Dom Nocy 09 - Przeznaczona
*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych,
wyrażeń itp. mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedzi
2 ROZDZIAŁ
Zoey
- Krótki autobus? (krótki autobus – szkolny autobus krótszy w długości niż autobus
powszechnie używany do transportu uczniów z fizycznymi albo psychicznymi upośledzeniami
– przypuszczenie tłumacza) Naprawdę? – Wszystkim co mogłam zrobić było potrząsnąć
głową i wpatrywać się w przysadzistą, żółtą rzecz, która mówiła DOM NOCY świeżymi,
czarnymi literami wzdłuż jego boku. – Mam na myśli, miło że mój telefon do Thanatos
zadziałał tak szybko i pozwolono nam wrócić do szkoły, ale krótki autobus?
- Bliźniaczko! Przysłali dla nas zacofany autobus! – powiedziała Erin, chichocząc.
- Bliźniaczko, to naprawdę podłe, - powiedziała Shaunee.
- Wiem, Bliźniaczko. Nie mogę uwierzyć, że Neferet jest tak cholernym złem, że
wysłała po nas zacofany autobus, - kontynuowała Erin.
- Nie, nie chodzi mi o bycie przez Neferet podłą. Mam na myśli, że podłe jest mówić
zacofany, - wyjaśniła Shaunee, przewracając oczami na swoją Bliźniaczkę.
- Myślę że Shaunee ma rację, a ty powinnaś rozważyć poszerzenie swojego słownictwa.
Używasz podły zbyt wiele razy; to zbyteczne, - powiedział Damien.
Shaunee, Erin, Stevie Rae, Rephaim i ja wpatrywaliśmy się z wielkimi oczami na
Damiena. Wiedziałam, że wszyscy myśleliśmy, że wspaniale było ponownie słyszeć jego
obsesję odnośnie słownictwa, ale nie chcieliśmy niczego mówić, bo wszyscy baliśmy się, że
może wybuchnąć płaczem i powrócić do rozmiękłej depresji, która prześladowała go od
śmierci Jacka.
Afrodyta i Darius wybrali ten moment żeby wyłonić się z piwnicy magazynu i jak
zwykle, Afrodyta zmniejszyła różnicę pomiędzy stosownością a katastrofą przez odwołanie
się do swojej jednej wypróbowanej i prawdziwej zasady: Dbaj O To Jak To Wygląda.
- Oh, gówno prawda. Nie wsiadam w to. Krótki autobus jest dla opóźnionych, -
powiedziała Afrodyta z parsknięciem i podrzuceniem włosów.
- Ej wy, nie jest taki zły. Mam na myśli, wyraźnie jest to nowy autobus. Sprawdźcie
świeży, czarny napis Domu Nocy, - powiedziała Stevie Rae.
- Tak samo mógłby mówić Społeczni Samobójcy, - powiedziała Afrodyta, marszcząc się
na Stevie Rae.
- Nie pozwolę wam zepsuć moich planów. Lubię szkołę, - powiedziała Stevie Rae.
Wsiadła do autobusu szczerząc się do Syna Ereba, który nieprzyjaźnie otworzył dla niej
drzwi.
- Kapłanko. – Powitał ją mroczno skinieniem, a potem, całkowicie ignorując naszego
własnego Syna Ereba, Dariusa, spojrzał na mnie i z nawet jeszcze bardziej oszukanym
skinięciem powiedział, - Zoey, jestem żeby powiadomić ciebie i Stevie Rae, że będzie
szkolne Spotkanie Rady, które zbierze się za trzydzieści minut. Obie macie na nie przyjść.
- Okej, cóż, Stark pozwala każdemu wiedzieć, że jesteś tutaj więc będziemy gotowi by
wyjeżdżać za sekundę, - powiedziałam, uśmiechając się do niego jakby jego twarz nie
wyglądała jak chmura burzowa.
