Antychryst według proroctwa Sołowiowa
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20070330&typ=my&id=my21.txt
ks. prof. Jerzy Bajda , Piątek, 30 marca 2007, Nr 76 (2789)
Temat ten zajął moją wyobraźnię dzięki temu, że kard. Giacomo Biffi, który w tym
roku głosił rekolekcje wielkopostne w Watykanie, nawiązał - na marginesie nauk - do
zastanawiającego proroctwa Włodzimierza Sołowiowa, rosyjskiego pisarza zmarłego w
1900 roku. Emerytowany arcybiskup Bolonii przypomniał, że w proroczej wizji
Sołowiowa szatan "przedstawi się jako pacyfista, ekologista i ekumenista. Ma zwołać
sobór ekumeniczny i będzie dążył do ugody ze wszystkimi chrześcijańskimi wyznaniami,
zgadzając się na ustępstwa wobec każdego z nich. Ogół chrześcijan pójdzie za nim, z
wyjątkiem małych grup katolików, prawosławnych i protestantów".
Komentując naukę rosyjskiego filozofa, kard. Biffi w zwięzłej syntezie przypomniał, co jest
problemem naszych czasów. Powiedział mianowicie, że dzisiejszemu chrześcijaństwu (i
szczególnie Kościołowi) grozi zredukowanie religii do systemu "wartości". Tymczasem w
centrum życia chrześcijańskiego stoi osobowe spotkanie z Jezusem Chrystusem. Kardynał
przytoczył zdanie Sołowiowa, który powiedział: "Przyjdą dni, w których chrześcijanie będą
kuszeni, aby przełożyć wydarzenie zbawcze na czystą serię wartości". W opisie Sołowiowa
małe grupki chrześcijan, odrzucające tego rodzaju pokusę, odpowiedzą szatanowi: "Ty nam
oferujesz wszystko, z wyjątkiem tego, co nas interesuje: Jezusa Chrystusa". Kardynał
podkreślił, że nauka Sołowiowa jest upomnieniem dla ludzi naszej epoki, w której
"obserwuje się ryzyko chrześcijaństwa biorącego w nawias Chrystusa z Jego Krzyżem i
Zmartwychwstaniem".
Jest to niebezpieczeństwo zagrażające chrześcijanom, "ponieważ Syna Bożego nie można
przełożyć na serię dobrych pomysłów odpowiadających panującej mentalności tego
świata". Chrześcijanie, którzy pójdą za tą pokusą, będą z zachwytem przyjmowani w
transmisjach telewizyjnych i na salonach. Ale to wiąże się z wyrzeczeniem się Chrystusa.
Kardynał nie omieszkał wyjaśnić, że to, co powiedział, nie oznacza potępienia "wartości"
jako takich; są - twierdził - "wartości absolutne, takie jak dobro, prawda i piękno. Kto je
przyjmuje i kocha, ten kocha także Chrystusa, nawet jeśli o tym nie wie, ponieważ to On jest
Prawdą, Dobrem i Pięknem". Istnieje jednak świat wartości względnych, których nie wolno
absolutyzować, ponieważ to prowadzi do bałwochwalstwa i otwiera drogę do odrzucenia
zbawienia. Kardynał ostrzegł, że jeżeli ktoś żyje duchem świata (na przykład dialog ze
wszystkimi za wszelką cenę) może oderwać się od Chrystusa i znaleźć się "w stronnictwie
antychrysta".
"Badajcie duchy"
Sposób widzenia świata i chrześcijaństwa prezentowany przez księdza kardynała jest zgodny
z tym, co pisze św. Jan Ewangelista w Pierwszym Liście: "Umiłowani, nie dowierzajcie
każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków
pojawiło się na świecie. Po tym poznajecie Ducha Bożego: każdy duch, który uznaje, że
Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie
jest z Boga; i to jest duch antychrysta" (1 J 4, 1-3). W ogóle pisma św. Jana Ewangelisty
jasno ukazują sytuację człowieka (i ludzkości) w obliczu zbawczego dzieła dokonanego w
osobie Jezusa Chrystusa.
