Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie Rozdział 4

background image

Łaocuchy i płomienie – Shelly Laurenston

Tłumaczenie: madlen

Beta: agnieszka

Rozdział 4

Rhiannon spędziła godzinę przed świtem próbując odkręcić to, co zrobiła jej matka,

tak by mogła z powrotem zmienić się w smoka. Niestety, bez powodzenia.

Tęskniła za sobą w smoczej formie. Tęskniła za swoimi skrzydłami i pazurami.

Tęskniła za zdolnością wzięcia sobie konia na szybki posiłek.

Ale co najważniejsze, czuła się niepewnie w tym ludzkim ciele. Dźgnęła się w swoją

skórę i to zabolało. Wbiła paznokieć w swoje przedramię i zaczęło krwawić. Na bogów! Jak
ci ludzie mogą tak żyć?

I jeszcze ten Bercelak. Była pewna, że ostatniej nocy on przyjdzie do niej. Że

przyjdzie ją Oznaczyć. I była też na to przygotowana. Gotowa by jako człowiek stawić mu
czoło. Gotowa by umrzeć, gdyby przyszedł do niej jako smok. Ale on wcale nie przyszedł. I,
w sumie, ona też do niego nie poszła.

Niech go szlag! Nigdy nie miała mężczyzny, jakiegokolwiek mężczyzny, który by

sprawił, że czuła się tak bardzo... bardzo... potrzebująca. I to nie jedzenia albo bezpieczeństwa
albo jakiejkolwiek z tych ważnych rzeczy. Ale seksu. Pragnęła mocnej jazdy ze strony tego
bękarta i nienawidziła go za to, że sprawił iż czuła w ten sposób. Zwłaszcza, że było jej tak
wygodnie nie czuć niczego w ogóle.

- Jesteś gotowa?

Odwróciła się od dwóch wschodzących słońc do stojącego obok niej smoka. Stali u

wejścia do jego jamy, mile

1

nad ziemią. Gdyby spadła z tej wysokości, zginęłaby. Być może

na to właśnie liczyła jej matka. Na to, że jej ludzka postać się roztrzaska i Bercelak będzie
zmuszony radzić sobie ze szczątkami.

- Nadal czekam abyś mi wytłumaczył dlaczego jedziemy do Kerezik.

Pociągnęła za kołnierz sukni, którą miała na sobie. W żaden sposób nie chciała być

wyżej. W rzeczywistości, dekolt znajdował się niebezpiecznie nisko, tuż nad jej piersiami.
Jeszcze kawałek i jej sutki byłyby widoczne. Nienawidziła nosić ubrań, ale bez nich czuła się
okropnie naga, a znów mając je na sobie - dusiła się.

- Właściwie to zmierzamy do doliny pomiędzy wielkimi górami Kerezik.

- Fascynujące. Nadal czekam na wytłumaczenie dlaczego.

Spojrzał na nią, a jego łuski ledwo ukrywały miejsce, gdzie rozorała mu ciało. Widząc

to, nawet nie starała się ukryć ironicznego uśmiechu.

- I sobie poczekasz - warknął. - A teraz wsiadaj, smoczyco. Inaczej zabiorę cię tam w

mojej łapie.

Bez słowa, podciągnęła się na jego plecy.

- Nie jeździłam na plecach innego smoka od czasu kiedy byłam niewiele starsza od

pisklęcia. To może okazać się zabawne.

1

mila angielska (dziś nieużywana) = 4,83 km

background image

Łaocuchy i płomienie – Shelly Laurenston

Tłumaczenie: madlen

Beta: agnieszka

Dla podkreślenia tego, wsunęła swoje dłonie w jego włosy zanim mocno je chwyciła.

Usłyszała jego stłumiony jęk i ugryzła się w wargę by się nie roześmiać. To było
wystarczająco dużo szyderstwa by jakikolwiek smok mógł to znieść.

Bez słowa, Bercelak wzbił się w powietrze i skierował ku Kerezik... i temu, co w

Kerezik było.

***

- I pamiętasz moją matkę.

Rhiannon ledwo powstrzymała warknięcie, gdy Bercelak przedstawiał ją wszystkim

członkom swojej rodziny. Wyjątkowo licznej, przystojnej zgrai, której wszyscy członkowie
tego dnia czuli potrzebę bycia człowiekiem. Nawet Bercelak wziął ze sobą ubrania na
przebranie. Spodnie kolcze i koszulę, a także ciemnoniebieski płaszcz z herbem ludzi
zniszczonych przez wojska królowej dawno temu.

