Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 15 Tęsknota

background image

Ingulstad Frid

TĘSKNOTA

Saga część 15.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, marzec 1907 roku

Elise otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale ze ściśniętego gardła nie

mogła wydobyć słowa. Patrzyła oniemiała na nowego przyjaciela
Emanuela i nogi się pod nią ugięły. Chwycił ją przeraźliwy strach, serce
łomotało jej w piersi, a w głowie kłębiły się najkoszmarniejsze myśli.

- Ale... Może się nie zrozumieliście? - wykrztusiła wreszcie z siebie. -

Może czeka na ciebie w innym miejscu?

Paul Schwencke pokręcił głową.
- Umówiliśmy się przed wejściem. Gdy go tam nie zastałem, wszedłem

na wszelki wypadek do środka, a potem przeszukałem całą restaurację.
Wydało mi się w najwyższym stopniu dziwne, że Emanuel nie przyszedł,
bo odniosłem wrażenie, że bardzo się ucieszył z mojej propozycji, by
napić się kawy w Hasselbakken, a potem odbyć przechadzkę na Wzgórze
Świętego Jana. Dziś wieczorem miał się odbyć ciekawy koncert w muszli
koncertowej.

Elise gorączkowo doszukiwała się jakiegoś wyjaśnienia, nie

dopuszczając nawet do siebie myśli, że Emanuel znów uciekł po kryjomu.

- Może coś się wydarzyło w jego rodzinie? Może pogorszył się nagle

stan zdrowia jego mamy?

- Pomyślałem sobie dokładnie to samo, bo wspominał mi o chorobie

matki. Zapytałem więc pannę Carlsen, czy Emanuel otrzymał z domu jakiś
telegram. Niestety, Carlsenowie nic nie wiedzą, choć pogorszenie zdrowia
pani Ringstad uważają' za mało prawdopodobne. „Wiedzielibyśmy
wówczas coś o tym, bo przecież Ringstadowie są naszymi bliskimi
przyjaciółmi", oświadczyła mi panna Carlsen.

Nagle Elise przypomniała sobie wyraz twarzy Emanuela, gdy zobaczył

list od Johana. Czy to możliwe, aby wywołał w nim taką złość i zazdrość?
Przecież powiedziała mu, że może sobie przeczytać! Tyle że jemu nie
pozwalała na to duma. Może pomyślał, że w liście jest coś więcej niż tylko
informacje dotyczące rękopisu. A może w ogóle mu się nie spodobało, że
to Johan załatwiał jej sprawy, a nie on.

Odgoniła jednak tę myśl. Nawet gdyby obudziła się w nim zazdrość, to z

tego powodu z pewnością nie zawiódłby Schwenckego. Nie! Musi być
jakaś inna przyczyna. I to ważna, skoro Emanuel nie dotrzymał umowy.

- Nic z tego nie rozumiem, panie Schwencke. Coś się musiało zdarzyć -

odezwała się wreszcie Elise. W ustach jej zaschło i z trudem poruszyła
językiem. - Bardzo mi przykro, że zmarnował pan sobie wieczór, jestem

background image

jednak pewna, że da się to jakoś wyjaśnić. Gdy tylko Emanuel się pojawi,
przekażę mu, że pan tu był. A może wolałby pan wejść i poczekać?

Schwencke pokręcił głową.
- Dziękuję za zaproszenie, ale chyba wrócę do domu. Emanuel wie,

gdzie mieszkam.

Uchylił kapelusza, odwrócił się i wyszedł.
Wróciły z Hildą do środka, a Reidar spojrzał na nie zdziwiony. Zapewne

słyszał całą rozmowę.

- To dziwne - odezwał się z namysłem. - Niemożliwe, by Emanuel nie

dotrzymał umowy bez jakiegoś ważnego powodu.

Hilda była wyraźnie zdenerwowana.
- Tam, gdzie dziś sprzątałam, słyszałam, że jakiś mężczyzna został

pobity przy moście Bentsebrua. Nieprzytomnego odwieziono go do
szpitala.

Elise popatrzyła na nią przerażona i osunęła się na stołek. Nie była w

stanie składać dalej wysuszonego prania.

- Dlaczego od razu wyobrażać sobie najgorsze? - próbował je uspokoić

Reidar. - Może po prostu nieoczekiwanie zjawił się z wizytą jego ojciec?

- Gdyby tak było, Emanuel poszedłby do restauracji Hasselbakken, by

powiadomić Schwenckego o zmianie planów - sprzeciwiła się Elise, a
Hilda ją poparła.

- Ale zdaje się, że zaglądał tu w drodze z biura? - zapytała.
- Tak, rozmawialiśmy przez chwilę. Był ożywiony, miał dobry humor i

cieszył się na spotkanie ze Schwenckem.

- Tymczasem Carlsenowie utrzymują, że do nich nie dotarł. Coś się więc

musiało wydarzyć w drodze pomiędzy domem nad rzeką a szczytem
wzgórza Aker.

- To niemożliwe - pokręcił głową Reidar.
- Ale kiedyś już Emanuela napadli, i to na parę dni przed ich ślubem!

Ktoś go zaatakował od tyłu tak, że stracił przytomność.

Elise zaprotestowała.
- To całkiem inna sprawa. Wtedy zapewne stała za tym banda Lorta-

Andersa, teraz natomiast nie wydaje mi się, by Emanuel miał jakichś
wrogów.

Reidar posłał jej zdezorientowane spojrzenie.
- A kim jest Lort-Anders i co on ma do Emanuela?
- Lort-Anders to stary znajomy Johana. Nie wiem na pewno,

podejrzewam jedynie, że to jego kompani napadli na Emanuela. Wściekli
się, że zamierzam poślubić Emanuela, skoro byłam zaręczona z Johanem,

background image

nim trafił do więzienia. Johan i Lort-Anders razem odsiadywali karę w
twierdzy Akershus i żaden z nich nie miał pojęcia, że zostałam zgwałcona
i w wyniku tego zaszłam w ciążę.

- Czyli że ani Johan, ani ty nie mieliście już później z nimi do

czynienia?

Pokręciła głową.
- Johan odwrócił się od nich, kiedy zrozumiał, jakie to bandziory. Ja też

nie spotkałam później nikogo z bandy. Nie licząc

Ansgara Mathiesena, który też nie chce mieć z nimi nic wspólnego. To

te oprychy podjudziły go, by na mnie napadł, mimo że wiedzieli, iż jestem
narzeczoną Johana, co tylko dowodzi, jacy to ludzie.

- Nie sądzę, by coś usprawiedliwiało tego, który dał się podjudzić -

skomentował sucho Reidar.

- Zgadzam się z tobą, tyle że Ansgar przynajmniej okazał żal i bardzo

cierpiał z tego powodu. Pamiętaj, że dwukrotnie próbował odebrać sobie
życie.

- A po co my w ogóle rozmawiamy teraz o Ansgarze? - Hilda

najwyraźniej miała dość wysłuchiwania tej historii. - Zastanówmy się
raczej, gdzie jest Emanuel!

Elise wstała i oznajmiła:
- Zajrzę do Anny i Torkilda. Jeśli Emanuel potrzebował jakiejś pomocy,

niewykluczone, że zwrócił się do nich.

- A może jeszcze trochę poczekać? Kto wie, czy lada chwila się nie

zjawi? - zastanawiała się Hilda, ale Elise pokręciła głową.

- Mam przeczucie, że coś się stało.
Nie miała siły wyjawić, co jej się tłucze po głowie. Zastanawiała się, czy

Emanuel nagle nie pożałował swojej decyzji, przekonawszy się po raz
kolejny, że nie jest urodzony do życia nad rzeką.

Co ja teraz zrobię? - myślała gorączkowo. Nie mam pracy, nie wiadomo,

czy moja książka zostanie wydana, a bez dochodów Emanuela nie dam
rady wynająć domu na Hammergaten. Tymczasem Hilda i Reidar liczą na
to, że będą mieli cały dom dla siebie, kiedy wprowadzi się Isac.

- Podejrzewasz, co się mogło stać? - Hilda posłała jej pytające

spojrzenie.

- Nie, mam jedynie przeczucie, że coś niedobrego.
W powietrzu czuło się wiosnę. Powiewał łagodny wiaterek, a krzaki bzu

obsiadła gromada świergoczących ptaków. Normalnie cieszyłaby ją każda
najmniejsza oznaka nadchodzącej wiosny, dziś jednak była zbyt
zdenerwowana, by to zauważyć. Co się stało? - zastanawiała się wciąż na

background image

nowo. Uciekł? Przydarzyło mu się jakieś nieszczęście? Może Hilda ma
rację, że padł ofiarą jakichś zbirów? W okolicy nierzadko dochodziło do
pobić, kręciło się tu tylu różnych pijaków. Zresztą trudno się dziwić, że
niektórzy, żyjąc w biedzie i nędzy, zdesperowani uciekają się do przemocy.

Strach ją paraliżował. Żałowała, że była dla Emanuela taka surowa.

Które kobiety stać na to, by stawiać mężowi warunki, nim pozwolą mu
wrócić do domu? Może tego właśnie nie mógł znieść i dlatego odszedł?

Jenny opowiadała, że jej matka i kobiety z sąsiedztwa cieszyły się, gdy

ich mężowie znaleźli sobie inną, bo na jakiś czas miały spokój i nie
musiały bez przerwy rodzić dzieci. Tak wyglądało życie nad rzeką.

Czemu nie potrafi spojrzeć w oczy prawdzie, że dla niej i Johana nie ma

przyszłości? Pomimo tego, że ją zdradził, Emanuel nie jest złym
człowiekiem. Gdyby nie naciski matki i Signe, nigdy nie wyjechałby do
Ringstad, nie potrafił się im jednak przeciwstawić. Potem bardzo żałował,
że tak postąpił, i odkąd wrócił do Kristianii, starał się na wszelkie sposoby,
żeby wszystko naprawić. Ilu mężów zaofiarowałoby się pilnować dzieci,
gdy żona szła pomagać innej rodzinie? A Emanuel wielokrotnie ostatnio
zastępował ją przy maluchach. I chociaż nie jest tym jedynym mężczyzną,
którego kocha nad życie i z którym pragnęłaby dzielić dni, miesiące i lata,
to jednak nie da się zaprzeczyć, że to dobry człowiek. Przeżyli wspólnie
wiele miłych chwil, przy nim czuje się bezpiecznie, a chłopcy go lubią.
Powinna była mu okazać więcej przyjaźni i bardziej docenić to, że wrócił.
Teraz być może jest już za późno.

Na samą myśl o tym przeszły ją dreszcze.
Zawszę ogarniało ją dziwne uczucie, gdy wchodziła do Andersen-

garden. Nachodziła ją tęsknota przemieszana ze smutkiem. Przecież tu
razem z Johanem przeżywali radość pierwszego zakochania, tu ukrywali
się na ciemnej klatce schodowej, by pobyć przez chwilę we dwoje. Ale to
także tu dygotała ze strachu, że ojciec znów wróci pijany, tu zmęczona
wchodziła na górę po długim i ciężkim dniu pracy, z lękiem w sercu, czy
zastanie mamę przy życiu. Z tym miejscem łączyło się tyle wspomnień!
Dobre i wesołe przeplatały się z przykrymi.

Usłyszawszy za drzwiami głosy, domyśliła się, że Torkild i Anna są w

domu. Gdy tylko zapukała do drzwi, rozległo się wesołe wołanie Anny:
„Proszę!"

Siedzieli przy stole kuchennym przy zapalonej lampie naftowej. Na stole

stały filiżanki z kawą, a obok talerzyk z ciastkami. Torkild czytał na głos
książkę, a Anna coś dziergała. Tych dwoje potrafiło ze sobą spędzać mile
czas.

background image

Twarz Anny rozpromieniła się.
- Elise? Ależ miła niespodzianka! Usiądź z nami i napij się kawy!
- Widzieliście może Emanuela? - zapytała.
- Emanuela? - popatrzyli na nią zdumieni. - A wybierał się do nas?
Elise siadła na stołku, który podsunął jej Torkild, i oznajmiła:
- Zaginął bez śladu.
- Jak to zaginął? - Anna zmarszczyła czoło, nic nie rozumiejąc.
Elise pośpiesznie opowiedziała, co się zdarzyło.
- Pomyślałam, że może Emanuel był tutaj, żeby z tobą pomówić,

Torkild. To znaczy, jeśli miał jakiś kłopot.

Sama słyszała, jak głupio to zabrzmiało. Przecież gdyby Emanuel miał

jakieś zmartwienie poza tymi, których nabawił się wcześniej, na pewno by
zauważyła. A jeśli obraził się o ten list od Johana, siostra Johana byłaby
ostatnią osobą, do której by się z tym zwrócił. Zresztą jakiego kłopotu
mógłby się nabawić po drodze od niej do Carlsenów? Nie, musiało się
wydarzyć jakieś nieszczęście.

Torkild pokręcił głową, a u nasady nosa utworzyła mu się głęboka

bruzda.

- Dziwne - powiedział. - Gdyby coś stanęło na przeszkodzie, Emanuel

zatroszczyłby się, by powiadomić o tym pana Schwencke. Ale skoro
Carlsenowie go nie widzieli, to znaczy, że zmienił plany po wyjściu od
ciebie. Nie zauważyłaś czasem, że coś go dręczy?

- Nie, przeciwnie, od dawna nie widziałam go w tak dobrym humorze.

Cieszył się na spotkanie ze Schwenckem i radowało go, że wkrótce się
przeprowadzimy. Powiedział, że spakował już walizkę i powiadomił ojca,
że chce zabrać swoje meble. Proponował, żebyśmy się wybrali w niedzielę
na spacer na Hammergaten - urwała i dodała z ociąganiem: - Jedyne...

- Jedyne... co? - pomógł jej Torkild.
- Zauważył, że dostałam list od Johana. Wydawało mi się, że

dostrzegłam w jego oczach lęk. Proponowałam, że może sobie przeczytać,
bo Johan pisał mi jedynie o rękopisie, ale on nie chciał...

- Jest zbyt dumny. Pokiwała głową.
- Mimo to nie wydaje mi się, żeby przejął się tym listem do tego stopnia,

iż nie poszedł na spotkanie ze Schwenckem.

- Emanuel dotrzymuje umów. Na pewno powiadomiłby Schwenckego o

zmianie planów.

Elise zauważyła, że Anna nie bierze udziału w rozmowie. W

przeciwieństwie do Torkilda nie miała najlepszego zdania o Emanuelu.
Zresztą trudno się dziwić, skoro wolałaby widzieć u boku Elise Johana.

background image

- Nie pojmuję, co się mogło stać - kręciła głową Elise. - Pierwsze, co

przyszło mi do głowy, to że miał wypadek, ale przecież do tej pory
doszłaby do nas już jakaś wiadomość. Hilda obawia się, że został
napadnięty, podobnie jak niedawno jakiś mężczyzna przy Bentsebrua.

- Ale wówczas zjawiłaby się u was policja i powiadomiła o wszystkim.

W końcu jesteś jego żoną.

Zapadło milczenie.
Anna chciała coś powiedzieć, ale rozmyśliła się. Po chwili jednak rzekła

mimo wszystko:

- Jesteś pewna, że i tym razem nie wymyślił jakiegoś głupstwa? Sama

wiesz, jak to jest: „Złodziej na zawsze pozostanie złodziejem, a kłamca
kłamcą".

Elise poczuła, jak oblewa się rumieńcem.
- Nie mogę przysiąc, że Emanuel już nigdy nie zrobi niczego głupiego,

nie sądzę jednak, by po raz kolejny mnie zawiódł. Był taki skruszony i
bardzo żałował tego, co się wydarzyło. Stara się, jak może, by wszystko
naprawić - oświadczyła.

Takie słowa wydawały się jej właściwe w danym momencie. Za nic w

świecie nie przyznałaby się do tego, że i ją dręczą podobne wątpliwości.

Torkild przyznał jej rację.
- Zgadzam się z tobą, Elise. Emanuel dostał sromotną nauczkę za to, że

tak cię zawiódł. Bardzo cierpiał z tego powodu. Znam go lepiej niż
kogokolwiek. Przyznaję, że nie spodziewałbym się po nim, że jest zdolny
do takiego postępku, ale jestem przekonany, że już nigdy nie popełni tego
samego błędu.

Anna nie odezwała się.
- Muszę popytać naokoło - oświadczyła Elise, podnosząc się ze stołka. -

Przecież ktoś go musiał widzieć idącego z domu majstra na wzgórze Aker.
Gdzieś na tym odcinku musiało się zdarzyć coś, co skłoniło go do zmiany
planów.

Anna popatrzyła na nią z troską.
- Może nie warto się tak denerwować? Poczekaj do jutra! Zobaczysz,

zjawi się i wszystko ci wyjaśni. Na pewno okaże się, że nie było powodu
do zmartwień!

Elise spojrzała na przyjaciółkę, która najwyraźniej nie dała się

przekonać, że Emanuelowi można do końca zaufać.

- Zobaczę jeszcze - uśmiechnęła się do obojga. - Jak miło tu u was. Co

czytacie?

- Związek młodzieży Henryka Ibsena.

background image

- Mam nadzieję, że kiedyś opowiecie mi treść. Ja, niestety, nie mam już

czasu na czytanie i bardzo mi tego brakuje.

- Oczywiście, że ci opowiemy, Elise! - uśmiechnęła się Anna. -

Powodzenia w poszukiwaniach! Emanuel na pewno się odnajdzie.

Dziwne, z jakim spokojem przyjęła to Anna - rozmyślała Elise, schodząc

po schodach. Jest przecież z natury takim dobrym człowiekiem.
Wprawdzie nie była zadowolona, że Emanuel znów zamieszka z Elise,
jednak nie pasowało do niej, by się całkiem nie przejąć jego zniknięciem.
Torkild zareagował całkiem inaczej. Anna zapewne sądzi, że Emanuel
znów uciekł do Signe albo wymyślił coś innego. Całkiem straciła w niego
wiarę.

W napięciu Elise weszła do domu, ale natychmiast doznała zawodu.

Hilda, spojrzawszy na nią, pokręciła tylko głową, a po chwili rzekła
zmartwiona:

- Nie było go.
Chłopcy wrócili do domu po pracy i usiedli do lekcji. Kristian posłał

siostrze pytające spojrzenie:

- Jak myślisz, Elise, co mu się mogło stać?
- Nie wiem. To zupełnie niezrozumiałe. Niemożliwe, by Emanuel tak

bez powodu nie przyszedł na umówione spotkanie.

- Evert myśli, że Lort-Anders go zabił - wtrącił Peder przestraszony.
Evert głośno zaprotestował:
- Kłamiesz! Powiedziałem tylko, że można by go o to podejrzewać,

gdyby nie siedział w więzieniu.

- Na jedno wychodzi. Skąd wiesz, może uciekł z twierdzy Akershus i

zaczaił się gdzieś w pobliżu? - rzucił Peder i popatrzył ze strachem w
ciemne okno.

- Dajcie już spokój! - upomniała ich Elise i dorzuciła drewno do pieca,

po czym zabrała się do gotowania owsianki.

Hugo położyła już na noc, a Jensine dopiero za jakiś czas będzie musiała

przewinąć i nakarmić.

- Jeśli do jutra rana nic się nie wyjaśni, pójdę na posterunek policji na

Maridalsveien i spróbuję się tam czegoś dowiedzieć. Na pewno jest jakieś
rozsądne wyjaśnienie tej sytuacji. Emanuel byłby zażenowany, gdybym
wzywała policję bez powodu.

Reidar przysiadł na skrzynce do drewna, by na stole zrobić chłopcom

miejsce do odrabiania lekcji.

- Zgadzam się. Gdyby doszło do jakiegoś przestępstwa, na pewno

byśmy już o tym usłyszeli. Podobnie by było, gdyby Emanuel miał jakiś

background image

wypadek. Może po prostu gwałtownie źle się poczuł i odwieziono go do
doktora albo dostał nieoczekiwanie jakąś wiadomość i musiał pośpiesznie
wyjechać, ze zdenerwowania zapominając o umówionym spotkaniu.

Elise zerknęła na niego i zapytała:
- A cóż to mogłaby być za wiadomość, na Boga? Reidar wzruszył

ramionami.

- Nie wiem, próbuję jedynie znaleźć jakieś wyjaśnienie.
- Może Signe z żalu, że Emanuel jej nie chce, utopiła się w rzece? -

wtrącił Peder, patrząc na nich niewinnie.

Hilda zdenerwowała się.
- Przestań już, Peder! Dosyć już różnych ludzi tu, w okolicy, wybrała

taki koniec. Nie trzeba, by jeszcze jacyś obcy szli ich śladem. Poza tym
wydaje mi się, że Signe wcale go nie kocha. Jej zależało tylko na jego
pieniądzach.

- Pieniądzach? - Evert podniósł zdziwiony wzrok znad rachunków. -

Myślałem, że Emanuel nie zarabia zbyt dużo. Przecież pracuje dopiero od
paru dni.

- Głupi jesteś? Nie rozumiesz, że chodzi o jego dwór? - Peder popatrzył

na niego z wyższością. - Wystarczy, że oni tam sprzedadzą krowę, a przez
pięć lat mogą jeść codziennie lapskaus z ziemniakami i warzywami.

Na samą myśl zabłysły mu oczy.
Elise słuchała ich jednym uchem, zastanawiając się na głos:
- Może powinnam najpierw pójść do zakładów Myren i tam zapytać?
Reidar ją poparł.
- Najlepiej pójdź tam wcześnie rano! Sprawdzisz, czy o zwykłej porze

pojawi się w biurze, a jeśli nie, to na pewno dowiesz się, czemu go nie ma.

- A może powinnam pójść do Carlsenów i dowiedzieć się, czy nie

wrócił. Trochę mi niezręcznie iść do niego do biura i się przyznać, że nie
wiem, gdzie jest Emanuel. Wciąż mimo wszystko jesteśmy małżeństwem!

Hilda pokręciła gwałtownie głową.
- Moim zdaniem nie ma sensu, byś tam szła. Przecież to przyjaciele jego

rodziców i na pewno też ich oburzyło, że Emanuel postanowił do ciebie
wrócić. Zapewne już sam dźwięk twojego imienia działa na nich jak
płachta na byka. A jeśli odniosą wrażenie, że nie do końca mu ufasz i
obawiasz się, że znów uciekł, będą mieli powód do triumfu.

Peder podniósł znad zeszytu przerażony wzrok.
- Znów uciekł? Naprawdę myślisz, Elise, że to zrobił?
- Nie, Peder, oczywiście, że nie. Przecież mamy się razem

przeprowadzić do domu na Hammergaten. Emanuel cieszył się bardzo,

background image

gdy udało mu się go wynająć.

Ale Peder nie był do końca przekonany.
- Może Signe znów spodziewa się dziecka?
Elise poczuła, że się czerwieni, i rzuciła ostrzej, niż zamierzała:
- Przestań opowiadać głupoty! To, co się stało w zeszłym roku, nigdy

nie miałoby miejsca, gdyby nie mobilizacja, pilnowanie granicy i strach
przed wybuchem wojny. Jestem pewna, że więcej się to nie powtórzy.

- Niech diabli porwą tych Szwedów! - rzucił Evert impulsywnie i

przerażony swoimi słowami zasłonił usta. - Przepraszam, Elise.

Posłała mu surowe spojrzenie, ale nie zrugała go. By jednak odwrócić

uwagę chłopców, zagadnęła Reidara:

- Było dziś coś ciekawego w „Svaerta"?
- Umarł Georg Stang.
- A kto to taki? - zdziwiła się Hilda.
- Ależ Hildo - westchnęła Elise i popatrzyła na siostrę zrezygnowana. -

Nie pamiętasz, że to nasz minister obrony? A poza tym najzagorzalszy
przeciwnik zlikwidowania fortyfikacji granicznych podczas rokowań w
Karlstad, które doprowadziły do ugody i pokojowego rozwiązania unii ze
Szwedami. - A zwróciwszy się ponownie do Reidara, zapytała: -
Przeczytałeś coś jeszcze ciekawego?

- Tak, podobno Norwegowie wkrótce przeboleją likwidację fortyfikacji.

Dzięki odzyskaniu państwowości przejawiamy większą inicjatywę i
nabraliśmy pewności siebie także w dziedzinie ekonomicznej.

- Zastanawiam się, o jakich Norwegach mowa - rzuciła oschle Hilda. -

Ja, niestety, nie zauważyłam wokół żadnej poprawy ekonomicznej,
wzrostu pewności siebie ani inicjatywy.

- No i jeszcze było tu coś o Cyganach - ciągnął Reidar, nie przejmując

się uwagami Hildy. - Przewodniczący Związku do spraw Przeciwdziałania
Włóczęgostwu, pastor Jacob Walnum, napisał, w jaki sposób z włóczęgów
uczynić pożytecznych obywateli. - Rozłożył gazetę i przeczytał na głos: -
Praca jest obowiązkiem każdego człowieka, a kto żyje jak pasożyt, popeł-
nia przestępstwo. Uprawianie ziemi, w przeciwieństwie do rzemiosła, ma
działanie edukacyjne, uczy i wychowuje.

Elise i Hilda wymieniły spojrzenia. Elise wiedziała, że siostra, podobnie

jak ona sama, za każdym razem, gdy ktoś wypowiadał słowo „Cygan",
czuła przenikający ją lęk. Wprawdzie mało kto wiedział, że w żyłach ich
ojca płynęła cygańska krew, ale czy dużo trzeba, by ktoś to zwęszył i
rozdmuchał?

- Co tam jeszcze ciekawego? - zapytała, nie chcąc, by chłopcy podjęli

background image

ten temat. Słyszała wystarczająco wiele historii o cygańskich dzieciach siłą
odbieranych rodzicom i rozłączonych z nimi na zawsze.

- Jest też wyjaśnienie Ministerstwa Opieki Społecznej na temat pracy

zarobkowej dzieci. Chcecie posłuchać?

Hilda prychnęła.
- Nam to dobrze znany temat. Nie ma nic ciekawszego?
- Ja chętnie posłucham - wtrąciła się Elise. Reidar zaczął czytać:
- Nie da się zaprzeczyć, że przy obecnej sytuacji ekonomicznej

niektórych grup społecznych praca dzieci jest koniecznością. W rodzinach
wielodzietnych ojciec czy oboje rodzice nie zawsze są w stanie zarobić na
utrzymanie całej gromady. W takich rodzinach dzieci muszą, na ile im siły
pozwalają, wstąpić w szeregi pracujących i podjąć walkę o byt. Zarabiają
na własne utrzymanie albo na jedzenie dla młodszego rodzeństwa lub
niezdolnych do pracy matki lub ojca. Innymi słowy do podejmowania
pracy w bardzo młodym wieku zmusza dzieci bez względu na skutki
smutna konieczność.

Kristian, choć pochylony nad lekcjami, chłonął uważnie chyba każde

słowo, bo wtrącił się:

- Spotkałem wczoraj Olę na Maridalsveien. Już od paru lat nie chodzi do

szkoły. Jego ojciec postarał się, by go zwolnili z obowiązkowej nauki,
ponieważ chłopak musi pracować.

Elise pokręciła z dezaprobatą głową.
- To wstyd. Przecież oboje jego rodzice mają pracę, a w domu jest ich

tylko pięcioro rodzeństwa. Jestem pewna, że daliby radę tak samo jak my,
gdyby tylko żyli skromniej. Bez szkoły chłopak daleko nie zajdzie.

Evert głośno odsunął stołek i wstał, oznajmiając:
- Gotowe!
Peder zerknął na niego z zazdrością, bo jemu jak zwykle zostało jeszcze

dużo do odrobienia.

Hilda podeszła do okna i wyjrzała w wieczorny mrok.
- Co z tym Emanuelem? Domyślacie się, gdzie on może być?
Elise poczuła znowu, jak łapie ją strach. O tak późnej porze trudno

spodziewać się jakichś wieści. Schwencke wie, że się denerwuję,
pomyślała. Gdyby tylko dowiedział się czegoś, na pewno by zajrzał.

Co się mogło stać?

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

W nocy było zimno i rankiem, kiedy Elise otulała Jensine w wózku

grubą kołderką, a ciepło ubranego Hugo sadzała na twardej deseczce
wózka, wciąż unosiły się nad rzeką mroźne opary.

Prawie nie spała w nocy, myślała jedynie o tym, co mogło się przytrafić

Emanuelowi i co zrobi, jeśli mąż się nie pojawi. Nie stać jej na wynajęcie
domu na Hammergaten bez jego pensji. Czy jednak Reidar wytrzyma z
nimi wszystkimi, kiedy w domu dodatkowo pojawi się Braciszek? Muszę
pójść do pani Borresen i poprosić, bym mogła wrócić do pracy za ladą,
postanowiła w duchu. Tylko czy ta posada jest jeszcze wolna? Tego nie
była bynajmniej pewna. Może uda mi się umieścić Hugo w żłobku, a
Jensine zabierać będę do pracy? Wózek z dzieckiem postawię pod wiatą
przed sklepem.

Boże drogi, zakładam, że Emanuel znów uciekł. To oczywiście

niemożliwe. Torkild także w to nie wierzy, a on zna go lepiej niż
ktokolwiek. Co więc mogło się stać? Przecież ludzie nie znikają tak ni z
tego, ni z owego.

Pójdę do zakładów Myren i tam na pewno się czegoś dowiem,

zadecydowała. Może zastanę Emanuela, który mi wszystko dokładnie
wyjaśni, a jeśli go tam nie będzie, wówczas na pewno jego przełożeni będą
powiadomieni, jaki jest powód jego nieobecności.

W fabrykach już dawno zaczął się dzień pracy, kupcy i kanceliści zaś

dopiero udawali się do swych zajęć. Miała nadzieję, że nie spotka nikogo
znajomego, na przykład Valborg czy pani Evertsen, które z pewnością nie

background image

omieszkałyby jej zatrzymać i zacząć wypytywać z ciekawością, co na
Boga robi o tak wczesnej porze z dwojgiem maleńkich dzieci, skoro nie
musi iść do pracy. Co by im odpowiedziała?

Jej buty miały tak starte zelówki, że co chwila się ślizgała i gdyby nie

przytrzymywała się wózka, dawno już by upadła. A droga była nierówna,
pełna wybojów i lodowych pryzm. Ciężko było jej pchać wózek,
zwłaszcza że dodatkowo na deseczce siedział Hugo. Wilgotny chłód
przenikał przez wełniany szal i szczypał ją w policzki. Pomyślała sobie, że
nim dojdzie do celu, zmarznie na kość. Pewnie będą na nią zerkać z
ciekawością i zastanawiać się, co też Emanuelowi przyszło do głowy, by
się ożenić z ubogą robotnicą, która na dodatek nawet nie jest ładna.

Na szczęście do zakładów nie było tak daleko. Latem razem z Johanem

często spacerowali ulicą Sandakerveien aż do Bentsebrua, skręcali na
most, a potem szli w dół do Myralokka, a stamtąd aż do Voyenbrua i dalej
do domu. Obudziło to w niej miłe wspomnienia, które jednak natychmiast
od siebie odsunęła. Teraz nie może myśleć o Johanie, tylko o Emanuelu.

Emanuel opowiadał o dwóch braciach, którzy w zeszłym stuleciu

zakupili dwór Myren z młynem i tartakiem, i rozpoczęli budowę zakładów
mechanicznych, które w krótkim czasie stały się najważniejszymi w
Norwegii. Tartaki nad rzeką przyciągnęły tu ludzi, a dzięki energii z wody
powstały fabryki. W zakładach Myren wykorzystywano siłę wodospadu,
która napędzała młyńskie koła, wyposażenie elektrowni wodnej i maszyny
przemysłowe.

Elise słyszała, że młody Oskar Braaten, który mieszka na Sandakerveien

tuż za szkołą i pracuje w księgarni, powiedział, że rzeka Aker jest
najużyteczniejszą i najpracowitszą rzeką w całej Norwegii. Dziwne! Ktoś
inny natomiast stwierdził, że rzeka rozdzieliła społeczeństwo na bogatych i
biednych. Ta myśl wydała jej się niezbyt miła.

Była już niedaleko. Hugo popłakiwał zmarznięty, a Jensine kręciła się

niespokojnie. Elise czekało niełatwe zadanie. Wyobraziła sobie, jak
wchodzi do biura z dwojgiem wrzeszczących dzieci w poszukiwaniu
męża.

Emanuel na pewno się nie domyśla, że niepokoję się o niego. Może nie

pojawił się wczoraj na spotkaniu z całkiem prozaicznego powodu i nie
będzie w stanie pojąć mojego zmartwienia. Może nawet wcale nie wie, że
był u mnie Schwencke.

W oknach zakładów paliło się światło i dolatywały stamtąd dźwięczne

uderzenia młotów o stal i świdrujące odgłosy wiercenia. Elise minął
pośpiesznie młody mężczyzna w wyglansowanych butach i z wystającym

background image

z prawej kieszeni płaszcza drugim śniadaniem. Już go miała zapytać, w
którą stronę powinna się udać, ale zrezygnowała, widząc, że bardzo się
śpieszy. Skierowała się więc ku drzwiom budynku, w którym, jak jej się
zdawało, znajdowały się biura.

Na szczęście Jensine się jeszcze nie obudziła, Elise wzięła więc na ręce

Hugo i zostawiła wózek na zewnątrz. Nabrała głęboko powietrza w płuca i
podniosła dumnie głowę. Sama przecież przekonywała kiedyś Jenny, że
nie są niczemu winne, iż miały ojców pijaków. Nie jest też jej winą, że
Emanuel się ulotnił.

W kantorze, do którego weszła, unosił się dym z fajki. Za biurkiem

siedział mężczyzna w zarękawkach i przeglądał jakieś dokumenty. Na
podłodze obok niego leżał rozsypany tytoń i nadpalone zapałki, ale w
ogóle podłoga była wyszorowana i pachniała szarym mydłem.

Mężczyzna nie zwrócił na nią uwagi.
Chrząknęła więc i zaczęła niepewnie:
- Przepraszam...
Zmęczyła się drogą, a Hugo ciążył jej na rękach. Ostrożnie rozejrzała się

na boki za jakimś wolnym krzesłem, na którym mogłaby przysiąść.

Mężczyzna, nie podnosząc głowy znad papierów, rzucił tylko:
- Proszę usiąść na chwilę na skrzynce z drewnem.
Kiwnęła głową z wdzięcznością i usiadła przy piecu, w którym buzował

wesoło ogień i biło od niego ciepło. Pewnie napalono w nim wcześnie
rano.

Otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wszedł pośpiesznie młody

kancelista w ciemnym, za ciasnym ubraniu. Rękawy surduta były za
krótkie, tak samo jak nogawki spodni. Na pewno w tym ubraniu
przystępował do konfirmacji. Zanim usiadł przy drugim biurku, zerknął na
Elise zaciekawiony. Na niskim stoliku stała czarna maszyna do pisania.
Widziała kiedyś taką na wystawie w sklepie i domyśliła się, do czego
służy. Przez chwilę przyglądała się jej uważnie. Pomyśleć, gdyby miała
taką...

Do pomieszczenia wdarł się chłodny powiew. Listonosz położył stertę

listów na kontuarze, po czym wyszedł bez słowa. Wkrótce drzwi znów się
otworzyły i pojawił się starszy pan w kaloszach, w wykrochmalonej
koszuli, czarnym krawacie i z posiwiałymi wąsami. Po uprzejmym „dzień
dobry" nie odezwał się więcej, póki nie zdjął płaszcza i nie włożył
biurowej marynarki. Wszystkie czynności wykonywał powoli i z
pedanterią. Następnie oparł się mankietami o blat biurka, odwrócił się do
Elise i zapytał:

background image

- Czym mogę służyć?
Wstała i podeszła parę kroków bliżej, zażenowana, że będzie musiała

wyłożyć swoją sprawę na głos przy wszystkich.

- Nazywam się Elise Ringstad. jestem żoną nowego kancelisty

Emanuela Ringstada.

- Ach tak - uśmiechnął się zachęcająco, choć nie mógł nie zauważyć jej

chustki i skromnego ubrania. - Wydaje mi się, że to porządny człowiek i
bardzo zdolny.

- Dziękuję. Nie wiem, czy... Czy byłaby możliwość, by zamienić z nim

parę słów?

Starszy pan odwrócił się do zapracowanego kancelisty i zapytał:
- Czy pan Ringstad już przyszedł?
Mężczyzna oderwał się od papierów i podniósł wzrok.
- Ringstad? Nie, nie widziałem go.
Elise poczuła ukłucie w sercu. A więc to prawda. Emanuel zniknął.
Starszy pan wyjął zegarek z kieszonki kamizelki.
- Dziwne. Powinien tu już być od pół godziny. - Zdziwiony popatrzył na

Elise. - Wyszedł z domu o zwykłej porze?

Elise poczuła, jak palą ją policzki.
- Mąż... nocował u przyjaciół rodziny.
Urzędnik nie spuszczał jej z oczu, jakby domagając się dalszych

wyjaśnień.

- Zamierzamy się przeprowadzić na Hammergaten - dodała pośpiesznie.

- Będziemy mieć tam więcej miejsca. Tymczasem mąż zamieszkuje u
państwa Carlsen na wzgórzu Aker.

Miała nadzieję, że wymieniając tę elegancką dzielnicę, poprawi nieco

niezbyt korzystne wrażenie.

- To znaczy, że pani nie wie, czy wyszedł do pracy o zwykłej porze?
Pokręciła głową. Starszy pan wydawał się przyjazny i wyrozumiały,

zdobyła się więc na odwagę, by opowiedzieć, jak było.

- Wczoraj po pracy przyszedł do domu, a potem udał się do restauracji

Hasselbakken, gdzie był umówiony z przyjacielem. Tymczasem
nieoczekiwanie zjawił się u mnie wieczorem ów przyjaciel i powiedział,
że mąż nie zjawił się w umówionym miejscu. Zaniepokoiłam się.

Kancelista zmarszczył czoło zdezorientowany.
- Ale sprawdzała pani u jego gospodarzy? Może oni coś wiedzą? /
- Tak, to znaczy nie ja, tylko pan Schwencke, przyjaciel, z którym był

umówiony. Nikt tam nie widział wczoraj mojego męża.

Zauważyła, że pozostali kanceliści przestali przeglądać papiery i

background image

spojrzeli w jej stronę.

- A nie pytała pani może później wieczorem albo dziś rano?
Czuła, że jeszcze bardziej poczerwieniała.
- Ja... Nie mogłam tam pójść ze względu na dzieci. Na zewnątrz

zostawiłam niemowlę, które karmię piersią.

Pokiwał głową ze zrozumieniem i popatrzywszy na nią zamyślony,

zwrócił się do pochylonego nad papierami kancelisty.

- Mortensen? Zostałeś może powiadomiony, że pan Ring-stad dziś się

nie stawi w pracy?

Mortensen pokręcił głową.
- Nie, nie widziałem go ani z nim nie rozmawiałem.
- Czy ci państwo Carlsenowie mają telefon, pani Ringstad? Przytaknęła.
Starszy pan ponownie zwrócił się do zapracowanego kancelisty.
- Mortensen, może pan zadzwonić na centralę i poprosić o połączenie z

Carlsenami ze wzgórza Aker?

Kancelista, nieco poirytowany, wykonał polecenie. Najwyraźniej

uważał, że ma zbyt dużo pracy, by mu przerywać takimi sprawami.

Przez chwilę czekali w milczeniu. Nawet młody mężczyzna w

garniturze od konfirmacji wydawał się zaciekawiony. Wreszcie Mortensen
uzyskał połączenie.

- Dzwonię z zakładów Myren. Czy mógłbym rozmawiać z panem

Emanuelem Ringstadem?

Nastąpiła cisza i wszyscy w napięciu czekali na odpowiedź.
- Ach nie. Dziękuję bardzo.
Odłożył słuchawkę i podniósłszy wzrok, oznajmił:
- Ringstad nie wrócił na noc, a państwo jeszcze śpią.
Elise poczuła, jak krew odpływa jej z głowy. Nie wrócił na noc... To

znaczy, że stało się coś poważnego.

Starszy pan za kontuarem posłał jej współczujące spojrzenie, ale nie

wydawał się zmartwiony. Zapewne sądził, że Emanuel po prostu gdzieś się
zawieruszył.

Wymamrotawszy podziękowanie, odwróciła się i skierowała do wyjścia.

Płacz dławił ją w gardle.

Gdy wyszła z budynku, usłyszała dolatujący z wózka płacz Jensine.

Hugo, który niechętnie opuścił ciepłe biuro, szarpał się i wyrywał jej z rąk.
Gdy mu jednak nie pozwoliła zejść, on także uderzył w płacz. W tej samej
chwili otworzyły się sąsiednie drzwi i dwóch robotników wyniosło duże
koło zębate. Zerknęli na nią i zażartowali:

- Co tam, złotko? Stoisz tu i czekasz na wypłatę? Wybrałaś zły dzień.

background image

Przyjdź w piątek!

Odeszli, zanosząc się od śmiechu.
Elise stanowczo posadziła Hugo na deseczce na wózku i ruszyła

szybkim krokiem. Dobrze wiedziała, że wiele żon wyczekuje przed
fabrykami i zakładami w dniu wypłaty, w nadziei, że uda im się uratować
choć parę koron, nim mężowie je przepiją. Nie dość, że kanceliści nabrali
podejrzeń, iż Emanuel hulał gdzieś w nocy, to jeszcze robotnicy byli
przekonani, że przyszła wyżebrać od męża parę koron. Wstyd palił ją w
policzki.

Z naprzeciwka wprost na nią jechała bryczka. Woźnica krzyknął głośno

„Prrr..." i wstrzymał konia, nim zeskoczył z kozła, by pomóc wysiąść
jakiemuś jaśnie panu. Elise przyśpieszyła kroku, więc tylko mignął jej
mężczyzna z bródką, w cylindrze i w śnieżnobiałej wykrochmalonej
koszuli, na pewno dyrektor. Jego jednak nie zamierzała już o nic pytać.

Zziajana, ale i rozgrzana szybkim spacerem dotarła wreszcie do domu.

Na ganku stała Hilda gotowa do wyjścia do Paulsena Juniora, od którego
miała zabrać Braciszka. Zgodnie z umową dziecko przywiezione zostanie
bryczką, ale Hilda miała z nim jechać, żeby się nie przestraszyło.

Dla siostry był to wielki dzień, może najbardziej uroczysty w całym jej

życiu. Oczy jej błyszczały, na policzkach malowały się rumieńce, a buzia
jej się nie zamykała.

- No to ja idę, Elise. Życz mi powodzenia. Boże, tak się denerwuję!

Pomyśl tylko, jeśli on zacznie płakać i będzie chciał wracać do domu?
Mam nadzieję, że będziesz czekać z Hugo, tak żeby Braciszek,
przepraszam Isac, zobaczy! go od razu, gdy wejdzie do środka. Zrobiłam
ciasto na naleśniki z tych jajek, które znalazłam w szafce. Chyba nie masz
mi tego za złe? Musimy mieć dla niego coś smacznego, żeby nie zraził się
do naszego domu od pierwszej chwili. Kupię świeże jajka, jak tylko
dostanę wypłatę. A właściwie to jak ci poszło?

- Emanuel nie stawił się do pracy.
- E, na pewno wkrótce przyjdzie. Poprosiłaś, by go powiadomili, że się o

niego niepokoisz?

Elise pokiwała głową i upomniała siostrę:
- Pośpiesz się, żeby nie musieli na ciebie czekać.
Ale gdy Hilda oddaliła się pośpiesznie przez most, poddała się i z oczu

popłynęły jej łzy.

Hugo uspokoił się, gdy tylko znalazł się w ciepłym pomieszczeniu.

Zapewne ubrała go za cienko. Posadziła go na podłodze, dała mu do
zabawy chochlę, tłuczek i pokrywkę od garnka. Nastawiła wodę do

background image

podgrzania, by umyć Jensine, i dorzuciła drewna do pieca, po czym
wniosła do środka córeczkę.

Przy karmieniu nie przestawała rozmyślać, szukając wyjaśnienia

zniknięcia Emanuela. Nie ma wyjścia, uznała. Trzeba porozmawiać z
Carlsenami. Na pewno wydało im się dziwne, czemu Emanuel nie wrócił
do domu na noc. Może zmartwieni zatelefonowali do jego rodziców, by
sprawdzić, czy nie pojechał czasem do domu. Może Peder miał rację,
mówiąc, że Signe spodziewa się kolejnego dziecka? Zaraz jednak odgoniła
od siebie tę myśl, uznając ją za absurdalną.

Ale ona wciąż uparcie powracała. Bo niby dlaczego nie? Przecież żyli ze

sobą jak mąż z żoną, póki Emanuel, rozgniewany, nie opuścił w Boże
Narodzenie rodzinnego domu. Teraz był początek marca. Nie, takiej
ewentualności nie da się wykluczyć.

Zrobiło jej się gorąco. Przecież Emanuel brzydził się Signe, nie

dopuszczał nawet możliwości, by z nią żyć. Pragnął jedynie wrócić do
Elise i chłopców. Doprawdy byłaby to ironia losu, gdyby teraz wydarzyło
się coś takiego.

Ale gdzie on się w takim razie podział? Prędzej czy później będzie

musiał podać w biurze powód swojej nieobecności, a wówczas kanceliści
przekażą mu, że była i o niego pytała. Jeśli nie pojawi się sam, to pewnie z
kantoru zatelefonują jeszcze raz do Carlsenów. Wyczuła, że zaintrygowała
ich ta sprawa. Jej wizyta z pewnością nie przeszła niezauważona.

Zdążyła właśnie nakarmić Jensine i włożyć ją do kołyski, gdy na moście

usłyszała turkot kół, a po chwili prychanie konia za oknami. Pośpiesznie
uprzątnęła mokre pieluszki i wylała wodę z miski do wiadra.

- Przyjechał Isac, Hugo - powiedziała do synka. Popatrzył na nią, a

potem skierował wzrok na drzwi. Była pewna, że zrozumiał jej słowa. W
ostatnim czasie często słyszał imię Isaca.

- Elise?! - usłyszała wołanie Hildy
Otworzyła pośpiesznie. Siostra trzymała na ręce Isaca, a w drugiej duży

kosz. Obok niej stał woźnica z dużym pudłem.

- Będzie tego więcej! - zawołała Hilda radośnie podnieconym głosem. -

Isac dostanie swoje łóżeczko, mebelki i wszystkie zabawki, a ponadto całą
walizkę ubrań. - Zaśmiała się. - Nie mam pojęcia, co my z tym wszystkim
zrobimy. Pomyśl jednak, Hugo będzie mógł się bawić tym wszystkim.

Wniosła Isaca do kuchni i posadziła obok Hugo.
- Popatrz, tu jest Hugo, Isac - zwróciła się do synka. - Teraz możecie się

razem bawić.

Mali chłopcy patrzyli na siebie przez chwilę, po czym Hugo podał

background image

Isacowi chochlę.

- To - powiedział. Tego słowa używał najczęściej i miało ono w jego

ustach najróżniejsze znaczenia.

Elise stała obok Hildy i obserwowała tę scenę w napięciu. Ciekawe, czy

Isac weźmie chochlę od Hugo?

Odetchnęła z ulgą, gdy malec wyciągnął rączki po chochlę, a potem

podszedł do skrzynki na drewno, obok której leżały szyszki i patyki,
którymi Hugo przez całą zimę bawił się w gospodarstwo. Przez chwilę
przyglądał się z uwagą, po czym wziął dwie szyszki, podreptał z
powrotem do Hugo i położył jedną na podłodze obok niego. Zaraz też
zaczęli się bawić, każdy swoimi zabawkami, ale mimo wszystko razem.

Elise uśmiechnęła się do Hildy i stwierdziła ze spokojem:
- Będzie dobrze.
Hilda przytaknęła, a jej twarz rozpromieniła się w uśmiechu.
- Też tak myślę - powiedziała i popatrzyła na Elise ze łzami wzruszenia

w oczach. - Jakie to niezwykłe. Wciąż nie pojmuję, że to prawda.

Elise objęła siostrę.
- Tak się cieszę, Hildo, ze względu na ciebie, ale i na nas wszystkich.

Musimy wysłać chłopców do mamy, by jej opowiedzieli tę wspaniałą
nowinę. Pamiętam, jaka była nieszczęśliwa, gdy się dowiedziała, że nie ma
już u nas Braciszka.

- Isaca - poprawiła ją Hilda. - Nie miałam odwagi o niczym mówić

mamie, na wypadek gdyby pan Paulsen się rozmyślił. Ale teraz mój synek
jest już u nas i nikt go stąd nie zabierze.

- Nie, nikt go nie zabierze - uśmiechnęła się Elise. Dziwiło ją, że Hilda

wciąż nazywa majstra panem Paulsenem, mimo że żyła z nim niemal jak
żona. - Musimy to uczcić, Hildo. Jak dobrze, że przygotowałaś ciasto na
naleśniki.

W głębi serca przeraziła się, gdy zobaczyła, że Hilda zużyła ostatnie

jajka. Smażyli naleśniki tego dnia, gdy odbył się pogrzeb pani Einarsen,
czyli całkiem niedawno. Elise odnosiła wrażenie, że zaczęli żyć nieco
ponad stan, a to z pewnością się zemści. Ale równocześnie nie mogła
przecież psuć Hildzie tego radosnego dnia, robiąc jej wyrzuty. Trudno,
najwyżej w kolejne dni będą się musieli zadowolić kaszą na wodzie.

Nagle Hilda ocknęła się i zapytała nagle:
- Emanuel się pokazał?
- Nie, ale pomyślałam sobie, że pójdę do Carlsenów. Może tam się

czegoś dowiem.

Hilda popatrzyła na nią z powątpiewaniem.

background image

- Pamiętasz, co ci mówiłam wczoraj wieczorem? Elise pokiwała głową.
- Trudno, nieważne, że są przeciwko mnie. Muszę się dowiedzieć, co się

stało.

