background image

   

 

 

 

 

 
 
 
 
AKTA RODZI

N

N

E:  

ROD

SPOZA ZGROM

A

DZENIA  

 

 

 

Cho

c

i

a

ż d

Z

gro

m

a

dzenia n

a

leż

ą 

ni

e

m

a

l w

s

zystkie r

o

dy bł

ę

-  

kitnokrwi

sty

ch, ni

e

lic

z

n

z nich wyb

ra

ły 

życ

i

p

oza 

jury

s

d

y

kcj

ą  

Komit

e

tu

T

r

o

d

z

in

i o

s

oby ni

e są 

p

ow

i

ąza

ni

e ze s

rebrn

o

krwi

-  

s

t

y

m

i, a

l

ni

e ws

pi

e

r

a

j

ą 

t

a

k

ż

e bł

ę

kitn

o

krwi

s

t

yc

h w ich p

o

d

s

t

a

-  

wow

ej mi

s

ji. Ni

u

częsz

c

za

j

ą 

n

a ze

br

a

ni

K

o

mit

e

tu, ni

ud

z

i

e

l

ają  

s

ię 

we w

ł

a

d

za

ch Z

g

r

o

m

a

d

ze

ni

ze z

n

anyc

ty

lk

o so

bi

pr

zy

c

zyn  

wo

l

ą życ

i

e z 

d

a

l

a o

s

p

o

ł

e

c

z

n

ośc

i

.  

background image

 

 

 

 

 

 

 

 

DYLAN   WARD  

 

Ksatanae

l

, Ukryty 

 

Imi

ę 

i nazwisko: D

y

lan Elliot Ward  

Dat

urodzenia

5 maj

1992 r

.

, G

r

eenwi

c

h  

Pr

z

eszłe wcielenia: lord Alfred Burlingt

o

n, e

a

rl Devon-  

s

hir

(

New

p

o

r

t

), William Br

a

dford (Pl

y

mouth)

P

a

olo  

Ghib

e

rti (Flor

e

ncj

a

)  

Więź: br

a

k  

Pr

zy

d

z

i

e

lony zau

s

znik: br

a

k  

Fa

m

ilianci: brak d

a

nych  

R

y

sop

i

s:  

Wło

sy: 

c

za

rn

e  

Oczy: czarne  

W

z

ro

s

t: 175 cm  

Bard

zo 

ni

e

wi

e

l

wi

a

dom

o o 

r

o

d

z

ini

Wardów, któr

n

po-  

c

z

ą

tku d

w

ud

zies

t

ego w

i

e

ku 

wy

br

a

ł

a życ

ie p

oza 

Z

gro

m

a

d

ze

ni

e

m

.  

J

edy

n

y

m jej 

cz

ł

o

nki

e

m zn

a

n

y

m K

o

m

i

t

e

t

ow

i je

s

t D

y

l

a

n, który  

odeg

r

a

ł i

s

totn

ą 

r

o

lę 

w zde

m

as

ko

wa

niu 

s

pi

s

ku 

s

r

e

brnok

r

wi

s

t

y

ch.  

Dy

l

a

n p

rze

ni

ó

sł si

ę 

do Duch

es

ne w dru

g

iej klasi

liceum.  

ra

po

r

t

ó

s

ta

ż

y

s

t

ó

w w

y

nik

a

, że od p

o

czątku towar

z

ys

z

yły mu  

p

l

ot

ki, j

a

k

oby 

b

y

ł 

wyrz

uc

a

n

y z 

k

o

l

e

jn

y

ch 

s

zk

ó

ł prywatn

y

ch  

n

a pó

łn

o

cn

o

-wschodnim wybrz

e

żu. Pogłoski te prawdopodob-  

n

i

p

o

d

sy

c

a

ł

j

ego z

ach

o

w

a

nie (ponur

y

, tr

zy

mając

się na 

dy-  

1

04  

s

ta

ns, sprawiający wrażenie nie zadow

o

loneg

ż

ycia) 

c

e

l

o

wo  

z

a

niedbany wygląd (zniszczona skórzana kurtka, brudn

d

ż

in

sy

)

.  

r

z

eczywistości jednak nic takiego nie miało miej

s

c

a

. D

y

l

a

n  

u

c

zęszczał do szkoły podstawowej i gimnazjum w Gr

ee

nwich,  

g

dzie był przeciętnym uczniem.  

Zawarł przyjaźń 

podobnymi 

s

obie wyr

z

utk

a

mi t

owa

r

zys

ki-  

mi

Schuy

l

er Van A

l

en i Oliverem Hazard-Perrvm

Nawiązał  

r

ó

wnież romans z Blis

Llewell

y

n, któr

podobn

powied

z

i

a

ła  

nim, że: "to taki typ chłopaka, który jest w 

s

tanie ł

a

mać z

as

a-  

d

niezależnie od konsekwencji - i to mi 

s

i

ę 

podoba"

.  

Jako gł

ó

wny podejr

z

any w 

s

prawie m

o

rder

s

t

wa 

A

g

gi

e Ca

-  

rondo

l

et, Dylan został zatrzymany prz

e

z Komitet w c

e

lu zł

o

ż

e

-  

ni

ze

z

nań

Uci

e

kł jednak i

jak uwa

ża

no

, zaa

t

a

kow

a

ł 

z

n

o

wu,  

t

y

m r

az

em w

y

bier

a

jąc Cord

e

lię Van Alen. Ob

e

cnie j

e

dn

a

k

że  

wiemy, że nie był on sprawcą tych czynów, lecz kol

e

jną o

f

iar

ą  

s

rebrnokrwi

s

tych

De

z

orientacj

z

agubienie ok

az

ały 

s

ię 

s

kut-  

ki

e

m b

e

zwzgl~dn

e

j in

g

erencji w jego p

a

mi

ęć. 

V

e

n

a

t

o

r

zy 

u

waż

a-  

ją, że prawdziwym sprawc

ą 

był

a

, znajdując

się pod wpływem  

Lucyfera, Bli

s

s Llew

e

llyn

.  

P

powroci

do N

o

w

ego 

Jorku D

y

l

a

zw

rócił 

s

i

ę 

p

o

n

ow

ni

e  

d

Bli

s

s, która oddał

a g

o w r

ę

ce 

s

woj

e

g

ojca

F

o

rsyth Llew

e

llyn  

ni

ez

o

c

z

ni

umie

ś

cił 

go w oś

rodku 

o

d

wy

k

owy

m dl

a wa

mpir

ów,  

Transitions Re

s

idential Tr

e

atm

e

nt C

e

nter

Kilka tyg

o

dni p

óź

ni

e

j  

Dy

l

an został wypisany i zniknął

Jego ciało zn

a

l

ez

ion

na g

ó

rz

e  

Corc

ov

ad

o

, ob

o

k ciał

L

aw

rence'a V

a

n Al

e

na.  

Jako wampir nieposiadający partnera, K

s

at

a

na

e

l mó

g

ł 

s

wo-  

bodnie w każdym cyklu wybier

a

ć partnerkę 

s

p

o

śród Z

g

romadze-  

1

05  

background image

     

 

nia, jednak przez wieki starał się zbliżyć do kolejnych wcieleń  
Azazel (Bliss). W roku 1870, jako najstarszy syn księcia i księż-  
nej Devonshire, został zaręczony z Maggie Stanford tuż przed  
jej zaginięciem. Zgodnie z informacjami Repozytorium w innych  
wcieleniach również wybierał właśnie ją. May (Goody) Brewster  
wyszła za Williama Bradforda, a Giulia de' Medici była zaręczo-  
na z Paolem Ghibertim.  

Obecny status: Unicestwiony. Zginąf z ręki  
Lawrencela Van Alena w Rio de Janeiro.  

(Dalsze informacje dotyczące okoliczności jego śmierci moż-  

na znaleźć w 

Objawieniu: 

Kronice Repozytorium nr 303.)  

106  

Komentarz Autorki: Akcja tego opowiadania toczy się po wyda-  

rzeniach 

Blękitnokrwistych, 

ale przed rozpoczęciem 

Maskarady.  

Historia nie jest opowiadana z punktu widzenia Dylana, ale pozwa-  
la rzucić trochę światła na to, 

co 

się 

nim działo.  

 

 

Shelter Island  

Historia Dylana  

Wszystko zaczęło się od światła. Pewnej zimnej, lutowej nocy  

Hannah obudziła się o trzeciej nad ranem i zauważyła, że jeden  
ze starych miedzianych kinkietów na ścianie migocze, rzucając  
bladą, ledwie widoczną poświatę. Światło zamrugało, zgasło,  
a potem nagle pojawiło się znowu. W pierwszej chwili pomy-  
ślała, że to przez zwarcie lub jej własną nieuwagę - czy zgasiła  
światło, kładąc się do łóżka? Ale kiedy zjawisko powtórzyło się  
następnej nocy, a potem dwa dni później, zaczęła się uważniej  
przyglądać.  

