Totemy Freuda (cz. 2)
Nasz Dziennik, Sobota, 30 maja 2015 (02:18)
Freud obciąża Boga chrześcijańskiego za istnienie zła.
Freud redukuje ewidentnie całe dziedzictwo Boga Objawienia Starego Testamentu do pewnej fazy
w „tworzeniu mitów religijnych”, za którymi nie kryje się żaden „logiczny związek” rzekomo
objawiającego się „Boga Jahwe”, który „’wybiera’ sobie jeden naród” i który „z pewnością nie ma
żad- nego podobieństwa do Boga Mojżeszowego” oraz który dla Freuda nie jest żadnym Bogiem,
lecz za jego imieniem „stoi” wyłącznie „osoba Mojżesza”: „To był jeden mężczyzna Mojżesz, który
utworzył Żydów”, będących „jego ’narodem wybranym’”. Po raz pierwszy w historii z „masy”
Żydów powstał „naród żydowski”.
Co więcej, sam Freud wyznaje, iż te jego „nawiązujące do osoby Mojżesza studia” „obciążyły” go
„całkiem szczególnymi trudnościami (wewnętrznymi wątpliwościami, jak też zewnętrznymi
hamulcami)”, ponieważ „żyłem wówczas pod ochroną Kościoła katolickiego i stałem w lęku, że ja
poprzez moją publikację (ostatnią część moich studiów o Mojżeszu jako praracji religii
monoteistycznej) tę ochronę stracę i wywołałbym zakaz pracy dla zwolenników i uczniów
psychoanalizy w Austrii. A potem nagle nadeszła niemiecka inwazja” i „katolicyzm okazał się […]
’chwiejącą się trzciną’”. Dopiero gdy „z powodu prześladowań mojej ’rasy’ opuściłem z wieloma
moimi przyjaciółmi miasto (Wiedeń), które od wczesnego dzieciństwa przez 78 lat było mi
ojczyzną”, a w „pięknej, wolnej i wspaniałomyślnej Anglii” „znalazłem wolność i bezpieczeństwo”,
postanowiłem „ponownie mówić i pisać […] jak chcę i muszę”, czyli nie tylko przeciwko mitom o
Bogu Starego Przymierza, lecz także przeciwko mitom o Bogu chrześcijan, przyprawiających wielu
o „obłęd”.
„Mity chrześcijaństwa”
Dla Freuda „żadna inna część historii religii” nie jest tak „przejrzystą” jak „ustanowienie
monoteizmu w judaizmie i jego kontynuacja w chrześcijaństwie”. Na każdym etapie analizy
psychoanalitycznej należy pamiętać o tym, iż w „naukach i rytach religijnych” istnieją „fiksacje
starej historii rodziny i jej pozostałości”, a także „przywoływania przeszłego, powroty
zapomnianego po długich interwałach” dziejów świata, jak stało się to np. w „historii dziecięctwa
Jezusa”, będącego „cząstką całego mitu” o bóstwach jako skutkach niezaspokojonych popędów
ludzkich.
Od mitu „religii Ojca” do mitu „religii Syna”
Tak jak w judaizmie „pierwotny Ojciec dopiero długo po jego brutalnym zabójstwie wspiął się do
bóstwa”, tak też stanie się, według Freuda, z chrześcijańskim Synem Bożym jako
„najżywotniejszym przykładem” tego procesu tworzenia bóstw przez ludzi. Tak więc jak w
pokoleniach Mojżesza „judaizm był religią Ojca”, tak też w pokoleniach apostołów Jezusa
„chrześcijaństwo stało się religią Syna”, który „przyszedł w jego miejsce”. Ale o „Synu Bożym […]
nie wiemy prawie nic więcej pewnego aniżeli o samym Mojżeszu, nie wiemy, czy on rzeczywiście
był tym wielkim Nauczycielem, o którym piszą Ewangelie”.
