Plotkara 5 Tak jak lubię

background image

CECILY VON ZIEGESAR

TAK JAK

TAK JAK

TAK JAK

TAK JAK

LUBIE

LUBIE

LUBIE

LUBIE

plotkara 5

plotkara 5

plotkara 5

plotkara 5

Przeklad Malgorzata Strzelec

Tytul oryginalu

I LIKE IT LIKE THAT

- 1 -

background image

Zadna plotka nie umiera do konca,

jezeli powtórzy ja wielu ludzi:

to tez jest rodzaj niesmiertelnosc

Hezjod, ok. 800 r. p.n.e.

*

tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Dziekuje wam wszystkim za to, ze przyszliscie na moja impreze w zeszlym tygodniu. Napisalabym

wczesniej, ale szczerze mówiac, az tyle czasu potrzebowalam, zeby dojsc do siebie. Wiem, ze to

szalony pomysl: urzadzac impreze w poniedzialek, ale prawda, ze dzieki temu reszta tygodnia

przeleciala blyskawicznie?! Pewnie wciaz sie zastanawiacie, czy bylam ta chuda blondynka w szma-

ragdowych szpilkach od Jimmy'ego Choo, czy tym wysokim czarnoskórym facetem z szafirowymi

sztucznymi rzesami. To takie slodkie, ze przyniesliscie mi prezenty - zwlaszcza tego przeslicznego

pudelka - chociaz nawet nie wiecie, kim jestem! Prawda jest taka, ze wlasciwie stalam sie

miedzynarodowa kobieta zagadka, wiec na razie zachowam swoja tozsamosc dla siebie, chocby nie

wiem jak was to frustrowalo. Potraktujcie to jak cos, co oderwie wasza uwage od wlokacych sie dni

czekania na informacje, czy dostaliscie sie do college'u; jak puzzle do poskladania w czasie gorzkich,

marcowych tygodni stresów i nudy.

Ale tak naprawde wcale nie potrzebujemy odmiany. Mamy mnóstwo przyjemnosci - bajeczne ubrania

od projektantów, ogromne apartamenty przy Upper East Side z obsluga, mnóstwo „wiejskich”

domków i wakacyjnych kurortów, karty kredytowe bez limitu, piekne brylanty, supersamochody

(chociaz wiekszosc z nas nie ma jeszcze prawa jazdy) i slepo kochajacych rodziców, którzy pozwalaja

- 2 -

background image

nam na absolutnie wszystko, dopóki nie przynosimy wstydu rodzinie, Poza tym ferie wiosenne juz tuz

- tuz - wreszcie bedziemy mieli mnóstwo czasu na zajecia dodatkowe.

Na celowniku

S spaceruje po Madison Avenue i dorysowuje wasy na swoich przeslicznych zdjeciach reklamowych

nowych perfum Lesa Besta, Lez Sereny. B u Sigersona Morrisona przy Prince Street zaspokaja

swoje fetyszystyczne potrzeby, kupujac kolejne buty. N wyrzuca reklamówke pelna bibulek,

niedopalków, fajek wodnych, fifek i zapalniczek do kosza na smieci przy Osiemdziesiatej Szóstej. D

póznym wieczorem pali papierosy na stacji metra na rogu Siedemdziesiatej Drugiej i Broadwayu.

Prowokuje straz miejska, zeby go aresztowala, i zdobywa w ten sposób mnóstwo nowego materialu

do swoich wierszy. J z nowa najlepsza przyjaciólka E i swoim chlopakiem L paletaja sie w okolicach

galerii sztuki w Chelsea - cholernie wyrafinowana rozrywka jak na dziewiatoklasistów. Czekajcie,

wlasciwie to on moze juz chodzic do dziesiatej - czy ktos tak naprawde wie cos o tym chlopaku? V i

jej szalejaca starsza siostra wyrzucaja torby ze smieciami na chodnik przed swoim domem w

Williamsburg. Wiosenne porzadki? A moze cialo D pociete na kawalki? Fuj! Przepraszam, to bylo

obrzydliwe.

Wasze e - maile

P: Droga Plotkaro!

zaczyna mnie to denerwowac, ze nigdy nie powiesz, kim jestes, kim jestes? no bo

naprawde chcialbym cie poznac, kto wie, moze juz cie znam! jak na razie, wydaje mi sie, ze

przyznalas sie do jednego - ze chodzisz do klasy maturalnej w conttance. zgadza sie?

Ciekafski

O: Drogi ciekafski!

Nie zamierzam z marszu, teraz zaraz, dac ci swojego adresu domowego. Nawet ci nie

powiem, w której klasie sie ucze. Gdybys byl dosc wyluzowany, zeby zjawic sie na mojej

imprezie, to moze bys mnie poznal. Chociaz zwykle nie sposób przecisnac sie do mnie z

powodu mojej... swity i trudno mnie w ogóle dojrzec. Ale nie trac ciekawosci. Moze w

koncu mnie poznasz.

P

- 3 -

background image

P: Droga P!

Naprawde jestes taka zabójcza? Bo jesli nie, to bedzie ci naprawde ciezko, gdy w koncu

wszyscy sie dowiedza, kim jestes. Beda mówic „jeszcze jedna zawistna brzydula”!

Rozwazny

O: Drogi rozwazny!

Nawet sie nie dowiesz, co to naprawde znaczy „zabójcza”, póki mnie nie poznasz, a

najpewniej nigdy mnie nie poznasz...

P

A teraz o TYM, co niektóre z nas gryzie w glebi ducha...

Stracic dziewictwo przed pójsciem do college'u czy nie?

Zrobimy cos z tym fantem teraz? Z chlopakiem, którego znamy od lat? Czy uwiniemy sie z tym przed

feriami wiosennymi? Albo przed wakacjami? Czy raczej ulokujemy sie w naszych akademikach tak,

jak jestesmy pewne siebie, lecz niewinne, gotowe stracic dziewictwo z pierwszym lepszym

studentem, który rzuci kuszaco „A moze bysmy...”? Moze powinnysmy posluchac naszych matek i

starszych sióstr, które mówia „poczekaj, az nadejdzie wlasciwy czas”, cokolwiek to znaczy.

Oczywiscie, niektóre z nas rozwiazaly ten problem wieki temu i zamierzaja skoncentrowac sie w

czasie studiów na istotniejszych sprawach, na przyklad geologii albo Freudzie. Nie. Spójrzmy

prawdzie w oczy, nawet jesli juz nie jestes dziewica, znowu sie nia poczujesz, gdy tylko przekroczysz

próg akademika. I to jest piekne.

Jeszcze raz dziekuje za prezenty! Ogromniaste buziaki - jestescie super!

Wiem, ze mnie kochacie,

plotkara

nie ma jak w domu

- A wlasciwie to na która wyspe jedziemy? - zapylala matke Blair Waldorf.

- 4 -

background image

Eleanor Waldorf Rose siedziala na brzegu lózka Blair i patrzyla, jak córka szykuje sie do

szkoly. Rozmawialy o feriach wiosennych.

- Na Oahu, kochanie. Myslalam, ze ci mówilam. Jedziemy do tego osrodka na pólnocnym

wybrzezu, zeby chlopcy mogli pouczyc sie surfowac.

Eleanor polozyla dlonie na swoim ciezarnym brzuchu. To byl juz prawie siódmy miesiac.

Zmarszczyla brwi, patrzac na kremowa tapete, jakby próbowala odczytac preferencje przyszlego

potomka co do koloru tapety. Termin wypadal w czerwcu, a zaraz potem Blair miala wyjechac do

college'u. Dzisiaj Eleanor planowala omówic z dekoratorem wnetrz plany przerobienia sypialni Blair

na pokój dzieciecy dla przyszlej córeczki.

- Ale ja juz bylam na Oahu - jeknela bolesnie Blair.

Od tygodni wiedziala, ze na ferie wiosenne wyjezdzaja na Hawaje, ale do tej pory nie

pomyslala, zeby zapytac gdzie konkretnie. Kopniakiem zamknela szuflade antycznej, mahoniowej

komody. Stanela przed wysokim lustrem zamontowanym na drzwiach szafy i zaczela sie stroic. Krótko

przystrzyzone ciemne wlosy precyzyjnie zmierzwila. Bialy, kaszmirowy sweter mial mocno wyciety

dekolt i prawie odslanial rowek miedzy piersiami, ale nie az tak, zeby pani M., dyrektorka szkoly,

odeslala ja. do domu, wymyslajac od zdzir. Nowe turkusowe pantofle na plaskim obcasie od

Sigersona Morrisona wygladaly tak fantastycznie na golych stopach, ze postanowila nie zakladac

rajstop, chociaz marzec byl wyjatkowo zimny i wiedziala, ze odmrozi sobie tylek.

- Chce jechac w nowe miejsce - dodala, wydymajac wargi do lustra, zeby nalozyc druga

warstwe blyszczyku od Chanel.

- Wiem, paczuszku.

Matka zsunela sie z lózka i przykucnela, zeby przyjrzec sie gniazdku elektrycznemu w listwie

przypodlogowej pod oknem. Kontakt wygladal na wyjatkowo niebezpieczny. Kiedy juz skonczy

przerabiac pokój, wezwie kogos, kto zabezpieczy caly dom z mysla o dziecku.

- Ale nigdy nie bylas na pólnocnym wybrzezu. Aaron mówi, ze to najlepsze miejsce na

swiecie do surfowania.

Ku przerazeniu Blair, matka miala na sobie bezowe, welurowe spodnie od dresu z napisem

smakowita na pupie.

To sie nazywa brak wyczucia!

- Czy ja juz przestalam dla was istniec? - zapytala ostro Blair. Wyciagnela z szafy blekitna

sakwe z jagniecej skórki od Diora i wrzucila do niej rzeczy do szkoly. - Najpierw odbierasz mi mój

wlasny pokój, a teraz nie mam nic do powiedzenia na lemat wakacji?

- Chlopcy wlasnie kupuja sprzet do surfowania na wyjazd. Moze bys zerknela szybko na

- 5 -

background image

komputer Aarona i sprawdzila, czy czegos nie potrzebujesz - odparla niezbyt przytomnie matka.

Chodzila teraz na czworakach i sprawdzala z poziomu dziecka, jakie jeszcze niebezpieczenstwa kryja

sie w sypialni. - Wiesz, myslalam o morelowym jako przewazajacym kolorze. Zeby bylo dziewczeco,

ale bez zbytniej rózowosci. Ale teraz sobie mysle, ze limonkowy jest chyba ladniejszy. Odcien cykorii.

Blair miala tego dosc. Nie chciala jechac na pólnocne wybrzeze Oahu, nie miala ochoty

kupowac sprzetu do surfingu, nie chciala rozmawiac o kolorach do kretynskiego pokoju dzieciecego i

zdecydowanie nie zamierzala chocby chwile dluzej patrzec na slowo „smakowita” wypisane na

szerokim jak szafa tylku swojej ciezarnej matki. Spryskala sie jeszcze tylko ulubionymi perfumami

Marca Jacobsa i wyszla, nie mówiac nawet do widzenia.

- Ej, Blair. Chodz tu na minutke! - wrzasnal jej siedemnastoletni przyrodni brat, gdy

przechodzila obok jego sypialni.

Blair zatrzymala sie i zajrzala do pokoju. Aaron i jej dwunastoletni brat, Tyler, siedzieli na

jednym, ekologicznym krzesle przy biurku, jak przystalo na kochajacych sie braci, i zamawiali w

Internecie sprzet do surfowania, korzystajac z karty kredytowej Cyrusa Rose. Tyler przestal sie

czesac, bo chcial zapuscic dredy tak jak Aaron, przez co wygladal, jakby dostal jakiegos wstretnego

grzyba na glowie. Blair nie mogla uwierzyc, ze nim wyjedzie do college'u, bedzie musiala dzielic z

nimi ten pokój. Narzuta z konopnego wlókna na lózku Aarona i dywan z naturalnej trawy morskiej

byly zawalone starymi okladkami plyt reggae, butelkami po piwie i brudnymi ubraniami. W pokoju

smierdzialo ziolowymi papierosami i tymi odrazajacymi sojowymi hot dogami, które jedli na surowo.

- Jaki nosisz rozmiar? - zapytal Aaron. - Mozemy zamówic ci pianke. Dzieki temu nie

poobcierasz sie o deske.

Maja je w fajnych kolorach - dodal z entuzjazmem Tyler. - Jaskrawozielone i tego typu.

Blair w zyciu nie wlozylaby niczego jaskrawozielonego, nie mówiac juz o piance.

Wargi zadrzaly jej ze zgrozy pomieszanej z przytlaczajaca rozpacza. No prosze, jest za

kwadrans ósma rano, a ona juz prawie sie poplakala.

- Mam! - wykrzyknal radosnie za jej plecami odrazajacy ojczym, Cyrus Rose.

Wytoczyl sie niezgrabnie z sypialni, ubrany tylko w czerwony, jedwabny szlafrok, niepokojaco

luzno zwiazany. Jego szczeciniaste, siwe wasy wymagaly przyciecia. Twarz mial blyszczaca i

czerwona. Pomachal do Blair ogromnymi kolorowymi kapielówkami. Pomaranczowe, z wzorkiem w

male, niebieskie rybki, moglyby wygladac calkiem ladnie na kazdym, tylko nie na nim.

- Uwielbiam je. Chlopcy zamówia mi koszulke z pianki pod kolor! - oswiadczyl wesolo.

To wystarczylo, zeby doprowadzic Blair do lez. Spedzi ferie wiosenne, patrzac, jak Cyrus robi z

siebie idiote na desce w tych pomaranczowych kapielówkach i równie pomaranczowej piance.

- 6 -

background image

Uciekla chylkiem do przedpokoju, wyciagnela z szafy plaszcz i pobiegla, zeby spotkac sie z najlepsza

przyjaciólka. Miala nadzieje, ze Serena cos wymysli, zeby ja podniesc na duchu.

O ile to w ogóle bylo wykonalne.

przeblysk geniuszu u S

Serena van der Woodsen saczyla latte i patrzyla ponuro spod zmruzonych powiek. Przycupnela

jak zwykle na schodach Metropolitan Museum of Art. Jej bujne jasnoblond wlosy wysypywaly sie

spod kaptura bialego kaszmirowego plaszcza i rozsypywaly na ramionach. O, znowu jest! Reklama

Lez Sereny na boku autobusu M102. Wlasciwie nie mialaby nic przeciwko temu zdjeciu. Podobalo jej

sie, jak zimny wiatr targal jej zólta sukienka, odslaniajac opalone na St. Bans kolana. I chociaz miala

na sobie tylko sandaly i letnia sukienke w srodku lutego w Central Parku, wyretuszowali gesia

skórke, która wyskoczyla jej na rekach i nogach. Podobalo jej sie nawet to, ze nie uzyla szminki, wiec

jej idealnie pelne usta wygladaly na troche spierzchniete i zsiniale. Tylko te lzy w wielkich,

ciemnoniebieskich oczach jej sie nie podobaly. Oczywiscie to ze wzgledu na nie Les Best nazwal

nowe perfumy Lzami Sereny. Jednak Serena naprawde wtedy plakala, bo tego dnia - nie: dokladnie w

tej minucie - zerwal z nia Aaron Rose. A byla w nim zakochana co najmniej przez tydzien, nie miala

co do tego zadnych watpliwosci. Teraz meczyla ja mysl, ze skoro zerwali, nie ma juz nikogo, kogo

moglaby kochac, i nikogo, kto by ja kochal. I przez to znowu chcialo jej sie plakac.

Oczywiscie zakochiwala sie w prawie kazdym chlopaku, którego poznala, i kazdy chlopak na

swiecie zakochiwal sie po uszy w niej. Trudno, zeby bylo inaczej. Ale ona chciala, zeby ktos ja kochal

calkowicie i bez pamieci, zeby poswiecal jej cala uwage. To rzadki rodzaj milosci. To prawdziwa

milosc. Nigdy takiej nie zaznala.

Ogarnelo ja nietypowe dla niej przygnebienie i melancholia. Wyjela gauloises'a z wymietej

torebki z czarnego sztruksu. Zapalila papierosa i patrzyla, jak sie zarzy.

- Czuje sie brzydka jak ta pogoda - mruknela, ale w tej samej chwili rozpromienila sie na

widok najlepszej przyjaciólki, Blair, idacej w jej strone po schodach. Podniosla drugi kubek latte,

która specjalnie dla niej kupila, wstala i podala kawe przyjaciólce.

- Zabójcze buty - zauwazyla, podziwiajac najnowszy zakup Blair.

- Mozesz je pozyczyc - zaproponowala Blair wspanialomyslnie - - Ale zabije cie, jesli je czyms

zabrudzisz. - Pociagnela Selene za rekaw. - Chodz, bo sie spóznimy.

- 7 -

background image

Spacerkiem zeszly po schodach i ruszyly Piata Aleja w strone szkoly. Po drodze saczyly kawe.

Zimny porywisty wiatr szalal wsród nagich galezi drzew Central Parku, przyprawiajac dziewczyny o

dreszcz.

- Jezu, strasznie zimno - syknela Blair. Wlozyla wolna dlon do kieszeni plaszcza Sereny, tak

jak to robia najlepsze przyjaciólki. - No wiec... - Chciala dac upust emocjom. Zapanowala nad lzami,

ale glos nadal jej drzal. - Nic dosc, ze moja matka w kólko glaszcze sie po brzuchu, to jeszcze dzisiaj

przychodzi dekorator wnetrz, zeby przerobic mój pokój na zlobek w kolorze cykorii i gówna!

Nagle tesknota za prawdziwa miloscia wydala sie Serenie trywialni Ona nie miala

rozwiedzionych rodziców, jej ojciec nie okazal sie gejem, a matka nie zaszla w ciaze w nieprzyzwoicie

srednim wieku. I to nie Serena miala przyrodniego brata, który najpierw by sie zakochal w niej, a

potem w jej najlepszej przyjaciólce, a na koniec obie je splawil. I nikt jej nie wyrzucal z wlasnego

pokoju. Co wiecej to nie ona wciaz byla dziewica w wieku siedemnastu lat, nie ona pocalowala

faceta z komisji rekrutacyjnej z Yale i nie ona omal nic stracila dziewictwa z absolwentem Yale, który

mial przeprowadzic z nia rozmowe kwalifikacyjna, co prawdopodobnie przekreslilo wszelkie szanse

na dostanie sie do wymarzonego college'u. Kiedy sie nad tym wszystkim zastanowila, to doszla do

wniosku, ze w porównaniu z Blair wiedzie cudowne zycie.

- Ale dostaniesz pokój Aarona, nie? Odnowili go dla niego, jest calkiem ladny.

- Zaslony z konopi i przyjazne naturze meble z milorzebu - szydzila Blair. - Poza tym Aaron to

idiota. To on wymyslil, zebysmy pojechali na ferie na Oahu.

Wedlug Sereny Oahu nie brzmialo wcale tak zle, ale nie zamierzala spierac sie z Blair, kiedy

ta byla w zlym nastroju i mogla jej wydrapac oczy. Przeszly Osiemdziesiata Szósta na czerwonym

swietle. Wpadajac na siebie, umykaly przed taksówkami i cudem uniknely rozjechania. Gdy doszly do

chodnika, Serena nagle sie zatrzymala. Jej blekitne oczy rozblysly.

- Ej! A moze wprowadzisz sie do mnie?!

Blair przykucnela, rozmasowujac przemarzniete gole lydki.

- Mozemy isc dalej? - burknela.

- Moglabys mieszkac w pokoju Erika - ciagnela podekscytowana Serena. - I mozesz

calkowicie olac Oahu i pojechac z nami na narty do Sun Valley!

Blair wstala, dmuchnela w kawe i mruzac oczy, spojrzala poprzez pare na przyjaciólke. Odkad

Serena wrócila ze szkoly z internatem, Blair nie mogla jej scierpiec. ale czasami ja uwielbiala.

Wziela ostatni lyk latte i rzucila do polowy pelny kubek z kawa do kosza.

- Pomozesz mi sie przeniesc po szkole?

Serena wziela Blair pod reke i szepnela jej do ucha:

- 8 -

background image

- Wiesz, ze mnie kochasz.

Blair usmiechnela sie i oparla glowe, ciezka od zmartwien, na ramieniu Sereny. Skrecily w

Dziewiecdziesiata Trzecia. Raptem ze trzysta metrów dalej znajdowaly sie blekitne, królewskie

podwoje prowadzajace do szkoly dla dziewczat Constance Billard. Przed wejsciem krecily sie

dziewczyny w szarych, plisowanych spódniczkach, uczesane w kucyki i plotkowaly o nadchodzacej

nieslawnej parze z najstarszej klasy.

- Slyszalam, ze po tej reklamie perfum Serena podpisala fantastyczny kontrakt jako modelka.

Ma zamiar sprowadzic swoje dziecko z Francji. No wiecie: to, które urodzila przed powrotem do

Nowego Jorku. Wszystkie supermodelki maja dzieci - cwierkala Rain Hoffstetter.

- Slyszalam, ze ona i Blair zamierzaja wynajac mieszkanie w centrum i razem wychowywac

dziecko zamiast isc do college'u. Blair postanowila nigdy nie uprawiac seksu z facetem, a jak widac

Serena ma go juz dosc na reszte zycia. Tylko spójrzcie na nie - wyrzucila z siebie Laura Salmon.

- Pewnie uwazaja to za jakas wielka deklaracje feminizmu czy cos w tym stylu - zauwazyla

Isabel Coates.

- Aha, ciekawe jak sie beda czuly, gdy rodzice sie ich wyrzekna - stwierdzila Kati Farkas.

Zadzwonil pierwszy dzwonek.

- Hej - rzucily Blair i Serena, przechodzac kolo kolezanek.

- Swietne buty - zaswiergotaly w odpowiedzi Rain, Laura, Isabel i Kati, chociaz tylko Blair

miala nowe pantofle.

Serena nosila te same co zwykle, zdarte, sznurowane kozaki z brazowego zamszu. Nosila je od

pazdziernika. Blair zawsze miala najlepsze buty i najlepsze ciuchy, a Serena i tak zawsze wygladala

przeslicznie, nawet w postrzepionych, poprzypalanych papierosami ubraniach z internatu. To byl

kolejny powód, zeby nie cierpiec tej pary. Albo zeby ja uwielbiac - zalezy od tego, kim jestes i jakie

masz samopoczucie.

jedyny nienajarany w druzynie lacrosse'a

- Mam!

Nate Archibald zakrecil rakieta do lacrosse'a nad glowa, przejal pilke i po mistrzowsku

przerzucil ja do Charliego Derna. Zaczerwienione policzki mial umazane ziemia, a zlocistobrazowe

loki zmatowialy mu od potu i kawalków uschnietej trawy z Central Parku, dzieki czemu wygladal

- 9 -

background image

jeszcze seksowniej od najseksowniejszych modeli z katalogu Abercrombie & Fitch. Zadarl koszule,

zeby otrzec pot zalewajacy zielone oczy, i nawet golebie, które przysiadly na pobliskim drzewie,

zagruchaly z przyjemnoscia na ten widok. Dziewczyny z mlodszych klas z Seaton Arms patrzyly z linii

bocznych i chichotaly podekscytowane.

- Jej! Musial w wiezieniu niezle pakowac - westchnela jedna.

- Slyszalam, ze rodzice wysylaja go po skonczeniu szkoly na Alaske do fabryki konserw z

tunczyka - odparla jej przyjaciólka - Boja sie, ze w college'u wróci do sprzedawania narkotyków.

- Slyszalam, ze ma bardzo rzadka chorobe serca. Musi palic trawke, zeby nie dostac ataku -

wyjasnila inna. - To wlasciwie calkiem fajna sprawa.

Nate, nieswiadomy niczego, wyszczerzyl zeby w usmiechu i dziewczyny jak na komende

zamknely oczy, zeby nie pasc z wrazenia. Boze, Nate! Chodzacy ideal!

To byl poczatek sezonu i nie wyznaczono jeszcze kapitana druzyny, wiec chlopcy starali sie jak

nigdy. Po krótkiej rozgrzewce trener Michaels poprosil, zeby przez chwile pocwiczyli rzuty z wolnego.

Nate cwiczyl ze swoim kumplem, Jeremym Scottem Tomkinsonem, gdy uslyszal dobiegajacy ze stosu

plaszczy i kurtek dzwonek swojej komórki. Dal znak Jeremy'emu i pobiegl odebrac telefon.

Georgina Spark, od kilku tygodni dziewczyna Nate'a, przebywala obecnie w ekskluzywnym

osrodku odwykowym dla narkomanów i alkoholików w swoim rodzinnym miasteczku Greenwich, w

Connecticut. Pozwalano jej dzwonic tylko w okreslonych godzinach, a rozmowy monitorowano. Kiedy

ostatnim razem Nate Die odebral, byla tak rozczarowana, ze znowu zlapala faze i polem znaleziono ja

na dachu kliniki. Zula gume Nicorette i wachala zmywacz do paznokci, które ukradla pielegniarce z

torebki.

- Dyszysz - zauwazyla niesmialo Georgie. - Myslales o mnie?

- Mamy trening lacrosse'a - wyjasnil. Trener Michaels splunal glosno na trawe, raptem krok

od niego. - Ale chyba zaraz konczymy. Dobrze sie czujesz?

Jak zwykle Georgie zignorowala to pytanie.

- Och, Nate, jestes taki wysportowany, zdrowy i wolny od calej tej chemii! Uwielbiam to. A ja

siedze w tym wiezieniu i usycham z tesknoty za toba. Jak ksiezniczka z bajki.

Albo i nie z bajki.

Kilka tygodni temu Nate'a zgarnela policja, gdy kupowal torebke trawy w Central Parku.

Wyslano go na leczenie do Wyzwolenia w Greenwich i tam na terapii grupowej poznal Georgie.

Pewnego wieczoru zaprosila Nate'a do swojej posiadlosci. Ujarali sie razem, a potem dziewczyna

zniknela w lazience, gdzie nawpychala sie leków na recepte. Zaraz po tym stracila przytomnosc.

Padla na lózko w samej bieliznie. Nate nie mial wyboru: musial zadzwonic do ludzi z Wyzwolenia,

- 10 -

background image

zeby ja zabrali. Od tego czasu chodzili ze soba.

Mocno zakrecona ta bajeczka.

- Dzwonie, bo... - zamruczala Georgie.

Koledzy z druzyny krecili sie kolo Nate'a. Zabierali plaszcze i zlopali gatorade z butelek.

Trening sie skonczyl. Trener splunal flegma tuz kolo czubka butów Nate'a i wycelowal wykrzywiony

palec wskazujacy w jego strone.

- Musze konczyc - powiedzial Nate do Georgii. - Trener chyba chce mi powiedziec, ze

wyznacza mnie na kapitana druzyny.

- Kapitan Nate! - pisnela do sluchawki. - Mój sliczny kapitan!

- Zadzwonie pózniej, dobra?

- Czekaj no, czekaj! Chcialam ci powiedziec, ze uprosilam matke, zeby mi zalatwila

przepustke z kliniki. Jakos zdolala ich przekonac, wypuszcza mnie na ferie! Wychodze w sobote, ale

musze byc pod opieka kogos doroslego albo odpowiedzialnego, wiec na ferie wiosenne pojedziemy

do domku narciarskiego mojej matki w Sun Valley, dobra? Jedziesz?

Trener Michaels warknal cos do Nate'a i oparl rece na biodrach. Nate nie musial sie dlugo

zastanawiac nad pytaniem Georgie. Sun Valley zapowiadalo sie o niebo lepiej od letniego domku w

Mt. Desert, w Maine.

- Jasne, ze jade. Zdecydowanie. Sluchaj, musze konczyc.

- Hura! - pisnela Georgie. - Kocham cie - dodala chrapliwym glosem i rozlaczyla sie.

Nate rzucil telefon na swój granatowy welniany plaszcz od Hugo Bossa i roztarl energicznie

dlonie. Reszta druzyny poszla juz do domu.

- O co chodzi, trenerze?

Trener Michaels podszedl do niego, pokrecil glowa i glosno pociagnal nosem.

Fuj.

- W zeszlym roku, kiedy Doherty rozchrzanil sobie kolano, prawie wyznaczylem cie na

kapitana druzyny. - Trener znowu splunal i pokrecil glowa. - Dobrze, ze tego nie zrobilem.

Ooo.

Nate z nadzieja usmiechna! sie leciutko.

- Dlaczego?

- Bo ty sie nie nadajesz na kapitana, Archibald! - warknal trener. - Spójrz na siebie.

Gawedzisz sobie przez telefon jak jakis lalus, podczas gdy reszta druzyny jest jeszcze na boisku. Poza

tym przymkneli cie za trawke, nie mysl, ze nie slyszalem. - Burknal cos pod nosem. - Nie jestes typem

przywódcy, Archibald. - Znowu splunal i odwrócil sie do Nate'a piecami. Wsadzil dlonie Clo kieszeni

- 11 -

background image

czerwonej parki Land's End i zaczal odchodzic. - Jestes jednym wielkim, smierdzacym

rozczarowaniem.

- Ale ja nie pale juz od... - zawolal za nim Nate. Jego glos rozplynal sie na wietrze.

Niebo bylo stalowoszare, nagie galezie drzew skrzypialy i jeczaly. Nate stal samotnie na

suchej, marcowej trawie, trzymajac rakiete do lacrosse'a i lekko drzac z zimna. Jego ojciec byl kiedys

kapitanem marynarki, wiec Nate przyzwyczail sie do tyrad nadetych staruchów, którzy lubia innymi

pomiatac. Ale mimo wszystko to skandal, ze wedlug trenera on, jedyny, który w tej druzynie nie pali

trawy, nie nadaje sie na kapitana. Facet nawet nie dal mu szansy sie wytlumaczyc.

Schylil sie i podniósl plaszcz. Gdyby teraz byl najarany, usmiechnalby sie spokojnie,

wysluchawszy zarzutów, i zapalilby skryta. A tak zarzucil plaszcz na ramiona, pokazal srodkowy palec

plecom trenera i powlókl sie przez ciemniejaca lake w strone Piatej Alei.

Charlie, Jeremy i Anthony Avuldsen czekali na niego przy sciezce wychodzacej z parku.

Anthony, piegowaty blondyn z przystrzyzona bródka, tak duzo palii, ze w ogóle nie mógl grac tylko od

czasu do czasu pozwalal sobie na maly mecz pilki noznej w parku. Mimo to zawsze czekal na kumpli

po treningu z gotowymi skretami i szerokim usmiechem na twarzy.

Powoli wyszli z parku na Piata Aleje.

- Ej, gosciu, wyznaczyl cie na kapitana, nie? - zapytal Charlie. Glos mu sie lamal jak zawsze

po trawie, czyli praktycznie przez caly czas.

Nate wyjal z rak Charliego niebieska butelke gatorade i pociagnal lyk. Chociaz to byli jego

najlepsi kumple, nie mial zamiaru im powiedziec, co sie stalo.

- Trener mi zaproponowal, ale odmówilem. No bo wlasciwie jestem pewny, ze juz mnie

przyjeli do Brown, wiec nie potrzebuje w podaniu notatki, ze bylem kapitanem druzyny. I tak pewnie

opuscilbym pare meczów w weekendy, które spedzal bym z Georgie w Connecticut. Powiedzialem

trenerowi, zeby wybral kogos z mlodszej klasy.

Chlopcy uniesli brwi z zaskoczenia i podziwu.

- Jezu, gosciu - sapnal Jeremy. - Jestes wielki.

Nagle Nate poczul przyplyw emocji, tak jakby rzeczywiscie powiedzial trenerowi, zeby wybral

na kapitana kogos mlodszego. Tak, to rzeczywiscie bylaby wielka rzecz.

- No cóz...

Usmiechnal sie zaklopotany i zapial plaszcz. Najpierw nalgal ze trener wybral go na kapitana,

a teraz jeszcze klamal na temat Brown. Fakt, ze jego ojciec sie tam uczyl, a jemu oczywiscie

rewelacyjnie poszlo na rozmowie, ale potem na kazdy egzamin przychodzil ujarany po uszy i od ósmej

klasy na wszystkich wypadal tak samo, wiec jego oceny i punkty byly, delikatnie mówiac, marne.

- 12 -

background image

- Trzymaj. - Anthony podal mu zarzacego sie skreta. Nie byl w stanie pamietac, ze Nate rzucil

palenie. - Kubanska. Kupilem od kuzyna, który jezdzi do Rollins na Florydzie.

Nate machnal odmownie reka.

- Musze napisac prace - powiedzial. Odwrócil sie od reszty i skrecil do domu.

Trudno przyzwyczaic sie do trzezwosci. Mysli mial teraz takie klarowne, ze prawie go bolaly.

Nagle pojawilo sie tyle rzeczy, na którymi trzeba sie zastanowic.

Rany...

szklanka D jest do polowy pusta

Daniel Humphrey, niegdys niechlujny, ale teraz stylowy, zadbany i elegancki, nie krecil sie po

lekcjach pod szkola Riverside razem z reszta chlopaków z najstarszej klasy, którzy kozlowali pilkami

od kosza i zajadali pizze z barku na rogu Siedemdziesiatej Szóstej i Broadwayu. Daniel zapial nowa,

czarna sztormówke z APC, zawiazal buty do gry w kregle i ruszyl do hotelu Plaza, gdzie mial spotkac

sie ze swoja agentka.

Ozdobna, pomalowana na zloto jadalnie w Plaza jak zwykle wypelnial gwar tlumu rosyjskich

turystów, ekstrawaganckich babc i kilku glosnych rodzin z Teksasu, Wszyscy niesli reklamówki z FAO

Schwarz i od Tiffany'ego i wszyscy pili popoludniowa herbatke. Wszyscy oprócz Rusty Klein.

Cmok! Cmok!

Rusty cmoknela powietrze po obu stronach policzków Dana, gdy tylko usiadl.

- Mystery przyjdzie? - zapytal z nadzieja.

Kilkanascie zlotych bransoletek brzeknelo, gdy Rusty uderzyla sie w czolo.

- Jasna cholera! Chyba zapomnialam ci powiedziec. Mystery wyjechala na pólroczne tournée

promowac ksiazke. Juz sprzedalismy piecset tysiecy egzemplarzy w Japonii!

Ostatni raz widzial sie z Mystery na otwartym spotkaniu w klubie poezji Rivington Rover, w

centrum. Ich improwizacja na scenie prawie zamienila sie w seks. A potem ta blada, napalona,

zóltozebna poetka zniknela, zeby pisac, i wiecej sie do Dana nie odezwala.

- Ale jej ksiazka jeszcze nie wyszla - zaprotestowal.

Rusty zebrala krwistoczerwone wlosy na czubku glowy i wsunela w nie zatemperowany

olówek numer dwa. Wziela martini i wyzlopala je, brudzac brzeg kieliszka ostrorózowa szminka.

- Niewazne, czy ksiazka w ogóle wyjdzie. Mystery i tak juz jest slawna - oswiadczyla.

- 13 -

background image

Jako nalogowiec odpalajacy jednego papierosa od drugiego, Dan nagle poczul, ze koniecznie

musi zapalic. Palenie jednak bylo zabronione, wiec zlapal widelec ze stolu i przycisnal go zabkami do

drzacej dloni. Mystery miala dopiero dziewietnascie albo dwadziescia lat (Dan nie byl pewny), a juz

zdazyla napisac pamietnik Dlaczego jestem taka latwa. I to w niecaly tydzien. Tego samego dnia,

kiedy Mistery skonczyla pisac, Rusty sprzedala jej ksiazke wydawnictwu Random House. Zaliczka

opiewala na fantastyczna, szesciocyfrowa sume, a umowa obejmowala prawo do ekranizacji.

Rusty przysunela sie gwaltownie do stolu i pchnela na wpól dopita szklanke z nieswieza,

kranowa woda w strone Dana, jakby oczekiwala, ze sie jej napije.

- Wyslalam Popioly, popioly do „North Dakota Review” - rzucila wprost. - Nie spodobaly sie

im.

Popioly, popioly, ostatni wiersz Dana. Mówi o facecie, który teskni za zdechlym psem, tyle ze

czytelnik sam musi odgadnac, te podmiot liryczny zwraca sie do psa, a nie do bylej dziewczyny czy

kogos w tym stylu.

To byl poczatek rozgrywek bejsbolu

Chcialem cie ucalowac

Zapach oddechu ciezki jak czekolada

Moje bury nadal tam leza

Jeden na twoim posianiu

Drugi na tylnym siedzeniu mojego samochodu

Dan zapadl sie w sobie. Kiedy w „New Yorkerze” wydrukowano jego wiersz Zdziry, czul sie

niepokonany i slawny. Teraz czul sie jak ostatni frajer.

- Misiaczku, moge wymienic kilka powodów, dla których twoje dziela nic przemawiaja do

wszystkich, w przeciwienstwie do twórczosci Mystery - zacwierkala Rusty. - Jestes jeszcze bardzo

miody, paczuszku. Potrzebujesz porzadnego treningu. Cholera, musze sie jeszcze napic. - Beknela w

piesc i wyciagnela rece nad glowe. W ciagu kilku sekund pojawil sie przed nia pelny po brzegi

kieliszek martini.

Dan podniósl do polowy pusta szklanke i znowu ja odstawil. Chcial zapytac Rusty o tych „kilka

powodów”. Ale z drugiej strony byl prawie pewny, ze wie, o co chodzi. O ile Mystery pisala glównie o

seksie, o tyle Dan pisal przede wszystkim o agonii albo pragnieniu smierci. Albo rozwazal, czy lepiej

umrzec, czy zyc, co - jak sie nad tym zastanowic - bylo dosc przygnebiajace. Poza tym on mial

rodziców, a Mystery byla sierota - przynajmniej tak glosila legenda - i wychowaly ja prostytutki. Dan

- 14 -

background image

mieszkal w rozleglym, przedwojennym mieszkaniu na Upper West Side z okropnym, ale kochajacym

rozwiedzionym ojcem, Rufusem, oraz wzglednie go kochajaca piersiasta mlodsza siostra Jenny.

- Wiec tylko tyle chcialas mi powiedziec? - zapytal przygnebiony.

- Zartujesz? - Zatankowala cztery lyki martini numer dwa i wyciagnela komórke z torebki od

Louisa Vuittona, z limitowanej serii Snapdragon. - Przygotuj sie, Danny, chlopcze. Dzwonie do Siga

Castle'a z „Red Letter”. Zmusze go, zeby dal ci prace!

„Red Letter”, najbardziej prestizowy dziennik literacki na swiecie! Powstal piec lat temu.

Zalozyl go w opuszczonym magazynie w Berlinie Wschodnim niemiecki poeta, Siegfried Castle.

Niedawno pismo zostalo wykupione przez Condé Nast. I dlatego przenioslo sie do Nowego Jorku,

gdzie obecnie kwitlo jako zbuntowane, awangardowe dziecie wydawców „Vogue'a” i „Lucky”.

Rusty wybrala numer, nim Dan zdazyl zareagowac. Jasne, ze praca dla „Red Letter” to

zaszczyt, ale tak naprawde Dan nie szukal teraz pracy.

- Ja sie jeszcze ucze - mruknal.

Jego agentka czasem zapominala, ze Dan ma dopiero siedemnascie lat i dlatego nie moze sie

z nia spotykac w poniedzialek przed poludniem na espresso ani pod wplywem chwili leciec do

Londynu na wieczór poetycki. Albo przyjac prace na pelny etat.

- Sig? Tu Rusty - zamruczala. - Sluchaj, kochanie, podesle ci poete. Ma potencjal, ale musi sie

troche wyrobic. Rozumiesz?

Siegfried Castle! Dan nie mógl uwierzyc, ze ona naprawde rozmawia z tym Siegfriedem!

Odpowiedzial cos, czego Dan nie uslyszal. Rusty podala mu telefon:

- Sig chce zamienic z toba slówko.

Dlon Dana ociekala potem, gdy przylozyl telefon do ucha i nerwowo wychrypial:

- Halo?

- Nie mam zielonego pojedzia, kim jestez, ale Rusty odkryla te fantastydzna Myztery Craze,

wiec ciebie chyba tez powinienem przyjadz, nain? - wybelkotal Siegfried Castle ze snobistycznym

niemieckim akcentem.

Dan ledwo go rozumial, poza kawalkiem z Mystery Craze. Jak to mozliwe, ze wszyscy o niej

slyszeli, a o nim nikt? W koncu opublikowano go w „New Yorkerze”.

- Dziekuje za szanse - odparl potulnie. - W przyszlym tygodniu zaczynaja sie ferie wiosenne,

wiec moge pracowac caly dzien. Ale potem bede mógl przychodzic tylko po szkole.

Rusty wyrwala mu telefon.

- Bedzie u ciebie w poniedzialek rano - oznajmila. - Pa, pa, Sig.

Rozlaczyla sie, wrzucila telefon do torebki i chwycila obiema rekami kieliszek z martini.

- 15 -

background image

- Kiedys bylismy kochankami, ale lepiej jest teraz, gdy sie przyjaznimy - zwierzyla sie.

Wyciagnela reke i uszczypnela Dana w blady, zaklopotany policzek. - Och, jestes nowym stazysta

Sigiego, milusim - malusim stazysta!

Rusty powiedziala to tak, ze odebrala sprawie cale znaczenie, jakby Dan mial calymi dniami

parzyc Siegfriedowi kawe bezkofeinowa i temperowac olówki. Ale staz w tak prestizowym pismie to

dla wielu nieosiagalne marzenie, nie bedzie naczekal.

- Wiec nazwa „Red Letter”

*

pochodzi od litery, która mu siala nosic Hester Prynne jako

symbol cudzolóstwa w Szkarlatnej literze? - zapytal szczerze zainteresowany.

Rusty spojrzala na niego zagadkowo:

- A niech to, nie mam pojecia!

jak nie odzywac sie do osoby, do której sie nie odzywasz

Po spotkaniu redakcyjnym szkolnej gazety Vanessa Abrams wypadla z drzwi Constance Billard

i zbiegla po schodach. Wlosy nie fruwaly wokól jej glowy wdzieczna chmurka ani nie splywaly

dziewczeco na ramiona, bo golila glowe i wlasciwie nie miala zadnych wlosów. Nie musiala sie

martwic, ze skreci sobie kostke na obcasach, bo nigdy nie nosila wysokich obcasów. Wlasciwie to

nigdy nie nosila pantofli, tylko ciezkie, wojskowe buty. Ciezkie, z okutymi noskami.

Bardzo sie dzis spieszyla. Po drodze miala jeszcze zajrzec do sklepu ze zdrowa zywnoscia.

Ruby dala jej liste smieci. A Vanessa musiala zdazyc do domu, nim zjawia sie rodzice. Nie byla

pewna, czy nie zostawila na wierzchu kamery. Nie chciala, zeby sie dowiedzieli o jej filmowej pasji.

U stóp schodów prawie skosila ostatnia osobe, której sie tam spodziewala. Dan, jej byly

najlepszy przyjaciel i byly chlopak. Jasnobrazowe wlosy mial ladnie ulozone, dlugie bokobrody oka-

laly jego wyrazista szczeke. Mial na sobie szary garnitur, który wygladal na francuski i drogi.

Pomyslec, ze to ten sam facet, który jeszcze niedawno przycinal wlosy dopiero wtedy, gdy juz nic nie

widzial spod gestej strzechy! I chodzil w jednych brazowych sztruksach, dopóki sie calkiem nie

przetarly na kolanach i na tylku.

Vanessa podciagnela czarne welniane getry i skrzyzowala rece na piersi.

- Czesc.

Co tu do cholery robisz?

- Hej! Czekam na Jenny - wyjasnil. - Dostalem dzisiaj prace. Chcialem jej o tym powiedziec.

- 16 -

background image

- Gratuluje. Vanessa czekala, az Dan powie cos wiecej W koncu to on ja zdradzil z ta zdzira

Mystery i to on kompletni zaprzedal dusze dla slawy. Móglby przynajmniej za to przeprosic.

Dan milczal, a jego wzrok wedrowal od drzwi szkoly do twarzy Vanessy, w te i z powrotem.

Najwyrazniej az go skrecalo, zeby opowiedziec o nowej pracy, ale Vanessa postanowila ze go nie

zapyta. Nie da mu tej satysfakcji.

Wyjela pudeleczko wazeliny z kieszeni krótkiej czarnej kurtki i posmarowala sobie usta. To

byla najblizsza szminki rzecz jaka posiadala.

- Widzialam twoja siostre w szkole. Rozmawiala z nauczycielka od plastyki. Zaraz powinna

wyjsc.

- Co u ciebie? - zapytal Dan, widzac, ze Vanessa zamierza odejsc.

Podejrzewala, ze zapytal tylko po to, zeby ona odwzajemni la pytanie, dzieki czemu móglby

opowiedziec ze szczególami jak dostal nominacje do nagrody Pulitzera albo cos takiego.

- Moi rodzice dzis przyjezdzaja - odparla, zapadajac sie nieco w sobie. - Wiesz, jak ja to lubie

- dodala i od razu pozalowala. Oni i Dan wiedzieli o sobie wszystko. Ale jakie to ma teraz znaczenie,

skoro juz ze soba nic rozmawiaja. - Niewazne, trzymaj sie.

- Aha. - Dan wyciagnal reke i usmiechnal sie szeroko. Sztucznym, zadowolonym z siebie

usmiechem. Kiedys nie potrafil sie tak szczerzyc, ale nauczyl sie na pokazach mody, wsród tych

cmokajacych powietrze agentów i slynnych, dziwacznych nadmiernie wyluzowanych poetek. - Milo

bylo cie spotkac.

Milo bylo cie spotkac, padalcu, odparla w myslach Vanessa, idac w strone Lexington Avenue,

zeby zlapac metro do Williamsburg.

Wlasciwie to naprawde milo bylo spotkac Dana. Chciala mu powiedziec znacznie wiecej.

Chciala mu powiedziec, ze jej rodzice z tym swoim nieustannym „my, artysci...” dusili w niej kazda

twórcza iskierke. Nawet nie wiedzieli, ze robi filmy, chociaz to jedyna rzecz, która sprawia jej radosc.

Nie mieli pojecia, ze przyjeto ja wczesniej na NYU

*

, a zawdzieczala to przede wszystkim swoim

filmom. I ze w ciagu dwóch tygodni pobytu nie dowiedza sie, ze jej szafa w sypialni cala jest

zawalona sprzetem filmowym i ukochanymi starymi kasetami wideo. Jak na ironie to wlasnie Ruby

uwazali za swoje artystycznie uzdolnione dziecko - dziewczyne, która nigdy nie poszla do college'u,

nosila przez caly czas skórzane spodnie, chociaz, byla wegetarianka, i która grala na basie w

zwariowanej, glosnej i niemal wylacznie meskiej kapeli. Byla ich ulubienica.

Tak. Dan nie uznalby tego za zabawne. Oczywiscie, gdyby jeszcze sie do siebie odzywali.

Kiedy dojechala do Williamsburg, wybiegla z metra i popedzila do sklepu ze zdrowa

zywnoscia kilka przecznic dalej. „Mozzarella sojowa, makaron do lazanii bez maki pszennej, tempeh”

- 17 -

background image

**

... - czytala z listy, która dala jej Ruby. Z okazji przyjazdu rodziców Ruby robila swoja slynna lazanie

z sojowym tempehem. Kolejna rzecz, która róznila Vanesse od reszty rodziny. Ona jadla mieso, a

Ruby i jej rodzice byli wegetarianami.

Wyciagnela kostke tempehu z lodówki sklepowej.

- Nawet nie wygladasz jak jedzenie - powiedziala, wrzucajac tempeh do koszyka.

Pokrecila glowa i usmiechnela sie do siebie gorzko, idac miedzy regalami i szukajac dzialu z

produktami bez pszenicy. Jej ojciec zawsze mówil do nieozywionych przedmiotów. Taki

ekscentryczny, artystyczny mistycyzm. Ale Vanessa nie byla prawdziwa artystka - jeszcze nie - i jesli

nie znajdzie do rozmów kogos innego niz kostka wegetarianskiego zamiennika miesa, bedzie gorzej

niz ekscentrykiem. Bedzie zwyczajna wariatka.

- Moze bys gdzies wyszla, spotkala sie ze znajomymi? - mówila Ruby za kazdym razem, gdy

siostra wygladala na szczególnie przygnebiona, zgorzkniala i samotna.

Równie dobrze mozna by Vanessie powiedziec: „Moze zacznij sie ubierac na kolorowo, a nie

w kólko na czarno?” Ale dla niej czarny to jedyny kolor. A Dan to jedyny przyjaciel. Dziwnie bedzie,

gdy rodzice o niego zapytaja. A zrobi sie jeszcze dziwniej, gdy nie bedzie miala z kim sie spotykac w

czasie wiosennych ferii.

No, chyba ze... znajdzie kogos innego, z kim moglaby sie spotykac.

I potrafi docenic porzadne sztuczne futro

Jest! Jenny zbiegla po schodach. Leo - zdrobnienie od Leonardo, imienia, które nosil sam

wielki Leonardo da Vinci, wedlug Jenny najwiekszy artysta wszech czasów. Wiec Leo, jej Leo, czekal

na nia po szkole. Jej chlopak. Byl wybitnie wysoki i wybitnie blond. Mial wesole, niebieskie oczy,

uroczo ukraszona jedynke i zamaszysty chód. I caly byl jej, caly nalezal do niej!

- Zobacz, to twój brat - odezwala sie jej nowa najlepsza przyjaciólka, Elise Wells, która

pedzila za nia do Lea.

Rzeczywiscie, raptem pare kroków dalej stal Dan, przygarbiony, z rekoma w kieszeniach.

Zupelnie jakby Jenny znowu miala dziesiec lat i brat musial odbierac ja ze szkoly.

Wspiela sie na palce i pocalowala Lea w policzek, podczas gdy Dan stal i patrzyl.

- Czesc - mruknela Leonardowi do ucha, czujac sie niezwykle dojrzale. Miala dzis szczescie,

cala klasa, nie, cala szkola przygladala sie im z zazdroscia!

- 18 -

background image

- Ale jestes cieplutka - wymamrotal Leo, biorac jej mala dlon w swoja, wielka i niezreczna.

Nadgarstkiem niechcacy otarl sie o jej piers i poczerwienial.

Jenny Humphrey byla drobniutka, najnizsza z klasy, ale biust miala najwiekszy w calej szkole,

a moze nawet na calym swiecie. Byl tak ogromny, ze Jenny zastanawiala sie nad operacyjnym

pomniejszeniem, ale po namysle doszla do wniosku, ze biust jest integralna czescia jej osoby, wiec

zostawila go w spokoju Zdazyla sie juz przyzwyczaic, ze ludzie zderzaja sie z nia nie chcacy, nie

uwzgledniwszy rozmiarów jej biustu. Najwyrazniej jednak Leo ciagle sie uczyl, jak sobie z tym radzic.

Niewatpliwie sie uczyl.

- No wiec, co robimy? - zapytal prawie szeptem.

Leo zawsze tak cicho mówil. Poza tym wolal pisac e - maile niz dzwonic. Poczatkowo Jenny

troche to przeszkadzalo, bo ledwo go rozumiala, ale w koncu uznala, ze jej sie to podoba. Przy-

najmniej nikt nie podslucha, co Leo do niej mówi. Jakby mieli swój wlasny jezyk. Dzieki temu Leo

wydawal jej sie bardziej tajemniczy i niepokojacy. Troche jak ktos z mroczna przeszloscia..

Dan slyszal o Leu Berensenie, chlopaku, którego Jenny poznala przez Internet, ale nigdy

wczesniej go nie spotkal.

- Wiec to ty uczysz sie w Smale? Na drugim roku? Slyszalem, ze maja tam swietny wydzial

grafiki.

- Aha - odparl niedoslyszalnie Leo, przeslizgujac sie wzrokiem po twarzy Dana. - Zgadza sie. -

Jenny, uwieszona na jego ramieniu, rozpromienila sie, jakby tymi slowami uratowal swiat.

- Super.

Dan byl zly. Niepotrzebnie zadal sobie tyle trudu. Przyszedl po Jenny, zeby sie pochwalic

stazem w „Red Letter”, a tu stana mu na drodze ten blond pólglówek.

- Hm, wybaczcie, ze wam przerywam, ale czy moglibysmy juz... no... gdzies pójsc? - blagala

Elise Wells stojaca poza ich malym kólkiem. Spod sztywnych, obcietych na pazia wlosów wygladaly

mocno zarózowione uszy. - Zaraz dostane odmrozen.

Nic dziwnego, zwazywszy, ze jej plisowana spódniczka od mundurku, wysoko podciagnieta,

ledwo zaslaniala posladki. Elise zawsze sie tak ubierala - cos pomiedzy stylem nienagannej grzecznej

dziewczynki i taniej zdziry, ale ostatnio zbladzila bardziej w te druga strone.

- Wsiadzmy do autobusu i jedzmy do mnie - zacwierkala szczesliwa Jenny. Nigdy w zyciu nie

czula sie tak... rozchwytywana. - Moze tata bedzie w domu. Nie moze sie doczekac Lea.

Dan usmiechnal sie do siebie, idac za nimi Piata Aleja w strone Dziewiecdziesiatej Szóstej.

Bardziej prawdopodobne, ze ojciec pozre Lea na lunch.

Elise szla obok niego. Naciagnela rekawy rózowego swetra na zmarzniete dlonie.

- 19 -

background image

- Wiec naprawde jestes poeta, co? - zapytala, gdy wsiadali do autobusu. Jenny i Leo

natychmiast usiedli razem, trzymajac sie za rece. Dan usiadl za nimi, a Elise obok niego. - Nie cierpie

lekcji twórczego pisania. Nauczycielom sie chyba wydaje, ze wszyscy maja mnóstwo twórczych

pomyslów i wystarczy je tylko zapisac. A ja nigdy nie potrafie niczego wymyslic, zwlaszcza gdy mam

napisac jakas prace. Rozumiesz?

Dan nie rozumial. Dla niego takie prace byly niczym dar niebios. Mial mnóstwo pomyslów, nie

nadazal z zapisywaniem. Ale z drugiej strony - milo porozmawiac z kims, kto uwaza go U

prawdziwego poete.

- Wlasnie sie dowiedzialem, ze mam w czasie ferii wiosennych staz w „Red Letter”.

Naprawde niesamowita sprawa. Bardzo trudno sie dostac na taki staz.

Elise przechylila glowe i zacisnela usta.

- Red co?

- No wiesz, „Red Letter”. Najslynniejszy awangardowy kwartalnik literacki na swiecie.

- Och. - Elise zerknela na niego bokiem Jakby sprawdzala, czy z profilu Dan nie prezentuje sie

lepiej.

Wlasciwie wygladal calkiem niezle, zwlaszcza z tymi nowymi niedbalymi bokobrodami.

- Moge przeczytac cos z twojej poezji? - zapytala bezczelnie.

Jenny odwrócila sie, slyszac te slowa. Wiec Elise flirtuje z jej bratem! Zerknela na Lea,

zastanawiajac sie, czy nie szepnac mu czegos na ten temat, ale on nie nalezal do ludzi lubiacych

ploteczki.

Potrafisz przeliterowac slowo n - u - d - z - i - a - r - z?

Ale wtedy Leo ja zaskoczyl. Pochylil sie do niej i szepnal:

- Widzisz futro, które ma na sobie tamta kobieta naprzeciwko ciebie? Jest sztuczne, ale po

kolorze poznaje, ze to futro od J. Mendela. Wiekszosc sztucznych futer robi sie w jednolitym kolorze,

ale prawdziwe futro z norek ma wlosie w róznych odcieniach. J. Mendel robi najlepsze podróbki.

Jenny zagapila sie na futro, nic bardzo wiedzac, co o tym myslec. To troche dziwne, zeby

chlopak znal sie na sztucznych futrach. Nawet nie zapytala, czym zajmuja sie jego rodzice. Moze

importuja egzotyczne rosyjskie futra albo sa klusownikami?

- Skad...?

Odwrócila sie do niego, zeby uslyszec odpowiedz, ale Leo wygladal skupiony za okno, gdy

przejezdzali przez Central Park, i tak sie zamyslil, ze nie chciala mu przeszkadzac.

Patrzac w ciemna dziurke jego lewego ucha, zastanawiala sie, czy moze Leo nie jest

czesciowo gluchy i dlatego tak mamrocze. Mial nawet malenka blizne na szyi. Moze po ospie

- 20 -

background image

wietrznej... A moze po postrzale.

Uscisnela mocniej jego dlon. Och, jak cudownie miec Lea, szalonego i cudownie

tajemniczego Lea!

tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Ja, przeswietna ja

Wyglada na to, ze ostatnio wszyscy o mnie mówia. To bardzo mi pochlebia, ale w zadnym razie do

niczego nie prowadzi. Nie ma lepszego miejsca, zeby sie ukryc, niz Manhattan, gdzie kazda znaczaca

osoba przynajmniej udaje, ze nie chce byc dostrzezona. Wiecie, ze taka na przyklad Cameron Diaz

zawsze chodzi w bejsbolówkach i ciemnych okularach, zeby ukryc swoja tozsamosc? Zwykli ludzie nie

musza tego robic, wiec jesli sie ubierzesz w ten sposób, natychmiast przyciagniesz uwage, i wszyscy

beda próbowali odgadnac, kim jestes - i o to wlasnie chodzi! A ja jestem spragniona takiej uwagi -

po prostu to uwielbiam! I mialabym z tego zrezygnowac, ujawniajac, kim jestem? Z drugiej strony,

gdybys akurat byl pewnym chlopakiem, w którym, tak sie sklada, ze zadurzylam sie po uszy, i

chcialbys sie dowiedziec, kim jestem, moglabym cie pocalowac i powiedziec...

Wasze e - maile

P: Droga P!

Zastanawiam sie, co bys powiedziala o moim pomysle, zeby zrobic sobie rok wolnego,

zamiast od razu isc do college'u. Mój ulubiony zespól ciagle jezdzi w trasy. Moglabym za

nimi jezdzic. Zarabialabym, sprzedajac podczas ich koncertów ciasteczka albo farbowane w

supelki koszulki, albo cokolwiek innego. I dowiedzialabym sie, o co tak naprawde chodzi w

- 21 -

background image

zyciu. Moi rodzice chca, zebym poszla do college'u, ale mysle, ze fajniej by bylo zrobic cos

po swojemu, rozumiesz?

Szycha

O: Czesc szycha!

No, nie wiem. Dla mnie nie wyglada to na najlepszy, do konca przemyslany plan. Mam

nadzieje, ze nie zadurzylas sie w liderze zespolu ani nic w tym stylu, prawda? On sie w

tobie nie zakocha, nawet jesli przez caly rok bedzie cie widzial w pierwszym rzedzie na

kazdym koncercie... a nie bedzie, jesli zajmiesz sie sprzedawaniem ciastek na parkingu.;

Poza tym mysle, ze w college'u bedzie zabawnie. Inaczej, alej z pewnoscia bardzo

zabawnie. Wiem, ze ci mlodzi muzycy sa naprawde seksowni, ale z tego, co slyszalam, w

kazdym college'u jest mnóstwo facetów i wielu z nich gra w jakiejs kapeli. A ty bedziesz z

nimi mieszkac i sypiac w tym samym, malym kampusie. Czy to nie zapowiada sie

zabawnie?

P

Na celowniku

N z kumplami w parku, rozpromieniony. Bajka. G, jego szalona dziewczyna, dziedziczka stalowej

fortuny, wybiera sie w towarzystwie pielegniarki z odwyku na zakupy do sklepu sportowego Darien w

Connecticut, zeby kupic sobie sliczny kombinezon narciarski od Bognera i najszybsze narty

wyscigowe Rossignola. C, tez w Darien, razem z mama kupuje nowa deske snowboardowa i pozera

wzrokiem G. S i B w dziale z bielizna nocna i dzienna w Barneys robia zapasy damskich fatalaszków,

w których bede paradowac w czasie przedluzonej pizama - party w domu S. D w dziale literackim

Coliseum Books wertuje ksiazki z mysla o nowej pracy. V filmuje golebie siedzace rzedem za oknem

jej sypialni. Para artystów w srednim wieku, których mozna by uznac za troche podobnych do V,

gdyby miala siwe wlosy w strakach, otwiera wystawe swoich instalacji w Holly Smoke Gallery w

Meatpacking District. Jedna z instalacji to plesniejacy krazek sera Brie i nadmuchiwane lózko. Cóz,

nie mamy pytan.

Jeszcze tylko dwa dni do ferii, a jutro wieczorem impreza. Wiecej szczególów tuz przed nia.

Wiem, ze mnie kochacie,

plotkara

- 22 -

background image

B napala sie na sam widok jego butów

- Mozesz spac tulaj - powiedziala do Blair Serena, kiedy wtaszczyly do pokoju Erika wypchane

po brzegi worki marynarskie od Louisa Vuittona. - Brat zabral telewizor, sprzet stereo i reszte rzeczy,

wiec troche tu pusto, ale i tak przez wiekszosc czasu bedziemy siedziec w moim pokoju...

- Nie szkodzi - odparta Blair, rozgladajac sie.

W porównaniu z reszta wystawnie urzadzonego apartamentu van der Woodsenów ten pokój

wydawal sie wrecz spartanski. Antyczne lózko z ozdobnym wezglowiem pod podwójnymi oknami

wychodzacymi na Piata Aleje, Metropolitan Museum i Central Park. Obok niego dluga, niska komoda,

a pod przeciwlegla sciana biurko i krzeslo z tego samego ciemnego drewna co reszta mebli. Na

podlodze lezal tkany turecki dywan w odcieniach granatu i ciemnej mandarynki. Drzwi do szafy byly

lekko uchylone, wiec Blair dostrzegla zarys starej dzinsowej kurtki Erika, wiszacej na wieszaku.

Blair zaciagnela sie stechlym powietrzem. Mysl o spaniu w legowisku starszego chlopaka,

którego prawie nie znala, wydala jej sie dziwnie ekscytujaca.

- Masz cos przeciwko temu, zebym wypakowala teraz swoje rzeczy?

- Skad. - Serena klapnela na lózko i wyjela „Playboya” spod materaca Erika. Marszczac

idealnie prosty nos, przegladala pismo.

Obie wiedzialy az za dobrze, co tak naprawde robia chlopcy, gdy sa sami w pokoju, wiec nie

zawstydzily sie na widok „Playboya” i nie zaczely piszczec.

Blair wyjela z torby spodnie i otworzyla szafe. Obok dzinsowej kurtki wisialy dwie biale

koszule od J. Pressa z postrzepionymi kolnierzykami i rekawami i prawie nienoszony czarny smoking

od Hugo Bossa. Na podlodze szafy staly znoszone tenisówki Stana Smitha, a obok nich pudelko po

butach od Prady.

Blair zerknela na Serene, ale przyjaciólke calkowicie wciagnal „Playboy”. Przykleknela,

zastanawiajac sie, kto, na milosc boska, zostawia w domu buty od Prady. Czarne pudelko bylo

zakurzone. Kiedy uniosla wieczko, zobaczyla, ze nie ma w nim butów tylko maly, oprawiony w

brazowa skóre notatnik. Ostroznie go wyjela i otworzyla na pierwszej stronie.

Do jasnej cholery, nie moge uwierzyc, ze pisze pamietnik jak jakas pieprzona smarkula, ale

upilem sie tequila na maturalnym przyjeciu Case'a i zamiast pasc jak normalny czlowiek, wpadlem w

- 23 -

background image

panike. Wlasnie skonczylismy szkole. Idziemy do college'u. Nie wiem, kim jestem, co robie, ani kim

chce byc i teraz zostawiam wszystko, co znam i ja nie moge! Serena ma szczescie: dopiero zaczela

szkole srednia, a jak juz bedzie szla do college 'u. to bede mógl jej powiedziec, jak tam jest. A mnie

nikt nie powie. Nie pójde przeciez do zadnego z kumpli i nie przyznam sie, jaki jestem przerazony. Oni

tylko gadaja o dziewczynach, z którymi bedzie mozna sie przespac. Jestem pewny, te mi tez sie uda.

chyba ze stane sie jednym z tych dziwaków, co mieszkaja w jedynkach i nigdy nie wychodza z pokoju,

az w koncu trzeba sie do nich wlamac z powodu smrodu. A niech to. naprawde mi odbija. Ide spac.

Blair odwrócila kartke, ale reszta notatnika byla pusta. Najwyrazniej Erik doszedl do wniosku,

ze pisanie dziennika to nie jest zajecie dla niego. Serce bilo jej glosno, gdy jeszcze raz przeczytala

pierwszy i jedyny zapisek. Czy to nie dziwne, ze Eriki van der Woodsen, chlopak, którego ledwo znala,

tak idealnie uchwycil to, co czula w ciagu ostatnich kilku tygodni?

Wstala i podeszla do oprawionej w srebrne ramki rodzinnej fotografii, która stala na

komodzie Erika. Van der Woodsenowie rozlozeni na plazy, w kostiumach kapielowych, wszyscy

opaleni, jasnowlosi, ze snieznobialymi usmiechami i wielkimi, niebieskimi oczami. Serena na tym

zdjeciu miala jakies czternascie lat, bo nosila grzywke, która obciela pod koniec ósmej klasy i przez

nastepny rok zapuszczala. Wiec Erik musial miec wtedy siedemnascie lal. W wyplowialych,

niebieskich szortach do surfingu jego cialo wygladalo na muskularne i wysportowane, podczas gdy

na ladnej twarzy malowalo sie lekkie zmeczenie, jakby hulal przez cala noc. A moze nawet byl

odrobine smutny.

Dlaczego wczesniej tego nie zauwazylam? - zastanawiala sie po cichu. Za jej plecami Serena

szelescila kartkami „Playboya”.

- Erik ma dziewczyne? - zapytala Blair.

- Zapytajmy go. - Serena rzucila pismo na podloge i siegnela po telefon, szczerzac zeby w

szelmowskim usmiechu.

Zameczala Erika telefonami do Brown przynajmniej trzy razy w tygodniu. Zwierzala mu sie ze

swojego zycia milosnego albo narzekala na jego brak, podczas gdy on skarzyl sie na nieustannego

kaca.

- Czesc zboczencu. Wlasnie czytalam twojego oblesnego „Playboya” z rozkladówka z Demi

Moore. Czy ona nie ma juz kolo piecdziesiatki?

- No i? - ziewnal w odpowiedzi Erik.

- No i masz szczescie, ze rodzice juz cie nie ciagaja po nudnych imprezach dobroczynnych.

- Dzis jest jakas?

- 24 -

background image

- Jutro wieczorem. Impreza artystyczna u Fricka - odparla zmeczonym glosem Serena. - Nawet

nie warto kupowac nowych ciuchów. Wymienimy sie z Blair sukienkami. A wlasnie, chciala cie o cos

zapytac. - Serena rzucila sluchawke do Blair.

Blair zlapala telefon obiema rekoma.

- Slucham? - uslyszala glos Erika.

- Czesc. Mówi Blair. Hm, bede mieszkac w twoim pokoju. Mam nadzieje, ze nie masz nic

przeciwko.

- Nie ma sprawy. Ej, sluchaj, siostra mi mówila, ze powaznie martwisz sie o Yale i te cholerna

rozmowe wstepna, i w ogóle...

Oczy Blair rozszerzyly sie w przerazeniu. Schrzaniona rozmowa do Yale to ostatnia rzecz na jej

temat, o której powinien wiedziec. Serena to taka...

- No wiec nie martw sie - ciagnal Erik. - Moja rozmowa do Brown byla beznadziejna, a i tak

przyjeli mnie wczesniej. Wiem na pewno, ze jestes swietna w tenisie, ze odwalasz mnóstwo roboty

dobroczynnej, a Serena mówi, ze oceny i punkty masz fenomenalne. Wiec sie nie przejmuj, dobra?

- Dobra - obiecala nerwowo Blair. Nic dziwnego, ze Serena ciagle dzwoni do brata. To

absolutnie najslodszy i najseksowniejszy chlopak na swiecie!

- Wiec jak jedziesz z nami na ferie do Sun Valley? - zapytal.

Blair zrzucila turkusowe pantofle i podwinela pomalowane na czerwono palce stóp. Szorstki

dywanu Erika byl przyjemny w dotyku.

- Powinnam jechac na Hawaje z rodzina.

- Nie, nie pojedziesz - wtracila sie Serena. - Nie jedzie z nimi! - wrzasnela dosc glosno, zeby

uslyszal ja Erik. - Jedzie z nami do Sun Valley.

- Tak naprawde chyba nie chcesz jechac na Hawaje? - zapylal Erik, delikatnie, a jednoczesnie

drwiaco. - Na pewno wolisz jechac z nami na narty.

Blair spojrzala na jego zdjecie. Czy on zawsze zwracal sie do niej takim tonem? Jakby mówil

„przeciez wiesz, ze mnie chcesz”? Czy byla zupelnie glucha? Wyobrazila sobie, ze siedza razem przy

kominku w barze w Sun Valley Lodge. Ona calkiem jak Marilyn Monroe w jej najszczuplejszym,

rozpalonym do czerwonosci wydaniu. Mialaby na sobie kamizelke z bialego, króliczego futerka,

ulubione dzinsy Seven i biale buty po nartach z owczej skóry, które kupila w styczniu i których nigdy

nie nosila. On bylby... Ernestem Hemingwayem, takim meskim i oczytanym. Wlozylby obcisly,

granatowy sweter z golfem na suwak, taki, jakie nosza ci seksowni faceci z patroli narciarskich.

Sweter mialby do polowy rozpiety. Saczyliby ciepla brandy i patrzyli, jak blask plomieni pelga po ich

twarzach, a ona glaskalaby jego szeroka, ciepla, umiesniona piers.

- 25 -

background image

Trzy lata temu Erik nie mial pojecia, kim jest, co robi ani kim chcialby byc, ale teraz z

pewnoscia juz wie. Juz sama mysl, ze bedzie dzis spala w jego lózku, byla wyjatkowo przyjemna..

Moze nawet wlozy któras z jego starych koszul do spania, zeby poglebic nastrój.

- Tak - odpowiedziala Blair seksownym glosem, calkiem w stylu Marilyn Monroe. - Tak,

mysle, ze pojade z wami.

A ciebie, slodki chlopcze, czeka cos specjalnego.

czy N moze sie oprzec seksownej, ujaranej snowboardzistce?

Nastepnego dnia po treningu lacrosse'a, zanim Nate wrócil do domu, by przygotowac sie do

imprezy charytatywnej u Fricka, zajrzal do Scandinavian Ski Shop przy Siedemdziesiatej Piatej

Zachodniej, zeby zrobic zakupy na wyjazd do Sun Valley. Jezdzil na nartach i snowboardzie

praktycznie od urodzenia i mial juz tony sprzetu, ale wszystko zostalo w Maine. A poza tym tego

rodzaju zakupy to czysta przyjemnosc.

Scandinavian Ski Shop specjalizowal sie w obszywanych fanem kombinezonach narciarskich

Bognera, za tysiace dolarów, i ekskluzywnych futrzanych butach na po nartach. Sciany wylozone

drewniana boazeria i gruby, soczyscie zielony dywan tworzyly klimat jak z tyrolskich lasów. Ale i tak

to byl najlepszy sklep narciarski w Nowym Jorku.

Nate poszedl od razu do dzialu z nartami i snowboardami. Wsunal rece do kieszeni spodni

khaki i przygladal sie deskom opartym o sciane. Niemal natychmiast jego wzrok padl na

ciemnoczerwona deske firny Burton z namalowanym zielonym listkiem konopi indyjskich. Na jednym

koncu deski napisano norma, a na drugim glupawka. Wyciagnal reke i przejechal kciukiem po brzegu.

- Jest zabójcza, jesli lubisz wyboje - dotarl do niego dziewczecy, przytlumiony glos.

Nate odwrócil sie i zobaczyl drobna dziewczyne o krótkich blond wlosach i malym, zadartym

nosie. Przygladala mu sie. Miala na sobie oliwkowa bluze z kapturem Roxy i jasnoszare spodnie do

jazdy na desce, tez Roxy. Brazowe oczy zapadly jej sie w oczodolach, jak szczeniakowi. A moze po

prostu byla ujarana.

- Pracujesz tutaj? - zapytal.

Dziewczyna usmiechnela sie. Miala bardzo drobne zeby, jak by za bardzo stloczone.

- Czasem. Kiedy mam przerwe. Chodze do Holden, w New Hampshire. Jestem kapitanem

dziewczecej druzyny snowboardowej. - Usmiechala sie odrobine za dlugo, wiec Nate doszedl do

- 26 -

background image

wniosku, ze z pewnoscia jest ujarana.

- Moge ci w czyms pomóc? - zaproponowala.

Nate zabebnil palcami w czerwona deske.

- Wezme ja. Poza tym buty i wiazania.

Dziewczyna nie przestawala sie usmiechac, gdy krazyla wsród pudelek, szukajac butów

Raichle w rozmiarze Nate'a i najlepszych wiazan na rynku - K2.

- W zeszlym tygodniu demonstrowalam ten towar w Stowe. - Przykleknela, zeby mu pomóc

zalozyc buty. - Pelny odlot.

Nate wyprostowal sie i zerknal jej za bluze, rozpieta prawie do piersi. Dziewczyna nie nosila

stanika, tylko biala koszulke. wiec wszystko widzial.

Usmiechnela sie, trzymajac jego obuta stope.

- Pasuje?

Przez chwile zastanawial sie, czy nie wziac jej za reke i nie zaprowadzic do przymierzalni.

Wyobrazal sobie, jak beda smakowac jej usta - przydymionym aromatem trawki, który tak lubil. To

smak, jaki masz w ustach po wypaleniu porzadnego towaru. Dziwne, ale odkad przestal palic,

wlasciwie przez caly czas chodzil napalony. A fakt, ze jego dziewczyna byla na odwyku, gdzie goscie

mogli skladac wizyty tylko pod nadzorem, bynajmniej mu nie pomagal.

Georgie, Georgie, Georgie. Nie mógl sie doczekac Sun Valley. Beda jezdzic przez caly dzien i

szalec cala noc. Moze byc cos lepszego?

- Zalozylabys mi od razu wiazania? - zapytal. Nagle zaczelo mu sie spieszyc.

Dziewczyna wziela wiazania i wyciagnela ze stosu deske w odpowiednich dla Nate'a

rozmiarach.

- Jasne, zaloze.

No pewnie, ze zalozy.

- Zaraz wracam.

Czekajac, Nate podszedl do stosu czapek narciarskich i zaczal w nich grzebac. Wybral

wlochata w kilku odcieniach zieleni, z nausznikami i dlugim fredzlem na czubku. Skrzyzowanie stylu

eko i Ralpha Laurena. Przymierzyl ja.

- W zyciu - mruknal pod nosem, przegladajac sie w lustrze.

Zwykle nie zastanawial sie specjalnie nad tym, jak wyglada ani co na siebie wklada - nie

musial. Ale dla Georgie chcial fajnie wygladac. Odlozyl zielona czapke na stos i przemierzyl czarna,

welniana, z daszkiem i z nausznikami, które mozna podwiazac do góry - taka nowoczesna wersja

czapki mysliwskiej Minera Fudda.

- 27 -

background image

- Wyglada na tobie niesamowicie - powiedziala dziewczyna, która wlasnie wrócila z jego

deska. Oparla snowboard o wieszak z ubraniami i podeszla do Nate'a. Delikatnie opuscila nauszniki

na jego idealne uszy. - Wiesz, ze ci sie podoba - dodala chrapliwym glosem.

Rzeczywiscie, jej oddech pachnial wlasnie tak, jak sobie Nate wyobrazal. Oblizal usta.

- Jak sie nazywasz?

- Maggie.

Nate pokiwal wolno glowa. Czapka mu pasowala. Móglby teraz przyciagnac do siebie Maggie

i rozpiac jej bluze. Zapytac, czy nie zapalilaby razem z nim skreta. Móglby... ale tego nie zrobi.

Zdjal czapke i wlozyl pod ramie.

- Wielkie dzieki za pomoc. Eee... Nazywam sie Nate Archibald. Moja rodzina ma tu rachunek.

Maggie wreczyla mu deske i nowe buty z zawiedzionym usmiechem.

- Moze kiedys wpadne na ciebie na stoku.

Nate byl napalony jak diabli, ale skierowal sie do wyjscia, zaskoczony swoja sila woli. Nawet

trener bylby pod wrazeniem.

tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Cnota i wystepek

No i jak, czy wszystkich was dzis wieczór rodzice zaciagna na te impreze charytatywna „Cnota i

wystepek” u Fricka? Mam nadzieje, ze tak - przynajmniej nie bede cierpiec samotnie. Oczywiscie

wszyscy wiemy, ze jest tylko jeden powód, dla którego rodzice upieraja sie, zebysmy z nimi poszli.

Chca nas porównywac i chwalic sie, do jakich college'ów zlozylismy papiery i kogo przyjeto wczes-

niej. Krótko mówiac, doprowadza nas do bialej goraczki, bo to ostatnie tematy, na które chcemy teraz

rozmawiac. Poza tym trudno o nudniejsze miejsce na impreze. Dajcie spokój - impreza u Fricka to jak

- 28 -

background image

impreza w wiejskim domu babci.

Wiem, ze zachowuje sie jak niewdziecznica - w koncu impreza to impreza, a wiecie, jak lubie

poszalec. Ale wole imprezy bez rodziców, a wy nie? Pociesza mnie jedynie fakt, ze rodzice beda zbyt

zajeci przechwalkami i porównywaniem latorosli, zeby ochrzaniac nas za palenie w toalecie. A

wlasciwie, jesli zrobimy cokolwiek choc troche zenujacego, beda musieli udawac, ze nas nie znaja.

Wiec spróbujmy sie troche zabawic, co? Juz nie mozecie sie doczekac wieczoru, prawda? Zostawie

sobie wasze e - maile i ploteczki na pózniej, juz po wielkiej fecie.

Do zobaczenia na miejscu!

Wiem, ze mnie kochacie,

plotkara

ci i upper west side patrza z góry na niedouczonych

- Panie i panowie, prosze do stolu! - ryknal Rufus Humphrey, stawiajac pólmisek ze

skwierczacymi kielbaskami oraz pieczonymi w rumie jablkami i bananami.

Mial straszne poczucie winy, bo nie bylo go poprzedniego dnia, gdy Jenny przyprowadzila do

domu Lea. Dlatego uparl sie, zeby nastepnego wieczoru zaprosic Lea i Elise na kolacje. Bynajmniej

nie zamierzal szczególnie sie popisywac: jak zwykle mial na sobie poplamiony jedzeniem bialy

podkoszulek i swoje ulubione, poprzepalane papierosami, rozciagniete na tylku szare spodnie od

dresu. Krecone siwe wlosy i krzaczaste siwe brwi sterczaly mu pod najdziwniejszymi katami, byl

nieogolony, a usta i zeby mial poplamione czerwonym winem.

- Lepiej juz siadajmy - powiedziala Jenny, wylaczajac telewizor w bibliotece i usmiechajac sie

szeroko do Lea. - Teraz spróbujesz dziwacznego jedzenia ojca. Uwazaj - ostrzegla go - do wszystkiego

dodaje alkoholu.

Leo zerknal na zegarek. Wsadzil rece do kieszeni dzinsów i zaraz je wyciagnal. Wygladal na

zdenerwowanego.

- Dobra.

- Jej ojciec nie jest taki straszny, na jakiego wyglada - powiedziala Elise.

Wsunela stopy w rózowe drewniaki J. Crew i podreptala, stukajac glosno, do jadalni, jakby

mieszkala w domu Jenny przez cale zycie.

Dan siedzial juz przy rozchwianym stole. Czytal „Red Letter” i nawet nie podniósl wzroku, gdy

- 29 -

background image

ojciec wrzucil mu na talerz calego banana i kielbaske, która wygladala jak po torturach. Kiedy Rufus

juz wszystkim ponakladal, nalal sobie wina po brzegi i wzniósl kieliszek:

- A teraz czas na male zgadywanki poetyckie!

Dan i Jenny przewrócili oczami, patrzac na siebie nad stolem.

Zwykle Jenny nie miala nic przeciwko tym malym konkursom ojca, ale w obecnosci Lea to bylo

zbyt zenujace.

- Tato! - jeknela.

Czy chociaz raz nie mógl zachowywac sie normalnie?

Rufus ja zignorowal.

- „Dokad pójdziemy, Whitmanie? Za godzine zamykaja. Jaki kierunek wskaze twa broda?” -

Wycelowal tlusty od kielbasy palec w Lea. - Nazwisko autora!

- Tato! - zaprotestowala Jenny, walac w próchniejacy drewniany stól.

W ogromnym mieszkaniu Humphreyów z czterema sypialniami na rogu Dziewiecdziesiatej

Dziewiatej i West End Avenue sypalo sie wszystko. Ale tak to wlasnie jest, gdy w domu nie ma matki

ani sluzacej?

- Ej, daj spokój. To latwe! - Rufus ryknal na Lea.

Winylowa plyta, która wlaczyl, zanim usiedli do stolu, nagle przeskoczyla i pokój wypelnilo

dziwne, wysokie peruwianskie jodlowanie Ymy Sumac. Rufus nalal sobie kolejny kieliszek wina i

czekal niecierpliwie na odpowiedz.

Leo usmiechnal sie uprzejmie.

- Hm...Nie jestem pewien, czy wiem...

Dan pochylil sie do niego i podpowiedzial mu scenicznym szeptem:

- Allen Ginsberg. Supermarket w Kalifornii To latwe.

Jenny kopnela brata pod stolem. Zawsze musi byc taki przemadrzaly?

Rufus zazgrzytal zebami.

- „Lecz wola trzezwy swiat nadziei i wiele mil od snu mnie dzieli

*

.” - Rzucil kolejne wyzwanie.

Uparcie wbijal wzrok w goscia, wybaluszajac metne, brazowe oczy.

Blond wlosy Lea wydawaly sie wrecz przezroczyste, gdy wiadl pod nieustepliwym wzrokiem

Rufusa.

- Tato!!! - krzyknela po raz trzeci Jenny. - Boze.

Wiedziala, ze ojciec chce im zrekompensowac ostatnie szesc wieczorów, gdy jedli dania na

wynos przed telewizorem. Ale czy nie rozumial, ze poezja nie jest pasja Lea?

- Ten znam - wyrwala sie Elise. - Robert Frost. Przystajac pod lasem w sniezny wieczór.

- 30 -

background image

Musialam sie go nauczyc na pamiec w ósmej klasie. - Odwrócila sie do Dana. - Widzisz, jednak wiem

co nieco o poezji.

Rufus nabil kielbaske i wrzucil ja na poobijany, niebieski talerz Lea.

- A wlasciwie gdzie chodzisz do szkoly?

Leo otarl usta grzbietem dloni.

- Do Smale. Smale School. - Rzucil szybkie spojrzenie Jenny, która usmiechnela sie, zeby

dodac mu otuchy.

- Hm... - odparl Rufus, biorac kielbaske w palce i odgryzajac polowe. - Nigdy o niej nie

slyszalem.

- Specjalizuje sie w sztukach pieknych - wyjasnil Dan.

- A poezja to nie sztuka? - zapytal surowo Rufus.

Jenny nie mogla jesc. Za bardzo sie wsciekla na ojca. Zwykle byl calkiem mily, chociaz w

szorstki, nadasany sposób. Ale dlaczego potraktowal Lea tak ostro?

- Wiec masz robote w „Red Letter” - rzucil Rufus, wznoszac kieliszek w strone Dana. - Nadal

nie moge w to uwierzyc.

Rufus mial w gabinecie caly kufer niedokonczonych poematów i chociaz sam byl wydawca,

nigdy niczego nie opublikowal. A teraz Dan zaczynal kariere pisarska.

- Mój chlopak! - burknal. - Tylko nie zacznij gadac z tym sztucznym akcentem, jak reszta

tamtych bydlaków.

Dan zmarszczyl brwi, przypominajac sobie ledwo zrozumialy niemiecki akcent Siegfrieda

Castle. Wydawalo mu sie jednak, ze to prawdziwy akcent.

- Co masz na mysli?

Rufus zachichotal, rozgrzebujac banana.

- Zobaczysz. Ale i tak jestem z ciebie dumny. Tak trzymaj, u przed dwudziestka bedziesz

zdobywca nagród literackich.

Nagle Leo wstal.

- Przepraszam. Musze juz isc.

- Nie! - Jenny skoczyla na równe nogi.

Wyobrazala sobie, ze szybko zjedza, Elise wyjdzie, a ona i Leo pójda do jej pokoju, chwile sie

beda calowali, a potem moze razem odrobia prace domowe. Moze nawet namalowalaby jego portret,

jesliby jej pozwolil.

- Zostan, prosze.

- Przepraszam, Jenny. - Leo odwrócil sie do Rufusa i wyciagnal sztywno reke. - Milo mi bylo

- 31 -

background image

pana poznac, panie Humphrey. Dziekuje za pyszna kolacje.

Rufus machnal widelcem w powietrzu.

- Nie przyzwyczajaj sie, synu. Zwykle jemy chinszczyzne.

To byla prawda. Wedlug Rufusa robienie zakupów polegalo na kupowaniu wina, papierosów i

papieru toaletowego. Jenny i Dan nie dojadaliby, gdyby nie gotowe jedzenie na telefon.

Jenny odprowadzila Lea do drzwi.

- Dobrze sie czujesz? - zapytala zmartwiona.

Usmiechnal sie niesmialo ze swojej wysokosci.

- Aha, po prostu myslalem, ze zjemy nieco wczesniej. Musze wrócic do domu i... - Urwal,

zmarszczyl brwi i zawinal wokól szyi czerwono - czarny kaszmirowy szalik. Nowiutki. Mial metke z

napisem Burberry. Jenny nigdy wczesniej go nie widziala. - Napisze pózniej do ciebie e - mail - dodal

jeszcze, nim wyszedl.

Jenny wrócila do stolu. Zdezorientowany Rufus uniósl krzaczaste brwi.

- Powiedzialem cos nie tak?

Jenny spiorunowala go wzrokiem. Nie miala pojecia, dlaczego Leo wyszedl tak nagle, ale

najlatwiej bylo zwalic wine na ojca.

- Oj, daj spokój Jen - ciagnal nieczule ojciec. - Nie jest najbystrzejszy, ale pewnie bedzie z

niego dobry chlopak.

Wstala.

- Ide do siebie.

- Mam przyjsc? - zaproponowala Elise.

Jenny przyjrzala sie przyjaciólce, Elise wygladala na calkiem zadowolona, kiedy tak siedziala z

Danem i gadala o poezji. Nawet wziela sobie kieliszek wina.

- Nie, nie trzeba - wymamrotala Jenny.

Chciala tylko ukryc twarz w poduszce i w samotnosci rozmyslac o Leu.

Elise wziela lyk wina.

- I tak zaraz powinnam isc. - Zerknela na Dana z ukosa, nie odwracajac wzroku od Jenny,

jakby chciala powiedziec: „Wiesz co? Naprawde podoba mi sie twój brat”. - Jak wróce do domu, to

chyba napisze jakis wiersz.

Aha, jasne...

W swoim pokoju Jenny wyciagnela sie na lózku i popatrzyla ponuro na obrazy i puste sztalugi.

Miala absolutna pewnosc, ze Leo nie jest glupi, chociaz moze nie interesuje sie poezja. Bo ten wiersz

Roberta Frosta to naprawde znany wiersz. Ale Leo jest pewnie o wiele madrzejszy od nich

- 32 -

background image

wszystkich, tylko ze w mniej oczywisty sposób. Przypomniala sobie, kiedy pierwszy raz zobaczyla go u

Bendela, jeszcze nim sie poznali przez Internet. To bylo w dziale z kosmetykami. Grzebal wsród

firmowych kosmetyczek Bendela w brazowo - biale pasy, jedyny mezczyzna w calym sklepie. Co on

tam wlasciwie robil? Ciekawe... A ta jego wczorajsza uwaga na temat sztucznego futra? Albo ten

nowy szalik z Burberry? Wyglada na to, ze wie mnóstwo o... ladnych rzeczach. Dlaczego jeszcze jej

nie zaprosil do domu? Pewnie ma przesliczny dom. Ani razu nawet nie wspomnial o rodzicach. Coraz

wiecej tajemnic gromadzilo sie wokól Lea.

A dziewczyny uwielbiaja tajemniczych facetów.

to, co dla jednego artysty jest zabawne, drugiemu wydaje sie glupie

Drugiego wieczoru po przyjezdzie rodzice zabrali Vanesse i Ruby do galerii, gdzie wystawiali

swoje instalacje.

Galeria byla ogromna i widna. Podlogi zrobiono z jasnego drewna, a sciany pomalowano na

bialo. Posrodku najwiekszej sali stal tarantowy kon pociagowy, który radosnie zajadal z ogromnego

drewnianego wiadra cesarska salatke. Za koniem stalo niebieskie plastikowe wiadro, z którego

wystawaly widly. Za kazdym razem, gdy kon sie zalatwil, dziewczyna siedzaca za biurem przy wejsciu

do galerii zeskakiwala z kreconego fotela i widlami zgarniala odchody do wiadra.

Dwudziestodwuletnia Ruby poglaskala konia po chrapach i dala mu pare mietowych tic

taców. Swiatla galerii rozblyskiwaly na jej fioletowych, skórzanych spodniach.

- To Buster. Slodki, prawda? - powiedziala ich matka, Gabriela, podziwiajac konia. -

Znalezlismy go w ogrodzie naszej spolecznosci. Zajadal salate. Jego wlasciciel to prawdziwy aniol.

Pozyczyl go nam.

Przerzucila przez ramie siwy warkocz i zaczela bawic sie jego koncem. Miala na sobie

jaskrawy afrykanski kaftan, zwisal z jej ramion jak fioletowo - zóltozielony obrus z wycieciem na glo-

we. Gabriela calkowicie odrzucala mode. Wolala „stroje plemienne” i lubila myslec o sobie, jako o

„modelce globalnej”. Miala nawet na sobie meksykanskie mokasyny ze skóry dzikich swin.

Buster jest slodki, ale co to za sztuka, zastanawiala sie Vanessa. Podeszla do zagadkowej

instalacji na scianie i odkryla, ze to lancuch z metalowych tarek. Na niektórych widac bylo kawalki

zóltego sera.

- Pewnie sobie myslisz „sama moglabym to zrobic” - zauwazyl jej ojciec, Arlo Abrams.

- 33 -

background image

- Niezupelnie - odparla Vanessa.

Po co, do cholery, mialaby robic lancuch z tarek?

Podszedl do niej, powlóczac nogami. Mial na sobie przykurzona, czarna welniana peleryne z

Peru i siegajaca do kostek zgrzebna plócienna spódnice - tak, zgadza sie, spódnice - oraz biale

tenisówki. Za ubieranie go odpowiedzialna byla Gabriela, w przeciwnym wypadku w ogóle by sie tym

nie klopotal. Dlugie, siwe wlosy opadaly mu na ramiona i jak zwykle wygladal na wychudzonego i

niespokojnego. Vanessa byla przekonana, ze sprawia wrazenie takiego niespokojnego przez kwas,

który bral w mlodosci. Kto wie, moze nadal bierze.

- Zamknij oczy i przejedz po nich dlonmi - pouczyl ja Arlo.

Jego oddech pachnial pieczonym tempehem, z którego zeszlego wieczoru Ruby zrobila

lazanie. A moze wyczula zapach starego sera z tarek?

Vanessa zamknela oczy. Zastanawiala, czy to ta chwila, kiedy wreszcie pojmie sens dziel

rodziców i dostrzeze ich geniusz. Pozwolila, zeby ojciec przesunal jej palcami po ostrych tarkach. No

cóz, tarki jak tarki. Nic nadzwyczajnego. Otworzyla oczy.

- Straszne, nie? - powiedzial Arlo, przewracajac wymownie piwnymi oczami.

Straszne, zgadza sie.

Po drugiej stronie sali Ruby i Gabriela staly przy garnku z ziemia - kolejnym dziele sztuki.

Chichotaly jak dziesieciolatki. Pewnie rozmawialy o pokreconych muzykach z kapeli Ruby albo o

czyms takim.

- Z czego sie tak smiejecie? - zapytala Vanessa. Wtedy zauwazyla, ze nawet przemadrzala

blond Niemka usmiecha sie zza biurka.

- Co jest? - zapylala znowu Vanessa.

Arlo zachichotal i przeczesal poplamionymi farba palcami siwe wlosy. Wygladal na

niesamowicie zadowolonego z siebie.

- W ziemi jest nasienie - szepnal, wytrzeszczajac oczy. - No wiesz, nasienie!

He?

Vanessa zawsze byla w szkole samotna - nic dziwnego, z ta ogolona glowa i slaboscia do

czerni - ale zwykle nie miala nic przeciwko temu. Tym razem naprawde chciala zrozumiec, naprawde

bardzo chciala. Ale nie rozumiala. Kon wyzerajacy salatke z wiadra, kuchenne narzedzia rozwieszone

na scianie, garnek z ziemia i nasieniem... Jesli rodzice uwazaja, ze to jest wlasnie sztuka, to nigdy nie

docenie mrocznej sily jej subtelnych, chorobliwych filmów. Nie ma mowy, zeby kiedykolwiek im je

pokazala.

- Gotowi do ewakuacji? - zawolala Gabriela znad garnka z ziemia.

- 34 -

background image

Rosenfeldowie, przyjaciele rodziców z dawnych lat, zaprosili ich na jakas impreze artystyczna,

a rodzice postanowili zaciagnac lam córki.

- Dokad wlasciwie jedziemy? - zapytala podejrzliwie Vanessa, gdy stali przed galeria i czekali

na taksówke.

Wyobrazila sobie, ze spedza reszte wieczoru w jakims parku w Queens, tanczac boso wokól

ogniska, plasajac wsród posagów i drzew. Beda przywolac duchy wiosny albo robic cos równie

bzdurnego i hipisowskiego.

- Do jakiegos miejsca, które nazywa sie Frick, chyba na Piatej ulicy. - Gabriela zaczela

grzebac w bezksztaltnej torebce, która znajoma zrobila dla niej ze starych opon traktora. - Gdzies tu

mialam zapisany adres.

- Na Piatej Alei - poprawila ja Vanessa. - Wiem, gdzie to jest.

I byla calkiem pewna, ze nie zjawi sie tam zbyt wielu mezczyzn w spódnicach. Szkoda, byloby

o wiele zabawniej.

szalenstwo u fricka

Henry Clay Frick, wielki przemyslowiec. Byl lez wielkim kolekcjonerem sztuki europejskiej i po

jego smierci dworek zamieniono w muzeum.

Bankiet „Cnota i wystepek” urzadzono w salonie wylozonym debowa boazeria, z perskim

dywanem i z. obrazami szesnastowiecznych malarzy na scianach El Greco, Holbein, Tycjan... Na

wprost wejscia stal posag z brazu. Cnota triumfujaca nad Wystepkiem Soldaniego, a posrodku

kazdego stolu - byly to wielkie okragle stoly nakryte kremowymi obrusami i zastawione blyszczacymi

srebrami - umieszczono dwudziestopieciocentymetrowe repliki tej rzezby otoczone girlandami

fioletowych tulipanów.

Tylko nie myslcie, ze ktokolwiek zwracal tam uwage na sztuke.

Kobiety w sukniach od najlepszych projektantów i mezczyzni w smokingach krecili sie wokól

stolików albo stali przy barze, pogryzajac kaczke ze sliwkami zapiekana w ciescie i rozmawiajac o

wszystkim, tylko nie o sztuce.

- Widzialas dziewczyne van der Woodsenów w tej nowej reklamie perfum? - mruknela Titi

Coates do Misty Bass.

- Ta sztuczna lza to juz przesada - oswiadczyla Misty. - Moim zdaniem to naduzycie, zgodzisz

- 35 -

background image

sie?

Skinela glowa w strone Sereny i Blair, które weszly za van der Woodsenami do salonu i

zaczely szukac czegos do picia.

- Masz wieksze cycki ode mnie. - Serena podciagnela czarna sukienke bez ramiaczek od

Donny Karan. Nosily ten sam rozmiar stanika, wiec teoretycznie sukienka powinna sie trzymac, ale

przy kazdym kroku zsuwala sie odrobine.

- Aha, a ty jestes chudsza. - Blair nie chciala sie do tego przyznac, ale rózowa sukienka

koktajlowa Sereny powoli prula sie pod pachami i chyba jeszcze gdzies. W kazdym razie Blair co

pewien czas slyszala cichy trzask pekajacej nitki, ale miala nadzieje, ze sukienka wytrzyma do konca

imprezy.

Wszyscy pili koktajle, ale dziewczyny nie mogly sie zorientowac, gdzie je podaja.

- Dlaczego znowu tu przyszlysmy? - jeknela Blair.

- Nie wiem. Po prostu tak juz jest - odparla z zalem Serena.

- Jezeli nie ma w tym roku wódki Ketel One, to wychodze - burknela Blair. W zeszlym roku

musiala zadowolic sie absolutem, który tak dawno wyszedl z mody, ze praktycznie nalezal do

prehistorii.

- Czy to nie cudowne widziec je znów razem? - szepnela matka Blair do pani van der

Woodsen. - Zle sie stalo, ze Serena wyjechala do szkoly z internatem. My, dziewczyny, powinnysmy

trzymac przyjaciólki blisko siebie.

- Tak, oczywiscie - odparla chlodno pani van der Woodsen i odwrócila wzrok od okraglego

brzucha ciezarnej Eleanor.

Zawsze sie przyjaznily, ale ciaza w wieku niemal piecdziesieciu lat to jednak zbyt prostackie.

A ten nowy maz Eleanor, tlusty, halasliwy inwestor budowlany z krzaczastym wasem, byl praktycznie

nie do przyjecia.

- Och, zobacz, tam jest Misty Bass. Chodzmy sie przywitac.

Misty porzucila towarzystwo Titi Coates, która wlasnie klócila sie ze swoja córka Isabel o to,

czy Isabel powinna dostac samochód na zakonczenie szkoly. Teraz Misty siedziala z synem,

Chuckiem, i jak zwykle plotkowala. W zlotej sukni od Caroliny Herrery, przystrojona staroswiecka

bizuteria od Harry'ego Winstona, prezentowala sie bardzo wytwornie. Chuck ubral sie na ten wieczór

w garnitur od Prady w stylu lat czterdziestych, szary w zielone prazki. Przystojny i mroczny, wygladal

jak sam diabel.

W gruncie rzeczy Chuck byl naprawde wcielonym diablem. Nieustannie szukal nowych okazji,

zeby narozrabiac. Ale cierpliwosci, zaraz do tego dojdziemy.

- 36 -

background image

- Dobiega piecdziesiatki i juz jest prawie w siódmym miesiacu - szepnela do syna Misty. - Co

o tym mysli twoja przyjaciólka Blair?

Chuck wzruszyl ramionami, jakby wcale go to nie obchodzilo. Na wielkiej noworocznej

imprezie u Sereny zaproponowal Blair, zeby oddala mu swoje dziewictwo, ale choc reklamowal sie

jako fachowiec od rozprawiczania, Blair chlodno odmówila. Potem próbowal zostac gejem, tak

eksperymentalnie, tylko po to, zeby nie zanudzic sie na smierc.

Albo zeby miec pretekst to wyregulowania brwi.

- Pewnie troche czesciej zmusza sie do wymiotów - stwierdzil niezbyt delikatnie. Wszyscy

wiedzieli, ze Blair ma drobny problem z jedzeniem. Jej bulimia wlasciwie nie byla juz dla nikogo

sekretem. - I tak zaraz po urodzeniu dziecka wyjedzie z domu.

- Slyszalam, ze zaraz po szkole Blair wyjezdza do kliniki, zeby wreszcie zajac sie swoim

problemem - powiedziala Misty Bass. - To prawda?

Ale syn juz jej nie sluchal. Na drugim koncu sali rozgrywal sie maly dramat i Chuck nie chcial

go przegapic.

Nate wlasnie zauwazyl Serene i Blair. Na Blair od kilku tygodni nawet nie spojrzal. Dokladniej,

od czasu gdy pojechala za nim az do Connecticut i zglosila sie na terapie do tej samej kliniki

odwykowej. Uczestniczyla w jednej tylko sesji grupowej, na której zmuszono ja, by glosno i przy

wszystkich przyznala, ze jest bulimiczka, chociaz Blair wolala to nazywac „wywolana stresem

niestrawnoscia”. Nate'a mogloby nawet rozbawic pojawienie sie Blair w klinice, ale wlasnie zaczal

spotykac sie z Georgie, a dwie wariatki to zbyt duzo jak dla niego. Na szczescie Blair od razu sie

zorientowala, ze jej plan sie nie powiódl, i szybko doszla do wniosku, ze klinika to nie miejsce dla

niej.

Jakby rzeczywiscie nie miala w sobotnie popoludnia nic lepszego do roboty niz opowiadac

calej grupie, ze czasem wklada sobie palec do gardla, zamiast isc na zakupy z Serena. Nie, wielkie

dzieki.

A co z Serena? Nate nawet nie potrafil sobie przypomniec, kiedy ostatni raz ja widzial, ale jak

zwykle wygladala olsniewajaco i spokojnie, w ten swój czarujacy, lekcewazacy sposób. Nate lubil

trzymac sie na imprezie jednego miejsca i pozwalal, aby to ludzie przychodzili do niego, jesli mieli

ochote pogadac, ale tym razem postanowil sam podejsc i sie przywitac. Nawet jesli Blair sie do

niego nie odezwie, to Serena na pewno.

Serena pierwsza zauwazyla, ze Nate zmierza w ich strone. Zapalila papierosa i strzepnela

popiól na bezcenna marmurowa posadzke.

- Nathaniel Archibald - oznajmila, po czesci, zeby ostrzec Blair, ale po czesci, dajac wyraz

- 37 -

background image

milemu zaskoczeniu. - Nasz dawno niewidziany Nate.

- Niech to cholera wezmie. - Blair przydepnela merita ultra light szpilka czarnego satynowego

pantofla od Manolo Blahnika. - Jezu.

Serena nie byla pewna, czy Blair przeklina, bo Nate to ostatnia osoba na ziemi, która

chcialaby zobaczyc, czy dlatego, ze jej eks wygladal absolutnie powalajaco w klasycznym smokingu

od Armaniego.

Nic nie robi takiego wrazenia jak sliczny chlopak w smokingu, nawet jesli powinno sie go

nienawidzic.

- Hej. - Nate szybko pocalowal Serene w policzek, a potem wsunal rece do kieszeni

smokingu, usmiechajac sie ostroznie do Blair. Obracala rubinowy pierscionek na malym palcu jak

zawsze, gdy sie denerwowala. Krótka fryzurka sprawiala, ze jej kosci policzkowe wydawaly sie

bardziej wydatne. A moze po prostu schudla? W kazdym razie wygladala... groznie. Groznie i krucho

zarazem.

- Czesc Blair.

Blair wbila paznokcie w dlon. Koniecznie musi sie napic.

- Czesc. Jak tam na odwyku?

- Juz po. Przynajmniej dla mnie. Ta dziewczyna, z która sie spotykam... Georgie... dalej sie

leczy.

- Bo jest uzalezniona od prochów? - odparla Blair, dopijajac swoja wódke.

Orkiestra, której nikt dotad nie zauwazal, choc grala calkiem glosno, nagle umilkla i w sali

powialo chlodem.

- Mamy zamiar sie upic - wciela sie Serena, nim Blair zdazyla zrobic cos szalonego, na

przyklad skasowac Nate'owi glowe ciosem karate. - Jeszcze tylko jeden dzien szkoly i ferie!

Nate machnal dlonia na kelnera i wzial dla nich wszystkich wódke.

- Wyjezdzacie w jakies fajne miejsce?

- Jak zawsze do Sun Valley - odparla Serena.

Blair po prostu stala, zlopala wódke i pragnela, zeby: a) Nate sobie poszedl, b) nie wyglada!

tak fantastycznie i trzezwo, c) przestal byc tak absurdalnie przyjacielski i d) Serena przestala

odpowiadac mu równie przyjaznie.

- Blair jedzie z nami. Wlasnie kupila sobie bilet.

Nate wyciagnal z kieszeni paczke marlboro i wsunal papierosa do ust. Zapalil go ostroznie,

zerknal ponad ogniem na Blair i odwrócil wzrok.

- Wyglada na to, ze ja tez tam jade - powiedzial w koncu. - Mama Georgie ma domek w

- 38 -

background image

górach. Jedziemy razem na narty.

Blair poczula, ze wszystko przewraca jej sie w zoladku, ciasno opietym sukienka Sereny.

- Zaraz wracam. - Wcisnela pusty kieliszek przyjaciólce. - Poszukam naszego stolika, zebysmy

mogly usiasc.

- Blair mieszka teraz u mnie. Chwilowo - wyjasnila Serena, podczas gdy Nate patrzyl, jak Blair

pedzi prosto do toalety. Nagle Serena poczula sie jak starsza siostra Blair i zapragnela ja chronic.

Cieszyla sie, ze moze pomóc. - Matka Blair przerabia jej sypialnie na pokój dla przyszlego dziecka.

Niezly przypal, nie?

Nate próbowal sobie wyobrazic, jak musi teraz wygladac zycie Blair: z nowym ojczymem,

bratem przyrodnim i siostra w drodze. Ale niewiele mu z tego wyszlo.

- Wygladasz inaczej - zauwazyla Serena, obrzucajac go spojrzeniem od stóp do glów. Uniosla

idealnie wyregulowana brew i wyszczerzyla zeby w usmiechu. - Wygladasz swietnie.

Nate i Serena zawsze mieli na siebie ochote. Raz sie nawet poddali i poszli do lózka, tracac

dziewictwo. Zdarzylo sie to lalem, przed dziesiata klasa. Zaraz polem Serena wyjechala do szkoly z

internatem. To bylo takie niezobowiazujace pozadanie i nic wiecej juz miedzy nimi nie zaszlo.

- Czuje sie swietnie - przyznal Nate. Zastanawial sie, czy nie powiedziec jej, ze chociaz rzucil

trawe, i tak nie zostal kapitanem druzyny. I ze nie moze sie doczekac, kiedy Serena pozna Georgie, bo

z pewnoscia sie dogadaja. Ale Nate nie byl sklonny do zwierzen. - Super, ze tam jedziecie -

powiedzial. - Powinno byc fajnie.

- Powinno byc fajnie? - powtórzyla Serena, obejmujac go odruchowo, jak to lezalo w jej stylu,

i smarujac mu caly policzek rózowa szminka. - Zwykle mam do towarzystwa tylko starszego brata, z

którym jezdze na nartach. Tym razem bedzie odlotowo!

Nate tkwil w jej objeciach, próbujac sie nie napalic. Ale teraz, kiedy odstawil trawe,

wystarczyl zapach perfum albo dotkniecie dloni dziewczyny, i juz sie czerwienil. Zwlaszcza kiedy

dziewczyna byla tak sliczna jak Serena.

Wyciagnela sobie papierosa z paczki, która mial w kieszeni na piersi, i przecisnela sie obok

niego.

- Sprawdze lepiej, co z Blair. Do zobaczenia pózniej, dobra?

Nate spogladal za nia, szukajac w kieszeni komórki. Georgia pewnie siedzi teraz w swoim

pokoju w Wyzwoleniu. Pewnie maja cisze nocna, czy co tam innego wymyslaja dla pacjentów po

kolacji, ale moze pielegniarka na dyzurze bedzie dosc mila i pozwoli im na krótka erotyczna

pogawedke.

Wybral numer i przylozyl telefon do ucha. Podniósl wzrok, Chuck Bass gapil sie na niego.

- 39 -

background image

Siedzial obok swojej obwieszonej klejnotami matki i rzeczywiscie wygladal na geja. Juz sama mysl, ze

byc moze Chuck sie w nim durzyl, wystarczyla, zeby odechcialo mu sie dzwonic do Connecticut.

Schowal komórke z powrotem do kieszeni i odszedl, zeby poszukac swojego stolika. Nawet mu przez

mysl nie przeszlo, ze Chuck zaczal juz rozpuszczac plotki o nim i o Serenie.

cnota kontra wystepek

Vanessa zrozumiala, ze pojawienie sie u Fricka to blad, gdy tylko zobaczyla zlota suknie Misty

Bass. Nie przeszkadzalo jej, ze ojciec ma na sobie welniane poncho i spódnice, ale ona sama nadal

byla w szkolnym mundurku!

Zas jej rodzice wcale nie czuli sie skrepowani.

- Spójrz na ojca. Dobral sie do drinków za darmo - szepnela jej do ucha Ruby. - Jest w

siódmym niebie.

- Powinni dac glosniej muzyke, zeby ludzie mogli potanczyc - stwierdzila matka, pstrykajac

palcami i kolyszac sie miarowo. Prawdopodobnie byla tu jedyna kobieta w mokasynach na plaskiej

podeszwie. Nawet Vanessa i Ruby mialy buty na platformach.

Wsród zgromadzonych rozlegl sie sciszony pomruk zgrozy.

- Kim oni do cholery sa? - zapytal matke Chuck.

Misty Bass, wielka dama nowojorskiej smietanki, znala wszystkich.

- Nie jestem pewna - odparla. - Ale podoba mi sie ten facet w spódnicy. Co za odwaga!

- Poznaje ich - powiedziala do meza Titi Coates. - To ci artysci z wystawy, bylismy wczoraj

wieczorem na otwarciu. Tej z tym cudownym koniem!

- Gabby! Arlo!

Krzyknela znad stolu w rogu sali elegancka szatynka w dlugiej czarnej sukni uczesana w

stylowy kok. Machala do Abramsów z entuzjazmem.

- To pewnie pani Rosenfeld. - Vanessa pociagnela rodziców w tamta strone.

Cmok! Cmok!

- Tak bardzo sie cieszymy, ze tu jestescie - wykrzyknela Pilar Rosenfeld, calujac Abramsów

po dwa razy w kazdy policzek. - Czy to nie cudownie, Roy? - zwrócila sie do meza, dotykajac jego

ramienia, - Po tylu latach znowu jestesmy razem.

- Wspaniale! - powiedzial glebokim, wytwornym glosem Roy Rosenfeld ubrany w nienaganny

- 40 -

background image

smoking.

Rosenfeldowie studiowali sztuke razem z Abramsami i kiedys nosili farbowane koszulki,

szorty ze startych dzinsów i biegali boso, chociaz obydwoje pochodzili z bogatych rodzin z Nowej

Anglii. Najwyrazniej dni bez butów nalezaly juz do przeszlosci.

Obok pana Rosenfelda stal wysoki, ciemnowlosy chlopak. w okularach od Armaniego. Patrzyl

z góry na Vanesse, jakby próbowal ja rozpoznac.

- Jordy, pamietasz Gabriele i Arla, oraz Ruby i Vanesse? - zapytala go matka.

- Wydaje mi sie, ze kiedy cie ostatni raz widzialem, bylas malym dzieckiem, ale jestem

prawie pewny, ze mialas wtedy wiecej wlosów - odezwal sie chlopak wyniosle.

Vanessa wlasnie zauwazyla Serene van der Woodsen i Blair Waldorf, siedzace w calej glorii

przy sasiednim stoliku. Speszyla sie na ich widok. Jej szkolny mundurek byl tu zupelnie nie na

miejscu.

- Kiedy ostatni raz cie widzialam, nosiles kolorowe pieluchy.

Jordy poprawil okulary na ogromnym nosie.

- Teraz jestem na Columbii, na studiach przygotowawczych do prawa.

Ruby usiadla przy stole i nalala sobie ogromny kieliszek szampana.

- Mamo? Tato? Dobrze sie czujecie?

Rodzice stali sztywno, opierajac sie o siebie, jak rzezby. Vanessa zerknela na nich przelotnie.

Moze sie spodziewali, ze beda tanczyc boso wokól ogniska, witajac nadchodzaca wiosne, a tu

prosze, wyladowali za stolem na eleganckim przyjeciu.

- Prosze. - Pan Rosenfeld odsunal wolne krzeslo obok siebie i gestem zaprosil Vanesse.

- Podoba mi sie twoja spódnica - stwierdzila pani Rosenfeld, wskazujac na strój Arla. - Czy to

moze przypadkiem Galliano?

Arlo spojrzal na nia bezmyslnie. W tej samej chwili zjawil sie kelner w bialym uniformie, zeby

podac pierwsze danie: zapiekany pasztet z kaczki. Arlo zaczal stukac w potrawe lyzeczka, jakby

sprawdzal, czy tak przetworzona kaczka daje oznaki zycia. Matka Vanessy wziela lniana serwetke i

wydmuchala w nia nos. Ruby parsknela smiechem i zachichotala w kieliszek szampana.

- Jak tam wasza twórczosc? Nadal sztuka dla pokoju na swiecie, czy daliscie sobie spokój? -

zapytala pania Rosenfeld Gabriela.

Pilar usmiechnela sie.

- Roy i ja jestesmy prawnikami od nieruchomosci. Jordy tez chce sie dostac na prawo, kiedy

skonczy szkole przygotowawcza. Zreszta niewazne, nie mamy juz czasu na recykling.

Rodzice Vanessy pobledli. Recykling to bylo sedno ich pracy artystycznej. Bez niego ich sztuka

- 41 -

background image

przestalaby istniec.

- Szkoda - powiedziala Gabriela. Zmarszczyla brwi, patrzac na pasztet. - Pewnie nie mozesz

poprosic, aby podano nam salatke?

Vanessa zaczela grzebac w swoim pasztecie, rozbawiona sytuacja.

- Jaka dziedzina prawa chcesz sie zajac? - zapytala Jordy'ego.

Odgonil smuge dymu sprzed swojego wyjatkowo dlugiego nosa. Za nimi Blair Waldorf i

Serena van der Woodsen kopcily jak smoki, a ciezarna marka Blair wyjadala ich talerze do czysta.

- Pewnie prawem od nieruchomosci, jak rodzice.

Vanessa kiwnela glowa, choc nie bardzo rozumiala, jak mozna chciec isc w slady rodziców. Jej

rodzice byli takimi dziwadlami! Ale brak wyobrazni u Jordy'ego wydawal sie dziwnie pociagajacy. A

chlopak nic byl znowu taki brzydki, z tymi ciemnymi, falujacymi wlosami, którym pewnie poswiecal

sporo czasu, i z tym wyrazistym nosem. Vanessa chetnie by sfilmowala ten nos.

- Masz ladne okulary - zauwazyla.

Fakt, ze golila glowe, nie oznaczal, ze nie umiala flirtowac.

- Dzieki. - Zdjal je i zalozyl z powrotem. - Jestes w klasie maturalnej, prawda? Wiesz, do

którego college'u pójdziesz w przyszlym roku?

Vanessa spiorunowala wzrokiem Ruby, zeby nie wazyla sie wygadac o wczesniejszym

przyjeciu do NYU. Siostra jednak lojalnie zachowala milczenie. Przy jej niepohamowanym gadulstwie

byl to nie lada wyczyn.

- A co za róznica? - zapytal ponuro Arlo. - Kazda szkola, która pomoze jej odkryc pasje, bedzie

dobra.

Gabriela pociagnela za swój siwy warkocz. Jej zamyslone brazowe oczy zatrzymaly sie na

Vanessie.

- To prawda, idziesz w przyszlym roku do college'u. - Odwrócila sie do Pilar. Arlo zawsze mial

nadzieje, ze Vanessa pójdzie do Oberlin. Nie wiem, skad u niego ten pomysl. W koncu to artystyczna

szkola.

- Mysle, ze znajdzie sie jakas wystarczajaco kiepska szkola, zeby zechciala mnie przyjac -

powiedziala cicho Vanessa.

- Tak trzymac, kochanie! - zacwierkala Pilar. - I przez caly ten czas mieszkacie same - dodala,

zmieniajac temat. - Mój Boze, jestescie naprawde niezalezne.

- Ruby duzo czasu poswieca muzyce - zachwycila sie Gabriela. - Jej zespól moze juz niedlugo

podpisze kontrakt z wytwórnia.

Vanessa usmiechnela sie sucho.

- 42 -

background image

- A ja bede w tym czasie opieprzac sie w domu, zajadajac chrupki o miesnym smaku i

ogladajac przemoc w telewizji.

Siedzacy obok niej Jordy chrzaknal z rozbawieniem. Nikt prócz niego nie wychwycil ironii.

Orkiestra zaczela grac, tym razem odrobine glosniej. Chuck tanecznym krokiem podszedl do

stolika Sereny i Blair. Zeby wygladac bardziej gejowsko, polozyl rece na biodrach.

- Ta impreza bylaby o niebo mniej nudna, gdybyscie ze mna zatanczyly. - Pochylil sie nad

oparciem ich krzesel i oddechem musnal ich odsloniete szyje.

Serena i Blair zerknely po sobie. Mialy tylko jedno wyjscie - zaszyc sie w toalecie z solidnym

zapasem papierosów. Zlapaly drinki, odsunely gwaltownie krzesla i skoczyly na równe nogi.

Trrrach!

Ziuuu!

Ups!

Pozyczona od Sereny rózowa suknia pekla na Blair z obu boków, ujawniajac fakt, ze pod

spodem dziewczyna ma tylko czarne ponczochy i absolutnie zadnej bielizny. Na domiar zlego Serena

przyciela sobie sukienke krzeslem i kiedy wstala, sukienka zjechala jej az do pasa, odslaniajac

kompletnie nagi biust, rozmiar 34B.

- Nic nie szkodzi, tu sa same dziewczynki - zachichotal glupio Chuck.

- Zamknij oczy, kochanie - warknela na meza Titi Coates.

- O Boze! - wykrzyknela pani van der Woodsen, odruchowo lapiac za kieliszek.

- Wow! - szepnal Nate, nagle sie cieszac, ze nic jest ujarany.

Dziewczyny wykonaly serie nerwowych gestów, próbujac sie zaslonic, po czym minely Chucka

i z histerycznym chichotem popedzily do szatni, zeby odebrac plaszcze i czym predzej uciec z Fricka,

To znaczy tak szybko, jak to tylko mozliwe na dziewieciocentymetrowych szpilkach.

Przy stole Vanessy nikt niczego nie zauwazyl. Rosenfeldowie i Abramsowie byli zbyt

pochlonieci rozmowa, pelna wzajemnych zlosliwosci i obrazliwych uwag. Orkiestra zagrala Puttin' on

the Ritz Irvinga Berlina.

Vanessa nie cierpiala tanczyc, ale zlapala Jordy'ego za rekaw drogiego garnituru.

- Uwielbiam te piosenke. Zatanczysz?

Jordy, dobrze wychowany mlodzieniec, nienaganny w kazdym calu, wstal i odsunal jej krzeslo.

Poprowadzil ja na parkiet i okrecil swobodnie. Z pewnoscia chodzil do szkoly tanca.

Vanessa odkryla ze zdumieniem, ze wszystkie te obroty i figury przyprawiaja ja o zawrót

glowy. Chlopak byl tak dobrym tancerzem, ze zupelnie zapomniala o swoim glupim szkolnym

mundurku.

- 43 -

background image

Chociaz wiekszosc dziewczyn na sali nigdy o tym nie zapomni.

tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Ta tak zwana nudna, bezsensowna impreza, na która wszyscy musielismy pójsc

Czy nie bylo o niebo lepiej, niz sie spodziewaliscie? Pomyslcie tylko, juz za kilka godzin ferie

wiosenne - a teraz bedziemy mieli o czym rozmawiac w samolotach!

Cóz, jesli o mnie chodzi, to jest jeden temat, który nigdy mi sie nie znudzi...

Seks

Jasne, niektórzy z nas juz go zasmakowali, niektórzy nie, ale prawda jest taka, ze wszyscy o nim

myslimy i zdecydowanie wszyscy o nim mówimy. Analizujemy, kto z naszej klasy juz to robil i z kim, i

zawsze przy tej okazji oskarza sie te sama dziewczyne, ze zrobila to w szóstej klasie z nauczycielem.

Stuprocentowe klamstwo, nawiasem mówiac, bo tak sie sklada, ze to ja jestem ta dziewczyna.

Opowiadamy sobie, z kim bysmy to zrobily, gdybysmy mialy nieograniczony wybór - zwykle okazuje

sie, ze z kims bardzo znanym na przyklad z Jakiem Gyllenhaalem. A potem zaczyna sie debata na

temat penisów, która konczy sie atakiem pisków i smiechów, bo spójrzmy prawdzie w oczy: penisy sa

brzydkie i dziwaczne. Polem snujemy fantazje o idealnym pierwszym razie, ich bohaterowie to

oczywiscie stawni faceci. Ja z jakiegos powodu zawsze wyobrazam sobie Jake'a. Robie to z Jakiem na

pralce o wschodzie slonca (tak sie sklada, ze z naszej pralni jest wspanialy widok na wschód slonca

nad East River). Ale niedawno zdalam sobie sprawe, jakie to by bylo niewygodne. I jak glupio, gdyby

ktos akurat przyszedl zrobic pranie! Nie ma co: nie potrafimy przestac mówic! o seksie A teraz, kiedy

sie tak przed wami otworzylam, nadstawiam uszu na wasze zwierzenia. Nie wstydzcie sie. W koncu

- 44 -

background image

jestescie calkiem anonimowi.

No, chyba ze nie chcecie.

Wasze e - maile

P: Czesc P!

Wiec bylam wczoraj wieczorem na tej imprezie i jestem pewna, ze cie widzialam. Przyszla

taka zwariowana rodzina, której nigdy wczesniej nie spotkalam. Ojciec mial na sobie

tenisówki i spódnice. Golisz glowe?

Radykalna

O: Droga Radykalna!

Twoje zaciecie detektywistyczne jest godne podziwu, ale mylisz sie. Nawet gdybym golila

glowe, to myslisz, ze od czasu do czasu nie wolalabym zalozyc peruki albo modnego

nakrycia glowy, zwlaszcza na taka okazje jak wczorajsza impreza? Z tego, co pamietam,

jedyna dziewczyna na sali z ogolona glowa miala tez na sobie szkolny mundurek, wiec

musze glosno i kategorycznie stwierdzic, ze nigdy, ale przenigdy nic wystapilabym w czyms

takim.

P

P: Droga plotkaro!

Widzialas wczoraj wieczorem S i N? Prawie to robili w kacie sali Fricka? Tak bardzo temu

zaprzeczaja, ze to juz naprawde przesada. Dlaczego wlasciwie nie przyznaja, ze chca byc

razem? Bylaby z nich wspaniala para, nie?

pod.gladacz

O: Drogi pod.gladaczu!

Moim zdaniem sie mylisz i to ty przesadzasz. S i N sa przyjaciólmi. A co, przyjaciele nie

moga sie juz dotykac? Chociaz trudno uwierzyc, ze nie pozwalaja sobie na wiecej, niz

powinni...

P

Na celowniku

- 45 -

background image

Wczoraj wieczorem. S i B uciekaja - jak najdoslowniej - z imprezy dobroczynnej Cnota i wystepek, i

to jeszcze przed deserem. Osobiscie uwazam, ze B to wszystko zaplanowala i zorganizowala. Wolala

uciec, kiedy pojawil sie N, który w dodatku wygladal powalajace V wymyka sie z imprezy razem z

chlopakiem o niezwyklym nosie. Ida na cappuccino do Three Guys Coffee Shop kilka przecznic dalej.

Prawdziwa milosc? Czy tylko V chciala pozbyc sie rodziców? A moze jedno i drugie? A nowy chlopak J,

blondyn L - tak, jestem pewna, ze to on - zjawia sie póznym wieczorem u Fricka, wystrojony we

wspanialy smoking ze znana dobrodziejka artystów, Madame T, pod ramie. Widziano go tez wczoraj

wieczorem na Upper West Side, wiec moze to jednak inny blond przystojniak. W tych okolicach jest

zatrzesienie takich.

Czadowych wakacji. Nie lamcie niczego i nie traccie niczego, czego ja bym nie zlamala albo nie

stracila! Puszczam do was oko.

Wiem, ze mnie kochacie,

plotkara

królewna sniezka i holenderska druzyna olimpijska snowboardowa

- Kiedy bylam tu ostatnim razem, dom zdecydowanie stal przy tej drodze - upierala sie

Georgie. - Ale ty nie znasz mojej matki. Pewnie przeniosla dom gdzie indziej, zeby mi dopiec.

Nate wygladal przez okno taksówki, podziwiajac olsniewajace dworki z drewnianych bali przy

Wood River Drive w Ketchum, w Idaho, glównym miescie Sun Valley. Za nimi wznosil sie masyw

Mount Baldy. Jego spadziste zbocze pokrywaly na przemian to nieskazitelne, zadbane trasy

narciarskie, to laty gestego iglastego lasu. Kiedy Nate zmruzyl oczy, dostrzegl strumyk malenkich jak

mrówki narciarzy zjezdzajacych zygzakiem po stoku. Nowa deska lezala blogo na tyle minivana w

wyscielanym, czerwonym pokrowcu od Burtona. Nate nie mógl sie doczekac, kiedy ja wypróbuje.

- Moze zadzwoncie i dowiedzcie sie dokladnie, gdzie jest ten dom? - zasugerowal kierowca,

zerkajac na Georgie w tylnym lusterku.

Z lotniska do jej domu mialo byc dwadziescia minut, a jezdzili po Sun Valley juz ze trzy

kwadranse.

- Prosze jechac dalej - przykazala taksówkarzowi Georgie i bezwladnie oparla glowe na

ramieniu Nate'a. Tabletki nasenne, które zwedzila jakiemus starszemu panu w samolocie, nadal

- 46 -

background image

dzialaly i jak zwykle zachowywala sie bezsensownie. Poza tym miala na sobie fioletowe, satynowe

sandaly Miu Miu i cieniutka, czarna bluzke bez pleców, co bylo dosc dziwne, zwazywszy, ze

przyjechali na narty. Z drugiej strony milo bylo dotykac jej gladkich, bladych ramion, a geste, ciemne

wlosy byly tak lsniace i zmyslowe, ze Nate nie mial zadnych zastrzezen. Przyjemne bylo siedziec

obok, a nie tylko rozmawiac przez telefon.

- Pamietasz ilupietrowy to dom? - zapytal. - Albo czy nie ma w poblizu jakiegos strumienia

czy czegos w tym stylu?

- Nie bardzo - ziewnela Georgie. - Pamietam, jak raz przyjechalismy tu na Boze Narodzenie.

Ulepilysmy z niania balwanu. Zwinela wtedy matce jedna z torebek Fendi, zeby zawiesic balwanowi

na reku. Mial rece z patyków.

Bardzo pomocne.

Kierowca wlókl sie droga z powrotem w strone miasta. Chyba juz sie poddal.

- Czekaj no! - krzyknela Georgie, siadajac prosto.

Samochód zatrzymal sie gwaltownie.

- To tu!

Zaczela sie mocowac z klamka i w koncu odsunela drzwi minivana, zupelnie nie zwracajac

uwagi, ze wysiada na srodku drogi na ostrym zakrecie.

- No chodz! - krzyknela niecierpliwie do Nate'a.

Najwyrazniej sie spodziewala, ze bagazem zajmie sie kierowca albo sluzba.

Jak kazdy z nas, nie?

Nate podziwial to rozlegle drewniane ranczo juz dwa razy, kiedy obok niego przejezdzali.

Zastanawial sie, kto tam mieszka i czy ta osoba jest slawna albo cos takiego, bo na zewnatrz stalo

zaparkowanych siedem podobnych do siebie czarnych terenowych mercedesów.

- Czyje sa te samochody? - zapytal, idac za Georgie zasniezonym podjazdem prosto do

imponujacych dwuipólmetrowych, pomalowanych na stalowo drzwi.

Georgie zagryzla krwistoczerwone usta, radosnie podniecona. Chyba nawet nie zauwazyla, ze

jej satynowe sandaly nadaja sie juz tylko do wyrzucenia.

- Chyba ktos wiedzial, ze przyjezdzamy.

Pchnela masywne drzwi.

- Mama nie uznaje zamków - wyjasnila Georgie. - Lubi, zeby znajomi czuli sie mile widziani

niezaleznie od tego, czy jest w domu, czy nie.

- Nie ma jej?

Kiedy Georgia powiedziala mu o wyjezdzie, Nate zakladali ze beda spedzac czas z jej matka.

- 47 -

background image

Beda jej pomagac przygotowywac kolacje, ogladac razem filmy, az matka zasnie na sofie, i beda

wtedy mogli wymknac sie na góre i wskoczyc razem do lózka.

- Skad, jest w Dominikanie albo Wenezueli czy jakos tak. Zawsze zima jedzie na poludnie.

Znalezli sie w wysokim przedpokoju. Nad ich glowami krzyzowaly sie wielkie drewniane belki.

Podlogi wylozono kafelkami w kolorze czerwonej gliny. Przedpokój otwieral sie na ogromny salon o

obnizonej podlodze i przeszklonej scianie z widokiem na góry. Z salonu wychodzilo sie na drewniana

werande. Unosily sie nad nia kleby pary: w wielkiej drewnianej balii moczylo sie wlasnie siedem

osób.

- Och, goraca kapiel! - pisnela Georgia, zrzucajac sandaly. - Ostatni w balii przynosi drinki!

Nate pozwolil jej pobiec przodem, a sam zagapil sie na szerokie drewniane schody

prowadzace na pietro. Wszedzie walaly sie ubrania, a na parapecie na pólpietrze lezaly male,

okragle czaszki zbików.

Przeszedl przez salon. Slonce wlewalo sie przez szklana sciane i obmywalo mu twarz. Przed

wielkim kamiennym kominkiem lezal dywanik ze skóry niedzwiedzia grizzly.

Powinnismy wlasnie na niej baraszkowac, pomyslal z gorycza, ale zamiast baraszkowac z

Georgie bedzie musial gadac z banda obcych ludzi siedzacych w jednej wannie.

To stad siedem samochodów przed domem. Ale skoro ci goscie lak lubia siedziec razem w

balii, to czemu nie wystarczyla im jedna terenówka? Georgie juz zdazyla wskoczyc do wody, wcisnela

sie miedzy wielkiego blondyna i Chucka Bassa. Wszyscy byli nadzy.

- Georgina powiedziala mi, ze przywiezie kogos specjalnego - powiedzial Chuck, obrzucajac

Nate'a lubieznym spojrzeniem. Piers mial porosnieta gestymi, ciemnymi wlosami. - Ale nie

wspomniala, ze to bedzie nieslawny Nathaniel Archibald!

Nate przysiadl na drewnianej barierce okalajacej werande. Nie mial ochoty moczyc sie ani

rozbierac przy tych wszystkich facetach.

- A to jest holenderska druzyna olimpijska. Snowboardowa! - powiedziala Georgie, machajac

snieznobiala reka nad glowami siedmiu blondynów drzemiacych leniwie w goracej wodzie. - Chuck

spotkal ich na rynnie snieznej dla snowboardzistów tuz przed zamknieciem wyciagów.

- To Jan, Franz, a to Josef, Conrad, Kichaczek, Gapcio i Gan! Prawda, ze sa smakowici? -

zapytal Chuck, zanurzajac sie glebiej w wodzie, a potem gwaltownie wyskakujac. - A ja jestem

królewna Sniezka!

- Nie, ja jestem królewna Sniezka - upierala sie Georgie.

- Milo mi poznac - powiedzial Nate, ledwo kryjac rozdraznienie.

Pieknie! Georgie juz siedzi naga w balii z olimpijska druzyna z Holandii, a on? Co on ma

- 48 -

background image

zrobic? Kilku z nich moglo byc gejami, skoro zadawali sie z Chuckiem, ale przeciez nie wszyscy!

- Ej! - krzyknela Georgie, pryskajac woda w twarz Chucka. - Przesiac oblapiac mnie za cycki! -

Usmiechnela sie slodko do Nate'a. - Siostry mamy Chucka i mojej mamy sa kuzynkami. Czy jakos tak

- wyjasnila. - Stracilismy razem cnote w szóstej klasie.