- Hej, wy, nadal pachnie nowością! – wrzasnęła Stevie Rae. Mogłam zobaczyć jej
krótkie blond loki podskakujące, kiedy gapiła się dookoła wewnątrz. Potem z powrotem
wyskoczyła i zeskoczyła ze schodów aby wziąć dłoń Rephaima i wyszczerzyła się do niego. –
Chcesz usiąść ze mną na tylnym siedzeniu? Jest naprawdę sprężyste!
- Naprawdę, - powiedziała Afrodyta. – Ten autobus jest dla ciebie idealny; jesteś
zacofana. A ja nienawidzę być jedyną do przerywania tego dla ciebie – oh zaczekaj, to
kłamstwo; nie nienawidzę tego naprawdę – ale nawet mimo że Najwyższa Rada Wampirów
czysto wywarła presję na Neferet i zmusiła ją do naszego pojechania autobusem z powrotem
do Domu Nocy, chłopiec-ptak nadal nie jest tam mile widziany. Czy zapomniałaś przez
poświatę czegokolwiek co wy dwoje mogliście robić jeden do dwóch sekund pomiędzy
zachodem słońca, a teraz że nie był ptakiem?
Zobaczyłam, że Stevie Rae zacieśniła swoją dłoń na Rephaima. – Zapewnię cię, że było
więcej niż jedna do dwóch sekund od zachodu słońca, nie twoja sprawa co robiliśmy, a
Rephaim jedzie do szkoły. Po prostu tak jak reszta z nas.
Blond brwi Afrodyty poszły w górę do jej linii włosów. – Nie żartujesz, prawda?
- Nie, - powiedziała stanowczo Stevie Rae. – A ty powinnaś rozumieć lepiej niż
ktokolwiek inny.
- Ja? Rozumieć? O czym ty do diabła mówisz?
- Nie jesteś początkująca, czerwona albo normalna. Nie jesteś wampirem. Może nawet
nie jesteś człowiekiem.
- Bo jest wiedźmą, - usłyszałam szept Shaunee.
- Z piekła rodem, - Erin odszeptała.
Afrodyta zwęziła swoje oczy na Bliźniaczki, ale Stevie Rae nie skończyła.
- Tak jak Rephaim, jesteś czymś, co nie jest do końca normalne, ale Nyks dała swoje
błogosławieństwo tobie – nawet jeśli żadne z nas nie rozumie dlaczego do cholery to zrobiła.
W każdym razie, jedziesz do szkoły. Ja jadę do szkoły. Tak jak Rephaim. Koniec.
- Stevie Rae ma argument, - powiedział Stark, kiedy dołączył do nas na parkingu na
zewnątrz magazynu z resztą czerwonych adeptów idących szlakiem za nim. – Neferet się to
nie spodoba, ale Nyks wybaczyła i pobłogosławiła Rephaima.
- Przed całą szkołą, - dodała szybko Stevie Rae.
- Oni to wiedzą, - wymamrotał do niej Rephaim. Spojrzał z niej na resztą z nich, jego
wzrok w końcu osadził się na mnie. – Co myślisz? – zaskoczył mnie pytaniem. – Powinienem
spróbować jechać do Domu Nocy, albo czy to tylko spowoduje problem bez powodu?
Każdy gapił się na mnie. Z szybkim rzutem oka na kamienną twarz Syna Ereba w
autobusie, powiedziałam, - Uh, pójdziecie pierwsi i wsiądziecie do autobusu? Muszę
porozmawiać z moim… uh… - Wyznaczyłam szlak gestem, który wprowadził Afrodytę,
Stevie Rae i resztę moich bliskich przyjaciół.
- Twoim kołem, - powiedziała Stevie Rae, uśmiechając się do mnie. – Zamierzasz
porozmawiać ze swoim kołek.
- I ich rynsztunkiem, - dodał Damien, kiwając do Afrodyty, Dariusa i Kramishy.
Uśmiechnęłam się szeroko. – Podoba mi się to! Okej, wsiedlibyście do autobusu, kiedy
ja będę rozmawiać z moim kręgiem i ich rynsztunkiem, proszę?
- Nie jestem pewna, czy podoba mi się nazywanie mnie rynsztunkiem, - powiedziała
Kramisha, zwężając na mnie swoje oczy.
