Ukryte marzenia Maynard Janice

background image
background image

Janice Maynard

Ukryte marzenia

Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska

HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2022

background image

Tytuł oryginału: Slow Burn

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2020 by Harlequin Books S.A.

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub

całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo

do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie

przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami

należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego

licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do

HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane

bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

background image

ISBN 978-83-276-8219-2

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek /

Woblink

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

W ciągu minionych piętnastu lat Jake Lowell objechał świat więcej niż

raz. Był wszędzie i widział wszystko. No może poza Antarktyką. Podróż na
ten kontynent wciąż znajdowała się na jego liście rzeczy do zrobienia. Ze
wszystkich miast na świecie, które odwiedził lub w których czasowo
pomieszkiwał, jedynym, do którego nie zamierzał wrócić, było Falling
Brook w stanie New Jersey.

Nazwa miasta brzmiała idyllicznie. Wspomnienia Jake’a były dalekie

od idylli.

Opuścił rodzinne miasto w wieku dwudziestu dwóch lat, w środku

skandalu i tragedii, i nie wrócił tam aż do dnia, kiedy został do tego
zmuszony.

Gdy po raz trzeci zaburczało mu w brzuchu, zatrzymał się na stancji

benzynowej. Przy okazji zatankował, a ponieważ w automacie do płatności
kartą zabrakło papieru, wszedł do środka po paragon i kupił coś do
jedzenia. Ostatecznie zdecydował, że wystarczy mu batonik.

Gdy zapłacił, jego wzrok przyciągnął stojak z gazetami. Jak zwykle

były tam „New York Times” i „Wall Street Journal”, ale to lokalna gazeta
przyprawiła go o szybsze bicie serca. Nagłówek krzyczał: „Vernon Lowell
żyje. Uciekinier z Black Crescent odnaleziony na Karaibach!”.

Poczuł ucisk w dołku. Ta historia ujrzała światło dzienne przed

tygodniem, ale lokalne gazety trąbiły o tym codziennie. Zdążył do tego
przywyknąć, choć wciąż był w szoku. Przez piętnaście lat żył ze

background image

świadomością, że ojciec zniknął z powierzchni ziemi, że używał życia
w czeluściach piekła. Teraz wrócił do świata żywych.

Wręczając mu paragon, kasjerka obrzuciła go zaciekawionym

spojrzeniem. Za późno zdał sobie sprawę, że powinien zapłacić gotówką.
Czy zobaczyła nazwisko na karcie i połączyła fakty? Czy usłyszała jakieś
plotki, z których słynęło Falling Brook?

Nazwisko Lowell nie było rzadkie, ale w Falling Brook źle się

kojarzyło. Piętnaście lat temu ojciec Jake’a, Vernon Lowell, zniknął
z ogromną sumą pieniędzy należących do najważniejszych mieszkańców
miasta. Kilkunastu członków lokalnej elity zaufało mu i powierzyło swoje
fortuny prowadzonemu przez niego funduszowi. Vernon wraz ze swoim
dyrektorem finansowym, a jednocześnie najlepszym przyjacielem
Everettem Reardonem, byli finansowymi czarodziejami i zarobili dla
wszystkich mnóstwo pieniędzy.

A jednak nie wiedzieć czemu w jakimś momencie coś się zepsuło.

Pieniądze wyparowały. Everett Reardon zginął w wypadku, uciekając przed
policją. Ojciec Jake’a zapadł się pod ziemię. Zakładano, że nie żyje.

Żywym pozostało posprzątać ten bałagan. A było co sprzątać. Jake

ruszył znów przed siebie, dręczony wspomnieniami.

Falling Brook było małą enklawą liczącą niewiele ponad dwa tysiące

mieszkańców. Jake zrobił wywiad przed przyjazdem. Przejrzał dość
informacji w sieci, by wiedzieć, że niewiele się tu zmieniło. To miasto,
gdzie nieruchomości osiągały kolosalne ceny, wciąż było azylem dla
bogaczy.

Na kilka chwil zatrzymał się naprzeciwko dawnego domu Nikki

Reardon, właściwie rezydencji, zostawiając silnik na biegu jałowym. Świat
Nikki, podobnie jak jego, został wywrócony do góry nogami. Piętnaście lat
temu Nikki i jej matka wyjechały.

background image

Kiedy pozwalał sobie wrócić myślą do Nikki, doświadczał dziwnej

mieszanki tęsknoty i niepokoju. Ich ojcowie przyjaźnili się i prowadzili
wspólny biznes, było zatem naturalne, że rodziny spędzały z sobą sporo
czasu. A jednak jeśli chodzi o Nikki, w pamięci Jake’a najbardziej zapisała
się jedna szalona noc w Atlantic City przed pięcioma laty.

Choć Nikki była cztery lata od niego młodsza, zawsze była dojrzała jak

na swój wiek. Była jego pierwszą dziewczyną. A jednak kobieta, z którą się
przespał w Casino Hotel, bardzo się różniła od rudowłosej nastolatki
o jasnej karnacji, którą znał jako młody chłopak.

Ta nowa Nikki go olśniła i przeraziła.
Uruchomił samochód. Być może duch Nikki wciąż krążył po tym

przestronnym domu, ale jej już tu nie ma.

Jego celem był hotel butikowy znany z dyskrecji i luksusu. Tego

pierwszego potrzebował, to drugie sprawi mu przyjemność. Choć potrafił
żyć skromnie, teraz wolał kończyć dzień w wygodnym łóżku.

Gdy już obejrzał swój elegancki pokój, przysiadł na skraju łóżka

i popatrzył na telefon. Powinien powiadomić Joshuę, że dotarł. Joshua
Lowell, jego brat bliźniak. Jedyne, co ich łączyło, to jasne włosy, metr
dziewięćdziesiąt wzrostu i piwno-zielone oczy.

Gdy Josh zadzwonił z informacją, że ojciec się znalazł, poprosił Jake’a,

by przyjechał do Falling Brook i zaprosił go do swojego domu. Zaproszenie
zostało wystosowane chyba tylko z obowiązku. Bracia nie widzieli się od
piętnastu lat. Poza dość wymuszonymi esemesami czy mejlami na urodziny
i Boże Narodzenie nie utrzymywali kontaktów i równie dobrze mogliby być
sobie obcy.

Jake starał się przez te lata być nieosiągalny. Robił to z premedytacją.

Zerwał więzi z braćmi, więc niewiele wiedział o ich życiu. Kiedy miał
dwadzieścia dwa lata, nie w pełni rozumiał, że rodzina to rodzina,

background image

niezależnie od wszystkiego. Nie zdawał sobie sprawy, że bycie wciąż
w drodze w końcu straci swoją atrakcyjność.

Teraz był doświadczonym trzydziestosiedmioletnim mężczyzną i miał

nadzieję naprawić stosunki z rodziną, zwłaszcza że Joshua oczekiwał jego
zaangażowania w poszukiwaniu nowego prezesa Black Crescent.
Pochlebiało mu, że brat chciał znać jego zdanie.

Umówili się w hotelowej restauracji o siódmej. Przyciemnione światło

tworzyło intymną atmosferę, mimo to Jake dał hostessie pięćdziesiąt
dolarów, by znalazła dla nich nierzucający się w oczy stolik. Gdyby ktoś
znów zobaczył braci Lowellów razem, rozeszłyby się plotki.

Jake nie znosił paparazzich. Po zniknięciu ojca dziennikarze nękali

wszystkich Lowellów i Reardonów. Szczerze mówiąc, wszystkie rodziny,
które miały jakiś związek z tym skandalem, stały się ich celem. Jake,
wówczas absolwent uniwersytetu, planował już podróż do Europy, więc po
prostu przyspieszył termin i uciekł.

Josh – stary dobry niezawodny Josh – został, by posprzątać. Poczucie

winy do dziś nie dawało Jake’owi spokoju. Brat ciężką pracą odbudował
firmę. Został na miejscu, stawił czoło oskarżycielom i współpracował
z policją. Choć posiadał wyjątkowy talent artystyczny, odłożył na bok
marzenia i próbował zrekompensować pokrzywdzonym winy ojca.

Jake ograniczył się do realizowania własnych egoistycznych celów.
Czasami prawda boli.
Na widok Joshui poderwał się na nogi i niezręcznie uściskał brata,

czując przypływ silnych emocji.

- Kopa lat. – Skrzywił się w duchu, bo jego słowa musiały zabrzmieć co

najmniej nonszalancko.

Bracia usiedli. Sommelier napełnił ich kieliszki kosztownym

burgundem. Jake pamiętał, że Josh lubi to wino. Chociaż kto wie?

background image

Piętnaście lat to szmat czasu. Gusta się zmieniają.

Josh wypił duszkiem pół kieliszka i lekko się uśmiechnął.
- Dobrze wyglądasz, Jake.
- Ty też.
Kilka sekund milczeli.
- To dziwne. – Joshua wsunął palce we włosy. Miał na sobie sportową

marynarkę, garniturowe spodnie i purpurowy krawat. Jake, w dżinsach
i sportowej koszulce, czuł się przy nim niechlujny. Zawsze różnili się
w tym względzie. Joshua nosił się jak biznesmen. Jake nie miał ochoty
ulegać dyktatowi społecznemu.

Wyprostował się, czując napięcie.
- Lepiej powiem to od razu – rzekł nagle. – Przykro mi, Josh. Przykro,

że ojciec zrujnował nam życie, i przykro, że cię zostawiłem samego z tymi
problemami. Teraz tu jestem. Jeśli to ma jakieś znaczenie.

Uśmiech brata był niepewny. Urodzony trzy minuty wcześniej Josh

często poważnie traktował rolę starszego brata. Westchnął.

- Już dawno przestałem się na ciebie wściekać, Jake. Każdy wybiera

własną drogę. Nikt mi nie kazał tu zostać i naprawiać tego, co zepsuł ojciec.

- Ale obaj myśleliśmy, że on nie żyje. – To prawda. Ich matka Eve

piętnaście lat temu zatrudniła prywatnego detektywa. Federalni przez wiele
miesięcy prowadzili poszukiwania. Vernon Lowell zapadł się pod ziemię.

- Byłoby łatwiej, gdyby nie żył. Prawda? – zapytał Josh.
Jake poczuł ucisk w dołku. Niedawno władze odnalazły Vernona na

jednej z wysp Bahama i został poddany ekstradycji do Stanów. Obecnie
przebywał w areszcie federalnym i chciał się widzieć ze swoimi dwoma
starszymi synami. Oliver, ich młodszy brat, odbył niedawno pielgrzymkę
do ojca. Nie poszło dobrze.

background image

- Musimy tam pojechać, tak? – spytał Jake.
Josh wzruszył ramionami.
- Nie może nas do tego zmusić.
- Z drugiej strony, kiedy mu powiemy, żeby poszedł do diabła, może to

będzie dla nas zamknięcie sprawy.

- Masz rację.
- Domyślam się, że ostatnie pół roku, odkąd ta przeklęta dziennikarka

napisała artykuł na temat BC, nie było dla ciebie łatwe. Dopiero niedawno
go przeczytałem.

Joshua uśmiechnął się szerzej.
- Prawdę mówiąc, nie skarżę się. Zaręczyłem się z tą cholerną

dziennikarką.

- Poważnie?! Czemu mi nie powiedziałeś przez telefon?
- Nie rozmawialiśmy całe wieki. Chciałem ci to przekazać osobiście.

Zamierzamy się pobrać. Sophie jest wspaniała. Polubisz ją. Powinieneś też
wiedzieć, że to ona mnie zachęciła do powrotu do malowania. Dlatego chcę
odejść z BC.

- Teraz rozumiem, czemu szukasz prezesa. Zastanawiałem się, dlaczego

akurat w tym momencie? – Jeśli ktokolwiek zasługiwał na możliwość
realizowania własnych marzeń, to właśnie Josh. – Cieszę się ze względu na
ciebie. A co z firmą?

Joshua nie odpowiedział od razu, ponieważ kelner przyniósł im

przystawki. Kilka chwil później bębnił palcami po stoliku z niepokojem.

- Przez lata świetnie odgrywałeś rolę dyletanta. Nikt nie zdawał sobie

sprawy, że jesteś cudownym dzieckiem świata finansów. – Uśmiech Joshui
był cierpki.

- Czemu tak mówisz?

background image

- Zrobiłem małe śledztwo, braciszku. Jesteś uzdolnionym day traderem.

Pewnie bogatszym ode mnie. Ryzykując, że cię urażę, powiedziałbym, że
odziedziczyłeś ten talent po ojcu. Ale nie jego moralność – dodał szybko.

- Odniosłem pewien sukces – przyznał Jake. – I nie jestem twoim

młodszym braciszkiem.

Joshua popatrzył mu w oczy.
- Chcę, żebyś przejął Black Crescent.
- O nie – odrzekł Jake. – Nie, do diabła. – Zacisnął pięści. –

Z pewnością masz inne opcje.

- Owszem, od jakiegoś czasu prowadzę rozmowy z paroma

kandydatami. Ale nie jestem przekonany do żadnego.

- Cóż, bardzo się mylisz, jeśli sądzisz, że ja jestem odpowiednim

człowiekiem.

- Może. – Joshua miał nieczytelną minę.
- A co z Oliverem? Nie chce porzucić fotografii? – Najmłodszy

z Lowellów mocno ucierpiał przez postępek ojca, chyba bardziej niż Josh
i Jake. Złość i rozpacz doprowadziły go do narkotyków. Na szczęście od
dłuższego czasu był czysty.

- Oliver w końcu znalazł swoje miejsce. Wiadomość, że ojciec żyje,

była dla niego trudna. Wciąż ma w sobie dużo złości, ale daje radę.

W końcu przyniesiono im główne danie. Joshua uparł się, że zapłaci

rachunek. Miły, choć niekonieczny gest. Powróciło skrępowanie.

- Muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym – oznajmił, chowając

kartę do portfela. – Nie chciałem o tym mówić przez telefon, tu też nie jest
dobre miejsce.

- Ważniejszym niż fakt, że ojciec powrócił do żywych?
- Być może. Pogadamy po drodze?

background image

Jake ruszył za bratem na zewnątrz. Powietrze było rześkie, lecz

przyjemne. Niektóre sklepy już zaczęły szykować się na święta, chcąc
zyskać przewagę nad innymi podczas najbardziej handlowego sezonu
w roku.

Przez lata święta były dla Jake’a bolesnym okresem. Zapewne także dla

pozostałej części rodziny. Stanowiły przypomnienie wszystkiego, co stracił.
Wspomnienia szczęśliwych czasów, gdy cała piątka Lowellów zbierała się
wokół choinki, wyblakły. W radosnych latach dzieciństwa prezenty były
spektakularne: kucyki, gitary, rowery wyścigowe. Wszystko, czego mógł
zapragnąć chłopiec.

Potem to zniknęło. Co gorsza, inne rodziny, niewinne, także ucierpiały.

Jake, jego bracia i matka też byli niewinni, ale nikt nie chciał temu wierzyć.
Byli szkalowani, nielubiani. Jake przygarbił się i wyrównał krok z bratem.
Nie chciał myśleć o złych czasach, ale wspomnienia uczepiły się go jak
pajęczyna. Tu nie zazna spokoju.

Przechadzka sprawiła mu jednak przyjemność. Przez trzy przecznice

Joshua milczał. Jake starał się przeczekać, lecz szybko stracił cierpliwość.

- Czemu jesteś taki tajemniczy?
Brat zatrzymał się w łagodnym świetle latarni.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć.
- Co? Czy ja umieram?
- To nie jest zabawne.
- Skąd mam to wiedzieć? Jeszcze nic nie powiedziałeś.
Josh oparł się o słup latarni, jego twarz zdradzała napięcie i zmęczenie.

Jak na zakochanego nie wyglądał zbyt beztrosko. Wzruszył ramionami.

- W tym artykule, który pojawił się wiosną, pominięto jedną sensację.
- Tak?

background image

- Sophie dysponowała wynikiem badania DNA, które wskazywało, że

zostałem ojcem.

- Do diabła, Josh. Czemu nic o tym nie wiem?
- Najpierw nie chciała zdradzić źródła, ale kiedy się zbliżyliśmy,

przyznała, że dostała to od Zane’a Pattersona.

Jake był więcej niż zszokowany – był pełen podejrzeń.
- Tego Zane’a Pattersona? Ze szkoły? Był rok za Oliverem, tak? Co on

miałby z tym wspólnego?

- Zane otrzymał ten wynik od anonimowego źródła. Był wciąż zły

z powodu strat, jakie poniosła jego rodzina po zniknięciu ojca. Zobaczył
w tym szansę na dogryzienie mi i firmie. Sophie jednak nie włączyła tego
do artykułu.

- Miałeś dość czasu, żeby udowodnić, że to oszustwo. To oszustwo, tak?

Minęło pół roku. To głupi żart?

Joshua pokręcił głową.
- Wynik testu nie był sfabrykowany. Gdzieś żyje czteroletnia

dziewczynka, która ma moje DNA. Zacząłem dyskretne śledztwo wśród
kobiet, z którymi miałem do czynienia mniej więcej pięć lat temu. Niczego
nie znalazłem.

- Więc to fałszywy wynik. – Jake odniósł wrażenie, że znalazł się

w alternatywnym świecie. Joshua mówił bez sensu. Potem brat
wyprostował się i rzucił mu spojrzenie, od którego Jake’owi ścierpła skóra;
wyczuł zagrożenie.

W końcu twarz Joshui złagodniała.
- Wynik jest prawdziwy, ale to nie ja jestem ojcem. To twoje dziecko.

Nikki Reardon zerknęła na zegarek. Za pół godziny musi odebrać

Emmę z przedszkola przy kościele w ich małym Poplar Ridge w stanie

background image

New Jersey. Emma bardzo lubiła to przedszkole. Chodziła do niego dwa
razy w tygodniu i zdążyła już zyskać tam przyjaciół.

Dzięki zajęciom córki Nikki miała trochę czasu dla siebie. Cztery dni

w tygodniu pracowała jako zastępca kierownika w lokalnej restauracji, poza
tym zajmowała się córką i pomagała matce. Nic dziwnego, że czuła się
wyczerpana. Kiedy pracowała na nocną zmianę, matka zostawała z Emmą.

Nie było to najlepsze rozwiązanie, ale na razie musiała się tym

zadowolić. Czasami czuła się winna, że wykorzystuje matkę, ale wierzyła
też, że kontakt z Emmą to dla matki coś pozytywnego w pustym skądinąd
życiu.

Wróciła wzrokiem do iPada. Czytała akurat historię, która

przywoływała złe wspomnienia. Parę dni wcześniej dowiedziała się, że
Vernon Lowell żyje. Dzisiejszy artykuł na pierwszej stronie głosił, że
znaleziono go na Bahamach. Po szybkiej ekstradycji czekał na proces
w areszcie federalnym. Chciała z nim porozmawiać. Był jedyną osobą,
która znała prawdę. Vernon i jej ojciec byli przyjaciółmi i partnerami. Ale
jej ojciec zginął. Widziała ciało, przeżyła jego pogrzeb. Świat sądził, że
Vernon też nie żyje. Okazało się, że jest inaczej.

Pomyślała o Jake’u. Piękny uparty Jake, który nie potrafił usiedzieć na

miejscu. Jej pierwszy chłopak. Rozumiała, czemu wyjechał. Dziennikarze
nie dawali mu spokoju. Od tamtych wydarzeń widziała go tylko raz.

To była najlepsza i najgorsza noc w jej życiu.
Rozmyślania przerwało jej głośne stukanie do drzwi. Czasami stukał tak

kurier, ale to brzmiało bardziej stanowczo. Ostrożnie spojrzała przez szparę
między tanimi zasłonami. Mój Boże. Jake? Po co tu przyjechał? Jego
rodzina nadal mieszkała w Falling Brook, ponad godzinę drogi stąd. Czego
chciał?

Powoli otworzyła drzwi.

background image

- Jake – powiedziała. – Co za niespodzianka.
- To prawda? – Przeszył ją wzrokiem.
Pomyślała o milionie powodów, dla których mógł pojawić się na jej

progu.

- Co? Może wejdziesz?
Cofnęła się i szerzej otworzyła drzwi. Jake wszedł do niewielkiego

salonu i krążył po nim nerwowo.

- Czemu wysłałaś Zane’owi Pattersonowi informację, że Joshua jest

ojcem twojego dziecka?

Krew odpłynęła jej z twarzy. Opadła na kanapę.
- Mojego dziecka? – Czemu jej głos tak drży?
- Przestań. Wiem, że to prawda. Co chciałaś osiągnąć, szantażując

mojego brata?

Wyprostowała się i zmierzyła go wzrokiem.
- Jeśli usiądziesz i zechcesz porozmawiać w cywilizowany sposób,

wysłucham cię. Ale mylisz się. Odkąd byliśmy nastolatkami, nie
kontaktowałam się z Zane’em ani z twoim bratem. Nie wiem, o czym
mówisz.

Jake w końcu usiadł w fotelu i bębnił palcami w podłokietniki. Nikki

patrzyła na niego, próbując złapać oddech. Miał na sobie skórzaną kurtkę
i stare sprane dżinsy. Bawełniana rozpinana koszula była w kolorze
zielonych butelek. Na nogach miał espadryle, ale nie włożył skarpetek
i widać było opalone nogi.

Ten człowiek nie spędzał życia w czterech ścianach. Rozjaśnione

słońcem włosy wymagały strzyżenia. Kiedy byli dziećmi, latem włosy
Jake’a były jak złote. Teraz odcień był nieco przygaszony.

background image

Zerknęła na zegarek, starając się nie panikować. Czy zna prawdę na

temat Emmy, czy chce ją wybadać?

- Mam coś do załatwienia – oznajmiła.
- Pójdę z tobą.
Kiedy był tak blisko, jej zmysły szalały.
- To nie potrwa długo. Możemy się spotkać na kolacji.
- Nie spuszczę cię z oczu, Nikki. – Patrzył na nią nieustępliwie, jakby

był myśliwym, a ona ofiarą.

- Dobrze. – Wstała, wzięła torebkę i klucze. Nie miała pojęcia, co Jake

pomyśli na widok Emmy. Matka naciskała, by poprosiła go o wsparcie, ale
Nikki była zbyt dumna. Kiedy przed pięcioma laty zostawił ją bez słowa,
wiedziała, że wciąż ucieka przed przeszłością i że nigdy nie będzie takim
mężczyzną, jakiego chciałaby w nim widzieć.

Przed domem stał szpanerski czarny sportowy samochód, zapewne

wypożyczony. Wyglądał dziwnie nie na miejscu w tej okolicy. Nikki
jeździła piętnastoletnim autem typu kompakt.

Otworzyła samochód i patrzyła na Jake’a, który wcisnął się na miejsce

pasażera. Był wysoki, więc nie było mu wygodnie.

- Dokąd jedziemy? – spytał.
- Odebrać Emmę z przedszkola.
- Emmę? – spytał zdławionym głosem.
Zerknęła na niego i zauważyła, że nagle pobladł.
- Tak, Emmę, moją córkę.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Patrzył przez przednią szybę na śliczną rudowłosą dziewczynkę, która

w podskokach zbliżała się do samochodu. Towarzyszył mu przy tym cały
wachlarz emocji. Krótka jazda z domu Nikki do tego ceglanego budynku
minęła w milczeniu. Palce Nikki aż pobielały, tak mocno ściskała
kierownicę.

On starał się zachować spokój, a jednak wspomnienia napłynęły

szeroką falą. Nikki leżąca na jego hotelowym łóżku. Uśmiechnięta
i zaspokojona. To była tylko jedna noc. Jedna nadzwyczajna noc niemal
pięć lat temu. A teraz jest ojcem? Czemu Nikki to ukryła?

Tylne drzwi auta otworzyły się. Nikki pomogła córce usiąść w foteliku.

Emma, która opowiadała coś z entuzjazmem, zamilkła, dostrzegając obcego
mężczyznę. Miała zielone oczy. To jeszcze nic nie znaczy. Mogła
odziedziczyć kolor oczu po matce. Za to jasne włosy nie przypominały
włosów Nikki.

Chciał się z nią przywitać, lecz słowa uwięzły mu w gardle. Kiwnął

dziewczynce głową i odwrócił się. Nie miał ochoty odrywać od niej
wzroku. Chciał jej się przyjrzeć, sprawdzić, czy dojrzy w niej jakieś
podobieństwo. Nie chciał jednak, by poczuła się niekomfortowo.

Kiedy Nikki zaparkowała znów przed domem, odezwała się, zniżając

głos:

- Zwykle daję jej jakąś przekąskę, potem idzie się pobawić do swojego

pokoju. Wtedy możemy porozmawiać.

background image

Znów skinął głową, niepewny, co powiedzieć. Tyle było tych

szokujących rewelacji. Ojciec żyje. Nikki ma dziecko. Jego? Za dużo tego,
za dużo.

Gdy szli w trójkę do drzwi, wsadził ręce do kieszeni. W środku

poszukał schronienia w małym salonie. Wciąż słyszał matkę i córkę, które
rozmawiały w kuchni. Gdy w końcu Nikki do niego przyszła, wyglądała na
zmęczoną.

Usiadła naprzeciwko niego i podwinęła pod siebie nogi. Spojrzenie jej

zielonych oczu i falujące rude włosy kazały mu zacisnąć pięści, gdy poczuł
falę pożądania. Przypomniał sobie, jak wtulał twarz w te włosy, wdychał
woń szamponu. Przez moment miał wtedy wrażenie, jakby wszystko w jego
świecie w końcu się poukładało.

Kiedy był tuż po dwudziestce, kochał ją gwałtownością, w której było

tyle samo żądzy co oddania. Czekał, aż dorośnie. W jego fantazjach
pojawiała się wyłącznie ona. A gdy jego pożądanie było bliskie
zaspokojenia, światy obojga się rozpadły.

Dekadę później wpadli na siebie w Atlantic City. Dla niego to był szok.

Nie była już przestraszoną nastolatką, wiedziała, kim jest i znała swoją
wartość. Ta nowa Nikki robiła na nim jeszcze większe wrażenie, ale
zmiany, jakie w niej zaszły, przestraszyły go, podobnie jak głębia uczuć,
które w nim obudziła. A zatem uciekł. Tak jak wcześniej.

- Spytam cię jeszcze raz. Emma jest moją córką?
Zdawało się, że skóra Nikki zrobiła się przezroczysta.
- Mówiłeś coś bez sensu. Nie rozumiem, co cię tu sprowadza. I co twój

brat ma z tym wspólnego?

- Wysłałaś Zane’owi wynik testu DNA i groziłaś Joshui. Jednak Josh

ostatecznie wykluczył możliwość, że jest ojcem czteroletniej dziewczynki,

background image

więc zostałem ja, jego brat. Czemu próbowałaś szantażować jego, a nie
mnie?

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, i nie podobają mi się twoje

oskarżenia. Jeśli to wszystko, co miałeś do powiedzenia, możesz się
wynosić do diabła z mojego domu.

- Mamusiu, nie pozwoliłaś mi mówić tego brzydkiego słowa – dobiegł

ich cichy głos.

Oboje omal nie podskoczyli. W drzwiach stała Emma.
- Masz rację, kochanie. Przepraszam.
Jake wstał i przykucnął przed dziewczynką.
- Cześć, Emmo. Mam na imię Jake, jestem przyjacielem twojej mamusi.
Emma patrzyła na niego z powagą i podejrzliwością.
- To czemu kazała panu wyjść?
Czy wszystkie czterolatki są takie mądre?
- Właśnie dyskutowaliśmy…
Nikki podniosła się gwałtownie, przerywając mu stanowczym gestem.

Zmierzwiła włosy córki.

- Em, chciałabyś obejrzeć odcinek „Świnki Peppy”? – Rzuciła Jake’owi

zniecierpliwione spojrzenie. – Nie pozwalam jej dużo oglądać, ale
będziemy mogli dokończyć rozmowę.

Twarz Emmy pojaśniała. Uśmiechnęła się do Jake’a.
- To odcinki peppinki, rozumiesz?
Jake uśmiechnął się, oczarowany urokiem dziecka.
- Rozumiem, dzieciaczku.
Wstał i spojrzał na Nikki. Pragnął wziąć ją w ramiona.
- Mam inny pomysł. Jeśli możesz na poczekaniu załatwić opiekunkę,

zabiorę cię na kolację.

background image

Twarz Nikki była pozbawiona emocji. Objęła się ramionami w pasie,

przyjmując postawę obronną, i patrzyła przed siebie. Po kilku sekundach
wyjęła z kieszeni telefon, postukała w ekran i podała aparat córce.

- Możesz go wziąć do swojego pokoju, kochanie. Piętnaście minut, nie

więcej, nastawię czas.

Po wyjściu Emmy Nikki westchnęła.
- Nie stać mnie teraz na opiekunkę. Zbliżają się święta, oszczędzam

każdy grosz na prezenty. Możemy się streszczać? Nie mam pojęcia, o czym
mówisz. Nigdy w żadnej sprawie nie kontaktowałam się z twoim bratem.

Jake wyciągnął z kieszeni kartkę. Joshua wydrukował jeden z mejli.
- Więc zaprzeczasz, że to wysłałaś?
Gdy brała od niego kartkę, ich palce się zetknęły. Spuściła wzrok,

przeczytała kilka słów i jęknęła.

- O mój Boże.
Jej reakcja przekonała Jake’a, że mówi prawdę.
- Pozwól, że zapłacę za opiekunkę. Musimy to wyjaśnić. – Wyjął

z portfela wizytówkę i podał ją Nikki. – Tu jest mój numer. Mogę po ciebie
wpaść o siódmej.

Energicznie pokręciła głową.
- Nie, nie zdążyłabym wrócić do domu, żeby jak zwykle wykąpać

Emmę i położyć ją do łóżka. Musielibyśmy umówić się wcześniej. O wpół
do szóstej.

- Okej. Zadzwoń do mnie.
- Zobaczę, co uda mi się załatwić – szepnęła.
Stwierdził z niedowierzaniem, że jest podniecony. Minęło pięć lat,

odkąd się z nią kochał, a zdawało się, że to było wczoraj. Czy był tak
zaślepiony, że nie dostrzegał jej kłamstw? Pogłaskał palcem jej policzek.

background image

- To nie koniec świata, Nik. Ale chcę znać prawdę. Nie wyjadę z miasta,

dopóki nie ustalimy paru rzeczy.

Później Nikki zadzwoniła do opiekunki i zaczęła się martwić. Potrafiła

rozpoznać groźbę, nawet jeśli była zawoalowana. Jake nie należał do ludzi,
którzy blefują.

Pamiętała, jak grywał w pokera z kolegami, głównie po lekcjach, ale

zawsze, gdy mogli uniknąć odkrycia przez nauczycieli. Wszyscy ci młodzi
ludzie należeli do uprzywilejowanych rodzin z nieograniczonymi środkami.

Jake przechwalał się, że wiódł tam prym. Ludzie sądzili, że blefował

i byli nawet gotowi się o to zakładać. Ale jego pozorny luz skrywał
niesamowity talent.

Czy dlatego był w Atlantic City? Uprawiał hazard? Jeśli tak, na pewno

wygrywał, była o tym przekonana.

Tamtej nocy, kiedy wylądowali w jego pokoju hotelowym, hazard był

ostatnią rzeczą, o jakiej myślał. Kiedy dreszcz przebiegł jej po plecach,
wiedziała, że ma kłopot. Niechętnie wróciła myślą do teraźniejszości.

Emma skakała z radości, że zostanie ze swoją ulubioną opiekunką.

Nella była studentką, mieszkała przy tej samej ulicy. Miała pięcioro
rodzeństwa i potrafiła opiekować się dziećmi. No i uwielbiała Emmę, więc
Nikki mogła spokojnie iść na kolację z Jakiem.

Niezależnie od powagi sytuacji, nie potrafiła stłumić podniecenia.

Wiedziała, że ten dzień kiedyś przyjdzie. Sądziła, że będzie wyglądał
inaczej.

Od urodzenia córki jej życie towarzyskie w zasadzie zamarło. Jedynym

w miarę odpowiednim strojem, jaki mogła włożyć na tę kolację, był czarny
kostium ze spodniami, do którego dobrała jedwabną szmaragdową bluzkę
i czarne szpilki. Włosy zostawiła rozpuszczone, lekko spryskała się

background image

perfumami. Nie powinna się tak stroić, ale chyba podświadomie chciała
pokazać Jake’owi, co stracił. Perfumy miały wzmocnić jej poczucie
wartości.

