OSHO RAJNEESH
MAPY ŚWIADOMOŚCI
[materiały nadesłane; pozostałych danych nie dostarczono]
SPIS TREŚCI:
CZĘŚĆ I: MAPY ŚWIADOMOŚCI
Dżungla – las – ogród – dom
Wielbłąd – lew – dziecko
Student – uczeń – oddany – Mistrz
Siedem czakr – jedność
Siedem czakr – joga
Siedem czakr – sufi
Siedem czakr – tantra
Dziesięć byków Zen
Doznania potwierdzające
CZĘŚĆ II: Drogi do miłości
Cztery kroki do miłości
Seks, miłość, modlitwa
Medytacja i miłość
Mapy świata wewnętrznego czyli po czym poznać dokąd zmierzasz gdy
nie ma dokąd zmierzać
REGULAMIN KIPPIN
Przedruk jest kopią regulaminu a zarazem pliku ogólno-informacyjnego
Poza formalnym regulaminem, poniżej możesz znaleźć dodatkowe informacje i
uwagi prywatne z mojej strony. Dowiesz się między innymi jak można wesprzeć
rozwój archiwum oraz w jaki sposób KIPPIN może pomóc w rozwinięciu
własnych skrzydeł.
Korespondencja
proszę sie upewnić pod
głównego
i jeśli jest to korespondować w miarę możliwości korespondować
właśnie tam
Informacje uzupełniające
Zanim przejdę dalej czuję się zobowiązany powiedzieć parę słów na temat
"dlaczego?". Formalna odpowiedź brzmi: "uważam, że każdy ma prawo do
darmowego pozyskiwana informacji o charakterze dydaktyczno-edukacyjnym, a
zawartość KIPPIN, w swej internetowej postaci, według mnie takie cechy nosi".
Od siebie miałbym właściwie nieco wiecej do powiedzenia.
Przede wszystkim – "dlatego", że książki są w Polsce drogie i będą
prawdopodobnie coraz droższe, a standard życia niestety – ale maleje i tu
również nie zanosi się na poprawę. Polacy czytają coraz mniej. Dlaczego? Bo
nie mają za co. Ja sam mieszkam w regionie największego zagrożenia
Powrót
1. Status KIPPIN.
KIPPIN jest elektroniczną wersją części zbiorów o tej samej nazwie. W obecnej
formie KIPPIN jest internetowym archiwum zbiorów udostępnianych do użytku
prywatnego. Zbiory udostępniane są nieodpłatnie, lecz zgodnie z niniejszym
regulaminem, a samo archiwum KIPPIN ma charakter niedochodowy. Zbiory KIPPIN
można również nazwać internetową (wirtualną) biblioteką prywatną o charakterze
dydaktyczno-edukacyjnym. Profil tejże biblioteki jest specjalistyczny. Zawiera
w sobie szereg elementów z wielu różnych dziedzin naukowych i ich pogranicza.
Ze względu na całkowitą odmienność form multimedialnych od form umieszczanych
na materiałach poligraficznych, wszelkie obecne tu treści mają charakter tzw.
przedruków w stosunku do oryginalnej wersji. Biorąc pod uwagę użytkowość form
multimedialnych, najwygodniejszym standardem jest język html, który zachowuje
treść zgodną z wzorcem poligraficznym, dając ograniczone możliwości sztywnego
bezrobociem [te ich hasła – tu nie ma zagrożeń – tu JEST bezrobocie] i od
trzech lat należę do tego grona, bez prawa do zasiłku. Ilu jest w podobnej bądź
analogicznej sytuacji? I niech część z tych ludzi – będzie chciała pogłębiać swoje
zainteresowania. Co dalej? Bo – nie samym chlebem człowiek żyje, a wegetacja
to nie jest życie.
Księgarnie również nie prosperują najlepiej, zwłaszcza w małych miasteczkach,
a o wsiach nie wspominając już w ogóle. A co za tym idzie – szeroka gama
książek nie jest w ogóle zamawiana, stąd właściwie nie wiadomo co tak
naprawdę jest dostępne na polskim rynku wydawniczym. Książki niestety po
okładce ani po krótkiej recenzji nie ocenisz – recenzje są po to aby najlepiej
schodził towar; nie ważne czy "rodzynek" czy przysłowiowa "kicha". Ocenić
książkę – znaczy mieć ją w rękach. Czy księgarz po raz drugi coś dla ciebie
zamówi jak odłożysz swój niedoszły nabytek (który nie spełnił oczekiwań) na
półkę ze zrezygnowaniem? Czy księgarz w ogóle zdecyduje się coś zamówić za
pierwszym razem? Biblioteki też nie inwestują w literaturę z zakresu
proponowanego w KIPPIN, a powody są te same – brak pieniedzy. Inna też jest
sprawa, że z czasem pewne książki stają się na rynku niedostępne w ogóle.
Co pozostaje? Coraz tańszy i coraz bardziej dostępny internet (niestety – tylko
siłą wielkich pieniedzy stało się, że standardem wirtualnych książek jest zamiast
wszechobecnego html'a, pdf – format którego obsługa na starych komputerach i
w ogóle obsługa jako taka jest utrudniona – korzysta się z tego niewygodnie, jest
to nieporęczne i potrafi stwarzac problemy z wyświetlaniem). Przewagą internetu
nad innymi mediami jest globalny dostęp; wystarczy słaby komputer z
modemmem i telefon – nie ważne gdzie mieszkasz, czy w małym miasteczku
czy na wsi. Niewątpliwą zaletą jest też bezpośredni dostęp dla wielu
użytkowników jednocześnie.
Drugim powodem dla którego zdecydowałem się sprowadzić swoje zbiory do
formy elektronicznej jest zwykłe ludzkie niechlujstwo. Książkę wystarczy
pożyczyć trzem różnym osobom, i właściwie – o ile wróci, to niekoniecznie w
stanie nadającym się do użytku. A kto mi za to zwróci? Z formy elektronicznej
każdy może sobie bezpiecznie korzystać, a ja mam wszystko pod ręką w razie
potrzeby. Jak mówiłem – wiele osób może korzystać w tym samym czasie z
danego materiału. No i przybywa mi w ten spoób znajomych, co jest
zdecydowanym plusem.
Trzeci powód uważam również za dość istotny. Moje doświadczenie z
internetem nie jest najlepsze. Mimo ogromu witryn internetowych, tak naprawdę
polskie zasoby są bardzo ubogie w poważniejsze propozycje. Coraz więcej ludzi
sięga po internet i nie da się tego ukryć – są to w większości ludzie młodzi. I nie
da się tego zatrzymać. Nierzadko szukają samopotwierdzenia, czy oparcia –
nawet jeśli duchowego. A co zastają? Ogólny bałagan, w skład którego oprócz
"perełek" wchodzą także sterty hałaśliwych ofert reklamowych, praktyki –
nazwijmy je "sektopodobne". Niestety perełek jest mało. Poziom naszego
internetu paranormalnego jest ogólnie bardzo niski. Wiele materiałów się
powiela, są fragmentaryczne. A wielu po prostu brakuje... Tyle – mówiąc w
skrócie.
Czwarty powód. Ludzie z upośledzeniami wzroku bądź niewidomi. Sam mam
takich znajomych. Co z nimi? Kto im pomoże? Rozwiązaniem są książki
elektroniczne połączone z syntezerami mowy. Tu wychodzi jeszcze jeden istotny
wątek. Pdf nie zawsze musi współpracować z syntezerem mowy (często nie
współpracuje). Dlatego wybrałem html w połączeniu z prostotą obsługi i bez
zbędnych "bajerów".
Ktoś po przyjacielsku zasugerował mi, że "odbieram wydawnictwom i piszącym
chleb" czyli część dochodu. Nie była to złośliwa uwaga, gdyż od tej osoby
otrzymałem również jedną autorską książę – na użytek KIPPIN. Nie powiem, że
nie myślałem nad tym wcześniej. Sądzę jednak – pomijając fakt iż niektórych
książek z czasem nie można nogdzie dostać (czyli nakład nie istnieje) – że aż
tak źle nie jest. Biorę pod uwagę następujące fakty. Oprócz ludzi ubogich,
których najzwyczajniej na książki nie stać – gdzie większość z tej grupy raczej
nie zechce owych książek kupić – istnieją także tacy, którzy po zapoznaniu się z
lekturą w formie elektronicznej zechcą mieć firmowy egzemplarz. Różne kierują
nimi powody. Jednym jest fakt, że z komputera – co jak co – ale nie czyta się
najlepiej. Dopóki nie pojawią się naprawdę dobre syntezery mowy nie ma szans
na zrewolucjonizowanie rynku e-book'ów. Nie ma to jak poczciwa papierowa
książka. A wydruk niekoniecznie musi się opłacać – i może też być tak, że
wydrukowanie wyszłoby drożej – cóż, każdy chce z czegoś żyćj. Książki
eletroniczne mogą mieć też dużo więcej błędów. Znam ludzi, dla których ksiażka
w formie elektronicznej ma charakter raczej poglądowy. Znam też ludzi, którzy
lubią kupować książki papierowe dla samego ich posiadania – pod warunkiem że
warto. Sądzę zatem, że KIPPIN w pewien sposób rekompensuje część strat,
będąc swojego rodzaju promocją zachęcającą do kupowania. Wiem że jest
ciężko. Obu stronom – zarówno sprzedającej jak i kupującej. Ale wydaje mi się,
że ważniejszym od liczb i zer po jedynce – jest rozwój ludzki. Ci którzy piszą –
też robią to dla ludzi. Bo jeśli nie ludzie będą czytać to kto...?
Całe przedsięwzięcie powstało i rozwija się dzięki życzliwości ludzkiej.
Pożyczony sprzęt, pomoc organizacji sieciowej (dzięki kŻYhu, dzięki Lambar),
nadsyłane materiały (dzięki Wam wszystkim przychylnym)... Moją pracą –
wkładem w KIPPIN były setki godzin spędzonych przy skanerze, OCR'owaniu,
poprawkach i składaniu tego do html'a. Pełny wymiar godzin pracy. Teraz wiem,
że nie robiłem tego na darmo. Pozwoliło to na rozwój dla mnie ale i z
korespondencji widzę że pomogło również wielu innym. Wierzę, że z czasem
uda się pchnąć to przedsięwzięcie na dalszy etap, rozwijając wątki praktyczne.
Apel do właścicieli praw autorskich oraz osób piszących.
Moje warunki bytowania są skromne. Należę do grupy społecznej zwanej
"granicą ubóstwa". Region zamieszkania nie rokuje również na poprawę, a
rzekłbym nawet że jest coraz gorzej. Nie będę się tu szczegółowo zwierzał, bo
moim celem nie jest sztuczne wzbudzanie współczucia, ale chciałbym skłonić
czytającego do głębszych refleksji – zanim wyda osąd dotyczący tego co się
znajduje dalej. Wierzę, że moje argumenty mogą być przekonywujące. W tym
miejscu proszę jedynie o przynajmniej przymknięcie oka na istnienie zbiorów
KIPPIN i ich rozwój. Moja prośba dotyczy także w szczególności działalności
mającej na celu "zachęcenie do sponsoringu" jak to określam. Jak wspomniałem
już poprzednio – powietrzem samym nie umiem żyć, a do breatharianizmu mi
jeszcze daleko.
Słowo wyjaśnienia, dlaczego nie zwracam się wpierw do właścicieli praw
autorskich. KIPPIN jest swojego rodzaju rewolucją, tak jak za czasów "czerwonej
inkwizycji" rewolucją była walka o wolność słowa i poglądów. Dziś kulą u nogi
jest biurokracja i – niestety pieniądze. Czasem sam zastanawiam się co tak
naprawdę myślą ludzie, piszący piękne artykuły ubrane w pięknych słowach, o
harmonii, rozwoju duchowym, "sprzedawcach ludzkich dusz"... Ilu publicystów
robi to dla idei a ilu... nie.
Zwracanie się "z prośbą o zezwolenie na wykorzystanie" materiałów wiąże się z
następującymi problemami. Pieniądze i biurokracja to jeden powód. Drugim jest
brak zainteresowania na rozwój przedsięwzięć typu KIPPIN (niestety – internet
nie zakradł się do naszych domów – on się wdarł i na długo jeszcze ma szanse
pozostać). "Kim jest ten mały szary człowieczek? – zostawmy go na szarym
końcu długiej kolejki oczekujących interesantów" – zaczynając, nie miałem
żadnego znaczenia strategicznego. Czy ktoś zwórciłby uwagę na moje
zapytanie? A jeśli nawet – to czy odzew byłby wystarczający aby stworzyć
prężny projekt? Ile czasu potrwają negocjacje, co zostanie zażądane w zamian,
jakie warunki zostaną postawione? I tak dalej. Czy w tych okolicznościach
mogłoby powstać cokolwiek, nie pytając już nawet "kiedy"? Nie znam się na
takich negocjacjach, nie stać mnie na pokrywanie żadnych kosztów; jestem
zwykłym szarym człowiekiem, który postawił sobie cel. Część powodów
wymieniłem, a nad innymi się jeszcze być może nawet nie zastanawiałem.
Teraz archiwum już istnieje, i to od jakiegoś czasu. Podtrzymuję też zdanie, że
jest to swojego rodzaju wybieg z mojej strony. Jeśli zostanę zignorowany – w
porządku, jeżeli ktoś zwróci na mnie uwagę (w sensie pozytywnym) – również w
porządku. To jest mój dorobek i zarazem pewien punkt wyjścia. Nie chcę aby
moja wypowiedź wydawała się prowokacyjnie obskurna; z czasem zamierzam z
każdym się skontaktować i podjąć stosowne rozmowy odnośnie ewentualnej
współpracy, ale na tym etapie jeszcze nie powinienem.
Mimo zrozumiałego dystansu szczerze zapraszam do współpracy, szczególnie
wydawnictwa, redakcje periodyków i osoby piszące bądź tłumaczące materiały.
W pewnym sensie zbiory KIPPIN wyrobiły sobie renomę i wydaje się, że książki
które trafiają tu – zyskują na wartości. Może to być więc dobra reklama dla
domów wydawniczych ale też dla osób prywatnych. Podkreślam tylko, że książki
lub inne materiały zanim tu trafią – przechodzą przez "cenzora" czyli przeze
mnie. Ktoś musi.
* * *
Osoby posiadające możliwość archiwizowania zbiorów (książki, publikacje,
artykuły) lub posiadające własne zbiory komputerowe, jeżeli zechcą wzbogacić
archiwum KIPPIN, mogą je przysyłać. Po przyjrzeniu się materiałom, mogą one
zostanć zamieszczone w archiwum. Mile widziana okładka oraz informacje o
wydawnictwie, by w przypadku nawiązania dialogu z autorami lub właścicielami
praw autorskich, była możliwa aktualizacja informacji o nich. Materiały proszę
przysyłać na adres e-mai. W przypadku chęci skorzystania z metod klasycznych
(przesyłka pocztowa, list), adres kontaktowy również przez e-amil.
Osoby, które zechcą udostępnić posiadane materiały, a nie mają możliwości
sprowadzenia ich do postaci komputerowej (w końcu są to ciężkie godziny pracy,
przynajmniej ze skanerem, a później z obróbką OCR – czytaniem tekstu z
grafiki, a nie każdy posiada skaner; wiem coś o tym wszystkim), proszone o
przedstawienie swoich propozycji (co chciałyby udostępnić, w jakiej formie
posiadają materiały, czy chciały by je wypożyczyć, czy wysłać ksero) i
ewentualnie adresu, aby było możliwe nawiązanie kontaktu lub ustalenie
warunków przekazu materiałów. Mile widziana pomoc nieodpłatna. Co do
adresów korespondencyjnych, obowiązują te same.
Archiwum można również wesprzeć podejmując się tłumaczenia wskazanych
materiałów lub innych ciekawych zbiorów (posiadanych lub znalezionych w
internecie). Będą regularnie zamieszczane propozycje, czekające na polskie
tłumaczenie – zwykle z angielskiego (wraz z deklaracjami, ile osób podjęło się
tłumaczenia i czego).
* * *
Zapewne są wśród czytelników osoby publikujące lub przyszli autorzy przyszłych
bestsellerów. Na życzenie, w archiwum KIPPIN, może zostać zamieszczony
dowolny autorski artykuł, książka lub program. Jest to forma wypromowania dla
tych, którzy mają ambicję, ciekawe pomysły lub doświadczenia, ocierające się o
świat paranormalny. Być może zamieszczenie tu swoich publikacji, ułatwi
niektórym start. Jeżeli stroną zainteresują się poważne wydawnictwa, redakcje
czasopism i inni inwestorzy, sądzę że zapoznają się oni zarówno z niniejszymi
słowami jak i zawartością archiwum biblioteki. Być może przedstawiciele ci
zwrócą uwagę na niektóre propozycje przychodzące od czytelników, i kto wie –
może zechcą im pomóc w wydaniu własnej książki, lub zaangażują do
współpracy z periodykiem. Zanim jednak dany materiał trafi do KIPPIN przejść
musi on przez kryterium weryfikacyjne – cenzora – czyli mnie. Zbiory nie mają
jak na razie charakteru beletrystycznego, to znaczy odpadają rzeczy typu fabuła
fikcyjna / zmyślona – ogólnie. Zachęcam do pisania.
Informacja do czytelników
Mimo naprawdę wciągającej lektury proponuję dystans w ilości przynamniej
pozwalającej na zachowanie czujności. O tym nie mówi się na co dzień, bo może
to niektórych zniechęcić do czytania. Niemniej pisząc to, ja nic nie tracę, a
zyskuję czyste sumienie, że nadmieniłem o tym, czym sam staram się kierować,
sięgając po nową lekturę.
Każda z książek / publikacji, prezentuje określony punkt widzenia, a nie prawdę
jedyną prawdziwą i ostateczną. Dana treść, posiadając swą charakterystyczną
atmosferę, język, poziom merytoryczny, pomimo wzbudzanego zachwytu i
zapatrzenia w jej zawartość, jest doświadczeniem i rozumowaniem jej autora.
Nie należy traktować jego jako autorytetu tylko dlatego, że jest on autorem
książki (publikacji, artykułu); jest on także człowiekiem, zdolnym do tego, co inni
ludzie. A człowiek może się mylić. Każdy człowiek może się mylić; taka jest
natura fizycznego istnienia. Dla czytelnika wskazana jest odrobina zdrowego
dystansu, uwzględniającego własny rozsądek i tok myślenia, bazujący nie tylko
na ideałach, ale i na realiach codzienności. To, że prawo grawitacji jest
złudzeniem nie oznacza, że każdy jest w stanie je od razu pokonać. Może
kiedyś. Każdy, zależnie od wykształcenia, wychowania, wiary i sposobu
funkcjonowania logiki, tę samą treść zrozumie inaczej niż reszta. Te
niedopatrzenia, mogą być powodowane niezrozumieniem intencji autora,
pryzmatem zainteresowań, lub pobieżnym potraktowaniem jednego wątku na
rzecz innego. Należy więc czytać uważnie, a wielokrotna lektura, za każdym
razem może wnieść coś nowego (i życzę samych pozytywnych sukcesów). Moje
słowa, powinny być wzięte pod uwagę jako informacja, nic więcej.
Jak wcześniej wspomniałem, zamieszczone są tu przedruki treści oryginalnej lub
profesjonalnie (mam nadzieję) tłumaczonej z oryginału, a nie zredagowane
teksty odnoszące się w określony sposób do swych pierwowzorów. Jakiekolwiek
przetwarzanie, interpretowanie oryginalnych treści kaleczy sens oryginału.
Niestety wielu różnych publicystów, małego i dużego kalibru, ma tendencję do
reinterpretacji. Wynika to po części ze specyfiki wykonywanych przez nich
zawodów (uzewnętrznianych zainteresowań) i nikogo za to winić nie można.
Niemniej skutki pojawiają się w postaci poważnych niedopowiedzeń, mogących
w konsekwencji dane zagadnienie postawić w zupełnie innym świetle. Przykład
podałem w poprzedniej sekcji. Czasem też w oryginale nie chodzi o sam sens
słów, ale o określoną kompozycję, wywołującą (prowokującą) zaplanowane
reakcje uczuciowo-emocjonalne (wrażenia estetyczne). Myślenie ludzkie po
części opiera się na logice, a po części na odczuciach. I o to czasami chodzi
autorowi.
Chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz. Książki, niezależnie od stopnia
niebezpieczności proponowanych w nich procedur, technik i propozycji, stoją
wszystkie na jednej półce, i różnią się głównie ceną. Jest tego bardzo wiele i cała
różnorodność. Nadmiar informacji jest równie mocnym sposobem dezinformacji
jak kłamstwa, niedopowiedzenia i mieszanie prawdy z fałszem. Pośród takiego
nawału informacji, trudno jest określić, co jaki ma charakter. To, co jednym
przyniesie korzyści, innym może skutecznie zaszkodzić. Niniejszą formę
ostrzeżenia należy potraktować następująco. Czytając prezentowane tu
materiały, bez względu na fascynację i głęboką wiarę, należy potraktować je z
odrobiną zdrowego dystansu, zwłaszcza gdy propagują one specyficzny rodzaj
zachowań. Nie chcę nikogo odstraszać, a zachęcić do rozwagi. Jej brak –
wiadomo jakie może przynieść skutki u osób słabych i/lub niedoświadczonych
psychicznie, bądź nazbyt fanatycznie ustosunkowujących się do nowo
przyswojonych idei. Zmiana własnej postawy wobec życia nie polega na
popadaniu ze skrajności w skrajność, a jeśli już – to w sposób na tyle
kontrolowany, by nie przynieść szkód innym ludziom. Pamiętajmy, że każdy ma
prawo do wolnego wyboru, co zaakceptować, ale wszyscy jadą na tym samym
wózku.
Ja mogę dać ci mapę, ale to ty musisz iść, ty musisz podróżować, ty
musisz wędrować. I jedno pamiętaj – moja mapa będzie tak
naprawdę moją mapą i nie może być twoją mapą. Może dać ci kilka
podpowiedzi, kilka wskazówek, ale nie może być twoją mapą,
ponieważ jesteś totalnie innym człowiekiem. Jesteś tak
niepowtarzalny, że niczyja mapa nie może być twoją mapą.
Owszem, zrozumiawszy moją mapę staniesz się świadomy wielu
rzeczy o sobie, ale twoim zadaniem jest nie iść za nią na oślep – bo
wtedy staniesz się pseudo-człowiekiem.
Słuchaj mnie, moich słów, mojej ciszy, mojego istnienia. Próbuj
zrozumieć to, co tutaj się dzieje, co tutaj się zdarza, a potem sam
podejmuj decyzje. Nie zrzucaj odpowiedzialności na nikogo innego.
Taka jest droga wzrastania. Taka jest droga, którą się dociera.
Osho, The Dhammapada: The Way of the Buddha
Wstęp
W zeszłym roku jechałam samochodem przez Francję. Są tam ogromne nowe
autostrady – ze wschodu na zachód można dostać się niemal natychmiast.
Jedynym problemem jest to, że jadąc tymi nowymi drogami superszybkiego
ruchu w ogóle nie masz okazji posmakować kraju – ani jednego widoku
kamienistej wiejskiej drogi z kuszącymi kawiarenkami na rogach, gdzie podają
sławetną świeżą kawę i chrupiące bagietki z serem. Ani cienia uciążliwego
objazdu wiodącego przez ciekawie wyglądające targowisko, cmentarz, czy obok
nieprawdopodobnie starej i pięknej katedry.
Pozostaje ci wybranie najbardziej dogodnej i praktycznej autostrady i dotarcie na
miejsce w mgnieniu oka albo drogi bardziej eksperymentalnej, z widokami,
dźwiękami i zapachami, do których z radością będziesz wracał wspominając
podróżowanie w tej części Ziemi. (Nie muszę chyba dodawać, że nie zawsze
lubię to, co proste i wąskie. Wolę kierować się własnym nosem.) I tak jest
właśnie z mapami. Pokazują one drogi dłuższe lub drogi krótsze. Mogą
powiedzieć ci jak dotrzeć do najszybszej trasy, ale ta najszybsza nie musi być tą,
którą naprawdę będziesz chciał jechać.
Jest to kwestia osobistego wyboru.
Przedstawiamy tu kilka map świadomości, które możesz sam eksplorować. Jest
to ledwie parę z tych map, które Osho nakreślił abyśmy mogli dotrzeć do
własnego wnętrza. Podobnie jak z mapami Francji, niektóre z nich są dla mnie
nieporównywalnie łatwiejsze do odczytania od innych. Niektóre wyglądają dla
mnie jak czysta chińszczyzna. Inne są jak oddychanie aromatem brzoskwiń
kwitnących wiosną. Myślę, że to dlatego Osho przedstawia tyle różnych
możliwości – dla każdego coś innego.
Mam takie poczucie, że Osho w gruncie rzeczy mówi, że wszystkie drogi
prowadzą do Rzymu. Ktoś może naprawdę poczuć metaforyczne mapy wnętrza
człowieka z tantry i jogi – fragmenty pierwszego tomu wykładów serii "The Tantra
Vision". Jest to podróż od czakry do czakry, od najbardziej fundamentalnego
ośrodka do "tysiącpłatkowego lotosu" Niemal jak wyraźnie namalowany znak na
drodze, oto skromny przedsmak tego, w jaki sposób Osho opisuje czwarty
ośrodek, serce, nazywany anahata – "niewydobyty dźwięk": Język to dźwięk
wydobyty – musimy tworzyć go strunami głosowymi.
Musi być wydobywany – to dwie klaszczące dłonie. Serce to jedna klaszcząca
dłoń. W sercu nie ma słowa – jest ono bez słów. (Hm!) "Dżungla, las, ogród i
dom" (z wykładów "Path of Love") stanowi jeszcze inną podróż z przewodnikiem
do naszej najbardziej wewnętrznej natury. Całe to poszukiwanie prawdy można
podzielić na cztery etapy – powiada Osho i opisuje każdy święty, tajemny symbol
tak treściwie jak tylko mógłbyś sobie tego życzyć (niektóre zdają się być bliższe i
bardziej znajome od innych – zależnie od tego gdzie jesteś i jakimi ścieżkami już
kroczyłeś).
Czasem mapa pomaga. Ale co to Osho mówił o tym, aby nie ugrzęznąć patrząc
na palec wskazujący księżyc? W tym przypadku, jak sądzę, chodzi o
ugrzęźnięcie na jakiejś jednej określonej drodze prowadzącej do celu.
Przedstawiamy więc kilka różnych możliwości – do wyboru. Muszę tu tylko
przypomnieć, że ten wewnętrzny wędrowiec świadomości nie powinien wpaść w
zasadzkę jakiegoś szczególnie interesującego objazdu. Kawa może być
smaczna, ale gdzie to ja miałam dojechać?
Ma Prem Garimo
Dżungla – las – ogród – dom
Całe to poszukiwanie prawdy można podzielić na cztery etapy. I chciałbym, byś
zgłębił te cztery etapy, gdyż będziesz gdzieś w tych czterech etapach: na
którymś z tych etapów albo w drodze z jednego etapu do innego... Pierwszy etap
nazywam dżunglą, drugi nazywam lasem, trzeci nazywam ogrodem, czwarty
nazywam domem.
DŻUNGLA
Dżungla jest stanem głębokiego snu – człowiek świadomie nie poszukuje.
Większość żyje w tym stanie. Jest pewne poszukiwanie, ale bardzo
nieświadome, jeszcze nie rozmyślne. Człowiek szuka w ciemności po omacku,
ale niezupełnie jest świadomy celu, ani nawet nie jest świadomy tego, że błądzi
po omacku – jest to bardzo przypadkowe. Czasem natknie się na jakieś okno i
może zyskać pewne spojrzenie, ale znów to przegapia. Ponieważ nie jest to
świadome szukanie, tych wizji nie można utrzymać. Czasem w snach coś ci się
wyjaśnia. Czasem w miłości otwierają się i zamykają jakieś drzwi, ale ty nie
wiesz jak się otworzyły i jak się znów zamknęły.
Czasem patrzysz na wspaniały zachód słońca, obejmuje cię coś ogromnie
pięknego, wnika w ciebie inny świat, a przynajmniej cię dotyka – a potem
odchodzi. I nie możesz zaufać nawet temu, że tak było, nie możesz nawet
uwierzyć, że to się stało... ponieważ nie poszukujesz świadomie. Wiele razy
spotykasz Boga – uważaj, wiele razy spotykasz Boga, spotykasz Go w wielu
miejscach swego życia, ale nie potrafisz Go rozpoznać, przede wszystkim
dlatego, że nie szukasz Go.
I pamiętaj, jeśli czegoś nie szukasz, nie możesz tego zobaczyć. Możesz to
zobaczyć tylko wtedy, gdy tego szukasz. Może to przejść tuż obok ciebie, ale
jeśli tego nie szukasz, nie zobaczysz tego. Aby coś zobaczyć, człowiek musi
tego szukać.
Pierwszy stan przypomina dżunglę: głęboką, ciemną, gęstą, prymitywną,
pierwotną. Żadna ścieżka nie istnieje, nawet ślady stóp, i człowiek nie zmierza
donikąd, stale potykając się wędruje od jednego ciemnego zakątka do innego
ciemnego zakątka. Większość ludzi żyje w dżungli, w nieświadomym stanie
umysłu. Ludzie śpią głębokim snem, czasem są lunatykami, czasem są
somnambulikami.
Tak nauczają Budda, Chrystus, Gurdjieff, Kabir – większość ludzi nie żyje, tylko
egzystuje, wegetuje. Wyglądasz tak, jakbyś był uważny – nie jesteś uważny.
Żyjesz w gęstej mgle, w chmurach. Twoje życie jest mechaniczne. Owszem,
różne rzeczy się dzieją, ale dzieją się tak, jak dzieje się to mechanizmom:
naciskasz guzik i zapala się światło, tak, po prostu, naciskasz guzik i mechanizm
zaczyna funkcjonować, tak, po prostu. Ktoś naciska ten guzik w tobie i
przychodzi złość, ktoś naciska inny guzik w tobie i jesteś bardzo szczęśliwy, ktoś
inny naciska jakiś inny guzik i otacza cię jakiś inny nastrój, i nie ma nawet jednej
chwili przerwy między naciśnięciem guzika i pojawieniem się tego nastroju. Jest
to mechaniczne. Nie jesteś panem, jesteś niewolnikiem.
I takie jest twoje życie: twoje najgłębsze centrum śpi głębokim snem, a twoja
świadomość jest otumaniona. Twoje ciało jest rydwanem, a byle zachcianka,
byle pragnienie wchodzi w ciebie, wiezie cię przez jakiś czas, zabiera cię
dokądś, zostawia cię tam, a potem kolejna zachcianka, kolejne pragnienie... I tak
wędrujesz zakosami, potykasz się o jakiś kamień, wpadasz na jakieś drzewo. W
ciemności ranisz siebie, przysparzasz sobie bólu. Całe twoje życie to nic innego
jak tylko głęboki koszmar.
Kilku ludzi tutaj przyszło do mnie nie szukając, z samego przypadku; znają
jakiegoś przyjaciela, który tu był i pomyśleli: "dobra, pojedziemy i zobaczymy jak
tam jest". Przeglądali książki w księgarni i natknęli się na którąś z moich książek,
a moje zdjęcie ich przyciągnęło – albo spodobał im się tytuł książki, zaciekawili
się i przybyli tutaj. Ale to poszukiwanie jest bardzo, bardzo nieświadome.
Nie myślisz, nie medytujesz nad swym życiem, jakie powinno być, czym powinno
być, dokąd powinno prowadzić.
A każde pragnienie, gdy opanuje cię, staje się twym panem. Gdy jesteś w złości,
złość staje się twoim panem, całkowicie nad tobą zapanowuje. I nie jest tak, że
jesteś w złości: stajesz się złością, i w tej złości robisz coś, czego będziesz
żałował. I w tym tkwi ironia – inne "ja" będzie żałowało tego, co zrobiło tamto "ja",
inne pragnienie, inny stan, inny nastrój. Teraz będziesz cierpiał, i pójdziesz, i
będziesz chciał prosić o wybaczenie. Jest to ktoś inny, nie jest to ta sama osoba.
Gdzie są te zaczerwienione oczy, ta twarz pełna przemocy, ta gotowość zabicia
albo bycia zabitym? Wszystko minęło.
Na tym etapie, etapie dżungli, ludzi bardziej interesują odpowiedzi niż pytanie.
Natychmiast zadowalają się jakąkolwiek głupią odpowiedzią, jaka została im
udzielona. W istocie rzeczy nigdy nie zadali pytania. Jeszcze przed zapytaniem
przyjęli odpowiedź. Tak ktoś staje się hindusem, ktoś inny mahometaninem, a
ktoś inny chrześcijaninem, zanim zadałeś pytanie, odpowiedź została ci
udzielona, a ty kurczowo trzymasz się tej odpowiedzi.
Taki właśnie jest typ człowieka, którego nazywasz "prostym" – ociosany,
tradycyjny, konformista. Ukierunkowany na przeszłość: nigdy nie spogląda w
przyszłość, i nigdy nie spogląda w teraźniejszość... Ten typ człowieka wierzy w
księdza, w biskupa, w papieża, w shankaracharyę. Ten człowiek nigdy nie idzie
poszukiwać gdzie indziej.
Trzyma się kurczowo tego księdza, tej religii, tego kościoła, w którym
przypadkowo się narodził. Zostaje tam, żyje w nim, umiera w nim... A prawdziwe
życie jest niebezpieczne: na to nie może sobie pozwolić.
Życie jest przygodą w tym, co nowe, ale on kurczowo trzyma się starego. Życie
jest nieznane i niepoznawalne, a on nie chce ryzykować swoją wiedzą. Wraca
pocztą zwrotną bez otwarcia koperty.
Przychodzi, żyje, umiera, a w rzeczywistości nigdy nie przychodzi, i nigdy nie
żyje i nigdy nie umiera. Cała jego egzystencja to głęboki sen. Jeszcze nie
domaga się bycia człowiekiem.
Ten typ człowieka nazywasz "głupkowatym". Zawsze wygląda tak, jakby był
świętszy od ciebie, bardzo moralistyczny. Myśli, że jest bardzo moralny, ale nie
zna żadnych podstaw moralności. I kurczowo trzyma się norm społecznych,
nigdy nie wykracza poza nie.