Temat antychrysta zajmował watykańskiego rekolekcjonistę już wcześniej i pewne
rozważania w tej kwestii kard. Biffi zawarł w tomie wydanym w 2005 r., zatytułowanym
"Pinocchio, Peppone, l'Anticristo e altre divagazioni", o czym pisze Sandro Magister na
swojej stronie internetowej. W postaci antychrysta opisanej przez Sołowiowa kard. Biffi
widzi de facto symbol religijności pełnej zamętu, jaki obserwujemy w naszych czasach. Na
tej samej stronie internetowej (
) dzieli się swoimi uwagami sam kard.
Biffi, podkreślając szczególne cechy "osobowości" antychrysta portretowanego przez
Sołowiowa. Otóż - jest to "spirytualista, asceta, uczony, filantrop". Można powiedzieć -
same cnoty. Nadto - według Sołowiowa - antychryst wsławił się jako znakomity egzegeta.
Obszerne dzieło z zakresu krytyki biblijnej zdobyło mu tytuł doktora honoris causa na
uniwersytecie w Tubingen. Interesujące, że to dzieło biblijne miało nosić tytuł: "Otwarta
droga do powszechnego pokoju i dobrobytu". Miała się w nim znajdować szeroka i
głęboka synteza wszystkich nauk i metod - od empirii do mistyki i synteza wszelkich
ideałów humanistycznych. Budziło pewien niepokój to, że w całym obszernym dziele
biblijnym (!) ani razu nie pojawiło się imię Chrystusa. Obrońcy mówili: "przecież całe dzieło
jest tak głęboko przeniknięte duchem chrześcijańskim, że niczego więcej nie trzeba. Przecież
autor nie ujawnia wobec Chrystusa jakiejś wrogości z zasady".
W całej filozofii antychrysta na temat Chrystusa są trzy rzeczy, których nie może on
zaakceptować. Pierwsza to stanowisko Jezusa wobec moralności: "Chrystus swoim
moralizmem podzielił ludzi według kryterium dobra i zła, a ja ich jednoczę
dobrodziejstwami, które są konieczne zarówno dobrym, jak i złym" (Kiedyś przypadkiem
słyszałem katechezę pewnego pobożnego rabina, który dowodził, że Chrystus "dzieli",
natomiast dopiero Abraham "łączy" wszystkich ludzi. Biedny rabin...).
Po drugie, antychryst nie zgadza się na jedyność Chrystusa w kontekście dzieła zbawienia.
Antychryst uważa, że Chrystus jest tylko jednym z wielu; owszem, twierdzi: "On był moim
poprzednikiem, ponieważ ja tylko jestem doskonałym zbawicielem, jako że oczyszczam jego
orędzie z tego wszystkiego, co jest nie do przyjęcia dla dzisiejszego człowieka"
(Wspomnijmy, nawiasem mówiąc, jakie sprzeciwy niektórych "teologów" wywołało
ogłoszenie przez Kongregację Nauki Wiary Deklaracji "Dominus Iesus" - właśnie "o
jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła"). Po trzecie, rzeczą
absolutnie nie do przyjęcia przez antychrysta jest to, że Pan Jezus wciąż żyje i nie dał się na
zawsze zamknąć w grobie (To może być powodem - znowu nawiasem mówiąc - dlaczego
niektórzy "uczeni" usiłowali rozdmuchać całkowicie absurdalną "informację" o znalezieniu
grobu Jezusa i jego "śmiertelnych szczątków". To dowodzi, jak rozpaczliwych metod chwyta
się wróg Chrystusa).