Przedstawił ją całej swojej rodzinie jako kobietę, którą zamierzał Oznaczyć.
Bękart!
Jego matka na krótko pochyliła głowę, ale ujrzała nienawiść w oczach kobiety.

- Księżniczko.

- Pani.

Złote oczy zwróciły się ku Bercelakowi.

- Czy mogę z tobą chwilę porozmawiać, mój synu?

- Oczywiście. - Skinął jej. - Zaraz wracam.

- Jak tam chcesz - mruknęła Rhiannon żałując, że wczorajszej nocy nie rozerwała mu

gardła.

Ktoś, nie miała pojęcia kto, włożył kielich z winem w jej dłoń, gdy opierała się o duży

stół jadalny przygotowany już na święto.

- Jestem Maelona.

- Pamiętam - westchnęła Rhiannon, nie potrafiąc ukryć irytacji na swoją obecną

sytuację.

- Młodsza siostra Bercelaka.

Rhiannon zwalczyła chęć by powiedzieć: “No i co z tego?”

- Ja też jestem czarownicą.

Teraz Rhiannon spojrzała na kobietę ze zdziwieniem. Mały zielony smok z czarnymi

oczami Bercelaka, jako kobieta była nadzwyczaj piękna ze swoimi ciemnozielonymi
włosami. Jako smok, prawdopodobnie błyszczała jak szmaragdy. Oparła się o stół obok
Rhiannon.

background image

Łaocuchy i płomienie – Shelly Laurenston

Tłumaczenie: madlen

Beta: agnieszka

- Czarownicą? Ja? Moje umiejętności są... - Rhiannon wzruszyła ramionami. - Słabe. -

I tak samo żenujące.

- Naprawdę? - Inna siostra, Ghleanna lub jakoś tak, oparła się o stół po drugiej stronie

Rhiannon. - To zadziwiające. Biały smok bez żadnej Magii? To nie brzmi dobrze.

Czy cokolwiek było dobrze w tej chwili?

- Być może.

- Zastanawiałaś się kiedykolwiek dlaczego?

- Zastanawiałam się kiedykolwiek dlaczego co?

- Dlaczego zdaje się brakować ci Magii?

- Nie. Po prostu założyłam, że taka się urodziłam.

Ghleanna, czarna smoczyca kilkadziesiąt lat starsza od Bercelaka, podniosła jedną

błyszczącą czarną brew.

- Być może.

- Co to znaczy? - Rhiannon nie miała cierpliwości do gierek słownych z niższymi

klasami.

Zamiast odpowiedzieć na pytanie, Ghleanna zadała własne.

- Wiesz, że twoja matka była z naszym ojcem... oczywiście na długo przed tym zanim

którekolwiek z nas się urodziło.

- Ghleanna! - młodsza siostra upomniała ją.

- Co? Nie sądzę, żeby to była tajemnica.

- Nie jest. - Rhiannon upiła łyk wina. - Z tego co rozumiem, niewiele jest takich, w

pewnym wieku, które nie spały z waszym ojcem.

- To prawda - roześmiała się Ghleanna. - Mój ojciec ma sposób na wszystkie kobiety.

To jest w jego krwi.

- I przeszło to na was wszystkich, jak sądzę?

- Kilku naszych braci. I jedną siostrę.

- I Bercelaka.

Obie siostry wypluły swoje wino.
Rhiannon, z jedną brwią uniesioną, spojrzała na obie kobiety.

- Co ja takiego powiedziałam?

- Bercelak jaki? - zapytała Ghleanna wycierając swój podbródek.

- Nasz Bercelak? - Maelona zapytała zdziwiona.

- Cóż... tak.

- On w niczym nie przypomina ojca.

background image

Łaocuchy i płomienie – Shelly Laurenston

Tłumaczenie: madlen

Beta: agnieszka

- Ojciec jest bardzo wesoły i szczęśliwy - wyjaśniła Mealona. - Podczas gdy Bercelak

jest bardzo...hmm...

- Zgorzkniały i niemożliwie zrzędliwy?

- To niesprawiedliwe siostro. - Maelona spojrzała na Rhiannon. - On zawsze był dla

mnie miły.

- Dla mnie też był miły - przerwała Ghleanna. - Ale nadal, nie wiedzie dokładnie

takiego życia, jakie jest udziałem którekolwiek z nas. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek
widziała go jak się uśmiecha.

- Matka powiedziała, że kiedyś się uśmiechał... no wiesz... zanim ojciec... - wzruszyła

ramionami - ...cóż... no wiesz.

