background image

 

background image

    

    

    

    

    

    

 

 

 

 

 

 

 

Dedykuję: Tobie 

Byłeś prawdziwym dŜentelmenem I wielkim pocieszycielem. 

Moje szczęście nosi twoje imię. 

Naprawdę na to zasługujesz. 

background image

Podziękowania

Podziękowania

Podziękowania

Podziękowania    

Wyrazy głębokiej wdzięczności dla czytelników serii Bractwa Czarnego Sztyletu i wielkie 

„hej” dla Cellies, internetowej grupy dyskusyjnej fanów. 

Wielkie dzięki dla Karen Solem, Kary Cesare, Claire Zion i Kary Welsh. 

S–Byte, Ventrue, Loop i Opal: dzięki za wszystko, co robicie z dobroci waszych serc! 

Nieustające  podziękowania  dla  mojego  Komitetu  Wykonawczego:  Sue  Grafton,  dr  Jessiki 

Andersen, Betsey Vaughan. 

Wyrazy szacunku dla niezrównanej Suzanne Brockmann. 

DLB – Kocham cię i podziwiam. Całusy. Mama. 

NTM  –  przyjmij  moją  nieustanną  miłość  i  wdzięczność.  Jesteś  prawdziwym  arystokratą 

ducha. 

PS – czy istnieje cokolwiek, czego byś nie potrafił znaleźć? 

LeEllo Scott – daleko jeszcze? daleko jeszcze? daleko jeszcze? 

Pamiętaj – jeździmy z tempomatem, a bez LeSunshine nie ma nas. 

Uwielbiam cię, potworze. 

Kaylie – witaj na świecie, malutka. 

Twoja fantastyczna matka jest moją zdecydowaną idolką nie tylko dlatego, Ŝe dba o  moje 

włosy. 

Bub – dzięki za „ubzdryngolony”! 

Ta ksiąŜka nigdy by nie powstała bez mojego kochającego męŜa, który jest moim doradcą, 

aniołem stróŜem i wizjonerem, mojej cudownej matki, za której miłość nigdy się w pełni nie 

odwdzięczę, moich krewnych (rodzonych i przyszywanych) i moich najdroŜszych przyjaciół. 

I, oczywiście, bez piękniejszej połowy WriterDoga. 

 

 

 

 

background image

Glosariusz

Glosariusz

Glosariusz

Glosariusz    

Ahstrux  nohtrum  –  osobisty  ochroniarz  z  uprawnieniami  zabójcy.  Funkcja  z  królewskiego 

nadania 

Bractwo Czarnego Sztyletu – tajna organizacja mistrzów sztuk walki, której zadaniem jest 

obrona  wampirów  przed  Korporacją  Reduktorów.  Dzięki  właściwemu  doborowi 

genetycznemu  członkowie  Bractwa  obdarzeni  są  potęŜnym  ciałem  i  umysłem,  oraz 

niecodzienną  zdolnością  regeneracji.  Bractwo  wyławia  kandydatów  na  swoich 

członków,  którzy  nie  są  rodzonymi  braćmi.  Agresywni,  pewni  siebie  a  przy  tym 

tajemniczy,  trzymają  się  z  dala  od  cywilów  i  nie  utrzymują  kontaktów  z  członkami 

pozostałych kast, o ile nie potrzebują się dokrwić. W świecie wampirów bracia cieszą 

się  wielkim  powaŜaniem.  O  ich  wyczynach  krąŜą  legendy.  Giną  tylko  od  bardzo 

powaŜnych urazów; takich jak rany postrzałowe, cios w serce itp.  

Broniec  –  samiec  wampirów,  który  ma  partnerkę.  Samce  mogą  mieć  więcej,  niŜ  jedną 

partnerkę.  

Cerbher  –  kurator  przydzielony  z  urzędu.  Funkcja  podlega  gradacji;  najwięcej  uprawnień 

mają cerbherzy eremithek. 

Chcączka  –  okres  płodności  u  samicy  wampirów;  zwykle  trwa  dwa  dni  i  towarzyszy  jej 

potęŜny  apetyt  seksualny.  Pierwsza  chcączka  występuje  około  pięciu  lat  po 

przemianie, później pojawia się raz na dziesięć lat. Chcączka samicy wyczuwana jest 

przez wszystkie samce, które mają z nią kontakt. Chcączka to niebezpieczny okres, w 

którym  dochodzi  do  waśni  i  starć  między  rywalizującymi  samcami,  zwłaszcza,  jeśli 

samica nie ma partnera.  

Dhund – piekło. 

Ehros – wybranka kształcona w dziedzinie sztuki erotycznej i miłosnej. 

Eremithka  –  status  przyznawany  przez  króla  arystokratycznej  samicy  w  odpowiedzi  na 

suplikę  jej  rodziny.  Eremithka  podlega  wyłącznie  władzy  cerbhera,  zwykle 

najstarszego samca w domostwie. Cerbher ma prawo decydowania o jej postępowaniu, 

zwłaszcza ograniczania bądź całkowitego zakazu kontaktów ze światem zewnętrznym. 

background image

Frathyr – zwrot uŜywany pomiędzy męŜczyznami na znak wzajemnej miłości i szacunku. W 

swobodnym tłumaczeniu: drogi przyjaciel 

Glymeria – opiniodawcze kręgi arystokracji. Socjeta 

Gwardh – osoba odpowiedzialna za wychowanie, ojciec chrzestny. 