Nate wcisnal dlonie do kieszeni plaszcza. Niewiele mógl na to odpowiedziec, ale zdal sobie

sprawe, ze w gruncie rzeczy slabo zna Georgie. Jak widac, kryla sporo niespodzianek, a wiekszosc z

nich nie byla przyjemna.

Nagle Georgie wyskoczyla z wody i popedzila przez salon.

- Przyniose nam szampana! I jak wróce, Nate, masz siedziec w wannie, bo inaczej sama cie

tam wepchne!

Ale Nate nie mial zamiaru wchodzic do wody. Wstal i ruszyl po mokrych sladach do kuchni.

Georgie szperala w spizarni, przeszukujac szafki z szampanem. Jej biala pupa byla okropnie chuda,

ale poza tym dziewczyna wygladala idealnie.

- Ide na góre rozpakowac sie - oznajmil Nate, dajac Georgie szanse. Moglaby isc z nim.

Wtedy by sie rozebral. Na osobnosci.

- Jak chcesz - mruknela. Minela go pospiesznie z póltoralitrowymi butelkami szampana pod

pachami.

Na górze Nate odkryl, ze jego rzeczy juz ktos zlozyl i poukladal w cedrowej szafie w jednej z

sypialni dla gosci. Wiec zamiast sie rozpakowac, szybko przeszukal lazienki, zeby powyrzucac leki i w

ogóle wszystko, co Georgie moglaby dla zabawy lyknac. Jezeli jej matki nie ma w poblizu, to na niego

spada odpowiedzialnosc za Georgie. Musi przypilnowac, zeby nie wypila butelki syropu i na przyklad

nie podpalila domu.

Kiedy juz przejrzy lazienki Georgie, zadzwoni do Sereny i Blair. Bo skoro nie urzadza sobie z

Georgie romantycznego tygodnia, z nartami w dzien i seksem w nocy, a ona w dodatku ma zamiar

caly czas swirowac, to zdecydowanie przyda mu sie odrobina towarzystwa.

Bo kto mu pomoze zabawic nadpobudliwa, szalona, uzalezniona Georgie, jesli nie

superdziewczyna, której zawsze pozadal, i zlosliwa, ale nadal piekna eksdziewczyna?

B zaczyna sie interesowac nartami

Kiedy juz dojechaly do Sun Valley Lodge, Blair polozyla sie na lózku w ich pokoju. Wygladala

- 49 -

background image

na dwór i gapila sie na nagie galezie drzew i snieg. Zastanawiala sie, czy nie powinna byla jednak

jechac na Hawaje. Przynajmniej by sie opalila.

- Puk, puk! - wrzasnela Serena, pukajac do pokoju obok. - Tu gosposia!

Pisnela z radosci, gdy Erik, caly spocony po saunie. otworzyl drzwi. Objeli sie na powitanie.

Tak dawno go nie widziala! Wciaz byl jej wielkim, kochanym niezdara, slodkim misiem.

- Poczekaj. Przebiore sie - Blair uslyszala jego glos.

- Blair nie obchodzi, co na sobie masz - odparla Serena. - Chodz i przywitaj sie.

Polem Blair uslyszala cichy odglos kroków.

- Czesc.

Podniosla sie na lokciach i zamrugala. Erik byl prawie nagi jesli nie liczyc bialego recznika na

biodrach. Mokre blond wlosy zgarnal na kark. Na brodzie mial malenka blizne po tym, jak przewrócil

sie na placu zabaw, gdy mial dziewiec lat. Poza tym, wygladal nieskazitelnie.

Blair juz sie w nim zakochala, czytajac jego pamietnik i spiac w jego koszulach. Ale spotkanie

twarza w twarz zrobilo na niej piorunujace wrazenie. Te wielkie, niebieskie oczy! Te smutne,

seksowne usta! Ta idealna piers! Nawet stopy mial idealne.

Nagle usiadla, skrzyzowala nogi, zmierzwila wlosy i usilnie sie starala wygladac na znudzona.

- Czesc. - Wyciagnela rece nad glowa i odchylila do tylu. - Jezdziles juz na nartach? -

ziewnela.

Erik usmiechnal sie szeroko. Przyzwyczail sie, ze robi na dziewczynach wrazenie, i to bylo

calkiem mile, ze przyjaciólka mlodszej siostry tak wyrosla i teraz tak mu sie przeciaga pod nosem.

Wlasciwie nie widzial Blair, odkad Serena wyjechala do szkoly z internatem, a on zaczal nauke w

college'u - czyli ponad dwa lata. Zawsze byla ladna, ale w tej krótkiej, szelmowskiej fryzurce, z

drobnym, proporcjonalnym cialem i ta arystokratycznie zadarta broda wyrosla na prawdziwa laske.

- Snieg jest teraz niesamowity. W nocy pada, a w dzien w sloncu jest z pietnascie stopni

ciepla, wiec wlasciwie mozna jezdzic w szortach. Niektóre dziewczyny jezdza nawet w górze od

bikini. A trasy sa tu naprawde zadbane.

Blair pokiwala glowa, udajac zainteresowanie. Jezdzila na nartach od dziecka, przez cale

zycie, ale lubila jezdzic zgrabnie, bez wysilku i bez ryzyka. Nigdy by sobie nie pozwolila na upadek,

zeby nie najesc sie wstydu. Przywiozla swoje ulubione bikini Eres z mysla o goracych kapielach, ale z

tego, co mówil Erik, moglaby je nosic nawet na stoku! Serena ostrzegala, ze brat jezdzi naprawde

szybko i lubi muldy, ale moze gdyby Blair ladnie go poprosila, przemyslalby sprawe i odpuscil sobie

na jakis czas szalencza jazde. Stanowiliby idealna pare: ona w bikini, on w spodenkach do surfingu,

Musowaliby sobie z gracja, ku zazdrosci wszystkich.

- 50 -

background image

- Móglbys mnie jutro oprowadzic? - poprosila. - Bylam tu tylko raz na nartach.

Erik wyszczerzyl zeby.

- Jasne.

Ich pokój w hotelu by! wielki i urzadzony w starym stylu: z ciezkimi zaslonami z bezowego

aksamitu, nocnymi szafkami i osobna garderoba. Ale zapewniono tez wszelkie mozliwe

udogodnienia: odtwarzacz CD i DVD, dostep do Internetu oraz minibarek, który Serena wlasnie

odkryla. Siedziala na podlodze przed otwarta lodówka, wpychajac do buzi darmowe trufle Godivy i

zapijajac je szampanem. Czyzby Blair flirtowala z Erikiem? A on na to odpowiadal? Dziwne.

- Mna sie nie przejmujcie - mruknela pod nosem, biorac kolejny lyk z minibutelki Veuve

Clicquot. - Patrzcie, lampka miga na telefonie. Jest do nas wiadomosc!

Popedzila do telefonu przy lózku, zlapala sluchawke i przelaczyla sie na poczte glosowa.

- Czesc, tu Nate. Mam nadzieje, ze dojechalyscie cale i zdrowe. Spotkamy sie jutro rano, kolo

wpól do jedenastej? Moze pojezdzimy razem? Hm, nie wiem, jaki tu jest numer. Wlasciwie to

prawdziwy dom wariatów. Dzwoncie na komórke. Dobra, do zobaczenia.

Serenie wydawalo sie, ze Nate byl jakis zdyszany i - dziwne - jakby zdenerwowany. Ale moze

to dlatego, ze przestal palic, a ona jeszcze sie nie przyzwyczaila do jego normalnego glosu.

Trzymajac telefon, zerknela na Erika i Blair. Brat pokazywal cos przez okno i opowiadal Blair o

nachyleniu stoków, o tym, gdzie pada slonce rano, a gdzie po poludniu. Jakby Blair to interesowalo.

Serena wykrecila numer na komórke Nate'a i zostawila wiadomosc.

- Jutro zdecydowanie wybieramy sie na narty. Ale ja nie mam kondycji i bedziemy musieli sie

zatrzymywac po kazdym zjezdzie na goraca czekolade i papierosy. Ale jak sie znudzisz to mozesz nas

olac. Nie moge sie doczekac, zeby poznac Georgie. Do zobaczenia na dole przy River Run o dziesiatej

trzydziesci. Trzymaj sie, Nate.

Rozlaczyla sie, wsadzila do ust jeszcze jedna czekoladke i podczolgala sie do Erika od tylu.

Warknela, a potem ugryzla go w lydke.

- Auc! - krzyknal przerazliwe.

Serena usiadla z powrotem na tylku.

- Mozemy wreszcie cos zrobic? Czy jestescie tak zajeci gadaniem w tym nudnym pokoju, ze

nie zamierzacie w ogóle wychodzic?

Blair spiorunowala przyjaciólke wzrokiem i z trudem powstrzymala sie od kopniecia jej w

glowe. Czy Serena nie moglaby wreszcie przestac sie wtracac i dac im porozmawiac?

Serena skoczyla na równe nogi i porwala kosmetyczke z lezacej na lózku walizki.

- Ide pod prysznic - oznajmila. - Jezeli bedziecie potem chcieli pójsc ze mna na koktajl, to

- 51 -

background image

super. A jak nie, to znajde sobie jakichs fajnych, interesujacych ludzi, zeby miec sie z kim pokrecic, a

wy sobie tutaj siedzcie, ogladajcie pogode dla narciarzy i dlubcie w nosie.

Moze zachowywala sie dziecinnie, ale z drugiej strony wykazala sie cholernym taktem, dajac

im chwile, zeby pobyli sam na sam i zrobili to od razu, podczas gdy ona bedzie brala prysznic. Skoro

na to wlasnie maja ochote...

Blair przewrócila oczami. Serena byla zazdrosna, bo nagle Erik wolal rozmawiac z nia, a nie z

mlodsza siostra. A Blair nie miala zamiaru stracic takiej okazji. Erik i Serena mogli sie spotykac, kiedy

tylko chcieli.

- Pójde sie ubrac - powiedzial Erik, podciagajac recznik. - Pewnie chcecie sie rozpakowac i w

ogóle.

Blair podeszla do swojej torby i rozpiela ja. Wyjela bikini i troche koronkowej bielizny. Rzucila

je ostentacyjnie na lózko.

- Nie zabralam duzo rzeczy. Wlasciwie to musze wypozyczyc narty i reszte sprzetu na dole.

- Tak? - Erik zatrzymal sie w progu. - Moge ci pomóc. Powiedz mojej siostrze, ze spotkamy sie

za pól godziny na dole w holu. Potem mozemy pójsc cos zjesc.

- A co z waszymi rodzicami? - zapytala Blair. Pamietala, ze jest tu gosciem. Tak naprawde

wolalaby po prostu zaszyc sie w sypialni z Erikiem. Mogliby zamówic jedzenie do pokoju, ogladac

romantyczne czarno - biale filmy, a potem zaczac zrywac z siebie ubrania... Nie zapomniala jednak o

dobrym wychowaniu. - Nie powinnismy zjesc kolacji razem z nimi?

- E, tam. Maja tu mnóstwo znajomych. Zwykle chodza swoimi sciezkami. Pewnie beda chcieli

z jeden raz zjesc z nami kolacje albo pózne sniadanie. Ale wlasciwie jestesmy tu zdani na siebie. -

Spojrzal Blair w oczy. Obydwoje wiedzieli, ze to dobra nowina.

- Wiec zapowiada sie ciekawie - powiedziala.

- Aha - zgodzil sie Erik, nim schowal sie w swoim pokoju.

No, przynajmniej bedzie troche rozrywki!

to bron czy tylko rogalik z serem?

- Jest niedziela, blady swit i ze dwadziescia stopni mrozu — marudzila Elise. - O co chodzi z

tym siedzeniem?

- Csss - szepnela Jenny. - Idzie. - Zlapala Elise za rekaw plaszcza i pociagnela ja za soba do

- 52 -

background image

pralni chemicznej przy Lexington Avenue.

- A teraz co mamy robic? - burknela Elise.

Jenny polozyla palec na ustach i przykucnela za ogromna, zólta torba na pranie. Specjalnie na

te okazje zalozyla przeciwsloneczne okulary i ledwo cokolwiek widziala w ciemnym miejscu.

- Csss.

- W czym moge pomóc? - zapytal mezczyzna za lada.

Dziewczyny nie ruszyly sie, podczas gdy Leo szybko minal witryne pralni. Jego jasne wlosy

kryly sie pod czarna czapka. Mial na sobie podniszczona, brazowa, skórzana kurtke z kolnierzem z

kozucha, która albo byla bardzo droga, albo bardzo stara. Niósl wielki papierowy kubek kawy i biala

papierowa torbe z czyms w srodku.

Aha! To bron? - zastanawiala sie Jenny. A moze czyjas reka? Albo zwyczajny rogalik z serem?

- Chodz!

Jenny skoczyla na równe nogi i wyciagnela Elise z pralni. Ruszyly za Leem Siedemdziesiata

ulica w strone Park Avenue.

Leo nigdy nie zaprosil Jenny do domu, ani nawet nie powiedzial jej, gdzie mieszka. Kiedy

poprosila, zeby spotkali sie dzisiaj, odparl, ze nie moze. Odpowiadal tak na prawie co druga jej

prosbe. Byl tajemniczy i nieuchwytny, nie mogla sie wiec oprzec pokusie szpiegowania go. Mial

ulubiony sklep z kawa na rogu Siedemdziesiatej i Lexington, wiec prawdopodobnie mieszkal gdzies w

poblizu. Tego ranka Jenny wyciagnela Elise z lózka o siódmej rano.

- Ej, patrz! - Elise wskazala w strone Park Avenue, na okazaly budynek z zielonymi i zlotymi

markizami oraz odzwiernym. - Wchodzi tam! - Poczatkowo zachowywala sie, jakby cale to

szpiegowanie Lea bylo cysta glupota, ale teraz ja wciagnelo. - To tam mieszka?

- Nie wiem - odparla bez tchu Jenny.

Ruszyly przecznica w strone skrzyzowania, az dotarly do plamy slonca. Jenny oparla sie o

sciane. Czekala, az Leo znowu wyjdzie.

- Masz zamiar tu zostac? - Elise wyciagnela paczke gumy Orbit i poczestowala przyjaciólke.

- A co w tym zlego? - Jenny odwinela gume, odgryzla polowe listka, a reszte zawinela na

pózniej.

- A jesli bedzie tam siedzial i przez trzy godziny ogladal telewizje? Zamarzniemy tu na smierc

- marudzila Elise.

Jenny zula gume. Schowala dlonie do kieszeni czarnej kurtki. Zamknela oczy i pozwolila, zeby

marcowe slonce grzalo jej twarz.

- Na sloncu jest cieplej. A poza tym co mamy do roboty? Sa ferie. Nie mamy nawet pracy

- 53 -

background image

domowej.

Elise trudno bylo sie z tym nie zgodzic. Naprawde nic jest fajnie byc jedyna osoba w klasie,

która nie wyjezdza na ferie na narty albo na plaze. Przynajmniej Jenny wymyslila im zajecie. Nagle

Elise az podskoczyla. Leo wlasnie wyszedl z budynku. Bez czapki, bez papierowej torby i bez kawy.

- Ej - szepnela i szturchnela Jenny.

Przycisnely sie do sciany i schowaly glowy, majac nadzieje, ze Leo ich nie zauwazy. Tym

razem prowadzil ogromnego bialego mastiffa na czerwonej, skórzanej smyczy. Pies mial na sobie

komplecik za jakies trzysta dolarów: obroza plus kurteczka w kratke z Burberry. Mial tez rózowe,

skórzane buty.

O Boze.

Jenny nie bardzo wiedziala, co o tym myslec. To bylo zenujace, ale i intrygujace. Nawet nie

powiedzial jej, ze ma psa! Znowu pociagnela Elise za rekaw.

- Chodz.

Zachowujac bezpieczna odleglosc, szly za Leem, który powoli okrazal z psem kwartal. Byl

bardzo uwazny, pozwalal psu obwachiwac wszystkie hydranty i krawezniki, gdzie nasikaly inne psy.

Nagle pies przygarbil sie i zrobil ogromna kupe, a Leo obowiazkowo przykucnal, zgarnal kupe do

plastikowej, rózowej torebki, która wyjal z dozownika przyczepionego do smyczy, a potem wyrzucil

pakunek do kosza na rogu Szescdziesiatej Dziewiatej i Madison. Potem doszedl do Park Avenue i

znowu wszedl do budynku.

Jenny oparla sie o sciane w tym samym slonecznym miejscu, kompletnie skolowana.

Elise stanela obok niej, glosno zujac gume.

- Ej, nie wiem, czy to prawda, ale... kojarzysz te strone, na która zawsze zagladam?

- No?

- Pisano tam ostatnio o eleganckim przyjeciu, na które poszly wszystkie bogate dziewczyny w

czwartek wieczór. I wspomniano o jednym takim chlopaku... Wygladalo mi na to, ze chodzi o Leo.

Moze jest dzieciakiem jakiegos multimilionera, ale wstydzi sie przyznac.

Jenny skrzywila sie. Albo wstydzi sie przyprowadzic mnie do domu i przedstawic rodzicom,

pomyslala z rozpacza. Ale i tak nie byla przekonana. Leo nie zachowywal sie jak bogaty snob i uczyl

sie w dosc niekonwencjonalnej szkole. Gdyby byl multimilionerem, to pewnie chodzilby do szkoly

Swietego Judy albo jakiejs z internatem w New Hampshire.

- Skoro jest taki bogaty, to dlaczego kupuje kawe na wynos i wyprowadza wlasnego psa? -

sprzeciwila sie.

Ale z drugiej strony, dlaczego jego pies nosi obroze drozsza niz kazdy z jej ciuchów? Boze,

- 54 -

background image

teraz Leo wydal jej sie jeszcze bardziej tajemniczy.

- Moze on jest szpiegiem, który udaje zwyklego ucznia, zeby rozgryzc od srodka handel

narkotykami w szkolach srednich? - zasugerowala Elise.

- I w zwiazku z tym musi zakladac psu rózowe buty? - Jenny nie spuszczala oczu z wejscia do

budynku. - Nie sadze.

Elise zaczela robic pajacyki, zeby sie rozgrzac.

- Moze to specjalne buty. No wiesz, z torpedami albo czyms takim, jak u Jamesa Bonda.

- Jasne - zachichotala Jenny. Z jakiegos powodu spodobala jej sie mysl, ze Leo to szpieg. - I

ma czarny pas karate, i mówi biegle w... dajmy na to, dwudziestu trzech jezykach.

Elise schylila sie i poprawila sznurowadla. Zaczynala sie naprawde nudzic.

- Kto, pies?

- Nie, kretynko! - wykrzyknela Jenny, nadal patrzac na drzwi. - Leo.

- Kto wie? - ziewnela Elise. Najchetniej wrócilaby do lózka. Choc z drugiej strony miala cicha

nadzieje, ze pójda do Jenny, wtedy moglaby znowu spotkac sie z Danem. Byl dziwny, ale w naprawde

- slodki sposób. - Wiec co teraz robimy?

Jenny wyjela z kieszeni polówke gumy. Stara wyplula na papierek, a nowa wlozyla do ust. Nie

chciala sie przyznac, ale spodobalo jej sie szpiegowanie Lea.

- Czekamy.

Cóz, przynajmniej mialy zajecie.

tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Chlopcy i dziewczyny róznie sobie radza

Czy zauwazylyscie kiedys, ze kiedy chlopcy sa zestresowani, to chca tylko godzinami grac samotnie w

- 55 -

background image

te swoje gry wideo albo ida do parku kopac pilke z innymi chlopakami? Kiedy my sie stresujemy,

robimy cos produktywnego. Sprzatamy w szatach, idziemy kupic nowa, idealna torebke, wybieramy

sie na manikiur, regulujemy brwi, czyscimy zeby. Ostatnie, czego chcemy, to siedziec bezczynnie. A

najbardziej potrzebujemy towarzystwa plci przeciwnej. Dziewczyny - nawet nasze najblizsze

przyjaciólki - sa za bardzo nastawione na rywalizacje i jeszcze bardziej nas nakrecaja, podczas gdy

chlopcy przynosza ukojenie i odciagaja nasza uwage od problemów. Ale jak zastosowac te metode,

gdy wszyscy chlopcy sa zajeci ganianiem za pilka? Mamy dwa wyjscia. Mozemy zdjac z siebie polowe

ubran, stwarzajac chlopcom alternatywe nieco bardziej kuszaca od okraglej, podskakujacej pilki. Albo

mozemy przestac konkurowac z naszymi przyjaciólkami i zabawic sie nieco z nimi. Spójrzmy prawdzie

w oczy: kiedy juz sie calowalas z tym jednym jedynym, natychmiast lapiesz za telefon i dzwonisz do

przyjaciólki.

Wasze e - maiie

P: Droga P!

Mam dopiero trzynascie lat i tak czesto poruszany przez Ciebie temat college'u wydaje mi

sie naprawde odlegly. Ale nie moim rodzicom. Ciagle tylko o tym mówia. Zabieraja mnie w

ferie wiosenne na objazd po college'ach. Zapisali mnie juz na kurs przygotowujacy do

egzaminów koncowych, który zaczyna sie w kwietniu. Co mam im powiedziec, zeby przestali

sie mnie czepiac

Mamdosc

O: Witaj mamdosc!

Masz dosc? Mysle, ze kazdy to zrozumie. Jakbysmy juz nie byli pod silna presja! Polecam

pewna sprytna sztuczke psychologiczna - u mnie zawsze dziala. Odgrywaj role córeczki,

która nie moze sie doczekac college'u! Kupuj wszystkie przewodniki, wytapetuj pokój

plakatami z college'ów, zamów przez Internet college'owe bluzy, kup kompakt z testami

przygotowujacymi do egzaminów koncowych i uzywaj ich strony tytulowej jako wygaszacza

ekranu. Przestan ogladac telewizje. Jezeli nie zaczna sie martwic i nie zostawia cie w

spokoju, spróbuj sie poumawiac z jakims chlopakiem z college'u. To moze zadzialac.

Powodzenia!

P: Droga plotkaro!

- 56 -

background image

Chodze do Smale z tym chlopakiem, z którym spotyka sie J. To zabawne, bo nikt go

wlasciwie nie zna. Wychodzi zaraz po dzwonku i z nikim sie nie widuje. Jakby byl duchem

albo cos takiego.

Celine

O: Droga celine!

Jezeli jest duchem, to by wszystko wyjasnialo. W koncu duch moze pojawic sie

blyskawicznie i wycinac najbardziej szalone numery. Ale czy duch zawracalby sobie glowe

szkola? A tak przy okazji - masz sliczne imie, o ile to twoje prawdziwe imie.

P

Na celowniku

D kupuje nowy, czarny garnitur ze sztruksu na wyprzedazy magazynowej w APC. Ze wzgledu na nowa

prace chce wygladac jak artysta i nieco z francuska. V przymierza spodnie khaki w Gap razem z

nowym chlopakiem o wielkim nosie. Od kiedy ona nosi kolor khaki? J obserwuje Park Avenue, z

lornetka i w smiesznym starym, meskim kapeluszu. Kompletnie oszalala? B w Sun Valley przymierza

bikini i kupuje prezerwatywy. Czekaj, myslalam, ze jedzie na narty. Czy ktos powiedzial

prezerwatywy?! N zawozi caly, samochód pijanych blondynów czarnym terenowym mercedesem do

odlotowej meksykanskiej knajpy, tez w Sun Valley. Czy to nie beznadzieja - byc tym niepijacym, co

ma prowadzic? A gdzie jego dziewczyna? Juz zdazyla stracic przytomnosc? Milusio. Wyglada na to, ze

wszyscy sa w szczytowej formie. Jak zwykle. Pamietajcie, zeby mnie o wszystkim informowac. Ta

strona jest tylko o was (a nie o mnie).

Wiem, ze mnie kochacie,

plotkara

D jak do roboty, chlopcze

Kieszenie w nowym garniturze Dana ciagle jeszcze byly zaszyte, mokre wlosy doslownie

przymarzly mu do czola.

- Halo? - krzyknal chrapliwie do domofonu przed biurem „Red Letter” przy Jedenastej ulicy w

- 57 -

background image

West Village.

Papieros, którego zapalil zaraz po wyjsciu z metra, parzyl mu palce. Dan rzucil go na chodnik,

majac nadzieje, ze nikt nie patrzy na niego z dezaprobata z okna redakcji „Red Letter”.

- Tu Daniel Humphrey. Nowy stazysta.

Odezwal sie brzeczyk. Dan pchnal ciezkie okratowane drzwi t wszedl. Wspinajac sie po

schodach, otarl spocone dlonie u spodnie. Juz widzial oslepiajace swiatla biura, slyszal stlumiony

stukot klawiatur komputerowych, szum faksów, kopiarek i drukarek oraz miarowy pomruk sluzbowych

rozmów. Doszedl U szczyt schodów i rozejrzal sie. Wszedzie glowy pochylone nad biurkami, glowy

gadajace przez telefon. Wszyscy zajeci. Bardzo, bardzo zajeci. Biale sciany dzielila na pól cienka, po-

zioma, czerwona linia, przez co ogromne pomieszczenie wygladalo jak obwiazane czerwona wstazka.

Kiedy Dan zmruzyl oczy, dostrzegl, ze linia skladala sie tak naprawde z tysiecy drobnych slów

napisanych czerwona farba. Ciekaw byl, co tam napisano, ale zeby odczytac litery, musialby pochylic

sie nad czyims biurkiem, a nie chcial byc niegrzeczny.

Czekal, az ktos sie z nim przywita i go oprowadzi - w koncu ktos go wpuscil do biura. Jednak

nikt nie zwracal na niego uwagi.

Mimo tego eleganckiego nowego garnituru?

Przestepowal z nogi na noge. Odchrzaknal glosno. Nic.

- Ehm - odezwal sie do goscia siedzacego najblizej.

Mezczyzna mial zaczesane do tylu ciemne przylizane wlosy, wykrochmalona, snieznobiala

koszule z francuskimi mankietami i schludnie wyprasowane, czarne spodnie, pewnie od Armaniego,

Gucciego albo cos takiego. Staly przed nim cztery male nienapoczete buteleczki wody mineralnej San

Pellegrino. ustawione w jednej linii.

- Mialem sie spotkac z panem Siegfriedem Castle'em - wyjasnil Dan.

Facet podniósl wzrok i zmruzyl oczy.

- Pourquoi?

Dan zmarszczyl brwi. Facet nie mógl po prostu odezwac sie po angielsku?

- Bo jestem nowym stazysta?

Mezczyzna wstal.

- Ja jezdem twój nowy zef. - Wyciagnal dlon wnetrzem do góry. - Siegfried Castle. Mów mi

Sig... nie, wlazdziwie to mów mi proszem pana.

Dan nie bardzo wiedzial, co zrobic z tak wyciagnieta reka, jednak smialo polozyl dlon na dloni

Siegfneda Castle'a, obrócil ja i uscisnal.

Siegfried Castle skrzywil sie i zabral dlon.

- 58 -

background image

- Jestes poeta, nie?

Dan skinal glowa, nerwowo zerkajac na boki. Teraz wszyscy przygladali mu sie chlodno.

Zauwazyl, ze na wszystkich biurkach stoja te male zielone buteleczki z woda San Pellegrino. I

wszyscy byli ubrani na czarno - bialo, tak jak pan Castle. Dan poczul sie dziwacznie w

jasnoniebieskiej koszuli i szarym garniturze.

- Tak. Opublikowano mój wiersz w walentynkowym wydaniu „New Yorkera”, w zeszlym

miesiacu. Moze pan czytal? Zdziry.

Siegfried Castle chyba go nie slyszal. Dan zaczal sie zastanawiac, czy „Red Letter” i „New

Yorker” nie rywalizuja ze soba. Moze popelnil straszliwe faux pas, wspominajac o konkurencji.

- Dobra. Pokaze ci moja przegródke z korespondencja wychodzaca. I przychodzaca. Moje

akta. Niezamawiane odrzuty. Kopiarke. Telefon. Faks. Siedzisz tutaj. Bede ci zlecal rózne rzeczy. Jemy

w sali konferencyjnej o wpól do drugiej. Zamówisz jedzenie.

Wskazywal rózne miejsca w biurze, a Dan zdal sobie sprawe, ze pan Castle nie zamierza mu

niczego wiecej pokazac ani nikomu go nie przedstawi. Koniec wycieczki.

Telefon zadzwonil. Siegfried Castle usiadl i wskazal aparat wypielegnowanym palcem. Dan

podniósl sluchawke.

- Slucham? - Skrzywil sie, zdajac sobie sprawe, ze nie za - brzmialo to profesjonalnie. - W

czym moge pomóc?

- Kto ty do cholery jestes? - odezwal sie po drugiej stronie glos z angielskim akcentem. - Daj

mi Zigstera, pronto.

Podal telefon panu Castle, który mial juz kilka siwych wlosów i pewnie byl starszy, niz na to

wygladal.

- To do pana, jak sadze.

Dan usiadl na krzesle, które, jak podejrzewal, przeznaczone bylo dla niego, w kacie, twarza do

sciany. Na jego biurku niczego nie bylo: ani telefonu, ani komputera, ani nawet wody San Pellegrino.

Zastanawial sie, czy powinien przedstawic sie pozostalym pracownikom biura, ale nie chcial im

zawracac glowy w czasie pracy. Mruzac oczy, próbowal odczytac slowa na czerwonym pasku na

scianie, ale im dluzej na nie patrzyl, tym bardziej tanczyly mu przed oczami i zamazywaly sie. Zerknal

w bok na przegródke z wychodzaca poczta pana Castle'a. Lezal w niej list.

- Chce pan, zebym go wyslal? - zapytal.

Siegfried wsadzil papierosa do ust i otworzyl srebrna zapalniczke Zippo, po czym wrzucil

niezapalonego papierosa do kosza pod biurkiem.

- Smialo - rzucil zlosliwie, jakby chcial czym predzej sie go pozbyc. - I potrzebny mi kawior. -

- 59 -

background image

Wyciagnal z kieszeni banknot studolarowy. - Gourmet Garage przy Siódmej Alei. Ale nie bieluga! Ten

czarny w niebieskiej puszce.

Dan wzial pieniadze oraz list i wyszedl z biura. Na kopercie nie bylo znaczka, a on nie mial

pojecia, gdzie tu jest poczta. Jakas powinna byc w poblizu, wiec postanowil sobie zapalic i poszukac

poczty.

Dziesiec przecznic dalej wciaz jeszcze nie znalazl poczty. ale wypalil cztery papierosy na molo

z widokiem na rzeke Hudson.

- Musze wracac - mruknal i wrzucil papierosa do wody.

Ale nie mógl wrócic z koperta, jak ostatni kretyn. Nie powie przeciez, ze nie wiedzial, gdzie

kupic znaczek.

Przechylil sie nad porecza i zanim sie zastanowil. wrzucil list do metnej, wzburzonej wody.

Koperta przez chwile kolysala sie na falach, a potem przemokla i zatonela.

Ups!

Dan szybko sie odwrócil i przeszedl przez molo w strone Jedenastej. Jak wróci do domu

wieczorem, poszuka w Internecie jakiejs poczty w poblizu redakcji. W koncu ten jeden list nie byl

chyba az taki wazny?

Wsunal dlonie do kieszeni i wyczul pognieciona studolarówke. Przypomnial sobie o kawiorze.

- Cholera.

W Gourmet Garage staly cale stosy puszkowanego czarnego kawioru z osmioma rodzajami

niebieskich etykietek. Dan zlapal najdrozszy i podszedl do kasy.

- Dan?

Odwrócil sie. To byla Elise, kolezanka Jenny. Niosla metrowej dlugosci bagietke, a na twarzy

miala slady maki. Wlasciwie wygladala slodko, tylko nagle zauwazyl, ze jest znacznie wyzsza od

niego - co najmniej o glowe.

- Co tu robisz? Jenny mówila, ze zaczynasz dzis nowa prace.

Dan wskazal na mala puszke kawioru, która przesuwala sie po tasmie do kasy. Jak cos tak

malego moze kosztowac siedemdziesiat cztery dolary?

- Szef wyslal mnie po kawior.

Elise patrzyla, jak Dan placi studolarówka, a potem chowa reszte do plaszcza z APC.

- Super - westchnela. Naprawde byla pod wrazeniem. - W kazdym razie wlasnie zaszlam do

twojego nowego biura, zeby przyniesc ci pare ciastek. Nudzilam sie i pomyslalam, ze moze ucieszysz

sie z czegos takiego w pierwszy dzien pracy. - Usmiechnela sie niesmialo, placac za bagietke. -

Zawsze mi sie lepiej pisze, gdy mam cos do przegryzienia.

- 60 -

background image

Dan nie bardzo wiedzial, jak to rozumiec.

- Musze wracac - powiedzial, wychodzac na ulice.

- Jasne.

Odprowadzila go do rogu z bagietka pod pacha. Przy okazji wysmarowala sobie maka caly

plaszcz.

- Musze zlapac taksówke. Kupowalam pieczywo dla mamy. Nasza rodzina zyje glównie na coli

i francuskim pieczywie. Mój ojciec nazywa to dieta Wellsów.

Dan usmiechnal sie. Dieta skutkowala. Elise byla naprawde szczupla. Zmruzyl oczy, patrzac

na nia w zimnych promieniach slonca. Przyniosla mu ciastka. Miala takie slodkie piegi. Chuda,

wysoka. Z bagietka pod pacha. Gdy tak stala w czarnym welnianym plaszczu i w czarnych pantoflach

na plaskim obcasie, wygladala bardzo poetycko i z francuska. Móglby o niej napisac wiersz.

Zdecydowanie.

Zamachala bagietka na przejezdzajaca taksówke.

- Ej!

Taksówka sie zatrzymala, a Elise odwrócila sie, zeby sie pozegnac.

- Moze pózniej wpadne do Jenny poogladac filmy albo cos takiego. Moze sie jeszcze

spotkamy.

Dan podszedl do niej.

- Masz make na policzku.

Dotknal jej twarzy kciukiem, a potem pocalowal ja w policzek.

- Juz.

Elise usmiechnela sie niepewnie samym kacikiem ust.

- Dzieki.

Taksówkarz zatrabil.

- Zostawilam ciastka na twoim biurku. Powinny byc smaczne. Dobra, do zobaczenia - dodala i

wskoczyla na tylne siedzenie taksówki.

Slodka jak ekierka, zaczal pisac w myslach Dan, idac w strone biura. Mala femme fatale.

Nawet nie wiedzial, ile z tego jest po francusku, ale te slowa kojarzyly sie z drobna Francuzka. która

niesie pod pacha bagietke i przynosi mu ciastka. Taka, o której pisze sie piosenki i wiersze i która

caluje sie w policzek. W koncu Elise ma dopiero czternascie lat. Daleko jej do Mystery Craze, ale z

pewnoscia go adoruje. No i przynajmniej jest w poblizu.

Zapalil nastepnego papierosa i wszedl do biura spokojnym krokiem. Jak na razie praca nie

wygladala najgorzej.

- 61 -

background image

Dopóki trzymal sie z dala od biura.

V pomaga rodzicom odnalezc sztuke

- Tato, spójrz, stare sanki! - zawolala Vanessa.

Pare dni temu popelnila fatalny blad, wspominajac rodzicom, ze w Nowym Jorku ludzie czesto

zostawiaja stare rzeczy po prostu na chodniku. Sama w ten sposób znalazla staromodne rolki w

idealnym stanie. Teraz obchodzila z rodzicami ulice w Williamsburg w poszukiwaniu potencjalnych

dziel sztuki.

Arlo, szurajac nogami, podszedl do czerwonych plastikowych sanek. Byly zlamane posrodku i

cale oklejone rozmieklymi nalepkami z zólwiami. Na dole plastik zdazyl sie juz odbarwic, pewnie pod

wplywem psich siusków.

- Moga smierdziec - ostrzegla go Vanessa.

Arlo wzruszyl ramionami i wrzucil je do metalowego koszyka na zakupy pozyczonego od Ruby.

Znalezli juz niebieskie plastikowe akwarium w ksztalcie kuli, biala czape kucharska i popielniczke z

pinezek.

- Potrzebujemy czegos naprawde wielkiego - powiedziala Gabriela, gdy ruszyli dalej. - Czegos

znaczacego.

Vanessa wlokla sie za nimi niechetnie, zastanawiajac sie, co matka moze miec na mysli.

Kolejnego konia? Ogromna tarke do sera? Kopnela zgniecione pudelko po soku i przysiadla na ganku,

podczas gdy rodzice rozmawiali z wlascicielem starej pólciezarówki, stojacej przed rybacka chala,

zablakana wsród magazynów. Matka podeszla do niej i usiadla obok.

- Arlo znalazl bratnia dusze - zauwazyla, usmiechajac sie do meza stojacego kawalek dalej. -

Pewnie to chwile potrwa.

Dzisiaj Arlo mial na sobie welniane poncho i bermudy, spod których wystawaly sinawe i

guzowate kolana. Strój dopelnialy nieodlaczne tenisówki wlozone na gole stopy. Siniaki na lydkach

pochodzily z Vermont, gdzie Arlo robil ruchome rzezby z poroza jeleni i z przywiezionej na taczkach

padliny zwierzat, które zginely w wypadkach samochodowych. Vanessa dziwila sie, ze ojcu udalo sie

spotkac kogos, kto patrzyl na niego tak, jak matka. Faktycznie, bratnie dusze!

- Wiec co sie stalo z tym twoim cudnym, potarganym chlopcem? - zapytala Gabriela.

Zdjela gumke z dlugiego, siwego warkocza i przeczesala wlosy poplamionymi farba placami.

- 62 -

background image

Vanessa odwrócila wzrok. Golila sie prawie na lyso miedzy innymi dlatego, ze wlosy matki

wydawaly jej sie okropne, doslownie ja odrzucalo.

- Pytasz o Dana?

Gabriela zaczela ja masowac po karku. Vanessa skrzywila sie. Nie lubila, gdy ktos ja dotykal

bez ostrzezenia, ale matka najwyrazniej nie zdawala sobie z tego sprawy.

- Zawsze myslalam, ze sie pobierzecie albo cos takiego. Przypominaliscie mi nas z Arlem.

Vanessa objela kolana, starajac sie zniesc masaz bez protestu.

- Dan wstapil do policji - powiedziala, wiedzac, ze jej rodzice nie cierpieli wymiaru

sprawiedliwosci.

- Zartujesz. - Gabriela zabrala reke. Podzielila wlosy na trzy pasma i zaczela je z powrotem

zaplatac. - Byl taki utalentowany Mial takie niezwykle, dobre oko na piekno. I byl taki wierny.

Wierny! Chyba jednak nie.

- Ha! - wsciekla sie Vanessa.

Dan nigdzie by nie zaszedl, gdyby nie ona. To ona poznala sie na jego wierszu i wysiala go do

„New Yorkera”.

- No dobrze, wcale nie zostal policjantem - przyznala sie. - Po prostu przestal byc mily. Uznal,

ze mozna traktowac ludzi jak smieci, jesli tylko wyjdzie z tego dobry wiersz. - Zerknela na matke,

zeby sprawdzic, czy dotarlo. - To dupek - dodala.

- Prawdziwi artysci rzadko znajduja zrozumienie - westchnela Gabriela. - Nie powinnas

oceniac nas tak surowo. - Zwiazala koniec warkocza gumka zdjeta wczoraj z peczka brokulów, które

Ruby przygotowala na kolacje. - Wiesz, kto jest prawdziwym dupkiem?

- Kto? - zapytala Vanessa, wstajac.

Ojciec szedl do nich ze stara, smierdzaca siecia rybacka. Entuzjastycznie szczerzyl zeby,

dumny ze znaleziska.

- Na przyklad Rosenfeldowie - odparla matka. - Ta wczorajsza uwaga Pilar - ze juz nawet nie

maja czasu na recykling. Jak tak mozna? Co to za ludzie?

Hm, calkiem zwyczajni.

- Jordy jest mily - odwazyla sie cicho powiedziec Vanessa.

- Ale te jego okulary! Pewnie kosztowaly wiecej niz nasz samochód! Moim zdaniem, powinien

byl wydac te pieniadze na operacje nosa.

Widzicie, nawet milujacy pokój hipisi nie potrafia powstrzymac sie od zlosliwosci.

Vanessa prychnela. Zwazywszy, ze rodzice jezdzili starym kombi subaru, starszym od niej,

bardzo mozliwe, ze okulary Jordy'ego rzeczywiscie kosztowaly wiecej. A skoro matka naprawde tak

- 63 -

background image

nie cierpi Rosenfeldów... No cóz, ciekawe, jaka bedzie miala mine, kiedy sie dowie, kogo córeczka

zaprosila na dzisiejszy koncert Ruby.

Czyzby pewnego wielkonosego chlopaka w drogich okularach?

genialny pomysl znaleziony na biurku stazysty!

Kiedy Dan wrócil do biura, redakcja swiecila pustkami. Zostawil reszte za kawior na biurku

Siegfrieda Castle'a i przeszedl wzdluz rzedów biurek do krótkiego korytarza. Na jego koncu byly

zamkniete drzwi. Dan uslyszal szmer rozmów. Zapukal cicho.

- Prosze - krzyknal Siegfried Castle.

Pracownicy „Red Letter” siedzieli przy okraglym stole konferencyjnym, jedli ciastka i saczyli

san pellegrino z tych malych zielonych buteleczek, które najwyrazniej tak lubili. Posrodku stolu lezalo

swieze wydanie pamietnika Mystery Craze w niemieckim przekladzie. Na bialej okladce widnial

flaming. Wlasciwie nie caly ptak, tylko jego nogi, jedna zgieta.

- Pomyszlelizmy, ze nie wróciz juz z kawiorem, wiec mozemy zjezc twoje ciazdka - wyjasnil

Siegfried Castle. Skinal glowa na drobna kobiete w srednim wieku, która siedziala obok niego. - To

Betsy. A to Charles, Thomas, to Rebecca, Bill, drugi Bill und Randolph - mówil, po kolei wskazujac

osoby i przedstawiajac je w absurdalnym tempie.

Dan mial na drugie Randolph i nie cierpial tego imienia. Skinal glowa i usmiechnal sie

uprzejmie. Wszyscy byli ubrani identycznie jak pan Castle; w wyprasowane biale koszule z

francuskimi mankietami. Jakby to byla jakas sekta religijna.

- Przepraszam, ze to tyle trwalo. Na poczcie byla dluga kolejka - sklamal. Zwykle nie klamal

ani nie wyrzucal cudzych listów, ale fakt posiadania pracy wywolywal w nim jakis bunt. - Prosze. -

Postawil kawior na stole przed panem Castle'em.

Slynny wydawca zerwal z puszki etykietke i przykleil ja do stolu, a puszke wrzucil do kosza.

Co prosze?

Dan nie bardzo wiedzial, czy powinien usiasc. Najwyrazniej mieli jakies spotkanie, a on

przyniósl nie ten kawior, co trzeba, wiec...

- Wiec powiedz nam, co zadziz o Myztery Craze - przerwal mu rozmyslania pan Castle. -

Wzyzcy tutaj uwazaja, ze to nowy prorok, nawet kobiety!

Mezczyzni przy stole rozesmiali sie pozadliwie.

- 64 -

background image

- To szalona bogini seksu - wykrzyknal Randolph, chrupiac ciastko.

Dan nadal stal. Nie zdjal nawet plaszcza i robilo mu sie troche za goraco. Usiadl na wolnym

krzesle obok pana Castle'a i zagapil sie na pusty talerz, na którym jeszcze przed chwila byly ciastka

od Elise.

- Jestesmy z Mystery calkiem dobrymi przyjaciólmi - powiedzial cicho. - Ona jest...

rewelacyjna.

Mezczyzni w pokoju znowu glosno sie rozesmiali. Nagle Dana ogarnelo przeczucie, ze nie on

jeden przespal sie z Mystery.

- Pewnie jest tez calkiem niezla poetka - zauwazyla Rebecca. Miala spiczaste uszy jak elf. -

Nie wierze, ze nigdy nie chodzila do szkoly.

- Sierota, która nigdy nie chodzila do szkoly, wychowana przez wilki, zrobi wszystko, a potem

to opisze. Nic dziwnego, ze juz jest slawna - rzucil z rozmarzeniem Siegfried Castle.

