłewtargnięciana
jezdnięniesąnagłymiwtargnięciamidohistoriilęk
***
Teksttenpowstałwroku1979-kiedytoporazpierwszywdziejachnaukowcomudałosiędokonać
analizyirekodakcjiRNAzawartegowkomórkachnerwowychosobnika,któregomózguległstłuczeniuw
czasiewypadkuulicznego-najęzykpojęciowy.Możnaprzypuszczać,żetegorodzajuzapisyosiągnąz
czasemzadowalającypoziomartystyczny.
AndrzejKrzepkowski-POŚCIG
GwałtowneszarpnięciezbiłoMettaznóg,prawaścianakorytarzaskoczyłaniebezpiecznieblisko
jegogłowy-jużpoułamkuchwiliponownieodbijałsiębarkiemodścianyprzeciwległej,iznówtosamo
-wariackiskokrakiety,zatoczenieciałemryzykownegołuku,odbicie...
Mettuczepiłsięklamryzabezpieczenia,błyskawicznieprzerzuciłdłonienanastępną-jeszczepięć
chwytów,jeszczedwa...Zostałamutylkojednaklamra,kiedywstrząsyraptownieustały,więcdo
sterowniwszedłjużnormalnie.Rozcierającdłoniąobolałeramięstanąłzafotelemdyżurnegopilota,
rzuciłwstronęekranu:
-Atakował?
-Nie.Przecieżwiesz,żeontegonigdynierobi.Poprostupróbowałzwiać.
-Dolicha!Tegowłaśniedokońcażycianiezrozumiem.Dlaczegoonnigdydonasniestrzela...?
-Niewiem.Jegozapytaj.
-Zwariowałeś?!
-Byćmoże.Alejeszczenienatyle,żebyodwalaćzaciebiedyżur.Siadaj...
Elbwyślizgnąłsięzfotelajakjaszczurka-równieszybkoizwinnieMettzająłjegomiejsce,strzelił
zatrzaskamiskrzyżowanychpasów,zerknąłwtyłnaplecywychodzącegozesterownikolegi.Potemjak
pofortepianieprzeciągnąłdłońmipoklawiaturzepulpitu,niemalodruchowowybrałpalcamiwłaściwe
przyciskiijednym,trwającymzaledwieułameksekundyspojrzeniemogarnąłboczneekrany.
Dookoła-zlewejstronyiprawej,nagórzeipodnim-przebijałyprzestrzeńidentycznestatki,
niosącewsobiecałąludzkąrasę.Irżnęłypróżnięnaryczącekawałkiposzarpanejwstrzępyodwiecznej
ciszy,zmierzającuparciekuwspólnemuCelowi-Mettwiedziałdoskonale,żewtejwłaśniechwili
wszyscydyżurnipilocicałejfloty,podobniejakonsadowiąsięwygodniejwamortyzowanychfotelachi
taksamoukradkiemzerkająwekrany.Abyłoprzecieżnacopatrzeć-niezmierzonapotęgaludzkiej
wiedzypowołała,zmusiładożyciairuchute-najwspanialszezewspaniałych-maszyny,śmigająceteraz
przezkosmosjakstadorozżartychrekinówwpogonizamotorówką,zktórejktośwyrzuciłzarufę
wariackoskaczącąpofalachpustąpuszkępokonserwachuwiązanąnanaprężonymdotwardościsznurku.
Pościgtrwałodwielujuż,nawetbardzowielulat-młodsiczłonkowiezałóg,tacyjakElbczyMett,
nigdyniewidzieliziemskiegonieba.Wiedzielitylko,żegdzieśzanimidalekozostałomiejsce-planeta
zwanaprzeznajstarszychrajemopuszczonym.Wiedzieli-więctymwiększąnienawiśćżywilikuswemu
celowi.
Znaligo.AżdoobrzydzeniadokładnieiściślepamiętaliradarowyobrysCeluwdziobowych
ekranachijego,zapalaneodczasudoczasujaknakpinę,światłapozycyjne.Pędziliwięczatymdrżącym
ironicznieczerwonymmigotaniemruchomegodrogowskazudonikąd,skracalidawneziemskielatado
przyświetlnychgodziniminutwiecznotrwałejpróżni-wygiętawdrapieżnypółksiężycflota
przypominałasforęrozżartychpogoniąbrytanównaradiowychsmyczach,popuszczanychstopniowoi
spokojniezdłonisurowegoAdmirała...
***
Płynęływciążnowemonotonnedniilatapróżni,nieznacznezpoczątkuwklęśnięcieczołapościgu
powoliprzekształcałosięwsterowanączułymipalcamiAdmirałapółkulę.Akażdymanewr
oskrzydlającychCelstatkówwykonywanybyłzidealnąjaknaparadzieprecyzją...
WciasnejgłębiśmigającychrakietmatkirodziłynowedzieciiprzeklinałyCel-botoprzecieżon
zmuszałjedożyciawchłodnym,nieprzyjemnympółmroku,podczasgdytrwającagdzieśzanimi
OpuszczonaPlanetazwolnapokrywałasiępachnącym,zielonymfutrempotężniejącychprzezstulecia
drzew,rozbijającychswoimikoronamisklepieniasiłowychkopół,bywyzwolićznadnichoszalałeod
najczystszegobłękitu,najbliższeZiemi,niebo...
Mettpozornieniezmieniłsięprzeztelatawcale.Tylkocorazgłębiejporażałojegomózgzadane
kiedyśElbowipytanie,corazmocniejiczęściejzazdrościłAdmirałowi,znającemupróczCelutakżei
Senspościgu.Rzuconedawnotemuwstronęprzyjaciela:,,Dlaczegoonniestrzela?"rozrosłosiętera?w
kilkakolejnychpytań.Celbyłjużprzecieżstosunkowoblisko-więcczemuAdmirałniewydajerozkazu
strzelania?
Jużwszystkiekosmolotyułożyłysięwpędzącą,chciwiewyciągniętąparaboloidę-ajednakrozkaz
niepadłdotejpory.CzyżbyAdmirał,mimowszystko,pragnąłocalićtennieszczęsnyCel?Ale...do
czegomutopotrzebne?
Mettobawiałsię,żedokońcażycianiepoznaodpowiedzi,leczprzyszedłwreszcietakidzień,w
którymzrozumiałwszystko.Amożenawettrochęwięcej,niżtylkowszystko...
Tegodniawklęsłaczaszapościguzamknęłasięwnajeżonąbladymipromykamiodrzutu,toczącąsię
przezpróżniękulę.
OsaczonyCelwyhamował,stanął-jednocześniezagrałysilnikihamowniczewszystkichstatków
floty.
Celzachowywałsięjakczłowiekniezdecydowanywwyborzedalszejdrogi.Zatańczyłraptowniew
lewo,wprawo,jeszczerazwlewo-potemznieruchomiałponownie,niewidzącjużprzedsobążadnej
możliwościucieczki,iwtedystatkipościguruszyłykuniemupowoli-przyczajone,groźne-promieńkuli
kurczyłsięleniwie,jakmackaośmiornicy.Apóźniej...
Niebyłto,naszczęście,dyżurMetta.Niewytrzymałbychyba.Patrzyłtylkowekranwizora,
sprzężonegojakwszystkiewtejchwilizdziobowąkamerąrakiety,inagle,niewiadomogdzie
przeczytane,przepłynęłoprzezjegomózgoderwanezdanie:“kosaosadzonanasztorcstajesię
najstraszliwsząbronią"...
BoteżCelniezginąłjakzwyczajnymeteorwgwałtownychstrumieniachrozpędzonychpozytonów.
Potężne,zapomnianeterazwyrzutniepromienimilczałyciemnoismutnie,gdyzawziętestatkiszarpały
Celnakawałkisiłowymipolamiroboczychmanipulatorów...Szarpałygoprzezrozwleczonew
nieskończonośćkilkanaściesekund,ażwreszciezwnętrzaCeluwystrzeliłoszalonetornado
zamarzającegomomentalniegazu,ażwnadstawionechciwiemikrofonyuderzył,przebiegłobwody,
buchnąłzgłośnikówwzmocniony.jakpiorunkrótki,urwanywpółdźwiękukrzyk...
Zadowolone,nażarterakietyjakrekinykrążyłyjeszczeprzezdługąchwilęwokółrozwleczonychw
kilometryszczątków,nim-ociężałe-sformowałypowrotnyszykiruszyływstronęOpuszczonejPlanety.
Ażeichpodróżmiałatrwaćkilkadziesiątprześwietlnychlat,więcmatkiznowuprzeklinałyumarłyCel,
kiedyprzyszłoimrodzićnowedzieci...
***
Mettwiedziałjużchybawszystko.Pragnąłjednakupewnićsięjeszczeitylkodlategoposzedłdo
gabinetuAdmirała.DotychczasMettznałtwarzdowódcyjedyniezekranówwewnętrznejwizji.Twarz,z
którąnieodmienniekojarzyłsięwładczy,zwielokrotnionywewnętrzachmegafonówgłoswydający
rozkazy,odktórychnigdyniebyłoodwołania.AterazMettmiałstanąćprzedowymniedosiężnym
obrazemigłosembezpośrednio.Bochciałtegoprzecież.Musiał...
Drzwirozwarłysięcicho,zapraszającpilotadogabinetuizamknęłysięzanimzlekkim,niemal
nieuchwytnymtrzaskiem.
Zaszerokim,zastawionymwizoramiblatemolbrzymiegobiurkasiedziałdrobny,niepozornyurzędasz
twarząwszechwładnegoAdmirała.Jegogłos-pozbawionyterazblaszanegoprzydźwiękuogromnych
megafonów-zabrzmiałniespodziewaniecichoiłagodnie:
-Ocochodzi,Mett?Dlaczegochciałeśmniewidzieć?
-Chciałem...Chciałemdowiedziećsię...Chcę...
-Czego?Czegotymógłbyśchcieć?Wykrztuśwreszcie.
-Nooo...chodzioCel.Dlaczegomy...jego...?
-Zabiliśmy?
-Tak.Dlaczego?
-Boonniebyłtakijakmy.
-Toznaczy...Czytoznaczy,żeonniebyłczłowiekiem?
-Ależbył,oczywiście...-wgłosieAdmirałazadźwięczałaleciutkanutaniezrozumiałego
rozbawienia.
-Więcdlaczego...?Amoże...-resztkinadzieiwgłosieMettazabrzmiałytrochęmocniej,metaliczniej
-...możetobyłjakiśzwariowanymutant?
-Nie.Prawienormalnyczłowiek.
-Prawie...?
-Tyle,żemyślałinaczej,niżmy.Wieczniecośmusięniepodobało,stalewygadywałnajrozmaitsze
bzduryozatruciunaturalnegośrodowiskaOpuszczonej,ogłupocieipodłościludziażtakwreszcie
wszystkimdokuczył...
-Itylkoztegopowodumusiałumrzeć?
-Owszem.Boludziemająmyślećjedyniewtakisposób,jakiprezentująimoficjalnie,powszechnie
przyjęteizatwierdzonewzorce.Aonbezprzerwypsułnasząrobotę...Chociażteraz...-tuAdmirał
znowuuśmiechnąłsięlekko-...teraztrochęmigonawetbrakuje...Aledośćtego.Czyjeszczecośchcesz
wiedzieć?
-Nie.Chybazrozumiałemjużtyle,ilemibyłopotrzeba...
-Więcmożeszwyjść.No...idź.
Mettwycofałsiębezsłowa.Gdybypowiedział,gdybywyplułzsiebietowszystko...Alewtedynie
miałbyżadnejszansy,zaśmilczącmógł...Inietylkomógł.Czuł,żemusi,musicośzrobić.Byleco.Byle
nieżyćjużdalejpodwładzątegoniepozornego,obojętnegomordercy.Wszyscyzresztą...-tacy
obrzydliwiezimnokrwiści.
ZamyślonyMettwędrowałdługim,pustymotejporzekorytarzem,nogisame-jakgdybybezżadnego
udziałuświadomości-zaniosłygodohangarurakietdalekiegozwiadu.Dookołabyłoniesamowicie
pustoigłucho.Rakieta-matka-flagowystatekAdmirała-zapadłapozniszczeniuCeluwnużącą
bezczynność...
Mettwspiąłsiędowłazugotowejdolotudwuosobowejrakietki,zasunąłzasobąciężkie,
pancelitowełuski.
Usadowiłsiępotemwygodnieimocnowfotelupierwszegopilota,spokojnieściągnąłkusobie
dźwignięrozruchu.
Obudzoneradiowymimpulsemmasywneosłonywyrzutnirozchyliłysięprzedobłymdziobemmałego
kosmolotujakleniwepłatkipotężnegokwiatu,wyjrzałazzanichswobodna,rozgwieżdżonapróżnia...
Jakiśczłowieczekwskafandrzerozpaczliwymsusempodpłynąłkuwibrującejcorazszybciejrakiecie
-zekranuprzedMettemwychyliłasięnaglebladozielonatwarzprzerażonegoElba.
-Mett,idioto!Cochcesz...?
-Schowajsię,Elb.Tyteżjesteś...
-Nie.Nieschowamsię,dopókiniewyjdziesz...
-Wtakimrazieprzykromi,żetowłaśnieciebie...Atomowypłomieńzrozświetlonych,nagrzanych
dyszsmagnąłrozkrzyżowanąśmieszniefigurkę,cisnąłjąnastalowegrodzieoddzielająceresztęstatkuod
komorystartowej.
***
PowiadomionyozajściuAdmirałposzedłspokojnie-straszliwiepowoliispokojnie-dosterowni,
zapadłgłębokowmiękki,wyściełanypianoplastykiemfotel,uniósłdłonienadgłównympulpitem-na
tablicachrozdzielczychstatkówcałejflotybłysnął,utrwaliłsięnowykurs...Więcobłe,ostronosejak
rekinyrakietyzatańczyłypoczarnymniebie,zebrałysięwogromnąstrzałę-wichekranachdziobowych
zamigotałyniepewne,czerwoneświatełka,zielonelinieradarowegoobrysu...
Admiralissimusuśmiechnąłsięleniwie...
AndzejKrzepkowski-CZŁOWIEKZGARBATYMMÓZGIEM
Stał-ztąswojąśmieszną,szerokągłową.Nieruchomy.Tylkowydętenausznikipobłyskiwały
srebrzyście,kiedywodziłwzrokiemodtwarzydotwarzy,iwszędzie-zprzodu,ztyłu-łowiłoczymaten
sam,powtarzającysięażdoobrzydzeniawyrazstrachuinienawiścii-odsłoniętewzwierzęcych
grymasachzęby.Pomyślał-“jakstado,któremożnarozpędzićbylezmarszczeniembrwi,podniesieniem
ręki".Czekał...Samniewiedząc-naco?
Boicomogłobysięzmienić?Odpierwszejchwili,odwyjściazInstytutuotoczyłgowciążrosnący,
rozhisteryzowanytłum.Potempoleciałykamienie-więcinstynktownieużyłswojejsiły,osłoniłsię
szczelnympolemprzedniespodziewanymirazami.Takdotarłdofontannynarynku-kamiennakobieta
załamywałaręcenadprzewróconymdzbanem,zktóregowodalałasięnieprzerwanąstrugą.
Podobnym,rozpaczliwiebłagalnymgestemwyciągniętychdłonipowstrzymałszarżującą,rozjuszoną
masę,więcstanęlinaprzeciwniego-wszyscydyszącybezrozumnązłością,odruchowąnienawiściądo
tegocoinne,coobce...
Bobyłobcy.Inieważne,żeprzecieżmieszkałwmieścieodurodzenia,żerazemzniektórymiznich
jeszczewszkolesiedziałwjednejławce,żewspólniekradlijabłkaiczereśniezokolicznychsadów.
Półrokutemu-omalżezdnianadzień-stałsięinny...
Przezkilkapierwszychdnitraktowałswójbóljakocośprzejściowego.Dreszcze,zawrotygłowy,
nieprzyjemnyuciskwuszach-ot,nawrótgrypypoprostu.Leczczwartegodniabólstałsięowiele
gorszy-cośrozsadzałomuczaszkęiświdrowałobębenkitak,żechwilamigłuchłcałkowicie.Trochę
późniejchwilezaczęływyciągaćsięwgodziny,apotem...
Potemzacząłsłyszećinaczej.Jakieśsłowaonim,aprzecieżwcaleniedlaniegoprzeznaczone.Z
ruchówwargprzyjaciółczytałpytaniaoswojezdrowieiwyrazyzmartwieniajegomizernymwyglądem,
isłyszał-wtymsamymmomencie-,,tenkretynmyśli,żemniecośjegowyglądobchodzi..."
Towłaśniebyłonajgorsze-początkowozacząłpodejrzewaćsiebieonagleujawnionekompleksy,
wreszcieojakąśpsychicznąchorobę.Dopierowtedywezwałdosiebielekarza...
Światzmieniłmusięnadługiemiesiące-dniodmierzanewizytamizaaferowanychlekarzyciągnęły
sięjakgumadożucia,zapachlekarstwikarboluzająłmiejscewszystkichinnychwoni,wypełniał
nozdrza,zostawiałwustachnieprzyjemnągorycz.
Miałczas.Dużoczasu.Więccałymigodzinamianalizowałto,cokiedykolwiekprzeżył,starającsię
zrozumieć-dlaczego?Czyżbyzawiniłwłaśnietamtenniedosterowanywybuchjądrowy,któregowstydził
sięoddobrychparulat.On-nukleonik,któryniepotrafiłdoprogramowaćporządniegłupiegoprzebiegu
kontrolowanejreakcjiłańcuchowej.Alewtedyskończyłosięprzecieżnamiesiąculeczeniazaledwie.
Stosunekilościkrwinekbiałychdoczerwonychszybkowróciłdonormy,oparzeniazgoiłysięniemalbez
śladu.Takwkażdymraziemyślał.Wtedy.
Ateraz-jużprawieczterylatapowypadku-jegomózggwałtowniezacząłzwiększaćswoją
objętość.Sfalowanatkankawypełniławnętrzauszu,rozdarłasłabebłonybębenkówi,chroniona
zgrubiałąwarstwąoponmózgowych,zaczęłazwijaćsiępoobustronachjegogłowywspiralne,ohydne,
niemożliweprecle.Kiedyporazpierwszyprzyniesionomulustro...
AProfesor...Otak,byłwręczzachwycony,Każdy,bodajnajmniejszywzrosttelepatycznychzdolności
swojegonajcenniejszegopacjenta,każdązmianęspowodowanąwydobyciemsięczęścirosnącegomózgu
zosłonykostnejwitałjakobjawienie.Zaś-najzupełniejprzypadkowoodkryta-zdolnośćizolacjipolem
siłowymodnieprzyjaznychwystąpieńinnychchorychwzruszyłastaregonaukowcatak,jaktylkomatkę
śmiertelniechoregodzieckarozczulićmożejegoniespodziewanecudowneozdrowienie.Profesor
przesiadywałprzyłóżku“swojego"chorego,skrajemfartuchaprzecierałwilgotniejąceokulary,
odchodził-bypochwilipowrócić.Upewniałsię.przekonywałsiebieipacjentaoniewątpliwym
szczęściunauki,mającejdozbadaniajedynynaświecieprzypadekkorzystnejmutacjiczłowieka
poddanegopromieniowaniu-gamma.Ażwreszciewzrostnowejtkankizatrzymałsię...
Pierwszyspacerposzpitalnymparku.Potemnastępne,corazdłuższe-metalizowane,dopasowane
dokładniepokrywypoobustronachjegogłowykryływsobiemocmózgutrzykrotniewiększegood
normalnych.Więc“słyszał"lękinnychchorych,doktórychbezskuteczniestarałsiędołączyć-unikaligo
jaktrędowatego.
LeczdopierozabramąInstytutupodobnereakcjeludziodczułażtakgorzkoijaskrawo.Byłsławny.
Miastowiedziałoojegochorobie,imożewłaśniedlatego,żekiedyśżyłwnimjakozwykły,normalny
człowiek,terazniechciałogouznać.
OdpierwszychkilkukrokównaulicyposzczutogopsamijakgarbategopodrzutkaElego,
znalezionegokilkanaścielattemupodmuremszpitala.
Ajednakniemoglimuprzerwaćtegospaceru.Byłnietykalny.Całymswoimciałemtransformował
wrogąfalęzjednoczonychprzeciwniemupsychikwsiłowepoleochronne,wyczuwałiniwelowałimpet
rzucanychzrozmachemkamieni-imwięcejichbyło,tymbardziejrosłonatężeniepola.Immocniej
pragnąłbyćrazemznimi,tymgwałtowniejgoodsiebieodrzucalirozwścieczenitym,żeniczymniemogą
godosięgnąć.Więcstałnieruchomowcieniuzrozpaczonej,kamiennejkobietyipowoliwodziłoczyma
porozbestwionymtłumie.Kiedyobracałgłowę,odnausznikówstrzelałydrżącebłyski,oświetlały
kolejne,obrzydliwetakiesametwarze,aż...
Jakiśsilniejszybłysksięgnąłzazbiteciasnogłowy,rozjaśniłnamomenttwarzElego.
Potrącanyzewszystkichstrongarbusstałbezruchu,iuśmiechałsię.Leczniezłośliwie,nie
tryumfalnie.Uśmiechałsiępoprostuizwyczajnie.
Tłumzacząłrozstępowaćsię,umykaćwpopłochunaboki-dopieropozrobieniukilkukroków
zrozumiał,żeidzie.Idzie,botołagodne,nieśmiałeskrzywieniezazwyczajboleśniezaciśniętychwarg
owładnęłonimniepodzielnie.Jeszczeparękroków-przyjaźnieosłoniłplecyElegoramieniem.Adalej
poszlijużrazem-obajjednakowo,groteskowoniepotrzebni.
AndrzejKrzepkowski-WYTRZYMAĆCISZĘ
...Byćmożepojmątodopierowwiele,bardzowielelatpoucieczce,którąsamisiebieskażąnaciszę.
KiedyupłyniestolatodopuszczenianiechcącejichZiemi,zacznierodzićsiępiątekosmicznepokolenie
iwłaśniewtedyBobShintonostrożniewyjmiezpościelilekkie,bezwładneciałkoswojejczteroletniej
córkichorejnabrakzwyczajnegopowietrzaisłońca.
Tobędziewinarodziców,żedzieckourodzisięzsześciomapalcamiukażdejmalutkiej,wychudzonej
dłoni.Właściwie-tylkopośrednioichwina.Ciwinninaprawdędawnojużdotegoczasuumrąnie
wiedząc,żekiedyśtamwprzyszłościskumulowanewludzkichorganizmachpromieniowaniekosmiczne
zniekształcikażdynajprzemyślniejchronionykodgenetycznyiżepraprawnukowiepierwszych
uciekinierówbędąrodzićsięjakokalekiemutanty...Aletowcaleprzecieżniemusiznaczyć,żeBob
ShintonniebędziekochaćswojejmaleńkiejEvyzupełnietaksamo,jakdzieckonormalne.Możetylko,
słuchajączlękiembradykardycznegorytmujejsłabiutkiegosercapomyślizżalem,żeprzecieżpowinno
byćinaczej.Zupełnieinaczej...
Alekiedyśotrzymawreszcieodlosutęniesłychanierzadką,prawieniemożliwąszansę.Okazję,która
możezdarzyćsięnajwyżejraznamilionprzebadanych,rozrzuconychpokosmosieplanet.Tegodnia
(sztucznego,boprawdziweiziemskiezostanązanimijedyniewlegendzie)wezwiegodosiebie
Komandorflotylliiwskażemubezsłowaekranrozjaśnionydalekim,opalizującymobrazempołożonej
trochęwbokodichzasadniczegokursu,życiodajnejbyćmożeplanety.WięcBobShinton-takżebez
słowa-poleciszukaćdlaswojejcórkinowegoświataisłońca...
Właściwiepoleciichtrzech:Bob,LeoBurscottidokooptowanydowyprawyPhenianMalbreux
mieszkającynasąsiednimstatku.
Przeznieznośną,niemożliwądowytrzymaniaciszęczarnejprzestrzeniichplanetolotśmignieku
nieznanemuglobowi,okrążygokilkakrotnie,potemzwolnidominimumszybkośćlotu,bywreszcie
osiąśćłagodnienapowierzchnigruntu,wypalającprzyokazjiogromnykrągwfalującymwokoło,
szerokimoceaniewysokich,jasnoczerwonychzaroślipodobnychtrochędostepowejtrawy.
MianowanydowódcąrekonesansuBobShintonsięgniepodfotelpo,,głupiegoJasia",leżącegodotej
poryspokojniewrazzkaburąwskrytcepodsiedzeniem.Przypniegodopasawiedząc,jakbardzonie
pasujedostuporapromienistegotapobłażliwa,niemalpieszczotliwanazwa,nadanaładowanemu
izotopemplutonuwibratorowiprzezjakiegośzapomnianegokosmopilota,któryumrzedobrychparę
dziesiątkówlatwcześniejprzedplanowanymprzezShintonapodbojemnowegoświata...
Bobobrócisiępochwiliwstronęsiedzącychjeszczekolegów,popatrzymożenanichprzezmoment
uważnie,nimrzucipółgłosem:-Wyteż...
Mężczyźniwmilczeniusięgnąpodfotele,potemdopnąskafandry,wcisnąnagłowypancernehełmyi
wśladzadowódcąpospiesządokomorywłazu.
Pchniętaserwomotoremklapauchylisięzwolna-czarnyotwórśluzybędzieziałwniebojak
wycelowanawpowietrzearmata-mężczyźnispojrząprzezrówninęgdzieśdaleko,nawidniejącespoza
liniihoryzontu,omalżeniebosiężnegóry.Ipatrzećbędąbardzodługo...
Ocknąsiępotemraptownie,sprawdzającwskazaniaanalizatorówskładuatmosfery,lecznawet
wtedy,kiedyokażesię,żewpowietrzusątylkogazyobojętnezmieszanezdwudziestomaprocentami
tlenu,niezdejmąhełmów,nieuchyląaninamomentpancernychszybprzedswoimioczami.Będzieto
bowiemplaneta,któraniepowinnaspodziewaćsięzichstronyniczegodobrego,awięcitrzejmężczyźni
niebędąchcieliliczyćnajejprzychylność.Wolelibędąnatomiastwierzyćniezbicie,żeladachwilaw
którymśczystymiłagodnympowiewiedelikatnegowiatrumożezjawićsięjakaśulotna,zjadliwa
trucizna.Nastawiąwięctylkonamaksymalnyzakrespodsłuchuradio-ielektroakustyczneprzetworniki,
żebyniedaćsięzaskoczyćpotencjalnej,wyczekiwanejgroźbie...Ażwreszciepierwszy,najbardziej
niecierpliwyMalbreuxrzuciweter:
-Pójdziemy?
-Oczywiście...Musimyprzecież...
-Niepomyśltylko,żejedynietychcesznareszciezacząćżyćjakczłowiek.Myteż...
-Wporządku.Wrazieczego...
-Zrozumiemysiębezgadania-wtymmomenciewszyscytrzejodruchowodotknąuwięzionychw
kaburachstuporów.
Jużpochwiliześliznąsięzwinnieposkładanejdrabince,stanąnapulchnymiżyznympopiele
spalonejtrawy,podążąkuszumiącejnieopodalścianieocalałychzpożaruroślin.Będąrozglądaćsię
dookołaczujnieinieufnie,ostrożnierozchylającprężne,jasnobrunatnełodygiiczerwoneliście;będą
dziękiwyczulonymnainfra-ihiperdźwiękiprzetwornikompodsłuchiwaćniepodejrzewającąniczego
planetę.Ażnareszciespośróddalekichszmerówiniezrozumiałychtrzaskówwyłowiąodgłos
wyrażniejszyniżinnei...poczująniespodziewanie,żepodobnedźwiękipowinniprzecieżznać,choć
nawetniebędąwiedzieć,iletysięcylatnaZiemizakodowałowpamięciludzkiejrasypodobnegłosy.
Dźwiękibędąurywaneizmieniaćsiębędzieichnatężenie-mężczyźnipojmą,żeźródłotychjakby
znajomychodgłosówzbliżasiękunimstosunkowoszybko,izanimjeszczezdążązorientowaćsię,czyto
jakaśmaszyna,czynieznaneimdotejporyzwierzętylko,spośródugrowychłodygwychylisiękunim
zabawny,wyposażonywtrojeciemnobrązowychślepiówkudłatypyskzaciekawionegostwora...
Zwierzęskoczymiędzyludzinawydeptanyichstopamiplacykiprzycupnienachwilęspokojnie-
kiedyLeoBurscottzauważy,żemaonotrzynogi,zażartuje:
-Pewnietutajobowiązujekulttroistości.Ajakjeszczespotkamytrójgłoweitrójpłcioweistoty
stosująceregułętrzech...
Mężczyźniuśmiechnąsiędosiebieponuro,apotemBobShinton-oceniwszyprzyjaznespojrzenia
stwora-zauważy:
-Onopowinnobyćoswojone,itoprzezistotydosyćdonaspodobne...Jeżelipójdziemyzanim,to
możedoprowadzinasdo...-iBoburwie,jakbyniechcącmówićwięcejanipółsłowa.Mężczyźni
jeszczerazspojrząnasiebie,naobskakująceichodparuchwilstworzenie,któreodbijającsięjedyną
tylnąnogąodziemispróbujewilgotnymjęzoremlizaćichwidniejącezaszybamihełmówtwarze.A
potempójdątropwtropzaskaczącymzwinniezwierzęciem...
Popółgodziniedotrądowydeptanejwśródchaszczywąskiejścieżki-kiedyprzystaną,usiłującna
ubitymgruncieodróżnićjakieśśladymieszkańcówplanety,zwierzęzaczniesięniecierpliwić,będzie
próbowaćpodbieganiemdoprzoduiwracaniempochwiliprzynaglićludzidodalszegomarszu.
Malbreuxpierwszypodniesiesięzklęczekstwierdzając:
-Chybapowinniśmypójśćzanim.Ztychmizernychodciskówitaksięprzecieżniczegoniedowiemy.
-Amoże...możetowłaśnie“ono"okażesięmieszkańcemplanety?-ShintonzBurscottemzamyślą
sięnachwilę,wreszcieotrzepiąkolanazkurzuipowędrująwśladzanajwyraźniejuradowanym
stworzeniem.Malbreuxzamarudzijeszczeprzezmoment,potemgwałtowniezaczniebiec,dopędzi
idącychpowolikolegów...
-Słuchajcie...-zadyszy-słuchajcie.Może“ono"jestichzwiadowcą?Jeśliprowadzinasprostow
jakąśzasadzkę...?
-Poradzimysobie.
Itrzejmężczyźnijużzdecydowaniepomaszerujązazabawniepodskakującymzwierzęciem.Po
kilkudziesięciuminutachszybkiegomarszobieguzaktórymśzakrętemwijącejsiękapryśnieścieżyny
ludzienieoczekiwaniezobacząjasnyprześwitmiędzydwumetrowymiłodygamitraw...
Zwierzępuścisiędoprzoduolbrzymimisusami,leczzanimktóryśzmężczyznzdążysięgnąćpo
stupor,stwórzawróci,wryjesięprzednimiłapamiwścieżkętużprzedkosmonautamiiznowuwyda
kilkanaścienaglących,urywanychdźwięków.Ludziezorientująsięwtedyostatecznie,żejegogłosnie
jestartykułowanąmową,aninawetsygnałemdlakogośukrytegowchaszczach,alenawszelkiwypadek
zejdąześcieżkiirozpychającgęste,elastycznełodygizacznąprzedzieraćsiępowoliwstronę
otwierającejsięprzednimijasności...
Ukryciwgęstwiniebędąpotemdługo,bardzodługopatrzećnawidocznewoddaliskupisko
kopulastychbudowli,międzyktórymipojawiaćsiębędąodczasudoczasuiznikaćsylwetkizajętych
jakimiśswoimipracamimieszkańcówplanety.Odległośćbędzienatyleduża,zaśruchyistottakszybkie,
żenawetakomodującezgodniezżądaniemsoczewkipancernychszybniepozwoląludziomzauważyć
dokładnie,czyistotymająryje,czypoprostutwarze,czymająręceopatrzonechwytnymipalcami,czy
pełneprzylgmacki.Aczasembędąteżspoglądaćnaodpoczywającewpobliżuzwierzę,rozciągniętena
świeżozoranejziemigraniczącejzobszaremczerwonychtraw.Będązastanawiaćsię,coteż“ono"może
zcałejtejsytuacjirozumieć.Apotemznowuwpijąsięchciwymioczamiwnieskrępowanąmetalowymi
ścianamistatkówprzestrzeń,włagodnekuniebuwyokrąglonedachyspokojnychinapewnoprzytulnych
domów.Więcbędąpragnąćizazdrościćtamtymistotomwygodnych,zasiedzianychchybazdawien
dawnaschronieńpodpłynącymileniwiewełnistymiobłokami...
Shintonprzypomnisobiecórkęczekającąnaniegowmijającymtęplanetękosmolocieimoże
gwałtownie,niepohamowaniezapragniedaćjejtorozkoszniejasneiciepłesłońcetak,jakmająje
mieszkającetuistoty.I...ichdzieci...
Shintonzdecydujesięnagle.Wstanieraptownie,wstanąteżzwygniecionychłodygPhenianiLeo.
Wszyscytrzejpopatrząnasiebienawzajemizrozumiejąsiębezzbędnychsłów.TylkoMalbreux
westchnienitodosiebie,nitodokolegów:
-Niesamowite...
ApotemBobShintonszybkoizwinniejaknapokaziesprawnościwyciągniezkabury“głupiego
Jasia",wycelujemomentalniepodrywającrękęnawysokośćzmrużonegooka-ostrybłyskbuchniezlufy,
zjonizujepowietrze-trójnogiezwierzęzerwiesięiwtejsamejsekundziepadniemartwez
rozchlastanymnadwojepyskiem.Burscottskoczywtęstronę,pochylisięnadmiejscem,gdziesmuga
śmiercionośnychcząstekprzeorzetłustąglebę,kilkakrotniewłączyiwyłączylicznikpromieniowania
patrzączuśmiechemnastrzałkęwskaźnikawybijającąza^każdymrazemponadpięćdziesiątrentgenów.
Jegouśmiechbędzieterazzupełnieinnyniżwszystkiepoprzednie-koledzyodpowiedząmu
podobnymi,taksamopełnymiradościismutkuzarazemuśmiechami-apotemodwrócąsięodosiedlaw
stronęczekającegonanichplanetolotu,wyglądającegozdalekajakkoszmarniegroźny,przyczajony
pająk.Zrobiąkilkanaściekroków,nimBurscott,któryzdążyjeszczewprzelociechwycićdoołowianego
pojemniczkapróbkęwyjałowionejwibracją,radioaktywnej,nienadającejsiędouprawygleby,dogoni
ichipójdąjużrazemtakszybko,jakbygonieniprzezniezrozumiały,nieoczekiwanywstyd...
Zaniespełnagodzinęwejdąpokilkunastumetalowychszczeblach,drabinkazłożysięautomatycznie,
podciągniedowejściowegoluku-zamykającyklapęBobShintonjeszczerazspojrzynaprzyjazneniebo,
nadalekiesłońceigóry,możepomyśliwtejchwilioswojejchorejcórcei...zdecydowanie,mocno
zatrzaśniezasobąwłaz.Dobiegającyzzewnątrzposzumrozfalowanychłagodnymwiatremtrawurwie
sięraptownieijużprzedstartemponownieogarnieludziznanaimdoskonale,ponura,wielkajakkosmos
cisza...
AndrzejKrzepkowskiLeszekOlczak-SZCZEPAN!
Potężnystrumieńpłynnegoogniaszarpnąłnadwątlonąścianą,zlizałzniejresztkinieobłupanejfarby.
Jolskuliłsię,okryłgłowęazbestowymkocem...
-Żyjesz?-pytaniedobiegłoztakdaleka,żenieumiałbyokreślić-skąd.Inaglezaskoczyłagoradość,
zjakąprzyjąłtenobcy,pierwszyodwieludnigłos.Dotychczasunikałludzi-sprawialimuprzykrość
swoimnieufnym,obmacującymwzrokiem,choćsamiprzecieżbyliniemniejdziwaczni.Możetylkobyło
totrochęsłabiejwidać,niżjego-przewężonąjakklepsydra-głowę...Aleteraz,gdypotwornesiły
rozsadzałytenichzadowolonyzsiebieświatek,ucieszyłsię,żejestobokktoś,ktooddycha.
Zasapany,niewidocznyczłowiekponowiłpytanie,Jolwyłowiłwjegogłosienowyakcent-jakąś
niespodziewanąnutkętroskioinnegoczłowieka.Więcrzuciłpółszeptem:
-Żyję...jeszcze...Kimjesteś?
-Byłem.Byłemmieszkańcemtegomiasta.
-Ateraz?
-Miastaniema...Możeszwyleźćspodtegokoca.Chybajużprzelecieli...
Dźwignąłsiębardzopowoli,niepewnyreakcjitamtego.Przekonałgodopieroprzyjazny,omijający
jegowygląd,niemalserdecznyuśmiech.Uczucieradościudzieliłosięwięcijemu-zacząłniejasno
pojmować,żewłaśnieterazmaszansęstaćsięjednymznich.Jużtaknaprawdę...
Ostrożniewyjrzeliprzezresztkiokna,wyszlii-rozglądającsięuważnie-powędrowali
przewróconą,przenicowanąulicą.Narastającygwizdpodniebemnasiliłichczujność-poułamku
sekundyzgodnieskoczyliwczerniejącąnajbliżejbramę.
-Jakcinaimię?
-Jol.Atobie?
-Wren...Cholera,skądONIsięwzięli?
-Pojęcianiemam...Wiemtylko,żeniszcząwszystko,comadwieręceigłowę.Ukrywamsięod
tygodnia...
Cośskrzypnęłozaichplecamiprzeciągle-skulilisię,przerażeni,oczekującokrutnegobólu-błysk
słabego,przyćmionegoświatławrysowałwścianęprzedniminiedokończonyprostokąt.W
poszerzającymsiępowoliobrysiedostrzegliniewyraźnycieńludzkiejgłowy.Głoszanimizabrzmiał
łagodnieicicho:
-Chodźcie.
-Ktoty...?
-Chodźcie,tamdalejjestschron.
Zaskoczenispotkaniemispokojnymtonemnieznajomegopodnieślisięposłusznie,poszlizatamtym
przezoświetlonymigającąlatarkąkorytarz.Drugiedrzwi-odruchowozmrużylioczyprzedulewą
niebieskawegoblasku.