Juchacz  –  wampir  płci  męskiej  lub  Ŝeńskiej,  który  ma  obowiązek  karmić  swoją  krwią 

właściciela.  Choć  posiadanie  juchaczy  naleŜy  do  ginących  obyczajów,  jest  nadal 

praktyką legalną.  

Korporacja  Reduktorów  –  organizacja  zabójców  powołana  przez  Omegę  w  celu 

eksterminacji rasy wampirów.  

Krwiczka  –  wampirzyca,  która  ma  partnera  seksualnego.  Samice  zwykle  poprzestają  na 

jednym partnerze, poniewaŜ samce mają silny instynkt terytorialny.  

Krypta  –  rytualne  miejsce  spotkań  Bractwa  Czarnego  Sztyletu,  wykorzystywane  do 

ceremonii oraz przechowywania słoi z sercami reduktorów. W Krypcie odbywają się 

ceremonie  przyjęcia  do  Bractwa  i  pogrzeby;  tu  równieŜ  dyscyplinuje  się 

nieposłusznych  członków  Bractwa.  Przysługuje  jedynie  członkom  Bractwa,  Pani 

Kronik i inicjowanym adeptom 

Lilan – pieszczotliwie: ukochany, ukochana.  

Mamanh – spieszczenie słowa Matka 

Nalla – najdroŜsza, ukochana. Rodzaj męski nallum. 

Normalsi – symphackie określenie wampirów niebędących symphatami. 

Nówka – dziewica. 

Omega  –  złowroga,  tajemnicza  postać  dąŜąca  do  zagłady  wampirów  z  powodu  niechęci  do 

Pani  Kronik.  Istota  nadprzyrodzona,  posiada  zdolności  magiczne,  z  wyjątkiem  mocy 

tworzenia.  

Pani  Kronik  duchowy  –  autorytet,  doradczyni  królów,  straŜniczka  świętych  ksiąg 

wampirów, 

dawczyni 

przywilejów. 

Istota 

nadprzyrodzona, 

posiada 

wiele 

nadprzyrodzonych  mocy.  W  jednorazowym  akcie  kreacji  powołała  do  istnienia  rasę 

wampirów.  

Pierwsza Rodzina – królewska para wampirów z ewentualnym potomstwem. 

background image

Pre – trans – młody wampir w okresie bezpośrednio poprzedzającym przemianę. 

Princeps – bardzo wysoki stopień w hierarchii wampirzej arystokracji; ustępuje rangą jedynie 

członkom Pierwszej Rodziny i Wybrankom Pani Kronik. 

Provodhyr – wpływowy osobnik piastujący wysokie stanowisko. 

Przedświtek – trzeci posiłek wampirów, odpowiednik kolacji w świecie ludzkim. 

Przemiana  –  przełomowy  okres  w  Ŝyciu  wampirów  obojga  płci,  w  którym  osiągają 

dojrzałość.  Odtąd  muszą  regularnie  pić  krew  osobnika  płci  przeciwnej  i  nie  mogą 

przebywać  w  świetle  słonecznym.  Przemiana  zwykle  występuje  w  wieku  około 

dwudziestu pięciu lat. Niektóre wampiry, zwłaszcza samce, giną w trakcie przemiany. 

Wampiry  przed  przemianą  są  słabowite,  nierozbudzone  płciowo  i  niezdolne  do 

dematerializacji.  

Psaniec – wampir naleŜący do kasty sług. Psańce są posłuszne wielowiekowej tradycji, która 

dyktuje  ich  strój  i  maniery.  Mogą  przebywać  w  świetle  dziennym,  za  to  starzeją  się 

dość szybko. Średnia długość Ŝycia psańca wynosi około pięciuset lat.  

Pyknąć  –  unicestwić  Nieumarłego  przez  przebicie  mu  piersi;  anihilacji  towarzyszy 

charakterystyczne pyknięcie połączone z rozbłyskiem. 

Pyrokant  –  pięta  achillesowa,  słaby  punkt  lub  niszcząca  słabość  danego  osobnika.  Natury 

wewnętrznej (np. nałóg) lub zewnętrznej (np. kochanek). 

Pomstha  –  odwet.  Akt  wymierzenia  sprawiedliwości,  zwykle  przez  samca  związanego  z 

poszkodowanym. 

Qhrih (St. Jęz.) – runa honorowej śmierci. 

Reduktor  –  członek  Korporacji  Reduktorów.  Bezduszny  humanoid,  pogromca  wampirów. 

Reduktorów  moŜna  pozbawić  Ŝycia  wyłącznie  przez  przebicie  piersi;  w  pozostałych 

wypadkach  Ŝyją  wiecznie.  Nie  jedzą,  nie  piją,  nie  rozmnaŜają  się.  Z  czasem  tracą 

pigment  we  włosach,  skórze  i  tęczówkach  są  bezkrwiści,  białowłosi,  oczy  mają 

bezbarwne.  Pachną  zasypką  dla  niemowląt.  Do  Korporacji  wprowadzani  przez 

Omegę, po rytualnej inicjacji wypatroszone serce przechowują w kamiennym słoju. 

Rundha – rytualna rywalizacja samców o samicę z którą chcą się parzyć. 

Ryth  –  rytuał  zwracania  honoru  proponowany  przez  stronę  zniewaŜającą.  ZniewaŜony 

wybiera dowolną broń i atakuje nieuzbrojonego adwersarza (samca lub samicę). 

background image

Sadhomin  –  tytuł  grzecznościowy  uŜywany  w  relacjach  sado–maho  przez  osobnika 

podlegającego wobec osobnika dominującego. 