- To znaczy… - zaczęła Stevie Rae, ale Kramisha przerwała jej potrząśnięciem głowy. –
Wiem, co to znaczy. Mówię, że nie jestem pewna, czy mi się to podoba.
- Moglibyście rozpisywać się odnośnie tego później a teraz zamknąć się i podążać za
Zoey, tak żebyśmy mogli to przeboleć? – powiedziała Afrodyta, kiedy Kramisha zasysała
powietrze i piorunowała ją spojrzeniem. – I dla utrwalenia, - wskazała na wszystkich z
wyjątkiem Dariusa. – Jesteście Stadem Frajerów. Ja jestem waszą oznaką Popularną i Idealną.
Bliźniaczki wyglądały jakby mówiły słownym celem na Afrodytę więc powiedziałam, -
Ludzie, skupcie się. Pytanie Rephaima jest ważne. – Na szczęście, to zamknęło każdego, a ja
dałam znak mojemu okręgowi, rynsztunku i Afrodycie żeby podążali za mną w dół
chodnikiem i poza zasięg słuchu, kiedy czerwoni adepci wspinali się do autobusu, a ja
frenetycznie próbowałam myśleć o bardzo ważnym pytaniu Rephaima.
Mój umysł wydawał się pełen bzdur. Ostatnia noc była okropna. Rzuciłam okiem na
Starka i poczułam, że moje policzki stawały się ciepłe. Okej, cóż, niecała była okropna, ale
nadal trudne pytania wypełniały moją głowę. Psychicznie potrząsnęłam sobą. Nie byłam już
tylko adeptką. Byłam pierwszą Wyższą Kapłanką Adeptką, a oni wszyscy spojrzeli w górę na
mnie i oczekiwali żebym Znała Prawidłowe Odpowiedzi (cóż, na wszystko z wyjątkiem
geometrii, hiszpańskich tłumaczeń i problemów równoległego parkowania).
Proszę, Nyks, spraw żebym powiedziała właściwą rzecz. Wysłałam szybką, cichą
modlitwę, potem napotkałam wzrok Rephaima i zdałam sobie nagle sprawę, że to nie mojej
odpowiedzi potrzebowaliśmy.
- Czego chcesz? – zapytałam go.
- Cóż, on chce… - Stevie Rae zaczęła, ale podniosłam moją dłoń uciszając moją
najlepszą przyjaciółkę. – Nie, - powiedziałam. – To nie może być to, co ty mówisz, że
Rephaim chce, albo nawet to, czego ty chcesz dla niego. Potrzebuję odpowiedzi Rephaima.
Więc, jak? Czego chcesz? – powtórzyłam.
Rephaim pewnie napotkał mój wzrok. – Chcę być normalny, - powiedział.
Afrodyta parsknęła. – Niestety, normalność plus nastolatek równa się pójście do głupiej
szkoły.
- Szkoła nie jest głupia, - powiedział Damien, a potem obrócił się do Rephaima. – Ale
ona ma rację odnośnie części normalności. Chodzenie do szkoły jest tym, co normalni adepci
robią.
- Tak, - powiedziała Shaunee.
- Do dupy, ale tak, - powiedziała Erin. – Mimo że to jest doskonały pokaz mody.
- Taka jak ty jesteś, Bliźniaczko, - powiedziała Shaunee.
- Co to oznacza? – Rephaim zapytał Stevie Rae.
Uśmiechnęła się do niego. – W zasadzie, że powinieneś iść z nami do szkoły.
Uśmiechnął się do niej z powrotem, z miłością i ciepłem przepełniającym jego twarz.
Kiedy spojrzał ze Stevie Rae na mnie, ten cudowny wyraz nadal tam był, a ja nie mogłam nic
poradzić poza uśmiechnięciem się do niego.
- Jeśli normalność oznacza pójście do szkoły, to jest tym, co naprawdę chciałbym
zrobić. Jeśli to nie wywoła zbyt wielkiego problemu.
- To spowoduje problemy, nie ma co do tego wątpliwości, - powiedział Darius.
