Lew Dawidowicz Trocki
W czym się różnimy?
(Losy rewolucji
rosyjskiej)
Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
WARSZAWA 2010
Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 2 –
Artykuł Lwa Dawidowicza Trockiego „W czym się różnimy? (Losy
rewolucji rosyjskiej)” ukazał się w lipcu 1908 roku w „Przeglądzie
Socjaldemokratycznym”, organie Socjaldemokracji Królestwa
Polskiego i Litwy. Jest to krytyka stanowisk obu frakcji Rosyjskiej
Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej, tj. mienszewików i
bolszewików, w sprawie charakteru rewolucji rosyjskiej i zadań klasy
robotniczej.
W komentarzu do tego artykułu, napisanym w 1922 roku, Trocki
wyjaśnił: „Krytyka mienszewików zachowuje swoją wartość –
rosyjscy mienszewicy płacą w tej chwili za fatalne błędy, jakie
popełnili między 1903 a 1905 rokiem, kiedy to praktycznie się
konstytuowali; mienszewicy w pozostałych krajach świata nawet dziś
popełniają największe błędy mienszewików rosyjskich. Krytyka
ówczesnego bolszewickiego punktu widzenia (demokratycznej
dyktatury proletariatu i klasy chłopskiej) ma znaczenie jedynie
historyczne. Rozbieżności z tamtych czasów od dawna już nie
istnieją”. Trocki nie wiedział, że wkrótce miały odżyć za sprawą
Stalina i stalinowskiego kierownictwa Kominternu.
Podstawa niniejszego wydania: Lew Trocki, „Losy rewolucji
rosyjskiej. W czym się różnimy?”, wyd. Nurt Lewicy Rewolucyjnej,
Warszawa 2001.
Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)
„Zgadzam się z tobą zupełnie w tym, że współczesna apatia nie da się przezwyciężyć na drodze
teoretycznej – pisał Lassalle do Marksa w roku 1854, w epoce najgłębszej reakcji powszechnej. –
Pozwolę sobie nawet uogólnić tę myśl w następujący sposób: nigdy jeszcze apatia nie dała się
przezwyciężyć na drodze czysto teoretycznej, czyli przezwyciężenie takiej apatii wydawało uczniów i
sekty lub nieudane ruchy praktyczne, nigdy jednak dotąd nie zrodziło ani realnego ruchu powszechnego,
ani powszechnego poruszenia umysłów mas. Nie tylko praktycznie, lecz i duchowo wciągnąć masy do
potoku ruchu może tylko żar rzeczywistych wypadków”.
Oportunizm tego nie rozumie. Ktoś może uznać za paradoks stwierdzenie, że główną cechą
psychologiczną oportunizmu jest jedno: nie umie czekać. A jednak niewątpliwie tak jest. W okresie, gdy
sprzymierzone i wrogie siły społeczne zarówno swoim antagonizmem, jak i wzajemnym oddziaływaniem
wytwarzają w polityce stan martwej ciszy, gdy molekularna praca rozwoju ekonomicznego, potęgując
przeciwieństwa, nie tylko nie zakłóca równowagi politycznej, lecz przeciwnie, wzmacnia ją i jakby
uwiecznia, trawiony niecierpliwością oportunizm szuka wokół siebie „nowych” dróg i środków, aby
natychmiast zrealizować to, czemu historia jeszcze odmawia realizacji. Pełen żalu, uskarża się na
niedostatek i niepewność swoich sił i idzie szukać „sprzymierzeńców”. Chciwie rzuca się na śmietnik
liberalizmu. Zaklina go. Przywołuje. Wynajduje dla niego specjalne formuły działania. W odpowiedzi
śmietnik owiewa go wonią rozkładu politycznego. Wtedy oportunizm zaczyna wydziobywać z niego
perły demokracji... Potrzeba mu sprzymierzeńców. Miota się i łapie ich za poły po rogach ulic. Zwraca się
do „swoich” i zaleca im jak największą uprzejmość względem potencjalnych sprzymierzeńców. „Taktu,
więcej taktu, jak najwięcej taktu!” Ogarnia go szczególna choroba, mania ostrożności wobec liberalizmu,
obłęd taktu – i z dziką wściekłością oportunizm policzkuje i rani własną partię.
Oportunizm chce wyzyskać stosunki, które jeszcze nie dojrzały. Chce natychmiastowego
„powodzenia”. Kiedy opozycyjni sprzymierzeńcy nie pomagają, rzuca się do rządu: przekonuje, prosi,
grozi... Wreszcie sam znajduje sobie miejsce w rządzie, aby pokazać, że historii nie można wyprzedzić
nie tylko „drogą teoretyczną”, lecz i administracyjną.
Oportunizm nie umie czekać. I właśnie dlatego wielkie wydarzenia zawsze są dla niego
niespodzianką. Spadają nań nagle, przewracają, kręcą nim w swoim wirze jak drzazgą i unoszą dalej,
uderzając głową to o jeden, to o drugi brzeg... Usiłuje się opierać, ale daremnie. Wtedy poddaje się
losowi, udaje zadowolonego, macha rękami, aby udawać, że pływa – i krzyczy najgłośniej... A gdy
huragan mija, on gramoli się na brzeg, otrząsa się z niesmakiem, użala się na ból głowy i łamanie w
kościach i dręczony katzenjammerem nie szczędzi ostrych słów pod adresem rewolucyjnych „fantastów”.
I
W niedawno wydanej książce pt. „Sytuacja obecna i możliwa przyszłość” dość znany moskiewski
mienszewik Czeriewanin pisze: „W listopadzie i grudniu tryumfowała nawet nie bolszewicka taktyka,
lecz taktyka Parvusa i Trockiego” (str. 200). W ostatnim numerze „Gołosa Socjałdemokrata” (nr 4/5, str.
17) półurzędowy filozof taktyki mienszewickiej Martynow wspomina ze swojej strony o „fantastycznej
teorii Parvusa i Trockiego, (...) która cieszyła się u nas chwilowym powodzeniem w dniach
październikowych, w okresie Rady Delegatów Robotniczych”. Różnica w podawaniu miesięcy wynika z
tego, że Martynow nie może połapać się w kalendarzu i przez „dni październikowe” Rady rozumie dni
październikowe, listopadowe i grudniowe: jak wiadomo, filozofowie operujący wielkimi epokami
dziejowymi łatwo mylą się co do miesięcy. Cóż jednak tkwiło u podstaw owej „fantastycznej” teorii?
