background image

Juliusz Verne

Mistrz Zachariasz

SPIS TRE

Ś

CI

I   Zimowa noc
II   Pycha nauki
III  Dziwaczna wizyta
IV  Ko

ś

ciół 

Ś

wi

ę

tego Piotr

I

Zimowa noc

Miasto Genewa poło

ż

one jest na zachodnim brzegu jeziora, któremu dało 

swoj

ą

 nazw

ę

.1

Rodan2 u wyj

ś

cia z jeziora rozdziela miasto na odr

ę

bne dzielnice i sam w 

samym 

ś

rodku miasta dzieli si

ę

, tworz

ą

c mi

ę

dzy swoimi odnogami wysp

ę

Takie ukształtowanie topograficzne tworzy si

ę

 cz

ę

sto w du

ż

ych o

ś

rodkach 

handlowych lub przemysłowych. Bez w

ą

tpienia pierwszych mieszka

ń

ców 

zn

ę

ciła łatwo

ść

 transportu, jak

ą

 stwarzaj

ą

 szybkie rzeki, “te naturalne drogi, 

które id

ą

 same z siebie”, jak powiedział Pascal.3 O Rodanie mo

ż

na 

powiedzie

ć

ż

e jest to droga, która biegnie.

W czasach, kiedy na tej wysepce, podobnej do gaelony4 holenderskiej, 

zakotwiczonej na 

ś

rodku rzeki, jeszcze nie zacz

ę

to wznosi

ć

 nowych 

symetrycznych konstrukcji, masa domków pi

ę

trz

ą

cych si

ę

 jedne na drugich i 

malowniczo rozrzuconych, przedstawiała widok pełen uroku.

Z powodu małej powierzchni wysepki, niektóre budowle opierały si

ę

 na 

palach wbitych byle jak w wartkie nurty Rodanu. Te grube pale, poczernione 
czasem, starte wod

ą

, przypominały odnó

ż

a olbrzymiego kraba i dawały 

fantastyczny efekt. Kilka po

ż

ółkłych sieci, prawdziwych paj

ę

czyn 

rozci

ą

gni

ę

tych po

ś

ród tej wiekowej konstrukcji, poruszało si

ę

 w cieniu, jakby 

były ulistowieniem tego starego d

ę

bowego drewna, a rzeka, wpadaj

ą

c po

ś

ród 

ten las pali, pieniła si

ę

 z pos

ę

pnym szumem.

Jedno z domostw wyspy wywierało wra

ż

enie swym wygl

ą

dem 

dziwacznego starocia. Był to dom starego zegarmistrza, mistrza Zachariasza, 
jego córki Gerandy, Auberta Thüna – jego ucznia i starej słu

żą

cej, 

background image

Scholastyki.

Jakim

ż

 dziwakiem był ten Zachariasz! Jego wiek wydawał si

ę

 nie do 

odszyfrowania. Nikt z najstarszych mieszka

ń

ców Genewy nie mógł 

powiedzie

ć

, kiedy po raz pierwszy zobaczono go maszeruj

ą

cego ulicami 

miasta z rozwianymi na wietrze długimi białymi włosami, z chud

ą

, spiczast

ą

trz

ę

s

ą

c

ą

 si

ę

 na ramionach głow

ą

. Ten człowiek zdawał si

ę

 nie 

ż

y

ć

. Id

ą

c, 

kołysał ciałem na sposób balansu5 w swoich zegarach. Jego twarz, sucha i 
podobna do trupiej, miała zawsze ciemn

ą

 karnacj

ę

. Wydawało si

ę

ż

e wyrósł 

w ciemno

ś

ci jak obrazy Leonarda da Vinci.6

Geranda zajmowała jedno z najpi

ę

kniejszych pomieszcze

ń

 starego 

domostwa, sk

ą

d przez w

ą

skie okienko melancholijnym wzrokiem patrzyła na 

o

ś

nie

ż

one szczyty Jury;7 natomiast sypialnia i pracownia starca znajdowały 

si

ę

 niemal w piwnicy, prawie na poziomie rzeki, tak, 

ż

e podłoga opierała si

ę

 

wprost na palach. Od niepami

ę

tnych czasów zegarmistrz opuszczał swoje 

pomieszczenia jedynie na posiłki lub kiedy wychodził do miasta regulowa

ć

 

ż

ne zegary. Reszt

ę

 czasu sp

ę

dzał przy warsztacie pokrytym niezliczon

ą

 

ilo

ś

ci

ą

 narz

ę

dzi zegarmistrzowskich, w wi

ę

kszo

ś

ci wymy

ś

lonych przez siebie.

Istotnie był to niezwykle zdolny człowiek. Jego dzieła znane były w całej 

Francji i Niemczech. Najlepsi genewscy zegarmistrzowie uznawali jego 
wyra

ź

n

ą

 wy

ż

szo

ść

 nad sob

ą

 a miasto, poniewa

ż

 rozsławił jego imi

ę

, bardzo 

go ceniło i honorowało jako wynalazc

ę

 regulatora.

I faktycznie, jak si

ę

 pó

ź

niej okazało, od tego wynalazku Zachariasza liczy 

si

ę

 dat

ę

 narodzin prawdziwej sztuki zegarmistrzostwa.

Zazwyczaj, po długiej i skrupulatnej pracy, Zachariasz składał powoli 

narz

ę

dzia na swoje miejsca, zabezpieczał kloszami delikatne cz

ęś

ci, które 

wła

ś

nie dopasował, zatrzymywał tokarskie koło; nast

ę

pnie podnosił klap

ę

 

zrobion

ą

 w podłodze swojej pracowni i, pochylony, całymi godzinami 

wpatrywał si

ę

 w szumi

ą

ce wody Rodanu.

Pewnego zimowego wieczoru stara Scholastyka przygotowała kolacj

ę

, do 

której zgodnie z prastarym zwyczajem zasiadła wraz młodym pracownikiem. 
Mimo, 

ż

e wspaniałe potrawy podane były na pi

ę

knej biało-bł

ę

kitnej zastawie, 

mistrz Zachariasz nie jadł. Z trudem odpowiadał na łagodne słowa Gerandy, 
któr

ą

 małomówno

ść

 ojca wyra

ź

nie niepokoiła; na paplanin

ę

 Scholastyki 

zwracał tyle samo uwagi, co na szum rzeki. Po tym milcz

ą

cym posiłku stary 

zegarmistrz odszedł od stołu nie pocałowawszy córki i nie 

ż

ycz

ą

c nikomu 

“dobrej nocy”, co miał zwyczaj czyni

ć

. Znikn

ą

ł w w

ą

skich drzwiach 

prowadz

ą

cych do jego kryjówki i słycha

ć

 było, jak pod jego ci

ęż

kimi krokami 

skrzypiały schody.

Geranda, Aubert i Scholastyka jaki

ś

 czas pozostali w milczeniu. Tego 

wieczoru było ponuro: ci

ęż

kie chmury snuły si

ę

 nad Alpami i groziły 

przeobra

ż

eniem si

ę

 w ka

ż

dej chwili w deszcz; surowa aura Szwajcarii 

wypełniała dusze smutkiem, a południowe wiatry kr

ąż

yły wokół złowrogo.

– Panienko – powiedziała w ko

ń

cu Scholastyka – czy panienka widzi, 

ż

nasz pan od kilku dni jest nieswój? 

Ś

wi

ę

ta Dziewico! Rozumiem, 

ż

e nie ma 

apetytu, poniewa

ż

 słowa uwi

ę

zły mu w gardle i mo

ż

e tylko przebiegły diabeł 

jakie

ś

 z niego wyci

ą

gnie!

– Mój ojciec musi mie

ć

 zapewne jaki

ś

 powód do smutku, którego si

ę

 nie 

domy

ś

lam – odpowiedziała Geranda z wyra

ź

nym niepokojem maluj

ą

cym si

ę

 

na twarzy.

background image

– Panno Gerando, prosz

ę

 si

ę

 tak nie martwi

ć

. Pani zna dziwne zwyczaje 

mistrza Zachariasza. Kto mógłby wyczyta

ć

 z twarzy jego skrywane my

ś

li? 

Zapewne spotkała go jaka

ś

 przykro

ść

, o której do jutra zapomni i b

ę

dzie 

ż

ałował, 

ż

e zasmucił swoj

ą

 córk

ę

.

Mówi

ą

c to, Aubert patrzył w pi

ę

kne oczy Gerandy. Był to jedyny 

pracownik, którego mistrz Zachariasz dopuszczał do swoich prac, doceniał 
bowiem jego inteligencj

ę

, dyskrecj

ę

 i niezwykł

ą

 dobro

ć

 duszy. Aubert 

przywi

ą

zał si

ę

 do Gerandy tym tajemniczym uczuciem, zdolnym do 

najwy

ż

szych po

ś

wi

ę

ce

ń

.

Geranda miała lat osiemna

ś

cie. Jej twarz przypominała prostoduszne 

madonny, których obrazy wieszane s

ą

 jeszcze przez pobo

ż

nych 

mieszka

ń

ców na rogach ulic starych miast Bretanii.8 Jej oczy tchn

ę

ły 

niesko

ń

czon

ą

 szczero

ś

ci

ą

. Kochano j

ą

, była bowiem niczym uciele

ś

nienie 

najsłodszego marzenia poety.

Nosiła suknie w kolorach nie rzucaj

ą

cych si

ę

 w oczy, a biała chusta 

okrywaj

ą

ca jej ramiona miała odcie

ń

 i ten charakterystyczny zapach, jaki 

posiada bielizna ko

ś

cielna. Genewy nie opanowała wtedy jeszcze 

kalwinistyczna ostro

ść

 i Geranda wiodła ciche i mistyczne 

ż

ycie, czytaj

ą

c rano 

i wieczorem łaci

ń

skie modlitwy ze swojego modlitewnika z metalowym 

zamkni

ę

ciem. Geranda znała tajemnic

ę

 serca Auberta Thüna, wiedziała jak 

wielkim uczuciem darzy j

ą

 młody pracownik. Dla niego istotnie cały 

ś

wiat 

ograniczał si

ę

 do tego starego domu zegarmistrza; po pracy, kiedy opuszczał 

pracowni

ę

, reszt

ę

 czasu sp

ę

dzał w towarzystwie dziewczyny.

Stara Scholastyka widziała to wszystko, lecz nic nie mówiła. Swoj

ą

 

gadatliwo

ść

 wyładowywała w narzekaniach na niedogodno

ś

ci swojego wieku i 

kłopoty zwi

ą

zane z prowadzeniem gospodarstwa. Nikt jej w tym nie 

przeszkadzał. Podobna była do tych graj

ą

cych tabakierek, które wytwarzano 

w Genewie: raz nakr

ę

cona, musiała wygra

ć

 do ko

ń

ca swoje melodie; aby jej 

przerwa

ć

, trzeba byłoby j

ą

 rozbi

ć

.

Widz

ą

c Gerand

ę

 pogr

ąż

on

ą

 w bolesnym milczeniu, podniosła si

ę

 ze 

swojego ulubionego krzesła, wsadziła 

ś

wiec

ę

 do lichtarza, zapaliła j

ą

 i 

postawiła przed ustawion

ą

 w kamiennej niszy woskow

ą

 figurk

ą

 Matki Boskiej. 

Mieszka

ń

cy domu mieli zwyczaj kl

ę

ka

ć

 przed t

ą

 opiekunk

ą

 domowego 

ogniska i prosi

ć

 j

ą

 o spokojn

ą

 noc. Tego wieczoru Geranda nie ruszała si

ę

 z 

miejsca.

– Ale

ż

, panienko! – powiedziała Scholastyka ze zdziwieniem. – Kolacja 

ju

ż

 dawno sko

ń

czona i pora i

ść

 spa

ć

. Chce sobie panienka zepsu

ć

 oczy tym 

czuwaniem? O, 

ś

wi

ę

ta Dziewico! Lepiej poło

ż

y

ć

 si

ę

 i mie

ć

 pi

ę

kne sny! W tych 

przekl

ę

tych czasach trudno przewidzie

ć

, co przyniesie jutro.

– Mo

ż

e posła

ć

 po doktora dla mojego ojca? – zapytała Geranda.

– Doktora! – zawołała stara słu

żą

ca. – Mistrz Zachariasz nigdy nie 

zwracał uwagi na wszystkie ich fantazje i orzeczenia. Uznaje lekarzy do 
zegarów, ale nie do ciała.

– Co robi

ć

?! – szepn

ę

ła Geranda. – Czy ojciec wrócił do pracy, czy te

ż

 

udał si

ę

 na spoczynek?

– Gerando – odpowiedział łagodnie Aubert – zapewne jakie

ś

 cierpienie 

natury moralnej zasmuca mistrza Zachariasza i to wszystko.

– Czy wiesz jakie, Aubercie?

background image

– By

ć

 mo

ż

e, Gerando.

– Powiedz nam wi

ę

c! – zawołała 

ż

ywo Scholastyka, gasz

ą

c dla 

oszcz

ę

dno

ś

ci 

ś

wiec

ę

.

– Gerando – powiedział młody pracownik – od kilku dni dzieje si

ę

 co

ś

 

absolutnie niezrozumiałego. Wszystkie zegarki zrobione i sprzedane w 
ostatnich latach przez twojego ojca nagle si

ę

 zatrzymały. Przyniesiono ich 

bardzo wiele. Rozebrał je bardzo starannie: spr

ęż

yny były w dobrym stanie a 

tryby doskonale dopasowane. Mimo, 

ż

e mistrz ponownie zło

ż

ył i z niezwykł

ą

 

staranno

ś

ci

ą

 nakr

ę

cił zegary, dalej nie chciały i

ść

.

– To musi by

ć

 sprawka szatana! – zawołała Scholastyka.

– Co te

ż

 ty opowiadasz? – odparła Geranda. – Mnie si

ę

 to wydaje całkiem 

naturalne. Wszystko, co ziemskie, ma swoje granice i niesko

ń

czono

ść

 nie 

mo

ż

e wyj

ść

 spod ludzkiej r

ę

ki.

– Niemniej jednak prawd

ą

 jest – powiedział Aubert – 

ż

e kryje si

ę

 za tym 

co

ś

 nadzwyczajnego i tajemniczego. Ja równie

ż

 pomagałem mistrzowi 

znale

źć

 przyczyn

ę

 zatrzymania si

ę

 zegarów; bezskutecznie, kilka razy, 

zrozpaczonemu, narz

ę

dzia wypadły mi z r

ą

k.

– Dlaczego wi

ę

c – podj

ę

ła Scholastyka – oddawa

ć

 si

ę

 pot

ę

pionej pracy? 