Przyjechał o wpół do szóstej. Nikki w pośpiechu wyszła na dwór, by nie

zobaczył znów Emmy. Będzie chroniła córkę na wszelkie możliwe sposoby.

Wyskoczył z auta i otworzył drzwi od strony pasażera nieprzyzwoicie

drogiego roadstera. Kiedy pomógł Nikki wsiąść, otoczył ją zapach skóry
i mężczyzny.

Cieszyła się, gdy zamknął drzwi i obszedł samochód, choć była to

krótkotrwała ulga. Wnętrze nie było zbyt przestronne. Z każdym oddechem
wdychała zapach Jake’a. Nie używał mocnej wody po goleniu, jeśli w ogóle
jej używał. Być może czuła tylko woń mydła na jego skórze.

- Czemu się przebrałeś? – spytała. Miał na sobie ciemny garnitur, choć

większość restauracji rozluźniła wymagania dotyczące obowiązującego
stroju.

Zerknął na nią z uśmiechem.
- Bo wiedziałem, że będziesz elegancka. Zawsze lubiłaś się stroić,

wychodząc gdzieś wieczorem.

Miał rację, jeśli chodzi o dawną Nicole Reardon. Tamta nastolatka

miała dwie szafy pełne modnych ciuchów.

- Teraz jest inaczej. W Atlantic City, kiedy na ciebie wpadłam, byłam

w stroju kelnerki, a nie w ciuchu od projektanta.

- Nie powiem, że pamiętam. Myślałem tylko o tym, żeby cię rozebrać. –

Oboje mieli wówczas jeden cel…

Tego wieczoru Jake zarezerwował stolik w restauracji z białymi

lnianymi obrusami i mnóstwem świec. Atmosfera wprawiła Nikki w lekkie
zakłopotanie. Nie byli z Jakiem typową parą ani niczego nie świętowali.

background image

Kiedy zajęli miejsca przy stoliku z widokiem na staw, Jake skupił na

niej uwagę. Twarz miał nieczytelną.

- Dziękuję, że jesteś. Wiem, że tego nie planowałaś.
- Opiekunka była wolna, więc się udało.
- To dobrze.
Rozmowa była wymuszona. Ich słowom towarzyszyło wspomnienie

spędzonych razem chwil.

- Myślisz o Atlantic City? – spytała cicho.
- Nie bądź taka nieśmiała, Nik. Oczywiście, że tak. Nie widzieliśmy się

przez całe dziesięć lat, a nagle się pojawiłaś. Nogi miałaś długie aż do
nieba.

Błysk namiętności w jego oczach powiedział jej, że pamięta wszystko.

Do tej pory nie była tego pewna. Dla niej tamta noc była przełomem,
kulminacją dziewczęcych fantazji. Jake był doświadczonym, obytym
w świecie człowiekiem. Zakładała, że dla niego ich schadzka była tylko
jedną z wielu.

- Miałam wrażenie, że się wstydziłeś – podjęła z wahaniem – że

pracowałam jako kelnerka w kasynie. Z początku zachowywałeś się bardzo
dziwnie.

- Byłem zaskoczony, przyznaję. Wybrałem się do Atlantic City, żeby się

rozerwać. Kiedy cię ujrzałem, poczułem wstrząs. Dziewczyna, z którą się
umawiałem, była bogata i rozpieszczona. Wiedziałem, że ty i twoja mama
straciłyście wszystko, a jednak byłem oszołomiony, widząc na własne oczy,
ile was kosztowała zdrada ojca. Nie wiedziałem, jak się zachować.

- Nie musisz mi współczuć, Jake. Nikt nie chce być biedny, ale nagłe

obniżenie statusu wiele mnie nauczyło.

- Na przykład?

background image

- Cóż. – Zamyśliła się. – Dowiedziałam się, że na świecie jest sporo

dobrych ludzi. I kilku drani, oczywiście. Nauczyłam się, jak ciężko trzeba
pracować, żeby zarobić pięćset dolarów tygodniowo. Poznałam, jakie to
przerażające, kiedy się nie ma zabezpieczenia finansowego.

- To bardzo poważne lekcje.
- Może. Ale nauczyłam się też wytrzymałości. Odporności. Odkryłam,

że chociaż byłam księżniczką, dobrze się czuję, kiedy sama za siebie
odpowiadam. Dobrze wiedzieć, że jestem silniejsza, niż sądziłam.

Do ich stolika podszedł kelner z daniami, przerywając jej autoanalizę.

Mimo powagi tego spotkania Nikki znalazła moment, by docenić jakość
potraw. Jej eskalopki były idealne. Jake byłby zaskoczony, gdyby wiedział,
ile razy jadły z córką na kolację makaron z serem.

Przy kawie i deserze Jake znów zaczął indagację.
- Kiedy ci pokazałem ten mejl, byłaś zszokowana. Więc jeśli nie ty go

wysłałaś, kto to zrobił?

- Niewykluczone, że moja matka.
- Czemu?
- Jakiś rok temu straciłam pracę. Przez prawie dziesięć tygodni byłam

bezrobotna, zaczęło brakować pieniędzy. Mama naciskała, żebym domagała
się wsparcia od ojca Emmy. Odmawiałam, a ona się upierała. W końcu
zmęczona tym wszystkim powiedziałam jej, że ojcem jest Joshua. Że nie
byliśmy parą, mieliśmy tylko romans. Że on nie wie o dziecku. Myślałam,
że to zakończy sprawę.

- Ale nie zakończyło.
- Najwyraźniej.
- Czemu ją okłamałaś?
- Bo nie chciałam, żeby znała prawdę.

background image

- Czyli?
Nikki wzięła nerwowy oddech.
- Że ty jesteś ojcem Emmy.

Jake słyszał prawdę z ust własnego brata. Miał trochę czasu, by do niej

przywyknąć. A jednak zdał sobie sprawę, że dopóki nie dowiedział się tego
od Nikki, wydawało mu się, że to bajka. Poczuł się chory i zły.

- Do cholery, Nikki, czemu mi nie powiedziałaś?
Jeśli oczekiwał, że zrobi skruszoną minę, to się pomylił. Patrzyła na

niego chłodno, przypominając mu znów siebie sprzed lat, wychuchaną
księżniczkę.

- Przed chwilą stwierdziłeś, że pamiętasz naszą noc w Atlantic City.

Może pamiętasz też, że zniknąłeś. Obudziłam się sama. Jedyne, czego
brakowało w tym scenariuszu, to plik banknotów na stoliku, żebym się
poczuła jak dziwka, którą na jedną noc kupiłeś.

- Miałem samolot bardzo wcześnie – mruknął zawstydzony. Już wtedy

rozumiał, że zachował się fatalnie, ale nie wiedział, jak traktować tę nową
dorosłą Nikki, więc zostawił ją śpiącą, z rozrzuconymi na poduszce rudymi
włosami. Ten obraz omal nie kazał mu zostać.

A jednak wrócił do domu.
- Nieważne. – Wzruszyła ramionami. – To było dawno temu. Wierz mi,

już o tym nie myślę.

Nagle coś go uderzyło.
- Przecież się zabezpieczaliśmy.
- Nie za każdym razem. – Zgromiła go spojrzeniem. – Nie ma

znaczenia, czy mi wierzysz. Emma jest owocem naszego lekkomyślnego
spotkania. Oboje byliśmy ciekawi, prawda? I zaślepieni pożądaniem.
Dekadę przed tamtą nocą w kasynie omal się z sobą nie przespaliśmy. Nasi

background image

ojcowie popsuli nam szyki. Sądzę, że w pewnym sensie w Atlantic City
zatoczyliśmy krąg.

Dokończyli kolację w milczeniu, góra żalów i gdybań była zbyt

wysoka, by się na nią wspinać.

Gdy zbliżały się osiemnaste urodziny Nikki, uciekł z Falling Brook, by

tam nie wrócić. Już wówczas rozumiał, co porzuca, ale postępki ojca nie
pozwalały mu zostać. Najbliżej Falling Brook znalazł się właśnie przed
pięcioma laty, odwiedzając Atlantic City. Nieoczekiwane spotkanie z Nikki
wytrąciło go z równowagi. Tęsknota i pożądanie sprzed lat powróciły. Gdy
Nikki skończyła swoją zmianę, poszła do jego pokoju. Wzięli razem
prysznic i kochali się aż do świtu. Na samo wspomnienie wciąż się
podniecał.

- Przepraszam, że wyszedłem bez pożegnania.
- Przeprosiny przyjęte. Gdybyś został, ranek mógłby być bardzo

krępujący – dodała.

- Kiedy odkryłaś, że jesteś w ciąży, to musiał być szok.
Zaczerwieniła się i kiwnęła głową.
- Nawet sobie nie wyobrażasz. Nie wiedziałam, jak powiedzieć o tym

mamie. Po śmierci ojca mama się załamała. Zamieniłyśmy się rolami.
Oczywiście bardzo mi pomogła z Emmą, ale to ja ją wspieram.

- To zrozumiałe. Straciła cały swój świat. Poza córką. – Zamilkł. – Nie

rozmawialiśmy wiele tamtej nocy w Atlantic City. Co się z tobą działo po
wyjeździe z Falling Brook?

- Nic nadzwyczajnego. Skończyłam szkołę. Podejmowałyśmy się

z mamą różnych prac, żeby zapłacić czesne i pokryć wydatki.

Instynktownie czuł, że to nie wszystko, więc naciskał:
- A jak skończyłaś szkołę? Te pięć czy sześć lat do spotkania w Atlantic

City?

background image

- Wyszłam za mąż.
- Wyszłaś za mąż? – Więc Emma miała ojca. Wróciła złość połączona

z emocjami, którym nie chciał się przyglądać. – Jestem zdumiony, że twój
mąż jest taki otwarty. Pozwala ci iść na kolację z innym.

Słyszała jego ironię, lecz nawet nie mrugnęła.
- Małżeństwo nie trwało długo – podjęła. – Dwa lata. On miał mi za złe,

że wychowałam się w luksusach. Ja zrozumiałam, że zgodziłam się za
niego wyjść, bo byłam samotna. Nasz związek był skazany na
niepowodzenie.

- Przykro mi – powiedział sztywno. Czuł, że jest zazdrosny

o nieznajomego, który sypiał z Nikki. Odkąd to był zazdrosny o kobiety?

- A ty, Jake? Wiem tylko, że podróżowałeś. Brzmi to interesująco, choć

nie wiem, czy to praca na pełny etat.

Nuta krytyki zabolała.
- Jestem szczęściarzem – odparł. – Dawno temu odkryłem, co to jest

giełda. Mam do tego smykałkę. W podróżach od czasu do czasu zarabiałem
gdzieś kilka dolarów. Dość, żeby mieć co jeść i ruszyć dalej w drogę, kiedy
zechcę.

Nikki uśmiechnęła się kpiąco.
- Nosisz rolexa z limitowanej edycji. Może już nie mam pieniędzy, ale

rozpoznaję artykuły luksusowe.

- Luksus to nie zbrodnia. Lubię myśleć, że jestem hojny. Nie mam

dużego domu. Podróżuję. Cenię zdobywanie doświadczeń. Podróże mnie
zmieniły, zrobiły ze mnie lepszego człowieka. Taką przynajmniej mam
nadzieję.

Był skrępowany, czując na sobie wzrok Nikki. Jakby potrafiła zajrzeć

w głąb jego duszy. Kiedy ostatnio tak szczerze mówił o sobie? Nigdy?

background image

- Tak, masz szczęście – odparła. – Nie mam ci za złe. Jesteś wciąż

młody. Zdrowy. Bogaty. Wolny. Czemu nie miałbyś się cieszyć tym, co
świat ma do zaoferowania?

Coś w jej odpowiedzi go zaniepokoiło, ale nie potrafił tego nazwać.
- Musimy zrobić jakieś plany – stwierdził.
- Plany? – Odłożyła widelec i spojrzała na niego.
- Jak włączyć Emmę do mojego życia. Straciłem cztery lata, więcej nie

chcę stracić. Ona jest częścią mnie.

Nikki, która normalnie miała porcelanową cerę, jeszcze bardziej

zbladła. Mógł teraz policzyć piegi na jej nosie.

- Mowy nie ma – odparła. – Nie pozwolę, żebyś pobawił się w tatusia,

a potem zniknął. Emma jest szczęśliwa. Nie potrzebuje cię. – Zdawała
sobie sprawę, że jej słowa brzmią ostro. – Jesteś dobrym człowiekiem –
podjęła – ale nie jesteś materiałem na ojca. Emmie lepiej będzie bez ojca
niż z takim, który pojawia się i znika.

- Masz dużo przypuszczeń i założeń na mój temat, Nik.
- Od twojego wyjazdu z Falling Brook minęło piętnaście lat. Opuściłeś

rodzinę, zostawiłeś mnie. Nie wróciłeś tu ani razu. Żonglujesz demonami,
Jake.

Tylko ktoś, kto znał go tak dobrze, odważyłby się zdiagnozować jego

zachowanie.

- Przynajmniej niczego nie ukrywam – odparował.
Nikki wstała, wzięła płaszcz i torebkę.
- Zawieź mnie do domu, proszę. Chcę stąd wyjść.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Była zła. I przerażona. Dawno temu oddała Jake’owi serce. Od zawsze

byli przyjaciółmi, a potem, gdy jej uczucia dojrzały, ich ojcowie wszystko
zepsuli. Jake uciekł z miasta, Nikki i jej matka wyjechały.

Tyle że gdzie indziej.
Gdy wyszli z restauracji, prawie nie czuła chłodu. W każdym razie na

twarzy. Bo w piersi czuła lód. Jak on śmie ją obwiniać? Nie wie, ile razy
zasypiała z płaczem, zastanawiając się, czy podjęła dobrą decyzją. Dobrą
dla córki. Dla Jake’a.

Zapalił silnik, ale nie ruszył. Chwycił ją za nadgarstek i nie puścił, choć

chciała zabrać rękę.

- Nie chcę z tobą walczyć, Nikki. – Pogłaskał grzbiet jej dłoni. –

Przeszłości nie zmienimy.

W półmroku jego twarz była nieczytelna.
- Ale twój ojciec wrócił – rzekła cicho. – Dlatego tu jesteś. Chcesz się

z nim zobaczyć?

Jake wzruszył ramionami, wydawał się zasmucony.
- Mamy jutro iść z Joshuą do więzienia. Dla jasności, przyjechałem na

prośbę Joshui, nie z powodu tego drania.

Ból w tych słowach kazał Nikki spojrzeć na niego życzliwiej. Splotła

palce z jego palcami.

- Przykro mi, że musisz się z nim spotkać. Ale może to będzie

pomocne, może okaże się jakimś zamknięciem.

background image

- Założę się, że nie odpowie na pytania. Nie dowiemy się, czemu to

zrobił ani co stało się z pieniędzmi. Ojciec zawsze był królem. Aroganckim,
dumnym. Najgorsze jest to, że odwrócił się plecami do matki. Już tylko
z tego powodu nigdy mu nie wybaczę.

Nikki położyła dłoń na jego policzku.
- Nigdy to sporo czasu. Gorycz i złość cię zatrują. Chcę, żebyś był

szczęśliwy, Jake.

To prawda. Niezależnie od wszystkiego, co się wydarzyło, nie chciała,

by cierpiał. Znalazłaby go, kiedy zaszła w ciążę i powiedziała mu, że jest
ojcem, ale tak bardzo ją kiedyś zranił, że nie potrafiła mu zaufać.
Instynktownie czuła, że po raz kolejny może ją skrzywdzić. Wiedziała to
także teraz.

- Masz rację, zawiozę cię do domu. – Puścił ją, żeby go już nie

dotykała.

Powietrze wydawało się naelektryzowane. Czy to chemia, która nie

chce zgasnąć? Nostalgia, żal i hormony to niebezpieczna kombinacja.

- Oczywiście. – Nikki odchrząknęła.
Ruch się zmniejszył, dojeżdżający do pracy wrócili już do domu. Nikki

patrzyła przez okno, szukając odpowiedzi. Czy popełniła błąd, trzymając
Jake’a z dala od córki?

- Muszę to przemyśleć – powiedziała, gdy dotarli do jej domu. – Twój

kontakt z Emmą. Potrzebuję czasu.

- Okej – odparł cicho. – Nie mam ci za złe, że mnie nie

poinformowałaś. Ale teraz już wiem, więc zaczniemy od tego punktu.

Nazajutrz rano po bezsennej nocy Nikki pojechała do Falling Brook. Jej

miasteczko dzieliła od Falling Brook godzina jazdy samochodem. Matka

background image

została z Emmą. Zmiana Nikki w restauracji zaczynała się o ósmej
wieczorem.

Za dziesięć dziewiąta zaparkowała przed biurowcem BC. Budynek od

lat był źródłem konfliktów ze względu na swoją nowoczesną formę
architektoniczną wyróżniającą się na tle tradycyjnej zabudowy miasteczka.
Mimo wszystko budynek robił wrażenie.

Nikki miała na sobie ten sam czarny kostium co poprzedniego

wieczoru. Seksowne szpilki zamieniła na espadryle, a pod żakiet włożyła
biały T-shirt.

W drodze do celu czekały ją dwie przeszkody. Pierwszą była młoda

recepcjonistka.

- Jestem umówiona z panem Lowellem o dziewiątej – oznajmiła

Nikki. – Mogę wejść na górę?

- Muszę spytać jego asystentki.
- Nie ma sprawy. Oczekują mnie.
Skłamała tylko częściowo. Nagrała się Joshui, mówiąc, że chciałaby mu

zająć kwadrans. Jeśli tego nie odsłuchał, z pewnością zrobiła to jego
asystentka. Tak czy owak jej wizyta nie będzie zaskoczeniem.

Weszła na pierwsze piętro. Asystentka przy biurku przed gabinetem

Joshui była znajoma. Nikki uśmiechnęła się.

- Haley Shaw? Wciąż tu pracujesz?
Haley była tylko dwa lata starsza od Nikki. Pracowała w Black Crescent

jako stażystka, kiedy Vernon i ojciec Nikki zniknęli. Cóż, ojciec Nikki
próbował zniknąć. Uciekając przed policją, nieszczęśliwie wjechał
w drzewo.

Nikki nie była w siedzibie firmy od ostatniej klasy liceum. Niewiele się

tu zmieniło. Gabinet ojca mieścił się na drugim końcu korytarza. Nie
patrzyła w tamtą stronę.

background image

Haley ściągnęła brwi.
- Przepraszam, ale…
- To ja, Nikki Reardon. Przyszłam zobaczyć się z Joshuą. Zajmę mu

dosłownie chwilę.

Twarz kobiety pojaśniała.
- Nikki, oczywiście. Miło cię znów widzieć. – Przeniosła wzrok na

ekran komputera. – Nie mam tu twojej wizyty…

Drzwi za biurkiem recepcjonistki otworzyły się i wyjrzał z nich Joshua

Lowell.

- Haley, proszę, nie łącz mnie teraz. Nikki, cieszę się, że cię widzę.
Nikki weszła do gabinetu.
- Nie zabiorę ci wiele czasu, Josh – powiedziała cicho.
Wskazał jej wygodny fotel naprzeciwko biurka.
- Nie ma sprawy. Pozwól, wezmę twój płaszcz. W czym mogę ci

pomóc?

Zdjęła sięgającą ud parkę, podała ją Joshui i usiadła. Joshua był bratem

bliźniakiem Jake’a. Wydawało się, że powinien pociągać ją tak jak Jake.
A jednak mimo fizycznego podobieństwa mężczyźni emanowali inną
energią. Josh był przystojny i pewny siebie. Emanował powagą
i rozsądkiem. Jake był zabawny, czasem ekstrawagancki, Johsua był
bardziej stonowany i zachowawczy. Rzeczowy i zasadniczy.

Nikki splotła palce na kolanach.
- Jake pewnie już z tobą rozmawiał. Jestem ci winna przeprosiny –

rzekła otwarcie. – Pokazał mi jeden z mejli, które wysłała moja matka. Nie
wiedziałam o nich, przykro mi. Porozmawiam z nią i poproszę, żeby więcej
tego nie robiła. Próbowała mi pomóc, ale wybrała złą drogę. Mam nadzieję,
że mi wybaczysz.

background image

Joshua uśmiechnął się zmęczonym uśmiechem.
- Obydwoje wiemy, że rodzice nie zawsze dokonują właściwych

wyborów.

- Właśnie.
- Jak mój brat zareagował na wiadomość, że jest ojcem? Nie był zbyt

wylewny, jeśli chodzi o tę kwestię.

- Cóż, uprzedziłeś go, więc moja informacja go nie zaskoczyła. Mówi,

że chce uczestniczyć w życiu Emmy.

- A ty?
- Nie jestem pewna. Znasz Jake’a. Uciekł stąd. O ile wiem, wrócił na

twoją prośbę, żeby pojechać z tobą do Vernona. Nie wydaje mi się, żeby był
dobrym materiałem na ojca.

- Mogłabyś dać mu szansę. – Josh zasugerował to łagodnym tonem,

a jednak usłyszała cień krytyki.

- Muszę chronić Emmę. Ona jest dla mnie najważniejsza.
- Rozumiem.
- Mogę ci zadać osobiste pytanie? – spytała.
Joshua szerzej otworzył oczy, ale kiwnął głową.
- To prawda, że porzucasz Black Crescent? Że prowadzisz rozmowy

z kandydatami na twoje miejsce?

- Tak, zgadza się.
Nikki pochyliła się do przodu.
- Myślałeś o tym, żeby Jake cię zastąpił? Wiem, on lubi udawać, że się

nie nadaje, ale jest błyskotliwy, zwłaszcza jeśli chodzi o finanse.
Nadawałby się do tej pracy, na pewno by się sprawdził. Może takie
wyzwanie skłoniłoby go do zapuszczenia tu korzeni.

Josh westchnął, patrząc na nią z życzliwością.

background image

- Rozumiem, o co ci chodzi. Tak, to byłoby świetnie rozwiązanie, i już

mu to proponowałem. Bez sukcesu.

- Aha. – Nagle zdała sobie sprawę ze swojej naiwności. Nie powinna

myśleć, że po tak długim czasie mogliby stworzyć związek z Jakiem, ale
nadal go pragnęła.

Podniosła się gwałtownie, bliska łez.
- Pójdę już. Dziękuję, że poświęciłeś mi czas.
Zanim się ruszyła, drzwi otworzyły się i do środka wpadł Jake. Na jej

widok zatrzymał się, mrużąc oczy.

- Co tu robisz? – spytał prawie nieuprzejmie.
Założyła torebkę na ramię.
- Chciałam porozmawiać z Joshem. Nie martw się, już wychodzę.
- Pozwól, że teraz ja cię o coś spytam, Nikki – wtrącił Josh. – Przyszło

mi na myśl, że może chciałabyś zadać kilka pytań naszemu ojcu, skoro twój
nie może na nie odpowiedzieć. Nasz ojciec jest ci to winien.

Twarz Jake’a skamieniała.
- Ojciec chciał się z nami zobaczyć, z nikim innym.
Nikki poczuła się upokorzona.
- Dziękuję, Josh, Jake ma rację. To rodzinne spotkanie. Nie chcę

przeszkadzać. – Ruszyła do drzwi.

Josh prychnął.
- Spotykamy się z łobuzem, który pozwolił, żeby jego żona i dzieci

przez piętnaście lat uważali go za zmarłego. Wątpię, żeby to było rodzinne
spotkanie. Pojedź z nami, zapraszam.

Nikki była rozdarta. Tak, miała wiele pytań. Czemu ich ojcowie okradli

swych klientów? Czemu uciekli? Jakim prawem zrujnowali życie tylu
osób?

background image

Jake westchnął.
- Jedź z nami, jeśli masz ochotę. Wątpię, żeby ojciec chciał rozmawiać.

Nie będzie chciał się obciążać.

Cynizm w jego głosie nie do końca ukrył ból. Vernon zdradził własne

dzieci. Okazał się okrutnym egoistą.

- Emma została z moją mamą. Spytam tylko, czy posiedzi z nią

dłużej. – Nikki wyszła na korytarz i zadzwoniła do matki. Nietrudno było
znaleźć pretekst. Zresztą Roberta lubiła spędzać czas z wnuczką. Nie
wspominając o tym, że Nikki częściowo ją utrzymywała. Poza skromną
emeryturą Roberta nie miała żadnych dochodów. Kobieta, która niegdyś
brylowała w towarzystwie, teraz robiła zakupy w dyskontach i jeździła
dziesięcioletnim autem.

Nikki lubiła myśleć, że matka zaadaptowała się do nowych warunków,

ale Roberta nigdy nie porzuciła nadziei, iż pewnego dnia odzyska swoje
dawne miejsce w społeczeństwie.

Kiedy Nikki wróciła do gabinetu, bracia cicho rozmawiali. Omal nie

podskoczyli, gdy weszła.

- Przeszkodziłam wam? – spytała cierpko.
- Ależ skąd. – Jake niczego nie zdradził. – Możemy ruszać. A ty

załatwiłaś sprawę?

- Tak – odparła.
W podziemnym garażu dla pracowników Joshua wskazał na dużego

czarnego SUV-a.

- Pojedziemy moim autem. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko

temu?

- Nie. – Zanim któryś z mężczyzn się odezwał, usiadła z tyłu. Wnętrze

przypominało samochód tajnych służb, ale było tam całkiem miło.

background image

Jazda z Falling Brook do Nowego Jorku trwała jakąś godzinę. Kiedy

ruszyli, Nikki zasnęła. Obudziła się, gdy samochód zwolnił. Przed nimi
widniała tablica zakładu karnego. Jake zerknął na nią przez ramię.

- Wszystko w porządku?
Kiwnęła głową, przetarła oczy i poprawiła włosy.
- Tak, nie mogę tylko uciec od myśli, że przyjeżdżałyśmy z mamą do

Nowego Jorku do teatru albo na zakupy. Wydaje się, że to było w innym
życiu, dotyczyło innej osoby. Byłam zepsuta i naiwna.

Jake zmarszczył czoło.
- Byłaś jedynym dzieckiem zamożnych rodziców. To oczywiste, że

chcieli ci zapewnić wszystko, co najlepsze.

Budynek więzienia, przed którym stali, od czasu do czasu pojawiał się

wiadomościach z powodu przepełnienia i złego traktowania więźniów.
Ojciec Nikki też mógł tu wylądować. Może śmierć była wyrokiem
łagodniejszym.

Kilka chwil później wysiedli z samochodu. Nikki otuliła się płaszczem.

Między wysokimi budynkami hulał wiatr. Słońce świeciło zza cienkiego
welonu chmur.

Musieli przejść przez kontrolę, łącznie z detektorem metalu. Nikki

poniewczasie żałowała decyzji o przyjeździe.

Joshua wpisał ich troje w księdze gości, po czym usiedli w poczekalni.

Po jakimś kwadransie w drzwiach pojawił się strażnik i zawołał Joshuę po
imieniu. Jake i Nikki też wstali. Nikki się zdenerwowała. Niewiele myśląc,
wzięła Jake’a za rękę. Miał zobaczyć ojca po piętnastu latach. Jak się czuł?
Mocno splótł palce z jej palcami.

- Pan Lowell zmienił zdanie – oznajmił strażnik spokojnym tonem. –

Nie chce dziś przyjmować gości.

Po chwili ciszy Joshua przeklął pod nosem.

background image

- Może źle pan zrozumiał. Ojciec prosił nas, żebyśmy dzisiaj

przyjechali. Zrobiliśmy mu uprzejmość.

Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Nie wiem, co powiedzieć, pan Lowell wyraził się jasno. Jest w celi,

nie chce, żeby mu przeszkadzać.

Nikki czuła napięcie Jake’a.
- Cóż – rzekł szorstko. – To chyba na tyle. – Zakręcił się na pięcie,

ciągnąc za sobą Nikki.

Joshua ruszył za nimi. Stanęli wszyscy na chodniku osłupiali. Nikki

puściła rękę Jake’a, Joshua pokręcił głową.

- Nie do wiary. Prosił, żebyśmy przyjechali, a teraz nie chce nas

widzieć?

- Może się wstydzi – zasugerowała Nikki.
Próbowała postawić się na miejscu Vernona, ale nie mogła sobie tego

wyobrazić.

Jake zrobił minę, która mogła znaczyć wszystko.
- Jest zimno, a ja umieram z głodu. – Zerknął na Nikki. – Przejdziesz się

ze dwie przecznice?

- Jasne.
Wybrali się do małego lokalu, który bracia Lowellowie pamiętali z lat

młodzieńczych.

- Przyjeżdżaliśmy tu w weekendy, jedliśmy pizzę i graliśmy w bilard.

Czuliśmy się buntownikami.

- A to dlaczego?
- Bo byliśmy daleko od Falling Brook – odparł Josh.
Rozejrzał się z uśmiechem po zatłoczonej, słabo oświetlonej sali.

Siedzenia w boksach były obite sztuczną zieloną skórą. Na drewnianej

background image

podłodze nie brakowało rys. Tarcze do gry w rzutki na odległej ścianie
mogły być reliktami sprzed drugiej wojny światowej.

Gdy usiedli, zapadła krępująca cisza. Boks dla trzech osób oznaczał, że

dwie z nich musiały siedzieć obok siebie. Padło na Jake’a i Nikki, która
wcisnęła się w kąt przy ścianie i udawała, że nie jest przerażona, gdy
dotykało jej udo Jake’a. On sam na długie chwile zawieszał na niej
spojrzenie. Joshua był jakby nieświadomy tego, co się między nimi dzieje.
Na szczęście podeszła kelnerka i Nikki mogła wziąć oddech.

Przyszło jej do głowy, że są jakby zawieszeni w czasie. Oboje opuścili

Falling Brook piętnaście lat temu, ruszając w przeciwne strony. Joshua,
posłuszny i obowiązkowy syn, został na miejscu. Nikki zastanawiała się,
czy tego nie żałował. Siedziała teraz przyciśnięta do mężczyzny, który
budził w niej pożądanie. Wiedziała już, jak smakuje seks z Jakiem, poznała
to w Atlantic City. Chociaż nie chciała tego przyznać, pragnęła więcej,
nawet jeśli rozum ją ostrzegał: Uwaga! Niebezpieczeństwo!

- Dziwne to nasze spotkanie, prawda? – powiedziała.
Joshua skinął głową i spojrzał na brata.
- Dziwne, ale satysfakcjonujące. Przepraszam, że zabrało nam to tyle

czasu.

Nikki zawahała się, postanowiła jednak zaspokoić ciekawość.
- Powiedz mi, Josh, jak Black Crescent wyszło z kryzysu finansowego?

Przez lata towarzyszyło mi poczucie winy, że tyle rodzin straciło dosłownie
wszystko.

Jake położył rękę na oparciu boksu za plecami Nikki.
- Mojemu świętemu bratu udało się oddać większość pieniędzy.
- Naprawdę? – zdziwiła się.
- Cóż, nie od razu. Choć nie brałem udziału w przestępstwie, federalni

przez lata nie dawali mi spokoju.

background image

Jake skinął głową.
- Wszystko zostało upłynnione, w tym, jak wiesz, także twój dom.

Nasze samochody, jachty, domy wakacyjne. Na szczęście dla matki dom
był zapisany na nią, od pokoleń należał do jej rodziny. Spieniężono też
pewne aktywa Black Crescent, ale nie tyle, żeby sparaliżować firmę.
W najlepszym interesie wszystkich było utrzymanie się na powierzchni,
żeby Josh mógł zacząć rekonstrukcję.

- Cieszę się, że udało ci się oddać pieniądze przynajmniej niektórym –

powiedziała Nikki.

Przyniesiono im pizzę, więc na moment przerwali rozmowę. Potem

Joshua podjął wątek.

- Z powodu natury przestępstwa działalność BC została obwarowana

surowymi przepisami. Na szczęście byłem w stanie zwrócić oszukanym
przez ojca przynajmniej osiemdziesiąt centów za dolara. To nie wszystko,
ale nasi klienci podpisali ugodę. Prawdę mówiąc, byli zachwyceni, że
w dłuższej perspektywie odzyskają większość forsy.

- Nadal chciałabym wiedzieć, co się stało z tamtymi pieniędzmi – rzekła

Nikki.

Jake pokręcił głową.
- Wątpię, żebyśmy kiedykolwiek poznali odpowiedź.
Zapadła cisza. Nikki zastanawiała się, o czym myśli Jake. Może o tym,

kiedy będzie mógł wyruszyć w drogę. Nagle poczuła, że ma ściśnięte
gardło.

