Terry Pratchett Trollowy Most

background image

TERRY PRATCHET

TROLLOWY MOST

OPOWIADANIE Z KSI

Ąś

KI „W HOŁDZIE KRÓLOWI”

Przeło

ż

Piotr W.Cholewa

Tytuł orginału:

TROLL BRIDGE

Skanował:

Yanks

Wersja tekstu:

1.00

Poprawki:

9.I.2002 Yanks (autokorekta)

W

iatr dmuchał od gór, unosz

ą

c w powietrze drobniutkie

kryształki lodu.
Było zbyt zimno na

ś

nieg. Przy takiej pogodzie wilki zbli

ż

aj

ą

si

ę

do

wiosek, a zamarzaj

ą

ce drzewa w sercu lasu p

ę

kaj

ą

z hukiem.

Przy takiej pogodzie ludzie siedz

ą

w domach, przy kominkach, i

opowiadaj

ą

historie o bohaterach.

To był stary ko

ń

. I stary je

ź

dziec. Ko

ń

wygl

ą

dał jak owini

ę

ta w foli

ę

suszarka do naczy

ń

. Je

ź

dziec wygl

ą

dał, jakby nie spadał z siodła

tylko dlatego,

ż

e brakowało mu energii. Mimo k

ą

saj

ą

cego mro

ź

nego

wiatru miał na sobie jedynie skromny skórzany kilt i banda

ż

na

kolanie.
Wyj

ą

ł z ust wilgotne resztki papierosa i zgasił go na dłoni.

- No dobrze - powiedział. - Bierzmy si

ę

do dzieła.

- Łatwo ci mówi

ć

- odparł ko

ń

. - A co b

ę

dzie, je

ś

li nagle dostaniesz

zawrotu głowy? Grzbiet te

ż

odmawia ci posłusze

ń

stwa. Jakbym si

ę

czuł,

gdybym został zjedzony tylko dlatego,

ż

e w nieodpowiednim momencie

co

ś

ci strzeli w krzy

ż

u?

- Tak si

ę

nie stanie - zapewnił je

ź

dziec.

Zsun

ą

ł si

ę

na zimne kamienie i chuchn

ą

ł w palce. Potem z juków

wyci

ą

gn

ą

ł miecz z kling

ą

przypominaj

ą

c

ą

zaniedbany brzeszczot piły.

Bez przekonania kilka razy ci

ą

ł na prób

ę

powietrze.

- Potrafi

ę

jeszcze to i owo - mrukn

ą

ł z satysfakcj

ą

. Skrzywił si

ę

i

oparł o drzewo. - Mógłbym przysi

ą

c,

ż

e ten przekl

ę

ty miecz codziennie

robi si

ę

ci

ęż

szy.

- Powiniene

ś

go zapakowa

ć

z powrotem - stwierdził ko

ń

. - Na dzisiaj

wystarczy. Takie rzeczy w twoim wieku... To nie uchodzi. Je

ź

dziec

wzniósł oczy w gór

ę

.

- Niech licho porwie t

ę

wyprzeda

ż

. Tak to si

ę

ko

ń

czy, kiedy kupuje

si

ę

co

ś

, co nale

ż

ało do maga - zwrócił si

ę

ze skarg

ą

do całego

background image

ś

wiata. - Obejrzałem twoje z

ę

by, sprawdziłem kopyta, ale nie przyszło

mi do głowy,

ż

eby ci

ę

posłucha

ć

.

- A jak my

ś

lisz, kto przeciw tobie licytował? - zapytał ko

ń

. Cohen

Barbarzy

ń

ca nadal opierał si

ę

o drzewo. Nie był pewien, czy potrafi

si

ę

wyprostowa

ć

o własnych siłach.

- Na pewno masz gdzie

ś

ukryte wielkie skarby - domy

ś

lił si

ę

ko

ń

. -

Mo

ż

e wyruszymy do Kraw

ę

dzi? Co ty na to? Przyjemnie i ciepło...

Znajdziemy sobie jakie

ś

miłe miejsce na pla

ż

y... Co?