Sroghi  –  określenie  odnoszące  się  do  sprawności  męskiego  członka.  W  tłumaczeniu 

dosłownym: podziwu godny, zasługujący na szlachetną samicę. 

Symphaci  –  odmiana  rasy  wampirów  charakteryzująca  się,  między  innymi,  skłonnością  i 

talentem  do  manipulowania  uczuciami  bliźnich;  w  ten  sposób  doładowują  się 

energetycznie. Symphaci od stuleci są gatunkiem pogardzanym, w niektórych epokach 

przeznaczonym na odstrzał. Odmiana bliska wymarcia. 

Tolly – czuły zwrot. W wolnym przekładzie moja miła, mój miły. 

Wampir – przedstawiciel gatunku odmiennego od Homo sapiens. Aby Ŝyć, wampir musi pić 

krew  osobnika  płci  przeciwnej.  Ludzka  krew  utrzymuje  wampiry  przy  Ŝyciu,  jednak 

jej  działanie  jest  krótkotrwałe.  Po  przemianie,  która  występuje  około  dwudziestego 

piątego  roku  Ŝycia,  wampiry  nie  mogą  przebywać  na  słońcu  i  regularnie  muszą  się 

dokrwić. Istota ludzka nie moŜe zostać wampirem przez ukąszenie ani transfuzję krwi, 

spotyka  się  jednak  rzadkie  przypadki  krzyŜówki  ras.  Wampiry  potrafią  się 

dematerializować,  ale  wymaga  to  spokoju  i  koncentracji  oraz  braku  większych 

obciąŜeń.  Potrafią  teŜ  wymazywać  wspomnienia  z  pamięci  krótkoterminowej 

człowieka.  Niektóre  wampiry  umieją  czytać  w  myślach.  Średnia  Ŝycia  wampira 

wynosi ponad tysiąc lat; znaczna część osobników Ŝyje o wiele dłuŜej.  

Wieczerza – pierwszy posiłek wampirów, odpowiednik śniadania w świecie ludzkim. 

Wybranki  –  samice  wampirów  chowane  na  słuŜebnice  Pani  Kronik.  Uchodzą  za 

arystokrację, choć bardziej w hierarchii duchowej niŜ świeckiej. Z samcami nie mają 

prawie styczności, czasem jednak parzą się z wybranymi dla nich przez Panią Kronik 

braćmi,  aby  zapewnić  liczebność  kasty.  Posiadają  dar  jasnowidzenia.  W  dawnych 

czasach karmiły swoją krwią członków Bractwa, którzy nie mieli własnych krwiczek, 

praktyka ta została jednak zarzucona.  

Zanikh – duchowa kraina, w której zmarłe wampiry pędzą Ŝycie wieczne w otoczeniu swoich 

bliskich. 

Zghubny brah – młodszy bliźniak, nosiciel klątwy. 

Zvidh  –  pole  buforujące,  maskujące  realistyczną  iluzją  wybrany  fragment  terenu, 

fatamorgana. 

background image

Zwyrth  –  martwy  osobnik  powracający  z  Zanikhu  do  świata  Ŝywych.  Zwyrthy  darzone  są 

głębokim szacunkiem i podziwiane za bolesne doświadczenia. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

Prol

Prol

Prol

Prolog

og

og

og    

DWADZIEŚCIA  PIĘĆ  LAT,  trzy  miesiące,  cztery  dni,  jedenaście  godzin,  osiem  minut  i 

trzydzieści cztery sekundy temu... 

Czas, o dziwo, wcale nie był nieskończonym korowodem roztapiających się w wieczności 

sekund.  Czas,  wyjąwszy  chwilę  obecną,  był  płynny,  plastyczny  MoŜna  go  było  urabiać  jak 

glinę. 

Omegę  zalała  wdzięczność.  Gdyby  nie  elastyczność  czasu,  nie  trzymałby  nowo 

narodzonego syna w ramionach. 

Jakie to dziwne. Nigdy nie marzył o dzieciach, a przecieŜ był w siódmym niebie. 

–  Matka  nie  Ŝyje?  –  spytał,  kiedy  nadreduktor  pojawił  się  na  schodach.  Zabawna  rzecz: 

gdyby spytał nadreduktora, który to rok, tamten odparłby, Ŝe 1983. I, w pewnym sensie, 

miałby rację. 

–  Zmarła w połogu – potwierdził nadreduktor. 

–  U  wampirów  to  normalka.  To  jedna  z  ich  nielicznych  zalet.  –  Która,  akurat  w  tym 

przypadku,  była  mu  bardzo  na  rękę.  Byłby  skończonym  niewdzięcznikiem,  zabijając 

samicę po tym, jak mu oddała nieocenioną przysługę. 

–  Co mam zrobić z jej ciałem? 

Omega patrzył z rozczuleniem, jak synek chwyta go za kciuk. Mały był bardzo silny. 

–  Niesamowite. 

–  Co? 

Nie  potrafił  ubrać  swoich  uczuć  w  słowa.  Właściwie  nigdy  siebie  nie  podejrzewał  o 

jakiekolwiek uczucia. 

Jego syn miał być tarczą ochronną w wojnie z wampirami, strategią zapewniającą przeŜycie 

Omegi. W jego zamyśle chłopak miał być ognistym mieczem, który wytępi barbarzyńską rasę 

wampirów, nim Destruktor unicestwi Omegę, wchłaniając go kawałek po kawałku. 

Na  razie  sprawy  toczyły  się  zgodnie  z  planem,  począwszy  od  uprowadzenia  samicy 

wampirów i zapłodnienia jej przez Omegę, aŜ po narodziny chłopca. 

Poczuł nagle, Ŝe wcale nie ma ochoty rozstawać się z dzieckiem. To młode na jego rękach 

jawiło mu się jako jakiś cud, wyłom w zaklętym kręgu. Choć Omega, w odróŜnieniu od jego 

background image

siostry, nie posiadał daru tworzenia, jednak miał zdolność rozmnaŜania się. Nie był w stanie 

powołać do Ŝycia całej rasy, niemniej mógł reprodukować swoje geny. 

Właśnie skorzystał ze swego daru. 

–  Mistrzu? – Nadreduktor przywołał go do rzeczywistości. 

Cholernie  nie  miał  ochoty  rozstawać  się  z  małym,  ale  plan  wymagał,  Ŝeby  jego  syn  Ŝył 

pośród  nieprzyjaciół,  wychował  się  jako  jeden  z  nich.  Dlatego  musiał  poznać  ich  język, 

kulturę i obyczaje. 

A takŜe ich siedziby, aby pewnego dnia mógł ich wyrŜnąć w pień. 

Niechętnie oddał dziecko nadreduktorowi. 

–  Zostaw go przed tamtym domem zgromadzeń, którego nigdy nie pozwalałem ci tknąć. 

Owiń go w coś i podrzuć, a potem wracaj do mnie, Ŝebym cię mógł zabrać do siebie. 

„I wykończyć” – dodał w myślach. 

Nie zamierzał ryzykować Ŝadnych błędów ani przecieków. 

Nadreduktor  wyraźnie  starał  się  podlizać  Omedze,  co  w  innych  okolicznościach  mogłoby 

go  ująć,  teraz  jednak  akurat  słońce  wzeszło  nad  polami  kukurydzy  wokół  Caldwell.  Na 

pięterku  zasyczały  pierwsze  płomienie,  po  chwili  poŜar  rozszalał  się  na  dobre.  Zapach 

spalenizny  wskazywał,  Ŝe  ciało  samicy  trawi  ogień,  pochłaniając  równieŜ  zakrwawione 

wyrko. 

I  bardzo  dobrze.  NaleŜy  walczyć  z  brudem,  zwłaszcza  w  nowiutkim  wiejskim  domku, 

zbudowanym specjalnie na okoliczność narodzin syna. 

–  Idź i spraw się, jak trzeba – rozkazał. 

Nadreduktor  wyszedł  z  noworodkiem.  Patrząc  na  zamykające  się  drzwi,  Omega  poczuł 

bolesną tęsknotę za swoim synem. 

Na  szczęście  znał  remedium  na  tę  chandrę.  Uniósł  się  w  powietrze  i  katapultował  w 

materialnej postaci do tej samej izby w wiejskim domku dwadzieścia parę lat później. 

PodróŜując w czasie, obserwował gwałtowne starzenie się pokoju. Tapeta zblakła, a potem 

odpadła  niechlujnymi  płatami,  meble  koślawiły  się  i  dziadziały  w  miarę  długoletniego 

zuŜycia.  ŚnieŜnobiały  sufit  zŜółkł  i  zszarzał,  jakby  w  pomieszczeniu  kopciły  pokolenia 

palaczy. Spaczone deski podłogi w sieni odstawały od ścian. 

Z głębi domu dobiegały dwa gniewne ludzkie głosy 

Omega skierował lot w stronę odrapanej kuchni, która raptem parę sekund wcześniej lśniła 

nowością i czystością. 

Jego  nagle  pojawienie  się  w  kuchni  przerwało  kłótnię  męŜczyzny  z  kobietą.  Zamarli  w 

osłupieniu. Przystąpił do rutynowego oczyszczenia domku z niepoŜądanych świadków. 

background image

Jego syn miał powrócić do rodzinnej chaty. Marzył o tym, Ŝeby go ujrzeć. A potem uŜyć. 

Z  otępiałym  znuŜeniem  obserwował,  jak  zło  podnosi  głowę  w  jego  wnętrzu.  Myślał  o 

swojej  siostrze,  która  według  własnego  widzimisię  z  dostępnych  surowców  powołała  do 

istnienia nowy gatunek na Ziemi. Była z siebie taka dumna... 

Ich ojciec teŜ był z niej dumny. 

Omega zaczął zabijać wampiry, Ŝeby obojgu zrobić na złość, ale wkrótce zorientował się, Ŝe 

zło  go  syci.  Ojciec  mógł  mu  naskoczyć.  Omega  szybko  się  zorientował,  Ŝe  jego  niecne 

postępki – ba, samo jego istnienie – stanowiło taoistyczne dopełnienie szlachetnej natury jego 

siostry. 

RównowaŜenie  przeciwieństw  było  naczelną  dewizą  jego  siostry,  uzasadnieniem  istnienia 

Omegi, misją ich rodu z dziada pradziada. Fundamentalnym prawem, na którym zasadzała się 

cała rzeczywistość. 

Tak  więc  kiedy  Omega  kwitł,  Pani  Kronik  cierpiała.  Opłakiwała  śmierć  kaŜdego 

egzemplarza stworzonego przez nią gatunku, o czym Omega doskonale wiedział. Jak to brat – 

zawsze umiał wyczuć, co się dzieje w serduszku siostry. 