- Jeśli przewinęłaś już i nakarmiłaś Jensine, to możesz iść, a ja

przypilnuję dzieci. Hugo i Isac sobie radzą, a ja zacznę wszystko
wypakowywać. Woźnica zaraz przywiezie resztę rzeczy.

Elise popatrzyła na nią zdziwiona.
- To jeszcze nie wszystko?
- Nie, jest tego cały ładunek - zaśmiała się Hilda. - Póki co część rzeczy

wstawimy do komórki na drewno.

Póki co... Dopiero po drodze na wzgórze Aker Elise zaczęła rozważać

słowa Hildy. Czyżby siostra z mężem zamierzali się stąd wyprowadzić? A
może miała na myśli raczej wyprowadzkę Elise i chłopców na
Hammergaten?

Jeśli Emanuel nie wróci, nie będzie żadnej przeprowadzki! Nie stać

mnie będzie też, by mieszkać samej w domu majstra, gdyby Hilda z
Reidarem znaleźli sobie inne mieszkanie. Nie utrzymam rodziny
marzeniami, że kiedyś zostanę pisarką. Zresztą nie mam pojęcia, czy jakaś
kobieta utrzymuje się z pisarstwa. Byłam naiwna i zadufana w sobie,
sądząc, że mogę być tą pierwszą. Gdy tylko się dowiem, gdzie jest
Emanuel, pójdę pośpiesznie do sklepiku przy Telthusbakken i zapytam
wdowę Borresen, czy mogę wrócić na swoją starą posadę. Niezależnie od
tego, co postanowi Emanuel.

Otworzyły się drzwi do przędzalni i wybiegła stamtąd jakaś prządka.

Narzuciła szal na ramiona, ale szła z gołą głową. Gdy się mijały, Elise
zauważyła, że dziewczyna ma twarz spuchniętą od płaczu. Nie znała jej,
pewnie jakaś nowa. Dziewczyna szlochała, nie zważając na to, co dzieje
się wokół niej. Wydawała się całkiem zdruzgotana.

Elise westchnęła. Pewnie kolejna, którą wyrzucono z pracy. Kolejna

osoba bez środków do życia, zależna jedynie od dobrodziejstwa gminy.

Gdy była już w połowie wzgórza, zwolniła nieco kroku. Obawiała się

spotkania z Carlsenami. Hilda z pewnością miała rację, mówiąc, że już
sam dźwięk jej imienia podziała na nich jak płachta na byka. Może wcale
nie zechcą jej nic odpowiedzieć, tylko zatrzasną drzwi przed nosem?

Mimo to uznała, że musi się przemóc. Odetchnęła głęboko i

wyprostowała się, po czym znów przyśpieszyła kroku.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Chwilę trwało, nim usłyszała kroki dobiegające ze środka. Otworzyła jej

znajoma służąca, która jednak udawała, że jej nie poznaje. Pewnie
słyszała, jak Karolinę i Betzy Carlsen rozmawiały o niej niepochlebnie.

- Przepraszam, czy zastałam pana Ringstada?
- Nie, nie ma go w domu - pokręciła głową służąca.
- Nazywam się Elise Ringstad i jestem jego żoną. Czy mogłabym

porozmawiać z panią albo panną Carlsen?

background image

Służąca skinęła głową niechętnie, ale nie poprosiła jej do środka, tylko

zostawiła ją na schodach. Gdyby z wizytą przyszedł ktoś równy stanem
gospodarzom, z pewnością zostałby poproszony przynajmniej do holu.

Elise czekała dość długo, czując rosnące zdenerwowanie. Wolałaby

porozmawiać z panią Carlsen, której nie miała tak wiele do zarzucenia, w
przeciwieństwie do tej wstrętnej Karolinę.

Usłyszała wreszcie głosy i zbliżające się kroki. Drzwi się otworzyły, a w

drzwiach do salonu stanęła panna Carlsen i zapytała z ironią:

- Elise L0vlien? Co za niespodzianka! Czemu zawdzięczamy ten

zaszczyt?

Elise poczuła, jak gorąco uderza jej do głowy. Jak można być tak

bezczelnym? Karolinę zwraca się do niej panieńskim nazwiskiem, choć
doskonale wie, że jest mężatką! Nie wspominając już o szyderczym tonie,
z jakim wypowiedziała słowo „zaszczyt"!

- Przyszłam się dowiedzieć, czy nie wiedzą państwo czegoś o

Emanuelu?

- O Emanuelu? - zaśmiała się Karolinę. - Chyba nie chcesz powiedzieć,

że znów uciekł? A fe! Powinien się wstydzić, brzydki chłopiec! Wczoraj
wieczorem był tu jakiś jego przyjaciel i też o niego pytał. Czy to znaczy,
że przez całą noc szukał przygód?

Elise ugryzła się w język, by się nie odciąć, ale czuła, jak z gniewu

mocniej zabiło jej serce. Dobrze wiedziała, że Karolinę jest rozpieszczona
i nieznośna, a czasami potrafi być bardzo złośliwa, teraz jednak ją
przejrzała. Gdyby Emanuel naprawdę zniknął, zarówno ona, jak i jej
rodzice martwiliby się, jeśli nie ze względu na niego, to ze względu na
jego rodziców, a swoich przyjaciół. Karolinę, przybierając ironiczny ton,
zdradziła się, że wie, gdzie jest Emanuel.

Elise zmusiła się, by zachować spokój.
- Byłam w zakładach Myren. Jeśli Emanuel nie przedstawi

uzasadnionego powodu swojej nieobecności, straci posadę. Mało tego,
otrzyma niepochlebne referencje i będzie miał duże kłopoty, by znaleźć
sobie nową pracę.

W spojrzeniu Karolinę zauważyła cień niepokoju, ale dziewczyna

szybko się opanowała.

- To bardzo smutne dla niego. W tej sytuacji mam nadzieję, że

niebawem się pojawi.

- Więc panienka nie wie, gdzie on jest? - Elise popatrzyła Karolinę

prosto w oczy, ale ta uciekła spojrzeniem.

- A skąd mam to wiedzieć? To poniżej mojej godności być niańką

background image

niewiernych mężów cudzych żon.

Elise odwróciła się i powoli skierowała ku drzwiom, rzucając na

odchodnym:

- W tej sytuacji nie widzę innej rady, jak tylko zgłosić zaginięcie

Emanuela na policji. Bo oznacza to, że albo uległ wypadkowi, albo padł
ofiarą przestępstwa. Niech policja ogłosi w gazetach, że jest poszukiwany.
Na pewno państwu Ringstad będzie bardzo przykro, ale nie mam wyboru.
Żegnam, panno Carlsen.

Za plecami Elise zrobiło się całkiem cicho. Na pewno Karolinę w panice

zastanawiała się, co robić. Jeśli wiadomość o zaginięciu Emanuela ukaże
się w gazecie, przyniesie to wstyd nie tylko rodzinie Emanuela, ale i jej
rodzinie, równocześnie jednak nie chciała wyjawić Elise, co wie.

O ile w ogóle coś wie... Bo przecież istnieje też możliwość, że Karolinę

nie ma o niczym pojęcia i że właściwie też się niepokoi, tyle że nie chce
dzielić się tym zmartwieniem z Elise, którą uważa za swego odwiecznego
wroga.

Miała kruchą nadzieję, że Karolinę zawoła ją i przyzna się, iż

Emanuelowi nie stało się nic złego, ale na pożegnanie usłyszała jedynie
krótkie: „Żegnam!"

A więc niczego się nie dowiedziałam, myślała. Być może wczoraj

wieczorem wydarzyło się coś, co zmusiło Emanuela do pośpiesznego
wyjazdu do domu, tak że nawet nie zdążył powiadomić Schwenckego,
pracowników biura ani jej, a Karolinę świadomie o tym nie informuje.
Chyba że naprawdę stało się coś złego.

Dotarłszy do bramy, odwróciła się i zerknęła w okno na poddaszu.

Właściwie zrobiła to bezwiednie, bo przecież niemożliwe, by tam był.
Oczywiście nikogo tam nie zobaczyła, za to w salonie poniżej mignęła jej
blada twarz i żółta suknia Karolinę. A więc była na tyle zaciekawiona, że
podeszła do okna, by popatrzeć, jak odchodzę, rozgniewała się w duchu
Elise. Ciekawe! Czy to możliwe, że milczała na temat Emanuela,
kierowana czystą złośliwością?

Zachowała się osobliwie. Jeśli Emanuel nie wrócił wczoraj wieczorem

do domu, a teraz dowiedziała się od Elise, że nie było go u niej ani nie
stawił się w pracy, powinna się zaniepokoić. Kochała się w Emanuelu od
paru lat, odkąd u nich zamieszkał. Szalała z wściekłości, gdy zamiast niej
wybrał sobie na żonę ubogą robotnicę. Wciąż nie był jej obojętny.
Dlaczego więc tak się zachowała? Albo coś wie, albo tak jak Anna uważa,
że kto raz ukradł, na zawsze pozostanie złodziejem.

Pokręciła głową, zdezorientowana i zrezygnowana. Teraz już była

background image

niemal pewna, że Emanuel nie uciekł tak po prostu. Przecież okazał taką
skruchę i z takim zapałem starał się wszystko naprawić. Gdzie on na Boga
się podział?

Gdy doszła do Maridalsveien, skręciła od razu na prawo i skierowała się

w stronę Telthusbakken. Modliła się w duchu, by wdowa Borresen nie
przyjęła jeszcze nikogo innego na wolną posadę. Musi mieć jakąś
konkretną pracę, mimo że z Hammergaten jest do sklepu dość daleko.

Trafiła właśnie na przerwę obiadową w fabrykach, bo przed sklepem

ustawiła się długa kolejka. Jaki pech! Będzie musiała przyjść ponownie
innego dnia. Nie może zostawiać Hildy samej z dziećmi na tak długo.
Przynajmniej nie w pierwszym dniu przeprowadzki Isaca. Już miała
zawrócić, gdy nagle cała kolejka rozluźniła się i wszyscy pobiegli z
powrotem do fabryk. Widocznie skończyła się przerwa, a biada temu, kto
się spóźnił.

Z ulgą skierowała się więc po schodkach do sklepu.
W środku zostały tylko dwie starsze panie. Wdowa Borresen właśnie

sięgała chochlą po syrop z beczki. Z dużą wprawą nabierała syropu i
wlewała do bańki klientki. Trwało to dość długo, bo syrop był gęsty.
Potem chwyciła drewnianymi szczypcami śledzia z beczki i położyła na
papierze pergaminowym. Starsza pani zażyczyła sobie jeszcze mąki. Elise
przestępowała nerwowo z nogi na nogę, gdy wdowa Borresen dużą
łopatką nasypywała mąki. Wydawało jej się, że wszystko dzieje się dziś
tak powoli.

Wreszcie przyszła kolej na nią.
- Dzień dobry, pani Berresen.
- A, to ty, Elise! - W głosie wdowy zabrzmiała radość. - Myślałam, że

wcześniej do mnie wrócisz. Wiele osób pytało o pracę w sklepie, ale
odpowiadałam, że już komuś obiecałam.

Elise uśmiechnęła się z ulgą.
- Czy to znaczy, że mogę zacząć?
- Choćby od jutra. Chyba że wolisz od razu?
- Nie, niestety nie mogę. Hilda została z dziećmi. Słyszała chyba pani,

że urodziłam córeczkę?

- No pewnie, a jakżeby inaczej. Lagerta zachodzi tu czasem, a wtedy

dowiaduję się większości nowin. I jak tam to twoje dzieciątko? Myślisz, że
przeżyje?

Klise popatrzyła na nią przerażona i wykrztusiła:
- Mam taką nadzieję.
- Zdajesz chyba sobie sprawę, Elise, że to wcale nie jest takie

background image

oczywiste? Doktorzy mówią, że przeżywa tylko połowa z urodzonych
dzieci. Córka mojej kuzynki napiła się ługu i skończyło się to tragicznie.
Mój siostrzeniec włożył rękę w koło, a jego brat chciał się pobawić
ogniem w piecu. Możesz sobie wyobrazić, jak to się skończyło. Tak, tak,
dzieci trzeba dobrze pilnować! Grozi im tyle niebezpieczeństw! Elise
przyznała jej rację.

- Skoro już tu jestem, to poproszę kawałek sera. Resztę zakupów zrobię

jutro, jak tu przyjdę.

Wdowa Borresen zajęła się ważeniem i pytała dalej:
- A jak tam ta twoja córeczka, spokojna?
- Trochę popłakuje nocami, niestety.
- To daj jej do possania namoczoną skórkę od chleba zawiniętą w

szmatkę albo pokrop pierś kilkoma kropelkami wódki. To pomaga.

To ostatnie, co bym zrobiła, pomyślała Elise, nic nie odpowiadając. W

naszej rodzinie dość już było alkoholu.

- Widziałaś zdjęcia z koronacji, Elise? Pożyczyłam „Nowiny ze Świata"

sprzed pół roku, więc są już podniszczone, ale można popatrzeć, jak
pięknie wyglądała nasza królowa w gronostajach i w koronie na głowie.
Zupełnie jak z bajki. Na Boga, jakaż ona szczupła w pasie! Rosa i
Ammalie stały przy płocie parku zamkowego i podglądały w nadziei, że
zobaczą księcia. Pomyśl tylko, najprawdziwszy książę! Czy to nie dziwne?
A słyszałaś, że za dnia jechał tu, Maridalsveien, automobil? Wybiegłam ze
sklepu razem ze wszystkimi klientkami. Nie ciągnęły go żadne konie, a on
podjechał w naszą stronę. Z przodu błyszczały dwie wielkie mosiężne
latarnie. Akurat koń ciągnął wóz z browaru. Przestraszył się, zarżał i stanął
dęba. Mało brakowało, a źle by się to skończyło.

Elise słuchała uprzejmie, ale chciała czym prędzej wyjść ze sklepu i

pobiec do domu. Pani Borresen miała zawsze coś do opowiedzenia i
zabawnie było słuchać jej powiastek. Teraz myślała jedynie o tym, że
Hilda z pewnością już się niecierpliwi i zastanawia się, gdzie przepadła.

Zapłaciła za ser i odwróciła się do wyjścia, mówiąc:
- W takim razie przyjdę jutro rano, o tej samej porze co zwykle, tak?
- Tak, och, dobrze będzie mieć znów kogoś do pomocy. Zresztą ty

pewnie też potrzebujesz trochę zarobić, Elise. A właśnie! Widziałam
twojego męża. Jechał tędy wczoraj wieczorem. Nie znam go, ale jedna z
dziewcząt z fabryki była akurat w sklepie i pokazała mi go, wyjaśniając, że
ten w dorożce to oficer Armii Zbawienia, którego poślubiłaś.

Elise zatrzymała się gwałtownie.
- Jechał dorożką?

background image

- Tak, z Hansenem. Był z nim jeszcze jakiś jaśnie pan. Nie wiedziałaś o

tym? - zdziwiła się wdowa, posyłając Elise podejrzliwe spojrzenie.

- Ależ wiedziałam, oczywiście, że tak. Sądziłam jedynie, że poszli

pieszo. Wczoraj nie było przecież tak zimno.

Pani Borresen przybrała nagle surowy ton.
- Nie powinnaś go tak rozpieszczać, Elise. Do czego to podobne, żebyś

ty nosiła stare buty z dziurami w zelówkach, a twój mąż jeździł sobie
dorożką. Z jakiej racji? Co to, oni są lepsi? My też jesteśmy ludźmi.

Elise uśmiechnęła się.
- Zgadzam się z panią, pani Borresen. Do widzenia.
Tymczasem w głowie miała plątaninę myśli. Emanuel pojechał w stronę

miasta razem z jakimś jaśnie panem... Nie mógł to być nikt inny jak jego
ojciec. Pan Ringstad pewnie natknął się na Emanuela, gdy ten szedł w
stronę wzgórza Aker. Zabrał go więc od razu i pojechali, nie mając
możliwości jej powiadomić. Może matka Emanuela jest umierająca?...

Kiedy Elise weszła do kuchni, oniemiała. Cóż to był za widok! Całe

pomieszczenie tonęło w zabawkach. Oprócz małego stolika z krzesełkami,
które stały na środku, zagradzając dostęp do pieca, stał też drewniany koń
na kółkach. Miał sztywne nogi i ogon z juty. Hilda posadziła Hugo na
końskim grzbiecie, a Isac trzymał za lejce i wołał: „Prr!" „Wio!", i cmokał.
Hilda zaś ciągnęła. Hugo trzymał się mocno, jak tylko potrafił, ale gdy
zobaczył Elise, zapomniał się i spadł na podłogę, uderzając w płacz.

Elise rzuciła się mu na pomoc i podniosła synka, posyłając Hildzie pełne

wyrzutu spojrzenie.

- Chyba powinnaś wiedzieć, Hildo, że Hugo jest jeszcze za mały, by

potrafił się sam trzymać.

- Przepraszam, ale tak nam było wesoło.
Hugo nie uderzył się na szczęście groźnie i szybko się uspokoił, po

czym znów chciał, by go posadzić na końskim grzbiecie. Tym razem
jednak Elise trzymała go tak, by nie upadł.

- Dowiedziałaś się czegoś? - Hilda popatrzyła na nią w napięciu.
- Nie od Carlsenów, lecz od pani Borresen. Wczoraj razem z jakąś

dziewczyną z przędzalni widziały Emanuela, jak w towarzystwie jakiegoś
jaśnie pana jechał dorożką Hansena w stronę miasta.

Hilda zrobiła wielkie oczy.
- W stronę miasta? Przecież on się wybierał do restauracji

Hasselbakken?

- Przypuszczam, że przyjechał jego ojciec i go zabrał. Musiało się

wydarzyć coś poważnego, skoro nie mieli czasu mnie powiadomić. Może

background image

śpieszyli się na pociąg?

Hilda zmarszczyła czoło.
- Ale w takim razie zatelefonowałby rano do kantoru.
- Może zatelefonował już po moim wyjściu. Hilda wciąż nie była do

końca przekonana.

- Co powiedzieli Carlsenowie? Nie wydaje im się dziwne, że nic nie

wiedzą, co się dzieje z Emanuelem?

- Pani i pana Carlsenów nie zastałam w domu, rozmawiałam jedynie z

Karolinę, która zachowywała się jak zwykle nieznośnie. Ośmieszała mnie
i sugerowała, że Emanuel miał jakąś nocną przygodę. Wydało mi się
dziwne, że nie wykazała najmniejszego zmartwienia. Bo przecież skoro
najpierw pytał o niego Schwencke, a ode mnie dowiedziała się, że
Emanuel nie stawił się w pracy, powinna się przynajmniej zdziwić i
przestraszyć o niego, ona także. Mimo wszystko są zaprzyjaźnieni od
wielu lat. Mało tego, Karolinę była w nim zakochana, o ile jej już przeszło.

- Niczemu się nie dziwiła?
- Nie, w ogóle. Dlatego zastanawiam się, czy czasami nie wie czegoś,

ale nie chce mi o tym powiedzieć.

- Jak to? Myślisz, że ona wie, gdzie jest Emanuel, i ukrywa to przed

tobą?

Elise pokiwała głową.
- Po tej złośliwej jędzy można się spodziewać wszystkiego. Stać ją na to,

by mnie zwodzić w taki sposób.

- Może pan Ringstad zabrał Emanuela ze wzgórza, a on poprosił

Carlsenów, by powiadomili ciebie i Schwenckego.

Elise zastanawiała się przez chwilę, po czym przyznała siostrze rację.
- To brzmi całkiem prawdopodobnie. Teraz zaczynam rozumieć,

dlaczego o niczym nie wiemy, a Karolinę zachowała się tak, jak się
zachowała. Nie pojmuję jedynie, dlaczego Carlsenowie nie przekazali tej
wiadomości w zakładach Myren. Przecież Emanuel ryzykuje utratę
posady. - Zamyśliła się ponownie. - Zbiłam Karolinę z tropu, gdy
zwróciłam uwagę, że Emanuel może stracić pracę. Może ruszyło ją
sumienie?

- Moim zdaniem powinnaś pójść jeszcze raz do zakładów. Może oni

dowiedzieli się czegoś już po twoim wyjściu.

Elise wzdrygnęła się.
- Nie, nie zdobędę się na to. Gdybyś widziała te spojrzenia, jakimi mnie

obrzucali, nie proponowałabyś mi tego. Najwyraźniej byli przekonani, że
Emanuel zrobił sobie skok w bok na jedną noc. Najstarszy kancelista

background image

popatrzył na mnie ze współczuciem, a jacyś robotnicy sądzili, że
przyszłam odebrać wypłatę, zanim mąż ją przepije. Mało się nie spaliłam
ze wstydu.

- Skoro Emanuel tak się śpieszył, to znaczy, że coś się stało z jego

matką. Może umarła?

- Albo jest umierająca. To by wyjaśniało całe zamieszanie. Może w

ciągu dnia dowiem się czegoś więcej. Co ty, na Boga, zamierzasz zrobić z
tymi wszystkimi zabawkami? Trudno nawet dojść do pieca.

Hilda roześmiała się.
- Czy to nie wspaniałe? Chłopcom starczy zabawek na parę lat.

Dostałam też nawet pudło z jedzeniem, pierzynkę i poduszkę do łóżeczka
Isaca, i mnóstwo ubrań. Z niektórych niebawem wyrośnie, za to będą
dobre dla Hugo.

Elise ożywiła się.
- Mogę zobaczyć?
- Leżą w sypialni na naszym łóżku.
Elise weszła pośpiesznie do sypialni. Na brązowym małżeńskim łożu

leżał stos ubrań dziecinnych, malutkie ubranka i koszulki, które wyglądały
jak miniaturki ubrań dla dorosłych, do tego buciki, niskie i wysokie,
sweterki, czapeczki i pończoszki. Tych ubranek wystarczyłoby dla
gromadki dziesięciorga rodzeństwa. Wzięła do ręki jasnoniebieski
sweterek z mięciutkiej wełny i czapeczkę do kompletu. Nie widziała
jeszcze czegoś równie ślicznego.

Odłożyła ubranko i powiodła spojrzeniem za okno. Znów naszły ją

niespokojne myśli związane ze zniknięciem Emanuela. Jeśli jego mama
umrze, zanim zdąży porozmawiać i pogodzić się z synem, Emanuel będzie
bardzo cierpiał. Może nawet obarczy się winą za to, że mama doznała
zawału serca i ją sparaliżowało. Kto wie, czy nie będzie żałował, że
opuścił dom znienacka, pod wpływem impulsu.

Przypomniała sobie jednak także, jaki był rozgoryczony i pełen

nienawiści, gdy opowiadał o tym, do czego dopuszczała się matka przez
wszystkie te lata. Może wcale nie będzie rozpaczał po jej śmierci?

Usłyszała tupanie na ganku, a potem chłopcy otworzyli drzwi do kuchni

i zatrzymali się w progu, wydając z siebie okrzyki zdziwienia. Pośpiesznie
wróciła do kuchni, by zobaczyć ich reakcję na spotkanie z Braciszkiem,
pierwsze od czasu, gdy ich opuścił.

Stanęła w drzwiach. Peder rozpromienił się, Evert zachowywał rezerwę,

a Kristian nie krył radości. Isac patrzył na nich bez słowa. Wydawał się
trochę przestraszony, ale i zaciekawiony dużymi chłopakami. Chłopcy

background image

zachowali się rozsądnie i na początku stanęli z boku. Po chwili jednak
Peder nie zdołał się opanować, uklęknął i podszedł na czworakach do
malucha.

- Cześć, Braciszku! Pamiętasz mnie? Jestem twoim wujkiem! - Spojrzał

zdziwiony na Hildę i dodał: - Myślałem, że on będzie mniejszy. Czyżby
jadł za dużo?

Hilda zaśmiała się.
- Ma już ponad półtora roczku. Gdy byłeś w jego wieku, byłeś równie

duży.

Peder przyglądał się Isacowi uważnie.
- Naprawdę? Też miałem takie wielkie oczy i maleńki nosek?
- Miałeś jeszcze większe oczy i dużo mniejszy nos - drażniła się z nim

Hilda.

Ale Peder się tym nie przejął. Podniósł dłoń i ostrożnie pogłaskał Isaca

po policzku, mówiąc:

- Moim zdaniem on jest słodki!
W tej samej chwili Isac uśmiechnął się od ucha do ucha. Peder

odwzajemnił się mu równie promiennym uśmiechem.

- Widzieliście? Uśmiechnął się do mnie. Zdaje się, że mnie polubił.
Ełise wtrąciła się do rozmowy.
- Oczywiście, że cię polubił. Dlaczego miałby cię nie lubić? Przecież ty

zawsze jesteś bardzo miły dla młodszych dzieci.

Hugo wyciągnął ręce do Kristiana, uważając najwyraźniej, że jego

towarzysz zabawy skupił na sobie zbyt wiele uwagi. Kristian podniósł go i
wziął na ręce.

- Nie przejmuj się, Hugo. Za chwilę Peder zapomni o twoim nowym

koledze i znów będziesz jego pieszczochem.

Elise patrzyła to na jednego, to na drugiego brata i czuła, jak ze

wzruszenia ściska ją w gardle. Jakie to życie jest dziwne! Człowiek nie ma
nawet pojęcia, ile może się zdarzyć.

Nagle przypomniał jej się wiersz, którego uczyła się w szkole:
Chcąc pokonać smutek, krocz po cichu.
Wnet minie, wnet otoczy cię i wnet go przezwyciężysz.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Tymczasem we dworze Stangerud niedaleko Kongsvinger Emanuel stał

przy oknie na piętrze i wpatrywał się w oszronione pola. Bolała go głowa,
miał mdłości i w ogóle czuł się okropnie. Zupełnie jakby znalazł się w
pułapce, z której nie było ucieczki.

Co pomyślała sobie Elise, gdy otrzymała wiadomość od Carlsenów?

Elise nie jest małostkowa, zrozumie, że musiał pojechać z ojcem Signe,
gdy się dowiedział, że Signe umiera. Tylko że Elise nie wie jeszcze
wszystkiego...

Westchnął rozdygotany. Jak to możliwe, żeby mieć takiego pecha?
Ojciec Signe zażądał od niego, by zajął się dzieckiem, jeśli córka umrze.

Oznajmił, że wraz z żoną są za starzy, by brać na siebie odpowiedzialność
za wychowanie małego dziecka. Poza tym naturalne jest, by opiekę w
takim wypadku przejął ojciec dziecka, czyli Emanuel.

Jak zareaguje Elise, gdy wrócę do domu z dzieckiem Signe? Nie dość,

że ją zdradziłem, a potem porzuciłem i przeniosłem się z Signe do
Ringstad, to teraz na dodatek sprowadzę do domu dziecko tamtej?

Z dużym trudem udało mu się przekonać Elise, że naprawdę chce do

niej powrócić. Była twardsza, niż przypuszczał, i postawiła swoje warunki.
Pięcioro dzieci w domu wystarczy z nawiązką. Trudno oczekiwać, że Elise
zaopiekuje się jeszcze jednym, zwłaszcza że to dziecko kobiety, z którą ją
zdradził.

Czuł się tak, jakby przygniotło go ciężkie brzemię. I to teraz, kiedy

wydawało mu się, że wreszcie wychodzi z mroku i zaczyna widzieć świat
w jaśniejszych barwach. Awantura z mamą wiele go kosztowała, ale nie
żałował. Powinien przywołać ją do porządku już przed wielu laty.
Ubolewał, że skutki tej kłótni okazały się dla niej tak dotkliwe. Nie czuł

background image

się jednak winny, że mama nie mogła znieść sprzeciwu z jego strony i
rozchorowała się, gdy postawił na swoim. Właściwie poczuł się wreszcie
wolny i lżej mu się zrobiło na sercu po powrocie do Kristianii. Jego
miejsce było przy Elise, kochał ją i z nią chciał dzielić życie. Romans z
Signe opierał się wyłącznie na cielesnym pożądaniu, nie miał nic
wspólnego z miłością. Wstydził się tego i na samo wspomnienie ogarniał
go wstręt. Gdyby nie choroba Signe, najchętniej wyrzuciłby z pamięci ten
epizod ze swojego życia, pozwoliłby jej zatrzymać syna, licząc na to, że
będzie dorastać bezpiecznie i w dostatku we dworze Stangerud pod opieką
babci i dziadka.

Teraz poczuł się tak, jakby jego przyszłość legła w gruzach. Nie może

pojawić się u Elise z jeszcze jednym dzieckiem, skoro ona ma juź ich tyle
pod opieką. Jensine ma dopiero dwa miesiące, a synek Signe siedem
miesięcy, Hugo zaś niewiele ponad rok. Do tego Peder, który kuleje z
nauką, Evert, sierota, którym się zaopiekowali. Marna pociecha, że
Kristian jest w miarę samodzielny, bo przecież on też nadal potrzebuje
jedzenia i ubrań. Poza tym gdy wróci na dobre do Elise, trzeba się liczyć,
że urodzą im się kolejne dzieci. Słyszał od kolegów o sposobach, by temu
zapobiec, ale po pierwsze były zabronione, a po drugie niebezpieczne dla
kobiety.

Mimo że nad rzeką wiele rodzin miało gromadkę dziesięciorga i

dwanaściorga dzieci, dla Elise byłoby to za duże obciążenie. Aż taka silna
nie jest. Zresztą on też nie. Żadne z nich nie zniosłoby, gdyby ich dzieci
głodowały albo musiały siedzieć w domu z powodu braku ubrań i butów,
nie mogąc nawet uczestniczyć w obowiązkowym nauczaniu szkolnym.

Pamiętał dobrze te rodziny, które odwiedzał jako oficer Armii

Zbawienia. Małą dziewczynkę, którą uszczęśliwiła sukienka ofiarowana
jej przez samarytankę. Kiedy dumna dziewczynka przyszła następnego
dnia do szkoły, jedna z jej koleżanek z klasy rozpoznała swoją sukienkę,
którą matka przekazała Armii Zbawienia, nic jej o tym nie mówiąc.
Rozgniewana rzuciła się na ubogą koleżankę i podarła sukienkę na strzępy.
Odwiedził tę biedną rodzinę właśnie tamtego feralnego dnia i nigdy nie
zapomni wyrazu twarzy tej małej dziewczynki.

Podobne historie można by mnożyć: o dzieciach jadających jedynie

kaszę na wodzie, które szły do szkoły w pożyczonych butach, o bladych,
posiniałych z zimna dzieciach, które miały bose nogi nawet w najgorsze
mrozy. Na samą myśl przechodziły go ciarki. Ryzykuje, że też popadnie w
taką nędzę, jeśli ojciec nadal nie zechce udzielić mu pomocy, a będzie
musiał wziąć ze sobą Sebastiana i Elise okaże wspaniałomyślność, mimo

background image

wszystko przyjmując go z powrotem. Pensja kancelisty jest skromna. Przy
sześciorgu dzieciach i czynszu za dom na Hammergaten nie zdołają
związać końca z końcem. Chyba że Elise podejmie stałą pracę, ale kto
wówczas przypilnuje dzieci? Mało kto miał naraz dwoje niemowląt.

Dziwny pomysł z tym pisaniem książek. Jak w ogóle mogła pomyśleć,

że uda się jej z tego utrzymać? Poza tym tylko się narazi na śmieszność, o
ile w ogóle ktoś przyjmie jej opowiadania do druku. Ale że się ośmieszy,
to jedna sprawa, gorzej, że narazi się na wyzwiska i pogardę. Niewiele
kobiet zdołało wydać książkę, a te, którym się to udało, pochodziły z
wyższych sfer, były bardzo wykształcone i wspierali je mężczyźni.

Biedna Elise, oby tylko okazała się dość silna, by znieść krytykę.

Najlepiej by było, gdyby jej zwrócono rękopis, a ona zrozumiała raz na
zawsze, że pisanie nie jest zajęciem dla niej. Może dostanie pracę w
mleczarni w Sagene, a może zatrudni się jako pomoc domowa w jakimś
domu u bogatych ludzi, gdzie pracuje sporo pokojówek. Musi w każdym
razie zdobyć jakąś płatną pracę, jeśli mają nakarmić tyle osób. Jego pensja
nie wystarczy.

Pokręcił głową zrezygnowany. Jak sobie poradzimy z tym wszystkim? -

zastanawiał się. Elise wykazała się wspaniałomyślnością, zgadzając się, by
wrócił. Ale trudno sobie wyobrażać, że przyjmie też Sebastiana.

Jeśli jednak się nie zgodzi, nie będzie miał innego wyjścia jak powrót do

Ringstad. Sam nie da rady zaopiekować się niemowlęciem. Mama na
pewno zapomni o wszystkim i wyzdrowieje, jeśli wróci z dzieckiem Signe,
„dziedzicem", jak go nazywała. Ojciec poczuje ulgę, a życie we dworze
potoczy się po dawnemu. Ucierpi na tym jedynie on sam.

Zresztą pewnie nie zasłużył na nic lepszego za swoje postępki. Może

najlepiej od razu zwolnić się z posady w biurze zakładów Myren. Kiedy
zatelefonował tam, by się usprawiedliwić, że nie przyjdzie dziś do pracy,
nikt nie podniósł słuchawki. Spróbuje zatelefonować później.

Pocieszała go jednak myśl, że Karolinę obiecała powiadomić

Schwenckego i Elise. Szkoda, że tak się złożyło, że zawiódł Schwenckego.
To taki porządny i sympatyczny człowiek, z którym miał nadzieję
spotykać się częściej.

Nie żałuje jedynie, że będzie się musiał wyprowadzić od Carlsenów.

Ostatnio było mu tam coraz gorzej. Nie dość, że Karolinę otwarcie
okazywała mu zainteresowanie, to jeszcze Oscar Carlsen zaczął wyraźnie
zabiegać, by został jego zięciem. Doprawdy dziwne. Można by sądzić, że
mężczyzna, który ma dziecko z ubogą robotnicą i drugie z kochanką, a do
tego piętno rozwodnika, jest ostatnim kandydatem, którego Carlsenowie

background image

mogliby sobie życzyć na męża dla swej jedynaczki. Widocznie jednak
silniejsze było pragnienie, by kiedyś w przyszłości ich córka została
gospodynią we dworze. Karolinę zawsze uwielbiała przyjeżdżać do
Ringstad i wcale tego nie kryła. Nauczyła się jeździć konno i dobrze się
czuła na wsi.

Na schodach rozległy się kroki. Odwrócił się, kiedy usłyszał pukanie i

odgłos otwieranych drzwi.

Wszedł ojciec Signe. Emanuel go nie lubił. Od początku nie czuł do

niego sympatii, a niechęć do tego człowieka tylko się w nim pogłębiła, gdy
poprzedniego dnia zażądał, by Emanuel wsiadł natychmiast do dorożki.
Zdążyłby spokojnie powiadomić Elise, bo jak się okazało, do odjazdu
pociągu pozostało sporo czasu. Domyślał się, że to Signe kazała ojcu go
przywieźć. Zapewne jego własna matka postąpiłaby tak samo.

- Signe pyta o ciebie - oznajmił, posyłając Emanuelowi oskarżycielskie

spojrzenie. - Posłaliśmy po doktora, bo znów mocniej gorączkuje.

Emanuel podszedł do drzwi, zmuszając się do zachowania uprzejmości.
- Nie macie państwo żadnych podejrzeń, co jej dolega?
- Moja żona przypuszcza, że to tyfus. Jedna z naszych służących umarła

na to w ubiegłym roku. Też miała wysoką gorączkę, i to przez wiele
tygodni, była nieprzytomna i krwawiła z... no wiesz, z odbytu.

Emanuel zamilkł. Obawiał się kolejnego spotkania z Signe. Wczoraj

wieczorem powitała go bowiem bardzo nieprzyjemnie. Mimo wysokiej
gorączki wylała na niego całą złość i zarzuciła niewierność. Nadal uważała
się za panią Ringstad, synową z dworu Ringstad, matkę młodego
dziedzica. Miała prawo oskarżać go o zdradę. Nie dochodziło do niej
nawet, że sama przyczyniła się do tego, iż został wygnany z rodzinnego
domu, a już w ogóle nie dopuszczała do siebie myśli, że odebrała męża
innej kobiecie.

Idąc długim korytarzem, ojciec Signe nie przestawał przemawiać do

niego z pretensją w głosie.

- Moja żona uważa, że to właśnie smutek i rozpacz wywołały u Signe

chorobę. Zdrada pozostawia głęboki ślad w sercu młodej kobiety.

Zatrzymał się i stanąwszy naprzeciwko Emanuela, zapytał:
- Czy kiedykolwiek się zastanowiłeś, co ona przeżyła? Naiwna i

niewinna poszła na tańce z żołnierzami pełniącymi straż na granicy, a tam
została uwiedziona przez urodziwego żołnierza, który nawet słowem się
nie zająknął, iż jest żonaty. Opierała mu się stanowczo, ale w końcu uległa
jego nagabywaniom. Wiele młodych dziewcząt postąpiło podobnie, mało
która jednak miała takiego pecha jak moja Signe.

background image

Emanuel otworzył już usta, by zaprotestować, bo gdyby Signe nie użyła

wszelkich sposobów, aby go zwabić, nigdy by się nie posunął tak daleko.
Pamiętał dobrze, jak go kusiła, podciągając spódnicę i pokazując mu nagie
łydki, a nawet uda. Kładła się na trawie i zdejmowała sweter, pozostając
jedynie w cieniuteńkiej bluzce. Doprawdy nie była ani naiwna, ani
niewinna, przeciwnie, Emanuel wnet się przekonał, że nie był tym
pierwszym.

Powstrzymał się jednak od protestów. Co to pomoże? Pozostaną jej

słowa przeciwko jego słowom. A ojciec Signe, wiadomo, uwierzy swojej
córce.

- Doprawdy, Emanuelu, ubolewam - ciągnął. - Od pierwszej chwili

bardzo cię polubiliśmy i uważaliśmy, że jesteście z Signe dla siebie
stworzeni. Gotowi byliśmy puścić w niepamięć to, że byłeś żonaty,
oddzielić grubą kreską twoją przeszłość. Zachwyciliśmy się dworem w
Ringstad, a twoi rodzice wydali się nam mili i sympatyczni. Wszystko
ułożyłoby się dobrze, gdybyś nie dał się na powrót zwabić tej nędznej
kobiecie z robotniczej dzielnicy w Kristianii.

Emanuel poczuł, jak ze złości oblewa się purpurą.
- Ona mnie nie zwabiła, wróciłem do niej z własnej woli. Prawdę

mówiąc, ona w ogóle nie chciała się na to zgodzić. To ja nie mogłem już
dłużej wytrzymać z moją matką i Signe pod jednym dachem.
Zrozumiałem, że popełniłem błąd. Życie stało się dla mnie nie do
zniesienia, zrobiłem się nieprzyjemny, a każdy dzień był dla mnie torturą.
Odbiło się to na nas wszystkich i sądzę, że z czasem stosunki między nami
tylko by się pogorszyły. Signe i ja zbyt mocno się różnimy, właściwie w
ogóle do siebie nie pasujemy.

Na te słowa ojciec Signe poczerwieniał ze złości.
- A jak sądzisz, kto może sobie pozwolić na to, by się ożenić z kimś, kto

do niego pasuje? Skoro się dokonało wyboru, trzeba przy nim trwać na
dobre i na złe. Dostosować się - dodał, po czym odwrócił się do niego
plecami i ruszył dalej korytarzem.

Właśnie, pomyślał Emanuel, nie mówiąc jednak tego na głos. Rodzice

Signe byli świadomi, że Elise nadal jest jego żoną, zachowywali się jednak
tak, jakby w ogóle nie mieli o tym pojęcia.

W niewietrzonym pewnie od wielu dni pokoju panował zaduch.

Emanuel poczuł, że się dusi. Signe była przeraźliwie blada, pod oczami
miała sińce, a oczy błyszczały jej w gorączce. Pociła się, włosy przykleiły
się jej do czoła. Kiedy był tu poprzedniego wieczoru, paliła się tylko jedna
lampa naftowa, teraz zaś przez duże okno wpadało ostre wiosenne słońce,

background image

wydobywając na wierzch wszystkie szczegóły.

Na widok ojca Signe rozpłakała się.
- Pomóż mi, tato! Nie chcę umierać! - Głos jej się łamał i za-szlochała w

pierzynę.

- Dobrze już, dobrze, Signe, kochanie. Oczywiście, że nie umrzesz.

Posłaliśmy już po doktora Fladeby. Zaraz tu będzie i przywiezie dla ciebie
nowe lekarstwa. Nie widzisz, kogo ci tu przyprowadziłem? Wrócił
Emanuel i bardzo ubolewa nad tym, co się stało. Zaglądał tu do ciebie już
wczoraj wieczorem, ale wtedy majaczyłaś coś w gorączce i nawet go nie
poznałaś. Emanuel nie jest już w Kristianii, Signe. Jest tu, u ciebie.

Signe ukryła twarz w poduszce.
- Nie chcę go widzieć na oczy, tato. On jest zły. Każ mii wyjść! On mnie

zawiódł i zostawił dla tej dziwki znad Aker. Jak mogłeś pomyśleć, że
chciałabym, aby wrócił?

- Kochana Signe, maleńka, znów nie wiesz, co mówisz. Przecież tu stoi

twój mąż, ojciec małego Sebastiana. Nie poznajesz Emanuela? To ta
choroba tak cię otumaniła!

Signe pokręciła głową wtulona w poduszki i słychać było jedynie

zduszony szloch.

Ojciec Signe odwrócił się do Emanuela.
- Zostawię was na chwilę samych, ale biada ci, jeśli ją zdenerwujesz.
Posłał mu ostrzegawcze spojrzenie i skierował się w stronę drzwi.
Emanuel usiadł na stojącym przy łóżku krześle. Nie wiedział, co

powiedzieć, czuł się tu obco i nieporadnie. Powinien jej współczuć, ale
padło między nimi zbyt wiele ostrych słów. Słów, które ciskała mu w
złości za każdym razem, gdy nie dostała tego, czego chciała, a które z
czasem zabiły pozytywne uczucia, jakie żywił wobec niej.

- Za chwilę przyjedzie doktor, Signe. Na pewno ci jakoś pomoże.
Odwróciła lekko twarz w jego stronę i popatrzyła oczami ziejącymi

nienawiścią.

- Idź sobie! Nie chcę cię widzieć! Jesteś nędznym tchórzem! Wracaj do

tej twojej dziwki do Kristianii, na nic więcej nie zasługujesz. Możesz sobie
tam mieszkać wśród pijaków i włóczęgów! Twoje miejsce jest na
śmietniku.

Wybuchnęła płaczem i wyczerpana opadła na poduszki.
W tym samym momencie otworzyły się drzwi i do sypialni weszła

matka Signe. Zapewne stała na zewnątrz i podsłuchiwała, bo była bardzo
wzburzona. Jej zwykle blada twarz pokryła się czerwonymi plamami.
Piskliwym głosem zawołała:

background image

- Co ty robisz, Emanuelu? Nie widzisz, że jest ciężko chora? Przecież

surowo ci zakazaliśmy jej denerwować. To może ją zabić.

Wstał.
- Powiedziałem jedynie, że zaraz przyjedzie doktor.
- Słyszałam jej wzburzony głos. Płakała i kazała ci stąd odejść.
- Zgadza się.
Matka Signe obrzuciła go piorunującym spojrzeniem.
- Dziwi cię to, że nie może znieść twojego widoku po tym, co jej

zrobiłeś?

- Nie, ale nie przyjechałem tu z własnej woli. Sprowadził mnie tu jej

ojciec.

- Co z ciebie za człowiek? Wpędzasz w kłopoty młodą niewinną

dziewczynę, a potem uciekasz, jakby się nic nie stało? Wstydu nie masz?
Sumienia? Jesteś odpowiedzialny za małego Sebastiana i przyjmij to do
wiadomości! Jeśli sam tego nie zrozumiesz, zawiozę go do Kristianii i
zostawię ci go przed drzwiami.

- Sebastian jest mój - zaszlochała Signe.
- Tak, kochanie, oczywiście, że twój.
Matka usiadła na brzegu łóżka i pogłaskała Signe po głowie.
- Chyba rozumiesz, że zdenerwowałam się na Emanuela. Nie uchodzi

się tak zachowywać. Kto to widział?

- Dlaczego mówisz, że Sebastian... - Głos jej osłabł i nie dokończyła

zdania. Wydawała się całkiem wyczerpana. - Chcę go tu mieć przy sobie -
wydusiła z siebie szeptem.

- Powiedziałam tak tylko dlatego, że straciłam panowanie nad sobą,

Signe. Naturalnie, że Sebastian tutaj zostanie. - Odwróciła twarz do
Emanuela i dodała z wyrzutem: - Sam widzisz, do czego doprowadziłeś.
Tylko jej się pogorszyło. Niechby doktor przyjechał czym prędzej!

Matka wyjęła chusteczkę i wytarła nos.
- Chyba będzie lepiej, jeśli stąd wyjdę - odezwał się Emanuel i poruszył

się niespokojnie. - Signe nie jest zadowolona z mojej obecności.

Matka przytaknęła.
- Idź i porozmawiaj z ojcem. Ma ci coś do powiedzenia.
Powoli skierował się ku drzwiom. Zanim opuścił pokój, odwrócił się raz

jeszcze w stronę łóżka, na którym leżała chora, i rzekł:

- Gdybyś czegoś ode mnie chciała, Signe, będę w pobliżu.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Przed wyjściem Elise zarzuciła szal na ramiona. Chłopcy byli w pracy, a

Hilda z Reidarem pilnowali najmłodszych. Musiała, niestety, jeszcze raz
udać się do zakładów Myren, mimo że zdecydowanie wolałaby tego
uniknąć. Od jutra jednak zaczyna pracę u wdowy Borresen, a wówczas
zupełnie nie będzie miała możliwości, by tam pójść w ciągu dnia. Nie
obawiała się już wprawdzie, że Emanuelowi przytrafiło się jakieś

background image

nieszczęście, musiała się jednak upewnić, czy w biurze zostali o tym
powiadomieni.

Jeśli nie, to trochę podkoloryzuje rzeczywistość i uda, że dostała

wiadomość od męża. Powie, że coś się stało w jego rodzinie i nie zdążył
uprzedzić o swoim wyjeździe, bo śpieszył się na ostatni pociąg. Nie może
ryzykować, że Emanuel straci posadę, którą dostał z takim trudem.

Bez wózka szybko pokonała drogę do zakładów. Ociepliło się trochę i w

powietrzu nie czuło się wilgoci. Jak dobrze, że słońce coraz później
zachodzi! Od świąt Bożego Narodzenia dzień się znacznie wydłużył.

Na pewno wszystko się jakoś poukłada. Emanuel z jakiegoś ważnego

powodu musiał wyjechać, ale bez wątpienia niebawem wróci. Za niewiele
ponad miesiąc przeprowadzą się do domu na Hammergaten, a od jutra ona
zacznie pracować. Nie ma co się martwić na zapas, bo na ogół wszystko
się jakoś w końcu układa. Z daleka dostrzegła budynki. W zakładach
Myren dzień pracy jeszcze nie dobiegł końca. Miała nadzieję, że kanceliści
nie poszli jeszcze do domu. Najlepiej byłoby zastać tylko tego miłego
starszego pana. Z niechęcią myślała o wścibskich spojrzeniach Mortensena
i kancelisty w za ciasnym garniturze.

Stała chwilę, nim zdobyła się na odwagę i zapukała do drzwi. Usłyszała

głos starszego pana, więc odważniej wkroczyła do środka.

W biurze siedzieli wszyscy trzej.
Najstarszy kancelista uśmiechnął się na jej widok.
- O, pani Ringstad! Gdyby miała pani telefon, zadzwonilibyśmy do pani.

Rozmawialiśmy z pani mężem.

Dzięki Bogu, nie będę się musiała o nic dopytywać, pomyślała.
- Ja także już się dowiedziałam wszystkiego - odpowiedziała

pośpiesznie. - Nie byłam tylko pewna, czy mąż miał sposobność
skontaktowania się z panami.

- Dzwonił do nas wcześnie rano, ale nas nie zastał. Potem jednak

zadzwonił ponownie. Doprawdy smutna sprawa, że tak to wszystko
wyszło. Z tego, co zrozumiałem, śpieszył się na ostatni pociąg i nawet pani
nie zdążył powiadomić o wyjeździe.

Elise przytaknęła, zastanawiając się, czy pani Ringstad leży na łożu

śmierci, czy już umarła. Nie może przecież o to zapytać, skoro udawała, że
o wszystkim wie. Powinna była wstrzymać się nieco z tym kłamstwem.

- Przykro mi, że to się stało teraz, kiedy dopiero co zaczął u państwa

pracować.

Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie.
- Bardziej należy współczuć panu Ringstadowi, ale cóż, takie jest życie.

background image

Podobno koniec jest bliski, pewnie więc będzie musiał zostać na miejscu
aż do pogrzebu.

Elise znów pokiwała głową, zadowolona, że mimo wszystko uzyskała

odpowiedź. Odwróciwszy się w stronę drzwi, uśmiechnęła się
przepraszająco i rzuciła na odchodnym:

- Przepraszam w imieniu mojego męża. Do widzenia.
W drodze do domu zastanawiała się, jak powinna się zachować. Ojciec

Emanuela zawsze był dla niej dobry i miły. Podarował jej całe trzysta
koron, kiedy było jej najciężej, no i kupił jej maszynę do szycia. Myśląc o
pani Ringstad, czuła jedynie rozgoryczenie. Natomiast wobec ojca
Emanuela pragnęła być uprzejma i miła i okazać mu swoją wdzięczność.
Przecież on nie ponosi winy za to, że Emanuel związał się z Signe, co do
tego nie miała żadnych wątpliwości. Nie jest także winny temu, że jego
żona okazała jej tyle pogardy. Nie był takim snobem jak ona.

