NASTOLATEK
Autor:
"NASTOLATEK" część 1
- Nie masz prawa tak mówić... - szepnął już strasznie zmęczony ciągnącą się kłótnią.
Przetarł klejące się oczy.
- Ja!? Ja, nie mam prawa? Jak śmiesz! To wszystko twoja wina! Tylko i wyłącznie twoja! To
ty nie potrafisz się zaangażować jak normalny, dorosły człowiek! Jesteś dzieckiem Dave i
zawsze nim pozostaniesz bo nie strać cię na odrobinę prawdy. To koniec, teraz już na pewno.
Wyjdź, nie chcę cię widzieć.
Wyszedł cicho z ciężkim sercem. Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem. Już nigdy tam nie
wróci. Jego życie w tym mieszkaniu, po pięciu latach, tak po prostu się skończyło. Nie czuł
bólu, choć sądził, że nie będzie mógł sobie z tym poradzić. Jego dusza była spokojna. Szczerze
mówiąc nigdy nie czuł się tak wolnym. Pozostawało w nim jednak uczucie jakiejś pustki.
Uświadomił sobie nagle, że dzisiejszą noc spędzi sam w swojej małej kawalerce. Sam.
Wiatr wiał niemiłosiernie. Zima tego roku była wyjątkowo nieprzyjemna. Ulice miasta
wydawały się bajkowe, Marek jednak dawno już tak tego nie postrzegał, choć miał dopiero
dziewiętnaście lat. Już dawno zapomniał o baśniach.
"Niech to diabli, że też musiał spaść śnieg".
Dave dojechał jakoś swoim n-letnim samochodem do głównego skrzyżowania. Przez chwilę
obawiał się, że nie dojedzie do domu tej nocy. Kiedy wreszcie udało mu się przebrnąć przez
lodowe piekło, zatrzymał się przy sklepie na rogu by kupić paczkę papierosów i coś
mocniejszego. Koło czerwonego garbusa stojącego na parkingu kręciły się jakieś dzieciaki
podziwiając maszynę. Nieopodal siedział jednak samotny chłopak. Najwyraźniej nie zależało
mu na poznaniu owego cacka. Wpatrywał się w ziemię bawiąc się czymś trzymanym w ręku.
Dave wszedł do sklepu kupił Malboro i trzy piwa, nie lubił przesadzać. Zapłacił kartą kredytową
i wyszedł na nieprzyjemny mróz. Dzieciaków już nie było. Wóz również odjechał. Mężczyzna
miał już wsiąść do swojego auta, gdy jego wzrok padł na cień kryjący się za rogiem. Zadumał
się chwilę, jakby zastanawiając się nad czymś bardzo głęboko, obracając w ręce kluczyki.
- Hej - powiedział podchodząc do młodego chłopaka. - Co tu robisz o tej porze? Nie
powinieneś być w domu?
Dopiero gdy ten podniósł na niego wzrok zauważył, że jest on mulatem. Miał niesamowicie
wyrazistą twarz i zastanawiające, ciemne oczy które przyglądały mu się w ciszy. Nie wydawał
się wystraszony.
- Ja nie mam domu - odparł szybko.
Dave słyszał to już tyle razy, że nie mógł przypomnieć sobie by stykał się kiedyś z
normalnymi dzieciakami z normalnych rodzin. Chłopak przetarł ręce i schował je do kieszeni.
- Nie jest ci zimno? Nie wyglądasz zbyt dobrze.
- Nic mi nie jest. Nie potrzebuję pomocy.
"Tak jak wy wszyscy.."
- Jesteś pewny?
- A co to ciebie do cholery obchodzi!? Zostaw mnie pan!
- Dam ci stówę jeśli się ze mną prześpisz.
Zapadła cisza. Przyglądał się twarzy chłopaka; chwilę była bardzo zdziwiona.
- Nie dzięki, ja nie z tych - odparł.
- Dwie.
Cisza. Lekki ruch głową.
- No dobra trzy.
- Gdzie mam podpisać? - zapytał kpiąco zarzucając plecak na ramię.
- Nigdzie. Chodź.
Jechali w ciszy. Śnieg padał a okolica wyludniała się szybko. Nikt nie lubił marznąć w taką
pogodę. Chłopak oparł się o drzwi i z niesłabnącym zainteresowaniem wpatrywał się w Dave'a.
- Obijając się tym gratem po mieście masz kasę by sprowadzać na złą drogę niewinnych
nastolatków? - zapytał z tym samym sarkazmem w głosie który zarysowywał się również na
jego twarzy.
- Nastolatków? Nie. To mój pierwszy raz. A tak w ogóle ile masz lat?
- Trzynaście...
- A tak naprawdę?
- Dziewiętnaście, ale nie martw się jeśli będą pytali powiem, że trzynaście.
- Nie bądź taki cwany. Zresztą sam się zgodziłeś, nie pamiętasz.
- Taak. Po udanej próbie przekupstwa.
- Już nie rób z siebie takiego świętego. Miałeś wybór...
- Wybór! Jaki wybór? My nigdy nie mamy wyboru... - przerwał i spuścił wzrok. Zrobiło mu
się nagle bardzo gorąco. Nie lubił przyznawać się do własnych słabości.
- Dobra. Dość gadania, jesteśmy na miejscu.
Kawalerka znajdowała się w starej kamienicy blisko komisariatu miejscowej policji. Dla
Dave'a była więc idealnym miejscem do pracy. Był dziennikarzem w dość dobrej gazecie.
Bliskość policji dawała mu jako taki komfort w wyszukiwaniu sensacji no i oczywiście dawała
pole do popisu jeśli chodzi o zdjęcia. Właśnie z tego powodu dość dobrze mu się żyło; na tyle
dobrze by stać go było na sprowadzanie na złą drogę niewinnych nastolatków. Uśmiechnął się
na widok przestraszonego spojrzenia chłopaka.
- Nie martw się - powiedział otwierając drzwi budynku.- Najciemniej zawsze pod latarnią.
Nic nie odparł, prześlizgnął się obok Dave'a. Korytarze były ciemne, brudne jak to w
mieście. Czuć było starość i nieustanną wilgoć.
- Drugie piętro - zadźwięczało w ciemnościach.
Chłopak wchodził powoli jakby zastanawiając się czy może nie cofnąć się. Serce biło mu
coraz mocniej. Bał się tego co czekało go w tym ciemnym domu. Nigdy tego nie robił. Ale nie
miał wyjścia, ten przeklęty śnieg nie dał mu wyboru. Myślał sobie, ze w końcu facet nie jest
taki zły. Wyglądał na jakieś dwadzieścia osiem lat. Szczerze mówiąc był niezły. Pomęczy się
trochę, a potem przynajmniej prześpi się w ciepłym łóżku i zje coś. I może mróz zelży.
- To tutaj - powiedział głos w ciemności, otwierając kolejne drzwi. Popchnął lekko chłopaka
do środka. - Rozgość się - dodał uśmiechając się lekko.
- Dzięki - wykrztusił.
Dave zrzucił z siebie mokry płaszcz. Jeszcze raz przyjrzał się swojej zdobyczy. Naprawdę
wyglądał niezbyt ciekawie. Był piękny, owszem, Dave dawno już nie widział tak pięknego
chłopca, ale zima dała mu w kość. Wciąż nie mogąc oderwać od niego wzroku przeszedł do
łazienki.
- Boże, co ja robię? - szepnął z przerażeniem.
Obmył zmarzniętą twarz pod wodą i otarł skrupulatnie ręcznikiem. Marta by go zabiła.