Teraz jednak zaczynał ją rozumieć. 

Kiedy  myślał  o  swoim  synu,  który  porabiał  Bóg  wie  co,  martwił  się  o  chłopaka.  Miał 

nadzieję,  Ŝe  przez  dwadzieścia  parę  lat  nie  brakło  mu  niczego.  Cokolwiek  by  mówić,  był 

rodzicem, a rodzice zawsze martwią się o swoje potomstwo. Czy jesteś sługą dobra, czy zła, 

zawsze chcesz jak najlepiej dla istnienia, które powołałeś do Ŝycia. 

Omega z zaskoczeniem odkrył, Ŝe mimo róŜnic mają z siostrą coś wspólnego... Oboje trzęsą 

się o swoje dziatki. 

Zerknął na zwłoki pary, którą przed chwilą wykasował. 

Niestety, fakt, Ŝe ich dąŜenia z siostrą były podobne, wróŜył powaŜny konflikt interesów. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

1.

1.

1.

1.    

NAZGUL POWRÓCIŁ. 

Furiath zamknął oczy i oparł głowę z powrotem o zagłówek łóŜka. Diabła tam - powrócił. 

Nigdy nie odszedł. 

Rani  mnie  twoja  małoduszność,  kolego,  skarcił  go  mroczny  w  jego  głowie.  Po  tym 

wszystkim, co przeszliśmy razem? 

To prawda... wiele przeszli razem. 

To nazgul stał za jego wilczym apetytem na czerwony dymek, on i ten jego głos, mędzący 

wiecznie  o  tym,  czego  Furiath  nie  zrobił,  co  powinien  był  zrobić,  co  powinien  był  zrobić 

lepiej. 

Ciągle nie tak, ciągle za mało. 

I  tak  w  kółko,  do  urzygu.  Prawda  się  miała  zaś  tak,  Ŝe  jakby  rodem  z  Władcy  Pierścieni, 

pchnął  Furiatha  w  objęcia  czerwonego  dymka,  czy  raczej  dowiózł  na  tylnym  siedzeniu 

spętanego jak wieprzka. 

Raczej na przednim zderzaku, kolego. 

Co prawda, to prawda. 

W wyobraźni Furiatha nazgul jawił się nieodmiennie na tle bojowiska z kości i czaszek. 

Sukinsyn  dbał  o  to,  by  Furiath  ani  na  chwilę  nie  zapomniał  o  swoich  niedociągnięciach  i 

poraŜkach,  a  jego  monotonna  tyrada  wygłaszana  nienagannym  brytyjskim  akcentem 

popychała  go  do  odpalania  blanta  od  blanta,  Ŝeby  sobie  nie  wpakować  do  ust  lufy  własnej 

czterdziestki. 

Nie uratowałeś go. Nie uratowałeś ich. To twoja wina... twoja wina. 

Złotą zapalniczką przypalił kolejnego skręta. 

Na takich jak on mówiono w Starym Języku zghubny brah. 

Drugi bliźniak, ten zły. 

Jego  przyjście  na  świat,  trzy  minuty  po  narodzinach  Zbihra,  było  przekleństwem,  które 

zakłóciło  równowagę  rodziny.  Dwóch  szlachetnie  urodzonych,  Ŝywych  synów  to  było  zbyt 

wiele dobrego naraz, zatem nieuchronnie musiało dojść do wyrównania status quo: nie minęło 

wiele miesięcy, a starszy bliźniak został uprowadzony i sprzedany w niewolę, gdzie przez sto 

lat był poddawany najwymyślniejszym torturom. 

background image

Zezwierzęceniu  swojej  Posiadaczki  zawdzięczał  blizny  na  twarzy,  plecach,  nadgarstkach  i 

szyi i jeszcze straszliwsze obraŜenia psychiki. 

Furiath  wstrząsnął  się.  Ratując  Ŝycie  Zbihra,  niewiele  zdziałał,  trzeba  było  dopiero  magii 

Belli, Ŝeby wskrzesić duszę bliźniaka. A teraz Bella sama jest w niebezpieczeństwie. Gdyby 

umarła... 

Wszystko wróciłoby do normy. W następnym pokoleniu równowaga zostałaby przywrócona, 

wciął  się  nazgul.  Naprawdę  jesteś  pewien,  Ŝe  to  właśnie  twój  bliźniak  zasługuje  na 

błogosławieństwo Ŝywych narodzin? A moŜe ty mógłbyś płodzić młode za młodym? A gdybyś 

tak jeszcze, przy okazji, zakosił mu jego krwiczkę? 

Furiath złapał pilot i pogłośnił Che gelida manina. 

Nic  z  tego.  Nazgul  teŜ  lubił  Pucciniego.  Wymachując  jak  wiatrak  długimi  ramionami, 

ruszył tanecznym krokiem, po pobojowisku, depcząc z chrzęstem kości zmarłych. Jego czarna 

wystrzępiona  szata  rozwiewała  się  jak  grzywa  znarowionego  ogiera.  Na  zlewającym  się  z 

horyzontem szarym rumowisku nazgul wirował, zanosząc się śmiechem. 

Jeszcze. Chwila. A. Oszaleje. 