Zanotowal cos na fioletowej podkladce, która lezala przed nim na stole.

Dan bawil sie nitkami, którymi zaszyta byla kieszen spodni. Nie bardzo wiedzial, jaki cel ma to

spotkanie. Tak naprawde potrzebowal papierosa, kubka kawy i czasu, zeby zapisac wiersz o Elise,

nim go zapomni.

Wskazal na niemieckie wydanie wspomnien Mystery.

- Nie czytalem jeszcze tej ksiazki, ale na pewno jest dobra.

Siegfried Castle podniósl z podlogi stos papierów i rzucil jej na stól, prosto pod nos Danowi.

- To wzyztko gówno. Rzadko bierzemy cos z nadezwanych rzeczy. Ale i tak chce, zebyz to

przeczytal.

Dan spojrzal na stos. Zawsze myslal, ze „Red Letter” publikuje glównie teksty nadeslane.

- To jak sobie radzicie?

Wszyscy sie rozesmiali.

- Gluptas. Prozimy przyjaciól, zeby dla nas pisali, a czasem znajdujemy cos, co nam sie

podoba, na zdzianie lazienki - stwierdzil pan Castle, jakby to byla najbardziej oczywista rzecz na

swiecie.

Dan zebral stos papierów.

- Mam oddzielic te, które uznam za dobre? - zapytal zaklopotany.

- Przeczytaj, a potem wywal! - wrzasnal Siegfried Castle. Twarz mial czerwona i wygladal na

wscieklego. - Wynocha, wynocha! - Zlapal pusty talerz po ciastkach i pchnal go w strone Dana. -

Wynocha!

Dan pospiesznie wyszedl z pokoju, zabierajac talerz i wiersze na swoje puste biurko. Caly

- 65 -

background image

dygotal i o malo sie nie rozplakal. Ale zamiast tego zaczal przegladac wiersze i pospiesznie je czytac.

Niektóre z nich byly naprawde fatalne, ale niektóre oryginalne i blyskotliwe. Pomyslal, zeby zapytac

pana Castle'a. co w nich widzi zlego. Albo zeby zostawic te lepsze wiersze w przegródce z poczta i

poprosic pana Castle'a, zeby je przejrzal. Ale z drugiej strony, im mniej ma z nim do czynienia, tym

lepiej.

Kiedy juz zapanowal nad soba, wzial czysta kartke ze stosu lezacego obok drukarki i

zanotowal kilka linijek wiersza, który chodzil mu po glowie przez cale popoludnie.

Slodka jak ekierka, mala femme fatale

Próbowalem twoich petit beurre i twojego chleba

napelniasz mój talerz

Ostatnia linijka brzmiala znajomo, jakby juz kiedys wykorzystal ja w jakims wierszu.

Skrzyzowal nogi, zastanawiajac sie. Uslyszal odglos spuszczanej wody w toalecie. Pomyslal, ze po-

szedlby sie wysikac. Wysika sie i skonczy wiersz. Wstal i poszedl do lazienki. Bylo tam cos napisane

po lacinie, czerwonym tuszem na scianie, ale nie mógl odczytac.

Kiedy wrócil, Z biurka zniknela kartka z jego wierszem, chociaz caly personel siedzial w sali

konferencyjnej.

Dan nie smial zaczynac dochodzenia. Mial tylko nadzieje, ze ten fragment zostanie

opublikowany jako anonim w nastepnym wydaniu „Red Letter”. Jakos zdolalby przemycic informacje,

ze to jego wiersz, i niebawem swiat literacki dopraszalby sie o wiecej. Dan opublikowalby wtedy

ksiazke - a moze dziesiec ksiazek - i stal sie slawny na calym swiecie. Tak jak Mystery Craze.

Ale nie cieszylby sie az tak zla slawa.

I, mezczyzna pelen zagadek

Jenny i Leo trzymali sie za rece przez caly seans. Gdy wyszli z kina, nadal sie trzymali. Jenny

niewiele zapamietala z tego filmu. Przez caly czas myslala tylko: Potem Leo zabierze mnie do siebie.

Jestesmy raptem piec przecznic od tego wielkiego budynku z odzwiernym przy Park Avenue. I wtedy

poznam jego psa i jego mame, i jego osobistego trenera, i ich dziesiec pokojówek...

- No wiec pomyslalem sobie, ze moze poszlibysmy teraz do Guggenheima. - Leo usmiechnal

- 66 -

background image

sie do Jenny swoim uroczym, lekko szczerbatym usmiechem.

Skoro ma byc taki dziany, to dlaczego rodzice nie naprawili mu zebów? - zastanowila sie. Z

drugiej strony cieszyla sie, ze tego nie zrobili.

- Jest po ósmej. Chyba wszystkie muzea juz sa pozamykane.

- Raz w miesiacu maja taki specjalny wieczór - wyjasnil Leo. - To naprawde niesamowite,

chodzic po muzeum o tej porze.

Gdyby Jenny pomyslala jak trzeba, doszlaby do wniosku, ze to najlepsza pod sloncem rzecz.

Przede wszystkim, czy to nie wspaniale, ze oboje z Leem interesowali sie sztuka i lubili muzea? Po

drugie, super, ze on jest taki zorientowany i chce mnie ze soba zabrac!

Ale Jenny myslala tylko: Nie zaprasza mnie do domu! Co jest ze mna nie tak? Albo z nim? O co

tu chodzi?

- Masz jakies zwierzeta? - zapytala podejrzliwie, gdy przechodzili przez Druga Aleje i ruszyli

na wschód w strone Piatej.

- Zwierzeta? Nie. A co? - Leo objal ja ramieniem. - Brr. Nie marzniesz? Chcesz mój szalik?

Ale Jenny nie byla w stanie docenic tego romantycznego gestu, od którego kazdej dziewczynie

stopnialoby serce. Jenny nawet go nie zauwazyla, podobnie jak nie zwrócila uwagi na przenikliwy

chlód. Nurtowalo ja kilka pytan. Ale dlaczego mialby klamac? I dlaczego tak szybko chce zmienic

temat?

- Jestesmy na miejscu.

Przed nimi majaczyla ciemna, lejkowata sylwetka muzeum Guggenheima. Calus, calus -

napisano na transparencie powiewajacym nad wejsciem. Leo zaczerwienil sie, gdy zobaczyl, ze Jenny

patrzy na napis.

- Chodz, wejdzmy do srodka.

Otworzyla torebke, zeby zaplacic za swój bilet, ale Leo machnal reka. zeby schowala

portmonetke.

- Nie trzeba. Jestem czlonkiem. Wejdziemy za darmo.

Czlonkiem? No prosze, prosze. Czy Elise nie mówila, ze Leo byl na wielkim przyjeciu

charytatywnym u Fricka w czwartek wieczór? Jego rodzina pewnie miala Guggenheima na wlasnosc.

Weszli na góre i staneli przy pierwszym obrazie. To byly Urodziny Marca Chagalla. Kobieta z

bukietem kwiatów, calujaca sie z mezczyzna, który unosi sie w powietrzu nad jej glowa. Kobieta

wyglada, jakby wlasnie robila cos nudnego, moze nakrywala do stolu, i wtedy nagle pojawia sie

mezczyzna i ja caluje.

- Uwielbiam ten granat - zachwycal sie Leo. - Mozna by sie spodziewac, ze przez ten kolor

- 67 -

background image

obraz bedzie zimny, ale wcale nie jest. Przeciwnie: granat go rozgrzewa.

- Yhm. - Jenny w ogóle go nie sluchala. Przygladala sie jego profilowi, wlosom, ubraniu,

butom, paznokciom, szukajac jakiejs wskazówki, jakiegos wyjasnienia.

Leo zerknal na nia i znowu sie zarumienil. Wzial ja za reke.

- Moge cie pocalowac? Zanim przejdziemy do nastepnego obrazu?

Wczesniej niewiele do niej docieralo, ale teraz nagle oprzytomniala.

- Och! Em... Jasne.

Zrobila krok w tyl i prawie stracila równowage.

Leo zlapal ja jeszcze mocniej.

- Mam cie.

Pozwolila, zeby ja przyciagnal do siebie, i uniosla ku niemu twarz. Pocalunek nie okazal sie

jakims niezwyklym przezyciem, chociaz Jenny zastanawiala sie, gdzie Leo nauczyl sie tak dobrze

calowac.

Gdyby tylko przestala tyle myslec...

dziwaczny przyszly prawnik prezentuje sie calkiem w porzo

- Wiesz, on musi cie naprawde lubic, skoro przejechal taki kawal drogi w tak paskudny

wieczór - szepnela Ruby do Vanessy tuz przed koncertem. Jej kapela, SugarDaddy, grala w kazdy

poniedzialek.

- Zjawil sie tutaj tylko dla muzyki - odparla sarkastycznie Vanessa.

Jordy Rosenfeld stal w wejsciu do ciemnego, zatloczonego klubu. Rozpinal zielona kurtke

narciarska Columbii. Jego dziwnie dlugi nos byl zaczerwieniony od kataru, a jasnozólty golf i spodnie

khaki wygladaly dziwacznie na tle obowiazujacej w tym towarzystwie czerni.

Zwykle na widok takiego goscia Vanessa nie wiedziala, gdzie podziac oczy, ale tym razem nie

obchodzilo ja, jak zólty Jest jego golf. A nos mial wlasciwie calkiem seksowny i dystyngowany, jesli

spojrzalo sie na niego pod wlasciwym katem. Wstala i pomachala do Jordy'ego.

- Witam, pani Abrams - przywital sie z Gabriela Jordy. - Jak sie pan miewa, panie Abrams?

Rodzice Vanessy wlozyli takie same koszulki Greenpeace'u, obcisle, czarne legginsy i sandaly

Birkenstocks z bialymi skarpetkami. Mogliby robic za eksponaty na wlasnej wystawie.

Martwa natura - zdziwaczali hipisi.

- 68 -

background image

Gabriela rzucila córce zdumione spojrzenie.

- Czesc, Jordy. Vanessa nie powiedziala, ze wpadniesz.

- Bo chcialam to zachowac w tajemnicy. - Vanessa obdarzyla Jordy'ego usmiechem, który

mial byc prowokujacy, a wygladal calkiem zwyczajnie. Nie usmiechala sie zbyt czesto.

Jordy rozpial kurtke i usiadl obok niej.

- Skonczylem prace nas dzis.

- Wiec zasluzyles na drinka - oznajmila Vanessa.

Machnela na barmana. Poklepala sie po nosie i pociagnela za uszy, udajac, ze daje mu

sygnaly. SugarDaddy regularnie grywali w Five and Dime, wiec dla Vanessy i Ruby byl to wlasciwie

drugi dom. Vanessa nawet spotykala sie z poprzednim barmanem, zanim wyjechal do Nowej

Zelandii, gdzie organizuje splywy pontonowe czy cos w tym stylu.

Barman podszedl zapytac, co zamawia nowy znajomy Vanessy.

- Macie likier Baileysa?

Arlo przygladal sie muzykom, którzy sprawdzali dzwieki SugarDaddy tworzylo czterech

bladych, zapatrzonych w dal Irlandczyków oraz Ruby, która wrzeszczala i potrzasala tylkiem, chociaz

nie byla liderka.

- Jedzenie fistaszków - powiedziala cicho do mikrofonu, sprawdzajac naglosnienie.

Arlo wyszczerzyl zeby. Wygladal na niesamowicie dumnego.

Gabriela wstala i skierowala sie do lazienki:

- Mam nadzieje, ze zaraz zaczna. Obiecalismy z Arlem tym milym ludziom, których

spotkalismy w metrze, ze zrobimy sobie o pólnocy sesje spiewu.

Barman przyniósl kieliszek mlecznobezowego likieru z lodem. Jordy pociagnal lyk.

- Swietny - stwierdzil po prostu.

Gabriela wrócila z toalety. Dlugie, siwe wlosy miala starannie zaplecione i upiete. Nalozyla

balsam do ust i zdjela skarpetki.

Swiatla przygasly. Ruby zaczela warczec do mikrofonu i uderzyla w basy. A potem zespól

zagral jeden ze swoich popisowych kawalków: Kanada to przyszlosc.

Jordy rozejrzal sie po zatloczonym barze, rozszerzajac ogromne nozdrza. Vanessa zauwazyla

wystajaca metke zóltego golfu. Napisano na niej Made in China.

Gabriela tez ja zauwazyla.

- Wiesz, ze wiekszosc chinskich tekstyliów jest produkowana przez wiezniów z Tajlandii,

torturowanych i glodzonych?

Jordy spojrzal na nia.

- 69 -

background image

- Twój golf zrobily ofiary wyzysku - pouczyla go Gabriela.

Vanessa zdawala sobie sprawe, ze matka ma troche racji, ale golf Jordy'ego byl juz

wystarczajaco brzydki - nie musieli jeszcze rozmawiac o tym, gdzie powstal.

Perkusista SugarDaddy zaczal jeden ze swoich slynnych, dlugich riffów. Ruby wrzeszczala do

wtóru, zdaje sie, ze cos na lemat dupków w minivanach.

- Nawet nie wiesz, jak sie zawiodlam, gdy twoja matka powiedziala, ze nie ma glowy do

recyklingu - mówila Gabriela. - Pomyslalam, ze moze ty i twoi rodzice powinniscie przyjechac do

Vermont, zeby oderwac sie na chwile. Tam jest czysto. Moze przypomnieliby sobie, co jest swiete.

Jordy usmiechnal sie uprzejmie.

- Wspomne im o tym. Ale tak naprawde rodzice nie zawracaja sobie glowy recyklingiem tylko

z jednego powodu. W naszym domu jest piec do spopielania i po prostu latwiej jest wszystko zrzucac

zsypem. A co do mnie, to wlasciwie zyje na japonskim makaronie o smaku krewetek i kawie, wiec i

tak nie mam co zbierac.

Gabriela patrzyla na niego przerazona.

Vanessa usmiechnela sie szeroko. Tak, Jordy byl antychrystem i z kazda sekunda wydawal jej

sie bardziej milutki. Przysunela sie blizej. SugarDaddy grali dziwnie skoczny kawalek.

Vanessa pochylila sie do Jordy'ego i szepnela mu do ucha:

- W kazdej sekundzie moge cie pocalowac.

Usmiechnal sie samymi kacikami ust i wzial nastepny lyk Baileysa.

Gabriela szturchnela Arla stopa.

- Chodz, kochanie, zatanczymy. Musze upuscic troche pary.

Ale Arlo wpatrywal sie w scene jak zahipnotyzowany, slina zbierala mu sie w kacikach ust.

Vanessa pomyslala, ze ojciec wyglada jak dziecko, które pierwszy raz przyszlo do cyrku.

Przysunela sie jeszcze blizej do Jordy'ego, uniosla twarz. przechylajac sie lekko, aby ominac

jego nos.

- Mam zamiar pocalowac cie wlasnie teraz - szepnela, nim matka zdolala sciagnac Arla z

krzesla.

I wtedy przycisnela swoje usta do jego warg, smakujac Baileysa i róznice miedzy calowaniem

jego a calowaniem Dana I ten pocalunek byl... pyszny.

- 70 -

background image

seks jest lepszy po nartach

- Na pewno nie jest ci zimno? - Serena po raz czwarty zapytala Blair.

Blair miala na sobie tylko rózowa góre od bikini pod grubym bialym, kaszmirowym swetrem, a

do tego obcisle czarne sztruksy Miss Sixty.

Nie byl to moze strój wyczynowca, ale to zalezy, jak sie rozumie slowo „wyczyn”.

Blair oparla sie o ramie Erika i znowu spróbowala wcisnac but w wiazanie.

- Kurcze, nie chce wejsc.

Usmiechnela sie zawstydzona, kiedy Erik przykleknal, zeby jej pomóc. Mial na sobie kurtke z

mechatej welny, sliczny, recznie robiony sweter i czarne obcisle spodnie narciarskie, które

podkreslaly jego dlugie, seksowne uda. Nie, w zadnej mierze nie bylo jej zimno. Ale dzieki, ze Serena

zapytala.

Serena niecierpliwie uderzyla kijkiem w snieg. Chciala juz znalezc sie na stoku, z dala od

starszego brata i najlepszej przyjaciólki. Z jednej strony nawet ja to troche bawilo, bo Blair flirtowala

z Erikiem, a on udawal, ze tego nie widzi. Ale z drugiej strony to wcale nie bylo takie fajne.

Serena zapiela swój rozsadny, chociaz seksowny, lawendowy kombinezon narciarski Ellesse

az pod szyje i naciagnela na uszy szara kaszmirowa czapke. Jesli Nate wkrótce sie nie pojawi,

pojedzie na wyciagu sama. Znajdzie sie cale mnóstwo ladnych chlopców, gotowych sie w niej

zakochac. Niech tylko zobacza, jak Serena scina zakrety. Niech no tylko dostanie sie na stok.

- Dobrze. - Erik wstal i naciagnal mocne rekawiczki z czarnej skóry, - Jak sie trzymaja?

Blair wbila kijki i bujala sie przez chwile, zginajac nogi w kolanach.

- W porzadku - odparla niesmialo. - A jak sie przewróce?

Erik zsunal na nos lustrzane okulary Scotta. Wygladal, jakby jezdzil tu od poczatku sezonu,

chociaz dopiero co przyjechal.

- Nie pozwole ci upasc - obiecal z szerokim usmiechem, jakby sugerowal, ze przez caly zjazd

bedzie ja trzymal za reke.

Serena przewrócila oczami i naciagnela gogle Smitha. Juz zamierzala porzucic tych dwoje i

zostawic Nate'owi wiadomosc u faceta z obslugi wyciagu, gdy dostrzegla na sciezce zlota czupryne.

Nate bez wysilku niósl swoja deske z listkiem marihuany i narty Georgie. Ramiona mial mocne i

szerokie, jak przystalo na budowniczego lodzi. Obok niego szla Georgie. Dlugie, prawie czarne wlosy

- 71 -

background image

opadaly jej az do pasa jak peleryna. Miala na sobie kombinezon z czarnego dzinsu wykonczony

futrem z norek, który wygladal, jakby zostal uszyty specjalnie dla niej przez Toma Forda. Nawet jej

czapka i brazowe, skórzane buty narciarskie byly wykonczone norkami.

- Jest ladniejsza, niz zapamietalam - powiedziala cicho Serena, ale Blair nie uslyszala, zbyt

zajeta udawaniem, ze zoladek nie przewrócil jej sie na widok Nate'a i jego nowej dziewczyny.

Dzielilo ich jeszcze kilkaset metrów, kiedy Nate zdjal narty i deske z ramienia. Bez

najmniejszego wysilku wskoczyli z Georgie w wiazania. A potem podjechali do przyjaciól, slizgajac

sie z wdziekiem jak lyzwiarze figurowi.

- Hej. Milo was widziec.

Nate przez pól nocy patrzyl, jak Georgie, calkiem nago, popija jagermeistera w goracej kapieli

z holenderska druzyna snowboardowa, wiec nie klamal. Naprawde nie mógl sie doczekac poranka.

- Wow! - rzucila z entuzjazmem Georgie na widok Blair. - Masz odwage.

Blair obrzucila Georgie spojrzeniem i rozpiela troche sweter.

- Dzieki - odparla, chociaz nie byla pewna, co Georgie miala na mysli.

- Mam taki sam, tylko ze bialy. - Georgie wskazala na bikini Blair.

Erik i Nate spojrzeli na drobne, lecz calkiem ladne piersi Blair, wyobrazajac sobie, o ile lepiej

wygladalby taki sam, tylko bialy stanik na wiekszych i ladniejszych piersiach Georgie.

Erik wyciagnal kijek do Blair.

- Chodz, bede cie holowal.

Och, jakie to slodkie.

Juz mieli stanac w dlugiej kolejce do wyciagu, kiedy nadjechal Chuck Bass na nowym

snowboardzie Burtona.

- Hej - przywital ich. - Dostalem od holenderskiej druzyny pare wskazówek na rynnie. Ci

goscie sa niesamowici!

Cala piatka patrzyla, jak Chuck podjezdza do wyciagu, omijajac kolejke.

- Chodzcie! - zawolal. - Mam przepustke instruktora!

Zadne z nich nawet nie chcialo wiedziec, jak zdobyl te przepustke. Nie mieli nic przeciwko

temu, zeby z nim jezdzic, jesli to oznaczalo wyciag bez kolejki.

I wlasnie na to Chuck liczyl.

Serena i Georgie ustawily sie pierwsze. Krzeselka byly czteroosobowe, wiec Erik dolaczyl do

dziewczyn, ciagnac za soba Blair. Nie protestowala, choc nie miala ochoty jechac z Georgie.

Ziiiut! Podjechalo krzeselko i unioslo ich w powietrze.

- Iiii! - pisnely jednoczesnie Serena i Georgie.

- 72 -

background image

- Jej! - Blair scisnela ramie Erika.

Tyle lat jezdzila na nartach, a wciaz czula dreszczyk strachu na wyciagu.

Nate i Chuck jechali tuz za nimi. Ich deski uderzyly o siebie, gdy siadali na krzeselku.

- Masz jakies ziele?

Chuck rozpial kieszen na piersi lsniacego, ciemnofioletowego kombinezonu Bogner z

dziwnym, lisim futrem doczepianym do kolnierza i wyciagnal srebrna piersiówke.

- Lyk brandy? - zaproponowal Nate'owi.

- Juz nie uzywam - powtórzyl uparcie Nate.

Spojrzal na buty Chucka. Nosili dokladnie takie same, tyle ze deska Chucka miala wsciekle

rózowy kolor i napis Chiquita Banana. Snowboard dla dziewczyny. Nate podejrzewal, ze kombinezon

Chucka tez jest damski. Albo ten facet jest gejem, albo zwyczajnie mu odbija.

Przed nimi, nad czapka Georgie, pojawil sie klab dymu. Nate mial tylko nadzieje, ze reszta

wykaze troche rozsadku i nic pozwoli jej narobic za duzo glupstw.

Chuck wyciagnal marlboro zza ucha i zapalil. Na szczece rysowal mu sie ciemny zarost. Czyzby

próbowal zapuszczac brode?

- Slyszalem, ze Blair i twoja nowa dziewczyna pobily sie o ciebie w klinice w Greenwich.

Nate machnal reka, odganiajac dym. Zachwycal sie spiczastymi wierzcholkami pieknych,

ciemnozielonych sosen wyrastajacych z bialej pierzynki sniegu pod nimi. Dym wszystko psul.

- Slyszalem tez, ze Georgie i Serena chodzily do tej samej szkoly z internatem w New

Hampshire i ze wylali je w tym samym czasie. Przylapali je. Na tym. - Chuck zlapal sie w kroku,

wcisnal biodra W krzeselko i obrzydliwie wywalil jezyk.

- Watpie - stwierdzil Nate, chociaz nie byl taki pewny.

Wlasciwie nigdy sie nie dowiedzial, za co wywalili Serene z Hanover Academy, a prawie nic

nie wiedzial na temat Georgie. Nie wygladalo na to. zeby wczesniej sie znaly. Choc z drugiej strony

dziewczyny czesto sie dziwnie zachowuja.

Przed nimi Georgie i Serena zapalily po drugim gozdzikowym papierosie.

- Takie pale tylko na wyciagu - wyjasnila Georgie tonem kogos, kto pali rózne rzeczy na

róznych wysokosciach. - Tutaj lepiej smakuja.

- Mmm... - mruknela Serena, zaciagajac sie.

Odwrócila sie, zeby zobaczyc, co u Chucka i Nate'a. Nate patrzyl prosto przed siebie, podczas

gdy Chuck palil i gadal.

- Jaka slodka para - zazartowala.

Georgie zachichotala:

- 73 -

background image

- Widzisz, nawet Chuck uwaza, ze Nate jest milusi.

Blair nic nie powiedziala, ale w glebi duszy miala nadzieje, ze czapka Georgii zapali sie i

dziewczyna spadnie na ziemie, plonac jak dzinsowo - futrzana pochodnia.

Serena pokazala Nate'owi srodkowy palec. A potem usmiechnela sie szeroko i poslala calusa.

Georgie odwrócila sie i zrobila to samo. ale w odwrotnej kolejnosci.

- Wiesz, ze nas kochasz! - wrzasnely obydwie.

Kiedy krzeselka zaczely zblizac sie do stoku. Blair wsunela reke pod ramie Erika. Zsiadanie z

wyciagu jest jeszcze grosze od wsiadania.

- Pamietaj czuby w górze i trzymaj sie mnie - pouczyl ja delikatnie Erik.

Zrobila co kazal, trzymajac go mocno za reke, a potem ramie w ramie zjechali po rampie. Erik

zrecznie zakrecil i zatrzymal sie. Blair wpadla na niego i az przysiadla na tylach nart.

Ups!

Erik zlapal ja i szybko postawil na nogi, przytrzymujac w mocnych, pewnych ramionach.

- Nie martw sie, nikt nie widzial.

Blair zachichotala. Boze, alez on ma oczy! Takie niebieskie. I jest taki... sprawny. Wtedy ja

oswiecilo. Strace cnote z Erikiem w czasie tego wyjazdu! Dlaczego nie? Znali sie cale zycie. To mialo

sens.

Tak samo jak noszenie bikini na sniegu?

tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

W kwestii tej krazacej ostatnio plotki...

Wiem, jakby jedna tylko krazyla. Ale dobrze wiecie, o której mysle. Niektórzy twierdza, ze pewna

blondynka z ostatniej klasy, która zostala w pazdzierniku wywalona z Hanover Academy, nie byla

- 74 -

background image

samotna bohaterka skandalu. Miala wspólniczke: nieslawna, ciemnowlosa dziewczyne z Connecticut.

Przyznaje, troche pogrzebalam w tej sprawie i wyglada na to, ze dziewczyna z Connecticut

rzeczywiscie zostala na krótko przyjeta do Hanover Academy, ale data i okolicznosci jej odejscia

pozostaja niejasne. W ciagu ostatnich czterech lat uczyla sie w szesciu miejscach, a obecnie odbywa

kuracje odwykowa, wiec naprawde trudno przewidziec, kiedy uda jej sie skonczyc szkole. Nic nie

wskazuje na to, by dziewczyny byly przyjaciólkami, nigdy nie widziano ich razem na miescie. Na razie

uznajmy, ze sprawa wymaga dalszych badan. I uwierzcie mi, zbadam ja na pewno.

Wasze e - maile

P: Hej, plotkaro!

Razem z rodzina spedzam ferie wiosenne na Hawajach, poniewaz mam czterech mlodszych

braci, którzy uwielbiaja surfowac - wiem, moje zycie to pieklo. No, w kazdym razie bylo

pieklem. Teraz nie jest tak zle. Ostatniego wieczoru, gdy pilnowalam braci na basenie,

zagadal do mnie chlopak o krótko przycietych dredach, który pilnowal innego dzieciaka.

Wiem, ze to dosc szybko, ale mysle, ze sie zakochalam. Oboje wierzymy w te same idealy,

to jest w absolutny wegetarianizm, muzyke i pacyfizm. No, wiesz, zeby robic muzyke

zamiast wojny. Problem polega na tym, ze jestem z Kalifornii i w przyszlym roku ide do UC

Berkeley, a on mieszka w Nowym Jorku i idzie na Harvard. Myslisz, ze to bardzo zle stracic

cnote w czasie ferii wiosennych z chlopakiem, którego ledwo sie zna?

odpierwszegowejrzenia

O: Droga odpierwszegowejrzenial

Zadajesz pytanie, które ciagle sie powtarza, wiec lepiej odpowiem, nim bedzie za pózno!

Przede wszystkim, jak sama piszesz: ty i pan Absolutny Wegetarianizm mieszkacie na

dwóch krancach kontynentu. Teraz pewnie nie wydaje ci sie to problemem, ale moze lepiej

zaczekac i zobaczyc, czy któremus z was bedzie sie chcialo leciec taki kawal dla twojej

wielkiej nocy. Wtedy sie przekonasz, czy to prawdziwa milosc, czy raczej prawdziwe

pozadanie! Po drugie ferie wiosenne dopiero sie zaczely. Pan A.W. moze i dobrze wygladal

wczoraj wieczorem przy basenie, ale byc moze jutro rano trafisz na pana Jeszcze Lepszego,

zajadajacego sojowy bekon przy stole w jadalni. A poniewaz nie chcesz zaslynac jako Latwa

Wegetarianka z Waikiki, moze nic dokonuj pochopnych wyborów i ogranicz sie do dzialan

powyzej pepka. Nie mam nic przeciwko calowaniu sie z wiecej niz jednym chlopakiem w

- 75 -

background image

czasie ferii, a nawet w ciagu jednego dnia! Baw sie dobrze!!

P

Na celowniku

J myszkuje w okolicach Upper East Side z lornetka na szyi. Moge calkiem spokojnie stwierdzic, ze

raczej nie jest ornitologiem. Jej wysoki blond chlopak, L, znowu robi zakupy u Bendela Kupuje

skórzane damskie rekawiczki w duzym rozmiarze, zdecydowanie za duze dla J. D Idzie spacerkiem z

Village w strone centrum, palac jednego papierosa za drugim i szperajac w ksiegarniach. Nasi

przyjaciele w Sun Valley obserwuja druzyne holenderskich snowboardzistów w akcji i popijaja grzane

wino. S i G gawedza, B przysiadla E na kolanach, N i C siedza razem bardzo blisko, trzymaja sie za

rece i zastanawiaja sie, który z Holendrów jest najprzystojniejszy. Zartuje. Ale calkiem serio, na

nartach najistotniejsze jest to, co dzieje sie miedzy zjazdami.

Nie zapomnijcie opowiedziec mi o wszystkich swinstwach, które wyczyniacie.

I wiecie co? Juz sie opalilam!

Wiem, ze mnie kochacie.

plotkara

D unika banalów z E

- Nie wierze, ze wlozyles w to rece! - wykrzyknela Jenny, marszczac nos i patrzac, jak Leo

ugniata wlasnymi rekoma surowe jajka, maslo, cukier, make i kakao. To on wpadl na pomysl, zeby

upiec ciasteczka czekoladowe, ale oczywiscie musieli je robic u niej w domu, nie u niego.

- Mama mnie nauczyla. Tylko w ten sposób naprawde dobrze polaczysz skladniki, jesli nie

masz miksera.

Leo podwinal do lokci rekawy koszuli w bialo - czerwona krate i przygryzl w skupieniu dolna

warge - uosobienie wdzieku. Rekoma wyrabial ciasto w wielkiej, ceramicznej misie.

- Och, naprawde? - mruknela Jenny, przesiewajac nastepny kubek maki. - Twoja mama lubi

gotowac?

Kiedy sie mieszka w eleganckim budynku przy Park Avenue, to chyba zatrudnia sie wlasnego

kucharza?

- 76 -

background image

- W pewnym sensie. Najbardziej lubi piec ciasteczka.

Aha! Widzicie? Gotowanie to po prostu jeszcze jedno jej hobby, jak ubieranie psa w ubrania

od znanych projektantów i wstrzykiwanie sobie botoksu w twarz.

Leo nabral na palec troche slodkiego ciasta i podsunal Jenny.

- Spróbujesz?

Jenny tak byla zaabsorbowana myslami o matce Lea piekacej czekoladowe ciasteczka, kiedy

kucharz ma wolny wieczór, ze tylko otworzyla usta i porzadnie oblizala podsuniety palec.

Och!

- Ups. Chyba wam przeszkodzilam - zauwazala Elise, stajac w drzwiach do kuchni. - Jestescie

tacy slodcy - dodala bezbarwnym glosem.

Dzwonek na dole odezwal sie zaledwie przed chwila, ale po wpuszczeniu Elise Jenny tak sie

skupila na pieczeniu ciastek Z Leem, ze zupelnie zapomniala o przyjaciólce. Wziela drewniana lyzke,

która naszykowala do mieszania ciasta.

- Chcesz spróbowac?

Elise zmarszczyla nos.

- Nie. Poczekam, az sie upieka. Dan jest w domu?

Jenny wzruszyla ramionami. Nie zauwazyla, zeby wychodzil.

- Wydaje mi sie, ze jest, bo czuje zapach dymu.

Elise ruszyla korytarzem do pokoju Dana.

- Zawolajcie mnie, jak ciastka beda gotowe!

Dan lezal na lózku i próbowal wymyslic synonim slowa „pozadanie”, który rymowalby sie z

„zegarkiem”. Zegarek - barek, lewarek, koszmarek, ogarek. Nie zaszedl zbyt daleko.

- Moge wejsc? - zapytala Elise, stajac przed drzwiami.

- Jasne. - Dan usiadl i zamknal swój maly czarny notatnik. Elise miala na sobie czarny golf, w

którym wygladala powazniej i jakby doroslej. - Co jest?

- Nic. - Usiadla na brzegu lózka. - Co piszesz?

Dan zeskoczyl z lózka i rzucil notatnik na biurko. Siegnal po paczke cameli i zapalil jednego.

Zaciagnal sie gleboko, potrzasajac glowa z mysla o rymach.

- Szybko: slowo, które sie rymuje z „zegarek”.

- Pieczarek - odpowiedziala blyskawicznie Elise.

Dan spojrzal na nia.

- Ale to nie jest w mianowniku. To sie nie liczy.

- No, chyba masz racje.

- 77 -

background image

Wstala i podeszla do biurka. Przewyzszala Dana o jakies dziesiec centymetrów. Przez ten

wzrost wydawala sie starsza. I przez ten styl: koszulka porzadnie wsunieta w dzinsy, sweter zapiety

na ostatni guzik. I wcale nie wygladala sztywno, raczej emanowala pewnoscia siebie, jakby mówila:

„Jestem kobieta i tak wlasnie sie nosze”.

Otworzyla od niechcenia jeden z jego notatników.

- Wiec to tu wszystko zapisujesz?

W pierwszym odruchu Dan chcial wyrwac jej notatnik z reki, ale Elise to przeciez nie Vanessa.

Nie bedzie sie nabijac z jego slabszych wierszy ani naciskac, zeby te lepsze gdzies wyslal.

- Aha, cos ci pokaze.

Dan otworzyl swoja czarna torbe na ramie i wyjal z niej ksiazke z cwiczeniami pisarskimi.

Kupil ja wczesniej tego dnia wlasnie dla Elise.

- W podziekowaniu za ciastka.

Elise wziela ksiazke i przejrzala ja.

- Och, to jak prace domowe. Jakbym juz nie miala dosc lekcji.

- Ale to co innego - powiedzial Dan, wyjmujac jej ksiazka z dloni i otwierajac na jednym z

cwiczen. - Unikaj oczywistosci. Zrób liste wszystkich banalów, które kiedykolwiek slyszales, i nigdy

ich nie uzywaj. - Podniósl wzrok. - Widzisz? To zabawne!

Elise spojrzala na niego, jakby byl nienormalny.

- To pewnie zabawniejsze od patrzenia, jak przyjaciólka oblizuje czekoladowe ciasto z palca

swojego chlopaka. - Wziela dlugopis i otworzyla notes Dana na czystej stronie. - A co to wlasciwie sa

te banaly? - spytala, niespeszona swoja niewiedza.

Danowi nawet sie to spodobalo.

- Na przyklad „milosc od pierwszego wejrzenia”, „twardy jak skala”, „slepy jak kret”. Takie

rzeczy, które slyszalas tysiace razy.

- Aha. — Usiadla na lózku i napisala cos. Potem podala notatnik Danowi. - Dobra, twoja

kolej.

Juz mial napisac „historia lubi sie powtarzac”, kiedy zobaczyl, ze Elise napisala: Dlaczego

pocalowales mnie wczoraj na ulicy?

Zgasil papierosa i zlapal mocno dlugopis, zeby uspokoic drzace palce. Z powodu ciastek,

napisal. I z powodu chleba. Wlasciwie to sam nie wiedzial, dlaczego ja pocalowal. Oddal jej notatnik,

a Elise przeczytala, co napisal, nie podnoszac na niego wzroku. Potem odpisala cos i podala mu

notes.

Pocalujesz mnie znowu?

- 78 -

background image

Dan zamknal drzwi, rzucil notes i odwrócil sie do Elise. Pocalowal ja mocno i wyszarpal jej

koszulke z dzinsów.

Elise krzyknela cicho i zrobila krok w tyl. Dan ja puscil. Nagle nie wydawala mu sie juz taka

dorosla. Jej niebieskie oczy byly szeroko otwarte, a usmiech nie przypominal usmiechu, raczej

grymas przerazenia.

- Przepraszam.

- Nie szkodzi - powiedziala bardziej do siebie niz do niego. - Nic mi nie jest.

Dan dostrzegl blady waleczek dzieciecego tluszczu zwijajacy sie nad paskiem dzinsów.

Zauwazyla jego spojrzenie, wiec szybko wcisnela koszulke z powrotem w spodnie.

Frajer, zbesztal sie w myslach Dan. Elise miala dopiero czternascie lat, a on prawie skonczyl

osiemnascie. To bylo gorzej niz oblesne. Zachowal sie jak skonczony dupek.

Elise nadal tam stala i czekala, az Dan znowu ja pocaluje, u on nagle wkurzyl sie na nia,

chocby za to, ze uwazala pocalunek za dobry pomysl.

Odwrócil sie i usiadl przed komputerem, klikajac myszka.

- Pewnie ciastka sa juz gotowe - odezwal sie chrapliwym glosem.

Nawet nie drgnela, wiec zaczal sprawdzac poczte elektroniczna. Caly czas siedzial odwrócony,

az w koncu uslyszal, jak Elise podchodzi do drzwi.

- Myslalam, ze chcesz byc moim chlopakiem - wymamrotala przez scisniete gardlo.

Chwile potem Dan uslyszal trzepniecie drzwiami wejsciowymi.

Wzial notes i otworzyl go na czystej stronie.

Z powodu ciastek, z powodu chleba, napisal i urwal.

Troche trudno bylo znalezc inspiracje.

V zdecydowanie za duzo protestuje

- Wiem, ze piszesz teraz prace i ze widzielismy sie wczoraj wieczorem, ale nie chcialbys sie

spotkac na kolacji? - Vanessa prawie krzyczala w sluchawke.

- Na przyklad teraz? - zapytal Jordy.

- Tak. Teraz.

Z salonu dobiegaly tantryczne zaspiewy. Rodzice Vanessy urzadzili z przyjaciólmi artystyczny

wieczór „krzesanie iskry z twórczego krzemienia”. Cokolwiek to, do cholery, znaczylo.

- 79 -

background image

- Moge spotkac sie z toba gdzies w twojej okolicy - zaproponowala. - Gdziekolwiek.

- Wow! - powiedziala Vanessa, gdy sie zjawila w umówionym miejscu.

Mimo swojej nazwy: U Bubby, wioska knajpka w poblizu Columbii okazala sie calkiem mila.

Vanessa spodziewala sie stolików z cerata w czerwono - biala kratke i frytek do kazdego dania. Ale

stoly nakryto bialymi obrusami, wszedzie staly swiece i slychac bylo stary jazz. Dopiero dochodzilo

wpól do szóstej i restauracja swiecila pustkami. Ale nawet to wydalo jej sie romantyczne, w taki

bardzo staroswiecki sposób.

Jordy juz siedzial przy stole i zamówil butelke czerwonego wina. Kelner wzial od Vanessy

czarna welniana kurtke i odsunal dla niej krzeslo.

- Czuje sie tak dorosle.

Jordy wzruszyl ramionami, jakby juz sie do tego przyzwyczail. W koncu uczyl sie w college'u.

- Podoba mi sie twoja szminka.

Vanessa nie umiala powiedziec, czy zartowal, czy mówil serio. Jordy mial caly czas arogancki,

a zarazem uprzejmy wyraz twarzy, przez co niezwykle trudno bylo odgadnac jego intencje. Szkoda, ze

jego nos nie pelnil roli barometru, wydluzajac sie albo skracajac zaleznie od nastroju.

Choc Vanessa bynajmniej nie chciala, aby ten nos jeszcze sie wydluzyl.

- Moi rodzice urzadzili w naszym mieszkaniu jakies dziwaczne spiewy. Z cala banda tak

zwanych artystów - oznajmila Vanessa, krzywiac sie. Rozlozyla serwetke i polozyla ja na kolanach. -

Nie moge sie doczekac, kiedy wreszcie wyjada.

Jordy wzial lyk wina, zacisnal waskie wargi, jakby naprawde rozkoszowal sie smakiem. Jego

drogie okulary lezaly na stole i Vanessa po raz pierwszy zobaczyla, ze Jordy ma zlocistobrazowe oczy.

Jak lew.

Rychlo w czas - zauwazyc kolor oczu chlopaka... po tym, jak juz go calowala!

- Moim zdaniem twoi rodzice sa niesamowici - stwierdzil. - To wymaga ogromnego wysilku i

wielkiej odwagi byc tak... na uboczu.

Vanessa uniosla brwi.

- Jasne. - Dosunela sie na krzesle do stolu i oparla lokcie na obrusie. - Wiesz, kiedy bylam

mala, zdrapywalam strupy. Male zadrasniecie albo slad po ugryzieniu owada potrafilam wielokrotnie

rozdrapywac do krwi. I wiesz, co powiedziala moja matka? Ze powinnam zostawiac strupy, zeby tata

zrobil z nich dzielo sztuki. Czy to nie jest najbardziej pokrecona i chora rzecz, jaka w zyciu slyszales?

Wiekszosc matek martwilaby sie, ze zostana blizny, albo zabralyby dziecko do psychiatry. Moi rodzice

interesuja sie tylko soba i swoja „praca”.

- 80 -

background image

Jordy wzruszyl ramionami.

- Moze to byl zart.

Zmarszczyla brwi i rozlozyla menu. Antipasti, promi, secondi, dolci - przeczytala. Zart? Nigdy

nie slyszala, zeby matka powiedziala cos chocby odrobine zartobliwego.

- Nie sadze.

Jordy patrzyl, jak Vanessa przeglada menu.

- Ale mimo wszystko ich podziwiam. W koncu pozwalaja tobie i twojej siostrze mieszkac

samodzielnie. Niewielu rodziców sie na to by zgodzilo.

- Fakt, niewielu - przytaknela kwasno.

- Wlasciwie to chcialbym pojechac do Vermont i zobaczyc, jak zyja - dodal z entuzjazmem

Jordy.

Zaniepokojona, podniosla wzrok.

- Po co?

- Nie wiem. Nie poznalem znowu tak wielu ludzi, którzy sa... no wiesz... inni. Chyba jestem

zwyczajnie ciekawy. - Upil lyk wina i znowu zacisnal usta. - Mama wspomniala mi, ze mialas

chlopaka i ze to bylo calkiem na powaznie. Juz sie skonczylo, czy jak?

Vanessa zamknela menu, niczego nie wybierajac. Wlasciwie i tak nie byla glodna, chciala sie

tylko wyrwac z domu.

- Tak, to juz skonczone. Teraz juz nawet nie jestesmy przyjaciólmi. - Zwykle mówila

zgorzknialym tonem, jakby wszystko miala gdzies, ale tym razem glos zadrzal jej z emocji. - Nie

zebym miala cos przeciwko temu - dodala z przekasem.

Przyszedl kelner i Vanessa zamówila salatke. Czula sie jak jedna z tych wychudzonych

blondynek z klasy, które jadly tylko salate i galaretke owocowa.

Jordy wzial kawalek chleba z koszyka.

- Wiec... to ty z nim zerwalas czy na odwrót?

Dlugimi, delikatnymi palcami zanurzyl chleb w malej miseczce z oliwa.

Wlasciwie nigdy sie nie zastanawiala, kto z kim zerwal. W gruncie rzeczy nie bylo oficjalnego

zerwania. Kiedy zobaczyla, jak Dan zabawia sie z Mystery Craze na scenie w klubie poezji, przestala

odbierac od niego telefony. Jezeli ktos z kims tu zerwal, to ona z nim. Ale czy to znaczy, ze on w ogóle

niej zamierzal z nia zrywac?

Nie bardzo mogla sie w tym polapac.

- Chyba... to ja niechcacy z nim zerwalam - wypalila. - Bo mnie zdradzal.