- Wybaczcie, nie chcę wam psuć zabawy, ale muszę wracać do Emmy.
- Oczywiście. – Joshua podniósł rękę, prosząc o rachunek. Potem

przyszpilił Nikki wzrokiem. – Cieszę się, że przyszłaś dzisiaj do mnie. Ja
też chciałem z tobą porozmawiać. Teraz, kiedy już wypełniliśmy

background image

zobowiązania, będziemy płacić tobie i twojej mamie miesięczne
wynagrodzenie. Wy też jesteście ofiarami.

Nikki otworzyła usta oszołomiona.
- Och nie, mój ojciec był jednym ze sprawców. Dajemy sobie z mamą

radę. Nie potrzebujemy pieniędzy.

- Pracujesz w barze i nie stać cię na opiekunkę – wtrącił Jake. –

Potrzebujesz pieniędzy. Josh robi, co należy.

Nikki usiadła prosto, zaczerwieniona.
- Może moje życie nie przypomina twojego, Jake, ale jestem dumna

z tego, co osiągnęłam. Dobre rzeczy w życiu nie zawsze da się wycenić.

Bracia Lowell jednak byli niewzruszeni.
- Twoja sprawa, co zrobisz z pieniędzmi, Nikki. Możesz je odkładać na

studia Emmy. Zasługujesz na to, żeby odzyskać to, co straciłaś.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

W drodze powrotnej Nikki siedziała w milczeniu. To był dziwny dzień.

Chciała spędzić czas z Jakiem, ale była zagubiona. Gdyby pozwoliła mu
znów spotkać się z Emmą, niewykluczone, że przy okazji chciałaby się
z nim przespać.

Joshua zaoferował bratu stałą pracę, a ten ją odrzucił. Był wędrowcem.

Nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu, a miał już zbyt wiele lat, by
zmienić przyzwyczajenia.

W garażu Joshua pożegnał się z nimi i pospieszył na górę. Jake i Nikki

stali, nie wiedząc, co zrobić.

- Pozwól, że zaproszę cię dziś na kolację – rzekł Jake. – Mamy jeszcze

wiele do omówienia. Poza tym tęskniłem za tobą, Nikki.

Szczerość jego wyznania ją uwiodła.
- Przepraszam – odparła – ale muszę pracować.
- Nie jesteś zainteresowana?
- Spędzę dwie godziny z Emmą, a później mam pracę.
- Rozumiem.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Co masz na myśli?
- Przyjechałeś zobaczyć się z ojcem. Nie chciał się z wami widzieć,

więc zakładam, że niedługo wyjedziesz.

- Nie. – Oparł się o betonowy słup. – Próbujesz się mnie pozbyć, Nikki?

Boisz się tego, co do mnie czujesz?

background image

- Nie boję się ciebie – skłamała.
Patrzył na nią tak długo, aż zaczęła się denerwować.
- Zostaję na ślub brata i proces ojca. W międzyczasie możemy się znów

spotykać.

- Znów spotykać? – powtórzyła.
Zrobił kilka kroków w jej stronę.
- Chcę cię dotykać. Całować. Atlantic City to był początek.
Kiedy przycisnął wargi do jej ust, bała się, że nie utrzyma się na

nogach. Ten mężczyzna wiedział, jak wytrącić jej broń z ręki. Po chwili
odsunęła się i otarła wargi wierzchem dłoni. Z jej ust popłynęły słowa,
które powinna przemyśleć, a jednak tego nie zrobiła:

- Ja też za tobą tęskniłam. Fantazjowałam o tobie. Pragnęłam cię. Ale

zostawiłeś mnie dwa razy. Piętnaście lat temu i w Atlantic City. Nie jestem
głupia.

Jake schował ręce do kieszeni spodni.
- Nie mogłem cię uratować, Nikki. Nie mogłem nas uratować, więc

uciekłem. Nie byłem w stanie zostać w Falling Brook choćby dzień dłużej.
Wszędzie panoszyli się ci cholerni dziennikarze. Chcieli znać każdy
cholerny szczegół naszego złamanego życia.

- I porzuciłeś mnie na pożarcie wilkom.
Zamrugał.
- Dawna Nikki nie była dla mnie tak surowa.
- Dawna Nikki była dzieckiem. Musiałam szybko dorosnąć. To nie było

zabawne ani łatwe, ale przeżyłam.

Powietrze było przesycone pożądaniem. Gdyby chodziło tylko o nią,

może by zaryzykowała. Ale egoistyczna przyjemność, na którą sobie
pozwoliła w Atlantic City, teraz nie wchodziła w grę. Musiała się

background image

opiekować matką i wychować Emmę. Jej pragnienia były na ostatnim
miejscu.

- Muszę iść – powiedziała, patrząc na zegarek. – Przykro mi, że ojciec

nie chciał się z wami widzieć.

- Wcale mnie to nie dziwi. – Wziął ją za rękę. – Przemyśl to, Nikki. Nie

tylko moje spotkania z Emmą, ale naszą relację. Chcę spędzać czas z wami
obiema.

- Bo jesteś znudzony i nie masz nic do roboty?
Jego oczy zabłysły.
- Bo ona jest moją córką, a ty jesteś moją przeszłością.

Nikki pobawiła się z Emmą lalkami Barbie, przygotowała kolację,

a następnie pojechała do pracy, zostawiając córkę pod opieką matki. Kiedy
nalewała kawę i przyjmowała zamówienia – bo jedna z jej najlepszych
kelnerek się nie pojawiła – gawędziła ze stałymi gośćmi. Nie mogła się
skupić na pracy, wciąż wracała myślą do mejla, który przeczytała tuż przed
wyjściem z domu.

Mejl był od Funduszu Hedgingowego Black Crescent, a konkretnie od

Joshui Lowella. Począwszy od pierwszego stycznia Nikki i jej matka miały
otrzymywać co miesiąc czeki na dziesięć tysięcy dolarów przez okres
dziesięciu lat.

Suma była oszałamiająca. Już w pierwszym roku dostaną blisko ćwierć

miliona. Matka będzie mogła zaspokoić swoje potrzeby i zachcianki. Nikki
mogłaby rzucić pracę i spędzić z Emmą ten cenny czas, nim córka pójdzie
do szkoły.

Byłyby finansowo niezależne, wolne.
Czemu ta perspektywa ją przerażała? Może dlatego, że już wiedziała,

jak to jest stracić wszystko. To wspaniale, że BC udało się odrobić

background image

większość tego, co zostało stracone, ale ojciec Nikki uczestniczył w tej
kradzieży.

Czuła się winna.
Kiedy wróciła do domu, było już późno, więc matka została u niej na

noc. Choć Roberta spędzała sporo czasu z Emmą, dla obu kobiet zdrowiej
było mieszkać osobno. Z początku nie zawsze było to możliwe.
Oszczędzały każdy grosz. W końcu ich sytuacja się poprawiła.

Teraz znów miała ulec zmianie.
Nikki chciała się już położyć, ale wiedziała, że nie zaśnie, dopóki nie

powie matce, co się wydarzyło.

- Mamo, możemy chwilkę porozmawiać?
Matka uniosła brwi.
- Jesteś taka poważna, kochanie. Co się stało?
- Byłam dzisiaj na lunchu z Joshuą i Jakiem Lowellami.
- Ach tak. – Matka pobladła.
- Dowiedziałam się o mejlach, twoich mejlach. Przeprosiłam Joshuę.
Roberta Reardon przeszła do ataku.
- Cóż, ja bym nie przepraszała za to, że chcę chronić córkę i wnuczkę.

Joshua to łajdak. Powinien płacić na utrzymanie swojej córki.

- Mamo – Nikki potarła skronie – on nie jest ojcem Emmy.
- Oczywiście, że jest, nie broń go. Powiedziałaś mi.
- Skłamałam.
- Nie rozumiem. – Roberta patrzyła na córkę.
- Jak straciłam pracę, powtarzałaś, żebym zwróciła się do ojca Emmy

o wsparcie. Nie chciałam, żebyś znała prawdę, więc w końcu powiedziałam
to, co chciałaś usłyszeć. Do głowy mi nie przyszło, że będziesz go
szantażować.

background image

Matka poczuła się obrażona.
- To nie był szantaż. Nie prosiłam o pieniądze. Chodziło mi o to, żeby

wiedział, że ma dziecko.

- To nie jego dziecko.
- Więc czyje?
Nikki zrobiło się gorąco. To nie był łatwy temat do rozmowy z matką.
- Jake’a – odparła cicho. – Nie Joshui.
Roberta przyłożyła dłonie do policzków,
- Cóż, to ma więcej sensu. Zawsze kochałaś tego chłopca. Ale wyjechał

z Falling Brook i nie wrócił, prawda?

- Tak. Pięć lat temu wpadłam na niego w Atlantic City.
Matka wyglądała na zszokowaną.
- Przespałaś się z nim? Och, Nikki.
- Nie mogłam mu się oprzeć, mamo. Popełniłam błąd. Ale wierz mi,

Jake się nie zmienił. Nadal nie potrafi nigdzie zagrzać miejsca. Związek
z takim facetem to duże ryzyko.

Mogła się zgodzić na to, by Jake spędzał czas z Emmą, ale nie

zaryzykuje serca. Nie ulegnie erotycznemu przyciąganiu. Nie tym razem.
Stawka była za wysoka.

Matka patrzyła na nią krytycznie.
- Emma zasługuje na to, żeby mieć ojca. Co powiedział Jake, kiedy się

o niej dowiedział?

- Niewiele. Potwierdziłam tylko to, co usłyszał już od brata. Jake

przyjechał na proces, potem znów wyjedzie.

- Życie nie jest łatwe, prawda? – W oczach matki widniała rezygnacja.
- Dawniej wydawało się łatwe. Dzięki tobie i tacie miałam idealne

dzieciństwo.

background image

- Nic nie jest idealne. Myślałam, że moje małżeństwo jest idealne

i zobacz, jak się skończyło. Nie wiemy, co drugi człowiek nosi w sercu.

- Przykro mi, mamo. Zasłużyłaś na lepszy los.
- Ty też, córeczko. Ty też.

Jake odpisywał na mejle w hotelowym pokoju, kiedy odezwał się

telefon. Od spotkania z Nikki minęła doba. Teraz przysłała mu wiadomość.

„Jeśli nie masz innych planów, zapraszam na kolację. Możesz poczytać

Emmie przed snem. Jako przyjaciel”.

Jake potrząsnął głową. Zmieni swoje plany. Nikki zrobiła pierwszy

krok, nie straci takiej okazji.

Kiedy pojawił się u niej o piątej, ujrzał bawiące się przed sąsiednim

domem dzieci. Pogoda była zmienna, o tej porze temperatura wynosiła
paręnaście stopni. Sięgnął na tylne siedzenie, gdzie leżał prezent dla Emmy.

Nikki otworzyła, nim zadzwonił do drzwi. Była zarumieniona, włosy

ściągnęła w koński ogon. Zdawało się, że jej szmaragdowe oczy zaglądają
w głąb jego duszy.

- Cześć – powiedziała, a gdy się cofnęła, odsłoniła Emmę schowaną za

jej nogami.

- Cześć. Jestem Jake. – Przykucnął przed dziewczynką.
- Pamiętam. Mamusia znowu będzie na ciebie zła?
Jake podniósł wzrok na Nikki.
- Mam nadzieję, że nie.
- Muszę dokończyć kolację – rzekła Nikki. – Może się bliżej poznacie?
Jake potrząsnął torbą z zakupami.
- Możemy się pobawić na dworze? Przyniosłem Emmie grę

zręcznościową. Będziemy rzucać obręcze na kijek.

background image

- Możemy. – Twarz Emmy pojaśniała. Wzięła go za rękę. – Pójdziemy

na podwórko, bo tam jest ogrodzenie.

- Prezenty, Jake? – powiedziała Nikki z dezaprobatą.
- Spokojnie, to piętnaście dolarów. Mam kilkoro dzieciatych

znajomych, podobno najprostsze zabawki są najlepsze.

Nikki bezwstydnie podglądała ich przez okno nad kuchennym zlewem.

Emma nie zawsze była tak otwarta, przemyślany prezent Jake’a pomógł mu
przełamać lody. Szybko nawiązał kontakt z Emmą. Pokazywał jej, jak się
ustawić i jak trzymać rękę, by trafić obręczą do celu. Kiedy jej się udało,
ojciec i córka odtańczyli taniec zwycięstwa.

Kilka chwil później weszli do domu zrelaksowani. Nikki patrzyła na

nich zagubiona. Czy Emma na jakimś instynktownym poziomie rozpoznała
ojca?

- Umyjcie ręce. Zaraz będzie kolacja.
- Emma chce mi pokazać motyle w swoim pokoju – powiedział Jake. –

To zajmie chwilkę.

Nikki nie potrafiła pozbyć się niepokoju wywołanego wizytą Jake’a.

Emma kochała motyle. Na czwarte urodziny Nikki na nowo urządziła jej
pokój, w którym motyle stanowiły główny element dekoracyjny.

Jake zagwizdał głośno.
- Wspaniałe, Em.
Nikki czekała, aż Emma go poprawi, bo nikt nie używał takiego skrótu

jej imienia. Ale Emma była rozpromieniona.

- Znam nazwy piętnastu gatunków z książki z obrazkami – pochwaliła

się. – I uczę się następnych. Niektóre są trudne.

- Ty już czytasz? – Jake wydawał się zdziwiony.

background image

Emma spojrzała na niego, przewracając oczami, tak jak nad wiek

dojrzałe dzieci od zawsze patrzą na rodziców.

- Zaczęłam czytać, jak miałam trzy lata. To łatwe, Jake. Nie lubisz

książek?

- Lubię. I cieszę się, że ty też je lubisz. – Rozejrzał się po pokoju. –

Emmo, muszę ci coś pokazać. – Usiadł w bujanym fotelu, który Nikki
kupiła w sklepie z używanymi rzeczami, gdy córka była niemowlęciem.
Wziął Emmę na kolana, a ta zapiszczała, a potem rozsiadła się wygodnie.

Jake wyjął z kieszeni telefon.
- Znasz motyla monarchę?
- Tak, to łatwa nazwa.
- W zeszłym roku mniej więcej o tej porze byłem w Meksyku. –

Wskazał dużą mapę na ścianie. – To ta różowa plama pod Stanami
Zjednoczonymi.

- Wiem – odparła. – W moim przedszkolu jest chłopiec, który ma na

imię Matias. Przyjechał tu z mamą z Meksyku.

- Aha, więc geografię też już nasz. – Na widok jego miny, gdy spojrzał

na Emmę, Nikki wzruszyła ramionami. Emma była bystra i ciekawa świata.

- Co to jest geo-grafia? – spytała Emma.
- Nieważne, spójrz na to. – Włączył wideo, a Emma pochyliła się nad

ekranem.

- Ojej.
- Tu widać, jak motyle przylatują do Meksyku. Ludzie przyjeżdżają tam

z całego świata, żeby to zobaczyć.

Nikki ogarnęły wyrzuty sumienia. Nie stać jej było na podróże z córką,

w każdym razie poza granice stanu.

Emma podniosła zachwycony wzrok na Jake’a.

background image

- Naprawdę zasłaniają całe niebo?
- Tak to wygląda. Piękny widok.
- Pewnie też chciałeś być motylem.
- Pewnie chciałem – odparł poważnie.
- Pomożesz jej umyć ręce? – spytała Nikki poruszona. – Makaron już

się gotuje. Kolacja za pięć minut.

Wróciła do kuchni, myśli krążyły w jej głowie jak szalone. Jake widział

wiele ciekawych rzeczy, którymi mógł podzielić się z córką. Nikki
podróżowała w dzieciństwie, ale to się skończyło, gdy ojciec zabrał prawie
wszystkie oszczędności.

Jake i Emma wrócili do kuchni, zażarcie dyskutując, czy babeczki są

lepsze niż ciasta czekoladowe.

Emma zajęła swoje miejsce na końcu stołu.
- Mamusia piecze pyszne babeczki i pyszne ciasto czekoladowe. Sam

zobaczysz.

- Nie ma pośpiechu – powiedziała Nikki.
Córka nie zrozumiałaby, że Jake jadał w najlepszych restauracjach

w dziesiątkach kosmopolitycznych metropolii.

- Jedzenie dla poprawienia nastroju jest zawsze pyszne – rzekł,

nawijając spaghetti na widelec, gdy gospodyni usiadła. – To też jest pyszne,
Nikki.

- Cieszę się, że ci smakuje. – Nakryła do stołu w taki sposób, by Emma

siedziała między rodzicami. Córka zapewne nie czuła wagi tej chwili.

Sądząc z miny Jake’a, on ją odczuwał. Patrzył na Emmę z dumą

połączoną z podziwem, co byłoby urocze, gdyby Nikki nie była tak rozdarta
co do przyszłości. Gdy kolacja dobiegła końca, Nikki przybrała surową
minę matki.

background image

- Biegnij pod prysznic, kochanie. I nie zapomnij umyć zębów.
- Nie jest trochę za mała, żeby sama sobie z tym poradzić? – zapytał

Jake, unosząc brwi.

Nikki zebrała talerze.
- Trzy miesiące temu poinformowała mnie, że kąpie się małe dzieci.

Ona stara się jak najszybciej dorosnąć, a ja robię co mogę, żeby jej w tym
przeszkodzić.

Jake patrzył, jak Nikki wstawia naczynia do zlewu, a potem ją

przyciągnął i zaczesał kosmyk włosów na ucho.

- Jesteś fantastyczną matką. Emma jest inteligentna i zabawna.
- Cieszę się, że tak uważasz. – Nikki się odsunęła.
Miała się skupić na córce, a tymczasem ręce jej się pociły i ledwie

trzymała się na nogach. Po piętnastu latach powinna chyba być odporna na
bliskość Jake’a…

Nie dotykali się już, lecz te kilkanaście centymetrów, które ich dzieliło,

wibrowało emocjami. Pragnęła go.

Czy Jake czuł to samo?
- Muszę zajrzeć do Emmy – powiedziała schrypniętym głosem. –

Zostaw naczynia, usiądź sobie w salonie. Mam kablówkę, co prawda
podstawowy pakiet.

- Idź, zaopiekuj się kurczątkiem.
Przez cały czas, kiedy Emma wycierała się, wybierała piżamę, a potem

lekturę przed snem, Nikki czuła lekkie podniecenie. Jake siedział w pokoju
obok. Czekał na nią, by porozmawiać o Emmie. Może Nikki była jedyną
osobą w tym domu, która zachowywała się niedojrzale?

Kiedy Emma była gotowa, Nikki pocałowała ją w czubek głowy.
- Chciałabyś, żeby Jake poczytał ci dziś przed snem?

background image

Twarz dziewczynki pojaśniała.
- Tak, ale muszę wziąć inną książkę.
Nikki zerknęła na książkę, którą trzymała Emma. To była laureatka

Medalu Caldecotta, dorocznej nagrody dla najwybitniejszej obrazkowej
książki dla dzieci. Opowiadała o irlandzkich wróżkach i tęczach.

- Nie rozumiem, kochanie. Bardzo ją lubisz.
- Tak, mamusiu, ale ona jest dziewczyńska. Jake jest chłopcem i jest

mądry. Mam inne książki, które mu się bardziej spodobają. – Emma zaczęła
poszukiwania w biblioteczce. – Ta będzie dobra.

Nikki zmarszczyła czoło.
- Uzgodniłyśmy chyba, że jest dla ciebie trochę za trudna. Może

w przyszłym roku, Emmo. – To było grube kilkusetstronicowe dzieło na
temat układu słonecznego.

- Ale ja nie będę jej czytać, mamusiu, tylko Jake.
- Jest o wiele za długa, kochanie.
- Może mi przeczytać parę stron.
Nikki wiedziała, że jest na przegranej pozycji. Poszła za córką do

frontowej części domu, gdzie Jake rozsiadł się na sofie. Nie włączył
telewizora, patrzył na ekran komórki.

Na ich widok natychmiast opuścił telefon.
- Hej tam.
Emma podeszła do niego i podała mu książkę.
- Poczytasz mi? Specjalnie ją wybrałam – rzekła rozpromieniona. –

Mówiłeś, że lubisz obserwatory.

Jake uśmiechnął się.
- Obserwatoria. Z przyjemnością ci poczytam.
- Dwadzieścia minut, proszę – powiedziała Nikki i wyszła do kuchni.

background image

Donośny głos Jake niósł się w całym domu. Nie dało się go zignorować

ani udawać, że nie robi na niej wrażenia.

Kwadrans później Nikki wróciła do pokoju.
- Pora spać, Emmo.
- Jeszcze jeden rozdział, mamusiu, proszę.
Nikki grała w tę grę stanowczo zbyt często.
- Powiedziałam pora spać. Podziękuj Jake’owi.
Emma ześliznęła się z kolan Jake’a.
- Dziękuję – rzekła smętnie. Czasami smutną miną zyskiwała jeszcze

pięć minut, lecz nie tym razem.

Nikki uśmiechnęła się do Jake’a, choć była roztrzęsiona.
- W lodówce jest wino i piwo. Poczęstuj się.
- Nie trzeba. Nie spiesz się. – Posłał jej senny uśmiech.
- Czy Jake może mnie położyć do łóżka?
Nikki zamarła. Była przekonana, że Jake też zamarł. Co innego prosić

gościa, by poczytał dziecku książkę, ale do łóżka kładą najbliżsi
członkowie rodziny.

- Nie, kochanie. Mamusie i córeczki robią to same. – Wzięła na ręce

córeczkę. – Zaraz wracam, Jake.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Wstał i krążył po pokoju. Nagle zaczął się dusić w tym małym domu.

Domowe jedzenie. Śliczne mądre dziecko. Piękna matka. Wszystko, czego
dotąd unikał.

Pięć lat temu w Atlantic City widział Nikki jako seksowną kobietę

z przeszłości. Teraz się zmieniła, dojrzała. A może zmieniła się już wtedy,
tylko tego nie dostrzegł. Choć podziwiał ją za to, czego dokonała, był
ostrożny i czujny. Zbyt dużą część życia spędził w drodze, by poważnie
kusił go pomysł zapuszczenia korzeni. Zachowałby się nie w porządku
wobec Nikki, dając jej taką nadzieję. Lepiej trzymać dystans i zdusić
pożądanie.

Może Nikki ma rację. Nie powinien bawić się w tatusia, jeśli nie

zamierza zaangażować się w to na sto procent.

Powrót do Falling Brook był wystarczająco trudny.
Poplar Ridge, gdzie mieszkała Nikki, zamieszkane główne przez

pracowników fizycznych, dzieliła niespełna godzina drogi od miasta, gdzie
dorastała, a jednocześnie mogłoby być na innej planecie. W ciągu tych
wielu lat Jake pomieszkiwał w różnych miejscach i środowiskach. Lubił
luksus i odnalazł też sens w ograniczaniu potrzeb. Jednak cały ten czas
wiedział, że ma pieniądze.

Nawet gdy uciekł z Falling Brook od nękających go dziennikarzy, miał

pieniądze zarobione na grze w pokera. Wykorzystał swoje umiejętności na
giełdzie i stopniowo dorobił się fortuny. Nikki i jej matka zostały
praktycznie z niczym. Roberta Reardon pochodziła z takiego środowiska,

background image

gdzie bogate żony przyjmowały gości i odwiedzały spa, lecz nie pracowały.
Gdy zniknął ojciec, Nikki miała prawie osiemnaście lat. Nie była już
dzieckiem, ale nie była też dorosła. Jej świat się zatrząsł. W tamtym czasie
Jake mówił, że częściowo sama była sobie winna. Wciąż tego żałował.

Naskoczył na nią, gdyż prawda była trudna do przyjęcia. Vernon

i Everett popełnili malwersację i uciekli, porzucając rodziny. Gdyby Everett
nie zginął, gdyby dołączył do swojego przyjaciela na Bahamach, co chcieli
osiągnąć? Jakie mieli plany?

To pytanie ukształtowało życie Jake’a. Gorycz i złość kazały mu wciąż

być w ruchu. A może to wspomnienie utraconej kobiety zamknęło go
w samotnej klatce, którą sam sobie zbudował? Skupianie się na przeszłości
do niczego nie prowadzi. Usiadł wygodnie, wracając myślą do
teraźniejszości. Co Nikki i Roberta zrobią z pieniędzmi od Black Crescent?
Czy wrócą do Falling Brook?

W końcu Nikki pojawiła się w drzwiach.
- Zasnęła? – spytał, patrząc na jej potargany koński ogon. Pewnie leżała

z córką w łóżku.

- Prawie – odparła. – Miała dzisiaj dużo wrażeń.
- Usiądź przy mnie.
Po chwili wahania spełniła jego prośbę. Jego uwadze nie umknęło

oczywiście, że usiadła jakiś metr od niego.

Nieważne. I tak czuł jej bliskość i był pijany z pożądania. Co gorsza,

nie miał pojęcia, co z tym zrobić.

- Emma jest słodka – stwierdził.
- Dziękuję. – Miała problem z patrzeniem mu w oczy.
- Masz rację co do mnie. Nie wiem, jaki ze mnie materiał na ojca.

Chciałbym jednak spędzać z nią czas, kiedy tu będę. Przysięgam, że nie

background image

przekroczę żadnych granic. Nie powiem jej, że jest moją córką. To byłoby
okrutne.

W końcu Nikki uniosła głowę.
- Nie wiem, czy to widziałeś, ale mieliście dzisiaj nadzwyczajny

kontakt. Ona jest zwykle nieśmiała przy obcych, zwłaszcza przy
mężczyznach. Z tobą była szczęśliwa, radosna. Jak mam jej nie powiedzieć
prawdy?

Zamienili się rolami. Teraz Nikki chciała wyjawić prawdę, a on nie był

pewien przyszłości.

- Dajmy sobie czas. – Czuł, jakby jakaś niewidzialna pętla zaciskała mu

się na szyi.

- Będziesz się trzymał z daleka, dopóki czegoś nie ustalimy?
- Masz lepszy pomysł? Jeśli nie chcemy skrzywdzić naszej córki,

musimy to przemyśleć.

- Chyba masz rację.
- Ale pozwól, że jedno powiem jasno.
- Tak?
Ujął jej dłoń i pogłaskał ją.
- Nie sądzę, żebym mógł trzymać się z dala od ciebie. Czuję to samo co

pięć lat temu. Wszystko we mnie mówi: Tak, do diabła. Chcę się z tobą
kochać, Nikki.

- Te twoje uczucia w Atlantic City nie przetrwały do rana, Jake.

W każdej chwili możesz mnie zostawić.

- Co to ma wspólnego z tym, że cię pragnę? Poza tym nie wydaje mi

się, żeby to było jednostronne.

Oczy Nikki zabłysły od łez.
- Nie jest, ale sporo mnie to kosztuje.

background image

- To będzie nasza mała tajemnica.
- Oboje wiemy, że tajemnice mogą rozbić rodzinę. – Patrzyła na niego

błagalnie, jakby potrzebowała jego gwarancji.

- Ale nie ta, daję ci na to słowo. Chodź tu, Nik.
Spotkali się na środku kanapy. Jake przyciągnął ją do siebie

i pocałował, mówiąc sobie, że niczym to nie grozi. Seks jest dobry. Seks
jest zdrowy.

Jej ciało było miękkie i uległe. Zapach odurzający. Dotykał jej, całował,

potrzebował jej. Tamta noc w Atlantic City wciąż powracała w jego snach.
Mówił sobie, że ubarwia wspomnienia, a jednak zdawało się, że ich ciała
rozpoznały się po latach. Coś jednak było inaczej.

Chciał, by Nikki była tamtą dziewczyną sprzed lat, ale się zmieniła,

urządziła sobie życie, a on uciekał. Czemu po tak długim czasie miała nad
nim władzę, która kazała mu przekraczać granice? Seks ma też swoją
ciemną stronę.

Kiedy położyła dłoń na jego piersi i odepchnęła go, omal nie poczuł

ulgi.

- Zaczekaj, Jake. Proszę.
- Zmieniłaś zdanie – rzekł beznamiętnie, puszczając ją.
Odważnie spojrzała mu w oczy.
- Pragnę cię tak samo jak ty mnie, ale nie jestem wolna. Każdy mój

wybór wpływa na dwie osoby. Moje życie jest związane z życiem mojej
matki i córki. Nie stać mnie na luksus spontaniczności czy lekkomyślnej
przyjemności. Choć bardzo bym chciała, żeby było inaczej.

- Więc nie będziesz się ze mną kochać? – spytał sfrustrowany.
- Nie wiem – odparła ze smutkiem.
- To nie jest odpowiedź, Nik.

background image

- No więc nie teraz. To zbyt ryzykowne.
- Czy Emma budzi się w nocy? O to chodzi?
- Zwykle się nie budzi, ale nie mogę tego zrobić, kiedy ona śpi za

ścianą.

- Dlaczego, skoro przyszła na świat właśnie dzięki temu, że się

kochaliśmy?

- Jake, to jest tak, jakbyśmy siedzieli przed kominkiem w zimną noc.

Choć lata temu wygasiliśmy ogień, kilka polan wciąż się tli i może
spowodować zagrożenie. Nie umiem tego wyjaśnić. Jesteśmy dziwnym
paradoksem. Dwojgiem obcych ludzi, którzy dobrze się znają.

- Nie jesteś dla mnie obca. – Jedno spotkanie na pięć lat? Powinni się

czuć skrępowani, tymczasem zdawało się, jakby dotykał jej wczoraj.

- Może powinniśmy się cofnąć. Poświęcić jakiś czas na rozmowy,

poznać się na nowo.

- Na rozmowy? Co mielibyśmy na tym zyskać?
Uniosła głowę.
- Wydaje ci się, że mnie znasz, ale to nieprawda. Nie możemy zacząć

w miejscu, gdzie skończyliśmy piętnaście lat temu. Ani nawet pięć lat
temu, kiedy spotkaliśmy się w Atlantic City. Ludzie się zmieniają. Ja się
zmieniłam.

Jego ciało wibrowało seksualnym napięciem. Był podniecony

i zdesperowany – toksyczna kombinacja. Istniało minimalne
prawdopodobieństwo, że Nikki ma rację. On zarobił mnóstwo pieniędzy.
Żył z dnia na dzień. Ale sam. Czasami w środku morza ludzi, ale sam.

Teraz znalazł się z powrotem w New Jersey. Jaki ma być jego kolejny

krok? Emma szalenie wszystko skomplikowała. Westchnął i powiedział
sobie, że jeszcze żaden facet nie umarł z powodu niezaspokojonej żądzy.

- O czym chcesz porozmawiać?

background image

- Czy popcorn poprawi ci nastrój?
Poruszył nozdrzami, już czuł ten zapach.
- Z masłem?
- Jasne.
Poszedł za nią do kuchni. Język ciała Nikki był pełen dystansu, jakby

wiedziała, że Jake z trudem nad sobą panuje. Wyjęła aluminiowe naczynie
do popcornu. Dodała olej, przyprawy i ziarna, potem na małej patelni
rozpuściła kawałek masła. Jej krzesło w kąciku jadalnym ledwie
utrzymywało jego ciężar. Mimo to usiadł, poruszając nerwowo nogami pod
stołem. Kiedy nie było już nic zrobienia i pozostało czekać, Nikki usiadła
obok niego.

- O czym będziemy rozmawiać? – spytał znów Jake.
- Ty zacznij. – Wzruszyła ramionami.
- Czy twoja mama wróci do Falling Brook, kiedy pieniądze przestaną

być problemem?

- Szczerze? Nie wiem.
- Domyślam się, że ma tu nowych znajomych.
- Niespecjalnie. Często się przeprowadzałyśmy, w każdym razie zanim

Emma się urodziła. Przez lata używałyśmy panieńskiego nazwiska matki.
Mieszkałyśmy w dwunastu różnych miejscach. Dwunastu nie do końca
legalnie wynajmowanych mieszkaniach. Mama była przerażona, że ktoś
rozpozna ją z telewizji.

- Rozumiem. – Czy nie dlatego on sam wciąż uciekał?
Na dźwięk strzelającego popcornu Nikki podskoczyła.
- Napijesz się wina?
- Do popcornu pasuje cola. Jeśli masz oczywiście.
- Jake Lowell prosi o słodki napój bezalkoholowy?

background image

- Chyba mam prawo. To był stresujący tydzień.
- Oględnie mówiąc. Proszę bardzo. – Podała mu puszkę coli i sięgnęła

po miski. – Posolisz sobie tak jak lubisz.

- Dziękuję. – Fakt, że lekki dotyk Nikki działał na niego jak rażenie

prądem, oznaczał, że ma poważny kłopot.