Furiath,  nie  odwracając  głowy,  sięgnął  po  leŜącą  na  nocnym  stoliku  torbę  czerwonego 

dymka  i  bibułki.  Trafiał  na  pamięć,  jak  królik  do  swojej  jamy.  Kiedy  nazgul  zaczął 

podrygiwać  w  rytm  arii  z  Carmen,  Furiath,  pykając  blanta,  rolował  juŜ  na  zapas  dwa  tłuste 

gibony – dwóch sprzymierzeńców, którzy mieli zapewnić jego nałogowi ciągłość. Dym, który 

wypuszczał  z  ust,  pachniał  kawą  i  czekoladą,  jednak  byłby  gotów  wyjarać  oponę,  byle 

zagłuszyć nazgula. 

Doszedł juŜ do takiego stanu ducha, Ŝe bez wahania kurzyłby zgniłe obierki z dna kubła na 

śmieci, gdyby gwarantowało mu to parę chwil spokoju. 

CzyŜby nasz związek zaczął się rozpadać?, zadrwił nazgul. 

Furiath skupił wzrok na rysunku, który szkicował od pół godziny. Rzucił okiem na całość, 

potem  zanurzył  piórko  w  srebrnym,  rozchybotanym  kałamarzu,  który  trzymał  na  materacu, 

przy  nodze. Oleisty  połysk  tuszu  przypominał  krew    wrogów  jego rasy,  reduktorów.  Jednak 

na papierze tusz nabierał odcienia ciemnej rdzy, dalekiej od złowieszczej czerni. 

Co  więcej,  rudy  odcień  tuszu  dokładnie  odpowiadał  barwie  jaśniejszych  pasemek  w 

mahoniowych włosach Belli, którą właśnie szkicował z pamięci. 

Starannie  wycieniował  perfekcyjny  kontur  jej  nosa,  nakładając  siateczkę  delikatnych  linii. 

Rysowanie piórkiem przypominało Ŝycie: Jeden nieostroŜny ruch i po wszystkim. 

Psiakość, oko Belli nie za bardzo mu wyszło. 

background image

UwaŜając,  Ŝeby  nie  zamazać  nadgarstkiem  świeŜego  tu-  .  próbował  pogłębić  łuk  dolnej 

powieki.  Mimo  kolejnych  zgrabnych  kresek  na  papierze  czerpanym,  oko  wciąŜ  nie  chciało 

przypominać oka Belli. 

PoraŜka,  zwaŜywszy  na  to,  ile  czasu  w  ciągu  ostatnich  u  miesięcy  strawił  na  szkicowaniu 

Belli. 

Nazgul nie przepuścił okazji, by palnąć mówkę, Ŝe to, co Furiath robi, jest niestosowne. Kto 

to widział zabawiać się rysowaniem cięŜarnej krwiczki brata bliźniaka. Oj, nieładnie, kolego. 

Tylko  skończony  świntuch  podkręca  się  samicą  rodzonego  brata  Na  pewno  świetnie  się  z 

tym czujesz... 

Czy nazgul zawsze musi gadać z tym brytyjskim akcentem? 

Furiath  wykonał  kolejne  pociągnięcie  piórkiem  i  przekrzywił  głowę,  sprawdzając,  czy  nie 

pomoŜe  zmiana  kąt  widzenia.  Niestety.  WciąŜ  do  dupy,  podobnie  zresztą,  jak  włosy.  Na 

rysunku  ciemne,  długie  włosy  Belli  były  upięte  w  kok,  a  jej  policzki  okalały  pejsy.  W 

rzeczywistości Bella zawsze nosiła włosy rozpuszczone. 

Mimo wszystko była jednak czarująca, a reszta jej twarz była taka sama jak na wszystkich 

portretach. Pełne miłości spojrzenie kierowała w prawo, rzęsy miała podwinięte, w jej oczach 

czuło się ciepło i oddanie. 

Zbihr  siadał  w  jadalni  zawsze  po  jej  prawej  stronie,  by  w  razie  czego  swobodnie  móc 

wydobyć broń. 

Furiath  pilnował,  Ŝeby  na  rysunkach  Bella  nie  patrzyła  na  niego,  zresztą  w  prawdziwym 

Ŝyciu nigdy nie przyciągał jej spojrzenia. Kochała się w jego bliźniaku, co go cieszyło choć 

pragnął jej całym sercem. 

Portret  ukazywał  Bellę  od  czubka  koka  aŜ  do  ramion.  Nigdy  nie  rysował  jej 

powiększającego się brzucha. CięŜarnych samic nie rysowało się od piersi w dół, Ŝeby nie w 

wołać wilka z lasu. Samice często umierały w połogu, i spędzało Furiathowi sen z powiek. 

Leciutko  pogładził  portret  Belli,  starając  się  nie  dotknąć  nosa,  na  którym  tusz  jeszcze  nie 

zasechł. Była śliczna chociaŜ jej oku wciąŜ było daleko do ideału, fryzurę miała zmyśloną, a 

usta nie tak pełne, jak w rzeczywistości. 

Portret skończony. Pora wziąć się za następny. 

Jeszcze tylko pęd bluszczu na ramieniu Belli. Pierwszy liść, giętka łodyga, następne liście, 

coraz więcej liści... pnącze powoli zakrywało szyję i podbródek Belli, wspinając się na usta, 

anektując policzki... 

background image

Raz  po  raz zanurzał  piórko  w  kałamarzu.  Bluszcz  stopniowo  pochłaniał  Bellę,  kamuflując 

jej  podobiznę,  którą  nakreślił  w  swym  samczym,  grzesznym  zapamiętaniu,  najtrudniej  było 

zamalować nos. Odkładał to zawsze na koniec, bo czuł, Ŝe się dusi. 