Nie mogę jechać na pogrzeb w sytuacji, gdy przyjaciele i krewni są

przekonani, że to ja wywołałam konflikt w rodzinie. Nie mogę też wysłać
telegramu, bo przecież nie wiem, czy pani Ringstad wydała już z siebie
ostatnie tchnienie. Może będzie dogorywać jeszcze przez parę dni. Jedyne,
co mi pozostaje, to napisać przyjazny, pełen współczucia list. Dla ojca
Emanuela będzie wielkim ciosem, gdy zostanie wdowcem. Bo chociaż
jego żona była trudna we współżyciu, z pewnością przywykł do niej i po
jej odejściu poczuje pustkę i samotność.

Pomyślała ze smutkiem o tym, że Emanuel przez resztę życia będzie

musiał dźwigać brzemię kłótni z matką. Jacy ludzie są żałośni, że tak
uprzykrzają sobie nawzajem życie. I to nawet ci, którzy nie mają żadnych
powodów do zmartwień. A może właśnie dlatego są tacy? Im lepiej się
ludziom powodzi, tym bardziej są skoncentrowani na sobie.

Zaraz jak wrócę do domu, siądę i napiszę miły list do pana Ringstada,

postanowiła. Wspomnę o maleńkiej Jensine, która rośnie jak na drożdżach
i z dnia na dzień jest coraz bardziej podobna do swojego taty. Ma takie
same niebieskie oczy i ładne rysy twarzy. Opiszę też wzruszające
spotkanie Hugo i Isaca, napomknę o Pederze i o jego nowych pomysłach,
jak się nauczyć czytać, pochwalę Kristiana, który stał się bardzo dojrzały,
a także przytoczę niektóre opinie Everta wypowiadającego się z dziecinną
dorosłością.

Każde z dzieci jest inne, myślała, ale każde daje mi jakiś powód do

dumy, nie mając często o tym pojęcia.

Poprawił jej się humor, gdy tak sobie o tym rozmyślała. Uświadomiła

sobie nagle, że podśpiewuje pod nosem Odważ się i bądź jak Daniel,

background image

piosenkę, której nauczyła się na nabożeństwach Armii Zbawienia.

Kiedy weszła do kuchni, Jensine popłakiwała, natomiast Isac i Hugo

jedli kolację. Hilda, która znów przygotowała im coś smacznego,
popatrzyła na nią z poczuciem winy.

- Wiesz, to pierwszy dzień - usprawiedliwiła się i uśmiechnęła do niej

ciepło.

Reidar wydawał się nieco oszołomiony tym, że w kuchni roi się od

dzieci, ale starał się nie dawać tego po sobie poznać i pomagał, na ile
potrafił.

- Dowiedziałaś się czegoś? - zapytała Hilda z napięciem w głosie,

wkładając Braciszkowi do buzi kawałeczek chleba z dużą ilością masła.

- Tak. Słusznie się domyślałyśmy, że śpieszył się na ostatni pociąg do

domu. Jego matka leży na łożu śmierci, o ile już nie umarła.

- Dziwne, że tak się szybko zawinęła. Przecież już było z nią lepiej.
- Przy chorobach serca nigdy nie wiadomo - wtrącił się Reidar.
Hilda ożywiła się nagle.
- Emanuelowi i tobie, Elise, będzie teraz znacznie łatwiej - rzekła. - Jego

ojciec nigdy nie miał nic przeciwko tobie, prawda? Na pewno wesprze was
trochę finansowo. Wreszcie będzie mógł robić to, co zechce. Może nawet
przeprowadzicie się do Ringstad i z czasem zostaniesz gospodynią w
okazałym dworze? - roześmiała się.

Elise popatrzyła na nią przerażona.
- Jak możesz mówić takie rzeczy? Przecież ja nawet nie wiem, czy ona

naprawdę umarła, a ty już rozważasz kwestię spadku.

- Emanuel nie wyjechałby w takim pośpiechu, gdyby sytuacja nie była

poważna. Równie dobrze możesz więc od razu spojrzeć prawdzie w oczy,
Elise. Jeśli stanie się tak, jak wspomniałam, będziemy was odwiedzać w
Boże Narodzenie i latem. Dzieci będą skakać na sianie, przyglądać się
dojeniu krów, a może nawet nauczą się jeździć konno. Zapomniałaś, jacy
wróciliście zachwyceni, gdy odwiedziliście Ringstad po raz pierwszy?
Pamiętam, jak wam wtedy zazdrościłam.

- Emanuel nigdy nawet słowem nie wspomniał, żebyśmy mieli

kiedykolwiek przeprowadzić się do Ringstad. Zresztą wydaje mi się, że on
wcale nie ma na to ochoty i pewnie nie jest to możliwe. Mimo że jego
ojciec odnosi się do mnie przyjaźnie, to nie wystarczy, by uznać ubogą
robotnicę za synową. Uważam zresztą takie rozmowy za niestosowne. W
obliczu śmierci należy zachować szacunek.

Hilda zamilkła, Elise zaś wyjęła Jensine z kołyski, żeby ją przewinąć i

nakarmić.

background image

A kiedy już ułożyła wszystkie dzieci do snu, a Reidar z Hildą zamknęli

się w sypialni, Elise siadła przy stole w kuchni nad kartką papieru z
ogryzkiem ołówka w ręku.

Niełatwo było zacząć. Wydawało jej się, że nie powinna poruszać

tematu konfliktu Emanuela z matką, skoro ojciec ma teraz dość kłopotów,
a równocześnie trudno było tego uniknąć.

W jaki sposób ma się do niego zwracać? Słowo „teść" nie chciało jej

przejść przez gardło, przecież rodzice Emanuela nie zaakceptowali jej jako
synowej. Równocześnie odnosiła wrażenie, że ojciec miał nieco inne
zdanie na ten temat niż jego małżonka. Emanuel wspomniał parokrotnie,
że ojciec darzy ją wielkim szacunkiem, a gdy parę razy miała okazję z nim
rozmawiać, zauważyła, że traktuje ją przyjaźnie i z sympatią. Gdyby nie
presja środowiska, snobizm i uprzedzenia, wciąż tak silne w czasach, w
których żyli, nie wiadomo, jak by się ułożyły stosunki między nimi. Ojciec
Emanuela nie był dość silny, by się przeciwstawić konwenansom i swojej
chimerycznej żonie, i przedstawić Elise przyjaciołom, rodzinie i sąsiadom.
Bał się, że we wsi zacznie huczeć od plotek, a on straci szacunek i pozycję
wielkiego gospodarza. Ludzie wzięliby ich na języki. Potępiliby Emanuela
za to, że wybrał sobie taką żonę, a jego rodziców za to, że na to pozwolili.

Drogi panie Ringstad!
Dopiero dziś doszła do mnie ta smutna wiadomość. Bardzo mi przykro

zarówno ze względu na pana, jak i na Emanuela. Zrazu bardzo się
zaniepokoiłam, ponieważ Emanuel nie zdążył mnie powiadomić, nim
wyjechał, i bałam się, że stało mu się jakieś nieszczęście. Kiedy rano
zjawiłam się w zakładach Myren, nic tam jeszcze nie wiedzieli o
Emanuelu, ale gdy poszłam tam znów po południu, dowiedziałam się, co
się stało. Tak mi przykro, że Emanuel przez resztę życia będzie musiał
dźwigać taki ciężar. Chyba najgorsze, co może spotkać człowieka, to
stracić możliwość naprawienia swoich błędów i wyrządzonych krzywd.

Nikt z nas nie jest bez grzechu. Emanuel popełnił błąd i później bardzo

tego żałował. Przyznaję, że jego postępek oburzył mnie i rozgniewał, ale
już mi przeszło i jest mi go żal. Domyślam się, że nie zawsze było Wam
obu łatwo. Nie usprawiedliwia to niczego, ale wiele wyjaśnia. Emanuel
chciał uciec z domu, nie mógł już tam dłużej mieszkać, i tym sposobem
znalazł się w Armii Zbawienia, mimo że nie był aż takim idealistą. Potem
został wcielony do wojska i wysłany wraz ze swym oddziałem do obrony
granic. Stanęli w obliczu niebezpieczeństwa. W każdej chwili obawiali się
ataku wroga i utraty życia. Emanuel nie jest zbyt silny. Strach osłabił jego
zdolność dokonywania właściwych wyborów. Zapragnął przeżyć jak

background image

najpełniej te ostatnie chwile, jakie mu pozostały, a kusicielka czyhała już,
gotowa uczynić wszystko, by go dostać. Nagle stracił kompletnie kontrolę
i został wciągnięty w grę, z której nie potrafił się wyplątać. I tak doszedł
do punktu, gdy musiał wybierać: albo się zbuntować, albo się zatracić.

Nie chciałam go odzyskać. Nie pozwalała mi na to duma. Poza tym

głębokie rozczarowanie zabiło uczucia, jakie do niego żywiłam.
Postawiłam więc mu twarde warunki: po pierwsze miał znaleźć pracę, a
także nowe mieszkanie. Nie chodziło o mnie, bo mnie się dobrze mieszka
nad rzeką, ale o niego, ponieważ wiem, że on się tu nie czuł najlepiej.

Emanuel uczynił wszystko, by naprawić to, co zepsuł, zrozumiałam

więc, że naprawdę mu zależy. Dlatego będziemy oboje walczyć o to, by na
nowo stworzyć jak najlepszy dom dla dzieci i dla nas samych. Jensine
przyszła na świat dziesiątego stycznia. Jest śliczna, ma niebieskie oczy
Emanuela i piękne rysy twarzy. Myślę, że ucieszyłby się Pan, mogąc ją
zobaczyć. Hugo rozwija się tak, jak należy, jest radosny i sympatyczny.
Ma temperament, ale to miłe dziecko. Teraz ma się z kim bawić, bo
zamieszkał z nami synek mojej siostry, Isac, zabrany jej jako niemowlę, a
teraz na powrót przez nią odzyskany. Kristian dorasta, szybko spoważniał i
jest mi wielką pomocą. Gdyby Pan widział, jak potrafi zaopiekować się
Hugo, byłby pan wzruszony. Peder i Evert nadal są wesołymi
„bliźniakami", które potrafią postawić dom na głowie i nas wszystkich
serdecznie rozbawić. Peder opowiada niestworzone rzeczy. Czasami się
nawet zastanawiam, czy nie zacząć spisywać jego opowieści, bo na pewno
powstałaby ciekawa książka, ale ciągle nic z tego nie wychodzi, niestety.

Dziś uzgodniłam, że wrócę do pracy w sklepie wdowy Berresen. To

niedaleko Telthusbakken, gdzie pracowałam, nim urodziłam Jensine.
Dzieci mogę zabierać ze sobą. Jensine będzie leżała w wózku, a Hugo
będzie się bawił za ladą. Na szczęście wdowa Berresen jest bardzo miła i
na to przystała.

Dzięki Panu mogłam poświęcić dzieciom więcej czasu, niż normalnie

miałabym możliwość. Słyszałam kiedyś wyznanie jednej z matek, która
twierdziła, że największym problemem dzieci nad rzeką nie jest brak
pożywienia i ubrań, ale to, że zbyt rzadko widują swoich rodziców. Kiedy
w przyszłym miesiącu przeprowadzimy się na Hammergaten, gdzie
Emanuel znalazł niewielki domek do wynajęcia, spróbuję umieścić Hugo
w żłobku na Maridalsveien. Właściwie służy on przede wszystkim
niezamężnym matkom, ale znam wiele mężatek,, które też zaprowadzają
tam swoje dzieci na czas, gdy idą do pracy.

Elise przestała na moment pisać i zamyśliła się. Zastanawiała się, czy

background image

zdradzić mu tajemnicę, że za jego radą zaczęła pisać. Na pewno ucieszy
się, że go posłuchała.

Czy Emanuel wspomniał Panu, że zostało wydrukowanych kilka moich

opowiadań? Zrobiłam tak, jak Pan radził: spisałam historie oparte na
prawdziwych losach ludzi, których spotkałam. Jedno opowiadanie przyjęło
do druku Verdens Gang", a drugie czasopismo „Nylaende". Obecnie
przygotowałam cały zbiór opowiadań i wysłałam do wydawnictwa, ale
wątpię, czy mój rękopis zostanie przyjęty. Tak czy inaczej cieszę się, że
podpowiedział mi Pan, bym zaczęła pisać. Kiedy moje opowiadanie
ukazało się w gazecie, bardzo mi to dodało otuchy. W ciężkich chwilach
było mi to pomocą, że mogłam oderwać myśli od własnych kłopotów i
skupić się na czymś innym.

W przyszłym miesiącu odbędzie się chrzest Jensine. Moim największym

pragnieniem byłoby, aby w uroczystości uczestniczył jej dziadek, ale zdaję
sobie sprawę, że to może zbyt wygórowane życzenie. Rozumiem, że
obowiązują Pana pewne zasady. Nikt z nas nie ma wpływu na to, w jakiej
rodzinie i w jakim środowisku się urodził. Niektórzy uważają, że człowiek
powinien pogodzić się ze swym losem i pozostać tam, gdzie jego miejsce.
Związki dwojga ludzi z różnych warstw społecznych prowadzą podobno
jedynie do rozczarowań, trudności i kłopotów. Nie wiem, czy to prawda.
Chcę jedynie, by Pan pamiętał o tym, że ma Pan rodzinę, która bardzo
Pana ceni, i synową, która czuje głęboką wdzięczność za to wszystko, co
Pan dla nas uczynił. Mam nadzieję, że znajdzie Pan w sobie dość siły, by
unieść ciężar smutku.

Z poważaniem Elise
Siedziała przez chwilę zapatrzona przed siebie, zastanawiając się nad

tym wszystkim, co napisała. Nie wymieniła nawet słowem matki
Emanuela, ale była pewna, że jego ojciec zrozumie dlaczego.

Poczuła ulgę, że skończyła najtrudniejszy list w swoim życiu, złożyła

kartkę i umieściła w kopercie, którą zaadresowała równiutkim pismem i
zakleiła. Jutro wcześnie rano przed pójściem do sklepu wdowy Borresen
nada list na poczcie.

Dopiero kiedy się położyła, wróciły do niej słowa Hildy.
Czy to możliwe, by pan Ringstad pozwolił im przyjechać do dworu,

kiedy już zostanie sam?

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Marie Ringstad zatrzymała się na schodach i chwyciła za klatkę

piersiową. O Boże, znów te bolesne ukłucia. Zagryzła wargi i oparła się o
ścianę. Dobry Boże, nie pozwól mi umrzeć, błagała w duchu przerażona.
Powstrzymując się od płaczu, wyprostowała się i z ogromnym wysiłkiem
pokonała ostatni odcinek drogi do sypialni.

Bez rozbierania położyła się na łóżku. Nie zdjęła nawet butów. Strach

wciąż ściskał ją za gardło, serce biło nierówno. Może to kolejny atak?
Olaug dostała dziś wolne, by pojechać do domu na pogrzeb ojca, dwie
służące były w oborze, a zarówno stajenny, jak i nowy pomocnik pojechali
razem z Hugo do Eidsvold.

Jak ten Hugo w ogóle mógł gdzieś jechać, skoro wiedział, że jej stan w

każdej chwili może się pogorszyć? Olaug mówiła, że często po jednym
zawale serca przychodzi kolejny i nigdy nie wiadomo, czy następnym
razem chory odzyska przytomność.

Zacisnęła mocno powieki i zagryzła zęby. Nie chciała umierać.
I to na dodatek teraz, tuż przed nadejściem wiosny. Niebawem w

koronach drzew rozbrzmiewać będzie śpiew ptaków, zazielenia się pola, a
na brzozach pojawią się świeże listki. Wybiera się przecież na wesele do
Stange, a potem na przyjęcie z okazji pięćdziesiątych urodzin do 0vre
Berg. Czy zdąży jeszcze wziąć w tym udział? A może życie potoczy się
dalej zwykłym rytmem dla wszystkich oprócz niej?

Jak to możliwe, że świat będzie nadal istniał, kiedy jej zabraknie, a w

Ringstad wszystko pozostanie jak dawniej, jakby nic się nie stało? Krowy

background image

będą dojone, pola się zazielenia, a potem dojrzeją zboża i odbędą się
żniwa, mimo że ona nie będzie już w tym uczestniczyć? Jak to możliwe,
że po domu kręcić się będą nadal ludzie, przesiadywać w jej kuchni i jeść,
mimo że jej tam nie będzie?

To niesprawiedliwe! Nie jest przecież jeszcze taka stara. Wiele osób

dożywa szacownego wieku, bywają starsi od niej o trzydzieści,
czterdzieści lat, nim odejdą na zawsze. Oline na przykład miała
dziewięćdziesiąt dwa lata. I nawet jednego dnia nie chorowała.

Marie odczuwała żal, ale i strach. Strach przed śmiercią. Co po niej

nastąpi? Czy prawdą jest, co mówi stary pastor, który ją wczoraj
odwiedził, że tylko ludzie o czystych sercach zostaną wpuszczeni do raju?
A co stanie się z innymi? Czy piekło naprawdę istnieje?

Zaszlochała, po czym wstrzymała oddech i wsłuchała się w rytm serca.

Jakoś wolniej bije. Czyżby miało się zatrzymać na dobre? Może będzie
biło coraz słabiej, a potem całkiem ucichnie i kiedy Hugo wróci do domu,
znajdzie ją w łóżku martwą?

Gryzła kłykcie, by powstrzymać płacz. Gdzie on się podział? Przecież

już dawno powinien wrócić.

Wtedy poczuła znów ten ból, który zaczynał się w żołądku, po czym

promieniował ku górze. To na pewno serce. Poczuła się gorzej od razu po
wyjeździe Hugo, a potem ból się nasilał i słabł. A jeśli tym razem całkiem
ją sparaliżuje? Może nie będzie mogła nic mówić i nie zdoła wytłumaczyć
Hugo, co ją dręczy.

Znów powróciły do niej słowa starego pastora. „Każdemu z nas

przyjdzie złożyć rachunek przed Bogiem", mówił. „I choć Bóg jest
miłosierny, ci, którzy lekceważą Jego przykazania, trafią do piekła". Dalej
mówił o grzesznikach i o karzącym Boskim ramieniu. Kiedyś nie
przejmowała się zbytnio kazaniami pastora. Ludzie twierdzili, że jest
purytaninem, który wciąż grzmi o piekle, i że nie powinien pełnić swej
posługi, skoro wywołuje lęk i przerażenie u parafian.

Wczoraj wieczorem jednak uważnie wsłuchiwała się w jego słowa. I to

zupełnie inaczej niż zwykle. Kiedyś śmierć wydawała jej się taka odległa.
Sądziła, że dotyczy innych, nie jej samej. Teraz, odkąd zachorowała w
Wigilię, wszystko się zmieniło.

Złożyć rachunek... Przecież nie popełniła chyba żadnych ciężkich

grzechów? Może była czasami zbyt gwałtowna wobec Emanuela, ale czy
to dziwne, skoro syn się tak zachowywał?

Możliwe też, że nie zawsze była sprawiedliwa wobec Hugo, ale on

potrafi człowieka strasznie zirytować. Ale... tak całkiem szczerze od czasu

background image

do czasu posuwała się zbyt daleko. Tak jak wtedy... Odgoniła pośpiesznie
natrętne wspomnienie, bo było dla niej zbyt niemiłe.

Na schodach rozległy się lekkie kroki, ale to nie wchodził Hugo. On

poruszał się ciężej. Może Olaug zdążyła już wrócić?

Usłyszała pukanie i uchyliły się drzwi. Weszła Stine.
- Przyszedł list do pana Ringstada. Mam położyć na komodzie w

korytarzu?

- Nie, ja wezmę, Stine. - Marie wyciągnęła rękę i chwyciła grubą

kopertę. - Jeszcze nie wrócili z Eidsvold?

Stine pokręciła głową.
- Nie. Nie widziałam ich.
- Nie czuję się dobrze. Pobiegnij do doktora i sprawdź, czy jest w domu.
Stine zniknęła, a Marie tymczasem spojrzała na kopertę. Nie było

nadawcy, za to adres napisany był niezwykle starannym, równym pismem.
Nie widziała jeszcze tak pięknego charakteru pisma. Nie ulegało
wątpliwości, że napisała to kobieta. Ale kto na Boga przysyła list
wyłącznie do Hugo, bez dopisku „z małżonką"?

Zdenerwowała się i pośpiesznie otworzyła kopertę. A gdy zobaczyła, że

to list od Elise, poczuła, jak gorąco uderza jej do głowy i palą ją policzki.
Jak ona śmie? Wzburzona zaczęła czytać.

Już przy pierwszym zdaniu otworzyła oczy szeroko ze zdumienia.

„Smutna wiadomość"? O co jej chodzi? „Przykro mi zarówno ze względu
na Pana, jak i Emanuela". Boże święty, czyżby chodziło o mnie? -
pomyślała przerażona. Może Hugo napisał do niej, że jestem umierająca?
Poczuła na nowo, jak oblewa ją lodowaty strach. Nie bez powodu tak się
bała. Doktor musiał powiedzieć Hugo prawdę, jej zaś nie chciał przerazić i
nie wyjawił w pełni diagnozy. A więc rzeczywiście umieram, pomyślała,
wstrzymując oddech i wsłuchując się znowu w uderzenia serca,
nienormalnie powolne.

Musiała się mocno wziąć w garść, nim zdołała wrócić do czytania listu.

Emanuel pojechał. Może dlatego Hugo wybrał się do Eidsvold? Żeby go
odebrać?

Pokręciła głową, nic nie rozumiejąc. List został wysłany co najmniej

parę dni temu, więc gdyby Emanuel wyjechał do Ringstad, już od dawna
byłby na miejscu. Niemożliwe, by podróż trwała tak długo.

„Tak mi przykro, że Emanuel przez resztę życia będzie musiał dźwigać

taki ciężar. Chyba najgorsze, co może spotkać człowieka, to stracić
możliwość naprawienia swoich błędów i wyrządzonych krzywd".

Opadła głową na poduszkę i zamknęła oczy. „Naprawienia swoich

background image

błędów i popełnionych krzywd..." Nagle przypomniała sobie zdarzenie,
które usiłowała wyrzucić z pamięci. Mieli właśnie jechać z wizytą do
rejenta, a Emanuel wdrapał się na jabłonkę, zahaczył ubraniem i podarł
pończochy. Miał pewnie z pięć, może sześć lat. Ubrany był w nowiutkie
ubranko marynarskie, białe pończoszki i nową dwurzędową kurteczkę. W
przypływie wściekłości straciła panowanie nad sobą. Biła go na oślep po
głowie, a potem szarpnęła za ramię i zaciągnęła do starej spiżarni.
Pchnąwszy go do środka, zamknęła drzwi od zewnątrz, mimo że
doskonale wiedziała, jak bardzo się bał tam wchodzić, odkąd służąca
powiedziała mu, że w spiżarni straszy.

Wypuściła go dopiero, jak wrócili do domu po przyjęciu. Zsiusiał się w

majtki i zesztywniał ze strachu.

Wspomnienie przeraziło ją, czym prędzej więc starała się pomyśleć o

czymś innym. Jak na złość przychodziły jej do głowy zdarzenia, kiedy w
podobny sposób straciła panowanie nad sobą i zachowała się wobec synka
równie okropnie. Strach dławił ją w gardle, utrudniając oddychanie. „Bo
choć Bóg jest miłosierny, ci, którzy lekceważą Jego przykazania, skończą
w piekle".

Wróciła do czytania listu, by przestać myśleć. Tym razem doczytała list

do końca i dopiero wówczas podniosła wzrok. Właściwie nie rozumiała,
czemu nie wpadła w złość. List ten przecież ją obrażał. Elise wprawdzie
nie wymieniła jej nawet słowem, ale sugerowała, że Emanuelowi i Hugo
nie było lekko. Pragnęła zobaczyć teścia na chrzcie małej córeczki, ale o
jej obecności nawet nie wspomniała.

Poczuła przygniatający ją ciężar, zastanawiając się, czy Elise ma rację.

Czy Emanuelowi i Hugo naprawdę nie było lekko w życiu z jej powodu?
Może Emanuel opowiedział Elise o tym, jak go mama zamknęła w starej
spiżarni? Czy ktoś powiadomił Elise, że Hugo wnet zostanie wdowcem,
skoro tylko jego zaprasza na chrzest?

Znów strach chwycił ją w swe szpony. Wnet umrze, a nie naprawiła

błędów, jakie popełniła. Emanuel ją znienawidził, a Hugo po wyjeździe
syna zamknął się w sobie i stał się milczący. Signe okazała się
rozpuszczona, nieznośna i bezczelna. Nie powinna była nigdy otrzymać
pozwolenia na przyjazd do Ringstad. Kto ponosi winę za to, że tak się
stało? Ona sama walczyła o to, by sprowadzić Signe jako synową, a syna
tej dziewczyny uznać za przyszłego dziedzica dworu. To ona ją
wychwalała pod niebiosa, wykorzystując równocześnie każdą okazję, by
skrytykować „dziwkę znad Aker".

Powtórnie przeczytała list. Napisała go dorosła kobieta, na tyle

background image

wspaniałomyślna, by wybaczyć i zapomnieć, a także okazać wdzięczność
za tak niewiele, ile otrzymała.

W głębi serca Marie wiedziała przez cały czas, że Elise jest najlepsza.

Postępowała jednak wbrew temu przekonaniu, bo było jej wstyd, że
dziedzic Ringstad wybrał sobie na żonę ubogą robotnicę, biedną jak mysz
kościelna, do której nie należał nawet ten „kurnik", w którym zamieszkali.

Jak to możliwe, by dziewczyna urodzona po niewłaściwej stronie rzeki,

która miała ojca pijaka i przez długi czas obłożnie chorą matkę, nauczyła
się tak dobrze pisać, że jej opowiadania wydrukowano w „Verdens Gang" i
„Nylaende"? Posługiwała się językiem ludzi wykształconych, miała
piękny charakter pisma i nienaganną ortografię. Posiadała też wiedzę. Jak
to możliwe?

Hugo ją podziwiał. Powiedział wprost, że bardzo ją lubi i ma dla niej

wiele szacunku. Strasznie się wtedy zdenerwowała, od tamtej pory nigdy
więcej nie rozmawiał z nią o Elise.

Zapiekły ją policzki, gdy sobie przypomniała gwałtowny wybuch Signe

podczas Wigilii. Jej słowa tak bardzo ugodziły Marie, że poważnie się
rozchorowała. Później winą za atak serca obarczyła Emanuela, ponieważ
to on rozpętał całą tę awanturę. Ale czy nie należałoby raczej pomyśleć, że
Signe, choć głupia i nierozsądna, miała jednak trochę racji?

„To twoja wina" - wykrzykiwała. „To przez ciebie on znienawidził i

dwór, i was oboje. Sam mi powiedział, jaka byłaś dla niego okropna już w
dzieciństwie".

Ciężko jej było przełknąć te słowa, łzy piekły ją pod powiekami. Czy to

prawda? Rzeczywiście zachowywała się jak wiedźma wobec Emanuela,
gdy był jeszcze dzieckiem? „Ani Emanuel, ani Hugo nie mieli śmiałości
się odezwać", twierdziła Signe. „Chodzili na palcach, gdy nie miałaś
humoru".

Do tej pory tłumaczyła sobie wybuch Signe tym, że dziewczyna była

bezczelna, rozpuszczona i przekorna. Nie mogła znieść porażki. Teraz
nagle naszła ją nieprzyjemna myśl, że może w tym, co powiedziała Signe,
tkwi odrobina racji?

- Nie mogę umrzeć - wyszeptała do siebie. - Nie mogę opuścić tego

świata, zanim nie naprawię zła, które wyrządziłam.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Elise wniosła Hugo do kuchni, a Jensine póki co zostawiła leżącą w

wózku. Była śmiertelnie zmęczona i najchętniej siadłaby i się rozpłakała.
Bolały ją plecy, skręcało ją z głodu. To był okropny dzień. Jeden z
klientów sklepu wyzwał ją za zbyt wysokie ceny. Pani Borresen źle się
poczuła i musiała się położyć na ławie na zapleczu. Hugo marudził, a
Jensine płakała częściej niż zwykle. Elise nie miała pojęcia, jak sobie
poradzi, jeśli kolejne dni będą podobne do tego.

Hilda siedziała z Isakiem na rękach i pokazywała mu coś w jego

książeczce z obrazkami. Siostra była w domu przez cały dzień. Razem z
Reidarem ustalili, że póki co nie będzie ciągała Isaca za sobą do pracy
przy szorowaniu podłóg.

- Jest do ciebie list, Elise. Od Emanuela. Elise popatrzyła na nią

zaskoczona.

- Jak miło, że poświęcił czas, by do mnie napisać.
- Jeszcze by tego brakowało! Przecież nawet cię nie powiadomił, że

wyjeżdża.

Elise nie odpowiedziała. Rozebrała Hugo ze swetra i czapki i posadziła

synka na podłodze.

- Nastawiłaś ziemniaki? Hilda przytaknęła.
- Wydaje mi się, że Isac nie lubi śledzi.
- Musi się przyzwyczaić - odparła Elise i sięgnąwszy po list, siadła na

stołku w kuchni. W tej samej chwili jej uwagę przykuł stempel na
kopercie. Kongsvinger...

Pociemniało jej w oczach. Czyżby był u Signe?
Zerknęła na Hildę, ale siostra była zbyt zajęta Isakiem i książeczką, by

zwrócić uwagę na reakcję siostry.

Nie chciała jednak otwierać listu przy niej. Wstała więc i oznajmiła:
- Pójdę po Jensine!
Zamknąwszy za sobą drzwi, stanęła na ganku i rozerwała kopertę.
Serce jej waliło. Czyżby została oszukana? Jednak nie jest w Ringstad?

W głowie kotłowały jej się najróżniejsze myśli. Może jego matka nie jest
ani chora, ani umierająca. Może to wszystko było jednym wielkim
kłamstwem.

background image

Przebiegła wzrokiem list.
Kochana Elise!
Sądzę, że Karolinę przekazała Ci wiadomość ode mnie. Bardzo mi

przykro, że nie zdążyłem Cię zawiadomić osobiście, ale ojciec Signe
twierdził, że mamy mało czasu do odjazdu ostatniego pociągu. Zażądał
ode mnie, bym z nim natychmiast pojechał, choć właściwie nie wiem, po
co. Mimo że Signe jest bardzo chora, to zieje wprost nienawiścią do mnie i
nie chce mnie nawet oglądać. Jej rodzice upierają się, bym pozostał, aż ich
córka wyzdrowieje. Doktor sądzi, że to tyfus. Co będzie z dzieckiem, nie
mam nawet odwagi myśleć. Nie oczekuję, że dasz radę zaopiekować się
jeszcze jednym maluchem przy i tak już licznej gromadce. Rodzice Signe
uważają jednak, że są za starzy na wychowywanie dziecka. W tej sytuacji
nie widzę innego wyjścia, jak wracać do Ringstad, choć na samą myśl
wszystko mi się przewraca w żołądku. Nie proszę Cię o radę. Sam sobie
jestem wszystkiemu winien.

I to teraz, kiedy wreszcie zacząłem dostrzegać nadzieję wyjścia z

beznadziejnej sytuacji, w której się pogrążyłem... Cieszyłem się jak
dziecko, że wprowadzimy się razem na Hammergaten, czułem, że
wreszcie znów uśmiechnęło się do mnie szczęście, gdy w końcu się
zgodziłaś mnie przyjąć z powrotem. A tu taka ironia losu.

W tej chwili jestem zdruzgotany i nie potrafię skierować do Ciebie

żadnych pocieszających słów. A wiem, że i Tobie nie jest lekko.

Potrzebujesz dodatkowego dochodu, by dać radę pokryć wszystkie

wydatki. A teraz, gdy Hilda odzyska Braciszka, w domu majstra zrobi się
stanowczo za ciasno. Ciekawe, czy Reidar da radę podołać takim
warunkom.

Powinienem Ci wysłać milszy list, ale jestem tak załamany, że nie

potrafię napisać nic radosnego. Pewnie jedyną osobą zadowoloną z tej
tragedii będzie moja mama. Bo choć wstrząsnęło nią zachowanie Signe i
wątpię, czy jej wybaczyła, na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu,
by we dworze zamieszkał jej wnuk, zwłaszcza że to dziedzic dworu w
Kongsvinger.

Bardzo mi przykro, Elise. Byłaś moim marzeniem, moją nadzieją i moją

tęsknotą. Teraz pozostaną mi tylko wspomnienia.

Twój Emanuel
Elise opuściła rękę, w której trzymała list, i zapatrzyła się w spieniony

nurt. Nastąpiło nieporozumienie. Sądziła, że to pani Ringstad jest
umierająca, tymczasem to Signe leży na łożu śmierci.

A ja wysłałam list z kondolencjami do pana Ringstada, taka

background image

kompromitacja! - pomyślała z przerażeniem.

Rodzice Signe zażądali od Emanuela, by zaopiekował się chłopcem.

Boże, co za zamieszanie. Emanuel ma rację. Ona opiekuje się już
wystarczająco liczną gromadą, nie da rady przyjąć dodatkowo jeszcze
jednego dziecka. Zwłaszcza że to nieślubne dziecko Emanuela. Są granice
tego, co jest w stanie zaakceptować.

Ale nagle odezwał się w jej duszy jakiś głos: A co z tobą? Czy Emanuel

nie zaopiekował się twoim dzieckiem, kiedy tak rozpaczliwie
potrzebowałaś pomocy?

Nie wiadomo, jak by sobie bez niego poradziła.
Odsunęła tę myśl. Są wszak granice...
Złożyła list i włożyła go do kieszeni fartucha, po czym wyjęła z wózka

śpiącą jeszcze twardo Jensine.

- Co tak długo robiłaś na dworze? - Hilda posłała jej pytające spojrzenie.
- Czytałam list od Emanuela. Nastąpiło nieporozumienie. To nie jego

matka leży umierająca, lecz Signe.

Hilda otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
- Signe? Ale co... To znaczy jak?
- Ma tyfus. Jej ojciec zażądał, żeby Emanuel natychmiast z nim

pojechał. Emanuel prosił Karolinę, żeby mi przekazała wiadomość.

Hilda otworzyła usta ze zdumienia.
- A ona nie napomknęła tobie o tym nawet słowem? Elise pokręciła

głową i dodała:

- Słusznie się domyślałam, że ona coś wie, ale z czystej złośliwości nie

chce mi tego powiedzieć.

- To obrzydliwe! Nie powinnaś tego tak zostawić, Elise. Idź do

Carlsenów i powiedz, co o tym myślisz! Rodzice Karolinę powinni się
dowiedzieć, jak ona się zachowuje. Już dawno zasłużyła na solidne lanie!

Elise popatrzyła na Hildę zamyślona. Siostra ma rację. Karolinę nie

powinno to ujść na sucho. Przecież gdyby od razu powiedziała prawdę,
oszczędziłaby mi wielu zmartwień! Nie wysłałabym tego żenującego listu
do pana Ringstada. Nie musiałabym też chodzić do zakładów Myren. Jak
można się zachować tak skandalicznie i bezwzględnie!

Kiedy się najadły, Jensine przewinięta i nakarmiona leżała w kołysce, a

chłopcy siedzieli na podłodze i zgodnie się bawili, Elise postanowiła
uczynić użytek ze słów Hildy.

- Jeśli popilnujesz dzieci, to ja się przejdę do Carlsenów - oznajmiła

siostrze.

Hilda wyglądała na zdziwioną, ale uśmiechnęła się.

background image

- Brawo, Elise! Jesteś odważna! Ja bym się chyba na to nie zdobyła.
Elise zdumiała się.
- Jak to? Przecież sama mnie do tego namawiałaś!
- Powiedziałam tylko, że rodzice Karolinę powinni się dowiedzieć, jak

ona się zachowuje, nie sądziłam jednak, że starczy ci odwagi, by im o tym
powiedzieć.

Na dworze ociepliło się. Śnieg powoli topniał, ulicami spływały

niewielkie strumyki. Na podwórzach małe dziewczynki skakały w klasy.
Gdzie indziej trzej chłopcy bawili się w podbijanie kraju. Szczęśliwe
dzieci, które mają czas na zabawę.

Hilda zachęciła ją do działania, ale zdaje się, że tak naprawdę miała ją za

tchórza. Udowodnię jej, że starczy mi odwagi, postanowiła. Nie lubiła się
z nikim kłócić, ale pewne sprawy należy wyjaśnić do końca.

Przed nią szła ulicą pod górę para zakochanych. Całowali się ukradkiem

i wydawali się tak bezgranicznie pochłonięci sobą, że nie zauważyli wcale,
iż ktoś za nimi idzie.

Jakie to musi być cudowne uczucie kochać i świata poza sobą nie

widzieć. Sama coś takiego przeżyła, ale wydawało się jej, jakby to się
wydarzyło wieki temu. Daleko jej było wówczas do dorosłości. Gdy
skończyła siedemnaście lat, wszystko się skończyło. Uczucie wprawdzie
się nie wypaliło, ale stracili możliwość, by być razem.

Znów myślami powędrowała do Johana. Musi z tym skończyć. On miał

Agnes, a ona Emanuela, tak się ułożyło i tak już pozostanie.

Co odpowiem Emanuelowi, gdy mnie zapyta wprost, czy może

przywieźć ze sobą dziecko? Ciarki ją przechodziły na myśl o płaczu
kolejnego niemowlęcia, stercie dodatkowych pieluch do prania i
nieprzespanych nocach. Czy jednak wolno jej zabronić mu wziąć synka,
skoro sam podjął się opieki nad Hugo?

Emanuel nie ma wyboru. Jeśli Signe umrze, będzie musiał przejąć

opiekę nad synkiem. Sama nie dam rady utrzymać całej gromady, nie
mówiąc już o opłaceniu czynszu na Hammergaten. Poza tym byłabym bez
serca, zmuszając Emanuela i jego syna do przeprowadzki do Ringstad,
teraz gdy jego stosunki z matką stały się nie do zniesienia.

Nie, ja też nie mam wyboru. Muszę się zgodzić.
Wieczorne słońce odbijało się w szybach, barwiąc je na złoto. Na

grządce pod ścianą domu wykiełkowały krokusy, a na żywopłocie
nabrzmiałe pączki lada moment pękną i wypuszczą listki.

Elise ścisnęło w dołku i poczuła lekki niepokój. Karolinę będzie

wściekła, jej matka także, a ojciec być może wyrzuci mnie za drzwi. Jej

background image

rodzice zapewne nie uwierzą, że mówię prawdę. Pozostanie moje słowo
przeciwko słowu Karolinę. Nawet jeśli wcześniej nie stracili do mnie
sympatii, to teraz pewnie do reszty mnie znienawidzą.

Służąca tym razem poznała ją od razu, ale potraktowała równie

lekceważąco i nie poprosiła do środka. Elise jednak, nie zważając na to,
weszła za nią. Nie zamierzała stać na schodach i oskarżać Karolinę o
kłamstwo, narażając się na to, że wszystko usłyszą sąsiedzi.

Stanęła tuż przy drzwiach wejściowych i czekała pełna nadziei, że tym

razem Carlsenowie są w domu. Inaczej sprawa spali na panewce.

Z salonu wyszła Karolinę. Smakowity zapach pieczeni rozszedł się w

holu, a Elise poczuła, jak jej cieknie ślinka.

- O, czyżby to znowu Elise Lovlien? Jaki zaszczyt!
- Otrzymałam list od Emanuela. Pisze, że obiecała panienka przekazać

mi wiadomość, dokąd pojechał.

- Tak napisał? Coś podobnego? Nic takiego nie pamiętam! - Karolinę

uśmiechnęła się słodko. - Ale w takim razie bardzo przepraszam.
Poprzedniego wieczoru byłam w teatrze i wróciłam zmęczona. W czym
mogę pomóc?

Elise rozgniewała się i poczuła, jak jej wali serce.
- Wątpię, czy panienka zapomniała, że Emanuel wpadł na chwilę i

powiedział, że wyjeżdża.

- Ależ oczywiście, że nie. Wyleciało mi jedynie z głowy, że miałam

przekazać wiadomość.

- Mimo że byłam tu i pytałam, czy panienka wie, gdzie on jest?
Karolinę zaśmiała się.
- Trudno, bym się orientowała we wszystkich jego znajomościach.
- Doskonale panienka wie, że Emanuel i ja jesteśmy nadal

małżeństwem. I jestem pewna, że słyszała panienka także, iż zamierzamy
się przeprowadzić i znów zamieszkać razem.

Karolinę poczerwieniała gwałtownie, a głos zabrzmiał ostrzej:
- O co w ogóle chodzi, Elise Lovlien? Jemy właśnie obiad. Byłam

zmuszona odejść od stołu.

- Chcę, żeby panienka przyznała się i przeprosiła mnie za to, że

specjalnie nie przekazała mi wiadomości od Emanuela.

- A cóż to za bezczelność! Żeby robotnica z fabryki nachodziła mnie w

moim domu i udzielała mi reprymendy?! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
Kim ty jesteś? Nie zamierzam tego tolerować!

W tej samej chwili otworzyły się drzwi jadalni i ukazał się w nich Oscar

Carlsen.

background image

- Co tu się dzieje? Karolinę odwróciła się do ojca.
- To była żona Emanuela. Oskarża mnie, że ją oszukałam, i żąda

przeprosin.

Carlsen zmarszczył czoło i posłał Elise badawcze spojrzenie.
- Co to ma znaczyć?
- Odwiedziłam państwa tego wieczora, gdy Emanuel wyjechał.

Zapytałam pannę Carlsen, czy nie wie, gdzie jest mój mąż. Obawiałam się
bowiem, że stało się mu coś złego.

- A co ty odpowiedziałaś? - zwrócił się z pytaniem do swojej córki

Carlsen.

- Powiedziałam, że śpieszył się, żeby zdążyć na ostatni pociąg.
Elise poczuła, jak zapiekły ją policzki.
- Właśnie tego panienka nie powiedziała. Zaprzeczyła panienka, by

cokolwiek wiedziała, sugerowała jedynie obraźliwie, iż pewnie wybrał się
na nocną hulankę.

Karolinę zaśmiała się dziwnym, nienaturalnym śmiechem.
- To najgłupsza rzecz, jaką w życiu słyszałam. Czemu miałabym

przemilczeć coś, co wiedziałam?

- By wylać na mnie całą nienawiść za to, że Emanuel postanowił do

mnie wrócić. Nie może tego panienka ścierpieć.

Karolinę odwróciła się do ojca.
- Nie możesz jej wyrzucić, papo? Chyba nie pozwolisz na to, by mnie

obrażała w taki sposób?

Ku wielkiemu zdumieniu Elise pan Carlsen zwrócił się do niej

przyjaznym tonem:

- Bardzo proszę, pani Ringstad, niech pani będzie tak miła i mi

dokładnie opowie, co się wydarzyło.

Elise krótko streściła mu przebieg swojej rozmowy z Karolinę owego

feralnego wieczoru, a także wspomniała, że następnego ranka musiała
udać się do zakładów Myren.

Zauważyła, że twarz Carlsena pociemniała, gdy zwrócił się do córki:
- Czy to prawda, Karolinę? Karolinę gwałtownie pokręciła głową.
- Chyba nie wierzysz bardziej tej kobiecie niż mnie, swojej własnej

córce?

Chwycił ją mocno za ramię i zażądał kategorycznie:
- Odpowiedz mi. Czy to prawda, że nie powiedziałaś, gdzie jest

Emanuel?

- A co ja na to poradzę, że ona nie potrafi upilnować własnego męża.

Czy ja mam obowiązek pośredniczyć między nimi?

background image

- Pytam, czy utrzymałaś panią Ringstad w przekonaniu, że nie wiesz,

gdzie jest Emanuel?

Pan Carlsen patrzył córce prosto w oczy, a w jego głosie pobrzmiewała

złość.

Karolinę umknęła spojrzeniem i zacisnęła usta, nic nie odpowiadając.
Ojciec puścił jej ramię i nakazał:
- Idź do swojego pokoju. Porozmawiamy później. Karolinę pobiegła

korytarzem.

Gdy tylko zniknęła, pan Carlsen odwrócił się do Elise ze słowami:
- Bardzo przepraszam panią za moją córkę, pani Ringstad.
Elise skinęła głową i wyjaśniła na odchodnym:
- Uważałam, że powinniście państwo wiedzieć o tym, co się stało. Bo,

niestety, państwa córka sama sobie szkodzi.

- Zgadzam się z panią. Niestety, za bardzo ją rozpieściliśmy. Ma pani

jakieś wieści od Emanuela?

- Tak, dziś dostałam od niego list. Stan chorej jest poważny. Doktor

obawia się, że to tyfus.

Carlsen pokręcił głową, wstrząśnięty.
- To straszne, jedyne dziecko. Znam jej rodziców. Bardzo porządni

ludzie.

Zmieszał się nagle, przypomniawszy sobie zapewne, w co wplątał się

Emanuel.

- Chyba... pani też chyba nie jest lekko.
- Emanuel i ja zamierzamy wynająć wspólnie niewielki domek na

Hammergaten i razem tam zamieszać.

- Tak, słyszałem. W tej sytuacji to chyba najlepsze rozwiązanie.
- Mam nadzieję. Żegnam, panie Carlsen.
Kiedy wyszła przez bramę, zauważyła nadjeżdżającą od strony

Ullevalsveien dorożkę. Zamierzała pośpiesznie ruszyć dalej, gdy usłyszała,
że ktoś ją woła po imieniu. Odwróciła się i zobaczyła mężczyznę
kiwającego do niej. Przystanęła niepewnie. Okazało się, że to majster.

- Witam, pani Ringstad! Tak mi się właśnie zdawało, że to pani:
Dorożka się zatrzymała i woźnica pomógł panu Paulsenowi wysiąść.
- Bardzo jestem ciekaw, jak się u was wszystko ułożyło? Uśmiechnęła

się.

- Bardzo dobrze. Isac i Hugo wspaniale się razem bawią. Starsi chłopcy

są dla nich bardzo mili, a Hilda jest po prostu przeszczęśliwa. Wygląda na
to, że Isac dobrze się u nas czuje. Wydaje mi się, panie Paulsen, że to
najlepsze, co mogło się zdarzyć.

background image

- Bogu dzięki - odetchnął z ulgą. - Tak się bałem, że popełniłem błąd.
Elise spojrzała na niego. Musiał mimo wszystko bardzo kochać swojego

synka, skoro tak głęboko to przeżywał.

- Moim zdaniem to była jedyna słuszna decyzja, panie Paul-sen. Między

matką a dzieckiem istnieje bardzo silna więź. Może wybrałby się pan do
nas, żeby przekonać się o tym na własne oczy? Najlepiej przed południem
- dodała pośpiesznie. - Od fabryki to ledwie parę kroków.

Skinął głową z uśmiechem.
- Przyjdę, gdy mąż Hildy będzie w pracy. Tak będzie najlepiej! On

pewnie nie lubi, by mu przypominać o przeszłości Hildy. Tak, to dobry
pomysł. O ile pani zdaniem Hilda nie będzie temu przeciwna.

- Tego jestem całkiem pewna. Póki co przestała sprzątać u ludzi. Mają

nadzieję, że dadzą radę się utrzymać z jednej pensji, skoro pan tak
wspaniałomyślnie zobowiązał się łożyć na Isaca - dodała pośpiesznie.

Machnął ręką.
- A jakże mógłbym postąpić inaczej, przecież to mój syn. - Gdy to

mówił, na jego twarzy odmalowała się nieskrywana duma. - A więc
między tymi dwoma maluchami wszystko się dobrze ułożyło. Jak miło
usłyszeć. Obawiałem się, że będą ze sobą rywalizować.

Pokręciła głową.
- Nic takiego nie zauważyłyśmy. Obaj się cieszą, że mają się z kim

bawić.

Uśmiechnął się ponownie.
- Nie wiem, jak mam pani dziękować, pani Ringstad. Bez pani pomocy

nigdy by do tego nie doszło. Ma pani taki naturalny sposób bycia i potrafi
rozmawiać z ludźmi bez względu na to, z jakich środowisk się wywodzą.
W oczach innych widzę jedynie pogardę i zawiść, pani zaś potraktowała
mnie bardzo przyjaźnie. Bardzo to doceniam. Gdyby nie miała pani tylu
maleństw pod opieką, zaproponowałbym pani posadę u mnie w biurze.
Jest pani mądra, rozsądna i pracowita. Wydaje mi się, że łatwo by się pani
przyuczyła.

Elise aż się zarumieniła z radości.
- Mówi pan majster poważnie?
- Jak najbardziej.
- To może kiedyś wrócimy do tej rozmowy? Zamierzam umieścić Hugo

w żłobku, jest już na to dość duży, no i zastanowię się, co zrobić z Jensine.

- W takim razie umówmy się, że odwiedzi mnie pani w biurze, gdy

będzie pani miała sposobność wrócić do pracy zawodowej. Żegnam - rzekł
i uchylił kapelusza.

background image

Kiedy biegła drogą w dół wzgórza w stronę Maridalsveien, zdawało jej

się, że frunie.

Pomyśleć tylko, gdyby dostała posadę w biurze! Siedziałaby przy

maszynie do pisania w ciepłym pomieszczeniu przez cały dzień. Nie
musiałaby stać przy przędzarce, nie zważając na ból w plecach i
spierzchnięte dłonie.

Nagle spojrzała na świat z większym optymizmem. Niech sobie

Karolinę będzie złośliwa, a co jej tam! Emanuel niech przywiezie ze sobą
syna. Kiedy przeniosą się na Hammergaten i będą mieli więcej miejsca,
poradzą sobie ż jeszcze jednym dzieckiem. Większość robotniczych rodzin
zmaga się ze znacznie trudniejszymi warunkami, zarówno finansowymi,
jak i mieszkaniowymi.

Kanceliści w biurze zaczynają pracę nie o szóstej rano jak robotnicy,

lecz o godzinie ósmej. Dla niej byłoby to wymarzone życie. Emanuel
zarabia trzydzieści koron miesięcznie, o dwie korony więcej niż. ona w
fabryce, ale za to o wiele więcej, niż wynosi jej pensja w sklepie.
Urzędnicy mają półtoragodzinną przerwę obiadową od godziny drugiej.
Kończą pracę co prawda koło szóstej po południu, ale przecież ile by
mogła zrobić w przerwie obiadowej!