Za czwartym razem była całkowicie obudzona. Wymacała na  

szafce okulary, założyła je i marszcząc brwi, popatrzyła na świe-  
cącą żarówkę. Była całkowicie pewna, że zgasiła światło, zanim  

107  

background image

   

 
się położyła. Patrzyła, jak blask powoli przygasa, pogrążając pokój  

 ciemności. A potem zasnęła.  

w

 

Inna dziewczyna by się przestraszyła, ale Hannah spędzała  

na Shelter Island już trzecią zimę i przywykła do "domowych  
hałasów" i innych dziwactw. W lecie zewnętrzne drzwi z tyłu  
domu nigdy się nie zamykały, otwierał je na nowo każdy po-  
wiew wiatru, a także wchodzący i wychodzący ludzie: facet jej  
matki, sąsiad, koleżanki Hannah, które spędzały tu lato, ponie-  
waż ich rodzice mieli domy na wyspie. Na Shelter Island nikt  
nie zamykał drzwi na klucz. Nie zdarzały się tu przestępstwa  
(chyba że liczyć kradzież roweru, ale jeśli twój rower zniknął,  
to naj prawdopodobniej znaczyło, że ktoś pożyczył go sobie,  
żeby pojechać po zakupy i następnego dnia znajdziesz go przy  
schodach domu), a ostatnie morderstwo miało miejsce chyba  

 osiemnastym wieku.  

w

 

Hannah miała piętnaście lat, a jej matka, Kate, była bar-  

manką w The Good Shop, w pełni ekologicznej restauracji  
z barem, czynnej tylko trzy miesiące w roku - w szczycie sezonu,  
kiedy wyspę oblegała "stonka" (zgodnie ze słowami jej matki)  
w postaci mieszczuchów na wakacjach. Pieniądze tych "letnich  
ludzi" (także określenie matki) pozwalały przeżyć stałym miesz-  
kańcom, takim jak one. Poza sezonem, w zimie, na wyspie po-  
zostawało tak niewielu lokatorów, że miasto sprawiało wrażenie  

puszczonego.  

Ale Hannah lubiła zimy, lubiła patrzeć na prom kursują-  

cy po pokrytej lodem rzece, na śnieg, przykrywający wszystko jak  
baśniowa pierzyna. Mogła spacerować samotnie po zamiecionych  

 

108  

 

 

przez wiatr plażach, gdzie mlaszczące odgłosy jej butów grzęzną-  
cych w mokrym piasku były jedynym dźwiękiem na przestrzeni  
wielu mil. Miejscowi zawsze w zimie zapowiadali, że wyprowa-  
dzą się z wyspy. Mieli dość gwałtownych śnieżyc, które srożyły  
się nocami, wiatru wyjącego w oknach jak szalony upiór. Na-  
rzekali na samotność, izolację. Niektórzy ludzie nie znosili ciszy,  
ale Hannah rozkoszowała się nią. Tylko wtedy mogła słyszeć  

woje myśli.  

Hannah i jej matka przyjechały tutaj jako letni ludzie. Daw-  

no temu, kiedy rodzice byli jeszcze razem, cała rodzina spę-  
dzała wakacje w jednej z wielkich kolonialnych rezydencji przy  
plaży, niedaleko przystani przy Sunset Hotel, gdzie cumowały  
jachty. Ale wszystko się zmieniło po rozwodzie. Hannah wie-  
działa, że ich życie zmniejszyło się przez to rozstanie, że ona  
i jej matka stały się w pewnym sensie kimś gorszym. Obiekta-  
mi współczucia od czasu, kiedy ich ojciec uciekł ze swoją mar-  

zandką.  

Nie, żeby Hannah dbała przesadnie o to, co myślą inni. Lu-  

biła wygodny, chociaż rozpadający się dom w stylu Cap e Cod,  
w którym mieszkały. Otoczony dokoła werandą, miał upchanych  
w zakamarkach sześć sypialni: jedną na strychu, trzy na parterze  
i dwie w piwnicy. W wyłożonym boazerią salonie wisiały stare  
grafiki, przedstawiające wyspę i otaczające ją wody. Dom należał  
do rodziny, która nigdy z niego nie korzystała, a obecny zarządca  

ie miał nic przeciwko wynajęciu go samotnej matce.  

Początkowo Hannah i jej matka poruszały się w ogromnej  

przestrzeni jak dwie kule zagubione na stole bilardowym. Ale  

 

109  

 

 

background image

 

 

 

z czasem przywykły, a dom stał się dla nich ciepły i przytulny.  
Hannah nigdy nie czuła się samotna ani przestraszona. Zawsze  
miała wrażenie, że jest bezpieczna.  

Ale mimo wszystko, kiedy kolejnej nocy o trzeciej nad ra-  

nem światło zamigotało, a drzwi otworzyły się z łomotem, za-  
skoczona Hannah usiadła gwałtownie na łóżku, rozglądając się  
wokół. Skąd brał się ten przeciąg? Okna zostały uszczelnione  
na zimę i nie czuła żadnego podmuchu. Z zaskoczeniem zauwa-  
żyła cień przy drzwiach.  

- Kto tam? - zawołała stanowczym, pewnym głosem. Ta-  

kim, jakiego używała, pracując latem jako kasjerka w sklepie  
spożywczym, kiedy mieszczuchy narzekały na cenę rukoli.  

Nie była wystraszona. Tylko ciekawa. Co mogło spowodo-  

wać mruganie światła i otwarcie drzwi na oścież?  

- Nikt - usłyszała odpowiedź.  

Odwróciła się.  
Na krześle w kącie siedział chłopak.  

Hannah prawie wrzasnęła. Spodziewała się kota, może ja-  

kiejś zabłąkanej wiewiórki, ale chłopaka? Już niedługo miała  
stać się szesnastolatką~która~nigdy~się~nie~całowała. Okropne,  
że niektóre dziewczyny robiły wokół tego tyle szumu, ale jeszcze  
gorsze było, że Hannah się z nimi zgadzała.  

- Kim jesteś? Co tu robisz? - Hannah starała się, by jej od-  

ważny głos nie zdradził, jak się czuje.  

- To mój dom - powiedział spokojnie chłopak. Oceni-  

ła, że jest mniej więcej w jej wieku, może trochę starszy. Miał  
czarne, potargane włosy, opadające mu na oczy, nosił podarte  

110  

 

 

 

dżinsy i brudny T~shirt. Był bardzo przystojny, ale wyglądał, jak-  

by się czymś martwił. N a szyi miał paskudną ranę.  

Hannah podciągnęła kołdrę pod brodę, głównie po to, żeby  

ukryć flanelową piżamę we wzorek w sushi. Jak mu się udało  
niezauważenie dostać do jej pokoju? Czego od niej chciał? Czy  
powinna zacząć krzyczeć? Zaalarmować matkę? Rana na jego  
szyi wyglądała okropnie. Musiało przydarzyć mu się coś strasz-  
nego. Hannah poczuła na całym ciele gęsią skórkę.  

- A kim ty jesteś? - chłopak nagle odwrócił jej pytanie.  

- Jestem Hannah - wydusiła cicho. Dlaczego zdradziła mu  

prawdziwe imię? Czy to miało znaczenie?  

- Mieszkasz tutaj?  

- Tak.  

- To dziwne - powiedział chłopak z namysłem. - No nic,  

miło było cię poznać, Hannah. - Wyszedł z jej pokoju, zamyka-  

jąc za sobą drzwi. Niebawem światło mrugnęło i zgasło.  

Hannah bardzo długo leżała w łóżku, całkowicie rozbudzo-  

na, czując, jak serce wali jej w piersiach. Następnego ranka nie  
powiedziała mamie o chłopaku w swoim pokoju. Wmawiała  
sobie, że to był tylko sen. Właśnie tak. Po prostu go sobie wy~  
myślila. Szczególnie to, że wyglądał jak młody Johnny Depp.  
Tak bardzo chciała mieć chłopaka, że sobie go wyobraziła. Nie  
w sensie, że on miałby być jej chłopakiem. Ale gdyby kiedykol-  
wiek miała mieć chłopaka, chciałaby, żeby tak wyglądał. Inna  
rzecz, że chłopcy, którzy tak wyglądali, nigdy nie popatrzyliby  
na dziewczynę taką jak ona. Hannah wiedziała, jak sama wyglą-  

111  

background image

 

da. Niska. Przeciętna. Spokojna. Najładniejsze w niej były oczy:  
morskozielonkawe, otoczone gęstymi, ciemnymi rzęsami. Ale  
przez większość czasu ukrywała je za okularami.  

Matka zawsze mówiła jej, że ma zbyt bujną wyobraźnię i może  

do tego się wszystko sprowadzało. Pozwoliła w końcu, żeby 
zaszko-  
dziła jej zimowa samotność. Wszystko działo się w jej głowie.  

Ale wtedy on wrócił następnej nocy, wchodząc do jej po-  

koju jak do własnego. Wpatrywała się w niego, zbyt przestra-  
szona, żeby się odezwać, a on skinął jej krótko głową i zniknął.  
Następnej nocy nie zasypiała. Czekała.  

Trzecia nad ranem.  
Światło zapaliło się. Czy to tylko jej wyobraźnia, czy też sta-  

wało się coraz jaśniejsze? Drzwi uderzyły o ścianę. Tym razem  
Hannah nie spała i spodziewała się tego. Zobaczyła, jak chłopak  
pojawia się przed jej szafą, materializując z powietrza. Zamruga-  
ła, słysząc szum swojej krwi w uszach, starając się zwalczyć nara-  
stającą w niej panikę. Czymkolwiek był. .. nie był człowiekiem.  

- To znowu ty - odezwała się, starając się, żeby zabrzmiało  

to odważnie.  

Obejrzał się. Miał na sobie to samo ubranie, co przedwczo-  

rajszej nocy. Uśmiechnął się do niej ze smutkiem i melancholią.  

- Tak.  
- Kim jesteś? Czym jesteś? - zażądała odpowiedzi.  
- Ja? - Przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, a potem od-  

chylił głowę. Teraz mogła wyraźniej zobaczyć ranę tuż poniżej  
podbródka. Dwa ukłucia. Pokryte zaschniętą krwią ... niebie-  

112  

 

ską. 

Była koloru ciemnego indygo, nie brązowawoczerwona,  

jak spodziewała się Hannah. - Chyba nazwałabyś mnie wam-  
pirem.  

- Wampirem? - Hannah cofnęła się. Gdyby okazał się du-  

chem, to byłaby inna historia. Ciotka, która przez jakiś czas  
była wiccanką, a także medium spirytystycznym, opowiadała jej  
mnóstwo o duchach. Hannah nie bała się duchów. Duchy, poza  
poltergeistami, nie mogły cię skrzywdzić. Duchy były niemate-  
rialnymi obrazami spektralnymi, może nawet po prostu złudze-  
niem optycznym.  