-Starelaboratorium-wyjaśniłnieznanyprzewodnik.
Pomałudocierałydonichobrazykolb,retortifantastyczniepoprzeplatanychwężownic-bardzo,
bardzonieśmiałowracałaimkojącaświadomośćdobrej,bezpiecznejciszy.
Kilkanaściemęskichnieogolonychtwarzyobróciłosięwichstronę,przezchwilęJolczułsięjak
wycenionanajarmarkukobyła.
-Cozajedni?
-SzczepantJol...-jegosłowazadźwięczałyniechętnie,niemalwrogo,boznowuwyczułnarastanie
swojejinności.
-Niemusisztegopodkreślać.Mamyoczy.Atendrugi?
-Wren.Koordynatorszóstegostopnia.
-Corobiłeśprzedtem?
-Syntezybiałek.A...wy?
-Naukowcy.Różnespecjalności,przydaszsięity...
Zaścianąbrzęknęłynaczynia.PrzewodnikzauważyłmimowolnedrgnięcieispojrzenieJola,ruchem
głowywskazałmiejscaprzystole.
-Dobrzetrafiliście...-uśmiechnąłsię.-Obiad...
Jolmomentalniezapomniałowzbierającejwnimniechęci-tygodniowagłodówkaprzytępiłaostrość
jegoreakcjinaludziiichukradkowe,pełnelitościlubwstrętuspojrzenia.Pozatym-ciludziemieli
jedzenie...Wyczulonymwęchemwykryłdawnozapomnianyzapachsmażonegomięsa...
***
PrzezkilkanastępnychdniJolstarałsiępojąć,naczympolegaichpraca.Bociludziepracowali-w
opustoszałym,niemaldoszczętniezniszczonymmieściepotrafiliznaleźćsobiejakieśniezwykleich
absorbującezajęcie.Najpierwdługomontowaliskomplikowaneprzyrządyiukładypomiarowe,potem
przynosilinajrozmaitszepróbkikamieniitworzywzrozwalonychdomów,bybadaćjewszystkimi
możliwymimetodami.
WtęswojąpracęodpierwszejchwiliwciągnęlitakżeWrena-koordynatorwyruszałwrazznimido
miasta,ukrywałsięprzedpatrolamiObcychiwracał-roztrzęsionyiniespokojny-bynastępnegodnia
wyjśćznowu...
Jolnatomiastrozkoszowałsięprzedewszystkimspokojem.Niezwracalinaniegouwagi;niktnie
przyglądałmusięzponiżającympolitowaniem,niktniezaproponowałmuwspółpracy,więcpoprostu
obserwowałichtylko,iczekał...
Ograniczyłsiędosprzątaniasalpodoświadczeniachidopomocywprzyrządzaniuposiłków.Oba
jegomózgizapadłychwilowowswoisteodrętwienie-ograniczoneautomatyzmemcodziennychprostych
czynnościkoegzystowałytakspokojnie,jaknigdydotejpory.Kiedyś-jeszczemiesiącczydwazaledwie
przednajazdemObcych-uparciewalczyłyowładzęnadwspólnymciałem.Miałyzbytróżnepoglądyi
nawyki,bymogływspółżyćwewzględnymchoćspokoju.Niepomogłanawetgłębokakorekcja
świadomościdokonanaprzezprofesoraCraiga.Wobumózgachnadaltrwałyjakieśnieuchwytne,
wymykającesięwszelkimbadaniomieksperymentom,śladydawnychprzeżyć.Czasemtylko-lecz
zdarzałosiętoniezmiernierzadko-zaczynałwJoludominowaćpierwiastektrzeciej,powstającejzobu
poprzednich,świadomościbędącejsamoobronąorganizmuszarpanegocochwilasprzecznymirozkazami.
Byłotojakieśniesłychanie,jeszczenieśmiałeusiłowaniezaprowadzeniaładuwrozproszonychchęciach,
ujednoliceniazsamegozałożeniaambiwalentnychuczućidoznań.
TrwanietegotrzeciegostanuJolstarałsięterazjaknajbardziejprzedłużyć.Wykorzystaćto-wiedział
dobrze-chwilowezawieszeniebroninamaksymalnywypoczynekobupsychik.
Więcczekał...
***
Czekał,dopókiniestałosiętamto...
Wyszłoichwtedydwóch-zajęcipobieraniempróbekzulotnego,słabegośladupojazduObcychnie
usłyszelinarastaniacharakterystycznego,melodyjnegogwizdu.Tamtenmusiałstaćprzyczajonygdzieś
bardzoblisko,bokiedyusłyszeligowreszcie,byłojużzapóźno.Wrenzerwałsię,wystartowałdobiegu
odrazu-byłjużwbramie,gdydobiegłogoznajomecmoknięciewyrzutniiwrzaskpalonegożywcem
człowieka.Więctylkozbezsilnąnienawiściąpatrzyłzeswojejczarnejjamynaodłączającysiępowoli
kolorowypojazd.
Anaśrodkuulicyrozszamotany,ognistykłąbdrgnąłjeszczekilkarazyizamarłwbezruchu...
Koordynatorskończyłopowieśćotragicznymwypadku,oparłszczeciniastypodbródeknazaciśniętej
kurczowopięściitępozagapiłsięwpancernedrzwijakbyczekał,jakbywierzył,żeAlbmimowszystko
wróci...
Jolzamyśliłsię-zchwiląśmiercibiofizykanaukowcytracilipołowęszansnadoprowadzeniebadań
doprzewidzianegonatenetapkońca.Dośćdawnojużzdążyłsięzorientować,jakijestcelwszystkich,
ponawianychznieludzkimuporemprób...Znowupoczułwsobieświadomośćobuniezależnychjaźni-
czasowyrozejmmózgówszybkoprzeradzałsięwzaciętąwalkę,wktórejsilniejszyintelektCraiga
górowałzdecydowanieczęściej.Jolpodniósłgłowę...
-Muszęwamcośpowiedzieć...
Obrócilikuniemuzdziwionetwarze-milczałprzecieżodtylujużdni,że-pochłonięcibezreszty
swoimikłopotami-zatraciliwniepamięcidźwiękjegogłosu.
-...przyjęliściemniebezwahaniajakkogośswojego,choćjestemtylkoeksperymentalnym
szczepantem.Daliściemischronienieiżywnośćbezpytania,beznadziei,żemógłbymsięwamw
jakikolwieksposóbodwdzięczyć.
-Pocotomówisz?Niemusisz...
-Muszę.Muszępowtórzyćsobie...Mieliściepełneprawomyśleć,żejestemlaboratoryjnie
wyprodukowanympółdebilemiwaszeprzypuszczeniabyłyczęściowozgodnezprawdą.Jol-człowiek
rzeczywiściejestniedorozwinięty.Wskaliprzyjmującejzanormęstotrzydzieścijednostek,jegoiloraz
inteligencjiwynosizaledwiedziewięćdziesiątpięć.AlezatoJol-szczepantjestosobistymasystentem
profesoraCraiga.Ijegonajlepszymuczniem,jeżelitakmożnapowiedzieć...Toznaczybyłemnim,kiedy
jeszczeprofesorżył.Taak,kiedyjeszczeżył...Choćwłaściwiemożnabyłobypowiedzieć,żeonżyje
nadal...
-Toznaczy...?
-Oczywiściewtrochęzmienionejpostaci.Wtejnaroślinamojejgłowiekryjesięreplikajego
mózgu.
-Chceszpowiedzieć,żejesteśprofeso...?
-Nie.Kopianiejestdokładna,więcniemamcałejjegowiedzy.Wiemtylkotyle,ileprzekazałmipo
przeszczepieniupotworniaka.
-Cotojest?
-Guzotorbiony,wewnątrzktóregomożesięrozwinąćdowolnatkanka.Craigbyłnatochory.Akiedy
zorientowałsię,żewtorbielinarastaskomplikowanatkankamózgowa,wyhodowałjąi...Iprzeszczepił.
O,tu...
-Zgodziłeśsię?!
-Widać.Zresztą,wtedybyłomiwszystkojedno...Potemprofesorrównoleglezestarymipodłączył
wszczepionenowewprowadzenianerwoweizacząłmnieuczyć.
-Tak...ByłeświęcasystentemCraiga...Oczywiściezorientowałeśsię,czegoszukamy?
-Ztego,cozdążyłemzauważyć,chceciepoznaćObcychinawiązaćznimikontakt,aletowydajemi
sięraczejniemożliwe.Niszcząludziimiastabezżadnegozrozumiałegopowodu.
-Amychcemytenpowód,oileistnieje,znaleźć.Zniszczymyichdopierowostateczności...
-...Oileoniwcześniejniezrobiątegozewszystkimiludźmi.Wciąguparutygodnizburzyliponad
połowęmiastnawybrzeżu.
-Aleludzieżyją.Iniepozwoląwymordowaćsięnikomubezkarnie.
-Ludzie?Niemów...Zasłużylisobie...Lepiejpowiedz,cozamierzacieterazzrobić.
-Hmmm,pośmierciAlba...?Acotybyśzaproponował?
-Pojazd.
-???
-Trzebazdobyćichpojazd.
-Ależtoprawieniemożliwe!Niemamybroni...
-Wiem.Aleprzecieżjesteście...jesteśmyludźmi,atochybajedynysposób,żebyZiemiapozostała
Ziemią.MusimymiećchoćjednegoObcego.
-Tylkojaktozrobić?
-Niewiem.Jeszczeniewiem...Zresztądokładnyplanitakobmyślimyjutro.Terazporaspać.
-Mhm,dobranoc...Dobranoc,Jol...
Właściwie-dlaczegotozrobił?Dlaczegonaglezapragnąłimpomóc?Nienawidziłichprzecież.
Najserdeczniej.
Mógłostatecznietolerowaćjednostki,aleniecierpiałtegocałegomotłochuskorego,zbytskoregodo
drwin.Kiedyś,gdyjeszczebyłdebilem,iniedawno-kiedynarośląnagłowiewyrósłponadprzeciętną
ichwysokościirozumu...
Krzywdziligoohydniebezmyślnymśmiechem,pokazywalinaulicyswoimdzieciom,celowali
wyciąganymikuniemupalcamiwtęjegonieszczęsnągłowę,jakrzutkami,ciskanymiwolbrzymią,
bezbronnątarczę.Cieszyłsię,kiedyjakiśczłowiekmijanynadrodzeprzechodziłmimoniegoobojętnie.
Ateraz,właśnieteraz,kiedyspełniałysięwszystkiejegonajskrytszemyśliinajgorszeżyczenia
kierowanepodichadresem-zapragnąłimpomóc...Iwłaściwietotylkoci-naukowcyzezburzonego
miasta-rozbilimuobraztejwymarzonejzemsty.Możedlatego,żeniepotrafiłichjeszczenazwać,
ostateczniezakwalifikowaćdoktórejśzeznanychmugrupludzkiegorodzaju-onibylipoprostuzbyt
inni.Szorstcy-toprawda-ależadennieusiłowałurazićgoponiżającąlitością,nieuśmiechałsię
złośliwienawidokjegogłowy.Wydawałosię,żeniezauważająjegowyglądu.Cowięcej,żerobiąto
bezżadnegowysiłku.Jakośtak...naturalnie.Akiedypokazał,żeistotnieumiewięcejniżoni,bezżadnego
wahaniaprzeszlipodjegorozkazy.
Zapomniałwtejchwili,żebylitoprzecieżnaukowcy,mającyzwielomapodobnymichodzącymi
eksperymentamidoczynienianacodzień,iżewichposłuszeństwiewobecjegopoleceńkryłsięw
gruncierzeczyszacunekniedlaniego,leczdlaintelektuprofesoraCraiga...
Najważniejszejednak,żewdwadnipotejpierwszejpoważnejrozmowieJolkierowałjużbudową
pułapkinaObcych...
Pojazdyniemiałyżadnychustalonychczyulubionychtras.Plująceogniemkuleprzemykaływ
zawrotnymtempie.śladamiulic,unosiłysięnadmiastemjaktęczowesępy-chwilanieuwagi
wystarczała,byzniebauderzyłstrumieńognia,przeorującyjakgigantycznypazurokoliceniebacznego
ruchu.
Tobyłybestie.Bestietymgroźniejsze,żenigdyniewidziane,żezawszeskrytewgłębikolorowych,
drapieżnychpojazdów...InagleludziewydalisięJolowipoprostupiękni.Zewszystkimiswoimi
wadami,zzarozumiałą,dufnąpogardądlainnościbylimuprzecieżbardzobliscy.Zrozumialiijednak-
rozumni.AObcy...?Pojawilisięniewiadomoskąd...Ichstatkinaorbiciezłatwościąrozszyfrowałycały
ziemskisystemwymianyinformacji,wjakiśniewytłumaczonysposóbzdezintegrowaływiązki
kierunkowe,paraliżująctymsamymwszelkiepróbypodjęciajakichkolwiekakcjiobronnych
zamierzonychnawiększąskalę.Czynnepozostałytylkopodziemnefalowody...
***
Joldowiedziałsięwkrótce,żepodobnychgrupbadawczychbyłokilkanaście.Rozproszenina
terytoriumzajętymprzezwrogów,praktyczniebezżadnejłącznościzresztąświatawolnegojeszczeod
grozycodziennejśmierci,naukowcyszukaliwyjaśnieniacałegoproblemu.
Obcyprzypomnieliludziompojęciewalki,zapomnianeodprawieośmiuwieków-sięgniętoterazdo
muzeówponietykanąoddawnabrońiudoskonalonojąpospiesznie,tworzączkoniecznościcoraz
nowszeicorazokrutniejszewariantynajhaniebniejszegoludzkiegowynalazku.Wynalazku,któryporaz
pierwszywdziejachZiemimiałsłużyćniedomordowanialudzi,aledoobronycałejzagrożonejrasy.
Przezostatniestuleciawalczonozczymślubocoś.Walczonoztrzęsieniamiziemiizezdeformowaną
przezwiekowewypaczenialudzkąnaturą.Walczonoopowszechnedobro.Alenigdyniewalczonoz
kimś.Aprzecieżistotyznającepodróżekosmiczne,dysponującetakpotężnymiśrodkami-przede
wszystkimśrodkamimasowejzagłady-Kimśniezaprzeczalniebyły.ByłyKimś,KtoNiszczy,kto
mordujeinne.istotybezżadnegooczywistegopowodu...
WprzewężonejgłowieJolaniemieściłasięmyśl,żemożnazabijaćdlasamejprzyjemności
zabijania.Mózgdebilapoprostunieinteresowałsięproblemem,Dowidziećgoniebyłwstanie.Zaś,
pracującywtymwypadkuzaobydwa,mózgwyhodowanyprzezprofesoraCraiganiemógłpojąć
mentalnościmordercy.Utrwalonewnimskomplikowanąplecionkąneuronówskojarzenia,poparte
prawiecałymżyciemspędzonymwlaboratoriach,niedopuszczałytakiejmożliwości.Dlategożadna
koncepcjaJolaniemogłazobrazowaćhipotetycznejdrogirozwoju,jakąmusiałabydążyćdowolna
cywilizacja,bywykształcićwsobie-amożenawetsztuczniewzmocnić-nawykzabijaniawszystkiego,
coodmienne...GdybyludziebylipodobnidoObcych,nieżyłbyjużoddawna.Gdybyonbyłpodobnydo
ludzi...
Jolobróciłfotelwstronęnaukowców,przelotnymspojrzeniemogarnąłprzemęczone,bladetwarze-
przekrwionebiałkaichoczuodwzajemniłymusięsmutnymuśmiechem.Bowiemprowadzonezuporem
próbypozostałyjaknaraziebezowocne.Zaprojektowane,najprzemyślniejszenawetpułapkizawodziływ
decydującychmomentach,boniebyłoczymzagrodzićuwięzionymkulom.Aterazplanowy,
trzymiesięcznypobytbadawczyekipywstrefiebezpośredniegozagrożeniapowolidobiegałkońca.
Nareszciemieliwrócićdoswoich.Ktośczekałnanichznadzieją,żeprzyniosąmuocalenie,onizaś
szykowalisiętymczasemdopowrotuzeświadomością,żejednakzdziałalizbytmało...
***
JużnażadnejulicyJolniebudziłswoimwyglądemsensacji.Wszyscybylizbytzajęciizafrasowani,
żebyszukaćsobiejakiejśtaniej,przelotnejrozrywki.Pracowaliwzastępczychbiurachifabrykach,
uruchamialiwywiezionenaprędce,szczęśliweocalałemaszyny.Wszystkie-częstoprowizoryczne-
Instytutybadawczeczynnebyłyprzezcałądobę.Ajeżeliktośniebyłnaukowcem,całyswójwolnyczas
poświęcałOrganizacji-chwycilisięjejjakostatniejszansy:posłusznieformowalinaplacach
czworobokiimiarowounosili,opuszczalinogiwtaktkomendwyszczekiwanychprzezzachrypniętych
naganiaczy.
Jolowiwydawałosięteraz,żeczasostuleciazawrócił,żepojęcieosobistejwolnościstałosię
pustym,nikomuniepotrzebnymdźwiękiem-łomotpodkutychbutówpodoknamiuparcieodmierzał
mijającegodziny.
Mózgczłowieczkaodezwałsięwnimnajzupełniejniespodziewanie.Obcyiludzie.Niezrozumiałe
przeciwtemu,coohydne,leczbliskie...SkarlałymóżdżekJola-człowiekazradościąpodporządkowałby
sięrytmowiżycianarzuconemuprzezOrganizację,odezwałosięwnimzwyczajnelenistwo.Ktoś
myślałbyzaniego.Dawałbymujeść.Mówiłby,jakubraćsiędziś,jutro,zatydzień...Wolnobymubyło
zabijać,boodpowiedzialnośćitakponosiktoinny.Nikt.Organizacja.Zawszystkiemorderstwa
odpowiadajedynieówustalonyzdawiendawnaład.Porządek,organizacja...-możnaniemyślećinie
czuć.Jakwgigantycznymmrowiskupodziałdni,podziałgodzin,podział...Podziałmózgów?
Patrzył.Podziwiałjednolitośćludzkiejmasy,wktórejbezpowrotniegubiłysięindywidualnecechy
poszczególnychosobników.Wygląd,wyraztwarzy,wzrost,spojrzenie-wszystkotozacierałosięw
tłumie,rozpływałopotroszenacałośćsformowanegozniewypowiedzianymwdziękiemszyku.Chciałby
znaleźćsięnaglemiędzyludźminadole,razemznimioddychaćgłębokownarzuconym,miarowym
tempie.
Wdech-śniadaniebędzieowpółdoósmej-wydech;obiad-wdech-otrzeciej,ciekawe,codadzą.
Wydech-wszyscyzakładająciężkiebuty-wdech.Biorąbroń-wydech...
Dobreżycie.Wygodne.Wygodneibezmyślne...Odobiadudoobiadu.
Odpowiedzialnośćzapracęgrupybadawczejepsilon-rozumniejszymózgpodjąłjądobrowolnie-
zmęczyładebila.AOrganizacjamogłagouwolnićodkoniecznościdecydowaniazainnych.Więc...
PierwszebezpośredniezetknięcieJolazOrganizacjąbyłoażbolesne-zapomniałnamoment,żejest
jużprzecieżpełnowartościowym,normalnymczłowiekiem,znowupoczułsiępogardzonym,
eksperymentalnymszczepantem,kiedyludziewbiałychfartuchachzaledwiezerknęlinajegogłowęi
któryśmruknąłpółgłosem:“niezdolny..."
Bezsilnawściekłośćdebilnegomózguniewiadomymsposobemprzeniosłasięinadrugiintelekt-
małobrakowało,byJolzrobiłimpiekielnąawanturęzrozbijaniemprymitywnychprzyrządówipysków
włącznie.Urażonynaukowieczdolnyjestdoniedającychsięprzewidziećpostępków.Ciśmieszni,
ograniczenidoparagrafówludzieobrażaligobezkarnie,choćwartbyłwielokrotniewięcejniżoni
wszyscyrazemwzięci.Jakmiałimpowiedzieć,jakudowodnić,żeświetnienadajesiędobezmyślnego
wypełnianiapoleceń,żeprzynajmniejpołowajegojaźni-tawypranazwłasnychpoglądówinielogiczna
-potrzebujechoćpozornegopodporządkowania.Leczniepowiedziałimtego.Nieumiał.Więcwyszedł
poprostu...
Trzeciąświadomościąrozumiałniejasno,żepodpozoramiporządkukryjesiętuniemalkosmiczny
nieład.ŻewieleelementówobecnejsytuacjizagrożeniaZiemistanowitylkododatkowąszansę
wszechrozwojuOrganizacji,którajakolbrzymi,obrzydliwykosmatypająkniepomiernieszybko
pokrywałacałąZiemięciasnąsieciąrównomiernierozrzuconychpunktówzbiorczych.Odczuciebyło
zbytirracjonalne,bymógłpotraktowaćjepoważnie-jeszczechwilatakichrozważańiporównań,aJol
zacząłbywspółczućjednakowoiludziom,iObcym-śladjednakpozostał.Dlategojakąścząstkąswojego
jestestwaJolrozumiałObcychi...usprawiedliwiał...
***
Siedzącwfoteluprzyoknie,spoglądałnarozciągającysięwdole,rozległyplac.l,choćnigdy
przecieżniemiałoludziachzbytdobregozdania,dziwiłsię.Dziwiłsiębardzo,żetacyjakci-
uganiającysiępoplacu,niezmordowani,zgardłamibezprzerwypełnymibezrozumnegowrzasku-
przetrwalicałepokolenia.Więcpomałuzaczynałwspółczuć-przynajmniejniektórymspośródtych
nienawidzonychdotychczastylkozato,żebyliażtakbardzoiprzeciętnieludzcy.Bylibowiemwtej
masietakżeHludzie,którzywcaleniechcielipoddaćsięwszechwładzyOrganizacji-zamykanoichw
odosobnionychmiejscach,bezlitośniezabijanownichnajsłabszenawetpragnienieniezależności,starano
sięupodlićichkrzykiemiwyzwiskami.Wspołeczeństwiemierzącymwartośćczłowiekalitylkoilością
posiadanychprzezeńdóbrmaterialnychpozbawionoichjakiegokolwiekznaczenia,zagrabiającich
mienienarzeczOrganizacji.Jolzaczynałterazdostrzegaćmiędzyludźmioczywisteróżnice,zaczynał
klasyfikowaćichwedługpostępowaniaipoglądów.Dotejporybylidlaniegojednakową,bezbarwnąi
wrogąmasą.BylirównieokrutnijakObcy,kiedywgręwchodziłaczyjaśinnośćiodrębność.Obcyi
ludzie...
AterazJolmiałwrażenie,żespotkałsięotoztrzecią,odmiennąodpodłychludzikówidrapieżnych
Obcych,rasąukrytądotychczaswbezimiennymtłumie.Zapragnąłnagleobejrzećichzbliska,zajrzeć
głębokowtwarze,bywyłowićzdnaoczuichprawdziwe,chowanepodmaskamizaaferowania,
najskrytszemyśli.
Wyszedłzdomuidługo,długowłóczyłsiępoulicach-witałygozdziwionespojrzenia
przechodniów,zaskoczonychfaktemistnienianaZiemikogoś,ktomajeszczeczasnapowolnespacery
przezmiasto.
Zderzeniebyłorównieniespodziewaneimocne,jakbłyskradościwoczachstojącegonaprzeciw
człowieka.Przypomniałgosobie-Meol.DrugiasystentprofesoraCraiga.
-Jol...?
-Mhm...Corobiszwmieście?
-Urlop.Przyjechałemtrochęodpocząćodsłużby.
-JesteśwOrganizacji?
-Jakwszyscy.Tonieteczasy,żenależałosiędoniejdobrowolnie.Zresztąwcalenieżałuję.Aty...?
-Maszczas?Tochodźmydomnie.Niedaleko...
-Poco?
-OpowieszmioOrganizacji...
-A...dlaczegociętointeresuje?
-Hmm...Słyszęnaokołowielekrzyku,widzęmnóstwobezsensownychzajęć...Kiedyporównujętoz
pracąmojejgrupybadawczej...
-Prowadziszgrupę?!
-Tak.Acowtymdziwnego?
-Nic.Dorobiłeśsię...Icoztągrupą?
-Widzępoprostu,żeto,cotamrobiliśmy,byłotysiącrazypotrzebniejsze,niżtotutaj.
-Co?
-Noo...Chociażbyto.Chodzenie.Ciludzieoddwóchgodzinbezprzerwywaląstopamioziemię.
Niektórzysąjużzmęczeni...
-Taktrzeba.
-Dlaczego?Przecieżchodząpotymplacuianikrokudalej.Więcjakiwtymsens?
-TyniejesteśwOrganizacji,prawda?Niezrozumiesz...
-Spróbujjednak.Kiedyśumiałeśwytłumaczyćmibardzowiele...
-No,dobrze...Oczywiściewiesz,żenaszarasastałasiępoprostuniedołężna?Jesteśmysłabi
zarównofizycznie,jakipsychicznie.Samzresztąwidzisz,cosięterazdzieje...Nieumiemysobie
poradzićzsytuacją.JużdawnonależałowybićObcychcodoostatniego,tymczasemnasiuczenimącą
tylkoludziomwgłowachhumanitaryzmemiinnymibzdurami.
-Czytoźle?
-Nawetbardzoźle.Wyobraźsobie,żeimoiprzełożeniwOrganizacjizarazilisiętymiidiotyzmami.
-Nielubisznaukowców?Przecieżkiedyśsam...
-Taak...Asystentdrugiejrangidokońcażycia!Mówiłem,żenicniezrozumiesz...
-Ciebie-możetak.Aleludzi-wszystkich-nie.Wdalszymciąguniewiem,pocoonitorobią.
-Botaktrzeba.
-Poco?
***
Jolwracałdostrefydziałańzgłowąpełnąnieoczekiwanychwidokówisłów-spędludzina
największyplac,przemówieniaprzywódcówOrganizacji,frenetycznewrzaskiiwreszciestart
dostosowanychdodziałańwojennych,potężnychkosmolotów.
Bojowestatki-onichwłaśnieopowiadałMeol:masywne,pancernegrodzie,wdwuosobowych
kabinachspiętrzonepodziesięć,dwanaściełóżek...
Trzytysiącenajnowocześniejszychgwiazdolotówprzekształcononaprędcewkosmicznepancerniki,
zamiastsprzętunaukowegozaładowanonanienajnowszerodzajebroni,wymyślonychwprzygnębiającej
plątaniniepodziemnychbunkrów.“Kwiatśmierci",“JeździecApokalipsy",“Słońcezagłady"podtak
poetyczniebrzmiącyminazwamikryłasięmoczniszczeniawielokrotniewiększaodmocywszystkich
bombjądrowychineutronowychwyprodukowanychnaZiemipodkoniecepokichaosuiniezgody.
Aprzedtygodniempięćsettakwyposażonychstatkówwysłanowkierunkunajbliższychgwiazdz
układamiplanetarnymipodejrzanymioistnieniecywilizacji,-podążyłyzprędkościąkilkakrotnie
większąodprędkościświatła,byobcymrasompokazaćziemskąpotęgę,byunicestwićwzarodku
wszelkiepróbydotarciaichstatkówdoUkładuSłonecznego.....Najlepsząobroną-atak"-nasamo
wspomnienietychsłówMeolaszczepantowirobiłosięsłabo.NiejedenMeolmyślałprzecieżwten
sposóbinieonjedenbezmyślniepowtarzałpodobniebrzmiącesloganyniezastanowiwszysięnawetani
przezchwilę,żerealizacjatychhasełoznaczaśmierćwielumyślącychistotspozaZiemi.Istotbyćmoże
przyjaznych.Niewiedzącychbyćmożewcale,żektóraśzkosmicznychrasodważyłasięnaruszyćspokój
iprawaludzi.ŻecałyUkładSłonecznystałsięprzeogromnąfortecą,którejprzedpolastalepatroluje
ponadpółtysiącabojowychkosmolotów,pilotowanychprzeznajrozmaitszychMeoli.
LeczmimotonaorbicieZiemiwmiejscezniszczonychgwiazdolotówObcychnajdalejdzieńpóźniej
pojawiałysięnoweiniktnieumiałwykryć,skądoneprzybywają...
***
Dostrefyzagrożenia-niegdyśnadmorskiejmiejscowościwypoczynkowej-przerzuconocałągrupę
Jolapodosłonąnocy.Byłotoponoćmiejsce,gdzieporazpierwszypojawilisięObcy...
Ludzienaplażybeztroskospoglądalinawynurzającąsięnieopodalbrzegułódźpodwodną.Zcichym
sykiemzawirowałoukryteśmigło-łódźwyszłaponadfaleinapoduszcesprężonegopowietrzawpłynęła
szumiącnapiasek.
Jakiśczłowiek-nawetnieumiałpotempowiedzieć,dlaczego-zatrzymałsiętużprzedostatnimi
drzewamiipatrzył...
Łódźpękławzdłużwielkiejosi,jejpołówkirozchyliłysięleniwieipowolijakmuszlaogromnej
ostrygi,zwnętrzawysypałysięwirującekule...Zatańczyłyulotnienadplażą-ludzieklaskaliwdłonie-
pomknęływdwiestronywzdłużbrzegu.
Stojącywcieniuczłowiekbyłpodobnopoetą-więcpodziwiałtęczującekulemigającew
prześwitachmiędzypniamiikoronamidrzew,inaglecałarozbawionawidowiskiemplażastanęław
płomieniach,jaknierealny,okrutnydywanpokryłjąkrzykumierających,tupotbosychstóp,
przebierającychztrudemgórkimiałkiegopiasku,zmieszałsięzcmokaniemwypluwanegoprzezkule
ognia.
Człowieknajpierwzamarłzestrachu,apotem...Potemobróciłsięplecamidoswojejumierającej
gdzieśwprzerażonymtłumiedziewczynyipobiegł-ściganybezlitosnymżarem-wstronęjeszcze
cichego,spokojnegomiasteczka...
Rozleniwieniupałem,zadowolenizeswojegożycialudzieniechcielimuwierzyć,podejrzewaligoo
słoneczneporażenie-ewakuacjęrozpoczętodopierowtedy,gdydomiasteczkawróciłpoduszkowiec
patrolusłużbyporządkowej.Kiedywszyscynawłasneoczyzobaczylibiegnącąprzezjegodachiszyby
ciemnąpręgęognistegociosu.
***
Odtamtejporyupłynęłosporoczasu;morzedawnospłukałozplażyresztkibyłychludzi.
Jolukryłsięwkrzakach:zwysokiegobrzeguwidziałwracającenabrzegkule,którezakończyły
właśnieswójdalekirekonesanswgłąblądu-melodyjnygwizdzacichał,wmiaręjakkolejnoukładały
sięwkomorachczekającychłodzi.Ociężałe,pełneśmiercionośnychperełcielskazamknęłysięcicho,
pomknęłynagłębię-pochwilitylkokilkaniespokojnychwirówtańczyłowmiejscuichzanurzenia,
przebiegającafalazmyłazpowierzchnipiaskuiwodyostatnieśladymorderczych,stalowychkonch.
Byłobardzocicho,wschodzącesłońcekładłoodkępostrejtrawydługiecienie.Jakdobrzebyłoby
terazpoddaćciałoleniwej,łagodnejfaliipłynąćażdobólumięśni,czującnabarkachrozkosznieciepłe
muśnięcianieśmiałychpromieni-jeszczechwila,aJolzbiegłbynabrzegzanurzyćstopywmusującej,
chłodnejwodzie...
Leczdoskonalewiedział,żetegomuzrobićniewolno.Żeprzeleżycałydługidzieńwochronnym,
zielonymcieniusosen,bowgórze-ukrytawtlenieba-opalizującakulaprzesuwasięprzezobłokinad
miastemjakfatalne,pełnedrapieżnegoogniawahadło.Doschronu-laboratoriumbędziemógłwrócić
dopieropóźnymwieczorem.Wykorzystawtedykażdyobszarcokolwiekodpozostałychgłębszegocienia,
każdykawałekocalałychmurów,żebytylkomócpotemspokojnieusiąśćniemyśląconiczymipopatrzeć
natroskliwąkrzątaninęWrena.
Wieczórprzyszedłbardzopowoli;Jolnareszciemógłwracaćdolaboratorium-jegowyprawana
brzegmorzanieprzyniosławłaściwienicnowego,nieudałomusięzobaczyćżadnegoObcegobezosłony
kuli.Zaczynałpowoliwierzyć,żetowłaśnieowetęczujące,doskonałekształtysącharakterystyczną
formąowejobcej,niehumanitarnejrasy.
Czułsięzdecydowanienieswojo,pomimożetymrazemmiałjużbroń-uwierającajegobiodro
twardymciężaremdodawałastanowczozbytmałoodwagi.Przecieżnawetniewiedział,czyokażesię
skuteczna.Niemiałbyzresztąitego,gdybyniezbiorowyprotestwszystkichnaukowcówwybranychdo
pracybadawczejwrejoniebezpośredniegozagrożenia.Dlategotużprzedsamymprzerzutem,naostatniej
odprawiewprzejętymiprowadzonymprzezOrganizacjęInstytucieEgzobiologiirozdanoimmałe,
niezgrabnelaseryikieszonkoweogniważarowe,poproszonoichjednakprzytymbardzousilnieo
używaniebronidopierowostateczności.TegojużJolniepotrafiłpojąć-Obcywymordowalibezkarnie
tysiąceludzi,aleniewolnoichbyłoniszczyć.Bo-jakstwierdziłprowadzącyInstytutzastępca
przywódcyOrganizacji-podrażnienikosmicistanowilibyzbytwielkiezagrożeniecałejZiemi.W
dalszymciąguswejwzruszającejprzemowyProwadzącypowoływałsięnahumanitaryzm,obowiązujący
wszystkichludziwobecprzedstawicieliobcej,nieszczęśliwejrasy,którejrodzinnaplanetazostałabyć
możezniszczonaprzezjakiśokrutny,kosmicznykataklizm.Wpewnymmomenciezawołałnawet(ajego
głosstałsięwtymwołaniuprawdziwietragiczny):“Wybaczcieim,albowiemniewiedzą,coczynią".
NieoczekiwanewzruszeniezaćmiłowtedyoczyJolałzami-przypomniałsobie,żetensam,
przemawiającywtejchwilitakładnieczłowiekniespełnatydzieńwcześniejwysyłałwniebozałogi
bojowychkosmolotów,bymordowaływszystko,cożywe,ainneniżludzie.
DebilnacząstkaintelektuJolazgadzałasięzprzemawiającymbezreszty,leczświadomośćCraiga
wciążnotowaławszystkiezauważoneniekonsekwencjei...niezgadzałasię.Rzeczywiścienależało
odnaleźćprawdziweprzyczynypostępowaniaObcych.Nie-wysyłaćkosmolotydogwiazd,do
niewinnych,aletu,naZiemi...Iniewybaczać,ale-humanitarnie,bohumanitarnie-karać.Bowiemmoże
towłaśnieowadotychczasowabezkarnośćskłaniałaichdocorazwiększejzuchwałości.
Awtejchwilinawetjegopierwszy,prymitywnymózgzewszystkichsiłzapragnąłodwetu,zbuntował
sięprzeciwtemuobrzydliwieostrożnemuprzemykaniuprzezwymarłemiasto.Falewściekłościrazpo
razszturmowałymózgProfesora,udzielającmucząstkęswejbezrozumnejmocy.Poddałsięwreszciei
opanowanynowąmyśląanalizowałwłaśnieswojeszansę,kiedygwizdśmigającejcorazbliżejkuli
ostateczniewytrąciłgozeszczątkowejrównowagipsychicznej-wyszedłprostowniepewnyblask
księżyca,pouniesionejdopoziomulufielaseraprzebiegłymigotliweodbiciazałamanychpromieni...
Musielibyćzaskoczenitąszaleńcząodwagą,boświsturwałsięraptownie,opalizującakulastanęła
nieruchomoprzedrozjuszonymczłowiekiem.
Wahanienietrwałodługo-pierwszy,jakgdybyostrzegawczy,płomieńprzeorałziemięustópJola.
Jeszczejaśniejbłysnąłlaser,nakłuwająctęczowąpowłokęcieniutkimstrumykiemskomansowanych
fotonów.Brzeginacięciarozchyliłysięgwałtownie-tylkowspomnienietępegohukuismagnięć
rozpylonejwodypotwarzyupewniłyJola,żeprzedułamkiemsekundybyłtuktośopróczniego.
Odruchowooblizałwargi-byłygorzkieisłonejakpomorskiejkąpieli...
Jakiścieńprzesunąłsiępoziemiwpobliżu-instynktrzuciłJolawbezpiecznąciemnośćruinjakiejś
bramy.
Śmiałsiępotemdługopatrząc,jaktrzynarazognistesmugizapamiętaleobmacująmiejsce,wktórym
stałprzedchwilą,ibyłowtymśmiechucoświęcej,niżtylkorechotzadowolonegozsiebiekretyna.Była
wnimzdecydowanagroźbaświadomegomózgu,ostrzeżeniedlawszystkichistot,któreodważyłysię
naruszyćspokójZiemi...
Uspokoiłsięwkrótce-samodyscyplinamyślenia,kiedyśztrudemwykształcanaprzezprofesora
Craiga-dawałaterazwyniki.WprawdziewstarciuzpojazdemObcychpostępowaniemJolakierowały
przedewszystkimodruchy,leczrównolegle-jakgdybydrugimtoremmyśli-kojarzyłzesobąpozornie
odległefakty.
Promieńlaseradotknąłkuli.Itodelikatnemuśnięciewystarczyło,byspowodowaćtakgwałtowny
wybuch.Amatoprzecieżprawdopodobne,by-niecelując-trafićwzespołynapędowepojazduo
nieznanejkonstrukcji.Wdodatkutenhukpękającegobalonuibryzgirozpylonejwokołomorskiejwody-
wszystkoświadczyłoniezbicieopanującymwewnątrzkulistosunkowodużymciśnieniu.Ciśnieniu
wody...
Dotychczasniewykryto,skądObcyprzybywają,pilnowanobowiemprzestrzeninaokołoZiemi,nikt
jednakniepomyślałoobserwacjioceanów.Przeoczonoistotnyfakt,że.inwazjaObcychrozpoczęłasię
właśnieodstronywybrzeży-cóżztego,żewTEJchwiliznaleźćmożnaichstatkinawokół-ziemskich
orbitach?
AleCzymożliwe,żebygdzieśwgłębinachrozwijałasięrównoleglezludzkąjakaśinnacywilizacja?