Dziwnie sie czula, rozmawiajac z innym facetem o Danie. W ogóle dziwnie bylo rozmawiac z

- 81 -

background image

kims innym, poniewaz do tej pory rozmawiala tylko z Danem. Ale arogancka szczerosc Jordy'ego byla

wlasnie taka... szczera. Vanessa poczuta, ze drzy jej warga, a oczy wypelniaja sie lzami. Co sie z nia

dzieje?

No prosze, prosze. To sie zdarza nawet najlepszym z nas.

Jordy z powrotem zalozyl okulary.

- Przepraszam. Nie musimy o tym rozmawiac, jesli nie chcesz. - Na jego bladych policzkach

pojawily sie rumience. Wlasciwie zapytalem tylko z egoistycznych powodów. - Znowu zdjal okulary i

ostroznie polozyl je obok miseczki z oliwa. Potem podniósl wzrok i spojrzal zlocistymi oczami prosto

w jej oczy. - Naprawde cie lubie.

Lecial Miles Davis. Plomienie swieczek zadrzaly. Nagle Vanessa poczula sie, jakby ogladala

jeden z tych kiepskich romansów, których nie znosila.

- Ja tez cie lubie - zaszlochala, przerazona.

Gdyby byla z Danem, wybuchlaby smiechem i powiedziala, zeby sie odchrzanil, bo przez niego

sie poplakala. Ale Jordy to nie Dan. Gdyby powiedziala, zeby sie odchrzanil, to pewnie by to zrobil.

Otarla mokre policzki w lniana serwetke, brudzac ja szminka Ruby.

- Przepraszam. Chyba rodzice naprawde potwornie mnie stresuja. - Odlozyla serwetke i

wziela lyk wody. - Powiedz mi cos o Columbii - Na przyklad, które zajecia najbardziej lubisz?

Jakby w ogóle ja to ciekawilo. Teraz jest juz calkiem jasne, ze Jordy interesuje sie nia tylko z

powodu jej rodziców, którzy sa tacy „alternatywni”, a ona zainteresowala sie nim, poniewaz wydal

jej sie calkiem „niealternatywny”. Poza tym jej mysli byly teraz zbyt zajete nowym odkryciem, zeby

mogla sluchac Jordy'ego. Odkryciem, które przetwarzal jej umysl, byl fakt, ze nadal kochala Dana.

ona po prostu chce kogos, kogo moglaby pokochac

Przez caly dzien jezdzili na nartach, a potem przez godzine ogladali wyczyny holenderskich

snowboardzistów. Pod wieczór wszyscy udali sie do knajpki u podnóza góry na zasluzone piwo. W

knajpce buzowal ogien, dudnilo pianino, a kelnerki nosily dzinsowe kamizelki i nic pod spodem.

Serena usiadla obok Jana, jednego z Holendrów. Wszyscy w druzynie byli atletycznie

zbudowanymi, przystojnymi blondynami, ale wybrala Jana, poniewaz, gdy jezdzil na desce, wystawial

kciuki w bardzo dziwny i slodki sposób, jakby calej górze pokazywal, ze jest w porzo.

- Czy wszystkie dziewczyny w Nowym Jorku sa równie sliczne jak ty i twoja przyjaciólka? -

- 82 -

background image

zapytal ze swoim czarujacym holenderskim akcentem.

Serena zachichotala. Przepadala za takim czarusiami.

- Ale z was szczesciarze, ze mozecie tak codziennie.

Jan rozesmial sie i pociagnal lyk ciemnobursztynowego piwa.

- Nie jezdzimy na desce przez caly czas. Ja ucze sie na uniwersytecie w Minsku. Studiuje

stomatologie.

- Och...

Serena wyobrazala sobie, ze cala druzyna mieszka w chacie na jakims alpejskim szczycie, ze

wszyscy przez caly dzien jezdza na desce i co wieczór sie upijaja. Pomyslala, ze fajnie by bylo byc

jedyna dziewczyna w druzynie. Moglaby im obcinac wlosy i robic francuskie tosty na sniadanie. A

wieczorami zwijaliby sie przy kominku i opowiadali sobie historie o duchach.

- A reszta? - zapytala. Moze po prostu wybrala sobie niewlasciwego faceta.

- Conrad ozenil sie z Wloszka, mieszkaja w Bolonii. Franz mieszka razem ze mna w

akademiku. Josef, Sven, Ulrich i Gan mieszkaja razem w Amsterdamie.

Amsterdam to powinno byc naprawde odlotowe miasto. Spojrzala na czterech chlopców po

drugiej stronie stolu. Wszyscy tak samo blond, tak samo atletyczni i tak samo super.

- W akademiku dla gejów - dodal Jan.

- Och - odparla Serena z wymuszonym usmiechem.

Moze nastepnym razem bedzie miala wiecej szczescia.

- Poprosze jeszcze jedna cole - powiedzial Nate do ladnej kelnerki w butach na kozuszku.

Chuck zamówil kolejne trzy dzbanki piwa Sun Valley dla calego stolika. Georgie zdazyla juz

wypic caly dzbanek w pojedynke. Pewnie trzeba bedzie ja zaniesc do domu.

- Nie moge uwierzyc, ze zjechalam po najtrudniejszej trasie bez jednej wywrotki - westchnela

Blair po raz czterdziesty piaty. Pociagnela malenki lyka piwa i usmiechnela sie szeroko do Erika. -

Jestes o wiele lepszym nauczycielem od tych wszystkich instruktorów.

Prawda byla taka, ze Blaire prawie cala trase zsuwala sie bokiem i nieustannie piszczala. Ale

przynajmniej udalo jej sie nie nabrac sniegu miedzy niemal odkryte piersi. To spory wyczyn.

- Jestes coraz lepsza - odparl Erik.

Blair zapiela kaszmirowy sweter, zaslaniajac biust. Na szczescie nosila dzinsy biodrówki, wiec

kiedy tak siedziala z wyprostowanymi plecami, oparta o stól, Erik widzial górna czesc jej pupy. To

bylo calkiem mile.

- Serena?! Zaloze sie o sto dolarów, ze wypije swoje piwo szybciej od ciebie - rzucila

wyzwanie Georgia.

- 83 -

background image

Teraz, kiedy nie bylo z kim flirtowac, Serena ucieszyla sie, ze ma co robic. Zebrala do tylu

dlugie wlosy, zwichrzone od jazdy na nartach, i upiela je w wezel. Wziela kufel. Wszyscy przy stole

patrzyli, rozradowani i zaciekawieni.

Chociaz nie, nie wszyscy byli rozbawieni.

Nate zmiazdzyl w zebach kostke lodu. Juz sobie wyobrazal, jak to sie skonczy. Obie

dziewczyny kompletnie sie zaleja, beda rzygac, a potem przez nastepnych kilka dni nigdzie sie nie

rusza z powodu kaca. Nieszczesliwy, dasal sie nad szklanka z cola. Koniec z nartami. Koniec zabawy.

- Pokaz jej, jak to sie robi, Georgie! - podpuszczal dziewczyny Chuck.

- Tak? - Serena uniosla kufel do ust. Wtedy zauwazyla, ze Nate kreci glowa, wiec odstawila

kufel. - Co ja wyprawiam? Ty to masz we krwi. Cala twoja rodzina to slynni alkoholicy.

- Wielkie dzieki! - wykrzyknela Georgie. Strzelila Serene koscistym lokciem. - Dawaj, pijemy!

Serena odsunela kufel.

- Nie warto. Jesli to wypije, zwymiotuje na stól. A ty i tak mnie pobijesz.

Georgie wzruszyla ramionami, odchylila glowe i wlala w siebie caly dzbanek za jednym

podejsciem.

- Pieprz sie, wygralam! - beknela na zakonczenie.

- Na zdrowie - mruknal Nate.

Wszyscy spojrzeli na niego.

- Natie jest wsciekly, bo jeszcze nie mial okazji tego zrobic - pisnela radosnie Georgie. -

Zawsze za bardzo jestem napruta.

Zapadlo niezreczne milczenie.

Blair zerknela na zegarek.

- Chyba powinnismy juz wracac do hotelu, zeby zdazyc do sauny przed kolacja.

Nie wiedziala na pewno, czy hotelowa sauna jest koedukacyjna, ale mysl, ze znajda sie z

Erikiem w jednym pomieszczeniu, spoceni i w samych recznikach, bardzo poruszala jej wyobraznie.

Natarlby jej plecy lawendowym olejkiem i...

- Aha... Moje czworoglowe sa w naprawde fatalnym stanie - zgodzil sie Nate, pocierajac uda.

Zerknal zalosnie na Georgie. - Naprawde niezle by mi zrobila goraca kapiel.

Georgie klasnela w dlonie. Oczy jej rozblysly.

- Chodzmy wszyscy do mnie na goraca kapiel!

Przez caly czas byla tak nakrecona, ze Nate zastanawial sie, czy w klinice nie przepisali jej

jakiegos leku przeciwdepresyjnego. Wiedzial tylko, ze piwo najwyrazniej jej nie uspokajalo.

Chuck juz zapinal plaszcz, zbierajac sie do wyjscia.

- 84 -

background image

- Zrobie dla wszystkich mój slynny koktajl z brzoskwiniówki! - Uniósl koszulke i zatrzepotal

rzesami. - „Wlochaty pepek Chucka”.

Pychota.

Nate nadal nie rozumial, dlaczego Chuck najwyrazniej mieszka w domu Georgie, skoro ma

calkiem porzadny apartament w Christianie, najbardziej luksusowym hotelu w miescie, w którym

zatrzymali sie jego rodzice.

Pianista zaczal grac stara piosenke Billy Joela. Przygasly swiatla. Skonczyly sie godziny ze

znizkowym piwem. Serena przyjrzala sie Nate'owi. Faktycznie, od razu widac, ze nie spedzal dosc

czasu sam na sam ze swoja dziewczyna. Odsunela krzeslo i naciagnela sweter przez glowe.

- Kuszaca propozycja, ale musimy wracac. Obiecalam rodzicom, ze spotkamy sie z nimi o

siódmej trzydziesci na kolacji. Musimy wczesniej wziac prysznic i tak dalej.

Georgie posmutniala.

- Och, daj spokój. Zadzwoncie i wytlumaczcie im, ze jestescie zajeci.

Latwo powiedziec. Ona praktycznie nie miala rodziców.

Serena zerknela na Erika. Porozumieli sie bez slów, tak jak to potrafi rodzenstwo.

- Przykro mi - stwierdzila stanowczo.

Nate próbowal pojac, jak to sie stalo, ze wyladowal tu z taka Georgie, pozbawiona krztyny

rozumu, podczas gdy jego eksdziewczyna i najlepsza kumpela okazaly sie chodzacym uosobieniem

zdrowego rozsadku.

Georgie wstala i usiadla mu na kolanach. Odchylila glowe, opierajac ja na jego ramieniu. Jej

ciemne, jedwabiste wlosy pachnialy piwem i gozdzikami.

- W takim razie bedziemy musieli zabawic sie bez nich - powiedziala.

Blair usmiechnela sie krzywo.

- A to pech! - Krzywy usmieszek zamienil sie w triumfujacy. - To co, idziemy? Umieram z

glodu!

Chuck usiadl sztywno na kolanach Georgie, krecac tylkiem. Potem wstalo szesciu

holenderskich snowboardzistów i dosiedli sie po kolei jeden na drugim, kompletnie zgniatajac

Nate'a. Wszyscy poza Janem, który patrzyl z mina zbitego psiaka, jak Serena wychodzi.

- Milej kolacji! - krzyknal Chuck. - My rzucimy sie na kanapke!

Blair i Erik pospiesznie zebrali rekawiczki, okulary i ruszyli do wyjscia. Serena wcisnela czapke

pod ramie i ruszyla zaraz za nimi. Obejrzala sie jeszcze, slyszac pisk Georgie. Cale towarzystwo

spadlo z krzesla, tworzac rozchichotany stos na podlodze. Jan skoczyl na sama góre. Nawet Nate

usmiechal sie wbrew sobie.

- 85 -

background image

Serena spojrzala na nich tesknie. Zawsze byla w centrum zabawy, a teraz ugrzezla z Blair i

Erikiem, którzy tak byli soba zachwyceni, ze ledwo zauwazali jej istnienie. Ale rodzice czekali. Nie

mogla wystawic ich do wiatru, reszte ferii mialaby z glowy. Odwrócila sie do wyjscia. Zostalo jeszcze

piec dni. Postanowila sobie, ze bedzie sie dobrze bawic, chocby nie wiem co. Czy nie z tego wlasnie

slynela?

Tak - i z wielu innych rzeczy.

kiedy juz myslisz, ze kogos znasz...

Leo odlozyl ostatnia miske na suszarke.

- Musze juz isc.

Jenny przestala pogryzac ciastko. Upiekli dwadziescia, a zostalo juz tylko dwanascie. Oblizala

okruszki z palców i spojrzala na chlopaka spod dlugich rzes. Próbowala odgadnac prawde.

- Dokad?

Leo oparl sie o popekany, zólty, laminowany blat kuchenny i zaczal bawic sie pokretlami

zmywarki. Marx, czarny, tlusty kot Humphreyów, drzemal wyciagniety na brudnej kuchennej

podlodze. Leo odchrzaknal, a Marx uderzyl niespokojnie ogonem.

- Mam cos do zalatwienia - odparl niejasno.

- Moge isc z toba?

Przestapil z nogi na noge i nerwowo prychnal.

- To naprawde nic ciekawego.

Jenny nie dala za wygrana.

- Chyba niczego przede mna nie ukrywasz, prawda?

Rozesmial sie.

- Czego na przyklad? Ze tak naprawde jestem Spidermanem?

Jenny zaczerwienila sie. Podeszla do lodówki, otworzyla drzwi i zaraz je zatrzasnela.

- Sama nie wiem. Uwazam, ze to naprawde dziwne. Wiecznie jestes zajety i nigdy nie

mówisz, co robisz.

Leo schowal dlonie do kieszeni.

- Jesli naprawde chcesz ze mna isc, to chodz.

Jenny próbowala zachowac spokój. Udalo sie. Zaraz pozna wszystkie sekrety Lea,

- 86 -

background image

tajemniczego multimilionera.

- Dobra.

Wsiedli do autobusu na Dziewiecdziesiatej Szóstej, a potem poszli Park Avenue w strone

budynku przy Siedemdziesiatej. Ulica byla opustoszala i ciemna, wszyscy wyjechali na ferie.

- To tylko kilka przecznic stad - wyjasnil jej Leo.

Jenny zadrzala; nie mogla sie juz doczekac.

Kiedy doszli do budynku z zielona markiza, odzwierny uchylil przed Leem kapelusza. Pojechali

winda na góre.

- Jej!

Jenny zaparlo dech, kiedy winda sie otworzyla: otwierala sie wprost na salon. Caly byl

urzadzony w bieli, czerni i zlocie. Posrodku, na czarno - bialej marmurowej podlodze, stal okragly

pozlacany stolik z ogromna biala waza w ksztalcie labedzia wypelniona czarnymi rózami. Po lewej

stronie biegla zlota balustrada schodów prowadzacych w dól do pokoju tak ogromnego, ze mógl byc

jedynie sala balowa.

- Wiem. Czyste wariactwo - zgodzil sie Leo. - Daphne! - zawolal.

Jenny uslyszala skrobanie pazurów o marmur i do salonu wbiegl ogromny bialy mastiff, ten

sam, z którym juz widziala Lea na spacerze. A wiec to Daphne. Suka podeszla i polizala Lea po rece.

- Dobra dziewczynka.

Jenny patrzyla oniemiala, jak Leo otwiera szafe i wyjmuje plaszczyk z Burberry i obroze do

kompletu. Daphne stala cierpliwie, pozwalajace sie ubierac. A polem Leo przyklakl i zalozyl jej te

okropne, zapinane na rzepy buty z rózowej skóry.

- No prosze... Mozemy juz isc.

Jenny nadal nie rozumiala, dlaczego to Leo wychodzi z psem, a nie któras z pokojówek, ale

postanowila sie nie odzywac, zwlaszcza ze najwyrazniej Leo tak bardzo kochal Daphne.

- Zrobimy z nia tylko male kóleczko po okolicy. Musze kupic madame lakier do wlosów w

drogerii. Bedziesz mogla popilnowac Daphne przed sklepem?

- Jasne. - Jenny nie spuszczala wzroku z butów psa.

Leo mówil na swoja matke madame?

Zatrzymali sie przed Zitomer przy Madison. Jenny chwycila plócienna smycz w krate, a Leo

wszedl do sklepu po lakier. Schylila sie, a Daphne podala jej obuta w rózowy but lape.

- Zaloze sie, ze pozwala ci spac w swoim lózku. I zaloze, sie, ze mozesz wchodzic na

wszystkie meble.

Leo wyszedl ze sklepu z ogromna torba pelna butelek z lakierem do wlosów Redken.

- 87 -

background image

Zachichotal:

- Madame mnóstwo tego zuzywa.

Wzial smycz i szybko wrócili do budynku z zielona markiza.

- Musze jeszcze ja nakarmic, podlac kwiaty i takie tam. To naprawde nic ciekawego. Chcesz

wrócic do domu taksówka czy mam cie odprowadzic do autobusu?

Jenny nie wiedziala, co powiedziec. Zupelnie, jakby chcial ja wyprosic.

- Chyba wezme taksówke - odparla sztywno.

- Dobra. Walter ci pomoze - powiedzial Leo, kiwajac glowa w strone odzwiernego. Pocalowal

ja w policzek. - Nie jedz juz dzisiaj wiecej ciastek, bo sie pochorujesz. Zadzwonie pózniej, dobrze?

Jenny usmiechnela sie ponuro i podeszla do kraweznika, zeby zlapac taksówke. Chwile

potrwalo, nim Walter jakas zatrzymal. Kiedy tylko zamknal za nia drzwi, a ona podala kierowcy adres,

opadla na tylne siedzenie i zaszlochala.

Taksówka utknela na swiatlach zaraz na nastepnym skrzyzowaniu. Jenny przez lzy

spiorunowala wzrokiem dom Lea. Swiatlo sie zmienilo i kierowca zaczal skrecac za róg, kiedy za-

uwazyla, ze Leo wychodzi.

- Prosze poczekac - powiedziala kierowcy. - Zmienilam zdanie. Wysiadam.

Zaplacila szybko i wyskoczyla z taksówki. Pospiesznie ruszyla za Leem.

Szedl w strone przedmiescia, az doszedl do Osiemdziesiatej Pierwszej. Potem skrecil w

prawo, przeszedl Park Avenue i Lexington i wreszcie zatrzymal sie przed dwupietrowym budynkiem z

brazowego piaskowca. Jenny skoczyla za stos worów ze smieciami. Obserwowala z ukrycia, jak Leo

schodzi dwa schodki do sutereny, wyjmuje klucze i otwiera metalowa bramke. Kiedy ja uchylil, Jenny

zobaczyla oparty o dwa kosze wyscigowy rower. Leo zamknal brame i zniknal.

Jenny czekala jeszcze pól godziny, kucajac za smieciami. Po czesci spodziewala sie, ze Leo

zaraz wyjdzie z innym psem na smyczy. Ale nie wyszedl, za to wydawalo jej sie, ze zobaczyla swiatlo

telewizora rozblyskujace za grubymi, szarymi zaslonami. W koncu dala sobie spokój i wrócila do

domu.

Kiedy juz myslisz, ze kogos poznalas, odkrywasz, ze w ogóle go nie znasz.

O posyla kolejne listy z nurtem rzeki

Drugiego dnia w pracy Dan nawet juz nie próbowal szukac poczty. Zamiast tego stanal na

- 88 -

background image

koncu molo i jeden po drugim wrzucil do rzeki Hudson szesc listów Siga Castle'a - Jeden z listów byl

zaadresowany do Mystery Craze, podopiecznej Rusty Klein, co dalo Danowi pewna satysfakcje. O ile

wiedzial, Mystery byla tak cholernie slawna na calym swiecie, ze moze nawet ten list do niej dotrze.

Fala wyrzuci go na plaze w Sardynii, gdzie bedzie czytala dla bandy zapitych rybaków.

Zagapil sie w metna, wzburzona wode, myslac o wszystkich dziewczynach, z którymi mial do

czynienia. Serena, Vanessa, Mystery i Elise. Nie ze wszystkimi poszlo mu dobrze, zwlaszcza jesli

wziac pod uwage ten nieszczesny epizod z Elise. Ale w przyszlym roku wyjedzie do Brown, na

uniwerek w Massachusetts albo do jakiegokolwiek innego college'u, który go przyjmie, i zabierze ze

soba na zawsze cztery rózne doswiadczenia z zaskakujaco róznymi od siebie dziewczynami. Czy to nie

o to wlasnie chodzi, kiedy sie jest pisarzem - aby zbierac doswiadczenia, nadawac im sens, nazywac?

No, w kazdym razie cos w tym rodzaju. Jest poeta, opublikowal pare utworów, Wie, co chce w zyciu

robic. Malo kto w jego wieku moze to o sobie powiedziec. Wiec dlaczego czuje sie taki... zagubiony?

Jakby nieustannie czegos szukal, szukal i szukal.

Sig Castle kazal mu jeszcze kupic jakis specjalny papier ryzowy w sklepie w Chinatown, wiec

po wypaleniu piatego camela Dan poszedl spacerkiem do metra i pojechal do centrum.

Troche padalo, wiec uliczni handlarze sprzedawali podróbki parasolek z Burberry i

jednorazowe plastikowe peleryny, jakie nosza tylko zdesperowani turysci w najwieksza ulewe. Dan

szedl bez pospiechu szeroka, zatloczona ulica. Powietrze pachnialo mokrymi gazetami i rybami z

bazarów w Chinatown. Od razu pomyslal o Vanessie, o jej sklonnosciach do perwersji. Uwielbiala

ohydne zapachy i brzydote. To chyba najbardziej w niej kochal.

Lubil, poprawil sie w myslach Dan. Jak mozna twierdzic, ze kocha sie cos w osobie, z która juz

sie nie rozmawia?

Zatrzymal sie przy handlarzu, który prezentowal plastikowe UFO na baterie. Na szczycie

rózowego spodka siedzialy trzy male plastikowe Japonki, wirujace do japonskiej piosenki pop.

Melodyjka przypominala puszczony na przyspieszonych obrotach przebój SugarDaddy. Taka zabawke

Vanessa moglaby wykorzystac w jakims filmie. Zaczelaby od zblizenia, a potem zrobilaby ciecie i

przeskoczyla na dziewczyne samotnie tanczaca w klubie. Vanessa tworzyla sens poprzez obrazy - tak

jak Dan poprzez slowa.

Poszedl Broadwayem w strone Pearl River Mart, wielkiego sklepu, w którym mozna bylo

dostac wszystko, poczawszy od plastikowego Buddy, skonczywszy na kaloszach. Kupil tam

supercienki, supermiekki, niekaleczacy papier ryzowy, ulubiony papier Siegfrieda Castle'a. No, mniej

wiecej. Potem wrócil do sprzedawcy rózowych UFO.

- Poprosze jedno takie.

- 89 -

background image

- Mam tu jeszcze inne - powiedzial handlarz. Poszperal i wyjal spod stolika zabawke w

kolorze zielonym.

- Nie, poprosze takie - upieral sie Dan.

Rózowy byl tak absolutnie nie w stylu Vanessy, ze bedzie musiala sie rozesmiac, a on dopnie

swego.

- Dwa dolary - powiedzial facet, chociaz na kartonie przy stole napisano 3$! Wyprzedaz.

Dan zaplacil z reszty Siga Castle'a za papier ryzowy. Szef okazal sie takim dupkiem, ze Danowi

sprawialo przyjemnosc rolowanie go przy kazdej sposobnosci.

- Milego dnia.

Gosc wreczyl mu jasnoniebieska torebke z rózowa zabawka.

Dan byl prawie pewny, ze kilka przecznic stad, przy Bowery Street, powinna byc poczta.

Wyslalby stamtad paczke do Vanessy, a potem wsiadlby do metra i wrócil do pracy.

To zabawne, ale nigdy nie pomyslal, zeby stamtad wysylac listy Castle'a!

Sig Castle nalegal, zeby papier ryzowy dotarl do niego przed lunchem, ale Dan doszedl do

wniosku, ze Vanessa musi czym predzej dostac UFO. To sprawa pierwszorzednej wagi.

- Prosze to wyslac ekspresem - powiedzial, podajac zapakowana zabawke. - To bardzo

wazne.

tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Ci ludzie, których poznajemy na wakacjach

Spójrzmy prawdzie w oczy, nie chcialybysmy, zeby przylapano nas z nimi w domu. Nosza fatalne buty,

zalosne dzinsy i beznadziejne fryzury, co chwila mówia super, a jednak codziennie jecie z nimi

sniadanie i zapraszacie ich na wieczorne wyjscia. Nie czujcie sie winne, jesli powyzszy scenariusz

- 90 -

background image

brzmi wam dziwnie znajomo. Nawet ja popelnialam ten grzech: spotykalam sie w czasie wakacji z

kims, kogo natychmiast po powrocie rzucalam. To ma cos wspólnego z instynktem stadnym, ale nie

wiem do konca, co. Moze dowiem sie w przyszlym roku na podstawach psychologii.

A co z tymi dwiema?

Wedlug moich zródel to zdecydowanie nie jest pierwsze spotkanie nieslawnej dziedziczki z

Greenwich i naszej ulubionej modelki z reklamy perfum. Byly serdecznymi przyjaciólkami w Hanover

Academy, ale latem, niedlugo przedtem, nim zostaly wyrzucone, poklócily sie o pewnego Francuza.

Jestem prawie pewna, ze poszlo o cos wiecej, ale zamiast plesc bzdury wole poczekac, az trup sam

wypadnie z szafy. A jestem pewna, ze wypadnie.

Na celowniku — cale mnóstwo nowinek

V spaceruje miedzy Manhattanem a Williamsburg, zbiera z rodzicami smiecie i wyglada zalosnie. D

wynosi z Red Letter torbe z setkami nienapoczetych buteleczek wody San Pellegrino przeznaczonych

do recyklingu. B zdejmuje narty w polowie stoku w Sun Valley tylko po to, zeby sprawdzic, czy

pewien chlopak bedzie sie wspinal kawal drogi z powrotem i pomoze jej te narty zalozyc. S i G w

kapieli u podnóza góry w Sun Valley z cala holenderska druzyna snowboardzistów. Graja w butelke? C

i N na wyciagu na stoku dla snowboardzistów. Tez graja w butelke? S i holenderska druzyna

olimpijska pozuja na szczycie góry do zdjec reklamowych. Beda reklamowac pomadke ochronna

ChapStick.

Nie ona jedna korzysta z ferii, jak sie da! Bawcie sie dobrze, póki trwaja!

Wiem, ze mnie kochacie,

plotkara

impreza mieszkanców upper east w stylu z sun valley

- Dobra, jestem gotowa - powiedziala Serena, kiedy wklepala w twarz odrobine kremu

nawilzajacego i przejechala po mokrych wlosach szczotka - raz, moze dwa.

Oczywiscie wygladala slicznie - nic na to nie mogla poradzic. Ale moglaby nalozyc

- 91 -

background image

przynajmniej blyszczyk, chociazby przez wzglad na miejscowych.

- A ja nie. - Blair, w bialym reczniku na glowie, pochylila sie nad umywalka, zeby nalozyc tusz

do rzes. Swiezo pomalowane paznokcie jeszcze dobrze jej nie wyschly. - Nie wysuszysz chociaz

wlosów?

- Nie. - Serena zerknela na zegarek. Erik czekal na nie na dole, a odkad przyjechali, nie miala

okazji porozmawiac z nim sam na sam. - Spotkamy sie na dole, dobra?

- Jak chcesz - odparla z roztargnieniem Blair.

Nie rozumiala, dlaczego Serenie tak sie spieszy. To byla ich pierwsza impreza w Sun Valley i

Blair wreszcie chciala ladnie wygladac. Erik caly czas byl taki uwazny i zawsze absolutnie uroczy,

wiec dzis wieczór pewnie nadejdzie ta chwila, gdy ona powie mu: „Tak, o tak”!

- Skad ten pospiech?

- A po co mam sie lak wysilac? Nie mam zamiaru przez caly wieczór flirtowac z czyims

bratem!

Blair zakrecila tusz i spiorunowala wzrokiem odbicie przyjaciólki w lustrze.

- Wiec wsciekasz sie na mnie z powodu Erika?

Zaczela grzebac w kosmetyczce w poszukiwaniu brazujacego pudru.

Serena kopnela we framuge.

- Nie wsciekam sie, tylko jestem...

Zazdrosna?

Westchnela glosno i zerwala z wieszaka na drzwiach jasnoniebieska kurtke.

- Zobaczymy sie na dole - wymamrotala i szybko wyszla.

- Nie martw sie - krzyknela za nia Blair. - Kiedy wrócimy, wyprowadzam sie z powrotem do

siebie!

- Nie zimno ci? - Nate zdjal znoszona granatowa bluze z Brown i zaproponowal ja Georgie.

Czasem sypial w tej bluzie, zeby mu przyniosla szczescie. Jakby liczyl na to, ze komisja

rekrutacyjna Brown przegapi fakt, ze przymknieto go za kupowanie ziela.

Georgie chodzila w pomaranczowym staniku La Perla i figach od kompletu, podczas gdy

Chuck Bass, Josef, Sven, Ulrich i Gan grali w madzonga na konsoli. Moze jednak wszyscy sa gejami,

pomyslal z nadzieja Nate. Ale mimo wszystko nie podobalo mu sie, ze Georgie chodzi po domu w

samej bieliznie. Byla zbyt... zbyt... naga, a ta nagosc powinna byc zarezerwowana tylko dla niej i dla

niego. W koncu jest jego dziewczyna. No jest... prawda?

- A moze pójdziemy na góre? - szepnal jej znaczaco do ucha. Wyobrazal sobie, ze wiekszosc

- 92 -

background image

czasu w Sun Valley spedza z Georgie w lózku. Ale nawet nie zdjal przy niej spodni. Nawet raz. Nie

zeby Georgie byla pruderyjna, co to to nie. Po prostu przez caly czas chodzila nafaszerowana

srodkami poprawiajacymi nastrój i tak nakrecona, ze nie mogla polozyc sie chociaz na sekunde i

pozwolic sie pocalowac.

- A co jest na górze? - zapytala, zapalajac papierosa i sadowiac sie na krzesle.

Dlugie, jedwabiste wlosy splywaly jej na plecy, smukle nogi trzymala skrzyzowane.

Podwójnie.

Tylko naprawde chude dziewczyny moga tak skrzyzowac nogi.

Nate wzruszyl ramionami.

- Pomyslalem tylko, ze moglibysmy... no wiesz... pobyc razem.

Normalna dziewczyna spojrzalaby w jego szmaragdowe oczy i praktycznie zemdlala, slyszac

taka propozycje. Ale Georgie byla zbyt naprana, zeby docenic nieodparty urok Nate'a.

Uniosla podejrzliwie brew.

- Chyba nie przemyciles trawki, nic mi o tym nie mówiac, prawda? - zapytala z nadzieja.

- Gdzie tam. - Wyciagnal reke i dotknal jej wlosów, gladzac przy okazji blade kosciste ramie. -

Myslalem tylko, ze przydalaby nam sie chwila sam na sam. - Zaczerwienil sie uroczo.

Przerzucila nogi przez oparcie drewnianego krzesla. Zostalo wyrzezbione przez Szoszonów z

brzozy i pomalowane na pomaranczowo.

Brzydkie jak listopadowa noc, ale pewnie kosztowalo fortune.

Przed domem ktos zatrabil. Georgie spuscila stopy na podloge i wziela bluze z rak Nate'a.

- Chyba powinnam cos na siebie wlozyc - wymamrotala, naciagajac bluze i idac w strone

drzwi.

Blade posladki wystawaly spod bluzy, przez co wydawala sie jeszcze bardziej naga.

- Bogu dzieki - powitala zdezorientowanego dostawce. Wyciagnela butelke wódki ze skrzynki

na wózku i otworzyla ja. Potem zlapala pilota od wiezy na dziesiec kompaktów i pstryknela, wlaczajac

stary przebój Blondie The Tide Is High. - Moze pan ustawic zimne napoje przy balii do goracych

kapieli. - Georgie wskazala mu Nate'a szyjka butelki. - On pokaze, gdzie to jest.

Na dole Erik rozmawial z chlopakami z patrolu narciarskiego. Opowiadali o dzisiejszej akcji

ratunkowej. Jakis gosc popisywal sie przed dziewczyna i zjezdzal na nartach tylem. Wjechal prosto na

drzewo. Nadzial sie tylkiem na galaz.

- Byla naprawde pokrzywiona, z sekami - mówil jeden z ratowników.

- Co takiego? - zapytala Serena, siadajac Erikowi na kolanach. Objal ja, a ona wtulila policzek

- 93 -

background image

w jego piers, spragniona uwagi. - Mmm... ladnie i swiezo pachniesz.

Ratownicy popijali piwo i patrzyli z zazdroscia. Kazdy by chcial miec taka siostre modelke,

która by sie tak tulila.

- Ej, a gdzie twoja przyjaciólka? Ta z taka ladniutka, krótka... fryzurka? - zapytal jeden z nich.

Serena wyprostowala sie. Machala noga, postukujac w dywan czubkiem jasnoniebieskiego

buta na kozuchu. Poprawila sobie nogawki dzinsów Habitual. Zwykle ludzie byli zbyt zajeci

patrzeniem na nia, zeby pytac o Blair. Ale Blair tak bardzo dbala o swój wyglad, wkladala w to tyle

pracy, ze moze tez zaslugiwala na troche uznania.

- Na górze, szykuje sie - - Strzelila Erika lokciem w brzuch. - Chcesz do niej zajrzec?

Erikowi w pewnym sensie podobalo sie, ze ratownicy zauwazyli Blair, zwazywszy, ze niedlugo

on i Blair przejda do rzeczy. Oddal Serenie kuksanca.

- Auc!

Rodzenstwo spojrzalo po sobie groznie.

- Przeciez nie powiedzialam niczego zlego - dasala sie Serena. Zle spojrzenie Erika zamienilo

sie w rozbawiony, szeroki usmiech. - Co?

- Chyba ktos do ciebie przyszedl - szepnal.

Serena podniosla wzrok i zobaczyla Jana, przyszlego dentyste, a obecnie zawodnika

holenderskiej druzyny olimpijskiej. Patrzyl na nia rozkochanym wzrokiem.

- Mialem nadzieje, ze pojedziesz ze mna na impreze.

Ratownicy odsuneli sie, robiac chlopakowi przejscie. Serena zeslizgnela sie z kolan brata.

Owszem, byla spragniona uwagi, ale jednak niezupelnie o to jej chodzilo.

- Emm... czekamy na Blair.

Erik pchnal ja lekko.

- Moze jedzcie juz sami? - Wskazal na ratowników. - Zaprosilem ich na impreze, zabierzemy

sie z Blair razem z nimi.

I wtedy wlasnie drzwi windy otworzyly sie z cichym dzwonkiem.

Panie i panowie... Królowa Gór!

Blair wpiela we wlosy spinke z malym, zlotym serduszkiem i zalozyla wiszace jaspisowe

kolczyki, które Les Best dal Serenie po pokazie. Miala tez na sobie jasnoniebieski kaszmirowy

pulower Sereny, ale to nic nie szkodzilo, bo Serena i tak zamierzala go oddac Blair. Sweter byl troche

przyciasny w biuscie, ale to tez nic nie szkodzilo. Blair nawet sie podobalo.

I chlopakom z patrolu tez. Szturchali sie lokciami, przestepowali z nogi na noge i pomrukiwali

jak zwierzeta w zagrodzie.

- 94 -

background image

- Hej! Wygladasz fantastycznie - stwierdzil Erik. Milo bylo patrzec, jak inni faceci pozeraja ja

wzrokiem. Wyciagnal do niej reke z duma posiadacza. - Gotowa?

Blair sie usmiechnela, zadowolona, ze dala sobie dosc czasu na przygotowania. Zalozyla

nawet prosta biala bawelniana bielizne Hanro, „babcine galoty”, jak mawiala Serena. Ale Blair czula

sie o wiele wygodniej w tych babcinych galotach niz w wymyslnych koronkowych figach i stringach. I

lepiej wygladala. Ilekroc wyobrazala sobie, ze ktos ja rozbiera, widziala siebie w tej prostej

bawelnianej bieliznie.

A dzis zdecydowanie ktos ja rozbierze.

martwa natura ze szczoteczkami do zebów

Jenny byla tak zdezorientowana, ze nie polozyla sie spac, tylko chwycila za pedzel. Próbowala

poukladac mysli. Jak zwykle w lodówce nie bylo ani warzyw, ani owoców, nie liczac tysiacletniej

zaplesnialej pomaranczy, wiec Jenny malowala szczoteczki do zebów i kostke mydla Dove.

Wygladalo na to, ze Leo nie mial wlasnego psa i nie mieszkal w tym oszalamiajacym

apartamencie przy Park Avenue.

Moze on jest zwykla, najnormalniejsza na swiecie osoba, pomyslala, ostroznie wykanczajac

niebieskie wlosie szczoteczki Dana. Tak jak ja. Ale tak naprawde nadal nie wiedziala, kim on jest.

Dlaczego tego po prostu nie wyjasnil i nie skonczyl tych gierek?

Spojrzala wsciekla na plótno.

- Kretynizm - warknela i rzucila obraz do kosza pod biurkiem. Wszystko bylo kretynskie. Nagle

sama poczula sie jak... kretynka.

A kretyni potrzebuja towarzystwa. Wykrecila numer przyjaciólki.

- Och, wiec nagle znalazlas czas, zeby ze mna porozmawiac? - powiedziala Elise.

- Przepraszam. Zachowywalam sie calkiem bez sensu.

- Nie szkodzi - glos Elise zlagodnial. - Ale i tak nie rozumiem, czemu robisz z tego takie halo.

W koncu gdyby byl taki bogaty i mial mamusie wariatke, która stroi psa w rózowe buty, to pewnie nie

okazalby sie fajnym chlopakiem, nie?

Jenny zastanowila sie.

- A skad wiesz? - zapytala podejrzliwie. - Ilu chlopaków mialas?

Elise nie od razu odpowiedziala. Jenny dotknela bolesnego tematu.

- 95 -

background image

- Tak naprawde, to myslalam, ze twój brat bedzie moim pierwszym chlopakiem, ale chyba

jednak nie.

Jenny parsknela.

- Jakby to mialo szanse przetrwac. Nie palisz i nawet nie lubisz kawy.

Wyczuwala, ze Elise usmiecha sie po drugiej stronie.

- Powinnas przestac myslec o Leu, o tym, kim nie jest, i wreszcie popatrzec, jaki jest.

Jenny przykucnela i wyciagnela rozmazana, mokra martwa nature z kosza. Moze gdyby nie

myslala o obrazie ze szczoteczkami jako o martwej naturze, ale po prostu jak o obrazie ze

szczoteczkami, wygladalby lepiej. Moglaby nawet dodac cos zywego, na przyklad kota, Marksa.

Polozyla sie na brzuchu i podniosla rózowa narzute, zagladajac pod lózko w poszukiwaniu kota.

- Wiec... - zaczela Elise. - Zadzwonisz do niego?

Marksa nie bylo. Jenny wstala i podeszla do komputera.

- Nie. Woli e - maile.

Usiadla przy biurku. Wlasnie wpadla na pomysl.

Wprost sie do Lea do domu. Bo mieszkanie przy Osiemdziesiatej Pierwszej to chyba jego

dom. Musi sie wreszcie dowiedziec, kim jest Leo - czy mu sie to podoba, czy nie. A tymczasem wysle

mu e - mail.

Z przycisnieta, do ucha sluchawka wlaczyla poczte i zaczela pisac.

- Wiec naprawde uwazasz, ze nie wyszloby nam z Danem? - dopytywala sie Elise. - Chyba

napisal o mnie wiersz.

Jenny moglaby powiedziec Elise, ze Dan nadal jest zakochany w Vanessie, ze wszystkie

wiersze, które pisze, tak naprawde sa o Vanessie i o nim, nawet gdy udaje, ze sa o kims innym. I ze

moglaby sie zalozyc o wszystko, ze po dziesieciu minutach Elise umarlaby z nudów, sluchajac jego

marudzenia.

- W zyciu - rzucila z roztargnieniem. - Przepraszam, musze skonczyc list.

- Dobra. Ja chyba zaraz napisze e - mail do twojego brata i powiem mu, jaki z niego palant.

- Swietny pomysl - zgodzila sie z nia Jenny.

Teraz juz obydwie stukaly w klawiature, sapiac gniewnie do sluchawek.

Nie ma to jak solidne wsparcie.

pisanie e - maili do chlopców jest znacznie latwiejsze od rozmowy w cztery oczy

Kochany Leo!

- 96 -

background image

Wiem, ze to zabrzmi dosc dziwnie, ale mam wrazenie, ze cos przede mna ukrywasz. Naprawde

bardzo cie lubie i mysle, ze ty tez mnie lubisz. Wiec dlaczego nigdy mnie do siebie nie

zaprosiles? Ale teraz juz wiem, gdzie mieszkasz. Przyjde do ciebie jutro o szóstej, kiedy juz

jestes po spacerze z Daphne, jak mi sie wydaje. No dobra. W takim razie do zobaczenia.

Jenny

Drogi Danielu!

Przede wszystkim uwazam, ze jestes prawdziwym palantem, bo mnie podpusciles, chociaz

wiesz, ze jestem mlodsza i mniej doswiadczona od ciebie. Powinienes uwazac, komu lamiesz

serce, bo jeszcze kiedys sie to na tobie zemsci. Poza tym to oczywiste, ze nadal wzdychasz za

ta pierwsza i jedyna, która byla dosc glupia, zeby zostac twoja dziewczyna. Twoja siostra

nawet nie musiala mi mówic - . jestes przezroczysty, jakbys byl rozrysowany na kalce

technicznej. Widzisz, tez potrafie byc poetycka. Zapamietaj to sobie, dupku!

Twoja nieprzyjaciólka i oddany krytyk

Elise

B nie spuszcza oczu z glównej nagrody

Drzwi do domu Georgie staly otworem. No Doubt grzmialo z glosników umieszczonych w

domu i na zewnatrz. Ubrania lezaly porozrzucane na schodach. Czterech dlugowlosych chlopaków

zajadalo na stojaco pierozki z grzybami, przechwalajac sie miesniami wyrobionymi na snowboardzie.

Na widok Blair, Sereny, Erika, Jana i ratowników chlopcy rozdziawili usta i usmiechneli sie.

- Gdzie Georgie? - zapytala Serena, desperacko próbujac znalezc serce imprezy, nim Jan

dentysta spróbuje zaciagnac ja na jakies sam na sam.

- W balii - odpowiedzieli zgodnym chórem chlopcy.

Blair zostala w salonie, Serena wyszla szukac gospodyni, a za nia podazyl Jan. Erik podszedl

do baru i zaczal przyrzadzac drinki. W zeszlym semestrze zrobil kurs dla barmanów. Na razie byla to

najbardziej pozyteczna rzecz, jakiej nauczyl sie w college'u.

Blair zauwazyla, ze Nate siedzi samotnie na skórzanej sofie w kacie salonu i skubie palce u

stóp. Mial na sobie znoszona, granatowa bluze Brown i postrzepione zólte spodenki gimnastyczne ze

szkoly Sw. Judy. Ze zlocistymi lokami i blyszczacymi zielonymi oczami wygladal jak chlopczyk. Smutny

- 97 -

background image

chlopczyk. Blair miala ochote usiasc kolo niego i zapytac, dlaczego bawi sie palcami i wyglada tak

smutno na imprezie swojej dziewczyny, ale wtedy podszedl Erik i podal jej szklanke z czyms buzuja-

cym, pomaranczowo - rózowym.

- Mai tai. Ostroznie, nie czuc tego, ale to praktycznie czysty alkohol.

- Dzieki. - Blair wziela kieliszek. Zwykle wybierala wódke z tonikiem, ale wypije wszystko, co

Erik zrobil dla niej.

- Ide posiedziec w kapieli na dworze - stwierdzil. - Idziesz?

Blair pokrecila glowa.

- Nie, dzieki.