Ghleanna wzięła kolejny łyk wina.

- Sposób wychowywania nas przez ojca różni się od dorastania w innych rodzinach.

- Uczysz się być zawsze w pogotowiu. Nigdy nie zostałam uwięziona albo zraniona

podczas bitwy.

- Aye. To prawda.

Z ciekawości, jaka będzie ich reakcja, Rhiannon wyznała:

- Bercelak uśmiecha się do mnie.

Siostry zamarły słysząc słowa Rhiannon. A potem powoli odwróciły się do niej.

- Uśmiechnął się? Do ciebie? - zapytała miękko Ghleanna.

- Aye. Kilka razy wczoraj. I raz, wiele lat temu.

Ghleanna zmrużyła oczy.

- Jesteś pewna, że to był Bercelak?

- Myślę, że bym wiedziała. Obecnie jestem więziona tylko przez jednego czarnego

smoka.

Mealeona potrząsała głową ze zdumienia.

- To fascynujące. Nie jestem pewna, czy którekolwiek z nas widziało go jak się

uśmiecha... kiedykolwiek.

- Myślałam, że jest fizycznie niezdolny.

Rhiannon zmarszczyła brwi na słowa Ghleanny.

- No cóż, nie jest - warknęła.

Czekajcie. Co ona robi? Dlaczego czuje potrzebę obrony tego bękarta? Bogowie! Była

żałosna!

Z pomrukiem, Rhiannon odeszła od obu kobiet, pozostawiając je gadające do siebie

niskim szeptem.

background image

Łaocuchy i płomienie – Shelly Laurenston

Tłumaczenie: madlen

Beta: agnieszka

***

Bercelak ujął dłoń matki.

- Proszę. Zaufaj mi.

- Ufam ci, synu. - Złote oczy jego matki zwróciły się ku kobiecie z jego snów. - To jej

nie ufam.

Wyciągnęła jedną dłoń i jej zimne palce ostrożnie przesunęły się po szczęce jej syna.

Tam, gdzie poprzedniego wieczoru podrapała go Rhiannon. Goiło się ładnie, ale nadal było
nieco bolesne.

- Co to jest? Ona ci to zrobiła?

- Rozgniewałem ją.

- Czy tak ma wyglądać twoje życie? Na modlitwie, by nie rozgniewać tej szalonej suki

ponieważ będziesz się bał, że ona cię zabije podczas snu?

Bercelak spojrzał na matkę w udawanym zdziwieniu.

- Dlaczego, Matko. Jestem zaszokowany twoimi słowami.

- Mówisz jak twój ojciec. - Stanęła na palcach, by lepiej przyjrzeć się ranie. - Nie będę

tolerowała tego, że ona cię rani, mój synu. Prędzej zabiję tę sukę.

- Czy to nie ty byłaś tą, która próbowała rozciąć gardło ojcu zanim cię Oznaczył?

- On na to zasłużył. Ty jednak nie.

- A skąd to wiesz?

- Znam mojego syna. Znam wszystkie moje młode. - I chroniła ich wszystkich. Nawet

przed ich szalonym ojcem. - Czy nie możemy ci znaleźć kogoś innego? Kogoś... milszego?

- Nie chcę milszego. Chcę Rhiannon.

Oboje patrzyli jak Rhiannon, z kielichem wina w dłoni, przechodzi przez pokój.

Wielki pies podbiegł do niej a ona ukucnęła przy nim. Przesunęła ręką po jego skórze, a
następnie pochyliła się i powąchała go.

- Rhiannon? - zawołał miękko.

Spojrzała na niego przez swoje ramię.

- Nie.

- Nie co?

- To zwierzę domowe. Nie przysmak.

2

Zmarszczyła brwi.

2

Dwie sprawy: 1. On umie mówić ‘nie’, i to ‘nie’ ma władzę nad Rhiannon; 2. jak ona może – przecież psy są

fajne, a nie smaczne 

background image

Łaocuchy i płomienie – Shelly Laurenston

Tłumaczenie: madlen

Beta: agnieszka

- Zwierzę domowe? - Wydała z siebie poirytowane westchnienie i wstała, obchodząc

bestię dookoła.

Uśmiechnął się na jej zmieszanie ludzkimi zwyczajami i usłyszał jak jego matka

ciężko wzdycha.

- Co? - zapytał, patrząc w dół na jej piękną twarz.

- Sprawiła, że się uśmiechnąłeś.

- Aye. Riannon zawsze wywołuje u mnie uśmiech.

Shalin opuściła głowę na klatkę piersiową swojego syna.

