background image

W SERII KRYMINAŁÓW ukażą się: 

Tom 1.  Agatha Raisin i 

ciasto śmierci 

Tom 2.  Agatha Raisin i 

wredny weterynarz 

Tom 3.  Agatha Raisin i 

zakopana ogrodniczka 

Tom 4.  Agatha Raisin i 

zmordowani piechurzy 

Tom 5.  Agatha Raisin i 

śmiertelny ślub 

Tom 6.  Agatha Raisin i 

koszmarni turyści 

Tom 7.  Agatha Raisin i 

krwawe źródło 

Tom 8.  Agatha Raisin i  tajemnice salonu fryzjerskiego 

Tom 9.  Agatha Raisin i 

martwa znachorka 

Tom 10.  Agatha Raisin i 

przeklęta wieś 

Tom 11.  Agatha Raisin i 

miłość z piekła rodem 

Tom 12.  Agatha Raisin i 

zemsta topielicy 

Tom 13.  Agatha Raisin i 

śmiertelna pokusa 

Tom 14.  Agatha Raisin i 

nawiedzony dom 

Tom 15.  Agatha Raisin i 

zabójczy taniec 

Tom 16.  Agatha Raisin i 

perfekcyjna pani domu 

Tom 17.  Agatha Raisin i 

upiorna plaża 

Tom 18.  Agatha Raisin i 

mordercze święta 

Tom 19.  Agatha Raisin i 

łyżka trucizny 

Tom 20.  Agatha Raisin i 

śmierć przed ołtarzem 

Tom 21.  Agatha Raisin i 

zwłoki w rabatkach 

Tom 22.  Agatha Raisin i 

mroczny piknik 

Tom 23.  Agatha Raisin i 

śmiertelne ukąszenie 

background image

 

 

SERIA KRYMINAŁÓW TOM 20 

 

Agatha

 

 Raisin i śmierć przed ołtarzem 

M.C. Beaton 

 

TLR

background image

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tytuł serii: Seria kryminałów 

Tytuł tomu: Agatha Raisin i śmierć przed ołtarzem 

Tytuł oryginalny tomu: An Agatha Raisin Mystery, There Goes the Bride

TLR

background image

Rozdział I 

 

Jedną z cech charakteru Agathy Raisin było dążenie do współzawodnictwa. 

Jej była pracownica, młoda Toni Glimour, założyła własną agencję detekty-

wistyczną,  finansowaną  przez  dawnego  pracownika  Agathy,  Harry'ego  Beama. 
W efekcie Agatha pracowała teraz bez wytchnienia, przyjmując dla swojej firmy 
każdą sprawę, jaka się napatoczyła.  Chciała udowodnić, że dojrzałość  może ła-
two pokonać młodość. 

Poza tym męczyła ją niemiła kwestia jej eksmęża Jamesa Laceya, który miał 

zamiar ożenić się z piękną kobietą. Agatha przekonywała samą siebie, że nie da-
rzy go już żadnymi względami, ponieważ zakochała się we Francuzie, Sylvanie 
Dubois, którego poznała na przyjęciu zaręczynowym Jamesa. 

Stres i przepracowanie spowodowały przykry wypadek. Agatha stoczyła się 

ze  schodów  swojej  chaty  i  złamała  sobie  trzy  żebra  oraz  boleśnie  posiniaczyła 
pośladki. 

Za  namową  bliskich  postanowiła  wziąć  urlop  i  wyjechać  do  Paryża.  W  In-

ternecie znalazła numer Sylvana. Wyobrażała sobie wspólne spacery po bulwa-
rach, podczas gdy ich miłość będzie kwitła. Jednak kiedy do niego zadzwoniła, 
jego głos brzmiał chłodno, a potem usłyszała młody kobiecy głosik wołający:  — 
„Kochanie, wracaj do łóżka". 

Zawstydzona i wściekła na samą siebie Agatha Raisin złapała się na tym, że 

wróciła jej dawna obsesja na punkcie Jamesa Laceya. To było jak jakaś przewle-
kła choroba  — wciąż powracająca, mimo długich okresów bez objawów. 

 

Agatha pamiętała, że James oskarżył ją kiedyś o to, że go nigdy nie słucha. 

Zarabiał  jako  pisarz  podróżnik,  ale  mówił,  że  planuje  napisać  serię  przewodni-
ków po sławnych polach bitew. Marząc o zaskoczeniu go swoją wiedzą  w tym 
temacie, Agatha postanowiła pojechać na Krym i odwiedzić Bałakławę, miejsce 
znane  z  szarży  Lekkiej  Brygady,  największej  bitwy  kawaleryjskiej  w  historii 
wojskowości.  Zdecydowała,  tak  jak  jej  wszyscy  radzili,  zrobić  sobie  wakacje, 
których rzeczywiście potrzebowała. 

TLR

background image

Najpierw pojechała do Stambułu. Już kiedyś tam była i mieszkała w hotelu 

Pera Pałace, który stał się sławny dzięki Agacie Christie i jej powieści „Morder-
stwo w Orient Ekspresie". Teraz zamówiła pokój po drugiej stronie zatoki Złoty 
Róg, w dzielnicy Sultanahmet, w cieniu Błękitnego Meczetu. 

Hotel Artifes był komfortowy a obsługa przyjacielska. Agatha, zmęczona po 

długiej  podróży  samolotem  była  zdenerwowana.  Spojrzała  w  lustro  i  po  raz 
pierwszy  wyraźnie  zobaczyła  spustoszenie,  jakie  wywołała  w  niej  bezustanna 
chęć konkurowania. Schudła, a pod oczami miała ciemne cienie. 

Zostawiła  nierozpakowaną  walizkę  i  wyszła  z  hotelu.  Niedaleko  była  ka-

wiarnia Marmara, do której wstąpiła. 

Ściany  kafejki  wyłożono  dywanami.  Na  jej  końcu  znajdował  się  otoczony 

winoroślą taras. Niestety, wszystkie stoliki były zajęte. Agatha zastanawiała się 
właśnie, czy się nie wycofać, gdy jakiś mężczyzna podniósł się od stolika i po-
wiedział po angielsku: 

 — Ja wkrótce będę wychodził. 

Agatha  z  westchnieniem  ulgi  usiadła  naprzeciwko  niego.  Ku  swej  radości, 

zobaczyła na stole popielniczkę, więc wyciągnęła papierosy. 

 — Jest pan Anglikiem?  — zapytała swego towarzysza. 

 — Nie. Jestem pół Turkiem, pół Cypryjczykiem. Nazywam się Erol Fehim. 

Agatha przypatrzyła się mężczyźnie. Był to niski, schludny facet, ubrany w 

dobrze uszytą marynarkę. Nosił okulary i  miał siwe włosy. Emanowała z niego 
niewinność  i  uprzejmość.  Przypominał  jej  przyjaciółkę,  żonę  pastora,  panią 
Bloxby. 

Przedstawiła mu się i zamówiła jabłkową herbatę. 

 — Co sprowadza panią do Stambułu?  — zainteresował się Erol. 

Agatha  wyjaśniła,  że  zatrzymała  się  w  hotelu  Artifes,  dopóty  nie  znajdzie 

sposobu dostania się do Bałakławy na Krymie. 

 — Mieszkam w tym samym hotelu  — powiedział Erol.  — Możemy tam 

zapytać. 

Agatha ożywiła się na dźwięk słowa „my". 

TLR

background image

Na  miejscu  okazało  się,  że  właśnie  na  zakupy  przybyła  weekendowa  wy-

cieczka z Krymu. Następnego dnia będą wracać statkiem do Bałakławy. Uprzej-
my Erol powiedział, że może iść z Agathą do biura żeglugi morskiej. 

Znalezienie go po drugiej stronie Złotego Rogu zajęło im całe wieki. Agatha 

była wdzięczna Erolowi za towarzystwo, ponieważ nikt inny nie mówił tu po an-
gielsku. Zarezerwowała — dwuosobową kabinę, nie chcąc jej z nikim dzielić. 

W hotelu usłużny towarzysz powiedział jej, że — niestety  — jest zajęty te-

go wieczoru, ale jutro wczesnym popołudniem z chęcią odprowadzi ją na statek. 

Agatha zadzwoniła do swojego przyjaciela sir Charlesa Fraitha. 

 — Gdzie jesteś?  — chciał wiedzieć. 

 — W Stambule. 

 —  Wspaniałe  miasto,  Agatho,  ale  miałaś  odpoczywać.  Nie  lepsze  byłyby 

wakacje na plaży? 

 — Nie lubię wakacji na plaży. Poznałam miłego mężczyznę. 

- Aha! 

 — Naprawdę jest bardzo uprzejmy. Przypomina mi panią Bloxby. 

- Aha! 

 — Aha, co?  — zapytała zagniewana Agatha. 

 — Musi być bardzo przyzwoitym mężczyzną. 

 — Właśnie jest. 

 —  Tak  myślałem.  Gdyby  był  nieosiągalny  lub  zwariowany,  zły  i  niebez-

pieczny, zakochałabyś się w nim bez pamięci. 

 — Myślisz, że mnie znasz, ale to nieprawda!  — warknęła Agatha i rozłą-

czyła się. 

Następnego  dnia  w  drodze  na  statek,  w  taksówce,  Agatha  poprosiła  Erola, 

żeby opowiedział jej coś o sobie, ale ledwo go słuchała, gdy wyjaśniał, że posia-
da małą firmę wydawniczą. W swoich marzeniach już przechylała się przez po-

TLR

background image

ręcz białego statku wycieczkowego, podczas gdy obok niej stał przystojny męż-
czyzna i patrzył jej w oczy, a nad Morzem Czarnym wznosił się błękitny księżyc. 

Statek  okazał  się  koszmarny.  Był  to  stara,  rosyjska,  zardzewiała  łajba.  Da-

remnie szukali innego środka transportu: bilet Agathy był ważny tylko na ten pa-
rowiec. 

- Trudno  — powiedziała Agatha do Erola.  — Jakoś dopłynę. Dziękuję za 

pomoc. 

Na statku członkowie załogi asystowali jej w przeciskaniu się między stosa-

mi towarów. Cały pokład zastawiony był ładunkiem. Agatha, potykając się, ze-
szła na dół i zauważyła, że nawet wyjścia przeciwpożarowe są zablokowane. 

Ku swemu przerażeniu, zorientowała się, że w pośpiechu zapomniała poże-

gnać  się  z  Erolem  oraz  wziąć  jego  wizytówkę.  Pobiegła  z  powrotem  na  górny 
pokład, ale jego już nie było. 

Pasażerami  statku  były  głównie  ukraińskie  kobiety,  a  całą  załogę  stanowili 

Rosjanie. Nikt nie mówił po angielsku. Na obiad była tylko zupa. Statek w ogóle 
się nie poruszał. Agatha poszła do swojej kabiny i zaczęła czytać, starając się za-
snąć. 

Kiedy obudziła się rano, statek wciąż stał w porcie. Wreszcie wypłynął. Na 

początku  całkiem  znośne  było  stanie  na  malutkim  skrawku  pokładu,  który  był 
wolny od ładunku, i obserwowanie, jak przemykają pałace, kiedy mijali cieśninę 
Bosfor.

TLR

background image

 

Kiedy wpłynęli na Morze Czarne i przez mile naokoło nie widać było nicze-

go poza morzem, Agatha wycofała się do swojej kabiny i zastanawiała, czy prze-
żyje tę podróż. Zanim opuściła hotel w Stambule, zarezerwowała przez Internet 
pokój w hotelu Dakkar Resort w Bałakła — wie i poprosiła, żeby przyjechała po 
nią taksówka. Dwa dni później, kiedy już czuła, że nie zniesie więcej zupy  — 
jedynej rzeczy do jedzenia na statku  — i wzdrygała się na myśl o kolejnej wizy-
cie w śmierdzącej toalecie, statek wreszcie przybył do celu. 

Do odprawy celnej przeciskała się między ukraińskimi kobietami i ich zaku-

pami  — niektóre kupiły nawet materace. Gdy wyszła, ku swojej uldze zobaczyła 
czekającą na nią taksówkę i kierowcę, trzymającego tabliczkę z jej nazwiskiem. 

Będąc na miejscu, Agatha odczuła błogosławieństwo cywilizowanego hotelu 

i dobrze wyposażonego pokoju. Uśmiechnięta recepcjonistka powiedziała: 

 —  Byłam  przerażona,  kiedy  poinformowała  nas  pani,  że  przypływa  tym 

statkiem.  On  słynie  z  tego,  że  jest  koszmarny.  Nie  sądziłam,  że  dotrze  pani  w 
jednym kawałku. 

Agatha  wzięła  prysznic  i  się  przebrała.  Potem  zeszła  na  dół  i  poprosiła  re-

cepcjonistkę,  która  ją  powitała,  aby  zorganizowała  jej  przewodnika  i  tłumacza. 
Następnego dnia planowała wycieczkę na miejsce szarży Lekkiej Brygady. 

Ale kolejny dzień okazał się zupełną stratą czasu. Na próżno Agatha nalega-

ła, że chce zobaczyć miejsce szarży, która odbyła się w czasie wojny krymskiej 
25 października 1854 roku, gdzie zginęło 118 kawalerzystów, a 127 zostało ran-
nych. Na darmo wyjmowała notes i mówiła, że chce się dostać do doliny między 
Fedyukhar Heights a Causeway Heights. 

Całkiem  młoda  tłumaczka,  Świetlana,  uparcie  pokazywała  Agacie  pomniki 

rosyjskich  żołnierzy  z  II  wojny  światowej.  Jeden  po  drugim,  wszystkie  w  so-
wieckim,  komunistycznym  stylu.  Przedstawiały  muskularnych,  młodych  męż-
czyzn celujących bronią we wszystkie kierunki świata, a równie muskularne ko-
biety wpatrywały się w jakiegoś niewidocznego wroga. 

W hotelu sympatyczna Swietłana obiecała, że zorganizuje dla Agathy auto-

bus wycieczkowy, który następnego ranka zabierze ją na pole bitwy. Niestety, na 
miejscu  okazało  się,  że  była  to  równina  pokryta  polami  winorośli  —  żadnych 

TLR

background image

szkieletów  koni,  żadnej  porzuconej  broni.  Rozciągała  się  łagodnie  i  najbardziej 
niewinnie  pod  słońcem,  jakby  najsłynniejsza  w  historii  kawaleryjska  szarża  ni-
gdy nie miała tu miejsca. 

Agatha  wróciła  do  hotelu  znużona.  Jej  ulubiona  recepcjonistka  posłała  jej 

powitalny uśmiech. 

 — Mamy dwoje angielskich gości, którzy właśnie przybyli  — poinformo-

wała.  —  To  pan  Lacey  i  panna  Bross  -Tilkington.  Mogą  być  miłym  towarzy-
stwem dla pani. 

Pomyśli, że go prześladuję  — przeraziła się Agatha. Co za paskudny zbieg 

okoliczności! 

 — Rachunek proszę — zażądała.  — Wyjeżdżam natychmiast. I niech pani 

nie mówi tym Anglikom o mnie. Jak, do diabła, mam się stąd wydostać? 

 — Może pani złapać samolot z lotniska Simferopol. 

 — Niech mi pani przywoła taksówkę. 

 

 James Lacey podszedł do okna swego pokoju hotelowego. Jego narzeczona, 

Felicity,  spała.  Poczuł  ukłucie  niepokoju.  To,  co  lubił  w  Felicity,  to  sposób,  w 
jaki patrzyła na niego swoimi wielkimi oczyma, zdając się spijać każde słowo z 
jego ust. 

Jednak  podczas  podróży  samolotem,  kiedy  on  entuzjastycznie  opisywał 

szarżę  kawalerii,  czuł,  jak  Felicity  wierci  się  niecierpliwie  na  swoim  miejscu. 
James po raz pierwszy zastanawiał się, czy ona go słucha. 

 —  Wydano rozkaz do szarży   — powiedział w pewnej chwili   — i statek 

kosmiczny  wylądował  w  dolinie,  a  kilka  małych  zielonych  ludzików  wyszło  z 
niego. 

 — Fascynujące — szepnęła Felicity. 

 — Nie słuchałaś! 

 — Jestem zmęczona, kochanie. Co mówiłeś? 

TLR

background image

James usłyszał jakieś zamieszanie na dole. Otworzył okno i wychylił się. Ja-

kaś kobieta, potykając się co chwila, biegła do taksówki. Rzucił tylko okiem, ale 
był pewien, że tą osobą była Agatha. Znajomy głos niósł się w krymskim powie-
trzu:  — Do diabła! 

James  zbiegł  po  schodach  i  wybiegł  z  hotelu,  ale  taksówka  już  odjechała. 

Wyjął  komórkę  i  zadzwonił  do  swojego  przyjaciela,  detektywa  sierżanta  Billa 
Wonga w Cotswolds. 

 — Billu — zapytał James  — czy Agatha mówiła coś o tym, że jest przy-

gnębiona moimi zaręczynami? 

 — Nie  — odparł Bill  — i prawdę mówiąc, nie sądzę, żeby była. 

 — Ale właśnie była tutaj, w Bałakławie. Agatha nie interesuje się historią 

militarną. Mam nadzieję, że mnie nie ściga. 

 Bill był również lojalnym przyjacielem Agathy. 

 — To przypadek. Musiałeś się pomylić. 

James wrócił ponownie do hotelu i zapytał recepcjonistkę, czy to dama na-

zwiskiem Agatha Raisin właśnie się wymeldowała. Dziewczyna odparła, że nie-
stety, ale nie może podawać nazwisk innych gości. 

Po powrocie do Stambułu Agatha postanowiła jednak zrobić sobie wakacje i 

zmusiła się do wypoczynku. Zwiedziła kilka sławnych miejsc, takich jak Hagia 
Sophia, Błękitny Meczet, Bazar Egipski, gdzie James Bond został wysadzony w 
powietrze  w  „Pozdrowieniach  z  Rosji",  oraz  pałac  Dolmabahce  nad  Bosforem. 
W końcu tygodnia zadzwoniła do swojej przyjaciółki, pani Bloxby. Przekazaw-
szy jej nowiny ze wsi, pastorowa powiedziała: 

 — Zaraz, jak pani wyjechała, James wpadł tu szukać pani. Dostał kontrakt 

na napisanie serii przewodników po polach bitew. Właśnie wyjeżdżał na Ukrainę 
i potem do Gallipoli. Jak tam w Stambule? 

 — Wspaniale. Dużo jem i dużo czytam. 

Kiedy  Agatha  skończyła  rozmowę,  wyjęła  swojego  smartfona  blackberry  i 

wyszukała  Gallipoli.  Miejsce  kampanii  dardanelskiej  prowadzonej  przez  siły 
zbrojne Nowej Zelandii, Australii i Brytanii w 1915 roku leżało w Turcji! 

TLR

background image

Czy powinna tam jechać? Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, żeby zostawiła 

to w spokoju. Jednak fantazja przedstawiła obraz oczarowania Jamesa jej wiedzą. 
On nie wie, że dopiero co odwiedziła Krym. Mogła powiedzieć, że była tam rok 
temu.  Więc  widzisz,  Jamesie,  ja  naprawdę  interesuję  się  historią  wojskowości. 
Nigdy mnie tak naprawdę nie znałeś... 

Agacie przemknęło przez myśl, czy nie zadzwonić do hotelu Dakkar Resort, 

aby sprawdzić, czy James nadal tam jest. Po zastanowieniu stwierdziła jednak, że 
na pewno tam przebywa, bo ma wiele badań do przeprowadzenia. 

Zdołała znaleźć kierowcę taksówki, który mówił po angielsku. Alianci wy-

lądowali w dolnej części półwyspu Gallipoli, więc zdecydowała się na plażę nad 
zatoką An — zac, miejsce lądowania oddziałów australijskich i nowozelandzkich 
w północnej części półwyspu, nad Morzem Egejskim. Kierowca zapewnił ją, że 
ze Stambułu jest to tylko kilkugodzinna wycieczka. 

Zanim  dotarła  do  słynnej  plaży,  zaczął  padać  deszcz.  Agatha  zrobiła  kilka 

zdjęć,  przeczytała  wzruszającą  dedykację  na  pomniku  poświęconym  poległym 
żołnierzom obu stron, a potem znużona wsiadła do samochodu, myśląc ponuro, 
że powinna była zostać w Stambule i jedynie poczytać o tym miejscu w jakimś 
przewodniku. 

Jej taksówka właśnie zawracała na główną drogę, kiedy minął ją samochód z 

Jamesem za kierownicą i Felicity siedzącą obok niego. Ku zdziwieniu taksówka-
rza, Agatha szybko się schowała. 

Bill Wong dostał tego wieczoru kolejny telefon od Jamesa. 

—  Mówię  ci,  Bill,  widziałem  ją  w  Gallipoli.  Ona  mnie  śledzi.  Proszę  cię, 

dowiedz się, czy wszystko z nią w porządku. Obawiam się, że źle przyjęła moje 
zaręczyny.

TLR

background image

 

Jakiś czas potem Agatha przypisywała winę za wizytę w tych dwóch sław-

nych  miejscach  swojemu  upadkowi  ze  schodów.  Musiała  się  chyba  uderzyć  w 
głowę. Jak mogła być tak głupia? 

Gdy  wróciła  w  znajome  otoczenie  swojej  chaty  we  wsi  Carsely,  w  Cot-

swolds i do pracy w agencji, jej obsesja na punkcie Jamesa zblakła. Uspokajała 
się  myślą, że jej były  mąż  z całą pewnością jej nie widział, a poza tym  powie-
działa wszystkim, że wakacje spędziła wyłącznie w Stambule. 

Wkrótce po przyjeździe do domu, pewnego przyjemnego sobotniego popo-

łudnia, wybrała się z wizytą na plebanię. Przywitała ją żona pastora. 

 —  Wiem,  że  prawdopodobnie  chciałaby  pani  zapalić,  pani  Raisin,  ale  jest 

już bardzo chłodno w ogrodzie. 

Obie  należały  do  Stowarzyszenia  Pań  z  Carseły,  gdzie  członkinie  zwykły 

zwracać się do siebie per „pani" i pomimo bliskiej przyjaźni, obie kobiety uważa-
ły za niemożliwe złamać ten zwyczaj. 

 —  Przeżyję  bez  papierosa    —  westchnęła  Agatha.    —  Parszywe  państwo 

opiekuńcze. Wie pani, że zamykają dwadzieścia osiem pubów tygodniowo? 

 — Czerwony Lew też jest w kłopocie — powiedziała pani Bloxby. 

 — Niemożliwe! Nasz miejscowy pub? 

 — Wszyscy próbujemy coś zrobić, ale wielu pijących nie chce chodzić tam, 

gdzie nie można palić. John Fletcher nie sądził, że to go aż tak strasznie uderzy. 

 — Z tyłu ma całkiem duży parking  — kombinowała Agatha.  — Mógłby 

tam  rozłożyć jeden z tych dużych namiotów z grzejnikami. 

 — Ale on nie ma teraz na to pieniędzy. 

 — Więc lepiej zacznijmy je zbierać. 

 —  Jeśli  ktokolwiek  może  to  zrobić,  to  tylko  pani    —  stwierdziła  pani 

Bloxby.  — Jedzie pani na wesele pana Laceya? 

 — Oczywiście. Biorą ślub w rodzinnej wsi Felicity, Downboys, w Sussex. 

Przypuszczam, że zorganizowali zakwaterowanie dla nas wszystkich. 

TLR

background image

 — Pytałam o to — wyjaśniła pani Bloxby. — Mamy sobie sami zrobić re-

zerwacje. Niedaleko stamtąd jest miasto Hewes. 

 — Kutwy! Mam nadzieję, że jeszcze dostanę pokój. 

 —  Myślę,  że  już  go  pani  ma.  Toni  Gilmour  też  została  zaproszona  i  wie-

dząc, że jest pani w podróży oraz że może zabraknąć miejsc, zamówiła dwuoso-
bowy pokój w Wesołym Farmerze w Hewes. 

Zadzwonił  dzwonek  i  pani  Bloxby  poszła  otworzyć.  Wróciła,  prowadząc 

Billa Wonga. Bill był pół Chińczykiem, pół Anglikiem. Miał silny akcent z Glo-
ucesteru i jego jedyną orientalną cechą były piękne oczy w kształcie migdałów. 

 —  Cześć,  Agatho.  Pomyślałem, że  cię  tu  znajdę.  Przeraziłaś  swojego  eks-

męża. 

 — Nie wiem, o czym mówisz  — powiedziała Agatha, czerwieniąc się.  — 

Co u twoich rodziców? 

Bill jednak nie odpuszczał. 

 — James dzwonił do mnie z Krymu i powiedział, że cię widział. Potem, gdy 

pojechał do Gallipoli, ty też tam byłaś. On myśli, że go prześladujesz.

TLR

background image

 

 — Próżność mężczyzn nigdy nie przestaje mnie zdumiewać. 

 — Ale co ty, do licha, tam robiłaś?  — chciał wiedzieć Bill. 

 — Przypadek. To wszystko. Spędzałam tam wakacje. Uprzednio byłam żo-

ną Jamesa, pamiętasz, więc nauczyłam się dużo o historii wojskowości. 

 — O, naprawdę? Kiedy była bitwa pod Waterloo? 

 — Panie Wong  — powiedziała uprzejmie pani Bloxy.  — Nie jest pan na 

służbie i nie przesłuchuje podejrzanej. Kawy czy herbaty? 

 — Kawę poproszę. 

Podając  kawę,  pani  Bloxby  przerwała  milczenie  między  Agathą  a  Billem, 

pytając,  jak  ona  sobie  wyobraża  zbieranie  funduszy  na  ocalenie  pubu.  Żeby 
uniknąć  dalszych  pytań  ze  strony  Billa,  Agatha  zaczęła  mówić  o  prze-
prowadzeniu kampanii w lokalnych gazetach, a potem zorganizowaniu jakiegoś 
dobroczynnego przyjęcia. 

 — Może sprowadzę jakiegoś celebrytę, który jest palaczem  — oznajmiła. 

Bill w końcu wyszedł i pojechał na komendę policji w Mircesterze, aby za-

cząć  swój  dyżur.  Postanowił  zadzwonić  do  Jamesa,  który  przebywał  u  rodziny 
swojej przyszłej żony w Downboys, w Sussex. 

 —  Rozmawiałem  dzisiaj  z  Agathą,  Jamesie    —  powiedział  Bill.    —  Nie 

wiem, co ona robiła na tych polach bitew, ale wiesz, że ona lubi konkurować z 
innymi.  Lepiej  uważaj.  Może  zechce  wydawać  własne  przewodniki.  Nie,  ani 
przez chwilę nie pomyślałem, że ona cię śledziła. 

 Detektyw  sierżant  Collins  podsłuchiwała  pod  drzwiami  Billa.  Była  bardzo 

ambitna i zazdrosna o jego osiągnięcia, więc często starała się słyszeć jego roz-
mowy w nadziei, że go prześcignie. Ale tym razem nie było to nic ważnego. Tyl-
ko jakaś gadka o tej wściekłej Raisin. 

Dni przed weselem mijały Agacie w takim tempie, że ani się obejrzała a już 

siedziała w samochodzie panny Gilmour, podwożona do Sussex. Pozwoliła Toni 
zabrać się z Mircesteru i zawieźć na miejsce, ponieważ biodro znowu ją bolało. 
Chirurg powiedział jej, że powinna poważnie pomyśleć o operacji. 

TLR

background image

Toni ubrana była w skórzaną kurtkę i czarny podkoszulek. Szeroki skórzany 

pasek zwisał luźno na jej szczupłych biodrach, a czarne spodnie wsunięte były w 
kozaczki firmy PIXIE. Jasne włosy miała krótko obcięte i ułożone w fale. 

Agatha spojrzała na nią z boku i westchnęła w przypływie samokrytycyzmu. 

Mimo że schudła, jej ciało wydawało się jej jeszcze bardziej obwisłe. Zaniedbała 
swoje  ćwiczenia.  Czasami  czuła  się  wystarczająco  młodo,  mając  te  swoje  pięć-
dziesiąt  kilka  lat,  ale  w  dni  takie  jak  ten,  kiedy  siedziała  obok  promieniejącej 
młodością Toni, jadąc na wesele swojego byłego męża ze wspaniałą dziewczyną, 
Agatha  czuła  się  staro.  Chociaż  nadal  miała  zgrabne  nogi,  a  jej  brązowe  włosy 
były gęste i błyszczące. 

Krajobraz przesuwał się szybko. 

 — Pół mili, pół mili, pół mili naprzód  — mruczała Agatha. 

 — O, mieliśmy to w szkole  — powiedziała Toni.  — „Szarża Lekkiej Bry-

gady". 

Agatha skrzywiła się. Zapomniała, skąd pochodzi cytat. 

 — Co pani ma w tej olbrzymiej walizce?  — zapytała Toni.  — Będziemy 

tam tylko parę dni. 

 —  Nie  wiem,  co  włożyć  —  wyjaśniała  Agatha    —  więc  wzięłam  tyle,  ile 

mogłam. Nie wiem, czy ubrać się wytwornie, czy elegancko, ale zwyczajnie. 

 —  Wszystkie  panie  będą  nosić  kapelusze  w  stylu  księżnej  Kornwalii    — 

powiedziała Toni. 

 — Nie mam kapelusza. 

 — Ja też nie. Pani zawsze wygląda elegancko. 

 — A jak tam twoje interesy? 

 — Właśnie zaczynamy zarabiać. 

Agatha zwalczyła w sobie potrzebę współzawodnictwa. Ta wada charakteru 

nieraz przysporzyła jej kłopotów. Robi z siebie głupka. Przynajmniej będzie mo-
gła spróbować trzymać się od Jamesa z daleka. 

 — Dzisiaj w Downboys jest jakieś przedweselne przyjęcie. 

TLR

background image

 — Po co?  — zajęczała Agatha.  — Pan młody nie powinien widzieć panny 

młodej przed weselem. 

 — Nie sądzę, że obecnie to ma jakieś znaczenie  — stwierdziła Toni. 

 — Dlaczego zarezerwowałaś dla nas miejsce w pubie? Czy w Hewes nie ma 

hotelu? 

 — Są dwa. Ale były zajęte przez krewnych i znajomych Felicity. Myślę, że 

za ich hotele zapłacono. Może  James nie wiedział, że ma zapłacić za swoich go-
ści. Ten pub, Wesoły Farmer, jest całkiem przyzwoity. 

 — Mam nadzieję, że nie będzie wspólnej łazienki. 

 — Nie, każdy pokój ma oddzielną łazienkę. 

 — Myślałam, że będziesz chciała podróżować z Harrym Beamem. 

 —  On  jedzie  za  nami.  Skoro  dzielimy  pokój,  lepiej  żebyśmy  pojawiły  się 

tam razem. 

* * * 

Hewes  było  atrakcyjnym  miasteczkiem  ze  starym  rynkiem  usytuowanym 

nad rzeką. Pub okazał się być rodzajem hotelu, zbudowanym wokół starego po-
dwórka. 

Ich pokój był duży i przyjemny, z nisko opuszczonym sufitem z belek, kwie-

cistą  tapetą  oraz  dwoma  wygodnymi  łóżkami.  Było  nawet  biurko  i  podłączenie 
do Internetu. 

 — O której jest to przyjęcie?  — chciała wiedzieć Agatha. 

 — O ósmej wieczorem. Będzie kolacja w formie bufetu, więc nie musimy 

martwić się o jedzenie. 

 — Jak ty się tego wszystkiego dowiedziałaś? 

 — Zadzwoniłam po wskazówki i poinformowano mnie o kolacji. 

 — Ciekawe, czy James miał nadzieję, że nie pojawię się na weselu  — de-

nerwowała się Agatha.  — Mam szczery zamiar nie jechać. 

 — Niech mnie pani nie zostawia samej — prosiła Toni. 

TLR

background image

 — Myślałam, że niczego się nie boisz. 

 —  Nie  boję  się,  kiedy  pracuję.  Ale  angielska  klasa  średnia  przeraża  mnie, 

kiedy muszę się z nimi spotykać towarzysko. Czuję, jakby mi zaglądali w moją 
drobno — mieszczańską duszę. 

Toni  miała  mało  czasu,  aby  wziąć  prysznic  i  się  przebrać,  bowiem  Agatha 

najpierw zajęła łazienkę, a potem pokryła jej łóżko swoimi sukienkami i garnitu-
rami,  wahając  się,  w  co  ma  się  ubrać.  W  końcu  zdecydowała  się  na  niebiesko-
złoty  wieczorowy  żakiet  z  krótką,  czarną  welwetową  spódnicą  i  buty  na  wyso-
kich obcasach. 

Toni włożyła krótką, białą, szyfonową sukienkę i złote skórzane sandały na 

szpilkach. 

Agatha poczuła ukłucie zazdrości. Och, jak dobrze by było znowu być mło-

dą i nie mieć zmarszczek! 

Obie  były  zdenerwowane,  kiedy  wyruszały  —  Toni  miała  nadzieję,  że  nie 

popełni żadnej towarzyskiej gafy, a Agatha lękała się, że James wspomni coś o 
jej wizycie na polach bitew. 

 — Skłamię  — wypowiedziała głośno swą myśl. 

 — O czym?  — zapytała Toni. 

 — Nieważne. 

 

Wieś Downboys była zbudowana dookoła skrzyżowania. W centrum był sta-

ry pub, kościół i mały sklep spożywczy. Wydawało się, że jest to bardzo ponure 
miejsce. Chociaż wieczorne niebo pozostawało bezchmurne po słonecznym dniu, 
pnie drzew były czarne od wilgoci. 

 — Zobaczmy  — mruknęła Toni, zezując na kawałek papieru trzymany na 

kolanach.  — Skręcam w lewo na skrzyżowaniu, potem kilka jardów i skręcam w 
prawo w ślepą uliczkę i na jej końcu jest ich willa. Słyszę muzykę. Chyba wyna-
jęli zespół. To tutaj. Cholera! Podjazd jest zapchany samochodami. Lepiej zapar-
kuję tutaj i dojdziemy pieszo. 

Wysiadły i poszły w kierunku skocznej muzyki. 

TLR

background image

 — Czyż już nie ma zwyczaju wieczoru kawalerskiego i panieńskiego przed 

weselem?  — marudziła Agatha. 

 — Myślę, że jest  — odparła Toni. 

Willa Brossów-Tilkingtonów była obszerna, w stylu wiktoriańskim. Zastały 

otwarte drzwi frontowe, więc weszły. Młody mężczyzna, ubrany tylko w muszkę 
i skórzany fartuch, poprosił je o zaproszenia. 

 — Nie wiedziałam, że to jest bal maskowy — powiedziała Agatha. 

 — Jestem z Nagiej Obsługi  — uśmiechając się, odparł młody mężczyzna. 

Zerknął na ich zaproszenia i powiedział: 

 — Przejdźcie przez dom na zewnątrz przez oszklone drzwi. Przyjęcie jest w 

dużym namiocie na trawniku. 

 — Boże, ale to tandetne  — mruknęła Agatha.  — Czy ja się starzeję, Toni? 

Ten widok nie poruszył we mnie ani jednego hormonu. 

 —  Mnie  rozweselił    —  orzekła  Toni.    —  Jestem  bardziej  przyzwyczajona 

do pospolitych ludzi, jednak półnagi służący jest zdecydowanie w złym guście. 

Agatha wahała się. 

 — Może wrócę do pubu i przyjadę tu później, żeby cię odebrać? 

 —  To  nie  w  pani  stylu    —  powiedziała  Toni,  biorąc  ją  pod  ramię.    — 

Chodźmy posłuchać muzyki. 

Przeszły przez oszklone drzwi w kierunku dużego pasiastego namiotu usta-

wionego na trawniku. Następny młody, półnagi mężczyzna stał w wejściu. Wziął 
od nich wizytówki i wykrzyknął ich nazwiska, ale jego głos zginął wśród dźwię-
ków składanki z „Mary Poppins" śpiewanej na całe gardło przez zespół. 

Są stoły z jedzeniem — zauważyła Agatha.  — Weźmy sobie coś i usiądź-

my. 

Nie chce pani przejść się dookoła? 

- Nie. 

Widzę Billa Wonga  — powiedziała Toni.  — Pójdę i porozmawiam z nim, a 

potem wrócę do pani. 

TLR

background image

Agatha postanowiła najpierw wziąć sobie drinka. Zamówiła dżin z tonikiem, 

zabrała  swoją  szklankę  do  stolika  w  rogu  i  usiadła.  Wkrótce  przyłączyli  się  do 
niej członkowie jej personelu z agencji detektywistycznej  — Phil Marshall, Pa-
trick Mulligan i pani Freedman. 

Phil  był  po  siedemdziesiątce,  Patrick  i  pani  Freedman  mieli  trochę  ponad 

sześćdziesiąt lat. Agatha, nieco po pięćdziesiątce, zamiast być zadowolona z ich 
towarzystwa, czuła się przy nich bardzo wiekowo, szczególnie kiedy tłum gości 
rozdzielił  się,  ukazując  piękną  przyszłą  pannę  młodą,  stojącą  ramię  w  ramię  z 
Jamesem. 

Wtem James ją zobaczył. Szepnął coś do Felicity i skierował się do stolika 

Agathy. 

 Chciałbym zamienić z tobą słowo — powiedział. 

Usiądź  — poprosiła Agatha, próbując się uśmiechnąć, ale poczuła, jakby jej 

twarz była wypełniona botoksem. 

Prywatnie, na zewnątrz. Nie słyszę własnych myśli przez tę orkiestrę. 

 Agatha miała zaprotestować, ale w tej chwili orkiestra jak na złość zagrała 

fragment  z  „Dział  Nawarony".  Podniosła  się  i  niechętnie  wyszła  za  nim  na  ze-
wnątrz. 

Wygląda tak samo, jak zwykle — pomyślała smutno. Wysoki i przystojny, z 

niebieskimi oczami i gęstymi włosami, lekko siwiejącymi na skroniach. 

 —  Nie  wiem,  jak  to  uprzejmie  ująć    —  zaczął  James    —  ale  czy  ty  mnie 

śledziłaś? 

 — Co właściwie masz na myśli?  — zapytała wyzywająco Agatha. 

 —  Pozwól,  że  ci  wyjaśnię.  Pojechałem  do  Bałakławy  i  zobaczyłem,  jak 

uciekasz z hotelu. Potem pojechałem nad zatokę Anzac i zgadnij, kogo ujrzałem? 
Znowu ciebie, wyjeżdżającą stamtąd. Ścigałaś mnie? 

Agatha otworzyła usta, żeby skłamać, zaprzeczyć z wściekłością, ale potem 

pomyślała: czy to ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Przecież on się żeni. 

 — Zasmuciłeś mnie na swoim przyjęciu zaręczynowym, mówiąc, że nigdy 

cię nie słuchałam. Chciałam ci udowodnić, że się mylisz. Miałam właśnie zrobić 

TLR

background image

sobie wakacje. Spadłam ze schodów i myślę, że zmącił mi się rozum. Zamierza-
łam oszołomić cię moją wiedzą o wojskowości. 

James zaczął się śmiać, a potem powiedział: 

 —  Och,  Agatho.  Jesteś  oryginałem.  Przejdźmy  się  i  porozmawiajmy  o 

czymś innym. Bardzo ładnie wyglądasz. A co słychać w... ? A to co? 

Jeden z prawie gołych młodych mężczyzn zmaterializował się obok nich. 

 — Panie Lacey  — powiedział  — pańska narzeczona życzy sobie z panem 

rozmawiać. 

 — W porządku. Proszę jej powiedzieć, że będę za chwilę. 

 — Czyj to był pomysł, żeby wynająć tych gołych służących?  — zapytała 

Agatha. 

 — Felicity pomyślała, że to będzie zabawne. 

 — A ty byłeś szczęśliwy z tego powodu? 

 — Agatho, nie irytuj mnie. Powiem ci — odrzekł James z nagłą zaciekło-

ścią  — że gdybym mógł znaleźć sposób wydostania się z tego cholernego, zbli-
żającego się małżeństwa, to bym to zrobił. 

 — Zabiłbyś ją? 

 — Nie bądź niemądra. Przestań czaić się koło nas!  — to ostatnie było skie-

rowane do nagiego służącego, który pojawił się obok Jamesa i chciwie słuchał. 

 — Przyszedłem tylko powiedzieć, że pani Felicity zastanawia się, gdzie pan 

jest  — powiedział młody człowiek z wyczuwalną obrazą w głosie. 

 — Już idę  — odparł James ze znużeniem. 

Agatha ze smutkiem obserwowała, jak odchodzi.

TLR

background image

Rozdział II 

 

Agatha wróciła do swojego stolika. Charles i państwo Bloxby podeszli, żeby 

się do niej przyłączyć. Za nimi podążali Harry, Toni i Bill Wong i były londyński 
pracownik Agathy  — Roy Silver. Złączyli razem kilka stolików i utworzyli coś 
w  rodzaju  cotswoldskiego  przyjęcia.  Orkiestra  miała  przerwę,  więc  mogli  po-
rozmawiać. 

 —  Państwo  Bross-Tilkington  wyglądają  na  zwyczajną,  stateczną  parę    — 

powiedziała pani Bloxby.  — Muszę jednak przyznać, że ci nadzy faceci z obsłu-
gi bardzo mnie zszokowali. 

 — To był pomysł Felicity  — wyjaśniła Agatha. 

 — O, rany. Ciekawe, co James myśli o tym wszystkim  — powiedział Bill. 

 — Najgorsze dopiero ma nadejść  — poinformowała Toni. 

 — To znaczy co?  — dopytywała Agatha. 

 —  Na  koniec  przyjęcia  zaplanowano  konkurs,  w  którym  będziemy  głoso-

wać na najprzystojniejszego służącego. Potem on będzie do wygrania na loterii. 

 — Masz na myśli stręczycielstwo? 

 — Nie. Zwycięzca loterii jako nagrodę dostanie możliwość siedzenia na ko-

lanach tego służącego. Nic ponadto. 

 Pastor, Alf Bloxby, poderwał się na nogi. 

 — Wychodzimy  — powiedział. 

Pani Bloxby nie protestowała. 

 — To nie jest w moim guście, pani Raisin. 

 — W moim też nie  — odparła Agatha — ale nie chcę zabierać stąd Toni. 

 — Och, może mnie pani zabrać, kiedy tylko pani chce  — powiedziała To-

ni.    —  Czy  Felicity  nie  ma  żadnych  młodych  przyjaciół?  Widzę  tylko  pięcioro 
ludzi w jej wieku, a reszta to staruchy, którzy chytrze spoglądają na służących. 
To mnie przyprawia o gęsią skórkę. 

TLR

background image

Agatha wahała się. 

 — Oprócz kilku przyjaciół Jamesa i jego siostry, reszta z nas tutaj to są jego 

goście. Jeśli wstaniemy i wyjdziemy, będzie to niegrzeczne. Powinniśmy podzię-
kować gospodarzom, a nie możemy wszyscy naraz podejść do nich. 

Państwo Bloxby usiedli z powrotem. 

 — Ma pani rację  — oświadczyła pastorowa.  — Chcę zobaczyć, co się sta-

nie na końcu przyjęcia. 

Harry i Toni spojrzeli po sobie i chłopak powiedział: 

 — Toni i ja wychodzimy zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. 

Kiedy tylko wyszli, Agatha została nagle napadnięta przez wściekłą Felicity. 

 — Zostaw Jamesa w spokoju  — wrzeszczała.  — Wiem, że go prześladu-

jesz. Masz obsesję na jego punkcie. Trzymaj się od niego z dała. 

Zapadła głucha cisza. 

 — Nie można powiedzieć, że ktoś jest piękny, kiedy jest zły  — zauważył 

Charles.  — Wyglądała jak żmija. 

 — Masz jakiś pomysł?  — zapytała Toni, kiedy byli na zewnątrz. 

 — Moglibyśmy podciąć linki namiotowe. 

 — Możemy spowodować wypadek, jeśli namiot się zawali i przydusi ludzi. 

 — Przejdźmy się dookoła i zobaczmy. Może coś się wymyśli. 

Przeszli na tył namiotu. Trawnik kończył się przy małej rzeczce. 

 — Spójrz na to  — zawołała Toni. — Tam, na lewo. 

Harry spojrzał i zobaczył budy dla psów na otoczonym płotem podwórzu. Za 

parkanem grasowały cztery owczarki alzackie. 

 — Gdyby wyszły  — powiedziała Toni  — to założę się, że skierowałyby 

się prosto do jedzenia. 

 — A co, gdyby napadły na gości? 

TLR

background image

-  Jestem  pewna,  że  są  wytresowane,  żeby  atakować  tylko  na  rozkaz.  Co  o 

tym myślisz? 

Podeszli do bud. 

 —  Wyglądają  na  głodne    —  stwierdził  Harry.    —  Zauważ,  że  mógłbym 

otworzyć tę zasuwę i wypuścić je na wolność. 

 — Tu niedaleko jest jakaś szopa. Upewnijmy się, że nie ma tam człowieka 

pilnującego psy. 

Zajrzeli przez otwarte drzwi szopy. Leżał tam tęgi mężczyzna z pustą butel-

ką whisky. Na piecu stał garnek gotującej się wody z koniną. 

 — Zapomniał je nakarmić  — powiedział Harry, wyłączając gaz na kuchen-

ce. 

 — Po co, do licha, tym Brossom-Tilkingtonom cztery owczarki? 

 — Wydają się być bogaci. Ludzie są obecnie bardzo nerwowi. 

Harry wyjął chusteczkę i podniósł zasuwę. 

 — Mój ojciec miał kiedyś owczarka. One są naprawdę w porządku. Odsuń 

się. Wszystko, czego one teraz chcą, to żarcie. 

Brama się otworzyła. Psy zaczęły węszyć. Wieczorne powietrze było pełne 

zapachów jedzenia. Cztery psy powoli wyszły z bud. Potem rzuciły się do przo-
du. 

 —  Biedny  James  wygląda,  jakby  chciał  umrzeć    —  zauważył  Bill  Wong, 

kiedy werbel perkusji ogłosił początek loterii. 

Matka  Felicity  podeszła  do  mikrofonu  przed  orkiestrą.  Była  to  kobieta  o 

kwadratowej sylwetce, udrapowana  w brzoskwiniowy  jedwab.  Włosy  miała tak 
białe i tak sztywno polakierowane, że wyglądały jak stalowy hełm. 

 — Teraz, drogie panie, nadszedł moment, na który czekałyście  — ogłosiła. 

Za nią, z szerokim uśmiechem na twarzach, stało pięciu nagich mężczyzn z 

obsługi. 

I wtem cztery owczarki alzackie wpadły do namiotu. Jeden wskoczył na stół 

z bufetem, podczas gdy inne wdrapywały się, chcąc do niego dołączyć. W końcu 

TLR

background image

ściągnęły  biały  obrus,  powodując,  że  talerze  z  jedzeniem  fruwały  w  powietrzu. 
Goście  wrzeszczeli  i  uciekali  z  namiotu.  Ojciec  Felicity  wołał  kogoś  o  imieniu 
Jerry. 

Po wyjściu z namiotu goście kierowali się szybko do swoich samochodów i 

wkrótce powietrze było pełne dźwięku silników zwiększających obroty. 

Przy Agacie pojawiła się Toni. 

 — Wynośmy się stąd  — powiedziała zdyszana dziewczyna. 

 — Nie zrobiłaś tego, prawda? 

 — Niech pani nie pyta. Po prostu wsiadajmy. 

 — Nie rozumiem  — głośno myślała Agatha, kiedy leżały już w łóżkach  — 

dlaczego James pozwolił, żeby sprawy zaszły tak daleko? 

 — Może, ponieważ on i Felicity dużo podróżowali, nie wiedział, jak strasz-

ni okażą się jego przyszli krewni — powiedziała Toni, tłumiąc ziewnięcie.  — Te 
owczarki! A wystarczyłby dobry system alarmowy. 

 — Chciałabym, żeby już było po wszystkim  — jęczała Agatha.  — Żałuję, 

że nie mam kapelusza, żeby się pod nim schować. Mogłabym jutro wcześnie ra-
no wyskoczyć i kupić sobie jakiś. A właściwie, gdzie jest kościół? 

 — W samym centrum wsi  — powiedziała zaspanym głosem Toni.  — Nie 

można go nie zauważyć. Widziałam, kiedy jechałyśmy na przyjęcie. 

 — James nie chce się teraz żenić. Powiedział mi. 

 — Dlaczego po prostu nie zwieje? 

 — Jest zbyt zaangażowany  — smutno orzekła Agatha. 

 — Mogłabym zabić tę dziewczynę. 

 

Kiedy Toni obudziła się następnego ranka, zobaczyła notatkę na poduszce.

 

Poszłam szukać kapelusza. Jeśli się spóźnię, nie martw się. Wezmę taksówkę 

do kościoła. Agatha. 

TLR

background image

Agatha  wiele  zrobiła  dla  Toni.  Wyrwała  ją  z  pijackiego  domu,  znalazła  jej 

mieszkanie i kupiła samochód.

TLR

background image

 

Toteż Toni czuła się nieco winna, że cieszy ją  — przynajmniej chwilowa — 

nieobecność dominującej szefowej. 

Dziewczyna umyła się i ubrała w jedwabny garnitur koloru siana. Spojrzała 

na  zegar.  Ani  śladu  Agathy.  Nie  chciała  spóźnić  się  do  kościoła.  Wiedziała, że 
nie będzie zarezerwowanego specjalnego miejsca parkingowego dla gości, a po-
nieważ nosiła buty na wysokich obcasach, chciała się dostać jak najbliżej. 

W końcu zdecydowała się wyjść. Spotkała Billa Wonga, który również za-

trzymał się w Wesołym Farmerze. 

 — Gdzie jest Agatha?  — zapytał. 

 — Poszła kupić kapelusz. Powiedziała, żeby na nią nie czekać. Weźmie tak-

sówkę. 

 — Jak ona to znosi? Myślę, że musi jej być bardzo ciężko. 

 — Nie, jest w porządku. 

Czy miałaś coś wspólnego z wypuszczeniem tych psów? 

 — Ja? Oczywiście, że nie. Nie jesteś na służbie, Bill. 

Te psy mogły kogoś napaść. 

Ale nie napadły, prawda? 

Nie. Przyszedł jakiś człowiek do pilnowania ich i je zabrał. 

Na zewnątrz pubu Toni powiedziała pośpiesznie: 

Muszę lecieć. Mam nadzieję, że Agatha będzie na czas. 

Był  ciepły,  wiosenny  dzień.  Po  jasnoniebieskim  niebie  płynęło  tylko  kilka 

wełnistych  chmur.  Jednak  pomimo  ciepłego  dnia,  stary  kościół  wewnątrz  był 
zimny i wilgotny. Toni dołączyła do reszty gości z Cotswolds, odpowiadając na 
szeptane pytania o Agathę. 

James wyłonił się z zakrystii, razem ze swoim drużbą  — starym przyjacie-

lem z wojska, Timem Harrantem. Pastor zajął swoje miejsce. Organy cicho grały. 

TLR

background image

 — Wyjdę i zobaczę, co z Agathą  — szepnął Roy, ubrany w biały garnitur i 

biały kapelusz panama. 

 — Wygląda jak człowiek z firmy Del Monte, mający powiedzieć „tak"  — 

mruknął Harry. 

Organy  grały  dalej.  Zgromadzeni  poruszyli  się  niespokojnie.  Ktoś  znowu 

wszedł, ale był to tylko francuski przyjaciel rodziny, Sylvan Dubois. 

Nagle ukazał się Roy, krzycząc od wejścia:  — Idzie! 

Muzyka organowa ucichła i kościół wypełnił się nagle  melodią „Nigdy nie 

będziesz szła sama". 

Wszystkie  głowy  odwróciły  się  i  potem  rozczarowane  wróciły  z  powrotem 

na  swe  miejsca,  ponieważ  wchodzącą  była  tylko  Agatha  Raisin,  ubrana  w  oso-
bliwy toczek upiększony pawimi piórami. Ona i Roy wcisnęli się w ławkę obok 
Toni. 

 — Co się dzieje?  — wysyczała Agatha.  — Gdzie panna młoda? 

 — Nie wiem  — odparł Bill. Odwrócił się i spojrzał w kierunku wejścia.  — 

Nadchodzą kłopoty. Toni, jeśli miałaś coś wspólnego z wypuszczeniem psów, to 
masz problem. 

Zaniepokojona Toni obserwowała, jak jakiś tajniak z postępującymi za nim 

kilkoma  policjantami  wszedł  między  rzędy.  Detektyw  nachylił  się  do  Oliwii 
Bross -Tilkington i coś jej powiedział. Nagły wrzask kobiety

TLR

background image

uderzył w sufit jak młot. Potem detektyw zwrócił się do zgromadzonych: 

 —  Panna  Bross-Tilkington  miała  wypadek.  Proszę  podać  swoje  nazwiska 

policjantom, ale nie wychodzić, dopóki wam nie pozwolimy. Przygotujcie się na 
przesłuchanie. 

Pastor  próbował  uspokoić  Oliwię  Bross-Tilkington.  Jej  nieprzytomne  oczy 

przeczesywały zebranych, zatrzymując się na Agacie, która zdjęła kapelusz. 

 — To ona!  — wrzasnęła. — Morderczyni! Zabiłaś moją córkę! 

Po czym wybuchnęła głośnym płaczem, więc pastor wyprowadził ją do za-

krystii. 

Pod wejście przyniesiono stół. Trzej policjanci usiedli przy nim i zaczęli spi-

sywać nazwiska oraz adresy wychodzących osób. 

Agatha powoli zbliżyła się do stołu i zaczęła podawać nazwisko i adres, ale 

zdołała dojść tylko do „Agatha Raisin". 

 — Proszę wrócić do kościoła i usiąść, dopóki nie wezwiemy pani, pani Rai-

sin  — powiedział policjant. 

Oszołomiona Agatha wróciła i opadła powoli na ławkę. Co, do licha, się sta-

ło?  — zastanawiała się. 

* * * 

Przyjaciele  Agathy  czekali  w  pubie  na  wiadomości.  Bill  Wong  powiedział 

im, że zostanie na miejscu i dowie się, co się stało. 

Pastor, pan Bloxby, powiedział niecierpliwie: 

 — Uwierzcie mi. Pani Raisin wplącze nas w kłopoty. 

 — To nie ma z nią nic wspólnego  — zaprotestowała Toni.  — Ona kupo-

wała kapelusz. 

Wszedł Bill Wong. 

 — Felicity została zastrzelona  — poinformował. 