Czy jest to naturalne, aby takie małe, mosi

ęż

ne urz

ą

dzenie chodziło samo i 

pokazywało godziny? Lepiej było zosta

ć

 przy zegarze słonecznym!

– Nie mówiłaby

ś

 tak Scholastyko – odparł Aubert – gdyby

ś

 wiedziała, 

ż

zegar słoneczny wymy

ś

lił Kain.9

– Wielki Bo

ż

e! Co te

ż

 ty mi opowiadasz?

– Jak s

ą

dzisz – zapytała w prostocie ducha Geranda – czy mo

ż

na prosi

ć

 

Boga, aby przywrócił 

ż

ycie zegarkom ojca?

– Bez 

ż

adnej w

ą

tpliwo

ś

ci – odpowiedział młody zegarmistrz.

– Có

ż

, pró

ż

ne modlitwy – gderała stara słu

żą

ca. – Ale Bóg wybaczy mi ze 

wzgl

ę

du na intencj

ę

.

Zapalono ponownie 

ś

wiec

ę

. Scholastyka, Geranda i Aubert ukl

ę

kli na 

posadzce pokoju – młoda dziewczyna zacz

ę

ła si

ę

 gło

ś

no modli

ć

 za dusz

ę

 

swojej matki, za spokojn

ą

 noc, za podró

ż

nych i wi

ęź

niów, za dobrych i złych, 

a przede wszystkim za spokój ojca.

Po zmówieniu modlitwy wszyscy troje powstali spokojniejsi i z wiar

ą

 w 

sercu, bo swoje troski powierzyli Bogu.

Aubert poszedł do swojego pokoju, Geranda, zamy

ś

lona, usiadła przy 

oknie, obserwuj

ą

c jak gasn

ą

 ostatnie 

ś

wiatła Genewy. Scholastyka polała 

wod

ą

 dopalaj

ą

ce si

ę

 głownie w kominku, zamkn

ę

ła drzwi na dwa wielkie 

rygle, poło

ż

yła si

ę

 do łó

ż

ka i szybko zasn

ę

ła, 

ś

ni

ą

c, 

ż

e umiera ze strachu.

Tymczasem groza tej zimowej nocy nasilała si

ę

. Wiał silny wiatr; fale rzeki 

uderzały o słupy wprawiaj

ą

c w dr

ż

enie cały dom, lecz młoda dziewczyna, 

ogarni

ę

ta smutkiem, my

ś

lała jedynie o ojcu.

Po tym, co usłyszała od Auberta Thüna, choroba ojca nabrała w jej 

oczach fantastycznych rozmiarów i wydawało si

ę

 jej, 

ż

e ta droga istota stała 

si

ę

 mechanizmem poruszaj

ą

cym si

ę

 z trudem na zu

ż

ytych spr

ęż

ynach.

Nagle okap okienny, popchni

ę

ty wichrem, uderzył w szyb

ę

. Geranda 

background image

zadr

ż

ała, zerwała si

ę

 gwałtownie, nie rozumiej

ą

c przyczyny tego hałasu, który 

ni

ą

 wstrz

ą

sn

ą

ł. Uspokoiwszy si

ę

 nieco, otworzyła okienko. G

ę

ste chmury 

porozrywały si

ę

 i gwałtowny deszcz padał na okoliczne dachy. Dziewczyna 

wychyliła si

ę

 na zewn

ą

trz, aby przyci

ą

gn

ąć

 okiennic

ę

 miotan

ą

 wichrem, gdy 

nagle ogarn

ą

ł j

ą

 strach. Zdawało jej si

ę

ż

e poł

ą

czone siły ulewy i rzeki 

zatopi

ą

 kruchy domek, którego bale skrzypiały z zawodzeniem. Chciała uciec 

ze swojego pokoju, gdy poni

ż

ej ujrzała odbicie 

ś

wiatła pochodz

ą

ce z 

pracowni ojca, a w pewnym momencie usłyszała jakie

ś

 słabe j

ę

ki. 

Spróbowała raz jeszcze zamkn

ąć

 okno, lecz wiatr odpychał j

ą

 gwałtownie 

niczym złoczy

ń

c

ę

, próbuj

ą

cego dosta

ć

 si

ę

 do domu.

Gerandzie wydawało si

ę

ż

e oszaleje ze strachu. Co robił jej ojciec? 

Otworzyła drzwi, które siła burzy wyrwała jej z r

ą

k, i które z hukiem uderzyły o 

ś

cian

ę

. Znalazła si

ę

 w ciemnej sali stołowej, gdzie udało jej si

ę

 po omacku 

dotrze

ć

 do schodów, po czym blada i przera

ż

ona w

ś

lizgn

ę

ła si

ę

 do pracowni 

ojca.

Stary zegarmistrz stał na 

ś

rodku izby wypełnionej szumem rzeki. Zje

ż

one 

włosy nadawały mu budz

ą

cy l

ę

k wygl

ą

d. Mówił sam do siebie, gestykuluj

ą

c, 

nic nie widz

ą

c i nie słysz

ą

c. Gerande zamarła w progu.

– Tak, to 

ś

mier

ć

! – mówił mistrz Zachariasz głuchym głosem. – To 

ś

mier

ć

!

… Co mi pozostaje w 

ż

yciu teraz, kiedy cał

ą

 moj

ą

 istot

ę

 rozproszyłem po 

ś

wiecie! Bo to ja, mistrz Zachariasz, jestem twórc

ą

 tych wszystkich zegarków! 

W ka

ż

dym metalowym, srebrnym czy złotym pudełeczku zamkn

ą

łem cz

ęść

 

mojej duszy! Za ka

ż

dym razem, kiedy zatrzymuje si

ę

 jeden z tych przekl

ę

tych 

zegarów, czuj

ę

ż

e moje serce przestaje bi

ć

, bo uregulowałem je według jego 

uderze

ń

!

Mówi

ą

c to, starzec wodził wzrokiem po swoim warsztacie. Tam 

znajdowały si

ę

 wszystkie cz

ęś

ci zegarka, który starannie rozebrał. Wzi

ą

ł do 

r

ę

ki rodzaj pustego cylindra, zwanego b

ę

benkiem, z zawart

ą

 w 

ś

rodku 

spr

ęż

yn

ą

; wyci

ą

gn

ą

ł z niego stalow

ą

 spiral

ę

, która zamiast si

ę

 wyprostowa

ć

 

zgodnie z prawami elastyczno

ś

ci, pozostała zwini

ę

ta niczym 

ś

pi

ą

ca 

ż

mija. 

Wydawała si

ę

 nabrzmiała jak ci bezsilni starcy, którym krew st

ęż

ała w 

ż

yłach. 

Na pró

ż

no mistrz Zachariasz, którego cie

ń

 na 

ś

cianie wydłu

ż

ał si

ę

, usiłował j

ą

 

rozwin

ąć

 swoimi wychudzonymi palcami. Kiedy zrozumiał, 

ż

e mu si

ę

 nie uda, 

ze straszliwym okrzykiem w

ś

ciekło

ś

ci cisn

ą

ł spr

ęż

yn

ę

 przez otwór w 

spienione fale Rodanu.

Geranda z nogami wro

ś

ni

ę

tymi w ziemi

ę

 wstrzymała oddech i pozostała 

bez ruchu. Chciała, a nie mogła zbli

ż

y

ć

 si

ę

 do ojca. Poczuła zawroty głowy. 

Nagle w mroku usłyszała cichy głos:

– Gerando, moja droga Gerando! Niepokój nie pozwala ci spa

ć

! Wracaj 

prosz

ę

, noc jest chłodna.

– Aubert! – wyszeptała cicho. – Ty równie

ż

!

– Ja niepokoj

ę

 si

ę

 twoim niepokojem – odpowiedział Aubert.

Te miłe słowa przywróciły 

ż

ycie sercu dziewczyny. Oparła si

ę

 na ramieniu 

pracownika i rzekła:

– Aubercie, mój ojciec jest bardzo chory! Ty jeden mo

ż

esz go wyleczy

ć

bo na takie stany duszy pociechy córki to za mało. Ma umysł dotkni

ę

ty 

wypadkiem naturalnym, a ty, pracuj

ą

c wraz z nim przy naprawie jego 

zegarków, mo

ż

esz przywróci

ć

 mu równowag

ę

. Aubercie, to nieprawda – 

background image

dodała, wci

ąż

 bardzo wstrz

ąś

ni

ę

ta – 

ż

ż

ycie ojca zwi

ą

zane jest z tymi 

zegarami?

Aubert nie odpowiedział.

– Czy

ż

by wi

ę

c jego rzemiosło pot

ę

pione było przez Boga? – dr

żą

c, 

zapytała Geranda.

– Nie wiem – odpowiedział pracownik, ogrzewaj

ą

c w swoich dłoniach 

zmarzni

ę

te r

ę

ce dziewczyny. – Ale wracaj ju

ż

 do swojego pokoju, wraz ze 

spoczynkiem odzyskasz nadziej

ę

.

Geranda powoli poszła do siebie, gdzie czuwała a

ż

 do rana, gdy 

tymczasem mistrz Zachariasz ci

ą

gle milcz

ą

cy i nieruchomy, wpatrywał si

ę

 w 

rzek

ę

 płyn

ą

c

ą

 pod jego stopami.

II

Pycha nauki

Uczciwo

ść

 kupców genewskich jest powszechnie znana na 

ś

wiecie. 

Mo

ż

na wi

ę

c wyobrazi

ć

 sobie, jakie uczucie wstydu ogarn

ę

ło Zachariasza, gdy 

ze wszystkich stron odsyłano mu zegarki, zło

ż

one z tak wielk

ą

 dokładno

ś

ci

ą

Pewne było jedynie to, 

ż

e wszystkie one zatrzymały si

ę

 nagle, bez 

widocznego powodu. Mechanizmy znajdowały si

ę

 w doskonałym stanie i były 

dobrze osadzone, ale spr

ęż

yny utraciły swoj

ą

 spr

ęż

ysto

ść

. Na pró

ż

no 

zegarmistrz zamieniał je na inne – kółka pozostawały nieruchome. 
Niewytłumaczalny ten wypadek sprawił wiele złego. Wspaniałe wynalazki 
Zachariasza kilkakrotnie ju

ż

 

ś

ci

ą

gały na

ń

 podejrzenia, które teraz zyskały 

stanowcze potwierdzenie. Pogłoski o tym dotarły do uszu Gerandy, która 
natrafiaj

ą

c na zło

ś

liwe spojrzenia, zacz

ę

ła powa

ż

nie obawia

ć

 si

ę

 o 

ż

ycie ojca.

Nast

ę

pnego dnia po burzliwej nocy Zachariasz zasiadł z ufno

ś

ci

ą

 do 

pracy. Jasne, poranne sło

ń

ce o

ż

ywiło go i dodało odwagi. Aubert po

ś

pieszył 

za nim do warsztatu, gdzie został przyj

ę

ty 

ż

yczliwym pozdrowieniem.

– Mam si

ę

 ju

ż

 lepiej – powiedział stary zegarmistrz. – Sam nie wiem, co 

mi si

ę

 wczoraj stało, ale sło

ń

ce rozp

ę

dziło teraz wszystkie gro

ź

by nocy.

– Słowo daj

ę

, mistrzu, nie lubi

ę

 nocy – odparł Aubert. – I dla mistrza i dla 

siebie.

– Masz racj

ę

, Aubercie. Je

ż

eli kiedy

ś

 staniesz si

ę

 człowiekiem wy

ż

szym 

nad innych, zrozumiesz, 

ż

e dzie

ń

 jest równie potrzebny jak pokarm! M

ę

drzec 

nie nale

ż

y do siebie, lecz do innych.

– Mistrzu, grzech pychy przez ciebie przemawia.

– Pycha, Aubercie? Zatrzyj moj

ą

 przeszło

ść

, zniszcz tera

ź

niejszo

ść

odejmij przyszło

ść

, a wtedy mo

ż

e b

ę

d

ę

 mógł 

ż

y

ć

 w cieniu. Biedny chłopcze, 

nie pojmujesz mojej sztuki. Czy

ż

 nie jeste

ś

 tylko narz

ę

dziem w moich r

ę

kach?

– A jednak wiele razy, mistrzu – odparł Aubert – zasłu

ż

yłem sobie na 

pochwały za dopasowywanie najdelikatniejszych cz

ęś

ci w twoich zegarkach i 

zegarach.

– Oczywi

ś

cie, Aubercie, jeste

ś

 dobrym pracownikiem i kocham ci

ę

 za to; 

ale pracuj

ą

c jeste

ś

 przekonany, 

ż

e w r

ę

kach swoich widzisz tylko kawałek 

br

ą

zu, złota czy srebra, i nie dostrzegasz ducha, którego w nie tchn

ą

łem. 

background image

Dlatego te

ż

 dzieła twe o 

ś

mier

ć

 ci

ę

 nie przyprawi

ą

.

Po tych słowach Zachariasz umilkł, lecz Aubert starał si

ę

 nawi

ą

za

ć

 dalsz

ą

 

rozmow

ę

.

– Ciesz

ę

 si

ę

, mistrzu, widz

ą

c ci

ę

 przy pracy jak teraz, bez odpoczynku. 

Zdaje mi si

ę

ż

e b

ę

dziemy gotowi na uroczysto

ść

 naszego cechu, bo 

uko

ń

czenie zegara kryształowego jest coraz bli

ż

sze.

– Oczywi

ś

cie, Aubercie! – zawołał stary zegarmistrz. – Poci

ę

cie i 

obrobienie tego minerału, twardego jak diament, przyniesie mi wiele sławy. 
Louis Berghem10 dobrze zrobił udoskonalaj

ą

c sztuk

ę

 obrabiania kamieni 

szlachetnych, dał mi bowiem mo

ż

liwo

ść

 przewiercania i szlifowania 

najtwardszych materiałów.

Mistrz Zachariasz trzymał w tej chwili w palcach drobne cz

ęś

ci zegarka, 

wyci

ę

te z kryształu i doskonale obrobione. Kółka, osie i inne drobne cz

ęś

ci 

zostały wykonane z tego samego materiału i były dziełem nadzwyczajnej 
pracowito

ś

ci i zdolno

ś

ci.

– Czy

ż

 nie jest to wspaniała rzecz – rzekł, a policzki jego zarumieniły si

ę

 – 

obserwowa

ć

 przez przezroczyst

ą

 kopert

ę

 prac

ę

 zegarka i liczy

ć

 uderzenia 

jego serca!

– Gotów jestem zało

ż

y

ć

 si

ę

, mistrzu – odparł młody pracownik – 

ż

e ani na 

sekund

ę

 nie spó

ź

ni si

ę

 on nawet przez cały rok!

– I wygrałby

ś

 na pewno! Czy

ż

 nie wło

ż

yłem w niego cz

ęś

ci mojej duszy? 