Parę chwil później w milczeniu zajadali popcorn.
- Twoja kolej – powiedział w końcu Jake.
- Jestem zdziwiona, że chcesz odpowiadać na pytania.
- To znaczy? – Ściągnął brwi.
- Piętnaście lat temu wydawało się, że zniknąłeś z powierzchni ziemi.
- Nie było aż tak źle – odparł. – Od czasu do czasu kontaktowałem się

z braćmi. Pierwsze pytanie, proszę.

- Wiem, że jesteś dobry w grze na giełdzie. Ale to nie jest stałe zajęcie,

przynajmniej w twojej sytuacji. Czym jeszcze zajmowałeś się przez te lata?
Chciałam do ciebie napisać, ale nie miałam odwagi prosić Joshui o adres.

- Czemu potrzebowałaś do tego odwagi?
- Obwiniałeś mnie o to, co się stało. Myślałam, że Josh też mnie

obwinia. Wierz mi, najchętniej cofnęłabym czas i błagała ojca, żeby nie
zadawał się z twoim ojcem.

Jake poczuł ucisk w piersi. Choć miał wtedy dwadzieścia dwa lata,

zdawał sobie sprawę, że to jego ojciec wymyślił chytry plan, który
doprowadził do krachu Black Crescent.

- Nie wierzę, że to mówię – mruknął – ale wolałbym rozmawiać o mnie

niż o tym, co się kiedyś stało.

- W porządku. – Skinęła głową. – Co robi dwudziestoparolatek, który

wyrusza szukać szczęścia?

background image

Jake odchylił się z krzesłem. Przedstawienie Nikki dziennika podróży

było o wiele łatwiejsze niż radzenie sobie z emocjami.

- Wszyscy spodziewali się, że pojadę do Europy, więc zamiast tego

udałem się do Wyoming – zaczął. – Pracowałem w szkole górskiej
wspinaczki. Uczyłem podstaw turystów, żeby mogli się wspiąć na Grand
Teton. Chwilami to była niebezpieczna praca. Ryzykowałem. Nie miałem
skłonności samobójczych, ale nie bardzo mnie wtedy obchodziło, co się ze
mną stanie.

- Jak długo tam byłeś?
- Jakieś półtora roku. Któregoś dnia usłyszałem szepty, które umilkły na

mój widok. Okazało się, że jeden z uczniów pochodził z New Jersey i znał
moje nazwisko z wiadomości.

- To musiało być okropne.
- To był szok. Stwierdziłem, że Ameryka Północna jest za blisko.

Wybrałem się do Australii. Zawsze chciałem podróżować, więc to robiłem.
Kilka tygodni tu, miesiąc tam. Powoli poznawałem świat.

- Domyślam się, że to wielka przyjemność.
- W zasadzie tak. Chociaż bywały dni, kiedy tęsknota za domem była

trudna do zniesienia. Miałem wrażenie, że moje życie toczy się
w zwolnionym tempie. Ale to zwolnione tempo było jedynym sposobem,
jaki pozwalał mi przetrwać wstrząs. Ilekroć pomyślałem, żeby polecieć do
New Jersey, przypominałem sobie, że nie mam do czego wracać.

- Jak możesz tak mówić? Joshua i Oliver tu są. I twoja mama.
- Wysłałem Oliverowi kilka wiadomości, na które nie odpowiedział.

Myślałem, że ma mi za złe zniknięcie, teraz wiem, że imprezował i wpadł
w nałóg. Nie byłem w stanie spojrzeć w oczy Joshui. Zostawiłem brata,
żeby sam naprawił błędy ojca.

- I mojego ojca.

background image

- Tak.
- A twoja mama?
- Nie chciała się z tym pogodzić. Na początku, kiedy dzwoniłem do

domu, słyszałem: Vernon wróci. To tylko jeden z jego popisów. Wciąż do
niej dzwoniłem, ale przestałem mówić o BC. Nie wspominałem ojca.
Byłem zbyt przygnębiony.

- Przykro mi, Jake.
- Przed moim przyjazdem matka i Oliver pojechali się z nim zobaczyć.

Joshua nic od nich nie wyciągnął.

- W pewnym sensie twoja mama miała rację. Vernon wrócił. Nie

zastanawiasz się, co się stało z pieniędzmi?

- Każdego cholernego dnia.
Po minucie ciszy Nikki się uśmiechnęła.
- Ożeniłeś się?
- Nie – odparł zaskoczony.
- Ani razu nie byłeś blisko?
Jej twarz wyrażała tylko zaciekawienie, ale podejrzewał, że ukrywała

prawdziwe emocje.

- Ani razu, za bardzo kocham wolność.
Krótko ścisnęła jego rękę.
- Nie chowam urazy, Jake. Jesteś jaki jesteś. Może powiemy Emmie

prawdę, jak skończy osiemnaście lat.

- Żeby mnie znielubiła, bo jako dziecko nie miała ojca?
- Nie można mieć wszystkiego.
Miał wrażenie, że głowa mu eksploduje od miliona pytań. A do tego

libido domagało się seksu. Nie z jakąkolwiek kobietą. Z Nikki
o porcelanowej skórze, ognistych włosach i oczach w kolorze zieleni.

background image

Mógł wykorzystać spotkanie w Atlantic City, by zbudować coś nowego,

coś więcej niż oferowało życie wędrowca. A jednak nie miał odwagi podjąć
próby.

Egoistyczne wybory doprowadziły go do tego punktu. Uciekł stąd

piętnaście lat temu. Chciał, by go zostawiono w spokoju i osiągnął cel.
Podróżując po świecie, nie zawierał głębokich przyjaźni ani nie wiązał się
z kobietami na dłużej. Wszystko było jednorazowe, łatwe do zapomnienia.

Jedyną kobietą, której nie był w stanie wymazać z pamięci, była Nikki.

Poderwał się na nogi.

- Muszę iść. Zadzwonię do ciebie później.
Nikki także wstała, urażona albo zadowolona.
- Okej.
- Joshua wkrótce bierze ślub. Będę potrzebował osoby towarzyszącej.
- To zaproszenie?
- Wiesz, że tak – odparł, nagle zirytowany.
Powoli pokręciła głową.
- Naprawdę umiesz sprawić, żeby dziewczyna poczuła się zaproszona.

Przemyślę to.

- O czym tu myśleć? Kogo innego miałbym zabrać?
Dźgnęła go palcem w pierś.
- Musisz się nauczyć dobrych manier, Jake. Nie wiem, z jakimi

kobietami się zadawałeś, ale ja nie jestem jakąś zdzirą, którą możesz
poderwać i zostawić, jak nastrój ci się zmieni.

- Zdzirą? – Mimo zdenerwowania roześmiał się. – Mamy dwudziesty

pierwszy wiek, pani Reardon. Nikt już tak nie ocenia kobiet. Nie słyszałaś?

Dźgnęła go po raz drugi, z błyskiem w oczach.

background image

- Wiesz, o czym mówię. Jesteś jak marynarz, który ma kobietę

w każdym porcie. Tylko dlatego, że kiedyś coś nas łączyło, nie pozwolę
sobą pomiatać. Czy to jasne?

Stali teraz tak blisko, że czuł jej oddech na skórze.
- Dźgnij mnie jeszcze raz, Nik. Wyzywam cię.
Głośno wciągnęła i wypuściła powietrze.
- Nie boję się ciebie. – Dotknęła palcem jego mostka.
- A powinnaś. – Chwycił ją za ramiona i przycisnął plecami do

lodówki. – Bo doprowadzasz mnie do szaleństwa.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Przestrzegała zasad. Jake był od tego daleki, a mimo to przyciągał ją

nieodparcie. Oplótł jej nogi wokół swoich bioder i wtulił twarz
w zagłębieniu jej szyi.

- Ładnie pachniesz, Nik.
Kiedy pieścił skórę pod jej uchem, zadrżała.
- Lubisz zapach sosu pomidorowego?
- O tak. – Chwycił zębami koniuszek jej ucha. – Każ mi wracać do

domu – błagał.

Pogłaskała go po głowie.
- Mówiłeś, że nie masz domu.
- Wiesz, co miałem na myśli.
Pozwolił jej znów stanąć, ale ponieważ wciąż była do niego przytulona,

czuła jego erekcję.

- Marzyłam o tym, żebyś mnie tak trzymał.
- Pięć lat temu robiłem dużo więcej – przypomniał jej schrypniętym

głosem.

Rozpięła dwa guziki jego koszuli i wsunęła pod nią rękę.
- Byłam tam, pamiętasz?
- Może wychodzę przed szereg, ale czy w tym domu znajdą się jakieś

prezerwatywy?

- Jak myślisz? – Pocałowała go w brodę, a potem w usta. Wstrząsnął

nim dreszcz. – A ty nie masz nic przy sobie?

background image

- Teraz nie.
Jego rozżalenie rozbawiłoby ją, gdyby nie była tak podniecona. Przez

cztery minione lata wiodła samotne życie. Nie miała czasu na zaspokajanie
seksualnych potrzeb. Teraz pojawił się Jake – mężczyzna jej marzeń.

Bardzo go pragnęła, powinna jednak pamiętać o zasadach. Odsunęła

się, choć wymagało to od niej siły.

- Napijesz się kawy? – spytała.
Jej kuchnia wyglądała tak jak zawsze poza tym, że był tu Jake. Sosnowe

szafki. Blaty pokryte wyblakłym laminatem. Beżowe ściany. Ten mały dom
był stary, lecz przytulny, okoliczni mieszkańcy przyjaźni, a okolica
bezpieczna. Sąsiadami Nikki byli ludzie o różnych kolorach skóry
i w różnym wieku.

- Kawy? To jest twoja odpowiedź?
- Nie chcę się z tobą kłócić, Jake.
- I nie chcesz się ze mną kochać.
- To nie tak. – Nastawiła kawę. Kiedy odwróciła się do niego twarzą,

stał oparty o framugę z ramionami na piersi i ponurą miną. – Kupiłeś bilet
powrotny na samolot?

- Mam otwarty bilet. Sędzia przyspieszył termin rozprawy. Ojciec

najwyraźniej planuje wygłosić oświadczenie. Chcę go wysłuchać.
Zważywszy na charakter sprawy, sędzia pozwoli też poszkodowanym
stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, który ich okradł. Może nawet
pozwoli im coś powiedzieć.

- Biedny Vernon.
- Jesteś wspaniałomyślna. – Uniósł brwi. – Mój ojciec zasługuje na

publiczne potępienie. Powinien…

Nikki uniosła rękę.

background image

- Przestań. – Nalała kawę i podała mu filiżankę. – Gorycz cię zniszczy.

Mama i ja spędziłyśmy pierwsze lata wygnania pogrążone w żalu
i rozpaczy. Dopiero kiedy postanowiłyśmy wybaczyć ojcu, mogłyśmy
zacząć normalnie żyć.

- Ja żyję normalnie – rzekł defensywnym tonem.
- Ty uciekasz – zauważyła. – Sam się do tego przyznajesz. Wiem, że

zostaniesz tu krótko, ale może wykorzystasz ten czas na jakieś zamknięcie?
Żeby zostawić za sobą to koszmarne doświadczenie z przeszłości?

- Możemy wyjść na zewnątrz? Potrzebuję powietrza.
- Oczywiście. – Wzięła płaszcz i elektroniczną nianię.
Jake poszedł po kurtkę do salonu.
- Elektroniczna niania? – spytał, kiedy wrócił.
- Będę spokojniejsza.
- Rozumiem.
Usiedli na ganku, na górnym stopniu. Nikki nie zapaliła światła. Stopień

był wąski, więc dotykali się biodrami. Tak bardzo chciała położyć głowę na
jego ramieniu i marzyć o przyszłości. Ale to nie miało sensu, więc
w milczeniu piła kawę. Nie tylko oni korzystali z łagodnego wieczoru.
Starsze dzieci wciąż bawiły się na ulicy.

- Może przyjechałybyście do mnie z Emmą do Szwajcarii? – odezwał

się. – Z wizytą – dodał, jakby chciał mieć pewność, że go zrozumiała. –
Góry są wspaniałe, Emmie by się podobało.

- Co jest w Szwajcarii? – spytała na pozór zwyczajnie, choć była

zdenerwowana.

- Mam tam nieduży dom i świetną gospodynię, która o niego dba, kiedy

podróżuję.

Kiedy podróżuję. Cała prawda o Jake’u Lowellu.

background image

- Mam pracę – odparła – i inne obowiązki.
- Emma jeszcze nie chodzi do szkoły. Poza tym, jak dostaniecie

pieniądze z BC, będziesz mogła rzucić pracę, prawda? Pokryję wasze
koszty w Europie.

- Bycie biednym nie jest takie złe, jak ci się zdaje. Nawet jeśli wezmę

pieniądze od Black Crescent, Emma jest za mała na taką podróż. Ale
dziękuję za zaproszenie.

Oboje byli tak uprzejmi, jakby nie kotłowały się w nich emocje. Jake

wstał i postawił filiżankę na balustradzie.

- O której mogę wpaść jutro?
Nikki także wstała. Nie widziała miny Jake’a.
- Jutro to nie jest dobry dzień. Mam dwie zmiany. Może w piątek po

południu pójdziemy z Emmą do kina?

- W piątek Josh urządza wieczór kawalerski.
- Ślub jest tak szybko? – Perspektywa spotkania ludzi z przeszłości

napawała ją niepokojem.

- Ślub jest w następną sobotę. Nie odpowiedziałaś mi jeszcze. Pójdziesz

ze mną? – Patrzył na nią wyzywająco.

- Tak – odparła. – Ale to nie będzie dla mnie łatwe, spotkam tam ludzi

z Falling Brook.

- Nie zrobiłaś nic złego. Razem stawimy im czoło.
- Okej. – Może okaże się, że to jedyne beztroskie chwile z Jakiem, które

będą musiały jej wystarczyć na długie lata. – W takim razie dobranoc.

Położył dłonie na jej szyi i przyciągnął ją do siebie.
- Będę o tobie śnił, Nik.
Pocałunek był długi i niespieszny, jakby Jake miał na to całe życie.

Nikki położyła ręce na jego ramionach, bo ledwo trzymała się na nogach.

background image

Smakował kawą i marzeniami. Jej marzeniami. Tymi wszystkimi
marzeniami, które zmiotła afera Black Crescent i wyjazd Jake’a.

Przez długie sekundy czuła się jak księżniczka z bajki. Podniecona,

zarumieniona, pragnąca miłości. Tyle że ten książę nie obiecywał
szczęśliwego zakończenia.

Kiedy zdała sobie sprawę, że wsunęła palce w jego włosy, cofnęła się

i wzięła oddech.

- Powinnam już wejść do domu – powiedziała. – Mam jeszcze kilka

rzeczy do zrobienia, zanim się położę.

- Będę ci płacił alimenty – oznajmił. – Nawet jeśli ustalimy, że nie

powiemy jej prawdy.

Emocje Nikki sięgnęły zenitu, ale ugryzła się w język. On chce tylko

zachować się przyzwoicie.

- Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Dajemy sobie radę. Dziecko to

ogromna odpowiedzialność, a pieniądze są tu najmniej ważne.

- Chcesz powiedzieć, że potrzebujesz emocjonalnego wsparcia?
Czy to miała na myśli? Nie wiedziała. Pojawianie się Jake’a jako taty na

pół etatu byłoby trudne i krępujące. Może lepiej, gdyby po prostu wyjechał.
Dałaby głowę, że wciąż widzi w niej nastolatkę sprzed lat. Nie rozumiał
albo nie chciał przyznać, jak bardzo się zmieniła.

- Chcę tylko powiedzieć, że to osiemnaście lat ciężkiej pracy.
- Dla rodzin, których dzieci nie wyprowadzają się w tym wieku, nawet

więcej.

- Pewnie tak. Tak czy owak, jesteś wolny. Zwolniony z obowiązku.

W twoim życiu nie ma miejsca na ojcostwo. Pomyśl o tym. Może
znajdziemy rozwiązanie, które pasuje nam obojgu.

- I Emmie.

background image

- Oczywiście.
W świetle ulicznej latarni Nikki zobaczyła jego zmęczoną smutną

twarz. Może nawet niepewną. Nigdy nie widziała go tak bezbronnego.
Serce jej się ścisnęło.

- Znalazłeś z nią wspólny język – powiedziała. – Naprawdę. Emma ma

szczęście, odziedziczyła po tobie inteligencję i odwagę.

- W jednym się mylisz, Nik.
- Tak?
Schował ręce do kieszeni i kopnął jeden z kamyków, które Emma lubiła

zbierać.

- W tej chwili brak mi odwagi. Falling Brook. Ojciec. Bracia. Ty. Mam

wrażenie, że błądzę we mgle. Nie jestem nawet pewien, czy w ogóle
powinienem był wracać.

Tym razem serce ją zakłuło.
- Cieszę się, że przyjechałeś, Jake. Naprawdę.

W hotelu zawsze spał z odsuniętymi zasłonami. W dużych miastach

lubił widzieć wielobarwne światła na wieżowcach. W Falling Brook świateł
było mniej, a jednak rozświetlały noc kojącym blaskiem.

Leżał w łóżku z rękami pod głową. Była trzecia nad ranem. Prawie nie

spał. Kilka dni temu, lecąc nad oceanem, martwił się, jak będzie wyglądało
spotkanie z braćmi. Spotkanie z Joshuą poszło dobrze.

Wciąż czekała go konfrontacja z matką i Oliverem. W zasadzie nie

powinna budzić w nim żadnych obaw. Dużo trudniejsze okazało się
odkrycie, że ma z Nikki dziecko.

Nagle nie był już w stanie leżeć ani chwili dłużej. Wstał, ubrał się

i zszedł na dół do czynnej całą dobę siłowni. Ustawił na bieżni morderczą
prędkość. Jeśli poćwiczy wystarczająco długo, może przegoni swe demony.

background image

W końcu poczuł się wyczerpany. Wrócił do pokoju, wziął prysznic

i padł na łóżko. Niemal natychmiast zapadł w sen. Kiedy o ósmej
zadzwonił budzik, Jake podniósł powieki i jęknął. Poza zaburzeniami snu
z powodu zmiany czasu rzadko cierpiał na bezsenność. Najwyraźniej
powrót do Falling Brook nie służył jego zdrowiu.

Usiadł na brzegu łóżka i sięgnął po telefon. Jeżeli jego celem jest

spokój, musi zrobić listę. Na pierwszym miejscu był Oliver. Po chwili
namysłu wysłał do brata esemesa z pytaniem, czy mogą się spotkać
w Drayhill Quarry o dziesiątej trzydzieści. Bracia często wybierali się tam
na wędrówki i wygłupiali.

Pewnego letniego dnia wskoczyli nawet do wody mimo

rozmieszczonych dokoła znaków zakazujących kąpieli. Kiedy matka się
o tym dowiedziała, przez miesiąc mieli szlaban. Później od czasu do czasu
wracali do opuszczonego kamieniołomu, ale już nie pływali.

Najbardziej im się podobało, że miejsce było na uboczu.

W kamieniołomie mogli cieszyć się wolnością. Nie czuli na plecach
oddechu żadnego z rodziców czy nauczycieli.

Ale to dawne czasy. Wrócił myślą do teraźniejszości. Kiedy mył zęby,

usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Oliver odpisał, że się pojawi.

Dawniej bracia byli z sobą blisko. Uciekając przed konsekwencjami

postępku ojca, Jake stracił Nikki, braci, wszystko. Teraz kusiła go szansa
pojednania. Wiedział, że nie zasłużył na niczyje przebaczenie – a już na
pewno nie młodszego brata.

Po niewielkim deszczu w nocy pogoda w ciągu dnia znów była dość

łagodna. Słabe słońce sprawiało, że poranek był nieco radośniejszy. Droga
do kamieniołomu wydawała się taka jak dawniej, a jednocześnie inna. Stan
starej drogi z wyrytymi koleinami zdecydowanie się pogorszył.

background image

Wypożyczony samochód Jake’a sporo kosztowała ta przeprawa.
Zaparkował przy ogrodzeniu.

Oliver przyjechał niedługo po nim nowym modelem sedana. Kiedy

wysiadł, Jake’a zalała fala emocji, na jaką rzadko sobie pozwalał. Ale to był
jego brat, najbliższy krewny. Uściskali się bez słów. Kiedy Jake się odsunął,
oczy miał wilgotne od łez.

- Dobrze cię widzieć, Ol.
Niebieskie oczy Olivera zabłysły radością.
- Za długo czekałeś, żeby się ze mną skontaktować. Już myślałem, że

wcale tu nie przyjechałeś.

- Wybacz, musiałem najpierw załatwić pewną pilną sprawę.
- Wiem, Joshua mi mówił. Masz dziecko, tak?
- Tak, Emma ma cztery lata.
- To musiał być dla ciebie szok.
- W skali od jeden do dziesięciu powiedziałbym pięćdziesiąt. Nie wiem,

co z tym zrobić.

- Joshua wspomniał, że matką jest Nikki Reardon.
Jake skinął głową.
- Rozumiem, że ją pamiętasz?
- Żartujesz? Jasne, że pamiętam Nikki. Od lat było oczywiste, że jesteś

facetem, dla którego liczy się tylko jedna kobieta.

- No cóż, porzuciłem ją tak samo tak braci. Wybacz, Oliverze. Przykro

mi z powodu twoich problemów.

- Wątpię, żebyś coś poradził. Josh starał się pomóc, Mama próbowała.

Byłem cholernie zły. Ta złość zjadała mnie żywcem.

- Powiesz, co się stało? Jeśli chcesz – dodał szybko Jake. – Znam tylko

strzępy tej historii od Josha.

background image

- Jasne – odparł Oliver. – Możemy się przejść do sokoła? Muszę

rozprostować nogi.

Przeskoczyli ogrodzenie i ruszyli prowizoryczną ścieżką okalającą

kamieniołom. Poszycie było gęste, czasami musieli pokonywać leżące na
ziemi drzewa. Sokół to był ogromny głaz, kształtem przypominał słynny
statek kosmiczny Hana Solo. Szeroka płaska powierzchnia zapraszała, by
na niej usiąść, wypić piwo czy po prostu cieszyć się słońcem.

Tego listopadowego dnia woda w dole nie była niebieska. Była mętna

i groźna, nie kusiła, by w niej popływać. Oliver rzucił kamyk z zamyśloną
miną.

- Parę tygodni po twoim wyjeździe ruszyłem do Harvardu. Cieszyłem

się, że zostawiam Falling Brook, choć czesne miałem zapłacone tylko za
rok. Byłem wściekły na ojca. Ta wściekłość podsycała normalne szaleństwa
pierwszoroczniaka. Alkohol i narkotyki tłumiły ból.

- Przepraszam, że mnie nie było – powiedział.
Oliver wzruszył ramionami.
- Sam musiałem sobie z tym poradzić. Teraz jest dobrze, od lat jestem

czysty. W końcu jestem szczęśliwy. Ale nasz ojciec ma za co odpowiedzieć.

- Josh wspomniał, że go odwiedziłeś?
- Tak. Wygląda staro i żałośnie. Kiedy go zobaczyłem, cała złość

wróciła, to mnie przeraziło. Natychmiast skrytykował, że jestem
fotografem. Te same stare bzdury. Zrozumiałem, że nigdy się nie zmieni.
Wyszedłem. Nie pozwolę, żeby mnie zniszczył po raz drugi.

- Jestem z ciebie dumny. Jesteś świetny w tym, co robisz. Nasz ojciec to

dupek. My z Joshem też tam pojechaliśmy – mówił Jake, przypominając
sobie swoje emocje. – W zasadzie zostaliśmy wezwani. Jak przyjechaliśmy,
stary zmienił zdanie. Nie chciał nas widzieć.

background image

- Drań. Ale może mieliście szczęście. Naprawdę chciałeś z nim

rozmawiać?

- Może. Nie wiem. Przez niego zostałem człowiekiem bez ojczyzny.

Falling Brook było nie zniesienia. Pojechałem na wakacje po dyplomie i nie
wróciłem. Próbowałem powoli radzić sobie z emocjami. Załagodzić
rozdźwięk między mną i tobą, mną i Joshem.

Siedzieli w ciszy. Chociaż Jake nie mógł mówić za Olivera,

podejrzewał, że obaj mają te same żale.

W końcu Jake westchnął.
- Były jakieś kobiety w twoim życiu?
Szeroki uśmiech Olivera zaskoczył brata.
- Prawdę mówiąc, jest jedna. Samantha. Właśnie się zaręczyliśmy.

Spodziewamy się dziecka.

- O rety. Najważniejsze zostawiłeś na koniec. Moje gratulacje.
Jake zazdrościł bratu radości z powodu dziecka, bo w nim pojawienie

się Emmy budziło mieszane uczucia.

- Sammi to petarda. Polubisz ją. Miała ciężkie życie, ale jest jedną

z najsilniejszych kobiet, jakie znam.

- Jak się poznaliście?
- To miał być przelotny romans. Bardzo szybko okazało się, że to coś

więcej.

Jake wzdrygnął się w duchu. Przelotny romans z Nikki stał u podstaw

jego problemów. Czy go żałował? Jak mógłby żałować? To była najlepsza
noc w jego życiu. Był przerażony tym, co teraz czuł do dojrzałej Nikki.
Robiła na nim jeszcze większe wrażenie niż dziewczyna, którą znał przed
laty. Zalało go wówczas tsunami uczuć, a zatem uciekł. Czy teraz jest lepiej
przygotowany, by sobie z tym poradzić? Ponieważ nie znał odpowiedzi,
zmienił temat.

background image

- Rozumiem, że wybierasz się jutro na wieczór kawalerski? – Jeden

z przyjaciół Joshui organizował mu imprezę w Atlantic City.

- Tak – odparł Oliver. – Nie co dzień któryś z Lowellów się żeni. A ty?
- Ja też. Kupiłeś prezent?
- Nie, jutro coś kupię.
- Wczesną jesienią w Paryżu natknąłem się na aukcji na małego

Matisse’a. Widok z okna w Maroku. Natychmiast pomyślałem o Joshui,
zawsze bardzo lubił Matisse’a. Nie miałem pojęcia, że się żeni, ale jak mi
o tym powiedział, kazałem asystentce zapakować obraz i mi go przesłać.
Jutro rano powinienem go mieć w hotelu. Chciałbym, żeby to był prezent
od nas obu. Josh zaczyna nową karierę, nowe życie. Zostawiliśmy go, żeby
posprzątał po ojcu. Wiem, że nie musiał tego robić, a jednak to zrobił. Co ty
na to?

- Świetnie. – Oliver skinął głową.
- To dobrze, chcę poprawić nasze stosunki, uzdrowić rodzinę. Byliśmy

trzema braćmi, zawsze razem. Przepraszam za to, co zrobiłem. To gest
pojednawczy, gałązka oliwna. Wchodzisz w to?

- Wchodzę.
Oliver wsunął palce we włosy, patrząc w przestrzeń. Poczucie winy

Jake’a wzrosło. Gdy wyjechał, Oliver był nastolatkiem. Zawiódł go.
Zawiódł Joshuę, Nikki i matkę. Czy odpokutuje winy? Czasami myślał, że
jest zbyt leniwy, by poszukać powodu powrotu do domu. W gruncie rzeczy
był… przerażony. Bał się, że ludzie, których kocha, go osądzą. Albo
odwrócą się od niego.

Teraz zdawało się, że bracia chcą mu wybaczyć i zapomnieć. Ta

świadomość napełniła go cichą satysfakcją.

A co z Nikki? To ją skrzywdził najbardziej.

background image

Czy matka jego dziecka zaakceptuje przeprosiny i uwierzy w jego pełną

determinacji chęć, by było lepiej?

A jeśli tak, czy on sam zechce zmierzyć się z konsekwencjami?

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Minęło sporo czasu, odkąd Nikki robiła zakupy w modnych butikach na

Piątej Alei czy Madison Avenue. Ale pewne wspomnienia nie gasną.

Jeśli ma pójść na ślub Joshui, musi coś kupić, bo nic z jej garderoby nie

było odpowiednie na tę okazję. Na takie nieoczekiwane wydatki miała kartę
kredytową. Nawet jeśli nie dostanie pieniędzy z Black Crescent, spłaci
zakup w ciągu najbliższych miesięcy. Z konieczności nauczyła się nie żyć
na kredyt. Tego dnia zamierzała złamać swą zasadę. Kobieta od czasu do
czasu zasługuje na spełnienie jakiejś fantazji, a to była jej fantazja.

Po porannej zmianie spędziła trochę czasu z córką, po czym przebrała

się i zostawiła Emmę z matką. Złapała pociąg o pierwszej, co nie dawało jej
zbyt wiele czasu na zakupy w mieście. W drodze drzemała wyczerpana.
Poprzedniego dnia pracowała na dwie zmiany, a o czwartej obudził ją
budzik. Mimo to, zajechawszy na Grand Central, poczuła skok adrenaliny.

W dawnych dobrych czasach Roberta Reardon zatrudniała szofera.

Teraz Nikki z radością pojechała metrem. Było tanie i zawiozło ją do celu.

Dwa pierwsze sklepy okazały się klapą. Chodziła tam z matką na

zakupy, kiedy była nastolatką, ale jej gust się zmienił. Już traciła nadzieję,
gdy dojrzała mały butik wciśnięty między dwa słynne domy mody
zajmujące większą część przecznicy. Nie rozpoznała nazwy skromnego
sklepu namalowanej na szklanych drzwiach. Wystawa zachęciła ją jednak
do wejścia.

Uprzejma sprzedawczyni pozwoliła jej się rozejrzeć. Było tam mnóstwo

codziennych ubrań. Nieco głębiej Nikki znalazła to, czego szukała. Ślub

background image

miał być wczesnym popołudniem, co znaczyło, że sukienka może być do
połowy łydki. Wybrana przez nią kreacja w odcieniu kości słoniowej była
bez ramiączek, z tiulową wielowarstwową spódnicą.

- Chciałabym ją zmierzyć – powiedziała impulsywnie, choć cena na

metce przyprawiła ją o palpitacje.

- Zaniosę ją do przymierzalni – odparła kobieta. – Jeśli jest pani

zainteresowana, na tamtym wieszaku są rzeczy w obniżonych cenach. To
zeszłoroczne modele.

Nikki zastanowiła się, czy sprzedawczyni zauważyła jej tanie dżinsy

i pospolity top. Nieważne. Fałszywa duma była dobrem, na które Nikki nie
było stać. Choć miała zamiar tylko zerknąć na przeceniony towar, jej ręka
zatrzymała się na czerwonym kaszmirowym swetrze. Czarna wełniana
ołówkowa spódnica zaraz obok pasowała do wszystkiego.

W przymierzalni zaczęła od swetra i spódnicy. Krótka wyciągnięta nitka

na rękawie i brak guzika w spódnicy tłumaczyły przecenę. Drobne
niedoskonałości jej nie przeszkadzały. Radziła sobie z igłą i nitką. Gdyby
miała gdzieś wyjść z Jakiem, by porozmawiać, te ubrania dodałyby jej
pewności siebie.

Jedyne, co ją powstrzymywało, jeśli chodzi o sukienkę, to kolor.

Niektórzy twierdzą, że podczas ślubu tylko panna młoda może nosić biel.

Sprzedawczyni zastukała we framugę.
- No i jak?
Nikki odsunęła zasłonkę.
- Bardzo mi się podoba, ale nie wiem, czy mogę ją włożyć na ślub. Wie

pani, z powodu koloru.

- Nie wydaje mi się, żeby ludzie jeszcze się tym przejmowali. Leży na

pani jak marzenie. Poza tym to kość słoniowa, nie biel. Może pani dodać
jakiś akcent kolorystyczny. Proszę zaczekać.

background image

Gdy kobieta wróciła, Nikki wzięła od niej szal i owinęła nim ramiona.

Spojrzała w lustro i uśmiechnęła się.

- Tak może być. – Kiwnęła głową. Szal był jedwabny, bladoróżowy.–

Dziękuję, wezmę to.

A jednak płacąc, walczyła z wyrzutami sumienia. Pieniądze, których nie

wydawała na dom, były przeznaczone dla Emmy i matki. Na kino, wyjście
do restauracji. Folgowanie sobie trudno jest usprawiedliwić.

Sprzedawczyni przeprosiła ją na chwilę, by odebrać telefon. Kiedy

Nikki przycupnęła na skraju krzesła, dostała wiadomość od Jake’a.

„Kolacja jutro? Tylko my? Daj znać”.

Nie było powodu do zdenerwowania. Pewnie Jake chce porozmawiać

o przyszłości i swojej roli w życiu Emmy. Nikki wiedziała, że to ważne.
Musi się zachować jak dojrzała kobieta i matka, a nie rozchichotana
kelnerka, która dała się Jake’owi zaciągnąć do łóżka.