"Nowe (?) chrześcijaństwo"
Filozofia (teologia?) antychrysta prowadzi w pewien sposób do stworzenia czegoś w rodzaju
"nowego chrześcijaństwa", zaprojektowanego między innymi przez Lwa Tołstoja. Jest to
chrześcijaństwo zredukowane do ascetyzmu i sentymentalnego humanizmu, nie zawierające
- żywotnego przecież - odniesienia do osoby Chrystusa. Przykazania, do których Tołstoj
sprowadza Kazanie na Górze, "pochodzą oczywiście od Chrystusa, ale dla ich ważności nie
jest konieczne aktualne istnienie żyjącego Syna Bożego". Jest to - według Sołowiowa -
przykład przetłumaczenia Ewangelii na "system wartości". Krytykę aktualnej sytuacji w
chrześcijaństwie, zwłaszcza w Kościele po Soborze Watykańskim II, podjęli także poważni
myśliciele, których idee referuje znany nam już Sandro Magister pod datą 7 lutego 2005
roku. Są to: Romano Amelio, filozof, autor dzieła pt. "Iota unum. Studio delle variazioni
della Chiesa Cattolica nel XX secolo" (1985). Drugie dzieło, kontynuujące temat, ma tytuł:
"Stat Veritas. Seguito a 'Iota unum'" (1997). W obu pracach Romano Amelio odnosi się
krytycznie do takich zjawisk, jak przeakcentowanie "miłości" ze szkodą dla Prawdy lub
pewne "zranienie" wiary w Trójcę Przenajświętszą. Drugim autorem przytoczonym przez
dziennikarza jest Divo Barsotti, mistyk. Wydał on wiele prac, w których m.in. poddał
krytyce styl pracy Soboru Watykańskiego II, który według niego był bardziej "teologiczny"
niż "doktrynalny". Biskupi obecni na Soborze powinni powiedzieć, co należy przyjąć jako
przedmiot wiary, a co odrzucić; jednak tak się nie stało. Innym myślicielem przytoczonym
przez dziennikarza jest Inos Biffi (nie mylić z kardynałem), teolog, interesujący się wiarą w
aspekcie prawdy. Wydał pracę pt. "Verit? cristiane nella nebbia della fede" (2005).
Krytycznie ocenia zjawisko przeniesienia punktu ciężkości z przyjęcia prawdy wiary na
uprawianie ideologii dialogu, "aggiornamento" i ekumenizmu. Twierdzi, że "ta ideologia
zatruła po części wszystkich, nawet nauczycieli wiary, u których takie słowa jak 'dialog' i
'aggiornamento' powtarzają się z męczącą monotonią, powiązane 'obsesyjnie' ze
słownictwem 'solidarności', 'przyjęcia', 'pokoju', 'promocji człowieka', 'opowiedzenia się
za tymi ostatnimi', 'prośby o przebaczenie przeszłych win Kościoła', 'ekumenizmu' i w
końcu 'utopii'. Pomija się natomiast rolę łaski, sakramentów, temat ostatecznego celu
człowieka, to jest miłującej kontemplacji Trójcy Świętej, prawdę o piekle i niebie,
grzech, a przede wszystkim misterium Chrystusa, w którym każdy człowiek został
przeznaczony do wieczności". Biffi krytykuje też płytki ekumenizm, a także nieprzemyślane
odwoływanie się do "jednego Boga" w celu pojednania religii "monoteistycznych". Jednak
z pojęcia "jednego Boga" nie wynika jeszcze, kto jest tym Bogiem. Bo "jedynym
Bogiem jest tylko 'Bóg Jezusa Chrystusa': Ojciec, Syn i Duch Święty, co dla
muzułmanów oznacza bluźnierstwo".
Tropić ślady "Trojańskiego konia"
W podobny sposób, jak pamiętamy, krytykował pewne odchylenia od prawdziwej nauki
Kościoła słynny filozof niemiecki Dietrich von Hildebrand. Znane są u nas jego książki na
ten temat: "Koń trojański w Państwie Bożym" i "Winnica spustoszona". Sporo krytyki
poświęca ten filozof zafałszowaniu podstawowych pojęć antropologicznych i
chrystologicznych, na których opiera się etyka katolicka, tak wytrwale broniona przez
Karola Wojtyłę (Jana Pawła II). Powinno się też wydobyć na światło zapomnianą książkę ks.
Michała Poradowskiego pt. "Kościół od wewnątrz zagrożony", w której autor krytykuje
rzeczowo tendencje do zainfekowania teologii przez marksizm i samego chrześcijaństwa
przez sekularystyczne wizje zbawienia.