Przestrzega zasad... Ten typ człowieka jest też uparty: nigdy się nie zmienia, nie
jest gotowy do zmiany. Jest bardzo przeciwny zmianom, jest antyrewolucyjny I
ten typ człowieka jest fanatykiem i faszystą; w każdej chwili gotowy jest stać się
pełnym przemocy. A cała ta jego przemoc pojawia się, gdyż nie jest przekonany
co do samego siebie, nie jest pewien własnej religii. Jego religia nie jest jego
doznaniem – jak może być jej pewny? Kiedy z nim dyskutujesz, natychmiast w
dyskusji wyjmuje miecz. Miecz jest jego argumentem. Ten typ człowieka jest
bardzo irracjonalny, ale przemawia tak, jakby był bardzo racjonalny. Jego
racjonalizm to nic innego jak tylko racjonalizacja, nie jest to rzeczywisty rozum.
Pamiętaj i obserwuj – gdzieś w głębi duszy musisz mieć tę dżunglę.
Niektórzy mają ją bardziej, inni mają ją mniej, ale różnica dotyczy ilości, stopnia.
Ta dżungla tkwi w każdym człowieku. Jest to twoja nieświadomość, ciemna noc
wewnątrz ciebie. A z tej ciemnej nocy powstaje wiele instynktów, impulsów,
obsesji, szaleństw, i zapanowują one nad twą świadomością. Stań się
obserwującym, stań się uważnym.
Na przykład – pojawia się złość. Pojawia się z nieświadomości, ten dym unosi
się z nieświadomości. Potem obejmuje twą świadomość i to cię otumania. Potem
możesz zrobić coś, czego przy zdrowych zmysłach nigdy byś nie zrobił. Czekaj.
Nie jest to pora na mówienie ani jednego słowa lub robienie czegokolwiek.
Zamknij drzwi, usiądź w ciszy, obserwuj jak ta złość powstaje, a znajdziesz
klucz.
Obserwując powstawanie złości, zobaczysz – stopniowo złość wygaśnie. Nie
może trwać wiecznie, ma pewną ilość energii, pewną potencjalność. Gdy
wyczerpie się ona, złość odchodzi; a gdy odchodzi i wewnętrznie znów się
uspokoisz, stwierdzisz pewną zmianę, zmianę jakości swego istnienia. Stałeś się
bardziej uważny. Energia, która miała stać się złością i która miała być
zmarnowana i która miała być niszcząca, została wykorzystana przez twą
świadomość. A teraz świadomość płonie jaśniejszym ogniem, korzystając z tej
samej energii.
Taka jest wewnętrzna metoda dokonywania przemiany trucizny w nektar.
LAS
Z dżungli musisz się wydostać. Drugim stanem jest las. Przypomina on dżunglę,
z jedną małą różnicą – w lesie jest kilka ścieżek, szlaków, nie autostrad, ale
ścieżek do pieszych wędrówek. W dżungli nie ma nawet jednej ścieżki. Dżungla
jest bardzo prymitywna, w dżungli człowiek jeszcze się nie pojawił, jest ona
niemal zwierzęca. W lesie pojawiają się ludzie. Jest kilka ścieżek, możesz
odnaleźć drogę.
Las przypomina śnienie. Dżungla była jak sen, las przypomina śnienie.
Przypomina podświadomość: krainę brzasku, ani nocy, ani dnia, ot, pośrodku.
Wszystko jest nadal zamglone, ale nie jest ciemne.
Coś można zobaczyć, odrobinę możesz się poruszyć, masz pewną dozę
świadomości. Jest to kraina błyszczących oczu, hippisów, tak zwanego
religijnego szukającego, uzależnionego od narkotyków, próbującego znaleźć
jakąkolwiek drogę, jakikolwiek sposób, skróty pozwalające jakoś wydostać się z
tego lasu. Jest to stan, w którym zaczyna się poszukiwanie, bardzo niepewnie,
ale przynajmniej się zaczyna. Lepsze to niż dżungla.
Hippis jest lepszy od człowieka tępego, lepszy od człowieka prostego:
przynajmniej szuka. Może czasem iść w niewłaściwym kierunku.
Poszukując medytacji staje się uzależniony od narkotyków, gdyż narkotyki mogą
dać coś podobnego, pewne zbliżone doznanie; a on przynajmniej poszukuje,
przynajmniej wędruje. Może popełnia błędy, ale przynajmniej wędruje. Człowiek
w dżungli w ogóle nie wędruje – nie popełnia błędów, ale i nie wędruje.
A pozostawanie w miejscu jest największym błędem jaki można popełnić.
Wędruj! W życiu są próby i błędy, człowiek musi uczyć się na błędach. Wiele
ścieżek otwiera się w drugim etapie; w gruncie rzeczy zbyt wiele, i człowieka
ogarnia zamieszanie. Jest to bardzo chaotyczne. Dżungla jest bardzo spokojna,
wszystko jest jasne. Choć jest ciemno, wiara jest jasna – ktoś jest hindusem,
ktoś jest mahometaninem, ktoś jest chrześcijaninem, i wszystko jest jasne...
Jest ciemno, ale wszystko jest jasne, ludzie nie są w zamieszaniu.
Ludzie są martwi, ale nie zmieszani. Wraz z życiem pojawia się zamieszanie, i
chaos. Ale to z chaosu gwiazdy się rodzą.
W drugim typie pojawiają się poeci, malarze, artyści, muzycy, tancerze. To
rewolucjoniści. Pierwszy typ jest ortodoksyjny, drugi jest rewolucyjny. Pierwszy
typ jest tradycyjny, drugi jest utopijny.
Pierwszy jest ukierunkowany na przeszłość, drugi jest ukierunkowany na
przyszłość. Dla pierwszego złoty wiek już minął, dla drugiego dopiero nadejdzie.
Patrzy on przed siebie. Przypomina Głupca z kart tarota – patrzy przed siebie, w
niebo. Stoi na skraju skały, z jedną nogą zawieszoną nad przepaścią. Ale jest
tak szczęśliwy, nie patrzy w dół, patrzy w niebo, na odległe gwiazdy. Jest pełny
marzeń. Jest bliski śmierci, ale jest pełny marzeń. To niebezpieczne. A jeśli
zapytasz mnie co wybrać, powiem: wybierz to drugie, bądź głupcem, nigdy nie
bądź punditem. Lepiej być głupcem i ryzykować niż nigdy nie ryzykować i
pozostać zaspokojonym fikcyjną, zapożyczoną wiedzą.
To drugie to głupiec. Dla drugiego etapu mam specjalną nazwę – nazywam to
"Kraina Kalifornii". Tak, jest to Kalifornia ludzkiej duszy, gdzie istnieje wielki
supermarket, supermarket duchowy – wszelkiej maści techniki i wszelkiej maści
przewodniki i mapy.
W takiej chwili człowiek zaczyna patrzeć. Nie jest zaspokojony kościołem, w
którym się urodził, zaczyna wędrować i próbuje obcych ścieżek, nieznanych
ścieżek. To jest chwila, gdy człowiek staje się studentem i szuka nauczyciela.
Poszukiwanie nie weszło jeszcze zbyt głęboko, ale zaczęło się. Nasienie
wykiełkowało. Droga do przebycia jest wciąż daleka. Trzeba odbyć długą drogę,
ale teraz jest pewna możliwość.
Pierwszy typ jest martwy, drugi typ jest zbyt żywy, niebezpiecznie żywy.
Pierwszy typ jest w jednym ekstremum, drugi typ wszedł w drugie ekstremum. W
drugim też nie ma równowagi, równowaga przyjdzie w trzecim etapie. Pierwszy
kurczowo trzyma się martwych liter, a drugi kurczowo trzyma się nicości, nigdzie
nie ma miejsca, stale idzie, jest wędrowcem. Pierwszy to gospodarz domostwa,
drugi to wędrowiec. Drugi przypomina toczący się kamień: nie obrasta mchem.
Nigdy nie dociera do centrum, stale wędruje od jednego nauczyciela do innego,
od jednej książki do innej.
Pierwszy bardzo łatwo posługuje się mową, drugi staje się mniej wygadany.
Rozmawiałeś kiedyś z hippisem? Bardzo trudno zrozumieć co on mówi. A gdy
sam nie wie co mówi, powiada "prawda?" Nie zna siebie, a pyta ciebie: "prawda?
widzisz?" – a sam niczego nie widzi. I zamiast wyrażać się słowami, zaczyna
wyrażać się dźwiękami. Zaczyna używać dźwięków, dziecinnych dźwięków.
Staje się mniej elokwentny.
Pierwszy jest bardzo rozumowy, żyje w głowie. Drugi porusza się ku sercu, staje
się typem bardziej uczuciowym. Pierwszy nie jest świadomy, ale myśli, że jego
myślenie jest świadomością. Drugi jeszcze nie dotarł do źródła uczucia, ale
myśli, że emocjonalizm, sentymentalizm to uczucie.
Hippis potrafi płakać, potrafi śmiać się. Jest ekscentryczny, szalony, ale to
lepsze niż pierwszy. Pierwszy jest polityczny, drugi jest niepolityczny. Pierwszy
wierzy w wojnę, drugi zaczyna ufać pokojowi. Pierwszy gromadzi przedmioty,
drugi zaczyna kochać ludzi... piękne. Pierwszy wierzy w małżeństwo, drugi
wierzy w miłość. Pierwszy żyje w schronieniu, drugi nie wie gdzie będzie jutro.
Ale jest to dobre – wszystko zaczęło się poruszać. Może poruszać się w
niewłaściwym kierunku, to prawda, ale może też poruszać się we właściwym
kierunku. Ruch jest dobry. Teraz potrzebny będzie właściwy kierunek. Jedna
rzecz już się stała, teraz potrzebny będzie kierunek.
Pierwszy jest bardzo ziemski: wierzy w konta bankowe i ubezpieczenie na życie.
Pierwszy jest bardzo chciwy władzy, pieniędzy Drugi nie wierzy w
zabezpieczenie – bardziej ufa życiu niż ubezpieczeniu na życie. Wierzy w miłość
bardziej niż w zabezpieczenie jakie można mieć z konta bankowego. Nie jest
opętany pieniędzmi, nie gromadzi. Nie jest moralny w takim sensie moralności
jak pierwszy typ, zaczyna mieć moralność nowego rodzaju, moralność
rewolucyjną, moralność osobistą. Moralność pierwszego typu jest społeczna,
moralność drugiego typu jest osobista. Moralność pierwszego typu polega na
uwarunkowaniach, moralność drugiego typu polega na sumieniu. Rozgląda się
wokoło i cokolwiek ma ochotę zrobić, robi to. Robi to, co uznaje, jest
indywidualnością... Pierwszy typ jest zbiorowością. Nieświadomość jest
zbiorowa, podświadomość jest indywidualna... Pierwszy typ jest dogmatyczny,
teologiczny – drugi jest filozoficzny.
OGRÓD
A trzecim jest ogród, trzecim etapem. Ogród jest stanem przebudzenia –
człowiek jest przebudzony.
Pierwszym jest sen, drugi to śnienie, trzeci to przebudzenie. Hindusi nazywają
pierwszy sushupti, drugi – swabhana, trzeci – jagrati. Teraz jest on świadomy,
uważny, dzień się przebudził. Książki, przewodnicy, nauczyciele stali się
nieistotni – znalazł Mistrza.
Pierwszy wierzy w księdza. Drugi nie wie dokąd iść, nie ma kompasu, pogubił
wszelkie kierunki, do nikogo nie idzie. Możesz wyszkolić psa i nazwać go Guru
Maharaji i on pójdzie. Zrób tylko propagandę i zobaczysz, że ten pies znajdzie
swoich zwolenników. Drugi może iść do jakiegokolwiek Guru Maharaji. Gotowy
jest upaść u stóp kogokolwiek, jest za bardzo gotowy. Pierwszy nigdy nie jest
gotowy, drugi jest zbyt gotowy. Dla pierwszego kwestia padnięcia u stóp
kogokolwiek innego niż jego własny ksiądz nie istnieje. Drugiemu każdy zdaje
się być tym księdzem. Jego oczy są bardzo niezdecydowane. Może on iść do
każdego, do każdego, kto twierdzi, do każdego, kto potrafi krzyczeć w głos: "Tak,
ja będę twoim przewodnikiem. Ja jestem nauczycielem świata. Ja jestem tym i
tamtym." Ktokolwiek potrafi to powiedzieć, on będzie gotowy paść do jego stóp.
Ale trzeciego nie interesują już nauczyciele, nie jest studentem.
Interesuje go kontakt osobisty, interesuje go Mistrz, on chce stać się uczniem.
Nie przejmuje się tym, co Mistrz mówi, bardziej interesuje się tą aurą, którą
Mistrz stwarza wokół siebie. Nie interesują go jego doktryny, jego filozofia –
interesuje go jego istnienie.
Gdy stajesz się zainteresowany istnieniem, i gdy patrzysz wprost do
najgłębszego rdzenia człowieka, gdy zaczynasz odczuwać obecność, dopiero
wtedy możesz stać się uczniem. Nie poszukujesz filozoficznych odpowiedzi,
teraz pytanie Kim jestem? stało się istotne.
Drugi jest gotów uczyć się, pierwszy nie jest gotów uczyć się, trzeci jest gotów
oduczyć się. Powtórzę – pierwszy nie jest gotów uczyć się.
Drugi jest gotów uczyć się skądkolwiek i uczy się zbyt wielu rzeczy, sprzecznych,
głupich, dobrych, złych – i popada w zamęt.
Trzeci jest gotowy oduczyć się. Nie poszukuje wiedzy. Powiada: "Poszukuję
kogoś, kto dotarł. I nie będę słuchał tego czy to, co on mówi, jest
argumentacyjnie uzasadnione, filozoficznie prawdziwe.
Chcę być w intymnej relacji."
Relacja między nauczycielem i studentem nie jest osobista. Relacja między
Mistrzem i uczniem jest osobista, jest to romans. Trzeba czuć, trzeba być w
obecności Mistrza, trzeba obserwować. Nie trzeba wnosić swojego umysłu –
trzeba odsunąć umysł na bok i trzeba patrzeć wprost, i czuć.
Jeden z Mistrzów zen powiadał: "Gdy dotarłem do mojego Mistrza, przez trzy
lata siedziałem u jego boku, a on nawet na mnie nie spojrzał. Potem, po trzech
latach – spojrzał na mnie i była to wielka radość. Potem znów minęły trzy lata i
któregoś dnia uśmiechnął się do mnie, i było to błogosławieństwem. Potem znów
minęły trzy lata, i któregoś dnia położył dłoń na mej głowie, i było to ogromne,
było to niewiarygodne. Potem znów minęły trzy lata, i któregoś dnia objął mnie, i
ja zniknąłem, i on znikł... i była jedność."
Znalezienie Mistrza to znalezienie punktu, z którego Bóg jest najbliższy,
znalezienie najbliższych drzwi, za którymi Bóg jest dostępny. Ktoś dotarł... A jak
się o tym przekonasz? Musisz odczuć, myślenie tu nie pomoże. Myślenie
zaprowadzi cię na manowce; musisz odczuć, musisz być cierpliwy, musisz być w
jego obecności, musisz smakować, musisz stać się odurzony jego obecnością. I
powoli, powoli wszystko stanie się jasne. Gdy twój umysł wygaśnie, wszystko
stanie się jasne. Albo jest Mistrzem, albo nie jest, i będzie to objawienie. Jeśli
jest, możesz zanurzyć się całkowicie. Jeśli nie jest, musisz ruszyć w drogę. W
obu przypadkach dojdziesz do pewnego końca. Czasem może tak się zdarzyć,
że poczujesz, że to jest Mistrz, ale nie dla ciebie. Wtedy też musisz ruszyć w
drogę, bo Mistrz może pomóc tylko wtedy, gdy ty i on pasujecie do siebie, gdy
waszym przeznaczeniem jest bycie razem, gdy waszym przeznaczeniem jest
bycie dla siebie.
Na tym etapie, ogrodu, otwiera się totalnie inna perspektywa. Jest to punkt, w
którym ważne staje się pytanie Kim jestem? a ty nie domagasz się odpowiedzi.
Nie jesteś gotów przyjąć żadnej odpowiedzi z zewnątrz. A Mistrz nie da ci żadnej
odpowiedzi. Tak naprawdę zniszczy wszystkie twoje odpowiedzi – to właśnie ja
tutaj robię... Zabieram ci wszystkie twoje odpowiedzi, byś pozostał sam ze swym
pytaniem, czysty ze swym pytaniem, dziewiczy ze swym pytaniem. Gdy
pozostaje pytanie, a nie ma odpowiedzi z zewnątrz, zaczynasz zapadać się
wewnątrz siebie. To pytanie jak strzała przenika do samego źródła twego
istnienia – i tam jest odpowiedź. I ta odpowiedź nie jest werbalna. Nie jest to
teoria, którą napotykasz, jest to urzeczywistnienie. Eksplodujesz. Po prostu
wiesz. Nie jest to wiedza – wiesz. Jest to doznanie, egzystencjalne. Ten
pierwszy człowiek jest dogmatyczny, sekciarski. Ten drugi człowiek jest
filozoficzny. Ten trzeci człowiek jest religijny, egzystencjalny.
DOM
A czwartym etapem jest dom. Hindusi zwą go turiya – czwarty stan.
W czwartym stanie dotarłeś, dotarłeś do samego rdzenia swego istnienia – dom,
oświecenie, samadhi, satori, nirwana. Dotarłeś do miejsca, w którym znika Mistrz
i uczeń, w którym znika oddany i Bóg, w którym znika poszukujący i to, co
poszukiwane, w którym znikają wszelkie dualizmy. Wykroczyłeś ponad dwa,
dotarłeś do jednego.
To jest to miejsce, którego wszyscy szukamy, a jego piękno polega na tym, że
ono już tu jest. Gdy dotrzesz do domu, stwierdzisz, że dotarłeś tam, gdzie
zawsze byłeś. Patrząc za siebie z tego domu, roześmiejesz się. Zobaczysz, że
tej dżungli nie było na zewnątrz, była to twoja własna nieświadomość. Lasu nie
było na zewnątrz, było to twoje własne śnienie. Ogrodu nie było na zewnątrz,
była to twoja własna uważność. A tym domem jest twoje własne istnienie,
satchitanand. To ty, twoja najbardziej wewnętrzna natura, swabhava, tao –
nazywaj to jak tylko chcesz. Jest to bez nazwy. Takie są te cztery etapy.
Wielbłąd – lew – dziecko
Zarathustra dzieli ewolucję świadomości na trzy symbole: wielbłąd, lew i dziecko.
Wielbłąd to zwierzę juczne gotowe oddać się w niewolę, nigdy się nie buntuje.
Nie potrafi nawet powiedzieć nie. Jest istotą wierzącą na słowo, wyznawcą,
zwolennikiem, wiernym niewolnikiem. To najniższy poziom ludzkiej świadomości.
Lew jest rewolucją. Początkiem rewolucji jest święte nie. W świadomości
wielbłąda zawsze jest potrzeba kogoś, kto będzie prowadził i kto będzie mówił
"powinieneś..." Potrzeba mu dziesięciorga przykazań. Potrzebne mu są
wszystkie religie, wszyscy księża i wszystkie święte pisma, bo sam sobie nie
potrafi zaufać. Nie ma odwagi i nie ma duszy i nie ma tęsknoty do wolności. Jest
posłuszny.
Lew jest tęsknotą do wolności, pragnieniem zniszczenia wszystkich więzień. Lew
nie potrzebuje żadnego lidera – sam sobie wystarcza.
Nikomu nie pozwoli nakazywać "będziesz..." – jest to urazą dla jego dumy. Może
on tylko powiedzieć: "ja to zrobię". Lew jest odpowiedzialnością i ogromnym
wysiłkiem wyzwolenia się z wszelkich łańcuchów.
Ale i lew nie jest najwyższym szczytem ludzkiego wzrastania.
Najwyższy szczyt jest wtedy, gdy lew także przechodzi metamorfozę i staje się
dzieckiem. Dziecko jest niewinnością. Nie jest posłuszeństwem, nie jest
nieposłuszeństwem. Nie jest wiarą, nie jest niewiarą – jest czystą ufnością, jest
świętym tak mówionym egzystencji i życiu i temu wszystkiemu, co się w nim
zawiera.
Dziecko jest samym szczytem czystości, szczerości, autentyzmu, chłonności i
otwartości na egzystencję. Te symbole są bardzo piękne.
Zgłębimy implikacje tych symboli w miarę jak Zarathustra będzie je opisywał –
jeden po drugim.
WIELBŁĄD
Wielbłąd jest chyba najbrzydszym zwierzęciem całej egzystencji. Nie można
pogłębić jego brzydoty. Co jeszcze można zrobić? Taka z niego karykatura.
Wygląda tak, jakby wyszedł prosto z piekła.
Wybór wielbłąda jako najniższej świadomości jest idealnie trafny.
Najniższa świadomość w człowieku jest kaleka – chce być zniewolona. Boi się
wolności, bo boi się odpowiedzialności. Gotowa jest dać się objuczyć takim
ciężarem, jak to tylko możliwe. Cieszy się, gdy jest obarczana ciężarem. I taka
jest najniższa świadomość – obładowana wiedzą, która jest zapożyczona. Żaden
godny człowiek nie pozwoli sobie na obciążanie się zapożyczoną wiedzą. Ta
obładowuje cię moralnością, którą umarli przekazują żywym, która jest
dominacją martwych nad żywymi. Żaden godny człowiek nie pozwoli, żeby
rządzili nim umarli.
Najniższa świadomość człowieka tkwi w ignorancji i nieświadomości,
nieuważności, w głębokim śnie – gdyż stale podawana jest jej trucizna wierzenia
na słowo, wiary, nigdy nie dopuszcza się wątpienia, nawet mówienia nie. A
człowiek, który nie potrafi powiedzieć nie, traci swoją godność. I człowiek, który
nie potrafi powiedzieć nie... jego tak nic nie znaczy. Czy widzisz te implikacje?
Tak ma znaczenie tylko wtedy, gdy wcześniej potrafiłeś powiedzieć nie. Jeśli nie
umiesz powiedzieć nie, twoje tak jest bezsilne, nic nie znaczy.
LEW
Dlatego wielbłąd musi zmienić się w pięknego lwa, gotowego umrzeć, ale nie
gotowego dać się zniewolić. Nie możesz z lwa uczynić zwierzęcia jucznego. Lew
ma taką godność jaką żadne inne zwierzę nie może się poszczycić. Nie ma
skarbów, nie ma królestw – jego godność tkwi tylko w sposobie bycia – bez lęku,
bez obawy przed nieznanym, gotów powiedzieć nie nawet ryzykując śmierć.
Ta gotowość powiedzenia nie, ta buntowniczość, zmywają z niego wszelki brud
pozostawiony przez wielbłąda – wszelkie ślady i odciski kopyt, jakie zostawił
wielbłąd. I dopiero po lwie, po wielkim nie, możliwe jest święte tak dziecka.
Dziecko mówi tak nie dlatego, że się boi. Mówi tak dlatego, że kocha, dlatego, że
ufa. Mówi tak, bo jest niewinne, nie może sobie wyobrazić, że może być
oszukane. Jego tak to ogromna ufność. Nie wynika z lęku, wynika z głębokiej
niewinności. Tylko to tak może je zaprowadzić na najwyższy szczyt
świadomości, do tego, co nazywam boskością... Teraz poszukuje ono swojej
najwyższej boskości. Żaden bóg nie będzie mu wrogiem. Nie będzie się kłaniać
żadnemu bogu – samo sobie będzie panem. Taki jest duch lwa – absolutna
wolność z pewnością oznacza wolność od boga, wolność od tak zwanych
przykazań, wolność od świętych pism, wolność od jakiejkolwiek moralności
narzuconej przez innych ludzi.
Oczywiście pojawi się też coś w rodzaju cnoty, ale będzie to coś, co pochodzi z
twego własnego, cichego, małego głosu. Twoja wolność przyniesie
odpowiedzialność, ale ta odpowiedzialność nie będzie narzucona przez kogoś
innego... Teraz nie ma kwestii kogokolwiek, kto mógłby nim rządzić. Nawet Bóg
nie jest już tym, kogo by słuchał.
Człowiek o duchu buntowniczym – a bez buntowniczego ducha metamorfoza nie
może nastąpić – musi rzec: "nie, to moja wola – zrobię wszystko, co moja
świadomość uzna za słuszne, i nie zrobię nic, co moja świadomość uważa za
niewłaściwe. Poza mym własnym istnieniem nie ma dla mnie innego
przewodnika. Prócz własnych oczu, nie będę wierzył żadnym innym oczom – nie
jestem ślepy i nie jestem idiotą.
Widzę. Myślę. Medytuję i sam odnajduję dla siebie co jest słuszne, a co jest
niewłaściwe. Moja moralność będzie jedynie cieniem mojej świadomości."
DZIECKO
Dziecko jest najwyższym szczytem ewolucji pod względem świadomości. Ale
dziecko to tylko symbol – nie znaczy to, że dzieci są najwyższym stanem
istnienia. Dziecko podano tu symbolicznie, gdyż dziecko nie jest wyuczone. Jest
niewinne, a jeśli jest niewinne, jest pełne zadziwienia, jego dusza tęskni do tego,
co tajemnicze. Dziecko to początek, przygotowanie – i życie zawsze powinno
być początkiem i zawsze uciechą i zabawą, zawsze śmiechem, nigdy powagą.
Święte tak jest potrzebne, ale to święte tak może przyjść dopiero po świętym nie.
Wielbłąd zawsze mówi tak, ale jest to tak niewolnika.
On nie potrafi powiedzieć nie. Jego tak nie ma żadnej wartości.
Lew mówi nie! Ale nie potrafi powiedzieć tak. Sprzeciwia się to jego własnej
naturze. Przypomina mu wielbłąda. Jakoś wyzwolił się od wielbłąda i
powiedzenie tak znów mu przypomina – zrozumiałe – tak wielbłąda i niewolę.
Nie, to zwierzę w wielbłądzie nie potrafi powiedzieć nie. W lwie – może
powiedzieć nie, ale nie jest w stanie powiedzieć tak. Dziecko nic nie wie o
wielbłądzie, nic nie wie o lwie. To dlatego Zaratustra powiada: "Dziecko jest
niewinnością i zapomnieniem..."
Jego oczy są czyste i ma ono wszelki potencjał, by powiedzieć nie.
Skoro tego nie mówi, to dlatego, że ufa – nie dlatego, że się boi. Nie z lęku, ale z
ufności. A gdy tak pochodzi z ufności, jest to największa metamorfoza,
największa przemiana, na jaką można mieć nadzieję.
Te trzy symbole są piękne i warto je pamiętać. Pamiętaj, że jesteś tu, gdzie
wielbłąd, i że musisz stać się lwem, i pamiętaj, że nie wolno ci zatrzymać się na
lwie. Musisz pójść jeszcze dalej, ku nowemu początkowi, ku niewinności i
świętemu tak – ku dziecku. Prawdziwy mędrzec na powrót staje się dzieckiem.
Krąg się zamyka – od dziecka, znów po dziecko. Ale różnica jest ogromna.
Dziecko jako takie jest w ignorancji. Będzie musiało stać się wielbłądem, lwem, i
wrócić potem do dziecka – ale to dziecko nie jest tym samym dawnym
dzieckiem, gdyż nie jest w ignorancji. Musi przejść przez wszystkie doznania
życia – niewolę, wolność, bezsilne tak, dzikie nie – a jednak wszystko to
zapomni. Nie jest to ignorancja, ale niewinność. Tamto pierwsze dziecko było
początkiem podróży.
Drugie dzieciństwo jest dopełnieniem podróży.. Pierwsze narodziny są
narodzinami ciała, drugie są narodzinami świadomości. Pierwsze narodziny
czynią cię człowiekiem, drugie narodziny czynią cię bogiem.
Student – uczeń – oddany – Mistrz
Są takie cztery etapy, które trzeba zrozumieć.
Pierwszy – student – przychodzi do mistrza, ale nigdy do mistrza nie dociera.
Dociera tylko do nauczyciela. Może to być ten sam człowiek, ale student nie jest
gotów do przemiany, do odrodzenia się. Przyszedł, by posiąść nieco więcej
wiedzy. Chce stać się nieco bardziej wyuczonym. Ma pytania, ale te pytania są
jedynie intelektualne, nie są egzystencjalne. Nie dotyczą jego życia, nie są
kwestią życia i śmierci. Człowiek tego rodzaju może wędrować od jednego
mistrza do drugiego zbierając słowa, teorie, systemy, filozofie. Może stać się
bardzo efektywny, może stać się wielkim punditem, ale nie wie nic.
Jest to coś, co trzeba zrozumieć. Jest wiedza – możesz jej mieć tyle, ile chcesz,
a nadal pozostaniesz ignorantem. I jest ignorancja, która tak naprawdę jest
niewinnością – nic nie wiesz, a jednak dotarłeś do takiego miejsca, gdzie
wszystko jest znane. Jest więc wiedza, która jest ignorancją, i jest ignorancja,
która jest mądrością.
Studenta interesuje wiedza.
Ale czasem tak jest, możesz przyjść do mistrza jako student, ot, z samej
ciekawości, i możesz zostać pochwycony jego charyzmą, możesz zostać
pochwycony jego oczami, możesz zostać pochwycony biciem jego serca.
Przyszedłeś jako student, ale przechodzisz do drugiego etapu – stajesz się
uczniem.
Student niepotrzebnie wędruje z miejsca na miejsce, od jednego świętego pisma
do innego. Wiele zbiera, ale wszystko to są śmieci.
Kiedy wyjdzie z tego kokonu bycia studentem i stanie się uczniem, błądzenie
ustaje – harmonizuje się z mistrzem. Sam tego nie wiedząc, ulega przemianie.
Dowie się o tym dopiero później, że wszystko się zmienia. Te same sytuacje,
wobec których stawał w przeszłości, teraz przyjmuje całkiem inaczej.
Wątpliwości znikają, racjonalność zdaje się być dziecinną zabawą.
Życie jest o wiele głębsze, tak bardzo, że nie można tego zawrzeć w słowach.
Gdy student staje się uczniem, zaczyna słyszeć coś, co nie zostało
wypowiedziane – pomiędzy słowami... pomiędzy zdaniami... w przerwach, gdy
mistrz nagle się zatrzymuje... ale porozumienie trwa.
Uczeń to wielki krok naprzód w porównaniu ze studentem.
W przeszłości, w czasach Upaniszadów, szkoły tajemne istniejące w Indiach
nazywane były gurukula. Słowo bardzo znaczące – oznacza ono "rodzina
mistrza". Nie jest to zwykła szkoła, studium czy uniwersytet. Nie jest to kwestia
jedynie uczenia się, jest to kwestia bycia w miłości. Nie oczekuje się od ciebie,
abyś był w miłości ze swoim nauczycielem na uniwersytecie.
Ale w gurukula, gdzie rozkwitały Upaniszady, była to rodzina miłości. Kwestia
uczenia się była drugorzędna, istotna była kwestia istnienia. Nie jest ważne ile
wiesz, ważne jest na ile jesteś. A mistrz nie jest zainteresowany dokarmianiem
twojego biokomputera, umysłu. Nie będzie powiększał twojej pamięci, bo jest to
bezużyteczne. To może dokonać maszyna, a maszyna może to zrobić nawet
lepiej od ciebie.
Komputer może robić to, czego ludzka pamięć nie potrafi dokonać.
Jeden komputer może pomieścić całą bibliotekę. Nie musisz czytać – wystarczy,
że zapytasz komputer, a on da ci odpowiedź. I bardzo rzadko zdarza się, aby
coś stało się nie tak, gdy wysiądzie elektryczność lub wyczerpią się baterie.
Mistrza nie interesuje uczynienie z ciebie komputera. Interesuje go uczynienie z
ciebie światła dla ciebie samego, autentycznego istnienia, istnienia
nieśmiertelnego – nie tylko wiedzy, nie tylko tego, co inni powiedzieli, ale twojego
przeżycia.
Gdy uczeń zbliża się do mistrza coraz bardziej, nastaje pewien punkt przemiany:
uczeń staje się, w pewnej chwili, oddanym. Każdy z tych etapów ma w sobie
pewne piękno.
Stanie się uczniem było wielką rewolucją, ale to nic wobec stania się oddanym.
W jakim momencie uczeń przemienia się i staje się oddanym? Tak bardzo żywi
go energia mistrza, jego światło, jego miłość, jego śmiech, sama jego obecność
– a on nic nie może dać w zamian. Przychodzi chwila, gdy zaczyna odczuwać
tak ogromną wdzięczność, że po prostu chyli głowę do stóp mistrza. Nie ma nic
innego, co mógłby dać, oprócz siebie. Od tej chwili jest on niemal częścią
mistrza. Jest w głębokiej synchroniczności z sercem mistrza.
Jest to wdzięczność, bycie pełnym podziękowania.
A czwarty etap przychodzi wtedy, gdy staje się on jednym z mistrzem.
Jest taka opowieść o Rinzai. Niemal dwadzieścia lat żył on ze swym mistrzem, a
pewnego dnia przyszedł i usiadł na miejscu mistrza.
Przyszedł mistrz – spojrzał na Rinzai siedzącego na jego miejscu. Po prostu
podszedł i usiadł tam, gdzie zwykł był siadać Rinzai. Nic nie zostało
powiedziane, ale wszystko zostało zrozumiane. Wszyscy byli zadziwieni – "Co
się dzieje?" W końcu Rinzai rzekł do mistrza: * Czy nie czujesz się urażony? Czy
nie znieważyłem cię? Czy w jakiś sposób nie okazałem niewdzięczności?
Mistrz roześmiał się.
– Teraz stałeś się mistrzem. Dotarłeś do domu – rzekł. – Od studenta do ucznia,
od ucznia do oddania, a od oddania do bycia mistrzem. Ogromnie się cieszę, że
możesz mieć udział w mojej pracy Teraz nie muszę przychodzić tu codziennie,
wiem, że jest ktoś jeszcze z tą samą aurą, tym samym aromatem.
– A naprawdę to byłeś bardzo leniwy. To powinno stać się trzy miesiące temu,
nie możesz mnie oszukać. Od trzech miesięcy czuję, że ten człowiek
niepotrzebnie trzyma moje stopy. Może usiąść na tym miejscu, a dla odmiany
teraz ja mogę trzymać jego stopy. Zebranie odwagi zajęło ci trzy miesiące.
– Mój Boże – rzekł Rinzai – a ja myślałem, że nikt o tym nie wie, że to było tylko
wewnątrz mnie. A ty podajesz mi dokładną porę kiedy to się stało. Tak, to było
trzy miesiące temu. Byłem leniwy i nie miałem dość odwagi. Zawsze myślałem,
że to jest niewłaściwe, że wygląda to nieodpowiednio.