Czuła się tak radosna, że postanowiła od razu napisać list do
Emanuela. Napisze, że rozumie jego kłopoty i że lepiej, jeśli wszyscy

razem przeprowadzą się na Hammergaten, niż miałby wracać do Ringstad,
a ona musiała radzić sobie ze wszystkim sama. Zresztą to jedyne słuszne i
sprawiedliwe rozwiązanie. Skoro on zaopiekował się jej dzieckiem, to i
ona może zaopiekować się jego. Gdy weszła do kuchni, Hilda popatrzyła
na nią zdziwiona.

- Tak łatwo ci poszło? Wyglądasz na zadowoloną.
- Spotkałam majstra. Zaproponował mi posadę w biurze. Muszę jedynie

znaleźć jakąś opiekę do dzieci.

Hilda aż otworzyła oczy ze zdumienia.
- Naprawdę? Mnie nigdy nie złożył takiej propozycji. Elise nie odezwała

się. Hilda nie wyróżniała się zdolnościami w szkole. Nie uczyła się z
równą łatwością co Elise. Pewnie majster już dawno się o tym przekonał.

W tej samej chwili z sypialni wyszedł Reidar. Późno wrócił ze szkoły,

bo było zebranie nauczycieli i dopiero co się przebrał. Zmieniły więc
pośpiesznie temat rozmowy.

Nadeszła pora, by położyć Hugo i Isaca do łóżek, więc obie z Hildą

miały pełne ręce roboty. A gdy kończyły swoje zajęcia, do domu wpadli z
hałasem chłopcy. Byli głodni, zmęczeni i ledwie mieli siły zasiąść do

background image

odrabiania lekcji. Elise było ich żal i aż serce jej pękało, gdy na nich
patrzyła.

Peder posłał jej błagalne spojrzenie.
- Myślisz, że zamiast odrabiać lekcje, mógłbym poćwiczyć z piłką i

literami?

Elise pokręciła głową.
- Wszyscy muszą odrabiać lekcje, Peder. Reidar wprawdzie wie, że

próbujesz się nauczyć rozróżniać litery także innymi sposobami, ale nie
może ci pozwolić na to, byś z tego powodu zaniedbywał się w odrabianiu
lekcji. Tak naprawdę nikt poza tobą i mną nie wyznaje się w tych twoich
ćwiczeniach, wiesz przecież. - Uśmiechnęła się do brata, by go podnieść
na duchu, i dodała po cichu: - To będzie nasza tajemnica. A jak już
nauczysz się czytać tak jak inni, wtedy zdradzimy wszystkim, jak tego do-
konałeś.

Reidar zerknął na nich z boku, a jego spojrzenie wyrażało

niezadowolenie. Nie uznawał dziwnych ćwiczeń Pedera i wcale tego nie
ukrywał. Nie mówił tego na głos, ale Elise odnosiła wrażenie, że już
dawno stracił wiarę w Pedera i uznał, że brakuje mu zdolności.

Zrobiło się ciasno, gdy chłopcy zasiedli do stołu, by odrobić lekcje.

Reidar wziął gazetę i siadł na skrzynce na drewno. Musiał schylić głowę,
by nie zahaczać o suszące się na sznurku skarpety i pieluszki. Hilda stała
przy piecu i gotowała owsiankę na kolację, na ręku trzymając Isaca. Elise
uznała, że lepiej będzie wejść z Jen-sine i Hugo do saloniku i tam
przewinąć dzieci, mimo panującego w tym pomieszczeniu chłodu. Gdy
zamykała za sobą drzwi, usłyszała głos Reidara:

- Jak dobrze będzie niebawem mieć cały dom dla siebie. Mam wrażenie,

że toniemy w bałaganie i w pieluchach.

- Już niedługo, Reidarze - usłyszała odpowiedź Hildy. - Zą kilka tygodni

się wyprowadzą.

Nie mam wyjścia, pomyślała Elise. Muszę pozwolić Emanuelowi

przywieźć dziecko.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Kiedy następnego dnia Elise wracała z pracy do domu, już na moście

zauważyła, że Hilda stoi na ganku i czymś macha.

- Elise, przyszedł do ciebie list. Od Johana! - doleciało do niej wołanie

siostry.

Przyśpieszyła kroku. Od Johana... Może pisze coś w sprawie rękopisu?
Pośpiesznie pchała po schodach na ganek wózek z Jensine, zdjąwszy

uprzednio z deseczki Hugo. Hilda przebierała nogami z niecierpliwości,
tak samo ciekawa wiadomości z Kopenhagi jak Elise.

- Może napisał coś o twojej książce? - zastanawiała się na głos, gdy

Elise rozdarła kopertę i przebiegła wzrokiem treść listu.

Kochana Elise!
Gratuluję. Twoja pierwsza książka została przyjęta do druku, jestem z

Ciebie bardzo dumny i cieszę się w Twoim imieniu. W wydawnictwie
chcieliby najchętniej, żebyś przyjechała do Kopenhagi, tak by mogli
omówić z Tobą wysokość honorarium i ewentualne poprawki.
Powiedziałem im jednak, że to niemożliwe, bo dopiero co urodziłaś
dziecko. Gdyby jednak jakimś sposobem Ci się udało, to możesz
zatrzymać się u nas. Zdaję sobie jednak sprawę, że będzie Ci trudno

background image

zgromadzić pieniądze na podróż, która nie jest tania. Przypuszczam, że aż
tak dużo nie zarobisz na książce, ale zawsze wpadnie Ci trochę koron.
Wydawnictwo jest niewielkie. Zacząłem wprawdzie od Gyldendala, ale
tam mi zwrócono rękopis. Tłumaczyli się, że nie mają odwagi wydawać
czegoś tak kontrowersyjnego. Próbowałem ich przekonać, ale wówczas ja-
kiś redaktor nie wytrzymał i oświadczył: „Jak pan sądzi, co powiedziałaby
moja rodzina, gdyby przeczytała coś takiego?" Twoje opowiadania
poruszają ludzkie sumienia, a poczucie winy bywa niemiłe. W
najbliższych dniach otrzymasz list z wydawnictwa, podałem im bowiem
Twój adres. Mam nadzieję, że u Ciebie i Twoich najbliższych wszystko w
porządku.

Pozdrowienia dla wszystkich Johan
Elise podniosła wzrok znad listu, a po policzkach płynęły jej łzy, gdy

mówiła:

- Przyjęli moją książkę.
Hilda wydała z siebie okrzyk radości i rzuciła się siostrze na szyję.
. - Och, Elise, to wspaniale! Byłam pewna, że tego dokonasz. Teraz

będziesz bogata i sławna. Będziesz mogła się ubierać w eleganckie suknie
i co drugi dzień jeść mięso. Jestem dumna, że mam taką siostrę!

Elise śmiała się, ale łzy nie przestawały jej płynąć.
- Ty masz jeszcze bujniejszą fantazję niż ja. Nie będę bogata ani sławna.

Johan pisze, że nie należy się spodziewać wysokiego zarobku, ale na
pewno wpadnie trochę koron. Największe wydawnictwo nie zgodziło się
przyjąć mojego rękopisu w obawie przed reakcją czytelników. Uważają, że
moje opowiadania są zbyt kontrowersyjne.

- Co to znaczy?
- Sporne. Dyskusyjne. Ludzi ogarniają wyrzuty sumienia i denerwują się

z tego powodu. Może nieliczni odniosą się do tego inaczej i zechcą coś
zrobić, by znieść niesprawiedliwość, większość jednak woli przymknąć
oczy, bo inaczej musieliby poświęcić coś ze swych wygód i podzielić się
luksusem. A politycy musieliby się podzielić władzą.

Hilda prychnęła.
- W takim razie mam wielką nadzieję, że twoje opowiadania przeczyta

naprawdę dużo ludzi i poruszy to ich sumieniami! - W tym samym
momencie przypomniała sobie o czymś i zmarszczywszy czoło, zapytała: -
Wysłałaś dziś Ust do Emanuela?

Elise potwierdziła. Wcześniej opowiedziała Hildzie o synku Signe i

wyjawiła, jaką zamierza dać odpowiedź Emanuelowi. Hilda wpadła w
złość, uważając, że to przechodzi wszelkie pojęcie i Elise w żadnym razie

background image

nie powinna się na to godzić. Nic nie pomogły wyjaśnienia Elise, że nie
ma wyboru, bo albo się z tym pogodzi, albo zostanie sama.

- Teraz nie musiałabyś tego robić. Będziesz miała dość pieniędzy, by

sobie poradzić.

- Nie słyszysz, co mówię? - pokręciła głową Elise. - Nie zarobię dużo na

książce. Poza tym żal mi Emanuela.

- Właśnie tego się domyślałam. Ty masz stanowczo zbyt miękkie serce,

Elise. Człowiek nie zajdzie daleko w życiu, jeśli wciąż będzie współczuł
innym.

Hugo, kołysząc się z nóżki na nóżkę, podszedł do Elise. Przez moment

całkiem o nim zapomniała. Hilda wieszała mokre pranie na sznurku, a
ciepło ubrany Isac bawił się koło ganku. Ziemia odtajała i zostały już tylko
resztki śniegu na tyłach domu.

- Mogę zostawić Hugo razem z Isakiem, a ja w tym czasie przewinę i

nakarmię Jensine?

- Oczywiście. Ale obiecaj mi, że przemyślisz to, co ci powiedziałam.

Nawet jeśli już napisałaś Emanuelowi, że zaopiekujesz się jego dzieckiem,
zawsze jeszcze możesz się wycofać. Z jakiej racji masz się dla niego
poświęcać, po tym wszystkim, co ci zrobił? Nie wiadomo, czy Johan długo
wytrzyma z Agnes. Kto wie, może któregoś dnia stanie tu w drzwiach z
nadzieją w oczach...

Elise pokręciła głową.
- Johan nie zostawi Agnes ani swojego syna. Widocznie nie było nam

pisane być razem.

- Ale przyznajesz, że kochasz Johana, prawda? Elise nie odpowiedziała,

bo i cóż miała rzec?

Następnego dnia wypadała sobota, a ponieważ wszyscy wcześniej

skończyli pracę, postanowili wybrać się z wózkami do Kjelsas i pokazać
mamie odzyskanego Braciszka. Przy okazji Elise chciała powiedzieć
mamie o książce i przygotować ją na to, że gdy się przeprowadzą na
Hammergaten, przybędzie w ich rodzinie synek Emanuela. Mama na
pewno nie przyjmie tego łaskawie, ale lepiej już mieć to za sobą, żeby
zdążyła się oswoić z tą myślą przed powrotem Emanuela.

Ulice tętniły życiem. Ludzie pootwierali okna, by wpuścić do domów

wiosenne słońce. Wychylali się przez okna i nawoływali się radośniej niż
zwykle. Dzieci grały w piłkę, skakały na skakance i w klasy i niechętnie
się odsuwały na bok, kiedy raz po raz nadjeżdżał turkoczący wóz. Słońce
świeciło na bezchmurnym niebie, a w powietrzu czuło się wiosnę.

Elise myślała o liście Johana. Mimo że miała odłożone pieniądze, które

background image

mogłaby przeznaczyć na podróż, raczej wzbraniałaby się przed wyjazdem.
Nie tylko dlatego, że wstydziłaby się pójść do wydawnictwa. Czułaby się
zażenowana, gdyby wydawcy przekonali się na własne oczy, że jest
zwykłą robotnicą, co im pewnie nawet nie przyszło do głowy. Obawiałaby
się też nocować u Agnes i Johana. Pilnowała się bardzo, by nit rozmyślać
o tym, jak układa się tym dwojgu, a gdyby była zmuszona to zobaczyć,
sprawiłoby jej to tylko ból. W listach Johana starała się wyczytać coś
między wierszami, ale nie znajdowała nawet jednego słowa, którym by
zdradził, co do niej czuje. Zapewne kierowała nim przezorność, bo
obawiał się, że listy mogą wpaść w ręce Emanuela, ale mimo wszystko...
Gdyby napisał choć jedno słowo, jedno jedyne, które tylko ona by
zrozumiała.

Peder i Evert podskakiwali i tańczyli po drodze, rozbrykani i radośni jak

cielęta na wiosnę. Kristian pchał wózek z Jensine i Hugo, nie przejmując
się wcale tym, że mogą go zobaczyć jacyś koledzy ze szkoły i wyśmiewać
się z niego. Hilda zaś sama pchała sportowy wózeczek z Isakiem. Reidar
wystroił się na tę okoliczność. Włożył kapelusz i wziął laseczkę. Miał
nieskazitelnie białą koszulę, a w kieszonce kamizelki zegarek na
łańcuszku. Elise rozej rżała się wokół. Razem z Jensine było ich
dziewięcioro, a kiedy wróci Emanuel, będzie ich jedenaścioro. Mama
zblednie, gdy naraz przyjdzie tyle gości. Do rozwiązania pozostało już
tylko parę tygodni. Elise przenikał dreszcz, gdy o tym myślała. Poród
nawet dla młodych był groźny, a co dopiero dla kobiety w wieku mamy.
Tym bardziej, że przecież przeszła ciężką chorobę. Ryzyko w jej
przypadku było znacznie większe.

Gdy tylko przeprowadzimy się na Hammergaten, trzeba będzie

wyprawić chrzciny, postanowiła Elise. Poczuję się bezpieczna dopiero,
gdy będę to miała za sobą. Skóra jej cierpła na rnyśl o tym, że Jensine
mogłoby się coś stać, zanim zostanie dzieckiem Bożym.

Po wysłaniu listu nie miała żadnych wieści od Ringstada. Za każdym

razem, gdy to sobie przypominała, policzki paliły ją ze wstydu. Miała
tylko nadzieję, że ojciec Emanuela okaże się wyrozumiały. Emanuel na
pewno wyjaśnił mu, jak doszło do takiego nieporozumienia, tyle że
dopiero po paru dniach. Co Ringstadowie myśleli sobie o niej przez ten
czas?

Minęli wystawę sklepową, na której znajdował się napis „Tytoń &

Cygara. Wina". Na innym oknie wystawowym było napisane „Sklep z
wędlinami".

- Peder, teraz możesz poćwiczyć czytanie - zachęciła brata. Peder stanął

background image

przed wystawą i sylabizował. Udało mu się przeczytać wszystkie słowa
prawidłowo, ale trwało to bardzo długo.

Elise zauważyła, że Hilda i Reidar wymieniają porozumiewawcze

spojrzenia. Poznała po ich minach, że nie wierzą, by dla Pedera była jakaś
nadzieja.

- Pięknie, Peder - pochwaliła brata, chcąc mu dodać otuchy. - Ostatnio

gdy próbowałeś, szło ci gorzej. Za każdym razem jest poprawa.

Evert posłał jej zdumione spojrzenie.
- To on ostatnio czytał jeszcze gorzej? Nie wiadomo, czy ta złość mu

pomaga.

Elise uśmiechnęła się.
- Nie chodzi o złość, ale o rozróżnianie liter. Jedne mają brzuszki z

prawej strony, inne z lewej.

Evert pokręcił głową.
- Nie rozumiem, o czym ty mówisz.
- Nie ma znaczenia, czy rozumiesz - wtrącił się do rozmowy Kristian. -

Najważniejsze, by w końcu Peder nauczył się czytać. Elise nie chce, żeby
opróżniał wychodki, gdy dorośnie.

- Na pewno nie będzie - oświadczyła Elise i chwyciła Pedera za rękę. -

W końcu nauczy się czytać tak jak wszyscy. Po prostu potrzebuje więcej
czasu.

Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, w ogrodzie zauważyli Asbjorna,

który zagrabił stare liście na kupkę i je podpalił. Przyjemny zapach
rozchodzący się wokół stanowił przedsmak wiosny i nadziei na ciepłe dni.

Asbjorn podniósł zdziwiony wzrok, gdy go zawołali po imieniu, a na ich

widok na jego twarzy odmalowało się przerażenie.

- Wszyscy przyszliście? Elise uspokoiła go pośpiesznie.
- Nie zostaniemy długo. Taka dziś piękna pogoda, że postanowiliśmy

wyjść na spacer. Jest mama?

- Siedzi z tyłu domu.
Znaleźli ją na leżaku okrytą pledem. Obok niej Anne Sofie bawiła się

swoimi lalkami.

- Kochani, przyszliście z wizytą? Jak miło. - Zaśmiała się, gdy Peder

rzucił się jej na szyję. - Nie tak gwałtownie, Peder. Nie zapominaj, że mam
w brzuchu dziecko.

Cofnął się przestraszony.
- Ale już niedługo je wypuścisz? Hilda zaśmiała się.
- To nie cielę, które wypuszcza się wiosną na pastwisko, Peder.
Mama, udając, że nie słyszy słów Hildy, pokiwała głową i od-

background image

powiedziała Pederowi ze spokojem:

- Tak, już niebawem nastąpi rozwiązanie. Dziś rano nawet czułam

drobne skurcze. - Spojrzała na Kristiana i rzekła: - Ależ urosłeś, Kristian. I
jaki jesteś grzeczny, że pomagasz pchać wózek. - Nagle mama
zmarszczyła czoło zdezorientowana. - A kto siedzi w tym drugim wózku?

Hilda podjechała całkiem naprzód.
- No, zgadnij!
Mama posłała jej zdziwione spój rżenie i jeszcze raz popatrzyła na Isaca.
- Nie widziałam go jeszcze. Opiekujesz się czyimś dzieckiem?
- Nie, to moje!
- Nie żartuj sobie ze mnie.
- Ależ to prawda, mamo. To mój synek, Braciszek! - zawołała jasnym i

radosnym głosem. - Majster oddał mi go z powrotem, bo jego bratanek
zamierza się powtórnie ożenić, a jego młoda wybranka chce mieć własne
dzieci.

Mama patrzyła to na Hildę, to na Elise, i znów powtórzyła:
- Żartujesz sobie.
- Nie, mamo, to prawda! - wtrąciła się Elise. - Właśnie dlatego

przyszliśmy. Tak się cieszyliśmy, że ci o tym opowiemy.

Mama patrzyła na wózek, wciąż domagając się potwierdzenia.
- To naprawdę Braciszek? Synek Hildy?
Nagle ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Emocje były dla niej

zbyt silne.

Elise pośpiesznie pochyliła się nad nią i objęła ją ramieniem.
- Na pewno słyszałaś, mamo, o tym, że umarła młoda pani Paulsen.

Braciszkowi nie było dobrze w ostatnich miesiącach. Majster uznał, że dla
dziecka będzie najlepiej, jeśli wróci do swej prawdziwej mamy. Mógł o
tym sam zadecydować, ponieważ to on ma prawa rodzicielskie.

- No i maluch nie jest już Braciszkiem, tylko nazywa się Isac - wtrącił

się Peder. - Tak samo jak ten w Biblii. Pewnie słyszałaś o nim. Jego mama
nazywała się Sara i urodziła go w wieku dziewięćdziesięciu lat. Więc się
nie przejmuj, mamo, że ty też, chociaż jesteś stara, będziesz mieć małe
dziecko.

- Rzeczywiście, co z tego, że wnet skończę czterdzieści lat! - Mama

uśmiechnęła się przez łzy i skierowała wzrok na Elise. - To prawda, że
majster Paulsen oddał Hildzie Braciszka? Tak sam z siebie?

Elise pokiwała głową.
- Spotkałam go wczoraj. Był bardzo ciekawy, jak się u nas wszystko

układa. Kiedy mu opowiedziałam, że Hugo ładnie się bawi z Isakiem, a

background image

starsi chłopcy bardzo go polubili, rozpromienił się. Choć może zabrzmi to
dziwnie, wydaje mi się jednak, że on bardzo kocha swojego syna.

Hilda wyjęła Isaca z wózka i pokazała mamie.
- Zobacz, jaki on już duży. Ani przez chwilę nie tęsknił za domem.

Zasypia od razu, gdy go kładę, i przez prawie całą noc się nie budzi.

Reidar wykrzywił twarz w grymasie i rzucił z przekąsem:
- Dobrze, że powiedziałaś „prawie". Przecież co noc przekładasz go do

nas do łóżka.

- Ależ Hildo! - Mama popatrzyła na córkę z wyrzutem. - Nie wolno ci

go rozpieszczać. - Uważnie przyglądając się twarzy dziecka, dodała: -
Podobny jest do ciebie, gdy byłaś mała. Myślę, że bardziej przypomina
moją rodzinę, nie odziedziczył w każdym razie ciemnych oczu i włosów
po waszym tacie.

- To dla niego dobrze, bo inaczej by go przezywali od Cyganów -

wyrwało się Pederowi, ale zaraz zasłonił usta. - Przepraszam, Kristian, nie
miałem nic złego na myśli.

Kristian zacisnął mocniej wargi, ale się nie odezwał.
- Ktoś cię przezywał? - Elise zerknęła na niego uważnie. W milczeniu

pokręcił głową.

- Teraz to kłamiesz! - Tym razem wtrącił się Evert. - Słyszeliśmy z

Pederem, jak chłopaki z siódmej klasy wołali za nim „Cygan". Udawał,
jakby nigdy nic, ale naszym zdaniem powinien był ich sprać.

Mama przybrała surowe oblicze.
- Kristian postąpił bardzo mądrze, nie zwracając uwagi na zaczepki.

Gdyby dał się sprowokować, byłoby dużo gorzej.

Peder uznał najwyraźniej, że lepiej zmienić temat, zagadnął więc mamę

z innej beczki:

- Słyszałaś, mamo, że Elise napisała książkę? Hilda mówi, że będzie

teraz bogata i sławna. Może nawet kupi Kristianowi diabolo, Anne Sofie
też - dodał pośpiesznie i uśmiechnął się radośnie.

- Zdaje się, że znów się przechwala? - zapytała mama, spoglądając na

Elise.

- Nie, to prawda. Niebawem zostanie wydany zbiór moich opowiadań.

Ale nie tu, tylko w Danii.

- W Danii? Czemu na Boga wysłałaś tam rękopis?
- Johan uważał, że tam łatwiej mi będzie wydać książkę. Twarz mamy

nabrała surowości.

- A co Johan ma wspólnego z twoją książką?
- Nic poza tym, że kiedy ostatnio nas odwiedził, dowiedziawszy się, że

background image

ją napisałam, zaofiarował się, że zabierze rękopis do Kopenhagi. Jedno z
dużych wydawnictw nie zgodziło się go przyjąć, ale inne, mniejsze,
wyraziło zgodę.

- Wydaje mi się, że powinniśmy się cieszyć, że ta książka nie ukaże się

w Norwegii. Zarówno nam, jak i tobie bardzo by to utrudniło życie.
Przecież to nie uchodzi. Mówiłam ci już wcześniej, ale powtórzę raz
jeszcze stare powiedzenie: „Zostań szewcu przy swoim kowadle". Nie
jesteśmy wykształceni, artyści z nas żadni, pochodzimy ze zwyczajnych
rodzin robotniczych. I chociaż Asbjorn i Emanuel pracują jako urzędnicy,
a Reidar jest obecnie nauczycielem, nie wolno nam zapominać, gdzie jest
nasze miejsce. Dotyczy to zwłaszcza ciebie, Elise.

Elise boleśnie ugodziły słowa mamy, ale nie miała ochoty z nią

dyskutować.

- Nie musisz się obawiać, mamo - powiedziała tylko. - Nikt tu się nie

dowie o tej książce, a Johan pisał, że jej nakład nie będzie wysoki.
Opisałam losy różnych ludzi mieszkających nad Aker, zarówno ulicznic,
jak i samotnych matek, napisałam o biedzie i pijaństwie. Ludzie nie lubią
czytać o takich sprawach.

- To prawda, zresztą dobrze ich rozumiem. Każdy woli poczytać o

czymś przyjemnym i budującym, a od takich historii człowieka ogarnia
smutek.

Peder przebierał niecierpliwie nogami, najwyraźniej miał więcej do

powiedzenia.

- To nie wszystko, mamo. Mamy dla ciebie jeszcze jedną nowinę.
- Jeszcze coś? - zaśmiała się mama. - Już i tak jestem oszołomiona tym,

co usłyszałam.

Peder aż pokraśniał z zapału.
- Będziemy mieć jeszcze jedno dziecko.
Mama popatrzyła badawczo to na Elise, to na Hildę.
- Która z was tym razem? - zapytała bez entuzjazmu. Elise

wyprostowała się. Miała wątpliwości, czy mówić o tym chłopcom, ale
uznała, że lepiej będzie ich przygotować, zwłaszcza że planowała
powiedzieć o tym mamie.

- Żadna z nas. To dziecko Emanuela. Zapadła cisza.
Mama wydawała się przerażona.
- Co masz na myśli?
- Signe zachorowała na tyfus i jest umierająca. Jej rodzice zażądali, by

Emanuel zaopiekował się swoim, synem.

W ciszy rozległo się głośne westchnienie.

background image

- Najwyraźniej nie ma końca nieszczęść, które na nas spadają.
Gdyby jeszcze powiedziała „na was", pomyślała Elise i ogarnęła ją

złość. Od czasu, gdy mama poznała Asbjorna, nie dosięgło jej żadne
nieszczęście. Swoich synów zostawiła pod opieką Elise, a biedy
bynajmniej nie cierpiała.

Równocześnie poczuła dziwną przekorę. Mama mówi tak, jakby każde

dziecko było plagą, choć sama spodziewa się piątego i wyraźnie jest z tego
zadowolona. Wszystkim ulżyło, gdy Hilda odzyskała synka, którego ojcem
jest majster, i nikt nie ważyłby się uznać Hugo za jakiegoś obcego. Synek
Emanuela jest im tak samo bliski, skoro Emanuel ma się z powrotem
wprowadzić do nich i pełnić rolę ojca dla całej gromadki.

Peder był wyraźnie zdumiony.
- Dlaczego tak mówisz, mamo? Nie cieszysz się? Nie wiesz, że to

chłopiec? Niebawem będziemy mogli grać w piłkę nożną z Isakiem i
Hugo, Evertem i Kristianem. Nie będziemy musieli brać do drużyny tego
głupiego Pingelena, będziemy mieć własną. - Napotkawszy spojrzenie
Anne Sofie, która siedziała na kocyku rozłożonym na ziemi i bawiła się
lalkami, dodał: - Anne Sofie może oczywiście grać z nami, mimo że nie
jest chłopcem, prawda, Evert?

Evert pokiwał głową uroczyście.
Mama popatrzyła na Elise ze łzami w oczach.
- Musisz się na to zgadzać, Elise? Czy jej rodzice nie mogą się zająć tym

dzieckiem?

- Mówią, że są na to za starzy.
- A ile oni mają lat?
- Nie poznałam ich, ale wydaje mi się, że są mniej więcej w twoim

wieku.

- I co, nie potrafią się zaopiekować małym dzieckiem? Ja mam Anne

Sofie i oczekuję jeszcze jednego dziecka.

Elise zerknęła na Pedera i Kristiana, by sprawdzić, jak zareagowali na

słowa mamy, ale ich to najwyraźniej nie obeszło. W każdym razie Pedera,
bo co myślał sobie Kristian, trudno dociec. Jest bardzo zamknięty w sobie.

Wolnym krokiem nadszedł Asbjorn, pchając taczkę i niosąc grabie.
- Usiądę sobie na chwilę i odpocznę, a przy okazji posłucham, co u was.
Peder otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Hilda go powstrzymała.
- Nie musisz koniecznie opowiadać ze szczegółami o naszym życiu,

Peder. Ktoś siedzi obok w ogródku i słucha całej naszej rozmowy.

- Ale co szkodzi, jeżeli powiem, że Emanuel wprowadzi się do nas z

powrotem i przywiezie jeszcze jedno dziecko? Magda mówi, że gdyby nie

background image

szkółka niedzielna Armii Zbawienia, to nad rzeką nie rodziłoby się tyle
dzieci.

Asbjorn popatrzył na niego, nie rozumiejąc sensu jego słów. Evert

włączył się natychmiast, jak zwykłe, gdy Peder miał jakieś kłopoty.

- Bo kiedy dzieciaki są w szkółce niedzielnej, ich rodzice mają dwie

godziny na figle w łóżku. Przy dzieciach się krępują.

Elise i Hilda skręcały się ze śmiechu, mama zaś poczerwieniała i posłała

Evertowi karcące spojrzenie.

- Jak możesz opowiadać takie rzeczy, Evert? Bardzo brzydko!

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Marie Ringstad ścięła czubek jajka ugotowanego na twardo i posypała

solą. Myślami jednak błądziła gdzie indziej.

- Hugo...
Jej mąż podniósł gwałtownie wzrok znad gazety, bo głos Marie

background image

zabrzmiał jakoś obco. Domyślił się więc, że chodzi o coś szczególnego.

- Co takiego, kochanie?
- Tak sobie siedzę i myślę - urwała i zapatrzyła się w talerz. Hugo

postanowił okazać jej cierpliwość. Marie w ostatnim czasie bardzo się
zmieniła, była niemal nie do poznania. Kiedyś szybka i gwałtowna, teraz
wszystko robiła bardzo powoli. Poza tym dziwnie złagodniała. Rzadko
kiedy na niego krzyczała, wydawała się jakaś przybita. Pytał doktora, czy
takie reakcje są normalne u chorych, którzy przebyli poważny zawał serca,
i otrzymał odpowiedź, że u takich pacjentów często pojawia się strach
przed śmiercią. Przy paraliżu chorzy są bardziej skorzy do łez. Zresztą sam
to zauważył. Marie bała się. Tego dnia, kiedy wrócił z Eidsvold, myślała,
że nie dożyje jego powrotu. Pojawił się jednak doktor i nie zauważył nic
niepokojącego.

- Powiedziałeś, że Elise wysłała ten list, bo doszło do nieporozumienia -

podjęła przerwany wątek Marie. - Myślała, że to ja jestem umierająca, a
nie Signe.

- Owszem. Emanuel wyjechał do Kongsvinger w wielkim pośpiechu i

nie zdążył jej uprzedzić. Prosił jednak Karolinę, by przekazała wiadomość,
znajomemu, z którym był umówiony, i przede wszystkim Elise. Karolinę
jednak nic nie powiedziała.

Marie posłała mu zdziwione spojrzenie.
- Dlaczego nie powiedziała?
Hugo poczuł, że znów ogarnia go gniew.
- Ponieważ to nieznośne i rozpieszczone dziewuszysko!
Kiedyś nie odważyłby się powiedzieć tak o córce przyjaciół. Żona

bowiem darzyła wielkim szacunkiem Oscara i Betzy Carlsenów i marzyła
o tym, by między Karolinę a Emanuelem narodziło się uczucie.

- Sądzisz, że specjalnie nic nie powiedziała, ponieważ bawiło ją to, że

Elise martwi się o Emanuela? - zapytała z niedowierzaniem.

Przytaknął.
- Wiele na to wskazuje. Rozmawiałem przez telefon zarówno z

Emanuelem, jak i z Oscarem. Oscar przepraszał w imieniu swojej córki i
obiecał, że spotkają za to kara. Jak ci już mówiłem, nieporozumienie
wynikło stąd, że kancelista w zakładach My-ren powiedział Elise, że
Emanuel dzwonił i usprawiedliwił się ze swojej nieobecności. Kancelista
nie wyjaśnił jej, kto jest umierający. Z jego słów domyśliła się, że chodzi o
kobietę, a ponieważ Elise wiedziała o tym, jak ciężko zachorowałaś w
święta, sądziła, że chodzi o ciebie.

Zerknął na żonę zaniepokojony. Przecież już jej to wszystko tłumaczył.

background image

Czyżby zapomniała?

- Co sądzisz o liście Elise? - zapytała Marie, patrząc na niego niewinnie.

Gdyby taka sytuacja miała miejsce wcześniej, wpadłaby we wściekłość.
Zdziwił się znowu.

- Uważam, że to bardzo miły list. Po tym, jak została przez nas

potraktowana, wykazała niezwykłą wspaniałomyślność, pisząc do mnie. Z
wiadomych względów nie wymieniła w tym liście ciebie. Sądziła, że jesteś
umierająca.

Marie odłożyła łyżeczkę, odeszła jej ochota na jajko. Przez chwilę

siedziała milcząca, a potem zagadnęła nieśmiało:

- Czy to prawda, że przeze mnie nie mieliście łatwego życia? Patrzyła na

niego spokojnie. Trudno było uwierzyć, że tylko

udaje, by za chwilę wybuchnąć gniewem. Westchnął głęboko.
- Po co rozdrapywać stare rany, Marie. Zawsze miałaś bardzo

gwałtowny temperament, więc czasami bywało nieprzyjemnie. Ale... Było,
minęło. Nie żywię do ciebie urazy z tego powodu.

- W przeciwieństwie do Emanuela - odezwała się cicho. Hugo nie

odpowiedział. Nie potrafił kłamać, a obawiał się, że żona ma rację.

Jej oczy napełniły się łzami.
- Sądzisz, że jest już za późno, by to naprawić?
- Nigdy nie jest za późno, by naprawić swoje błędy, póki osoba, którą się

skrzywdziło, jeszcze żyje.

- Zamierzasz pojechać na chrzest Jensine? Popatrzył na nią zdumiony.
- Dlaczego o to pytasz? Przecież wiesz, że nie mogę cię zostawić samej

na tak długo, by pojechać aż do Kristianii.

- A gdybym pojechała z tobą?
Patrzył na nią bez słowa, doszukując się czegoś w jej spojrzeniu, czegoś,

co zwykle tam znajdował, ale tym razem daremnie.

- Naprawdę byłabyś skłonna pojechać?
- Ona pisze, że córeczka ma piękne niebieskie oczy Emanuela i ładne

rysy twarzy. - Łzy popłynęły po policzkach Marie. - A skoro wygoniłeś z
Ringstad Signe, nie mamy innych wnuków, Hugo. I nie jest takie pewne,
czy będziemy mieć więcej.

Hugo zebrał się na odwagę i odpowiedział:
- Po pierwsze mamy już jednego. Nie zapominaj o małym Hugo, który

został ochrzczony moim imieniem. Po drugie nie powinnaś mi robić
wymówek, że pokazałem Signe drzwi. Sama byłaś rozgniewana i
wykrzykiwałaś, że nie chcesz jej widzieć na oczy. Uważam, że Emanuel
postąpił słusznie, odchodząc od niej, ona nie jest nic warta. W

background image

przeciwieństwie do Elise, która jest dorosła, odpowiedzialna, pracowita i
troskliwa. Jeśli naprawdę chciałabyś pojechać ze mną na chrzest, to sądzę,
że sprawisz tym wielką radość Elise. Ona pewnie nie miała nawet odwagi,
by mieć taką nadzieję.

- A chrzest odbędzie się już w nowym domu? Nie nad tą śmierdzącą

rzeką?

- Z tego, co zrozumiałem, mają się przeprowadzić za miesiąc, i gdy

tylko się tam jakoś urządzą, wyprawią chrzciny.

- W takim razie miałabym ochotę pojechać z tobą.
Hugo zerknął na żonę, po czym sięgnął po kromkę chleba i posmarował

masłem. Nie chciał, by Marie zauważyła, jak bardzo jest zdziwiony.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Gdy tylko wyszli przez bramę „Almsgard", Hilda odwróciła się do Elise

i odezwała się zawiedzionym głosem:

- Wydaje mi się, że mama nie wyglądała na zbyt zachwyconą.
- Ależ skąd! Bardzo się ucieszyła z powrotu Braciszka!
- W pierwszej chwili tak, ale szybko przeszła nad tym do porządku

dziennego.

- Tylko dlatego, że nałożyło się tyle innych spraw.
- Obawiam się, że ona nie przyjdzie was odwiedzić na Hammergaten,

jeśli Emanuel przywiezie ze sobą swoje dziecko - ciągnęła Hilda z
niezadowoleniem w głosie.

- Nic dziwnego, że się przeraziła, ale jestem pewna, że oswoi się z tą

background image

myślą.

- Ty zawsze wszystkich usprawiedliwiasz! Nie pojmuję, że tak ci się

chce. Uważam, że mama jest okropną egoistką, myśli wyłącznie o sobie.
Słyszałaś, co ona powiedziała? „Ja mam Anne Sofie i oczekuję kolejnego
dziecka". A co z nami? Zapomniała już, że wcześniej urodziła czworo
własnych dzieci?

Elise odwróciła się, by sprawdzić, czy czasami Peder i Kristian nie

słyszeli, co powiedziała Hilda. Na szczęście jednak zajęci byli głaskaniem
kota, którego znaleźli przy płocie.

- Chciała tylko powiedzieć, że potrafi zająć się małymi dziećmi, mimo

że jest już stara. Nie zapominaj o tym, jak często Peder bywał u niej tej
zimy. Kristian także. Ostatnio wprawdzie nie odwiedzali jej zbyt często,
ale dlatego, że nie chcieli. Peder uważa, że mama jest surowa i zbyt
nerwowa, a przez to trudniej mu się uczyć czytać.

Hilda nic nie odpowiedziała. Wzięła Reidara pod rękę i przyśpieszyła

kroku. Isac zasnął w wózku.

Elise westchnęła zasmucona, że Hilda odbiera zachowanie mamy w taki

sposób. Mama przecież się szczerze uradowała tym, co się wydarzyło z
Isakiem, ale kolejne wiadomości o książce i o dziecku Emanuela już ją
przytłoczyły. Elise odwróciła się i zawołała chłopców:

- Chodźcie już! Zdaje się, że się kłóciliście, kto będzie pchał wózek z

Jensine i Hugo?

Szła z tyłu sama. Przed nią wszyscy trzej pchali zgodnie wózek,

paplając z ożywieniem, a przodem szybkim krokiem szli Hilda z
Reidarem. Droga, która w tę stronę prowadziła w dół, upłynęła im więc
bardzo szybko.

Przyjemnie było tak iść w wiosennym słońcu. W niewielkich ogródkach

ludzie grabili stare liście, po czym palili je razem z gałęziami. Słońce
błyszczało w wymytych szybach, drzwi domów były pootwierane, żeby
wpuścić do środka ciepło. Wszędzie bawiły się dzieciaki. Dwie małe
dziewczynki woziły lalki w małych wózeczkach. Jedna miała śliczny
wiklinowy wózek z budką, a druga wózek a Wikliny na drewnianych
kółkach. Woziły lalki z porcelany ubrane, niczym dorosłe damy, w
koronki, zakładki i fałdki. Za nimi przyszła inna dziewczynka, ciągnąc
zaczepiony na sznurku, odwrócony do góry nogami stołeczek, w którym
wiozła szmacianą lalkę w codziennym ubraniu.

Dwaj mali chłopcy bawili się w konia i woźnicę. „Koń" miał zaczepione

lejce z dwoma dzwonkami, stawał dęba i rżał, gdy tymczasem woźnica
krzyczał „Wio, wio!" W dole wzgórza minęli paru chłopców, którzy grali

background image

w kamyki. Do ręki brało się pięć równej wielkości kamyków, podrzucało
się i usiłowało złapać jak najwięcej, zanim spadną na ziemię. Później
podrzucało się i łapało jeden, dwa, trzy i cztery. Dwaj starsi chłopcy
chodzili na szczudłach.

Wyraźnie dawało się odczuć atmosferę sobotniego popołudnia. Gdy

doszli do Maridalsveien, aż się kłębiło od ludzi, którzy wyszli
pospacerować w pięknej pogodzie. Na głowach dam i panów jaśniały
słomkowe kapelusze, damy unosiły dół sukni, by go nie pobrudzić,
odsłaniając łydki i długie pantalony z koronkami. Niektóre rozłożyły
parasolki, ale na przykład jedna miała nadal na sobie boa. Rudy lis
wpatrywał się we właścicielkę szklistymi oczyma. Jaśnie panów poznać
było można po łańcuszku przy kamizelce, wykrochmalonych koszulach i
laseczkach, natomiast robotnicy mieli na głowach czapki z daszkiem i
ubrani byli w niebieskie drelichowe bluzy, mimo że nie szli do pracy.
Zabawnie było obserwować ten barwny tłum. Elise na moment całkiem się
zapomniała i nagle zorientowała się, że chłopcy znaleźli się daleko z
przodu. Miała jednak zaufanie do Kristiana, który wiedział, jak
postępować z Hugo, gdyby był niegrzeczny.

Zbliżała się do domu „U Blacharza". Dziwne, że tak dawno nie widziała

Jenny. Sądziła, że dziewczynka będzie się pokazywać częściej. Choć z
drugiej strony była trochę z tego zadowolona, bo zaniepokoiło ją, gdy
Jenny zaczęła mówić o przeprowadzce do domu majstra. Gorąco
współczuła dziewczynce. Było jej żal Jenny, ale są granice tego, czemu
może podołać i za ile osób wziąć odpowiedzialność.

Zerknęła na dom. Na pierwszym i drugim piętrze okna były

pootwierane, na parterze natomiast nie. Przed domem panowała kompletna
cisza, jakby nie było tu żywej duszy. Nie widać było żadnych bawiących
się dzieci, kobiety nie kłóciły się i nie pokrzykiwały, a pod ścianą nie
siedzieli staruszkowie, pykając z fajki.

Sklepy już były pozamykane. O tej porze Jenny na pewno nie pracowała

ani nie załatwiała żadnych sprawunków starszym paniom, co pozwalało jej
uciułać parę dziesięcioorówek.

Elise zatrzymała się i rozejrzała wokół. Zdawało jej się, że za

zakurzonymi oknami zamajaczyła blada twarzyczka. Jeśli to Jenny, czemu
nie wyjdzie się z nią przywitać? Przecież na pewno ją poznała. Tak samo
jak i Marta. Hjalmar by raczej nie wyszedł. Ale to nie twarz chłopca
mignęła jej za szybą, widziała wyraźnie długie włosy.

Elise podjęła szybką decyzję. Jeśli Jenny celowo siedzi zamknięta w

domu, to znaczy, że dzieje się coś niedobrego. Ojciec, o ile wrócił, na

background image

pewno odsypia pijany, bo inaczej byłoby go słychać. Weszła do bramy i
zastukała do drzwi.

Nikt się nie odezwał, nikt nie otworzył. Coś się musiało stać! Albo

Hjalmar znów uległ pokusie, by coś ukraść, albo może Jenny coś
przeskrobała. Elise otworzyła ostrożnie drzwi.

- Jenny? Hjalmar? To tylko ja, Elise.
Cisza. Jeśli nawet ktoś jest w domu, to próbuje udawać nieobecność, co

oznacza, że ma coś na sumieniu.

- Chciałam się tylko dowiedzieć, czy nie potrzebujecie pomocy.

Zajrzyjcie do nas któregoś dnia, to ugotuję słodką zupę.

Nagle usłyszała wyraźne chlipnięcie z izby, w której kiedyś leżała mama

rodzeństwa.

Powoli skierowała się w stronę uchylonych drzwi i ostrożnie je

popchnęła. Na łóżku zobaczyła małą skuloną postać, którą wstrząsał płacz.

- Jenny? Kochanie, co z tobą? - Podeszła pośpiesznie do dziewczynki,

usiadła przy niej na brzegu łóżka i objęła ją.

- Mój tata nie żyje. Zatłukli go na śmierć - chlipnęła. Elise westchnęła z

drżeniem. Biedne dziecko, w tak krótkim czasie straciło oboje rodziców!
Dlaczego jednak tak rozpacza nad ojcem, skoro się go panicznie bała?

Jenny podniosła głowę i popatrzyła na Elise. Twarzyczkę miała mokrą

od łez.

- Kłócili się po pijanemu i tatę ugodzili w brzuch. Marta była na

pogotowiu, żeby go zinfikować.

- Zidentyfikować - poprawiła ją Elise. - Też musiałam, gdy umarł mój

tata. Jak Marta to przyjęła?

- Powiedziała tylko: „Dzięki Bogu to on".
Elise przeszły ciarki, bo w głębi duszy pomyślała dokładnie to samo.

Ale nie od razu. Przez moment przypomniał jej się własny ojciec
przykryty białym prześcieradłem. Leżał na stole w chłodnym
pomieszczeniu, a kiedy konstabl odsłonił prześcieradło, przeraziła się.
Ojciec był żółty i spuchnięty, z dziwnym grymasem na twarzy. Poza tym
zrobił się jakiś taki mały. Zapamiętała go jako przystojnego i postawnego
mężczyznę, zanim pogrążył się w pijaństwie. „Najprzystojniejszy
mężczyzna na całej ulicy", mawiała mama. W drodze do domu Elise
złościła się na konstabla, który jej powiedział, że czas leczy rany. Jak
gdyby czas mógł wymazać z pamięci wszystkie okropne sceny,
wyzywającego na matkę ojca z przekrwionymi oczami, bez zębów,
któremu z ust ciekła ślina, czy widok martwego ciała leżącego na gołym
stole. Te wspomnienia wryły się na zawsze w pamięć.

background image

- Ale ty płaczesz - zagadnęła delikatnie dziewczynkę.
- Dlatego, że to był mój tata. Dzieci na podwórku wyśmiewają się ze

mnie i nazywają mnie sierotą. Nie wiem, co to znaczy, ale myślę, że coś
brzydkiego.

- To słowo oznacza, że nie masz rodziców, a na to nic nie możesz

poradzić. To oni powinni się wstydzić, że cię teraz przedrzeźniają. Powinni
raczej starać się być dla ciebie milsi. Wiesz co, pójdziesz teraz ze mną do
domu, a ja ugotuję coś smacznego na kolację. Gdzie jest Hjalmar i Marta?

- Nie wiem. - Dziewczynka pokręciła głową.
- Pewnie wrócą do domu późnym wieczorem?
- Tego też nie wiem, ale myślę, że przynajmniej Marta wróci. Elise

wstała.

- Chodź, Jenny. Napiszemy na kartce wiadomość dla Marty, a potem

pójdziesz ze mną. Mamy w rodzinie jeszcze jednego małego chłopczyka,
który ma na imię Isac i jest troszkę starszy od Hugo. Potrzebujemy pilnie
opiekunki.

Jenny wstała i brudnym rękawem sukienki wytarła łzy.
- A skąd go dostaliście? Sam do was przyszedł?
- Hilda, moja siostra, jest jego mamą. Była za młoda, gdy go urodziła,

by się nim wtedy zająć. Teraz go odzyskała.

- A to miał szczęście. Ja to bym chciała, gdyby się pojawiła nagle jakaś

miła pani i powiedziała, że jest moją mamą. Moja prawdziwa mama była
miła - dodała pośpiesznie. - Ale wciąż chorowała. Nie chciała, byśmy
wchodzili do izby. Mówiła, że tam straszny smród, no i bała się, że nas
zarazi.

Elise wzięła ją za rękę i pozwoliła jej mówić, gdy szły Maridalsveien.

Raz po raz tylko jej przerywała.

- Posłuchaj ptaków, Jenny! Już przyleciały szpaki, pliszki i zięby. I

popatrz na kwiaty, które wzeszły tam w zaciszu pod ścianą domu! Tam
najszybciej stopniał śnieg.

Ale Jenny słuchała jej tylko jednym uchem, bo tyle jej miała do

powiedzenia o tym, co się zdarzyło od ich ostatniego spotkania.

Kiedy wreszcie dotarły do Beierbrua, wybiegli im na spotkanie Peder i

Evert.

- Co tak długo cię nie było, Elise? - zawołał Peder, ale w tej samej

chwili zauważył Jenny i zwolnił. - W skrzynce leżał list bez znaczka.

Elise popatrzyła na niego zdziwiona.
- Do mnie? - zapytała i serce zabiło jej mocniej. Czy to możliwe, by

wrócił Johan i zostawił jej wiadomość? - Może byście wymyślili coś, w co

background image

byście się mogli pobawić z Jenny. Obiecałam jej, że ugotuję coś
smacznego na kolację.

Peder i Evert wymienili spojrzenia, zastanawiając się, w co się można

bawić z dziewczyną. Dziewczyny bawiły się lalkami albo skakały na
skakance. Domyślili się jednak, że jeśli nie okażą gotowości do
współpracy, ominie ich smaczna kolacja.

Nagle Peder rozpromienił się i zawołał:
- Możemy pobawić się w sklep! Urządzimy go w komórce na drewno.

Jenny stanie za ladą, a ja z Evenem będziemy kupować karmelki i syrop.

- Świetny pomysł! - pochwaliła go Elise. - Dostałam trochę pustych

butelek i puszek ze sklepu od Magdy, które przydadzą się latem, gdy się
wybierzemy na jagody. Na razie możecie sobie pożyczyć.

Otworzyła drzwi komórki i pokazała im dużą okrągłą czerwoną puszkę

ze złotym napisem: „Kakao. Kraft, Kristiania", i z obrazkiem chłopca w
marynarskim ubranku, który trzymał proporczyk z napisem „Napój
czekoladowy".

Peder popatrzył na piękną puszką z obrazkiem i zapytał:
- Czy od czekolady jest się silnym? Elise posłała mu zdziwione

spojrzenie.

- Tak szybko udało ci się to przeczytać? Brawo, Peder!
W tej samej chwili Evert zawołał zachwycony:
- Spójrzcie na to. Na tym obrazku jest cały dom. „Kupuj zawsze paloną

kawę u Knudsena i Spółki, Pilestraedet i Theatergaten!"

- A zobacz tę butelkę! - zawołał Peder ożywiony.
Elise przyglądała mu się w napięciu. Czy uda mu się przeczytać napis?
- Barnangen, pasta do tekstyliów, do czyszczenia białych butów

tekstylnych i z płótna żaglowego, rękawiczek itp. Fabryka techniczna,
Barnangen, Kristiania.

Wszystkie słowa przeczytał bezbłędnie. Elise poczuła, że zalewa ją fala

radości.

- Ale jesteś dzielny, Peder! Zrobiłeś duże postępy. Pewnie mama i

Reidar też to zauważyli?

Z dumą pokiwał głową.
- Masz też ochotę spróbować, Jenny?
Jenny spuściła głowę zawstydzona, ale Elise poznała, że ma chęć.