Pewne zjawiska dotyczące historii Soboru ocenia krytycznie również wybitny specjalista,
przewodniczący Papieskiej Komisji Nauk Historycznych Walter Brandmueller ("Avvenire",
29 listopada 2005 r.). Twierdzi, że Sobór Watykański II, w odróżnieniu od poprzednich, nie
wydał żadnego orzeczenia definitywnego w kwestii wiary, lecz chciał jedynie w sposób
pozytywny przybliżyć światu Ewangelię. Jan XXIII uważał, że ten styl nauczania odpowiada
wymogom dzisiejszego czasu. Jest to piękne, ale Sobór wsławiłby się bardziej, gdyby w
ślad za poprzednimi Papieżami odważył się wyraźnie potępić komunizm. Konstytucje
posiadają charakter doktrynalny, jednak bez ścisłych norm wiążących. Kanonista Klaus
Moersdorf twierdzi, że Deklaracja o wolności religijnej "Dignitatis humanae" nie zawiera
treści normatywnych. Jest to - jak uważa Brandmueller - całkowita nowość w dziejach
Soborów (tamże). Na temat pominięcia wyraźnego potępienia komunizmu przez Sobór
Watykański II ostrzej niż Brandmueller wypowiada się Antonio Socci (Libero, 11
października 2006 r.).
Wielu uważało, że rezygnacja z akcentów ściśle dyscyplinarnych i normatywnych zachęci
społeczeństwo do zaakceptowania łagodnie podanej nauki Kościoła. Tymczasem stało się
przeciwnie. Było to widoczne szczególnie w zakresie nauki moralnej dotyczącej powołania
małżeństwa i rodziny. Brak jasnych i zdecydowanych rozstrzygnięć (których domagało się
bardzo wielu ojców soborowych) stał się pretekstem do zastosowania w interpretacji Soboru
kryteriów subiektywistycznych, relatywistycznych i pluralistycznych. Rezygnacja z
mocnego autorytetu w głoszeniu Ewangelii przez Kościół zaowocowała pojawieniem się
zjawiska samozwańczych autorytetów, wraz z niezależnym od obiektywnej prawdy
"autorytetem" prywatnego sumienia. Niedługo po Soborze wybuchła potężna opozycja
ekspertów, teologów, mediów, a nawet całych grup Episkopatu w pewnych krajach
przeciwko nauce Kościoła ogłoszonej przez Pawła VI w encyklice "Humanae vitae" (1968).
Nadzieje na chętne przyjęcie nauki Ewangelii w duchu dialogu spaliły na panewce.
Natomiast błędy polegające na dostosowaniu nauki Kościoła do "mentalności tego świata"
wzmacniały się i mnożyły. Każdy widzi, że rozwija się materializm praktyczny, hedonizm,
konsumpcjonizm, laicyzm, sekularyzm, ateizm, który z powrotem przyjmuje formę walczącą
i agresywną. Dzieje się to w tych krajach, w których - pod pozorem demokracji -
zadomowiły się hasła wolności sumienia, tolerancji i liberalizmu. Pod osłoną praw
państwowych i międzynarodowych (różne konwencje "praw człowieka") panoszy się
działalność różnych grup i organizacji zwalczających chrześcijaństwo jawnie i cynicznie,
wszędzie tam, gdzie kościoły i gminy chrześcijańskie cieszyły się dotąd ochroną prawa
konstytucyjnego. Nie wolno mówić źle o homoseksualistach, ateistach, żydach,
mahometanach, ale wolno niszczyć, poniżać i profanować chrześcijaństwo i święte znaki
religii. Szczególnie w Ameryce dzieje się to w imię obrony świętej zasady "rozdziału
państwa od Kościoła" (zob. Tim Bueler, Liberale Pushing Anti-christian Hate Crimes Bill,
www.MichNews.com, 22 marca 2007; także Gregory Koukl, The Myth of Moral Neutrality,
Townhall 16 marca 2007). W tych wszystkich prądach widać jak na dłoni dążenie do
realizacji programu oddzielenia człowieka od Boga. Chrześcijaństwo powstało w wyniku
zjednoczenia Boga z naturą ludzką. Teraz obserwujemy w naszej kulturze prąd przeciwny,
który może pochodzić tylko od antychrysta: w imię autonomii człowieka oderwać go od
wszelkiego związku z Bogiem Jezusa Chrystusa. Niech wierzy we wszystkie "wartości",
które chce, ale niech nie szuka zjednoczenia z Chrystusem.