Rozległ się ogólny okrzyk konsternacji. 

 — A gdzie jest Agatha?  — zapytał Roy. 

TLR

background image

 — Długo jej nie będzie — powiedział Bill. 

 — Kto, do licha, mógł zastrzelić Felicity?  — zastanawiała się Toni. 

 — Musimy poczekać, aż policja coś ustali  — odpowiedział Bill. 

 — Czy ktoś wypije drinka?  — zapytał Charles. — Dobrze by mi zrobiło, 

gdybym się napił. 

 —  To  bardzo  uprzejme  z  twojej  strony    —  przyznał  Roy.    —  Dla  mnie 

wódka i Red Buli. 

 — Nie miałem na myśli, że ja funduję — zaprzeczył Charles.  — Jest was 

za dużo. 

 — Każdy kupi sobie sam — powiedział Bill i skinął na barmana. 

Kiedy złożył zamówienie, wyszedł na zewnątrz i zadzwonił na komendę w 

Mircesterze, i wyjaśnił, że musi zostać na następny dzień. Chciał pójść na poste-
runek policji, ale został stanowczo odesłany z powrotem. Powiedziano mu, że to 
nie jego terytorium. 

* * * 

W  komendzie  w  Mircesterze  detektyw  inspektor  Wilkes  powiedział  do  de-

tektyw sierżant Collins: 

 — Przejmie pani włamania w części południowej. 

 — A co się stało z Wongiem?

TLR

background image

 

Wilkes opowiedział jej. Oczy Collins zaświeciły się złośliwie. 

 — Ta baba Raisin prawdopodobnie to zrobiła. 

 — Dlaczego? 

 — Kiedyś mijałam pokój Billa i podsłuchałam, jak protestował, kiedy Aga-

tha  mówiła, że nie śledziła swojego byłego  męża. Teraz  mamy  motyw  morder-
stwa. 

 — Gdy będziemy czekać na wiadomości, niech pani wraca do swoich obo-

wiązków, które, muszę dodać, nie obejmują podsłuchiwania prywatnych rozmów 
innych ludzi. 

Dwie  godziny  minęły,  a  Agatha  ciągle  się  nie  pojawiała.  Bill  Wong'  nie 

mógł dłużej tego znieść i postanowił pójść, żeby się czegoś dowiedzieć. 

 — Dobrze, że jest sobota — zauważyła Toni.  — Trzeba nadal prowadzić 

nasze agencje detektywistyczne. Wszyscy musimy być w poniedziałek w pracy. 

Dzień  się  dłużył.  Wszyscy  z  wyjątkiem  Patricka  Mulli  —  gana przeszli  do 

pokoju jadalnego w pubie, aby coś zjeść. Patrick był emerytowanym policjantem 
i powiedział, że spróbuje dowiedzieć się, co przydarzyło się Agacie. 

Po  obiedzie  całe  towarzystwo  niechętnie  wróciło  do  baru.  Właśnie  kiedy 

mieli położyć się spać, Patrick pojawił się ponownie. Wyglądał ponuro. 

 — Trzymają Agathę i Jamesa na przesłuchaniu  — powiedział. 

 — Dlaczego?  — zapytał Charles.  — Z pewnością wiedzą, że żadne z nich 

nie mogło tego zrobić. 

Patrick potrząsnął głową. 

 —  Wymyślili  sobie,  że  mogli  to  zrobić  razem.  Czekają  na  rezultaty  sekcji 

zwłok.  Sądzą,  że  to  był  pocisk  z  pistoletu  wystrzelony  przez  okno,  które  było 
szeroko otwarte. Na zewnątrz rośnie wysokie drzewo, więc wyobrazili sobie, że 
ktoś wspiął się na nie i strzelił. 

Jej ojciec powiedział, że Felicity była w sukni ślubnej. Poszła do pokoju, aby 

się upewnić, że jej makijaż jest w porządku. Słyszał strzał, ale myślał, że to ktoś 

TLR

background image

strzela do królików lub innych zwierząt w lesie, co się tu często zdarza. Poza tym 
pokój Felicity jest z tyłu domu. 

 — A co z druhnami?  — zapytał Roy.  — Chyba musiały coś słyszeć. 

 —  Poszły  przodem  do  kościoła.  Ojciec  się  niecierpliwił  i  poszedł  na  górę 

zobaczyć, co zatrzymuje jego córkę. Znalazł ją martwą. 

 — Ten Francuz  — powiedział Charles.  — On się spóźnił do kościoła. 

 — Sylvan Dubois? Ma żelazne alibi. Gdy popełniono morderstwo, tankował 

na  stacji  benzynowej  poza  Down  —  boys,  co  zostało  wyraźnie  zarejestrowane 
przez kamerę. Prowadził jasnoczerwonego jaguara i wielu ludzi go widziało na 
drodze ze stacji do kościoła. 

 — Ale czy nie mógł zatankować, przyjechać i zabić Felicity, a potem poja-

wić się w kościele?  — zapytała Toni. 

 — Widziano go, jak pośpiesznie szedł z samochodu prosto do kościoła  — 

wyjaśnił Patrick.  — Nikt go nie widział w pobliżu domu. 

 —  Nie  mogą  zatrzymać  Jamesa    —  powiedziała  pani  Bloxby.    —  Jego 

drużba z pewnością był z nim cały ranek. 

 — Z tym, niestety, jest gorzej. Widziano Jamesa, jak wcześnie rano space-

rował i rozmawiał z Agathą w Downboys. 

Charles podniósł się. 

 — Lepiej pójdę i upewnię się, że Agatha ma prawnika. 

 — Jej prawnik będzie jutro, a ona odmawia odpowiedzi na dalsze pytania, 

dopóki  on  nie  przyjedzie.  Jeden  z  tych  żałosnych  nagich  służących  przedstawił 
przygniatający dowód. Podsłuchał Jamesa mówiącego, że żałuje, iż nie może się 
wycofać ze ślubu, na co Agatha zasugerowała, że może by zabić Felicity. 

Wszyscy aż jęknęli. Toni zwróciła się do Harryego. 

 — Zostanę tutaj dopóty, dopóki Agatha nie wyjdzie z posterunku policji. 

Potem powiedziała do Patricka: 

 — Jeśli jutro nadal będą ją trzymać, wracaj z Philem i panią Freedman, by 

pilnować interesu. Nienawidzę tych Brossów-Tilkingtonów. Nie cierpię ich głu-

TLR

background image

pich,  wulgarnych,  plotkujących  nagich  służących.  Co  za  ludzie  trzymają  cztery 
owczarki alzackie? 

Roy wiercił się niespokojnie na krześle. Zawdzięczał swoją obecną pozycję 

praktyce i pomocy, którą dostał od Agathy, kiedy dla niej pracował. Agatha była 
zmęczona prowadzeniem firmy w Londynie i sprzedała ją, przechodząc na wcze-
śniejszą emeryturę, a potem założyła agencję detektywistyczną. 

 — Mam dużo spraw  — powiedział.  — Nie mogę zostać dłużej niż do ju-

tra. 

 — Więc spieprzaj, ty cioto  — warknęła Toni. Jej starannie zazwyczaj wy-

mawiane samogłoski wróciły niepostrzeżenie do swojego poprzedniego, lokalne-
go akcentu. 

 — W porządku. — Roy podniósł się i wyszedł z godnością. 

 — Wszyscy jesteśmy przygnębieni  — zauważyła pani Bloxby.  — Dzisiaj 

nie możemy już nic więcej zrobić. Chodźmy spać. 

Roy jednak wrócił w towarzystwie dwóch detektywów. Jeden z nich zbliżył 

się i powiedział: 

 — Ja jestem główny inspektor Boase, a to jest detektyw sierżant Falcon. To 

jest bardzo poważna sprawa. Brossowie-Tilkingtonowie są szanowani w tej oko-
licy. Musimy wziąć zeznania od was wszystkich. Właściciel pubu  powiedział, że 
możemy zająć jego biuro. 

Spojrzał na listę. 

 — Panna Toni Gilmour? 

Toni wstała. 

 — Proszę iść z nami. 

Dziewczyna poszła za nimi do biura, które okazało się być małym pokojem 

z  metalowym  biurkiem,  dwoma  plastikowymi  krzesłami,  trzema  szafami  biuro-
wymi i dużym sejfem. Na ścianie nad biurkiem wisiał źle wykonany pejzaż Sus-
sex Downs. 

TLR

background image

Boase był wysokim mężczyzną ze zwiotczałą, szarą twarzą, siwymi włosami 

i małymi, wodnistymi oczami. Falcon  — niższy i pulchny z czarnymi włosami 
oraz zadziwiająco dużymi, niebieskimi oczami. 

 —  Teraz,  panno  Gilmour  —  zaczął  Falcon  —  proszę  powiedzieć,  co  pani 

robiła, zanim przyszła na ślub? 

Toni mu opowiedziała. Boase wyjął papierosa, zapalił go i wypuścił chmurę 

dymu, aby zasłonić duży znak „Zakaz palenia" wiszący na ścianie. 

Czy ma pani jeszcze tę notatkę, którą pani Raisin zostawiła pani? 

Jestem pewna, że mam  — odparła Toni. 

Weźmiemy  ją później. Mamy powód, aby wierzyć, że pani Raisin nie była 

zadowolona z tego małżeństwa oraz że nadal ma obsesję na punkcie swego byłe-
go męża. 

Nie znam żadnego powodu, żeby tak sądzić. 

Jest pani świadoma, że pani Raisin jechała za panem Laceyem aż na Ukrainę 

i potem do Turcji? 

Nie  — powiedziała zaskoczona Toni. Agatha mówiła jej jedynie, że była na 

wakacjach w Turcji, ale nie wspominała, że widziała Jamesa.  — Wiedziałam na 
pewno, że pojechała na wakacje do Turcji, do Stambułu. Ale była tam już wcze-
śniej i po prostu uwielbia to miasto. 

Przesłuchanie trwało dalej. Jak długo pracowała dla Agathy, zanim założyła 

własną  agencję  detektywistyczną? Magnetofon szumiał  na  biurku.  Toni  zaczęła 
się niepokoić o los Agathy. 

Jak pani sądzi, kto jest najbliższym przyjacielem Agathy? 

My jesteśmy blisko, ale przypuszczam, że to pani Bloxby jest jej najbliższą 

przyjaciółką. 

Mamy ją na liście. Proszę nie opuszczać Hewes, dopóki nie zezwolimy. 

Kiedy pani Bloxby kazano iść do biura, Toni opadła na krzesło i powiedzia-

ła: 

TLR

background image

 —  Rano,  kiedy  otworzą  sklepy,  musimy  tam  iść  i  znaleźć  miejsce,  gdzie 

Agatha  kupiła  ten  kapelusz,  a  potem  zobaczymy,  czy  możemy  prześledzić  jej 
drogę powrotną. 

Czy oni naprawdę chcą  marnować czas, przesłuchując nas wszystkich?  — 

zapytał Charles. 

 — Zrobimy tak  — postanowiła Toni.  — Ja teraz idę spać, więc będę wy-

poczęta  rano,  aby  się  zająć  pracą  detektywistyczną.  Spotkajmy  się  wszyscy  na 
śniadaniu  o  ósmej    —  to  znaczy  my,  detektywi:  ja,  Harry,  Patrick  i  Phil.  A  ty, 
Charles? 

Charles uśmiechnął się leniwie. 

Ja nie jestem detektywem. 

Toni pomyślała, że nigdy nie była w stanie pojąć Charlesa. Był przystojnym 

mężczyzną, o wytwornym wyglądzie i jasnych włosach. Do tego niezależnym jak 
kot. Wchodził w życie Agathy, kiedy mu się podobało. Bill powiedział Toni, że 
myślał,  iż  Charles  i  Agatha  mieli  kiedyś  romans,  ale  ona  nigdy  nie  dostrzegła 
żadnych tego oznak. 

 

Tej nocy Bill przewracał się z boku na bok. Kiedy zadzwonił na swoją ko-

mendę  policji,  aby  powiedzieć,  że  będzie  z  powrotem  w  Mircesterze  w  ponie-
działek, Wilkes oznajmił mu, że został podsłuchany, gdy radził pani Raisin, żeby 
nie  prześladowała  swojego  byłego  męża.  Po  czym  zażądał  wyjaśnień.  Sierżant 
opisał wizytę Agathy na dwóch polach bitew, tłumacząc, że lubi ona konkurować 
z innymi i chciała olśnić swego eks wiedzą o militariach. Fakt, że James był tam 
w tym samym czasie, to czysty przypadek. Teraz Bill czuł, że zachował się nielo-
jalnie w stosunku do Agathy. Chciał zostać na posterunku policji w Hewes, ale 
Boase powiedział, że jego pomoc nie jest im potrzebna. Kiedy opuszczał to miej-
sce, zobaczył Patricka pogrążonego w rozmowie z sierżantem. Zamierzał zbliżyć 
się do niego, ale w końcu zdecydował się tego nie robić. 

Rano  wszyscy  spotkali  się  w  jadalni.  Toni  miała  egzemplarz  lokalnego  in-

formatora handlowego i zaznaczała w nim wszystkie sklepy, które mogły sprze-
dawać kapelusze. Nagle drzwi jadalni otworzyły się i usłyszeli znajomy głos. 

 — Niech mi ktoś naleje filiżankę czarnej kawy. Jestem wykończona. 

TLR

background image

Wszyscy  gapili  się  z  mieszaniną  ulgi  i  zdumienia,  kiedy  nikt  inny,  tylko 

Agatha Raisin podchodziła do ich stołu. 

 —  Gdzie  masz  kapelusz?    —  zapytał  Roy,  a  potem  nerwowo  zachichotał, 

kiedy spoczęły na nim niedźwiedzie oczy Agathy. 

 — Zatrzymali go jako dowód  — odparła.  — Poproszę kawę. Chciałabym 

zapalić. Głupie państwo opiekuńcze. 

 — Więc co się stało?  — chciała wiedzieć Toni.  — Prawnik panią wydo-

stał? 

 — Nie.  Mój głupi kapelusz. Kupiłam  go w sklepie Delias Modes na High 

Street.  Sprzedawczyni  powiedziała,  że  jest  to  taki  sam  kapelusz,  jaki  nosiła 
księżna Kornwalii w czasie wizyty prezydenta Francji w Windsorze. 

 — Rzeczywiście, wyglądał zabójczo  — zachichotał Roy. 

 — W sklepie wyglądał dobrze. W każdym razie, miałam jeszcze czas, żeby 

wrócić  do  pubu  i  towarzyszyć  Toni,  ale  chciałam    być  sama,  aby  pomyśleć. 
Wzięłam taksówkę do Downboys i potem poszłam pieszo. Po drodze spotkałam 
Jamesa. Spacerowaliśmy i rozmawialiśmy. Potem odnalazł nas jego drużba i ra-
zem poszli do kościoła. Ja usiadłam na ławce, bo chciałam mieć więcej czasu dla 
siebie. 

Mijali mnie mieszkańcy wioski. Niektórzy zatrzymywali się, patrzyli na mój 

kapelusz  i  pytali,  czy  idę  do  kościoła.  Po  morderstwie  policja  przepytywała 
wszystkich  we  wsi,  chodząc  od  drzwi  do  drzwi,  więc  zebrali  dowody  na  to,  że 
byłam tam, gdzie mówiłam. Ponadto kierowca taksówki potwierdził, że zawiózł 
mnie do Downboys. Oczywiście to wszystko zajęło mnóstwo czasu i niechętnie, 
ale wypuścili mnie, czyli swojego głównego podejrzanego. 

Znowu pojawił się policjant i powiedział: 

 —  Musicie  wszyscy  zgłosić  się  na  posterunek  policji  i  potwierdzić  wasze 

zeznania. Pani pierwsza, pani Raisin. 

 — Czy mój prawnik już przyjechał? 

 — Tak, czeka na panią. 

TLR

background image

Z powodu składania zeznań dzień dłużył się niemiłosiernie. W końcu wszy-

scy byli wolni i mogli opuścić Hewes. 

 — Chciałabym porozmawiać z Jamesem, zanim wyjedziemy  — irytowała 

się Agatha. 

 — Odpuść sobie  — powiedział Charles.  — Ciesz się, że masz święty spo-

kój. 

Agatha i Toni poszły do pokoju, żeby się spakować. 

 — Nienawidzę rezygnować w ten sposób  — oświadczyła Agatha.  — Kto, 

do licha, chciałby zabić Felicity? 

 — To, niestety, musimy zostawić policji. 

 Zadzwonił  telefon.  Kiedy  Agatha  podniosła  słuchawkę,  usłyszała  głos 

zdławiony łzami. 

 — Mówi Oliwia Bross-Tilkington. 

 — Proszę posłuchać — zaczęła Agatha napastliwie.  — Przykro mi z powo-

du pani straty, ale... 

 — Przepraszam za to, co powiedziałam w kościele  — przerwała jej Oliwia.  

— Chcę panią wynająć, aby się dowiedzieć, kto zabił moją córkę. Sprawdziłam 
panią. 

 — Nie mam takich możliwości jak policja w Hewes  — powiedziała Agatha 

ostrożnie. 

 — Ale w przeszłości odkryła pani takie rzeczy, których policja nie zdołała. 

Pani Raisin, proszę przyjść i zostać naszym gościem. 

 — Czy pan Lacey jest jeszcze? 

 — Wyjeżdża rano, co w tych okolicznościach jest najbardziej nieczułą rze-

czą, z jaką się spotkałam. 

Agatha zdecydowała się. 

 — Będę jutro rano. 

Odłożyła słuchawkę i z błyszczącymi oczami zwróciła się do Toni. 

TLR

background image

 — To była Oliwia Bross-Tilkington. Zatrudniła mnie, abym się dowiedzia-

ła, kto zabił jej córkę. 

 — Chce pani, żebym została?  — zapytała Toni. 

 — Nie. Charles zostanie. Już mi pomagał. Zadzwonię do niego. 

Niestety, Charlesa nie było w jego pokoju. W rozmowie z recepcją Agatha 

dowiedziała się, że już wyjechał. 

 — Zostanę, przynajmniej na trochę  — postanowiła Toni.  — Będzie pani 

potrzebna asystentka. Skoczę i powiem Harry'emu, żeby prowadził agencję, do-
póki nie wrócę. A pani niech powie Patrickowi, żeby przejął pani sprawy. 

Kiedy Agatha i Toni jechały razem następnego dnia do Downboys, pogoda 

się załamała. Smętna mżawka sączyła się z szarego nieba. 

 — Nie mam ochoty zatrzymywać się u nich  — stwierdziła Toni. 

Właśnie o tym samym myślałam  — powiedziała Agatha.  — Mogę zasuge-

rować, że zostaniemy w pubie i codziennie będziemy dojeżdżać. Musimy dowie-
dzieć  się  więcej  o  Felicity.  Cholera,  James...  Mam  nadzieję,  że  nie  wyjechał. 
Może on wie, czy Felicity miała jakichś wrogów.

TLR

background image

Rozdział III 

 

George Bross-Tilkington czekał na nie. Był to krępy mężczyzna z wojowni-

czą, opaloną twarzą i czupryną gęstych siwych włosów. 

 — Nie chcę was tu widzieć!  — powiedział. 

 — Ale pańska żona...  — zaczęła Agatha. 

 — Nie obchodzi mnie, co mówi moja żona. Wynoście się! 

Za nim pojawiła się Oliwia. 

 — To ja zaprosiłam panią Raisin  — powiedziała.  — Mówiłam ci, ona ma 

opinię dobrego detektywa, a ja chcę wiedzieć, kto zabił naszą córkę! 

 — Policja... 

 — Nie będę czekać, aż policja z trudem posunie się naprzód. Poza tym Sy-

lvan zgadza się ze mną. 

 — To nie jego sprawa... 

 — Mówicie o mnie?  — Sylvan wszedł do holu. 

Serce Agathy zabiło nieco mocniej. Przypomniała sobie swoje upokorzenie 

podczas rozmowy telefonicznej z Paryżem. 

 — Zachęciłem Oliwię, żeby skorzystała z usług Agathy  — przyznał. 

 — Dlaczego? 

 — Dlaczego?  — przedrzeźniał Sylvan.  — Ktoś mógłby pomyśleć, że nie 

chcecie, żeby odkryto tożsamość mordercy. 

 — Och, róbcie, co chcecie — powiedział George i odszedł, tupiąc. 

 — Przepraszam za niego  — kajała się Oliwia.  — Biedny George zamar-

twia się i próbuje to ukryć, złoszcząc się. 

Jej oczy były opuchnięte od płaczu. 

 — Najpierw zaprowadzę was do waszego pokoju. Spodziewałam się tylko 

pani, pani Raisin. 

TLR

background image

 — Proszę mi mówić Agatha. To też jest detektyw, Toni Gilmour, która bę-

dzie mi asystować. Sądzę, że lepiej będzie, jeśli obie pozostaniemy w Hewes. W 
ten sposób będziemy mieć bardziej obiektywny pogląd na sprawę. 

 — W porządku. Chodźmy więc do salonu i porozmawiajmy. 

Toni rozejrzała się po pokoju. Wyglądał bardziej jak hol hotelowy niż po-

mieszczenie w prywatnym domu. Były tam małe wysepki z wypolerowanych 
stolików i pokrytych kilimami krzeseł, ozdobionych złotą farbą na drewnianych 
częściach. Na palenisku nie palił się ogień. Zamiast tego ruszt był udekorowany 
pomarańczowym marszczonym papierem. Na stoliku przy oszklonych drzwiach 
stał duży wazon z kwiatami z jedwabiu. Nad kminkiem wisiał wypolerowany ster 
jachtu, ozdobiony złotymi literami CYNTHIA. W jednym rogu pysznił się po-
kryty skórą bar, a za nim szklane półki pełne różnych dziwnych butelek z napo-
jami, które ludzie zazwyczaj zbierają na wczasach. Półki były podświetlone na 
różowo. 

 Sylvan, Agatha, Toni i Oliwia siedzieli przy jednym ze stolików. Dziew-

czyna wyjęła notes. 

 — Dlaczego ten ster wisi nad kominkiem?  — zapytała. 

 — To była pierwsza łódź mego męża. A Cynthia była jego pierwszą żoną. 

 — Co się z nią stało? 

 — Umarła na raka. 

Agatha była boleśnie świadoma obecności Sylvana Dubois. W każdym cału 

był tak atrakcyjny, jak go zapamiętała. Z gęstymi, jasnymi, lekko siwiejącymi 
włosami, opadłymi powiekami i szczupłą sylwetką. 

 — Teraz pomówmy o pani córce  — powiedziała.  — Czy sądzi pani, że 

miała jakiś wrogów? 

 — Wszyscy ją uwielbiali. 

 — Czy była kiedyś zamężna? 

 — Nie. 

 — Była bardzo piękna  — wtrąciła Toni.  — Z pewnością musiała mieć du-

żo ofert małżeńskich. 

TLR

background image

 — Oczywiście. 

 — Więc może był jakiś odrzucony mężczyzna, który mógł chcieć ją zabić? 

 — Było całkiem odwrotnie  — powiedział drwiąco Sylvan, z lekkim fran-

cuskim akcentem. 

 — Co pan ma na myśli?  — chciała wiedzieć Toni. 

 — To znaczy, że była zaręczona dwa razy i dwa razy to facet odwołał im-

prezę. 

 — Sylvanie  — powiedziała Oliwia, zaczynając płakać  — gdybyś nie był 

przyjacielem mojego męża, poprosiłabym, abyś wyszedł. 

 — Jak się pan zaprzyjaźnił z Jamesem Laceyem? — zapytała Agatha. 

 — Przypadkiem wylałem na niego piwo w piwiarni. Przeprosiłem i zaczęli-

śmy rozmawiać. Dałem mu wizytówkę i powiedziałem, że jeśli będzie znowu 
kiedyś w Paryżu, to niech wpadnie do mnie, a ja postawię mu obiad. Tak też zro-
bił. Zabrałem go na przyjęcie u przyjaciela i tam poznał Felicity. 

Oliwia osuszyła oczy. 

 — To była miłość od pierwszego wejrzenia. 

 — Skąd pan zna państwa Bross-Tilkington?  — zapytała Toni. 

 — Byłem na wakacjach w Cannes. Spotkałem ich tam dziesięć lat temu i od 

tej pory się przyjaźnimy. 

 — Jak pan Bross-Tilkington zarabia na życie? — kontynuowała Toni. 

 — George jest na emeryturze  — powiedziała Oliwia.  — Pracował w nie-

ruchomościach. Głównie zagraniczne posiadłości. 

 — W Hiszpanii? 

 — Tak, w Hiszpanii i innych krajach. 

 — Dużo ludzi straciło swoje domy w Hiszpanii. Dowiedzieli się, że zostały 

one zbudowane na gruntach rolnych i po tym, jak zainwestowali swoje oszczęd-
ności życiowe, hiszpańskie lokalne władze zburzyły ich posiadłości. Wielu z nich 
twierdzi, że zostali oszukani. Agenci nieruchomości mówili im: „Nie martwcie 

TLR

background image

się o adwokata. My go zapewnimy". I w ten sposób kupujący dowiedzieli się o 
niebezpieczeństwie, kiedy już było za późno. 

 — Nic takiego się nie zdarzyło, kiedy mój George sprzedawał domy  — 

powiedziała ze złością Oliwia. 

 — Mogę wam przypomnieć, że to moja droga córka została zabita? 

 — Myślałam  — powiedziała ostrożnie Agatha — że może ktoś mógł 

chcieć zemścić się na rodzinie, zabijając córkę. 

 — Nonsens! 

 — W porządku. Sylvanie, czy jesteś pewien, że poprzednie zaręczyny Feli-

city zostały zerwane przez mężczyzn? 

 — Tak mi mówiono i uwierzyłem. 

 — Czy ma pani ich nazwiska i adresy?  — zapytała Agatha Oliwię. 

 — Znajdę je dla pani. 

Oliwia pośpiesznie wyszła z pokoju. Potem wszyscy usłyszeli dzwonek do 

drzwi i głos mówiący: 

 — Przepraszamy za kłopot pani Bross-Tilkington, ale moi śledczy chcieliby 

jeszcze raz obejrzeć pokój pani córki. I jeśli jesteście dzisiaj państwo w stanie, 
chcielibyśmy, abyście odpowiedzieli na kilka pytań. Och, proszę nie wychodzić, 
panie Dubois. Panie również. 

Kiedy Oliwia i Sylvan opuścili pokój, Agatha szepnęła do Toni: 

 — Wynośmy się stąd. Zobaczymy, czy ten opiekun psów coś wie. 

Wyszły przez oszklone drzwi. Deszcz przestał padać, ale trawnik pod ich 

stopami wciąż był mokry. 

 — Mam nadzieję, że psy są bezpiecznie zamknięte - powiedziała niespokoj-

nie Agatha. 

 — Tak, widzę je grasujące za płotem — odparła Toni, kiedy zbliżyły się do 

psiarni. 

 — Tam jest ta mała szopa. 

TLR

background image

Kiedy podeszły do szopy, mały, krzepki mężczyzna wyszedł i przyglądał się 

im. Nosił płaską tweedową czapkę, sportową kurtkę, znoszone sztruksowe spod-
nie i poobijane, czarne, skórzane buty. Jego twarz wyglądała na zgniecioną, jak-
by ktoś kiedyś położył na jego głowie jakiś ciężki przedmiot. 

 — Czego chcecie?  — zawołał. 

Agatha zbliżyła się do niego. 

 — Zamienić parę słów — powiedziała.  — Pani Bross -Tilkington zleciła 

mi zbadać sprawę morderstwa jej córki. Długo pan pracuje dla tej rodziny? 

 — Pięć lat. 

 — Mogę poznać pana nazwisko? 

 — Jerry Carton. 

 — Ja jestem Agatha Raisin, a to moja asystentka Toni Gilmour. Podejrzewa 

pan, dlaczego zabito Felicity? 

 — Naprawdę nie wiem. 

 — Po co całe to zabezpieczenie? Mam na myśli alarm przeciwwłamaniowy, 

elektroniczne bramy i te owczarki? 

Jerry splunął w kierunku stóp Agathy. 

 — To jest ohydny świat, proszę pani. 

 — Nie taki znowu ohydny  — odezwała się Toni.  — Proszono pana, aby 

pilnować jakichś ludzi w szczególności? 

 — Weźcie wasze pytania i wpakujcie je sobie... 

 — Tylko spokojnie  — strofowała go Agatha w swój najelegantszy sposób, 

wyniesiony ze Stowarzyszenia Pań z Carsely. — Tu są damy. 

 — O, tak. A gdzie? 

 — Chodźmy — powiedziała Toni. — Ten kretyn nic nie wie. 

 — Ma pan kartotekę policyjną? 

Zwrócił się groźnie w kierunku Agathy. 

TLR

background image

 — Wynoście się stąd albo spuszczę psy. 

 — Chodźmy — przynagliła Toni, szarpiąc Agathę za rękaw. 

Ta niechętnie poszła z nią do domu. Wyjęła telefon i zadzwoniła do Patricka. 

 — Ciągle jestem w drodze powrotnej  — powiedział. 

 — O co chodzi? 

 — O nic. Zastanawiałam się, czy możesz użyć swoich policyjnych kontak-

tów i dowiedzieć się, czy ten stróż psiarni ma kartotekę policyjną. Nazywa się 
Jerry Carton. 

 — Spróbuję. Bill jest w samochodzie przede mną na autostradzie. Pojadę za 

nim do Mircesteru i spytam, czy mogę przejrzeć akta. 

Agatha podziękowała i rozłączyła się. Poszły z powrotem do pokoju gościn-

nego. Toni rozejrzała się i westchnęła. 

 — To nie jest to, czego się spodziewałam po klasie średniej. 

 — Są jak każda inna klasa  — stwierdziła Agatha. 

 — Mają różne gusty i niektóre są straszne. 

 — Czytała pani w szkole coś Betjemana? 

Agatha pomyślała o makabrycznej szkole ogólnokształcącej, do której cho-

dziła, gdzie większość dnia zajmowała walka z zabijakami i próba usłyszenia, co 
mówią nauczyciele, poprzez harmider czyniony przez uczniów w klasie. 

 — Mam nadzieję, że nie zamierzasz zarzucić mnie intelektualnymi głupo-

tami. Dużo tego nasłuchałam się od Jamesa. 

Jamesie — pomyślała nagle — gdzie teraz jesteś? 

 — Jest taki poeta, John Betjeman. Pamiętam, że czytałam jego poemat w 

szkole. Kochał się w dziewczynie zwanej Joan Hunter Dunne, która zresztą nie-
dawno umarła w wieku dziewięćdziesięciu dwóch lat. 

 — Co to, do licha, ma wspólnego ze sprawą?  — marudziła Agatha. 

 — Wie pani, jak było u mnie w domu. Wyobrażałam sobie życie klasy 

średniej takim, jakie jest w tym poemacie: bezpieczne, solidne domy, pieniądze, 

TLR

background image

uwielbiani rodzice witający odpowiednich młodych ludzi, zabierających mnie na 
tańce. Ale w rzeczywistości wcale tak nie jest. 

 — Prawdę mówiąc, ludzie, którzy wpadają w takie kłopoty, że to my musi-

my wykrywać, co się dzieje, zazwyczaj nie są zbyt normalni. 

Pomyślała o niektórych przyjaciołach Jamesa i pohamowała wzdrygnięcie. 

Musiała przyznać sama przed sobą, że przeszła na wcześniejszą emeryturę i 
przeprowadziła się do Cotswolds, ponieważ miała podobne marzenie. 

 — Wkoło są dobrzy ludzie  — dodała.  — Weźmy panią Bloxby lub jej po-

dobnych. 

Do pokoju wszedł Sylvan. 

 — To wszystko jest bardzo męczące  — oświadczył.  — Pytania, pytania i 

pytania. A teraz przypuszczam, że macie ich jeszcze więcej. 

Agatha spojrzała na zegarek. 

 — Może zabiorę cię na lunch? 

 — Byłoby świetnie. A twoja piękna asystentka? Agatha rzuciła okiem na 

Toni, która powiedziała pośpiesznie: 

 — Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, wrócę do miasta i dowiem się, co 

tam mogę zrobić. 

 — Możemy przejść się do pubu — powiedział Sylvan. 

 — Jadłem tam kiedyś. Mają całkiem dobre żarcie. 

* * * 

Pub w centrum Downboys nosił nazwę Król Charles. Marnie wykonany por-

tret Karola II kołysał się na wietrze na zewnątrz starej gospody. Był to pobielany 
budynek w stylu Tudorów, z czarnymi belkami, z przodu spękany ze starości. 

 — Tam jest wolny stolik  — powiedział Sylvan, popychając Agathę w jego 

kierunku. 

 — Zamówienia na drinki przyjmują tutaj czy trzeba iść po nie do baru? 

TLR

background image

 — Najpierw weźmiemy drinki, a potem kelnerka przyjmie nasze zamówie-

nie. 

 — Przyniosę je  — powiedziała Agatha.  — Ja stawiam. Co pijesz? 

 — Pół jasnego. 

Bar był okupowany przez ludzi ze wsi. Jeden z mężczyzn odwrócił się na ba-

rowym stołku i zobaczył Agathę. Szepnął coś do swoich towarzyszy i oni wszy-
scy też się odwrócili. 

 — Jeśli macie dobry wzrok  — powiedziała Agatha  — zróbcie mi miejsce. 

Chcę wziąć swoje zamówienie. 

 Odsunęli swoje stołki i zostawili dla niej wolną przestrzeń. Nagle wszyscy 

zamilkli. Barman był małym, pretensjonalnym mężczyzną, noszącym blezer, bia-
łą koszulę i krawat. Miał sztucznie opaloną twarz i wybielone zęby. Agatha do-
myślała się  — jak się później okazało, słusznie  — że był to ktoś, kto przeszedł 
na emeryturę z show-biznesu, aby otworzyć pub. 

Zamówiła dżin z tonikiem oraz piwo dla Sylvana, po czym wróciła do stoli-

ka. Znów słychać było szmer rozmów. 

 — Na zdrowie — wzniósł toast Sylvan. 

 — Nigdy nie mówisz po francusku?  — zapytała Agatha. W marzeniach 

wyobrażała sobie, że szepcze coś do niej w tym romantycznym języku. 

 — Kiedy rozmawiam z Francuzami, tak. W przeciwnym razie  — po co?  

— wręczył jej menu. 

 — Rostbef jest bardzo dobry i pudding Yorkshire. Agatha pomyślała o swo-

jej talii, ale ponieważ była bardzo głodna, więc tylko uśmiechnęła się i powie-
działa, że spróbuje. 

Sylvan podniósł rękę i natychmiast pojawiła się kelnerka. 

 — Co ma pan przyjemność zamówić? 

 — Ciebie, ciebie, ty cudowne stworzenie. Kelnerka, która była chuda i pie-

gowata, zachichotała z radości. Uświadomiwszy sobie, że oczy Agathy prze-
wiercały go na wylot, Sylwan złożył zamówienie. 

TLR

background image

Agatha nie znosiła mężczyzn, którzy flirtowali z kelnerkami lub z kimkol-

wiek innym w jej obecności. 

 — Cieszę się, że mam okazję z tobą porozmawiać - powiedziała. 

 Uśmiechnął się. 

 — Ja też się cieszę. 

 — Na początek: znasz George'a Brossa-Tilkingtona. Po co u nich te całe 

zabezpieczenia? 

 — Świat robi się niebezpieczny. On jest bogatym człowiekiem. Parę lat te-

mu było kilka włamań we wsi. Wtedy to przedsięwziął środki ostrożności. 

 — A co z Felicity? Muszę przesłuchać jej dwóch poprzednich narzeczo-

nych. Jesteś pewien, że to oni zerwali zaręczyny, a nie odwrotnie? 

 — Tak mi powiedziano. Napijesz się wina? 

Jakiś czas temu Agatha powiedziałaby „tak", mając nadzieję na romantyczny 

lunch, ale teraz przede wszystkim była detektywem. 

 — Nie, dziękuję. Muszę mieć jasny umysł. Więc, jaka naprawdę była Feli-

city? 

 — Bardzo piękna. 

 — Pytam o jej charakter. 

 — Nie sądzę, żeby w ogóle miała jakiś charakter. Pracowała ciężko nad 

swoim wyglądem  — kosmetyczki, fryzjerzy, osobisty trener. Takie historie. 

 — James jest inteligentnym człowiekiem. Z pewnością piękno to nie była 

wystarczająca rzecz. 

 — Felicity miała specjalny talent. Ale oto nasze jedzenie. Jestem bardzo 

głodny. Zostawmy na jakiś czas te pytania. 

Rostbef był wyborny. Agatha zjadła trochę, ale nagle poczuła, że po prostu 

nie może się doczekać, aby poznać, co za talent miała Felicity. 

 — O jakim talencie mówiłeś?  — zapytała. 

 — Była bardzo dobra w łóżku. 

TLR

background image

Agatha powoli odłożyła nóż i widelec. 

 — Skąd wiesz? 

Sylvan wzruszył ramionami, a jego oczy rozbłysły z uciechy. 

 — To znaczy, że z nią spałeś? 

Znowu wzruszenie ramion. O, James  — pomyślała zasmucona Agatha  — 

czy ja nie byłam dobra w łóżku? 

 — To z pewnością nie wszystko  — zaprotestowała. — James powiedział 

mi, że chce się wycofać z tego małżeństwa. 

 — Ale on jest mężczyzną z honorem. Data została ustalona, obrączka na 

palcu. James jest dużo starszy od Felicity i ma całkiem inne poglądy etyczne. 
Gdyby to Felicity zmieniła zdanie, odwołałaby ślub nawet w ostatniej chwili. 

 — Czy ona go kochała? 

 — Felicity zbyt dbała o siebie, żeby znaleźć jeszcze w sercu miejsce dla ko-

goś innego. 

 — Suka!  — stwierdziła Agatha, a jej oczy napełniły się łzami. 

Sylvan przechylił się przez stół i zamknął jej rękę w ciepłym uścisku. 

 — Musisz bardzo troszczyć się o swego byłego męża. 

 — To nie tak  — powiedziała wściekła Agatha.  — Cokolwiek czułam do 

Jamesa, dawno się skończyło. 

Nie mogła powiedzieć, że cała ta sprawa spowodowała, że czuła się stara i 

ubrana bez gustu. Przypomniała sobie też, że to James rozwiódł się z nią. Wtedy 
nie miał honoru ani poszanowania dla przysięgi małżeńskiej. 

— Jedz lunch — powiedział łagodnie Sylvan. 

— Mam dosyć  — stwierdziła Agatha, odsuwając talerz. — Powinnam wró-

cić do domu. 

— Wypij chociaż kawę i brandy. Potrzebujesz tego. 

Agatha wzięła się w garść. Dobrzy detektywi nie okazują publicznie swoich 

emocji. Patrick i Phil, na przykład, zawzięcie zabierali się do pracy. Bill Wong, 

TLR

background image

nawet cierpiąc boleśnie z powodu zerwanego romansu, nigdy nie pozwolił, żeby 
emocje przesłoniły mu ocenę sytuacji. Wszystko to z powodu starzenia się  — 
pomyślała smętnie. 

To straszne uczucie utraty atrakcyjności, pogłębiające się zmarszczki, pa-

skudne, małe włoski na twarzy i żołądek, który stale domagał się jedzenia  — 
wszystko to było wielce zniechęcające. Musiała przestać uważać Sylvana za 
atrakcyjnego Francuza i trzymać się twardo swojego zadania. 

W międzyczasie Toni sprawdzała nazwiska i adresy byłych narzeczonych 

Felicity. Pierwszym był Bertram Powell, który pracował jak adwokat w Hewes. 

Jego sekretarka, pulchna młoda kobieta z wylakierowanymi włosami i ubra-

na w garnitur, zapytała, czy Toni była umówiona. Kiedy usłyszała, że nie, posłała 
jej słaby uśmiech i powiedziała, że pan Powell jest zajęty przez cały dzień. 

Toni spojrzała na zegarek. Pora lunchu. Żadnego dźwięku za drzwiami biu-

ra. Podziękowała sekretarce i wyszła. Zaczęła sprawdzać restauracje niedaleko 
biura adwokata, pytając w każdej o niego. Miała szczęście znaleźć go w restaura-
cji serwującej steki przy jednej z wybrukowanych uliczek Hewes, prowadzącej 
do rzeki Frim. Szef restauracji, przypuszczając, że Toni jest umówiona z Powel-
lem nalunch, eskortował ją do jego stolika. 

 — Cześć  — powiedziała Toni, wyciągając rękę. 

Podniósł się, wyglądając na zdumionego, i przywitał się z nią. Szef wysunął 

dla niej krzesło, na które opadła z ulgą. 

 — Kim pani jest, do licha?  — zapytał Bertram. Był o wiele starszy, niż To-

ni się spodziewała. Pomyślała, że zbliża się do pięćdziesiątki. Miał szeroką i wo-
jowniczą twarz, a jego nos wyglądał, jakby był kiedyś złamany. Miał też lśniące 
czarne włosy, równie czarne, jak jego małe oczy. 

 — Jestem prywatnym detektywem i badam morderstwo Felicity Bross-

Tilkington. 

Bertram wyglądał na nagle rozbawionego. 

 — Nie zawracaj głowy. Jesteś dzieckiem. 

Toni wręczyła mu wizytówkę. 

TLR

background image

 — Niech pana nie zmyli mój wygląd. Jestem bardzo dobrym detektywem. 

Pojawił się kelner z menu. 

 — Macie jakieś zwyczajne danie, jak stek i frytki?  — zapytała Toni. 

 — Oczywiście. 

Zamówiła dobrze wypieczony stek, frytki i butelkę wody mineralnej. 

 — Nie oczekuję, że zapłaci pan za mój lunch, panie Powell. 

 — Mam taką nadzieję. Nie mogę nic powiedzieć o Felicity. Byliśmy zarę-

czeni dawno temu. 

 — Dlaczego zerwał pan zaręczyny? Bo to pan zerwał, prawda? 

- Tak. 

 — Dlaczego? 

 — Wolałbym nie mówić. 

Kelner przyniósł Toni stek. Prędkość, z jaką to zrobił, to zły znak  — pomy-

ślała. Prawdopodobnie trzymali go na gorącej płycie w kuchni przez dłuższy 
czas. 

Kelner był niezwykle przystojnym młodym człowiekiem o szczupłych bio-

drach. Kiedy odchodził, Bertram z uznaniem zmierzył go wzrokiem. 

Wzrok Toni nabrał ostrości i przyjrzała się ubraniu Bertrama. Nosił ciemny, 

dobrze skrojony garnitur, koszulę w paski i Jedwabny krawat. Wszystko odpo-
wiednie do jego zawodu. 

 — Dlaczego przygląda mi się pani? — chciał wiedzieć Bertram. 

 — Ciekawa byłam, czy jest pan gejem. 

 — Ty bezczelna, mała... O, na miłość boską, tak, jeśli ci to coś da. 

 — I to dlatego zerwał pan zaręczyny? 

 — Tak. Jej ojciec się dowiedział. Nie wiedziałem, że nasłał na mnie pry-

watnego detektywa. 

 — Więc dlaczego to pan zerwał, a nie ona? 

TLR

background image

 — Ona chciała brnąć w to dalej. Powiedziała ojcu, że tego właśnie chce. Ja 

dopiero co odkryłem, że jestem gejem. 

 — A co z seksem? 

 — Felicity o tym nie myślała. Twierdziła, że nigdy nie mieliśmy kłopotów 

w tej dziedzinie, a zaproszenia na wesele zostały już rozesłane. Ale ja nalegałem, 
żeby to skończyć. George Bross-Tilkington był wściekły. Kiedy ich się pozna, 
Brossowie-Tilkingtonowie są równie pospolici, jak sztuczni. Ojciec Georgea, sta-
ry Harry Bross, handlował węglem na East Endzie w Londynie. Tilkington to jest 
nazwisko panieńskie jego żony. On rozkoszował się myślą bycia dziedzicem 
Downboys, z córką będącą żoną adwokata. Powiedział, że dobry psychiatra mnie 
wyleczy. Odmówiłem. 

Więc on rozpowiedział po całym mieście, że jestem  homoseksualistą. My-

ślałem, że to mnie wykończy, ale to obróciło się przeciwko niemu, ponieważ za-
cząłem dostawać sprawy wszystkich gejów w mieście. A jesteśmy blisko Bri-
ghton, angielskiego San Francisco... Nie paprz się w sprawach Brossów, młoda 
damo. To jest straszna banda. 

 — Jakieś sprawy kryminalne? 

 — Nie wiem o niczym takim. Wydaje się, że George, zgodnie z prawem, 

zarobił kupę pieniędzy na sprzedaży nieruchomości w Hiszpanii. 

 — Słyszał pan może jakieś plotki na temat tego, dlaczego mają tyle zabez-

pieczeń w domu? 

 — Nie. To nie jest niezwykłe. Przestępczość wzrasta, a bogaci ludzie oba-

wiają się włamań. 

 — Kiedy zaręczył się pan z Felicity? 

 — Osiem lat temu. 

 — Był też ktoś po panu, kto też odwołał zaręczyny. Ernest Wheatsheaf. Wie 

pan, gdzie go znajdę? 

 — W Banku Południowym na High Street. Jest tam kierownikiem. 

 Bertram poprosił o oddzielny rachunek, zapłacił i pośpiesznie wyszedł. Toni 

skończyła swój stek i wyłączyła mały magnetofon, który trzymała w otwartej to-

TLR

background image

rebce pod stołem. Uregulowała rachunek i wyszła na poszukiwanie Banku Połu-
dniowego. 

Sylvan obserwował Agathę spod ciężkich powiek, kiedy przeprosiła i poszła 

do toalety, aby się odświeżyć. Ma przyjemny tyłek i bardzo długie nogi  — po-
myślał z uznaniem — do tego emanuje silną zmysłowością, której zdaje się być 
całkiem nieświadoma. Może drobny flirt rozjaśni jego wizytę? George błagał go, 
żeby został. 

W banku Toni zażądała widzenia z kierownikiem, ale powiedziano jej, że 

jest zajęty i ktoś inny może się nią zająć. 

 — Szkoooda  — powiedziała przeciągle  — właśnie wygrałam na loterii i... 

 — Och, proszę tutaj poczekać  — odezwała się kobieta siedząca przy biurku 

obok drzwi.  — Myślę, że będzie mógł zobaczyć się z panią. 

W ciągu trzech minut Toni została wprowadzona do okazałego biura Ernesta 

Wheatsheafa. Był to wysoki, chudy mężczyzna z siwiejącymi włosami. Toni 
domyślała się, że podobnie jak Bertram, musi mieć około pięćdziesiątki. Dlacze-
go Felicity nie zajmowała się mężczyznami w swoim wieku? Ernest chwycił 
dłoń Toni w ciepły uścisk. 

 — Będzie mi przyjemnie zająć się pani sprawami, panno...? 

 — Gilmour. 

Toni wręczyła mu wizytówkę. Kiedy ją oglądał, jego brwi prawie zniknęły 

pod linią włosów. 

 — Jestem właściwie prywatnym detektywem wynajętym przez panią Bross-

Tilkington, aby dowiedzieć się, kto zamordował jej córkę. 

 — Proszę więc natychmiast opuścić moje biuro. Dostała się pani tutaj pod 

fałszywym pretekstem. 

 — Proszę posłuchać, panie Wheatsheaf. Może pan  równie dobrze poćwi-

czyć na mnie, bo jestem pewna, że wkrótce będzie pan przesłuchany przez poli-
cję. 

Podniósł się do połowy i z powrotem opadł na krzesło. 

 — Dlaczego? 

TLR

background image

 — Był pan zaręczony z Felicity. Będą chcieli upewnić się, że to pan zerwał 

zaręczyny. 

 — Ale co to ma wspólnego z morderstwem? 

 — Będą sprawdzać każdego, kto żywił jakąś urazę do Felicyty. 

 — Jest pani bardzo młoda, jak na detektywa. 

Toni otworzyła aktówkę i wyjęła plik wycinków z gazet. 

 — Niech pan spojrzy na to. 

Ernest przerzucił wycinki mówiące sukcesach Toni. Chociaż większość do-

tyczyła jej pracy detektywistycznej u Agathy Raisin, Toni została w nich wyraź-
nie wyróżniona, ponieważ była najbardziej fotogeniczna. 

 — Wydaje się pani znać swoją pracę, ale nie widzę, co wspólnego ze mną 

może mieć to morderstwo. 

 — Jest pan inteligentnym człowiekiem i kimś o ważnej pozycji w mieście  

— powiedziała Toni, posyłając mu czarujący uśmiech.  — To nie to, że morder-
stwo ma z panem coś wspólnego  — oczywiście, że nie — tylko fakt, że znał pan 
Felicity i czasami, a nawet często, charakter osoby, którą zamordowano, może 
dać wskazówkę co do motywów zabójstwa. 

Na zewnątrz się przejaśniło się. Snop słonecznego światła wpadł przez okno 

i ozłocił jasną grzywę włosów Toni. Ernest uśmiechnął się nagłe. 

 — Mogę pani poświęcić tylko dziesięć minut, ale zrobię, co w mojej mocy, 

by pomóc. Znała pani Felicity? 

 — Nie, ale jej narzeczony zaprosił mnie na wesele. Była bardzo piękna. 

 — Kiedy się z nią zaręczałem, była całkiem pulchna i miała brązowe włosy. 

 — Kiedy to było? 

 — Niech pomyślę. Około pięciu lat temu. Wydawała się świeża i niewinna 

oraz skora do sprawiania przyjemności. Myślałem, że będzie bardzo dobrą żoną. 

 — Nie był pan w niej zakochany? 

TLR

background image

 — Uważałem ją za odpowiednią. Mężczyzna o mojej pozycji musi uważać, 

z kim się żeni. 

 — Więc co się stało? 

 — Uznałem, że jest... hm... zbyt wymagająca. 

 — Ma pan na myśli seks? 

Ernest zaczerwienił się. 

 — Tak. Raziło mnie to, jako że nie byłem  zbyt zniewieściały. Wściekła się, 

kiedy zerwałem zaręczyny. Jej matka i ojciec grozili mi różnymi procesami są-
dowymi. Potem wyjechała z nimi gdzieś na kontynent. Kiedy wróciła po długim 
czasie, nie pamiętam, jak długim, przekształciła się w piękność. 

 Zastanawiając się, czy Ernest też był gejem, jak Bertram, Toni zapytała: 

 — Jest pan żonaty? 

 — Tak. I naprawdę, bardzo szczęśliwie. 

 — Wie pan może o czymś, co ma związek z Felicity, a co mogłoby spowo-

dować jej śmierć? 

 — Może jej obecny narzeczony uznał, że morderstwo jest jedynym sposo-

bem uwolnienia się od małżeństwa  — powiedział sucho. 

 — A co z Brossami-Tilkingtonami? 

Sekretarka Ernesta wetknęła głowę przez drzwi. 

 — Pan Barnstaple skarży się, że każe mu pan czekać. 

 — Wprowadź go. Do widzenia, panno Gilmour. Naprawdę muszę wracać 

do pracy. 

Godzinę później Toni i Agatha spotkały się w ich pokoju w pubie. Dziew-

czyna zadzwoniła do szefowej, mówiąc, że dobrze byłoby, gdyby wróciła i prze-
słuchała dwie taśmy nagrań z przesłuchań. 

 — To dziwne  — stwierdziła Agatha, przesłuchawszy taśmy.  — Muszę po-

rozmawiać z Jamesem. 

 — Zamierza pani zadzwonić do niego teraz? 

TLR

background image

 — Nie. Rozmawiałam po południu z panią Bloxby i powiedziała mi, że on 

jest już w Carseły. Chcę porozmawiać z nim twarzą w twarz. Wyjadę teraz i 
wrócę jutro. Zorientuj się, czego możesz się dowiedzieć o Sylvanie Dubois. To 
jest dziwny rodzaj przyjaźni. Próbuj złapać Oliwię samą. Reporterzy nie powinni 
ci zbytnio przeszkadzać. W Brighton było podwójne morderstwo, więc więk-
szość z nich tam pośpieszyła. 

 

 Będąc z powrotem w Cotswolds, Agatha odebrała w Mircesterze swój sa-

mochód i wracała do Carsely drogą pokrytą liśćmi. Dopadła ją nagła tęsknota, 
aby zapomnieć o całej sprawie. Jej wspaniała sprzątaczka, Doris Simpson, opie-
kowała się jej ukochanymi kotami w czasie jej nieobecności. Jak cudownie było-
by iść teraz do łóżka, długo rano poleżeć i spędzić dzień leniwie, czytając książki 
i bawiąc się z kotami. 

Stare, spokojne, kamienne domy Carsely jarzyły się w wieczornym świetle. 

Było niezwykle ciepło i małe ogródki uginały się pod ciężarem kwiatów. 

Agatha zaparkowała samochód przed swoją chatą i weszła do środka, koty 

powitały ją dość ozięble. Pogłaskała je, ale óne uciekły od niej i stanęły wycze-
kująco przed drzwiami do ogrodu. Wypuściła je więc, poszła na górę i odświeży-
ła makijaż, a potem udała się do sąsiedniej chaty. 

Otworzył jej James. Stali i patrzyli na siebie przez chwilę i potem mężczy-

zna cicho powiedział: 

 — Wejdź, Agatho. 

Weszła do znajomego pokoju i usiadła na kanapie, powstrzymując jęk z po-

wodu bólu, ponieważ jej artretyczne biodro nieznośnie ją zakłuło. James osunął 
się na swój ulubiony fotel przy kominku. 

 — Co za mętlik  — powiedział. 

 — Dlaczego nie zostałeś?  — zapytała Agatha. 

 — Ponieważ chciałem uciec od George'a i Oliwii. Najpierw oskarżyli mnie 

o morderstwo, a potem, gdy zostałem już oczyszczony z podejrzeń, atmosfera 
pozostała nadal ciężka. 

 — Mogłeś przenieść się do tego pubu, gdzie my się zatrzymałyśmy. 

TLR

background image

 — Musiałem uciec. Nie masz pojęcia, jakiego głupca zrobiłem z siebie — 

powiedział smętnym głosem James. 

 — Oliwia wynajęła mnie, żebym dowiedziała się, kto zabił jej córkę, i ja to 

zrobię. Potrzebuję jakiejś wskazówki, dlaczego ktoś mógł chcieć ją zamordować. 
Jaka ona była? 