Podała jej więc czarną kwadratową puszkę firmy Freia z obrazkiem
złotego ptaka ze spiczastym dziobem.

Jenny sylabizowała powoli:
- Cze-ko...

background image

Nie doszła dalej, a do oczu napłynęły jej łzy.
- Nie przejmuj się, Jenny - pocieszył ją Peder. - Jak byłem taki mały jak

ty, też nie umiałem jeszcze czytać. Chcesz, żebym ci pomógł?

Jenny skinęła głową, a Peder przeczytał:
- Fabryka czekolady Freia, Kristiania. Kakao Regia powstało ze

szlachetnych ziaren kakaowych według najnowszej receptury. Jest
lekkostrawne i wyróżnia się dużą wartością odżywczą, co czyni zeń
zdrowy napój zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Kakao to kawa
przyszłości.

- Peder, poradziłeś sobie!
Elise nigdy nie sądziła, że brat kiedyś przeczyta tyle słów naraz, i to na

dodatek wcale niełatwych. Doprawdy, to wspaniała wiadomość!

- Teraz możecie tu urządzić sobie sklep. Bawcie się dobrze, a ja

tymczasem pójdę szybko zrobić ciasto na racuchy.

Kierując się w stronę wejścia, przypomniała sobie o liście bez znaczka.

Kto go napisał?

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Ku jej wielkiemu zdumieniu nadawcą listu okazał się Ole Gabriel

Paulsen, majster przędzalni Nedre Voien. Nigdy wcześniej nie słyszała
imienia majstra. Zastanawiała się, czego może od niej chcieć, skoro
dopiero co rozmawiała z nim na ulicy. " Hilda zajrzała jej przez ramię i
zapytała:

- Od kogo to?
Elise opędziła się od niej:
- Czy ja nie mogę przeczytać żadnego listu w spokoju? Zawsze musisz

od razu wiedzieć, kto go napisał?

Weszła pośpiesznie do saloniku, by uniknąć dalszych pytań. Wcale nie

jest pewne, że Hilda byłaby zadowolona z treści listu, wolała więc
najpierw sama go przeczytać.

Droga Pani Ringstad!
Myślałem nad tym, o czym rozmawialiśmy. Pilnie potrzebuję

urzędniczki w biurze. Czy nie mogłaby Pani zacząć karmić dziecko z
butelki? Wiele kobiet tak teraz robi. Obiecuję zapłacić więcej, niż
wynosiła Pani pensja w fabryce, a z całą pewnością więcej, niż zarabia
Pani, stojąc w sklepie za ladą. Zauważyłem, że jest Pani bardzo zdolna,
bystra i rozumna. Może Hilda mogłaby przejąć po Pani pracę w sklepie u
wdowy Borresen. To chyba lepsze niż sprzątanie u ludzi. Skoro Pani
mogła brać ze sobą do pracy synka, Hilda pewnie też będzie mogła.
Bardzo proszę przemyśleć moją propozycję. Sądzę, że okaże się ona
korzystna dla wszystkich.

Z poważaniem Ole Gabriel Paulsen
Podniosła wzrok znad listu. Pomyśleć, że tak mu zależy, by podjęła

pracę u niego w biurze! I na dodatek zaproponował jej płacę wyższą, niż
kiedykolwiek dostawała.

background image

Oczywiście, że mogłaby zacząć karmić Jensine z butelki, a w przerwie

obiadowej przychodzić do domu i karmić ją piersią. Może gdzieś w
pobliżu Hammergaten znalazłaby jakąś młodą dziewczynę, która
zgodziłaby się zaopiekować dzieckiem. Takie opiekunki nie brały
wysokiej zapłaty za swoją pracę. Policzki paliły ją na samą myśl, że
pracowałaby w biurze. Marzyła o tym jeszcze w szkole, rozumiała jednak,
że nie ma najmniejszych szans, skoro ukończyła jedynie szkołę
powszechną. Teraz majster zaproponował jej posadę w biurze, mimo że
dobrze wiedział, iż nie ma odpowiedniego wykształcenia. Dlaczego? Może
im współczuł i było mu ich żal? A może miał wyrzuty sumienia?

Spokojnie weszła do kuchni i oznajmiła:
- Dostałam list od majstra. Pilnie potrzebuje urzędniczki w swoim biurze

i pyta, czy nie mogłabym zacząć już karmić Jensine mlekiem z butelki.
Poza tym proponuje, żebyś ty, Hilda, przejęła po mnie pracę u wdowy
Borresen.

Hilda i Reidar odwrócili się do niej, oboje najwyraźniej zdumieni.
Reidar odezwał się pierwszy:
- Przecież masz ukończoną tylko szkołę powszechną.
- On o tym wie. Może jednak się dowiedział, że wydrukowano moje

opowiadanie, i stąd wnioskuje, że potrafię pisać?

Hilda zaprotestowała.
- Gdyby się domyślił, że to ty napisałaś opowiadanie o robotnicy, która

się utopiła w rzece, raczej wściekłby się na ciebie, a nie zaproponował
posadę w swoim biurze.

- A może ktoś mu opowiedział o moim drugim opowiadaniu, które się

ukazało w „Nylaende"

- A któż, na Boga, miałby mu o tym opowiedzieć? Przecież nikt poza

nami nie zna twojego pseudonimu. Oprócz Johana, Anny i Torkilda, ale
wątpię, by majster miał z nimi jakiś kontakt.

Elise uśmiechnęła się.
- W takim razie nie widzę innego wytłumaczenia jak to, że uznał, iż

jestem bystra i łatwo się uczę.

Hilda prychnęła:
- Taki głupi to on nie jest, by zatrudnić w biurze robotnicę, nie wiedząc,

co ta potrafi. Nie... za tym coś się kryje. Może on się w tobie zakochał? -
zerknęła na siostrę badawczo.

Elise roześmiała się głośno.
- Przestań! Myślę, że znajomość z jedną z sióstr Lovlien w zupełności

mu wystarczyła.

background image

Ujrzawszy jednak pociemniałą twarz Reidara, natychmiast pożałowała

swoich słów.

- Przepraszam cię, Reidar, nie miałam nic złego na myśli. Hilda

zacisnęła usta.

- Wydaje mi się, że to mnie raczej powinnaś przeprosić. Zabrzmiało to

tak, jakby znajomość ze mną była dla kogoś dopustem Bożym.

- Wiesz dobrze, że nic takiego nie pomyślałam. Ale powiedz, co o tym

sądzisz, Hildo? Powinnam się zgodzić?

- Jeszcze się pytasz? Przecież takiej propozycji nie można odrzucić.

Zastanawiałam się jedynie, co się za tym kryje.

- Chcesz, żebym zapytała panią Borresen, czy mogłabyś pracować u niej

zamiast mnie? Skoro ja przychodziłam z Hugo, ty na pewno też mogłabyś
zabierać ze sobą Isaca.

- Oczywiście, że o wiele bardziej wolałabym pracować w sklepie niż

sprzątać u ludzi. Odkąd zamieszkał u nas Isac, jakoś dajemy radę się
utrzymać z wypłaty Reidara, ale na dłuższą metę sobie nie poradzimy,
prawda? - zwróciła się do męża.

Ten tylko skinął głową, z wyraźną niechęcią. Zapewne wolałby, żeby

jego żona zajmowała się tylko domem. Przywykł do tego w środowisku, w
którym dorastał. Zresztą u wszystkich jego znajomych też obowiązywał
ten model.

- W takim razie zajrzę do pana Paulsena i powiem mu, że się zgadzam.
Wyszła odpowiednio wcześnie, by zastać go w domu, zanim uda się do

kościoła.

Wyraźnie się ucieszył z jej przyjścia, widocznie nie spodziewał się tak

szybkiej odpowiedzi.

- W takim razie jesteśmy umówieni, pani Ringstad. Powiedzmy, że za

tydzień stawi się pani w pracy.

Ociągała się przez chwilę, bo obawiała się, że Jensine nie od razu

przywyknie do karmienia z butelki, ale uznała w końcu, że jakoś się to
ułoży.

Chyba nie spodobało się mu, że zwleka z odpowiedzią, bo wyłożył jej

pośpiesznie:

- Uważam, że powinna pani przyjąć tę wyjątkową, jak się pani zapewne

domyśla, propozycję. Gdybym nie wiedział, że potrafi pani pisać i ma
piękny charakter pisma, a także że wszystko, czego się pani dotknie, robi
szybko i sprawnie, nigdy nie odważyłbym się zatrudnić kogoś, kto ma
ukończoną tylko szkołę powszechną.

Poczuła przekorę, ale zdawała sobie sprawę, że majster ma rację. Bez

background image

odpowiedniego wykształcenia trudno zajść daleko, nawet gdyby się było
nie wiem jak szybkim i kaligrafowało najpiękniej. Skąd majster jednak
wie o tym, że ona potrafi pisać? Czyżby się domyślił, kto się kryje za
pseudonimem umieszczonym pod opowiadaniem wydrukowanym w
„Verdens Gang"? Nie... Hilda ma rację, że gdyby pan Paulsen odkrył, że to
ona odważyła się skrytykować właścicieli przędzalni, nigdy by nie
zaproponował jej posady. Zebrała się na odwagę i żartobliwym tonem
zapytała:

- A skąd pan, majstrze Paulsen, wie, że potrafię pisać? Uśmiechnął się

szeroko.

- Ptaszki ćwierkają, że jest pani utalentowana w tym kierunku. A nawet

że coś już pani wydrukowała.

Poczuła, jak gorąco uderza jej do głowy, ale na jego twarzy nie

dostrzegła gniewu.

- W takim razie umówmy się na poniedziałek, za tydzień, panie Paulsen.
- Bardzo rozsądna odpowiedź, pani Ringstad. Na początku otrzyma pani

wynagrodzenie w wysokości dwudziestu pięciu koron miesięcznie. To
więcej, niż otrzymują nowi pracownicy, i więcej, niż wynosi zarobek
prządki. Ponadto dzień pracy kancelistki jest krótszy o dwie godziny i do
tego dochodzi półtoragodzinna przerwa na obiad. W tym czasie zdąży pani
wrócić do domu i nakarmić dziecko. Skinęła głową.

- To brzmi bardzo zachęcająco, panie Paulsen.
- No i jeszcze pracować pani będzie w ciepłym biurze i uwolni się od

tego hałasu w fabrycznej hali. Nie będzie też pani narażona na wypadek
przy maszynie, a przecież robotnicom zdarza się włożyć rękę między tryby
albo zaplątać się włosami. Pani zaś będzie siedziała przy maszynie do
pisania przez większość dnia, od czego raczej nie bolą plecy. Zatroszczę
się, by została pani przyuczona. Bo, jak się domyślam, nigdy nie pisała
pani na maszynie?

Pokręciła głową.
Żegnając się, zastanawiała się, czy kancelistka powinna dygać przed

majstrem, ale uznała, że wystarczy lekkie skinięcie głową. Pan Paulsen
zamknął za sobą drzwi, a ona stała jeszcze przez chwilę oszołomiona.
Pomyśleć tylko, maszyna do pisania...

Dzwony kościelne rozdzwoniły się, gdy wolnym krokiem wracała do

domu. Poczuła lekkie wyrzuty sumienia. Wieczność całą już nie była na
niedzielnej mszy świętej, a pastor nie krył, co sądzi o zaniedbywaniu
przykazań.

Dotarła do fabryk, gdy nagle z daleka ujrzała jakąś postać, która wydała

background image

jej się znajoma. Emanuel...

Szedł przed nią, zmierzając najwyraźniej w stronę domu nad rzeką, ale

nie pchał żadnego wózka, nie niósł też dziecka na rękach. Może będzie
musiał wrócić z powrotem po synka, gdy już się przeprowadzą na
Hammergaten?

- Emanuel! - zawołała.
Odwrócił się gwałtownie, usłyszawszy jej głos, a gdy ją ujrzał, twarz mu

się rozpromieniła. Pośpiesznie ruszył jej naprzeciw.

Spodziewał się chyba, iż mu się rzuci na szyję, ale ona jakoś nie mogła

się przełamać. Był jej mężem, przyrzekła kochać go i szanować, póki
śmierć ich nie rozdzieli, a tymczasem darzyła go jedynie przyjaźnią. Nie
chciała poza tym dawać mu fałszywych złudzeń.

- Gdzie byłaś? - zapytał zdziwiony i uśmiechnął się. Nieczęsto Elise

ruszała się z domu sama, nie ciągnąc ze sobą dwojga małych dzieci.

- U majstra Paulsena. Zaproponował mi posadę urzędniczki w swoim

biurze.

Zauważyła, że jest zaskoczony, nie była jednak pewna, czy mile.
- Posadę w biurze? Jak to możliwe? Elise zaśmiała się.
- Najwyraźniej jesteś równie sceptyczny co Hilda i Reidar. Paulsen

potrzebuje urzędniczki. Domyślił się, że potrafię pisać, ładnie kaligrafuję i
jestem szybka. Innego powodu nie ma.

Patrzył na nią z powątpiewaniem.
- Jesteś pewna, że nic innego się za tym nie kryje?
- Nie mam pojęcia, co by to mogło być - odparła, ale gdy uświadomiła

sobie, o czym pomyślał, uśmiechnęła się uspokajająco. - Nie jestem
naiwną szesnastoletnią pomocnicą z przędzalni, Emanuelu. Potrafię się
upilnować. Poza tym nie sądzę, że zainteresowałaby go mężatka
odpowiedzialna za pięcioro dzieci.

Odwzajemnił uśmiech, nachylił się i pocałował ją pośpiesznie w

policzek.

- No, nie jestem tego taki pewien. W każdym razie w przypadku tej

mężatki.

Spoważniała nagle i zapytała:
- No i jak się tam wszystko ułożyło? Czy Signe...? Pokręcił głową i

przerwał jej w połowie zdania.

- Wyszła z tego - wyjaśnił z lekkim uśmiechem i wyraźną ulgą. - Nie

muszę więc zabierać dziecka.

Mimo że powinna odczuć taką samą ulgę, to jednak nie spodobał jej się

ton, jakim to powiedział. Przecież chodzi w końcu o jego syna.

background image

- Naprawdę Signe odzyskała zdrowie po tyfusie?
- Nie ma pewności, czy naprawdę był to tyfus. Było z nią naprawdę

ciężko, ale nawet w tych najgorszych chwilach wylewała na mnie całą
swoją złość. Ona mi nigdy nie wybaczy, że odszedłem.

Elise nie wiedziała, co na to powiedzieć. Signe nie zasługiwała na nic

lepszego. Nie było jednak sensu rozdrapywać starych ran.

- Chodźmy do domu. Jeszcze nie widziałeś u nas Isaca.
- Isaca? - posłał jej niezrozumiałe spojrzenie. - Macie nowego lokatora?
Roześmiała się.
- Chodzi o Braciszka, synka Hildy. Opowiadałam ci przecież, że ma go

odzyskać. Nauczyliśmy się wszyscy nazywać go tym imieniem, jakie
otrzymał na chrzcie.

Wydawał się zaskoczony, jakby nie dowierzał, że rzeczywiście tak się to

skończy.

- A jak on to zniósł? Dla niego była to chyba duża zmiana?
-. Jeśli masz na myśli gorsze warunki życia, to wątpię, iż półtoraroczne

dziecko dostrzega w ogóle takie sprawy. Jemu wystarczy, że jest
najedzony i nie marznie. Nie ma dla niego żadnego znaczenia, czy
mieszka w szałasie, czy też w pałacu.

Odniosła wrażenie, że Emanuel się zawstydził.
- Już niewiele czasu pozostało do naszej przeprowadzki na

Hammergaten, Elise. Zamierzam się tam przejść jeszcze dziś. Nie
miałabyś ochoty mi towarzyszyć?

Ucieszyła się.
- Oczywiście. Przechodziliśmy tamtędy w drodze do mamy do Kjelsas.

Miałam wówczas straszną chęć, by zobaczyć, który to dom, ale nie
zrobiłam tego, bo nie chciałam ci odbierać tej przyjemności, byś mi go
sam pokazał.

- To bardzo miłe z twojej strony - uśmiechnął się, ale nagle jakby coś mu

się przypomniało i zapytał: - Czy naprawdę Karolinę udawała, że nie wie,
gdzie jestem?

- Owszem, ani Schwencke, ani ja nie dowiedzieliśmy się tego od niej.

Przestraszyłam się i następnego dnia poszłam do zakładów Myren, ale
zanim jeszcze zatelefonowałeś do biura. Obawiałam się pytać Carlsenów,
ale nie widziałam innego wyjścia. Rodziców nie było w domu, a Karolinę
sugerowała, że wybrałeś się na jakąś hulankę. Mimo wszystko rozmowa z
nią mnie w pewien sposób uspokoiła. Pomyślałam bowiem, że gdybyś
naprawdę zaginął bez wieści, byłaby tym poruszona. A skoro
zachowywała taki spokój, znaczyło, że kłamie. W tej sytuacji

background image

wykluczyłam nieszczęśliwy wypadek i przestępstwo. Popatrzył na nią
przerażony.

- Naprawdę się tego obawiałaś?
- A cóż miałam myśleć? Wyszedłeś od nas spacerem na wzgórze Aker.

Wiedziałam, że bardzo się cieszyłeś na wieczorne spotkanie z
Schwenckem. Trudno się dziwić, że obawiałam się najgorszego.
Przyjechałeś dzisiaj?

Skinął głową.
- Zostawiłem walizkę u Carlsenów i opowiedziałem o wszystkim

Oscarowi Carlsenowi. Jest zdruzgotany zachowaniem Karolinę.
Zastanawia się nawet, czy nie wysłać jej na pensję dla młodych panien,
gdzie nauczą ją nie tylko dobrych manier, ale i zwyczajnej przyzwoitości.

- Zamierzasz mieszkać u nich, póki nie wynajmiemy domu?
- Jeśli nie będę mógł zamieszkać u was, nie mam innego wyjścia.
- A chciałbyś spać na podłodze razem z Pederem, Evertem, Kristianem,

Hugo i ze mną, budzony co chwila przez płacz Jensine?

- Jeśli będę mógł leżeć przy tobie, to owszem.
Poczuła, że się czerwieni, i uciekła spojrzeniem. Jakie to smutne, że nie

mam wobec niego tych samych oczekiwań, pomyślała. Bo chociaż
cieszyła się z przeprowadzki na Hammergaten, to jednak obawiała się
wspólnych nocy.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kiedy położyła Jensine do wózka, a Hugo posadziła na deseczce, ruszyli

ulicą Sandakerveien pod górę. Reidar i Hilda byli na spacerze z Isakiem, a
chłopcy pobiegli na błonia pograć w piłkę nożną.

Kiedy minęli łaźnię w Sagene, zobaczyli młodego mężczyznę

background image

wychodzącego z podwórza na rogu Sandakerveien i Holstgate. Emanuel
trącił ją łokciem i rzucił półgłosem:

- Widzisz tego mężczyznę? Podobno zaczął pisać książki. Schwencke mi

o tym opowiadał. Zamierza przedstawić dolę robotników nad rzeką Aker i
życie toczące się w czynszówkach. Obecnie pracuje w księgarni.

Elise pokiwała głową.
- Wiem. Nazywa się Oscar Braaten. W dzieciństwie mieszkał pod

numerem dwunastym, w maleńkim domu tu, w pobliżu. Jego mama jest
niezamężna i pracuje w przędzalni. Wychowała dwoje dzieci, syna i córkę.

- Byłoby ciekawie, gdyby udało mu się wydać książkę. Przydałoby się,

żeby mieszkańcy z drugiego brzegu rzeki dowiedzieli się o losie
robotników.

Elise nie odezwała się. Dziwne, że Emanuel nie dostrzegał, że ona

właśnie próbuje tego samego. Nie wierzył, że jej się powiedzie.
Powątpiewał w jej zdolności, może dlatego, że jest kobietą. Zabolało ją to.
Jeszcze nie zdążyła mu opowiedzieć, że wydawnictwo w Danii zamierza
wydać jej książkę. Czekała na odpowiedni moment. Teraz jednak wcale
nie była pewna, czy mu w ogóle o tym opowie.

Zachowujesz się jak dziecko, zganiła siebie w duchu.
- Mam dla ciebie niespodziankę. Popatrzył zaintrygowany.
- Jeszcze jedną? Czyżby twoja mama urodziła dziecko?
- Nie, zbiór moich opowiadań został przyjęty przez wydawnictwo w

Danii.

Zaśmiał się cicho dziwnym, nienaturalnym śmiechem.
- A jak to się stało?
- Johan powiedział, że w Kopenhadze łatwiej coś wydać niż w

Kristianii. Wysłałam mu więc rękopis, a w piątek otrzymałam list, że
pewne nieduże wydawnictwo wyraziło zgodę na wydanie książki.

Widziała, jak Emanuel walczy ze sobą, ale się nie odezwał. Nie była

pewna, co dla niego jest gorsze, czy to, że Johan jej pomógł, czy to, że
ukaże się jej książka.

- Johan pisał, że nie liczą na dużą sprzedaż, ale na pewno trochę zarobię.
Emanuel uśmiechnął się jakby z wyższością.
- Więc po co wydawać książkę, skoro nie będzie z tego żadnego

zarobku?

- Aby zwrócić uwagę ludzi na niesprawiedliwość. Przed chwilą sam tak

powiedziałeś, gdy rozmawialiśmy o Oscarze Braatenie.

- No tak, ale on jest mężczyzną. To zmienia postać rzeczy. Na twoim

miejscu pozostawiłbym jemu to zadanie. Być może gniewają cię moje

background image

słowa, ale prawda jest taka, że ludzie nie przejmują się poglądami kobiet.

- No teraz, Emanuelu, przesadzasz! Przecież już wiele lat temu Camilla

Collett opublikowała artykuł o kobiecie w literaturze pod tytułem Z obozu
niemych. A później jeszcze Asta Hansen napisała Kobietę stworzoną na
podobieństwo Boże. Nawet Henryk Ibsen w swoim dramacie Dom lalki
poruszył temat ucisku kobiet. - Elise czuła, jak wszystko w niej buzuje ze
złości.

- Nie sądzę jednak, by zmieniło to postawę zwykłych ludzi.

Społeczeństwo nie jest czymś poza nami, to siła w nas samych. Normy,
uprzedzenia, konwenanse wniknęły głęboko w podświadomość i trudno je
zmienić. Na wszelkie próby nie tylko konserwatyści reagują negatywnie,
lecz także ci z lewicy. Ludzie, którzy uważają się za liberałów, zapominają
o swych poglądach, gdy coś zagraża ich interesom.

- Tego akurat mam świadomość. Jestem przygotowana na krytykę, ale

po cichu się łudzę, że przyczynię się do zasiania ziarna wątpliwości. Kiedy
Jonas Lie wydał Lodsena i jego małżonkę, Camilla Collett określiła go
mianem pierwszego rycerza w naszej literaturze stojącego na straży
budzącej się ludzkiej godności w kobiecie.

Emanuel uścisnął jej rękę i uśmiechnął się tak, jakby się z nią drażnił:
- Nie wiedziałem, że moja żona jest feministką. Jak myślisz, ile ci

zapłacą za tę książkę?

- Nie wiem. - Nie podobało jej się to, że znów mówi o pieniądzach.

Miała nadzieję, że zdoła go przekonać, jak ważne jest dla niej przesłanie
tych opowiadań.

- A ile będziesz zarabiać jako urzędniczka u Graaha?
- Na początek mam dostać trzydzieści pięć koron miesięcznie.
Gwizdnął przeciągle.
- To więcej niż ja. Zdajesz sobie sprawę, że nauczycielka zarabia

miesięcznie czterdzieści koron? A jak długo musiała się kształcić! -
Zmarszczył z namysłem czoło. - Dziwne, że Paulsen chce ci zapłacić tak
dużo.

- Nie zaczynaj znów od nowa. Potrzebuje kogoś w biurze i uważa, że

będzie mnie łatwo przyuczyć. Nie doszukuj się niczego więcej.

- Przepraszam - odezwał się skruszony. - Nie chodzi o to, bym cię o

cokolwiek podejrzewał, po prostu jestem zaskoczony. Tam w dole widać
zakłady Myren. Byłaś w biurze u Mortensena?

Skinęła głową.
- Spotkałam tam miłego starszego pana i młodego kancelistę w

przyciasnym ubraniu, ale Mortensen wydawał się zirytowany, że mu się

background image

przeszkadza.

- Domyślam się. On zawsze jest taki zapracowany, tylko że jakoś nie

posuwa się zbytnio naprzód z robotą. Kancelistom pewnie wydało się
dziwne, że przychodzisz się pytać o mnie, i nie pojmowali, czemu cię nie
powiadomiłem o wyjeździe.

- To wszystko było żenujące. Obawiam się, że podejrzewali cię o skok w

bok. Kiedy zaś wyszłam z budynku, w którym mieści się biuro, natknęłam
się na dwóch robotników. Żartowali sobie i śmiali się, że przyszłam
uratować wypłatę męża, zanim całą przepije. - Zauważyła, jak Emanuel
poczerwieniał, więc dodała pośpiesznie: - Ale kiedy przyszłam tam po raz
drugi, ci panowie w biurze byli bardzo mili, bo tymczasem dowiedzieli się,
co się stało. Co ty im właściwie powiedziałeś? Chyba nie mówiłeś, kim
jest Signe?

- Nie, no coś ty, zwariowałaś? Skłamałem, że chodzi o moją siostrę.

Mogą być kłopoty, gdy wyjdzie na jaw, że jestem jedynakiem.

- Wątpliwe, by to wyszło na jaw. A jak się czuje twoja mama?
- Dużo lepiej. Doktor uważa, że być może całkiem wróci do zdrowia.
- Zastanawiam się tylko, co sobie pomyślał twój ojciec, gdy dostał od

mnie list. Źle zrozumiałam i sądziłam, że twojej mamie się pogorszyło.
Skoro wyjechałeś tak nagle, nie uprzedziwszy ani mnie, ani Schwenckego,
było dla mnie oczywiste, że nie miałeś chwili do stracenia. Twój ojciec
zawsze był dla mnie miły, przysłał mi nawet trzysta koron i podarował ma-
szynę do szycia. Choć obecnie nie szyję dla nikogo na zamówienie, cieszę
się z niej za każdym razem, gdy łatam chłopcom spodnie albo przerabiam
ubrania. Bardzo współczułam twojemu, ojcu. Niełatwo zostać samemu,
zwłaszcza gospodarzowi w okazałym dworze. Nie złożyłam mu
kondolencji, ale okazałam współczucie i napisałam, że bardzo bym
pragnęła gościć go na chrzcie Jensine, choć rozumiem, że w tej sytuacji
nie będzie to łatwe.

- Opowiadał mi o tym przez telefon. Wydaje mi się, że był wzruszony.
- Mam tylko nadzieję, że listu nie przeczytała twoja mama, bo bardzo by

ją to uraziło.

- Ojciec nic o tym nie nadmienił.
- Pewnie nie ma nadziei, że przyjadą na chrzciny?
- Nie wiem. Mama jest uparta, choć tata wspominał, że choroba bardzo

ją odmieniła. Mówił też, że po awanturze z Signe nie może znieść
najmniejszej wzmianki na jej temat. Może dzięki temu zmieni zdanie o
tobie.

Nie odpowiedziała. Niełatwo będzie im wszystkim zapomnieć.

background image

Postanowiła jednak, że bardzo się postara, jeśli rodzice Emanuela
zdecydują się przyjechać. Choćby ze względu na dzieci.

- Powinniśmy pójść w najbliższych dniach do pastora. Denerwuję się, że

fensine będzie ochrzczona dopiero w czwartym miesiącu życia.

- Ale przecież wydaje się zdrowa i silna.
- Na szczęście tak, ale z dziećmi nigdy nie wiadomo. Nieoczekiwanie

znów wybuchnie epidemia odry albo innej dziecięcej choroby, a gdy w
domu jest taka duża gromadka dzieci, łatwo się zarazić.

- Pójdźmy więc do pastora jutro po południu, kiedy wrócę z biura.
Kiedy doszli do Maridalsveien, zobaczyli ludzi wychodzących z

kościoła w Sagene. Wiosenna pogoda utrzymała się od poprzedniego dnia,
a na ulicach było równie tłoczno. Z racji niedzieli nie widać było nigdzie
suszącego się na sznurkach prania, nikt też nie grabił liści ani nie palił
suchych gałęzi w ogródkach, za to wszyscy wyszli pospacerować.
Dosłownie zaroiło się od bawiących się dzieci.

Emanuel uśmiechnął się, kiedy zobaczył dwóch chłopców na

szczudłach.

- Też miałem takie w dzieciństwie i bawiłem się z dzieciakami zarządcy.

Ileż było uciechy! Miał syna i dwie córki. Pamiętam, jak straszyliśmy
dziewczyny myszami. Ale ogólnie bardzo byliśmy wszyscy
zaprzyjaźnieni. Pamiętam, że dziewczyny miały serwis dla lalek kupiony
w Anglii i urządzaliśmy przyjęcia, podczas których piliśmy herbatę z
maleńkich, kruchych filiżanek. - Zawahał się przez chwilę, nim podjął
opowieść: - Nie byłem taki jak inne chłopaki. Opowiadałem ci, że miałem
kukiełkę? Głowę miała z porcelany, a resztę z wełnianej rękawicy.
Nazywałem ją Tomciem Paluchem. To był mój najlepszy przyjaciel.
Zwierzałem mu się ze swoich najskrytszych myśli, opowiadałem o tro-
skach i radościach. Był mi wielką pociechą, zwłaszcza w tym czasie, gdy
mama zrobiła się taka nieznośna. Kiedyś jednak mama zobaczyła kukiełkę
pod moją poduszką i zrugała mnie w złości: „A czymże ty się zajmujesz?"
- wykrzykiwała. „Co to za fanaberie? Chłopcy nie bawią się lalkami!" I tak
zniknął mój Tomcio Paluch. Nie mam pojęcia, gdzie mama go wyrzuciła.
Wkrótce też wyprowadził się nasz zarządca. Myślę, że i on nie mógł
wytrzymać z mamą. I w jednej chwili zostałem sam jak palec.

Doszli do Hammergaten. Elise cisnęło się na usta wiele pytań, nie

zdążyła jednak ich zadać, bo Emanuel zawołał:

- To ten dom! - I wskazał na jeden z domków stojących przy samej ulicy.
W sumie stały trzy domy. Dwa zewnętrzne były podzielone na dwa

mieszkania, a środkowy na cztery. Wszystkie były zbudowane z czerwonej

background image

cegły. Schludne i zadbane, aż zachęcały, by wejść do środka.

- My zajmiemy ten ostatni dom, z wejściem z lewej strony - wyjaśniał

Emanuel ożywionym głosem.

Elise była zaskoczona. Sądziła, że będą mieć mały dom, ale tylko dla

siebie, drewniany jak wszystkie domy przy Maridalsveien. Tam robotnicy,
którzy przybyli do pracy do miasta, zaczynali od zbudowania prostej chaty
składającej się z jednej izby, a potem, gdy ich było na to stać, dostawiali
kolejne.

- Jak urokliwie wygląda ta czerwona cegła - powiedziała, wpatrując się

podekscytowana w uroczy domek ze świeżo pomalowanym płotem i
niedużym ogródkiem. Krzaki obsiadła chmara ptaków. Już sobie
wyobraziła ogródek w pełnym rozkwicie, krzewy i drzewa owocowe
obsypane kwiatami. Trudno jej było wprost uwierzyć, że to wkrótce będzie
ich dom.

- Nie warto, żebyśmy wchodzili do środka, skoro poprzedni lokatorzy

jeszcze się nie wyprowadzili, ale przynajmniej zobaczyłaś, jak to wygląda
z zewnątrz.

W głosie Emanuela pobrzmiewała radość. Pokiwała głową z taką samą

radością.

- Wprost nie mieści mi się to w głowie! Kiedy przeprowadzaliśmy się do

domu majstra, po szarym i ponurym Andersengarden zdawało mi się,
jakbyśmy trafili do raju. A teraz się cieszę, że przeniesiemy się dalej od
smrodu rzeki, chłodu i przenikliwej wilgoci w porze zimy. Tęsknić będę
jedynie za szumem wodospadu.

Popatrzył na nią zdziwiony.
- Będziesz tęsknić za szumem wodospadu? Nie denerwuje cię ten hałas?

Przecież na zewnątrz nie da się nawet porozmawiać.

Roześmiała się.
- Nie, bardzo go lubię. Ten szum mnie uspokaja, zwłaszcza przed

zaśnięciem. Czasem nawet mi się zdaje, jakby wodospad ze mną
rozmawiał. Pociesza mnie, gdy jestem smutna, karci, gdy się złoszczę,
raduje się, gdy się cieszę.

- Kiedy zatęsknisz, by z kimś porozmawiać, zawsze będziesz mogła

odwiedzić Hildę i Reidara - zażartował. - Choć oczywiście służę swoją
osobą - dodał, posyłając jej badawcze spojrzenie.

Uśmiechnęła się, ale się nie odezwała. Emanuel wciąż czuł się

niepewnie, zresztą trudno się dziwić, skoro zachowywała się tak
powściągliwie. Nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek zdoła sprawić, by jej
mąż odzyskał poczucie bezpieczeństwa. Czas pokaże.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Kiedy Elise stanęła przed drzwiami biura majstra Paulsena w dniu, gdy

miała podjąć pracę, zaschło jej w ustach i czuła ucisk w klatce piersiowej.
Już przed dwoma godzinami fabryczne syreny ogłosiły początek dnia
pracy. Prządki i pomocnice uwijały się w najlepsze w fabrycznej hali.
Dziwne jej się wydało, gdy pomyślała, że nie stanie razem z nimi przy
maszynie, tylko przejdzie do „wrogiego obozu" i razem z
uprzywilejowanymi migać się będzie od ciężkiej pracy. Tak zawsze
myślała, podobnie jak inne robotnice, o tych, którzy siedzieli w biurze.

Włożyła niedzielną sukienkę, umyła włosy, porządnie je wy-

szczotkowała i uczesała w luźny węzeł na karku. Pożyczyła też od Hildy
buty i szal. Tak ubrana poczuła się dość wytwornie, ale serce waliło jej
młotem ze zdenerwowania. Co będzie, jeśli sobie nie poradzi? Chyba nie
jest tak łatwo pisać na maszynie? Tyle innych rzeczy też nie potrafi.
Właściwie zupełnie nie mogła zrozumieć, że majster Paulsen odważył się
ją zatrudnić. Przecież bez trudu mógł znaleźć osoby z wyższymi
kwalifikacjami.

Równocześnie jednak czuła, że rozsadza ją osobliwe poczucie dumy, bo

background image

mimo wszystko zaszła trochę dalej, niż się to udawało robotnicom.

Zapukała, a kiedy nikt nie odpowiedział, weszła do środka. W biurze

właśnie kończyło się sprzątanie. Podłogi lśniły i pachniało szarym
mydłem. Stanęła z boku i omiotła spojrzeniem wnętrze. Chyba ktoś
powinien w końcu się tu zjawić?

Pomieszczenie było dość duże. Stały w nim trzy podwójne biurka z

trzema okrągłymi stołkami obrotowymi. Wzdłuż ściany pod oknami
znajdował się długi ukośny blat, a pod nim umieszczone były półki. Na
niskim stoliku zauważyła maszynę do pisania. Elise wpatrywała się w nią,
czując, jak oblewa się zimnym potem. Następnie uchwyciła spojrzeniem
jakieś urządzenie, którego nie widziała nigdy na oczy. Zastanawiała się,
czy powinna mieć o nim jakieś pojęcie, i na samą tę myśl strasznie się
zdenerwowała. W rogu pokoju stał wielki sejf. Mogło się tam zmieścić
mnóstwo pieniędzy.

Dolatywały ją odgłosy rozmowy i pogwizdywanie. Na pewno z

magazynu. Pomalowane na biało podwójne drzwi na końcu biura były
uchylone, ale Elise nie miała odwagi skierować się tam i zajrzeć do
środka. Przypuszczała, że tam mieści się gabinet dyrektora. Dawno już go
nie widziała, właściwie od tej pory, gdy przestała pracować w przędzalni.
Pamiętała jednak, jak codziennie przed południem przemierzał halę,
kołysząc się jak kaczka, i cmokał niezadowolony sinymi wargami.

Drugie podwójne drzwi prowadziły zapewne do gabinetu majstra.
Nagle do środka weszła kobieta w średnim wieku ubrana w czarną

sukienkę z wysoką stójką i bufiastymi rękawami, które zwężały się od
łokcia po nadgarstek. Buty miała wyglansowane. Posiwiałe włosy
zaczesała do tyłu i związała ciasno w kok.

- Kim pani jest? - zapytała, mierząc Elise krytycznym spojrzeniem.
- Nazywam się Elise Ringstad. Otrzymałam posadę urzędniczki w biurze

i mam zacząć od dzisiaj. Nikogo jednak nie zastałam, gdy przyszłam.

Kobieta wyjęła z kieszonki zegarek.
- Nie ma jeszcze ósmej. Zjawiła się pani za wcześnie. Nazywam się

Rakel Johannessen i mam panią przyuczyć. Nie zorientowałam się, że to
pani jest nową pracownicą.

Elise poczuła się nieswojo.
- Po jakiej jest pani szkole? Borgerskolen? Elise poczuła, jak oblewa się

rumieńcem.

- Ukończyłam tylko szkołę powszechną w Sagene.
Brwi Rakel Johannessen uniosły się ze zdziwienia.
- Jak to możliwe więc, że otrzymała pani tę posadę?

background image

- Ja... Mówiono mi, że mam ładny charakter pisma, a poza tym wydałam

kilka opowiadań. Majster Paulsen zna mnie i wie, co potrafię.

- Ach tak... - Słowa kobiety zabrzmiały dwuznacznie. Rakel

Johannessen zmierzyła ją uważnie raz jeszcze. - Pracowała pani wcześniej
tu, w fabryce?

Elise wyprostowała się i odrzekła:
- Tak, byłam prządką.
Rakel Johannessen podeszła do jednego z pulpitów i odłożyła torebkę.
- Będzie pani sporządzać listy płac, a także kopertować wypłaty, to

znaczy pisać imię i nazwisko pracownika oraz należną kwotę na kopercie.
Tu są podstemplowane karty, żółte oznaczają zwykły dzień roboczy, a
czerwone nadgodziny. Na ich podstawie wyliczy pani, ile się należy
każdemu robotnikowi i robotnicy. - Odwróciła się do Elise i dodała: -
Zakładam, że nigdy pani nie pisała na maszynie?

Elise pokręciła głową.
- Właściwie nie jest konieczne, by się pani nauczyła tego od razu.

Dyrektor woli, by wszystko odbywało się po staremu i dlatego używamy
hektografu. - Wskazała ręką na dziwne urządzenie, które wcześniej
zaintrygowało Elise. - Z pewnością niebawem wyjdzie z użytku, bo coraz
powszechniej używa się maszyny do pisania, ale my nadal z niego
korzystamy. Jako formy do wykonania odbitek używa się specjalnej
woskowanej kalki, na którą wcześniej przeniesiony został tekst pisma lub
faktury napisany tuszem hektograficznym. Dociskamy prasą, kładziemy
kolejną kartkę i powtarzamy cztery do pięciu razy. Należy pamiętać, by na
początku nie przyciskać za mocno.

Elise oblała się zimnym potem. Zupełnie nic z tego nie zrozumiała, a nie

miała odwagi prosić, by urzędniczka powtórzyła. Czyżby miała zacząć od
powielania, zanim jeszcze sporządzi listy płac?

- Może pani siąść przy tym biurku - ciągnęła Rakel Johannessen,

wskazując Elise biurko obok swojego. - Ja tylko na chwilę zajrzę do
majstra.

Wyszedłszy, zostawiła uchylone białe drzwi. Po chwili Elise usłyszała

jej głos.

- Nie rozumiem, jak to możliwe, panie Paulsen. Otrzymaliśmy przecież

cały plik podań od kobiet, które ukończyły Borgerskolen, a dodatkowo
jeszcze roczną szkołę handlową. Kobiet z dobrych domów, elokwentnych,
piszących bezbłędnie, z nienagannymi manierami. Niektóre z nich nawet
potrafiły już trochę pisać na maszynie. A pan tymczasem przyjmuje prostą
robotnicę, która zakończyła edukację na szkole powszechnej?

background image

Elise nie zdołała pochwycić odpowiedzi majstra, bo mówił cicho, ale

jego głos brzmiał spokojnie i stanowczo.

Pani Johannessen wróciła po chwili z plamami na policzkach. Posłała

Elise surowe spojrzenie i zganiła ją:

- Jeszcze pani nie zaczęła, panno Ringstad? Tu, w biurze, nie marnujemy

czasu.

- Nie dowiedziałam się jeszcze, od czego mam zacząć, panno

Johannessen. A przy okazji chciałam zwrócić uwagę, że jestem mężatką.

Elise zreflektowała się, że tę ostatnią uwagę powinna sobie darować, bo

panna Johannessen spurpurowiała i ze złością cisnęła na jej biurko plik
podstemplowanych kart. Elise natychmiast sięgnęła po kartę z wierzchu i
naniosła na liście płac liczbę przepracowanych godzin danego pracownika.
Zdziwiło ją, że robotnicy mieli płatne nadgodziny, a prządki nie.

Ku jej zdumieniu w biurze nie pojawiło się więcej urzędniczek ani

kancelistów i nikt nie zajął miejsc przy wolnych biurkach. Wprawdzie nie
sądziła, by w jednym biurze pracowali i mężczyźni, i kobiety, ale dziwiły
ją te puste biurka.

Starała się pisać bardzo starannie, ale szybko. Panna Johannessen nie

zamieniła z nią więcej słów, ale gdy Elise odważyła się zerknąć w jej
stronę, zauważyła, że na twarzy urzędniczki wciąż maluje się gniew.

Kiedy wreszcie nadeszła pora przerwy obiadowej, Elise czuła większe

zmęczenie, niż gdy odchodziła od maszyny jako prządka. Nie przywykła
do siedzenia w bezruchu tyle godzin w tej samej pozycji. Poza tym
męczyła ją dodatkowo jawna niechęć do jej osoby. Wstała i zamierzała
pośpiesznie wyjść, zanim panna Johannes-sen zdąży coś powiedzieć, ale
została zatrzymana w pół drogi.

- Wie pani o tym, że należy wrócić do biura punktualnie o .wpół do

czwartej, pani Ringstad?

Elise skinęła głową i wyszła.
Za parę dni mieli się przeprowadzić na Hammergaten, skąd będzie miała

dalej do pracy, ale trudno. Jensine nie chciała pić z butelki, gdy
spróbowała ją nakarmić w ten sposób pierwszy raz, ale na szczęście już w
ostatnich dwóch dniach się przyzwyczaiła. Ciekawe, czy teraz z kolei
zechce jeszcze ssać pierś, skoro się przekonała, że z butelki mleko łatwiej
leci.

Póki co dziećmi opiekowała się Hilda. Pracę u pani Borresen miała

podjąć dopiero od przyszłego tygodnia. Wszystko powoli się ułoży. Hugo
pójdzie do żłobka. Jedyny kłopot to opiekunka dla Jensine. Jedna z
sąsiadek na Hammergaten zaofiarowała się, że popilnuje dziecka, póki

background image

Elise nie wróci do domu na przerwę obiadową tuż po godzinie drugiej.
Pozostawało pytanie, kto się nią zajmie po godzinie czwartej. Chłopcy szli
przecież do pracy, a zarówno Emanuel, jak i ona kończyli pracę w biurze
dopiero o szóstej. Wczoraj ją w końcu olśniło: zapyta Jenny. W ten sposób
pomoże i sobie, i dziewczynce. O wiele łatwiej spacerować z wózkiem niż
roznosić gazety czy załatwiać sprawunki. Przez dwie godziny Jenny na
pewno sobie poradzi. Co prawda dziewczynka miała dopiero osiem lat, ale
opiekunki, które wyprowadzały dzieci na spacer, z reguły nie były starsze.

Postanowiła więc wybrać się do domu „U Blacharza", jak tylko się naje

i sprawdzi, co w domu.

Z zapałem popchnęła drzwi kuchenne, ciesząc się na drogocenne chwile,

które spędzi razem z dziećmi.

Zatrzymała się gwałtownie. Hilda stała zaczytana, nie zauważywszy

wcale przyjścia siostry. Wydawała się bardzo poruszona.

- Coś się stało?
Hilda przytaknęła i wyciągnęła rękę:
- Przyszedł telegram.
- Jensine urodziła nazajutrz po waszej wizycie stop dziecko umarło stop

pozdrowienia Asbjorn Hvalstad - przeczytała na głos Elise i podniosła
wzrok znad telegramu. - To straszne. Biedna mama. Pewnie jest głęboko
nieszczęśliwa.

- Nie widzisz, co tu jest napisane? - W głosie Hildy nie pobrzmiewała

najmniejsza nutka współczucia. - Nazajutrz po waszej wizycie. On pewnie
uważa, że poród zaczął się wcześniej, ponieważ mama zdenerwowała się
tym wszystkim, co jej opowiedzieliśmy. Teraz pewnie nas także obarczą
winą za śmierć dziecka.

- Jak możesz tak mówić, Hildo. Nie sądzę, by Asbjorn tak myślał.
Hilda zacisnęła zęby w cienką kreskę, nie mówiąc nic więcej.
- Musimy pójść do mamy. Może uda się ją jakoś pocieszyć, gdy jej

opowiesz, jak przeżywałaś żałobę po stracie córeczki.

- Nie możemy zostawić Reidarowi tyle dzieci pod opieką. A jeśli

pójdziemy tam wszyscy, znów wytrącimy mamę z równowagi i Asbjorn
się wścieknie.

- Poproszę Emanuela, żeby przyszedł.
- Dwaj mężczyźni popilnują trójki małych dzieci? Oni nawet nie wiedzą,

jak wygląda pieluszka, nie mówiąc o tym, że nie mają pojęcia, czym się
karmi takie dzieci.

- Raz dwa im to wyjaśnimy. Musimy pójść do niej, Hildo. Nie możemy

jej zostawić całkiem samej w żałobie. Na pewno miała ciężki poród.

background image

Niedobrze rodzić w tym wieku.

- To powinna się pilnować, by nie znaleźć się w takiej sytuacji.
Elise popatrzyła na nią zdziwiona.
- A jak niby to zrobić? Przecież ma męża, są świeżo po ślubie.
- Jeśli jest za stara na rodzenie dzieci, powinna też być za stara, aby się

zakochać. Uważam, że to żenujące.

Elise nie odezwała się. Miała wrażenie, że między Hildą a Rei-darem

nie układa się najlepiej. Okres pierwszej fascynacji chyba minął. Może
Hilda zazdrościła mamie, że przeżywa takie gwałtowne uczucia w późnym
już wieku.

Hugo pociągnął Elise za spódnicę.
- Mam - odezwał się i popatrzył na nią z nadzieją. Uśmiechnęła się do

niego, wzięła go na ręce i wycałowała.

- Teraz kiedy masz Reidara i odzyskałaś Braciszka, nie powinnaś

żałować mamie Asbjorna, Hildo. Mama w ostatnim czasie była dla nas
dużo milsza. A skoro Asbjorn przysłał telegram, to pewnie chce, byśmy
przyszły. Zresztą wszystko jedno, jakie masz zdanie na temat małżeństwa
mamy, i tak musimy do niej pójść.

- No dobrze - wymamrotała Hilda niechętnie. Zaraz jednak wzięła się w

garść i zapytała: - A jak ci poszło w biurze?

- Siedzenie przez tak długi czas w jednej pozycji strasznie mnie

zmęczyło, ale wydaje mi się, że dobrze wykonałam pracę, którą mi
zlecono.

Nie chciała wspominać o pannie Johannessen w obawie, że Hilda może

coś wypaplać majstrowi, gdy go przypadkiem spotka. A gdyby „potwór"
się dowiedział, że się poskarżyła, tylko by pogorszyła swoją sytuację.
Zresztą w każdym raju znajdzie się zawsze jakiś wąż. U Carlsenów była
nim Karolinę, u Ringstadów mama Emanuela, a we dworze w
Kongsvinger Signe, w rodzinie Johana Agnes, a w przędzalni Valborg.
Może taki jest sens, żeby nie wszystko było proste i łatwe. Trzeba nauczyć
się pokonywać trudności.

- W takim razie pójdziemy tam, gdy tylko skończę dziś pracę, a Emanuel

i Reidar wrócą do domu - dodała, by zmienić temat, bo nie chciała, by
Hilda wypytywała ją o biuro. - Emanuel zazwyczaj wstępuje do nas po
drodze.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

To była dziewczynka z główką porcelanowej lalki i ciałkiem drobnym

jak u pisklęcia. Woskowobiałe sztywne paluszki przywodziły Elise na
myśl pazurki martwego ptaszka. Leżała ubrana w szatkę do chrztu, którą
mama sprawiła już wcześniej, przykryta kocykiem wydzierganym z białej
włóczki. Widok był przejmujący, cudowny i smutny zarazem. Elise
poczuła ukłucie w piersi, uświadamiając sobie, ile miała szczęścia,
urodziwszy dwoje zdrowych dzieci.

Mama była niepocieszona. Opowiedziała im szczegółowo o

towarzyszących jej przed porodem obawach, mimo że w nogach łóżka
stała blada i przerażona Anne Sofie i przysłuchiwała się wszystkiemu.
Mama żaliła się, że gdy tylko odeszły jej wody, wiedziała już, że coś jest
nie tak. Tyle miała zmartwień w ostatnim czasie, źle sypiała po nocach,
miała bóle w krzyżu. Uznała za głęboką niesprawiedliwość, że Emanuel
sprowadzi swojego bękarta, a jej własnej córeczce nie dane było żyć. Nie
mogła się z tym pogodzić i miała żal do Boga.

- Przecież macie tyle dzieci! - wyszlochała w końcu.
Elise z Hildą wymieniły spojrzenia. Kto niby ma tak dużo dzieci? Hilda

jedno, Elise dwoje. Mama sama miała pięcioro, wliczając Anne Sofie.