Wprawdzie jako „przypuszczenie”, ale dla Freuda skutkujące istotnie w procesie jego mitologizacji
prawdy o Boskim Mesjaszu, funkcjonuje hipoteza o „żalu z powodu morderstwa na Mojżeszu”,
które stało się podstawą dla „fantazji życzeniowej o Mesjaszu”. Jak „Mojżesz był pierwszym
mesjaszem, tak Chrystus stał się jego zastępcą i następcą”. Święty Paweł ma rację w tym sensie, że
naucza o ukrzyżowanym „Mesjaszu”, który „został zamordowany” jako powtórzenie aktu pierwot-
nego zabójstwa. Freud mniema, iż „jeżeli ta ofiara własnego życia sprowadza pojednanie z Bogiem
Ojcem, to ta zbrodnia do pojednania nie może być żadną inną, aniżeli morderstwem na Ojcu”.
Jednak w „Zmartwychwstaniu Chrystusa”, według niego, tkwiła „cząstka prawdy historycznej,
ponieważ on (Chrystus) był powracającym ojcem pierwotnym prymitywnego stada”, ale już jako
„przemieniony i jako Syn zajmujący miejsce Ojca”. Wszystkie bóstwa w historii religii są
„późniejszymi reinkarnacjami” „tego pierwotnego obrazu Boga, Praojca”.
„Rytualne obrzezanie Chrystusa”
Z żelazną konsekwencją Freud mitologizuje historię Jezusa jako Syna Bożego i jest dla niego
rzeczą „całkowicie niewątpliwą”, że w tamtym akcie „obrzezania” „ojciec stał się tamtą osobą
przerażającą, od której zagraża kastracja”, ponieważ dla Freuda „ojciec” chce za wszelką cenę,
nawet za cenę zabicia synów, posiadać wszystkie kobiety wyłącznie dla siebie. Stąd powstaje
„walka życia gatunku ludzkiego” pomiędzy ojcem i synami. „Ta walka jest istotną treścią życia w
ogóle”, stwierdza Freud.
Pierwotnie Freud twierdzi, bazując na tragicznej fałszywości mitu, że „ojciec był z pewnością tym,
który praktykował kastrację (synów) jako karę, a następnie zmniejszył ją do obrzezania”. Dlatego
też psychoanaliza uważa, że „identyfikacja ojca z kastratorem stała się pełną znaczenia jako źródło
intensywnej aż do życzenia śmierci wzrastającej podświadomej wrogości względem niego i na to
reagujących uczuć winy” synów – w tym także Jezusa z Nazaretu, w którym pierwotny mit powraca
na nowo.
„Mit” „Osoby Jezusa Chrystusa”
„Żydowski mężczyzna Szaweł z Tarsu, który nazywał się później jako obywatel rzymski Pawłem”,
odkrył, że ludzie są „nieszczęśliwi”, bo „zabili Boga Ojca”, ale „jeden z nas ofiarował swoje życie,
żeby nas odkupić” i to był „Syn Boga”. „’Zbawiciel’ nie mógł być nikim innym jak głównym
winowajcą, przywódcą bandy braci, która pokonała ojca”. „Ludzie […] zawsze wiedzieli, że oni
kiedyś posiadali pierwotnego Ojca i zabili” go, stąd wyrasta „chrześcijański mit” „grzechu
pierworodnego i zbawienia przez śmierć ofiarniczą”, które „stały się głównymi filarami przez
Pawła założonej nowej religii”.
Niejako „główną treścią nowej religii było wprawdzie pojednanie z Bogiem Ojcem, pojednanie
dokonanej na nim zbrodni, ale inna strona tego związku uczuciowego pokazała, że Syn, który wziął
na siebie pokutę, stał się sam obok Ojca Bogiem, a właściwie w miejsce Ojca. Z religii Ojca
powstawszy, chrześcijaństwo stało się religią Syna” i dlatego także w chrześcijaństwie, według
Freuda, „nie uniknięto tragedii, ażeby koniecznie usunąć Ojca”. W tej religii w „miejsce
uszczęśliwiającego wybraństwa wchodzi teraz wyzwalające zbawienie” od „grzechu
pierworodnego” poprzez „ofiarę Syna Boga”. Tego „zbawienia” „sami Żydzi” jednak nie przyjęli,
ponieważ „nie uznali” „Jezusa Chrystusa” za „Zbawiciela”, chociaż pochodził on „z narodu
Żydów”.