 — Bardzo piękna, jak wiesz. Wydawało mi się, że mnie uwielbia. Schlebiał 

mi sposób, w jaki zachwycała się każdym moim słowem. Dopiero na tej wy-
cieczce na Ukrainę zdałem sobie sprawę, że kiedy ja mówiłem, ona myślała za-
zwyczaj całkiem o czymś innym. 

 — Toni przesłuchała jej dwóch poprzednich narzeczonych. Pierwszy po-

wiedział, że zerwał zaręczyny, bo jest gejem, a drugi, ponieważ uznał, że była 
zbyt wymagająca seksualnie. 

 — To śmieszne. Felicity była raczej nieśmiała. 

 — Ten gej powiedział, że ona była niewyżyta seksualnie, a Sylvan Dubois 

mówił, że była fantastyczna w łóżku. 

Zapadła długa cisza, podczas której James gapił się na Agathę. 

 — Jesteś tego pewna?  — zapytał w końcu. 

 — Oni trzej z pewnością mają rację. 

 — Dobry Boże! Ona była wobec mnie taka staromodnie panieńska. Mówiła, 

że powinniśmy z tym poczekać, aż będziemy po ślubie. 

 — James, w obecnych czasach i w tym wieku? Nie sądziłeś, że to trochę 

dziwne? 

 — Byłem zaślepiony jej wyglądem i tym, że wydawała się taka niewinna i 

słodka. Kiedy podeszła do ciebie na tym przyjęciu, prawie nie wierzyłem w to, 
co widziałem. Ale już wtedy odkryłem, że była niezwykle głupia, prawie jak 
umysłowo upośledzona. Praktycznie nie otrzymała żadnego wykształcenia. Po-
szedłem do George'a i powiedziałem mu, że nie sądzę, abym był odpowiednim 
mężem, ale on zagroził mi procesem i powiedział, że jak złamię serce jego córce, 
to mnie zabije. 

TLR

background image

 — Daj mi pomyśleć. Wywnioskowałam na przyjęciu zaręczynowym, że Sy-

lvan jest twoim przyjacielem i zdaje się, że ma bliską relację z George'em i Oli-
wią. Jak go poznałeś? 

 — Spotkałem go przypadkiem w piwiarni. Wylał na mnie piwo. Zaczęliśmy 

rozmawiać i uznałem go za zabawnego. Zostaliśmy przyjaciółmi. Kiedy byłem 
następnym razem w Paryżu, zaprosił mnie na przyjęcie w apartamencie swego 
przyjaciela i to tam poznałem Felicity. 

 — Czy nie mogło to być ukartowane? 

 — Teorie spiskowe, Agatho? Po prostu byłem uprzejmy dla dziewczyny i 

wyszedłem. Całe to zamieszanie, to moja wina. 

 — Kiedy się oświadczyłeś? 

 — Dwa dni po tym, jak ją po raz pierwszy spotkałem. Jestem głupim, sta-

rym durniem, ale to wydawało się takie romantyczne  — Paryż i najpiękniejsza 
na świecie dziewczyna przy moim ramieniu. Nie patrz się na mnie w ten sposób, 
Agatho. W przeszłości ty też nieraz zrobiłaś z siebie głupka. A co z tym ostat-
nim, który okazał się być mordercą? 

 — Charles plotkował? 

 — Nie. Bill Wong. On martwi się o ciebie. 

 — Czy wiedziałeś o jej kochankach? 

 — Nie. Nawet nie wiedziałem, że była już zaręczona. 

 — Dlaczego nie pojedziesz ze mną do Hewes? — nalegała Agatha. — Mo-

glibyśmy razem poszukać mordercy, tak jak to robiliśmy dawniej. 

 — Przykro mi, Agatho, ale mam zaplanowane dużo pisania i chcę po prostu 

zapomnieć o całej sprawie. 

Agatha wstała, a jej małe oczy wwiercały się w niego. 

 — Myślę, że jesteś mięczakiem!  — wrzasnęła. 

Ze złości łzy ciekły jej po policzkach, kiedy wchodziła do swojej chaty. To 

było poniżające, usłyszeć, jak jej były mąż trzęsie się na myśl o tym, jak piękna 
była Felicity i jak romantyczny był Paryż. 

TLR

background image

Wciągnęła nosem powietrze. Dym papierosowy! A przecież nie paliła papie-

rosa, odkąd wyszła. 

Wyjęła komórkę i zadzwoniła na policję. Potem cofnęła się w kierunku 

drzwi frontowych. 

 — Czy to ty, Agatho?  — zawołał znajomy głos z kuchni. 

Charles! 

Odłożyła telefon i weszła do środka, szorując chusteczką po oczach. 

Charles siedział przy kuchennym stole, paląc papierosa z paczki, którą Aga-

tha zostawiła na blacie. Miał klucze do jej chaty i wpadał i wypadał, kiedy mu się 
żywnie podobało. Już raz Agatha próbowała go powstrzymać, ale potem zdała 
sobie sprawę, że często jest samotna i towarzystwo Charlesa jest wtedy lepsze 
niż żadne. 

Charles spojrzał w zaczerwienione oczy Agathy. 

—Byłaś u Jamesa? 

—Tak, podaj mi papierosa. 

—Powiedział coś o Felicity? 

— Okazało się, że miała opinię nimfomanki — według jej dwóch poprzed-

nich narzeczonych, nie mówiąc o tym Francuzie. Ale niespodzianka! Nie upra-
wiała seksu z Jamesem, mówiąc, że zrobią to dopiero po ślubie. 

—Możliwe, że była nimfomanką, ale myślę, że była też narcyzem. Chciała 

błyszczeć w ten dzień weselny. Prawdopodobnie wyobrażała sobie siebie w bieli 
i perłach, idącą między rzędami. Mówisz, że odrzucono ją z powodu zbytniej 
chęci na seks? Trudno uwierzyć. 

—Wierz mi, że też tak myślę. Pierwszy narzeczony był gejem, a drugi, jak 

wiem od Toni, to nadąsany kierownik banku, który myślał, że to nie jest przy-
jemne. 

Charles odchylił się na krześle i wydmuchiwał kółka dymu w obelkowany 

sufit. 

TLR

background image

—Znałem kiedyś taką dziewczynę, która była bardzo atrakcyjna seksualnie. 

Miała odpowiednią reputację w całym kraju. Po tym, jak skończył się jej ostatni 
romans i nie miała na palcu pierścionka, spotkałem ją na przyjęciu. Była trochę 
pijana i zwierzyła mi się, że dla każdego przyszłego mężczyzny zamierza być 
dziewicą. I ostatecznie wyszła za mąż. Mężczyźni potrafią być bardziej krytycz-
ni, niż myślisz, a stare sposoby ciągle mają zastosowanie  — po co się żenić, kie-
dy można mieć to wszystko — i nawet więcej  — bez jakiejkolwiek odpowie-
dzialności. 

—Ale James jest inteligentny. Dlaczego nic nie zrobił, zanim było za późno? 

Powiedział, że odkrył, iż jest bardzo głupi. 

 — Głupi jak but, Agatho. Ona wyglądała cudownie. Dla mężczyzny w wie-

ku Jamesa bardzo schlebiające było mieć taką uwielbiającą go ślicznotkę. Może 
zamarzył o dzieciach. Felicity była w wieku odpowiednim do rodzenia. Może 
myśl o posiadaniu syna lub córki noszących nazwisko Lacey zaślepiła go. Nigdy 
byś nie zgadła, że dla mężczyzny w wieku Jamesa ciągłe bycie kawalerem zna-
czy, że coś z nim jest nie tak. 

 — Przecież ożenił się ze mną! 

 — Hm, wszyscy wiemy, że ty jesteś wyjątkowa. Powiedz mi, jak on poznał 

Felicity. 

Agatha powiedziała mu, co wiedziała. 

 — Mógłby się ustatkować. Uważaj na Sylvana. 

 — Dlaczego? Sądzisz, że to on jest mordercą? 

 — Nie, ale myślę, że jest lekkoduchem i kobieciarzem. 

 — Pozna swój swego, Charlesie. 

Uśmiechnął się. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Potem Agatha powie-

działa: 

 — Jutro tam wrócę, ale zanim pojadę, wpadnę rano do pani Bloxby. 

 — Pójdę z tobą. 

Charles przeciągnął się i ziewnął. 

TLR

background image

 — Idę do łóżka. Znalazłaś broń? 

 — Patrick mówi, że znaleźli pocisk, ale nie broń. Oceniają, że to był smith 

& wesson 686SSR. Ma stalowy cylinder, kształt litery L i może strzelać z odle-
głości 25 jardów. Idę spać. Ty naprawdę traktujesz mój dom jak hotel  — powie-
działa ze złością Agatha. 

 — Przyznaj się. Jesteś zadowolona, że masz towarzystwo.

TLR

background image

 

Rozdział IV 

 

Pani Bloxby chętnie ich wysłuchała, kiedy ją odwiedzili następnego dnia. Na 

koniec powiedziała: 

Z  pewnością  są  jakieś  ślady.  Gdyby  ktoś  wspiął  się  na  drzewo,  musiałyby 

zostać ślady włókien lub włosów na korze. 

Trudno sfę czegoś dowiedzieć, kiedy nie jest się policjantem  — marudziła 

Agatha. — Wracam tam dzisiaj. 

Wydaje się, że pan Mulligan jest w stanie wydobyć te informacje  — stwier-

dziła pani Bloxby.  — Czy nie byłoby lepiej jego tam posłać? 

Ale  Agatha  czuła,  że  to  ona  jest  tą  osobą,  którą  wynajęto  do  znalezienia 

mordercy, i nie chciała, żeby pracownik ukradł jej zaszczyty. 

On musi prowadzić nasze sprawy w biurze. Wpadnę do niego, zanim wyjadę 

do Downboys. Miną wieki niż przyjdzie coś z laboratorium. 

Musi być ktoś, kto zna dobrze tę rodzinę  — powiedział Charles.  — Mor-

derca wiedział o sypialni i o drzewie. Mówiłaś, że ona nie uprawiała seksu z Ja-
mesem  i  była  trochę  nimfomanką,  więc  może  dostawała  to  gdzie  indziej,  po-
wiedzmy od kochanka, który miał zwyczaj wskakiwać po drzewie przez okno do 
jej sypialni. Jakie to drzewo? 

 —  Stary  cedr    —  wyjaśniła  Agatha.  —  Łatwo  na  niego  wejść  i  jest  tam 

wspaniała kryjówka między ciężkimi gałęziami. 

 — Jeśli była taka dobra w łóżku — stwierdził Charles  — ktoś mógł mieć 

obsesję  na  jej  punkcie,  ktoś,  komu  jej  ojciec  nie  pozwoliłby  się  z  nią  ożenić. 
Możliwe, że była „rowerem" wsi. 

 — Sir Charles!  — upomniała go pani Bioxby. 

Agatha westchnęła. 

 — Lepiej już pójdę. Idziesz ze mną, Charles? 

TLR

background image

 — Tak, pójdę z tobą. 

Patrick z ponurą miną stwierdził, że nie ma dalszych informacji, chociaż ra-

no dzwonił do swoich znajomych z Hewes. Wszystko, co mógł powiedzieć, to to, 
że Jerry nie figurował w kartotece policyjnej i że policja przeczesuje teren oraz 
rzekę. 

 — Jaką rzekę?  — zapytała Agatha. 

 — Frim. Ona płynie na granicy posiadłości. Bross trzyma tam łódź. 

Agatha  sprawdziła  i  przekonała  się,  że  Patrick  i  Phil  dobrze  sobie  radzą, 

więc wyruszyła w długą podróż do Downboys. Zatrzymała się po drodze na sute 
śniadanie,  nie  przejmując  się, że  nic  wcześniej  nie  jadła.  Zadzwoniła  do  Toni  i 
poprosiła, żeby się spotkały w pubie o pierwszej. 

Toni czekała na nią w barze. Aż podskoczyła, kiedy Agatha podeszła i po-

wiedziała: 

 — Mam dużo wieści. Dowiedziałaś się czegoś? 

 — Znam tylko markę broni i fakt, że drzewo cedrowe było idealnym miej-

scem do tego, by się ukryć. Śledczym zajmie wieki znalezienie czegokolwiek. 

Oczy Toni błyszczały. 

 —  Operacyjni  pracujący  na  miejscu  zbrodni  znaleźli  dużo  śladów.  Nie  je-

stem zdziwiona. Znaleźli włosy i ślady włókien z różnych części ubrania, puszki 
po piwie i gumę do żucia. 

 — Co! Czyżbyśmy mieli mordercę amatora? 

 — Nie, to chłopcy ze wsi. Zeszłej nocy rozmawiałam z miejscową młodzie-

żą w pubie. Okazuje się, że nasza droga Felicity przed pójściem do łóżka miała 
zwyczaj robienia striptizu przy zapalonych światłach i otwartym oknie.' 

 — A psy? I te wszystkie zabezpieczenia? 

 — Chłopcy śmiali się i mówili, że psy są łagodne, a Jerry jest często tak pi-

jany, że pada i zapomina je nakarmić. Oni dają psom herbatniki i mięso, a wtedy 
z bestii zmieniają się w domowe zwierzaczki. Mówią, że do domu można się za-
kraść  od  strony  rzeki.  Przestali  się  śmiać,  kiedy  im  powiedziałam,  że  policja 
zbiera wszystkie dowody z drzewa i jego okolicy. 

TLR

background image

 — Czy oni widzieli kiedyś kogoś wchodzącego przez okno do sypialni Feli-

city? 

 —  Jeden  z  nich,  Bert  Trymp,  trochę  starszy  niż  reszta,  mówił,  że  pewnej 

nocy on próbował, ponieważ  — mówiąc jego słowami  — ona paliła się do tego. 
Trudno skoczyć z drzewa na okno, więc przyniósł drabinę i wszedł po niej, pod-
czas gdy jego kumple z drzewa przyglądali się całej akcji. Felicity zobaczyła je-
go głowę i ramiona nad oknem i zaczęła wrzeszczeć. Bert został aresztowany, ale 
kiedy nocny striptiz Felicity wyszedł na jaw, Bross -Tilkington szybko wycofał 
oskarżenie i zrobił darowiznę na wdowy i sieroty policyjne. Ustał też striptiz. 

 — Kiedy to było? 

 — Dwa tygodnie przed ślubem. 

 — Czy policja przesłuchiwała Berta? 

 — Nie wiem. O, kurczę! Jeśli to dostanie się do prasy, biedny James wyj-

dzie na naiwniaka. Nic dziwnego, że ojciec Felicyty chciał rozpaczliwie wydać ją 
za mąż. 

 — A co z Jerrym? Nie wylali go? 

 —  Myślałam,  że  może  pani  dowie  się  czegoś  od  Oliwii.  Ja  zajmę  się  Til-

kingtonem. Taki kąsek. Czy James był pomocny? 

 — Ani trochę  — powiedziała Agatha z goryczą.  — Ona grała przed nim 

dziewicę. Żadnego seksu przed ślubem. Zupełnie nie rozumiem Jamesa. 

 — Pięknym ludziom dużo uchodzi  — stwierdziła Toni. 

 — A Felicity była taka piękna. 

Agatha zwalczyła nieracjonalny odruch płaczu. 

 — Chodźmy zobaczyć się z Oliwią  — powiedziała. 

 — Czy reporterzy ciągle tu są? Musimy wchodzić od tyłu? 

 — Nie, możemy wejść frontowymi drzwiami. Jest tylko kilku miejscowych. 

Agatha zadzwoniła do Oliwii, gdyż były już prawie przy willi, aby otworzy-

ła im elektroniczną bramę. Kiedy przybyły, lało jak z cebra. Toni wysiadła, aby 
zadzwonić przez interkom, ignorując pytania dwóch przemoczonych reporterów. 

TLR

background image

Brama się otworzyła i wjechały. Reporterzy próbowali wejść za nimi, ale zostali 
przepędzeni przez policjanta, który dyżurował na zewnątrz. 

Agatha irytowała się, że wartościowe informacje dotyczące śledztwa pocho-

dzą jedynie od Toni i Patricka. Postanowiła osobiście przesłuchać Oliwię. 

 — Ciekawe, kto tu sprząta — szepnęła Toni.  — Jestem pewna, że Oliwia 

nie jest w stanie sama tego wszystkiego ogarnąć. 

Powinnam  o  tym  pomyśleć    —  wyrzucała  sobie  Agatha,  ale  nagle  ujrzała 

sposób na pozbycie się Toni. 

 — Zostaw mi Oliwię, a sama wróć do wsi, rozejrzyj się i popytaj. 

 — Nie byłoby prościej zapytać Oliwię, kto u nich sprząta? — zapytała sen-

sownie Toni. 

 — Zajmę się tym i zapytam ją. 

 — No, dobrze. 

Agatha zadzwoniła. Oliwia sama otworzyła im drzwi. 

 — Och, wejdźcie  — powiedziała zachęcająco.  — Macie jakieś wieści? 

 —  Kilka  wskazówek    —  poinformowała  Agatha.    —  Chciałabym  zadać 

jeszcze kilka pytań. 

 — Wejdźmy do pokoju gościnnego. 

 — Zanim wejdziemy, czy mogłaby pani powiedzieć, kto dla pani sprząta? 

 — Nie wiem, w czym to ma pomóc, ale są to dwie kobiety  — pani Fellows 

i pani Dimity. Mieszkają razem w chacie zwanej Strangeways, obok kościoła. 

 — Pójdę już  — powiedziała Toni.  — Wrócę później. 

 Oliwia i Agatha weszły do pokoju. 

 — Napije się pani kawy czy może czegoś innego?  — zaproponowała Oli-

wia. 

 — Chciałam zapytać o ten incydent z miejscowymi chłopcami wspinający-

mi się na drzewo i obserwującymi Felicity, jak kładła się spać. 

TLR

background image

 — To było obrzydliwe! — krzyknęła Oliwia. — Moja biedna, niewinna có-

reczka. 

 —  Chciałabym  wiedzieć,  dlaczego  nie  wyrzuciliście  Jerryego  po  tym 

wszystkim. On ma przecież chronić dom. 

Oliwia wyglądała na zaniepokojoną. 

 — On jest bardzo lojalny wobec mojego męża i przyrzekł, że to się więcej 

nie powtórzy. 

 — W sprawie dwóch poprzednich zaręczyn okazuje się, że pierwsze zostały 

zerwane, ponieważ ten mężczyzna był homoseksualistą, a drugie, bo ten kierow-
nik banku uznał pragnienie Felicity  — dużo seksu  — za odpychające. 

 — To jest ohydne i nic z tego nie jest prawdą. To George, mój mąż, zdecy-

dował,  że  kandydaci  nie  byli  odpowiedni.  Podejrzewam,  że  obaj  mężczyźni  są 
wściekli z powodu odrzucenia i wymyślają różne historie. 

Czy Oliwia mogła być aż tak naiwna? — zastanawiała się Agatha. 

 — Czy pani mąż jest w domu? 

 — Wyruszył w swojej łodzi z Sylvanem. Powiedział, że musi uciec na tro-

chę. 

 — Bez pani? 

 — Ja jestem beznadziejnym żeglarzem i dostaję choroby morskiej. 

 Agatha  doświadczyła  rzadkiego  uczucia  klaustrofobii.  Pokój  był  przegrza-

ny, długie okna były zaparowane, a Oliwia zdawała się wydzielać lepkość z każ-
dego  pora.  Agatha  przypomniała  sobie  surowo,  że  kobieta,  z  którą  rozmawia, 
właśnie straciła córkę 

Chciałabym zamienić słowo z Bertem Trympem. Jest we wsi? 

Pracuje w zakładzie mechanicznym, ale jest nieokrzesanym facetem i nic nie 

powie. 

Agatha była rada, że znowu jest na zewnątrz. Deszcz słabł i nie było wcale 

zimno, podczas gdy u Oliwii kaloryfer buchał gorącem. Im więcej myślała o bra-
ku  wiedzy  Oliwii  na  temat  życia  seksualnego  jej  córki,  tym  bardziej  była  zdzi-

TLR

background image

wiona.  George  Bross  wydawał  się  być  bardzo  apodyktycznym  mężczyzną.  Być 
może  Oliwia  była  po  prostu  zaślepioną  matką,  która  chętnie  akceptowała  mę-
żowską interpretację zdarzeń. 

Agatha  przejechała  krótką  odległość  do  zakładu  mechanicznego.  Z  jednej 

strony był tam mały salon wystawowy z używanymi samochodami na sprzedaż. 
Za  pompami  znajdowało  się  biuro,  gdzie  klienci  płacili  za  benzynę.  Nie  było 
sklepu z artykułami spożywczymi. Prawdopodobnie sklep spożywczy znajdujący 
się dokładnie naprzeciwko sprzeciwiał się każdemu takiemu pomysłowi. Zapyta-
ła  starszego  mężczyznę,  który  sprzątał  śmieci,  gdzie  mogłaby  znaleźć  Berta 
Trympa. 

W warsztacie. Z tyłu  — odparł. 

Trzymając parasolkę nad głową i omijając oleiste kałuże, Agatha skierowała 

się do wiaty. Zapytała  mężczyznę  w brudnym kombinezonie, czy  może rozma-
wiać z Bertem Trympem. 

 — Bert!  — ryknął mężczyzna, sprawiając, że Agatha aż podskoczyła. 

Młody mężczyzna wynurzył się z cienia, z tyłu wiaty. Miał twarz jak młody 

John Buli, krępą figurę i brzuszysko. 

 — To pani jest detektywem? — zapytał. 

 — Tak, ja. Czy możemy gdzieś porozmawiać? 

 — Pub jest otwarty  — powiedział z nadzieją w głosie. 

 — Trochę za wcześnie na piwo, nieprawdaż? 

 — Dlatego też w pubie będzie spokojnie. 

 — W porządku. Zapytaj szefa o pozwolenie. 

 — Nie potrzebuję. Mój ojciec jest szefem. 

W barze było cicho. Tylko dwaj zatwardziali pijacy podpierali bar. Agatha 

zamówiła tonik dla siebie i piwo dla Berta. Usiedli przy stoliku, jak najdalej od 
baru. Po tym, jak Bert wziął duży haust piwa, Agatha go zapytała: 

 — Myślę, że wpadłeś w kłopoty w związku ze sprawą Felicity. 

 — Robiliśmy to, do czego nas wszystkich zachęcała. 

TLR

background image

 — Miejsce jest dobrze strzeżone. Skąd ona wiedziała, że ty i jacyś seksual-

nie podnieceni uczniowie oglądacie ją rozebraną? 

 — Jest rozbieranie i rozbieranie; wie pani, co mam na myśli? Ona się roz-

bierała, jakby robiła striptiz. Zdejmowała powoli każdą część ubrania. 

 — Ale mogła nie wiedzieć, że ją obserwujecie. 

 — Naprawdę? Pewnego razu zawołała: „Przedstawienie skończone, chłop-

cy". I zasłoniła zasłonki. To był taki chwyt, zachęta. Toteż pomyślałem, że będę 
ją miał. Następnej nocy wziąłem drabinę i wlazłem. Ona darła się i darła. Ucie-
kliśmy  wszyscy,  ale  nazajutrz  policja  już  była.  Potem  miałem  wizytę  starego 
Brossa.  Powiedział,  że  jeśli  to  się  jeszcze  raz  zdarzy,  to  mnie  zabije,  ale  nie 
wniesie oskarżenia. Mówię pani, już wszystko było dla mnie jasne. 

 — Nie orientujesz się, kto mógł ją zabić? 

Podrapał się w głowę o gęstych brązowych włosach. 

 — Wie pani, ona była taka prowo... pro... 

 — Prowokująca? 

 — Tak właśnie. Prawdziwa mała dziwka. Gdyby ją znaleźli w lesie powie-

szoną i zgwałconą, wszyscy powiedzieliby, że sama się o to prosiła. Lepiej niech 
pani popyta o ludzi, którzy mają broń. 

Toni siedziała w saloniku przytulnej chaty należącej do pań Fellows i Dimi-

ty. Przy filiżance herbaty dowiedziała się, że obie były wdowami i zamieszkały 
razem, aby zmniejszyć wydatki. Ponieważ były podobne do siebie i w zbliżonym 
wieku, uważano je za siostry. Obie wyglądały na około sześćdziesięciu lat, obie 
miały siwe włosy skręcone trwałą, okrągłe figury i małe, iskrzące się oczy. 

 — Ale my nie wiemy, kto mógł zabić Felicity, i to jest fakt  — powiedziała 

pani Fellows.  — O ile to nie był jej narzeczony. 

 — Pan Lacey? Dlaczego on? 

 Kobiety popatrzyły na siebie z niechęcią i pani Dimi — ty powiedziała po-

ważnie: 

 — Skoro pani prowadzi śledztwo dla pani Bross... 

TLR

background image

 — Dlaczego nazywa ją pani panią Bross? 

 —  Jej  pełne  nazwisko  jest  za  długie.  Mówiłam  o  panu  Laceyu,  ponieważ 

dużo  się kłócili  i krzyczeli.  Kiedy  pan  Lacey  usłyszał  o  tych  nagich  służących, 
wściekł się i nazwał panią Bross wulgarną. Pan Bross próbował go uderzyć, ale 
pan Lacey odepchnął go na krzesło i powiedział, że zmienił zdanie i nie chce się 
żenić. Panna Felicity strasznie płakała. Pan Bross groził panu Laceyowi, że od-
powie  za  zerwanie  obietnicy  i  takie  tam.  W  końcu  pan  Lacey,  wyglądając  na 
zmęczonego, powiedział: 

 — Nie płacz, Felicity. Przejdę przez to. 

 — Panna Felicity rochmurzyła się i zaczęła rozmawiać z matką o organiza-

cji wesela. Według mnie, Felicity zawsze była prostą dziewczyną. 

 — Dlaczego tyle tam zabezpieczeń? 

 — Zawsze tak było, odkąd tutaj przybyli. Ale jak wiemy, w dzień ślubu psy 

były zamknięte, a bramy otwarte, gotowe na przejazd panny młodej do kościoła  
— powiedziała pani Dimity.  — Po tym, jak ci miejscowi chłopcy zostali złapani 
na podglądaniu panny Felicity, pan Bross wściekł się na Jerry'ego i powiedział, 
że  on  nie  wykonuje  prawidłowo  swojej  pracy.  Ale  zawsze  były  alarmy  w  całej 
posiadłości i światła zabezpieczające. 

 — Jak ci chłopcy ominęli ochronę? 

 — Weszli od strony rzeki. 

 — Dużo jest łodzi na rzece? 

 — Kilka. Pan Bross chciał, aby część rzeki przylegająca do jego posiadłości 

była jego własnością, ale nie udało mu się to, bo tamtędy łodzie przepływają w 
dół, na wybrzeże. 

 — A więc  w dzień  morderstwa —  powiedziała niecierpliwie Toni — ktoś 

mógł przyjechać na łodzi i... 

Pani Fellows przerwała jej. 

 — Nie, nie. Niech pani pomyśli. Człowiek z bronią idący od rzeki i przez 

ogród byłby widoczny w świetle dnia. 

 — Czy panna Felicity oszukiwała pana Laceya? 

TLR

background image

 —  Nie  sądzę,  żeby  miała  czas    —  wyjaśniła  pani  Dimity.    —  Pani  Bross 

mówiła, że oni dużo podróżowali. Długo nie byli zaręczeni. Zimą pan Lacey wy-
jechał sam na jakieś sześć tygodni, a Felicity z rodzicami pojechała do Hiszpanii. 

 — W interesach? 

 — Nie, po prostu na wakacje. My musiałyśmy dalej sprzątać  — opowiada-

ła pani Fellows. — Pani Bross powiedziała, że jak wróci, to nie chce widzieć ani 
śladu  kurzu.  Chwileczkę.  Pamiętam, że  Jerry  pojechał  z  nimi  i  jakiś  inny  czło-
wiek przyszedł pilnować posiadłości i psów. Jak on się nazywał, Ruby? 

Pani Ruby Dimity siedziała zamyślona. Potem powiedziała: 

 — Mam. Nazywał się Sean.  Po prostu Sean. Nie słyszałam  innego nazwi-

ska. Jak nic, był Irlandczykiem. 

 — Jaki był? 

 — Trudno powiedzieć. Trzymał się z dala. Nawet nie przychodził do kuchni 

na herbatę. Wysoki, młody. 

 Młody dla nas. Mógł mieć około trzydziestki. Brązowe włosy, gładka twarz, 

nic specjalnego, ale bardzo sprawny. Mógł chodzić godzinami na spacery z psa-
mi. 

Chociaż Toni nie ustawała ani na chwilę w zadawaniu pytań, nie wydobyła 

od nich więcej informacji. Kiedy wychodziła z chaty, zadzwonił jej telefon. To 
była Agatha. 

 — Dowiedziałaś' się czegoś? 

 — Trochę. Gdzie pani jest? 

 — W pubie. Bert właśnie wyszedł. 

 — Zaraz do pani dołączę. 

 — Ty pierwsza  — powiedziała Agatha, kiedy Toni usiadła obok niej. 

Toni opowiedziała jej o Seanie. Agatha rozpromieniła się. 

 — W końcu jakiś nowy trop. Wrócimy do Oliwii i dowiemy się, kim on jest 

i skąd go wzięli. Coś jeszcze? 

TLR

background image

 — Obawiam się, że nasze dwie sprzątaczki myślą, że to James. Słyszały, jak 

James  kłócił  się  o  tych  nagich  służących  i  chciał  zerwać  zaręczyny.  Bross  pró-
bował go uderzyć, a potem  mu groził. Felicity zaczęła płakać i James w końcu 
zgodził się na ślub. 

 — Jeśli policja nie ma jeszcze tej informacji, to wkrótce będzie ją mieć — 

stwierdziła ponuro Agatha. 

 — A co z Bertem? 

 — Niewiele pożytku, z wyjątkiem tego, że powiedział, iż Felicity nie roz-

bierała się, tylko właściwie robiła striptiz i była świadoma tego, że ma widzów. 

 — Krowa! 

 — Dokładnie. Kompletnie głupia, wierz mi. Wróćmy do tego domu horro-

rów i zobaczmy, czy zdobędziemy adres Seana. 

Oliwia wyglądała przez moment na zmieszaną, a potem jej twarz się rozja-

śniła. 

 — Och, Sean Fitzpatrick. Pamiętam, mieszka na łodzi, na przystani w He-

wes. 

 — Jak się nazywa jego łódź? 

 — Nie pamiętam. 

 — Gdzie jest przystań? 

 — Nie jestem zbyt dobra w wyjaśnianiu, ale każdy w Hewes wam powie. 

 — To dziwne  — stwierdziła Agatha, kiedy odjechały. 

 — Co jest dziwne?  — zapytała Toni. 

 —  Wkrótce  powinien  być  pogrzeb,  a  Oliwia  wyglądała  całkiem  dziarsko, 

zważywszy, że jej ukochana córka nie żyje. 

 — Może tylko przybiera taką pozę. Nie wygląda, jakby brała dużo jakichś 

proszków. Prawdopodobnie jest na środkach przeciwdepresyjnych. Nikt nie oka-
zuje obecnie smutku. Znajdźmy tego Seana. 

TLR

background image

Zapytawszy w  Hewes o przystań, znalazły ją na końcu długiej, krętej, bru-

kowanej ulicy. Rozmaite ekskluzywne jachty huśtały się tam na kotwicach razem 
z mniejszymi łodziami. Było tam małe, kamieniste molo, a na brzegu stało kilka 
modnych butików i kawiarni ze stolikami na zewnątrz, gdzie kilkoro odważnych 
ludzi kuliło się nad filiżankami kawy w przenikliwym wietrze. 

 —  Na  tym  molo  jest  biuro  —  powiedziała  Agatha,  kiedy  obie  wysiadły  z 

samochodu.  — Spróbujemy tam. 

Za biurkiem siedział mężczyzna ubrany tak, jakby był statystą w filmie. Na 

głowie nosił coś, co Agatha widziała reklamowane jako „oryginalny grecki kape-
lusz  rybacki".  Ubrany  był  w  biały  sweter  na  wielobarwnej,  kraciastej  koszuli  z 
jedwabnym krawatem. Chociaż niewątpliwie widział, że stoją przed nim; coś da-
lej pisał w notesie. Agatha odczekała kilka minut i powiedziała ze złością: 

 —  No  dobrze.  Zrobił  pan  na  nas  wrażenie  bardzo  zajętego.  Jesteśmy  na-

prawdę pod wrażeniem. A teraz chcemy panu zadać kilka pytań. 

Podniósł  wzrok,  udając  pobłażliwe  rozbawienie  i  przechylił  się  do  tyłu  na 

krześle. Miał głębokie bruzdy na twarzy i worki pod oczami. 

 — Chcecie łódź? 

 — Nie  — odparła Agatha  — albo raczej konkretną łódź. Seana Fitzpatric-

ka. 

 — Co on znowu narozrabiał? Uwiódł pani córkę? 

 —  Jesteśmy  prywatnymi  detektywami.  Ja  jestem  Agatha  Raisin,  a  to  jest 

Toni  Gilmour.  Wynajęła  nas  pani  Bross-Tilkington,  aby  znaleźć  mordercę  jej 
córki. Gdzie go znajdziemy? 

 — Kiedy stąd wyjdziecie, idźcie wzdłuż na lewo. Tam jest statek wyciecz-

kowy „Helena". 

 — Ciekawe, kto to był lub jest Helena  — zastanawiała się Agatha, kiedy 

wyszły z biura. 

 — Jest tam!  — krzyknęła Toni, wskazując łódź.  — Naprawdę wypasiona 

łódź. Musiała kosztować fortunę. 

 — Panie Fitzpatrick!  — zawołała Agatha. 

TLR

background image

 Nie było żadnego ruchu na łodzi. 

 — Czy mamy wołać „ahoj"? — zapytała Toni. 

Czuję się jak idiotka. Panie Fitzpatrick! 

 —  Wiatr  znosi  nasze  głosy  —  stwierdziła  Toni.    —  Wskoczę  na  pokład. 

Może śpi? 

Agatha  chciała  powiedzieć,  że  jest  w  stanie  sama  wskoczyć  na  pokład,  ale 

biodro znów ją strasznie zakłuło, jakby wołając o wymianę. 

Idź  — powiedziała szorstko. 

Obserwowała z zazdrością, jak Toni wskoczyła na pokład. Dziewczyna za-

wołała głośno, ale jedyną rzeczą, która dotarła do jej uszu, był gwar ruchu ulicz-
nego w mieście powyżej rzeki i skrzeczenie mew nad głową. Spojrzała na Aga-
thę, która uczyniła niecierpliwy znak „idź dalej". Toni próbowała otworzyć drzwi 
kabiny i okazało się, że nie były zamknięte. Zeszła na dół, minęła stół w alkowie 
z rozłożonymi mapami i potem znów weszła do kabiny. Była pusta. Już miała się 
wycofać, kiedy zdała sobie sprawę, że statek wycieczkowy musi mieć sypialnię. 
Otworzyła drzwi na końcu kabiny. Na łóżku twarzą w dół leżał w pełni ubrany 
mężczyzna.  Dziura,  jak  trzecie  oko,  tkwiła  pośrodku  jego  czoła.  Krew  z  rany 
przemoczyła poduszkę. 

Toni wycofała się powoli z bladą twarzą. Potem odwróciła się i wybiegła na 

pokład, wołając dziko do Agathy: 

Morderstwo! Dzwoń na policję! 

Połączenie  wiatru  i  skrzeku  mew  zagłuszyło  słowa  Toni,  ale  Agatha  zoba-

czyła bladą twarz dziewczyny i przeszła ostrożnie po wąskim trapie. 

 — On jest martwy. Zastrzelony. Wezwijmy policję — dyszała Toni. 

 Agatha  wyjęła  komórkę  i  zaczęła  wybierać  numer.  Nagle  usłyszały  jakiś 

głos: 

 — A co panie robicie na łodzi Seana? 

Toni usłyszała głos, ale nie słowa. Rozejrzała się po molo i zobaczyła Sylva-

na Dubois. Zaczęła wołać do niego, ale on wskoczył na pokład. 

TLR

background image

 — Tam leży, jak przypuszczam, Sean Fitzpatrick. Jest martwy. Zastrzelony. 

 — Jesteś pewna?  — zapytał Sylvan, kierując się do zejściówki pod pokład. 

 — Nie schodź tam! — krzyknęła Toni.  — To jest miejsce zbrodni. 

 — Muszę się upewnić, że jest martwy. Dotykałaś ciała? 

Toni wzruszyła ramionami. 

- Nie. 

 — Więc sprawdzę. 

Agatha wyłączyła telefon i zapytała ze złością: 

 — Gdzie on poszedł? 

 — Obejrzeć ciało. 

 — Lepiej idź i zobacz, co on tam robi. 

 — Policja przyjechała  — powiedziała Toni,  machając jak oszalała w kie-

runku nadjeżdżających dwóch samochodów policyjnych. 

Sylvan pojawił się ponownie i pomógł im z powrotem wejść na molo. 

 — Nie powinieneś tam wchodzić — wściekała się Agatha.  — To jest miej-

sce zbrodni. 

 —  Wiem  —  powiedział,  wzruszając  ramionami.    —  Ale  musiałem  się 

upewnić. 

 Policjanci wysypali się z samochodów, kierowani przez detektywa inspekto-

ra Boasa. Agatha szybko wyjaśniła, co znalazły i dlaczego szukały Seana. Boase 
rzucił  rozkazy.  Agatha,  Toni  i  Sylvan  mieli  być  zabrani  na  posterunek  policji  i 
zatrzymani na przesłuchanie. Miano im pobrać odciski palców i zbadać dłonie na 
obecność prochu. Agatha była wściekła. 

Siedzieli  na  posterunku,  aż  to  wszystko  zostało przeprowadzone,  co  trwało  

—  jak  im  się  wydawało    —  całe  wieki.  W  końcu  detektyw  inspektor  wrócił  z 
sierżantem Falconem. 

 — Pani pierwsza, pani Raisin. 

TLR

background image

Agatha  poczuła  nagłą  tęsknotę  za  Jamesem,  Charlesem  lub  nawet  Royem. 

Charles powiedział, że pojedzie za nią, ale swoim szarmanckim zwyczajem nie 
pojawił się. Agatha należała do pokolenia kobiet, które spodziewało się, że męż-
czyźni poradzą sobie w trudnych sytuacjach. Ale czyż nie odniosła sukcesów w 
dwóch dziedzinach? Wyprostowała zmęczone ramiona i usiadła w pokoju prze-
słuchań. 

 — Kawy?  — zaproponował Boase. 

 — Kawa na policji? 

 — Obok jest Starbucks. 

 — Świetnie. Czarną proszę. Mogę zapalić? 

 — Jeśli pani musi. 

Agatha  zapaliła  papierosa  i  dziękowała  Bogu,  że  państwo  opiekuńcze  było 

zdolne zostawić więźniom lub przyszłym więźniom trochę względów. 

Wkrótce  przyszła  policjantka,  niosąc  tacę  z  kartonowymi  pojemnikami  z 

kawą. To musi być policjantka, którą posłano po kawę  — pomyślała Agatha. W 
rzeczywistości, czy należy nazywać je policjantkami, czy może osobami z poli-
cji, czy… 

 — Pani Raisin, jeśli skończyła pani śnić na jawie  — powiedział Boase. — 

Przesłuchanie pani Agathy Raisin w obecności detektywa sierżanta Falcona i po-
sterunkowego Hatheya. Godzina 15.30. Proszę zacząć od początku i powiedzieć, 
dlaczego poszła pani szukać Seana Fitzpatricka. 

Agatha wyjaśniła ponownie, że Oliwia prosiła ją, aby prowadziła dochodze-

nie w sprawie morderstwa jej córki. Dowiedziała się, że Sean Fitzpatrick przejął 
ochronę  domu  i  posiadłości,  w  czasie  kiedy  Brossowie-Tilkto  —  nowie  i  ich 
człowiek Jerry byli za granicą. Powiedziano im, że miał łódź. Odnalazłszy łódź i 
nie otrzymawszy odpowiedzi na wołania, Toni weszła na pokład i wkrótce wróci-
ła, aby powiedzieć, że Sean został zamordowany. Nadszedł pan Sylvan Dubois i 
też  wszedł  na  pokład,  sprawdzić,  czy  on  naprawdę  nie  żyje.  I  to  wszystko    — 
skończyła wyzywająco. 

Ale do końca było jeszcze daleko. Kazano jej wyjaśnić, co robiła od czasu, 

kiedy  wstała  rano,  aż  do  momentu,  kiedy  przybyła  na  łódź.  Niechętnie  podała 

TLR

background image

szczegóły przesłuchania Berta Trympa i tego, jak Toni dowiedziała się od sprzą-
taczek  o  Seanie.  Potem  musiała  jeszcze  raz  powtórzyć  wszystko  od  początku  i 
wreszcie przerwała. 

 — Czy jestem o coś oskarżona? 

 — Nie  — odparł Boase.  — Po prostu pomaga nam pani w naszych docie-

kaniach. 

 — Więc wychodzę stąd. 

 — Proszę nie opuszczać okolicy. Prawdopodobnie będziemy jeszcze chcieli 

z panią rozmawiać. 

Agatha  usiadła  w  pobliżu  recepcji,  czekając  na  Toni.  Jak    —  do  licha    — 

James zdołał odseparować się od sprawy morderstwa, która dotyczy go tak oso-
biście? Musi go znowu zobaczyć. Z pewnością coś słyszał. 

 — O czym tak marzysz? — zapytał Sylvan, przyłączając się do niej. 

 — Nie marzę. Intensywnie myślę. Znasz Brossów. Jesteś z nimi zaprzyjaź-

niony. Na pewno masz jakiś pomysł. 

Rozłożył ręce. 

 —  Wydają się być  miłą angielską rodziną. Bardzo gościnni. Nie sądzę, że 

George Bross szczególnie lubił Felicity. 

 — Co? Swoją własną córkę? 

 — A, widzisz, Felicity nie była jego córką. Spił się pewnej nocy i powie-

dział mi. Oliwia miała kiedyś romans. On kochał swoją żonę. Dziwne, prawda? 
Tę przysadzistą, małą kobietę z żelaznymi włosami? Nie mogli mieć dzieci, więc 
on  wybrał  ją, żeby  wychować  jak  ich  własne  dziecko.  Był  zdesperowany,  żeby 
wydać ją za mąż i pozbyć się jej ze swego życia. 

 — Czy ona zrobiła coś strasznego? 

 —  Kto  wie?  Ale  próbowała  podobać  mu  się  i  kiedy  zmieniła  się  w  praw-

dziwą piękność, chyba to działało przez chwilę. 

 — Czy policja wie o tym? 

 — Nie sądzę. Nie powiedziałem im. 

TLR

background image

 — Kto był jej ojcem? 

 —  Musisz  zapytać  Oliwię.  Ale  nie  mów  jej,  że  wiesz  to  ode  mnie.  Może 

zjemy obiad wieczorem? 

Normalnie  Agatha  skorzystałaby  z  szansy  na  zjedzenie  obiadu  w  towarzy-

stwie  atrakcyjnego  Francuza,  pomimo  faktu,  że  wciąż  traktowała  go  podejrzli-
wie. Teraz jednak zbyt była wstrząśnięta tym drugim morderstwem. 

 — Innym razem — powiedziała szorstko. 

Toni pojawiła się ponownie i Agatha szybko wstała. 

 — Może zobaczymy się później — rzuciła do Sylvana, który podniósł się, 

aby otworzyć im drzwi. 

 — Nie martw się  — szepnął, obejmując ją ramieniem i przyciągając ją do 

siebie.  — Wkrótce to wszystko będzie zapomniane. 

 — Nie przeze mnie. Dopóki te morderstwa nie zostaną wyjaśnione  — po-

wiedziała Agatha, odjeżdżając. 

* * * 

W samochodzie Agatha poinformowała Toni, że Felicity była adoptowana. 

 — Ale jest jeszcze coś  — dodała. 

 — Co to jest? Ostro mnie przesłuchiwali  — powiedziała Toni. — Czułam, 

że przyznałabym się do morderstwa, żeby tylko to przesłuchanie się skończyło. 

 — Wiesz, że Sylvan wszedł na łódź. 

- Tak. 

 —  Kiedy  mnie  obejmował,  poczułam  chrzęst  papieru  w  jego  wewnętrznej 

kieszeni  — dużej ilości papieru. Nasz elegancki przyjaciel nie chodziłby w do-
brze  skrojonej  marynarce  wypchanej  dużą  ilością  papierów.  Może  zabrał  coś  z 
łodzi? 

 — Nie widziałam, żeby leżały tam jakieś papiery. 

 — Może wiedział, gdzie szukać. 

TLR

background image

 — Pójdziemy teraz i zapytamy Oliwię o Felicity. Potem możemy poobser-

wować drogę, żeby zobaczyć, czy Sylvan wyjdzie. 

 — Ale on już wyszedł z domu. 

 — Wiem. Ale miał lekki garnitur, a robi się chłodno. Może wrócić, żeby się 

przebrać.  Zaczekamy,  aż  wyjdzie,  i  wrócimy  do  Oliwii.  Ty  będziesz  z  nią  roz-
mawiać, a ja powiem, że idę do toalety i zajrzę szybko do jego pokoju. 

 — Jak będzie pani wiedzieć, który jest jego? To jest duży dom. 

 — Pójdę za węchem. On pachnie drzewem sandałowym. 

 — Wolałabym, żebyśmy ukryły się gdzieś w domu. 

 — Dlaczego? 

 — Chciałabym usłyszeć, o czym on i Oliwia będą rozmawiać. 

 — Zapytajmy ją o Felicity, zanim to zrobimy. 

Oliwia z początku gwałtownie się upierała, że Felicity jest jej własną córką. 

Potem załamała się i wychlipała, że została adoptowana. George zawsze pragnął 
dzieci i był bardzo zawiedziony, kiedy nie mogła ich mu dać. Pewnego razu po-
jechał  sam  w  interesach  do  Hiszpanii.  Kilka  miesięcy  później  przyznał  się,  że 
miał romans i ta kobieta była w ciąży. Oliwia zagroziła rozwodem, lecz on błagał 
ją, mówiąc, że to okazja, by mieć dziecko, którego zawsze pragnęli. W końcu się 
zgodziła  i  przywiózł  maleńką  do  domu.  Oliwia  zakochała  się  w  niemowlęciu. 
George nigdy nie wyjawił jej nazwiska matki, a ona nie chciała wiedzieć. 

 — To będzie w papierach adopcyjnych — powiedziała Agatha. 

 —  George  powiedział,  że  nie  dba  o  formalności  i  sześć  miesięcy  przed 

przybyciem dziecka, zgodziłam się udawać, że jestem w ciąży. 

 — A jak on wwiózł dziecko do kraju? — chciała wiedzieć Toni. 

 — Przywiózł je na naszej łodzi. 

 — Ale przecież jest odprawa celna w porcie. 

 — Powiedział, że ci ludzie go znają. Dziecko mocno spało w kabinie, a oni 

nigdy tam nie zaglądali. 

TLR

background image

Agatha gapiła się na nią z otwartymi ustami. Co jeszcze George sprowadził 

do kraju pod nosem celników? 

 — Wie pani przypadkiem, czy matka była Hiszpanką? 

 — Przypuszczam, że tak. 

 — Ale Felicity miała jasną skórę. 

 — Niektórzy Hiszpanie taką mają. Ale, proszę, nie mówcie policji. Aresz-

towaliby nas, a ja tyle przeżyłam. 

Czekały, dopóki nie ochłonie. 

 — W porządku  — zgodziła się niechętnie Agatha. 

 — Kto wam powiedział?  — zapytała Oliwia. 

Agatha zastanawiała się, co odpowiedzieć. Ktoś ze wsi? Policja? Nie. 

 — To był Sylvan  — stwierdziła Oliwia z goryczą.  — Wiem, że to musiał 

być on. Nigdy mnie nie lubił. 

 Agatha przełknęła ślinę. 

 — Obawiam się, że mamy złe wieści. 

 — Złe wieści? Nie może być nic gorszego niż morderstwo. 

 — Sean Fitzpatrick został zamordowany. 

Przez  chwilę  Oliwia  wyglądała  tak,  jakby  miała  zemdleć.  Jasnoczerwona 

szminka była jedynym kolorem na jej białej twarzy. 

 — Sean? — wyszeptała. — Dlaczego Sean? 

 — Czy on był bliskim przyjacielem pani męża?  — zapytała Agatha. 

Oliwia  wyciągnęła  trzęsącą  się  rękę,  jakby  chciała  zapobiec  dalszym  pyta-

niom. 

 — Wystarczy.  Nie zniosę więcej. Zamierzam wziąć środek uspokajający i 

iść do łóżka. Jeśli przyjdzie policja, powiedzcie im, że jestem niedysponowana i 
odpowiem na ich pytania jutro. 

 — Potrzebuje pani naszej pomocy? 

TLR

background image

 — Zostawcie mnie w spokoju,  — Oliwia podniosła się i potykając wyszła z 

pokoju. 

Toni i Agatha czekały w milczeniu, a potem Agatha szepnęła: 

 —  Zapomniałam  zapytać,  gdzie  jest  jej  mąż  i  kiedy  się  go  spodziewa.  Ta 

łódź Georgea. Te wszystkie zabezpieczenia. .. 

 — Ciekawe, czy przemycał coś więcej niż jedno dziecko  — zastanawiała 

się Toni. 

 — Możliwe. To by dużo wyjaśniało. Ale niewiele w sprawie śmierci Felici-

ty. Jeśli poczekamy, aż Oliwia się uspokoi, mogłabym zajrzeć do pokoju Sylva-
na.

TLR

background image

 

 — On ciągle ma te papiery przy sobie  — zwróciła jej uwagę Toni. 

 — Może tam być coś jeszcze. Słuchaj, Toni. Idź do portu i dowiedz się cze-

goś o Seanie. 

 — Jak pani wróci? 

 — Zadzwonię po taksówkę. 

Agatha czekała i czekała w cichym domu. W końcu wstała i skierowała się 

na górę po pokrytych grubym dywanem schodach. Drzwi większość sypialni by-
ły otwarte. Nawet Oliwia ich nie zamknęła. Agatha mogła zobaczyć, że kobieta 
twardo śpi. 

Poszła  wzdłuż  korytarza,  zaglądając  do  pokoi,  aż  doszła  do  zamkniętych 

drzwi na końcu. Próbowała nacisnąć klamkę, ale były zamknięte na klucz. 

Agatha  wyjęła  kartę  kredytową,  której  rzadko  używała,  i  włożyła  ją  w  za-

mek. 

 — Może lepiej kluczem  — powiedział rozbawiony francuski głos za nią. 

Agatha odwróciła się. Jej twarz płonęła. 

 — Właśnie się rozglądałam  — powiedziała wyzywająco. 

 — Policja jest na dole  — powiedziała Sylvan.  — Gdzie jest Oliwia? 

 — Wzięła środki uspokajające i poszła do łóżka. 

 — Lepiej zejdź na dół i powiedz im to. 

* * * 

Agatha zamieniła kilka słów z policją. Boase powiedział, że zadzwoni zno-

wu rano. Agatha wahała się. 

Sylvan nie zszedł z nią na dół. Poczuła się nagle zmęczona i przerażona. Tę-

skniła  za  tym,  żeby  być  już  w  domu  w  Carsely.  Nie  wiedziała,  że  jej  życzenie 
wkrótce miało się spełnić.

TLR

background image

Rozdział V 

 

 

Następnego ranka Toni i Agatha jadły razem śniadanie. Toni odkryła bardzo 

niewiele na temat Seana Fitzpatricka. Według miejscowych, trzymał się z dala od 
wszystkich. 

Ich śniadanie zostało przerwane przez sierżanta Falcona. 

 — Pani Bross-Tilkington nie życzy sobie dłużej pani usług i żąda, aby pani 

zostawiła ją w spokoju. Może pani przedłożyć jej rachunek za te dni, w których 
pani dla niej pracowała. Sugerujemy, to znaczy policja, żebyście obie wróciły do 
domu i zostawiły  nam adresy.  Wszystko, co robicie, to utrudnianie policyjnego 
śledztwa. 

Protesty Agathy były słabsze, niż powinny były być. Dom! Z powrotem do 

domu i do kotów. 

W końcu zapytała: 

 — Pan Bross wrócił do domu? 

 — Tak, zeszłej nocy. On również chce, żeby pani ich zostawiła w spokoju. 

 — Wygląda pani, jakby pani ulżyło  — oskarżyła ją Toni, kiedy detektyw 

wyszedł. 

 — Bo to prawda. Nie mogę się tutaj skoncentrować. Chciałabym wrócić do 

mojego otoczenia i intensywnie pomyśleć. Może zadzwonię do Oliwii i upewnię 
się, że nas nie chce  — powiedziała Agatha, wyciągając komórkę. 

Telefon odebrała Oliwia, która zaczęła płakać, jak tylko usłyszała głos Aga-

thy. Telefon został jej odebrany i głos George'a, agresywny i wściekły,  pojawił 
się na linii. 

 — Wynoś się stąd do diabła, ty stara wariatko — zawył albo... 

Agatha się rozłączyła. 

TLR

background image

 — Wydaje się, że George jest jedynym, który nas nie chce. Zapłaćmy nasze 

rachunki i wynośmy się stąd. 

Agatha jechała swoim samochodem za Toni aż do Mircesteru, gdzie krzyk-

nęła jej „do widzenia" i pojechała do siebie. 

Jakie  przyjazne  wydawało  jej  się  Cotswolds  po  niegościnnym  Downboys! 

Był rześki, wietrzny dzień i drzewa wzdłuż stromej drogi do Carseły wydawały 
się kłaniać jej na powitanie, kiedy Agatha je mijała. 

Doris Simpson, sprzątaczka, pracowała, kiedy Agatha weszła do domu. Była 

jedną z kilku osób, które mówiły Agacie po imieniu. 

 — Wyglądasz, jakbyś potrzebowała filiżanki herbaty 

 — powiedziała, wyłączając odkurzacz. 

 — Dobrze zrobiłby mi mocny dżin z tonikiem. Zrobię sobie. Gdzie są koty? 

 —  U  mnie.  Bawią  się  z  moim  kotem,  Scrabble'em.  Przyprowadzę  je,  jak 

skończę. Idziesz na spotkanie w magistracie jutro wieczorem? 

 — Jestem zbyt zmęczona. A w jakiej sprawie? 

 — W sprawie zbierania pieniędzy na pub. 

 — O, rany. Muszę iść. Obiecałam pani Bloxby, że coś zrobię, aby pomóc, i 

całkiem o tym zapomniałam. 