Czeriewanin odpowiada: „wyraźnie niedorzeczny punkt widzenia Parvusa i Trockiego, którzy
spodziewali się przenieść Rosję ze stanu półdzikiego wprost do socjalizmu” (str. 177). Niedorzeczność
tych poglądów Czeriewanin z łatwością wykazuje na kilku stronicach. Czym jest rosyjski proletariat?
Według najbardziej optymistycznych obliczeń stanowi on 27,6 proc. ludności. Lecz przy rewolucyjnych
rachunkach należy potrącić robotników rolnych ze względu na ich ciemnotę i zacofanie, służbę i
wyrobników ze względu na ich rozproszenie, a wtedy pozostanie 3,2 miliona głów proletariatu handlowo-
przemysłowego. „A zatem 5-11 proc. całej ludności – oto podwalina, na której towarzysze Parvus i
Trocki chcieli wznosić ustrój socjalistyczny! I przy tym naiwnie myśleli, że istotnie stosują marksizm”
(str. 179). Zwycięstwo Czeriewanina jest niewątpliwe. Szkoda tylko, że wizerunek swoich przeciwników
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 3 –
Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)
skopiował z prac różnych przybłędów gazeciarskich, przeważnie z grona renegatów marksizmu, którzy
możliwie najniezgrabniej i najbezczelniej malują szatana nieustającej rewolucji.
„Zapewne, dzisiaj poprzez rewolucję w Rosji stwarzamy tylko grunt pod panowanie polityczne
burżuazji. (...) W Rosji nie da się dziś urzeczywistnić socjalizmu bez rewolucji socjalnej w zachodniej
Europie” – pisał Parvus we wrześniu 1905 roku. Kilka miesięcy wcześniej mówił: „Socjaldemokratyczny
rząd tymczasowy nie może dokonać w Rosji przewrotu socjalistycznego, lecz już sam proces likwidacji
absolutyzmu da mu wdzięczny grunt do pracy politycznej”. „Dziś jeszcze nie możemy sobie w Rosji
stawiać za zadanie przeobrażenia rewolucji burżuazyjnej w socjalną” – pisał ten sam Parvus w
programowym artykule dziennika „Naczało” (listopad 1905 roku). „Rosyjski proletariat – pisał ze swojej
strony autor niniejszego artykułu w miesiąc później – tylko w tym wypadku nie zostanie zepchnięty w tył i
zdoła doprowadzić swoje wielkie dzieło do końca, gdy będzie potrafił rozszerzyć narodowe ramy naszej
wielkiej rewolucji i uczynić je prologiem światowego zwycięstwa pracy”. A w kilka miesięcy później:
„Bez bezpośredniego, państwowego poparcia proletariatu europejskiego klasa robotnicza Rosji nie zdoła
utrzymać się przy władzy i zmienić swojego chwilowego panowania w trwałą dyktaturę socjalistyczną”.
Urywki te zupełnie wystarczają do pokazania, jak w nastroju rewolucyjnego katzenjammeru piszą
historię oportuniści. Lecz jeszcze ciekawsza jest może kwestia, jak robią oni historię. O Czeriewaninie
niestety pod tym względem nic nie możemy powiedzieć, bo o jego roli w wydarzeniach rewolucji nie
mamy najmniejszego wyobrażenia. Lecz mamy pod ręką dokumentalne świadectwa poglądów (jeśli nie
działalności) niektórych z jego ideowych towarzyszy. Pytacie, pisze jeden z nich, czego będziemy żądać
w Konstytuancie? „Odpowiadamy jasno i kategorycznie: będziemy żądać nie «socjalizacji», lecz
socjalizmu, nie równego użytkowania ziemi, lecz uspołecznienia wszystkich (podkreślenie w oryginale)
środków produkcji”. Wprawdzie ludzie „wulgarnie pojmujący marksizm” odpowiadają, że „rewolucja
socjalistyczna w bliskiej przyszłości jest u nas niemożliwa ze względów technicznych”, lecz autor
zwycięsko obala ich argumenty i kończy: „Jedna tylko socjaldemokracja (...) wysuwa obecnie hasło
nieustającej rewolucji, ona jedna doprowadzi masy do ostatecznego i decydującego zwycięstwa”. Kto to
pisze? Wybitny mienszewik. Wprawdzie Martynow już nam powiedział, że w „dniach
październikowych” poglądy Trockiego i Parvusa cieszyły się chwilowym powodzeniem, ale w zamian za
to on znowu powiada nam o „ostrzegawczym głosie mienszewików, którym nie tak szybko (?) zakręciło
się w głowie i którzy, częstokroć wbrew żywiołom, uporczywie (uporczywie!) strzegli tradycji rosyjskiej
socjaldemokracji” („Gołos Socjałdemokrata” nr 4/5, str. 16). Bez wątpienia, takie męstwo wyższe jest
ponad wszelkie pochwały. Jednak... jednak cytowany artykuł, wulgaryzujący ideę nieustającej rewolucji,
mimo wszystko wyszedł spod pióra mienszewika (patrz „Naczało” nr 7 i 11, artykuły wstępne). Może ten
mienszewik, który wpadł w tak silny paroksyzm rewolucyjnego zawrotu głowy, był „niepewnym”,
„nieprawdziwym” mienszewikiem? O nie! Był to Piotr mienszewizmu, jego kamień węgielny. Był to
towarzysz Martynow.
Taka jest kartka z politycznej fizjologii oportunizmu. Cóż dziwnego, że ludzie, którzy do tego
stopnia pogubili swoje przesłanki w najważniejszej i wymagającej największego poczucia
odpowiedzialności chwili naszej historii, teraz piorunują na „niedorzeczność” zatwardziałych
grzeszników i na... szaleństwo samej rewolucji.
II
Tak, na szaleństwo samej rewolucji.
„W chwili odurzenia (!) rewolucyjnego, gdy cele rewolucji zdają się być bliskie
urzeczywistnienia, trudno jest utorować drogę rozumnej taktyce mienszewickiej...” Socjaldemokratyczna
taktyka, której zastosowaniu staje na przeszkodzie „odurzenie rewolucyjne”. Odurzenie rewolucyjne! Co
za terminologia! Tak pisze Czeriewanin na 209 stronie swojego nowego „dzieła”.