– Gdybyś zaczekał jeszcze jeden dzień – odrzekł mistrz – uderzyłbym cię w
głowę. Trzy miesiące to dość czasu na podjęcie decyzji, a ty nie
zadecydowałeś... egzystencja zadecydowała.
Byłem nauczycielem na uniwersytecie. Opuściłem uniwersytet z tego tylko
powodu, że zatrzymuje się on na pierwszym etapie. Żaden uniwersytet nie
wymaga byś stał się uczniem, kwestia bycia oddanym czy mistrzem po prostu
nie istnieje. I są świątynie, które nie czyniąc cię studentem czy uczniem, po
prostu narzucają ci oddanie – które będzie fałszywe, nie będzie miało korzeni. A
na całym świecie, w kościołach, synagogach, świątyniach, są oddani – nic nie
wiedząc o byciu uczniem, stali się uczniami, stali się oddanymi.
Szkoła tajemna jest bardzo systematycznym spotkaniem z cudownością. A
cudowność jest wszędzie wokół ciebie, i wewnątrz, i na zewnątrz. Potrzeba tylko
pewnego systemu. Mistrz po prostu dostarcza pewnego systemu, abyś mógł
powoli wejść na głębsze wody, a w końcu przejść do tego etapu, w którym
znikasz w oceanie – sam stajesz się oceanem.
Siedem czakr – jedność
Człowiek rodzi się przebudzony, a potem zasypia. Człowiek rodzi się jednością,
a potem staje się wielością. Człowiek rodzi się jako indywidualność, a potem
zasypia i śni, że jest tłumem. To jest cały problem, całe zadanie, całe wyzwanie
życia. Trzeba to zrozumieć.
Takie jest to poszukiwanie: szukamy tego, czym pierwotnie byliśmy.
Szukamy tego czym naprawdę jesteśmy. Szukamy tego, czego ani na jedną
chwilę nie zagubiliśmy, tylko zapomnieliśmy; przestaliśmy o tym pamiętać. Być
może jest to takie oczywiste, i dlatego przestaliśmy o tym pamiętać.
Jezus powiada: "Dopóki znów nie staniecie się jak dzieci nie wejdziecie do
mojego Królestwa Bożego." Jego wskazanie jest wyraźne. Dopóki nie odzyskasz
swej pierwotności, dopóki znów nie podążysz do pierwotnego źródła... Pewnego
wieczoru poszukujący zapytał Jezusa: "Co mam robić, by poznać Boga?" I Jezus
rzekł: "Dopóki nie narodzisz się na nowo, nie poznasz go." Trzeba dojść do tego
pierwotnego źródła w którym byliśmy wtedy, gdy się urodziliśmy.
Legenda powiada, że Jezus odmówił uczenia się alfabetu, liter. Nie pozwolił
nauczycielom omawiać beta – dwa, dopóki nie mogli wyjaśnić znaczenia alfa –
jedności, tak, by był zaspokojony. A oni, rzecz jasna, nie potrafili go wyjaśnić.
Jeden jest liczbą, na której opiera się cała arytmetyka; jeden jest liczbą, na której
opiera się każdy człowiek, cały wszechświat, koncepcja Boga, rzeczywistości. I
dziecko Jezus żądało: "Dokąd nie wyjaśnicie znaczenia jedności, nie zajmę się
kolejną literą alfabetu. Najpierw powiedzcie mi czym jest alfa, dopiero wtedy
będę gotowy, aby przejść do dwojga, beta."
Ponieważ nie zdołano mu wyjaśnić, odmówił pójścia do szkoły.
Zapisków tego nie ma w ewangeliach chrześcijańskich, ponieważ wiele rzeczy
nie zostało zapisanych w ewangeliach chrześcijańskich.
Ale to jest jedna z najstarszych tradycji esseńskich. Przekazywana była, ta
opowieść, z mistrza na ucznia, przez stulecia. Jest to jedna z najbardziej
znaczących opowieści o Jezusie: jego naleganie, że najpierw trzeba poznać
jedność, bo jedność jest podstawą wszystkiego.
Gdy jesteś przebudzony, jesteś jednością. Gdy zasypiasz, stajesz się wielością.
Zauważyłeś to? We śnie tyle ról odgrywasz jednocześnie.
Rankiem, gdy się budzisz, jesteś jednością. We śnie jesteś tym, który śni, jesteś
tym, co jest śnione; jesteś kierownikiem snu, jesteś aktorem, jesteś opowieścią,
jesteś sceną i jesteś też publicznością.
Stajesz się wielością, ulegasz rozpadowi, stajesz się tłumem. We śnie
przestajesz być jednością. Gdy budzisz się, nagle kierownik, aktor, opowieść,
scena, dramat, publiczność, to, co jest śnione i ten, kto śni, wszystko znika w
jednej jedności. Hindusi nazywają cały ten świat krainą snu, maya. Śpimy bardzo
głęboko. Dlatego poszukiwanie jedności, albo poszukiwanie uważności jest tym
samym; bo stając się uważnym, stajesz się jednością – albo, stając się jednością
stajesz się uważny.
Wyjaśnię ci teraz jak na tyle sposobów, na miliony sposobów poszukujemy
jedności. Rodzi się dziecko. Jego pierwsze funkcjonowanie w świecie jest przez
jedzenie, jego pierwsze funkcjonowanie w świecie jest przez wchłonięcie materii.
Poszukiwanie zaczęło się: materia chce spotkać się z materią. Materia chce być
w organicznej jedności z inną materią; materia przyciąga materię, ściąga
materię. To pierwsza miłość: jedzenie. Jedzenie daje dziecku pierwszy orgazm.
Gdy po zjedzeniu posiłku lub wypiciu wody czujesz zaspokojenie, to
zaspokojenie jest uczuciem jedności.
Materia z zewnątrz została wchłonięta do wewnątrz, wnętrze spotkało się z
zewnętrzem. To spotkanie nie jest bardzo głębokie, nie może być, jest
spotkaniem materii; jest bardzo powierzchowne – a jednak jest.
Hindusi nazywają to pierwszą czakrą, muladhar. Wielu jest ludzi, którzy żyją w
pierwszej czakrze. Po prostu stale jedzą i wydalają. Całe ich życie to nic innego,
tylko wchłanianie materii i wyrzucanie materii na zewnątrz, ich życie jest bardzo
mechaniczne. Jest bardzo, bardzo wąskie, mały tunel. Muladhar jest
najmniejszym otworem w twoim istnieniu, przez który światło wchodzi w ciebie, a
ty wchodzisz do egzystencji. Najmniejszym otworem jest muladhar, pierwszy
ośrodek. Zaczyna on funkcjonować, bo dziecko musi przeżyć; najpierw musi
przyjąć pokarm, inaczej by umarło. Jest to środek zapewniający przetrwanie, ale
człowiek nie powinien żyć aby jeść.
Jeżeli żyjesz tylko po to, aby jeść, w ogóle nie żyjesz. Po prostu czekasz na
śmierć. I wybrałeś bardzo małą przyjemność, bardzo zwyczajną przyjemność,
jedynie drobne pocieszenie, i na tej małej przyjemności kończysz. A wokoło są
ogromne możliwości...
Przyjrzyj się swemu życiu. Jeśli jesteś zbyt przywiązany do jedzenia, stań się
nieco uważniejszy. To pierwsze poszukiwanie jedności. Teraz nawet fizycy, kilku
szalonych fizyków mówi, że atomy są razem, bo kochają się. Słowo miłość nie
jest dobre, wygląda na antropomorficzne; teraz jednak kilku fizyków ma dość
odwagi, by powiedzieć, że coś ono wyjaśnia. I trzeba je stosować, bo wygląda
na to, że innego wyjaśnienia nie ma. Dlaczego elektrony, neutrony i protony są
razem? Skąd to bycie razem? Musi istnieć jakiś rodzaj więzi, pewne
przyciąganie. Musi być pewna jedność, musi trwać pewien romans, na
najniższym poziomie, ale musi być jakiś romans, inaczej dlaczego one się nie
rozejdą? Można nazwać to grawitacją, można nazwać to magnetyzmem, można
nazwać to polem magnetycznym, jak tylko chcesz, ale miłość wydaje się być
najlepszym słowem, bo może wyjaśnić cały zakres, od najniższego do
najwyższego.
Miłość wydaje się być słowem najbardziej ekonomicznym, zawiera się w nim cały
zakres. Kiedy jesz i za bardzo ulegasz obsesji jedzenia, trzymasz się po prostu
pierwszej lekcji miłości: elektrony, protony, neutrony przyciągają się wzajemnie,
twoje ciało przyciąga inne ciało – materię z zewnątrz. Oczywiście jest pewne
spełnienie, bo zawsze, gdy jest jedność, jest spełnienie, jest zadowolenie, ale
jest ono bardzo niskie, najniższe. Człowiek powinien nauczyć się wychodzić
poza nie.
Dlatego wszystkie religie uczą znaczenia postu.
Post nie oznacza głodowania, post nie oznacza, że musisz zabić swoje ciało, że
musisz być niszczący, nie. Post oznacza jedynie: daj tylko tyle, ile trzeba, nie
więcej, abyś mógł być dostępny na drugiej płaszczyźnie; będziesz mógł stać się
dostępny drugiemu ośrodkowi.
Jeśli jesteś zbyt opanowany obsesją jedzenia, jedzenie zamknie cię; będziesz
tylko materią. Nie trzeba zbyt przywiązywać się do jedzenia, i nie trzeba też zbyt
przywiązywać się do postu. Wtedy osiąga się równowagę. A wzrastanie
następuje tylko poprzez równowagę.
Drugim ośrodkiem jest svadhisthan. Kiedy dziecko jest zdrowe, szczęśliwe, i
jego ciało jest całe, zaczyna dominować. W dziecku pojawia się pragnienie
dominowania, dziecko staje się politykiem.
Zaczyna uśmiechać się do ludzi, bo poznaje, że gdy uśmiechasz się, ludzie
ulegają twojemu wpływowi. Zaczyna płakać, krzyczeć, bo poznaje, że płaczem i
krzykiem możesz manipulować matką, ojcem, rodziną. Gdy potrzeby fizyczne
dziecka zostaną zaspokojone, pojawia się nowa potrzeba, która jest życiowo
ważną potrzebą – dominowanie.
To znów jest dążenie do wprowadzenia jedności, jedności tego, co podlega
dominacji, i tego, który dominuje.
Zawsze, gdy nad kimś panujesz, stajesz się w pewien sposób jednością z nim.
Zawsze, gdy ktoś poddaje się tobie, albo ty poddajesz się komuś, w pewien
sposób stajecie się jednością. Dlatego na całym świecie ludzie próbują panować
nad innymi: żony chcą panować nad mężami, mężowie próbują panować nad
żonami, rodzice próbują panować nad dziećmi, dzieci usiłują panować nad
rodzicami, każdy na swój sposób. Cały świat próbuje panować. Jeżeli właściwie
to zrozumiesz, to również jest poszukiwaniem jedności.
Zawsze, gdy kogoś pokonasz i stajesz się osobą dysponującą mocą posiadania,
wchłonąłeś tego człowieka do swojego istnienia. Jego życiowość została
wchłonięta, jego życiowa energia stała się jednością z tobą. Ten otwór jest nieco
większy niż pierwszy, jest to większe otwarcie. Człowiek z obsesją jedzenia jest
bardziej zamknięty niż człowiek z obsesją władzy: przynajmniej przebywa z
ludźmi.
Będzie miał w życiu relacje międzyludzkie pewnego typu: niezbyt dobre, gdyż
relacja oparta na dominowaniu nie może być bardzo dobra, przede wszystkim
jest pełna przemocy, agresywna, brzydka, ale jednak jest to pewien rodzaj
relacji.
Politycy żyją w drugim ośrodku. Żarłoki żyją w pierwszym, politycy w drugim, a
potem jest trzeci, manipura; mężczyzna i kobieta chcą spotkać się, stać się
jednością. W Biblii powiedziano: Bóg stworzył Adama na swój obraz. Trzeba
zrozumieć pewną kwestię. Adam musiał być obojgiem, Adam musiał być i
Adamem i Ewą, inaczej Ewa nie mogłaby być wyjęta z Adama. W pierwotnym
tekście hebrajskim użyto takich słów, które wszystko wyraźnie objaśniają: Bóg
stworzył Adama-Ewę w jednym istnieniu. To pierwotnie stworzone istnienie nie
było ani mężczyzną, ani kobietą, było jednym i drugim. Nie było to ani "on" ani
"ona" była jedność. Tylko z tej jedności Bóg mógł wziąć oddzielną kobietę.
Jeśli spytasz naukowców, powiedzą, że gdy dziecko dorasta w łonie matki, przez
parę miesięcy nie jest ani chłopcem, ani dziewczynką, jest ciałem. Stopniowo
pojawiają się cechy rozróżniające, staje się ono albo chłopcem, albo
dziewczynką. Pierwotna komórka, ameba, jest zarazem męska i żeńska, nie jest
jeszcze podzielona. Zatem powiedzenie, że Bóg stworzył Adama, nie jest
właściwe. Moja sugestia jest taka: Bóg stworzył Adama-Ewę, a potem podzielił
ich na dwie oddzielne istoty. Wraz z tym podziałem pojawiło się wielkie
pragnienie spotkania tej drugiej osoby.
Każdy mężczyzna szuka kobiety, i każda kobieta szuka mężczyzny Szukamy
przeciwieństwa, biegunowego przeciwieństwa. Bez tej drugiej osoby, zdaje się,
jakby czegoś brakowało; bez tej drugiej osoby, życie wydaje się być
niespełniające; bez tej drugiej osoby, zdaje się, że jesteś połową, nie całością.
Stąd jest tyle pogoni za miłością, kochaniem i byciem kochanym. Jest to trzecia
czakra, manipura: potrzeba spotkania mężczyzny z kobietą i stania się
jednością.
Jeśli chodzi o niższą naturę, jest to najwyższy ośrodek. W trzech niższych
ośrodkach, seks to najwyższy ośrodek. Żarłoki tylko gromadzą, to najgorsi ludzie
w świecie. Nigdy nie dzielą się, skąpcy, bogaci, gromadzący, wyzyskujący Lepsi
od nich są politycy, oni przynajmniej wchodzą w relacje międzyludzkie. Ale i oni
są niebezpieczni, gdyż ich relacje są oparte na panowaniu. Znają tylko jedno:
albo ulegasz komuś, albo nad kimś panujesz. Cały ich język jest nieludzki. Nie
znają żadnych relacji ludzkich, znają wojnę, znają przemoc, znają agresję.
Całym ich staraniem jest stanie się tak dominującym, by każdego móc wchłonąć.
Tak robił Aleksander Wielki, tak robił Adolf Hitler Lepsze jest to od pierwszego,
przynajmniej tworzą jakieś relacje międzyludzkie. Nawiązują te relacje
niewłaściwie, ale przynajmniej je nawiązują.
Pierwszy wchodzi w relacje tylko z przedmiotami: pieniędzmi, jedzeniem,
domem, samochodem. Drugi wchodzi w relacje z ludźmi.
Jego relacje nie są jeszcze wiele warte, ale jednak są to relacje międzyludzkie;
prymitywne, z samego początku, bardzo pierwotne, ale jednak są to relacje
międzyludzkie. Trzeci wchodzi w relacje oparte na seksie, dwojgu kochankach:
poeci, artyści, malarze, istnieją z trzecim ośrodkiem, estetyką. Trzeci jest
najwyższy w niższych ośrodkach, człowiek zaczyna dzielić się. A gdy kogoś
kochasz, nie chcesz dominować. Pamiętaj: jeśli chcesz dominować, twoja miłość
skażona jest drugim ośrodkiem, nie jest jeszcze miłością. Jeśli naprawdę
kochasz, chcesz wolności dla siebie i chcesz też wolności dla tej kochanej
osoby. Miłość daje wolność, daje niezależność, bo piękno miłości jest tylko
wtedy, gdy wynika ona z wolności. Nie jest to dominowanie, jest to dzielenie się,
odpowiedzialne dzielenie się, jesteś szczęśliwy dzieląc się swoimi energiami. Ale
i to jeszcze nie jest ludzkie, zwierzęta też potrafią to robić, robią to bardzo
dobrze, lepiej niż ludzie. Ale to poszukiwanie prowadzi wyżej.
Gdy mężczyzna i kobieta naprawdę się spotykają i następuje orgazm, będziesz
miał pierwszy przebłysk, daleki przebłysk boskości. Stąd atrakcyjność seksu,
stąd to głębokie pragnienie orgazmu seksualnego, bo jest w nim odzwierciedlona
jedność – tylko na chwilę, może nawet nie na chwilę, na ułamek sekundy...
jedynie umykający przebłysk... ale to Bóg przechodzi obok.
Człowiek uzależniony od jedzenia jest bardzo daleko, nie ma nawet przebłysku.
Człowiek uzależniony od władzy jest bardzo brzydki, bardzo agresywny, jest w
wielkim zamieszaniu – ten przebłysk nie jest możliwy. W głębokim romansie
seksualnym Bóg może po raz pierwszy przeniknąć do ciebie. Pierwszy promyk
samadhi pojawia się w orgazmie seksualnym. Tak naprawdę, człowiek zaczął
myśleć o samadhi tylko wskutek orgazmu seksualnego, gdy stał się świadomy w
tej chwili błogosławieństwa, gdy dwie osoby spotykają się tak głęboko, że
roztapiają się w sobie, że ich granice przestają być granicami, że jakoś w
cudowny sposób zaczynają tętnić w jednym ośrodku, że nie są dwojgiem serc,
że nie są dwojgiem oddychających ciał, stają się jednością. Pojawia się pewien
rytm, harmonizują się ze sobą. A ten rytm jest tak ogromny, tak potężny, że
oboje zatracają się w tym rytmie, że oboje powierzają się mu.
Pamiętaj, w drugim ośrodku chcesz kogoś podporządkować sobie, a ten ktoś
usiłuje podporządkować sobie ciebie. W trzecim ośrodku oboje powierzacie się
czemuś, co jest poza wami. Oboje powierzacie się bogu miłości. Oboje
powierzacie się orgazmicznej jedności energii seksu; w tym powierzeniu, oboje
znikacie. Na jedną chwilę jesteście Adamem i Ewą razem.
I Biblia mówi: Bóg stworzył Adama na swój obraz. Gdy Adam i Ewa naprawdę
się spotykają, obraz Boga znów jest odzwierciedlony w stanie twej świadomości.
W twym jeziorze świadomości odbija się księżyc Boga... wciąż jest odległy, ale
ten pierwszy przebłysk wszedł w ciebie.
Muladhar jest materialnym, pierwszym ośrodkiem. Svadhisthan, drugi ośrodek,
jest istotny dla życia. Trzeci, manipura, psychosomatyczny, jest najwyższą
jednością w niższym świecie; jasne, chwilową, a jednak ma ogromne znaczenie.
Czwarty to anahata; wykracza poza seksualność, staje się czystą miłością. Kiedy
widzisz kwiat, kwiat róży, i twoje serce tętni razem z nim, nie ma seksualności.
Nie ma mężczyzny i kobiety, nie ma biegunowości, ot, jesteś poruszony
pięknem. To piękno nie ma żadnego związku z mężczyzną i kobietą, to piękno
jest poza mężczyzną i kobietą. Patrzysz w noc, całe niebo pełne jest gwiazd, i
nagle jesteś poruszony do samego rdzenia swojego istnienia. Pojawia się
ogromna radość... zaczynasz spotykać się z gwiazdami. Nie ma kwestii
mężczyzny i kobiety, nie ma yin i yang, w ogóle nie jest to kwestia biegunowości.
Miłość wychodzi poza biegunowość, seks zostaje poniżej biegunowości. Seks
potrzebuje przeciwieństwa, miłość nie potrzebuje przeciwieństwa. Dlatego w
seksie zawsze jest jakiś subtelny konflikt: ponieważ harmonia z przeciwieństwem
nigdy nie może być totalna.
Przez kilka chwil, może... i znowu wkrada się konflikt. Kochankowie stale ze
sobą walczą. Psycholodzy twierdzą, że gdy dwoje kochanków przestaje się
kłócić, ukazuje to po prostu, że miłość zniknęła.
Kochankowie są intymnymi wrogami. Ciągle się kłócą, dokuczają sobie. Tak, są
chwile, gdy są całkowicie w sobie rozpuszczeni, ale są to rzadkie chwile,
nieliczne i odległe od siebie.
W miłości biegunowość znika. Miłość bardziej przypomina przyjaźń.
Możesz kochać drzewo, możesz kochać kamień, możesz kochać gwiazdy,
możesz kochać trawę, możesz kochać cokolwiek. Miłość nie ma nic wspólnego z
biegunowością mężczyzna-kobieta. Miłość jest ponad przeciwieństwami, stąd ta
jedność jest głębsza. To jest czwarta czakra, anahata, czakra serca. I w tej
czwartej naprawdę stajesz się człowiekiem. Aż do trzeciej byłeś częścią
królestwa zwierząt, byłeś jednym ze zwierząt, niczym więcej, niczym specjalnym.
Ale w czwartej stajesz się kimś specjalnym, niepowtarzalnym – rodzi się
ludzkość, stałeś się człowiekiem.
Pamiętaj, samo wyglądanie na człowieka nie oznacza, że jesteś człowiekiem.
Dopiero wtedy, gdy zaczyna funkcjonować czwarty ośrodek, stajesz się
człowiekiem. Wielu ludzi umiera jak zwierzęta, nigdy nie wznoszą się oni ponad
seksualność. Nigdy nie poznają, że jest pewien rodzaj miłości, który jest ponad
przeciwieństwami i który jest ogromnie spełniający, gdyż nie ma w nim konfliktu.
Miłość jest bezwarunkowa, seks jest warunkowy. W seksie jest dawanie i
przyjmowanie. W miłości po prostu wylewasz siebie. Nie domagasz się, nie ma
zapotrzebowania. Nie chodzi o to, że nic nie dostajesz – dostajesz po tysiąckroć
więcej, ale nie domagasz się tego. Dzieje się to po prostu samo z siebie, cała
egzystencja obsypuje cię we wzajemności, odpowiada echem.
W czwartym ośrodku znów jest jedność, spotykają się to, co niższe, i to, co
wyższe. Pamiętaj o tych jednościach, gdyż stopniowo poruszamy się coraz
bardziej ku staniu się jednością. Na pierwszej płaszczyźnie materia spotyka
materię. Na drugiej płaszczyźnie życie spotyka się z życiem. Na trzeciej
płaszczyźnie spotykają się przeciwieństwa, mężczyzna spotyka się z kobietą, yin
spotyka się z yang. Na czwartej, anahata, niższe spotyka się z wyższym. Trzy
ośrodki są poniżej anahaty i trzy ośrodki są wyżej od anahaty; anahata to drzwi
między jednymi i drugimi, pomost.
W twym sercu Bóg spotyka się ze światem, nieprzejawione spotyka się z
przejawionym, nieznane spotyka poznane, gospodarz spotyka gościa, umysł
spotyka nie-umysł. Serce jest najbardziej tajemniczym ośrodkiem człowieka. I
dopóki serce nie zacznie funkcjonować, nie poznasz celu życia. W sercu,
pierwszy początek wyższego. Otwierają się rozległe przestrzenie... wychodzisz z
tunelu.
Anahata jest wielkim oknem, czyni cię ono dostępnym dla nieba i czyni niebo
dostępnym dla ciebie. Możesz też powiedzieć to w inny sposób: w anahata, w
miłości, spotykają się nieświadomość z nadświadomością. Albo jeszcze inaczej
można to wyrazić: w anahata, w miłości, spotykają się seks i modlitwa. Seks jest
niższy od miłości, modlitwa jest wyższa od miłości. A miłość jest wielką
tajemnicą. Jest w niej coś z seksu, na pewno, i jest w niej coś z modlitwy.
Dlatego nie ma innej tajemnicy porównywalnej z miłością. Jest w niej coś z
seksu; jeśli pójdziesz i kochasz drzewo, chcesz je objąć; chciałbyś je dotykać
tak, jak dotykałbyś twarzy ukochanej osoby. Jeśli kochasz skałę, chciałbyś
całować ją tak, jak całowałbyś usta ukochanej osoby; coś z seksu, coś ciągnie
się z przeszłości. A jednak, gdy całujesz skałę, jest poszanowanie, wielkie
zdumienie, wielki cud. Jesteś pełen szacunku, masz nastrój modlitwy, jest to coś
w rodzaju wielbienia.
W miłości spotykają się modlitwa i seks. Jeśli nie jesteś uważny, miłość może
spaść i stać się seksualną. Jeśli jesteś dostatecznie uważny, miłość może
wznieść się wysoko i stać się pełną modlitwy.
Trzeba o tym pamiętać. Miłość jest bardzo krucha. Bardziej prawdopodobne jest,
że miłość zejdzie do niższej rzeczywistości i stanie się seksem. Gdy zakochujesz
się pierwszy raz w kobiecie lub w mężczyźnie, może nie być w tym nic z seksu.
Wcześniej czy później seks pojawi się. Gdy pierwszy raz patrzysz na piękną
kobietę, może być poszanowanie, wielkie zdumienie, jakbyś w jej twarzy ujrzał
twarz Boga. Gdy spojrzysz w oczy kobiety, nagle otwierają się drzwi do
tajemniczości. Nie myślisz kategoriami seksu i ciała i fizyczności, w ogóle cię to
nie obchodzi. Przyzywa cię coś wyższego. Ale potem zakochujesz się i
stopniowo zapominasz to, co wyższe i wchodzisz w to, co niższe.
Miłość prawie zawsze spada do tego, co niższe, gdyż nie jesteśmy świadomi. I
dlatego we wszystkich językach, gdy ktoś wchodzi w miłość, mówi się o nim:
"wpadł po uszy, zakochał się" Ludzie wpadają w miłość, bardzo rzadko wznoszą
się w miłości. Pamiętaj, to sformułowanie jest bardzo prawidłowe. Miłość
zaczyna się jako coś bardzo wysokiego, romantycznego, poetyckiego, boskiego,
a potem stopniowo godzi się na coś bardzo zwyczajnego, fizycznego,
zepsutego.
Miłość zaczyna się jako modlitwa, początek miłości jest religijny, ale miłość
kończy się w koszmarze. Pamiętaj o tym: jeśli jesteś czujny, możesz pomóc
sobie, by nie spaść, możesz pomóc sobie i poddać się dyscyplinie wznoszenia
się. Wtedy miłość może stać się modlitwą.
W anahata, ośrodku serca, spotykają się niższe i wyższe. Jest to wielkie
doznanie jedności, bardzo kruche, rzecz jasna, trzęsące się, drżące, niezbyt
pewne; przypomina proces, idzie naprzód, cofa się; ale jeśli jesteś czujny,
możesz wykorzystać ją jako punkt wyjścia do jeszcze wyższych możliwości.
Piątą czakrą jest visuddhi. To czakra modlitwy, czakra gardła, czakra modlitwy,
śpiewania, porozumienia z Bogiem. W piątej czakrze spotykają się wewnętrzne z
zewnętrznym. Pamiętaj, w czwartej spotykają się niższe z wyższym. W piątej
spotykają się wewnętrzne z zewnętrznym. "Bóg" oznacza po prostu całą
egzystencję, która jest poza tobą, a "ty" egzystencję, która jest w tobie; ja-Ty jest
formą modlitwy. To mówi Martin Buber Ja – to jest doznaniem świata, Ja – Ty
jest doznaniem modlitwy i Boga i miłości.
W ośrodku gardła, visuddhi – słowo "visuddhi" oznacza "czysty, najczystszy" – w
piątym, miłość stała się najczystsza. Jest po prostu ekstazą, radością. Spotkały
się wnętrze z zewnętrzem. Gdy wierny składa pokłon przed swoim bóstwem, to
wnętrze składa pokłon zewnętrzu. Gdy ktoś śpiewa pieśń słońcu lub księżycowi,
to wnętrze śpiewa pieśń zewnętrzu. I pamiętaj, byłeś świadkiem tylko jednego,
widziałeś jak to wierny śpiewał pieśń swojemu bóstwu. Nie widziałeś czegoś
innego, bo jest to bardzo subtelne: bóstwo śpiewa pieśń temu wiernemu. To też
następuje, ale jest bardzo subtelne. Tego doznasz dopiero wtedy, gdy
doświadczysz modlitwy.
Czasem modlisz się do Boga, a czasem to Bóg modli się do ciebie.
Powiem to tak, bo zazwyczaj nie mówi się tego, ponieważ powiedzenie, że Bóg
modli się do ciebie wygląda na świętokradztwo, choć tak jest. Tak samo, jak
matka, która śpiewa dziecku kołysankę...
tak, Bóg także śpiewa kołysankę. Ale ty musisz na nią zapracować.
Gdy twoja modlitwa została wysłuchana, gdy naprawdę otworzyłeś swoje serce,
całkowicie zapomniałeś siebie, wtedy nagle modlitwa nie jest już ekspresją z
twojej strony. Zaczynasz słuchać... Bóg zaczyna się modlić. Spotykają się
wnętrze z zewnętrzem.
Potem jest szósta czakra, czakra medytacji, czakra trzeciego oka, czakra ajna.
Spotyka się prawe z lewym, spotyka się rozum i intuicja, spotykają się męskość i
kobiecość, yin i yang. Trzeba tu coś zrozumieć. W trzeciej mężczyzna i kobieta
spotykają się na planie fizycznym, zewnętrznie. W szóstej znów spotyka się
męskość i kobiecość, ale już nie na zewnątrz, wewnątrz. Trzecia to ośrodek
seksu, a szósta to ośrodek tantry Wewnątrz jesteś obojgiem. Połowa twego
istnienia jest kobieca, połowa twego istnienia jest męska. W trzecim oku, tam jest
spotkanie. To trzecie oko jest symboliczne, oznacza, że twe prawe oko i lewe
oko rozpływają się w jednym oku: to staje się trzecim okiem. Teraz masz dwoje
oczu, dwa istnienia.
Potem będziesz miał jedno oko.
Jest takie powiedzenie Jezusa, o ogromnym znaczeniu. Posłuchaj go, medytuj
nad nim. Jezus powiada: "Gdy tak oko twe jednym się stanie, całe ciało twe
pełne światła będzie." Mówi on o trzecim oku. Gdy oko twe jednym się stanie,
całe ciało twe pełne światła będzie.
Jedno oko łączy się z lewą półkulą mózgu, drugie łączy się z prawą półkulą
mózgu. Oba są podziałem twojego istnienia, nie jesteś jeszcze symfonią. Twoja
lewa i prawa strona są asymetryczne. Przyjrzałeś się kiedyś swej twarzy?
Połowy twojej twarzy, prawa i lewa, nie są symetryczne. Popatrz raz jeszcze w
lustro, popatrz uważnie: lewa część twojej twarzy jest inna od prawej części
twojej twarzy. Twój wewnętrzny umysł podzielony jest na prawą i lewą półkulę, i
funkcjonują one na różne sposoby. Lewa półkula rozumuje, a prawa półkula
działa intuicyjnie. Poezja rodzi się z prawej półkuli, logika rodzi się z lewej
półkuli. Jeśli lewa półkula poety zostanie usunięta, nic on nie straci, nawet nie
będzie tego świadomy. Jeśli prawa półkula matematyka zostanie usunięta,
zupełnie on zniknie, nie będzie wiedział co robić. Zniknie całe jego
doświadczenie.
Wyobraźnia pochodzi z prawej, rozumowanie z lewej. Prawa półkula jest żeńska,
a lewa półkula jest męska, a obie połączone są bardzo małym pomostem, ledwie
są złączone. W szóstym ośrodku, w czakrze ajna, w ośrodku trzeciego oka, te
dwie półkule spotykają się i stają się jednością. Wtedy twój rozum nie jest
przeciwny twojej intuicji, a twoja wyobraźnia nie jest przeciwna twojej logice.
Wtedy twoja logika i twoja wyobraźnia działają razem.
Popatrz: cokolwiek mówię, zawsze mówię logicznie, ale cokolwiek mówię,
zawsze jest to nielogiczne. Treść jest nielogiczna, opakowanie jest bardzo
logiczne. Jeżeli będę chciał z tobą dyskutować, mogę dyskutować, nie ma z tym
żadnego problemu. Ale to, co mówię, jest czymś, co jest poza dyskusją. Jeśli
twoja wiara jest przeciwna logice, nie dotarłeś jeszcze do wewnętrznej jedności.
Twoja wiara powinna być poza logiką, a nie przeciwna logice. Pamiętaj o tym
rozróżnieniu.
Twoja wiara powinna być poza logiką, powinna być wspierana przez logikę, do
pewnego momentu logika może iść razem z nią. Może być racjonalna, może być
bardzo sensowna. Nie ma potrzeby, aby wiara była przeciwna logice. Jeśli wiara
jest przeciwna logice, jesteś nadal podzielony, to jedno oko jeszcze nie zdarzyło
ci się.
Najwięksi mistycy świata zawsze byli też największymi logikami.
Shankara, Nagarjuna, wielcy logicy, a jednak nielogiczni. Szli z logiką tak daleko,
jak tylko zdołali, a potem nagle dokonywali kwantowego przeskoku... i mówili:
"Do tej chwili logika pomaga, dalej, logika nie ma prawa istnienia." Jeśli chcesz
dyskutować z Shankarą, zostaniesz pokonany w tej dyskusji.
Shankara podróżował po całym tym kraju; wielki mistyk, a pokonał tysiące
uczonych. Dziełem całego jego życia było: iść i pokonywać ludzi, a jednak był
bardzo nielogiczny. Rano dyskutował tak logicznie, że najwięksi logicy wyglądali
przy nim dziecinnie. A wieczorem modlił się i tańczył w świątyni i płakał i łkał jak
dziecko.
Niewiarygodne. Napisał jedną z najpiękniejszych modlitw, i ktoś spytał go: "Jak
możesz pisać tak piękne modlitwy? Jesteś takim logikiem, jak możesz być tak
emocjonalny, że płaczesz i łkasz i łzy ci lecą?" Rzekł: "Moja intuicja nie jest
przeciwna mojej logice, moja intuicja jest poza moją logiką. Moja logika ma
pewną funkcję, którą ma wypełnić: idę razem z nią, idę z nią z całego serca, ale
potem przychodzi taka chwila, gdy nie może ona przejść poza... a ja muszę
przejść także poza..."
Pamiętaj, jest to największa jedność. A gdy następuje to w szóstym, gdy
spotkały się twoja kobiecość z twoją męskością, twoje wewnętrzne yin i yang,
stajesz się jednością. Przed tą jednością jest jeszcze jeden krok. Stałeś się
jednością wewnątrz siebie. Teraz siódmą czakrą jest sahasrar. Oto czakra
samadhi, ostatecznej ekstazy, totalnego orgazmu. Teraz spotyka się część z
całością, spotyka się dusza i Bóg, spotyka się ty i wszystko... znikasz w totalnym
orgazmie.