Zawsze zresztą miała na to ochotę. Ale przecież już nie jest z nim związana, może robić co
chce. A on... On mógł spędzać noce z kim mu się podobało; Marcie nic do tego.
Gdy wrócił do pokoju chłopak wyglądał przez okno na pobliskie ulice. Nawet na niego nie
spojrzał. Dave poszedł do kuchni i wyciągnął z lodówki jakąś dwudniową zapiekankę. Z żalem
spostrzegł, że nic innego nie zostało. Odgrzał ją szybko w mikrofali i nałożył na dwa talerze.
- Chodź - powiedział do chłopaka który nadal wyglądał przez okno. Szczupła postać nie
kazała na siebie czekać. Przez chwilę się wahał, wpatrując się w Dave.
- Nie martw się nie jest zatrute.
Po głębokim namyśle zaczął pochłaniać jedzenie w zastraszająco szybkim tempię.
- Tak na marginesie, nazywam się Dave Miklin, jestem dziennikarzem. A ty? Jeśli nie chcesz
nie mów, zrozumiem.
- Jestem John - odparł szybko.
- Dlaczego kłamiesz?
- Ja?
- Nie rób z siebie większego idioty niż jesteś...
- Hej!
- Dobra. Przepraszam.
- No. Nazywam się Marek, jeśli już chcesz wiedzieć.
- Marko?
- Nie. Marek, przecież mówię.
- Dziwne imię.
- Tak... moja matka pochodziła ze środkowej Europy, to jej zasługa.
- Rozumiem. I co teraz?
- Ty się mnie pytasz? Nie mam pojęcia.
Zarumienił się lekko. Spuścił głowę. Ze strachem w oczach rozejrzał się po pokoju. Potem
przelotem zerknął na Dave'a, który wydawał się studiować jego ciało.
- Chodź - powiedział i chwyciwszy go za rękę zaciągnął do łazienki. - Rozbieraj się.
- Co?
- Dobrze słyszałeś, rozbieraj się.
Chłopak stał zaskoczony. Dave wreszcie sam zaczął ściągać z niego ubrania. Wreszcie był
golutki jak go Pan Bóg stworzył.
- No tak już lepiej - powiedział z uśmiechem. - A teraz pod prysznic - lekko wpakował go
pod wodę. Wylał na rękę trochę żelu i zaczął delikatnie myć ciemne ciało. Fakt, że sam się
przy tym zmoczył nie wydawał się mieć dla niego znaczenia. Wreszcie wtarł w ciemne włosy
szampon. Gdy już było po wszystkim, Marek nadal w lekkim szoku trząsł się z zimna i
dziwnego strachu. Nie wiedział co się wokół niego działo. Czuł ręce które go dotykały, czuł
ciepłą wodę, ale nie mógł pojąć dlaczego ten mężczyzna to robi.
Dave wyciągnął duży włochaty ręcznik z szafki nad umywalką.
- Jak myślisz? - zapytał nadal w świetnym humorze. - Tak, też myślę, że w sam raz.
Otulił chłopaka i wycierał go poczynając od głowy. Wreszcie owinął ręcznik wokół szczupłej
taili i spojrzał na swoje dzieło.
- Dobrze. Poczekaj chwilę.
Zniknął za drzwiami. Wrócił i podał Markowi koszulkę i szorty.
- Ubierz się i do łóżka. A i tu masz świeżą szczoteczkę.
Marek z otwartymi ustami wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze. Mokre włosy śmiesznie
opadały mu na twarz. Dawno nie widział siebie w tak dobrym stanie. Zaczesał włosy, umył
posłusznie zęby, ubrał szorty i koszulkę.
- Cholera - szepnął. - Co ja wyprawiam?
Dave siedział na łóżku, wpatrując się w swoją dłoń. Wydawało mu się, że wciąż czuje tą
gorącą skórę pod swoimi palcami. Nie mógł pozbyć się tego widoku. Przecież nie chciał się
przespać z tym chłopakiem. Myślał zupełnie o czymś innym, kiedy zabierał go z ulicy.
Zupełnie. A teraz... Już sam nie wiedział czego chce. Właśnie teraz przydała by mu się Marta.
Ona dobrze by wiedziała co zrobić. A przy okazji wybiła by mu z głowy te głupie pomysły
ratowana świata. Już dawno powinien zadzwonić do opieki społecznej, przecież ten dzieciak to
nie jego problem.
Marek stał koło niego gdy podniósł wzrok. Tuż koło niego. Spojrzał mu w twarz.
- Boisz się?
- Nie.
- Jesteś pewny?
- Tak.
Dave splótł dłonie odejmując chłopaka w pasie. Przyciągnął go do siebie i przyłożył głowę do
jego klatki piersiowej. Serce waliło jak oszalałe.
- Znów kłamiesz - szepnął. - Kiedy przestaniesz?
Marek nie wiedział co zrobić z rękami. Stał sztywno i wpatrywał się w okno.
- Nie kłamię - powiedział raczej z przekory.
- Będę musiał cię tego oduczyć.
- Nie masz szans.
Podciągnął do góry koszulę chłopaka i delikatnie dotknął ustami jego skóry. Marek wciągnął
powietrze z zaskoczenia. Blady uśmiech zagościł na twarzy Dave'a. Jego wargi coraz śmielej
wędrowały po gorącym ciele, a w głowie pojawiły się głosy: "To wszystko twoja wina! Tylko i
wyłącznie twoja! To ty nie potrafisz się zaangażować jak normalny, dorosły człowiek! Jesteś
dzieckiem Dave i zawsze nim pozostaniesz bo nie strać cię na odrobinę prawdy. To koniec...".
I czy nie miała racji? Był dzieckiem. Nawet teraz bawił się tym zagubionym chłopcem.
Inaczej nie można było tego nazwać. I na dodatek podobało mu się to.
"Czy ja jestem aż tak okropny?"
- Późno już - powiedział nagle, puszczając Marka. - Kładź się.
- Ale...
- Co?
- Nic.
Posłusznie położył się z drugiej strony łóżka. Naciągnął na siebie kołdrę i przywarł do
pachnącej poduszki. Po chwili pokój zaległa ciemność. Z pobliskiego okna sączyły się kolory
nocy, malując niesamowite kształty na suficie. Marek przyglądał się tańcu cieni i zasypiał
szybko. Dave za to zastanawiał się czy jak obudzi się następnego dnia zastanie jeszcze w
swoim łóżku to cudowne ciało, które teraz spało tak spokojnie obok niego.
Ranek przyniósł rozczarowanie. Marek szybko się ulotnił tak jak i trzy stówy z portfela
Dave'a. Ale to było do przewidzenia, nigdy nie sądził, że będzie inaczej. Umył się, ubrał i
ruszył do pracy. Mróz nie zelżał, cienka warstwa lodu nadal pokrywała ulice miasta. Co jakiś
czas było słychać syreny karetek w dalekich dzielnicach.
- Jest robota! - krzyknął Dick jak tylko Dave zjawił się w redakcji.
- Cholera! - zaklął pod nosem. Nie miał ochoty na pracę w terenie.
Całe biuro wrzało. Zauważył to dopiero po chwili. Jak nigdy wszyscy byli na nogach i
wyglądali na naprawdę zapracowanych.
- Co się dzieje? - zapytał starszego redaktora idąc za nim do biura.
- Morderstwo - odparł Dick z dziką przyjemnością. - I to nie byle jakie!! Ho ho! Sensacja
miesiąca! Tak tak! To będzie sensacja..
- Przestań gadać od rzeczy! Mam dość problemów na głowie...
- Tak, wiem. Marta wreszcie przejrzała na oczy?
