background image

 

 

 

 

 

 

 

BŁ. ANNA KATARZYNA EMMERICH 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

KOŚCIÓŁ CIERPIĄCY  

Rozdział "Dusze w Czyśdcu"  

wybrane z przekładu: 

TAJEMNICE CZASÓW OSTATECZNYCH 

Wizje nieba, piekła, czyśdca, aniołów, szatana i ostatniej walki Kościoła 

Z dziennika Clemensa Brentano wybrał i opracował O. Karl Erhard Schmoger 

Tytuł oryginału:  

Geheimnisse des Neuen Bundes

 

background image

 

CZYŚCIEC – KOŚCIÓŁ CIERPIĄCY 

1.  Do  tej  pory  niejeden  już  raz  była  tu  mowa  o  iście  głębokim  współczuciu 
okazywanym  duszom  w  czyśdcu,  które  nieustannie  pobudzało  Annę  Katarzynę 
do  modlitwy  za  nie  oraz  do  składania  różnych  ofiar  i  podejmowania  czynów 
miłości. Teraz trzeba opowiedzied także o jej widzeniach, których przedmiotem 
były  różne  rodzaje  cierpieo  zmarłych  i  jej  szczególne  prace,  wykonane  w  ich 
intencji.  

W  ten  sposób  czytelnik  otrzyma  możliwie  pełny  obraz  jej  szeroko  zakrojonej 
działalności.  Gdy  pielgrzym  po  raz  pierwszy  spędził  w  jej  sąsiedztwie 
uroczystośd  Wszystkich  Świętych  i  Dzieo  Zaduszny,  mówiła  mu  o  powszechnej 
obojętności  wobec  zmarłych,  zbyt  łatwo  usprawiedliwianej  przeświadczeniem, 
że już nie potrzebują oni naszej pomocy, lub potrzebują jej tylko w niewielkim 
stopniu.  Jest  to  fałszywe  przekonanie,  bo  w  rzeczywistości  pomoc  ta  jest  im 
bardzo potrzebna. Anna Katarzyna często nad tym ubolewała: 

To  smutne,  jak  mało  teraz  pomaga  się  duszom  w  czyśdcu  cierpiącym.

  Ich 

położenie jest przecież niezwykle ciężkie, bo same już w niczym nie mogą sobie 
pomóc.  A  kiedy  ktoś  za  nie  modli,  podejmuje  ofiarę  w  ich  intencji  i  daje 
jałmużnę,  to  natychmiast  im  pomaga.  Są  wtedy  tak  radosne  i  szczęśliwe,  jak 
omdlewający z pragnienia, któremu poda się chłodny napój:. 

Gdy  zauważyła,  że  jej  słowa  wywierają  duże  wrażenie  na  pielgrzymie, 
powiedziała  mu  też,  jak  wielką  mają  w  sobie  moc  pocieszenia  i  jak  wiele 
wyświadczają  pomocy  czyny  wynagradzające,  ofiarowane  z  czystą  intencją  za 
dusze  czyśdcowe.  Mówiła  o  tym,  jak  wiele  może  pomóc  szczere  przebaczenie, 
niekłamana życzliwośd, itp. 

Często powtarzała: „Ach,  dusze Czyśdcowe muszą  tak  wiele cierpied z  powodu 
swego   niedbalstwa,  marnej  pobożności,  braku  gorliwości  o  sprawy  Boże  i 
zbawienie bliźnich. Jak inaczej można im pomóc, jeśli nie przez zadośdczyniącą 
miłośd, z jaką  ofiaruję się za nie akty cnót, przez nie same w szczególny sposób 
zaniedbywane za życia?  

Święci w niebie nie mogą już pokutowad ani zadośduczynid  – tego oczekują od 
dzieci Kościoła walczącego. Ach, jak bardzo one tego pragną! Wiedzą, że żadna 
dobra myśl, żadne szczere pragnienie żyjących  nie jest bezużyteczne i mogłoby 
im pomóc, a tym czasem tak niewielu troszczy się o nie! Kapłan, który pobożnie 
odmawia  swój  brewiarz  w  intencji  naprawy  zaniedbao,  za  które  dusze  muszą 
jeszcze  pokutowad  w  czyśdcu,  może  je  niewiarygodnie  wręcz  pocieszyd.  Moc 
kapłaoskiego  błogosławieostwa  przenika  aż  do  czyśdca  i  jak  rosa  z  niebios 
orzeźwia  dusze,  dla  których  z  wiarą  przeznacza.  Kto  wszystko  to  widziałby  tak 
samo, jak ja, ten z całą pewnością ze wszystkich sił starałby się im pomagad”. 

background image

 

Najbardziej  żal  jej  było  tych  zmarłych,  których  za  ich  życia   nad  miarę 
wychwalano  i  ze  względu  na  ich  naturalne  przymioty  i  zalety  wynoszono  pod 
niebiosa.  Albo  tych,  odnośnie  których  żyjący  –  z  przyziemnej,  nadmiernej  do 
nich  miłości  –  nie  mogą  znieśd  myśli,  że  mogliby  jeszcze  byd  w  stanie 
oczyszczenia  i  cierpied.  Te  dusze  Anna  Katarzyna  uważała  za  najbiedniejsze  i 
najbardziej opuszczone. Powtarzała nieraz: „Nadmierne wychwalanie kogoś, to 
moim  zdaniem  autentyczne  ograbianie  i  krzywdzenie  tego,  komu  się  prawi 
nienależne  mu  komplementy”.  Kiedyś  pielgrzym,  głęboko  przejęty  takimi 
uwagami,  wdał  się  w  dłuższą  dyskusję  z  Anną  Katarzyną  na  temat  stosunku 
żyjących  do  zmarłych.  Tak  później  streścił  najważniejsze  jego  zdaniem  jej 
wypowiedzi: „Wszystko, co człowiek pomyśli, powie lub uczyni, zawiera w sobie 
element  życia,  wywierając  potem  dobre  lub  złe  skutki.  Kto  uczynił  coś  złego, 
powinien  jak  najprędzej  naprawid  to  przez  skruchę  i  wyznanie  w  sakramencie 
pokuty.  W  przeciwnym  razie  nie  będzie  mógł  wcale,  albo  z  wielkim  tylko 
trudem  zdoła  przeszkodzid  dalszemu  negatywnemu  oddziaływaniu  tego  złego 
czynu. 

Fizycznie  często  odczuwałam  to  w  związku  z  chorobami  i  cierpieniami 
niektórych osób i w odniesieniu do niezdrowych okolic. Zawsze ukazywano mi, 
że  nieodpokutowane  i  nienaprawione  przewinienia  powodują  nieobliczalne 
wręcz  skutki.  Widziałam  kary  ponoszone  za  grzechy  w  kolejnych  pokoleniach 
jak  coś  zupełnie  naturalnego  i  nieuniknionego.  Podobnie  rzecz  się  ma  ze 
skutkami przekleostwa ciążącego nad niesprawiedliwie nabytym dobrem, albo z 
mimowolną  odrazą  do  miejsc,  w  których  dopuszczono  się  wielkich  zbrodni. 
Uważam  to  za  równie  naturalne  i  nieodzowne,  jak  to,  że  błogosławieostwo 
uszczęśliwia,  a  świętośd  uświęca.  Wydaje  mi  się,  że  mam  tu  wyraźne,  jasne 
odczucie  i  łatwo  odróżniam  dobre  od  złego,  święte  od  nieświętego.  Święte 
przyciąga  mnie  i  nieodparcie  idę  za  nim,  nieświęte  odpycha  mnie,  napawa 
lękiem  i  przyprawia  o  drżenie,  tak,  że  muszę  z  nim  walczyd  z  pomocą  wiary  i 
modlitwy. 

Szczególnie  wyraźne  i  mocne  odczucie  tego  miałam  zawsze  przy  zetknięciu  z 
kościami człowieka, a nawet z  najmniejszą cząstką ciała, które  kiedyś ożywiała 
dusza.  Z  powodu  intensywności  tego  odczucia  zawsze  byłam  przekonana,  że 
istnieje  jakiś  związek  pomiędzy  wszystkimi  duszami  i  ich  ciałami.  Czułam 
oddziaływanie, a nawet wyraźnie widziałam najrozmaitsze stany szczątków ciał 
w  grobach  i  na  kościelnych  cmentarzach.  W  pobliżu  niektórych  odczuwałam 
obecnośd  światła,  przeobfitego  błogosławieostwa  i  daru  zbawienia.  W 
odniesieniu do innych czułam różnego rodzaju ubóstwo, niedostatek i błaganie 
o  pomoc  w  postaci  modlitwy,  postu  i  jałmużny.  Przy  niektórych  grobach 
ogarniał  mnie  strach  i  przerażenie.  Gdy  w  nocy  chodziłam  modlid  się  na 
cmentarzu  kościelnym,  wtedy  w  pobliżu  takich  grobów  miałam  wrażenie 

background image

 

ciemności głębszej niż sama noc. Była ona  czarniejsza niż czero - tak, jak kiedy 
zrobi się dziurę w czarnym materiale, przez co wydaje się on jeszcze czarniejszy. 
Niekiedy  widziałam  wydobywający  się  z  takich  grobów  jakby  czarny  dym,  na 
widok  którego  wzdrygałam  się.  Kiedy  pragnienie  niesienia  pomocy  popychało 
mnie do wejścia w tę ciemnośd, to zdarzało się, że czułam, iż ofiarowana pomoc 
została  odrzucona,  zmuszając  mnie  do  wycofania  się.  Żywa  pewnośd 
najświętszej  sprawiedliwości  Boga  byłą  dla  mnie  wtedy  jakby  aniołem,  który 
wyprowadzał mnie z okropności takiego grobu. 