- Byłam przemęczona. Asbjorn uważa, że wyczerpały mnie odwiedziny

tak licznej gromady zaledwie dwa dni przed porodem - ciągnęła z
płaczem.

Elise i Hilda znów popatrzyły na siebie. Elise wiedziała, co siostra o tym

myśli. Jakby słyszała jej słowa: „Widzisz! Nie mówiłam?"

Mimo że mama pogrążyła się w głębokiej rozpaczy, Elise uznała, że nie

można pozostawić jej słów bez komentarza.

- Nie sądzę, mamo, by taka była przyczyna - odezwała się, starając się

nadać swojemu głosowi spokojne brzmienie. - Wątpię, czy matka może się
rozchorować z powodu wizyty własnych dzieci. W każdym razie nie
wówczas, gdy przynoszą radosną wieść, że powrócił wnuczek, nad którego
stratą tak bolała.

Mama przestała płakać i popatrzyła na nią podpuchniętymi,

background image

zaczerwienionymi oczami.

- Ale was było tak dużo.
- Siedziałaś sobie spokojnie na leżaku, a my wyszliśmy natychmiast,

gdy poczułaś zmęczenie. Zawsze powtarzam chłopcom, żeby nie zrzucali
winy na innych, gdy zdarzy im się coś przykrego, a teraz powtórzę to
samo tobie, mimo że jesteś moją mamą. Niedobrze, że Asbjorn buntuje cię
przeciwko twoim własnym dzieciom. I to teraz, gdy już wszystko zaczęło
się jakoś układać. Peder często cię odwiedzał i ćwiczył czytanie, a Kristian
i Asbjorn dzielili zainteresowania geografią. Czas najwyższy, by Asbjorn
w końcu zrozumiał, jaka jest prawdziwa przyczyna tego, że bywasz
czasem taka przygnębiona. Nie chodzi o to, że twoje dzieci cię niepokoją,
ale o to, że dokucza ci sumienie.

Mama znów wybuchnęła płaczem, więc Elise pośpiesznie otoczyła ją

ramieniem.

- Nie wiem, czy powinnam ci to mówić teraz, gdy jesteś taka

zrozpaczona. Wydaje mi się jednak, mamo, że może być ci pociechą, iż
choć zmarło ci dziecko, to masz czworo własnych i jeszcze Anne Sofie,
czyli razem pięcioro dzieci, a do tego troje wnucząt. Gdy to sobie
uświadomisz, powinnaś poczuć się bogata. Rozumiem, że miałaś ciężki
poród. Nie zapomniałam też, jak Hilda rozpaczała po śmierci swojej
córeczki. Okropnie jest patrzeć, gdy umiera dziecko. Żadnej matki nie stać
na stratę nawet jednego dziecka, choćby tego, którego nie zdążyła jeszcze
dobrze poznać. Teraz połóż się i odpocznij, a gdy odzyskasz siły, przemyśl
to, co ci powiedziałam.

Skończywszy, wstała i dała Hildzie znak do odejścia. Wetknęła Anne

Sofie tutkę karmelków, które kupiła w sklepie po drodze z biura, i
zagadnęła dziewczynkę:

- Może przyszłabyś nas odwiedzić, Anne Sofie? Za dwa dni

przeprowadzimy się trochę bliżej Kjelsas. Spytaj tatę, czyby cię do nas nie
zaprowadził.

Poważna twarzyczka rozpromieniła się w uśmiechu. Anne Sofie też nie

było teraz łatwo.

Wracały do domu milczące i zamyślone. Widok martwego dziecka

obudził u Hildy przykre wspomnienia, Elise zastanawiała się tymczasem,
Czy nie była dla mamy zbyt ostra. Nie był to może najodpowiedniejszy
moment, by ją przywołać do porządku, ale obawiała się, że mama pogrąży
się w kompletnej rozpaczy, zbyt mocno litując się nad sobą. Potrzebowała
pomocy, by się wyrwać z tego stanu.

Gdy zbliżyły się do domu „U Blacharza", poprosiła Hildę, by wróciła do

background image

dzieci, sama zaś wstąpiła do Jenny, by się dowiedzieć, czy zechce zostać
opiekunką Jensine.

Natknęła się na Jenny przy samym wejściu. Dziewczynka na kolanach

szorowała schody na klatce. Dłonie miała czerwone od ługu, a z oczu
kapały jej łzy.

- Podjęłaś się sprzątania, Jenny? - zagadnęła ją, starając się nadać

swemu głosowi wesołe brzmienie, choć serce jej krwawiło, gdy patrzyła
na pracującą ponad siły małą dziewczynkę.

- Nie mamy pieniędzy na czynsz, bo wszystko poszło na papier do

trumny dla taty. Przynajmniej tak mi się zdaje.

- Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Chciałabyś zmienić pracę? Myślę,

że ci się spodoba.

Jenny podniosła się i stanęła z mokrą ścierką, z której kapało na bose

nogi. Pewnie za chwilę zrobią się jeszcze bardziej czerwone. Elise poznała
po zapachu, że do wody wlano za dużo ługu.

- Jaką pracę?
- Masz ochotę zostać opiekunką mojej małej córeczki? Codziennie po

południu od godziny czwartej do szóstej.

Jenny zalśniły oczy.
- Ale jak zarobię na czynsz?
- Otrzymasz ode mnie tyle samo, ile ci płacą za szorowanie schodów.
Jenny wpatrywała się w nią z niedowierzaniem.
- Stać cię na to?
- Opowiadałam ci, że zamierzamy się przeprowadzić na Hammergaten?

To niedaleko stąd. Mój mąż zamieszka z nami. No i gdy oboje będziemy
pracować, stać nas będzie na opłacenie opiekunki. Dostałam posadę w
biurze przędzalni Graaha i zarobię tam więcej, niż stojąc za ladą w sklepie
wdowy Borresen.

Jenny nie przestawała się w nią wpatrywać.
- To ty jesteś z takich, Elise?
Nie była pewna, czy w ustach Jenny oznaczało to komplement, ale

mimowolnie się uśmiechnęła.

- Dostałam tę posadę, chociaż skończyłam tylko szkołę powszechną. Ale

jeśli ktoś jest pilny i ciężko pracuje, może zajść w życiu daleko, nawet bez
wyższego wykształcenia. Rozumiesz?

Nie całkiem zgadzało się to z tym, co zwykła powtarzać chłopcom, ale

wątpliwe, by Jenny miała możliwość skończyć więcej klas niż w szkole
powszechnej. Lepiej więc, by zrozumiała, że warto się starać. Chociaż czy
trzeba ją do tego zachęcać, skoro i tak pracuje ponad siły, by pomóc

background image

starszej siostrze zarobić na wydatki?

- Porozmawiaj o tym z Martą i spytaj, czy się zgodzi. Wiesz, gdzie jest

Hammergaten?

Jenny przytaknęła.
- To tam, gdzie stoją takie ładne domy z czerwonej cegły z ogródkami.
- Zamieszkamy w tym domu na samym końcu po lewej stronie. Gdy

będzie padał deszcz, popilnujesz Jensine w domu, a przy ładnej pogodzie
powozisz ją w wózeczku.

W tej samej chwili uświadomiła sobie, że zapomniała zapytać Wang-

Olafsena, czy nie czekają na zwrot wózka. Skoro jednak się nie odzywali,
to znaczy, że Carl Wilhelm i Olga Katrine dostali nowy wózek dla swego
pierworodnego. Może jednak wydać im się dziwne, że Elise nie oddała
pożyczonego wózka.

- Kończę pracę w biurze o szóstej, kiedy wyją fabryczne syreny, i idąc

szybkim krokiem, raz-dwa będę w domu.

- Ale dlaczego Peder ani Evert nie mogą opiekować się dzieckiem?
- Bo obaj łącznie z Kristianem pracują po szkole i wracają później.
Na schodach rozległy się kroki, więc Jenny nerwowo uklęknęła, by dalej

szorować. Z piętra zeszła rozgniewana kobieta.

- A co ty się tak grzebiesz, Jenny? Już dawno powinnaś to skończyć! Za

to, że się lenisz, dostaniesz tylko połowę zarobku. Będziesz miała nauczkę.

W tym samym momencie kobieta zauważyła Elise i mrużąc oczy,

spojrzała na nią.

- A co tu robią obcy ludzie?
- Właśnie zaproponowałam Jenny inną, lepiej płatną pracę. Na pewno

nikt nie potrąci jej z wypłaty za to, że nie potrafi pracować tak szybko jak
dorośli.

- Przecież to były żarty, chyba się łatwo domyślić! Jenny dostanie swoją

wypłatę. A teraz pośpiesz się już, Jenny, bo musisz jeszcze pójść do
sklepu.

Jenny wymyła ostatnie stopnie, wyniosła wiadro na zewnątrz i opróżniła

je na podwórzu.

Elise oddaliła się wzburzona, że ta starsza kobieta tak perfidnie

wykorzystuje dziecko. Nie zdziwiłaby się, dowiedziawszy, że dziewczynce
każe się robić to i tamto tylko dlatego, że nie ma rodziców, którzy by ją
wzięli w obronę. A do tego płacono jej na pewno marne grosze.

Gdy wróciła do domu, Emanuel i Reidar siedzieli na ganku i palili fajkę,

z kuchni tymczasem dolatywały głośne krzyki.

Emanuel chyba dostrzegł w jej spojrzeniu przyganę, bo pośpiesznie

background image

wyjaśnił, że Hilda przejęła opiekę nad dziećmi.

- Do jej przyjścia wszystko było dobrze - dodał na koniec. - Słyszałem o

twojej mamie. Przykra sprawa. Jak ona to zniosła?

- Jest załamana, to zrozumiałe. Ale przecież ma już czworo dzieci, nie

licząc Anne Sofie.

Reidar przytaknął:
- Hilda jest oburzona zachowaniem mamy.
- Na pewno jej przejdzie. Ale na razie to świeży ból. Dziecko umarło

przecież ledwie przed dwoma dniami.

- A jak ci poszło w biurze, Elise? - Emanuel popatrzył na nią

zaciekawiony.

Elise zdecydowała się mimo wszystko podzielić swymi wrażeniami.
- Poza tym, że w biurze siedzi potwór, i to tuż przy mnie, wszystko

dobrze. Przeraziłam się, gdy mi wyłożyła, jak używać hektografu, ale coś
mi się zdaje, że celowo chciała mnie przestraszyć, bo potem dostałam do
wypełnienia na podstawie podstemplowanych kart listy płac.

Emanuel zaśmiał się.
- W takim razie rozumiem, czemu ją nazywasz potworem. Jesteście tam

tylko we dwie?

- W biurze stoi kilka wolnych biurek, ale nie wiem, do kogo należą.

Może jutro pojawi się więcej pracownic.

- Albo przystojny młody kancelista z przylizanymi włosami i czarnym

wąsikiem - zażartował sobie Reidar.

Przez twarz Emanuela przemknął cień. Reidar zreflektował się, że

powiedział coś nieodpowiedniego, bo dodał pośpiesznie:

- Czy coś ci jeszcze powiedziała?
- Zapytała mnie, jakiej szkoły średniej jestem absolwentką, czy aby nie

Borgerskolen. Pewnie po moim ubraniu poznała, że nie stać mnie by było
na prywatną szkołę - Reidar pokręcił głową wyraźnie zagniewany. - A
potem poszła do majstra, lecz specjalnie zostawiła uchylone drzwi, żebym
usłyszała, co mówi na temat podań, które wpłynęły od starających się o tę
posadę kobiet, które ukończyły nie tylko Borgerskolen, ale i roczną szkołę
handlową, kobiet z porządnych domów, elokwentnych, które piszą
bezbłędnie i mają nienaganne maniery.

Reidar popatrzył na nią porażony.
- Tak powiedziała?
Emanuel słuchał zamyślony, ale rzekł w końcu:
- Ale czy nie miała trochę racji? To dość dziwne, że majster zatrudnił

ciebie, mimo że o posadę starało się wiele kobiet lepiej wykształconych.

background image

- Kiedy go o to samo zapytałam, powiedział mi, że wróble ćwierkają, iż

wydrukowano jakieś moje opowiadania. Chciałabym wiedzieć, o którym z
opowiadań słyszał. Niemożliwe, by czytał to, które ukazało się w „Verdens
Gang", o prządce odbierającej sobie życie, bo za spóźnienie wyrzucono ją
z pracy. Bo przecież była to bezpośrednia krytyka kierownictwa i właś-
cicieli fabryki.

Ku jej zdumieniu Reidar był bardziej pozytywnie nastawiony do majstra

niż Emanuel.

- Może skłoniło go to do zastanowienia i stwierdził, że miałaś rację.
Zaśmiała się.
- To zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

W pięć dni później w sobotę, gdy wszyscy wcześniej skończyli pracę,

urządzili przeprowadzkę na Hammergaten. Pogoda im dopisała.

Elise przeżyła miłe zaskoczenie, gdy dokładnie obejrzała dom. Z

zewnątrz wydawał się dość mały, ale gdy się weszło do środka, sprawiał
wrażenie bardzo przestronnego. Wcześniej poddasze zajmowała druga
rodzina, ale teraz urządzone tam były trzy niewielkie sypialnie. Na
parterze mieściła się kuchnia z wyjściem do ogródka znajdującego się z

background image

tyłu domu, a okna salonu wychodziły na ulicę.

Wszystkie pomieszczenia były zadbane, ze ścian nie łuszczyła się farba,

a podłogi też nie nosiły śladów zniszczenia. Framugi okien były świeżo
pomalowane, a meble Emanuela, wcześniej przewiezione z Ringstad, stały
już na swoich miejscach. Pluszowa sofa zmieściła się akurat na dłuższej
ścianie i razem ze stołem i krzesłami stanowiła prawie kompletne
wyposażenie salonu. Kiedy jednak Elise spojrzała na przeciwległą ścianę,
odkryła ze zdumieniem czarny bufet z mosiężnymi okuciami przykryty
białą szydełkową serwetą, a na półce powyżej piękne porcelanowe
filiżanki. Posłała Emanuelowi zdumione spojrzenie.

- Czy poprzedni lokatorzy nie zabrali jeszcze wszystkich mebli?
Emanuel uśmiechnął się tajemniczo.
- Podoba ci się ten bufet?
- Oczywiście. Przypomina mi trochę ten, co stał u Carlsenów w jadalni.
- Jest mój.
- Twój? - otworzyła usta zdumiona. - Żartujesz. Emanuel zaśmiał się i

pocałował ją w policzek.

- Poczekaj tylko, mam dla ciebie więcej niespodzianek! Wóz z meblami

przyjechał z Ringstad wczoraj, ale nie chciałem ci nic mówić.

Podszedł do dużej skrzyni stojącej w rogu salonu i wyjął lampę naftową

do zawieszenia nad stołem. Miała biały szklany klosz, misterne kute
ornamenty w kształcie „bukietów" z ozdobnymi szlifowanymi szkiełkami.
Równie pięknej lampy Elise jeszcze nie widziała. Emanuel tymczasem
otworzył kolejne pudło i wyjął trzy białe obrusy, wszystkie pięknie
haftowane, porcelanowy imbryk do herbaty, srebrne pojemniki na
przyprawy, dzbanuszek na śmietankę i cukierniczkę, fotografie w ramkach
do powieszenia na ścianie, zielony, aksamitny obrus do nakrycia stołu na
co dzień, a także kompletny serwis do kawy i trzy wazony na kwiaty.

Elise oniemiała.
- To wszystko twoje? - wykrztusiła wreszcie. Przytaknął.
- Mam jeszcze fotel bujany! Na razie stoi w komórce na drewno. Nie

zdążyłem go wnieść, bo jechałem po was. No i jeszcze haftowany obraz na
ścianę i zielone aksamitne portiery.

Na zewnątrz usłyszeli hałas. Pojawili się chłopcy. Zatrzymali się jednak

w progu i popatrzyli oniemiali na piękny salon. Pierwszy odezwał się
Peder:

- Poprzedni lokatorzy się jeszcze nie wyprowadzili? Elise popatrzyła na

niego z uśmiechem.

- Wyprowadzili się, te meble są własnością Emanuela.

background image

- Nie moją, tylko naszą - poprawił ją.
- A można wejść do środka? - zapytał Peder, stąpając na palcach.

Kristian i Evert weszli ostrożnie za nim. Skierowali się prosto w stronę
bufetu, by popatrzeć na stojące na nim ozdoby.

Emanuel tymczasem zwrócił się do Elise ze słowami:
- A teraz największa niespodzianka!
- Jeszcze jedna? - Elise popatrzyła na niego przytłoczona nadmiarem

wrażeń.

- Mama i ojciec przyjadą na chrzciny!
Zmusiła się do uśmiechu, bo w głębi serca miała nadzieję, że uniknie

spotkania z teściową. Nie chciała mu jednak psuć radości.

- To wspaniale, Emanuelu! Nie miałam nawet odwagi na to liczyć.
Objął ją i przytulił.
- Wszystko dzięki temu pięknemu listowi, który wysłałaś do ojca. Tak

cię kocham, Elise. Sprawiłaś, że znów chce mi się żyć. Czuję się, jakby
znów zaświeciło nam słońce, niemal tak samo jak przed dwoma laty.

Mogło nam świecić przez cały czas, gdyby nie... - pomyślała, ale szybko

odsunęła od siebie tę myśl.

Woźnica, który przyjechał z Ringstad, miał pozostać w Kristianii przez

sobotę i niedzielę, żeby im pomóc przy przeprowadzce. Zatrzymał się u
swojego brata na Arendalsgaten. Elise przypomniała się przeprowadzka z
Andersengarden do domu majstra, kiedy przewozili meble wózkiem i po
trochu nosili swój dobytek. Najgorzej było znieść po schodach, a potem
wnieść na poddasze łóżko mamy. Wszyscy podtrzymywali i pomagali.
Teraz Elise mogła pozostawić noszenie mężczyznom i chłopcom, a sama
zajęła się dziećmi i powoli układała wszystko na miejsce.

Jensine spała w wózku, który Elise postawiła w ogródku na tyłach

domu. Kiedy pozostali udali się z powrotem w stronę Beierbrua, Elise
wzięła Hugo za rękę i zerknąwszy na Jensine, dokładniej obejrzała ogród.
Czuła, jak rozpiera ją radość. Wyobraziła sobie, jak pięknie będzie tu
latem, gdy wszystko się zazieleni, a krzewy zakwitną. W ciepłe letnie dni
usiądą sobie pod rzucającymi cień drzewami i popijając kawę przy małym
okrągłym stoliku, zerkać będą na Hugo, który będzie sobie wędrował, i na
śpiącą na świeżym powietrzu Jensine.

Przeleciał z bzykiem trzmiel, a żółty motyl zatańczył bezgłośnie między

drzewami. Wiosna nadeszła w pełnym rozkwicie, niebawem nastanie lato,
a widmo mroźnej zimy, chłodnych nocy i odmrożeń wydawało się bardzo
odległe. Elise rozejrzała się wokół i westchnęła zadowolona, przekonana,
że tu, na Hammergaten, czeka ich wszystkich dobre życie.

background image

Postawiła Hugo na ziemi.
- Chodź! Chodź! - zawołał ożywiony malec, który wciąż trzymał się

jeszcze za rękę, ale spodziewali się, że lada moment zacznie chodzić sam.
Pozwoliła mu prowadzić i wnet obeszli dom i skierowali się w stronę
rabatek.

- A dokąd ty idziesz, Hugo? Chcesz wyjść na ulicę i popatrzeć, czy nie

jedzie wóz? Chcesz zobaczyć konika?

- Prr, prr! - odpowiedział zadowolony wesołym głosem.
Uliczka była cicha i spokojna. Rzadko tędy jeździły jakieś pojazdy.

Pozwoliła synkowi iść tam, gdzie chce. Trzymała go za obie rączki, a on
kroczył, kołysząc się zabawnie.

Słońce przygrzewało przyjemnie, a w koronach drzew uwijały się ptaki,

które przyleciały z ciepłych krajów. Mignęła jej pliszka, usłyszała
pogwizdywanie kosa i śpiewne nawoływanie zięby. Zauważyła też
rudzika, jak również sikorki bogatki i sikorki modre.

Na gałęzi tuż obok nich usiadł jakiś duży ptak.
- Popatrz, Hugo, wrona!
- Szroka - stwierdził stanowczo malec.
Elise przyjrzała się dokładniej i rozpromieniła się. Hugo miał rację,

rzeczywiście to sroka.

Ulicą nadchodziła jakaś para. Elise popatrzyła na nich, bo wydali jej się

tacy szczęśliwi. Szli pod rękę, rozmawiali i śmiali się, całkowicie
pochłonięci sobą. Nagle poczuła ukłucie w sercu na widok mężczyzny, bo
trudno się było pomylić co do koloru jego włosów, mimo że na głowie
miał czapkę. Elise pośpiesznie nachyliła się, by wziąć Hugo na ręce i
odejść, ale było już za późno.

- Pani Ringstad?! - zawołała Helene Fryksten zaskoczona, bo skąd

mogła wiedzieć, że się tu przeprowadzili.

Elise nie potrafiła zdobyć się na nieuprzejmość, odwróciła się więc

niechętnie w stronę Ansgara i Helenę, którzy pośpiesznie zbliżyli się do
niej.

- To naprawdę Hugo? - szczebiotała Helenę. - Och, jak on urósł! Już się

nauczył chodzić?

- Ma piętnaście miesięcy, więc to nie tak wcześnie. - Elise słyszała, jak

odpychająco zabrzmiał jej głos.

Helenę zerknęła na dom i zapytała:
- Czyżbyście się tu przeprowadzili?
Nie było sensu zaprzeczać. W każdej chwili spodziewała się Emanuela i

chłopców, którzy mieli przywieźć resztę dobytku.

background image

- Tak, właśnie się wprowadzamy. Helenę nachyliła się nad Hugo.
- Witaj, maleńki. Pamiętasz mnie? Jakiś ty duży i jaki mądry! A jakie

masz piękne loki. Spacerujesz tu sobie z mamą?

Hugo stał nieruchomo i przyglądał się jej, a potem popatrzył na drzewo i

pokazał palcem, mówiąc:

- Szroka.
Helenę posłała Elise pytające spojrzenie.
- Właśnie zobaczył na drzewie srokę.
- Coś takiego! Rozpoznaje już różne gatunki ptaków. Mówiłam ci,

Ansgar, że masz bardzo inteligentnego syna.

Ansgar poczerwieniał i wyraźnie skonfundowany, przestępował z nogi

na nogę. Przyglądał się jednak Hugo z ciekawością.

Elise poczuła gniew i serce mocno zabiło jej w piersi. Czy ta kobieta

musi jej wciąż przypominać, że to syn Ansgara? Niebawem Hugo będzie
na tyle duży, że już będzie rozumiał, o czym się rozmawia, a ona nie ma
najmniejszego zamiaru opowiadać mu, kto naprawdę jest jego ojcem.
Wzięła synka na ręce i odwróciwszy się, rzuciła:

- Do widzenia.
- Ależ droga pani Ringstad, proszę nam pozwolić przywitać się

porządnie z chłopcem - napierała Helenę Fryksten. - Wiem, że rozmawiała
pani z rodzicami Ansgara. Słyszałam, że się zaprzyjaźniliście i ucieszyła
panią ich pomoc. W tej sytuacji musi pani pozwolić nam też kontaktować
się raz po raz z dzieckiem. Przecież to w końcu syn Ansgara. Elise
poczuła, że palą ją policzki.

- O tym już raz rozmawiałyśmy, panno Fryksten. Mój mąż, Emanuel,

zaopiekował się Hugo jak własnym dzieckiem i nadał mu nawet imię po
swoim ojcu. O niczym więc innym nie chcemy nawet słyszeć! - rzuciła i
skierowała się do furtki.

Helenę Fryksten chwyciła ją mocno za ramię.
- Doprawdy, jest pani bezwzględna, pani Ringstad. Proszę popatrzeć na

Ansgara, jak mu błyszczą oczy. Czy nie potrafi pani zrozumieć, przez co
on przeszedł? Nie jest pani w stanie wczuć się w jego sytuację? Jak to jest
być ojcem dziecka, którego nie wolno mu widywać. Powinna się pani
wstydzić! Nie rozumiem, jak może być pani taka nieprzejednana. Czy
takim się człowiek staje, kiedy los go zbyt hojnie obdarza? Urodziła pani
przecież niedawno drugie dziecko. Słyszałam, że dostała pani posadę
urzędniczki w biurze majstra Paulsena, a pani mąż jest kancelistą w
zakładach Myren. A teraz jeszcze na dodatek przeprowadza się pani do
tego uroczego domu wraz z mężem, który do pani wrócił. Można by

background image

sądzić, że człowiek obdarzony tyloma łaskami ma w sobie więcej pokory.
Pani tymczasem stała się bardziej bezwzględna. Proszę popatrzeć, jak żyją
inne robotnice tu, nad rzeką Aker. Rodziny dwunasto-, a nawet czterna-
stoosobowe zajmują jednoizbowe mieszkania z małą kuchnią. Wiele
kobiet ma mężów pijaków, inne owdowiały i same utrzymują gromadkę
dzieci. Wokół pełno jest biedy i nędzy, cierpiących dzieci, które nie
wychodzą z domu, bo nie mają butów albo ubrań. Które nie uczą się, bo
muszą zarabiać na utrzymanie, które chorują od gęstego kurzu w
fabrycznych halach. Brak pani współczucia?

Elise poczuła się tak, jakby ktoś zadał jej cios w pierś. Dławiło ją w

gardle, za nic w świecie jednak nie zamierzała pokazać tej Helenę, że
przejęła się jej oskarżeniami. Wyrwała się i bez słowa pobiegła za róg
domu do kuchennych drzwi. Wpadła do salonu, posadziła Hugo na
podłodze i osunęła się na miękkie krzesło. Ukrywszy twarz w dłoniach,
wybuchnęła płaczem.

Uspokoiła się dopiero, gdy usłyszała szybkie kroki na zewnątrz. Zerwała

się gwałtownie, wytarła nos i oczy. Pochylona nad bufetem, udawała, że
coś układa, gdy do środka wszedł Emanuel.

- Spotkałem kogoś na ulicy - odezwał się wzburzonym głosem.
- Tak? - rzuciła, nie odwracając się.
- Nie udawaj, Elise. Mówili, że z tobą rozmawiali. Odwróciła się do

niego, z trudem hamując gniew. Czy on sądzi, że z własnej woli ucięła
sobie z nimi pogawędkę?

- Rozmawiali? To niezbyt trafne słowo. Pojawili się nagle, gdy wyszłam

z Hugo przed furtkę. Gdy ich zauważyłam, chciałam szybko wrócić do
domu, ale mnie zatrzymali. A potem ona zasypała mnie oskarżeniami, że
jestem bezwzględna i nieprzejednana, nie pozwalając Ansgarowi widywać
się z Hugo. Wiedziała o mnie wszystko, nawet to, że podjęłam pracę w
biurze majstra Paulsena. Zarzuciła mi, że brak mi współczucia dla innych
robotnic, bo dostaję od losu wszystko, czego chcę. Zatrzęsłam się z
gniewu, a kiedy wreszcie uwolniłam ramię z jej uścisku, przybiegłam do
środka.

Twarz Emanuela złagodniała.
- Biedna Elise! Płakałaś? - Objął ją i przytulił. - Nie miałem pojęcia, że

tak to wyglądało. Ta kobieta pogratulowała mi nowego domu i
powiedziała, że odbyłyście długą rozmowę. Sądziłem więc, że
dobrowolnie ucięłaś sobie z nimi pogawędkę i pozwoliłaś im przywitać się
z Hugo.

Chciała go spytać, jak mógł sobie w ogóle coś takiego pomyśleć, ale

background image

zrezygnowała. To miał być radosny dzień, nie pozwoli więc, by go zepsuły
jakieś upiory z przeszłości. Uwolniła się z objęć Emanuela i oświadczyła:

- Zapomnijmy o tym, Emanuelu! Ta kobieta ma nie po kolei w głowie.

Jeśli ośmieli się mnie nadal nagabywać, zagrozimy, że zgłosimy to na
policji. Nie możemy ryzy! \'ać, że zdradzi

Hugo, kim dla niego jest Ansgar. Na szczęście na razie jeszcze nic z tego

nie rozumie. Nie pozwolę, by się dowiedział, że jego ojcem jest
gwałciciel. To by mu zniszczyło życie.

- Ale przyjęłaś pomoc od jego rodziców.
- To co innego. Ci mądrzy i rozsądni ludzie pragną jedynie naszego

dobra. Jestem pewna, że rozumieją sytuację i nie chcieliby, aby Hugo
dowiedział się prawdy.

W tym samym momencie usłyszała głosy chłopców, więc pośpiesznie

zmieniła temat.

- No, jak poszło? Wszystko już ze sobą zabraliście? Przytaknął.
- Nie było tego tak dużo. Najwięcej miejsca zajęło składane łóżko

chłopców i sienniki. Ubrań nie macie wiele, a stół kuchenny i stołki
zostawiliśmy Hildzie i Reidarowi, zresztą wszystkie naczynia kuchenne
także. Carlsenowie mają zbędny stół, który możemy od nich wziąć.
Ustawimy go w kuchni. Mają też krzesła kuchenne. Poza tym pani Carlsen
zapakowała całe pudło filiżanek i naczyń, które zamierzała oddać do Armii
Zbawienia, ale powiedziała, że jeśli chcemy, możemy sobie zabrać. Carlse-
nowie starają się, jak mogą, by nam zadośćuczynić za to, co się stało.
Czują się winni.

- A co na to wszystko mówi Karolinę?
- Nie ma odwagi odzywać się za wiele. Przestraszyła się ojca, który

zagroził, że ją odeśle na pensję dla panien.

Kiedy nadszedł wieczór, prawie wszystko znajdowało się już na swoim

miejscu.

- Czasami skromny dobytek bywa zaletą - uśmiechnął się Emanuel. -

Kiedy sobie pomyślę, co by było, gdyby mama z ojcem kiedyś musieli
wyprowadzić się z Ringstad, ogarnia mnie przerażenie. Na samym strychu
i w piwnicy nagromadziło się tam przez pokolenia tyle różnych gratów.

- Myślisz, że ciotka Ulrikke też przyjedzie na chrzciny?
- Tak, wydaje mi się to oczywiste, skoro będą oboje rodzice.
- Ta uroczystość będzie dla mojej mamy ciężkim przeżyciem.

Opowiadałam ci, że z wyprzedzeniem sprawiła swemu dziecku szatkę do
chrztu i w nią ubrała malutką do trumny?

Pokiwał głową z powagą.

background image

- Obawiam się tego pogrzebu. We wtorek, tak?
- Tak, zastanawiam się, czy zwolnią mnie z pracy.
- Oczywiście, że muszą cię zwolnić na pogrzeb twojej przyrodniej

siostry.

Podniosła na niego zdumiony wzrok.
- Przyrodnia siostra? Nie myślałam o niej w ten sposób.
- Jak to? - popatrzył na nią zdziwiony. - Przecież to dziecko twojej

mamy.

Pokręciła głową nad własną bezmyślnością.
- Dziwne, ale często nie myślę o mamie, że to moja mama. Teraz

traktuję ją jak mamę Anne Sofie. A kiedy zobaczyłam to martwe
maleństwo, nawet nie przyszło mi do głowy, że to moja siostra.

Siedzieli na sofie, zmęczeni przeprowadzką. Za oknami słońce chyliło

się ku zachodowi, w pomieszczeniu zrobiło się chłodniej. Chłopcy
pobiegli na błonia, Jensine już spała przewinięta i nakarmiona na noc, a
Hugo też już leżał. Najmłodsze dzieci Elise i Emanuel umieścili u siebie w
sypialni, drugą sypialnię zajęli Peder i Evert, a Kristian dostał najmniejszy
pokoik tylko dla siebie. Na razie nie mieli jeszcze łóżka dla Hugo, bo w
domu majstra spał w jednym łóżku z nią, póki co więc złączyli dwa stare
wiklinowe fotele, które zostały po poprzednich lokatorach. Emanuel miał
jednak nadzieję, że dostaną łóżeczko dziecinne schowane na strychu u
Carlsenów.

Elise z niechęcią myślała o nocy. Nie potrafiła wyrzucić z pamięci, że

Emanuel żył z Signe. Odnosiła wrażenie, jakby miała pójść do łóżka z
mężem innej kobiety. Wiedziała, że to głupie, a nad Aker wiele kobiet
musiało przejść do porządku dziennego nad tym, że ich mąż je zdradził.
Tylko że raczej żadna z nich nie przeżyła sytuacji podobnej do tej, że mąż
wziął sobie inną kobietę jak swoją żonę, a kiedy ten związek się rozpadł,
wrócił z powrotem na łono rodziny.

- Jesteś zmęczona? - odezwał się ze współczuciem.
- Tak, okropnie. Nie pojmuję, dlaczego całkiem opadłam z sił, skoro to

wy dźwigaliście najcięższe rzeczy.

- Z pewnością przeprowadzka do innego domu stanowi dużą zmianę w

życiu. Kobiety odczuwają to silniej niż mężczyźni. W końcu to one
przecież spędzają w domu całe dnie, podczas gdy mężczyźni idą do pracy.

Uśmiechnęła się.
- Kto spędza w domu całe dnie?
- Rzeczywiście, opowiadam bzdury - zreflektował się i roześmiał. - Nie

miałem na myśli rodzin robotniczych. A słyszałaś, że kobiety mają

background image

niebawem uzyskać prawo głosu na takich samych warunkach jak
mężczyźni? To znaczy te wszystkie, które zarabiają minimum czterysta
koron rocznie.

Popatrzyła na niego zdumiona.
- W takim razie ja też będę mogła głosować, bo przy pensji wynoszącej

trzydzieści pięć koron miesięcznie, rocznie zarobię czterysta dwadzieścia
koron.

- Idą zmiany, Elise. Kobieta może już zostać nawet sędzią. Słyszałem, że

wkrótce do egzaminu adwokackiego przystąpi pierwsza kobieta. Ale są i
tacy, którzy domagają się dostępu kobiet także do innych urzędów
państwowych. Naturalnie prócz takich jak: minister, pastor, dyplomata,
konsul i oficer. Dopiero by to było, gdyby jakaś kobieta zasiadła w
rządzie! - Zaśmiał się.

Zamilkli. Przypomniało jej się, jak zostali z Emanuelem uwięzieni na

noc w komórce. Mimo że wciąż kochała Johana, czuła coś, gdy leżała
wtulona w Emanuela pod jego zimowym płaszczem. Może mogłaby
przywołać z powrotem tamte doznania?

- Słyszałaś, że został wprowadzony pisemny egzamin maturalny w

UmdsmaP.

Spojrzała na niego i pokręciła głową.
- Wymaga się, by maturzyści znali obie obowiązujące odmiany języka

norweskiego. Równocześnie w riksmal wprowadzono zmiany w ortografii,
zmierzające w kierunku odejścia od duńskich form zarówno w pisowni,
jak i w gramatyce. Są nawet tacy, którzy chcą, by te dwa języki, landsmal i
riksmdl, stopniowo zbliżyły się do siebie, choć pojęcia nie mam, jak oni
zamierzają tego dokonać - zaśmiał się.

Elise wiedziała, że powinna słuchać uważnie tego, co mówi, bo może to

jej się przydać w pracy w biurze, ale po pierwsze była zbyt zmęczona, a po
drugie myślami krążyła wciąż wokół tego, co ją czekało w nocy.

- Debaty językowe wywołują wiele emocji - ciągnął, choć niemożliwe,

by nie zauważył roztargnienia Elise. - Powiada się, że zwolennicy
landsmal chcą zmonopolizować nastroje narodowe, natomiast zwolennicy
riksmdl uważają, że im przysługuje wyłączne prawo do kultury.

Znów zamilkli. Emanuel chyba zastanawiał się, czemu jest taka cicha.
- Rozmyślałem trochę nad tym twoim pisaniem, Elise. Byłem może

nieco niesprawiedliwy, odnosząc się niechętnie do tego, co sprawia ci
wyraźną radość. W druku ukazało się więcej utworów kobiet, niż
przypuszczasz, ale one wszystkie publikują pod pseudonimami. Na
przykład Dikken Zwilgmeyer, Ragnhild Jolsen i Ahzilde Prydz.

background image

- Ja też używam pseudonimu.
- To znaczy, że książka wyjdzie pod innym nazwiskiem? - zapytał z

wyraźną ulgą.

- Tak myślę. Na razie jeszcze nikt z wydawnictwa się do mnie nie

odezwał, ale Johan pisał, że niebawem skierują do mnie list.

- Dobra wiadomość. Obawiam się, że inaczej spotkałabyś się z ostrą

krytyką i sprzeciwem. Ostatnio wyszła powieść pisarki Nini Roli Anker
pod tytułem Lill-Anna i inne, w której autorka zaatakowała zakłamanie, w
jakim wychowywane są dziewczęta z wyższych sfer, a równocześnie
przedstawiła z dużym zrozumieniem warunki życia robotnic. Różnica
polega na tym, że te pisarki mają zupełnie inne korzenie niż ty i dlatego są
traktowane poważnie.

Przytaknęła, nie mając ochoty dyskutować z nim na ten temat. Nie tylko

pisarki miały inne korzenie, Emanuel także pochodził z innego świata.
Łatwiej rozmawiało jej się z Johanem. On ją rozumiał.

Emanuel zerknął przez okno.
- Czy chłopcy nie powinni już wrócić? Za chwilę mają iść spać.
W tej samej chwili w korytarzu rozległy się szybkie kroki i radosne

chłopięce głosy.

- Wiesz co, Elise? - Peder wpadł z impetem do salonu czerwony na

twarzy i spocony, z czapką na bakier, cały powalany piachem i trawą. -
Wygrałem! Bawiliśmy się w podbijanie kraju i ja wygrałem, chociaż
bawili się z nami też starsi chłopcy.

- Gratuluję, Peder - uśmiechnęła się Elise. - Ale teraz już szybko jedzcie

kolację i kładźcie się spać. Jest późno.

Emanuel popatrzył na Pedera z głęboką zmarszczką u nasady nosa.
- Nie wiesz, Peder, że wchodząc do salonu, należy zawsze zdejmować

czapkę?

- Przepraszam - Peder pośpiesznie ściągnął nakrycie głowy.
Z piętra doleciał płacz dziecka. Elise zerwała się, ale Kristian zajrzał

przez drzwi i rzucił:

- Pójdę do nich na górę.
Elise siadła z powrotem na sofie ze słowami:
- Ten Kristian to naprawdę dobry chłopak! Co rusz oferuje mi pomoc

przy dzieciach.

Emanuel uśmiechnął się.
- Należy ci się chwila odpoczynku. Dobrze go wychowałaś, Elise. Ale

powinnaś być nieco surowsza wobec Pedera.

Chłopcy zjedli posmarowane kanapki i zniknęli na piętrze. Jak to

background image

przyjemnie brzmiało: „na piętrze". Co prawda nie widziała specjalnej
różnicy pomiędzy poddaszem w domu majstra a tym, ale skoro Emanuel
mówił „piętro", to i ona może. W domu majstra mieli tylko jedno duże
pomieszczenie na poddaszu, a tu góra była podzielona na trzy izby, może
więc dlatego pasowało tu inne określenie.

Słysząc, jak chłopcy rozmawiają i chichoczą, cieszyła się razem z nimi.

Byli tacy dumni, że mają osobne sypialnie, zwłaszcza Kristian.

- Ale im tam wesoło! - Uśmiechnęła się do Emanuela. Objął ją

ramieniem i szepnął:

- Może i my byśmy też wnet zasmakowali trochę radości? Elise

przytaknęła, ale nie potrafiła udawać, że nie może się

doczekać tej chwili.
- Najlepiej poczekajmy, aż usną. Pocałował ją w policzek.
- Masz rację. Nie mam ochoty, by nas zaskoczyli w pierwszą noc po

moim powrocie do domu. To będzie taka nasza noc poślubna - dodał
szeptem.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

U chłopców było już całkiem cicho, gdy przemknęli się na górę. Jensine

i Hugo spali mocno.

Elise rozebrała się pośpiesznie, włożyła cieniutką poprzecie-raną

koszulę nocną i wsunęła się do łóżka. Emanuel potrzebował więcej czasu,
by zdjąć ubrania, wyjąć zegarek na łańcuszku z kieszeni kamizelki i
odpiąć w niej wszystkie guziki, zsunąć szelki i gumki podciągające
rękawy koszuli. Na dworze było już całkiem ciemno, ale dzięki lekkiej
poświacie od ulicznej latarni gazowej w sypialni nie panował kompletny
mrok i dało się rozróżnić kontury.

Elise zamknęła oczy, starając się rozluźnić. Chyba nie będzie tak źle,

przekonywała siebie. Przecież wcześniej nie odczuwałam niechęci. Nagle
przypomniało jej się zdarzenie, o którym całkiem zapomniała. Emanuel
zdenerwował się o coś, a może coś go wzburzyło, i był wobec niej
gwałtowny i brutalny. Na co dzień zazwyczaj miły i troskliwy, w łóżku
czasami zachowywał się zupełnie jak obcy człowiek.

Może byłoby łatwiej, gdybym spróbowała przywołać nastrój tamtej

nocy, kiedy zostaliśmy zamknięci w komórce? Nie znałam go wtedy
jeszcze dobrze. Byłam strasznie speszona, gdy musiałam się na nim
położyć, ale gdyby nie to, kto wie, czy nie zamarzlibyśmy na śmierć.

Powróciły we wspomnieniach urywki rozmowy.
„Jutro chyba się spalę ze wstydu, że spędziłam noc otulona twoim

płaszczem". On odpowiedział: „Zwłaszcza że leżysz na mnie".

Pamięta, że z początku sobie żartowali, ale potem pojawiło się coś

innego. Wyczuła narastające między nimi napięcie i zawstydziła się, że z
jej powodu on, oficer Armii Zbawienia, któremu nie wolno czuć
pożądania, bo ślubował wstrzemięźliwość seksualną, narażony jest na
pokusy. Przez długi czas leżała na wznak, ale ścierpła i musiała zmienić
pozycję i wtedy przylgnęła przodem ciała do jego brzucha. Wydawało jej
się, że wciąż słyszy jego przerażony głos: „Co ty robisz?" Poczerwieniała
ze wstydu i usiłowała się podnieść, ale on ją przytrzymał. Później ich
rozmowa wciąż kierowała się na zakazane tory, mimo że bardzo się
pilnowali.

background image

Nagle w jej wspomnieniach pojawiła się inna twarz, twarz Johana, gdy

żegnał się z nią podczas ostatniego pobytu w domu. Nigdy nie zapomni
jego słów: „Wyjeżdżam, ale zostaniesz w moich myślach. Jesteś w nich w
dzień i w nocy".

Nie, nie wolno jej teraz myśleć o Johanie, to niewłaściwe. Teraz musi

uczynić wszystko, co w jej mocy, by między Emanuelem a nią ułożyło się
jak najlepiej. Przypomniała sobie znów noc w komórce i poczuła
mrowienie w ciele.

Emanuel rozebrał się i wszedł pod kołdrę.
- Och, Elise, nie mogłem się doczekać tej chwili - jęknął. Miał na sobie

koszulę do spania, najwyraźniej nie do końca pewien jej reakcji. -
Pozwolisz, bym wziął cię w ramiona?

Gdy szeptem wyraziła zgodę, przywarł do niej tak gwałtownie, że z

trudem oddychała. Całując ją w czoło, szyję i w usta, zapewniał gorąco:

- Nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłem. Nie mogłem spać, moje ciało

płonęło żarem, którego nie dało się ugasić.

Obłudą z jej strony byłoby powtarzanie takich samych wyznań, leżała

więc, w milczeniu przyjmując jego pieszczoty i pocałunki, i wstydziła się
tego, że nie może doczekać się ich końca. Może gdyby się nieco włączyła,
nie zdołałby się dłużej powstrzymywać i poszłoby szybciej. Zadarł jej
wysoko koszulę nocną, gładził nogi, biodra i brzuch, powoli wsunął dłoń
między uda, a potem jego ruchy nabrały gwałtowności. Zaraz zauważy, że
coś jest nie tak, jak powinno być, że nie jestem gotowa go przyjąć, myślała
w panice. Daremnie usiłowała przywołać obrazy, które mogłyby jej pomóc
obudzić pożądanie.

- Nie dam rady się dłużej powstrzymać - jęknął i wszedł w nią ostrymi i

gwałtownymi ruchami. Z początku sprawił jej ból, zacisnęła jednak zęby,
dziękując w duchu, że w ciemnościach nie widać jej twarzy. Po chwili
jednak poczuła przebłysk namiętności, ale na nic więcej nie starczyło
czasu, bo nagle było po wszystkim. Emanuel, dysząc ciężko, osunął się na
nią i jęknął: - Jesteś najcudowniejsza na świecie, Elise.

Dzięki Bogu nic nie zauważył.
Obudziła się w nocy, bo ktoś ją obrócił na brzuch. W pierwszej chwili

się przeraziła, zaraz jednak przypomniało jej się, że wprowadzili się do
domu na Hammergaten, a ona śpi z Emanuelem. Gładził jej ciało,
szepcząc:

- Muszę, Elise. Muszę cię znów posiąść.
Zacisnęła mocno powieki. Chciała krzyknąć: „Nie!", ale powstrzymała

się z trudem. Są przecież małżeństwem, nie wolno jej odmawiać mu tego,

background image

do czego ma mężowskie prawo.

Pamiętała lato przed dwoma laty tuż po ślubie, gdy budził w niej coraz

silniejsze uczucia. Nawet wówczas odczuwała przesyt jego pieszczot.
Zauważyła jednak, że gdy przestaje myśleć i koncentruje się wyłącznie na
nim, w krótkim czasie i ją ogarnia pożądanie. Może teraz też jej się to uda.

Tylko że on zachowywał się jakoś inaczej, nie pamiętała go takiego.

Nagle przyszło jej do głowy, że pewnie nauczyła go tego Signe, z nią się
tak kotłował. Wywołało to w niej zrazu wstręt, ale mimowolnie ją to nieco
podnieciło. Ze zdumieniem zarejestrowała, jak zalewa ją fala pożądania.

- Mmm... czułem, że tym razem też było ci dobrze - wyszeptał już po

wszystkim. - Jesteś najcudowniejsza.

W tej samej chwili obudziła się Jensine, bo nadeszła pora nocnego

karmienia.

Niedzielę spędzili na porządkach. Piękna pogoda utrzymała się, więc

drugie śniadanie zjedli w ogródku za domem przy okrągłym stole
pozostawionym przez poprzednich lokatorów. Emanuel uśmiechnął się
zadowolony.

- Ale nam dobrze, Elise. Pomyśl tylko, tak będziemy spędzać wszystkie

niedziele przez całe lato. A jak nadejdą ciepłe wieczory, sięgnę po gitarę, a
ty będziesz śpiewać. Nie zapomniałem twojego czystego i dźwięcznego
głosu.

Elise zaśmiała się.
- Wydaje mi się, że od tamtej pory, gdy chodziłam z tobą do Świątyni,

prawie nie śpiewałam, no poza Wigilią i pogrzebami.

- To ja dopilnuję, byś znów zaczęła śpiewać. Masz zbyt piękny głos, by

się marnował. - Rozejrzał się wokół. - Jutro wieczorem skopię grządki,
zgrabię suche liście i poprzycinam gałęzie jabłoni. Cudownie będzie znów
popracować trochę w ogrodzie. I.ubię to zajęcie.

- A ja uszyję firanki w salonie. Widziałam w sklepie tkaninę z koronki.

Chyba ją kupię.

- Będzie ładnie. Jestem pewien, że mama też coś ze sobą przywiezie.

Opowiadałem im, jak wygląda nasz dom, i wiedzą, że brakuje jeszcze tego
i owego. Do chrzcin został tydzień. Mam nadzieję, że zdążymy
doprowadzić tu wszystko do porządku.

- Najpierw będzie pogrzeb w Kjelsas. Uff, myślę o tym z wielkim

niepokojem.

- To, co się stało, jest bardzo przykre, ale może mimo wszystko tak

będzie lepiej dla twojej mamy? Jest już zbyt stara, by pielęgnować
niemowlę. Wydaje się, że już opieka nad córką Asbjorna wystarczająco ją

background image

męczy. A może dzięki temu pomyśli częściej o dzieciach, które są u nas?
Mówiłaś, że zmieniła się na lepsze, gdy wytknęłaś jej zaniedbania.
Wygląda jednak na to, że jest jej potrzebna kolejna lekcja.

- Zobaczymy, jak się wszystko ułoży. Hilda znosi to gorzej niż ja. Jest

rozgoryczona i twierdzi, że mama nas zawiodła. Ja natomiast o tym nie
rozmyślam. Straciłam matkę wtedy, gdy zachorowała na suchoty i gdy
musiałam przejąć opiekę nad rodzeństwem. Potem właściwie już nigdy nie
oczekiwałam od niej niczego.

- Jesteś mądra, Elise.
- To nie ma nic wspólnego z mądrością. Po prostu nie chcę się

zadręczać. Człowiek zgorzkniały szkodzi przede wszystkim samemu
sobie.

Obawiała się, ale i cieszyła, że w poniedziałek rano znów pójdzie do

biura. Polubiła tę pracę, nie mogła znieść jedynie towarzystwa panny
Johannessen, która przez cały tydzień była równie odpychająca i
naburmuszona. Może z czasem się to zmieni? „Potwór" przecież prędzej
czy później oswoi się z myślą, że jej koleżanką z pracy jest prosta
robotnica. Niemożliwe, by ją to gniewało bez końca.

Przed głównymi drzwiami natknęła się na majstra Paulsena. Ukłoniła

się, a on uchylił kapelusza.

- Dzień dobry, pani Ringstad. Ciekaw jestem usłyszeć, jak się pani u nas

podoba.