- Nie sądzisz, że powinien jechać? – zapytałam.
- Nie powiedziałem tego. Zgadzam się z tobą, że to jest jego wybór, jego decyzja, ale
Rephaimie, powinieneś zrozumieć, że będzie łatwiej, jeśli wybierzesz zostanie tutaj – na
uboczu – przynajmniej póki nie zobaczymy, jakie będą następne ruchy Neferet i Kalony.
Myślałam, że zobaczyłam płaszczenie się Rephaima na wspomnienie jego ojca, ale
skinął i powiedział, - Rozumiem, ale jestem zmęczony chowaniem się samemu w ciemności.
Spojrzał znowu na Stevie Rae, a potem z powrotem na nas. – A Stevie Rae może mnie
potrzebować.
- Okej, wiecie, że ta cała „pozwólmy chłopcu-ptakowi zdecydować” i „Stevie Rae może
mnie potrzebować” rzecz jest cała naprawdę wesoły w teorii, ale w rzeczywistości wejdziemy
na kampus, gdzie postrzelona Wyższa Kapłanka nas nienawidzi i użyje czegokolwiek może
żeby powalić nas, a przez to mam na myśli ciebie szczególnie, Z. Nie wspominając o
Dragonie, Liderze Synów Erebusa, który zdecydowanie nie zachowuje się jak on odkąd jego
małżonka została zabita przez faceta, którego przyprowadzamy z powrotem na kampus.
Neferet użyje Rephaima przeciwko nam. Dragon ja poprze. Gówno uderzy amatora.
- Cóż, - powiedziałam. – Nie będzie to pierwszy raz.
- Uh, mogę coś powiedzieć? – ręka Damiena podniosła się jakby był w klasie i chciał
być wywołany.
- Tak, kochanie i nie musisz podnosić ręki, - powiedziałam.
- Oh, okej, dzięki. Tym co chciałem powiedzieć jest to, że musimy pamiętać, że kiedy
Nyks pojawiła się w Domu Nocy, przebaczyła i pobłogosławiła Rephaima, w zasadzie dała
nam pozwolenie na włączenie Rephaima w nasz świat. Neferet nie może być wbrew temu –
przynajmniej nie otwarcie. Ani Dragon. Jak bardzo to im się nie spodoba jest poza tą kwestią.
- Ale będą wbrew temu, - powiedział Stark. – Neferet zapytała Dragona, czy
zaakceptowałby Rephaima, a on powiedział nie więc wykopała go z kampusu. Stevie Rae
nazwała to bzdurą i dlatego wszyscy skończyliśmy wyjeżdżając.
- Tak, a tylko dlatego że Wyższa Rada dała radę przycisnąć Neferet żeby pozwoliła nam
wrócić z powrotem do klasy, nie oznacza że będziemy zaakceptowani. Mogę wam obiecać, że
ona i Dragon i prawdopodobnie wielu innych ludzi nie pogodzi się z tym. – Afrodyta
zatrzepotała swoimi palcami na Rephaima.
Damien przemówił zanim mogłam cokolwiek powiedzieć. – Cóż, prawdą jest, że ani
Neferet ani Dragon nie mogą wyrugować woli Bogini.
- Wyru co? – zapytała Shaunee.
- Gować kogo? – dodała Erin.
- To znaczy zastąpić, - wyjaśniła za Damiena Stevie Rae. – A to jest naprawdę
interesująca kwestia, Damien. Nikt nie może wyprzeć się Bogini, nawet nie Wyższa
Kapłanka.
- Możesz sobie wyobrazić, co pruderyjna Wyższa Rada powiedziałaby na to? –
Afrodyta przewróciła oczami. – Miot kociąt – mieliby kilka miotów latających kociąt. Każde.
Zamrugałam i miałam nagłą chęć uścisnąć Afrodytę. Cóż, chęć przeszła szybko, ale
nadal.
- Afrodyto, - powiedziałam. – Jesteś geniuszem! I tak jak Damien.
- Oczywiście, że jestem, - powiedziała zadowolona z siebie Afrodyta.