Europa "klubem wartości"
W tym na przykład duchu przemawiał wybitny mason włoski, mistrz "Wielkiego Wschodu"
Gustavo Raffi z okazji europejskiego szczytu w Neapolu. Twierdził, że sens korzeni
chrześcijańskich polega na tym, że chrześcijaństwo wprowadziło kulturę humanistyczną i
ugruntowało zasadę laickości państwa oraz broni prymatu prawa we współżyciu
społecznym. Za tą tezą idzie też prof. Silnio Ferrari, uważając, że "Europa jest laicka,
ponieważ jest chrześcijańska" (blog w Espressonline, 28 listopada 2003 r.). Nie dziwi nas
zatem wypowiedź Angeli Merkel, która w swoim uroczystym wystąpieniu powiedziała, że
"Europa nie jest klubem chrześcijan (...) Europa jest klubem wartości podstawowych,
opierają się one w swej istocie na tym, co my nazywamy chrześcijańskim wizerunkiem
człowieka". Jest to wyraźne odrzucenie istoty chrześcijaństwa na rzecz zakodowanego w
świadomości pani Merkel "chrześcijańskiego wizerunku człowieka". Jest to zredukowanie
prawdy religii do subiektywnego i relatywnego obrazu etosu. Ten "wizerunek
chrześcijańskiego człowieka" został już w Europie tak głęboko zdeformowany, że nie można
się w nim dopatrzyć rysów Chrystusowych objawiających prawdę obrazu Bożego. Pani
Merkel kultywuje "wizerunek człowieka", ale odrzuca wizerunek Boga widoczny na Obliczu
Jezusa Chrystusa. Poza tym nazwanie Europy "klubem", zwłaszcza w kontekście twierdzenia
odrzucającego chrześcijańską tożsamość Europy, jest czymś upokarzającym. My nie
prosiliśmy się, by nas przyjęto do "klubu", w którym zobowiązujemy się do
respektowania reguł ustalonych przez jego biurokrację. My jesteśmy narodem, który
należy do rodziny europejskich narodów wraz z całą jej historią i tożsamością, która po II
wojnie światowej miała być odnowiona i przywrócona do pierwotnej prawdy.
Subiektywnie rozumiany wizerunek człowieka chrześcijańskiego może być bardzo różnie
ukształtowany. Przykładem takiej oryginalnej interpretacji może być niedawne wydarzenie,
jakie miało miejsce w Papui Nowej Gwinei (Agencja Fox, 20 marca 2007). Pewien
tamtejszy chrześcijanin wpadł na pomysł, że najwyższą wartość ma człowiek. Zwłaszcza
człowiek rodzaju żeńskiego. Tę wartość posiada szczególnie z tego powodu, że można tego
człowieka (kobietę) zjeść. Żeby zdobyć wyższy poziom motywacji dla uprawiania tego
rodzaju "wartości", ów mieszkaniec, nazwiskiem Steven Tari (lat 35), umyślił sobie, że jest
kolejnym wcieleniem Chrystusa, dokładniej "Czarnym Jezusem". Wędrując więc po wyspie,
gromadził uczniów, aż bezstronni mieszkańcy zauważyli, że składanie ofiar z kobiet i picie
ich krwi jakoś nie zgadza się z ich "światem wartości", jaki sobie utworzyli w dużej mierze
dzięki pracy misjonarzy katolickich na tamtym terenie. Postanowili więc tego osobnika
schwytać i oddać policji. Grozi mu kara śmierci. Nie wiem, jak pani Merkel czułaby się w
jego towarzystwie...
Szatan nie jest wrogiem wartości; owszem może być ich genialnym kreatorem i
inspirować wzruszającą filozofię tłumaczącą ich genezę i urzekające ich piękno. Nie
potrafi tylko jednego: oddać w pokorze hołdu Barankowi, który uniżył samego Siebie i
"stał się posłuszny aż do śmierci". Dlatego też jedyną drogą uwolnienia się od wpływu
antychrysta nie jest dyskusja czy dialog, lecz pokorne pełnienie woli Ojca wyrażonej w
Przykazaniach. Europie i Polsce nie jest potrzebny "klub wartości", lecz Chrystus.
Dlatego jeszcze raz wzywam: oddajmy Polskę we władanie Chrystusa.