Co więcej, musi zdecydować, czego od niego chce. Pożądała go, ale czy

może się z nim przespać i jednocześnie podejmować mądre decyzje
dotyczące Emmy?

Co się stanie, jeśli podejmie złą decyzję? Gdyby chciała pójść na tę

kolację, miała niespełna dwadzieścia cztery godziny, by odpowiedzieć sobie
na ważne pytania.

W sklepie pojawili się nowi klienci. Kiedy ekspedientka podała Nikki

dwie liliowo-granatowe torby, Nikki skrzywiła się w duchu. Z drugiej
strony, jakaś jej część już myślała o tym, jak idealnie nowy sweter
i spódnica pasują na kolację z ojcem córki. Prosty i elegancki strój nie
będzie sugerował, że źle zrozumiała intencje Jake’a, a zdecydowanie
podkreśli jej urodę.

background image

Na zewnątrz wiatr się wzmógł, niebo poszarzało. Koniec z miłymi

temperaturami, zapanowało przejmujące zimno. Nikki oparła się o ścianę
budynku, by odpowiedzieć na esemesa. Choć palce jej zamarzały, przez
moment się zastanowiła. W końcu napisała:

„Kolacja jest ok. Może być o siódmej?”.
„Dla mnie tak, przyjadę po ciebie”.
Przygryzła wargę, ale dodała jeszcze:
„Baw się dobrze na przyjęciu kawalerskim Josha”.
Po dłuższej chwili dostała tylko emotikon dłoni z uniesionym kciukiem.

Może Jake był zajęty albo nie miał ochoty pisać więcej. Nie powinna się
czuć odrzucona.

Do pociągu zostało trochę czasu. Szkoda, że przed Rockefeller Centre

nie ustawiono jeszcze choinki. Może niedługo powinna tu przyjechać
z Emmą.

A skoro miała trochę czasu, postanowiła się przejść. Przyda jej się

trochę ruchu. Gdziekolwiek spojrzeć, sklepy szykowały się do sezonu
świątecznego.

W weekend po ślubie Joshui wypadało święto dziękczynienia. Za

niecałe dwa tygodnie. Nikki i Roberta nie urządzały hucznych świąt. Nikki
czasem piekła ciasto dyniowe. Czasami gotowały pierś z indyka.

Kiedy Nikki chodziła do liceum, w święto dziękczynienia stół uginał się

od dań przygotowanych przez kucharza i gospodynię Lowellów. Nie
myślała wówczas, ile pracy to wymagało. Ani ile kosztowało.

Vernon Lowell lubił wydawać huczne przyjęcia, zapraszał wielu

znajomych i partnerów biznesowych. Ogromny stół z drewna wiśniowego
mógł pomieścić dwadzieścia cztery osoby. Żyrandol był z weneckiego
szkła. Bezcenny perski dywan, zastawa z porcelany, kryształy i ciężkie
srebra zostały sprzedane po jego zniknięciu.

background image

Nikki nie zostało z tamtych czasów nic, co mogłaby przekazać córce.

Nieważne, powiedziała sobie. Emma wie, że jest kochana, tylko to się liczy.

W końcu wróciła na Grand Central i wsiadła do pociągu. Tym razem nie

spała. Martwiła się. Czy coś ją łączy z Jakiem? Czy mogłaby wrócić do
jego świata? Czy mogłaby się z nim przespać bez konsekwencji?

Była pewna, że Jake nie zostanie tu na stałe. Gdzieś w głębi pragnęła

jego aprobaty i miłości. Jeżeli to nie było żałosne pragnienie, nie wiedziała,
co mogłoby to być.

Wróciwszy do domu, trochę się uspokoiła. Do tej pory dawały sobie

z Emmą radę i miały całkiem dobre życie. Poradzą sobie ze wszystkim, co
los im przyniesie.

Gdy otworzyła drzwi, poczuła zapach domowego rosołu z makaronem.

Choć mama i Emma już zjadły, zupa wciąż była ciepła. Nikki zdjęła płaszcz
i powiesiła go przy drzwiach. Torby z zakupami znalazły swoje miejsce
w szafie. Potem uściskała Emmę i uśmiechnęła się do matki.

- Dziękuję, że się nią zajęłaś. – Nigdy nie uważała pomocy matki za

oczywistość.

Emma domagała się, by wziąć ją na ręce. Nikki wtuliła twarz w jej

miękkie włosy.

- Pachniesz jak deser – zażartowała.
Kolejne półtorej godziny wypełniły codzienne zajęcia. Na prośbę Nikki

Roberta została na noc. Kiedy powiedziała matce, że muszą porozmawiać,
Roberta uniosła brwi, ale skinęła głową.

W końcu Emma zasnęła. Nikki i Roberta przeszły do małego saloniku,

włączyły kominek i usiadły, kładąc wyżej nogi. Roberta westchnęła.

- Jak miło. Znalazłaś sukienkę na ślub?
- Tak – odparła Nikki. – Pokażę ci się w niej. Dzięki, że zostałaś

z Emmą. Starałam się wrócić jak najszybciej.

background image

Roberta przechyliła głowę.
- Chciałaś mi coś powiedzieć. Chodzi o Jake’a?
- Niezupełnie. Jutro wybieramy się na kolację porozmawiać o Emmie

i o przyszłości.

- O czym tu dyskutować? Jest jej ojcem.
- Nie o tym chcę z tobą rozmawiać, mamo.
- Ach tak?
Podzieliła się z matką planem Joshui, by zrekompensować im straty

finansowe. Wyjaśniła, że wszyscy klienci BC, którzy stracili pieniądze
piętnaście lat temu, otrzymali rekompensaty. Zajęło to Joshui dużo czasu,
ale wypełnił prawne i moralne zobowiązania. Roberta słuchała jej wyraźnie
podekscytowana.

- Vernon ukradł te pieniądze. Czemu miałybyśmy coś dostać?
- To samo powiedziałam Joshui. Ale on twierdzi, że ojciec nas też

okradł.

- Dobry Boże.
- Pierwsze pieniądze dostaniemy w styczniu. Nie tyle, ile mieliśmy, ale

dużo. Część trzeba by zainwestować, dla części znaleźć jakąś formę
oszczędzania.

Roberta kiwnęła głową.
- Jak wychodziłam za twojego ojca, nie miałam pojęcia o finansach. Po

jego odejściu żałowałam tego.

- Pomogę ci. Joshua chętnie nam doradzi.
- I Jake. Jest finansowym geniuszem.
- Tak – potwierdziła Nikki z wahaniem. Opowiadała matce, jak Jake

dorobił się fortuny. – Pomyśl o tym, mamo. Możesz wrócić do dawnych
przyjaciół. Do tego, co było dobre w dawnym życiu.

background image

Twarz Roberty stwardniała.
- Odwrócili się ode mnie plecami.
- Nieprawda, to my zniknęłyśmy. Nie dałyśmy nikomu szansy, żeby

nam pomógł. Byłyśmy zbyt upokorzone. Na pewno paru twoich przyjaciół
unikałoby cię z powodu taty, ale wierzę, że część chętnie by się z tobą
spotkała. Nie chciałyśmy żadnych kontaktów. Może to był błąd, mamo.

- Tak przypuszczam.
Nikki cieszyła się, że matka nie spytała o jej opinię. Ich obecne życie

było trudne i wymagające, ale komfortowe w swojej przewidywalności.
Czy Nikki miała ochotę porzucić wszystko, na co tak ciężko pracowała,
i wrócić do rodzinnego miasta? Emma mogłaby chodzić do tej samej dobrej
szkoły, którą skończyła jej mama. Nikki przez parę lat mogłaby zostać
z córką w domu i poświęcić się jej wychowaniu. Zadbać o swoje zdrowie
fizyczne i psychiczne. Spotykać się z Jakiem, kiedy przyjedzie odwiedzić
braci i matkę. Ziewnęła.

- Mamy dużo do przemyślenia. Na szczęście nie musimy dzisiaj

podejmować decyzji.

Jeszcze ważniejsze pytania dotyczyły Jake’a. Fascynującego,

seksownego, nieprzewidywalnego. Co przyniesie jutrzejszy wieczór?

Jake sączył szkocką. Wieczór kawalerski Joshui skutecznie odwrócił

jego uwagę od Nikki. Przyjaciel Joshui zarezerwował dużą salę na ostatnim
piętrze jednego z kasyn w Atlantic City. Jake go nie znał. Josh zaprzyjaźnił
się z nim po ukończeniu college’u, po wyjeździe Jake’a.

Obowiązywał strój wieczorowy, ale kilku panów już pozbyło się

marynarek. Na ścianach wisiały płaskie telewizory nastawione na kanały
sportowe. Bar zaopatrzono w najlepsze trunki. Trzy piękne stoły bilardowe

background image

były zajęte. Kelnerki krążyły między gośćmi, rozdając przekąski
i uśmiechy.

W odległym końcu ustawiono stoliki do kolacji. Jake siedział

i obserwował. Znał większość mężczyzn w tym pokoju, w każdym razie
dawniej. Wielu z nich powitało go serdecznie. Byli zaciekawieni długo
nieobecnym bratem Josha. Wspomnienia doprowadziły go znów do Nikki.
Podobnie jak on opuściła swoje miejsce w społeczności Falling Brook
i żyła w ukryciu.

- Ma pan na coś ochotę? – spytała kelnerka, zatrzymując się obok niego.
Podniósł wzrok i zauważył chirurgicznie poprawione piersi

i kokieteryjne spojrzenie. Kiedyś, niewiele myśląc, wziąłby od niej numer
telefonu i umówiłby się z nią po przyjęciu.

- Dziękuję, mam wszystko – odparł, posyłając jej niezobowiązujący

uśmiech.

Choć od jakiegoś czasu nie uprawiał seksu, nie był zainteresowany.

Tylko Nikki go podniecała. Świadomość, że jest tak blisko, a jednocześnie
tak daleko, psuła mu nastrój. Obsesyjnie myślał o jutrzejszej randce. Chyba
doszli do porozumienia w sprawie Emmy. Może myśląc tak, był idiotą, ale
córeczka nie martwiła go tak bardzo jak uczucia, które budziła w nim
Nikki.

Spotkanie w Atlantic City było jednocześnie porywające i niepokojące.

Nie został tam na tyle długo, by się dowiedzieć, co naprawdę słychać
u Nikki. Bał się usłyszeć, że ma jakieś życie, w którym nie znajdzie dla
niego miejsca.

W końcu musiał przyznać, że jednym z wielu powodów, dla których tak

długo trzymał się z dala od Falling Brook, była obawa, że tu wróci i ujrzy
Nikki z innym.

background image

Zresztą tak właśnie było, sama to przyznała. Wyszła za mąż i się

rozwiodła.

Ciągłe podróże nie dawały Jake’owi szansy na przywyknięcie do

jednego miejsca czy jednej osoby. Znieczulał ból wywołany zdradą ojca
nowymi doświadczeniami. Przez długi czas takie życie go
satysfakcjonowało. Tak przynajmniej sobie mówił. Gdy Joshua zadzwonił
z informacją, że ojciec żyje, to był szok.

Jake’owi, który żył beztrosko, nagle przypomniano, że jest związany

z ludźmi. Mimo odległości i czasu spędzanego samotnie wciąż był synem
i bratem. A teraz także ojcem.

Kim był dla Nikki, dopiero się przekona.
- Zagrasz w bilard? – spytał Oliver.
Jake dokończył drinka i odstawił szklankę.
- Z radością ci dołożę. Prowadź.
Choć Jake był świetnym graczem i strzelał celnie, z precyzją pakując do

dołka bilę za bilą, nie poszło tak łatwo, jak sobie wyobrażał. Oliver
podejmował ryzyko, które mu się opłacało. Po czterech rozgrywkach
nastąpił remis. Obaj zdjęli marynarki i podwinęli rękawy koszuli.

- Dogrywka?
- Nie.
- Nie?
Oliver otarł czoło wierzchem dłoni.
- Na odwyku nauczyłem się zadowalać tym, co jest dobre.

Wystarczająco dobre. Kiedy rywalizacja mogłaby mnie wciągnąć, robię
krok do tyłu.

- Nie graliśmy o pieniądze.

background image

- Nieważne. Wciąż mam ten instynkt, który każe mi zwyciężać, więc

biorę oddech i zadaję sobie pytanie, co jest naprawdę ważne. Spróbuj, Jake.
To dobre dla duszy.

Gdy Oliver odszedł, Jake był niespokojny i poirytowany. Cieszył się, że

brat wygrał z uzależnieniem. On nie miał podobnych problemów. Nie pił za
dużo, nie brał narkotyków. Czemu sugestia Olivera zabrzmiała oceniająco?

Może robił z igły widły. Co z tego, że Oliver nie chciał dogrywki?

Oparł się o stół bilardowy i patrzył na ekran najbliższego telewizora, kiedy
bohater dnia ruszył w jego stronę. Joshua wyglądał na zrelaksowanego
i szczęśliwego. Przez ułamek sekundy Jake czuł zazdrość, że brat znalazł
miłość i cel w życiu. Uśmiechnął się do niego.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że się żenisz i opuszczasz Black Crescent.
- Stanowisko prezesa jest twoje, jeśli tylko zechcesz.
Nagle Jake’a naszła chęć, by się zgodzić. To szansa na powrót do

Falling Brook, zbliżenie się z rodziną, zbudowanie więzi z córką.
Sprawienie, by Nikki była z niego dumna. To kusiło, ale też wymagałoby
od niego zmiany. Musiałby dać z siebie wszystko.

Poczuł ucisk w dołku.
- Boże, nie. Byłbym okropnym prezesem. Co innego ryzykować własne

pieniądze. Nie chcę brać odpowiedzialności za cudze, ale mogę ci pomóc
w poszukiwaniu następcy.

- W takim razie co chcesz robić, Jake?
To pytanie wytrąciło go z równowagi.
- Chyba to co zawsze. Być sobą.
Joshua patrzył na niego z troską.
- Wszyscy musimy iść naprzód, czy tego chcemy czy nie. Nie pozwól,

żeby ojciec kontrolował twoje życie.

background image

Spojrzenie Josha wprawiło Jake’a w zakłopotanie i zaniepokoiło tak

samo jak wykład Olivera o tym, by być wystarczająco dobrym.

- Bzdura – rzucił ze złością. – Ojciec mnie nie kontroluje. Nie

widziałem go od piętnastu lat. Zwariowałeś?

- Ale rzuca na nas cień. Spędzi resztę życia za kratkami. Bylibyśmy

głupi, gdybyśmy pozwolili, żeby wpływał na nasze decyzje. Straciłem cię
na długo. Nie chcę cię znów stracić.

Joshua uderzył pięścią w ramię Jake’a, który poczuł nagłą chęć, by

wybiec z sali i gnać przed siebie jak najdalej. Tak zawsze robił, gdy sprawy
się komplikowały. Ale to był wieczór kawalerski brata. Nie zostawi Joshui,
nie dzisiaj. Jest mu to winien.

Nie zasłużył na przebaczenie Josha ani jego życzliwość. Po zniknięciu

ojca to Josh radził sobie ze służbami federalnymi, firmami
ubezpieczeniowymi, ich matką.

Co zrobił on, by mu pomóc? Nic. Wyjechał, zerwał więzi, dzięki

którym brat łatwiej by to wszystko przetrwał. W końcu zaczął rozumieć, jak
wiele stracił, choć zajęło mu to sporo czasu.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Wieczór kawalerski był sukcesem. Nawet ci, którzy sporo wypili,

zachowali dość klasy, by do końca utrzymać się na nogach. A może Joshua
dobrze dobierał przyjaciół.

Gdy przyszła pora na kolację, mężczyźni zasiedli przy stolikach, gdzie

na przystawkę podano koktajl z krewetek i sałatkę cezara. Po prawej stronie
Jake’a siedział Oliver, po lewej pracownik BC. Kolacja była wyśmienita.
Kosztowała pewnie fortunę. Jake znów poczuł się winny. To on powinien
za nią zapłacić. Z pewnością byłoby go na to stać. A przecież nawet nie
wiedział, że brat się żeni.

Kiedy steki i ziemniaki były już tylko wspomnieniem, podczas krótkiej

przerwy przed deserem Jake postanowił powiedzieć kilka słów. Wstał.

- Moim obowiązkiem jako brata bliźniaka pana młodego jest wznieść

toast.

Joshua uśmiechnął się zdziwiony i zadowolony.
- Jak najbardziej – odparł. – Ale jeśli zaczniesz opowiadać historie

z dzieciństwa, powołam się na piątą poprawkę.

Ignorując śmiech i kilka gwizdów, Jake zaczął:
- Joshua, byłeś dobrym dzieckiem, a ja byłem tym złym. Pewne rzeczy

się nie zmieniają.

Przerwał mu śmiech.
- Przez piętnaście lat udawało ci się znajdować najlepsze rozwiązania

w cholernie paskudnej sytuacji. Choć ledwie poznałem Sophie, mogę

background image

powiedzieć, że stanowicie idealną parę.

- Dziękuję – rzekł ostrożnie Joshua, jakby bał się, co jeszcze usłyszy.
Jake sięgnął pod stół i wyjął brązowy pakunek.
- Pragniemy z Oliverem podarować ci coś na pamiątkę tego dnia. To nie

jest prezent ślubny. To raczej podziękowanie za to, że jesteś dobrym
człowiekiem i bratem, na którego zawsze można liczyć. Kochamy cię. –
Podszedł do Joshui, podał mu prezent i wrócił na miejsce.

Joshua ostrożnie rozwinął papier. Przyglądał się obrazowi, zaciskając

palce na ramie, po czym podniósł wzrok na braci.

- Mój Boże. To naprawdę…
- Matisse – rzekł cicho Jake.
Reakcja Joshui potwierdziła słuszność jego wyboru.
- Jesteśmy podekscytowani, że zaczynasz artystyczną karierę – rzekł

Oliver. – Chyba wiesz, że jako pierwsi powiesimy na ścianie dzieła Joshui
Lowella.

Jake uniósł kieliszek z szampanem.
- Za Josha. Niech twoje małżeństwo będzie wieczne jak dzieła tego

mistrza.

- Za Josha! – powtórzył chór głosów.
Joshua uściskał braci.
- Dziękuję. Nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.
Oliver uniósł ręce.
- Zaraz się rozmażemy. Pora na krwiste mięso i męską przyjaźń. –

Wrócił na swoje miejsce ze śmiechem.

Joshua trzymał rękę na ramieniu Jake’a.
- Już nigdy nie pozwolę ci odejść. Zrozumiałeś?
Powiedział to tak, by tylko Jake go usłyszał.

background image

- Zrozumiałem. – Jake skinął głową.
Przez resztę wieczoru był bardziej obserwatorem niż uczestnikiem.

Było jasne, że koledzy podziwiają Joshuę. Żartowali z nim i dziękowali za
zaproszenie. Oliver był równie popularny, choć nie pił nic prócz wody. Jake
zastanawiał się, jak młodszy brat czuje się na imprezie, gdzie alkohol leje
się strumieniami, ale wyglądało na to, że Olivera to nie kusi.

Sala była zarezerwowana do północy. Goście powoli zaczęli się żegnać.

W końcu zostali tylko Jake i Josh.

Joshua ziewnął.
- Było świetnie, ale naprawdę się cieszę, że ślub nie jest jutro. Wracam

do domu i idę spać.

- Odwieźć cię? – spytał Jake. – Dwie godziny temu przestawiłem się na

kawę.

- Jasne. Mój kierowca czeka, ale go odeślę.
Jake włączył ogrzewanie w samochodzie i wyjechał z podziemnego

parkingu.

- To może potrwać – rzekł, krzywiąc się na widok kolejki samochodów.
Joshua zdjął krawat, lekko odsunął fotel i z westchnieniem wyciągnął

nogi.

- Gdybyś mi pół roku temu powiedział, że niedługo się ożenię,

uznałbym, że zwariowałeś. – Pokręcił głową.

- Jakie to uczucie? – spytał Jake, włączając się do ruchu. – Nie boisz

się, że się pomyliłeś?

- Znam statystyki, ale znam też Sophie. Nie zdawałem sobie sprawy, że

czekam na kogoś takiego jak ona. Sprzecza się ze mną, dopinguje mnie,
dzięki niej jestem lepszym człowiekiem. No i jest cholernie seksowna. Nie
żebym się przechwalał.

background image

Jake zaśmiał się i otarł oczy wierzchem dłoni.
- Oczywiście, że się przechwalasz. Tego się oczekuje od pana młodego.
- A co z Nikki i Emmą?
Jake wzruszył ramionami, patrząc na drogę.
- Jestem jutro umówiony z Nikki na kolację.
- Randka?
- Nie. – To określenie zirytowało Jake’a, głównie dlatego, że sam

zadawał sobie to pytanie.

- Co zamierzasz?
- Nie wiem. Nie wydaje mi się, żebym mógł tak sobie odejść od

rodziny.

Na chwilę zapadło milczenie. Joshua pomasował kark.
- Nie chcę wałkować tematu, ale tak właśnie kiedyś zrobiłeś. Rozumiem

Nikki, chroni córkę.

Czy już na zawsze pozostanie tym złym bratem? – zirytował się Jake.

Czy niczym nie zrekompensuje piętnastu lat nieobecności? Nikki
twierdziła, że się zmieniła. Czy nikomu nie przyszło do głowy, że on też
mógł się zmienić?

Znalazł w radio jakąś muzykę. Nie minęło wiele czasu, kiedy usłyszał

chrapanie Joshui.

No i dobrze. Wiedział, że zawsze będzie trochę outsiderem, który nie

potrafi nazwać swoich pragnień.

W sobotę Nikki pracowała od ósmej do szesnastej, potem pospieszyła

do domu, wzięła prysznic i przebrała się. Emma marudziła, że mamusia
znów wychodzi. Szczerze mówiąc, Nikki rzadko zostawiała córkę,
a przecież mamusie też mają swoje potrzeby.

background image

Zganiła się w duchu. Tego wieczoru nie chodziło o potrzeby samotnej

matki. Mieli z Jakiem porozmawiać o jego roli w życiu Emmy.

Czerwony sweter i czarna spódnica dodały jej pewności siebie. Włożyła

do nich czarne szpilki i srebrne kolczyki w kształcie płatków śniegu.
Czarny wełniany płaszcz miał co najmniej siedem lat, ale fason był
klasyczny. Zapowiadano opady śniegu, więc musiała ubrać się ciepło.

Roberta siedziała z Emmą w ciągu dnia. O wpół do szóstej Nella

przyszła pomóc Emmie przy kolacji i miała z nią zostać aż do powrotu
Nikki.

- Miłej zabawy, pani Reardon – powiedziała. – Przyniosłam sobie coś

do roboty, jak Emma zaśnie. Proszę się nie spieszyć, w razie czego
zdrzemnę się na sofie.

- Dziękuję. – Nikki miała nadzieję, że jej policzki nie są tak czerwone

jak sweter. – Napisz mi, gdybyś czegoś potrzebowała. Odezwę się do
was. – Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, Nikki pocałowała córkę. – Bądź
grzeczna, kochanie. Jutro spędzimy razem dzień, obiecuję.

Idąc do drzwi, włożyła płaszcz, wzięła telefon i torebkę. Nie chciała, by

Jake wchodził do środka.

- Cześć, jestem gotowa. – Na jego widok nogi się pod nią ugięły.
- Ładnie wyglądasz, Nik. Mam nadzieję, że nie musiałaś się bardzo

spieszyć.

- Nie, wcale. – Znów wymieniali uprzejmości. Nie znosiła tego. Gdy się

sprzeczali, byli szczerzy. Teraz czuła, że musi uważać na słowa, jeśli chce
zadbać o atmosferę.

Jake zasugerował, by zjedli kolację w restauracji w jego hotelu. Nikki

sprawdziła ją w internecie. To była jedna z najlepszych restauracji w Falling
Brook. Bez marynarki i krawata tam nie wpuszczano.

Zupełnie przypadkiem w pokoju na górze Jake miał wygodne łóżko.

background image

- Jak się udał wieczór kawalerski? – spytała.
Patrząc na dłonie Jake’a na kierownicy, poczuła podniecenie. Nie było

sensu zaprzeczać. Ale ta fizyczna reakcja utrudniała rozmowę na temat
Emmy.

Pomagając jej wysiąść, Jake wziął ją pod ramię. Omal się na nim nie

oparła, tak jak wtedy, kiedy byli nastolatkami. Pachniał czymś ciepłym,
korzennym. Gdy szybkim krokiem zmierzali do wejścia, płatki śniegu
pokryły jej płaszcz. Podniosła kołnierz i zadrżała. Żadne z nich nie miało
rękawiczek. Zaraz po wejściu do środka otoczyło ich ciepłe powietrze,
a Nikki poczuła woń świeżych gardenii i pasty do mebli.

Wnętrze było eleganckie. Minęło sporo czasu, odkąd Nikki była

ostatnio w takim miejscu. Restaurację udekorowano ostrokrzewem
i złotymi wstążkami. Płynące z kuchni zapachy obiecywały kulinarną
rozkosz.

Kiedy Jake pomógł jej zdjąć płaszcz, ciepło jego oddechu na karku

przyprawiło ją o dreszcz. Wysunął dla niej krzesło, zajął miejsce
naprzeciwko i patrzył na nią.

- Przestań.
- Co? – Jego oczy się uśmiechały, choć na pozór zachowywał powagę.
- Nie patrz na mnie, jakbyś miał zamiar mnie pożreć. To mnie zbija

z tropu.

- Zapomniałem, jaka jesteś piękna.
- Jestem starsza i grubsza i mam cellulit.
- Wiem, co widzę, Nik. – Wzruszył ramionami.
- Możemy coś zjeść? – Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. To było

równie niebezpieczne jak patrzenie w słońce. – Nie mogę tu siedzieć do
późna.

background image

- Oczywiście. – Przywołał kelnera. – Moja przyjaciółka jest głodna jak

wilk. Chcielibyśmy zamówić.

- Tak, proszę pana, jak pan sobie życzy.
Nikki spojrzała na menu niewidzącym wzrokiem.
- Poproszę ten zestaw – powiedziała. – Grzanka, zupa z raków, piccata

z kurczaka.

Nobliwy starszy kelner skinął głową.
- A na deser?
- Później zdecyduję, jeśli można.
- Co dla pana? – Kelner zwrócił się do Jake’a.
- Sałatka firmowa, puree ze słodkich ziemniaków, polędwica

wieprzowa.

Po chwili zostali znów sami.
- Czuję się jakoś dziwnie – powiedziała.
- Rozumiem. – Skinął głową. – Porozmawiamy o Emmie teraz czy

później?

- Miejmy to z głowy. – Położyła ręce na stoliku i wzięła głęboki

oddech. – Zastanawiałeś się, kim chcesz dla niej być?

- Jestem jej ojcem – odparł – ale zdaję sobie sprawę, że jestem nowy

w tej grze. Nie chcę ci robić problemów.

Za późno. Nikki zatrzymała to dla siebie. Odchrząknęła, bo miała

ochotę go pocałować.

- Dziewczynka potrzebuje ojca. Jak często mógłbyś ją odwiedzać?

Mieszkasz daleko i dużo podróżujesz.

- Mamy dwudziesty pierwszy wiek, samoloty i wi-fi. Znajdę czas dla

Emmy. Chcę ją dobrze poznać.

background image

Nikki uświadomiła sobie, że nie była wcale pewna, czy Jake uzna

Emmę za swoją córkę. Fakt, że to zrobił, ogromnie ją poruszył.

- Cieszę się – powiedziała. – Myślę, że później możemy uzgodnić

szczegóły.

- Zgadzam się. – Wyciągnął rękę i ujął jej dłoń, przyprawiając ją

o ciarki. – A teraz, skoro ustaliliśmy najważniejsze, porozmawiajmy o nas.

- O nas? – Jej serce przyspieszyło.
W jego uśmiechu był cień determinacji.
- Uciekłem od ciebie dwa razy, Nikki. Raz w Atlantic City, ale chyba

gorsza była ta ucieczka przed piętnastu laty.

Oboje się skrzywili. Gdy tamtego czerwca nadeszły urodziny Nikki, jej

świat był w ruinie. Na podjeździe domu stały samochody policyjne.
Umundurowani funkcjonariusze przetrząsali gabinet ojca. Otwierali sejf.
Konfiskowali komputery.

- Żałuję, że nie mogłem ci oszczędzić tych strasznych chwil –

powiedział. – Tyle wycierpiałaś.

- Zostałeś na pogrzeb. Byłam ci za to wdzięczna.
- To był cyrk. Gdzie nie spojrzysz, paparazzi. Nasze matki płakały

w kącie. Wciąż mam mdłości, kiedy czuję gdzieś zapach goździków.

-To było dawno temu – rzekła półgłosem. – Jesteśmy już innymi

ludźmi.

Kelner przyniósł zamówione dania. Nikki wciąż była pełna niepokoju,

wkrótce jednak zaczęła się cieszyć zapachem i smakiem potraw.

Podczas rozmowy czuła rosnące pożądanie, widziała je w spojrzeniu

Jake’a. Śmiali się i flirtowali, dzielili się czymś rzadkim i pięknym.

Wiedziała, że to tymczasowe. Ulotne. Zadała Jake’owi pytanie, którego

dotąd unikała.

background image

- Co robiłeś w czwartek, kiedy nie chciałam się z tobą umówić? Miałam

wyrzuty sumienia.

- Pracowałaś, Nik. Oliver przyjechał z Manhattanu. Spotkaliśmy się.

Potem pojechaliśmy do mamy.

- I jak było?
- Mama mnie uściskała, trochę popłakała. Martwię się o nią. Mówiono,

że ojciec nie żyje. Przestała nosić obrączkę. Dzięki Bogu nie związała się
z nikim na poważnie. Gdyby się dowiedziała, że popełniła zdradę, to by ją
zabiło.

- Cieszy się, że wasz ojciec żyje?
- Właściwie nie wiem. Niestety niewiele możemy dla niej z braćmi

zrobić.

- Możecie przy niej być.
- To prawda.
- Wybacz, nie chciałam zepsuć nastroju.
- Nawet nie wiedziałem, że mamy jakiś nastrój – zażartował. –

Mówiłem ci już, że twój czerwony sweter działa mi na wyobraźnię?

- Jest nowy – przyznała. – Kupiłam go, chociaż nie powinnam, ale

chciałam dzisiaj ładnie wyglądać.

- Cel osiągnięty. – Trzymał już jej obie dłonie.
- To spotkanie jest dla mnie zaskoczeniem.
- Jak to?
- Znasz powiedzenie „stara miłość nie rdzewieje”?
- Oczywiście.
- Zostawiłeś mnie, a mimo to czasami, kochając się z mężem,

fantazjowałam o tobie. Okropne, co?

- Czemu mi to mówisz? Tylko powiedz prawdę.

background image

Zabrała ręce i objęła się w pasie.
- Niemal połowę mojego życia spędziłeś z dala ode mnie. Poza tą jedną

nocą w Atlantic City nie mieliśmy kontaktów. A jednak ilekroć cię widzę,
czuję, jak przeszłość odżywa. Muszę wiedzieć, czy ty też to czujesz?

- Wiesz, że tak.
Zastanowiła się, czy popełni wielki błąd, jednak musiała to powiedzieć.
- Chciałabym się z tobą jeszcze raz kochać. Żyję jak zakonnica. Brakuje

mi bliskości. Tęsknię za tobą.

Na ich stoliku znalazł się deser. Przez chwilę Nikki bała się, że Jake się

zirytuje. Zmierzył wzrokiem kelnera, który czym prędzej się oddalił.

- Wygląda nieźle – powiedziała głupio.
- Nie spodziewasz się chyba, że będę to teraz jadł.
- Poprosić o zapakowanie?
- Tak.
Tym razem to Nikki przywołała kelnera. Chwilę później zapłacili

rachunek. Przed Nikki pojawiła się papierowa torba z nazwą restauracji,
a w niej dwa plastikowe pojemniki, jeden z tiramisu, drugi z ciastem
z pekanami. Wstała i poczuła, że nogi jej drżą.

- Skończyliśmy?
Jake posłał jej uśmiech, od którego włoski stanęły jej na karku.
- Daleko nam do końca, Nikki. Bardzo daleko.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Zastanawiał się, czy to sen. Przez lata marzył o Nikki Reardon. To były

bardzo sugestywne obrazy, kolorowe i z dźwiękiem. Tego wieczoru Nikki
stała obok niego ze spuszczonym wzrokiem, lekko zarumieniona. Gdy po
chwili winda zatrzymała się, wysiedli, a Jake drżącą ręką otwierał drzwi
pokoju. Wszedłszy do środka, zapalił światło i odrobinę podkręcił
ogrzewanie.