Pomysl wskoczenia do goracej kapieli z Georgie - i kto tam jeszcze sie moczyl - naprawde nie

wydawal sie az tak kuszacy. I nie chciala, zeby Erik pomyslal, ze nie potrafi sama o siebie zadbac na

imprezie. Poza tym raptem pare metrów od niej stal stól zastawiony zamówionym jedzeniem. Kiedy

Erik wyjdzie, bedzie mogla opychac sie do woli, nie martwiac sie, co on sobie pomysli.

Dziewczyna potrzebuje paliwa, zwlaszcza gdy czeka ja dluga noc.

Gdy tylko Erik zniknal, zlapala talerz z sajgonkami i opadla na malutka sofe obok chlopaka o

dlugich do ramion ciemnych wlosach. Palil skreta.

Spojrzal na nia i usmiechnal sie.

- Deska?

Blair nie zalapala, o co ja pyta.

- Nie.

Wziela gleboki wdech przez nos. Nigdy nie palila trawki, ale dzis moze by sie przydalo.

Zaczela sie denerwowac, a wszyscy znajomi, którzy palili, zawsze wydawali sie tacy wyluzowani.

Moze potrzebowala wlasnie kilku dymków od tego chlopaka?

- To trawka?

Chlopak znowu sie usmiechnal i popatrzyl na niedopalek.

- Byla. Przykro mi, juz jest kaput.

Nie mial na sobie ani koszulki, ani butów, tylko narciarki. Jasnozielone.

- Jak poznales Georgie? - zapytala, zajadajac sajgonki.

- Kogo?

Blair czula, ze Nate patrzy na nich z drugiego konca pokoju. Moze mysli, ze ona pali z tym

chlopakiem skreta. O, ironio losu!

- Gdzie sie uczysz? - zapytala, podejrzewajac, ze chlopak musi miec kolo dwudziestki i

pewnie jest juz college'u.

- 98 -

background image

- Nie ucze sie - odparl. - Jezdze na desce od marca do grudnia, a potem przez cala zime

surfuje na pólnocnym wybrzezu.

Blair wsunela do ust pierozka i zaczela go przezuwac.

- Jak mozesz jezdzic na snowboardzie latem?

- W Chile. W Argentynie.

- A pólnocne wybrzeze to na Hawajach?

Nie pytajcie, skad wiedziala. Dziewczyny, które maja braci, po prostu wiedza takie rzeczy.

Chlopak przytaknal.

- Surfujesz?

Blair pokrecila glowa, zaintrygowana pomyslem. Wyobrazila sobie siebie w nowym, rózowym

bikini Eres i w hawajskiej girlandzie z bialych orchidei i czerwonego hibiskusa, jak balansuje na

desce i ujezdza olbrzymia fale. Mialaby niesamowita opalenizne i niewiarygodne miesnie posladków

- takie, jakie rzeczywiscie dobrze wygladaja w stringach. Po calym dniu surfowania Erik robilby jej

masaz olejkiem kokosowym i karmil swiezo zlowiona ryba. Moze wcale nie musi isc na Yale ani do

innego college'u. Moze wystarczyloby tylko... surfowac.

Nate nagle wstal i podszedl do niej. Jego szmaragdowe oczy nie tyle blyszczaly, co raczej sie

tlily. Wygladal, jakby zastanawial sie nad mnóstwem rzeczy.

- Hej - powiedzial.

- Hej - odparla. - Dlaczego sie nie kapiesz?

Nate wzruszyl ramionami.

- Bo woda jest za goraca?

Blair zerwala sie i rzucila papierowy talerzyk do kosza. Nie miala ochoty na pogaduszki z

Nate'em, kiedy Erik siedzial w balii z Georgie i Serena. To nie mialo sensu.

- Chodz - powiedziala i wyprowadzila go na dwór.

- Do zobaczenia pózniej - rzucil za nimi kompletnie ujarany chlopak.

Kilka godzin wczesniej spadl swiezy snieg, wiec podwórze skrzylo sie w swietle ksiezyca. Na

werandzie wokól balii tanczyli ratownicy z dziewczynami z miejscowej szkoly sredniej.

Serena lubila moczyc sie w goracej wodzie na dworze w mrozna noc, zwlaszcza gdy leciutko

sniezylo i wszyscy byli nadzy. Tym razem wyjatkowo sie cieszyla, ze siedzi wcisnieta miedzy brata i

Chucka Bassa, podczas gdy holenderski dentysta patrzyl na nia rozmarzonym wzrokiem z drugiego

konca balii.

Georgie zjadla za duzo pierozków czy czegos tam i próbowala stanac na rekach posrodku

- 99 -

background image

balii, wiec zadna czesc jej nagiego ciala nie stanowila dla nikogo tajemnicy.

- Och - wyrwalo sie Blair, która z niepokojem obserwowala te scene.

Oczywiscie planowala tej nocy sie rozebrac, ale nie przy Nacie, Georgie, ratownikach z Sun

Valley i calej druzynie olimpijskiej z Holandii. A juz na pewno, do cholery, nie bedzie na golasa

stawala na rekach.

- Wskakujesz? - zawolal z wody Erik.

Serena zamrugala dlugimi rzesami, zeby pozbyc sie wody z oczu.

- Jest milo.

Blair obciagnela rekawy pozyczonego swetra.

- Nic teraz.

Georgie wyskoczyla z wody i otarla nos. Jej skóra w swietle ksiezyca miala upiorny odcien.

- Zostawcie ja. Moze ma okres.

Blair zaczerwienila sie ze zlosci.

- Nate tez ma okres? - zadrwil Chuck.

Nate wyciagnal z kieszeni szortów paczke papierosów, zapalil jednego i poczestowal Blair.

Potem potruchtal przez ciemny, osniezony trawnik za domem, w samej bluzie, spodenkach i

tenisówkach.

Blair wlozyla do ust papierosa. Niedobrze, ze tak jej szkoda Nate'a. To bylo dziwne

wspólczucie. I prawdopodobnie absolutnie niezasluzone.

- Wracam do domu - rzucila ostro.

Serena strzelila Erika lokciem pod zebro.

- To chyba sygnal dla ciebie.

Blair uslyszala za plecami rozbryzg wody.

- Wow! - dobiegl ja pisk Georgie i wiedziala, ze to na widok Erika.

Co za przykrosc, skarbie. On juz jest po slowie.

- Poczekaj, Blair.

Blair zatrzymala sie przy kuchni i porwala z tacy czekoladowe ciasteczko. Ugryzla i odwrócila

sie, zeby spojrzec na Erika. Mial na sobie tylko bialy recznik, jak wtedy w hotelu, kiedy zdala sobie

sprawe, ze to jest wlasnie mezczyzna, który pozbawi ja dziewictwa.

A teraz nadszedl dobry moment.

Zlapala butelke schlodzonego szampana Veuve Clicquot z kuchennej szafki, wsunela ja pod

ramie i wziela talerz z ciasteczkami.

- Chodzmy na góre.

- 100 -

background image

jak sanie swietego mikolaja

- Nie chce wracac do domu - nadasala sie Georgie, gdy i ratownicy ruszyli za Conradem,

Josefem, Ganem i Franzem do domu, zeby cos przekasic. - Chce zrobic cos szalonego.

Serene przeszedl dreszczyk emocji. Ja lez! Ja tez! Miala dosc wlóczenia sie z Erikiem i Blair i

patrzenia, jak romansuja. I nie mogla sie doczekac, kiedy ucieknie od rozkochanych spojrzen Jana.

Nadszedl czas na przygode.

- Widzieliscie? Ci goscie z patrolu maja na samochodzie takie sanki, tobogan. Zawsze

chcialam na czyms takim...

Georgie wyskoczyla z wody, nim Serena skonczyla zdanie.

- Chodzcie! - krzyknela, wskakujac w sniegowce. - Obejrzyjmy je sobie!

Zapominajac o ubraniach, Chuck i Serena pobiegli za Georgie na zastawiony samochodami

podjazd przed domem. Szybko i po cichu Chuck i Georgie zdjeli tobogan z subaru ratowników i

postawili go na sniegu. Georgie otworzyla tyl terenówki któregos z Holendrów i zaczela tam szperac.

- Ktos ma ochote? - krzyknela po chwili.

- Ja! - odpowiedzial Chuck, dolaczajac do niej.

Serena nie wiedziala, co Georgie proponuje, ale w tej chwili nie potrzebowala niczego poza

cieplym plaszczem.

- Nie zmarzniemy? - zapytala niepewnie.

Na toboganie leza! gruby welniany koc. Umra z wyziebienia, jesli wszyscy pod niego nie

wskocza.

- Nie chcesz znowu byc w gazetach? - Chuck sapnal. Chyba cos wciagal nosem.

Georgie wynurzyla sie z mercedesa i zatrzasnela drzwi. Potarla nos. Brazowe oczy miala

szeroko otwarte.

- Musimy sie tylko ruszac. - Spojrzala na Selene. - Wskakuj na sanki, a my z Chuckiem cie

pociagniemy. Jak renifery Mikolaja!

Serena byla ostatnia osoba, która popsulaby dobra zabawe na imprezie, a poza tym potwornie

sie cieszyla, ze Jan dentysta nie odwazyl sie do nich dolaczyc. Mieczak! Serena odpiela pasy

przytrzymujace koc, owinela sie i polozyla na toboganie. Georgie przykucnela obok i wsunela jej rece

pod koc. Potem mocno zaciagnela i zapiela pasy, jakby szykowala do transportu ofiare wypadku.

- 101 -

background image

Serena zauwazyla perelki potu nad górna warga i na czole Georgie, chociaz byly ze trzy stopnie

ponizej zera.

- Gotowa? - krzyknela Georgie, stojac w samych sniegowcach po kostki w sniegu.

Serena czula sie troche dziwnie i troche strasznie, kiedy tak lezala na toboganie, kompletnie

unieruchomiona. Polozyla dlonie na udach, zeby sie uspokoic.

- Gotowa.

Georgie i Chuck zachichotali. Pociagneli tobogan. Ich posladki napiely sie z wysilku, gdy

ciagneli sanki podjazdem w strone osniezonej czesci Wood River Drive.

- Czekajcie, gdzie biegniecie? - zawolala Serena.

Podniosla glowe i dostrzegla ich nagie sylwetki migoczace w swietle ksiezyca. Chuck mial

jeszcze slad opalenizny po pobycie na St. Barts w Boze Narodzenie, ale Georgie byla biala jak lilia.

Ale nie tak niewinna.

Serene zaczela bolec szyja i juz miala opuscic glowe, kiedy oslepily ja jasne swiatla. Z

przeciwka nadjezdzal samochód.

- Ratunku! — krzyknela Serena.

Twarz jej zaplonela ze wstydu, gdy zdala sobie sprawe, jak to zalosnie zabrzmialo.

Tobogan podskakiwal i sunal przed siebie, tylne swiatla samochodu zniknely w oddali.

- Ej! - wrzasnela Serena, wyciagajac szyje. - Zatrzymajcie sie!

Jej tak zwani przyjaciele nic zareagowali. Moze nie slyszeli, a moze tylko udawali, ze nie

slysza.

- Prosze...!

Nadal nie zwolnili. Droga znowu sie rozswietlila, gdy nadjechal kolejny samochód. Ten

przyhamowal. Ryknela syrena i rozblysly bialo - czerwone swiatla.

- Cholera, policja! - wrzasnal Chuck. - Biegiem!

- Nie! - blagala Serena.

Tobogan podskakiwal, nabierajac predkosci. Policja podjechala blizej.

- Pusc! Puszczaj! - Serena uslyszala glos Georgie. Nagle sanki zakrecily ostro i zjechaly do

rowu. Przetoczyly sie i zatrzymaly w plytkim strumieniu. Woda natychmiast przesiakla przez welniany

koc i dotarla do kolan Sereny. Byla tak zimna, ze az parzyla.

- Zatrzymac sie! Stac! - krzyczeli policjanci, goniac Georgie i Chucka. Swiatla rozblyskiwaly na

dachu oddalajacego sie samochodu.

Serena, trzesac sie z zimna, patrzyla na oddalajace sie swiatla policyjnego wozu.

- Ratunku - zakwilila. - Ratunku, blagam.

- 102 -

background image

zrobic to, czy nie zrobic

- Teraz jestesmy dokladnie tak samo ubrani.

Blair wyszla z lazienki w samym reczniku.

Erik odlozyl na bok pismo narciarskie, które czytal, czekajac na nia w lózku.

- Super.

Pokój mial wysoki, ukosnie sciety, drewniany sufit i gigantyczne tle dopasowane trójkatne

okna wychodzace na Mount Baldy. W ciemnosciach migaly swiatla ratraków oczyszczajacych trasy

na nastepny dzien. Blair przez sekunde zastanawiala sie, czy Nate wciaz gdzies tam biegnie w

tenisówkach, czy odzyskal rozsadek i wrócil do domu. Zreszta, czy ja to obchodzilo? Obrócila

pierscionek z rubinem kilka razy i przeniosla spojrzenie na lózko. Zaraz stane sie kobieta,

przypomniala sobie.

Nawet z okruszkami ciastek na brodzie i na piersi oraz z wilgotnymi, zmatowialymi po goracej

kapieli wlosami Erik wygladal tak, ze nie sposób bylo mu sie oprzec. Podeszla do nocnego stolika i

pociagnela lyk szampana prosto z butelki.

- No dobra. Jestem gotowa.

Erik wzial ja za reke i pociagnal na siebie. Ich usta spotkaly sie, rozkosznie laczac posmak

czekolady i szampana. Przycisnal sie do jej bioder. Wygladalo na to, ze tez juz byl gotowy.

Zamknela oczy, gdy uslyszala muzyke z imprezy na dole, jakas hiphopowa piosenke, której nie

znala. Tamtego wieczoru, kiedy myslala, ze zrobi to z Nate'em, wypalila na CD skladanke muzyczna i

w calym pokoju ustawila swiece. I do niczego nie doszlo. Tym razem byla w obcym domu i grala obca

muzyka. Moze to i lepiej - im mniej dopracowany scenariusz, tym wiecej miejsca na eksperymenty.

Tak jakby naprawde chciala robic cos dziwacznego.

Pewnie, ze nie.

- Otwórz oczy - zamruczal Erik, tracajac ja w szyje nosem. - Masz piekne oczy.

Blair otworzyla oczy i zachichotala. Calowala sie z seksownym starszym bratem Sereny!

Zamknela znowu oczy, pograzajac sie w kolejnej rundce usta - usta. Wygladalo na to, ze latwiej jest

po prostu cos robic niz myslec o tym, co sie robi albo z kim. Erik odwinal jedwabna koldre w kolorze

cynamonu i wsunal sie pod nia. Blair wslizgnela sie za nim. Wyplatala sie z recznika i rzucila go na

podloge bardziej ostentacyjnie, niz zamierzala.

- 103 -

background image

Ta - dam!

- Juz to robilas, prawda? - zapytal Erik, gdy przebiegal zwinnymi palcami po jej kregoslupie.

Blair zadrzala - po trochu z przyjemnosci, po trochu ze strachu. Zacisnela oczy.

- Jasne.

Poczula na udzie imponujaca erekcje Erika. Moze nie beda musieli tego robic tak do konca,

moze wystarczy tylko troche. Wtedy przypomniala sobie, co ona i Serena mówily dziewiatoklasistkom

na spotkaniach grupy kolezenskiej pomocy. „Nie róbcie tego tylko po to, zeby to zrobic. Zróbcie to z

kims, kogo kochacie, z kims, komu na was zalezy. Nie róbcie tego, dopóki nie bedziecie calkowicie

pewne, ze jestescie gotowe”.

Serenie latwo mówic. Stracila cnote latem po dziesiatej klasie, ni mniej, ni wiecej tylko z

samym Nate'em. To bylo cos, co zawsze, niewidzialne i niewypowiedziane, stalo miedzy nimi

dwiema. Kula u nogi ich przyjazni.

Kiedy Blair wypowiadala sie na temat seksu na spotkaniach grupy, mówila z taka pewnoscia,

ze czasem prawie sama wierzyla, ze juz to robila. I jasne, bywala juz z Nate'em calkiem blisko tego,

ale nigdy az tak. Zawsze go powstrzymywala, doslownie w ostatniej chwili.

A zwazywszy, ze oboje z Erikiem byli nadzy i lezeli bardzo blisko siebie, wlasnie teraz byla

ostatnia chwila.

- Denerwujesz sie? - zapytal Erik, glaszczac jej wlosy i patrzac jej w oczy w ten swój mily,

cudowny sposób.

- Nie. A co? Dlaczego wydaje ci sie, ze sie denerwuje? - zapytala Blair troche zbyt

pospiesznie.

- No bo trzymasz kolana tak, jakbys mnie odpychala...

Blair nie zdawala sobie sprawy, co robi z kolanami. Chociaz desperacko chciala to zrobic i

miec juz za soba, najwyrazniej jej cialo mialo inny pomysl.

Jak ma stracic cnote, skoro nawet jej cialo nie wspólpracuje?

jej rycerz w lsniacej zbroi

Nate wraca! do domu Georgie z odretwialymi z zimna nogami, w przemoczonych tenisówkach,

gotowy na skok do goracej kapieli. Myslal, ze porzadny, samotny spacer pomoze mu oczyscic umysl,

ale mial tyle rzeczy do przemyslenia: szanse przyjecia do Brown, dziwaczne zachowanie Georgie, to,

- 104 -

background image

ze nie zostal kapitanem druzyny, i to, ze Blair wydawala sie przegladac go na wylot. Ale tak

naprawde myslal tylko o jednym: jak cudownie byloby zapalic skreta i zapomniec o wszystkich

problemach.

- Cholera - zaklal pod nosem.

- Pomocy, prosze.

Uslyszal cieniutki, blagalny glos, cichy jek z rowu po lewej stronie.

Obrócil sie i wybaluszyl oczy. Glos dobiegal z przewróconego toboganu ratowniczego. Spod

koca wystawaly jasne wlosy. Wydaly sie Nate'owi dziwnie znajome. Gdyby nie byl tak trzezwy,

pomyslalby, ze ma zwidy.

- Serena? - przykleknal i zaczal rozpinac pasy. - Jezu, co sie stalo?

Gdy tylko Serena miala wolne rece, objela Nate'a za szyje, szlochajac bez slów. Ucieszylaby

sie nawet, gdyby uratowal ja Jan, ale fakt, ze uratowal ja Nate, byl tysiac razy lepszy.

- Juz dobrze, juz dobrze - mruczal uspokajajaco Nate, glaszczac ja po wlosach i rozpinajac

pasy. Kiedy skonczyl odpinanie i odsunal ciezki, welniany koc, zaniemówil z wrazenia.

- Och.

Zlapal ja pod ramiona i pomógl jej stanac, a potem z powrotem zawinal w koc.

Serena oparla sie o niego. Nie miala nawet sily sie zawstydzic, ani tym bardziej tlumaczyc,

skad sie tu wziela naga, przypieta do toboganu.

Nate schylil sie i podniósl ja, jakby byla dzieckiem.

- Zabieram cie z powrotem. Potrzebujesz porzadnej, cieplej kapieli. Rozgrzejesz sie i bedziesz

jak nowa.

Ruszyl w strone domu, czujac sie jak bohater. Rozsadzala go energia. Cieply, slodki oddech

Sereny laskotal go w ucho. Oparla glowe o jego ramie, myslac, ze moze to Nate, jej Natie, byl od

zawsze jej przeznaczony. Jej rycerz w lsniacej zbroi. Milosc jej zycia.

Kiedy wrócili do domu, Nate zaniósl Selene na góre do lazienki dla gosci i zrobil jej goraca

kapiel. Kiedy odpoczywala w pianie, poszedl korytarzem do sypialni matki Georgie, zeby poszukac

cieplego szlafroka i miekkich, cieplych skarpet. Drzwi byly zamkniete, ale odkad Nate przyjechal,

sluzba zawsze je zamykala, wiec nie myslac wiele, wszedl bez pukania.

Ups.

Zamarl w progu. Rzeczy Blair lezaly na podlodze, jej delikatna dlon z rubinowym

pierscionkiem obejmowala szyje jakiegos blondyna. Blondyn odwrócil sie i okazalo sie, ze to nie jest

Holender z olimpijskiej druzyny snowboardowej - Bogu dzieki — ale Erik van der Woodsen, starszy

brat Sereny. Niewielka pociecha.

- 105 -

background image

- Przepraszam - wymamrotal Nate. - Potrzebuje kilku rzeczy z szafy.

- Hm, a nie móglbys wrócic pózniej? Jestesmy troche zajeci - powiedzial Erik bez cienia

zazenowania.

Nate dalej stal i gapi! sie na nich z rekoma w kieszeniach. Potrzebowal jakiegos wyjasnienia,

jakies reakcji od dolnej czesci seksualnej kanapki Erik - Blair, zeby móc sie odwrócic i wyjsc.

Ale Blair tylko lezala z zamknietymi oczami. Erik prawie przekonal jej cialo, zeby wyruszylo w

podróz, która tak bardzo chciala odbyc, ale gdy uslyszala glos Nate'a, odwolala lot. W koncu

uslyszala, ze drzwi sie zamykaja i Nate pospiesznie oddala sie korytarzem. Wtedy podniosla sie na

lokciach i odsunela od Erika. Podciagnela przescieradlo, zeby sie zaslonic.

- Wlasciwie to mial byc mój pierwszy raz - przyznala sie, czerwieniejac. - Ale chyba nie

jestem gotowa.

Spojrzala na niego szeroko otwartymi oczami. Z calego serca wierzyla, ze nie bedzie za bardzo

zly.

Sliczne usta Erika ulozyly sie w lekki usmieszek.

- E tam, pewnie, ze jestes gotowa. Po prostu nie jestem wlasciwym facetem.

Doskonale wiadomo, kto jest tym wlasciwym.

tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Wiem, wiem, wieki uplynely. odkad ostatnio rozmawialismy. Ferie wiosenne prawie sie koncza, a z

tego co slysze, wszyscy byli bardzo zajeci niemysleniem o listach z informacja o przyjeciu do col-

lege'u, które powinny zjawic sie w naszych skrzynkach pocztowych juz za dwa tygodnie. Tak, bylismy

zajeci, zajeci, bardzo zajeci. Ale nim zaczne opowiadac, kto w jakie wpadl klopoty i gdzie, pozwólcie,

ze wyjasnie kilka kwestii w calkowicie przypadkowej kolejnosci.

a) Nie wszyscy holenderscy snowboardzisci z druzyny olimpijskiej sa gejami i nie wszyscy sa zonaci

- 106 -

background image

lub nudni. Wiem to, bo spotykalam sie króciutko z jednym z nich, kiedy bylam z rodzina na nartach w

Banff. Nazywal sie Jansen i byl niemozliwie slodki.

b) Jesli idac do college'u, nadal bedziesz dziewica, to nie martw sie, nie ty jedna. Wiem to, bo... no

wiem, i tyle.

c) Wyrzucanie poczty do rzeki nie jest przestepstwem, no, chyba ze sie jest pracownikiem poczty.

d) Ale jest przestepstwem nie odpowiedziec na e - mail dziewczyny, gdy chce ci wybaczyc,

pocalowac i pogodzic sie. Przestepstwem jest takze niepodziekowanie za prezent. A juz

zdecydowanie przestepstwem jest bieganie nago po publicznej drodze, zwlaszcza jesli sciga cie

policja - patrz wiesci ponizej.

e) Ostatnia, choc nie najmniej wazna sprawa: glupio mi to mówic, ale zdecydowanie lepiej sie czuje,

gdy nie klócimy sie z rodzicami.

Ciesze sie, ze to sobie wyjasnilismy. A co do najswiezszych nowinek...

Nieslawna dziedziczka z Connecticut i znany imprezowicz z Upper East Side aresztowani za publiczne

obnazanie sie

Ona juz nas zaszokowala tym, ze sprzedala ulubionego kucyka, zeby miec pieniadze na narkotyki, a

on dostarczyl nam niezapomnianych wrazen, kiedy pojawil sie, caly wyzelowany, w europejskiej

reklamie wody po goleniu. Teraz znowu o nich slychac. G i C zostali aresztowani wczoraj wieczór, gdy

paradowali po publicznej drodze golusiency. Potem stwierdzono, ze obydwoje byli pod wplywem

wszelkich mozliwych substancji i ze ukradli ratownikom z patrolu tobogan, który zwrócono do kwatery

glównej ratownictwa. Oboje zwolniono za kaucja nastepnego ranka. Polecieli do domu - jedno do

Greenwich, drugie do Nowego Jorku - prywatnymi odrzutowcami. Plotki glosza, ze wydzial policji w

Wood River i ratownicy z Sun Valley otrzymali znaczne sumy z dotacjami od „anonimowych”

ofiarodawców w zamian za dyskrecje. G juz siedzi w Wyzwoleniu, gdzie pewnie dosluzyla sie

dozywotniego czlonkostwa. C ma szlaban, co oznacza, ze nie moze juz korzystac z rodzinnego

apartamentu w hotelu Tribeca Star ani z samochodu matki z szoferem. Biedactwo. Plotki mówia, ze

pewna piekna modelka, uczennica z Upper East Side, równiez byla zamieszana w ten incydent, ale

zdolala wymknac sie policji. Tego samego wieczoru tajemniczy, przystojny chlopak odprowadzil ja do

hotelu. Zuch dziewczyna!

Na celowniku

V patrzy na wystawe sklepu ze sprzetem filmowym jak dziecko na wystawe sklepu zoologicznego.

Biedactwo, nie moze sie doczekac, kiedy rodzice wróca do domu. B, E oraz grupa ratowników z Sun

- 107 -

background image

Valley wieczorami pija piwo w miejscowym barze w Ketchum. Idaho. I mozecie wierzyc lub nie, ale

nie wyczuwa sie miedzy nimi napiecia seksualnego. Slyszalam, ze to sie przydarza dziewczynom, gdy

juz... no, wiecie. Traca potrzebe flirtowania. J znowu czai sie w okolicach Upper East Side, ukryta za

drzewami. O co jej wlasciwie chodzi? Za dnia S i jej brat E sami przecinaja szlaki w Sun Valley.

Wasze e - maile

P: Droga P!

Znam od malego pewnego chlopaka i jestem pewna, ze przez caly czas bylam w nim

zakochana, tylko nie zdawalam sobie z tego sprawy. Chodzil z moja najlepsza przyjaciólka,

a teraz jest z inna moja znajoma, chociaz jestem pewna, ze to niedlugo sie skonczy. Musze

sie dowiedziec, czy on czuje do mnie to samo, ale nie jestem pewna, co powinnam zrobic.

Zagubiona

O: Droga zagubiona!

Wiesz, co ci radze? Dorwij go. Pocaluj go i od razu wszystko bedzie na wlasciwym miejscu.

Jesli on czuje to samo, zorientujesz sie. Jesli nie, tez sie zorientujesz. Powodzenia, skarbie.

P

P: Droga plotkaro!

Uwielbiam twoja strone. Jestes swietna dziewczyna. Chcialbym poznac twoje imie. Byc

moze jestes ta sama dziewczyna, która poznalem na nartach. Pewnie nigdy wiecej sie nie

spotkamy, bo mieszkam daleko od Ameryki, ale zawsze bede cie kochal z oddali.

Jan

O: Kochany Janie!

Mam wrazenie, ze sie spotkalismy, dawno temu. I nawet jesli nie jestem dziewczyna, o

której mówisz, masz moje pozwolenie na kochanie mnie z oddali. I niech juz tak zostanie,

dobrze?

P

Do zobaczenia w przyszlym tygodniu, z powrotem w szkole. To moze byc mile, zasnac wreszcie we

wlasnym lózku.

- 108 -

background image

Wiem, ze mnie kochacie,

plotkara

liczy sie intencja

Kiedy na dole zabrzeczal dzwonek, Gabriela i Ruby robily wlasnie batoniki energetyczne - bez

drozdzy, bez cukru, pelnoziarniste, z zurawinami. W tym samym czasie Vanessa i Jordy pomagali

Arlowi przywiazac zonkile, które ukradl z parku, do starej sieci rybackiej. Zonkile chyba mialy

symbolizowac nadzieje, ale Vanessa nie bardzo wiedziala, co oznacza siec. Siatka byla szorstka i

kaleczyla dlonie. A dodatkowo wkurzalo Vanesse, ze Jordy zaczal nagle wykazywac zainteresowanie

praca jej rodziców. Nawet zdjal buty i chodzil po domu boso, tak jak oni, i zalozyl wisiorek z

paciorków z pacyfka. Pewnie ukradl matce ze szkatulki ze starociami. Nic trzeba wiec tlumaczyc, ze

dzwonek byl dla Vanessy natychmiastowym sygnalem, by rzucic wszystko i pobiec do drzwi.

- Ja otworze! - krzyknela i wcisnela zonkile w pomocne dlonie Jordy'ego. Podbiegla do

domofonu. - Slucham?

- Poczta. Paczka dla pani.

Vanessa wpuscila listonosza. Wszedl na góre i wreczyl jej pudelko. Paczke zaadresowano do

niej, a w górnym lewym rogu bylo nazwisko i adres Dana.

Zamknela drzwi, usiadla na podlodze i rozdarla opakowanie zebami. Jej oczom ukazal sie

jaskraworózowy, plastikowy statek kosmiczny z trzema malymi, plastikowymi Japoneczkami na

szczycie. Dziewczynki mialy jednakowe warkoczyki i plastikowe, zielone sukienki. Vanessa znalazla

guziczek, wlaczyla zabawke i postawila na podlodze. Zabrzmiala szalona japonska piosenka i

dziewczynki zaczely wirowac w tancu, a pod ich stopami rozblyskiwaly swiatelka. Potworna tandeta.

Okropnosc. Cos fantastycznego.

- Co to jest na Matke Ziemie?! - wykrzyknela Gabriela, która przyszla popatrzec. - Kto ci

przyslal cos takiego?!

Ten cudowny chlopak, za którego myslalas, ze pewnego dnia wyjde.

- Podoba mi sie - oznajmila Vanessa. - To tak brzydkie, ze az piekne.

Po chwili przyszedl Jordy z girlanda zonkili wokól szyi. Zmarszczyl brwi, patrzac na zabawke.

- Co to jest?

- Po prostu cos - odparla Vanessa i naraz zaswital jej pomysl nowego filmu. - Ej, mozesz sie

- 109 -

background image

schylic na chwile? - zapytala, myslac o nosie Jordy'ego.

Pochylil sie, a ona przymknela oczy, skladajac dlonie przy oku, jakby patrzyla przez obiektyw

na jego zadziwiajacy nos i zwariowany, rózowy statek kosmiczny, krecacy sie i rozblyskujacy

swiatelkami.

Zapowiada sie kolejne arcydzielo.

- Zostan tutaj.

Vanessa popedzila do swojego pokoju po kamere. Jezeli sie pospieszy, rodzice nawet nie

zauwaza, co robi.

- Zostan tak - szepnela, przykladajac kamere do oka, lapiac ostrosc starajac sie, zeby pacyfka

i zonkile nie weszly w kadr. - Dobra, zlapalam.

Wylaczyla kamere i wrzucila ja do czarnej szkolnej torby przy drzwiach. Z drugiego konca

salonu obserwowal ja zaciekawiony ojciec, swiatelka zabawki rozblyskiwaly w jego oczach. Vanessa

poszla do pokoju wziac troche wiecej sprzetu. Od tej chwili bedzie musiala zawsze nosic ze soba

kamere i statek kosmiczny. Bedzie filmowala najdziwaczniejsze rzeczy, które jej sie spodobaja, a za

kazdym razem w tle pojawi sie ta zabawka.

- Moge juz wstac? - zapytal Jordy, gdy wrócila.

Wciaz kleczal nad rózowym UFO, sluchajac powtarzajacej sie melodyjki. Oczy mial bledne.

Vanessa wylaczyla zabawke. Wlozyla do torby zapasowe baterie i jeszcze jeden obiektyw.

- Aha, mozesz juz isc - rzucila z roztargnieniem.

Juz go do niczego nie potrzebowala.

- Ej, a gdzie ty idziesz? - wrzasnela Ruby z wneki kuchennej.

Vanessa po tonie glosu poznala, ze siostra doskonale wie, co jest grane. Zasznurowala

martensy i naciagnela na glowe kaptur czarnej wiatrówki z demobilu.

- Wychodze - odkrzyknela, wypadajac za drzwi.

A oczy ojca plonely z ciekawosci, prawie wypalajac Vanessie czarne dziury w plecach.

odpowiedz mozna znalezc na scianie w lazience

Slodka jak eklerka, mala femme fatale

Próbowalem twoich petite beurr i twojego chleba

napelniasz mój talerz

- 110 -

background image

Ostatniego dnia ferii Dan stal w meskiej toalecie w redakcji „Red Letter” i czytal raz za razem

swój wlasny wiersz, ten sam, który w tajemniczy sposób zniknal z jego biurka. Znalazl juz utwór, w

którym wykorzystal wczesniej ostatnia linijke - „napelniasz mój talerz” - i mial zamiar przerobic

ostatni wers. Ale do pisania zainspirowala go chwila - widok Elise z bagietka. A teraz nie

interesowala go juz ani Elise, ani wiersz.

Czy to moze miec cos wspólnego z pewnym e - mailem, który niedawno dostal?

Zbedna linijka nie byla glównym powodem, dla którego gapil sie na sciane. Ktos dopisal pod

spodem: Uwaga: jak nie nalezy pisac, patrz powyzej.

No dobra, moze to, co napisal, bylo glupie, sentymentalne i bez sensu. Sam pierwszy by to

stwierdzil, ale krytykowanie czyjegos pisania tak bezposrednio bylo zwyczajnie... zlosliwe i

niedojrzale. To jak wygadywanie swinstw o czyjejs matce: tylko ty mozesz o niej zle mówic.

- Lajdaki - mruknal pod nosem Dan, spuszczajac wode.

Wyciagnal z kieszeni czarny cienkopis i zaczal bazgrac obok swojego wiersza.

Uwaga: jak nie byc dupkiem

1. Nie kradnij rzeczy z czyjegos biurka, zwlaszcza gdy wlasciciel nie zna cie na tyle, aby uznac

to za zabawne.

2. Nigdy nie zakladaj, ze wiersz jest skonczony. Najlepiej w ogóle niczego nie zakladaj, bo

tylko wyjdziesz na dupka.

3. Pieprz sie - i tak nikt inny tego nie zrobi.

Wsadzil cienkopis z powrotem do kieszeni, umyl rece i kopnieciem otworzyl drzwi, prawie

wpadajac na Siegfrieda Castle'a.

- Czezdz, dzieciaku - zwrócil sie do niego z dziwacznym niemieckim akcentem pan Castle. -

Mialem pare telefonów w sprawie dzeków, które nie dotarly. To ty je wysylales w zezlym tygodniu.

Rusty wlasnie dzwonila, zeby powiedziedz, ze Myztery Craze nie moze wyledziedz z Helsinek, bo

Rusty nie ma jej jak wyslac pieniedzy.

Dan podszedl do biurka i wzial swoja czarna torbe ramie. Kusilo go, zeby powiedziec

Castle'owi, ze czek do Mystery wlasnie do niej plynie rzeka Hudson, ale nie chcial wyleciec z roboty.

Wolal sam odejsc.

Pan Castle poszedl za nim do biurka. Zmierzyl go spojrzeniem zlosliwych, niemieckich oczek.

- Moze idz i poszukaj sobie gdzie indziej niewolnika - syknal Dan.

- 111 -

background image

Wszedl na krzeslo, zeby przeczytac slowa tworzace pozioma czerwona linie na scianach

pokoju. Red Letter, Red Letter, Red Letter ciagnelo sie w nieskonczonosc.

- Jakie to oryginalne - stwierdzil, zeskakujac z krzesla. A potem wyszedl.

Trzydziesci sekund po jego wyjsciu rozlegl sie ostry dzwonek komórki - nic przyjemnego. Dan

nawet nie musial sprawdzac; wiedzial, kto dzwoni.

- Jasna cholera, dzieciaku! Nikt nie odchodzi, powtarzam, nikt nie odchodzi z „Red Letter”! -

wrzasnela na niego Rusty Klein. - Miales chlonac aure geniusza literackiego. Miales robic, co ci

kazali. Dopiero terminujesz, na milosc boska. Nie mozesz odejsc!

Dan kroczyl Poludniowa Siódma Aleja z telefonem przycisnietym do ucha. Nie zamierzal

pozwolic, aby Rusty odebrala mu poczucie triumfu.

- Przykro mi. ale naprawde nie wiem, w jaki sposób wysylanie czyichs listów, kupowanie

kawioru albo kserowanie dokumentów mialoby z kogokolwiek uczynic dobrego poete.

Rusty milczala. Jakas sekunde.

- Wskakuj do taksówki, slonce. Spotkamy sie w Plaza o dziesiatej. Chyba wiem, jak to

zalatwic.

Dan stal u szczytów schodów prowadzacych do metra. Pomyslal o tym, jak Rusty namawiala

go, zeby rzucil szkole i zaczal pisac wspomnienia, czego absolutnie nie mial ochoty robic. Chcial isc

do college'u, zdobywac nowe doswiadczenia i uczyc sie lepiej pisac, a do tego nie potrzebowal

agenta.

- Nie trzeba, chyba sam sobie poradze. Wlasciwie na pewno sam sobie poradze. Przynajmniej

na razie.

Rusty nie od razu zareagowala. Slyszal, jak dzwonia u niej telefony i jak jej asystent, Buckley,

uwija sie, zeby wszystkie odbierac. Dan czekal, az Rusty wykrzyknie, ze jest glupi, ze sam nie wie, co

dla niego dobre, ale ona powiedziala tylko:

- Jestes pewien?

- Aha - odparl stanowczo Dan. - Dzieki.

- A niech cie! Powodzenia.

- Wzajemnie - odpowiedzial szczerze Dan i rozlaczyl sie.

Rusty Klein byla zwariowana, przerazajaca despotka, ale wiedzial, ze i tak bedzie mu jej

brakowalo.

Zajrzal do cukierni, zamówil duza kawe i paczek z dzemem. Czekajac, postanowil

zatelefonowac do Vanessy. Rece mu drzaly, gdy wychodzil z wielkim, goracym kubkiem. Postawil go

na ziemi, zapalil papierosa i wybral numer.

- 112 -

background image

- Hej! - powiedzial, gdy odezwala sie automatyczna sekretarka. - Cos ci wyslalem.

Zastanawialem sie, czy doszlo. - Zaciagnal sie dymem, próbujac wymyslic, co powiedziec. - A tak w

ogóle, to mówi Dan. Mam nadzieje, ze u ciebie wszystko w porzadku. Eee... czesc - dorzucil i rozlaczyl

sie.

Cóz, nie zabrzmialo to jak: „Przepraszam, spróbujmy jeszcze raz”, ale przynajmniej sie

odezwal.

czasem prawda kluje w oczy

Leo stal przed metalowa furtka i czekal na Jenny.

- Czesc - powiedziala, czerwieniac sie ze wstydu. Dosc bezczelnie sie do niego wprosila.

Leo grzebal nerwowo przy zamku. Ruchem glowy wskazal rower oparty o kubly.

- Tata kazdego ranka jezdzi na nim wokól parku. Jak na swój wiek jest naprawde w niezlej

formie.

Jenny nigdy nie slyszala, zeby Leo wspominal o ojcu. Zawsze wyobrazala sobie, ze

wychowywal sie bez ojca, w wielkim rózowo - bialym mieszkaniu matki przy Park Avenue. Myslala, ze

calymi dniami gapil sie w telewizor i czesal rozpieszczonego psa zlota szczotka, podczas gdy matka

wydawala miliony z jego alimentów na firmowe ubrania dla psa i kolacje z mlodymi mezczyznami.

- Hej, wrócilem - zawolal Leo, gdy weszli do srodka. - Pozwól - powiedzial do Jenny. Wzial od

niej kurtke i powiesil. - Chodz.

Jenny ruszyla za nim ciemnym, waskim korytarzem. Mieszkanie pachnialo stechla prazona

kukurydza i plynem dezynfekujacym. Biala farba na scianach popekala i odchodzila od tynku. Gladki,

ciemnoczerwony dywan byl powycierany i zmechacony. Dom przypominal jej wlasne mieszkanie, tyle

ze tu bylo jeszcze gorzej.

- Mamo, tato, to Jennifer, dziewczyna, o której wam opowiadalem.

Gdy Jenny zobaczyla pana i pania Berensen, szczeka opadla jej do podlogi. Oboje mieli

podobne szare dresy, jedli prazona kukurydze z mikrofalówki, trzymali nogi na ratanowym stoliku do

kawy ze szklanym blatem i ogladali telewizor w malenkim, ciemnym pokoju. Pani Berensen byla

filigranowa kobieta, o krótkich, siwych wlosach i jasnoniebieskich oczach z drobnymi, kurzymi

lapkami. Pan Berensen mial co najmniej osiemdziesiat lat, byl siwy, mial dlugie, kosciste rece i nogi

oraz opalona, ogorzala twarz. Oboje byli tak chudzi, jakby zyli na samym popcornie i wodzie.

- 113 -

background image

- Naprawde milo mi... panstwa poznac - zawahala sie Jenny. Zrobila krok w przód, zeby

uscisnac ich dlonie.

- Och, ale z ciebie slicznotka - stwierdzila pani Berensen.

- Wlasnie ogladamy stary kawalek z Jamesem Bondem - powiedzial pan Berensen. -

Siadajcie, jesli macie ochote.

Chrzaknal i przesunal sie na ciemnoczerwonej, welurowej sofie, zeby zrobic dla nich miejsce.

Jenny nie potrafila sobie wyobrazic, jak ten czlowiek mógl jezdzic na rowerze wokól parku.

Wygladal tak, jakby mial zaraz pasc trupem.

- Dzieki. - Leo dotknal lokcia Jenny. - Chodz, pokaze ci swój pokój.

Jenny przygryzla usta i poszla za nim. Czula sie okropnie zawiedziona i nienawidzila sie za to.

Dlaczego mialoby ja obchodzic, ze Leo nie jest ksieciem, który mieszka w ekskluzywnym budynku z

odzwiernym przy Park Avenue?

Bo facet musi miec cos wiecej poza slodkim usposobieniem i slicznie wyszczerbionym zebem!

Pokój Lea okazal sie jeszcze bardziej przygnebiajacy. Pod sciana stalo lózko przykryte stara

narzuta w zólto - zielona krate. Sciany byly biale. Na podlodze lezal zniszczony brazowy dywan, a na

porysowanym, drewnianym biurku gigantyczny macintosh. Komputer byl zdecydowanie najnowsza i

najdrozsza rzecza w domu Berensenów.

Jenny przysiadla na brzegu lózka i kichnela gwaltownie. Reagowala alergicznie na caloksztalt

sytuacji.

A kto by tak nie zareagowal?

Leo usiadl na drewnianym krzesle przy biurku i poruszyl myszka, zeby obudzic komputer.

- Tym sie glównie zajmuje, gdy nie jestem w szkole albo z toba.

- Tak?

Jenny zastanawiala sie, czy pokaze jej jakis dziwaczny czat, na którym udaje, ze jest kims

zupelnie innym.

- Chodz, pokaze ci.

Niechetnie wstala i podeszla. Spodziewala sie, ze bedzie musiala przejrzec stos ohydnych e -

maili. Zamiast tego zobaczyla obraz, wierna kopie Urodzin Marca Chagalla. Nie, niezupelnie wierna

kopie, bo Leo gdzieniegdzie dodal cos od siebie.

- Ty to zrobiles? - zapytala Jenny, gdy odzyskala glos. To byla naprawde dobra praca.

- Aha, ale jeszcze nie skonczylem. Musze cos zrobic z szyba. Jest troche zbyt smetna. - Zaczal

otwierac menu z paletami kolorów i narzedziami do cieniowania. - Móglbym dodac odrobine zlota... -

Zerknal na Jenny. - Jak myslisz?

- 114 -

background image

Jenny wrócila z powrotem do lózka, bo to bylo jedyne miejsce, gdzie mogla usiasc. Zakolysala

sie lekko na sprezynach materaca, zeby oczyscic mysli.