Gdy czyta się korespondencję naszych klasyków, którzy czuwali w swoich strażnicach – jeden w
Berlinie, drugi w ognisku światowego kapitalizmu, w Londynie – i czujnie badali widnokrąg polityczny,
notując każdy objaw, który mógł świadczyć o zbliżającej się rewolucji, gdy czyta się te listy, w których
huczy żywe wrzenie lawy rewolucyjnej, usiłującej wyrwać się na powierzchnię, gdy oddycha się tą
atmosferą niecierpliwego a zarazem niezmordowanego oczekiwania na rewolucję, czuje się osobistą
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 4 –
Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)
nienawiść do okrutnej dialektyki historycznej, która dla swoich chwilowych celów skłania do marksizmu
niedołężnych pod względem teoretycznym i psychologicznym rezonerów, przeciwstawiających swój
taktyczny „rozum” odurzeniu rewolucyjnemu!
„Instynkt mas w rewolucjach – pisał w roku 1859 Lassalle do Marksa – jest zwykle o wiele
trafniejszy niż rozsądek inteligentów. (...) Właśnie cechujący masy brak wykształcenia chroni je przed
podwodnymi rafami rozsądnie-rozumnego sposobu postępowania. (...) Robić rewolucję – pisze dalej
Lassalle – można ostatecznie tylko z pomocą mas i ich gorącej ofiarności. Lecz właśnie wskutek swojej
«ciemnoty», swojego braku wykształcenia, masy zupełnie nie rozumieją posybilizmu i – ponieważ każdy
umysł nierozwinięty uznaje tylko krańcowości, zna tylko tak i nie, a nie ma żadnego pomiędzy nimi
środka – interesują się tylko krańcowościami, wszystkim, co jednolite, bezpośrednie. Koniec końców
musi to wywołać ten skutek, że ci buchalterzy rewolucji, zamiast nie mieć przed sobą obłudnych wrogów,
a mieć za sobą przyjaciół, mają – przeciwnie – wrogów przed sobą, a za sobą nie mają żadnych
zwolenników swoich zasad. W ten sposób rzekomy najwyższy rozum okazuje się w praktyce najwyższym
bezrozumem”
1
. Lassalle zupełnie słusznie przeciwstawia trafny rewolucyjny instynkt nieoświeconych
mas „rozsądnie-rozumnej” taktyce buchalterów rewolucji. Lecz surowy instynkt nie jest dla niego
ostatecznym probierzem. Innym, wyższym jeszcze, jest „zupełne poznanie praw historii i postępu
narodów”. „Tylko realistyczna wiedza – kończy Lassalle – może przewyższyć realistyczny rozsądek i
wznieść się ponad nim”. Wiedza realistyczna, która u Lassalle’a powleczona jest naskórkiem idealizmu, u
Marksa występuje jako materialistyczna dialektyka. Cała jej siła polega na tym, że nie przeciwstawia
swojej „rozumnej taktyki” realnemu ruchowi mas, a tylko nadaje mu formy i uogólnia go. I właśnie
dlatego, że rewolucja zrywa osłony mistyki z podstawowych przegród socjalnych i każe klasom ścierać
się na szerokiej arenie państwowej, polityk-marksista czuje się w rewolucji jak w swoim żywiole. Cóż to
za rozumna taktyka „mienszewicka”, która nie może być przyjęta przez masy? Albo – co gorsza – cóż to
za rewolucyjna taktyka, która sama upatruje przyczyny swojego niepowodzenia w „odurzeniu
rewolucyjnym” i świadomie oczekuje, aż przejdzie ten stan, to jest aż się wyczerpie lub zostanie
mechanicznie stłumiona energia rewolucyjna mas?
III
Tow. Plechanow pierwszy zdobył się na smutną odwagę odmalowania wszystkich wydarzeń
rewolucji jako szeregu omyłek. Dał on nam zdumiewający swoją jaskrawością przykład tego, jak można
w ciągu dwudziestu lat niezmordowanie bronić dialektyki materialistycznej przeciw wszelkim formom
rezonerskiego dogmatyzmu i racjonalistycznego utopizmu, aby potem w realnej polityce rewolucyjnej
okazać się dogmatykiem-utopistą najczystszej wody. We wszystkich jego pismach z okresu rewolucji na
próżno będziecie szukali odzwierciedlenia najważniejszej rzeczy: immanentnej mechaniki stosunków
klasowych, wewnętrznej logiki rewolucyjnego rozwoju mas. Zamiast tego Plechanow daje szereg wariacji
na temat próżnego jak bania sylogizmu, którego wielką przesłanką jest zdanie: nasza rewolucja jest
burżuazyjna, a wniosek brzmi: w stosunku do kadetów trzeba mieć takt. Nie ma tu ani analizy
teoretycznej, ani rewolucyjnej polityki, są tylko drobne rezonerskie dopiski na marginesach wielkiej
księgi wydarzeń. Największą zdobyczą tej krytyki jest jałowy morał: gdyby rosyjscy socjaldemokraci byli
marksistami, a nie metafizykami, nasza taktyka w końcu 1905 roku byłaby zupełnie inna. I – rzecz
dziwna – Plechanow zupełnie nie zadaje sobie pytania, jak to jest możliwe, że w ciągu ćwierćwiecza
propagował najczystszy marksizm i przyczynił się tylko do stworzenia partii rewolucyjnych
„metafizyków”, oraz – co ważniejsze – jak to możliwe, że tym „metafizykom” udało się w najważniejszej
chwili historycznej pociągnąć masy robotnicze na błędną drogę i postawić „prawdziwych” marksistów w
położeniu osamotnionych rezonerów? Jedno z dwojga: albo Plechanow sam nie posiada tajemnicy
przejścia od marksizmu jako doktryny do czynu rewolucyjnego, albo „metafizycy” mają w warunkach
rewolucji jakąś niezaprzeczalną przewagę nad „prawdziwymi” marksistami. Plechanow ostrożnie omija
ten fatalny dylemat. Lecz Czeriewanin, ten poczciwy Sanczo Pansa plechanowskiego rezonerstwa, bierze
1
Przedmowa do „Mowy przed sądem przysięgłych” Lassalle’a. Pewna umyślna nieścisłość wyrażeń tłumaczy się tym, że
cytowany artykuł był pisany dla legalnego wydawnictwa okresu „przedkonstytucyjnego”. – Przypis Autora.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 5 –
Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)
byka za rogi – lub, mówiąc po cervantowsku, osła za uszy – i mężnie odpowiada: w czasach odurzenia
rewolucyjnego dla prawdziwie marksistowskiej taktyki nie ma miejsca!!!