Wzasadzienicniestałotemunaprzeszkodzie,leczdlaczegodopieroterazdoszłodospotkania,skądta
dziwnazaciekłośćwzabijaniuwłaśnieludzi?Niezdarzyłosięnigdy,byIstotyzabiłyjakiegoś
zabłąkanegowstrefiedziałańbezpańskiegokundla,ocalałykotyikrowy-tylkoludzieginęlinatychmiast
poujrzeniutęczowejkuli...
Ognistytaniecskończyłsięwreszcie-uznaliwidać,żeczłowiekzdążyłuciec,bomelodyjne
poświstywaniarozpłynęłysięwtrzystrony.Mógłwyjśćzeswojejkryjówki,więcjeszczetylko
najzupełniejodruchowosprawdziłokolicę,powiódłwzrokiemwzdłużczerniejącychruin-nagleodniósł
wrażenie,żezazłomamispojonychresztkamizaprawycegiełleżycoś,czegoprzedtemniebyło.
Przezchwilęwytężałoczy,usiłującdojrzećcokolwiek,potempodpełznąłzwahaniemwkierunku
tegoczegośiukrytywgłębokimcieniuostrożniewysunąłgłowęzzakrawędziceglanegogłazu-na
oświetlonymprzezksiężycfragmenciebrukuleżałopromieniściedziewięćspłaszczonychbezsilnie,
poszarpanychraptownązmianąciśnieniamacek,wtwarzJolaspojrzaływielkie,martweoczy...
Rzuciłwtamtomiejsceodłamekpotrzaskanejcegły.Jeden,drugi,trzeci...-braknajsłabszejchoćby
reakcjiośmieliłgodoreszty,więcwyszedłzukrycia,dźwignąłdogóryciężkągłowęstwora,potem
zebrałwoślizłąwiązkęwszystkiebezwładnemacki-ipowędrowałzeswoimbrzemieniemwkierunku
laboratorium.Byłojużdośćblisko-pochwilizabębniłbutemwmasywne,stalowedrzwi,akiedysię
rozwarły,rzuciłnanajbliższystółswój-zdobytyznarażeniemżycia-łup.Mackichlasnęłygładki
laminat,zcichymmlaśnięciemprzesunęłysiępoblacie;ludzieodskoczyliodruchowo.
-Cotojest?
-Obcy.
-Co?!Gdziegoznalazłeś?Jak...?
-Zwyczajnie.Wyszedłemprzedkulęistrzeliłem.
-Przecież...przecieżmoglicię...
-Niemogli.Rozerwałocałypojazdnakawałki.
-Ale...dlaczegotozrobiłeś?Przecieżwyraźniezakazanonamstrzelaćdokułbezoczywistej
konieczności.Mieliśmyzawszelkącenędążyćdopokojowegozakończeniabadań.
-Idawaćsięzabijać?Mającbroń?
-Noo,nie...Chybanie.Aletylkowsamoob...
-Najlepsząobronąjestatak.TakmówiąprzywódcyOrganizacji.Więcbroniłemsiętylko....
-MimowszystkoObcysązbytpotężni,bymożnabyłowalczyćznimiotwarcie.
-Samiwidzicie,żewcaletakniejest.Zabiłemjednegoznich,aoninicminiemoglizrobić.
-Ale...alecoterazbędzie?Icoztymtutaj?
-Nic.Zbadamygo.Przygotujciestółinarzędzia...
***
Pokrajanedzwonamacekwalałysiępodstołem,wyślizgiwałyspodbutówpodchodzącychcoraz
bliżejnaukowców-naludzkichtwarzachpojawiałosięnajpierwzdziwienie,potemstrach...Bow
otwartejczaszceleżącegonastolestworaspoczywałwydobytyzplastykowychosłonzwyczajnyludzki
mózg.
-To...Toniemożliwe...
CichyszeptobudziłzadumanegosmutnieJola,odbiłsięwjegomózguobrazemdawnozapomnianej
sytuacji.Szczepantuniósłkarykaturęgłowy,powiódłoczymapozebranych.
-Dlaczegonibyniemożliwe?Przecieżija...-urwał.
Torzeczywiściebyłoniemożliwe.Onsamzostałstworzonydladobranauki.Leczto-leżąceteraz
przednimnastole-byłojużzbrodnią.ByłozakrojonąnawielkąskalępróbązdobyciawładzynaZiemi.
Ktośstworzyłwtymcelunowąrasę-pokraczneskrzyżowanieciałdziewięciornicimózgówludzio
wypaczonejpsychice.“.
ZawieszonywswojejinnościmiędzyObcymialudźmiJolmiałwiększeniżktokolwiekinnyszansę,
byobydwierasyrozumieć,iobydwujednakowonienawidzić...Gdybyzamiastdoludziprzyłączyłsiędo
Obcych,gdybynakarmiligoiniewyśmiewalijegowyglądu,toczypracowałbydlanichtaksamogorąco,
jakterazdlaludzi?Nawettegoniewiedział...
Ponowniespojrzałnamilczącychponuronaukowców,rzucił:
-Cootymsądzicie?
Drgnęli,ichożywionepytaniemtwarzeraptownienabraływyrazu,wyrzucalizsiebiepoczątkowo
niezdarne,nieśmiałesłowazsekundynasekundęgwałtowniejszeiśmielsze:
-My?Noo,należałoby...Aletoprzecieżzbrodnia!Trzebaznaleźćtychdrani!Morderców!Ukarać!
-Taak,macierację...Alekimonisą?Jedenczłowieknapewnoniemógłbytegozrobić...
-Myteżtakmyślimy.
-Awięcmusitobyćwieluludzi.Silnych.Dysponującycholbrzymimizasobamipieniędzy.I...nie
wiadomo,gdzieichszukać...
-Niewiemy.Naraziejeszczenie.Nieorientujęsię,jakinni,alejabędęszukaćtychsukinsynów
choćbydokońcażycia.I...Pomyśleć,żejużtyluludziprzeznichzginęło...
-Iwielujeszczezginie...-ponuromruknąłJol.
-Skądwiesz?Podejrzewaszkogoś!?
-Nie.Napodejrzeniajeszczezawcześnie.Naraziewiemyzbytmało.Wiemtyletylko,żeTamtych-
poszukamyrazem...
***
TerazrozumiałObcychdoskonale-takjakonbyliprzecieżludźmi.Wykoślawienipsychicznie,ubrani
wpokraczneciałagłowonogówmielizpewnościąowielewięcej,niżon,powodów,bynienawidzić
całegotegozbiorowiskamałostkowych,śmiesznychludzików.Ktośdałimmożnośćniszczenia,
skorzystaliwięczniejpoprostu...Nawetniedziwiłsię-czasemsammiewałnieprzepartąochotę
wymordowaćzaczepiającychgonaulicyprzechodniów,izrobiłbyto,gdybytylkoumiał.AObcyumieli.
Ktośnauczyłich,jaktorobić...Ponieważodośmiuwiekówniezdarzyłosię,byczłowiekzabił
człowieka,więcKtośuczącyObcychmusiałdysponowaćśrodkamiprzekazuozastrzeżonej,zakazanej
tematyce.
Jologlądałkiedyśprojekcjętakiegoniedozwolonegofilmu-bodajżetoMeolzorganizowałjąwtedy.
Nazaimprowizowanymekranieukazałysiędwiemasyzdążającychprzeciwsobieludzkichciał,z
głośnikapopłynęławrzaskliwamuzykaprzerywanaodgłosamiwystrzałów.Częśćmasyzaczęłana
ekranienarastać,projektorprzybliżyłwykrzywionewewściekłymgrymasietwarze,chóralnyryk-
zapowiedźzwycięstwa“dobrych"nad“złymi"-przemieszałsięzcharkotemumierających...
PoseansieJolłaziłdługopoulicach,zastanawiającsię,dlaczegodlaswoichnajniższychinstynktów
ludziezawszedopasowująnajwyższeideały,ipocotamcimówiliodobrucałejludzkości,skorodążyli
dowybiciajaknajwiększejjejczęści?Anajgorsze,żenatakohydne,niemoralnefilmyprowadziliswoje
dzieci,żeszczycilisięprzednimibohaterską,chwalebnąprzeszłością.
-Młodzieżsprzedośmiuwieków-myślałJol-musiałabyćjednakbardzonieszczęśliwa,
dowiadującsięcodziennie,jakzadawaćbólizabijać,aniewiedzącdoktóregośtamrokużycia,jak
nowiludziepowstają.Bonibytakifilmopoczęciuinarodzinachczłowiekamógłbymłodzież
zdemoralizować...
Tepseudopożytecznepoglądyzostałyszczęściemzapomnianenadługielata,przestanotworzyć
cokolwiekwoparciuoobrazygwałtuiprzemocy,żadnemureżyserowiniewpadłobynawetdogłowy,by
nakręcićfilmoczłowiekuzabijającyminnegoczłowiekadlazdobyciajakiegośprzedmiotuczywiększej
sumypieniędzy.Niemówiącjużonienawiści...
AterazKtośchciałbyprzywrócićpodłeczasysprzedwieków,chciałbyzburzyćdawnoustalonyład,
opartynarozumowympodejściudożyciaiprawkażdegoczłowieka.Naweton-tylekroćnaulicy
wyśmiewanyszczepant-musiałprzyznać,żeniktniepróbowałgouderzyćczystraszyćswoją'fizyczną
przewagą.Tymczasemktośuczącyjegobraciszczepantówodwołałsiędoichnajniższychinstynktów,
wykształciłwnichnawyknienawiścidoinnychludzi,iniemógłtobyćprzecieżpojedynczyKtoś-tylko
mocna,dobrzezorganizowanagrupazbrodniarzymogłapokusićsięorealizacjęprzedsięwzięcia
zakrojonegonatakszerokąskalę.Wyposażeniestatkówdla“Obcych",utrzymanieinaukawyhodowanych
tworów-wszystkotomusiałopiekielniedużokosztować.
IgdzieTamciznaleźlidawcówmózgów?Wprawdzienaświeciepojawialisięjeszczeodczasudo
czasuosobnicyzgenetycznieuwarunkowanymiskłonnościamidozbrodni,leczbardzoszybko
rozpoznawanoichiizolowanoodresztyspołeczeństwa,jeżeliżadnepróbyreedukacjiniedawały
rezultatów...
DelikatnetrąceniewramięprzerwałoJolowimyśli.
-Słuchaj,chybatrzebanadaćszyfrogramonaszymodkryciu.
-Hmm...Wolałbymztympoczekać...
-Dlaczego?
-Mamjakieśzłeprzeczucie...Samtegonierozumiem.
-Zgoda.Aleludzieniemogąprzecieżczekać.Nasze...twojeodkryciebyćmożeułatwiwszystkim
rozwikłaniezagadki.
Skorojużdoszliśmydowniosku,żedziałatuzorganizowanagrupaprzestępców,tonaszym
obowiązkiemjestjaknajszybszepowiadomienieotymodpowiednichwładz.Samiitakniewiele
moglibyśmyzrobić...
-Mimowszystkowolałbym...Wporządku.Alezróbcietosami.Jamuszęsobiewszystkojeszczeraz
przemyśleć.
-Tekstfalogramuotwojejprzygodzieiowynikusekcjijużułożyliśmy...
-Wyślijciegowięc.Nacoczekacie?
-Nazgodęprowadzącegogrupę.Twoją.Czy...?
-Zgadzamsię.
-Wren!Możeszpodawaćdanedoszyfratora!Aha,Jol...Mówiłeścośoprzeczuciach.Oniedobrych
przeczu...
-Nieumiemtegouzasadnić,alecałyczasmamwrażenie,żenarazienienależałowysyłaćtego
światłogramu.
-Trudno.Jużpotwierdzonoodbiór,inaprawdęnierozumiem,czemumogłocizależećnazwłoce.
-Jakwamtowytłumaczyć?Obawiamsię,że...
Drzwilaboratoriumrozwarłysięzgłośnymtrzaskiem,mężczyźnispojrzeliwprzerażonątwarz
zadyszanegoOera.
-Oni...Kule...Otaczająnas!
-Bzdura!PrzecieżwspółrzędneschronuznatylkoCentralaOrganizacji.AskądObcy...?Czyżby
rozszyfrowalitennieszczęsnyświatłogram?Musiałocisięprzywidzieć...
-Spójrzsam!
Jolskoczyłdowizjera,odepchnąłWrena,zatoczyłokiemperyskopuszerokikrągpookolicy,podniósł
jewniebo-zewszystkichstronmajaczyłytęczowekule,ognistesmugisystematycznieprzepalałykażdy
zakątekruin...
AndrzejLeszczyński-OSTATNIREJS“LIRY"
Silnikipracowałypełnąmocączyniąchałastakprzeraźliwy,iżBowdenowiwydawałosię,żeza
chwilępopękająmubębenkiipozostaniegłuchydokońcażycia,ajedynymwspomnieniembędzieten
piekielnyjazgot.Szalonewibracjeprzenosiłysięnanajdrobniejszyelementkadłuba,wszystkieblachy,
wsporniki,anawetnitybrałyudziałwobłąkanymtańcu,wtórującsobieprzytymleciutkim
postukiwaniem,którebiorącpoduwagęilośćtancerzy,mogłodoprowadzićdobiałejgorączkinawet
śnięteryby.Zdawałomusię,żewtymsamymrytmiedrgakażdyatomjegociaławgniatanegowfotel
rosnącymprzeciążeniem,żezamomentonsamdospółkiztymarchaicznym,blaszanympudłemrozsypie
sięwprochiruniewstumetrowąprzepaść,wsłupogniabędącypodstawąważącegokilkadziesiąt
tysięcytonstosużelastwa.Podgłównympulpitemstrzeliłktóryśzbezpieczników,zprawejstrony
stuknęłaopokładźleumocowanaosłonazłączwejściakomputera,ukazującszereginagich,miedzianych
przewodów.Miałochotępokląćgłośno,wrzeszczałbynacałegardło,aleponieważniemógłotworzyć
ust,kląłwduchunaczymświatstoiwszystkich-odlistonoszadoszefaCentrumwłącznie.
Fotel,naktórymsiedział,byłchybanajstarszymsprzętem,jakikiedykolwiekudałomusięzobaczyć,
pozamuzeumrzeczjasna.Obiciewytartebyłoażdobiałości,oparciezacięłosięwtaknienaturalnej
pozycji,żeprzeciążeniemusiałodokonaćistnegocuduskręcającizgniatającczłowieka,abydopasować
godokształtusiedzenia,niepogruchotawszymuprzytymwszystkichkości.Głowęujętąmiałw
olbrzymiekleszcze,którekiedyśprawdopodobniewyściełane,stanowićmiałyjeszczejedenkrokw
kierunkupolepszeniawarunkówpilotażu,aktóreterazstałysiędodatkowymelementemjegokaźni,gdyż
zasłaniałymuniemalcaływidoknapulpitsterowniczy,aprzedewszystkimnato,conajważniejsze:
wskaźnikprzeciążeniaelementówładowni,pospiesznieibylejakzainstalowanynaobrzeżujednegoz
ekranów.Zresztąwskaźniktenitakmiałznaczeniegłówniepsychologiczne-gdybycokolwiekwjednejz
ładownidziałałonietak,jaknależy,niemiałbyprzecieżżadnychszansnapoprawętegostanurzeczy.Ani
on,aniniktinnyniemiałbynawetczasupomyślećotym,iżnależyusunąćusterkę.Dlategoteż,ztego
punktuwidzenia,dziękowałwszystkim,którzywtakkrótkimczasiepotrafilidoprowadzićładowniedo
stanuużywalności.Cóżznaczyłytrzaskającebezpieczniki,spadającepokrywy,niewygodnyfotel,wobec
tychtonładunkunuklearnego,znajdującychsięzaledwiekilkametrówpodnim.
Wszystkozaczęłosiępowoliuspokajać.Silnikiprzechodziłynaniższetonacje,wibracjezanikały.
Leczdopierodalekozastratosferązauważył,iżnadalsiedzikurczowozaciskającpalcenaoparciach
fotelaiwbijajączębywustnikprzewodutlenowego.Całymwysiłkiemwolirozwarłpalce,podniósł
lewądłońdooczuiprzyglądałjejsięprzezchwilę,zanimzacząłodpinaćpasy.
***
Szczęknąłwyłącznikczasowy.Wgłowiemuszumiało,przedoczymawirowałyczarnepłaty,acałe
ciałodrgałojeszczetymupiornymrytmem.
Szybkosięopanował,zrzuciłzgłowyhełm,wyłączyłpsychotron.Wyjąłześrodkakryształek,przez
chwilęobracałgowpalcach,poczymcisnąłwkąt.Tenzapismiałpełneprawozaginąć.Zamknął
szkatułkęzumieszczonymiwniejpozostałymizapisami,podniósłjąiszybkimkrokiemruszyłwkierunku
sterowni.Idąckorytarzamirazjeszczepowtarzałwpamięciwszystkieczynności-niezapomniałchybao
niczym.
Porazkolejnysprawdziłdokładnośćprogramu,przygotowanieluków,automatycznychcelowników,
zapłonu.Wreszcie,gdyostatniejużcentymetryperforowanejtaśmyzniknęływczytnikukomputera,gdyna
pulpiciezapłonęłozieloneświatełkosynchronizacji,jednymszarpnięciemprzesunąłdwiebliźniacze,
pomalowanenaczerwonodźwignie.Szybkoogarnąłjeszczespojrzeniempozycjewskaźników-wszystko
byłowporządku.Miałterazdokładnieczteryminutyczasudomomentu,gdynadobrerozbudząsię
uśpionesilnikikolosa,gdyrunieonzmaksymalnymprzyspieszeniempowyznaczonymtorze,lecznajego
pokładzieniebędziejużczłowieka.
Wpatrolowcepoczułsiędziwnieprzytłoczony,dawnoniepilotowałtegotypustateczków.
Przyzwyczajonydoprzestronnejsterowni,długichkorytarzy,setekwskaźnikównapulpitach,któretylko
laikowiwydawałysiębyćmasąniedoogarnięcia.wobectejciasnoty,ograniczonejdoniezbędnego
minimumilościzegarówkontrolnych,poczułsię,jakbyzamieniłluksusowykabrioletnarower.Czekało
goturównieżnieporównaniewięcejpracy,zwłaszczaprzylądowaniu,leczpodniecałsięświadomością,
żeszybkość,jakąmożeosiągnąćtałupinkaijakązpewnościąrozwinie,dla“Liry"nieoznaczałabynic
innego,jakśmierć.
Prawieniepoczułmanewruodcumowaniaodkrążownikaiwejściawciasnyłuk.Nagłównym
ekraniepłonęłałaciata,pomarańczowo-niebieskaścianatarczyJowisza.Kiedyrakietkazaczęłanabierać
szybkości,przełączyłwizjernaKallisto:mrocznego,kamiennegoglobuzagubionegowprzestrzeninie
byłojeszczewidać,choćBowdendoskonalewiedział,gdzienależygoszukać.Zegarpokładowywskazał
godzinęuruchomieniasilnikówiwtymsamymmomenciezdyszrufowych“Liry"buchnęłysłupyognia,
kolosruszyłzpełnymprzyspieszeniemwkierunkuniewidocznegosatelity.Wszystkojaknarazie
przebiegałozgodniezplanem.Zakilkanaścieminut,gdyKallistowidocznybędzieztegomiejscatużprzy
krawędziolbrzyma,statekdosięgniejegopowierzchni,całyglobprzestanieistnieć,wrazzostatniąjuż
baząobsadzonąprzezBuntowników.
“Lira"dawnojużprzestałabyćwidocznanatlepłonącegoJowisza;Bowdensiedział,corazbardziej
kurczowowpijającpalcewoparciefotela,ażdobóluoczuwpatrującsięwtenpunktnaekranie,gdzie
powinienujrzećrezultatswojejwyprawy.Wydawałomusię,żezegar,któryobserwowałkątemoka,
zwalniaswójchód,sekundypozostałedomomentukrytycznegomijajątakwolno.Czułnieodpartąchęć
zatrzymaniastateczku,żebybyćjaknajbliżejtegomiejsca,leczwiedziałdobrze,żegdybytouczynił,
miałbypotemtrudnościwodnalezieniutakprzecieżodległejZiemi.
Inagle,kiedydoeksplozjipozostałozaledwiekilkasekund,wydałomusię,żenaekranie,wtym
właśniepunkcie,którywkrótcemiałsięrozjarzyćblaskiemwybuchujądrowego,ujrzałojczystąplanetę.
Przetarłzmęczoneoczy.Byłatamnadal,płonęłaciepłym,błękitnymświatłem,jakgdybyprzyzywającgo
dosiebie,wskazującdrogę.Zamknąłoczy,akiedyjeotworzył,niebyłojejjuż.Wtymsamymmiejscu,na
obrzeżugorejącejtarczywisiałaoślepiającabiałakula,zkażdąchwiląrozszerzającasię,puchnąca.Jej
wnętrzefalowałoikipiało,ażtrudnobyłosobiewyobrazić,jakiepiekłorozpętałosiętamteraz.Niebyło
jużwięcejskalistejKallisto,niebyłobazyprzepełnionejBuntownikami,jedyniebezładnachmura
atomów,kulazjonizowanychgazów.
Myśltajakgdybyrozbudziłago.Wyłączyłekran,otarłzlanepotemczoło.Miałdośćwrażeń.
Wyobrażałsobie,iżujrzyjedyniegigantycznyfajerwerk,tymczasemmyślozagładzie,cokolwiekbyto
niebyło,napełniłagodziwnymlękiem.Buntownicy...Cóżononichmógłwiedzieć,miałprzecieżtylko
dwanaścielat.Odkiedypamiętał,światzawszedzieliłsięnaludziiBuntowników,choćotychdrugich
staranosięjaknajmniejmówić,staranosięzapomnieć.Niktnigdyniechciałpowiedziećmu,kimoniw
rzeczywistościbyli.Odlatwpajan9wniegonienawiśćdopodłych,przebiegłych,żądnychzemsty
Buntowników.Leczprzecieżmożeonimyślelitaksamo,bomyślećzpewnościąpotrafili,aleczy
odczuwalitaksamo,jakon,ajeżelitak,toczytaksamonienawidzili...?Niewiedział.Odżegnującsięod
tychponurychmyśli,opuściłoparciefotelaiułożyłsięwygodniedosnu.Stateksam,niczymdobrze
wychowanysługaczłowieka,poprowadzigojakponitcedorodzinnegodomu,akiedytrzebabędzie,
obudzi...
***
Powitałagopustka,kosmodrombyłniczymwymarły.Niespodziewałsięzpewnościąwspaniałego
komitetupowitalnego,lecztoidealnebezludzieniecogozdziwiło.Jegorakietkastałasamotnana
wielokilometrowym,zalanymsłońcem,betonowympolu.Tylkowoddali,gdzieśwpołowiedrogimiędzy
nimabudynkiemkontroliCentrum,rysowałasięjakaśnieruchomasylwetka.Wolnymkrokiemruszyłw
tamtąstronę.
To,cowziąłzatechnika,okazałosięmetalowymkorpusemruchomegoinforu.Kiedyzbliżyłsiędo
niego,usłyszałtrzaskmechanizmu,włączanegoprzezfotokomórkę.
-Kimjesteś,człowieku?-zagadałgłośnikochrypłymbasem.
-JestemBowden.-Bowden...
Zapadłacisza,jakbyaparatszukałodpowiedniejinformacjiwswejpamięci.
-Nierozumiesz?-rzuciłzniecierpliwionychłopak.
-Czekamnatwojenazwisko-odparłniewzruszonyautomat.
-Mówięprzecież:Bowden.
-Bowden;acodalej?
-Jakto-dalej?
-Przecież...
Wgłośnikucośszczęknęło.
-Proszęsięzgłosićnapierwszepiętro.Pokój148-odezwałsięjużinnygłos.
-Rozumiem.
Spojrzałrazjeszczenaautomat.Możezepsuty?Infor,jakinfor.Widziałsetkitakich,możetylko
różniłysięniecowyglądem...Wzruszyłramionamiiruszyłwkierunkubudynku.
Poobustronachwejściastało,jakzawsze,dwóchczarnych,automatycznychstrażników.Tyletylko,
żeterazbyliwyłączeni,niezażądaliokazaniaprzepustki.Zdumiałogoto,leczśmiałowszedłdośrodka,
wbiegłposchodachnapiętroizastukałdodrzwioznaczonychnumerem148.
-Proszę-odpowiedziałmutensamgłos,którysłyszałprzezgłośnikinfora.
Nieznałtegoczłowieka.Przyokniestałwysoki,rosłyblondynwnieznanymmu,czarnym,
ozdobionymzłotyminaszywkamiuniformie.
-Proszę,niechpan...-obcyzawahałsię.-Wejdźisiadaj-dokończył.
Bowdenusiadłnabrzegukrzesła.
-JakudałasięwycieczkanaKallisto?
-Wycieczka?...Nieznajomyuśmiechnąłsię.
-Możnatotaknazwać.Iletymaszlat?-zapytałpochwilimilczenia.
-Dwanaście,proszępana.Leczmamjużdrugąklasępilotażu.
-Tak...Powinieneśchodzićdoszkoły,anie...
-Jaskończyłemjuższkołę-zaoponowałBowden.
-Skończyłeś,mówisz...Zobaczymy.Wedługmoichobliczeńnapokładzie“Liry"byłoosiemnaście
tysięcytonładunku.Zgadzasię?
-Tak.
-Toświetnie.
-Świetnie?...Dlaczego?
-PonieważbyłatojużresztkazapasówUnii.
Oblałgozimnypot;czuł,żecałatwarzpokryłasiępurpurą.
-Unii...-wystękał.-Toznaczy,żepan...
-Tak,chłopcze-nieznajomyuśmiechałsięcorazbardziej.-NiemajużwaszejUnii,taksamojaknie
mabazynaKallisto,nigdyjejtamzresztąniebyło.
-Nierozumiem.
-Tobardzoproste.Wysyłasięautomatycznynadajnikwielozakresowy,działającynazasadziedoboru
losowegoselektornagrań,pozorujesiętransportmateriałów,budowęstacji...
Bowdenzerwałsięzkrzesła.
-Więctowy,Buntownicy...
-Niekrzycznamnie-powstrzymałgonieznajomy.-Myślałeś,żespokojniebędziemypatrzeć,jak
szykujecieprzeciwkonamwszystkieswojezapasyładunkównuklearnych,,jakprzygotowujeciekażdą
rakietę,nawettaką,którąmybalibyśmysiępostawićwmuzeum,gdyżmogłabyrunąćwprostna
zwiedzających,jakwreszcieekspediujeciewkosmoszcałymtymprzerażającymdobytkiemnawet
dzieci,byletylkopozbyćsięnas,wykreślićzpamięci,wybuchamijądrowymizatrzećnajdrobniejszyślad
naszegoistnienia.
PotwarzyBowdenapociekłyłzy.Usiadłzpowrotemiwytarłrękawemnos.
-Aleprzecież...wyjesteścieludźmi...
-Acóż,spodziewałeśsię,żeujrzyszpotwory?Zwierzętazprzekrwionymiślepiamiipianąnapysku?
Nieznajomypodszedłdoniegoipołożyłmurękęnaramieniu.
-Jesteśmytakimisamymiludźmijakwy,jesteśmybraćmi.TeżpochodzimyzZiemi.Kosmosnigdy
niebyłnaszymdomem,choćtammusieliśmygoszukać.Niepodobaliśmysięgarstceuzurpatorów,
postanowilinaszniszczyć.Ci,którzyuszlizżyciem,iktórzymielimożliwość,musieliuciekaćzojczyzny
-jegooczyrozbłysły.-LeczprzywódcyUniinierozumieli,żejednostkiniemogąnarzucićswojejwoli
masom,ajeżeliimsiętoudaje,choćbysiłą,niepotrwatodługo.Onimusieliprzegrać!
DoBowdenapowolizaczynałodocieraćokrucieństwosytuacji,wjakiejsięznalazł.Najbardziej
przerażałagoobcośćtegoświata,takniedawnojeszczebliskiego.
-Czymógłbymzobaczyćsięzkimś?-zapytałnieśmiało.-ZgenerałemCaTvertem,zdoktorem
Łonem,zmoimojcem...Gdzieoniterazsą?
Nieznajomywróciłnaswojemiejsceprzyoknie.
-Niemaich-powiedziałcicho,nieodwracającsię.-Wpewnymsensieonibylitam,naKallisto.
Myślobaziebezresztyzaprzątnęłaichumysły,niedawałaimspokojuwdzieńiwnocy.Niezauważyli
nawet,kiedymystopniowozaczęliśmypowracaćdoojczyzny.Wrzeczywistościtomybyliśmytu,na
Ziemi,aoniwtejnieistniejącejbazie,takjakwcześniejwinnychbazach,któremusielizniszczyć...
Bowdenznówzapłakał.Nigdywżyciunieczułsiętakbardzosamotny.
-Coterazzemnąbędzie?-zapytałurwanymgłosem.Nieznajomymilczał,niepatrzyłjużwokno-
spuściłgłowę,zgarbiłsię,zaciśniętepięścioparłnaparapecie.
-Niebójsię,synu-odezwałsięwreszcie.-Wszyscyprzecieżjesteśmyludźmi...Niemożnażyćtylko
nienawiścią...
Nabiurkuzabrzęczałwideofon.
AndrzejLeszczyński-JESTEMZINNEJPLANETY!
Nowyzacząłdreptaćwmiejscurozchlapującwodęnawszystkiestrony.
-Spokój!-warknąłzdrugiegokątaBaryła.
Nowyuspokoiłsię.Przedtempróbowałporozumiećsięznimi.Terazwidoczniezrozumiał,że
wszelkiepróbykontaktusąbezcelowe.Oczymżezresztąmielibyzesobąrozmawiać?Cóżmogłoich
obchodzićtowszystko,comiałimdopowiedzenia?
AleMałypogadałbyzkimkolwiek,nawetzNowym.Ciekawbył,jakonwygląda,skądpochodzi,co
tutajrobi.Pogadałbychętnie,gdybynieBaryła.Temuwszystkoprzeszkadzało.Niemożnabyłopalcem
kiwnąć,żebynieusłyszał,iniechbyktośspróbowałsprzeciwićsięjegożądaniom.Małydobrzepamiętał,
coznaczyjegołapa“niechcący"wyciągniętawczyjąśstronę.Tenolbrzymipierwotniakodmierzałczas
rytmemposiłkówisnów,ipewniebyłomuzupełnieobojętne,czyzgnijetu,czygdzieindziej.
-Gdybymożnabyłowiedzieć,coznamizrobią-głośnodokończyłmyślMały.
-Rozgniotą-odpowiedziałmuBaryła.-Jakpluskwy.SłyszyszMały:jakpluskwy!
TymrazemMałyjużsięnieprzestraszył,kiedyBaryłazacząłsięśmiać.Przypominałomutostary,
rozsypującysięizardzewiały,przedpotopowypociąg,któryrozpędzanywtunelubrzęczałpoluzowanymi
blachami,wydawałzsiebiesetkinajróżniejszychjęków,pisków,postękiwańichrobotów,ipomimoswej
starości,osiągającniebotycznąwprostprędkość,osiągałteżnieprawdopodobnypoziomjazgotu,trudny
dozniesienianawetdlapółgłuchych.
-Przestałbyśwreszcie-jęknąłMały,-bębenkipękają.
Baryłaucichł.
-Jakcisięniepodoba,tosezmieńlokal.
PociągznowuruszyłigdyMałemuwydawałosię,żeniepozostałomunicinnego,jakzatkaćuszyi
zanurzyćsiępodwodą,tamtennagleprzestał.Dlaodmianyzacząłmamrotaćpodnosemprzekleństwa-
cośmunieodpowiadało.Zachwilęzachlupotaławoda,rozległosięszuraniezakończonełomotem
blaszanejpokrywypojemnika,którymdostarczonoimżywność.
-Cojest,docholery!-ryknąłBaryła.-Ilemożnaczekać?
Trudnobyłowtymtowarzystwieochwilęspokoju,chociażMałyzdążyłjużwciąguparudni
przyzwyczaićsiędozapadaniawkrótkądrzemkęwśródohydnegośmiechu,rykuwściekłościczyteż
chrapaniasąsiada.Najbardziejcierpiałzpowoduwody,którejpoziompodnosiłsięnierazdotego
stopnia,żezmuszałgodostanianapalcachcałymigodzinami.Aletymrazemmógłnawetkucnąćw
swoimkącienieobawiającsięutonięcia.Zamknąłwięcoczypogrążającsięwrozmyślaniach.
***
Wbarakupanowałaniczymniezmąconacisza.Wszystkoprzemawiałozatym,żeudałoimsię
wymknąćniepostrzeżenie.Nazewnątrzbyłozimno.Siąpiłniewielki,alenieprzyjemnydeszczyk.Sim
pomógłmuzałożyćstary,wjednymmiejscunawetdziurawykombinezon,wykradzionyzpomieszczenia
obsługiwind.Samtrafiłnajeszczebardziejzużyty,alegdy
Małypróbowałnakłonićgodozamiany,Simniedwuznacznymgestemnakazałmumilczenie.
Gumowane,ciężkiepłaszczeteżniebyłypierwszejmłodości,alechłódnocymocnodawałosobieznać.
Małyzarzuciłnaplecytrzecipłaszcz,wktóryowinęligromadzonąodkilkutygodniżywność,iruszyli.
Simkluczyłmiędzybarakamistarającsięniewejśćnaplacjasnooświetlonyreflektorem
umieszczonymnaszczyciekopalnianegowyciągu.Przykażdejsposobnościuczylisiętejdroginapamięć,
wybierającmiejscanieporośniętetutejsząsuchą,pustynnąroślinnością,któraprzykażdymkroku
wydawałagłośnytrzask.Terazpomimociemnościporuszalisiędośćszybko,abyjaknajprędzejwyjść
pozaterenkopalni.Kiedyminęliostatnibarak,skręcilinapółnoc.Tutajniesięgałojużświatłoreflektora,
apozatymodstronykopalnizasłonięcibylidługimszeregiemhałd.
KilkakrotniejużMałyzastanawiałsię,dlaczegozatrudniającasetkipracowników,araczej
niewolnikówkopalniabyłataksłabostrzeżona.Kiedyichtuprzywieziono,usłyszelidługiwykładna
tematniedostępnościtejpustynnejplanety,absolutnegobrakuwarunkówżyciapozakopalnią,zupełnej
bezcelowościucieczki.Faktemjednakbyło,żewciąguparumiesięcyichpobytututaj,zmieszkańców
czterdziestegodziewiątegobarakuniktniepróbowałuciekać.Wydawałosię,żewszyscypogodzilisięz
losem,zciężkąpracąpodziemiąifatalnymiwarunkamiżycianapowierzchni.Ci.którzysprawowalinad
nimiwładzę,dostateczniezatroszczylisięoto,abydomaksimumwykorzystaćtaniąsiłęrobocząi
maksymalnieograniczyćwydatkizwiązanezjejutrzymaniem.Byćmożewinnychbarakachbyli
śmiałkowie,którzypragnęliodmienićtenstan,jednakżenieistniałażadnamożliwośćkontaktupomiędzy
mieszkańcamiróżnychoddziałów.
Podstopamizachrzęściłżwir;wyszlijużpozaterenkopalni.Aleprzednimibyłojeszczenajcięższe:
dostaćsięnaszczytjednegozewzgórzotaczającychkotlinę.JaksądziłSim,niesłuszniebyłoby
przeprawićsięprzezprzełęcz,gdyżtamtędyprawdopodobniepójdziezanimipogoń.Stokniebyłstromy,
aleniezliczone,potężnegłazy,którepojawiałysięprzedniminiczymduchynieoczekiwaniewyłaniające
sięspośródciemnościpowodowały,żedrogazadniawydającasiękrótką,terazzajęłaimponadsześć
godzin.Zkażdymkrokiem,wrazzopuszczającymiichsiłami,ulatywaławmroknocyuprzedniapewność
sukcesu.Niewiedzieliprzecież,coczekaichzawzgórzami.Niewiedzieli,ileczasutrwaćbędzie
wędrówkawnieznane.
Kiedyumęczeni,ledwotrzymającysięnanogachwyszlinapłaskijaktalerzszczyt,nadplanetą
wstawałświt.WedługplanuSima,otejporzepowinniznajdowaćsięjużprzytransporterze.Tymczasem,
nieuszedłszynawetpołowytejdrogi,leżelirozciągnięcinaskalestarającsięprzynajmniejkilkachwil
bezcennegoczasupoświęcićnaodpoczynek.
Uspokoiłoichniecospojrzeniewkotlinę.Barakiwyglądałystądniczymczarneklockipoustawianew
równeszeregi,jakarmianaprzeglądzieołowianychwojskmałegodziecka.Pracującywyciągidwa
strumyczkimałychfigurekpłynącewprzeciwnestronyświadczyłyotym,żeporannazmianaktóregośz
barakówzastępowałanocnąprzyrozkruszaniubazaltowychskał.Alenigdzieniebyłowidaćnawetśladu
pogonipodążającejzadwomaszaleńcami.
Wmilczeniuzakończyliposiłekskładającysięzgliniastegochleba,kawałkasyntetycznegomięsai
łykasłonejwody,podzieliliskromnezapasynadwierówneczęściiruszylidalej.Drogawdółbyłao
wielełatwiejsza,nietylkozpowoduświecącegosłońca.Głazówbyłotumniej,miejscamiwydawałoim
sięnawet,żeporuszająsiępospecjalniedlanichwydeptanejścieżce.Toteżwniecałedwiegodziny
późniejnatknęlisięnaliniętransportera.GłośnosięśmiejącSimpoklepałMałegopoplecach.Teraznic
jużniebyłoważne.Znówuwierzyli,żeudaimsiędostaćdocentralnejsterowni,zniszczyćjakiś
podzespół,abywreszcieuciecstatkiemtechnika,któryprzyleciusunąćuszkodzenie.
DopierozatrzecimrazemMałemuudałosięwskoczyćnataśmęokilkanaściemetrówzaSimem.
Pierwszewrażenieniebyłoprzyjemne,odrazuutwierdziłogowprzekonaniu,żepodróżtaniebędzie
należaładowygodnych.Potwardym,jakbybetonowympodłożu,pchananiewidzialnąsiłątaśmamknęła
tuzzawrotnąiścieszybkością.Ujechaliwięcjużkilkakilometrów,zanimMałyjakotakoułożyłsięi
zakopałwśródodłamówskalnych,przecinanychpasmamirodzimejplatyny.Teraznależałotylkoczekać.