Ale wampiry ... Na Shelter Island opowiadano legendę  

o wampirzej rodzinie, która dawno temu terroryzowała miesz-  
kańców wyspy. Wysysające krew potwory, blade i nieumarłe,  
zimne i lepkie w dotyku, istoty nocy, które mogą zamieniać się  
w nietoperze, szczury albo coś jeszcze gorszego. Zadrżała i rozej-  
rzała się po pokoju, zastanawiając się, jak szybko byłaby w stanie  
wyskoczyć z łóżka i dopaść do drzwi. Ale nawet gdyby zdołała  
uciec, czy można prześcignąć wampira?  

- Nie martw się, nie jestem takim rodzajem wampira - po-  

wiedział uspokajająco, jakby czytał w jej myślach.  

- Znaczy, niby jakim?  
- No wiesz, wgryzającym się w ludzi bez uprzedzenia. Albo  

takim z tych bredni o Drakuli. Albo takim, któremu wyrastają  
rogi, jak tym żałosnym wampirom w telewizji - wzruszył ramio-  
nami. - Przede wszystkim, nie jesteśmy tacy brzydcy.  

Hannah omal się nie roześmiała, ale uznała, że to byłoby  

niegrzeczne. Jej lęk zaczął powoli znikać.  

113  

background image

 

- Dlaczego tu jesteś?  

- Mieszkamy tu - wyjaśnił po prostu.  
- Przed nami nikt tu nie mieszkał od lat - odparła Hannah.  

- John Carter, zarządca, mówił, że to miejsce stoi puste od wie-  
ków.  

- Hm. - Chłopak znowu wzruszył ramionami. Usiadł w ro-  

gu pokoju, naprzeciwko jej łóżka.  

Hannah przyglądała mu się ostrożnie, zastanawiając się, czy  

powinna mu pozwalać tak się zbliżać. Nawet jeśli był wampirem,  
nie sprawiał wrażenia zimnego i lepkiego. Wyglądał na zmę-  
czonego. Wyczerpanego. Miał głębokie cienie pod oczami. Nie  
sprawiał wrażenia zimnokrwistego zabójcy. Ale co właściwie  
o nim wiedziała? Czy mogła mu ufać? Ostatecznie dwa razy już  
ją odwiedził. Gdyby chciał wypić jej krew, mógł to zrobić w każ-  
dej chwili. Dostrzegała w nim coś niezwykłego - wydawał się  
niemal zbyt uroczy, żeby się go bać.  

- Dlaczego to ciągle robisz? - zapytała, kiedy udało jej się  

zebrać myśli.  

- Chodzi ci o tę sztuczkę ze światłem?  
Skinęła głową.  
- Nie mam pojęcia. Przez dłuższy czas nie mogłem niczego  

zrobić. Spałem w twojej szafie, ale mnie nie widziałaś. A po-  
tem stwierdziłem, że mogę gasić i zapalać światło. Ale zaczęłaś  
mnie zauważać dopiero w momencie, kiedy poczułem się bar-  
dziej sobą.  

- Dlaczego tu jesteś?  
Chłopak przymknął oczy.  

114  

 

 

 

- Ukrywam się przed kimś.  

- Przed kim?  

Mocniej zacisnął oczy, a jego twarz wykrzywił bolesny 
grymas.  
- Przed kimś złym. Kimś, kto chce mojej śmierci ... nie, cze-  

goś gorszego od śmierci - wzdrygnął się.  

- Skoro jesteś wampirem, to nie jesteś już martwy? - zapy-  
tała konkretnie. Czuła się całkiem spokojna. Dlaczego miałaby  
się go bać, skoro widać było wyraźnie, że to on jest przerażony?  
- Nie, wcale nie. To raczej tak, że żyję długo. Bardzo długo  

- mruknął. - To mój dom. Pamiętam kominek na dole. Sam  
przymocowałem przy nim tabliczkę.  
Hannah pomyślała o starej, zakurzonej tabliczce koło komini-  
ka. Tak starej i brudnej, że wcześniej w ogóle jej nie zauważała.  
- Kto cię ściga? - zapytała.  

- To skompli. .. - Ale zanim chłopak zdołał skończyć, coś  

załomotało w okno. Łup, łup, łup, jakby ktoś - albo coś - z całej  
siły uderzało o szybę.  

Chłopak podskoczył i na moment zniknął. Pojawił się przy  

drzwiach, ciężko i szybko oddychając.  

- Co to jest? - zapytała Hannah drżącym głosem.  
- Jest tutaj. Znalazło mnie - powiedział chrapliwie, jakby  

zamierzał rzucić się do ucieczki. Ale nie ruszył się z miejsca,  
wbijając wzrok w wibrującą szybę.  

- Kto?  
- Zła ... istota ...  
Hannah wstała i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz było  

ciemno i spokojnie. Drzewa z nagimi gałęziami stały nierucho-  

115  

background image

mo na zaśnieżonym polu i nad zamarzniętą wodą. Blask księży-  
ca otulał wszystko chłodną, niebieskawą poświatą.  

- Nic nie widzę ... Och! - Cofnęła się, jakby ktoś ją dźgnął.  

Zobaczyła coś. Jakąś istotę. Szkarłatne oczy ze srebrnymi źreni-  
cami, wpatrujące się w nią z ciemności. Za oknem coś się uno-  
siło. Mroczny kształt. Czuła jego wściekłość, jego gwałtowne  
pragnienie. Chciało dostać się do środka, pochłonąć, pożreć.  

Hannah ... Hannah ...  

Znało jej imię.  
Wpuść mnie ... Wpuść mnie ...  

Słowa działały hipnotyzująco. Podeszła do okna i sięgnęła  

do zasuwki.  

-PRZESTAŃ!  

Odwróciła się. Chłopak stał w drzwiach z twarzą pełną na-  

pięcia i niepokoju.  

- Nie rób tego - powiedział. - Tego właśnie od ciebie chce.  

Żebyś je wpuściła do środka. Dopóki okno jest zamknięte, nie  
może wejść. A ja jestem bezpieczny.  

- Ale co to jest? - zapytała Hannah. Jej serce łomotało. Cof-  

nęła rękę od okna, ale nadal wyglądała na zewnątrz. Nie wi-  
działa już niczego, ale wyczuwała obecność. Było blisko.  

- Także wampir. Taki jak ja, ale inny. Jest ... szalony - wyja-  

śnił. - Żywi się swoimi braćmi.  

- Wampir polujący na wampiry?  
Chłopak przytaknął.  

- Wiem, że to bez sensu ...  
- Czy to on ... zrobił ci to? - zapytała, podchodząc do niego  

116  

 

i muskając palcami strup na jego szyi. Był szorstki w dotyku.  

Zrobiło jej się szkoda tego chłopaka.  

- Tak.  
- Ale nic ci nie będzie?  
- Chyba nie. - 

Pochylił 

głowę. - Mam 

nadzieję.  

- A jak ty tu wszedłeś? - zapytała. - Nikt cię nie zapraszał.  
- Owszem. Ale nie potrzebowałem zaproszenia. Drzwi by-  

ły otwarte. Chociaż w wielu domach były otwarte drzwi, nie  
mogłem wejść do żadnego innego. Dlatego myślę, że znalazłem  
dom mojej rodziny.  

Hannah skinęła głową. To miało sens. To jasne, że mógł  

wejść w każdej chwili do własnego domu.  

Łomotanie w okno ustało. Chłopak odetchnął.  
- Odeszło na razie. Ale wróci.  

W jego spojrzeniu było tyle ulgi, że zaczęła mu współczuć.  
- Czy mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytała. Nie bała się  

już. Jej matka zawsze powtarzała, że Hannah w razie potrze-  
by potrafi zachować zimną krew. Była spokojną, godną zaufa-  
nia dziewczyną. Z rodzaju tych, które raczej same wbiją kołek  
w serce potwora, niż będą krzyczeć rozpaczliwie o pomoc, przy-  
wiązane do torów kolejowych. - Jak mogę ci pomóc?  

Uniósł brwi i spojrzał na nią z szacunkiem.  
- Muszę uciekać. Nie mogę tu zostać na zawsze. Muszę iść,  

ostrzec innych. Powiedzieć im, co się ze mną stało. Że grozi  
im coraz większe niebezpieczeństwo. - Oparł się o ścianę. - To,  
o co mógłbym cię prosić, może trochę zaboleć. I nie chcę tego  
robić, jeśli sama się nie zdecydujesz.  

117  

 

 

background image

  

- Chodzi o krew, tak? Potrzebujesz krwi. Jesteś słaby - po-  

wiedziała Hannah. - Potrzebujesz mojej krwi.  

- Tak! - Cienie, kładące się na jego twarzy, wyostrzały mu  

rysy. Hannah widziała głęboko zapadnięte policzki, ziemistą  
skórę. Może coś było w tych legendach o wampirach?  

- Ale ja się nie zmienię w ... ?  
- Nie - potrząsnął głową. - To tak nie działa. Nikt nie może  

stworzyć wampira. Rodzimy się z tym. Przeklęci. Nic ci nie będzie  
- będziesz zmęczona i może trochę senna, ale nic ci nie będzie.  

Hannah przełknęła ślinę.  
- Czy to jedyny sposób?  

Nie podobał jej się ten pomysł. Musiałby ją ugryźć. Wyssać  

jej krew. Robiło jej się niedobrze na samą myśl o tym, chociaż  
czuła też dziwną ekscytację.  

Chłopak powoli skinął głową.  
- Zrozumiem, jeśli odmówisz. To nie jest coś, na co więk-  

szość ludzi by się zdecydowało.  

- Mogę się zastanowić? - zapytała.  
- Jasne - odparł.  
I zniknął.  