Czeriewanin musiał dojść do takiego wniosku, bo postawił sobie zadanie, którego jego mistrz
starannie unikał: nakreślenie ogólnego przebiegu rewolucji i roli w niej proletariatu. Podczas gdy
rozważny Plechanow zadowalał się podjazdową krytyką poszczególnych posunięć i poszczególnych
wypowiedzi, zupełnie ignorując wewnętrzny rozwój wydarzeń, Czeriewanin zadał sobie pytanie: jak
wyglądałaby historia, gdyby rozwijała się według marszruty „prawdziwej taktyki mienszewickiej”?
Odpowiedział na nie w broszurze pt. „Proletariat w rewolucji” (Moskwa 1907), która jest rzadkim
dokumentem męstwa, na jakie może zdobyć się ograniczoność. Lecz gdy poprawił już wszystkie błędy i
uszeregował w „mienszewickim” porządku wszystkie wydarzenia tak, że w swojej kolejności prowadziły
rewolucję do zwycięstwa, zadał sobie pytanie: dlaczegóż jednak rewolucja zboczyła na błędną drogę? I
odpowiedział na to książką pt. „Sytuacja obecna i możliwa przyszłość” – znowu cennym świadectwem
tego, że niezmordowane męstwo ograniczoności zdolne jest odchylić zasłonę okrywającą prawdę –
chociaż nie zawsze od strony głowy. Klęska rewolucji jest tak głęboka, mówi Czeriewanin, że
„sprowadzenie jej przyczyn do jakichś tylko błędów proletariatu byłoby zupełnym niepodobieństwem.
Rzecz jasna, że idzie tu nie o omyłki, lecz o jakieś głębsze przyczyny” (str. 174). Fatalny wpływ na losy
rewolucji odegrał powrót wielkiej burżuazji do przymierza z caratem i szlachtą. W procesie łączenia się
tych sił w jedną kontrrewolucyjną całość „wielką, rozstrzygającą rolę odegrał proletariat. I rzucając
okiem wstecz można teraz powiedzieć, że była to jego nieunikniona rola” (str. 175, wszystkie
podkreślenia moje). W pierwszej broszurze Czeriewanin, za przykładem Plechanowa, uważał za
przyczynę wszystkich nieszczęść blankizm socjaldemokracji. Teraz jego uczciwa ograniczoność powstała
przeciwko niemu i Czeriewanin mówi: „Wyobraźmy sobie, że proletariat przez cały czas znajdował(by)
się pod kierownictwem mienszewików i postępował po mienszewicku
2
. Taktyka proletariatu poprawiłaby
się wtedy, lecz jego zasadnicze dążenia nie mogłyby się zmienić i nieuchronnie doprowadziłyby go do
porażki” (str. 176). Innymi słowy, proletariat jako klasa nie zdołałby zmusić się do mienszewickiego
samoograniczenia. Rozwijając walkę klasową pchałby nieuchronnie burżuazję do obozu reakcji... Błędy
taktyczne tylko „zwiększyły smutną rolę proletariatu w toczącej się walce”, lecz nie odgrywały
rozstrzygającej roli. W ten sposób „smutna rola proletariatu” w rosyjskiej rewolucji (sic!) wypływa z
istoty jego interesów klasowych. Sromotny to wniosek, równający się zupełnej kapitulacji wobec
wszystkich oskarżeń, rzucanych przez liberalny kretynizm na klasową partię proletariatu. A jednak mimo
wszystko w tym sromotnym wniosku politycznym ujawnia się cząstka prawdy historycznej:
współdziałanie proletariatu i burżuazji okazało się niemożliwe nie wskutek usterek myśli
socjaldemokratycznej, lecz wskutek głębokiego zróżnicowania burżuazyjnego „narodu”. Proletariat Rosji
przy swoim jasno określonym typie społecznym i poziomie uświadomienia mógł rozwinąć energię
rewolucyjną tylko pod znakiem własnych interesów. Lecz radykalizm jego interesów, nawet bieżących,
nieuchronnie pchał burżuazję na prawo. Czeriewanin to zrozumiał. Jednak, jego zdaniem, to właśnie
spowodowało klęskę. Załóżmy, że tak było rzeczywiście. Jaki stąd wniosek? Co miała robić
socjaldemokracja? Próbować oszukać burżuazję „algebraicznymi formułami”? Skrzyżować ręce na
piersiach, pozostawiając proletariat na łasce niechybnej porażki? Czy przeciwnie, uznając, że nadzieje na
trwałe współdziałanie z burżuazją są złudzeniem, oprzeć swoją taktykę na wykrzesaniu z proletariatu
całej jego siły klasowej, rozbudzeniu najgłębszych interesów społecznych mas chłopskich, odwołaniu się
do armii proletariackiej i chłopskiej – i na tej podstawie szukać drogi do zwycięstwa? Tego, czy
zwycięstwo w ogóle było możliwe, nie podobna było wywróżyć, lecz bez względu na to, czy widoki na
zwycięstwo były mniejsze lub większe, była to bądź co bądź jedyna droga, na którą mogła wejść partia
rewolucji, o ile nie wolała natychmiast popełnić samobójstwa niż narazić się tylko na możliwą porażkę.
Ta wewnętrzna logika rewolucji, którą Czeriewanin dopiero teraz zaczyna wyczuwać, „rzucając
okiem wstecz”, była jasna dla tych, których oskarża o „niedorzeczność”, jeszcze nim doszło do wydarzeń
rewolucyjnych.