Czy

ż

 moje serce nie bije regularnie?

Aubert nie 

ś

miał podnie

ść

 oczu na swego mistrza.

– Powiedz mi szczerze – rzekł starzec melancholijnie. – Czy nigdy nie 

brałe

ś

 mnie za wariata? Czy nie zdawało ci si

ę

ż

e ulegam obł

ę

dowi? Czy

ż

 

nie tak? W oczach mojej córki i twoich cz

ę

sto spostrzegam pot

ę

pienie dla 

mnie. Ach, jakie to okropne – dodał z bole

ś

ci

ą

 – nie by

ć

 zrozumianym nawet 

przez tych, których si

ę

 najbardziej kocha! Ale udowodni

ę

 tobie, 

ż

e mam racj

ę

Nie wstrz

ą

saj głow

ą

, bo jeszcze si

ę

 zdziwisz! W dniu, w którym b

ę

dziesz w 

stanie mnie zrozumie

ć

, przekonasz si

ę

ż

e odkryłem tajemnic

ę

 istnienia oraz 

sekret tajemniczego zwi

ą

zku duszy z ciałem!

Mówi

ą

c to, mistrz Zachariasz objawiał niezwykł

ą

 pych

ę

. Oczy jego pałały 

nienaturalnym blaskiem, a duma biła z całej jego postaci. Faktycznie, nigdy 
wcze

ś

niej jego miło

ść

 własna nie mogła by

ć

 bardziej uzasadniona. 

Rzeczywi

ś

cie, zegarmistrzostwo w owej epoce było wci

ąż

 jeszcze w 

powijakach. Od czasów, w których Platon,11 na czterysta lat przed 
Chrystusem, wynalazł zegar nocny, co

ś

 w rodzaju klepsydry, który za pomoc

ą

 

d

ź

wi

ę

ku i gry na flecie wskazywał godziny, nauka nie posun

ę

ła si

ę

 ani na krok 

do przodu. Zegarmistrz zajmował si

ę

 bardziej sztuk

ą

 ni

ż

 mechanik

ą

; była to 

bowiem epoka owych pi

ę

knych zegarów 

ż

elaznych, mosi

ęż

nych, drewnianych 

i srebrnych, wspaniale cyzelowanych,12 jak dzbany Celliniego.13 Były to 
arcydzieła sztuki cyzelatorskiej, mierz

ą

ce wprawdzie czas bardzo 

niedokładnie, ale arcydzieła. Kiedy za

ś

 wyobra

ź

nia artysty skupiała si

ę

 nie 

tylko na doskonało

ś

ci plastycznej, wówczas powstawały zegary z ruchomymi 

figurami, graj

ą

cymi melodyjkami, których uruchomienie odbywało si

ę

 niekiedy 

w zabawny sposób. Poza tym, kto wówczas zajmował si

ę

 regulowaniem 

czasu? Zasady mierzenia czasu, astronomia i fizyka nie stały wówczas na tak 
wysokim poziomie jak dzisiaj i nie znano jeszcze oblicze

ń

 pozwalaj

ą

cych 

background image

regulowa

ć

 zegarki według obrotu Ziemi dookoła Sło

ń

ca. Nie było urz

ę

du 

zamykanego o ustalonej godzinie, ani transportu odchodz

ą

cego na czas. 

Wieczorem biciem dzwonu wzywano mieszka

ń

ców do gaszenia ogni, a 

podczas wieczornej ciszy głosem oznajmiano godziny. Z pewno

ś

ci

ą

, je

ż

eli 

mierzono by czas ludzkiej egzystencji ilo

ś

ci

ą

 dokonanych spraw, to ludzie 

ż

yliby mo

ż

e krócej, ale lepiej. Dusze wzbogacone były szlachetnymi 

uczuciami, zrodzonymi z kontemplacji, a sztuka była bardzo ceniona. 
Budowano wówczas ko

ś

ciół w ci

ą

gu dwóch wieków; malarz tworzył zaledwie 

kilka obrazów w ci

ą

gu całego 

ż

ycia; poeta tworzył tylko wzniosłe pie

ś

ni, ale 

były to arcydzieła, które przetrwały do dzi

ś

. Z chwil

ą

 gdy nauki 

ś

cisłe post

ą

piły 

naprzód, rozwin

ę

ło si

ę

 równie

ż

 zegarmistrzostwo; wci

ąż

 jednak rozwój jego 

hamowany był brakiem umiej

ę

tno

ś

ci regularnego i stałego pomiaru czasu.

Wła

ś

nie podczas tego zastoju mistrz Zachariasz wynalazł przyrz

ą

d zwany 

regulatorem, pozwalaj

ą

cy mu osi

ą

gn

ąć

 dokładno

ść

 matematyczn

ą

 za 

pomoc

ą

 poddania biegu wskazówki działaniu siły stałej. Dzieło to dokonało 

zam

ę

tu w głowie starego zegarmistrza. Pycha wznosz

ą

ca si

ę

 w jego sercu jak 

rt

ęć

 w termometrze, osi

ą

gn

ę

ła ju

ż

 prawie szczyt obł

ę

du. Rozumuj

ą

analogicznie z zasadami materialistów, wyobraził sobie, i

ż

 zdołał poprzez 

tworzenie zegarów odkry

ć

 tajemniczy zwi

ą

zek duszy z ciałem.

Jeszcze tego samego dnia widz

ą

c, 

ż

e Aubert słucha go z uwag

ą

, rzekł 

tonem pełnym przekonania:

– Czy ty wiesz, moje dziecko, co to jest 

ż

ycie? Czy zrozumiałe

ś

 działanie 

mechanizmów egzystencji? Czy kiedykolwiek patrzyłe

ś

 w gł

ą

b siebie? Nie, a 

mimo to dzi

ę

ki nauce spostrzegałby

ś

, jak 

ś

cisły zwi

ą

zek istnieje mi

ę

dzy 

dziełem Bo

ż

ym a moim, poniewa

ż

 to z jego dzieł skopiowałem kombinacj

ę

 kół 

moich zegarów.

– Mistrzu! – zawołał 

ż

ywo Aubert. – Jak mo

ż

esz porównywa

ć

 mosi

ęż

n

ą

 

lub stalow

ą

 maszyn

ę

 do tchnienia Bo

ż

ego zwanego dusz

ą

, o

ż

ywiaj

ą

c

ą

 i 

poruszaj

ą

c

ą

 ciało, jak lekki powiew wiatru porusza kwiatami? Czy

ż

 mog

ą

 

istnie

ć

 niewidoczne koła poruszaj

ą

ce naszymi stopami i ramionami? Jakie 

cz

ęś

ci byłyby tak dobrze dopasowane, by inicjowały nasze my

ś

li?

– Nie w tym rzecz – odparł Zachariasz łagodnie, aczkolwiek z uporem 

ś

lepca zmierzaj

ą

cego w kierunku przepa

ś

ci. – By mnie zrozumie

ć

, przypomnij 

sobie cel wynalezionego przeze mnie regulatora. Widz

ą

c nieregularno

ść

 

zegarów, domy

ś

liłem si

ę

ż

e zamkni

ę

ty w nich ruch jest niewystarczaj

ą

cy, i 

ż

nale

ż

y zastosowa

ć

 do nich inn

ą

, niezale

ż

n

ą

 sił

ę

. Pomy

ś

lałem wi

ę

c, 

ż

mógłbym tego dokona

ć

, gdybym wyregulował ruchy wahadła. Czy

ż

 to nie była 

wspaniała my

ś

l?

Aubert poruszył głow

ą

 na znak zgody.

– A teraz – ci

ą

gn

ą

ł dalej mistrz, o

ż

ywiaj

ą

c si

ę

 coraz bardziej – spojrzyj w 

samego siebie! Nie pojmujesz 

ż

e istniej

ą

 w nas dwie odr

ę

bne siły: siła duszy i 

ciała, czyli ruch i regulator? Dusza jest kwintesencj

ą

 

ż

ycia, jest wi

ę

c ruchem. 

Wywołany ruchem – ci

ęż

arem b

ą

d

ź

 spr

ęż

yn

ą

 – czy wpływem duchowym, 

mie

ś

ci si

ę

 w sercu. Ale ruch pozbawiony ciała b

ę

dzie nierówny, nieregularny, 

wprost niemo

ż

liwy! Równie

ż

 ciało wpływa reguluj

ą

co na dusz

ę

, a jako 

wahadło, posiada ruchy regularne. Jest to do tego stopnia prawdziwe, 

ż

e je

ś

li 

tylko nieregularnie przyjmujemy pokarm, wod

ę

, nieregularnie 

ś

pimy, organizm 

nasz zaczyna równie

ż

 

ź

le funkcjonowa

ć

. Tak jak w moich zegarach, dusza 

oddaje ciału sił

ę

 utracon

ą

 przez wahania. A co wywołuje ten 

ś

cisły zwi

ą

zek 

background image

ciała z dusz

ą

, jak nie cudowny regulator ł

ą

cz

ą

cy tryby kółek? Oto czego 

dokonałem i dlatego mog

ę

 rzec 

ś

miało, i

ż

 nie ma ju

ż

 dla mnie tajemnicy w 

tym 

ż

yciu, które nie jest niczym innym, jak tylko genialnym mechanizmem.

Mistrz Zachariasz, wypowiadaj

ą

c te słowa wygl

ą

dał wspaniale i zdawał 

unosi

ć

 si

ę

 w

ś

ród najskrytszych tajemnic niesko

ń

czono

ś

ci. Geranda, stoj

ą

ca 

na progu drzwi, słyszała ka

ż

de jego słowo i gdy sko

ń

czył, rzuciła mu si

ę

 na 

szyj

ę

. On serdecznie j

ą

 przytulił.

– Co ci jest, moja córko? – zapytał.

– Gdybym miała tu tylko spr

ęż

yn

ę

 – rzekła, kład

ą

c r

ę

k

ę

 na sercu – nie 

kochałabym ci

ę

 tak, mój ojcze!

Zachariasz popatrzył uwa

ż

nie na swoj

ą

 córk

ę

 i nic nie odpowiedział.

Nagle wydał okrzyk, podniósł r

ę

k

ę

 do serca i omdlały opadł na fotel.

– Ojcze mój! Co tobie?

– Na pomoc!– zawołał Aubert. – Scholastyko!

Ale Scholastyka nie zjawiła si

ę

 od razu. Kto

ś

 zastukał kołatk

ą

 w drzwi 

frontowe, poszła wi

ę

c otworzy

ć

. Kiedy wróciła, nie miała jeszcze czasu 

przemówi

ć

, gdy stary zegarmistrz, odzyskawszy przytomno

ść

, zawołał:

– Domy

ś

lam si

ę

, moja stara Scholastyko, 

ż

e przynosisz mi znowu jeden z 

tych starych, przekl

ę

tych zegarków, który si

ę

 zatrzymał.

– Jezus! To jest prawda! – zawołała, wr

ę

czaj

ą

c Aubertowi zegarek.

– Moje serce si

ę

 nie myli – rzekł starzec z westchnieniem.

W tym wła

ś

nie czasie Aubert próbował naprawi

ć

 z najwi

ę

ksz

ą

 

staranno

ś

ci

ą

 zegarek, lecz ten uparcie nie chciał ruszy

ć

.

III

Dziwaczna wizyta

Biednej Gerandzie wydawało si

ę

ż

e jej 

ż

ycie ga

ś

nie wraz z 

ż

yciem ojca, 

ale my

ś

li Auberta trzymały j

ą

 na tym 

ś

wiecie.

Stary zegarmistrz odchodził powoli. Jego mo

ż

liwo

ś

ci widocznie si

ę

 

pomniejszały i skupiały na jednej, jedynej my

ś

li. Wskutek jakiego

ś

 

nieszcz

ę

snego splotu my

ś

li, wszystko wiódł ku swej jedynej manii, a 

ż

ycie 

ziemskie, wydawało si

ę

, ju

ż

 uciekło z niego, aby zrobi

ć

 miejsce tej 

nadnaturalnej egzystencji po

ś

rednich mocy. Wida

ć

 było równie

ż

ż

e jakie

ś

 

zło

ś

liwe, rywalizuj

ą

ce z nim siły obudziły diaboliczne odd

ź

wi

ę

ki, które były 

rozsiane w pracach mistrza Zachariasza.

Stwierdzenie niewytłumaczalnych usterek, jakie posiadały jego zegarki, 

wywołało niesamowity odd

ź

wi

ę

k w

ś

ród mistrzów zegarmistrzowskich 

Genewy. Có

ż

 oznaczało to nagłe unieruchomienie ich mechanizmów i 

dlaczego tak bardzo były odzwierciedleniem 

ż

ycia Zachariasza? Była to jedna 

z wielu tajemnic, napotkanie których wyzwala zawsze pewn

ą

 sekretn

ą

 trwog

ę

W ró

ż

nych 

ś

rodowiskach miasta, od ucznia po pana, w

ś

ród tych, którzy 

posługiwali si

ę

 zegarami starego zegarmistrza, nie było nikogo, kto nie 

mógłby przysi

ą

c, 

ż

e jest to sprawa wyj

ą

tkowa. Chciano, ale bez skutku, 

background image

dotrze

ć

 do mistrza Zachariasza. On jednak był bardzo chory, co pozwoliło 

jego córce uchroni

ć

 go przed tymi nieko

ń

cz

ą

cymi si

ę

 wizytami, które pełne 

były wymówek i oskar

ż

e

ń

.

Lekarstwa i lekarze byli bezsilni wobec tej organicznej zapa

ś

ci, której 

przyczyna wymykała si

ę

 im z r

ą

k. Czasami wydawało si

ę

ż

e serce starca 

przestaje bi

ć

, a potem bicie to wznawiało si

ę

 na nowo z niepokoj

ą

c

ą

 

regularno

ś

ci

ą

.

Istnieje zwyczaj poddawania dzieł mistrzów publicznemu os

ą

dowi. Biegli 

w ró

ż

norakich dziedzinach chcieli wyró

ż

ni

ć

 si

ę

 przez nowatorsko

ść

 lub 

perfekcj

ę

 swych dzieł, i to w

ś

ród nich wła

ś

nie mistrz Zachariasz spotkał si

ę

 z 

najwi

ę

ksz

ą

 lito

ś

ci

ą

, ale lito

ś

ci

ą

 nie bezinteresown

ą

. Jego rywale 

ż

ałowali go 

tym ch

ę

tniej, im mniej mogli si

ę

 go obawia

ć

. Pami

ę

tali sukcesy starego 

zegarmistrza, kiedy wystawiał swoje wspaniałe zegary z ruchomymi figurkami, 
zegarki z pozytywk

ą

, które wzbudzały ogólny podziw i osi

ą

gały tak wysokie 

ceny w miastach Francji, Szwajcarii i Niemiec.