Po  pokryciu  całego  rysunku  bluszczem,  zmiął  kartkę  i  cisnął  przez  pokój  do  mosięŜnego 

kosza na śmieci. 

Jaki to miesiąc? Sierpień? Tak, sierpień, co by znaczyło, Ŝe, miała przed sobą jeszcze cały 

rok ciąŜy, o ile uda jej się donosić. Jak wiele samic przed nią, polegiwała juŜ z obawy przed 

przedwczesnym porodem. 

Skiepował blanta i sięgnął po następnego, ale okazało : tamte dwa, które przygotował przed 

chwilą, nie wiedzieć kiedy poszły z dymem. 

Wyprostował  swoją  zdrową  nogę  i  odłoŜył  na  bok  deskę  do  rysowania.  Sięgnął  po  pakiet 

pierwszej  pomocy:  przezroczystą  torebkę  z  czerwonym  dymkiem,  paczuszkę  bibułek  i  złotą 

zapalniczkę.  Błyskawicznie  zrolował  świeŜego  skręta.  Zaciągając  się,  zerknął  na  poziom 

zioła. 

Cienko. Cieniutko. 

Na  szczęście  stalowe  Ŝaluzje  zaczęły  juŜ  podjeŜdŜać.  Zapadła  noc,  której  największym 

urokiem był brak słońca. Rezydencja Bractwa mogła się wreszcie rozhermetyzować on... udać 

się do Mordha. Do dilera. 

Wyprostował  drugą  nogę  –  tę  bez  łydki  i  stopy  –  i  sięgnął  po  protezę.  Przypiął  ją  pod 

prawym  kolanem  i  wstał.  Był  ostro  nastukany  i  poruszał  się  jak  mucha  w  smole.  Do  okna 

miał chyba z kilometr, co mu nie przeszkadzało, bo widział przez miłą mgłę. Wydawało mu 

się, Ŝe unosi się w powietrzu. W rzeczywistości szedł na golasa przez pokój. 

Ogród w dole był skąpany w poświacie z werandowych okien biblioteki. 

To był wzorowy ogród na tyłach. Kwiaty tryskające zdrowiem, w sadzie jabłonie i grusze, 

wygrabione ścieŜki, równo przystrzyŜony Ŝywopłot. 

W niczym nie przypominał ogrodu w domu jego dzieciństwa. 

TuŜ  pod  oknem  kwitły  bujnie  róŜe  herbaciane,  dumnie  wznosząc  mieniące  się  wszelkimi 

odcieniami pąki na ciernistych łodygach. Jego myśli poszybowały ku innej samicy. 

Wziął kolejnego bucha i pomyślał o tej, którą miał święte prawo rysować... Z którą prawo i 

obyczaj nakazywały nie poprzestawać na szkicowaniu. 

Z Wybranką Cormią. Jego pierwszą partnerką. 

Pierwszą z czterdziestu. 

Jasny gwint. Jak doszło do tego, Ŝe został Najsamcem Wybranek? 

background image

A nie mówiłem?, wstrzelił się zgrabnie nazgul. Będziesz miał dzieci na pęczki, a kaŜde z nich 

będzie  miało  przyjemność  pochodzić  od  ojca,  którego  jedynym  osiągnięciem  jest  dawanie 

dupy na kaŜdym odcinku. 

Słuchał tego niechętnie, ale nie mógł odmówić nazgulowi racji. Nie odbył z Cormią godów, 

jak nakazuje obyczaj. Nie złoŜył przełoŜonej Wybranek wizyty po Tamtej Stronie. Nie poznał 

trzydziestu dziewięciu samic, które powinien przelecieć gwoli zapłodnienia. 

Zaciągnął się mocniej, a wyrzuty sumienia bombardowały go jak grad rozpalonych kamieni 

odpalanych celną dłonią nazgula. Ten to miał wprawę. 

Rzecz w tym, kolego, Ŝe jesteś łatwym celem i tyle. 

Cormia  przynajmniej  protestowała  przeciwko  swojemu  przydziałowi  obowiązków.  Nie 

miała najmniejszej ochoty zostawać jego pierwszą partnerką, zmuszono ją do tego na siłę. W 

dniu rytuału miała zostać przywiązana za ręce i nogi do łoŜa obrzędowego jak jakieś zwierzę, 

a on miał sobie pofolgować. Brr. 

Na  jej  widok  natychmiast  przerzucił  się  na  tryb  awaryjny  –  miłosiernego  samarytanina. 

Przywiózł ją do rezydencji Bractwa Czarnego Sztyletu i zainstalował w pokoju przylegającym 

do  jego  sypialni.  Tradycja  tradycją,  ale  nie  zamierzał  brać  jej  na  siłę.  Liczył  na  to,  Ŝe  jeśli 

będą mieli trochę czasu i przestrzeni, Ŝeby się poznać, pójdzie im lepiej. 

Nic  z  tego.  Cormia  zadowalała  się  własnym  towarzystwem,  a  on  po  staremu  toczył 

codzienną walkę, Ŝeby nie zapaść się w sobie. Przez pięć miesięcy nie przybliŜyli się nawet o 

milimetr ani do siebie nawzajem, ani do łóŜka. Cormia rzadko się odzywała i schodziła na dół 

tylko na posiłki, chodziła z pokoju tylko po ksiąŜki z biblioteki. 