„Obecnie – pisaliśmy w lipcu 1905 roku – jest jeszcze trudniej spodziewać się po burżuazji
inicjatywy i skuteczności niż w roku 1848. Z jednej strony przeszkody są o wiele bardziej kolosalne, z
2
Zwróćcie uwagę na ten sposób myślenia: nie mienszewicy wyrażają walkę klasową proletariatu, lecz proletariat postępuje po
mienszewicku. Jeszcze lepiej byłoby powiedzieć: przypuśćmy, że historia postępuje po czeriewaninowsku. – Przypis Autora.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 6 –
Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)
drugiej zaś zróżnicowanie społeczne i polityczne narodu zaszło nieskończenie dalej. Milczący spisek
krajowej i światowej burżuazji stawia straszne przeszkody twardemu procesowi wyzwolenia, dążąc do
tego, by nie dać mu przejść poza ugodę klas posiadających z przedstawicielami starego porządku w celu
zgnębienia mas ludowych. Prawdziwie demokratyczną taktykę można w tych warunkach rozwinąć tylko
poprzez walkę z liberalną burżuazją. Należy sobie z tego jasno zdać sprawę. Nie fikcyjna «jedność»
narodu przeciw jego wrogom, lecz głęboki rozwój walki klasowej w łonie narodu – oto właściwa droga.
(...) Bez wątpienia walka klasowa proletariatu może pchnąć naprzód również burżuazję, lecz zrobić to
może tylko ona. Z drugiej zaś strony nie ulega wątpliwości, że proletariat, który przezwyciężył swoim
parciem bierność burżuazji, w przypadku najbardziej konsekwentnego rozwoju wydarzeń zetknie się z nią
w pewnej chwili jako z bezpośrednią przeszkodą. Klasa, która zdoła pokonać tę przeszkodę, będzie
musiała to uczynić, a tym samym wziąć na siebie rolę hegemona, o ile w ogóle krajowi sądzone są
radykalne przeobrażenia demokratyczne. W takich warunkach będziemy mieli panowanie «stanu
czwartego». Rozumie się, że proletariat wykona swoją misję tak, jak niegdyś burżuazja – opierając się na
chłopstwie i drobnomieszczaństwie. Pokieruje wsią, wciągnie ją do ruchu, zbudzi w niej poczucie
zależności jej własnych interesów od powodzenia swoich, proletariackich planów. Lecz wodzem
pozostanie z konieczności on sam. Nie jest to «dyktatura chłopstwa i proletariatu», lecz dyktatura
proletariatu opierającego się na chłopstwie. Jego dzieło nie zamknie się oczywiście w ramach państwa.
Logika położenia wypchnie go niezwłocznie na arenę międzynarodową”.
IV
Przy wszystkich różnicach poglądów różne prądy w partii zgadzały się w jednym punkcie –
liczyły na zupełne zwycięstwo, to jest na zdobycie władzy państwowej przez rewolucję. Czeriewanin
oblicza teraz siły rewolucji i siły reakcji i po zsumowaniu rezultatów dochodzi do wniosku, że „wszystkie
sukcesy rewolucji musiały zawierać w zarodku nieuniknioną klęskę w przyszłości” (str. 198). Cóż mu
daje materiał do tych obliczeń? Statystyka strajków, charakter i formy zaburzeń chłopskich, wyniki
wyborów do trzech Dum. Nie wysnuwa więc przebiegu i wyników rewolucji bezpośrednio ze stosunków
ekonomicznych, lecz z form i epizodów walki rewolucyjnej. Nie ekonomiczna charakterystyka i nie
statystyka klas doprowadziła go do wniosku o przesądzonej z góry beznadziejności rewolucji rosyjskiej,
lecz badanie żywej walki tych klas, ich starć, otwartych zapasów w procesie rewolucji. Prawda, że
„badania” Czeriewanina są nieudolne. Lecz żeby Czeriewanin mógł w ogóle przystąpić do swoich
nieudolnych badań, trzeba było, aby przedtem strajk ogarnął kraj, aby wybuchło powstanie, aby chłopi
rozgromili kilkanaście guberni, aby wreszcie odbyły się wybory do Dumy. Statystyka sił społecznych nie
daje nam klucza do odgadywania wyników starć społecznych. W przeciwnym razie należałoby już dawno
zastąpić walkę klasową buchalterią klasową. Jeszcze stosunkowo niedawno marzyli o tym skarbnicy
niektórych związków zawodowych, którym wydawało się, że będzie można uniknąć strajków. Okazało
się jednak, że kapitalistów nie przekonują wyciągi z księgi związkowej, że ostatecznie argumenty
liczbowe trzeba popierać argumentem strajku. I bez względu na to, jak ścisłe są uprzednie obliczenia,
rzecz w tym, że każdy strajk tworzy cały szereg nowych faktów materialnych i moralnych, których nie
można było przewidzieć i które, koniec końców, decydują o wyniku strajku. A teraz usuńcie z waszej
wyobraźni związek zawodowy z jego ścisłą rachunkowością, natomiast rozszerzcie strajk na cały kraj,
postawcie przed nim wielki cel polityczny, przeciwstawcie proletariatowi władzę państwową jako
bezpośredniego wroga, otoczcie obu adwersarzy rzeczywistymi, potencjalnymi i domniemanymi
sprzymierzeńcami, dodajcie wszelkie warstwy, o wpływ na które toczy się zaciekła walka, armię, w której
tylko podczas burzliwych wydarzeń wyodrębnia się skrzydło rewolucyjne, przesadne nadzieje z jednej,
przesadne obawy z drugiej strony, przy czym i jedne, i drugie są realnymi czynnikami wydarzeń,
paroksyzmy giełdy i krzyżujące się wpływy stosunków międzynarodowych – gdy to uczynicie, uzyskacie
tło rewolucji. Żaden perski Czeriewanin nie mógł przepowiedzieć rodakom fatalnej roli, jaką wobec
rewolucji w Persji odegrał sojusz wzmożonego na siłach caratu z liberalnym rządem Anglii. I gdyby
nawet znalazł się taki prorok i na podstawie swoich obliczeń spróbował powstrzymać masy ludowe od
szeregu powstań, które ostatecznie zakończyły się klęską, perscy rewolucjoniści dobrze zrobiliby, gdyby
poradzili mędrcowi osiedlić się na pewien czas w domu obłąkanych...
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 7 –
Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)
Rewolucja w Rosji rozwinęła się wcześniej niż Czeriewanin obrachował jej debet i kredyt.