- Nie przeciągaj struny!
- Dobra - zaśmiał się. - Jasne.. No więc wczoraj w nocy zabito producenta najnowszej,
najoszczędniejszej żarówki.
Dave prawie się przewrócił ze zdziwienia.
- Że jak? I to ma być ta sensacja?! Nie rozśmieszaj mnie.
- Czemu jesteś dziś tak sarkastyczny? Przecież ten gościu to jeden z najbogatszych
mieszkańców tego miasta.
- Aaa. No to teraz już wszystko wiadomo. Gdyby był biedny to nawet palcem byś nie kiwnął.
- Czyżbyś stracił swą obiektywność? To nie moja wina, że ludzie wolą czytać o bogatych.
Czy to moja wina? No powiedz?
- Uch...- nie miał ochoty na bezsensowne rozmowy.
- Dobrze, jak chcesz. Jedź do sądu. Podobno mają kogoś. Zbadaj sprawę i jak będziesz
mógł to pogadaj z kimś. Musimy mieć to na dzisiejsze popołudniowe wydanie.
Dave szybko wyszedł z biura swego szefa mrucząc pod nosem:
- Potrzebujemy, potrzebujemy.. Ty potrzebujesz, stary....
Przezornie zabrał ze sobą jednego z młodszych fotografików. Kiedy wreszcie dotarli pod sąd,
budynek był już oblegany przez tłumy dziennikarzy. Dave nie zważając na tłumy ruszył do
innego wejścia, które znajdowało się na zapleczu. Młody chłopak podreptał za nim w ciszy.
Dzięki swoim niezbyt jasnym powiązaniom Dave'a dostał się na sale rozpraw. Nie była to
jeszcze typowa rozprawa. Na sali wybudowanej na wzór antycznych świątyń, znajdowała się
tylko pani sędzia, dwóch strażników i oskarżony. Mężczyzna stanął w cieniu filaru. Nagle
przeszył go dreszcz. Nie wiedział dlaczego tak zareagował na widok znajomej twarzy. Na
miejscu oskarżonego siedział Marek, z załzawionymi oczami które próbował ukryć. Wpatrywał
się w podłogę.
- Pytam cię ostatni raz - powiedziała ostro pani sędzia a jej głos rozszedł się echem po sali.
- Gdzie byłeś zeszłej nocy?
Marek powstrzymał następną falę łez. Pokręcił głową w milczeniu.
"Cholera dlaczego nic nie mówi?"
- Słyszysz mnie chłopcze? Będziesz miał wielkie problemy jeśli zaraz nie odpowiesz.
Nadal milczał nie kryjąc już łez.
Dave ruszył szybkim krokiem w ich stronę.
- Przepraszam, że przerywam... Chciałbym coś powiedzieć.
- Kto pana tu wpuścił?
- Chciałbym powiedzieć, że ten chłopak był ze mną. Całą noc był ze mną.
Strażnicy popatrzyli na niego w dziwny sposób, za to Marek wyglądał jakby zobaczył
samego diabła.
- Cześć - rzekł do niego Dave z miłym uśmiechem.
- Jest pan pewien? - sędzia spojrzała na mężczyzną ze zdziwieniem. Kiwnął głową. - Musi
pan to poświadczyć...
- Wiem. Zaraz to zrobię. Mogę najpierw z nim porozmawiać?
- Ale w tej sali.
- Jasne.
Złapał nastolatka za poły kurtki i zaciągnął go pod drzwi. Chłopak patrzył na niego ze
zdziwieniem.
- Dlaczego im nie powiedziałeś? - zaczął ostro. - Jesteś albo bardzo głupi, albo po prostu
uparty.
Tym razem Marek już nie wytrzymał. Łzy spłynęły po policzkach.
- Idiota! Jesteś idiotą! Myślisz, że dla kogo to zrobiłem! Dla kogo?! Idiota!
- Po wszystkim wracamy do domu.
- Nigdzie z tobą nie idę!
- Nie przeginaj bo dostaniesz.
- Nie boję się ciebie.
- Znów kłamiesz.
Szczerze mówiąc Marek nie miał wyboru. Przez cały dzień siedział przy biurku Dave'a w
jego pracy, a potem ten po prostu zaciągnął go do samochodu.
- Nie chcę! - krzyczał, aż ludzie oglądali się za nimi.
- Nic mnie to nie obchodzi!!
- Ratunku!! Molestują dziecko!!
- Pomarzyć zawsze możesz.
- Idiota!
- Nawzajem.
* * *
"NASTOLATEK" część 2
Wieczór był spokojny. Siedzieli naprzeciwko siebie nic nie mówiąc.
- Dobra, ja mam już dość - rzekł wreszcie zirytowany Dave. - Idź się umyć, chyba
pamiętasz gdzie jest łazienka?
- Taa
- No to już. Nie ma na co czekać. Mam dziś zły dzień. Pośpiesz się.
- Co? Chcesz żeby twoje zwierzątko było czyste i pachnące? Hm?
- ...
- Może się przyłączysz?
- Marco, to, że wczoraj nic ci nie zrobiłem nie znaczy, że dziś nie będę mieć ochoty.
Chłopakowi mina zrzedła.
- Nazywam się Marek - szepnął i już potulny jak baranek poszedł w stronę łazienki.
Słuchając szumu wody zastanawiał się co może zrobić dla tego dziwnego dzieciaka, który
tak nagle pojawił się w jego życiu. Nie mógł opiekować się nim wiecznie, a i tak w końcu
któregoś dnia odejdzie. Wydawał się zupełnie pogodzony ze swoim losem. Mógłby jednak stać
się kimś, z niewielką pomocą. Swoim wyglądem zauroczyłby niejednego, więc trzeba to
wykorzystać. Jak najprędzej. Myśl, że mógłby wrócić na ulicę wydała mu się tak odległa jak
jego związek z Martą. Mógłby mu pomóc.
Wstał ciężko z fotela i przeszedł do łazienki. Z nieukrywaną przyjemnością wpatrywał się w
zarys ciemnego ciała pod prysznicem. Oparł się o ścianę i przyglądał jak chłopak zakręca wodę
i wychodząc z kabiny napotyka jego wzrok. Przez chwilę wydawał się zażenowany ale szybko
przybrał dumną postać.
- Czego chcesz? - zapytał sięgając po ręcznik.
Dave go jednak ubiegł. Patrzyli na siebie chwilę po czym mężczyzna otoczył nastolatka
puszystością i zaczął wycierać go powolnymi ruchami jakby sprawdzając kształt ciała.
- Mam propozycję. - powiedział wreszcie Dave.
- Jak sądzę nie do odrzucenia.
- Jakbyś zgadł.
- Słucham więc.
- Możesz tu zamieszkać jak długo zechcesz, jeśli gdzieś jutro ze mną pójdziesz.
- Aż boję się zapytać gdzie.
- Znajdę ci pracę.
Chłopak zamrugał oczami.
- Niby gdzie?
- Zobaczysz.
- To zaczyna mi się coraz mniej podobać. - opasał się ręcznikiem. - Wcale a wcale.
Mężczyzna chwycił go za ramiona i postawił przed lustrem. Stanął za nim i wpatrywał się w
ich wspólne odbicie. Marek trochę nieufnie spojrzał również.
- I co? - rzucił zaczepnie.
- Co widzisz? - odparł na to Dave.
- Jak to?
- Powiedz mi co widzisz?
- Czy to podchwytliwe pytanie?
- Niemożliwy jesteś - chwycił go za brodę i dokładnie ustawił, by światło objęło młodą
twarz. - Wiesz co ja widzę?
- Nie...