-

ś

adnych skarbów - burkn

ą

ł Cohen. - Wydałem wszystko. Przepiłem

wszystko. Wszystko rozdałem. Zgubiłem.
- Powiniene

ś

zaoszcz

ę

dzi

ć

co

ś

na staro

ść

.

- Nigdy nie przypuszczałem,

ż

e czeka mnie jaka

ś

staro

ść

.

- Pewnego dnia umrzesz - stwierdził ko

ń

. - To mo

ż

e by

ć

nawet dzisiaj.

- Wiem. Jak ci si

ę

wydaje, po co tu przyjechałem?

Zwierz

ę

odwróciło si

ę

i spojrzało w stron

ę

w

ą

wozu. Droga była

nierówna i pełna dziur, młode p

ę

dy przebijały si

ę

mi

ę

dzy kamieniami,

a z obu stron wyrastała puszcza. Za kilka lat nikt ju

ż

nie b

ę

dzie

pami

ę

tał,

ż

e w ogóle była tu jaka

ś

droga. S

ą

dz

ą

c po wygl

ą

dzie, ju

ż

teraz nikt o tym nie wiedział.
- Przyjechałe

ś

tu,

ż

eby umrze

ć

?

- Nie. Ale jest co

ś

, co zawsze chciałem zrobi

ć

. Jeszcze jako młody

chłopak.
- Co takiego?
Cohen spróbował si

ę

wyprostowa

ć

.

Ś

ci

ę

gna posłały wzdłu

ż

nóg swój

bolesny, gor

ą

cy jak rozpalone

ż

elazo sprzeciw.

- Mój tato... - wychrypiał. Z trudem odzyskał równowag

ę

.

- Mój tato - powtórzył - powiedział mi kiedy

ś

... Zasapał si

ę

.

- Synu - podpowiedział uprzejmie ko

ń

.

- Co?
- Synu.

ś

aden ojciec nie zwraca si

ę

do swojego chłopaka "synu", je

ś

li

nie ma zamiaru podzieli

ć

si

ę

swoj

ą

ż

yciow

ą

m

ą

dro

ś

ci

ą

. To powszechnie

znany fakt.
- Nie wtr

ą

caj si

ę

do moich wspomnie

ń

!

- Przepraszam.
- Powiedział: Synu... Tak, zgadza si

ę

... Synu, je

ś

li w samotnej walce

potrafisz stawi

ć

czoło trollowi, wtedy potrafisz dokona

ć

wszystkiego.

Ko

ń

zamrugał nerwowo. Potem odwrócił si

ę

znowu i ponad atakowan

ą

przez drzewa drog

ą

spojrzał w mrok w

ą

wozu. Był tam kamienny most.

Ogarn

ę

ło go straszliwe przeczucie.

Kopyta zastukały nerwowo o zrujnowan

ą

nawierzchni

ę

.

- Kraw

ę

d

ź

- powiedział niepewnie. - Miło i ciepło.

- Nie.
- Co komu przyjdzie z zabicia trolla? Co osi

ą

gniesz, zabijaj

ą

c

trolla?
- Martwego trolla. W tym cała rzecz. Zreszt

ą

wcale nie musz

ę

zabija

ć

.

Wystarczy,

ż

e go pokonam. Jeden na jednego. Mano a... troll. Gdybym

nie spróbował, ojciec przewróciłby si

ę

w grobie.

- Sam mi mówiłe

ś

,

ż

e przep

ę

dził ci

ę

z plemienia, kiedy miałe

ś

jedena

ś

cie lat.

- To jego najlepszy pomysł w

ż

yciu. Nauczył mnie sta

ć

mocno na

cudzych nogach. Podejd

ź

tu, dobrze?

Ko

ń

zbli

ż

ył si

ę

. Cohen chwycił za siodło, podci

ą

gn

ą

ł si

ę

i

wyprostował.
- I ty chcesz dzisiaj walczy

ć

z trollem... - mrukn

ę

ło zwierz

ę

.