Kiedy wrócił następnej nocy, wyglądał jeszcze gorzej niż 

wcze-  
śniej, jakby gasł - zanikał na jej oczach. Jego kości policzkowe  
wystawały tak mocno, a skóra była tak napięta, że Hannah miała  
wrażenie, iż może zobaczyć zarysy jego czaszki. Pomyślała, że 
wy-  
gląda na półżywego i zastanowiła, czy ktoś, kto jest nie umarły,  
może być półżywy.  

118  

 

- Połowicznie masz rację - uśmiechnął 

się.  

- Umiesz też czytać w myślach - to nie było pytanie, tylko  

stwierdzenie.  

- Mogę, jeśli chcę, ale nie musiałem. Widzę to po sposobie,  

w jaki na mnie patrzysz. Aż tak źle wyglądam, co?  

Skinęła 

głową.  

- Przykro mi.  

- Jestem idiotą. - Chłopak przycisnął zaciśnięte w pięści dło-  

nie do czoła, jakby próbując zablokować okropne wspomnienia.  
- Powinienem się od razu domyśleć ... Jestem skończonym idio-  
tą ... - Cofnął ręce, wpatrując się w swoje brudne paznokcie.  

- O czym ty mówisz? - zapytała.  
Chłopak ciągnął dalej, rozgorączkowanym szeptem.  
- Powinienem wiedzieć, że to ona. Wiedziałem, ale za-  

pomniałem ... Wykorzystała mnie, albo zrobiło to coś ... coś  
tkwiącego w niej ... Mam kompletny mętlik w głowie. Zna-  
czy, pamiętam, co się stało, ale chwilami nie mogę uwierzyć,  
że to się stało ... i mam wrażenie, że to ja powinienem być tam  
na zewnątrz. Czasem mam wrażenie, że to ja jestem tam na ze-  
wnątrz.  

To nie miało sensu i Hannah także zaczynała mieć mętlik  

w głowie.  

- Jaka ona?  
Ale nie musiał odpowiadać. Tym razem Hannah mogła wy-  

czytać to wyraźnie z jego 

ściągniętej 

niepokojem twarzy. Poczuła  

krótkie ukłucie zazdrości. Była w to zamieszana inna dziewczy-  
na. Jak zawsze. Nie można było wyglądać tak jak on - znużony,  

119  

background image

   

przystojny, z ciemnymi, smutnymi oczami - i nie mieć bagażu  
w postaci jakiejś dziewczyny.  

- Jest dla mnie kimś bardzo szczególnym - szepnął. - Ale  

chyba będę tam musiał wrócić, żeby ... Boże. Żeby ją zabić. - Je-  
go głos załamał się w urywany, stłumiony szloch. - Muszę to  
zrobić ... ale nie wiem, czy będę w stanie. Może pozwolę, żeby  
to mnie pożarło ... Tak będzie łatwiej.  

Hannah wstała z łóżka i przytuliła go. Nie była szczególnie  

wylewną osobą, ale chciała zrobić coś, co sprawi, że ten chłopak  
poczuje się lepiej. Kiedy jej rodzice się rozstali, początkowo 
zacho-  
wywała się jak zombi, jak pusta skorupa, pozbawiona uczuć, ale  
przepełniona gwałtownym i ogromnym pragnieniem pocieszenia.  
Matka próbowała jej pomóc, dotrzeć do niej, ale Hannah nie  
chciała wsparcia osoby po części odpowiedzialnej za jej nieszczę-  
ście. Może gdyby matka nie była tak trudną osobą, ojciec nie zo-  
stawiłby ich dla Delphine, Uwodzicielskiej Marszandki. Kto wie?  

Ale cały ból w jej życiu związany z rozwodem rodziców bladł  

przy tym, co przeżywał ten chłopak. Emanował strachem, drżąc  
w jej ramionach. Nie rozumiała do końca, o czym mówił, ale  
wiedziała, że ma coraz mniej czasu.  

Coś uderzyło mocno w okno, sprawiając, że odskoczyli od  

siebie. Hannah gwałtownie wciągnęła powietrze. Szkło zadrża-  
ło, ale nie potłukło się. Ta wampiryczna istota wróciła. Była  
na zewnątrz. Blisko. Była głodna.  

Podobnie jak on.  

Chłopak potrzebował jej krwi, jej energii i siły życiowej. Po-  

trzebował jej, żeby przetrwać. Bez niej umrze. Może nie w taki  

120  

 

sposób, jak umierają ludzie, ale mimo wszystko umrze. Poniesie  
klęskę. Podda się. Stawał się coraz słabszy i słabszy i pewnego  
dnia nie zdoła oprzeć się wezwaniu potwora. Wyjdzie na ze-  
wnątrz na swoją 

zgubę.  

Wystarczyłoby, że zatopiłby kły w jej skórze i wypił jej krew.  
Hannah wzdrygnęła się z odrazą na samą myśl o tym. On  
także był potworem. W jej sypialni był potwór. Odsunęła się  
od niego, a jej oczy rozszerzył strach, jakby widziała go po raz  
pierwszy. Obcy. Brudny, obłąkany i nieproszony obcy.  

Potrząsnęła 

głową.  

- Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. Najlepiej będzie, jak  

już pójdziesz.  

- W porządku - powiedział ze smutkiem. - Nie spodziewa-  

łem się, że to zrobisz. To naprawdę zbyt wiele.  

Światło mrugnęło i zgasło, a on zniknął.  

Następnego ranka matka wstała wcześnie, żeby przygotować  

śniadanie. Naleśniki z bananem i syropem klonowym z puszki  
ozdobionej kanadyjską flagą. Hannah rozmieszała syrop i zja-  
dła kęs.  

- Nie jesteś głodna? - zapytała Kate. Kate była dawniej  

osobą,·która zlecała przygotowanie śniadania gospodyni i robiła  
na karteczkach samoprzylepnych listę zadań na cały dzień dla  
służby. Hannah nigdy nie widziała, żeby jej matka przygotowy-  
wała coś innego niż przypadkową jajecznicę i okazjonalny ma-  
karon. Kate potrafiła przyrządzić naprawdę dobrze jedno danie:  
spaghetti z klopsikami. Teraz gotowała i sprzątała, a jej ręce  

121  

background image

były suche i popękane od szorowania baru w pracy. W zimie  
Kate pracowała jako zastępca szefa kuchni pobliskiej restaura-  
cji, krojąc marchewkę i filetując kurczęta.  

- Nie bardzo - potrząsnęła głową Hannah. Nigdy nie chciała  

mieć z matką relacji pozwalającej na plotkowanie o chłopakach  
i zawodach miłosnych. Była niemal zadowolona z tego, że matka  
nie stosuje się do modnych obecnie trendów zaprzyjaźniania się  
ze swoimi dziećmi. Kate była Mamą. Hannah była Córką. Nie  
dzieliły dziewczyńskich plotek i obu to bardzo odpowiadało.  

- Wyglądasz na zmęczoną, skarbie. Proszę, nie czytaj tyle  

przy marnym świetle. Zniszczysz sobie oczy.  

- Już są zniszczone.  

Mama odwiozła ją do szkoły kilka kwartałów dalej. Hannah  

mozolnie przebrnęła przez śnieg. Przez cały dzień myślała o nim.  
Wspominała jego słowa, jego desperackie próby ucieczki przed  
istotą nocy, która na niego polowała. To, jak bardzo był osa-  
motniony. Jak bardzo był wystraszony. Wyglądał tak, jak ona  
się czuła wtedy, kiedy ojciec oznajmił, że się wyprowadza, a jej  
matka nie miała się do kogo zwrócić.  

Tego wieczora przed pójściem spać założyła naj ładniejszą  

koszulę nocną - czarną, przywiezioną przez ciotkę z Paryża. Ko-  
szulka była z jedwabiu, obrzeżona koronką. Jej ciotka była sio-  
strą ojca i miała na nią "zły wpływ" (to słowa matki). Hannah  
podjęła decyzję.  

Kiedy pojawił się o trzeciej nad ranem, czekała na niego, sie-  

dząc na fotelu obok łóżka. Powiedziała, że zmieniła zdanie.  

122  

 

- Jesteś pewna? - zapytał. - Nie chcę, żebyś robiła coś, cze-  

go sama nie chcesz. Nie jestem wampirem tego rodzaju.  
- Tak. Tylko szybko, zanim stchórzę - poprosiła.  

- Nie musisz mi pomagać - oświadczył.  
- Wiem - przełknęła ślinę. - Ale chcę.  
- Nie skrzywdzę cię - zapewnił.  

Położyła dłoń na swojej szyi, jakby mogło ją to ochronić.  
- Słowo?  

Jak mogła ufać temu dziwnemu chłopakowi? Jak mogła ry-  

zykować życie, żeby go ratować? Ale było w nim coś - znużone  
ciemne oczy, znękany wyraz twarzy - coś, co ciągnęło ją do nie-  
go. Hannah należała do dziewcząt, które przygarniają bezdomne  
psy i nastawiają złamane skrzydła ptakom. Poza tym było jeszcze  
to coś na zewnątrz. Musiała mu pomóc.  

- Zrób to - zdecydowała.  

- Jesteś pewna?  

Energicznie skinęła głową, jakby była w gabinecie lekarskim  

i właśnie poproszono ją o zgodę na szczególnie niebezpieczną,  
ale bardzo potrzebną operację. Zdjęła okulary, odsunęła prawy  
rąbek dekoltu na bok i odchyliła głowę. Zamknęła oczy, szyku-  
jąc się na najgorsze.  

Podszedł do niej. Był wysoki, a kiedy dotknął jej odsłoniętej  

skóry, jego dłoń okazała się zaskakująco ciepła. Przyciągnął ją  
do siebie i pochylił się.  

- Czekaj - powiedział. - Otwórz oczy. Popatrz na mnie.  
Posłuchała. Patrzyła w jego ciemne oczy, zastanawiając się,  
co on robi.  

123 

  

 

 

background image

   

- Przepiękne. Znaczy, twoje oczy. Jesteś piękna - uśmiechnął  

się. - Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć.  