- Widzę pięknego mężczyznę, który powaliłby na kolana niejedną osobę gdyby tylko chciał.
Czy myślałeś kiedyś, żeby wykorzystać swój wygląd?
- Nikt mi nigdy nie mówił, że jestem piękny - rzekł dziwnie cicho spuszczając wzrok.
- Jesteś - Dave pochylił się i delikatnie pocałował jego nagie ramię.
Marek odwrócił się powoli i spojrzał mu prosto w twarz. Światło dodawało blasku jego
skórze i oczom. Przysunął się bliżej Dave'a, który instynktownie odsunął się trochę. Uśmiech
na twarzy chłopca uspokoił jego sumienie.
- Boisz się mnie? - zapytał niezwykle kokieteryjnie.
- Nie.
- I widzisz, kto tu teraz kłamie?
Chłopak chwycił go za kark, przyciągnął do siebie i pocałował. Jego wargi, jeszcze wilgotne
od gorącej wody, najpierw powoli, potem niezwykle natarczywie zaczęły wdzierać się w usta
mężczyzny.
"Wcale nie jest tak źle" pomyślał chłopak, uśmiechając się.
Oderwał się wreszcie od Dave'a. Mężczyzna stał jak skamieniały. Spoglądał na osobę
stojącą tuż przed nim i czuł, że nogi się pod nim uginają.
- Kiedyś doprowadzisz mnie do szaleństwa - powiedział wreszcie.
- Wiem - odparł Marek, wychodząc z łazienki. - Dobrze o tym wiem.
- Wstawaj! - Dave, już dawno na nogach, próbował ściągnąć z łóżka kłębek zawinięty w
prześcieradło. - Powiedziałem wstawaj!!
Chłopak nie zamierzał się ruszyć. Był strasznie śpiący i nie przywykł do tak wczesnego
wstawania.
- Jezuuuuu, daj ty mi spokój. - mruknął.
Dave nie wytrzymał; szczeniak zaczął go irytować. Podszedł więc, chwycił rogi prześcieradła
zanim Marek zdążył zareagować. Nie był zbyt ciężki, to nic że kilka razy walnął głową o
podłogę. Mężczyzna zwinnym ruchem wsadził go pod prysznic i odkręcił zimną wodę.
Rozległ się rozdzierający krzyk.
- A mówiłem żebyś się mnie słuchał...
- Jesteś świr, wiesz?
- Jasne. Wszyscy mi to mówią...
Marek spojrzał spode łba na swego oprawcę i ostentacyjnie zatrzasnął drzwi. Gdy pojawił
się w nich z powrotem był już suchy i przebudzony.
- Ubieraj się - rzucił Dave dopijając herbatę. - Tam masz ciuchy.
Chłopak ze zdziwieniem spojrzał na nowiutkie ubranie.
- Skąd wiedziałeś...?
Marek nagle poczuł na sobie ciężką rękę która potargała mu włosy i lekko przytuliła go do
ciepłego ciała.
- A jak myślisz?? - szepnął Dave. - Pośpiesz się nie mamy czasu.
Już po kilku chwilach jechali po zaśnieżonej ulicy. Marek wpatrywał się w okno, a Dave
zastanawiał się czy dobrze robi. Nie znał go w końcu ani trochę. Zerkał co jakiś czas na swego
towarzysza, który nie przestawał przyglądać się spadającym płatkom śniegu. Wyraz jego
dziecięcej jeszcze twarzy zmienił się nie do poznania. Mężczyznę przeszył zimny dreszcz.
"Nie chcę żeby się zmienił"- pomyślał smutno.
- Dave... - cichy szept zabrzmiał w samochodzie niemrawo.
- Tak? - zapytał dziwnie zlękniony, że to nie będzie miła rozmowa.
- Dave co my robimy?
Czy się nie przesłyszał? Może ten dzieciak ma więcej rozumu w głowie niż się mogło
wydawać...
- Słyszysz mnie? - ciemna twarz zwróciła się wreszcie w drugą stronę. - Przecież to do
niczego nie prowadzi...
Dave milczał szukając jakiegoś logicznego wytłumaczenia swoich czynów. Nie mógł znaleźć
żadnych.
- Boję się... - urwał nagle.
- Co?
- Boję się.
- Czego? Mnie?
- Nie, siebie.
- Nie rozumiem...
- To co robisz... Czego chcesz ode mnie w zamian? - ciemne oczy znów wpatrywały się w
niego z dziką intensywnością. - To co zrobiłem wczoraj... To był wygłup. Wiesz o co mi chodzi.
- Wiem.
- Więc?
- Nie wiem dlaczego zabrałem cię wtedy..., ale nie chcę robić niczego wbrew tobie. Nie chcę
do niczego zmuszać, ale przecież możesz u mnie po prostu mieszkać. Nic się nie stanie.
- ...
- Rozumiesz?
- Tak.
Wreszcie dojechali. Wielki budynek zrobił na Marku niesamowite wrażenie. Przez kilka chwil
miał ochotę uciec jak najdalej od tych wszystkich ludzi. Czuł się zaszczuty. Miał dziwne
wrażenie, że wszyscy się na niego gapią, że wiedzą... Wiedzą??? O czym??? Nieznośna myśl
zagnieździła się w jego głowie. Czego tak się obawiał? Poczuł nagle czyjąś mocną rękę
trzymającą jego. Podniósł wzrok i napotkał smutne spojrzenie swego nowego przyjaciela.
- Nie bój się. Jestem tu.
Odpowiedział mu równie smutnym grymasem twarzy i przyglądał się zamykającym się
drzwiom windy. Jechali na 10 piętro. Kiedy winda stanęła Dave pociągnął za sobą chłopaka.
W drzwiach jak się wydawało zagraconego pokoju stała młoda dziewczyna. Włosy skręcały
jej się we wszystkie możliwe kierunki, na nosie miała gustownie dobrane okulary, ale reszta
ubrania wskazywała na małe przejmowanie się swoim wyglądem. Kiedy zobaczyła Dave'a
podbiegła do niego nieprzerwanie gryząc żółty ołówek.
- Cześć skarbie. Jeszcze chwila, ok.? - rzuciła przelotne, ciepłe spojrzenie na Marka, który
stał i wpatrywał się we wszystko ze zdziwieniem.- Jeszcze chwila.
Biegiem wróciła do pokoju. Przez chwilę widać było jakieś dziwne, latające przedmioty.
Potem kilka błyśnięć. I w drzwiach pojawił się młodzieniec w długich blond włosach.
- Dzięki skarbie. Już wszystko - czupryna włosów przybiegła do nich. - Dobrze teraz wy.
W pokoiku panował artystyczny nieład. Dziewczyna przyjrzała się Markowi z każdej strony.
- Tak, tak. Cudownie, cudownie. Teraz ty zostaniesz ze mną, a Dave pójdzie sobie na kawę
- tu spojrzała ze stanowczością na mężczyznę stojącego w rogu.
- Jasne, jak sobie życzysz Anno D. Zawsze do usług.
- Ale... - Marek już zamierzał coś powiedzieć. Dave'a już nie było.
Tak jak obiecał, poszedł na kawę. Siedząc w małej kawiarence, popijał ciemny płyn. Nagle
zaczął wpatrywać się w ciecz falującą przed jego oczami.
"On wygląda tak samo" - pomyślał i uśmiechnął się do siebie. - "Ciekawe jak smakuje..."
Nie miał w tej nieprzyzwoitej wizji na myśli kawy. Bynajmniej nie o nią mu chodziło.