- Mroczni bogowie, straciłam cię na zawsze.

Bercelak wywrócił oczami.

- Myślę, Matko, że to nieco zbyt radykalne.

***

Popijając swoje wino, Rhiannon rozejrzała się po sali, w której stała. Bercelak nie

wziął jej do fortecy w jakiejś górze, by spotkać się z jego rodziną. Ailean utrzymywał swoją
rodzinę w zamku. Wspaniałym zamku położonym w dolinie pomiędzy Górami Taaffe w
Kerezik. Lecz wydawało się to dziwnym sposobem na życie dla jakiegokolwiek smoka.
Jedynym sposobem aby wejść do budynku było przemienienie się w człowieka. Nikt w
smoczej formie nie był w stanie przedostać się przez drzwi.

Rhiannon słyszała wiele opowieści o ojcu Bercelaka, Aileanie Grzesznym. Właściwie,

szczegóły na temat jego wielu, wielu, wielu miłościach i podbojach wypełniały tomy książek,
których jej ojciec nigdy nie pozwoliłby jej przeczytać. Zawsze słyszała, że wolał żyć wśród
ludzi, ale do tej pory nigdy sobie nie uświadamiała do jakiego stopnia.

Miał nawet służących ludzi, którzy zdawali się nie bać smoków, którym służyli.

Dziwne.

- No, no, no - donośny głos zabrzmiał za nią. - Kobieta mojego syna.

Zanim Rhiannon miała szansę sprzeciwić się temu konkretnemu twierdzeniu, wielka

ręka trzepnęła ją w plecy w geście przywitania. Zachwiała się do przodu, na szczęście wprost
w ramiona Bercelaka, inaczej skończyłaby z twarzą na marmurowej podłodze.

Bercelak podtrzymał ją.

- Wszystko w porządku?

- Aye.

- Delikatne maleństwo, prawda?

Warcząc, Rhiannon odwróciła się, by stanąć twarzą do osoby za nią, ale zastygła w

bezruchu i gapiła się.

Na mrocznych bogów ognia, on jest wspaniały!

background image

Łaocuchy i płomienie – Shelly Laurenston

Tłumaczenie: madlen

Beta: agnieszka

To musiał być Ailean. Zbudowany podobnie jak Bercelak i wszyscy jego bracia, smok

miał niebieskie włosy z białymi pasmami spowodowanymi wiekiem, które spływały w dół po
jego plecach i omiatały podłogę. Jego ostre srebrne oczy spoglądały na nią z ciekawością a
grzesznie pełne usta układały się w uśmiechu, od którego słabły jej kolana. Wszystko to
wyjaśniało, dlaczego jego potomstwo było tak piękne - ich ojciec był taki, a nawet znacznie
bardziej.

3

Nic dziwnego, że jej matka skończyła w łóżku tego smoka. Musiał mieć co najmniej

pięć albo sześć setek zim a jednak był silny, mocny i nadal śmiertelnie atrakcyjny.

Kiedy nic nie mówiła, tylko zwyczajnie się na niego gapiła, Bercelak trącił jej ramię.

- Powiedz coś - prawie warknął przez zęby.

Więc powiedziała. Do jego ojca.

- Jesteś absolutnie wspaniały.

Ailean uśmiechnął się szeroko i spojrzał na swojego syna.

- Cóż, przynajmniej wiemy, że ona ma cholernie dobry gust.

- Wybacz nam.

Następnie Bercelak wywlókł ją z pokoju, ale ona nadal gapiła się na Aileana dopóki

drzwi nie zatrzasnęły się przed nią, odcinając ją od tego widoku.

***

To nie był pierwszy raz, kiedy kobieta, z którą był blisko, gapiła się na jego ojca z tak

wyraźnym zainteresowaniem. Przedtem nigdy się tym nie przejmował. Ale to była
Rhiannon... jego Rhiannon. I w tej chwili zazdrość omal nie zadusiła go na śmierć.

Odwrócił ją, by spojrzała na niego, obiema rękami chwytając ją za ramiona.

- Musiałaś być tak bardzo oczywista?

Zamrugała zdumiona.

- Oczywista w czym?

- Swoim rażącym zachwycie moim ojcem.

- No cóż, nawet ty musisz przyznać, że jest cholernie wspaniały!

Nic nie musiał przyznawać, do cholery.
Skrzywiła się.

- Oooch. Cóż, to wyszło okropnie źle. Chodzi mi o to... nagle zrozumiałam swoją

matkę odrobinę lepiej. - Złapała za trzymające ją dłonie. - Jeśli on tak wygląda jako człowiek,
to jak, na mrocznych bogów, wygląda jego smocza forma? Musi być wspaniała!