Tymczasem dzi

ę

ki stałej opiece Gerandy i Auberta zdrowie mistrza 

Zachariasza zdawało si

ę

 nieco poprawia

ć

, a otoczony trosk

ą

, jaka była mu 

potrzebna w czasie rekonwalescencji, oderwał si

ę

 od my

ś

li, jakie go 

pochłaniały. Kiedy tylko mógł chodzi

ć

, córka zabierała go poza dom, do 

którego wci

ąż

 napływały jego zepsute dzieła. Aubert pozostawał w pracowni, 

montuj

ą

c i rozbieraj

ą

c dziwnie zbuntowane zegarki. Biedny młodzieniec, nic 

nie rozumiej

ą

c, brał czasami głow

ę

 w dłonie obawiaj

ą

c si

ę

ż

e zwariuje jak 

jego mistrz.

Geranda kierowała kroki ojca ku najweselszym promenadom w mie

ś

cie. 

Czasem podtrzymuj

ą

c rami

ę

 mistrza Zachariasza, szła ulic

ą

 Saint-Antoine, 

sk

ą

d rozci

ą

ga si

ę

 widok na wybrze

ż

e Cologny i na jezioro. Czasami, w pi

ę

kne 

poranki, mo

ż

na było zobaczy

ć

 olbrzymie turnie góry Buet wznosz

ą

ce si

ę

 na 

horyzoncie. Geranda umiała nazwa

ć

 wszystkie te miejsca, prawie 

zapomniane przez jej ojca, którego pami

ęć

 wydawała si

ę

 zmieniona, a on 

odczuwał przyjemno

ść

 dziecka, ucz

ą

c si

ę

 tego wszystkiego, o czym jego 

wspomnienie zagubiło mu si

ę

 w głowie. Mistrz Zachariasz opierał si

ę

 na córce 

i te dwie głowy, biała i blond, mieszały si

ę

 w jednym promieniu sło

ń

ca.

W ko

ń

cu stary zegarmistrz dostrzegł, 

ż

e nie jest sam na 

ś

wiecie. Widz

ą

sw

ą

 córk

ę

, młod

ą

 i pi

ę

kn

ą

 przy nim, starym i złamanym, pomy

ś

lał, 

ż

e po jego 

ś

mierci pozostanie sama, bez oparcia. I wtedy rozejrzał si

ę

 wokół siebie i 

wokół Gerandy. Wielu młodych robotników chodziło ju

ż

 do Gerandy w 

konkury, ale 

ż

aden nie miał dost

ę

pu do nieprzeniknionego ustronia, gdzie 

ż

yła rodzina zegarmistrza. Było wi

ę

c normalne, 

ż

e w czasie tego ol

ś

nienia 

umysłu wybór starca padł na Auberta Thüna. Raz o tym pomy

ś

lawszy, 

zauwa

ż

ył, 

ż

e tych dwoje zostało wychowanych w tych samych pogl

ą

dach i 

wierze, a skłonno

ś

ci serca obojga wydały mu si

ę

 “izochromatyczne”, jak 

kiedy

ś

 to powiedział Scholastyce.

Stara pokojówka, wr

ę

cz ol

ś

niona tym słowem, mimo 

ż

e go nie zrozumiała, 

przysi

ę

gła na sw

ą

 

ś

wi

ę

t

ą

 patronk

ę

ż

e całe miasto b

ę

dzie o tym wiedzie

ć

zanim minie kwadrans. Mistrz Zachariasz z trudem j

ą

 uspokoił i uzyskał 

przyrzeczenie, 

ż

e zachowa t

ę

 wiedz

ę

, czego zazwyczaj nie umiała dokona

ć

.

Nie umiała do tego stopnia, 

ż

e bez wiedzy Gerandy i Auberta gadano ju

ż

 

w całej Genewie o ich przyszłym zwi

ą

zku. Ale pono

ć

 równie

ż

 słyszano cz

ę

sto 

przy tych rozmowach szczególne słowa i głos mówi

ą

cy, 

ż

e “Geranda nigdy 

background image

nie po

ś

lubi Auberta”.

Kiedy rozmówcy si

ę

 odwracali, zawsze natykali si

ę

 na niewielkiego starca, 

którego nie znali.

Ile miał lat ten dziwak? Nikt nie mógł tego okre

ś

li

ć

. My

ś

lano wr

ę

cz, 

ż

musiał istnie

ć

 od wieków, ale to wszystko. Jego wielka, spłaszczona głowa 

spoczywała na ramionach, których szeroko

ść

 równała si

ę

 wysoko

ś

ci jego 

ciała, nie wykraczaj

ą

cej poza trzy stopy.14 Ten dziwaczny osobnik byłby 

ś

liczn

ą

 figurk

ą

 w podstawie zegara, bo cyferblat doskonale mie

ś

ciłby si

ę

 na 

jego twarzy, a wahadło mogłoby balansowa

ć

 w jego piersi bez trudu. Jego 

nos był tak cienki i ostry, 

ż

e bardzo łatwo było go wzi

ąć

 za wskazówk

ę

 zegara 

słonecznego. Jego z

ę

by, rzadkie i o nierównej powierzchni, przypominały 

ło

ż

yska kół i zgrzytały mi

ę

dzy wargami. Głos jego miał metaliczne brzmienie 

dzwonka, mo

ż

na było te

ż

 słysze

ć

 jego serce bij

ą

ce jak “tik-tak” zegara. Ten 

mały człowiek, którego ramiona poruszały si

ę

 jak wskazówki zegara, chodził 

przeskokami, nigdy nie odwracaj

ą

c si

ę

 z powrotem. Kiedy si

ę

 za nim szło, 

wydawało si

ę

ż

e idzie mil

ę

15 na godzin

ę

 i 

ż

e jego chód jest prawie okr

ęż

ny.

Ten dziwaczny typ włóczył si

ę

 od niedawna w ten sposób, a raczej 

obracał si

ę

 wokół miasta i okolicy. Ale mo

ż

na było zaobserwowa

ć

 ju

ż

ż

ka

ż

dego dnia w chwili, gdy sło

ń

ce przechodzi zenit, zatrzymuje si

ę

 przed 

katedr

ą

 

Ś

wi

ę

tego Piotra i po wybiciu dwunastu uderze

ń

 południa rusza dalej. 

Poza tym dokładnie okre

ś

lonym momentem wykazywał wyra

ź

ne 

zainteresowanie w czasie wszystkich rozmów, które dotyczyły starego 
zegarmistrza, i zapytywano si

ę

 ze zgroz

ą

, jaki zwi

ą

zek mo

ż

e istnie

ć

 mi

ę

dzy 

nim a mistrzem Zachariaszem. W dodatku zauwa

ż

ono, 

ż

e nie spuszczał on z 

oczu starca i jego córki w czasie ich spacerów.

Pewnego dnia, na Treille, Geranda spostrzegła to monstrum patrz

ą

ce na 

ni

ą

 ze 

ś

miechem. Przycisn

ę

ła si

ę

 do ojca w odruchu przestrachu.

– Co ci jest, Gerando? – spytał mistrz Zachariasz.

– Nie wiem – odrzekła córka.

– Co

ś

 si

ę

 w tobie zmieniło dziecko! – powiedział stary zegarmistrz. – 

Czy

ż

by

ś

 teraz ty miała zachorowa

ć

? No tak! – dodał ze smutnym u

ś

miechem. 

– Trzeba, bym si

ę

 tob

ą

 zaopiekował, i zaopiekuj

ę

 si

ę

 tob

ą

 dobrze!

– Och, ojcze, to nic. Zimno mi, i wydaje mi si

ę

ż

e to jest…

– Co, Gerando?

– Obecno

ść

 tego człowieka, który ci

ą

gle za nami chodzi – odpowiedziała 

szeptem.

Mistrz Zachariasz obrócił si

ę

 w kierunku małego staruszka.

– Na Boga, dobrze chodzi – powiedział z satysfakcj

ą

 – bo jest wła

ś

nie 

czwarta. Nie obawiaj si

ę

, córeczko, to nie jest człowiek, to zegar!

Geranda spojrzała ze strachem na ojca. Jak mistrz Zachariasz mógł 

odczyta

ć

 godzin

ę

 z twarzy tej dziwacznej kreatury?

– A propos – ci

ą

gn

ą

ł stary zegarmistrz, nie zajmuj

ą

c si

ę

 ju

ż

 tym 

wypadkiem – od kilku dni nie widz

ę

 Auberta!

– On nas jednak nie opu

ś

cił, ojcze – odpowiedziała Geranda, której my

ś

li 

nabrały milszej barwy.

– Có

ż

 wi

ę

c on robi?

background image

– Pracuje, ojcze.

– Ach! – wykrzykn

ą

ł starzec. – Pracuje przy naprawie moich zegarków, 

prawda? Ale nigdy mu si

ę

 to nie uda, poniewa

ż

 im nie potrzeba naprawy, a 

odrodzenia.

Geranda milczała.

– Musz

ę

 wiedzie

ć

 – dodał starzec – czy przyniesiono jeszcze jakie

ś

 z tych 

przekl

ę

tych zegarków, na które diabeł rzucił zaraz

ę

?

Po tych słowach mistrz Zachariasz całkowicie zamilkł a

ż

 do chwili, gdy 

dotarł do drzwi swego domostwa i po raz pierwszy od czasów 
rekonwalescencji, w czasie kiedy Geranda udawała si

ę

 smutna do swego 

pokoju, zszedł do pracowni.

W momencie, gdy przekraczał jej próg, liczne zegary zawieszone na 

murach wydzwoniły pi

ą

t

ą

. Zazwyczaj ró

ż

ne dzwonki tych mechanizmów, 

doskonale uregulowane, były słyszane równocze

ś

nie, a ich harmonia cieszyła 

serce starca. Ale tego dnia wszystkie dzwonki zadzwoniły jeden po drugim, 
tak, 

ż

e w ci

ą

gu kwadransa uszy były ogłuszone ich kolejnym biciem. Mistrz 

Zachariasz bardzo cierpiał. Nie mógł wytrzyma

ć

 w miejscu, chodził od 

jednego do drugiego zegara i wybijał im rytm, jak dyrygent, który przestał 
panowa

ć

 nad swymi muzykami.

Kiedy ostatni zegar zamilkł, drzwi pracowni otwarły si

ę

 i mistrz Zachariasz 

cały zadr

ż

ał, widz

ą

c przed sob

ą

 małego staruszka, który popatrzył na

ń

 i 

powiedział:

– Mistrzu, czy mog

ę

 z panem przez chwil

ę

 porozmawia

ć

?

– Kim pan jest? – zapytał gwałtownie zegarmistrz.

– Kamratem. To ja reguluj

ę

 sło

ń

ce.

– A, to pan reguluje sło

ń

ce? – 

ż

ywo spytał mistrz Zachariasz, nie 

mrugn

ą

wszy okiem. – Aha! No to ja nie pochwalam pana wcale! Pa

ń

skie 

sło

ń

ce 

ź

le chodzi, i po to, by 

ż

y

ć

 z nim w zgodzie, jeste

ś

my zmuszeni czasem 

przy

ś

piesza

ć

 a czasem opó

ź

nia

ć

 nasze zegary!

– Na diabelskie kopyto! – wrzasn

ę

ło monstrum. – Ma pan racj

ę

, mistrzu! 

Moje sło

ń

ce nie wyznacza zawsze południa w tym samym czasie, co wasze 

zegarki. Ale pewnego dnia b

ę

dziecie wiedzie

ć

ż

e wywodzi si

ę

 to z 

nierówno

ś

ci ruchu post

ę

powego Ziemi i wynalezione zostanie południe, które 

wyreguluje t

ę

 niedokładno

ść

!

– Czy b

ę

d

ę

 jeszcze 

ż

ył w tym czasie? – spytał stary zegarmistrz, któremu 

oczy si

ę

 za

ś

wieciły.

– Bez w

ą

tpienia – odrzekł mały starzec, 

ś

miej

ą

c si

ę

. – Czy mógłby pan 

uwierzy

ć

ż

e pan nigdy nie umrze?

– Niestety, jestem jednak bardzo chory!

– No dobrze, porozmawiajmy o tym. Na Belzebuba! Zawiedzie nas to do 

tego, o czym chc

ę

 z panem mówi

ć

.

Mówi

ą

c to, dziwak ten skoczył lekko na stary fotel ze skóry i zało

ż

ył nog

ę

 

na nog

ę

 tak, 

ż

e jego pozbawione mi

ęś

ni ko

ś

ci wygl

ą

dały jak te skrzy

ż

owane 

nad głowami zmarłych, malowane przez malarzy cmentarnych. Potem 
kontynuował ironicznym tonem:

background image

– Co si

ę

 wi

ę

c dzieje w tym dobrym mie

ś

cie Genewie, mistrzu 

Zachariaszu? Mówi si

ę

ż

e twe zdrowie si

ę

 pogarsza, 

ż

e pa

ń

skie zegary 

potrzebuj

ą

 lekarza!

– Pan my

ś

li, 

ż

e jest zwi

ą

zek mi

ę

dzy ich istnieniem i moim? – zawołał 

mistrz Zachariasz.

– Ja!? My

ś

l

ę

ż

e te zegary maj

ą

 wady, wr

ę

cz s

ą

 zło

ś

liwe. Je

ż

eli ci 

spryciarze nie prowadz

ą

 si

ę

 zbyt regularnie, to dlatego, 

ż

e nosz

ą

 w sobie 

win

ę

 rozregulowania. Moim zdaniem powinny si

ę

 nieco ustatkowa

ć

.

– Co pan nazywa wadami? – spytał mistrz Zachariasz oburzony 

sarkastycznym tonem, którym te słowa zostały wypowiedziane. – Czy te 
zegary nie maj

ą

 prawa by

ć

 dumne ze swego pochodzenia?

– No, nie bardzo, nie bardzo… – odpowiedział mały starzec. – Nosz

ą

 one 

imi

ę

 znane, a na ich cyferblacie jest wygrawerowany sławny podpis, to 

prawda, maj

ą

 te

ż

 przywilej wej

ś

cia do najszlachetniejszych rodzin. Ale od 

pewnego czasu zaczynaj

ą

 

ź

le chodzi

ć

, a pan nic na to nie mo

ż

e poradzi

ć

mistrzu Zachariaszu i najmniej wprawny ucze

ń

 w Genewie mo

ż

e to panu 

wykaza

ć

!

– Mnie! Mnie, mistrzowi Zachariaszowi! – krzykn

ą

ł starzec w straszliwym 

odruchu dumy.

– Tak, panu, mistrzu Zachariaszu, który nie mo

ż

esz przywróci

ć

 

ż

ycia 

swym zegarom!