Pomyślał jak miło byłoby wreszcie trochę go okiełznać. Może i stwarzał pozory
nieprzystępnego, ale przecież bał się zostać sam. Dave był mu do czegoś potrzebny. To może i
naciągane stwierdzenie, umocniło mężczyznę w przekonaniu, że jednak dobrze robi.
Nagle coś szturchnęło go w ramię. Anna D. pochylała się nad nim.
- Taak?? Czego pani sobie życzy??
- Sprowadziłeś mi prawdziwy skarb.
Zaczerwieniony Marek usiadł spokojnie na pobliskim krześle.
- On jest niesamowity!! - włosy sprężynowały dookoła. - Biorę go jak tylko będzie mógł
zacząć. Chciałabym też żeby zamieszkał z innymi, będzie mu łatwiej dojeżdżać do pracy...
- Nie!
- Nie! - powiedzieli równocześnie.
Marek zarumienił się jeszcze bardziej, a Dave spuścił zmieszany wzrok.
- Boże, ok., jak chcecie -uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Ale za spóźnienia będę karać i
to surowo.
- Nie będę się spóźniał - zapowiedział Marek stanowczo.
- Ok. Wierzę ci na słowo. - I zacznij o niego dbać Dave, ma dobrze się odżywiać, wysypiać, i
dbać o tą piękną twarzyczkę, bo to teraz nasz wspólny skarb.
- Wszystko czego zapragniesz, Anno D.
- Tak ma właśnie być. Ja mówię, ty słuchasz i wykonujesz! Dobra, ja idę, ty zajmij się nim.
Pracę rozpoczynasz... powiedzmy od przyszłego tygodnia. Masz więc cztery dni słodkiego
lenistwa. Pa..
- Pa.. - odparli, a jej już nie było.
Nastolatek wpatrywał się w swoje palce.
- I jak było? - zapytał Dave dopijając kawę, smakowała mu jakoś lepiej.
- Eee. Nieźle. A tak w ogóle to dzięki...
- Nie ma za co. Na pewno nie chcesz mieszkać z innymi? Może tam miałbyś lepiej. Ja nie
zawsze jestem w domu na czas, a jem z reguły mrożonki...
- Przestań gadać bzdury. Nie chcę być tam... sam.
- Dobra więc załatwione. A teraz idziemy coś zjeść.
Obiad w restauracji przebiegał w niesamowicie luźnej atmosferze. Jakby wszystko się już
wyjaśniło, jakby nie było po między nimi żadnych barier. Żartowali, rozmawiali. Nie zwracali
uwagi na otoczenie. W czasie deseru nie mogli oderwać od siebie wzroku. Było to tak
naturalne jak to, że byli tam po prostu razem. Jak przyjaciele...
* * *
"NASTOLATEK" część 3
Całą następną część dnia Marek spędził samotnie. Dave musiał wyjść do redakcji. Dzień
ciągnął się niesamowicie. Kiedy wreszcie nadszedł wieczór, chłopak nadal był sam. Zanurzony
w fotelu wpatrywał się w okno. Światła były zgaszone. Kiedy usłyszał szczęk zamka, nawet nie
drgnął.
- Marek? Dlaczego siedzisz po ciemku??
Mężczyzna podszedł do małej postaci skulonej w wielkim fotelu.
- Marek?
- Cześć... myślałem, że już się nie dowleczesz.
- Przepraszam...
- Nie ma sprawy.
Dave ściągnął z siebie lekko zaśnieżoną kurtkę. Otrzepał włosy, ściągnął buty. Usiadł
naprzeciwko fotela, na łóżku, i wpatrywał się w swego towarzysza.
- O co chodzi? - zapytał.
Chłopak zerknął na niego. Wstał niezwykle lekko i przysunął się do niego. Objął duże
ramiona swoimi chudymi rękami i przyglądał się znajomej twarzy z bliska. Dave nie poruszył
się.
- O co chodzi? - szepnął tylko w usta tamtego.
- Powiesz mi coś?
- Jasne...
- Chcesz być ze mną?
- Słucham?
- Czy chcesz być ze mną? Czy chcesz co noc czuć mnie przy sobie? Czy chcesz się ze mną
kochać? Być ze mną?
- ...
- Zdecyduj teraz, to twoja ostatnia szansa... - przysunął swoje giętkie ciało do niego.
Marek usiadł mu na kolanach i czekał.
- A chcesz żebym cię kochał? - odparł Dave, czując jak jego własne serce uderza mu jak
młotem.
- Tak - powiedział po prostu i znużył się w jego ustach. - Jeśli mnie zostawisz nie będziesz
mógł już wrócić - szeptał. - Jeśli mnie zranisz nie przebaczę ci...
- Nigdy - odpowiedział równie cicho.
Mężczyzna obrócił się i przycisnął go lekko swoim ciałem. Pocałunek był głęboki, mokry.
Marek zaczął ściągać z niego gruby sweter... Dave przerwał.
- Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? Może... może trochę boleć... jeśli nie chcesz...
- Cicho bądź...
Ranek przywitał ich jasnym słońcem. Dave obudził się pierwszy. W głowie mu szumiało, ale
nie chciał wstawać. Wspomnienia nie dawały mu spokoju. Przyjrzał się małej postaci śpiącej
obok. Oddychała spokojnie, tak jakby nic się nigdy nie stało. Oparł się o ścianę i wyciągnął
papierosa, już miał zapalić, kiedy stwierdził, że może obudzić chłopaka. Nie chciał tego.
Marek powoli otwierał oczy. Poruszył się nieznacznie i syknął z bólu. Po głowie kołatały mu
się obrazy ostatniej nocy... Jednak ból zamazywał wszystkie dobre wspomnienia.
- Nie śpisz?
- Nie - odparł niechętnie.
Poczuł zapach papierosa.
- Zgaś, nie lubię ich zapachu w domu.
- Przepraszam...- Dave odłożył niedopałka. - Marco, wszystko w porządku?
- Tak, jasne - skłamał.
- Marco? Jesteś pewny?
Ból się nasilił.
- Tak... - szepnął, bo nie chciał by jego głos zadrżał zbyt mocno.
Poczuł na swoim nagim biodrze rękę która pogłaskała go delikatnie.
- Nie kłam...
Z jego gardła wydobył się tylko szloch. Dave przez chwilę był przerażony. Przysunął się do
nastolatka i delikatnie przywarł do jego pleców swoim nagim ciałem. Objął go jedną ręką i
pocałował w drżące ramię.
- Przepraszam.. - szepnął, a ciałem chłopaka wstrząsnął kolejny dreszcz. - Przepraszam -
powiedział szybko - zabolało?
Odsunął się nieznacznie.
- Nie... ja nie... nigdy... - zmilkł zmieszany.
- Nic nie mów. Nic się nie stało.
I tu się mylił. Stało się i to bardzo wiele. Marek czuł to w swoim młodym sercu. Zaczynał
ufać drugiemu człowiekowi, przerażała go ta myśl, a jeszcze bardziej bał się tego, że kiedyś to
się skończy. Choć bolało go jeszcze, przysunął się bliżej Dave, który w odpowiedzi przytulił go
delikatnie.
- Pamiętasz, przecież powiedziałem, że nigdy cię nie zostawię... - rzekł mężczyzna zupełnie
nieświadomy tego, że odpowiadał tym na lęki chłopaka, który leżał tuż koło niego.
* * *
"NASTOLATEK" część 4
Marek nawet nie zauważył kiedy znów zasnął. Gdy zbudził się ponownie Dave już nie było.
Chłopak rozglądnął się po mieszkaniu.
- Pusto...
Wstał. Powoli poczłapał do łazienki i spędził tam dłuższy czas.