Westchnęła i zamknęła oczy, a on pogładził ją po twarzy.  
- Dziękuję - wyszeptał.  

Poczuła gorący oddech na policzku, a potem jego usta mu-  

snęły jej wargi. Pocałował ją mocno. Zamknęła oczy i odpowie-  
działa na pocałunek. Jego wargi były gorące i wilgotne.  
Jej pierwszy pocałunek był pocałunkiem z wampirem.  
Poczuła, że zaczyna całować kącik jej ust, a potem podbró-  
dek i nasadę szyi. To było to. Przygotowała się na ból.  

Ale miał rację: to prawie nie bolało. Tylko dwa leciutkie  

ukłucia i głębokie uczucie senności. Słyszała, jak przełyka jej  
krew, czuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie. Zupełnie jak od-  
dawanie krwi w stacji krwiodawstwa. Poza tym, że raczej nie  
dostanie za to czekolady.  

Zwiotczała w jego ramionach, więc podtrzymał ją. Czuła,  

że niesie ją na łóżko i kładzie, przykrywając kołdrą.  

- Czy jeszcze się zobaczymy? - zapytała. Z trudem trzymała  

oczy otwarte. Była straszliwie zmęczona. Ale widziała go teraz  
wyraźnie. Wydawał się świecić. Stał się bardziej materialny.  

- Może - szepnął. - Ale będziesz bezpieczniejsza, jeśli tak  

się nie stanie.  

Skinęła sennie głową i opadła na poduszki.  

Rano czuła się ociężała i zmęczona. Powiedziała matce, że  

chyba się przeziębiła i nie chce iść do szkoły. Patrząc w lustro,  
nie widziała na swojej szyi śladów - nie było tam żadnej rany ani  

124  

 

blizny. Czy ostatniej nocy nic się nie wydarzyło? Czy naprawdę  
zaczęło jej odbijać? Opuszkami palców pogładziła skórę i w koń-  
cu znalazła: niewielkie zgrubienie, dwie wypukłości. Niemal nie-  
wyczuwalne, ale jednak tam były.  

Zanim mu pomogła, zmusiła go, żeby powiedział, jak się na-  

zywa.  

Przedstawił się jako Dylan. 

Nazywam się Dylan Ward.  

Po południu tego dnia odkurzyła tabliczkę przy kominku  

i przyjrzała się jej uważniej. Był na niej herb rodzinny 

napis  

"Strażnica - Rezydencja Wardów". Strażnica była domem dla  
zagubionych. Bezpieczną przystanią na Shelter Island.  

Hannah pomyślała o bestii czającej się w mroku, łomoczą-  

cej w okno. Miała nadzieję, że dokądkolwiek się Dylan wybiera,  
zdoła tam dotrzeć bezpiecznie.  

125  

background image

   

 

 

        AKTA VENATORÓW: MARTINOWIE  

background image

KINGSLEY MARTIN  

Arakiel, Anioł Zemsty, Anioł 

Dwóch Twarzach  

Imię i nazwisko: Kingsley Anderson Martin  
Data urodzenia: Srebrno krwisty Odwieczny  
Przeszłe wcielenia: Tyberiusz Gemellus (Rzym)  
Więź: brak  

Przydzielony zausznik: brak  
Familianci: brak  
Rysopis:  

Włosy: ciemnobrązowe  
Oczy: niebieskie  
Wzrost: 186 cm  

Przeszłość Kingsleya Martina, jednego z naj zdolniejszych  

venatorów Zgromadzenia, jest skomplikowana. Jest on nawróco-  
nym srebrnokrwistym - skażony Ciemnością, postanowił jednak  
służyć Światłu. Został przemieniony w Croatana przez samego Lu-  
cyfera w czasie, gdy Lucyfer panował jako Kaligula w starożytnym  
Rzymie. W tamtym wcieleniu Kingsley był Tyberiuszem Gemel-  
lusem, prawowitym spadkobiercą cesarza Tyberiusza, do czasu,  
gdy jego adoptowany kuzyn Kaligula wkradł się w łaski cesarza  
i został jego następcą. Mimo to Gemellus kochał Kaligulę jak  
brata, a nowy cesarz odwdzięczył mu się, skazując go na wieczne  
potępienie.  

128  

 

Gemellus powrócił do społeczności błękitnokrwistych, ża-  

łując swojego postępku i ucząc się panować nad swoim skaże-  
niem.  

Michał udzielił mu przebaczenia, czyniąc go, zgodnie z wie-  

dzą Repozytorium, odźwiernym Bramy Czasu. Od tamtego cza-  
su Kingsley pozostawał venatorem na usługach Regisa.  

Na przestrzeni historii Kingsley położył liczne zasługi dla 

Zgro-  
madzenia. Od niego właśnie pochodzi cała wiedza dotycząca isto-  
ty i fizjologii srebrnokrwistych (więcej informacji w Dodatku, pod  
hasłem "Srebrnokrwiści").  

Kiedy powierzono mu śledztwo w sprawie zabójstwa Aggie  

Carondolet, Kingsley zaczął uczęszczać jako uczeń do liceum  
Duchesne. Jego pewność siebie, diabelska uroda i otaczająca go  
tajemnica {UWAGA DO ARCHIWISTÓW: PROSZĘ O SPRAWDZE-  
NIE, CZY VENATOR MARTIN NIE INGEROWAŁ W TREŚĆ TEGO  
DOKUMENTU! - RENFI ELD} sprawiły, że stał się legendą zaledwie  
tydzień po przybyciu do Duchesne. {UWAGA DO REN F I E LDA:  
CZEŚĆ, RENNY! - K.M.}  

Podczas wstępnego postępowania jako pierwszy zwrócił uwa-  

gę, że rodzina Llewellynów wydaje się coś ukrywać, jednak jego  
raport został zatrzymany przez senatora Llewellyna w komisji ds.  
bezpieczeństwa i dopiero niedawno odtajniono go na wniosek  
Strażnika Wardena.  

Zgodnie z wcześniejszymi dokumentami sprowokował Mimi  

Force do wezwania srebrnokrwistego, jednakże gdy zawiodła, na  
rozkaz Regisa (Charlesa Force'a) sam dokończył rytuał, dowodząc  
bez cienia wątpliwości, że srebrnokrwiści powrócili na Ziemię.  

129 

background image

 

 

Komentarz Autorki: Jest 

to 

historia uzupełniająca 

Dziedzictwo,  

kontynuacja rozmowy Mimi i Kingsleya w rozdziale 

47.  

Jego ostatnią misją stało się poszukiwanie Jordan Llewellyn,  

zaginionej w Rio de Janeiro. Do jego zespołu przydzielono Mi-  
mi Force, a także Sama i Teda Lennoxów. Romans Kingsleya  
z {USUNIĘTO / UWAGA DO ARCHIWISTÓW: CZY TU COŚ 
BYŁO?  
DOKUMENT JEST NIEKOMPLETNY - RENFIELD}.Zespółodna- 
lazł ciało Obserwatorki, jednakże z dostarczonego raportu wy-  
nika, że Pistis Sofia pozostaje nadal przy życiu.  

Venator Martin został wysłany do Paryża na poszukiwania Le-  

wiatana, widziano go jednak w Katedrze Św. Jana Bożego w No-  
wym Jorku, na ceremonii odnowienia więzi Force'ów. Podczas  
zasadzki srebrnokrwistych zniknął w wymiarze uroku, z którego  
już nie powrócił. W kościele odkryto dowody działania 

subvertio.  

Wszystkie ślady Bramy Czasu i ścieżki zostały zniszczone, a vena-  
tor Martin zaginął bez wieści.  

Opowieść o venatorze  

Historia Kingsleya  

Kingsley Martin powoli pociągnął długi łyk whisky. Ogni-  

sta woda, dobre sobie. Nawet nie leżała obok. Ale na teraz  
musi wystarczyć. Kelnerka uznała jego uniesioną rękę za sy-  
gnał, że zamawia następną kolejkę. Nie zaprotestował, ponie-  
waż wszystko wskazywało na to, że jeszcze długo nie ruszą się  
od stolika.  

_ Powiedz mi o wszystkim - powtórzyła Mimi, a w jej głosie  

pojawił się cień desperacji.  

Odezwał się dopiero po dłuższej chwili, kierując słowa w stro-  

nę czubka jej głowy i nie patrząc jej w oczy. Dzięki tej sztuczce  
mógł ukrywać w jej obecności zdenerwowanie lub niepewność,  
sprawiając fałszywe wrażenie odległego i obojętnego. Absolut-  
nie kluczową rzeczą było, aby Mimi nie zorientowała się, jaki ma  
na niego wpływ.  

Obecny status: 

Uznany za zaglnlonego po ataku  

srebrnokrwistych. Prawdopodobnie uwięziony  
w świecie podziemnym.  

131 

130  

 

background image

  

- Chcesz wiedzieć, dlaczego Charles rozkazał mi wezwać  

srebrnokrwistego - powiedział w końcu.  

- Zakładam, że nie po to, żeby zamówić pizzę - prychnęła.  
Pozwolił sobie na lekki uśmiech. Jej śmiałość go bawiła.  

Azrael zawsze była bezceremonialna do granic niegrzeczno-  
ści, ale była w niej szczerość, powracająca w każdym kolej-  
nym wcieleniu. Nie istniały dla niej stany pośrednie - albo  
cię kochała, albo nienawidziła, była najlepszym przyjacielem  
albo najgorszym wrogiem.  

- Dobra, zapomnij, wiem, że mi nie pomożesz w niczym.  

- Mimi wstała od stolika i zaczęła wkładać płaszcz, patrząc  
na niego ze złością.  