Rewolucja była dla nas gotową areną, na której przyszło nam działać. My nie stwarzaliśmy wydarzeń,
lecz musieliśmy przystosować do nich taktykę. Skoro już braliśmy udział w walce, musieliśmy liczyć na
zwycięstwo. Lecz rewolucja jest walką o władzę państwową. Jako partia rewolucji mieliśmy przed sobą
zadanie wykazania masom konieczności zdobycia władzy.
V
Pogląd mienszewików na rosyjską rewolucję w ogóle, a na centralny problem zdobycia władzy w
szczególności, nigdy nie był zbyt jasny. Razem z bolszewikami mówili o „doprowadzeniu rewolucji do
końca”, przy czym obie strony pojmowały to czysto formalnie, w znaczeniu urzeczywistnienia naszego
„programu minimum”, po którym miała nastąpić epoka „normalnego” wyzysku kapitalistycznego w
ustroju demokratycznym. Lecz „doprowadzenie rewolucji do końca” musiało zakładać obalenie caratu i
przejście władzy w ręce rewolucyjnej siły społecznej. Jakiej? Mienszewicy odpowiadali: burżuazyjnej
demokracji. Bolszewicy odpowiadali: proletariatu i chłopstwa.
Czym jest jednak „burżuazyjna demokracja” mienszewików? Nie jest to nazwa określonej, realnie
istniejącej i namacalnej siły społecznej, lecz pozahistoryczna kategoria, stworzona przez dziennikarzy
drogą dedukcji i analogii. Ponieważ rewolucja musi być doprowadzona „do końca”, ponieważ jest to
rewolucja burżuazyjna, ponieważ we Francji rewolucję doprowadzili do końca jakobini, zatem rewolucja
rosyjska może przekazać władzę tylko w ręce rewolucyjno-burżuazyjnej demokracji. Mienszewicy,
ustaliwszy niezachwianie algebraiczną formułę rewolucji, zaczęli niezmordowanie dobierać do niej
wartości liczbowe. Zarzucając innym przecenianie sił proletariatu, sami pokładali bezgraniczne nadzieje
w Związku Związków i w partii kadeckiej... Martow z wielkimi nadziejami witał grupę „ludowych
socjalistów”, a Martynow łapał za nogi kurskich nauczycieli ludowych. Dla mienszewików było jasne, że
w kraju kapitalistycznym, w którym bogactwa, ludność, energia, wiedza, życie polityczne i
doświadczenie polityczne koncentrują się w miastach, chłopstwo nie może odgrywać kierowniczej roli w
rewolucji. Historia nie może powierzyć chłopu dzieła wyzwolenia narodu burżuazyjnego. Wskutek
rozproszenia i ograniczoności politycznej, a w jeszcze większej mierze wskutek rozdzierających tę klasę
głębokich sprzeczności społecznych, z których nie ma żadnego wyjścia w ramach społeczeństwa
kapitalistycznego, chłopstwo zdolne jest tylko do zadania staremu porządkowi z tyłu kilku strasznych
ciosów, z jednej strony poprzez żywiołowe powstania wywołujące zamieszanie i popłoch, a z drugiej
poprzez wniesienie swojego niezadowolenia do armii. Lecz w miastach kapitalistycznych, tych
rezydencjach historii nowożytnej, musi istnieć stanowcza partia, opierająca się na masach rewolucyjnych
oraz zdolna do wykorzystania powstań chłopskich i niezadowolenia wojsk do tego, by napierając
bezlitośnie wyprzeć wroga ze wszystkich pozycji i zagarnąć władzę państwową. Takiej partii
mienszewicy nie mogli znaleźć. Dlatego ich abstrakcyjne „doprowadzenie rewolucji do końca” wyrodziło
się w praktyce w popieraniu kadetów quand méme [mimo wszystko], a najbardziej konsekwentni, jak
widzieliśmy, doszli do wniosku, że klimat rewolucji jest w ogóle zbyt ostry dla egzotycznej taktyki
mienszewizmu.
Sprzeczności mienszewizmu są karykaturalnym odbiciem sprzeczności samej historii, która
postawiła krajowi ogromne zadania rewolucyjne, wymiótłszy uprzednio na całym świecie żelazną miotłą
wielkiego przemysłu burżuazyjną demokrację jako siłę ekonomiczną i polityczną.
VI
Dla przeciwwagi narodnikom marksiści tak długo zaprzeczali naszej „samoistności”, że doszli do
zasadniczego utożsamienia naszego rozwoju ekonomicznego i politycznego z „zachodnioeuropejskim”.
Stąd był już tylko krok do najbardziej niedorzecznych wniosków.
Między Anglią, pionierką rozwoju kapitalistycznego, która w ciągu wieków stwarzała nowe formy
społeczne i, jako ich wyrazicielkę, potężną burżuazję angielską, a dzisiejszymi koloniami, do których
kapitał europejski na gotowych pancernikach przywozi gotowe szyny, podkłady, gwoździe i wagony
salonowe dla administracji kolonialnej, a następnie karabinem i bagnetem wyrzuca krajowców z ich
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 8 –
Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)
pierwotnego środowiska, zapędzając ich batem do cywilizacji kapitalistycznej, nie ma żadnej analogii
rozwoju dziejowego, chociaż jest głęboki związek wewnętrzny.
Nowa Rosja przybrała zupełnie samoistny charakter dzięki temu, że jej chrztu kapitalistycznego
dokonywał w drugiej połowie XIX stulecia europejski kapitał, doprowadzony do swojej najbardziej
skoncentrowanej i wysubtelnionej formy: kapitał finansowy. Jego własna poprzednia historia nie jest
niczym związana z poprzednią historią Rosji. Zanim doszedł u siebie w kraju do wyżyn współczesnej
giełdy, musiał wprzód wyrwać się z ciasnych ulic i zaułków miasta rzemieślniczego, gdzie uczył się
pełzać i chodzić, musiał w ciągłej walce z Kościołem rozwijać technikę i naukę, skupić wokół siebie cały
naród, zdobyć władzę poprzez powstanie przeciw przywilejom feudalnym i dynastycznym, stworzyć dla
siebie otwartą arenę, dobić samodzielną drobną produkcję, z której sam wyszedł, a poza tym, oderwawszy
się od pępowiny narodu, od prochów ojców, przesądów politycznych, sympatii rasowych, długości i
szerokości geograficznych, drapieżnie poszybować nad kulą ziemską, dziś truć opium zrujnowanego
przezeń rzemieślnika chińskiego, jutro wzbogacać nowymi pancernikami wody Rosji, pojutrze zagarniać
kopalnie diamentów na południu Afryki.