Pół dnia leżał i zastanawiał się co zrobić. Na stole leżała kartka: "Jakby coś było nie tak
jestem tu....". Bardzo kusząca propozycja... Wzory na suficie przestały już przypominać
cokolwiek. Co mógłby zrobić?
- Co on wczoraj mówił? Że mnie nie zostawi? Nie...
Wreszcie się zdecydował. Z całą stanowczością młodego serca ruszył szybko przez pokój w
locie łapiąc kartkę i wciskając ją głęboko do kieszeni. Zamknął drzwi i wyszedł na korytarz.
Wraz z kolejnymi krokami tracił pewność siebie...
Gdyby Dave wiedział, co się stanie, nie był by może tak nieostrożny. Czekała go
niespodzianka, na którą nie był gotowy.
- Dave!! - Dick był tego dnia w swoim żywiole. Jak zawsze gdy bogaczom działa się
krzywda. - DAVE!!!!
- Czego? - mężczyzna wysunął swoją niezadowoloną twarz z biura; a raczej z małej klitki w
rogu sali.
- Chłopcze nie wyglądasz najlepiej - gruchnął Dick z błogim uśmiechem na swojej twarzy. -
Masz kaca czy jak?
"Co cię to obchodzi gruba beczko....."
- Tak - powiedział zamiast tego. - mam kaca. Nie widać? Mam kaca, a wczoraj zaciągnąłem
do łóżka nastolatka i schlaliśmy się jak świnie!! Mam to potwierdzić na piśmie!!
Kiedy zauważył, ze mówi o kilka tonów za wysoko, było już za późno. Wszyscy z niemałym
zaciekawieniem przyglądali się tej scenie.
Na twarzy Dave zagościł najbardziej głupkowaty uśmieszek na jaki było go wtedy stać.
- Widzę, ze rozstanie z Martą nie wyszło ci na dobre... - rzekł Dick. - Bardzo mi przykro.
- Do jasnej cholery! Dajcie wy mi spokój! Nie chodzi o Martę!
- No bo wiesz.. my tu zawsze jesteśmy. Jakbyś chciał pogadać czy coś...
Cała kadra dziennikarska wysłuchiwała z nieukrywaną uwagą wypowiedzi Matki Teresy.
Wszyscy równo skinęli głowami na znak zgody. Dla Dave było to za wiele...
- Niech was diabli!!
Zatrzasnął drzwi.
- Eeeeeee....
- Czego?
Z za drzwi wysunęła się ręka z jakimiś papierami.
- Przejrzyj to przy okazji....
- Jasne - mężczyzna trzasnął drzwiami jeszcze głośniej dając do zrozumienia, że nie życzy
sobie aby mu przeszkadzano.
Przez następną część dnia miał względny spokój. Zanurzył nos w komputerze i delektował
się spokojem. Po chwili jednak ten spokój wydał mu się zbyt piękny. Podniósł głowę i
wsłuchiwał się przez chwilę w ciszę za drzwiami. Wstał powoli i zerknął czy przypadkiem się
nie pozabijali, co wcale nie byłoby takie straszne. Niestety, wszyscy czuli się dobrze. Może za
wyjątkiem tych którym szczęki opadały prawie do ziemi. Środkiem sali szła... nie kto inny
tylko Marta. Młoda, szczupła, ciemnowłosa kobieta. Dave poczuł, że pot spływa mu do butów.
"Czego ja się boje?"
Wreszcie ktoś zastukał cicho do drzwi. Dave z przyzwyczajenia przeczesał włosy i otworzył.
Marta wsunęła się do pokoju, a Dave przy okazji rozejrzał się po sali.
- Do roboty! Do roboty!- fuknął i ponownie zatrzasnął drzwi. Pomyślał ile jeszcze razy
będzie musiał to robić żeby wstawili nowe.
Kobieta rozsiadła się jak zawsze na niskiej kanapie. Uśmiechnęła się do niego lekko,
uwodzicielsko jak zawsze. Powstrzymał się przed zwyczajowym pocałunkiem w policzek.
- Witaj - powiedziała.
- No cześć - odparł siadając na fotelu. Nie podobała mu się ta wizyta.
- O co chodzi? Już nie mogę cię odwiedzać?
- Nie, nie o to mi chodzi. Dziwię się po prostu. Coś się stało?
- Tak - odrzekła spuszczając swoje długie rzęsy. - Chciałam cię przeprosić. Za tamto. Nie
potrzebnie tak wybuchłam.
- Nie rozumiem do czego zmierzasz.
- Chciałabym wszystko naprawić. Przecież te pięć lat...
- Nie! Teraz... Powiedziałaś, ze mam ci się na oczy nie pokazywać. Nie wiem jak ty, ale ja
wziąłem to sobie do serca!
- Przecież te pięć lat coś znaczą!
- Znaczą. Zawsze będą znaczyć, ale to już nie wróci.
Znów poczuł, że to go tak naprawdę nie obchodzi, że jest to już daleko za nim. Te wszystkie
lata. Już prawie nie pamiętał....
- Dave, pomyśl. Przecież jesteśmy dorośli. Możemy to jakoś załatwić.. Pamiętasz..
- Właśnie o to chodzi, że nie. - rzekł wpatrując się w jej oczy. - Chodzi o to, że już nie
pamiętam.
Marta zacisnęła swoje usta w mściwą kreskę.
- Jesteś dzieciak. Nie jesteś już taki młody. Mam nadzieje, że o tym pamiętasz.
- Nie rozumiem cię. Dlaczego chcesz to ciągnąć, skoro wiesz, że cię nie kocham.
- Bo ja kocham ciebie...
- Jesteś...
Nagle rozmowę przerwał odgłos pukania. Na sali znów było cicho.
"Wygląda na to, ze dziś jestem sensacją dnia."- pomyślał Dave z goryczą.
Pukanie nie ustało. Przeciwnie, nasiliło się i stało się nadzwyczaj irytujące. Mężczyzna
zerwał się wreszcie z fotela i krzyknął zanim otworzył.
- Cholera!! Pilnujcie swoich spraw!!
Tuż przed nim stał Marek. Chłopak patrzył na niego trochę zdziwionymi oczami. Już otwierał
usta żeby coś powiedzieć, kiedy zobaczył Martę. Ta uwiesił się ramienia Dave i wpatrywał się
intensywnie w nastolatka.
- Dave - powiedziała - czy to twój nowy fotograf. Zatrudniają coraz młodszych...
- Zamknij się! - szepnął zauważywszy jak Marek cofa się nieznacznie.
- A co? Nie mam racji, skarbie?
- Zatkaj się - powtórzył.
Marek odwrócił się i zaczął iść w stronę drzwi. Po drodze upuścił ściskaną w ręku kartkę.
Jego wzrok zaczął mętnieć. Zdał sobie sprawę z tego, że to łzy zasłaniają mu wszystko.
- Marek! - krzyknął za nim Dave, nie zwracając już uwali na kolegów i Martę.
Chłopak zaczął biec. Mężczyzna puścił się za nim. Ledwo wyrobił zakręt, okręcając się wokół
Dicka.
- No to się nazywa zapał do pracy! - krzyknął grubas za znikającym pracownikiem.
Marek otworzył drzwi z napisem "Wyjście ewakuacyjne". Zaczął zbiegać po schodach.
Wreszcie przystanął i nie mając już sił upadł na kolana. Zaczął płakać. Był wściekły. Czuł się
jak kompletny idiota. Jego twarz była gorąca tak jak i łzy spływające po niej. Płakał jak
dziecko. Nie mógł już tego powstrzymać.
- Idiota... jestem idiotą!!!!!