- Zamierzasz donieść na Neferet i Dragona przed Wyższą Radą, prawda? – powiedział
Damien.
- Myślę że „donieść na” nich nie jest odpowiednim sposobem do ujęcia tego. Uh, masz
ze sobą swojego laptopa, prawda? – zapytałam.
Damien pogłaskał męską torbę przewieszoną na jego ramieniu. – Oczywiście. Jest w
moim tornistrze.
- Męskiej torbie, - powiedziała Shaunee.
- Tylko mówiąc, - dodała Erin.
- To jest Europejski tornister, - powiedział stanowczo Damien.
- Jeśli ma pierze… - powiedziała Erin.
- I kwakanie… - powiedziała Shaunee.
- Cokolwiek to jest, cieszę się że to oznacza, że masz swój komputer ze sobą. –
Wskoczyłam zanim Damien mógł sformułować wielkie słowo na nie. – Masz na nim
ściągniętego Skype’a, prawda?
- Tak, - powiedział.
- Dobrze. Muszę go pożyczyć na Spotkanie Rady, jeśli nie masz nic przeciwko?
- Nie ma sprawy, - powiedział Damien, unosząc na mnie swoje brwi pytająco.
- O czym myślisz? –Stevie Rae zadała swoje pytanie przed nim.
- Cóż, kiedy rozmawiałam z Thanatos o pomocy nam w powróceniu do szkoły, nie
wspomniałam o tej małej rzeczy odnośnie faktu, że jesteśmy w pewnym rodzaju
odgałęzieniem naszego własnego Domu Nocy tutaj, ale że nadal będziemy chodzić na zajęcia,
takie jak w naszym oryginalnym Domu Nocy.
- Będziemy musieli pomyśleć o wspaniałej nowej nazwie dla naszego miejsca, -
powiedziała Shaunee.
- Ooooh! Dobra myśl, Bliźniaczko, - powiedziała Erin.
- Hej, to jest magazyn więc co na Dom Nocy Partii Garnków (w oryginale brzmiało to
Pot Lot House of Night ale nie wiedziałam jak to do końca przetłumaczyć, a „pot” może
znaczyć garnek, natomiast „lot” partię, odłam – przypuszczenie tłumacza), - powiedziała
Shaunee.
Spojrzałam na nie. Potrząsnęłam głową i powiedziałam stanowczo, - Nie dla Partii
Garnków. – Potem wróciłam do mojej oryginalnej kwestii. – Ale muszę zrobić całą
konferencję Skype z Wyższą Radą Wampirów aby otrzymać pozwolenie na to, co chcemy
zrobić. Szkolne Spotkanie Rady wydaje się dobrym czasem na to, zwłaszcza odkąd jestem
pewna, że Neferet się spodoba, jeśli zapytam o to, czy będzie świadkiem mojej rozmowy.
- Z, to brzmi jak gówniany plan. Neferet będzie wielbić rozmawianie z Wyższą Radą i
wymyślenie sposobu by przekręcić wszystko co powiesz żeby sprawić być wyglądała jak
Szalona Nastolatka, - powiedziała Afrodyta.
- To w pewnym rodzaju mój zamiar, - powiedziałam. – Nie będę Szaloną Nastolatką.
Będę Wyższą Kapłanką Adeptką, która podaje Wyższej Radzie wszystkie szczegóły odnośnie
wspaniałego, cudownego podarunku, który Nyks dała Małżonkowi naszej Czerwonej
Wyższej Kapłanki, Rephaimowi i że jest super podekscytowany rozpoczęciem szkoły w
Domu Nocy w Tulsie. Jestem pewna że będą chcieli nawet pogratulować Neferet bycia tak
wspaniałą Wyższą Kapłanką, która może uporać się ze wszystkimi zmianami dziejącymi się
tutaj.
- To przebiegłe. Podoba mi się, - powiedziała Afrodyta. – Usadzasz Neferet a nawet
Dragona w pozycji, gdzie jeśli powiedzą „do diabła nie akceptujemy chłopca-ptaka” albo
nawet suki i ponarzekają trochę odnośnie tego, będą wyglądać naprawdę źle – co z Nyks
pokazującą się i robiącą cuda.