 — Weź swojego drinka i wypocznij. Wyglądasz naprawdę na zmęczoną. 

 — James jest w domu? 

 — Widziałam go wczoraj. 

Agatha oparła się impulsowi, żeby pośpieszyć do Jamesa. Doris powiedziała, 

że wygląda na zmęczoną. Weszła na górę do łazienki i wydała okrzyk przeraże-
nia. Miała czarne cienie pod oczami i dwa ohydne włosy rosnące nad górną war-
gą. Pozbyła się włosów i opłukała twarz zimną wodą. Wzięła prysznic oraz nało-
żyła ściągający krem, zanim się umalowała, i szczotkowała włosy, dopóki nie za-
lśniły. Przebrała się w białą bawełnianą bluzkę i lniane spodnie. 

Na dole zrobiła sobie mocnego drinka i zapaliła papierosa. Morderstwo Feli-

city    —  rozmyślała    —  było  pierwszą  sprawą,  jaką  kiedykolwiek  porzuciłam. 

TLR

background image

Oczy zaczęły się jej zamykać i wkrótce zasnęła. Doris weszła cicho i zgasiła jej 
papierosa w popielniczce. 

Agatha obudziła się dwie godziny później, kiedy Doris wracała z jej kotami. 

Nie  były  szczególnie  zadowolone,  widząc  ją,  ale  tak  było  zawsze,  kiedy  je  zo-
stawiała. W ten koci sposób karały ją za to, co uważały za zaniedbywanie ich. 

Starzeję się  — pomyślała Agatha po tym, jak zapłaciła Doris. Tracę energię. 

Potem  przypomniała  sobie,  że  prawie  nie  spała  poprzedniej  nocy,  próbując 

znaleźć  powody  dwóch  morderstw,  a  potem  była  długa  jazda  samochodem  do 
domu. 

 Poczuwszy się lepiej, znów poszła na górę i odświeżyła makijaż przed wi-

zytą u Jamesa. Otworzył drzwi i powiedział: 

 —  Wejdź.  Właśnie  czytałem  w  porannej  gazecie  o  tym  kolejnym  morder-

stwie. 

 — Daj, niech zobaczę  — powiedziała niecierpliwie Agatha. 

 — Siadaj. Zrobię ci kawę. 

Zaczęła czytać. Było bardzo mało informacji. Nie było nic o przeszłości Se-

ana, oprócz tego, że zarabiał, wykonując jakieś dorywcze prace  — pracował na 
łodziach  innych  ludzi,  okazjonalnie  zajmował  się  stolarką  i  ogrodnictwem.  Nie 
wspomniano  nic  o  zrozpaczonych  krewnych.  Ale  za  to  prasa  wiedziała  o  po-
przednich  narzeczonych  Felicity  i  przeprowadzili  wywiad  z  chłopcami  ze  wsi. 
Przedstawiono  Felicity  jako  nimfomankę.  Jej  ostatni  narzeczony,  za  którego 
prawie wyszła, James Lacey, był niedostępny dla reporterów. 

George i Oliwia muszą być wściekli  — pomyślała Agatha. 

Kiedy James wrócił z kubkiem kawy, powiedziała: 

 — Myślałam, że reporterzy stoją u twoich drzwi. 

 — Byli wczoraj i prawdopodobnie wrócą. 

 — Wiedziałeś, że Felicity nie była córką Oliwii? 

 — Nie! Jak to odkryłaś? 

TLR

background image

 —  To  dziwne.  Najpierw  Sylvan  powiedział  mi,  że  Felicity  była  owocem 

romansu Oliwii, a potem Oliwia powiedziała, że to George miał romans i jest je-
go  córką,  i  zanim  mogłam  działać  dalej,  policja  powiedziała,  że  Oliwia  chce, 
abym porzuciła sprawę i kazali mi wynieść się z miasta. 

 Pójdę do biura i poproszę Patricka, aby pomyszkował trochę wśród swoich 

policyjnych kontaktów i zobaczył, co może wydobyć o Seanie. Czy policja była 
już u ciebie? 

 — Tak, byli wczoraj upewnić się, że nie opuściłem wsi. 

 — Idziesz jutro na zebranie do magistratu? 

 — A, w sprawie pubu? Przypuszczam, że tak. Jeśli zbierzemy wystarczającą 

ilość pieniędzy, John Fletcher będzie mógł zorganizować to miejsce dla palaczy 
na zewnątrz pubu, z grzejnikami w razie zimnej pogody. Nie pochwalam palenia, 
ale jego zakaz oznacza koniec wielu wiejskich pubów. 

 — Jak się czujesz?  — zapytała Agatha. 

 — A jak myślisz? Jak stary dureń. 

 — Daj spokój. Ona nie była nastolatką. 

 — Widziałem tylko piękno  — powiedział James smutno i Agatha jeszcze 

raz poczuła się stara oraz brzydka. 

 — Pójdę już do biura  — podniosła się szybko. 

 — Nie powinnaś trochę odpocząć? Wyglądasz na zmęczoną. 

 — To wszystko, czego potrzebuję  — odpowiedziała gorzko. 

W drodze do firmy  myślała, jak zainteresować ludzi i uratować pub. Biuro 

było puste, była tylko pani Freedman, która powiedziała, że Patrick i Phil są w 
terenie. 

 — Naprawdę potrzebujemy jeszcze kogoś  — stwierdziła sekretarka. 

 — Dam ogłoszenie  — zgodziła się Agatha.  — Później je zredaguję 

Podniosła słuchawkę i zaczęła telefonować. Dzwoniła do wszystkich gazet, 

magazynów  i  stacji  telewizyjnych,  które  znała,  obiecując  im,  że    —  ponieważ 
ciągle pracuje nad sprawą Felicity — to jeśli poprą ją w akcji ratowania pubu, to 

TLR

background image

ona w zamian powiadomi ich, jak tylko zagadka tego morderstwa zostanie roz-
wiązana. 

Przez wzgląd na właściciela piwiarni, Johna Fletchera, Agatha miała nadzie-

ję, że prasa połknie przynętę. 

Potem zredagowała ogłoszenie do lokalnej gazety o poszukiwaniu detektywa 

i dała pani Freedman, aby je zamieściła. Wreszcie wyszła, wsiadła do samochodu 
i pojechała do Czerwonego Lwa w Carsely. 

 — Chce pani, żebym co zrobił?  — zapytał z niedowierzaniem John. 

 — Chcę, żeby pan się załamał. Szlochał, pociągał nosem i robił tym podob-

ne rzeczy. Jeśli będzie pan wzbudzał współczucie i dostanie się to do miejscowej 
telewizji, to otrzyma pan dotacje. A to chyba warte tego, żeby pociągnąć nosem 
raz czy dwa. 

 — Będę się czuł jak głupek. 

 — Chce pan uratować swój cholerny pub, czy nie? 

 — Tak, ale . . . 

 — Więc niech pan pociąga nosem. 

Następnego  wieczoru  pani  Bloxby,  którą  wybrano  do  rady  parafialnej,  sie-

działa na podium z innymi członkami rady razem z Johnem Fletcherem. Agatha 
wysyczała, że ona i James też chcą miejsca na podium, w przeciwnym razie pra-
sa będzie próbować przeprowadzić wywiad z Jamesem i zapomną o pubie. 

Magistrat  był  przepełniony  i  reporterzy  musieli  przeciskać  się  siłą.  Pani 

Bloxby była świadoma, że Agatha lepiej niż ktokolwiek z nich potrafi manipu-
lować  tłumem,  więc  skonsternowani  członkowie  rady  parafialnej,  którzy  przez 
chwilę  mieli  nadzieję  znaleźć  się  przed  kamerami,  usłyszeli,  jak  pani  Bloxby 
ogłosiła, że pani Raisin wyjaśni, dlaczego potrzebne są fundusze. 

Agatha  wiedziała,  że  reporterzy  chcą  chwytliwych  kęsów,  więc  zaczęła  od 

krytykowania: 

— Ten system opiekuńczy, najgorszy, jaki ten kraj zna od czasów Cromwel-

la...    —  i  kontynuowała  w  tym  duchu,  mówiąc,  że  jeśli  pub    —  centrum  życia 
towarzyskiego we wsi  — zostanie zamknięty, to to miejsce straci swe serce. 

TLR

background image

Nawet przeciwnicy palenia byli po stronie Agathy, ponieważ cotygodniowy 

quiz w pubie bywał teraz notorycznie przerywany przez palaczy wychodzących 
na zewnątrz na papierosa, nie wspominając o zawodach w rzutki czy bilardzie. 

Potem Agatha wezwała Johna Fletchera do mikrofonu słowami: 

—  To  jest  nasz  gospodarz,  który  chciałby  powiedzieć  kilka  słów.  Biedny 

John jest bardzo zdenerwowany  — zakończyła. 

Wyjęła wielką chusteczkę do nosa i wytarła mu twarz. Chusteczka była na-

sączona sokiem z cebuli. John zakrztusił się i pociągnął nosem. Łzy pociekły po 
jego uczciwej, czerwonej twarzy. Próbował kilka razy coś powiedzieć, ale sok z 
cebuli go pokonał. 

—    Tutaj,  tutaj  —  mówiła  Agatha  łagodnie,  prowadząc  go  z  powrotem  do 

jego krzesła i wciąż machając chusteczką. 

Wróciła do mikrofonu i krzyknęła: 

— Trzy razy „Na zdrowie" dla Johna. 

Okrzyki były ogłuszające. Agatha dała sygnał wiejskiej orkiestrze, która za-

częła wykonywać „Jeruzalem", a następnie „Ląd Nadziei i Chwały". 

John patrzył na to wszystko rozbawiony. Było to pospolite, ale równocześnie 

wspaniałe.  Agatha  zorganizowała  skautów,  którzy  chodzili  w  dół  i  w  górę  sali, 
między rzędami, zbierając datki. Przesunęła czas spotkania na piątą w nadziei, że 
łatwiej będzie mieć artykuł w porannej gazecie. Miała szczęście. Film ze spotka-
nia pokazano w wiadomościach BBC przed siódmą. 

* * * 

Charles  musiał  częstować  swoją  przyjaciółkę  Tessę  Anderson  przedobied-

nimi  drinkami  w  swoim  gabinecie,  ponieważ  w  pokoju  gościnnym  jego  ciotka 
oglądała telewizję. 

Tessa mogłaby być dobrą żoną — myślał Charles. 

Była  wysoka,  co  stanowiło  pewną  wadę,  jako  że  Charles  był  średniego 

wzrostu.  Ale  zarazem  była  bogatą  rozwódką  z  wyjątkowo  dobrym  wyglądem  i 
dużym majątkiem. Nie, żeby był wyrachowany, ale  — próbował uspokoić swoje 
sumienie — posiadłość pożerała wręcz pieniądze. 

TLR

background image

Siedzieli  obok  siebie  na  kanapie.  Charles  odstawił  drinka  i  zdecydował, że 

pora ją pocałować. Nagle, z drugiego pokoju huknął  — nie do pomylenia z żad-
nym innym  — głos Agathy Raisin. 

Charles  zerwał  się  i  pobiegł  do  pokoju  gościnnego.  Tessa,  która  w  oczeki-

waniu na pocałunek miała zamknięte oczy, otworzyła je nagle i rozejrzała się po 
pokoju, ciekawa, gdzie on zniknął. 

Bill Wong przyłączył się do kolegów, którzy tłoczyli się wokół telewizora w 

pokoju zespołu śledczego, aby obejrzeć wystąpienie Agathy. Collins przyłączyła 
się do niego. 

 — Dobrze widzieć, że ona wróciła do działalności publicznej. Do tego na-

prawdę się nadaje. Założę się, że policja w Hewes jest zadowolona, że wyniosła 
się z ich terenu. 

* * * 

Jednak  Agatha  rozmawiała  z  reporterami  także  o  morderstwach  w  Hewes. 

Stwierdziła, że żałuje, iż nic się nie dzieje w tych sprawach, i przyrzekła nagrodę 
każdemu, kto poda jej jakieś informacje o Seanie Fitzpatric — ku. Była pewna, 
że jeśli dowie się czegoś o Seanie, to ślad może wieść z powrotem do Felicity. 

Kiedy  Agatha  następnego  ranka  jechała  do  biura,  była  pewna,  że  zrobiła 

wszystko, co mogła w sprawie afery w Hewes. 

Kolejnych parę dni spędziła na starych, rutynowych zajęciach, szukając za-

ginionych nastolatków, kotów, psów i  śledząc niewiernych kochanków lub  mę-
żów. Pani Freedman powiedziała jej, że ustawiła kolejkę kandydatów na następ-
ny dzień, żeby Agatha mogła wynająć nowego detektywa. 

 — Nie będzie kolejnej Toni  — lamentowała Agatha.  — Ale ja byłam głu-

pia! 

 — Dlaczego? — zaciekawiła się pani Freedman. 

Agatha jednak nie chciała jej powiedzieć, że to jej własna zazdrość o Toni 

zachęciła dziewczynę do założenia odrębnej agencji detektywistycznej. 

Rozpoczęła przesłuchania następnego dnia. Kandydaci byli przeważnie mło-

dzi, z ledwie ukończoną szkołą i mieli szczególne wyobrażenia o pracy detekty-

TLR

background image

wa. Pani Freedman poszła do domu i Agatha myślała o zamknięciu biura, kie'dy 
drzwi się otworzyły i weszła Toni. 

 — Och, to ty!  — krzyknęła Agatha.  — Myślałam przez chwilę, że to jeden 

z tych strasznych kretynów zgłaszających się do pracy. 

 — Ta kretynka szuka z powrotem pracy  — powiedziała cicho Toni. 

 — Siadaj. Co się stało? Pokłóciłaś się z Harrym? 

 — Gorzej. Betty Talent, ten geniusz prowadzący nasze rachunki, czmychnę-

ła i wyczyściła nasz rachunek bankowy. 

 — Dzwoniłaś na policję? 

 — Tak, rozmawiałam z Billem. 

 — Jak, do licha, ona to zrobiła? 

 — Wydawała się taka wyjątkowo kompetentna. Powierzyliśmy jej wszyst-

kie  rozliczenia  i  księgi  rachunkowe,  miała  książeczkę  czekową  na  zaopatrzenie 
biura, drobną gotówkę i inne rzeczy. 

 — Dużo tego było? 

 —  Harry  na  początku  włożył  dwieście  pięćdziesiąt  tysięcy  funtów,  które 

odziedziczył, na rozpoczęcie działalności, zakup nowego, drogiego sprzętu, wy-
płaty dla pracowników i tak dalej. Zaczęliśmy zarabiać i na rachunku było ponad 
sześć tysięcy funtów. Nie ma jej w domu. Wyjechała, zniknęła  — łza pociekła 
Toni po policzku.  — Harry powiedział, że wraca do Cambridge zobaczyć, czy 
mógłby  wznowić  studia.  Obawiałam  się  prosić  panią,  ale  potem  zobaczyłam 
ogłoszenie. 

 — Oczywiście, że możesz dostać z powrotem swoją pracę. Więc witaj. 

 — Ufałam Betty  — lamentowała Toni. 

 — Chodźmy na drinka i pomyślmy, co robić  — powiedziała Agatha.   — 

Czy ukradła tylko pieniądze, czy jeszcze coś z biura? 

 — Kilka aparatów fotograficznych i obiektywów. 

 — Suka! Chodźmy. 

TLR

background image

Agatha i Toni siedziały w pubie przy drinkach. Agatha ze swojej pojemnej 

torby wyjęła notes i pióro. 

 — Zobaczmy — zaczęła. — Biuro mieliście wynajęte? 

 — Tak. Czynsz zapłacony. Och, powinnam się była czegoś domyślać. Dwa 

miesiące temu dzwonili z agencji nieruchomości, że jest zaległość w opłacie za 
czynsz. Betty się zaczerwieniła, ale powiedziała, że natychmiast zapłaci. Powin-
nam już wtedy coś podejrzewać. 

 — A wyposażenie biura, komputery i inne rzeczy? 

 — Są na miejscu. 

 —  Sprzedamy,  co  się  da,  i  będziesz  kontynuować  niezałatwione  sprawy. 

Odbierzesz pieniądze za wszystkie, które rozwiążesz. 

Wszedł Charles i przyłączył się do nich. 

 — Zobaczyłem twój samochód na zewnątrz — powiedział radośnie. 

 — Kup sobie drinka  — poradziła Agatha z obrazą w głosie. Nie wybaczyła 

mu ucieczki z Hewes. 

Charles wkrótce wrócił z piwem. 

 — Co się dzieje?  — zapytał.  — Toni, wyglądasz jakbyś płakała. 

Smutnym głosem dziewczyna wyjaśniła, co się stało. 

Kiedy skończyła, Agatha przyjrzała się uważnie Charlesowi. 

 — Często się u mnie zatrzymywałeś, prawda Charles? 

 — Tak, kochana. 

 — Jadłeś moje jedzenie, tak? 

 — Jeśli nazywasz gotowe dania z mikrofalówki jedzeniem, to tak. 

 — Więc jesteś mi coś winien  — niedźwiedzie oczy Agathy wpatrywały się 

w jego twarz. 

 — Moja droga Agatho, jeśli chcesz uprawiać ze mną seks, tylko poproś. 

TLR

background image

 —  Nie  bądź  nonszalancki.  Mam  dużo  pracy  i  Toni  też.  Mam  też  do  zała-

twienia sprawy związane z pubem. 

 — Widziałem cię w telewizji. Prawdziwie demagogiczne przedstawienie... 

 — Chcę, żebyś znalazł Betty Talent. 

 — Ale Toni już zaangażowała w to policję. 

 — Nie zrobią dużo. Toni, masz zdjęcie? 

Toni wyjęła fotografię ze skoroszytu. 

 — Resztę dałam Billowi. 

Betty  Talent  była  niewątpliwie  nieładną  dziewczyną,  z  niezdrową  cerą  i 

ciemnymi włosami zawiązanymi z tyłu w węzeł. 

 —  Zrobię,  co się  da  — powiedział Charles.  — Daj  mi jej adres.  Zacznę 

tam. 

Jednak zamiast iść prosto pod adres Betty, Charles czekał aż do następnego 

rana i poszedł zobaczyć się z Jamesem. Po tym, jak James go przywitał, Charles 
wyjaśnił,  że  Agatha  zastraszyła  go  i  zmusiła  do  szukania  Betty  Talent,  która 
czmychnęła z pieniędzmi Toni. 

 — Zawsze możesz powiedzieć „nie"  — wytknął James. 

 — Agacie? Chyba żartujesz. Zresztą, dlatego tu jestem. 

 — Nie rozumiem. 

 — Umiesz otwierać zamki, prawda? 

 — Tak, ale... 

 — Bierz kurtkę. Idziemy włamać się do domu Betty. 

Mieszkanie  było  nad  sklepem  spożywczym  na  Berrys  Wind,  jednej  z  wą-

skich, średniowiecznych uliczek za opactwem. 

 — Jeśli drzwi od strony ulicy są zamknięte, nie mogę stać w pełnym świe-

tle, otwierając zamek  — narzekał James. 

 — Nie będziemy wiedzieć, dopóki nie spróbujemy  — powiedział Charles.  

— Chodźmy. 

TLR

background image

 Przeszli  na  drugą  stronę  ulicy.  Charles  przekręcił  gałkę  drzwi  od  ulicy. 

Otworzyły się. 

— Widzisz  — powiedział.  — Tchórzliwe serce nigdy nie odniesie sukcesu 

we włamaniu. 

— A jeśli tam są więcej niż dwa mieszkania?  — szepnął James. 

— To jest mały, pakistański sklep  — mamrotał Charles niecierpliwie, kiedy 

wchodzili po schodach. 

— Widzisz! Jedno mieszkanie. Najpierw zapukam. Zapukał bardzo głośno. 

— Jest dzwonek  — powiedział James. 

Charles przycisnął. Nie było odpowiedzi. 

— Dobrze, zabierajmy się do pracy. 

James wyciągną pęk wytrychów. 

— Pamiętałem, że masz cały ich zestaw. Gdzie je dostałeś? 

— Wziąłem je od kogoś dawno temu. 

— Czy to zawsze tak długo trwa? — narzekał Charles po dziesięciu minu-

tach. 

— Zamknij się. To nie film. Tu są dwa zamki. Powinniśmy najpierw spraw-

dzić w sklepie. Bez wątpienia to ich mieszkanie. Może już ponownie je wynajęli. 
No, już. 

Drzwi się otworzyły. Znaleźli się w małym, dwupo — kojowym mieszkaniu 

z malutką łazienką i kuchnią za zasłonką. Charles zaczął przeszukiwać sypialnię, 
podczas gdy James przeszukiwał salon. 

—  Jej  ubrania  ciągle  wiszą  w  szafie  —  powiedział  Charles.    —  Są  bardzo 

zaniedbane. 

— W łazience jest suszarka  — zawołał James.  — Sądząc po niej, ona jest 

blondynką. 

Charles wrócił do pokoju. 

TLR

background image

 — Nie zostawiła nic, oprócz ubrań. Ani śladu jakichś osobistych papierów 

czy paszportu. 

 — I szczoteczki w łazience  — stwierdził James. 

Charles wyjrzał przez kuchenne okno i spojrzał w dół, na okolicę z tyłu do-

mu. 

 — Dzięki Bogu za to nowe, parszywe zbieranie śmieci. Na dole są pojem-

niki.  Masz  chęć  zanurkować  do  nich?  Możemy  tam  znaleźć  wskazówkę,  gdzie 
ona się podziała. 

 — Jak się tam dostaniemy?  — zapytał James. 

 — Widziałem ścieżkę z boku sklepu. 

 — A jeśli ktoś wyjdzie i zapyta, co tam robimy? 

 —  Nie  zapyta,  ponieważ  wejdziemy  do  sklepu  i  powiemy  im,  dlaczego 

chcemy przeszukać śmieci, i zapytamy, które są Betty. 

Duża kobieta w sari stojąca za ladą podniosła ręce w przerażeniu, kiedy wy-

jaśnili, że Betty jest złodziejką. 

Wezwała  małego  chłopca i kazała  mu pokazać pojemnik, do którego Betty 

wyrzucała śmieci. 

 —  Cała  ta  utylizacja  jest  wspaniała  —  powiedział  Charles    —  bo  nie  ma 

małych zielonych pojemników tylko duże i szare. 

James otworzył pokrywę. 

 — Niewiele. Lepiej wysypmy śmieci i przejrzyjmy je  — zasugerował. 

 —  Torebki  sklepowe  —  triumfował  James.  —  Spójrz  na  to.  Ekskluzywne 

sklepy. 

 — Zobacz, co znalazłem  — Charles pokazał broszurę. „Wycieczka na Sou-

thern Cross". Płynie na Karaiby. 

 Poczekaj. Wyrusza jutro rano. Pasażerowie mają być na pokładzie dziś wie-

czorem.  Założę  się,  że  ona  tam  jest,  ubrana  w  pieniądze  biednego  Harry'ego. 
Chodźmy. 

TLR

background image

— Nie byłoby prościej poinformować policję, żeby ją aresztowała?  — zapy-

tał James. 

 — A gdzie dreszcz emocji łowcy? Najpierw ją znajdźmy, a potem powia-

domimy policję. Będzie warto ze względu na Agathę. 

 

Betty Talent rozpakowała swe nowe ubrania i powiesiła je w swojej kabinie 

pierwszej klasy. Gładziła wspaniały materiał i uśmiechnęła się na myśl, jaki szok 
przeżyje Toni, kiedy się zorientuje,  że wszystkie jej pieniądze zniknęły.  Niena-
widziła  jej.  Toni  zawsze  była  jedną  z  najładniejszych  i  najpopularniejszych 
dziewcząt w szkole. 

Studiowała swój nowy wygląd w lustrze i gładziła swoje blond włosy. Znik-

nęło jej przerażenie i dreszcze. Czuła się jak nowo narodzona. Ktoś zapukał do 
drzwi.  Uśmiechnęła  się.  Prawdopodobnie  to  ten  przystojny  intendent  przyszedł 
zobaczyć, czy wszystko w porządku. 

Betty  otworzyła  drzwi  kabiny,  a  powitalny  uśmiech  zamierał  powoli  na  jej 

twarzy. Stał tam kapitan, a za nim dwóch oficerów policji i dwóch mężczyzn. W 
jednym  z  nich  rozpoznała  Charlesa  Fraitha.  Kiedy  Toni  wydała  przyjęcie  na 
otwarcie  agencji,  Charles  towarzyszył  na  nim  Agacie.  Rozpoznała  też  Jamesa, 
ponieważ  zaprosił  Toni  i  innych  członków  agencji  na  swoje  przyjęcie  za-
ręczynowe,  chociaż  ona  nie  była  zaproszona  na  wesele.  Gdybym  tylko  ukradła 
komuś paszport  — myślała z wściekłością. 

Kiedy  kapitan  potwierdził  jej  nazwisko,  policjant  oskarżył  ją  o  kradzież. 

Wszystkie jej marzenia legły w gruzach. 

Przekazanie  Agacie  dobrych  wieści  zostawiono  Charlesowi.  Co  prawda 

chciała rozmawiać z Jamesem, ale kiedy Charles wyciągnął telefon w jego kie-
runku, James wymamrotał: 

 — Porozmawiam z nią później. 

 — Co z tobą?  — zapytał Charles.  — Mogłeś z nią pogadać. 

 —  Nie  wiem    —  odparł  James.    —  Chcę  tylko,  żeby  znaleźli  mordercę. 

Czuję, że policja mnie podejrzewa. Zamierzałem wyjechać znowu w podróż, ale 
kiedy zadzwoniłem na komendę w Mircesterze, oni zadzwonili na policję w He-

TLR

background image

wes, gdzie powiedziano, że mam nie opuszczać kraju, dopóki nie skontaktują się 
ze mną i nie dadzą pozwolenia. 

Charles  pomyślał  przelotnie  o  Tessie.  Czy  powinien  kontynuować  zaloty? 

Ale fakt, że miał wątpliwości, sprawił, że się wahał. 

 — Posłuchaj. Ty i ja moglibyśmy pojechać do Hewes i spróbować coś wy-

kryć, prawda? Lepsze to, niż siedzieć na tyłku i czekać. 

 — Nie sądzę, że moglibyśmy coś odkryć, czego policja nie odkryła  — po-

wiedział James. 

 — Naprawdę? Właśnie znaleźliśmy Betty. Gdyby policja przeszukała śmie-

ci, też by ją znalazła. I jeszcze jedno  — nie sądzę, żeby policja w ogóle była w 
pobliżu mieszkania Betty. Inaczej ta Pakistanka nie byłaby taka zdziwiona. Mają 
do zbadania tyle spraw,  że  mogli w ogóle się tym nie zajmować, a przecież ła-
twiej jest aresztować na przykład przekraczającego szybkość motorowerzystę. 

Tego  wieczoru,  krótko  po  tym,  jak  Agatha  i  Toni  otrzymały  dobre  wieści, 

Bill  Wong  przyłączył  się  do  nich.  Zostawiły  mu  wiadomość,  że  jedzą  obiad  w 
pubie naprzeciwko komendy policji. Ale zanim Bill przyszedł, one skończyły już 
jeść. 

 — To była dobra robota, to znalezienie Betty  — powiedział.  — Przepra-

szam, ale nie mogłem przyjść wcześniej. Oczywiście wszyscy winią wszystkich 
za to, że nie sprawdzili śmieci. Sierżant Collins miała to zrobić, ale nienawidzi 
was obu, więc prawdopodobnie nic nie zrobiła. Najnowsza wiadomość jest taka, 
że kapitan zamierza zwrócić pieniądze, które Betty zapłaciła za wycieczkę, a po-
nad  sto  pięćdziesiąt  tysięcy  funtów  znaleziono  w  jej  bagażu  razem  z  aparatami 
fotograficznymi  — uśmiechnął się do Toni. — Wygląda na to, że możesz mieć z 
powrotem swoją agencję detektywistyczną. 

 —  Obawiam  się,  że  nie.  Dzwoniłam  do  Harry'ego  z  wiadomościami,  ale 

powiedział, że postanowił wrócić na uniwersytet, nawet jeśli odzyska pieniądze. 
Nie chcę prowadzić agencji sama. Przykro mi tylko, że moja przyjaciółka, Sha-
ron Gold, została bez pracy. 

 —  Czy  to  ta,  która  zmienia  co  tydzień  kolor  włosów,  a  przekłuty  pępek 

zawsze ma na wierzchu? 

 — Tak, ta sama. 

TLR

background image

Agatha poczuła przypływ wspaniałomyślności. 

 —  Potrzebuję  kogoś,  kto  będzie  chodzić  do  klubów  i  pubów  i  nie  będzie 

wyglądać jak detektyw.  — Agatha była zadowolona, że ma Toni z powrotem. 

Podczas gdy Toni dzwoniła do Sharon z dobrą nowiną, Agatha zapytała Bil-

la: 

 — Jakieś wieści z Hewes? 

 — Nic mi nie powiedzieli. 

 — Zadzwonię do Patricka, Może on się do czegoś dokopie. 

Agatha  zadzwoniła  do  Patricka  i  słuchała  uważnie.  Kiedy  się  rozłączyła, 

powiedziała: 

 —  Sean  Fitzpatrick  naprawdę  nazywał  się  Jimmy  Donnell,  kiedyś  należał 

do IRA, ale został informatorem British Intelligence na parę lat. Więc policja z 
Hewes sądzi, że jego morderstwo nie ma nic wspólnego z Felicity. 

Agatha spochmurniała. 

 —  Nic  nam  to  nie  dało.  Łodzie!  Felicity  została  prze  —  szmuglowana  do 

Anglii jak dziecko. Ciekawe, czy oskarżono Brossa o to. 

 — Wątpię  — powiedział Bill.  — George jest wolnomu — larzem i hojnym 

ofiarodawcą dla policyjnych organizacji dobroczynnych. 

 — Ale pomyśl! Całe to zabezpieczenie domu! Może oni przemycają narko-

tyki albo broń. 

Znowu zadzwoniła do Patricka. Wszyscy milczeli, dopóki nie skończyła. 

 — Sean, czy jak on tam się nazywał, i Georg mieli łodzie, teraz rozebrane 

na części. Nic nie znaleziono. A ten Jerry, opiekun psów, nie był nawet notowa-
ny. 

— Ktoś mi mówił, że powiedziałaś prasie, iż oferujesz nagrodę. 

— Sądziłam, że to może coś pomóc. 

TLR

background image

— Agatho — powiedział Bill surowo  — myślę, że masz dosyć pracy w tej 

chwili. Zakładam, że masz zarówno sprawy Toni, jak i własne. Więc pozwól po-
licji wykonywać swoją pracę. 

— Tak, cholerne tak. 

— Mówię poważnie. Daj sobie spokój. 

Agatha  odkryła,  że  w  ciągu  następnych  sześciu  tygodni  całą  swoją  energię 

musiała  poświęcić  na  działalność  agencji.  Sharon  udowodniła,  że  jest  sprytna  i 
chętna, chociaż Agatha czuła, że nigdy nie przyzwyczai się do jej wyglądu. Choć 
pulchna,  Sharon  lubiła  rurkowate  dżinsy  i  obcisłe  topy.  Jej  włosy  ostatnio  były 
ufarbowane na czarno, z blond pasmami. 

Jamesa  nie  było.  Otrzymał  pozwolenie  i  wyruszył  w  podróż.  Bez  Jamesa 

Charles  nie  był  dłużej  skłonny  prowadzić  prac  detektywistycznych,  czując  w 
swój zwykły, leniwy sposób, że odwalił kawał dobrej roboty, znajdując Betty. 

Agatha nie tęskniła za samotnym weekendem. Toni szła z Sharon na koncert 

rockowy.  Nie  chciała  narzucać  swojego  towarzystwa  pani  Bloxby,  wiedząc,  że 
była ona przeciążona sprawami parafii. Chociaż wiedziała, że będzie serdecznie 
przyjęta w pubie,  gdzie dzięki hojnym  datkom i bezpłatnej pracy stolarzy i bu-
downiczych powstała na zewnątrz nowa część dla palących, nie chciała iść tam 
sama. 

 Więc  z  przyjemnością  przyjęła  telefon  od  Roya  Silvera,  pytającego,  czy 

może przyjechać na weekend. 

Roy  był  zadowolony  z  powitania,  ale  zdziwiony,  że  nic  się  nie  działo  w 

sprawie morderstwa Felicity. 

 — To będzie pierwszy raz — powiedział — kiedy nie odniosłaś sukcesu. 

 — To nie tak  — wyjaśniła Agatha.  — Gdyby to było gdzieś w Cotswolds, 

miałabym  więcej  szczęścia,  ale  jeśli  wrócę  do  Downboys,  policja  z  Hewes 
wścieknie się na mój widok. 

Zadzwonił  telefon  i  Agatha  poszła  odebrać.  Miała  nadzieję,  że  to  Sylvan. 

Zapomniała,  że  on  jest  kobieciarzem  i  gdzieś  w  zakątku  jej  mózgu  tliła  się  na-
dzieja, że do niej zadzwoni. 

Telefonował za to Bert Trymp. 

TLR

background image

 — Pamięta mnie pani?  — zapytał. 

 — Oczywiście. Pracujesz w warsztacie w Downboys. 

 — Było coś w gazecie o nagrodzie. 

 — Tak, było  — powiedziała ostrożnie. 

 — Jeśli wiadomość jest coś warta, pięć tysięcy funtów? 

Nastała cisza, a potem Bert powiedział: 

 — Spotkajmy się na mojej łodzi. Mieszkam na niej. Nazywa się „Southern 

Flyer". To jest stara łódź rybacka stojąca w porcie w Hewes. 

 — Daj mi pomyśleć  — powiedziała Agatha.  — Jutro jest sobota. Mogła-

bym być w okolicach lunchu. Jak poznam twoją łódź? 

 — Zna pani tę łódź, na której zamordowano tego faceta. 

 — Nigdy jej nie zapomnę. 

—  Moja jest piąta od niej, na prawo. To jest stara łódź rybacka  — powtó-

rzył. 

— Dobrze. Będę tam. 

Agatha powiedziała Royowi. 

— Nie zamierzam niepokoić Patricka czy Phila. Może to nie być nic ważne-

go. Ale pogoda jest cudowna. Jedziesz ze mną? 

Roy wyglądał na zaniepokojonego. 

— Nie mam nic żeglarskiego do włożenia. 

— Nawet o tym nie myśl. Jakiekolwiek ubranie będzie dobre.

TLR

background image

Rozdział VI 

 

 

Opuszczali Cotswolds w prażącym słońcu. Snopy złotego światła przenikały 

przez zielone tunele drzew przy drodze z Carsely. Ale w miarę jak jechali, szare 
chmury wznosiły się nad horyzontem i wkrótce deszcz zaczął zamazywać przed-
nią szybę samochodu. 

 — Nie jestem ubrany na taką pogodę  — narzekał Roy, który wygrzebał w 

swoim pojemnym bagażu pasiasty francuski sweter rybacki. 

 — Wzięliśmy płaszcze. Są w bagażniku z resztą rzeczy 

 — przypomniała Agatha uspokajająco.  — Nie zmarzniemy. 

Ku uldze Agathy, kiedy zjeżdżali do portu w Hewes, niebo zaczęło się prze-

jaśniać. 

 — To rzeka! — wykrzyknął Roy.  — Myślałem, że jedziemy nad morze. 

 — Rzeka prowadzi do morza  — wyjaśniła Agatha. 

 — Wysiądźmy i poszukajmy łodzi Berta. To jest stara łódź rybacka. 

 — Nigdy nie odróżnię jednej łodzi od drugiej, oprócz tych, które są jachta-

mi. Zresztą on i tak prawdopodobnie jest martwy  — powiedział Roy, wydostając 
płaszcz z bagażnika. 

— Dlaczego, do licha, tak myślisz? 

— To tak jak w książkach i filmach. Ktoś mówi „Morderca nazywa się..." i 

zawsze zostaje zamordowany. 

— Nie wierzę w to. Znajdziemy go. 

Jakie  to  irytujące  nie  być  w  policji  i  zawsze  być  obok  każdego  śledztwa, 

pomyślała. 

— Myślę, że to musi być ta  — powiedziała Agatha. 

TLR

background image

— Jest najbardziej obskurna i wygląda, jak mała łódź rybacka. I nazywa się 

„Southern Flyer". 

Pokład i sterówka były puste. 

— Wejdźmy na pokład — zdecydowała Agatha. Wspięli się na pokład krzy-

cząc: Bert! Bert! Naśladujące ich mewy szybowały im nad głowami. 

— Wiatr znosi nasze głosy  — powiedziała Agatha. 

— Spróbujmy niżej. 

— Musimy?  — błagał Roy.  — Już czuję chorobę morską. 

—  Więc  zostań  tam,  gdzie  jesteś.  Ja  zejdę  na  dół.  Drzwi  kabiny  były  za-

mknięte, więc Agata powróciła 

na pokład. 

— Nikogo tam nie ma. Powiedziałam, że będę około lunchu. Jest południe. 

Wróćmy do samochodu i poczekajmy. Będzie musiał nas minąć, idąc na łódź. 

Czekali i czekali, podczas gdy wzmagający się wiatr kołysał samochodem i 

niebo stawało się ciemne. Nagle lunął deszcz. Agatha włączyła wycieraczki i da-
lej obserwowała otoczenie. W końcu deszcz minął i znowu zaświeciło słońce. 

— Poczekaj tutaj, a ja spróbuję się czegoś dowiedzieć w biurze portu  — po-

stanowiła Agatha. 

 Jednak biuro było zamknięte. Agatha wałęsała się między rzędami przycu-

mowanych łodzi, aż zobaczyła mężczyznę pracującego na pokładzie. Zawołała: 

 — Widział pan Berta Trympa? 

 — Tam jest jego łódź, „Southern Flyer"  — odkrzyknął. 

 — Nie ma go na niej. 

 — Spróbujcie w warsztacie jego ojca w Downboys. Wie pani, jak tam doje-

chać? 

 — Tak, znam drogę. 

 — Jestem głodny  — marudził Roy, kiedy Agatha wróciła do samochodu. 

TLR

background image

 — Ja też. Spójrz. Tam jest kawiarnia. Możemy wziąć jakieś kanapki i kawę 

i jechać do Downboys. 

 

 —  Co  się  stało  z  tymi  dobrymi,  pospolitymi  kanapkami  z  białego  chleba?  

—  lamentował  Roy  po  lunchu,  kiedy  Agatha  wiozła  ich  do  Downboys. —  Ten 
wstrętny, brązowy chleb, który smakuje jak gorzki słód... I na wszystkim majo-
nez. I wszystko zapakowane w plastik... Nikt już nie robi prawdziwych kanapek. 
I ta szynka. Taka śliska i lśniąca, że mogłem się w niej przejrzeć. 

 — Dam ci dobry obiad wieczorem. Jest Downboys i warsztat i... uwierzysz? 

Zamknięte  w  soboty.  Czy  to  nie  jest  brytyjskie?  Nic  dziwnego,  że  połowa  na-
szych interesów wypływa za granicę. 

 — Uspokój się, kochanie  — powiedział Roy. — Obok jest jakiś dom. Za-

łożę się, że oni tam mieszkają. 

Agatha pomaszerowała do domu obok warsztatu i zadzwoniła. 

 — Ja powiem, Agatho  — Roy schwycił ją za ramię.  — Właśnie widziałem 

jelenia. 

 — Mogą tu być jelenie. 

 — Nie, mężczyzna wygląda jak. . . 

Przerwał, ponieważ drzwi się otworzyły. Stał za nimi niski, krępy  mężczy-

zna. Miał wojowniczy wyraz twarzy, małe szare oczy i strzechę zmierzwionych 
siwych włosów. 

 — Pan Trymp?  — zapytała Agatha. 

 — Kto pyta? 

 — Nazywam się Agatha Raisin, a to jest Roy Silver. Pański syn chciał się z 

nami zobaczyć na swojej łodzi dzisiaj w porze lunchu, ale nie możemy go zna-
leźć. 

 —  Nie  wiem,  gdzie  jest.  Mieszka  na  tym  głupim  wraku  w  porcie.  Tam 

spróbujcie. 

 — Próbowaliśmy, ale nie ma go na łodzi. 

TLR

background image

 — Nie mogę pomóc. 

 — Panie Trymp, możemy wejść? 

 — Nie. 

 — Jestem prywatnym detektywem. Zaoferowałam nagrodę za każdą infor-

mację o śmierci człowieka, który nazywał się Sean Fitzpatrick. 

 —  Pamiętam  panią.  Pani  była  żoną  faceta,  który  miał  się  żenić  z  Felicity. 

Myślę, że nasz Bert się z nią zabawiał. Ale on nic nie wie. 

 — Skąd pan wie? 

 — Bo znam  mojego syna.  — Pan Trymp trzasnął im drzwiami przed no-

sem. 

 — Co teraz?  — zapytała ponuro Agatha.  — Dlaczego tak się rozglądasz? 

 —  Widziałem  jakiegoś  typa,  który  nas  obserwował.  Wyglądał  jak  jeleń. 

Nie, raczej jak jedno z tych stworzeń Pana ze starych malowideł. 

 — Miał siwe włosy, opadłe powieki i szczupłą sylwetkę? 

 — To on. 

 — Jeśli się nie mylę, to Sylvan Dubois. Musiałeś go widzieć na weselu. Nie 

można nie zauważyć kogoś takiego jak on. Dlaczego, do licha, nie podszedł i nie 
porozmawiał z nami? Wiesz Roy, chociaż bardzo tego nie lubię, pójdę na policję 
i powiem im o telefonie Berta. Może on leży martwy na tej łodzi. 

 

Po  długim  czekaniu  na  posterunku  policji  wprowadzono  ich  do  sierżanta 

Falcona.  Słuchał  uważnie,  gdy  Agatha  opowiadała  mu  o  telefonie  Berta.  Kiedy 
skończyła, powiedział: 

 — Teraz może nam pani zostawić sprawy, pani Raisin. 

 —  O,  nie    —  zaoponowała  Agatha.    —  Nigdy  nie  wiedzielibyście  o  tym, 

gdyby nie ja. Idę z wami. 

W porcie pod sztormowym niebem łodzie i jachty kołysały się na kotwicach. 

 — Wy dwoje poczekajcie tutaj  — rozkazał Falcon. 

TLR

background image

On i jeden policjant weszli na pokład. Falcon w końcu się pojawił. 

 — Trzeba zawołać tu ojca chłopca i kazać mu przynieść jakieś klucze. 

Nadszedł mężczyzna z biura portowego. 

 — Co się dzieje? 

 — Sądzimy, że coś mogło się przytrafić Bertowi Trympowi, panie Judson. 

Czy on zostawił panu klucze? 

 — Prawdę mówiąc, tak. Wiszą na gwoździu w biurze. 

 — Ciekawe, czy ktoś mógł je wziąć, gdy ten leniwy drań był w pubie  — 

mruknął Falcon. 

Czekali niecierpliwie. Judson wrócił z kluczami. Falcon je wziął i w towa-

rzystwie policjanta wrócił na pokład. Agatha okryła się ciaśniej płaszczem. 

 — Nadchodzi Sylvan  — powiedział Roy. 

Agatha popatrzyła wzdłuż mola i zobaczyła Sylvana idącego spacerem w ich 

kierunku.  Podszedł  do  Agathy  i  pocałował  ją  w  oba  policzki,  a  potem  zapytał 
wesoło: 

 — Jakieś nowe ciała? 

 — Wiesz, gdzie jest Bert? Wzruszył ramionami i rozłożył ręce. 

 — Byliśmy w warsztacie. Dlaczego nie chciałeś z nami rozmawiać? 

 —  Miałem  coś  do  zrobienia  —  powiedział  leniwie.    —  Dlaczego  szukasz 

Berta? Zakładam, że dlatego policja jest tutaj. 

 — Powiedział, że ma wiadomości o morderstwie Seana. 

 — Ale przecież zostało ustalone, że Seana, czy jak mu tam, zabiła IRA. 

 — A gdzie jest dowód na to?  — zapytała ze złością Agatha. Była zła, bo te 

pocałunki przyprawiły ją o dreszcze. 

 — Nie wiem, ale policja wydaje się być pewna.  — Uniósł pytająco brwi i 

spojrzał w kierunku Roya. 

 — To jest mój przyjaciel Roy Silver. Roy, Sylvan Dubois. 

TLR

background image

 — Jestem oczarowany  — zachichotał Roy. 

 — Może zjecie dzisiaj ze mną obiad?  — zapytał Sylvan. 

 — Nie zamierzaliśmy zostać ...  — zaczęła Agatha, ale Roy stwierdził: 

 —  Byłoby  wspaniale.  Agatho,  nie  możemy  wyjechać,  dopóki  się  nie  do-

wiemy, co się stało z Bertem. 

 — W porządku  — zgodziła się.  — Gdzie? 

 — Przy głównej ulicy jest bardzo dobra chińska restauracja China Dreams. 

Powiedzmy o ósmej. 

Odwrócił się, żeby odejść. 

 —  Nie  zaczekasz,  żeby  zobaczyć,  czy  policja  coś  znajdzie?    —  zapytała 

Agatha. 

 — Gdyby znaleźli, do tej pory już by wybiegli. Do zobaczenia wkrótce. 

Wreszcie pojawił się Falcon. 

 — Ani śladu  — powiedział do Agathy.  — Prawdopodobnie zażartował so-

bie z pani. Ale będziemy szukać. 

 — Co teraz?  — zapytał Roy. 

 — Chcę znaleźć Marksa i Spencera i kupić sobie bieliznę oraz koszulę noc-

ną. Możemy równie dobrze zostać na noc. 

Kiedy  zamówili  pokoje  w  Wesołym  Farmerze  i  zrobili  zakupy,  Agatha  za-

proponowała: 

 — Ciągle mamy dużo czasu do wieczora. Chciałabym rzucić okiem na tyły 

posiadłości Brossów. Bert może tam pracować na łodzi. 

 — Wróćmy do portu i zobaczmy, czy ktoś nas zabierze w dół rzeki — zasu-

gerował Roy. 

 — Dobry pomysł. 

Ale  Judson  powiedział,  że  nie  zna  nikogo,  kto  by  ich  zawiózł.  Nie  powie-

dzieli, gdzie chcą jechać, jedynie, że kawałek w dół rzeki.  

TLR

background image

— Mam czółno, które mogę wam wynająć, ale nie sądzę, żebyście wiedzieli, 

jak nim kierować. 

Roy spojrzał na wodę. Słońce świeciło i wiatr ucichł. Miał kiedyś tylko jed-

ną lekcję, ale wiedział, że Agatha często myślała, że jest mięczakiem, więc chciał 
jej zaimponować. 

 — Ja mogę kierować czółnem  — ofiarował się. 

 — Jesteś pewny?  — zapytała nerwowo Agatha. 

 — Prawie pewny  — odpowiedział. 

Agatha była pod wrażeniem, kiedy zaczął wiosłować i łódka gładko posuwa-

ła się w dół rzeki. Roy był dumny z siebie, kiedy lawirował do przodu i do tyłu 
po rzece. Później jednak' wiatr wrócił z rykiem i Agatha krzyczała, kiedy łódka 
przechyliła się niebezpiecznie. 

 — Zrób coś. Mam mokry tyłek — wrzeszczała. 

Roy szamotał się, żeby zwinąć żagiel, ale łódka wpadła w silny prąd, który 

unosił ją w przerażającym tempie. Kiedy oboje bali się, że ich zniesie do morza, 
prąd rzucił łódkę prosto w kępy wikliny na przylądku za posiadłością Brossów. 
Złapali się za gałązki i zatrzymali. Roy wyskoczył na brzeg i pomógł wyjść trzę-
sącej  się  Agacie.  Usiedli  oboje  na  błotnistym,  pokrytym  trawą  brzegu.  Twarz 
Agathy była biała jak papier. 

 —  Ty  głupia  pało    —  wściekała  się  Agatha.    —  Mówiłeś,  że  umiesz  tym 

kierować. 

Roy trząsł się. 

 —  Ten  Judson  musiał  wiedzieć,  że  to  jest  niebezpieczne.  On  chyba  wie 

wszystko o prądach. Wyciągnę łódkę na brzeg i niech ją sobie zabierze. Wracaj-
my do pubu. Zimno mi. 

Agatha  odzyskiwała  siły.  Wyjęła  telefon,  dowiedziała  się,  jaki  numer  ma 

Judson, i zadzwoniła do niego. Skłęła go, że naraził ich życie na niebezpieczeń-
stwo. Odkrzyknął jej, że są niekompetentni, a Agatha zagroziła, że pójdzie na po-
licję. Wtedy powiedział, że zabierze łódkę oraz ich z powrotem. Roy z ciężkim 
sercem usłyszał, jak Agatha mówi:  — Znajdziemy sobie sami drogę powrotną. 

TLR

background image

— Dlaczego?  — zapytał smętnie. 

—  Ponieważ  kiedy  przepływaliśmy  obok,  widziałam  dom  Brossów  przez 

drzewa. Jeśli pójdziemy z powrotem wzdłuż brzegu rzeki, dostaniemy się do ło-
dzi Brossa. Bert może tam być. Jeśli nie, znajdziemy drogę do wsi i zadzwonimy 
po taksówkę. 

Szli wzdłuż brzegu, pod obniżającym się niebem. Skręcili i doszli do odcin-

ka  rzeki  przed  domem,  ale  nie  było  tam  łodzi  na  kotwicy.  Było  za  to  krótkie 
drewniane molo. Agatha doszła do jego końca i spojrzała w dół i w górę rzeki. 

— Daj spokój. Wynośmy się stąd  — błagał Roy. 

Agatha już miała zawrócić, kiedy jakiś ruch w wodzie 

pod  molo  przyciągnął  jej  wzrok.  Spojrzała  w  dół.  Pod  powierzchnią  rzeki 

widać było coś białego. 

— Royu  — powiedziała drżącym głosem Agatha — myślę, że coś tam jest. 

Roy podbiegł i przyklęknął na molo. Woda wirowała i burzyła się. 

— To twarz  — powiedział.  — Agatho, tam jest ciało. 

Agatha wyjęła telefon i wezwała policję. 

Dzień wydawał się dłużyć, zanim zapadła ciemność i ciało Berta Trympa zo-

stało wydobyte z rzeki. Ustawiono lampy halogenowe i policjanci jak duchy po-
ruszali  się  w  ich  świetle  w  swoich  białych  kombinezonach.  Kiedy  wyciągnięto 
ciało z wody, Agatha powiedziała, że być może jest to ciało Berta. Trudno jej by-
ło  go  rozpoznać,  ponieważ  widziała  go  tylko  raz,  a  twarz  była  spuchnięta  od 
przebywania w wodzie. Ktoś zadał mu straszny cios w tył głowy, wypełnił jego 
kieszenie kamieniami i zrzucił go z pomostu. Na miejsce zbrodni przyprowadzo-
no  ojca  Berta.  Opryskliwym  głosem  zidentyfikował  syna,  a  potem  wybuchnął 
płaczem. 

— Brossowie-Tilkingtonowie są za granicą, na wakacjach w Barcelohie  — 

oznajmił Falcon. 

Agathę i Roya zawieziono na posterunek policji i zaczęło się przesłuchanie. 

Agathy fart w odnajdywaniu ciał wydawał się Boase'owi i Falconowi bardzo po-
dejrzany. Kiedy wreszcie ich wypuszczono, była jedenasta. 

TLR

background image

— Jestem głodny  — lamentował Roy. 

—  Chińska  restauracja  jest  nadal  otwarta  —  rozległ  się  za  nimi  znajomy 

głos. 

— Co ty tu robisz, Sylvan?  — chciała wiedzieć Agatha. 

— Jestem pierwszym podejrzanym. Przebywam w domu George'a. Ciało zo-

stało  znalezione  pod  jego  pomostem.  Zabrali  mi  paszport.  Ale  chodźmy  coś 
zjeść. 

—  Powinnam  się  przebrać    —  powiedziała  Agatha.  Kupiła  nie  tylko  bieli-

znę, ale też sweter i spodnie. 

— Nie  — sprzeciwił się Roy.  — Jestem strasznie głodny. 

— Restauracja jest zaraz na tej ulicy  — poinformował Sylvan. 

Personel restauracji chyba dobrze znał Sylvana, ponieważ rzucili gię, by go 

przywitać. 

 — Mogę zamówić dla wszystkich?  — zapytał Sylvan. 

Zawsze ląduję z mężczyznami, którzy nie pozwalają mi wybrać jedzenia  — 

myślała Agatha, ale była zbyt zmęczona, by protestować, więc odparła:  — Pro-
szę bardzo. 

Sylvan  znał  dużo  rynsztokowych  plotek  o  różnych  celebrytach.  Nalał  dużą 

porcję wina i Agatha zaczynała czuć się zrelaksowana. Myślała, że nie zaszko-
dziłoby lekko się upić, może wtedy będzie dobrze spała, nie nękana przez nocną 
marę w postaci martwej twarzy Berta. 

Mimo że Sylvan był atrakcyjny i czarujący, Agatha  — pamiętająca o swych 

obowiązkach detektywa ~ w końcu zapytała: 

 — Jak sądzisz, kto zabił Berta? 

 — Nie mam pojęcia. 

 — Zapomniałam zapytać. Kiedy dokładnie George i Oliwia wyjechali? 

 — Wczoraj, jak sądzę. 

 — Więc George mógł zamordować Berta! 

TLR

background image

 — Chyba nie. Jeśli informacje Berta dotyczyły Seana,. to może być powo-

dem, dla którego jakiś Irlandczyk zdecydował się go pozbyć w ten sam sposób. 
Sean mógł coś wiedzieć o jakiejś komórce IRA działającej w kraju. 

 — A ja myślałem, że IRA odeszła w pokoju  — zaprotestował Roy. 

 — Tak?  — powiedziała Agatha.  — Powiedz to ludziom z Omagh. 

 Sylvan popatrzył na zmęczoną twarz Agathy i współczująco powiedział: 

— Dlaczego nie pójdziesz do hotelu i się nie położysz? O której jutro policja 

chce cię widzieć? Ja mam tam być na dziewiątą. 

— Jakiś czas po nas  — zauważył Roy ponuro. 

— No, to wszyscy spotkamy się na policji. 

Kiedy wychodzili z restauracji, Agatha zatrzymała się w drzwiach i powie-

działa: 

— Nie zapłaciliśmy rachunku! 

— Mam tutaj otwarte konto, kiedy jestem w mieście. Nie martwcie się o to. 

Zaprosiłem was przecież, pamiętacie? 