***
Poniebiewędrowałymałe,pierzasteobłoczki,zktórychprzyodrobiniefantazjimożnabyłoodczytać
całągaleriępostacizdziecięcychbajek.Przesuwałysiętamkrasnoludkiwdziwacznychczapeczkach,
stare,uśmiechającesiębabcie,niektórenawetzmiotłami,pięknekrólewny,złeidobrewróżkiPozatym
międzynimiuwijałysięrozmaitezwierzątka:kotki,myszki,psy,ogi,baranki,prelkiicoktotylkosobie
zażyczył.
Dopierogdysłońcezaczęłoprzypiekaćmukostki,Vikzauważył,jakbardzoprzesunąłsięcieńpalmy.
Niechętniewstałotrzepujączsiebiepiasekiruszyłwkierunkudomu.Nieuszedłjednakdaleko,kiedy
dostrzegłjakąśpostaćzmierzającąwjegostronę.ByłatoReze,matkaVika,jakzawszepiękna,odziana
wodświętnązielonątunikę.Podbiegłdoniejidotknąłczołemramieniamatki,któraczulepogłaskałago
pogłowie.
-Synku-powiedziałacicho.-Uważajnasiebie.Przyjechalijuż.
-Bądźspokojna,mamo.
Uśmiechnąłsiędoniej,odwróciłipodbiegłwkierunkuszosyzapinającpodrodzeżółtykombinezon
pilota.Razjeszczeprzystanął,pomachałstojącejwoddalimatcerękąiskręciłmiędzyzabudowania.
Samochódpędziłosiedlowądrogąwzbijającolbrzymietumanykurzu.Kołapiszczałynazakrętach,a
pędwtłaczającypowietrzedoustutrudniałoddychanieitakniezbytgęstąatmosferąplanety.Vikzdaleka
jużzauważyłniewielkąpostaćopartąomalowanywniebieskieiżółtepasypłotek.Krzyknąłdo
kierowcy,lecztamtenniezareagował:wizgotoponnażwirzedrogizagłuszałsłowa.Vikstuknął
kierowcęwramię,poczymgestaminiedwuznaczniepokazał,ocomuchodzi.Zapiszczałyhamulceiwóz
zatrzymałsię.
-Pospieszsię-mruknąłkierowca.
VikprzeskoczyłzapasowekołoipodbiegłdoAny.Delikatnieująłgłowędziewczynywswojedłonie
iwtuliłtwarzwjejwłosy.
-Jutrowrócę,maleńka.Niemartwsię-szepnął.
Ananieodezwałasię,zawszewtakichchwilachmilczała.Rozpięłatylkokieszonkęjego
kombinezonuinamiejsceuschniętegojużkwiatkawłożyłaświeży.
Maszynastałanabetonowejpłycielotniskaprzygotowanadopróbnegolotu.Srebrzystaiglica
wskazywałaczubemdokładniezenitbezchmurnegonieba.
-Witaj,Sim-Vikpozdrowiłswojegomechanika.
-Witaj,Mały.Wszystkowporządku-Simpołożyłrękęnajegoramieniu.-Ruszaj.Powodzenia!
Kiedydokonałjużwszystkichpołączeń,ułożyłsięwygodniewfoteluiprzymknąłnachwilęoczy.Był
terazczęściąmaszyny,jejmózgiemisterem.Każdajegomyślmogłabyćnatychmiastwprowadzonaw
życie.Przezchwilęjeszczeprzyglądałsięmałemubiałemukwiatuszkowiwyjętemuzkieszeni,poczym
ułożyłgonapulpicietużobokstarteraiwcisnąłguzikłącznościznaziemnąkontroląlotniska.Zgłośnika
dobiegłgojakiśokrzyk.
***
Odłamkiskałuwierałygozwszystkichstron,lecznieśmiałsięporuszyć.Przezniewielkiotwór
obserwowałzmierzchająceniebo.Zlewejiprawejstronykilkanaścietakichsamychjakjego
transporterówbezszelestniezmierzałoniczym.szerokarzekakuswemuujściu.Pędzilitakjużtrzecidzień
wpalącymsłońcuiprzezmroźnąnoc.Wciążtaksamo,naprzemianwgóręiwdół.
-Mały!Słyszyszmnie?-towołałSim.-Skacz.-Skacz!Skacznatychmiast!
Vikrozgarnąłniecokamienieizniemałymtrudemukląkłnataśmie.Wszystkotańczyłomuprzed
oczami.Kilkadziesiątkrokówprzedsobądostrzegłskalnąścianęzwykutymiwniejtunelami,wktórych
znikałyposzczególnetransporteryobejmowaneprzezjakieśstaloweramionaiwysięgniki.Wiedział
jednakże,iżzawszelkącenęmusiuciekaćztaśmy.Niezważającwięcnazawrotygłowywyciągnąłprzed
siebieręceiskoczył.Noginieznalazłypewnegooparcianakamienistym,dośćstromoopadającymwtym
miejscustokuwzgórza.TużprzedtwarząVikawyrosłyzwałyskalnychodłamówitaśmasąsiedniego
transportera.RzuciłsięwtyłuderzającgłowąwprostwnadbiegającegoSima.Objęcirazemrunęlii
potoczylisięwdółzbocza.Zaledwiedwaciaładotknęłymetalowejpłytyupodnóżaskalnejściany,
oślepiłoichzłowieszcze,zieloneświatło.Jednocześnieobieparydłonizostałyspętaneprzez
niewidzialne,bezlitosnekleszcze.
***
-Nareszcie-głosBaryłyprzerwałtokwspomnieńMałego.
Rozległsięstukblaszanejpokrywypojemnika,apochwiligłośnemlaskanieipochrząkiwanie.
“Zwierz-pomyślałMały-wielki,nierozumnyzwierz".Niebyłgłodny,niemiałzresztąwcaleochotyna
toświństwo,łyknąłwięctylkotrochęwody.NagleodezwałsięNowy,odezwałsięporazpierwszy,od
kiedyumieszczonogoznimi.
-Panowie...jachcę...-ztrudemdobierałsłowa.Nieznałwidoczniedobrzeuniwersalnegojęzyka
kopalni.
-Zamknijgo,Mały-ryknąłBaryłazpełnymiustami.Przezchwilęmrokwypełniałyjedynieodgłosy
żarłocznościdochodzącezprzeciwległegokątaceli.
-Panowie...-jeszczeraznieśmiałozacząłNowy.
-Czegotam?-Baryłatrochęsięudobruchał.
-Ja...jajestem...zinnejplanety.
-Jateż-mruknąłBaryła.
Nowegowidoczniezaskoczyłaodpowiedź,gdyżmilczał.
-Nierozumiem-odezwałsięwreszcie.
Małyniemówiłnic,zzaciekawieniemoczekiwałdalszegociągu.Baryłateżmilczał,pewniedłubał
wzębachswoimiohydnymipazurami.
-Panowie...naprawdę...-kontynuowałNowy.-Mojaplaneta...Ziemia...
Wciemnościrozległsięplusk,potemjakieśplaśnięcieiodgłosciężarupadającegowwodę.
-Tfu,cozamiękkieświństwo-Baryłazacząłpłukaćręce.
AndrzejLeszczyński-WPOGONIZAŚWITEM
Tymrazemzmierzchzastałgoprzyczwartejśluzie.Miałdoniejzaledwiekilkakroków,gdyzalałago
nieprzeniknionaciemność,wktórejjegooczyprzestawałyzupełnie-funkcjonować.Jeszczeraznie
zdążyłprzeprowadzićoddawnaplanowanejobserwacjinadejścianocy.
Przezchwilętrwałwbezruchu,porazkolejnyzaskoczonynagłąutratąwzroku.Wreszcieruszył
powoliwyciągnąwszyprzedsiebieobieręce.Wydawałomusię,żetrwałotocałąwieczność,zanim
poczułpodpalcamichłódchropowatejpowierzchnimetalu.Przylgnąłdoniejplecamiiprzezkilkaminut
uspokajałkołacząceserceusiłującjednocześnieodtworzyćwpamięcirozkładpomieszczeńnatym
poziomie.Postanowiłwkońcu,żetymrazemspędzinocwpierwszejsali,którąnapotka.Uspokojonyjuż
niecoruszyłzpowrotemkorytarzemsunącdłoniąpościanie.
Kilkarazypotykałsięorozrzuconepopodłodzesprzęty,zanimdłońjegonatrafiłanapianolitową
futrynę.Wtymsamymmomencieautomatycznedrzwirozsunęłysięzcichymszumem.Zbijącymsercem
wszedłdośrodka,zatrzymałodwakrokidalejikiedyusłyszał,żedrzwizajegoplecamizamknęłysię,
niewielemyślącułożyłsięnapodłodze.Sennadszedłprawienatychmiastbezszelestniezatapiającgow
poszarzałymobrazieprzeżyćminionegodnia.
***
Kajutęzalewałomlecznobiałeświatło.Całejejwyposażenie,któreogarnąłjednymspojrzeniem,było
niemalidentyczne,jakwewszystkichtychpokojach,którezdołałjużodwiedzić.Łapczywiewyciągnął
więcswojeczłonkinasycającciałonikłymciepłembijącymodścian.
Zkurkawlewymrogupokojumonotonniekapałajakaściecz.Najpierwpowąchałją,potemostrożnie
posmakował,akiedystwierdził,żejesttowoda,chciwiezanurzyłwniejobiedłonie.Długo
rozkoszowałsiężyciodajnym,chłodnympłynem,ażwreszciewzrokjegopadłnaprowadzącedo
sąsiedniegopomieszczeniauchylonedrzwi,którychpoprzednioniezauważył.Cichopodszedłdonichi
zajrzałdownętrza.Całasalkazastawionabyładziwnymifotelami,stołamiiszafkami-wszystkobiłow
oczynieskazitelnąbielą,opróczjednejrzeczy.Naśrodkupokojuleżałocoś,cozpozorutylko
przypominałoczłowieka.Metalowakukłarozrzuconawnienaturalnejpozycjizwielkąbaniązamiast
głowyukrytąpomiędzyszpiczastymiramionamitrzymaławnieudolniewymodelowanejdłoni
szarozielony,cienkiiposzarpanypłat.
Ostrożniewycofałsięztegopomieszczeniaiwyszedłnakorytarz.Nawprostprzedsobąujrzałpod
strzałkąnapis,któregoniezauważyłwczoraj:“Wyjścieawaryjne.Śluzanr4".Żwaworuszyłwe
wskazanymkierunkuipochwilistałjużpodrugiejstronieciężkich,ołowianychdrzwi.Korytarz
rozdzielałsiętunadwieczęści.Nawprostujrzałdobrzeznanywidokdługiegoszeregudrzwi
prowadzącychdobliźniaczodosiebiepodobnychkajut.Ruszyłwięcwąskim,bocznymprzejściemi
wkrótcestanąłprzedokrągłymwłazem.Mechanizmotwieraniabyłtupodobny,jakwprzypadku
wszystkichśluz,niemiałwięcznimkłopotów.Rozwarłasięprzednimczarnaprzepaśćupstrzona
miriadamidalekichogników.Widoktentakprzykułjegouwagę,żeniezauważyłnawet,jakcałejego
ciałozacząłspowijaćcorazmocniejszychłód.Dopierogdyigiełkimrozuzaczęłyprzebijaćjegoskórę,
wycofałsięszybkoztegomiejsca.
Szedłkorytarzemotwierającnachybiłtrafiłdrzwidopokoi.Wszędziebyłotosamo:jednołóżko,
szafka,naczyniewypełnionezatęchłąwodąorazpromiennikiprzymocowanedosufitu.Wszędzie
identyczne,metaloweściany,sterylnaczystośćinigdzienawetśladuludzi.
Piątaśluzazaprowadziłagodoogromnejhali,większejodwszystkich,jakiedotychczaswidział.
Wzrokjegogubiłsiępomiędzyszerokimi,wielobarwnymipulpitami,wielkimiskrzyniamiiróżnymi
maszynami.Całość,widocznieoddawnanieużywana,pokrytabyłagrubąwarstwąkurzu,opróczsłabo
widocznejścieżkiwiodącejmiędzypulpitamigdzieśwgłąbhali.
Penetracjęrozpocząłoddużej,żółtejściany,wktórąwmontowanosetkiróżnychwskaźników,
przełącznikówiregulatorów.Zacząłodczytywaćtabliczkipodnimi:“Poziom3",“Temperatura",
“Wilgotność",“Tlen".Zazegarpodpisany“Napromieniowanie"wetkniętabyłakartkazodręcznym
dopiskiem:“4x15min".Niewieleztegowszystkiegorozumiał.Znaczenieniektórychsłówznał
doskonale,innebudziływnimjedyniemglistewspomnienia,leczcałośćpozostawałanadalniejasna.
Nagleposłyszałjakiśstukot.Skuliłsięcaływystawiwszyponadpulpitjedyniegłowę.Whalinadal
panowałacisza,nicniewskazywałonato,żektośjeszczetujest.Zachowującnajdalejposuniętą
ostrożność,starającsięstąpaćjaknajciszejruszyłmiędzypulpitamiwgłąbpomieszczenia.Czujnie
rozglądającsięnawszystkiestronyposuwałsiępowoliuważnienasłuchując.Międzypakamizprawej
stronymignęłomuczyjeśramięnaznaczoneolbrzymiąblizną.Rozległsiętupotszybkichkroków,
trzasnęłydrzwiśluzy.Podbiegłdonich,leczprzekonałsię,żebyłyzamknięte,azamekodtejstronynie
reagowałnajegoszarpaninę.Nawpółoszalałyzestrachurzuciłsięmiędzyskrzynie,alepochwili
przystanął.Poczułżecośsięzmieniłodokołaniego.Znówdziwneigiełkinakłuwałyskórę,ręcepowoli
zaczynałymudrętwieć.Oszołomionyrozejrzałsiędokoła.Wreszciedostrzegłje-dobrzeznane,
złowrogobłyszczącepunkciki.
Wjednejześcianwidniałwielki,prostokątnyotwór.Odchylonaklapasterczaładalekowczerń.Lecz
napróżnousiłowałznaleźćgdzieśwpobliżumechanizmzamka-niebyłogotu.Czuł,żepowolimięśnie
odmawiająmuposłuszeństwa,jeszczechwila,aniebędziejużdlaniegoratunku.
Obok,nastalowymrusztowaniuspoczywałolbrzymipociskskierowanydziobemwprostw
otwierającąsięprzednimczeluść.Wjegobokuwidniałokrągłyotwórzamykanyodchylonądogóry
klapą.Czując,iżjesttojegoostatniaszansa,wdrapałsię"narusztowanieizsunąłwgłąbpocisku.
Ostatkiemsiłzamknąłzasobąotwór-ogarnęłygozupełneciemności.Podlewąrękąpoczułjakieś
wyłączniki,zacząłjewięcnaciskaćjedenpodrugim.Wkrótcewnętrzeniewielkiejkabinyzalało
jaskraweświatło,zamruczaływłączonejakieśurządzenia,zasyczałwlatującygaz.Temperaturazaczęła
powolinarastaćipoczuł,jaknowesiływstępująwjegociało.Szybkopoznałprzeznaczenie
poszczególnychprzełączników,wyłączyłwięcwszelkieurządzenia,abyniezakłócaćpanującejwhali
ciszy,pozostawiającjedynieoświetlenieiogrzewanie.Postanowiłczekać,dopókitamtennieprzyjmie
jegośmiercizapewnik.
***
Ocknąłsięwmiękkim,szerokimfotelu.Przezchwilęusiłowałskojarzyćgdziejest,icoturobi.
Kiedywreszcieprzypomniałsobiewydarzeniaminionegodnia,wstałizacząłpowoliotwieraćwłaz.
Wychyliłostrożniegłowęispojrzałwbok.Wrozwartymprostokącieścianynadalbłyszczałygwiazdy,
leczprzedtąprzepaściąstał...jegoprześladowca.Dokładniewidziałjegoszerokie,barczysteplecyi
wielkąbliznęnalewymramieniu,jakbywtymmiejscukiedyśoddartocałypłatskóry.Bezgłośniezszedł
porusztowaniuizbliżyłsiędonieznajomego.Ogarnęłagofalaślepejnienawiści.Niewielenamyślając
siępchnąłmocnonieruchomąpostać.Tamtenzdziwnymjękiemrunąłwmrocznąotchłań.Dopieroteraz
przykułjegouwagęwidok,którytakzafascynowałjegonapastnika.Pośródgwiazdbłyszczałpółkolisty
rąbekrozsiewającwokółsiebiebladobłękitną,takdziwniebliskąiciepłąpoświatę.
Wracałkorytarzemzbłogimodczuciembeztroski.Początkowozganiłsiebiezatennagłyprzypływ
nienawiści.Aleszybkowytłumaczyłsobie,żeniebyłoinnegowyjścia.Tylkojedenznichmógłdalejżyć
tuwspokoju.Zamiasttamtegorówniedobrzeonmógłterazmartwyleciećwnieskończonośćomywany
blaskiemodległychsłońc.
Zatrzymałsięprzydrzwiachprowadzącychdopokoju,wktórymspędziłpoprzedniąnoc.Cośnie
dawałomuspokoju,kusiłogo,abyjeszczeraztamwejść.Pokrótkiejchwilinamysłudotknąłfutrynyi
pewnymkrokiemprzestąpiłpróg.Wsąsiedniejsalcewszystkobyłonaswoimmiejscu,takjakujrzałto
minionegoranka.Ostrożniezbliżyłsiędorozciągniętejnapodłodzekukły.Terazjużwiedział,cogotu
sprowadziło:musiałprzekonaćsię,jakiemucelowisłużyłataimitacjaludzkiejpostaci.Wsunąłdłońpod
jejramięijednymruchemobróciłjąprzedniąstronądogóry.Odskoczyłjakoparzony.
Spozaszybkizamocowanejwbaniastejgłowiepatrzyłynaniegowyłupiasteoczy.Bladatwarz
wykrzywionabyłamakabrycznymgrymasemodsłaniającwdolnejswejczęściszeregbiałych,
prostokątnychwyrostków.
Zmocnobojącymsercemukląkłobokleżącejpostaci.Zrozumiałteraz,żeto,cobrałuprzednioza
kukłę,imitacjęsylwetkiludzkiej,byłotylkoopakowaniem,-jakimśubioremochraniającymukrytą
wewnątrzistotę.Skafanderrozoranybyłztejstronywokolicybrzucha,ukazującnagie,okaleczoneciało.
Domyśliłsię,żetawłaśnieranabyłaprzyczynąśmiercidelikatnegostworzenia.
Uprzednioniewidoczny,przywalonymartwymciałem,leżałnapodłodzegrubybrulionwczarnych
okładkachzwybitymzłotymnapisem:,,DrA.Curtis".Podniósłgoiotworzył.Całestronypokrytebyły
szeregamicyfr,różnychznakówiskrótów,zupełniedlaniegoniezrozumiałych.Tylkogdzieniegdzie
widniałokilkalinijekniedbałegopisma.Zacząłczytać.
“Czternaściezgonówwciągudwóchtygodnitonawetdlamnieniecowstrząsające.Nigdynie
wierzyłemwrewelacyjnezakończenietegoeksperymentu,aleniespodziewałemsięrównieżtakiego
obrotusprawy.Dawnojużzwątpiłemwcudownąprzyszłośćtychludzi,jakmawiałgen.Haxley.Czasami
wydajemisię,żejesttozwyczajnemorderstwopopełnianewbardzowymyślnysposób.Terazżałuję,że
dałemsięnatonamówić".
Przerzuciłkilkakartek.
“ZmarłtakżeFlint,zostałoichjużtylkodwóchiwydajemisię,żezaczynasięunichadaptacjado
nowychwarunków.Mamterazpełneręceroboty,wszystkichtechnikówodwołanozpowrotemnaZiemię.
Sammuszępilnowaćcałejaparatury.Dokuczamitylkoczasamisamotność,aleliczęjużdnidomomentu
zakończeniahibernacji.Czekamniecierpliwienatęchwilę,alejednocześniebojęsięjej.Przecieżnie
będątojużludzie".
Następnestronypokrytebyłyjedyniecyframi.Dopieropodgrubączerwonąkreskąicyframi
18.08.2093znalazłnotatkę.
“Corazbardziejbojęsiębezpośredniegozetknięciaznimi.Mająterazdoswojejdyspozycjicały
statek,oprócztrzechpomieszczeń:sterowni,maszynowniimojegopokoiku.Chcącwyjśćstądmuszę
zakładaćgruby,ołowianyskafander.Dlakogośpostronnegobyłobyabsolutnąfantazją,żetamżyjąludzie.
Zupełnybrakatmosfery,temperatura100°K,promieniowaniegamma.Ajesttoprzecieżtylkodrobny
wycinekzcałegoobszarumożliwychwarunków.Samdobrzejeszczeniewiem,ilemogąwytrzymaćci
dwaj,alewydajemisię,żenawetdlaautorówtegoeksperymentuwynikimogąbyćszokujące".
Kolejnyzapisbyłjednocześnieostatnimwcałymbrulionie.
“Zastanawiamsię,cóżdałatymludziomnieśmiertelność.Niezabijeichanitemperaturazera
bezwzględnego,anitopnieniażelaza,niepotrzebujądożyciażadnejatmosfery,odżywiająsięrównie
dobrzepromieniowaniemradiowym,jakikosmicznym.Azdrugiejstronyodtygodniapróbujęnauczyć
ichgeometriieuklidesowskiej.Sąpoprostujakniedorozwiniętedzieci.Tompsoncałymidniamichodzi
postatku,jakgdybyszukałczegoś.Bowernatomiastnieodstępujemnieaninakrok,terazpewniesiedzi
poddrzwiamipokoju.Ostatniorobisięcorazbardziejagresywny".
Rzuciłbrulionwkątiwstał.Zamierzałjużwyjść,kiedydostrzegłwiszącenaścianielustro.Stanął
przednimstrojącminydowłasnegoodbicia,donagiej,błyszczącejczaszki,czarnych,głębokowbitych
oczuiszarozielonych,łuskowatychwarg.
-Tompson-mruknąłiuśmiechnąłsiędosiebie.-Wsterownijeszczeniebyłeś,prawda?...
AndrzejLeszczyński-CYRKULACJA
JakkażdegodniaotejporzestaryrybakJanwędrowałścieżkąpoprzezwydmywkierunku
nadmorskiejskarpy,abyobejrzećwielkiruchpotamtejstronie.Deszcz,któryspadłwczorajwieczorem,
niezmyłjeszczezupełnieśladówcodziennejwyprawyJana.Wpiaskugdzieniegdziewidniałydołki
wykłuteprzezstarą,fantazyjnierzeźbionąwsosnowymdrewnielaskę.Szłomusiędzisiajowiele
łatwiejiszybciej,jakzresztązawszepodeszczu.Noginiezakopywałysięwnasiąkniętychwodą
wydmach,niesypałsiędobutówwszędobylskipiach.
Podejścienaskarpęodstronymorzanienależałodobardzostromych,aleJanwiedział,żezczasem
będziemucoraztrudniejprzychodzićtutaj.Jeszczeparęlattemuchodziłdomiasteczkaoddalonegoo
czterykilometry,siadałnadkuflempiwaiopowiadałchłopakomswoje,bądźzasłyszanezżyciarybaków
historie.AstaryJanumiałopowiadać,toteżnigdyniebrakowałochętnychdowysłuchaniajednejz
bogategozestawuopowieścirybaka.Miałteżswoichwiernychsłuchaczy,kilkuchłopcówztutejszej
szkoły,którzyzzamkniętymioczymagłębokoprzeżywalikażdysztorm,każdyokaz“wielki,jakpół
kutra",porwanesieciczyskarbywyrzucaneprzezmorze.
AleJanwiedziałteż,żeteraztakawyprawabyłazupełnieniemożliwa,niepotrafiłbysamwdrapać
sięnaskarpęodstronymiasta.
Zajegomłodościpoobustronachścieżkirozciągałsięlas.Dlaniegoijegokolegówbyłotoulubione
miejscezabaw.Ganialisiępomiędzydrzewami,buszowaliwkrzakachjeżyn,napychającustaniezawsze
jeszczedojrzałymi,cierpkimiowocami,krylisięwporośniętychposamebrzegimłodniakiemstarych
okopach,znajdująctamnierzadkopamiątkiwielkiejwojny.Dziśnicjużniewskazywałonato,żekiedyś
rósłtulas.Nawetpniepościętychdrzewachusuniętodokładnie,pozostawiwszyjedynienagipiaszczysty
wał,chroniącyniżejpołożoneterenyprzedwtargnięciemnaniemorza.
Stanąłwreszcienaszczycieskarpy.Kilkakrokówodścieżkizmajstrowałsobiekiedyśze
znalezionychwchałupieparustarychdesekrodzajstołka.Terazpołożyłnanimprzyniesionyzesobąkoc
iusiadł.Przednimrozciągałasięobszernanizina,obecnieterenwielkiejbudowy.Zlewejstronystało
jużpięćwykończonychpunktowców,następnedwaakuratwznoszono.Staryusiłowałktóregośdnia
policzyćilośćkondygnacjiwjednymznich;doliczyłchybadoosiemdziesięciu,potemwszystkomusię
pomyliło,oknazlałysięwjednąmglistąpłaszczyznę.Oceniałichwysokośćnaokołotrzystapięter.Po
razpierwszywżyciuwidziałnawłasneoczytakpotężnebudynki.Zprawejstrony,woddali,rysowały
siękonturyolbrzymiejfabryki,araczejkombinatuciągnącegosięnaprzestrzeniwielukilometrów,
produkującego,oczymwiedziałztelewizji,silnikifotonowe.Tużpodskarpą,wydawałobysięo
wyciągnięcieręki,pracowałybuldożery.Towłaśnieichpracęmógłpodziwiaćgodzinami,śledząckażdy
metrprzebytejprzezniedrogi.Wzasadzieniebyłytobuldożery,samnadałimtakąnazwę,gdyż
właściwastaleumykałamuzpamięci.
Ogromnepudła,osadzonenakilkunastuosiach,zbierałyjednorazowoszerokim,wysuniętymryjem
dwumetrowąchybawarstwęgruntu.Gdziemieściłasiętakwielkailośćpiachuwewnątrzmaszyny-Jan
niewiedział.Nigdyniewidział,abybuldożerywjakikolwieksposóbpozbywałysięswegoładunku.Tym
razempracowałoichtylkosześć.Szłyjedenzadrugim,jaknajakimśprzeglądzie,zdzierająckolejne
warstwyziemi.Jakosiódmatoczyłasięzanimibetoniarka,zbierająccienkąstosunkowowarstwęglebyi
zostawiajączasobąpasnatychmiasttężejącegobetonu.Jakokiemsięgnąć,niemalcałajużpowierzchnia
olbrzymiegoplacubudowypokrytazostałabetonem.Tylkotu,podsamąskarpąwidniałjeszczegarbnie
zebranejziemi.
Wpewnejchwilipaswylewanegobetonuurwałsięnagle.Przezkilkanaścieminutbetoniarka
podążałazaniezmordowanymibuldożerami“napusto",abywreszcieznówrozpocząćswojąpracę.Jan
ucieszyłsię.Wiedział,żejutronaniepokrytyplacprzybędąinnemaszyny,potężnekoparkiciągnąceza
sobąkilometrowelinietransporterów.Cieszyłsię,żekolejnyfundamentpodpunktowieckopanybędzie
takbliskojegostanowiska,żetymrazembędziewidziałwszystkobardzodokładnie.
Dopieroterazzauważył,żepozostałebuldożerypracująodstronywybudowanychjużpunktowców.
Jakocenił,najpóźniejpojutrzecałyplacbędziejużzabetonowany,jakgigantycznaszachownicaz
wykopami,bądźdopierozostawionymimiejscamipodkopaniefundamentów.Wykopyłączyłysięzesobą
głębokimi,kilkumetrowejszerokościrowami,wktórychbędąbiegłykableelektryczne,rurociągi,
dostarczającwszystkoto,cojestpotrzebneludziomdożycia.
Wplecyzaczęłomuświecićsłońce;nawetniezauważył,kiedyciężka,ołowianazasłonachmur
rozwiałasięnieco.Zopartąnapięściachgłowąobserwowałwędrującebezustannietamizpowrotem
maszyny.Niesłyszałjużnawetszumuniezbytprzecieżodległegomorza.Wreszcieusnął.
***
Kiedysięprzebudził,słońcezniżałosięjuż.Maszynynadalposuwałysięwzdłużniezebranejjeszcze
warstwyziemi.Dostrzegłteżniewidoczneprzedtem,pracującegdzieśdalejkoparki,które,wczasiegdy
spał,przeniosłysiębliżejskarpy.Wstał,zarzuciłkocnaplecyipokuśtykałwkierunkuwioski.
Trzyłodzie,któreranowyszłynapołów,wyciąganoakuratnabrzeg.Dzieńbyłnadzwyczajpomyślny:
dwieskrzynkiśledzi,kilkaokazałychdorszyinawetjedensandaczleżałyjużnaplaży.
-Dzieńdobry,Janie-zawołałktóryśzrybaków.-Możepomógłbyśnamwyciągaćłódź?
-Amożemaszochotęwypłynąćjutrozemnąwmorze?-zagadnąłdrugi.Januśmiechnąłsię.
-Zastaryjużjestem-mruknął.-Zastary...
Wproguprzywitałgoponętnyzapachgrochówki.Umyłwięcszybkoręceiprzeszedłdopokoju.Z
fotelapodniósłsięAndrzej.
-Gdzietatabyłtakdługo?-zapytałwychodzącdokuchni.
-Jakzawsze:podziwiałemtwojemaszyny.
PochwilistanąłprzedJanemtalerzgorącejzupy.Zgłodniały,natychmiastzabrałsiędojedzenia.
Andrzejwłączyłtelewizor,wróciłnafotelizacząłprzeglądaćgazetę.
-Mógłbyśmniekiedyśzabraćnabudowę-zagadnąłstary.
-Tylerazyjużpowtarzałem,żetamniemanicciekawego.Niepotrzebniebysięojciectylkozmęczył
schodzącwdół.
-Mówisz,żenicciekawego...
Andrzejznadgazetyspojrzałuważnienaojcaiuśmiechnąłsię.
-Rozumiem-powiedziałbardziejdosamegosiebie,niżdoniego.-Niewierzyszmi,żeniepracują
tamludzie.
-Inigdynieuwierzę,chybażezaprowadziszmnietam
-Janniechciałdaćzawygraną.
-Jeżelitakbardzocizależy-Andrzejwzruszyłramionami-postaramsięopozwolenie.
-Izbliskapokażeszmimaszyny?-ojciecodsunąłpustytalerz.
-Oczywiście,żetak.
Rozpocząłsiędzienniktelewizyjny.“Napółnocykrajumówiłspiker-wpobliżuniewielkiejwioski
rybackiejKęstowo,trwabudowanajwiększegodotychczasosiedlamieszkaniowego".Janwsadziłnanos
okulary.Naekranieukazałysiękoparkipochylonenadukończonymjużprawiewykopemfundamentu.
Obrazprzesunąłsię,obejmującbudynki.,,Wpunktowcachzainstalowanazostanieeksperymentalna
aparatura,umożliwiającazamkniętącyrkulacjęwody".
-Andrzej...-staryzawahałsię.-Cotojestcyrkulacja?Cyrkulacjawody-dodałszybko.
-Oznaczato-wyjaśniłAndrzej-żewodarazjużużytapowrócidoużywania.Pooczyszczeniu,
oczywiście.
-Aha...-mruknąłJanizamyśliłsię.
-Cyrkulacja...cyrkulacja-powtórzyłwreszcie,jakbypragnączapamiętaćtosłowo,choćwiedział
dobrze,żeulecionozjegopamięcipodobniejakuleciałowielesłów,któredlaniegodawnojużstraciły
wszelkieznaczenie...
AndrzejLeszczyński-CZTERDZIESTAÓSMA
Wideofonzabrzęczałcichutko,zupełniejakświerszczwiosnąwparkuasturyjskim.Dopiero
niedawnozainstalowanotutajnajnowszyjegomodeliBurtniezdążyłjeszczeprzyzwyczaićsiędotego
dźwięku.Włączyłwizję.BeztrudurozpoznałnaekranietwarzArturaWebba,kierownikaczterdziestej
ósmejwyprawy,badającejrejonCentaura.Wyprawapowróciłazaledwiedwadnitemuiwszyscyjej
uczestnicyprzebywalijeszczewkomorachautomedaCentralnegoOśrodkaAdaptacyjnego.
-Witajnaziemi,Arturze.JestemBurtMartin.
-Witaj,Burt.Cieszęsię,żejestemznówwśródwas-miałcienki,niemalchłopięcygłos.
-Jakczujesięcałazałoga?
-Dziękuję,wszystkowporządku.Narzekamyjedynienazbytdługiczasprocesówadaptacyjnychi
kwarantanny.Połączyłemsięztobą,ponieważchcęjaknajprędzejprzekazaćciważneodkrycie,jakiego
dokonaliśmy.
-Nieinformowaliście,żeznaleźliściecościekawego-Burtbyłwyraźniezaskoczonysłowami
Artura.
-Postanowiliśmy-Webbzniżyłniecogłos-żezanimopublikowanezostanąwynikibadań
przywiezionychprzeznasmateriałów,dyrektorKosmocentrumbędziepierwszyosobiściepowiadomiony
odokonanym...odkryciu.
-Słuchamwięc-Martinusadowiłsięwygodniewfotelu.
-Najpierwchciałbymprzedstawićcikilkafotogramów.
Naekraniezapłonąłschematukładugwiezdnegozzaznaczonądrogąstatkuprzebiegającąwpobliżu
planetzewnętrznychistykającąsięzczwartąplanetą.
-Otoukład4729CXF-komentowałWebb.-Naczwartejplaneciestwierdziliśmywarunki
umożliwiającepowstanieżycia.Azastaliśmytam...
Burtujrzałdzikikrajobrazglobu.Posamhoryzontciągnęłysięławicerudoczerwonegopiachuusiane
miejscamigromadamigłazów.Płaskowyżprzeciętybyłwąwozemświadczącymwyraźnieodaleko
posuniętejerozjipowierzchni.Zlewejstronyekranuwidocznybyłniewielkikraterpochodzenia
prawdopodobniemeteorytowego.Nakolejnymfotogramiezezwałówpiachustrzelaławniebometalowa
pika.Daleceskorodowana,nosiławkilkumiejscachśladynadtopienia.Obok,wprzekrojuwykopanej
jamy,podgrubąwarstwąpóźniejszychosadówwidniałyruinykamiennychbudowli.
-Wiekznaleziska-kontynuowałArtur-oceniasięnaosiemsettysięcydomilionalat.Wwarstwietej
znalezionoopróczodłamówkamiennychnoszącychśladyobróbkidużeilościżelaza,miedziorazmetali
szlachetnych.Wysokastosunkowopromieniotwórczośćosaduświadczyotym,żekataklizm,który
zniszczyłcywilizacjętejplanety,prawienapewnoniebyłpochodzenianaturalnego.Śladówtakich
znaleźliśmytamdużowięcej.
ZozdobnegopudełkaBurtwyjąłpapierosa,ten“przeżytekminionejepoki",jaknazywałajeLiza,i
zapalił.Naekraniepojawiłsięschematnastępnegoukładugwiezdnego.
-Układ4733CXF-objaśniałWebb.-WokółgwiazdytypuKOkrążąpozbliżonychdosiebie
orbitachtylkodwieplanety.Warunkinaobuglobachzbliżonesądoziemskich.Eksplorację
rozpoczęliśmyodniecocieplejszego.
Naekraniepojawiłsięobrazniezwykleprzypominającypanoramęwyżynnychrejonówsaharyjskich.
Podjasnoniebieskim,niecozachmurzonymniebemwidniałyniewysokie,leczpotężneskalistewzgórza
pokrytegdzieniegdzietrawiastą,suchąroślinnością-niemiświadkowie,jakdomyślałsięBurt,
rozgrywającejsięituprzedwiekamitragedii.Niepomyliłsię.Następnezdjęcieprzedstawiałofragment
wykopaliskodsłaniającychszczątkikwitnącejniegdyśnaplaneciespołeczności.
-Wszystkieznaleziskaświadczyłyobardzowysokimstopniutechnizacjiiorganizacjitutejszej
cywilizacji.Znaleźliśmymiędzyinnymiszczątkisilnikówfotonowychorazzachowanefragmenty
istniejącychprzedmilionemlatnaplaneciekosmodromów.
-Wystarczy-przerwałmuBurt.Naekranieznówwidniałatwarzkierownikawyprawy
centauryjskiej.-Niechcęcięmartwić,Artur,alemateriał,któryprzywieźliście,niejestdlanasczymś
nowymizaskakującym.Poprzednieekspedycje,którenatrafiłynaplanetyzwarunkamiumożliwiającymi
powstanietamżycia,zastawałyjedynieruinyiewentualniebardzoprymitywneformybiałkowe.
Mógłbymprzedstawićcisetkifotogramówpodobnychjakdwiekroplewodydotwoich.Wszędzie,gdzie
istniałożycie,pozostałytylkogruzydawnychcywilizacji.Przypuszczamy,żesątośladydziałalności
jakiegośokrutnegonarodu,wojnykosmicznejnaniewyobrażalnąskalę.
-Taksamomyuważamy.Aleto,cociprzedstawiłem,niejestnajważniejsze,skorowieciejużo
wszystkim.Zainteresujecięnapewnoodkryciedokonanenadrugiejplanecietegożukładu.
Krajobraz,któryujrzałBurt,równieżnieodbiegałwieleodspotykanychnaZiemi.Schodzącygdzieś
spozaekranulodowiecotaczałpółkolemskalnyszczytspadającyodtejstronypionową,prawieidealnie
gładkąścianą.
-Sątookolicebiegunapołudniowegoglobu.Jegoośobrotujestprostopadładopłaszczyznyorbity,
stądtaksurowewarunkiwtychrejonach.Spójrzteraznazbliżenieściany.
ZbliskaBurtbeztrududostrzegłto,cochciałmupokazaćArtur.Naskalewidniałprostokątwykutych
wrównychszeregachznaków.
-Maszprzedsobąlistsprzedmilionalatwytopionywskalelaserem.
-CzyprzekazałeśgojużdokomputeraKosmocentrum?-zapytałBurt.
-Owszem,lecztłumaczeniemogęcipodaćjużteraz.Niebyłototrudnedlanaszegopokładowego
komputera,biorącpoduwagę,żelistzaczynasiękodemmatematycznym.Takwyglądatranskrypcja.