- To nadal nie będzie łatwa droga, - powiedział Stark.
Rephaim napotkał pewnie jego wzrok. – Nie ważne jak trudne to jest, to lepsza droga
niż ta, która prowadzi do ciemności, nienawiści i śmierci. I myślę, że dokładnie wiesz co mam
na myśli.
- Wiem, - powiedział Stark, zmieniając niezachwianie swój wzrok.
- Tak jak ja, - powiedziała Stevie Rae.
- Ja też, - dodałam.
- Więc jesteśmy zgodni. Rephaim wraca do Domu Nocy z nami, - powiedział Darius.
- Okej, zaczekaj. Czy to znaczy że musimy wsiąść do cholernego krótkiego autobusu? –
zapytała Afrodyta.
- Tak! – powiedzieliśmy wszyscy razem.
Śmiejąc się i czując lżej niż w tych dniach, wspięłam się do krótkiego autobusu z
moimi przyjaciółmi i uderzyłam moim ramieniem o Starka, kiedy zajęliśmy nasze siedzenia.
Ledwo na mnie rzucił okiem. To wtedy zdałam sobie sprawę, że naprawdę nie miał wiele do
powiedzenia mnie (albo komukolwiek) odkąd się obudziliśmy.
Pamiętając jak blisko byliśmy – jak mnie dotykał i sprawił, że świat wydawał się znowu
w porządku – sprawił że żułam wargę i czułam się super zmieszana. Kolejny raz rzuciłam na
niego okiem. Wpatrywał się za okno. Wyglądał na zmęczonego. Naprawdę zmęczonego.
- Hej, co się z tobą dzieje? – zapytałam, kiedy autobus podskoczył na swojej drodze po
Cincinnati Street kierując się do śródmieścia.
- Mną? Nic.
- Naprawdę, wyglądasz na naprawdę zmęczonego. Dobrze się czujesz?
- Zoey, obudziłaś mnie i trzymałaś mnie przez większość dnia wczoraj. Potem
wykonałaś telefon do Thanatos aby wprawić tą całą „powrót do szkoły” rzecz w ruch, co nie
było do końca spokojną, cichą rozmową. Dopiero zasnąłem, kiedy krzyczałaś cokolwiek i
znowu mnie obudziłaś. Kochanie się było wspaniałe. – Przerwał i na chwilę się uśmiechnął i
wyglądał prawie normalnie. Potem otworzył usta i zrujnował to przez powiedzenie, - Potem
zrobiłaś jakieś poważne podrzucanie i zmienianie zanim zemdlałaś. Nie mogłem wrócić do
snu. Więc jestem zmęczony. To wszystko.
Zamrugałam do niego. Dwukrotnie. I próbowałam nie czuć się jakby mnie właśnie nie
spoliczkował w twarz. Utrzymując mój głos w dole, bo nie chciałam radzić sobie z tym, że
wszyscy moi przyjaciele wiedzieli. Powiedziałam, - Okej, odkładając na bok całą musiałam-
wykonać-telefon-do-Thanatos-żeby-sprowadzić-nas-z-powrotem-do-szkoły rzecz, co jest tym,
co powinnam zrobić, bo jestem Wyższą Kapłanką odpowiedzialną za to i fakt, że ty
przyszedłeś do mnie, kiedy wszystkim, co miałam na myśli było przytulić się i spać, moja
mama nie żyje, Stark. Nyks pozwoliła mi zobaczyć, jak wchodzi do Zaświatów. Od teraz nie
wiem jak albo dlaczego się to stało. Próbuję jak diabli zachowywać się w połowie-normalnie.
Nawet jeszcze nie porozmawiałam z moją babcią.
- To prawda, że nie rozmawiałaś. Mówiłem ci, że powinnaś zaraz zadzwonić do niej –
albo przynajmniej zadzwonić do swojej mamy. Co jeśli to był tylko sen?