Może tak o tym nie myślałeś, ale powiem ci to: wszystkie siedem czakr to
siedem sposobów doznawania orgazmu. Jest pewien subtelny orgazm, gdy
czujesz zaspokojenie jedzeniem, pewne głębokie zadowolenie. Jest pewien
subtelny orgazm, gdy masz nad kimś władzę; politycy wyglądają na bardzo
szczęśliwych i zdrowych – jeśli im się udaje. Gdy są u władzy, wyglądają bardzo
promiennie. Energia zdaje się ich wypełniać, wyglądają na niewyczerpywalnych,
nigdy nie są zmęczeni, biegają z jednego miejsca w drugie, robią tysiące rzeczy,
nigdy nie są zmęczeni, są bardzo promienni. Hitler miał taką magnetyczną siłę,
ten charyzmat. Skąd pochodzi ta promienność? Jest to orgazm władzy.
Widziałeś to kiedyś? Gdy polityk stoi i otaczają go miliony ludzi, i patrzą na
niego, dzieje się subtelny orgazm. On czuje się bardzo szczęśliwy, tylu ludzi
zwraca na niego uwagę, tyle żywotności napływa do niego, tyle wibracji napływa
do niego, styka się z jego tętnieniem i jest wielki orgazm. Staje się promienny.
Eksploduje. Gdy polityk przegrywa, okazuje się fiaskiem, znika cała jego
promienność, znika cały jego charyzmat. Gdy widzisz polityka, któremu nie udało
się, na przykład idź teraz i zobacz Richarda Nixona, będziesz po prostu
zaskoczony jak ten człowiek, który miał taką władzę, stał się tak bezsilnym. Znikł
cały charyzmat. Biedny Nixon... I to ten sam człowiek był tak potężny – co się
stało? Energia, która napływała do niego, już nie napływa. Ten orgazm już nie
następuje. Utracił on swoją ukochaną; jego ukochaną był tłum, miał on romans z
tłumem, i to zostało utracone. Politycy, gdy przegrywają, wyglądają na bardzo
pustych; gdy im się powodzi, wyglądają na tak pełnych. Na tych siedmiu
płaszczyznach jest siedem typów orgazmu. A przez orgazm rozumiem doznanie
jedności. Ostateczne następuje w sahasrar, siódmej czakrze, gdy indywidualne
ego całkowicie rozpływa się w kosmicznej całości. Jest to orgazm totalny, cel,
źródło.
Chrześcijanie uczynili krzyż swoim symbolem. Gdy patrzę na krzyż, sądzę, że
chrześcijanie zgubili jego prawdziwe znaczenie. Dla mnie krzyż nie jest
symbolem śmierci, ale arytmetycznym znakiem plus. I ja tak to widzę, a wtedy
ma on totalnie inne znaczenie, ten arytmetyczny znak plus. Ponieważ Jezus
połączył się z całością w tamtej chwili na krzyżu, Jezus stał się "plus", Jezus
znikł w Bogu.
Jezus przestał istnieć, tylko jedność została.
Mówiłem wam o tej legendzie, że Jezus nie chciał uczyć się drugiej litery, beta,
bo powiedział: "Najpierw muszę zrozumieć alfa, jedność."
Żaden nauczyciel nie mógł go nauczyć. Trzeba było zrezygnować z jego nauki w
szkole. Ale na krzyżu nauczył się znaczenia alfa. Tylko Bóg może tego nauczyć,
gdyż tylko Bóg może być Mistrzem. Co stało się na krzyżu? Krzyż oznacza plus;
przed krzyżem Jezus żył życiem minus, tak, jak każdy. Powiem to tak: ego to
minus, ponieważ ego nie istnieje. Ego jest tym, czego nie ma, jest czymś minus.
Bóg to plus, Bóg jest tym, co jest. Na krzyżu, plus Boga spotkał minus Jezusa.
Ten minus rozpuścił się w plusie, Jezus stał się Chrystusem. Jezus stał się
jednością, teraz nie jest już dwojgiem czy wielością, stał się alfą. To jest źródło i
to jest cel. Źródło jest celem, ponieważ początek jest końcem. Alfa jest omegą.
Naukowcy zajmujący się atomami twierdzą, że każdy atom ma ładunek dodatni i
ujemny. Jeśli rozdzielimy ładunki dodatnie i ujemne, następuje eksplozja; na tym
polega wybuch atomowy. Każdy mały atom, niewidzialny atom, ma dwie energie:
dodatnią i ujemną, minus i plus. Są one razem, są złączone w głębokim
orgazmie, w głębokim stosunku seksualnym, minus z plusem, dodatnie z
ujemnym. Jeśli je oderwiesz od siebie, jeśli dokonasz ich rozwodu, następuje
wielka eksplozja energii. To stało się w Hiroshimie i Nagasaki: mały atom rozbity
na części może stać się tak niszczący.
To samo dzieje się w sahasrar, ale z drugiej strony. Minus łączy się z plusem,
nie są one odsuwane od siebie, łączą się; nie następuje rozwód, ale
małżeństwo. To małżeństwo jest jednością, jogą.
Zazwyczaj istniejemy jako minus; Bóg jest energią plus, ego jest energią minus.
W dniu, w którym postanowimy wrzucić swój minus w plus, nastąpi małżeństwo.
To małżeństwo następuje w sahasrar, w siódmej czakrze.
Te czakry to tylko alegorie, mm? Są tylko po to, aby dać ci mapę, abyś zrozumiał
jak to poszukiwanie, od jedzenia do Boga, jest jednością. To poszukiwanie
zmierza do znalezienia jedności. Jesteśmy zagubieni w wielości, jesteśmy
zagubieni w tłumie, jesteśmy rozbici; a całe poszukiwanie polega na znalezieniu
jedności, na staniu się niepodzielnym, na staniu się indywidualnością.
Siedem czakr – joga
Słowo czakra tak naprawdę nie oznacza "ośrodek", słowo "ośrodek" nie jest w
stanie objaśnić czy opisać czy przełożyć tego poprawnie, ponieważ gdy mówimy
"ośrodek" oznacza to coś statycznego. A czakra oznacza coś dynamicznego.
Słowo czakra znaczy "koło"; poruszające się koło. Czakra jest więc
dynamicznym ośrodkiem twojego istnienia, przypominającym niemal wir wodny,
trąbę powietrzną, oko cyklonu. Jest dynamiczny, wytwarza wokół siebie pole
energetyczne.
Siedem czakr...
Pierwszy ośrodek, ośrodek seksu, daje pewną integrację. Dlatego tyle jest
pragnienia seksu. Jest to naturalne, samo w sobie jest korzystne i dobre, ale jeśli
tu poprzestaniesz, zatrzymałeś się u wejścia do pałacu.
Wejście jest dobre, prowadzi do pałacu, ale nie jest miejscem, z którego można
uczynić swą siedzibę, nie jest to miejsce, gdzie można na zawsze się
zatrzymać... a błogość, czekająca na ciebie na wyższych integracjach innych
ośrodków zostanie przegapiona. A w porównaniu z tą błogością i szczęściem i
radością, piękno seksu jest niczym, przyjemność seksu jest niczym. Daje ci on
po prostu chwilowy wgląd.
Drugą czakrą jest hara. W ośrodku hara spotyka się życie i śmierć.
Jeśli dotrzesz do drugiego ośrodka, dotrzesz do wyższego orgazmu integracji.
Życie spotyka śmierć, słońce spotyka księżyc. I to spotkanie jest teraz
wewnętrzne, dlatego to spotkanie może być bardziej trwałe, bardziej stabilne,
ponieważ nie jesteś zależny od nikogo innego. Teraz spotykasz swoją własną
wewnętrzną kobietę lub swego własnego wewnętrznego mężczyznę.
Trzeci ośrodek to pępek. Tu spotyka się to, co pozytywne z tym, co negatywne,
elektryczność dodatnia z elektrycznością ujemną. Ich spotkanie jest jeszcze
wyższe niż spotkanie życia i śmierci, gdyż energia elektryczna, prana,
bioplazma, czy bioenergia, jest głębsza niż życie i śmierć. Istnieje przed życiem,
istnieje po śmierci. Życie i śmierć istnieją dzięki bioenergii. To spotkanie
bioenergii w pępku, nabhi, daje jeszcze wyższe doznanie bycia jednią,
zintegrowaną jednością.
Potem jest serce. W ośrodku serca spotyka się to, co niższe i to, co wyższe. W
ośrodku serca prakriti i purusha, seksualność i duchowość, to, co światowe i to,
co nie z tego świata... można też nazwać to spotkaniem nieba i ziemi. Jest to
jeszcze wyższe, bo po raz pierwszy zjawia się coś spoza – widzisz słońce
wznoszące się znad horyzontu.
Nadal jesteś zakorzeniony w ziemi, ale twe gałęzie sięgają do nieba.
Stałeś się spotkaniem. To dlatego ośrodek serca daje najwyższe i najbardziej
wysubtelnione doznanie, jakie jest zazwyczaj możliwe: doznanie miłości.
Doznanie miłości jest spotkaniem ziemi i nieba; dlatego miłość w pewnej mierze
jest ziemska, w innej jest niebiańska...
Ponad sercem jest ośrodek gardła. Tu znowu następuje kolejna integracja,
jeszcze wyższa, jeszcze bardziej subtelna. Ośrodek ten jest ośrodkiem dawania i
przyjmowania. Kiedy rodzi się dziecko, przyjmuje przez ośrodek gardła. Życie
wchodzi w nie najpierw przez ośrodek gardła – dziecko wciąga powietrze,
oddycha; potem ssie mleko matki. Dziecko działa z ośrodka gardła, ale on
funkcjonuje połowicznie i wkrótce dziecko o nim zapomina. Ono tylko przyjmuje.
Jeszcze nie potrafi dawać. Jego miłość jest bierna. A jeśli żądasz miłości,
pozostajesz w wieku dziecięcym, pozostajesz dziecinny.
Dopóki nie dojrzejesz, gdy będziesz mógł dawać miłość, nie staniesz się
dorosły...
Potem jest ośrodek trzeciego oka... Dwie półkule mózgu spotykają się w trzecim
oku, to jest dokładnie między dwojgiem oczu. Jedno oko reprezentuje prawą,
drugie oko reprezentuje lewą, a to jest dokładnie pośrodku. Te półkule mózgu,
lewa i prawa, spotykają się w trzecim oku, jest to bardzo wysoka synteza. Ludzie
potrafią opisywać aż do tej chwili. To dlatego Ramakrishna mógł opisywać aż do
trzeciego oka.
A kiedy zaczął mówić o tym, co finalne, o ostatecznej syntezie, która następuje w
sahasrar, raz po raz zapadał w ciszę, w samadhi. Zatapiał się w niej, było to zbyt
wiele... Ostatnia synteza jest syntezą przedmiotu i podmiotu, zewnętrznego i
wewnętrznego, znowu. W orgazmie seksualnym spotykają się to, co zewnętrzne
z tym, co wewnętrzne, ale na chwilę. W sahasrar spotykają się na trwałe.
To dlatego powiadam, że trzeba odbyć tę podróż od seksu do samadhi...
Seks to tylko przebłysk sahasrar Sahasrar da ci błogość tysiąc razy, milion razy
większą, da ci dobrodziejstwo.
Siedem czakr – sufi
Człowiek jest tęczą, wszystkimi siedmioma kolorami naraz. W tym jest jego
piękno ale i jego problem. Człowiek ma wiele obliczy, wiele wymiarów. Jego
istnienie nie jest proste, jest wielką złożonością. I z tej złożoności rodzi się
harmonia, którą nazywamy Bogiem – boska melodia.
Zatem pierwszym, co trzeba zrozumieć o człowieku, jest to, że człowieka jeszcze
nie ma. Człowiek to tylko możliwość, potencjalność. Człowiek może być,
człowiek to obietnica. Pies jest, skała jest, słońce jest... człowiek może być. Stąd
niepokój i niedola: można przegapić, nie ma pewności. Może rozkwitniesz, może
nie rozkwitniesz. Stąd drżenie, dygotanie, roztrzęsienie wewnątrz: "Kto wie czy
zdołam tego dokonać czy nie?" Człowiek jest pomostem między zwierzęciem i
tym, co boskie.
Zwierzęta są ogromnie szczęśliwe; rzecz jasna nie są świadome, nie są
świadomie szczęśliwe, są jednak ogromnie szczęśliwe, bez zmartwień, bez
neurotyki. Bóg jest ogromnie szczęśliwy i świadomy. Człowiek jest między
jednym a drugim, w otchłani, zawsze niezdecydowany – być czy nie być?
Człowiek jest tęczą, powiadam, gdyż tęcza da ci totalną perspektywę, w jakiej
można człowieka zrozumieć – od tego, co najniższe, do tego, co najwyższe.
Tęcza ma siedem kolorów, człowiek ma siedem ośrodków istnienia. Alegoria
siódemki jest bardzo stara. W Indiach alegoria ta przybrała formę siedmiu czakr:
najniższą jest muladhar, najwyższą jest sahasrar, a pomiędzy nimi jest pięć
stopni, pięć dalszych czakr. I człowiek musi przejść przez wszystkich tych
siedem czakr, siedem stopni prowadzących do tego, co boskie.
Zwykle jesteśmy uwięzieni na najniższym. Pierwsze trzy (muladhar, svadhisthan
i manipura) to czakry zwierzęce. Jeżeli żyjesz w pierwszych trzech, nie różnisz
się od zwierząt, a przez to popełniasz zbrodnię. Nie chodzi o to, że w
rzeczywistości popełniasz zbrodnię – popełniasz zbrodnię, gdyż nie zdołasz być
tym, czym od początku miałeś być; przegapisz tę możliwość. Jeśli ziarno nie
wzrasta i nie staje się kwiatem, popełnia zbrodnię – nie przeciwko komuś,
przeciwko samemu sobie. I ten grzech, który człowiek popełnia wobec samego
siebie, jest największym. Tak naprawdę grzechy wobec innych popełniamy
dopiero wtedy, gdy popełniliśmy ten pierwszy, podstawowy grzech przeciwko
samym sobie.
Pierwsze trzy czakry odnoszą się do jedzenia, pieniędzy, władzy, dominowania,
seksu. Jedzenie jest najniżej, seks jest najwyżej w trzech najniższych czakrach.
Trzeba to zrozumieć. Jedzenie jest najniższe – człowiek z obsesją jedzenie
należy do zwierząt najniższej kategorii. Chce po prostu przeżyć. Nie ma żadnego
celu, chce po prostu przeżyć po to, żeby przeżyć. Jeżeli zapytasz go po co, nie
ma żadnej odpowiedzi, której mógłby ci udzielić.
Któregoś dnia Mulla Nasruddin powiedział do mnie: * Chciałbym mieć więcej
ziemi.
– Ale po co? Tak jak teraz, masz jej dość – spytałem go.
– Mógłbym hodować więcej krów – odrzekł.
– A co byś z nimi zrobił? – zapytałem.
– Sprzedałbym je i zarobił pieniądze – odpowiedział.
– A potem? Co byś potem zrobił z tymi pieniędzmi? * Kupiłbym więcej ziemi.
– Po co? – zapytałem go.
– Żeby hodować jeszcze więcej krów.
I tak to trwa, ot, błędne koło, z którego nigdy nie wychodzisz; jesz po to, żeby
żyć, żyjesz po to, żeby jeść. To najniższa możliwość.
Najniższą formą życia jest ameba. Ameba tylko je, to wszystko.
Ameba nie ma życia płciowego, ameba zjada wszystko, co tylko może; ameba
jest dokładnym symbolem człowieka najniższego.
Ameba nie ma innych narządów, tylko usta – całe jej ciało funkcjonuje jako usta.
Pochłania wszystko, co tylko znajdzie się w pobliżu; cokolwiek zbliży się, po
prostu to wchłania. Wchłania to całym ciałem, całe jej ciało jest ustami. Staje się
coraz większa, coraz większa; potem przychodzi chwila, gdy jest zbyt wielka i nie
może sobie poradzić, wtedy dzieli się na dwoje. Wtedy zamiast jednej są dwie
ameby; i zaczynają one robić to samo. Ameba po prostu je i żyje, a żyje po to,
żeby jeść więcej.
Niektórzy ludzie żyją na tym najniższym poziomie. Strzeż się go – życie ma coś
więcej, co może ci dać. Nie jest to tylko przetrwanie, jest to przetrwanie dla
czegoś znaczącego. Przeżycie jest konieczne, ale samo w sobie nie jest celem,
jest tylko środkiem.
Drugi typ, nieco wyższy niż opętany obsesją jedzenia, to maniak władzy, polityk.
Chce dominować nad ludźmi. Po co? W głębi siebie czuje się bardzo, bardzo
gorszy, chce pokazać światu, że "Jestem kimś, potrafię dominować, mogę
ustawić was na właściwym miejscu". Nie ustawił siebie na właściwym miejscu, a
próbuje cały świat ustawić na właściwym miejscu. Jest to człowiek opętany przez
ego. Może poruszać się w dowolnym kierunku; jeśli zajmie się pieniędzmi,
będzie gromadził pieniądze, pieniądze staną się symbolem władzy. Jeśli zajmie
się polityką, nie może nad sobą zapanować dopóki nie dotrze do samego końca
– a tam nic nie ma.
Miałem kiedyś kota – bardzo głupiego kota, prawie polityka.
Wchodził na drzewa, i był w tym doskonały. I wchodził na najwyższą gałąź
drzewa, a potem tkwił tam i nie wiedział jak zejść. I było to problemem niemal co
dnia: ktoś musiał wejść na drzewo i znieść go na dół. Tkwił tam i wrzeszczał i
hałasował w agonii. I nigdy się nie nauczył. Nazywałem więc tego kota
"politykiem".
Wchodzi, premier, prezydent, Adolf Hitler, Richard Nixon, wchodzi na samą górę,
a potem nie ma już gdzie iść i nie wie jak zejść na dół.
Żaden polityk nie wie jak zejść na dół. Uczy się tylko jednej sztuki – jak wchodzić
do góry, coraz wyżej. I potem przychodzi taka chwila, gdy nie ma już "wyżej"...
Wtedy – wielka frustracja.
Powiadają, że Aleksander poradził się kiedyś astrologa. Astrolog popatrzył na
jego dłoń i rzekł: "Aleksandrze, wszystko jest dobrze, staniesz się największym
zdobywcą w świecie. Ale pamiętaj – jest tylko jeden świat, który można podbić." I
podobno Aleksandra ogarnął wielki smutek. Astrolog zapytał: "Czemu stałeś się
taki smutny, tak nagle?" Odparł: "Co innego mi zostaje? Skoro jest tylko jeden
świat, gdy go podbiję, co będę robił? To sprawia, że czuję wielki smutek."
Wspinacz... U zwierząt można obserwować "kolejność dziobania".
Jeśli popatrzysz na grupę małp, stwierdzisz, że jedna jest prezydentem albo
premierem, czy jakkolwiek nazwiesz króla małp, a wszystkie małpy go słuchają.
On jest przywódcą, on dominuje. Jeśli napotkasz tygrysy, stwierdzisz, że jeden
dominuje nad całym stadem.
Dominowanie nad kimś innym, usiłowanie zdobycia kogoś innego – to bardzo
zwierzęcy instynkt.
Prawdziwy człowiek chce zdobyć siebie, nie innych. Chce poznać siebie. Nie
chce zapychać jakiejś wewnętrznej dziury dominowaniem nad kimś innym.
Prawdziwy człowiek kocha wolność dla siebie i także dla innych.
A trzeci jest seks; i twierdzę, że jest czymś lepszym niż jedzenie, niż polityka,
gdyż ma w sobie pewną cechę nieco wyższą – wspólnotę. Ma w sobie coś
wyższego. Przy jedzeniu po prostu wchłaniasz, nie dzielisz się. W dominowaniu
niszczysz, nie tworzysz. Seks jest najwyższą możliwością na tej niższej
płaszczyźnie – dzielisz się, dzielisz się swoją energią, i stajesz się twórczy. Jeśli
chodzi o egzystencję zwierzęcą, seks jest najwyższą wartością. I ludzie są
uwięzieni gdzieś w obrębie tych trzech.
Czwartą jest czakra anahata. Pierwsze trzy są zwierzęce, ostatnie trzy są
boskie, a między nimi jest czwarta, anahata, czakra serca, lotos serca, czakra
miłości. I to jest pomost. Miłość jest pomostem między tym, co zwierzęce, i tym,
co boskie. Spróbuj zrozumieć to tak głęboko, jak to jest tylko możliwe, ponieważ
to jest całe przesłanie Kabira, przesłanie miłości. Poniżej serca człowiek jest
zwierzęciem, ponad sercem staje się boski. Tylko w sercu człowiek jest ludzki.
To dlatego człowiek, który potrafi odczuwać, który potrafi kochać, który potrafi
modlić się, który potrafi płakać, który potrafi śmiać się, który potrafi dzielić się,
który potrafi mieć współczucie, jest naprawdę istotą ludzką. Pojawia się w nim
ludzkość, wnikają do niego pierwsze promienie słońca.
A piątą jest visuddhi, szóstą jest ajna, a siódmą jest sahasrar W piątej miłość
staje się coraz bardziej napełniona medytacją, coraz bardziej napełniona
modlitwą. W szóstej miłość nie jest już relacją z innym człowiekiem. Nie jest
nawet modlitwą, stała się stanem istnienia. Nie jest to tak, że kogoś kochasz,
nie. Teraz przypomina to coś takiego, jakbyś był miłością. Nie jest to kwestia
kochania, sama twoja energia jest miłością. Nie możesz działać inaczej. Teraz
miłość to naturalny przepływ; tak, jak oddychasz, tak kochasz; jest to stan
bezwarunkowy. A w siódmej jest samadhi, sahasrar – dotarłeś do domu.
W teologii chrześcijańskiej znaleźć można tę samą alegorię w opowieści, że Bóg
stworzył świat w sześć dni, siódmego zaś odpoczywał. Tych sześć dni to sześć
czakr, sześć ośrodków istnienia.
Siódmy jest odpoczynkiem: człowiek dotarł do domu, odpoczywa. Tej alegorii nie
zrozumiano. Chrześcijanie, a szczególnie teolodzy chrześcijańscy, nigdy nie
wchodzą bardzo głęboko. Ich rozumienie pozostaje powierzchowne, co najwyżej
logiczne, teoretyczne, ale nigdy nie dotyka tego, co istotne. Bóg stworzył świat –
najpierw stworzył materię, a na końcu stworzył człowieka. Przez pięć dni
stwarzał wszystko inne w świecie, materię, zwierzęta, ptaki, a potem szóstego
dnia stworzył człowieka. A w ostatniej chwili szóstego dnia stworzył kobietę. I jest
to bardzo symboliczne – kobieta jest ostatnim stworzeniem, nawet mężczyzna
nie jest ostatni. I ta alegoria jest jeszcze piękniejsza, bo powiada, że stworzył on
kobietę z mężczyzny.
Oznacza to, że kobieta jest ulepszeniem mężczyzny, formą czystszą.
Przede wszystkim – kobieta oznacza intuicję, poezję, wyobraźnię.
Mężczyzna oznacza wolę, prozę, logikę, rozum. Są to symbole – mężczyzna
oznacza cechę agresywną, kobieta oznacza przyjmowanie.
Przyjmowanie jest najwyższe. Mężczyzna oznacza logikę, rozumowanie,
analizę, filozofię; kobieta oznacza religię, poezję, wyobraźnię; bardziej płynna,
bardziej elastyczna. Mężczyzna walczy z Bogiem. Nauka jest czystym
produktem ubocznym mężczyzny, mężczyzna walczy, zmaga się, usiłuje
zdobywać. Kobieta nie walczy, po prostu wita, czeka, ulega.
A ta chrześcijańska alegoria powiada, że Bóg najpierw stworzył mężczyznę.
Mężczyzna jest najwyższy w królestwie zwierząt – ale jeśli chodzi o ludzkość,
kobieta jest wyższa. Teolodzy chrześcijańscy zinterpretowali to absolutnie
niewłaściwie, zinterpretowali to wedle samczego szowinizmu. Myślą, że
mężczyzna jest ważniejszy, dlatego Bóg najpierw stworzył mężczyznę. Skoro
tak, to zwierzęta muszą być jeszcze ważniejsze! Ta logika jest fałszywa. Myślą,
że mężczyzna jest sednem, kobieta jest tylko załącznikiem. W ostatniej chwili
Bóg poczuł, że czegoś brakuje, wziął więc jedną z kości mężczyzny i stworzył
kobietę. Kobiety nie uważa się za zbyt istotną – ot, pomocnik, po to tylko, żeby
mężczyzna czuł się dobrze, w przeciwnym razie byłby samotny. Ta opowieść
analizowana jest tak, że wydaje się jakby to kobieta była mniej ważna od
mężczyzny, zabawka, którą mężczyzna może się bawić, bo gdyby nie to, byłby
samotny. Bóg kochał mężczyznę tak bardzo, że pomyślał, że byłby on smutny i
osamotniony... Nie, to nie jest prawdą.
Wyobraźnia przychodzi tylko wtedy, gdy wola zostanie poddana. Ta sama
energia, która jest wolą, staje się wyobraźnią, i ta sama energia, która staje się
agresją, staje się przyjmowaniem, i ta sama energia, która walczy, staje się
współdziałaniem. Ta sama energia, która jest złością, staje się współczuciem.
Współczucie wywodzi się ze złości, jest to złość udoskonalona, jest to wyższa
symfonia wywodząca się ze złości. Miłość wywodzi się z seksu – jest wyższym
dostąpieniem, czystszym.
Siedem czakr – tantra
W tantrze i jodze jest pewna mapa wnętrza człowieka. Dobrze będzie jeśli
zrozumiesz tę mapę – to ci pomoże, ogromnie ci to pomoże.
Tantra i joga zakładają, że w fizjologii człowieka, w subtelnej fizjologii, nie w
ciele, jest siedem ośrodków. W rzeczywistości są to metafory. Ale są one
bardzo, bardzo pomocne w zrozumieniu czegoś z wnętrza człowieka. Oto tych
siedem czakr.
MULADHAR
Pierwszą i najbardziej podstawową jest muladhar – dlatego nazywana jest
muladhar – muladhar oznacza "najbardziej fundamentalny, podstawowy" Mul
znaczy podstawowy, odnoszący się do korzeni.
Czakra muladhar jest ośrodkiem, w którym obecnie dostępna jest energia seksu,
ale społeczeństwo wyrządziło wiele szkody tej czakrze.
Seks tak bardzo jest potępiany, nie można się nim cieszyć. Dlatego ta energia
pozostaje gdzieś związana – oralna, analna, genitalna. Nie może przejść wyżej.
Tantra powiada, że człowieka należy przebudować zaczynając od tych trzech
kwestii. Dlatego tantra mówi, że pierwsza wielka praca musi nastąpić w
muladharze. Dla wolności oralnej bardzo pomaga wrzeszczenie, śmianie się,
krzyczenie, płakanie, łkanie. Dlatego wybieram encounter, gestalt, primal i inne
grupy tego rodzaju – wszystkie one pomagają uwolnić zablokowanie oralne. A
dla uwolnienia cię od zablokowania analnego bardzo przydatne jest pranayam,
bastrika – szybkie oddychanie chaotyczne – gdyż uderza ono bezpośrednio w
ośrodek analny i umożliwia uwolnienie i rozluźnienie mechanizmu analnego.
Dlatego medytacja dynamiczna ma ogromną wartość.
A potem jest ośrodek seksu – ośrodek seksu musi zostać pozbawiony
brzemienia winy, potępiania. Musisz zacząć uczyć się go na nowo, dopiero
wtedy ten uszkodzony ośrodek seksu może funkcjonować w zdrowy sposób.
Musisz zacząć na nowo uczyć się cieszenia się nim – bez żadnego poczucia
winy.
Czakra muladhar musi zostać uwolniona – uwolniona od zatwardzenia,
uwolniona od biegunki. Czakra muladhar musi funkcjonować optymalnie, w stu
procentach – wtedy energia zaczyna się poruszać.
SVADISTHAN
Drugą czakrą jest svadisthan – to hara, ośrodek śmierci. Te dwa ośrodki są
bardzo zniszczone, gdyż człowiek boi się seksu i człowiek boi się śmierci.
Dlatego unika się śmierci – nie mówi o śmierci!
Zapomnij o niej! Ona nie istnieje. Nawet jeśli czasami istnieje, nie zauważaj jej,
nie zwracaj na nią uwagi. Myśl dalej, że będziesz żył wiecznie – unikaj śmierci!
Tantra powiada: nie unikaj seksu i nie unikaj śmierci. To dlatego Saraha chodził
medytować na pole kremacyjne – by nie unikać śmierci. I chodził tam z kobietą,
która uczyła łucznictwa – aby przeżywać życie zdrowego, pełnego seksu, seksu
optymalnego. Na polu kremacyjnym, gdy żył z kobietą, te dwa ośrodki musiały
zostać uwolnione – śmierć i seks. Gdy już zaakceptujesz śmierć i nie boisz się
jej, gdy już zaakceptujesz seks i nie boisz się go, te dwa dolne ośrodki zostają
uwolnione.
MANIPURA
Trzeci ośrodek, manipura, jest ośrodkiem wszystkich sentymentów, emocji. W
manipurze ciągle tłumimy emocje. Oznacza to diament.
Życie jest cenne ze względu na sentymenty, emocje, śmiech, płacz, łzy i
uśmiechy. Wszystko to sprawia, że życie jest cenne. Na tym polega chwała życia
– dlatego czakra ta nazywana jest manipura, czakrą diamentową.
Tylko człowiek może posiąść ten cenny diament. Zwierzęta nie mogą śmiać się;
jasne, nie mogą też płakać. Łzy mają pewien wymiar dany tylko człowiekowi.
Piękno łez, piękno śmiechu, poezja łez i poezja śmiechu dane są tylko
człowiekowi. Wszystkie inne zwierzęta mają tylko dwie czakry – muladhar i
svadisthan. Rodzą się i umierają – niewiele jest między jednym i drugim. Jeśli i ty
rodzisz się i umierasz, jesteś zwierzęciem – jeszcze nie jesteś człowiekiem. A
wielu, miliony ludzi, żyje tylko z tymi dwoma czakrami. Nigdy nie wychodzą poza
nie.
Nauczono nas tłumić sentymenty. Nauczono nas nie być sentymentalnymi.
Nauczono nas, że sentymentalność nie popłaca – bądź praktyczny, bądź twardy
– nie bądź miękki, nie daj się zranić!
Wtedy można cię wykorzystać. Bądź twardy! Przynajmniej pokaż, że jesteś
twardy, przynajmniej udawaj, że jesteś groźny, że nie jesteś łagodną istotą.
Stwórz wokół siebie strach. Nie śmiej się, bo gdy się śmiejesz, nie zdołasz
stworzyć wokół siebie strachu. Nie płacz – gdy płaczesz, pokazujesz, że boisz
się sam siebie. Nie pokazuj swych ludzkich ograniczeń. Udawaj, że jesteś
doskonały.
Tłum trzeci ośrodek, a staniesz się żołnierzem, nie człowiekiem, ale żołnierzem –
człowiekiem armii, człowiekiem fałszywym.
Wiele pracy jest w tantrze dla uwolnienia trzeciego ośrodka. Emocje trzeba
uwolnić, rozprężyć. Gdy masz ochotę na płacz, musisz płakać; gdy masz ochotę
śmiać się, musisz się śmiać. Musisz porzucić nonsens tłumienia, musisz
nauczyć się ekspresji, bo tylko przez swoje sentymenty, swoje emocje, swoją
wrażliwość, docierasz do tej wibracji, dzięki której możliwe jest porozumienie.
Trzeba uczynić trzeci ośrodek coraz bardziej dostępnym. Jest on przeciwny
myśleniu, jeśli więc dopuścisz trzeci ośrodek do głosu, łatwiej odprężysz się w
swym spiętym umyśle. Bądź autentyczny, wrażliwy, więcej dotykaj, więcej
odczuwaj, więcej się śmiej, więcej płacz. I pamiętaj – nie możesz zrobić więcej
niż potrzeba, nie możesz przesadzić. Nie możesz wyzwolić nawet jednej łzy
więcej niż jest to potrzebne, i nie możesz śmiać się więcej niż jest to potrzebne.
Nie bój się więc, i nie żałuj sobie.
Tantra pozwala życiu na wszystkie jego emocje. Takie są te trzy dolne ośrodki –
dolne nie w sensie oceniania – są to trzy dolne ośrodki, trzy dolne szczeble
drabiny.
ANAHATA
Potem przychodzi czwarty ośrodek, ośrodek serca, zwany anahata. To słowo
jest piękne – anahata oznacza niewydobyty dźwięk. Oznacza dokładnie to, co
ludzie zen mają na myśli wtedy, gdy mówią: "Czy słyszysz dźwięk jednej
klaszczącej dłoni?" – niewydobyty dźwięk.
Serce jest dokładnie pośrodku, trzy ośrodki są poniżej niego, trzy ośrodki
powyżej. I serce jest drzwiami od niższego do wyższego, albo od wyższego do
niższego. Serce jest jak skrzyżowanie dróg.
A serce jest zupełnie pomijane. Nie uczono cię żyć z głębi serca.
Nawet nie pozwolono ci wejść do królestwa serca, gdyż jest to bardzo
niebezpieczne. Jest to ośrodek bezdźwięcznego dźwięku, jest to ośrodek
nielingwistyczny, dźwięku niewydobytego. Język jest dźwiękiem wydobytym,
musimy tworzyć go strunami głosowymi.
Musi być wydobyty – to dwie klaszczące dłonie. Serce to jedna klaszcząca dłoń.
W sercu nie ma słowa – jest ono bez słów.
Zupełnie unikamy serca, omijamy je. Żyjemy tak, jakby serce nie istniało – albo,
co najwyżej, jakby było mechanizmem pompy służącym oddychaniu, tyle tylko.
Tak nie jest. Płuca to nie serce.
Serce jest ukryte głęboko za płucami. I nie jest ono czymś fizycznym.
Jest miejscem, w którym powstaje miłość. Dlatego miłość nie jest sentymentem.
A miłość sentymentalna mieści się w trzecim ośrodku, nie w czwartym.
Miłość nie jest tylko sentymentalna. Miłość ma więcej głębi niż sentymenty,
miłość jest ważniejsza niż sentymenty. Sentymenty są chwilowe. Mniej czy
bardziej, sentyment miłości jest błędnie pojmowany jako doznanie miłości.