Gdy kapitał angielski lub francuski, ten wytwór kilkuwiekowej historii, zjawia się na stepach
Zagłębia Donieckiego, jest zupełnie niezdolny do wykrzesania z siebie tych samych sił, stosunków i
namiętności społecznych, które kolejno w siebie wchłonął. Nie powtarza już na nowym terytorium
przebytego niegdyś rozwoju, lecz zaczyna od tego, na czym zatrzymał się we własnym kraju. Wokół
maszyn, które przerzucił przez morza i granice celne, od razu, bez żadnych etapów pośrednich, skupia
masy proletariatu i w tę klasę przelewa zastygłą w nim energię rewolucyjną dawnych pokoleń burżuazji.
Gdy Dan, w ślad za Martynowem, użala się, że brak (względnie słabość) miejskiej demokracji
burżuazyjnej jest „naszym największym nieszczęściem”, możemy tylko wzruszyć ze współczuciem
ramionami. Czy ci ludzie rozumieją właściwie, o co się martwią? Wytłumaczmy im więc: smuci ich to, że
polem gospodarki międzynarodowej zawładnął wielki kapitał, że w Rosji nie pozwolił uformować się
silnej drobnej burżuazji rzemieślniczej i handlowej, że wielka rola w gospodarce i polityce, jaką gdzie
indziej w przeszłości odgrywało drobnomieszczaństwo, u nas przypadła od razu nowoczesnemu
proletariatowi. Wszystko to jednak jest warunkiem siły i wpływów socjaldemokracji. Tymczasem oni
sądzą, że są to zarazem przyczyny słabości rewolucji. Nie mówię już o tym, jak nędzny jest ten pogląd z
punktu widzenia stanowiska międzynarodowej socjaldemokracji jako partii światowego przewrotu
społecznego. Wystarczy po prostu stwierdzić, że warunki naszej rewolucji są takie, jakie są. Żalami i
skargami nie stworzy się stanu trzeciego. Pozostaje dojść do wniosku, że tylko walka klasowa
proletariatu, sprawującego rewolucyjne kierownictwo nad masami chłopskimi, może „doprowadzić
rewolucję do końca”.
VII
Zupełnie słusznie! – mówią bolszewicy. Do zwycięstwa naszej rewolucji jest nieodzowna wspólna
walka proletariatu i chłopstwa. Jednakże „koalicja proletariatu i chłopstwa, osiągająca zwycięstwo w
rewolucji burżuazyjno-demokratycznej, nie jest niczym innym, jak rewolucyjno-demokratyczną dyktaturą
proletariatu i chłopstwa”. Treścią jej działalności będzie demokratyzacja stosunków politycznych i
ekonomicznych w granicach prywatnej własności środków produkcji. Lenin wskazuje na zasadniczą
różnicę między socjalistyczną dyktaturą proletariatu a demokratyczną (względnie burżuazyjno-
demokratyczną) dyktaturą proletariatu i chłopstwa. Ta czysto formalna operacja logiczna zupełnie ratuje
go, jak mu się zdaje, od materialnej sprzeczności między niskim poziomem rozwoju sił wytwórczych a
politycznym panowaniem klasy robotniczej. Gdybyśmy sądzili – mówi Lenin – że możemy dokonać
przewrotu socjalistycznego, to szlibyśmy wprost do politycznego krachu. Lecz skoro proletariat, stając
wraz z chłopstwem u steru władzy, wyraźnie sobie uświadamia, że jego dyktatura ma tylko
„demokratyczny charakter”, wtedy wszystko jest ocalone. Myśl tę Lenin powtarza niestrudzenie od 1904
roku. Lecz to jeszcze nie czyni jej bardziej treściwą.
Ponieważ warunki społeczne w Rosji nie dojrzały do rewolucji socjalistycznej, posiadanie władzy
politycznej byłoby dla proletariatu największym nieszczęściem – mówią mienszewicy. Byłoby to słuszne,
odpowiada Lenin, gdyby proletariat nie uświadamiał sobie, że chodzi tylko o rewolucję demokratyczną.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 9 –
Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)
Innymi słowy, wyjście ze sprzeczności między klasowym interesem proletariatu a obiektywnymi
warunkami polega dla Lenina na politycznym samoograniczeniu proletariatu, przy czym to
samoograniczenie ma być wynikiem teoretycznej świadomości, że przewrót, w którym klasa robotnicza
odgrywa rolę kierowniczą, jest przewrotem burżuazyjnym. Obiektywną sprzeczność Lenin przenosi do
świadomości proletariatu i rozwiązuje z pomocą ascetyzmu klasowego, wyrastającego nie z wiary
religijnej, lecz ze schematu „naukowego”. Wystarczy przedstawić sobie jasno tę konstrukcję, by
zrozumieć jej beznadziejnie idealistyczny charakter.
Wykazałem szczegółowo gdzie indziej, że już w drugim dniu „dyktatury demokratycznej” cała ta
sielanka quasi-marksistowskiego ascetyzmu pryśnie jak bańka mydlana. Bez względu na to, pod jakim
znakiem teoretycznym proletariat znajdzie się u władzy, nie będzie mógł zaraz, w pierwszym dniu, nie
zetknąć się twarzą w twarz z zagadnieniem braku pracy. Jest rzeczą wątpliwą, żeby wiele pomogło mu w
tej sprawie wyświetlenie różnicy między dyktaturą socjalistyczną a demokratyczną. Proletariat,
posiadający władzę, będzie musiał natychmiast, w tej lub innej formie (roboty publiczne itp.), wpisać
zabezpieczenie bytu bezrobotnych na rachunek państwa. To z kolei wywoła natychmiast potężny wzrost
walki ekonomicznej i potężne strajki: na małą skalę widzieliśmy to u schyłku 1905 roku. Kapitaliści zaś
odpowiedzą robotnikom tym, czym odpowiedzieli wówczas na żądanie ośmiogodzinnego dnia pracy:
zamknięciem fabryk. Zawieszą wielkie kłódki i powiedzą sobie: „naszej własności nic nie grozi, bo
ogłoszono, że proletariat jest teraz zajęty nie socjalistyczną lecz demokratyczną dyktaturą”. Co zrobi rząd
robotniczy wobec zamkniętych fabryk? Będzie musiał otworzyć je i podjąć na nowo produkcję na koszt
państwa. Ależ będzie to droga do socjalizmu!? Oczywiście! Lecz jakąż inną drogę potraficie wskazać?