— W takim razie strasznie dziękujemy  — oświadczył wylewnie Roy' 

Sylvan odprowadził ich do Wesołego Farmera i w wejściu przyciągnął Aga-

thę do siebie i trzymając ją blisko, pocałował czule w oba policzki. 

— Do zobaczenia jutro. 

Oszołomiona Agatha weszła do pokoju. Czyżby naprawdę ją polubił? 

Ale  kiedy  pożegnała  się  z  Royem  i  spojrzała  w  lustro  w  łazience,  wydała 

okrzyk przerażenia. Pod oczami miała głębokie cienie, a włosy były w okropnym 
nieładzie.  Wcześniej  deszcz  jej  zmył  cały  makijaż.  Gdyby  tylko  mogła  cofnąć 
zegar o jakieś  — powiedzmy  — dwadzieścia lat! Wzięła prysznic, włożyła ko-
szulę nocną i zapadła w męczący sen. 

Obudziła się o siódmej rano, ponieważ Roy dobijał się do drzwi, mówiąc, że 

muszą zjeść śniadanie, ponieważ policja może ich trzymać cały dzień. 

TLR

background image

 Agatha  spędziła  tak  dużo  czasu,  szczotkując  włosy  i malując  się, że  przed 

pójściem na policję zdążyła jedynie zjeść kilka tostów i łyknąć filiżankę kawy. 

Tym razem przesłuchiwał ją detektyw superintendent Walker, wysoki, otyły 

mężczyzna z okrągłą, czerwoną jak u farmera twarzą. Towarzyszyli mu Boase i 
Falcon.  Taśma  obracała  się  cicho,  kiedy  Agatha  kilka  razy  powtarzała  swoją 
opowieść. Wreszcie kazano jej podpisać zeznanie i mogła iść. Roy już czekał na 
nią w pobliżu recepcji. 

 — Widziałeś Sylvana? — zapytała. 

 — Pytałem sierżanta w recepcji. Wyszedł, zanim mnie wypuszczono. 

 — Zadzwonię do niego i zobaczę, czy chce się z nami widzieć. 

Zadzwoniła do domu Brossów, ale odezwała się tylko sekretarka. 

 — Zależy ci na nim — stwierdził Roy z uśmiechem.  — Nie mogę powie-

dzieć, że cię winię. 

 — Nie zależy — protestowała Agatha.  — Był taki zabawny ubiegłej nocy, 

że nie zdążyłam go przesłuchać. 

 — Lepiej się spakujmy. Muszę być jutro w pracy — powiedział Roy. 

Agatha zapłaciła rachunek w gospodzie i niechętnie wyjechała z Hewes. Na-

gle zatrzymała się. 

 — Co jest?  — zapytał Roy. 

 — Ty wiesz, kogo nie było ubiegłej nocy? Tego faceta od psów, Jerry'ego. 

 — Musiał wyjechać ze swoim szefem. 

 — A kto opiekuje się psami? 

— Przypuszczam, że Sylvan. Agatho, przypominam ci, że muszę dostać się 

do  Carseły,  zabrać  swoje  rzeczy  i  złapać  pociąg  do  Londynu  w  Moreton-in-
Marsh? 

Agatha westchnęła i pojechała dalej. 

Biedny Bert  — myślała. Muszę się dowiedzieć, co się stało. 

TLR

background image

W czasie następnych tygodni groźba recesji zmusiła Agathę do skoncentro-

wania  się  na  pracy.  Akcje  spadały,  ceny  się  podnosiły,  benzyna  była  haniebnie 
droga i Agatha wiedziała, że wkrótce ludzie dwa razy pomyślą, zanim pozwolą 
sobie na luksus wynajęcia prywatnego detektywa. 

Z  pewnością  zawsze  będą  desperaci  i  prawnicy,  którzy  będą  chcieli  dowo-

dów w sprawach rozwodowych, ale wszystkie te mniej ważne sprawy  — jak za-
ginione  koty,  psy  i  nastolatki    —  wkrótce  się  skończą.  Wróciły  wspomnienia 
dawnej biedy. Teraz była bogatą kobietą i taką zdecydowała pozostać. 

Toni nie chciała dłużej pracować w nadgodzinach, nawet za dodatkową za-

płatą. Toni była zakochana. Pracowała nad sprawą rozwodową dla biznesmena z 
Mircesteru,  Perryego  Stantona.  Był  właścicielem  przedsiębiorstwa  komputero-
wego  w  dzielnicy  przemysłowej  Mircesteru.  Był  tak  wdzięczny  Toni  za  zabez-
pieczenie niezbędnych dowodów, że jego żona miała romans, iż zaczął ją zapra-
szać  na  randki.  Już  wtedy,  gdy  trwała  jego  sprawa  rozwodowa.  Był  wysoki  i 
przystojny, sporo po trzydziestce. Toni trzymała w sekrecie tę koleżeńską relację, 
wiedząc, że Agatha nie pochwala dużej różnicy wieku. 

 Zwierzyła  się  jednak  Sharon  Gold,  która  przyznała,  że  Perry  był  „marzy-

cielski". Toni nie wiedziała jednak, że to wszystko martwiło Sharon, która wie-
działa, że ona jest dziewicą i chciała jak najlepiej dla swojej przyjaciółki. 

Jej  obawy  wzrosły,  kiedy  Toni  powiedziała  jej,  że  bierze  dwutygodniowe 

wakacje i jedzie z Perrym do Paryża. W końcu Sharon nie mogła znieść tego dłu-
żej i pewnej soboty wpadła do Agathy, do jej chaty w Carsely. 

Agatha była pewna, że nigdy nie będzie mogła przyzwyczaić się do wyglądu 

Sharon. Miała ona masę włosów, teraz ufarbowanych na jaskrawoczerwono. Jej 
tęgą sylwetkę wydatniała para krótkich spodenek i obcisły rurkowaty top. Pulch-
ne nogi tkwiły w szpilkach na wysokich obcasach. Sharon jednak udowodniła, że 
jest szybka i skuteczna w sprawach, gdzie mogła pozostać niezauważona w tłu-
mie młodych ludzi. 

Agatha słuchała uważnie, a potem zapytała, czy Sharon wie, do którego pa-

ryskiego hotelu wybierała się Toni. Sharon wyjęła mały notesik ze swojej różo-
wej plastikowej torebki i go otworzyła. 

 — To jest... tutaj, niech pani przeczyta. 

TLR

background image

Był to Hotel de Notre Dame przy Rue Maitre Albert na lewym brzegu Se-

kwany. Agatha skrzywiła się. 

 — Nie brzmi imponująco. Myślałam, że zabierze ją do lepszego hotelu. Zo-

staw mi to. Coś wymyślę. 

Kiedy Sharon wyszła, Agatha znalazła wizytówkę Sylvana. Może on będzie 

w Paryżu? Zadzwoniła i usłyszała znajomy głos po drugiej stronie. Wyjaśniła mu 
sytuację i zapytała, czy zna ten hotel. 

 — To jest umiarkowanie drogi, ale naprawdę bardzo dobry hotel. A jeśli on 

ma pieniądze i zabrał ją właśnie tam, to znaczy, że był tam już przedtem. Może 
mieć na boku kochankę. 

 — Kogo? 

 — Kochankę. 

 — Czy możesz coś zrobić? 

 — Ależ oczywiście. Twoja mała dama będzie ci zwrócona nienaruszona. 

 — Słyszałeś coś o morderstwie Berta? 

 — Muszę lecieć. 

Toni  była  w  rozterce.  Kiedy  wsiadali  do  taksówki  na  lotnisku  Charlesa  de 

Gaullea  w  Paryżu  dzień  był  słoneczny.  Nagle  Perry  wydał  jej  się  dużo  starszy. 
Ale przekonywała sama siebie, że to nerwy z powodu dziewictwa. Dlaczego, do 
licha, była taka nerwowa, podczas gdy jej przyjaciółki wskakiwały i wyskakiwa-
ły z łóżka, nie troszcząc się o nic? 

Jej nastrój się poprawił, kiedy taksówka jechała wzdłuż nabrzeża i widziała 

katedrę  Notre  Dame  unoszącą  się  nad  Sekwaną.  Jednak  hotel  był  dla  niej  szo-
kiem. Wiedziała, że Perry jest bardzo bogaty i zakładała, że to będzie jakieś eks-
kluzywne miejsce. Choć z pewnością Hotel de Notre Dame przy bocznej uliczce 
wyglądał na bardzo ładny i bardzo francuski. 

Macierzyńsko wyglądająca kobieta w recepcji sprawdziła rezerwację i pod-

niosła brwi. 

 — Ale pan odwołał rezerwację, panie Stanton  — wykrzyknęła. 

TLR

background image

 — Nic podobnego  — powiedział Perry.  — Nieważne, niech nam pani da 

inny pokój. 

 — Nie mam żadnego. Ten pokój został zajęty prawie natychmiast po odwo-

łaniu rezerwacji. 

 — Słuchaj, ty niekompetentna idiotko... 

 — Proszę pana  — powiedziała kobieta perfekcyjnym angielskim  — nie je-

stem ani głupia, ani niekompetentna. W każdym razie ten pokój i tak nie byłby 
odpowiedni dla pana. Ma małżeńskie łóżko, a pan z pewnością nie chciałby spać 
ze swoją córką. 

 — Wynośmy się stąd  — warknął Perry. 

Toni była nieszczęśliwa. Nigdy tak naprawdę nie martwiła się różnicą wie-

ku. 

 — Znam miejsce na Saint-Germain-de-Pres  — powiedział Perry i ruszył ze 

złością przed siebie, ciągnąc za sobą swą małą walizkę. 

Toni zarzuciła torbę na ramię i poszła za nim. Doszli do placu Maubert, kie-

dy wysoka kobieta z dzieckiem zagrodziła im drogę. 

 — Więc tu jesteś  — powiedziała.  — Mogłeś zadzwonić. 

Perry próbował odepchnąć ją. 

 — Nigdy w życiu cię nie widziałem  — wrzasnął. 

Wokół nich zaczął się zbierać tłum. 

 — Nie znasz własnego dziecka?  — krzyczała kobieta, wysoka blondynka z 

małym  dzieckiem.  Była  to  dziewczynka,  słodka  mała  kruszynka  z  kręconymi 
włosami. 

Dziecko wyciągnęło raczki i zawołało:  — Tata. 

Kłótnia trwała. Perry krzyczał, że jej nie zna, kobieta twierdziła, że ją porzu-

cił i zostawił dziecko bez ojca. 

Powtórzyła to wszystko po francusku, żeby słuchający tłum rozumiał. 

Perry odwrócił się z rozpaczą. 

TLR

background image

 — Słuchaj, Toni...  — zaczął, ale Toni zniknęła. 

Odwrócił się z powrotem do kobiety i z wściekłością krzyknął: 

— Ty kłamliwa dziwko. 

Kobieta przetłumaczyła obraźliwe słowa słuchaczom, a wtedy jakiś robotnik 

wystąpił do przodu i walnął Perry'ego w szczękę tak mocno, że ten się zachwiał i 
upadł. Kiedy usiłował się podnieść, zobaczył, jak kobieta z dzieckiem wsiadają 
do  taksówki  i  szybko  odjeżdżają.  Pobiegł  wzdłuż  ulicy,  szukając  Toni,  ale  nie 
mógł jej nigdzie znaleźć. 

Toni  siedziała  w  zimnej  i  ciemnej  Notre  Dame  wśród  migocących  świec. 

Wreszcie wyszła na zewnątrz i poszła wzdłuż rzeki, usiadła na ławce i zadzwoni-
ła do Agathy, która udawała, że po raz pierwszy słyszy o Perrym. Agatha czuła, 
że Sylvan trochę przesadził, ale kiedy Toni skończyła, powiedziała uspokajająco: 

 — Lepiej dowiedzieć się teraz niż później. Jedziesz na lotnisko czy zosta-

jesz w Paryżu? 

— Chcę do domu, ale nie na lotnisko. On może tam czekać na mnie. 

 — Wobec tego jedź na dworzec i kup sobie bilet na Eurostar. Weź powrot-

ny. Jest tańszy i możesz wybrać datę powrotu. Może będziesz chciała zrobić so-
bie wakacje. 

Nie sadzę, żebym kiedyś chciała znowu zobaczyć Paryż  — stwierdziła To-

ni.  — Do zobaczenia wkrótce. 

 Agatha zadzwoniła do Sylvana i podziękowała mu. 

 — Jesteś mi coś winna, Agatho Raisin. Jedna aktorka i jedno dziecko. 

 — Przyślij mi rachunek. 

 — Nie myślałem o tym. Zjedz ze mną obiad. 

 — W porządku. Gdzie? 

 — Nigdy nie byłem w Cotswolds. Może jutro wieczorem? Podaj mi namia-

ry. 

TLR

background image

Serce Agathy zabiło mocno. Jakiś głos ostrzegający mówił jej, że nic nie wie 

o  Sylvanie.  Oprócz  tego,  że  zawsze  był  tam,  gdzie  było  morderstwo.  Ale  co 
szkodzi zjeść jeden obiad?

TLR

background image

 

Rozdział VII 

 

Następnego  ranka  Agatha  wpadła  z  wizytą  do  pani  Błoxby.  Żona  pastora 

usłyszała o śmierci Berta w telewizji. 

— Naprawdę nie rozumiem, co ta policja robi  — narzekała.  — Niemożli-

we,  żeby  wokół  Brossów-Tilkingto  —  nów  popełniono  trzy  morderstwa,  a  oni 
nie byli w to zamieszani w jakiś sposób, nie mówiąc o ich francuskim przyjacie-
lu. 

— Co z tym francuskim przyjacielem? — zapytała napastliwie Agatha. 

— On jest zawsze na miejscu przestępstwa. Myślała pani o tym? Zatrzymał 

się u Brossów-Tilkingtonów, a potem znajdują ciało pod pomostem na ich posia-
dłości. Zaraz po tym, jak chłopak powiedział, że ma dla pani informacje. 

—  Bert  mógł  się  przewrócić  i  uderzyć  się  w  głowę  o  coś    —  powiedziała 

Agatha. 

— Policja traktuje to jako morderstwo. Dla własnego bezpieczeństwa, Aga-

tho Raisin, niech pani trzyma się z dala od nich wszystkich. 

Agatha  z  zamierającym  sercem  zdała  sobie  sprawę,  że  kiedy  Sylvan  przy-

szedł do jej chaty tego wieczoru, twarze za poruszającymi się koronkowymi fi-
rankami Carsely zarejestrowały jego obecność we wsi. 

 — Prawdę powiedziawszy  — odezwała się Agatha, bardzo się starając, że-

by jej głos brzmiał normalnie — on zabiera mnie dzisiaj na obiad. 

 — Czy to mądre? 

 — On jest atrakcyjnym Francuzem. Jestem pewna, że nie jest w nic zamie-

szany. Poza tym nie bawiłam się od dawna. 

 — Ma pani na myśli seks? 

 — Szokuje mnie pani. 

TLR

background image

 —  Tylko  myślałam.  Niech  pani  nie  pozwoli  hormonom  przysłonić  przeni-

kliwego rozumu, pani Raisin. 

 —  Jestem  mu  winna  przysługę  —  Agatha  opowiedziała  pani  Bloxby  o 

przygodzie Toni. 

 — Upewniłabym się, czy ten obiad to jest wszystko, czego on oczekuje  — 

powiedziała  pani  Bloxby  z  niezwykłą  surowością.    —  Jednakże  to  może  być 
szansa wyciągnięcia od niego więcej informacji. Gdzie pani planuje zabrać go na 
obiad? 

Tak  naprawdę  Agatha  zamierzała  zorganizować  obiad  w  domu  przy  świe-

cach, ale powiedziała beztrosko: 

 — Jeszcze nie wiem. Pomyślę, gdzie. 

* * * 

Jednak uwagi pani Bloxby spowodowały, że Agatha pomyślała, iż lepiej bę-

dzie  zabrać  Sylvana  do  restauracji.  Zresztą  była  pewna,  że  Francuz  nie  doceni 
kuchni z mikrofalówki. Zamówiła stolik w hotelu w Mircesterze i potem wyko-
nała trochę pracy, kursując między wizytą u kosmetyczki w Evesham a fryzjerem 
w Achille. Jej ulubiona fryzjerka, Jeanelle, była na wakacjach. Jej kierownik, Ga-
reth,  przejął  obowiązki,  przekonując  klientkę,  że  ma  siwe  odrosty.  Farbowanie 
oznaczało wizytę dłuższą, niż Agatha zakładała, ale  — niestety  — trzeba to by-
ło zrobić. 

W panice przybyła wreszcie do domu i wyrzuciła wszystko z szafy w poszu-

kiwaniu najlepszego ubrania. Wreszcie wybrała ponętną czarną welwetową suk-
nię, buty na wysokich obcasach i kaszmirowy szal na ramiona. Potem zeszła na 
dół i czekała na przybycie Sylvana. 

Dzień  był  wyczerpujący,  więc  zasnęła.  Obudziła  się  dopiero  na  dźwięk 

dzwonka. Podniosła się, aby otworzyć, i zobacźyła sierść na sukni, ponieważ ko-
ty spały na jej kolanach. Pośpiesznie chwyciła szczotkę i zaczęła czyścić sukien-
kę, a potem otworzyła drzwi. Stał tam Sylvan z dużym bukietem czerwonych róż 
i uśmiechał się szeroko. 

 — Jakie piękne  — zachwyciła się Agatha.  — Wejdź do salonu i zrób sobie 

drinka, a ja włożę kwiaty do wody. 

TLR

background image

Złapała szczotkę do ubrań z miejsca, gdzie ją zostawiła, i w kuchni znów za-

atakowała sukienkę pod bieżącą wodą. Bukiet trafił do zlewu. 

Wróciła do Sylvana. 

 — Pojeździłem dookoła Cotswolds  — powiedział.  — Bardzo piękne miej-

sce. 

 — Mówią, że nie zmieniło się od trzystu lat  — wyjaśniła Agatha  — ale dla 

mnie jest tu zbyt romantycznie. Od trzystu lat nie  ma tu supermarketów i cało-
nocnych sklepów. W spokojny dzień wsie wyglądają, jakby zostały zbudowane 
bardzo  dawno  temu.  Złoty  cotswoldski  wapień  oparł  się  pogodzie.  Sklepy  od-
czuwają brak klientów. Bardzo mało Amerykanów, słaby dolar... 

Sylvan skończył swoją whisky. 

 — Idziemy? Jestem głodny. Czy zostajemy tutaj? 

 — Zamówiłam dla nas stolik w Mircesterze. 

Sylvan chciał prowadzić. Agatha rozluźniła się na siedzeniu pasażera spor-

towego  jaguara,  stłumiwszy  jęk  bólu,  kiedy  jej  artretyczne  biodro  dało  o  sobie 
znać. 

James Lacey właśnie wrócił do domu. Z zaskoczeniem obserwował, jak od-

jeżdżali. Potem zaklął pod nosem i postanowił dowiedzieć się od pani Bloxby, po 
co Agatha poszła na randkę z podejrzanym o morderstwo. 

 —  Intryguje  mnie    —  powiedziała  Agatha  pomna  swoich  detektywistycz-

nych  obowiązków    —  dlaczego  powiedziałeś  mi,  że  dziecko  jest  Oliwii.  Ona 
twierdziła, że dziecko było George'a i on je przemycił. Z pewnością policja do-
wiedziała się o tym i oskarżyła go. 

 — Felicity była  córką Oliwii. Ona  ma jej świadectwo urodzenia. Nie było 

potrzeby  przemycać  dziecka.  Ona  jest  bardzo  zacną  matroną  i  myśli,  że  lepiej, 
jeśli mężczyzna ma nieślubne dziecko niż kobieta. Bardzo angielskie. 

 — Czy George mógł przemycać coś innego? Narkotyki, papierosy? 

 — George jest taki, jak widać  — rubaszny, uczciwy i bardzo porządny. 

TLR

background image

 — Twoja przyjaźń z nimi zadziwia mnie. Kiedy jedliśmy obiad w Hewes, 

mówiłeś o tych wszystkich czarujących ludziach i celebrytach. Co atrakcyjnego 
jest w Brossach-Tilkingtonach? 

 —  Kiedy  ich  poznałem,  byłem  bardzo  chory.  Moi  interesowni  przyjaciele 

woleli pozostać z dala, ale George i Oliwia zostali przy mnie, aż do zakończenia 
leczenia. Staliśmy się sobie bliscy. 

 — Ta cała sprawa z Downboys musiała być dla ciebie szokiem. Znasz oko-

licę. Co się dzieje? Dlaczego oni wynajęli takiego byłego członka IRA, jak Sean? 

Sylvan westchnął, wzruszył ramionami i rozłożył ręce. 

 — Moja droga Agatho. O ile im było wiadomo, Sean był miejscowym że-

glarzem i wykonywał różne prace dorywcze. Nic groźnego. 

 — Ale musi w tym być coś groźnego — zaprotestowała Agatha.  — Kto za-

bił Felicity? 

Przechylił się przez stół i ujął jej rękę w ciepły uścisk. 

 — Jesteś zdziwiona, zważywszy na sposób, w jaki Felicity się prowadziła? 

Prawdopodobnie jakiś odrzucony kochanek. 

Jego kciuk pogłaskał wnętrze jej dłoni. 

 — Porozmawiajmy o czymś bardziej interesującym. Dlaczego zostałaś de-

tektywem? 

 — Przez przypadek. Rozwiązałam kilka spraw i potem postanowiłam zało-

żyć własną agencję. 

Agatha  opisała  mu  kilka  najbardziej  efektownych  spraw,  nad  którymi  pra-

cowała. Zanim posiłek się skończył, poczuła, że znowu wsiąkła w swoją obsesję. 
Wszystko w Sylvanie ją fascynowało  — jego szczupła sylwetka i to, że był bar-
dzo francuski. 

Kiedy wyszli, zasugerowała, żeby wziąć taksówkę, ponieważ wypili całkiem 

dużo,  ale  Sylvan  tylko  się  śmiał  i  powiedział,  że  jest  ekspertem  w  kierowaniu 
samochodem. 

TLR

background image

W  drodze  do  Carsely  serce  Agathy  biło  mocno,  kiedy  w  myślach  robiła 

szybko  ogląd  sytuacji    —  nogi  i  pachy  ogolone,  paznokcie  u  nóg  obcięte,  pre-
zerwatywy w nocnym stoliku... 

 — Zostawiłaś zapalone wszystkie światła?  — zapytał Sylvan, kiedy podje-

chali do jej chaty. 

 — O, do diabła! To musi być Charles. On ma klucz. Wkrótce się go pozbę-

dę. 

Zatrwożona pośpiesznie wysiadała z samochodu i stoczyła się na ziemię. Sy-

lvan śmiał się, kiedy pomagał jej wstać. 

 — Och, te przypadłości wieku  — powiedział, a Agatha poczuła się, jakby 

ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. 

Otworzyła drzwi  i weszła do salonu, gdzie zastała nie tylko Charlesa, ale i 

Jamesa. 

Charles podskoczył i pocałował ją w policzek. 

 — Dobrze się bawiłaś, kochanie? Położyłem swoje rzeczy w sypialni.  Po-

myślałem, że zostanę na trochę. James przyszedł powiedzieć do widzenia. Przy-
jechał dzisiaj, a jutro znowu wyjeżdża. Cześć, Sylvan. Policja cię wypuściła? 

Sylvan  przez  chwilę  wyglądał  na  wściekłego.  Potem  zaśmiał  się  i  powie-

dział: 

 — Nigdy nie byłem w policyjnym areszcie. Wybaczcie. 

Wyciągnął Agathę z powrotem do holu i wyszeptał: 

 — Powinnaś mi powiedzieć, że masz kochanka. 

—  On nie jest moim kochankiem  — wymamrotała groźnie Agatha.  — Po-

zbędę się go. 

— Nie, kochana, nieważne. Za dwa dni wyjeżdżam moją łodzią do Francji, 

ale będę z powrotem za tydzień, w sobotę. Może spotkamy się w Hewes w nie-
dzielę na lunch i nadrobimy stracony czas? Spotkajmy się w chińskiej restauracji 
o pierwszej. 

Wziął ją w ramiona i namiętnie pocałował. 

TLR

background image

—  Dobrze,  zobaczymy  się  tam    —  zgodziła  się  Agatha,  kiedy  już  była  w 

stanie.  —  Może  jednak  zostaniesz? Nie  możesz  jechać  całą  drogę  do  Hewes  w 
nocy. 

— Dam sobie radę. Do widzenia. 

Agatha stała w drzwiach i patrzyła, jak odjeżdża w noc z rykiem silnika. Po-

tem wróciła do środka, aby stanąć przed Charlesem i Jamesem. 

Ale James uprzedził ją, mówiąc lodowato: 

— Czy ty zwariowałaś? Były trzy morderstwa i Sylvan musi być w nie za-

mieszany w jakiś sposób. Zamierzasz wierzyć, że on i Brossowie-Tilkingtonowie 
są całkowicie niewinni? 

— Założę się, że  zamierza cię uwieść po to, by zamknąć ci usta  — dodał 

Charles. 

Wymęczona Agatha kazała im obu wynosić się i na sztywnych nogach po-

szła na górę do łóżka. Później, kiedy leżała, nie śpiąc, słyszała jak Charles szedł 
na górę do gościnnego pokoju. Myślała, że zajrzy, by pokłócić się z nią, ale on 
zamknął drzwi swojego pokoju i nastała cisza. 

W końcu jej gniew ucichł, jako że niejasno czuła, iż miała trochę szczęścia.

TLR

background image

 

* * * 

Kiedy  rano  weszła  do  kuchni,  Charles  bawił  się  na  podłodze  z  jej  kotami. 

Spojrzał na nią i uśmiechnął się. 

 — Ciągle jesteś na mnie wściekła? 

 — Jak się dowiedziałeś? 

 — James widział, jak odjeżdżaliście, i zadzwonił do pani Bloxby, a potem 

do mnie, żeby cię ocalić od losu gorszego niż śmierć. 

 —  Sama  mogę  się  zatroszczyć  o  siebie    —  stwierdziła  Agatha,  zapalając 

papierosa. 

Charles wstał, nalał sobie filiżankę kawy i powiedział: 

 — Słuchałem pod drzwiami i słyszałem, co mówił. 

 — I co? Zamierzasz jechać za mną do Hewes? 

 — Mam pomysł. Myślę, że on coś przemyca. Moglibyśmy jechać do portu, 

Hadsea, wynająć łódkę, jechać w górę rzeki i zaczaić się po drugiej stronie stru-
mienia, po stronie posiadłości Brossów, i zobaczyć, czy przywiezie coś w nocy w 
sobotę, zanim spotka się z tobą. 

 — Żadnej więcej łódki!  — Agatha opowiedziała mu o przygodzie z czół-

nem. 

 —  Nie,  nie    —  wyjaśnił  Charles  uspokajająco.    —  Weźmiemy  coś  dyna-

micznego. Mam przyjaciół w Hadsea. Zadzwonię i zobaczę, co mogą mi zaofe-
rować. 

 — Skąd ten nagły entuzjazm do śledzenia go? Byłam pewna, że gonisz za 

jakąś dziewczyną. 

 — Ja? Nie, tylko kręcę się tu i tam   — odparł Charles. Jego piękna Tessa 

chciała odwiedzić rockowy festiwal. Charles przez tydzień miał cierpliwie znosić 
hałaśliwe  zespoły,  lejący  deszcz,  błoto  i  ekstatyczną  radość  oraz  entuzjazm 
Tessy. Miłość umarła w nim, kiedy zobaczył zapchane wspólne toalety, a Tessa 

TLR

background image

powiedziała mu, żeby nie był takim mięczakiem i znalazł sobie wygodny żywo-
płot. 

Hadsea było małym portem rybackim u ujścia rzeki Frim. Ku uldze Agathy, 

morze było spokojne. W sobotę Charles pomógł jej wejść na pokład dużej łodzi 
motorowej. 

 — Sprawdziłeś prądy w rzece?  — zapytała z niepokojem. 

Sprawdziłem. Mam  mapy. Wiem, gdzie są prądy. Jest tu nawet salon z ba-

rem. Idź pod pokład, jeśli wolisz, a ja zawołam cię, kiedy będziemy blisko. Po-
życzyłem ją od przyjaciół. 'Są bogaci, jak diabli. 

Muszą być  — pomyślała Agatha, kiedy weszła do drogo wyposażonego sa-

lonu, wyłożonego drewnianymi panelami. W rogu był bar. Nalała sobie dżinu z 
tonikiem, a potężne silniki zaczęły ryczeć. Zdecydowała zostać tam, gdzie była, 
dopóki nie dotrą do celu. Nie lubiła łódek. Na stole leżały magazyny. Podniosła 
je i przejrzała, stwierdzając, że to z pewnością oznaka wieku, iż nie rozpoznała 
wielu spośród celebrytów. Oczywiście wraz z nadejściem ery real show w tele-
wizji możliwe było zostanie celebrytą bez zrobienia czegokolwiek. 

Agatha była całkowicie pewna, że nie dowiedzą się niczego złowieszczego o 

Sylvanie.  Zasługiwała  na  mały  flirt.  Dobrze  było  być  moralnym,  gdy  się  upra-
wiało doraźny seks, ale kiedy upłynęło już dużo czasu, odkąd miało się w ogóle 
jakikolwiek, moralność stawała się słaba i niestała. 

Poza tym brytyjska policja była w kontakcie z policją francuską. Gdyby fak-

tycznie  istniała  jakaś  sprawa  kryminalna  powiązana  z  Sylwanem,  zostałby  już 
aresztowany. 

Salon  był  ciepły  i  wygodny,  a  ona zmęczona  po  długiej  jeździe,  więc  „od-

płynęła" w sen. Obudziła się, kiedy usłyszała, jak Charles ją woła i zorientowała 
się, że silniki stanęły. Wspięła się na pokład i przyłączyła do niego, gapiąc się na 
wszystkie te lśniące instrumenty. 

 — Wygląda jak kokpit concorda  — zauważyła.  — Gdzie jesteśmy? 

 — W dole rzeki, pod drzewami, na przeciwległym brzegu. Jest ciemno jak 

w kominie. Teraz zaczekamy. Nie ma śladu łodzi przy pomoście. 

 — Jak sądzisz, kiedy przyjedzie? 

TLR

background image

 — Może wkrótce. Jest po północy. Tak sobie myślę, Agatho, że gdyby był 

niewinnym żeglarzem, powinien przypłynąć wcześniej. 

 — A jeśli postanowił przybyć samolotem, samochodem czy pociągiem? 

 —  Zawsze  używa  łodzi.  Nazywa  się  „Jolie  Blonde".  Jest  wielkim  fawory-

tem w porcie. Zawsze daje prezenty celnikom na Boże Narodzenie i duże datki 
na miejscowe łodzie ratunkowe. Czy to nie jest podejrzane? 

 — Może po prostu jest hojnym mężczyzną. Ma dużo pieniędzy. Nie wszy-

scy mężczyźni są takimi dusigroszami jak ty, Charles. 

Agatha stłumiła ziewnięcie. 

 — Będziemy tu stać całą noc? 

 — Zawrzyjmy umowę. Jeśli nie przyjedzie do drugiej czy trzeciej rano, to 

wracamy. Słuchaj! 

 Noc była bardzo spokojna i z dala słychać było cichy warkot silnika. 

Duża łódź motorowa, pomalowana na ciemny kolor, podpłynęła do pomostu 

i  silniki  zamilkły.  Wysoka,  ciemna  postać  zabezpieczyła  łódź  i  weszła  pod  po-
kład. 

 — Cholera  — mruknął Charles.  — Nie mów mi, że on zamierza spędzić 

noc na tej łodzi. 

Czekali z niecierpliwością. 

 — Dużo tam ruchu i hałasu  — powiedział Charles. 

Wysoka postać, którą  — jak się domyślali  — był Syl- 

van, pojawiła się ponownie i coś powiedziała. Sześć mniejszych, ciemnych 

postaci zeszło z łodzi i weszło na pomost. 

Charles  skoczył  na  przód  łodzi,  gdzie  miał  mocną  lampę  i  skierował  ją  na 

grupę ludzi na pomoście.  Wściekła twarz Sylvana gapiła się w światło.  Za nim 
stało sześciu Chińczyków. Sylvan wskoczył z powrotem do łodzi. 

 — Goń go!  — krzyknęła Agatha. 

TLR

background image

 — Nie, dzwoń na policję. Oni zaalarmują Hadsea. I powiedz im, żeby za-

brali  tych  biednych  Chińczyków.  Nienawidzę  tego.  Pewnie  oddali  Sylvanowi 
oszczędności całego życia za przemycenie ich. 

Agatha zadzwoniła na policję i czekali. Chińczycy stali cierpliwie. 

 — Czekają na kogoś  — domyślała się Agatha.  — Założę się, że na właści-

ciela  chińskiej  restauracji.  Prawdopodobnie  skieruje  ich  gdzieś  do  niewolniczej 
pracy. 

W końcu usłyszeli syreny policyjne. 

 — W domu palą się światła. Brossowie muszą być w środku. Chyba są w to 

zamieszani. 

 Policyjna łódź motorowa przybyła pierwsza. Potem ukazał się Jerry Carton, 

krzycząc  na  psy,  kiedy  policyjne  samochody  z  rykiem  wjechały  na  trawę  na 
brzegu rzeki. 

 — Myślisz, że dostaniemy za to podziękowanie?  — narzekał Charles.  — 

Ani trochę.  Wkrótce będą na pokładzie. Będziemy  musieli iść na posterunek w 
Hewes  i  ani  przez  chwilę  nie  będą  wierzyć  w  moje  szczęśliwe  odkrycie.  Po-
myślą, że zatailiśmy informacje. 

Przesłuchiwano ich osobno. Detektyw Walker i Boas byli wściekli. Powie-

dzieli im, że byli pewien, iż oni wiedzą o przemycie i zamiast poinformować po-
licję,  postanowili  udawać,  że  są  detektywami.  Walker  wściekł  się  jeszcze  bar-
dziej na wiadomość, że Jerry uciekł. 

 — Mogę panu przypomnieć, że jestem detektywem  — uskarżała się Agatha  

— i bez nas nic byście nie mieli. Spodziewam się, że aresztowaliście Brossów-
Tilkingtonów. 

 —  Nie,  dlaczego?  O  ile  zdołaliśmy  się  dowiedzieć,  nie  mają  z  tym  nic 

wspólnego. 

 —  Chyba  straciliście  rozum.  Najlepszy  przyjaciel  George  a  wyładowuje 

Chińczyków na tyłach jego ogrodu i on nic o tym nie wie? A co z jego stróżem 
psów? 

TLR

background image

 — Jerry Carton zniknął. Szukamy go. Przesłuchaliśmy też pana Brossa, ale 

on wydaje się być autentycznie zdumiony. To pan Dubois sugerował zatrudnie-
nie Jerry ego i Seana. 

 —  Jestem  pewna,  że  kiedy  złapiecie  Sylvana,  to  poinformuje  was,  że  oni 

wszyscy działali wspólnie. 

Oczy Walkera zamigotały niespokojnie i spojrzał w dół na swój notes. 

 — Zgubiliście go!  — wykrzyknęła Agatha.  — Pozwoliliście mu uciec! 

 — Dostał się do kanału La Manche, ale straż przybrzeżna wkrótce go złapie  

— powiedział ciężko Walker.  — A teraz, jeśli  możemy wrócić do przesłucha-
nia... 

* * * 

Agatha i Charles spali na łodzi. Rano Agatha zadzwoniła do Patricka z pyta-

niem, czy korzystając ze swoich kontaktów w Hewes, może uzyskać jakieś wia-
domości. Patrick słyszał w porannych wiadomościach radiowych o polowaniu na 
Sylvana. 

Mają marne szanse złapania go. 

 — Dlaczego?  — zapytała Agatha.  — Przecież jest straż przybrzeżna, która 

go szuka. 

Czy tam gliniarze nie czytają gazet? Straż przybrzeżna w całej Brytanii ma 

dwudziestoczterogodzinny strajk dotyczący płac. Zaczął się wczoraj w nocy. 

Agatha  jęknęła.  Myśl  o  niewątpliwie  mściwym,  a  uciekającym  Sylvanie 

przeraziła ją. 

Kiedy skończyła rozmawiać, opowiedziała wszystko Charlesowi. Potem za-

pytała go, skąd był taki pewny, że Sylvan coś przemyca. 

To z powodu tego, o czym czytałem wcześniej. W lutym policja rozbiła ol-

brzymi gang przemytników. Chińczycy płacili do dwudziestu jeden tysięcy fun-
tów za przemycenie ich do Brytanii. Tacy jak Sylvan są prawdopodobnie odpo-
wiedzialni za etap podróży wiodący z Francji do Brytanii. To kosztowało każde-
go  pięć  tysięcy  funtów.  W  pewnym  mieszkaniu  przy  Peckham  High  Street  w 
Londynie znaleziono dwudziestu trzech Chińczyków żyjących w strasznych wa-

TLR

background image

runkach. Policja mówi, że mitem jest przekonanie, że są to biedni rolnicy. Wielu 
z nich jest wysoko wykwalifikowanych. 

 — Co się z nimi stało? 

 —  Uważa  się,  że  większość  z  nich  została  wchłonięta  przez  restauracje  w 

Chinatown w Londynie. 

 — Tutaj też jest chińska restauracja!  — wykrzyknęła Agatha.  — To wła-

śnie tam Sylvan zamierzał mnie zabrać na obiad. Ciekawe, jak on ich wciągnął? 

 —  Mówiłem  ci, że  był  zaprzyjaźniony  ze  wszystkimi  władzami  w  Hadsea  

—  przypomniał  Charles.    —  Prawdopodobnie  miał  pokój  ukryty  gdzieś  na  tej 
swojej dużej łodzi. 

Zadzwonił telefon. To był Patrick. 

 — Przeczesują dom  Brossów-Tilkingtonów. George przysięga, że jest nie-

winny, a policja nie może nic na niego znaleźć. Wierzą, że był sterowany przez 
Sylvana. Być może Felicity wiedziała o tym i zamierzała go wydać, więc ją za-
strzelił. George i jego żona byli mile połechtani, ponieważ traktował ich po kró-
lewsku, kiedy byli w Paryżu, i przedstawił ich różnym sławnym ludziom. 

 — Idioci  — skomentowała kwaśno Agatha. 

 —  Naprawdę?  Gdyby  nie  ja,  słodziutka,  wpadłabyś  znowu  w  swoją  ślepą 

obsesję. 

Jakiś  głos  wołający  ich  uwolnił  ją  od  odpowiedzi.  Charles  wyszedł  na  po-

kład. Za chwilę wrócił na dół i powiedział; 

 — Na przystani jest samochód policyjny. Chcą, żebyśmy wrócili na poste-

runek. 

 Agathę  przesłuchiwali  Boase  i  Walker.  Oczy  superin  —  tendenta  były  za-

czerwienione  z  niewyspania.  Policjanci  ciągle  byli  podejrzliwi  co  do  tego,  dla-
czego Charles doszedł do wniosku, że Sylvan coś przemyca. 

 —  W  Mircesterze  jest  detektyw  sierżant,  który  twierdzi,  że  w  przeszłości 

ukrywała pani ważne informacje 

 — stwierdził surowo Walker. 

TLR

background image

 — To ta suka Collins  — powiedziała ze złością Agatha. 

Ona mnie nienawidzi. Wiele razy pomogłam policji w Mircesterze. 

W drzwiach ukazała się głowa Falcona. 

 — Na słówko, proszę pana. To pilne. 

Walker  powiedział  do  mikrofonu,  że  przesłuchanie  jest  zawieszone  i  wy-

szedł. Wkrótce wrócił, a oczy świeciły mu się z podniecenia. 

 — Znaleźli coś? — zapytała niecierpliwie Agatha. 

 —  Nieważne.  Proszę  poczekać  Za  drzwiami,  aż  pani  zeznanie  zostanie 

przepisane, podpisze je pani i może odejść. 

Agatha dołączyła do Charlesa, który czekał koło recepcji. 

 — Coś się stało  — powiedziała.  — Walker wyglądał na tak podnieconego, 

że wierzę, iż go złapali. 

 —  Poczekamy,  żeby  podpisać  zeznania,  a  potem  wrócimy  na  tódź  i  za-

dzwonisz do Patricka. 

 — Kiedy nauczyłeś się prowadzić łódź? Zapomniałam cię zapytać. 

 — Jako młody chłopak byłem w marynarce. 

 — Charles! Nigdy nie sądziłam, że możesz robić coś pożytecznego. 

 Nagły poryw wiatru wstrząsnął szybami posterunku. 

 — Ja też nie  — odparł Charles.  — Zdaje się, że mocno wieje. 

Po kwadransie oboje zostali wezwani do pokoju obok, gdzie podpisali swoje 

zeznania. Potem wyszli na Hewes High Street i szli pochyleni z powodu wzrasta-
jącej siły wiatru. 

 — Musimy wrócić dzisiaj do Hadsea? 

 —  Obawiam  się,  że  tak.  Obiecałem  zwrócić  dzisiaj  łódź.  To  tylko  rzeka, 

Agatho. To nie tak, jak na otwartym morzu. 

Agatha  pozostała  w  salonie,  kiedy  łódź  motorowa  wyruszała  w  dół  rzeki. 

Czuła, że cała pewność siebie przecieka jej przez palce. Ze wstydem przypomi-
nała sobie przechwałki przed Sylvanem, jaka to jest dobra w działalności detek-

TLR

background image

tywistycznej. Czy naprawdę była dobra? Czy tylko otaczali ją mądrzy ludzie, ta-
cy jak Charles? Czyste szaleństwo pójścia na randkę i zaakceptowanie następnej 
z  Francuzem,  który  pojawiał  się  na  każdym  miejscu  przestępstwa,  było  co  naj-
mniej głupie. 

Może wcale nie była dobra jako detektyw. Może tylko kręciła się, jak złapa-

na w pułapkę pszczoła za szybą, dopóki ktoś nie otworzył okna i nie wypuścił jej. 

Kiedy wrócili do Hadsea i zwrócili łódź, Charles ofiarował się prowadzić z 

powrotem, jako że przyjechali samochodem Agathy. Ona sama, znużona, zagłę-
biła się w siedzenie dla pasażera. 

 —  Zanim  odjedziemy,  zadzwonię  do  Patricka  i  zapytam,  dlaczego  moje 

przesłuchanie zostało przerwane. 

Patrick  powiedział,  że  łódź  rybacka  zlokalizowała  łódkę  Sylvana  dryfującą 

po  kanale  La  Manche  i  przyholowała  ją  do  portu  w  Dover.  Wcześniej  patrol 
RAF-u  został  zaalarmowany  przez  kapitana  łodzi  rybackiej  i  natychmiast  pole-
cieli  w  tę  okolicę.  Widzieli,  jak  Sylvan  nurkuje  do  morza.  Nie  nosił  kamizelki 
ratunkowej.  Krążyli  nad  „Jolie  Blonde"  i  widzieli,  jak  Sylvan  wynurzył  się  na 
jakiś czas, a potem zniknął pod falami. Teraz sprawdzają, czy ciało wypłynęło. 

Agatha zdała relację Charlesowi. 

 — To już koniec  — stwierdził. 

 — No, nie wiem  — powiedziała Agatha, tłumiąc ziewnięcie. 

 —  Och,  daj  spokój,  Agatho.  To  jest  zrozumiałe.  Spał  z  Felicity,  więc  ona 

musiała coś wiedzieć. 

 — Ale on miał żelazne alibi. 

 — Czy Patrick mówił, czy Brossowie-Tilkingtonowie nadal są uważani za 

niewinnych? 

 — Zdecydowanie tak. Policja uważa, że zostali po prostu wykorzystani. Te 

zabezpieczenia  i  wynajęcie  Jerry'ego  Cartera  było  pomysłem  Sylvana.  Wystra-
szył ich śmiertelnie historiami o włamaniach. 

 —  Więc  koniec  rozdziału    —  stwierdził  Charles.    —  Możemy  wrócić  do 

normalności. 

TLR

background image

 — Co to jest normalność?  — zamruczała Agatha i zasnęła. 

Nie obudziła się, dopóki nie podjechali pod jej chatę. 

 — Jestem wściekle głodny  — powiedział Charles.  — Zajrzyjmy do twoich 

kotów  i  chodźmy  na  obiad  do  Czerwonego  Lwa.  Czy  John  urządził  już  tę  ze-
wnętrzną część pubu? 

 — Tak słyszałam. 

John  Fletcher,  gospodarz  Czerwonego  Lwa,  z  tyłu  budynku  na  szczęście 

miał  rozległy  parking.  Teraz  w  połowie  zajęty  przez  stoliki  i  parasole,  umiesz-
czone  w  mocnym,  plastikowym  namiocie.  Dzień  był  ładny,  więc  boki  namiotu 
podwinięto  do  góry.  Agatha  i  Charles  zjedli  obfity  posiłek  i  powoli  wracali  do 
domu. 

 — Mój czas na sen  — powiedział Charles. — Przyłączysz się? 

 — Odpowiedź taka sama jak zwykle. 

 — Pękniesz pewnego dnia. 

 — Nie ja. Lepiej pójdę do biura. Do zobaczenia później. 

W  biurze  nie  było  nikogo,  oprócz  pani  Freedman.  Agatha  westchnęła  i  za-

siadła do komputera, aby przejrzeć wszystkie sprawy. 

 — Nie ma nic nowego o tej zaginionej dziewczynie, Trixie Ballard? 

 — Ani śladu. Sharon nad tym pracuje. 

Agatha  uważnie  studiowała  notatki  na  temat  tej  sprawy.  Zniknięcie  piętna-

stolatki było szeroko opisywane w prasie. 

 — Czy rodzice pokazali się w telewizji? 

 —  Tak    —  odparła  pani  Freedman.    —  Jeśli  wpisze  pani  w  Google  BBC 

News, może pani sprawdzić. 

 Kiedy  link  do  wideo  pojawił  się  na  ekranie,  Agatha  włączyła  głośniki  i 

uważnie słuchała. 

Pani Ballard była szczupłą, farbowaną blondynką, która bez przerwy chlipa-

ła. Mówił pan Ballard. 

TLR

background image

Wróć do domu, księżniczko  — mówił głosem przerywanym emocjami. — 

Tęsknimy za tobą i kochamy cię. 

 —  To  dziwne  —  stwierdziła  Agatha,  kiedy  wideo  się  skończyło.    —  Ani 

słowem  nie  zwrócił  się  kogoś,  kto  mógłby  ją  przetrzymywać,  żeby  ją  uwolnił. 
Gdzie jest raport Sharon? Nie, nie przejmuj się. Gdzieś tu musi być. 

Znalazła  raport  i  uważnie  go  przeczytała.  Sharon  była  bardzo  dokładna. 

Przesłuchała  szkolnych  przyjaciół  i  nauczycieli  dziewczyny,  jak  również  sąsia-
dów i sprzedawców z okolicznych sklepów. Dwa tygodnie temu Trixie wyszła ze 
szkoły do domu i rozpłynęła się w powietrzu. Ciągle myśląc o swojej nieudolno-
ści jako detektywa, Agatha postanowiła zobaczyć, czego sama może dowiedzieć 
się o dziewczynie. 

Ballardowie mieszkali w pięciopiętrowym bloku za rondem na Evesham Ro-

ad,  poza  Mircesterem.  Wszystko  tam  wyglądało  bardzo  porządnie;  prywatny 
parking, żadnych graffiti, malutki skoszony trawnik i rabatki kwiatowe. 

Agatha właśnie miała wysiąść z samochodu, kiedy przyszło jej do głowy, że 

z pewnością rodzice, przyjaciele i sąsiedzi powiedzieli to samo. Pokój dziewczy-
ny został dokładnie przeszukany. Pamiętała z notatek, że komputer Trixie też był 
przejrzany,  aby  zobaczyć,  czy  nie  uwodził  jej  jakiś  pedofil.  Pochyliwszy  się  w 
samochodzie,  Agatha zapaliła papierosa i przed oczami stanęły jej oblicza rodzi-
ców. Twarz ojca dziewczyny była obrzmiała. Żal czy alkohol? 

Wspomnienia  z  własnego  dzieciństwa  wypłynęły  na  wierzch.  Oboje  jej  ro-

dzice byli alkoholikami. Pewnej nocy obudziła się i zobaczyła ojca stojącego w 
nogach łóżka.  — „Posuń się, kochanie"  — powiedział. I młoda Agatha otwo-
rzyła usta i krzyczała. Matka weszła chwiejnym krokiem i rodzice stoczyli zacię-
tą walkę. 

Czy  ojciec  Trixie  też  próbował?  Gdybyś  była  piętnastolatką,  popełniłabyś 

samobójstwo?  Teraz  dużo  ich  było.  Ale  raporty  przedstawiały  ją  jako  rozsądną 
dziewczynę i dobrą uczennicę. 

 — Co ja bym zrobiła? — zastanawiała się Agatha. 

Napływ imigrantów z Europy Wschodniej spowodował, że trudno było zna-

leźć  nędzną  pracę,  taką,  gdzie  nie  troszczono  się  o  szczegóły  poprzedniego  za-

TLR

background image

trudnienia.  Miała  nadzieję,  że  Trixie  nie  pojechała  do  Londynu,  gdzie  na  auto-
stradach polowano na dziewczęta, żeby pchnąć je do prostytucji. 

Trixie była zwyczajnie wyglądającą nastolatką, wysoką jak na swój wiek i o 

mysich  włosach.  Gdyby  jednak  ufarbowała  je  i  założyła  okulary,  zmieniłaby 
swój wygląd. 

 — Co ja bym zrobiła?  — pomyślała znowu i zapaliła papierosa. 

Praca? Pokojówka lub pomywaczka. To może być to. Może nawet niedale-

ko.  Raport  mówił,  że  dziewczyna  nigdy  przedtem  nie  jeździła  poza  Mircester. 
Była  zbyt  wysoka  i  niewystarczająco  ładna,  aby  przyciągnąć  uwagę  pedofila. 
Mogła uchodzić za siedemnasto — lub osiemnastolatkę. 

Agatha wróciła do biura akurat na wieczorną odprawę. 

 — Sharon, wykonałaś bardzo dobrą robotę w sprawie Trixie Ballard  — po-

chwaliła.  — Mam przeczucie, że tam może być jakiś kłopot z jej ojcem. Nie są-
dzę, żeby  została  porwana,  a  z  rozmowy  ze  szkolnym  pedagogiem  nie  wynika, 
żeby była typem samobójczyni. Może to błędne przypuszczenie, ale możliwe, że 
ona  pracuje  gdzieś,  gdzie  nie  przejmują  się  zbytnio  legalnością  zatrudniania. 
Chcę, żebyście jutro wszyscy sprawdzili hotele i restauracje pod kątem pokojó-
wek i pomywaczek lub podobnych zajęć. 

Po odprawie Agatha znużona poszła do domu. Charles wyjechał. Nakarmiła 

koty i wypuściła je do ogrodu. 

Rano od nowa zacznie pracę nad sprawą Trixie. 

* * * 

Toni radowała się krótkim okresem bycia swoim własnym szefem. Czuła, że 

zrobiła duży krok wstecz, pracując znowu dla Agathy. Była wdzięczna  — zbyt 
wdzięczna    —  szefowej  za  wszelką  pomoc,  jaką  od  niej  dostała.  Większość 
dziewcząt, z którymi chodziła do szkoły, wykonywała mało wymagające prace. 
Teraz jednak mogły się okazać dobrym źródłem informacji, jeśli chodzi o nisko-
płatne zajęcia, gdzie nie zadawano zbyt dużo pytań. Toni optowała za tym, żeby 
przeszukać hotele. Trixie musiała gdzieś mieszkać. 

Dziewczyna  zaczęła  od  zajrzenia  do  głównego  supermarketu.  Poszła  na  tył 

budynku, gdzie  — jak wiedziała  — pracownicy supermarketu często wychodzi-

TLR

background image

li  na  papierosa.  Były  tam  jej  dwie  szkolne  koleżanki.  Wychudzona,  pryszczata 
dziewczyna zwana Chelsea zawołała do niej: 

 — Czy to nie nasza sławna detektyw? Jak się masz, kochana? 

 — Szukam Trixie Ballard. Widziałaś ją może? 

Jej towarzyszka, Tracy, mała i gruba, z mizernymi włosami, drwiła: 

 — Pewnie. Wszyscy gliniarze w Brytanii jej szukają. 

 —  Tylko  się  zastanawiałam    —  powiedziała  Toni  i  pośpiesznie  odeszła. 

Zdała sobie sprawę, że jeśli zacznie wypytywać je o hotele, gdzie Trixie mogła 
się zatrzymać, rozpowiedzą o tym po całym supermarkecie i jeśli Trixie faktycz-
nie ukrywa się w którymś, może o tym usłyszeć. 

Najlepiej  będzie  szukać  w  hotelach  po  godzinie  dziesiątej,  kiedy  goście 

zwalniają  swoje  pokoje.  W  elegantszych  miejscach  to  może  być  południe.  Na 
szczęście  Mircester  było  tylko  miasteczkiem.  W  dużych  miastach,  jak  Londyn 
czy Manchester, takie poszukiwania to byłby koszmar. 

Sprawdziła listę. Było pięć hoteli. George był największy, ale nie wyobraża-

ła sobie, że mogliby zatrudnić kogoś bez numeru ubezpieczenia socjalnego. Na-
stępny był Pałace  — to samo. Country Inn był prawdopodobny. Poszła do wej-
ścia dla personelu. Kobieta w białym kitlu wyszła wyrzucić śmieci do jednego z 
pojemników  i  weszła  z  powrotem.  Toni  wyszła,  kupiła  biały  kitel,  włożyła  go, 
wróciła do Country Inn i śmiało weszła wejściem służbowym, a potem po scho-
dach na górę. 

Chodziła w górę i w dół i wzdłuż korytarzy, zaglądając do pokoi, gdzie pra-

cowały pokojówki, ale nie zauważyła nikogo, kto byłby podobny do Trixie. Wła-
ściwie większość głosów, które słyszała, brzmiała jak język polski. 

W końcu Toni poddała się i wróciła do samochodu. Zostały dwa hotele  — 

Berkeley  i  Townhouse.  Ten  pierwszy  był  w  rzeczywistości  motelem  koło  ob-
wodnicy. Wydawał się najbardziej prawdopodobny. 