Jednego dnia zakochujesz się w jakimś mężczyźnie czy kobiecie, następnego
dnia już tego nie ma – a ty nazywasz to miłością. To nie jest miłość. To
sentyment. Spodobała ci się ta kobieta, spodobała się, pamiętaj, nie wywołała w
tobie miłości – było to "polubienie" tak, jak lubisz lody. Było to upodobanie.
Upodobania przychodzą i odchodzą, upodobania są chwilowe, nie mogą długo
trwać, nie mają żadnej możliwości trwania.
Spodobała ci się jakaś kobieta, pokochałeś ją, i koniec! To upodobanie jest
skończone. Tak samo gdy polubisz lody, zjadłeś je i już wcale nie patrzysz na
lody A jeśli ktoś będzie dawał ci więcej lodów, powiesz "To powoduje mdłości –
dość! Więcej już nie mogę."
Upodobanie nie jest miłością. Nigdy nie pomyl upodobania z miłością, bo wtedy
całe twoje życie będzie tylko drewnem niesionym przez fale... Będziesz dryfował
od jednego człowieka do drugiego, nigdy nie rozwinie się intymność.
Czwarty ośrodek, anahata, jest bardzo istotny, ponieważ to w sercu po raz
pierwszy nawiązałeś kontakt z matką. To przez serce byłeś połączony ze swoją
matką, nie przez głowę. W głębokiej miłości, w głębokim orgazmie, znów jesteś
połączony przez serce, nie przez głowę. W medytacji, w modlitwie, dzieje się to
samo – jesteś połączony z egzystencją poprzez serce, serce z sercem. Tak, jest
to dialog serca z sercem, nie głowy z głową. Jest to nielingwistyczne.
A ośrodek serca jest tym ośrodkiem, w którym powstaje bezdźwięczny dźwięk.
Gdy odprężysz się w ośrodku serca, usłyszysz Omkar, Aum. Jest to wielkie
odkrycie. Ci, którzy wstąpili do serca, słyszą wewnątrz swojego istnienia ciągłe
śpiewanie, które brzmieniem przypomina aum. Czy kiedykolwiek słyszałeś
śpiewanie, które następuje samo z siebie? Ty go nie robisz...
Dlatego nie zalecam mantr Można stale śpiewać aum, aum, aum i można
stworzyć mentalny substytut serca. To nie pomoże. To oszukiwanie siebie. A
śpiewać można latami, i możesz stworzyć wewnątrz fałszywy dźwięk, jakby
przemawiało twoje serce – tak nie jest. Jeśli chcesz poznać serce, nie należy
śpiewać aum, musisz po prostu być w ciszy. Pewnego dnia, nagle, jest ta
mantra. Pewnego dnia, gdy zapadniesz się w ciszy, nagle słyszysz dźwięk
dobiegający znikąd. Powstaje on w twoim najgłębszym wnętrzu. Jest to dźwięk
twojej wewnętrznej ciszy. Tak, jak w cichą noc jest pewien dźwięk, dźwięk ciszy,
dokładnie tak samo pojawia się w tobie pewien dźwięk na znacznie głębszym
poziomie.
Pojawia się, będę powtarzał to raz po raz – nie wywołujesz go, nie powtarzasz
aum, aum. Nie, nie wypowiadasz ani jednego słowa.
Jesteś po prostu w pokoju. Jesteś po prostu w ciszy. A on wybucha jak wiosna...
nagle zaczyna płynąć, jest. Słyszysz go – nie wypowiadasz go, słyszysz go.
W ośrodku serca, w czakrze anahata, słyszysz. A ty nigdy nie słyszałeś w sobie
niczego, żadnego dźwięku, żadnego omkar, żadnej mantry. To znaczy tyle tylko,
że unikałeś serca. Ten wodospad istnieje, i dźwięk płynącej wody istnieje, ale ty
go unikałeś, omijałeś go, poszedłeś jakąś inną drogą, poszedłeś jakimś skrótem.
Ten skrót wychodzi z trzeciego ośrodka i unika czwartego. Czwarty ośrodek jest
najbardziej niebezpieczny, gdyż z tego ośrodka rodzi się ufność, rodzi się wiara.
A umysł musi go unikać. Gdyby umysł go nie unikał, nie byłoby możliwości
istnienia wątpliwości. Umysł żyje dzięki wątpliwościom.
To jest czwarty ośrodek. A tantra powiada, że przez miłość poznasz ten czwarty
ośrodek.
VISUDDHI
Piąty ośrodek nazywany jest visuddhi. Visuddhi oznacza czystość.
Jasne, po nastąpieniu miłości jest czystość i niewinność, nigdy wcześniej. Miłość
oczyszcza i tylko miłość – nic innego nie oczyszcza. Nawet najbrzydszy człowiek
w miłości staje się piękny.
Miłość jest nektarem. Oczyszcza wszystkie trucizny. Dlatego piąty ośrodek
nazywany jest visuddhi – visuddhi oznacza czystość, czystość absolutną. Jest to
ośrodek gardła.
A tantra powiada: mów tylko wtedy, gdy dotarłeś do piątego ośrodka przez
czwarty, mów tylko przez miłość, inaczej nie mów. Mów poprzez współczucie,
inaczej nie mów! Po co mówić? Jeśli dotarłeś przez serce i jeśli usłyszałeś Boga
tam przemawiającego, albo Boga, który płynie tam jak wodospad, jeśli
usłyszałeś dźwięk Boga, dźwięk jednej klaszczącej dłoni, dopiero wtedy wolno ci
mówić, wtedy twój ośrodek gardła zdoła przekazać to przesłanie, wtedy coś
można wlać nawet w słowa. Gdy to masz, można wlać to nawet w słowa.
Bardzo nieliczni ludzie docierają do piątego ośrodka, bardzo rzadko, gdyż nie
docierają nawet do czwartego, jak więc mogą dotrzeć do piątego? Jest to bardzo
rzadkie. Gdzieś jest jakiś Chrystus, jakiś Budda, jakiś Saraha, oni docierają do
piątego. Nawet piękno ich słów jest ogromne – a co dopiero mówić o ich ciszy?
Nawet ich słowa zawierają ciszę. Mówią oni, a jednak nie mówią. Mówią, i mówią
to, co niewypowiadalne, niewysłowione, nie dające się wyrazić.
Ty też używasz gardła, ale to nie jest visuddhi. Ta czakra jest zupełnie martwa.
Gdy ta czakra ożywa, w twych słowach jest miód, twoje słowa mają aromat, w
twoich słowach jest muzyka, taniec. Wtedy wszystko, co mówisz, jest poezją,
wszystko, co wypowiadasz, jest czystą radością.
AJNA
A szósta czakra to ajna: ajna oznacza porządek. W szóstym ośrodku jesteś
uporządkowany, nigdy wcześniej. W szóstej czakrze stajesz się panem, nie
wcześniej. Wcześniej byłeś niewolnikiem. W szóstej czakrze, cokolwiek
wypowiesz, stanie się to, czegokolwiek zapragniesz, stanie się to. W szóstej
czakrze masz wolę, nigdy wcześniej. Wcześniej wola nie istnieje. Ale jest w tym
pewien paradoks.
W czwartej czakrze znika ego. W piątej czakrze znikają wszelkie nieczystości i
wtedy masz wolę, nie możesz więc tą wolą ranić. W istocie rzeczy nie jest to już
twoja wola, jest to wola Boga, gdyż ego znika w czwartym ośrodku, wszystkie
nieczystości znikają w piątym.
Teraz jesteś najczystszym istnieniem, samym nośnikiem, narzędziem,
posłańcem. Teraz masz wolę, ponieważ cię nie ma – teraz wola Boga jest twoją
wolą.
Bardzo rzadko człowiek dociera do szóstej czakry, ponieważ jest ona ostatnia, w
pewnym sensie. W tym świecie jest ostatnia. Poza nią jest siódma, ale wtedy
wkraczasz w totalnie inny świat, odrębną rzeczywistość. Szósta jest ostatnią linią
graniczną, posterunkiem kontrolnym.
SAHASRAR
Siódmą jest sahasrar – sahasrar oznacza tysiącpłatkowy lotos. Gdy twoja
energia przechodzi do siódmej – sahasrar – stajesz się lotosem.
Teraz nie potrzebujesz już szukać miodu innych kwiatów – teraz pszczoły
zaczynają przychodzić do ciebie. Teraz przyciągasz pszczoły z całej ziemi, a
czasem nawet zaczynają do ciebie przychodzić pszczoły z innych planet. Twoja
sahasrar otworzyła się, twój lotos rozkwitł pełnią kwiecia. Ten lotos to Nirvana.
Najniższą jest muladhar W najniższej rodzi się życie, życie ciała i zmysłów. W
siódmej rodzi się życie, życie wieczne, nie ciała, nie zmysłów. Taka jest fizjologia
tantry Nie jest to fizjologia książek medycznych. Nie szukaj jej w księgach
medycznych, nie ma jej tam.
Jest to metafora, jest to pewien sposób przekazu. Oto mapa, która ma wszystko
uczynić zrozumiałym.
Dziesięć byków Zen
Na pastwisku tego świata, bez końca odsuwam na boki wysokie trawy,
poszukując byka. Idąc z biegiem nienazwanych rzek, gubić się na krzyżujących
się ścieżkach pośród odległych gór, siły mnie zawodzą, życiowość wyczerpuje
się, byka nie mogę znaleźć. Słyszę tylko racice biegnące nocą przez las.
1.Poszukiwanie byka
Wyruszamy na niezwykłą pielgrzymkę. Dziesięć byków Zen to coś unikalnego w
historii ludzkiej świadomości.
Prawdę wyrażano na wiele sposobów i zawsze stwierdzano, że pozostaje
niewyrażoną, bez względu na to, co robisz.
Obojętne jak bardzo byś ją wyrażał, umyka, wymyka się. Po prostu wymyka się
opisom. Słowa, których dlań używasz, nie mogą jej zawrzeć. A z chwilą, gdy
wyraziłeś, natychmiast odczuwasz frustrację; tak jakby to, co istotne zostało
opuszczone, a tylko to, co nieistotne zostało wyrażone.
Dziesięć byków zen stanowi jedyny w swoim rodzaju wysiłek zmierzający do
wyrażenia tego, co jest niewyrażalne.
Byk jest symbolem energii, witalności, dynamizmu. Byk oznacza samo życie.
Byk oznacza twoją wewnętrzną moc, twoją potencjalność. Byk jest symbolem,
pamiętaj o tym. Ty jesteś, masz też życie, ale nie wiesz czym jest życie. Masz
energię, ale nie wiesz skąd ta energia pochodzi i do jakiego celu ta energia
zmierza.
Jesteś tą energią, a jednak jesteś nieświadomy tego, czym jest ta energia.
Nieświadomy żyjesz. Nie zadałeś podstawowego pytania: Kim jestem? To
pytanie jest tym samym co poszukiwanie byka. Kim jestem? A dopóki nie
zostanie to poznane, jak możesz żyć? Wtedy wszystko będzie próżne, bo to
podstawowe pytanie nie zostało zadane, nie odpowiedziano na nie. Dopóki nie
poznasz siebie, cokolwiek robisz, będzie to próżne. Najbardziej podstawową
sprawą jest poznanie siebie. Ale dzieje się tak, że stale przegapiamy to, co
najbardziej podstawowe, i stale przejmujemy się błahostkami.
Czym są wysokie trawy? Symbolem. Poezja mówi symbolami. Malarstwo maluje
symbole, poezja mówi symbole. Pragnienia są tymi wysokimi trawami, w których
zagubił się twój byk.
Jeśli zdołasz zrozumieć jakość swej energii, będziesz mógł zrozumieć co
stanowi dla ciebie spełnienie. Inaczej, nie poznawszy siebie, stale biegniesz. Ten
bieg jest prawie szalony. Zatrzymaj się przy drodze, pomedytuj chwilę, zastanów
się nad tym, co robisz, po co to robisz.
Nie biegnij gorączkowo, bo to biegnięcie zmusi cię do jeszcze szybszego biegu.
To poszukiwanie jest trudne, ponieważ prawda jest nie tylko nieznana – jest
niepoznawalna. To poszukiwanie jest trudne, ponieważ poszukujący musi
zaryzykować dla niego całe swoje życie.
Jeśli słuchasz świętych pism, idziesz z biegiem rzek nazwanych. Jeśli jesteś
wyznawcą jakiejś religii, sekty, kościoła, masz mapę – a dla prawdy nie może
być żadnej mapy. Nie może być żadnej mapy, ponieważ prawda jest prywatna,
nie publiczna.
I przychodzi w tym poszukiwaniu chwila, gdy czujesz się kompletnie wyczerpany,
zmęczony. Zaczynasz myśleć, że lepiej byłoby, gdybyś nigdy tego poszukiwania
nie rozpoczął. Czujesz się tak sfrustrowany, że zaczynasz odczuwać zazdrość
wobec tych, którzy nigdy takimi sprawami się nie przejmowali. Jest to naturalne,
ale jest to dokładnie ta chwila, gdy zaczyna się prawdziwe poszukiwanie.
Ta wyczerpana energia, to zmęczenie, pochodzą z umysłu. Umysł czuje się
zmęczony, bo umysł zawsze jest szczęśliwy, gdy może korzystać z map. Wobec
znanego, umysł pozostaje panem; wobec nieznanego, dziwnego, umysł jest
całkowicie zagubiony...
Ta chwila przychodzi w poszukiwaniu każdego człowieka. Test to znaczący
moment. A jeśli zdołasz wyruszyć, nawet czując się wyczerpany, zmęczony,
sfrustrowany, jeśli mimo tego zdołasz wyruszyć i iść i iść, umysł zostaje
porzucony i pojawiają się pierwsze przebłyski medytacji.
Na brzegu rzeki, pod drzewami, odkrywam ślady kopyt! Nawet pod pachnącą
trawą widzę jego ślady. Głęboko w odległych górach można je znaleźć. Te ślady
nie mogą być bardziej ukryte niż nos człowieka zwrócony ku niebu.
2. Odkrycie śladów
Umysł zostaje porzucony dopiero wtedy, kiedy ty trwasz i trwasz, podczas gdy
umysł każe ci zaprzestać. Jeśli nie posłuchasz umysłu i powiesz: "Będę zgłębiał,
będę szukał – jeśli ty jesteś zmęczony, możesz odpaść" – umysł będzie trzymał
się ciebie jeszcze nieco dłużej. Ale jeśli nie posłuchasz i pozostaniesz z
dystansem i bez przejmowania się, twe oczy skupione na celu, na byku, odkryją
ślady.
Zawsze tu były, tylko ty byłeś zbyt zatłoczony myślami, zbyt zachmurzony
umysłem. Dlatego nie widziałeś tych subtelnych śladów.
A teraz, nawet pod trawą, nawet pod tymi samymi pragnieniami, znajdujesz te
same ślady byka. Nawet pod pragnieniami znajdujesz ukrytego Boga. Nawet pod
tak zwanymi ziemskimi sprawami, odszukujesz coś z tego spoza.
Byk nigdy nie zagubił się – ponieważ tym bykiem jesteś ty Ten byk jest twoją
energią, to twoje życie. Zasadą twojej dynamiki jest byk.
Byk nigdy nie zaginął. Jeśli zdołasz to zrozumieć, poszukiwać nie potrzeba.
Wtedy samo to zrozumienie wystarcza. Ale jeśli to zrozumienie nie przyszło do
ciebie, poszukiwanie jest potrzebne.
Poszukiwanie nie pomoże ci dotrzeć do celu, bo cel nigdy nie został zagubiony.
Poszukiwanie pomoże ci tylko porzucić chciwość, lęk, chęć posiadania,
zazdrość, nienawiść, złość. Poszukiwanie pomoże ci tylko porzucić przeszkody,
a gdy tych przeszkód już nie będzie, nagle zdajesz sobie sprawę: "Zawsze tu
istniałem! Nigdy nigdzie nie poszedłem!" Byk tu jest. Poszukujący jest
poszukiwanym. Tylko parę niepotrzebnych rzeczy tłoczy się w tobie, porzuć je, a
odkryjesz sam siebie w całej swojej chwale.
To poszukiwanie jest indywidualne, jest pełne niebezpieczeństw.
Samemu trzeba wędrować. Ale na tym polega jego piękno. W głębokiej
samotności, tylko w głębokiej samotności, gdy nawet jednej myśli nie ma, Bóg
wchodzi w ciebie, lub inaczej, opuszcza cię. W głębokiej samotności, inteligencja
staje się płomieniem, jasnym. W głębokiej samotności, cisza i błogość otaczają
cię. W głębokiej samotności, otwierają się twoje oczy, otwiera się twoje istnienie.
To poszukiwanie jest indywidualne.
Słyszę śpiew słowika. Słońce jest ciepłe, wiatr jest lekki, wierzby nad brzegiem
są, zielone. Żaden byk nie może się tu ukryć! Jakiż artysta zdoła namalować tą
masywną, głowę, te majestatyczne rogi?
3. Ujrzenie byka
Trzecia sutra mówi o wrażliwości... Gdy stajesz się wrażliwy, wrażliwy na
wszystko to, co dzieje się wokół – śpiew słowika – gdy stajesz się wrażliwy na
wszystko, co ci się przytrafia, i otacza cię, słońce jest ciepłe, wiatr jest lekki,
wierzby nad brzegiem są zielone.
W takiej wrażliwości, jak może ukryć się byk? Byk może ukryć się, jeśli jesteś
skoncentrowany w jednym kierunku; wtedy jest wiele kierunków, gdzie byk może
się ukryć. A gdy nie jesteś skoncentrowany w żadnym kierunku, po prostu
otwarty na wszystkie kierunki, jak byk zdoła się ukryć? Piękna sutra. Teraz nie
ma tej możliwości, ponieważ nie ma ani jednego miejsca, które byłoby poza
twoją świadomością. Nie ma miejsca, w którym można byłoby się ukryć.
Przez koncentrację możesz unikać. Stajesz się uważny na jedną sprawę
kosztem tysiąca innych rzeczy.
W medytacji jesteś po prostu świadomy, bez żadnego zawężania. Niczego nie
odsuwasz na bok. Po prostu jesteś otwarty i dostępny.
Gdy śpiewa słowik, jesteś dostępny. Gdy odczuwane jest słońce, dotyka twojego
ciała i czujesz ciepło, jesteś dostępny. Gdy wieje wiatr, czujesz go, jesteś
dostępny. Dziecko płacze, pies szczeka – po prostu jesteś uważny. Nie masz
żadnego przedmiotu (swojej uważności).
Koncentracja jest przedmiotowa. W medytacji nie ma przedmiotu. A w uważności
bez wybierania umysł znika, bo umysł może pozostać tylko wtedy, gdy
świadomość jest wąska. Gdy świadomość jest szeroka, szeroko otwarta, umysł
nie może istnieć. Umysł może istnieć tylko wraz z wyborami...
Powiem to w ten sposób: umysł jest zawężonym stanem świadomości,
świadomością płynącą bardzo wąskim kanałem, tunelem. Medytacja to po prostu
stanie pod gołym niebem, bycie dostępnym dla wszystkiego...
I nagle widzisz byka! W wielkiej wrażliwości, nagle jesteś świadomy swojej
energii, czystej energii, sama rozkosz.
To tego dotyczy wrażliwość – twoich zmysłów stopionych w jedną wrażliwość.
Nie chodzi tu o to, że masz oczy i uszy i nos, nie; jesteś oczouszonosem
jednocześnie. Nie ma przerwy. Widzisz i słyszysz i czujesz i smakujesz na raz,
równocześnie. Nie wybrałeś żadnego konkretnego zmysłu.
Prawdziwy człowiek rozumiejący żyje przez zmysły, jego dotyk jest totalny. Gdy
dotyka cię prawdziwy człowiek rozumiejący, natychmiast odczuwasz przepływ
energii. Nagle czujesz, że coś wewnątrz ciebie zostało przebudzone, jego
energia dotknęła twojej śpiącej energii. Coś w tobie powstaje.
Tu zen jest najlepszy. Żadna inna religia, żaden inny rozwój, nie dotarł tak
głęboko do właściwej ścieżki. Zmysły powinny pozostać żywe, i jeszcze coś –
twoje zmysły powinny wpaść w głęboki wewnętrzny rytm i harmonię, powinny
stać się orkiestrą. Dopiero wtedy prawda może być poznana, dopiero wtedy
możesz pochwycić byka.
Chwytam go w zaciętej walce. Jego wielka wola i moc są niewyczerpane. Rusza
na wysoki płaskowyż, daleko ponad mgłami chmur, albo stoi w nieprzeniknionym
wąwozie.
4. Złapanie byka
Będzie walka, bo umysł nie tak łatwo odda swą moc. Tak długo umysł był
dyktatorem, teraz chcesz, by dyktator zszedł z tronu; jest to niemożliwe. Umysł
przyzwyczaił się do kierowania i popychania cię na wszystkie strony. Stoczy z
tobą zaciętą potyczkę. Będzie cię ścigał, i będzie znajdywał chwile słabości, w
których znów może zapanować nad tobą.
Ale, kiedy zobaczysz byka, energię swojego istnienia, możesz go pochwycić.
Oczywiście, będzie walka, ponieważ tak długo umysł pozostawał u władzy..
A ta energia, ten byk, jest niewyczerpana. Czasem stoi na szczycie wzgórza, na
szczycie jakiegoś przeżycia. Czasem w dolinie, w głębokim wąwozie.
Gdy staniesz się wrażliwy na otaczający cię świat, twoja wrażliwość może być
zwrócona do wewnątrz, ku twemu wewnętrznemu domowi.
Jest to ta sama wrażliwość, dzięki której słyszałeś śpiew słowika, dzięki której
odczuwałeś ciepło słońca, dzięki której czułeś aromat kwiatu. Jest to ta sama
wrażliwość, która teraz została zwrócona do wewnątrz. Dzięki tej samej
wrażliwości będziesz smakował Siebie, odczuwał Siebie, widział Siebie, dotykał
Siebie.
Wykorzystaj świat jako szkolenie wrażliwości. Zawsze pamiętaj: jeżeli zdołasz
stać się bardziej i bardziej wrażliwy, wszystko będzie absolutnie właściwe. Za
każdym drzewem, i pod każdym kamieniem, ukrywa się byk. Dotykaj z miłością,
a nawet kamień odpowie, i tam możesz poczuć byka. Patrz z miłością na
gwiazdy, a gwiazdy odpowiadają – byk tam się ukrywa.
Byk jest energią Totalności. Jesteś jej częścią. Jeśli jesteś żywy i wrażliwy,
możesz odczuć całość.
Byk zawsze na ciebie czeka. Byk nie jest gdzieś poza tobą. Byk jest twoim
najbardziej wewnętrznym rdzeniem. Między bykiem i tobą jest ogromna ściana
umysłu, myśli. Myśli są cegłami, zrobionymi ze szkła. Możesz więc przez nie
widzieć i możesz nie zdawać sobie sprawy, że między tobą i rzeczywistością jest
ściana.
Walka będzie nieco trudna, ponieważ umysł nie da się łatwo przekonać – bo dla
umysłu będzie to śmierć...
Śmierć umysłu jest twoim życiem. A życie umysłu to twoja śmierć.
Jeśli wybierasz umysł, popełniasz samobójstwo, jeśli chodzi o twoje wewnętrzne
istnienie. Jeśli wybierasz siebie, musisz porzucić umysł – i to właśnie jest
medytacja.
Bat i powróz są potrzebne, inaczej może on zabłądzić w jakąś zapyloną drogę.
Będąc dobrze wyćwiczonym, staje się naturalnie łagodny. Potem, nie pętany,
słucha swego pana.
5. Poskromienie byka
Bat jest symbolem uważności, a powróz jest symbolem wewnętrznej dyscypliny.
Uważność i dyscyplina są najbardziej fundamentalne dla poszukującego. Jeśli
poddasz się dyscyplinie bez uważności, staniesz się hipokrytą. Jeśli poddasz się
dyscyplinie bez uważności, staniesz się zombie, robotem. Może nikomu nie
wyrządzisz krzywdy, może będziesz znany jako dobry człowiek, albo nawet
święty, ale nie zdołasz żyć swoim prawdziwym życiem, nie będziesz mógł go
świętować. Nie będzie w nim rozkoszy. Staniesz się zbyt poważny, gotowość do
zabawy odejdzie na zawsze. A powaga jest chorobą.
Jeśli dyscyplina jest bez uważności, narzucasz ją siłą – i będzie to przemoc,
gwałt na twoim własnym istnieniu. Nie da ci to wolności, stworzy więcej i więcej,
większych i większych więzień. Dyscyplina jest słuszna, jeśli opiera się na
uważności. Dyscyplina zupełnie traci słuszność, staje się zatruta, gdy jest
przestrzegana bez uważności, przez ślepy, wierzący umysł.
Pierwszą rzeczą jest więc bat – uważność. A drugą jest powróz – dyscyplina. Po
co jest dyscyplina potrzebna? Jeśli jesteś uważny, wydaje się, że uważność
wystarcza. W końcu wystarczy, ale nie na początku, bo umysł ma głębokie
wzorce, a energia porusza się zgodnie ze starymi nawykami i starymi wzorcami.
Nowe kanały trzeba stworzyć.
Możesz stać się uważny, ale na początku samo w sobie nie będzie to
wystarczało, ponieważ umysł, znalazłszy nową okazję do wejścia w jakiś stary
wzorzec, natychmiast wślizguje się w niego, w ułamku sekundy. Wpadnięcia w
złość dokonuje natychmiast. Zanim staniesz się tego świadomy, gniew już się
pojawił. Później, gdy twoja uważność stanie się totalna, gdy twoja uważność
stanie się z tobą jednością absolutną, wtedy zanim cokolwiek się stanie,
uważność zawsze jest, a priori. Jeśli przychodzi złość, przed złością jest
uważność; jeśli owładnie tobą seksualność, zanim to nastąpi, jest uważność.
Gdy uważność staje się czymś naturalnym, spontanicznym, jak oddychanie,
kiedy jest nawet we śnie, dyscyplinę można porzucić.
Ale na początku – nie. Na początku, gdy uważność tworzy się, dyscyplina będzie
bardzo pomocna.
Dyscyplina potrzebna jest do stworzenia nowych szlaków. Dlatego uważność i
dyscyplina powinny iść razem.
Są ludzie mówiący, że wystarczy sama uważność. W pewnej mierze mają rację,
ale dotarcie do tego punktu uważności, gdy wszystkiego jest dość, gdy jest jego
własna dyscyplina, jest bardzo, bardzo trudne. Rzadko to następuje.
Są też inni, którzy stale mówią, że dyscyplina wystarcza, nie potrzeba
uważności. Oni też mówią o drugim ekstremum. Sama dyscyplina nie może
wystarczyć. Wtedy człowiek, który stale narzuca sobie dyscyplinę, stopniowo
staje się mechanicznym robotem.
Wiele religii nauczało jedynie dyscypliny, moralności, dobrych działań i dobrych
uczynków – światu to nie pomogło. Ludzie przez to nie stali się uważni, żywi.
Oba przeciwieństwa są tylko połową i połową. Zen powiada, że trzeba
równocześnie przestrzegać uważności i dyscypliny. Między tymi dwoma
przeciwieństwami trzeba stworzyć pewien rytm. Należy zacząć od bata, a
skończyć na powrozie...
Byk dobrze zna zapylone drogi, i jeśli nie użyje się bata i powrozu, istnieje
wielkie prawdopodobieństwo, że byk, którego pochwyciłeś, znów się zagubi.
Potrzebne jest ćwiczenie, ale ćwiczenie nie jest celem. Ćwiczenie jest tylko
środkiem. W końcu trzeba wyjść z ćwiczenia, trzeba zapomnieć o wszelkiej
dyscyplinie. Jeśli musisz kontynuować swoją dyscyplinę, pokazuje to po prostu,
że ta dyscyplina nie jest jeszcze naturalna.
Na początku pozostajesz uważny, tworzysz nowe szlaki dla energii swojego
umysłu. Stopniowo, nie będzie potrzeby, stopniowo, nawet pozostawanie w
uważności nie będzie potrzebne. Po prostu jesteś uważny, nie usiłujesz być
uważny. Dopiero wtedy jest rozkwit, gdy uważność jest naturalna, gdy medytacji
nie trzeba robić, ale ona po prostu sama się dzieje. Stała się twoim klimatem,
żyjesz w niej. Jesteś nią.
Dosiadłszy byka, powoli wracam do domu. Głos mojego fletu przenika wieczór.
Nadając tempo uderzeniami dłoni, pulsująca harmonia, kieruję nieskończonym
rytmem. Ktokolwiek słyszy tę melodię, przyłączy się do mnie.
6. Jazda na byku z powrotem do domu
Jeśli nie jesteś panem, odchodzisz, daleko od domu. Gdy jesteś panem,
zaczynasz wracać do pierwotnego źródła. Jeśli nie jesteś panem, ta energia
odchodzi od ciebie, ku przedmiotom, ludziom, władzy, prestiżowi, sławie. Ta
energia stale odchodzi od ciebie, ku peryferiom. Gdy jesteś panem, energia
zaczyna poruszać się w kierunku domu.
Gdy jesteś panem, umysł idzie za tobą niczym cień. Gdy nie jesteś panem,
musisz jak cień iść za umysłem. Umysł oznacza energię poruszającą się na
zewnątrz, a medytacja oznacza energię poruszającą się do wewnątrz, tę samą
energię. Jedynie kierunek jest inny.
I pamiętaj: jeśli twoje poszukiwanie nie prowadzi cię do stanów coraz większej i
większej błogości, kiedy możesz śpiewać i tańczyć, coś jest nie tak, coś jest
absolutnie niewłaściwego. Jesteś na jakiejś niewłaściwej drodze. Twoja błogość,
twój śpiew i taniec, są wskazaniami. Nie muszą być ekstrowertyczne, nie musisz
śpiewać tak, by inni mogli to słyszeć, ale będziesz słyszał śpiew stale wewnątrz
siebie. Jeśli chcesz, możesz śpiewać i dzielić się tym, ale wewnątrz ciebie
będzie pewien taniec. Im bliżej jesteś domu, tym czujesz się szczęśliwszy.
Szczęście jest pewną cechą energii powracającej, kierującej się z powrotem do
domu...
Tak właśnie miliony ludzi przyłączały się do Buddy, Jezusa, Krishny – ich pieśń,
ich błogość, ich ekstaza, są zaraźliwe. Gdy raz usłyszysz, nie możesz zrobić nic
innego, jak tylko dołączyć.
Na Wschodzie nazywamy to satsang. Oznacza to bycie w obecności mistrza,
bycie w harmonii mistrza, złączenie się z mistrzem. Mistrz jest, po prostu przy
nim siedzisz, nic nie robisz. Ale stopniowo chłoniesz ten klimat, to środowisko.
Stopniowo energia mistrza zaczyna cię przepełniać, a ty stajesz się dla niej
otwarty. Stopniowo odprężasz się, i nie stawiasz oporu, i nie walczysz, i
zaczynasz smakować, i zaczynasz czuć coś z tego, co Nieznane, ten posmak,
ten aromat. Im więcej tego smakujesz, tym pojawia się więcej ufności.
Tylko dzięki byciu w obecności człowieka oświeconego otwierają się ogromne
możliwości, twój potencjał zacznie funkcjonować, działać.
Można odczuć dźwięk, szumiący dźwięk nowości, która do ciebie przychodzi. Ale
jest to dzielenie się pieśnią, dzielenie się tańcem, dzielenie się świętowaniem.
Siedząc okrakiem na byku, docieram do domu. Jestem spokojny. Byk też może
odpocząć. Nadszedł świt. W pełnym błogości wypoczynku, w moim domu,
krytym strzechą, porzuciłem bat i powróz.
7. Wykroczenie ponad byka
Gdy staniesz się panem swego umysłu, wykraczasz ponad umysł. Z chwilą, gdy
stajesz się panem swego umysłu, umysł przestaje istnieć.
Pozostaje tylko wtedy, gdy jesteś niewolnikiem. Gdy pochwycisz byka i jedziesz
na nim, byk znika. Byk istnieje jako coś oddzielnego od ciebie tylko wtedy, gdy
nie jesteś panem. Trzeba to zrozumieć.
Pozostajesz podzielony jeśli nie jesteś panem, pozostajesz schizofreniczny, w
kawałkach. Gdy pojawia się w tobie bycie panem, gdy są uważność i dyscyplina,
bat i powróz, podziały znikają, stajesz się jednością. W tej jedności następuje
wykroczenia ponad byka.
Wtedy nie widzisz siebie oddzielonego od umysłu. Wtedy nie widzisz siebie
oddzielonego od ciała. Wtedy nie widzisz siebie oddzielonego od całości. Stajesz
się jednością. Wszyscy panowie są w jedności z egzystencją, tylko niewolnicy są
oddzieleni.
Gdy wszystko harmonizuje się i jest w jedności, następuje wykroczenie ponad
wszystkie podziały.
Energia nie porusza się w jakimś jednym kierunku, ty nie poruszasz się w innym
kierunku. Teraz oboje poruszacie się w tym samym kierunku. Nie ma już walki.
Podział znikł. Nie walczysz z rzeką, płyniesz, unosisz się na falach rzeki. Nagle,
nie jesteś oddzielony od rzeki.
Wejdź do rzeki. Najpierw spróbuj iść pod prąd – walcz, zmagaj się, a zobaczysz,
że rzeka walczy z tobą. I powiesz, że rzeka próbuje cię pokonać. I zobaczysz, w
końcu rzeka pokona cię... ponieważ przyjdzie taka chwila, gdy zmęczysz się, i
zobaczysz, że rzeka wygrywa, a ty przegrywasz.
Potem spróbuj innego sposobu: płyń z biegiem rzeki, pozwól, by działo się to, co
ma się dziać, a stopniowo zrozumiesz, że teraz rzeka z tobą nie walczy. W
istocie rzeczy rzeka wcale z tobą nie walczyła, nawet wtedy, gdy poruszałeś się
pod prąd, rzeka z tobą nie walczyła.
To tylko ty byłeś w walce, tylko ty byłeś w egoistycznym nastroju, ty, który
próbowałeś wygrać, zwyciężyć, który próbowałeś coś udowodnić, że "Jestem
kimś". Ta myśl o byciu kimś tworzy cały problem.
Teraz jesteś nikim, płyniesz z biegiem rzeki, w głębokim przyzwoleniu. Rzeka nie
jest już ci przeciwna – nigdy nie była!