Nie widziała się z nim, odkąd podjęła pracę, i była z tego powodu

zadowolona, bo właśnie tego pytania obawiała się najbardziej.

- Bardzo lubię sporządzać listy płac. Zabawnie jest rozpoznawać tak

różne nazwiska. Wiele z nich brzmi dla mnie znajomo.

Roześmiał się.
- Po raz pierwszy słyszę, że ktoś lubi sporządzać listę płac. Większość

uważa, że to strasznie nudne zajęcie. Czy panna Johannessen uczyła już
panią pisać na maszynie?

- Nie, jeszcze nie. Pierwszego dnia wyjaśniła mi natomiast, jak się

używa hektografu, tyle że dość pośpiesznie i niewiele z tego zrozumiałam.

Popatrzył na nią zdziwiony i zmarszczył czoło.
- Hektografu? Przecież pani nie będzie go używać.
- Nie? Zaśmiał się.
- Myślę, że nasza panna Johannessen chciała sobie z pani trochę

zażartować. Ale tak już jest, gdy przychodzi nowy pracownik, pani
Ringstad. Wszyscy uwielbiają dokuczać nowym. - Zaraz jednak
spoważniał i się zamyślił. - Nie miałem jednak pojęcia, że panna

background image

Johannessen ma takie poczucie humoru... - Uchylił raz jeszcze kapelusza. -
Do zobaczenia, pani Ringstad - oświadczył i pomaszerował dalej w stronę
schodów.

Rozmowa wcale nie podniosła jej na duchu. Zyskała natomiast dowód

na to, co podejrzewała przez cały tydzień. Panna Johannessen celowo jej
wyłożyła zasadę działania powielacza, żeby ją nastraszyć. Nie wróżyło to
dobrze ich dalszej współpracy-

Ku swemu zdumieniu zauważyła przy jednym z wolnych do tej pory

biurek młodego mężczyznę. Zarówno Reidar, jak i Emanuel twierdzili, że
mężczyźni i kobiety nie pracują w biurach w jednym pomieszczeniu. Mało
tego, słyszała, że kobieta nie może usiąść na fotelu, na którym chwilę
wcześniej siedział mężczyzna.

Przyszła panna Johannessen i pośpiesznie zerknęła na swój kieszonkowy

zegarek, żeby skontrolować, czy Elise pojawiła się punktualnie, a
następnie zwróciła się do nieznajomego.

- To nasza nowa urzędniczka, o której panu opowiadałam, panie

Samson.

Uśmiechnęła się do niego i Elise po raz pierwszy miała okazję zobaczyć

pogodne oblicze swojej przełożonej. Mężczyzna wstał i podał Elise rękę:

- Sigvart Samson, bardzo mi miło.
- Elise Ringstad - ukłoniła się.
Nie odezwał się więcej. Ogarnęła ją niepewność, czy powinna jakoś

nawiązać rozmowę. Nie pytał o to, jaką szkołę ukończyła, ale pewnie
panna Johannessen już mu wszystko opowiedziała. Zapadło kłopotliwe
milczenie, w końcu Elise skierowała kroki do swojego biurka i usiadła. W
tym samym momencie zauważyła, jak panna Johannessen mrugnęła do
Samsona i uśmiechnęła się porozumiewawczo. Elise zdawało się, że
słyszy jej myśli: „Sam pan widzi! Pochodzi z robotniczej rodziny i
pracowała jako prządka w fabryce. I co pan o tym sądzi?"

Postanowiła udać, że się niczego nie domyśla. Zyskać szacunek może

tylko sumienną pracą.

Panna Johannessen podeszła do niej wolnym krokiem.
- Pomyślałam sobie, pani Ringstad, że zacznie pani się dziś uczyć pisać

na maszynie. Właściwie powinna pani posiadać już tę umiejętność,
przychodząc do nas. Tego uczą w szkole handlowej. Mamy tu tyle pracy,
że nie ma czasu na przyuczanie, ale skoro majster Paulsen tak postanowił,
to... - skrzywiła się. - Najpierw jednak proszę wyczyścić lampy naftowe.

Odwróciła się i już miała wracać do swojego biurka, gdy coś jej się

jeszcze przypomniało.

background image

- Poza tym teraz, gdy w naszym towarzystwie mamy też mężczyznę, do

pani obowiązków należeć będzie opróżnianie spluwaczki. No i straszny tu
kurz. Proszę najpierw powycierać kurze szczotką z piór.

Choć pracowała w pocie czoła, dopiero przed przerwą obiadową zdążyła

uporać się ze wszystkim, co jej zleciła panna Johannessen poza
sporządzaniem list płac.

Spoglądając na maszynę do pisania o nazwie „Liliput", czuła, jak jej się

pocą dłonie. Panna Johannessen objaśniła jej wszystko tak szybko, że
trudno było za nią nadążyć, a sytuację dodatkowo komplikowało
zdenerwowanie.

Odnajdywanie odpowiednich liter na klawiaturze zajmowało jej tyle

czasu, że w końcu panna Johannessen przyniosła wielką księgę opatrzoną
tytułem „Formularze i pisma" i poprosiła, by zamiast tego wprowadziła do
tej księgi odręcznie umowy zakupu. I gdy wreszcie nadeszła pora przerwy
obiadowej, Elise była wykończona i przygnębiona.

Musiała jeszcze zapytać majstra, czy mogłaby się nazajutrz zwolnić na

pogrzeb. Ociągała się w nadziei, że panna Johannessen wyjdzie, bo nie
chciała przy niej pukać do gabinetu majstra. Ponieważ jednak przełożona
nie zamierzała najwyraźniej opuszczać biura, a Elise nie mogła dłużej
zwlekać, bo sąsiadka, która opiekowała się Jensine, już na nią czekała, nie
miała innego wyboru.

Majster siedział za wielkim biurkiem z ciemnego drewna. Na środku

blatu znajdował się piękny komplet do pisania z dwoma kałamarzami, a
obok srebrne pudełko na cygara. Na ścianie za plecami majstra wisiały
piękne dyplomy.

Podniósł wzrok znad papierów, a na widok Elise jego twarz rozjaśniła

się w uśmiechu. Dodało to jej odwagi.

- Przepraszam, że przeszkadzam, majstrze Paulsen, ale chciałam się

dowiedzieć, czy będę się mogła jutro zwolnić na pogrzeb. - Zauważyła, że
przez jego twarz przemknął cień przerażenia, dodała więc pośpiesznie: -
Umarła córeczka mojej mamy, żyła tylko parę dni.

Strach ustąpił miejsca uldze. Czyżby się przeraził, że coś się stało

Hildzie albo Isacowi?

- To smutne. Jak przyjęła to pani mama?
- Bardzo ciężko. Tyle przeszła w ostatnim czasie, najpierw choroba,

potem śmierć ojca.

Pokiwał głową.
- Pamiętam. Pociechą może być to, że ma was czworo. Mam nadzieję,

że potrafi to docenić.

background image

- Owszem. Poza tym jej obecny mąż ma córeczkę z pierwszego

małżeństwa.

- W takim razie mama powinna się cieszyć. Nie widzę powodu, by

kobiety rodziły zbyt wiele dzieci. Przeludnienie sprzyja biedzie i nędzy.

- Jest więc możliwe, bym zwolniła się jutro na kilka godzin?
- Oczywiście. Jak nauka? Liliput to podobno maszyna szybko pisząca,

tak ją przynajmniej reklamują. To niezwykłe, że od razu uzyskuje się
gotowe pismo bez sporządzania matrycy, prawda?

Elise przytaknęła, dodała jednak:
- Nie zdążyłam jeszcze zbyt wiele poćwiczyć, bo wcześniej musiałam

wykonać mnóstwo innych rzeczy

Majster popatrzył na nią, a u nasady nosa utworzyła mu się głęboka

bruzda.

- Chyba nic nie jest pilniejsze od nauki pisania na maszynie?
Elise wpadła w zakłopotanie. Nie zamknęła za sobą porządnie drzwi,

więc panna Johannessen na pewno słyszy, o czym rozmawiają. W każdym
razie jeśli uważnie nasłuchuje.

- Zaraz po przerwie obiadowej będę dalej ćwiczyć, panie Paulsen -

dygnęła i wyszła.

Jak się słusznie domyślała, panna Johannessen stała tuż przy drzwiach

zła jak furia.

- Musiała pani opowiadać majstrowi, że zajmowała się czymś innym niż

pisanie na maszynie? Nic na to nie poradzę, że jest pani taka powolna i
codzienne czynności zajmują pani tyle czasu, że nie nadąża pani wykonać
zleconej pani pracy.

Elise nie odpowiedziała. Szybkim krokiem opuściła biuro- i odetchnęła

głęboko dopiero, gdy znalazła się na schodach. Co za jędza!

Po powrocie do domu zastała list z duńskim znaczkiem pocztowym. Od

razu się domyśliła, że to nie od Johana, bo adres napisany był na maszynie.
Podziękowawszy za pomoc pani Jonsen, sąsiadce, która opiekowała się
Jensine, podekscytowana rozerwała kopertę. Pisali z wydawnictwa.
Pogratulowali jej książki i zaoferowali dwadzieścia pięć koron zaliczki.
Elise zrobiła wielkie oczy: dwadzieścia pięć koron! To tyle, ile zarabiała w
trzy tygodnie, stojąc przy maszynie po dwanaście godzin dziennie. A na
dodatek otrzyma więcej, kiedy książka trafi do sprzedaży. Wydawcy pisali
także, że z wielką radością oczekiwaliby jej wizyty w Kopenhadze, ale od
Johana Thoresena dowiedzieli się, że niedawno urodziła dziecko i z tego
powodu nie może przybyć. Elise była wdzięczna Johanowi, że znalazł
wiarygodną wymówkę. Gdyby stać ją było na podróż i opłacenie niańki,

background image

wyjechałaby w jednej chwili.

Oderwała spojrzenie od kartki i rozmarzonym wzrokiem popatrzyła

przez okno. Gdyby tak pojechać do Kopenhagi, poznać ludzi w
wydawnictwie, a potem spotkać się z Johanem...

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Pogrzeb dziecka mamy i Asbjorna był dla wszystkich ciężkim

przeżyciem. Widok maleńkiej trumny obłożonej kwiatami i rozdzierający
płacz mamy zdawał się niemal nie do wytrzymania. Wprawdzie Elise
widziała już w swoim życiu niejeden karawan z trumienką niknącą wśród
czarnych draperii, bo ludzie nad rzeką przywykli do takich obrazków, ale
w Kjelsas, gdzie ludziom powodziło się lepiej, pogrzeb maleństwa
wywołał spore poruszenie. I chociaż mama z Asbjornem nie zdążyli
jeszcze poznać wielu sąsiadów w okolicy, kościół był wypełniony po
brzegi, a Elise jeszcze na żadnym pogrzebie nie widziała tylu kwiatów.
Mama była niepocieszona, a twarz Asbjorna wykrzywił grymas bólu i
rozgoryczenia, Anne Sofie zaś, blada i poważna, siedziała sztywno w
pierwszej ławce i nawet się nie poruszyła.

Elise znów uderzyło, że dziewczynce nie jest chyba lekko, i pomyślała,

że mama, zamiast rozmyślać bez przerwy o utraconym niemowlęciu,

background image

powinna się raczej skupić na Anne Sofie. Ale zdawała sobie sprawę, że
łatwo doradzać, gdy się samemu nie było nigdy w takiej sytuacji.

Gdy w kazaniu pastor nawiązał do słów Pana Jezusa: „Pozwólcie

dzieciom przychodzić do mnie. Nie zabraniajcie im, bo do nich należy
Królestwo Niebieskie", mama rozszlochała się jeszcze bardziej. Widząc to,
głęboko nieszczęśliwy Peder też uderzył w płacz, a wówczas i Evertowi
trudno było powstrzymać łzy. Hilda na pewno myślała o krótkim życiu
swojej córeczki, bo też wciąż podnosiła do oczu chusteczkę. Na ławce tuż
przed nimi siedziała jakaś kobieta, która zapewne również kogoś straciła,
bo łkała niemal tak głośno jak mama. Elise nie uczestniczyła nigdy w
pogrzebie, na którym popłynęłoby tyle łez. Ludzie znad rzeki przywykli
do śmierci i traktowali ją jak naturalny element życia. Kiedy matka sporej
gromadki dzieci traciła w wypadku męża, sąsiadki pocieszały ją, że
przynajmniej nie ma dziesięciorga albo dwanaściorga gąb do wyżywienia.
A kiedy matce umiera małe dziecko, nie ma ona ani siły, ani czasu na zbyt
długą żałobę, bo całą swoją energię poświęcić musi na to, by utrzymać
przy życiu te, co pozostały.

Na kawę po pogrzebie zaproszono tylko ich i panią Evertsen. Rodzice

Asbjorna nie żyli, a inni krewni z Bekkelaget nie mieli możliwości
przybyć. Może śmierć noworodka nie poruszyła ich na tyle, by zadać sobie
trud przyjazdu.

- Kiedy już kondukt żałobny odprowadził trumnę do grobu i została

zasypana ziemią, Elise ponownie zwróciła uwagę na starszą kobietę, która
wyglądała na głęboko nieszczęśliwą. Zerkała bez przerwy na mamę,
Asbjorna i Anne Sofie. Elise nie widziała jej nigdy wcześniej, więc uznała,
że to pewnie jakaś nowa sąsiadka. Asbjorn nie odstępował swojej bolejącej
żony na krok i podtrzymując ją opiekuńczym ramieniem, prowadził w
stronę cmentarnej bramy. Anne Sofie została na chwilę sama. Elise chciała
do niej podejść, ale wówczas zauważyła, jak ta obca kobieta pochyla się
nad dziewczynką i coś do niej mówi. Anne Sofie spojrzała na nią
zawstydzona i pokiwała lekko głową. Kobieta pochyliła się jeszcze niżej i
pocałowała ją w policzek. Na pewno to jakaś wrażliwa osoba. Możliwe, że
też zauważyła, iż dziewczynka ostatnio pozostawiona była samej sobie.

Elise zwlekała przez chwilę, po czym podeszła do nich powoli.
Kobieta podniosła gwałtownie wzrok, a na jej twarzy odmalowało się

przerażenie. Chciała odejść pośpiesznie, ale Elise ją zatrzymała.

- Proszę nie odchodzić! Pomyślałam, że jest pani pewnie jakąś nową

sąsiadką mojej mamy, i miałam ochotę się przywitać.

Kobieta odwróciła głowę i popatrzyła w kierunku mamy i Asbjorna,

background image

którzy zdążyli już odejść spory kawałek.

- Jestem babcią Anne Sofie - odezwała się kobieta po chwili z oczami

pełnymi łez: - Proszę mi wybaczyć, ale tak strasznie się stęskniłam za
Anne Sofie. To moja jedyna wnuczka, córka była jedynaczką.

- Pewnie jest pani bardzo ciężko. - Elise ogarnęło współczucie dla tej

kobiety. - Mieszka pani daleko stąd?

Kobieta pokręciła głową.
- Mieszkamy przy Anton Schjoths gate. Niedaleko Wzgórza Świętego

Jana - dodała, sądząc zapewne, że Elise nie zna okolicy.

Elise ogarnęło dziwne uczucie. Przypomniało jej się, że Asbjorn

opowiadał im kiedyś, że mieszkał przy Anton Schjoths gate razem ze
swoją pierwszą żoną. Pewnie razem z teściami? Ale przecież przed
przeprowadzką do Kjelsas mieszkał z mamą i córeczką właśnie w tamtej
okolicy. Dlaczego nie pozwalał dziewczynce spotykać się z dziadkami?

- Wolno mi zapytać, czy zna pani nową żonę Asbjorna? - zapytała

kobieta bardzo ostrożnie.

Elise poczuła się nieswojo. Czyżby to mama zabraniała Asbjornowi

utrzymywać kontakty z rodzicami pierwszej żony? Może nie należy się
dziwić? Pewnie jest zazdrosna o przeszłość męża, ale czy pomyślała o
dziecku? Dlaczego miałaby z tego powodu cierpieć Anne Sofie?

- Jestem jej najstarszą córką. Kobieta poczerwieniała gwałtownie.
- Przepraszam, nie wiedziałam.
- Skąd miała pani wiedzieć. Czy to moja mama robi pani trudności?
Kobieta pośpiesznie pokręciła głową.
- Nie, nic takiego nie powiedziałam. Bardzo się cieszę, że Asbjorn ożenił

się ponownie. Był taki samotny i nieszczęśliwy po śmierci mojej córki.
Cieszyłam się też, że Anne Sofie ma nową rodzinę. Spotkałam się z
wnuczką raz już po przeprowadzce do domu przy Beierbrua. Była taka
radosna i zadowolona, opowiadała o starszych chłopcach, z którymi się
bawi, i o pluszowym misiu, pożyczonym od jednego z nich. Zdaje się, że
od Pedera?

Elise przytaknęła z uśmiechem.
- Chłopcy bardzo polubili Anne Sofie. Ostatnio nie bywali tu, w Kjelsàs,

bo mama nie czuła się najlepiej, ale zimą często tu zaglądali. Za każdym
razem cieszą się na spotkanie z Anne Sofie.

- Jak to dobrze dla niej. Cieszę się, że udało mi się z panią porozmawiać,

bo bardzo się niepokoiłam. Kiedy dowiedziałam się, że pani mama jest
przy nadziei, trochę się lękałam. Bałam się, że Anne Sofie przeżyje kolejną
tragedię, po raz drugi straci matkę. Tymczasem straciła siostrzyczkę, choć

background image

na szczęście nie zdążyła jej jeszcze pokochać.

Elise korciło zapytać kobietę o coś, ale nie była pewna, czy powinna. W

końcu nie wytrzymała.

- Czy to moja mama, czy Asbjorn sprzeciwia się pani spotkaniom z

wnuczką?

Na smutną twarz wypłynął rumieniec.
- Nic dziwnego, że nie chcą, bym ich niepokoiła, w końcu jestem matką

pierwszej żony Asbjorna.

Elise skinęła głową ze zrozumieniem i wyjaśniła:
- Umówiłam się z Anne Sofie, że będzie mogła do nas przychodzić i

bawić się z dziećmi. Przeprowadziliśmy się niedawno na Hammergaten.
Jeśli mi pani powie, pod jakim numerem na Anton Schjoths gate pani
mieszka, wyślę któregoś z chłopców, by panią powiadomił, kiedy Anne
Sofie nas odwiedzi. Może się pani spotykać z nią u nas. Uważam, że nie
powinno się uniemożliwiać dziadkom kontaktów z wnukami.

Zauważyła, że oczy ciężko doświadczonej babci rozbłysły radością,

zaraz jednak radość w nich przygasła.

- Nie jestem pewna, czy Asbjornowi się to spodoba. W każdym razie

najpierw trzeba go zapytać.

- Porozmawiam o tym z mamą. Oczy babci Anne Sofie znowu zalśniły.
- To naprawdę wyjątkowo miło z pani strony, nie chciałabym jednak, by

z tego powodu powstały w rodzinie jakieś niesnaski.

- Moja mama ciężko chorowała na suchoty i przez długi czas leżała w

łóżku, a jej stan wciąż się pogarszał. Byliśmy pewni, że ją stracimy.
Jednak dzięki pewnemu wspaniałomyślnemu człowiekowi mama została
umieszczona w sanatorium Grefsen i cudem ozdrawiała. Długa choroba
jednak bardzo ją zmieniła. Wcześniej była nadzwyczaj pracowita i
zręczna, pracowała w fabryce po dwanaście godzin dziennie i miała
czworo dzieci, którymi się opiekowała po powrocie do domu. Gdy
zachorowała, jako najstarsza przejęłam odpowiedzialność za braci. Siostra
miała wtedy szesnaście lat. Od tamtej pory matkuję im i ich utrzymuję.
Nie potrafię właściwie stwierdzić, czy to wina mamy, czy moja, że taki
stan rzeczy się utrzymuje. Dobrowolnie wzięłam na siebie
odpowiedzialność za braci, a mama nie miała nic przeciwko temu, by tej
odpowiedzialności uniknąć. Może powinnam była ją zmusić, by zdała
sobie sprawę, że chłopcy są jej dziećmi, nie moimi. Po ślubie wraz z
mężem przeprowadziliśmy się do domu majstra, a mama i bracia razem z
nami. Nadal przez cały ten czas tylko ja się nimi zajmowałam. No a kiedy
mama i Asbjorn się pobrali i przeprowadzili, nawet nie rozważali moż-

background image

liwości zabrania chłopców ze sobą.

Mówiła z przejęciem, zdumiona własną szczerością wobec całkiem

obcej kobiety, ale czuła, że babci Anne Sofie należy się wyjaśnienie.

Zauważyła, jak twarz kobiety złagodniała i uleciał z niej smutek.
- Tak się cieszę, że mi pani o tym opowiedziała, pani...
- Ringstad, Elise Ringstad.
- Przyznaję, że trudno mi było pojąć, jak matka mogła się wyprowadzić

od swoich dzieci. Teraz jednak rozumiem wszystko o wiele lepiej. -
Uśmiechnęła się zakłopotana. - Jeśli się pozna przyczyny, łatwiej kogoś
zrozumieć. Bardzo się bałam, że nowa żona Asbjorńa jest... - zamilkła,
zagryzając usta.

- Rozkapryszoną egoistką - pomogła jej dokończyć Elise. - Mama

kiedyś taka nie była. Zawsze stawiała na pierwszym miejscu dzieci. Gdy
brakowało nam jedzenia, mówiła, że nie jest głodna, a jeśli rzadko trafiało
się coś smacznego, udawała, że nie ma ochoty albo że ją mdli, by dla nas
było więcej. Byliśmy dla niej najważniejsi. Nigdy jednak nie wiadomo, jak
poważna choroba wpłynie na człowieka. Jedni nabierają pokory i
wdzięczności, że przeżyli, inni wciąż lękają się, że mogą na nowo
zachorować, i zaczynają przesadnie dbać o siebie.

- Przemawia przez panią prawdziwa mądrość, pani Ringstad. Tak się

cieszę, że panią spotkałam. Ale widzę, że już wszyscy poszli, za chwilę
zostaniemy tu same. - Rozejrzała się wokół i dodała: - Niewiele tu grobów.
Słyszałam, że kaplicę i cmentarz otwarto tu dopiero przed paru laty. -
Zerknęła znów na Elise i spytała: - Czy oni mieszkają daleko stąd?

Elise pokręciła głową. - Nie, niedaleko, w willi „ Almsdorf " poniżej

hotelu. Nie byłam tam wiele razy, ale to niedaleko stacji kolejowej Kjelsàs.

- To chyba duża i elegancka willa?
- Tak, ale oni wynajmują tylko jedno skrzydło na tyłach. Willa ma duży

ogród, jest tam też obora i stajnia. Wydaje mi się, że Anne Sofìe dobrze się
tam czuje.

- Ale jak ona się dostanie stamtąd do państwa? To daleko.
- Mam nadzieję, że Asbjorn zgodzi się ją do nas przyprowadzać.
- Jeśli mu żona pozwoli.
Elise zrobiło się wstyd za mamę.
- Jeśli nie, to poproszę Kristiana, starszego z braci. On nigdy nie

odmawia, gdy go proszę o pomoc.

- Do widzenia, pani Ringstad. Nie potrafię wyrazić, jaką ulgę przyniosła

mi rozmowa z panią. Myślę o Anne Sofie dniem i nocą i bardzo za nią
tęsknię. Rozumie pani, ona jest taka podobna do swojej mamy! Zupełnie

background image

jakbym widziała swoją córkę w dzieciństwie. - Jej oczy znów napełniły się
łzami.

Elise patrzyła na nią z głębokim współczuciem.
- Czyż życie nie jest dziwne? - odezwała się. - W ubogich rodzinach

robotniczych dzieci rodzą się prawie co roku i rodzice dwoją się i troją, a i
tak nie dają rady, by zapewnić im byt. Gdzie indziej tymczasem rodzi się
tylko jedno dziecko, i jeszcze na dodatek umiera. Nie ma sprawiedliwości
na tym świecie.

- Święta racja! Nie ma sprawiedliwości. Jedyną pociechą jest to, że

wszyscy po śmierci trafimy do tego samego nieba. - Obie skierowały
wzrok na niewielki kopczyk obłożony kwiatami. - Tylko że niektórzy
odchodzą za wcześnie - dodała z westchnieniem.

Elise szła powoli za innymi w stronę willi „ Almsdorf", a w głowie

kłębiły jej się najrozmaitsze myśli. Postanowiła odbyć poważną rozmowę
z mamą, gdy minie trochę czasu od śmierci i pogrzebu córeczki.

Miło było znów spotkać panią Evertsen, bo choć dom majstra stał nie

tak daleko od Andersengarden, to jednak rzadko się spotykały. Pani
Evertsen zwykle spacerowała w górę Sandakerveien po drodze do Sagene
albo do mleczarni. Rzadko kiedy wybierała drogę przez most Beierbrua i
Maridalsveien. Minionej zimy ponadto trochę niedomagała i w ogóle
rzadko wychodziła.

- O, a co u ciebie, Elise? - zagadnęła dawna sąsiadka. - Słyszałam, że

zmieniłaś pracę. Czyżby hala fabryczna wydawała ci się nie dość dobra?

Elise uśmiechnęła się. Przygotowała się na to, że wiele osób przyjmie z

niechęcią, a nawet gniewem wiadomość o tym, że została urzędniczką.
„Niech ci się nie zdaje, że jesteś kimś", brzmi znane powszechnie
powiedzenie i takimi kategoriami się tu myślało.

- Wie pani przecież, że kiedy wyszłam za mąż i urodziłam dzieci, nie

mogłam pracować dłużej jako prządka. W zeszłym roku na jesieni stałam
za ladą w sklepie wdowy Borresen w dole przy Telthusbakken, a jeszcze
wcześniej byłam krawcową. Kiedy jednak zaoferowano mi posadę w
biurze, nie mogłam oczywiście odmówić.

- Ale dlaczego właśnie tobie? Może się mu spodobałaś? Elise usiłowała

się opanować, bo w końcu przyszli na stypę.

Nie wolno jej wpadać w gniew i złość, gdy mama jest taka zdruzgotana.
- A jakżeby inaczej? Przecież w innym przypadku nie zatrudniłby prostej

robotnicy.

Pani Evertsen popatrzyła na nią z zachłanną ciekawością i zapytała:
- Zauważyłaś to czy może powiedział ci o tym wprost? Elise

background image

uśmiechnęła się.

- Przecież ja tylko żartuję, nie domyśliła się pani? Majster potrzebował

kogoś do biura i zauważył, że potrafię ładnie kaligrafować. A może zapytał
mojej nauczycielki w szkole w Sagene i dowiedział się, że byłam najlepszą
uczennicą w klasie?

Nie wyglądało na to, by pani Evertsen dała się przekonać. Elise znała ją

na tyle, by wiedzieć, że sąsiadka wolałaby, aby było coś na rzeczy.
Skupiłaby na sobie uwagę, gdyby przyniosła taką nowinę.

Elise westchnęła. Prawie już zapomniała, jaka z tej pani Evertsen

wścibska plotkara. W pierwszej chwili, gdy ją ujrzała, naszły ją wyłącznie
miłe wspomnienia z Andersengarden. Pamięta, jak pani Evertsen siadała
przy stole nad kubkiem kawy i opowiadała nowiny z okolicy, zabawne i
czasami ważne. Informowała na przykład, komu potrzebna jest pomoc, a
od kogo lepiej się trzymać z daleka.

Mama siedziała w fotelu, zdając się na córki, które częstowały gości

kawą i ciasteczkami. Gospodyni domu, którą Elise widziała tylko raz, gdy
tu przyszła po raz pierwszy, wydawała się cicha i dobroduszna. Okazała
ogromne współczucie mamie i Asbjornowi. Na stypę użyczyła im nawet
swojego dużego salonu. Pomieszczenie było piękne, na postumentach
umieszczono wielkie paprocie w mosiężnych donicach, na ścianach
wisiały gęsto obrazy w owalnych czarnych ramach, a oprócz tego duży
haftowany obraz przedstawiający dom i ogród. Uśmiechając się skromnie,
gospodyni wyznała, że sama go wyhaftowała. W salonie stało dużo mebli,
więc trudno było się poruszać. Podłogę przykrywał gruby piękny dywan.
Do ściany był przymocowany stół, na którym leżały fajki, a między
oknami wisiało duże lustro w złoconej ramie.

Gdy Elise nalała już wszystkim kawy, usiadła obok gospodyni, bo

bardzo chciała usłyszeć historię tej okolicy. Pani Muus, bo tak się
nazywała gospodyni, urodziła się i wychowała we dworze Nordre Äsen.
Rozgadała się i już po chwili dowiedzieli się, że to jej dziadek pomógł
policji złapać złodzieja wszech czasów Ole Pedersena Hoilanda po
napadzie na Norges Bank, którego dokonał w 1836 roku.

Peder i Evert, którzy siedzieli w pobliżu, wyostrzyli słuch i

rozszerzonymi oczami wpatrywali się w panią Muus, która zachęcona
skupioną na niej uwagą chętnie opowiedziała, co się wtedy wydarzyło.

- Mój dziadek wybrał się na wzgórze niedaleko Disen, żeby zajrzeć do

letniej stodoły, z której podobno ukradziona siano. Kiedy tam dotarł, ze
stodoły wybiegł jakiś mężczyzna. Na parceli Bekkestua od poprzedniej
jesieni mieszkał jeden z jego komorników. Dziadek i towarzyszący mu

background image

pomocnik znaleźli w stodole ukryte banknoty. Okazało się, że komornik
był wcześniej strażnikiem w więzieniu w Akershus i tam poznał Ole
Pedersena Hoilanda, gdy ten odsiadywał swój wyrok. Zrobiło mu się go
żal, kiedy złodziej opowiedział mu, że tak naprawdę jest uczciwym
człowiekiem, a kraść zaczął tylko dlatego, że matka błagała go z płaczem,
by zdobył chleb dla rodziny, kiedy w domu zabrakło pożywienia. Od tego
się zaczęło, żalił się Ole Pedersen Heiland. Gdy już raz uznano mnie za
złodzieja, niełatwo mi było się uwolnić od tego piętna, więc równie dobrze
mogłem kraść dalej.

Peder, choć dobrze wiedział, że nie należy przerywać dorosłym, jak

zwykle się zapomniał.

- I co było potem? Udało mu się uciec? Pani Muus uśmiechnęła się.
- Ole Pedersen Hoiland był nie tylko mistrzem we włamywaniu się, ale

także jak mało kto potrafił wydostać się z więzienia. Komornik pozwolił
mu przenocować w stodole, ale po kilku dniach złodziej został złapany i
osadzony znów w areszcie, skąd uciekł ponownie. Ukrył się wówczas w
grocie tu, przy wzgórzu Grefsen. Jeśli chcecie, pokażę wam kiedyś, w
którym miejscu. Podobno nadal są tam ukryte pieniądze. Wielu chłopców
już próbowało je odnaleźć.

Peder i Evert wydali z siebie okrzyk radości.
Elisd uciszyła pośpiesznie chłopców, widząc zagniewane spojrzenie

mamy. Na stypie nie należy się śmiać i bawić.

- No i co było dalej? - dopytywał się szeptem Peder. - Złapali go jeszcze

raz?

Pani Muus przytaknęła, tym razem z powagą.
- Tak, ale za każdym razem udawało mu się uciec. To był miły i

serdeczny człowiek. Ojciec jednego mojego znajomego był w młodości
woźnicą. Którejś jesiennej nocy, gdy wracał do domu, zatrzymał go
sympatyczny mężczyzna i poprosił, by go kawałek podwiózł. Kiedy
podróżny wychodził, podarował woźnicy srebrnego talara i rzekł:

- To zapłata za podwózkę. Możesz teraz wszystkim przekazać

pozdrowienia i pochwalić się, że wiozłeś Ole Pedersena Hoilanda.

Peder miał oczy jak guziki i pytał z zapałem:
- Myśli pani, że on nadal siedzi tam w tej grocie? Pani Muus pokręciła z

uśmiechem głową.

- Nie, umarł ponad pięćdziesiąt lat temu. Zamknięto go w solidnej klatce

w lochach Akershus. Mieszkańcy Kristianii ciągnęli tłumnie, by zobaczyć
więźnia za kratkami. Ale choć wydawało się, że stamtąd nie ma szans
ucieczki, zdołał się jakoś podkopać i uciec raz jeszcze. Doniósł na niego

background image

krawiec. Ludzie, głęboko współczując Ole Pedersenowi Hoilandowi, tak
strasznie się wściekli na krawca, że omal go nie zlinczowali. Tym razem
więzień nie zdołał już wydostać się na wolność i odebrał sobie życie. Tak
więc, jak sami rozumiecie, chłopcy, przestępstwo nigdy nie popłaca.

Chłopcy jednak zdawali się nie słyszeć ostatnich słów pani Muus. Evert

zwrócił się do Pedera:

- Jak on zdołał zrobić dziurę w podłodze?
- Może miał w kieszeni nóż?
- Nie dałby rady się podkopać i uwolnić z celi, posługując się jedynie

nożem, to chyba jasne.

- To może skradł siekierę?
Twarz Everta rozpromieniła się, gdy dodał:
- A może jakiemuś innemu strażnikowi zrobiło się go żal i mu pomógł w

ucieczce?

Asbjorn podszedł do nich i rzucił półgłosem:
- Wydaje mi się, że wasza mama czuje się zmęczona. Chyba będzie

lepiej, gdy już sobie pójdziecie.

Elise podniosła się szybko i zagoniła braci:
- Chodźcie, chłopcy! - A zwracając się do gospodyni, dodała: - Żegnam,

pani Muus! Bardzo było mi miło panią poznać, szkoda, że w tak przykrych
okolicznościach.

- Dziękuję i nawzajem, pani Ringstad. Słyszałam o pani od mojej

ukochanej siostrzenicy, Helenę Fryksten. Jest panią zachwycona.

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Tego dnia, gdy miał się odbyć chrzest Jensine, obudził ich rzęsisty

deszcz. Elise wyskoczyła z łóżka i wyjrzała przez okno.

- A ja miałam taką nadzieję, że usiądziemy sobie w ogrodzie. Emanuel

zagrzebał się w poduszkach i wyciągając leniwie ramię, rzekł:

- Poleź ze mną jeszcze trochę, Elise.
- Nie ma czasu, Emanuelu. Twoi rodzice przyjadą porannym pociągiem.
- Ale znajdziesz chyba chwilę, by mnie chociaż pocałować?
Pochyliła się nad nim, a on w tym samym momencie chwycił ją i

pociągnął do siebie na łóżko, zadzierając jej nocną koszulę. Leżała na
brzuchu, kopiąc nogami, by się uwolnić. Bała się, że usłyszą ich chłopcy.
A jeśli Peder wpadnie z impetem do środka, żeby podzielić się jakąś
ważną nowiną?

Emanuel, przytrzymując jej ramiona, obrócił się tak, że znalazł się na

wierzchu, a ona pod nim.

- Emanuelu, proszę. Przecież w każdej chwili może pojawić się Peder.

Słyszałam, że chłopcy już się obudzili.

Zaśmiał się cicho.
- Ty kłamczucho, przecież jest całkiem cicho.
- Ale ja nie zdążę ze wszystkim. Nie nakryłam jeszcze do stołu.
- Czy stół jest ważniejszy ode mnie? Usiłowała się roześmiać.
- Owszem, akurat w tej chwili jest ważniejszy. Chwycił ją mocniej i

podniósł.

- Niech pani tylko spróbuje mi uciec, pani Ringstad. - Obrócił ją i

całując w usta, sunął dłońmi po jej piersiach i dalej w dół ciała. - Muszę
cię po prostu mieć, cudna kobieto.

Zaczynała się powoli przyzwyczajać do tych jego powiedzeń. Musiał ją

mieć nieustannie. Czy on nigdy nie ma dość?

Czy z Signe też tak było? Ta myśl ją zabolała. Bo przecież Signe

odchodziła od zmysłów, gdy ją zostawił. Może ona też musiała go mieć?
Może tylko ze mną coś jest nie tak, zastanawiała się Elise.

Gdyby to był Johan... Z wysiłkiem powstrzymała się, by nie myśleć o

tym. Nie wolno jej o tym myśleć.

Kiedy Emanuel już postawił na swoim, Elise pośpiesznie umyła się

zimną wodą i włożyła odświętną sukienkę.

Emanuel leżał w łóżku i się jej przyglądał.

background image

- Chyba niebawem będziesz sobie mogła wreszcie pozwolić na nową

suknię - stwierdził.

- Na razie dostałam dwie tygodniówki i chociaż bywają w sklepach

eleganckie suknie za jakieś siedemnaście koron, to gdybym sobie taką
kupiła, nie starczyłoby na jedzenie, opał i czynsz.

- Chyba zapominasz, że masz męża, który też zarabia.
- Owszem, ale prawie cała twoja ostatnia wypłata poszła na filcowy

kapelusz i kalosze. Poza tym palenie cygar też pochłania sporo pieniędzy.

- Przecież Basma nie kosztuje więcej niż dwa ore, gdy się kupuje na

sztuki.

- Zdaje się, że wspominałeś, iż palisz Dubec, a one kosztują cztery ore.
- Wypominasz mi cztery ore - uśmiechnął się, jakby się z nią droczył.
Odwzajemniając mu uśmiech, odpowiedziała:
- Nie będę ci wypominać, jeśli natychmiast wstaniesz z łóżka i ubierzesz

się, nim zjawią się tu twoi rodzice.

W tym samym momencie wpadł Peder, jak zwykle zapominając

zapukać, i zawołał od progu:

- Elise! Emanuel! Już są! Emanuel wyskoczył z łóżka.
- Mówisz o moich rodzicach? Już przyjechali?
Elise pośpiesznie zeszła po schodach i otworzyła drzwi, zanim rozległo

się stukanie mosiężnej kołatki.

- Państwo Ringstad! Witamy serdecznie.
Rzucało się w oczy, jak bardzo mama Emanuela zmieniła się od ich

ostatniego spotkania. Wychudła i pobladła i zupełnie nie przypominała tej
zarozumiałej osoby, jaką Elise zapamiętała. Ale oczywiście nie omieszkała
rozejrzeć się po salonie i wyrazić zdziwienia, że dom nie jest większy, tyle
że powiedziała to jakoś inaczej, ciszej i bez pogardy w głosie.

Elise poprosiła, by usiedli, tłumacząc, że Emanuel będzie za chwilę

gotowy. Następnie wbiegła po schodach i poprosiła chłopców, by zeszli na
dół i zabawiali gości, gdy ona tymczasem ubierze Hugo. Przewinęła i
nakarmiła Jensine piersią o świcie, ale potem córeczka zasnęła. Teraz
wystarczyło więc owinąć ją tylko w kocyk, który dostała w prezencie od
sąsiadki, pani Jonsen.

Kiedy zmieniła pieluszkę Hugo i ubrała go, Kristian zniósł go na dół, a

ona sama wzięła na ręce Jensine. Zauważyła, że pani Ringstad zalśniły
oczy, gdy zobaczyła wnuczkę. Zachwiała się, wstając z krzesła, i
przytrzymawszy się oparcia, powiedziała:

- To naprawdę córeczka Emanuela...
Ku radości Elise pan Ringstad bardziej zainteresował się Hugo.

background image

- A niech to! Tu jest nasz mały berbeć! Jak on wyrósł! Hugo podreptał

do niego i przytrzymując się kolana dziadka,

by nie upaść, popatrzył na niego swoimi wielkimi oczyskami.
- Pan?
Pan Ringstad roześmiał się.
- Oczywiście, że pan, a kto inny, mały rozbójniku. Chodź tu do mnie!

Siądziesz mi na kolanach?

Poklepał ręką po udzie, a Hugo natychmiast wyraził ochotę, by się

wdrapać. Gdy Ringstad mu pomagał usiąść, Hugo pociągnął go za
łańcuszek przy kamizelce.

- Ostrożnie, to mój zegarek.
- Tik-tak - oświadczył Hugo, uśmiechając się od ucha do ucha. Zaraz też

dźwignął się na nóżki i chwycił Ringstada za nos. - Nos duzi.

Ringstad wybuchnął serdecznym śmiechem, aż mu się zatrząsł brzuch.
- Tak, tak, wiem, że jest duży. Słyszę to od dzieciństwa. Co jeszcze

zauważyłeś?

Na schodach pojawił się Emanuel, kończąc zapinać kamizelkę.
- Nie wiedziałem, że pociąg przyjeżdża tak wcześnie - tłumaczył się.
- A my nie wiedzieliśmy, że ty sypiasz tak długo - odparła z uśmiechem

pani Ringstad. - Ale należy ci się to, chłopcze. Tak ciężko pracujesz.

Elise pośpiesznie wyjęła filiżanki.
- Nic dla nas nie rób, Elise. Najedliśmy się przed samym wyjazdem z

domu. Ale biedaczek Emanuel z pewnością jest głodny.

Peder popatrzył na Emanuela przestraszony.
- Uderzyłeś się?
Emanuel popatrzył na niego, nic nie rozumiejąc.
- Dlaczego o to pytasz?
- No bo twoja mama mówi do ciebie „biedaczek". Emanuel uśmiechnął

się.

- Mamy już takie są, rozumiesz, Peder? Często powtarzają głosem

pełnym troski: „Biedaczku, mój kochany". Zresztą wystarczy posłuchać
Elise, jak z wami rozmawia.

Peder nic nie odpowiedział, ale Elise domyśliła się, co sobie pomyślał.
Elise była bardzo ciekawa, czy mama zdoła się przemóc i przyjść na

chrzciny wnuczki zaledwie w parę dni po pogrzebie swojej maleńkiej
córeczki. W kościele nie zauważyła mamy ani Asbjorna, ale gdy wrócili do
domu, stali przed domem i na nich czekali.

Podobnie jak ciotka Ulrikke, która nocowała w hotelu, by nie zrywać się

tak wcześnie na pociąg. Na chrzestną matkę Elise poprosiła Annę, a

background image

Emanuel zapytał Schwenckego, czy nie zechciałby zostać ojcem
chrzestnym. Elise wyraziła zdziwienie, że nie zapytał o to Carla Wilhelma,
tłumaczył jednak, że Olga Katrine jest przy nadziei i byłoby jej ciężko
przyjść, a poza tym zapraszając Schwenckego, chciał załagodzić
nieporozumienie, jakie wynikło wówczas, gdy wyjechał bez uprzedzenia z
ojcem Signe.

I tym sposobem na uroczystości nazbierało się ni mniej, ni więcej, tylko

dziewiętnaścioro osób. Hugo i Isac siedzieli przy dziecinnym stoliku,
który na tę okazję Elise pożyczyła od Hildy. Jensine zasnęła w wózeczku,
wyczerpana płaczem w kościele, a ponieważ chłopcy i Anne Sofie mieli
siedzieć razem z dorosłymi, do stołu nakryto dla szesnastu osób. W salonie
stał duży stół kuchenny, a od pani Jonsen Elise pożyczyła kilka
drewnianych krzeseł z oparciem. Trzy osoby siedziały na sofie i tym
sposobem miejsca starczyło dla wszystkich.

Tym razem w kuchni brakowało samarytanki mieszającej w garze

lapskaus z warzywami i z mięsem, tak jak na przyjęciu weselnym. Przez
cały sobotni wieczór Elise stała przy piecu i smażyła panierowane klopsy.
Od powrotu z pracy, póki nie zasnął, Peder marudził, że cieknie mu ślinka.
Elise miała nadzieję, że wszyscy się najedzą, bo do tego przygotowała
dużo sosu, ziemniaków i kapusty. Na deser zaplanowała mus jabłkowy po-
lany zasmażką z tartej bułki, masła i cukru, a do tego krem. Pani Jonsen
okazała się aniołem. Upiekła ciasto do kawy i nawet nie chciała zwrotu
pieniędzy za składniki, mimo że wcale jej się nie przelewało.

Mama zachowywała się dzielnie aż do chwili, gdy podczas obiadu

obudziła się Jensine. Elise przyniosła dziecko do salonu ubrane w rodową
szatkę do chrztu Ringstadów. Na jej widok mama wybuchnęła płaczem i
Asbjorn musiał ją wyprowadzić na zewnątrz. A kiedy wreszcie wróciła,
blada i zapłakana, nie tknęła jedzenia i nie posmakowała nawet deseru.
Wkrótce Asbjorn podniósł się od stołu i oznajmił, że w związku ze złym
samopoczuciem żony muszą już wracać do domu. Zapytał Kristiana, czy
nie sprowadziłby Karlsena, by ich odwiózł do domu konną dorożką.

Elise nie pojmowała, dlaczego mama nie poczeka do końca obiadu.

Zauważyła, jak Kristian spogląda przeciągle na półmisek z klopsami,
obawiając się z pewnością, że zabraknie dla niego, gdy wróci, więc
pośpiesznie uspokoiła go, że zatroszczy się o to, by mu coś zostawić.

Kiedy podjechała dorożka, Anne Sofie nie chciała wstać od stołu, ale

upomniana surowo przez ojca nie miała odwagi dłużej protestować.
Wybiegła z salonu ze łzami w oczach. Tak rzadko miała okazję przebywać
w towarzystwie innych dzieci i Elise widziała, jak jej było wesoło, gdy

background image

siedziała pomiędzy Pederem a Evertem. Szybko wyszła do kuchni,
zapakowała dwa kawałki ciasta i wetknęła dziewczynce do rączki, nim
wyszła.

Wróciwszy do salonu, zauważyła zmianę nastroju wśród gości.
- Wydaje mi się, że twoja mama źle wygląda, Elise - odezwała się pani

Ringstad szczerze zatroskana.

Ciotka Ulrikke przybrała surowy wyraz twarzy.
- Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że mogłaby wytrzymać do końca

obiadu.

Ku radości Elise Emanuel stanął w obronie swojej teściowej.
- Nie zapominaj, ciociu, że ona właśnie straciła dziecko. Ale ciotka

Ulrikke była bezlitosna.

- Przecież ona ma już czworo własnych dzieci i jedną pasierbicę. Ja nie

mam żadnego.

Peder popatrzył na nią swoimi oczami wielkimi jak spodki.
- Jak to, ani razu się pani z nikim nie gziła?
Ciotka Ulrikke zrobiła się purpurowa na twarzy, pani Ringstad była zaś

wyraźnie wstrząśnięta. Anna, Torkild i Schwencke nie wiedzieli, gdzie
podziać oczy, a Hilda wpadła we wściekłość. Wstała gwałtownie od stołu,
szarpnęła Pedera i za ucho wyprowadziła go do kuchni, gdzie go złajała
tak, że aż było słychać w salonie.

Elise rozejrzała się wokół zawstydzona i wymamrotała:
- Bardzo przepraszam za Pedera, ale słyszy i uczy się takich rzeczy od

dzieciaków z ulicy.

Wtedy do jej uszu dobiegł dziwny odgłos i gdy spojrzała w kierunku,

skąd dochodził, zobaczyła pana Ringstada, usiłującego stłumić śmiech.
Sięgnął po dużą chustkę i udając, że czyści nos, wstał, wymamrotawszy
„przepraszam", i wyszedł. Elise pośpieszyła do kuchni, by przynieść deser.

Przez okno widziała, jak Hilda tłumaczy Pederowi, jak powinny się

zachowywać grzeczne dzieci. Okno było uchylone, by na szybach nie
osiadała para, więc dolatywały do niej pojedyncze słowa.

- Nie wolno mówić na głos o takich sprawach, chyba rozumiesz.
- A dlaczego nie? - Peder nie był bezczelny, lecz po prostu był

nieświadomy.

- Bo to brzydko.
- A czemu ludzie to robią, skoro tak jest brzydko?
- Bo... bo... - Hilda zająknęła się. Elise domyśliła się, że ma kłopoty z

wiarygodnym wyjaśnieniem. - Bo musimy. Inaczej nie rodziłyby się dzieci
- wydusiła wreszcie z siebie.

background image

- A dlaczego ty i Elise musicie, a ciocia Ulrikke nie?
- Bo ona nie ma męża.
- To po co wychodziłaś za mąż? Jakbyś nie wyszła, to nie musiałabyś

tego robić.

- Ponieważ chciałam mieć dzieci, rozumiesz, głupku?
- Ale tobie się jakoś udało i nie musisz tego robić, prawda? - W głosie

Pedera pobrzmiewała radość.

Zapadła cisza. Peder ugodził Hildę w czułe miejsce. Bo siostra póki co

nie zaszła w ciążę z Reidarem.

Nagle Elise usłyszała konspiracyjny szept Pedera.
- Ty to masz szczęście, Hilda. Bo Elise się nie udało.
- A skąd ty o tym wiesz?
- Widziałem przez szparę w drzwiach.
Elise poczuła, jak oblewa się gorącym rumieńcem. Czyżby Peder

zaglądał do ich sypialni dziś rano, gdy Emanuel zdarł z niej koszulę
nocną? Było już jasno.

Kiedy wniosła do salonu deser, pan Ringstad zdążył już wrócić i

opowiadał właśnie o tomiku Ogniowa orkiestra Hermana Wildenveya, a
także o powodzeniu poety u kobiet.

- Podobno kiedy Wildenvey wychodzi na scenę, omiatając swym

nieprzeniknionym spojrzeniem salę, wśród zgromadzonej tłumnie
publiczności przeważają rozmarzone damy - powiedział i zaśmiał się.

Elise domyśliła się, że stara się odwieść myśli gości od szokującego

pytania Pedera do ciotki Ulrikke. O dziwo, ciotka Ulrikke pierwsza
podjęła temat i wyrecytowała wiersz Wildenveya:

A oto mała Selma, doprawdy warta pieśni. To Selma, którą kocham, to

Selma tym razem.

I wnet potoczyła się ożywiona rozmowa o książkach i sztukach

teatralnych, które ostatnio zyskały popularność.

Schwencke widział sztukę Elias Kremmer Anthona B. Nilsena, a ciotka

Ulrikke podziwiała na scenie Hauka Aabela.