- Naprawde uwierzylam, ze mieszkasz w tamtym eleganckim apartamencie. Myslalam, ze

Daphne to twój pies.

Przestala podskakiwac, spojrzala na dywan i przelknela sline.

- Chyba troche chcialem, zebys tak pomyslala. Dlatego cie tam zabralem.

Jenny podniosla wzrok. Leo nie wygladal juz tak oszalamiajaco, zgarbiony przy starym biurku

we wstretnym pokoju.

- Ale Elise mówila, ze podobno byles na przyjeciu u Fricka. No i nosisz taka ladna skórzana

kurtke. - Wsunela dlonie pod uda. - Myslalam, ze tam mieszkasz - powtórzyla.

Leo pokrecil glowa.

- Po szkole wyprowadzam tez Henry'ego, psa Madame T. Zaprasza mnie na imprezy, takie jak

ta u Fricka, i zalatwia mi czlonkostwo w muzeach, bo wie, ze interesuje sie sztuka, a jej dzieci juz sa

dorosle. To wlasciwie bardzo mile z jej strony.

Jenny kiwnela glowa. Dlaczego tak trudno jej zaakceptowac fakty? Leo jest zwyklym

chlopcem, który po szkole wyprowadza psy bogatym ludziom.

I ma naprawde starych rodziców, którzy mieszkaja w naprawde ciemnym, przygnebiajacym

mieszkaniu. Interesuje sie sztuka, tak jak ona, ale ona potrzebowala czegos... wiecej.

Nagle zerwala sie z lózka i rzucila do telefonu.

- Zróbmy cos szalonego i romantycznego! Ukradnijmy butelke wina twoim rodzicom i

zabierzmy ja do parku. Usiadziemy pod gwiazdami i upijemy sie!

Leo oniemial.

- To ty jestes tajemnicza, nie ja - stwierdzil, usmiechajac sie z zaklopotaniem. - Moi rodzice

nie maja wina, poza tym jutro idziemy do szkoly. Musze zrobic kolacje i odrobic lekcje. Zostan i zjedz

z nami.

Kolacja z wychudzonymi rodzicami Leo, którzy nawet nie pija wina? Zero romantyzmu.

Jenny nie rozumiala, co sie z nia dzieje, ule wiedziala, ze jesli nie wybiegnie z pokoju Leo,

zaraz wybuchnie.

- Chyba musze juz isc - mruknela i rzucila sie do wyjscia.

Twarz ja palila. Nie umiala nawet sie zatrzymac i pozegnac z rodzicami Lea. Zlapala kurtke,

wyobrazajac sobie chlodne powietrze na policzkach i uspokajajaca jazde autobusem.

- Czekaj! - krzyknal za nia Leo, ale ona juz byla na ulicy.

Chciala sie przekonac, czy lubi prawdziwego Lea. Teraz juz znala odpowiedz.

- 115 -

background image

I nie wygladala ona najprzyjemniej.

pierwszy przyplyw siostrzanej milosci

- To cudownie znowu cie widziec w domu! - zachwycila sie matka, gdy Blair wysiadla z windy,

ciagnac walizke na kólkach od Louisa Vuittona.

Mookie, pies Aarona, zamachal do niej ogonem i otarl sie zadem o jej kolana.

- Spadaj - syknela Blair pod nosem, chociaz cieszyla sie z powrotu do domu. Zdjela plaszcz i

rzucila go na antyczna kanape, stojaca w rogu holu wejsciowego. - Czesc, mamo. Gdzie Kitty Minky?

Eleanor podeszla do córki, ciezko sie kolyszac, i ucalowala ja glosno. Potem podala jej

telefon.

- To twój ojciec, kochanie. Wlasnie ucielismy sobie przemila pogawedke.

Ciekawe... Rodzice nie odzywali sie do siebie - uprzejmie - od ponad roku.

- Tata?

- Blair, misiaczku - odezwal sie wesoly, przesycony winem glos ojca, prosto z chaty we

Francji. - Ça va bien?

- Tak jakby - odparla Blair.

- Mialas wiadomosc z Yale?

- Nie. - Blair nie zamierzala sie przyznawac, ze chyba calkiem zaprzepascila szanse w Yale -

jego alma mater. Ruszyla korytarzem do swojego starego pokoju i stanela w progu. - Jeszcze nie.

- W porzadku. Badz mila dla matki. Cala promienieje, prawda?

- Chyba tak. - Blair weszla do pokoju i usiadla na podlodze. - Tesknie za toba, tato.

- Ja za toba tez, misiu - powiedzial ojciec i sie rozlaczyl.

- Wiec co o tym myslisz? - zapytala matka.

Weszla za córka do pokoju, ciezko dyszac. Jej brzuch wygladal, jakby urósl o trzydziesci

centymetrów w czasie nieobecnosci Blair. Ale matka ladnie sie opalila na Hawajach i wygladala

calkiem dobrze w ciemnozielonej sukience z czarnymi wstawkami od Diane von Furstenberg. Nawet

jej czarna, aksamitna opaska na wlosy nie prezentowala sie tak zle.

Blair zmusila sie do lekkiego usmiechu. Siedziala ze skrzyzowanymi nogami na srodku pokoju.

- Ladnie wygladasz.

- Nie, chodzi mi o pokój.

- 116 -

background image

Blair wzruszyla ramionami i rozejrzala sie. Znajome, perlowobiale sciany przemalowano na

blady seledyn, z lamówka w kolorze soczystej zieleni i bordiura w stokrotki. Orientalny, rózowy

dywanu Blair zostal zastapiony kudlatym, kremowo - zóltym. W rogu stal koszyk dla noworodka

wylozony biala koronka, lezal w nim zólty kocyk pracowicie wyszyty w biale stokrotki. Pod dalsza

sciana ustawiono bladozólty stolik do przewijania i szafe. Po prawej stal drewniany fotel bujany ze

stokrotkami namalowanymi na oparciu. Kitty Minky, jej kotka, lezala zwinieta na poduszce fotela i

spala jak susel.

Matka podeszla do szafy i przesunela dlonia po szufladach.

- Chcielismy umiescic monogramy na wszystkich meblach ale jeszcze nie wymyslilismy

imienia. - Usmiechnela sie szeroko. - Twój ojciec zasugerowal, ze ty powinnas je wymyslic. Zawsze

bylas taka twórcza, kochanie. Uwazam, ze to doskonaly pomysl!

- Ja?

Blair pobladla. To dziecko nie ma z nia nic wspólnego. Dlaczego u licha chca, zeby wymyslala

dla niego imie?

- Nie martw sie, to nie musi byc zydowskie imie ani nic takiego. Cyrus nie dba o to.

Potrzebujemy po prostu dobrego imienia. - Matka usmiechnela sie zachecajaco. - Nie spiesz sie.

Zastanów sie chwile. - Podeszla do koszyka, strzepnela kocyk i zlozyla go ponownie. - Cyrus i ja

idziemy teraz do 21 Club na degustacje wina. Powiedz Myrtle, co chcesz na kolacje, to ci cos zrobi. -

Schylila sie, zeby pocalowac Blair w czubek glowy. - Po prostu dobre imie - powtórzyla przed

wyjsciem z pokoju.

Blair zostala sama, medytujac nad doborem kolorów w pokoju i swoja nowa rola starszej

siostry, nadajacej imie mlodszemu dziecku. Jej pokój juz nawet nie pachnial po staremu. Pachnial

czyms nowym, czyms nowym i pelnym obietnic.

- Namawialem ich na Daisy - powiedzial Aaron, wchodzac do pokoju w samych tylko

bordowych, flanelowych bokserkach z Harvardu. Przyciete dredy siegaly mu juz za uszy, a piers mial

opalona. Prezentowalby sie calkiem niezle, gdyby nie byl taki denerwujacy.

- Jak bylo na Hawajach? - zapytala Blair, chociaz wcale jej to nie interesowalo.

Oczy Aarona rozszerzyly sie entuzjastycznie.

- Jeszcze lepiej, niz myslalem. Poznalem dziewczyne z Berkeley, która chyba jest jeszcze

wieksza wegetarianka ode mnie. Jej rodzice to uchodzcy z Haiti. Uczyla mnie surfowac. Pelny odlot.

Blair uniosla brwi. Opowiesc nie zrobila na niej wrazenia.

- Ale juz wróciles - zauwazyla.

Kiwnal glowa.

- 117 -

background image

- Wiec co myslisz o Daisy? Dobre imie dla dzieciaka?

Zmarszczyla nos.

- Phi, chlopaczek z Harvardu. To takie tandetne. - Kilka razy obrócila na palcu pierscionek z

rubinem. - A jak sie nazywala ta panienka z Haiti?

Aaron zmarszczyl brwi.

- Yael. Mówila, ze wiekszosc ludzi wymawia to „yai - elle” czy jakos tak, ale powinno sie

wymawiac „yale”, jak nazwa szkoly.

- Yale. - Blair przestala krecic pierscionkiem, a kaciki ust uniosly jej sie w usmiechu. - Yale.

No jasne!

S i N wreszcie to sobie wyjasnili

Skoro Blair juz sie wyniosla, nie bylo powodu, zeby nie zaprosic do siebie Nate'a.

- Hej - powiedzial, gdy Serena przywitala go w drzwiach. To bylo dziwne uczucie, zobaczyc ja

znowu w starych katach. Ale tez mile.

- Hej. - Pocalowala go w policzek.

Wziela od niego przemoczony trencz i powiesila w szafie na plaszcze. Jego szara koszulka z

Abercrombie wygladala na znoszona i miekka. Serena nie mogla sie doczekac, kiedy jej dotknie.

- Przepraszam, ze tak to wyszlo na tamtej imprezie - powiedziala.

Kiedy teraz o tym myslala, nie rozumiala, dlaczego nie pocalowala Nate'a w Sun Valley.

Zwlaszcza ze juz byla naga.

Cóz, najwyzej znowu bedzie musiala sie rozebrac, prawda?

- Nie szkodzi.

Nate chyba na cos czekal. Na przyklad na wyjasnienie, dlaczego go zaprosila.

Podeszla do niego. Stala boso na zimnej, drewnianej podlodze. Miala na sobie tylko cieniutka,

bawelniana podkoszulke i dzinsowa minispódniczke. Zadrzala, troche z zimna, ale przede wszystkim z

nerwów. Nate potarl jej nagie rece.

- Nate? - zapytala Serena, wpadajac mu w ramiona. Czula jego oddech na twarzy. Och, Natie.

- Wiesz, ze zawsze bylismy dobrymi przyjaciólmi i zawsze doskonale sie rozumielismy, i zawsze

moglismy na siebie liczyc, nawet kiedy sprawy naprawde zle sie ukladaly?

- Yhm - odparl chrapliwym glosem Nate, nadal rozcierajac jej ramiona.

- 118 -

background image

- A nie moglibysmy po prostu byc razem?

Nate przestal ja glaskac. Jak mozna odmówic najsliczniejszej dziewczynie w calym

wszechswiecie, która jest w dodatku najlepszym przyjacielem. I praktycznie rzuca sie czlowiekowi w

ramiona? Moze gdyby ja leciutko pocalowal i powiedzial delikatnie, ze nie jest im to pisane...

pochylil sie i bardzo niepewnie pocalowal ja w usta. To byl mily, slodki, niewinny pocalunek.

Ale Serena nie szukala niczego slodkiego i niewinnego, chciala prawdziwej milosci.

Odwzajemnila pocalunek zarliwie, jak ktos, kto czekal bardzo, bardzo dlugo. Zlapala Nate'a za reke i

pociagnela do swojego pokoju.

- Ej - odezwal sie Nate, stajac w progu. - Blair nadal tu jest?

- Ej... - Serena puscila jego dlon. To nie moze byc prawdziwa milosc, skoro Nate jest

zakochany w kims innym. Westchnela i opadla na lózko, usmiechajac sie smutno do sufitu. - Blair

wyprowadzila sie z powrotem do domu.

- Och. - Nate usiadl obok Sereny. Dotknal jej ramienia. - Wszystko w porzadku?

Serena usmiechnela sie szeroko. Nawet jesli Nate nie jest jej prawdziwa miloscia, nadal moze

byc jej kochanym misiaczkiem.

- Blair i Erik nie poszli na calosc - informowala go. Na pewno chcial wiedziec.

- Skad wiesz? - zapytal podejrzliwie.

Nie uszlo jego uwagi, ze Serena i Blair sie poklócily.

Serena obrócila sie na brzuch i schowala twarz w ramionach jak mala dziewczynka.

- Bo go zapylalam - odparla stlumionym glosem. - To mój brat, rozumiesz?

Nate nic nie powiedzial. Ulzylo mu, ale nie chcial tego okazac.

Uniosla sie na lokciach.

- Wiesz, ze cie kocham, Natie. Ale chyba obydwoje wiemy, kogo naprawde chcesz calowac.

Pokiwal glowa i odwrócil sie, zeby popatrzec przez mokra od deszczu szybe. Na dachu

Metropolitan Museum of Art przysiadl wielki ptak. Nate zastanawial sie, czy to jeden z tych sokolów

wedrownych, które lataly w okolicach Central Parku, budzac zdumienie przechodniów. Sokoly byly

eleganckie i piekne. Ich widok zawsze dodawal mu otuchy.

Polozyl sie obok Sereny i objal ja jak brat.

- Ja tez cie kocham - szepnal jej do ucha.

Serena usmiechnela sie i zamknela oczy. Wyobrazala sobie siebie i Nate'a, jak leza obok

siebie w jej pokoju w akademiku przy college'u, w którym w koncu wyladuje. Nigdy nie beda para,

ale co pewien czas beda sie spotykac, obejmowac i calowac, tak po prostu, i zawsze to bedzie

absolutnie nieszkodliwe, ale Blair nie musi o tym wiedziec. W koncu przestana to robic - gdy Serena

- 119 -

background image

wreszcie odnajdzie swoja prawdziwa milosc.

O ile to kiedykolwiek nastapi.

V ma wiecej talentu od calej komuny hipisów

Kiedy Vanessa wrócila do domu, Ruby, Gabriela i Arlo siedzieli skupieni przed telewizorem,

jedzac soje i pijac ciepla sake.

- Co jest grane? Myslalam, ze dzis wyjezdzacie.

Vanessa odstawila ciezka torbe ze sprzetem filmowym i zdjela przemoczona kurtke. Dopadla

ja niespodziewana ulewa.

- Niedlugo wyjezdzaja. - Ruby wylaczyla telewizor i cala trójka usmiechnela sie do niej

wyjatkowo nieszczerze.

- Jak minal dzien, kochanie?

Vanessa rozsznurowala martensy i zrzucila je z nóg. Tofu, papuga Ruby, zaskrzeczala w

klatce, jakby chciala ja ostrzec: „Cos sie swieci! Cos sie swieci!”

Gabriela wstala i wygladzila dlonia zmarszczki na pieknie drukowanym rózowo - fioletowym

japonskim kimonie. Siwe warkocze miala upiete na czubku glowy.

- Co wlasciwie tu jeszcze robicie? - zapytala Vanessa. - Myslalam, ze dzis wyjezdzacie do

domu.

W odpowiedzi ojciec wysmarkal glosno nos. Mial na sobie sweter z czerwonej welny,

ewidentnie damski, z rekawami trzy czwarte i poduszkami na ramionach.

Vanessa podeszla do niego, przypatrujac sie uwaznie. Ojciec mial zaczerwienione oczy i twarz

w plamach.

- Zle sie czujesz, tato?

Arlo Abrams pokrecil glowa i znowu wydmuchal nos. Lzy poplynely mu po policzkach.

- Juz dobrze, kochanie - szepnela Gabriela, nie bardzo wiadomo do kogo.

- To twoje filmy - wybuchla w koncu Ruby. Nigdy nie potrafila usiedziec cicho. - Pokazalam

im twoje filmy.

Slucham?

Vanessa spiorunowala wzrokiem starsza siostre, z wscieklosci odebralo jej mowe. Polem Arlo

znowu wysmarkal nos. Zeby tylko nie dostal zawalu albo czegos takiego.

- 120 -

background image

- Tato?

- Po prostu nie mielismy pojecia, ze jestes taka... artystka - powiedziala z wahaniem

Gabriela. - Zielonego pojecia.

To nic byl wlasciwie komplement, ale Vanessa nigdy nie szukala poklasku. Jej filmy byly tak

mroczne i dziwne, ze malo komu sie podobaly.

Arlo zlapal pilota i wlaczyl znowu telewizor. Ogladali jej interpretacje sceny z Wojny i pokoju,

w której gral nie kto inny, tylko Dan. Kamera sledzila kawalek brudnego papieru, gnany wiatrem o

zachodzie slonca przez park przy Madison Square, a potem zatrzymala sie na Danie, lezacym

bezwladnie na lawce w parku. Przy zblizeniu jego twarzy Vanessie zamarlo serce.

- Mozemy to wylaczyc? — poprosila, ale nikt na nia nic zwracal uwagi.

- Nie chodzi tylko o to, ze potrafisz opowiedziec historie zachwycal sie Arlo. - Ale o to, ze

robisz to jak malarz. - Spojrzal na Vanesse wciaz zalzawionymi oczami. - Wszystkich nas

zawstydzilas.

- I dodatkowo przyjeli ja wczesniej na NYU. Bo jest cholernie dobra - wypaplala z duma Ruby.

Vanessa zaczerwienila sie po uszy.

- Zamknij sie.

Gabriela objela ja niepewnie.

- Jestesmy z ciebie tacy dumni, baklazanku - szepnela.

Vanessa od dawna nie slyszala tego zdrobnienia.

Potem podszedl Arlo i objal je obydwie. Twarz mial mokra od lez. Ruby poglaskala go po

plecach i juz po chwili cala czwórka obejmowala sie serdecznie, jak najbardziej hipisowscy hipisi. To

bylo zupelnie nie w stylu Vanessy, ale w koncu nikt ich nie filmowal ani nic takiego.

- Jordy przyjedzie do nas latem na troche. Nie masz nic przeciwko? - mruknela Gabriela, gdy

sie obejmowali.

Ruby parsknela.

- Jej chyba nie obchodzi, co zrobicie Z Jordym.

- Och, myslalam, ze go lubisz - powiedziala matka.

- Lubie - odparla Vanessa z wahaniem. Jordy byl calkiem mily. - Po prostu...

- Lubi tego Dana z filmu troche bardziej - wszedl jej w slowo Arlo, jakby czytal w jej myslach.

- On naprawde cos w sobie ma.

Ruby zachichotala, a Vanessa ja kopnela.

Aha, Dan rzeczywiscie cos ma, a ona byla pewna, ze wie, co to jest.

Ma ja.

- 121 -

background image

tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Czy to nie cudowne, wrócic? Czy to nie cudowne; wrócic i nadal nie wiedziec, do jakiej szkoly

bedziemy chodzic w przyszlym roku? Czy to nie cudowne wrócic w chwili, gdy mamy wrazenie, ze

nasze zycie balansuje na krawedzi, a my za chwile zwariujemy? Cóz, mamy jednak na co czekac:

Wzywam wszystkich chlopaków

Wiem, ze chcecie mnie poznac, wiec oto wasza szansa. Jutro znów do szkoly, a ma byc wyjatkowo

cieplo i ladnie. Kiedy tylko skoncza sie zajecia, znajdziecie mnie rozciagnieta na czerwonym kocu na

Owczej Lace. Mozecie sie przylaczyc. I mozecie przyniesc cos do przekaszenia i do picia. Tylko

zadnych precli i gatorade, bardzo prosze. Przykro mi, dziewczyny, ale zapraszam tylko chlopaków. Oni

nigdy nie byli tak dobrzy w czekaniu, jak my, a wiecie, co mówia: najlepsze rzeczy przychodza do

tych, którzy czekaja.

Wasze e - maile

P: Droga P!

Znasz te zwariowana dziewczyne N i odwyku? Mieszkam przy tej samej ulicy co ona; razem

chodzilysmy do Greenwich Saints, dopóki jej nie wywalili. Slyszalam, jak rodzice

opowiadali, ze wyladowala w wiezieniu w Sun Valley za publiczne obnazanie sie. To byla

naprawde zakrecona sprawa, bo jej matka byla w Ameryce Poludniowej i nie miala pojecia,

co z córka, wiec rodzice tego dzieciaka, C, tez musieli zaplacic za nia kaucje, chociaz nawet

jej nie znali.

- 122 -

background image

dziewczynazcon necticut

O: Droga dziewczynozconnecticut!

To chyba sporo wyjasnia. I musze przyznac, ze rodzice C zasluguja na medal za swoja

hojnosc. Osobiscie uwazam, ze moze dobrze by jej zrobilo pare nocy za kratkami. Ale tak

naprawde chce wiedziec jedno: co dali jej do zalozenia w celi??

P

P: Droga Plotkaro!

no dobra, nie jestem jakas zboczona, ale tak jakby troche sledzilam tego chlopaka, w

którym sie zadurzylam po uszy, az do domu S, a potem siedzialam na stopniach muzeum, w

deszczu, czekajac, az wyjdzie, a on wyszedl dopiero po zmroku i teraz mam paskudne

przeziebienie, ale ze mnie idiotka.

Apsik

O: Droga apsik!

To troche zalosne. Ale wiem, o którym chlopaku mówisz, i gdybym go zobaczyla na ulicy,

pewnie zrobilabym to samo. Co S ma takiego, czego nam brakuje? Nie odpowiadajcie - i tak

jej zazdroscimy. A przy okazji, ja tez sie przeziebilam!

P

P: Droga P!

Slyszalem, ze w tym roku listy z college'ów przyjda pózniej, bo szkoly nie moga sie

zdecydowac, czy zwiekszyc liczebnosc grup, czy po prostu odrzucic czesc chetnych. W tym

tygodniu maja tajne spotkanie.

Viem

O: Drogi viem!

Nie rozmawiam z ludzmi, którzy rozsiewaja glupie plotki na temat listów z college'ów. I tak

popadamy w paranoje.

P

Na celowniku

- 123 -

background image

B w Wicker Garden kupuje przeslicznego zóltego króliczka z kaszmiru - to chyba pierwsza rzecz z

kaszmiru, której: a) nie kupila dla siebie, b) nie ukradla. N gapi sie na dom B przy Siedemdziesiatej

Drugiej, jakby tam kryly sie wszystkie odpowiedzi. Nie licz na to, paczuszku. J i jej tyczkowata

przyjaciólka znowu laza za tym chlopakiem ze szkoly Smale. Co sie z tymi dziewczynkami dzieje? D je

dzie metrem do Williamsburg. D nie wysiada na stacji Williamsburg. V filmuje swieza trawe

rosnaca w Central Parku - nie zartuje, podchodzi do swojej pracy bardzo powaznie.

PS

Nie zdradze wam wszystkiego, ale widzieliscie ostatnio C? Ma nowego przyjaciela i umieram z

ciekawosci, zeby sie dowiedziec, skad gosc pochodzi. Wyglada tak egzotycznie!

Do zobaczenia w parku, chlopcy!

Wiem, ze mnie kochacie,

plotkara

dlaczego S i B nadal sa przyjaciólkami

- Zrobilam nam herbate. - Serena przyniosla dwie biale filizanki na swojej pomaranczowej

tacy na lunch. Pociagnela nosem i otarla go o rekaw bladozielonej bluzki z Calypso. - Z miodem.

Blair pozwolila Serenie usiasc naprzeciwko i przyjela herbate. Byla strasznie przeziebiona.

Herbata z miodem - tak, to jest to. Poza tym zawsze siadaly razem w czasie lunchu, zwlaszcza gdy

mialy spotkanie grupy pomocy kolezenskiej, której obie byly opiekunkami.

No i dodatkowo Blair chciala Selene o cos zapytac.

W stolówce tloczyly sie dziewczyny. Laly keczup na frytki ze slodkich ziemniaków i wymienialy

ploteczki na temat ferii.

- Slyszalam, ze Serena i Nate Archibald zostali aresztowani za robienie tego na wyciagu

krzeselkowym - szepnela do Laury Salmon Rain Hoffstetter.

- A ja slyszalam, ze po skonczeniu szkoly wyprowadza sie do Amsterdamu. Poznala chlopaka

z holenderskiej olimpijskiej druzyny snowboardowej. Pobieraja sie - poinformowala je Kati Farkas.

- A ojciec Blair próbuje ja teraz umiescic w Brown - odezwala sie Isabel Coates. - Bo

zakochali sie w sobie z Erikiem van der Woodsenem po uszy.

- 124 -

background image

- Wiesz, miedzy mna i Nate'em do niczego nie doszlo - oswiadczyla Serena, gdy usiadla.

Wziela lyk herbaty. - To znaczy po przyjeciu u Georgie.

Blair mieszala herbate. Ignorowaly sie z Serena od pamietnej imprezy w Sun Valley, bo kazda

z nich uznala, ze tak jest wygodniej. W ten sposób ta druga musiala sobie wyobrazac, co sie

wydarzylo - nie trzeba bylo mówic klopotliwej prawdy.

Odsunela herbate i oparla lokcie na stole, patrzac Serenie w oczy.

- Jak to jest?

Serena odstawila herbate i wytarla nos w papierowa chusteczke. Ona tez byla okropnie

przeziebiona.

- Co?

- Seks. Z Nate'em.

Serena zmiela chusteczke i wsunela ja pod tace. Czy to jakis podstep? Czy Blair tylko czeka,

az Serena powie cos nie tak, zeby rzucic sie na nia z pazurami i odgryzc jej glowe?

- To bylo naprawde... - Serena urwala, czekajac, az na twarzy Blair pojawi sie zlosc, ale

przyjaciólka wygladala na szczerze zainteresowana. Ona naprawde chce wiedziec, zrozumiala

Serena.

- To bylo niesamowite. Oboje bylismy troche wystraszeni, ale poniewaz to byl Nate, wyszlo

zabawnie. - Usmiechnela sie na to wspomnienie. - I nie bylismy potem zaklopotani.

Blair kiwnela glowa i zagapila sie w stól. Wszystko pieknie, ale co z nia? Czy teraz

kiedykolwiek zrobia to z Nate'em, skoro nie sa...

Nad ramieniem Sereny Blair dostrzegla zblizajace sie do ich stolika dziewiatoklasistki z ich

grupy. Czas zmienic temat.

- Niewazne - mruknela, podnoszac torbe z podlogi i wyjmujac materialy na spotkanie.

- Czesc dziewczyny, jak udaly sie ferie? - zgodnym chórkiem zagadaly do starszych kolezanek

Mary Goldberg, Vicky Reinerson i Cassie Inwirth. Wszystkie trzy dziarskie dziewczyny mialy takie

same czarne bluzki w serek. Postawily tace z lunchem na stole i usiadly prawie jedna na drugiej. -

Nasze ferie to czyste szalenstwo.

- Dobrze - powiedziala Blair bez specjalnego entuzjazmu. Rozdala im materialy. -

Przeczytajcie to, zanim zaczniemy.

Dziewczyny zerknely na karki i zachichotaly, jakby chcialy powiedziec: „Naprawde bedziemy o

tym rozmawiac?”

- Serena, pracowalas jako modelka w czasie ferii? Slyszalam, ze pozowalas do zdjec

reklamowych razem z holenderska druzyna olimpijska. Reklama jakiejs pomadki ochronnej czy cos? -

- 125 -

background image

zapytala Mary Goldberg.

Serena usmiechnela sie rozbawiona. Ludzie wygadywali na jej temat niestworzone historie.

Czasem nawet zalowala, ze to wszystko nieprawda.

- Aha, to bylo niesamowite.

Pozostale dziewczyny z grupy: Jenny Humphrey i Elise Wells, przyniosly lunch w papierowych

torbach. Zamiast nudnych salatek albo paluszków rybnych i frytek ze slodkich ziemniaków jadly

krokiety z chinskiej restauracji przy Lexington, która dowozila im jedzenie pod same drzwi szkoly.

Zdumiewajace, jakie sprytne potrafia byc te dwie dziewczyny, które - wylaczajac ogromny biust Jenny

- wygladaly jak ucielesnienie niewinnosci i dobroci.

- Jenny jest przygnebiona - oznajmila Elise, gdy usiadly. Wyjela kawalek krewetki z krokieta i

wsadzila go do ust. - Potrzebuje rady. Rozpaczliwie.

Jenny zdenerwowala sie i strzelila przyjaciólke lokciem.

- Nic mi nie jest - warknela.

- No bo okazalo sie, ze Leo to zupelnie zwyczajny chlopak, a nie francuski ksiaze - wyjasnila

Elise, jakby wszystkie dobrze wiedzialy, kim jest Leo. — I zna sie na futrach i psich butach tylko

dzieki temu, ze wyprowadza psa Madame T., a wiadomo, ze ona ma tony futer.

Blair ziewnela i opróznila do herbaty paczke slodziku, tylko po to, zeby czyms zajac rece.

Miala nadzieje, ze Serena zajmie sie ta sprawa.

Nagle Serena wyrwala Blair puste opakowanie po slodziku i cos na nim napisala. Potem

oddala papierek z powrotem.

On nadal cie kocha, przeczytala Blair.

Dziewiatoklasistki patrzyly to na Blair, to na Selene.

- Co wy robicie? - zapytaly chórem Mary Goldberg i Vicky Reinerson, lekko poirytowane.

Blair zlozyla papierek i wrzucila go do torby.

- Wiec która z was umie robic na drutach?

- Ja umiem - powiedziala Jenny, chociaz nie miala zielonego pojecia, co sie tu, do cholery,

dzieje. - Nauczylam sie zeszlego lata na obozie artystycznym.

Blair wydmuchala nos i spojrzala na Selene.

- A to nie jest tak, ze w szkole z internatem wszyscy ucza sie robic na drutach?

Serena wzruszyla ramionami.

- Nigdy sie nic nauczylam, ale wszystkie modelki to robia Tym sie zajmuja za kulisami w

czasie pokazów.

- Zawsze chcialysmy sie nauczyc! - wyrwaly sie Cassie, Mary i Vicky.

- 126 -

background image

- Robic na drutach? - zapytala Elise, kompletnie zagubiona.

Blair zapiela torbe Coach i wsiala.

- Idziemy - powiedziala. - Kupimy welne A po szkole wszystkie bedziemy u mnie robic na

drutach buciki.

Ta dziwaczka z ogolona glowa, Vanessa Humphrey, filmowala je z pewnej odleglosci. Na

pierwszym planie wirowal i blyskal wsciekle rózowy plastikowy statek kosmiczny.

Serena wstala i zabrala swoje rzeczy.

- Masz na mysli skarpetki - sprzeciwila sie.

- Nie, buciki - poprawila ja z usmiechem Blair.

To powinno byc calkiem zabawne, zwlaszcza ze na towarzystwo chlopców nie ma dzis co

liczyc.

Dziewiatoklasistki ochoczo ruszyly za Serena i Blair. Wyszly na dwór przez wielkie niebieskie

drzwi.

Slonce grzalo mocno, byl pierwszy cieply dzien po dlugiej zimie.

- Przepraszam, glupio mi, ze sie poklócilysmy - powiedziala do Blair Serena, gdy szly w strone

Trzeciej Alei. - Jaki to ma sens, skoro i tak zawsze sie godzimy.

- Nie ma sprawy - mruknela Blair, wystawiajac twarz do slonca.

Moze to kwestia pogody, ale nagle nabrala optymizmu. Kazdego dnia rodza sie dzieci i

dostaja odlotowe imiona typu Yale, chlopcy i dziewczyny zrywaja ze soba i wracaja do siebie, naj-

lepsze przyjaciólki klóca sie i godza, ludzie ida do college'u, zwlaszcza do college'u o nazwie Yale.

- Taki ladny dzien... Lepiej chodzmy po szkole do parku zamiast do mnie.

- Moge pobiec do domu i przyniesc koc - zaproponowala Serena. - Spotkamy sie na laczce.

No, no.

nie potrafia trzymac sie z dala

- Stawiam piecdziesiat dolców, ze sie nie zjawi - rzucil Anthony Avuldsen.

Nate, Anthony, Charlie, Jeremy przyszli na Owcza Laczke prosto po szkole, zeby sprawdzic, czy

pewna popularna postac z Internetu rzeczywiscie sie dzis ujawni.

Pogoda byla piekna i kilku chlopaków rzucalo na laczce frisbee. Nate rozpoznal Jasona

Pressmana, chlopaka z mlodszej klasy, który gral w druzynie lacrosse'a. Podszedl, zeby sie przywitac.

- 127 -

background image

- Slyszales o Holmesie? - zapytal Jason.

Mial na kolanach wielka torbe trawki. Wlasnie zwijal male. ciasne skrety i chowal je do

puszki po mietusach Altoid.

- Slyszalem, ze nie wrócil do szkoly.

Nate oblizal wargi, patrzac jak Jason wsypuje trawke do precyzyjnie zwinietej bibulki.

- Przymkneli go - wyjasnil Jason. - Przylapali go na lotnisku w Miami z najmarniej bela haszu.

- Zakleil skreta i wrzucil go puszki. - Wydalili go. Trener mówi, ze teraz ty musisz byc kapitanem

druzyny.

Anthony, Charlie i Jeremy robili sobie skrety kawalek dalej. Nate odwrócil sie i wyszczerzyl do

nich zeby. Historia o tym, ze sam zrezygnowal z bycia kapitanem brzmiala niezle, ale jeszcze lepiej,

ze koniec konców nim zostal. Zasluzyl na to.

Jason przybil piatke z Nate'em, podajac mu przy tym skreta.

- Dobra robota, gosciu. Gratuluje.

- Dzieki - powiedzial Nate. - Co za dzien - stwierdzil, odrzucajac glowe do tylu i wystawiajac

twarz do slonca.

Dobrze, ze w okolicy bylo wiecej facetów niz dziewczyn, bo w odwrotnej sytuacji trawa cala

bylaby obsliniona.

Na lace zjawilo sie mnóstwo chlopców z prywatnych szkól, którzy udawali, ze przyszli tu

zupelnie bez powodu. Chuck Bass siedzial po turecku na czerwonym kocu. Mial na sobie czarna

bejsbolówke z napisem Patrol Narciarski Sun Valley. Na jego ramieniu przysiadla mala, biala malpka.

Tak, zgadza sie. Zywa.

Chuck byl dupkiem, ale jakze zabawnym. Nate nie mógl powstrzymac ciekawosci. Zapalil

skreta, którego dostal od Jasona, i podszedl.

- Co to wlasciwie jest? - zapytal, zaciagajac sie.

- Sniezna malpa. Z Ameryki Poludniowej. - Chuck podrapal malpke pod broda. Zwierzatko

patrzylo na Nate'a zlotymi, ufnymi oczami. - Cukiereczku, poznaj Natiego. Natie, poznaj Cukiereczka.

- Skad ja masz?

Chuck kichnal i wytarl nos w rózowa, jedwabna chusteczke.

- Jego. Matka Georgie przyslala go moim rodzicom w ramach podziekowania. No wiesz, za

wyciagniecie jej z tej wpadki z publicznym obnazaniem sie. - Poglaskal malpke po dlugim ogonie,

który owijal mu sie wokól szyi, zupelnie jak drogi futrzany szal. Tyle ze nadal zywy. - Maja sniezne

malpy tutaj w zoo w Central Parku, ale rzadko trzyma sie je jako zwierzatka domowe. Mama uwaza,

ze Cukiereczek smierdzi, ale teraz mam wlasne mieszkanie w hotelu Sutton Place, wiec go

- 128 -

background image

zatrzymam.

Szczesciarz z niego, nie?

- Super.

Nate przestal sie interesowac malpka i gotów byl zajac sie czyms innym.

- Ej, Nate! - krzyknal Jeremy. - Ten dzieciak spotyka sie z twoja byla dziewczyna. Z ta z

dziewiatej klasy z wielkimi cyckami!

Z piec metrów dalej Jeremy, Charlie i Anthony gadali z jakims dzieciakiem o platynowych

wlosach, który wydawal sie Nate'owi znajomy. Podszedl i uscisnal mu dlon, trzymajac skreta miedzy

zebami jak bez mala Humphrey Bogart.

- Nie spotykamy sie - upieral sie Leo. - Poznalismy sie w necie, zaprzyjaznilismy sie i potem...

- Urwal i zmarszczyl brwi, zerkajac na Nate'a. - Ej, nie wiedzialem, ze spotykala sie z toba. - Schowal

dlonie do kieszeni dzinsów i kopnal w trawnik. - W kazdym razie juz nie rozmawiamy ze soba.

Wtedy wlasnie na lake weszly Serena van der Woodsen i Blair Waldorf, a za nimi piec

mlodszych dziewczyn, w tym Jenny Humphrey, „ta z wielkimi cyckami”. Dziewczyny pomogly Serenie

rozlozyc czerwony koc. Wszystkie usiadly po turecku w kregu. Blair rozdala klebki bladozóltej welny i

druty.

- Najpierw musimy nabrac oczka - pouczyla je Jenny.

Zrobila petelke i zaczela narzucac oczka. Pozostale dziewczyny pochylily sie, przygladajac sie

uwaznie.

Z pietnascie metrów dalej Nate dalej palii skretu.

- Ale lubisz ja, no, sam przyznaj. Trudno jej nie lubic.

Leo zaczerwienil sie.

- No tak...

- Wiec co tu robisz? Podejdz do niej i pocaluj ja. Ja bym tak zrobil.

W tym momencie zdal sobie sprawe, ze to wlasnie powinien zrobic z Blair. Podejsc i

pocalowac ja. Przez caly czas, gdy nie palili trawki, chodzil napalony. Ale kiedy jaral, robil sie roman-

tyczny. To jedna z tych rzeczy, które Blair w nim uwielbiala.

- Sam nie wiem - powiedzial Leo. - Moze innym razem.

- Aha - zgodzil sie Nate. To jednak nie byl najlepszy moment.

Pieciu chlopaków obserwowalo grupke dziewczyn, gdy zjawil sie Dan. Jak zwykle wygladal na

zmarnowanego i jakby przedawkowal kofeine. Wilgotny camel zwisal spomiedzy jego bladych,

drzacych palców.

- Hej, ty i moja siostra zerwaliscie ze soba, czy jak? - zagadal do Lea.

- 129 -

background image

Leo spojrzal na niego bezradnie.

- Nie wiem.

Dan obrócil sie, zeby zobaczyc, jak wygladaja sprawy. Jego kumpel z klasy i wyjatkowy dupek.

Chuck Bass, siedzial na ziemi z biala malpa na ramieniu. Chuck przyniósl malpe dzis rano do szkoly,

ale nauczyciele kazali mu ja odniesc do domu. I nagle Dan zobaczyl cos, co sprawilo, ze upuscil

papierosa w wilgotna trawe.

Na czerwonym kocu, ze trzy metry za Chuckiem, kleczala Vanessa. Jej twarz kryla sie za

kamera. Przed nia na skladanym krzeselku lezalo plastikowe UFO, wirujac jak szalone. Zwariowana

pioseneczka sprawila, ze mial ochote podskoczyc z radosci.

Oczywiscie nie mial zamiaru naprawde tanczyc.

Nate zaciagnal sie resztka skreta i skinal na Vanesse.

- Myslisz, ze to ona?

- W zyciu - odparl Dan.

Jednak w glebi duszy pomyslal, ze Vanessa moglaby byc ta tajemnicza seksowna laska, która

przyszli zobaczyc. To byloby zupelnie w jej stylu. Zrobic cos zupelnie do niej niepodobnego i

wszystkich nabrac.

- Moze ona wcale nie przyjdzie.

Nate rzucil peta w strone Chucka.

- Chyba ze panienka juz tu jest.

Szesciu chlopców precz chwile przygadalo sie Chuckowi, smiejac sie pod nosem. Chociaz to

mialo byc spotkanie tylko dla facetów, pojawilo sie mnóstwo dziewczyn. Kati Farkas i Isabel Coates

przyszly pobawic sie z malpka Chucka i poszpiegowac grupe Blair i Sereny.

- Co one robia? - jeknela Kati. Podrapala Cukiereczka za uchem. Malpa odslonila zeby.

- On ma bardzo wrazliwe uszy! - ostrzegl ja Chuck.

- Moze robia na drutach schowki na narkotyki. Slyszalam, ze przemytnicy wykorzystuja dzieci

do szmuglowania narkotyków za granice - zasugerowala Isabel, zalujac, ze nie moze sie przylaczyc.

- Nie uwazacie, ze to po prostu piekne: wszyscy na nas patrza, jakbysmy byly... wiedzmami? -

szepnela Serena.

Pozostale dziewczyny zachichotaly konspiracyjnie.

Blair wydmuchala nos i nalozyla blyszczyk na usta. Nie przegapila faktu, ze jednym z

obserwatorów jest Nate.

- Faktycznie, piekne - zgodzila sie.

Zjawil sie tez jej przyrodni brat, Aaron Rose. Przysiadl z gitara na brzegu koca.

- 130 -

background image

- Co mam zagrac? - zapytal.

- Cokolwiek.

Wlasnie zaczynaly chwytac, o co chodzi z tym calym dzierganiem, oczko prawe, oczko lewe,

ale melodyjka z zabawki Vanessy doprowadzala je do szalu.

- Stir il up, little darling, stir it up - zaczal spiewac swoja ulubiona piosenke Boba Marleya.

Aaron przyszedl tylko zobaczyc, czy Blair to ta dziewczyna, wokól której wszyscy robia tyle

szumu. Wlasciwie kazda z nich mogla byc Plotkara.

- Nigdy nic nie wiadomo - stwierdzil tego dnia niejeden chlopak na laczce.

No wlasnie. Nigdy nic nie wiadomo.

tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

O wczorajszym wieczorze

Przykro mi chlopcy, zrobilam was w balona. Wiem, ze to wredne z mojej strony, ze sie nie ujawnilam,

ale przyznajcie, przyszliscie i bylo zabawnie, nie? Tego wlasnie potrzebowaliscie, prawda? A

najlepsze jest to, ze musieliscie poglaskac te slodka malpke.

I chociaz sie nie przyznacie, troche wam sie podoba to, ze nadal nie wiecie, kim jestem, bo

uwielbiacie wyobrazac sobie, jak wygladam. Jestem dziewczyna waszych snów.

Czego nie wiemy, a strasznie chcielibysmy wiedziec

Czy N i B zejda sie znowu?

Czy S znajdzie swoja milosc?

Czy V i D wybacza sobie i beda zyli dlugo i szczesliwie?

- 131 -

background image

Czy uslyszymy jeszcze o G? A chcemy?

Czy J i L wreszcie sie dogadaja? Czy ona tego chce?

Czy C sie ujawni?

Czy ja sie ujawnie?

Wiem, nie mozecie sie doczekac, zeby poznac odpowiedni. Ale najpierw wybuduje oltarz dla

swietego od przyjec do college'u. Kazdego dnia bede kupowala swietemu nowy podarunek, na przy-

klad klapki z paciorkami, na które mam oko w dziale obuwniczym w Barneys, albo te superrózowa

torebke, o której wszyscy mówia, a której nigdzie nie mozna dostac. Dzieki temu, jesli nie dostane

sie do mojej wymarzonej szkoly, bede miala mnóstwo nagród pocieszenia. A jesli sie dostane, bede

miala pretekst, zeby w ramach gratulacji kupic sobie cos jeszcze. Tak czy inaczej, bede do przodu.

Kazde z nas bedzie!

Wiem, ze mnie kochacie,

plotkara

- 132 -


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ziegesar?cily von Plotkara Tak jak lubię
Cecily von Ziegesar Plotkara 05 Tak jak lubię
Ziegesar Cecily von Plotkara 05 Tak jak lubię
Tak jak lubię 5
TAK JAK PRZED LATY
TAK JAK JA
test b tak jak grecy i rzymianie odpowiedzi, Sprawdziany, Rządzący i Rządzeni sprawdziany
Tak, jak czlowiek myśli
TAK JAK PRZED LATY(1), Teksty 285 piosenek
30 Czy Świadkowie Jehowy wierzą tak jak pierwsi chrześcijanie
test a tak jak grecy i rzymianie odpowiedzi, Sprawdziany, Rządzący i Rządzeni sprawdziany
Nic tak jak miłość nie pogrąży cię w rozpaczy

więcej podobnych podstron