W długiej białej sukni bardziej przypominała pachnący delikatnie jaśminem cień niźli istotę 

z krwi i kości. 

Najgorsze w tym wszystkim było to, Ŝe ten stan rzeczy zupełnie mu odpowiadał. Sądził, Ŝe 

jest  przy  zdrowych  zmysłach,  kiedy  podjął  się  zostać  Najsamcem  i  zastąpić  innego  w 

obowiązkach  rozpłodowca,  ale  rzeczywistość  przerosła  jego  najśmielsze  oczekiwania. 

Czterdzieści samic. Czter–dzieś–ci. 

Cztery, zero. 

Tak,  musiał  być  w  jakiejś  zaćmie,  kiedy  się  ofiarował  na  miejsce  V.  Bogiem  a  prawdą, 

podczas  jedynej  próby  utraty  dziewictwa  nie  spisał  się,  chociaŜ  oddał  się  w  ręce 

profesjonalistki.  Niewykluczone  jednak,  Ŝe  źródłem  jego  blokady  właśnie  fakt,  Ŝe  to  była 

kurwa. 

No ale do kogo miał się, u diabła, zwrócić? Był dwustuletnim prawiczkiem, który nie miał o 

seksie  pojęcia.  Trudno  mu  było  sobie  jakoś  wyobrazić,  Ŝe  dosiada  wdzięczną,  delikatną 

background image

Cormię,  kopulacja,  ejakulacja,  do  widzenia  i  juŜ  gna  do  sanktuarium  Wybranek,  uŜyć  sobie 

jak Bill Paxton w Trzy na jednego. 

Chyba mu odjebało, kiedy się na to zgodził.  

Mantem w ustach otworzył okno. Upojny aromat letniej nocy wsączył się do pokoju. RóŜe. 

Któregoś dnia zastał Cormię z róŜą w ręku. Musiała ją wyjąć z bukietu, który Fritz postawił w 

saloniku  na  piętrze.  Siedziała,  wytwornie  kłoniąc  głowę  nad  wazonem,  z  lawendowym 

kwiatem  w  smukłych  palcach.  Wąchała  nabrzmiały  pąk.  Z  jej  jasnych  włosów,  jak  zawsze 

upiętych  z  tyłu  głowy,  wysunęło  się  kilka  delikatnych  kosmyków  pofalowanych  z 

naturalnością płatków róŜy. 

Gdy zorientowała się, Ŝe na nią patrzy, podskoczyła, odłoŜyła róŜę i wybiegła bezszelestnie, 

zamykając drzwi za sobą. 

Zdawał  sobie  sprawę,  Ŝe  nie  będzie  mógł  jej  trzymać  bez  końca  z  dala  od  jej  świata  i 

bliskich. Najpierw jednak musieli odbyć rytualny stosunek, tak jak się zobowiązał, a Cormia, 

jakkolwiek początkowo zlękniona, tego właśnie oczekiwała po nim. 

Spojrzał na swoje biurko, na którym leŜał masywny złoty wisior grawerowany antycznymi 

runami  Starego  Języka  Wyglądał  jak  wielgachne  wieczne  pióro.  Symboliczny  naszyjnik 

Najsamca  był  nie  tylko  kluczem  do  wszystkich  budowli  po  Tamtej  Stronie,  ale  równieŜ 

obligował do opiek nad Wybrankami. 

Najsamce – im rasa wampirów zawdzięczała swoją siłę. 

Wisior  znowu  się  rozdzwonił.  PrzełoŜona  Wybranek  go  wzywa.  Teoretycznie  powinien 

śmignąć  do  swojego  aktualnego  domu,  ergo  –  sanktuarium.  Postanowił  olać  jej  monit 

podobnie jak dwa poprzednie. 

Nie miał ochoty słuchać w kółko tej samej gadki, jak bardzo przegiął, migając się przez pięć 

miesięcy od dopełnieni; rytuału Najsamca. 

Biedna Cormia, zapuszkowana w gościnnym pokoju za ścianą, z dala od swoich siostrzyc, 

nie ma nawet do kogi ust otworzyć. Próbował zagaić do niej, ale wpadła w panikę Wcale jej 

się nie dziwił. 

Cud, Ŝe nie oszalała, godzinami siedząc w samotności. Przydałby jej się jakiś przyjaciel. Jak 

kaŜdemu zresztą. 

Nie kaŜdy zasłuŜył sobie na przyjaciół, przyciął mu nazgul. 

Odsunął się od okna i ruszył do łazienki wziąć prysznic. Przystanął przy koszu na śmieci. 

Zgnieciony w kulę rysunek tymczasem trochę się rozwinął, odsłaniając gmatwaninę bluszczu. 

W  pamięci  mignął  mu  zabazgrany  portret  Belli  z  włosami  upiętymi  w  kok  i  niesfornymi 

kosmykami na policzkach. Kosmykami pofalowanymi z naturalnością płatków róŜy. 

background image

Zadumany wszedł do łazienki. Cormia była czarowna, ale... 

Wszyscy przyjęliby z wdzięcznością, gdybyś jej pragnął, skończył za niego nazgul. Wobec 

tego  musisz  unikać  jak  ognia  tej  opcji  kolego,  Ŝeby  nie  zepsuć  swojego  wizerunku 

skończonego nieudacznika. 

Furiath podkręcił Pucciniego i puścił prysznic.