- Świetny apartament – zauważyła Nikki.
- Miło, że ci się podoba.
Spojrzał na pokój jej oczami. Jego laptop leżał na biurku przy oknie,

obok porozrzucał papiery. Otwarta walizka odsłaniała skotłowane ubrania.
Nigdy nie był przesadnie pedantyczny. Teraz, gdy Nikki zatrzymała się dwa
metry od jego łóżka, groziło mu, że przestanie myśleć. Był podniecony.
Miał trzydzieści siedem lat i brakowało mu słów.

- No. – Rozwiązał krawat i rzucił go na krzesło razem z marynarką. –

Napijesz się czegoś?

Położyła na stole torbę z deserem i zdjęła płaszcz.
- Raczej nie. Przez to wpadłam w kłopoty w Atlantic City. Jeśli mamy

to zrobić, chcę był trzeźwa.

- Słusznie. – I tyle z jego nadziei, że uciszy nerwy alkoholem. –

W łazience jest dodatkowy szlafrok, gdybyś chciała poczuć się swobodniej.

Zrzuciła seksowne szpilki i podeszła do Jake’a.
- Myślałam, że mnie rozbierzesz.

background image

- Nikki… – Omal się nie zakrztusił, gdy położyła rękę na jego piersi. Jej

palce paliły mu skórę przez materiał.

Stanęła na palcach i pocałowała go.
- Emma jest z opiekunką. A ja chcę się kochać. – Zawahała się. – To cię

szokuje?

- Boże, nie. – Podniósł ją i ruszył w stronę łóżka. Kiedy ją znów

postawił, uśmiech Nikki zamroził kilka jego synaps. – Nie myślałem, że to
się stanie dzisiaj. Czy kiedykolwiek. Wybacz, jestem trochę oszołomiony.

Wsunęła palce w jego włosy. Jake rozpiął jej spódnicę. To, co zobaczył

chwilę później, jeszcze bardziej go sparaliżowało. Nikki miała na sobie
stringi, pas do pończoch i jedwabiste pończochy - czysta fantazja -
i zachowywała się jakby nigdy nic. Dotknął jej ciepłego uda.

- Jasny szlag, Nik. Gdybym wiedział, co ukrywasz, zrezygnowałbym

z kolacji.

Uśmiechnęła się zadowolona.
- Zamówiłam to w necie, jak wyszedłeś ode mnie w środę. Fajnie, że ci

się podoba.

Ostrożnie zdjął jej sweter przez głowę. Górna część miseczek stanika

była z siateczki, przez którą prześwitywały malinowe sutki. Jedną ręką
odsunął kołdrę i położył Nikki na łóżku.

- Nie ruszaj się – powiedział schrypniętym głosem.
Rozbierał się dość chaotycznie, rozrzucając wokół ubrania, aż został

w czarnych bokserkach. Nikki już się nie uśmiechała. Wlepiała wzrok
w jego członek.

- Jesteś pięknym mężczyzną, Lowell. Wydawało mi się, że pamiętam,

jak wyglądasz nago, a jednak nie.

Gdy jej dotknął, zrozumiał, że czas naprawdę może się zatrzymać.

Hałas uliczny z dołu ledwie docierał do jego świadomości. Wsunął palce

background image

w złotorude włosy, rozkładając je na poduszce. Nikki była zmysłową
kobietą. Boginią, syreną. Nie chciał się teraz skupiać na straconych latach.

- Jake? Wszystko w porządku?
Kiwnął głową, przesuwając rękę z jej ramienia na brzuch i nogi

w jedwabistych pończochach.

- O tak, w porządku. – Zdjął jej stringi, ale zostawił całą resztę. Kiedy

zaczął pieścić sutki przez stanik, Nikki jęknęła i wygięła się ku niemu. Jej
policzki płonęły.

Tamtą noc w Atlantic City pamiętał teraz jak przez mgłę. Miał

wrażenie, jakby ta była pierwsza, a jednocześnie jakby dostał drugą szansę.

Pożądanie zalewało go niekontrolowaną falą.
- Nikki – szepnął, choć nie wiedział, co chce jej powiedzieć. Gdyby tak

nie uciekał, ta kobieta mogłaby być jego. Żal ścisnął mu piersi. Emocje
paliły w gardle.

Nie pozwoli, by negatywne uczucia zniszczyły tę chwilę. Ostrożnie

dotknął Nikki i przekonał się, że jest wilgotna. Poniewczasie przypomniał
sobie, że prezerwatywy schował razem z przyborami do golenia. Oparł
czoło o brzuch Nikki, drżał, jakby gorączkował.

- Zaraz będę. – Gdy po chwili wrócił, jej spojrzenie omal nie rzuciło go

na kolana, lecz gdy chciała ująć jego członek, chwycił ją za nadgarstek. –
Później. Nie mogę czekać.

Zabezpieczył się i rozsunął jej nogi. Wszedł w nią głęboko; oboje

westchnęli. I tyle z uwodzenia jej swoją techniką. Było tylko dwoje
spragnionych siebie ludzi. Kiedy uniósł jedną z jej nóg w pończosze
i położył ją sobie na ramię, jej widok wywołał kolejną falę pożądania.

- Uwielbiam pończochy. Wyglądasz jak dziewczyna z kalendarza

z czasów wojny.

- Cieszę się, że ci się podobają – odparła z uśmiechem.

background image

Owładnął nim strach, jakiego nie zaznał nigdy dotąd, do którego nie

chciał się przyznać. Tak jak tamtej nocy w Atlantic City targały nim
emocje. Nie potrafił nad nimi zapanować. To było coś więcej niż seksualna
desperacja. Dużo więcej. Z powodu Emmy jest już na zawsze związany
z Nikki. Nie mógł udawać statku, który nocą mija port. Już dwa razy ją
zostawił. W chwili niespotykanej namiętności instynkt kazał mu uciekać.
Jeszcze bardziej przerażające było pragnienie, żeby zostać.

Nikki ujęła jego twarz, gładząc jednodniowy zarost. Badawczo patrzyła

mu w oczy.

- W porządku, Jake. Nie przejmuj się. Chcemy tylko zaspokoić

pożądanie. Żadnych obietnic. Żadnych deklaracji. Daj mi to, czego pragnę.

- Z przyjemnością. – Zamknął oczy. Ciało Nikki powitało go,

wciągnęło, otuliło. Gdyby wierzył w miłość, to mogłoby go odmienić.

Ale nie wierzył w miłość, więc skupił się na tym, by dać jej rozkosz,

wspiąć się na szczyt, a potem razem z nią z niego spadać. Później ciszę
przerywały tylko urywane oddechy. Kiedy położył się na plecach, Nikki
wtuliła się w niego, kładąc mu głowę na ramieniu.

- Jesteś w tym dobry.
- Miło mi, że tak uważasz. – Znów zamknął oczy. Nagle ogarnęło go tak

wielkie zmęczenie, że zdawało mu się, iż traci przytomność.

Po kilku chwilach Nikki się poruszyła.
- Muszę iść, Jake. Nie wstawaj, proszę. Złapię taksówkę.
Próbował jej odpowiedzieć, aż coś do niego dotarło. Nikki nie może

spędzić z nim nocy. Wiedział o tym oczywiście, ale odsuwał to od siebie.

- Zawiozę cię.
- Nie trzeba. – Wstała, pozbierała ubrania i ruszyła do łazienki. – Nie

wstawaj. Napiszę ci z domu esemesa.

background image

Pokuśtykał za nią, zatrzymując się w drzwiach łazienki. Lustro nad

umywalką odbijało obraz zmęczonego anioła, jeśli anioły mają rude włosy
i jasną karnację.

- Nie bądź śmieszna. Już się ubieram.
Jego ubrania walały się na podłodze i meblach. Kiedy był gotowy,

omijał wzrokiem łóżko. Czy zaśnie w nim?

Zjeżdżali na dół w milczeniu. Śnieg padał mocniej, ale nie zalegał na

ulicy. Nikki jeszcze raz próbowała przekonać Jake’a, by pozwolił jej wrócić
taksówką. Chwycił ją za ramiona, oparł o maskę samochodu i mocno
pocałował. Potem lekko pchnął ją na fotel pasażera, zamknął drzwi i usiadł
za kierownicą. Zapalił silnik i włączył ogrzewanie.

- W porządku, Nik?
Skinęła głową. Gdy położyła rękę na jego udzie, poczuł, jakby wygrał

los na loterii.

- Jak pracujesz w tym tygodniu? – spytał.
- W środę pracuję tylko pół dnia. Mogłabym przygotować kolację, a ty

spędziłbyś jakiś czas z Emmą.

- A mógłbym zostać na noc? – Mocniej ścisnął kierownicę.
Zapadła długa cisza, po czym usłyszał westchnienie.
- Muszę się zastanowić.
- Jest jakiś minus? – spytał, jakby był tylko ciekaw, a nie urażony jej

wahaniem.

- Pragnę cię, ale nie chcę się angażować. Oboje mamy zbyt

skomplikowane życie. Już dwa razy mnie zostawiłeś, dwa razy omal mnie
to nie zabiło. Chciałabym myśleć, że jestem mądrzejsza niż dawniej.

- Nie masz o mnie najlepszego zdania, co?
- Nie chodzi o ciebie. Chodzi o moją samokontrolę.

background image

Reszta drogi minęła im w milczeniu. Jake myślał o słowach Nikki,

rozumiał, że nie jest jej obojętny, a jednocześnie Nikki boi się cierpienia
związanego z jego wyjazdem. Bo wyjedzie. Nie myliła się. Nie nadawał się
do życia w Falling Brook. Właściwie nigdzie nie wytrzymałby dłużej,
dlatego wciąż się przemieszczał. Czy mógłby się zmienić? Czy w ogóle
chciał?

- Pójdziesz ze mną na ślub Joshui? – spytał.
- Oczywiście, już to obiecałam. Poza tym twój brat jest świetnym

facetem. Cieszę się, że spotkali się z Sophie.

Śnieg padał coraz gęściej. Jake skupił się na drodze, zadowolony, że ma

pretekst, by milczeć. Wspominanie o szczęściu brata sprawiało, że jego
życie wydawało się puste i bezsensowne. Kiedy w końcu zajechał przed
dom Nikki, lekko cmoknęła go w policzek.

- To był miły wieczór. Dziękuję za kolację… i resztę.
- Odprowadzę cię do drzwi.
- Nie, jest zimno. Niedługo się odezwę.
Odeszła żwawym krokiem, pozostawiając w aucie swój zapach.

Zaczekał, aż zniknie za drzwiami, po czym zawrócił do Falling Brook.
Długa jazda dała mu sporo czasu na myślenie. Za dużo. Czemu ludzie są
tak skomplikowani?

Gdy tylko miną uroczystości ślubne Josha, nie będzie miał powodu, by

tu zostać. Poza sprawą w sądzie, oczywiście, choć ta nie wymagała jego
obecności. I nie obchodziło go, co stanie się z ojcem.

Nie mógł się jednak okłamywać. Zakochiwał się w Nikki. Diabelnie go

to przerażało.

Nikki zamieniła kilka słów z Nellą i kazała jej wracać do domu, zanim

śnieg zasypie drogi. Podała dziewczynie kopertę z pieniędzmi.

background image

- Dziękuję, że zostałaś tak długo.
- Nie ma sprawy. Emma miała świetny humor, a potem zaraz zasnęła.

Proszę dzwonić, jakby pani mnie potrzebowała.

Nikki zamknęła za nią drzwi i oparła się o nie plecami. Po wejściu

zdjęła płaszcz, ale teraz w kaszmirowym swetrze i wełnianej spódnicy
zrobiło jej się za gorąco. Pewnie Nella podkręciła termostat.

W łazience starała się nie przeglądać w lustrze. Zdawało jej się, jakby

miała na sobie neon z napisem: Uprawiałam dziś seks z Jakiem. Kogo to
obchodzi? Jeśli nie zapomni, że Jake prędzej czy później opuści New
Jersey, nie będzie cierpiała, prawda?

Po długim prysznicu włożyła starą wygodną piżamę i położyła się do

łóżka. Kiedy zamknęła oczy, Jake był z nią w tym łóżku. Pieścił ją
zaborczo, a jednocześnie z czułością, jakby była kruchą figurką z porcelany.

Nie była krucha, już nie. Życie dało jej popalić, ale się pozbierała i żyła

dalej.

Nie mogła zasnąć, wierciła się i wciąż wracała pamięcią do seksu

z Jakiem. Żaden inny znany jej mężczyzna nie był tak inteligentny,
zabawny… tak męski i atrakcyjny.

Seks z Jakiem był rewelacyjny, jak z żadnym innym partnerem. Co

prawda nie było ich tak wielu. Obudził jej kobiecość, czuła się przy nim
zmysłowa i seksowna w najlepszym znaczeniu tego słowa. Czy mogliby
być parą? Mieli dziecko, więc ten pomysł nie był tak bardzo naciągany. Bez
wątpienia była między nimi chemia. Mieli też wspólną przeszłość,
podzielali te same wartości.

A gdyby się otworzyła? Porzuciła złość i rozczarowanie? Gdyby

przyjęła Jake’a do swojego łóżka i do życia jak niezapisaną kartę? Czy
mogłaby go znów pokochać? Czy jakaś jej część nigdy nie przestała go
kochać?

background image

Gdyby się tak nie kontrolowała, czy Jake odpowiedziałby tym samym?

Z przerażeniem myślała, że mogłaby mu wyznać miłość i spotkać się
z odrzuceniem. Gdy zaproponował, by z Emmą odwiedziła go
w Szwajcarii, podkreślił słowo „wizyta”. Unikał zaangażowania. Ona
oczekiwała od mężczyzny czegoś więcej. Chciała mieć partnera, który
będzie ją dopingował, zachęcał do rozwoju, kochał i wspierał.

Do środy milion razy krytykowała swoje postępowanie i próbowała coś

zaplanować. W środę odebrała Emmę z przedszkola i wpadła do sklepu,
a potem już spieszyła się do domu, by zabrać się za lasagne. Wkrótce
kuchnię wypełnił zapach sosu pomidorowego, sera i czosnku.

Jake przysłał esemesa, proponował, że opłaci opiekunkę, by mogli

znów wyjść na kolację, ale odmówiła. Chciała go sprawdzić w zwyczajnym
domowym otoczeniu. Jake nie powinien szastać pieniędzmi i spodziewać
się, że problemy same znikną.

Jak każda kobieta lubiła być rozpieszczana, ale tego wieczoru

najważniejsza będzie Emma. Kiedy mała pójdzie spać, wszystko może się
zdarzyć. Niektóre rzeczy lepiej zostawić losowi.

Jake nie pytał już, czy może zostać na noc, a ona nie poruszała tego

tematu. Niestety pogoda się popsuła. Padający od kilku dni śnieg tego
wieczoru mógł tworzyć zaspy. Nikki zastanawiała się, czy Jake odwoła
wizytę, a potem się zawstydziła, zdając sobie sprawę, jak bardzo chciała, by
telefon nie zadzwonił.

Mogła sobie wmawiać, że zachowuje emocjonalny dystans, ale prawda

była inna. Jake już stał się częścią jej życia. Pytanie, czy chciała, żeby
w nim pozostał?

Gdy wpół do szóstej zadzwonił dzwonek do drzwi, wytarła ręce i wzięła

głęboki oddech. Ubrała się zwyczajnie. Czarne legginsy i złote balerinki
były ładne i wygodne. Do tego włożyła turkusowy sweter z odkrytymi

background image

ramionami. Wyglądała jak typowa mama z klasy średniej spędzająca
wieczór w domu na przedmieściu.

Dzwonek odezwał się po raz drugi. Najwyraźniej zbyt długo zwlekała.

Po drodze przejrzała się w lustrze w przedpokoju. Nie tak źle. Może oczy
za bardzo jej błyszczały i uśmiechała się z przesadą. Wciągnęła głęboko
powietrze i powoli je wypuściła.

W końcu chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi, wpuszczając do środka

zimne powietrze.

- Witaj, Jake. Wejdź.
Miał na sobie rozpiętą skórzaną kurtkę i niebieską koszulę. Obcisłe

dżinsy przyciągały jej uwagę.

- Nosisz kowbojskie buty? – zapytała. – Wyrafinowany światowiec Jake

Lowell nosi kowbojskie buty?

- Wpuść mnie, Nik, zamarzam.
- Przepraszam. – Cofnęła się szybko.
Minął ją, wnosząc do domu zapachy z zewnątrz.
- To dla ciebie.
Duży bukiet żółtych róż nie pochodził z supermarketu. Kwiaty były

duże i pachnące.

- Nie musiałeś…
Rzucił jej spojrzenie, w którym irytacja mieszała się z pożądaniem.
- Wiem. Wstaw je do wody. Przyniosłem też coś dla Emmy.
- Jake, nie musisz przynosić prezentów. To dziecko.
Bez uprzedzenia pocałował ją w usta, przywołując wspomnienie nocy

w hotelowym pokoju.

- Ona jest kimś więcej niż dzieckiem. Jest moją córką.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Na twarzy Nikki zobaczył przerażenie. Czy zbyt obcesowo domaga się

swoich praw? Czy jego słowa zabrzmiały jak groźba? Nie miał takiej
intencji.

Zdjął kurtkę i podwinął rękawy koszuli.
- Kolacja pachnie apetycznie.
W końcu Nikki się otrząsnęła.
- Mam nadzieję, że lubisz lasagne.
Poszedł za nią do kuchni i przyglądał się, jak szukała wazonu w szafce

pod zlewem.

Kiedy libido zaczęło go sprowadzać na niebezpieczną ścieżkę,

w drzwiach stanęła Emma.

- Już pora na kolację, mamusiu? Jestem głodna. – Odwróciła się do

Jake’a – Cześć, zjesz z nami?

- Jasne, ja też jestem głodny. Może na chwilę zostawimy mamusię, żeby

w spokoju wszystko dokończyła. – Spojrzał na Nikki pytająco. – Chyba że
potrzebujesz pomocy.

- Nie trzeba, dajcie mi pięć minut.
Jake przeszedł z Emmą do salonu i wręczył jej prezent zapakowany

w błyszczący czerwony papier. Emma przekrzywiła głowę podobnie jak jej
matka.

- Jeszcze nie ma Bożego Narodzenia.

background image

- To nie jest prezent pod choinkę. Twoja mama powiedziała mi, że to

lubisz. – Walczył z sumieniem i w końcu uznał, że może kupić dziecku
prezent, jeżeli dzięki temu zdobędzie kilka punktów w tej kiepskiej
sytuacji.

Głośny pisk Emmy ściągnął do pokoju matkę. Nikki zatrzymała

w drzwiach zdenerwowana.

- Co się stało?
Rozpromieniona dziewczynka pokazała jej zabawkę.
- Zobacz, co dostałam. – Oczekiwała uwagi matki.
Jake kupił Księżniczkę, bohaterkę najnowszego filmu animowanego. To

była luksusowa edycja lalek z zamykającymi się oczami, w eleganckiej
sukience i z dwoma dodatkowymi strojami. Lalka była często reklamowana
w telewizji i została wykupiona w okolicy, choć nie było jeszcze Black
Friday.

Nikki przykucnęła, by wyrazić podziw dla Księżniczki.
- Jest piękna, Emmo. Podziękowałaś Jake’owi?
Emma odwróciła się i objęła Jake’a za nogi.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Dotknął jej miękkich złotych włosów.
- Nie ma za co. – Przepełniły go nieznane mu dotąd emocje, na które

nie czekał. Podjął decyzję, że chce poznać swoją córkę, ale to była decyzja
jego rozumu. Nie oczekiwał emocji.

Nikki przyszła mu na ratunek.
- Kolacja gotowa – oznajmiła, wstając.
Dzięki nieprzerwanej paplaninie Emmy uniknęli niezręcznej ciszy. Róże

znalazły miejsce w prostym szklanym wazonie. Pasowały do żółtych
pasków w plecionych matach stołowych Nikki.

background image

Emma odmawiała zjedzenia sałaty i było widać, że już toczyły tę bitwę,

ostatecznie wygraną przez matkę.

Kolacja upływała w harmonii, choć Jake nie mógł uciec od obrazu

nagiej Nikki. Pewnie fatalnie to świadczyło o jego ojcowskich
kwalifikacjach, ale było od niego silniejsze. Nie widział kochanki prawie
cztery dni.

Chociaż w tym czasie wciąż się czymś zajmował, był niespokojny

i spędzał bezsenne noce. Wybierając się do Nikki, spakował małą torbę,
którą zostawił w bagażniku. Nie był pewien jej decyzji, ale wolał być
przygotowany.

Emmie smakował kolacja, zostawiła pusty talerz. Jake trzy razy sobie

dokładał i jęknął, gdy w końcu odsunął się od stołu.

- Nie miałem pojęcia, że tak świetnie gotujesz.
- Dziękuję. – Podała córce kawałek ciepłej szarlotki z lodami. To samo

zaproponowała Jake’owi, który z żalem pokręcił głową.

- Zjadłem za dużo. Muszę poczekać.
- Nie ma sprawy.
Emma spytała, czy może odejść od stołu i otrzymała pozwolenie.

Atmosfera w kuchni natychmiast się zmieniła.

Jake dopił wino i napełnił znów kieliszek.
- Cieszę się, że lalka jej się spodobała.
Nikki wyraźnie zesztywniała.
- Prezenty nie zastąpią czasu spędzanego z dzieckiem.
- Dopiero się dowiedziałem, że jestem ojcem. Chcesz się ze mną kłócić?
- Chcę, żeby Boże Narodzenie było dla niej wyjątkowe. A ty mi psujesz

szyki.

- Chciałaś jej dać tę lalkę pod choinkę?

background image

- Wiesz, że mnie na to nie stać. Teraz cokolwiek Mikołaj jej przyniesie,

będzie wyglądało marnie w porównaniu z lalką.

- Wątpię, żeby Emma znała słowo marnie. Będzie zachwycona

wszystkim, co razem ze staruszkiem Mikołajem położycie pod choinką.

- Nieważne. Możesz to odpracować.
- Już mi się podoba – rzekł z uśmiechem.
- Nie o tym myślę, Lowell, mówię o prawdziwej pracy.
- Mam pozmywać? Z przyjemnością…
- Nie, musisz mi pomóc z choinką.
- Jaką choinką?
Spojrzała na niego, przewracając oczami.
- Tą w szafie. Chciałam postawić choinkę dzień po święcie

dziękczynienia, ale ponieważ wzięłam wolne na ślub Josha, muszę
pracować w piątek i sobotę. Skoro już tu jesteś, możemy ustawić drzewko,
a Emma przed spaniem powiesi kilka ozdób.

- Jeśli chcesz, kupię wam ubraną choinkę i każę ją dostarczyć jutro. –

Dzięki czemu zyskają czas na inne rozrywki.

Nikki dotknęła jego ramienia.
- Ubieranie choinki to część magii świąt – powiedziała. – Doceniam

twoją propozycję, ale lubię dekorować drzewko.

- Rozumiem, ale czemu sztuczną choinkę?
- Po pierwsze Emma ma alergię. Poza tym żywej choinki nie dostaniesz

tak wcześnie. Na pewno już jakąś ubierałeś.

- W dzieciństwie.
Popatrzyła na niego zdumiona.
- Chcesz powiedzieć, że od piętnastu lat tego nie robiłeś?

background image

- Czemu tak cię to szokuje, Nik? Żyję sam, wciąż jestem w drodze, to

za dużo kłopotu dla jednej osoby.

- A co z Bożym Narodzeniem? Jak świętujesz?
Jej pytania przywołały wspomnienia, które nie były miłe.
- Cóż, czasami bywam akurat w kraju, gdzie nie obchodzi się Bożego

Narodzenia.

- Okej. A kiedy indziej?
- Czasem zaprasza mnie ktoś znajomy. Jeśli jestem akurat w podróży,

znajduję jakiś kościół i idę na mszę. Nie ma nic złego w tym, że człowiek
porzuca komercyjne podejście do świąt. Wiele nie straciłem.

Jej oczy pociemniały od emocji, których nie potrafił nazwać.
- Straciłeś, Jake, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy.
- Gdzie to cholerne drzewko? – burknął.
Nikki wskazała szafę. Jake wyjął z niej długie prostokątne pudło.

Musiał tylko złożyć z sobą trzy części i sprawdzić, czy choinka stabilnie
trzyma się w stojaku.

Na prośbę Nikki postawił ją przy oknie. Choć nie powiedział tego na

głos, sztuczne drzewko pamiętało lepsze czasy, a nawet wyglądało smutnie.

- Wiem. – Przyglądała się drzewku, marszcząc nos. – Kupiłam ją na

wyprzedaży, kiedy byłam w ciąży. Dekoracje przykryją wszystkie
niedoskonałości. Emmo? – zawołała. – Będziemy ubierać choinkę.

Emma przybiegła, ściskając lalkę od Jake’a.
- Mogę powiesić pierwszą bombkę? – spytała.
- Oczywiście, kochanie.
Jake zamierzał usiąść i tylko się przyglądać, ale mu się nie udało. I tak

już po chwili wyciągał dekoracje z pojemnika i wieszał je na gałązkach.
Kiedy pojemnik został opróżniony, dorośli opletli drzewko srebrnym

background image

łańcuchem i lampkami. Potem Nikki położyła się na brzuchu i rozłożyła
czerwony dywanik choinkowy.

Jake chętnie by jej pomógł, ale obawiał się pokusy. W puszystym

swetrze w kolorze Morza Egejskiego wyglądała jak świąteczny przysmak.
Może by ją przekonał, by pojechała z nim do Grecji?

Odchrząknął i starał się pomyśleć o lodowcach.
- Skończyliśmy? – spytał.
Nikki wstała i kiwnęła głową.
- Wygląda pięknie, Nik – powiedział.
Nie kłamał. Dekoracje zamieniły liche sztuczne drzewko w dzieło

sztuki.

- Zgaś światło, mamusiu – poprosiła Emma.
W ciemności choinka prezentowała się jeszcze lepiej. Jake wycisnął

całusa za uchem Nikki i chwycił zębami koniuszek jej ucha.

- Wciąż widzę cię nagą – wyznał tak cicho, by córka go nie usłyszała.

Wsunął rękę pod sweter Nikki i głaskał jej plecy. Zadrżała i oparła się
o niego. Jej włosy łaskotały go w nos. W końcu się odwróciła i dotykając
palcami jego warg, szepnęła:

- Mocno pada. Nie powinieneś wracać samochodem do Falling Brook.

Może zostaniesz na noc?

- Na kanapie?
- W moim łóżku. – W jej śmiejących się oczach odbijały się choinkowe

lampki.

- A Emma? – Jego głos brzmiał jakoś dziwnie, bo z trudem łapał

oddech.

Nikki cmoknęła go w brodę.
- Nastawimy budzik. O piątej przeniesiesz się na kanapę.

background image

Wykąpała córkę i przebrała ją w piżamkę. Temperatura spadała, świeży

śnieg pokrywał się warstewką lodu. Gdy kładła Emmę do łóżka, ta tuliła
nową lalkę.

- Czemu Jake nie czyta mi na dobranoc?
- Jest późno, kochanie. Długo ubieraliśmy choinkę.
- Jest piękna. – Emma ziewnęła.
- To prawda. – Nikki się uśmiechnęła. – Ale pamiętaj, jeszcze dużo

czasu do świąt. W tym roku wcześniej ubrałyśmy choinkę. Powiem ci,
kiedy przyjdzie pora na świętego Mikołaja.

- Poczekam, mamusiu.
Kiedy zgasiła światło i wyszła z pokoju, była przekonana, że Emma

zasnęła. Znalazła Jake’a w kuchni, wycierał blat. Zmywarka pracowała,
kuchnia lśniła czystością. Nikki poczuła wyrzuty sumienia.

- Jesteś naszym gościem. Zrobiłabym to za chwilę.
- Po pierwsze musiałem zarobić na nocleg. Po drugie… - Podszedł do

niej i pocałunkiem odebrał jej dech. – Chciałem, żebyś już była wolna.

Przytuliła policzek do jego piersi.
- Może zaczniemy od kieliszka taniego wina i będziemy podziwiać

choinkę po ciemku?

- Taniego wina?
- Wybieraj. – Otworzyła szafkę, gdzie trzymała czerwone wino, a potem

lodówkę, z której wyjęła chardonnay. – Sądzę, że ktoś, kto odwiedza
winnice we Włoszech i we Francji, jest ponad wino za pięć dolców?

Jake zrobił zabawną minę.
- Jeśli zapłaciłaś za to pięć dolców, zostałaś okradziona.
- To może kawa? Mam młynek, choć pewnie jest zakurzony –

przyznała.

background image

Jake ujął jej twarz w dłonie i pocałował obie powieki.
- A może szklankę wody, a potem przeniesiemy się do łóżka?
- Nie potrzebuję wody. – Stali tak przytuleni, że czuła jego erekcję.

Nagle przestał się spieszyć. – Najpierw choinka. Ciężko pracowaliśmy nad
tym arcydziełem.

Pociągnął ją z powrotem do salonu. Za oknem w świetle ulicznych

latarni lśniły gęsto padające płatki śniegu.

- I tak nie mógłbyś pojechać do hotelu – powiedziała. – Spójrz przez

okno. Przywiozłeś jakieś rzeczy? Przynieś je, zanim zrobi się jeszcze
gorzej.

Jake usiadł i posadził ją sobie na kolanach.
- Zgodziłaś się ze mną poprzytulać. Nie zmieniaj tematu. Tak,

zapakowałem kilka rzeczy na wszelki wypadek.

Zdawało jej się, że jego dłonie są wszędzie. Kiedy dotknął szwu

legginsów w kroku, wygięła się i szepnęła:

- Tak, Jake, tak.
Całowali się zachłannie. Jake wplótł palce w jej włosy.
- Pragnę cię, Nik. Od tamtej soboty, kiedy przywiozłem cię do domu,

nie byłem w stanie myśleć o niczym innym. Proszę, powiedz, że to nie
tylko moja obsesja.

- Nie tylko – wydyszała. – Gdzie masz prezerwatywy? Tylko nie mów,

że w samochodzie.

Odsunął ją na bok i poderwał się na nogi, sięgając po portfel. Nikki też

wstała i zdjęła sweter przez głowę.

- Pomogę ci. – Sekundy później stanik wyfrunął w powietrze, a Jake

siedział znów na kanapie z Nikki na kolanach. Wtulił w jej piersi twarz. –
Używasz tych samych perfum.

background image

- Tak.
- Poczułem je kiedyś w jakimś sklepie i od razu się podnieciłem.

Uwielbiam to, jak pachną na twojej skórze. – Wziął jej sutek w zęby.

Zdawało jej się, że w całym jej ciele wybuchają fajerwerki. Kiedy

krzyknęła, podniósł wzrok.

- Bolało?
Pogłaskała go drżącą ręką.
- Nie, Jake, nigdy nie boli. Ściągnij mi legginsy – błagała, unosząc się

niezdarnie.

Zdjął jej także balerinki, zostawiając jedynie czarne koronkowe figi.
- Boże, jesteś taka piękna – rzekł z podziwem.
- A ty masz na sobie za dużo ciuchów.
Zaczęła rozpinać mu koszulę, ale już stracił cierpliwość.
- Ja to zrobię.
Nagle zdała sobie sprawę, że zasłony są odsunięte.
- O mój Boże. Przenosimy się do sypialni, szybko.
Przeszli na palcach, mijając drzwi Emmy, aż znaleźli się w sypialni

Nikki. Szczerze mówiąc, była niewiele większa od pokoju dziewczynki, za
to miała tuż obok łazienkę, więc pani domu nie musiała korzystać z tej
w holu.

- Czy te drzwi zamykają się na klucz? – spytał Jake.
W pokoju było ciemno.
- Tak, zaczekaj. – Zapaliła nocną lampkę. Gdy zobaczyła twarz Jake’a,

jej serce się zatrzymało. Wyglądał jak pirat szykujący się do zdobycia łupu.

W pośpiechu pozbył się ubrań. Nikki poczuła się znów młoda

i beztroska.

- Materac nie jest najlepszy – uprzedziła.

background image

- Nic mnie nie obchodzi materac. Kochałbym się z tobą na śniegu,

gdyby nie było wyjścia. Chciałbym patrzeć, jak opalasz się nago na tarasie
w Grecji. Pilibyśmy ouzo i jedli ser. Jak ci się podoba ten pomysł?

Ponieważ mówiąc, dotykał jej stref erogennych, Nikki była chętna do

współpracy.