Dave wreszcie go znalazł. Powili zszedł na trzecie piętro. Na trzech ostatnich schodach
siedział Marek. Cały drżał.
- Marek...- zaczął.
Nastolatek nawet nie drgnął. Otarł łzy. Nieznacznie pociągnął nosem.
- Zostaw mnie - powiedział tylko.
- Marek przestań się wygłupiać..
- Powiedziałem zostaw!
-...
- Czy ja wyglądam na tak naiwnego? - zapytał po chwili nie podnosząc wzroku. - Powiedz?
Aż tak naiwnie.
- Nie, ale jesteś głupi...
- Co!!!
- Zanim się oburzysz, wróć ze mną, to wszystko ci wyjaśnię.
- Nie mam zamiaru słuchać twoich kłamstw!!!
Dave nie lubił być posądzany o kłamstwo. Nie lubił też jak druga osoba nie chciała się
podporządkować. Chwycił go więc za poły kurtki i zaczął wciągać po schodach. Marek kopał i
krzyczał, ale nic mu to nie pomogło.
- A teraz ładnie i po cichu pójdziemy do mojego biura i porozmawiajmy sobie z tą panią.
Dobrze?
- Nie - powiedział wyrywając się.
- Marco nie denerwuj mnie. Proszę. Mam dziś zły dzień. I to przez jakiegoś szczeniaka. Nie
chce mi się walczyć. Rozumiesz?
- Nie - odparł z tym samym skutkiem.
Dave zbliżył do niego swoją twarz.
- Bo będziesz dziś spał na podłodze....
- Nic mnie to nie obchodzi. Mogę spać na ulicy. Może znajdzie mnie jakiś zboczeniec....
- Marco..
Mężczyzna chwycił go za szyję i pocałował przygryzając wargi. Chłopak wzdrygnął się, gdy
poczuł smak krwi. Po chwili zaczął ją zlizywać z ich ust. Niesamowicie podniecał go ten dziwny
pocałunek.
- Jesteś tylko mój - szepnął Dave. - A teraz chodź.
Wciągnął zamroczonego chłopaka na korytarz. Przeciągnął przez oniemiałą salę i wciągnął
do biura gdzie Marta w spokoju piła herbatę. Zatrzasnął drzwi i posadził chłopaka obok niej na
kanapie.
- Teraz tak: wy siedzicie cicho, ja mówię. Po pierwsze Marta nie jest moją dziewczyną - tu
zwrócił się do Marka. - po drugie Marto n i e j e s t e ś m y j u ż r a z e m . Wszyscy
wszystko rozumieją?
Skinienia głów.
- Dobra. Teraz: Marek... ona tu jest bo byliśmy ze sobą pięć lat. To trochę czasu, więc to
normalne, że tu przyszła - Marta uśmiechnęła się lekko. - Ale Marto teraz jestem z nim, i nie
życzę sobie takich przedstawień jak przed chwilę.
Kobieta aż otworzyła usta. Wyglądała jak ryba wyciągnięta z wody. Twarz jej zbielała.
- Że niby jak??!!
- Tak jak słyszałaś...
Kobieta spojrzała na zawstydzonego chłopaka koło niej.
- Eeeee... to ja już pójdę...
- Najwyższy czas - potwierdził Dave.
Marta z niemałym trudem wysunęła się z pokoju tak cicho jak się w nim zjawiła, zamykając
za sobą drzwi.
- Czy to ci wystarczy? - zapytał Dave siadając na kanapie.
Marek nic nie odpowiedział.
- Marco? Słyszysz?
- Słyszę.
- Wiec?
- Może dziś prześpię się w łóżku..
- Może nawet na pewno. A tak w ogóle to, co tu robisz?
- Nic. Nudziło mi się - skłamał.
- Wyjdziemy gdzieś??
- Przecież jesteś w pracy.
- Nieważne. Poradzą sobie beze mnie.
- Ok.
Cały dzień chodzili po mieście. Kupili japońskie jedzenie w jakiejś przydrożnej knajpce i
postanowili spędzić miły wieczór.
- Po co kupiłeś miód? - zapytał nastolatek wypakowując zakupy.
Dave tylko uśmiechnął się niewinnie. Natomiast Marek zasępił się.
- Nie podoba mi się to spojrzenie.
- To nie patrz.
Gdy zakupy znalazły się w lodówce. Dave zaczął przygotowywać kolację. Marek natomiast
rozsiadł się przed telewizorem i bawił się pilotem.
- Może byś mi pomógł? - powiedział Dave tnąc pomidory. Wcale nie wyglądał na kogoś,
komu trzeba pomagać.
- Pamiętasz, że Anna D. mówiła, że masz o mnie dbać. Nie mogę się przepracowywać.
- Niech cię tylko dorwę Anno D. - mruknął pod nosem Dave.
Po około godzinie kolacja była gotowa. Wyglądało to całkiem nieźle, jak na przygotowane
przez faceta. Smakowała za to lepiej.
- Dobre? - zapytał mężczyzna widząc jak chłopak pochłania jedzenie.
- Ehem- mruknął pomiędzy kęsami.
- To dobrze. - Dave uśmiechnął się i przez cały wieczór przyglądał się temu niesamowitemu
pokazowi emocji.
Przy końcu posiłku Marek zaczął zachowywać się co najmniej dziwnie. Jedzenie już mu
jakoś nie szło. I rozglądał się jakby czegoś szukał.
- Coś nie tak? - zapytał Dave.
- Nie. Nic. Zupełnie nic.
Jednak coś było nie tak. Atmosfera stawała się ciężka. Można ją było prawie krajać nożem.
Kiedy Marek wyskrobał już ostatni kawałek mięsa z talerza niesamowicie szybko czmychnął do
łazienki. Dave z uśmiechem iście szatańskim zmywał naczynia. Zanosiło się na burzę i to z
piorunami.
Minęła godzina. Marka nadal nie było widać.
- Nic się nie stało? - Dave stał przy drzwiach i wsłuchiwał się w odgłos płynącej wody.
- Nie....nic.
- Masz zamiar stamtąd wyjść?
- Ehhhemmm.
Z ociąganiem chłopak wyłonił się zza drzwi. Ubrany w sam podkoszulek i spodenki
niesamowicie szybko znalazł się pod kołdrą. Zgasił światło i zaczął chrapać. Dave prawie się
popłakał próbując powstrzymać śmiech.
- Marco, czy coś się stało?
- Nie - przytłumiona odpowiedź nie była wyraźna.
Mężczyzna zapalił górne światło.
- Marcoooo..
Małego przeszły ciarki. Nie lubił takiego głosu, a już na pewno nie lubił rzeczy, które się za
nim kryły.
- Tak???
Nastolatek, tak jak się spodziewał, usłyszał otwieraną lodówkę. Potem kroki, które zbliżały
się niebezpiecznie szybko... Wreszcie odwrócił głowę. Podciągnął kołdrę pod samą szyje, jak
dobrze wychowana dziewczyna.
- Wcale mi się to nie podoba - szepnął, patrząc błagalnym wzrokiem na Dave trzymającego
miód.
- Po co ci to? - zapytał nastolatek.
- Zobaczysz - odparł Dave.
- Jakoś nie mam dziś chęci na odkrywanie tajemnic - odparł zsuwając się z łóżka.
- A ja mam. Cóż za dziwna rozbieżność opinii.
Słoiczek złotego płynu powędrował na stoliczek koło łóżka.
- Boisz się? - zapytał Dave w miłym uśmiechem.
- Niee...
- To chodź tu.
- Nieeee...
- Nie zrobię ci krzywdy...