– Ale ja mam gor

ą

czk

ę

 i one tak

ż

e! – odpowiedział stary zegarmistrz, a 

zimny pot spływał mu po całym ciele.

– No tak! Umr

ą

 one wraz z tob

ą

, poniewa

ż

 nie zezwalasz ich spr

ęż

ynom 

na nieco luzu!

– Umrze

ć

? Nie, przecie

ż

 pan to powiedział! Nie mog

ę

 umrze

ć

, ja, 

pierwszy zegarmistrz 

ś

wiata, ja, który cz

ęś

ciami własnego pomysłu i 

przeró

ż

nymi z

ę

batkami umiałem wyregulowa

ć

 ruch mechanizmów z 

absolutn

ą

 precyzj

ą

! Czy nie poddałem czasu dokładnym prawom, czy

ż

bym 

wi

ę

c nie mógł dysponowa

ć

 nim jak władca? Zanim przybył cudowny geniusz, 

aby wyregulowa

ć

 pogubione godziny, w jakiej

ż

e wielkiej niepewno

ś

ci 

pogr

ąż

ona była ludzko

ść

! Do jakich dokładnie okre

ś

lonych chwil mo

ż

na było 

odnie

ść

 etapy 

ż

ycia? Ale ty, diable czy człowiecze, kimkolwiek jeste

ś

, nie 

my

ś

lałe

ś

 nigdy o wy

ż

szo

ś

ci mojej sztuki, która na swe usługi wzywa wszystkie 

nauki? O nie, nie! Ja, mistrz Zachariasz, nie mog

ę

 umrze

ć

, bo skoro to ja 

uregulowałem czas, ten czas sko

ń

czy si

ę

 wraz ze mn

ą

! Powróci do tej 

niesko

ń

czono

ś

ci, z której mój geniusz umiał go wyrwa

ć

, zgubi si

ę

 

bezpowrotnie w łonie nico

ś

ci! Nie, nie mog

ę

 umrze

ć

, podobnie jak Stwórca 

tego kosmosu poddanego jego prawom! Stałem mu si

ę

 równy, podzielam 

jego moc! Mistrz Zachariasz stworzył czas, tak jak Bóg stworzył wieczno

ść

.

Stary zegarmistrz przypominał upadłego anioła zwracaj

ą

cego si

ę

 przeciw 

Stwórcy. Staruszek pie

ś

cił go wzrokiem i wydawało si

ę

ż

e podpowiada mu to 

bezbo

ż

ne uniesienie.

– Dobrze powiedziane, mistrzu! – rzekł. – Mniej praw, ni

ż

 ty, miał 

Belzebub do porównywania si

ę

 z Bogiem! Nie wolno, by twa sława przepadła! 

Twój sługa chce ci da

ć

 sposób poskromienia tych zbuntowanych zegarów.

– Jaki sposób? Jaki? – wykrzykn

ą

ł mistrz Zachariasz.

background image

– Poznasz go nazajutrz po oddaniu mi r

ę

ki twej córki.

– Mojej Gerandy?

– Tak, twojej Gerandy…

– Ale jej serce nie jest wolne – odpowiedział mistrz Zachariasz na 

żą

danie, które nie wydało si

ę

 go jednak ani szokowa

ć

, ani dziwi

ć

.

– Ba… Ona nie jest najbrzydszym z twych zegarów… ale sko

ń

czy tak, jak 

one – zatrzyma si

ę

– Moja córka! Moja Geranda!… Nie!

– No dobrze… Powró

ć

 do swych zegarów, mistrzu Zachariaszu! Montuj je 

i demontuj! Przygotowuj 

ś

lub swej córki i swego pracownika! Oszukaj 

spr

ęż

yny zrobione z twej najlepszej stali. Pobłogosław Auberta i pi

ę

kn

ą

 

Gerand

ę

, ale pami

ę

taj, 

ż

e twe zegary nie b

ę

d

ą

 ju

ż

 nigdy chodzi

ć

, a Geranda i 

tak nie po

ś

lubi Auberta!

I na tych słowach przerwawszy, mały staruszek wyszedł, i to tak szybko, 

ż

e mistrz Zachariasz nie mógł dosłysze

ć

 wybijaj

ą

cej w jego piersi godziny 

szóstej.

IV

Ko

ś

ciół 

Ś

wi

ę

tego Piotra

Umysł i ciało mistrza Zachariasza słabły coraz bardziej. Tyle tylko, 

ż

nadzwyczajne podniecenie ci

ą

gn

ę

ło go bardziej ni

ż

 zwykle do prac przy 

zegarach, od których córka nie mogła go ju

ż

 oderwa

ć

.

Jego duma wzmogła si

ę

 jeszcze bardziej po kryzysie, w który wtr

ą

cił go 

zdradziecko jego dziwaczny go

ść

. Postanowił zdominowa

ć

 sił

ą

 geniuszu 

przekl

ę

ty wpływ, jaki zaci

ąż

ył na jego dziele i na nim samym. Odwiedził 

najpierw ró

ż

ne zegary w mie

ś

cie, które zostały powierzone jego pieczy. 

Upewnił si

ę

 skrupulatnie, 

ż

e ich koła były w porz

ą

dku, balanse solidne, wagi 

za

ś

 dokładnie wywa

ż

one. Wszystkie zegary, wraz z dzwonkami sygnatur 

osłuchał ze skupieniem lekarza badaj

ą

cego pier

ś

 chorego. Nic wi

ę

c nie 

wskazywało na to, by zegary były na dzie

ń

 przed pora

ż

eniem ich ruchu.

Geranda i Aubert cz

ę

sto towarzyszyli staremu zegarmistrzowi w tych 

wr

ę

cz lekarskich wizytach. Wyra

ź

nie wydawał si

ę

 by

ć

 zadowolony z tego i na 

pewno nie byłby si

ę

 tak przejmował swym nadchodz

ą

cym ko

ń

cem, gdyby 

pomy

ś

lał, i

ż

 jego 

ż

ywot powinien trwa

ć

 dalej w tych drogich mu istotach, i 

gdyby zrozumiał, 

ż

e w tych dwojgu dzieciach pozostanie zawsze co

ś

 z 

ż

ycia 

ojca!

Wróciwszy do siebie, stary zegarmistrz oddawał si

ę

 z gor

ą

czkowym 

zapałem swojej pracy. Mimo przekonania, 

ż

e nie osi

ą

gnie sukcesu, łudził si

ę

 

nadziej

ą

ż

e tak si

ę

 jednak nie stanie i składał lub rozkładał bez przerwy 

zegary, które znoszono mu do pracowni.

Aubert ze swej strony usiłował na pró

ż

no odkry

ć

 przyczyny tej choroby.

– Mistrzu – mówił – mogło ewentualnie nast

ą

pi

ć

 tylko zu

ż

ycie si

ę

 osi i 

przekładni!

– Bawisz si

ę

 wi

ę

c, zabijaj

ą

c mnie powolutku? – odpowiadał gwałtownie 

mistrz Zachariasz. – Czy zegary te s

ą

 dziełem dziecka? Czy to z obawy, 

ż

kto

ś

 mi da po łapach zdarłem powierzchni

ę

 tych miedziowanych zegarów? 

background image

Czy nie pokryłem ich własnor

ę

cznie, aby otrzyma

ć

 wi

ę

ksz

ą

 twardo

ść

? Czy te 

spr

ęż

yny nie zostały wykonane z idealn

ą

 dokładno

ś

ci

ą

? Czy mo

ż

na u

ż

y

ć

 

bardziej delikatnych olejów do ich smarowania? Sam sobie wmawiasz, 

ż

e to 

niemo

ż

liwe i w ko

ń

cu przyznajesz, 

ż

e musiał si

ę

 w to wtr

ą

ci

ć

 diabeł!

No i jak zwykle, od rana do wieczora dom wypełniały niezadowolone głosy 

ludzi, które docierały do starego zegarmistrza nie wiedz

ą

cego ju

ż

, którego z 

nich słucha

ć

.

– Ten zegar spó

ź

nia si

ę

, a ja nie mog

ę

 go wyregulowa

ć

 – mówił jeden.

– A ten – podejmował inny – zapiera si

ę

 wr

ę

cz, zatrzymał si

ę

 tak, jak 

sło

ń

ce Jozuego.16

– Je

ż

eli to prawda, 

ż

e twoje zdrowie – powtarzała wi

ę

kszo

ść

 

niezadowolonych – wpływa na zdrowie twych zegarów, mistrzu Zachariaszu, 
wylecz si

ę

 jak najszybciej!

Starzec patrzył na tych wszystkich ludzi zagubionym wzrokiem i 

odpowiadał tylko skinieniem głowy lub smutnymi słowy:

– Poczekajcie do pierwszych ładnych dni, przyjaciele! Jest to okres, gdy 

ż

ycie o

ż

ywia si

ę

 w zm

ę

czonych ciałach! Trzeba, by sło

ń

ce ogrzało nas 

wszystkich!

– Jaka w tym korzy

ść

, skoro nasze zegarki musz

ą

 by

ć

 chore w czasie 

zimy! – mówili najbardziej zdenerwowani. – Czy wiesz, mistrzu Zachariaszu, 

ż

e twoje imi

ę

 jest wypisane w pełnym brzmieniu na wszystkich ich tarczach? 

Na naj

ś

wi

ę

tsz

ą

 Panienk

ę

, niezbyt szanujesz swój podpis!

Doszło do tego, 

ż

e zawstydzony tymi wymówkami starzec wyj

ą

ł w ko

ń

cu 

kilka sztuk złota ze swego kufra i pocz

ą

ł skupowa

ć

 uszkodzone zegarki. Na t

ę

 

wie

ść

 klienci nadbiegli tłumnie i pieni

ą

dze tego biednego domu rozeszły si

ę

 

bardzo szybko, ale zawodowa uczciwo

ść

 kupca została zachowana. Geranda 

przyklasn

ę

ła z całego serca tej wzniosło

ś

ci, która prowadziła ich prosto do 

ruiny, i wkrótce Aubert musiał zaoferowa

ć

 swe oszcz

ę

dno

ś

ci mistrzowi 

Zachariaszowi.

– Co stanie si

ę

 z moj

ą

 córk

ą

? – pytał stary zegarmistrz pełen ojcowskich 

uczu

ć

, zapadaj

ą

c czasami w gł

ę

boki smutek.

Aubert nie o

ś

mielał si

ę

 mu odpowiada

ć

ż

e czuje si

ę

 na siłach, by z 

odwag

ą

 patrze

ć

 w przyszło

ść

 przy swym wielkim oddaniu dla Gerandy. Mistrz 

Zachariasz pewnego dnia nazwał go zi

ę

ciem i zdementował te złowró

ż

bne 

słowa, które jeszcze brzmiały mu w uszach: “Geranda nie po

ś

lubi Auberta”.

Przy systemie, jaki powzi

ą

ł, stary zegarmistrz doszedł w ko

ń

cu do 

całkowitej ruiny. Jego stare antyczne wazy poszły w obce r

ę

ce, pozbył si

ę

 

wspaniałych d

ę

bowych płyt, rze

ź

bionych misternie, pokrywaj

ą

cych przedtem 

mury jego domostwa. Kilka naiwnych malowideł pierwszych malarzy 
flamandzkich wkrótce przestało cieszy

ć

 oczy jego córki, a wszystko, a

ż

 do 

cennych narz

ę

dzi, jakie jego geniusz wynalazł, zostało sprzedane, aby 

zaspokoi

ć

 reklamuj

ą

cych.

Tylko Scholastyka nie chciała zrozumie

ć

 powodu tego stanu – lecz jej 

wysiłki nie mogły przeszkodzi

ć

 w nachodzeniu jej pana wyłudzaczom, którzy 

zaraz wychodzili z czym

ś

 cennym. Jej paplanina rozlegała si

ę

 we wszystkich 

zaułkach dzielnicy, gdzie znano j

ą

 od dawna. Usiłowała dementowa

ć

 pogłoski 

background image

o czarach i magii, które rozchodziły si

ę

 na temat Zachariasza. Ale poniewa

ż

 w 

ę

bi duszy była przekonana, 

ż

e to jest prawda, zmawiała litanie, aby odkupi

ć

 

te bezbo

ż

ne kłamstwa.

Od dawna zauwa

ż

ono, 

ż

e zegarmistrz opu

ś

cił si

ę

 w wykonywaniu swych 

pobo

ż

nych obowi

ą

zków. Niegdy

ś

 towarzyszył Gerandzie na mszach i zdawał 

si

ę

 znajdowa

ć

 w modlitwie urok intelektualny, jakim nasyca ona ludzi 

inteligentnych, poniewa

ż

 jest szlachetnym 

ć

wiczeniem wyobra

ź

ni. To 

zamierzone odsuni

ę

cie si

ę

 starca od 

ś

wi

ę

tych praktyk, poł

ą

czone z 

tajemniczymi praktykami jego 

ż

ycia, po

ś

wiadczało w pewnym sensie 

pomówienia o czary w jego pracy. Tote

ż

 w podwójnym celu przywrócenia 

swego ojca Bogu i 

ś

wiatu, Geranda postanowiła wezwa

ć

 religi

ę

 na pomoc. 

My

ś

lała, 

ż

e katolicyzm mo

ż

e doda

ć

 nieco 

ż

ycia tej umieraj

ą

cej duszy, ale 

dogmaty wiary i poni

ż

enia musiałyby zwalczy

ć

 w duszy mistrza Zachariasza 

niewyobra

ż

aln

ą

 zarozumiało

ść

; odbijały si

ę

 od tej dumy z wiedzy, która 

wszystko sobie wzi

ę

ła bez mo

ż

liwo

ś

ci dotarcia do niesko

ń

czonego 

ź

ródła, 

sk

ą

d wypływaj

ą

 podstawowe zasady post

ę

powania.

W takich oto okoliczno

ś

ciach młoda dziewczyna podj

ę

ła si

ę

 nawrócenia 

ojca i wpływ jej był tak skuteczny, 

ż

e stary zegarmistrz obiecał uczestniczy

ć

 w 

nast

ę

pn

ą

 niedziel

ę

 na sumie w katedrze. Geranda odczuła chwil

ę

 ekstazy, 

jakby niebiosa uchyliły si

ę

 jej oczom. Stara Scholastyka nie mogła ukry

ć

 

rado

ś

ci – w ko

ń

cu miała argumenty nie do zbicia przeciw złym j

ę

zykom, które 

oskar

ż

ały jej pana o bezbo

ż

no

ść

. Mówiła o tym s

ą

siadkom, przyjaciółkom, 

nieprzyjaciółkom, tym, których znała i tym, których nie znała.