Zawsze ta sama gra, pomyślał Kingsley. Ale postanowił ją  

sprawdzić. Chciała znać prawdę, więc dlaczego nie miałby jej  
powiedzieć? Zasługiwała na to, żeby wiedzieć. Wszyscy zasługi-  
wali. Nie tylko Mimi, ale całe Zgromadzenie. Znienawidzi go  
za to, co zrobił, albo uzna za żałosnego słabeusza. Ale był znu-  
żony dochowaniem tajemnicy. Jaki to miało sens w sytuacji,  
kiedy wszystko wokół się sypało?  

Kingsley położył dłoń na jej nadgarstku.  

- Siadaj. Powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć - powie-  

dział cicho.  

Mimi usiadła z powrotem na wyściełanej ławce z miną roz-  

puszczonego dziecka.  

- Zacznij od początku, od kiedy pierwszy raz pojawiłeś się  

w Duchesne. Od kiedy mnie wrobiłeś.  

Potrząsnął głową.  

132  

 

 

 

- Musisz zrozumieć, że byłaś tylko jedną z podejrzanych,  

osobą, która przypadkiem była w klubie tej nocy, kiedy zginęła  
Aggie Carondolet. Nikim specjalnym. Potraktowałem cię tak  
samo jak pozostałych. Zwolennika srebrnokrwistych korciłaby  
nauka mrocznej wiedzy. Byłaś jedyną, która złapała 

przynętę.  

Sprawdzałem Schuyler, ale do niczego nie doszedłem. A potem  
Bliss. - Przypomniał sobie, co powiedział do teksańskiej dziew-  
czyny: "Jestem tym samym co ty". Gdyby Bliss była Croatanem,  
odczytałaby ukryte znaczenie jego słów, zrozumiałaby, że ujaw-  
nia jej swoją prawdziwą naturę, jak jeden srebrnokrwisty dru-  
giemu. Ale Bliss nie odpowiedziała na to wyznanie.  

- Ale ty, skarbie ... z tobą było zupełnie inaczej. Byłaś nie-  

zwykle chętna do nauki czarnej magii. Musiałem ukrywać to  
przed twoim ojcem. Charles starałby się ciebie ochronić, gdyby  
wiedział. Powiedziałby mi, że znów zbyt pochopnie wyciągam  
wnioski - Kingsley sprawiał wrażenie zakłopotanego. - Stare  
zależności i w ogóle ...  

- Nie musisz mi przypominać. - Mimi poczerwieniała na twa-  

rzy. - Wiem, co mówią o Jacku i o mnie. Że pewnego dnia zdra-  
dzimy wampiry.  

Skinął głową. Wiedziała tak samo dobrze, jak i on, że Azrael  

i Abbadon na zawsze będą nosić piętno tych, 

którzy 

niegdyś  

byli najdumniejszymi generałami Lucyfera.  

- Ale uicaxuauotv demona ta - odezwała się Mimi. - Dlaczego  

to zrobiłeś?  

- Z rozkazu samego Regisa. Powiedział, że to próba. - Kingsley  

ścisnął szklankę tak mocno, że jego palce zbielały. - Myślałem,  

133  

 
 

background image

    

 

że może bawi się ze mną. Może chce przetestować moją lo-  
jalność. Ale nie obchodziło mnie to. Venatorzy po prostu wy-  
konują rozkazy. Skoro chciał, żebym wezwał srebrnokrwistego,  
wezwałem srebrnokrwistego.  

- Ale dlaczego Charles miałby chcieć, żebyś zrobił coś ta-  

kiego ... - zapytała ze zgrozą Mimi.  

 
Kingslev wyciągnął rękę nad stolikiem i ścisnął jej ramię.  
- Parniętasz cokolwiek z Rzymu?  
- Częściowo - odparła. - Wracają fragmenty, przebłyski, ob-  

razy ... Parniętam kryzys, demony pojawiające się w biały dzień,  
walkę z nimi. .. i tę ostatnią noc w Lutecji. .. - zamknęła oczy.  
- Pamiętam, jak mówiłam Waleriuszowi, że Sofia się myli, że to  
niemożliwe, żeby Kaligula był skażony ... Że Kasjusz jest jak zwy-  
kle zazdrosny ... Ale potem ... zobaczyliśmy to.  

Kingsley skinął głową. Kaligula o szkarłatnych oczach ze 

srebr-  
nymi źrenicami. Nieomylna oznaka skażenia. Agrypina/Azrael  
i Wale riusz/ Abbadon poprowadzili cesarza ścieżką do nowo wy-  
kutej bramy, gdzie czekał na nich Kasjusz/Michał. Zwycięstwo 
nie  

szło im łatwo. Ale udało im się. Odesłali Szatana do Piekla.  

przy

 

- Ale co Rzym ma wspólnego z tym, co stało się w Repozy-  

torium? - zapytała Mimi.  

- No cóż, to, że inkantacja podziałała, dowodziło, że srebr-  

nokrwiści nadal istnieją i mogą się przedostawać do naszego  
świata. Ponieważ Charles w to nie wierzył - ani początkowo,  
ani nawet po tych wszystkich morderstwach. Nie wiem, czy na-  
wet teraz uwierzył. I chciał wszystko zataić przed Komitetem.  
Ale musiał zrobić coś na wypadek, gdyby się mylił - dlatego  

 

134   

 

 

wysłał mnie na Corcovado. Ponieważ gdyby oni wrócili, to by-  
łoby pierwsze miejsce, do którego musieliby się skierować - że-  
by uwolnić Lewiatana.  

Mimi skinęła głową, przyjmując to wszystko do wiadomości.  
- Wiesz coś o bramach? I o Zakonie Siedmiorga? - zapytał  
Kingsley.  

- Chyba mnie nie zaproszono na jakieś spotkanie - wzru-  

szyła ramionami Mimi. - Byłam zaskoczona tak samo, jak wszy-  
scy, kiedy okazało się, że Michał postanowił być naszym ojcem  
w tym cyklu. Wiedział, że nie jesteśmy szczególnymi fanami pa-  
ry Bez Skazy. Przynajmniej ja nigdy nie byłam.  

Kingsley przekazał jej to, co wiedział o Bramach Piekiel  

i odźwiernych, którym rozkazano ich pilnować, a także o swojej  
roli w tym wszystkim.  

- Bramy zabezpieczają ścieżki i więżą demony w świecie pod-  

ziemnym. Powinny sprawić, że inkantacja nie będzie działała.  
Ale tak się nie stało. To była próba. Srebrnokrwisty był w sta-  
nie przeniknąć przez barierę. Charles podejrzewał, że Lucyfer  
znalazł na nasz świat drogę, o której nie wiedzieliśmy i której  
pojawienia się nie umieliśmy przewidzieć.  

- Ale jak?  
- Dobre pytanie ... Szczególnie biorąc pod uwagę, że Rada  

rozprawiła się z największym zagrożeniem.  

- Boże. Całkowicie o tym zapomniałam. - Mimi zakryła  

twarz dłońmi, jakby osłaniając się przed prawdą. - To byłeś ty,  
prawda? To ty zabrałeś Gabrielę, kiedy mnie zabrakło odwagi,  
żeby to zrobić.  

background image

  

Kingsley skinął głową. To bliźniakom wydano początkowo  

rozkaz, ale odmówili ze względu na jego naj głębszą nieludzkość  

- dlatego to on i Forsyth porwali Gabrielę z jej komnaty. Pa-  

miętal wszystko. Milczący poród, przerażone położne, a potem  

Charlesa i Lawrence'a zabierających dziecko ... Płonące powi-  

jaki, odrażający odór śmierci. I wreszcie Gabrielę budzącą się  

bez pamięci o tym, przez co przeszła, o tym, że w ogóle urodziła  

dziecko.  

- Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas zdołał kiedykolwiek wy~  

baczyć sobie to, co zrobiliśmy tamtej nocy. Nie ja, nie Lawren-  

ce, nie Charles, nie Forsyth. Wojna to straszna rzecz. Nie ma  

miejsca na litość. - Twarz Kingsleya była ściągnięta i pusta. Nie  

miał ochoty już niczego więcej mówić. Nieszczęsny Lawrence,  
jego przyjaciel i nauczyciel. A teraz Charles także zaginął. - No  

cóż. To chyba wszystko.  

- Boże, Kingsley - powiedziała miękko Mimi.  

Kingsley spojrzał na nią i zaskoczeniem zobaczył łzy w jej  

oczach. Łagodnie położyła mu rękę na policzku.  

Patrzyła na niego w milczeniu, a w jej oczach znajdował prze-  

baczenie i zrozumienie, dwie rzeczy, których najbardziej pragnął  

i których najmniej się spodziewał. W Rio Kingsley miał 

wraże-  

nie, że trochę wykorzystał sytuację. Byli wykończeni wędrówką  

przez dżunglę, Mimi nie była w pełni sobą, kiedy tamtej nocy za-  

pukała do jego pokoju, szukając pociechy w jego pocałunkach.  

Dlatego od tamtej pory trzymał się od niej na dystans.  

Ale była tu teraz. I to ona wyciągała do niego rękę.  

- Tak mi przykro. Tak mi okropnie przykro - wyszeptała Mimi.  

136  

 

To były słowa, na które czekał całe życie - wiele żyć - i usły-  

szał je od Azrael, która odtrącała go przez wieki (Abbadon nie  

był jedynym, który pragnął tego, czego nie mógł mieć). Kpiła  

z niego w Rzymie - wyniosła, piękna Agrypina, która nie miała  

czasu dla Gemellusa, nie miała ani odrobiny czasu dla takiego  

mięczaka, jak on - rzadko spotykanej, samotnej duszy, z nikim  

nigdy niepołączonej więzią. Gemellus kochał ją i wielbił z dala,  

ale teraz była w jego ramionach ...  

Zwycięstwo miało słodki smak. Kto mógłby zgadnąć, że dro-  

ga do kobiecego serca wiedzie przez szczerość?  