3

U la la – to ja się teraz zastanawiam co też Laurenston wymyśliła opisując historię Aileana i Shalin :D (jakby

ktoś już teraz chciał przeczytać – ukazała się w antologii Everlasting Bad Boys pt. Can’t Get Enough)

background image

Łaocuchy i płomienie – Shelly Laurenston

Tłumaczenie: madlen

Beta: agnieszka

Dłużej nie mógł tego znieść. Słysząc ją jak mówi o jego ojcu wypełniło go terytorialną

potrzebą, jakiej nigdy wcześniej nie miał w stosunku do żadnej kobiety.

Jego uścisk na jej ramionach wzmocnił się, gdy popchnął ją na przeciwległą ścianę.

Miała tylko czas by sapnąć zanim jego usta nakryły jej. Walczyła, próbując wyszarpnąć swoje
ramiona z jego rąk, ale on nie pozwolił jej odejść. Zamiast tego pochylił głowę w bok,
uzyskując lepszy kąt, jego język wepchnął się pomiędzy jej wargi i do środka jej ciepłych ust.

Poczuł ruch jej nogi i nie chcąc aby wpakowała swoje kolano w jego krocze, Bercelak

wypchnął swoje biodra do przodu, więżąc dolną część jej ciała ze swoją.

Znów sapnęła i jego racjonalny umysł domagał się jej uwolnienia. Ale jej biodra

wysunęły się nieco do przodu, popychając ją na jego szybko rosnącą erekcję. Znieruchomiał,
bojąc się, że mógł ją źle zrozumieć, ale wtedy jej język delikatnie otarł się o jego.

To było wszystko czego potrzebował. Uwolnił jej ramiona by móc zanurzyć swoje

ręce w jej włosach, wciąż przytrzymując jej głowę w pocałunku. Jej ramiona, teraz wolne,
owinęły się wokół jego szyi i przyciągnęły go bliżej. Jej odpowiedź, niemal wybuch
zmysłowości, sprawiała, że jego nogi trzęsły się z pożądania. Jego kontrola się załamała,
Bercelak naparł swoimi biodrami na jej. Jęknęła wprost w jego usta i jego biodra znów
naparły, zdecydowane by dać im obojgu wyzwolenie.

Ale walenie w drzwi powstrzymało go.

- Och! Bracie! - Słyszał jak jego brat śmieje się histerycznie po drugiej stronie drzwi. -

Ojciec prosi o twoją obecność na obiedzie, O Potężny Smoku Bitewny, Obrońco Tronu
Królowej!

- I obrońco córki królowej! - dodała jedna z jego sióstr.

Zamierzał się od niej odsunąć, ale Rhiannon uczepiła się jego szyi ściskając go niemal

do bólu.

- Nie. Nie przestawaj - wydyszała.

Bogowie, ten mały zepsuty bachor go prosił. Cóż, to dawało mu nieco nadziei, której

nie miał poprzedniego dnia.

- Przykro mi, Księżniczko - wysapał. Zastanawiał się, czy miała pojęcie, że nigdy

wcześniej żadna kobieta, ani smok ani człowiek, nie sprawiła, że był tak zdesperowany. -
Moja rodzina czeka. I o ile nie chcesz przy tym publiczności, sugeruję byśmy poszli.

Odsunął się i pozwolił by jego ręce powoli opadły z jej ciała. To, czego nie zrobiłby,

to zerwać suknię z jej ciała i wziąć ją zanim wzejdą dwa słońca... za kilka tygodni od teraz.
Ale zrobiłby to, gdyby chciał ją tylko na jedną noc albo na kilka dni. Ta gra, w którą grali,
była na resztę ich życia. Zwycięzca bierze wszystko.

Jego serce należało do tej smoczycy, czy tego chciała czy nie.
I do diabła, lepiej żeby tego chciała.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie Rozdział 3
Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie Rozdział 6
Shelly Laurenston Łańcuchy i płomienie Rozdział 1
Shelly Laurenston Łańcuchy i płomienie Rozdział 2
Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie Rozdział 9
Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie Rozdział 7
Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie Rozdział 5
Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie epilog
Bestia zachowuje sie źle shelly Laurenston Rozdział 22
Bestia zachowuje sie źle Shelly Laurenston Rozdział 21
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 26
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 27
Bestia zachowuje sie źle Shelly Laurenston Rozdział 24
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 28

więcej podobnych podstron