Cohen pogrzebał w jukach i wyci

ą

gn

ą

ł kapciuch z tytoniem. Wiatr

rozwiewał okruchy, gdy osłaniaj

ą

c je dło

ń

mi, zwijał kolejnego

cienkiego papierosa.
- Tak - stwierdził.
- I przyjechałe

ś

tu z daleka specjalnie w tym celu?

- Musiałem - wyja

ś

nił Cohen. - Kiedy ostatnio widziałe

ś

most z

trollem pod spodem? Kiedy byłem młodym chłopakiem, stały ich setki.
Teraz wi

ę

cej trolli

ż

yje w miastach ni

ż

w górach. Wi

ę

kszo

ść

z nich

tłusta jak masło. I po co nam były te wszystkie wojny? A teraz...
Przejd

ź

przez ten most.

background image

B

ył to samotny most ponad płytk

ą

, spienion

ą

i zdradzieck

ą

rzek

ą

w gł

ę

bokiej kotlinie. Takie miejsce, gdzie człowiek...

Szary kształt przeskoczył przez kraw

ę

d

ź

i wyl

ą

dował na płaskich

stopach tu

ż

przed koniem. W r

ę

ku trzymał maczug

ę

.

- No dobra - warkn

ą

ł.

- Och... - st

ę

kn

ą

ł ko

ń

.

Troll zamrugał. Nawet mro

ź

ne i zachmurzone zimowe niebo powa

ż

nie

redukowało przewodnictwo jego krzemowego mózgu. Dlatego tak długo
trwało, nim u

ś

wiadomił sobie,

ż

e w siodle nie ma pasa

ż

era.

Mrugn

ą

ł jeszcze raz, poniewa

ż

nagle poczuł oparte o kark ostrze

miecza.
- Witam - odezwał si

ę

głos przy jego uchu. Troll przełkn

ą

ł

ś

lin

ę

. Ale

bardzo ostro

ż

nie.

- Słuchaj - zacz

ą

ł rozpaczliwym tonem. - To przecie

ż

taka tradycja,

nie? Na takim mo

ś

cie ludzie powinni spodziewa

ć

si

ę

trolla. Ee... -

dodał, gdy kolejna my

ś

l przeczołgała mu si

ę

przez głow

ę

. - A dlaczego

wła

ś

ciwie nie słyszałem, jak si

ę

do mnie podkradasz?

- Bo jestem dobry w podkradaniu - odparł starzec.
- To si

ę

zgadza - wtr

ą

cił ko

ń

. - Podkradł si

ę

do wi

ę

kszej liczby

ludzi, ni

ż

ty w

ż

yciu przestraszyłe

ś

obiadów. Troll zaryzykował

zerkni

ę

cie z ukosa.

- Niech to diabli - szepn

ą

ł. - My

ś

lisz,

ż

e jeste

ś

Cohenem

Barbarzy

ń

c

ą

, co?

- A jak ci si

ę

wydaje?

- Posłuchaj - doradził ko

ń

. - Gdyby nie miał kolana owini

ę

tego

workiem, poznałby

ś

, jak stuka o drugie. Troll zastanawiał si

ę

przez

dłu

ż

sz

ą

chwil

ę

.

- O rany! -j

ę

kn

ą

ł. - Na moim mo

ś

cie! Ale numer!

- Co? - spytał Cohen.
Troll wyrwał mu si

ę

i gor

ą

czkowo zamachał r

ę

kami.

- W porz

ą

dku! Zgoda! - krzykn

ą

ł, gdy Cohen ruszył do przodu. - Masz

mnie! Masz mnie! Nie b

ę

d

ę

si

ę

sprzeczał! Chc

ę

tylko zawiadomi

ć

rodzin

ę

, dobrze? Inaczej nikt nie uwierzy. Cohen Barbarzy

ń

ca! Na moim

mo

ś

cie!

Pot

ęż

na kamienna pier

ś

wypi

ę

ła si

ę

dumnie.

- Ten mój przekl

ę

ty szwagier cały czas przechwala si

ę

swoim

przekl

ę

tym wielkim, drewnianym mostem.

ś

ona o niczym innym nie mówi.