Zbudowano go w kształcie litery E, z brakującą środkową kreską. Wszystko, 

co Toni musiała zrobić, to zaparkować na dziedzińcu, aby mieć wyraźny widok 
na  pokojówki  wchodzące  i  wychodzące,  kiedy  pracowały  w  różnych  pokojach. 

TLR

background image

Żadna z nich nie wyglądała jak Trixie. Bez wielkiej nadziei pojechała do Town-
house. Był to mały, podejrzanie wyglądający hotel. 

Czas  mijał  i  z  pewnością  pokoje  były  posprzątane.  Toni  podjechała  od  tej 

strony  budynku,  gdzie  miała  dobry  widok  na  wejście  służbowe,  i  czekała.  Póź-
nym  popołudniem  pokojówki  zaczęły  wychodzić.  Było  ich  sześć,  ale  nie  było 
wśród nich Trixie. 

Zameldowała się w biurze na końcową odprawę. 

— Może damy tej sprawie jeszcze jeden ranek  — powiedziała Agatha. —  I 

to będzie wszystko. 

Sharon dogoniła Toni na zewnątrz. 

— Wyglądasz ostatnio naprawdę żałośnie, Toni. Chodzi o tego faceta, Per-

ry'ego? 

— Częściowo. Miał czelność przysłać mi kwiaty i ciągle dzwonił. W końcu 

się poddał. Kłamca, mówił, że to było ukartowane i on nigdy nie widział tej ko-
biety. 

— A inna sprawa? 

— Chciałabym znowu być swoim własnym szefem.

TLR

background image

 

—  Mogłabyś  poprosić  Agathę  —  zasugerowała  Sharon.    —  Pamiętasz,  że 

proponowała, iż może cię ustawić? 

 — Chcę być całkowicie niezależna od Agathy. Pomimo wszystkiego, co dla 

mnie  zrobiła,  nie  chcę  być  jej  ciągle  wdzięczna.  Nie  uwolniłabym  się  od  niej. 
Ciągle sprawdzałaby księgi i dawała niechciane rady. 

— Coś ci powiem. W Odeonie grają sentymentalny film, trochę podobny do 

„Bezsenności w Seatle". Weźmiemy sobie po hamburgerze i pójdziemy. 

Toni uśmiechnęła się i otoczyła Sharon ramieniem. 

 — Brzmi nieźle. 

Agatha obserwowała je z okna biura. Toni nosiła czarny podkoszulek, krótką 

dżinsową  spódniczkę  z  szerokim,  luźno  zwisającym  paskiem  i  płaskie  sandały. 
Słońce  migotało  w  jej  jasnych  włosach.  Sharon  była  w  swoich  zwykłych  ciu-
chach i rozmawiała z ożywieniem. 

 — Chciałabym być taka młoda jak one  — pomyślała markotnie Agatha.  — 

Odchodzą, wychodzą sobie na noc, a ja idę do domu, do moich kotów. 

Film  nie  był  wystarczająco  interesujący,  aby  przykuć  uwagę  Toni,  chociaż 

Sharon, przyciskająca dużą tubę popcornu do swego obfitego biustu, wydawała 
się  zachwycona.  Toni  przypomniała  sobie,  że  często  uciekała  do  kina,  kiedy  w 
domu było jej źle z pijanym bratem. Teraz siedziała prosto i rozglądała się bacz-
nie  dookoła,  Czy  dziewczyna  taka  jak  Trixie  zrobiłaby  to  samo?  Oczywiście, 
możliwe też, że biedna dziewczyna leży martwa gdzieś w rowie. Przed końcem 
filmu szepnęła Sharon: 

— Zaczekam na ciebie na zewnątrz. 

Sharon przełknęła i kiwnęła głową; łzy ciekły jej po twarzy, kiedy zachłan-

nie wpatrywała się w ekran. 

Toni skierowała się do wyjścia. Film otrzymał złe recenzje i kino było tylko 

w jednej trzeciej wypełnione. Wyjęła zdjęcie Trixie i przyglądała mu się. Dziew-
czyna mogła zmienić wygląd, ale miała mały ciemny pieprzyk w prawym kąciku 
ust. Skupię się na tym  — pomyślała Toni. 

TLR

background image

Kiedy ludzie zaczęli wychodzić, Toni zauważyła dziewczynę w kapturze na-

ciągniętym na twarz. Rzuciła okiem i spostrzegła mały czarny pieprzyk. Sharon 
podeszła do niej 

— Straciłaś wspaniałe zakończenie... Co? 

— Widziałam Trixie  — syknęła Toni.  — Idziemy za nią. 

Pośpieszyły za postacią w kapturze. Dziewczyna doszła do rynku i czekała. 

Podjechał  mikrobus  z  wymalowanym  napisem  Żłobek  „Green  Finger".  Trixie 
wsiadła i mikrobus odjechał. 

Toni i Sharon pobiegły do samochodu. 

— Znam ten żłobek  — powiedziała Toni.  — On jest na Bewdley Road. Po-

jedziemy tam i zobaczymy, czy będziemy mogły lepiej jej się przyjrzeć i potem 
wezwiemy policję. 

Zaparkowały nieco z dala od żłobka i wysiadły. 

— Muszę podejść bliżej — stwierdziła Toni. 

Ostrożnie zbliżyły się do ogrodu. Powietrze wypełniał słodki zapach kwia-

tów. Mikrobus stał zaparkowany przed niskim bungalowem. 

— Zaczekaj tutaj  — syknęła Toni  — a ja podkradnę się i zajrzę przez okno. 

Mam nadzieję, że nie mają psów. 

Toni posuwała się cicho naprzód przez parking przed bungalowem. Za nim 

w świetle księżyca połyskiwały

TLR

background image

długie,  oszklone  wiaty.  Zbliżyła  się  i  zajrzała  w  okno,  które  było  oświetlone. 
Mężczyzna, kobieta i dziewczyna siedzieli przy kuchennym stole. Kobieta nale-
wała  herbatę.  Patrząc  na  dziewczynę,  Toni  zdała  sobie  sprawę,  że  gdyby  nie 
zdradziecki pieprzyk, mogłaby nigdy nie rozpoznać Trixie, która nosiła okulary i 
miała włosy ufarbowane na blond. 

Powoli wycofała się i dołączyła do Sharon. 

 — Wezwę policję. 

 — Nie będziemy sławne  — powiedziała Sharon. 

 — Ale może oni ją uprowadzili, nawet jeśli na to nie wygląda. 

 — Ty zadzwoń, a ja idę za żywopłot wysikać się. 

Sharon odeszła i wyjęła komórkę. Miała w niej wszystkie ważne telefony do 

gazet oraz stacji telewizyjnych. Zaczęła dzwonić. 

Toni zdołała połączyć się z Billem Wongiem. Nalegała, aby nie przyprowa-

dzał policji z tymi wszystkimi wyjącymi syrenami, bo Trixie może uciec. 

Wkrótce przybyły pierwsze radiowozy. Toni spotkała je na rogu ulicy. 

 — Idźcie spokojnie — wyszeptała do Billa.  — Trixie może mieć kłopoty z 

ojcem. 

 — Masz na myśli wykorzystanie? 

 — Coś w ten deseń. 

 — Zostań tutaj i zostaw to nam. 

Wydawało  się,  że  zajęło  to  dużo  czasu.  Potem  przybyło  mnóstwo  reporte-

rów. 

 — To właśnie Toni ją znalazła  — powiedziała dumnie Sharon. 

 — I Sharon  — dodała lojalnie Toni. 

Objęły się ramionami i stały, uśmiechając się, kiedy błyski fleszy migotały 

na ich twarzach. Potem zaczął się młyn, gdy otworzyły się drzwi i wyprowadzo-
no Trixie z głową osłoniętą kocem. Mężczyznę i kobietę również wyprowadzo-
no, ale Toni zauważyła, że nie byli w kajdankach. 

TLR

background image

Inspektor Wilkes zbliżył się do dziewcząt i powiedział szorstko: 

 — Przyjdźcie na komendę. Musicie złożyć zeznanie. 

W drodze powrotnej Toni powiedziała: 

 — Zadzwoń do Agathy. Będzie chciała wziąć w tym udział. 

 — Dlaczego? Przecież nic nie zrobiła. 

 — Ale jest szefem. Dzwoń! 

Sharon z posępną miną wyjęła telefon i udawała, że dzwoni. 

 — Nie odpowiada  — powiedziała radośnie. 

 — Zostawiłaś wiadomość? 

 — Zapomniałam. 

 — Zrób to teraz! 

Agatha stała pod chatą Jamesa. Nie było go w domu. Wróciła więc do siebie 

i zamknęła się. Poszła na górę, rozebrała się, wzięła prysznic i postanowiła poło-
żyć maseczkę na twarz. Kiedy siedziała na brzegu łóżka, czekając, aż maseczka 
stwardnieje,  zauważyła  nagle  czerwone  światełko  mrugające  w  słuchawce  tele-
fonu,  co  oznaczało,  że  miała  wiadomość.  Podniosła  słuchawkę  i  niecierpliwie 
słuchała, jak operatorka mówiła jej, że ma jedną wiadomość, a potem przycisnęła 
przycisk „jeden". 

To był Patrick: „Właśnie miałem telefon. Toni znalazła tę zaginioną dziew-

czynę i reporterzy już są na miejscu . 

Przeklinając,  Agatha  pobiegła  do  łazienki,  gdzie  zmyła  maseczkę,  szamo-

cząc się z ubraniami. Wybiegła z chaty, wsiadła do samochodu i ruszyła do Mir-
cesteru.  Na  komendzie  jedyne,  co  mogła  zrobić,  to  czekać  w  recepcji  na  poja-
wienie się Toni i Sharon. 

Minęły dwie godziny, nim wreszcie dziewczyny wyszły. Wyglądały na wy-

czerpane. 

Agatha słuchała, jak Toni opisywała, w jaki sposób zdołały odnaleźć Trixie. 

Kiedy skończyła, Agatha powiedziała chłodno: 

TLR

background image

 — Powinnyście natychmiast do mnie zadzwonić. 

 — Dzwoniłam  — powiedziała Sharon.  — Nie było czasu dzwonić wcze-

śniej i Toni mogła się pomylić. 

Agatha  natychmiast  poczuła  się  wredna  i  małostkowa.  Musiała  przegapić 

wiadomość Sharon. Ale z pewnością operatorka mówiła, że ma tylko jedną wia-
domość i ona była od Patricka. 

 — Dobra robota  — pochwaliła. — Czy rodzice są zadowoleni? 

 — Przesłuchują pana Ballarda. Toni powiedziała, że wygląda, jakby Trixie 

uciekła, ponieważ ojciec ją wykorzystywał. Ci ludzie ze żłobka myśleli, że ona 
ma  siedemnaście  lat.  Powiedziała  im,  że  czeka  na  kartę  pracy  i  że  jest  sierotą. 
Więc zatrudnili ją, dali mieszkanie oraz jedzenie. 

Kiedy wyszły z komendy, liczba reporterów zwiększyła się. Agatha próbo-

wała złożyć oświadczenie, ale oni chcieli Toni i Sharon. Zagryzłszy wargi, stała 
z boku, obserwując, jak dwie młode dziewczyny zbierają wszystkie zaszczyty. 

Po  powrocie  do  domu  Agatha  spojrzała  w  lustro  w  łazience  i  ku  swojemu 

przerażeniu zobaczyła, że ma kawałki maseczki przyklejone do brwi i włosów. 

Przedtem zawsze byłam tą jedyną, obdarzoną intuicją detektywistyczną  — 

myślała. Przypomniała sobie, jak próbowała być w centrum uwagi przed komen-
dą i zwinęła się w kulkę na łóżku. Próbowała się zrobić tak mała, jak się czuła.

TLR

background image

Rozdział VIII 

 

 

Pomimo grożącej recesji, w agencji detektywistycznej Agathy Raisin interes 

kwitł.  Rozgłos  po  odnalezieniu  Trixie  spowodował,  że  znów  było  dużo  pracy. 
Przyszedł  czas  na  rozwinięcie  firmy.  Zadziwiająca  liczba  policjantów  pragnęła 
odejść ze służby, znużona rządowymi wymaganiami. Jeśli oficer nie osiągnął od-
powiedniego wskaźnika aresztowań, miał małe szanse na awans. To znaczyło, że 
im  bardziej  bezwzględne  było  oskarżanie  normalnie  przestrzegających  prawa 
obywateli o każde małe wykroczenie, tym lepiej. Policjanci byli też przeciążeni 
pracą papierkową. 

Agatha wynajęła dwóch mężczyzn około czterdziestki: Paula Bensona i Fre-

da Austera. Paul był chudy, niezdarny i posępny, a Fred pucołowaty i radosny. 
Ale obaj byli wysoce kompetentni. 

Tylko  Toni  i  Sharon  stawały  się  coraz  bardziej  przygnębione.  Wzrastająca 

liczba spraw ich nie dotyczyła. Agatha kazała im wrócić do szukania zaginionych 
zwierzaków. 

Phil i Patrick byli zadowoleni z nowo przybyłych, ponieważ wreszcie mogli 

zrobić sobie tak bardzo potrzebne im wakacje. Phil postanowił spędzić je w do-
mu, pracując w ogrodzie. 

 Jesień skradała się do Cotswolds. Liście na lipach zaczynały się już zmie-

niać i żniwa zostały zakończone. Cotswolds radowało się wspaniałością babiego 
lata.  Pewnego  sobotniego  ranka  siwa  głowa  Phila  pochylała  się  nad  grządką 
kwiatową, kiedy mężczyzna uświadomił sobie, że jest obserwowany. 

Wyprostował się, odwrócił i zobaczył Toni. 

— Co za miła niespodzianka — powiedział. — Przyrządziłem rano dzbanek 

lemoniady. Siądźmy w ogrodzie. 

Dziewczyna  usiadła  na  ogrodowym  krześle  przy  misternej  roboty,  metalo-

wym stole. Kiedy  Phil wyszedł z kuchni, niosąc szklanki i dzbanek lemoniady, 
powiedziała: 

TLR

background image

— Słyszę słabe dźwięki orkiestry. 

— To z pubu. Mają tam jakieś wiejskie święto. 

— Bez Agathy? 

—  Słyszałem  od  pani  Bloxby,  że  ona  straciła  zainteresowanie  wiejskimi 

sprawami. Cieszę się, że cię widzę. Jakiś szczególny powód wizyty? 

Toni wzięła szklankę lemoniady i westchnęła. 

— Chodzi o Agathę. 

— Rozumiem. 

—  Chyba  zauważyłeś,  że  odkąd  znalazłam  Trixie  i  zyskałam  ten  cały  roz-

głos, a ona wynajęła tych dwóch nowych ludzi, to dostaję same śmieci. 

—  Tak,  zauważyłem    —  odparł  zażenowany  Phil.    —  Powinnaś  porozma-

wiać z nią o tym. 

— Przypuszczalnie powinnam. Ale faktem jest, że jestem zmęczona byciem 

wdzięczną Agacie. Wybawiła mnie z domowych kłopotów, znalazła mieszkanie, 
chroniła mnie i opiekowała się mną. Jeśli się jej poskarżę, to owszem, prawdo-
podobnie przesunie mnie do czegoś bardziej godnego. Ale ona powinna chcieć to 
zrobić bez mojego namawiania! 

 — Ona nie ma mocy telepatycznej, wiesz... Musisz z nią porozmawiać. 

 — Wiesz, że ona mnie przeraża... 

 — No, może wydawać się trochę straszna, ale ma serce ze złota. Jesteś bar-

dzo młoda. Może ona jest zazdrosna? 

 — Oczywiście, że jest zazdrosna. Może ma powód, żeby być. Powiedziałam 

Sharon po tym, jak znalazłyśmy Trixie, żeby do niej zadzwoniła i ona powiedzia-
ła, że to zrobiła. Okazało się jednak, że skłamała. Jesteśmy z Sharon przyjaciół-
kami, więc Agatha mogła pomyśleć, że celowo ją wyeliminowałyśmy. 

 — Chciałabyś, żebym z nią porozmawiał? 

 — Nie, w porządku. Myślałam przez długi czas o wstąpieniu do policji. To 

takie frustrujące, kiedy musisz przesłuchiwać ludzi, nie mając żadnego oficjalne-
go upoważnienia. Ale Agatha pomyślałaby, że jestem niewdzięczna. .. 

TLR

background image

 — Porozmawiaj o tym z Billem Wongiem i może z panią Bloxby. Ona jest 

taką wrażliwą, uspokajającą kobietą. 

 — Skoro jestem we wsi, mogę równie dobrze wpaść do niej teraz. Dzięki za 

lemoniadę. 

 — Znajdziesz ją na tym święcie. To jest na polu za pubem. 

 — A jeśli Agatha tam jest? 

 — Wtedy zdobądź się na odwagę i porozmawiaj z nią. 

 Pani  Bloxby  stała  znużona  za  stołem  chlubiącym  się  napisem  „Wiejskie 

Rzemiosło". 

 — O, panna Gilmour. Jak miło cię widzieć — ucieszyła się żona pastora. — 

Jest pani Jardine, żeby mnie zwolnić. Chodźmy do namiotu z zakąskami i weźmy 
sobie lody. Mamy niezwykle gorący dzień. 

Kiedy już wystały się w kolejce i zapłaciły za  małe porcje lodów truskaw-

kowych, pani Bloxby poprowadziła je do stolika w rogu namiotu. 

 — Czy pani Raisin dołączy do nas? — zapytała pani Bloxby. 

 — Powód, dla którego ja tu jestem, to prośba o radę w sprawie Agathy. 

 — Ona nie jest w kłopocie, mam nadzieję? 

 —  Ona  nie.  Ja  jestem.  Odkąd  zdobyłam  to  uznanie  w  związku  ze  sprawą 

Trixie, Agatha daje mi tylko nieważne zajęcia. 

 — Więc musisz z nią pogadać. Pani Raisin jest moją przyjaciółką. Nie mo-

gę rozmawiać o niej za jej plecami, jeśli ona nie ma problemu, z którym  mogła-
bym pomóc. Masz dużo odwagi, aby radzić sobie z nieprzyjemnymi sprawami, a 
nie możesz porozmawiać ze swoją życzliwą, bardzo życzliwą szefową? 

 — Agatha jest bardziej przerażająca niż nieprzyjemne sprawy. 

 — Wystarczy! Rozmawiałaś jeszcze z kimś o tym? 

 — Wpadłam do Phila Marshalla, zanim tu przyszłam. 

TLR

background image

 —  To  jest  mała,  plotkarska  wioska.  Pani  Raisin  wkrótce  usłyszy  o  twojej 

wizycie, zapyta pana Marshalla, po co u niego byłaś i nie mam wątpliwości, że 
on jej powie. Lepiej idź i zobacz się z panią Raisin natychmiast. 

Toni  zbliżała  się  do  domu  Agathy  ociężałym  krokiem.  Zadzwoniła,  mając 

nadzieję, że jej nie ma. Ale pani domu otworzyła drzwi. 

 — Toni! Co za niespodzianka. Wejdź do ogrodu. 

Kiedy usiadły przy ogrodowym stole, Agatha zapytała: 

 — Czy to towarzyska wizyta? 

 — Nie — odparła Toni, gapiąc się na swoje stopy. 

 — Więc, o co chodzi? 

 — Dlaczego daje mi pani same nieważne sprawy? 

 —  Mam  dwóch  nowych  detektywów,  Paula  oraz  Freda,  i  chcę  ich  wypró-

bować. 

Toni podniosła swoje niebieskie oczy i spojrzała prosto w twarz Agathy. 

 — Sądzę, że od sprawy Trixie jest pani zazdrosna o mnie. 

Czekała, aż wybuchnie burza, ale reakcja Agathy zdumiała ją. Szefowa sie-

działa nieruchomo, patrząc w dal na wzgórza Cotswolds. Z dala dochodził słaby 
dźwięk wiejskiej orkiestry. 

Potem Agatha wydała głębokie westchnienie i powiedziała cicho: 

 — Tak, oczywiście, masz całkowitą rację. 

 — Ale dlaczego? 

 —  Nie  jestem  fotogeniczna  —  odparła  Agatha.    —  Nawet  gdybym  to  ja 

rozwiązała sprawę, fotografowie i reporterzy i tak widzieliby ciebie, i zapomnie-
li, że ja istnieję. Przykro mi, nie jestem ostatnio sobą. 

 — O co chodzi? 

 — Wiek, jak przypuszczam. Mówi się, że pięćdziesiątka to jest nowa czter-

dziestka, ale ci, co tak twierdzą nie wiedzą, co mówią. Charles przychodzi i wy-
chodzi, James traktuje mnie jak kumpla, a Sylvan interesował się mną tylko po 

TLR

background image

to, żeby dowiedzieć się, co odkryłam. To bardzo przygnębiające. Tak naprawdę, 
to Charles złapał  Sylvana.  To był jego pomysł. Ty znalazłaś Trixie.  Więc  mar-
twię się nie tylko tym, że tracę wygląd i atrakcyjność, którą miałam, ale również 
zaczynam wątpić w swoją wartość jako detektywa. 

 — Chce pani, żebym wyszła? 

 — Dobry Boże, nie! Wynagrodzę ci to w poniedziałek rano. A teraz napij-

my się drinka. Co byś chciała? 

Toni poprosiła o wódkę z tonikiem. 

Kiedy Agatha  wyszła przygotować napoje, Toni poczuła się złapana w pu-

łapkę.  Jak  teraz    —  po  tym  wybuchu  samokrytycyzmu  Agathy  —  mogłaby 
wyjść? 

Szefowa wróciła z drinkami i spojrzała na zakłopotaną twarz Toni. 

 — Zapomnij o tym  — powiedziała szorstko.  — Czułabyś się lepiej, gdy-

bym nakrzyczała na ciebie i powiedziała, że gadasz głupoty, prawda? 

Toni posłała jej niechętny uśmiech. 

 — Coś koło tego. 

 —  Więc  przejdźmy  do  czegoś  innego.  Ciała  Sylvana  nie  znaleziono  i  to 

mnie niepokoi. Policja prawie zamknęła sprawę; co prawda ciągle go szukają, ale 
niezbyt ochoczo. Uznali, że Felicity wiedziała coś o przemycie i dlatego została 
zastrzelona.  Przyjęli  też,  że  George  Bross  został  oszukany  przez  Sylvana  i  jest 
niewinny. Nie rozumiem tego. Naprawdę nie wierzę temu człowiekowi. Żałuję, 
że nie mogę dostać się do jego żony, Oliwii. Ona bardzo chciała mnie zatrudnić, 
ale jej mąż to ukrócił. 

 — Agencja działa dobrze  — stwierdziła Toni.  — Może wróci pani do He-

wes i zobaczy, czy uda się złapać Oliwię gdzieś na zakupach lub w innym miej-
scu? 

Agatha rozchmurzyła się. 

 — To jest  myśl! Nie lubię zostawiać sprawy z tak wieloma pytaniami bez 

odpowiedzi. 

TLR

background image

 —  Lepiej  niech  pani  jedzie  w  przebraniu    —  powiedziała  zaniepokojona 

Toni.  — Jeśli Bross jest zbrodniarzem, może pani mieć kłopoty. 

 — Pojadę jako ja  — postanowiła prowokująco Agatha.  — To może wywo-

ła wzburzenie. 

Agatha,  zanim  wyruszyła  w  poniedziałek  rano,  po  ogłoszeniu  personelowi, 

że  powierza  Toni  odpowiedzialność  za  agencję,  miała  ochotę  zadzwonić  do 
Charlesa. Szybko jednak odrzuciła ten pomysł. Jeśli było coś do odkrycia, znaj-
dzie to sama. Zakwaterowała się w Wesołym Farmerze i zastanawiała, gdzie za-
cząć.  Downboys  było  małą  wioską.  Może,  gdyby  zaparkowała  gdzieś  wzdłuż 
drogi  wiodącej  z  Downboys  do  Hewes,  mogłaby  zobaczyć  przejeżdżającą  Oli-
wię?  Okolica,  wygrzewająca  się  w  babim  lecie,  które  było  błogosławieństwem 
Cotswolds, wyglądała bardziej przyjaźnie i mniej przerażająco niż ją zapamięta-
ła. Zaparkowała nieco za Downboys pod drzewami i czekała. 

Godziny ciągnęły się w nieskończoność. 

Ona  prawdopodobnie  robi  zakupy  we  wsi  —  pomyślała  Agatha,  tłumiąc 

ziewanie. 

Późnym popołudniem  wróciła do Hewes, zdecydowawszy,  że podjedzie do 

Downboys po zmroku i zobaczy, czy w domu świecą się światła. Byłoby głupie 
marnować więcej czasu, gdyby Oliwii i George'a nie było w domu. 

Po zmroku minęła powoli dom. W oknach na dole światła były zapalone. 

 — Co teraz robić?  — zastanawiała się. 

Podjechała trochę dalej i zatrzymała się znowu. Była ciekawa, czy jeśli za-

dzwoniłaby, Oliwia odebrałaby telefon. Ale jeśli zadzwoni, a George odbierze i 
ona rozłączy się, to czy nie będzie sprawdzał, kto dzwonił? Jeszcze rozpozna jej 
numer i zacznie gonić ją do Hewes, krzycząc, żeby się nie wtrącała. 

Z drugiej strony przecież przyjechała do Downboys właśnie po to, by wywo-

łać wzburzenie. Wyjęła telefon i po sprawdzeniu numeru zadzwoniła. 

Ku jej uldze, odebrała Oliwia. 

 — Tu Agatha Raisin  — powiedziała szybko. — Pamięta mnie pani? Cie-

kawa jestem, co u was słychać. 

TLR

background image

 — Muszę z panią pomówić — wyszeptała Oliwia. 

 — Możemy się spotkać  — odparła niezwłocznie Agatha. — Jestem w We-

sołym Farmerze w Hewes. 

 — O dziesiątej jutro rano — powiedziała Oliwia i rozłączyła się. 

Może się wreszcie czegoś dowiem  — myślała radośnie Agatha. Jeśli Oliwia 

jest  pewna,  że  to  Sylvan  zabił  Felicity,  to  będę  mogła  wrócić  do  Mircesteru  i 
przestać gryźć się tą całą sprawą. 

 

Następnego dnia Agatha czekała. Nadeszła dziesiąta i minęła. Czekała w ho-

telowym holu, potem wyszła na ulicę i tam czekała, rozglądając się niespokojnie 
na prawo i lewo. Przed południem wreszcie zdecydowała, że coś się stało. Wsia-
dła w samochód i pojechała powoli w kierunku Downboys, uważając na nadjeż-
dżające samochody, żeby nie minąć Oliwii. 

Minął ją ambulans kierujący się do Hewes. Mam nadzieję, że to nie ma nic 

wspólnego z Oliwią  — myślała Agatha. 

Podjechała pod dom. Bramy były zamknięte. Ponieważ Jerry Carton odszedł, 

ciekawa była, czy tylne wejście będzie strzeżone. Podjechała tam. Nikt nie pró-
bował jej zatrzymać. 

Przeszła  przez  trawnik  do  oszklonych  drzwi,  rozglądając  się  nerwowo  na 

prawo i lewo, w razie, gdyby psy gdzieś tu były. W salonie zobaczyła kobietę z 
odkurzaczem. Drzwi były otwarte. 

Kobieta zobaczyła Agathę, wyłączyła maszynę i zapytała: 

 — Czego pani chce? 

 —  Czy  pani  jest  panią  Fellows?  —  zapytała  Agatha,  pamiętając  nazwisko 

jednej ze sprzątaczek, którą Toni przesłuch i wała. 

 — Nie, jestem pani Dimity. Nikogo nie ma w domu.  Pan Bross pojechał z 

żoną do szpitala. 

 

 — Co się stało? 

 — Biedna pani spadła ze schodów w holu i złamała sobie szczękę o poręcz. 

TLR

background image

 — Wie pani, w którym jest szpitalu? 

 — Przypuszczam, że w Hewes General. 

Agatha  pośpiesznie  wróciła  do  miejsca,  gdzie  zostawiła  samochód.  Czy 

Oliwia poślizgnęła się, czy została zepchnięta? Musi się tego dowiedzieć. 

W hotelu zapisała sobie, jak się dostać do szpitala. Znalazła sklep ze sprzę-

tem medycznym i kupiła biały fartuch laboratoryjny i stetoskop. 

Podjechała  do  szpitala  i  zaparkowała.  Przebrała  się  w  biały  fartuch.  Na 

szczęście miała w torebce etykietkę z nazwiskiem pozostawioną po konferencji, 
na której była w związku z ostatnią sprawą. Przypięła ją sobie do fartucha, wstl-
nęła do kieszeni telefon i zamknęła torebkę w bagażniku samochodu. 

Ze  stetoskopem  dyndającym  na  szyi  skierowała  się  do  szpitala.  Domyślała 

się, że Oliwia prawdopodobnie będzie w prywatnym pokoju. Kłopot był w tym, 
żeby  wyglądać  na  prawdziwego  członka  personelu  medycznego.  Agatha  szła 
więc  zdecydowanym  krokiem,  choć  cały  czas  obawiała  się, że  zostanie  zdema-
skowana. 

Wreszcie  na  końcu  korytarza  zobaczyła  George'a  wychodzącego  z  pokoju. 

Pośpiesznie cofnęła się do najbliższej sali. 

 — No, nareszcie  — usłyszała marudny, starczy głos.  — Dzwonię i dzwo-

nię po basen. Niech się pani pospieszy. Nie chcę zmoczyć pościeli. 

Starsza  dama  z  rzadkimi  srebrnymi  włosami  i  zwiędłą  twarzą  leżała  z 

utkwionym  w  nią  wzrokiem.  Agatha  weszła  do  łazienki  i  niechętnie  podniosła 
basen. Gdyby powiedziała staruszce, że to nie jest jej praca, ta  mogłaby zacząć 
znowu dzwonić. Agatha weszła z powrotem do pokoju, odkryła kołdrę i wsunęła 
basen  pod  starą  damę.  Wydawało  jej  się,  że  to  zajęło  wieki,  a  potem  poczuła 
straszny smród. Przypomniała sobie, że widziała w łazience nawilżone chustecz-
ki. Wróciła z paczką, wyjęła basen i wyczyściła kobietę, a potem wyniosła basen 
do łazienki. Wzdrygnąwszy się, wyrzuciła zawartość do toalety, wlała do basenu 
środek dezynfekujący i pośpiesznie uciekła. 

Oto, co nas czeka, kiedy się zestarzejemy  — pomyślała. 

TLR

background image

Poszła w kierunku pokoju, z którego  — jak zauważyła  — wychodził Geor-

ge, otworzyła drzwi i weszła. Oliwia leżała na łóżku z zamkniętymi oczami. Jej 
szczęka była odrutowana. Agatha delikatnie zbliżyła się do łóżka. 

 — Oliwio  — szepnęła.  — To ja, Agatha. 

Oliwia  otworzyła  oczy  i  patrzyła  na  nią  przerażona.  Wysunęła  jedną  rękę 

spod kołdry i uczyniła taki ruch, jakby chciała ją przegonić. Agatha zobaczyła na 
stoliku  przy  łóżku  blok  papieru  i  pióro.  Już  miała  napisać  „Co  się  stało?",  ale 
zamiast tego napisała „Gdzie jest Sylvan?". 

I wtedy wyraźnie usłyszała dochodzący z korytarza głos George'a. 

 — Rzucę ostatnie spojrzenie na żonę i sprawdzę, czy jest jej wygodnie. 

Popędziła do łazienki i zamknęła drzwi. Drzwi nie miały wprawdzie zamka, 

ale  był  stołek  dla  starszych  i  niedołężnych  ludzi,  którego  używali  do  siedzenia 
pod prysznicem. Agatha podstawiła go pod klamkę i przycisnęła ucho do drzwi. 

Usłyszała głos mówiący: 

— Zostawię teraz pańską żonę, panie Bross-Tilkington, aby zasnęła. Dozna-

ła szoku i potrzebuje odpoczynku. Dam jej zastrzyk ze środkiem uspokajającym. 

— Dobra myśl. Proszę nie wpuszczać do niej nikogo. Rozumie pani? Niko-

go. 

— Oczywiście, zostawię instrukcje personelowi. 

Agatha czekała, dopóki nie upewniła się, że odeszli. 

Wtedy usunęła stołek i weszła do pokoju. Oliwia miała zamknięte oczy, ale 

łzy ciekły jej po policzkach. 

— Mogę pani pomóc  — wyszeptała. Podała jej papier. 

— Szybko. Zanim zastrzyk zacznie działać. 

Z wielkim wysiłkiem Oliwia napisała coś i opadła na poduszki. 

Agatha porwała kartkę papieru i pośpiesznie wyszła. Kiedy wreszcie wsiadła 

do samochodu, westchnęła z ulgą. Wyjęła kawałek papieru z kieszeni i przeczy-
tała. Pająkowate litery biegły przez stronę. Oliwia napisała: Calle Miro, Ramblas, 
Barcelona... 

TLR

background image

Agatha  zmarszczyła  brwi.  Więc  Sylvan  nadal  żył?  Zawsze  była  pewna,  że 

uciekł. Nie było sensu iść na policję z tą informacją. George powiedział, że spę-
dzili miesiąc miodowy w Barcelonie. 

Musiała działać sama. Powie personelowi, że potrzebuje przerwy. Toni bę-

dzie odpowiedzialna za agencję i ją zastąpi. Gdyby się okazało, że to tylko kupa 
fałszywych  śladów,  wiodących  donikąd,  wszyscy  uwierzą,  że  po  prostu  była  w 
Hiszpanii na wakacjach. Postanowiła spędzić następne kilka tygodni, upewniając 
się, agencja działa gładko i potem powiedzieć, że wyjeżdża na wakacje. 

Był jednak ktoś, kto naprawdę powinien wiedzieć, gdzie i dlaczego wyjecha-

ła. Było już ciemno, kiedy pojechała do Carsely. Kościół był oświetlony, świecą-
cy złotym światłem, witający ją w domu. 

Postanowiła,  że  jeśli  Charles  będzie  w  jej  chacie,  poprosi  go    —  i  może 

przekona  — żeby z nią pojechał. Ale dom był ciemny i cichy. 

Agatha rozpaczliwie chciała odkryć coś sama, aby udowodnić sobie i innym, 

że naprawdę jest dobrym detektywem. 

 

Agatha  siedziała  w  kawiarni  na  wolnym  powietrzu  na  deptaku  Ramblas  w 

Barcelonie.  Obserwowała  tłum  ludzi  przechodzących  tam  i  z  powrotem.  Zasta-
nawiała się, czy to jest to, co większość ludzi robi w sobotę  — chodzą w jedną 
stronę  i  potem  z  powrotem  w  stronę  portu.  Wcześnie  rano  zlokalizowała  Calle 
Miro.  Była  to  wąska  uliczka  odchodząca  od  Ramblas,  z  wysokimi  apartamen-
towcami po obu stronach. Agatha nie znała numeru domu, a nie było tam żadnej 
kawiarni, gdzie mogłaby siedzieć i patrzeć, czy Sylvan się nie pokaże, więc usa-
dowiła się na Ramblas. Jeśli Sylvan  — o ile był żywy   — kupił nową łódź, z 
pewnością będzie kierował się w stronę portu.  

Oczy Agathy zmęczyły się obserwowaniem ruchliwego tłumu. W końcu po-

stanowiła pójść do portu i obserwować jachty. Z bolącym biodrem spacer wyda-
wał się jej bardzo długi, ale przebiła się przez ciżbę ludzi zgromadzonych przy 
żywych statuach.  Zatrzymała się przy człowieku udającym Juliusza Cezara, za-
stanawiając się, w jaki sposób jest on w stanie pozostawać tak długo absolutnie 
nieruchomy. 

TLR

background image

Było dość późno, kiedy Agatha osiągnęła swój cel. Spacerowała, obserwując 

jachty i motorowe statki wycieczkowe. Przed wieczorem poczuła się zmęczona, 
głodna i pokonana. Znalazła więc restaurację i zamówiła mały dzbanek czerwo-
nego  wina  oraz  talerz  pieczonego  królika.  Z  przyjemnością  zauważyła  dużą 
szklaną popielniczkę na stole przed sobą. Nie tak, jak Francuzi czy Anglicy  — 
Ka — talończycy szczęśliwie lekceważyli zakaz palenia. 

Agatha postanowiła zostać w Barcelonie jeszcze jeden dzień. Potem weźmie 

nabazgraną notatkę Oliwii i zaniesie na policję', chociaż będzie musiała wymy-
ślić dobry powód, dlaczego trzymała ją tak długo. 

Pokrzepiona dobrym obiadem, zdecydowała się wziąć taksówkę z powrotem 

na Calle Miro i ostatni raz rzucić okiem dookoła. Wysokie budynki wznosiły się 
po każdej stronie wąskiej ulicy. Po półgodzinie gapienia się w okna zdecydowa-
ła,  że  to  beznadziejne.  Zawróciła  w  kierunku  Ramblas  i  właśnie  przechodziła 
ciemną aleją, kiedy nagle ktoś ją pochwycił i wepchnął jej coś do ust. Agatha ko-
pała i walczyła, czując zarazem, że traci przytomność. 

Kiedy Agatha doszła do siebie, ostrożnie otworzyła oczy. Ręce miała zwią-

zane przewodem z tyłu, na plecach. Jej nogi również były skrępowane i miała na 
sobie kostium kąpielowy. 

A  więc  to  tak    —  myślała,  próbując  nie  płakać.  Mam  zostać  wrzucona  do 

morza.

TLR

background image

 

Leżała na boku. Oprócz łóżka, w pokoju było tyłko jedno krzesło, a na ścia-

nie źle wykonany obraz Matki Boskiej. 

Agatha czuła, jak ogarniają ją mdłości. Przekręciła się na brzeg łóżka i gwał-

townie zwymiotowała na podłogę. 

Drzwi  się  otworzyły  i  weszła  kobieta  o  wyglądzie  Cyganki:  śniada  skóra, 

duże brązowe oczy i  masa ciemnych włosów. Mruknęła coś i wróciła z powro-
tem z wiadrem oraz mopem, po czym zaczęła sprzątać podłogę. 

 — Pomóż mi  — prosiła Agatha. 

Kobieta  kontynuowała  sprzątanie.  Agatha  spojrzała  na  obraz  i  rzekła  roz-

paczliwie: Matka Boska. Kobieta j stanęła jak wryta, przeżegnała się, ale wyszła 
z pokoju, zabierając wiadro i mopa ze sobą.  

Agatha znowu odpłynęła w nieświadomość. Kiedy odzyskała przytomność, 

w  pokoju  było  ciemno.  Samotna  świeca  paliła  się  przed  portretem  Dziewicy. 
Twarz piekła ją i parzyła.   

Chloroform  — pomyślała. Moja twarz będzie cała w ranach. 

Cichy francuski głos zabrzmiał z sąsiedniego pokoju. 

— Wiesz, co robić, Mario. Idź  do niej. 

Maria weszła do Agathy, niosąc strzykawkę. Uklękła przed obrazem, a po-

tem zbliżyła się do łóżka. 

— Proszę  — wyszeptała Agatha.  — Por favor. 

Maria położyła palec na ustach, wbiła strzykawkę w materac i opróżniła ją. 

Zerwała przewód  z rąk i kostd Agathy, potem delikatnie zamknęła jej oczy. 

 — Martwa  — powiedziała szeptem.  — Jak martwa. 

Agatha kiwnęła głową. 

Minęło pół godziny. Potem usłyszała dwóch mężczyzn wchodzących do po-

koju.  Ktoś  ją  podniósł  i  przerzucił  sobie  przez  ramię.  Potem  usłyszała  głos  Sy-
lvana. 

TLR

background image

Suka, waży z tonę. 

Pozbądźmy się jej. 

George Bross! Z pewnością to był głos George'a. 

Agacie  bardzo  trudno  było  udawać  martwą,  jako  że  została  wrzucona  do 

worka i wyniesiona na dół, na klatkę schodową, a jej nogi obijały się o poręcz. 

Do bagażnika z nią — rozkazał Sylvan. 

Wrzucili ją do środka i usłyszała trzask zamykanego bagażnika. Samochód 

telepał się i dudnił po bruku. Zdawało się jej, że podróż nie trwała długo. Potem 
otwarto  bagażnik  i  poczuła  słoną  woń  powietrza.  Sylvan  znowu  przerzucił  ją 
przez ramię. 

Ta jest najlepsza, jaką mogłeś zdobyć?  — usłyszała głos George'a. 

Potrzebowaliśmy  taniej,  niewinnie  wyglądającej  łódki.  Ta  jest  taka.  Teraz 

wrzuć ją do morza. Wyrzuć ją z worka i zrzuć. Będzie martwa dla świata przez 
następne kilka godzin. Zaczekam tu na ciebie. 

Agatha czuła kołysanie, kiedy wnosili ją na pokład. Gdy znosili ją potem na 

dół, jej głowa i nogi uderzały o schody. Została rzucona na koję, ściągnęli z niej 
worek i usłyszała, jak George wyszedł. 

Otworzyła oczy. Leżała w brudnej, śmierdzącej kabinie. Łódź ruszyła. Aga-

tha zdawała sobie sprawę, że Jest bardzo słaba, a musi wyjść na pokład i wysko-
czyć  przez  prawą  burtę  tak  szybko,  jak  to  możliwe.  Przerażenie  dodało  jej  sił. 
Chwiejąc się na nogach, pochyliła się pod zejściówką. George stał przy sterze i 
ryk silnika uniemożliwił mu usłyszenie Agathy pełznącej do góry po schodach. 
Poruszała  się  cicho,  jak  najdalej  od  niego,  w  stronę  rufy.  Zastanawiała  się,  czy 
jest  niebezpieczeństwo  wkręcenia  się  w  śrubę  napędową.  Cofnęła  się  nieco  i 
zbierając  całą  swoją  odwagę,  skoczyła  przez  burtę.  Z  trudem  łapała  powietrze, 
kiedy spadła i zachłysnęła się słoną wodą. Wypłynęła na powierzchnię. Serce jej 
niemal  stanęło.  Światła  portu  wydawały  się  bardzo  odległe  i  nie  sądziła, że  ma 
wystarczająco dużo siły, żeby pokonać tę odległość. 

I wtedy wodę rozświetlił silny wybuch. Łódź z George'em na pokładzie eks-

plodowała i stanęła w płomieniach. Agatha zrozumiała, że Sylvan chciał pozbyć 
się ich obojga. 

TLR

background image

Policyjna  łódź  motorowa  wypłynęła  z  portu,  a  jej  silne  światła  oświetlały 

morze. Agatha machała jak oszalała, rozpryskując wodę. Łódź okrążyła Agathę i 
silne ręce ' wciągnęły ją na pokład. Policjant, który mówił po angielsku, zbliżył 
się do niej. Wzięła głęboki oddech i wyjaśniła; krótko, co się stało oraz że poszu-
kiwany przez Interpol; 

Sylvan Dubois, nadal żyje.   

A potem, po raz pierwszy w swoim życiu, groźna Agatha Raisin zemdlała. 

Obudziła się w szpitalnym łóżku, w prywatnym pokoju. Walczyła z podusz-

kami. Dwaj hiszpańscy detektywi siedzieli obok niej. 

 — Musi pani powiedzieć nam, co się stało. Znaleźliśmy apartament na Calle 

Miro, ale nikogo tam nie było. 

Agatha niechętnie zaczęła opowiadać swoją historię; jak Oliwia dała jej na-

zwę  ulicy  w  Barcelonie  i  że  postanowiła  sama  zbadać  sprawę.  Marię  nazwała 
Carmen, bo to było jedyne hiszpańskie imię, jakie jej przyszło do głowy, i dała 
policji fałszywy jej opis. Opowiedziała, jak miała być utopiona i że miało to wy-
glądać jak wypadek, a przynajmniej George miał w to wierzyć. Sylwan zamierzał 
zabić ich oboje. Bała się, że on już kieruje się do Anglii, żeby pozbyć się Oliwii, 
ale policjanci zapewnili ją, że Oliwia jest już strzeżona. 

Później tego dnia hiszpańscy detektywi zostali zastąpieni przez angielskich, 

z oddziału specjalnego. Agatha znowu musiała powtórzyć całą historię. Jeden z 
nich powiedział, że reporterzy podnoszą wrzawę na zewnątrz. 

 — Nie mamy nic przeciwko podaniu tego do prasy, bo to może sprawić, że 

wszyscy będą czujni. Wyznaczamy nagrodę za schwytanie Sylvana Dubois. 

 — Poproszę o lusterko  — zażądała Agatha. 

Pielęgniarka  przyniosła  jej  podręczne  lusterko  i  Agatha  pisnęła  z  przeraże-

nia. Jej twarz była pokryta czerwonymi rankami od chloroformu, a włosy proste i 
matowe.  — Muszę mieć makijaż oraz fryzjera  — stwierdziła stanowczo. 

Historię Agathy podały wszystkie stacje telewizyjne wszystkie gazety w Eu-

ropie oraz Brytanii. 

Maria,  która  wróciła  do  cygańskiego  obozowiska  wysoko  w  Pirenejach, 

przeczytała o wyczynie Agathy i była zadowolona,  że kobiecie udało się uciec. 

TLR

background image

Była zakochana w Sylvanie i zaślepiona, aż do momentu, kiedy przekonała się, 
że jest mordercą. 

 

Roy  Silver  czuł  podle,  bo  też  mógłby  zyskać  takie  uznanie,  gdyby  tylko 

Agatha wzięła go ze sobą do Barcelony. 

Charles  i  pani  Bloxby  byli  przerażeni  tym,  jak  blisko  śmierci  znalazła  się 

Agatha. Siedząc w ogrodzie plebanii, Charles powiedział: 

 — Widziałem Agathę zeszłej nocy w telewizji i wyglądała strasznie blado. 

 — To prawdopodobnie gruby makijaż — powiedziała pani Bloxby.  — Po-

wiedziała, że wierzy, iż to chloroform  spalił jej twarz. Ciekawe, gdzie jest pan 
Lacey? 

* * * 

W tej chwili James siedział przy łóżku Agathy, robiąc jej wykład. 

 — Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, kiedy przeczytałem o tobie. Po-

winnaś była iść prosto na policję. 

 —  Och,  przestań  gderać    —  skarciła  go  Agatha,  która  zaczynała  czuć  się 

nieco lepiej. 

 —  Zaczynałam  się  zastanawiać  nad  swoimi  umiejętnościami  detektywi-

stycznymi, ale naprawdę udowodniłam sobie, że je mam. 

 — Byłaś bardziej jak koza na postronku niż detektyw  — powiedział James.  

— W każdym razie, mówią, że jutro wychodzisz do domu, więc zdecydowałem 
się być twoim ochroniarzem. 

 — To miło z twojej strony  — odparła Agatha, przyglądając się jego przy-

stojnej  twarzy  i  zastanawiając  się,  dlaczego  już  nic  do  niego  nie  czuje.  —  Czy 
Oliwia wszystko powiedziała? Czy wie, kto zabił jej córkę? 

 — Wierzy, że to był Sylvan. Najwidoczniej ona rzeczywiście nic nie wie o 

przemycie. 

Policja nie przywitała Agathy jak bohaterki. Zarówno ci z Mircesteru, jak i z 

Hewes,  byli  na  nią  wściekli.  Tylko  dzięki  dobremu  prawnikowi,  wynajętemu 

TLR

background image

przez Jamesa, uniknęła pozwania do sądu i oskarżenia o utrudnianie śledztwa po-
licji. 

Musiała wyprostować sprawy w agencji. Dwaj nowi detektywi, Paul Benson 

i Fred Auster, uskarżali się, że ktoś tak młody jak Toni jest ich szefem i odmówi-
li wykonywania poleceń. Agatha, poruszona przesłuchaniem na policji, sklęła ich 
i zagroziła, że ich zwolni, a potem wysłała, aby pędem zabrali się do pracy, któ-
rej  wykonania  przedtem  odmówili.  James  wpadał  do  biura  wczesnym  wieczo-
rem, aby ją zabrać na obiad. Agatha czekała na to, ale tylko dlatego, aby być wi-
dzianą z przystojnym mężczyzną — nic więcej. 

Tak było, dopóki James łaskawie nie rozszerzył zaproszenia na Toni i Sha-

ron.  Toni  spojrzała  na  twarz  Agathy  i  pośpiesznie  powiedziała,  że  ani  ona,  ani 
Sharon nie są odpowiednio ubrane na wyjście. Jednak James tak nalegał, że Aga-
tha w końcu poczuła się zobligowana do przekonania dziewczyn, aby się do nich 
przyłączyły. 

Sharon miała ogolone brwi i w ich miejscu narysowane ołówkiem dwa łuki, 

nadające  jej  okrągłej  twarzy  wyraz  ustawicznego  zdziwienia.  W  nosie  miała 
ćwiek, a jej na czerwono ufarbowane włosy były pokryte blond pasmami. Obfite 
piersi  wylewały  się  z  głęboko  wyciętego  dekoltu.  Toni  nosiła  wyblakły  podko-
szulek i dżinsy. 

Obie  były  w  doskonałym  humorze  i  James  uśmiechał  się  do  nich pobłażli-

wie. 

I  właśnie  wtedy  Agatha  zaczęła  żałować,  że  nie  ma  swojego  mężczyzny. 

James był dla niej jak brat. Charles przychodził i odchodził. Roy składał okazjo-
nalne wizyty. 

Ale ktoś własny przy boku  — myślała rozmarzona  — byłby towarzystwem 

na stare lata i również ochroną, ponieważ cień Sylvana już zawsze będzie mnie 
prześladował. 

 — O czym myślisz?  — zapytał nagle James. 

 — Och, o tym i owym  — odparła niejasno. Właśnie przypomniała sobie, że 

słyszała o ekskluzywnej agencji matrymonialnej. Członkostwo kosztowało dużo, 
ponieważ należeli tam sami bogaci ludzie. 

 — Spróbuję tego  — powiedziała na głos. 

TLR

background image

 — Czego pani spróbuje?  — zapytała Sharon. 

 — Czegoś na deser  — odparła przytomnie Agatha.

TLR

background image

Rozdział IX 

 

 

Miesiąc później Agatha ubrała się z wielką starannością na swoją pierwszą 

randkę.  To  było  bardzo  podniecające.  Spojrzała  na  zdjęcie  stojące  na  nocnej 
szafce.  Przedstawiało  szczupłego  mężczyznę  średniego  wzrostu  o  gęstych  brą-
zowych włosach i miłym uśmiechu. Był to nikt inny, tylko baron, lord Thirlham, 
co oznaczało hobby, dobre wina, czytanie i spacery po okolicy. 

Miał  posiadłość  w  Oxfordshire  i  umówili  się  na  spotkanie  w  restauracji  w 

hotelu Randolph w Oksfordzie. 

Kiedy wychodziła na randkę, miała głowę pełną marzeń. Widziała już ogło-

szenie w popularnym „The Time". Będzie lady Thirlham, rzuci agencję detekty-
wistyczną i stanie się prawdziwą damą. Będzie otwierać różne uroczystości i ro-
bić dobre uczynki, a ludzie będą mówić, jaka jest łaskawa i miłosierna. 

Thirlham był wdowcem, co było z pewnością lepsze niż gdyby był już żona-

ty i się rozwiódł. 

Po  zostawieniu  samochodu  na  hotelowym  parkingu,  Agatha  skierowała  się 

do hotelu i przeszła do restauracji. 

 — Stolik lorda Thirlhama  — powiedziała wyniośle do kierownika sali. 

Skierowano  ją  do  stolika  przy  oknie.  Była  dokładnie  na  czas,  ale  jego  lor-

dowska mość jeszcze się nie pojawił. 

Planowała  wypić  tylko  trochę,  ponieważ  była  pewna,  że  będzie  prowadzić 

samochód. Agencja podawała surowe zasady, że paty najpierw powinny dać so-
bie czas, aby się wzajemnie poznać. Minęło pół godziny, a ciągle nie było śladu 
barona. Agatha zamówiła więc mocny dżin z tonikiem. 

Po kolejnym kwadransie Agatha już miała wychodzić, kiedy do stolika pod-

szedł mały, okrągły mężczyzna. Spojrzała na niego w zdumieniu. 

 — Lord Thirlham? 

 — To ja  — powiedział, siadając i strzepując serwetkę. 

TLR

background image

Musiał przysłać zdjęcie z czasów młodości  — pomyślała posępnie Agatha. 

Miał siwe włosy, a jego twarz była okrągła z raczej wyłupiastymi oczami i 

małymi, zaciśniętymi ustami. 

On  chyba  przysłał  zdjęcie  jakiegoś  swojego  kolegi  —  kombinowała  dalej 

Agatha. 

Lord uśmiechnął się do niej i powiedział: 

 —  Celem  tego  obiadu  jest  dowiedzieć  się  czegoś  o  sobie  nawzajem,  więc 

opowiem pani o sobie. 

No i zrobił to — długo, w wystudiowany sposób, zafascynowany swoją hi-

storią, przerywając jedynie po to, by zamówić jedzenie i wino.  Zaczął  od dzie-
ciństwa, opiekunki, brata i dwóch sióstr, przez szkołę, uniwersytet, wojsko i tak 
dalej, nie zważając na to, że Agatha już go nie słucha. 

W końcu nie  mogła już dłużej wytrzymać i kiedy przyniesiono kawę, pod-

niosła się.   

 — Idziesz przypudrować nos? 

 — Właśnie. 

 Skierowała  się  do  recepcji  i  poprosiła  portiera,  aby  przyniesiono  jej  część 

rachunku, ponieważ chce zapłacić, i nie informowano jej towarzysza, że wyszła. 

Agatha uregulowała należność i uciekła w noc. Wpłaciła agencji  matrymo-

nialnej dużo pieniędzy. Z pewnością usłyszą rano, co trzeba. 

W agencji bardzo ją przepraszano. Wskazano, że w kontrakcie jest zapisane, 

że  jeśli  Agatha  nie  spotka  nikogo  odpowiedniego  w  ciągu  roku,  dwie  trzecie 
wpłaconej sumy będą jej zwrócone. 

W sercu Agathy wzrosła nadzieja, że być może następny będzie mężczyzną 

z  jej  marzeń.  Powiedziała  w  agencji,  że  kolejna  fotografia,  jaką  otrzyma,  musi 
być aktualnym zdjęciem kandydata na randkę. 

Przez jakiś czas żadnemu z kandydatów Agatha nie wydała się pociągająca. 

Aż  pewnego  rana  otrzymała  z  agencji  list,  razem  ze  zdjęciem  i  opisem.  Jej  na-
stępną nadzieją był wykładowca uniwersytecki. Zdjęcie przedstawiało wysokiego 

TLR

background image

mężczyznę  w  jej  wieku,  w  okularach  i  tweedowej  marynarce  oraz  flanelowych 
spodniach. Usta miał jak żaba. Nazywał się John Berry. 