- Nieeeeeeeeeeeee...
- Rozumiem chcesz się trochę pobawić...
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeee...
Mężczyzna niesamowicie szybko znalazł się przy chłopcu. Chwycił go w tali i rzucił na łóżko.
Marek był przerażony, a jego przerażenie wzmogło się, gdy zobaczył coś w ręku swego
oprawcy. Niby nic takiego. Cztery małe czerwone wstążeczki. Nic groźnego, a jednak.
- Dave ja nie mam ochoty...
- Nie wierzę.
I jakby na potwierdzenie tych słów zaczął ściągać z Marka ubranie. Najpierw koszulka. Gdy
już t-shirt leżał na podłodze Dave zaczął związywać mu ręce. Marek nawet się nie rzucał.
Dobrze wiedział, że nie ma szans.
- Poskarżę się!! - mówił zamiast tego. - Słyszysz? Poskarżę się na policji, że mnie
wykorzystujesz. Przyjdą po ciebie ...i za..zamkną...cię...
Jego potok słów przerywały krótkie pocałunki.
- Nie... przekupisz... mnie... Słyszysz?...
Następnie na podłogę powędrowały jego spodenki.
- Nie!! Nie, przestań. To wcale nie... nie jest zabawne. Zostaw moje nogi!! Hej to boli... nie
uśmiechaj się tak głupkowato!!!... zo..zostaw... Zbocze..zboczeniec...
Wreszcie Dave stanął nad swoim dziełem. Wyglądało nader obiecująco. Ręce związane nad
głową i przywiązane do łóżka. Nogi zaś pojedynczo przywiązane do końców łóżka. Młode ciało
wyginało się próbując się oswobodzić. Pięknie...
- Jesteś śliczny, wiesz?
- Przestań! Rozwiąż mnie!!!
Światło zgasło. Marek krzyknął i po chwili zamilkł. Poczuł ciepły oddech na swojej skórze.
Pachniał miodem.
- Wiesz co - szepnął mężczyzna. - Chciałem ci to wynagrodzić.
- Co? - Marek nie rozumiał o co mu chodzi. Zupełnie.
- Wiem, że cię bolało... wczoraj...
Chłopak uspokoił się. Popatrzył na twarz, która pochylała się nad nim.
- Nic się takiego nie stało. - powiedział.
- Nie kłam. Widziałem krew. Wiesz, że nie chciałem.
- Wiem...
- Dlatego dziś ...dziś to będzie twój wieczór...
- Nie miałbym nic przeciwko kinu czy wesołemu miasteczku... ale to mi się nie podoba...
- Zaczekaj...
- Hej hej... co robisz..??
Chłopak usłyszał jak zakrętka ląduje na podłodze. Nic dobrego to nie wróżyło.
* * *
"NASTOLATEK" część 5
- Niech cię szlag! - Marek, trochę oszołomiony przeżyciami sprzed kilku chwil, powoli
wstawał z łóżka.
- Przez ciebie jestem cały... cały...
- Klejący... - podpowiedział Dave zapalając papierosa. Miał niesamowicie zadowoloną minę.
Marek tylko fuknął i poszedł pod prysznic. Nie mógł powiedzieć, że mu się nie podobało.
Wciąż jeszcze czuł te dreszcze przenikające jego ciało, ale postanowił, że nie da się tak
traktować. Chociaż... może... czasami...
- Nie! O czym ja, do cholery, myślę!!
Otrząsnął się szybko i postanowił przespać następną część nocy. Musiał się wysypiać. Tego
wymagała nowa praca. Dave powinien to rozumieć. W końcu to on ją załatwił.
Wrócił do łóżka z kwaśną miną. Dave spojrzał na niego, uśmiechnął się i zgasił światło.
Chłopiec poczuł jak obejmują go ciepłe ramiona.
- Nie przymilaj się. I tak cię nie... lubię.
Dave zaśmiał się cicho. Ten mały nie mógł wymyślić niczego innego. "Nie lubię cię." Zrobiło
mu się cieplej na sercu.
- A ja cię kocham. - rzekł niespodziewanie nawet dla samego siebie. Nastała cisza. Bardzo
krępująca cisza. Marek nie mógł uwierzyć, że to usłyszał; Dave nie mógł uwierzyć, że to
powiedział. Nie wiedział co z tym zrobić.
- Przepraszam.- rzekł w końcu, ponieważ zrozumiał, że to nie był odpowiedni moment. Na
takie stwierdzenie z reguły coś się odpowiada. Nie chciał stawiać Marka w takiej sytuacji. Nie
padło jednak ani jedno słowo...
- Nie chciałem... - zaczął.
- Nic nie szkodzi - wyszeptał chłopak. Odwrócił się do Dave'a. Patrzyli sobie w oczy.
Ciemność wcale ich nie dzieliła. Zdawała się ich łączyć. Spajać w coś więcej niż tylko dwa
ciała. Marek przypatrywał się swojemu kochankowi zastanawiając się czy to co usłyszał było
prawdą. Jego ręka zaczęła błądzić po twarzy mężczyzny leżącego obok.
- Przytul mnie.
Dave powoli objął chłopca i wtulił się w jego włosy.
- Co mówisz? - zapytał, gdy Marek szepnął mu coś do ucha.
- Chciałem... chciałem... - nie mogło mu to przejść przez gardło. Myślał, że takie uczucia
ma już za sobą. Czuł wstyd. - Chciałem powiedzieć, że było mi naprawdę super. - tylko tak to
mógł wyrazić, nie znał innych słów którymi mógłby to opisać. - I nie chodzi mi tylko o dzisiaj,
choć było nieziemsko.
Dave chciał zobaczyć jego twarz, nie lubił tak prowadzić rozmów. Jednak Marek przywarł do
niego mocniej.
- Nie... inaczej ci tego nie powiem, a chciałbym coś... powiedzieć. Proszę nie utrudniaj mi...
- wziął głęboki oddech. - Przez te kilka dni było mi tak dobrze... tak dobrze, że szczerze
mówiąc nie mogę w to uwierzyć. To za dużo... za dużo dla mnie.... Ale jeśli to nie sen,
chciałbym zawsze budzić się koło ciebie. Nie wiem czy przeżyłbym jeszcze jedna zimę bez
ciebie, rozumiesz o co mi chodzi... po prostu nie... - robiło mu się coraz bardziej gorąco. Język
mu się plątał. - Po prostu nie zrań mnie. Proszę. Nie chcę cię... nie chcę cię stracić bo... bo
chyba też cię kocham. I nie myśl sobie, że mówię to tylko dlatego, że ty tak powiedziałeś. Nie
wiem... nie wiedziałem jak to jest czuć coś takiego, ale teraz wiem, że chcę być tu z tobą.
Więc pomóż mi przez to przejść. Dobrze?
- Oczywiście...
- Nie mów tego tak lekko... Ty nie rozumiesz wszystkiego. Kiedy jesteśmy razem ja..., ja
wyczuwam coś jeszcze. Jakąś straszną pustkę. Boję się, że kiedyś mnie pochłonie. Nie potrafię
ci tego lepiej wytłumaczyć. Boję się tej czerni. Ale kiedy jesteś tak blisko... tak jak teraz
wydaje mi się, że tamto uczucie to tylko złudzenie. Jak mgła. Że minie jak tylko nastanie
ranek.
Dave zaczął czuć jak ciało Marka drży. Jakby bał się czegoś. Jakby było mu zimno.
- Spróbuję ci pomóc. - powiedział. - Najlepiej jak będę mógł. Czy teraz to czujesz?
- Nie... teraz czuję tylko ciebie...
KONIEC