Ha! Chciałbym teraz zobaczy

ć

jego min

ę

... No nie! Co sobie o mnie

pomy

ś

lisz?

- Dobre pytanie - przyznał Cohen. Troll rzucił maczug

ę

i chwycił jego

dło

ń

.

- Jestem Mika - przedstawił si

ę

. - Nie masz poj

ę

cia, jaki to dla mnie

zaszczyt.
Wychylił si

ę

przez parapet.

- Beryl! Chod

ź

tu szybko! Przyprowad

ź

dzieciaki! Odwrócił si

ę

do

Cohena. Oczy błyszczały mu dum

ą

i wzruszeniem.

- Beryl zawsze powtarza,

ż

e powinni

ś

my si

ę

przeprowadzi

ć

, poszuka

ć

czego

ś

lepszego... Ale ja jej tłumacz

ę

,

ż

e ten most jest w naszej

rodzinie od pokole

ń

,

ż

e zawsze mieszkał jaki

ś

troll pod Mostem

Ś

mierci. To tradycja.

Na brzeg wdrapała si

ę

ogromna samica trolla z dwójk

ą

maluchów na

r

ę

kach. W

ś

lad za ni

ą

maszerował rz

ą

dek mniejszych trolli. Ustawili

si

ę

szeregiem za ojcem, wpatrzeni w Cohena niczym sowy.

- To Beryl. - Troll wskazał

ż

on

ę

. Spojrzała na Barbarzy

ń

c

ę

z

niech

ę

ci

ą

. - A to... - Wypchn

ą

ł do przodu mniejsze wydanie samego

siebie,

ś

ciskaj

ą

ce młodzie

ż

ow

ą

wersj

ę

maczugi. - To mój chłopak,

Piarg. Prawdziwy odprysk starego kamienia. Kiedy odejd

ę

, przejmie po

mnie ten most. Prawda, Piarg? Patrz, mój chłopcze, to jest Cohen
Barbarzy

ń

ca! Co ty na to? Na naszym mo

ś

cie! Nie tacy zwykli bogaci,

tłu

ś

ci kupcy, jakich spotyka twój wujek Piryt. - Troll zwracał si

ę

do

syna, ale nad jego ramieniem zerkał na

ż

on

ę

. - U nas bywaj

ą

prawdziwi

bohaterowie, jak za dawnych czasów.

ś

ona trolla zmierzyła Cohena wzrokiem.

- Bogaty jest? - spytała.
- Bogactwo nie ma tu nic do rzeczy - odparł troll.

background image

- Zabije pan naszego tat

ę

? - rzucił podejrzliwie Piarg.

- Oczywi

ś

cie,

ż

e tak - zapewnił syna Mika. - To jego zawód. A potem

b

ę

d

ę

sławiony w pie

ś

niach i opowie

ś

ciach. To przecie

ż

Cohen

Barbarzy

ń

ca, nie jaki

ś

wiejski głupek z widłami. Słynny bohater!

Przyszedł do nas z daleka, wi

ę

c oka

ż

cie mu nieco szacunku.

Przepraszam za to, sir - zwrócił si

ę

do Cohena. - Ta dzisiejsza

młodzie

ż

... Wie pan, jak to jest.

Ko

ń

zacz

ą

ł parska

ć

.

- Posłuchaj... - odezwał si

ę

Cohen.

- Pami

ę

tam, jak tato opowiadał mi o panu, kiedy byłem jeszcze

kamykiem - westchn

ą

ł Mika. - Stoi ponad

ś

wiatem niczym kloss. Tak

mówił.
Zapadło milczenie. Cohen zastanawiał si

ę

, czym mo

ż

e by

ć

kloss. I

nagle poczuł na sobie kamienne spojrzenie Beryl.
- To zwyczajny mały staruszek - oznajmiła. - Nie wydaje si

ę

szczególnie bohaterski. Skoro jest taki dobry, to czemu nie jest
bogaty?
- Posłuchaj, kobieto... - zacz

ą

ł Mika.