Zmieniły się tylko twoje nastawienia, a ty czujesz, że to rzeka całkowicie się
zmieniła. Ta rzeka zawsze była taka sama. Teraz unosisz się na falach rzeki.
Wtedy jesteś w organicznej jedności z rzeką. Wtedy odczuwasz doznanie
orgazmiczne. Gdy jesteś jednością z rzeką, nagle następuje wykroczenie ponad
wszystkie ograniczenia. Nie jesteś już mały, nie jesteś już duży – jesteś całością.
I taka jest droga dotarcia do domu, bo dom jest źródłem, tym źródłem, z którego
przyszedłeś. Ten dom nie jest gdzieś indziej! Ten dom jest tu, skąd przybyłeś,
skąd powstałeś. Dom jest źródłem. Jeśli pozwolisz sobie być w głębokim
przyzwoleniu, docierasz do domu. Dom oznacza, że docierasz do samego źródła
życia i istnienia, dotykasz samego początku.
I w żaden inny sposób nie możesz być spokojny. Jedynym sposobem bycia
spokojnym jest nie bycie. Jedynym sposobem bycia spokojnym jest bycie w
głębokim przyzwoleniu, powierzeniu się, w jedności z energią życia.
I nie tylko ty możesz odpoczywać, byk także. Nie tylko ty możesz odpoczywać,
ale i rzeka. Gdy konflikt trwa, ani ty nie możesz odpoczywać, ani Bóg.
A teraz nie potrzeba używać bata i powrozu. Gdy dotarłeś do miejsca, w którym
czujesz, że jesteś jednością z rzeką życia, nie potrzeba uważności czy
dyscypliny. Wtedy medytowanie nie jest potrzebne!
Wtedy nic nie jest potrzebne. Wtedy życie wszystko robi dla ciebie.
Wtedy możesz odprężyć się, ponieważ możesz totalnie zaufać. Wtedy nawet
uważność nie jest potrzebna, pamiętaj.
Na początku uważność jest potrzebna. Na początku nawet dyscyplina jest
potrzebna. Ale w miarę duchowego wzrastania, następuje wyjście ponad tę
drabinę. Możesz ją odrzucić.
Bat, powróz, osoba i byk – wszystko zlewa się w jedno w Nic-ości. To niebo jest
tak ogromne, że żadne przesłanie nie może go splamić. Jak płatek śniegu może
istnieć w szalejącym ogniu? Oto są ślady patriarchów.
8. Wyjście ponad byka i jaźń
Najpierw następuje wyjście ponad byka – wyjście ponad umysł, energię umysłu,
życie, energię życia. A potem, kiedy wyszedłeś ponad życie, wychodzisz ponad
siebie samego.
W chwili, gdy znika umysł, ty także znikasz – ponieważ istniejesz w walce. Ego
istnieje w napięciu. Dla ego potrzebny jest dualizm. Nic może ono istnieć w
rzeczywistości niedualistycznej. A zatem po prostu obserwuj: zawsze, gdy
walczysz, twoje ego staje się bardzo ostre. Obserwuj dwadzieścia cztery godziny
na dobę, a zobaczysz wiele szczytów i wiele dolin swego ego, i wiele razy
odczujesz, że go nie ma. Jeśli z niczym nie walczysz, nie ma go. Zależy to od
walki...
Ego jest cudem: najbardziej iluzoryczną rzeczą, a wydaje się być najbardziej
konkretną i rzeczywistą. Ludzie dla niego żyją i dla niego umierają. Ale
potrzebuje ono ciągłego pedałowania, a tym pedałowaniem jest twoja walka.
Znajdziesz taki czy inny sposób. Jeśli nie znajdziesz nikogo innego, zaczniesz
walczyć ze swoimi dziećmi.
Zaczniesz walczyć ze swoją żoną lub ze swoim mężem – czasem w ogóle bez
żadnego powodu. A naprawdę, żadnego powodu nie potrzeba, wszystkie
powody są uzasadnieniami. Ale ty musisz walczyć, inaczej zaczynasz znikać,
zaczynasz topnieć, zaczynasz zapadać się, jakbyś był w przepaści, przepaści
bez dna.
Ego jest możliwe tylko w konflikcie, walce. Jeśli nie masz o co walczyć,
stworzysz taki czy inny sposób podjęcia walki.
Walka jest potrzebna, prawdziwa, nieprawdziwa, nie o to chodzi. Jeśli jest walka,
możesz być. Jeśli nie ma walki, znikasz. Dlatego największym przesłaniem, jakie
mogę ci dać, jest to – zapamiętaj – że musisz dotrzeć do takiego punktu, w
którym wszelka walka zostaje porzucona. Dopiero wtedy wykraczasz ponad
siebie. Dopiero wtedy nigdy nie będziesz tym małym ja, drobną, brzydką jaźnią,
którą jesteś.
Wykroczysz ponad nią i staniesz się jednością z całością.
Pojawia się wielka nicość, w której wszystko zostaje zatracone. Ta pustka nie
jest negatywna, jest samym źródłem wszelkiego istnienia.
Ale nie ma ograniczeń.
Tak, jak płatek śniegu znika w szalejącym ogniu, w tej ogromnej energii całości
wszystko znika – bat, powróz, osoba i byk.
Tu po raz pierwszy znajdujesz miejsce, do którego wędrują buddowie.
Tu znajdujesz, pierwszy raz, aromat oświeconych, istotność ich istnienia, ich
urzeczywistnienia. Tu słuchasz ich pieśni. Nowy wymiar otwiera swe drzwi.
Nazwij ten wymiar nirvana, moksha, Królestwo Boże, jak tylko chcesz – ale
otwiera się coś absolutnie różnego od tego świata, który znałeś do tej pory. Oto
są ślady patriarchów – wszystkich wielkich, którzy wędrowali do nicości i zniknęli
w niej.
Trzeba wyjść ponad medytację. Trzeba wyjść ponad uważność.
Trzeba wyjść ponad dyscyplinę. Przychodzi taka chwila, gdy trzeba żyć
spontanicznie – rąbać drewno, nosić wodę ze studni, jeść w chwilach głodu,
spać, gdy czujesz się senny, żyć całkowicie zwyczajnie. Nie z tego świata, nie z
tamtego świata. Nie materialistycznie, nie religijnie. Ot, po prostu, zwyczajnie.
Prawdziwego człowieka o takiej cesze nie można zakwalifikować do żadnej
kategorii. Nie można określić go jako światowego czy religijnego – jest on poza
kategoriami. Wyszedł poza logikę.
Zbyt wielu kroków dokonano powracając do korzeni i do źródła. Lepiej byłoby
być ślepym i głuchym od samego początku! Mieszkając w swym prawdziwym
domu, nie przejmując się tym, co na zewnątrz – rzeka dalej płynie w pokoju i
kwiaty są czerwone.
9. Dotarcie do źródła
Zbyt wielu kroków dokonano... W istocie rzeczy nie było potrzeby dokonywania
tak wielu kroków. Ale uświadamiane jest to dopiero wtedy, gdy dotarłeś do
dziewiątego punktu. Gdy dotarłeś do domu, uświadamiasz sobie, że możliwe to
było w jednym kroku.
Nie było potrzeby podejmowania tylu kroków, nie było potrzeby poruszania się
tak stopniowo, etapami. Możliwy był skok...
Skok nie jest z ego – zrobienie czegoś, co nie zostało postanowione przez ego.
Skok jest pozwoleniem całości, by nad tobą zawładnęła.
Czy kiedyś o tym myślałeś – że twoje narodziny nie były twoją decyzją? Twoje
narodziny pojawiły się z nieznanego, z nicości się narodziłeś.
Nie była to twoja decyzja. Pewnego dnia znów znikniesz w nicości, będzie to
twoja śmierć. Nie będzie to twoja decyzja. A pomiędzy tymi dwoma punktami,
czasem będą przebłyski miłości – wszystkie one będą z tego nieznanego. Albo,
jeśli masz dość szczęścia i spróbujesz medytacji i modlitwy, znów będzie parę
przebłysków tego nieznanego. Nie będzie to coś, co wynika z twojego działania.
Tak naprawdę, twoje działanie jest barierą... Są takie rzeczy, które można
dokonać tylko w głębokim nie-działaniu: narodziny, śmierć, miłość, medytacja.
Wszystko to, co jest piękne, przytrafia ci się – pamiętaj!
Niech będzie to ciągłym przypomnieniem. Tego nie możesz robić!
Popatrz na rzekę: nie przejmuje się niczym tym, co dzieje się wokół, dalej płynie
w głębokiej ciszy, w głębokim spokoju, nie rozpraszana czymkolwiek, co dzieje
się na brzegach. Nie rozproszona, płynie dalej. Pozostaje zharmonizowana ze
swą własną naturą, nigdy nie wykracza poza swą naturę. Pozostaje wierna
sobie. Cokolwiek dzieje się w tym świecie wokół rzeka dalej jest rzeką – wierna
sobie, dalej płynie... A cisza jest cieniem, gdy jesteś wierny sobie.
Żaden kwiat w żaden sposób nie próbuje imitować żadnego innego kwiatu. Nie
ma imitowania, nie ma konkurowania nie ma zazdrości.
Czerwony kwiat jest po prostu czerwony, i jest ogromnie szczęśliwy z tego, że
jest czerwony. Nigdy nie myślał o tym, aby być kimś innym.
Człowiek przegapia swą naturę z powodu pragnienia, imitowania, zazdrości,
rywalizacji. Człowiek jest jedynym istnieniem na ziemi, które nie jest wierne
sobie, którego rzeka nie jest w harmonii z sobą, które zawsze wędruje gdzieś
indziej, które zawsze patrzy na kogoś innego, które zawsze chce być kimś innym
– i to jest niedola, katastrofa. Możesz być tylko sobą. Nie ma innej możliwości,
po prostu nie istnieje. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej.
Nie możesz być Buddą, nie możesz być Jezusem – i nie ma takiej potrzeby.
Możesz być tylko sobą. Ale każdy usiłuje być kimś innym. Dlatego odchodzimy,
coraz dalej i dalej od pierwotnego źródła.
A ta neuroza pojawia się, gdy chcesz zrobić coś dla siebie nienaturalnego –
wtedy pojawia się neuroza. Gdy masz jakiś ideał, będziesz neurotyczny. Ty
jesteś ideałem, ty jesteś przeznaczeniem.
Jeśli jesteś po prostu naturalny, stajesz się świadkiem. Pojawia się pragnienie,
integruje się, pozostajesz świadkiem. Tak jak się to integruje, tak samo się
dezintegruje. Nic nie potrzeba robić. Tak samo, jak fala wzbiera na oceanie i
opada – nic nie potrzeba robić. Nie trzeba walczyć, nie trzeba zmagać się.
Formy pojawiają się i znikają.
Pozostajesz obserwatorem. I dobrze wiesz, że żadna forma nie jest identyczna
tobie, nie utożsamiasz się z żadną formą.
Bosy i z piersią obnażoną, łączę się z ludźmi tego świata. Szaty moje w
strzępach, kurzem są okryte, ci ja wiecznie jestem szczęśliwy. Żadnych czarów
nie stosuję, aby przedłużyć swoje życie; teraz, przede mną, drzewa nabierają,
życia.
10. W świecie
Zawsze, gdy Budda przejdzie pełny krąg, wraca znów do świata. Stąd każdy
zaczyna, i tu każdy powinien zakończyć. Tamten świat nie jest gdzieś indziej –
jest tu i teraz.
Człowiek, który dostąpił najbardziej wewnętrznego rdzenia swojego istnienia, jest
tak pełny życia, że gdziekolwiek wędruje, wszystko obsypuje swoim życiem.
Doznania potwierdzające
Doznanie potwierdzające oznacza, że zbliżasz się do domu. Musisz rozumieć,
musisz być świadomym doznań potwierdzających, bo daje to odwagę, nadzieję.
Daje to siły życiowe. Zaczynasz czuć, że szukasz nie na darmo, że poranek jest
już bardzo bliski. Może nadal jest noc i ciemność, ale pierwsze doznanie
potwierdzające zaczęło przenikać.
Gwiazdy zaczynają znikać, wschód nabiera czerwieni. Słońce nie wzeszło, jest
wczesny świt; to doznanie potwierdzające, że słońce nie jest daleko. Gdy
wschód staje się czerwony, wkrótce, lada chwila, słońce wzniesie się ponad
horyzont. Ptaki zaczęły śpiewać, ptaki wysławiają nadchodzący poranek. Drzewa
wyglądają na ożywione, sen znika, ludzie się budzą. To są doznania
potwierdzające.
Dokładnie tak samo na ścieżce duchowej są doznania, które są bardzo
potwierdzające. Przypomina to sytuację, gdy wędrujesz w kierunku pięknego
ogrodu, którego nie widzisz ale im bliżej jesteś tego ogrodu, tym chłodniejszy jest
wiatr, który możesz poczuć. Im dalej odchodzisz, tym bardziej chłód znika, im
bardziej się zbliżasz, tym bardziej chłód znowu się pojawia. Im bardziej się
zbliżasz, tym bardziej wiatr nie jest tylko chłodny, ale jest i aromat, aromat wielu
kwiatów. Im dalej odchodzisz, tym bardziej aromat zanika. Im bardziej się
zbliżasz, tym lepiej słyszysz ptaki śpiewające pośród drzew. Drzew nie możesz
dostrzec, ale śpiew ptaków... dalekie wołanie kukułki... pewnie las mangowców,
zbliżasz się. To są doznania potwierdzające. Dokładnie to samo dzieje się, gdy
wędrujesz w kierunku wewnętrznego ogrodu, w kierunku wewnętrznego źródła
życia, radości, ciszy, błogości. Gdy zaczniesz poruszać się w kierunku centrum,
kilka rzeczy zniknie i pojawi się kilka rzeczy nowych.
I pamiętaj – gdy doznania potwierdzające zaczynają się pojawiać, nie bądź zbyt
szybko zaspokojony. Chłodny wietrzyk nadszedł, a ty siedzisz i myślisz, że
dotarłeś. Ten chłód jest piękny, ten chłód jest pełny błogości, ale musisz iść
dalej. Nie zadowalaj się drobiazgami.
Odczuwaj zadowolenie, że zaczęły one dziać się, traktuj je jako kamienie
milowe, ale nie są one celem. Ciesz się nimi, dziękuj Bogu, czuj wdzięczność,
ale idź dalej w tym samym kierunku, z którego przychodzą doznania
potwierdzające.
Utrzymuj to w samej głębi swego serca, nie zadowalaj się drobiazgami. Wiele
rzeczy dzieje się w drodze, wiele cudownych rzeczy dzieje się w drodze, ale nie
zadowalaj się czymkolwiek.
Pamiętaj, masz stać się świadomością Chrystusa, Bodhisattvą – nic mniejszego
nie da ci zaspokojenia.
Cały świat staje się doliną
Ci, którzy wędrują – a wszyscy wędrujecie w kierunku medytacji – natkną się na
te dziwne, choć ogromnie piękne przestrzenie.
Pierwszym znakiem, że medytacja zaczęła stawać się w tobie zjawiskiem
skrystalizowanym jest... cała egzystencja staje się doliną, a ty jesteś na szczycie
wzgórza. Zaczynasz się wznosić. Cały świat staje się doliną, daleko, tam,
głęboko poniżej, a ty siedzisz na oświetlonym słońcem szczycie wzgórza.
Medytacja unosi cię do góry – nie fizycznie, ale duchowo. I to zjawisko jest
bardzo wyraźne gdy następuje – takie będą oznaki.
Gdy w medytacji wędrujesz do wewnątrz, nagle widzisz, że między tobą i
zgiełkiem wokoło powstaje wielki dystans. Możesz siedzieć na targowisku i nagle
zobaczysz przerwę pojawiającą się między tobą i hałasem. Ledwie przed chwilą
te hałasy były niemal tożsame z tobą, byłeś w nich; teraz oddalasz się od nich.
Jesteś tam fizycznie, tak, jak przedtem. Nie potrzeba odchodzić w góry – to jest
droga do odnalezienia rzeczywistych gór wewnątrz, to jest droga do znalezienia
Himalajów wewnątrz. Zaczynasz wchodzić w głęboką ciszę, i nagle wszystkie te
hałasy, które były tak blisko ciebie – a było takie zamieszanie – zaczynają się
oddalać, odchodzić w dal. Na zewnątrz wszystko jest takie, jak było wcześniej,
nic się nie zmieniło: siedzisz w tym samym miejscu, w którym zaczynałeś
medytować. Ale wraz z pogłębianiem się medytacji będziesz to odczuwał,
poczujesz narastający dystans do rzeczy zewnętrznych.
Każda nuta staje się krystalicznie czysta
Po drugie, cokolwiek będzie wypowiedziane na zewnątrz, jest całkowicie
wyraźne, w istocie rzeczy wyraźniejsze niż było wcześniej.
To są czary medytacji. Nie stajesz się nieświadomy, gdyż w nieświadomości też
widzisz, że hałasy znikają. Gdy na przykład podany ci będzie chloroform,
poczujesz, że dzieje się to samo zjawisko, hałasy zaczynają się oddalać, dalej,
dalej... i odeszły – ale ty zapadłeś w nieświadomość. Niczego nie możesz
usłyszeć wyraźnie.
Dokładnie to samo dzieje się w medytacji, ale z pewną różnicą: hałasy zaczynają
się od ciebie oddalać, a każdy hałas staje się zdecydowanie wyraźny,
wyraźniejszy niż wcześniej, gdyż teraz pojawia się bycie świadkiem.
Początkowo ty też byłeś hałasem pośród tych wszystkich hałasów, byłeś w nich
zagubiony. Teraz jesteś obserwatorem, a ponieważ jesteś tak wyciszony,
wszystko możesz widzieć jasno, wyraźnie. Choć hałasy są odległe, są
wyraźniejsze niż kiedykolwiek dotąd. Każda pojedyncza nuta jest słyszana.
Świat jest słyszany jak echo
I trzecia rzecz będzie odczuwana: że nie są one słyszane bezpośrednio, a jakby
pośrednio, jakby były echem faktycznych dźwięków, nie samymi dźwiękami.
Stają się bardziej bezpostaciowe, ich postaciowość zanika. Stają się mniej
materialne, ich materia znika – nie są już ciężkie, są lekkie. Możesz zobaczyć ich
lekkość, są jak echo. Cała egzystencja staje się echem.
Dlatego mistycy hinduscy nazywają świat maya – iluzja. Iluzja nie oznacza nie-
rzeczywistości, oznacza jedynie podobieństwo do cienia, podobieństwo do echa.
Nie oznacza nieegzystencjalności, oznacza tylko podobieństwo do snu. Podobne
do cienia, podobne do snu, podobne do echa, takie będzie to uczucie. Nie
możesz odczuć, że te zjawiska są rzeczywiste. Cała egzystencja staje się snem,
bardzo wyraźnym, widocznym, ponieważ ty jesteś uważny. Najpierw byłeś
zagubiony we śnie – nie byłeś czujny, i myślałeś, że to rzeczywistość.
Byłeś utożsamiony ze swym umysłem. Teraz nie utożsamiasz już się z umysłem,
powstało w tobie coś odrębnego – uważność, sakshi.
Będziesz słyszał wszystko oprócz siebie
I czwarta rzecz w tym będzie odczuwana: słyszysz całą egzystencję wokoło –
ludzi rozmawiających, spacerujących, śmiejące się dzieci, ktoś krzyczy, woła
jakiś ptak, samochód przejeżdża, samolot, pociąg.
Będziesz słyszeć wszystko. Jedno tylko: nie będziesz w stanie słyszeć siebie,
zupełnie zniknąłeś. Jesteś pustką. Po prostu w ogóle cię nie ma. Nie możesz
odczuć siebie jako istoty. Są wszystkie hałasy, zniknęły tylko twoje wewnętrzne
hałasy. Zwykle wewnątrz ciebie jest więcej hałasów niż na zewnątrz. Prawdziwe
zamieszanie jest wewnątrz ciebie, jest tam prawdziwe szaleństwo. A kiedy
spotyka się zewnętrzne szaleństwo z wewnętrznym szaleństwem, powstaje
piekło.
Zewnętrzne szaleństwo będzie trwało dalej, bo nie ty je stworzyłeś i nie ty
możesz je zniszczyć, ale bardzo łatwo możesz zniszczyć swe wewnętrzne
szaleństwo. Jest to w twoich możliwościach. Kiedy wewnętrznego szaleństwa
nie ma, zewnętrzne szaleństwo 5taje się nieistotne. Traci realność, staje się
iluzoryczne. Nie możesz znaleźć swego dawnego głosu, nie pojawia się w tobie
żadna myśl, nie ma więc dźwięku. Stałeś się pusty, i wszystko zeszło głęboko w
dolinę, słychać tylko echa. A kiedy słyszysz echa, na pewno nie ma to na ciebie
wpływu. I tak, powoli, powoli wzrastasz w medytację.
Wszystko staje się nieistotne. Wszystko możesz zobaczyć.
Pojawia się wielkie światło
Dopóki nie staniesz się pusty, pozostaniesz ciemny, pozostaniesz ciemnością.
Gdy jesteś całkowicie pusty, gdy nie ma nikogo wewnątrz ciebie, wtedy
następuje światłość. Obecność ego stwarza ciemność. Ciemność i ego są
synonimami. Nieego i światło są synonimami.
Dlatego wszystkie metody medytacji, bez względu na ich orientację, w końcu
zbiegają się w tej pustej komnacie twojego wewnętrznego istnienia. Pozostaje
tylko cicha przestrzeń i w tej cichej przestrzeni stwierdzasz pojawiające się
światło, nie mające żadnego źródła. Nie przypomina światła, które widziałeś gdy
wschodzi słońce, ponieważ światło pochodzące ze słońca nie może być wieczne
– w nocy znów zniknie. Nie przypomina ono światła, któremu potrzeba paliwa, bo
kiedy paliwo się skończy, to światło zniknie.
To światło ma bardzo tajemniczą cechę – nie ma źródła, nie ma przyczyny. Nie
jest niczym spowodowane, gdy się pojawi, pozostaje więc, nigdy nie znika. Tak
naprawdę już ono jest, po prostu nie jesteś dostatecznie pusty by je zobaczyć.
A gdy to światło zaczyna w tobie narastać, takie będą te doznania. W chwili,
kiedy siadasz w milczeniu i stajesz się spokojny, nieruchomy, bez ruchu
wewnątrz i na zewnątrz... nagle widzisz, że twymi oczami wylewa się twoje
światło.
Jest to doznanie, którego nauka jeszcze nie poznała. Nauka sądzi, że światło
dostaje się do oczu, ale nigdy na odwrót. Światło przychodzi z zewnątrz, dostaje
się do oczu, wchodzi w ciebie – to tylko połowa opowieści. Drugą połowę znają
tylko mistycy i ludzie medytujący. To tylko jedna część – światło wchodzi do
ciebie. Jest jeszcze druga część – światło wylewa się twymi oczami. A gdy
światło zaczyna wylewać się oczami, światło oczu zaczyna płonąć płomieniem,
tak, że wszystko przed tobą staje się całkiem jasne.
Wtedy rozjaśnia się cała egzystencja. Wtedy widzisz, że drzewa są zieleńsze niż
kiedykolwiek dotąd, a ich zieloność ma pewną jasność.
Wtedy widzisz, że róże są bardziej różane niż kiedykolwiek dotąd. Te same róże,
te same drzewa, ale napływa w nie coś z ciebie, ukazując je wyraźniej niż
kiedykolwiek dotąd. Wtedy drobiazgi mają tyle piękna, kolorowe kamyki są dla
buddy piękniejsze niż diament Koh-i – noor dla królowej Elżbiety. Dla królowej
Elżbiety nawet Koh-i-noor, największy diament świata, nie jest tak piękny jak
zwyczajny kamyk dla buddy. Dlaczego? Ponieważ oczy buddy mogą wylewać
światło, i w tym świetle zwyczajne kamyki stają się koh-i-noorami. Zwyczajni
ludzie stają się buddami. Dla buddy wszystko jest pełne stanu buddy.
Dlatego Budda powiedział: "W dniu, gdy stałem się oświecony, cała egzystencja
stała się oświecona. Drzewa i góry i rzeki i skały, wszystko stało się oświecone."
Cała egzystencja została wyniesiona ku wyższej obfitości.
Zależy to od tego ile możesz dać egzystencji – tylko tyle dostaniesz.
Jeśli nic nie dasz, nic nie dostaniesz. Najpierw musisz dać, by dostać.
To dlatego ludzie twórczy znają więcej piękna, więcej miłości, więcej radości niż
ludzie, którzy nie są twórczy – bo ludzie twórczy dają coś egzystencji.
Egzystencja przyjmuje... i hojnie odpowiada.
Twe oczy są puste, nic nie dają, tylko biorą. Są skąpcami, nie dzielą się.
Zawsze, gdy spotkasz oczy, które potrafią się dzielić, ujrzysz ogromną różnicę,
ogromne piękno, ciszę, moc, potencjał. Jeśli potrafisz zobaczyć oczy, które
mogą wylać swe światło w ciebie, całe twe serce będzie poruszone.
Zobaczysz to! Twoje oczy zaczynają płonąć. A gdy oczy zaczynają płonąć, cała
egzystencja przyjmuje nowe zabarwienie, nową głębię, nowy wymiar, jakby
wszystko nie było już trójwymiarowe, ale czterowymiarowe. Nowy wymiar został
dodany, wymiar świetlistości.
Tak, jak słońce świeci nad chmurą i cała chmura płonie, i ty jesteś w chmurze i
chmura jest tylko ogniem odzwierciedlającym słońce.
Zaczynasz żyć w tej chmurze światła. Śpisz w niej, chodzisz w niej, siedzisz w
niej, ta chmura jest stale. Tą chmurę widzi się jako aurę.
Ci, którzy mają oczy, by to widzieć, będą widzieć światło wokół głów świętych,
wokół ich ciał. Otacza ich subtelna aura.
Nie możesz odnaleźć swego ciała
W tej chwili, gdy jesteś pełny światła wewnątrz i oczy ci płoną i cała egzystencja
płonie nowym życiem, jeżeli otworzysz oczy i spróbujesz odnaleźć swe ciało, nie
znajdziesz go. W tych chwilach materia znika.
Gdy zyskasz zdolność widzenia ducha, zobaczysz, że materia zniknęła. Obu na
raz nie możesz widzieć.
Te znaki trzeba zrozumieć, bo zdarzą się one i tobie, i to zrozumienie pomoże.
Inaczej, jeżeli któregoś dnia otworzysz oczy i nie znajdziesz swego ciała,
możesz zwariować. Z pewnością poczujesz, że coś jest nie w porządku, albo nie
żyjesz albo zwariowałeś. I co się stało z ciałem? A jeśli zrozumiesz te sutry, we
właściwym momencie przypomną ci one. Dlatego mówię o tylu świętych
pismach: by uczynić cię świadomym wszystkiego, co jest możliwe, byś, gdy to
nastąpi, nie został zaskoczony, abyś wiedział, abyś rozumiał, abyś już miał
mapy. Możesz odczytać gdzie jesteś i w tym rozumieniu możesz się odprężyć.
Doznanie unoszenia się
To następuje bardzo szybko, zaczyna się dziać w bardzo wczesnych fazach.
Gdy siedzisz nieruchomo, nagle czujesz, że jesteś nieco wyżej niż podłoże,
może piętnaście centymetrów wyżej. Z wielkim zaskoczeniem otwierasz oczy i
stwierdzasz, że siedzisz na podłożu, myślisz więc, że pewnie śniłeś.
Nie, nie śniłeś, twoje ciało fizyczne pozostawało na podłożu. Ale masz inne ciało,
ciało światła ukryte wewnątrz niego; nazwij je ciałem astralnym, ciałem
subtelnym, ciałem życiowym, jak chcesz; to ciało zaczyna wznosić się wyżej. Od
wewnątrz można czuć tylko to ciało, bo jest to twoje wnętrze. Gdy otwierasz
oczy, twoje materialne ciało siedzi pewnie na podłożu, tak, jak siedziało
przedtem. Nie myśl, że miałeś halucynacje, ani odrobinę. To fakt rzeczywisty,
nieco się unosiłeś, ale w swym drugim ciele, nie w pierwszym ciele.
Te znaki potwierdzające trzeba zrozumieć, a nie chwalić się nimi. Nikomu ich nie
opowiadaj, bo ego znowu wejdzie i zacznie wykorzystywać te doznania. A kiedy
ego wchodzi, doznania znikają.
Nigdy o nich nie mów. Jeśli nastąpią, po prostu je zrozum, zauważ, i zupełnie o
nich zapomnij.
I to też trzeba pamiętać: wszystkie one mogą ci się zdarzyć lub nie, albo mogą
zdarzyć się w innej kolejności, albo mogą się zdarzyć w inny sposób. A jest
tysiąc i jedna rzecz, która jest możliwa, bo ludzie są tak różni.
Komuś te doznania mogą się nie zdarzyć tak, jak zostały opisane. Na przykład
komuś może się nie zdarzyć, że unosi się ku górze; może się zdarzyć, że staje
się większy i większy i większy, cały pokój jest go pełny. A potem dalej staje się
większy i większy, teraz dom jest wewnątrz niego. I jest to bardzo zagadkowe.
Chce się otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje: "Czy wariuję?" I możliwa jest
chwila, gdy widzisz, że: "Cała egzystencja jest wewnątrz mnie. Nie jestem poza
nią. Ona nie jest poza mną, jest wewnątrz mnie. I gwiazdy poruszają się
wewnątrz mnie."
A komuś może się zdarzyć, że staje się mniejszy i mniejszy, staje się
cząsteczką, prawie niewidzialną, potem atomem, i potem znika. Tak może być.
Patańjali skatalogował wszystkie doznania, które są możliwe. Ludzie mają różne
predyspozycje, różne talenty, różne potencjalne możliwości, każdemu więc
przydarzą się one inaczej. To tylko wskazuje jak to się będzie działo – nie myśl,
że wpadasz w szaleństwo albo coś się dzieje dziwacznego.
I te doznania nie są przerażające, ale twoja interpretacja może je uczynić
przerażającymi.
Radość bez żadnego powodu
Wielki znak potwierdzający jest wtedy, gdy, w ogóle bez żadnego powodu, nagle
czujesz się radosnym. W zwykłym życiu jesteś radosny, gdy jest jakiś powód.
Spotkałeś piękną kobietę i jesteś radosny, albo masz pieniądze, których zawsze
chciałeś, i jesteś radosny, albo kupiłeś dom z pięknym ogrodem i jesteś radosny,
ale te radości nie mogą trwać długo. Są chwilowe, nie mogą pozostawać ciągle i
nieprzerwanie. Jeśli twoja radość jest czymś spowodowana, zniknie, będzie
chwilowa. Wkrótce pozostawi cię w głębokim smutku; wszystkie radości
pozostawiają cię w głębokim smutku. Ale jest inny rodzaj radości, który jest
znakiem potwierdzającym: nagle jesteś radosny w ogóle bez żadnego powodu.
Nie można wskazać dlaczego. Gdy ktoś pyta: "Dlaczego jesteś radosny?" nie
potrafisz odpowiedzieć.
Nie mogę powiedzieć dlaczego jestem radosny. Nie ma powodu. Po prostu tak
jest. Tej radości nie można teraz zakłócić. Cokolwiek teraz się stanie, będzie
trwała. Jest ona dzień w dzień, noc w noc. Możesz być młody, możesz być stary,
możesz być żywy, możesz umierać, ona zawsze jest. Gdy znalazłeś radość,
która pozostaje, okoliczności się zmieniają, a ona trwa, wtedy z pewnością
zbliżasz się do stanu bycia buddą.
Jest to znak potwierdzający. Jeśli radość przychodzi i odchodzi, nie ma to zbyt
wielkiej wartości – jest to zjawisko światowe. Gdy radość trwa, pozostaje
nieprzerwana, stale – jakbyś był odurzony, bez żadnego narkotyku jesteś
stuknięty; jakbyś właśnie wziął kąpiel, świeży jak krople rosy o poranku, świeży
jak nowe liście wiosną, świeży jak liście lotosu w stawie; jakbyś właśnie wziął
kąpiel; gdy pozostajesz stale w tej świeżości, która pozostaje i pozostaje i nic jej
nie zakłóca, wiedz, że zbliżasz się do domu.
Brak reakcji – brak lęku
Gdy twoja cisza i radość pogłębiają się, zaczynasz odczuwać, że dla ciebie
śmierci nie ma. W śmierci umiera tylko persona, osobowość; esencja nigdy nie
umiera. Gdy wiesz, że coś w tobie trwa, coś, co nigdy się nie zmienia, radość,
która trwa bez względu na okoliczności, po raz pierwszy wiesz, że jest w tobie
coś nieśmiertelnego, jest w tobie coś wiecznego. I ta chwila jest chwilą siły,
potencjalnych możliwości, nieustraszoności. Wtedy nie boisz się.
Wtedy drżenie znika. Po raz pierwszy patrzysz w rzeczywistość bez lęku.
Teraz nic nie zasłania, nic nie może cię objąć i zniekształcić twej wyrazistości.
Twoje widzenie pozostaje nietknięte. Ktoś cię obraża, ale to nie staje się chmurą.
Ktoś jest w złości, widzisz to na wylot, naprawdę czujesz współczucie dla tego
człowieka w złości, bo niepotrzebnie spala się w ogniu. Oblewasz go swą
błogością, swym pokojem, swą miłością. Jest on głupcem, potrzeba mu
wszelkiego współczucia.
Cztery kroki do miłości
Miłość jest spotkaniem, orgazmicznym spotkaniem śmierci i życia.
Jeżeli nie poznałeś miłości, wiele straciłeś. Urodziłeś się, żyłeś i umarłeś, ale
wiele straciłeś. Straciłeś ogromnie, straciłeś całkowicie, straciłeś absolutnie,
straciłeś tę przerwę pośrodku. Ta przerwa jest najwyższym szczytem,
szczytowym przeżyciem.
Ażeby ją osiągnąć, należy pamiętać o czterech krokach. Pierwszy krok: bądź tu i
teraz – bo miłość jest możliwa tylko tu i teraz. Nie możesz kochać w przeszłości.
Wielu ludzi żyje jedynie we wspomnieniach, oni kochają w przeszłości. A są i
tacy, którzy kochają w przyszłości: to też jest niemożliwe. Są to sposoby na
unikanie miłości; przeszłość i przyszłość to sposoby unikania miłości.
Kochasz więc w przeszłości albo kochasz w przyszłości – a miłość jest możliwa
tylko w teraźniejszości, bo tylko w tej chwili następuje spotkanie śmierci i życia...