– Na Boga, nie wierzymy temu, co mówisz, temu, co nam zapowiadasz, 

Scholastyko – odpowiadano. – Mistrz Zachariasz zawsze post

ę

pował w 

zgodzie z diabłem!

– Nie przeliczyli

ś

cie wi

ę

c – odpowiadała dobra kobiecina – pi

ę

knych 

dzwonnic, na których bij

ą

 zegary mego pana? Ile razy wybiły one godzin

ę

 

modlitwy i mszy?

– Niew

ą

tpliwie – odpowiadano jej. – Ale czy nie wynalazł on maszyn, 

które chodz

ą

 całkiem same i mog

ą

 wykonywa

ć

 prac

ę

 prawdziwego 

człowieka?

– Czy dzieci demona – podejmowała pani Scholastyka ze zło

ś

ci

ą

 – 

mogłyby wykona

ć

 ten pi

ę

kny 

ż

elazny zegar dla zamku Andernatt, a którego 

miasto Genewa nie mogło zakupi

ć

, bo nie było wystarczaj

ą

co bogate? O 

ka

ż

dej pełnej godzinie pojawiała si

ę

 pi

ę

kna dewiza, a chrze

ś

cijanin, który by 

si

ę

 im podporz

ą

dkował, trafiłby prosto do raju! Czy to mo

ż

e by

ć

 dzieło diabła?

Dzieło to, wykonane dwadzie

ś

cia lat temu rzeczywi

ś

cie wyniosło do 

gwiazd sław

ę

 mistrza Zachariasza. Ale przy tej

ż

e samej okazji pomówienia o 

czary stały si

ę

 ogólne. Lecz powrót starca do ko

ś

cioła 

Ś

wi

ę

tego Piotra 

powinien uciszy

ć

 zło

ś

liwe j

ę

zyki.

Mistrz Zachariasz, nie pami

ę

taj

ą

c z pewno

ś

ci

ą

 o obietnicy danej córce, 

powrócił do pracowni. Widz

ą

c sw

ą

 niemoc i nie mog

ą

c przywróci

ć

 

ż

ycia swym 

zegarom, postanowił spróbowa

ć

, czy nie mógłby wykona

ć

 nowych. Porzucił 

nieruchome mechanizmy i oddał si

ę

 wyka

ń

czaniu zegara z kryształu, który 

miał by

ć

 dziełem jego 

ż

ycia. Ale mimo, 

ż

e u

ż

ył swych najdoskonalszych 

narz

ę

dzi, rubinów i czystego diamentu, mog

ą

cego oprze

ć

 si

ę

 tarciu, zegarek 

p

ę

kł mu w dłoniach za pierwszym razem, kiedy chciał go zło

ż

y

ć

!

Ukrył starzec to wydarzenie przed wszystkimi, nawet przed córk

ą

. Ale od 

background image

tego czasu jego 

ż

ycie zacz

ę

ło podupada

ć

 gwałtownie. To były ju

ż

 ostatnie 

drgnienia zegarka, które ustaj

ą

, gdy nic nie przychodzi z pomoc

ą

 w 

przywróceniu im pierwotnego ruchu. Wydawało si

ę

ż

e prawa ci

ąż

enia, 

działaj

ą

c bezpo

ś

rednio na starca, ci

ą

gn

ą

 go nieuchronnie do grobu.

Ta tak gor

ą

co upragniona przez Gerand

ę

 niedziela w ko

ń

cu nadeszła. 

Pogoda była pi

ę

kna, a temperatura orze

ź

wiaj

ą

ca. Mieszka

ń

cy Genewy szli 

spokojnie ulicami miasta wesoło rozmawiaj

ą

c o powrocie wiosny. Geranda, 

trzymaj

ą

c starannie rami

ę

 starca, skierowała si

ę

 w stron

ę

 ko

ś

cioła 

Ś

wi

ę

tego 

Piotra, a Scholastyka szła za nimi nios

ą

c ksi

ąż

eczki modlitewne. Patrzono na 

nich ze zdziwieniem. Starzec pozwalał si

ę

 prowadzi

ć

 jak dziecko, lub raczej 

jak 

ś

lepiec. Prawie z uczuciem przera

ż

enia wierni od 

Ś

wi

ę

tego Piotra patrzyli 

na mistrza Zachariasza przekraczaj

ą

cego progi 

ś

wi

ą

tyni. Wr

ę

cz odsuwali si

ę

gdy przechodził obok nich.

Ju

ż

 rozbrzmiewały 

ś

piewy sumy. Geranda skierowała si

ę

 do ławki, na 

której zazwyczaj siadała i ukl

ę

kn

ę

ła w najgł

ę

bszym modlitewnym skupieniu. 

Mistrz Zachariasz stał obok niej.

Obrz

ą

dki mszy odbyły si

ę

 z majestatycznym uniesieniem tych czasów 

wiary, ale starzec nie wierzył. Nie prosił o lito

ść

 Niebios poprzez okrzyki 

cierpienia Kyrie; wraz z Gloria in excelsis nie 

ś

piewał o wspaniało

ś

ciach na 

wysoko

ś

ci niebios; lektura Ewangelii nie wyci

ą

gn

ę

ła go z materialistycznych 

marze

ń

 i zapomniał poł

ą

czy

ć

 si

ę

 w katolickich hołdach uległo

ś

ci Credo.17 

Ten dumny starzec stał nieruchomo, nieczuły i niemy jak figura z kamienia. 
Nawet kiedy dzwonek wydzwonił uroczy

ś

cie cud przemiany, nie pochylił si

ę

 i 

patrzył wprost na hosti

ę

, któr

ą

 ksi

ą

dz unosił nad wiernymi.

Geranda patrzyła na ojca i obfite łzy toczyły si

ę

 na jej ksi

ąż

eczk

ę

 do 

nabo

ż

e

ń

stwa.

W tym momencie zegar u 

Ś

wi

ę

tego Piotra oznajmił wpół do jedenastej. 

Mistrz Zachariasz 

ż

wawo obrócił si

ę

 ku starej dzwonnicy, sk

ą

d jeszcze 

dochodziły d

ź

wi

ę

ki. Wydawało mu si

ę

ż

e wewn

ę

trzny werk18 patrzy na

ń

 

uwa

ż

nie, 

ż

e cyfry godzin błyszcz

ą

, jakby były wygrawerowane ogniem, i 

ż

wskazówki ciskaj

ą

 elektryczne iskry z ostrych koniuszków.

Sko

ń

czyła si

ę

 msza. Stało si

ę

 ju

ż

 tradycj

ą

ż

Anioł Pa

ń

ski był odmawiany 

w samo południe. Uczestnicy mszy, przed opuszczeniem dziedzi

ń

ca przed 

ko

ś

ciołem, czekali na moment, gdy zegar wydzwoni godzin

ę

. Jeszcze trzeba 

było kilku chwil, by ta modlitwa dotarła do stóp 

Ś

wi

ę

tej Dziewicy.

Lecz wtem rozległ si

ę

 ostry głos. To krzykn

ą

ł mistrz Zachariasz.

Du

ż

a wskazówka doszedłszy do dwunastej, nagle si

ę

 zatrzymała i zegar 

nie wybił południa.

Geranda rzuciła si

ę

 na pomoc ojcu, który le

ż

ał bez ruchu, i którego 

wyniesiono zaraz z ko

ś

cioła.

– To 

ś

mier

ć

! – powiedziała sobie Geranda, płacz

ą

c.

Przeniesiono mistrza Zachariasza do domu i poło

ż

ono go nieprzytomnego 

do łó

ż

ka. Tylko na powierzchni jego ciała było wida

ć

 

ż

ycie podobne ostatnim 

chmurkom dymu wokół dopiero co zgaszonej lampy – w nim samym ju

ż

 go 

nie było

Przeniesiono mistrza Zachariasza do domu i poło

ż

ono go nieprzytomnego 

background image

do łó

ż

ka. Tylko na powierzchni jego ciała było wida

ć

 

ż

ycie podobne ostatnim 

chmurkom dymu wokół dopiero co zgaszonej lampy – w nim samym ju

ż

 go 

nie było.

Gdy odzyskał przytomno

ść

, Aubert i Geranda pochylali si

ę

 nad nim. W 

czasie, gdy był nieprzytomny, przyszło

ść

 przyj

ę

ła w oczach mistrza 

Zachariasza posta

ć

 tera

ź

niejszo

ś

ci. Zobaczył sw

ą

 córk

ę

 sam

ą

 i bez wsparcia.

– Synu mój – powiedział do Auberta – daj

ę

 ci moj

ą

 córk

ę

.

I wyci

ą

gn

ą

ł r

ę

k

ę

 do swych dwojga dzieci, które zostały w ten sposób 

poł

ą

czone przez starca u ło

ż

ś

mierci.

Ale niemal w tym samym momencie mistrz Zachariasz uniósł si

ę

 

w

ś

ciekłym ruchem. Przypomniał sobie słowa małego staruszka.

– Nie chc

ę

 umiera

ć

! – krzykn

ą

ł. – Nie mog

ę

 umrze

ć

! Ja, mistrz 

Zachariasz, nie powinienem umiera

ć

… Moje ksi

ę

gi!… Moje rachunki!…

I mówi

ą

c to, rzucił si

ę

 ku swej ksi

ę

dze, w której były zapisane nazwiska 

tych, dla których co

ś

 robił i nazwiska tych, którym kiedykolwiek co

ś

 sprzedał. 

Chciwie przekartkował t

ę

 ksi

ę

g

ę

 i jego chudy palec zatrzymał si

ę

 na jednej ze 

stron.

– O, tutaj! – powiedział. – Tutaj… Ten stary 

ż

elazny zegar, ten sprzedany 

Pittonacciemu! To chyba jedyny, którego jeszcze mi nie oddano! On istnieje! 
On chodzi! On ci

ą

gle 

ż

yje! Och, ja go chc

ę

! Ja go znajd

ę

! B

ę

d

ę

 si

ę

 nim 

zajmował tak dobrze, 

ż

ś

mier

ć

 nie b

ę

dzie mogła mnie zabra

ć

!

I zemdlał.

Aubert i Geranda ukl

ę

kn

ę

li obok ło

ż

a starca i razem pocz

ę

li si

ę

 modli

ć

.

V

Godzina 

ś

mierci

eszcze kilka dni upłyn

ę

ło i ten niemal martwy człowiek, mistrz Zachariasz, 

podniósł si

ę

 z łó

ż

ka i powrócił do 

ż

ycia nadnaturaln

ą

 sił

ą

 podniecenia. 

Ż

ył 

dum

ą

. Ale Geranda nie myliła si

ę

: ciało i dusza jej ojca stracone były na 

zawsze.

Starzec zaj

ą

ł si

ę

 zbieraniem resztek swego maj

ą

tku, nie troszcz

ą

c si

ę

 ju

ż

 

o swych bliskich. Niesamowitej energii u

ż

ywał do chodzenia, szperaj

ą

c i 

mrucz

ą

c tajemnicze słowa.

Pewnego ranka Geranda zeszła do jego pracowni. Nie było tam mistrza 

Zachariasza.

Czekała na

ń

 cały dzie

ń

, ale on nie przyszedł.

Geranda wypłakiwała oczy, ale jej ojciec si

ę

 nie pojawił.

Aubert przebiegł całe miasto i nabrał smutnej pewno

ś

ci, 

ż

e starzec 

opu

ś

cił córk

ę

.

– Odnajd

ź

my ojca! – płakała Geranda, kiedy młody pracownik przyniósł jej 

t

ę

 bolesn

ą

 wie

ść

.

– Gdzie on mo

ż

e by

ć

? – zapytywał sam siebie Aubert.

Nagłe ol

ś

nienie o

ś

wieciło jego umysł. Przypomniał sobie ostatnie słowa 

background image

starego mistrza Zachariasza. Starzec 

ż

ył ju

ż

 tylko dla tego starego 

ż

elaznego 

zegara, którego mu nie zwrócono. Musiał wi

ę

c uda

ć

 si

ę

 na jego 

poszukiwanie!

Aubert przekazał t

ę

 my

ś

l Gerandzie.

– Zajrzyjmy do ksi

ę

gi ojca – odpowiedziała.

Zeszli oboje do pracowni. Otwarta ksi

ę

ga le

ż

ała na blacie stołu. Wszystkie

zegarki i zegary zrobione przez starego zegarmistrza, które nast

ę

pnie do 

niego wróciły wskutek uszkodzenia, były wymazane, prócz jednego!

– Zegar 

ż

elazny z pozytywk

ą

 i poruszaj

ą

cymi si

ę

 kukiełkami, sprzedany 

panu Pittonacciemu i dostarczony do jego zamku w Andernatt.

To ten zegar “z maksym

ą

”, o którym stara Scholastyka mówiła z takim 

zachwytem.

– Tam jest mój ojciec! – krzykn

ę

ła Geranda.

– Biegnijmy! – odrzekł Aubert. – Mo

ż

emy go jeszcze uratowa

ć

!…

– Tak, ale ju

ż

 nie dla tego 

ż

ycia – szepn

ę

ła Geranda – lecz przynajmniej 

dla tamtego 

ś

wiata!

– Z łask

ą

 Bo

żą

! Zamek Andernatt znajduje si

ę

 w parowach Południowych 

Z

ę

bów, jakie

ś

 dwadzie

ś

cia godzin drogi od Genewy. Ruszajmy!

Tego samego jeszcze wieczora Aubert i Geranda, wraz ze sw

ą

 star

ą

 

pokojówk

ą

, pod

ąż

ali piechot

ą

 drog

ą

 okr

ąż

aj

ą

c

ą

 genewskie jezioro. Przeszli 

noc

ą

 pi

ęć

 mil, nie zatrzymali si

ę

 ani w Bessinge, ani w Ermance, gdzie 

znajduje si

ę

 słynny zamek Mayor. Przeszli, nie bez trudno

ś

ci, w bród potok 

Dranse.

Na ka

ż

dym kroku wypytywali si

ę

 o mistrza Zachariasza i wkrótce byli 

pewni, 

ż

e s

ą

 na jego tropie.

Nast

ę

pnego dnia, o zachodzie sło

ń

ca, po mini

ę

ciu Thononu dotarli do 

Evian, sk

ą

d wida

ć

 zbocza Szwajcarii ukazuj

ą

ce si

ę

 oczom na rozci

ą

gło

ś

ci 

dwunastu mil. Ale narzeczeni nie zauwa

ż

ali tych wspaniało

ś

ci. Szli pchani 

nadnaturaln

ą

 sił

ą

. Aubert wspierał si

ę

 na s

ę

katym kiju i podawał rami

ę

 raz 

Gerandzie, raz starej Scholastyce, czerpi

ą

c niesamowit

ą

 sił

ę

 ze swego serca, 

aby wesprze

ć

 swe towarzyszki. Wszyscy troje mówili o swych bol

ą

czkach, 

nadziejach i w ten sposób posuwali si

ę

 pi

ę

kn

ą

 drog

ą

 biegn

ą

c

ą

 tu

ż

 obok lustra 

wody, po płaskowy

ż

u ł

ą

cz

ą

cym brzegi jeziora z wysokimi górami Chalais. 