Spojrzałam na Starka z całkowitym niedowierzaniem, walcząc żeby utrzymać mój głos i
emocje pod kontrolą. – Jesteś jedyną osobą na tym świecie, która powinna rozumieć lepiej niż
ktokolwiek, że mogę wyczuć różnicę pomiędzy prawdziwym widzeniem Zaświatów a
śnięciem o nich.
- Tak, wiem, ale…
- Ale ty mówisz, że powinnam iść przez to wszystko i nie przeszkadzać twojemu
cennemu snu? Cóż, z wyjątkiem kochania się z tobą!
Zacisnęłam usta i próbowałam wyglądać normalnie, kiedy zobaczyłam, że Afrodyta
obraca się dookoła i rzuca okiem do tyłu na mnie z pytającym znakiem na jej twarzy.
Stark wypuścił długi oddech. – Nie, to nie to mam na myśli. Przepraszam, Z. – Potem
wziął moją dłoń w swoją. – Naprawdę. Brzmię jak kretyn.
- Tak, brzmisz, - powiedziałam.
- Przepraszam, znowu, - powiedział, a potem uderzył moje ramię swoim. – Możemy
przewinąć tą rozmowę?
- Tak, - powiedziałam.
- Więc tak – jestem zmęczony i głupio mi prze to. I odnośnie twojej mamy, nie wiem co
naprawdę się stało i myślę, że wariujemy przez to oboje. Ale nie ważne co, kocham cię, nawet
jeśli jestem kretynem. Okej? Lepiej?
- Okej. Tak. Lepiej, - powiedziałam.
Nadal pozwalając mu trzymać moją dłoń wyjrzałam za okno, kiedy skręciliśmy w lewo
w Fifteenth Street, minęliśmy Gumpy’s Garden, który zawsze sprawiał, że powietrze
pachniało jak drewno piñon i podróżowaliśmy w dół Cherry Street. Do czasu, kiedy byliśmy
na Utica i mijaliśmy Dwudziestą pierwszą, byłam całkowicie rozproszona martwieniem się o
moją mamę i moją babcię – i zastanawiając się, czy może Stark mógł mieć rację co do
pytania, czy to co pomyślałam, było moją wizją. Mam na myśli – nie słyszałam od Babci. Co
jeśli to wszystko było złym snem…
- Zawsze jest taki piękny. – Głos Damiena popłynął z przedniego siedzenia, które
automatycznie wybrał jako swoje własne. – Kiedy patrzysz na niego stąd, tak trudno
uwierzyć, że tak okropne, bolesne rzeczy mogły się tam zdarzyć.
Słyszałam szloch w jego głosie, ścisnęłam raz dłoń Starka przed puszczeniem jej, a
potem przechyliłam się przez przejście aby usiąść obok Damiena.
- Hej, - powiedziałam, przesuwając moją ręką o jego. – Musisz pamiętać, że wspaniałe,
miłosne rzeczy też się tam dzieją. Nigdy nie zapominaj, że to tam poznałeś Jacka i zakochałeś
się w nim.
Damien wpatrywał się we mnie, a ja pomyślałam, że wyglądał smutno, ale naprawdę,
naprawdę mądrze.
- Jak się trzymasz bez Heatha?
- Tęsknię za nim, - powiedziałam szczerze. Potem coś sprawiło, że dodałam, - Ale nie
chcę być jak Dragon, pochłonięta przez smutek.
- Ja też, - powiedział łagodnie Damien. – Nawet mimo że czasami ciężko nie jest.
- Nie było bardzo długo.
Zaciskając swoje usta razem ciaśniej, jakby powstrzymując się od płaczu, skinął głową.
- Przejdziesz przez to, - powiedziałam. – I tak jak ja. Przejdziemy. Razem, -
powiedziałam stanowczo.
Potem przejeżdżaliśmy przez żelazną bramę, która miała herb półksiężyca na środku
niej i podjechaliśmy do bocznego wejścia do szkoły.