W tej przerwie, która jest w tobie. Ta przerwa zawsze jest w teraźniejszości,
zawsze w teraźniejszości, zawsze w teraźniejszości. Nigdy nie jest w przeszłości
i nigdy nie jest w przyszłości.
Jeśli będziesz za dużo myśleć (a myślenie zawsze dotyczy przeszłości lub
przyszłości), twoje energie będą odciągnięte od uczucia. Uczucie jest tu i teraz.
Jeśli twoje energie poruszać się będą według wzorców myślenia, nie będziesz
mieć dość energii, by wejść w uczucia – i miłość będzie niemożliwa.
A zatem pierwszy krok to bycie tu i teraz. Przyszłość i przeszłość prowokują
myślenie; myślenie niszczy uczucie. I człowiek zbytnio owładnięty myśleniem
stopniowo zapomina, że ma także i serce.
Człowiek, który jest zbyt zaangażowany w myślenie, stopniowo zaczyna żyć tak,
że uczucie nie będzie miało nic do powiedzenia. Nie słucha swego uczucia, a
ono stopniowo zaczyna od niego odpadać. W tym stanie są miliony ludzi, którzy
nie wiedzą co to jest serce. Myślą, że serce to tylko pompa. Cała ich
koncentracja jest w głowie. Głowa jest krańcem, jest potrzebna, jest dobrym
narzędziem, ale musi być używana jako sługa. Nie może stać się panem. Gdy
głowa staje się panem i serce zostanie w tyle, będziesz żyć, umrzesz, ale nie
poznasz czym jest Bóg, ponieważ nie będziesz znać miłości.
Ta sama przerwa przy pierwszym zetknięciu wygląda jak miłość... a gdy zgubisz
się w niej totalnie, staje się Bogiem. Miłość to początek Boga – albo inaczej, Bóg
to ostateczny szczyt miłości.
Drugim krokiem prowadzącym do miłości jest nauczenie się przemieniania
swych trucizn w słodycz... ponieważ wielu ludzi kocha, ale ich miłość jest bardzo
skażona truciznami: nienawiścią, zazdrością, złością, chęcią posiadania. Tysiąc i
jedna trucizna otaczają twą miłość. Miłość to coś delikatnego. Pomyśl tylko o
złości, nienawiści, chęci posiadania, zazdrości – jak może miłość przetrwać?
Przede wszystkim, ludzie zmierzają ku głowie i zapominają o sercu; tych jest
większość. Jest też pewna mniejszość, która nadal odrobinę żyje w sercu, ale i
ta mniejszość czyni inne zło: małe światło miłości jest u nich otoczone
zazdrością, nienawiścią, złością, tysiącem i jedną truciznami. Wtedy cała podróż
staje się pełna goryczy. Miłość to drabina między niebem i piekłem, ale drabina
zawsze prowadzi w dwie strony – możesz wejść do góry, możesz zejść na dół.
Jeśli będą trucizny, drabina sprowadzi cię w dół: wejdziesz do piekła, nie do
nieba. Zamiast dostąpić pewnej melodii, twe życie stanie się jedynie hałasem
przyprawiającym o mdłości, pomieszanym hałasem ruchu ulicznego, hałasem
doprowadzającym jedynie do szaleństwa, natłokiem wielu hałasów bez żadnej
harmonii. Będziesz trwać na samej krawędzi szaleństwa.
Drugą rzeczą, o której trzeba pamiętać, jest więc nauczenie się przemieniania
swych trucizn w słodycz. Jak się je przemienia? Jest to bardzo prosty proces. W
gruncie rzeczy nazwanie go procesem nie jest właściwe, bo ty niczego nie
robisz, potrzebujesz jedynie cierpliwości. To, co ci mówię, jest jednym z
największych sekretów.
Wypróbuj to. Gdy przyjdzie złość, nic nie rób; usiądź tylko w milczeniu i obserwuj
ją. Nie bądź jej przeciwny, nie opowiadaj się po jej stronie. Nie współdziałaj z nią,
nie tłum jej. Po prostu ją obserwuj, bądź cierpliwy, po prostu zobacz co się
dzieje... niech narasta.
Pamiętaj o jednym: nigdy niczego nie rób jeśli owładnęła tobą trucizna, po prostu
czekaj. Gdy trucizna zacznie przemieniać się w to drugie... Jest to jedno z
podstawowych praw życia, że wszystko bez przerwy przemienia się w swoje
przeciwieństwo. Tak, jak wam powiedziałem, że mężczyzna zmienia się w
kobietę, a kobieta zmienia się w mężczyznę, tak samo występują w tobie pewne
okresowe zmiany – dobry człowiek staje się złym, zły człowiek staje się dobrym,
święty ma chwile grzesznika, a grzesznik ma chwile świętości. Trzeba jedynie
czekać.
Nie działaj wtedy, gdy górą jest złość, bo będziesz tego żałować, i stworzysz
łańcuch reakcji, i wpadniesz w karmę. To jest całe znaczenie wpadania w karmę.
Zrób cokolwiek, gdy jesteś w chwili negatywnej, a znajdziesz się w pewnym
łańcuchu, i nie będzie temu końca. Kiedy coś robisz wtedy, gdy jesteś
nastawiony negatywnie, ten drugi człowiek jest gotów coś uczynić, negatywność
tworzy więcej negatywności. Negatywność prowokuje więcej negatywności,
złość sprowadza więcej złości, wrogość sprowadza więcej wrogości, i to trwa i
trwa i trwa... i ludzie są ze sobą uwikłani przez cafe żywoty. I dalej to robią!
Czekaj. Gdy znajdziesz się w złości, jest to chwila dobra do medytacji. Nie
zmarnuj tej chwili: złość wytwarza w tobie tak wielką energię... Może ona
niszczyć. A energia jest neutralna; ta sama energia, która może niszczyć, może
być twórcza. Czekaj. Ta sama energia, która może roznieść w pył, może
obsypać życiem – tylko czekaj. Kiedy będziesz czekać i nic nie będziesz robić w
pośpiechu, któregoś dnia zaskoczy cię, gdy ujrzysz wewnętrzną zmianę. Byłeś
pełny złości, a potem ta złość narastała i narastała do punktu szczytowego... a
potem koło się obróciło. I możesz zobaczyć jak to koło się obraca, i złość opada,
i energia jest uwalniana, i teraz jesteś w pozytywnym nastroju, nastroju
tworzenia. Teraz możesz coś zrobić.
Teraz działaj. Zawsze czekaj na to pozytywne.
I to, co mówię, nie jest tłumieniem. Nie mówię, abyś tłumił negatywność. Mówię,
abyś obserwował negatywność. Pamiętaj tę różnicę, jest to ogromna różnica. Nie
mówię, abyś siedział na samym szczycie negatywności, zapominał o tej
negatywności, robił coś wbrew niej; nie, tego nie mówię. Nie mówię, abyś
uśmiechał się wtedy, gdy jesteś w złości, nie. Taki uśmiech jest fałszywy,
obrzydliwy, sztuczny. Gdy jesteś w złości, nie uśmiechaj się. Zamknij się wtedy
w pokoju, postaw przed sobą lustro i sam zobacz swoją ogarniętą złością twarz.
Nie trzeba nikomu jej pokazywać. To twoja sprawa, to twoja energia, to twoje
życie, i musisz czekać na odpowiednią chwilę. Patrz cały czas w lustro, zobacz
tę czerwoną twarz, te czerwone oczy, tego mordercę, który tam jest.
Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, że każdy ma w sobie takiego mordercę? Ty
też masz w sobie takiego mordercę. Nie sądź, że morderca jest gdzieś indziej,
że mordercą jest ktoś inny, kto dokonuje morderstwa. Nie, każdy ma możność
popełnienia morderstwa. Nosisz w sobie taki samobójczy instynkt.
Spójrz tylko w lustro, to są twoje nastroje – musisz zapoznać się z nimi. Jest to
fragment wzrastania ku poznaniu siebie.
Tyle słyszałeś, od Sokratesa aż po dziś: "Poznaj siebie" – i to jest ta droga
wiodąca do poznania siebie. "Poznaj siebie" nie oznacza siedzenia w milczeniu i
powtarzania "Jestem Brahmą, jestem Duszą, jestem Bogiem, jestem Tym",
wszystko to bzdura. "Poznaj siebie" oznacza poznanie wszystkich swoich
nastrojów, wszystkich możliwości: mordercy, grzesznika, przestępcy, świętego,
świętego człowieka wewnątrz ciebie, cnoty, Boga, diabła. Poznaj wszystkie te
nastroje, cały ich zakres, a poznawszy je, będziesz w stanie odkrywać tajemnice,
klucze.
Zobaczysz, że złość nie może istnieć cały czas – chyba że może? Nie
sprawdziłeś tego. Spróbuj, ona nie może istnieć cały czas. Jeśli niczego nie
będziesz robić, co się stanie? Czy złość może tak utrzymywać się po wsze
czasy? Nic nie może utrzymywać się na zawsze. Szczęście przychodzi i
odchodzi, nieszczęście przychodzi i odchodzi. Nie możesz zobaczyć tego
prostego prawa? – że wszystko się zmienia, nic nie pozostaje trwałe. Po co się
więc spieszyć? Złość przyszła, i odejdzie. Po prostu poczekaj, miej odrobinę
cierpliwości.
Patrz po prostu w lustro i czekaj. Niech ta złość będzie, niech twoja twarz stanie
się brzydka i mordercza – ale czekaj, obserwuj.
Nie tłum i nie działaj powodowany złością, a wkrótce przekonasz się, że twarz
staje się łagodniejsza, oczy stają się spokojniejsze, energia zmienia się –
mężczyzna przemienia się w kobietę... i wkrótce cały będziesz emanować. Ta
sama czerwień, która była złością, teraz będzie pewnym emanowaniem,
pięknem na twej twarzy, w twoich oczach. Teraz idź – nadszedł czas działania.
Działaj wtedy, gdy jesteś w pozytywnym nastroju. Nie wymuszaj pozytywności,
czekaj, aż pozytywność sama przyjdzie. Oto ta tajemnica. Gdy mówię: "Naucz
się przemieniać swoje trucizny w słodycz"; to właśnie mam na myśli.
I trzecie – dziel się. Gdy tylko jest coś negatywnego, zatrzymaj to dla siebie. Gdy
tylko jest coś pozytywnego, dziel się. Zwykle ludzie dzielą się negatywnościami,
nie dzielą się pozytywnościami. Ludzie są po prostu głupi. Gdy są szczęśliwi, nie
dzielą się, są bardzo skąpi.
Gdy są nieszczęśliwi, stają się bardzo, bardzo rozrzutni; wtedy są bardzo gotowi
do dzielenia się. Kiedy ludzie się uśmiechają, uśmiechają się bardzo, bardzo
oszczędnie, tyle tylko, odrobinę. Ale kiedy są w złości, są w złości totalnie.
Trzecim krokiem jest dzielenie się pozytywnością. To sprawi, że twoja miłość
płynąć będzie niczym rzeka, wzbierająca z twego serca. Kiedy będziesz się
dzielić, twój dylemat serca zacznie znikać.
Znam takie bardzo dziwne powiedzenie Jorge Luisa Borgesa. Posłuchaj go:
Psom dawaj to, co święte jest, Perły swe rzucaj przed wieprze. Tym bowiem, co
liczy się, jest dawanie.
Słyszałeś powiedzenie odwrotne: nie rzucaj psom, nie rzucaj pereł przed
wieprze, bo nie zrozumieją. Ważne jest nie to, co dajesz – perły i świętość i
miłość – i to komu dajesz; nie o to chodzi. Chodzi o to, że dajesz. Gdy masz,
dawaj.
Gurdjieff mawiał: "Wszystko, co gromadziłem, straciłem, a wszystko, co
dawałem, moim jest. Wszystko, co dawałem, nadal jest ze mną, a wszystko, co
gromadziłem, zaginęło, zostało stracone." To prawda – masz tylko to, czym się
dzielisz. Miłość nie jest własnością, którą trzeba gromadzić; jest emanowaniem,
jest aromatem, którym trzeba się dzielić. Im bardziej się dzielisz, tym masz
więcej. Im mniej się dzielisz, tym mniej będziesz mieć. Im więcej się dzielisz, tym
więcej będzie się pojawiać z najgłębszego twego rdzenia; jest to nieskończone,
więcej będzie się jeszcze pojawiać i gromadzić.
Wyciągaj wodę ze studni, a napływać do niej będzie jeszcze więcej świeżej
wody. Nie czerp wody, zamknij studnię, stań się skąpcem, a źródła przestaną
funkcjonować. Stopniowo źródła zaczną wysychać, zamkną się, zaś woda, która
jest w studni, umrze, stanie się zgniła, brudna. Woda płynąca jest świeża...
miłość płynąca jest świeża.
Tak więc trzecim krokiem prowadzącym do miłości jest dzielenie się
pozytywnościami, dzielenie się swoim życiem, dzielenie się tym, co masz.
Cokolwiek jest w tobie piękne, nigdy tego nie gromadź. Twoja mądrość, dziel się
nią; twoja modlitwa, dziel się nią; twoja miłość, twoje szczęście, twoja rozkosz,
dziel się nimi. Tak, jeśli nie możesz nikogo znaleźć, dziel się nią z psami – ale
dziel się. Dziel się nią ze skałami – ale dziel się. Kiedy masz perły, rzucaj je, nie
przejmuj się czy padają przed wieprze czy przed świętych, po prostu je rzucaj.
Tym bowiem, co liczy się, jest dawanie.
Gromadzenie zatruwa serce. Wszelkie gromadzenie jest trujące. Jeśli się
dzielisz, twój organizm będzie wolny od trucizn. A kiedy dajesz, nie przejmuj się
czy wywoła to jakąś reakcję, czy nie. Nawet nie czekaj na podziękowanie.
Odczuwaj wdzięczność do osoby, która pozwoliła ci dzielić się czymś ze sobą.
Nie inaczej; nie czekaj, w głębi swego serca mówiąc, że to on powinien być ci
wdzięczny, bo dzieliłeś się z nim. Nie, ty sam odczuwaj wdzięczność za to, że
był on gotów cię wysłuchać, dzielić z tobą pewną energię, że był gotów
wysłuchać twojej pieśni, że był gotów obejrzeć twój taniec, że kiedy przyszedłeś
do niego, żeby mu dawać, nie odmówił... a mógł odmówić.
Dzielenie się jest jedną z najbardziej duchowych cnót, jedną z największych
duchowych cnót.
I czwarte: bądź niczym. Gdy zaczynasz myśleć, że jesteś kimś, zatrzymaj się;
wtedy miłość nie płynie. Miłość płynie tylko z kogoś, kto jest nikim. Miłość
znajduje swoją siedzibę w nicości.
Kiedy jesteś pusty, jest miłość.
Kiedy jesteś pełny ego, miłość znika.
Miłość i ego nie mogą istnieć razem.
Miłość może istnieć razem z Bogiem, ale nie może istnieć razem z ego, bo
miłość i Bóg to synonimy. Miłość i ego nie mogą razem istnieć. Bądź więc
niczym. Nicość jest źródłem wszystkiego, nicość jest źródłem nieskończoności...
nicość jest Bogiem. Nicość to nirvana.
Bądź niczym – a będąc niczym, dostąpisz całości. Będąc czymś, przegapisz;
będąc niczym, dotrzesz do domu.
Seks, miłość, modlitwa
Opisz nam duchowe znaczenie energii seksu. Jak możemy wysubtelnić seks i
uczynić go duchowym? Czy możliwe jest praktykowanie seksu, kochania się,
jako medytacji, jako odskoczni ku wyższym poziomom świadomości?
Nie ma czegoś takiego jak energia seksu. Energia jest jedna i ta sama.
Seks jest jednym z jej ujść, jednym z jej kierunków, jednym z zastosowań tej
energii. Energia życia jest jedna, a przejawiać się może w wielu kierunkach.
Seks jest jednym z nich. Gdy energia życia staje się biologiczna, staje się
energią seksu.
Seks to tylko zastosowanie energii życia. Nie ma kwestii wysubtelnienia. Gdy
energia życia płynie w innym kierunku, nie ma seksu. Ale to nie jest
wysubtelnienie, jest to przemiana.
Seks jest naturalnym, biologicznym przepływem energii życia i jej najniższym
zastosowaniem. Jest to naturalne, bo życie bez niego nie może istnieć, i
najniższe, bo jest on podstawą, nie szczytem. Gdy seks staje się totalnością,
całe życie zostaje po prostu zmarnowane.
Przypomina to położenie fundamentu i dalsze kładzenie fundamentu, bez
budowania domu, dla którego ten fundament przeznaczono.
Seks jest po prostu okazją do wyższej przemiany energii życia. Pod tym
względem wszystko jest w porządku, ale gdy seks staje się wszystkim, gdy staje
się jedynym ujściem dla energii życia, staje się destruktywny. Może on być tylko
środkiem, nie celem. A środki mają sens tylko wtedy, gdy cele zostają
osiągnięte. Gdy człowiek robi niewłaściwy użytek ze środka, cały cel ulega
zniszczeniu. Gdy seks staje się centrum życia, jak to się stało, środki zamienia
się w cele.
Seks tworzy biologiczną podstawę istnienia, trwania życia. Jest środkiem – nie
powinien stać się celem.
Gdy seks staje się celem, ginie wymiar duchowy. A gdy seks staje się
medytacyjny, kieruje się ku wymiarowi duchowemu. Staje się stopniem,
odskocznią.
Nie ma potrzeby wysubtelniania, gdyż energia jako taka nie jest ani seksualna,
ani duchowa. Energia zawsze jest neutralna. Sama w sobie nie ma nazwy.
Nazwa pochodzi od drzwi, przez które płynie. Ta nazwa nie jest nazwą energii,
jest nazwą formy przyjmowanej przez energię. Gdy mówisz "energia seksualna"
oznacza to energię, która płynie ujściem seksualnym, ujściem biologicznym. Gdy
ta sama energia płynie ku boskości, jest energią duchową.
Energia jako taka jest neutralna. Wyrażana biologicznie, jest seksem.
Wyrażana emocjonalnie, może stać się miłością, może stać się nienawiścią,
może stać się złością. Wyrażana intelektualnie, może stać się naukowa, może
stać się literacka. Gdy porusza się przez ciało, staje się fizyczna. Gdy
przemieszcza się przez umysł, staje się mentalna. Różnice nie są różnicami
energii jako takiej, ale jej użytych przejawień.
Stąd mówienie o "wysubtelnieniu energii seksu" nie ma podstawy.
Kiedy nie korzysta się z ujścia seksu, energia znowu staje się czysta.
Energia zawsze jest czysta. Gdy przejawia się drzwiami boskości, staje się
duchowa, ale ta forma to tylko przejaw energii. Słowo "wysubtelnienie" wywołuje
bardzo niewłaściwe skojarzenia.
Wszystkie teorie wysubtelniania to teorie tłumienia. Zawsze, gdy mówisz
"wysubtelnienie seksu" stajesz się mu przeciwny. Twoje potępienie zawiera się
w samym słowie.
Pytasz co można zrobić z seksem. Wszystko, co robi się wprost z seksem, jest
tłumieniem. Istnieją tylko pośrednie metody, w których nie zajmujesz się w ogóle
energią seksualną, raczej zmierzasz do otwarcia drzwi do boskości. Gdy drzwi
do boskości będą otwarte, wszystkie energie w tobie zaczynają płynąć ku tym
drzwiom. Seks jest wchłonięty. Gdy tylko możliwa jest wyższa błogość, niższe
formy błogości stają się nieistotne. Nie masz ich tłumić, ani walczyć z nimi.
One po prostu zanikają. Seks nie jest wysubtelniany, zostaje przekroczony.
Cokolwiek czyni się z seksem negatywnie, nie zmieni to tej energii.
Wręcz przeciwnie, stworzy w tobie konflikt, który będzie destruktywny. Walcząc z
energią, walczysz sam ze sobą. Tej walki nikt nie może wygrać. W jednej chwili
czujesz, że wygrałeś, w następnej chwili czujesz, że to seks wygrał. Stale tak
będzie. Czasami nie będzie seksu i będziesz czuł, że nad nim zapanowałeś, a w
następnej chwili znów czujesz przyciąganie seksu i wszystko, co zyskałeś,
zostaje utracone. Nikt nie może wygrać walki toczonej przeciw swojej własnej
energii.
Gdy twoich energii potrzeba gdzie indziej, gdzieś, gdzie jest więcej błogości,
seks zaniknie. I nie jest tak, że energia została wysubtelniona, nie jest tak, że
coś z nią zrobiłeś. Raczej otworzyła się przed tobą nowa droga wiodąca ku
większej błogości i energia automatycznie, spontanicznie zaczyna płynąć ku tym
nowym drzwiom.
Gdy trzymasz w dłoniach kamienie i nagle na swej drodze napotykasz diamenty,
nawet nie zauważysz, że upuściłeś kamienie. Same upadną, jakbyś ich nie
trzymał. Nawet nie będziesz pamiętał wyrzeczenia się ich, tego, że je wyrzuciłeś.
Nawet nie będziesz tego świadomy. I nie jest tak, że coś zostało wysubtelnione.
Otworzyło się większe źródło szczęścia, a mniejsze źródła same z siebie
odpadły.
Jest to tak automatyczne, spontaniczne, że nie potrzebne jest żadne pozytywne
działanie przeciw seksowi. Zawsze, gdy robisz coś przeciwko jakiejkolwiek
energii, jest to negatywne. Prawdziwe, pozytywne działanie, nawet nie dotyczy
seksu – dotyczy medytacji.
Nawet nie poznasz, że seks odszedł. Po prostu został wchłonięty przez to, co
nowe. Wysubtelnienie jest brzydkim słowem. Ma w sobie nutę antagonizmu,
konfliktu. Seks trzeba przyjmować takim, jaki jest. Jest jedynie biologiczną
podstawą umożliwiająca istnienie życia. Nie nadawaj mu żadnego duchowego
czy antyduchowego znaczenia. Zrozum po prostu fakt jego istnienia.
Gdy traktujesz go jako fakt biologiczny, w ogóle się nim nie zajmujesz.
Zajmujesz się nim tylko, gdy nadajesz mu jakieś duchowe znaczenie. Nie
nadawaj mu więc żadnego znaczenia, nie stwarzaj wokół niego żadnej filozofii.
Tylko zobacz fakty. Nie rób nic przeciw niemu, ani na jego korzyść. Niech będzie
taki, jaki jest; zaakceptuj go jako coś normalnego. Nie przyjmuj jakiegoś
nienormalnego nastawienia do niego.
Tak samo jak masz oczy i dłonie, tak samo powinieneś mieć seks. Nie jesteś
przeciwny swoim oczom czy dłoniom, nie bądź więc przeciwny seksowi. Wtedy
kwestia co masz zrobić z seksem staje się nieistotna.
Tworzenie rozdwojenia za czy przeciw seksowi nie ma sensu. Jest on faktem.
Przyszedłeś do egzystencji przez seks i masz wbudowany program dawania
życia dalej przez seks. Jesteś częścią wielkiej ciągłości. Twoje ciało umrze, ma
więc wbudowany program stworzenia innego ciała, które je zastąpi.
Śmierć jest pewna. Dlatego seks jest taki obsesyjny. Nie będziesz na zawsze,
musisz więc zostać zastąpiony nowszym ciałem, repliką. Seks jest tak ważny, bo
cała natura go podkreśla – inaczej człowiek nie mógłby istnieć. Gdyby seks był
dobrowolny, na ziemi nikt by nie pozostał. Seks jest tak obsesyjny, tak
nieodparty, popęd seksualny jest tak silny, gdyż cała natura opowiada się po
jego stronie. Bez niego życie nie może istnieć.
Seks jest tak istotny dla religijnych poszukujących, gdyż jest tak przymusowy, tak
nieodparty, tak naturalny. Stał się wyznacznikiem poznania czy energia życia w
konkretnym człowieku dotarła do boskości. Nie możemy poznać wprost, że ktoś
napotkał boskość, nie możemy poznać wprost, że ktoś ma diamenty, możemy
jednak bezpośrednio poznać czy ten ktoś wyrzucił kamienie, bo kamienie są
nam znane. Możemy poznać wprost, że ktoś wykroczył poza seks, ponieważ
seks jest nam znany.
Seks jest tak kompulsywny, tak przymusowy, jest taką wielką siłą, że nie można
wyjść poza niego póki nie dostąpi się boskości. Dlatego brahmacharya stało się
kryterium poznania czy jakiś człowiek dotarł do boskości. Dla niego seks taki, jak
istnieje w normalnych ludziach, nie istnieje.
Nie znaczy to, że porzucając seks dostąpisz boskości. Odwrotność jest fałszem.
Człowiek, który znalazł diamenty, rzuca kamienie, które niósł, ale odwrotna
sytuacja nie jest prawdą. Możesz wyrzucić kamienie, ale nie znaczy to, że
dostaniesz coś od nich większego.
Wtedy będziesz pośrodku. Umysł będziesz miał stłumiony, nie taki, który
wykroczył ponad. Seks będzie się w tobie gotował i wywoła wewnątrz piekło. Nie
będzie to wyjście poza seks. Gdy seks staje się stłumiony, staje się brzydki,
chorobliwy, neurotyczny. Staje się perwersyjny.
Tak zwane religijne nastawienie do seksu stworzyło seksualność perwersyjną,
kulturę, która seksualnie jest zupełnie neurotyczna. Nie opowiadam się po jej
stronie. Seks to fakt biologiczny, nie ma w nim nic złego. Nie walcz więc z nim,
bo ulegnie perwersji – a seks perwersyjny nie jest krokiem naprzód. Jest
spadnięciem poniżej normalności, krokiem ku szaleństwu. Gdy stłumienie staje
się tak intensywne, że nie możesz dłużej z nim trwać, eksploduje i w tej eksplozji
ty zostaniesz zatracony.
Jesteś wszystkimi cechami ludzkości, jesteś wszystkimi możliwościami.
Normalny fakt seksu jest zdrowy, ale kiedy staje się nienormalnie stłumiony,
staje się niezdrowy. Przejść od normalności do boskości możesz bardzo łatwo,
ale przejście z boskości od umysłu neurotycznego jest żmudne i w pewnej
mierze niemożliwe. Najpierw musisz stać się zdrowy, normalny. Wtedy, w końcu,
jest taka możliwość, że można wykroczyć ponad seks.
Co więc trzeba robić? Poznaj seks! Wejdź w niego świadomie! Oto sekret
otwarcia nowych drzwi. Wchodząc w seks bez świadomości, będziesz jedynie
instrumentem w rękach ewolucji biologicznej – ale jeśli zdołasz być świadomy w
akcie seksu, sama ta świadomość staje się głęboką medytacją.
Akt seksu jest tak przymusowy i tak kompulsywny, że trudno jest być w nim
świadomie, ale nie jest to niemożliwe. A jeśli zdołasz być świadomy w akcie
seksu, nie będzie w życiu żadnego takiego faktu, w którym nie będziesz mógł
być świadomy, bo żaden akt nie jest tak głęboki jak seks.
Jeśli zdołasz być świadomy w akcie seksu, będziesz świadomy nawet w śmierci.
Głębia aktu seksu i głębia śmierci są takie same, analogiczne. Docierasz do tego
samego punktu. Jeśli więc zdołasz być świadomy w akcie seksu, osiągnąłeś coś
wielkiego. Jest to bezcenne.
Użyj więc seksu jako aktu medytacji. Nie walcz z nim, nie występuj przeciw
niemu. Nie możesz walczyć przeciw naturze – jesteś jej nierozdzielną częścią.
Musisz wobec seksu mieć nastawienie przyjaźni, sympatii. Jest to najgłębszy
dialog między tobą i naturą.
Tak naprawdę akt seksu w rzeczywistości nie jest dialogiem między mężczyzną i
kobietą. Jest to dialog mężczyzny z naturą, przez kobietę, i kobiety z naturą,
przez mężczyznę. Jest to dialog z naturą. Przez chwilę jesteś w kosmicznym
przepływie, jesteś w niebiańskiej harmonii, jesteś w harmonii z całością. Tak
mężczyzna jest spełniony dzięki kobiecie, a kobieta dzięki mężczyźnie.
Mężczyzna nie jest całością i kobieta nie jest całością. Oboje są dwoma
fragmentami całości. Dlatego zawsze, gdy tylko stają się jednością w akcie
seksualnym, mogą znaleźć się w harmonii z najgłębszą naturą wszystkiego, z
Tao. Ta harmonia może być biologicznymi narodzinami nowego istnienia. Jeśli
jesteś nieświadomy, jest to jedyna możliwość. Ale jeśli jesteś świadomy, ten akt
może stać się narodzinami dla ciebie, duchowymi narodzinami.
Dzięki niemu staniesz się dwakroć narodzony".
Gdy bierzesz w tym udział świadomie, stajesz się świadkiem. A jeśli staniesz się
świadkiem w akcie seksu, wykroczysz ponad seks, bo w byciu świadkiem stajesz
się wolny. Teraz nie będzie kompulsji. Nie będziesz już nieświadomym
uczestnikiem. Gdy w tym akcie staniesz się świadkiem, wykroczysz ponad niego.
Teraz wiesz, że nie jesteś jedynie ciałem. Siła bycia świadkiem poznała coś
spoza tego aktu.
To "poza" można poznać tylko wtedy, gdy jesteś głęboko we wnętrzu.
Nie jest to powierzchowne spotkanie. Gdy targujesz się na rynku, twoja
świadomość nie może wejść bardzo głęboko, gdyż sam ten akt jest
powierzchowny. Jeśli chodzi o człowieka, akt seksu jest jedynym aktem, przez
który może on stać się świadkiem wewnętrznych głębi.
Im bardziej wchodzisz w medytację przez seks, tym seks będzie miał mniejsze
oddziaływanie. Powstanie z niego medytacja, a z tej powstającej medytacji
otworzą się nowe drzwi i seks zaniknie. Nie będzie to wysubtelnienie. Przypomni
to sytuację, gdy suche liście opadają z drzewa. Drzewo nie pozna, że liście
opadają. Tak samo i ty nie poznasz, że odchodzi mechaniczna potrzeba seksu.
Uczyń z seksu medytację, uczyń seks przedmiotem medytacji. Traktuj go jak
świątynię, a wtedy wykroczysz ponad niego i dokona się twoja przemiana. Wtedy
seksu nie będzie, i nie będzie tłumienia, wysubtelniania. Seks będzie po prostu
nieistotny, bez znaczenia.
Wyrosłeś ponad niego. Dla ciebie nie ma on sensu.
Przypomina to sytuację dorastającego dziecka. Zabawki nie mają teraz sensu.
Ono niczego nie wysubtelniało, niczego nie tłumiło. Po prostu dorosło, stało się
dojrzałe. Zabawki nie mają teraz znaczenia.
Są dziecinne, a teraz dziecko nie jest już dzieckiem.
Tak samo, im więcej medytujesz, tym seks będzie słabiej na ciebie oddziaływał. I
stopniowo, spontanicznie, bez świadomego wysiłku mającego wysubtelnić seks,
energia znajdzie nowe źródło, do którego będzie płynąć. Ta sama energia, która
płynęła przez seks, teraz będzie płynąć przez medytację. A kiedy płynie ona
przez medytację, otwierają się drzwi boskości.
Jeszcze jedno. Używasz słów "seks" i "miłość" Zwykle używamy tych dwóch
słów tak, jakby miały jakieś wewnętrzne powiązanie. Nie mają. Miłość przychodzi
dopiero wtedy, gdy seks odszedł. Wcześniej miłość to tylko przynęta, gra
wstępna i nic innego. Jest tylko przygotowaniem gruntu do aktu seksu. Jest tylko
wprowadzeniem do seksu, przedmową, niczym innym. Dlatego im więcej seksu
między dwojgiem ludzi, tym mniej miłości, bo przedmowa jest niepotrzebna.
Gdy dwoje ludzi jest w miłości i nie ma między nimi seksu, będzie wielka miłość
romantyczna. Ale gdy wkroczy seks, miłość znika.
Seks jest taki nagły Sam w sobie jest taki gwałtowny. Potrzeba mu
wprowadzenia, potrzeba gry wstępnej. Miłość, jak my ją znamy, jest tylko
okryciem nagiego faktu seksu. Jeśli wejrzysz głęboko w to, co nazywasz
miłością, znajdziesz seks czający się do skoku. Zawsze jest tuż za rogiem.
Miłość przemawia. Seks się przygotowuje.
Ta tak zwana miłość łączy się z seksem, ale jest tylko przedmową.
Gdy seks przychodzi, ta miłość odpadnie. Dlatego małżeństwo zabija miłość
romantyczną, i zabija ją absolutnie. Dwoje ludzi zapoznaje się ze sobą i gra
wstępna, miłość, staje się niepotrzebna.
Prawdziwa miłość nie jest przedmową jest aromatem. Nie przychodzi przed
seksem, a po nim. Nie jest prologiem, a epilogiem. Jeśli przejdziesz przez seks i
odczuwasz do tej osoby współczucie, rozwija się miłość. A jeśli medytujesz,
będziesz czuł się współczujący. Gdy medytujesz w akcie seksu, twój partner
seksualny nie będzie tylko przedmiotem służącym twojej fizycznej przyjemności.
Będziesz czuł wdzięczność do niego czy do niej, ponieważ oboje doszliście do
głębokiej medytacji.
Jeśli medytujesz w seksie, powstanie między wami nowa przyjazność, gdyż
dotarliście dzięki sobie do komunii z naturą. Dzięki sobie macie chwilowy wgląd
w nieznane głębiny rzeczywistości. Będziecie czuli dla siebie wdzięczność i
współczucie – współczucie dla cierpienia, współczucie dla poszukiwania,
współczucie dla towarzysza lub towarzyszki, kompana podróży, współczucie dla
błądzącego po omacku przyjaciela.
Gdy seks staje się medytacyjny, dopiero wtedy zjawia się idący za nim aromat,
uczucie nie będące grą wstępną seksu, ale dojrzałością, wzrastaniem,
medytacyjnym urzeczywistnieniem. Dlatego, gdy akt seksu staje się
medytacyjny, odczujesz miłość. Miłość jest połączeniem wdzięczności,
przyjazności i współczucia. Gdy są te trzy uczucia, jesteś w miłości.
Gdy rozwinie się ta miłość, wyjdziesz ponad seks. Miłość rozwija się poprzez
seks, ale wykracza poza niego. Jest jak kwiat – wychodzi z korzeni, ale
wykracza poza nie. I nie wróci, powrotu nie ma. Gdy rozwinie się miłość, nie
będzie seksu. Tak naprawdę jest to jeden ze sposobów poznania, że rozwinęła
się miłość. Seks jest jak skorupka jajka, skorupka, z której ma wyjść miłość. Gdy
wyjdzie, skorupki nie będzie. Będzie rozbita, wyrzucona.