- I na to czekali

ś

my całe

ż

ycie? - przerwała mu

ż

ona. - Przez tyle

lat siedz

ą

c pod ciekn

ą

cym mostem? Wypatruj

ą

c ludzi, którzy nigdy nie

przyszli? Czekali

ś

my na tego krzywonogiego staruszka? Dlaczego nie

posłuchałam matki? Chcesz,

ż

eby nasz syn siedział pod mostem i

czekał, a

ż

jego te

ż

zabije jaki

ś

staruszek? To ma by

ć

przyszło

ść

dla

trolla? Nie, na to nie pozwol

ę

!

- Uspokój si

ę

...

- Ha! Piryt nie spotyka małych staruszków. Do niego przychodz

ą

grubi

kupcy. Jest kim

ś

! Powiniene

ś

z nim jecha

ć

, kiedy miałe

ś

okazj

ę

!

- Wolałbym je

ść

robaki!

- Robaki? Odk

ą

d to sta

ć

nas na robaki?

- Mo

ż

emy chwil

ę

pogada

ć

? - wtr

ą

cił Cohen. Machaj

ą

c od niechcenia

mieczem, przeszedł na drugi koniec mostu. Troll poczłapał za nim.
Cohen si

ę

gn

ą

ł po kapciuch z tytoniem. Spojrzał na trolla i wyci

ą

gn

ą

ł

r

ę

k

ę

.

- Zapalisz?
- Mo

ż

na od tego umrze

ć

- zauwa

ż

ył troll.

- Owszem. Ale nie dzisiaj.
- Tylko nie stój tam za długo z tym twoim podejrzanym koleg

ą

-

hukn

ę

ła Beryl ze swojego ko

ń

ca mostu. - Dzisiaj miałe

ś

i

ść

do

tartaku! Czert mówił,

ż

e nie mo

ż

e wci

ąż

trzyma

ć

dla ciebie tej

posady, je

ś

li nie we

ź

miesz si

ę

powa

ż

nie do pracy!

Mika u

ś

miechn

ą

ł si

ę

przepraszaj

ą

co.

- Mo

ż

na na niej polega

ć

- powiedział.

- I nie b

ę

d

ę

włazi

ć

do rzeki,

ż

eby ci

ę

znowu wyci

ą

ga

ć

! - ryczała

Beryl. - A opowiedz mu o starych capach, panie Wa

ż

ny Trollu!

- Capach? - zdziwił si

ę

Cohen.

- Nic nie wiem o capach - zapewnił Mika. - Ona zawsze o nich
wspomina. Ale ja nie mam poj

ę

cia o

ż

adnych capach. - Skrzywił si

ę

.

Razem patrzyli, jak Beryl sprowadza młode trolle z brzegu w mrok pod
mostem.
- Rzecz w tym - odezwał si

ę

Cohen, kiedy zostali sami -

ż

e nie

planowałem ci

ę

zabi

ć

.

Twarz trolla wyra

ż

ała rozczarowanie.

- Nie?
- Najwy

ż

ej zrzuci

ć

ci

ę

z mostu i ukra

ść

twoje skarby.

- Naprawd

ę

?

Cohen poklepał go po ramieniu.
- Poza tym - dodał - lubi

ę

spotyka

ć

ludzi, którzy maj

ą

... dobr

ą

pami

ęć

. Tego trzeba tej krainie: pami

ę

ci. I tradycji. Troll stan

ą

ł na

baczno

ść

.

- Staram si

ę

jak mog

ę

, prosz

ę

pana - zapewnił. - Mój chłopak chce i

ść

szuka

ć

pracy w mie

ś

cie. Powtarzam mu,

ż

e trolle mieszkaj

ą

pod tym

mostem ju

ż

prawie pi

ęć

set lat...

- Wi

ę

c gdyby

ś

oddał mi skarby - doko

ń

czył Cohen - mógłbym ju

ż

rusza

ć

dalej.
Nagła panika wywołała zmarszczki na obliczu trolla.
- Skarby? Nie mam

ż

adnych skarbów...

background image

- Daj spokój. Na takim dobrze poło

ż

onym mo

ś

cie?