Może mi ktoś odpowiedzieć: malujecie obraz nieograniczonej dyktatury robotniczej, a przecież
chodzi o koalicyjną dyktaturę proletariatu i chłopstwa. Dobrze. Policzmy się i z tym argumentem.
Widzieliśmy przed chwilą, jak proletariat, wbrew najlepszym zamiarom swoich teoretyków, starł w
praktyce linię logiczną, która miała ograniczać jego władzę do dyktatury demokratycznej. Teraz mamy
propozycję uzupełnienia politycznego samoograniczenia proletariatu przez obiektywną gwarancję
antysocjalistyczną w postaci współpracownika – chłopa. Jeśli ma to oznaczać, że partia chłopska, stojąca
u steru władzy obok socjaldemokracji, nie powoli państwu wziąć bezrobotnych i strajkujących na
utrzymanie i otworzyć zamkniętych przez kapitalistów fabryk w celu uruchomienia w nich produkcji
państwowej, to znaczy, że już w pierwszym dniu, to jest jeszcze na długo przed wykonaniem zadań
„koalicji”, będziemy mieli konflikt rewolucyjnego proletariatu z rewolucyjnym rządem. Konflikt ten
może skończyć się albo poskromieniem robotników przez partię chłopską, albo odsunięciem tej partii od
władzy. I jedno, i drugie nie bardzo przypomina koalicyjną dyktaturę „demokratyczną”. Całe nieszczęście
polega na tym, że bolszewicy doprowadzają walkę klasową proletariatu tylko do chwili zwycięstwa
rewolucji, następnie zaś walka ta rozpuszcza się chwilowo w „demokratycznym” współdziałaniu. I
dopiero, po ostatecznym ukonstytuowaniu się republiki, walka klasowa proletariatu występuje znów w
czystej postaci – tym razem w formie bezpośredniej walki o socjalizm. Podobnie jak mienszewicy
wychodzą z abstrakcji: „nasza rewolucja jest burżuazyjna” i dochodzą do idei przystosowania całej
taktyki proletariatu do zachowania się liberalnej burżuazji aż do chwili zdobycia przez nią władzy, tak
bolszewicy, wychodząc również z nagiej abstrakcji: „dyktatura demokratyczna, a nie socjalistyczna”,
dochodzą do idei burżuazyjno-demokratycznego samoograniczenia proletariatu posiadającego władzę
państwową. I tu, jak w wielu wypadkach, ograniczoność mienszewizmu znajduje uzupełnienie w
odpowiedniej ograniczoności bolszewizmu. Prawdą jest, że w tej kwestii zachodzi między nimi bardzo
istotna różnica: podczas gdy antyrewolucyjna strona mienszewizmu ujawnia się w całej mocy już
obecnie, antyrewolucyjne rysy bolszewizmu grożą ogromnym niebezpieczeństwem tylko w razie
zwycięstwa rewolucji
3
. Fakt, że i mienszewicy, i bolszewicy zawsze mówią o „samodzielnej” polityce
proletariatu (pierwsi w stosunku do liberalnej burżuazji, drudzy w stosunku do chłopstwa), nie zmienia w
niczym okoliczności, że zarówno pierwsi, jak i drudzy – tylko że na różnych szczeblach rozwoju
wydarzeń – lękają się skutków walki klasowej i chcą ją skrępować swoimi konstrukcjami
metafizycznymi.
3
Na szczęście tak się nie stało: wiosną 1917 roku, tzn. przed zdobyciem władzy, pod kierownictwem tow. Lenina doktryna
bolszewicka przeobraziła (nie bez walk wewnętrznych) swoje poglądy w tej sprawie o pierwszorzędnym znaczeniu. – Przypis
Autora z 1922 r.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 10 –
Lew Dawidowicz Trocki – W czym się różnimy? (Losy rewolucji rosyjskiej) (1908 rok)
VIII
Zwycięstwo rewolucji może przekazać władzę tylko w ręce tej partii, która potrafi oprzeć się na
uzbrojonym ludzie miejskim, to jest na milicji robotniczej. Socjaldemokracja, stanąwszy u steru władzy,
zetknie się z najgłębszą sprzecznością, która nie da się usunąć z pomocą naiwnego szyldu „tylko
demokratycznej dyktatury”. „Samoograniczenie” oznaczałoby ni mniej, ni więcej, jak tylko zdradę
interesów bezrobotnych, strajkujących, a wreszcie całego proletariatu w imię urzeczywistnienia republiki.
Władza rewolucyjna będzie miała przed sobą obiektywne zadania socjalistyczne, lecz rozwiązanie ich
popadnie na pewnym szczeblu w konflikt z zacofaniem ekonomicznym kraju. W ramach rewolucji
krajowej z tej sprzeczności nie ma wyjścia. Przed rządem robotniczym stanie od razu zadanie połączenia
własnych sił z siłami socjalistycznego proletariatu zachodniej Europy. Tylko na tej drodze jego
tymczasowe panowanie rewolucyjne stanie się prologiem do dyktatury socjalistycznej. „Revolution in
Permanenz”, nieustająca rewolucja stanie się w ten sposób dla proletariatu Rosji kwestią klasowego
samozachowania. Gdyby partia robotnicza nie znalazła w sobie dostatecznej inicjatywy do rewolucyjno-
zaczepnej taktyki i gdyby zechciała skazać się na post dyktatury tylko krajowej i tylko demokratycznej,
zjednoczona reakcja Europy nie omieszkałaby jej wytłumaczyć, że klasa robotnicza, mająca w rękach
władzę państwową, musi ją całą rzucić na szalę rewolucji socjalistycznej.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 11 –