“Pozostałemsam-czytałBurt.-Napromieniowanyżyćbędęjeszczetylkokilka...(dni?).Najeźdźcy
wnieślizesobąwnasz...(układ?)śmierćispustoszenie.Wwojnie,którąrozpętali,zginęliwszyscy...
(mieszkańcyukładu?).Pozostałeprzyżyciuzałogidwóch...(statków?)najeźdźcówschroniłysięw
okolicygwiazdy468,93/2,32.Niechbędąprzeklęcipotomkowietych,którzyprzynieśliśmierć
wszystkim...(mieszkańcomukładu?)".
-Awięconiprawdopodobniegdzieśżyją-Burtzerwałsięzfotela.-Mordercy!Musimypomścić
śmierćtychwszystkichcywilizacji.
-Niezapalajsię,Burt-ostudziłgoArtur.-Możezainteresujecięteż,żenigdziewpobliżunie
znaleźliśmyszczątkówtego,którypisałtenlist.Natomiastwruinachmiasta,trzykilometrynapołudnie
odskały,odkryliśmydoskonalezachowanefragmentyszkieletuwapiennego,którekomputer
zidentyfikowałjakoszkieletludzki,awkażdymraziehumanoidalny.
-Toznaczy,żemieszkańcytegoukładubylitacysami,jakmy,byliludźmi-opadłzpowrotemna
fotel.-Mordercy!Zbrodniarze!-zaciskałpięści.
Pochwiliznówwstałizacząłchodzićpopokoju.
-Sprawdziliściechybatam,namiejscu,współrzędnetejgwiazdy?
-Naturalnie-Webbbyłjakzawszespokojny.-Uwzględniliśmynawetpoprawkęnawiekzapisu.
Spośródszesnastumożliwychkombinacji,tylkowtrzechpunktachistniejąjakieśgwiazdy,ajednąznich
jestnaszeSłońce.
AndrzejMajchrzak-TAJEMNICZABROŃ
I
Pomarańczowesłońcechyliłosięjużkuzachodowi.Zieloneniebowyblakło,aniebieskaroślinność
przybrałaterazintensywny,fioletowykolor.
Drogawiodłaprzezlas.Szlijegoskrajem,uważnierozglądającsięibacząc,czyniezagrażaim
najmniejszenawetniebezpieczeństwo.Zlewejstronylasskończyłsię.Stądwidaćjużbyłoolbrzymie
opary,zaktórymiznajdowałysięzabudowaniaosady.
Philipsruchemrękinakazałzatrzymaniesię.Następniepoprawiłskafander,sprawdziłszczelność
filtrówbiologicznychipowiedział:
-IdędomostupodTolledo.Resztamanamnietutajczekać.
Niktjużniepamiętał,ktoidlaczegonazwałtakmiasteczko,drugiecodowielkościnatejplanecie.W
każdymraziewświadomościkolonistówpozostawałojakoTolledo,chociażrdzennimieszkańcyplanety
napewnonazywalitęosadęposwojemu.
PodwudziestuminutachPhilipsprzybiegłzpowrotem,trzymająchełmwręku.Zustspływałamu
piana.Zatrzymałsię,próbowałcośpowiedzieć,alezgardławydobyłosiętylkorzężenie.Pochwili
zwaliłsięnaziemięjakkłoda.Ciałokilkarazydrgnęło,potemznieruchomiało.Nazawsze.
Koloniścipatrzylinaśmierćtowarzyszajakzahipnotyzowani.Wichoczachmożnabyłowyczytać
grozęiparaliżującywszelkąwolędziałaniastrach.
PierwszyocknąłsięJones.Wyszedłnadrogęiskierowałwstronęleżącegolufęplazmowca.Trysnął
niebieskawypłomieńipoułamkusekundyzPhilipsazostałojedynietrochępopiołu.
-Terazjaprzejmujędowodzenie!-zadecydował.-Wracamy!
Nieodzywalisię.Każdyprzeżuwałwmilczeniukolejnąporażkę.Aporażkamilitarna-nie
kontrolowalinawetdrogidoTolledo-byłaprzecieżklęskąichlogiki.
II
Dostolicyniebyłozbytdaleko,zaledwiekilkakilometrów.Wystarczyłosforsowaćrzekęiprzedrzeć
sięprzezgęstezarośla,abyzobaczyćnajwyższebudynki-siedzibęwładcytejplanety.
Komandorpokładałwielkąnadziejęwterenowychtransporterachuniwersalnych.Doskonale
zabezpieczone,wyposażonewnoktowizoryczynneibierne,radary,filtryusuwającenajmniejszedrobiny
materii,któremogłybyprzeniknąćzzewnątrz,iuzbrojenie-maławyrzutniapociskówrakietowychklasy
ziemia-ziemia,wieżazdziałaniemobrotowymisprzężonekarabinymaszynowe-gwarantowały
możliwośćszybkiegozakończeniawojny.
Komandorosobiścieuczestniczyłwichodbiorze,anastępniewprzekazywaniukolonistom.
-Teraznapewnozwyciężycietychdzikusów!-powiedziałzprzekonaniem.-Otrzymujecie
doskonałysprzętbojowy!
Pierwszypojazdbeztrudnościsforsowałrzekę.Drugitakże.Wzaroślachigęstychkrzewach
transporteryradziłysobiedoskonale-załoginiemusiałynawettorowaćsobiedrogiplazmowcami.
PułkownikCollins,szefłącznościwcentrumdowodzenia,zwróciłsiędoKomandora.
-Jakchłopcomdobrzepójdzie,tojeszczetegowieczoruobejrzymysobienajwiększemiastonatej
planecie.
-Oby!-westchnąłKomandor.WkilkaminutpóźniejCollinszbladł.
-Cosięstało?
-Łącznośćzerwana-wykrztusił.
-Najlepszysprzęt!Najlepsiżołnierze!-ryknąłKomandor.-Natychmiastzorganizowaćgrupę
specjalną!Ajutrozrobimyodprawę!Takierzeczyniemająprawasięzdarzać!
Collinsprzekazywałprzezradiorozkazy.Wbazieszybkoorganizowanoakcjęposzukiwawczo-
ratowniczą.Poszczególneplutonyprzeprawiałysięprzezrzekęiwgęstychzaroślachrozpraszałysięna
wyznaczonychodcinkach.Dopierowieczoremjednazgrupnatrafiłanapojazdy.Staływmałymparowie.
Obokleżeliżołnierze.
Dlaczegoopuścilipojazdy?Dlaczegowyszlibezskafandrów?Dlaczegonapojazdachwidniałyślady
działaniawielkichtemperatur?
NiemalrównocześnieKomandorotrzymałmeldunekośmierciPhilipsa,komendantaplacówkinumer
trzy.WezwałmajoraHistingsa,szefawywiaduwojskowego.
-Całąakcjęprzygotowaliśmywnajwiększejtajemnicy.Nicztegonierozumiem!
-Jateżnierozumiem!Aleznampewnefakty.Wedługwywiadunatejzwariowanejplanecieistnieje
prymitywnacywilizacja,odpowiadającarozwojowiwczesnegośredniowiecza,imyniemożemy
pokonaćtakiejcywilizacji!Wstyd!Żądamszczegółowegoraportuwtejsprawie!
-Nicztegonierozumiem!-powtórzyłHistings.Byłzupełnieszczery.Rzeczywiścienicnierozumiał.
III
Oficerwszedłdomałegodomkustojącegokołoświątyni.Kapłan,pogrążonywmodlitwie,odwrócił
się.Przybyły-zgodniezprzyjętymceremoniałem-złożyłmugłębokiukłon.
-KróldziękujeWaszejWielebności.
-Drobiazg-kapłanwstał.-Dobrze,żezdążyliśmywporę.Aostatnioprzystąpiliśmydonowej
operacjizaczepnej.Jakdotąd,zpowodzeniem.Kosztowałonastojednaksporosił.
-Aty,kawalerze,niewpadłeśwpułapkę?
-Nie,umiemwietrzyćniebezpieczeństwo.Chciałemkiedyśposiąśćmądrośćkapłanów.Dopierokról
powołałmniedoswojejgwardii.
-Todobrze.Możejesteśzmęczony?Możeniemaszgdzieprzenocować?
-Będęnocowałwdomudlawysłannikówkróla.Niejestemzmęczony.Przyszedłemtylko
podziękowaćwimieniukrólaJegoWielebności.
-Proszępodziękowaćkrólowizarozwijanienaukiimądrościizaopiekęnadnami.Iproszęmu
powiedzieć,żewybieramsiędoniego.Chcęmuwprezenciezanieśćjednegowojownikaznieba.
IV
Odprawaodbywałasięwspecjalnymbunkrzenatereniebazygłównej.PrzewodniczyłjejKomandor.
-Panowie!Pierwszyrazspotkaliśmysięztakdziwnymiwypadkami,niepokojącyminaswszystkich.
Najpierwsłużbagalaktycznadostarczyłanaminformacjionowejplanecie,nadającejsiędozasiedlenia.
Wywiadwojskowyzawiadomiłnasoistnieniuprymitywnejcywilizacji.Powierzononammisjęo
znaczeniuhistorycznym-naszymzadaniembyłoijestnadalprzygotowaćplanetędoprzyjęciaosadników.
Teraznależystwierdzić,żerozpoznaniebyłomylne.Natrafiliśmynasilnyopór.Zniszczyliśmykilka
wiosek,aleniezajęliśmyanijednegomiasta.Nasiżołnierzezetknęlisięzatozbroniąbiologiczną-mgłą
zawierającą,jakorzeklimikrobiolodzy,“nieznanytypwirusa".Przypominam,żewpierwszejfazie
śmiertelnośćwynosiłaśrednioosiemdziesiątprocentstanuosobowegoposzczególnychjednostek.
Ściągnęliśmynajlepszychlekarzyiwirusologów.Okazalisiębezsilni.Ustalilitylko,żewirusatakujeod
razuukładkrążenia,prowadzącdogłębokiejzapaściiśmierci.Opracowaliśmynowytypskafandra,
udoskonaliliśmyfiltrybiologiczne,wprowadziliśmyzasadęnatychmiastowegopaleniazwłokzmarłychna
chorobęwywołanąwirusem.Przyznaję,żetotylkopółśrodki.Wypadkiśmiertelnezdarzająsięw
dalszymciągu.Zmieniliśmytaktykę.Zaczęliśmybudowaćwysunięteplacówki,będącesamodzielnymi
bazami,mogącymidziałaćniezależnieodsiebie.Ichlokalizacjękonsultowaliśmyzgeologami,
sejsmologami,meteorologami,anawetzwulkanologami.Efektypanowieznają-dwieplacówki
zniszczoneprzeztrzęsieniaziemi.Sprowadziliśmynajnowocześniejszewozybojowe.Jesttowóz-ideał,
wóz,którykażdemużołnierzowiśnisięponocach.Obsługęichpowierzyliśmystaranniedobranym
żołnierzom.Dwawozypowinny,zgodniezzałożeniamioperacyjnymi,zająćlubzniszczyćstolicę
mieszkańcówtejplanety.Aefekty?Żołnierzezginęli,awozyzostałypodpalone.
-Toniemożliwe!-ktośzaprotestował.-Tubylcynieznająplazmowców.
-Niewiem,jakąbrońznają,ajakiejnieznają.Wiemnatomiast,żetomyprzeszliśmydodefensywy,i
chciałbymzapytaćpanówspecjalistów,dlaczego.
Niktjednakniezabierałgłosu.Każdywmilczeniuprzeżuwałklęskęstrategiiitechniki,klęskę
systemulogistycznego,klęskęponiesionąz...Właśnie-zczym?
Wieluoficerówmiałojużdośćtejwojnyichciałouciecztejplanety.Alewszyscyznalidobrze
ambicjeKomandorainiewierzyliwszybkiewyplątaniesięzkrwawejawantury.
WobecciszyKomandorkontynuowałswojewystąpienie.
-Straciliśmynajlepszysprzętinajlepszychżołnierzy!Toniemożeujśćpłazem!Tabandadzikusów
drogozatozapłaci!Wiem,żesątacy,którzychcielibyuciec,wrócićnaZiemięlubjakąkolwiek
skolonizowanąplanetę!Zwracamuwagę,żewszelkieoznakibuntu,panikiczywahaniabędętępił
szczególnieostro.Panowiewiedzą,coprzeztorozumiem.
-Żołnierzesązdenerwowani.Niepewnasytuacja,znacznestraty...
-Żadnychtłumaczeń!
-Proponujępodnieśćdodatekzaryzykozczterystudoośmiusetdolarów.Topowinnozachęcić
żołnierzydosłużbytutaj.
-Narazieniepodpiszętakiegorozkazu.Alepropozycjęprzemyślę-odpowiedziałKomandor.-
Pieniądzemogązatrzymaćdużączęśćżołnierzy.Aletchórzeodejdą,wcześniejczypóźniej.Imwcześniej,
tymlepiej.Niebędąsialipaniki.Aha,mamjeszczejednąwiadomość.Niedługootrzymamypociski
rakietoweklasyziemia-ziemiaipowietrze-ziemia.Mamnadzieję,żeonezałatwiątychdzikusów.
V
Zgodniezdworskimceremoniałemkapłanucałowałręceistopykróla.
-Cocięsprowadza,strażnikumądrości?Mójwysłannikpowiadomiłmnie,żechceszsprowadzićna
dwórwojownikaznieba.
-Onajwyższywładco!Sprawyskomplikowałysię.Śpieszędonieść,żewojownicyniebiosszykują
nowąbroń.Będzietożelaznyptakspadającynanaszemiastaprostoznieba.
-Czyniemajużdlanasratunku?
-Jest-odrzekłspokojniekapłan.-Tenptakzostaniezniszczonyprzezinnegoptaka.Ci,którzy
posiedlimądrość,jużnadtympracują.Możeszmiwierzyć,żeniezawiodą.
-Strażnikumądrości!WaszaWielebność!Dziękizato,coczynisz!CzegoCipotrzeba?Mów,a
wszystko,cozechcesz,będzieCidane!
-Narazienicniepotrzebuję.Myżyjemymądrością.Każtylko,najwyższywładco,budować
świątyniemądrościwróżnychmiejscachiosiedlajwnichtych,którzypragnąposiąśćwiedzę.Ótotylko
cięproszę,najwyższywładco!Atychżelaznychptakówmusibyćdużo,bardzodużo,jeżelichcemy
wygraćwojnęzwojownikamiznieba.
-Mójpradziadprowadziłwojnęzwojownikamiznieba,mójdziadimójojciecprowadzilitakie
wojny.Oniwygralije.Dlaczegojamiałbymprzegrać?
-Wódzwojownikówznieba,którzysąteraznanaszejziemi,niemożezrozumieć,żeprzegrał.On
będziewalczyłdalej.Dlategojestbardziejniebezpiecznyniżinni.Ateraz,władconajwyższy,pozwól
odejśćtwojemuwiernemusłudze.
Królpowiedział“pozwalam"ikapłannatychmiastwyszedł.
VI
Jonesawansował-zostałkomendantemplacówkinumertrzy.Napierwszejodprawiewyłożyłswoje
credo.Zażądałbezwzględnego,ślepegoposłuszeństwa.Oświadczył,żebędzieostroizdecydowanie
karałkażdyprzejawbuntulubtchórzostwa.Nieomieszkałzaakcentować,żebardzomuzależyna
zdobyciuTolledo.
Niktwprawdziejużwtoniewierzył-Tolledootoczonebyłośmiercionośnąmgłą-aleniktteżnie
zaprotestował.
Wnocywpokojukomendantadługopaliłosięświatło.Jonesopracowałnoweplanytaktyczne.
PoporannejzbiórceiśniadaniuogłosiłalarmbojowyiprzedstawiłplanzdobyciaTolledo.W
placówcezostałagrupaodwodowa.Resztażołnierzymiałaszybkoprzejśćprzezterenskażony.
-Częśćzwasmożezginąć,alewiększośćnapewnoprzeżyje.Awrazietrudnościpójdziemylasemi
znajdziemybród.
Oddziałdotarłdomostu,spowitegomgłą.
-Ktosięboi?-zapytałJones.
Zkolumnywystąpiłodwóchmłodychżołnierzy,odniedawnapełniącychsłużbę.Jonesskierowałw
ichstronęlufęplazmowca.Buchnąłpłomień.Niezdążylikrzyknąć.Nawetniepadli-stojącrozsypalisię
wpopiół.
-Ktojeszcze?
Zszereguniktjużniewystąpił.
-Wporządku.Idziemywszykubojowym,zasadywszyscyznają...
Dalszesłowazagłuszyłpotężnyhuk.Wszyscyodwrócilisięodruchowo.Wmiejscu,gdziestała
placówka,unosiłsięsłupogniaidymu.Cosiętamstało?
-Wracamy!
Szlipowoli,jakbychcielizaoszczędzićtlen.
Placówkijużniebyło-najejmiejscuwyrósłwielkikraterwulkanu.Dołempłynęłalawa.
Patrzylizprzerażeniemnatendymiącykrajobraz,niezdolnidopodjęciajakiegokolwiekdziałania.
Jonespoczułnagle,jakogarniagofalawściekłości.
Tojakaśsztuczkatychdzikusów!-pomyślał.-Alejaimpokażę,ktotutajrządzi!Ktotutajjestpanem!
Muszęimpokazać!
Furiaudzielałasięinnym.Byligotowispalićcałemiastoiwymordowaćwszystkichjego
mieszkańców.
Biegliwstronęmostu,niezważającnanic.Jonespoleciłtylko,abydobrzesprawdziliszczelność
filtrówbiologicznych.Uczucieślepejzemstystłumiłoinstynktsamozachowawczy.
Mgłaprzybliżyłasię,zasłaniającdalsządrogę.
Wtedyzdarzyłosięcośdziwnego.Żołnierzezaczęlibiecnabrzegrzeki.
-Stać!-ryknąłJones.Niktjednakniezwracałnatouwagi.Sięgnąłpoplazmowiec-tensposóbnigdy
niezawodził.Terazzobaczyłlufyplazmowcówskierowanewniego.
-Idioci!tojeszczejednasztuczkadzikusów!Zginiecietam!Niktgojednakniesłuchał.Pierwszyraz
zetknąłsięztakostrymbunteminiemógłgoopanować.
Wszedłnamost.Mgłarozstąpiłasię,Popatrzyłnaprzepływającefalerzeki.Pochwiliruszyłdalej.
Jużnadrodzepoczułolbrzymiezmęczenie.Usiadłnaziemi.
Dlaczegodoświadczeni,zahartowaniżołnierzewybraliśmierć?Cozobaczyli?Napewnocoś,co
miałowiększąwartośćniżkilkasetdolarów,zaktóremożnakupićwkantyniecoślepszegodożarcia,
dobryalkohol,papierosyi–niekiedy-narkotyki.Dlaczegotozrobili?Dlaczegoporzuciliwszystko?
Zamyślony,niezauważyłśmiercionośnejmgły,którazbliżyłasiędoniego.Ajeślinawet-niemiał
siłyuciekać.Bezwiedniezdjąłhełm.Trawa,niebieskatrawawydałamusięnaglefioletowa,zieleństała
siębardziejintensywna.Tobyłostatniobrazplanety,jakizobaczył.
VII
Wybuchwulkanuwidocznybyłzdaleka.Służbasejsmologicznawysłałanatychmiastdwahelikoptery
zwiadowczewceluustaleniaewentualnychstrat.To,cozobaczyli,przeszłoichwyobrażenia.Tam,gdzie
jeszczewczorajstałaplacówkanumertrzy,wznosiłsięolbrzymikratermiotającyogień,dym,lawęi
kamienie.Jakakolwiekakcjaratowniczabyłapozbawionasensu.
ZłożonomeldunekKomendantowi.Poleciłnatychmiastwracać.
Jeżelinastępnywulkanwybuchniewmiejscu,wktórymstoibaza?Bzdura!-starałsięuspokoić.
Przecieżzdaniasejsmologówsąjednoznaczne.Bazieniezagrażażadenkataklizm.Aleplacówcenr3też
nicniegroziło.Stanowiskogeofizykówbyłojednoznaczne.
Komandorzacząłbaćsięosiebie.Zawszeobawiałsięśmierci,chociażczęstojąoglądałizadawał
innym.
Podświadomieprzeczuwał,żealboopuścitęplanetę,albozginie.Dziwnaplaneta...Kiedyś
wydawałomusię,żebędziemógłnaniejrządzić.Alenajpierwmusiałzwyciężyćtutejszych
mieszkańców.Atobyłoniemalpozazasięgiemjegomożliwości.
Dziwnatocywilizacja.Nibyprymitywna,aleprodukującadoskonałąbroń.Prymitywna,aledokońca
niepoznana.Gdzieoniprodukująbroń?Zastanawiałsięnieraznadtym,zadawałtopytanieoficerom
wywiadu,specjalistomzróżnychdziedzin,inigdynieotrzymałsensownejodpowiedzi.
Zagładaplacówkinumertrzy...-zacząłuświadamiaćsobierozmiaryklęski.Taplacówkamiałaza
zadaniezajęcieTolledo,drugiegocodowielkościmiastanaplanecie.
Ostatniąszansędlasiebiewidziałwzdalniesterowanychpociskachrakietowych,sprowadzonychz
dalekiejZieminaspecjalnezamówienie.Ajeżeliitabrońniezadecydujeolosachwojny?Cowtedy?
Wolałotymniemyśleć.Zostaniezdjętyzestanowiska,zdegradowany,odstawionynabocznytor.Tak
robiłzpoprzednikami,taknastępcypostąpiąznim.Usuwałwszystkich,którzywjakikolwieksposóbmu
sięnarazili.Teraznaraziłsięwieluosobom-niespacyfikowałplanety.Topotęgowałojegostrach.
Strachiwściekłość.Wściekłośćibezsilność.
VIII
MajorHistingsobserwowałprzezlornetkęokolicę.Niebieskilas,stanowiącyjednopasmo,
przybliżyłsięiodsłoniłswojetajemnice.Naskrajurosłykolczastekrzewybroniąceskuteczniewstępu
doniego.Dalejrosływysokie,rozłożystedrzewa.Wichkoronachgnieździłysięptakiiowady.W
jednymmiejscuwypływałstrumień.Dostrzegłjakąśpostać.Tubylec!Niedalekopowinnabyćwioska!
Możnawięcdojśćdowsi-mieszkańcyjejnapewnoniebędązdolnidostawianiajakiegokolwiekoporu
-izasięgnąćjęzyka.Nieodstraszałagonawetbarierajęzykowa.Mógłrozstrzelaćwszystkich
mieszkańcówwsi,azabudowaniapodpalić.Najpierwtrzebajednakodnaleźćwieś.Skorojednaktam
chodzątubylcy,powinniwydeptaćjakąśścieżkę.
PorozumiałsięprzezradiozKomandoremipłaczliwymgłosempoprosiłopozwoleniena
przeprowadzenieakcjirozpoznawczej.
-Niezostawiamodwoduinieorganizujęakcjiratowniczej-odpowiedziałKomandor.
Histingsprzystałnato.Uważał,żeakcjamawszelkieszansępowodzenia.Zabrałczterechżołnierzy.
Kołopotokuodnaleźliścieżkęprowadzącąwgłąblasu.Szlimiędzydrzewami,omijalizarosła,parę
razyprzeskakiwaliprzezstrumień.Musieliteżobejśćwielezwalonychpni.Wreszcieujrzelikilka
prymitywnychdomków.
Histingszarządziłalarm.Nawojniewygrywaten,ktopierwszyzaskoczyprzeciwnika-major
stosowałstaletęzasadę.
Żołnierzezajmowalistanowiska.Wtedyodstronywsiwyszłokilkanagichdziewcząt.
Mamhalucynacje!-pomyślałmajor.Ażołnierze?Rzuciliplazmowce,zerwaliskafandry...
-Patrolstać!
Aleniktniezatrzymałsię.Żołnierzerzucalisięnadziewczynyipadalimartwi.
Strzeliłzplazmowcadojednejznich.Zobaczyłcośniepojętego-dziewczynawyszłazpłomienia,
wyszłacałaizdrowaztemperaturystuosiemdziesięciutysięcystopniwskaliCelsjusza!
-Rzućbroń!-usłyszałczyjśgłos.Odruchoworzuciłplazmowiecnaziemię.
-Nieodwracajsię.
Głosbyłmatowy,bezbarwny,jakbymówiłautomat.
-Idźdowsi.
Szedłposłusznie,zastanawiającsię,jakbędziepotraktowany.
-Chceszcośpowiedzieć?
-Unassąkonwencjeoochroniejeńców.Żądamnależytejopiekiiochrony-próbowałjeszcze
zachowaćtwarz.
-Jeżelibędzieszposłuszny,niczłegocięniespotka.Gdyjednakbędzieszpróbowałuciekać-
zginiesz.
Niebędępróbował-pomyślał.Chciałprzeżyć.
Weszlidowsi.
-Wejdźdotrzeciegodomu.
Wszedł.Wchatynce-trudnoinaczejnazwaćtębudowlę-byłatylkojednaokrągłaizba.
Zdziwiłsiębrakiemjakichkolwiekmebli.
Naśrodkusiedziałnapodłodzetubylec.Ktośważny?
Gospodarzwstał.Byłwysoki,szczupły,miałróżowąskórępokrytądelikatnymiwłoskami.Ubrany
byłwdługąkoszulęsięgającądokostek.
-Kimjesteś?
-NazywamsięHistings,mamstopieńmajora.
-Jesteśwojownikiemprzybyłymznieba?
Dopieroterazzorientowałsię,żetubylecwcalenieporuszaustami.Musząmiećinnysposób
porozumiewaniasię-pomyślał.
-Odpowiadajnapytania!-wyczułwtymgroźbę.
-Jestemprzybyszemzdalekiejplanety,k,tórąmynazywamyZiemią.
-Chceszzdobyćnasząplanetę?Nierozumiemtegosłowa,alewierzęci.Zostanieszumieszczonyw
specjalnejpiwnicy.Będzieszmógłswobodniejeść,pićioddychać.Jednegociniewolno-wyjśćbez
naszegozezwolenia.Jeżeliwyjdziesz-zginiesz,jakzginęliinniwojownicy,którzypogwałcilinasze
prawa.
Niebędziemieszkałwjakiejśpiwnicy!Możeudamusięuciecdobazy.
-Porzućmyśloucieczce!Nigdzieniedojdziesz,tylkozginiesz.Atychceszżyć!Bardzo,prawda?
Skądontowie?
-Wejdźdopiwnicy!
Majorzobaczyłotwórwpodłodze.Czyżbybyłatuukrytadźwignia?
Zszedłponiedogodnierozmieszczonychszczeblach.Nadoleciągnąłsiędługikorytarz.Doskonałe
wyjścieawaryjne!
-Wejdźdotejizby!
Aswojądrogą-wjakisposóbrozumiemysię?-zastanawiałsięHistings.-Mynieznamyichjęzyka.
Wprawdziekilkawyrazówzostałoprzetłumaczonychprzezkomórkęjęzykoznawstwainnychcywilizacji,
aletotylkokilkawyrazów.Niepoznanozasadgramatykiiskładni.
Wszedłdopomieszczenia.Ktośzamknąłzanimdrzwi.
-Wojownikuprzybyłyznieba!Terazmożeszodpocząć.Tutajnicciniegrozi.Aleniepróbuj
wychodzić.Zadrzwiamiczekanaciebieśmierć.
Gdzieśmusząmiećukrytynadajnikradiowy-pomyślał.
-Tylkogdzie?Icojabędęjadł?
-Ojedzeniesięniemartw.
Ajednakmamhalucynację-pomyślał.-Muszępójśćdolekarza.
Naraziesiedziałwpiwnicy.Przestałmarzyćoucieczce.Zastanawiałsięnadtąprymitywną
cywilizacją.Oniwiedząonaswięcejniżmyonich.Aledlaczego?Przecieżniemogłobyćmowyo
pomyłce!Ajednakrdzennimieszkańcytejplanetygórowalinaddoskonaleuzbrojonymiiwyszkolonymi
dowalkiżołnierzami.
-Zarazdostanieszjedzenieipicie-usłyszałtensamgłos.
Rzeczywiście,pochwili,jakzadotknięciemtajemniczejróżdżki,pojawiłsięzastawionystół.
Zupełniejakwbajce“Stoliczku,nakryjsię"-pomyślał.
Alemajorwbajkiniewierzył.
IX
KomandorprzyjąłspokojniewiadomośćozaginięciugrupymajoraHistingsa.Niezorganizował-
zgodniezwcześniejsządecyzją-grupyposzukiwawczej.Czekałnarakiety-byłyjużbardzoblisko.Był
przekonany,żeonerozstrzygnąolosachwojny.Chociażwgłębiduszyodczuwałpewienniepokój.Zbyt
dużospotkałoichtuniespodzianek.Mimowszystkoodczuwałrespektprzedprzeciwnikiem.
Podejrzewał,żetrzęsieniaziemiiwybuchywulkanówwmiejscachlokalizacjiplacówekniebyły
dziełemprzypadku.Aleczego?Takaprymitywnacywilizacjaniemożeprzecieżsterowaćprocesami
sejsmicznymi!Tononsens!Wtakimwypadkupowinnybyćzdalawidocznewielkieaglomeracje
miejskie,urządzeniaprzemysłoweienergetyczne,śladyprzebudowyplanety.Atutajnictakiegonie
stwierdzono!
X
Ledwieskończyłposiłek,gdydojegoceliweszłokilkutubylców.Przyjrzałimsięuważnie.Czyżby
przyszligozabić?Znówobleciałgostrach.Nawszelkiwypadekzacząłszybkomówić:
-Namojejplanecieobowiązujązasadyochronyjeńców.Chcębyćtraktowanyzgodnieztymi
zasadami.Mamprawodo...
Stwierdził,żeprzybyszówtozupełnienieinteresuje.Rozmawializesobą,żywogestykulując.Na
majoraniezwracaliuwagi.
Pokilkuminutachprzyszedłjeszczejeden,ubranywdługą,nieskazitelniebiałąkoszulę.Pozostali
złożylimugłębokiukłon.
Przyszedłktośważny.Wódzwsi?Czarownik?
Przybyszskierowałswójwzroknamajora.Przyglądałmusiędługoiuważnie.
-Kimjesteś?-zapytałwreszcie.
Histingszrozumiałpytanie,chociażmógłbyprzysiąc,żetenmiejscowydygnitarznieporuszał
wargami.
-NazywamsięHistings,jestemoficerem.Mamstopieńmajora.Jeżelimnieuwolnicie,zostaniecie
sowiciewynagrodzeni.
Przypomniałsobietęwyświechtanąformułkę,którąkażdyżołnierzpowinienznaćnapamięć.
-Jesteśjednymzwodzówwojownikówznieba?
-Jestemżołnierzem!
-Niejesteśzwykłymżołnierzem.
Niepotrzebniewygadałsię,żejestmajorem.
-Zostanieszprzedstawionynaszemuwładcy,któryzadecydujeotwoimdalszymlosie.
Narazienicminiegrozi-uspokoiłsię,aletylkonamoment.
Cobędzie,jeżeliwładcakażegozabić?
-Chodźzamną!-brzmiałotojakrozkaz.
Amożeudamusiępodrodzeuciec?
-Niemyśloucieczce!
Czyżbyumieliczytaćmyśli?
Wyszedłzatutejszymdygnitarzem.Przezchwilęwydawałomusię,żeśni.Nieboprzybrałokolor
błękitny,aroślinnośćpozieleniała.
Adookołarozciągnęłasiętrującamgła.Tylkodroga,którąszedł,byłaodniejwolna.
XI
WiadomośćoprzysłaniupociskówrakietowychzaskoczyłaKomandora.Niespodziewałsię,że
nastąpitotakszybko.Zaskoczyła,aleiucieszyła.Terazbyłjużpewienszybkiegozakończeniawojny.
Rozwiałysiędawneobawy.
Wyrzutnierakietowepostanowiłzainstalowaćnawybrzeżumorskim.Tutajniebyłożadnych
najmniejszychnawetosad.Niestwierdzonoteż,bytubylcyposiadalijakąkolwiek,choćbyprzybrzeżną,
flotę.Możenieodczuwalipotrzebyodbywaniapodróżymorskich,amożeostryklimatmorskiniesłużył
im?Takczyinaczej-wybrzeżestanowiłodoskonałemiejscelokalizacjiwyrzutni.
Montażwyrzutniprzebiegałsprawnieizdaniemspecjalistówodartyleriirakietowejzakilkadni
jednostkatabędziemogłazostaćwłączonadowalki.Niektórzysądzilinawet,żezadzieńlubdwa.
PierwszypocisknaTolledo-pomyślałKomandor.Zaplacówkęnumertrzy.Drugi-nastolicę!
Następne-wedługpotrzeb!Dzikusymusząsiępoddać!Muszą!
XII
Stolicaprzypominałaraczejwiększąwieśniżmiasto.Drewniane,kryteliśćmidomystałyjedenprzy
drugim.Wąskieprzejściamiędzynimiimitowałyuliczki.
Histingsazdziwiłbrakmieszkańców.Możesiedząwswoichdomkach,amożegdzieśpracują?A
gdziepodziałysiędzieci?
Narozmyślanianiebyłojednakczasu.Prowadzącyzatrzymałsię.Twarzjegowyrażaławielkie
zaniepokojenie.Jednocześnienieboprzybrałoswójnormalnyzielonykolor,azabójczamgłaprzybliżyła
się.
-Musimyiśćszybciej!-powiedziałtubylec.
Histingsztrudemnadążałzaprowadzącym.Szybkimarszprzeszedłwbieg.Zatrzymalisiękoło
okazałegobudynku.Przywejściustałodwóchuzbrojonychwdługiewłócznieosobników.Prowadzący
cośimzacząłszeptać.Strażnicyrozstąpilisię.
PrzewodnikzaprowadziłHistingsadosalitronowej.
Władcaplanetysiedziałnawysokimstołku.Ubranybyłwdługąkoszulęwyhaftowanąwkolorowe
wzory.
Przewodnikucałowałjegoręceistopy,anastępniezacząłcośmówić.Histingsniezrozumiałnicztej
rozmowy.
Pokilkunastuminutachusłyszałtensamdziwny,bezbarwnygłos:
-Będzieszświadkiemwielkiejklęskiwaszychwojowników.Dotegoczasuzostanieszumieszczony
wpiwnicy.Otrzymaszpowietrze,jedzenieipicie.
XIII
-Oficerowie!Dowódcy!Żołnierze!Wasztrudnieposzedłnamarne!Zakilkaminutrozprawimysięz
dzikusami,ataplanetastaniesięnaszymdrugim,wspaniałymświatem.PrawdziwymNowymŚwiatem!
Jużterazpowinniśmyprzygotowaćsiędoprzyjęciaosadników!Alenajpierwzobaczymynasząbroń!
Zobaczymyupadekdzikusów.Takjużjestwszędzie,żesilniejszywygrywa!Myjesteśmysilniejsi!Za
momentzostaniewystrzelonypierwszypocisk.Kierunek-stolica!
Pierwszypociskwystrzeliłosobiście.Wszyscywpatrywalisięwekran.
Komandorspojrzałnazegarek.
-Zaniecałe5minut,konkretnieza279sekund-stolicyniebędzie.
Zdarzyłosięjednakcośzaskakującego,coś,czegoaniKomandor,aniinnioficerowienie
przewidzieli.Naekraniepojawiłsiędrugipunkt.Doszedłdopierwszego.Ekranzgasł-aparatura
sterowniczaprzestaładziałać.
-Antyrakiety!-ryknąłKomandor.-Onimająantyrakiety!
XIV
WswoimmałymwięzieniuHistingsstraciłzupełnierachubęczasu.Odchwiliumieszczeniagow
piwnicymogłoupłynąćkilkanaściegodzin,jakidwiedoby.Jedyne,comuzostało,tozastanawianiesię,
comiałnamyślikról,kiedymówił:“Będzieszświadkiemklęski".Jakąsztuczkęprzygotowaliżołnierze
królauzbrojeniwdługiewłócznie?Wreszcieprzyszedłdoniegotubylecikazałmuiśćzasobą.
Majorszedłposłusznie.Minęlizabudowaniaiweszlinapłaskiewzgórze.
-Patrz!
Histingszobaczyłnaniebiedwamaleńkiepunkciki,zostawiającezasobądługiesmugi.Rakiety!Za
chwilę,zakilkasekunduderząwmiasto.Wtedyzginieion.
Punkcikizaczęłyzbliżaćsiędosiebie,anastępniezderzyłysięzesobą.Dojrzałbłyskogniananiebie
iolbrzymiączarnąchmurędymu.
Błądwkierowaniu-pomyślał.
-Maciedużoognistychptaków-zacząłtłumaczyćmuprzewodnik-alemyjesteśmywstanie
zniszczyćjewszystkie.Wróciszdoswojegowodzaipowieszmuto.Jeżeliposłuchaikażewamwrócić
donieba,skądprzybyliście,nicwamniegrozi.Jeżelinie-użyjemyinnychśrodków.Odejśćznaszej
ziemi-towaszaostatniaszansa.
-Tochybasen-mruknąłmajor.
-Zniszczymywasząbrońtak,jakniszczyliśmybrońinnychwojownikówznieba.Powiesztoswojemu
wodzowi.Powiesztakżeinnerzeczy.
-Nieznamdrogi.
-Pójdziesztam-wskazałrękąkierunek.-Będzieszszedłzamgłą,onaciebiezaprowadzi.Alenie
wolnocizmienićdrogi,pamiętaj!Dojdziesznadwielkąsłonąwodę.Tamjesttwójwódz.
Komandorprzeniósłkwateręnawybrzeże?
-Aterazruszaj.Jaksiępośpieszysz,dojdzieszprzedzachodemsłońca.
Histingsruszyłzamgłą.Zrozumiał,żeniktniepokonatejdziwnejcywilizacji.Zacząłdomyślaćsię,
dlaczego.
XV
Królikapłanzastanawiali.się,czywypuszczeniejeńcaprzyniesieoczekiwanerezultaty.Kapłan
sądził,żezwolnionegomogąpotraktowaćjaktego,któryprzekazałbrońiważnedokumenty,anastępnie
zabić.Czywolnogouratować?Istniałatakamożliwość,alepochłaniałazbytdużosił.Asiłybyły
potrzebne.
-Ichwódznieustąpitakłatwo...
-Najwyższywładco!Żadenzwojownikówzniebanietrwałztakimuporemnanaszejziemijakten.