- Tak, ale nikt ju

ż

nie je

ź

dzi t

ą

drog

ą

- wyja

ś

nił Mika. - Pan jest

pierwszy od miesi

ę

cy. Naprawd

ę

. Beryl mówi,

ż

e powinienem si

ę

przenie

ść

do jej brata, kiedy zbudowali now

ą

drog

ę

do jego mostu.

Ale... - podniósł głos - powiadam jej: pod tym mostem trolle...
- No tak... - mrukn

ą

ł Cohen.

- Problem w tym,

ż

e kamienie ci

ą

gle wypadaj

ą

- wyznał troll.

- A nie uwierzy pan, ile

żą

daj

ą

ci murarze. Przekl

ę

te krasnoludy. Nie

mo

ż

na im ufa

ć

. - Pochylił si

ę

do Cohena. - Przyznam si

ę

panu,

ż

e trzy

dni w tygodniu musz

ę

pracowa

ć

w tartaku szwagra,

ż

eby jako

ś

zwi

ą

za

ć

koniec z ko

ń

cem.

- Zdawało mi si

ę

,

ż

e twój szwagier ma most - zdziwił si

ę

Cohen.

- Jeden z nich tak. Ale moja

ż

ona ma tylu braci, ile psy pcheł.

- Mika wpatrzył si

ę

ponuro w fale rzeki. - Jeden handluje drewnem nad

Kwa

ś

n

ą

Wod

ą

, jeden prowadzi most, a ten wielki i gruby jest kupcem

przy Gorzkiej Grani. Czy to wła

ś

ciwy fach dla trolla?

- Ale przynajmniej jeden jest w mostowym interesie - pocieszył go
Cohen.
- Mostowy interes? Cały dzie

ń

siedzie

ć

w budce i bra

ć

od ludzi po

sztuce srebra za przej

ś

cie? Pół dnia w ogóle go tam nie ma. Wynaj

ą

ł

sobie krasnoluda do kasowania pieni

ę

dzy. I on nazywa siebie trollem!

Dopóki nie podejdzie si

ę

blisko, nie mo

ż

na go odró

ż

ni

ć

od człowieka.

Cohen pokiwał głow

ą

ze zrozumieniem.

- I wie pan co? Co tydzie

ń

musz

ę

chodzi

ć

do nich z wizyt

ą

i je

ść

u

nich obiad. Z cał

ą

trójk

ą

. I słucha

ć

, jak ci

ą

gle gadaj

ą

,

ż

e trzeba

i

ść

z. duchem czasu...

Zwrócił do Cohena sw

ą

wielk

ą

, smutn

ą

twarz.

- Co jest złego w byciu trollem pod mostem? - zapytał. - Wychowałem
si

ę

,

ż

eby by

ć

trollem pod mostem. Chc

ę

,

ż

eby młody

Piarg został trollem pod mostem, kiedy mnie ju

ż

nie b

ę

dzie. Co w tym

złego? Musz

ą

przecie

ż

istnie

ć

trolle pod mostami. Inaczej po co to

wszystko? Jaki to ma sens?
Oparli si

ę

sm

ę

tnie o parapet, zapatrzeni w spienion

ą

wod

ę

.

- Wiesz - odezwał si

ę

wolno Cohen. - Pami

ę

tam czasy, kiedy człowiek

mógł przejecha

ć

st

ą

d a

ż

po Klingowe Góry i nie zobaczy

ć

ż

ywego

stworzenia. - Przesun

ą

ł palcami po ostrzu miecza. - W ka

ż

dym razie

nie na długo.
Rzucił w wod

ę

niedopałek papierosa.

- Teraz s

ą

tam same farmy. Małe farmy małych ludzi. I wsz

ę

dzie płoty.

Gdziekolwiek spojrzysz, farmy, płoty i mali ludzie.
- Ona ma racj

ę

, oczywi

ś

cie - stwierdził troll, kontynuuj

ą

c jak

ąś

wewn

ę

trzn

ą

dyskusj

ę

. - Takie wyskakiwanie spod mostu nie ma

przyszło

ś

ci.