Przy  innych  grobach  widziałam  jaśniejsze  lub  ciemniejsze  słupy  cienia,  gdzie 
indziej znowu były to słupy światła, z których wychodziły jaśniejsze lub słabsze 
promienie.  Przy  niektórych  grobach  nie  widziałam  jednak  niczego  i  to  mnie 
najbardziej  zasmucało.  Otrzymałam  wewnętrzne  przekonanie,  że  te  jaśniejsze 
lub ciemniejsze promienie oznaczały informację płynącą od dusz czyśdcowych, 
dotyczących  stopnia  ich  potrzeb.  Te  zaś,  które  nie  mogą  dad  żadnego  znaku, 
znajdują się w najdalszych rejonach czyśdca, nikt o nich nie pamięta, nie mogą 
w żaden sposób na nas oddziaływad i mają najsłabszy kontakt z Ciałem Kościoła. 
Gdy  spoczywałam  na  takich  grobach,  cała  zatopiona  w  modlitwie,  często 
słyszałam dochodzące z głębi, stłumione, z trudem wydobywające się głosy:  

„Pomóż  na  stąd  wyjśd”  i  czułam  wtedy  w  sobie  trwogę  człowieka  całkowicie 
bezsilnego. Za tych opuszczonych i zaniedbanych modliłam się jeszcze z większą 
gorliwością i wytrwałością niż za wszystkie pozostałe dusze. Wtedy częściej tez 
nad  takimi  pustymi,  głuchymi  grobami  widziałam  rosnące  stopniowo  szare 
słupy  cienia,  które  dzięki  dalszej  modlitewnej  pomocy  stawały  się  coraz 
jaśniejsze. Wyjaśniono mi, że groby, na których widzę jaśniejsze lub ciemniejsze 
słupy,  należą  do  tych  zmarłych,  których  dusze  nie  pozostają  w  całkowitym 
zapomnieniu  i  przez  swoje  oczyszczające  cierpienia  lub  dzięki  pomocy  i 
modlitwie żyjących przyjaciół znajdują się  w mniej lub bardziej bliskiej  relacji z 
Kościołem  wojującym  na  ziemi.  Otrzymały  łaskę  dawania  o  sobie  znaku 
Kościołowi,  znajdują  się  w  trakcie  procesu  wzrastania  w  świetle  i 
błogosławieostwie. Proszą nas, ponieważ same nie mogą sobie pomóc, a to, co 
my  dla  nich  czynimy,  ofiarują  za  nas  Panu  naszemu  jezusowi.  Wydają  mi  się 
zawsze biednymi więźniami, którzy wołaniem, błaganiem, ręką wyciągniętą zza 
krat więzienia mogą jeszcze budzid nasze współczucie.  

Kiedy  w  ten sposób  patrzyłam  na  kościelny cmentarz, a  postacie te  ukazywały 
się  mej  duszy  w  różnym  stopniu  światła  i  ciemności,  całośd  robiła  wrażenie 
ogrodu,  którego  poszczególne  części  są  w  różnym  stopniu  pielęgnowane,  a 
niektóre  pozostają  w  całkowitym  zaniedbaniu.  Gdy  modliłam  się  za  nie  i 
pracowałam w tym ogrodzie oraz zachęcałam do tego innych, wtedy działo się 
to  samo,  co  ma  miejsce  wówczas,  gdy  spulchniamy  i  nawozimy  ziemię,  a  na 

background image

 

ogród  spada  rosa  i  krople  deszczu  –  rośliny  podnoszą  się,  a  zupełnie  nie 
widoczne  do  tej  pory  nasiona  zaczynają  kiełkowad.  Ach,  gdyby  wszyscy  ludzie 
tak  to  rozumieli,  wtedy  z  całą  pewnością  pracowaliby  w  tym  ogrodzie  o  wiele 
gorliwiej ode mnie. Gdy otrzymuję takie widzenia na kościelnych cmentarzach, 
wtedy  mam  dokładny  obraz  chrześcijaoskiej  gorliwości  i  miłości  danej 
społeczności  kościelnej,  tak samo jak stan pól i ogrodów  może  nam dad obraz 
pracowitości  i  zapobiegliwości  mieszkaoców  danej  okolicy.  W  moim  życiu  Bóg 
często  dawał  mi  łaskę  widzenia,  jak  liczne  dusze  z  niesłychaną  radością 
opuszczały  czyściec  i  wstępowały  do  nieba.  Jednak  żadna  praca,  żadne 
wspomaganie cierpiących nędzę nie dokonuje się bez walki i zmagao. 

Dlatego  gdy  byłam  jeszcze  małym,  zdrowym  dzieckiem,  a  potem  krzepkim 
dziewczęciem  i  modliłam  się  nad  grobami  na  kościelnych  cmentarzach,  wtedy 
złe  duchy,  a  nawet  sam  nieprzyjaciel,  często  mi  przeszkadzał,  straszył  mnie  i 
maltretował.  Wokół  słyszałam  wrzaski,  otaczały  mnie  straszliwe  zjawy,  często 
powalano mnie na groby, popychano i rzucano na wszystkie strony, próbowano 
przemocą  usunąd  z  cmentarza.  Bóg  dał  mi  jednak  tę  łaskę,  że  nie  ustąpiłam 
nieprzyjacielowi, a tam  gdzie  mi przeszkadzano,  podwajałam swe modlitwy.  O 
ileż  podziękowao  otrzymałam  od  moich  dusz  czyśdcowych!  Ach,  gdyby  tak 
wszyscy  ludzie  zechcieli  dzielid  ze  mną  tę  radośd!  Jakiż  bezmiar  łask  jest  na 
ziemi!  Zapomina  się  jednak  o  nich  i  marnuje  się  je,  gdy  tymczasem  dusze 
czyśdcowe  tak  usilnie  się  ich  dopraszają!  W  różnorakich  miejscach  swego 
przebywania,  znosząc  najrozmaitsze  katusze,  doświadczają  trwogi  i  tęsknoty, 
żebrzą o pomoc i wyzwolenie. Mimo swej wielkiej niedoli sławią jednak naszego 
Pana  i  Zbawcę.  Wszystko,  co  dla  nich  czynimy  jest  źródłem  nieskooczonych 
rozkoszy”. 

2.  2  listopada  1819  roku  Anna  Katarzyna  opowiedziała:  „Razem  ze  swym 
przewodnikiem  udałam  się  na  pustkowie.  Chodziłam  w  różne  miejsca,  a 
wszędzie niosłam pociechę. Wszystkie dusze były mniej lub bardziej zanurzone 
w ciemności – niektóre tylko w połowie, inne po całą szyję. Znajdowały się obok 
siebie, jednak każda jakby w oddzielnym więzieniu. Jedne cierpiały pragnienie, 
innym było zimno lub gorąco. Nie mogły sobie pomóc, cierpiały niekooczące się 
 męczarnie i usychały z tęsknoty. Widziałam, że wiele z nich było uwalnianych – 
ich  radości  nie  da  się  wypowiedzied.  Unosiły  w  wielkiej  liczbie,  w  szarej, 
duchowej postaci, jednak podczas swego szybkiego przechodzenia do wyższego 
miejsca,  otrzymywały  na  krótki  czas  szaty  i  oznaki  swego  stanu.  Miejscem,  w 
którym  się  gromadziły,  był  ogromny  obszar  nad  czyśdcem,  zamknięty  ze 
wszystkich  stron  kolczastym  ogrodzeniem.  Ujrzałam  tam  wielu  wyzwolonych 
już  lekarzy,  których  przyjmowali  i  procesjonalnie  wyprowadzali  na  wysokości 
ich koledzy po fachu. 

background image

 

Zobaczyłam też wielu odprowadzonych żołnierzy i bardzo mnie uradował widok 
tych biednych, często zabitych na wojnie ludzi. Widziałam niewiele zakonnic, a 
jeszcze  mniej  sędziów,  wiele  natomiast  dziewic,  które-  gdyby  miały  po  temu 
sposobnośd – poświęciłyby by się stanowi zakonnemu; były one odprowadzane 
przez  zmarłe  mniszki.  Widziałam  też  niektórych  dawnych  królów  i  dusze  z 
rodzin  królewskich,  wielu  księży,  a  także  wieśniaków.  Wśród  wszystkich  tych 
dusz rozpoznałam licznych znajomych, a wiele innych – sądząc po ich szatach – 
pochodziło  z  obcych  stron.  Każdy  stan  odprowadzały  w  różnych  kierunkach 
dusze  należące  do  tego  samego  stanu.  Gdy  unosiły  się  na  wysokości,  traciły 
ponownie swe ziemskie oznaki i otrzymywały świetlistą szatę błogosławionych. 
W  czyśdcu  rozpoznawałam  nie  tylko  moich  znajomych,  lecz  także  krewnych 
moich  przyjaciół,  których  nigdy  wcześniej  nie  widziałam,  Najbardziej 
opuszczone  spośród  tych,  jakie  widziałam,  były  te  dobre  dusze  czyśdcowe  o 
których nikt nie myśli, a jest ich wiele pośród naszych wiernych nie modlących 
się. Za takich modlę się zawsze najwięcej. 

Zaraz potem otrzymałam inne widzenie. Byłam ubrana jak wiejska dziewczyna, 
tak jak kiedyś chodziłam. Miałam chustę wokół głowy i czepek na głowie.   Mój 
przewodnik  zaprowadził  mnie  przed  zsypujący  z  nieba  świetlisty  tłum. 
Widziałam  w  nim  same  koronowane  głowy,  a  nad  nimi  unosił  się  Zbawiciel, 
trzymający biały pastorał z krzyżem i chorągiewką. Było tam około stu osób, w 
większości  dziewice,  mężczyźni  stanowili  tylko  trzecią  częśd.  Wszyscy  mieli  na 
sobie  jaśniejące,  królewskie  szaty,  w  najrozmaitszych,  pomieszanych  ze  sobą 
barwach  ich  chwały,  przez  co  ta  wizja  była  niezwykle  piękna.  Nosili  korony 
otwarte, albo przykrywające głowę jak kaptury. Wśród nich było wielu osób ze 
śladami  ran,  z  których  wydobywał  się  czerwony  blask.  Mój  przewodnik 
zaprowadził  mnie  do  nich  i  wtedy  ogarnął  mnie  lęk.  Nie  wiedziałam  jak  ja, 
wiejska  dziewczyna,  mam  się  zachowad  wobec  tych  królów.  Przewodnik 
powiedział mi: „Możesz stad się taka sama jak oni”, na miejsce mojej wiejskiej 
sukni otrzymałam białą szatę mniszki. Wtedy ujrzałam wokół siebie wszystkich, 
którzy byli obecni na moich obłóczynach w klasztorze, przede wszystkim zmarłe 
mniszki  z  naszego  klasztoru.  Zobaczyłam,  jak  niektóre  poznane  w  moim  życiu 
osoby, z którymi kiedyś załatwiałam jakieś sprawy, spoglądały z czyśdca w moją 
stronę. Rozpoznawałam fałszywe i szczere postawy. Wiele z tych osób patrzyło 
na mnie ze smutkiem, a niektórym było żal, gdy pomyślały, że muszą ich znowu 
opuścid. Byli to mieszkaocy miasteczka”. 

3. 24 września 1820 roku wizjonerka opowiadała: „W domu zaślubin miałam do 
wykonania ciężką pracę, której ciągle nie mogłam ukooczyd. Musiałam zupełnie 
niepraktyczną, twardą miotłą sprzątnąd mnóstwo… mnóstwo śmieci, jednak nie 
dawałam sobie z tym rady. Naraz przyszły mi z pomocą moja matka oraz pewna 
przyjaciółka, której przed śmiercią dałam obrazek świętej Katarzyny, otrzymany 

background image

 

w  nadprzyrodzony  sposób.  Nosiła  ten  obrazek  na  piersi  i  często  ze  mną 
rozmawiała.  Moja  matka  zaprowadziła  mnie  do  wielu  miejsc,  w  których 
przebywały dusze, jak sobie przypominam, znalazłam się wtedy na jakiejś górze, 
na  której  wyszedł  mi  naprzeciw  duch  uwiązany  na  łaocuchu  i  mieniący  się 
czerwono-miedzianą  barwą.  Był  tam  od  bardzo  długiego  już  czasu  i  nikt  nie 
okazywał  mu  pomocy.  Nikt  o  nim  nie  myślał,  nikt  mu  nie  pomagał,  ani  się  za 
niego nie modlił. Powiedział jedynie kilka  słów, a mimo  to poznałam całą jego 
historię, z której jeszcze pamiętam trochę szczegółów. 

Za  czasów  pewnego  króla  angielskiego,  który  prowadził  wojnę  z  Francją,  był 
najwyższym  wojskowym  w  tym  kraju.  Szalał  tam  i  dopuszczał  się  okrucieostw. 
Był źle wychowany, za co, jak mi się wydaje, winę ponosiła jego matka, zawsze 
jednak  w  tajemnicy  okazywał  cześd  Maryi.  Niszczył  wszystkie  obrazy.  Kiedy 
pewnego  razu  przechodził  obok  bardzo  pięknej  statuy  Matki  Bożej,  chciał 
również  ją  zniszczyd.  Coś  go  jednak  poruszyło  wewnętrznie  i  nie  uczynił  tego. 
Potem  dostał  wysokiej  gorączki  i  chciał  się  wyspowiadad,  lecz  niestety  stracił 
przytomnośd.  Zmarł  jednak  głęboko  skruszony.  Dlatego  okazano  mu 
miłosierdzie i nie potępił się. Można mu było jeszcze dopomóc, jednak zupełnie 
o  nim  zapomniano.  Powiedział,  że  można  mu  przyjśd  z  pomocą  szczególnie 
przez  odprawianie  Mszy  świętych.  Z  nie  wielką  pomocą  ludzi  mógłby  zostad 
wyzwolony  znacznie  szybciej.  Miejsce  to  nie  jest  (zwyczajnym)  czyśdcem. 
Widziałam,  że  nieustannie  szczekają  na  niego  psy  i  szarpią  go  za  to,  że  tak 
gnębił ludzi. Leżał często związany w różnych pozycjach- także rozciągnięty jak 
bela.  Polewano  go  wrzącą  krwią,  która  płynęła  potem  wszystkimi  jego  żyłami. 
Powiedział,  że  nadzieja  wyzwolenia  sprawiłaby  mu  wielką  ulgę.  Wciąż 
rozmawiając  ze  mną,  spadł  z  powrotem  do  środka  góry.  Miejsce,  na  którym 
stał,  było  pokryte  jakby  płonącą  trawą.  Rozmawiał  on  ze  mną  już  wcześniej, 
teraz był to trzeci raz”. 

4. 27 września 1820 roku. „Dzisiejszej nocy bardzo dużo się modliłam za dusze 
czyśdcowe i ujrzałam wiele  niezwykłych kar, które cierpią, lecz także niepojęte 
Miłosierdzie  Boże.  Ponownie  zobaczyłam  także  owego  nieszczęśliwego 
angielskiego  wojownika  i  pomodliłam  się  za  niego.  Ujrzałam  nieskooczone 
miłosierdzie  i  sprawiedliwośd  Boga,  zobaczyłam  też,  że  nic  z  tego,  co  jest 
naprawdę dobre w człowieku i co nim pozostaje, nigdy nie ginie. 

Widziałam, jak 

dobro i zło z przodków przechodzi na dzieci i w nich działa.

 Przez akty ich woli i 

współdziałanie  owo  zło  lub  dobro  przyczynia  się  do  ich  zbawienia  lub 
potępienia.  Widziałam,  że  skarby  Kościoła  i  miłośd  jego  członków  w  cudowny 
sposób  dopomagają  duszom.  A  wszystko  to  było  rzeczywistą  naprawą  i 
dopełnieniem  ich  braków.  Miłosierdzie  i  sprawiedliwośd  nie  sprzeciwiały  się 
sobie, mimo iż jedno i drugie jest nieskooczone wielkie. 

background image

 

Widziałam wiele stanów oczyszczenia. Widziałam zwłaszcza owych wygodnych, 
bezczynnie siedzących kapłanów, którzy lubią powtarzad: „Zadowolę się jakimś 
małym  kącikiem w niebie  – modlę się przecież, odprawiam Mszę, spowiadam, 
itd.”  Muszą  oni  znosid  nieprawdopodobne  udręki  i  usychad  z  tęsknoty.  Muszą 
też  widzied  przed  sobą  wszystkie  dusze,  którym  nie  okazali  pomocy,  muszą 
siedzied bezczynnie, trawieni wewnętrznym pragnieniem działania i pomagania 
innym.  Cała  ich  gnuśnośd  staje  się  duchową  udręką,  spokój  staje  się 
niecierpliwością, bezczynnośd zamienia się w kajdany, a wszystkie te kary nie są 
sztucznym  wynalazkiem,  lecz  podobnie  jak  choroba,  w  przedziwny  i  logiczny 
sposób  rodzą  się  ze  zła.  Przy  tej  okazji  widziałam  w  czyśdcu  wiele  rzeczy, 
szczególnie  takich,  które  dotyczyły  stanu  dzieci  zabijanych  przed  i  po 
narodzeniu.  Nie  potrafię  tego  jasno  wyrazid,  dlatego  pominę  wszystko.  W 
każdym razie jednego byłam zawsze pewna: wszelkie  dobro, zarówno w duszy 
jak i w ciele, przebija się do światła, tak jak zło zmierza w kierunku do światła, 
jeśli  nie  zostanie  zgładzone  przez  ekspiacyjną  pokutę.  Miłosierdzie  i 
sprawiedliwośd  są  w  Bogu  doskonałe.  Dzięki  Jego  miłosierdziu,  na  mocy 
niewyczerpanych  zasług  Jezusa  Chrystusa  i  złączonych  z  Nim  świętych  w 
Kościele,  przez  współdziałanie  oraz  pełne  wiary,  ufności  i  miłości  czyny  jego 
członków staje się zadośd sprawiedliwości. Widziałam zawsze, że nie ginie niż z 
tego,  co  w  Kościele  dzieje  się  w  zjednoczeniu  z  Jezusem,  że  każde  nabożne 
życzenie,  każda  dobra  myśl,  każdy  czyn  dokonany  z  miłości  do  Jezusa  dobrze 
służy  doskonałości  Ciała  Kościoła.  Człowiek,  który  nie  czyni  nic  innego  poza 
modlitwą  za  swych  braci,  poruszony  niepodzielną  miłością  do  Boga  –  taki 
człowiek dokonuje wielkiego, zbawiennego dzieła”. 

5.  6  października  1820  r.  „W  widzeniu  zobaczyłam  obraz  pewnego  pobożnego 
franciszkanina  z  Tyrolu.  Miał  on  widzenie  wielkiego  niebezpieczeostwa,  które 
zagrażało  Kościołowi  w  następstwie  pewnej  akcji  politycznej,  bliskiej  już 
osiągnięcia  zamierzonego  celu.  Polecono  mu,  żeby  nieustannie  modlił  się  za 
Kościół.  Widziałam  go  rzeczywiście  modlącego  się  w  jego  nie  wielkim 
klasztorze,  położonym  w  pobliżu  pewnego  miasteczka.  Klęczał  w  nocy  przed 
cudownym  obrazem  Matki  Bożej.  Zobaczyłam,  jak  diabeł,  chcąc  mu  w  tym 
przeszkodzid,  czynił  w  kościele  nieopisany  hałas:  ryczał,  wył,  przybierał  postad 
czarnego  kruka  i  uderzał  z  całych  sił  w  okna.  Jednak  pobożny  zakonnik  nie 
przejmował  się  tym  i  nadal  modlił  się  z  rozpostartymi  rękoma.  Na  skutek  tej 
modlitwy zobaczyłam później trzy postaci zbliżające się do mojego łoża. Jedna z 
nich,  przypominająca  mego  przewodnika,  podeszła  bliżej,  dwie  pozostałe  były 
duszami, które prosiły o modlitwę. Dowiedziałam się , że jedna z nich jest duszą 
katolickiego  księcia  brandenburskiego,  a  druga  pewnego  pobożnego  cesarza 
austriackiego.  Przyprowadzone  zostały  do  mnie  dzięki  modlitwie  tego 
franciszkanina, który, podobnie jak ja, widział to niebezpieczeostwo. Prosiły one 

background image

 

o zmianę na lepsze ich sytuacji, tak, żeby mogły wpływad na działalnośd swych 
następców na ziemi. Dowiedziałam się, że te właśnie dusze mają lepsze relacje 
z  nimi  niż  inni.  Zdziwił  mnie  fakt,  że  sam  duch  pełniący  rolę  przewodnika  ujął 
mnie  za  ręce  i  podniósł  je.  Jego  ręka  była  miękka  i  lekka,  tak,  jakby  była  z 
delikatnych  piór.  Gdy  tylko  opuszczałam  ręce,  podnosił  je  znowu,  mówiąc: 
„Musisz się jeszcze więcej modlid!”. To wszystko, co sobie przypominam.” 

6. W dzieo Zaduszny 1820 roku. Anna Katarzyna, jak zawsze w tym dniu, leżała 
powalona  ciężkim  cierpieniem,  ofiarowanym  za  dusze  czyśdcowe.  Jak 
zanotował  pielgrzym,  usychała  z  pragnienia,  dręczyła  ją  gorączka,  jednak  nie 
piła  niczego,  pragnąc  przez  to  złagodzid  cierpienia  dusz  czyśdcowych.  Bardzo 
chciała  im  pomóc,  toteż  cierpienia  swoje  znosiła  cierpliwie  w  ciszy.  Skrajnie 
wyczerpana, opowiedziała, co następuje: 

„Mój przewodnik powiódł mnie na niebosiężne wysokości. Nie zdawałam sobie 
dobrze  sprawy  z  tego,  w  którą  stronę  świata  zmierzamy,  wiem  tylko,  że  ta 
bardzo  uciążliwa  droga  była  wąska  i  prowadziła  ciągle  pod  górę,  niczym 
świetlisty  most,  prowadzący  na  owe  wyżyny.  Po  obu  stronach  była  wąska  i 
prowadziła  ciągle  pod  górę,  niczym  świetlisty  most,  prowadzący  na  owe 
wyżyny. Po obu stronach była głucha noc, a ścieżka była tak wąska, że musiałam 
iśd  bokiem.  Pode  mną  widziałam  ciemną,  zamgloną  ziemię  i  ludzi  żyjących  w 
nędzy  i  grzebiących  w  bagnie.  Ta  ciężka  wspinaczka  trwała  całą  noc.  Często 
upadałam i wydawało mi się, że polecę w przepaśd, wtedy jednak idący przede 
mną  przewodnik  podawał  mi  rękę  i  prowadził  dalej.  Możliwe,  że  szliśmy  cały 
czas  w  jednym  określonym  kierunku,  gdyż  przewodnik  pokazywał  mi  od  czasu 
do  czasu,  raz  z  lewej,  raz  z  prawej  strony,  opustoszałe  tereny  na  ziemi,  gdzie 
dokonywały  się  pewne  tajemnice,  związane  z  prowadzeniem  ludu  Bożego. 
Widziałam różne miejsca, po  których wędrowali  patriarchowie, a  potem dzieci 
Izraela.  Wydawało  mi  się,  że  kiedy  przewodnik  pokazywał  mi  te  miejsca, 
wydobywały się one z nocnych ciemności i zbliżały do mnie. Znajdowały się tam 
pustynie,  powalone  ogromne  wieże,  bagna  i  wielkie  pochylone  drzewa. 
Powiedział  mi,  że  gdy  te  miejsca  zostaną  na  nowo  zabudowane  i  zamieszkane 
przez chrześcijan, wtedy nastaną czasy ostateczne.  

Nad  tą  ścieżką  unosiło  się  wiele  dusz  przebywających  tam  w  towarzystwie 
swych  przewodników.  Ich  szare  postaci  wyłaniały  się  przed  nami  z  nocy. 
Wydawało  się,  że  uciekają  z  jakiejś  dalekiej  nocy,  kierując  się  ku  nitce  tej 
wąskiej  jasnej  ścieżyny,  po  której  wspinałam  się  z  trudem,  stale  się  modląc  i 
zanosząc błagania  do Boga. Nie szły one po tej ścieżce, lecz unosiły się  wzdłuż 
niej, po jej lewej i prawej stronie , za mną i przede mną, mniej więcej w połowie 
mojej wysokości. Były to dusze zmarłych w tych dniach. Zostałam wezwana do 
modlitwy i podejmowania cierpieo w ich intencji – przed kilkoma dniami ukazali 

background image

10 

 

mi się Teresa, Augustyn, Ignacy i Ksawery, którzy zachęcali mnie do modlitwy i 
pracy w intencji poznanej tego dnia. 

Moja ścieżka nie prowadziła do właściwego czyśdca, ten bowiem znajdował się 
niżej. Widziałam, że te dusze wchodzą do niego na osiem lub więcej dni, dzięki 
mojej  modlitwie,  którą  mam  jeszcze  kontynuowad.  Miejsce,  do  którego 
weszłam, było wielkim obszarem pozbawionym nieba – jego miejsce było jakby 
zarośnięte  listowiem,  tworzącym  pewien  rodzaj  sklepienia.  Rosły  tu  także 
drzewa,  owoce  i  kwiaty,  wszystko  jednak  było  mroczne,  pozbawione  tak 
cierpieo, jak i radości. Widziałam tu niezliczone przedziały, oddzielone od siebie 
różnymi  rodzajami  oparów,  mgły,  chmur  lub  barier.  W  owych  miejscach 
widziałam  mieszkające  tam  razem  dusze  w  różnej  liczbie.  Było  to  coś 
pośredniego między czyśdcem a niebem. 

Gdy  dotarłam  do  tego  miejsca,  ujrzałam  mnóstwo  dusz  prowadzonych  przez 
anioła,  zawsze  po  trzy.  Unosiły  się  one  w  kierunku  gdzieś  daleko  jaśniejącego 
światełka.  Były  nadzwyczaj  radosne.  Dusze  te  były  już  barwne  i  kiedy 
wychodziły, barwa ich chwały stawała się coraz czystsza. Zostałam też pouczona 
co  do  znaczenia  tych  barw:  Czerwieo  oznaczała  płomienną  miłośd,  która  na 
ziemi  nie  była  jeszcze  dostatecznie  czysta  i  dlatego  była  źródłem  ich  udręki; 
biała  świeciła  jak  czystośd  usposobienia,  która  z  powodu  lenistwa  nie  zawsze 
przynosiła  owoce;  zielona  oznaczała  cierpliwośd,  która  z  braku  dobrej  woli  nie 
była  doskonała;  żółta  i  niebieska…  zapomniałam  ich  znaczenia.  Dusze  te 
wychodziły  zawsze  trójkami,  pozdrawiały  mnie  i  dziękowały.  Wiele  z  nich 
znałam,  po  większej  części  należały  do  stanu  średniego  i  chłopskiego. 
Widziałam  również  osoby  z  arystokracji,  niewiele  jednak.  Mimo,  iż  nie  ma  tu 
hierarchii,  to  jednak  daje  się  zauważyd  pewne  uporządkowanie.  Jest  przede 
wszystkim zróżnicowanie dotyczące ras i płci, co można dostrzec patrząc na te 
postaci. Płed można odróżnid przez następujące cechy: dusze mężczyzn cechuje 
siła, surowośd i zdecydowana postawa, u kobiet natomiast zauważyłam pewna 
miękkośd, pasywnośd i gotowośd przyjmowania – coś w sumie nieuchwytnego.  

Na  tym  obszarze  przebywają  aniołowie,  którzy  karmią  dusze  owocami 
pochodzącymi z tego miejsca. Mają one już także wpływ na czyściec i na ziemię. 
Dusze  te  mają  one  już  także  świadomośd  tego,  czym  jest  niebiaoska  radośd,  a 
ich  ostatnim  cierpieniem  jest  tęsknota  i  koniecznośd  trwania  w  tym  miejscu. 
Stamtąd  poszłam  dalej,  aż  do  kooca  i  przez  coraz  jaśniejszy  otwór  dojrzałam 
obszar  jaśniejszy  i  przyozdobiony  piękniejszymi  drzewami.  Widziałam 
poruszających się tam aniołów. Powiedziano mi, że tutaj przebywali praojcowie 
przed  zstąpieniem  Chrystusa  do  otchłani.  Pokazano  mi  też,  gdzie  był  Adam, 
Abraham i Jan Chrzciciel. Stamtąd skierowałam się w lewo i szłam trudna drogą 

background image

11 

 

prowadzącą do domu. Wyszłam na górę,  na której widziałam  kiedyś człowieka 
napadniętego przez psy. Nie zastałam go tam, gdyż był już w czyśdcu”. 

7.  3  listopada:  „Dzisiaj  w  nocy  wołam  śmiało  do  wszystkich  świętych,  których 
relikwie  znajdują  się  u  mnie.  Zaprosiłam  moje  drogie  zmarłe  siostry  –
Madlenchen  z  Hadamaru,  Columbię  z  Bambergu,  Juliannę  z  Luttich  i  Ludwinę, 
żeby udały się ze mną do czyśdca i dopomogły tym duszom, które były najmilsze 
Jezusowi i Maryi.  Z radością zobaczyłam też, że  wiele z nich odeszło  stamtąd  i 
dostąpiło zbawienia”. 

8. 4 listopada. „Dziś w nocy przemierzałam niemal całą Diecezję. Byłam przede 
wszystkim  w  katedrze,  w  której  zauważyłam  wiele  zaniedbao  i  gnuśności 
duchowieostwa.  Ukazano  mi  to  w  postaci  błota  zalegającego  katedrę  i 
zamiatanego  pod  dywan.  Musiałam  cały  ten  brud  zanieśd  do  wody,  z  którą 
następnie  spłyną.  Potwornie  się  przy  tym  umęczyłam.  Gdy  wykonywałam  tę 
pracę, przyszła dusza córki pewnej kobiety z moich stron i prosiła mnie, żebym 
koniecznie pomogła jej matce, przebywającej w czyśdcu.  

Zobaczyłam  jej  matkę  –  była  to  kobieta  gderliwa  i  łakoma,  a  teraz  musiała 
siedzied  zupełnie  sama,  bez  żadnego  towarzystwa,  w  pomieszczeniu 
przypominającym małą kuchnię, nudząc się straszliwie i nieustannie poruszając 
ustami,  tak  jakby  coś  smakowała  i  przeżuwała.  Bardzo  mnie  prosiła,  żebym 
pozostała  z  nią  przez  dzisiejszą  noc.  Przeniesiono  ją  też  do  wyższego 
pomieszczenia,  lepszego  niż  dotychczasowe,  a  ja  zostałam  z  nią,  by  ja  trochę 
pocieszyd. 

Dusze czyśdcowe otrzymują od aniołów pouczenia o tym, co dzieje się w niebie 
i na ziemi  w sprawach  dotyczących zbawienia. Tak też została  pouczona  dusza 
owej  córki,  która  poprosiła  mnie  o  wizytę  u  jej  matki.  Pocieszyłam  te  kobietę. 
Dusze  czyśdcowe  nie  mogą  nic  robid.  Nie  ma  tam  przyrody,  nie  rosną  żadne 
drzewa,  brak  owoców.  Wszystko  jest  bezbarwne,  jaśniejsze  lub  ciemniejsze, 
odpowiednio do stopnia oczyszczeo. Jakim są poddawane. Istnieje także pewne 
stopniowanie  jeśli  chodzi  o  miejsce  ich  przebywania.  Widzę  też  niekiedy  sąd 
nad duszą, odbywający się  nad miejscem, gdzie ów człowiek żył. Widzę  wtedy 
Jezusa, Maryję, patrona duszy i jej anioła. Maryję widziałam również przy sądzie 
protestantów. Sąd trwa bardzo krótko. 

9.  6  listopada.  Któregoś  wieczoru  tak  pomyślałam,  że  dusze  czyśdcowe  mają 
niezawodną  nadzieję  na  zbawienie,  natomiast  źli  ludzie  znajdują  się  w 
niebezpieczeostwie potępienia, dlatego chciałam się szczególnie modlid za tych 
ostatnich.  Wtedy  ukazał  mi  się  święty  Ignacy  w  towarzystwie  butnego, 
swobodnego,  zdrowego  człowieka,  którego  znałam,  oraz  drugiego,  który  był 
cały  zanurzony  w  szlamie,  wołał  żałośnie  i  nie  mógł  się  z  niego  wydobyd. 
Wyciągnął  ku  mnie  palce  jednej  ręki.  Ignacy  zapytał  mnie:  „Dla  którego  z  nich 

background image

12 

 

chcesz uprosid pomoc – dla tamtego butnego łobuza, który, jeśli zechce, może 
pokutowad, czy też dla tego bezradnego, który nie może sobie w żaden sposób 
pomóc” Wzdrygnęłam się cała z przerażenia i nie mogłam się powstrzymad od 
głośnego płaczu. Zaraz po tym poprowadzono mnie do czyśdca bardzo uciążliwą 
drogą  i  modliłam  się  za  znajdujące  się  tam  dusze.  Następnie  zaprowadzono 
mnie  do  wielkiego  zakładu  karnego  i  obozu  przymusowej  pracy.  Mogłam  tam 
byd widziana, mogłam też dotknąd wielu takich, którzy dopuścili się przestępstw 
w  następstwie  zwiedzania  ich  lub  z  powodu  nędzy.  Złoczyocy  trwali  w 
bezruchu.  Zakład  ten  znajdował  się  w  mojej  ojczyźnie.  Byłam  jeszcze  w  wielu 
innych  podobnych  miejscach,  także  w  więzieniach,  gdzie  w  lochach  leżeli 
mężczyźni z długimi brodami. Byli oni w dobrym stanie duchowym i pokutowali. 
Pocieszałam ich. Patrzyłam na te wszystkie miejsca, jak na czyściec na ziemi. 

Potem  musiałam  prędko  pójśd  jeszcze  do  kilku  biskupów.  Jednego  z  nich 
zdeklarowanego  światowca,  zastałam  na  uczcie,  na  którą  były  zaproszone 
również kobiety. Policzyłam koszty poniesione na to przyjęcie i pomyślałam, ilu 
ubogich mogłoby żyd za te pieniądze. Powiedziałam mu to, a ponieważ bardzo 
się  za  to  na  mnie  obraził,  oświadczyłam  mu,  że  wszystko  zapisuje  anioł,  który 
stoi nad nim z księgą i rózgą. Odpowiedział, że to nic złego, że gdzie indziej jest 
znacznie  gorzej.  Rzeczywiście,  przekonałam  się  o  tym  na  własne  oczy,  ale 
wszędzie był tam obecny także ów karzący anioł”.  

Po  tych  długich,  połączonych  z  wielkimi  cierpieniami  modlitwach  za  dusze 
czyśdcowe, pod koniec oktawy Anna Katarzyna zobaczyła obraz, który ją bardzo 
pocieszył,  gdyż  ujrzała  w  nim  skutki  wszystkich  czynów  miłości,  które 
wykonywała  od  dziecka  w  intencji  tych  dusz.  „Znalazłam  się  w  moim  domku 
rodzinnym. Było tak, jakbym miała wyjśd za mąż. Wszystkie dusze, za które się 
modliłam,  przyszły  tam  przyniosły  najrozmaitsze  podarki,  które  składano  na 
wozie  weselnym.  Za  dom  weselny  miała  służyd  szkoła,  do  której  uczęszczałam 
jako dziecko. Teraz była o wiele piękniejsza i większa. Za druhny służyły mi dwie 
starsze, święte mniszki. Po pewnej chwili pojawił się oblubieniec i wóz weselny. 
Jeszcze  w  budynku  szkolnym  pomyślałam:”  A  więc  jestem  tu  już  trzeci  raz: 
Pierwszym  razem  byłam  tu  jako  dziecko.  Zaprowadzono  mnie  do  szkoły  i  po 
drodze  ukazała  mi  się  Matka  Boża  z  Dzieciątkiem.  Powiedział  mi,  że  jeśli  będę 
się  dobrze  uczyła,  zostanie  ono  moim  oblubieocem.  Po  raz  drugi  –  kiedy 
wstępowałam do klasztoru i w widzeniu zostałam poślubiona. A teraz jestem tu 
już trzeci raz i to na moim weselu”. Wszystko było już wspaniale udekorowane, 
było  tam  mnóstwo owoców. Dom i ogród unosiły się  ponad ziemią a ja z góry 
patrzyłam na pustynną, ciemną ziemię”. 

10.  9  listopada.  Miałam  pracowad  w  wielu  winnicach,  w  których  panował 
nieporządek  i  trzeba  było  okrywad  winne  latorośle,  aby  je  uchronid  przed 

background image

13 

 

mrozem.  Udałam  się  również  do  Koblencji  i  także  tam  ciężko  pracowałam  w 
trzech winnicach. Gdy chciałam się wtedy zająd duszami czyśdcowymi, podeszło 
do  mnie  dziewięd  postaci  niosących  na  plecach  pakunki.  Dziesiąta  postad 
pozostawiła swój bagaż i pobiegła dalej. Musiałam tą paczkę wziąd na ramiona i 
razem z tamtymi dziewięcioma wspinad się pod górę w kierunku wschodnim.  

Nie była to zwyczajna droga. Biegłą prosto jak strzelił na wschód, a dokoła było 
dośd  ciemno,  z  obydwu  stron  noc  i  mgła.  Gdy  upadłam  pod  ciężarem  mojego 
pakunku  i  dalej  nie  mogłam  już  iśd,  zobaczyłam  przy  drodze  ławkę,  na  której 
położyłam  swój  bagaż.  Okazała  się  nim  byd  wielka  postad  człowieka,  tego 
właśnie,  którego  przed  kilkoma  dniami  święty  Ignacy  pokazał  mi  całego  w 
zanurzonego  w  błocie.   Dowiedziałam  się,  że  był  to  jeden  z  ostatnich  książąt 
elektorów  Kolonii.  Miał  jeszcze  przywiązany  do  ramienia  książęcy  kapelusz. 
Dziewięciu pozostałych tragarzy to giermkowie owego księcia.  

Wydawało się, że w odróżnieniu od pozostałych nie mógł on iśd sam i kiedy ten, 
który  do  tej  pory  ciągnął  go  za  sobą,  zostawił  go  samego,  ja  musiałam  go 
zastąpid.  Idąc  ciągle  pod  górę,  dotarliśmy  wreszcie  do  jakiegoś  wspaniałego 
miejsca.  Doszliśmy  do  bramy,  przy  której  stały  duchy  trzymające  straż.  Moich 
dziewięciu  towarzyszy  weszło  od  razu,  mnie  natomiast  zabrano  mój  bagaż  i 
oddano  na  przechowanie,  mnie  samą  zaś  skierowano  na  prawo,  w  kierunku 
wysokiego wału. W miejscu, do którego doszłam, były drzewa. Mogłam się tam 
rozejrzed.  Zobaczyłam  jednak  tylko  zadziwiająco  szeroka  powierzchnię  wody 
poprzecinaną różnymi wałami i pagórkami.  

Pracowało przy nich niezliczone postaci. Byli to królowie, książęta, biskupi i inne 
osoby, przeważnie ze służby. Niektórzy książęta mieli na ramieniu koronę, gorsi 
z nich mieli ją przy nogach. Wszyscy musieli wykonywad jakieś prace w dolinach 
– kopali rowy, pchali wózki, wspinali się z ładunkiem w górę itp. Widziałam, jak 
wielu spadało z wałów i musieli znowu na nie się wspinad. 

Dusze  służących  miały  obowiązek  poganiania  swych  dawnych  panów.

  Na  ile 

mogłam  dostrzec,  poza  wałami  niczego  więcej  tu  nie  było,  jedynie  nieopodal 
mnie rosło kilka drzew, nie miały jednak owoców. Zobaczyłam, że ten, którego 
wcześniej niosłam, także usypuje szaniec. Musiał ciągle grzebad i kopad w ziemi. 
Dziewięd  postaci  rozmawiało  ze  mną,  musiałam  im  w  czymś  pomóc,  nie 
pamiętam już o co chodziło.  

Nie  widziałam  tu  w  ogóle  dusz  kobiet.  Wydaje  się,  że  te  miejsca  były  czymś 
innym niż czyściec. Było tu zbyt wiele ruchu i pracy, wyglądało to tak, jakby te 
dusze  musiały  coś  wyrównywad  i  napełniad.  Ku  memu  zdziwieniu  nie 
dostrzegłam  granic  mojego  pola  widzenia,  widziałam  jedynie  niebo  w  górze,  a 
na  dole,  po  mojej  lewej  i  prawej  stronie,  tych  pracujących  i  olbrzymią 
powierzchnię wody lub powietrza. 

background image

14 

 

Pokazano  mi  jeszcze  inny  obszar  czy  też  przestrzeo,  gdzie  były  same  kobiety. 
Mój  przewodnik  powiedział,  że  mam  się  tam  udad.  A  gdy  z  początku  nie 
wiedziałam,  w  jaki  sposób  to  uczynid,  powiedział  mi:  „Na  twojej  wierze!”. 
Chciałam wziąd prześcieradło, rzucid na wodę i na nim przepłynąd, zaraz jednak 
pojawiła  się  mała  tratwa,  na  której  przedostałam  się  na  drugą  stronę  bez 
wiosłowania.   Mój  przewodnik  towarzyszył  mi,  unosząc  się  nad  wodą.  Na  tym 
obszarze  po  drugiej  stronie  zobaczyłam  coś  w  rodzaju  czworokątnego 
pomieszczenia.  

Były tam najrozmaitsze kobiety - także mniszki i inne znane dusze. Musiały one 
uprawiad wiele ogrodów. Także tutaj służące rozkazywały swym byłym paniom. 
Mieszkały w domkach z listowia. Przy czterech kątach tego obszaru unosiły się 
cztery czuwające nad nim duchy. Miały one osobliwe strażnice, zawieszone na 
gałęziach  wysokich  drzew.  Tutaj  dusze  opiekowały  się  różnymi  drzewami 
owocowymi,  których  owoce  nigdy  jednak  nie  dojrzewały,  gdyż  wszędzie  była 
gęsta mgła, poza tym bardzo nisko nad nimi wisiał przytłaczający je nieboskłon. 

Owoce  ich  pracy  otrzymywały  od  nich  inne  dusze,  które  wędrowały  w  wielu 
innych  miejscach,  pomiędzy  wysokimi  górami  lodowymi.  Pracujące  kobiety 
wydawały  się  małe  i  niepozorne.  Ładowały  te  owoce  na  tratwy  i  docierały  do 
owych  ludzi,  których  ponownie  odnajdywały  i  najlepszych  z  nich  odsyłały  na 
inne miejsca przebywania dusz. 

Te  dusze,  które  widziałam  na  górach  lodowych,  były  duszami  narodów 
niechrześcijaoskich,  na  poły  jeszcze  dzikich.  Kobiety  pytały  mnie,  jaki  obecnie 
mamy rok i co się dzieje na ziemi. Mówiłam im o tym wszystkim. Wydawało mi 
się,  że  do  tego  miejsca  docierają  tylko  nieliczne  dusze,  z  tej  racji,  że  popełniły 
zbyt  wiele  grzechów.  Nie  przypominam  sobie  już,  co  jeszcze  oprócz  tego  tam 
robiłam. 

Powrót odbywa się po wąskiej ścieżce, prowadzącej ciągle w dół. Widziałam po 
drodze  najwyższe  szczyty  ziemi,  rzeki  błyszczące  jak  srebrne  nitki  i  morza  jak 
wielkie  zwierciadła.  Rozpoznawałam  lasy  i  miasta,  aż  wreszcie  dotarłam  do 
ziemi w pobliżu rzeki Ganges. Gdy spojrzałam na przebytą drogę, wydawała mi 
się ona podobna do promienia, który giną w słoocu jak płomyk. Dobrzy Hindusi, 
których  niedawno  widziałam  modlących  się  przed  krzyżem,  teraz  budowali 
piękny  kościół,  wyglądający  jak  zielona  plecionka  z  liści.  Duża  ich  grupa 
odprawiała nabożeostwo. Stamtąd  przez  Persję doszłam do  miejsca, w którym 
nauczał  Jezus,  zanim  został  ukrzyżowany.  Z  tamtych  czasów  nic  już  nie 
pozostało, widad było jedynie drzewa owocowe i ślady winnicy, którą Pan tutaj 
założył. Wędrowałam dalej, aż do Egiptu, przez który dotarłam do Abisynii. Był 
to  przepiękny  szlak.  Przez  morze  dostałam  się  potem  na  Sycylię,  gdzie 
widziałam wiele terenów pustynnych, opuszczonych przez ludzi.  

background image

15 

 

Idąc dalej doszłam przez góry do Rzymu. Później, na rozciągającej się pod lasem 
piaszczystej równinie, zobaczyła grupę rozbójników, którzy planowali napad na 
znajdujący się w pobliżu młyn. Gdy zbliżyła się do nich z moim przewodnikiem, 
jeden z nich bardzo się przestraszył i powiedział do pozostałych: „Okropnie się 
boję, zdaje mi się, że już po nas!” Na te słowa wszyscy pouciekali. Wyprawa ta, 
a  szczególnie  wleczenie  za  sobą  ciężkich  dusz,  tak  mnie  wyczerpały,  że  cała 
czuję się obolała. W tym czasie zobaczyłam i zrobiłam dużo rzeczy, których już 
nie pamiętam”. 

11. 31 grudnia. „Dokonałam podsumowania minionego roku i stwierdziłam, że 
wiele  spraw  zaniedbałam  i  teraz  muszę  to  naprawid.  Całośd  przedstawia  się 
dosyd żałośnie, tak że spojrzawszy na to, popłakałam się. Otrzymałam też wiele 
obrazów osób konających i dusz czyśdcowych. Zobaczyłam kapłana, który zmarł 
poprzedniego  dnia  o  godzinnie  dziewiątej  wieczorem.  Odznaczał  się  on  wielką 
pobożnością i czynił wiele dobrego. Okazało się jednak, że tracił dużo czasu na 
rozmaite  rozrywki  i  musiał  pozostad  przez  trzy  godziny  w  czyśdcu.  Powinien 
pójśd  był  pójśd  do  niego  na  wiele  lat,  dopomogła  mu  jego  modlitwa  i  liczne 
Msze.  Przez  trzy  godziny  przypatrywałam  się  jego  cierpieniom,  a  gdy  został 
uwolniony z czyśdca, usłyszałam (co mnie rozweseliło), jak powiedział aniołowi: 

„Widzę teraz, ze nawet aniołowie mogą człowieka nabrad. Miałem tu pozostad 
tylko trzy godziny, a byłem tak długo, tak strasznie długo!”

 Kapłana tego bardzo 

dobrze znałam”. 

12.  28  października  1821  roku.  Anna  Katarzyna  wiele  opowiadała:  „Dzisiaj  w 
nocy  widziałam  świętą  dziewicę  Annę  Ermelindę.  W  dwunastu  roku  życia 
utrzymywała  ona  czysty,  niewinny  kontakt  z  chłopcem,  za  którego  rodzice 
chcieli ją wydad. Zobaczyłam ją przebywającą we wspaniałym, bogatym domu, 
jak  chciała  ukradkiem  wyjśd  do  tego  chłopca.  Wtedy  ukazał  się  jej  Jezus  i 
powiedział:  „Czy  nie  kochasz  Mnie  bardziej  niż  jego?”  Na  to  z  wielką  radością 
odparła: ”O tak!” wtedy Jezus poszedł z nią do jej pokoju i wręczył jej obrączkę, 
w  ten  sposób  poślubiając  ją.  Zobaczyłam,  że  zaraz  potem  obcięła  sobie  włosy 
oraz  powiedział  rodzicom  i  owemu  chłopcu,  że  została  poślubiona  Bogu. 
Poprosiłam  ta  świętą,  żeby  mnie  zaprowadziła  do  konających  i  cierpiących  w 
czyśdcu.  Wtedy  w  widzeniu  znalazłam  się  z  nią  w  Holandii.  Podejmując  wiele 
trudu i wysiłków, szłyśmy tam razem prze rozmaite depresje, torfowiska i doły. 
Odwiedziłam  ludzi,  którzy  nie  mają  dostępu  do  kapłana,  gdyż  oddziela  ich  od 
niego szeroka woda. We wszystkich sytuacjach pocieszałam ich, wspomagałam 
i  modliłam  się  za  nich.  Stamtąd  szłam  dalej,  ciągle  na  północ.  Nie  mogę 
właściwie powiedzied w jakiej okolicy znajduje się czyściec. 

Najczęściej  idę  w  kierunku  północnym,  po  pewnym  czasie  tracę  jednak 
orientację,  gdyż  muszę  zanurzyd  się  w  ciemności  i  pokonywad  wiele  trudności 

background image

16 

 

związanych na przykład z wodą, śniegiem, cierniami, bagnem itp. Zmagam się z 
nimi w intencji dusz czyśdcowych. Zdarza się też często, że potem schodzę pod 
ziemie ciemnymi drogami nie do przebycia i docieram do obszarów, w których 
panują ciemności,  mgła,  zimno  i  niesamowita atmosfera. Przechodziłam tam z 
jednego  miejsca  w  drugie  i  odwiedzałam  dusze  znajdujące  się  wyżej  lub  niżej, 
do których prowadzi łatwiejsza lub trudniejsza droga.  

Także  dzisiejszej  nocy  przechodziłam  przez  różne  miejsca,  pocieszałam  i 
otrzymywałam rozmaite zadania do wykonania. Musiałam  na przykład od razu 
zmówid  Litanię  do  Wszystkich  Świętych  i  siedem  Psalmów  pokutnych. 
Przewodnik mój powiedział mi, że mam uważad na siebie, nie denerwowad się i 
wszystkie  przykrości  ofiarowad  za  dusze  w  czyśdcu  cierpiące.  Któregoś 
kolejnego  poranka  zapomniałam  o  tym  poleceniu  i  już  zaczęłam  tracid 
cierpliwośd z powodu jednej rzeczy, zaraz jednak opanowałam się i bardzo się z 
tego  cieszę.  Dziękuję  mojemu  aniołowi  stróżowi,  który  bardzo  mi  pomógł.  Nie 
da  się  nawet  powiedzied,  jak  wielkie  pocieszenie  otrzymują  dusze  czyśdcowe, 
gdy  ofiarujemy  za  nie  nawet  coś  drobnego  albo  w  czymś  niewielkim 
przezwyciężamy samych siebie. 

13. 2 listopada 1821 roku. Już od dwóch tygodni Anna Katarzyna zajmowała się 
nieustannie  duszami  czyśdcowymi,  ofiarując  za  nie  bardzo  różne  modlitwy, 
umartwienia, jałmużny i duchowe prace, pragnąc tym sposobem dopełnid tego, 
co  jeszcze  było  konieczne  do  ich  zbawienia.  Wydawało  się,  ze  obdarzała  je 
wszystkie  tym,  co  im  było  potrzebne,  żeby  w  dniu  swego  wspomnienia  mogły 
się okazad doskonałe. 

Wszystkie  swe  cierpienia  i  czyny  ofiarowała  za  nie  z  wielką  cierpliwością   i 
miłością.  Tak  o  tym  mówiła:  „Ponownie  udałam  się  razem  ze  świętym  do 
czyśdca. Dusze nie odbywają  należnych im kar  w tym samym miejscu. Miejsca 
te są bardzo zróżnicowane, a ja  muszę przechodzid z jednego  w  drugie. Droga 
prowadzi  często  nad  morzami,  widzę  w  dole  góry  pokryte  lodem,  śnieg  i 
chmury.  Często  muszę  schodzid  na  dół  stromymi  ścieżkami.  Święci  z  łatwością 
pokonują  te  tereny,  gdyż  mają  pod  stopami  świetliste  obłoki,  które  wędrują 
razem z nimi. Każdy obłok jest innej barwy, odpowiednio do pociech i pomocy, 
których  udzielali  w  swym  ziemskim  życiu.  Ja  natomiast  zawsze  muszę  iśd 
uciążliwymi i mrocznymi drogami, modląc się i ofiarując trudy swej wędrówki za 
dusze. Przypominam przy tym świętym o ich cierpieniach i razem z Męką Jezusa 
ofiaruję je Bogu za dusze.  

Miejsca przebywania dusz różnią się od siebie, stosownie do ich stanu. Jedyną 
rzeczą,  do  której  mogę  je  przyrównad,  są  ogrody,  bo  widzę  w  nich  konkretne 
łaski  i  ich  skutki  niczym  owoce.  Istnieją  więc  rozmaite  miejsca  przebywania 
dusz,  wyglądające  jak  ogrody,  pojemniki  i  światy  niełaski,  braku,  niedostatku, 

background image

17 

 

udręk,  potrzeb,  nędzy,  trwogi  itd.  Nie  wszystkie  są  obszerne.  Gdy  do  nich 
przychodzę,  widzę  padający  na  dane  miejsce  jakby  promyk  światła  albo  mrok 
zalegający w moim polu widzenia. To są najlepsze miejsca. W żadnym nie widad 
błękitnego nieba, wszędzie jest ono mniej lub bardziej szare i przyciemnione. 

W  niektórych  miejscach  dusze  znajdują  się  jedna  przy  drugiej  i  tam  panuje 
straszna  trwoga.  Jedne  miejsca  są  głębsze  i  ciemniejsze,  inne  zaś  wyżej 
położone i jaśniejsze. Najrozmaitszy  kształt maja też pomieszczenia,  w których 
dusze są zamknięte i oddzielone od siebie. Te, które były blisko na ziemi, tam są 
razem  tylko  wtedy,  gdy  potrzebny  im  jest  ten  sam  stopieo  oczyszczenia,  w 
których  miejscach  światło  ma  jakąś  barwę,  jest  na  przykład  ogniste,  mroczne 
lub  czerwone.  Nie  da  się  po  prostu  opowiedzied,  jak  wielka  radośd  ogarnia 
pozostających  tam,  gdy  niektóre  dusze  są  uwalniane  .  Istnieją  tez  miejsca,  w 
których przebywające tam dusze wykonują różne prace.  

Widziałam  na  przykład  dusze  biegnące  do  ataku,  albo  kopiące  szaoce; 
widziałam  wyspy,  na  których  kobiety  uprawiały  drzewa  owocowe,  lub  pływały 
na czółnach. Są to dusze, które mogą coś robid (nie wyjednując jednak zasług!) 
dla  innych,  niżej  stojących  dusz.  One  znajdują  się  w  lepszym  położeniu.  Może 
się  to  komuś  wydawad  tylko  obrazem,  jednak  jest  to  rzeczywistośd.  Przyroda 
jest  tam  osłabiona,  blada  i  anemiczna.  Takie  same  są  też  owoce.  Biednym 
przynoszą jednak jakąś pociechę. 

Królowie i wielcy panowie często znajdują się 

obok tych, których na ziemi gnębili, teraz pokornie im usługują. 

Widziałam  dusze  uwalniane  i  takie,  których  położenie  ulegało  polepszeniu. 
Niektóre  mogą  wędrowad  i  otrzymywad  pociechę.  Wielką  łaską  dla  dusz  jest 
możnośd  błagania  o  pomoc  i  wstawiennictwo.
  Widziałam  również  miejsca, 
gdzie  oczyszczeniu  podlegały  dusze,  które  na  ziemi  zostały  uznane  za  święte, 
jednak  w  momencie  schodzenia  z  tego  świata  nie  osiągnęły  jeszcze 
doskonałości.  Byłam  także  w  wielu  miejscach  i  kościołach,  u  niektórych 
kapłanów  i  na  zamówionych  mszach  i  nabożeostwach.  Byłam  w  Rzymie,  w 
kościele  świętego  Piotra,  u  kapłanów  najwyższej  rangi,  czyli  kardynałów.  Za 
niektóre dusze trzeba było odprawid siedem Mszy. Nie wiem dlaczego w swoim 
czasie  nie  zostały  odprawione.  Podczas  ich  odprawiania  widziałam  ciemne, 
mroczne  dusze  podchodzące  do  ołtarza.  Mówiły  jak  bardzo  były  wygłodniałe: 
„Tak  dawno  nie  dostaliśmy  nic  do  jedzenia”.  Myślę,  że  była  to  kwestia 
ufundowanych Mszy, o których zapomniano.  

Nie  odprawienie  ufundowanych  Mszy  za  zmarłych  jest  straszną  rzeczą  –  to 
okradanie  najbiedniejszych.

  Na  swojej  drodze  widywałam  nie  wielu  żyjących, 

albo  nie  widziałam  ich  w  ogóle.  Spotkały  mnie  natomiast  dusze,  aniołowie,  i 
święci.  Widziałam  też  wiele  owoców  modlitwy.  W  owych  dniach,  po  wielkich 

background image

18 

 

trudach,  przyciągnęłam  wiele  osób  do  spowiedzi  i  do  kościoła  –  takich,  które 
bez tego nigdy by się w nim nie pojawiły”. 

Cały dzieo spędziła na modlitwie za dusze czyśdcowe, odmawiała w ich intencji 
„Oficjum za zmarłych”. A z jego stygmatów na boku i piersi sączyło się tyle krwi, 
że  przenikała  przez  ubranie.  Gdy  pielgrzym  wrócił  do  niej  wieczorem,  była 
jeszcze  zatopiona  w  modlitwie.  Pozostawała  w  tym  stanie  jeszcze  przez  pół 
godziny,  nagle  wstała i  pewnym krokiem,  jak zdrowa,  podeszła do  pielgrzyma, 
rzuciła  się  na  ziemię  i  chciała  ucałowad  jego  stopy,  które  on,  wystraszony, 
usiłował  cofnąd.  Gdy  to  uczynił,  podniosła  się  na  kolana  i  prosiła  go  o 
błogosławieostwo  dla  niej  samej  i  dla  wszystkich  dusz,  które  były  przy  niej. 
Klęczała  jeszcze  kilka  minut,  modląc  się,  następnie  podniosła  się  i  pospiesznie 
wróciła na swoje łoże. Czoło oblewał jej pot, na twarzy malował się jak pogoda. 
Podczas całego tego zajścia była w ekstazie.  

Gdy na drugi dzieo pielgrzym opowiedział jej o wszystkim, po prostu nie chciała 
wierzyd,  że  tak  rzeczywiście  było.  Dobrze  pamiętała  jednak,  że  modliła  się  za 
zmarłych  penitentów  ojca  Lemberga,  że  całowała  jego  stopy  i  błagała  o 
błogosławieostwo.  „Było  mi  bardzo  przykro  –  powiedziała  –  że  nie  od  razu  się 
zgodził  i  że  dobrze  mnie  nie  zrozumiał.  Błogosławieostwa  udzielił  też  bez 
głębokiej wiary, toteż musiałam w nocy coś jeszcze zrobid dla tych dusz”. 

14. 2 listopada 1822 roku. „ Dziś w nocy wiele pracowałam w czyśdcu. W swej 
wędrówce cały czas szłam na północ i wydawało mi się, że znajduje się on tam, 
gdzie  jest  wierzchołek  ziemi.  Gdy  tam  jestem,  wydaje  mi  się,  że  nade  mną 
wznoszą  się  góry  lodowe.  Od  zewnątrz  to  miejsce  wygląda  jak  czarny,  mający 
kształt  półksiężyca,  migocący  wał.  W  jego  wnętrzu  znajdują  się  niezliczone 
korytarze  i  sale,  wysokie  i  niskie,  opadające  w  dół  lub  wznoszące  się.  Na 
początku  jest  jeszcze  znośnie  i  dusze  wędrują  i  przemykają  się  we  wszystkich 
kierunkach,  w  głębszych  warstwach  są  jakby  unieruchomione.  Tu  i  tam  widad 
jakąś duszę w jaskini lub w dołku, często też bardzo wiele dusz zgromadzonych 
jest  w  jednej  Sali,  w  różnych  pozycjach,  wyżej  i  niżej.  Niekiedy  któraś  siedzi 
bardzo wysoko, jakby na kamieniu. Dalej, na zapleczu, jest jeszcze straszniej. 

W  czyśdcu  widziałam  także  miejsce  nabożeostw,  swego  rodzaju  kościół,  w 
którym  dusze  doznają  niekiedy  pocieszenia.  Spoglądają  w  tamtą  stronę, 
podobnie  jak  my  patrzymy  w  kierunku  naszego  kościoła.  Z  nieba  dusze  nie 
doznają  bezpośrednio  żadnej  pomocy;  wszystko  otrzymują  z  ziemi,  od 
żyjących  ludzi,
  którzy  Sędziemu  ofiarują  za  ich  przewinienia  modlitwy  i  dobre 
czyny, umartwienia i wyrzeczenia, a zwłaszcza Msze święte. Gdy z tego miejsca 
kieruje  się  ku  północy  i  staje  na  lodzie,  widzę  wtedy  miejsce  czyśdca, 
wyglądające jak słooce lub księżyc wiszący nisko nad ziemią. Potem przechodzi 
się  przez  jakiś  pagórek,  uliczkę  czy  rynek  (nie  można  znaleźd  właściwego 

background image

19 

 

określenia)  i  wtedy  widzi  się  przed  sobą  czyściec  w  kształcie  półkola.  Z  lewej 
strony, nieco dalej, znajduje się młyn. Po prawej widad rozmaite prace i szaoce. 
Gdy  jestem  w  czyśdcu,  to  widzę  jedynie  swego  przewodnika,  nikt  więcej  nie 
odwiedza tego miejsca. W oddali, na ziemi, widzę tu i ówdzie osoby modlących 
się  i  umartwiających  pustelników,  zakonników  i  ubogich,  pragnących  uczynid 
coś dla dusz czyśdcowych.  

Ten czyściec jest przeznaczony dla Kościoła katolickiego. Sekty są podobnie jak 
tu, na ziemi, oddzielone od niego i cierpią o wiele bardziej, ponieważ nikt na 
ziemi  nie  modli  się  za  nie,  ani  nie  odprawia  Mszy  świętych.
  Dusze  mężczyzn 
odróżnia  się  od  dusz  kobiet  dopiero  wtedy,  gdy  podejdzie  się  bliżej.  Widad 
jaśniejsze  i  ciemniejsze  postaci,  ich  twarze  są  oznaczone  wycieoczeniem  i 
boleścią,  jednak  rysuje  się  na  nich  także  cierpliwośd.  Widok  ich  jest  tak 
poruszający,  że  nie  da  się  tego  opowiedzied.  Najbardziej  pocieszająca  jest  ich 
cierpliwośd.  Widok  ich  jest  tak  poruszający,  że  nie  da  się  tego  opowiedzied. 
Najbardziej  pocieszającą  jest  ich  cierpliwośd  oraz  radośd  okazywana  po 
uwolnieniu  jednej  z  nich.  Opłakują  natomiast  cierpienia  innych  oraz 
przychodzących tam. Widziałam tam również dzieci. 

Większośd  ludzi  znalazła  się  tam  w  wyniku  własnej  lekkomyślności, 
przejawiającej się w lekceważeniu tak zwanych grzechów lekkich, polegających 
nieraz  na  zaniedbywaniu  drobnych  uprzejmości,  dobrych  czynów  i 
pokonywania  pokus  różnych  zachcianek.  Powiązanie  dusz  z  ziemią  jest  tak 
ścisłe,  że  odczuwają  wielką  ulgę,  gdy  widzą  nasze  gorące  pragnienie 
dopomagania im i uśmierzenia ich cierpieo. 

Jak wiele dobrego czyni ten, kto ze 

względu na nie pokonuje pokusy i pragnie przyjśd im z pomocą!

” Przez te dni i 

noce 

odczuwała 

wielkie 

pragnienie, 

jednak 

wszelkimi 

sposobami 

powstrzymywała  się od jego zaspokojenia.  

15.  Na  zakooczenie  tych  jakże  ważnych  narracji  dotyczących  KOŚCIOŁA 
CIERPIĄCEGO  przytoczmy  krótką  relację,  którą  Anna  Katarzyna  przekazała 
dziekanowi  Rensingowi  w  roku  1813,  podczas  badania  kościelnego.  Na  jego 
pytania  odpowiedziała:  „Dziś  w  nocy  byłam  w  czyśdcu.  Miałam  wrażenie,  że 
wprowadzono  mnie  do  głębokiej  otchłani.  Ujrzałam  przed  sobą  bezkresny 
obszar.  Żal  ogarnia  człowieka,  gdy  się  patrzy  na  owe  dusze  cierpiące  w  ciszy, 
pogrążone w smutku! Na myśl o Bożym Miłosierdziu na ich obliczach maluje się 
jednak również radośd. Ujrzałam zasiadającą na wspaniałym tronie Matkę Bożą. 
Tak pięknej Maryi nigdy dotychczas nie widziałam” 

/Według Św. Bernardyna ze 

Sieny  Maryja,  Matka  Miłosierdzia,  ma  w  królestwie  czyśdca  szczególną  władzę 
pocieszenia dusz: Beata Virgo in regno Purgatorii dominium habet (Sermo 3 de 
Nom.Mar.)/.

  Do  tego  zwierzenia  dodała  następującą  prośbę:  „Koniecznie 

zachęcajcie ludzi w konfesjonale, żeby się gorliwie modlili za dusze cierpiące w 

background image

20 

 

czyśdcu.  Z  wdzięczności  także  one  będą  na  pewno  wiele  się  za  nas  modlid. 
Modlitwa za dusze czyśdcowe bardzo podoba się też Bogu, ponieważ dzięki niej 
szybciej osiągają one stan kontemplacji”. 

ŻYCIORYS BŁ. ANNY KATARZYNY EMMERICH 

BŁOGOSŁAWIONA  ANNA  KATARZYNA  EMMERICH

  urodziła  się 

8  września  1774

  roku

  w 

ubogiej rodzinie zamieszkałej w wiosce Flamske, w diecezji Münster w Westfalii, położonej 
geograficznie w północno-wschodnich Niemczech.  

W  wieku  dwunastu  lat  zaczęła  pracowad  jako  służąca.  Po  bardzo  wielu  trudnościach 
spowodowanych przez ubóstwo i sprzeciw rodziny wobec wyboru życia zakonnego, w roku 
1802, w wieku 28 lat, wstąpiła do klasztoru Augustianek w Dülmen.  
Śluby zakonne złożyła 
po odbyciu roku nowicjatu – 13 listopada 1803 roku. Jak sama powiedziała: 

„Oddałam się zupełnie niebieskiemu Oblubieocowi, a On czynił ze mną według swojej woli”. 

 

Kiedy  w  grudniu  1811  roku  władze  paostwowe  zamknęły  klasztor,  przeprowadziła  się  do 
prywatnego domu. 

Już  przed  wstąpieniem  do  klasztoru,  głowę  Anny  Katarzyny  naznaczyło  znamię  korony 
cierniowej. Kilkanaście lat później – 29 grudnia 1812 roku – na jej rękach i nogach pojawiły 
się  wyraźne  stygmaty  ran  Ukrzyżowanego,  a  na  boku  obficie  krwawiąca  rana  w  kształcie 
krzyża. 

Tę chwilę tak wspominała: 

„Było to trzy dni przed Nowym Rokiem, mniej więcej o godzinie 

trzeciej po południu. Rozważałam właśnie Mękę Paoską, prosząc Pana Jezusa, by mi pozwolił 
uczestniczyd  w  tych  strasznych  cierpieniach,  a  potem  zmówiłam  pięd  Ojcze  nasz  na  cześd 

background image

21 

 

pięciu świętych ran. Nagle ogarnęła mnie światłośd. Widziałam Ciało Ukrzyżowanego, żywe, 
świetliste,  z  rozkrzyżowanymi  ramionami,  lecz  bez  krzyża.  Rany  jaśniały  jeszcze  silniejszym 
blaskiem niż reszta Ciała. W sercu czułam coraz większe pragnienie ran Jezusowych. Wtedy 
najpierw z Jego rąk, a potem z boku i nóg wyszły czerwone promienie, które niczym strzały 
przeszyły moje ręce, bok i nogi”

Oprócz łaski stygmatów Anna Katarzyna Emmerich od 4 roku życia miała dar widzenia spraw 
nadprzyrodzonych, dotyczących męki i śmierci Pana Jezusa, życia Najświętszej Maryi Panny, 
świętych  i  uroczystości  kościelnych,  w  których  skromna,  niewykształcona  wieśniaczka 
wykazywała zadziwiającą znajomośd topografii, szczegółów archeologicznych i historycznych, 
objawionych jej w wizjach wypadków. Najpierw próbowała spisywad je sama, jednak czuła, 
że to zadanie przerasta jej możliwości. 

Kiedy dowiedział się o tym wybitny niemiecki pisarz doby romantyzmu – Klemens Brentano
odwiedził  ją,  pod  jej  wpływem  nawrócił  się  i  w  rezultacie  lata  1818-24  spędził  przy  łożu 
stygmatyczki,  spisując  jej  relacje.  Przychodził  dwa  razy  dziennie,  kopiując  notatki  z  jej 
pamiętnika, a następnie pokazywał jej to, co sam napisał, by mied pewnośd, że wiernie oddał 
jej  słowa: 

„Wiem,  że  gdyby  nie  ten  pielgrzym  –  mawiała  Anna  Katarzyna  o  Klemensie 

Brentano – już dawno bym umarła. Jednak najpierw on musi wszystko spisad, bo moje wizje 
są darem Boga dla ludzi”

. Z kolei Brentano tak wspominał te spotkania: „Nie widziałem w jej 

twarzy  czy  spojrzeniu  cienia  wzburzenia  czy  egzaltacji.  Wszystko,  co  mówiła,  było  zwięzłe, 
proste i spójne, a zarazem pełne życia i miłości”. 

Anna  Katarzyna  Emmerich  zmarła  9  lutego  1824  roku,  po  okresie  szczególnie  dotkliwych 
cierpieo. Jak zapisał Brentano, mimo że sama cierpiała, w swych ostatnich chwilach „modliła 
się  przede  wszystkim  za  Kościół  i  za  wszystkich  umierających”.  Jednak,  jak  wspominał  jej 
spowiednik,  „tego  dnia  bardzo  pragnęła  śmierci  i  często  wzdychała: 

«Przyjdź  już,  Panie 

Jezu!»”

. Odeszła w opinii świętości. Na jej pogrzeb przybyła cała okoliczna ludnośd, a gdy po 

kilku tygodniach otworzono grób, jej ciało było nieskażone. 

Po  śmierci  Anny  Katarzyny  Klemens  Brentano  zebrał  i  uporządkował  zapiski,  a  następnie 
opublikował je pod tytułem „Bolesna męka Jezusa Chrystusa” (1833). Kilkanaście lat później 
–  w  1852  roku  Brentano  wydał  kolejną  książkę  opartą  na  jej  widzeniach  i  zatytułował  ją 
„Życie Najświętszej Maryi Panny”. Książki te, przełożone na język polski już w XIX wieku, były 
wielokrotnie wznawiane, a w ostatnim czasie w związku z popularnością filmu Mela Gibsona 
„Pasja” przeżywają swój prawdziwy renesans. 

Proces beatyfikacyjny Anny Katarzyny Emmerich, rozpoczęty pod koniec XIX wieku, został na 
nowo  podjęty  w  1972  roku.  Stolica  Apostolska  w  2001  roku  ogłosiła  dekret  uznający 
heroicznośd  jej  cnót,  a  w  lipcu  2003  roku  –  dekret  o  autentyczności  cudu  za  jej 
wstawiennictwem
, otwierając tym samym drogę do wyniesienia jej na ołtarze. 

W  roku  2004  Ojciec  Święty  Jan  Paweł  II  ogłosił  wszem  i  wobec  ,  że  jest  jego  wolą,  żeby 
jeszcze  w  tym  roku  nastąpiła  beatyfikacja  tej  wielkiej  Mistyczki,  bo  –  jak  powiedział  już 
wcześniej,  w  czasie  pielgrzymki  w  jej  ojczyste  strony  –  „poprzez  swoje  święte  szczególne 
powołanie mistyczne Anna Katarzyna Emmerich uzmysławia nam prawdziwą wartośd ofiary i 
współcierpienie z ukrzyżowanym Panem”. 

Dnia 3 października 2004 roku, Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie uroczystej mszy świętej 
w  Watykanie  wynosi  do  chwały  ołtarzy  niemiecką  mistyczkę  i  stygmatyczkę  Annę 
Katarzynę Emmerich, którą zalicza w poczet błogosławionych kościoła świętego.