Kapłani-posiadaczemądrości,sąprzemęczeni.Wdodatkukilkuznichprzeszłodokrainywiecznej
szczęśliwościimądrości.Ichnastępcy,młodziizapalczywi,niemajądostatecznegodoświadczenia.
Wszystkiepracewykonaliprawidłowo,aledługomusząsięjeszczeuczyć.Bardzodługo.
Tobyłypoważneproblemy.Niemogłyichzaćmićnawettakiesukcesyjakdzisiejszy-zestrzelenie
stalowego,ognistegoptaka.
Królwydaodpowiednieedyktyiwieleosóbbędziefetowałotozwycięstwo.Tylkoniejegotwórcy.
Cibędąnabieralidalszychsiłdowalkizupartymiwojownikamiprzybyłymiznieba.
-Jeniecwróciłdoswegowodza-powiedziałkapłan.-Terazwszystkosięrozstrzygnie.
XVI
MimozmęczeniadługąwędrówkąHistingsodrazuzameldowałsięuKomandora.
-Gdziepansiępodziewał,majorze?
Histingsopowiedziałwszystkodokładnie.Opotyczcepodmałąwioską,opojmaniu,o
przedstawieniugowładcyplanetyiouwolnieniu.Oświadczył,żetubylcyniebojąsiężadnejzziemskich
broni.Nazakończeniepowiedział,żenigdynieudasięskolonizowaćtejplanety.
-Małepraniemózgu?
-Nie.Żadnegoprania.Mamnatęsprawęwłasnypogląd...
-Jaki?
-Sądzę,żetubylcyposługująsięenergiąpsychiczną.
-Czym?
-Energiąpsychiczną.CzypanKomandorwierzywtelepatię,jasnowidztwoiinnezjawiskauważane
kiedyśzaparanormalne?
-Niewierzęwtakiebzdury!
-Szkoda.Wydajemisię,żemieszkańcytejplanetymajązdolnościterozwiniętewstopniuznacznie
wyższymniżmy,Ziemianie.Oniumiejączytaćnaszemyśli.Nietylkomyśli,takżeuczucia.Baliśmysię
bardzozabójczychmikroorganizmówidostaliśmywirusa.Baliśmysiętrzęsieniaziemi,wulkanówiteżto
dostaliśmy.Oniwytrzymująto,czegomysięboimy.Alboto,oczymmarzymy.Każdyżołnierzmyślio
jakiejśdziewczynie.Oniwytwarzają,materializujątemarzenia.Żołnierzenieumieliopanowaćżądzyi
wpadaliwpułapkę.Myślęteż,żetubylcyzmuszająnasdotakiegodziałania,któreimodpowiada.
-Bzdura...-Komandornagleuświadomiłsobie,żewydałrozkazatakurakietowegonastolicę,
chociażnajpierwchciałzdobyćTolledo.
-Tahipoteza-kontynuowałHistings-tłumaczywszystkienaszeniepowodzenia.Chciałbymjeszcze
zwrócićuwagęnadwazjawiska.Onimówilidomnie,nieotwierającust.Niewiem,wjakisposóbto
robili,idrugie:wspominalicośoinnychwojownikachznieba.
-Okim?
-Oinnychwojownikachznieba.Sugerowali,żeniejesteśmypierwsi,którzychcązdobyćtęplanetę.
-Tointeresujące.StrategicznypunktwskaliGalaktyki.Copanproponuje,majorze?
-Odwrót.
-Co?
-PowrótnaZiemię.
Komandorchwyciłplazmowiec.
-Itomówiszefwywiadu,majorHistings...Byłpanjednaktorturowany.Poddawanyszykanom.Niech
siępanprzyzna.
-Niebyłem-zaprzeczyłHistings.-Niewmówimipantego,Komandorze.
-Zdradziłpannaszetajemnicebojowe.Naprzykładdatęigodzinęatakurakietowego...
-Niezrobiłemtegozprostejprzyczyny-nieznałemdokładnegoczasuataku...Aczymógłbymzrobić
samwkrótkimczasieantyrakietę?
-Mapanrację,majorze.Trzebastądzjeżdżać.Przygotujepanraport.Odkryłpanśladywalkróżnych
cywilizacji.Wtejsytuacjiniemożepanzagwarantowaćbezpieczeństwaosadników.
-Mamtylkojednąwątpliwość.Jeżeliktóryśzżołnierzywygadacośpopijanemualbozaczniepisać
pamiętniki?
-Załatwiętosam.Niechpanprzygotujeraport.Wiadomośćoprzygotowaniachdoopuszczenia
planetyprzyjętopoczątkowozniedowierzaniem,później-popotwierdzeniu-zentuzjazmem.Znaleźlisię
-coprawdanieliczni-oficerowie,którzychcielikontynuowaćwojnę,aleichgłosginąłwogólnej
wrzawietych,którzymielijużdośćniepewności.
XVII
Statkistartowałykolejnozkosmodromówwybudowanychnawybrzeżu.Sztabmiałzostać
ewakuowanynakońcu._
Histingsrazjeszczepopatrzyłnakrajobraztejplanety.Jakdalekojestdostolicytejspołeczności?
Szedłstamtąd.Zktórejstrony?Czyżbystraciłpoczucieorientacji?
-Majorze,raportgotowy?-Komandorprzywracałgodorzeczywistości.
-Takjest!
Raportniebyłzbytszczegółowy.Zawierałogólnikowestwierdzeniaoinwazjinatęplanetęróżnych
przybyszówzkosmosu.Sugerował,żeosadnicybylibynarażeninaatakizestronyinnychcywilizacji.Ani
słowemniewspominałodziwnychmieszkańcachtejplanety,którzywprzedziwnysposóbzwyciężali
najeźdźców.BiblijnahistoriaDawidaiGoliatawskalikosmicznej.
Czytaspołecznośćkiedyśrozwiniesięwpotężnącywilizację?Jeżelitak,będzieniedopokonania-
pomyślałmajor.
-Zarazstartujemy-powiedziałKomandor.-Niechpansięprzygotuje,majorze.
-Jestemgotowy-odpowiedziałHistings.
TadeuszMarkowski-TAKBARDZOCHCIAŁBYĆCZŁOWIEKIEM,ŻE...
Motto:Gladiatorze!Nieszukaj
przyjaciółwśródgladiatorów!
SalaKomisjiLekarskiejdziałuZałogowychLotówPozaukładowychwypełnionabyłapobrzegi.
Technicywykańczaliwłaśnieindywidualnepołączeniazkomputeremistymulatoramipólmózgowychdla
dodatkowychsześciuczłonkówkomisji,któradzisiajwyjątkowoobradowaławrozszerzonymskładzie.
Niktsięnieodzywał.NaZiemijużdawnozdanosobiesprawę,żetylkoracjonalnedziałaniepoparte
współpracązkomputeremanalizującymwszystkiewypowiedziiopinieorazpoddaniemózgudziałaniu
stymulatorów,któreuwalniałytenniedoskonałyjeszczeorganodwpływuniepotrzebnychwrażeńi
odczuć-zwanychwliteraturzefachowejparazytami-pozwalanazapewnieniepodejmowania
optymalnychdecyzji.Dziękitemuludzkośćmogłajeszczebardziejprzyspieszyćtemposwojegorozwoju,
dotądhamowanegoprzezniedoskonałośćorganów,jakimidysponowałczłowiek.
Naszczęściejednakzdanosobiesprawę,żeniejesttotrudnośćniedopokonania.Dlategodzisiajnikt
sięnasalinieodzywał.Byłobytobowiemdziałanienieoptymalne.Nieznanojeszczeprzecież
wszystkichfaktówtowarzyszącychXIVWyprawie.
PrzewodniczącyKomisjiTorLaakonpoprawiłsobieostatnirazkońcówkiłączącegozkomputerem,
stymulatoremizbiorczymtelepatorem,którynabieżącoanalizowałmyśliwszystkichczłonkówKomisjii
podawałmugotowesyntezy.Byłatonajbardziejoptymalnaforma,jakądotądudałosięopracować.Jej
zasadniczymmankamentembyłoto,żepodlegałabezpośrednioczłowiekowi,coprzecieżznacznie
opóźniałoprzepływinformacji.RadaZiemibyłajednakwtymwzględzienieugięta.Każdełącze,każda
maszynamusiałaostateczniepodlegaćczłowiekowi.TorLaakonwiedział,żezatąnieugiętościąRady
stałMuurKekon-znanypsycholog,którywciążgłosił,żejesttowaruneksinequanondalszegoistnienia
ludzkości.Muurbyłzresztąobecnynasali,alesiedziałgdzieśwgłębi,jakzwykłyczłonekkomisji.To
teżbyłojednozjegodziwactw.Torpodejrzewałnawet,żeMuurmiałpoglądyjeszczebardziej
rewolucyjne,żewręczpragnąłbyskończyćzoptymalizacją.Mówiono,żeczęstoodłączasięod
stymulatorów,aleTorniebardzowtowierzył.PrzecieżMuurbyłczłonkiemRadyZiemi.Teraz
przechwyciłjegospojrzenie.
Niepowinienempoprawiaćtychkońcówek-pomyślał.
Wiedział,żekońcówkibyłytakpodłączonedojegomózgu,żebywżadnymwypadkunieutrudniały
muruchów.Ot,takiegłupieprzyzwyczajenie,któregozanicniemógłsiępozbyć.Mieściłsięjednakw
granicachtolerancji.Radziłsięwtejsprawienawetgłównegokomputeramedycznego.Teraznawszelki
wypadekpoprosiłkomputerlekarskioocenętegogestu.
-Zerotrzyoptymalności-usłyszał.-Zaleceniekonsultacjizpsychologiem!Odruchwgranicach
błędu.Niewpływanapełnieniedotychczasowychfunkcji.
Starzejęsię!-pomyślałizarazpoczuł,żestymulatorwzmocniłpole.-Niedługobędęmusiałpodać
siędodymisji.
Natymjednakzakończyłswojerozważania,bousłyszałsygnałgotowości.Wszystkobyło
przygotowanedorozpoczęciaobrad.
-SprawaXIVWyprawy.PrzypadekpilotaGibaTrensa.Wideogramkomputerowynapodstawie
pokładowegotelepatora.SyntetyzowałprzewodniczącyTorLaakon.Wstępnerozpoznanie:brakdanych.
Celtransmisji:znalezienieprzyczynyśmierci,ocenaprzestrzeganiaregulaminulotówpozaukładowych,
wnioskidlaprzyszłychwypraw.Zapisz2948dnialotu,ostatniedwanaściegodzin.Uwaga!Zaczynam.
Torzakończyłswojewystąpienie.TobyłorównieżjeszczejednodziwactwoRady.Obradypowinien
zaczynaćczłowiek.Torbyłjednakzadowolonyzeswegowystąpienia.Wydawałomusię,żenie
powiedziałanijednegoniepotrzebnegosłowa.Dlapewnościpołączyłsięjeszczerazzkomputerem.
-Dziewięćdziesiątdziewięćprocentoptymalności.Błądwgranicachdopuszczalności-usłyszał
odpowiedź.
Tymczasemzaczynałasięjużtransmisja.
***
Gibusiłowałpodnieśćsięzleżahibernatorium.Przezchwilęleżałpodpierającsięłokciem.Byłza
słaby,żebywstać.Zarazjednakpodpłynąłdoniegomechanicznylekarzizrobiłmuodpowiednizastrzyk.
Gibodczekałchwilęażrozpoczniesiędziałanielekarstwa.Wreszciesiępodniósł.Powolizacząłsię
ubierać.Rozejrzałsięposali.Byłostatni.
-Znówzarobiępunktykarne-pomyślałzrezygnacją.
Naszczęścieniebyłjeszczepodłączonydostymulatora.Telepatorrównieżniemiałdostępudo
hibernatorium.Gibpozwoliłwięcsobienachwilęnieoptymalnejzadumy.Nadwadzieściasześćmiejsc
hibernacyjnych,wolnychbyłowtejchwilidwadzieściadwa.Ityluwłaśnieichzginęłowczasie
wyprawy.Powiększejczęścizostalizdalniedetonowanizuwaginabliskiezeruprawdopodobieństwo
ichpowrotunapokład.Gibnigdyniemógłsiędotegoprzekonać.Regulaminlotówkosmicznychbył
jednaknieubłagany.Chodziłoooptymalizację.DlaZiemiważnebyłotylkoto,żebystatekkosmiczny
powróciłdoportu,zktóregowystartował,wrazzewszystkimidanymi,jakieudałosięzebraćwczasie
lotu.Powrótzałoginiebyłkonieczny.Chodziłoprzecieżodane.Gibzpoczątkubyłprzekonanyo
słusznościtakiegozałożenia.Późniejjednakzacząłsięzastanawiać.Załogipozaukładoweniebyłyprzez
całyczaspodłączonedostymulatorów.Mógłwięcsobiepozwolićnachwileswobodnegomyślenia.Z
początkutrochęsiętegobał,alepóźniejzauważył,żeniewpływatowcalenaoptymalność
podejmowanychprzezniegodecyzji.ZwierzyłsięztegojedynieGaborowi,któregomógłnazwaćchyba
swoimprzyjacielem.Przyłapałgokiedyśnatym,jakwczasiewachtyodłączyłsięodstymulatora.Z
początkuchciałnatychmiastzawiadomićotymkapitana.Uczonoichprzecież,żetakiepostępowanie
prowadzidozagładystatku.Jednakniewiedziećczemupostanowiłzobaczyć,cosięstanie.Nicsię
jednakniewydarzyło.Odtegomomentudatująsięichwspólnerozmowy:Zawszeteżwyruszalirazemna
rekonesans.Możnabyłowięcnazwaćichprzyjaciółmichoćbrzmiałotostaromodnieiwręcz
niebezpiecznie.Przyjaźńjakouczucieparazytalnezostałaprzecieżzlikwidowanajużczterywiekitemu.
-Gibnastanowiskonumerdwa!-wgłośnikachhibernatoriumrozległsięgłosKapitana-ŁonaVira.
-Przyjęte!-potwierdziłmechanicznie.
Jeszczerazrozejrzałsiępopustejsaliipowoliposzedłnaswojestanowisko.
Sterowniabyłapusta.Olbrzymiasala,niegdyśzapełnionapobrzegi,terazświeciłapustkami.Każdyz
tych,którzyprzeżyli,musiałobsługiwaćsześćstanowisk.Sprzężonojewięcpomiędzysobą.Trzebabyło
wtymceluprzebudowaćichukład,alepozostawionofotele.Nieopłacałosiębowiemich
wymontowywać.Terazstałypustejakniemywyrzutsumienia.Tylkożesumienierównieżzostało
wykreślonezesłownikówprzedczteremawiekami,jakopojęcieirracjonalne.
Gibczekałprzezchwilę,ażfotelpodłączydoniegowszystkiekońcówki.Trwałototrochędłużejniż
zwykle,ponieważGibpełniłfunkcjępredyktorapokładowego.Miałwięcotrzypołączeniaz
komputeremwięcejniżinni.Wreszciezostałcałkowiciezintegrowanyzestatkiem.
-Przeglądurządzeń!-usłyszałkomendęŁonaVira.
-Układyżyciowewnormie-odpowiedziałjakechoGabor.
-Układysterowniczewnormie-dodałJacHer.
-Pancerzwnormie-stwierdziłGibpokonsultacjizkomputerem.
-Energetyczny?-zapytałŁon.
-Dubletkomputera-odezwałsięGaborpokrótkimmilczeniu.
“Dublet"określiłstan,wktórymkomputeruznałzastosownepowtórzyćcałyprzeglądodpoczątku.
Oznaczałotonajczęściejawarię,choćoczywiścietrzebabyłoczekaćnaoficjalnądiagnozę.
-Awariastosu.Przeciek-obwieściłwreszcieGabor.
-Predykcja!-rozkazałkapitan.
Gibskupiłsięipołączyłtelepatyczniezkomputerem.Pochwiliotrzymałjużwstępnedanedomodelu
sytuacji.Przezchwilępróbowałzastosowaćktóryśzmodelistandardowych,alenicmuztegonie
wyszło.Sytuacjabyłaowielepoważniejsza,niżmożnabyłosądzić.
-Predykcjazatrzyminutyiczterdzieścidwiesekundy-oznajmiłwreszciepozebraniuwszystkich
danych.
Przeztenczaskapitankontynuowałprzeglądstatku,Gibzaśpowolitworzyłodpowiednimodel.
Wreszcieotrzymałwynik.Czegośtakiegojeszczenigdyniemiał.
-Dubletpredykcji!-oznajmiłtrochępodenerwowanymgłosem.
Stantentrwałjednaktylkochwilę,bozarazstymulatorzwiększyłnatężeniepola.Wtensposóbmógł
sięskupićtylkonamodelu.Wynikbyłjednoznacznymimodwukrotnychpowtórzeń.Zawszetensam.Gib
uznał,żeterazjużmożespokojniegoogłosić.
-Anihilacjareaktorazatrzydzieścidwieminuty.Koniecznainterwencjabezpośrednia.
-Predykcjananastępnąminutę!-zażądałLon.
Oznaczałoto,żechcewiedziećjakiebędąskutkitegowybuchu.
Gibznowuzagłębiłsięwswojemodele.Tumógłjużstosowaćstandardy.
-Zniszczeniereaktora,śluzorazhibernatoriumwtrzydziestejdrugiejminucieipiątejsekundzie,z
prawdopodobieństwemzerodziewięćdziesiątdziewięć.Układżyciowyzniszczonywdwanaściesekund
potemzprawdopodobieństwemzerodziewięćdziesiątcztery.Całkowitezniszczeniesterowniwminutę
późniejnaskutekwybuchówobwodówzasilającychzprawdopodobieństwemzerodziewięćdziesiąt-
wyliczyłpokolei.
-PredykcjeutrzymaniasięprzyżyciuipowrotunaZiemię?
-Utrzymaniesięprzyżyciuprzezdwamiesiąceodchwilizeromożliwezprawdopodobieństwem
jednadziesięciotysięczna.PowrótnaZiemięzprawdopodobieństwemdziesięćdominusdwunastejw
ciągudwóchtysięcylat.
-Zalecenia?
-Interwencjabezpośredniadwóchosóbwspółdziałającychzsześciomarobotaminaprawczymi.
Prawdopodobieństwopowodzenia-przyzałożeniu,rozpoczęciapracwciągupółtorejminuty-zero
osiemdziesiątjeden.
-Możliwośćużyciawszystkichrobotównaprawczych?-zapytałsięGabor.
-Formalnyzakazkomputera.Włączonyzostanieprogramzastrzeżonyuruchamiającystymulatory
specjalnezwkładkąhipnotyczną.Cel:zmuszeniedwóchosóbdodokonanianaprawy.
-Motywacja?-rzuciłnerwowoGabor.
-ZmniejszeniesięprawdopodobieństwapowrotunaZiemięzdanymidozeropięćdziesiąttrzy.O
siedemsetnychniższeodprawdopodobieństwawymaganegoregulaminem.
-Czasdonaprawy?"-zapytałsięJacHer.
-Minutaisiedemsekund-odpowiedziałGibizdałsobiesprawę,żedwómznichzostałojuż
dokładnietyleżycia.
-Prawdopodobieństwoprzeżyciadlaekipynaprawczej?-zapytałponownieJac.
-Dziesięćdominusczwartejprzypełnejhibernacjiwdwadzieściapięćsekundodchwili
opuszczeniakomoryreaktora.
-Typkomputera?-rzuciłwreszciesakramentalnepytanieŁon.
-Dublet!-odparłGib.
Niemusiałtegorobić.Programytypującesąbowiemtrzykrotniesprawdzaneprzedstartem.
Regulaminjednakzezwalałwtakichprzypadkachnazdublowanieobliczeń.Gibuważał,żejego
obowiązkiemjestsprawdzenieichpoprawnościbezzaleceńkapitana.
-Decyzjakomputera-zabrzmiałowreszcie-LonViriJacHer.Czas:czterdzieścisekund.
-Gibprzejmujedowodzenie!-odezwałsięLonpokrótkiejchwili.
-Przyjęte!-jakechoodpowiedziałGib.
Jednocześnieobajwytypowaniprzezkomputerzaczęlisięwyswobadzaćzłączącychichkońcówek.
Podziesięciusekundachjużkierowalisięwstronęwyjścia.Wszystkozgodniezregulaminem.
AniGib,aniGaborniespojrzelinawetzanimi.Poco?Niemożnasięodrywaćodprzyrządów.
Tamcidwajitakjużjakbynieżyli.Musielitylkodobrzewypełnićswojąmisję.
-Przygotowaćhibernatorium!-rozkazałGib.
-Przyjęte-odpowiedziałGabor.
-Wysłaćsześćrobotównaprawczychdokomorystosu!
-Przyjęte.
Przeznastępnepółgodzinynieodzywalisiędosiebieanisłowem.Patrzylitylkozniepokojemna
wskaźnikprzeciekureaktora.Powolizbliżałsięondozera.Stymulatorytymrazemniewłączyłysięani
razu.Niepokójbyłdozwolony.Strachnatomiastnie.
-Wysyłamdwarobotymedycznedośluzyreaktora-odezwałsięnagleGabor.
Byłonatotrochęzawcześnie,aleGibnicniepowiedział.Gabormieściłsięwgranicachtolerancji.
Terazzresztąniemiałczasunanicwięcejpozakontroląwszystkichnowychpołączeń,którymikierował.
-Detonujcienas!-odezwałsięnaglewsłuchawkachgłosŁona.
-Robotymedyczneczekająprzedśluzą-przypomniałimGib.-Maciejeszczedwadzieściasekund
czasu-dodał.
-Rezygnujemyzhibernacji-odezwałsięponownieŁon.-Detonujcienas!
Gibodruchowowyciągnąłrękęwkierunkudetonatorauruchamiającegoładunekwybuchowy,jaki
stalenosiłprzysobiekażdyczłonekzałogi.Nagleusłyszałgłoskomputerazgłaszającegozakaz.
-Motywacja?-zapytał.
-Prawdopodobieństwouszkodzeniareaktora.
-Wyłączamwaszedetonatory-odezwałsięGabor.-Zakazkomputera.
-Możeciesiędetonowaćwśluzie-odezwałsięGib.
-Przyjęto.
-Przypominam,żehibernatoriumczekanawas-włączyłsięponownieGabor.
-Wiemy-usłyszeliwodpowiedzi.
Pochwilirejestratoryodnotowałydwalekkiewybuchywśluziereaktora.
-LonViriJacHerprzestaliistnieć.Mielidotegoprawo-Gibodruchowowygłosiłregulaminową
formułkę.
Terazpozostałoichtylkodwóch.
-Zaleceniegłównegokomputera?-zapytałGibpekrótkim,regulaminowymmilczeniu.
-KontynuowaćbadaniaukładuAlfa22/BX!Pozakończeniupracwedługprogramu3C-powrótna
Ziemię!
Komputeruznałwięc,żewedwójkęzGaboremdadząradęzbadaćostatnicelichlotu.Gibnie
kwestionowałtejdecyzji.Wywołałprogram3C.Pierwszypunktprzewidywałsen.Takiebyłoteżjego
poleceniejakonowegokapitanawyprawy.
***
Spalitylkodwiegodziny,alebyłtopogłębionysenhipnotyczny.Zgodniezprogramem.Odpowiadało
tomniejwięcejdziesięciugodzinomnormalnegosnu.Wczasietychdwóchgodzinichorganizmyzostały
poddanezabiegomregeneracyjnymikąpieliwzmacniającej,takżezarazpoobudzeniumogliprzystąpić
dobadańukładu.Przeztrzygodzinyzbieraliianalizowalidaneuzyskanezapośrednictwemsond
automatycznych.Niewykazałyonenicszczególnieinteresującego.Układbyłpodobnydosetekjuż
zbadanychprzezludzkość.Gibobliczyłprawdopodobieństwoodkryciaczegoś,comogłosięprzydaćna
Ziemi.Wyniosłoonozerotrzy.Odwiesetnezamało,żebymusiałdokonaćbadańzałogowych,aleityleż
samozadużo,żebymógłbezzastanowieniawydaćrozkazodlotu.Regulaminpozostawiałwtakim
wypadkudecyzjękapitanowi.TyleżepopowrocienaZiemięmusiałbytowyczerpującoumotywować.
To-czylidecyzjępowrotu.Postanowił,żeniewydarozkazubadańzałogowychitoniedlatego,że
praktyczniezostałbezzałogi.Wkażdymbądźrazienietylkodlatego.Zdawałsobiesprawę,że
wydarzeniaostatnichtrzechgodzincośwnimzmieniły.Coś,czegoniezatrzeżadenstymulator.
-Stanzaawansowaniaprogramu3C?-zapytał.
-Dziewięćdziesiąttrzyprocent-odpowiedziałGabor.
-Przygotujsiędopowrotu!-rozkazał.Wchwilępotemusłyszałgłoskomputera:
-Decyzjawątpliwa.Motywacja?
-Decyzjawmocy.Wykonać!-odpowiedziałbeznamysłu.
Miałdotegoprawo.Regulaminwłaśniejemu,aniekomputerowi,pozostawiałostatniesłowowtym
przypadkuimógłztegoskorzystać.Komputeroczywiściemiałrównieżprawozażądaćumotywowania
tegokroku.Naszczęściejednakwtymwłaśnieprzypadkuniemógłonnicwięcej.
Gaborzakończyłwmiędzyczasiewykonywanieprogramu3Ciprzystąpiłterazdosprawdzania
zespołówstatku.Zwykłarutyna.Robilitoprzecieżprzedczteremagodzinami.Wszystkobyłooczywiście
wnormie.
Wgodzinępóźniejznaleźlisięwhibernatorium.Gaborpróbowałcośpowiedzieć,alewostatniej
chwilizrezygnował.Przezchwilępatrzylisobiewoczy.Obydwajbylijeszczepodwrażeniemostatnich
godzin.
-Tomójostatnilot-oznajmiłwreszcieGib.
-Niewiedziałem-odpowiedziałGabortonem,wktórymprzebijałorozczarowanie.
-Powziąłemdecyzjęprzedchwilą.
-Jeśliprzeżyjemy-odezwałsięGabortajemniczo.
-Cochceszprzeztopowiedzieć?
-Nic.Mamdziwneprzeczucia.
-Przeczucia?Chłopie!Tosąwłaśnieskutkiwyłączaniasięzestymulatorów-Gibbyłautentycznie
zaniepokojonystanemGabora.
-Przestańbyćnachwilęautomatem!-wybuchnąłnagletenostatni.
-Słuchaj!-Gibmówiłterazpoważnie.-Tolerowałemtwojewybryki,aleteraztojużkoniec.Moim
obowiązkiemjestdoprowadzićtenstateknaZiemię,ichcętozrobićbezdalszychofiar.Uważam,żeto
właśniejestoptymalnymrozwiązaniem.Więcostrzegamcię:niebędętolerowałżadnychekscesów.Jeśli
będzietrzeba,wywołamprogramyzastrzeżone.
-Ibędzieszsiębałprzezcałyczas,żekomputerkażeciędetonować-wgłosieGaborasłychaćbyło
szyderstwo.
Gibchciałodpowiedzieć,żenieznatakiegopojęcia,aleuświadomiłsobiezaraz,żewsterowni,
kiedywszyscyczekalinawynikprognozyitypykomputera,tocowówczasodczuwał,byłoczymświęcej
niżniepokojem.
-Niebojęsiędetonowania-odpowiedziałwreszcie.
Byłatoprawda.Zdawałsobiesprawę,żewpewnychsytuacjachtakiepoświęceniebyło
nieuniknione,choćprzyznawał,żeczęstożądanogodlazbytbłahychprzyczyn.
-Tak.Wiemotym,aleniewtakiejsytuacji-głosGaborabyłtymrazempoprostuzrezygnowany.-
Samdetonowałemsześciu.Wieszotym.Alecoinnegodziałaćjakautomatwiedząc,żeodciebiemoże
zależećżyciedwudziestukilkuludzioddalonychocałeparsekiodZiemi,acoinnegobyćmaszynąwobec
innejmaszynytylkopoto,żebysięspodobaćtrzeciejmaszynie,iwszystkotowimięczwartejmaszyny,
tejnajwiększej,którachcemiećcoraztonowedanewcorazkrótszymczasieizacorazwiększącenę.
-Przesadzasz.Lotypozaukładowenigdyniebyłybezpieczne.Zawszeteżginęliwnichludziewłaśnie
wimięwiedzy,czyteż-jeśliwolisz-nowychdanych.
-Wczułeśsięwswojąrolę,co?-tymrazemwgłosieGaboraniebyłonawetszyderstwa,leczczuło
siępoprostuzmęczenieczłowieka,którywiezbytdużoiktóryniepotrafijużdaćsobieztymrady.
-Tomójdrugilot-dodałpozorniebezzwiązku.
-Mójpierwszy-odparłGib-iostatni-dodałznaciskiem.
-Zpierwszegolotuwróciłonasczterechnatrzydziestu.Ztegotylkoczterechmusiałozginąć.Tobie
sięwydaje,żejakporzuciszsłużbę,tobędzieszmiałczysteręce.Bzdura!Amożeniepozwoląciodejść?
-dodał.
-Ciekawjestem,ktomniezatrzyma?-zapytałGib.
-Maszyna.
-Złożęwymówienie.
-Wyślącięnaleczenie.Potrzymająpodstymulatoramiizmieniszzdanie.Zaręczam!
-Skądtytowszystkowiesz?-zainteresowałsięnagleGib.
-Trochęczytałem.Poznałemkilkuludzi,którzyumiejąjeszczesamodzielniemyśleć.
-Iniekorzystaszzestymulatorów-dokończyłGib.
-Owszem.Toogłupia.
-Alemusiszprzyznać,żebeznichniewielebyśmyzdziałali.
-Kiedyśludziedawalisobieświetnieradębeznich.
-Omałoniedoprowadzilidokatastrofy.
-Cotywieszotejkatastrofie?-Gabormówiłteraztonemprawielekceważącym.
-Wystarczającodużo.To,żeszerzyłosiębezprawie,morderstwa,gwałty,kradzieże.Ludziezatracili
sensżycia.Przestalipracować,nastawilisięnakonsumpcjęiprzyjemności.Tożespadałaprodukcja
przemysłowa,żezanikłaliteraturaisztuka.Ludzkośćumierała.
-Dekadencja,jakichtasamaludzkośćprzeżyłajużsetki.Izawszeodradzałasięlepsza,zdrowszai
silniejsza.
-Cotojestdekadencja?-zapytałGib.-Skądtyśtowytrzasnął?
-Chyleniesiękuupadkowi,czylimniejwięcejto,coopisałeśprzedchwilą.
-Nieznałemtegosłowa.
-Jateżpoznałemjedopieropopowrociezpierwszejwyprawy.
-Odkogo?
-Nieważne.
-Nieufaszmi?
-Niebyłobytooptymalne-odparłGaborzironią.
-Sądzisz,żeto,conammówionookatastrofie,tonieprawda?
-Prawda.Tyleżeniecała.
-???
-Niemówisięnamomiłości,oprzyjaźni,opoświęceniu,onamiętnościach,iocałejmasieinnych
rzeczy,którezlikwidowanojakotakzwaneuczuciaparazytalne.
-Możejednaknaprawdętaktrzeba-GibporazpierwszyzacząłtraktowaćsłowaGaborapoważnie.
-Nie.Miłośćsprowadziliśmydoabsurdu.Płodzimydziecinazleceniekomputera,nawetnie
podrywamydziewczynbezzasięgnięciawpierwjegoopinii.Zlikwidowaliśmymorderstwa,alenikomu
niedrgnierękaprzydetonowaniukolegi,zktórymspędziłosięparęlatwzamkniętejpuszcepędzącejw
przestrzeni.Najbardziejboimysięposądzeniaonieoptymalnedziałanie,przezconiejesteśmynawetw
staniepodskoczyć,kiedymamynatoochotę.
-Pocomielibyśmypodskakiwać?-zdziwiłsięszczerzeGib.
Gaborprzezchwilępatrzyłnaniegozubolewaniem.Wreszciemachnąłzrezygnacjąrękąipołożył
sięnaswoimmiejscu.
-Wiesz-zacząłzwahaniempodługimmilczeniu-gdybymniewrócił,towmojejkabinieznajdziesz
paręksiążek.PrzeczytajjezanimzdaszdoCentrumPilotów!
-Czemumiałbyśniewrócić?-zapytałGib.-Przecieżcaławyprawajestpraktyczniezakończona.
WracamynaZiemię-dodał.
-Mówiłemcijuż.Przeczucie.
Wtymsamymmomenciehibernatoriumwypełniłsygnałalarmowy.
-Załoganastanowiska!Awariapierwszegostopnia.
***
GibsiedziałwkabinieGaboraikończyłprzeglądaćjegorzeczy.GaborIsztprzestałistnieć.Miałdo
tegoprawo.TylkożeGibniebyłpewien,czyGaborchciałzginąć.Niebyłrównieżpewien,czychciałgo
detonować.Ajednaktozrobił.Aterazdopuściłsięnadodatekprzestępstwaiwyłączyłwszystkie
stymulatoryorazskasowałwszystkieprogramyzastrzeżone.Byłskończonyjakopilot.
-CzyGabormógłwiedzieć?-przemknęłomuprzezmyśl.Tobyłoprzecieżniemożliwe.Wjaki
sposóbmógłprzewidzieć,żezginie?
Zdarzyłaimsięrzecznieprawdopodobna.Przebiciepancerzanawysokościreaktora.Wstrząsniebył
nawetzbytsilny.
Całasekcjaenergetycznaznalazłasięnaglepodostrzałemcząsteczekpromieniowaniakosmicznego,i
czegoświęcej-jakiegośdziwnegopromieniowania.Trwałoononiecałąsekundęichybaniebyło
szkodliwe.Komputerzinterpretowałtojednakposwojemuidałogniazewszystkiegocomieli.Przez
paręminutpróżniawokółstatkuzamieniłasięwpiekło.Skutekbyłtaki,żecośzniszczono,niewiadomo
jednakco.Poprostunastąpiłwybuch.Gibsporządziłpodwójnyzapistegowydarzenia.Nawszelki
wypadekizgodniezregulaminem.Wtedynastąpiłpoczątekdramatu.Komputeruznał,żepotrzebnajest
interwencjaczłowiekanazewnątrzwceluzałataniaotworu.PoszedłGabor.Wziąłzesobątrzyroboty
naprawcze.
-Człowieku!-krzyknąłpozbliżeniusiędootworu.-Czegośtakiegojeszczeniewidziałem.Tocoś
wykroiłowpancerzuzwyczajnądziurę.
-Czegośsięspodziewał?Kwadratu?-odparłGibisamsięzdziwiłswojąodpowiedzią.
Porazpierwszyużywałbowiemprzezradiosłów,aniezwrotówregulaminu.Gaborprzyjąłtojako
cośoczywistegoiniezwróciłchybauwagi.
-Tojestregularnekoło-odpowiedział,wciążzdumiony.
-Wysyłamrobotybadawcze.Czekajnanie!-Gibznówbyłdowódcą.-Melduj!-dodałpochwili,
jakożeGabormilczał.
-Oglądamtosobie.Naokoniewidaćtunicciekawego.
Gibprzezchwilęzastanawiałsię,comogłoprzyczynićsiędotakiegozachowaniaGabora.Zawsze
przecieżbyłzdyscyplinowany.Nagleprzyszłomudogłowyrozwiązanieproblemu.
-Znowuwyłączyłeśstymulator-stwierdziłraczejniżzapytał.
-Brawo.Myślałem,żezajmiecitowięcejczasu-odparłGaborześmiechem.
-Włączgo!-rozkazałGib.
-Nie,mójdrogi.Tojestsprawanietypowa.Trzebawięcdoniejpodejśćrównienietypowo.
Przejmujęautomaty-dodałpochwili.
Gibuznał,żeniemasensusiękłócić.Pozatymbyłciekawwynikówiniechciałopóźniać
rozpoczęciabadańprzezniepotrzebneutarczki.Gabortymczasemrozpuściłrobotybadawcze.Trwałoto
dobrąchwilę.Wreszcieodezwałsię:
-Dublet!
Gibczekałnadal.SkoroGaboruznałzakoniecznepowtórzeniewyników,toznaczy,żemusiałysię
oneprzedstawiaćinteresująco.
-Wyniknegatywny!-usłyszałwreszciewsłuchawkach.-Żadnychzmianwzakresierozdzielczości
naszejaparatury.
-Łatajdziuręiwracaj!-rozkazałGib.
Operacjatatrwaładośćdługo.PrzeztenczasGibsprawdziłjeszczerazzapiskomputera.Nieulegało
wątpliwości,żenieznanepromieniowaniebyłofaktem.Taksamojakzniszczeniejakiegośobiektuprzez
działoplazmowe.Gibuznał,żenależywywołaćprocedurękontaktuzobcącywilizacją.Byłchyba
pierwszymwhistoriilotówpozaukładowych,któryjąuruchomiłwczasiewyprawy.Pierwszym
poleceniemkomputerabyłostwierdzeniekoniecznościprzyśpieszeniapracnazewnątrzstatku.Gabor
zresztąitakuwijałsięjakwukropie.
-Skończone!-oznajmiłwreszcie.-Sprawdzęjeszczestancałegopancerzaiwracam.
-Zezwalam-powiedziałGibpouprzedniejkonsultacjizkomputerem.
-Bioręrobotybadawcze.
-Przyjęto.
Gibspojrzałzdziwionynawskaźnikipokładowe.Gaborwdalszymciąguniechciałpodłączyćsiędo
stymulatora.
-Więcjednakmożnacośzrobićbezstymulatorów-przemknęłomuprzezgłowę.
Odczułnawetjakąśdziwnąsatysfakcjęztegopowodu.Nakrótkojednak,bozarazstymulator
wzmocniłpole.Komputeruznałwidać,żekapitanniepowinientracićczasunategorodzajumyśli.
Wmiędzyczasieskierowałwszystkierobotybadawczedośluzyprzeznaczonejdlaautomatów.Czekał
chwilę,ażzapalisięświatłogotowościśluzydoichprzyjęcia.Trwałotoniespodziewaniedługo.
-Notak-pomyślał-procedurakontaktowa.Komputersprawdzajeszczerazichstan.
Naglewsterownizabrzmiałsygnałalarmowy.WtymsamymmomencieGibstraciłkontrolęnad
dwomazczterechautomatów.Dałimwszystkimdużestop.JednocześniepołączyłsięzGaborem.
