Problem ras był i pozostał do dziś jednym z najtrudniejszych zagadnień antropologii. Rozrzut
poglądów był zawsze olbrzymi.
Tzw. monogeniści, w imię jedności wszystkich ludzi, odmawiali rasom jakiegokolwiek
znaczenia. Poligeniści traktowali rasy jako odrębne podgatunki, gatunki, a czasem nawet
rodzaje biologiczne.
Ten rozrzut poglądów wynika, rzecz jasna, z ogromnego zróżnicowania ludzi i z wrodzonej
nam zdolności (i skłonności) do dostrzegania, a poniekąd i wyolbrzymiania tych różnic.
Skąd się wzięły różnice?
Trudno zaprzeczyć, że w wyniku bezprecedensowej w dziejach świata kolonizacji całej Ziemi
Homo sapiens zajął w krótkim czasie wszystkie dostępne nisze lądowe, a w każdej z nich
przystosował się do lokalnych warunków. Proces adaptacji sprawił np., że Tybetańczycy i
Inkowie mają więcej niż inni ludzie czerwonych ciałek we krwi (żyją w rozrzedzonym
powietrzu o małej zawartości tlenu). Wynikiem adaptacyjnych sukcesów Homo sapiens jest
też fakt, że wszyscy mistrzowie maratonu pochodzą z rejonu suchych afrykańskich sawann:
tam przystosowania do wytrzymałości i biegu szczególnie się przydawały.
Charakterystyczne dla procesów adaptacyjnych jest i to, że zdolność trawienia mleka
(nietypowa wśród ludzi!) została przejęta po niemowlętach i utrwalona w wieku dojrzałym
tylko u tych ludów osiadłych, które opanowały sztukę hodowli bydła.
Wszystko to są ewidentne różnice biologiczne, ukształtowane w toku ewolucji naszego
gatunku. Pytanie tylko, czy wystarczą one, by mówić o odrębnych rasach ludzkich? I czy
różnice te dotyczą tylko koloru skóry lub proporcji ciała, czy też sięgają głębiej, np. w sferę
ludzkiej psychiki i inteligencji?
Rasa czy seks?
Dziś wiemy, że bardzo wiele cech, na podstawie których wyróżniano poszczególne ludzkie
"rasy" wynika ze względów estetycznych raczej niż biologicznych. Na przykład obecność lub
brak zarostu u mężczyzn różnych "ras" z trudem daje się tłumaczyć procesami adaptacji do
warunków środowiska. Znacznie łatwiej - jako wynik preferencji seksualnych, które decydują
o kojarzeniu się par. Zdaniem Jareda Diamonda - wybitnego ewolucjonisty i autora głośnej
książki "Trzeci szympans" - znaczna część tzw. cech rasowych może być wręcz traktowana
jako drugorzędne cechy płciowe: zostały wyselekcjonowane nie ze względu na klimat czy
warunki życia, ale właśnie z powodu wzajemnych preferencji dobierających się partnerów.
Rasa czy ideologia?
O wykształceniu się cech uchodzących za "rasowe" decydowały również preferencje
poszczególnych grup ludzkich, które w naszej ewolucji zawsze odgrywały ogromną rolę.
Poszczególne grupy plemienne czy etniczne ustanawiały system kodów i sygnałów "my" -
"obcy". Dzięki temu udawało się im powstrzymać proces krzyżowania z innymi grupami, a
tym samym utrzymać przez zadziwiająco długi czas spoistość i "czystość" grup, nawet jeśli
nie miało to nic, lub
niewiele, wspólnego z czystością "rasową". Na przykład Serbowie, Chorwaci i Muzułmanie w
Bośni są biologicznie i językowo niemal identyczni, ale ich system kodów (mity, religia,
kultura, obyczaje itd.) stwarza niezwykle skuteczne, ale i tragiczne niekiedy w
konsekwencjach bariery między nimi.
Nie ma na Ziemi drugiego gatunku tak niebywale zróżnicowanego, ale i tak genetycznie
jednorodnego zarazem. Na tym polega biologiczny paradoks Homo sapiens, gatunku, który
antropolodzy - wciąż bezskutecznie - próbują podzielić na "rasy" od z górą dwustu lat. Ich
kłopot wynika stąd, że poszczególne grupy etniczne często zachowują się jak rasy, choć
biologicznie z pewnością rasami nie są. Bo, jak napisał wybitny ewolucjonista amerykański
Stephen Jay Gould: "Wszyscy jesteśmy braćmi; tak mówi biologia, nie ideologia czy względy
religijne".
Marcin Ryszkiewicz