Może trzeba dać mu szansę  — pomyślała Agatha. 

Spotkać się mieli w Londynie, w restauracji w Chinatown. Agatha postano-

wiła jechać pociągiem. Ubrała się w wygodny garnitur i płaskie buty. Przed spo-
tkaniem  planowała  odwiedzić  fryzjera  w  Londynie,  ponieważ  zawsze  czuła  się 
pewniejsza, mając nową fryzurę. 

Kiedy weszła do restauracji, wspomnienia o Sylvanie sprawiły, że czuła się 

niespokojna. Nie mogła się oprzeć ciekawości, ile osób spośród personelu zostało 
nielegalnie przemyconych do Brytanii. 

Rozpoznała swojego kandydata ze zdjęcia. Podniósł się od stolika i posłał jej 

czarujący  uśmiech.  Agatha  rozpogodziła  się.  Jej  promienność  przygasła  nieco, 
kiedy on powiedział ostrożnie: 

 — Wiesz, że zasady są takie, iż na pierwszej randce każdy płaci za swój po-

siłek. 

 — Tak, oczywiście  — odparła. 

Zasugerował, żeby zamówili najtańszy zestaw dla dwojga. Agatha zastana-

wiała się, jak on mógł sobie pozwolić na tak drogą agencję. Nosił tę samą twee-
dową marynarkę, jak na zdjęciu, i hawajską koszulę. 

 — W twoim opisie  — zaczął  — jest mowa, że prowadzisz jakiś interes. Co 

to jest? 

 — Agencja detektywistyczna. 

 — Jesteś szpiclem!  — wykrzyknął. 

 — Jestem prywatnym detektywem  — powiedziała zimno.  — Ludzie wy-

najmują mnie, żeby... 

Jego oczy błysnęły za grubymi okularami. 

 — Szpiegujesz dla rządu. 

 — Nic podobnego. 

TLR

background image

 — Zawsze kłamiecie. To z powodu tego,  że zorganizowałem  marsz do tej 

elektrowni jądrowej. 

 — Bzdury! 

 — Żadne bzdury. Założę się, że mój telefon jest na podsłuchu. Jesteś typem, 

jakiego zatrudniają  — szykowna, bogata burżujka. 

 — Mówisz absolutne bzdury  — krzyczała Agatha.  — Jesteś paranoikiem! 

 — Jak śmiesz mnie tak nazywać! Znam cię dobrze. 

 — Zanim wstanę i wyjdę, powiedz mi, dlaczego wynająłeś taką drogą agen-

cję, żeby znaleźć małżonkę. 

 — Ponieważ ojciec umarł i zostawił mi masę forsy. Chcę znaleźć kogoś o 

podobnych gustach, żeby walczył ze mną ramię w ramię. 

Agatha  wyjęła  portfel  i  odliczyła  pieniądze  na  pokrycie  swojej  części  ra-

chunku. 

 — Wypchaj się!  — ryknęła, wstała i wyszła z restauracji. 

Zamówiła sobie na noc pokój w hotelu, ponieważ następnego dnia zamierza-

ła iść do agencji i powiedzieć, co o nich myśli. 

Rano  zastała  agencję  w  chaosie.  Dwie  dziewczyny,  wyglądające  na  debiu-

tantki, pakowały dokumenty do pudeł. Jedna niewątpliwie płakała. 

 — Gdzie jest Amanda?  — zapytała Agatha, pamiętając imię właścicielki. 

 — Zbankrutowała  — powiedziała jedna z dziewczyn.  — Właśnie tak. Pa-

kujemy się i wynosimy. 

 — Co? Chcę zwrotu moich pieniędzy  — wrzasnęła Agatha.  — Gdzie jest 

Amanda Carlson? 

 — W domu, jest strasznie przygnębiona. 

 — Gdzie jest jej mieszkanie? 

 — W Kynance Mews, w Kensington, obok weterynarza. 

Agatha wzięła taksówkę do Kensington i zadzwoniła do drzwi Amandy. Fi-

ranka na górze uniosła się, ale nikt nie otworzył drzwi. 

TLR

background image

 —  Proszę  otworzyć  albo  zrobię  taką  scenę,  że  wszyscy  sąsiedzi  dowiedzą 

się, że pani zbankrutowała — krzyknęła Agatha przez otwór na listy. 

Usłyszała wewnątrz kroki zbliżające się do schodów. Drzwi się otworzyły i 

stanęła w nich Amanda. Była to przystojna kobieta około czterdziestki, z figurą 
klepsydry i jakby wyrzeźbionymi włosami. 

 — A, to pani — powiedziała ponuro.  — Powinnam była wiedzieć. Proszę 

wejść. 

Agatha weszła za nią do położonego na dole salonu. Szybki rzut oka zano-

tował to, co prywatnie myślała o „ekskluzywnym" umeblowaniu: pseudowiejski 
dom. 

 — Nie jest pani nawet właścicielką tego miejsca — narzekała.  — Chcę z 

powrotem moje pieniądze. Musiałam zwariować. Dziesięć tysięcy funtów i do tej 
pory spotkałam tylko parę dziwadeł! 

 — Przykro mi. Nie mam pieniędzy. 

 —  Założę  się,  że  masz.  Jesteś  jedną  z  tych,  co  ukrywają  gotówkę  przed 

urzędem podatkowym. Albo mi je dasz, albo pójdę prosto do prasy. 

 — Ty suko!  — syknęła Amanda.  — Poczekaj tu! 

Agatha czekała niecierpliwie. W końcu Amanda wróciła i wręczyła jej pacz-

kę banknotów. 

 — Tu jest wszystko  — powiedziała ponuro. 

Chwyciwszy paczkę i wetknąwszy ją do torebki, Agatha wyszła, trzasnąw-

szy za sobą drzwiami.  

Dopiero jak odebrała samochód z parkingu w Mcreton-in-Marsh i jechała do 

Carsely, zdała sobie sprawę z tego, że powinna poprosić o oddanie dokumentów i 
nalegać, aby wszystkie jej dane zostały usunięte z komputera w agencji. Ale nie 
chciało jej się  wracać. Czuła się jak  idiotka. Nie  miała nawet chęci zadzwonić. 
Zamiast tego poszła do pani Bloxby i opowiedziała jej — po raz pierwszy — o 
swoich daremnych poszukiwaniach małżonka. 

TLR

background image

Pani  Bloxby  miała  ochotę  wybuchnąć  śmiechem,  kiedy  Agatha  opisywała 

tych dwóch mężczyzn, z którymi się spotkała. Jednak jej przyjaciółka wyglądała 
na tak przygnębioną, że się nie ośmieliła. 

Kiedy Agatha skończyła, zapytała spokojnie: 

 — Nie sprawdziła pani najpierw tej agencji? 

 — Powinnam była, ale agencja wydała mi się szanowana. Była blisko miej-

sca,  gdzie  ja  kiedyś  miałam  biuro.  Ogłaszali  się  we  wszystkich  ilustrowanych 
magazynach. Dostałam zwrot pieniędzy. Lepiej zabiorę się do pracy. 

 — Czy zdobycie mężczyzny jest dla pani aż tak ważne, pani Raisin? Zaw-

sze myślałam o pani jako o samowystarczalnej. 

Agatha westchnęła. 

 — Byłoby wspaniale mieć kogoś, żeby jechać z nim na wakacje czy poroz-

mawiać wieczorem o różnych sprawach. 

 — Czasami ktoś się pojawia, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Pan La-

cey szukał pani wczoraj. 

 — Czego chciał? 

 — Przypuszczam, że pragnął po prostu porozmawiać. 

 — Nie mogę patrzeć na niego w ten sam sposób, co kiedyś. Najpierw za-

kończył nasze małżeństwo, bo chciał zostać zakonnikiem. Potem zdecydował się 
zaręczyć

 

z dziewczyną o połowę młodszą od siebie i obnosił się z nią przede 

mną. Nic do niego nie czuję.

 

 —  Ale  dyskutowała  pani  z  nim  o  różnych  sprawach.  Czy  wiadomo  coś  o 

Sylvanie? 

 — Nic, jak do tej pory. 

Agatha  wróciła  do  chaty.  Wyjęła  rybę  z  zamrażarki  i  rozmroziła  ją  przed 

ugotowaniem dla kotów.  Łachudry, ledwie dotknęły suchego jedzenia, które im 
zostawiła. 

Potem  poszła  do  sąsiedniej  chaty  i  zadzwoniła.  James  otworzył  drzwi  i 

uśmiechnął się do niej. 

TLR

background image

 — Szukałem cię wczoraj. 

 — Byłam w mieście. 

Weszła za nim i usiadła na kanapie. 

 — Kawy? 

 — Drinka. 

 — Przypuszczam, że dżin z tonikiem. Ale nie pal! 

Kiedy wrócił z drinkiem, zapytała, czy wie coś o Sylvanie, ale odparł, że nie. 

 — Jesteś absolutnie pewien, że Oliwia nic nie wie? 

 — Policja wydaje się całkiem pewna. Zastanawiam się, czy ona  ma jakieś 

własne  pieniądze,  ponieważ  policja  będzie  chciała  przejąć  cały  ich  majątek, 
twierdząc, że pochodzi z przestępstwa. Może dobrze byłoby iść i zobaczyć się z 
nią. Pójdę z tobą, jeśli chcesz. 

Agatha jęknęła: 

 — Nie mogę znieść myśli o tej długiej podróży do Downboys. 

 — Ja poprowadzę. 

 — W porządku. Więc jutro. Teraz pójdę do biura zobaczyć, co się dzieje. 

Downboys wyglądało tak posępnie, jak Agatha je zapamiętała. Podjechali do 

domu  Oliwii.  Ale  nikogo  nie  było,  a  na  zewnątrz  umieszczono  tabliczkę  „Na 
sprzedaż". 

Poszli do pubu i zapytali, czy ktoś wie, gdzie wyjechała Oliwia. Jakaś kobie-

ta  powiedziała  im, że  przebywa  u  swojej  siostry  w  Brighton,  a  panie  Fellows  i 
Dimity  mają  jej  adres.  Po  długim  szukaniu  pani  Fellows  znalazła  go;  numer  5, 
Beau Square, blisko the Steyne. 

 — Stąd nie jest daleko do Brighton — powiedział James. 

Czy on nić nie czuje?  — zastanawiała się Agatha, przyglądając sie profilowi 

swojego  eksmęża.  —  Byliśmy  małżeństwem,  kochaliśmy  się,  a  teraz  jesteśmy 
jak para starych kawalerów. 

TLR

background image

Beau Square właściwie nie był placem, lecz zaułkiem z małymi, malowany-

mi domkami stojącymi wzdłuż brukowanej ulicy. 

Drzwi otworzyła im tęga, siwowłosa kobieta. 

 — Chcielibyśmy rozmawiać z Oliwią  — powiedziała Agatha. 

 — Jesteście z prasy? 

 — Nie. Oto moja wizytówka. Oliwia mnie zna. 

 — Zaczekajcie tutaj  — powiedziała, trzaskając im drzwiami przed nosem. 

 Nie było jej tak długo, że zaczęli się obawiać, iż Oliwia nie zechce ich wi-

dzieć. Drzwi jednak wreszcie się otworzyły i kazano im wejść do środka. 

Oliwia  czekała  w  przyjemnym  salonie  na  dole.  Schudła,  ale  wydawała  się 

opanowana. 

 — To jest moja siostra, Harriet  — przedstawiła ją.  — Harriet, to Agatha, 

którą wynajęłam, żeby odkryła, co się stało z moją kochaną córką. James był jej 
narzeczonym. 

 —  Pamiętam  pana  z  wesela  —  powiedziała  Harriet,  mierząc  Jamesa  zim-

nym wzrokiem.  — O połowę dla niej za stary  — oto, co pomyślałam. 

 —  Proszę,  siadajcie    —  zaprosiła  Oliwia.  —  Harriet,  daj  nam  minutę  lub 

dwie. 

Harriet wyszła. 

 — Moja siostra jest bardzo opiekuńcza  — westchnęła Oliwia. 

 —  Byliśmy  ciekawi,  czy  pani  wie,  dlaczego,  do  licha,  Sylvan  zabił  pani 

córkę na jej własnym ślubie. 

 —  Kłopot  w  tym,  że  policja  nadal  nie  wie,  jak  on  to  zrobił.  Miał  żelazne 

alibi. 

 — Sądzi pani, że córka coś wiedziała o przemycie i powiedziałaby to swo-

jemu przyszłemu mężowi? 

 — Moja córka była na wskroś niewinna. Jak dziecko. Mój  mąż i ja  mieli-

śmy oddzielne sypialnie i czasami przychodziła do mnie w nocy i prosiła, żeby 

TLR

background image

przeczytać jej jakąś historię, tak jak to robiła, kiedy była dzieckiem. Policja my-
śli, że Sylvan wynajął kogoś, żeby ją zabił. 

 — Nie mogę zrozumieć, Oliwio, jak mogłaś się nie, domyślić, że dzieje się 

coś złego.

TLR

background image

 

Jak  bym  mogła?  George  zarobił  dużo  pieniędzy  na  nieruchomościach  w 

Hiszpanii. Powiedział, że kocha swoją łódź. Ja  mam  chorobę  morską, więc by-
łam szczęśliwa, że on wypływał sam albo z Sylvanem. Sylvan! Ciągle nie mogę 
uwierzyć. Oboje byliśmy otumanieni przez niego. Felicity chciała wyjść za mąż. 
Białe wesele to było jej największe marzenie. Ona była całkiem jak dziecko. Jej 
wychowawczyni w szkole mówiła, że jest lekko upośledzona, ale była taka słod-
ka...  George  wydał  fortunę,  żeby  poprawić  jej  wygląd.  Liposukcja,  doskonała 
operacja plastyczna w Kalifornii, osobisty trener  — wszystko, co najlepsze. Sy-
lvan  mówił, że  mężczyźni nigdy nie zauważają, że kobieta nie  ma  mózgu, jeśli 
jest piękna. 

James spurpurowiał. 

Sylvan powiedział, że starszy mężczyzna jest tym, czego potrzebuje  — wy-

jaśniała Oliwia. — Kiedy teraz o tym myślę, to widzę, że byliśmy jak kukiełki, a 
on pociągał za sznurki. Płakałam i płakałam, ale już więcej nie mogę. Myślicie, 
że znajdą Sylvana? 

Mam  nadzieję    —  powiedziała  Agatha.    —  Obawiam  się  tylko,  żeby  on 

pierwszy nie znalazł mnie. Brakuje pani męża? 

Nie wiem. On stał się takim brutalem. Przyzwyczaiłam się, że na mnie krzy-

czał i mi rozkazywał  — dziwne, ale jest jakoś pusto. Nie myślę o nim. Przykro 
mi, że musiał tak strasznie umrzeć, ale myśl, że on przestawał z kimś, kto zabił 
moją córkę... 

Do pokoju weszła Harriet i powiedziała posępnym głosem, żeby już wyszli. 

 — Czuję, że to była zmarnowana podróż  — stwierdził James, kiedy wracali 

do domu. 

 — Niekoniecznie. Nie sądzę, że Oliwia jest jakąś aktorką. Ona jest prosta. 

Sprawy się wyjaśniły. 

 — Co myślisz o obiedzie, kiedy wrócimy?  — zasugerował James. 

 — Może być, ale w pubie. 

 — Nie wolno tam palić, wiesz? 

TLR

background image

 — Och, wolno. Jest tam teraz ogrzewane patio. 

Pojawił się Charles i dołączył do nich. To był zwykły, towarzyski obiad w 

gronie przyjaciół. 

Co do licha dzisiejsze feministki zrobiły ze mnie?  — myślała Agatha. Po-

wiedziałyby,  że  mam  udany  biznes  i  przyjaciół.  Po  co  mi  mężczyzna?  Seks? 
Wykażą, że seks jest łatwo dostępny. Ale to, czego pragnę, to miłość. To miłość 
sprawia,  że  czujesz  radość  i  podniecenie.  Wypełnia  mózg  złotymi  myślami.  To 
miłość czyni całe to męczące utrzymanie kobiety w średnim wieku łatwym. 

Ale jednej rzeczy, w bolesny sposób, Agatha się nauczyła  — nigdy więcej 

agencji matrymonialnych. 

Po kilku tygodniach Agatha otrzymała list z tłoczonym napisem „Aristo Da-

ting". W liście pisano, że lokal agencji matrymonialnej Diamond został przejęty 
przez nich, razem z listą klientów. Czy Agatha chciała, żeby usunęli jej dane? Je-
śli nie, to przedstawią jej bardzo odpowiedniego mężczyznę. Nie będzie żadnych 
opłat, dopóki nie znajdzie kogoś, kto się jej spodoba. 

 W sercu Agathy znowu zakwitła nadzieja, chociaż głos rozsądku mówił jej, 

żeby porzuciła tę myśl. Powoli jednak zbliżało się Boże Narodzenie. Nie chciała 
być sama. 

Oczarowała ją  myśl o przystojnym, wysokim  mężczyźnie, który ma na wsi 

przyjemną rezydencję z psami. Chodziliby na długie spacery i wracali wieczorem 
na wspólny obiad. A potem poszliby po schodach na górę, do głównej sypialni i 
on by powiedział... 

Skończyłam,  Agatho  —  zawołała  jej  sprzątaczka,  Doris  Simpson.  Bańka  z 

marzeniami pękła, jako że musiała iść zapłacić. Ale marzenie znowu wróciło w 
ciągu dnia. 

Wysłała maila do agencji z informacją, że jeśli mają odpowiedniego dla niej 

mężczyznę, to niech on napisze do niej i przyśle zdjęcie. 

Odpowiedź nadeszła następnego dnia. Kandydat nazywał się Geoffrey Cam-

den  i  był  wysokim,  smukłym  mężczyzną  z  gęstymi  siwymi  włosami.  Stał  na 
schodach  wiejskiej  rezydencji  z  dwoma  psami  myśliwskimi  u  stóp.  Napisał,  że 
jest  wdowcem,  który  lubi  strzelanie,  łowienie  ryb  i  wizyty  w  londyńskich  tea-
trach. Widział jej zdjęcie i czytał profil. 

TLR

background image

Agatha pomyślała, że pani Bloxby prawdopodobnie radziłaby jej zapomnieć 

o całej sprawie, ale czuła, że musi z kimś porozmawiać. Była niedziela wieczo-
rem. Zadzwoniła do żony pastora, która natychmiast odpowiedziała, że przyjdzie. 

 — W sobotę wieczorem Alf jest zawsze jak niedźwiedź z bolącą głową — 

wyjaśniła pani Bloxby. 

 Alf był jej mężem i Agatha sądziła, że w sobotę wieczorem powinien czuć 

się podniesiony duchowo. 

Pani  Bloxby  usiadła  wdzięcznie  na  miękkiej  skórzanej  poduszce  kanapy 

Agathy, przyjęła kieliszek sherry i zapytała, co się dzieje. 

Agatha wydrukowała maila i pokazała jej. 

 — Sądzę, że powinna pani najpierw go sprawdzić i dowiedzieć się, czy jest 

tym, za kogo się podaje  — poradziła pani Bloxby.  — Jeśli ma rezydencję, po-
winien być w „Kto jest kim". Ma pani egzemplarz? 

 — Ma około pięćdziesięciu pięciu lat. Proszę poczekać. Znajdę go. 

Agatha wróciła z książką i przejrzała strony. 

 — Mam szczęście. Jest. Emerytowany major. Wdowiec. Adres: The Gran-

ge, Abton Parva, Shropshire. Hobby  — jak w mailu. Wiek -55 lat. 

 — Może powinna pani najpierw jechać do Londynu i sprawdzić tę agencję. 

Wywęszyć, czy są kompetentni. 

 — Myślę, że najpierw trochę z nim  pokoresponduję. W  moim CV dla po-

przedniej agencji nie podałam, że jestem detektywem. Powiem mu, i jeśli to go 
nie odstraszy, może dam sobie szansę. 

Po  dwóch  tygodniach  korespondencji  Agatha  czuła,  że  zna  dobrze  Geo-

ffreya. Opisywał swoje życie na wsi, rozmowy z ludźmi z pobliskiej wsi, mówił 
o scysjach z pastorem i tym, że planuje jechać do Londynu. 

W ostatnim mailu sugerował, żeby spotkali się w Londynie na obiedzie. 

Agatha  zgodziła  się.  Ku  jej  zdziwieniu,  proponował  restaurację  w  China-

town, gdzie miała poprzednią randkę. Agatha odpowiedziała, że wolałaby gdzieś 
indziej. 

TLR

background image

Minęły trzy dni bez odpowiedzi. Agatha mogła skoncentrować się na pracy. 

W końcu przyszedł mail proponujący spotkanie w restauracji Lifeboat w dokach 
Świętej Katarzyny, o ósmej wieczorem w sobotę. 

Agatha radośnie wyraziła zgodę i zadzwoniła do pani Bloxby z dobrą wia-

domością. Potem umówiła się do kosmetyczki i fryzjera na sobotę rano. 

W  sobotę  po  południu  pani  Bloxby  siedziała  w  poczekalni  u  dentysty,  po-

nieważ  wypadła  jej  plomba.  Miała  szczęście,  bo  większość  gabinetów  jest  za-
mknięta w weekendy. Był to prywatny gabinet i pani Bloxby miała nadzieję, że 
nie zapłaci zbyt dużo. Kobieta, która weszła przed nią, wydawała się być tam ca-
łe wieki i żona pastora żałowała, że nie wzięła książki. 

Przeglądała więc strony magazynu „Country Life", żałując, że nie ma więcej 

pism  z  opowieściami.  Nagle  otworzyła  na  podwójnej  stronie  ze  zdjęciami.  Nie 
mogła uwierzyć własnym oczom. Były tam zdjęcia z wesela Goeffreya Camdena. 
Trzęsącymi się rękami wyjęła telefon i poprosiła operatorkę o połączenie z jego 
numerem. Odebrała kobieta. Pani Bloxby poprosiła do telefonu pana Camdena. 

 — Tutaj pani Camden  — odpowiedziała kobieta.  — Męża nie ma w domu. 

Pojechał do Londynu na spotkanie ze starym przyjacielem. Nie będzie go do ju-
tra. 

Trzeba ostrzec Agathę. .Pani Bloxby wybrała numer Agathy, ale telefon był 

wyłączony. 

 Zastanawiała  się,  czy  Goeffrey  Camden,  ostatnio  ożeniony,  byłby  typem 

mężczyzny, który oszukuje żonę i umawia się przez agencję matrymonialną. 

I nagle jedna straszna myśli przyszła pani Bloxby do głowy  — Sylvan. 

A jeśli to Sylvan oszukiwał Agathę? Zrozpaczona zadzwoniła do Toni i wy-

jaśniła  sytuację.  Dziewczyna  powiedziała,  że  zadzwoni  do  Billa  Wonga  i  sama 
pojedzie do Londynu. Bill słuchał uważnie, ale stwierdził, że nie może postawić 
na nogi Scotland Yardu z powodu tak naciąganej teorii. Ponieważ cały Interpol 
nadal  szuka  Sykana,  on  nie  ośmieli  się  im  przeszkadzać,  ale  może  pojechać  z 
Toni do Londynu. 

W  drodze  do  Londynu  Toni  zadzwoniła  do  Jamesa  i  Charlesa,  a  potem  do 

Roya Silvera. Roya nie było, więc zostawiła mu wiadomość, żeby tak szybko, jak 
to tylko możliwe, pojechał do doków Świętej Katarzyny i ostrzegł Agathę. 

TLR

background image

Agatha przybyła do restauracji dziesięć minut wcześniej. Wnętrze było bar-

dzo ciemne. Kelner za jej plecami zapytał, czy chce coś do picia. Zamówiła cam-
pari z wodą sodową. Piła małymi łykami i studiowała menu. Była to jedna z tych 
cukierkowatych kart dań, których nienawidziła. 

Nieoczekiwanie poczuła się oszołomiona. Wyciągnęła telefon i włączyła go, 

w razie gdyby się spóźniał i chciał się z nią skontaktować. 

W telefonie usłyszała głos Toni: 

 — Wynoś się stamtąd, Agatho. To pułapka. To może być Sylvan. 

 Agatha podniosła się chwiejnie, potknęła i prawie upadła. 

Łagodny francuski głos powiedział: 

 — Obawiam się, że pani za dużo wypiła. Pomogę jej wyjść. 

Agatha otworzyła usta do krzyku, ale restauracja zakręciła się dokoła niej i 

coś stało się z jej głosem. To było jak jeden z tych koszmarów, kiedy próbujesz 
krzyczeć, a wydajesz z siebie tylko kwilący pisk. 

Wzięła  jedynie  łyk  campari  z  wodą  sodową,  myśląc,  że  jest  to  wyszukany 

drink, chociaż był jednym z tych, których nie lubiła. Powietrze nieco ją ożywiło i 
zaczęła słabo walczyć. 

 — Z tyłu, na żebrach masz broń. Jeden krzyk i jesteś martwa. 

Bill, a za nim Toni, wpadli do restauracji. Pierwszą rzeczą, jaką Toni zauwa-

żyła, była torebka Agathy, leżąca na krześle. 

 — Gdzie jest ta pani, do której to należy?  — krzyczała Toni. 

Podszedł kierownik. 

 — Tej pani zrobiło się niedobrze i kelner wyprowadził ją na świeże powie-

trze. 

 — Czy to był Francuz? 

 — Tak. Zastępuje jednego z naszych kelnerów, który nagle zachorował. 

Bill wyjął telefon i zadzwonił do Scotland Yardu, podczas gdy Toni pobiegła 

do  doków.  Dok  Świętej  Katarzyny  jest  nazywany  koją  Londynu.  Motorówki  i 

TLR

background image

jachty kołyszą się tu na kotwicach. Toni podeszła do starszego mężczyzny, który 
pilnował: łodzi. 

 — Czy jakaś łódź właśnie odpłynęła? 

 — Tak. To była duża łódź motorowa. 

 — Nazwa? 

- Co? 

 — Jak się nazywa?  — krzyknęła Toni. 

 — „Versales". 

 — „Versailles"? 

 — Być może. Język mi się plącze z tymi francuskimi nazwami. 

Nadszedł Bill. 

 — Policja rzeczna zaraz tu będzie. Musimy go złapać, zanim wyrzuci ją za 

burtę. 

Agatha patrzyła ponuro na Sylvana, który siedział w kabinie naprzeciw niej. 

 — Widzę, że twój stary przyjaciel Jerry Carton nas wiezie. Co zamierzacie 

ze mną zrobić? 

 — Wyrzucić cię za burtę do morza. Woda jest przyjemnie zimna o tej porze 

roku. 

 — Ale policja wie, że to ty. 

Wzruszył ramionami. 

 — Jeszcze mnie nie złapali. 

 — Dlaczego? Dlaczego chcesz mnie zabić? 

 — Zemsta. Czysta zemsta.  I pomyśleć, że nawet zachęcałem Oliwię, żeby 

cię wynajęła. Sądziłem, że to sprawi, iż wydam się niewinny, ale potem zdałem 
sobie  sprawę,  że  twoje  wścibstwo  stało  się  dla  mnie  zagrożeniem.  Zniszczyłaś 
mój lukratywny interes. 

 — Ale dlaczego zabiłeś Felicity? 

TLR

background image

 — A, nie zrobiłem tego. To George. 

 — Jej własny ojciec?! 

 — Pamiętaj, że to nie był jej ojciec. Uprawiał z nią seks, odkąd miała czter-

naście lat. Przyrzekła mu, że będą to robić nadal po jej ślubie. Ona miała obsesję 
na  punkcie  seksu.  Ale  nagle  bardzo  wzięła  sobie  do  serca  swoje  małżeństwo  i 
powiedziała  mu, że  nie  chce  mieć  z  nim  nic  wspólnego  po  ślubie.  Próbował  ją 
zmusić. Powiedziała, że powie wszystko swojej matce, Oliwii. Więc założył — 
jak wy to nazywacie? — kombinezon, rękawiczki, plastikowe buty i zastrzelił ją 
przez okno, żeby wyglądało na to, że to ktoś z zewnątrz to zrobił. Potem spalił 
wszystko w palenisku. 

 — A broń? 

 — Miejscowej policji nigdy nie przyszło do głowy nas przeszukać. George 

po prostu wsunął ją za ściągacz spodni pod kurtką, zadzwonił na policję, poszedł 
z nimi do kościoła i przekazał ją mnie. 

 — A ty co z nią zrobiłeś? 

 — Przy pierwszej okazji wyrzuciłem do rzeki. 

 — Gdzie do rzeki? 

 — Nie ma sensu ci mówić, bo tym razem mi nie uciekniesz. 

Agatha rozpaczliwie próbowała podtrzymać rozmowę, więc pytała dalej. 

 — Dlaczego zabiłeś George'a? 

 — Stał się sentymentalny  i niebezpieczny,  żałował  Felicity i zaczął pić za 

dużo. Więc musiał odejść. 

 — Jak zdobyłeś moje dane z agencji? 

 — Łatwo. Wynająłem detektywa, żeby cię śledził. Dowiedziałem się o ban-

kructwie  agencji  i  zobaczyłem  Amandę.  Powiedziałem,  że  mogę  ją  zlicytować, 
jeśli pozwoli mi przejąć listę klientów. Weszła w to. Spodziewa się, że będę jutro 
u jej prawnika. Będzie zawiedziona. 

 — Dlaczego zabiłeś Seana? 

TLR

background image

 — Idiota, miał czelność mnie szantażować. Powiedział, że za mało mu za-

płaciłem za przemyt Chińczyków do kraju. 

 — A biedny Bert? 

 — Ten znowu zawsze czaił się w ciemności. Widział, jak wyładowywałem 

towar. Próbował mnie szantażować. Głupi chłopak! Miał nadzieję wydostać pie-
niądze też od ciebie. Dwaj szantażyści. Puf! I martwi. 

 — Jesteś strasznym draniem. 

 — Ale ty, kochana, jesteś prawie martwa, więc dlaczego się nie zamkniesz i 

nie zaczniesz modlić? W każdym razie, niedługo uśniesz na zawsze. 

Trzymając ją na muszce, drugą ręką tworzył pudełko i wyjął strzykawkę. 

 — Nie chcę, żebyś pływała dookoła, wołając przepływające łodzie o pomoc  

— powiedział Sylvan. 

 — Dlaczego mnie nie zastrzelisz? 

 — W tej małej przestrzeni pocisk mógłby rykoszetować albo zrobić dziurę 

w mojej nowej łodzi. 

Między nimi był stół. Agatha zrobiła gwałtowny ruch do przodu po broń, ale 

on chwycił za nią pierwszy. Uderzył ją w głowę kolbą i Agatha gwałtownie upa-
dła do tyłu. 

 — Że też wcześniej o tyra nie pomyślałem — wymamrotał Sylvan.  — Te-

raz jesteś spokojna. 

Przez  czerwoną  mgłę  Agatha  obserwowała,  jak  napełniał  strzykawkę.  Po-

tem, z całą siłą, jaka jej jeszcze pozostała, rzuciła się przez stół, chwyciła strzy-
kawkę i wbiła mu ją w szyję. 

Sięgnął  po  broń  i  wystrzelił  akurat  w  momencie,  kiedy  Agatha  padła  pod 

stół. 

Nastała długa cisza. Agatha rozluźniła się. 

Jerry  — pomyślała. Muszę sobie poradzić z Jerrym. 

Sylvan był wyeliminowany. I zimny. 

TLR

background image

Trzymając broń, Agatha wciągnęła się po schodach. Przystawiła lufę pistole-

tu do szyi Jerry'ego i rozkazała: 

 — Zawracaj łódź. 

Jerry wcisnął łokieć w brzuch Agathy, która poleciała do tyłu. Broń wypadła 

jej z ręki i przeleciała przez kokpit. Jerry wyłączył silnik i odwrócił się z bronią 
w ręce. Akurat kiedy wystrzelił, Agatha rzuciła się do tyłu i spadła pod zejściów-
kę. Zamknęła oczy. Pobijana i posiniaczona myślała, że już więcej nie ucieknie 
śmierci. 

Tubalny głos zawołał: Policja! I potężne światła ukazały się w oknach kabi-

ny. Agatha ułożyła się w pozycji płodowej. Słyszała plusk i głosy wołające: — 
Łapcie go! Jest w wodzie. 

Potem  nad  sobą  usłyszała  stopy  lądujące  na  pokładzie.  Pierwszy  policjant 

zbiegł, dudniąc po schodach. 

 — Pani Raisin? Czy pani jest panią Raisin? 

Agatha potwierdziła. 

 Potem zeszli na dół inni policjanci i pomogli jej wyjść na górę. 

 — To Sylvan Dubois  — powiedziała Agatha, zataczając się w ich ramio-

nach.  — Dźgnęłam go jego własną strzykawką. 

 — Zabierzemy panią do szpitala. Ma pani brzydki ślad po uderzeniu w gło-

wę  — powiedział jeden z policjantów. 

Po  raz  pierwszy,  odkąd  Sylvan  ją  uderzył,  Agatha  uświadomiła  sobie,  że 

krew spływa z jej po twarzy. Delikatnie pomogli jej wsiąść do policyjnej łodzi. 
Były tam trzy motorówki i w jednej z nich siedział Jerry w kajdankach. 

 —  Wreszcie się skończyło  — powiedziała Agatha, ukryła twarz na piersi 

najbliższego z policjantów i wybuchnęła płaczem. 

W  doku  Świętej  Katarzyny  przywitali  ją  Toni,  Bill,  Charles,  James  i  Roy. 

James przytulił ją, a Toni zażądała wiadomości, czy schwytali Sylvana.  

Policjant z policji rzecznej powiedział surowo: 

 — Pani Raisin musi jechać do szpitala. Zostawcie py tania na później.   

TLR

background image

 — Czy Sylvan jest martwy?  — krzyknęła Toni. 

Agatha odwróciła się, z jedną nogą na stopniu ambulansu. 

 

 — Tylko naćpany. Dźgnęłam go jego własną strzykawką.

TLR

background image

 

Rozdział X  

 

 

Agatha uspokoiła się po tym, jak przebadano jej głowę. Powiedziano jej, że 

otrzymała paskudny cios i miała lekki wstrząs mózgu, ale teraz wszystko jest w 
porządku. 

Obudziła  się  następnego  dnia  i  zobaczyła  dwóch  detektywów  z  oddziałów 

specjalnych.  Przesłuchiwali  ją  przez  godzinę,  dopóki  lekarz  nie  przerwał  im, 
mówiąc, że pacjentka potrzebuje więcej odpoczynku. 

Miał to być początek dni przesłuchań. Toni przybyła z prezentem  — butelką 

francuskich  perfum.  Potem  James  przyniósł  czekoladki,  a  Charles  nic,  chociaż 
zjadł pół pudełka. Roy przyniósł palmę w doniczce, głuchy na krzyki pielęgnia-
rek, że nie wolno wnosić kwiatów. 

 — To nie kwiatki  — skarżył się ponuro Roy. — To drzewo. 

Ale palma została zabrana i powiedziano mu, że może ją wziąć, jak będzie 

wychodził. 

Potem przybyła pani Bloxby, która uprzednio poleciła Doris Simpson, żeby 

w sypialni Agathy znalazła najładniejszą koszulę nocną, a w łazience kosmetyki i 
spakowała walizkę z ubraniami. Agatha po raz pierwszy usłyszała, jak żona pa-
stora dowiedziała się, że jej randka jest pułapką. 

 — Jestem zdziwiona  — powiedziała Agatha  — że reporterzy jeszcze nie 

chcieli się ze mną zobaczyć. 

 — O, oni wszyscy tłoczą się na zewnątrz. 

 — Czy Toni jest tu jeszcze? Była tutaj rano. 

 —  Ona  panią  uwielbia.  Zatrzymała  się  w  Londynie  i  planuje  zabrać  panią 

do domu. 

Agatha spochmurniała. 

TLR

background image

 — Czy powiedziała coś prasie? 

 — Powiedziała tylko  — „Bez komentarza", tak jak reszta z nas. 

Agatha schwyciła słuchawkę i wybrała numer Toni. 

 — Toni, kochanie, nie ma potrzeby, żebyś się kręciła tutaj koło mnie. Czy 

mogłabyś wrócić  do biura i upewnić się, że wszystko idzie gładko? Nie, w po-
rządku. James mnie przywiezie. 

 — Czy on tu jest?  — zapytała pani Bloxby, kiedy Agatha się rozłączyła. 

 — Tak. Tak sądzę. 

Pani Bloxby stłumiła uśmiech. Agatha chciała, żeby moment jej chwały od-

był się bez udziału pięknej Toni, która odebrałaby jej całą uwagę prasy. 

 — Przyjechała pani samochodem?  — zapytała Agathę. 

 —  Nie,  pociągiem.  Mój  samochód  jest  na  stacji  w  Moreton.  Czuję  się  już 

dobrze. Ciekawe, czy pozwolą mi dzisiaj wyjść. 

 — Mogłaby pani zapytać i mogę panią odwieźć. 

 — Byłoby wspaniale.  Myślę, że policja wyciągnęła już ze  mnie wszystkie 

informacje. 

Wezwany  lekarz  powiedział,  że    —  o  ile  nie  będzie  prowadziła  —  może 

wyjść do domu. 

 Agatha wycofała  się do łazienki z walizką ubrań oraz kosmetyków i prze-

brała się. Umyła i wysuszyła włosy, a potem szczotkowała je, dopóki nie błysz-
czały. Zaletą bycia bohaterką było to, że miała prywatny pokój w szpitalu i wła-
sną łazienkę. 

Pani Bloxby taktownie pozostała z tyłu, kiedy Agatha wyłoniła się ze szpita-

la, aby stanąć twarzą w twarz z reporterami. Mając na uwadze ostrzeżenie policji, 
aby  nie  mówiła  nic,  co  mogłoby  narazić  na  niebezpieczeństwo  prowadzone 
śledztwo, złożyła  tylko krótkie oświadczenie i pozowała do zdjęć. Coś dźgnęło 
jej sumienie i nagle zdała sobie sprawę, co to było.  Gdyby nie pani Bloxby, to 
ona, Agatha, z pewnością byłaby martwa. Ale gdyby powiedziała o tym prasie, 
wszyscy dowiedzieliby się, że próbowała znaleźć mężczyznę przez agencję ma-
trymonialną. 

TLR

background image

Co prawda to wszystko wyjdzie w sądzie, ale Agatha postanowiła, że do tej 

pory może poczekać. 

Agatha martwiła się swoim wiekiem. Czuła, że staje się mniej odporna. Do-

syć dużo czasu zajęło jej pokonanie szoku spowodowanego zagrożeniem życia. 
Pani  Bloxby  radziła  zasięgnąć  porady  psychologa,  Bill  sugerował  speców  od 
wspierania  ofiar,  ale  Agatha  nie  chciała  rozmawiać  z  żadnym  z  terapeutów  ani 
psychiatrów o swoich wewnętrznych problemach. 

Pogoda była ponura. Ulewy spowodowały powodzie, a rzeka Avon w Eves-

ham podniosła niebezpiecznie swój poziom. Na szczęście było dużo pracy, więc 
Agatha była zajęta. Często pracowała do późna, nie chcąc wracać do pustej cha-
ty, dopóki nie przypomniała sobie o kotach. 

 Boże Narodzenie spędziła w domu Billa, mimo że obiad był wstrętny, a je-

go rodzice zdawali się nie lubić jej, jak nigdy przedtem. Uspokajała się myślą, że 
oni naprawdę nie akceptowali nikogo, poza swoim uwielbianym synem. 

Styczeń przyniósł rześkie, jasne, słoneczne i mroźne dni. Agatha odzyskała 

humor oraz pewność siebie i zaczęła znowu czuć się jak zwykła ona. 

Przed końcem stycznia znalazła nowego przyjaciela. Zrobiła sobie wolne od 

pracy, aby powałęsać się po rynku w Mircesterze. Chciała kupić miejscowe pro-
dukty,  zdecydowana  odżywiać  się  zdrowo  i  próbując  odsunąć  myśl,  że  i  tak 
skończy — jak zwykle  — jedząc potrawy z mikrofalówki, a to, co kupiła, odda 
Doris Simpson. 

Stała przy straganie z owocami i warzywami, kiedy kobieta obok niej upu-

ściła torbę z zakupami. Marchew i cebula potoczyły się na ulicę, a Agatha pomo-
gła pozbierać je. 

 — Dziękuję  — powiedziała kobieta.  — Jestem naprawdę niezdarna. 

 — Nie ma za co  — odparła Agatha z rzadkim wybuchem uczciwości. — Ja 

sama też jestem niezdarna. 

Kobieta przyglądała się twarzy Agathy. 

 — Czy ja już gdzieś pani nie widziałam? 

 — Moje zdjęcie było w gazecie  — poinformowała Agatha dumnie. 

TLR

background image

 —  Już  wiem!    —  wykrzyknęła  kobieta.    —  Pani  jest  tą  słynną  detektyw, 

Agathą Raisin. 

 — To ja. 

 —  Dopiero  przeprowadziłam  się  w  tę  okolicę.  Czy  mogę  postawić  pani 

lunch? 

Agatha  przyjrzała  się  jej.  Miała  prawdopodobnie  około  czterdziestki,  ufar-

bowane na blond włosy, gładką, lekko opaloną twarz i nosiła futro z norek. No-
szenie  filtra  z  norek  w  dzień  wymagało  odwagi  w  tych  dniach  politycznej  po-
prawności. Na szyi kobieta miała ciężki złoty naszyjnik i rolexa na nadgarstku. 

 — Proszę bardzo — zgodziła się Agatha. — Ale nie mogę być za długo po-

za biurem. 

Przy lunchu w hotelu George kobieta przedstawiła się jak Charlotte Rother. 

Słuchała  zafascynowana,  kiedy  Agatha  opowiadała  jej  swoje  przygody.  Zanim 
przyniesiono  kawę,  Agatha  zdała  sobie  sprawę,  że  nie  zapytała  swojej  towa-
rzyszki o nią samą. 

 —  Nie  ma  dużo  do  opowiadania  —  stwierdziła  Charlotte.  —  Jestem  roz-

wódką. Mój mąż był bardzo, bardzo bogaty i dał mi pokaźne odszkodowanie. Na 
szczęście  nie  mieliśmy  dzieci.  Mieszkałam  w  Londynie,  ale  jestem  zmęczona 
miastem. Kupiłam domek w Ancombe. Wie pani, gdzie to jest? 

 — Tak. Całkiem niedaleko mnie. Ja mieszkam w Carseły. 

 — Czy ma pani jedną z tych krytych strzechą chat? 

- Tak. 

 — Bardzo ładne, ale chyba drogie do utrzymania? 

 — Krycie strzechą nie kosztuje wiele. A pani jaki ma dom? 

 — Bungalow. Niezbyt atrakcyjny. Okolica jest jednak piękna i mam ogród. 

Interesuje się pani ogrodnictwem? 

 —  Naprawdę  nie  mam  czasu.  Zazwyczaj  biorę  kogoś  do  robienia  porząd-

ków. 

Charlotte miała dziwnie ciepły i czarujący uśmiech. 

TLR

background image

 — Może przyjdzie pani odwiedzić mnie w ten weekend, to pokażę pani mój 

dom  — zaprosiła Agathę. 

Agatha  pomyślała  o  majaczącym  na  horyzoncie  kolejnym  pustym  weeken-

dzie i powiedziała radośnie: 

 — Z przyjemnością. 

 — Proszę przyjść na lunch. Około pierwszej. Wie pani, gdzie jest kościół w 

Ancombe? 

 — Tak. W środku wsi. 

 — Jak pani go minie, jadąc z Carsely, mój dom jest siódmy po lewej stro-

nie. Ma krótki podjazd i jest ogrodzony wysokim żywopłotem, więc nie minie go 
pani. 

 — Na pewno  — uśmiechnęła się Agatha.  — Skoro mam przyjść do pani 

na lunch, nalegam na zapłacenie za ten. Nie, nie przyjmuję żadnych argumentów. 

Wymieniły się wizytówkami i kiedy Agatha wróciła do biura, była zadowo-

lona  ze  swojej  nowej  przyjaciółki.  Oczywiście  pani  Bloxby  była  jej  najlepszą 
przyjaciółką, ale żona pastora często była zajęta i miała zbyt wiele parafialnych 
obowiązków, aby chodzić do restauracji czy teatru. 

Nie rozmawiała z nikim o Charlotte. Chciała zatrzymać ją dla siebie. 

Kiedy w sobotę rano zadzwonił dzwonek u drzwi, Agatha była zirytowana. 

Zwłaszcza kiedy zobaczyła na progu Roya Silvera z torbą podróżną. 

 —  Roy!  Zazwyczaj  jestem  zadowolona,  gdy  cię  widzę,  ale  dzisiaj  mam 

ważne spotkanie. Powinieneś zadzwonić. 

 — Przykro mi. Mam straszny czas!  — łzy zaczęły spływać mu po twarzy. 

 — Och, wejdź i powiedz, co się stało. 

Roy wszedł za nią do kuchni. 

 — Dostałem ofertę z innej agencji. 

 — Której? 

 — Athertona. 

TLR

background image

 — To bardzo duża agencja. 

 — Byłem taki podniecony  — powiedział, wycierając oczy.  — Poszedłem 

tam. Byłem przesłuchiwany przez Berthę Atherton. 

 — Do licha! To jest kompletna krowa. 

 —  Tak  też  się  okazało.  Bertha  oferowała  mi  dużo  pieniędzy,  więc  powie-

działem, że się do nich przyłączę. 

 — Niech zgadnę. Poszła prosto do Duluxe i powiedziała, że właśnie wyna-

jęła ich pracownika, więc niech prześlą jej jego rachunek bankowy. 

 —  Zgadza  się.  Duluxe  powiedział  Pedmanowi  i  ten  wezwał  mnie,  i  na-

wrzeszczał, że mnie zwolni. 

 — I zwolnił cię? 

 — Nie. Przysiągłem, że tylko byłem na wywiadzie i że oferowali mi dużo 

pieniędzy, ale powiedziałem, że pomyślę i niczego nie podpisywałem. Nie sądzę, 
żeby  Bertha  coś  nagrywała.  W  przyszłym  tygodniu  ma  być  kolejne  spotkanie. 
Wszyscy w biurze traktują mnie jak trędowatego. 

 — Nie martw się. Wykonuj dobrze swoją pracę dla Duluxe i zostaw w spo-

koju Berthę. 

Agatha przygryzła wargi. Była przedtem oskarżona, że ma jaśniepański sto-

sunek do swoich starych przyjaciół. 

 — Rozpakuj torbę i zostaw mnie, bo muszę zadzwonić. 

Agatha znalazła wizytówkę Charlotte i zadzwoniła, wyjaśniając sytuację. 

 — Proszę się nie martwić  — powiedziała Charlotte wesoło.  — Niech pani 

przyprowadzi swego przyjaciela. Jest masa jedzenia. 

 — Chcę, żebyś był czarujący  — pouczała Agatha Roya, kiedy wiozła go do 

Ancombe. 

 — Zawsze jestem czarujący  — odparł posępnie Roy. 

 — Dobrze. Jest kościół. Teraz musimy liczyć domy. Jesteśmy. Tak, jest du-

ży żywopłot. Jeśli chce mieć ogród, to musi go przyciąć. Zabiera połowę światła. 

TLR

background image

Wnętrze  salonu  Charlotte  było  dla  Agathy  szokiem.  Myślała,  że  ktoś  z  tak 

nieskazitelnym  sposobem  ubierania  się,  musi  mieć  bardziej  klasyczne  umeblo-
wanie. 

 — Straszne, prawda?  — powiedziała Charlotte.  — Kupiłam dom z ume-

blowaniem i wszystkim. Wkrótce będę się pozbywać tych rzeczy. 

Agatha  przedstawiła  Roya.  Przy  drinku  przed  lunchem  Roy  wylał  z  siebie 

całą  opowieść  o  swoim  nieszczęściu.  Ku  irytacji  Agathy,  Charlotte  bardzo  mu 
współczuła.  Obie  kobiety  zabrały  się  do  rozweselania  Roya,  sugerując  różne 
skandaliczne sposoby, jakimi mógłby  promować Duluxe. 

Lunch był smakowity. Wędzony łosoś, potem pieczony bażant z pieczonym 

pasternakiem, ziemniakami i brokułami. Deserem był ulubiony deser Cotswolds  
— pudding lodowy. 

Agatha czuła, że pasek jej spódnicy robi się ciasny i zazdrościła Charlotte jej 

szczupłej figury. 

Kiedy  wychodzili,  Agatha  zasugerowała,  żeby  spotkały  się  w  środku  tygo-

dnia. Jednak Charlotte powiedziała, że musi jechać do Londynu i zadzwoni, jak 
wróci. 

Zanim  Roy  wyjechał,  Agatha  podsunęła  mu  całą  serię  propozycji,  co  do 

promowania Duluxe. Skoro tylko przyszedł do biura w poniedziałek rano, posłał 
te propozycje do pana Pedmana, nie wspominając imienia Agathy, i znowu był w 
łaskach.  Powiedziano  mu,  że  Sarah  Andrews,  dyrektor  Duluxe,  chce  go  wziąć 
wieczorem na obiad do restauracji Ivy. 

Roy  spotkał  się  z  nią,  schwyciwszy  zapasowy  zestaw  propozycji  Agathy  i 

przekonał sam siebie, że to jego własne pomysły. Ale zadzwonił do Agathy i po-
dziękował jej. Ostrzegła go, żeby ubrał się konserwatywnie. 

W Ivy Roy wygrzewał się w pochwałach Sarah Andrews. Byli w części re-

stauracji  oddzielonej  od  głównej  sali  szklano-drewnianym  ekranem.  Po  drugiej 
stronie jakaś para rozmawiała gwałtownie po francusku. Kiedy Sarah wyszła do 
toalety, Roy zajrzał za ekran, ale zaraz się cofnął. Parą rozmawiającą po francu-
sku była Charlotte i jakiś mężczyzna. 

Roy wrócił do swojego krzesła, a jego umysł pracował intensywnie. Agatha i 

Charlotte  powiedziały  mu,  jak  się  spotkały.  Wrócił  po  obiedzie  do  swojego 

TLR

background image

mieszkania,  czując  się  zaniepokojony.  Powinien  porozmawiać  z  Charlotte.  Za-
stanawiał się, czy Agatha nie została wystawiona przez jakiegoś przyjaciela Sy-
lvana. Wydawało się to bardzo prawdopodobne. 

 Zadzwonił do Agathy, która słuchała go uważnie, a potem powiedziała: 

 — Ale ty nie mówisz po francusku. 

 — Znam kilka słów  — powiedział z obrazą w głosie.  — A ona trajkotała 

jak rodowita Francuzka. 

 — Dlaczego nie porozmawiałeś z nią? 

 —  Obawiałem  się.  Pomyślałem, że  Sylvan  może  mieć  kogoś na  zewnątrz, 

żeby cię dostać. 

 — Bzdury! No dobrze. Zrobię rozeznanie. Mam tydzień. 

Agatha podeszła do komputera, włączyła go i w wyszukiwarkę Google wpi-

sała  „Charlotte  Rother",  nie  spodziewając  się,  że  coś  wyskoczy.  Ku  swemu 
zdziwieniu  znalazła  trzy  linki.  Otworzyła  jeden  z  nich.  Na  zdjęciach  Charlotte 
podpisywała  papiery,  w  chwili  gdy  od  swojego  męża  Johna  Rothera  otrzymała 
zabezpieczenie w wysokości pięciu milionów funtów. Potem fotka, jak opuszcza 
sąd. Kobieta zasłaniała sobie twarz ręką, ale jej blond włosy, ubranie i futro z no-
rek były takie same, jak Charlotte poznanej przez Agathę. 

Pozostałe  dwa  linki  były  prawie  takie  same.  W  jednym  widniało  wyraźne 

zdjęcie Charlotte. Wyglądała na spiętą i widocznie płakała, ale to była Charlotte, 
jaką znała. Zadzwoniła tryumfalnie do Roya. 

Jej  przyjaciel  jednak  nie  mógł  jakoś  zostawić  tej  sprawy  samej  sobie.  Za-

dzwonił do Toni i zasugerował, że  nie zaszkodziłoby sprawdzić tę kobietę, bez 
informowania o tym Agathy. 

Toni wiedziała, że ponieważ jej i Sharon zdjęcia były w gazetach, lepiej bę-

dzie, jeśli to ktoś inny z agencji dowie się paru rzeczy. Wcześnie rano zadzwoni-
ła do Phila Marshalla. Słuchał uważnie i potem powiedział: 

Ale Agatha sprawdziła ją bardzo dobrze. Co z tego, że mówi po francusku? 

Dużo  bogatych,  kosmopolitycznych  ludzi  mówi  po  francusku.  No,  dobrze.  Po-
wiem szefowej, że chcę parę dni wolnego i zobaczymy, co wykopię. 

TLR

background image

Phil poszedł najpierw do biura „Cotswolds Journal" i pracowicie zaczął czy-

tać  ogłoszenia  o  posiadłościach.  W  końcu,  po  całym  dniu  poszukiwań,  znalazł 
ogłoszenie o bungalowie w Ancombe. 

Poszedł do agencji nieruchomości i zapytał, kiedy skończyła się sprzedaż. 

—  Trzy  tygodnie  temu    —  odparł  agent.  —  Myśleliśmy,  że  nigdy  go  nie 

sprzedamy, bo sytuacja na rynku jest zła. Pani Rother zapłaciła żądaną sumę, pod 
warunkiem  że  meble  zostaną.  Dom  należał  do  damy  w  średnim  wieku,  która 
umarła w zeszłym roku, a jej córka mieszka za granicą i nie chciała tam sprzątać, 
więc prosiła, żeby jej znaleźć kupca, który weźmie wszystko tak jak jest. 

— Zapłaciła czekiem? 

— Oczywiście. 

To wydawało się być to. Zadzwonił do Toni. Ale jakaś dokuczliwa wątpli-

wość wciąż nie opuszczała dziewczyny. Wyszukała w Googlach sprawy rozwo-
dowe  i  wynotowała  adres  biura  Johna  Rothera.  Zadzwoniła  tam  i  wracając  do 
swojego akcentu z Gloucestershire powiedziała, że sprzątała dla pani Rother i ta 
znów chce ją zatrudnić. Umówiły się, ale zapodziała gdzieś jej adres. 