-Alarmwsterowni!-rzucił.-Podajswojepołożenie!
-Jestemnawysokościhibernatorium-usłyszałspokojnąodpowiedźGabora.
-Masztrzymetrydopodstawyradarudalekiegozasięgu.Schowajsiętam!
-Przyjęte.
Wtymsamymczasiezorientowałsię,żestraciłkontrolęnadwszystkimirobotamibadawczymi.
Oderwałysięoneodpancerzaiszybowałyterazwpróżni.Cośtakiegoniebyłopoprostumożliwe.
Chybaże...Gibwłączyłdodatkowozespołyochronne.Ponieważniebyłodopomyślenia,żebynaraz
wszystkieczteryautomatyrozregulowałysię,więctrzebabyłoprzyjąć,żeprzyczynależałanazewnątrz.
Wpróżni.
-Gabor.Niezbliżajsiędośluzy!Uruchamiammiotacze-rzuciłwmikrofon.
Jednocześnienaprowadziłcelowniknalecąceautomatyiuruchomiłspust.Przestrzeńrozświetliłasię
sekundowymbłyskiem.Wokółstatkuznowubyłatylkopróżnia.Takprzynajmniejwskazywałyprzyrządy.
Nawszelkiwypadeknastawiłmiotaczenamaksymalnyzasięginakierowałjenaprzedłużenielotu
automatów.Nacisnąłjeszczerazspust.Nicsięniestało.
-Interpretacja!-rzuciłsucho.
-Procedurakontaktowawtoku.Zakazwszelkichkrokówmogącychzostaćzinterpretowanejakoatak
naObcych-odpowiedziałkomputer.
-Gabor!Maszminutęnadotarciedośluzy.
-Idę.
-Nasłuch!-Gibpostanowiłwykorzystaćtęminutęnazorientowaniesięwsytuacji.
Wszystkojednakutrzymywałosięwnormie.Wpoluwidzeniabyłatylkopustka.Aprzecieżcoś
zostałoprzedparomaminutamizniszczone.
-Cholera!-zabrzmiałnaglewsłuchawkachgłosGabora.-Odpadłem.
-Przygotowaćkapsułęratunkową!-rozkazałGib.
-Oficjalnezaleceniekomputera-usłyszałwodpowiedzi.
-DetonowaćGaboraIszta!
-Motywacja?
-ZnajdujesięonpodwpływemObcychzprawdopodobieństwemzeroczterdzieścitrzy.
-OcenasytuacjiwprzypadkuinterwencjikapsułyratunkowejzakończonejsprowadzeniemGabora
Isztanapokład!
-Brakdanych.
-Szacunek?
-Zeropięćdziesiąt,żekapsułaprzestaniereagowaćnarozkazy.Zerodwa,żeGaborIsztznajdziesię
napokładzie.
-Ocenadlaprzypadkuinterwencjiludzkiej!
-Zakazkomputera.
-Gabor.Czydaszradęwrócićsamnapokład?-zapytałGib.
-Wątpię.Czemuniewyśleszkapsuły?
-Mamprocedurękontaktową-Gibniemógłsięzdecydowaćnapowiedzenieprawdy.
-Jeślimożesz,towstrzymajsięzdetonowaniemmnieprzezjakiśczas.
-Narazieniemamowyodetonowaniu-skłamałGib.
-Znamprocedurękontaktową-odparłmuGaborześmiechem.
Niebyłtojednakśmiechradosny.
-Niemamteżpistoletuodrzutowego.Zgubiłem.
-Sprawdźzaczepybutów!-rozkazałGib.
-Wporządku.Czemuoniepytasz?
-Zjakiegopowoduodpadłeś?
-Nieuwierzysz-wgłosieGaborasłychaćbyłożalpomieszanyzbezradnąwściekłością-źle
obliczyłemskokdośluzy.Mówiącinaczej,poślizgnąłemsię.
-Wystrzelrakietysygnałowe!-poleciłGib.
-Zamałyodrzut.Pozatymnieuchwycęmomentu.
-Przełączsięwięcnakomputer!
-Żebymniedetonować?-Dziękuję!Wolęzaryzykować.
-Torozkaz!
GibprzestałsięzajmowaćGaborem.Zacząłbłyskawicznieprogramowaćkomputer.Chodziłooto,
żebywystrzelićwszystkierakietytak,żebyichodrzutskierowałGaborawprzeciwnąstronę.Dostatku.
-Gabor!Gotowe.Przełączsięnakomputer!
-Zgoda-wgłosieGaboraczućbyłojednakwahanie.Tynaprawdęwtowierzysz?-zapytałpo
chwili.
-Szansęsąmałe.
-Przełączamsięnakomputer-wgłosieGaborazabrzmiaładesperacja.
WchwilępóźniejnagłównymekranieGibzobaczyłkrótkibłysk.Trzeciwprzeciąguostatnichminut.
Kazałsobiepodawaćnamiarcodziesięćsekund.Gabornieprzybliżałsięjednakdostatku.Równieżsię
odniegonieoddalał.Stałwmiejscu.
-Kapsułaratunkowadostartuzadziesięćsekund!-rozkazał.-Gabor.Wysyłampociebiekapsułę-
dodał.
-Dziękuję.Nawszelkiwypadekodłączyłemsięodkomputera.
Gaborzdecydowanienieufałnikomu.Miałrację,bowtejsamejchwiliGibusłyszałponownyzakaz
komputerowy.
-Motywacja!-rzuciłkolejnyraz.
-Prawdopodobieństwo,żeGaborIsztpozostajepodwpływemObcych,wynosizerotrzydzieści.O
pięćsetnychzadużonaakcjęratunkową.Poprzedniezaleceniewmocy.DetonowaćGaboraIszta!
Gibprzezdłuższąchwilęmilczał.Wreszcie,powodowanynagłymimpulsem,odłączyłstymulator,
zablokowałkanałsterującykomputeraidałmudużestop,Innymisłowy:pozbawiłgowszelkich
możliwościdziałania.Przeszedłnasterowanieręczne.Wyprowadziłkapsułę.
-Gabor...-powiedziałspokojnie.
Zabrzmiałotojednakzbytspokojnie.
-Cosięstało?-zapytałzniepokojemGabor.
-Wyłączyłemkomputer-oznajmiłmatowymgłosemGib.
-Stary...-Gaborchciałcośpowiedzieć,alenaglezamilkł.-Jesteśrównyfacet-dodałpochwili
lekkozmienionymgłosem.
Gibniezauważyłtego.NastawiłmiotaczenaprzedłużenieliniilotuGabora.Iuruchomiłspust.
-Zamknijoczy!-rozkazał.-Będęcięosłaniaćodtyłu.Kapsułajużwystartowała.
To,corobił,byłoklasycznymmanewremzbliżaniawwarunkachzagrożenialubataku.Otworzył
sobieparasol,wktórymmógłdziałaćbezpiecznie.Obcy,jeżelitambylijacyśObcy,niebyliprzecież
niezniszczalni.Udowodniłtoprzedkilkunastuminutami.Zarazpoprzebiciupancerza.Nawszelki
wypadekrozszerzyłpolerażenia.Zaprogramowałmiotaczewtensposób,żebycominutęprzenosiły
ogieńostopieńdalej,ażdogranicswegozasięgu.
TymczasemkapsułazbliżałasiędoGabora.Wminutępóźniejznalazłsięwjejwnętrzu.Gib
przekazałmusterowaniekapsułą.
-Wracajnatychmiast!-rozkazał.-Będęcięosłaniał.
-Przyjęte-usłyszałwodpowiedzi.
Byłwtymmomencieszczęśliwy.Niechodziłoosłowa,leczoton,jakimzostałyonewypowiedziane.
AztonuGaborawywnioskowałwszystko.Porazpierwszywżyciudoznałtakiegouczuciajakszczęście.
Zrozumiałwreszcie,cotoznaczyprzyjaźń.Zrozumiałtakże,żebyłdotądoszukiwany.
Przejąłcelownikmiotaczy.Osobiścieterazkierowałogniem.Całyczasutrzymywałkapsułęw
parasolu.Cojakiśczasomiatałprzestrzeńrównieżwdalszejodległościodstatku.ŻebyTamtychzmusić
domanewrowania.
Naglewsterownirozległsięgłoskomputera.Gibodwróciłsięzaskoczony.Ostatnie,cozdążył
zrobićświadomie,toprzełączyćmiotaczponownienacelowanieautomatyczne.Zarazpotemzerwałsię,
byskoczyćwkierunkugłównejtablicyrozrządukomputera.Wiedziałjużcosięstało.Komputer
uruchomiłproceduryzastrzeżone.Zarazwłącząsięhipnotyzory.
Jakimcudemodzyskałonkanałysterowaniapodużymstop?-zdążyłjeszczepomyśleć.
Zarazpotemsterownięopanowałwyłączniekomputer.Zhipnotyzerówrozległsięterazjegogłos,
któremutowarzyszyłopotężnepromieniowanieobezwładniające.Niebyłoprzedtymżadnejobrony.
-GibTrens-rozległosięzgłośników.-Procedurakontaktowawtoku.Wykonaćzalecenie
komputera.DetonowaćGaboraIszta!
Gibpodszedłautomatycznymkrokiemdofoteladowódcy.Usiadłwnim.Podłączyłsiędo
stymulatora.Przejąłsterowaniekapsułąratunkową.Uruchomiłdetonator.
Nicsięniestało.
-TrzymajsięGib!-usłyszałgłosGabora.-Zdjąłemskafander.Takupazłomunicminiemoże
zrobić.Zarazbędęnapokładzie.
-GaborIszt.Rozkazkapitana.Włożyćskafander!!Włączyćstymulator!Oddaćkapsułępodkontrolę
statku!-Gibmówiłtowszystkogłosembeznamiętnym,spokojnym.
Zdawałsobiesprawęzwszystkiego,cosięwokółdziało,jakrównieżztego,żedziaławbrewsobie.
Nicjednakniemógłnatoporadzić.
-Alecięzałatwili.Człowieku!-mruknąłGabor.
-GibTrens-odezwałsięznowukomputer.-Oficjalnezaleceniekomputera.Uruchomićmiotaczi
zniszczyćkapsułęratunkową!
Gibsprawniewykonałpolecenie.Posekundziemiałjużkapsułęwcelowniku.
-Przegrałem,stary-włączyłsięponownieGabor.-Zróbtoszybko!
-Wykonajzalecenie!-powtórzyłkomputer.
Gibnacisnąłspust.Patrzyłbezmyślniewekran,naktórymbyłowidaćznówtylkopróżnię.
GaborIsztprzestałistnieć...
Dopieropodłuższejchwilizorientowałsię,żehipnotyzoryzostaływyłączone.Skasowałwięc
wszystkieprogramyzastrzeżone.Terazwreszciebyłbezpieczny.Przezchwilęzastanawiałsię,corobić
dalej.Sprawdziłstanstatku.Potemnaprowadziłgonakurspowrotny.Następnieodblokowałzbiornikiz
antymaterią.Starannieobliczyłobszar,wktórymmoglisięznajdowaćObcy.Dołożyłdotegopotrójną
poprawkę.Nawszelkiwypadek.Opróżniłodrazupołowęzbiornika.Terazbyłpewien,żeniktgonie
będzieśledził.Mimożeniezarejestrowałżadnegowybuchuwiększejmasy.Dlawiększejpewności
przygotowałjeszczesondęzawierającąjednątrzeciąpozostałegomuładunkuantymaterii.Niebawiłsię
wżadneautomaty.Detonatorwyzwalałładunekwmomencie,kiedyprymitywnyczujnikrejestrował
jakąkolwiekatmosferę.Sondazawierałarównieżnadajnik,którycogodzinęnadawałjejsygnał
wywoławczy.Pozostawiłjąniedalekoodmiejscaichpobytu.
DopierowtedyudałsiędokabinyGaboraizacząłprzeglądaćmateriały,któretamtenpozostawiłdla
niego.Trwałotoprzezprawiepółroku.Wtymsamymczasiezamilkłasonda.DopierowtedyGibzdał
sobiesprawęzogromnegonapięcianerwowego,wjakimsięznajdowałprzezcałyczas.Obcy,jeżelitacy
rzeczywiścieistnieli,niemoglizażadnącenępoznaćpołożeniaUkładuSłonecznego,dopókiichintencje
niezostanądokońcaiostateczniewyjaśnione.Prawdopopodobieństwo,żesondazamilkłazpowodu
awariilubtrafienianameteoryt,wynosiłodziesięćdominuspiątej.Gibczułsięuspokojony.Wkońcuto
nieonprzebiłpancerz.
WtedyteżzacząłdopieromyślećoGaborze.Przezcałytenczastrzymałsięwryzach,żebywżadnym
przypadkuwspomnienianiemiaływpływunajegopostępowaniewobecObcych.Terazjużbyłwolny,i
świadomośćmorderstwa,doktóregogozmuszono,powróciłazezdwojonąsiłą.Botobyłomorderstwo.
Gabormiałrację,byłmaszyną.Uzależnionogoprzecieżodinnejmaszyny,którasamaniemogłazabijać,
alebyławstaniezmusićkażdegodomorderstwa.Myśli,takieipodobne,nachodziłygocorazczęściej.
KtóregośdniabędącwkabinieGaborapoczułnagle,żemałzywoczach.Płakał.
***
Transmisjadobiegałakońca.TorLaakonwyłączyłurządzeniatransmisyjne.Pozwoliłsobienakrótkie
spojrzenienainnychczłonkówKomisji.Wszyscymielibeznamiętnetwarze,bezwyrazu.
-Nicnasjużniejestwstaniewyprowadzićzrównowagi-pomyślałizarazprzestraszyłsiętejmyśli.
-Znowunieoptymalnie-mruknąłpodnosem.
Przezchwilępomyślał,żechciałbychoćprzezchwilępozwolićsobienaluksusswobody.JakGib
Trens.ZarazjednakzabuczałstymulatoriTorprzypomniałsobie,żemusiuzupełnićteraztransmisję.
Wydawałomusię,żeniktniezwróciłuwaginabrzęczeniejegostymulatora.
-Uzupełnienietransmisji-odezwałsięwkońcubezosobowymgłosem.-Wdrugiejsekundzie,licząc
odostatniegoprzedstawionegoobrazu,GibTrenszacząłstrzelaćdotelepatorówkrzycząc,żechcebyć
wreszciesam.Wtrzeciejminuciewszystkieurządzeniakontrolneuległyzniszczeniu.ZXIVWyprawy
powróciłpustystatek.Nieznaleziononanimniczego,cobymogłowyjaśnićzaszłetampóźniej
wydarzenia.NieznalezionorównieżGibaTrensa.Przypuszczasię,żewyszedłonwprzestrzeń.
Znalezionobowiemotwartąśluzę,wktórejniebyłojegoskafandra.Analizamateriałówzbieranych
automatyczniepozwoliłaustalić,żewczwartejgodzinieodmomentuzakończeniatransmisjimiotacze
pokładoweotworzyłydoczegośogieńnapolecenieczłowiekanadanezprzestrzenikosmicznej.Koniec
uzupełnienia.
Torbyłzadowolony.Porazwtórywczasiezebraniaudałomusięuzyskać99%optymalnościw
wypowiedziach.
-Otwieramdyskusję-dodałpochwili.
***
MuurKekonzakończyłreferowanieprzebieguobradKomisjiLekarskiej.RadaZiemi,cobyło
trzymanewścisłejtajemnicy,nieużywałażadnychstymulatorówczytelepatorów.Obradytoczyłysięjak
zadawnychczasów.Oficjalniemotywowanotocałkiemlogiczniefaktem,żeRadapodejmujedecyzje
globalne,więcpomockomputerabyłabyproblematyczna.Podobniezrezygnowanozestymulatorów,jako
żebyłyoneuzależnionemniejlubbardziejodkomputerów.Innymisłowy:Radaniemogłasobie
pozwolićnadopuszczeniedosytuacji,wktórejkomputernarzucałbyjejdecyzje.Byłobytoabsurdalne.
Dladobrasprawyfakttenjednaktrzymanowścisłejtajemnicyprzedwszystkimi.Nawetprzed
bezpośrednimiwspółpracownikami.
-NiepodałeśnamjeszczewnioskówKomisji-przypomniałKirVolder,przewodniczącyRady.
-Hm-Muurpozwoliłsobienauśmiechlekceważenia-wnioskibyłyklasyczne.Ogłoszono,żeGib
Trensdostałobłędunaskutekniedopatrzeniawpracykomisjikwalifikacyjnejdopuszczającejdolotów
pozaukładowych.ZnacznączęśćwinyprzypisanoGaborowiłsztowi,któregoKomisjapodejrzewao
przynależnośćdojakiejśnieznanejibliżejnieokreślonejgrupywywrotowejdziałającejnaZiemi.Wtej
chwiliprzeprowadzasięśledztwomająceustalićosoby,zktórymikontaktowałsięonwczasieswojego
ostatniegopobytunaZiemi.Komisjazaleciładalszeusamodzielnieniekomputerasterującegostatkamiw
czasiewyprawpozaukładowych,aszczególnieprogramówzastrzeżonych.PowołanorównieżKomisjędo
analizyhipotezyewentualnegokontaktu.Naraziezaleconouprzedzeniewszystkichzałógomożliwości
spotkaniaObcych.
-Idiotyzm!-KirVolderwzruszyłzezłościąramionami.
-Nieprzesadzaj!-wtrąciłasięEmmaLiot,trzeciczłonekRady,socjolog.
-Racja-poparłjąMuur.-Ichocenaświadczytylkootym,żesystemstymulatorówdziałabez
zarzutu.NawszelkiwypadekzakazałemdalszegorozpowszechnianiainformacjidotyczącychXIV
WyprawyipracKomisji-dodałpochwili.
-Czegosięwłaściwieobawiasz?-zapytałaKrisVamp,czwartyiostatniczłonekRady.
-Prawdy.
-Konkrety!-wtrąciłsięKir.
-GibTrenstonietylkopojedynczyprzypadekszaleństwa.Tocośznaczniewięcej.ToOstrzeżenie.
Bowgruncierzeczyonniebyłszalony,ity,KirVolder,świetnieotymwiesz.
-Przesadzasz-Kirponowniewzruszyłramionamizpewnościączłowieka,którydoskonalezna
graniceswoichmożliwości.-Nawetgdybyśmyogłosiliwszystkieteszczegóły,tylkojednostkibyłybyw
staniezrozumiećprawdziweprzyczynytegosamobójstwa.
-PrzejrzyjsobiedokładniezapistelepatorazposiedzeniaKomisji!-Muurpowiedziałtoznaciskiem.
-ZwłaszczazapismyśliToraLaakona.Onsięprzezcałyczasbał,żeniezmieścisięwgranicach
tolerancji.PodobniebalisięinniczłonkowietejKomisji,możetylkowmniejszymstopniu.Oniniemogli
dojśćdoinnychwniosków.Niedlatego,żesąograniczeni.Dlatego,żesystemstymulatorów-niezbędny
jeszczeprzedpółwiekiem-obecniestałsięnaszymwięzieniem.Zaczynamyrządzićdziękistrachowi.W
tejpostacistałosiętoczynnikiemhamującym.Zaparęlatgrozinampoprostubrakrzetelnejinformacji.
Wszyscybędąmyślećswoje,aleoficjalniezgłaszaćbędąwnioskioptymalnewsensieobowiązujących
założeń.Amystaniemysięwtedytyranamipodejmującymibłędnedecyzjenapodstawiebłędnych
informacji,którewświetleprawustalonychprzeznasinaszychpoprzednikówbędąszczerąprawdą.To
będzieparanoja.
-Odchodziszodtematu-wtrąciłasięKris.-MieliśmydyskutowaćoXIVWyprawie.
-Cośwtymjest-poparłaMuuraEmma.-Dajmusięwypowiedziećdokońca!
-Niechmówi!-włączyłsięKir.-Czegochcesz?-dodałpatrzącuważnienaMuura.
-Prawadoczłowieczeństwadlacałegogatunku-odparłspokojnieMuur.
-Ijategochcę-powiedziałKir.
-Ijategochcę-dołączyłasięEmma,azarazponiejKris.
ByłatorytualnaformułaRadyZiemi.Należałojąpowtarzać,aleniktjużnietraktowałjejpoważnie.
Odtrzechwieków.
-Natychmiastibezograniczeń-uzupełniłMuurwiedząc,żenicztegoniewyjdzie.
-Nie-odparłsuchoKir.
-Nie.Jeszczenieteraz-zgodziłasięznimEmma.
WszyscyczekalinawypowiedźKris.Tajednakniespieszyłasię.Aleniktjejnieponaglał.Radanie
miałatakiegozwyczaju.
-Niewiem-odparławreszcie.-Spróbujnaslepiejdotegoprzekonać!-dodała,patrzącw
zamyśleniunaMuura.
-SporządziłemocenępostępowaniaGibaodmomentu,kiedyodłączyłsięodstymulatorów.Do
chwili,kiedyzacząłstrzelaćdotelepatorówpokładowych,utrzymywałsięwprzedziale80-90%
optymalności.
-Niemożliwe-oznajmiłaEmma.-Miałzadużodanychdojednoczesnejkontroli.
-Ajednak-odpowiedziałjejMuur-dałsobieradęwobliczuinterwencjiObcych.Niejestem
przekonany,czygdybytrzymałsięstymulatorówiprogramukontaktowego,udałobymusięzatrzećza
sobądrogęnaZiemiętakdokładnie.Komputerniepodjąłbysamtakiejdecyzji,aczłowiekpozostający
poddziałaniemstymulatorówrównieżniebyłbydotegozdolny.
-Niemadowodu,żeudałomusięzmylićtychObcych.Niemanawetdowodu,żeciObcynaprawdę
zaistnieli-przypomniałsuchoKir.
-Nato,żeObcyistnieją,wskazująbardzopoważneposzlaki.Towystarcza,żebypodjąćnaZiemi
odpowiedniekrokizaradcze.Obcywkońcuzaatakowalinaszstatek-Muurpowiedziałtotonem
ucinającymwszelkiedyskusje,ainnidoskonalewiedzieli,żemarację.-Ponieważzaśniemadowodu,
żeGibzmyliłichostatecznie-ciągnąłdalej-uważamzakonieczneprzyjęcieinatychmiastowe
wprowadzeniewżyciemojegowniosku.
-Żądamprawadoczłowieczeństwadlacałegogatunku.Odzaraz-powtórzyłjeszczeraz.
TymrazemRadadarowałasobierytualneformułki.Muurmiałdużoracjiiwszyscyzdawalisobiez
tegosprawę.
-RządzimydwunastomamiliardamiludzinaZiemiiwcałymUkładzie-odezwałsięKirpodługim
milczeniu.-Odpięciuwiekówobowiązujesystemstymulatorów.Byłonpotrzebnydlazapewnienia
dalszegorozwojuludzkości.DzisiajstoimyprzedmożliwościąKontaktuimamypowodyprzypuszczać,
żewprzypadkujegozaistnienianieobejdziesiębezstarćzbrojnych.Zdrugiejstrony,jaktojużwyjaśnił
Muur,systemstymulatorów,choćpozwalautrzymaćrównowagęcałegoukładu,stałsięodkilkudziesięciu
latczynnikiemhamującym.OdtrzechwiekównasipoprzednicywRadzieZiemiwiedzieli,żetenmoment
kiedyśnadejdzieiżetrzebabędziewtedydaćludzkościcośinnego.Nazywamyto,odtegoczasu,
prawemdoczłowieczeństwa.Wgruncierzeczyniejesttonicinnego,jakpowrótdospołeczeństwa
staregotypu,sprzedsześciuwieków.Mamynadzieję,żeludzkośćpokilkuwiekachtejjakbykwarantanny
dojrzaładoswobodnegodysponowaniaswoimlosem.Tyczysiętooczywiściepojedynczychjednostek.
Niewiemyjednak,czytahipotezajestprawdziwa.Mamypowody,żebywtowątpić.Sumaczęścinie
dajecałości.Ajednakniemamynicinnegodozaoferowanianaszympoddanym.-Dlatego-tugłosKira
stałsięstanowczy-niemogęsięzgodzićnażądanieMuuraKekona.Tymbardziejwtakprzełomowej
chwili,kiedymożemyzostaćskonfrontowanizobcącywilizacją.
KirmiałracjęiMuurzdawałsobieztegosprawę.Uważałjednak,żenależyspróbować.Dawałomu
tomożliwośćwynegocjowaniachociażczęściowychustępstw.Postanowiłwięcprzejśćdowłaściwego
żądania.Tego,którechciałzaproponowaćodpoczątku.
-Zgoda-Muurnieodczuwałzawoduczyzłości.
WRadzieniebyłotegozwyczaju.Wgruncierzeczywszyscychcielitegosamego-dobraludzkości.
-Coproponujesz?-zapytałaKris,niezwracającsięspecjalniedonikogo.
-Proponujęutworzeniekolonii,wktórejludziebędążyćtakjakdawniej.Bezżadnychstymulatorów.
Proponujęrównież,żebykoloniatakształciłazałogidowyprawpozaukladowych.Chcę,żebyoni
stanowilinasząbroń.
-Zgoda-odparłaKris.
MuurspojrzałsiępytająconaEmmę.Równieżskinęłapotakującogłową.PozostawiłKir.
-Jaktytosobiewyobrażasz?-zapytałwreszcie.
-Potrzebnynamjesteksperymentnadużąskalęwceluskonfrontowaniatego,comówiłeśprzed
chwilą,zrzeczywistością.
Kirpokiwałgłowąwzamyśleniu.OdkilkujużlatRada,cojakiśczas,rozważałamożliwośćtakiego
eksperymentuinigdyjakośniemogładojśćdoostatecznychdecyzji.
-Jeżeliobejmiemynimokołomilionaludzi-kontynuowałdalejMuur-Będziemymogliswobodnie
wyselekcjonowaćznichelitę,któraosiągniesamodzielniejeszczelepszewskaźnikioptymalnościniż
Gib,którydoszedłdotegotrochęprzezprzypadek.Oniwłaśniebędązpewnościąwstaniestawićczoło
niebezpieczeństwu.Będądysponowaćnaszątechnikąidoświadczeniem,leczprzedewszystkimwłasnym
rozumemiwolą.Jednocześniepowinnistanowićdlanasmodeltegospołeczeństwa,którezaofiarujemy
wprzyszłościcałemugatunkowi.
-Jakąmaszgwarancję,żebędąsprawniejsiodnaszychludzizichstymulatorami?-zapytałaKris.
-Będądysponowaćbodźcami,jakichnamdzisiajbrakuje.Strach,miłość,nienawiść,przyjaźń.
Dawniejteuczuciapobudzałyludzidorzeczywydawałobysięniemożliwych.Dzisiajniktonichniewie,
albosąonetłumioneprzezstymulatory.Towłaśnieprzyjaźńinienawiśćsprawiły,żeGibniestraciłod
razugłowy.Nasiludziejednak,wprzeciwieństwiedoniego,zdawalibysobiezawszeznichsprawę.
Dlategowłaśniejestemprzekonany,żebędądziałaćowieteskuteczniejniżktokolwiekzewspółczesnych
nam.
Przezchwilęnasalipanowałacisza.WszyscyrozważalisłowaMuura.
-Tomożebyćciekawe-zgodziłasięEmma.
-Itaktrzebatokiedyśzacząć-powiedziałaKris.-Muurmarację.Zaparęlatzalejenaspotok
fałszywychinformacji.Chociażbydlategomyślę,żemożnaspróbować.
-Zgoda-zdecydowałsięwreszcieKir.-Alecotydzieńbędziesznamzdawałsprawozdaniez
postępówtegoeksperymentu-zastrzegłsię.-Ijeszczejedno-dodałpochwili
-Musitobyćobjęteścisłątajemnicą.Ziemianienadajesiędotegocelu.Weźmiesz.więcdoswojej
dyspozycjiktóreśzpodziemnychmiastMarsa.
***
Kiedywszyscyjużposzli,Muursiedziałnadalnaswoimmiejscu.Byłzadowolony.Odpoczątku
walczyłoprawodoczłowieczeństwa.WłaściwiecałaRadaotowalczyła.Nigdyjednaknieudawałosię
imrobićtegojednocześnie.Terazzrobionopierwszykrok.GibTrensbyłtegonieświadomąprzyczyną.
GdybynieObcy,gdybynieGaborIszt,którydziwnymtrafemzrozumiał,żestymulatorytonicinnegojak
zwyczajniwięziennistrażnicy-nigdy,awkażdymbądźrazie'nieprędkozdecydowanobysięnaten
eksperyment.
GdybywreszcieniesamobójstwoGiba-wiadomościzXIVWyprawyniedotarłybytakprędkodo
Rady.Byćmożewtedyniepodjętobytejdecyzji,ograniczającsiędozwiększeniaczujnościna
podejściachdoukładusłonecznego.SprawaObcychbędziezresztąjeszczenierazprzedmiotemrozważań
RadyZiemi.
Muurpodniósłsięzeswegomiejscaipowoliruszyłkuwyjściu.Porazktóryśjużzrzęduuświadomił
sobiestrasznąprawdę.Zaledwieczworoludziwcałymukładziesłonecznymbyłowstaniezrozumieć,że
GibTrenstakbardzochciałbyćczłowiekiem,żemusiałumrzeć.Wolałniemyśleć,jakibyłbywynik
konfrontacjizObcymi,gdybyLudzkośćniezdążyłategozrozumiećnaczas.
-Możezdąży-przemknęłomuprzezmyśl.-Musizdążyć-poprawiłsięzaraz.
Niebyłtegojednaktakzupełniepewien.
JanMaszczyszyn-STRAŻNIK
Iwtedy...
-NazywamsięAllan.Allan.Słyszycie?NazywamsięAllan.Allan!Allan!!JestemAllan,czymnie
słyszycie?
-Gdziejestem?JestemwKosmosie.Przeliterować?Dobrze.J-E-S-T-E-MWK-O-S-M-OS-I-E.
Kosmosie!Aaa...Możeniewieciecotojest.Tobardzoproste.Kosmostopustka,bezgraniczna,
bezdusznapustka!Głupiaizawistna!Głupia...
GwiazdyświeciłyostrowtymrejonieWszechświata.Ichblaskbyłnadalprzytłaczającyigroźny.
Wkradałsięwszędzie,byłwszechobecny.Wbezgranicznejpustceiciemnościbyłjakwyzwanierzucone
Śmierci.JakwyzwanierzuconePrzestrzenirządzącejsięswymiprawami,któreustanowionotam
gdzieś...wzamierzchłejprzeszłości.Gdybyświatbyłmały,małydonieskończoności...amożeismutny,
smutnydonieskończoności...
Jaksmutnojestwtymprzeklętymibeznadziejniemałympudle!
-NazywamsięAllan.Allan!Czymniesłyszycie?JestemAllan!JestemwKosmosie.
Uderzyłwnadajnikpięścią.Głupiamaszyna.Beznadziejniegłupia.
-Słyszyszmnie?Jesteśgłupia...głupia!
Zaśmiałsięhisterycznie.Wstałiwybiegłzkabinynakorytarz.Szedłwstronęmagazynu.Robiłto
każdegodniawkółko,wkółkotosamo.Rozwidleniekorytarza.Nogiwykonaływyuczonymanewr.Gdy
wszedłdomagazynu,drzwizasunęłysięzaimbezszelestnie.Grzmiało.Aleburzajużprzechodziła.
Deszczprzestałpadać.Kroplezastygływbezruchu.Nazachodzieniebozabarwiłalekkatęcza.
Rozlewałasięleniwie.Słońcezaczęłojużdobrzeprzygrzewać.Powiałlekki,ciepły,wilgotnywiatr.
Zaszumiałatrawa.Trawa...
-Wiesz,Bitt,śniłamisiędzisiajtrawa.Wyrosławkorytarzu.Chodziłemponiejbosoaonaszumiała
zuciechy.Słyszysz!?Zuciechy...Byłemsmutny...chybapłakałem,płakałemjakdziecko.Nagle
przystanąłem.Podniosłemdooczuzwiniętądłoń.Otworzyłem.Nadłonileżałakostka.Szarobłękitna,
sześcienna,zetykietą.Ztrudemodczytałem:Doniszczeniachwastów.Zamarłem.Chciałemostrożnie
zamknąćdłoń.Bałemsię,żejąupuszczę.Nicztego!Przeniknęłamąrękęizaczęławolnospadać.
Obudziłemsię.Trawyjużniebyło!
MówiłdoBitta,uniwersalnegoandroida.Dowszystkiego.Byłjużdwukrotniehibernowanyina
Zieminapewnoposzedłbynazłom,aletu...DotowarzystwamiałMadt210,maszynędoodtwarzania
wrażeńaudioivideozapisanychwkasetachQR12304.ZnudówzaczęłasobieprzepalaćukładyRX-5,
dokładnieosiemrazy,iprzekaźnikwpaneluPU-2.NaZiemipewniebyjązniszczono.
GwiazdolotBLADES55.280434latatemuopuściłKosmodromC85.PamięćoZiemijużwnim
wygasała.Jestprzeznaczonydotransportuintergalaktycznegoludzi.Prędkośćgraniczna20cnasekundę.
Wobecnymstaniebyłbyprzydatnyjedyniejakosurowiecwtórny.Myślijednak,żemaszczęście,jeżeli
możnatotakokreślić.
Allanklęknąłprzedwysmukłąmetalicznątubąhibernatora.Złożyłręcejakdomodlitwy.
-O,wy...
-O,wy,którzyjesteściewtympudle...
-O,wy,którzywydaliściemnienatenświat...
-O,wy!Bądźcieprzeklęci!
Wstał.Westchnąłiotarłłzy.Zawszerobiłtozezłością.SpojrzałzamyślonynaBitta.
-Idziemy?
Bittskinąłgłową.Weszlidolukutowarowego.Automagzawiózłichdolaboratorium.Wzięlisiędo
roboty.Pracaszłaimszybko.Rozmawialipółgłoseminawettrochęsięśmiali...dokładnieprzez3,6607
sekundy.
-NazywamsięAllan.Allan!Allan!Słyszycie?!Allan!A-l-l-a-n.JESTEMWKOSMOSIE.K-o-s-m-
o-s-i-e!Wwielkim,bezdenniegłupimipustymkosmosie.Słyszycie?!
-Wdniuurodzinżyczęciwieleszczęściairadości.
-Dziękuję,Bitt.
-Atoprezent.Prezentdlaciebie,Allan...
Bittpodałkawałektaśmy.Allanspojrzałzzaciekawieniem.
-Włóżdoczytnika.
Allanuśmiechnąłsięniepewnie.
-Lubięsobiegraćnanerwach,Bitt.Lubię...Idlategoczekam...
-Jużzbytdługoczekasz,Allan.
-Zbytdługo...
Czytnikrozdarłsięmechaniczniebezbarwnymgłosem.Wszystkozepsuł.
Argon...?Tlen...?Hel.Srebro.
-Cotojest?
-Składotaczającejnaswtejchwiliprzestrzeni.
-Jaktosiętuznalazło,Bitt?
-Podejrzewam,żedostaliśmysięwchmurę.Zresztąniewiem.ZapytajBLADES.
Usiadłwfotelu.
-NazywamsięAllan.Allan!Słyszycie?Słyszycie?!
-O,wy!Owyyyyy...
-Mamdlaciebiepomyślnąwiadomość,Allan.Obłokgęstnieje.Dostaliśmysięchybawmgławicę.
Ktowie,możeznajdąsięjakieśwędrowneplanety.
-Czysądzisz,żetonapewnoobłok?Bojaostatnio,wiesz.......ostatnioźlesięczuję.
...Iwdodatkutacisza...Okropnaszklanacisza,cisza...
Allanszedłkorytarzem.Wolno.Bardzowolno.Nogiprzypominaływatę.Awkościachczułłamanie.
Spojrzałnamleczno-białeścianyzodcieniemlekkiejstarzyzny.Międzynimionitaszklanacisza.Sufit
teżmlecznobiały,tylkozodcieniembłękitu,jaknaZiemi...NaZiemi...Przystanął.Zsufitucoś
wystawało.Mlecznobiałe,krótkieiostre.Wspiąłsięnapalceipodciągnął.Wdłonizostałmumałyząb.
Mały,mlecznyząb.Uśmiechnąłsięiznowuspojrzałnasufit.Wroguprzysamejścianie,rósłsobiejakby
nigdynic,drugi...Mały,mlecznobiałyząb.Pochwilimiałichjużcałągarść.Roześmiałsięhisterycznie,
alenagleurwał...Cośmukazało...Cośmukazałowsypaćsobiezębydoust.Zagryzł...Miałysmak
cebuli.
-NazywamsięAllan.Altan!Czymniesłyszycie?Jestemwkosmosie!K-o-s-m-o-s-i-e!Kosmosie...
-Widziałeś,Bitt?
-Co?...
-Czywidziałeśszaleńca?
-Nie,niewidziałem.
-Jakto,niewidziałeś?!Aktoprzedtobąstoi,Bitt?
-Chybaniemyśliszosobie,Allan.Wtakichwarunkachtonawetjawkońcuzwariuję.
-Ależjajużtozrobiłem,Bitt.
Uśmiechnąłsięiusiadłwfotelu.Twarzmiałdziecinniesmętnąijakbyzatroskaną.
-Widziałemzęby...wczorajidzisiaj.
...wczorajbyłytepierwsze,wiesz,tektóremasięwdzieciństwie.Dziśranochrzęściłypodmoimi
butami.Naichmiejscupojawiłysiędrugie...trzonowe.
-Ależ,Allan,tynieoszalałeś.Jesttozjawisko.zupełnierealne.Jarównieżjewidzę.Oilewiem,to
trzonowerosnąwzatrważającymtempie.BLADES55niemaztymnicwspólnego.Tonieonchcenas
pożreć.
-Apozatymtezębymajątakisamskład,jaktasubstancjatam,nazewnątrz.
-NazywamsięAllan...Allan...Czymniesłyszycie?Diabelnieźlesiędziśczuję.Będęsię
streszczał...Jestemwkosmosie.K-o-s-m-o-s-i-e!Słyszycie?!
-NazywamsięAllan.Allan...Jestemtaksłaby,żeniechcemisięmówić.Niewiemczyusłyszycie
mniejeszcze.Możekiedyś...możekiedyś...?Czysłyszycie?!
Upadłnapodłogęizatkał.Czuł,żetojużjegoostatniedni,ostatniegodziny...Zsufituzwisałyte
diabelnieostrezęby.Wyglądałyterazjakstalaktyty.Stalaktyty,takchybanazywająsiętetworyw
ziemskichjaskiniach,prawda?
Uchwyciłsięporęczyfotela,zakaszlał.Dotknąłnosa.Ciekłzniegośluz.Śmiesznyzielonyśluz.Miał
ochotęsięzaśmiać,aleniemiałsiły.Spojrzałnarękę.Duża,straszniechuda.Wyglądało,jakbychudław
oczach...zohydniedługimipalcami.Wiedział,żechudnie.Organizmwalczyłześmiercią...ześmiercią,
któraratowałagoodszaleństwa.Wiedział,żebyłjużtemubliski.Wiedziałrównież,że...Iwtedy...że
jegorodzicewłaśnietaką...
Iwtedy...
właśnietakąśmierciąumierali...
Iwtedy...
umieralinatakąwłaśniechorobę.Pamięta...
Iwtedy...
pamięta,jakbiegałwtedypłacząc,bomyślał,żeoszaleli!
Iwtedy...
iwtedypojawiłsiępierwszypająk.
Uwiłsobieplątaninęniteczek.Uwiłsobieciepłegniazdko..."uwiłsobiezcienkichnitekpajęczynkę.
Najpierwjedną,odjednegozębadodrugiego,potemdrugą,trzecią...trzecią...apotem...małego
pajączka.
Małypajączekpowtórzyłtosamoodpoczątku,iwtedy...
Allanspojrzałnarękę.
Iwtedy...
przesunąłdłońbliżejoczu.
Iwtedy...
iotworzyłpalce.Miedzypalcamiuwijałsięmałypajączek...
Iwtedy...
małypajączek,który...
Iwtedypojawiłysięmuchy.Brzęczałyokropnieiwdzierałysięwszędzie.Nawetwpajęczynkę
międzypalcamiteż.Wstałzwysiłkiem.Chciałomusięokropniepić...pić...Upadłnafotel.Usłyszał
stukotnakorytarzu,jakprzezmgłęujrzałczołgającegosięBitta,jakprzezmgłę...Wiedział,żetobyła
pajęczynka.Corazgęstszaigęstsza.
Poczuł,żewypadająmuwłosy.Skręcająiodlatująpaznokcie.Skórasięłuszczy.Schodzicałymi
płatami.Całapodłogawokółniegojestnimiusiana.
Włączyłmikrofon.Chciałpowiedzieć:
-NazywamsięAllan.Allan!Słyszycie...
Zgardławydobyłsiętylkobełkot.Zgardławydobyłasiępiana,jakbitaśmietanka.Przynajmniejw
smaku.Byłaczarnajakśmierćiotaczającygoobrzydliwiepustykosmos.Otwarteustajakiśpracowity
pajączekpołączyłgiętkąpajęczyną.Poruszyłnimi...pajęczynkaugięłasię,aleniepękła.Czuł,żejestjuż
bezskóry.Oczyzwisłymugdzieśzabrodą...Upadłynapodłogęipotoczyłysię.Zarazteżobsiadłyje
wielkietłustemuchy...
Chciałsięroześmiać.Niemiałczym.
Chciałwidziećisłyszeć.Niemiałczym.
Chciałpomyśleć.Niemiałczym.
Chciałczuć...
Czuł,czuł,żezapadasięwciemność.Wśmierć,którajestdalszymciągiemwielkiego,pustegoi
beznadziejniesmutnegowszechświata.
ZałogaAMST184239,krążownikaIIklasy,prędkośćmaksymalna25parsekównasekundę,
znajdowałasięnaposterukach.DowódcąspecgrupyskładającejsięzpięciuludzijestMatt.Grupado
ZadańSpecjalnych-GZS2489.Mattzdobyłswójstopieńwbitwiewpobliżusławnejniegdyśgwiazdy
Barnarda.Byłoto173latatemu.TerrjestnawigatoremimechanikiemIIIstopniaklasyD.Teżbrałudział
wbitwiepodBamardem.Tamteżzdobyłbliznę,któraprzecinapołowęjegokorpusuodczoła
poczynając.
CarljestmechanikiemIIstopniaklasyA.W384008rokubrałudziałwwyprawiedoobiektuNGC
18485.Tamwłaśniezwariował.Jesttylkoczęściowowyleczony...
Slipcki-przezywanySlipc,bourodziłsiędziewięćdziesiątsześćlattemuwłaśnienatejplanecie
podczaswyprawybadawczejdoNGC18485.Lubisięśmiać.JestbioneuronikiemimechanikiemI
stopniaklasyC...
IRar.Matrzymetrywzrostuirozpiętośćskrzydełdochodzącądosześciumetrów.Lubigraćwszachy
ibeble.BrałudziałwkampaniiwojennejDiscaw383988roku.Jestdrugimpilotemikosmobionikiem
naAMST184239...
Teiskrzącesiępunkciki-togwiazdy.Byliśmytu...właśnietu-wtymwielkim,okropniewielkim
niebie.Ugóryświeci...niemożnatakmówićtu...tu,gdzieniemaanidołu,anigóry,początkuanikońca,
gdzieniemaczasu,niemaniczego,comiałobyjakiekolwiekznaczenie.Tuwszystkotrwawtrwaniu...a
więctam...otamświeciMgławicaAndromedy,tamMałyiWielkiObłokMagellana,atam...owłaśnie
tamświecinaszaGalaktyka.Właśniewtejchwili,wtejchwili,którejniemożnaokreślić,którąmożna
byuchwycić,gdyobserwowałobysięwszechświatodsamegopoczątku,odsamegozaraniajegodziejów.
Więcwłaśniewtejchwiliodtegowiększegobiałegokleksuoderwałsięmałypunkcik.Przeleciałtuż
obok,siejącwokółsiebiecoś,coprzypominałodrobne,chwiejneimalutkietęcze.Przezchwilęleciał
swoimkursem,potemwykonałzwrotiłukiemzawrócił.Jegoblaskbyłokropniezimnyijakbystęchły,
prawieżeprzyprawiającyomdłości.Wmiaręzbliżaniarobiłsięcorazwiększyiwiększy,ażprzybrał
kształtkulizmilionemotworów,czerwonychkraterówwypełnionychjakbyszklistąmasą-połyskliwąi
piękną,tak,właśniepiękna,którąprzyzywałmnie,BLADES55dosiebie,wprosthipnotyzował...
Przyprawiałodreszcze.
-TuAMST184239-mówiącydoBlades55.Czymniesłyszysz?
-TuBLADES55-słyszęciędoskonale.Wszystkowporządku,zadaniewykonałem.
-Przygotujsięnaprzyjęcienas.Za48minutCzasuUniwersalnegobędziemynatwoimpokładzie.
Skończyłem.
Stalijużwkorytarzu.Parotworzyłustaiplunąłogniem.Zębykruszyłysięirozsypywaływproch.
Ruszyliwstronęsterowniniszczącwszystkopodrodze.Mattwszedłpierwszy.Wfoteludowódcy
spoczywałżółtawykościotrup.Całyoplecionyszczelniepokrywającągopajęczyną.
-Rar?
-Słucham,szefie.
-Jesteśnajdłuższyznas.Sięgnijdowyłącznika328.
Rarsięgnął.“Wszystko"zniknęło.Pozostałaładnaczystakabinazładnymczystymkościotrupemw
fotelu.
-BLADES?
-Słucham.
-Wyłączsię.
-...
-Wyłączsię!
-...
-Wyłączsię!!!
-...nie...niemogę...
-Rozkazujęci!
-Niemogę...Niemogę!CzysłyszyszCzłowieku?!Niemogę!!
Statkiemtargnąłnaglewybuch.Ztrudemutrzymalirównowagę.Podłogazaczęławibrowaćwrazze
wszystkimwokół.Sterownięzapełniłpył.
-Cosięstało,BLADES?Skądtenpył?Odpowiadaj!Słyszysz?!
-...
-Słyszysz?BLADES,odpowiadaj!Odpowiadaj!
-AMST184239...
-Co?!!
-...
-CoAMST..,,Cosięstało,BLADES...Cosięstało...
-Matt,spójrz!
Nasuficiewyrastałyzęby.Corazwiększeiwiększe.
-Awięctotak...
Mattmilczałchwilę.
-Czysłyszysznas?Czysłyszysz...
-Taksłyszę,słyszę!
-Słuchaj,puścimycięwolno.NiebędzieszjużStrażnikiem...
Przerwałmuśmiech.
-Więźniowieiichdzieckojużumarli.Słyszysz?!Umarli!BLADES,umarli!!!
-Zatkajsię,Rar...
Skrzydłaspadłyzchrzęstemnapodłogę.Skręciłysięskwiercząc.Włosyipaznokciewypadałyjedne
podrugich.
-Dlaczegonaszabijasz?
-...
-Zapłaciszzato,łajdaku!Słyszysz?!
-Zatkajsię,Rar!
-Odpowiedz,dlaczego?Czyzatęsamotność?...
-Miałeśprzecieżludzi...więźniów...Amożetyzwariowałeś...Co?!OdpowiedzBLADES!
Odpowiedz!!!Słyszysz?!
-Cicho.Zatkajciesię!!!Cicho,powiedziałem!!!Cicho...
-Podły...
Skóraschodziłapłatkamikładącsięnapodłodze.Mattupadł...łdotegotobrzęczenie...przeklęte
brzęczenie...Muchy?...Muchy!!
Zapadłsięwciemność...wprzepaśćbezdna...wnicośćbeznicości.Cisza...cisza...cisza...Itylko
tengłos...głos...
-NazywamsięAllan.Allan!Słyszycie?!JestemAllan.Słyszycie?Gdziejestem?Jestemwkosmosie.
Przeliterować?Dobrze.WK-O-S-M-O-S-I-E!Wkosmosie...kosmosie...kosmosie...
JanuszMilSławomirMil-KLEPSYDRA
...Zbliżasięmójczas.AktywnośćEdgarawyraźniesłabnie.Widzęprzezszybęoddzielającąmój
pokójodpracowni,żenierobijużnickonkretnego.Porządkujenotatki,zaznaczajakieśuwagina
marginesach,alejesttotylkopróbaprzekonaniasiebie,żezostałojeszczedużoczasudozabiegu.Mnie
nieoszuka.Jeszczedwie,trzygodzinybezproduktywnegokrzątaniasię,potemzosiemgodzinsnu,ze
dwienapobudzeniewstępneiprzyjdziemojakolej.Oczywiście,jeszczeprzedtemsamzabieg.Przy
mojejrutynietokwestiakilkuminut.Cóżmożebyćprostszego,jakpobraniefrenonuodEdgara,
przefiltrowanieiustabilizowaniego,awkońcuwstrzyknięciesobie.Trudniejjestjemu.Jakomatematyk
niemiałżadnejstycznościzzabiegamimedycznymi,aleprzecieżzczasemitakdoszedłdopewnej
wprawy.Zresztąonograniczasiętylkodopobraniaodemniefrenonu.Filtracjęjaprzeprowadzamija
robięmuzastrzyk,aletotylkodlatego,żewprzeciwieństwiedoniego,niemdlejępooddaniufrenonu.
Niedługobędziemusiałsamtorobić,bocorazgorzejprzetrzymujękolejneprzejściawstanpasywności.
Przecieżmamyjużzasobątrzydzieściosiempełnychcykli,nielicząctychpięciu,gdyobajbyliśmy
uaktywnienitrzydziestoprocentowymfrenonempobranymodFreddiego.Awięcjużtrzydzieściosiem
razybyłemdowódcą.Oddłuższegoczasuprzebiegatopodobnie...
...Zachowaćspokójiwmiaręmożności,wprowadzićsięwjaknajlepszynastrój.ZresztąBSD
zaczynajużdziałać.Umysłstajesięprzejrzysty,jasny,kryształowowręczczysty.Wszystkiebarwy
nabierajązadziwiającejostrości:Innezmysłytakżesąwyostrzone.Czujękażdyorganswojegociała,
każdąjegokomórkę,nieomalkażdyatom.
CzasjużposłuchaćnagrańFreddiego,uaktywnionegooczywiście.Niktbynieuwierzył,coczłowiek
możewydobyćzezwykłychorganówHammonda.CiekawabędziereakcjaFreddiego,gdykiedyśsię
dowie,żetojegomuzyka.Dziwne,aleEdgarodnosizupełnieinnewrażenie.Chybażadnamuzykaniema
naniegowpływu.Przecieżnawetpobudzeniewstępneosiąga,jaksamtwierdzi,przezcałkowite
wyłączeniesięspodwpływuotoczenia.No,inieosiągagowtakimstopniujakja.Robięchybawięcej
dlaniegoniżondlamnie.Potwierdziłytonawetbadaniastężeniafrenonu.Zresztąniejesttotakiepewne.
Tylkotrzyrazyjeprzeprowadzaliśmy.Przecieżwtejfaziebadańniemożnatracićfrenonunacokolwiek
innegoniżwprowadzeniektóregośznaswstanaktywności.Edgaruważanawet,żedawanieresztek
Freddiemutoczystemarnotrawstwo.Dlamniejegograjesttegowarta.Noistanowitoczęśćjego
terapii...
...JestjużEdgarzestrzykawką.Siedzępokornieiczekamażstaligłyzachrzęściomojekręgiszyjne.
Jesttobolesne,napewno.Aleznaczniegorszejestuczuciefizycznegowręczpozbawieniaczłowieka
całejjegoaktywności,całejenergiiżyciowej,całejosobowościnieomal.Edgarpowiedziałkiedyś,że
gdyonjestdawcą,czujesiętak,jakbywampirwysysałzniegoduszę.Samczasemmyślę,żetakjak
matkąchemiibyłaśredniowiecznaalchemia,takprekursorównaszychbadańnależyszukaćwśród
bohaterówstarychlegendowampirachczysprzedawaniuduszy.Przecieżgdybywtejchwilitłok
strzykawkiwrękachEdgaraprzesunąłsiępozagranicę1,3cmnieodwracalniespadłbymumysłowodo
poziomudebila...
...Już.Ztrudemprzełamujęwszechogarniającądepresjęiniechęćdojakiegokolwiek,najmniejszego
nawetwysiłku.Alemuszę.Szybkoodfiltrowujęrozkładającysięfrenon,uaktywniamgoistabilizuję,aw
końcuwstrzykujęEdgarowi.Reagujenatychmiast.Źrenicerozszerzająmusięprawieskokowo,aprzez
mięśnietwarzyirąkprzebiegajągwałtownedrgawki.Trwatookołominuty,apotemnastępujeraptowna
przemiana.Wzroknabieraostrości,twarzskupienia,aruchyprecyzji.Bezsłowawstajeiniepatrząc
nawetnamnie,przechodzidopracowni.Aja,wyczerpanytymwszystkim,popadamwkompletnąapatię,
przechodzącąpojakimśczasiewsenność.Ztrudemdocieramdołóżka...
...Przejściezesnunastępujewsposóbciągły.Niemagwałtownychodczuć,myślisnująsięleniwie.
Popewnymczasiezdajęsobiesprawęztego,żejużnieśpię,alenadalniemogęzdobyćsięanina
przyspieszenieprocesówmyślowych,aninakontrolowanieichprzebiegu.Dopieropóźniej(godzina?
minuta?)zaczynamnadnimipanować...
...Trzebawstać.Coprawda,itakniematoznaczenia.TerazjestczasEdgara.Aletopotrwajeszcze
zedwie,trzydoby,ajamuszęwtymczasie,chociażbydladobrawspólnejpracy,wrócićdopełnej
normypsychicznej.Zaczynamtakżeodczuwaćgłód.PójdędoFreddiegoirazemzjemyobiad,czymoże
kolację.Poradobyjużdawnostraciładlanasjakikolwiekrealnysens.
BiednyFreddie!Jemuwciążsięwydaje,żejestnaleczeniu.Gdybynietajegopasjagry,pewniejuż
dawnozorientowałbysięwsytuacji.Zresztąwszystkounaswyglądajakwnormalnejklinice;abyłjużw
niejednej,zawszegdynadmuzykągórębrałynarkotyki.Niewietylko,żenagraniasłużącedo
muzykoterapiitojegowłasneutwory.
...Zbieramsiędowyjścia.PrzezszybęwidzęśpiącegoEdgara.Mamyzupełnieróżnecyklewokresie
aktywności.Onśpiprzezgodzinę,półtorej,apotempracujesiedemalboosiemgodzin.Jausypiamtylko
raz,wpołowiecyklu,alenadłużej.Jestemjużnakorytarzu,alecałyczasczuję,żezapomniałemoczymś
ważnym.Robiękilkaniepewnychkrokówinarazprzypominamsobie.Magnetofon!Oczywiście,
magnetofon.
...Działaniafrenonuniepamiętasię.Przyprzejściudostanuaktywnościostatnimipamiętanymi
rzeczamisą:uczuciegorącawmiejscuwstrzyknięcia,gwałtownezafalowaniewidzianegoobrazu,
dudnienienajlżejszychnawetdźwięków,apóźniejjużtylkowidokpulsującegosufituorazlamp
przybliżającychsiędotwarzyinabierającychjakichśdziwnych,surrealistycznychkształtówiznaczeń.W
sumie-uczuciejakprzynormalnymwstrząsielubatakupadaczki.Znacznieciekawszyjestpowrótdo
stanupasywności.Poprawiecałkowitymzużyciufrenonunastępująskokoweprzejściazestanu
aktywnościdonormalnego.Najpierwnaułamkisekund,potemnasekundy,minutyiwreszcienadobre.
Oczywiście,okresyteprzedzielonesąszczątkowymimomentamiaktywności,trwającymicorazkrócej.
Tychniepamiętasię,więcodnosisięwrażeniechwilowychzanikówpamięci,objawiającychsię
raptownymizmianamiwotoczeniu.Ostatnich,sekundowychnawrotówaktywnościniezauważasię
nawet...
...Tymczasemprowadzonaprzeznasnazmianępracajużdawnozatraciłacieńchociażby
komunikatywnościdlanormalnegoczłowieka,awięcidlanaswstanieniepobudzonym.Cogorsza,nie
wiadomo,jakijestjejstanzaawansowania,perspektywyczyprzypuszczalnyterminzakończenia.Dlatego
teżprzedkażdymswoimstanemaktywnościzostawiamwpracownikartkędosiebiezprzypomnieniemo
koniecznościnagraniaustnejinformacjioprzebieguprac.Muszęszukaćkontaktuzsamymsobą,bo
Edgar,będącwstanieaktywności,ignorujemniepoprostu.Dotychczaskartkimojepozostawałybez
echa...
...Wracampospiesznieiodproguwidzę,żemagnetofonprawienapewnoniebyłruszany.Jużtylko
dlaformalnościpuszczam,ustawionąnazerze,niestety,taśmęiwsłuchujęsięwciszę.Znowunic.Idędo
Frediego...
...Idopieropotrzydziestymósmymcyklutaśmaożyła.Niedałomito,wefekcie,powodudo
zbytniegozadowolenia.PonieważEdgarkrzątasięjeszczeizostałotrochęczasu,odtwarzamją
ponownie,znówniepoznającsiebie...
...Nudnysięrobisz!Czymyślisz,żeniemamnicważniejszegodorobotyniżinformowanieciebieo
czymkolwiek?Oczywiście,żewszystkorozwijasięznakomicie,isyntezy,iteoria.Tejzresztąjeszcze
przezwielelatniktniebędziewstaniezrozumieć.Alenieototerazchodzi.Efektpraktycznyrozstrzygnie
owszystkim,iwłaśniewzwiązkuztymzwracamsiędociebie.Zakilkatygodniwejdziemywfazę
doświadczeń.TrzebabędzieodpowiednioprzygotowaćFreddiego.Maszzapisanecoijakmudawać.
Trzymajsiętegościśle,inieprzejmujsięjegoprzejściowymstanempodczasprzygotowań...
Łatwopowiedzieć!Donagraniabyładołączonadługalistaspecyfików.Naoko,działaniejednych
neutralizujeinne,alezarazdochodząnastępne,którezkoleizmieniająwydzielaniewewnętrzne,co
rzutujeznównawpływtychpierwszychitakwkółko.Ażewszystkietewpływysąjeszcze
poprzesuwaneczasowo,zgodniezharmonogramemdawkowaniaspecyfików,łączneichdziałaniejest
praktycznieniedookreślenia.Aleposamymichskładziewidać,żedoprowadząorganizmFreddiegodo
prawiekompletnejruiny.Dopókitowszystkodotyczyłotylkonas,sprawabyładośćprosta.Aleteraz?...
...Wszystkozaczęłosięodprzypadku.Zajmowałemsięwtedybadaniemskładupłynumózgowo-
rdzeniowegouchorychnapsychozęmaniakalno-depresyjną.Popewnymczasiemiałemmnóstwo
przebiegówskładuuróżnychpacjentówprzyróżnychichstanachpsychicznych,aleniebardzo
wiedziałem,coztymrobićdalej.Nigdyniebyłemspecjalistąodobróbkidanych,ituprzypomniałem
sobieoEdgarze,zktórymmieszkałemrazemwtrakciestudiów.Byłmatematykiem,itouważanymza
wybitnego.Nieliczyłemnawetnajegobezpośredniąpomoc,aleconajwyżejnato,żeskierujemniedo
kogośkompetentnegoizarekomendujeodpowiednio,iniezawiodłemsię.Gdypodłuższejrozmowie
wypełnionejwspomnieniamizcollege^wyłuszczyłemmufaktycznypowódmojejwizyty,kazałmipo
prostuprzynieśćwszystkiemateriałyiobiecał,żewciągukilkutygodniktóryśzjegoasystentów
opracujeprogramyichanalizy.
Zadzwoniłdomniepomiesiącuioznajmił,żeprowadzonawszelkimimetodamianalizakorelacyjna
niewykazałażadnychzwiązkówpomiędzyskładempłynuasamopoczuciempacjentów.Czującwidocznie
mojerozczarowanie,obiecał,żerzucijeszczeosobiścieokiemnatowszystko.Rzeczjasna,
potraktowałemtojakoformęgrzecznościowązjegostrony,toteżdużymzaskoczeniembyłdlamniejego
telefondwatygodniepóźniejiosobistawizyta.Okazałosię,żestwierdziłpewne,chociażdośćdziwne
zależności.Zrobiłbowiemcośzupełnieinnegoniżkażdy,ktoanalizowałskładpłynu.Nieszukałbowiem
związkustanupsychicznegopacjentówzobecnością,brakiemczyteżilościąwpłyniejakiegoś
konkretnegozwiązkuchemicznegolubwolnegojonu,alezcałymjegoskładem,awięczbiorczym
bilansemjonowym,iznalazł.
Płynmózgowo-rdzeniowywokresiemaniakalnympacjentówzawierałmniejszeilościpewnych
pierwiastkówniżwokresiedepresyjnym.Wtymostatnimpierwiastkitewchodziływskładinnych
związków,alewsposóbwybitnienieregularny.Razwpływałynazwiększenieilościjednegozwiązku,
innymrazem-drugiego,akiedyindziej-ichkombinacji.Wtensposóbwymykałosiętospodkontroli
analizymającejnaceluznalezienieregularnychzmianskładupłynu.Wniosekbyłjednoznaczny.W
okresiemaniakalnymwpłyniemózgowo-rdzeniowymmusiwystępowaćjeszczejedenzwiązek,którydo
tejporyniezostałwykryty,albowskutekniedokładnościbadań,albozpowoduznacznejnietrwałości.
Zacząłemprowadzićdalszebadaniapodtymkątem.Edgarinteresowałsięnimidośćżywoicoraz
częściejodwiedzałmniewklinice.Znalazłemtenzwiązek.Faktycznierozpadałsięszybkoiwystępował
jedyniewśladowejilości.Pozwoliłototylkonailościowąanalizęjegoskładu.Okazałsięidentycznyz
bilansembrakującychjonów.Oczywiście,zacząłemszukaćwkatalogachzwiązkuotakimskładzie
ilościowym.Wstosownymmiejscutabeli,odpowiadającymnaszemuskładowi,niebyłożadnego
związku.Byłzatoindekspublikacji,ito,odziwo,prawieidentycznyzindeksemwiększościmoichprac.
ByłatostarapublikacjaGibsona,którystwierdziłobecnośćtakiegozwiązkuwpłyniemózgowympo
atakupadaczki.Byłempewny,żechodzituotensamzwiązekcoiunas,iżewjegobadaniachmusiałon
występowaćwznaczniewiększychilościach.Gibsonnieinteresowałsięnimdalej.Pracętęogłosił
zresztąniejakonamarginesieswoichzasadniczychzainteresowań.
Mieliśmywklinicewielupacjentówzróżnymitypamipadaczki.Wybrałemkilku.Robionoimanalizę
składupłynuregularniecokilkadniorazkażdorazowopoataku.Naszzwiązekwystępowałtylkowtym
ostatnimprzypadku,irzeczywiściebyłogoznaczniewięcejniżuchorychnapsychozęmaniakalno-
depresyjną,nienatylejednak,bymożnabyłozbadaćjegostrukturę.Dałbymsobiepewnieztymspokój,
albozostawiłkomuśinnemu,gdybyEdgarniespytałmnie,czyzwiązektenwystępujeunormalnego
człowieka.Kazałemsobiepobraćpłynizrobiłemanalizę.Był.Uinnychtakże.Alewilościachskrajnie
małych.Dalszerozumowaniebyłoproste.Wnioskitakże.Frenon,botaknazwaliśmynaszzwiązek,musi
miećcośwspólnegozpoziomemaktywnościczłowieka.
Edgarniezetknąłsiędotejporybliżejzbiochemią.Dlategoteżodrazuzaproponowałbeztroskoto,
coumniebyłotylkocieniembliżejnieokreślonejnadziei.Zsyntetyzujmyalbowyodrębnijmyfrenoni
spróbujmyzastosowaćgodozwiększaniaaktywnościczłowieka.Proste,prawda?
Kilkanastępnychmiesięcynieposunęłosprawydoprzodu.Doszedłemtylkodotego,żepotrafiłemz
płynumózgowo-rdzeniowego,gdziefrenonwystępujewułamkupromille,uzyskaćwyciągoprawie
dwuprocentowejjegozawartości.Aletobyłowszystko,codałosięzrobićznanymimetodami.No,ipoza
tymbyłonnadalnietrwały,iwtedyEdgar,wprostocieducha,zaproponował,abywstrzyknąćmuten
wyciąg.Oczywiścieodmówiłem,alepomysłniedawałmispokoju.
Byłotomożelekkomyślnościązmojejstrony,alezdecydowałemsięzrobićtosobie.Sądziłem,żeco
najwyżejgrozimiatakpadaczki.Edgarasystowałmi,poinstruowany,comarobićwtakimprzypadku.
Niemiałemodwagiwtajemniczaćkogokolwiekinnegowteneksperyment,ajuższczególniespecjalisty.
Samniepamiętamnic.Poprostustraciłemnajakiśczasprzytomność,apojejodzyskaniuznalazłem
sięwinnymrogupokoju,nafoteluprzybiurku.WstrząsembyładopierorelacjaEdgara.Wedługniej,w
kilkanaściesekundpozastrzykuwstałemzkozetkiiniereagującwogólenajegoobecność,zacząłem
szybkocośpisać.Pokilkuminutachodłożyłempióro,zacząłemrozglądaćsięniepewnieiwpewnej
chwilipowiedziałemcośbezzwiązku.Byłtowłaśniemoment,kiedy,wedługsiebie,odzyskałem
przytomnośćiniewiedziałemcosięzemnądzieje.
Wpierwszejchwiliniebardzowierzyłemwtowszystko,alezapisanekartki,azwłaszczaichtreść,
zmusiłymniedotego.Byłyto,nimniejniwięcej,tylkoprojektytrzechmetodcałkowitejstabilizacji
frenonu.Mimoiżwyglądałynabrednie,wypróbowałemje.Trzeciaokazałasięskuteczna.Frenonnie
rozkładałsięjużwciągukilkuminut,alezachowywałstabilnośćprzezkilkadni.Otrzymaniegowstanie
czystymbyłowtychwarunkachsprawąniecałegotygodnia.Potemznowukolejnemiesiącenieprzyniosły
nicnowego.Owszem,poznaliśmystrukturęfrenonu,alewskuteknieznajomościkatalizatorów
umożliwiającychjegosyntezęworganizmie,nadalniemogliśmywytwarzaćgosztucznie.Pozostawało
tylkopobieraniepróbekodsiebie.Zpraktycznymzastosowaniemtakżenieposunęliśmysiędoprzodu.
Ustaliliśmytylkominimalnądawkę,koniecznądoprzejściawstanaktywności.Mniejszedawki
pozostawałybezwidocznegoefektu,awiększewydłużałyokresaktywności.Obajbyliśmywtymstanie
pokilkarazyiobajrobiliśmywtedyjakieśnotatki,alebyłyonesubtelnieniezrozumiałe.Umniebyłyto
fragmentyjakichśprzekształceńchemicznych,araczejśladyrozmyślańnadnimi.Edgarpozostawiałpo
sobiejakieśdziwneschematy,złożonezpołączonychstrzałkamiprostokątówikółek.Wszystkotobyło
pooznaczanealbosymbolamicyfrowymi,alboznakamizapytania.Sam,będącwnormalnymstanie,
wzruszyłtylkonadtymramionami.Dziwne,aleunikaniejakiegokolwiekopisusłownegopozostałonam
dodzisiaj.Stosunkowonajwięcejdowiedzieliśmysięowydzielaniufrenonuworganizmie.Byłogotym
więcej,wimlepszy,bardziejaktywnyczyteżtwórczynastrójpotrafiłwprowadzićsiędawca.Możnato
byłouzyskaćtakżepodwpływemnarkotyków.Abymócoddaćsensownąilośćfrenonu,koniecznebyło
takżezażyciepewnychspecyfików.Określiliśmyteż,teoretycznieoczywiście,maksymalnedawki
frenonu,jakiemożnaoddaćipobrać,l,zasadniczo,behawiorystycznyopiswydzielaniagoworganizmie
byłnaszymjedynymistotnymosiągnięciemtychmiesięcy.Doszliśmydozgodnegowniosku,żetuwłaśnie
kończąsięnaszerealnemożliwościiniepozostajenicinnego,jakopublikowaćdotychczasowewynikii
otworzyćproblemdlainnych.
Iwtedyzrobiłosięnampoprostużal.Byliśmyprzecieżnatropieodkryciaopotencjalnie
oszałamiającychmożliwościachzastosowańiniełatwoprzychodziłonampogodzićsięzmyślą,że
spełnimyjedynierolęodkrywcówproblemu.SzczególnieniezadowalałotoEdgara,którynielicząc
znakomitychpomysłówinspirujących,wkładswójograniczyłjedyniedomatematycznejanalizy
wydzielaniafrenonu.Niewspominamjużotym,żeodparumiesięcyzarzuciłprawiezupełnieswoje
czystomatematyczneprace.
...Projektdojrzewałprzezkilkatygodniikażdyznaswniósłcośdoniego.Wzałożeniubyłoczywisty.
Skoroniepotrafimyposunąćsiędoprzodu,dalejpowinniśmypracowaćpobudzenifrenonem.Przecież
najistotniejszydotejporyproblemrozwiązałemwłaśniepodjegowpływem!Decyzjazostałaprzeznas
podjętazadziwiającoszybko,jednomyślnieibezżadnychskrupułów.Pozostawałytylkoszczegóły
techniczne.Jakodawcyfrenonutylkomydwajwchodziliśmywrachubę.Każdorazoweoddaniegojest
bowiemzbytwyczerpująceiwymagaodpowiedniegopobudzeniawstępnego,cozakładapełną
świadomośćdawcyocałokształciesytuacji.Aprzecieżniemogliśmywtajemniczaćnikogowięcej.
Wszaketykanaukowadawnojużzostaładalekozanami.Oczywistewięcbyło,żepracowaćbędziemyna
zmianę,naprzemianoddającsobiefrenon.Wydzieliłemwkliniceczęśćpomieszczeńdoswojej
wyłącznejdyspozycji,przyjąłemdoniejEdgaranarzekomeleczenienerwicyirozpoczęliśmy...
Jużpokilkucyklachstraciliśmykontrolęnadprzebiegiemprac,toznaczyprzestaliśmyrozumieć,
będącwnormalnymstanie,cokolwiekztego,corobimywokresieaktywności.Utwierdziłonastow
przekonaniuotym,jakzłożonyproblemnapotkaliśmyizachęciłododalszychwysiłków.Musieliśmy
tylkoznaleźćsposóbjednoczesnegoprzechodzeniawstanaktywności,abymóckonsultowaćzesobą
przebiegprac.PrzestudiowałemkartypacjentówklinikiiznalazłemFreddiego,skrajnyprzypadek
narkomanii.Przeniosłemgodonaszejczęścizakładuileczyłemdalej,chybanawetskuteczniejniż
leczonogodotychczas,gdyżdawałemmuniewielkienadwyżkifrenonu,jakienampozostały.Zagłuszały
onewnimgłódnarkotykuichociażniepowodowałyprzejściadostanuaktywności,towyzwalaływim
tęcudownąmuzykę.Wzamian,pobieraliśmymuodczasudoczasuniewielkieilościfrenonu.Pozwalały
onenazyskanieprzeznasobujednocześniekilkunastuminutstanuaktywności.Nagraniamagnetofonowe
konfrontacji,mimoniewielkiejichkomunikatywności,wykazały,żeprzynajmniejjesteśmyzgodnicodo
właściwegorozwojupracitego,żeuzupełniamysięwnichnawzajem,itakminęłojużtrzydzieściosiem
cykli...
...SpoglądamnaEdgara.Tojużostatnieminutyaktywności.Zaczniesięprzejście.Awięcjeszczez
dziesięćgodziniprzyjdziemojakolej.Narazietrzebaprzespaćsiętrochę,izdecydowaćcorobićz
Freddiem.
Kładęsię,gaszęświatłoiodrazuwracadręczącymnieodkilkucyklischematmyślowy...
...Wedługwszelkichdanychpracujemynadznalezieniemsposobuzwiększaniaaktywności,awięci
możliwościmózguczłowieka,alewsposóbłagodnyidługotrwały,bezkoniecznościstosowania
wstrząsufrenonowego.Ztego,comożnabyłozrozumieć,wynika,żewidzimytutrzymożliwedrogi.Albo
odpowiedniedawkowaniezsyntetyzowanegofrenonu,gdybyokazałosię,żemożnastopniowaćjego
wpływ,albotosamozjegoewentualnymipochodnymi,alboteżstymulacjawydzielaniaiutrwalania
frenonubezpośrednioworganizmie.Oczywiście,ostatniadrogawydajesię,zpunktuwidzenialaika,a
tylkozatakiegomogęsięwtejchwiliuważać,najlepszymrozwiązaniem,aleniewiadomowjakim
kierunkuposzłynaszeprace.Zkonsultacjiwynika,żekilkakrotniezmienialiśmykoncepcje,acogorsza,
pojawiłysięzupełnienowe.Zkażdymcyklemdalsijesteśmyodjakiejkolwiekkomunikatywności,nawet
ztakwybitnymispecjalistami,jakimijesteśmynacodzień,ijużwidać,żejakikolwiekbybyłkońcowy
efektnaszychbadań,nieprzysporzyonnamsławynaukowej,przynajmniejobecnie.Jeślinicnie
osiągniemy-będzietooczywiste.Jeśli,cojestzupełniemożliwe,dojdziemytylkodoteoretycznych
rozwiązań,niemożliwychdozastosowania,chociażbyzewzględunaaktualnypoziomtechnologii
chemicznej,niechcącnarazićsięnaśmieszność,niebędziemymogliniczegoopublikować.Przecież
byłobytoabsolutnieniezrozumiałe!Jeżelinatomiastznajdziemyrozwiązaniepraktyczne,naprzykładw
postacijakiegośspecyfiku,tozanalogicznychwzględówniebędziemymoglizaprezentowaćdrogi,jaką
doniegodoszliśmyiuznanizostaniemyzaprzypadkowychodkrywców...
...Asytuacjazaczynasiękomplikować.Zzarejestrowanegoprzekazuwynika,żeniedługozaczniemy
wokresiepasywnościbyćwykonawcamiwłasnychpoleceńipracepotocząsięwdwóchrównoległych
płaszczyznach.Wkońcutrzebabędziezdecydowaćsię,corobićzFreddiem.Zasadniczo,niepowinno
byćżadnychwątpliwości,należyślepopodporządkowaćsięzaleceniom,ale...
...Zapewne,współpracująctyleczasuzEdgarem,powinienemstaćsiępotroszematematykiem,tak
jakon-biochemikiem.Aledlaczegotowłaśniejazaczynamwprowadzaćcorazwięcejelementów
matematykidonaszychprac?Itozupełnienowych...Gdybyograniczyłosiętotylkodonowychrozwiązań
czynawetdonowychpojęć!Alewedługwszelkichdanych,sątozupełnienowekierunki!Aprzecieżnie
korzystamzżadnychźródełpozanotatkamiEdgara.Byćmoże,iżrozwijamtylkojegoidee,leczwjaki
sposóbwtrakciekonsultacjiwnoszętyleczystomatematycznychpoprawekdojegokoncepcjiidlaczego
onprawiezawszezgadzasięzemną?Taksamojest,zresztą,zczystobiochemicznymiaspektamipracy
Edgara.Czyżbyśmywięcwykrylinieśrodekaktywizującymózg,ajeszczejedenspecyfikpobudzający
wyobraźnię,jeszczejeden,byćmożenajdoskonalszy,narkotyk?Iczyniebrniemycorazdalejwiluzję,w
pseudonaukowybełkot,pełniuwielbieniadlasiebienawzajem?Czynaprawdęrobimycośnowego?Czy
teżstanowimytylkoduchowąklepsydręprzesypującątęsamą.zawartośćzjednegoumysłudodrugiego...
Możliwe,żeoddającfrenon,przekazujemyjednocześniecośzeswojejosobowościczynawetzawartości
pomięci.Aleprzecieżniemnożymyprzeztoswegopotencjałutwórczego,aconajważniejsze,zmieniamy
jegolokalizację,iczyniezatrzymanaswtymwszystkimdopierośmierćFreddiegolubktóregośznas?
Ale,zdrugiejstrony,przypierwszympobudzeniufrenonemdokonałemrzeczywistegoodkrycia.
Możliwejednak,żetkwiłoonojużwmojejpodświadomościikażdyinny,dostateczniesilnyimpuls
wyzwoliłbyje?Wkońcuniebyłatospecjalnarewelacja...
...Dosyć!Itakdoniczegoniedojdę.Trzebaspać.Muszębyćwypoczęty,byzpełnąkoncentracją
rozpocząćtrzydziestydziewiątycykl.