- Szkolne Spotkanie Rady rozpoczyna się o siódmej trzydzieści, - powiedział Syn Ereba,
kiedy autobus zatrzymał się. – Zajęcia rozpoczynają się o dokładnie o ósmej, tak jak powinny.
- Dziękuję, - powiedziałam do niego, jakby rzeczywiście był przyjazny (albo
przynajmniej pełen szacunku). Potem rzuciłam okiem na mój telefon: 19:20. Dziesięć minut
do spotkania i czterdzieści zanim rozpocznie się szkoła. Wstałam i spojrzałam do tyłu na
grupę wyraźnie nerwowych adeptów.
- Okej, - powiedziałam. – Po prostu idźcie do swoich starych pokoi i zaczekajcie tam na
to, co macie robić dalej. Stevie Rae, Stark i ja idziemy na Spotkanie Rady i jak powiedzieli na
Wyspie Skye, poklasyfikujcie Rephaima i wasze stałe harmonogramy.
- Co ze mną? Nie idę na Spotkanie? – zapytała Kramisha. – Zazwyczaj jest nudno, ale
zakładam, że dzisiaj będzie lepiej niż zwykle.
- Masz rację, - powiedziałam. – Najwyższy czas żeby zaczęli automatycznie włączać się
razem ze Stevie Rae i mną.
- Gdzie pójdę ja? – zapytał Rephaim z tyłu autobusu.
Myślałam, próbując wymyślić, gdzie do cholery powinien iść, kiedy Damien wstał obok
mnie. – Możesz iść ze mną – przynajmniej dzisiaj. Jeśli to okej dla Zoey i Stevie Rae.
Uśmiechnęłam się do Damiena. Nie sądzę żebym kiedykolwiek była z niego tak dumna.
Każdy martwiłby się o niego i obchodziłby się z nim, jakby mógł wpaść w każdej chwili w
histerię więc jeśli zatrzaśnie Rephaima, nie ma mowy żeby ktokolwiek go pytał – baliby się
zdenerwowania Damiena.
- Dziękuję, - powiedziałam.
- To naprawdę dobry pomysł, Damien, - powiedziała Stevie Rae.
- W porządku. Próbuj zachowywać się normalnie, - powiedziałam. – A ja zobaczę was z
powrotem tutaj po szkole.
- Moją pierwszą lekcją były Czary i Rytuały, - słyszałam mamrotanie Afrodyty do
Dariusa. – I jest nowa wampirzyca ucząca tego, która wygląda jakby miała dwanaście lat. To
powinno być zabawne.
- Pamiętaj, - powiedziała Stevie Rae, obdarowując Afrodytę twardym spojrzeniem,
które całkowicie zignorowała, - bądź miła.
Wysiedliśmy z autobusu. Mogłam zobaczyć, jak trudno było Stevie Rae pozwolić
Rephaimowi iść z Damianem. Nie wiedzieliśmy naprawdę, w co mógł wchodzić, ale
rozumieliśmy, że jego szanse niego będącego zaakceptowanym i traktowanym jak
normalnego adepta, za czym tęsknił były prawie nikłe.
Kiedy Stevie Rae, Stark, Kramisha i ja byliśmy sami, powiedziałam, - Gotowi by wejść
do legowiska lwa?
- Myślę, że to jest bardziej jak kierowanie się do paskudnego gniazda os, - powiedziała
Kramisha. – Alle jestem gotowa.
- Ja też. Chodźmy i zróbmy to.
- Damy radę, - powiedziałam.
- Damy radę, - powtórzyli.
I weszliśmy w przyszłość, która była gotowa sprawić, że nasze żołądki się zacisną i
poczujemy się jakby wściekły odcinek IBS (IBS to angielski skrót od zespołu jelita
drażliwego czyli przewlekłej choroby przewodu pokarmowego o charakterze
czynnościowym charakteryzująca się bólami brzucha i zaburzeniami rytmu wypróżnień,
nieuwarunkowana zmianami organicznymi lub biochemicznymi – przypuszczenie tłumacza)
miał uderzyć mnie w dowolnym momencie.
Ach, cholera.
Tłumaczenie juliakas