Wkrótce dotarli do Bouveret, w miejsce, gdzie Rodan wpływa do Jeziora 
Genewskiego.

Opu

ś

ciwszy to miasto, opu

ś

cili tak

ż

e brzegi jeziora i ich zm

ę

czenie 

wzrosło, kiedy znale

ź

li si

ę

 po

ś

rodku tej górzystej krainy. Vionnaz, Chesset, 

Collombay – na poły zagubione miasteczka, pozostawały szybko za nimi. 
Jednak ich kolana wiotczały, a stopy starły si

ę

 na ostrych brzegach kamieni 

wystaj

ą

cych z ziemi jak granitowe krzewy. 

Ż

adnego 

ś

ladu mistrza 

Zachariasza!

Trzeba jednak było go odnale

źć

 i dwoje narzeczonych nie prosiło o 

odpoczynek ani pod odosobnionymi strzechami, ani w zamku Monthey, który 
wraz z okolicznymi ziemiami stanowił posiadło

ść

 Małgorzaty Sabaudzkiej. W 

ko

ń

cu, u schyłku dnia dotarli, niemal umieraj

ą

c ze zm

ę

czenia, do pustelni 

Marii Panny z Sex, która znajduje si

ę

 u podnó

ż

a Południowego Z

ę

ba, 

sze

ść

set stóp nad Rodanem.

background image

Samotnia przyj

ę

ła cał

ą

 trójk

ę

, gdy zapadała noc. Nie mogli post

ą

pi

ć

 ju

ż

 

ani kroku i musieli nieco odpocz

ąć

.

W pustelni nie dowiedzieli si

ę

 niczego o Zachariaszu. Mo

ż

na było tylko 

mie

ć

 w

ą

ą

 nadziej

ę

 na znalezienie go 

ż

ywego po

ś

ród tych ponurych odludzi. 

Noc była gł

ę

boka, w górach gwizdał huragan, a z gołych szczytów skał 

zsuwały si

ę

 lawiny.

Młodzi, siedz

ą

c przy ogniu, opowiadali pustelnikowi sw

ą

 smutn

ą

 histori

ę

Ich okrycia zmoczone 

ś

niegiem schły w jakim

ś

 k

ą

cie, na zewn

ą

trz wył pies 

pustelnika, a szczekanie to mieszało si

ę

 z hukiem burzy.

– Duma – powiedział pustelnik do swoich go

ś

ci – zgubiła anioła 

stworzonego dla dobra. Jest to kamie

ń

 pokusy, o który potykaj

ą

 si

ę

 losy 

ludzkie. Dumie, tej przyczynie wszystkich wad, nie mo

ż

na przeciwstawi

ć

 

ż

adnego rozumowania, poniewa

ż

 poprzez sw

ą

 natur

ę

 człowiek zarozumiały 

odmawia słyszenia go… Pozostaje wi

ę

c jedynie modli

ć

 si

ę

 za waszego ojca!

Wszyscy czworo ukl

ę

kn

ę

li, gdy nagle szczekanie psa si

ę

 wzmogło i kto

ś

 

zastukał do drzwi pustelni.

– Otwórzcie, do diabła!

Drzwi ust

ą

piły pod gwałtownymi pchni

ę

ciami i pojawił si

ę

 w nich 

poczochrany, w

ś

ciekły i niemal

ż

e nagi człowiek.

– Mój ojciec! – krzykn

ę

ła Geranda.

Rzeczywi

ś

cie był to mistrz Zachariasz.

– Gdzie jestem? – spytał. – W pustelni!… Czas si

ę

 sko

ń

czył… godziny ju

ż

 

nie s

ą

 wydzwaniane… wskazówki si

ę

 zatrzymuj

ą

!

– Mój ojcze! – powtórzyła Geranda z tak rozdzieraj

ą

cym uczuciem, 

ż

starzec wydawał si

ę

 wraca

ć

 do 

ś

wiata 

ż

ywych.

– Ty tutaj, moja Gerando! – krzykn

ą

ł. – I ty te

ż

, Aubercie! Ach, moi 

kochani narzeczeni, przyszli

ś

cie si

ę

 pobra

ć

 do naszego starego ko

ś

cioła!

– Ojcze – powiedziała Geranda, chwytaj

ą

c go za rami

ę

 – wró

ć

 do domu w 

Genewie, wró

ć

 z nami!

Starzec wyrwał si

ę

 z r

ą

k córki i rzucił si

ę

 do drzwi, na których progu 

ś

cielił 

si

ę

 grub

ą

 warstw

ą

 

ś

nieg, padaj

ą

cy wielkimi płatkami.

– Niech ojciec nie opuszcza swych dzieci! – krzykn

ą

ł rozpaczliwie Aubert.

– Dlaczego? – odrzekł smutno stary zegarmistrz. – Po co wraca

ć

 do 

miejsc, które moje 

ż

ycie ju

ż

 opu

ś

ciło i gdzie cz

ęść

 mnie jest pogrzebana na 

zawsze!

– Twoja dusza nie jest jeszcze martwa! – powiedział pustelnik powa

ż

nym 

głosem.

– Moja dusza! O, nie… jej z

ę

batki s

ą

 dobre!… Czuj

ę

, jak równiutko bije…

– Twa dusza jest niematerialna! Twa dusza jest nie

ś

miertelna! – powtórzył 

z moc

ą

 pustelnik.

– Tak… tak jak moja sława!… Ale jest ona zamkni

ę

ta w zamku Andernatt 

i chciałbym j

ą

 znów zobaczy

ć

!

Pustelnik si

ę

 prze

ż

egnał, Scholastyka była niemal bez ducha. Aubert 

podtrzymywał Gerand

ę

 w ramionach.

– Zamek w Andernatt zamieszkiwany jest przez przekl

ę

tego – powiedział 

background image

pustelnik. – Przez przekl

ę

tego, który nie 

ż

egna si

ę

 przed krzy

ż

em w mojej 

pustelni!

– Ojcze, nie id

ź

 tam!

– Ja chc

ę

 moj

ą

 dusz

ę

! Moja dusza nale

ż

y do mnie!

– Zatrzymajcie! Zatrzymajcie mego ojca! – krzykn

ę

ła Geranda.

Ale starzec przekroczył próg i rzucił si

ę

 w noc, krzycz

ą

c:

– Do mnie! Do mnie, moja duszo!

Geranda, Aubert i Scholastyka pobiegli jego 

ś

ladem. Szli nieprzetartymi 

ś

cie

ż

kami, po których mistrz Zachariasz frun

ą

ł jak huragan pchany 

przemo

ż

n

ą

 sił

ą

Ś

nieg wirował wokół nich i mieszał białe płatki z pian

ą

 

potoków wyst

ę

puj

ą

cych z brzegów.

Przechodz

ą

c przed kapliczk

ą

 wybudowan

ą

 ku upami

ę

tnieniu masakry 

legionu teba

ń

skiego, Geranda, Aubert i Scholastyka szybko si

ę

 prze

ż

egnali. 

Mistrz Zachariasz nie uczynił tego.

W ko

ń

cu pojawiło si

ę

 po

ś

ród tego nieuprawnego regionu miasteczko 

Evionnaz. Najbardziej twarde serce byłoby wzruszone widokiem tej mie

ś

ciny 

zagubionej w centrum tych straszliwych pustkowi. Starzec przeszedł 
oboj

ę

tnie. Skierował si

ę

 w lewo, zagł

ę

bił si

ę

 w najwi

ę

ksz

ą

 gardziel tych 

Południowych Z

ę

bów, które gryz

ą

 niebiosa swymi ostrymi szczytami.

Wkrótce jakie

ś

 ruiny, stare i ciemne jak skała, na której stały, zagrodziły 

mu drog

ę

.

– To tutaj! To tu! – krzykn

ą

ł, znów przy

ś

pieszaj

ą

c swój gor

ą

czkowy chód.

Zamek Andernatt w owym czasie był ju

ż

 tylko ruin

ą

. Masywna wie

ż

a, 

zniszczona, z wielkimi ubytkami, dominowała nad nim i wydawała si

ę

 

zagra

ż

a

ć

 jego fasadom wznosz

ą

cym si

ę

 u jej stóp. Te wielkie zwały kamieni 

wzbudzały wstr

ę

t swym widokiem. Wyczuwało si

ę

 wewn

ą

trz tych stert kilka 

ciemnych, ponurych sal o zapadni

ę

tych stropach i plugawe siedliska 

ż

mij.

W

ą

skie i niskie odrzwia, wychodz

ą

ce na fos

ę

 wypełnion

ą

 nieczysto

ś

ciami, 

stanowiły wej

ś

cie do zamku Andernatt. Jacy

ż

 to mieszka

ń

cy wchodzili t

ę

dy? 

Nie wiadomo. Niew

ą

tpliwie wcze

ś

niej zamieszkiwał to domostwo jaki

ś

 

margrabia,19 na poły bandyta, a na poły pan. Po margrabim nast

ą

pili bandyci 

czy fałszerze, którzy zostali powieszeni na miejscu swych zbrodni. A legenda 
powiada, 

ż

e nocami w okresie zimy Szatan przybywa tutaj wie

ść

 swe 

tradycyjne sarabandy20 nad brzegami gł

ę

bokich gardzieli, w których zapadał 

si

ę

 cie

ń

 tych ruin!

Mistrz Zachariasz bynajmniej nie był poruszony tym ponurym widokiem. 

Doszedł do bramy. Nikt nie przeszkodził mu jej przekroczy

ć

. Jego oczom 

ukazało si

ę

 wielkie i ciemne podwórze. Przeszedł je i nikt mu w tym nie 

przeszkodził. Wspi

ą

ł si

ę

 na rodzaj pochylni prowadz

ą

cej do jednego z długich 

korytarzy, których łuki sklepie

ń

 wydaj

ą

 si

ę

 rozgniata

ć

 dzie

ń

 pod swymi 

ci

ęż

kimi 

ż

ebrami. Nikt nie przeciwstawił si

ę

 przemarszowi mistrza 

Zachariasza. Geranda, Aubert i Scholastyka ci

ą

gle szli jego tropem.

Mistrz Zachariasz wydawał si

ę

 pewny kierunku, jakby był prowadzony 

niewidzialn

ą

 r

ę

k

ą

 i szedł szybkim krokiem. Doszedł do starych, spróchniałych 

drzwi, które pod uderzeniem rozpadły si

ę

, a nietoperze zata

ń

czyły nad jego 

głow

ą

.

background image

Olbrzymia sala, lepiej ni

ż

 inne zachowana, otworzyła si

ę

 przed nim. 

Wysokie rze

ź

bione tablice, na których maszkary, czarownice i smoki 

wydawały si

ę

 porusza

ć

, pokrywały 

ś

ciany. Kilka długich w

ą

skich okien, 

podobnych do strzelnic, trzeszczało pod pchni

ę

ciami burzy.

Mistrz Zachariasz, dotarłszy na 

ś

rodek sali, krzykn

ą

ł gło

ś

no z rado

ś

ci.

Na 

ż

elaznej podporze, opartej o mur, stał zegar w którym mieszkało całe 

jego 

ż

ycie. To dzieło sztuki, nieporównywalne z niczym, przedstawiało 

roma

ń

ski21 ko

ś

ciół z przyporami z oksydowanego 

ż

elaza,22 a jego ci

ęż

ka 

dzwonnica, w której umieszczony był pełny zestaw dzwonków, mogła 
obwie

ś

ci

ć

 wszystkie nabo

ż

e

ń

stwa – antyfon

ę

 dnia, Anioł Pa

ń

ski, msz

ę

nieszpory, komplet

ę

 i Adoracj

ę

. Ponad drzwiami ko

ś

cioła, otwieraj

ą

cymi si

ę

 w 

godzinach mszy, wyrze

ź

biona została rozeta, w 

ś

rodku której poruszały si

ę

 

dwie wskazówki. Archiwolta23 drzwi przedstawiała dwana

ś

cie godzin 

cyferblatu, wyrze

ź

bionego na wypukło

ś

ci. Pomi

ę

dzy drzwiczkami a rozet

ą

, tak 

jak to opowiadała stara Scholastyka, pojawiała si

ę

 w miedzianej oprawie 

odpowiednia na ka

ż

dy moment dnia maksyma.24 Mistrz Zachariasz niegdy

ś

 

wyregulował nast

ę

pstwo tych dewiz25 ze staranno

ś

ci

ą

 i

ś

cie chrze

ś

cija

ń

sk

ą

godziny modłów, pracy, posiłków, rekreacji i wypoczynku nast

ę

powały 

zgodnie z rygorami religijnymi i powinny spowodowa

ć

 zbawienie 

skrupulatnego wykonawcy i obserwatora tych polece

ń

.

Mistrz Zachariasz, pijany z rado

ś

ci, biegł zagarn

ąć

 ten zegar, gdy za nim 

rozległ si

ę

 okrutny 

ś

miech.

Obrócił si

ę

 i w 

ś

wietle dymi

ą

cej lampy rozpoznał małego starca z Genewy.

– Pan tutaj? – krzykn

ą

ł.

Geranda przestraszyła si

ę

. Przylgn

ę

ła do narzeczonego.

– Dzie

ń

 dobry, mistrzu Zachariaszu – powiedział potwór.

– Kim pan jest?

– Panem Pittonaccio, do usług! Przyszedłe

ś

 da

ć

 mi sw

ą

 córk

ę

Przypomniałe

ś

 sobie me słowa: Geranda nie po

ś

lubi Auberta!

Młody pracownik rzucił si

ę

 na Pittonacciego, który wyrwał mu si

ę

 jak cie

ń

.

– Przesta

ń

, Aubercie! – powiedział mistrz Zachariasz.

– Dobranoc – powiedział Pittonaccio i znikn

ą

ł.

– Ojcze – krzykn

ę

ła Geranda – uciekajmy z tego przekl

ę

tego miejsca!… 

Ojcze!

Mistrza Zachariasza ju

ż

 tu nie było. Szedł zapadni

ę

tymi pi

ę

trami za 

duchem Pittonaccia.

Scholastyka, Aubert i Geranda pozostali milcz

ą

cy w tej wielkiej sali. Młoda 

dziewczyna padła na kamienny fotel. Stara słu

żą

ca ukl

ę

kła obok niej i 

pocz

ę

ła si

ę

 modli

ć

. Aubert pozostał stoj

ą

c na stra

ż

y narzeczonej.