- Rozumiesz - mówił Cohen - nie mam nic przeciwko farmom. Albo
farmerom. Te

ż

s

ą

potrzebni. Tyle

ż

e kiedy

ś

ż

yli daleko od siebie, na

brzegach. A teraz tutaj jest brzeg.
- Spychani przez cały czas - mrukn

ą

ł troll. - Cały czas si

ę

zmieniamy. Jak mój szwagier Czert. Tartak! Troll prowadz

ą

cy tartak! A

gdyby pan zobaczył, co on wyprawia z Ostrocienistym Lasem!
Zaskoczony Cohen podniósł głow

ę

.

- Co? Tym, w którym

ż

yły gigantyczne paj

ą

ki?

- Paj

ą

ki? Teraz nie ma tam

ż

adnych paj

ą

ków. Tylko pnie.

- Pnie? Pnie? Lubiłem kiedy

ś

ten las. Był... no, był mroczny. Teraz

nie mo

ż

na ju

ż

znale

źć

porz

ą

dnej mroczno

ś

ci. W takim lesie człowiek

pojmował, co to znaczy strach.
- Podobała si

ę

panu mroczno

ść

? On teraz sadzi tam jodły. Równiutkie i

czyste.
- Jodły?
- To nie był jego pomysł. On nie odró

ż

nia jednego drzewa od drugiego.

Wszystko przez Glin

ę

.

Cohen poczuł,

ż

e kr

ę

ci mu si

ę

w głowie.

- Kto to jest Glina?
- Mówiłem przecie

ż

,

ż

e mam trzech szwagrów, prawda? Glina to ten

kupiec - wyja

ś

nił Mika. - Powiedział,

ż

e je

ś

li zasadzi si

ę

młode

drzewa, łatwiej b

ę

dzie sprzeda

ć

ziemi

ę

.

Przez dług

ą

chwil

ę

Cohen przetrawiał informacje.

background image

- Nie mo

ż

na sprzeda

ć

Ostrocienistego Lasu - stwierdził w ko

ń

cu. - Nie

nale

ż

y do nikogo.

- No tak. On mówi,

ż

e wła

ś

nie dlatego mo

ż

na go sprzeda

ć

. Cohen

uderzył pi

ęś

ci

ą

o parapet. Niewielki kamie

ń

oderwał si

ę

i run

ą

ł w

ą

b w

ą

wozu.

- Przepraszam...
- Nic nie szkodzi. Tak jak mówiłem: bez przerwy odpadaj

ą

jakie

ś

kawałki.
Cohen odwrócił si

ę

.

- Co si

ę

dzieje? Pami

ę

tam wszystkie te wielkie, dawne wojny. A ty?

Musiałe

ś

przecie

ż

walczy

ć

.

- Tak. Niosłem maczug

ę

.

- Mieli

ś

my walczy

ć

o now

ą

, pi

ę

kn

ą

przyszło

ść

. O prawo i w ogóle. Tak

mówili ludzie.
- Ja walczyłem, bo kazał mi wielki troll z batem - wyja

ś

nił ostro

ż

nie

Mika. - Ale rozumiem, o co panu chodzi.
- Chodzi o to,

ż

e nie o farmy i nie o jodły. Prawda? Mika zwiesił

głow

ę

.

- A teraz siedz

ę

tu z t

ą

n

ę

dzn

ą

imitacj

ą

mostu. Naprawd

ę

głupio si

ę

czuj

ę

. Jechał pan taki kawał drogi...

- Mieli

ś

my wtedy takiego czy innego króla - ci

ą

gn

ą

ł Cohen, wpatruj

ą

c

si

ę

w wod

ę

. - I chyba jakich

ś

magów. Ale króla na pewno. Jestem

przekonany,

ż

e był król. Nigdy go nie widziałem. I wiesz? -

U

ś

miechn

ą

ł si

ę

do trolla. - Nie pami

ę

tam, jak miał na imi

ę

. Nie

s

ą

dz

ę

,

ż

eby nam to powiedzieli.

M

niej wi

ę

cej pół godziny pó

ź

niej ko

ń

Cohena wynurzył si

ę

z

pos

ę

pnej puszczy na omiatane wiatrem, nagie wrzosowiska. Przez chwil

ę

człapał w milczeniu, nim w ko

ń

cu si

ę

odezwał.