Kingsley Martin nigdy nie rozumiał kobiet. Ale to nie szko-  

dziło. Nie musiał rozumieć Mimi. Wystarczyło, że ją kochał, a to  

przychodziło mu bez trudu.  

137  

background image

  

DZIEDZICTWO VAN ALENÓW  

I ŚCIEŻKI UMARŁYCH  

 

W

 ostatnich słowach umierający Lawrence Van Alen  

           zdradził Schuyler tajemnicę: była spadkobierczynią  
nie tylko nazwiska Van Alen, ale także niezwykle ważnego dzie-  
dzictwa. Polecił wnuczce, by dowiedziała się więcej od Charle-  
sa, ale podczas zasadzki srebrnokrwistych na 

Bal des VamPires  

w Paryżu Charles został uwięziony przez 

subvertio, 

Białą Ciem-  

ność, i nie zdążył jej przekazać żadnych informacji.  

Jednakże gdy Schuyler powróciła do Nowego Jorku, Allegra  

przebudziła się ze śpiączki, wyrwana ze stanu nieświadomości  
zatartym wspomnieniem o istnieniu swojej drugiej córki. To wła-  
śnie Allegra pod osłoną uroku opowiedziała Schuyler historię  
Bram Piekiel i Ścieżek Umarłych.  

W dniach poprzedzających bitwę w Niebie i upadek Lucy-  

fera ścieżki pomiędzy światami były otwarte. Aniołowie mogli  
swobodnie wędrować między Ziemią, Niebem a światem pod-  
ziemnym. Ale po buncie Lucyfera, kiedy Książę Ciemności i jego  

background image

 

 

 

 

 

 

background image

 

ataków srebrnokrwistych, Lawrence podejrzewał, że bramy w ja-  

kimś stopniu zawiodły, a Lucyfer planuje powrót ze świata pod-  

ziemnego.  

zwolennicy zostali wygnani z Niebios, droga do Raju została za-  

mknięta na zawsze. Pozostało jednak siedem ścieżek prowadzą-  

cyc h do świata podziemnego. To właśnie Ścieżki Umarłych.  

W Rzymie, zanim Kaligula został zdemaskowany jako Książę  

Ciemności, Michał, czyli Kasjusz, był najbliższym doradcą cesa-  

rza. Kiedy Kaligula dowiedział się, że wejście na jedną ze Ścieżek  

Umarłych znajduje się pod miastem zwanym Lutecją, Kasjusz  

przekonał go do wybudowania bramy, która miała utrzymać de-  

mony w podziemiach. Kaligula skradł należący do Kasjusza klucz  

i odsłaniając swoją prawdziwą naturę Lucyfera wypuścił demony  

na świat. Rezultatem była bitwa w Rzymie. Ostatecznie Agrypina  

i Waleriusz (Azrael i Abbadon) zdołali zwabić Kaligulę do nowo  
stworzonej bramy, a Kasjusz (Michał) odesłał go do Piekła, za-  

trzaskując za nim wrota.  

Schuyler musi teraz kontynuować poszukiwania rozpoczę-  

te przez Lawrence'a, mające na celu odnalezienie bram i ich  

odźwiernych, zanim srebrnokrwiści zdołają je wszystkie zniszczyć,  

rozpętując drugą Wielką Wojnę. To właśnie jest dziedzictwo Van  

Alenów, którego Charles nienawidził. Szczególny sprzeciw budził  

w nim brak wiary Lawrence'a w siłę wykutych wieki temu bram.  

Jeśli Bramy Piekiel upadną, świat zostanie zniszczony.  

Po bitwie w Rzymie Michał rozkazał błękitnokrwistym odna-  

leźć pozostałe sześć ścieżek i wybudować na nich bramy, aby za-  

mknąć granicę między światami i uchronić Ziemię przed potwo-  

rami z podziemnego świata. Strażnicy, odźwierni Bram Piekieł,  

nazwani Zakonem Siedmiorga, wywodzili się z siedmiu najstar-  

szych rodów Zgromadzenia. Strażnicy rozproszyli się po Ziemi,  

nie znając się wzajemnie, ale przekazując swoją wiedzę kolejnym  

pokoleniom.  

Zadaniem strażników było dbanie o bezpieczeństwo bram,  

a bramy, przesycone niebiańską mocą aniołów, miały zabezpie-  

czyć świat przed powrotem Księcia Ciemności i jego legionów.  

Jednakże z powodu narastającej na przestrzeni stuleci liczby  

143 

142  

 

 

background image

  

 

BRAMY PIEKIEŁ  

 

Bamy Piekieł są rozrzucone po świecie i umieszczo-  

ne na siedmiu ścieżkach do świata podziemnego.  
Znane do tej pory bramy to:  

 

Brama Zemsty strzegła więzienia Lewiatana na górze Cor-  

covado. Jej odźwiernym był Lawrence Van Alen. Kiedy zamor-  
dował niewinną istotę (Dylana, przemienionego na podobień-  
stwo Lucyfera), brama została otwarta, jednakże okazała się  

solom bicallis, 

przejściem, którego można użyć tylko raz. Kiedy  

przeszedł przez nią Lewiatan, ścieżka została zamknięta dla  
wszystkich.  

 

Brama Czasu została wybudowana za panowania Kaliguli,  

który odkrył ścieżkę pod podziemnym miastem, Lutecją (obec-  
nie znajdującym się na terenie Paryża). Lucyfer i Lewiatan za-  
kładali, że jej odźwiernym jest Michał. Srebrnokrwiści plano-  

 

144  

 

 

wali otwarcie tej bramy poprzez zabicie odźwiernego, jednak  
gdy rzucili 

subvertio, 

znaleźli tylko przejście, w którym powstał  

wir czasowy. Prawdziwym odźwiernym Bramy Czasu okazał się  
Kingsley Martin, który przeniósł ją w podziemia Katedry Św.  
Jana Bożego w Nowym Jorku - do niewykończonego kościo-  
ła, który nie został jeszcze poświęcony i był miejscem kultu,  
do którego Kingsley mógł wejść nawet jako srebrnokrwisty.  

 

Trzecia brama nosi nazwę Bramy Obietnicy. Lawrence,  

który pozostawił swojemu zausznikowi, Andersonowi, ponad  
pięćdziesiąt pięć notesów, uważał, że jej odźwierny przebywa  
nadal we Florencji.  

 

W posiadaniu Repozytorium nie znajdują się obecnie żadne  

informacje o pozostałych bramach.  

 

145  

 

background image

      

 

background image

          UPADLI: DOM GWIAZDY PORANNEJ  

 

      

background image

    

LUCYFER  

Gwiazda Poranna, Niosący Światło, Książę Niebios,  
Książę Ciemności, Archanioł Świtu  

Przeszłe wcielenia: Gajusz Kaligula (Rzym)  

Fosforus Lucyfer, przywódca Upadłych i król srebrnokrwi-  

stych, był niegdyś Księciem Niebios, najpiękniejszym i najpo-  
tężniejszym spośród aniołów. Później jednak postanowił rzucić  
wyzwanie Wszechmogącemu, rozpoczynając wojnę o Królestwo  
Niebieskie. Po porażce przebudził się na Ziemi jako wampir,  
wraz z innymi przeklętymi i wygnanymi z Raju. Odmówił za-  
warcia pokoju z Michałem i Gabrielą, którzy wcześniej go poko-  
nali, a także z Abbadonem i Azrael, jego najbliższymi 

przyjaciół-  

mi, którzy ostatecznie go zdradzili. Od tamtego czasu niewiele  
wiadomo o Księciu Ciemności, ponieważ wraz z wiernymi mu  
podwładnymi zerwał wszelkie więzi ze Zgromadzeniem po bun-  
de za rządów Menesa w królestwie Egiptu. Ostatni raz spo-  
łeczność błękitno krwistych miała z nim do czynienia podczas  
bitwy w Rzymie, kiedy został zdemaskowany jako szalony ce-  
sarz Kaligula.  

Mówi się, że w swojej prawdziwej postaci jest tak 

jaśnieją-  

cy, że nie można na niego patrzeć bezpośrednio. Jako Kaligula  
był w stanie ukryć prawdziwą tożsamość do momentu, aż Julia  
Liwilla, czyli Pistis Sofia, odkryła prawdę. Ponieważ od czasów  

150  

 

porażki w Rzymie Lucyfer pozostaje uwięziony w świecie pod-  
ziemnym, nie jest dla Repozytorium jasne, kiedy i gdzie na prze-  
strzeni dziejów stał się ojcem dziecka Gabrieli. {I 

N FORMACJ E  

USUNIĘTE NA ROZKAZ REGISA}  

Na podstawie dziennika Bliss Llewellyn 

{ni ezweryfi kowa-  

ne} 

został zrekonstruowany opis mężczyzny nazywanego przez  

nią "Intruzem", pojawiającego się w postaci przystojnego 

dżentel-  

mena w bieli, z włosami koloru płynnego złota i czystymi 

blękit-  

nymi oczami, o wyniosłej i zimnej urodzie. Te cechy często były  
przypisywane Lucyferowi przez tych, którzy twierdzili, że zjawia  

się w ich snach.  

Raport venatorów z ataku na Katedrę Św. Jana Bożego stwier-  

dza, że Książę Ciemności walczył z Abbadonem i Azrael w 
wymia-  
rze uroku, nie zdołał jednak wydostać się ze świata podziemnego,  
ponieważ venator Martin rzucił 

subvertio, 

niszcząc ścieżkę prowa-  

dzącą do świata żywych.  

Obecny status: 

Nieznany. Przypuszcza się,  

że pozostaje uwięziony w świecie podziemnym.  