Toni  miała szczęście, że sekretarka  pana Rothera była niechętna jego byłej 

żonie i nie widziała potrzeby chronienia jej danych. Podała adres: 51, Alexandria 
Mews,  Kensington.  Toni  postanowiła  pojechać  do  miasta  w  następną  sobotę. 
Dlaczego  Charlotte  ciągle  miała  londyński  adres,  a  jednocześnie  nabyła  niewy-
różniający się dom w Ancombe? 

Agatha zaprosiła Charlotte do swej chaty na lunch w sobotę. Na miejscu ko-

bieta  poczyniła  pochlebne  uwagi  na  temat  piękna  starej  chaty,  ale  zignorowała 
koty. One ją zresztą również. Agatha poczuła się niemal jak matka, której dzieci 
obrażono, ale potem złajała samą siebie, że dziwaczy. 

Miały  przyjemny  lunch.  Charlotte  pochwaliła  potrawy  Agathy,  a  ta  z  kolei 

miała nadzieję, że opakowania po posiłkach z Marksa i Spencera są dobrze ukry-
te. 

Po deserze Charlotte powiedziała: 

 — Jest piękny dzień. Zawsze chciałam zobaczyć Warwick Castle. 

 — To niedaleko. Zawiozę panią. 

TLR

background image

 —  Nie,  ja  poprowadzę.  Po  całej  pani  pracy  związanej  z  przygotowaniem 

lunchu przynajmniej to mogę zrobić. 

Telefon Agathy zadzwonił, kiedy wychodziły. To była Toni. 

 — Ciekawa byłam, jak pani sobie radzi. 

 — Świetnie  — odparła Agatha.  — Nie mogę rozmawiać. Wyjeżdżamy do 

Warwick. 

 Toni  znalazła  adres  w  Alexandria  Mews  i  zadzwoniła  do  drzwi.  Nie  było 

odpowiedzi. 

Te liczby — myślała Toni. Jeśli ona jest tym, za kogo się podaje, będzie w 

Cotswolds. 

Uklękła jednak i zajrzała przez otwór na listy. Sportowy samochód zaryczał 

za jej plecami. Potem nastała względna cisza. Dziewczynie zdawało się, że coś 
słyszy. Mocniej przycisnęła ucho do otworu i faktycznie usłyszała nikłe dźwięki. 
Coś jak: mmmph, mmmph. Pomyślała szybko. Wyjęła telefon, wezwała policję i 
czekała niespokojnie, aż dziesięć minut później wolno przytoczył się samochód 
policyjny. Wysiadł z niego wielki, muskularny sierżant. 

 — O co chodzi z tym kimś uwięzionym w środku? 

 —  Słyszę  dźwięki  z  wewnątrz,  ale  ona  nie  otwiera  drzwi    —  meldowała 

Toni.  — Niech pan przyciśnie ucho do tego otworu. 

Schylił się, a jego kolega stanął za nim, uśmiechając się szeroko. Potem sier-

żant wyprostował się. 

 — Nic nie słyszę. 

 — Ale ja coś słyszę — broniła się Toni. 

- Co? 

 — Jakieś stłumione, zduszone dźwięki. 

Sierżant zadzwonił. Z następnego domu wyszła sąsiadka i przyglądała się im 

ciekawie. 

 — Kto tu mieszka?  — zapytał sierżant. 

TLR

background image

 — Pani Charlotte Rother. 

 — To ta kobieta, która ostatnio się rozwiodła  — powiedział kolega. 

Sąsiadka podeszła do nich. 

 — Co się dzieje? 

 — Ta mała dama  — poinformował sierżant  — myśli, że słyszy złowrogie 

odgłosy z wewnątrz. Widziała pani ostatnio panią Rother? 

 — Nie przez ostatnie kilka tygodni lub coś koło tego. 

 — W drzwiach jest szklana szyba  — powiedziała Toni.  — Mógłby pan ją 

stłuc i wejść. 

 — Hej, panno...? 

 — Toni Gilmour. 

 — Panno Gilmour. My nie włamujemy się do mieszkań. Co za interes ma 

pani do niej? 

 — Jestem prywatnym detektywem i myślę, że ktoś ukradł jej tożsamość. 

 — Dlaczego ktoś miałby to zrobić? 

Starając się być cierpliwą, Toni wyjaśniła sprawę z Sylvanem i swoje podej-

rzenia, że on mógł wysłać oszustkę do Agathy. 

 —  Wrócimy  na  posterunek  i  wykonamy  kilka  telefonów    —  powiedział 

sierżant. 

 — Ale może być za późno! 

Policjant  posłał  jej  cyniczne  spojrzenie,  kiwnął  na  kolegę,  obaj  wsiedli  do 

samochodu i odjechali. Sąsiadka weszła z powrotem do środka. 

Toni  rozejrzała  się.  Pusto.  Dojrzała  cegłę  leżącą  niedaleko,  podniosła  ją  i 

rozbiła  szybę  w  drzwiach.  Sięgnęła  do  środka  i  przekręciła  klamkę.  W  małym 
salonie  na  dole  nikogo  nie  było.  Pobiegła  na  górę  i  otworzyła  drzwi  sypialni. 
Przykuta kajdankami do łóżka leżała tam kobieta z kneblem w ustach. Toni wy-
rwała knebel i poszukała pulsu na jej szyi. Słaby, ale był. 

TLR

background image

Toni wezwała policję i poprosiła o ambulans. Potem zadzwoniła do Agathy. 

Nie  było  odpowiedzi,  nawet  od  operatora,  który  zwykł  informować,  że  telefon 
jest wyłączony. W Warwickshire mieszkał Charles. Toni niezwłocznie zadzwoni-
ła do niego. Odebrał — jak zwykle  — jego służący, który mówił, że go nie ma. 
Dziewczyna  nawrzeszczała  na  niego,  że  to  sprawa  życia  i  śmierci.  Przywołany 
wreszcie Charles wysłuchał i powiedział: 

 — Warwick Castle? Już jadę. Zadzwonię po drodze na policję. 

 

Agatha była już przedtem w Warwick Castle. Charlotte nie. Teraz zachwyca-

ła się pięknem średniowiecznego budynku. Zwie'dziły mury obronne, wieże i sa-
le tortur. Wewnątrz obejrzały figury woskowe, a potem Charlotte powiedziała: 

 — Jestem wyczerpana. Dobrze zrobiłaby mi filiżanka herbaty. 

 — A mnie pójście do toalety  — oświadczyła Agatha. 

 — Przyłączę się do pani w herbaciarni. 

 — Jakieś ciastka czy kanapki? 

 — Nie, tylko herbata. 

W  toalecie  Agatha  chciała  zwalczyć  w  sobie  uczucie  nagłej  niechęci  do 

Charlotty.  W  zamkowym  pokoju  gościnnym,  kiedy  oglądała  jakiś  obraz,  zoba-
czyła  odbicie  jej  twarzy  w  ciemnym,  oszklonym  portrecie.  Jej  twarz  wydawała 
się zniekształcona nienawiścią. 

Wyobrażam sobie różne rzeczy  — pomyślała Agatha. Tymczasem nikt na-

wet nie wie, gdzie jestem. Wykonam kilka telefonów. 

Swojego  smartfbna  zostawiła  w  domu,  a  wzięła  tylko  starą,  poczciwą  ko-

mórkę. Agatha czasami czuła się bardziej swobodnie z prostym telefonem i czę-
sto brała go na lokalne wycieczki, na wypadek, gdyby zepsuł się jej samochód. 
Teraz sięgnęła po niego i zobaczyła, że jest całkiem wyładowany.  Zmarszczyła 
brwi. Przecież ładowała go dzień wcześniej. 

Nagle Agatha przypomniała sobie dziwną sytuację przed samym wyjazdem 

na wycieczkę. Ona wyszła do ogrodu po koty, a Charlotte została w kuchni sama. 
Gdy wróciła, Charlotte pochylała się nad kuchennym stołem, nad otwartą torebką 

TLR

background image

Agathy,  która  nie  mogła  sobie  przypomnieć,  czy  faktycznie  zostawiła  ją  nieza-
mkniętą. 

Teraz otworzyła klapkę telefonu i poszukała karty SIM. Nie był jej, została 

wyjęta. 

Agacie  zaczęły  trząść  się  ręce.  Skorzystała  z  toalety,  umyła  dłonie  i  zasta-

nawiała się, co dalej robić. Dlaczego Charlotte unieruchomiła telefon? Żebyś nie 
mogła zadzwonić po pomoc, ty idiotko  — szydził głos w jej mózgu. Ale dlacze-
go  Warwick  Castle?  Może  Charlotte  planowała  :  wziąć  ją  na  spacer  do  ogrodu 
różanego, wstrzyknąć jej coś w jakimś ciemnym kącie i zostawić ją, żeby zgniła. 

Sylvan — pomyślała gorzko. Jego długie ramię sięgnęło ją z więzienia.  W 

tym  momencie  Agacie  Raisin  nie  pozostało  jednak  nic  innego,  niż  przywołać 
uśmiech na twarz i wrócić do stolika. 

 — Już miałam zacząć szukać pani  — powiedziała Charlotte.  — Całe wieki 

pani nie było. 

Agatha zauważyła, że Charlotte miała małą torebkę podczas gdy jej własna 

była olbrzymia. 

— Boże, niech pani spojrzy na to!  — wrzasnęła nagle.  — Tam! 

 — Co? Gdzie? 

 — Proszę wstać i wyjrzeć przez okno. 

Kiedy Charlotte wstała, Agatha zręcznie wsunęła jej małą torebkę do swojej 

własnej. Potem opróżniła filiżankę, wylewając herbatę na spodek, w razie, gdyby 
Charlotte coś do niej wrzuciła. 

 — Nic nie widzę  — powiedziała Charlotte, wracając do stolika.  — Co to 

było? 

 — Paw. 

 — Agatho, to miejsce jest pełne pawi. 

 — Ja zawsze jestem podniecona, kiedy widzę jakiegoś. 

 — Gdzie jest moja torebka?  — zapytała Charlotte. 

 — Nie wiem. Miała ją pani, kiedy wchodziłyśmy do restauracji? 

TLR

background image

 — Jestem pewna, że tak. 

 — Charles!  — wykrzyknęła Agatha, czując, że zaraz się rozpłacze, kiedy 

znajoma postać weszła do herbaciarni. 

 — Cześć, Agatho. Czy wiesz, że to miejsce roi się od policji? Ciekawe, o co 

chodzi. 

Charlotte podniosła się niepewnie. 

 — Pójdę zaczerpnąć nieco powietrza. 

Agatha chciała ją schwycić, ale wyślizgnęła się jej i pobiegła do drzwi. Rai-

sin biegła za nią, krzycząc do najbliższego policjanta:  — To ona! 

 —  Wstrzymaj  się,  Agatho    —  powiedział  spokojnie  Charles.  —  Teraz  to 

sprawa policji. 

Charlotte  biegła  zygzakiem  przez  trawnik,  a  potem  skoczyła  do  wejścia  na 

mury obronne. Biegała w tę i z powrotem, ale droga ucieczki była już zabloko-
wana przez policję. 

Słabo doszedł do ich uszu jej ostatni krzyk, kiedy rzuciła się w dół. 

Ludzie pobiegli do przodu, ale zostali cofnięci przez funkcjonariuszy. 

 — Nie patrz  — powiedział Charles.  — Chodźmy i usiądźmy w herbaciar-

ni. 

 — Skąd wiedziałeś?  — zapytała Agatha. 

Charles  powiedział  jej  o  telefonie  od  Toni  i  o  tym,  jak  ona  znalazła  praw-

dziwą panią Rother. 

 — Zorientowałam się, że coś jest nie tak, kiedy mój telefon nie działał. Ona 

go wyłączyła. Ukradłam jej torebkę, gdyby przypadkiem miała tam coś przykre-
go dla mnie. 

 — Zajrzyjmy do niej. 

Herbaciarnia  była  pusta,  wszyscy  wybiegli  zobaczyć,  co  się  dzieje.  Agatha 

wyjęła małą torebkę i otworzyła ją. 

 — Nie dotykaj niczego — ostrzegł Charles. — Tylko obejrzyjmy. 

TLR

background image

 —  Jest  strzykawka.  Dlaczego  nie  zamordowała  mnie  w  domu?  Dlaczego 

Warwick Castle? 

 — Chciała, żebyś była otoczona tłumem turystów. 

Podeszli dwaj detektywi w cywilu. 

 — Pani Raisin? 

- Tak. 

 — Pójdzie pani z nami. Mamy dużo pytań. 

Przez długi czas Agatha była przesłuchiwana przez policję na komendzie w 

Leamington Spa. Potem zabrano ją do Mircesteru, gdzie składanie zeznań zaczę-
ło się od nowa. 

Wilkes zapytał ją w pewnym momencie, dlaczego wcześniej nie podejrzewa-

ła  Charlotte.  Agatha  powiedziała,  że  nie  miała  powodu.  Myślała,  że  jest  mało 
prawdopodobne,  aby  Sylvan  z  więzienia  nasłał  kogoś.    —  A  gdyby  nawet,  to 
spodziewałam się raczej mężczyzny. 

Podczas  przesłuchania  nastrój  Agathy  stawał  się  coraz  bardziej  kiepski. 

Gdyby  nie  odkrycie,  że  przy  telefonie  ktoś  majstrował,  gdyby  nie  podejrzenia 
Toni i Roya, mogła być teraz martwa. 

Policja sprawiła, że czuła się jak nieudolny amator. Dokładnie tak się czuła. 

Tylko dwóch miejscowych reporterów czekało przed jej chatą, aby przepro-

wadzić  z  nią  wywiad.  Agatha  otrząsnęła  się  wystarczająco,  aby  przekazać  im 
krótkie sprawozdanie, ale zastanawiała się, gdzie są reporterzy z prasy krajowej i 
telewizja. Następnego dnia miała się dowiedzieć, że postanowili zająć się lepszą 
historią. 

Twarz Toni była na pierwszych stronach gazet. Prawdziwa Charlotte Rother, 

sfotografowana w szpitalu, obwołała ją bohaterką, która ocaliła jej życie. Powie-
działa, że kobieta, która ukradła jej tożsamość, uprzednio podała jej narkotyki i 
przywiązała  do  łóżka.  Naprawdę  nazywała  się  Clarice  Delavalle  i  była  jedną  z 
byłych kochanek Sylvana, która wykazywała wyjątkowe podobieństwo do Char-
lotte. Clarice wracała od czasu do czasu,  żeby ją nakarmić, ale potem przestała 
przychodzić i Charlotte była pewna, że zamierzała ją zostawić, aby się zagłodziła 
na śmierć. Poza tym zabrała jej futro z norek i całą biżuterię. 

TLR

background image

 Z Royem Silverem też przeprowadzono wywiad. Powiedział, że słyszał, jak 

Clarice  w  Ivy  rozmawiała  po  francusku  i  namówił  Toni,  żeby  ją  sprawdziła. 
Przygodę w Warwick Castle opisano na wewnętrznych stronach. Było tam zdję-
cie Agathy rzucającej gniewne spojrzenia do kamery, zrobione jakiś czas temu. 
Sprawozdanie z samobójstwa fałszywej Charlotte złożył naoczny świadek z tłu-
mu turystów. 

Podobnie jak ludzie, którzy naprawdę nie wiedzą kim są i utożsamiają się ze 

swoją pracą, Agatha czuła się kompletnie zlekceważona, a jej poczucie własnej 
wartości spadło do zera. 

Weszła do swojej sypialni, rozebrała się, wzięła prysznic i wczołgała się pod 

kołdrę. 

Zapadła w sen, w którym próbowała rano dostać się do biura, ale klucz nie 

pasował. Zadzwoniła do Toni, która powiedziała, że oni wszyscy postanowili, że 
dla uzdrowienia sytuacji w agencji lepiej będzie, jeśli Agatha przejdzie na emery-
turę.

TLR

background image

Rozdział XI 

 

 

Agathę obudził ostry dźwięk telefonu przy łóżku. To była pani Bloxby. 

 —  Jak  się  pani  czuje,  pani  Raisin?    —  doszedł  Agathę  jej  zaniepokojony 

głos.  — Dzwoniłam kilka razy do drzwi, ale nikt nie otwierał. 

 — Jestem w łóżku  — wyjaśniła Agatha.  — Będę gotowa zobaczyć się z 

panią, jak tylko wstanę. 

 — Właśnie jestem na zewnątrz. 

 — Zaraz będę na dole. 

Kiedy Agatha otworzyła drzwi, pani Bloxby spojrzała na nią z niepokojem. 

Agatha nie zmyła makijażu przed pójściem do łóżka i teraz rozmazany tusz two-
rzył czarne koła dookoła jej oczu. 

 — Chodźmy do kuchni  — zaprosiła Agatha.  — Potrzebuję czarnej kawy i 

papierosa. 

Zanim  siadły  przy  kuchennym  stole  i  Agatha  zapaliła  papierosa,  włączyła 

ostatnio zainstalowany w oknie wentylator. 

Pani Bloxby obserwowała przyjaciółkę wciągającą dym do płuc i powiedzia-

ła niespokojnie: 

 — Nie martwiła się pani nigdy rakiem płuc? 

 — Od czasu do czasu. Przestanę palić w przyszłym miesiącu. 

 — Dlaczego w przyszłym miesiącu? 

 —  Ponieważ  potrzebuję  wakacji.  Toni  poprowadzi  agencję  —  wyjaśniła  z 

goryczą Agatha. 

Pani Bloxby zobaczyła gazety rozłożone na stole. 

 — Musi pani być bardzo wdzięczna pannie Gilmour  — powiedziała. 

TLR

background image

 — Powinnam być, wiem. Ale ona sprawia, że czuję się jak skończona ama-

torka. 

 — Proszę pomyśleć o wszystkich tych sprawach, które pani rozwiązała. 

Agatha wzięła potężny łyk kawy. 

 — Co z tego. Tamto było wtedy. A to jest teraz. 

 — Przeżyła pani straszne rzeczy i powinna pani otrzymać fachową pomoc. 

 — Nic mi nie jest. Muszę wyjechać i pomyśleć. Może całkowicie porzucę 

agencję. 

Pani Bloxby wyglądała na zatrwożoną. 

 — I zostawić swój personel bez pracy w środku recesji? 

 — No, może to jest ostateczność. Poczuję się jednak lepiej, kiedy zrobię so-

bie przerwę. 

 — Słyszała pani kiedyś o zabieraniu siebie ze sobą? Nie pozbędzie się pani 

kłopotów, uciekając przed nimi. 

 — Niech mi pani oszczędzi tego psychobełkotu. 

Pani Bloxby wzięła torebkę i wstała. 

 — Wychodzę. Niech pani zadzwoni, gdy mnie będzie potrzebowała. 

Agatha  zatrwożyła  się,  kiedy  zdała  sobie  sprawę,  że  była  niegrzeczna  dla 

swojej najlepszej przyjaciółki. A zresztą  — pomyślała  — czy to wszystko waż-
ne? Nikt mnie nie potrzebuje. Muszę uciec. 

 

 Dwa  tygodnie  później  Agatha  siedziała  w  kawiarni  naprzeciwko  Niebie-

skiego Meczetu w Stambule, czując się jak nowo narodzona. Chodziła do kosme-
tyczki, fryzjera, masażysty. Biodro ani razu jej nie bolało. Pogoda była słoneczna 
i miała dużo książek do czytania. Była pod wrażeniem „Podróży w strach" Erica 
Amblera

Jej  zazdrość  o  Toni  i  szok  przeżyty  w  czasie  prób  jej  zabójstwa  wydawały 

się odpłynąć gdzieś w dół Bosforu. W pewnym momencie podniosła oczy znad 

TLR

background image

książki i uświadomiła sobie, że mężczyzna siedzący przy stole naprzeciwko ob-
serwuje ją. Był wysoki, z przysłoniętymi powiekami oczyma, haczykowatym no-
sem i wąskimi ustami. Miał wspaniale obcięte, gęste, brązowe włosy. Jego ciem-
ny garnitur wydawał się nieco znoszony. 

Uśmiechnął  się  i  z  jakiegoś  powodu  Agatha  odwzajemniła  uśmiech.  Pod-

niósł się i podszedł do niej. 

 — Amerykanka?  — zapytał. 

 — Nie, Angielka. A pan jest turystą? 

 — Nie, mieszkam w Stambule. 

 — Pański angielski jest doskonały. 

 — Dziękuję. Czy to dobra książka? 

 — Wspaniała. 

 — Więc zostawiam panią w spokoju, aby mogła pani ją przeczytać. 

Ku zdumieniu Agathy nie odszedł jednak, ale usiadł obok. Zapalił papierosa, 

odchylił się do tyłu na swym krześle i badał wzrokiem przechodzący tłum. 

Muezini zaczęli wołać na modlitwę. Agatha przestała czytać. Nagle zrobiła 

się głodna. Wzięła menu leżące na stole. 

 — Zapraszam panią na lunch  — zaprosił jej towarzysz. 

 — Dlaczego?  — chciała wiedzieć. 

 — Interesuje mnie pani. 

 — Czy to jest podryw? 

 — Co ma pani na myśli? 

 — Czy próbuje mnie pan zdobyć? 

 — Nadal nie rozumiem. Czy chciałbym poznać panią lepiej? Tak. Po prostu 

lunch. 

 — W porządku. 

TLR

background image

Przeszli  przez  plac  i  linię  tramwajową  i  weszli  do  ciemnej,  podobnej  do 

piwnicy restauracji. 

 —  Lepiej  niech  pan  zamówi.  Moja  wiedza  o  tureckim  jedzeniu  ogranicza 

się do kebaba. 

Posiłek był smaczny, zaczynający się od pasztecika serowego, lekkiego jak 

piórko. Następnie była jagnięcina, powoli gotowana z rodzynkami. Na zewnątrz 
oświetlony słońcem tłum ludzi spacerował tam i z powrotem. 

Towarzysz Agathy zapytał, co ona robi i w efekcie opis jej detektywistycz-

nego męstwa zajął większość posiłku. I kiedy tak opowiadała, czuła, że wraca jej 
pewność we własne zdolności. 

Nie  chciała  deseru  i  zdecydowała  się  na  kawę,  ale  odmówiła  picia  brandy, 

ponieważ już wypiła całkiem sporo wina. 

 — A pan co robi?  — zapytała. 

 — Jestem urzędnikiem państwowym. Pracuję dla rządu. 

 — W jakiej branży? 

 — W urzędzie podatkowym. 

 — I pozwalają panu mieć tak dużo wolnego? 

 — Mam kilka dni urlopu. 

 — Jest pan żonaty?  — zapytała obcesowo. 

 — Byłem. Rozwiodłem się pięć lat temu. A pani? 

 — Też rozwiedziona. Jak się pan nazywa? 

 — Mustafa Kemal. A pani? 

 — Agatha Raisin. 

 — Zabawne nazwisko. 

 — Co w nim zabawnego? 

 — Rodzynki. Te  pomarszczone, suszone grona. Nie, niech pani nie patrzy 

tak groźnie. Ładna kobieta, jak pani, nie powinna mieć pochmurnej miny. 

TLR

background image

 — Niech mi pan powie coś o urzędzie podatkowym. 

 — Nie ma co opowiadać. Nudna praca. 

 — Nie myślał pan o innym zajęciu? 

 —  Niekoniecznie.  Moja  rodzina  jest  dumna  ze  mnie.  Moja  mama  była 

krawcową, a ojciec robotnikiem. Byłem pierwszym, który poszedł na uniwersy-
tet. Teraz jestem za stary na zmiany. 

 — Ile pan ma lat? 

 — Pięćdziesiąt cztery. 

 — To wcale nie za dużo na zmiany. 

 — Agatho, jeśli chodzi pracę, to za dużo. 

Po  lunchu  odprowadził  ją  do  hotelu  i  zapytał,  czy  zjadłaby  z  nim  kolację. 

Agatha z radością się zgodziła. 

Resztę  dnia  spędziła  otulona  w  różane  sny  o  wyjściu  za  mąż  w  Stambule. 

Żadnej pracy detektywistycznej, żadnego uczucia przegranej... Mustafa, oczywi-
ście, uważał ją za bardzo atrakcyjną kobietę. Czuła się znowu młoda, pełna ocze-
kiwania. 

Kiedy Mustafa zobaczył ją w holu hotelowym ubraną w czarną suknię, roz-

ciętą  z  jednego  boku,  aby  ukazać  jej  kształtną  nogę,  jego  oczy  rozjaśniły  się  z 
podziwu, a Agatha promieniała. 

Zawiózł ją do starej wieży pożarowej, która dominowała na tle nieba Stam-

bułu. Po drodze, wyglądając przez okno samochodu, Agatha zobaczyła Erola Fe-
hima, człowieka, który przedtem jej pomógł. 

 — Proszę zatrzymać samochód  — zawołała.  — Chyba widziałam kogoś, 

kogo znam. 

Ale on wydawał się nie słyszeć jej i jechał dalej. Kiedy dojechali na miejsce, 

wspięli się po schodach do restauracji. Mieli stolik przy oknie, z którego widok 
zapierał dech w piersiach. Na dole, na Złotym Rogu, skrzyła się fontanna i moż-
na było oglądać wspaniałą panoramę wielkiego miasta z pałacami i minaretami. 

TLR

background image

W  czasie  obiadu  zaprezentowano  pokaz  składający  się  głównie  z  tureckich 

tańców i sztuczek. Było bardzo głośno i hałaśliwie, więc nie rozmawiali za dużo. 

Agatha przeprosiła i poszła szukać toalety. Poczuła nagłe pragnienie podzie-

lenia się z kimś wiadomością, że jest zakochana. Była taka pewna, że to miłość! 
Zadzwoniła więc do pani Bloxby, żeby przekazać jej nowinę. 

 — Kiedy go pani spotkała?  — zapytała żona pastora. 

 — Dzisiaj. 

 — Pani Raisin! 

 — Nie, tym razem to jest prawdziwe! 

 — Jak się nazywa? 

 — Mustafa Kemal. 

Nastała cisza i potem pani Bloxby powiedziała: 

 — To dziwne. 

 — Co jest dziwne? 

 —  Mustafa  Kemal  to  było  nazwisko  Ataturka,  założyciela  nowoczesnej 

Turcji. Jest pani pewna, że to nie jest kolejny towarzysz Sylvana? 

Agatha nagle odczuła chłód. 

 — Zadzwonię później. 

Myślała o tym, jak łatwo dała się podejść. Przylgnęła do umywalki, czując 

zawroty  głowy.  Nagle  wyprostowała  się.  Zaczepiła  pierwszego  kelnera  w  wej-
ściu do restauracji i syknęła: Wezwij policję! 

Patrzył na nią zmieszany, a potem zawołał kierownika sali, który wysłuchał 

żądania Agathy. 

 —  To  jest  oszust  i  chce  mnie  zabić    —  powiedziała  Agatha  rozpaczliwie.  

— Pójdę i dołączę do niego, ale nie alarmujcie go. 

Wróciła do stolika z uśmiechem na twarzy. Znów było jakieś głośne przed-

stawienie, więc cieszyła się, że nie musi rozmawiać. 

TLR

background image

W  rekordowym  tempie  dwaj  policjanci  i  policjantka  weszli  do  restauracji. 

Agatha westchnęła z ulgą, kiedy kierownik wskazał ich stolik. Ku jej zdumieniu, 
policjanci zaczęli się śmiać, chociaż policjantka wyglądała ponuro. Oni wszyscy 
mówili po turecku i potem Mustafa wyszedł, podczas gdy policjantka zajęła jego 
miejsce. 

 — Proszę wyjść ze mną na zewnątrz  — powiedziała po angielsku.  — Tam 

jest kawiarnia, gdzie możemy porozmawiać. Proszę im nic nie mówić, że coś pa-
ni powiedziałam. Wytłumaczyłam im, że zostaję, żeby panią uspokoić. 

 — O co w tym wszystkim chodzi?  — zapytała Agatha. 

 — Co on pani powiedział? Że kim jest? 

 — Inspektor podatkowy, Mustafa Kemal. 

 —  On  jest  inspektorem  policji  z  Karakoy,  ma  kilka  dni  wolnego.  Nazywa 

się Demir Oguz, jest żonaty i ma sześcioro dzieci. Jest sławnym uwodzicielem. 
Przykro mi. Oczywiście moi koledzy uważają, że to było zabawne. Co sprawiło, 
że pani nas wezwała? 

Znużona Agatha opowiedziała jej historię z Sylvanem Dubois i kolejne za-

machy na jej życie. Skończyła, mówiąc: 

 — Nie sądzę, żebym była w ogóle jakimś detektywem. Powinnam była roz-

poznać, że jego nazwisko jest fałszywe. 

 — Jest pani kobietą w obcym kraju. Łatwo popełnić taki błąd. Zabiorę panią 

do hotelu. 

 — Pani angielski jest doskonały  — pochwaliła Agatha. 

 —  Dlatego  tu  przyszłam.  Kiedy  usłyszeli,  że  jakaś  Angielka  nas  wzywa, 

wzięli mnie ze sobą. 

 — Skąd inspektor policji również mówi takim dobrym angielskim? 

 — Jego żona jest z Manchesteru. Biedaczka. 

* * * 

W hotelowym pokoju Agatha usiadła na skraju łóżka i uwolniła swoje nogi z 

butów na wysokim obcasie. Co za  idiotka z niej! Przypomniała sobie,  że  miała 

TLR

background image

szansę  na  spotkanie  Erola  i  jakim  był  dżentelmenem  wobec  niej.  Może  dlatego 
tak łatwo przyjęła zaproszenie fałszywego inspektora podatkowego? 

Nagle jej umysł przyjął z ulgą pomysł porzucenia pracy detektywistycznej. 

Żadnych więcej szoków czy alarmów. Żadnych więcej wstrętnych spraw rozwo-
dowych. Zrobi Toni, Patricka i Phila współwłaścicielami. A sama osiądzie na wsi 
i będzie gmerać w ziemi. 

Podniosła się i zaczęła pakować. Nie chciała dłużej zostać w Stambule, żeby 

nie natknąć się na tego, jak mu tam... 

 — Zamierzasz zrobić co?  — zapytał z niedowierzaniem Charles Fraith. 

Agatha przybyła do domu, gdzie zastała swojego przyjaciela. 

 — Słyszałeś. Jestem znużona tą całą sprawą. 

 — Ale co będziesz robić? 

 — Przyjechałam do Cotswolds, bo przeszłam na emeryturę. I to jest dokład-

nie to, co zamierzam robić teraz. 

 — Umrzesz z nudów. Co się stało w Stambule? 

 — Nic. 

 — Ale tak wcześnie wróciłaś? 

 — Zrobiło się zimno. 

Charles przyglądał się jej twarzy. 

 — Dlaczego wyglądasz dokładnie tak, jak kobieta zawiedziona w miłości? 

 — Przestań fantazjować. Idę do biura przekazać im wiadomości. To mi da 

wspaniałe uczucie wolności. 

 — Na kilka dni  — stwierdził Charles cynicznie. 

Agatha  zwołała  zebranie  personelu w  biurze  na  godzinę  piątą  po  południu. 

Kiedy  przybyła,  wszyscy  już  byli:  Toni,  Phil,  Patrick,  pani  Freedman  i  ci  dwaj 
nowi  — Paul Benson i Fred Auster. 

Odpowiedziała krótko na pytania o wakacje, a potem oznajmiła: 

 — Zdecydowałam się przejść na emeryturę. 

TLR

background image

 — Dlaczego?  — chciała wiedzieć Toni. 

 — Potrzebuję trochę czasu. Ty, Toni, Patrick i Phil będziecie współwłaści-

cielami. Reszta będzie kontynuować pracę jak dotąd. 

Po pierwszych okrzykach osłupienia Toni zaczęła czuć się całkiem radośnie. 

Zawsze  miała  uczucie,  że  Agatha  zagląda  jej  przez  ramię.  Paul  i  Fred,  każdy  z 
osobna,  czuli  ulgę,  że  nie  będą  mieć  nad  głową  apodyktycznej  Agathy.  Patrick 
zaakceptował  to  filozoficznie.  Phil  był  autentycznie  strapiony.  Miał  około  sie-
demdziesięciu lat i był wdzięczny Agacie, że zatrudniła go w tym wieku. Dzięki 
niej był w stanie wieść wygodne życie z małymi przyjemnościami, na które nie 
mógłby sobie pozwolić bez swojej pensji. 

 — Wyda pani przyjęcie pożegnalne?  — zapytała Toni. 

 — Nie. Odejdę po cichu. 

I ku ich zdziwieniu, to było to, co Agatha rzeczywiście zrobiła.

TLR

background image

Epilog  

 

 

Po  powrocie  do  chaty  Agatha  zobaczyła,  że  Charles  wyjechał.  Napisał 

szminką na lustrze w łazience: Duży błąd! 

Agatha ze złością starła wiadomość. 

Postanowiła odwiedzić panią Boxby, u której spotkanie Stowarzyszenia Pań 

z Carsely toczyło się na pełnych obrotach. Zdziwiona Agatha zmrużyła oczy. Od 
tak dawna nie uczestniczyła w tych spotkaniach, że prawie nikogo nie znała. Po-
pulacja wszystkich wsi Cotswolds zmieniała się w związku z kryzysem finanso-
wym.  Ludzie  nie  mogli  spłacać  swoich  zadłużeń.  Oprócz  panny  Simms,  nieza-
mężnej  matki  z  Carsely  i  stałej  sekretarki  grupy,  trudno  było  usłyszeć  akcent  z 
Gloucestershire. 

Nowo przybyłe, sądząc po ich ubraniach i akcencie, były osobami bogatymi. 

I zdecydowanymi odgrywać role wiejskich dam  — wszystko dla korzyści pani 
Bloxby, która potrzebowała świeżej krwi, aby finansować swoje liczne akcje do-
broczynne. 

Agatha była celebrytką, ale nowo przybyłe ignorowały ten fakt. Wszystkie, z 

wyjątkiem panny Simms i pani Bloxby, wydawały się być zdecydowane prześci-
gnąć inne i zostać najważniejszą damą wsi. 

Jestem teraz jedną z nich  — myślała ponuro Agatha 

 — więc mogę jak najlepiej to wykorzystać. 

Podczas  dyskusji  przy  kawie  i  ciastkach  na  temat  zbierania  funduszy  na 

Czerwony Krzyż, kobiety prześcigały się w chlubieniu rzeczami materialnymi. 

 — My mamy saunę  — mówiła jedna i natychmiast druga wyskakiwała:  — 

My mamy basen, ale w starej stodole. 

Pani Bloxby z niepokojem obserwowała przygnębioną minę Agathy. 

Kiedy spotkanie się skończyło, szepnęła: 

 — Proszę zostać, pani Raisin. 

TLR

background image

Ale kiedy inne kobiety zobaczyły, że Agatha zostaje na miejscu, wszystkie  

— z wyjątkiem panny Simms  — też zostały. 

 — Wyjdę i przyjdę później  — szepnęła Agatha. 

Wyszła  i  poszła  dookoła  wsi.  Deszcz  padał  równomiernie  i  było  chłodno. 

Panna Simms chwiała się obok niej na wysokich obcasach. 

 —  To  już  nie  jest  to  samo    —  narzekała.    —  Węszące  damy  z  wyższych 

sfer. Będzie pani spacerować całą noc? 

 — Może  — odparła Agatha. 

 — No to ja idę. 

Kiedy Agatha uznała, że spędziła wystarczająco dużo czasu w zimnie, wró-

ciła na plebanię. 

 — Co za powódź!  — wykrzyknęła i włożyła parasol do stojaka w holu. 

 — Powódź? Pada równomiernie  — sprzeciwiła się pani Bloxby, pomagając 

jej zdjąć płaszcz. 

 — Nie miałam na myśli pogody  — zrzędziła Agatha  — lecz wasze nowe 

członkinie. 

 — Och, przystosują się. Wkrótce się uspokoją. W tej chwili miłe jest to, że 

współzawodniczą  w  rozmiarach  dotacji  na  dobroczynność.  Ale,  ale...  Wygląda 
pani mizernie. Jak tam wakacje? 

 — Opowiem pani, ale jeśli powie pani komuś, to zabiję panią. 

 — Aż tak źle? 

 — Gorzej. 

Kiedy Agatha opowiedziała jej o tym inspektorze policji, pani Bloxby pró-

bowała się nie śmiać, ale ostatecznie zaczęła chichotać. 

 — Jest pani nieco okrutna  — powiedziała Agatha z pretensją w głosie. 

 — Niech pani nie będzie zła. Nie śmiałam się od wieków. 

 — Porzuciłam agencję detektywistyczną. 

 — Z pewnością nie z powodu jednego głupiego mężczyzny ze Stambułu. 

TLR

background image

 — To nie tak. Wykończyła mnie ta sprawa Sylvana. Ja popełniałam błędy i 

gafy, a inni pokazywali swoją inteligencję. 

 — Czy Toni jest problemem? 

 — Dlaczego miałaby być? 

 — Jest mądra i fotogeniczna. Nim się pojawiła, to pani zawsze była pierw-

szą w gazetach. 

 — Straciłam pewność siebie i naprawdę chcę uciec od tego wszystkiego. 

 — Ale co pani będzie robić? 

 — Ustatkuję się, będę czytać, podróżować., różne rzeczy. 

 — Przydałaby mi się pani pomoc jako eksperta. 

 — W czym? 

 —  Planuję  akcję  charytatywną  dla  miejscowego  pułku.  Wysyłają  ich  do 

Afganistanu i potrzebują dużo rzeczy: od książek do kremu do golenia. Mam całą 
listę od adiutanta. 

 — Co pani zrobiła do tej pory? 

 — Wystawiliśmy pudło przed sklepem we wsi, żeby ludzie zostawiali rze-

czy. 

 — Jakie? 

 — Lista jest przypięta. Krem do golenia, żyletki, książki, tego rodzaju rze-

czy. 

 — Spojrzę, kiedy będę w sklepie, i może coś wymyślę. 

* * * 

Następnego ranka Agatha szła spacerem do sklepu. Kupiła krem do golenia 

oraz jednorazowe maszynki i wrzuciła je do pudła. 

 — Pani jest panią Raisin, prawda?  — powiedział męski głos za jej plecami. 

Agatha odwróciła się. Za nią stał wysoki mężczyzna, patrząc na nią z góry. 

Miał gęste, siwe włosy, okulary i mądrą twarz. 

TLR

background image

 — Jestem nowy we wsi. Czy mogę się przedstawić? Nazywam się Bob Jen-

kins. 

Agatha przyjrzała mu się ostrożnie. Obawa, że Sylvan mógł przysłać jeszcze 

kogoś, nadal  ją nawiedzała.  W  nocy  nie  spała dobrze, myśląc, że  każdy  szelest 
oznacza, że ktoś jest na dachu i szuka wejścia do domu. 

 — Słyszę, że pani jest detektywem  — powiedział. Miał ciepły, miły głos. 

 — Już nie. Rzuciłam to wszystko. 

 — Dlaczego? 

 — To długa historia. 

 — Jestem w drodze do Czerwonego Lwa. Zaczęli tam rano podawać kawę. 

Przyłączy się pani? 

Agatha wahała się. Nie było nic złowrogiego w jego wyglądzie. Z pewnością 

we własnej wsi i lokalnym pubie nic jej się nie stanie. 

 — W porządku  — powiedziała ostrożnie. 

Siedząc  nad  kawą  w  zewnętrznej  części  dla  palących,  powiedział  jej,  że 

ostatnio wprowadził się do wsi. 

 — Co pana przyniosło do Carsely? 

 —  Emerytura.  Przez  lata  byłem  nauczycielem.  Myślałem,  że  byłoby  cu-

downie uciec z hałaśliwych klas i od trudnych dzieci. Ale teraz „czas wisi mi na 
rękach". Potrzebuję jakiegoś hobby. 

 — Nie ma pan żony? 

 — Umarła dziesięć lat temu. 

 — A dzieci? 

 — Jeden syn w Australii. 

 — Nie kusiło pana, by wyjechać do niego? 

 — Jest żonaty i jego żona niezbyt mnie lubi. Ale nieważne. .. Dlaczego rzu-

ciła pani agencję? 

TLR

background image

Agatha nie chciała wyjaśniać, ponieważ czuła się jak nieudacznik. Zamiast 

tego powiedziała, że chce się cieszyć wolnym czasem. 

 — I co pani będzie robić? 

Agatha uśmiechnęła się. 

 — Znajdę hobby, jak pan. 

 Zaśmiał się. 

 — Moglibyśmy łowić ryby. 

 — Nudne. 

 — Polować? 

 — Nie umiem jeździć na koniu. 

 — Agatho — mogę pani mówić Agatha? 

 — Proszę. 

 — Czuję, że żadne z nas chyba nie jest człowiekiem wsi. 

 — Jesteś z miasta? 

 — Nie z Londynu. Z Manchesteru. Czytałem w gazetach o tym Francuzie. 

To musiało być straszne. Opowiedz mi o tym. 

I Agatha opowiedziała, bez swojej zwykłej przesady i ozdabiania. 

 — Przerażające  — powiedział, kiedy skończyła. — Musisz się obawiać, że 

jeszcze ktoś może przyjść po ciebie. 

Agatha przypatrzyła mu się. 

 — To możesz być ty. 

 — Mój dom jest pełen moich starych zdjęć z uczniami i kolegami. Możesz 

je zobaczyć, kiedy chcesz. Zamiast mówić, przyjdź i zobacz. Więc, co planujesz 
zrobić z resztą dnia? 

 — Mam wymyślić zbiórkę pieniędzy dla pułku, ale nie jestem chyba zainte-

resowana dobrymi uczynkami. 

TLR

background image

 — Nie musisz się martwić. Rozmawiałem z jednym z żołnierzy, który przy-

szedł wczoraj zabrać pudło sprzed sklepu i postawić nowe. Adiutant zorganizo-
wał  paradę  w  Mircesterze,  podczas  której  zbierano  datki.  Myślę,  że  nie  musisz 
się przejmować. Moglibyśmy jechać do Oksfordu i popływać barką po rzece. 

Agatha  wahała  się.  Nie  miała  czasu  sprawdzać  go.  Ale  przed  nią  rozciągał 

się dzień, długi i pusty. 

 — Świetnie. 

To była pierwsza z wielu randek. Agatha i Bob wydawali się być nierozłącz-

ni.  Pani  Bloxby  była  niespokojna,  ale  nie  mogła  znaleźć  żadnych  defektów  w 
Bobie Jenkin — sie, a Agatha wyglądała na bardziej zrelaksowaną i szczęśliwą 
niż kiedykolwiek przedtem. 

Dwa miesiące po tym, jak Agatha spotkała Boba po raz pierwszy, wpadła na 

plebanię z błyszczącym pierścionkiem z diamentem na zaręczynowym palcu. 

 — Więc naprawdę zamierza pani wyjść za mąż? — zapytała pani Bloxby po 

tym, jak Agatha opisała jej oświadczyny i jaka była szczęśliwa. 

 — Zamierzamy najpierw zobaczyć, czy pasujemy do siebie  — zaśmiała się 

Agatha. — Wyjeżdżamy na parę tygodni do Normandii. 

 — Niech pani będzie ostrożna. To wszystko wydaje się dziać za szybko. 

Wieś Saint Claire  w Normandii leżała z dala od głównych dróg, daleko od 

morza, w środku gruntów ornych. Kiedy rozpakowali bagaż, Agatha zapytała: 

 — Mówisz po francusku, Bob? 

 — Tak, całkiem dobrze. 

 — Dobrze, pójdziemy po jakieś artykuły spożywcze i znajdziemy jakąś ko-

bietę do sprzątania. 

 — Agatho, to nie będzie konieczne. Możemy sprzątać sami. 

 — To znajdźmy kawiarnię i zjedzmy coś. 

Zaśmiał się. 

 — Znajdziemy sklep spożywczy i sami ugotujemy posiłek. Jestem pewny, 

że jesteś dobrą kucharką. 

TLR

background image

 — Bob, mam dużo pieniędzy. Nie ma potrzeby sknerzyć i oszczędzać. 

 — Siadaj moja droga i posłuchaj. Kiedy będziesz moją żoną, będziesz mu-

siała robić wszystkie te rzeczy, które robią żony. Więc dlaczego nie zacząć teraz? 

 — Ponieważ jesteśmy na wakacjach  — zawyła Agatha. 

 — Jesteś zmęczona po podróży. Porozmawiamy o tym później. 

 — Coś ci powiem  — zaczęła rozpaczliwie Agatha.  — Sama zrobię zaku-

py, a ty odpocznij. 

 — Mówisz po francusku? 

 — Mogę pokazać rzeczy po angielsku. 

Agatha chwyciła torbę i trzasnęła drzwiami. 

Weszła  do  wsi  i  poszła  prosto  do  piwiarni.  Była  pełna  mężczyzn  w  robo-

czych ubraniach, którzy odwrócili się i gapili na nią. Agatha wycofała się, usia-
dła przy stole na zewnątrz i zapaliła papierosa. Kiedy przyszedł kelner, zamówiła 
calvadosa i kawę. Była wściekła na Boba. Co mu się stało? I co z tym gotowa-
niem? Na co umarła jego żona? Z nudów? Dlaczego zapuściła się w te zaręczy-
ny?  Może  dlatego,  że  te  kobiety  z  towarzystwa  były  zazdrosne?  Może  chciała 
udowodnić sobie, że jeszcze jest atrakcyjna? 

Kiedy wypiła drinka i kawę, weszła do środka, żeby zapłacić. Za barem wi-

siały gazety. Twarz Sylvana spoglądała na nią z pierwszej strony. Wzięła gazetę i 
krzyknęła: 

 — Czy ktoś mówi po angielsku? 

Podszedł  do  niej  niski  mężczyzna  i  zapytał,  w  czym  może  pomóc.  Agatha 

wskazała na tekst pod zdjęciem Syłvana. 

 — Może mi pan powiedzieć, co tu jest napisane? 

Przeczytał uważnie i mocno akcentując angielski, powiedział: 

 — Morderca i przemytnik Sylvan Dubois został zadźgany na śmierć w wię-

zieniu w Londynie. Policja szuka winowajcy. 

 — W porządku  — powiedziała zadyszana Agatha.  — Nie musi pan więcej 

czytać. 

TLR

background image

Zapłaciła i wyszła z baru, czując się osłabła z ulgi. Weszła do spożywczego i 

kupiła chleb, ser, szynkę oraz butelkę wina. 

Bob patrzył na zakupy nieprzychylnym okiem. 

 — Lubię gorący posiłek. 

 — Och, nieważne  — krzyczała.  — Sylvan Dubois nie żyje! Było w gaze-

tach, w barze. 

 — To jest mała wioska, Agatho. Nie sądzę, że to dobre, żebyś sama chodzi-

ła do baru. 

Agatha usiadła i przyglądała mu się. 

 — Bob, co się stało z tą całą zabawą, którą mieliśmy razem? Piłeś coś, jak 

doktor Jekyll, i zmieniłeś się w staromodnego domowego tyrana? 

 —  To  jest  prawdziwe  życie,  Agatho.  Po  to  tu  przyjechaliśmy,  żeby  zoba-

czyć, jak nam się będzie układać, kiedy się pobierzemy. 

 — Na litość boską, Bob, rozpogodź się. Weź sobie chleba i sera, napij się 

wina. Możemy gdzieś pojechać wieczorem na obiad. 

Tego wieczoru pojechali na wybrzeże i zjedli doskonały posiłek w rybnej re-

stauracji, ale zły nastrój Boba się nie zmienił. Odmówił czegokolwiek do picia, 
ponieważ prowadził. 

Kiedy  wrócili  do  willi,  którą  wynajęli,  Bob  powiedział,  że  będzie  spał  w 

osobnym pokoju. Agatha czuła się zraniona i wściekła. 

Ale następnego dnia jego nastrój zmienił się na tak słoneczny, jak dzień za 

oknem. Agatha zażądała, żeby powiedział, co mu się stało, a on odparł, że bolała 
go głowa. 

Dzień minął im na odpoczynku, a Bob był w dobrym humorze. Zdawał się 

uważać wszystko za zabawne i jego humor był zaraźliwy. 

Wieczorem jednak nagle powiedział, że jest zmęczony i chce spać sam. 

 — Co z tobą znowu, do licha?  — chciała wiedzieć Agatha. 

 — Pilnuj swojego nosa, chociaż raz w swoim wścibskim życiu!  — odparł 

zjadliwie. 

TLR

background image

Agatha usiadła sama kuchni, gapiąc się w przestrzeń. Potem wyjęła telefon i 

zadzwoniła do Charlesa. 

 — Jak tam, zamężna damo?  — zapytał Charles. 

 —  Nie  jestem  zamężna  i  nie  sądzę,  abym  zamierzała  być    —  wyszeptała 

Agatha.  —  On się zmienił w staromodnego domowego potwora. Myślę, że on 
jest dwubiegunowy.

TLR

background image

 

 — Gdzie jesteś? 

 — W jakiejś zapomnianej przez Boga wsi w Normandii  — Saint Claire. 

 — To wsiadaj do samochodu i wynoś się stamtąd. 

 — Nie mogę. To jest jego auto. 

 — Trzymaj się. Jakoś się tam dostanę i zabiorę cię. 

 — To jest pierwsza willa po północnej stronie. 

 — Będę tam. 

 — Charles, kocham cię! 

 — Nie, nie kochasz. Dzięki Bogu. 

Następnego dnia Agatha żałowała, że zadzwoniła do Charlesa. Bob był znów 

sobą   —  zabawny,  wypoczęty.  Cały  dzień  robili  wycieczki,  zwiedzali  stare  ko-
ścioły, jedli doskonałe jedzenie. Kilka razy Agatha próbowała dodzwonić się do 
Charlesa, ale bezskutecznie. 

Po ostatniej nieudanej próbie połączenia wróciła do Boba, do restauracji. 

 — Siedziałeś tutaj, zastanawiając się, co się ze mną stało?  — zapytała ko-

kieteryjnie. 

Zamiast odpowiedzi, usłyszała całą tyradę na temat jej złej gramatyki i uży-

wania wulgarnych słów. 

 — Co ci się znowu stało? 

 — Nienawidzę złej gramatyki, która rozplenia się wszędzie. 

Dał jej cały wykład na temat form gramatycznych. 

On jest naprawdę zwariowany  — pomyślała Agatha. 

 — Czy zawsze masz taki zmieniający się nastrój?  — zapytała. 

 — Jaki nastrój? 

 — Aż do tej pory dobrze się bawiliśmy. 

TLR

background image

 — Jeśli tak mówisz. 

 — Słuchaj, Bob. Myślę, że to była wielka pomyłka. Nie pasujemy do siebie. 

Wstał i wyszedł z restauracji. Agatha zawołała kelnera, zapłaciła rachunek i 

poprosiła, żeby jej zawołał taksówkę. 

Kiedy  wróciła,  willa  była  ciemna.  Próbowała  wejść  przez  drzwi  frontowe, 

ale były zamknięte. W tej samej chwili Charles podjechał pod dom i  wysiadł z 
auta. Agatha rzuciła mu się w ramiona. 

 — On zamknął przede mną drzwi. 

 — Może uda się wejść od tyłu. 

Przeszli na tył budynku. Agatha spróbowała otworzyć drzwi od kuchni. 

 — Zapomniał zamknąć. On śpi w zapasowym pokoju, a ja spakowałam już 

moje rzeczy. 

Piętnaście  minut  później  Agatha  cicho  schodziła  po  schodach  z  walizką. 

Zdjęła pierścionek zaręczynowy i położyła go na stole. Potem przyłączyła się do 
Charlesa, który siedział w samochodzie. 

Po przejechaniu kilku mil Agatha zauważyła: 

 — Jedziemy na południe. 

 — Zgadza się. Prześpij się, a potem przejmij kierownicę. 

 — Jedziemy gdzieś, gdzie jest słonecznie i będziemy mieć romans. 

 — Zgadzasz się? 

 — Tak, z radością. 

 

Toni martwiła się agencją. Wszystko zdawało się sypać. Z początku to było 

bardzo relaksujące  — bez dominującej obecności Agathy — ale teraz ona i Sha-
ron praktycznie same wykonywały całą robotę. Nawet Phil i Patrick okazali się 
nieco leniwi. 

Teraz Agatha miała wyjść za mąż i nikła stawała się nadzieja, że kiedykol-

wiek wróci. 

TLR

background image

Pewnego piątku spotkali się na codziennej odprawie. Czując się zbyt młodo i 

nie  na  miejscu,  Toni  przygotowała  się,  żeby  spróbować  zdyscyplinować  zespół 
przez poinformowanie, że zaczynają tracić interes. Własną agencję prowadziła z 
sukcesem, ponieważ tam wszyscy byli  młodzi. Tu było inaczej, a ci dwaj nowi 
traktowali ją jak dziecko. 

Toni właśnie otwierała usta, żeby dać im kolejny wykład, kiedy nagle drzwi 

otworzyły się z trzaskiem i weszła Agatha Raisin. Miała lekką opaleniznę, a jej 
oczy błyszczały. 

 — Zdecydowałam  się  wrócić   —  zakomunikowała.   — Zabierajmy się do 

pracy. 

* * * 

Pani Bloxby słyszała, że Agatha wróciła z wakacji, zaś Bob Jenkins wysta-

wił swój dom na sprzedaż i zniknął ze wsi. 

Pewnego  wieczoru,  w  końcu  uwolniwszy  się  od  parafialnych  obowiązków, 

wpadła do swojej przyjaciółki. 

 — Proszę wejść  — Agatha z uśmiechem zaprosiła ją do środka. — Sherry? 

 — Tak, proszę. 

 — Wkrótce  miałam panią odwiedzić. Przywiozłam pani kilka prezentów z 

południa Francji. 

 — Myślałam, że byliście w Normandii. 

 — Ja byłam, dopóki Charles mnie nie ocalił. Oto pani drink. Niech pani za-

czeka, a usłyszy wszystko. 

Opowiedziała  pani  Bloxby  o  przerażających,  zmieniających  się  nastrojach 

Boba i o tym, jak Charles przyjechał ją uratować. 

 — Potem postanowiliśmy pojechać na południe Francji i spędzić tam waka-

cje. 

Żona pastora przyglądała się promiennej twarzy Agathy. 

 — Pani i Charles. Nie zrobiliście tego, prawda? 

TLR

background image

 — Nie zrobiliśmy czego?  — zapytała beztrosko Agatha.  — Nie wiem, o 

czym pani mówi. Jeszcze sherry? 

TLR


Document Outline