- No dobrze... Ile mu dałe

ś

?

- Dwana

ś

cie sztuk złota - odparł Cohen.

- Dlaczego dałe

ś

mu dwana

ś

cie sztuk złota?

- Bo nie miałem wi

ę

cej.

- Chyba oszalałe

ś

.

- Kiedy zaczynałem karier

ę

barbarzy

ń

skiego herosa - rzekł Cohen -

ka

ż

dy most miał pod spodem trolla. I człowiek nie mógł przejecha

ć

przez puszcz

ę

, tak jak my wła

ś

nie przejechali

ś

my,

ż

eby z tuzin

goblinów nie próbowało odr

ą

ba

ć

mu głowy. - Westchn

ą

ł. .- Zastanawiam

si

ę

czasem, co im si

ę

przytrafiło.

- Ty - stwierdził ko

ń

.

- No tak... Ale my

ś

lałem,

ż

e jeszcze troch

ę

zostanie. My

ś

lałem,

ż

e

b

ę

dzie wi

ę

cej brzegów.

- Ile masz lat? - spytał ko

ń

.

- Nie wiem.
- Czyli do

ść

,

ż

eby zrozumie

ć

.

- Tak... No tak. - Cohen zapalił papierosa i kaszlał, a

ż

oczy zaszły

mu łzami.
- Robisz si

ę

mi

ę

kki!

- Tak.
- Ostatniego dolara oddałe

ś

trollowi!

- Tak. - Cohen dmuchn

ą

ł dymem w kierunku zachodz

ą

cego sło

ń

ca.

- Dlaczego?
Cohen popatrzył w niebo. Czerwony blask był zimny jak zbocza piekieł.
Lodowaty wicher dmuchał przez stepy, szarpi

ą

c to, co pozostało z

włosów bohatera.
- W imi

ę

tego, jakimi rzeczy by

ć

powinny - rzekł.

- Ha!
- W imi

ę

rzeczy, które min

ę

ły.

- Ha!
Cohen spojrzał w dół.
U

ś

miechn

ą

ł si

ę

.

- I

ż

eby poda

ć

trzeci powód: pewnego dnia umr

ę

- stwierdził. - Ale

chyba jeszcze nie dzisiaj.

background image

W

iatr dmuchał od gór, unosz

ą

c w powietrzu, drobniutkie

kryształki lodu.
Było zbyt zimno na

ś

nieg. Przy takiej pogodzie wilki zbli

ż

aj

ą

si

ę

do

wiosek, a zamarzaj

ą

ce drzewa w sercu lasu p

ę

kaj

ą

z hukiem. Tyle

ż

e w

tych dniach wilki spotykało si

ę

coraz rzadziej i rzadziej, coraz

mniej i mniej było lasów.
Przy takiej pogodzie rozs

ą

dnie my

ś

l

ą

cy ludzie siedz

ą

w domach, przy

kominkach.
Opowiadaj

ą

historie o bohaterach.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
064 Terry Pratchett - Trolowy Most, Terry Pratchett - Trollowy Most, TERRY PRATCHET - TROLLOWY MOST
Terry Pratchett TROLLOWY MOST
Terry Pratchett Trollowy Most (www ksiazki4u prv pl)
pratchett terry trollowy most
Pratchett Terry Trollowy most
Pratchett Terry Trollowy Most
Pratchett Terry Trollowy Most (www ksiazki4u prv pl)
Pratchett Terry Trollowy Most
Pratchett Terry Trollowy Most
Pratchett Terry Trollowy Most (opowiadanie)
T Pratchett Swiat Dysku 32 Trollowy most
Terry Pratchett Johnny Tylko Ty mozesz uratowaå ludzkoÿå
Terry Pratchett Cykl Świat Dysku (07) Piramidy
Terry Pratchett Cykl Johnny (3) Johnny i bomba
Terry Pratchett Cykl Świat Dysku (01) Kolor Magii

więcej podobnych podstron