- Brzmi to świetnie. Kupisz mi złoty łańcuszek na nogę i pozwolisz

przejechać się na osiołku?

Jake zdusił śmiech.
- Kupię ci całe cholerne miasto. Wszyscy faceci w knajpie podczas

kolacji będą żałować, że nie siedzą na moim miejscu. – Odsunął się
i zabezpieczył, a potem do niej wrócił. Kładąc się na boku, wsunął w nią
dwa palce i delikatnie głaskał centrum jej rozkoszy. – Chciałbym cię wziąć
ostro i szybko, a jednocześnie czule i powoli.

Przesunęła palcami po jego ramieniu.
- Po co wybierać? Możemy mieć wszystko.
Uniósł się nad nią i pchnął z całej siły, aż oboje głośno wciągnęli

powietrze. Objęła go nogami w pasie. Orgazm przyszedł już przy drugim
pchnięciu, świat na moment stracił wyrazistość. To było za szybko,
pragnęła więcej, ale już znalazł swoją nirwanę, zdobywając ją
i zawłaszczając.

Stoczył się z niej, łapiąc oddech, i wziął ją za rękę.
- Niesamowite, Nik – powiedział niewyraźnie.
Jego oddech zwolnił, zaraz potem zasnął. Nikki zgasiła lampkę

i ustawiła alarm w telefonie. W ciemności oczy zapiekły ją od łez. Boże
Narodzenie to czas cudów, jednak coś jej mówiło, że Jake nie zaczeka tu na
Mikołaja. Ścisnęła jego rękę, jakby w ten sposób mogła go zatrzymać.

- Kocham cię, Jake – szepnęła.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Gdy otworzył oczy, nie mógł się zorientować, gdzie jest. Potem nagle

otrzeźwiał. Przesunął się ostrożnie na brzeg łóżka, wstał i poszedł do
łazienki. Kiedy wrócił, jego oczy stopniowo przywykały do ciemności.

Zerknął na zegarek, była druga w nocy. W ciszy słyszał oddech Nikki.

Położył się z powrotem i przytulił do jej ciepłego ciała, po czym znowu się
podniecił.

W środku jednak był zimny, w miejscu serca miał bryłę lodu. Nikki

myślała, że spał, gdy mówiła: Kocham cię, Jake. Jak to możliwe? Po
wszystkim, co się wydarzyło?

Miał dwanaście, może trzynaście lat, był z kolegą i jego rodziną na

wycieczce w Yellowstone. Strażnik ostrzegł ich, że jeśli nie dogaszą
ogniska, żar może pozostać godzinami, a nawet dniami. A kiedy przyjdzie
sprzyjający wiatr, obudzi się do życia i wybuchnie płomieniem.

Czy wciąż kochał Nikki? Czy obchodziła go dość, by spróbował ją

pokochać? Co by się stało, gdyby chciał być mężczyzną, na jakiego Nikki
zasługuje, ale mu się nie udało? Erekcja kpiła z jego niezdecydowania. Weź
ją, szeptał jakiś diabeł. Chroń ją, mówiła jego lepsza część.

W końcu delikatnie potrząsnął Nikki.
- Potrzebuję cię. Proszę.
Skinęła głową, pomrukując z rozkoszy, gdy wsunął język do jej ust.

Ogień znów zapłonął.

background image

Sięgając na nocny stolik, wziął drugą prezerwatywę, a kiedy był

gotowy, położył się na boku, twarzą do Nikki. Uniósł jej nogę i ułożył ją
sobie na biodrze, łącząc się z nią po raz kolejny. Spotkali się jak równi
sobie partnerzy. Oboje na przemian dawali i otrzymywali rozkosz. Nikki
objęła go za szyję i pocałowała.

- Cieszę się, że zostałeś na noc.
- Ja też. – Chciał jej powiedzieć, co czuje, ale pożądanie było tak silne,

że chyba na moment stracił rozum. Położył się na plecach. Głaszcząc włosy
Nikki, starał się zwolnić oddech. Ogarnął go strach. Jak mógłby skrzywdzić
kobietę, która kiedyś była całym jego światem?

- Jake? – odezwała się, głaszcząc jego pierś, jakby był dużym dzikim

kotem.

- Hm?
- Już nie śpię. Opowiedz mi o ślubie. To będzie huczna impreza?
- Pamiętasz hotel Bismarck w centrum?
- Tak.
- Wyremontowali piętro i urządzili tam dużą przestrzeń na różne

imprezy. Josh i Sophie mogli zaprosić rodzinę i przyjaciół, z tysiąc osób.
Wiesz, jak jest w Falling Brook. Jak zaczynasz zapraszać gości, trudno
wyznaczyć granicę, ale Josh i Sophie uznali, że po informacjach, jakie
ukazały się w mediach, nieprzyzwoicie byłoby szastać pieniędzmi.
Podobno ma być pięćdziesiąt osób.

- A co z próbnym weselem?
- Nie będzie.
- To dobrze.
Rozmowa była miłym odwróceniem uwagi, ale dla Jake’a nadeszła

chwila prawdy. Puścił Nikki i oparł się o zagłówek. Był zły, kiedy zapaliła
lampkę, nie chciał, by na niego patrzyła. Jeśli ma w sobie choć trochę

background image

odwagi, nie pozwoli jej żyć złudzeniami. Wsunął palce we włosy, czoło
miał wilgotne od potu.

- Chyba nie zostanę na proces ojca, Nikki.
Ona także usiadła, zakrywając piersi kołdrą. Potargane włosy tworzyły

ognistą chmurę wokół jej twarzy.

- Nie rozumiem. Czemu?
- On jest dla mnie nikim. Nie obchodzi mnie, co się z nim stanie. On

nas zniszczył, Nikki. Nie wybaczę mu tego.

- To nieprawda – rzuciła ostro.
- Mylisz się, to prawda.
Znał ten ból w jej oczach, widział go przed piętnastoma laty. Mógłby go

zobaczyć w Atlantic City, gdyby widział, jak się obudziła. Sama.

- To ty zniszczyłeś to, co nas łączyło, Jake, nie twój ojciec. Ty

zniknąłeś. Mogłeś wrócić w każdej chwili, ale tego nie zrobiłeś.

Spojrzał na nią osłupiały. Nie oczekiwał ataku, Nikki zawsze stała po

jego stronie.

- Musiałem wyjechać. Przez ojca nie dało się tu żyć. Jeden

z paparazzich próbował po drabinie wejść do mojej sypialni. To było
piekło.

- Wiem, byłam tam, nie pamiętasz?
- Twój ojciec przynajmniej zginął, zapłacił za grzechy. Nikt ciebie ani

twojej mamy nie podejrzewał, że ukrywacie fortunę.

- To okrutne słowa. Kochałam ojca, choć nienawidziłam tego, co zrobił.

Nasi ojcowie skrzywdzili i rozbili rodziny. Ale czas płynie naprzód. Nie
tkwię w przeszłości. Musiałam zbudować życie od początku. Mam dziecko,
które mnie kocha i matkę, która mnie potrzebuje. Nie jestem już przerażoną
licealistką.

background image

- Sugerujesz, że jestem tchórzem? – Złość się w nim zagotowała.
- Nie, ale… miałeś wszystko, a nie potrafiłeś dorosnąć, wrócić tu

i zrobić, co należy. Wszyscy cię potrzebowaliśmy. Oliver, twoja mama,
Joshua. Ja.

- Oferowałem Joshowi pomoc, ale zakładał, że jestem niedojdą i nie był

zainteresowany.

- To przeszłość. Mój Boże, Jake. Niedawno Josh proponował ci, żebyś

stanął na czele firmy. Jak jeszcze miałby ci udowodnić, że w ciebie wierzy?

- Za długo żyłem w podróży, żeby to zmienić. Ludzie nie zawsze są

tacy, jakimi chciałabyś ich widzieć. Oczekujesz zbyt wiele.

- Może. – Łza spłynęła po jej policzku. – Przenieś się na kanapę.
Nadszedł śmiertelny cios, sam go na siebie ściągnął. Lód w jego piersi

stopniał, zostawiając ziejącą pustkę. To bolało, a on nie wiedział, jak to
naprawić.

Nikki patrzyła na niego z udręczoną miną.
- Co z Emmą?
- Będę się z nią widywał. Emma nie ma nic wspólnego z moim ojcem.
Uśmiechnęła się gorzko.
- Mylisz się. Twój stosunek do córki jest ściśle związany z twoimi

pretensjami do całego świata. To cię sparaliżowało, okaleczyło.

Przyjął ten kolejny cios ze stoicyzmem, ale odparował:
- Z czego zrobiłaś licencjat? Chyba nie z psychologii? – Słyszał ironię,

lecz nie potrafił się powstrzymać. – Jestem dorosłym facetem, może
i draniem. Daję sobie radę z życiem.

Palce Nikki, którymi ściskała kołdrę, pobielały.
- Więc co ze ślubem Josha?
- Pójdziesz ze mną na ślub. Moja rodzina tego oczekuje.

background image

- Pojadę sama. Nie chcę ci robić kłopotu.
- Nie bądź śmieszna. Przyjadę po ciebie w południe.
- A co będzie z nami po ślubie Josha?
Pomimo tego wszystkiego, co powiedział i zrobił, w spojrzeniu Nikki

dojrzał iskierkę nadziei.

- Chyba nie ma czegoś takiego jak my – odparł obcesowo. – Wielu ludzi

dzieli się opieką nad dziećmi. – Wstał, znalazł bokserki, koszulę, spodnie
i zaczął się ubierać.

Nikki owinęła się kołdrą i podeszła do szafy.
- Dam ci pościel.
Nagle poczuł, że nie zniesie jej bliskości ani sekundy dłużej.
- Nie trzeba. Pojadę do siebie.
Odwróciła się, marszcząc czoło.
- Nie bądź głupi, Jake. Napadało pełno śniegu.
Wzruszył ramionami, patrząc na kobietę, która mu pokazała, jak

mogłoby wyglądać jego życie.

- Nie przejmuj się, zawsze ląduję na czterech łapach.
Wziął kowbojskie buty i resztę swoich rzeczy i przeniósł się do

saloniku, myśląc, że Nikki za nim przyjdzie. Do świtu brakowało parę
godzin. Kiedy Emma się obudzi, on będzie już w Falling Brook,
w bezosobowym pokoju hotelowym.

Choinka kpiła z niego radosnym blaskiem. Lampki wciąż się paliły, bo

Nikki i Jake byli zbyt zajęci sobą, by o nich pomyśleć. Kiedy się ubrał, raz
jeszcze nadstawił ucha. Spodziewał się, że Nikki zrobi mu wykład na temat
bezpieczeństwa na drodze i powie, że jest egoistą i draniem.

Nie doczekał się jej. W drzwiach wyjściowych był jeden zamek, który

nie wymagał klucza, by drzwi zamknęły się bezpiecznie. Wyszedł w nocną

background image

ciszę i brnął przez śnieg.

Sam w pustym pejzażu.

Płakała przez godzinę, aż nos jej się zatkał. Przez długie minuty

czekała, aż Jake wróci i przyzna, że pogoda jest zbyt paskudna, by ruszać
w drogę. Najwyraźniej wolał ryzykować, niż zostać z nią. Jak mógł się
z nią kochać i kompletnie nic nie czuć?

Gdyby okazał choć cień zainteresowania stałym związkiem, walczyłaby

o przyszłość. Pojechałaby z nim wszędzie. Emma jeszcze nie zaczęła
szkoły. Roberta prawdopodobnie wróci do Falling Brook do przyjaciół,
których znała od dziesięcioleci.

Tymczasem Jake znów od niej uciekł. Musi pozwolić mu odejść.

Poczuje się, jakby straciła rękę, ale jeśli nie stawi czoła prawdzie, koszt
będzie wyższy. Jake jej nie kocha, nie potrafi kochać, jest pusty w środku.

O siódmej Emma wpadła w podskokach do sypialni Nikki.
- Gdzie jest Jake?
Nikki zdusiła jęk.
- Czemu pytasz, złotko?
- Wczoraj padał śnieg. Mówiłaś, że nie można jeździć samochodem po

śniegu.

- Mówiłam o nas. Jake jest świetnym kierowcą. Pojechał do domu, jak

zasnęłaś.

- Kiedy wróci?
- Nie wiem. Chodź, zjemy śniadanie.
Pogoda, jak to w New Jersey, znów zrobiła woltę. O tej porze roku tak

niskie temperatury nie mogły się utrzymać. Wyszło słońce, śnieg topniał.
Na ulicach zalegało błoto.

background image

Nikki nie miała pojęcia, jak przetrwa osiem godzin na nogach. Może

dzięki dużej dawce kofeiny i zdystansowaniu się od opóźnionych
w rozwoju emocjonalnym mężczyzn.

Roberta też nie oszczędziła Nikki, kiedy się pojawiła.
- Wyglądasz koszmarnie. Złapałaś grypę?
- Nie, mamo. Kiepsko spałam.
- Widzę, że już ubrałaś choinkę. Dałaś radę sama?
- Jake nam pomógł – odparła niewinnie Emma.
Roberta uniosła brwi.
- Był u nas na kolacji. – Nikki zerknęła na córkę. – Zdejmij piżamę

i ubierz się, proszę.

Kiedy Emma poszła do pokoju, Roberta spytała:
- I?
- I nic. Poznaje Emmę. Chce uczestniczyć w jej życiu.
Matka uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie wydajesz się zadowolona.
- To będzie trudne – przyznała Nikki.
- Bo jesteś w nim zakochana?
- Mamo, Emma cię usłyszy.
- Więc to prawda?
- Nie – skłamała Nikki. – Jesteśmy przyjaciółmi, którzy mają dziecko.

To się nie zmieni, tak jest dobrze.

Czekała na uderzenia pioruna albo na to, że ziemia ją pochłonie za te

wierutne kłamstwa.

Roberta wydawała się rozczarowana.
- Okej, wierzę ci.
- Muszę się szykować do pracy.

background image

Wybiegła z pokoju, mówiąc sobie, że za nic się nie rozpłacze. Jest

dorosłą kobietą, a nie bujającą w obłokach nastolatką.

Przyjechała do pracy dziesięć minut wcześniej, wzięła kawę i poszła

z nią do magazynu. Ta mała restauracja stała się jej drugim domem. Lubiła
współpracowników, klientów i rutynę, która dawała jej poczucie
bezpieczeństwa.

Jednak pensja zastępcy kierownika nie była wysoka. Kiedy Emma

będzie starsza i jej potrzeby wzrosną, trzeba będzie zmienić pracę. Może
wtedy wykorzysta swój dyplom z komunikacji. Myślała o pracy w agencji
reklamowej, mogłaby zająć się PR-em. Nieźle pisała i nie bała się
wystąpień publicznych.

Jej chwilę spokoju zakłócił jeden z kucharzy, który wpadł po fasolkę.

Spojrzał na zegarek z uśmiechem.

- Ciężki poranek?
Musiała wyglądać gorzej, niż przypuszczała. Uśmiechnęła się siłą woli.
- Nie wyspałam się. Wiesz, jak to jest, dzieci…
- O tak, wiem. – Wyszedł i zamknął drzwi.
Wzięła głęboki oddech. Nie musi dzisiaj podejmować decyzji. Styczeń

to dobry miesiąc na postanowienia i nowy początek. Może Joshua rzuci jej
i matce koło ratunkowe. Kto wie, co przyniesie przyszłość?

Jedynym pewnikiem było to, że w jej przyszłości nie będzie Jake’a.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Opuścił dom Nikki przed świtem, a skoro miał znów wyjechać po

ślubie brata, postanowił poświęcić czas rodzinie. Wyjście do kina
z Oliverem, lunch z Joshuą i herbata z matką w piątkowe popołudnie
okazały się oczyszczające. Pragnął okazać im wsparcie, tymczasem to on
poczuł się otoczony troską.

Zaskoczyła go zwłaszcza matka.
- Jak się czujesz, mamo? Tak naprawdę. Wiem, że pojechałaś zobaczyć

się z ojcem.

Eve Lowell nie wyglądała na swój wiek. Oczywiście, że lat jej

przybyło, ale zachowała posturę królowej piękności.

Słysząc pytanie syna, zmarszczyła nos.
- To była rozmowa o niczym, pokazała mi tylko, że pora patrzeć

w przyszłość. Potrzebowałam sporo czasu, żeby zebrać siły. Wciąż zdarzają
mi się trudne dni, ale jak Oliver jestem już w dobrym miejscu. Kiedy
powiedział mi o swojej wizycie i że doszedł do tego samego wniosku,
ucieszyłam się, że się tam wybrał. To było dobre dla nas obojga.

- Nadal kochasz ojca?
W końcu powoli pokręciła głową.
- Zależy, co rozumiesz przez miłość. Twój ojciec został uznany za

zmarłego. Nie jestem z nim związana prawnie. Ale milion lat temu
złożyłam przysięgę. Nie miałam wtedy pojęcia, że mój mąż okaże się
przestępcą.

background image

- Tak czy nie?
Popatrzyła na niego smutno.
- Nie zawsze możemy wybrać tego, kogo kochamy, i nie zawsze

możemy przestać kochać kogoś tylko dlatego, że nie zasługuje na naszą
miłość. Wiem, że wyjechałeś przez ojca.

- On uciekł, zostawił nas – mówił z nieskrywaną złością. – Nie radziłem

sobie z brukowcami. Prześladowali nas i unieszczęśliwiali. Przez niego.

- Biedny chłopiec. Pozbawił cię domu.
Nagle poczuł się bezbronny. Nie znosił tego uczucia.
- Jestem ci winien przeprosiny – rzekł oficjalnie. – Nie powinienem był

cię zostawiać w tej trudnej sytuacji. Przepraszam, że nie zostałem.
Przepraszam, że nie wróciłem.

- Miałam Joshuę – odparła. – Dawaliśmy radę.
Choć nie zamierzała go zranić, Jake miał wrażenie, jakby wbiła mu nóż

w serce. Kochał brata, ale nie podobało mu się, że jemu wciąż
przypisywano rolę niedojdy.

- Potrzebujesz czegoś? – spytał. – Radzę sobie finansowo.
- Synku – poklepała go po ręce – przez lata przysyłałeś mi biżuterię

i dzieła sztuki na urodziny i na święta. Nie czułam się zapomniana.
Wiedziałam, czemu nie wracasz. Miałam nadzieję, że któregoś dnia twój
ból złagodnieje. – Jej twarz przybrała chytry, a nawet szelmowski wyraz. –
A teraz opowiedz mi o Nikki i córce, Josh niewiele mi zdradził.

Jake się przygarbił.
- Emma ma cztery lata. Ustalamy z Nikki, jak mógłbym ją odwiedzać.

Będziemy też oczywiście rozmawiać na wideoczacie.

- Nie zobaczę wnuczki? – Matka posmutniała.
- To zależy od ciebie i Nikki.

background image

- Ciekawe, że nie mówisz o sobie i Nikki.
- Nie ma o czym, mamo.
- To wasze dziecko.
- Pięć lat temu wpadliśmy na siebie w Atlantic City i… no wiesz.
Eve uśmiechnęła się.
- Może się starzeję, synu, ale wiem, co to jest chemia.
- Nie wiedzieliśmy się tyle lat. Co było, minęło.
- Trudno mi w to uwierzyć.
- Czemu? – zmarszczył czoło.
- Nie założyłeś rodziny. Dla mnie to dziwne. Choć za nic tego nie

przyznasz, jesteś wrażliwym, kochającym, wspaniałym mężczyzną.

- Myślałem, że cię rozczarowałem – rzekł zdumiony. – Zawiodłem.
- Nonsens – odrzekła. – Poszedłeś własną drogą. Możesz nie mieć wielu

szans na szczęście. Łap tą, którą masz, zanim będzie za późno.

W tym momencie poczuł zmęczenie ciągłą podróżą, tym, że tak powoli

dojrzewa. Był gotowy sięgnąć po szczęście. Wciąż jednak nie był pewien,
jak po nie sięgnąć ani jak sobie z tym poradzić. Może jest już za późno…

Choć doceniał wsparcie matki, nie potrafił określić swych zamiarów.

Nie miał żadnego kontaktu z Nikki. Nie mógł się zdobyć na to, by do niej
napisać. Jej oskarżenia wciąż dzwoniły mu w uszach.

Najwyraźniej nie była tak wyrozumiała jak jego matka. Matki zawsze

znajdują wytłumaczenia dla błądzących synów. Kochanki odchodzą.

Choć mówiąc szczerze, to on odszedł. Porzucił niepewność z Nikki dla

spokoju swoich żelaznych egoistycznych zasad.

W końcu rankiem w dniu ślubu Josha wysłał jej krótką wiadomość:

„Przyjadę po ciebie w południe”.

background image

Nikki potrzebowała dziesięciu minut, by odpowiedzieć, że będzie

gotowa.

Do święta dziękczynienia zostało pięć dni. Może już powinien

wyjechać? Im szybciej, tym lepiej. Nic nie było takie, jak oczekiwał. Za
dużo emocji. Za dużo ludzi.

Punktualnie o dwunastej zaparkował przed domem Nikki. Zanim

wysiadł, już szła alejką, srebrne szpilki podkreślały jej długie nogi. Wyszedł
jej naprzeciw.

- Cześć.
- Cześć. – Spojrzała na niego chłodno.
Niosła w ręce zimowy płaszcz, srebrno-różowy szal wokół ramion

chronił ją przed lekkim wiatrem.

Wyglądała zachwycająco. Korale z pereł podkreślały materiał sukienki.

Zastanawiał się, czy Robercie udało się zachować dla córki cenną biżuterię,
czy perły były sztuczne.

Sukienka miała obcisły gorset i szeroki dół, który Emma nazwałaby

spódnicą baletnicy. Kiedy Jake zamykał drzwi od strony pasażera, uważał,
by nie przyciąć tej spódnicy.

Gdy usiadł za kierownicą, otoczył go znajomy zapach. Jej perfumy nie

były ciężkie, pewnie ledwie spryskała szyję, ale on czuł je całym sobą.
Zapalił silnik.

- Pięknie wyglądasz, Nik.
- Dziękuję. – Patrzyła przed siebie.
- Będziemy się zachowywać normalnie?
- Ty mi powiedz.
- Daj spokój. Możemy zawrzeć rozejm?

background image

Odwróciła do niego głowę. Jej oczy płonęły z wściekłości. Zawsze

myślał, że to tylko takie wyrażenie, ale teraz widział, że to może być
prawda.

- Masz na myśli rozejm na czas wesela czy do twojego wyjazdu?
Policzył w myślach do dziesięciu.
- Na czas wesela. To ważny dzień.
- Wiem, czym jest wesele. Raz wychodziłam za mąż.
To przypomnienie było dla niego ciosem.
- Wiem. – Nagle zapragnął poznać szczegóły. – Było huczne?
- Nie miałyśmy z mamą grosza. Pobraliśmy się z Timothym w sądzie.
- Przykro mi, że wam nie wyszło – rzekł szczerze. – Zasługujesz na

szczęście.

- Dziękuję. – Splotła ramiona na piersi.
Zaparkowali w pobliżu hotelu, Jake pomógł Nikki włożyć płaszcz. Jej

nagi kark pobudził jego wyobraźnię, lecz zapanował nad libido. Minie
wiele godzin, nim znów zostaną sami.

Mieli do przejścia pół przecznicy. W hotelu zostawili płaszcz Nikki

w szatni. Kiedy jechali windą na dziewiętnaste piętro, Nikki nie patrzyła na
niego, więc bezkarnie na nią zerkał. Jako siedemnastoletnia dziewczyna
była śliczna i pełna życia. Teraz miał przed sobą dojrzałą kobietę, która
przetrwała wiele życiowych zawirowań.

Jej porcelanowa cera wyglądała wciąż tak samo, skóra była idealnie

gładka. Musiał sobie przypomnieć, że to święto brata. Tęsknił za Nikki,
a siła tej tęsknoty przekonała go, że musi posuwać się naprzód z rozwagą.

Odchrząknął, w małej przestrzeni poczuł się klaustrofobicznie.
- Joshua i Sophie poprosili gości, żeby zamiast kupować prezenty,

przeznaczyli jakąś sumę dla organizacji charytatywnej Haley Shaw.

background image

Wypisałem czek. Ale wysłałem też Sophie dziś rano orchideę w doniczce
ode mnie i od ciebie z najlepszymi życzeniami.

Nikki się uśmiechnęła.
- Piękny gest. Dziękuję, że mnie dołączyłeś.
Winda się zatrzymała, a oni wysiedli. Całe górne piętro hotelu Bismarck

zostało odmienione. Z ogromnych okien na wszystkich ścianach roztaczał
się widok na okolicę. W jednej części sali stały rzędy białych krzeseł
podzielone alejką wyłożoną białym dywanem. Z przodu znajdował się łuk
opleciony sezonowymi kwiatami. Wzdłuż alejki w kryształowych kulach
stojących na mosiężnych podstawach paliły się świece.

- Pięknie. – Nikki rozglądała się z zainteresowaniem.
- Chodź, usiądziemy. – Pierwszy rząd po prawej stronie był

zarezerwowany dla Eve Lowell, Olivera z narzeczoną Samanthą, Jake’a
oraz Nikki. Nikki przywitała się z członkami rodziny Lowellów, po czym
zajęli miejsca.

Eve rzuciła synowi znaczące spojrzenie, ale je zignorował. Sala szybko

się zapełniła. Gości było blisko sześćdziesięciu, wciąż jednak dość mało, by
uznać, że ceremonia nie była skromna.

Z bocznej wnęki wyłonił się rozpromieniony Joshua w towarzystwie

pastora. Kwartet smyczkowy, który grał od dwudziestu minut, umilkł. Po
chwili przerwy popłynęły pierwsze nuty kanonu Pachelbela.

Nikki dotknęła przedramienia Jake’a, który aż podskoczył. Zdawało mu

się, że skórę ma zbyt napiętą i brak mu tchu.

- Dobrze się czujesz? – szepnęła.

Zignorował jej pytanie. Tymczasem panna młoda ruszyła alejką. Wyraz

jej twarzy, gdy patrzyła na Josha, sprawił, że oczy Nikki zaszły łzami.
Śluby zawsze ją wzruszały, a ten bardziej niż inne. Joshua dźwigał brzemię

background image

win ojca i przez lata odbudowywał zaufanie do Black Crescent. Zasługiwał
na to, żeby być bohaterem dnia.

Panna młoda zachwycała w białej satynowej sukni z odkrytymi

ramionami, zapinanej z tyłu na mnóstwo obleczonych materiałem
guziczków. We włosy wplotła białe kwiaty. Nie miała welonu.

Sophie i Joshua, trzymając się za ręce, stanęli naprzeciwko pastora.

Wybrali tradycyjną liturgię ślubną kończącą się słowami: „dopóki śmierć
nas nie rozłączy”.

W końcu pastor położył dłoń na złączonych dłoniach młodych

i pobłogosławił ich.

- Ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą.
Rozległy się radosne okrzyki i oklaski. Josh przechylił Sophie i całował

ją tak, jakby zapomniał, że nie są sami.

Niewiele myśląc, Nikki splotła palce z palcami Jake’a, walcząc z falą

zalewających ją emocji. Gdy Jake na nią zerknął, natychmiast puściła jego
rękę, ale było już za późno. Niechcący dała mu znać, jak bardzo jest jej
drogi. Jej twarz zapłonęła z upokorzenia.

Kiedy państwo młodzi wyszli, goście przenieśli się do sali, gdzie miało

odbyć się przyjęcie.

- Przepraszam cię na chwilę. Chciałam porozmawiać z Haley Shaw –

powiedziała i oddaliła się szybkim krokiem.

Przy stoliku Haley przystanęła.
- Witaj, Haley – rzekła. – Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję, ty też. – Haley promieniała.
- Nie miałam okazji powiedzieć ci wszystkiego, kiedy przyjechałam

porozmawiać z szefem.

- Tak? – spytała Haley zdziwiona.

background image

- Nigdy ci nie podziękowałam za to, że trwałaś w BC. Za twoją

lojalność w stosunku do Vernona i mojego ojca. Za to, że pomogłaś Joshui
odbudować firmę.

- Cóż, czułam się winna, prawdę mówiąc.
- Czemu?
- Bo tamtego ranka widziałam ich obu, Vernona i twojego ojca. Czułam,

że coś się kroi, ale nikomu nic nie mówiłam. A potem było już za późno.

- Haley, nic nie mogłaś zrobić. Nikt z nas nie miał pojęcia, co planują.
- Może, ale wiedz, że zostałam w BC, bo lubię tę pracę, a Josh jest

wspaniałym szefem.

Nikki powoli pokręciła głową.
- Ja też czułam się winna przez te lata. Słyszałam wtedy przypadkiem

urywki dziwnych rozmów telefonicznych. Ale też nic nie mówiłam. Później
sobie to wyrzucałam. Jake też mnie obwiniał.

- Cóż, chyba mu przeszło. Widziałam, jak na ciebie patrzy. Jest w tobie

zakochany.

- Och, nie – zaprotestowała Nikki. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Poprosił mnie, żebym mu dziś towarzyszyła, bo długo go tu nie było i nie
wiedział, do kogo się zwrócić.

Haley zmarszczyła nos nieprzekonana.
- Chyba się oszukujesz. Chase i ja mieliśmy lepsze i gorsze chwile,

zanim się zaręczyliśmy. Związek to nie jest łatwa sprawa. Trzeba się
nauczyć sobie ufać.

- Nie wiedziałam, że jesteście zaręczeni.
Haley wyciągnęła rękę, pokazując pierścionek.
- Jeszcze nie ustaliliśmy daty ślubu. Czekam, aż Josh znajdzie kogoś na

swoje miejsce, zanim zacznę planować.

background image

- Myślałam, że od dawna przesłuchuje kandydatów.
- Tak, ale to musi być idealny wybór. Spójrz na braci Lowellów. Pewnie

właśnie o tym rozmawiają.

Sophie otoczył tłum rodziny i przyjaciół. Joshua stał z Oliverem

i Jakiem. W eleganckich garniturach bliźniacy wyglądali niemal
identycznie.

- Pewnie masz rację – stwierdziła Nikki. – Wezmę sobie coś do

jedzenia, nie jadłam lunchu. I widzę, że twój przystojny narzeczony tu
zmierza.

Bracia Lowellowie byli pogrążeni w rozmowie, kiedy ich mijała.

Usłyszała, że faktycznie debatują o nowym prezesie BC. Zastanawiała się,
czy któremuś z nich wpadł do głowy pomysł sprzedania firmy.

Sięgnęła po talerz i nałożyła sobie przekąski, po czym znalazła

spokojny kąt, jadła i sączyła szampana. Czuła się trochę nie na miejscu. Nie
powinna była tu przychodzić. Sprawy z Jakiem były w najlepszym razie
niepewne.

Wlepiła wzrok w kieliszek, gdy usłyszała niski głos.
- Tu jesteś.
- Jake…
- Więc pamiętasz moje imię. To już coś.
- Nie czuj się w obowiązku mnie zabawiać – powiedziała. – Są tu twoi

przyjaciele, z którymi dawno się nie widziałeś.

- Zatańczymy? – Wziął jej pusty talerz i kieliszek i odstawił je na tacę.
- Raczej nie.
- Zgodziliśmy się na rozejm.
Schował jej maleńką, wyszywaną koralikami torebkę do kieszeni

marynarki, wziął ją za rękę i zaprowadził na parkiet, który zaczął się

background image

zapełniać. Kwartet smyczkowy przekazał pałeczkę bluesowej kapeli, która
grała romantyczne standardy.

Gdy popłynęły pierwsze takty „I Only Have Eyes for You”, Nikki się

potknęła.

- Nie chcę tańczyć. – Próbowała się odsunąć.
Jake trzymał ją mocno. Wyglądał niemal tak nieszczęśliwie, jak ona się

czuła.

- Tańcz, Nikki. Przez wzgląd na dawne czasy.
Równie dobrze mógłby zadać jej cios nożem w serce. Chciała uciec. To

było bolesne, męczące. Kochała go bez wzajemności. Nie mogła jednak
zrobić sceny na ślubie Josha i Sophie. Wlepiła wzrok w trzeci od góry
guzik białej koszuli Jake’a i starała się nie płakać. Był męski, silny.
Wspominał coś o Grecji. Może miał tam ulubione miejsce, gdzie uciekał,
kiedy przyszła mu ochota.

Z jakimi kobietami się spotykał? To może dziwne, ale nie obchodziły jej

te wszystkie pozbawione twarzy kobiety. Kochała go takiego, jakim był –
niedoskonałego, gwałtownego, szlachetnego, czułego dla Emmy…
idealnego kochanka.