Wyzwolenie z neurozy według Freuda
Freud opowiada w swoim piśmie „Z historii infantylnej neurozy” o dziecku, które słyszało od matki
„święte historie” o Bogu, a także od „bardzo pobożnej i zabobonnej Niani” np. o „historii Pasji”
Jezusa, przeciwko której ono „protestowało”, a także przeciwko „Bogu Ojcu”, bo gdyby był
„wszechmogący”, to by nie było „ludzi złych”, którzy „idą do piekła”.
Freud obciąża Boga chrześcijańskiego za istnienie zła: „On (Bóg) sam jest odpowiedzialny za
wszystko zło i wszelkie cierpienia”. „Bóg stworzył je (dzieci) na obraz jego własnej doskonałości
[…] jakie to jest trudne – pomimo zapewnień Christian Science – zjednoczyć niekwestionowalną
egzystencję zła z jego wszechmocą albo z jego wszechdobrem. Diabeł byłby dla usprawiedliwienia
Boga najlepszą informacją, on przejąłby przy tym […] ekonomicznie odciążającą rolę”, ale skoro
sam Pan Bóg jest produktem ubocznym życia ludzkiego, to tak samo i diabeł. „Można przecież
żądać od Boga zarówno zdania rachunku z egzystencji diabła, jak też i dla tej zła, które on
ucieleśnia”. Freud nawiązuje przy tym do „Fausta” Goethego, u którego Mefistofeles mówi o „złu”
jako jego „właściwym elemencie”, który w systemie psychoanalizy funkcjonuje także, ale pod
apersonalnym pojęciem „popędu śmierci” lub „agresji”.
To dziecko przywołane przez Freuda nie chciało także wyznać wiary w Chrystusa jako
Ukrzyżowanego oraz przyjąć Jego nauki m.in. o „nadstawieniu policzka”. Ten człowiek jako
dorosły nie tylko przeprowadza radykalną „krytykę racjonalistyczną” na „naukach religii” – w
szczególności chrześcijańskiej, ale dodatkowo „bluźni i wątpi” zarówno w „Bóstwo”, jak i w
„Człowieczeństwo” Jezusa Chrystusa, co jest, według Freuda, jedyną drogą do jego uwolnienia się
od neurozy, spowodowanej głównie poprzez biblijne historie jak opowieść o „Maryi” jako
„Bogurodzicy”. Był on wprowadzany w błąd o ojcostwie Jezusa, iż był nim sam Bóg Ojciec, a nie
„Józef”, małżonek Matki Najświętszej i obiektywnie „opiekun” Syna Bożego. Wspomniane dziecko
„nie mogło z tym nic począć” i dlatego „zwróciło się bezpośrednio przeciwko Osobie Boga. Bóg
potraktował swojego Syna surowo i brutalnie, ale On nie był lepszy względem ludzi. On ofiarował
swojego Syna i tego samego zażądał od Abrahama. On zaczął się lękać przed Bogiem. Jeżeli on był
Chrystusem, to ojciec był Bogiem. Ale Bóg, którego wtłoczyła mu religia, nie był właściwym
zastępcą ojca, którego on miłował i którego on nie chciał pozwolić sobie zabrać. On bronił się przed
Bogiem, ażeby móc zatrzymać ojca, właściwie broni przy tym starego ojca przeciwko nowemu”.
Ks. prof. Tadeusz Guz, kierownik Katedry Filozofii Prawa KUL
Artykuł opublikowany na stronie: