DIANA PALMER
BIA A SUKNIA
umaczy a Katarzyna Ci
ska
ROZDZIA PIERWSZY
Ranek by ciep y, a prognoza zapowiada a na popo udnie temperatur si gaj
trzydziestu stopni Celsjusza. Upa nie odebra jednak energii licytantom i prowadz cy aukcj ,
stoj c na eleganckim ganku poka nej bia ej rezydencji, ani na moment nie przerywa
monotonnej wyliczanki, od czasu do czasu wycieraj c tylko strumienie potu sp ywaj ce mu
po twarzy.
Przygl daj c si aukcji, Justin Ballenger zmru
oczy, mimo e od s
ca chroni o go
rondo kosztownego kremowego stetsona. Nie mia zamiaru niczego kupowa , w ka dym razie
nie tego dnia. Mimo to by osobi cie zainteresowany t w
nie aukcj , albowiem wystawiany
nie na sprzeda dom i ca y majdan nale
y do rodziny Jacobsów. Powinien chyba nawet
czu satysfakcj , e dziedzictwo starego Bassa Jacobsa zostaje w tej chwili roztrwonione. O
dziwo, wcale jednak nie triumfowa . Ca a ta procedura wprawi a go nawet w lekki niepokój.
Czu si tak, jakby by
wiadkiem obdzierania bezbronnej ofiary ze skóry przez stado
drapie ników.
Przeczesywa wzrokiem t um, szukaj c Shelby Jacobs, ale nigdzie jej nie widzia .
Prawdopodobnie wraz ze swoim bratem, Tylerem, znajdowa a si wewn trz, pomaga a
segregowa meble i inne wystawione na sprzeda antyki.
tem oka zarejestrowa jaki ruch po swojej lewej stronie. Obok niego zjawi a si
Abby Ballenger, od sze ciu tygodni jego szwagierka.
- Nie spodziewa am si ciebie tutaj - zauwa
a z u miechem. Mieszka a z nim i
Calhounem, jego bratem, od czasu tragicznej mierci ich ojca i jej matki, którzy mieli si
pobra . Bracia przygarn li Abby i opiekowali si ni , a przed paroma tygodniami Abby i
Calhoun wzi li lub.
- Nie opuszczam takich okazji - odpar , spogl daj c w stron prowadz cego aukcj . -
Nie widz nigdzie Jacobsów.
- Tyler jest w Arizonie. - Abby westchn a, spostrzeg szy nag y b ysk w ciemnych
oczach Justina. - Wyjecha , oczywi cie po k ótni, ale te po prostu musia pilnie wraca na
ranczo, które pomaga prowadzi .
- Shelby jest sama? - zapyta Justin.
- Obawiam si , e tak. - Popatrzy a na niego i szybko uciek a wzrokiem w bok, ledwie
pow ci gaj c u miech.
- Wynaj a mieszkanie w mie cie. - Wyg adzi a fa
popielatej spódnicy. - Nad
kancelari , gdzie pracuje...
Na powa nej twarzy Justina jeszcze bardziej uwidoczni o si zdenerwowanie, tak e
zapomnia nawet o pal cym si papierosie, który trzyma w d oni.
- Na Boga, to nie jest mieszkanie, to stary magazyn!
- Barry Holman pozwoli jej to wyremontowa - oznajmi a, patrz c na niego
niewinnym wzrokiem.
- W
ciwie w sumie nie mia a wyboru. Na nic wi cej j nie sta z pensji, a dom
poszed na sprzeda . Sam wiesz, e musz pozby si wszystkiego. Tyler i Shelby udzili si ,
e uda im si zatrzyma przynajmniej dom i ziemi , ale d ugi ich ojca okaza y si wi ksze,
ni my leli.
Mrukn co pod nosem, zerkaj c na pot
ny elegancki budynek, który w pewnym
sensie reprezentowa sob wszystko to, czego tak bardzo nie lubi w rodzinie Jacobsów przez
ostatnie lata, od chwili, gdy Shelby zdradzi a go i zerwa a ich zar czyny.
- Nie jeste zadowolony? - spyta a zaczepnie Abby.
- Przecie jej le yczysz. Powiniene si cieszy , widz c j tak publicznie poni on .
Justin milcza . Wtem odwróci si z kamienn twarz i ruszy
wawo w stron
swojego czarnego forda thunderbirda. Abby u miechn a si pod nosem. Spodziewa a si
jakiej reakcji z jego strony, gdy u wiadomi mu, jak bardzo ca a ta sytuacja rani Shelby. Przez
lata unika jakiegokolwiek kontaktu z rodzin Jacobsów, to nazwisko nie pad o nawet w jego
domu. Ale w ostatnich miesi cach skrywane latami napi cie zacz o si ujawnia . Abby
natychmiast odgad a, e Justin w dalszym ci gu czuje co do kobiety, która go rzuci a.
Wiedzia a te , e i on wci nie jest oboj tny Shelby. Niewypowiedzianie szcz liwa we
asnym zwi zku, pragn a, aby ca a reszta wiata by a równie zadowolona. By a
przekonana, e je li pchnie Justina we w
ciwym kierunku, po czy dwie zagubione dusze.
Justin dowiedzia si o wyprzeda y Jacobsów dopiero tego ranka, kiedy Calhoun
wspomnia o niej w biurze ich wspólnej tuczami. Pisano o tym wcze niej w gazetach, ale
Justin nie mia ich w r ku, wyjecha bowiem wtedy z miasta.
Nie zdziwi o go, e Shelby trzyma si z dala od aukcji. Urodzi a si w tym domu.
Sp dzi a w nim ca e swoje dotychczasowe ycie. To jej dziadek za
niegdy w Teksasie
niewielk osad o nazwie Jacobsville. Jacobsowie byli star , zamo
rodzin . Mali, obdarci
Ballengerowie z upadaj cego rancza na obrze ach miasta nie byli wed ug pani Jacobs
wymarzonymi kolegami dla jej dzieci. Niemniej po jej mierci pan Jacobs odnosi si
przyja nie do Ballengerów, a zw aszcza od czasu, kiedy Justin i Calhoun za
yli w asny
interes. Kiedy za dosz o jego uszu, e jego córka, Shelby, zamierza wyj za Justina
Ballengera, oznajmi m odemu cz owiekowi, e nic nie mog oby mu sprawi wi kszej
rado ci.
Justin stara si nie wraca my
do tamtego wieczoru, kiedy Bass Jacobs przyszed
do niego z Tomem Wheelorem. Ale teraz to wszystko powróci o. Stary Jacobs wygl da na
ogromnie zmartwionego. Oznajmi mu, Justinowi, wprost, e Shelby kocha Toma, a na
dodatek sypia z nim, i to przez ca y czas pozornego narzecze stwa z Justinem. Bass cierpia ,
wstydzi si za córk . Twierdzi , e Shelby wykorzysta a zar czyny jako zach
dla
oci gaj cego si zalotnika, a gdy ju dopi a swego, Justin przesta jej by potrzebny. Bass
odda mu zar czynowy pier cionek córki, a Tom Wheelor wymrucza jakie przeprosiny,
czerwony jak burak. Bass zap aka nawet. I by mo e kierowany za enowaniem i wstydem, z
miejsca obieca Justinowi finansowe wsparcie dla jego nowej tuczami. Postawi przy tym
jeden warunek: Shelby nie mo e si dowiedzie o tych pieni dzach. Potem wyszed .
Justin, który nie mia zwyczaju my le o nikim le, nie posiadaj c jednoznacznych
dowodów, wykr ci numer Shelby, kiedy jej ojciec zapala silnik swojego samochodu. Nie
zaprzeczy a ani jednemu s owu Bassa. Wszystko co do joty potwierdzi a, nawet fakt, e sypia
z Wheelorem. Przyzna a, e jej jedynym celem by o wzbudzenie zazdro ci Toma i
doprowadzenie do tego, by si jej o wiadczy . Tak powiedzia a, dodaj c, e ywi nadziej , i
Justin nie ma jej tego za z e. W ko cu zawsze dostawa a wszystko, na co przysz a jej ochota,
Justin za nie by do zamo ny, by spe nia jej rozmaite zachcianki, w przeciwie stwie do
Toma...
Justin wówczas jej uwierzy . Jej s owa brzmia y tym bardziej wiarygodnie, e Shelby
odepchn a go jeden jedyny raz, kiedy chcia si z ni kocha . Po tym incydencie poszed w
legendarne tango. I przez sze minionych lat nie dopu ci do siebie adnej kobiety tak blisko,
by mia a szans zrobi cho jedn rys na jego sercu. Pozosta nieczu y na wszelkie oferty, a
wcale ich nie brakowa o. Nie nale
do przystojnych, jego ciemna twarz by a zbyt
pobru
ona, rysy zbyt nieregularne, pozbawione u miechu oblicze zbyt nieprzyst pne. Mia
za to pieni dze i w adz , a to przyci ga o do niego kobiety. Gorycz nie pozwala a mu
wszak e przyjmowa ich zalotów. Shelby zrani a go tak jak nikt inny dot d, i latami przy
yciu utrzymywa a go wy cznie my l o zem cie.
Teraz jednak, gdy sta si
wiadkiem jej bankructwa, nie czu satysfakcji. Po g owie
chodzi o mu tylko to, e Shelby zosta a pokrzywdzona i samotna, pozbawiona rodziny i
przyjació , którzy mogliby j wspiera .
Pomieszczenie nad kancelari , w której pracowa a, by o ciasne, a poza tym, zdaniem
Justina, znajdowa o si zbyt blisko jej szefa, który wci by kawalerem. Zna opini o
Holmanie - plotki g osi y, e pan adwokat lubi adne kobiety. Shelby, wysoka szczup a
brunetka o zielonych b yszcz cych oczach, zdecydowanie zalicza a si do tej kategorii.
Sko czy a dwadzie cia siedem lat, nie by a wi c ju podlotkiem, a mimo to wci wygl da a
tak samo jak wtedy, gdy si zar czyli. Mia a w sobie jak niewinno , na widok której Justin
zgrzyta z bami. By a to bowiem niewinno fa szywa, zreszt Shelby przyzna a to sama.
Przystan pod drzwiami jej nowego mieszkania, unosz c r
, by zapuka . Z wn trza
dochodzi jaki st umiony d wi k. To nie by
miech. Czy by zatem p acz?
Zacisn z by i zastuka g
no w drzwi.
wi k umilk w jednej chwili. Co zaskrzypia o, jakby kto odsuwa krzes o, potem
dobieg y go czyje bezszelestne niemal kroki - jakby echo jego bij cego szybko serca.
Drzwi otworzy y si . Sta a w nich Shelby, w wyp owia ych obcis ych d insach i
niebieskiej koszuli. D ugie ciemne w osy opada y jej na plecy, a zaczerwienione oczy by y
mokre od ez.
- Przyszed
, eby triumfowa ? - spyta a rozgoryczona.
- To adna przyjemno widzie ci tak upokorzon - odpar z uniesion g ow ,
mru c oczy. - Abby mi powiedzia a, e jeste sama.
Westchn a, spuszczaj c wzrok na zakurzone, znoszone buty.
- Od dawna jestem sama. Nauczy am si z tym
.
- Poruszy a si niespokojnie. - Du o ludzi przysz o na aukcj ?
- Ca y dziedziniec. - Zdj kapelusz i trzyma go w r ce, drug przeczesuj c g ste,
proste czarne w osy.
Shelby podnios a na niego wzrok, zatrzymuj c si d
ej na zmarszczkach jego
pobru
onej twarzy, na wyrazistych wargach, które ca owa a przed sze ciu laty. By a w nim
wówczas zakochana do szale stwa. Tego wieczoru, kiedy si zar czyli, przestraszy j jego
niespodziewany zapa . Odepchn a go, a pami sp dzonych wspólnie chwil, zanim strach
sta si tak namacalny, by a obezw adniaj ca. Pragn a o wiele wi cej, ni sobie ofiarowali, a
z drugiej strony mia a wi cej powodów ni wi kszo kobiet, by obawia si zbli enia. Justin
nie by tego wiadom, ona za by a zbyt nie mia a, by wyja ni mu swoje post powanie.
Odwróci a si , bole nie wzdychaj c.
- Pocz stuj ci mro on herbat , je li jeste w stanie wytrzyma chwil w moim
towarzystwie.
Zawaha si na bardzo krótki moment.
- Mog si napi - rzek cicho. - Gor co jak diabli. Wszed za ni do rodka,
zamykaj c machinalnie drzwi. I znieruchomia , widz c jej obecne mieszkanie. Sk ada o si
ono z dwóch pokoi, w których znajdowa a si wys
ona sofa, krzes o, porysowany stolik i
ma y odbiornik telewizyjny. Ani ladu szafy, a zatem ubrania trzyma zapewne w garderobie,
uzna Justin. W kuchni pyszni si toster, ma a kuchenka elektryczna i miniaturowa lodówka.
I to wszystko, w domu kobiety przywyk ej do s
by i jedwabnych sukni, sreber i mebli
chippendale.
- Mój Bo e! - mrukn zas piony.
Shelby zdenerwowa a si , ale nie obróci a si do niego, zniech cona nut wspó czucia
w jego g osie.
- Nie potrzebuj lito ci - oznajmi a spi ta. - To mój ojciec jest winny, e sprzedajemy
dom, ja nie mam z tym nic wspólnego. To by jego dom. Ja dam sobie rad i bez tego.
- Ale chyba nie w ten sposób, do cholery! - Trzasn kapeluszem o stolik. Chwyci j
za nadgarstki swoimi mocnymi, spracowanymi r kami i spojrza na ni . - Nie b
sta z boku
i patrzy , jak yjesz w tej pu apce na szczury. Do diab a z Barrym Holmanem i jego
dobroczynno ci .
Shelby by a zszokowana, i to nie tylko jego s owami.
- To nie jest pu apka na szczury. - G os jej si za ama .
- Jest, w porównaniu z tym, do czego by
przyzwyczajona! - Nabra powietrza i
wypu ci je z gniewnym westchnieniem. - Na razie mo esz zamieszka u mnie.
Shelby poczerwienia a jak burak.
- W twoim domu? Mam mieszka z tob sama? Justin uniós g ow ura ony.
- W moim domu - potwierdzi . - Nie w moim
ku. Nie ka ci p aci za dach nad
ow . Bardzo dobrze pami tam, e nie lubisz, jak ci dotykam.
Poruszona gorzk drwin jego s ów, nie mog a spojrze w jego czarne oczy ani
odeprze jego o wiadczenia, nie wprawiaj c ich oboje w za enowanie. Zreszt , min o ju
tyle czasu. Teraz to bez znaczenia.
Zatrzyma a wi c wzrok na jego rozpi tej pod szyj koszuli, na czarnych w osach pod
bia ym jedwabiem. Dotkn a ich jeden raz. Tamtego wieczoru, kiedy si zar czyli, rozpi
koszul i pozwoli jej d oniom b dzi po jego piersi. Ca owa j tak, jakby nie móg bez tego
, a gdy jego wargi zapu ci y si za daleko, omal nie straci a zmys ów.
Do owego wieczoru nie próbowa nawet jej tkn , ograniczaj c si do krótkich,
przelotnych poca unków. Pocz tkowo to jego opanowanie dra ni o j i ciekawi o
jednocze nie. By a pewna, e jest tak samo do wiadczony w tym wzgl dzie jak jego brat
Calhoun. Ale by mo e przeszkadza a mu dziel ca ich ró nica pozycji spo ecznej: Justin
ledwie wszed wówczas do klasy redniej, a rodzina Shelby nale
a do bogatych. Dla niej nie
mia o to znaczenia, wiedzia a jednak, e Justin czuje si tym skr powany. Zw aszcza kiedy go
rzuci a, powodowana podst pnym uporem w asnego ojca.
Ale i z nim sobie poradzi a. Ojciec zaplanowa , e wyda córk za Toma Wheelora,
cz c w ten sposób z zimn krwi dwie solidne fortuny. Justin wszed mu w parad . Shelby
jednak odrzuci a zaloty Wheelor i nigdy nie pozwoli a mu si dotkn . Oznajmi a Bassowi
Jacobsowi, e nie wyjdzie za jego m odego bogatego przyjaciela. Ale stary wtedy bynajmniej
nie skapitulowa i dopiero tu przed mierci , kiedy u wiadomi sobie moc mi
ci córki do
Justina, poczu wyrzuty sumienia. Nie przyzna si jej, e wzmocni finansowo interes
Ballengerów, dr czony poczuciem winy, ale przynajmniej j przeprosi .
Shelby podnios a wzrok, patrz c w milczeniu w ciemne oczy Justina i si gaj c
pami ci wstecz. Ci ko jej by o bez niego. Jej marzenia o yciu z nim w mi
ci, o
urodzeniu mu synów, dawno ju odesz y w dal, wci jednak jego widok sprawia jej
przyjemno . Jego d onie na jej nadgarstkach rozgrzewa y j , budzi y w niej zakazane dawno
sknoty, na przyk ad za ciep em jego pachn cego wod kolo sk cia a. Gdyby tylko ojciec
si wtedy nie wtr ci ! Na pewno wyt umaczy aby Justinowi powód swoich l ków i poprosi a,
by by dla niej agodny i czu y. I eby si nie spieszy . Teraz jest ju na to za pó no.
- Przecie wiem, e mnie nie chcesz - powiedzia a.
- I wiem dlaczego. Nie musisz czu si za mnie odpowiedzialny. Potrafi si o siebie
troszczy .
Oddycha powoli, by nie straci panowania nad sob . Jej jedwabi cie g adka skóra
sprawi a mu pewien problem. Mimowolnie jego palce zacz y g adzi jej nadgarstki.
- Wiem. Ale to nie jest miejsce dla ciebie.
- Na razie nie sta mnie na nic lepszego - odpar a.
- Po dwóch miesi cach pracy dostan podwy
, i wtedy wynajm sobie pokój u pani
Simpson, który zajmowa a Abby.
- Mo esz go mie ju dzisiaj - zaproponowa . - Po ycz ci pieni dze.
Shelby spu ci a wzrok.
- Nie. To by nie by o w porz dku.
- Przecie nikt prócz nas nie musi o tym wiedzie . Przygryz a z zak opotania wargi.
Nie mog a mu powiedzie , e nie znosi tego miejsca, tak blisko Barry'ego Holmana, który jest
mo e sympatycznym szefem, ale przy tym ugania si za kobietami. Zawaha a si . Zanim mu
odpowiedzia a, rozleg o si do mocne stukanie. Justin pu ci j niech tnie i patrzy , jak
idzie do drzwi. W progu sta Barry Holman, niebieskooki blondyn w d insach i podkoszulku.
- Cze , Shelby - odezwa si uprzejmie. - Pomy la em sobie, e mo e trzeba ci
pomóc przy przeprowadzce, co eee... wnie . - Urwa , dostrzegaj c za jej plecami Justina.
- Nie trzeba - rzek Justin z ch odnym u miechem.
- Shelby w
nie si przeprowadza do pani Simpson, i ja jej pomagam w
przeprowadzce. Wiem te , e jest bardzo wdzi czna za to - rozejrza si z niesmakiem -
mieszkanie.
Barry Holman prze kn g
no lin . Zna Justina od dawna i w
nie si przekona ,
e w kr
cych wcze niej plotkach tkwi sporo prawdy. Justin jest tak zazdrosny, e nawet nie
chc c Shelby dla siebie, wtr ca si , gdy ktokolwiek inny ma na ni ochot .
- Có - powiedzia , zachowuj c uprzejmy u miech.
- W takim razie wracam na dó , musz zadzwoni w par miejsc. Mi o ci znowu
widzie , Justin. Do jutra rana, Shelby.
- Bardzo dzi kuj , panie Holman - powiedzia a.
- Nie chcia abym by niewdzi czna, ale pani Simpson proponuje te posi ki, i jest tam
tak spokojnie.
- U miechn a si . - Nie jestem przyzwyczajona do mieszkania w mie cie, a pokój u
pani Simpson w
nie si zwolni ...
- Bez urazy, rób, co chcesz. - Barry wyszczerzy z by. - To na razie.
Justin odprowadza go wzrokiem.
- Babiarz - mrukn z dezaprobat . - Akurat tego ci potrzeba.
Shelby odwróci a si , patrz c na niego ciep o.
- Mam dwadzie cia siedem lat - oznajmi a.
- Chc wyj za m i mie dzieci. Pan Holman jest bardzo mi ym cz owiekiem i nie
ma adnych z ych na ogów.
- Poza tym, e sypia ze wszystkim, co nosi spódnic - doda Justin. Z niech ci my la
o Shelby jako matce dzieci jakiego innego m czyzny. Lustrowa spojrzeniem jej posta .
Tak, przybywa jej lat, cho na razie tego a tak bardzo nie wida . Ale za osiem, dziesi lat
urodzenie dziecka mo e ju by dla niej ryzykowne. Spowa nia nagle.
- Nigdy nie odezwa si do mnie w niew
ciwy sposób. - Zaj kn a si , zmieszana
jego spojrzeniem.
- To tylko kwestia czasu. - Powoli nabiera powietrza. - Zaproponowa em, e po ycz
ci pieni dze na wynaj cie pokoju u pani Simpson. Je eli upierasz si przy tej swojej
niezale no ci, mo esz mi je zwróci , kiedy ci b dzie wygodnie.
Shelby musia a zapomnie o swojej dumie, a nie by o jej wcale atwo przysta na t
pomoc ze wiadomo ci , jak wielki al ma do niej Justin o przesz
. By jednak tak e po
prostu dobrym cz owiekiem, a ona znalaz a si na zakr cie. Jego serce by o tak
wspania omy lne, e nie pozwoli o mu odwróci si do niej plecami, nawet po tym, co, jak
dzi , zrobi a.
I raptem pod jej powieki nap yn y pal ce zy, przypomnia a sobie bowiem s owa,
które zmuszona by a powiedzie mu wtedy przed laty, którymi tak bardzo go zrani a.
- Przepraszam - szepn a niespodzianie.
Te s owa i kryj ce si za nimi uczucia zdumia y go. Przecie to niemo liwe, eby
teraz Shelby nagle zacz a czego
owa . A mo e tylko gra, by wzbudzi jego wspó czucie?
Jednak nie potrafi ju jej zaufa .
Shelby tymczasem pozbiera a si , odgarn a do ty u w osy i nala a herbat do dwu
szklanek wype nionych kostkami lodu.
- Po ycz od ciebie pieni dze, je li nie masz nic przeciwko temu - powiedzia a w
ko cu, podaj c mu szklank , ale nie patrz c mu w oczy. - Samotno
le na mnie wp ywa.
- Na mnie te , Shelby, ale mo na do tego przywykn - rzek cicho. S czy z wolna
herbat i nie móg spu ci oczu z jej twarzy. - A jak ci si podoba zarabianie na ycie?
Pomin a lekk kpin w jego tonie i u miechn a si .
- Lubi to - oznajmi a ku jego zdziwieniu i podnios a na niego wzrok. - Kiedy
mieli my pieni dze, te mia am swoje obowi zki, nale
am do ró nych grup wolontariuszy i
towarzystw dobroczynnych. A kancelaria tak e pomaga ludziom w k opotach. Kiedy mog
cho odrobin poprawi ich samopoczucie i los, zapominam o w asnych problemach.
Justin ci gn brwi, pij c zimny, bursztynowy napój. Jego mocne palce ciska y
wyzi bione szk o. Shelby popatrzy a pytaj co w jego oczy.
- Nie wierzysz mi, prawda? Uwa
mnie za pann z towarzystwa, do atrakcyjn ,
z du ymi pieni dzmi i klas . No, ale to tylko z udzenie, Justin. Nigdy mnie naprawd nie
zna
.
- Mimo to pragn em ci - odpar , patrz c na ni . - A ty przeciwnie, nigdy mnie nie
chcia
. W ka dym razie nie pragn
mnie fizycznie.
- Bo za bardzo ci si
pieszy o! - rzuci a, rumieni c si na samo wspomnienie tamtego
dnia.
- Mnie si
pieszy o? Do tamtego wieczoru, o którym zapewne my lisz, nawet ci
porz dnie nie poca owa em, na Boga! - Jego oczy zal ni y. Pami ta dobrze jej odrzucenie i
swoj pewno , bolesn pewno , e ona go nie kocha. - Ja ci wynosi em na piedesta , a
tymczasem ty spa
z tym smarkatym milionerem!
Shelby unios a r ce w ge cie protestu.
- Nigdy nie spa am z Tomem Wheelorem!
- Mówi
wtedy co innego - przypomnia jej z zimnym u miechem. - Przysi
nawet.
Zamkn a oczy, przygaszona fal gorzkiego alu.
- Tak, tak mówi am - zgodzi a si udr czona i odwróci a g ow . - Prawie o tym
zapomnia am.
- A wszystkie pó niejsze analizy na nic, tak? - Odstawi szklank i wyci gn
papierosa. Zapali go, nie spuszczaj c wzroku z Shelby. - To ju bez znaczenia.
Chod my, podwioz ci do pani Simpson, obejrzysz sobie ten pokój.
Shelby wiedzia a, e Justin wci wszystko pami ta i wci ma jej za z e. I ani troch
nie odpu ci. Gdy si ga a po torebk , czu a, jakby ci ar ca ego wiata spocz na jej
szczup ych ramionach. Wysz a za nim z mieszkania, nie obdarzaj c go spojrzeniem.
ROZDZIA DRUGI
Zatrzymawszy samochód na poboczu w pobli u domu pani Simpson, Justin wcisn
zwitek banknotów do torebki Shelby. Chcia a zaoponowa , ale on zapali papierosa i ca kiem
zignorowa .
- Mówi em ci ju , e to zostanie mi dzy nami - powtórzy , patrz c na ni wyzywaj co,
gdy wy cza silnik.
Przemie ci si w anatomicznym fotelu auta i wyci gn nogi. Znajdowali si na
wiejskiej, rzadko ucz szczanej drodze. Samochód sta pod roz
ystym d bem. Justin
wystawi okie przez otwarte okno i przygl da si Shelby z ukosa.
- Mówi szczerze. Je li chcesz traktowa to jako po yczk , prosz bardzo.
Shelby zagryz a wargi.
- Oddam ci za jaki czas - odrzek a hardo, chocia wiedzia a, e to nie b dzie wcale
atwe. Pensja z trudem starczy jej na jedzenie i op acenie czynszu. Prawdopodobnie nie
dzie jej sta na adne nowe ciuchy.
- To niewa ne.
- Dla mnie wa ne. - Utkwi a w nim swe zielone oczy, pe ne teraz w tpliwo ci. -
Justin, co ze mn b dzie? - j kn a niespodziewanie. - Po raz pierwszy w yciu jestem
ca kiem sama. Tyler jest w Arizonie. Nie mam rodziny... - Otrz sn a si , odwracaj c wzrok.
- Chyba wpadam w panik - zauwa
a. - To tylko strach. Przyzwyczaj si . Wybacz, e to
powiedzia am.
Nie odezwa si . Nie zna dot d bezradnej Shelby. Zawsze by a spokojna, w ka dej
sytuacji zachowywa a zimn krew. To jest u niej ca kiem nowe. Zaniepokoi si , widz c j tak
przestraszon .
- Je li b dzie ci bardzo ci ko - zacz cicho - zawsze mo esz si wprowadzi do
mnie.
Za mia a si nieszczerze.
- Tak, to by wietnie wp yn o na nasz opini . Justin wypu ci k b dymu z
papierosa.
- Je li jeste taka wra liwa na plotki, mo emy si pobra . - Mo na by powiedzie , e
mu si to wymkn o, ale mimo to nie spu ci wzroku z jej twarzy.
Shelby z wra enia przesta a na chwil oddycha . Spojrza a na niego, stare rany
otworzy y si na dobre.
- Dlaczego? - zapyta a.
Nie mia ochoty jej odpowiada . Nie chcia przyzna , nawet sam przed sob , e wci
co do niej czuje. Ostatecznie wzruszy tylko ramionami.
- Musisz przecie gdzie mieszka . A ja mam dosy mieszkania samemu. Odk d Abby
i Calhoun wyprowadzili si , czuj si w tym cholernym domu jak w jakim mauzoleum.
- Litujesz si nade mn - oskar
a go. Zaci gn si dymem.
- By mo e. I co z tego? Nie masz w tej chwili wyboru. Masz tylko nast puj
alternatyw : albo po yczysz ode mnie pieni dze na pokój u pani Simpson, albo za mnie
wyjdziesz. - Przygl da si ko cówce papierosa.
- Oczywi cie, mo esz te wróci do tego magazynu nad biurem Barry'ego Holmana i
da mu do zrozumienia, e jeste do wzi cia.
- Przesta ! - prawie krzykn a oburzona. - Holman nie jest taki. A ty nie masz prawa
uwa
mnie za swoj w asno .
- Naprawd ? - Jego oczy przewierca y j na wylot.
- A jednak tak uwa am. Pami tam, e ty tak samo mówi
kiedy o mnie.
Zar czyli my si kiedy , Shelby, a taki zwi zek nie mija w jeden dzie .
- Te mi zwi zek! - odrzek a, wzdychaj c ze znu eniem. - Nigdy nie rozumia am,
dlaczego w
ciwie chcia
si ze mn o eni .
- Bo by
moim kolejnym trofeum - rzek ch odno, k ami c w ywe oczy. -
Wyrafinowana i bogata. Ja by em zwyczajnym wiejskim ch opakiem z gwiazdami w oczach,
a ty mnie zabra
na niez przeja
, moja pani. Teraz moja kolej. Teraz ja mam fors . A
ty nie masz nic. - Przymkn oczy. - I nie my l sobie, e zaproponowa em ci ma
stwo, bo
w dalszym ci gu ci pragn .
Nie, niczego nie zapomnia . Widzia a to wyra nie w jego oczach, w ca ej jego
postawie. Tak wi c o eni si z ni i ska e j na taki g ód mi
ci, jakiego sam nigdy nie
zazna , mi
ci, jakiej do niej nigdy nie czu . Pogardza ni , poniewa spa a z Tomem, i to
by o w tym wszystkim naj mieszniejsze i najtragiczniejsze. Bo wci by a dziewic ...
- Nie. - Westchn a, odpowiadaj c po namy le na jego pytanie. - Nie jestem taka
upia, eby si
udzi , e wci mnie pragniesz, bo przecie urazi am twoj m sk dum . -
Podnios a wzrok, patrz c na jego twarz, na jego oczy przes oni te rondem kapelusza, którego
niemal nigdy nie zdejmowa . - Kiedy mi si zdawa o, e troch ci na mnie zale y, chocia
nigdy tego wprost od ciebie nie us ysza am.
To fakt. Nigdy nie by a pewna, co sk oni o Justina, by si jej o wiadczy . Poza tym
jednym nieszcz snym wieczorem nigdy nie próbowa zaci gn jej do
ka, nigdy nie
sprawia te wra enia, e za ni szaleje. Ona za by a w nim do tego stopnia zakochana, e nie
wiadamia a sobie nawet jego braku zaanga owania, a do chwili, gdy zerwali zar czyny.
Justin zlekcewa
jej uwag .
- Je li potrzebujesz poczucia bezpiecze stwa, mog ci je ofiarowa - odrzek cicho. -
Mam wystarczaj co du o pieni dzy, chocia nigdy nie b
nale
do tej samej klasy co twój
ojciec. No ale on by milionerem.
Zacisn a powieki, czuj c, jak zalewa j fala wstydu. To jej ojciec, a tak e w asna
naiwno sprawi y, e w Justinie naros o tyle goryczy. Tak, on chce si teraz zem ci ,
pomy la a. By aby strasznie g upia, akceptuj c jego propozycj .
- Nie, Justin, nie wyjd za ciebie - oznajmi a po chwili i wyci gn a r
ku klamce. -
To niedorzeczny pomys .
Odwróci a twarz, w polu jego widzenia pozosta tylko jej profil. Natychmiast po
na jej d oni i przytrzyma j , po czym równie szybko zabra palce.
- Calhoun i Abby mieszkaj osobno, u mnie s tylko Lopez i Maria. Nie b dziesz
musia a pracowa , je li nie zechcesz, i b dziesz si czu a bezpieczna.
Oferowa jej prawdziwe niebo, tyle e bez jego uczu . Przede wszystkim by o mu jej
al. Ale pod tym alem kry a si inna mroczna potrzeba. Czu a to. Chcia si zem ci za to, e
sze lat temu go odrzuci a. Jego duma domaga a si zado uczynienia. Có , chyba jest mu to
nawet winna, uzna a z roz aleniem, po tym, co zrobi mu jej ojciec. Znalaz aby si blisko
niego, jada aby z nim przy jednym stole. Siadywa aby z nim wieczorami, kiedy ogl da by
telewizj . Spa aby pod tym samym dachem co on. Jej st sknione serce pragn o tego, i to
bardzo. Mo e za bardzo...
- Nie by by chyba... nie chcia by chyba...
Nie zdo
a tego nawet wykrztusi . Dziecko, my la a o dziecku, cho Bóg jeden wie,
czy uda oby jej si przej przez to, co prowadzi do pocz cia.
- Nie b
da rozwodu - odpar , le rozumiej c jej niezdecydowanie. - Nie jestem
Mister Ameryki, je li jeszcze tego nie zauwa
. I nie chc kupowa sobie kobiety, chyba
e na moich warunkach.
Zabrzmia o to podejrzanie, jak przytyk pod jej adresem, poniewa niegdy odepchn a
go, jak s dzi , z powodu jego biedy. Spojrza a mu w oczy.
- Nienawidzisz mnie? - spyta a, poniewa musia a to wiedzie .
Patrzy na ni bez s owa, w milczeniu pal c papierosa.
- Nie umiem ci wyja ni , co teraz czuj .
By a to uczciwa odpowied , cho daleka od deklaracji dozgonnej mi
ci. Tyle
dzieli o ich ran, tyle zadawnionej goryczy. Lecz cho pewnie by o to kompletne szale stwo,
Shelby nie potrafi a oprze si pokusie.
Patrzy a na jego papierosa zamiast na niego.
- Wyjd za ciebie, je li mówisz powa nie.
Ani drgn , za to gdzie w nim w rodku rozszala a si rado . Shelby nie zdawa a
sobie nawet sprawy, ile bezsennych nocy t skni cho by za tym, by j zobaczy , jak
rozpaczliwie akn jej blisko ci. A równocze nie nie potrafi ju zaufa tej kobiecie, i to by o
prawdziwe piek o. Powtarza sobie, e po prostu zb dzi a, e potrzebuje pomocy. Musia tak
o niej my le , i nie marzy o niczym wi cej. Mo e nawet zdarzy si , e z wdzi czno ci
Shelby zacznie mu nadskakiwa . Musi si pilnowa , nieustannie mie na baczno ci. Ale,
Chryste, jak on jej pragnie!
- W takim razie nie musimy i do pani Simpson, zanim wszystkiego nie ustalimy. -
Zapali silnik, wyjecha z powrotem na drog i zawróci w stron domu. W widoczny sposób
dr
y mu r ce. Zacisn palce na kierownicy, by Shelby nie spostrzeg a, jak poruszy a go jej
decyzja.
Maria i Lopez nie powiedzieli s owa, widz c Shelby u boku Justina, nawet je li byli
tym zaskoczeni. Lopez znikn czym pr dzej w kuchni, Maria za zacz a si kr ci wokó
Shelby, przynios a kaw i ciasteczka do salonu, gdzie Justin rozsiad si w swoim fotelu,
Shelby za przycupn a nerwowo na skraju kanapy.
- Dzi kuj , Mario - rzek a z wdzi cznym u miechem.
- To ja dzi kuj , señorita.
w kuchni, gdyby pan czego potrzebowa , señor -
doda a, zwracaj c si do Justina, po czym dyskretnie zamkn a za sob drzwi.
Shelby odnotowa a, e Justin nie skomentowa oczywistej aluzji Marii. Meksyka ska
gospodyni zapewne pomy la a, e jej pan zechce rzuci si na siedz
na kanapie kobiet ,
ale Shelby wiedzia a swoje. Justin zrobi to raz, i na pewno po raz drugi nie zaryzykuje. By a
wówczas tak przera ona, e zachowa a si g upio. Nigdy sobie tego nie wybaczy a, a on uzna
zapewne, e czuje do niego wstr t, cho by o wprost przeciwnie.
miechn a si , przypominaj c sobie, jak zacz li si umawia na randki.
Zachowywali si jak dzieci, zafascynowani sob , oboje troch zawstydzeni, zachowuj cy
dystans. Nigdy nie posun li si dalej ni tych kilka poca unków w dniu ich zar czyn.
- Pyta em, czy napijesz si kawy - powtórzy , trzymaj c srebrny czajniczek nad
fili ank , któr w
nie nape ni .
- Och. Tak, prosz . - Justin najwyra niej zapami ta , e lubi a kaw czarn , poniewa
nie zaproponowa jej mietanki ani cukru. Potem nala sobie kawy, dola
mietanki i siad z
powrotem, zak adaj c nog na nog i balansuj c fili ank i spodkiem z porcelany.
Shelby popatrywa a na niego, zastanawiaj c si , jak mog a wzi w ogóle pod uwag
mieszkanie z nim pod jednym dachem. Jest taki niedost pny, zamkni ty w sobie. Tak, na
pewno chce si tylko zem ci . By aby g upia, podaj c mu sznur, na którym móg by j
powiesi .
Z drugiej strony, je li z nim zamieszka, zyska doskona okazj , by zmieni jego
opini na jej temat. A eby udowodni mu swoj niewinno , musi tylko zaci gn go do
ka. I w tym ca y szkopu . Bo ona miertelnie ba a si zbli enia.
- Czemu si tak czerwienisz? - spyta .
- Gor co tu - odpar a, odchrz kuj c g
no.
- Gor co? - Za mia si bezlito nie. - Aha, b dziesz mia a osobny pokój, je li o tym
my lisz. Nie spodziewam si
adnej zap aty za to, e ci przyj em do swojego domu.
Teraz czerwie na jej policzkach przybra a purpurowy odcie . Niewiele brakowa o, a
chlusn aby mu kaw prosto w twarz.
- Traktujesz to jak dzia alno charytatywn .
- Na pewno nie jest ci z tym dobrze - zgodzi si .
- Ale Tyler nie mo e ci jednocze nie pomóc i pracowa . A ty nie utrzymasz si z
pensji, któr p aci ci Holman, z ca ym szacunkiem dla Holmana. Sekretarki w takich
miasteczkach zarabiaj grosze.
- Nie jestem interesowna - broni a si .
- Jasne - odpar , po czym w milczeniu s czy kaw .
- S uchaj, te zar czyny z Tomem Wheelorem to by pomys mojego ojca...
- Twój ojciec nigdy by mnie tak nie potraktowa - przerwa jej z przekonaniem, a jego
oczy pociemnia y jeszcze bardziej, rzucaj c gro ne b yski, kiedy si ku niej nachyli . - Nie
rób z niego koz a ofiarnego, nie wykorzystuj tego, e ju nie yje. Nale
do moich
najlepszych przyjació .
Tak ci si tylko wydaje, pomy la a pos pnie. Wygl da na to, e nie ma sensu
rozmawia z nim na ten temat. Jej ojciec wietnie udawa przyjaciela, ale to nie powód, by go
stawia na piedestale. Bóg jeden wie, dlaczego Justin ma tyle szacunku dla cz owieka, który
ofiarowa mu w zamian kilka lat gorzkiego upokorzenia.
- Ju nie potrafisz mi zaufa , tak? - spyta a agodnie. Przygl da si jej adnej twarzy,
jej zielonym oczom, jej spojrzeniu, które rozpala o mu dusz .
- Nie - odrzek szczerze. - Za du o wody pod tym mostem si przela o. Ale je li zdaje
ci si , e mam z amane serce i wci si nad sob u alam, to si mylisz. Po prostu troch za
wcze nie ci przejrza em. Moja duma ucierpia a, ale moje serce zosta o nieporuszone. Tam
jeszcze nie dotar
.
- Nie wyobra am sobie, eby to si kiedykolwiek uda o jakiejkolwiek kobiecie -
stwierdzi a. Obrysowywa a palcem brzeg fili anki. - Abby mówi a mi kiedy , e d ugi czas
nie spotyka
si z adn kobiet .
- Mam trzydzie ci siedem lat - przypomnia jej.
- Wyszala em si na d ugo przedtem, zanim zacz em si z tob spotyka . - Sko czy
kaw i odstawi fili ank , po czym spojrza jej prosto w oczy. - Oboje wiemy, e ty te nie
by
niewini tkiem, i z kim to robi
.
- W ogóle mnie nie znasz, Justin. Nigdy mnie nie zna
. Powiedzia
, e by am dla
ciebie symbolem statusu spo ecznego, i teraz, kiedy patrz wstecz, jestem sk onna w to
uwierzy . - Za mia a si z rozczarowaniem.
- Prowadza
mnie do swoich przyjació , eby si mn pochwali , a ja czu am si jak
jeden z tych koni czystej rasy, które zabiera
na bieg z przeszkodami.
Patrzy na ni przez zas on dymu z papierosa.
- Zabiera em ci , bo by
adna i mi a, i lubi em przebywa w twoim towarzystwie -
wiadczy . - To bzdura, e chcia em ci mie jako symbol w asnej pozycji.
Shelby usiad a wygodniej, zm czona rozmow .
- Dzi ki, e mi to mówisz - powiedzia a. - Ale teraz to ju chyba nieistotne, prawda? -
Doko czy a kaw i odstawi a fili ank . - We miemy lub ko cielny?
- spyta a nagle.
- A nie jeste my troch za starzy na takie ceremonie?
- Widz , e w dalszym ci gu jesz ywe grzechotniki, eby twój jad nie straci mocy -
powiedzia a, nie mrugn wszy powiek . - Chc mie
lub w ko ciele. Justin strzepn popió
do popielniczki.
- Szybciej za atwimy to u s dziego pokoju.
- Nie jestem w ci y - przypomnia a mu, odwracaj c twarz. - Nie ma wi c po piechu.
Przyciska a go do muru. Spojrza na ni przenikliwie.
- W porz dku, we miemy lub w ko ciele. Do tego czasu b dziesz mieszka u pani
Simpson, eby nie robi zb dnego szumu. - Wsta i zgasi papierosa. - Jeszcze jedno. Nie
pójdziesz do lubu w bia ej sukni. Je li si powa ysz, opuszcz ko ció g ównym wej ciem.
Shelby unios a wysoko g ow .
- Nie wiesz, co sobie od razu pomy
kobiety? To delikatne oskar enie wzbudzi o w
nim poczucie winy. Chcia , eby j zabola o, ale nie przesadnie.
- Mo esz w
co kremowego - mrukn niech tnie.
Wargi Shelby lekko zadr
y.
- We mnie do
ka - szepn a, patrz c na niego wyzywaj co, cho jej policzki
zrobi y si czerwone i dygota a, zdumiona swoj odwag . - Je li uwa asz, e k ami ,
twierdz c, e jestem dziewic , udowodni ci, e mówi prawd .
Spojrza na ni twardo.
- Wiesz równie dobrze jak ja, e tylko lekarz mo e po wiadczy dziewictwo. Nawet
czyzna z moim do wiadczeniem mo e si w tym wzgl dzie pomyli .
Policzki Shelby ponownie pociemnia y. Mog aby mu o wiadczy , e w jej przypadku
jest to wi cej ni oczywiste, e lekarz stwierdzi by to bez adnych w tpliwo ci. Otworzy a ju
usta, przezwyci aj c wstyd, ale nim wypowiedzia a cho s owo, kto g
no zapuka do
drzwi i po chwili do salonu wszed Lopez z wiadomo ci dla Justina.
- Musz zaj si nowym transportem - oznajmi jej. - Chod my, podrzuc ci do pani
Simpson. Zadzwo do Abby i zaplanujcie wesele. Na pewno ch tnie pomo e ci przy
zaproszeniach.
Nawet z nim nie dyskutowa a. By a zbyt wym czona. Pozornie maj si pobra , ale
jemu zale y tylko na tym, by j publicznie poni
, niczym puszczon ulicami przez t um
cudzo
nic .
Có , jako sobie z tym poradzi. Wystroi si w nie nobia sukni i przejdzie w niej
ówn naw ko cio a. Je li Justin j wtedy zostawi, niech mu b dzie. Tak, musi si tego
trzyma , ze wzgl du na poczucie w asnej godno ci. Jak e inaczej wygl da o wszystko sze
lat temu!
Shelby zna a rodzin Ballengerów, odk d si ga a pami ci . Tyler, jej brat, i Calhoun,
brat Justina, przyja nili si od zawsze. A to znaczy, e od czasu do czasu widywa a si z
Justinem. Pocz tkowo zachowywa si wobec niej sztywno i oficjalnie, i Shelby uzna a to za
wyzwanie. Zacz a wi c dra ni si z nim, nie mia o flirtowa . Zmiana, jaka w nim zasz a,
by a niesamowita.
Wybrali si razem na imprez z okazji halloween, i tam kto da Shelby do r k gitar .
Ku zdumieniu Justina, potrafi a na niej gra , stara a si tylko nie pieszy , by dostosowa si
do niezdarnych wysi ków ich gospodarza, który uczy si w
nie gra na gitarze
prowadz cej.
Justin przysiad obok niej na krze le i wyci gn r
. Ich przyjaciel, z u miechem,
którego Shelby wówczas nie zrozumia a, przekaza mu instrument. Justin skin jej g ow ,
wystuka rytm stop i zacz w asn interpretacj melodii San Antonio Rose, która powali a
wszystkich na kolana.
Po wst pnym szoku palce Shelby z apa y rytm i perfekcyjnie wtórowa y gitarze
Justina. Gdy zbli ali si do fina u, Justin spojrza jej w oczy. W tamtej w
nie chwili Shelby
si w nim zakocha a.
Nie by to jednak przys owiowy grom z jasnego nieba. Od lat wiedzia a, e Justin to
miry ch opak. Przygarn Abby, zapewniaj c dziewczynie dach nad g ow po mierci jej
matki i jego ojca w tragicznym wypadku samochodowym. Zawsze znajdowa si w pobli u,
kiedy kto potrzebowa pomocy. W ca ym Jacobsville nie znalaz oby si szlachetniejszego ani
bardziej pracowitego cz owieka. Mia te gor cy temperament, ale kontrolowa go zazwyczaj,
a jego pracownicy darzyli go szacunkiem, poniewa nie kaza im robi nic, czego sam by nie
chcia zrobi . By szefem, razem z Calhounem. Ale to on zawsze zjawia si pierwszy i
wyje
ostatni, kiedy by a robota. Posiada mnóstwo zalet, a Shelby by a w takim wieku,
kiedy dziewcz ta zakochuj si beznadziejnie w starszych od siebie m czyznach.
Po tamtym wieczorze z gitar zdawa o jej si , e widzi go wsz dzie. W restauracji,
gdzie we wtorki i czwartki jada a lunch z przyjació
, na spotkaniach towarzyskich, na
charytatywnych kiermaszach, podczas przeja
ek konnych szlakiem, który bieg w pobli u
ziemi Ballengerów. Nie przysz o jej do g owy, by si zastanowi , dlaczego taki samotnik,
ci ko pracuj cy m czyzna, tak niespodzianie znajduje tyle wolnego czasu, który sp dza w
miejscach, gdzie ona zwykle bywa. Zakocha a si , i ka da sekunda z Justinem zaspokaja a jej
spragnione mi
ci serce.
Z pocz tku nie s dzi a, e Justin si ni interesuje, lecz okaza o si , e pomimo tak
ró nego pochodzenia wiele ich czy. Potem, bardzo niespodzianie, wszystko uleg o zmianie.
Szli akurat jedn z wiejskich dróg, w pobli u przywi zali konie. Justin przystan i
opar si o drzewo. Milcza , ale jego oczy mówi y bardzo wiele. W jednej r ce trzyma pal cy
si papieros, drug wyci gn do Shelby.
Uj a j , nie wiedz c, czego si spodziewa . Serce jej bi o jak szalone, patrzy a na
jego wargi i pragn a ich do szale stwa. Zapewne by tego wiadomy, ale nie wykorzysta
sytuacji. Przyci gn j bli ej, wci dotykaj c tylko jej d oni. Potem, patrz c w g b jej oczu,
pochyli si z wolna, daj c jej niezmierzon ilo czasu, by si zawaha a, by okaza a mu, e
sobie tego nie yczy.
yczy a sobie tego. Sta a nieruchomo, podczas gdy jego wargi ociera y si o jej wargi.
Nie zamkn a oczu.
Justin rzuci papierosa i zgniót go butem, a jej serce kompletnie zwariowa o. Obj j
troch mocniej i poca owa j - z szacunkiem, z czu ym zdumieniem. Oddawa a mu
poca unki, otaczaj c go ramionami. Chwil pó niej odsun si i pu ci j bez s owa. Wzi j
za r
i ruszyli dalej przed siebie.
- Chcesz uroczysty lub czy wystarczy cywilny?
- zapyta , jakby rozmawiali w
nie o pogodzie.
I tak si zar czyli. Tamtego wieczoru wrócili do jej domu i podzielili si nowin z jej
ojcem. Nie zauwa yli nawet, e omal nie wybuchn . Odwróci si i trwa tak d ug chwil ,
by och on , po czym powita Justina w rodzinie i wyrazi swoj rado . Nast pnie Justin
zabra Shelby do siebie, by podzieli si wiadomo ci z Calhounem i Abby, ale Abby
sp dza a akurat noc u przyjació ki, a Calhoun polecia do Oklahomy w interesach.
Mieli zatem ca y dom tylko dla siebie. miali si i wznosili toasty za szcz liw
przysz
. Potem Justin przyci gn j i poca owa jako inaczej, a ona zaczerwieni a si ,
czuj c jego j zyk wnikaj cy w jej usta.
- B dziemy ma
stwem - szepta . - Nie zrobi ci krzywdy.
- Wiem. - Schowa a twarz w jego bia ej jedwabnej koszuli. - Ale to dla mnie nowe.
- Dla mnie to te nowa sytuacja - powiedzia zdyszany. Po
jej d onie na guzikach
swojej koszuli i przycisn je mocno, rozpinaj c koszul , po czym skierowa jej palce na
swoj spalon s
cem pier . - Teraz - szepta .
- Dotknij mnie, Shelby.
Ta blisko zszokowa a j , ale kiedy nachyli si i zacz j ca owa , zapomnia a o
szoku i uspokoi a si . Jej palce znalaz y przyjemno w dotyku jego skóry, jego zapach
utrzymywa si wokó niej niczym ostra przyprawa.
- Mocniej - szepta na bezdechu. Przyciska do siebie jej d onie, a gdy podnios a na
niego wzrok, zobaczy a w jego oczach co , czego jeszcze nie widzia a. Co dzikiego i
nieokie znanego. Zadr
a, nie spodziewa a si znale takiego po
dania u tak opanowanego
czyzny.
Ca owa j teraz gwa townie, odnosz c zdumiewaj cy efekt. Shelby j cza a,
przestraszona tym nowym, nieznanym odczuciem. Dla Justina jednak ten j k znaczy co
zupe nie innego. S dzi , e jest jej tak dobrze jak jemu, i jeszcze bardziej si rozpala . Opu ci
ce ku biodrom Shelby i nagle uniós j , chwytaj c w u cisku, który niemal pozbawi j tchu.
Bardzo niewiele wiedzia a o m czyznach, ale zmienione cia o Justina mówi o jej
wyra nie o jego odczuciach. Ociera si o ni w jawnym po
daniu, coraz szybciej
oddychaj c. Broni a si , ale on by silniejszy i zatraca si ju w po
daniu. Nie zdawa sobie
sprawy, e Shelby chce si od niego uwolni , a pchn a go, prosz c, by przesta .
Podniós wówczas g ow zdesperowany.
- Shelby... - szepn b agalnie.
- Pu mnie! Prosz ... Justin, zostaw mnie!
- Nie bój si , przestan , kiedy trzeba - szepn i znów zacz j ca owa .
Jej protesty umilk y, podniós j z pod ogi i przeniós na kanap , gdzie u
j
delikatnie na poduszkach. Dr
z po
dania, ca owa j nieprzytomnie. Le
obok niej,
gotowy do mi
ci. Bardzo ba a si go w tamtej chwili, wiedzia a, do czego to prowadzi, a
skoro si zar czyli, nie mia a pewno ci, e Justin zatrzyma si we w
ciwym momencie.
- Justin!
- Nie odbior ci dziewictwa, Shelby - szepn , obejmuj c nami tnie jej biodra. - O
Bo e, kochanie, nie ka mi czeka . Pozwól mi si z tob kocha . Poca uj mnie...
Ca owa j coraz bardziej zaborczo, ruchy jego bioder wiadczy y, e zupe nie ju nad
sob nie panuje, jego d onie ciska y jej piersi. Potem wcisn kolano mi dzy jej nogi i wtedy
naprawd spanikowa a. Przera ona, odepchn a go.
Natychmiast poczu jej opór. Podniós wzrok i patrzy na ni przez chwil ,
zdezorientowany. Pó niej, widz c w jej oczach odmow , poczu j tak e w jej zesztywnia ym
ciele. Gdy zerwa si z kanapy, Shelby odetchn a.
Justin zapali papierosa. Min o kilka pe nych napi cia minut, zanim odwróci si do
niej i nala dwa kieliszki brandy. Poda jej jeden i u miechn si kpi co, kiedy stara a si nie
dotkn jego r ki.
Odwróci si znowu i zapatrzy przez okno, popijaj c brandy, wyprostowany na
baczno .
- B dziemy si kocha po lubie - oznajmi . - Mam nadziej , e zdajesz sobie spraw ,
e nie planuj oddzielnych sypialni.
- Tak. - S czy a powoli alkohol, trzymaj c kieliszek w dr cych d oniach. Chcia a mu
wszystko wyt umaczy , ale nie wygl da o na to, by mia ochot jej s ucha . - Jestem...
dziewic .
- My lisz, e nie wiem? - spyta cierpko. Jego twarz zamieni a si w ch odn i
nieczyteln mask , skrywaj
prawdziwe uczucia. - Bo e mój, b dziemy ma
stwem. Nie
wolno mi ci dotyka , dopóki nie b dziesz mia a obr czki na palcu?
Spu ci a wzrok na kieliszek.
- By mo e... tak by oby lepiej.
- Bior c pod uwag mój brak opanowania, chyba wiem, o co ci chodzi. - Powiedzia to
przejmuj cym tonem, którego jeszcze u niego nie s ysza a. Wypi brandy i po chwili jego
min a.
Shelby poczu a ulg . Nie przeprosi jej, ale podszed i wzi j ostro nie za r
, jak
gdyby nic si nie sta o. S czyli powoli brandy, a kiedy byli ju na lekkim rauszu, Justin
nauczy Shelby meksyka skiej pijackiej piosenki. Maria i Lopez wrócili do domu z imprezy,
potem Justin zawióz Shelby do domu. Maria nakrzycza a na niego po hiszpa sku, a dopiero
po jakim czasie Shelby dowiedzia a si , e Justin uczy j piosenki, której w adnym
wypadku nie powinna piewa publicznie.
Oczekiwa a na swój lub z rado ci i obaw . Nami tno Justina wprawia a j w
niepokój i poddawa a w w tpliwo jej zdolno dorównania mu w tej kwestii.
Nie by o jednak powodu do niepokoju, poniewa podobne gor ce chwile wi cej si
nie powtórzy y. Najodwa niejszym posuni ciem Justina w ci gu kolejnych dni by ca us w
policzek, tylko w jego czarnych oczach pojawi si jaki dziwny wyraz. Shelby uspokoi a si i
znowu cieszy a si jego towarzystwem.
Potem, niespodzianie, jej ojciec po
temu kres. Za da od niej, by porzuci a
Justina, grozi , e w innym wypadku doprowadzi go do bankructwa. Uprzedza , e wtedy
Justin j znienawidzi, oskar y j o strat wszystkiego, co posiada , i ich ma
stwo tak czy
owak nie b dzie mia o adnej szansy. Zabije je jego ura ona duma.
Shelby by a wówczas bardzo m oda i bardzo niedo wiadczona. Jej ojciec, stary wyga,
potrafi dopi swego. Zaci gn do pomocy Toma Wheelora, którego przekona a
perspektywa intratnego zwi zku. A Shelby pos ucha a ojca i ok ama a Justina, przyznaj c si
do romansu z Tomem, do tego, e zale y jej tylko na bogactwie i pozycji.
To ju tak dawno temu, my la a teraz. Zrobi a to wszystko, by chroni Justina, by
oszcz dzi mu utraty tego, na co on sam i jego rodzina pracowali wiele lat. Tym samym
po wi ci a swoje w asne szcz cie. I tylko siebie mog a wini za ch ód, z jakim Justin j
traktowa , a tak e o to, e nie wyjawi a mu powodu swojego strachu przed zbli eniem.
I oto teraz Justin po lubi j z lito ci, z towarzysz
mu my
o zem cie. Nie
wiedzia a, jak u
y im si
ycie, ale z ca pewno ci tylko blisko mog aby zmieni jego
zdanie o niej. Wróci y wszystkie jej w tpliwo ci. Ale da a ju s owo i nie mo e si wycofa .
A zatem postara si , by by o mo liwie najlepiej, ywi c nadziej , e g ód zemsty nie jest
jedynym powodem, który pchn Justina do tego ma
stwa.
ROZDZIA TRZECI
Abby zgodzi a si pomóc Shelby w przygotowaniach do lubu. Shelby zawsze darzy a
sympati podopieczn braci Ballengerów. Poza tym Abby zdawa a si doskonale rozumie ,
co dzieje si mi dzy jej by ym opiekunem i jego by narzeczon .
- Wyobra am sobie, e Justin niczego ci nie u atwia - zauwa
a, kiedy adresowa y
koperty z zaproszeniami, odebrane w
nie z drukarni.
Shelby odgarn a do ty u opadaj cy kosmyk w osów i cicho westchn a.
- On si nade mn lituje - rzek a z agodnym u miechem. - A mo e nawet chce si
zem ci . Obawiam si , e to wszystko, co do mnie czuje.
- Do dobrze sobie radzi tamtego wieczoru, kiedy poszli my w czwórk na ta ce i
Calhoun przeta czy z tob prawie ca y wieczór - przypomnia a Abby artobliwie.
atwo by o teraz mia si z przesz
ci, cho i ona, i Justin bardzo to wówczas
prze ywali.
- Tak, nagada mi potem, kiedy w ko cu z nim zata czy am. I zdaje si , e oberwa o
si te pó niej Calhounowi, s dz c po jego minie. Justin by po prostu w ciek y.
- W ciek y! - Abby roze mia a si . - Poszed do domu i upi si . Gorzej nawet -
wyzna a ze wstydem. - Mnie te upi . Kiedy Calhoun odwióz ci do domu i wróci , le eli my
rozwaleni na kanapie, ale jeszcze usi owali my wsta i wyrzuci go za drzwi.
W oczach Shelby zjawi si przelotny b ysk rozbawienia.
- Abby!
- Nie mówi c ju o tym - ci gn a Abby - e Justin nauczy mnie tej nieprzyzwoitej
hiszpa skiej piosenki.
Shelby zarumieni a si , przypominaj c sobie, kiedy po raz pierwszy s ysza a ów
pijacki song.
- Mnie te tego uczy . Tego wieczoru, kiedy si zar czyli my. I w
nie zaczynali my
wy w duecie, kiedy wesz a Maria i wpad a w furi .
Abby sko czy a adresowa kolejn kopert i w
a do niej zaproszenie, zaklejaj c j
automatycznie, zapatrzona na zamy lon twarz Shelby.
- Justin nigdy nie przesta o tobie my le , sama wiesz.
Shelby podnios a wzrok.
- Nigdy nie przesta my le o tym, co mu zrobi am.
Jest taki nieugi ty. Nawet nie mog mie mu tego za z e, bo w ko cu kiedy bole nie
go zrani am.
- Niby jak?
- Wydawa o mi si , e go ratuj , wiesz? - rzek a cicho Shelby. - Mój ojciec nie yczy
sobie mie kowboja za zi cia. Wybra dla mnie bogatego faceta, a mnie si to nie podoba o.
Wi c kiedy dowiedzia si , e przyj am o wiadczyny Justina, postanowi za wszelk cen
zniszczy nasz zwi zek. - Obróci a w d oniach zaklejon kopert . - Do tamtej pory nie
mia am poj cia, e mój w asny ojciec potrafi by tak bezwzgl dny. Zagrozi , e doprowadzi
Justina do bankructwa, je li go nie pos ucham. - Wyg adzi a kopert , wspominaj c gorycz
tamtych chwil. - Nie uwierzy am mu, my la am, e blefuje. Tymczasem bank odmówi
Ballengerom dalszych kredytów i o mary w os nie splajtowali.
- To dawne czasy - powiedzia a Abby, dotykaj c delikatnie jej d oni. - Teraz wietnie
prosperuj , wtedy zreszt te nie le sobie radzili, prawda?
- Mój ojciec obieca , e je eli przyjm jego propozycj , poci gnie kilka sznurków i
przekona kogo trzeba w banku, eby nie wystawiali maj tku Ballengerów na sprzeda . Justin
powiedzia mi, jak wygl da post powanie w wypadku bankructwa - wyja ni a. - By
kompletnie za amany. Wspomnia nawet o zerwaniu zar czyn w takiej sytuacji, wi c
pomy la am, e pewnie tak czy owak bym go straci a, a nawet, e to mo e by mu na r
.
Pami tam - doda a, przywo uj c jego twarz z tamtych czasów, jego oddalenie i rezerw - e
dzi am wówczas, e zmieni zdanie i ju nie chce si ze mn
eni . Sama by am do
nieprzyst pna... - Zamilk a. Abby nachyli a si ku niej.
- I co zrobi twój ojciec?
- Znalaz Toma Wheelora i zabra go na spotkanie z Justinem. Oznajmi Justinowi, e
spotyka am si z nim jedynie po to, eby wzbudzi zazdro Toma i sk oni go do
wiadczyn, poniewa Tom by bogaty, a Justin nie. Udawa , e to wszystko moja wina. A
Justin uwierzy mu. Uwierzy , e oszuka am go z premedytacj . Potem ojciec doda jeszcze,
e Tom i ja byli my kochankami, a Tom to potwierdzi .
Abby podnios a na ni skupiony wzrok.
- Ale nie byli cie - stwierdzi a z przekonaniem. Shelby pos
a jej pe en wdzi czno ci
miech.
- Wielkie dzi ki, e rozumiesz, jak by o naprawd . Ale zosta am zmuszona ta czy ,
jak zagra mi ojciec, eby uratowa raczkuj cy interes Justina. Wi c kiedy Justin zadzwoni
do mnie i zapyta , jak to w
ciwie jest, powtórzy am to, co kazano mi powiedzie . - Wbi a
wzrok w dywan. - e zale y mi na pieni dzach, e nigdy go naprawd nie chcia am, e
zabawia am si z nim, czekaj c na Toma. - Zamkn a oczy. - Chyba do ko ca ycia nie
zapomn ciszy, która zapad a wtedy w s uchawce, ani tego, jak niepostrze enie si roz czy .
Kilka tygodni pó niej nie by o ju mowy o bankructwie Ballengerów, pewnie ojciec
przekona bank, e warto w nich inwestowa . Spotyka am si z Tomem, po to, eby
uwiarygodni wszystko przed Justinem. A potem wyjecha am na pó roku do Europy i
robi am wszystko, eby zabi si na nartach w Szwajcarii. W ko cu jednak wróci am, ale co
we mnie umar o, przez ojca i jego sztuczki. A on chyba wreszcie sobie to u wiadomi , zreszt
dopiero tu przed mierci . I nawet mnie przeprosi . Ale by o ju za pó no.
- Gdyby tylko Justin tego wys ucha ... - rzek a Abby z westchnieniem.
- Ale nie wys ucha. On mi nie wybaczy. Bo dla niego to by o jak publiczna egzekucja.
Wszyscy wiedzieli, e go rzuci am, zostawi am dla bogatszego. A wiesz, jak on nie znosi
plotek.
Abby skrzywi a si .
- Chyba zdawa sobie spraw , e twój ojciec go nie akceptuje?
- O, to w
nie by o pi kne. Mój ojciec przyj Justina z otwartymi ramionami i
wyg osi mow , jaki to jest dumny, e b dzie mia takiego syna. - Za mia a si cierpko. - Gdy
poszed do niego z Tomem, ma o si nie pop aka , e jego w asna córka oszuka a biednego
Justina.
- Ale dlaczego? Tylko po to, eby po czy dwa maj tki? Nie obchodzi o go twoje
szcz cie?
- Mój ojciec chcia zbudowa imperium - wyja ni a. - Nie móg pozwoli , eby
cokolwiek mu w tym przeszkodzi o, zw aszcza jego dzieci. Tyler nigdy nie pozna prawdy -
doda a. - By by w ciek y, gdyby si dowiedzia , ale to stanowi o cz
umowy z ojcem.
- A ty nigdy nie powiedzia
bratu prawdy?
- Tyler jest samotnikiem - odpar a Shelby. - Trudno mi si z nim rozmawia, nie atwo
si do niego zbli
. Chyba dlatego do tej pory si nie o eni . Nie potrafi otworzy si przed
lud mi ani na ludzi. Ojciec by dla niego surowy, jeszcze surowszy ni dla mnie. Wy miewa
si z niego i niemal przez ca e dzieci stwo zastrasza go. Tyler wyrós na twardego faceta, bo
musia taki by , eby prze
w rodzinnym domu.
- Nic o tym nie wiedzia am. Lubi Tylera - przyzna a Abby. - Jest taki inny,
wyj tkowy.
Shelby odpowiedzia a jej u miechem. Zachowa a dla siebie wiadomo , e Tyler si w
niej podkochiwa . I w
nie utrata szansy zdobycia Abby, prócz utraty maj tku, zdecydowa a
o tym, e postanowi wyjecha . Tyler wyjecha do Arizony i do nowej pracy bez s owa alu.
Shelby yczy a mu, by ta zmiana wysz a mu na dobre.
Pani Simpson przynios a tymczasem tac z ciastkami i kaw . Jeszcze d ugo trzy
kobiety siedzia y i omawia y przygotowania weselne, a wreszcie Abby musia a wraca do
domu.
Shelby nie przyzna a si nikomu, co Justin powiedzia na temat jej sukni lubnej.
Nast pnego dnia wybra a si do Jacobsville, do niewielkiego sklepu, którego w
cicielk
by a jej szkolna kole anka. Kupi a tam elegancki lniany kostium, oczywi cie bia y. By a
bowiem przekonana, e udowodni Justinowi swe prawo do owej symbolicznej bieli.
Nast pnie uda a si na przed lubne badania. Doktor Sims opiekowa si ni od
dziecka. Wysoki, siwiej cy pan dla wi kszo ci pacjentów by jak cz onek rodziny. Jego
spokojne wyja nienia po zako czeniu badania, po otrzymaniu wyników badania krwi z jego
laboratorium, bardzo j zmartwi y. Protestowa a, ale lekarz obstawa przy swoim.
- To naprawd drobny zabieg - przekonywa . - Prawie nic nie poczujesz. I szczerze
mówi c, Shelby, je li si nie zdecydujesz, twoja noc po lubna zamieni si w koszmar. -
Wyt umaczy jej wszystko szczegó owo, a kiedy sko czy , dotar o do niej wreszcie, e nie ma
wyboru.
Justin mo e sobie przysi ga , e jej nie tknie, ale to nierealne, skoro zdecydowali si
razem. Ten zabieg mo e j przynajmniej cz ciowo uwolni od bólu. A zatem ostatecznie
wyrazi a zgod , nalegaj c, by lekarz wykona tylko cz ciowy zabieg, eby by o absolutnie
oczywiste, i Shelby jest dziewic . Doktor Sims b kn co na temat starych g upich
przes dów, ale zrobi , o co go prosi a. Mrukn jeszcze pod nosem, e przez swój upór Shelby
nara a si na pewne trudno ci i w zwi zku z tym zapewne i tak do niego wróci. Nie chcia a
si z nim spiera , liczy o si wy cznie to, by Justin jej uwierzy . Posiada a tylko ten jeden
jedyny dowód.
lub Shelby i Justina sta si wydarzeniem sezonu. Shelby nawet sobie nie
wyobra
a, e ko ció metodystów w Jacobsville pomie ci tyle ludzi, ani te
e tyle osób
przyjdzie zobaczy jej ceremoni
lubn . Tak, przyby o o wiele wi cej widzów, ni
przewidywa a przygotowana przez ni lista go ci.
Abby i Calhoun zajmowali awk nale
do rodziny. Trzymali si za r ce - on,
wysoki blondyn, i ona, ciemnow osa m oda kobieta, tak bardzo zakochani, e wprost
promieniowali mi
ci . Obok nich siedzia zielonooki brunet, Tyler, brat Shelby, góruj c nad
wszystkimi poza Calhounem. Poza tym ko ció pe en by s siadów i znajomych, w ród
których nie zabrak o te Misty Davies, przyjació ki Abby, siedz cej w awce po drugiej
stronie nawy. Za to d ugo nie by o wida Justina. Shelby przestraszy a si , przypominaj c
sobie jego gro
, e opu ci ko ció , je li ujrzy j w bieli.
Niemniej gdy tylko odezwa y si pierwsze akordy marsza weselnego, pastor i Justin
czekali na ni przy o tarzu. Musia a mocno przygry wargi i równie mocno ciska bukiet
stokrotek, by nikt nie zobaczy , jak bardzo dr y, id c naw .
Postanowili z Justinem, e lub b dzie jak najskromniejszy, zrezygnowali te ze
zb dnej ceremonii, ograniczaj c si do krótkiej mszy. O tarz zdobi o mnóstwo kwiatów i
kandelabr z trzema niezapalonymi bia ymi wiecami. Justin mia na sobie czarny garnitur i
wygl da bardzo elegancko. Kiedy Shelby zaj a miejsce u jego boku, spotkali si wzrokiem.
Patrzy a na niego wyzywaj co, daj c mu szans na spe nienie pogró ek.
Nast pi a pe na napi cia chwila i przez moment wygl da o nawet na to, e Justin
rozwa a tak mo liwo . Ale ta chwila min a. Przeniós swój ch odny wzrok na pastora i
powtórzy , co mu kazano, bez cienia emocji w g osie.
Potem wsun jej na palec cienk z ot obr czk . Nie mia a pier cionka
zar czynowego, nie wspomina nic o jego kupnie. Sam wybra dla niej obr czk i nawet nie
zapyta jej, czy chcia aby, by i on nosi owo widome wiadectwo lubu. Zreszt raczej nie
mia na to ochoty.
Odpowiedzieli na ostatnie pytania pastora i zapalili dwie wiece, po czym ka de z nich
swoj
wiec zapali o t trzeci , symbolizuj
zwi zek dwojga ludzi. Pastor og osi ich
em i on i zach ci Justina do poca owania panny m odej. Justin odwróci si do Shelby
z nieuchwytnym wyrazem twarzy. Patrzy na ni przez d
sz chwil , po czym pochyli
ow i musn jej wargi zimnym poca unkiem. Nast pnie wzi j za r
i poprowadzi
naw do przedsionka, gdzie w kilka sekund pó niej otoczy ich t um z yczeniami.
Nie by o czasu na rozmowy. Przyj cie odbywa o si w sali parafialnej, podano poncz,
ciasto i kanapki, a Shelby i Justina okupowali go cie.
Kto przyniós ze sob aparat fotograficzny i poprosi ich o ustawienie si do zdj cia.
Nie wynaj li fotografa, czego Shelby bardzo
owa a. Chcia a zobaczy ich dwoje razem
przynajmniej na fotografii, musia a si wi c zadowoli amatorskim zdj ciem.
Gdy tylko zdj cie zosta o zrobione, Justin popatrzy na ni ze z
ci , mówi c przez
by:
- Powiedzia em ci przecie : ka dy inny kolor, tylko nie biel.
- Tak, wiem - odpar a spokojnie. - Pomy l tylko, jak by si czu , gdybym si upiera a,
eby w
na lub niebieski, a nie czarny garnitur.
Zamruga nerwowo powiekami, jakby mu si zdawa o, e si przes ysza .
- Bia a suknia oznacza... - zacz z oburzeniem.
- ... pierwszy lub - doko czy a za niego. - Mój jest pierwszy.
Oczy mu zap on y z oburzenia.
- Oboje wiemy, e bia y kolor ma jeszcze inne znaczenie, a ty nie masz do tego prawa.
Ale podobno mo esz mi udowodni , e jest przeciwnie, tak? - U miechn si cynicznie. -
Wi c by mo e pozwol ci to zrobi .
Zaczerwieni a si i odwróci a wzrok. Przez moment stchórzy a, my
c o tym, jakie to
dzie dla niej przykre, je li on potraktuje j jak dziwk , za któr j uwa a.
- Nie musz ci niczego udowadnia .
Za mia si , a brzmia o to, jakby kto potrz sn naczyniem z kostkami lodu.
- Bo nie mo esz, prawda? Udawa
tylko, to by a zwyk a brawura, ebym si
zastanawia nad tym a do dnia lubu.
- Justin...
- Niewa ne. - Wyj papierosa z pude ka i zapali . - Mówi em ci ju , e b dziemy spa
osobno. Nie obchodzi mnie, czy jeste dziewic .
Poczu a bolesny smutek i popatrzy a z uwielbieniem na jego porysowan bruzdami
twarz. By tak pi kny. Bo nie przystojny, ale w
nie pi kny. Gibkie spr
yste cia o, czarne
oczy i g ste czarne w osy, a do tego oliwkowa cera. Uosabia idea m czyzny, pomy la a.
Zerkn na ni , przy apuj c j na tym zachwycie. Jego papieros zawis w powietrzu, a
on wpatrywa si badawczo w jej oczy, nie pozwalaj c jej uciec, a jej serce zacz o bi
mocniej. Przenios a spojrzenie na jego wargi i nagle zapragn a ich a do bólu. Gdyby tylko
potrafi a zachowa si jak wyzwolona kobieta, któr tak bardzo chcia a by ! Gdyby mog a
wyzna mu prawd i poprosi , by si tak nie spieszy . Tymczasem trz
a si na sam my l o
przekazaniu mu tak intymnych informacji.
Co za b ogos awie stwo, e Tyler postanowi w
nie po egna si z nimi,
oszcz dzaj c jej kpin Justina.
- Musz zd
na samolot do Arizony - powiedzia siostrze, pochylaj c g ow i
ca uj c j przelotnie w policzek. - Moja tymczasowa szefowa sztywnieje ze strachu przed
facetami.
Shelby za wieci y si oczy.
- Co takiego?
Tyler szczerze si zmiesza .
- Denerwuje si , jak jest sama z facetami - wyja ni z wahaniem. - Cholera, chowa si
za moimi plecami na ta cach, naro nych spotkaniach... To naprawd wkurzaj ce.
Shelby walczy a ze sob , eby nie wybuchn
miechem. Jej bardzo niezale ny brat
nie znosi kobiet, które si klej do facetów, a tu prosz , jaka damska przylepa dosy dziwnie
na niego dzia a. Tymczasowa szefowa Tylera by a siostrzenic jego prawdziwego szefa.
Mieszka a w Arizonie, gdzie usi owa a sobie jako radzi na zad
onym ranczu. Szef Tylera
z Jacobsville wys
go tam do pomocy. Tyler z pocz tku nie znosi tej roboty, i wci chyba
za ni nie przepada . Ale mo e przypad a mu za to do gustu tajemnicza dama z Arizony.
- Mo e przy tobie czuje si bezpieczna - zauwa
a Shelby.
Brat zgromi j wzrokiem.
- To si musi sko czy . Czuj si , jakbym by obro ni ty bluszczem.
- A co, brzydka jest? - zainteresowa a si .
- Nic nadzwyczajnego, dosy pospolita - mrukn .
- Ujdzie, je li kto lubi ch opczyce. Ale to nie w moim gu cie - doda z pos pn min .
- To czemu nie rzucisz tej roboty? - spyta z kolei Justin. - Mo esz pracowa dla
Calhouna i dla mnie, zreszt ju ci to proponowali my.
- Tak, wiem. Jestem wdzi czny, zw aszcza po tym, jak si popsu o mi dzy naszymi
rodzinami - przyzna otwarcie Tyler. - Ale tamta robota to dla mnie wyzwanie i troch j
lubi .
- W ka dym razie przyje
aj, jak si st sknisz za domem.
Tyler u cisn jego wyci gni
r
.
- Mo e którego dnia... Lubi dzieciaki - doda .
- Nie przeszkadza oby mi par siostrzenic czy siostrze ców.
Justin zrobi tak min , jakby sposobi si do najci szej zbrodni, Shelby za
spurpurowia a. Tyler zmarszczy czo o. Justin w milczeniu podzi kowa Bogu za to, e
nie do czyli do nich Calhoun i Abby. Nie chcia nawet my le o potomstwie. A Shelby
na pewno nie chcia aby go za ojca swoich dzieci, bior c pod uwag ten jeden jedyny raz,
kiedy próbowa si do niej zbli
. Je li uzna to za wskazówk , Shelby si nim brzydzi.
- No i jaki adny lub! - Calhoun zwróci si do Tylera, obejmuj c u miechni
rado nie Abby. - A tobie to nie daje do my lenia?
Tyler pos
u miech Abby.
- Owszem, daje. Mam ch natychmiast si przeciw temu zaszczepi - mrukn
ponuro.
- Przyjdzie dzie , e z tego wyro niesz - zapewni go Calhoun. - W ko cu ka demu z
nas kto kiedy podcina nogi - dorzuci i zrobi unik, kiedy Abby uderzy a go lekko w pier . -
Wybacz, kochanie! - Za mia si , muskaj c jej czo o czu ym poca unkiem. - Wiesz, e
artuj .
- Podrzuci ci na lotnisko, czy wypo yczy
sobie pojazd? - spyta a Abby.
- Wypo yczy em, wielkie dzi ki. Mo e mnie odprowadzicie do samochodu? -
Poca owa Shelby jeszcze raz. - B
szcz liwa - doda ciep o.
- Mam nadziej ...
Tyler skin g ow , cho nie wygl da na przekonanego. Kiedy ruszy za Abby i
Calhounem, wychodz c z sali parafialnej, zmarszczy czo o, pogr ony w nieweso ych
my lach.
Przyj cie weselne ci gn o si w niesko czono . Shelby ucieszy a si , kiedy wreszcie
mo na by o i do domu. Z samego rana Justin wys
Lopeza do domu pani Simpson, by
zabra stamt d jej rzeczy.
W jego domu przygotowano dla niej pokój go cinny. Maria protestowa a, ale krótko -
lodowaty wzrok Justina uciszy j skutecznie. Rozumia a o wiele wi cej, ni mu si zdawa o.
I podobnie jak wszyscy inni pracownicy Justina, wiedzia a, e mimo goryczy on wci ma
abo do Shelby. Poza tym Shelby zosta a sama, pozbawiona domu i pieni dzy, nikt wi c
nie zdziwi si specjalnie temu ma
stwu. A je li Justin czu potrzeb drobnej zemsty, to te
nikogo nie dziwi o.
- Dzi ki Bogu, e wreszcie jest po wszystkim - rzek Justin zm czonym g osem, kiedy
znale li si w domu.
Zdj krawat i marynark , rozpi ko nierzyk koszuli i podwin r kawy. Wygl da ,
jakby przyby o mu dziesi lat.
Shelby od
a torebk na stolik w holu i zrzuci a z ulg pantofle na wysokich
obcasach, my
c, jak to dobrze straci par centymetrów wzrostu.
Justin zerkn na ni i u miechn si pod nosem, ale odwróci si szybko, by tego nie
spostrzeg a.
- Chcesz wyj gdzie na kolacj czy zjemy tutaj?
- Wszystko jedno.
- Chyba wygl da oby to do dziwnie, gdyby my dzi wieczór wybrali si do
restauracji - doda , zwracaj c si do niej z kpi cym u miechem.
- No, mia o - mrukn a i spojrza a na niego wrogo. - Mo esz zepsu reszt tego dnia.
ebym tylko nie mia a adnej przyjemno ci w dniu mojego lubu.
ci gn brwi, a ona zakr ci a si i ruszy a na pi tro.
- O czym ty mówisz, do diab a?
Nie obejrza a si . Trzyma a si por czy i patrzy a w gór .
- Nie móg by lepiej wyrazi swoich uczu , nawet gdyby powiesi sobie na szyi
tabliczk z wypisanymi w asn krwi wszystkimi alami. Wiem, e mnie nie lubisz. e
eni
si ze mn z lito ci. Ale wci siedzi w tobie co , co ka e ci si zem ci za to, co ci
pono zrobi am.
Justin zapali papierosa i zaci gn si dymem. Sta wsparty o framug z powa
min i zaciekawieniem w oczach.
- Marzenia umieraj d ugo i powoli, kochanie. Nie wiedzia
o tym? - spyta ch odno.
Odwróci a si , patrz c mu prosto w oczy.
- Nie tylko ty mia
marzenia - odrzek a. - Zale
o mi na tobie.
- Tak, zale
o ci. - Zacisn z by. - Dlatego w
nie wymieni
mnie na tego
bogatego gówniarza.
Shelby z roztargnieniem postukiwa a w por cz.
- Dziwne wobec tego, e za niego nie wysz am, co? Bardzo dziwne, nie uwa asz,
je eli tak bardzo chcia am jego pieni dzy?
Wsun papierosa do ust.
- Bo pewnie on ci rzuci , kiedy si dowiedzia , e bardziej chodzi ci o fors ni o
niego.
- Nigdy go nie chcia am, ani jego pieni dzy - przyzna a uczciwie. - Mia am dosy
asnych.
- Naprawd ?
Czy by spodziewa a si , e on uwierzy w jej kompletn nie wiadomo finansowych
opotów ojca?
- Oczywi cie nie chcesz tego s ucha - stwierdzi a. - Nigdy nie chcia
. Próbowa am
ci powiedzie , dlaczego zerwa am zar czyny...
- Wszystko mi dok adnie wyja ni
. e nie mo esz znie mojego dotyku. Sam to
widzia em. - Jego oczy b yszcza y z owieszczo. - Odepchn
mnie - doda chropawym
osem. - Trz
si jak osika, a oczy ma o ci z orbit nie wysz y. My la
tylko, eby jak
najszybciej uciec.
Shelby otworzy a usta, oddychaj c ci ko.
- A ty my la
, e to ze wstr tu, oczywi cie?
- A niby nie? A co to niby by o? - rzuci w odpowiedzi. - Przebierz si , zjemy kolacj .
Nie wiem jak ty, ale ja jestem g odny.
Tak bardzo
owa a, e nie mo e wyzna mu prawdy. Ogromnie pragn a to zrobi ,
ale Justin wytworzy mi dzy nimi ju taki dystans, e jego oboj tno wzbudzi a w niej groz .
Odwróci a si z powrotem i z westchnieniem ruszy a odr twia a na gór , zastanawiaj c si ,
jak ma
z cz owiekiem, z którym nie mo e nawet porozmawia o wa nych sprawach.
Kolacja up yn a im w milczeniu. Maria zastawi a stó i wysz a gdzie z Lopezem,
przedtem sk adaj c nowo
com krótkie gratulacje.
Sko czywszy swój stek i sa at , Justin rozsiad si wygodnie, patrz c na Shelby, która
skubn a zaledwie par k sów. Czu si troch winny, e dzie ich lubu min w taki sposób,
ale broni si przed ni . Ukrywa swoje prawdziwe uczucia, swój l k przed utrat jej po raz
drugi. Sze lat temu kompletnie go to za ama o i wypompowa o emocjonalnie. S dzi , e nie
zniós by tego po raz drugi, wola zatem uwa
, by nie sta si bezbronnym. Mimo to widok
jej smutnej drobnej twarzy ciska go za serce.
- Cholera, Shelby! - warkn . - Nie patrz tak. Podnios a wzrok, w jej oczach ledwie
tli o si
ycie.
- Jestem zm czona - wyzna a spokojnie. - Pozwolisz, e po
si zaraz po kolacji?
- Nie, nie pozwol . - Rzuci serwetk na stó i zapali papierosa. - To nasza noc
po lubna.
- No, owszem. Wi c jakie masz plany? Zamierzasz dalej komentowa moj
niechlubn przesz
?
Zmarszczy lekko czo o. Te s owa nie pasuj do Shelby, któr zna . Ten jej ton jest
do niepokoj cy. Straci a ojca, dom, ca e swoje dotychczasowe ycie, nawet w pewnym
sensie brata. W ci gu ostatnich tygodni straci a dos ownie wszystko, a wysz a za niego za
, poniewa potrzebowa a cho by odrobiny poczucia bezpiecze stwa. On natomiast z
miejsca zrobi jej piek o, i teraz wygl da na to, jakby ten dzie mia by gwo dziem do jej
trumny. A przecie nie tak to sobie zaplanowa . Nie zamierza jej krzywdzi . Nagromadzi o
si jednak tyle s ów, tyle ran, e trudno mu przysz o trzyma j zyk za z bami.
Kr
wzrokiem po jej bladej twarzy, przypominaj c sobie lepsze, szcz liwsze
czasy, kiedy upija si samym widokiem jej u miechu.
- Jeste pewna, e chcesz dalej pracowa ? - spyta , eby zmieni temat.
Shelby wlepi a wzrok w talerz.
- Tak, jestem - odpar a. - Lubi swoj prac . Wcze niej tak naprawd nie pracowa am,
poza jakim wolontariatem czy dzia alno ci spo eczn .
- A Barry Holman? - spyta z wyzywaj cym u miechem.
Shelby wsta a. Wci mia a na sobie swój bia y lubny kostium, wygl da a bardzo
kobieco i elegancko, i bardzo pon tnie. D ugie w osy opada y jej falami na ramiona. Justin
mia ochot chwyci je w gar i ca owa .
- Pan Holman jest moim szefem - przypomnia a mu - a nie kochankiem. Nie mam
kochanka.
Justin wsta tak e, podchodz c do niej z przymkni tymi oczami. Jego cia o dr czy y
lata niespe nionego po
dania.
- B dziesz mia a kochanka.
Nie, teraz si nie odsunie. Nie da mu tej satysfakcji. Unios a dumnie g ow , cho
kolana mia a mi kkie, a serce wali o jej jak po szalonym biegu. Ba a si go, ba a si jego
zemsty. Ba a si , bo uwa
j za do wiadczon kochank , a tymczasem wiedzia a, e nawet
po zabiegu nie czeka j jedna z najprzyjemniejszych chwil w yciu. Wbrew pozorom Justin
by silny. Zna a si jego szczup ego cia a i ba a si go, kiedy ow adnie nim nami tno .
Od razu zrozumia , o co jej chodzi.
- Grubo si mylisz, kochanie - rzek cicho. - Nie skrzywdz ci w
ku, ani z zemsty,
ani z adnego innego powodu.
Jej wargi zadr
y z powstrzymanego szlochu, zy zebra y si pod powiekami.
Spu ci a wzrok, patrz c na szerok pier Justina.
- Mo e nie b dziesz potrafi nad tym zapanowa ... - wyszepta a.
- Shelby, ty naprawd si mnie boisz? - spyta , lekko zaskoczony.
Wyprostowa a swoje szczup e ramiona.
- Tak, boj si .
- A z nim te si ba
? - spyta . - Z tym Wheelorem? Otworzy a usta, by co
powiedzie , i zrezygnowa a.
Nie ma sensu t umaczy mu tego, czego i tak nie wys ucha. Zacz a znów wspina si
po schodach.
- Ucieczka niczego nie rozwi e - rzuci za ni , patrz c z mieszanymi uczuciami, jak
odchodzi. Przede wszystkim by jednak z y.
- Ani próba rozmowy z tob - odparowa a.
U szczytu schodów odwróci a si . Jej zielone oczy l ni y od skrywanych ez i
powracaj cej odwagi.
- Rób, co chcesz, traktuj mnie najgorzej, jak potrafisz. Zem cij si na mnie. Straci am
wszystko, co by o mi drogie. Nie mam absolutnie nic wi cej do stracenia, wi c uwa aj, Justin.
Nie mam najmniejszego zamiaru udawa potulnej onki. B
sob i mog tylko powiedzie ,
e przykro mi, je li tym samym rozwia am twoje dawne z udzenia.
Wys ucha jej w milczeniu.
- To znaczy? - spyta troch zdezorientowany.
- adnych romansów - odpar a, czytaj c w jego my lach. - Niezale nie od tego, co o
mnie my lisz, nie st skni am si za m czyzn .
- W to akurat uwierz - rzuci . - Bo e mój, kostka lodu ogrza aby mnie bardziej ni ty
kiedykolwiek.
Te s owa zabola y, jakby kto przy
jej sztylet do go ej skóry. Powinna by a
domy li si , e Justin uwa a j za ozi
, ale jako do tej pory nie wpad o jej to do g owy.
- Mo e Tom dosta wi cej! - rzuci a mu w twarz. Ruszy gwa townie w jej stron .
Shelby przestraszy a si nie na arty i po chwili, kiedy si zatrzyma , podzi kowa a w
my lach Bogu.
- Dobranoc, Justin. Dzi kuj ci za dach nad g ow . Posz a dalej, a on, patrz c za ni ,
mia przed oczami lata marze . Przypomnia sobie, jak rozkosz by a dla niego kiedy sama
jej obecno , i jak zirytowa o go, e musia si wycofa . Wci mu na niej zale
o. Sk ama ,
bo ponios a go duma, ale zale
o mu na niej, i to bardzo.
I oto znowu j traci .
Chcia za ni biec, wo
, e nie oskar a jej o ozi
. Pragn jej do szale stwa, ale
ona nic do niego nie czu a. To bola o o wiele bardziej ni zerwane zar czyny, zw aszcza
kiedy dowiedzia si , e Tom Wheelor by jej kochankiem. To go o ma y w os nie zabi o. I
oto ma j blisko, a ona trafia go prosto w serce. Zawsze g owi si nad tym, czy przypadkiem
nie jest dla niej odstr czaj cy fizycznie. I dlatego w
nie uwierzy , e go nie chce.
Teraz wydawa a si inna. Nie by a ju tamt introwertyczn istot , któr zna przed
laty. Sta a si zaskakuj co mia a, pe na ycia, wyzbyta zahamowa . Teraz on nie potrafi
powiedzie jej, co nosi w sercu, poniewa ba si zaufa jej po raz wtóry. Odprowadza j
wyg odnia ym, st sknionym spojrzeniem. I ani drgn , póki nie znikn a mu z oczu.
ROZDZIA CZWARTY
ywi a do bezzasadn nadziej , e Justin wci j kocha. e by mo e nie o eni si
z ni wy cznie z lito ci, ale tak e powodowany mi
ci . Niestety, dzie ich lubu pokaza
jej, e po latach zgorzknienia Justin kompletnie zoboj tnia . Wci j obwinia i wci s dzi ,
e to ona jest wobec niego ch odna.
Nie mia a poj cia, jak radzi sobie ze swoim l kiem i z jego z
ci . Na razie
wygl da o na to, e jej ma
stwo b dzie równie puste, jak jej dotychczasowe ycie. Nie
przyjd na wiat adne dzieci, którymi mog aby si opiekowa . Nie znajdzie si miejsce dla
odkich chwil w ciemno ciach nocy ani zachwytu nad codziennym wspólnym bytowaniem.
za to oddzielne sypialnie i osobne ycie, i nieopuszczaj ca Justina ch zemsty.
Ponury nastrój, w jakim po
a si spa w swoj noc po lubn , z czasem jeszcze si
pogorszy . Justin tolerowa jej obecno , ale cz ciej ni w domu przebywa poza domem.
Podczas posi ków odzywa si do niej tylko wtedy, gdy by o to absolutnie konieczne, i nigdy
jej nie dotkn . Zachowywa si jak dobrze wychowany gospodarz, a nie jak m , i w
rezultacie Shelby poczu a ochot na odrobin brawury i ryzyka.
Którego weekendu, gdy Justina nie by o w domu, wybra a si na wy cig pontonami
górsk rzek wraz z przyjació
Abby, Misty Davies. Spróbowa a te akrobatycznych
skoków na spadochronie. Zapisa a si na lekcje szermierki. Wróci a do dawnych zwyczajów
swoich m odych szalonych dni. Justin nigdy jej naprawd nie zna . Zdumiewa y go te jej
wszystkie zaj cia, a raz czy dwa zachowa si tak, jakby mu to wr cz przeszkadza o. Có ,
duma a, czy by spodziewa si , e jego ona utknie w domu i zajmie si uk adaniem kwiatów
w wazonach? By mo e taki w
nie obraz zago ci w jego wyobra ni...
Po lubie Shelby nie porzuci a pracy, ale Barry Holman nalega , by wzi a par dni
wolnego. To nie w porz dku, twierdzi , eby pracowa a podczas ca ego miodowego miesi ca.
Omal nie roze mia a mu si w twarz. Justin wróci w
nie z kolejnej wyprawy i poszed
prosto do biura, po krótkim i do ch odnym, cho uprzejmym powitaniu. Po kilku godzinach
znudzona Shelby zadzwoni a do biura, by dowiedzie si , co s ycha . Tam przynajmniej co
by o w stanie j zaabsorbowa , i przestawa a rozmy la o swoim ma
stwie i w asnej
niedoskona
ci.
Kiedy wi c zadzwoni a, s uchawk podnios a tymczasowa sekretarka, Tammy Lester,
najwyra niej z trudem daj ca sobie rad z niecierpliwym z natury Barrym. Shelby ubra a si
w eleganck bia o - czerwona letni sukni , w
a buty na wysokich obcasach i ruszy a do
pracy.
Jej stary samochód nawali w po owie drogi i musia a go odtransportowa na parking
mechanika i sprzedawcy samochodów, gdzie dokonano naprawy.
Tam te wypatrzy a ma y sportowy wóz Abby, wystawiony na sprzeda . Jego widok
przywo
par wspomnie z dawnych lat. Shelby je dzi a podobnym autem przez sze
najczarniejszych miesi cy swojego ycia, mieszkaj c w Szwajcarii po zerwanych
zar czynach. Bardzo lubi a tamten wóz, ale przez nieuwag go rozbi a. Wypadek ten jednak
wcale nie ostudzi jej entuzjazmu dla szybkich samochodów.
I teraz w
nie takiego zapragn a - przemawia do dzikiej, niepokornej strony jej
natury. Nie mia o to nic wspólnego z ryzykiem samobójcy. Shelby uwielbia a wyzwania.
Lubi a eufori , jaka przepe nia a j podczas szybkiej jazdy.
Justin nie zna jej od tej strony, poniewa przyj do wiadomo ci z udne pozory, i nie
zastanawia si , co si za nimi kryje. Có , czeka go zatem niejeden szok, pomy la a.
Sprzedawca samochodów wiedzia , e Shelby w
nie wysz a za m za Justina, i nie
poprosi nawet o drugi podpis na fakturze. Sprzeda jej samochód od r ki, na raty, na które
by o j sta z w asnej pensji.
Zaparkowa a nowy nabytek przed biurem, zachwycona jego wie ym lakierem. Abby
kaza a pomalowa go na czerwono, z bia ymi pasami, jakie maj wy cigowe wozy, a wkrótce
potem zdecydowa a si wymieni go na jaki bardziej stateczny pojazd. Nowe kolory
odpowiada y Shelby. Cieszy a si , e sta j na taki zakup i e sama b dzie sp aca raty.
Ca e ycie by a uzale niona od pieni dzy ojca, samodzielne utrzymywanie si
przynosi o jej zatem wielk satysfakcj . Po
owa a nawet, e ze strachu po pieszy a si by
mo e ze lubem. Liczy a bowiem na co wi cej ni dach nad g ow , a nie zapowiada o si , by
jej oczekiwania miary si spe ni . Justin opiekowa si ni , tak jak opiekowa si kiedy
Abby, a je li nawet jej po
da , nie okazywa tego. Gdyby tylko tak wszystkiego w sobie nie
umi a, powiedzia aby mu, na czym polega jej problem. Ale to w
nie by o beznadziejne. A
zatem wszystko musi pozosta tak jak jest, dopóki które z nich nie przerwie zakl tego kr gu
milczenia.
Kiedy wesz a do biura, Barry Holman kr
w
nie po pokoju, a sekretarka zalewa a
si
zami. Oboje odwrócili si , gdy Shelby schowa a torebk do górnej szuflady biurka.
- Mog wam w czym pomóc? - spyta a. Kobieta przy biurku rozp aka a si jeszcze
niej.
- On krzyczy na mnie! - lamentowa a, wskazuj c palcem Holmana, który wygl da jak
rozw cieczony byk.
- Krzycz , bo pani jest niekompetentna!
- Zaraz, zaraz - uspokaja a Shelby. - Ju jestem, zaraz si wszystkim zajm . Tammy,
mo e zaparzysz panu Holmanowi kaw , a ja zobacz , co si da zrobi . Potem poka ci, jak
si aktualizuje dokumenty, i pó niej ty si tym zajmiesz. W porz dku?
Tammy u miechn a si od ucha do ucha, jej ciep e br zowe oczy wysch y w jednej
chwili.
- W porz dku.
Wsta a i ust pi a miejsca Shelby. Barry Holman zerkn na ni zmieszany.
- Jeste na urlopie - mrukn . - Nie powinna tu siedzie .
- Dlaczego nie? Justin pracuje, ja te mog si czym zaj .
Barry zmarszczy czo o.
- No...
- Prosz mi powiedzie , co trzeba zrobi , a ja poka panu potem mój nowy
samochód. - Wyszczerzy a z by w u miechu. - Nale
do Abby, sprzedali mi go na raty bez
yrantów.
- No pewnie. Wiedz , e twój m jest wyp acalny - mrukn .
Spojrza a na niego ze z
ci , ale zignorowa to, ciesz c si z jej obecno ci.
- O prosz , to doprowadzi o Tammy do spazmów. Pokaza jej dwie strony zabazgrane
notatkami. Chcia je mie przepisane, i to poprawn angielszczyzn , na dodatek w
pi dziesi ciu egzemplarzach z ró nymi nag ówkami.
- Proste, prawda? - Zerkn w g b biura. - A ona wpad a w histeri .
Shelby te mia a ochot si rozp aka . Odczytanie tych bazgro ów to co najmniej
godzina pracy. Ale za to potrafi a pisa na komputerze, a Tammy roz
a na biurku trzy
proste podr czniki, z których aden nie by w stanie nauczy pos ugiwania si programem
kogo , kto nie mia do czynienia z komputerem.
- Spyta a mnie, do czego to s
y. - Barry westchn , bior c do r ki dyskietk . -
My la a, e to negatywy.
Shelby musia a przygry wargi, by nie wybuchn
miechem.
- Przecie ona nigdy nie uczy a si obs ugi komputera - przypomnia a mu.
- To nie t umaczy jej g upoty - odpar rozgor czkowany.
- Panie Holman! - zawo
a Tammy z oburzeniem. Sta a w drzwiach z tac i trzema
fili ankami kawy. - To by o nieuprzejme i niesprawiedliwe.
- A nie mówili ci w agencji, e obs uga komputera jest tu konieczna? - warkn .
- Znam si na komputerze - odpar a Tammy wzburzona. - Bez przerwy gram w gry
komputerowe na atari mojego brata.
Holman wygl da , jakby mia za moment wybuchn . Zacisn z by, poszed do
swojego pokoju i trzasn za sob drzwiami.
- No, chyba mu do
am! - Tammy pokaza a z by w z
liwym u miechu.
Z pokoju Holmana dobieg jego rozjuszony g os:
- Jasna cholera!
Kobiety wymieni y spojrzenia.
- Nic mi nie mówili, e trzeba pracowa na komputerze - przyzna a Tammy. - Spytali
tylko, czy znam si na pracy biurowej, a przecie si znam. Pisz na maszynie ponad sto s ów
na minut , a jak mi kto dyktuje, to dziewi dziesi t. Ale nie potrafi czyta w sanskrycie -
szepn a, wskazuj c na zabazgrane kartki.
Shelby w ko cu wybuchn a miechem. Tak dobrze jest si
mia . Dzi kowa a Bogu
za prac , która pozwala jej pozosta przy zdrowych zmys ach. Potrz sn a g ow , odk adaj c
na bok podr czniki, i zacz a uczy Tammy podstaw komputera.
Po pracy wybra a d
sz drog do domu. Holman uspokoi si po lunchu i o wiele
lepiej znosi obecno Tammy. Prawd mówi c, nawet nie st kn , kiedy Shelby napomkn a,
e przyda yby mu si dwie sekretarki z powodu powa nych zaleg
ci w wype nianiu
dokumentów i uaktualnianiu danych. Poza tym chcia przyj wspólnika, a zatrudnienie
Tammy w pe nym wymiarze czasu pozwoli oby mu na to.
Shelby ostro skr ci a swoim ma ym autkiem na g ówn drog , ciesz c si z batkow
przek adni kierownicy i atwo ci manewrowania. Coraz mocniej naciska a gaz. Kocha a
tak szybko , kocha a wolno i wiatr we w osach. Jak powiedzia a Justinowi, nie ma nic do
stracenia. Od tej pory postanowi a cieszy si
yciem. A Justin niech sobie robi, co chce.
Przed ni wlók si jaki samochód, lecz nawet nie przyhamowa a. mign a obok i
ledwie wróci a na swój pas, kiedy z naprzeciwka wymin j inny samochód. Nie wygl da
obco, ale nie spojrza a w tylne lusterko. Jecha w stron biura Justina. Min a zakr t, znowu
przyspieszaj c. Nie by a jeszcze gotowa wraca do domowej celi.
Calhoun z dusz na ramieniu i modlitw na ustach zaje
przed biuro. To by stary
samochód Abby, a za kierownic siedzia a Shelby. Ledwo j pozna w tym u amku sekundy,
kiedy si mijali, kiedy mign a mu przed oczami jej roze miana twarz, jej w osy fruwaj ce na
wietrze. W porównaniu z ni , Misty Davies je dzi bardzo bezpiecznie.
Wszed do rodka i zamkn za sob drzwi. Justin podniós na niego wzrok.
- Ju prawie czas do domu - zauwa
, zerkaj c na swego roleksa. - Nie spodziewa em
si , e wrócisz dzisiaj z Montany.
Calhoun u miechn si szeroko.
- St skni em si za Abby. A skoro ju o niej mowa - doda , przysiadaj c na skraju
biurka brata - w
nie omal nie zosta em rozjechany przez jak szalon kobiet , która gna a
jej sportowym wozem.
- To Abby go nie sprzeda a?
- Oczywi cie, e sprzeda a.
- Aha. - Justin u miechn si s abo i siad wygodnie z pal cym si papierosem w
oni. - Czyli to jaka inna wariatka prowadzi a?
- Mo na tak powiedzie . Jecha a co najmniej sto trzydzie ci na godzin . - Zmru
oczy. - Na pewno chcesz, eby Shelby tak si zachowywa a? Nast pi a chwila pe nej
os upienia ciszy.
- Nie rozumiem, co niby mia bym chcie ? - rzuci Justin. - Chcesz powiedzie , e to
Shelby prowadzi a ten wóz?
- Obawiam si , e tak - przyzna cicho Calhoun. - Nie wiedzia
?
Justin spowa nia . Shelby jest nieszcz liwa, by tego wiadom. Martwi o go jej
zachowanie ostatnimi czasy, chocia nie pozby si iluzji na jej temat. Ale kupno sportowego
samochodu to zdecydowanie krok za daleko. Musi si z ni rozmówi . Unika dot d otwartej
konfrontacji, pozwalaj c jej si zadomowi , odnale w nowej sytuacji. Trzyma si na
dystans, próbuj c jako dawa sobie rad z cierpieniem spowodowanym obecno ci Shelby w
jego domu i jej ucieczkami, kiedy wchodzi do pokoju, w którym akurat przebywa a.
Ale tym razem przesadzi a. Nie pozwoli jej si zabi .
Podniós si zza biurka i nie patrz c nawet na Calhouna, zdj z wieszaka kapelusz i
ruszy do drzwi.
- Jecha a w stron domu?
- W przeciwn . Justin, co si z wami dzieje?
- Moje ycie prywatne to nie twój interes. Calhoun skrzy owa ramiona na piersi.
- Abby twierdzi, e Shelby wariuje. A ty nie robisz nic, eby j powstrzyma . Czy by
tak si na ni zawzi ?
- Mówisz, jakby chcia a pope ni samobójstwo - rzek beznami tnie Justin. - Nie ma
takiego zamiaru.
- Gdyby by a szcz liwa, nie zachowywa aby si w taki sposób - obstawa przy swoim
odszy z braci.
- Musisz zapomnie o przesz
ci. Najwy szy czas
tu i teraz.
- Cholernie atwo si to mówi - rzuci Justin wzburzony. - Ona mnie zostawi a i
sypia a z innym.
Calhoun przygl da mu si zdumiony.
- Nie znasz wszystkich moich wyczynów, ale nie jeste ode mnie lepszy, du y bracie.
A mo e Shelby nie potrafi a zaakceptowa tych wszystkich kobiet, które mia
przed ni ?
- Z m czyznami to inna bajka - stwierdzi mocno zirytowany Justin.
- Naprawd ?
- Ona by a moja. Robi em, cholera, co mog em, byle jej nie nadepn na palce.
Zaciska em z by, eby jej nie wystraszy , a ona wyrywa a si za ka dym razem, jak chcia em
dotkn . A jednocze nie puszcza a si z tym t ustym milionerem. To jak si mia em czu ,
twoim zdaniem? - hukn . - A potem mi oznajmi a, e jestem za biedny, eby zaspokaja jej
kosztowne zachcianki, e woli kogo z grubsz fors .
- Ale za niego nie wysz a, tak? - odparowa Calhoun.
- Wyjecha a do Europy i szala a, tak jak szaleje teraz. W Szwajcarii mia a wypadek,
prowadzi a sportowy wóz - doda , widz c strach w oczach brata. - Taki sam jak ten, którym
jecha a dzisiaj. Ona wariowa a z alu za tob .
Justin wetkn papierosa do ust i zapali .
- Nikt mi o tym nie mówi .
- A czy ty chcia
o niej s ucha ? - gor czkowa si Calhoun. - Dopiero niedawno
mo na by o przy tobie wymieni nazwisko Jacobsów.
- Pragn em jej - j kn Justin. - Nie wyobra asz sobie nawet, jak si czu em, kiedy ze
mn zerwa a.
- Owszem, wyobra am sobie - odrzek Calhoun. - By em przy tym. Ale jako nigdy
nie przysz o ci do g owy, e Shelby mog a mie jaki powa ny powód, eby odej ? Stara a
si wyja ni ci wszystko, ale ty nawet nie pofatygowa
si , eby jej wys ucha .
- A czego mia em wys uchiwa ? - zniecierpliwi si Justin. - Od razu powiedzia a mi
ca prawd .
- Nigdy w to nie uwierzy em. I ty te by nie wierzy , gdyby nie to, e zakocha
si
po raz pierwszy w yciu i od pocz tku dr czy
si tym, e mo e ci rzuci . Nawet z mojego
powodu. Pami tasz to jeszcze?
Trudno dyskutowa z faktami. Justin wiedzia , e by wobec Shelby zaborczy. Do
diab a, w dalszym ci gu z era a go zazdro . Ale jak ma sobie z tym poradzi ? Nigdy nie
móg poj , dlaczego Shelby w ogóle zosta a z nim tak d ugo.
- Nawet teraz - podj Calhoun - zdaje mi si , e robisz wszystko, eby ci opu ci a.
Justin za mia si ironicznie, przykrywaj c tym g bokie rozterki.
- A co mam wed ug ciebie zrobi ? Zwi za j i zamkn w piwnicy? - pyta
gor czkowo. - Nie zatrzymam jej, je li nie zechce zosta . Do diab a z tym, nie mog jej nawet
dotkn . Jeden jedyny raz, kiedy chcia em si z ni kocha , odepchn a mnie - wyzna
otwarcie. Oczy mu pociemnia y, odwróci wzrok. - Nie umiem si do niej zbli
. Ona si
mnie boi.
- Interesuj ce - zauwa
Calhoun, starannie dobieraj c s owa - e taka do wiadczona,
wiatowa kobieta, boi si seksu. Dziwne, prawda?
Justin zmarszczy czo o.
- O co ci chodzi?
Calhoun milcza . U miechn si pó
bkiem, kieruj c si do wyj cia, ale Justin nie
widzia jego miny.
- Musz wraca do domu. Na razie, du y bracie. - I zanim Justin mu odpowiedzia ,
znikn za drzwiami.
Justin stara si pozbiera my li i zapanowa nad emocjami. Wyszed w lad za
Calhounem, nie mówi c s owa do swojej sekretarki. Calhoun zatrzyma go i tak zbyt d ugo. A
je eli Shelby mia a w mi dzyczasie kraks ?
Pojecha w jedn stron i z powrotem, ale nigdzie nie widzia nawet ladu sportowego
wozu. W ko cu zawróci do domu i ma o nie pad z ulg na kolana, znajduj c czerwony wóz
zaparkowany przed wej ciem.
ce mu si trz
y, ale wymusi na sobie pozory spokoju. Wszed do domu, rzuci
kapelusz na wieszak i skierowa si prosto do jadalni, gdzie Shelby siedzia a ju na krze le w
po owie d ugo ci sto u z czere niowego drewna, rozmawiaj c z Mari o jakim nowym
przepisie.
Przenios a spojrzenie na drzwi, a kiedy go zobaczy a, jej miech i ywe gesty znikn y
jak nagle wy czone wiat o. W osy opada y na jej ramiona lekko zwichrzonymi falami. To
wiatr, pomy la Justin, przewia jej w osy w odkrytym wozie.
- Zamieni am swój stary samochód na nowy - oznajmi a wyzywaj cym tonem. -
Podoba ci si ? Nale
do Abby. Nie potrzebowa am nawet twojego podpisu, sama b
go
sp aca . Z pensji.
Justin zerkn k tem oka na Mari , która dobrze zna a to spojrzenie i natychmiast si
wycofa a. Usiad , zapali papierosa i wbi wzrok w Shelby.
- Sportowy samochód to ostatnia rzecz, jaka jest ci potrzebna. I tak je dzisz cholernie
szybko.
Zajrza a w jego ciemne oczy, odnajduj c w nich kiepsko zakamuflowan trosk .
- Kto mnie dzi po po udniu widzia w tym samochodzie - domy li a si szybko.
- Calhoun.
- Tak my la am. - Spu ci a wzrok na swoje r ce z
one na kolanach, kr
c z ot
obr czk na palcu. - Lubi szybk jazd .
- A ja nie lubi pogrzebów - odparowa równie zawzi cie. - I nie wybieram si na twój
pogrzeb. Jutro odstawisz ten wóz z powrotem albo ja to zrobi .
- To mój samochód! - krzykn a ze z
ci . - I nigdzie go nie odstawi .
Justin zaci gn si g boko. Kiedy tak siedzia , jego bia a jedwabna koszula opina a
jego cia o. By bez marynarki, podwin r kawy koszuli. Mia lekko potargane w osy,
wargami ugniata papierosa.
- Nie b
z tob na ten temat dyskutowa . - Popatrzy na ni przez welon dymu. -
Calhoun powiedzia mi, e za granic rozbi
samochód.
Mimowolnie natychmiast si zaczerwieni a.
- To by wypadek.
- Nie dopuszcz do tego, eby si zabi a - rzek twardo.
- Na Boga, Justin. Nie mam sk onno ci samobójczych - zaprotestowa a. Podnios a
fili ank z kaw do ust i wypi a wzmacniaj cy yk czarnego p ynu.
- Tego nie powiedzia em - zgodzi si . Przesun popielniczk na obrusie, patrz c, jak
si zakr ci a w kó ko. - Ale potrzebujesz twardszej r ki, ni mia
dotychczas.
- Nie jestem Abby - oznajmi a, patrz c na niego ze ci gni
twarz . - Nie potrzebuj
anio a stró a.
Justin popatrywa na ni w milczeniu.
- A propos, nie podoba mi si , e pracujesz u Holmana - doda w ko cu.
Shelby zamruga a nerwowo. Raptem poczu a, e traci panowanie nad swoim w asnym
yciem.
- Nie pyta am ci , czy ci si to podoba, czy nie. Poinformowa am ci przed lubem, e
nie zamierzam rezygnowa z pracy.
- Tutaj jest dosy roboty - odrzek , strzepuj c popió do popielniczki. - Mo esz zaj
si domem.
- Maria i Lopez wietnie sobie radz . Nie chc w jedwabnych pi amach obija si o
ciany i przyjmowa go ci. Do si ju nauk ada am kwiatów.
Patrzy na papierosa, nie na ni .
- My la em, e ci tego brakuje. Dawniej nie musia
nawet palcem kiwn .
Wlepi a wzrok w swoje d onie na kolanach, mn c cienki jedwab bia o - czerwonej
sukni.
- Mój ojciec widzia we mnie tylko dekoracj salonu - powiedzia a z napi ciem. -
By by w ciek y, gdybym próbowa a zmieni ten wizerunek.
Justin ci gn lekko brwi.
- Ba
si go?
- Uwa
mnie za swoj w asno . - Spotka a si z jego zaciekawieniem, które j
zdumia o, lecz uzna a, e to jest z pewno ci lepsze ni k ótnia. - Nie nale
do ludzi, z
którymi atwo si
yje, i mia swoje przera aj ce sposoby, kiedy Tyler albo ja post pili my
wbrew jego woli.
- Nie puszcza ci daleko od domu - wspomnia Justin. - Chocia mnie zaufa i
pozwoli ci spotyka si ze mn .
- Doprawdy? - Roze mia a si g ucho. - By
drugim m czyzn , z którym si
umawia am na randki, i pierwszym, z którym wysz am sama. A tak ci to dziwi? S dzi
, e
ojciec pozwala mi si bawi ? Umiera ze strachu, e uwiedzie mnie jaki
owca fortun.
Dopóki on
, ja
am jak pustelnik.
Justin nie by pewny, czy dobrze wszystko rozumie. Przechyli nieco g ow i
przymru
oczy.
- Mog aby to powtórzy ? - poprosi . - Nie by
sam na sam z m czyzn , póki mnie
nie pozna
?
- Tak - przyzna a. - Ojciec nie spuszcza ze mnie oka i uciek am mu dopiero, kiedy
wyjecha am do Szwajcarii. - U miechn a si smutno. - No i chyba oszo omi a mnie ta
wolno , bo dos ownie oszala am. Samochód sportowy by tylko po to, eby da temu uj cie.
By sposobem na wi towanie wolno ci. Nigdy nie przysz o mi do g owy, eby si rozbija .
- By
powa nie ranna?
- Z ama am nog i p
y mi ebra. Podobno mia am wielkie szcz cie.
Papieros si wypali , Justin zgniót go w popielniczce.
- Nie wiedzia em... - Powoli zaczyna o do niego dociera , e dopiero z nim pozna a
przedsmak intymnej za
ci. Pomy la o tym i poczu napi cie w ca ym ciele. Przypuszcza ,
e mia a wówczas jakie do wiadczenie, mimo tego, e wedle jego wiedzy by a wci
dziewic . Ale je li si myli , atwo w takim wypadku zrozumie , dlaczego jego nami tno
tak j przerazi a.
- Nie potrafi am wtedy rozmawia z tob na takie tematy - przyzna a. - By am bardzo
oda i beznadziejnie naiwna.
Przygl da si jej przenikliwie.
- Wi c pewnie bardzo ci przestraszy em tamtego wieczoru? To dlatego mnie
odepchn
, a nie z powodu wstr tu?
Shelby ledwie z apa a oddech.
- Nigdy nie czu am do ciebie wstr tu! - zawo
a poruszona. - Och, Justin! Chyba tak
nie my la
?
- Zdaje si , e bardzo ma o wiemy o sobie, Shelby - stwierdzi przyt umionym g osem.
- S dz , e oboje si mylili my. Ja widzia em w tobie kobiet z towarzystwa. Gdybym
wiedzia wówczas to, co mi teraz mówisz, zachowywa bym si zupe nie inaczej.
Shelby poczerwienia a i odwróci a wzrok. Nie znajdowa a w
ciwych s ów.
Zdumiewaj ce, e chocia s ma
stwem, a ona sko czy a ju dwadzie cia siedem lat, tego
rodzaju rozmowa wci j kr puje.
- Ba am si , e nie przestaniesz we w
ciwym momencie - mrukn a wymijaj co.
Justin westchn i podniós fili ank do ust, opró niaj c do dna.
- Ja te - wyzna . - Tak, mog o si tak zdarzy . Do d ugo
em bez kobiety.
- Spo ecze stwo jest teraz bardziej tolerancyjne i w ogóle...
- Spo ecze stwo mo e sobie by tolerancyjne, aleja nie jestem - oznajmi , zerkaj c w
jej stron . - I nigdy taki nie by em. D entelmen nie uwodzi dziewic ani nie wykorzystuje
kobiet. Zostaj mu tak zwane panienki.
- Trzyma fili ank w d oni, g adz c j kciukiem.
- A prawd powiedziawszy, mnie ten typ nigdy nie rusza .
Przesuwa a wzrok po jego twardych rysach, zawieszaj c spojrzenie na adnie
wykrojonych ustach.
- Ale na pewno nie mog
si uskar
na brak kandydatek - powiedzia a, spuszczaj c
znowu wzrok na kolana.
- Jestem bogaty. - W tych s owach us ysza a ch odny cynizm. - Pewnie, e nie
brakowa o. Je li mam by szczery, to mia em jedn w zesz ym tygodniu, kiedy by em w
Nowym Meksyku za atwi co i kupi ci obr czk .
Shelby nerwowo zacisn a z by. Nie chcia a mu pokaza , e j to dotkn o, ale trudno
by o jej ukry prawd .
- Ach tak?
Justin odstawi fili ank .
- Jeste o mnie tak samo zazdrosna, jak ja o ciebie - stwierdzi , patrz c jej prosto w
oczy. - Nie podoba ci si , e inne kobiety si mn interesuj , co?
- Nie - odpar a wprost.
miechn si kpi co i zapali kolejnego papierosa.
- No có , je li ci to pocieszy, odstawi em j . Nie b
ci oszukiwa , kochanie.
- Nawet mi to przez my l nie przesz o. Ja te nie zamierzam ci oszukiwa .
- To by by ósmy cud wiata - zauwa
. - Jeste my po lubie prawie od dwu tygodni, a
za ka dym razem, kiedy si do ciebie zbli am, wygl dasz jak jagni przeznaczone na ofiar .
Shelby wzi a g boki oddech, po czym powiedzia a:
- Tak, wiem. Znam swoje wady. Pewnie mi nie uwierzysz, ale mam do siebie taki sam
al, jak ty masz do mnie.
Przez chwil Justin wygl da na swoje lata. Siedzia przygn biony, z przygaszonym
wzrokiem.
- Brutalnie zrani
moj dum , Shelby. Potrzebowa em sporo czasu, eby si z tego
pod wign . I chyba dot d mi si nie uda o.
- Ja te ... - zacz a, kul c ramiona. - Ja te cierpia am przez swoje w asne zachowanie.
- Zamkn a oczy. - Ale zrobi am to dla ciebie.
- No, to co nowego! - rzek zirytowany. Zgasi na pó wypalonego papierosa i
poderwa si na nogi.
- Musz sko czy robot papierkow , zanim Maria poda kolacj . - Zatrzyma si obok
jej krzes a, patrz c, jak Shelby sztywnieje. Chwyci w gar pasmo jej w osów, poci gaj c
tak, eby musia a spojrze mu w oczy.
- Strach! - warkn . - Tylko to widz , kiedy si do ciebie zbli am. No, tylko si nie
po ze strachu, kochanie. Nikt nie wezwie ci dzi do najwi kszego po wi cenia. Nie jestem
tak zdesperowany!
Pu ci j i odszed , nie ogl daj c si za siebie. Wprost emanowa z
ci .
Shelby poczu a nap ywaj ce do oczu zy i nie by a w stanie ich zatrzyma . Justin nie
wie, czego ona si boi, a ona nie umie mu tego powiedzie . Za
wi c, e go nie chce. Nic
dalszego od prawdy. Pragn a go, i to bardzo. Ale pragn a go delikatnego i panuj cego nad
po
daniem, a pami ta a dobrze, e taki w
nie nie jest.
Wsta a od sto u i uda a si do swojego pokoju, by sp dzi tam kilka chwil przed
kolacj , kiedy znowu znajd si razem. Tak trudno by o jej podj z nim jak kolwiek
rozmow i pokona jego zniecierpliwienie. Tak bardzo ba a si , e jego oczekiwania j
przerosn .
Gdyby tylko mog a mu to wszystko wyja ni . Gdyby nie jej wychowanie, przez które
pewne tematy stanowi y dla niej tabu. Dopóki nie znajdzie sposobu, eby Justin j zrozumia ,
dzie to powód dodatkowych napi w ich ma
stwie.
ROZDZIA PI TY
Je li Shelby mia a nadziej , e Justin przyjdzie na kolacj w lepszym humorze, to si
pomyli a. Siedzia u szczytu sto u jak posta z kamienia, prawie si nie odzywaj c podczas
posi ku.
Potem wyszed bez s owa, a Shelby ogarn a bezdenna rozpacz. Gdyby mog a pój za
nim, obj go i wyja ni , co czuje! Tylko czy on uwierzy by jej, maj c na uwadze
do wiadczenia przesz
ci?
Ból otuli j szczelnie jak koc. Shelby wzi a torebk i ruszy a do samochodu. Je eli
Justin spodziewa si , e b dzie czeka a, co przyniesie jej wieczór, to bardzo si myli.
Zapali a silnik swojego nowego samochodu i z impetem wyjecha a na drog . Ten
ma y pojazd dawa jej cudowne poczucie kontrolowanej szybko ci. Lubi a p dzi przed siebie
prost drog , kocha a t wolno z wiatrem we w osach, rado z bycia samej ze swoimi
my lami.
Justin jej nienawidzi, ale to nic nowego. Skrzywdzi a go, a on ani my li jej wybaczy .
Dlaczego w ogóle przysta a na to ma
stwo, z którego nic nie wyjdzie? By a g upia, ale
mo e wini tylko siebie.
Tak si g boko zamy li a, e nie zauwa
a znaku stop, dopóki na niego nie wpad a.
ny baryton klaksonu ci arówki zmrozi jej krew w
ach.
Ogromna ci arówka pru a szos z naprzeciwka. Ma y samochód Shelby jecha za
szybko, by mign przed ni na skrzy owaniu, i nie by o pewno ci, czy odleg
nie jest
zbyt ma a, by si przed skrzy owaniem zatrzyma .
Z sercem w gardle, odr twia a i przekonana, e zbli a si jej koniec, Shelby nacisn a
hamulec. Samochód zata czy , przera aj cy pisk opon poniós si echem w przedwieczornej
ciszy. Twarz Shelby zastyg a w przera eniu, kiedy straci a panowanie nad kierownic i niebo
nad jej g ow zawirowa o...
Samochód wyl dowa w g bokim rowie, chwiej c si na boki, ale o dziwo nie
przewróci si ko ami do góry. Shelby siedzia a w szoku, czuj c tylko nap yw md
ci i
zawroty g owy. Gdzie obok jaki inny samochód zahamowa z piskiem opon. Kto bieg , a
potem rozleg si krzyk m czyzny.
- Shelby! - Twarz m czyzny by a jej znajoma, a równocze nie obca. A on krzycza
schrypni ty i przera ony: - Odpowiedz mi, cholera jasna, nic ci nie jest?
Czu a, jak kto odpina jej pas trz
cymi si r kami. Czu a, jak te same r ce dotykaj
jej cia a w poszukiwaniu krwi czy po amanych ko ci.
- Nic ci nie jest? - denerwowa si Justin. - Nic sobie nie zrobi
? Na Boga, kochanie,
odezwij si do mnie!
- Nic... nic mi nie jest - szepn a zesztywnia a. - Drzwi... ?
- Nie daj si otworzy . A teraz powolutku... Ostro nie wzi j pod r ce i wyci gn z
auta, po czym wyniós z rowu. Kierowca ci arówki zatrzyma si tak e i szed w
nie w ich
kierunku, ale Justin chyba wcale go nie widzia . Jego twarz st
a z napi cia, nie by w stanie
zapanowa nad dr eniem r k, na których trzyma kruche cia o swojej ony.
W ko cu ca a ta sytuacja zacz a dociera od wiadomo ci Shelby. Podnios a wzrok,
zobaczy a twarz Justina, i zabrak o jej tchu. By
miertelnie blady, tylko oczy zachowa y
ysk ycia i wieci y w pó mroku na jego udr czonej twarzy.
- Ty g uptasie... - zacz z trudem.
Wiedzia a, e do ko ca ycia nie zapomni przera enia w jego oczach. Wyci gn a
ce, by go obj , pragn a tylko zetrze ten strach z jego oczu.
- Wszystko w porz dku - powiedzia a. Nigdy jeszcze nie widzia a go tak
wstrz ni tego. Poczu a, e musi si nim zaopiekowa . - Nic mi nie jest - szepta a. Dotkn a
jego warg, pie ci a je koniuszkami palców, które przenios y si po chwili na jego w osy. -
Kochanie, naprawd nic mi nie jest.
Dotkn a wargami jego warg, ciesz c si , e pozwoli jej si poca owa , nawet je li
by o to jedynie nast pstwo szoku. Przez kilka sekund rozkoszowa a si tym nowym
odczuciem. Od lat si nie ca owali. Poj kiwa a cichutko, a on z wolna wychodzi z szoku.
Najpierw mamrota co niezrozumiale i ca owa j tak mocno, a bola o. Potem nagle oderwa
si od niej z niech ci , gdy dotar do nich kierowca ci arówki.
- I jak, nic jej si nie sta o? - M czyzna z trudem apa oddech. - Mój Bo e, by em
pewny, e si zderzymy...
- Z ni wszystko w porz dku - odpar Justin. - Tylko ten cholerny samochód na pewno
nie b dzie w porz dku, kiedy si nim zajm .
Kierowca odetchn z ulg .
- Do diab a, pani to ma nerwy - rzek z podziwem.
- Gdyby pani straci a panowanie, ju by by o po pani, a ja wyl dowa bym u czubków.
- Przepraszam. - Shelby rozp aka a si . Nerwy jej pu ci y na skutek mieszanki
wybuchowej, któr stanowi a wizja mierci w po czeniu z nami tno ci Justina.
- Bardzo przepraszam, nawet pana nie zauwa
am.
Kierowca, m ody rudzielec, pokr ci tylko g ow , z trudem odzyskuj c równowag .
- Jest pani pewna, e nic pani nie jest?
- Jestem pewna - powiedzia a, przywo uj c na wargi dr cy u miech. - Dzi kuj , e
pan si zatrzyma . To nie pana wina.
- Wcale by mnie to nie pocieszy o - odpar . - No ale skoro jest pani pewna, to musz
lecie . - Spojrza na Justina i ju chcia zaoferowa pomoc, ale jaki b ysk w tych czarnych
oczach zniech ci go do tego.
- Ja te dzi kuj w imieniu ony, e pan si zatrzyma - doda Justin.
czyzna skin g ow , u miechn si i odszed , dziwi c si , e taka adna kobieta
po lubi a takiego desperata. Cieszy si , e nic sobie nie zrobi a. W innym wypadku
perspektywa stani cia twarz w twarz z tym facetem o spojrzeniu rozjuszonego byka, i to bez
broni, nie napawa a go entuzjazmem.
Justin nie powiedzia ju s owa wi cej. Obróci si , nios c Shelby do swojego auta.
- A co z moim wozem? - spyta a.
- Do cholery z nim! - Trzasn drzwiami i okr
swój samochód, by si
za
kierownic . Ale nie od razu zapali silnik. Siedzia tak, ciskaj c z ca ych si kierownic , a
mu palce zbiela y, a Shelby czeka a na nieunikniony jej zdaniem wybuch. Teraz, kiedy Justin
przekona si , e nic jej nie jest, wyobra
a sobie, e za moment si na niej wy aduje.
- No dalej, zrób mi piek o - powiedzia a ze zami w oczach, szukaj c chusteczek w
przegródce na r kawiczki. - Jecha am za szybko i nie uwa
am. Zas
am sobie na wyk ad.
- Wytar a nos. - Jak tu dotar
tak szybko?
Justin wci milcza . Po chwili usiad wygodniej i wygrzeba papierosa z kieszeni.
Zapali go dr
r
, wbijaj c wzrok przed siebie.
- Jecha em za tob - rzuci szorstko. - Kiedy us ysza em, jak ruszasz z podjazdu,
przestraszy em si , e zechcesz wy
si na autostradzie. - Obróci ku niej twarz. - Mój
Bo e, zap aci em za grzechy, których nie pope ni em, kiedy zobaczy em, jak l dujesz w
rowie.
Wyobra
a sobie, co musia prze
, patrz c na ten drobny w rezultacie wypadek, i to
nawet je eli jej nie kocha.
- Przykro mi. - Splot a dr ce r ce na piersi. Justin oddycha nierówno. By wyra nie
wzburzony.
- Naprawd ? - Opanowa si ju i znowu mia na twarzy ten ch odny u miech, który
doprowadza j do sza u. - No wi c mo esz si po egna z tym cholernym sportowym cudem.
Jutro pojad z tob do miasta i wybierzemy co bezpieczniejszego.
- A co masz na my li? Czo g?
- Rower, je li b dziesz je dzi jak wariatka - poprawi j ze z
ci . - Ju ci kiedy
mówi em, e koniec z twoimi niebezpiecznymi zabawami.
- Nie b dziesz mi rozkazywa ! - krzykn a. - Nie jestem twoj podopieczn .
- Nie - zgodzi si z kpi cym u miechem. - Jeste moj
on . Moj
wi
on , która
pozwala si dotyka wszystkim, tylko nie swojemu m owi.
Tego by o za wiele. Shelby zala a si
zami, odwracaj c twarz do okna i przykrywaj c
oczy mokr ju chusteczk .
- Przesta ! - warkn . - Przesta , na Boga. Nie znosz
ez.
- To nie patrz na mnie, cholera! - szepn a, tupi c nog .
Justin zakl i wsadzi r
do kieszeni w poszukiwaniu swojej chusteczki. Wcisn j
w dr ce d onie Shelby, czuj c si tak, jakby kto da mu kopniaka.
- Przesta , bo si rozchorujesz. Niewiele brakowa o, ale nic si nie sta o, prawda? -
spyta agodniejszym g osem. Zmarszczy czo o, bo w
nie przypomnia sobie co , co panika
na moment odsun a z jego my li. Jak to by o? Shelby dotkn a jego twarzy, szepn a co i
musn a wargami jego wargi, eby go uspokoi . Co ona takiego powiedzia a... ?
- Powiedzia
do mnie: kochanie - rzek na g os. Shelby poruszy a si nerwowo.
- Tak? Chyba straci am na chwil rozum, co? - Poci gn a nosem i wytar a twarz. -
Mo emy ju jecha do domu? Napi abym si czego .
- Mnie te przyda si troch whisky. - Patrzy na jej blad , posmutnia twarz. - Na
pewno nic ci si nie sta o?
- Jestem twarda - mrukn a.
- Twarda - przyzna . - I bezmy lna, g upia, impulsywna...
- Dosy !
- Poca owa
mnie.
Jej blado przesz a w ró an czerwie .
- Bardzo si zdenerwowa
.
- Nie pierwszy raz, ale nigdy mnie dot d nie ca owa
. - Zmru
oczy, zapalaj c
silnik. - Po raz pierwszy, odk d si znamy, zrobi
dobrowolnie jaki gest w moj stron .
Shelby opar a si o fotel, splataj c r ce.
- Moja torebka zosta a w samochodzie - zmieni a temat.
Justin pochyli si , podniós z pod ogi jej torebk i po
j na jej kolanach.
- Z apa
j , kiedy ci stamt d wyci ga em.
- Chyba nie masz serio zamiaru wy ywa si na tym samochodzie Abby?
Justin cofn si i zawróci do domu.
- To i tak by oby ma o - mrukn .
- Justin! To nie by a wina samochodu.
- Sied i uspokój si , za chwil b dziemy w domu. P dzi drog wcale nie wolniej, ni
ona jecha a przed chwil .
- Przekroczy
setk !
- To du y wóz.
- A co to ma do rzeczy?
Pali papierosa, zbieraj c my li. Jeszcze dziesi minut temu w jego g owie panowa
wzgl dny ad, a teraz zacz si zastanawia , czy czego nie pokr ci . Zak ada , e Shelby
odrzuca a go przez te wszystkie lata i e wci czuje do niego niech . Ale jej wargi by y
ciep e i ch tne. Oczywi cie, prze
a szok, a takie emocje wywo uj rozmaite
nieprzewidziane reakcje. Ale je eli zmartwi o j , e on si zdenerwowa , to znaczy, e troch
jej na nim zale y.
Zajecha przed dom i mimo jej protestów, zaniós j na r kach do drzwi, gdzie trudzi
si chwil , zanim je otworzy .
- Nie b dziemy niepokoi Marii - zacz , ale gdy tylko wypowiedzia te s owa, Maria
ju bieg a ku nim.
Widz c blad twarz Shelby, wyrzuci a z siebie potok hiszpa skich s ów.
- Wszystko w porz dku - zapewni a j Shelby.
- Samochód wpad do rowu, ale ja jestem ca a.
Maria przenios a wzrok na Justina. Czu a, e nie mówi jej prawdy, ale wiedzia a te ,
e dociekliwo nie jest zbyt wskazana.
- Co mam zrobi , señor Justin? - spyta a tylko.
- Nalej mi czystej whisky, a dla Shelby brandy, i przynie nam na gór , dobrze?
- Si, señor.
- A czemu ja nie mog si napi czystej whisky?
- spyta a Shelby.
Justin przytuli j mocniej, id c po schodach z ci arem skulonym w jego ramionach.
- Jeste jeszcze smarkata.
- Mam dwadzie cia siedem lat - przypomnia a mu.
- A ja trzydzie ci siedem. A zatem mam nad tob dziesi lat przewagi, kochanie.
Czu e s owa przyprawi y j o rumieniec. Spu ci a wzrok na jego koszul , która
pachnia a proszkiem do prania, dymem papierosowym i wod kolo sk . Shelby czu a si
cudownie w jego obj ciach. Gdyby jeszcze mog a mu wyt umaczy , dlaczego si go boi...
Zaniós j do jej pokoju i po
na
ku, wodz c st sknionym wzrokiem po bia o -
czerwonej sukni, która przykleja a si do cia a we w
ciwych miejscach. Nie by a
wydekoltowana, ale eksponowa a piersi w najlepszy mo liwy sposób.
Patrz c na min Justina, Shelby zmarszczy a czo o.
- O co chodzi? - spyta a zm czonym g osem. Justin ockn si .
- O nic. Zaraz przy
tu Mari z brandy. A ty lepiej we gor
k piel, potem zawioz
ci do lekarza, eby my mieli absolutn pewno , e nie masz adnych obra
.
Shelby usiad a, wytrzeszczaj c oczy.
- Justin, nic mi nie jest, nie s ysza
?
- Nie jeste lekarzem, ja te nie. Prze
wstrz s, by
bliska szoku. Po piesz si i
przebierz. W
co - zawaha si - mniej seksownego.
Shelby unios a brwi.
- S ucham?
- Zadzwoni od lekarza, a ty si wyk p. Patrzy a za nim os upia a.
Zamkn drzwi, nie zwracaj c uwagi na jej protesty. No tak, jak zwykle on rz dzi.
Mia a ochot rzuci czym o cian . Wybuchn a p aczem, zdesperowana i bezradna, i
podrepta a do azienki. Czu a si , jakby kto jej podci nogi.
Po k pieli wysuszy a w osy i w
a bia bluzk i popielat spódnic , które
rozja ni a szaro - czerwon apaszk . Zastanawia a si , dlaczego Justin kaza jej za
co
mniej seksownego, i po chwili zda a sobie spraw , e widocznie wygl da dla niego seksownie
w bia o - czerwonej sukni. U miechn a si z fa szyw skromno ci . Po raz pierwszy od dnia
ich lubu jej m przyzna , e uwa aj za atrakcyjn .
Si gn a po kieliszek z odrobin brandy, któr Maria zostawi a dla niej na stoliku, i
czy a j w milczeniu. Poca owa a go, a on b dzie si szarpa z tego powodu do ko ca ycia.
Czu a wci niebezpieczn , szorstk s odycz jego warg. Pozwoli jej przecie na to. Nie
pozbawi jej chwilowej w adzy. ci gn a znowu brwi w namy le.
Pukanie do drzwi przerwa o jej te roztrz sania. Gdy otworzy a, Justin by ju
zniecierpliwiony.
- Lekarz czeka, chod my. - Odebra jej kieliszek, odstawi na toaletk i wyprowadzi
Shelby z pokoju.
Lekarz, z którym umówi si Justin, czeka na nich na oddziale nag ych wypadków.
Shelby denerwowa a si , poniewa od wypadku w Szwajcarii nie by a w szpitalu, poza jedn
wizyt u doktora Simsa, by zrobi badania przedma
skie. Ale to nie by doktor Sims. Sta
przed ni m ody lekarz o nazwisku Hays, uprzejmy i bezpo redni, i wyra nie odrobin
rozbawiony irytacj i niepokojem Justina.
- Przez kilka dni b dzie pani troch sztywna, ale na pewno m us yszy z ulg , e nie
odnios a pani adnych trwa ych obra
- poinformowa , sko czywszy badanie i zadawszy jej
wiele pyta . - Jeszcze jedno, czy to mo liwe, eby by a pani w ci y? - spyta cicho, a jego
zainteresowanie wzros o, gdy Shelby zaczerwieni a si , a Justin odwróci twarz. - Podobne
do wiadczenie mog oby okaza si ryzykowne...
- Nie jestem w ci y - odpar a natychmiast.
- No to wietnie. Dam pani jaki
rodek na rozlu nienie mi ni. Prosz go za
,
gdyby czu a pani tak potrzeb . Mo e pani te wzi
rodek przeciwbólowy bez aspiryny, i
przyda si pani jutro wi cej odpoczynku. Oczywi cie, je li pojawi si jakie problemy,
prosz si ze mn skontaktowa .
Shelby podzi kowa a lekarzowi, Justin burkn co pod nosem i wyszli z gabinetu, by
zap aci rachunek. Kiedy siedzieli ju w samochodzie, dochodzi a ósma i zrobi o si ciemno.
Justin nie odzywa si przez ca drog . Shelby domy la a si powodu jego milczenia.
By o to naturalnie pytanie lekarza o jej ewentualn ci
. Justin poczu si za enowany i
zapewne tak e z y, poniewa to w
nie ta sfera ycia stanowi a ko niezgody mi dzy nimi.
- Szkoda, e mu nie powiedzia
, e zas
aby sobie na wpis do Ksi gi rekordów
Guinnesa, gdyby zasz a w ci
- rzuci naraz przez z by, parkuj c samochód na podje dzie.
Shelby cisn a torebk . Teraz, kiedy napi cie po wypadku opad o, czu a jedynie
zm czenie i ból.
- Co zrobi
z moim samochodem? Nie widzia am go na drodze, kiedy mijali my
skrzy owanie.
- Chyba nie chcesz o tym rozmawia .
- To o czym mamy rozmawia ? e jestem ozi
a? A mo e chcesz rozwodu?
- Chc mie
on - odpar szorstko. - I dzieci.
- W
papierosa do ust. - Bardzo chc mie dzieci, Shelby - powtórzy nieco
agodniejszym tonem.
Nigdy dot d nie poruszali tej kwestii, mo e poza pocz tkiem ich znajomo ci. Shelby
opar a g ow o fotel, wlepiaj c wzrok w torebk na kolanach.
- Pewnie mi nie uwierzysz, ale ja te chc mie dzieci.
Justin obróci si ku niej, napotykaj c jej przygn biony wzrok. Jego oczy miary w
sobie cisz .
- I jak zamierzasz to osi gn bez niczyjej pomocy?
- Boj si - oznajmi a, bo by a tym razem za bardzo zm czona, by co wymy la , by
szuka jakich wymówek czy usprawiedliwie .
Zapad o milczenie, i to na d
sz chwil .
- Rodzenie dzieci nie jest ju tak straszne jak dawniej - powiedzia , zaczynaj c od
ego ko ca. - S lekarstwa, które u mierzaj ból. Zreszt to nie musi by od razu - doda ,
przenosz c wzrok za okno, jakby by za enowany tematem rozmowy.
I pewnie tak by o. Shelby pami ta a, e zawsze z trudem przychodzi o mu rozmawia
o takich rzeczach jak ci a. Nigdy te nie podejmowa podobnych tematów w mieszanym
towarzystwie. Na swój sposób by równie pow ci gliwy jak ona. I za to w
nie mi dzy
innymi tak bardzo go kocha a.
Kiedy Justin zaci gn si i wypu ci dym, na jego policzkach pojawi y si czerwone
plamy.
- Mo esz porozmawia z lekarzem, eby co bra - doda , spi ty do niemo liwo ci. -
Albo ja co zrobi . Nie musisz zaj w ci
, je li nie chcesz. Nie b
ci zmusza do
rodzenia.
Poczerwienia a jak piwonia i uciek a spojrzeniem za okno. R ce jej si trz
y, by y
zimne jak lód, kiedy wreszcie uprzytomni a sobie, o czym Justin mówi. Zakaszla a, eby
zyska na czasie.
- Ja... mo emy ju wej do rodka? - spyta a szeptem. - Jestem zm czona i wszystko
mnie boli.
- Dla mnie to te nie jest atwy temat - przyzna cicho. - Ale chcia em, eby
wiedzia a. eby sobie przemy la a. Je li to dlatego nie pozwalasz mi si dotkn ...
- Och, dosy ju ! - Schowa a twarz w d oniach.
- Wybacz. Nie powinienem by nic mówi . - Wysiad z samochodu i okr
go, eby
jej otworzy drzwi.
Sz a obok niego po stopniach ganku, za enowana z powodu swojej reakcji.
- Id od razu na gór i wy pij si dobrze - powiedzia oboj tnie, jakby zwraca si do
obcej osoby. - Poprosz Mari , eby ci przynios a gor
czekolad . Masz ochot co zje ?
- Nie, dzi kuj . - Przystan a u stóp schodów i pog aska a balustrad . Nie mia a
jeszcze ochoty rozstawa si z Justinem. Popatrzy a na niego z beznadziejn t sknot w
oczach i dotkliwym wstydem w sercu.
- Zrobi am b d, zgadzaj c si na ten lub. Nie chcia am ci unieszcz liwia .
Justin zacisn z by.
- Ja te nie chcia em ci unieszcz liwia , ale tak si sta o...
- Nie powiedzia
mi jeszcze, co zrobi
z moim samochodem - zauwa
a po chwili
wahania. - Mog go dosta z powrotem?
- Jasne - rzek , podnosz c g ow . - Mo emy go wykorzysta jako popielniczk albo
nowoczesn rze
.
Shelby unios a brwi.
- Nie rozumiem.
- Ten kawa metalu ma teraz oko o dwunastu centymetrów grubo ci i metr
dwadzie cia d ugo ci. Troch za du y na popielniczk , ale mo e s
jako oryginalna
dekoracja na cian .
- O czym ty mówisz? Co z nim zrobi
?
- Da em go staremu Doyle'owi.
Shelby lekko przechyli a g ow , kiedy uprzytomni a sobie w ko cu, co to znaczy.
- Doyle to w
ciciel z omowiska.
Na twarz Justina wyp yn s aby u miech.
- No. I ma nowiutki zgniatacz, tak wielk maszyn , która zamienia stare wozy w
metalowe bloki.
Shelby poczerwienia a.
- Zrobi
to celowo?
- Masz wi
racj - przyzna z wyzywaj cym b yskiem w oku. - Gdybym go
odstawi z powrotem na parking, nie mia bym pewno ci, czy nie polecisz tam rano i znowu go
nie kupisz. A w ten sposób - doda , naci gaj c kapelusz na oczy - mam absolutn pewno .
- Ja i tak musz im zap aci ! To mnóstwo pieni dzy!
- Na pewno jako si wyt umaczysz towarzystwu ubezpieczeniowemu. - U miechn
si ze z
liw satysfakcj . - Ci nienie atmosferyczne by o nie takie? Atak termitów?
Ju mia a mu odpowiedzie , kiedy zakr ci si na pi cie i poszed do kuchni.
Ruszy a wi c na gór , wr cz p on c nienawi ci . G owa jej p ka a od pyta i
zmartwie .
Pocz tkowo nie chcia a wzi tabletki, ale z up ywem nocy ból si wzmaga . W ko cu
wi c podda a si , popijaj c lekarstwo ykiem wystyg ej czekolady. W
a popielat
satynow pi am i schowa a si pod ko dr . Po kilku minutach wreszcie spa a.
Ale zaraz potem nap yn y sny, a w nich wielokrotnie powraca obraz jej samej w
sportowym samochodzie. Gna a p ynnie jak alpejsk drog w Szwajcarii, a dotar a niemal
na sam wierzcho ek góry. I wtedy trafi a na zamarzni ta ka
i ca e jej do wiadczenie
kierowcy okaza o si nic niewarte. Samochód tym razem kozio kowa . Toczy si i toczy . A
ona spada a w dó z bia ej góry, z niebem i niegiem w z owieszczym tle, krzycz c
wniebog osy...
Wtem czyje r ce unios y j z poduszki i delikatnie, cho zdecydowanie ni
potrz sn y.
- Wszystko w porz dku - mówi kto . - Obud si , Shelby. Co ci si
ni o.
Przebudzi a si , jakby kto zapali lampk w jej g owie. Justin trzyma j za ramiona,
patrz c na ni zaniepokojony.
- Samochód... - wyszepta a pó przytomnie. - Spada z góry...
- To by tylko sen, male ka... - Pog aska jej spl tane w osy, odgarniaj c je z
rozpalonych policzków. - To tylko sen, jeste bezpieczna.
- Zawsze by am z tob bezpieczna - wyrwa o jej si , kiedy opar a g ow o jego rami .
Westchn a ci ko. Jej policzek przesun si w dó . Justin zamar , a ona u wiadomi a
sobie, e przytula si do jego nagiej skóry.
W pokoju pali o si
wiat o. Justin ze zwichrzonymi w osami siedzia na brzegu
ka.
Omal nie straci a przytomno ci, kiedy oderwa a policzek od jego piersi, ale zaraz przekona a
si , e Justin jest nagi tylko od pasa w gór . Nie musia a si jednak dok adnie przygl da , by
wiedzie , e nie ma nic pod spodniami od pi amy, i od razu poczu a si zagro ona.
- Wzi
te tabletki, które da ci lekarz? - spyta cicho.
- Tak. Przesta o mnie bole , za to mia am koszmary. - Za mia a si nerwowo.
Odgarn a do ty u w osy, patrz c z l kiem na Justina. - Obudzi am ci ?
- Niezupe nie. - Westchn . - Ostatnio kiepsko sypiam. Us ysza em twój krzyk.
Ona te nie spa a najlepiej, i zapewne z tego samego powodu. Obj a kolana
ramionami, przyci gaj c je, eby po
na nich czo o.
- Dzisiejszy wypadek przypomnia mi tamten wypadek w Szwajcarii - mrukn a
sennie. - Mia am wtedy wstrz s mózgu i to traci am, to odzyskiwa am przytomno . - Potar a
czo o o mi kk satyn pi amy. - Powiedzieli mi potem, e jak mnie przywie li do szpitala, to
dzie i noc ci wzywa am - wyzna a, zupe nie tego nie planuj c.
- Mnie, a nie swojego kochanka?
- Nigdy nie mia am kochanka - odpowiedzia a automatycznie.
- Pewnie. A ja jestem chi skim cesarzem. - Wsta , patrz c na ni ze z
ci .
Wygl da a licznie. Nigdy si jako nie zastanawia , w czym sypia, ale teraz by
pewny, e nic innego by dla niej nie wybra . Bluzka mia a g boki dekolt, pozwalaj c mu
zerkn na jej pe ne piersi, zanim si ca kiem obudzi a. Nie by y du e, ale o idealnym
kszta cie, je li s dzi po wypuk
ci pod bluzk . Odwróci szybko g ow .
- No to chyba wróc ju do siebie i spróbuj zasn . Mam jutro wcze nie rano
spotkanie w banku.
Odprowadza a go g boko zasmuconym wzrokiem. Dziel cy ich dystans rós
dos ownie z ka
chwil , a ona mia a wra enie, e z ka dym dniem bardziej unieszcz liwia
Justina.
- Dzi kuj , e przyszed
- powiedzia a. Przystan z r
na klamce.
- Wiem, e pr dzej by umar a - zacz powoli - ale je li jeszcze raz si tak
przestraszysz, mo esz spa ze mn . - Za mia si cierpko. - Nic ci nie grozi z mojej strony,
je li to ci niepokoi. Nie b
nara
mojego ego po raz drugi.
Wyszed , zanim zaprotestowa a. Chyba nie czu a si jeszcze tak fatalnie.
A przecie wystarczy oby dopu ci go do swojego sekretu. Na Boga, ma dwadzie cia
siedem lat! Tak, by a obsesyjnie chroniona przez swojego zaborczego ojca. Nigdy, a do dnia
zar czyn, nikt jej naprawd nie ca owa . Ciekawe, czy Justin to wie?
Zapewne nie, uzna a. Wsta a z
ka, zapali a wiat o, które Justin zgasi , wychodz c,
i ruszy a do drzwi. Mo e nadszed czas, by si wreszcie dowiedzia .
ROZDZIA SZÓSTY
Nie przysz o jej tylko do g owy, e trzecia nad ranem to nie jest najlepsza pora na
dzielenie si sekretami z m czyzn , który od dnia lubu usycha z fizycznej t sknoty.
Uprzytomni a to sobie dopiero, staj c na bosaka w holu, przed drzwiami Justina. Zawaha a
si . W jego sypialni wci pali o si
wiat o, ale panowa a tam kompletna cisza.
ci gn a brwi, rozwa aj c co dalej, i z westchnieniem odsun a do ty u samowolne
kosmyki.
- Nie ma go tam - szepn kto rozbawiony za jej plecami.
Obróci a si i zobaczy a przed sob Justina z ma metalow miark whisky.
- Co ty tu robisz? - spyta a.
- Siedz , jak grasujesz po domu. Jakie mia
plany? Wtargn tam i zgwa ci mnie?
Shelby wybuchn a miechem, który wydostawa si rado nie z jakiego nieznanego
jej miejsca, a jej oczy skrzy y si .
- Nie wiem - przyzna a.
Taka by a adna, kiedy si
mia a. Zreszt zawsze, w ogóle jest adna. Uniós z alem
miark z alkoholem.
- My la em, e pomo e mi zasn .
- Obawiam si , e mnie nic nie pomo e. - Przest powa a z nogi na nog , z pe
wiadomo ci , e Justin si jej przygl da, a jej serce wali jak przys owiowy dzwon.
- Chcesz spa ze mn ? - spyta .
- To nie jest jedyny powód, dla którego tu przysz am. - Podnios a wzrok,
zaczerwieniona, i zaraz znowu wbi a go w swoje bose stopy. - Czy wiesz, e nikt przed tob
nie ca owa mnie tak... zmys owo?
- Zesz
na dó o trzeciej w nocy, eby przekaza mi t informacj ?
Wzruszy a ramionami.
- Dla mnie to wa ne. - Spojrza a na niego ze smutkiem. Jej oczy wodzi y po jego
twarzy, jego wargach, szerokiej klatce piersiowej. - Niebywa e - mrukn a zafascynowana.
- Co? - Zmarszczy czo o, widz c, jak jej spojrzenie lizga si po nim. Zacz o go to
denerwowa .
- e nie musisz przegania kobiet ze swojej sypialni kijem od szczotki - doko czy a
matowym g osem.
- Zagl da
mo e do karafki z brandy?
- Pewnie na to wygl da, co? - Podnios a wzrok, patrz c mu w oczy. - To mog z tob
spa ? Jestem taka roztrz siona. Je eli... - Odkaszln a i odwróci a wzrok.
- Je eli ci to nie przeszkadza, oczywi cie. Nie chcia abym jeszcze bardziej pogarsza
sytuacji.
- Chyba nie mo e by gorzej - odpar spokojnie.
- Dobra. W
.
Nigdy dot d nie by a w jego sypialni, chocia mija a j wiele razy i zagl da a przez
drzwi zaciekawiona.
Pokój umeblowany by antykami, tak jak pokoje w jej rodzinnym domu. By a
ciekawa, czy pochodz od jego dalekich przodków, czy odziedziczy je po rodzicach.
Pog adzi a wysok kolumn podtrzymuj
baldachim
ka, podziwiaj c wypolerowane
drewno i po ciel w br zowo - be owe paski.
- Nie wiedzia am, e masz kolorow po ciel - zauwa
a mimochodem. - Maria
mówi a, e nie lubisz takiej.
- Nie znosz - rzuci krótko. - To Maria lubi kolorow po ciel. Zaklina si , e pogubi a
wszystkie bia e poszwy i prze cierad a i musia a je czym zast pi . Wskakuj.
Odchyli ko dr , potem zgasi
wiat o i wróci do
ka. Materac zapad si pod jego
ci arem, kiedy siad , ko cz c whisky.
- Justin, hm, pisz w spodniach od pi amy? - spyta a, wdzi czna za ciemno , która
kry a jej rumie ce.
- O mój Bo e! - Justin za mia si .
- Nie musisz si od razu ze mnie mia - mrukn a, poprawiaj c poduszk .
- Zawsze s dzi em, e jeste wyzwolon dziewczyn , która ci gnie za sob
cuszek
czyzn, pije szampana i nosi brylanty.
- No to prze yjesz szok - mrukn a. - Zanim ci pozna am, spotyka am si z jednym
ch opakiem, który raz odwa
si chwyci mnie w pasie i dosta za to po apach. Mój ojciec
mia obsesj , ebym zachowa a dziewictwo, dopóki nie uda mu si sprzeda mnie z zyskiem.
Ale ty, oczywi cie, uwa asz go za jakiego
wi tego.
Justin zapali
wiat o. Jego oczy przybra y najciemniejszy z mo liwych odcie czerni i
zatrzyma y si na jej rozpalonych policzkach.
- Zga , prosz , je li mam mówi o takich rzeczach. Nie jestem w stanie na ciebie
patrze .
- wi toszka - oskar
j
artobliwie.
- I kto to mówi!
Wy czy
wiat o. Shelby poczu a pod sob ruch materaca, Justin po
si w ko cu
i naci gn ko dr na biodra.
- No dobra. Mów, skoro chcesz pogada .
- Ojciec nigdy nie chcia mnie wyda za ciebie, odgrywa tylko przed tob przysz ego
szcz liwego te cia - oznajmi a. - Chcia , ebym po lubi a stajnie wy cigowe Toma
Wheelora, eby móg po czy je ze swoimi i wyj z d ugów.
- To gorzka pigu ka do prze kni cia, zw aszcza bior c pod uwag to, co wiem o twoim
ojcu. - Pami ta , e to pieni dze ojca Shelby uratowa y rodzinny interes Ballenegerów.
Ciekaw by , czy Shelby o tym wie, i ma o brakowa o, a powiedzia by jej to teraz, s ysz c jej
westchnienie.
- Tak czy inaczej, to fakt. Ojciec by gotów zrujnowa ci , gdyby nie poszed mu na
, kiedy wymy li t historyjk z Tomem Wheelorem.
- Sama przyzna
, e z nim spa
- przypomnia jej i spowa nia . - A ja wiem, jak
bardzo nie chcia
tego zrobi ze mn .
- Ale nie z powodu wstr tu.
- Czy by?
Zanim spróbowa a go przekona , Justin przesun si i przyci gn j do siebie.
Odszuka w ciemno ci jej usta i ca owa je, zapominaj c o ca ym wiecie. Jej usta domaga y
si rzeczy, które j sam przera
y. Lecz gdy Justin wsun kolano mi dzy jej nogi,
natychmiast zesztywnia a i odepchn a go z ca ej si y.
Pu ci j bez s owa i zerwa si z
ka. Zapali
wiat o. A gdy si odwróci , jego oczy
on y.
- Wyno si !
Zrozumia a, e nie czas si t umaczy , e nie potrafi powiedzie nic, co by go
uspokoi o. Gdyby zacz a teraz dyskusj albo próbowa a za agodzi sytuacj , mog aby
najwy ej wywo
co gorszego, co okaleczy oby j o wiele bardziej ni jego po
danie.
Podnios a si z
ka z oczami pe nymi ez i wysz a z jego sypialni. Nie ogl da a si
za siebie. Zamkn a cicho drzwi i nie ustaj c w p aczu, powlok a si po schodach na dó .
Gabinet Justina by pusty. Zapali a tam wiat o, podesz a do barku i trz
cymi si
kami wyci gn a karafk z brandy. Nala a sobie i zakr ci a p ynem w kieliszku. Mia a
ochot skoczy z dachu, ale mo e to jej wystarczy.
Dom odpoczywa w ciszy, a jej g owa p ka a. Dlaczego Justin nie potrafi zrozumie ,
e przera a j takie gwa towne zbli enie? Dlaczego jej nie s ucha?
Odtr ci a go, oto dlaczego. Ale gdyby tego nie zrobi a... Zamkn a oczy, dr c na
ca ym ciele. Sama my l o tym wywo ywa a w niej paniczny l k.
Na niepewnych nogach docz apa a si do sofy i klapn a na niej zgarbiona, opieraj c
czo o o brzeg kieliszka. zy kompletnie j o lepi y. Pi a i pi a, a wreszcie alkohol zacz
usypia jej nerwy.
Kiedy zda a sobie spraw , e nie jest ju sama, nawet nie podnios a g owy.
- Wiem, nienawidzisz mnie - powiedzia a g ucho.
- Nie musia
si fatygowa , eby mi to o wiadczy .
Justin skrzywi si , widz c zy na jej twarzy. Jego duma po raz wtóry dozna a
uszczerbku, mimo to jej zy tak e go rani y.
Nala sobie whisky i przycupn na skraju stolika naprzeciwko Shelby.
- Siedzia em tam i wyzywa em ci od najgorszych - odezwa si po chwili. - A
dotar o do mnie, co powiedzia
, e nigdy aden facet przede mn nie ca owa ci w taki
sposób.
- I tak dla ciebie jestem dziwk - stwierdzi a z gorycz . - Bo spa am z Tomem, i nawet
ci o tym powiedzia am.
- Przecie dopiero co twierdzi
, e twój ojciec mnie ok ama . - Zmru
oczy,
poci gn
yk whisky i odstawi szklank . Przykl kn przed Shelby, patrz c jej w oczy. -
Poca owa
mnie, zaraz po wypadku. Nie ba
si mnie wtedy. I nie czu
odrazy. Shelby,
zrobi
to sama, z w asnej woli, pami tasz?
A wi c nareszcie zaczyna pojmowa . Westchn a przygn biona.
- Tak - rzek a w ko cu. - Wtedy si nie ba am.
- Ale wcze niej - ci gn , a w jego oczach zjawi y si b yski zrozumienia -
zachowywa em si zbyt porywczo, kiedy chcia em si z tob kocha .
Poczerwienia a, uciekaj c wzrokiem w bok.
- Tak.
- A wi c ba
si samego zbli enia, a nie ci y.
- Zdoby pan sto punktów na sto mo liwych - mrukn a z wymuszonym
rozbawieniem.
Justin westchn , patrz c, jak Shelby ciska swój kieliszek. Zabra go z jej r k i
postawi na stoliku.
- Wsta .
Przestraszy a si , czuj c, e Justin j podnosi. Przesun j na bok i sam wyci gn si
na poduszkach.
- A teraz usi
.
Pos ucha a go z oci ganiem, poniewa nie skojarzy a zupe nie, do czego on zmierza.
Justin tymczasem wzi j za r
i przy
jej d
do swojej piersi.
- Pomy l sobie, e jestem królikiem do wiadczalnym, który dobrowolnie si po wi ca.
Zrobimy milowy krok w procesie edukacyjnym.
Otworzy a usta, zdaj c sobie nagle spraw , co planuje jej m . Spojrza a na niego z
zaciekawieniem i wstydem.
- Ale ty... ty tego nie lubisz - zauwa
a trafnie, bo w przesz
ci to on zawsze
prowadzi i nie zach ca jej do samodzielno ci w tej sztuce.
- Chc si tego nauczy - wyzna szczerze. - Je li dzi ki temu zbli ysz si do mnie, z
wielk ch ci oddam ci kierownic .
zy cisn y si jej znów do oczu.
- Odpowiada ci to? - spyta z przepe nionym czu
ci wzrokiem. - B dziesz si ze
mn kocha ?
zy wyla y si ostatecznie z jej oczu i potoczy y wartko po policzkach.
- Chcia am ci powiedzie - ka a - ale tak si wstydzi am...
- Wszystko w porz dku. - Przykry swoj du
d oni jej r
, g adz c b kitne
ki
prze wiecaj ce przez jej jasn skór . - Powinno to wcze niej do mnie dotrze . Nie zrobi ci
krzywdy. Nigdy nie zrobi ci krzywdy.
Roze mia a si raptem przez zy. By a zdumiona, e Justin w ko cu sam odkry
prawd . Z mokrym u miechem pochyli a si nad jego gor cymi wargami i dotkn a ich
swoimi.
Justinowi zdawa o si , e serce mu p knie. Bóg jeden wie, dlaczego wcze niej nie
potrafi jej zrozumie . Widocznie Wheelor j skrzywdzi , a to odrzuci o j od ponownych
prób zbli enia. Co prawda my l, e to inny m czyzna by jej pierwszym, bardzo mu
doskwiera a, ale nie móg przecie sta z boku i przypatrywa si , jak Shelby wyka cza si
psychicznie. Musz zacz od czego budowa wspólne ycie, a to jest chyba najlepszy
fundament.
Jej mi kkie wstydliwe wargi zaskakiwa y go mi o. Nie by a mistrzyni ca owania, on
za do d ugo by sam, lecz dawniej, kiedy by m odszy, brak urody amanta nie przeszkodzi
mu w zdobyciu niejakiego do wiadczenia. Wiedzia , co nale y robi z kobiet , chocia
rozmowy na ten temat kr powa y go.
Nie dotyka jej. Tak jak obieca , le
, znosz c m czarnie i pozwalaj c jej ustom
bawi si jego wargami.
- Przytul si do mnie - wyszepta . - Jeste bezpieczna, nie bój si .
- Czy to ci boli?
- Jak mnie zaboli, na pewno ci powiem - obieca . Sk ama , bo ju go wszystko bola o.
Shelby zmieni a pozycj , jej piersi spocz y na jego klatce piersiowej, ale nogi
trzyma a skromnie obok jego nóg.
Teraz poznawa a wargami jego twarz, a jej d onie dotyka y jego w osów. mia a si z
czystej rado ci, jak dawa a jej ta nowa wolno . Wolno dotykania go tak, jak marzy a po
tylu samotnych latach.
Justin otworzy oczy i patrzy na ni zaintrygowany.
- I po co to wszystko by o?
- Gdyby wiedzia - zacz a - jak d ugo o tym marzy am.
- Mog
mi przecie powiedzie .
- Nie mog am. - Dotkn a jego piersi. - Peszy mnie to. - Id c za nag ym impulsem,
pochyli a si i musn a wargami jego pier . - Justin, tak potwornie za tob t skni am.
- Ja te za tob t skni em - rzek ochryp ym g osem. - Bo e, Shelby, nie mog ... -
Zacisn z by.
Spojrza a na niego uwa nie.
- To dla ciebie za ma o, prawda? - spyta a z wahaniem. - Pewnie jestem dosy zielona.
- Chc ci dotyka - wydysza . - Chc po
ci na plecach i zrzuci z ciebie t
bluzk , która mi stoi na drodze.
Shelby sp oszy a si .
- Je li nad sob nie zapanujesz, znowu b dzie tak samo jak na górze - oznajmi a. -
Znowu b
si ba a.
- Przysi gam na Boga, e do niczego nie dojdzie. Nawet gdybym musia wybiec w noc
z g
nym krzykiem.
Uwierzy a mu, zda a si na niego. By a to prawdopodobnie najtrudniejsza decyzja w
jej yciu. Prze kn a g
no lin i ostro nie przemie ci a si , k ad c si na plecy. Pilnie
obserwowa a przy tym jego ruchy.
- Zaufanie nie przychodzi ci atwo? - spyta .
- To prawda. - Patrzy a na niego przez chwil w milczeniu. - Mog am dzi po po udniu
zgin . Nie wychodzi mi to z g owy. W obliczu mierci wszystko staje si takie niewa ne.
My la am tylko o tobie, o tym, e zostawiam ci z takim ponurym wspomnieniem.
- Studiowa a opuszkami palców jego wargi. - Pragn am ci , kiedy pozwoli
mi si
poca owa . Chcia am wiedzie , czy potrafi przesta si ba . Ale tam na górze, kiedy mnie
tak mocno chwyci
, dos ownie rozpad am si na kawa ki.
- Teraz ju tego nie zrobi . - Pochyli si , muskaj c jej usta. Potem lekko je przygryz ,
powoli zacz a powtarza za nim to samo. Czu jej przyspieszony oddech. I wtedy jego
palce zacz y ledzi wzór na jej bluzie od pi amy. Pocz tkowo zamar a, ale by taki
delikatny, i niczego nie da .
- W porz dku? - spyta , dodaj c jej otuchy.
To by o co nowego. Jej oczy u miechn y si do niego.
- W porz dku.
Spu ci wzrok na jej piersi. Kiedy po
palec na jednej z nich, jej cia em wstrz sn
dreszcz. Podoba o mu si to. A wi c zrobi to raz jeszcze. Tym razem Shelby unios a si do
góry.
- Pi knie - powiedzia zach caj co, nie pozwalaj c jej uciec spojrzeniem. - Powtórz to.
Pos ucha a go, ale tylko dlatego, e nie mog a mu si oprze .
- Czuj si ... dziwnie - szepn a. - Jakbym mia a gor czk .
- Ja te . - Po askota wargami jej usta, które si zaraz rozchyli y. - Powiedzie ci, co
teraz zrobi ?
- Tak - poprosi a z ustami przy jego ustach.
- Teraz rozepn twoj bluzk od pi amy.
Kiedy poczu a jego palce wy uskuj ce guziki z dziurek, przesta a na moment
oddycha . Zaraz potem materia rozchyli si i Justin powoli zsun jej bluzk z ramion.
ci gn j do wysoko ci jej piersi i zajrza Shelby w oczy, zauwa aj c w nich przelotny
wstyd wywo any podnieceniem, którego nie zdo
a przed nim ukry .
- Jeste taka drobna - stwierdzi , wodz c palcem po jej skórze. - Lubi , kiedy kobieta
jest taka drobna.
Zadr
a, s ysz c, jak to powiedzia , czuj c jego d onie, które przemieszcza y si w
gór i w dó , zatrzymuj c si przelotnie tu obok twardego bolesnego wzgórka. A gdy go
dotkn , zadr
a jeszcze mocniej. Zrobi to znowu, a ona j kn a. Potem muska nosem
czubek jej nosa. Ich oddechy wymiesza y si , jego oddech pachnia tytoniowym dymem.
- Chcesz tego, prawda? - spyta .
Zacz j na nowo g aska . Shelby krzykn a. Przestraszy a si swojego krzyku,
prze kn a g
no i zwil
a wargi j zykiem.
- Zachowujesz si - szepn jej do ucha, odsuwaj c zmys owym ruchem na bok pory
jej bluzki - jak dziewica ze swoim pierwszym m czyzn . - ci gn z niej satynowy materia
i gdy spojrza w dó , zabrak o mu tchu.
- Naprawd ci nie przeszkadza... e jestem szczup a? - us ysza a swój w asny szept.
- Bo e mój, nie - odpar . Patrzy jej w oczy, a jego palce pomyka y po jej g adkiej
skórze. - Czy pozwolisz, e dotkn ich wargami?
- Tak.
Z u miechem na twarzy pochyli nad ni g ow . Wygi a si w uk przy jego
pierwszym mu ni ciu. Przez ca e ycie nie wyobra
a sobie nawet, e dotyk mo e sprawi
tak rozkosz. Wplot a palce w jego g ste w osy i trzyma a go mocno przy sobie.
Justin czu i widzia jej reakcje, i chyba nawet je rozumia . To by a w
nie nagroda,
na któr tak d ugo czeka . Jego d onie g adzi y jej biodra i p aski brzuch, jakby ta kobieta
zawsze do niego nale
a. A ona uwielbia a t powoln czu
jego szorstkich r k na swoim
ciele.
Gdy j pie ci , bezradnie ciska a jego ramiona. Szepta a jakie kompletnie
nieodgadnione s owa, b agaj c go sama nie wiedz c o co. Wreszcie wbi a lekko z by w jego
rami . Kiedy uniós g ow , ledwie go widzia a. Zdawa o jej si , e mia u miech na twarzy, i
zaraz zacz j ca owa . Potem poczu a w ustach jego j zyk. Obj a go za szyj , przylepiona
do niego ca ym cia em. Jak przez mg zauwa
a, e znikn y gdzie jego spodnie od
pi amy, ale mimo to nie poprosi a, by przesta .
- To si teraz stanie - szepn jej do ucha, a jego kolano wsun o si mi dzy jej nogi. -
Nie zrobi ci krzywdy. Nie b
si spieszy . Mo esz powstrzyma mnie, je li chcesz.
Zrobimy to tak delikatnie, eby si mnie nie ba a. A teraz le spokojnie i zaufaj mi... jeszcze
przez kilka sekund.
Wstrz sana dreszczami, tak jak on zreszt , niczego tak nie pragn a, jak tego, by mu
si odda . To Justin, jej m , a ona kocha go nad ycie. Chcia a da mu wszystko, swoje cia o
wraz ze swoim sercem.
- Justin - szepn a, patrz c, jak jego twarz t eje. Poczu a jego pierwsze dotkni cie i
przez moment chcia a uciec.
- Cii - szepn . - B
na ciebie patrzy . I je li sprawi ci cho najmniejszy ból, zaraz
to zobacz .
wiat o wci si pali o. Ale ona nie widzia a nic prócz jego twarzy. Czu a wy cznie
jego szybki oddech na policzkach. Mimo to nie ba a si ci aru jego cia a, cho przygniata j
do poduszek. Nale
do niej, i w
nie...
Poczu a ból, jakby kto wbi w ni rozpalony nó . Wczepi a si w Justina,
wytrzeszczaj c oczy, i zap aka a g
no.
Oczy Justina pociemnia y, zamar nad ni niczym posta z br zu. Spojrza na ni z
niedowierzaniem. Poruszy si w niej znowu i patrzy , jak Shelby marszczy twarz.
- Wybacz - szepn a. - Nie przestawaj - prosi a. - Wszystko jest dobrze, my
, e
mog ... to znie ...
- Mój Bo e!
Justin poderwa si i usiad plecami do niej.
- Mój Bo e, Shelby!
- Justin, nie musisz... nie musisz przerywa - szepta a, przygryzaj c wargi.
Nie s ucha jej ju . Schowa g ow w d oniach. Zaraz potem si gn po szklank , w
której uchowa si jeszcze ryk alkoholu, i o ma y w os nie wyla go, zanim trafi do ust.
Wreszcie podniós si , a Shelby poczerwienia a i odwróci a g ow , by nie patrze na jego
sko .
- Przepraszam. - Wk ada niezdarnie spodnie od pi amy. Stan potem zapatrzony w
ni , a mia a ochot znikn .
Nie pozwoli jej na to. Wyci gn si , eby wzi j na r ce. Utuli j i usiad z ni na
fotelu, szepcz c czu e s owa do jej ucha. A ona nic tylko wylewa a zy.
Kiedy wreszcie przesta a, osuszy jej oczy chusteczk . Przytuli a policzek do jego
piersi.
- Jeste moj
on - powiedzia , komentuj c jej za enowanie. - To normalne, e widz
ci nago.
Skuli a si i przylgn a do niego jeszcze bardziej.
- Tak, chyba tak. Tylko to dla mnie takie... nowe.
- Mój Bo e, wiem, wiem.
Rozpozna a w jego g osie nieomyln nut . Podnios a g ow , ods aniaj c piersi. Justin
zmusi si , eby patrze jej w oczy i nie spuszcza wzroku.
- Moja niewinna panna m oda - powtarza lekko schrypni tym g osem. Z wahaniem,
nieledwie z szacunkiem dotkn jej piersi. - Och, Shelby, Shelby!
- Ja... doktor Sims zrobi mi drobny zabieg, ale marudzi , e tylko na tyle si
zgodzi am - przyzna a, kryj c przed nim wzrok. - Pewnie to by o jednak za ma o... - Jej twarz
spurpurowia a.
- To dlaczego nie pozwoli
mu zrobi , jak uwa
?
- ebym mog a ci udowodni , e nie spa am z Tomem - odpar a po prostu.
- Mój ty g uptasie! - Uniós jej g ow , patrz c jej w oczy. - Gdybym nie poszed za
tob , albo gdybym nie straci g owy... Bo e, nawet nie mog o tym my le !
- Justin, to zmniejszy oby ból... - zacz a onie mielona.
- I to jak by zmniejszy o. - Odchyli si z g
nym westchnieniem. - Wiem, e jestem
zwiastunem z ych wiadomo ci, kochanie, ale powinna wróci do doktora Simsa, eby
doko czy zabieg.
- Ale...
- Niewielki ból to jedno, ale ty tam masz ca kiem solidny dowód - o wiadczy .
Poruszy si zak opotany o wiele bardziej ni ona, próbuj c jej to wyja ni . Przytuli jej g ow
do swojej piersi i pochyli si , eby j poca owa . - Ubierz si , a ja nalej ci brandy.
Nieporadnie wk ada a z powrotem pi am , a on nape nia jej kieliszek brandy, a swoj
szklank whisky, a nast pnie zacz szuka papierosów.
Shelby wiedzia a, e jej twarz jest czerwona, i nic nie mog a na to poradzi . Nigdy nie
wyobra
a sobie, e intymno jest tak... intymna. Ale wraz ze wstydem sz o podniecenie
wywo ane jej nowym odkryciem. Tym razem Justin nie straci kontroli, nie pozwoli zmys om
zapanowa nad sob . By cierpliwy i rozwa ny, tak jak jej obieca .
- Kto ci powiedzia , e m czy ni wpadaj w sza i robi kobietom krzywd w czasie
zbli enia? - spyta swobodnym tonem. - Bo zdaje si , e w
nie tego si spodziewa
.
Shelby wzi a od niego kieliszek i patrzy a, jak Justin podchodzi do fotela i siada z
nieod cznym papierosem, przysuwaj c bli ej popielniczk .
- Ty - powiedzia a w ko cu. - Tamtego wieczoru, kiedy si zar czyli my, a ty zupe nie
przesta
nad sob panowa .
Uniós brwi zaskoczony.
- Czy bym si wtedy a tak bardzo zapomnia ?
- Tak to odebra am w ka dym razie. - Przenios a spojrzenie na swoj szklank . -
Pami ta am te , jaki mam problem, uprzedzano mnie, e powinnam si podda operacji przed
pierwszym razem. - Wzruszy a ramionami. - Ba am si tego od moich pi tnastych urodzin,
kiedy lekarz bada mnie z zwi zku z jakimi kobiecymi k opotami. Niektóre kobiety czuj
pewien dyskomfort, ale on wyrazi si wówczas wprost, e nie znios tego bez wcze niejszej
operacji. Wi c kiedy tak napiera
...
- Nic mi o tym nie wspomnia
- rzek z pretensj .
- Niby jak mia am to zrobi ? - Westchn a
nie. - Sko czy am dwadzie cia siedem
lat i jestem kompletnie zielona. Nie potrafi nawet mówi o tym i si nie rumieni .
- A ja uwa
em, e si mnie brzydzisz - rzek g osem, w którym s ysza a pami
tamtego bólu. - Nigdy do g owy mi nie przysz o... A potem mi powiedzia
o swoim zwi zku
z Wheelorem, i moje ego zosta o ugodzone. - Oddycha g
no. - Przecie nie by bym taki
gwa towny, gdybym zna prawd . Ale tak cholernie mi dopiek o, e przespa
si z innym,
by em dos ownie chory.
- No to przynajmniej teraz ju wiesz, dlaczego ci wtedy odepchn am.
Justin zaci gn si papierosem.
- Cholernie ci pragn - wyzna po prostu. Shelby wbi a zak opotany wzrok w dywan.
- Ja te ci pragn .
- No to zrób co z tym. Id jak najszybciej do doktora Simsa. Niech to b dzie
normalne, prawdziwe ma
stwo. Takie, kiedy dwoje ludzi sypia ze sob , ma dzieci.
Podnios a twarz z zaczerwienionymi policzkami.
- Bardzo chcesz mie dzieci, prawda?
- Chc mie dzieci z tob - odpar . - Nigdy nie chcia em mie dzieci z inn kobiet .
- To nie b
musia a... niczego za ywa .
- Nie.
Shelby wsta a, na nowo przej ta i zawstydzona.
- Chyba nie powinni my dzisiaj spa razem? - spyta a, nie zdaj c sobie sprawy, z
jakim alem to mówi.
Justin podniós si z fotela i podszed do niej.
- Chyba nie, ale b dziemy. Nawet je li nie mo emy si kocha . Przytul ci tylko.
Shelby wstrzyma a oddech.
- Przepraszam ci za to wszystko.
- Ja te ci przepraszam, ale nie da si cofn czasu, niestety. - Pochyli si i
poca owa j . - Nie b
ci pogania , wszystko w swoim czasie.
- Dzi kuj .
miechn si w odpowiedzi, ale ju bez s owa. Odstawi szklank i wróci do niej,
gasz c po drodze wiat o. Wci trzyma tl cego si papierosa, gdy szli razem na gór .
- Dobrze si czujesz? - spyta , kiedy po
yli si do
ka. - Nie bola o ci bardzo?
- Nie - szepn a, wtulona w niego w kryjówce ciemno ci.
- I nie przestraszy
si ? - dopytywa si , jakby mia o to dla niego kolosalne
znaczenie.
- Wcale - zapewni a go, wtulaj c si mocniej. By taki ciep y, czu a si dobrze i
bezpiecznie. - Ani troch . - Otar a twarz o jego policzek.
- I tak w
nie powinno by - rzek cicho. - Ale jestem troch szorstki, pani Ballenger.
Do d ugo
em bez kobiety.
- Kilka miesi cy?
- Hm, niezupe nie. - Dotkn jej czo a wargami i przyzna po chwili: - Ko o sze ciu lat.
Shelby nie wierzy a w asnym uszom.
- Mój Bo e, nie mia am poj cia!
- No i dobrze - mrukn . - Pewnie wia aby przede mn z krzykiem z obawy, e taki
wyg odnia y facet zachowa si jak dzikie zwierz .
- Nie by
taki.
- Bo ty potrzebujesz czu
ci, wi c j otrzyma
. Na pewno nie zawsze tak b dzie,
kiedy si ju lepiej poznamy - uprzedzi . - Nie lubi rutyny, nie chc kocha si zawsze tak
samo.
Zacz a natychmiast kombinowa , co lubi jej m .
- Justin...
- Cicho. - Poca owa jej usta. - pij ju . Podniecasz mnie.
- Przepraszam.
Poca owa j jeszcze raz i przewróci si na brzuch z przeci
ym westchnieniem.
- Dobranoc, laleczko.
- Dobranoc, Justin.
ugo jednak nie mog a zasn . W jej g owie roi o si od pyta , a zna a tylko kilka
odpowiedzi. Co prawda pokona a przynajmniej jedn przeszkod , no i Justin wci jej
po
da. To ju co . Nawet je eli jej nie pokocha, by mo e b dzie w stanie wzbudzi w sobie
dla niej jakie inne pozytywne uczucia. Nie mo e przecie obarcza j ca kowit i wy czn
win za to, co zdarzy o si w przesz
ci. A je li wci tak my li? Przysz o jej raptem do
owy, e Justin mo e w dalszym ci gu pragn zemsty za gorycz i poni enie, których kiedy
przez ni do wiadczy . By a to wyj tkowo deprymuj ca my l, która przez wiele d ugich
minut nie pozwala a jej zasn .
ROZDZIA SIÓDMY
Budz c si nast pnego ranka, Justin z trudem dawa wiar w asnym oczom. Tak
przywyk do snów o Shelby, które ko czy y si z nastaniem dnia, a oto znalaz j obok siebie.
Na swojej poduszce widzia jej d ugie, ciemne w osy, obok siebie jej pi kn posta
zrelaksowan we nie, z pe nymi, kusz cymi wargami.
Le
nieruchomo, wpatrzony w swoj
on . Czu si bez niej okrutnie samotny.
Bardziej samotny, ni zdawa sobie z tego spraw do chwili, gdy znów podj li prób dialogu.
Kiedy si dawniej spotykali, marzy o tym, by mie j w
ku. W
nie tak , zatopion w
niezm conym nie, i eby robi w
nie to, co robi - przygl da si jej. Nie wiedzia a, jak
jest mu droga. Ani e miniona noc by a odkryciem i kulminacj niesko czonego oczekiwania
i t sknoty, nawet je li nie móg doko czy tego, co zacz . Ju sam fakt, e okaza a si
dziewic , by dla niego wystarczaj co radosny.
Kiedy si sennie poruszy a, u miechn si z lekka i przechyli g ow , eby j
poca owa .
Jej d ugie czarne rz sy zatrzepota y, podnios a powieki. Zobaczy a go i u miechn a
si do niego. W spojrzeniu jej jasnozielonych oczu pojawi si ca kiem nowy wyraz.
- Dzie dobry - powita a go szeptem.
- Dzie dobry. - Powtórzy poca unek. - Dobrze spa
?
- Jeszcze nigdy tak dobrze nie spa am. A ty?
- Móg bym powiedzie to samo. - Przykry j ko dr .
- Nie musisz jeszcze wstawa .
- Idziesz tak wcze nie do pracy? - zdziwi a si , zerkaj c zaspanym wzrokiem na zegar.
- Musz lecie do Dallas, kochanie - oznajmi , podnosz c si . - Nowy klient. B
w
domu o zmroku.
- A ja musz by w kancelarii dopiero o dziewi tej - powiedzia a z zadowolon min .
- Wola bym, eby zrezygnowa a z tej pracy - stwierdzi , marszcz c czo o.
- Kiedy ja j lubi - zaprotestowa a, ale niezbyt ostro.
- A mnie si nie podoba, e jeste na ka de zawo anie Barry'ego Holmana.
- Mo e to kobieciarz, ale mnie traktuje przyzwoicie - broni a go. - To bardzo mi y
cz owiek, jest wobec mnie w porz dku.
Justin odwróci si . Nie powinien jej okazywa , jak bardzo jest zazdrosny o
przystojnego szefa.
- Musz wzi prysznic.
Obserwowa a go, jak grzeba w szufladzie w poszukiwaniu czystej bielizny i jak szed
do azienki. Wlepia a wzrok w jego nag posta . Miniona noc i intymne chwile, które ich
po czy y, zdawa y jej si teraz nierealne. Czerwieni a si na samo wspomnienie, ale Justin
szcz liwie znikn ju w azience i nie zobaczy jej zarumienionych policzków.
Zastanawia a si , czy w zwi zku z jego zazdro ci powinna mu powiedzie o Tammy
Lester i o tym, e Holman jest wyra nie zainteresowany now pracownic . W ko cu
zdecydowa a, e mo e zrobi to pó niej.
Tymczasem zapad a w drzemk . A kiedy si obudzi a, Justin sta ju ubrany w
jasnoszary garnitur i w
nie wi za przed lustrem krawat w szaro - czerwone paski.
- Czy Maria wsta a ju , eby da ci niadanie?
- zainteresowa a si Shelby.
- Zjem niadanie w samolocie. - Wsadzi r ce do kieszeni i wyci gn z jednej z nich
kluczyki od samochodu. Rzuci je na
ko. - Pojed moim fordem do pracy. Twój problem z
transportem musi poczeka do jutra.
Shelby usiad a z kluczykami w d oni.
- A jak si dostaniesz na lotnisko?
- Czy moje serce zniesie te wszystkie problemy?
- spyta
artobliwie, unosz c jedn brew.
Przyjrza a mu si i nagle miniona noc wróci a do niej z alarmuj
wyrazisto ci .
Zobaczy a go takiego, jaki by wtedy, poczu a jego blisko ...
- Mój Bo e, co za rumieniec! - mrukn zadowolony. - Pewnie schowa aby si pod
ko, gdybym zacz ci co przypomina .
- Z ca pewno ci - rzek a z resztk dumy. Potem zniszczy a to wszystko,
miechaj c si i chowaj c twarz w d oniach. - Och, Justin - szepn a, przypominaj c sobie
sama.
Przysiad obok niej, przyci gaj c jej czo o do piersi. Pachnia wod kolo sk i sama
jego blisko os abia a j i przyprawia a o zawroty g owy.
- Na pewno czujesz si do dobrze, eby i do pracy? - spyta , unosz c jej brod ,
eby zajrze jej w oczy. - Nie musisz nigdzie i .
- Wiem. - Westchn a lekko. - Ale jestem tylko obola a. Nic mi si przecie nie sta o,
tylko si okropnie przestraszy am.
- Nie tylko ty - mrukn . - Zawdzi czam ci pi nowych siwych w osów, odkry em je
dzi rano w lustrze.
Wyci gn a r
ku jego g adko zaczesanym w osom, gdzie na skroni srebro
prze witywa o gdzieniegdzie przez czer .
- Wybacz. Zdaje si , e jednak chcia am st d uciec. Od czasu do czasu chyba mnie
nienawidzisz, prawda?
- Czasami mia em takie wra enie - wyzna bez u miechu. - Sze lat do mnóstwo
czasu do rozmy la . Uwierzy em w to, co mówi
o Wheelorze. - Wsun d
pod jej kark i
zacisn raptem, nie tak mocno, by j zabola o, ale do mocno, eby przysun jej czo o do
swojej marynarki. - Dlaczego? - spyta z pozoru agodnie. - Dlaczego mnie ok ama
? Czy
ma o ci by o, e zerwa
zar czyny? Musia
porwa jeszcze moj dum w strz py?
No wi c jednak, pomy la a z narastaj cym alem. Justin nigdy jej nie przebaczy, a jej
fizyczna niewinno nie robi mu adnej ró nicy. W ka dym razie na pewno nie powstrzyma
go przed nieustannym oskar aniem jej o przesz
, nawet je li niezale nie od tego po
da jej
do szale stwa. Zawsze jej zreszt po da , ale to ju nie wystarcza o. Znów ogarn o j
przygn bienie. Minionej nocy przyzna si , e
sze lat w celibacie. Ju samo to pokazuje,
ile tkwi o w nim goryczy.
Jej i tak kruchy wiat zawali si znienacka. Zamkn a oczy z melancholijnym
westchnieniem.
- Powiedzia am ci wczoraj, dlaczego - odezwa a si . - To by pomys ojca.
- A ja ci powiedzia em, e twój ojciec darzy mnie sympati . Zrobi , co móg , eby mi
pomóc. A tamtego wieczoru, gdy przyszed do mnie z Wheelorem, to si nawet pop aka .
Shelby unios a na niego wzrok, w którym nie by o wiele nadziei.
- Wiesz, wszystko zale y od zaufania, jakim darzy si drugiego cz owieka - rzek a. -
Nie chc zrzuca winy na ciebie, ale ty te nie mo esz mi zarzuci
wiadomego k amstwa.
Lecz ty mi w ogóle nie wierzysz, dla zasady.
Justin zdenerwowa si prawd jej s ów i zacisn z by.
- Nie potrafi - stwierdzi , po czym pu ci j i wsta . - Kobieta, która raz zdradzi
czyzn , niew tpliwie zrobi to po raz drugi.
- Jestem dziewic - przypomnia a mu zmieszana.
- Nie o tym mówi . Ok ama
mnie przecie . Sprzeda
mnie. - Nabra g boko
powietrza i wyj papierosa. - Nie jestem nawet pewien, czy nie powtórzy aby tego z tym
swoim szefem. - Spojrza w jej ci gni
twarz. - Od razu wida , e nie musia aby go
specjalnie zach ca , poza tym on jest przystojny, prawda, kochanie? Nie ma w nim nic
pospolitego.
- Nie jeste pospolity - broni a si pó
osem.
- Co za przenikliwo . Sk d wiesz, e my la em o sobie? - warkn . - Trzymaj si z
dala od k opotów, jak mnie nie b dzie, i nie przyciskaj gazu w moim samochodzie.
- Nie tkn twojego cennego samochodu, je li si tak boisz - odparowa a z iskrz cym
wzrokiem. - Wezw taksówk , eby mnie ca e Jacobsville widzia o.
Obrzuci j rozgniewanym spojrzeniem, a ona nie pozosta a mu d
na. I nagle jego
twarz przeci grymas, potem u miech, a w ko cu wybuchn
miechem, który rozja ni jego
ciemne oczy.
- J dza.
- Dzikus.
Cisn papierosa do du ej popielniczki na toaletce i ruszy w stron Shelby, która
odrzuci a ko dr i wycofywa a si napr dce na drug stron
ka. On jednak by szybszy.
Zanim dotar a do po owy drogi, roz
j na opatki i przyszpili do prze cierad a ci arem
swojego cia a.
- I koniec walki. Mój Bo e, czujesz, co si ze mn dzieje?
Owszem, czu a. Znieruchomia a, a jej twarz zap on a rumie cem.
- Có , wiat si nie ko czy - rzek z lekka rozbawiony. - Wiesz, co si ze mn dzieje,
kiedy jestem podniecony, a wczoraj w nocy nie dzieli o nas kilka warstw ubra .
- Przesta ! - Przytuli a twarz do jego marynarki, trz
c si z za enowania i
podniecenia równocze nie.
- Ty dzieciaku! - artowa sobie z niej, ale jego s owa brzmia y pieszczotliwie.
Przetoczy si na plecy, wci gaj c j na siebie. Jego oczy wpatrywa y si w jej oczy, kiedy si
nad nim unios a. Zagl da w g boki dekolt jej bluzki od pi amy. - Tak lepiej? - mrukn .
- Jeste potworem. Chyba nie chc z tob d
ej mieszka .
- Chcesz, chcesz. - Przyci gn jej twarz, poci gaj c j za w osy. - Poca uj mnie.
- Pognieciesz sobie garnitur - zauwa
a roztropnie.
- Mam ca mas innych garniturów. Chc , eby mnie poca owa a. No dalej, musz
zd
na samolot.
Uleg a mu, i ca a k ótnia posz a w zapomnienie w chwili, kiedy jej wargi dotkn y
jego ust.
- Po zabiegu b dziemy musieli odczeka kilka dni - szepn jej do ucha. - Tylko nie
zacznij si znowu tym zamartwia i denerwowa , dobrze? - Patrzy jej w oczy.
- Nie b
ci pogania . Tym razem b dzie dok adnie, jak zechcesz.
Uca owa a jego powieki, delikatnie zamykaj c mu oczy, z mi
ci bawi c si jego
rz sami. Chcia a wykrzycze , e kocha go nad ycie, e wszystko, co zrobi a, co go zrani o,
zrobi a tylko dlatego, by go ochroni . Ale on i tak by jej nie uwierzy ...
- Wierzysz mi, e ju si ciebie nie boj ?
- Kochanie, trudno tego nie zauwa
, zwa ywszy na nasz obecn pozycj - odpar
artem.
- Jak pozy... Justin!
Roze mia si , przewróci j na plecy i pie ci jej wargi.
- T pozycj - szepn . - Ca us na po egnanie i lec .
- Ju to zrobi am... nawet... kilka razy - wyszepta a, wplataj c mi dzy s owa czu e
poca unki.
- To jeszcze par i b
musia co zrobi , eby stan na nogi. Ju mi kolana
zmi
y.
- Moje te . - Zarzuci a mu r ce na szyj i leciutko przygryz a jego doln warg . -
Jeste teraz mój - o wiadczy a, patrz c mu w oczy. - Nie flirtuj mi tam z innymi kobietami.
Wsun r ce pod jej plecy i uniós j , pochylaj c si nad jej otwartymi ustami, a jego
asne cia o kaza o mu niezw ocznie przesta albo doko czy t robot .
Przeturla si na bok niech tnie i wsta , z dum patrz c na dzie o swoich r k. Shelby
le
a na po cieli z aureol w osów wokó g owy. Jej czerwone wargi nabrzmia y od
poca unków Justina, jej rozmarzone oczy spala o po
danie.
- Gdybym mia takie twoje zdj cie - powiedzia lekko ochryp ym g osem - chodzi bym
w kó ko i bi pok ony do ziemi za ka dym razem, ilekro bym na nie spojrza , bo nigdy nie
widzia em tak pi knej kobiety.
- Nie jestem nawet adna - zauwa
a z u miechem.
- Ale ciesz si , e ci si podobam. Ty te mi si podobasz.
Justin wzi g boki oddech.
- Lepiej ju pójd , dopóki jeszcze mog si porusza , Dobrze, e pami tam o twoim
stanie, to pomaga.
Odwróci a wzrok na poduszki.
- Naprawd pozwoli aby mi posun si dalej?
- spyta pe nym emocji g osem. - Nawet wiedz c, jak bardzo b dzie ci bola o?
- Chcia am ci przekona ...
- Do tego potrzeba odwagi. - Zmarszczy czo o.
- Czy zabola o ci , e oskar
em ci o ozi
?
- Troch - przyzna a, staraj c si go oszcz dzi . Westchn ze z
ci.
- Wyobra am sobie, e bardzo. Spróbuj pami ta , e nie zna em prawdy. I staraj si
mnie za to nie nienawidzi . Ty te nie wiesz o mnie mnóstwa rzeczy, Shelby.
- Podniós papierosa z popielniczki. - No, lepiej ju pójd - mrukn , zerkaj c na z oty
zegarek na r ce.
- adnych wy cigów - ostrzeg j jeszcze raz od drzwi.
Widzia a, e Justin nie powie nic wi cej poza tym, co chce powiedzie .
- Dobra. Mi ej wycieczki.
- B
si stara .
Nie po egna si . Obejrza si jeszcze i zamkn za sob drzwi. Shelby odprowadza a
go wzrokiem z mieszanymi uczuciami.
owa a czasami, e nie potrafi czyta w jego
my lach, bo by to jedyny sposób, eby dowiedzie si , co jej m naprawd o niej s dzi.
Zastanawia a si , swoj drog , czy w ogóle sam to wie.
Wsta a z
ka, ubra a si i pojecha a fordem Justina do biura. Po drodze zatrzyma a
si na moment, by umówi si na popo udniow wizyt u doktora Simsa. Kiedy wróci a do
domu, by a wyko czona. Przede wszystkim niespodziewanie d ugim dniem w pracy, gdzie
usi owa a zachowa pokój mi dzy zirytowanym Holmesem a z
liw Tammy, ale tak e
pó niejszym zabiegiem, który by równie niemi y co kr puj cy, poniewa musia a powiedzie
doktorowi Simsowi, dlaczego si na niego zdecydowa a.
Fili anka wie o parzonej kawy i smaczna kolacja troch j podnios y na duchu.
Posz a na gór do swojego pokoju,
uj c, e nie mo e i prosto do Justina. Ale nie
wspomnia ani s owem, e b
spali razem, najwidoczniej uznaj c poprzedni noc za
sytuacj przej ciow .
Wcze nie uda a si na spoczynek. Nie s ysza a podje
aj cego pod dom samochodu
ani szybkich kroków Justina w stron jego sypialni. Nie s ysza a st umionego przekle stwa,
gdy zobaczy swoj sypialni pust , ani pe nej os upienia ciszy, kiedy znalaz Shelby pi
w
swoim
ku.
Zamkn drzwi i wróci do siebie, z wzrokiem pociemnia ym od marze . Spodziewa
si , e Shelby b dzie na niego czeka a albo co najmniej spa a w jego
ku. Sta o si inaczej, i
nie wiedzia , czy nie by a pewna, co zrobi , czy z powodu porannej drobnej sprzeczki
postanowi a wznie mi dzy nimi kolejny mur.
Shelby za , kompletnie nie wiadoma tego, co si dzia o w nocy, zesz a na niadanie
nast pnego ranka w pysznym humorze. I natkn a si przy stole na ma omównego Justina,
który patrzy na ni , jakby próbowa a go zastrzeli .
Zatrzyma a si jak wryta, jej d uga d insowa spódnica zakr ci a si wokó jej nóg.
Wytar a nerwowo d onie o niebiesk bawe nian bluzk .
- Dzie dobry - powiedzia a niepewnie.
- Nie, do diab a, nie jest dobry - mrukn . Shelby unios a brwi.
- Nie?
Justin podniós ze sto u fili ank z kaw i wypi yk czarnego aromatycznego napoju.
- Jeden z moim ch opaków zawiezie ci do pracy - powiedzia . - Mog prosi kluczyki
od thunderbirda?
Si gn a do kieszeni spódnicy i po
a kluczyki na stole, obok Justina, a on z apa j
za r
, zanim spróbowa a si ruszy .
Podniós wzrok, zamy lony.
- Dlaczego wróci
do swojej sypialni?
Shelby westchn a i u miechn a si lekko, nieco uspokojona.
- Bo nie wiedzia am, czy chcesz, ebym spa a u ciebie - wyzna a ze smutkiem, po
czym wzruszy a ramionami. - Nie chcia am si narzuca .
- Mój Bo e, kochanie, jeste my ma
stwem - odpar natychmiast. - Kto tu mówi o
narzucaniu si ?
Patrzy a na jego du e, mocne d onie. Ich ciep o wzbudza o w niej dreszcze.
- Od lubu jeste jaki nieobecny.
- Chyba zaczynasz rozumie dlaczego, prawda? Popatrzy a w jego ciemne oczy.
Skin a g ow .
- Bo... mnie pragniesz.
- To nie wszystko - zgodzi si , nie rozwijaj c tematu. - By
u doktora Simsa?
Jej rumieniec odpowiedzia mu lepiej ni s owa, zanim mu przytakn a zmieszana.
Posadzi j na s siednim krze le.
- Sam ci zawioz do pracy - oznajmi i przysun jej talerz z jajkami i grzankami.
Shelby u miechn a si tak, eby tego nie widzia .
Kiedy dotarli do centrum Jacobsville, Justin by ju spokojny, ale jedno spojrzenie na
Barry'ego Holmana od razu wyprowadzi o go na powrót z równowagi. Przystojny jasnow osy
prawnik sta na ulicy i rozgl da si nerwowo. Kto móg by pomy le , e tak niecierpliwie
oczekuje Shelby. Justin, niestety, doszed do takiego w
nie wniosku.
Holman wyci ga szyj , a kiedy Justin zaparkowa przy kraw niku, jego twarz
rozja ni a si . U miecha si z przesadn rado ci i po pieszy przywita Shelby, tylko w
przelocie skin wszy g ow Justinowi, który z kolei zrobi tak min , jakby snu mordercze
plany.
- Dzi ki Bogu, e jeste - cieszy si Barry Holman, otwieraj c drzwi samochodu. -
Ba em si , e si spó nisz. Jak licznie dzi wygl dasz!
Shelby by a zaskoczona jego zainteresowaniem i g owi a si , co takiego si sta o,
kiedy pomaga jej wysi
.
- Ju ja dobrze si ni zaopiekuj - zapewni Barry Justina, dolewaj c tylko oliwy do
ognia.
Justin nie odpowiedzia , nie odezwa si te do ony. Zatrzasn drzwi, b yskaj c
wzrokiem w kierunku Shelby, i odjecha , wciskaj c gaz.
- Co si dzieje? - spyta a zdenerwowana niespodziewan zmian nastroju Justina. Jej
szef najwidoczniej wprowadzi go w b d, daj c mu nieprawdziwy obraz ich zawodowych
relacji.
- Ta kobieta musi odej - rzuci Barry bez zb dnych wst pów, wymachuj c r kami. -
Zamkn a si w moim biurze i nie chce mnie wpu ci . Wezwa em ju stra po arn - doda z
yskiem w oku. - Wy ami drzwi i wywlok j stamt d, a potem musi odej . Na dobre.
Shelby po
a r
na czole.
- Panie Holman, dlaczego Tammy zamkn a si w pa skim pokoju?
czyzna odchrz kn z powag .
- Chodzi o ksi
.
- Jak znów ksi
?
- T , któr w ni rzuci em - zirytowa si .
- Rzuci pan ksi
w Tammy? - A j kn a.
- Có , to by s ownik, ci le mówi c. - Przest powa z nogi na nog , trzymaj c r ce w
kieszeniach. - Posprzeczali my si troch na temat pisowni pewnego prawniczego terminu.
Wiem, jak si to pisze! - dorzuci ze z
ci . - W ko cu jestem prawnikiem, ucz nas tego na
studiach.
Shelby, która pozna a ju do wiadczenia Barry'ego w pisaniu prawniczych terminów,
milcza a. Barry znowu nerwowo si poruszy .
- No có , powiedzia em jej co nieco. Na to ona te mi co nieco powiedzia a. Na to ja
rzuci em w ni t jej ksi
. I wtedy zamkn a si w moim pokoju.
- Z powodu tej ksi ki? - upewni a si Shelby. Holman wbi wzrok w chodnik.
- No, tak. I st uczonego szk a. Shelby wyba uszy a oczy.
- St uczonego szk a?!
- No, okna, ci le mówi c. - Przesun si w stron kraw nika, jakby co zauwa
. Z
pó
miechem podniós z ziemi s ownik. - No i jest! Wiedzia em, e musi tu gdzie by .
Shelby mia a ochot to mia si , to p aka , kiedy wóz stra acki na sygnale
zahamowa przy nich z piskiem opon.
- Nie powiedzia im pan, po co ich pan wzywa? - spyta a Shelby, patrz c na
stra aków, którzy zacz li natychmiast rozwija d ugi w .
- Nie, nie pomy la em o tym. Cze , Jake! - zawo
weso o do szefa stra aków. -
Mi o ci widzie . Bo wiesz, tu w
ciwie nic si nie pali, potrzebuj pomocy z innego
powodu.
Jake, przysadzisty m czyzna z czerwon twarz , zbli
si do nich.
- Nie pali si ? To w
ciwie czego od nas chcesz, Barry? - zapyta , ka c swoim
ch opakom zwija w z powrotem.
- eby cie wywa yli drzwi mojego biura - przyzna Barry.
- Dlaczego?
- Zgubi em klucz - improwizowa .
- To nie lepszy by by lusarz? - ci gn Jake, coraz to bardziej podejrzliwie
przygl daj c si szefowi Shelby.
Holman zmarszczy brwi.
- Och, nie s dz . To nie zrobi oby takiego wra enia jak topór.
Jake kompletnie zg upia .
- Jedna z naszych... pracownic... zamkn a si w biurze i nie chce wyj - wyja ni a w
ko cu Shelby.
- Na Boga, Barry, topór r bi cy drzwi miertelnie przerazi t kobiet - powiedzia
Jake.
- Tak. - Prawnik u miechn si w zamy leniu. - Jak diabli j przestraszy.
Kiedy Jake zacz znów co mówi , Tammy Lester wy oni a si z budynku z tak
min , jakby nosi a w sobie adunek wybuchowy. Podesz a prosto do Holmana i zaatakowa a
go z ca ej si y pi ciami.
- Odchodz - warkn a w ciekle, trz
c si z furii. - Wybacz, Shelby, ale b dziesz
sama prowadzi ten bajzel. Nie znios ani dnia d
ej z tym panem Bo ym Darem dla
wszystkich kobiet wiata. A pan nie ma poj cia o ortografii, Bardzo Wa ny Prawniku.
- Znam j lepiej od ciebie, ty uciekinierko z kursu wyrównawczego! - krzycza za ni .
- I nie licz na to, e za tob pobiegn i b
ci b aga , eby wróci a. S w tym mie cie setki
upich kobiet, które nie znaj ortografii, a potrzebuj pracy.
Jake wytrzeszcza oczy na zrównowa onego zazwyczaj prawnika. Shelby tak e
przypatrywa a mu si z os upieniem. Sporo j kosztowa o, by si nie roze mia , bo wiedzia a,
e to by tylko skomplikowa o sytuacj . Min a stra aków i szybkim krokiem uciek a do
kancelarii, nie chc c by
wiadkiem dalszego ci gu wydarze .
No i faktycznie, ledwie postawi a stop na wy
onej dywanow wyk adzin pod odze
biura, Jake wypali do Holmana z grubej rury - na temat fa szywych alarmów i mo liwej kary
wi zienia...
W tym momencie Shelby zamkn a za sob drzwi i podesz a do komputera.
Zdenerwowa a j reakcja Justina na widok Holmana, który czeka na ni na ulicy. To nie
wygl da dobrze, Justin jest w ciekle zazdrosny o jej szefa. Zupe nie bez sensu, ale có ona
wie o m czyznach? Za
a wcze niej, e to tylko powierzchowna zazdro , poniewa
Barry Holman jest przystojny i lubi kobiety, a Justin jest zaborczy i ma silny instynkt
absolutnego w adcy. Nigdy nie pomy la a, e za tym mo e si kry co wi cej.
Wci j to jednak dr czy o, zadzwoni a zatem do domu, by wyja ni Justinowi, co si
naprawd wydarzy o. Maria poinformowa a j , e Justin jeszcze nie wróci . Spróbowa a
znowu skontaktowa si z nim podczas lunchu, ale akurat wybra si gdzie z klientem. Zaj a
si wi c prac i zapomnia a o tym. A Barry do ko ca dnia wyrzeka na Tammy, a w ko cu
zamkn biuro godzin wcze niej, poniewa nie móg si skupi .
- Nie martw si , nie b dziesz tego odrabia - pocieszy Shelby. - W przysz ym
miesi cu mamy s d, wtedy pewnie b dziesz musia a popracowa po godzinach.
- Spojrza ze z
ci na drzwi. - Chcia em, eby panna Lester mi w tym pomog a, bo
ona nadaje si do takiej czarnej roboty. Ale skoro odesz a z takiego g upiego powodu, spadnie
to na ciebie.
- Wi kszo sekretarek zdenerwowa aby si , gdyby ich szefowie rzucali w nie
ksi kami - zauwa
a Shelby.
- Nie uderzy em jej przecie . Trafi em w okno. A w
nie, przedzwo do Jacka
Harpera, eby przyszed jutro wstawi szyb . - Zmiesza si . - I, hm, nie musisz mu dok adnie
umaczy , jak do tego dosz o, dobrze?
- Powiem, e wpad do nas przez okno orze - zgodzi a si potulnie.
Rzuci jej wzburzone spojrzenie i wymaszerowa .
Shelby za ruszy a tam, gdzie zwykle parkowa a swoje auto, i wtedy dotar o do niej,
e przecie nie ma tego dnia samochodu.
- Och, panie Holman! - zawo
a, niewiele my
c.
- Móg by mnie pan podwie do biura Justina? Nie uda o mi si go z apa i pewnie nie
dzie go jeszcze przez godzin .
- Jasne, wsiadaj.
Otworzy przed ni drzwi swego czarnego mercedesa i wystrzeli drog prosto do
tuczarni Ballengerów.
- Co si sta o z twoim nowym wozem? - spyta .
- Jaki problem z silnikiem?
Nie powiedzia a mu dot d o losie sportowego samochodu, chocia s ysza o wypadku
i widzia , e poprzedniego dnia je dzi a thunderbirdem m a.
- Justin odda go do Doyla.
- On ma z omowisko - zauwa
s usznie Holman.
- Tak, i do tego nowiutki zgniatacz. - Westchn a.
- Justin powiedzia , e je li mam ochot , mo emy teraz wykorzysta mój liczny
sportowy samochód jako cienn dekoracj .
- Dlaczego to zrobi ?
- Bo uwa a, e jestem bezmy lna i nieostro na - odpar a. - Chyba chce mi kupi
bezpieczniejszy pojazd. Na przyk ad czo g.
Barry Holman u miechn si rozbawiony.
- Mam nadziej , e dzi rano nie wpakowa em ci w jakie k opoty - zauwa
poniewczasie, skr caj c w d ug drog prowadz
ju prosto do tuczami. - Tak si
ucieszy em na twój widok, bo wiedzia em, e tobie uda si przekona j , eby wysz a z biura,
je li stra acy nie wypal .
- Tammy jest bardzo sympatyczna - stwierdzi a Shelby.
Szef dos ownie spiorunowa j wzrokiem.
- Jest krn brna i nie do wytrzymania.
- Gdyby da jej pan szans , by by pan mi o zaskoczony. Ona jest bardzo bystra.
Holman kr ci si nerwowo.
- Tak, zauwa
em, e masz sporo na g owie. Nie chcia em ci pozbawia pomocy.
Zerkn a na niego z ukosa.
- Mo e pan jeszcze rozwa y, czy nie poprosi Tammy, eby do nas wróci a. Mo e ona
te
uje tego, co si sta o.
Holman ci gn wargi, jakby ju si zastanawia .
- Mo e. Wpadn ewentualnie do domu jej ojca i wspomn , e ma u nas wci otwarte
drzwi.
- Lepiej by oby przedtem zadzwoni - poradzi a, maj c na uwadze temperament
Tammy.
- Uhm, tak zrobi . - Zaparkowa przed biurem tuczami. - Dzi kuj za wyrozumia
.
- Ca a przyjemno po mojej stronie. Nie, prosz zosta , sama sobie poradz . -
Wysiad a, wci si do niego u miechaj c, i pomacha a mu na po egnanie.
Tymczasem za jej plecami sta ju Justin z nieod cznym niemal, zapalonym
papierosem w d oni. By w d insach, koszuli z batystu i wysokich kowbojskich butach, które
nosi w pracy. Nasun kapelusz nisko na czo o i patrzy na nich wilkiem.
Shelby obróci a si energicznie i zobaczywszy przed sob m a, zastyg a w bezruchu.
- No... cze .
Justin wsadzi papierosa do ust.
- Jeste godzin wcze niej.
- Mieli my ma y problem w biurze. - Zaczerwieni a si , co tylko pogorszy o spraw . -
Musz si jako dosta do domu.
- Calhoun jedzie w tamt stron - odpar . - Podwiezie ci .
Wszed do budynku, zostawiaj c j na dworze, i tylko ryk byd a w kompleksie
tuczami dzwoni jej w uszach.
Calhoun wyskoczy po chwili z biura, przeklinaj c siarczy cie.
- Justin siedzi z nogami na biurku, palcem, cholera, nie ruszy, i jeszcze wyci gn
mnie ze spotkania, ebym ci odwióz do domu! - krzycza . - Nie chc by w cibski, Shelby,
ale jestem ciekaw. Znowu ma co do ciebie?
- A kiedy nie ma? - odpar a. - Holman mnie tu przywióz , wi c Justin pewnie doszed
do przekonania, e szef mnie uwiód po drodze.
- Cii. - Calhoun po
palec na ustach i poci gn j w stron swojego bia ego
jaguara. - Nie denerwuj go jeszcze bardziej. Jego sekretarka w
nie zagrozi a, e odejdzie z
pracy.
- No có , to tylko znaczy, e on dzia a tak na wiele osób - stwierdzi a jadowitym
tonem. - Jest apodyktyczny, niewra liwy, nie do zniesienia...
- Ju , ju - uspokaja j . - Wpadniesz w histeri , a to nie rozwi e problemu. Braciszek
jest po prostu zazdrosny. Jeste kobiet . Powinna wiedzie , co si robi w takim przypadku.
Zerkn na ni , spostrzegaj c jej purpurowe policzki. Zdumia o go, jak bardzo podobni
do siebie jego brat i Shelby. Oboje tacy staro wieccy i pe ni ró nych zahamowa .
Zapali , silnik kaszln i obudzi si .
- Pozwolisz mi na dosy osobist uwag , Shelby? Skoro jeste my ju rodzin ?
Wci nie potrafi a spojrze mu w oczy.
- Zale y jak .
- Tak, wiem. Reagujesz identycznie jak Justin - oznajmi . Wyjecha na drog i doda
gazu. - No wi c chodzi o to, e mój brat nie jest znów taki niewinny, ale przez ostatnie par
lat
naprawd jak pustelnik. Nie umawia si z adn kobiet . D
do tego, e troch przez
to zapomnia , jak to bywa z kobietami.
- Powiedzia abym ci, jaki on jest, gdyby nie by jego bratem - mrukn a, ciskaj c
torebk .
- Shelby - mówi cierpliwie. - Najlepszy sposób na to, eby zdoby uwag m czyzny
i ugasi jego wybuchowy temperament, to obj go najmocniej jak potrafisz i pozwoli , eby
natura zaj a si reszt .
Shelby znowu si zaczerwieni a. Wiedzia a, e Calhoun w pewnym wzgl dzie
przypomina jej szefa - zna si na kobietach. Ale je eli ona nie potrafi rozmawia o sprawach
sko - damskich z Justinem, rozmowa z Calhounem jest tym bardziej nierealna.
- Jemu by si to nie spodoba o - mrukn a zachrypni tym g osem.
- Przeciwnie - odpar i po kumpelsku poklepa j po ramieniu. - On tak za tob szaleje,
e nie widzi, e jest za lepiony. Paradoks, co? Mo esz mi wierzy , z
y si jak akordeon, jak
odpowiednio go potraktujesz. I tyle. A jak tam twój wy cigowy samochód? Spojrza a na
niego zdumiona.
- Justin ci nie mówi ?
- Justin nie odzywa si wiele w biurze - oznajmi .
- Jest zaj ty prac , a kiedy nie pracuje, zamy la si i milczy.
- O ma o si nie zabi am - przyzna a. - Wpad am w po lizg i omal nie uderzy am w
ci arówk . - Czu a na sobie jego zaskoczony wzrok. - Justin zabra mi mój pi kny samochód
i odda go na z om.
- O, dobry pomys - rzek niespodzianie Calhoun. - To by niebezpieczny wózek. -
Spojrza na ni . - Sama wiesz.
Shelby odchrz kn a.
- Wiele lat min o od wypadku w Szwajcarii.
- Wszystko jedno, Justin mia racj . Nie chcia by ci pochowa tu po lubie, chyba to
rozumiesz?
- Naprawd ? - spyta a z gorycz . - Przecie on mnie nie znosi.
- Chcia bym ci przekona , e bardzo si mylisz.
- Podjecha pod dom od frontu. - Dobrze ci radz . Nadskakuj mu, przymilaj si , a
przekonasz si , e to dzia a. Justin jest równie niedo wiadczony w stosunkach z kobietami, co
ty z m czyznami - doda pod nosem.
- I nie wspominaj, na Boga, e ja ci to mówi em. Jeden jedyny raz, kiedy zacz li my
ten temat, obaj sko czyli my ze szwami. Dobra?
- Dobra. - Otworzy a drzwi samochodu i obejrza a si . - Jeste bardzo mi y, dzi ki.
- No pewnie - odpar . - Zapytaj Abby, je li mi nie wierzysz. - U miecha si z
samozadowoleniem m czyzny, który wie, e jest kochany. - To na razie.
- Pozdrów ode mnie Abby.
Roze mia si , po czym zawróci na g ówn drog . Shelby duma a o tym, co Calhoun
jej mówi , i zastanawia a si , czy starczy oby jej odwagi, eby pój za jego rad .
Je li Calhoun si nie myli i Justin ma tyle zahamowa co ona, to móg by to by
naprawd interesuj cy eksperyment. Zaraz potem przypomnia a sobie jego gwa towno i
pomy la a, e Calhoun wcale nie zna swojego brata. Ten Justin, którego pozna a na kanapie,
nie nale
do m czyzn, którzy nie wiedz , co si robi z kobietami. Justin jest skryty, a
Calhoun mo e by po prostu le poinformowany, je li chodzi o w asnego brata.
Ale pomys kuszenia Justina mimo wszystko przypad jej do gustu. Znikn y ju
powody jej strachu przed m em, pozby a si te bolesnej przeszkody, która j blokowa a.
miechn a si , id c na gór po schodach i robi c plany na zbli aj cy si wieczór.
ROZDZIA ÓSMY
By o ju dawno po zmierzchu, kiedy Justin wróci do domu, zm czony i w z ym
humorze. Ledwie zajrza do jadalni, gdzie Shelby siedzia a sama przy kolacji, i poszed na
gór bez s owa powitania.
Shelby zas pi a si , zachodz c w g ow , czy czekaj jeszcze co gorszego. Sko czy a
deser i pi a w
nie kaw , gdy Justin zszed z powrotem na dó . W mi dzyczasie wzi
prysznic, jego w osy wci by y wilgotne. Mia na sobie szaroniebiesk koszul i d insy, lecz
jego humor bynajmniej nie uleg zmianie.
Usiad u szczytu sto u i zacz nak ada sobie na talerz wystyg wo owin z sosem i
ode ziemniaki.
- Maria ci to podgrzeje w mikrofalówce - zebra a si na odwag Shelby.
- Jak b
chcia , eby co dla mnie zrobi a, sam j poprosz .
A wi c tak ma wygl da ten wieczór. Shelby od
a na bok serwetk i poprawi a
spódnic bia o - czerwonej sukni, któr wybra a celowo, poniewa Justin uwa
, e jest
seksowna.
Nie znajdowa a do niego klucza, nie umia a do niego trafi . By taki nieprzyst pny,
jak w pierwszych dniach ich zwi zku. Obserwowa a w milczeniu jego surow twarz.
- Justin, je li jeste na mnie z y za dzisiejsze popo udnie, chc , eby wiedzia , e pan
Holman zamkn biuro godzin wcze niej i by am ju na ulicy, kiedy zorientowa am si , e
nie mam samochodu - odezwa a si w ko cu. - A on by tak miry, e podrzuci mnie. Wiesz,
e t dy przeje
a.
Justin podniós na ni wzrok.
- A ty wiesz, co my
o twoim cholernym szefie. Tym razem zirytowa j jego zaci ty
upór.
- Ale do g owy mi nie przysz o, e b dziesz mia co przeciw temu, e mnie
podwiezie. Zachowuje si wobec mnie zawsze jak d entelmen - rzuci a szorstko. - Mówi am
ci to ju .
- Mog
do mnie zadzwoni - rzek , nie zmieniaj c tonu. - Przyjecha bym po ciebie.
- Nie wiedzia am nawet, gdzie jeste . - Od
a spokojnie widelczyk do ciasta. - Nie
wiedzia am te , czy by przyjecha , bo rano odjecha
bez s owa.
Justin odsun talerz z ledwie tkni tym jedzeniem.
- On na ciebie czeka na ulicy, azi wte i wewte - odpar ura ony. - A potem ma o co
nie przeniós ci na chodnik na r kach. Jeszcze chwila, a wysiad bym i pokaza mu, co o tym
my
. Nie ycz sobie, eby dotykali ci inni m czy ni.
Je li spodziewa si , e j zirytuje tym stwierdzeniem, bardzo si rozczarowa . Bo owo
stwierdzenie przyspieszy o tylko jej puls. Wlepi a w niego wzrok, ciekawa, czy on sobie w
ogóle zdaje spraw z tego, co powiedzia . Westchn a t sknie.
- Ciesz si . Oczywi cie nie zrozumia .
- Co?
- Ciesz si , e nie yczysz sobie, eby dotykali mnie inni m czy ni. - Wypi a ryk
kawy. - Ja te sobie nie ycz , eby dotyka y ci inne kobiety.
- Nie o tym mówimy.
miechn a si , bo chyba zapomnia , o czym rozmawiali. Odrzuci a d ugie w osy do
ty u, mierz c si z nim wzrokiem.
- Podobno wyci gn
Calhouna z jakiego spotkania i kaza
mu odwie mnie do
domu.
Justin si gn po papierosa.
- Zdenerwowa em si .
owa Calhouna tak e j zaciekawi y. Chcia a wreszcie sprawdzi reakcj Justina na
jej zaloty.
Ale my lenie to jedno, a co innego wprowadzenie swoich pomys ów w czyn. Siedz c
tak, patrz c na powa nego, milczkowatego m czyzn po drugiej stronie sto u, nie umia a
sobie wyobrazi , e tak po prostu do niego podejdzie i usi dzie mu na kolanach. Cho by oby
cudownie poczu , e tego w
nie oczekiwa .
Zaró owi a si z lekka pod wp ywem w asnych my li i odstawi a fili ank .
- Co z samochodem dla mnie? - spyta a.
- Zapomnia em - mrukn . - Jutro pojedziemy.
- Dobrze.
Nie zwróci nawet uwagi na wie o upieczon szarlotk , która sta a przed nim na
talerzu, i dopi kaw .
- Dosta em poczt nowy film - powiedzia od niechcenia. - Czarno - bia y film
wojenny, z pocz tku lat czterdziestych. Chyba go teraz obejrz .
- Na pewno ci si spodoba. Spojrza na ni uwa nie.
- Mo esz obejrze ze mn , je li chcesz - doda niedbale, by sobie nie pomy la a, e
bardzo tego pragnie.
Ale ona i tak to wyczu a.
- Je li ci to nie przeszkadza, ch tnie obejrz . Lubi stare wojenne filmy.
- Naprawd ? - Na jego twarz powoli wyp yn u miech. - A science - fiction?
Oczy jej si za wieci y.
- O tak!
Roze mia si od razu swobodniej.
- Mam niez kolekcj starych i sporo nowych filmów.
- A wi c potrzebny nam jeszcze tylko popcorn! - zauwa
a.
- Maria! - zawo
Justin.
Gospodyni niemal natychmiast pojawi a si w drzwiach.
- Si, señor.
Przekaza jej swoj pro
, rzucaj c hiszpa skie s owa z szybko ci karabinu
maszynowego. Maria wyszczerzy a z by i odpowiedzia a mu uprzejmie. Zrobi a jeszcze jak
uwag , po której policzki Justina nabra y koloru ceg y, i ruszy a do kuchni, puszczaj c oko do
Shelby.
- Co powiedzia a? - spyta a Shelby, bo jej znajomo hiszpa skiego by a co najwy ej
powierzchowna.
- e przygotuje nam popcorn - odpar krótko. - No to wstawaj, je li ze mn idziesz.
Podniós si z krzes a, a ona posz a w lad za nim.
W salonie by o bardzo przytulnie, panowa tam ciep y pó mrok, kr g wiat a dawa a
tylko sto owa lampa. Shelby skuli a si na sofie, z misk popcornu mi dzy sob i Justinem.
Maria przez uchylone drzwi poinformowa a, e sp dzi ten wieczór z Lopezem u swojej
siostry.
Potem w domu zapad a cisza, przerywana jedynie wybuchami bomb i strza ami z
karabinów maszynowych aliantów i si Osi, którzy toczyli bój na ekranie.
Kiedy w ko cu nieub aganie pokaza o si dno miski, Justin odsun j i zdj buty,
potem zapali papierosa i opar nogi na stoliku. Na ekranie wci trwa a zaciek a walka.
Shelby zda a sobie spraw , e niemal bezwiednie przesuwa si bli ej Justina. Jej d
z
wahaniem prze lizn a si w pobli e jego d oni. Dotkn a jej i cofn a r
, zawstydzona i
niezdecydowana.
Justin zauwa
jej ruch i obróci g ow .
- Czy potrzebne ci pozwolenie, eby mnie dotkn ? - spyta agodnym g osem.
- Nie wiem - odpar a. - A potrzebne?
- Nie. - Przygl da si jej z yczliwym rozbawieniem, a przysun a znowu d
, dr c
pod wp ywem ciep a jego palców, kiedy splot y si z jej palcami.
miechn a si speszona i wlepi a wzrok w ekran. Nic na nim nie widzia a, nie
ysza a ani s owa, poniewa kciuk Justina g aska wilgotne wn trze jej d oni. Rozchyli a
wargi, przypominaj c sobie ich poprzednie spotkanie na tej samej kanapie, i co wtedy robili.
Przypomnia a sobie ch odne skórzane obicie pod plecami, ci ar Justina na swoim ciele i
blisko , która z miejsca zabarwi a jej policzki na czerwono.
- A lubisz krymina y? - spyta a, eby przerwa nu
scen bitwy i w asne
wspomnienia.
- Jasne. Mam kilka filmów Hitchcocka, a tak e „Arszenik i stare koronki” z Cary
Grantem.
- Uwielbiam ten film - rzek a rozmarzona. - Za miewa am si do ez, kiedy go
ogl da am po raz pierwszy.
- A westerny z Johnem Waynem? - spyta , zerkaj c na ni z ukosa.
- Widzia am „Hondo” tyle razy, e mog abym chyba zaszczeka tak samo jak tamten
pies. - Roze mia a si .
Przygl da si jej d
sz chwil .
- Zawsze mieli my wiele wspólnego, Shelby. A przede wszystkim czy nas gitara. -
Potar opuszki jej palców. - Grasz jeszcze?
Pokr ci a g ow .
- Ju nie. Straci am do tego... serce.
- Ja te - wyzna , poniewa po ich zerwaniu nie móg znie wspomnie
przywo ywanych przez d wi k gitary.
- Mo e znowu spróbujemy razem po wiczy ?
- By oby mi o. - Pos
a mu u miech, a on odpowiedzia jej tym samym. A kiedy ich
miechy zblad y, a oczy rozjarzy y si po daniem, telewizor przesta by wa ny.
Justin zacisn palce na jej d oni i nabra g boko powietrza.
- Chod , kochanie - poprosi .
Powiedzia to tak czule, e dreszcz przeszed jej po plecach, bo rzadko zwraca si do
niej takim tonem. Przysun a si z hamowan
arliwo ci , i ca kiem naturalnie po
a mu
ow na ramieniu.
- Nie pij.
- Nie jestem pi ca - odpar a z westchnieniem.
- Pachniesz korzennymi przyprawami.
- A ty pachniesz jak gardenia. To zapach, który zawsze kojarzy mi si tylko z tob .
- To moje perfumy.
Zabra r
z jej d oni i zgasi papierosa. Potem podniós j i obróci . Shelby le
a
teraz na jego kolanach, opieraj c mu g ow na piersi.
- Je li wolisz obejrze co innego, prosz bardzo - powiedzia , wiedz c doskonale, e
ogl danie filmów jest ostatni rzecz , jak oboje maj w g owie.
Nie obchodzi o jej, co jest na ekranie, poniewa i tak od pocz tku filmu widzia a tylko
profil Justina. Ale nie zdradzi a si z tym.
- Ten mo e by - zapewni a.
adzi jej d ugie w osy, trzyma jej szczup r
przy piersi i udawa , e jest
zainteresowany filmem. Ale czu zapach Shelby, jej piersi, jej ciep d
, która go dotyka.
W jego ciele odezwa y si pierwsze sygna y po
dania, a kiedy spojrza w dó i ujrza
to samo w jej oczach, przesta udawa . Niespiesznie rozpi koszul i powoli przyci gn d
Shelby do swojej piersi, a jego wargi przesuwa y si po jej czole, jej zamkni tych powiekach,
nosie, policzkach i szyi. Oddycha a coraz szybciej, kiedy przytula j mocniej, kiedy szuka
jej ust, a gdy je znalaz , odnios a wra enie, e zaraz nast pi wybuch.
ysza a jego oddech, coraz bardziej nami tny, daj cy wci wi cej. Jego palce
lizn y si w g sty w ze w osów na jej karku. Oboje nie mogli ju z apa tchu. Shelby
wbi a paznokcie w pier Justina, a on j kn g
no.
- Przepraszam - szepn a. Justin po
si obok niej.
- Ca uj mnie, Shelby.
Jej zahamowania rozp yn y si w jego pieszczocie. Wplataj c palce w jego w osy,
odpowiedzia a z arem na jego pro
. Film zatrzyma si w mi dzyczasie, na ekranie
zamar a jaka bitewna scena, ale adne z nich tego nie zauwa
o. Poca unki wyd
y si ,
ce Justina pracowa y przy zamkach i guzikach. Shelby czu a ju na sobie jego nag skór .
Znikn y dawne l ki, bo wiedzia a, e teraz Justin nie sprawi jej bólu, e potrafi by delikatny
i cierpliwy.
Kiedy zsuwa z niej sukni , wstrzyma a oddech i w pó mroku ma ej lampki zobaczy a
jego pogodny u miech.
- W porz dku - szepn . - Nie b
si
pieszy . Mo esz mnie powstrzyma w ka dej
chwili.
Da jej wybór, uspokoi a si zatem, g aszcz c jego atletyczne cia o. Uwielbia a
poznawa go w ten sposób, dotykiem i smakiem. Podnios a na niego wzrok, zagl daj c w
jego oczy i pokazuj c mu swoj bezbronno .
- Och, Justin - szepn a. - Jak cudownie! Pochyli g ow i z
wargi na jej ustach.
Jej skóra mia a g adko i blask satyny.
Justin zda sobie w tym momencie spraw , e nie ma takiej szansy, by si zatrzyma ,
ale Shelby nie wydawa a si tym przejmowa . Wci gn a go na siebie, a jej wargi by y
równie niepohamowane co jego. Nie przerywaj c poca unku, pozby si ubrania, i oto mia j
pod sob . Zwolni wi c i z niewys owion cierpliwo ci rozbudza jej zmys y.
- Teraz - szepn , kiedy si rozp aka a. Obróci ku sobie jej twarz. - Nie, nie odwracaj
si , chc ci widzie .
Zaczerwieni a si mocno, ale patrzy a mu prosto w oczy w chwili, gdy j posiad .
Tyle lat niespe nionej mi
ci, niezrealizowanego pragnienia, i oto sta o si , my la
Justin. Shelby nale y do niego. Znikn y wszelkie bariery i progi. Czu , e zaakceptowa a go i
przyj a bez zastrze
. By wzruszony.
Shelby na moment znieruchomia a, bo wra enie by o tak nowe, a blisko tak
pora aj ca.
- Wszystko w porz dku - szepn . - Tak, w
nie tak jak teraz. - Za mia si , czuj c, e
stali si doskona jedno ci .
Jej policzki pokry y si czerwieni , mimo to nie uciek a przed nim spojrzeniem. Czu a
si zwyci zc , i jej oczy l ni y tym zwyci stwem. Unios a r ce do jego policzków, eby
mog a dosi gn wargami jego ust.
- Kochaj... mnie - szepn a rw cym si g osem, kiedy Justin poruszy si w niej, a ona
poczu a przeszywaj
rozkosz. - Justin... kochaj mnie!
Te s owa przerwa y tam jego samokontroli. Nie móg w nie uwierzy , a jeszcze mniej
prawdopodobne by y jego w asne uczucia. Pop yn na fali po
dania, bezsilny wobec jej si y
do spe nienia.
Gdzie w g bi duszy Shelby czu a, e powinna si ba tego wyzwolenia. Ale jego
ruchy budzi y w niej napi cie, pod którym jej cia o piewa o z rozkoszy. Prawdziwa ekstaza
by a w zasi gu r ki, si gn a po ni ostatkiem si , gdy Justin w
nie uniós jej biodra. wiat
wokó niej zacz si nagle kr ci , wykrzycza a imi Justina raz i drugi, i jeszcze...
A on mia si . Jego wargi opad y na jej skronie, na jej policzki, jej wargi.
- Pierwszy raz - mówi bez tchu, miej c si i znowu j ca uj c. - Mój Bo e, pierwszy
raz!
Otworzy a oczy i spojrza a na niego zafascynowana. Wyda jej si nagle ca e lata
odszy. Mia wilgotne w osy, twarz pokryt kropelkami potu, b yszcz ce oczy. Jego ci kie,
wilgotne cia o le
o na niej, wstrz sane dreszczami.
- Justin? - szepn a zdezorientowana.
- Dobrze si czujesz, kochanie? Nie zrobi em ci krzywdy?
- Nie. - Zaczerwieni a si i spojrza a na bok.
- Spójrz na mnie, tchórzu.
To nie by o wcale atwe, jednak to zrobi a.
- Ja... nie wiedzia am... - Nie znajdowa a s ów. Schowa a twarz w wilgotnym
zag bieniu jego szyi.
- Tyle samotnych nocy, Shelby - szepta t sknie. - Tyle marze . Ale nawet marzenia
nie by y a tak fantastyczne. - Przytuli j mocniej. - Poca uj mnie, kochanie.
Unios a ku niemu twarz, spe niaj c jego pro
. Delikatnie przewróci j na plecy i
zajrza pytaj co w jej twarz. Milcza a, lecz odpowied dojrza w jej oczach. Przesun si w
dó i znowu wiat poszed na pewien czas w zapomnienie.
Du o pó niej zaniós j na gór , tul c w ramionach jak najdro szy klejnot. U
w
swoim
ku i wyci gn si obok niej, zgasiwszy wiat o. Przytuli j , zasn a kilka sekund
przed nim.
Du o pó niej poczu a mu ni cie jego warg.
- Justin - szepn a, podnosz c lekko powieki. Siedzia na
ku obok niej, ubrany w
insy i batystow koszul , z twarz rozja nion u miechem.
- Musz jecha do pracy - powiedzia cicho.
- Nie! - j kn a b agalnie, wyci gaj c do niego r ce. Odsun ko dr i przyci gn j
do siebie.
- Kochali my si w nocy.
- Kilka razy - doda a, i zepsu a swój nowy wizerunek intensywnym rumie cem.
Justin pie ci jej wargi.
- Nie zabezpieczy em si niczym - wyzna cicho, patrz c jej w oczy.
Rumieniec na jej policzkach si pog bi .
- Ja te nie.
Dotkn jej warg palcem.
- Wiem. Czy zmartwisz si , je li zajdziesz w ci
?
- Nie - odpar a. - Chc mie z tob dziecko.
Nie potrafi nawet wyrazi swojej rado ci ze sposobu, w jaki to powiedzia a.
- Spa
w ogóle?
- Dalej pi . To wszystko mi si tylko ni o i nie chc si jeszcze obudzi .
- To nie by sen. - Poca owa j . - Nie bola o ci ?
- Och, nie - odpar a zaraz. - Wcale nie! Z podziwem przygl da si jej twarzy.
- Od tej pory b dziesz zawsze spa a ze mn - oznajmi . - adnych murów, koniec z
ogl daniem si za siebie. Zaczynamy wszystko od nowa, w tej chwili.
- Tak - szepn a zgodnie. - Nie id do pracy.
- Musz . Ty te . - Spojrza na ni . - Ale adnych wycieczek samochodowych z
szefem, zrozumiano?
- Zadzwoni do ciebie, obiecuj . - Unios a si i poca owa a go w policzek. - Nie
mo esz chyba by dalej zazdrosny po ostatniej nocy.
- Nie oszukuj si - uprzedzi j . - Teraz, kiedy si z tob kocha em, b
dziesi razy
bardziej zaborczy. Jeste moja.
- Zawsze by am twoja, Justin - odrzek a cicho, zdziwiona jego spojrzeniem, gor czk
zazdro ci w jego oczach. Przecie teraz chyba powinien ju by jej pewny?
Justin patrzy badawczo w oczy Shelby, potem potoczy wzrokiem po jej szczup ym
ciele.
- Doskona e - powiedzia . - Wszystko jest w tobie doskona e. Nigdy w yciu si tak
nie czu em jak z tob ... taki spe niony, taki kompletny.
Ona tak e czu a si teraz spe niona. Tyle e ona go kocha, on za jedynie jej po da. A
mo e, pomimo wszystko, zacz do niej czu co wi cej?
- Ja te - powiedzia a.
- Ale ty by
dziewic , kochanie - przypomnia , ocieraj c wargi o czubek jej nosa. - A
ja mia em ju pewne do wiadczenia...
- Zauwa
am.
Skubn jej wargi z bami, podniecaj c j znowu.
- To by o dawno temu, i nie ma z tob nic wspólnego. Przez minione sze lat nie
ca owa em si nawet z adn kobiet , i to jest wi ta prawda. Nie masz adnego powodu do
zazdro ci.
Obj a go, przytulaj c twarz do jego piersi.
- Przepraszam.
- Nie ma za co. - Musn jej czo o poca unkiem.
- Musz lecie . Ch tnie bym zosta , ale Calhouna nie b dzie dzi w biurze ca y dzie ,
wi c kto musi go zast pi .
- Wiem. Podrzucisz mnie do kancelarii?
- Jasne. Co by zjad a na niadanie? Odpowied widnia a w jej oczach. Roze mia si
zadowolony, podniós si , trzymaj c j w ramionach, po czym rzuci j na sam rodek
ka,
patrz c z rozbawieniem, jak Shelby wygrzebuje si z po cieli.
- Nie teraz - mrukn w odpowiedzi na jej oczywiste zaproszenie, wyra ne mimo
resztek wstydu. - Ubieraj si , dopóki jeszcze nad sob panuj .
Westchn a w odpowiedzi.
- Po prostu nie chc przesadzi - stwierdzi z nag powag . - Dla ciebie to wci
nowo .
Jej oczy zasz y zami.
- A ja si ciebie ba am. - Pokr ci a g ow .
- Rozumiem, dlaczego. Ale ju nie musisz. - Odwróci si i przeci gn . - Bóg jeden
wie, jak ja si skupi na robocie, ale w ko cu nadejdzie znowu wieczór - dorzuci od drzwi z
pó
miechem. - To co chcesz na niadanie? - powtórzy .
- Jajka na bekonie.
- B
na ciebie czeka .
Wyszed , a ona wsta a szybko i ubra a si , ledwie dotykaj c stopami pod ogi.
Kiedy zesz a do jadalni, Justin czeka ju na ni przy stole. W
a do pracy prost
szar spódnic i bladoniebiesk bluzk , w osy spi a w skromny francuski kok. Wygl da a
powa nie i szacownie. Znaj c zazdro Justina, wola a nie burzy ich nowego kruchego
zwi zku, sprawiaj c wra enie, e stroi si do biura.
Justin podniós wzrok znad talerza i u miechn si z aprobat .
- Wygl dasz bardzo oficjalnie - stwierdzi z uznaniem.
wiat o z okna pada o na jego w osy i podkre la o ich g bok czer . Nie, nie by
przystojny, ale Shelby pomy la a, e ma przed sob najbardziej atrakcyjnego m czyzn ,
jakiego spotka a w swoim yciu.
- To dobrze, e ci si podobam - rzek a z u miechem. Wsta i posadzi j obok siebie,
po drodze ca uj c j w usta.
- Moja liczna - szepn . - Zjedz niadanie, zanim ja zjem ciebie.
W g owie jej si nie mie ci o, e w ci gu paru dni tak si wszystko mi dzy nimi
zmieni o. Teraz Justin nale
do niej. Mog a tak powiedzie po raz pierwszy, odk d si
pobrali. Wreszcie znale li si na drodze do trwa ego, szcz liwego zwi zku.
Kolejne dni jeszcze bardziej go umacnia y. W kancelarii Shelby nie przestawa a
my le o Justinie, a kiedy wracali oboje do domu, nie by o wi cej k ótni ani adnych murów.
Ca owa j na powitanie i na po egnanie, i kocha si z ni ka dej nocy, a potem spa a w jego
ramionach.
Nigdy nie zbli
a si bardziej do nieba, to by o jak cudowny sen, który nie zmienia
si na gorsze ani si nie ko czy . Wspólnie sp dzali ka
woln chwil , je
c konno,
graj c na gitarze i ogl daj c filmy na wideo. To by nowy pocz tek i Shelby niemal
uwierzy a, e ich udzia em jest szcz cie doskona e.
Ale nawet je li zbli yli si fizycznie, nawet je li sp dzali ze sob wi cej czasu, Shelby
wci czu a emocjonalny dystans m a. Justinowi nie zdarza o si mówi o mi
ci, nawet
wtedy, gdy si kochali. Nie wspomina te o przesz
ci ani o przysz
ci. Mia a wra enie, e
Justin robi, co w jego mocy, by
dniem dzisiejszym i nie przejmowa si jutrem.
Jego pow ci gliwo przysparza a jej zmartwie . Wci kocha a go tak samo jak na
pocz tku, ale Justin pokazywa jej twarz pokerzysty, z której nie potrafi a nic wyczyta .
Pragn jej fizycznie. To by o oczywiste i wspania e. Je li jedna czu dla niej co wi cej ni
po
danie, Shelby nigdy nie mog a si o tym przekona .
Nie opu ci a kancelarii, cho wiedzia a, e Justin wola by, by rzuci a prac . By tylko
odrobin mniej zazdrosny o jej szefa, ale przynajmniej nie robi ju przykrych uwag na ten
temat. W mi dzyczasie Barry Holman przekona Tammy Lester do powrotu do biura, i w
ko cu mi dzy nimi zacz o si coraz lepiej uk ada . Shelby spodziewa a si rych ego
prze omu, poniewa zauwa
a, jak wymieniali mi dzy sob jednoznaczne spojrzenia.
W domu te nast pi a zmiana. Od pierwszej wspólnej nocy Shelby i Justina min y
cztery tygodnie i pojawi y si istotne znaki, e ich zbli enie mo e przynie owoce. Shelby
nie podzieli a si jeszcze z m em swoimi podejrzeniami, ale by a niemal pewna, e jest w
ci y. Ta my l sprawia a jej bezgraniczn rado . Dziecko z Justinem by oby dope nieniem
jej szcz cia, zw aszcza e i on chcia mie dzieci. Kiedy to male stwo przyjdzie na wiat,
my la a, Justin mo e i j pokocha przy okazji.
Którego dnia le
a zwini ta na kanapie, kiedy wszed do pokoju, przeklinaj c
no. W
nie sko czy rozmawia z kim przez telefon i wygl da na bardzo poruszonego.
- Sta o si co ? - spyta a cicho, siadaj c.
Justin rzuci na ni ponurym wzrokiem i jeszcze bardziej si skrzywi .
- Musz lecie do Wyoming na kilka dni. Poproszono mnie do s du w charakterze
wiadka na procesie mojego przyjaciela. - Westchn . - Nie mam najmniejszej ochoty tam
jecha , ale on by to dla mnie zrobi . My
, e jest niewinny.
Usiad , przytulaj c j , i nie przestaj c pali papierosa, wyja ni jej, e jego przyjaciel,
ciciel rancza, zosta oskar ony o sprzeda zatrutej wo owiny.
- Jeste pewny, e tego nie zrobi ?
- Jestem - odpar bez namys u, my lami ju gdzie daleko. - Chcia bym ci ze sob
zabra , ale zamieszkam z Quinnem Suttonem, a on nie przepada za damskim towarzystwem.
- Rozumiem, jest siwym starym pustelnikiem - za artowa a.
Justin ma o si nie zakrztusi ze miechu.
- Prawd mówi c, jest mniej wi cej moim rówie nikiem. Jakie dziesi lat temu jego
ona odesz a z innym, i nigdy si z tego nie otrz sn . Maj dziecko, ma ego ch opca.
Zostawi a go i Quinn go wychowuje. Nie wiem, co zrobi ten ch opak, je li jego ojciec
wyl duje w wi zieniu. - Potrz sn g ow . - Diabelnie trudna historia.
- Mam nadziej , e nie trafi do wi zienia - powiedzia a, patrz c na niego. - B
za
tob t skni .
Obj j z ca ej si y.
- Nie bardziej ni ja za tob , kochanie - szepn . - B
dzwoni co wieczór. Mo e to
nie potrwa d ugo.
- Oby nie. Je li zostawisz mnie sam na d ugo, uciekn z jakim seksownym facetem -
za artowa a, wiedz c, e nie ma na wiecie bardziej seksownego m czyzny ni jej m .
Za to Justin, wci jej niepewny, nawet po paru tygodniach nieopisanej rozkoszy,
zrozumia j opacznie. Opar brod na jej w osach i patrzy przed siebie nad jej g ow ,
zastanawiaj c si , czy ju si nim znudzi a. Jest taka pi kna! Owszem, spanie z nim sprawia o
jej chyba przyjemno , ale on pragn czego wi cej ni jej szczup ego cia a. Chcia , eby go
kocha a.
- Tylko nie szalej na drodze, jak mnie nie b dzie - ostrzeg j .
Za mia a si dyskretnie. Ma y ameryka ski samochód, prezent od m a, nie nale
do
maszyn, którymi mo na si rozp dzi . Justin upewni si co do tego przed zakupem, a mimo
to wci jej w pe ni nie ufa .
- Obiecuj . Maria i Lopez b
tu w nocy, wi c nie musisz si o mnie martwi . Nic mi
si nie stanie, poza tym, e b
si czu a samotna - doda a, siadaj c prosto.
- Justin, co ci dr czy. O co chodzi?
Poruszy si nerwowo.
- To tylko interesy, kochanie - rzek wymijaj co. Patrzy na ni zmru onymi oczami. -
Nie znudzi ci si jeszcze stan ma
ski?
Otworzy a usta ze zdumienia.
- Co?
- S ysza
dobrze. Nie mog ci da tego wszystkiego, co dawa ci twój ojciec. Ale
mam nadziej , e niczego ci nie brakuje.
Wyci gn a r ce i przysun a do siebie jego twarz.
- Och, Justin, przecie chc tylko ciebie. Poca owa a go, czuj c, e jego cia em
wstrz sa dreszcz. Wci j to zadziwia o, ta jego nieokie znana reakcja, kiedy go dotyka a.
Nigdy tego nie komentowa , ale wygl da o na to, e lubi, kiedy ona przejmuje inicjatyw , gdy
pierwsza wyci ga r
czy ca uje. Niecz sto tak robi a, poniewa wci nie opu ci o j
onie mielenie. Ale i tak sz o jej coraz lepiej. Jego reakcja dzia
a zach caj co.
Podniós j i przycisn wargi do jej ust. Ich nami tno zdawa a si nigdy nie s abn .
Przeciwnie, z czasem zyskiwa a na sile, by a wi ksza ni na pocz tku ich znajomo ci. Brak
zahamowa Shelby sprzyja z kolei mia
ci jej m a. W dalszym ci gu by czu y, ale od
czasu do czasu jego p omienne po
danie dopomina o si o swoje i wówczas poznawa a
dzi ki niemu rozkosz, która przechodzi a jej naj mielsze wyobra enia.
- Kiedy musisz wyjecha ? - spyta a, dr c pod pieszczot jego d oni, które zakrad y
si pod jej bluzk .
- Jutro.
- Tak szybko?
Wsta z Shelby na r kach.
- Mamy przed sob ca noc - powiedzia jej do ucha. - Bo e, jak ja ci pragn . Pragn
ci bez przerwy...
Otworzy drzwi i ruszy po schodach na gór . Gdyby mog a powiedzie mu, jak
bardzo go kocha, podzieli si z nim cudownym sekretem, który w sobie nosi. Chcia a to
zrobi . W
ciwie ju zacz a mówi , ale gdy otworzy a usta, jego wargi natychmiast na nich
spocz y. I tak jak zawsze, iskra po
dania wybi a jej z g owy wszystko poza Justinem i
niepowtarzaln rozkosz kochania si z nim w ciemno ciach.
Kiedy si obudzi a nast pnego ranka, Justina ju nie by o w domu. Pami ta a jak przez
mg , e musn j wargami i szepn co na po egnanie. By a jednak tak zm czona, e si
nie ockn a. Rano
owa a, e nic mu nie powiedzia a, mia a bowiem niepokoj ce
przeczucie, e ich harmonia zostanie zak ócona. Ale mo e wynika o to tylko z jej stanu i
niepewno ci co do uczu Justina? Z drugiej strony przecie stali si sobie tak bliscy, e nic
nie mog oby odbudowa muru, który dzieli ich przez sze lat.
ROZDZIA DZIEWI TY
d rozpocz sesj i w ma ej kancelarii by o du o wi cej ni zwykle pracy dla Shelby
i Tammy. Holman prowadzi dwie sprawy rozwodowe, spór o w asno ziemsk , pozwanie o
zniszczenie mienia na skutek wypadku samochodowego, i dodatkowo broni mieszka ca
Jacobsville oskar onego o zabójstwo. Tammy ledwo ko czy a zbieranie dokumentów do
jednej sprawy, kiedy ju musia a zaj si nast pn .
Sprawa o ziemi wymaga a zebrania informacji w biurze administracji okr gu,
sprawdzenia dokumentów notarialnych i aktów w asno ci. Jeden z rozwodów wymaga
potwierdzenia zarzutów o zn canie si nad dzieckiem, do czego z kolei potrzebne by y
zeznania pod przysi
lekarza z pogotowia, który bada to dziecko. Tym zaj si Holman
osobi cie, oczywi cie przy pomocy s dowego stenografa. Ale Tammy musia a zebra wyniki
obdukcji i ewentualnie zeznanie psychologa oraz sprawdzi przesz
kryminaln ojca.
Wypadek samochodowy oznacza dla nich grzebanie w policyjnych archiwach i przes uchanie
ewentualnych wiadków, a przy tym wszystkim sama sprawa o morderstwo mog aby
spokojnie zaj im ca y czas.
Shelby nie zazdro ci a m odszej kole ance jej przygotowania zawodowego. Tammy
zapisa a si na kursy wieczorowe z zakresu prawa do pobliskiego college'u i teraz okaza o si
to bardzo przydatne. Holman podniós jej ju pensj , i Tammy zajmowa a si rzeczami, które
przerasta y umiej tno ci Shelby. Shelby by a z tego zadowolona. Wiedzia a, e ci a nie
pozwoli jej d ugo pracowa w kancelarii. Justin z pewno ci b dzie si upiera , eby zosta a
w domu co najmniej przez ostatni miesi c. I sama po cichu tego pragn a. Potrzebowa a
czasu, by wszystko sobie zaplanowa , wybra , kupi meble dla dziecka i przygotowa dla
niego pokój. U miechn a si , wyobra aj c sobie min m a, kiedy podzieli si z nim
wiadomo ci o dziecku.
- Powiedzia em - Holman przerwa jej my li - e obawiam si , i b dziesz musia a
pracowa po godzinach w tym tygodniu, ty i Tammy. S d cywilny pracuje pe
par , w
przysz ym tygodniu zbiera si s d najwy szy. Nie mamy zbyt wiele czasu, eby zd
w
terminie.
- Nie szkodzi - zapewni a go. - Justin wyjecha , nie mam nic do roboty wieczorami.
- Jego strata, mój zysk - u miechn si jasnow osy prawnik. - Dzi kuj , Shelby. Nie
wiem, co bym bez ciebie zrobi . Musz lecie do s du, a potem zjem lunch w Carson's Cafe.
Wróc ko o pierwszej.
- Dobra, szefie.
Holman po pieszy do drzwi i zderzy si z Tammy, która w
nie wbiega a do biura.
Chwyci j za rami , eby si nie przewróci a, a ona, w tym samym celu, opar a r ce na jego
piersi. Spojrzeli po sobie i zamarli. By to obraz, który dziwnie wzruszy Shelby.
- Nic ci si nie sta o? - spyta Holman m od kobiet . Tammy rozchyli a pe ne usta.
- Nic - odpar a, api c oddech. Nie patrzy a na niego, zaczerwieniona po uszy.
Holman zabra r
, ale dopiero po chwili.
- Ostro nie - powiedzia mi kko. - Nie chcia bym ci straci .
- Tak, prosz pana - mrukn a Tammy zmieszana. Spu ci wzrok na jej usta, potem
wyszed , zabawnie marszcz c czo o.
Shelby musia a powstrzyma u miech. Najpierw walczyli ze sob na mier i ycie,
potem stali si w swojej obecno ci zawstydzeni, pow ci gliwi i skonsternowani. Tammy
dos ownie dostawa a dreszczy, kiedy szef wchodzi do ich pokoju, a jej twarz roz wietla a si
natychmiast niczym neon.
- Ja, uff, mam dla ciebie notatki do przepisania - powiedzia a Tammy, j kaj c si .
Shelby u miechn a si do kole anki.
- Wyjd i kupi co na lunch. Na co masz ochot ?
- Sa atk z tu czyka i krakersy, i mro on herbat .
I wielkie dzi ki. Ja pójd jutro. - Wyszczerzy a z by w przyjaznym grymasie.
- Umowa stoi. Zaraz wracam. Trzymaj stra . Shelby uda a si do sklepu za rogiem i
natkn a si tam na Abby pochylon nad ozdobnymi kartkami.
- Czego szukasz? - spyta a szwagierk konspiracyjnym tonem.
Abby ma o si nie zakrztusi a z zaskoczenia. Jej szaroniebieskie oczy b yszcza y jak w
gor czce.
- Kartki dla mojego cudownego m a. Za dwa tygodnie ma urodziny - przypomnia a.
- Jak mog abym zapomnie , skoro to my urz dzamy dla niego przyj cie - odpar a
Shelby. - Aha, no w
nie, mia am zadzwoni do ciebie przedwczoraj, eby my to obgada y.
Jestem taka zaj ta... - Zaczerwieni a si . Prawd mówi c, kiedy si gn a po s uchawk , eby
zadzwoni do Abby, Justin przewróci j na dywan, i ju nic nie zrobi a przez ca y wieczór.
- Rozumiem, e dobrze si mi dzy wami uk ada - powiedzia a Abby, patrz c na
rumieniec Shelby.
- Calhoun mówi, e Justin tylko siedzi w pracy i duma. Zamiast pracowa , postawi
sobie na biurku twoje zdj cie i bez przerwy si na nie gapi.
Shelby roze mia a si zadowolona.
- Naprawd ?
- M oda para! - Abby westchn a znacz co. - Ciesz si ze wzgl du na ciebie.
Wiedzia am, e wam si w ko cu u
y. Zawsze byli cie idealnie pasuj cymi do siebie
po ówkami, nawet Tyler tak stwierdzi , kiedy ta czyli cie ze sob .
Shelby zap on a intensywniejszym rumie cem.
- Nigdy nie marzy am nawet, e tak si u
y - przyzna a. - I nigdy nie by am taka
szcz liwa.
- Justin na pewno czuje tak samo. - Abby przypatrywa a si z zaciekawieniem twarzy
Shelby. - Dlaczego nie rzuci
dot d pracy? Nie wolisz zosta w domu?
- Uzna am, e to nie by oby w porz dku, gdybym tak sobie odesz a i zostawi a
Holmana - wyzna a. - Tammy Lester wietnie sobie radzi, wi c pr dzej czy pó niej zostan w
domu. Chcia am po prostu si sprawdzi , nigdy przedtem nie by am niezale na. To bardzo
mi e uczucie.
- Podobnie jak ma
stwo. wietnie si bawi , prowadz c dom, chocia brzmi to jak
obrazoburstwo w ustach wspó czesnej kobiety. Czy ta dziewczyna, któr dzi rano widzia am
w oknie kancelarii, to w
nie Tammy? - spyta a. - Widzia am tylko pochylony cie , ale
bardzo ci przypomina - doda a. - Mo e nie z bliska, ale macie podobne sylwetki.
- Obie mamy d ugie w osy i jeste my wysokie i szczup e. Ona zadurzy a si w szefie, i
powiem ci w tajemnicy, e z wzajemno ci . A na pocz tku wr cz chorobliwie si nie znosili.
Teraz s na etapie pochrz kiwania i przest powania z nogi na nog .
- Ciekawe, jak to si potoczy - powiedzia a Abby z szelmowskim u miechem.
- Nie trzeba b dzie na to d ugo czeka , jak s dz .
Calhoun nie wie nic o przyj ciu niespodziance? - zmieni a raptem temat.
- Nie, co ty, nie wyci gn by tego ode mnie nawet gdyby mi przystawi luf do
skroni. Justin dzwoni do nas wczoraj wieczorem i mówi , e zaprosi jakich ludzi, których
nie ma na mojej li cie. Wspomina ci o tym?
Shelby ci gn a brwi w namy le.
- Có ... nie. Domy lasz si , o kogo chodzi? Chyba nie zaprosi
adnej ze swoich
dawnych flam? - powiedzia a bardziej do siebie.
- O to bym si nie martwi a - mrukn a Abby, poniewa szwagier wyzna jej kiedy ,
e nie ma za sob tak bujnej m odo ci jak Calhoun. Ale Shelby nie musi o tym wiedzie od
niej, Justin sam mo e jej to powiedzie , je li i kiedy zechce.
- To kogo w takim razie? - zastanawia a si Shelby.
- Poczekamy, zobaczymy. Mo esz go zapyta , jak wróci. Szkoda tego Suttona,
prawda? - Abby westchn a.
- Spotka am go z synem na jednej z wystaw byd a, na któr pojechali my z
Calhounem w zesz ym miesi cu. Patrzy na mnie, jakby mnie nie widzia , i by a tam jaka
kobieta, która do niego do czy a... - Abby zadr
a.
- My la am, e Justin jest wynios y, kiedy zamieszka am z Ballengerami, ale przy
Suttonie Justin to radosny ekstrawertyk. Sutton nienawidzi kobiet.
- Jego strata - stwierdzi a Shelby pó
artem, pó serio. - Oczywi cie, pewnie nigdy nie
spotka kobiety swojego kalibru.
Abby wybuchn a miechem.
- Wstyd si .
Shelby tak e si roze mia a.
- Zadzwo do mnie, kiedy b dziesz mia a czas, to obgadamy to przyj cie. Musz
lecie , Tammy zosta a sama w kancelarii.
- Dobra, przejrz jeszcze raz kartki. Mi ego lunchu.
- To na razie.
Przez ca drog do biura Shelby rozmy la a nad s owami Abby. Nie wychodzi o jej z
owy, kogo te Justin zaprosi bez jej wiedzy. Musi go o to spyta ...
Justin polecia do Wyoming w rod i cho mia nadziej wróci po dwu dniach,
pojawi y si jakie komplikacje i jego przes uchanie zosta o przeniesione na poniedzia ek. A
zatem nie zapowiada o si , by zjawi si w domu na weekend.
- Och, Justin! - westchn a Shelby. - A ja musz w przysz ym tygodniu pracowa do
wieczora przez ten s d - j kn a, kiedy do niej zatelefonowa .
- Rzu t cholern robot . Kobieta powinna siedzie w domu, bawi dzieci i pilnowa
porz dku.
W tle g osu Justina rozleg si jaki zimny, g boki rechot i kilka s ów, na które Justin
odpowiedzia .
- Co to by o? - spyta a zaciekawiona.
- Sutton uwa a, e kobiety s najlepsze, kiedy si je obtoczy w m ce, posoli i usma y
na smalcu - powtórzy .
- Mo esz przekaza panu Suttonowi, e m czyzn trzeba najpierw marynowa -
odparowa a zirytowana.
W s uchawce odezwa y si ciche pomruki i znowu ten g boki rechot w tle.
- Wstyd si - mrukn Justin. - Musz ko czy . Ten indor chodzi spa z kurami, wi c
zostawi mnie w ciemno ci, je li si nie roz cz . B
grzeczna, kochanie. Do zobaczenia w
poniedzia ek wieczorem.
- Mo esz przyjecha po mnie do biura, gdyby nie by o mnie w domu, dobrze? -
poprosi a.
- Dobrze. Dobranoc.
- Dobranoc, Justin. - Pos
a ca usa w s uchawk , zanim od
a j na wide ki.
Kolejne dwa dni ci gn y si nazbyt wolno, ale poniedzia ek by w kancelarii
nerwowy i zabiegany, i Shelby nie mia a czasu t skni za m em. Jedna sprawa goni a drug ,
kompletny chaos. Telefon si urywa , Tammy musia a biec do s du dwa razy, eby przekaza
jakie pilne informacje Holmanowi.
Pod koniec dnia Shelby zw tpi a, czy w ogóle pójdzie do domu. Musia a jeszcze
przepisa listy i przygotowa streszczenie jednej ze spraw, d ugie na kilka stron, co nawet
mimo pracy na komputerze zabra o jej mnóstwo czasu.
W mi dzyczasie Tammy fruwa a po biurze, spe niaj c polecenia Holmana, który traci
cierpliwo . Patrz c na Tammy, która przygryza a wargi i piorunowa a szefa wzrokiem,
Shelby przeczuwa a, e zbli a si awantura. O dziewi tej wieczorem Holman stan w
drzwiach i zrobi sarkastyczn uwag na temat wymiarów dzia ki, które Tammy zapisa a
dnie, i dziewczyna wybuchn a:
- Pan si spodziewa cudów! Haruj po godzinach, nie jad am kolacji, musia am si
czo ga i b aga na kolanach, eby zdoby dla pana niektóre z tych danych, a pan si jeszcze
na mnie wydziera! Nienawidz pana!
- Ty niedojdo! - wrzasn z kolei Holman. - Je li ci si zdaje, e to jest ci ka praca,
spróbuj zosta prawnikiem.
Pos
jej triumfalny u miech i znikn w gabinecie.
- O nie, wa niak si znalaz - zamrucza a Tammy i wesz a za nim, trzaskaj c
drzwiami.
Z pokoju szefa dobiega y podniesione g osy, energiczne szuranie i skrzypienie krzes a,
potem co wyl dowa o na pod odze. Pó niej zapad a d uga, znacz ca cisza, która si
przeci ga a. Siedz ca przy komputerze Shelby u miechn a si pod nosem. Wygl da o na to,
e jej szef w
nie zrobi kolejny krok w swoich zalotach.
Ale dla m czyzny, który siedzia przed biurem w swoim czarnym thunderbirdzie,
dwie postaci tworz ce jedn sylwetk w oknie nie przypomina y Barry'ego Holmana i Tammy
Lester. Wygl da y za to na Holmana i Shelby. Bior c pod uwag wzrost kobiety i d ugo jej
osów, to jego ona znajdowa a si w obj ciach tego drania.
Serce Justina zatrzyma o si . Prosto z lotniska p dzi do miasta, by jak najszybciej
zobaczy Shelby. Nie jecha nawet do domu, postanowi od razu sprawdzi , czy jest jeszcze w
kancelarii. No i sprawdzi .
Pomy la , e ta rana nigdy si nie zagoi. Widok Shelby w ramionach innego
czyzny zabija go. artowa a, e znajdzie sobie innego, je li Justin zostanie d ugo poza
domem. Nie by a ju dziewic , lecz zmys ow kobiet . Mo e dopad o j po
danie, któremu
nie mog a si oprze ? To ma o racjonalne, podobnie jak zazdro , która go z era a. Chcia
wej tam i zabi tego faceta. Chcia wyrzuci Shelby z domu, ze swojego ycia. Zaufa jej, a
ona znowu go zdradzi a.
Nie chcia w to wierzy , ale w co mia wierzy ? W oknie sta a Shelby ze swoim
szefem, i tyle. Za dobrze j zna , eby j z kim pomyli , a zreszt w biurze pracowa a tylko
jedna kobieta, wi c to nie móg by nikt inny.
Zapali silnik i ruszy . Przed oczami pociemnia o mu z bólu, bo ujrza koniec swoich
marze . Shelby by a ogniem w jego ramionach, kocha a si z nim, przytula a, da a mu
wszystko, czego pragn . Raz ju si sparzy , i zapomnia o tym przez t odrodzon
nami tno . Nie spa a mo e z Wheelorem, ale i tak go zdradzi a. A teraz historia si
powtarza, a on jest bezradny. Jecha do domu, nie wiedz c, jak tam trafi , ze z amanym
sercem, i ju od nowa t skni c za Shelby. Jak mog a mu to zrobi ? Jak mog a?!
Tymczasem w kancelarii Shelby sko czy a swoj prac i zastanawia a si , czy
zapuka do pokoju Holmana. Postanowi a w ko cu, e tego nie zrobi. Je li zakochani trwaj
w obj ciach, okrucie stwem by oby przerywa im czu
ci.
Zadzwoni a zatem do domu z pytaniem, czy Justin ju wróci . Maria poinformowa a
, e jeszcze go nie ma. Wysz a z kancelarii, zostawiaj c kartk na biurku, wsiad a do
swojego samochodu i ruszy a. I jak tu wierzy Justinowi, przecie obieca , e po ni
przyjedzie. Mo e nie dotar jeszcze do Jacobsville? U miechn a si , pocieszaj c si t my
.
Zaparkowa a na podje dzie przed frontowym wej ciem, wpad a do holu, potem do
gabinetu Justina. Tam go zasta a.
- Witaj! - zawo
a z radosnym u miechem.
Ale m czyzna siedz cy za biurkiem by ponury, patrzy na ni zimno i w niczym nie
przypomina czu ego kochanka, który polecia do Wyoming w minion
rod . Pali papierosa
i mia tak oboj tn min , jak kto zupe nie obcy.
- Pó no wracasz - zauwa
.
- Ja... mieli my spraw w s dzie. - G os jej si za ama . - Uprzedza am ci , e b
pracowa do wieczora.
- No. - Zaci gn si znowu. - Wygl dasz na zdenerwowan . Co si sta o?
- My la am, e si ucieszysz, jak mnie zobaczysz - wykrztusi a niepewnym g osem.
Odpowiedzia jej u miechem, od którego wia o ch odem. Umiera w rodku, ale nie
zamierza jej tego pokaza .
- Naprawd ? - spyta niedbale. - Chyba zapomnia
, co mi zrobi
sze lat temu.
Przykro mi, e ci zawiod em, je li spodziewa
si , e znowu ulegn twojemu czarowi. Nie
uleg em. To, co si dzia o mi dzy nami przez ostatnie tygodnie, to by a skromna
rekompensata za cierpienie, jakie sprawi
mi w przesz
ci. - Za mia si cierpko. -
Wybacz, kochanie, jeden raz to zupe nie dosy . Ale nie my l, e nie mog bez ciebie
.
Jeste jak wino. Nie musz si tob upija , mog mie przyjemno z okazjonalnego yka.
Shelby sta a i wytrzeszcza a na niego oczy. Wiedzia a, e miertelnie zblad a. By a ju
niemal pewna swojej ci y, a Justin znów jej nie chce!
- My la am... przekona
si , e nie spa am z Tomem.
- Owszem - przyzna . - Ale zerwa
nasze zar czyny i powiedzia
ca emu
cholernemu wiatu, e nie jestem ciebie wart. - Jego oczy b yszcza y gro nie. - Teraz moja
kolej. Jestem bogaty i ju ci nie chc , kochanie. I jak si czujesz?
Shelby zakr ci a si i pobieg a przed siebie. P dzi a jak szalona po schodach, a
wpad a do swojego pokoju. Zamkn a si na klucz i rzuci a na
ko, p acz c bezradnie. To
by o jak w najczarniejszym nie.
Min o kilkana cie minut. udzi a si , e Justin nie mówi powa nie. Ws uchiwa a si
w odg osy za drzwiami i czeka a, z nieuzasadnion niczym nadziej , e przybiegnie za ni , e
przemy li, co powiedzia . Ale adne kroki nie zabrzmia y na schodach i Shelby musia a
przyj do wiadomo ci, e Justin do niej nie przyjdzie.
Najwyra niej nie przeszkadza o mu równie , e sp dzi noc sam. Us ysza a jego kroki
du o pó niej, kiedy szed korytarzem do sypialni, któr przez jaki czas dzielili. Zamkn
drzwi i zapad a cisza.
Shelby nie mia a poj cia, o co chodzi. Kiedy Justin wyje
do Wyoming, wszystko
uk ada o si mi dzy nimi znakomicie. Wci niepokoi j jego emocjonalny dystans, a jednak
odnosi a wra enie, e nie jest mu oboj tna. Teraz sta si na powrót obcy. Nadesz a zemsta,
której ju nie oczekiwa a.
W ko cu zasn a, z natr tnym pytaniem, co dalej. Wyczerpana, zalana zami, stan a
w obliczu straty wszystkiego, co kocha a. Justin zajmowa pierwsze miejsce na tej li cie.
Gdzie w ko cu korytarza m czyzna, który w
nie wróci z Wyoming, le
, nie
mog c zasn , t skni c za oddechem pi cej ony i za jej cia em. Czu si winny, e tak j
potraktowa , winny jej ez i bólu. Ale i on cierpia . My la ju , e Shelby go kocha, a okaza o
si , e po lubi a go tylko z tego powodu, e straci a dom i potrzebowa a poczucia
bezpiecze stwa. Zrobi a z niego g upca, maj c innego na boku. Fakt, e tym innym jest jej
przystojny szef jeszcze bardziej go przygn bia . Kocha a si w tym playboyu i dlatego nie
chcia a rzuci pracy. Nie mia poj cia, jak b dzie z ni
po tym, co zobaczy .
Przez krótk chwil zastanawia si , czy nie skonfrontowa jej z prawd . Ale co by to
da o? Pyta j o Wheelora, a ona k ama a. Sk ama a wówczas i ok amywa a go od tamtej pory.
pi a jego czujno . Naprawd zaczyna jej znowu ufa . Jakie to szcz cie, e wróci do
miasta bez uprzedzenia. Zobaczy jej prawdziw twarz i by zdegustowany. Owszem, by a
dziewic , kiedy si pobierali, ale teraz, kiedy mia a za sob swój pierwszy raz, czerpa a
zapewne przyjemno z nowej relacji ze swoim szefem.
To przepe ni o miar . Z zaciek ym westchnieniem zacisn powieki i zmusi si , by
my le o czym innym.
Nast pnego ranka zszed na dó z wystudiowan min , zdeterminowany, by nie
pokaza Shelby, jak bardzo go zrani a. Raczej umrze, ni poka e jej swoje prawdziwe
uczucia.
Shelby tak e wsta a wcze nie. Pi a czarn kaw i bezmy lnie skuba a grzank . Kiedy
wszed do jadalni, podnios a wzrok. Jej oczy by y spuchni te od p aczu, a jej mina wyra
a
pe
nadziei niepewno .
- Nie mówi
powa nie wczoraj wieczorem, prawda? - spyta a, patrz c na niego. -
Prawda, Justin?
Min j i usiad u szczytu sto u, jak zawsze, nalewaj c sobie kaw z dzbanka.
- Mówi em miertelnie powa nie, Shelby. - Wzi sobie bekon, jajka i grzanki, tak
nonszalancko, jakby by a jego wspó pracownic . - Zjedz jajka.
Nie mog a nawet na nie patrze , a co dopiero mówi o jedzeniu. Straci a apetyt i
niewiele brakowa o, eby straci a te okruchy grzanki, które zdo
a prze kn . Potrz sn a
ow .
Justin zmru
oczy i przyjrza si jej. By a udr czona. W osy jej l ni y, ale twarz
mia a blad i ci gni
, bez ladu makija u.
- Nie jestem specjalnie g odna - powiedzia a.
- Jak chcesz. - Nie pokaza jej, e te nie mo e nic prze kn . Milcza , a zostawi
pusty talerz, czuj c na sobie jej wzrok, który wprawia go w konsternacj .
- Jak sobie wyobra asz nasze dalsze wspólne ycie? - spyta a.
Odsun talerz i wypi kilka yków kawy.
- Jeste moj
on - stwierdzi . - B dziesz mieszka a w moim domu i niczego ci nie
zabraknie, ale od teraz b dziemy mie osobne sypialnie i osobne ycie.
Zamkn a oczy, zalana fal
alu i wstydu. A co z dzieckiem, które w sobie nosz ? -
mia a na ko cu j zyka. Co si stanie z naszym dzieckiem?
- Chyba nie b dzie ci teraz przeszkadza o, e b dziemy sypia osobno? - spyta
szyderczo. - Skoro ju zaspokoi
swoj ciekawo .
- Nie - rzuci a pospiesznie. Nie by a w stanie doko czy kawy. Od jej zapachu zrobi o
jej si niedobrze. Wsta a powoli z krzes a. - Musz i , bo spó ni si do pracy.
Oczy mu si z miejsca zapali y.
- Niech Bóg broni, eby si spó ni a... do pracy. Zbyt le si czu a, by zarejestrowa
wahanie czy wstr t w jego g osie. Wysz a, dopóki jeszcze mog a, nie okazuj c mu s abo ci.
Na to jedno nie mog a sobie teraz pozwoli . Pojecha a do pracy i gdy tylko tam dotar a,
chwyci y j gwa towne torsje. Wytar a potem twarz wilgotnymi papierowymi r cznikami i
siad a cicho za biurkiem. Potrzeba czasu, my la a, eby pogodzi si z osch
ci Justina.
Czu a si jak kto , komu pozwolono wpa na minut do nieba, a potem rzucono go z
powrotem na ziemi . Nie wiedzia a, co sk oni o Justina do takiego zachowania. Teraz
pozostanie z nim zdawa o jej si niemo liwe, ale nie mia a dok d pój . Przynajmniej na
razie. I na pewno nie ruszy si nigdzie, póki nie przejdzie jej faza porannych md
ci.
Kiedy szef i Tammy przyjechali do biura, w pe ni ju panowa a nad swoim stanem.
Ale z trudem dosiedzia a do pó nych godzin i do reszty straci a apetyt. Z ka dym kolejnym
dniem trudniej przychodzi o jej stawia nog przed nog .
Którego wieczoru wpad a do niej Abby, by uzgodni szczegó y urodzinowego
przyj cia dla Calhouna. Abby zauwa
a z atmosfer w ich domu i o ma o co tego nie
skomentowa a, ale Shelby wygl da a tak kiepsko, e ugryz a si w j zyk.
- Nie zapomnia
o urodzinach Calhouna? - spyta a Shelby Justina, kiedy jedli
wspólny posi ek, co zdarza o si teraz wyj tkowo rzadko.
Podniós wzrok znad dania, którego nawet nie spróbowa , i przez moment, zanim si
odwróci , mia w oczach spokój i cisz . Zwróci uwag , e Shelby le wygl da. By a strasznie
blada, s aba i jako tak przygas a. Wiedzia , e to z jego powodu, ale nie móg nic z tym
zrobi .
- Nie zapomnia em - odpar . Zmieni pozycj i przygl da si jej. - Nie wygl dasz
najlepiej.
- Mia am m cz cy tydzie . I do nieoczekiwany. Nie musisz si mn przejmowa -
powiedzia a, wzdychaj c nieznacznie. - Nic mi nie jest. Mam dach nad g ow i nie g oduj ,
mam prac . Mam wszystko, co mi obieca
przed lubem. Nie mog narzeka .
Od
a widelec i podnios a si , lekko chwiej c si na nogach. Chwyci a si oparcia
krzes a, modl c si , eby ciemno znikn a sprzed jej oczu, zanim zrobi krok. Znikn a.
Shelby uda o si nawet unikn pomocy Justina, który ju do niej bieg .
- Nic ci nie jest? - wo
.
Nie móg tego znie . Czu si chory z poczucia winy. Zadziwiaj ce, bo to przecie
ona go zdradzi a, a nie odwrotnie.
- Ju mówi am, czuj si dobrze. - Opu ci a jadalni , trzymaj c wysoko g ow , i w
milczeniu posz a na gór .
Nie sp dzali ju razem czasu, je li trafia o si , e jedli o tej samej porze, by to
doprawdy przypadek. Potem on zawsze szed do gabinetu, ona za do swojego pokoju na
górze. Maria to widzia a, ale ona i Lopez milczeli. Tak by o bezpieczniej, je li zna o si
humory Justina.
W dzie przyj cia Shelby odpoczywa a po po udniu. Potem przebra a si . Wygrzeba a
z szafy ciemnozielon aksamitn sukni , której nie wk ada a od roku. By a troch ciasna, gdy
si pobierali, ale teraz Shelby straci a na wadze i suknia pasowa a jak ula . Si ga a ziemi, by a
bez r kawów, z rozszerzan spódnic i okr
ym wyci ciem pod szyj . Shelby spi a w osy i
a naszyjnik ze szmaragdem, odziedziczony po babce. Nawet makija nie przykry jej
blado ci.
By a pewna, e Abby wspomnia a Calhounowi o kolejnej zmianie atmosfery w ich
domu. Kiedy Calhoun zjawi si wieczorem i zobaczy, jak si od siebie oddalili, na pewno
napomknie o tym Justinowi. Czu a, e nie znios aby kolejnej konfrontacji.
Dotkn a swojego brzucha, zastanawiaj c si , kiedy powinna wybra si do lekarza.
Po sze ciu tygodniach mo na ju stwierdzi ci
, a w
nie tyle min o wedle jej oblicze .
Problem w tym, jak ukry to przed Justinem w tak niewielkiej spo eczno ci jak Jacobsville.
Mo e lepiej pojecha do Houston i tam si przebada ?
Z do u dochodzi y ju pierwsze d wi ki muzyki. Skropiwszy si delikatnie
perfumami, zesz a na dó , trzymaj c si balustrady. Z pó pi tra wypatrzy a Abby i Calhouna.
Trzymali si za r ce, tak szcz liwi, e ich widok ama jej serce. Jasnow osy i wysoki
Calhoun oraz szczup a i ciemnow osa Abby tworzyli razem uroczy duet. Calhoun w
ciemny wieczorowy garnitur, Abby wybra a bladoniebieski jedwab, wspó graj cy z kolorem
jej oczu.
Shelby nie widzia a za to Justina, póki nie zesz a na dó . Sta tam ubrany w eleganck
popo udniow marynark . Z era a j ciekawo , czy zamierza udawa przed go mi, czy te
dzie sob . Nie mia a jednak spojrze mu w oczy z tym pytaniem. Móg by jeszcze dojrze
w nich jej
i t sknot .
Skr ci a wi c w stron drzwi, gdzie Lopez w bia ej marynarce wpuszcza w
nie
kolejnych go ci. I raptem zamar a na widok m czyzny, który przystan nerwowo w holu i
szuka wzrokiem jakiej znajomej twarzy.
Wierzy jej si nie chcia o, e Justin mia czelno go zaprosi . Pewnie liczy na to, e
na urodzinach Calhouna Shelby nie odwa y si zrobi sceny.
Ruszy a przed siebie jak burza, mijaj c oboj tnie Justina i chwytaj c po drodze bardzo
kosztown star waz .
- Witaj, Tom - rzek a z surow uprzejmo ci . - Mi o ci znowu widzie .
Po czym unios a waz i cisn a ni prosto w ysiej
g ow Toma.
ROZDZIA DZIESI TY
Shelby patrzy a zafascynowana, jak stara waza frunie obok lewego ucha Toma i
wpada na stoj cy w rogu stojak na kapelusze, zrzucaj c na pod og sfatygowany kapelusz
Justina.
- Shelby! - wykrztusi Tom, wycofuj c si migiem. Ona tymczasem si ga a ju po
wazon z kwiatami, ustawiony przez Mari na stoliku w holu.
- Shelby, nie! - Tom zakr ci si i z r kami nad g ow wybieg frontowymi drzwiami.
Shelby ruszy a za nim, lepa na zszokowane spojrzenia go ci oraz jej m a, który sta ,
wytrzeszczaj c oczy.
- Paso yt! - krzycza a rozjuszona. - Dra i paso yt! - Pozwoli a mu dobiec do po owy
stopni i cisn a kwiatami w fajansowym wazonie z Delft.
Tym razem trafi a. Tom omal nie straci równowagi, api c si w ostatniej chwili za
balustrad , a wokó niego pikowa y od amki wazonu.
Z trudem pokona reszt stopni i pogna do swojego samochodu. Shelby odprowadza a
go rozw cieczonym wzrokiem. Jak mia czelno pojawi si u nich, i to na zaproszenie
Justina? Czy naprawd przypuszcza , e wymaza a z pami ci jego udzia w spisku? Przecie
wiedzia , co ona o nim my li.
Odwróci a si i ruszy a z powrotem, zachowuj c si , jakby Justina tam nie by o.
- Dobry wieczór - pozdrawia a po drodze go ci, jakby kompletnie nic si nie sta o. -
Wszystkiego najlepszego, Calhoun. Tak si cieszymy, e Abby zgodzi a si , eby my
urz dzili dla ciebie to przyj cie. - Podesz a do niego i uca owa a jego opalony policzek.
- Dzi kuj , Shelby - wydusi Calhoun, oniemia y jak ca a reszta obecnych.
- Mo e wejdziemy i usi dziemy do sto u. - Shelby kiwn a g ow do go ci, w
znakomitej wi kszo ci przyjació Justina i Calhouna, których ledwie zna a. Wzi a Justina
pod r
, lecz nie patrzy a na niego ani si do niego nie odzywa a.
- Co to mia o znaczy , do diab a? - spyta , kiedy przez chwil znale li si poza
zasi giem s uchu go ci, id c w stron elegancko zaaran owanej jadalni.
Zignorowa a kompletnie jego pytanie.
- Jak mia
zaprosi tego cz owieka? - spyta a zamiast tego. - Jak mia
zaprosi
go do naszego domu, po tym, jak pozwoli si wykorzysta mojemu ojcu, eby nas rozdzieli ?
- Chcia em si przekona , czy zosta jaki
ar po tamtym ogniu - odrzek z ch odnym
miechem.
- ar? - Wzi a g boki oddech. - Masz szcz cie, e go nie zabi am.
uj zreszt .
- Spokój, spokój.
- Id do diab a, Justin - powiedzia a z u miechem równie lodowatym jak jego
miech. - I schowaj sobie gdzie te swoje nastroje, swoj ch zemsty i swoje bezduszne
serce.
Justin zmru
oczy.
- Wci trwasz przy tej bajeczce, e to ojciec zmusi ci do zerwania zar czyn?
- Dlaczego nie mo esz mi uwierzy ?
- Z bardzo prostego powodu - odpar , kiedy go cie weszli ju do jadalni. - Bo to twój
ojciec da pieni dze, które wyci gn y nasz tuczarni z bankructwa. Zap aci ca y cholerny
rachunek. - Dostrzeg jej zszokowan min . - Dziwi ci to? Tak raczej nie post puje cz owiek,
który komu
le yczy, chyba si z tym zgodzisz?
Shelby czu a, e za chwil umrze, tak szybko bi o jej serce. Przytrzyma a si oparcia
krzes a, by nie upa .
- Usi
, na Boga. - Justin przestraszy si . - Dobrze si czujesz?
- Nie, niedobrze.
Abby, spostrzegaj c nag s abo Shelby, usiad a szybko naprzeciwko niej.
- Poda ci co mo e? - spyta a szeptem, zerkaj c doko a.
- Zaraz mi przejdzie, pod warunkiem, e Justin zostawi mnie w spokoju - powiedzia a,
podnosz c na niego wzrok.
Wyprostowa si , patrz c przez moment w jej oczy.
- Z przyjemno ci , pani Ballenger - burkn i ruszy
wawo zabawia go ci.
Shelby nie wiedzia a, jakim cudem przetrwa a t kolacj . Siedzia a sztywno niczym
pos g, odpowiadaj c na pytania i rozdaj c u miechy, jak przysta o idealnej gospodyni. Ale
kiedy wymkn a si wreszcie na gór , by poprawi makija , Abby pod
a za ni szybkim
krokiem.
- Co si dzieje? - spyta a wprost.
- Po pierwsze, jestem w ci y - odpar a szczerze Shelby.
Abby wstrzyma a oddech. Jej wzrok, wzburzony przed chwil , z agodnia .
- Och, Shelby, czy Justin ju wie?
- Nie wie i nie wolno ci mu o tym mówi . - Usiad a w plecionym fotelu, opieraj c o
niego g ow . - Znowu szaleje i w cieka si o to, co by o. Przez krótki czas wszystko si tak
dobrze uk ada o. Potem nagle wróci z Wyoming zupe nie obcy cz owiek, i od tamtej pory
jest zimny jak lód. Wi c jak mam mu powiedzie o dziecku w takiej sytuacji?
- To by mog o zmieni jego nastrój - zasugerowa a Abby.
- Nie potrzebuj lito ci. - Shelby schowa a twarz w d oniach. - To si nigdy nie uda,
Abby. On nie potrafi zapomnie o przesz
ci. Nie wiem, co robi . Nie mog z nim d
ej
.
zy kapa y na jej d onie. Abby przytuli a j , mówi c to, co si mówi w takich
sytuacjach, i mia a nieodpart ochot natychmiast zbiec na dó i dowali Justinowi pi ci .
- Co masz zamiar zrobi ? - spyta a, kiedy zy wysch y nieco i Shelby wyciera a
zaczerwienione oczy.
- Zamierzam policzy moje straty, oczywi cie - powiedzia a zm czonym g osem. -
Jutro jad do Houston. Mam tam kuzynk , która, mam nadziej , pozwoli mi u siebie
zamieszka , dopóki nie wymy
, co dalej. Zadzwoni do niej pó niej. Potrzebuj czasu, eby
to wszystko przetrawi .
- A co z prac ? - pyta a dalej Abby, chwytaj c si ostatniej deski ratunku, by
powstrzyma Shelby przed jakim g upstwem.
- Holman i Tammy wietnie daj sobie rad . Szczerze mówi c, najprawdopodobniej
si pobior , i to ca kiem nied ugo. Tammy si wszystkim zajmie. Zadzwoni do niej dzi
wieczorem, uprzedz j .
- Nie mo esz tak po prostu odej od Justina, nie próbuj c nawet z nim pogada -
ci gn a Abby, dobieraj c starannie s owa. - Nie wiem, co si sta o, ale znam Justina i wiem,
co do ciebie czuje. Nie widzia
go tamtego wieczoru, kiedy Calhoun odwióz ci do domu
po ta cach. By za amany, e przyprawi ci o zy. Bardzo mu na tobie zale y.
- Tak, i potrafi to fantastycznie okaza - zauwa
a cynicznie Shelby. - Najpierw
informuje mnie, e b dziemy
osobno, potem przyprowadza tego... tego cz owieka tutaj!
- Pewnie mu si zdawa o, e twoje uczucia do Toma nie wygas y.
- Tom i mój ojciec byli do siebie podobni, obu zale
o wy cznie na powi kszeniu
fortuny. - Shelby wlepi a wzrok w pogniecione, mokre chusteczki. - Ale najbardziej boli
mnie, e mój ojciec sp aci tuczarni Justina i Calhouna, a ja nic o tym nie wiedzia am a do
dzi . - Westchn a. - Nic dziwnego, e nie uwierzy w moje zapewnienia, e to ojciec nas
roz czy . Ojciec wszystko sprytnie sobie obmy li , Justin ju nigdy mi nie zaufa.
- Wys ucha by ci , gdyby wiedzia o dziecku.
- Ale si nie dowie - rzuci a stanowczo Shelby. - To moje dziecko, nie jego. Niech
idzie do diab a.
Abby zmartwi a si nie na arty. Shelby wygl da a mizernie, a rozmowa prowadzi a
donik d i niczego nie rozwi zywa a.
- Nie mówmy o tym teraz. Musisz si wyspa i przemy le wszystko spokojnie, teraz
jeste zm czona. Po
si do
ka, zast pi ci w roli gospodyni. Powiem Justinowi, e
rozbola ci
dek albo e masz migren . Co wymy
.
- Tylko przez niego boli mnie g owa - oznajmi a Shelby.
Abby wsta a, gotowa do wyj cia, kiedy drzwi sypialni otworzy y si nie mia o i stan
w nich Justin.
Mia jak dziwn min . By wyciszony i szczerze zak opotany.
- Przysz a do ciebie jaka kobieta. Panna Lester - doda . - Twierdzi, e z tob pracuje.
- Tak, to prawda. - Nie patrzy a na niego. - Czego chce?
- Idzie tutaj, sama j spytaj. - Przest pi z nogi na nog . - D ugo z wami pracuje?
- Kilka tygodni. - Shelby podnios a g ow . Tammy wesz a do pokoju na palcach.
Mia a b yszcz cy wzrok, ca a by a rozpromieniona.
- Cze - odezwa a si z wstydliwym u miechem.
- Co si sta o?
- Wybacz, ale nie mog am wytrzyma do jutra, eby ci pokaza mój zar czynowy
pier cionek. Patrz! - Wyci gn a d
, na której l ni ogromny brylant. - Da mi to dzi
wieczorem.
Shelby roze mia a si i podnios a si chwiejnie, by u ciska m odsz kole ank .
- Bardzo si ciesz . Czu am, e to si zbli a, kiedy znikn li cie w gabinecie i zrobi o
si tak podejrzanie cicho.
Tammy szczerzy a rado nie z by.
- No. Zdaje si , e ju ca e miasto trz sie si od plotek, bo podobno by o wida nasze
cienie w oknie.
- Zaczerwieni a si po uszy. - Nie my leli my, e kto nas widzi. Ale skoro jeste my
zar czeni, to chyba wszystko w porz dku, prawda?
W tym momencie Justin poblad jak ciana. Abby spostrzeg a to i zmarszczy a czo o,
ale Shelby nic nie zauwa
a. Wci patrzy a na Tammy.
- A gdzie szef? - spyta a.
- W samochodzie, czeka niecierpliwie. No to do jutra, przyjd wcze nie.
Shelby chcia a jej powiedzie , e nie pojawi si w poniedzia ek w biurze, ale
przeszkodzi a jej w tym obecno Justina. Musi zachowa swoje plany w tajemnicy przed
nim.
- Tak - odrzek a zatem. - Do jutra. Pogratuluj w moim imieniu szefowi - doda a z
miechem.
- Dobrze, i przepraszam za naj cie - rzuci a Tammy, zerkaj c na Justina i Abby. - Ale
nie mog am si powstrzyma . Dobranoc.
Wysz a pospiesznie, a Shelby natychmiast usiad a.
- Dzi ki Bogu - zwróci a si do Abby. - Wreszcie biuro wróci do normalno ci. Przez
ostatnie tygodnie atmosfera by a po prostu nie do wytrzymania.
- Ta dziewczyna jest do ciebie podobna - zauwa
mimochodem Justin.
- Owszem, to prawda - przyzna a Abby. Spojrza a na szwagra i nagle zrozumia a, e
Justin zobaczy w oknie kancelarii Barry'ego Holmana i Tammy, któr wzi za swoj
on .
Pomy la a, e je li teraz wyjdzie, Shelby i Justin porozmawiaj o tym i wszystko sobie
wyja ni .
- Zejd lepiej na dó . Na pewno ju dobrze si czujesz?
- Tak - zapewni a j Shelby. - Dzi ki.
- Wyt umacz ci jako .
Justin odprowadzi j wzrokiem, szukaj c jednocze nie s ów, które pomog yby mu
naprawi szkod , jak niechc cy wyrz dzi . Shelby wygl da a na bardzo ura on . Powinien
si zastrzeli . To on jest powodem jej cierpienia, bo jej nie wys ucha i wyci gn pochopne
wnioski.
- Shelby... - zacz powoli i niezdecydowanie.
- Nie czuj si dobrze - o wiadczy a. - Chc si po
.
- Schud
ostatnio - zauwa
.
- Naprawd ? - Za mia a si g ucho. - Prosz ci , odejd . Nie mam ci nic do
powiedzenia, nie mam nawet ochoty na ciebie patrze , po tym, co zrobi
. eby zaprasza
tego cz owieka!
- Musia em wiedzie !
Podnios a na niego wzrok i wsta a rozgniewana.
- Powiedzia am ci prawd . Nie s ucha
, nigdy mnie nie s ucha
. Wola
swoj
asn interpretacj , wi c id i baw si dobrze. Ju mnie nie obchodzi, co my lisz.
Justin zesztywnia . Jego duma zosta a nara ona na kilka dodatkowych ciosów, ale tym
razem mia pe
wiadomo , e sobie na nie zas
.
- Dlaczego twój ojciec nas roz czy ?
- Bo chcia , ebym wysz a za Toma - oznajmi a, odwracaj c si od niego. - Nie yczy
sobie ubogiego zi cia. Z drugiej strony, nie chcia sobie robi wrogów, zw aszcza w takiej
ma ej mie cinie, gdzie wszyscy znaj si jak yse konie, wi c zrobi ze mnie koz a ofiarnego.
A ty zata czy
, jak ci zagra . To da o mu mo liwo nacisku, któr skrz tnie wykorzysta .
- To dlaczego po yczy mi pieni dze? - pyta dalej Justin. - Na Boga, ta po yczka
ostatecznie go pogr
a. Przez ca e lata go sp aca em, ale dla niego i tak by o ju za pó no.
Shelby pokaza a palcem na
ko, stoj c plecami do m a.
- To zamierzch e czasy. Mo e znajdujesz pocieszenie w przesz
ci, ja nie. Mia am
wielkie nadzieje na dzisiaj, dopóki nie postanowi
o ywi dawnych sporów. Teraz jestem
zm czona i chc si po
.
Otworzy usta, ale adne s owo z nich nie wysz o. Nie mia poj cia, co powiedzie .
- Ja... widzia em ci . To znaczy, zdawa o mi si , e to ty. W oknie w twoim biurze,
kiedy przyjecha em po ciebie, wracaj c z Wyoming - przyzna w ko cu z wahaniem.
Shelby zakr ci a si , otworzy a szeroko oczy.
- My la
, e to ja si ca uj z szefem? Uniós i opu ci ramiona jak dziecko.
- Ty i Tammy macie podobny profil, poza tym nigdy mi nie wspomina
, e kto z
wami pracuje.
Shelby unios a g ow .
- Dzi kuj - powiedzia a z sarkazmem - za twoj doskona opini o mojej moralno ci.
Dzi kuj za zaufanie i za to, e mi uwierzy
, e nigdy ci nie zdradz .
Policzki mu poczerwienia y.
- Raz mnie zdradzi
- b kn . - Zostawi
mnie dla innego.
- Nigdy tego nie zrobi am. Nigdy! Ile razy mam ci to powtarza ?! Mój ojciec zagrozi ,
e ci zrujnuje, i kaza mi powiedzie ci to, co powiedzia am. Obieca , e wtedy ci uratuje,
ale nie zdawa am sobie sprawy, e zrobi to przy pomocy w asnych pieni dzy.
- Umawia
si z Tomem Wheelorem - dorzuci .
- Nie! Z ama am serce mojemu ojcu, bo nie zgodzi am si po lubi Toma. - Za mia a
si gorzko. - ycie bez ciebie by o piek em. Próbowa am ci o tym powiedzie , ale ty mnie nie
ucha
. I wci nie chcesz s ucha . - zy zamgli y jej wzrok. - Jeste zbyt roz alony i za
bardzo zapatrzony w przesz
, eby zapomnie o urazach. Nie mog tak dalej
. Nigdy
si nie dowiesz, jak bardzo mnie skrzywdzi
, cho musz przyzna , e moje tchórzostwo ci
w tym pomog o. Ale wszystko, co zrobi am, zrobi am tylko po to, eby ci chroni , bo
kocha am ci za bardzo i nie chcia am, eby straci wszystko, co posiadasz. Tylko ciebie
zawsze pragn am. Ale ty pragn
mnie zawsze tylko w jeden sposób, a teraz - jak to
powiedzia
? - kiedy zaspokoi
po
danie, nawet ono znikn o. Mam racj ?
Justin zaciska z by, jej s owa bola y.
- O Bo e, Shelby - szepn .
- Có , mo esz spa spokojnie, mo e od pocz tku byli my na to skazani. Bez zaufania
nie ma nic. - Odgarn a z twarzy w osy. - My la am, e rodzi si jaka szansa, zanim
wyjecha
do Wyoming. Ale je li w dalszym ci gu mi nie ufasz, nie mamy adnych
wspólnych fundamentów, na których mo na by co budowa . Jestem ju bardzo zm czona -
powiedzia a, przysiadaj c na skraju
ka. - Jestem zm czona t ci
walk . Chc ju tylko
spa .
Justin przejecha r
po swoich g stych w osach, patrz c na ni zdezorientowany.
- Oczywi cie - rzek cicho. - Porozmawiamy jutro. Jutro ju mnie tu nie b dzie,
pomy la a, ale zachowa a t wiadomo dla siebie.
- Tak, jutro.
Chcia j obj , rozmawia z ni dalej. Wyzna , e jego ch ód spowodowany by
wy cznie zazdro ci , poniewa nie przypuszcza , e taka pi kna kobieta mo e go pokocha .
Nigdy w to nie wierzy , a jego niepewno , brak wiary, e jest atrakcyjnym m czyzn dla
takich kobiet jak Shelby, stanowi najwi ksz cz
jego problemu. Ale Shelby rzeczywi cie
wygl da a na wyko czon i by oby okrucie stwem z jego strony, gdyby zawraca jej g ow
jeszcze tego wieczoru.
- Odpocznij, a je li b dziesz mnie potrzebowa a, zawo aj.
- Jeste ostatni osob na ziemi, której potrzebuj . Wci gn powoli powietrze.
- Mój Bo e, wiedzia em, zawsze to wiedzia em. - Prze lizn si po niej wyg odnia ym
wzrokiem. - Ale nigdy nie robi o mi to ró nicy, i tak ci pragn em. Nigdy nie przestan ci
pragn ...
Wyszed , nie ogl daj c si za siebie. A Shelby przewróci a si na zas ane
ko i
op akiwa a wszystkie szcz liwe lata, których z nim nie prze yje, dziecko, które w sobie nosi,
i o którym on si nie dowie. Op akiwa a to wszystko, a potem zasn a w wieczorowej sukni,
le c na ozdobnej narzucie.
Justin znalaz j
pi
w ten sposób nast pnego ranka. Nie budzi jej. Wygl da a tak
krucho, z czarnymi w osami rozrzuconymi wokó
pi cej twarzy. By a bardzo blada, poczu
si winny do bólu. Zrani najdro sz mu w wiecie istot .
Zdj jej pantofle i przykry j lekko narzut , patrz c na ni z podziwem i mi
ci .
- Walczy bym dla ciebie z ca ym wiatem, male ka - szepn . - Co za ironia, e wci
ci tylko krzywdz .
Nie s ysza a go. Dotkn ostro nie jej policzka, pog adzi brwi. Jego oczy wype ni a
czu
.
- Kocham ci - szepta . - O Bo e. Tak bardzo ci kocham. Dlaczego nie potrafi ci
tego powiedzie ?
- Pochyli si i musn wargami jej usta. - Powiedzia
, e ci nie ufam. Mo e tak
naprawd nie ufam sobie. Potrzeba ci kogo delikatniejszego ni ja. Kogo bardziej
zrównowa onego. Zawsze to wiedzia em, ale nie mia em si y odej . - Uniós jej szczup
i u miechn si smutno. - Dobrze by mi zrobi o, gdybym ci straci , ale chyba nie
móg bym wtedy
.
Po
jej d
na narzucie i zerkaj c po raz ostatni na jej pi
twarz, odwróci si i
wyszed . Mo e pó niej porozmawiaj , i powie jej raz jeszcze to wszystko, co mówi teraz.
Je li w dalszym ci gu b dzie to w sobie dusi , sam zwi kszy prawdopodobie stwo utraty
ukochanej kobiety.
Shelby obudzi a si godzin po jego wyj ciu. Zauwa
a od razu, e le y w sukni i jest
przykryta narzut . Nie pami ta a, czy przykry a si sama, czy mo e zrobi a to Maria. Có , to
bez znaczenia. Czeka j mnóstwo zada do wykonania w krótkim czasie.
Zacz a od telefonu do Tammy, ale ta akurat wysz a z kancelarii. Dodzwoni a si za to
do kuzynki Carey i spyta a, czy mo e j odwiedzi w Houston na dzie lub dwa, i
natychmiast zosta a serdecznie zaproszona. Zna y si z Carey od szko y podstawowej i prócz
wi zów krwi czy a je tak e przyja
. Obieca a kuzynce, e zjawi si jeszcze tego samego
dnia, roz czy a si i zrobi a rezerwacj na po udniowy lot do Houston z lotniska w
Jacobsville.
Nast pnie spakowa a walizk . Wzi a tylko najpotrzebniejsze rzeczy, modl c si w
duchu, by poranne nudno ci nie zatrzyma y jej w domu.
Wezwa a taksówk , ukradkiem zesz a na dó , i ju prawie by a za drzwiami, kiedy do
holu wesz a Maria, by oznajmi , e niadanie gotowe, i znalaz a Shelby z walizk ,
wymykaj
si do czekaj cego przed domem samochodu.
- señora! - zawo
a bezradnie.
- Wyje
am tylko na dwa dni - powiedzia a Shelby dr
cym g osem. - Abby wie,
gdzie mnie szuka . Tylko nie mów nic Justinowi! Obiecaj mi!
Maria skrzywi a si , ale w ko cu potakn a. Patrzy a, jak Shelby wsiada do taksówki i
odje
a. Przyrzek a nie mówi nic Justinowi, ale nie obieca a przecie , e nie zadzwoni do
Abby. Podnios a s uchawk i natychmiast wykr ci a numer ony Calhouna.
Justin wisia akurat na telefonie, kiedy jego szwagierka wparowa a do jego biura, w
insach i rozche stanej koszuli, z nieuczesanymi w osami i bez ladu makija u. Zamkn a
drzwi i siad a po drugiej stronie biurka, patrz c na twarz swojego by ego opiekuna, który
natychmiast zako czy rozmow .
- Co si sta o? - spyta , wyczuwaj c od razu z e wie ci.
- Wszystko - mrukn a Abby, ci gaj c brwi. - Jeszcze spa am, kiedy zadzwoni a
Maria. Shelby kaza a jej przyrzec, e nie zadzwoni do ciebie, wi c zadzwoni a do mnie.
ama am wszystkie mo liwe przepisy, jad c tutaj. A teraz - westchn a - nie wiem, jak ci to
powiedzie .
Justin zamar , s ysz c imi swojej ony. Mia jakie z e przeczucia. Wiedzia , e zrani
do g bi. A minionej nocy wspomnia a, e d
ej nie chce tego znosi .
- Zostawi a mnie, tak? - spyta cicho.
- Tak. Pytanie, co ty z tym zrobisz.
Zapali papierosa. Jego wiat si raptownie zawali , ale jeszcze panowa nad swoim
cia em. Wbi wzrok w biurko.
- Pal licho, pozwol jej odej - rzek po chwili. - Do j skrzywdzi em.
Abby zabrak o tchu z oburzenia.
- Justin!
Podniós na ni pociemnia e z bólu oczy.
- Nie masz poj cia, jak ja j traktowa em - oznajmi .
- By em zazdrosny i miertelnie ba em si j straci ...
- Urwa , eby nerwowo przeczesa r
w osy. - Co ja mog jej zaoferowa ? Jak mam
zatrzyma ?
- Mo esz spróbowa powiedzie jej, e j kochasz - rzek a po prostu Abby. - Ona nic
wi cej nie chce.
- Nie wys ucha mnie po wczorajszej nocy.
- Widzia
Barry'ego Holmana i Tammy w oknie kancelarii, tak? - spyta a.
Spojrza na ni zmieszany.
- Tak.
- I zamiast powiedzie to Shelby, i pozwoli jej to wyja ni , zacz
od ko ca.
- Bingo.
- Och, Justin. - Pokr ci a bezradnie g ow . - Ona jest w drodze do Houston.
- Mo e znajdzie tam kogo , kto da jej to, czego potrzebuje - powiedzia rozgoryczony,
e sam pozbawi si szansy.
Abby nic nie osi gn a. Mia a wiadomo , e je li Justin nie pojedzie za Shelby, ich
zwi zek si rozleci. Nie chcia a odbiera Shelby tajemnicy, ale skoro ten facet tak si zapar ...
- Justin, co my lisz o dzieciach? - spyta a pozornie od niechcenia.
ucha jej jednym uchem, serce ci
o mu jak o ów.
- Lubi dzieci - mrukn zamy lony.
- To dobrze. To czemu nie pojedziesz za Shelby i nie sprowadzisz swojego dziecka z
powrotem do domu?
Pocz tkowo s dzi a, e jej nie us ysza . Zamruga oczami, zamurowa o go.
- Co? - wydusi .
- Powiedzia am, e Shelby jest w ci y. Je li naprawd chcesz mie dziecko, le
pr dko na lotnisko, zanim wywiezie to twoje dziecko do Houston.
- O czym ty mówisz, do diab a? - wybuchn .
- Justin, no wiesz...
Ale on ju zerwa si na nogi, a jego krzes o wyl dowa o na pod odze. Chwyci si
biurka, eby samemu nie znale si obok. Patrzy na Abby jako dziko, jego r ka z
papierosem dr
a jak w gor czce.
- Dziecko? Shelby jest w ci y i nic mi nie powiedzia a?
Abby nie by a pewna, co dalej zrobi . Wybieg a pr dko z biura i odszuka a Calhouna.
- Chod ! - Poci gn a go za r
. - Potrzebuj ci . Calhoun u miechn si szeroko.
- Kochanie, to nie jest dobre miejsce...
- Justin jest w szoku.
W jednej chwili u miech znikn z jego twarzy. Po pieszy za ni do biura. Starszy z
braci sta dalej tak, jak Abby go zostawi a. Wci poblad y, z min , jakby kto wbi mu
sztylet w plecy.
- Musisz go zawie na lotnisko - poinstruowa a Abby.
- Na lotnisko? Do diab a, on potrzebuje lekarza! Co ty mu zrobi a? - spyta szeptem.
- Powiedzia am mu, e Shelby jest w ci y. Calhoun gwizdn przez z by.
- I e jedzie do Houston.
- Mog sam prowadzi - odezwa si niepewnie Justin.
Ruszy do drzwi, ale r ce wci mu si trz
y, kiedy usi owa zgasi papierosa,
stukaj c pal cym si ko cem w biurko. Calhoun zgasi papierosa i stanowczo wzi brata za
rami .
- Nie martw si , du y bracie, zawioz ci tak szybko, eby zd
. - Zerkn na on .
- Które lotnisko?
- W Jacobsville jest tylko jedno.
- Jeste bardzo pomocna - mrukn . - Tak czy owak, s chyba tylko dwa loty do
Houston poza godzinami szczytu.
- Ona jest w ci y - zachrypia Justin. - Nic mi nie mówi a. Wiedzia a i nie
powiedzia a. To moja wina. Zawiod em j .
- Wszystko b dzie dobrze - zapewni a go Abby.
- Bo e, mam nadziej . - Obejrza si na ni . - Dzi kuj ci, kochana jeste .
- Nie mów Shelby, e wiesz to ode mnie - poprosi a. - Ale ba am si , e pozwolisz jej
odej .
Skin tylko g ow , odsun si od brata i pop dzi na dwór. Nie dyskutowa jednak,
kiedy Calhoun zaprosi go do swojego jaguara i sam usiad za kierownic .
- A je li samolot ju odlecia ? - denerwowa si , pal c nast pnego papierosa.
- To kupimy ci bilet od Houston. - Calhoun rozci gn twarz w u miechu. - Zostan
wujkiem. Wyobra asz sobie? - Zerkn na ma omównego brata. - A my la em ju , e wy z
Shelby yjecie w czysto ci.
- Zamknij si - burkn Justin, kryj c za enowanie.
- Jak sobie yczysz, du y bracie. - Zagwizda i skr ci na autostrad , wciskaj c gaz do
dechy.
Dojechali na lotnisko w rekordowym tempie. Justin wyskoczy z samochodu, zanim
Calhoun dobrze si zatrzyma , i pogna do terminalu. Znale li lot do Houston. Justin poszed
do kasy biletowej, gdzie us ysza , e samolot w tamtym kierunku odleci za nieca e pi minut.
Pu ci si p dem, wyprzedzaj c Calhouna, ze wzrokiem wbitym w odleg bramk i
sercem p kaj cym ze strachu, e Shelby odleci, zanim on j dogoni. Kiedy o wietlone cyfry
nad bramk ros y, przy pieszy .
Jeszcze minuta, mówi sobie, minuta i zobaczy j . Potem z ni porozmawia, powie jej,
jak bardzo j kocha.
Min grup odlatuj cych w
nie pasa erów i dobieg do pustej lady w chwili, gdy
pracownik lotniska zdejmowa tabliczk z napisem Houston, zast puj c j now , z nazw
innego miasta.
- Lot do Houston? - spyta bez tchu. - Gdzie to jest?
- Zamkn li drzwi jakie dwie minuty temu - poinformowa uprzejmie m czyzna. -
Ko uje teraz na pasie startowym.
Justin poczu , e jego serce przesta o bi . Obszed lad i zbli
si do okna. Jakie
samoloty szykowa y si do startu, jeden z nich unosi w swoim wn trzu Shelby. Shelby i jego
dziecko.
Sta nieruchomo, ze z amanym sercem. To wszystko jego wina. Sam j do tego
doprowadzi . Nie wiedzia , jak, do diab a, ma teraz bez niej
.
Calhoun dotkn ostro nie jego ramienia.
- Mo e co przek simy? Potem kupimy ci bilet na nast pny samolot.
- Nawet nie wiem, gdzie jej szuka , nie rozumiesz?
- zachrypia Justin. - Mój Bo e, Cal. Nie wiem, gdzie jej szuka .
- Wszystko si u
y - stwierdzi m odszy z braci.
- Znajdziemy j . Przysi gam.
Justin odwróci si gwa townie od okna.
- Do diab a z jedzeniem, chc si napi . Skierowa si w stron neonu z napisem
„Restauracja” w drugim ko cu hali.
Calhoun poszed za nim, zastanawiaj c si powa nie, jak utrzyma starszego brata w
trze wo ci po tak pustosz cym cz owieka prze yciu. Obieca , e znajd Shelby, ale przecie
nie mia poj cia, gdzie jej szuka . Nie atwo b dzie znale kobiet w tak wielkim mie cie jak
Houston. Zw aszcza gdy nie chce by znaleziona.
Sta w hali, patrz c, jak brat wchodzi do restauracji i siada przy oknie. Justin zamawia
co , a Calhoun westchn ci ko. Có , mo e powinien podej do kasy, dowiedzie si o
nast pny samolot do Houston i kupi Justinowi bilet.
nie kierowa si w tamt stron , kiedy jego wzrok pad na znajom twarz.
Zatrzyma si w po owie drogi i otworzy szeroko oczy. Nie, to nie sen. Ubrana w popielat
sukni kobieta z niedu walizk to by a Shelby. Sz a prosto na niego.
ROZDZIA JEDENASTY
Shelby poczu a, e ziemia usuwa jej si spod nóg. By a pewna, e Maria b dzie
milcza a, ale teraz straci a t pewno . Chyba e, oczywi cie, Calhoun przyjecha na lotnisko
odebra jakiego klienta.
- Cze , Calhoun - powita a go z niepewnym u miechem.
- Cze , Shelby. - Przeniós wzrok na jej ma walizk . - Wybierasz si gdzie ?
Poruszy a si niespokojnie.
- Rozstaj si z twoim bratem.
- Wiem, Maria dzwoni a do Abby. Justin te ju o tym wie.
Shelby zblad a, ale szybkie spojrzenie doko a utwierdzi o j , e Justina tam nie ma,
westchn a zatem z ulg .
- Nie ma go z tob , prawda? Calhoun wzi j delikatnie za r
.
- Chyba dobrze by by o, eby go teraz zobaczy a. No chod , on nie gryzie.
- Tak ci si tylko wydaje - mrukn a. - To gdzie on jest?
- Tam. - Poci gn j w stron baru i wskaza na k t, gdzie Justin siedzia nad butelk
whisky i szklank . Gapi si na t butelk , a zapomniany papieros s
w gór szarobure
spirale dymu.
Shelby ci gn a brwi. Justin nie mia zwyczaju pi . Wprawdzie Abby wspomnia a, e
upi si tamtego wieczoru po ta cach, ale wiedzia a, e to by wyj tek. Justin lubi panowa
nad sob i sytuacj , nie znosi , gdy jego umys by za miony alkoholem.
- Co on tam robi?
- Przypuszczam, e si upija. - Calhoun odebra od niej walizk i spojrza na jej
woskow twarz. - Shelby, czy on wygl da na szcz liwego faceta?
- Niespecjalnie.
- Czy wygl da na faceta, który wariuje z rado ci, bo onka go zostawi a?
Potrz sn a g ow . Prawd mówi c, Justin wygl da dok adnie odwrotnie. Czyli na
kogo , kto przechodzi za amanie nerwowe. Popatrzy a na niego z mi
ci i smutkiem.
- Musia em go tu przywie , bo tak si rozdygota , e nie móg utrzyma kierownicy -
mówi dalej Calhoun, kiwaj c g ow w odpowiedzi na jej zszokowan min . - Na pewno
niech tnie si do tego przyzna, ale kiedy do siebie dojdzie, to mu jeszcze nagadam. Chcia em
tylko, eby wiedzia a, jaki jest nieszcz liwy. Ten facet ci kocha, kobieto. Przez wiele lat
by
jedyn gwiazd na jego niebie. I wiem, mimo e ci strasznie wkurza , e odda by za
ciebie ycie. Je li go nie kochasz, najlepiej b dzie, je li teraz odejdziesz. Ale je li ci na nim
zale y, nie uciekaj. Wejd tam i pogadaj z nim.
- Kocham go - oznajmi a po prostu. - Ale on mnie nie wys ucha, nabi sobie g ow
tymi wszystkimi okropnymi rzeczami...
- Je li mu powiesz, co czujesz, wys ucha ci . S owo. Podnios a na niego wzrok, ami c
si .
- To bardzo trudne...
- ycie jest trudne. - Nachyli si i poca owa j delikatnie w policzek. - No id . Miej
to za sob . Posiedz tu, b
udawa pasa era i wypij kaw . Popilnuj ci walizki.
miechn a si do niego serdecznie.
- Dzi ki, Calhoun.
- Ca a przyjemno po mojej stronie. A teraz id . Waha a si , ale tylko przez sekund .
Calhoun ma racj . Musi stan twarz w twarz z Justinem.
Nerwowym krokiem sz a w stron stolika, przy którym siedzia . Kiedy si do niego
zbli
a, zobaczy a blado jego twarzy i nowe zmarszczki, których na niej przyby o.
- Justin? - odezwa a si cicho.
Podniós wzrok. W jego oczach co zaiskrzy o, jaki b ysk rozja ni je, kiedy z
nabo
stwem niemal patrzy na ni .
- Ciebie tu nie ma - powiedzia . - Wyjecha
. Shelby przygryz a warg . Jej m
zachowuje si , jakby mówi do ducha.
- Jeszcze nie wyjecha am. - Usiad a na krze le i patrzy a na jego mocne d onie. -
Wybacz, e tak uciek am. Ale naprawd mia am ju dosy .
- Wiem i nie mam do ciebie alu. Nigdy nie da em ci szansy. - Podniós szklank do
ust, ale jej palce dotkn y jego d oni, ka c mu odstawi alkohol. Za mia si . - Mówi em ci,
e nienawidz alkoholu? Ale nie co dzie cz owiek traci wszystko, co kocha.
zy zala y jej oczy. Z apa a go za r
.
- Nigdy mi nie powiedzia
, e mnie kochasz - szepn a. - A ja nigdy nie przesta am
ci kocha . I nigdy nie przestan . Nie pragn niczego prócz ciebie.
Zacisn palce wokó jej d oni, jego ciemne oczy roz wietli y nagle ca jego twarz.
- Nie wiedzia
tego bez s ów? Mój Bo e, wszed bym w ogie , gdyby mnie o to
poprosi a. Jeste moim ca ym wiatem. Kocham ci .
Shelby po
a mu g ow na ramieniu,
uj c tylko, e s w zat oczonym barze, bo
najch tniej zarzuci aby mu r ce na szyj , ca owa a go i mówi a mu to wszystko, czego mu
dot d nie powiedzia a.
Justin obj j i przytuli .
- Mój Bo e - szepta z ustami przy jej czole. - My la em, e za mnie wysz
ze
strachu, dlatego, e zosta
sama.
- A ja uwa
am, e si ze mn o eni
z lito ci - odpar a, pozwalaj c zom potoczy
si po policzkach.
- Ale i tak ci kocham.
Wyciera palcami jej twarz. Wpatrywa si w jej zamglone wzruszeniem oczy.
- Chod my st d. Chc ci pokaza , co czuj , nie mog ci teraz straci . O Bo e,
Shelby, zgin bym bez ciebie - rzuci ochryp ym g osem, i s owa te by y te w jego oczach.
Shelby znowu si rozp aka a. Wsta a, bior c go za r
. Szli razem, a Justin nie
puszcza jej d oni, jakby nie móg si od niej oderwa .
Calhoun zobaczy ich, kiedy wychodzili z baru. U miechn si i podniós walizk
Shelby.
- To co, podrzuc was do domu - zaproponowa .
- Potem musz lecie na spotkanie.
Ledwie go s yszeli. Justin wygl da , jakby przebywa w innym wiecie, Shelby sta a
tak blisko niego, jakby by a jego integraln cz ci .
Posadzi ich na tylnym siedzeniu swojego samochodu i ruszy , zadowolony z siebie.
Brat i szwagierka niemal go nie zauwa ali. Byli zbyt zaabsorbowani wpatrywaniem si w
siebie.
Calhoun wysadzi ich pod domem Ballengerów, stawiaj c walizk Shelby na
stopniach ganku.
- Dzwoni em do Abby, kiedy siedzieli cie w barze. Zaprosi a was na kolacj , co wy na
to? Maria wybiera si wieczorem do siostry, a Shelby na pewno nie ma ochoty gotowa .
- Bardzo ch tnie - powiedzia Justin i klepn brata po ramieniu. - Dzi ki.
- Zrobi by dla mnie to samo - odpar Calhoun z u miechem. - Prawd mówi c, ju to
zrobi
, a mo e nie pami tasz? No to widzimy si o szóstej. Na razie, Shelby.
- Dzi ki, Calhoun! - zawo
a jeszcze za nim.
Justin wzi walizk i weszli do domu. Maria przybieg a na ich widok, wyrzucaj c z
siebie burzliwy strumie hiszpa skich s ów. Justin niespodzianie chwyci j w pasie i
wycisn na jej policzku siarczystego ca usa. Postawi j z powrotem na ziemi , a ona si
za mia a.
- señor - oburzy a si na arty. By a ubrana do wyj cia. - Wychodzimy teraz z
Lopezem, ale musia am poczeka i przekona si , czy wszystko w porz dku. A co z kolacj ?
- Calhoun nas zaprosi , zjemy z nim i Abby - oznajmi a Shelby i te u ciska a
gospodyni . - Dzi kuj , e zadzwoni
do Abby. Nigdy nie zapomn , co dla nas zrobi
.
Maria by a ca a w skowronkach.
- Ju sama by pani co wymy li a, señora - mia a si . - Ja tylko troch pomog am.
Musimy si ju
pieszy . Wrócimy jutro, señor, przygotuj wspania e niadanie.
- Ju si nie mog doczeka . Z Bogiem!
Maria u miechn a si i po pieszy a do kuchni, gdzie czeka na ni Lopez.
Justin tymczasem zaprowadzi Shelby do salonu, gdzie Maria postawi a tac z kaw i
ciasteczkami. Shelby usiad a, Justin zaj si kaw . Ale zanim poda jej fili ank , pochyli si
i poca owa j z wielk czu
ci .
- Kocham ci - powiedzia , patrz c jej w oczy.
- Zawsze ci kocha em, nawet je li nie potrafi em ci tego wyzna .
Odpowiedzia a mu poca unkiem.
- Tylko na to czeka am - odpar a. - Ja te ci kocham. Ale ty nigdy w to nie wierzy
,
tak mi si zdawa o.
Poda jej kaw i przysiad si ze swoj fili ank .
- By em wtedy biedny, no i nigdy nie uchodzi em za wzór m skiej urody. Ty
pochodzisz z zamo nej rodziny, jeste pi kna i mia
powodzenie. - Za mia si . - Nigdy nie
czu em, e stanowi powa
konkurencj dla ludzi pokroju Wheelora.
- Pieni dze i uroda nie miary i nie maj dla mnie adnego znaczenia - o wiadczy a. -
Posiadasz o wiele wa niejsze zalety. - Patrzy a mu przez chwil w oczy. - Ale ponad
wszystko liczy si , e ci kocham. Mi
nie zale y od jakich powierzchownych spraw ani
maj tku.
Spojrza na ni z nieskrywanym po
daniem.
- Nie. Zapewne nie. Ale nie by em ciebie pewny.
- A teraz?
- A teraz... - Dotkn woln r
jej policzka.
- Unieszcz liwi em ci , ale gdybym wiedzia , co czujesz, nie mia bym adnych
tpliwo ci. adnych. Wierzysz w to, mo esz mi wybaczy , e tak ci potraktowa em?
- Kocham ci - powtórzy a po prostu. - Nic wi cej si nie liczy. - Unios a si lekko i
poca owa a go nami tnie. - Rozumiem, sk d wzi y si twoje przypuszczenia. Ale to
knowania mojego ojca spowodowa y tyle bólu, adne z nas nie jest temu winne. Teraz
wystarczy, e mnie kochasz.
Justin odstawi swoj fili ank i odebra fili ank z r k Shelby, po czym przyci gn
do siebie.
- Cofn bym czas, te sze lat, gdyby to by o mo liwe - szepn . - Zrobi bym
wszystko, eby ci wynagrodzi ...
- Justin... ju to zrobi
- powiedzia a z lekkim wahaniem. Wzi a jego r
i
przycisn a powoli do swojego wci p askiego brzucha. Trzyma a tam jego d
, zagl daj c
mu w oczy. - Nosz twoje dziecko.
Wiedzia o tym. Ale kiedy us ysza to od niej, wzruszy si niepomiernie.
- Shelby... - Poca owa j jeszcze raz. - Shelby. Ty i dziecko...
- Nie
ujesz? - spyta a cicho, troch si z nim dra ni c.
Mia by
owa ? By dumny.
- Niczego nie
uj . B dziemy mie syna czy córk ?
- Dla mnie to bez znaczenia, byle dziecko by o zdrowe. - Przytuli a si do niego
mocno. - Aha, postanowi am rzuci prac w kancelarii, je li ci jeszcze o tym nie mówi am.
Tammy i szef b
beze mnie bardzo szcz liwi.
- A ja b
bardzo szcz liwy z tob , je li tego naprawd chcesz. - Przesun palcem
po jej wargach. - Nie zamkn ci w domu, je eli nie b dziesz chcia a. Nie b
nalega , eby
ograniczy a si do roli ony i matki.
- Nie ogranicz si - zapewni a go. - Chocia to b dzie przez pewien czas moja
najwa niejsza rola. Potem mo e pójd na jaki kurs albo zostan wolontariuszk . Na razie
wa ne jest dziecko.
- Jak d ugo to ju trwa?
- Przypuszczalnie jestem w szóstym tygodniu. W przysz ym tygodniu wybior si do
lekarza, eby si upewni .
- To musia o by wtedy, kiedy kochali my si po raz pierwszy - stwierdzi poruszony,
patrz c jej w oczy. - Tak?
Ukry a przed nim twarz, miej c si z za enowaniem.
- Tak.
- Dobry jestem - mrukn .
- Bardzo dobry.
Justin nachyli si , zbli aj c wargi do jej ust. Kocha a ten jego dotyk, kocha a jego
cia o tak blisko siebie. Westchn a g
no, co dodatkowo go rozpali o.
Jej r ce pow drowa y na ty jego g owy, on za przyci gn do siebie jej biodra, coraz
arliwiej j ca uj c.
Pragn jej. Ona za ju to rozpoznawa a, te oczywiste znaki. Wiedzia a te , e tym
razem b dzie od pocz tku do ko ca inaczej. Tym razem to b dzie najwa niejsze zdarzenie w
ich yciu.
- Chcesz mnie? - szepn jej do ucha. - Bo ja ju wariuj . Chc ci natychmiast.
- Po raz pierwszy... to by o tutaj... - wydusi a, kiedy wsun pomi dzy nich r
, by
rozpi jej popielat sukni .
- Bo tu jest wygodnie - za mia si . - W razie czego zawsze mamy jeszcze dywan.
Shelby popatrzy a mu w oczy.
- Co za perwersja.
- Wcale nie, dywan jest gruby i mi kki... i nikt nas nie zobaczy. Ale eby mie
pewno ...
Poderwa si z u miechem i zamkn drzwi na klucz. Zdj koszul , obserwuj c
Shelby, która mu si przygl da a, patrz c, jak jej wzrok przesuwa si ku klamrze paska u jego
insów. Lubi , kiedy tak na niego patrzy a. Jej oczy ciemnia y wtedy i patrzy y jeszcze
bardziej zmys owo.
Wreszcie ci gn j z kanapy.
- Czy to nie jest niebezpieczne dla dziecka? - upewni si na wszelki wypadek.
- Nie, je li b dziesz uwa
. Ale czy ty mnie kiedy skrzywdzi
?
- Nie masz do mnie alu, Shelby? - spyta z wahaniem.
- Nie, Justin.
Chwyci j za biodra i przywar do nich, eby poczu a si jego po
dania. Jej cia o
zareagowa o w znany mu ju sposób. Przysun a si , sygnalizuj c mu subtelnie w asne
pragnienia.
Ca owa a go, a jej wargi nabrzmia y. Justin rozpi do ko ca jej sukni , zdj powoli
bielizn , a wszystkie jej hamulce ulecia y. Po ich pierwszym razie pozby a si l ku przed
blisko ci . Jej cia o zna o ju przyjemno , która mia a nadej , i oczekiwa o jej z rozkosz ,
nie ze strachem.
Podnieca j d ugie, leniwe minuty. Zadowolony czu si dopiero wówczas, gdy dr
a
na ca ym ciele, kompletnie mu uleg a. Wtedy dopiero rozebra si do ko ca, poch aniaj c
wzrokiem agodne linie jej cia a. Ona za patrzy a na niego zamglonymi oczami, jak zawis
nad ni , wsparty na r kach, a potem po
si na niej. Zadr
a gwa townie.
- To nie powinno ci ju szokowa - szepn . - Jeste do wiadczon m atk .
- To nie szok, to... rozkosz. - Przytuli a policzek do jego piersi. - Justin!
- Kocham ci - szepn . - Nigdy ci nie okaza em, jak bardzo ci kocham, ale teraz
nie to zrobi . Le spokojnie, male ka. - Zbli
do niej wargi i mrucza co po piesznie i
ochryple po hiszpa sku. By y to s owa mi
ci. S owa, które podkre la gor
pieszczot ,
przyprawiaj
Shelby o zy rozkoszy. Nic ich nie dzieli o, nie istnia y adne mury, bariery
ani skrywane ale. Nie pieszy si .
I gdzie w tym stopniowo rozpalaj cym si ogniu Shelby us ysza a swój w asny krzyk.
ugo nie mog a si potem uspokoi . Wtuli a si w ramiona Justina, usi uj c
wyrówna oddech i zwolni puls. Ale Justin znajdowa si w podobnym stanie.
- Wszystko w porz dku. - Ca owa j , g aska , uspokaja . - Wszystko w najlepszym
porz dku. To tylko szok spadania z wysoko ci, kochanie. Ja te to czuj .
- Nigdy jeszcze tak nie by o. - G os jej si za ama .
- Nigdy si tak nie kochali my. - Uniós g ow , eby spojrze w jej oczy. - Nie tak do
ko ca.
Dotkn a jego warg dr cymi palcami, ca a i na zawsze jego.
- Nie ko czmy jeszcze.
- Ja te tego nie chc - szepn . - Nie musimy niczego ko czy . Jeste my sami, nie
mamy nic innego do roboty. Pójdziemy na gór i spróbujemy, czy uda nam si jeszcze lepiej.
Podniós si powoli na nogi, wzi Shelby na r ce i ruszy do drzwi.
- Justin, nasze ubrania! - zawo
a, zerkaj c za siebie na rozrzucon bez adnie
garderob , tworz
cie
na pod odze.
Otworzy drzwi i ruszy na schody z Shelby w ramionach, przytulon do jego
wilgotnej piersi.
- Na pewno tam b
, gdy po nie wrócimy.
- Ale jeste my goli - protestowa a.
Spojrza na jej zaró owione cia o z czyst dum w
ciciela.
- Zauwa
em.
- Ale Maria i Lopez...
- Nie b dzie ich do jutra.
Po raz drugi trwa o to jeszcze d
ej. Justin celowo przeci ga , mówi c do Shelby
cz ciowo po hiszpa sku, uczy j nowych s ów i nowych wiatów. Ca y ten czas dotyka j ,
pie ci . Powtarza s owa, na które czeka a. Mówi , jak bardzo si cieszy z powodu dziecka.
Zdobyli szczyty, do jakich si wcze niej nie przymierzali, a gdy si obudzili spleceni w
cisku, za oknami zapad a ju ciemno .
- Zasn li my - mrukn a Shelby.
- Nic dziwnego. - Justin u miechn si do niej, rozbawiony jej rumie cami.
- Pi mi si chce - szepn a.
- Mnie te . - Wsta i przeci gn si leniwie, wci patrz c z podziwem na jej nago . -
Mo e by co zimnego z lodem? I jaka przek ska?
- Bardzo ch tnie. - Poruszy a si zmys owo. - Tylko si po piesz, kochany.
- Wróc tak szybko, e nie zd
ysz za mn zat skni . Rozejrza si , co by tu na siebie
zarzuci . Jego ubrania zosta y na dywanie na dole. W ko cu zajrza do azienki i wyszed
stamt d z ogromnym pla owym r cznikiem z wielk
ab na rodku. No tak, zaniós Shelby
do jej sypialni, gdzie zdecydowanie brakuje m skich ciuchów.
- A bije po oczach - burkn , spogl daj c na ni
artobliwie, kiedy owija si
cznikiem wokó bioder. - Rozumiem, e nie mog
sobie kupi g adkiego r cznika.
- Lubi
aby.
Uniós brwi i ignoruj c chichot Shelby, zszed na dó .
Nape ni dwie szklanki lodem i s odk herbat z lodówki, zrobi kanapki z szynk i
wszystko to po
na tacy. Wyszed z kuchni do holu i przystan u stóp schodów, by
poprawi zje
aj cy w dó r cznik, i wtedy drzwi frontowe otworzy y si znienacka i do
domu wszed Calhoun.
Stan jak wryty, wlepiaj c wzrok w swojego bardzo powa nego brata, który sta
przed nim omotany r cznikiem z wielk
ab . Na dodatek trzyma tac z napojami i
kanapkami i wygl da z tym wszystkim jako ... dziwnie.
- Zdaje si , e mieli cie przyj z Shelby do nas na kolacj - zacz Calhoun.
- Kolacj - powtórzy jak echo Justin.
- Kolacj . Dochodzi siódma. Nie zadzwonili cie, u was z kolei nikt nie odpowiada.
Bali my si , e co si sta o, no i przyjecha em sprawdzi .
Justin zamruga powiekami. Fakt, wy czy telefon, kiedy niós Shelby na gór .
Spu ci wzrok na swój r cznik.
- Nic si nie sta o, a co si mia o sta ? W
nie... bra em k piel - improwizowa ,
troch skr powany, e przy apano go w intymnej sytuacji, nawet je li dzia o si to w jego
asnym domu.
Calhoun zobaczy otwarte drzwi salonu i cie
ubra .
- W salonie? - spyta . - A od kiedy nosisz damskie ciuchy?
Justin spiorunowa go wzrokiem, zaciskaj c wargi.
- Robi em porz dki. Potem zg odnia em.
- Zaprosili my was na kolacj .
- Ale by em g odny wcze niej. Chcia em co przek si , zanim zacz em si szykowa
do wyj cia. - By ju czerwony po lini w osów.
Calhoun u miecha si od ucha do ucha.
- Pod prysznicem?
- Najpierw chcia em zje - oznajmi Justin stanowczo.
- A gdzie Shelby? - zainteresowa si Calhoun. Justin odchrz kn .
- Na górze, by a zm czona.
I wtedy z góry dobieg ich b agalny wr cz g os:
- Justin, wracasz czy nie? Jestem taka samotna. Twarz Justina zrobi a si purpurowa.
- Ju id ! - zawo
, po czym spojrza gro nie na brata.
- Ona te bierze prysznic.
Calhoun zdusi
miech. Pos
bratu znacz cy u miech i zakr ci si na pi cie.
- Kiedy ju sko czysz swoj przek sk pod prysznicem i pouk adasz ubrania,
wpadnijcie, to was nakarmimy. - Zerkn na r cznik. - Ale w
najpierw jakie spodnie, eby
nie wystraszy Abby. Na Boga, Justin, aba?!
- To by a jedyna cholerna rzecz, jak znalaz em, i co ci to w ogóle obchodzi?
- Nic, pasuje ci nawet - odpar Calhoun. - Lubi
aby.
- Zapomnieli my, o której mamy u was by - doda sztywno Justin. - Przyjedziemy za
pó godziny, je li mo na.
- Nie ma po piechu. - Calhoun u miechn si szelmowsko. - Je li podoba wam si na
dywanie w salonie, powinni cie spróbowa w wannie z masa em - mrukn jeszcze pod
nosem i czym pr dzej ulotni si , bo Justin wygl da na cz owieka, który ma ochot na
koczyny.
Justin zaniós tac na gór i postawi j na stoliku przy
ku.
- Mro ona herbata! Zasch o mi w gardle. - Shelby pi a chciwie. - S ysza am czyj g os
z do u.
- Calhoun przyjecha sprawdzi , czy yjemy. Mieli my by u nich na kolacji,
pami tasz?
- Zapomnia am - przyzna a.
- Ja te . Mo emy pojecha za pó godziny. Chcesz co przek si ?
- Mo e lepiej poczekajmy z tym. Przek simy jeszcze przed snem. Zawin kanapki i
do lodówki, jak si ubior . - Spojrza a z mi
ci na m a. - Calhoun i Abby te s
ma
stwem - przypomnia a mu. - To nic strasznego, e przy apa ci , jak sp dzasz
popo udnie w
ku z w asn
on .
- Nie, ale jako kr puj ce - wyzna . - Sze lat celibatu sprawia, e cz owiek staje si
tajemniczy.
- Sze lat - podj a i poca owa a go czule. - My la am, e to przeze mnie, e tak ci
skrzywdzi am, e ba
potem ryzykowa , ale to nieprawda? - spyta a cicho.
Przytkn jej palec do ust.
- Za bardzo ci kocha em. Ty albo nikt, tak by o.
Shelby musia a zagry wargi, eby si nie rozp aka .
- Ja te tak czu am. Tak bardzo chcia am ci ochroni .
- A ja robi em to samo dla ciebie, kiedy si pobrali my. Chyba oboje wpadli my w
grub przesad .
- Ale z tym ju koniec - o wiadczy a u miechni ta.
- Teraz b dziemy chroni tylko nasze dziecko.
- To dobry pomys . - Poca owa j . - Ubierajmy si lepiej i chod my do tego twojego
szwagra, mamusiu - powiedzia czule. - Zanim znów po nas przyjad . Mam nadziej , e
starczy ci si y, eby prze
ten wieczór - doda . - Znaj c Calhouna, to na pewno b dzie
kolacja po czona ze ledztwem.
Shelby roze mia a si , kryj c przed nim twarz.
- Kocham ci .
- Ja ciebie te . - Wsta , wci owini ty w r cznik z ab . - Shelby, powiedzia aby mi
o dziecku, gdyby Calhoun spó ni si na lotnisko?
Skin a g ow bez wahania.
- Masz do tego prawo. Tak naprawd nie zamierza am ci opu ci , chcia am tylko
poby sama przez jaki czas i przemy le sobie ró ne rzeczy. Wróci abym do ciebie. Ju nie
potrafi abym bez ciebie
. - Patrzy a na niego z arem w oczach. - A ty pojecha by mnie
szuka ?
- Jasne. Przypuszcza em, e zajmie mi to par miesi cy, ale i tak bym nie
zrezygnowa . Fatalnie si czu em po tym, co ci nagada em. Ale pojecha bym za tob z
mi
ci, kochanie, nie z poczucia winy.
- Tak, teraz to wiem. - Westchn a, tak przepe niona mi
ci do m a, e mia a
ochot krzycze . - Zjad abym konia z kopytami.
- Zadzwoni do Abby, eby ci jednego ugotowa a. Wstawaj i ubieraj si , kobieto.
Umieram z g odu.
- Nie patrz tak na mnie, to ty nie chcia
wcze niej je .
Wygramoli a si z
ka, a on porwa j w ramiona.
- To prawda. Zdarza mi si to od czasu do czasu. - Poca owa j . - Masz co przeciwko
temu?
Obj a go za szyj i przytuli a si mocno.
- Absolutnie nic.
Za oknami dzie ju dawno zgas . Kilka kilometrów dalej Abby po raz ostatni tego
wieczoru odgrzewa a mi so z jarzynami po irlandzku. Stara a si przekona Calhouna, e
aden szlachetny trunek nie pasuje do tak prostego dania, ale on by zbyt zaj ty ch odzeniem
szampana, by j w ogóle s ysze . Roze mia a si w ko cu i wyj a swoje najlepsze kieliszki.
Mo e jednak Calhoun ma racj .
W ko cu jest co wi towa .