Kiedyś był całym jej światem. Jego powrót pokazał jej, czemu jej

małżeństwo się nie udało. Udowodnił, że niektóre uczucia nie umierają.

Melodia wreszcie dobiegła końca. Jake i Nikki stali na skraju parkietu

i patrzyli na pierwszy taniec młodej pary. Potem tempo imprezy
przyspieszyło. Alkohol lał się strumieniami, tłum stał się hałaśliwy.

- Muszę iść do toalety – oznajmiła Nikki. Wyjęła torebkę z kieszeni

Jake’a i oddaliła się, nim zareagował.

W toalecie dla pań poprawiła szminkę. Jedno spojrzenie w lustro

powiedziało jej, że dobrze ukrywa uczucia. Zdradzały ją tylko oczy.
Szczypnęła się w policzki i przyłożyła do karku mokry ręcznik papierowy.

background image

Bardzo chciała wracać do domu, ale była daleko i gdyby wynajęła

samochód, zapłaciłaby fortunę.

Kiedy wróciła na przyjęcie, Jake gdzieś zniknął. Goście stali

w grupkach wystraszeni albo zatroskani. Nikki znalazła Haley, która stała
z zaszokowaną miną.

- Co się stało? – spytała. – Nie mogę znaleźć Jake’a.
- Ktoś przyniósł wiadomość, że Vernon uciekł z aresztu.
- Och nie. Biedny Josh. Biedna Sophie. Żeby coś takiego zdarzyło się

właśnie dzisiaj.

Nagle pojawił się Joshua. Był wzburzony. Zatrzymał się naprzeciwko

kobiet i westchnął.

- Jake wyszedł, Nikki.
- Nie rozumiem.
- Pojechał z Oliverem szukać ojca.
- To nie ma sensu. – Pokręciła głową.
Josh otarł czoło.
- Wiem, żaden z nich nie zachowywał się racjonalnie, kiedy dostaliśmy

tę wiadomość.

- Vernon może być wszędzie – zauważyła Haley.
Nikki poczuła się chora.
- Przykro mi, Josh. Sophie bardzo się zdenerwowała?
W końcu się uśmiechnął.
- Moja żona jest święta. Skontaktujemy się z biurem podróży

i przesuniemy podróż poślubną o kilka dni.

Nikki dotknęła jego ramienia.
- Mogę w czymś pomóc?
- Dopilnuj, żeby mój brat nie stracił rozumu.

background image

- Nie mam władzy nad twoim bratem. Powiedział, że wyjedzie z Falling

Brook zaraz po waszym ślubie. Usiłowałam z nim rozmawiać, ale tylko się
pokłóciliśmy.

- Ale przyszliście tu razem – zauważyła Haley.
- Tymczasowy rozejm. Myślę, że to koniec.
Joshua szukał wzrokiem żony.
- Muszę wracać do pięknej pani Lowell. Jake wysłał ci esemesa, Nikki.

Do zobaczenia później. Boże dopomóż, jeśli nie znajdą Vernona. Nie wiem,
czy to miasto zniesie takie wieści.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Nikki zrzuciła szpilki i po raz setny przeczytała: „Zadzwoniłem po

limuzynę, zawiezie cię do domu. Szofer będzie czekał o piątej. Przykro mi,
że musiałem wyjść”.

Nie wiedziała, czy się śmiać czy płakać. Siedziała w luksusowym

samochodzie, wracając z balu bez przystojnego księcia. To cud, że jej
suknia nie zamieniła się w łachmany, a samochód w dynię. W całej historii
fatalnych weselnych randek ta mieściła się w pierwszej piątce.

To koniec. Jake się nie zmieni. Ona go nie zmieni. Może powinna się

cieszyć, że pomyślał, by do niej napisać. Przeklęty Vernon. Jak mógł to
zrobić synom, byłej żonie, mieszkańcom Falling Brook? Nikki współczuła
Jake’owi, a jednocześnie była wściekła.

W ciągu piętnastu lat nie poradził sobie ze zdradą ojca. Ostatni wybryk

z pewnością otworzył stare rany. Chciała z nim porozmawiać, ale bała się,
że nie odbierze telefonu, a to zrani ją jeszcze bardziej. Otuliła się
płaszczem. W brzuchu jej zaburczało. Po weselu mieli iść z Jakiem na
kolację. Teraz zje z Emmą grzankę z masłem orzechowym. W końcu
dotarła do celu.

Na widok córki Roberta uniosła brwi.
- Przyjechałaś limuzyną, Nicole Marie Reardon?
- Tak, mamo. – Nikki uściskała córkę. – Cześć kochanie, tęskniłam za

tobą. Przywiozłam ci coś słodkiego. – Na cukierkach były imiona młodych,
na żółtych Sophie, na niebieskich Josha.

background image

- Podobno przyjęcie zakończyło się dość nieoczekiwanie – powiedziała

Roberta.

- Już wiesz? – Rzuciła matce zaskoczone spojrzenie.
Roberta kiwnęła głową.
- Cały internet o tym huczy.
- O Boże. Znalazłaś jakieś szczegóły?
- Nie. Czytałam, że musiał przekupić strażników. Federalni prowadzą

śledztwo.

- Świetnie, po prostu świetnie.
- Jak zareagował Jake?
- Pojechał z Oliverem szukać ojca.
- Och, tak mi przykro.
- Mnie też. Dla mnie to kropla przepełniająca czarę. Nie mogę

w nieskończoność czekać, aż Jake się pozbiera. Nie potrzebuję faceta, który
jest jak płochliwy koń. Chciałabym, żeby dzielił mój świat, ale tak się nie
stanie.

Emma podniosła wzrok, niezainteresowana rozmową.
- Jestem głodna. Czy Jake przyjdzie?

W niedzielny wieczór Nikki sprawdzała wiadomości. Jake milczał.

Czemu ją to dziwiło? Choć miała nadzieję, że poszuka u niej wsparcia,
działał sam, jak zwykle.

Jeśli w ogóle mieli jakąś szansę na bycie razem, już przeminęła. Jego

milczenie mówiło głośniej niż słowa, że jej nie potrzebuje.

Bolało bardziej, niż mogła sobie wyobrazić.
W środku dnia policja schwytała Vernona na granicy z Kanadą, a jakiś

czas później sędzia wydał oświadczenie. We wtorek o dziesiątej każdy, kto
został pokrzywdzony przez Vernona Lowella i ojca Nikki, będzie miał

background image

możliwość zwrócenia się do sprawcy osobiście i dania świadectwa
swojemu nieszczęściu i cierpieniu.

Jedynym wymogiem było to, że każdy, kto chciałby zabrać głos, musi

najpierw powiadomić sędziego drogą mejlową i otrzymać od niego
potwierdzenie.

Nikki była rozdarta. Zadzwoniła do matki.
- Nie mam żadnego interesu w tym, żeby tam pójść – stwierdziła

Roberta. – Każdy w tej sali będzie pewnie zakładał, że wiedziałam, co robił
mój mąż. Znienawidzą mnie za to, co się stało. Moja obecność niczego nie
rozwiąże.

- Jesteś pewna, mamo? Nie chcesz zadać Vernonowi pytań, których nie

możesz zadać tacie?

Po chwili ciszy Nikki usłyszała westchnienie matki.
- Nie zmienię przeszłości. Idź, jeśli chcesz. Wiem, że martwisz się

o Jake’a.

- Nawet nie wiem, czy tam będzie. Mówił, że wyjedzie zaraz po ślubie.
- W ciągu dwóch ostatnich dni wiele się zmieniło. Trudno mi uwierzyć,

że tak po prostu wyjedzie. Zajmę się Emmą. Jeśli dzięki temu poczujesz się
lepiej, jedź i zobacz się z Vernonem, spytaj, o co chcesz spytać.

- Może pojadę.
- Zgłoś się do sędziego, zawsze możesz rezygnować.
- To prawda.
- Chcesz porozmawiać z Vernonem?
- Może, ale przede wszystkim chcę tam być i zobaczyć, co się będzie

działo.

- No to jedź. Sędziowie coraz częściej pozwalają ofiarom

skonfrontować się z osobami, które je skrzywdziły. Vernon skrzywdził

background image

wielu ludzi, zawiódł ich zaufanie. To wciąż boli, Jake jest najlepszym
przykładem. Jedź, Nikki. Będziesz wsparciem dla braci. A może poznasz
odpowiedzi, na które czekasz od piętnastu lat.

Wśliznęła się do sali rozpraw dwadzieścia minut przed czasem.

Kontrola przed wejściem trwała dłużej, niż przewidywała. Sala była pełna,
ale znalazła miejsce z tyłu w rogu. Wiele z tych twarzy rozpoznała. Bracia
Lowellowie siedzieli w pierwszym rzędzie z matką. Sophie też tu była.
I Samantha. Na sam widok pleców Jake’a Nikki zbierało się na płacz.
O czym myślał? Co czuł?

Strażnik kazał wszystkim wstać. Do sali wszedł sędzia, a potem Vernon

Lowell w kajdankach, ze spuszczonym wzrokiem. Miał na sobie więzienny
pomarańczowy kombinezon. Widząc jego długie siwe włosy i niechlujną
brodę, trudno było w nim rozpoznać dawnego biznesmena.

Był kiedyś jednym z najbogatszych ludzi w stanach Nowy Jork,

Pensylwania i New Jersey. Fundusz, który stworzył, był sukcesem. Krążyła
plotka, że istnieje lista oczekujących, który chcą zostać jego klientami.

Nikki nie wiedziała, czy to prawda, ale wcale by się nie zdziwiła. Ci,

którzy mieli szczęście powierzyć swoje miliony Vernonowi na początku,
ogromnie się wzbogacili. Potem wszystko się skończyło. Vernon i Everett
zbiegli z cudzymi pieniędzmi.

Sędzia uderzył młotkiem i wyjaśnił, dlaczego pozwolił na to

bezprecedensowe wysłuchanie. Vernon cały czas wlepiał wzrok w podłogę.

Gdy wyczytano pierwsze nazwisko z listy, Nikki poczuła ucisk w dołku.

Sędzia polecił Vernonowi patrzeć w twarz oskarżycielom. Pierwszą osobą,
która podeszła do małego podwyższenia, był Zane Patterson. Mówił
spokojnie, ale w jego słowach była gorycz, kiedy przedstawiał Vernonowi
długą listę tego, co się wydarzyło, gdy Pattersonowie stracili wszystko.

background image

Każda z osób dostała dziesięć minut na wypowiedź. Niektórzy je

wykorzystywali, inni urywali gwałtownie. Choć rany były stare, historie
brzmiały tak, jakby to wszystko działo się niedawno.

Nikki ze zdumieniem ujrzała Chase’a Hardgrove’a, który też stanął na

podwyższeniu. O ile wiedziała, rodzina Chase’a nie korzystała z usług BC,
ale najwyraźniej Vernon wplątał w swoje machinacje jego ojca, który
ostatecznie trafił do więzienia za oszustwo.

Podczas tamtych tragicznych wydarzeń wielu z obecnych w sali miało

naście albo najwyżej dwadzieścia parę lat. Przestępczy akt Vernona złamał
im życie.

Nikki wstrzymała oddech, czując wyrzuty sumienia z powodu czegoś,

czemu nie była winna. Jej ojciec był w to zaangażowany. Nagle głośno
odczytano: Nikki Reardon. Nikki się wzdrygnęła. Po co zapisała się na tę
listę?

- Pani Reardon? – powtórzył sędzia.
Powoli wstała, serce jej waliło. Patrzyły na nią dziesiątki osób. Ale nie

Jake. On wciąż patrzył przed siebie.

- Wysoki sądzie, proszę mnie pominąć.
Sędzia ściągnął brwi.
- To jest pani czas. Zakładam, że to było długie piętnaście lat. Daję pani

szansę wypowiedzenia swojego zdania.

Nie mogła się wycofać. Na drżących nogach ruszyła naprzód. Nie

zerknęła na Jake’a. Stanęła na podwyższeniu i spojrzała na Vernona. Aż do
tej chwili nie wiedziała, co mu powie, ale słowa wypłynęły jej z ust, jakby
je ćwiczyła przez pięć tysięcy dni. Nikt nie zadał Vernonowi żadnego
pytania. Oskarżali, żalili się. Teraz nadeszła jej kolej.

- Panie Lowell – zaczęła przejęta. Miała nadzieję, że nie zemdleje. –

Przyjaźnił się pan z moim ojcem. Byliście partnerami. Obaj zniszczyliście

background image

Black Crescent. Pan wyszedł z tego bez szwanku, mój ojciec zginął
w wypadku, uciekając przed policją. Czemu nie był razem z panem?

Na moment na twarzy Vernona pokazały się emocje.
- Proszę odpowiedzieć – zwrócił się do niego sędzia. – Pani Reardon

zasługuje na to, żeby poznać prawdę.

Kiedy Vernon się odezwał, jego głos brzmiał niemal wyzywająco.
- Everett postanowił pożegnać się z panią i pani matką. Mówiłem mu,

że jest głupi. Kiedy jechał do domu, zaczęła go ścigać policja. Chciał
zawrócić. Nie udało mu się.

- Och. Dziękuję. – Czemu dziękuje Vernonowi? Co za głupota.

Odwróciła się i ruszyła na miejsce. Jake odwrócił głowę i spojrzał na nią.
Był śmiertelnie blady.

Następna była Eve Lowell, żona Vernona. Kiedy sędzia wyczytał jej

imię, potrząsnęła głową. Podobnie jak Nikki zmieniła zdanie, ale w jej
wypadku sędzia nie naciskał. Poprosił Olivera.

Oliver wstał i wzruszył ramionami.
- W ośrodku odwykowym nauczyłem się nie obwiniać innych za moje

uzależnienie – rzekł. – Jesteś draniem i przez resztę życia będę robił, co
w mojej mocy, żeby nie stać się do ciebie podobnym. To wszystko.

Joshua spokojnie mówił o swoim żalu. Wspominał głównie matkę

i dwóch braci. Potem wyczytano nazwisko, którego Nikki najbardziej się
obawiała. Jacob Lowell.

Jake szedł przed siebie sztywno. Jego oczy błyszczały od emocji. Kiedy

dotarł na miejsce, przez chwilę stał w milczeniu. W sali zapadła cisza.
Z zewnątrz dochodziły odgłosy Nowego Jorku przytłumione przez grube
ściany i zamknięte okna. Jake schował ręce do kieszeni, jakby nie wiedział,
co z nimi zrobić.

background image

- Nie będę do ciebie mówił tato ani ojcze – zaczął. – Dawno temu

straciłeś to prawo. Zbyt długo cię nienawidziłem. Pozwoliłem na to, żeby
twój cień padał na moje życie. Mówiłem sobie, że podróżuję po świecie, bo
kocham wolność i przygody. Prawda jest taka, że bałem się wrócić do
domu. Omal mnie nie zniszczyłeś. Nie dlatego, że zostałem bez środków do
życia. Dlatego, że myślałem, że w moim DNA jest jakaś trucizna. Że skoro
ty posunąłeś się do tak niecnych czynów, ja też jestem skazany na bycie
złym człowiekiem.

Urwał, może chciał wziąć oddech, po czym podjął:
- Nie jestem ideałem, mam sporo wad, ale od dziś nie pozwolę, żebyś

determinował moje życie. Nie nienawidzę cię. Nie kocham cię. Jesteś dla
mnie niczym.

Gdy wrócił na miejsce, zebrani głośno odetchnęli.
Kilka chwil później sędzia postukał palcem w leżącą przed nim kartkę,

pokręcił głową i dał znak strażnikowi.

- Proszę wstać – polecił strażnik.
Dwaj strażnicy pomogli Vernonowi wstać i wyprowadzili go z sali.

Wyszedł też sędzia, a po nim wszyscy zebrani. Nikki siedziała z tyłu
w kącie.

Jake także tkwił na swoim miejscu z łokciami opartymi o kolana,

wbijając wzrok w podłogę. Jego postawa sugerowała, że lepiej do niego nie
podchodzić.

Nagle Nikki nie mogła znieść myśli, że mógłby z nią rozmawiać albo

pomyśleć, że na niego czeka. Poderwała się na nogi i i uciekła do holu.
Pomknęła w dół najbliższymi schodami, nie czekając na windę.

Sześć pięter. Nie zdawała sobie sprawy, że sala rozpraw jest tak

wysoko. W końcu wypadła na ulicę. Rześkie powietrze schłodziło jej
rozpalone policzki. Poczuła się dziwnie smutna, jakby coś straciła. To był

background image

emocjonalny poranek. Ale może to było zamknięcie. Może teraz wszystkim
będzie łatwiej.

Ruszyła ulicą. Maleńkie lodowe ziarenka uderzały ją w twarz.

Przynajmniej pogoda była świąteczna. Sklepy już udekorowano. Choć do
święta dziękczynienia brakowało jeszcze dwa dni, nikt nie czekał, aż minie,
by szykować się na Boże Narodzenie.

- Nikki, poczekaj – usłyszała.
Odwróciła się i ujrzała Jake’a. Zadrżała. Miał okazję porozmawiać z nią

w sądzie. Czemu ją teraz goni?

Schroniła się w bramie dużego budynku i czekała. Nie miała ochoty na

tę konfrontację. Podbiegł do niej zdyszany.

- Gdzie twój samochód?
Policzki miał zaczerwienione. Wyglądał jak męski model w katalogu

mody zimowej, atrakcyjny i niedostępny.

- W garażu w następnej przecznicy.
- Pojedziemy moim – rzekł jak człowiek, który zna wszystkie

odpowiedzi. – Poproszę, żeby jeden z ludzi Joshui odprowadził do domu
twój samochód.

- Nie, dziękuję. – Wyszła z bramy i ruszyła przed siebie.
Jake chwycił ją za rękę.
- Nie bądź śmieszna, Nik. Musimy porozmawiać.
- Jak śmiesz nazywać mnie śmieszną? – Była zła. – To nie ja zaprosiłam

cię na ślub brata, a potem uciekłam jak złodziej.

- Wiedziałaś, gdzie mnie znaleźć.
- Wiedziałam, że straciliście rozum z Oliverem. Nie widzieliście ojca od

piętnastu lat, a myśleliście, że go wytropicie lepiej niż FBI?

background image

- Popełniłem błąd – przyznał. – Działałem pod wpływem szoku

i adrenaliny.

- To ja popełniłam błąd – rzekła bliska łez.
- Pozwól mi wyjaśnić.
Nie zamierzała być popychadłem.
- Jesteś ojcem Emmy. Kiedy ustalimy plan wizyt, zorganizuję to tak,

żebyś mógł spędzić z nią czas w obecności mojej albo twojej mamy. Nie
chcę cię więcej widzieć.

- Daj mi szansę, Nik. Muszę ci coś powiedzieć.
- Jest mi zimno i jestem głodna. – Ruszyła znów przed siebie. Myślała

tylko o tym, by znaleźć się jak najdalej. Bliskość Jake’a była bolesna.

Ale on delikatnie wziął ją rękę i odwrócił do siebie.
- Nie odchodź. – Pocałował ją, a w tym pocałunku więcej było

desperacji niż namiętności. Jego wargi wydały jej się zimne, lecz po chwili
znów ją rozpalił. Przywarli do siebie jak ocaleni z tonącego statku.

W pewien sposób to trafne porównanie. Przed laty ich miłość rozbiła się

o skały tragedii i od tamtej pory tylko krok dzielił ich od zatonięcia.

Pocałunek Jake’a był słodki, a zaraz potem gwałtowny i zaborczy.

Nikki wiedziała, że czeka ją cierpienie, ale jak mogła nie ulec tak wielkiej
tęsknocie?

W końcu Jake się cofnął.
- Proszę cię tylko o godzinę. – Wciąż trzymał ją za ręce.
- Pójdziemy coś zjeść?
- Tak – odparł z powagą.
Wylądowali w tym samym barze z grillem, gdzie razem z Joshuą

wybrali się po nieudanej wizycie u Vernona. Jake poprosił o miejsca

background image

w boksie z tyłu sali. Chciał usiąść obok Nikki, ale kazała mu zająć miejsce
naprzeciwko.

Nie pytając jej o zdanie, przywołał kelnerkę, zamówił dwa burgery bez

cebuli, za to z dodatkową porcją pikli, i dwie cole. Wiele razy zamawiali to
samo, kiedy byli nastolatkami, a potem śmiali się, że tak doskonale do
siebie pasują!

Czekali na zamówienie w krępującej ciszy.
- Dowiedziałeś się czegoś na temat skradzionych pieniędzy? – zapytała

w końcu.

- Dzisiaj rano mama rozmawiała z prawnikiem. Ojciec mówi, że

niczego nie ukradł. Że zostali z Everettem oszukani. Zobaczyli gdzieś
szansę na czterokrotne zwiększenie majątku BC i z niej skorzystali.
Skończyło się bankructwem, a oni wstydzili się wyjawić prawdę i uciekli.

- Wierzysz w to?
- Nie wiem. Czytałem raporty oficerów, którzy przesłuchiwali ojca. Nie

żył w luksusie.

- To chyba bardziej prawdopodobne niż nagła decyzja dwóch

normalnych ludzi, żeby popełnić przestępstwo. Nie czujesz się lepiej?

- Nie, bo powinni tu zostać i stawić czoło prawdzie.
Kelnerka przyniosła burgery. Nikki ugryzła kęs. W sytuacjach

stresowych niektóre kobiety nie mogą nic przełknąć. Ona przeciwnie. Po
śmierci ojca i wyjeździe Jake’a przytyła parę kilogramów. Stopniowo się
ich pozbyła i zaczęła o siebie dbać.

Jedząc, niewiele rozmawiali. W końcu talerze zostały puste i znów

zapadła krępująca cisza.

Nikki zerknęła na zegarek.
- Minęła godzina. Muszę iść.

background image

- Jeszcze nie rozmawialiśmy.
- To nie jest najlepsze miejsce, a na spacer jest za zimno. Zakończmy to,

Jake, proszę. To do niczego nie prowadzi.

Był wszystkim, czego pragnęła, a jednocześnie dzielił ich ocean. Swoją

drogą niedługo ich rozdzieli, gdy Jake wróci do Europy.

Jake podał kelnerce trzy banknoty studolarowe.
- Chcielibyśmy tu jeszcze posiedzieć. I żeby nikt nam nie przeszkadzał.
Kelnerka patrzyła na banknoty osłupiała.
- Nie trzeba reszty?
- Nie, i proszę nam już nie dolewać. Nic więcej nie chcemy. Może być?
- Tak, proszę pana. Rozumiem. – Z wahaniem dotknęła rękawa jego

marynarki. – Dziękuję, będę miała wyjątkowe Boże Narodzenie.

Gdy się oddaliła, Jake zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli.

Siedzieli w kącie i nikt nie mijał ich stolika, a ponieważ było już po lunchu,
najbliższy boks był pusty.

Nikki wachlowała się serwetką, żałując, że rano nie włożyła czegoś

lżejszego. Miała na sobie czerwony sweter i czarną spódnicę, tylko buty
tym razem wygodniejsze.

- Mogę wynająć pokój w hotelu na godzinę, jeśli poczułabyś się

bardziej komfortowo – zaproponował.

- Wydałbyś dwieście pięćdziesiąt dolarów za godzinę w hotelowym

pokoju?

- Pewnie więcej, ale tak, zrobiłbym to dla ciebie.
Nikki wiedziała, jak by się skończył ich pobyt w hotelowym pokoju.
- Nie trzeba. Powiedz, co masz do powiedzenia.
Jego oczy były bardziej złote niż zielone, a spojrzenie namiętne i pełne

determinacji.

background image

- Kocham cię, Nikki.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Widział, że Nikki się wzdrygnęła, choć zwykle panowała nad językiem

ciała. Uniosła głowę, jej oczy pociemniały.

- To nieprawda – powiedziała cicho. – Żyłeś ostatnio pod ogromną

presją. Nie musisz silić się na takie gesty, żeby widywać się z córką.

- Nie masz o mnie najlepszego zdania – stwierdził z żalem. – Wiem, że

moje zachowanie w przeszłości nie było wzorowe, ale zmieniłem się. Albo
staram się zmienić – dodał. – Kocham cię.

Z jej oczu popłynęły łzy. Otarła je grzbietem dłoni i sięgnęła po płaszcz

i torebkę.

- Nie zostawiaj mnie – błagał. – Nie bój się. Kiedyś straciliśmy

wszystko, ale nasz czas w końcu nadszedł. Musisz mi uwierzyć. Teraz
wszystko jest inaczej.

Była gotowa wybiec z boksu.
- Na jakiej podstawie tak mówisz? Ja tego nie widzę.
- Rozmawiałem dziś z Joshem. Zmieniłem zdanie i chcę pokierować

BC. – Ta decyzja wciąż budziła w nim niepokój, ale nie pozwoli, by Nikki
źle interpretowała jego zdenerwowanie. – Josh był zachwycony.

Po Nikki nie było tego widać. Przygryzła wargę, drąc serwetkę.
- Za miesiąc ci się znudzi i znów znikniesz.
Tym razem on się wzdrygnął. Sam był zdumiony, że Nikki może go tak

zranić.

- Nie ułatwiasz mi niczego.

background image

- Tu nie ma nic łatwego, Jake!
- Słyszałem, jak mówiłaś, że mnie kochasz – powiedział. – Myślałaś, że

śpię.

Zamknęła oczy i potrząsnęła głową. Gdy znów na niego spojrzała,

zobaczył, ile ją kosztował jego wyjazd.

- Podczas seksu mówi się różne rzeczy.
- Słyszałem cię, ale bałem się odpowiedzieć. Teraz już się nie boję.

Kocham cię. Nie wyjadę. Będę cię o tym przekonywać, aż mi uwierzysz,
dziesięć miesięcy albo dziesięć lat. Kocham cię.

- Przestań – błagała.
Zacisnął pięść, miał ochotę w coś uderzyć.
- Kiedy wpadliśmy na siebie w Atlantic City, to było jak uderzenie

pioruna. Byłaś wszystkim, co straciłem, co zostawiłem za sobą. Tamta noc
była fantastyczna, ale już nie byłaś naiwną nastolatką. Byłaś ode mnie
odważniejsza. Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. Przepraszam, że
cię zostawiłem. Cały czas tego żałuję.

Schowała twarz w dłoniach. Zdawało mu się, że płacze. Gdy odsłoniła

policzki, tusz miała rozmazany.

- Jak mam ci wierzyć? Chciałabym, ale się boję, że po raz kolejny będę

cierpieć. Nie wiem, ile jeszcze zniosę.

Jake sięgnął po portfel.
- Może to cię przekona. – Wyjął złożoną kartkę żółtego papieru

listowego ozdobionego rzędem stokrotek. – Pamiętasz?

Choć trzymał list do góry nogami, nie musiał go czytać. Znał go na

pamięć. Wsunęła mu go do ręki na pogrzebie jej ojca. Napisała: „Zabierz
mnie z sobą do Europy”. Drżącym palcem powiodła po literach.

- Nie wierzę, że go przechowałeś.

background image

- Sto razy chciałem go wyrzucić. – Westchnął. – Ilekroć na to

spojrzałem, przygniatało mnie poczucie winy.

- Nie powinieneś czuć się winny. Moja prośba była dość szokująca.
- Naprawdę? – Przekrzywił głowę świadomy, że jego życie mogło

wyglądać inaczej. – Zachowałem także to. – Podał jej zdjęcie z matury.
Uśmiechała się do obiektywu, jej oczy błyszczały radością.

- Och, Jake.
- Kocham cię, Nikki. Podejrzewałem to już w Atlantic City, nabrałem

pewności, gdy wróciłem do Falling Brook, zobaczyłem cię i usłyszałem, że
masz córkę. Ale nie potrafiłem się w tym odnaleźć.

- Ale…
Przerwał jej machnięciem ręki.
- Nie skończyłem. Kochałem cię całe życie. Gdziekolwiek byłem,

chciałem dzielić z tobą swoje przygody. Zachody słońca i burze. Ludzi
i miejsca. Ale byłem tchórzem. – Wyciągnął rękę, zostawiając za sobą
kilometry dróg i lata samotności. – Kocham cię. Chcę spędzić resztę życia
z tobą i z Emmą.

Uśmiechnęła się do niego przez łzy. Ścisnęła jego palce.
- Ja też cię kocham – powiedziała tak cicho, że ledwie ją słyszał. – Tak

bardzo, że aż boli.

Siedzieli tak kilka minut, patrząc sobie w oczy.
W końcu Nikki rozejrzała się i wypiła łyk drinka.
- Jeśli poważnie mówiłeś o tym hotelu, jestem za.
- Chodźmy.
Nie chciał tracić czasu, więc zatrzymał taksówkę. Zadrżał, gdy na

tylnym siedzeniu Nikki położyła głowę na jego ramieniu. Kazał

background image

taksówkarzowi jechać do jednego z najbardziej luksusowych hoteli
w mieście.

Na widok ikonicznej fasady Nikki się zawahała.
- Nie mamy bagażu – szepnęła.
- Nawet nie mrugną okiem.
Miał rację, recepcjonista potwierdził tylko rezerwację i podał mu

klucze. Najpierw jednak Jake pociągnął Nikki do sklepiku z pamiątkami.
Zalała się rumieńcem, słysząc, jak prosił o prezerwatywy. Zaraz potem
pojechali na samą górę. Nikki aż krzyknęła z podziwu, patrząc przez okno
pokoju na zaśnieżone wierzchołki drzew w Central Parku.

Jake przyklęknął i ujął jej dłoń.
- Wyjdziesz za mnie? Jutro kupimy pierścionek.
- Tak, tak, tak! – zawołała.
- Możemy już wypróbować łóżko?
Uśmiechnęła się szelmowsko.
- Myślałam, że tego nie powiesz.
Choć jego ciało domagało się spełnienia, wiedział, że okazja jest zbyt

ważna, by się spieszyć. Rozbierał Nikki powoli, pieszcząc jej krągłości.
Gdy leżała już w pościeli, błyskawicznie pozbył się ubrania i wtulił twarz
w jej piersi, słuchając bicia serca.

- Przepraszam, że straciliśmy tyle czasu.
- Dorośliśmy, Jake, wiele się nauczyliśmy. Już nie pozwolimy, żeby

życie nas rozdzieliło. Kochaj się ze mną, jakby to był nasz pierwszy raz.
Jakbyśmy mieli przed sobą całą wieczność.

- Mamy ją, Nik. – Wszedł w nią powoli, zdumiony, że od pierwszej

chwili rozkosz jest nieopisana. Nikki zasługiwała na pieszczoty i czułości,

background image

ale pożądanie, które tłumił przez wiele dni, obudziło się do życia z całą
mocą.

Poruszali się zgodnym rytmem, choć walczyli o dominację. To była

gorączka i szczęście, szaleństwo. Jake doprowadził ich na szczyt, po czym
zwolnił, dręcząc siebie i Nikki. Chciał, by to trwało.

- Nie przestawaj! – Wbiła paznokcie w jego ramiona.
Był już niemal oślepiony potrzebą spełnienia, świadomy, że ich miłość

powstała z popiołów wbrew wszelkim przeciwnościom. Końcówka była
mocna, wyczerpująca, tak bliska ideału, jak tylko to możliwe.

Później trzymał ją w ramionach, ledwie łapiąc oddech.
- Jesteś dla mnie wszystkim, Nik – szepnął schrypniętym głosem. –

Kocham cię.

Uśmiechnęła się i splotła palce z jego palcami.
- Emma i ja pojedziemy z tobą wszędzie. Nie musisz pracować w Black

Crescent, jeśli nie chcesz.

- Wróciłem tu, gdzie moje miejsce. Gdzie jesteś ty i moja rodzina. Już

stąd nie wyjadę.

- Obiecujesz? – spytała z wahaniem.
Pogłaskał ją po głowie.
- Możesz na to liczyć, kochanie. Możesz na to liczyć.

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Maynard, Janice Ein sehr privater Verführer
Powiedz że mnie pragniesz Maynard Janice
Campbell Judy Ukryte marzenia
Ukryte marzenia VII
Ukryte marzenia
Ukryte marzenia V
Ukryte marzenia VIII
Ukryte marzenia VI
Ukryte marzenia X
Ukryte marzenia
Maynard Janice Tylko jedna noc
Maynard Janice Powiedz mi co lubisz
Ukryte marzenia (IV)
Ukryte marzenia (VI)
Ukryte marzenia (III) 1
Ukryte marzenia(III)1
Ukryte marzenia (IV) 1
Rozpakuj wreszcie ten prezent Maynard Janice
Ukryte marzenia III

więcej podobnych podstron