Seks może dojść do miłości tylko wtedy, gdy jest medytacja, nigdy inaczej. Gdy
nie ma medytacji, ten sam seks będzie powtarzany i znudzi cię to. Seks będzie
coraz bardziej nużący i nie będziesz czuł wdzięczności do tamtej osoby. Raczej
poczujesz się oszukany, poczujesz do niej wrogość. Ona nad tobą dominuje.
Dominuje przez seks, bo stał się on dla ciebie potrzebą. Stałeś się niewolnikiem,
gdyż nie możesz żyć bez seksu. A nie możesz poczuć przyjaźni do kogoś,
wobec kogo stałeś się niewolnikiem.
I oboje czują to samo – że drugi człowiek jest panem. Ta dominacja będzie
negowana i zwalczana, ale seks nadal będzie powtarzany. Staje się rutyną dnia.
Walczysz z partnerem w seksie, potem wszystko naprawiasz. Potem znów
walczysz, potem znów naprawiasz. Miłość w najlepszym przypadku jest ledwie
dostosowaniem. Nie możesz czuć przyjaźni, nie ma współczucia. Zamiast tego
jest okrucieństwo i przemoc, czujesz się oszukany. Stałeś się niewolnikiem.
Seks nie zdoła rozwinąć się w miłość. Pozostanie tylko seksem.
Przejdź przez seks! Nie bój się go, bo lęk donikąd nie prowadzi. Jeśli człowiek
ma się bać czegokolwiek, to tylko samego lęku. Nie bój się seksu i nie walcz z
nim, bo to też jest pewnego rodzaju lęk. "Walka lub ucieczka" walka lub odejście,
to dwie drogi lęku. Nie uciekaj więc od seksu, nie walcz z nim. Zaakceptuj go,
przyjmij go za fakt życia.
Wejdź w niego głęboko, poznaj go totalnie, zrozum go, medytuj w nim, a
wyjdziesz ponad niego. Jeśli w akcie seksu medytujesz, otwierają się nowe
drzwi. Napotykasz nowy wymiar, bardzo nieznany, niesłyszany, i przepływa
większa błogość.
Napotkasz coś tak błogiego, że seks stanie się nieistotny i samoistnie wygaśnie.
Teraz twoja energia przestaje płynąć w tym kierunku.
Energia zawsze płynie ku błogości. Ponieważ błogość pojawia się w seksie,
energia płynie ku niemu, ale jeżeli szukasz więcej błogości – błogości, która
wykracza ponad seks, która wychodzi ponad seks, błogości, która daje większe
spełnienie, głębsze – wtedy, sama z siebie, energia przestanie płynąć w
kierunku seksu.
Kiedy seks staje się medytacją, rozkwita w miłość, i ten rozkwit jest ruchem ku
boskości. To dlatego miłość jest boska. Seks jest fizyczny, miłość jest duchowa.
A gdy zjawi się kwiat miłości, przyjdzie modlitwa, przyjdzie za nim. Teraz nie
jesteś już daleko od boskości.
Jesteś blisko domu.
Teraz zacznij medytować z miłością. To jest drugi krok. Gdy jest ta chwila
komunii, gdy jest ta chwila miłości, zacznij medytować.
Wejdź w nią głęboko, bądź jej świadom. Teraz nie spotykają się ciała.
W seksie spotykają się ciała, w miłości spotykają się dusze. Nadal jest to
spotkanie, spotkanie dwojga osób.
Zobacz teraz miłość tak, jak widziałeś seks. Zobacz tę komunię, to wewnętrzne
spotkanie, ten wewnętrzny stosunek seksualny. Wtedy wykroczysz nawet ponad
miłość i dojdziesz do modlitwy. Ta modlitwa jest drzwiami. Nadal jest to
spotkanie, ale nie spotkanie dwojga osób. Jest to komunia ciebie i całości. Teraz
ta druga strona, jako człowiek, odpadła. Jest to strona bezosobowa – cała
egzystencja – i ty Ale modlitwa nadal jest spotkaniem, więc w końcu też musi
zostać przekroczona. W modlitwie wierny i boskość są oddzielni, bhakta i
bhagwan są oddzielni. Nadal jest to spotkanie. To dlatego Meera czy Teresa,
opisując swoje doznania modlitewne, mogły używać określeń seksualnych.
W chwilach pełnych modlitwy trzeba medytować. Znów bądź temu świadkiem.
Zobacz tę komunię siebie z całością. Wymaga to najsubtelniejszej z możliwych
świadomości. Jeśli zdołasz być świadomy spotkania siebie z całością, wyjdziesz
ponad siebie i ponad całość, jedno i drugie. Wtedy jesteś całością. A w tej
całości nie ma dualizmu, jest tylko jedność.
Tej jedności poszukuje się w seksie, w miłości, w modlitwie. Właśnie ta jedność
jest tym, do czego tęsknimy. Nawet w seksie, ta tęsknota dotyczy jedności.
Błogość przychodzi, bo na jedną chwilę stajecie się jednością. Seks pogłębia się
w miłość, miłość pogłębia się w modlitwę, a modlitwa pogłębia się w totalne
wykroczenie ponad, totalną jedność.
To pogłębienie zawsze przychodzi z medytacji. Metoda jest zawsze taka sama.
Poziomy się różnią, wymiary się różnią, kroki się różnią, a metoda zawsze jest ta
sama. Wejdź w seks, a znajdziesz miłość.
Wejdź głęboko w miłość, a dojdziesz do modlitwy. Wejdź w modlitwę, a
eksplodujesz w jedność. Ta jedność jest totalna, ta jedność jest błogością, ta
jedność jest ekstazą.
Dlatego tak ważne jest, by nie przyjmować nastawienia walki. W każdym fakcie
obecna jest boskość. Może być wystrojona, może być ubrana; musisz ją
rozebrać, zdjąć jej ubranie. Znajdziesz jeszcze więcej subtelnych ubrań. Znów,
zdejmij je. Dopóki nie napotkasz jedności w jej totalnej nagości, nie znajdziesz
zaspokojenia, nie poczujesz się spełniony.
Gdy dochodzisz do nieubranej jedności, jedności pozbawionej szat, stajesz się z
nią jednym, bo gdy poznasz tę nagość, nie będzie to nikt inny, tylko ty sam. W
istocie rzeczy każdy poszukuje sam siebie przez innych ludzi. Pukając do
cudzych drzwi, trzeba znaleźć swój własny dom.
Gdy z rzeczywistości zdjęte zostaną okrycia, jesteś z nią jednym, bo różnicą są
tylko szaty. Ubrania są barierą, nie możesz więc rozebrać rzeczywistości dopóki
sam się nie rozbierzesz. Dlatego medytacja jest bronią obosieczną, rozbiera
rzeczywistość i równocześnie rozbiera ciebie. Rzeczywistość staje się naga i ty
stajesz się nagi. A w chwili totalnej nagości, totalnej pustki, stajesz się jednością.
Nie jestem więc przeciw seksowi. Nie znaczy to, że opowiadam się za seksem.
Znaczy to, że opowiadam się za głębokim wejściem w niego i odkryciem tego, co
jest poza nim.
To poza zawsze jest, ale zwykły seks jest seksem dorywczym, nikt więc nie
wchodzi głęboko. Jeśli zdołasz wejść głęboko, poczujesz wdzięczność do
boskości za to, że dzięki seksowi otworzyły się inne drzwi. A jeśli seks jest tylko
dorywczy, nie poznasz, że byłeś blisko czegoś większego.
Jesteśmy tak sprytni, że stworzyliśmy fałszywą miłość która nie przychodzi po
seksie, ale przed nim. Jest czymś kultywowanym, sztucznym. Miłość była tylko
przedmową, ale teraz ta przedmowa nie jest już potrzebna. A prawdziwa miłość
zawsze jest poza seksem – kryje się za seksem. Wejdź w niego głęboko,
medytuj w nim religijnie, a rozkwitniesz w miłujący stan umysłu.
Nie jestem przeciwny seksowi i nie opowiadam się za miłością. Musisz
wykroczyć nawet poza nią. Medytuj na niej, wyjdź poza nią.
Przez medytację rozumiem, że musisz przejść przez nią w pełnej uważności,
świadomości. Nie wolno przejść przez nią ślepo, nieświadomie. Jest wielka
błogość, a ty możesz przejść na ślepo i przegapić ją. Tą ślepotę trzeba
przemienić. Musisz stać się człowiekiem mającym otwarte oczy. Gdy masz
otwarte oczy, seks może zaprowadzić cię na ścieżkę jedności.
Kropla może stać się oceanem. W sercu każdej kropli jest to pragnienie. W
każdym działaniu, w każdym pragnieniu, znajdziesz tę samą tęsknotę. Odkryj ją,
idź za nią. To wielka przygoda! Tak, jak dzisiaj przeżywamy nasze życia,
jesteśmy nieświadomi. Ale choć tyle można zrobić. Jest to żmudne, ale nie
niemożliwe. Było możliwe dla Jezusa, dla Buddy, dla Mahavira, i jest możliwe dla
każdego innego.
Jeżeli wchodzisz w seks z intensywnością, z uważnością, z wrażliwością,
wykraczasz ponad niego. Nie będzie w tym żadnego wysubtelnienia. Gdy
wykraczasz ponad, nie będzie seksu, nawet wysubtelnionego. Będzie miłość,
modlitwa i jedność.
Takie są trzy etapy miłości: miłość fizyczna, miłość psychiczna i miłość duchowa.
A gdy te trzy etapy zostaną przekroczone, jest boskość. Gdy Jezus rzekł: "Bóg
jest miłością"; była to najbliższa możliwa definicja, ponieważ ostatnim, co znamy
na drodze do Boga, jest miłość. Poza tym jest nieznane, a nieznanego nie
można zdefiniować. Możemy jedynie wskazać na boskość przez nasze ostatnie
urzeczywistnienie: miłość. Poza punktem miłości nie ma już doznawania, gdyż
nie ma doznającego. Kropla stała się oceanem!
Idź krok po kroku, ale z przyjaznym nastawieniem. Bez napięcia, bez walki. Po
prostu idź uważnie. Uważność to jedyne światło w ciemnej nocy życia. Mając to
światło, wejdź w nią. Szukaj w każdym kącie.
Boskość jest wszędzie, nie bądź więc przeciwny niczemu. Ale i nie pozostawaj
po którejkolwiek stronie. Idź dalej, bo czeka cię jeszcze większa błogość. Ta
podróż musi trwać. Jeśli jesteś blisko seksu, użyj seksu. Jeśli jesteś blisko
miłości, użyj miłości. Nie myśl kategoriami tłumienia lub wysubtelniania, nie myśl
kategoriami walki. Boskość może kryć się we wszystkim; nie walcz więc, nie
uciekaj przed niczym.
Tak naprawdę, jest ona ukryta we wszystkim, gdziekolwiek więc jesteś, wejdź
najbliższymi drzwiami i idź przed siebie. Nie zatrzymuj się, a dotrzesz – bo życie
jest wszędzie.
Jezus rzekł: "Pod każdym kamieniem znajdziesz Pana" – a ty widzisz tylko
kamienie. Musisz przejść przez kamienny stan umysłu. Gdy widzisz seks jak
wroga, staje się on kamieniem. Staje się nieprzezroczysty, nie widzisz tego, co
jest za nim. Użyj go, medytuj na nim, a kamień stanie się jak szkło. Zobaczysz
co jest za nim, i zapomnisz o szkle. Będziesz pamiętał o tym, co jest za szkłem.
Jeśli coś staje się przezroczyste, znika. Nie czyń więc z seksu kamienia, uczyń
go przezroczystym. A przezroczystym staje się on dzięki medytacji.
Medytacja i miłość
Takie są dwie biegunowości życia – medytacja i miłość. Jest to najwyższa
polaryzacja. Całe życie składa się z biegunowości: pozytywne i negatywne,
narodziny i śmierć, mężczyzna i kobieta, dzień i noc, lato i zima. Całe życie
składa się z biegunowych przeciwieństw, ale te biegunowe przeciwieństwa nie
są jedynie biegunowymi przeciwieństwami, są też komplementarnościami.
Wspomagają się wzajemnie, wspierają się wzajemnie, przypominają cegły w
łuku budowli.
W łuku budowli cegły ułożone są naprzeciw siebie. Wygląda to tak, jakby były
ułożone naprzeciw siebie, ale dzięki ich biegunowemu przeciwieństwu łuk może
zostać zbudowany i trwa. Siła łuku opiera się na biegunowości cegieł ułożonych
naprzeciw siebie.
To jest najwyższa biegunowość: medytacja oznacza sztukę bycia w samotności,
a miłość oznacza sztukę bycia razem. Całym człowiekiem jest ten, kto zna jedno
i drugie, i kto potrafi możliwie najłatwiej przemieszczać się z jednego do
drugiego. Przypomina to wdech i wydech, nie jest to trudne. Są to
przeciwieństwa: gdy wdychasz, proces przebiega w jednym kierunku, gdy
wydychasz, jest to dokładne jego przeciwieństwo. Ale wdech i wydech razem
tworzą pełny oddech.
W medytacji wdychasz, w miłości wydychasz, a gdy miłość i medytacja są
razem, twój oddech jest dopełniony, cały, pełny...
Moje rozumienie nie opiera się na jednym biegunie, moje rozumienie jest płynne.
Posmakowałem prawdy z obu stron, kochałem totalnie i medytowałem totalnie. I
to jest moje doświadczenie, że człowiek jest pełny tylko wtedy, gdy poznał jedno
i drugie; inaczej pozostaje połową, czegoś w nim nadal brakuje.
Budda jest połową, tak jak i Jezus. Jezus wie czym jest miłość, Budda wie czym
jest medytacja, ale gdyby się spotkali, porozumienie między nimi byłoby
niemożliwe. Nie rozumieliby języka tego drugiego człowieka. Jezus opowiadałby
o Królestwie Bożym, a Budda zacząłby się śmiać: "O jakich bzdurach
opowiadasz, królestwo Boga?" Budda powiedziałby po prostu: "Ustanie jaźni,
zniknięcie jaźni." A Jezus rzekłby: "Zniknięcie jaźni? Ustanie jaźni? To dokonanie
samobójstwa, ostatecznego samobójstwa. Co to za religia, z tym gadaniem o
najwyższej jaźni?" Nie rozumieliby słów tego drugiego człowieka.
Gdyby kiedykolwiek się spotkali, potrzebowaliby kogoś takiego jak ja, do
tłumaczenia, inaczej porozumienie między nimi byłoby niemożliwe. A ja
musiałbym tłumaczyć w taki sposób, że nie byłbym wierny ani jednemu, ani
drugiemu! Jezus powiedziałby "Królestwo Boże" a ja przetłumaczyłbym to jako
nirvana. Wtedy Budda by zrozumiał. Budda rzekłby "nirvana" a Jezusowi
powiedziałbym "Królestwo Boże" wtedy zrozumiałby.
Ludzkość potrzebuje teraz totalnie nowego spojrzenia. Za długo żyliśmy z
połowicznymi spojrzeniami. W przeszłości było to koniecznością, ale teraz
człowiek dojrzał. Moi sannyasini muszą wykazać, że potrafią równocześnie
medytować i modlić się, że potrafią równocześnie medytować i kochać się, że
potrafią być tak samo w ciszy jak w tańcu i świętowaniu. Ich cisza ma stać się ich
świętowaniem, a ich świętowanie ma stać się ich ciszą. Daję im najtrudniejsze
zadanie dane kiedykolwiek jakimkolwiek uczniom, ponieważ jest to spotkanie
przeciwieństw. A w tym spotkaniu wszelkie przeciwieństwa stopią się i zleją się
w jedność, Wschód i Zachód, mężczyzna i kobieta, materia i świadomość, ten
świat i tamten świat, życie i śmierć. Wszystkie przeciwieństwa spotkają się i zleją
się w jedność w tym jednym spotkaniu, ponieważ jest to najwyższa
biegunowość, zawiera ona w sobie wszystkie biegunowości.
To spotkanie stworzy nowego człowieka – Zorbę Buddę. To jest moje imię dla
nowego człowieka. I każdy z moich sannyasinów musi poczynić wszelkie
możliwe starania, aby stać się taką płynnością, strumieniem, aby oba bieguny
były twoje. Wtedy posmakujesz całości, a poznanie całości jest jedynym
sposobem poznania tego, co jest świętością. Innego sposobu nie ma.
MAPY ŚWIATA WEWNĘTRZNEGO
Czyli po czym poznać dokąd zmierzasz gdy nie ma dokąd zmierzać
Ogromna rodzina Osho, miłujących go i jego przyjaciół, jest może jedną z
nielicznych kiedykolwiek istniejących społeczności duchowych, które nie mają
jednej ściśle określonej mapy mającej prowadzić poszukującego do oświecenia.
O ile Towarzystwo Teozoficzne opracowało kilka "inicjacji"; a pierwsi tantrycy
wędrowali krok w krok tymi samymi dobrze oznakowanymi szlakami, Osho dzieli
się z nami wieloma mapami i metaforami z wielu tradycji, nie proponując jednej,
która byłaby wyłącznie jego drogą.
Redakcja Osho Times International przeprowadziła wywiady z różnymi
medytującymi z całego świata, pytając ich jakie mapy Osho pomogły im w
wędrówce po nieznanym terenie ich wewnętrznych ścieżek wiodących do
przemiany. Pytaliśmy także jak poradzili oni sobie z faktem, że gdy ta wędrówka
staje się sprawą istotnie znaczącą, nie ma żadnej hierarchii, na której można
byłoby się było oprzeć – co ma związek z tym, że Osho nie daje żadnych
zewnętrznych oznak postępów na drodze duchowego wzrastania i nie tworzy
hierarchii zakonnej. Odpowiedzi były zaskakujące!
Mapy szczegółowe
Co to jest mapa świadomości? Czy jest to autorytatywne oznakowanie
powszechnie istniejącego wewnętrznego terytorium, przez które wszyscy jako
szukający na ścieżce mamy przejść? Czy też jest to jedna z wielu metafor, które
jedynie sygnalizują zmienności wewnętrznego krajobrazu?
Osho obsypał nas mapami z różnych tradycji religijnych, a każda z nich zdaje się
zupełnie inaczej współbrzmieć z różnymi poszukującymi. Przykładowo, Ma Puja
Mohani, korzystająca z medytacji Osho od ponad dziesięciu lat, zapytana czy
jakakolwiek mapa świadomości szczególnie zwróciła jej uwagę, opowiedziała o
tym, jak pewnego razu, wykład Osho, w trakcie którego opowiadał on o siedmiu
czakrach mapy jogi pomógł jej gdy czuła, że traci kontakt z rzeczywistością.
– Pamiętam, że Osho mówił wtedy o tym, że kiedy energia przemieszcza się z
jednej czakry do drugiej, czasem pojawia się wielki lęk, często lęk przed
zupełnym szaleństwem! – wyjaśnia Mohani. – Wiedząc to, mogłam odprężyć się
i obserwować to, co się działo. Mogłam zaufać, że ten lęk nie jest jednak czymś
negatywnym, ale stanowi część procesu, który pomaga mi wejść w świadomość.
Korzystanie z mapy jako potwierdzenia swego wewnętrznego doświadczenia jest
też udziałem Ma Anand Anupamo, 39-letniej Niemki, medytującej od dziewięciu
lat i prowadzącej zajęcia Uzdrawiającej Pulsacji Tybetańskiej.
– Mapa Osho opisująca Osiem Odnóg Jogi, z której intensywnie korzystamy w
grupach medytacyjnych Fresh Air, jest dla mnie najlepsza, gdyż łączy medytację
uważności obserwującej ze stylem pracy z ciałem, który stosuję – wyjaśnia.
– Łączymy na przykład mapę czakr z tymi obszarami ciała, które Osho opisuje
jako "odnogi" Pierwszą odnogą jest to, co jogini nazywają samopohamowaniem;
my łączymy to z podstawą kręgosłupa, gdzie znajduje się pierwsza czakra. Tak
zajmujemy się jakąś konkretną kwestią – w tym przypadku z poczuciem spokoju
i odprężenia – pracując z ciałem w jego określonym punkcie. Uważam, że jest to
bardzo pomocne.
A jednak taka szczegółowa mapa, która jednemu typowi duchowego
szukającego pomaga, innemu często wprowadza zamęt. 35-letni Holender,
Swami Anand Ali, miał trudności z jogicznym modelem czakr, czyli rozwijania się
energii.
– Łatwo jest zacząć określając miejsce, w którym jestem, ale zawsze, gdy to
robię, natychmiast ogarnia mnie zamieszanie – przyznaje. – Przypomina to
trochę codzienne liczenie pieniędzy, gdy chcesz stwierdzić ile ich jest – to, że je
policzyłeś, nie znaczy, że stałeś się bogatszy. Teraz widzę więc, że dla mnie nie
ma to sensu. Teraz są po prostu takie dni, kiedy czuję się świetnie, i są takie dni,
kiedy jestem wytrącony ze swego centrum i nic nie wiem. I tak to zostawiam.
Swami Deva Samriddhi, 35-letni Niemiec od siedmiu lat korzystający z medytacji
Osho, także czuje, że czasem mapy go ograniczały – zamiast być pomocą.
– To dziwne, ale nawet gdy widzę jakąś piękną mapę, czuję się psychologicznie
uwięziony w pułapce, bo mój umysł od razu próbuje dopasować się do tego
modelu – mówi. – Prawdopodobnie wskutek mojego dotychczasowego
uwarunkowania odczuwam mapę jako instruktaż określający co muszę zrobić,
żeby "dobrze" wypaść. Czuję to prawie tak, jakbym musiał zaryzykować czymś
nowym i zapomnieć o wszystkim – obejmuje to i mapy świadomości! Gdy
porzucam wszelkie myśli na ten temat, zaczyna się pojawiać coś świeżego i
pięknego.
Mapy proste
Trzy etapy ewolucji Friedriecha Nietzsche – wielbłąd, lew i dziecko – są tym
modelem ewolucji wewnętrznej, który pytani najbardziej chwalili. Jest tak być
może dlatego, że Osho najczęściej się odwoływał właśnie do tej "mapy", a być
może dlatego, że jest ona i żywa obrazowo i prosta.
– Te trzy kroki dały mi połączenie z ciałem, umysłem i duchem – mówi Ma Jivan
Mary, 72-letnia sannyasinka z Nowej Zelandii, która medytuje w obecności Osho
od dziesięciu lat. – W moim własnym życiu energią symbolizowaną przez
wielbłąda był na pewno początek mojego małżeństwa, energia lwa wyraża zaś
istotę mojego życia rodzinnego i kariery w teatrze. Gdy po raz pierwszy
przyszłam do Osho, uświadomiłam sobie, że to wszystko był tylko ryk lwa –
cenny, ale tylko ryk. Im bardziej medytuję, tym bardziej ten ryk, ten mesjański
aspekt mnie samej, zmniejsza się, a gdy uświadamiam sobie prostotę całego
mojego istnienia, czuję pojawiające się dziecko.
Nie ma ono odpowiedzi ani pytań – po prostu to jest to! Teraz zbliżam się do
kresu moich dni i czuję, że przeszłam całą drogę, z powrotem do początku,
powróciłam do swego źródła i jestem gotowa na początek nowego życia...
Swami Prem Advait, 46-letni Anglik medytujący od jedenastu lat, opowiada jak
doświadcza modelu wielbłąd-lew-dziecko bardziej jako wewnętrznego obrazu
swoich nastrojów, w których ciągle porusza się tam i z powrotem niż jako
wędrówkę i stały postęp naprzód.
– Stanie się bardziej dzieckiem jest dość dramatyczne dla mężczyzny –
stwierdza. – Często znajduję w sobie jakieś kawałki wielbłąda, o których
zapomniałem, które wciąż potrzebują być wyrażonymi, nawet teraz, gdy już
zacząłem doznawać swojego dziecka. Te etapy nie mają we mnie jakichś
ostrych rozgraniczeń, raczej zlewają się ze sobą w jeden wielki zbiornik
przemieszczających się energii.
Ma Deva Anupo większość czasu spędzająca w Fremantle (Australia), pracuje w
zarządzaniu firmami. Mówi, że dziecko najczęściej przychodzi jej na myśl
symbolicznie w chwilach rozluźnienia i "płynięcia" w stresującej pracy w świecie
zewnętrznym.
– Gdy pogania mnie chęć bycia ważną i ukierunkowaną na osiąganie celów,
kojarzę to z lwem, byciem w głowie, a to nie jest to, co naprawdę chciałabym
mieć – wyznaje. – Podstawową kwestią na Zachodzie jest dla mnie to, że są
pewne sprawy, które przypominają mi przestrzeń dziecka i pomagają do niej
wrócić niezależnie od medytacji, które praktykuję.
Bez map, bez hierarchii
Kiedy nie ma polegania na jakiejś jednej określonej mapie, nie może być – to
oczywiste – widocznych poziomów duchowego zaawansowania i kleru.
Wielokrotnie w przeszłości Osho ustanawiał terapeutów, koordynatorów, ludzi
będących "kanałami" lub zarządzających działami jako odpowiadających w
umysłach ludzi stanowiskom kleru. Zawsze jednak po jakimś czasie rozbijał ten
system. Nawet członkowie Wewnętrznego Kręgu (grupa stworzona przez Osho
do koordynacji pracy po jego śmierci) – co Osho podkreśla wyraźnie – ma
zajmować się tylko kwestiami administracyjnymi.
Taki rewolucyjny edykt daje ogromną wolność każdemu szukającemu, ale
czasami taka nieokreślona wolność, bez wyraźnie widocznych oznak tego, kto
jest w przodzie, a kto jest z tyłu, może wprowadzać lęk w naszych
materialistycznie i duchowo ambitnych umysłach. A jednak wszyscy ci, którzy
posmakowali świętości i odpowiedzialności takiej wolności czują, że nie
zamieniliby tej komuny duchowych buntowników na jakikolwiek certyfikat
postępu duchowego.
– Jestem z tego bardzo zadowolona – mówi Anupamo ironicznie się śmiejąc,
kpiąc z noszenia czarnych szat i białego pasa, oznaczających terapeutów i
prowadzących medytacje Osho. – Ta wolność sprawia, że Osho jest jedynym
mistrzem, z którym mogłabym być. Te hierarchie po prostu nie sprawdzają się.
Rzecz jasna, prowadzenie sesji i noszenie czarnej szaty, i nie wysuwanie się na
prowadzenie i nie chowanie się tak, jak przez dłuższy czas to robiłam, jest dla
mnie wyzwaniem. Ale nie widzę siebie jako kogoś wyższego czy niższego,
nawet dla tego, kto dopiero co przyjął sannyas. A to – śmiejąc się chwyta swoją
czarną szatę – jest jeszcze jedna z tych gier, w które tu gramy!
– Jest to po prostu piękne – wtóruje jej Advait, zahartowany sannyasin, będący z
Osho od pierwszych lat Poony. – Oczywiście, uległo to niewiarygodnej zmianie.
Gdy po raz pierwszy przyszedłem do Osho, byli koordynatorzy sprawujący
władzę i wymagający "poddania" a w okresie Rancza były "mamy" ale ci ludzie
raczej tylko prowokowali moje własne uśpione chęci władzy. Byłem wtedy
zauroczony autorytetem, a zarazem antyautorytarny – teraz widzę, że obie te
postawy pochodziły z tej samej przestrzeni. W czasie Rajneeshpuram byłem
zaszokowany widząc u wielu z nas uzależnienia od dawnych sposobów
nawiązywania relacji z ludźmi, w aspekcie autorytetu i władzy. Ludzie dostawali
mnóstwo przestrzeni, w której mogli pracować z władzą, dominowaniem i
własnymi grami bycia ofiarą. Ale w moim przypadku stopniowo przestałem
rozdzielać mój podziw dla autorytetu i moje antyautorytarne odczucia, i wszystko
to zaczęło się zmieniać.
– A teraz nie ma jakichś specjalnych pozycji, które wskazywałyby gdzie na
ścieżce znajdują się dani ludzie i to zmusza mnie do korzystania z własnej
intuicji – dodaje. – Widzę, że te różnice są bardzo małe. Ale i z łatwością
rozpoznaję ludzi, którzy dla mnie są bardziej scentrowani, żywi i mają kontakt z
własną energią. Można powiedzieć, że niektórzy są "przepełnieni Osho"; bardziej
promieniści. Nie jest to spostrzeżenie intelektualne, ja tak to czuję.
Moja wrażliwość powiększyła się. A szczerze mówiąc nie jest to dla mnie już nic
ważnego. Jest aż zbyt wiele innych spraw, które dzieją się wokół mnie – mam
się czym zajmować!
W przypadku Mohani ta zmiana z zewnętrznego autorytetu ku wewnętrznej
wrażliwości nastąpiła przez przejściową fazę uznania terapeutów za kogoś, kogo
zajęcie automatycznie stawia go dalej na ścieżce niż ona sama.
– Był czas, gdy czułam, że są oni przede mną, i to odczucie było wtedy dla mnie
pożyteczne – zauważa. – Byli nauczycielami, kimś, od kogo mogłam się uczyć,
ale jakimś trafem już nie oceniam ich w ten stary, hierarchiczny sposób. Teraz
czuję, że nie zależy to od tego, czy są oni bardziej świadomi czy mniej świadomi,
bo mogę uczyć się od nich bez względu na to kim są. Teraz mogę uczyć się z
każdej sytuacji.
Nie ma dokąd iść – tylko do wewnątrz
Do kogo więc zwraca się nowa osoba medytująca, gdy zapada ciemna noc jego
czy jej duszy? Skoro nie ma kleru czy hierarchii, na których można byłoby się
oprzeć, do kogo można zwrócić się po prowadzenie, gdy ścieżka zdaje się wieść
wkoło?
– Ja idę do siebie – obojętne co to jest! – żartuje Swami Kranti Aadhar, młody
Amerykanin z Portland (Oregon), który przyjął sannyas nieco ponad dwa lata
temu. – Próbuję odnaleźć słowa określające to, co odczuwam – ale wtedy jestem
kimś, kto przypomina raczej kogoś będącego w głowie. Największe trudności
mam wtedy, gdy przede wszystkim nie potrafię zrozumieć problemu. Ale
niedawno dowiedziałem się od znajomego terapeuty, że Osho kładzie nacisk nie
na znajdowanie rozwiązań, a na zrozumienie sytuacji, w której jesteś.
Raczej na siedzenie i widzenie tego, co się dzieje, niż na analizę. I teraz z tym
pracuję!
Większość innych osób również pracuje w ten sposób. Wielu, tak jak Swami
Deva Akarmo, dziennikarz, który medytuje z Osho od czternastu lat, dotarło do
punktu, gdy w czasach kryzysu po prostu czekają.
– Czekanie jest magiczne! – Akarmo ujawnia swój własny alchemiczny proces
rozwiązywania problemów na ścieżce. – To wkrótce samo się rozjaśnia. Jeśli
utrzymuje się dalej, być może utożsamiłem się z tym i to mnie wścieka, ale
gdzieś w głębi siebie wiem, że to tylko kwestia czekania. Obserwuję więc tyle, ile
tylko zdołam. Jeżeli jest to jakiś kontrowersyjny problem, rozwiązanie staje się
oczywiste. A jeżeli jest to jedynie jakiś egzystencjalny koan, stwarza on we mnie
przemianę, a potem po prostu przestaje być istotny.
Gdy Anupo potrzebuje wewnętrznego wsparcia lub wglądu na ścieżce, po prostu
idzie do dawno znanych przyjaciół-sannyasinów i otwiera przed nimi swoje
serce. Dla niej społeczność sannyasinów, gdzie dzielenie się sobą zdaje się
oświetlać połowę podróży, sama w sobie stanowi pewnego rodzaju mapę. To
znaczy, razem z medytacją dynamiczną.
– Dynamiczna jest najpierw – mówi. – Tam, na zewnątrz, w świecie biznesu we
Fremantle, staram się robić dynamiczną, przynajmniej przez większość
poranków. To jest to, co naprawdę utrzymuje moje połączenie z samą sobą –
przyznaje. – Gdy choć przez kilka dni jej nie robię, natychmiast zauważam
różnicę.
– Medytacja dynamiczna jest zawsze najlepsza gdy sprawy nie układają się
gładko – zgadza się Advait. – Chcąc poruszyć energię brałem również sesje
oddechowe i sesje poradnictwa, bo aby zobaczyć co się dzieje zawsze mogę
skorzystać z kogoś, kto ma doświadczenie w pomaganiu. Ale za każdym razem
zaczynam od dynamicznej. Odprężyć się w tym, co niepoznawalne A jednak
większość medytujących przyznało, że zagubienie się samo w sobie nie jest
problemem, który należy rozwiązać, ale na wiele sposobów cenną sytuacją,
którą należy przeżyć. W gruncie rzeczy we wszystkich mapach świadomości
oznaczony jest czas, który zdaje się nadchodzić wtedy, gdy mapa jako taka musi
zostać zapomniana.
Ostatnim kamieniem milowym wydaje się być odprężenie w tej przestrzeni
niepoznawalności, dla której nie ma mapy.
– Te pory, gdy przestaję wiedzieć co się dzieje, stały się dla mnie bardzo
cennymi stanami – mówi Mohani. – Ponieważ wiem, że poczucie zagubienia
zaprowadzi mnie do nowego wymiaru, w którym nie mam się na czym oprzeć. A
to już samo w sobie jest cenne!
Ma Yoga Bhakti, Angielka, sannyasinka od dziewiętnastu lat, ze śmiechem
mówi, że "porzucenie duchowej strony wszystkiego" opisuje jej ewolucję jako
jednoetapowe uwiedzenie przez to, co nieznane – aż wreszcie nie miała
niczego, na czym mogłaby się oprzeć.
– Gdy pierwszy raz byłam z Osho, a on opowiadał o mapie, natychmiast
mówiłam "O, tak, to jest to!" I zaczynałam za tym biec – wyznaje. – Ale zdaje mi
się, że w ciągu następnych lat on odszedł od tego i porzucił to wszystko! Gdy
przez ostatnie lata Osho mówił o przypowieściach zen, czułam, że powoli, powoli
ciągnie nas przez nowy zestaw etapów – celebrowania, odprężenia, a potem
mówi nam, byśmy po prostu pobiegli "jak strzała do celu." To tyle jeśli o mnie
chodzi – dodaje radośnie. – Teraz pozostaje mi cisza Osho!
Ma Anand Sauita