- Słyszeliście, co powiedział Hauk Aabel, gdy zobaczył rosyjski okręt w

porcie w Kristianii? - rzucił rozbawiony Ringstad. - Nie mógł pojąć,
czemu litery napisane są odwrotnie, i uznał, że Rosjanie zapewne pływają
statkami, których kadłuby są przewrócone na lewą stronę.

Schwencke pokiwał głową i też się roześmiał.
- Z niego to naprawdę wielki żartowniś. Podobno kiedyś ze sceny

upatrzył sobie pewnego zmęczonego gościa na widowni i zawołał: „Pan
ma papier na twarzy". Publiczność zaśmiała się, a facet uśmiechnął się

background image

łaskawie w stronę sceny, kręcąc energicznie głową, „Ależ tak!" - upierał
się Aabel. „Na pewno ma pan papier na twarzy. Przecież widzę worki pod
oczami". A następnie musnął palcami swoje podkrążone oczy, przez co
publiczność zaczęła się śmiać z niego, a nie z tamtego mężczyzny.

Do rozmowy włączył się Torkild.
- A słyszeliście, że wynaleziono urządzenie, które zastąpi fonograf?

Nazywa się patefon i odtwarza z płyt przemówienia, pieśni i muzykę.
Podobno jakość dźwięku jest dużo lepsza niż z fonografu.

Pani Ringstad popatrzyła na niego zdumiona.
- A czy to nie jest to samo co gramofon? Torkild pokręcił głową.
- Strasznie hałasują te wszystkie urządzenia - odezwała się z przekąsem

ciotka Ulrikke. - Ja zdecydowanie wolę posłuchać koncertu
fortepianowego.

- Ale gdy masz gramofon, możesz posłuchać śpiewającej Sary Bernhardt

- sprzeciwiła się pani Ringstad. - To najwspanialsza śpiewaczka na całym
świecie. Słyszeliśmy ją przed pięciu laty podczas jej światowego turnée.
Wystąpiła wówczas w Teatrze Narodowym. Ma cudownie czysty głos i
znakomicie gra.

Schwencke potwierdził i dodał:
- Właśnie ukazały się w sprzedaży jej pamiętniki.
- Ale ona nie jest Norweżką - oznajmiła stanowczo ciotka Ulrikke.
Do salonu weszła Hilda, a za nią zawstydzony Peder ze zwieszoną

głową.

- No, Peder - odezwał się dobrodusznie pan Ringstad. - Opowiesz nam

trochę o tym, co teraz robicie w szkole?

Peder nie miał odwagi podnieść wzroku. Najwyraźniej dotarło do niego,

jak strasznie się wygłupił, mówiąc coś tak niewybaczalnie brzydkiego.
Zerknął błagalnie w kierunku Everta, który jak zwykle w kłopotliwych
sytuacjach przyszedł przyjacielowi z pomocą.

- Wczoraj liniał przyłapał Krewetkę, jak czytał pod ławką Orle Oko

podczas lekcji religii. Liniał tak się zdenerwował, że wrzucił książeczkę do
pieca i spalił. A Krewetka kupił ją za dziesięć ore.

- Hmm... - mruknął pan Ringstad, przybierając surową minę. - Uważasz,

młody człowieku, że wolno czytać książeczki o Dzikim Zachodzie
podczas lekcji religii?

Evert pokręcił głową zawstydzony, ale dodał:
- Ale po co od razu je palić?
- Ten Liniał jest taki surowy?
- Rwie zarost z brody i wykrzykuje bez przerwy: „Wkujcie to! Wbijcie

background image

sobie do głowy! Myśleć będziecie później!" Zgrywus mówi, że wkuliśmy
na pamięć już tyle wersetów psalmów, że jeszcze trochę, to wyjdą nam
uszami.

Ringstad pochylił się nad nim i obejrzał uważnie jego lewe ucho.
- Rzeczywiście, chyba widzę, jak wystaje ci jeden krótki werset.
Evert przerażony złapał się za ucho.
Kristian nachylił się i coś mu szepnął, a wówczas na twarzy Everta

pojawił się wyraz ulgi.

Elise odetchnęła, gdy wszystkie dzieci były już w łóżkach, a ona też

mogła się wreszcie położyć tego wieczora. Emanuel poszedł wcześniej do
sypialni i zapaliwszy stearynową świecę, czekał na nią.

- Poszło nadspodziewanie dobrze, prawda? - zagadnęła. Pokiwał głową.
- Uważam, że było bardzo dobrze. Mama i ojciec wyglądali na

zadowolonych, z ust mamy nie usłyszałem nawet jednej krytycznej uwagi.

- Przeraziłam się, kiedy Peder zadał to okropne pytanie, ale widziałam,

że twój ojciec dusił się ze śmiechu.

Emanuel uśmiechnął się.
- To prawda, na samą myśl, że ciotka Ulrikke... - urwał i zaśmiał się

cicho, po czym wyciągnął do niej ramiona ze słowami: - Chodź tu, Elise.
Czekam na ciebie.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Johan stanął przed jedną z rzeźb w samym kącie pomieszczenia i

zapatrzył się na piękny posąg. Wyszedł pod pretekstem odwiedzenia
Nowej Gliptoteki Carlsberga, muzeum rzeźby antycznej obok Tivoli, ale
tak naprawdę pragnął wyrwać się na chwilę z domu. Nie żałował jednak,
że tu przyszedł, bo rzeźba bardzo go zainspirowała i podsunęła mu pomysł
na własną. Przypominała mu nieco inną pokazaną na fotografii i
objaśnioną niedawno przez profesora rzeźbę Augusta Rodina
Metamorfozy Owidiusza, przywodzącą na myśl gorący akt miłosny.
Profesor streścił mu kilka poematów rzymskiego poety Owidiusza.
Poematy, które przede wszystkim wzbudziły zainteresowanie Johana, to
Ars Amatoria - sztuka kochania i zdobywania miłości, i Remedia amoris -
lekarstwo na miłość, sposób, by się od miłości uwolnić.

background image

Lekarstwo na miłość... Westchnął ciężko. Czy istnieje takowe i gdzie go

szukać? Zdawało mu się, że z każdym dniem jest coraz ciężej. Tęsknota za
Elise paliła go niczym otwarta rana i nie sądził, by cokolwiek mogło ją
zaleczyć. Kiedy był w domu sam, co zdarzało się rzadko, wyjmował kopię
jej opowiadań, a czytając je, miał wrażenie, że słyszy jej głos. Jeden
znajomy kopista zrobił mu kopie na powielaczu w swoim biurze, zanim
Johan złożył rękopis w wydawnictwie. Kosztowało go to majątek, ale było
warto. Gdy czytał jej słowa i przyglądał się jej starannemu pismu, odnosił
wrażenie, że ma przy sobie jej cząstkę, może nawet tę najważniejszą, jej
myśli. Każde słowo przypominało mu o tym, jaka jest, bo pokazywało jej
sposób myślenia, dowodziło, co ją zajmuje i co ma dla niej znaczenie.
Każde opowiadanie utwierdzało go tylko w przekonaniu, co dotarło do
niego już wcześniej, że Elise jest kobietą stworzoną dla niego.

Wiedział dobrze, że bohema podważa sens tego, co dla niego było

jedynie słuszne, monogamię i wierność w miłości. Ale on różnił się od
nich. Kiedy spotykał się w kawiarni z artystami i pisarzami, a rozmowy
schodziły na temat miłości między kobietą a mężczyzną, nie zabierał
głosu. Wyśmialiby jego poglądy, uznaliby za staroświeckie i
konserwatywne.

W dziedzinie sztuki natomiast w dużym stopniu zgadzał się Z tymi,

którzy chcieli, by sztuka odzwierciedlała rzeczywistość. To właśnie robiła
Elise. Hans Jaeger twierdził, że każdy człowiek powinien napisać powieść,
w której zawarłby szczegółowo wszystkie swoje przeżycia. Dopiero
wówczas literatura nabrałaby pełnego znaczenia dla społeczeństwa.

Nie zgadzał się jedynie z wolną miłością. Protestował, gdy rząd

skonfiskował powieść Albertine Christiana Krogha, natomiast nie miał
odwagi uczynić tego samego z Mężczyznami Garborga. Oburzyła go
podwójna moralność i popierał walkę studentów o swobodę wypowiedzi.
Czuł się jednak podobnie jak Henryk Ibsen, zniechęcał go brutalny ton,
jakim się posługiwali.

Rozumiał Bjornsona, który walczył o swoje ideały, czystość życia

rodzinnego, wychowanie dzieci, a także zachowanie kontynuacji we
wszelkim rozwoju, a równocześnie rozumiał Jonasa Lie, który choć
sprzeciwiał się bohemie, protestował gorąco przeciwko konfiskacie
książek.

Podeszła grupa, która chciała popatrzeć na rzeźbę, uznał więc, że

powinien ustąpić miejsca. Była niedziela, Agnes czekała na niego z
obiadem, ale jego mdliło na samą myśl, że będzie musiał z nią spędzić
resztę dnia. Odkąd zaprzyjaźniła się z tymi prymitywnymi przyjaciółkami,

background image

Karen Kristensen i Reginę Frederiksen, upodobniła się do nich i stała się
zupełnie nie do zniesienia. Miały pusto w głowach i interesowała je
jedynie moda, ilustrowane czasopisma dla kobiet i idiotyczne filmy w
kinematografie. Paliły cygara i piły wino, nosiły kolczyki, kręciły włosy i
malowały usta na czerwono. W ostatnim miesiącu Agnes wydała na
kinematograf tyle pieniędzy, że zabrakło im na czynsz i musiał poprosić o
przesunięcie terminu zapłaty. Wcale się nie pytała go o pieniądze, tylko
brała z szuflady w komodzie i wychodziła, podrzucając małego Larsa
wdowie z pierwszego piętra, która chętnie zajmowała się dzieckiem.
Kiedy ją pytał, na czym była, z początku nie chciała się przyznać, dopiero
po długich naleganiach wyznała, że obejrzała komedię Uprowadzona w
podróży poślubnej, a także Rywala i pannę młodą. Z tego, co słyszał,
niemoralne paszkwile. Oglądanie ich nie wychodziło Agnes na dobre, bo
ona i tak już dość swobodnie traktowała zasady moralne. Próbował ją
zainteresować czymś wartościowszym, dał jej nawet pieniądze na sztukę
Matczyna miłość z Ragną Wettergreen w roli głównej, ona jednak tylko
prychnęła.

Wyszedł z muzeum równie przygnębiony, jak tu przyszedł. Wiosenne

słońce raziło w oczy po wyjściu z mrocznego wnętrza i przez chwilę
musiał się przyzwyczaić, by cokolwiek widzieć. Od strony Tivoli doleciały
go głośne wybuchy śmiechu i wesołe głosy. Minęła go para młodych ludzi
pod wielkim parasolem, którzy uśmiechali się do siebie zakochani. Poczuł
w ciele wiosenną słodycz niczym palącą tęsknotę i pragnienie nie do
ugaszenia.

Odruchowo skierował kroki w stronę kafejki, do której przychodzili

studenci rzeźby. Nie miał pieniędzy, ale liczył na to, że spotka kogoś
znajomego, kto mu pożyczy na kufel piwa. Potrzebował czegoś na
wzmocnienie przed powrotem do domu.

Nie zauważył jednak żadnej znajomej twarzy, więc zrezygnował. Ciężko

wzdychając, skierował swe kroki w stronę domu. Jeśli wykrzesze z siebie
odrobinę dobrej woli, na pewno nie będzie tak źle, próbował się pocieszać.
Może Agnes dotrzyma obietnicy i w niedzielę ugotuje coś smacznego na
obiad? Była wyraźnie zawstydzona, że wydała na siebie tyle pieniędzy.

Nie mam wyboru, myślał. Agnes jest moją żoną, póki śmierć nas nie

rozdzieli, jest też matką Larsa, którego ubóstwiam. Zaszkodzę tylko
Larsowi, Agnes i sobie samemu, jeśli będę tak chodził skwaszony i
naburmuszony niczym chmura gradowa. Muszę się bardziej postarać, żeby
rozwinąć w niej inne zainteresowania, opowiadać jej więcej o swojej
pracy, pozwolić jej uczestniczyć w tym, co mnie tak zajmuje. Co ona

background image

poradzi, że jest taka? Całkiem podobna do swojej matki. To ja powinienem
skierować ją na inną drogę.

Ta myśl podniosła go nieco na duchu. Następnym razem, gdy będzie mu

marudzić, że chce iść do kinematografu, zaproponuje, że pójdą razem i
wybierze coś wartościowszego. A może w wolne wieczory poczyta jej na
głos. Jest tyle wartościowej literatury. Może z początku będzie ją to nieco
nudzić, niewykluczone jednak, że z czasem pogłębi swoje
zainteresowania.

Dochodził do podwórza, szarego i smutnego, bez śpiewu ptaków i

słońca. Z ciemnymi oficynami, równie szarymi i brudnymi jak większość
robotniczych czynszówek. Kiedy zacznę więcej zarabiać, znajdziemy coś
lepszego. Może jakiś domek z kawałkiem zielonego ogródka?

Z bramy wyszedł młody mężczyzna, który spuścił nisko kapelusz i

pośpiesznie odszedł w przeciwnym kierunku, nawet nie zerknąwszy w
stronę Johana. Mężczyzna przypominał trochę Magnusa Hansena, ale
niemożliwe, by to był on. Skąd wziąłby pieniądze na podróż do
Kopenhagi?

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Wbiegał po schodach po dwa stopnie. Myśl, że przeprowadzą się, gdy

zacznie więcej zarabiać, poprawiła mu humor. Podobnie jak pomysł, by
wieczorami czytać Agnes na głos. Przecież powinni dzielić ze sobą
wszelkie radości. Może z czasem nawet skłoni ją do' zrozumienia, że
pracuje się nie tylko po to, by zdobyć pieniądze na utrzymanie, ale że to
radość sama w sobie.

Agnes marzyła o tym, by być wielką damą i należeć do warstwy

mieszczańskiej. Chciała, by ją było stać na służbę i sama nie musiała nic
robić. Zazdrościła kobietom z zamożnych domów, które wydają polecenia
służącym, same zaś spędzają czas na przyjęciach towarzyskich,
konwersacjach, w teatrze i na wycieczkach. Nigdy nie rozumiała go, gdy
opowiadał o radości i satysfakcji, jaką odczuwał, gdy mu się udało czegoś
dokonać, gdy widział rezultat swojej ciężkiej pracy. Zdawał sobie sprawę,
że ma szczęście, iż odkrył w sobie talent i ma okazję go wykorzystywać.
Ale przecież każdy potrafi robić coś dobrze: szyć, piłować, rysować, pisać,
śpiewać albo grać. Nikt nie urodził się po to, by siedzieć z założonymi
rękami.

„Ale też ktoś musi oglądać to, co wykonali inni, słuchać tego, co grają,

albo cieszyć się tym, co stworzyli", mawiała Agnes. Jaki byłby sens

background image

komponowania pieśni, gdyby inni nie chcieli ich śpiewać, malowania
obrazów, których nikt nie chce wieszać na ścianie, albo pisania książek,
gdyby nikt nie chciał ich czytać.

Trzeba przyznać, że w pewnym sensie miała rację, gdyby jeszcze

należała do tych, którzy chodzą po muzeach, by oglądać wartościową
sztukę, wypożyczała i czytała dobre książki lub chodziła do pawilonu
muzycznego, by posłuchać wartościowej muzyki. Nie, Agnes nie zwracała
na to uwagi. Jej największym pragnieniem było wybrać się do cyrku,
zobaczyć człowieka zamkniętego w klatce z czternastoma wygłodzonymi
tygrysami albo zobaczyć człowieka-muchę wspinającego po rurze wysoko
pod kopułą cyrku. Marzyła o tym, by było ją stać na pójście do kabaretu
albo na tańce w słynnych tanecznych piwnicach w pobliżu ich miejsca
zamieszkania. W tych lokalach grano muzykę na żywo, śpiewano szlagie-
ry, opowiadano ciężkie dowcipy i wystawiano też rewię, w której
występowały skąpo odziane tancerki wymachujące nogami. Oczywiście
można by tam kiedyś pójść, ale nie miał najmniejszej ochoty bywać często
w takim środowisku.

Nagle przypomniało mu się, jak raz wybrali się z Elise na tańce do

„Perły". W ich dzielnicy nie było lepszych miejsc. Może wina Agnes
polega na tym, że nie jest Elise? Może nie wymagałby od Elise, by czytała
książki Ibsena zamiast czasopism dla kobiet albo chodziła do pawilonu
muzycznego zamiast na tańce. Może to raczej z nim coś jest nie tak? Chce
uczynić z Agnes kogoś innego, bo tak naprawdę jej nie kocha.

Ogarnęły go wyrzuty sumienia. Przecież Agnes nic nie poradzi na to, że

jest sobą. Właściwie nic się nie zmieniła, a jednak kiedyś go pociągała i
ożenił się z nią. Nie może mieć pretensji do nikogo, tylko do samego
siebie.

Wreszcie dotarł na górę.
Stała przy oknie i na odgłos otwieranych drzwi odwróciła się

gwałtownie.

- Już jesteś? Uśmiechnął się.
- Nie cieszysz się?
Nie odpowiedziała. Zerknął na nią. Twarz miała zarumienioną, włosy

potargane, zmięte ubranie. Czy nie mogłaby się chociaż trochę ogarnąć
przynajmniej w niedzielę?

Podszedł do niej, by ją pocałować, pamiętając, że po drodze obiecał

sobie wykazać więcej dobrej woli. Ku jego zdumieniu Agnes odwróciła się
do niego plecami i podeszła do kołyski.

- Zapomniałaś zapiąć sukienkę.

background image

Do tej pory nie zdążyła się nawet porządnie ubrać. A może po prostu

przed chwilą karmiła piersią dziecko?

- Jakiś tu dziwny zapach. Chyba nie zaczęłaś palić cygar? - zażartował,

spodziewając się, że Agnes się roześmieje. Ona tymczasem speszyła się i
pośpiesznie wyjaśniła:

- Była u mnie Reginę. Jej ubrania całkiem przesiąkły dymem.
- To co, siadamy do obiadu?
Szybko przeszła do narożnika kuchni i zaczęła wyjmować z brzękiem

garnki i kuchenne sztućce. Domyślił się, że całkiem zapomniała o
obiedzie.

- Jest taka ładna pogoda. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy później

wyjść z Larsem na spacer, skoro udało ci się pożyczyć wózek dla dziecka.

Rozpromieniła się.
- Myślałam, że musisz iść do tego muzeum?
- Właśnie stamtąd wracam. Musiałem tam być przed południem.
- Ja... Właściwie nie wiem. Boli mnie głowa. Chyba lepiej będzie, jeśli

zostanę dziś w domu.

- Skoro boli cię głowa, to spacer na świeżym powietrzu dobrze ci zrobi.

Za mało wychodzisz, Agnes. A Lars też powinien się trochę przewietrzyć.
Pewnie nudzisz się, siedząc bez przerwy w domu.

Agnes nic nie odpowiedziała. Zaczęła obierać ziemniaki.
- Może rozpalę w piecu? Pokiwała głową.
- Był tu jakiś mężczyzna i pytał o ciebie, ale powiedziałam mu, że

wrócisz później.

Spojrzał na nią zdziwiony.
- Kto taki?
- Nie znam go. Przedstawił się co prawda, ale Lars płakał i dokładnie nie

usłyszałam.

- Jak wyglądał?
- Wysoki, ciemne włosy, miał kapelusz opuszczony nisko na czoło.
Johan zastanowił się.
- Był tu tuż przed moim powrotem?
- Tak, dziwne, że się nie spotkaliście, gdy schodził po schodach.
Pewnie chodzi o tego mężczyznę podobnego do Magnusa Hansena,

którego widział oddalającego się pośpiesznie.

- Nie mam pojęcia, kto to mógł być. Nie powiedział, po co przyszedł?
Pokręciła głową, nie patrząc na niego.
- Mówił tylko, że musi się z tobą spotkać.
Johan zmarszczył czoło zamyślony. Pewnie to jakiś student, przecież

background image

wszystkich nie zna. A jeśli to profesor chce im coś pokazać? Jest taki
roztargniony, może zapomniał, że dziś niedziela.

- Przejdę się do profesora, jak zjemy. Sprawdzę, czy nie chodzi o coś

ważnego.

Agnes pokiwała głową.
Johan dorzucił drewna do pieca i wstał.
- W takim razie wybierzemy się na spacer w jakieś inne popołudnie,

Agnes - oświadczył i pocałował ją w policzek.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

Nadszedł wieczór świętojański, więc całą rodziną udali się na

Wzgórze .Świętego Jana. Emanuel niósł Hugo na rękach, Jensine leżała w
wózeczku, ale nie spała, tylko zdumiona przyglądała się drzewom. Peder z
Evertem biegli tanecznym krokiem i podskakiwali na przodzie, rozpierani
niespożytą energią.

Kristian przyprowadził z Kjelsas Anne Sofie. Elise słyszała za plecami

ich głosy i ciepło jej się zrobiło na sercu. Jak ten Kristian wydoroślał i jak
potrafił się zaopiekować dziewczynką! Właśnie opowiadał jej o różnych
miejscach na świecie, o czarnoskórych mieszkańcach Afryki, o Indianach
w Ameryce i pięknych Hinduskach w Indiach, które ubierają się w sari, a
także o mężczyznach, którzy ujeżdżają wielbłądy. Brat wykazywał wielką
ciekawość świata i głód wiedzy i pożyczał książki, od kogo tylko mógł.
Peder i Evert nie mogli nigdy usiedzieć na miejscu i trudno ich było dłużej
czymś zainteresować, natomiast Anne Sofie potrafiła słuchać z uwagą.

Było ciepło, mimo że słońce zniknęło za chmurą. Wdychali zapach

kwiatów i świeżej, zielonej trawy. Korony liściastych drzew rzucały miły
cień.

Elise westchnęła z zadowoleniem. Dobrze im, mimo wszystko.
Martwiła się jedynie, że mama znów zachorowała. Gdy odwiedziła ją

przed trzema dniami, leżała w łóżku blada z podkrążonymi oczami, bez sił,
z przygaszonym spojrzeniem. Na szczęście nie kaszlała i nic jej nie bolało,
więc doktor wykluczył nawrót suchot, ale nie potrafił postawić
jednoznacznej diagnozy.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po raz pierwszy

Elise zdobyła się na odwagę, by opowiedzieć mamie o spotkaniu z babcią
Anne Sofìe. Już parę razy próbowała, ale wciąż nie miały okazji znaleźć

background image

się z mamą sam na sam. Nie chciała, by Asbjorn słyszał, o czym
rozmawiają, bo spodziewała się, że zarzuci jej, iż tylko denerwuje mamę, i
może zabronić jej przychodzić przez jakiś czas.

O dziwo, mama przyjęła to ze spokojem, nie wydawała się zazdrosna i

nawet chętnie podjęła rozmowę. Wyjaśniła, że Asbjorn z nieznanych jej
powodów nie chce utrzymywać żadnych kontaktów z rodzicami swojej
pierwszej żony. Elise zasugerowała, że podjął taką decyzję ze względu na
nią. Skończyło się na tym, że zawołały Asbjorna i poruszyły ten temat
razem z nim. W rezultacie Elise otrzymała pozwolenie, by zabrać Anne
Sofie na spotkanie z babcią i z dziadkiem. Umówili się przy klatce z
niedźwiedziem.

Emanuel zwrócił się do niej:
- Co tak zamilkłaś? O czym myślisz?
- O babci i dziadku Anne Sofìe. Uśmiechnął się.
- Elise, co godzi zwaśnione strony. Kto będzie następny? A przy okazji,

widziałaś dziś Jenny?

- Pilnowała Jensine po południu, jak zwykle. Umówiłam się z nią przy

niedźwiedziach.

Zaśmiał się.
- Spotkamy się jeszcze z kimś?
- Tak, z Hildą, Reidarem i Isakiem.
- To będzie prawdziwe rodzinne spotkanie. Zerknęła na niego

niepewnie.

- Masz coś przeciwko temu?
- Oczywiście, że nie - uśmiechnął się ciepło. - Skoro nie mogę cię mieć

tylko dla siebie, to wolę dzielić się tobą z rodziną niż z obcymi.

Znów to samo. Usiłowała zmusić się do uśmiechu, ale bez powodzenia.

Czemu wciąż do tego wraca, nawet w takim miłym dniu? Rankiem znów
był bardzo natarczywy, mimo że wiedział, iż nie ma czasu, bo śpieszy się
do biura. Próbowała się jakoś wykręcić, ale w końcu musiała ulec i przez
to ledwie zdążyła do pracy.

Co się z nim dzieje? Czy wszyscy mężczyźni są tacy? Nigdy nie mają

dość? Żałowała, że nie zna nikogo, komu by się mogła zwierzyć, ale kto
rozmawia o takich sprawach?

Właściwie jedyną osobą, z którą odważyłaby się o tym pomówić, jest

Agnes. Agnes zna się na mężczyznach. Wcześnie zaczęła, dużo wcześniej
niż inne dziewczęta z klasy, i cechuje ją ten sam niepohamowany apetyt co
Emanuela. Może ona potrafiłaby jej coś doradzić?

Ale czyby ją zrozumiała? Pewnie nie. Uznałaby zapewne, że Elise

background image

poszczęściło się, bo trafił jej się mąż, który ma nieustannie na nią ochotę.
Nie wszyscy mężowie są tacy. Wielu woli inne kobiety, wciąż goniąc za
nowymi, ekscytującymi przeżyciami. Tak przynajmniej zdarza się w
kręgach, w których obraca się Agnes.

- Nie jest ci ciężko nieść Hugo? Może wolałbyś go posadzić na wózku?
- Nie, nie trzeba. Dobrze mi zrobi odrobina wysiłku. Jak się trochę

zmęczę, to nie będę miał siły męczyć ciebie - zażartował, ale w jego głosie
pobrzmiewała urażona duma.

Nic nie odpowiedziała, ale trochę jej zepsuł radość z wieczoru

świętojańskiego.

Gdy doszli do dużej klatki z dwoma niedźwiedziami, Emanuel na

szczęście zdążył zapomnieć o jej niechęci.

- Popatrz, Hugo! Popatrz na tego dużego misia!
- Miś - odparł ze spokojem Hugo, jakby było czymś najnormalniejszym

na świecie zobaczyć żywego niedźwiedzia.

Za to Peder i Evert byli wprost zachwyceni. Biegali dookoła klatki, żeby

obejrzeć zwierzęta ze wszystkich stron.

Kristian nadal prowadził Anne Sofie za rękę i wyjaśniał jej:
- Jeden niedźwiedź jest norweski, a drugi szwedzki. Podobno ich

opiekunowie mają kłopoty, by nastarczyć im jedzenia.

Peder popatrzył na niego przerażony.
- A co one jedzą? Krowy, byki?
- I ludzi - dodał Evert złowieszczo. Elise zaśmiała się.
- Niedźwiedzie jedzą jagody, korzonki, mrówki i miód.
- Mrówki? - Peder popatrzył na nią rozbawiony. - Fuj! Biedne misie!
- Powiedziałabym raczej biedne mrówki.
Kristian okazał się tym, który o niedźwiedziach wiedział najwięcej.
- Odżywiają się też myszami polnymi i nornicami, ale jeśli , są głodne,

potrafią rzucić się także na owce, krowy i konie. Bywają groźne dla ludzi,
ponieważ bardzo szybko biegają i potrafią się nawet wdrapać na drzewo.
Stają na tylnych nogach i powalają ciężką łapą.

Peder wpatrywał się przerażony w potężne drapieżniki.
- Czy na pewno ta klatka jest solidna? - zastanawiał się na głos. - Chodź,

Evert, chyba wolę popatrzeć sobie na inne zwierzęta.

Emanuel mrugnął do Elise.
- Możemy pójść w dół do klatek z małpami i obejrzeć pawie w

pawilonie przy Gjetemyrsveien.

- Ale przecież ja się umówiłam tutaj z innymi - zaoponowała Elise.
- W takim razie zostań tu i poczekaj, a ja zabiorę chłopców do

background image

menażerii.

Oddalili się, a ona została sama z małą Jensine w wózeczku.
Rozejrzała się wokół. Jenny już powinna tu być. Zresztą Hilda, Reidar i

Isac także. Wyjdzie niezręcznie, jeśli dziadkowie Anne Sofie pojawią się
na umówionym miejscu, a dziewczynka tymczasem będzie gdzie indziej.

Rozejrzała się wokół raz jeszcze i pochwyciła wzrokiem dwie

spacerujące pary. Pośpiesznie spojrzała w inną stronę, modląc się w duchu,
by jej nie zauważyli. Może zdąży jeszcze stąd odejść? Zawróciła wózek i
już miała skierować się w przeciwną stronę, gdy usłyszała, że ktoś ją woła
po imieniu. Za późno. Niechętnie odwróciła się.

Pani Mathiesen podążała ku niej, rozpływając się w uśmiechu, choć jej

mąż najwyraźniej starał się ją powstrzymać. Ansgar wyglądał na
zakłopotanego, natomiast panna Fryksten nie wykazywała ochoty na
rozmowę.

- Co za miłe spotkanie, pani Ringstad - odezwała się radośnie pani

Mathiesen. - Moja synowa opowiedziała mi ostatnio, że jej ciocia, pani
Muus, wynajmuje część willi pani mamie. Doprawdy świat jest mały.
Słyszeliśmy także, że pani mama straciła dziecko. Tak nam przykro.

Elise skinęła głową i potwierdziła:
- Owszem, bardzo ciężko to przeżyła.
Pani Mathiesen wydawała się odrobinę zdziwiona.
- Naprawdę? W jej wieku? Zresztą ma już czworo dzieci.
- Żadnej matki nie stać na stratę choćby jednego dziecka, pani

Mathiesen.

Pani Mathiesen spoważniała.
- To prawda. Ani matki, ani babci. Elise poruszyła się niespokojnie.
- A gdzie ma pani dziś małego Hugo?
- Jest razem z moim mężem i pozostałymi dziećmi jest na dole przy

menażerii i oglądają małpy.

Pani Mathiesen zwróciła się do młodych. Pewnie się pobrali, skoro o

Helenę Fryksten mówiła „moja synowa".

- Możecie sobie pójść w dół. Tam są i małpy, i pawie. Ku zdumieniu

Elise synowa powstrzymała ją.

- Nie, mamo! Lepiej pójdźmy do fontanny na górę. Stamtąd roztacza się

taki piękny widok.

Skinęła głową w kierunku Elise, pociągnęła Ansgara i odeszli.
Pani Mathiesen odprowadziła ich zdumionym spojrzeniem.
- A co jej się stało?
Pan Mathiesen tymczasem podjął rozmowę.

background image

- A co u pani słychać, pani Ringstad?
- Dziękuję, dobrze.
- Może mógłbym pani w czymś pomóc?
- Naprawdę dziękuję. Bardzo dobrze radzimy sobie teraz, kiedy oboje

zarabiamy. Otrzymałam posadę w biurze u majstra Paulsena w przędzalni
Graaha.

Popatrzył na nią zdumiony.
- No, no, znakomicie. Gratuluję. Ma pani coś przeciwko temu, że

przejdziemy się spacerkiem w stronę menażerii i zerkniemy na małego
Hugo?

Pokręciła głową.
- Oczywiście nie zdradzimy się, kim jesteśmy. Może pani na nas

polegać.

- Dziękuję za wyrozumiałość, panie Mathiesen.
- Nie powiemy nic nawet pani mężowi. Udamy starych znajomych pani

mamy czy coś w tym stylu.

Elise uśmiechnęła się z ulgą, ale gdy tylko zniknęli jej z oczu,

zastanowiła się nad zachowaniem panny Fryksten. Nie tak dawno
nakrzyczała na nią, zarzucając jej bezwzględność. Mówiła, że jest
rozpieszczona i bez serca, a dziś wydawała się niemal zawstydzona i
zakłopotana, jakby krępowała się spojrzeć jej w oczy. Czy wreszcie coś
zrozumiała?

Elise pokręciła głową zdezorientowana. Nieważne, jaki był powód,

ulżyło jej, że uniknęła z nią rozmowy.

W tej samej chwili nadbiegła Jenny, a za nią mignęła Elise Hilda z

Reidarem pchającym wózek.

Jenny wydawała się radośniejsza niż kiedykolwiek. Świetnie radziła

sobie z dziećmi, a ostatnio Elise pozwoliła jej nawet pomagać przy
przewijaniu Jensine. Dziewczynka pochyliła się nad wózeczkiem z
zapałem.

- O, obudziłaś się, maleńka? Jaka ty jesteś dziś śliczna! Masz nową

czapeczkę? - Odwróciła się do Elise i zapytała: - A gdzie Hugo? Poszli
wszyscy na dół popatrzeć na inne zwierzęta? Zdaje mi się, że ich tam
widziałam.

Elise pokiwała głową z uśmiechem.
- My też tam zaraz pójdziemy, to sobie popatrzysz na małpy. Teraz

jednak muszę poczekać na znajomych.

- Mogę popchać wózek?
- Możesz, ale tu blisko, tam i z powrotem. A gdzie jest dziś Hjalmar?

background image

- Nie wiem. Zniknął zaraz po pracy.
- A Marta?
- Też nie wiem. Już dawno jej nie widziałam.
- Dawno? Jak to?
- Nie spała dziś w nocy w swoim łóżku. Nie kupiła też mleka i syropu.

Ze starych fusów ugotowałam kawę i znalazłam suchą kromkę chleba, ale
niezbyt mi smakowało.

Elise sięgnęła ręką do kieszeni.
- Masz tu ode mnie dziesięć ore. Biegnij kupić cztery ciastka. Tam w

kiosku sprzedają dwa za pięć ore.

Jenny zrobiła wielkie oczy.
- Po jednym dla każdego?
- Nie, wszystkie cztery dla ciebie. Pozostali jedli obiad. Jenny ruszyła

biegiem, a tymczasem Hilda i Reidar dotarli na miejsce.

- A dokąd pobiegła Jenny?
- Kupić ciastka w kiosku. Nic nie jadła przez cały dzień. Hilda pokręciła

głową.

- No tak, i ty jej zafundowałaś! Nie możesz uratować całego świata,

Elise. Lepiej idź do gminy i przedstaw tam sytuację Jenny. Spróbuj
umieścić ją w tej nowej ochronce dla dzieci czy jak to się nazywa.

Elise nie odezwała się. Widziała, jak dziewczynka rozkwitła, odkąd

zaczęła się opiekować Jensine i przestała dźwigać ciężkie paczki. Jeśli to
prawda, że nie będzie można dłużej polegać na Marcie, zatroszczę się o to,
by dziewczynka zjadała porządny posiłek przed odejściem, postanowiła.

- Pozostali poszli na dół do menażerii. A co z wami?
- Nie chce mi się tam iść. Widziałam małpy już tyle razy. Może

pójdźmy, Reidar, na górę do fontanny?

Reidar przytaknął.
- Chętnie pójdę na górę, żeby zobaczyć „laterna magica". Hilda

popatrzyła na niego pytającym wzrokiem.

- A co to jest?
- Taki aparat, rodzaj peryskopu, który rzutuje, to znaczy wyświetla

obrazy na biały ekran.

- Idziesz z nami? - zwróciła się do Elise Hilda.
- Muszę tu poczekać na wszystkich - wyjaśniła. - Może umówmy się już

przy ognisku, zanim zapłonie.

Nic nie opowiedziała Hildzie o babci Anne Sofie i póki co wolała się z

tym wstrzymać. Zobaczy, jak to się ułoży.

Hilda i Reidar zdążyli odejść, a Jenny nadbiegła z buzią pełną ciastek,

background image

gdy Elise zauważyła kobietę, którą poznała na cmentarzu. Wzięła Jenny za
rękę i podeszła do pary starszych ludzi.

Babcia rozpromieniła się, gdy rozpoznała Elise, ale radość w jej oczach

zgasła, gdy zamiast Anne Sofie ujrzała Jenny.

- Anne Sofie jest przy menażerii i ogląda małpy - uspokoiła ją

pośpiesznie Elise i wyciągnąwszy rękę do starszego pana, przedstawiła się:
- Elise Ringstad. A pan, jak się domyślam, jest dziadkiem Anne Sofie.

Przywitał się uprzejmie. Sprawiał wrażenie skromnego i przyjaznego

człowieka.

- Żona opowiadała mi o pani. Tak się cieszyła, że spotkała panią na

cmentarzu.

Elise uśmiechnęła się i zwróciła się do babci dziewczynki:
- Rozmawiałam z mamą. Nie ma nic przeciwko temu, by Anne Sofie

spotykała się z państwem. Asbjorn chyba lękał się, że może to jej sprawiać
przykrość, ale kiedy zrozumiał, że tak będzie lepiej dla córeczki, przestał
się sprzeciwiać.

W oczach babci zalśniły łzy.
- Dobry z pani człowiek, pani Ringstad.
- Chodźmy im naprzeciw! A to jest moja pomocnica, Jenny Einarsen. Po

skończonych lekcjach opiekuje się moim najmłodszym dzieckiem.

Jenny ukłoniła się i ruszyła przodem. Ścieżka była wąska, więc dziadek

znalazł się obok Elise pchającej wózek, a babcia szła obok Jenny.
Dziewczynka była w dobrym humorze, najadłszy się ciastkami, i
opowiedziała otwarcie o przykrych przeżyciach, jakie ją dotknęły w
ostatnich miesiącach. Elise słuchała jej i trochę się obawiała, że swoją
szczerością przerazi babcię Anne Sofie. Tych, którzy nie przywykli do
ciężkich warunków życia w dzielnicy nad rzeką, mogły zaszokować
opowiadania o nędzy pijaków i ich rodzin, o małych dzieciach, które
muszą sobie radzić same, pracować na codzienną strawę, które nie mają
butów ani nie najadają się do syta. Może babcia pomyśli nawet, że
dziewczynka fantazjuje, i odniesie się do niej z niechęcią.

Dziadek nie był zbyt rozmowny, odzywał się półsłówkami, ale pomagał

jej przepchnąć wózek przez gałąź tarasującą ścieżkę i wyraził opinię, że
koła wózka są zbyt duże. Elise nie narzucała mu się z rozmową, zresztą
chciała słyszeć, co mówi Jenny.

Gdy już pokonali stromy odcinek w dół i zbliżyli się do menażerii,

zauważyli z daleka Emanuela, Anne Sofie i chłopców. Jenny wybiegła im
na spotkanie, a Elise odwróciła się do babci.

- Mam nadzieję, że Jenny nie zmęczyła pani swoimi opowieściami.

background image

Babcia powoli pokręciła głową.
- Czy to prawda, że jej ojciec został zabity podczas bójki, a ona musiała

szorować schody, żeby dorobić na czynsz?

Elise potwierdziła.
- Wszystko, co mówiła, jest prawdą. Jej mama przez wiele lat chorowała

i nie wstawała z łóżka. Dzieci pawie nie wchodziły do niej do izby, bo bała
się, że je zarazi. Było ich czternaścioro rodzeństwa, teraz zostało troje.
Najstarsza jest w moim wieku i pocieszałam się, że przejęła
odpowiedzialność za najmłodszych. Tymczasem dziś Jenny opowiedziała
mi, że już od jakiegoś czasu nie widziała siostry. Tak mi jej żal.

- Biedne dziecko! - Babcia była wyraźnie wstrząśnięta. - I nikt nie

reaguje? Kościół albo Armia Zbawienia?

- Zamierzałam sprowadzić samarytankę do chorej mamy Jenny, ale nie

zdążyłam. Któregoś dnia, gdy ich odwiedziłam, zastałam mamę bardzo
cierpiącą. Miała bóle w klatce piersiowej. Nakłoniłam doktora, by ją
zabrał do szpitala, lecz wkrótce zmarła.

- Ale czy nikt nie może się zająć tymi biednymi dziećmi?
- Armia Zbawienia prowadzi żłobek dla małych dzieci, lecz dla trochę

starszych, takich jak Jenny, nie ma tam miejsca. Ale jeśli starsza siostra
naprawdę zniknęła, będę musiała pójść do gminy, by postarać się o jakiś
zasiłek dla Jenny i jej brata, przynajmniej na opłacenie czynszu i
najpilniejsze potrzeby. Jednak trudno mi uwierzyć, że starsza siostra ich
porzuciła. Nazywali ją Aniołem od Blacharza, ponieważ opiekuje się
starymi i chorymi. Mam tylko nadzieję, że nic jej się nie stało.

- A ile ta dziewczynka ma właściwie lat?
- Osiem.
Babcia pokręciła głową wstrząśnięta.
- Przecież ona jest za mała, by mogła sobie sama poradzić w życiu.
- Tak, dlatego staram się jej jakoś pomóc. Przestała biegać na posyłki, bo

za ciężko było jej dźwigać paczki. Zabrałam ją stamtąd i zamiast tego
opiekuje się moją córeczką. Dziś się dowiedziałam, że w domu nie dostaje
jedzenia. Postanowiłam więc, że codziennie, zanim ode mnie wyjdzie, zje
solidny posiłek.

- Czy sądzi pani, że mogłabym jakoś pomóc?
Elise spojrzała na nią zdumiona. Babcia jakby zapomniała o własnej

wnuczce, tak się przejęła losem Jenny.

- Jestem pewna, że tak. Pomocników nigdy za dużo. O, jest i Anne Sofie

- dodała z uśmiechem i pomachała dziewczynce. - Anne Sofie, chodź do
babci i do dziadka!

background image

Anne Sofie podeszła niepewnym krokiem i zawstydzona ukłoniła się ze

spuszczoną głową. Chyba dawno nie widziała się z dziadkami, skoro
wykazywała taką rezerwę. Elise uświadomiła sobie, że powinna jakoś
przygotować małą na to spotkanie. Nie miała jednak odwagi nic wcześniej
mówić z obawy, że do niego z jakichś powodów nie dojdzie.

- Anne Sofie - odezwała się do niej. - Rozmawiałam z moją mamą i

twoim tatą. Oni wiedzą, że dziś masz się spotkać z babcią i dziadkiem tu
na Wzgórzu Świętego Jana. Cieszyli się z tego.

Anne Sofie podniosła wzrok i wyszeptała zaskoczona:
- Naprawdę?
- Tak - uśmiechnęła się do niej Elise. - Możesz mi zaufać. Podszedł

Emanuel i przywitał się uprzejmie ze starszymi

ludźmi.
- Żona mi opowiadała. Tak się cieszę w imieniu Anne Sofìe i państwa.
- Wiesz co, Anne Sofie? - dodała Elise. - Ty sobie teraz pospacerujesz z

dziadkami, a potem spotkamy się przy ognisku. Zanim je rozpalą. Czy to
nie dobry pomysł?

Anne Sofìe pokiwała głową. Była zbyt dobrze wychowana, by się

sprzeciwiać, ale Elise zauważyła przeciągłe spojrzenie, jakie posłała
chłopcom, którzy już ruszyli biegiem po porośniętym trawą zboczu.

Gdy i oni skierowali się pod górę, Elise opowiedziała Emanuelowi o

przerażeniu babci, która dowiedziała się o losie Jenny i pytała nawet, czy
może jakoś pomóc.

- Wygląda to na początek optymistycznej opowieści. Może dziadkowie

zaopiekują się Jenny i jej bratem? Nie smuciliby się wówczas, że zbyt
rzadko widują Anne Sofìe, a Jenny i jej brat wreszcie mieliby dom.

Elise zamyśliła się.
- Nie sądzisz, że są już na to zbyt leciwi?
- Oczywiście, że nie. Zresztą wiek w tym przypadku nie jest taki ważny.

Liczy się tylko to, czy są zdrowi i mają chęć zaopiekować się dziećmi.

- Jak o tym myślę, serce mi zaczyna mocniej bić. To zbyt piękne, by

mogło być prawdziwe.

Objął ją ramieniem i zapytał:
- A czy nie bije ci mocniej, gdy myślisz o mnie, Elise? - Pocałował ją w

policzek. - Bo ja już się cieszę na powrót do domu.

Doszli na plac, gdzie leżał już ułożony stos chrustu na ognisko. Ze

wszystkich stron nadciągali ludzie. Wzgórze Świętego Jana było
ulubionym miejscem spotkań mieszkańców stolicy. Zwłaszcza w wieczór
świętojański. Elise spodziewała się zobaczyć tu wielu znajomych. Właśnie

background image

tu spotykała takich, których nie widywała przez wiele lat, koleżanki z
klasy, prządki i pomocnice z przędzalni. Po drugiej stronie ułożonego
stosu zauważyła Oline.

- Tam stoi Oline - zwróciła się do Emanuela. - Możesz przez chwilę

przypilnować wózka, a ja podejdę do niej i się przywitam? Taka jestem
ciekawa, jak jej się ułożyło. Wiem, że się przeprowadziła i otrzymała
posadę w restauracji na Ostbanen.

Emanuel skinął głową. Nie protestował, choć nie był tym zbyt

zachwycony.

W tłumie musiała się przepychać.
Nagle poczuła, że ktoś ścisnął ją mocno za ramię. Gdy się odwróciła,

spojrzała prosto w oczy Helenę Fryksten.

- Pani Ringstad, muszę z panią pomówić. To ważne! - Jej spojrzenie

pociemniało i kryła się w nim niemal desperacja.

Elise pokiwała głową i odeszła na bok w cień pod drzewami.
- Chciałam tylko prosić panią o wybaczenie - odezwała się Helenę,

wpatrując się w Elise z rozpaczą malującą się na twarzy. - Nie miałam
pojęcia, przez co pani przeszła. Strasznie mi wstyd za to wszystko, co
mówiłam, i za to, że byłam taka natrętna. Nie pojmuję, że nie wymierzyła
mi pani policzka.

Elise popatrzyła na nią zdumiona i zapytała:
- Coś się stało?
Helenę Fryksten pokręciła gwałtownie głową.
- Nie, broń Boże. Mnie nic, ale jednej z moich pacjentek. To młoda

piętnastoletnia dziewczyna. Koło Wielkanocy została zgwałcona, a teraz
chce odebrać sobie życie. Opowiadała mi ze szczegółami, co przeżyła.
Powtarza, że woli umrzeć niż żyć w cieniu tego koszmaru. I nie chodzi
jedynie o samo zdarzenie, ale głównie o to, co przeżywała po tym
wszystkim. Czuła się taka zbrukana. Szorowała się do krwi twardą
szczotką, a wciąż czuła się brudna. Równocześnie dręczyło ją ogromne
poczucie winy. Wydawało jej się, że jest winna temu, co się stało. Tego
dnia, gdy mi to wszystko opowiedziała, nie mogłam spać. Byłam ślepa i
głucha, pani Ringstad, i bardzo się z tego powodu wstydzę. Najgorsze jest
to, że nagle ujrzałam Ansgara w nowym świetle. I to teraz, kiedy się
pobraliśmy i... - Ukryła twarz w dłoniach i wy-buchnęła płaczem.

Elise nie wiedziała, co ma jej powiedzieć. Zrozumiała, że panna

Fryksten jest szczera, i żal jej się zrobiło tej młodej kobiety. Jak ją jednak
miała pocieszyć?

- Jeśli chodzi o mnie, to nie musi się pani wstydzić. Jak już

background image

powiedziałam, uporałam się z tym koszmarem - wykrztusiła jedynie. -
Przepraszam, mój mąż na mnie czeka, niestety, muszę już wracać.

Kiedy wreszcie odnalazła Oline, rozmawiały z nią dwie robotnice z

przędzalni. Przyłączyła się do nich, ale zaraz musiała wracać do Emanuela.
Z rozmowy jednak wynikało, że Oline ma się dobrze i lubi pracę w
restauracji. Więcej spróbuję się dowiedzieć innym razem, postanowiła.

Musiała okrążyć plac szerokim łukiem, bo wszyscy się tłoczyli przy

stosie, który wnet miał zapłonąć.

Nagle zauważyła Kristiana. Stał kawałek dalej z kilkoma chłopakami,

których Elise nie znała. Chciała pośpiesznie przejść, by nie wprawiać brata
w zażenowanie, że starsza siostra go pilnuje, ale w tym samym momencie
dostrzegła, jak na twarzy brata ląduje zaciśnięta pięść. Jęknęła i zatrzymała
się gwałtownie. Co jest, na Boga...

I nagle rozpętała się regularna bójka. Chłopaki rzucili się na siebie.

Nadbiegli też inni, niektórzy z pałkami i kijami. Elise uniosła dół spódnicy
i pobiegła co sił w tamtą stronę. Gdy była już blisko, zorientowała się, że
w ciżbie wielu jest pijanych, jeden chwiał się, drugi tłukł na oślep pustą
butelką. Ciosy przecinały powietrze, dolatywały przekleństwa i wściekłe
wyzwiska. Bójka przyjęła gwałtowny obrót, wzięły górę emocje, poszły w
ruch kamienie i kępki trawy. Usłyszała, że ktoś woła: „Policja!", ale nie
spodziewała się tu szybko stróżów prawa. Jak w sennym koszmarze
ujrzała nagle, jak jakaś szumowina ciska Kristiana na ziemię i zaczyna go
kopać. Rzuciła się w ciżbę i nie bacząc na niebezpieczeństwo, rozpychała
na boki walczących, mając w głowie tylko jedno: ratować Kristiana.
Mignął jej wielki kij przecinający powietrze, ale nie domyśliła się, co się
dzieje. Nagle poczuła ból, jakby głowa jej pękała, i w następnej chwili
wszystko pociemniało.

Obudziła się, gdyż coś białego poraziło ją w oczy. Usiłowała się

rozejrzeć, ale powieki opadły jej, mimo że starała się je pozostawić
otwarte. Mignęły jej jedynie białe ściany i ubrana na biało postać.
Usłyszała cichy miły kobiecy głos:

- Jest pani w szpitalu, pani Ringstad. Niestety, doznała pani poważnych

obrażeń.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 15 Tęsknota
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka

więcej podobnych podstron