Słabe 

ś

wiatła przenikały cie

ń

 i cisza była przerywana jedynie prac

ą

 

małych zwierz

ą

tek, które gryzły antyczne drewno, a których odgłos naznaczał 

czas “zegara 

ś

mierci”.

Wraz z pierwszymi promieniami dnia wszyscy troje weszli na nieko

ń

cz

ą

ce 

si

ę

 schody, które wiły si

ę

 spiralnie po

ś

ród stert kamieni. Przez dwie godziny 

ą

kali si

ę

 tak, nie spotkawszy 

ż

ywej duszy, i słysz

ą

c jedynie dalekie echo 

odpowiadaj

ą

ce na ich krzyki. Czasami byli sto stóp pod ziemi

ą

, czasem byli 

background image

wysoko nad dzikimi górami.

W ko

ń

cu przypadek doprowadził ich do obszernej sali, która dała im 

schronienie tej nocy pełnej smutków.

Nie była ju

ż

 ona pusta. Mistrz Zachariasz i Pittonaccio rozmawiali tutaj, 

jeden stoj

ą

c, sprawiaj

ą

c wra

ż

enie trupa, drugi przysiadłszy na marmurowym 

stole.

Spostrzegłszy Gerand

ę

, mistrz Zachariasz podszedł i chwyciwszy j

ą

 za 

r

ę

k

ę

, poprowadził ku Pittonacciemu mówi

ą

c:

– Oto twój mistrz i pan, córko! Gerando, oto twój m

ąż

!

Geranda zadr

ż

ała od stóp do głów.

– Nigdy – krzykn

ą

ł Aubert – bo jest to moja narzeczona!

– Nigdy! – powiedziała Geranda jak skar

żą

ce si

ę

 echo.

Pittonaccio zacz

ą

ł si

ę

 

ś

mia

ć

.

– Czy

ż

by

ś

 chciała mej 

ś

mierci? – krzykn

ą

ł starzec. – Tu, w tym zegarze, 

ostatnim jeszcze chodz

ą

cym ze wszystkich, jakie wyszły spod mych r

ą

k, tutaj 

zamkni

ę

te jest moje 

ż

ycie, a człowiek ten powiedział mi: “kiedy b

ę

d

ę

 miał tw

ą

 

córk

ę

, ten zegar b

ę

dzie nale

ż

ał do ciebie”. I ten człowiek nie chce go odda

ć

Mo

ż

e go rozbi

ć

 i rzuci

ć

 mnie w otchła

ń

 nico

ś

ci! Och, córko moja! Czy

ż

by

ś

 

mnie ju

ż

 nie kochała?

– Ojcze! – wyszeptała Geranda, nie mog

ą

c odzyska

ć

 zmysłów.

– Gdyby

ś

 wiedziała, ile wycierpiałem daleko od podstawy mej egzystencji! 

– podj

ą

ł starzec. – By

ć

 mo

ż

e nie dbano o ten zegar! By

ć

 mo

ż

e pozostawiono 

jego spr

ęż

yny, by si

ę

 zu

ż

yły; jego z

ę

batki, by si

ę

 połamały! Ale teraz 

własnymi r

ę

kami podtrzymam jego tak mi drogie 

ż

ycie, poniewa

ż

 nie wolno, 

bym umarł, ja, wielki zegarmistrz Genewy! Spójrz, córko, jak niepewnym 
ruchem posuwaj

ą

 si

ę

 jego wskazówki! Patrz, b

ę

dzie wydzwaniał teraz pi

ą

t

ą

Posłuchaj dobrze i spójrz na pi

ę

kn

ą

 maksym

ę

, która uka

ż

e si

ę

 twym oczom.

Zegar uderzył pi

ęć

 razy, a d

ź

wi

ę

k tych uderze

ń

 odbijał si

ę

 bole

ś

nie w 

duszy Gerandy. Jednocze

ś

nie na zegarze pojawił si

ę

 czerwony napis:

Nale

ż

y spo

ż

ywa

ć

 owoce z drzewa nauki. 

Aubert i Geranda spogl

ą

dali na siebie w osłupieniu.

To nie była ortodoksyjna dewiza zegara katolickiego! Czu

ć

 w nim było 

tchnienie Szatana. Ale mistrz Zachariasz nie zwrócił na to najmniejszej uwagi 
i mówił dalej:

– Słyszysz, Gerando? Ja 

ż

yj

ę

! Ja jeszcze 

ż

yj

ę

! Posłuchaj mego oddechu!

… Spójrz na krew płyn

ą

c

ą

 w moich 

ż

yłach!… Nie!… Ty nie zechcesz zabi

ć

 

swojego ojca i przyjmiesz tego człowieka za m

ęż

a, a wtedy ja stan

ę

 si

ę

 

nie

ś

miertelny i dosi

ę

gn

ę

 pot

ę

gi Boga!

Słysz

ą

c te bezbo

ż

ne słowa stara Scholastyka prze

ż

egnała si

ę

Pittonaccio za

ś

 zamruczał z rado

ś

ci.

– A zreszt

ą

, Gerando, b

ę

dziesz z nim szcz

ęś

liwa! Spójrz na tego 

m

ęż

czyzn

ę

 – to jest Czas. Twoje istnienie regulowane b

ę

dzie z absolutn

ą

 

dokładno

ś

ci

ą

! Gerando! Poniewa

ż

 to ja dałem ci 

ż

ycie, teraz ty przywró

ć

 je 

swemu staremu ojcu!

– Gerando – wyszeptał Aubert – jestem twoim narzeczonym!

background image

– To jest mój ojciec! – odpowiedziała Geranda osuwaj

ą

c si

ę

 na ziemi

ę

.

– Jest twoja! – zawołał Zachariasz. – Pittonaccio, dotrzymaj teraz swojej 

obietnicy!

– Oto klucz od zegara! – odrzekł ten straszliwy osobnik.

Zachariasz porwał ten długi klucz kształtu rozwini

ę

tej 

ż

mii, podbiegł do 

zegara i zacz

ą

ł go nakr

ę

ca

ć

 z niezwykł

ą

 szybko

ś

ci

ą

. Zgrzyt spr

ęż

yny 

nieprzyjemnie poruszał nerwy.

Stary zegarmistrz kr

ę

cił i kr

ę

cił, jego rami

ę

 nie zatrzymywało si

ę

 ani na 

chwil

ę

 i w pewnym momencie zacz

ę

ło si

ę

 wydawa

ć

, jakby ruch ten przestał 

by

ć

 zale

ż

ny od jego woli. Obroty były coraz szybsze i szybsze, a

ż

 w ko

ń

cu 

osun

ą

ł si

ę

 ze zm

ę

czenia na posadzk

ę

.

– Tak! Teraz nakr

ę

cony jest na cały wiek.

Aubert opu

ś

cił sal

ę

 w stanie bliskim szale

ń

stwa. Po długim bł

ą

kaniu si

ę

 

znalazł wreszcie wyj

ś

cie z tego przekl

ę

tego domostwa i skierował si

ę

 w 

stron

ę

 wioski. Powrócił do pustelni Marii Panny z Sex i z tak

ą

 rozpacz

ą

 w 

głosie opowiedział pustelnikowi ostatnie wydarzenia, 

ż

e udało mu si

ę

 go 

przekona

ć

, aby towarzyszył mu do zamku Andernatt.

W czasie tych straszliwych godzin Geranda nie płakała tylko dlatego, 

ż

zabrakło jej łez.

Mistrz Zachariasz nie opuszczał sali. Co minut

ę

 podchodził do starego 

zegara słucha

ć

 jego regularnych uderze

ń

.

Tymczasem wybiła godzina dziesi

ą

ta i ku wielkiej zgrozie Scholastyki na 

srebrnej tarczy zegara pojawiły si

ę

 takie oto słowa:

Człowiek mo

ż

e sta

ć

 si

ę

 równy Bogu. 

Starzec nie tylko nie był zgorszony t

ą

 bezbo

ż

n

ą

 dewiz

ą

, lecz czytał j

ą

 w 

upojeniu i oddawał si

ę

 dumnym rozmy

ś

laniom. Pittonaccio kr

ąż

ył wokół 

niego.

Akt mał

ż

e

ń

stwa podpisany miał by

ć

 o północy. Pół

ż

ywa Geranda nic nie 

widziała i nie słyszała. Przygniataj

ą

ca cisza przerywana była jedynie od czasu 

do czasu słowami Zachariasza lub szyderczym 

ś

miechem Pittonaccia.

Wybiła jedenasta. Mistrz Zachariasz zadr

ż

ał i triumfalnym głosem 

przeczytał nowe blu

ź

nierstwo:

Człowiek winien by

ć

 niewolnikiem nauki i dla niej po

ś

wi

ę

ci

ć

 rodziców i 

rodzin

ę

.

– Tak! – zawołał. – Tylko nauka liczy si

ę

 na tym 

ś

wiecie.

Wskazówki przesuwały si

ę

 po 

ż

elaznej tarczy ze 

ś

wistem 

ż

mii, a 

maszyneria zegara działała w przyspieszonym tempie.

Mistrz Zachariasz nie odzywał si

ę

 słowem. Le

ż

ał na ziemi i rz

ę

ził; z jego 

przyduszonej piersi wydobywały si

ę

 chrapliwe słowa:

– 

Ż

ycie! Wiedza!

Ta scena miała dwóch nowych 

ś

wiadków: do izby wszedł pustelnik i 

Aubert. Zachariasz dalej le

ż

ał na ziemi. Półprzytomna Geranda, kl

ę

cz

ą

c obok 

niego, modliła si

ę

Nagle dał si

ę

 słysze

ć

 d

ź

wi

ę

k, poprzedzaj

ą

cy zazwyczaj bicie godziny.

Mistrz Zachariasz podniósł si

ę

 i krzykn

ą

ł:

background image

– Północ!

Pustelnik wyci

ą

gn

ą

ł r

ę

k

ę

 ku staremu zegarowi… i północ nie wybiła.

Mistrz Zachariasz wydał krzyk, który musiał by

ć

 słyszany w piekle, kiedy 

na zegarze pojawiły si

ę

 nast

ę

puj

ą

ce słowa:

Kto próbuje zrówna

ć

 si

ę

 z Bogiem, b

ę

dzie pot

ę

piony na wieki. 

W tej chwili stary zegar rozpadł si

ę

 z hukiem przypominaj

ą

cym uderzenie 

pioruna; spr

ęż

yna wypadła na posadzk

ę

 i toczyła si

ę

 po sali w niesamowitych 

konwulsjach.

Starzec podniósł si

ę

– Moja dusza! Moja dusza!

Spr

ęż

yna podskakiwała przed nim, z boku, z tyłu, wymykaj

ą

c mu si

ę

 z 

r

ą

k.

Pochwycił j

ą

 w ko

ń

cu Pittonaccio i rzucaj

ą

c straszliwe blu

ź

nierstwo, 

zapadł si

ę

 z ni

ą

 pod ziemi

ę

.

Mistrz Zachariasz padł na wznak. Był ju

ż

 martwy.

Ciało starego zegarmistrza pochowane zostało w górach Andernatt. 

Aubert i Geranda powrócili do Genewy i przez długie lata, które Bóg im 
błogosławił, modlitwami prosili o zbawienie duszy pot

ę

pie

ń

ca.

??

Przypisy

1 Genewa – miasto w Szwajcarii, nad Jeziorem Genewskim.

2 Rodan – rzeka przepływaj

ą

ca przez Jezioro Genewskie i dalej przez 

Francj

ę

.

3 Pascal Blaise (1623-1662) (czyt. blez) – francuski matematyk, fizyk, 

pisarz i filozof.

4 galeona – statek 

ż

aglowy z wysokimi nadbudówkami na przedzie i tyle 

okr

ę

tu, u

ż

ywany w XVI - XVII w.

5 balans – kółko wahadłowe ł

ą

cznie ze spr

ęż

yn

ą

 włosow

ą

, tworz

ą

ce 

regulator chodu zegarka.

6 Leonardo da Vinci (1452-1519) – włoski malarz, architekt, rze

ź

biarz, 

teoretyk sztuki, badacz przyrody i filozof, jeden z najwi

ę

kszych artystów 

renesansu. 

7 Jura – nazwa pasma górskiego.

8 Bretania – region geograficzny we Francji. 

9 Kain – wg Starego Testamentu pierworodny syn Adama i Ewy, rolnik, 

zabójca swego brata Abla.

10 Berghem (Berquen) Louis (1456-1476) – mieszkaniec Brugii, 

przypisuje si

ę

 mu wynalezienie szlifu fasetkowego stosowanego w obróbce 

kamieni szlachetnych.

11 Platon – filozof grecki, zało

ż

yciel szkoły zwanej Akademi

ą

 Plato

ń

sk

ą

.

12 cyzelowanie – wyka

ń

czanie przedmiotów rzemiosła (cz

ę

sto 

drobiazgowe). 

background image

13 Cellini Benvenuto (1500-1571) – włoski złotnik i rze

ź

biarz. 

14 stopa, tu: stopa francuska – miara długo

ś

ci równa nieco ponad 30 cm.

15 mila, tu: mila francuska – miara długo

ś

ci równa niecałe 4 km.

16 Jozue – posta

ć

 biblijna, pomocnik i nast

ę

pca Moj

ż

esza; w czasie 

zwyci

ę

skiej bitwy z Gabaonitami, aby zada

ć

 im ostateczn

ą

 kl

ę

sk

ę

 przed 

zapadni

ę

ciem zmroku, Jozue rozkazał stan

ąć

 sło

ń

cu i ksi

ęż

ycowi.

17 KyrieGloria..., Credo – łaci

ń

skie nazwy kolejnych cz

ęś

ci mszy: 

Panie, zmiłuj si

ę

…, Chwała na wysoko

ś

ci…, Wierz

ę

 w Boga…

18 werk (z niem.) – wewn

ę

trzny mechanizm zegara.

19 margrabia – tytuł arystokratyczny, wy

ż

szy od hrabiego.

20 sarabanda – starohiszpa

ń

ski taniec.

21 roma

ń

ski – zbudowany w stylu roma

ń

skim, charakteryzuj

ą

cym si

ę

 

prostot

ą

 i masywno

ś

ci

ą

, praktykowany do XIII w.

22 oksydowane 

ż

elazo – 

ż

elazo pokryte jego tlenkiem w celach 

dekoracyjnych i antykorozyjnych. 

23 archiwolta – łuk dekoracyjny wsparty na małym gzymsie, obramiaj

ą

cy 

łukowo slepiony otwór, np. drzwiowy. 

24 maksyma – zwi

ęź

le sformułowana my

ś

l. 

25 dewiza – jak wy

ż

ej.