151  

background image

  

 

 

LEWIATAN UWIĘZIONY POD BRAMĄ ZEMSTY  

 

LEWIATAN  

Olbrzym, Kraken, Goliat  

Przeszłe wcielenia: 

Marek Agrypa (Rzym)  

Vesperus Lewiatan, brat Księcia Ciemności, cieszy się po-  

nurą sławą jednego z naj okrutniej szych srebrnokrwistych, ja-  
cy stąpali po powierzchni Ziemi. Zazwyczaj nosi czarny płaszcz  
z kapturem skrywającym oblicze. Ci, którzy mieli nieszczęście  
widzieć jego twarz, opisują ją jako poczerniałą, zdeformowaną,  
pokrytą bliznami i spaloną ogniem piekielnym.  

Został schwytany w 

{DATA USUNI ĘTA} 

przez Gabrielę i uwię-  

ziony w skale pod górą Corcovado, w jedynym miejscu na Ziemi,  
zdolnym pomieścić jego moc. Odźwiernym i strażnikiem wię-  
zienia Lewiatana został Metatron (Lawrence Van Alen) , a Cor-  
covado znajdowało się pod stałą obserwacją elity venatorów.  

Przebiegły plan uknuty przez srebrno krwistych zdrajców  

w szeregach Rady, Nan Cutler i Forsytha Llewellyna, doprowa-  
dził Metatrona do niezamierzonego zniszczenia okowów Lewia-  
tana w chwili, gdy zabita została niewinna ofiara (Dylan Ward,  
którego przemieniono na podobieństwo Lucyfera). Zgodnie z ra-  
portami przesłanymi przez Zgromadzenie Europejskie, Lewiatan  
pojawił się na 

Bal des Vampires, 

a ocalali świadkowie ataku na Ka-  

tedrę Św. Jana zeznali, że Lewiatan porwał Schuyler Van Alen  
i zniknął w wymiarze uroku. Jednakże rzucenie zaklęcia 

subvertio  

153  

background image

  

przez venatora Martina pozwala nam z dużą dozą pewności przy~  
puszczać, że ścieżki do świata podziemnego zostały zniszczone,  
a Lewiatan jest ponownie uwięziony w Piekle.  

Obecny status: 

Uznany za zaglnlonego. Przy-  

puszcza się, że pozostaje uwięziony w świecie  
podziemnym.  

154  

 

NANCUTLER  

Harbona, 

Anioł 

Zagłady  

Data urodzenia: 12 lutego 1917 r., Nowy Jork  
Przeszłe wcielenia: Anna Stamersly (Newport) , Emilia  
Lepida (Rzym)  

Nan Cutler jako Regentka Rady zajmowała drugą w hierar-  

chii pozycję w społeczności błękitnokrwistych. Wyróżniała się  
swoim oddaniem i odwagą. W tym cyklu jej cechą charaktery-  
styczną było kruczoczarne pasmo w siwych włosach. Jako Emilia  
Lepida, zaufana przyjaciółka Kasjusza (Michała) i [unii Tercji  
(Gabrieli), stanęła w pierwszej linii podczas bitwy w Rzymie.  

Po ataku na Repozytorium Strażniczce Cutler zostało po-  

wierzone zadanie zbadania młodych wampirów w poszukiwaniu  
znaków skażenia przez srebrnokrwistych. To ona umieściła fal-  
szywy znak Lucyfera na szyi Mimi Force i oczyściła Bliss Llewel-  
lyn z podejrzeń. Repozytorium uważa obecnie, że Nan Cutler  
zaplanowała masakrę Rady w Rio de Janeiro.  

Zgodnie z raportami venatorów Mimi Force była 

przeświad-  

czona, iż zabiła Strażniczkę Cutler w walce. Jednakże podczas po-  
szukiwań Jordan Llewellyn venatorzy ponownie spotkali 

Straż-  

niczkę, która przetrwała czarny ogień w postaci żywego trupa.  
Venatorzy są przekonani, że Strażniczka Cutler pamiętnej nocy  
porwała Jordan Llewellyn, a następnie podawała się za jej babkę,  

155  

background image

  

przetrzymując ją i torturując w celu uzyskania informacji o Za-  
konie Siedmiorga. Ostatecznie zabiła dziewczynkę, nie zdołała  
jednak zabić duszy Obserwatorki. Jeśli zawierzymy słowom ve-  
natora Martina, możemy przyjąć, że Strażniczka Cutler została  
unicestwiona na zawsze.  

Obecny status: 

Unicestwiona. Zginęla z ręki  

venatora Martina.  

156  

 

SIEDEM NACZELNYCH DOMÓW RADY  

S

połeczeństwo błękitnokrwistych jest zorganizowane  

hierarchicznie. Najwyższą władzę w zgromadzeniu  
sprawuje Rada, w której zasiadają przedstawiciele siedmiu naj-  
ważniejszych domów, odpowiadających siedmiu rodom załoźy-  
cielskim. Do Rady mogą należeć także Starsi i Strażnicy 

niezwią-  

zani z żadnym z domów, ale nominowani ze względu na pełnioną  
służbę. Jednakże zgodnie z Kodeksem Wampirów reprezentan-  
ci wszystkich siedmiu domów są niezbędni w celu zgromadze-  
nia kworum siedmiorga, potrzebnego do wprowadzenia zmian  
w Kodeksie Wampirów lub ogłoszenia białego głosowania, czyli  
wyborów nowego Regisa.  

Domus Magnificat: Dom Bogactwa. Tradycyjnie to miejsce przy-  
należy najbogatszej rodzinie w Zgromadzeniu. Obecnie Dom Bo-  
gactwa reprezentuje Josiah Rockefeller Archibald, którego rodzina  
wybudowała Rockefeller Center w Nowym Jorku. Dom Bogactwa  

157 

background image

 

 

jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo finansowe Zgromadzenia.  
Innymi rodzinami zasiadającymi na tym miejscu byli Schlumber-  
gerowie i Whitneyowie.  

Domus Stella Aquillo: Dom Gwiazdy Północnej. Dom Gwiaz-  
dy Północnej jest znany jako jeden z największych mecenasów  
sztuki w kraju. Obecnie reprezentuje go Ambrose Barlow.  

Domus Veritas: Dom Venatorów. Reprezentowany przez Abe-  
go Tompkinsa Dom Venatorów jest przedstawicielstwem Po-  
szukiwaczy Prawdy w Radzie. Ciąży na nim odpowiedzialność  
za bezpieczeństwo i ochronę Zgromadzenia. Dawniej tę funkcję  
pełniła także rodzina Van Hornów.  

Domus Prepositio: Dom Rządców. Miejsce tradycyjnie przy,  
należne rodzinie Regenta, zajmowane przez Forsytha Llewelly-  
na przed jego zdemaskowaniem i zniknięciem, a wcześniej przez  
Nan Cutler. Pozycję tę zajmowały dawniej różne rody, w tym  
Stewartowie, którzy pełnili funkcję Rządców przez wiele stu'  
leci.  

Domus Domina: Dom Szarej Pani, znany także jako Dom  
Kronik. Do zadań Domu Kronik należy nadzorowanie archi-  
wów cyklów ekspresji, ekspulsji i ewolucji. Obecnie jest repre-  
zentowany przez Minervę Morgan, dawniej przez rodzinę Ca-  
rondoletów.  

158  

 

Domus Lamia: Dom Wampirów. Zadaniem Domu Wampi'  
rów jest nadzorowanie relacji między ludźmi a wampirami. Jego  
przedstawiciel pełni też funkcję zwierzchnika Konspiracji, zajmu,  

jącej 

się rozpowszechnianiem fałszywych mitów i zwodniczych le-  

gend o błękitnokrwistych w społeczeństwie czerwono krwistych.  
Obecnie Dom Wampirów reprezentowany jest przez Seymoura  
Corrigana, kuzyna Edmunda Oelricha, Dowódcy Straży, który  
zginął w masakrze w Rio de Janeiro.  

Domus Fortis Valerius lncorruptus: Dom Czystokrwistych,  
Dom Bez Skazy, Dom Szlachetnych i Silnych, Strażnik Ogro-  
du, Wódz Armii Pana. To miejsce w Radzie przynależy rodzinie  
urzędującego Regisa i od początków dziejów zajmował je ród  
Michała i Gabrieli. Obecnie, po zaginięciu Charlesa Force'a, li-  
nia Van Alenów jest reprezentowana przez Mimi Force.  

159  

 

 

background image

 

 

KOMITET  

T

ym skrótem - Komitet - błękitnokrwiści określają or-  

ganizatora licznych inicjatyw charytatywnych, spon-  

sora placówek edukacyjnych i mecenasa fundacji zarządzanych  

przez członków Zgromadzenia. Komitet jest odpowiedzialny  

za konserwację najważniejszych zabytków Nowego Jorku, przy-  

czynił się także finansowo do powstania najbardziej prestiże-  

wych instytucji kulturalnych. Pod swoją oficjalną nazwą, jako  

Nowojorski Komitet Banku Krwi, zajmuje się gromadzeniem  

środków na badania chorób związanych z krwią, takich jak  

AIDS czy hemofilia. Dla zewnętrznego obserwatora jest to sno-  

bistyczna i elitarna klika znajomych, dla jego członków - naj-  

wyższa władza.  

Członkowie Komitetu noszą miano Strażników. Wszystkie  

należące do Zgromadzenia rodziny błękitnokrwistych są zaprasza-  
ne do członkostwa w Komitecie. Większość wampirów otrzymuje  
zaproszenie około piętnastego roku życia, na początku przemia-  

160  

 

ny w nieśmiertelnych. Lawrence Van Alen, rządząc jako Regis,  
umożliwił przyznawanie członkostwa także zausznikom. Zasadę  
tę niezwłocznie zniósł Forsyth Llewellyn i od tamtego czasu nie  
została przywrócona.  

Dowódca Straży Komitetu odpowiada za edukację i wta-  

jemniczenie naj młodszego pokolenia wampirów w dorosłe ży~  
cie, a także wprowadzenie ich w misję wampirów na Ziemi:  
propagowanie światła, prawdy, piękna i sztuki oraz próbę prze-  
niesienia Raju do ich ziemskiego domu.  

161